You are on page 1of 174

ANDRE NORTON BRZEMI YURTHW PRZEKAD ALICJA BOROCZYK TYTU ORYGINAU YURTH BURDEN 1 Dziewczyna z plemienia Raskw uoya

palce lewej rki w diabelskie rogi i spluna midzy nie. Kropelka liny upada na poryt koleinami gliniast drog, niemal ocierajc si o ubrudzony paszcz podrny Elossy. Elossa nawet nie spojrzaa na dziewczyn, gdy wci patrzya na odlegy acuch gr - cel swojej podry. W miecie dusia j atmosfera nienawici. Powinna bya omin to miejsce. Nikt z plemienia Yurthw nigdy nie wchodzi bez potrzeby do osad tubylcw. Wszechobecna nienawi potwornie drczya wyszy zmys, zaciemniaa percepcj, mcia myli. Elossa chciaa jednak zdoby jedzenie. Zeszego wieczora upada na kamieniach brodu i zapasy ywnoci, ktre nosia w kieszeni pasa, zamieniy si w mazist mas, wic musiaa wszystko wyrzuci. Kupiec, u ktrego zrobia zakupy, by gburowaty i ponury. Nie mia jednak odwagi jej odmwi. Te wszystkie spojrzenia, te fale nienawici... Teraz, minwszy dziewczyn, ktra obdarzya j tym

zwyczajowym poegnaniem, Elossa przypieszya kroku. Mczyni i kobiety z plemienia Yurthw poruszali si wrd Raskw z godnoci, lekcewayli tubylcw, spogldajc na nich z gry lub ich nie zauwaajc, jakby ci po prostu nie istnieli. Yurthowie i Raskowie rnili si jak wiato i ciemno, gra i rwnina, upa i chd. Nie istniaa midzy nimi adna paszczyzna porozumienia. yli jednak na tym samym wiecie, jedli te same potrawy, oddychali tym samym powietrzem. Niektrzy z pobratymcw Elossy mieli nawet ciemne wosy, takie jak Raskowie, ktrzy nosili je zawinite ciasno wok gowy, a i kolor skry mieli podobny. Raskowie byli brzowi od urodzenia, a Yurthowie, mieszkajcy pod palcymi promieniami soca, z czasem nabierali ciemnej opalenizny. Gdyby ubraa si w stanik i dug, szerok spdnic, zapucia i upia wosy, nie rniaby si wcale od dziewczyny, ktra tak dobitnie wyrazia swoj nienawi. Tylko umysy Yurthw byy inne. Tak byo od wiekw. Yurthowie od urodzenia posiadali wyszy zmys. Uczono ich z niego korzysta, zanim wypowiedzieli swe pierwsze sowo. Jedynie on chroni ich od cakowitego unicestwienia. Na Zacarze nie yo si atwo. Straszliwe burze szalejce w ponurej porze roku zmuszay Yurthw do szukania kryjwki w grskich jaskiniach, siay spustoszenie i przeraay mieszkacw rwnin. Lodowaty wiatr, grad, strumienie deszczu... Gdy

nadchodziy, kada ywa istota szukaa przed nimi schronienia. Pielgrzymka bya moliwa jedynie podczas pierwszych dwch miesicy jesieni, dlatego Elossa musiaa si pieszy, by dotrze do celu. Elossa wbia koniec swojej laski w popkan glin i odwrcia si od drogi uywanej przez rolnikw, ktrych przysadziste, jednakowe domostwa cigny si wzdu traktu. Droga zakrcaa, omijajc podna gr bdcych celem wdrwki Elossy. Dziewczyna pragna opuci ju rwniny i znale si na wyynach, w miejscu swojego urodzenia, oddycha powietrzem nie skaonym kurzem, gdzie myli byy wolne od nienawici spowijajcej wszystkie miejsca zamieszkane przez Raskw. Musiaa odby t podr samotnie, taki by zwyczaj. Pewnego dnia kobiety z jej klanu zebray si i day jej lask, paszcz i torb. Przyja je z zamierajcym sercem, ale nie czua strachu... Wyruszy w samotn podr w nieznane... Byo to dziedzictwo Yurthw. Kady modzieniec i kada dziewczyna udawali si na "pielgrzymk", gdy tylko ich ciaa byy gotowe suy starszym, a umysy wystarczajco wiee, by przyj wiedz. Niektrzy nigdy nie wrcili. Ci, co powrcili, zmienili si. Potrafili wznosi midzy sob a ziomkami bariery, zamyka, kiedy tylko chcieli, mow myli. Stawali si powaniejsi, wci byli pogreni w rozmylaniach, jakby wiedza, ktr posiedli, staa si cicym im brzemieniem. Ale byli przecie Yurthami, musieli wic powrci do kolebki swego klanu, przyj wiedz, niezalenie od tego, jak

gorzka lub uciliwa moga si okaza. To wanie wiedza wioda ich do celu. Musieli pozostawi umys otwarty, dopki nie poprowadzi ich ni myli. Pojawienie si jej byo rozkazem, ktry musieli wypeni. Elossa wdrowaa ju czwarty dzie, gnana dziwnym pragnieniem, by znale najkrtsz drog przez rwniny do gr wznoszcych si na horyzoncie; przez krain, w ktr nikt si nie zapuszcza, dopki nie rozleg si zew. Czsto wraz z rwienikami zastanawiaa si, co tam si znajduje. Ju dwoje z nich poszo i wrcio. Jednak zwyczaj zabrania pyta, co widzieli czy robili. I tak tajemnica pozostawaa tajemnic, dopki nie odkryo si prawdy samemu. Elossa zastanawiaa si, dlaczego Raskowie tak bardzo ich nienawidz. Powodem mg by wyszy zmys, ktrego mieszkacy rwnin nie posiadali. Ale to nie wszystko. Rnia si przecie take od hoose, kannen i innych form ycia, ktre Yurthowie szanowali i ktrym pomagali. Jej smuke ciao, przyodziane w paszcz podrny, nie byo pokryte sierci ani uskami. W mylach tych istot nie byo nienawici. Owszem, bya ostrono, gdy po raz pierwszy wchodziy do siedlisk klanu, ale byo to naturalne. Dlaczego wic ci, ktrzy s tak do Yurthw podobni, smagaj jej myli czarn nienawici, gdy tylko si wrd nich pojawia? Yurthowie, nawet ci o sabszych umysach, nigdy nie pragnli wadzy. Wszystkie stworzenia s

ograniczone, rwnie Yurthowie. Niektrzy z jej pobratymcw mieli bystry umys, szybciej formuowali idee, wygaszajc nowe, niezwyke myli, ktre innym daway bodziec do rozwaa w samotnoci. Wrd Yurthw nigdy nie byo rzdzcych i rzdzonych. Istniay zwyczaje, takie jak pielgrzymka, ktre wypeniano, gdy czas nadszed. Nikt tego jednak nie nakazywa. W samych bowiem Yurthach tkwio przekonanie, i naley je wypenia bez wtpliwoci. Syszaa, e bardzo dawno temu, krl-gowa panujcy wrd Raskw dwukrotnie wysya swoje wojska, by odszukay i zniszczyy Yurthw. Gdy jego armia dotara do gr, wpada w sieci iluzji usnute przez starszych. Kompanie rozpraszay si w nieadzie, onierze gubili si, dopki z powrotem nie nakierowano ich na waciwy szlak. Zasiano ostrzeenie w mylach samego krla-gowy. Tak wic kiedy jego odwani, lecz wyczerpani onierze wrcili zdziesitkowani, postanowi wycofa si do swojej miejskiej warowni i zrezygnowa z trzeciej wyprawy grskiej. Od tamtej pory Yurthowie nie byli niepokojeni, a cae gry stay si ich. Natomiast wrd Raskw byli rzdzcy i rzdzeni i, jak si Elossie wydawao, nie byli z tego powodu szczliwi. Niektrzy Raskowie harowali przez cae ycie, by inni mogli y bez zmartwie i nie mczy si adn prac. By to dowd na to, e nie byli rwni. Prawdopodobnie tym ciko pracujcym nie bardzo to odpowiadao. Czy paali do swoich panw

t sam dzik nienawici, ktr kierowali na Yurthw? Czy ta nienawi braa si z gorzkiej i nieprzemijajcej zazdroci, e klany Yurthw s wolne i rwne? Skd jednak mogli wiedzie, jak yj klany? Nie znali mowy myli i nie potrafili odczy si od swoich cia, by sprawdzi, co znajduje si w oddali. Elossa znw przypieszya kroku. Uciec od tego! Czua si dziwnie. Miaa nadziej, e aden jzor zowrogiej nieyczliwoci, ktr "widziaa" wyszym zmysem, nie owija si wok niej jak szpony sargona. Takie fantazje s dobre dla dzieci, nie dla dorosego wezwanego na pielgrzymk. Poczuje si swobodniej dopiero, gdy dotrze do podna gr. Sza wic wytrwale. Rwne rzdy zboa na polach ustpiy miejsca pastwiskom, przystrzyonym koskimi zbami. Gdy przechodzia, konie podniosy gowy, by na ni spojrze. Pozdrowia je w mylach, co zdumiao zwierzta do tego stopnia, e potrzsny bem i parskny. Jaki rebak przez chwil bieg obok niej, patrzc, jak Elossie si wydawao, ze smutkiem. W jego mylach odkrya mgliste wspomnienie wolnoci, ycia bez lejcw i wdzida krpujcych wolny bieg. Zatrzymaa si, by da mu bogosawiestwo obroku i piknych dni. W odpowiedzi otrzymaa zachwyt i rado. Oto jeden z rzdzonych, o ktrego yciu rzdzcy nie mieli pojcia. Elossa aowaa, e nie moe otworzy bram wszystkich pastwisk, uwolni tych stworze, by

mogy cieszy si wolnoci, o ktrej zaledwie jeden z nich niewyranie pamita. Byo wszake przyjte, e Yurthowie nie maj prawa w aden sposb zmienia ycia Raskw i ich sug. Zamanie tej zasady oznaczaoby niewaciwe uycie darw i talentw Yurthw. Jedynie w sytuacjach bez wyjcia, w obronie wasnego ycia mogli Yurthowie atakowa swoich wrogw moc iluzji. Elossa pozostawia za sob pastwiska, dosza do podgrza. Droga bya kamienista, ale znajoma. Odsuna od siebie ostatni z wtpliwoci, ktre drczyy j od chwili wejcia do miasta. Uniosa gow. Kaptur opad na plecy i wiatr mg przeczesa jej jasne, delikatne wosy. Zauwaya niewyrane lady cieki. Moe ludzie z miasta przychodzili tutaj polowa lub wypasa swoje stada. Nic jednak nie wskazywao, e kto ostatnio szed tdy. Wspiwszy si na szczyt wzgrza, ujrzaa lecy monolit, ktry by wyszy od niej. Nie by std, poniewa skaa nie miaa koloru monotonnej szaroci kamieni i ziemi; bya czerwona, czarnoczerwona jak krew, ktra skrzepa w socu. Elossa zadraa, zastanawiajc si, dlaczego widok tego gazu wywoa tak ponure skojarzenia. Cofna si, ale po chwili dziki sile woli waciwej jej rodowi, podesza do kamienia. Dostrzega na nim jakie rysunki, zatarte przez czas i erozj. Wyrany pozosta jedynie zarys gowy. Im duej si temu przygldaa, tym bardziej narasta w niej dawicy

niepokj, ten sam co w miecie. Jej oddech sta si szybszy i miaa ochot uciec std. Twarz miaa rysy Raska, ale by w niej jeszcze inny element - obcy i budzcy groz. Ostrzeenie? Postawione tu, by odstrasza wdrowcw, zapowiadajc czyhajce niebezpieczestwa tak grone, e nawet ich zwiastun w kamieniu mia wyrazicie diabelski wyraz? Rysunek nie by ukoczony, cho starannie wykonany. Jego chropowata surowo potgowaa wraenie, jakie wywiera. Tak, to musi by ostrzeenie! Elossa z wysikiem odwrcia si od gazu. Jej oczy, wyszkolone w badaniu i ocenianiu terenu, dostrzegy jeszcze jedn pozostao z przeszoci: kiedy zaczynaa si tu droga. Kamienie pokrya ziemia, a uparcie rosnce drzewka i krzewy porozsuway je na boki. Teren by jednak zniwelowany, by mona byo uoy kamienie. Stanowio to dla Elossy wystarczajcy dowd, e kiedy biega tu droga. Kamienna droga? Kamienne drogi prowadziy tylko do miast krla-gowy. Ich budowa wymagaa ogromnego wysiku i nie mczono by si na prno tylko po to, by wybrukowa drog prowadzc w gry. Bya bardzo stara. Elossa podesza do najbliszego kamienia, ledwie widocznego wrd trawy. Uklka i pooya na nim rk, chcc z niego co wyczyta... By saby, zbyt saby, by moga cokolwiek zrozumie. Powrci do natury bardzo dawno temu. Tak dawno, e ziemia przyja go z powrotem, pooya wasn

piecz. Elossa wyczua lad piaskowej jaszczurki, trop bandera; nic wicej nie dao si jednak odczyta. Trakt prowadzi ku grze, na ktr Elossa zamierzaa si wspi. Jego pozostaoci powinny by pomocne we wspinaczce, pomc zaoszczdzi siy na dalsze, trudniejsze zadania. Powoli wkroczya na drog. Kiedy musiaa by zamknita, zapomniana, a powalony monolit ustawiono, by broni wstpu. Kto to zrobi i dlaczego? Owadna ni ciekawo Yurthw; idc dalej, szukaa ladw mwicych o przeznaczeniu drogi. Im dalej sza, tym bardziej zachwycaa si pomysem oraz kunsztem budowniczych. Trakt wid prosto, nie przypomina krtych cieek zwierzyny ani wijcych si drek grskich, jakie znaa, ani bitych traktw na rwninach. Droga przecinaa wszystkie przeszkody, jakby uparci budowniczowie postanowili ujarzmi teren. Dosza do miejsca, gdzie ziemia prawie zakrya skaln pk. Elossa torowaa sobie drog wrd rumowiska, wspomagajc si lask. Droga nadal biega w kierunku jej celu, a poniewa w Elossie obudzia si ciekawo, postanowia sprawdzi, dokd prowadzi, pomimo e mogo to oznacza, e zanim osignie swj cel, bdzie musiaa znacznie nadoy wdrwki. Nie byo tu ju tak zniszczonych gazw jak niej, ale gdzieniegdzie zauwaya mae obeliski. Na niektrych widniay nike lady wyrytych rysunkw.

aden jednak nie wywoa w niej tak przykrego uczucia jak tamten na dole. Moe postawiono je tu w innych czasach i w innym celu. Elossa usiada w cieniu jednego z kamieni, by si posili. Nie musiaa nawet otwiera swojej flaszki, bo nie opodal z wysokich gr spywa niewielki strumyczek. Sycha byo szmer pyncej wody. Poczua roztaczajcy si wok spokj. I raptem - spokj prys! Jej umys, leniwie choncy wolno i cisz, odebra myl! Czyby kto z innego klanu by na tej samej pielgrzymce? W grach mieszkao wiele klanw, z ktrymi jej ludzie waciwie nie mieli kontaktu. Nie, w tym krtkim dotkniciu nie wyczua nic znajomego, co zwiastowaoby Yurtha, nawet Yurtha podrujcego z zamknitym umysem. Jeli nie by to Yurth, to musia to by Rask. Jednak zwierzta nie wysyay takich sygnaw. A zatem owca? Rzecz jasna nie odwaya si tego sprawdzi. Chocia nienawi Raskw bya przepojona strachem, kto wie, na co odway si Rask, z dala od swoich napotkawszy samotnego Yurtha. Pomylaa o tych, ktrzy nigdy nie wrcili z pielgrzymki. Istniao wiele wyjanie - upadek ze skay, choroba w samotnoci czy mier w obliczu niebezpieczestwa, ktrego nie mg pokona nawet wyszy zmys. Teraz jej przewodnikiem musi by ostrono. Elossa zawizaa mocno rzemie torby, podniosa lask i wstaa. Nie pjdzie ju dalej t drog. Postanowia podda prbie swoj znajomo gr. W

grach aden Rask nie mg rwna si z Yurthem. Jeli Elossa jest rzeczywicie celem czyich oww, musi zostawi w tyle owego myliwego. Dziewczyna rozpocza wspinaczk, ale nie pieszya si zbytnio. Kto wie, pocig moe by dugi, powinna wic oszczdza siy. Jej potga nie sigaa a tak daleko, nie moga jednoczenie ledzi pogoni i wyczuwa niebezpieczestwa czyhajce przed ni. Tylko podczas postojw bdzie sprawdza czy faktycznie kto j goni, czy po prostu kto inny wspina si w tym samym celu co ona. 2 Wysoko ponad star drog Elossa przystana, by chwil odpocz i pozwoli swoim mylom zbada, co si dzieje niej. Tak, cigle poda tu za ni. Nieznacznie zmarszczya brwi. Powzia przecie niezbdne rodki ostronoci, chocia nie bardzo wierzya, e moe si to zdarzy. aden Rask nigdy nie polowa na Yurtha. Nie syszano o takim wypadku od czasw wielkiej klski kra-gowy Philoara, dwa pokolenia wstecz. Dlaczego? Wydawao si jej, e moe go powstrzyma. Iluzja, dotknicie umysu - o, tak, jeli tylko zechce uy swojej mocy, moe dysponowa wieloma rodzajami broni. Wiedziaa wszake, co j czeka. Wprawdzie wyruszajcemu na pielgrzymk nikt z tych, ktrzy j ju odbyli, nie dawa nawet najmniejszych wskazwek, jednak istniay pewne ostrzeenia i

nakazy, z ktrych najwaniejszy mwi, i bdzie potrzebowaa caego talentu, by sprosta czekajcemu j zadaniu. Wyszy zmys nie by sam w sobie niezmienny, nie mia zawsze takiej samej mocy. Przeciwnie, ubywao jej i przybywao, naleao j zatem kumulowa na wypadek nagej potrzeby. Elossa nie omielia si wic marnowa tej mocy tylko po to, by zawrci z drogi jakiego wdrowca, ktry moe wcale nie mia zych zamiarw. Zbliaa si noc, a noce w grach byy chodne. By przetrwa ciemne, zimne godziny, najlepiej znale jak jaskini. Oczyma nawykymi do podobnych zada Elossa zbadaa okolic. Jak dotd wspinaczka pod gr nie nadwerya zbytnio jej si, ale miaa przed sob wiksze stromizny. Dalszy marsz zostawi, jeli to moliwe, na rano. Staa teraz na wystpie skalnym rozszerzajcym si z prawej strony. Na spachetkach ziemi rosy mae krzaczki i trawa. Wesza na czk. Ten sam strumie, ktry ugasi jej pragnienie przy prastarej drodze, mia tu swoje rdo. Myl dotkna ptakw i maych, skalnych gryzoni, ale nie napotkaa niczego wikszego. Pooya lask i torb podrn przy rdeku i uklka, by zwily twarz, zmy z niej duszcy py rwnin. Wypia yk wody wprost z doni zoonych w koszyczek, po czym wyja z poy paszcza krek metalu zawieszony na acuszku. Trzymajc go w doni, ponownie zbadaa okolic wzrokiem i myl,

by sprawdzi, czy udao si jej zgubi niespodziewanego stranika. Nie zauwaya niczego, czemu naleao si przyjrze uwaniej, ale nie powinna chyba uywa myli. Jednak wolaa upewni si, co lub kto j ledzi. Jeli by to myliwy, to dobrze, ale Rask dziaajcy wbrew tradycji - to co innego. Spojrzaa na pytk metalu. Jej powierzchnia bya gadka, ale, co dziwne, nie odbijaa twarzy dziewczyny. Krek pozosta kompletnie pusty. Elossa przywoaa swoj moc koncentracji. Najpierw musi wyobrazi sobie co, co istnieje, by mie pewno, e to, co zobaczy pniej, nie jest niewiadomym wytworem jej wyobrani. Obelisk ostrzeenia. Powierzchnia lustra-nie-lustra zmarszczya si. Pojawi si maleki, niewyrany z powodu duej odlegoci obraz przewrconego kamienia z podobizn zowrbnej twarzy, przysonitej cieniem mijajcego dnia. Dobrze, recepcja dziaa. Zatem teraz kolej na jej tropiciela. Trudne zadanie, bo nigdy go przecie nie widziaa, musi wic stworzy jego obraz z samego tylko dotyku myli. Ostronie, bardzo powoli, wysaa myl-sond. Dosiga go, obja. Elossa odczekaa dusz chwil. Jeli jej przeladowca byby wiadom prby, niezwocznie wysaby odpowied. Wtedy natychmiast zerwaaby nik wi. Jednak nie zareagowa na jej delikatne sprawdzanie. Tak wic, wpatrujc si w lustro, wysaa myl silniejsz. Teraz obraz by jeszcze

bardziej niewyrany ni widok obelisku, poniewa nie odwaya si uy wikszej mocy. W lustrze pojawia si niewielka posta. Bya odziana w skry z pewnoci myliwy, bo nis uk i koczan, ale mia take krtki miecz. Nie widziaa jego twarzy; emanacja myli sugerowaa, e jest mody... Elossa mrugna i kontakt natychmiast zosta przerwany. Nie, to nie bya odpowied Yurtha. Ten mczyzna wiedzia, e jest przez ni badany. Owadn nim niepokj. Pomylaa o tym z pewn doz niedowierzania. Yurthowie wiedzieli, e taka wiadomo wrd Raskw nie bya moliwa. Gdyby posiadali chocia odrobin wyszego zmysu, nigdy nie daliby si omami iluzjom. Ale jednak bya pewna, e to, czego dowiedziaa si, zanim nie zerwaa kontaktu, byo prawd. On wiedzia! Wiedzia wystarczajco duo, by wyczu, i ona go sprawdza. Dlatego by niebezpieczny. Oczywicie moga utka iluzj. Nie trwaaby dugo, poniewa aden Yurth nie mia tak potnej mocy. By stworzy dugotrwa iluzj, potrzebna bya zjednoczona energia wielu. Elossa usiada i wpatrzya si w zachodzce soce. Istniao kilka uytecznych iluzji, na przykad materializacja sargona. aden czowiek nie by w stanie znie widoku wochatego drapienika, o ktrym byo wiadomo, e ma legowiska w grach i zabija, by chepta krew. Sargony byy tak szalone, e nawet Yurthowie nie mieli nad nimi kontroli, mogli jedynie zawraca je z drogi. Nie mona byo do nich

przemwi myl, poniewa nie mylay, a optane byy nienasycon krwioerczoci i niepohamowan dz zabijania. Wspaniay wybr... Elossa zamara. Sargon? Ale tam by sargon! Nie w dole, gdzie chciaa umieci iluzj, ale w grze. I zmierza ku niej! Woda - potrzebuje wody. To rdeko, przy ktrym siedziaa, moe by jedynym zbiornikiem wody w okolicy. Na jego gliniastych brzegach zauwaya lady ng ptakw, a take mniejsze lady monu i mka. Woda przyciga sargona. Z pewnoci nie jad od dawna. Jego caa wiadomo skadaa si z ogromnego uczucia godu, prawie zaguszajcego pragnienie. Gd, ona musi to wykorzysta! adna iluzja nie zawrciaby sargona z drogi, rwnie Elossa nie moe zmieni jego trasy. Gd potwora by zbyt wielki. Byskawicznie zbadaa myl teren. Znalaza roga, inne niebezpieczne stworzenie, take mieszkaca gr. Czy nie by jednak za daleko? Elossa nie bya pewna. Wszystko zaleao od natenia godu sargona. Dziaajc z wielk precyzj, wprowadzia w to kipice pieko dzy krwi obraz roga... niedaleko... Dla rozjuszonego owcy oznaczao to nie tylko poywienie i krew, ale take wcieko z powodu naruszenia jego terytorium. Dwa ogromne drapieniki nie mog zajmowa tego samego terytorium, a ju z pewnoci nie te dwa.

Udawao si jej! Elossa poczua dum, ktr szybko stumia. Nadmierna pewno siebie moga oznacza zgub. Bestia w grze przyja jej sugesti i oddalaa si od ki nad rdem. Wiatr wiejcy z dou przynis lad odraajcego smrodu. Rg, tdy... Nie przestawaa wysya myli. Tak, sargon zdecydowanie zmieni kurs. Musi jednak nad tym czuwa, nie przestawa... Zuyo to jednak jej moc, czego nie przewidziaa. Elossa zebraa si w sobie. Ohydny odr nasila si. Nie obawiaa si, e sargon wyczuje jej obecno. Dawno temu Yurthowie opanowali sztuk przyrzdzania przernych zioowych naparw i do picia, i do nacierania, ktre pozbawiay ich ciaa naturalnego zapachu. Sargon teraz bieg; stromizna zbocza dodawaa impetu szaleczemu pocigowi. Ju min czk. Nadszed czas, by skoczy nadawanie bodca. By przecie rg i wczeniej czy pniej... Szarpna gow. Gstniejcy mrok w dolnych partiach gry mg zmyli wzrok, ale nic nie mogo zaguszy krzyku wciekoci i godu. Rg by tak blisko... nie przypuszczaa, e a tak... Byskawicznie wzmocnia myl-sond i wtedy zamara. To nie by rg! To bya ofiara, ale by ni czowiek! Ten, ktry j ledzi - niewane czy umylnie, czy przypadkiem. By tam i sargon na pewno go ju wywszy. Ona nasaa na niego t straszliw besti! Elossa poczua na caym ciele lodowaty pot. Popenia

niewybaczalny czyn - skazaa czowieka na mier. Raskowie poddawali si iluzjom, ale Yurthowie nie mieli prawa posya ich na mier. Ona to uczynia... wiadomo tego przyprawia j o mdoci. Przez chwil nie moga zebra myli. Czua jedynie przeraenie, gdy uwolnia siy, ktrych nie sposb teraz kontrolowa. Elossa pochwycia swoj lask i, zostawiwszy torb z prowiantem tam, gdzie j uprzednio rzucia, odwrcia si plecami do zbocza. To wszystko jej wina, jeli teraz spotka j mier, bdzie zapat godn jej haniebnego czynu. Tamten mia wprawdzie uk i stalowy miecz, ale to nie wystarczy, by pokona sargona. lizgaa si i osuwaa w d, zdzierajc sobie skr z rk. Ostronie, eby si nie potkn! Nie wolno szuka celowego upadku, ktry by wymaza mierci pami kilku ostatnich chwil. Sargon znowu zaskrzecza. Nie dopad jeszcze swojej ofiary, ale zostao ju niewiele czasu. Elossa usiowaa pokona szok spowodowany nieroztropnym dziaaniem. Nic nie da jej ucieczka. Laska nie jest skuteczn broni w walce z sargonem. Pozosta jedynie... rog! Elossa caym wysikiem staraa si zebra myli, znw poczu moc. Stana na maym wystpie, tyem do skay i spojrzaa w d. Rozoyste krzaki zasaniay widok poniej. Rog! Jej myl wystrzelia jak rozpaczliwy krzyk dowdcy wzywajcego do bitwy. Zapaa umys tego drugiego zwierzcia. Rg potrafi by i by

rzeczywicie owc. Dzikim, ale nie tak obkanym jak sargon. Dziaaa moc tam, gdzie normalnie wprowadzaaby myl wolno, delikatnie. Sargon... tu... poluje... zabi... zabi! Ogromny drapienik zareagowa. Eossa graa na jego nienawici, podnoszc jej natenie do takiego stopnia, e kady ludzki umys wypaliby si cakowicie. Rog ruszy na owy! Z ciemnoci dobieg drugi krzyk - krzyk czowieka. Byo za pno, za pno! Elossa zakaa. Zacza schodzi w d. Roga nie trzeba byo ju bardziej zagrzewa do walki. By gotw. Teraz ona musi odnale czowieka, ktry moe jest ju martwy. Cierpia, ale jeszcze y. Nie tylko y, ale walczy! Wspi si tak wysoko, e sargon nie mg go dosign. Jednak nie wytrzyma tam dugo. Ranny by atw zdobycz dla wochatego potwora. Rog... Jakby w odpowiedzi na jej myl rozleg si trzeci krzyk. Dopiero teraz zobaczya, e po zboczu, zmierzajc wprost na pokryte krzakami nisze czci stoku, sunie ogromny, ciemny cie. Siga jej do ramion, mia grube cielsko pokryte gstym futrem tak dugim, e prawie zakrywao krtkie apy. Zblia si, wyrzucajc spod ng fontanny kamieni, ziemi i wiru. Nawet jak na roga by olbrzymi, a poza tym wystarczajco stary, by by rozwany w walce, ktra decydowaa o yciu. Zaiste by godnym przeciwnikiem, moe nawet jedynym godnym sargona. Zarycza ponownie. Zabrzmiao to jak

wyzwanie, ktre, miaa nadziej, odcignie sargona od swojej ofiary. W odpowiedzi rozleg si inny wrzask. Elossa przekna lin. Usiowaa znale dostp do rozwcieczonego umysu. Rog! Nie miaa pewnoci, czy jej ponaglenie co dao. Umys tego stwora by szalonym wirem mierci i dzy niszczenia. Rog! Jej wezwania mog by nadaremne, ale jedynie to moe zrobi. Bya pewna, e czowiek jeszcze yje; jego mier na pewno by wyczua. Odczuaby to jako swoiste zmniejszenie siebie. Nie tak dotkliwe jak cios spowodowany mierci Yurtha, ale z pewnoci zauwaalne. Rog zatrzyma si w tumanie kurzu. Zarycza i podnis si na tylnych apach, pokazujc olbrzymie pazury. Unis gow, osadzon bezporednio na szerokich ramionach, i zwrci w kierunku zaroli otwarty pysk, w ktrym byskay podwjne rzdy wielkich kw. Wtedy z zaroli wysun si lnicy eb sargona. Bestia rykna raz jeszcze. Z jej paszczy ciekaa piana. Ciao, dugie i wskie, skurczyo si w sobie niczym spryna. I nagle sargon wystrzeli w powietrze wprost na czekajcego na roga. 3 Bestie zwary si w zaartej walce, ktra docieraa do dziewczyny nie tylko jako obraz i dwik, ale te jako fale silnych emocji, ktre prawie powaliy j na

ziemi, zanim zdoaa je powstrzyma. Rog i sargon zatraciy si w wymianie mierciononych ciosw. Elossa poczogaa si kawaek wzdu zbocza i wreszcie odwaya si zej niej. Ofiara jej bezmylnoci nadal leaa w tym niebezpiecznym miejscu. Elossa bya pewna, e czowiek, ktrego sargon zaatakowa, jest ranny. Przeszywajcy bl, ktry wyczua myl, wiadczy, e czowiek nadal znajduje si w miertelnym niebezpieczestwie. Zelizna si w d, a zamkny si nad ni zarola. Odgosy walki zaguszay kady dwik. Pod oson krzakw podniosa si i lask zacza torowa sobie drog. Bardzo ostronie wysaa najdelikatniejsz sond. W lewo, tak, i w d! Udao si jej zlokalizowa tamtego. Zamknwszy swj umys przed emanacjami wciekoci bijcymi od walczcych zwierzt, sza dalej. Zarola przerzedziy si. Bya na otwartej przestrzeni, gdzie skay zleway si w jedno w szybko gstniejcym mroku. Chocia zamkna swoje myli, a od haasu pkay uszy, Elossa usyszaa jk blu. Na szczycie najwyszego z gazw co si podnioso, opado i zamaro. Elossa wbia lask w rumowisko i wdrapaa si wyej. Pomimo ciemnoci zobaczya pozbawione si ciao z broczc ran na lewym boku i ze zwisajcym bezwadnie ramieniem. Poruszaa si ostronie. Mczyzna lea na gazie, bdcym jego jedyn nadziej na przeycie. Uklka przy nim, by zbada ran, ktra cigna si od

ramienia w d; ciao odchodzio od koci tak atwo jak skrka z dojrzaego owocu. Do pasa miaa przytroczon ma torebk z lekami Yurthw. Wiedziaa, e nie moe ich uy, dopki Rask jest przytomny. Przeszkod stanowi nie tylko ogromny bl - Rask nie zna adnej formy wewntrznej kontroli, by go pokona - ale rwnie nie moga leczy, poniewa jego przytomno moga jej w tym przeszkodzi. Wziwszy gboki oddech, dziewczyna przysiada na pitach. To, co musi zrobi (bo to przecie jej wina), byo wbrew zwyczajom Yurthw. Spoczywa jednak na niej obowizek naoony wyszym prawem. Musi pomc temu, kogo skrzywdzia. Powoli, z rozwag i z wielk ostronoci, jakby robia rzecz zakazan, Elossa rozpocza przekazywanie myli. pij, rozkazaa, odpoczywaj. Zareagowa. Poruszy gow, dotykajc jej kolana, na wp otworzy oczy. Tak, dotkna czego. By cigle na skraju wiadomoci, lecz chyba odczuwa jej ingerencj. pij... pij... Resztka wiadomoci znikna pod wpywem stanowczego rozkazu myli. Wysaa nastpny impuls, ktry mia umierzy bl. Robia to kiedy zwierztom, ktre znalaza ranne, oraz dziecku, ktre upado i zamao rk. Wwczas zwierzta jej ufay, dziecko wiedziao, co ona chce zrobi i byo gotowe podda si jej woli. Czy zadziaa to take

teraz wobec Raska, ktry w stosunku do jej rodu czu nienawi i podejrzliwo? pij... Elossa wiedziaa, e przekroczy ju prg wiadomoci. W swoim delikatnym badaniu myl nie wyczuwaa w nim adnej chci obrony. Wycigna n, by odci strzpy skrzanego kaftana, pod ktrym mia koszul sztywn od krwi. Odsonia straszliw ran cignc si od barku do biodra. Wycigna z torby zoone ptno i rozpostara je na kolanie. Bya na nim warstewka ziemi i suszone zioa zmieszane z czystym tuszczem. Bardzo ostronie zsuna poszarpany brzeg rany, po czym przykadaa szmatk do ciaa, miejsce po miejscu. Skaleczenie krwawio, ale po dotkniciu nasyconym lekami ptnem krew przestawaa si sczy. Po zatamowaniu krwawienia przykrya ran tkanin. Teraz Elossa musiaa uwolni rannego od dziaania swoich myli. Ca moc i talent naleao przenie w inne miejsce. Powoli, tak samo uwanie jak wesza w jego myli, wycofaa si. Na szczcie jeszcze si nie ockn. Przecigna wzdu ptna koniuszkami palcw. Koncentrujc swoj wol, wywoaa mentalny obraz zdrowiejcego ciaa. Musi przyj, e ciao Raska nie rni si zbytnio od ciaa Yurtha. Krwi, rozkazaa, przesta pyn. Pobudzia te wzrost komrek tkanki cznej.

Wypyw energii by tak olbrzymi, e wrcz czua, jak przepywa z jej palcw w ran. Ozdrowiej! Jej donie przesuway si tam i z powrotem, leciutko dotykajc ptna i wysyajc moc wyszego zmysu ca skoncentrowan na tym zadaniu. Gdy skoczya, znuenie okryo j niczym druga skra. Opady jej ramiona, plecy zgarbiy si. Ciemno tak zgstniaa, e Elossa nie widziaa twarzy mczyzny, ktrego uratowaa. Spa i nic wicej nie moga ju dla niego 'zrobi. Z wielkim wysikiem uniosa gow. Uwiadomia sobie, e zgiek walki ucich. Skoncentrowaa si ponownie. Chciaa wysa myl w noc, ale jej siy wyczerpay si, jej ciao byo tak zmczone, e nie moga si nawet poruszy. Siedziaa wic zgarbiona przy picym, czekajc i nasuchujc w otpieniu. Cisza. Nie poczua rozbudzonej wciekoci suncej ku niej. Nie bya w stanie zbada nocy myl. Moe min cay dzie i caa noc, zanim odzyska choby uamek talentu, ktry tak intensywnie wykorzystywaa. W ciemnoci rozlego si westchnienie. picy poruszy gow. Elossa zesztywniaa. Spacia swj dug wzgldem Raska, ale nie wierzya, e jej trud zmniejszy jego wrodzon nienawi do Yurthw. Nie musiaa si niczego z jego strony obawia - by przecie bardzo osabiony, ale jego emocje, gdy w peni oprzytomnieje, zniszcz spokj i cisz niezbdne do odzyskania przez ni mocy Yurthw.

Bardzo delikatnie odsuna si od mczyzny. Pomimo ogromnego zmczenia wiedziaa, e musi zdoby si na jeszcze jeden wysiek i odej, znikn mu z oczu. Zelizna si z gazu i podniosa lask. Opara si na niej i obrcia twarz do zbocza. Z zasaniajcych widok zaroli dobieg j odr krwi oraz pomieszany smrd roga i sargona. Na otwartej przestrzeni leay kawaki futra, roztrzaskane koci. Tu dwa potwory stoczyy mierteln walk. Dziewczyna mina straszliwe pole bitwy. Bya tak saba, e cay czas musiaa podpiera si kosturem. Sycha byo szmer osuwajcego si wiru, ochrypy klekot ptakw, tupot ng. Z gbi nocy wychodzili na owy padlinoercy. Nie obawiaa si adnego z nich. Czekaa na nich przecie prawdziwa uczta. W gr i w gr. Musiaa czsto przystawa, by zebra siy i wzmocni wol. Wreszcie dotara do kpy traw, gdzie bio rdeko. Zachwiaa si, zanurzya twarz i donie w przejmujcym chodzie wody. Signa po torb z prowiantem, bo drczy j ogromny gd. Wypia troch wody ze strumienia, zjada nieco, ledwie czujc smak poywienia. Staraa si nie zasn podczas posiku. Poczua, e nie moe ju duej walczy. Zawiesia na szyi acuszek z widzcym dyskiem i uoya go przy twarzy. Chocia nie rozumiaa zasady jego dziaania, ufaa mu, wspgra tylko z ni i wiedziaa, e j obudzi, jeli pojawi si niebezpieczestwo. Zabezpieczywszy si najlepiej jak moga, Elossa wycigna si na trawie i okrya paszczem. Nie

miaa czasu na zwyczajowe rozmylanie o wydarzeniach minionego dnia, co byo czci tradycji Yurthw. Prawie natychmiast zapada w kamienny sen i uwolnia swj umys od wiadomej samokontroli. Sny mog ostrzega i doradza. Przez dugi czas Yurthowie badali, rejestrowali, przemieniali i oceniali sny. Nauczyli si je kontrolowa, wydobywa z chaotycznych sekwencji poszczeglne fragmenty, ktre pamitali na jawie i dziki nim mogli odpowiedzie sobie na pewne pytania lub postawi inne, na ktre odpowied znajd w przyszoci. Elossa bya przyzwyczajona do snw. Niektre byy barwne i pene ycia, niektre tak niewyrane jak ulotne smuki, ktrych nie potrafia odczyta, nawet pomimo treningu. Ale... Staa na drodze z kamieni uoonych z wielk precyzj i kunsztem. Droga bya gadka i twarda. Wia si, prowadzia w gr i znikaa gdzie wysoko. Elossa zacza i t drog, pod gr. Czua za sob czyj obecno, ale nie moga si obejrze, czua tylko, e kto idzie za ni. Jej stopy waciwie nie dotykay powierzchni drogi, raczej lizgaa si ponad kamieniami. Droga prowadzia wci pod gr. Elossa cay czas czua, e kto j ledzi. Szybko pokonywaa odlego. Pomylaa, e usza ju spory kawaek; bya ju w grach. Gsta mga otulaa jej ciao, ale majc drog za przewodnika, Elossa nie moga si zgubi.

Odczuwaa rozpaczliw potrzeb, by dotrze do pewnego miejsca lecego wyej, chocia nie rozumiaa, gdzie ono jest i skd w niej ta potrzeba. Na drodze nie byo innych podrnych, oprcz jednego wdrowca, ktry niestrudzenie poda za ni, ale szed wolniej, nie byo wic obawy, e j dogoni. Wiedziaa, e gna go ta sama potrzeba co j. W gr i w gr, a dosza na przecz, po ktrej bokach wznosiy si skalne ciany, wysokie i ciemne. Gdy stana na przeczy, kierujca j tu sia nagle znikna. Mga zgstniaa, zakrya nisze zbocza i drog. Nagle niczym rozsunita zasona mga rozdzielia si. Elossa spojrzaa w d, w gbok przepa i zakrcio si jej w gowie. Wci nie moga zrobi kroku ani w przd, ani w ty. W dole lniy wiata jak rozsypana gar klejnotw. wieciy na strzelistych wieach, wzdu murw, na wspaniaych paacach i domach. Byo to najwiksze, najbardziej majestatyczne i imponujce miasto, jakie kiedykolwiek widziaa. Wiee byy tak potne, e wydawao si, jakby dotykay nieba. Tam byo ycie, ale jake odlege, niejasne, jakby pomidzy ni a miastem bya nie tylko odlego, lecz take inny wymiar. Wtedy... Nie usyszaa adnego dwiku, ale z przestworzy nadszed potny pomie, jasny jak soce w bezchmurny dzie. Pomie zstpowa ku miastu. Nie zmierza do jego serca, lecz gdzie na obrzea.

Iskrzcy wybuch dosign murw. Ogie ogarn najblisze budynki. Nad pomieniami co wisiao. Ogie bi z dou i z bokw ciemnego, kulistego obiektu, ktry spada wprost na miasto. Pomienie midzy ziemi i tym obiektem rozprzestrzeniay si coraz dalej. Elossa bya zbyt daleko, by dojrze, co dzieje si z mieszkacami miasta. wiata zgasy. Ujrzaa, jak zawaliy si trzy wiee, gdy spada na nie kula pomieni. Zmiadya mury, wiee, domy. Rozbyso wicej pomieni, teraz sigay daleko za miasto. Elossa poruszya si, usiujc pokona si, ktra j tu unieruchomia. Zrodzi si w niej przeszywajcy smutek, ale nie moga da wyrazu gbi szalejcego w niej alu. Ta katastrofa bya nie zamierzona, ale wydarzya si i wywoaa w Elossie straszliwe poczucie winy. I wwczas... Elossa otworzya oczy. Nie staa na przeczy i nie patrzya na mier miasta. Zamrugaa powiekami raz po raz. Przez czas kilku uderze serca nie potrafia odrni tu i teraz od tam i wtedy. Sen wzbudzi w niej nowe poczucie winy, podobne to tego, ktre odczuwaa, gdy niewiadomie narazia na mier mczyzn z plemienia Raskw. Pierwszy z bliniaczych ksiycw Zacaru by ju wysoko na niebie, a drugi wyania si wanie zza horyzontu. Promienie rozsrebrzyy wod strumyka i sprawiy, e wszystko na tej maej grskiej polance

stao si czarne jak cie lub ksiycowobiae. Ktry ze cierwnikw zaskrzecza po uczcie. Elossa zacza miarowo oddycha, by uspokoi nerwy. Nie miaa wtpliwoci, e jej sen nalea do istotnych. Nie zacz te rozmazywa si i ucieka z pamici jak wikszo sennych obrazw. Bya wiadkiem zagady miasta. Nie wiedziaa jednak, dlaczego pojawia si akurat ta wizja. Wzia do rki widzcy krek, by sprbowa badania myl. Czy to miasto istnieje lub istniao kiedykolwiek? Czy droga wiodca do przeczy jest tym zniszczonym przez czas traktem? Chciaa wiedzie. Rozsdek podpowiedzia jej, e nie wolno uywa talentu, zanim nie bdzie pewna, e odzyskaa ju wystarczajc ilo mocy. Usiada powoli, skrzyowaa rce na piersi pod fadami podrnego paszcza i w prawej doni zamkna dysk. Nie zapada jednak z powrotem w sen. Pami o nie bya jak tpy bl zba tkwicy w mylach, nie dawaa spokoju wyobrani. Dlaczego i gdzie, kiedy i jak? W wiedzy, ktr wpajano jej od dziecka, nie wspomniano ani razu o istnieniu takiego miasta. Yurthowie nie mieszkali w wielkich miastach. Ich ycie codzienne byo prymitywne i znojne. Natomiast w nich samych toczyo si zupenie inne ycie. Bogate i pikne. Z kolei Raskowie, chocia lubili zbiera si w miastach i stolicy krla-gowy, nie stworzyli nigdy grodu rwnego temu, ktry ujrzaa we nie.

Bya to tajemnica, a tajemnice przycigay i odpychay j jednoczenie. W tych grach znajduje si co wanego, potwierdza to sam fakt pielgrzymki. Co spotka tutaj? Elossa spojrzaa na wstajcy ksiyc i usiowaa nada swoim mylom jasny i pogodny ton, waciwy jej rasie. 4 Z nadejciem witu Elossa napenia rdlan wod butelk, zjada nieco i rozpocza dalsz wspinaczk. wieo grskiego powietrza odpdzia niepokoje, ktre spady na ni poprzedniego dnia. Pozostaa jedynie ulotna myl o pozostawionym w dole mczynie. Zrobia dla niego wszystko, co byo w jej mocy, reszta zaleaa, od jego si. Prba kontaktu mogaby zdradzi j i cel jej misji. Podejcie pod gr byo bardzo strome. Nie narzucia sobie szybkiego tempa, oszczdzaa energi, wyszukujc najatwiejsze przejcia. Wia lodowaty wiatr. Na wyszych szczytach ju leay czapy biaego niegu. Pne lato i wczesna jesie na nizinach to w grach ju zima. Raz, gdy zatrzymaa si na odpoczynek, przygldajc si z ciekawoci temu, co byo poniej, poczua nagy bysk pamici. Niedaleko wznosiy si kamienne ciany, takie same, jakie widziaa we nie. Elossa staa na skalnej pce dajcej wygodne oparcie dla stp, jakby specjalnie po to j wykuto. Jednak ten wystp by tworem natury. To, co leao

poniej, byo dzieem rk ludzkich albo zostao zbudowane przez istoty o inteligencji rwnej ludzkiej. W dole majaczyy pozostaoci drogi. Oczywicie mg to by ten sam trakt, ktry widziaa u podna gr, ale przed ni rozcigaa si przecz ze snu. Elossa zawahaa si. Sen przewodni pokazujcy drog? Czy moe sen ostrzegawczy, ktry mwi: to nie twoja droga? Nie miaa pojcia, co znaczy. Przywoaa pami snu, by znale odpowied. Droga bya caa i nie zniszczona. Chocia Elossa ni nie sza, droga staa si jej przewodnikiem. Sen, pomimo obrazu poncego miasta, nie wydawa si jej grob. To jest przesanie, stwierdzia. Chocia nie byo przekazane bezporednio przez Yurtha, natychmiast rozpoznaa ich sposb przekazu. Dlatego wic... Cie przeszoci? Wyjanienie byo jej doskonale znane. Wydarzenia budzce wielkie emocje w ich uczestnikach pozostawiay trwae wizualne odbicie w miejscu, gdzie si rozegray. Emanacje mogy by odebrane nawet po dugim czasie przez kogo, kto by na tak recepcj otwarty. Elossa zobaczya kiedy wojownikw krla-gowy, ktrzy ponieli mier w szponach roga. Zginli jednak cae pokolenia przed jej przyjciem na wiat. Jake potna musiaa by zagada miasta, by jego agonia wyrya si w tym miejscu! Elossa podpara gow rkoma, odsuna od siebie wspomnienie snu, szukajc wizw przymusu, ktre

powiody j na pielgrzymk. Byy i kieroway j ku przepaci! Podniosa torb i lask. Zacza schodzi ku prastarej drodze i potem wytrwale kroczya ni do przeczy. Elossa bya ju niemal u celu, gdy nagle zachwiaa si. Kurczowo przygryza wargi. Ucieka za barier myli, ale nie bya to bezpieczna ucieczka, zwaywszy moc emocji. Czua si, jakby kto obsypywa j niewidzialnymi ciosami, prbujc zmusi do wycofania si. Nie byy to doznania realne, ale pokonanie tego fragmentu drogi przypominao jej przepraw przez rwcy nurt rzeki. Na przeczy szala nie tylko wiatr. By tu te gniew tak gboki i dziki jak bezrozumna wcieko roga i sargona, jak krzyk zemsty. Elossa nie wiedziaa, e jej kroki stay si niepewne, e zataczaa si po caej drodze. Spychanie w przd, spychanie w ty - wydawao si, e obie siy s rwnie wielkie, a ona jest ich zabawk. Ale para mozolnie naprzd, krok, p kroku. Oddech sta si bolesny, urywany. wiat skurczy si do fragmentu zniszczonej drogi. Elossa walczya. Bya tak usidlona przez dwie moce, e nawet nie waya si od nich uwolni. Wszake musiaa zobaczy wszystko do koca. Dalej, pod gr. Syszaa wasny oddech. Bl jeszcze mocniej otoczy jej ebra. Wbijaa lask w szczeliny midzy kamieniami i z ogromnym wysikiem posuwaa si wyej. Stracia poczucie czasu. Mg by ranek albo zblia si zachd soca, dzisiaj lub jutro. Wok niej pyno ycie i czas. Kady krok pozbawia j si.

Wreszcie znalaza si w miejscu absolutnego spokoju. Ustpienie dwch mocy, dla ktrych bya polem walki, byo tak nage, e osuna si na ska, niezdolna sta o wasnych siach. Syszaa tylko gone bicie swojego serca i chrapliwy oddech. Czua, e jest bez si, tak jak po naduyciu talentu, gdy uratowaa Raska. Z trudem podniosa gow. I wtedy urywany, ciki spazm zdawi jej krta. Nie bya sama! Udao si jej dotrze na drugi koniec przeczy. Tak jak we nie, w dole kbia si mga, zasaniajc cay widok. Ale przed ni, na tle mgy, sta... Pomimo samokontroli Elossa wydaa z siebie krzyk zgrozy; szala w niej strach. Kurczowo cisna lask, swoj jedyn bro. Kawaek drewna przeciwko temu? Nie przypomina czowieka. Sta wyprostowany na dwch koczynach, dwie pozostae trzyma przed sob. Jedna bya na wp ukryta za owaln tarcz sigajc od szyi do ud. Druga - uschnity, zwglony kikut - trzymaa rkoje miecza. Czaszk, przyczernion ogniem, na ktrej wci byy kawaki spalonego ciaa, osania hem. To co nie miao oczu, ale widziao! Jego gowa bya zwrcona w jej stron. adne stworzenie, aden Yurth, nic tak spalone nie mogo y! Jednak, to co stao wyprostowane, szczerzyo zby straszliwego czerepu w grymasie szyderstwa zrodzonego z jej przestrachu i obrzydzenia. Elossa kilka razy gboko odetchna, by uspokoi nerwy. Jeli to co nie powinno y, to musi by

wymylon form... Poruszy si. Wydawa si trjwymiarowy, tak namacalny jak jej wasna rka uniesiona w gecie odrzucenia. Wymylona forma ale przez kogo i dlaczego? Wznis tarcz jak do obrony. Nad jej osmalonym brzegiem wida byo jedynie puste oczodoy. Unis miecz. Pocz si zblia... Ta wymylona forma, jeli podlega wszelkim prawom iluzji, czerpie siy i coraz bardziej konkretne ksztaty z jej przeraenia. To nie byo ywe, yo na tyle, na ile pozwalay temu jej emocje. Elossa oblizaa wargi. Przez cae ycie miaa przecie do czynienia z iluzjami. Zawsze jednak albo ona, albo jej ziomkowie byli ich twrcami. Ta zjawa bya cakowicie obca, zrodzona z umysu, ktrego Elossa nie potrafia poj. Jak ma wobec tego znale do niego klucz? To bya iluzja! Uchwycia si i trzymaa tej myli z caych si. Jednak to co zbliao si ku niej, wznoszc powoli swj miecz gotowy do ciosu. Instynkt nakazywa, by z caych si bronia si swoj lask. Poddanie si temu podszeptowi oznaczao jednak zgub. Wymylona forma... Pocztkowa groza i obrzydzenie ustpiy miejsca innej emocji. By moe ta zjawa zrodzia si w jej nie. To nie kociotrupi fantom budzi jej groz. Nie, to po prostu wspomnienie mierci miasta, ktrej bya wiadkiem. W tym miejscu prawdopodobnie zgin jaki wojownik albo stranik. W czyjej pamici tkwia ta zjawa, by wanie teraz si przed ni pojawi? I dlaczego?

Oczywicie, stranik! Stranik, ktry zgin na warcie. Moe wic to nie jest wymylona forma, uksztatowana w ywym umyle, ale zatrzymany gniew i bl, tak wielki, e przetrwa cae wieki po mierci umysu, w ktrym si zrodzi. - Skoczone - Elossa powiedziaa na gos. - Dawno temu. Sowa, co sowa maj z tym wsplnego? Nie mog przecie dosign zmarych. Z pewnoci byo to tylko wyobraenie... Wiedziaa, e jest bezpieczna. Bezpieczna... Otulajc si pewnoci jak fadami peleryny, odesza krok od skay, przy ktrej szukaa schronienia. Stranik by ju tylko na odlego wycignitego miecza. Elossa zebraa siy, by si nie cofn i nie zawaha, zamkna myli przed wtpliwociami, ktre mogy jej przeszkodzi. Ruszya zdecydowanie, prosto na drog zatarasowan przez zjaw. Bya to najstraszliwsza prba, jakiej kiedykolwiek musiaa sprosta. Jeden krok, drugi. Staa tu przed t postaci. Jeszcze jeden krok... To byo... Potkna si, gdy uderzya j fala ywych emocji i zawadna jej pewnoci, jej rozsdkiem. Przesza z doni przyoon do gowy, ktra nieomal pkaa wypeniona potwornym przeraeniem przytaczajcym myli. Elossa przesza! Obejrzaa si. Nie byo tam niczego. Byo dokadnie tak, jak przypuszczaa. Opara si caym ciaem na lasce, bo poczua si tak saba, e w kadej chwili

moga upa. Na chwiejnych nogach wkroczya w wilgotne objcia mgy zalegajcej zejcie z przeczy. Krloway tu dwiki. Pierwszy atak by skierowany na wzrok, teraz kolejny - na such. Wrzaski, ktre syszaa, nie byy gosem adnego zwierzcia; byy to raczej krzyki cierpienia i wszechogarniajcego strachu, zbyt wielkiego, by mona go mnie znie. Elossa chciaa zatka uszy, zrobi co, co odgrodzioby j od tej wrzawy, jednak oznaczaoby to przyznanie si, e iluzje maj nad ni wadz. Ona... Nagle spostrzega wirowanie mgy, tu przy ziemi. Zatrzymaa si, bo ujrzaa zbliajc si posta. Nie miaa ani tarczy, ani miecza. Nie nosia te adnych ladw ognia. Czogaa si jak ranne zwierz, powoli, z wysikiem. To by czowiek. Jedna noga koczya si mas zmiadonego ciaa, z ktrej sczya si krew, znaczc lad na kamieniach. Uniesiona gowa, wtulona w ramiona, zdawaa si wypatrywa przed sob ratunku. Ta wyaniajca si z mgy posta bya kobiet. Dugie wosy, zlepione potem, przylegay do skroni. Szata kobiety bya podarta i poplamiona krwi, ale nadal byo wida, e jest to dopasowana, zielona suknia, niepodobna do adnego znanego Eossie stroju. Kobieta wycigna rce, by si na nich podcign w gr. Otworzya usta w bezgonym krzyku i upada, wci trzymajc gow podniesion i patrzc na Eloss. W jej oczach bya tak bagalna proba o pomoc, e dziewczyna

zawahaa si, nieomal tracc kontrol nad silnym postanowieniem, e nie da si zwie. Niema proba kobiety wdara si w umys Elossy. Nie bya postaci z koszmaru; miaa wzbudzi jej wspczucie, tak jak stranik przerazi. Midzy tymi dwoma zjawami istniao pewne podobiestwo. Elossa wiedziaa to, chocia ta obca kobieta nie bya z Yurthw. Pomocy, pom mi! Nie wypowiedziane, sabiutkie sowa rozlegy si w gowie Elossy dziki wzbierajcej szybko emocji. Pom! Bezwiednie uklka, wycigna do... Nie! Zamara. Iluzja prawie zwyciya Eloss. Nie moe ulec iluzji. Zdawi j pierwotny strach Yurthw. Zasonia wic oczy, zachwiaa si. Nie moe ustpi. Gdyby to zrobia, zaprzepaciaby wszystko, co dotychczas osigna. Zakrycie oczu nic jednak nie dao. Tak jak w wypadku stranika, tak i teraz musi stawi odwanie czoo kolejnej wizji zrodzonej z emocji. Stawi czoo, traktujc j jako cie dawnej rzeczywistoci. Tak jak stranik y jej strachem (i by moe strachem innych, ktrzy przemierzyli t drog przed ni), ta zjawa ywi si wspczuciem i pragnieniem pomocy. Elossa musi utrzyma swoje uczucia na wodzy i nie poddawa si wzruszeniu. Wstaa. Kobieta uniosa si odrobin, wsparszy si jedn rk na kamieniach, drug wycigajc w bagalnym gecie; w oczach malowaa si proba, a usta poruszay si bezgonie, jakby nie moga wypowiedzie ani sowa.

Elossa zebraa w sobie ca wol i determinacj. Zdecydowanie ruszya do przodu z lask w doni. Patrzya wprost na kobiet, gdy iluzji naley stawi czoo otwarcie i bez wahania. Naprzd... dalej... Raz jeszcze owadna ni fala wspczucia, blu, potrzeby, strachu, a przede wszystkim bagania o pomoc i pociech... Przesza roztrzsiona i wyczerpana. Znowu wok niej zamkna si mga. Sza dalej, starajc si uwolni od emocji, ktre po raz drugi usioway j usidli, lecz tym razem w bardziej niebezpieczny sposb. Bogosawiestwem dla Elossy okazaa si droga. Znw staa si jej przewodnikiem. Mga bya tak gsta, e atwo byo zboczy z obranej trasy. Krta droga znikaa czasami za zwaami ziemi i gazw, ale Elossa zawsze j odnajdywaa. Wtem mga zacza si przerzedza. Kiedy Elossa wynurzya si z niej, zatrzymaa si i obrcia ku niewidocznej ju przeczy. Tym razem nie bya to iluzja! Na wp wiadomie dziewczyna przeczesywaa teren myl, by upewni si, e oprcz iluzji nie kryy si tu inne niespodzianki. I gdy dotkna obcego umysu, natychmiast wycofaa si. Kto? Musi wiedzie, nawet gdyby sonda odkrya najbardziej przeraajc prawd. Z najwiksz ostronoci Elossa stana na wilgotnych gazach, na ktrych mga zebraa si w krople, i wysaa myl... To by... mczyzna z plemienia Raskw, o ktrym sdzia, e zosta daleko w tyle. Dlaczego j ledzi?

Pomimo zi, ktrymi wyleczya jego ran, nie mg wydobrze na tyle, by pokona t tras. Nie mylia si jednak. By to ten sam umys, ktrego dotkna ju wczeniej. Poczua fal strachu. Na pewno napotka te stranika. Jak poradzi sobie bez adnej moliwoci obrony przed iluzj? Elossa mocno przygryza doln warg. Poprzednio ona bya przyczyn jego krzywdy, wic honor nakazywa popieszy mu z ratunkiem. Tym razem sytuacja wygldaa inaczej. Rask wybra t drog z wasnej, wolnej woli. Dlatego Elossa nie moe ponosi odpowiedzialnoci za to, co wyniknie z jego szalestwa. 5 Id naprzd, nakazywa rozsdek. Elossa jednak wahaa si, nie mogc zerwa kontaktu, ktry nawizaa ze strachem tamtego. Id naprzd! To nie jest twoja sprawa, nie twoja wina. Jeli postanowi si skrada za tob, sam musi stawi czoo skutkom swojej decyzji. Uczynia dwa kroki naprzd. Zamkna swj umys przed dalsz emanacj, chocia cz jej wiadomoci sprzeciwiaa si tej decyzji. Ostatnie strzpki mgy ulotniy si; moga wic wreszcie zobaczy, co leao w dole. Wbrew wszelkiej logice Elossa spodziewaa si ujrze obraz ze snu - miasto i obiekt na niebie, ktry je zniszczy. Przed ni rozcigaa si wszake wyyna,

rozlega jak rwniny, ktre przemierzya. W oddali wypatrzya szczyty gr. Nie byo tam adnego miasta. Kiedy jednak zauwaya liczne nierwnoci pokryte teraz traw, zrozumiaa, e le tu dawno zapomniane ruiny. Wznosiy si nawet stosy kamieni, ktre najprawdopodobniej byy szcztkami murw. Obrcia gow ku pnocy, ledzc krzywizn rzekomego muru. Nad powierzchni ziemi wystawa fragment kuli z przestworzy. Jego grna cz bya dobrze widoczna. Niewtpliwie by to obiekt, ktry spad tutaj, sprowadzajc zniszczenie. Wanie w to miejsce wid j przymus pielgrzymki. Moc nakazu staa si potniejsza, ponaglaa j, by czym prdzej dotara do celu swojej podry. Droga zakrcaa w lewo i prowadzia wzdu skay. Bya bardzo zniszczona, w niektrych miejscach zasypana. Elossa kroczya z trudem. le postawiona stopa moga posa j w d, ku zgubie. Skupia wic ca uwag na ostronym schodzeniu, pomagajc sobie lask w bardziej zdradliwych miejscach. Zejcie okazao si znacznie trudniejsze ni wydawao si z gry. Soce wspio si na niebie i byo koo poudnia, gdy dotara na paskowy. Przystana, by zaspokoi gd i ugasi pragnienie, zanim skieruje kroki ku kopule. Ruiny byy znacznie wiksze ni si jej zdawao. W wielu miejscach zway kamieni byy wysze ni ona. D zza nich lodowaty wiatr, wic szczelniej zebraa poy paszcza.

Kula tkwica w ziemi bya wielka. We nie kulisty obiekt by wystarczajco olbrzymi, by zniszczy ogromn cz miasta; teraz Elossa zrozumiaa, w jaki sposb si to odbyo. Ze snu wynikao, e fragment kuli wystajcy nad ruiny jest zaledwie czwart czci caoci. By tak wysoki jak trzy budynki Raskw ustawione jeden na drugim. By jednolicie szary, ale nie szaroci skay, tylko janiejsz, przywodzc na myl kolor nieba przed letni ulew. Gdy Elossa podesza bliej, podmuch wiatru w ruinach zabrzmia jak dziwne kanie. Gdyby omielia si puci wodze wyobrani, uwierzyaby, e przynis odlege echo lamentw nad zmarymi. Nie, do ju iluzji! Elossa przystana i uderzya kocem laski w jeden z na wp zakopanych w ziemi kamieni. By solidny, czyli adna iluzja. Wiatr czsto wywouje dziwne gosy, gdy wieje czy to w skalnych naturalnych formacjach, czy wrd budowli bdcych dzieem czowieka. Z kadym krokiem dziewczyny ruiny staway si coraz wysze i rzucay cienie o nierwnych krawdziach. By dotrze do celu, musiaa zmieni drog i wej gbiej midzy kopce. Kady nerw jej ciaa skurczy si, protestowa. To mier, to droga mierci. Na chwil powietrze zgstniao i przeistoczyo w kurtyn, ktra rozsuna si przed ni. Ujrzaa ksztaty bardziej realne, chocia mogy by uformowane z mgy. Jedna z postaci uciekaa, inne

goniy j niczym psy, wycigajc przed siebie dugie rce... Uciekajcy zrobi unik i odwrci si... W umyle Elossy co odpowiadao temu ksztatowi, znao strach i drczce go cierpienie. Nie! Byskawicznie zablokowaa umys. Postaci znikny, ale Elossa nie miaa cienia wtpliwoci, e kiedy ta pogo faktycznie miaa tu miejsce. Zejcie z gry byo niebezpieczne, a energia opucia j bardziej ni powinna. Coraz mocniej wspieraa si na lasce, przystawaa i odpoczywaa, oddychaa szybciej. Potrzsna gow. Z powietrza nadeszo doznanie, ktre mogo niespodziewanie zepchn j z traktu. Spostrzega ciek wijc si na zachd wrd ruin. Bezlitonie pozbawiono j kontroli nad wasnym ciaem. Odwrcia si bez udziau woli, ale powodowana silnym przymusem, potniejszym od tego, ktry j tu przywid. Elossa przywoaa na pomoc kad bro, jak mg dostarczy wyszy zmys. Nie wygrywaa jednak w tej walce. Sza niewyran ciek, cignita sznurem, ktrego nie moga przeci. Miaa jednoczenie pen wiadomo, e nie dzieje si to za spraw Yurtha, e jest to zupenie nie znany jej kontakt. Nie walczya ju o wolno. Ostrono, ktrej j uczono, podpowiadaa, e jej wola i sia mog niedugo zosta poddane znacznie ciszej prbie i e naley je teraz oszczdza. Zway ruin rosy, chyliy si nad ni, zasaniajc na wp zagrzeban kopu. Od czasu do czasu wyania

si zza nich zaledwie skrawek nieba. cieka koczya si ciemnym otworem w cianie jednego z kopcw. Ujrzawszy go przed sob, Elossa staraa si odgadn, co (lub kto) przycigno j tutaj, by wesza w te przeraajce wrota. Zebraa siy na ostateczn walk. Bya tak skoncentrowana na gromadzeniu mocy, e nie spostrzega czajcego si za ni niebezpieczestwa. Nagle otrzymaa cios, ktry porazi jej rami. Upucia kostur. Zanim zdya si odwrci lub uwolni si myli, w gowie rozbysa jasno i Elossa zapada w ciemn nico. Najpierw z niebytu wystrzeliy dwiki. W rwnych odstpach czasu rozlega si gboki dwik, od ktrego drao powietrze. Ciao dziewczyny odpowiedziao na ten rytm te dreniem, a gdy ton powoli zamiera, kurczyo si przed nadejciem kolejnego dwiku. Nie moga zebra myli. Otworzya oczy. Nie byo ladu nieba ani dnia. Panowaa ciemno, rozjaniana jedynie sabym migotaniem ognika, ktry dojrzaa ktem oka. Rytm dwiku otacza j, nie pozwala osign rwnowagi, gdy prbowaa uy dotknicia myl, odkry, gdzie jest i kto j tu przywid. Usiowaa zmieni pozycj, ale nie moga si poruszy. Nie bya uwiziona myl, jej ciao krpoway nader realne wizy. Nadgarstki i kostki obejmoway obrcze, wiziy obie nogi tu nad kolanami, jedn poczua na tuowiu. Przymocowano j do twardej powierzchni; opuszkami palcw wyczua, e ley na kamieniu.

Pulsujcy dwik usta. Elossa zwrcia gow do wiata, ktre dawaa lampka. Jej metalowe czci wykuto w ksztacie monstrualnego stwora siedzcego na tylnych apach, a z jego oczu i pyska sczyo si wiato. Krg jasnoci by tak niewielki, e nie widziaa nic poza lamp. Zalegaa ciemno tak gsta jak grska mga. Jednak gdy pozbawiajcy j mocy dwik umilk, znalaza w sobie do siy, by wysa myl-sond. Rask! Nie miaa wtpliwoci, co powinna zrobi. Idcy na pielgrzymk przysigali, e nic nie moe im w niej przeszkodzi. Udane zakoczenie wdrwki byo potrzebne Yurthom, poniewa kady, kto z niej powrci, dodawa klanowi splendoru i mocy. Podczas uczt wydawanych po powrocie z pielgrzymki, nastpowa przypyw wsplnej siy. Musi zakoczy to, co rozpocza. Jeli powodzenie jej misji zaley od zawadnicia tego niszego i "lepego" umysu, to nie zawaha si i przed tym. Po namierzeniu ofiary swego gniewu Elossa wysaa silniejsz sond, by wzmocni zbyt saby kontakt. I... To co odkrya, wprawio j w zdumienie. Zoony umys - podwjne ycie. Ten, z ktrym szukaa kontaktu, by take strzeony. Strzeony czy w niewoli? Moga tylko zgadywa, ale co jej mwio, e raczej to drugie. Wszake Raskowie nie posiadali zdolnoci kontroli umysu i ani odrobiny wyszego zmysu! Czyj zatem umys odkrya? Od razu odrzucia przypuszczenie, e jest to inny Yurth. Byo

to wbrew zwyczajom, a poza tym to, co wyczua w tej krtkiej chwili, zanim si wycofaa, nie byo Yurthem. Nie by to te Rask, przynajmniej takiego pokroju jak ten, ktry j ledzi. Ten umys nalea do... Czyby do innego gatunku? Zebraa siy do obrony w oczekiwaniu na gwatowny powrt sondy, ktry w takich okolicznociach byby najzupeniej zrozumiay. Raskowie najbardziej obawiali si nie broni, ktrej Yurthowie i tak nie uywali, ale wysyanych myli, ktre przez ludzi z rwnin byy uwaane za rodzaj diabelskiej magii. Powrotny cios jednak nie nadszed. Rask nie rusza si i nie odzywa. Raz jeszcze Elossa wysaa cieniutk ni myli, jakby zwiadowc, by oszacowa moc wroga. Rask lea spokojnie, ale myl dotkna wrzcej nienawici i zemst siy, jak emanowaa zjawa stranika, tam na przeczy. Nienawi, ktra przesza wszelkie granice rozumu. Rask by teraz gotw na wszystko, dziki mocy myli jakiego szaleca. Wrd Yurthw byli tacy, ktrzy potrafiliby si wedrze w chaos wirujcy w tamtym umyle, zaprowadzi w nim pokj i wtrci w niewiadomo, dopki nie pozbd si kopotw. Potrafili to bardziej dowiadczeni i potniejsi ni ona. Elossa nie odwaya si utrzymywa kontaktu duej ni przez mgnienie oka. Nie moga da si wcign przez szalony wir nienawici i braku logiki. Nie bya pewna, z czym ma do czynienia. Wyczuwaa dwie rne osoby, a nie zwyke niezrwnowaenie

jednego umysu. Moga jedynie delikatnie bada, starajc si znale dojcie do umysu, ktry znaa z grskiego szlaku, nie natykajc si jednoczenie na drugi. Dodanie siy mczynie, ktrego umys ju znaa, moe by sposobem na pokonanie szalestwa, ktre si w nim usadowio. Nienawi buchna jej w twarz, spalajc umys jak prawdziwy ogie mogcy spopieli jej ciao, by staa si jak zwglony szkielet z przeczy. Nie! Nie wolno myle o straniku! Takie wspomnienia wzmagaj szalestwo. Tak jak tamta zjawo, to te moe ywi si strachem, wraz z jej przeraeniem rosn w si. Czy to wanie przytrafio si Raskowi? Nawiza kontakt z fantomem i w jaki sposb wchon to, co w nim teraz szaleje? Nie snuj przypuszcze! Nie ma na to czasu, zbierz siy przeciw inwazji nienawici i przeraenia! Elossa wpatrywaa si w ciemno nad sob, lecz nie moga dostrzec Raska i skoncentrowa si na nim. Niechtnie wycofaa sond, na wypadek gdyby ten drugi chcia wykorzysta jej moc do kontrataku. Emocje wypeniy przestrze, w ktrej leaa jak wizie. Napary na ni jak pulsowanie dwiku, ktry wywabi j z niewiadomoci. Nie daa adnego powodu, by wzbudzi tak straszn nienawi. To pochodzio z przeszoci, z zamierzchej przeszoci i przez dugi czas karmio si przeraeniem. Teraz ywio si Raskiem i pragno te jej, gdy przestanie ju stawia opr.

W ciemnoci uformowaa si gowa, zwglona czaszka stranika. Otworzy szczki. Nie w uszach, ale w mylach usyszaa krzyk: - mier diabom z nieba! mier! Elossa wpatrywaa si w iluzj. Ta zacza znika, wci bezgonie wypowiadajc zowrogie sowa. Nawizaa kontakt z Raskiem, ktry, wiadomie czy nie, uyczy swoich si temu zudzeniu. W jego ciele pulsowao dane przez Eloss uzdrowienie, dotkna jego ciaa, posaa w niego moc, ktra bya jej moc. Rozwanie zamkna oczy. Czci wyszego zmysu czuwaa w oczekiwaniu na kolejny podstpny atak na poziomie myli. Jednoczenie zaczta tworzy wasne zudzenie, wkadajc w nie wikszo energii. Nigdy przedtem tego nie robia, ale gdy napotyka si nowe niebezpieczestwo, trzeba odpowiednio zmodyfikowa dotychczasowe formy obrony. Powoli otworzya oczy. W powietrzu nad ni, gdzie przed chwil zawisa trupia czaszka, co si poruszyo. To byo jej dzieo. Tak jak czowiek na kamiennej cianie tworzy z kolorowej gliny wizj uformowan we wasnej wyobrani, tak Elossa nadawaa ksztat wasnej iluzji. Pojawi si kamie, na ktrym znalaza Raska, solidny i twardy, z kadym jej oddechem nabierajcy realnoci. Nastpnie w wyobrani Elossy uformowao si ciao mczyzny, tak jak wtedy, bezsilne i wycieczone, z gbok ran broczc krwi. Aby oywi chwile, kiedy walczya o jego ycie, Elossa wykorzystujc ca znan sobie wiedz,

wprowadzia w iluzj sam siebie. Jake wyrany by to obraz! Gdy dziewczyna z iluzji zajmowaa si rannym, Elossa wzbudzia w sobie wszystkie uczucia, jakich doznaje uzdrowiciel - wspczucie, al, ch jak najlepszego spoytkowania swoich umiejtnoci. Wszystkie te emocje byy naturalnym przeciwiestwem palcej nienawici. W zudzeniu Elossa staraa si ocali ycie, a nie zniszczy je. I, jak to zawsze bywa, emocja karmi emocj. Kobieta staraa si pomc mczynie. Elossa obrcia gow w kierunku, gdzie czai si Rask. Kobieta w zudzeniu podniosa si. Jedn rk trzymaa na piersi, drug wycigna przed siebie, jakby radonie kogo obdarowywaa. Poprzez wycignit rk Elossa przesaa temu, kto kry si w ciemnoci, wspczucie i dobr wol. 6 Dziewczyna z ca sw moc wysyaa impulsy uzdrowienia i dobrej woli. W odpowiedzi docieray do niej jedynie pomienie szalonej wciekoci, ktre staway si coraz mocniejsze, jakby co je nieustannie podsycao. Nie moga ju duej utrzyma iluzji, ktra znikna jak ogie kaganka zgaszony podmuchem wiatru. Jednak Elossa nadal emitowaa emocj, ktr zawara w iluzji. Przyja... pomoc... pokj... pozbycie si ran i blu... Oddaa si cakowicie temu przesaniu. Panowaa prawie kompletna ciemno. Raptem pojawia si

nad Elossa gowa. Lampka dawaa tak niewiele wiata, e dziewczyna widziaa tylko p twarzy cignitej grymasem przywodzcym na myl agoni. To nie bya iluzja. To Rask, ktry przedtem lea obok niej, a teraz sta, spogldajc na ni z gry. Dostrzega ruch warg; jedno oko pobyskiwao w wietle lampki. Pokj... pokj... W polu widzenia Elossy pojawia si rka o palcach wykrconych jak szpony, ktr chcia j rozszarpa. Pokj... midzy nami panuje pokj... Szponiasta do zawahaa si, szarpic lekko odzienie Elossy. Dziewczyn kusio, by uy sondy, aby mie lepsze rozeznanie. To, co optao tego czowieka, byo na t ewentualno przygotowane. Nie miaa nawet cienia nadziei, e uda si jej wygra. Musi raczej trzyma si swojego, moe daremnego, sposobu kontrataku. Pokj, pokj midzy nami, mczyzno z plemienia Raskw. Nie zaznasz ode mnie krzywdy... Opatrzyam twoj ran, by moe ocaliam ci ycie. Teraz midzy nami panuje pokj... pokj! Do spocza bezwadnie na piersi dziewczyny. Inna forma kontaktu! Moga mie wiksz moc ni sama myl. Pochyli gow i teraz caa znalaza si w krgu wiata. Straszliwy, szalony grymas, ktry rozcign mu usta, zaczyna powoli znika. Tpy wzrok wyranie si zmieni. Gdzie w gbi spojrzenia byszczaa inteligencja.

Elossa zebraa ca swoj energi i przystpia do decydujcego ataku na to, co si w nim ukryo. Pokj! Chocia sowo to byo jedynie myl, nioso w sobie moc krzyku. Rzuci gow, jakby otrzyma cios w twarz. Zamkn oczy, a twarz nagle zwiotczaa. Mczyzna bezwadnie opad na Eloss, bolenie przygniatajc j do kamienia, na ktrym leaa. Elossa wysaa sond. Wcieko pocza go opuszcza. Lea pogrony w niewiadomoci. Teraz moga zrobi to, co byo jej jedyn szans. W jego otwarty umys wysaa rozkaz. Ciao mczyzny podnosio si stopniowo, lecz z trudem, jakby opiera si jej, chocia nie mia nad sob wadzy. Elossa wprowadzia do jego umysu jeden jedyny rozkaz, ale pochono to resztk jej si. Rask chwiejc si, znikn jej z oczu. Ze sabego odgosu wywnioskowaa, e upad na kolana przy pycie, do ktrej bya przywizana. Rozleg si metaliczny dwik przypominajcy szczk zasuwy dawno nie otwieranego zamka. Wizy opasujce Eloss opady. Dziewczyna powoli podniosa si. Mczyzna klcza na ziemi tu przy stole (a moe to by otarz ofiarny; podejrzewaa, e to drugie jest bardziej prawdopodobne). Nie drgn nawet, by jej przeszkodzi w uwolnieniu si. Elossa bya cierpnita i obolaa, jakby niewola trwaa bardzo dugo. Szczliwie wysza z tego bez szwanku i znw bya wolna! Ale na jak dugo? Jeli wyruszy w dalsz wdrwk, ponownie zostawiajc go za sob, moe

si przecie zdarzy, e znw opta go jaka moc i posuy si jego ciaem, by j ciga i zabi. Wspaniale, pomylaa Elossa. Dlatego tym razem nie zostawi go, ale nie miaa te ochoty zabiera go ze sob. Nie widziaa innego wyjcia, jak zabi tego bezbronnego czowieka. Biorc pod uwag tak ewentualno, ponownie zamaa zwyczaj i prawo swojego klanu. Ten czyn stanie si zapewne dla niej pitnem za i nieodwracalnie stanie si bezdomnym tuaczem. Obesza st, wzia w donie gow Raska i obrcia j do wiata. Oczy mia otwarte, ale pozbawione ycia. Twarz bya dziwnie cignita, jakby uszo z niej ycie. Elossa signa po resztki swej mocy. Byy to rzeczywicie mizerne resztki, poniewa walka z szalonym przeciwnikiem wyczerpaa j niemal do cna. Trzymajc gow mczyzny, ostatkiem woli wydaa drugi rozkaz. Poruszy si. Potrzymaa go tak jeszcze chwil, przekazujc mu wszystko, co jej zostao. Gdy si cofna, opar donie na brzegu stou ofiarnego. Wsta i spojrza na ni lepymi oczyma; rce zwisay mu bezwadnie wzdu ciaa. Odwrci si, potykajc. Chwiejnym krokiem wyszed poza krg wiata. Elossa podya za nim. Gboka, nieprzenikniona ciemno nie bya dla niego przeszkod. Elossa chwycia zwisajcy strzp kaftana Raska. Majc tak lin holownicz, nie straci z nim kontaktu. Szli chyba podziemnym korytarzem, bo jej nozdrza wypeni wilgotny odr.

Skrawek skry, ktry czy ich ze sob, pocign j w gr. Po chwili stop uderzya o stopie. Rask wspina si po schodach, a ona za nim. Ciemno staa si niemal namacalna. Co si stanie, jeli jej kontakt z umysem Raska zawiedzie j i w tej czerni opta go szalestwo? Nie, nawet o tym nie myl, bo takie myli mog uwolni to, co teraz musisz trzyma na uwizi. Szli dalej, pod gr, a wreszcie dotarli do nastpnego korytarza. Elossa dostrzega szarawe wiato, ktre napenio j podnieceniem i tryumfem. To musz by drzwi na wiat! Mczyzna szed coraz wolniej. Wyczuwaa jego niech. Nie prbowaa dalszego kontaktu myli. Sonda, nawet najdelikatniejsza, moga przerwa jej kontrol nad nim. Wyszli z cuchncej ciemnoci w szaro poranka. Wok wznosiy si kopce, ciemne i zowrogie jak rog i sargon czekajcy, by powali tych, ktrzy wdarli si na ich zazdronie strzeone terytorium. Otoczona wysokimi kopcami Elossa nie moga zorientowa si, gdzie znajduje si kopua, ktra j tu przycigna. Zawahaa si przez chwil. Rask zachwia si uwolniony od uwizi, ktr sptaa go w ciemnoci. Nie obrci gowy i nie pokaza po sobie, e zdaje sobie spraw z obecnoci Elossy. Ona za, z braku lepszego przewodnika, posza za nim. Kopce nagle skoczyy si. Weszli na teren, gdzie na ziemi widniay rne bruzdy - jedyne pozostaoci po dawnym miecie. Po chwili i one znikny, a

wdrowcy znaleli si na otwartej przestrzeni. Nad wszystkim krlowaa kopua; jej powierzchnia w szarym wietle poranka bya ciemna. Rask zatrzyma si raptownie. Szybkim ruchem rk zakry oczy. By moe nie chcia widzie kopuy, poniewa stanowia dla niego nie znane zagroenie. Elossa chwycia go za rami. Nie opuci rk, ani te na ni nie spojrza. Gdy usiowaa pocign go dalej, stawi nieznaczny opr. Musiaa go prowadzi, bo nadal mia zakryte oczy. I tak doszli do stp kulistego obiektu. Elossa uwolnia swojego towarzysza z uchwytu myli. Teraz... Zwilya jzykiem wargi. Chocia nie powiedziano jej, co tu odkryje, otrzymaa pomocn wskazwk - dano jej jedno, jedyne sowo i powiedziano, e sama bdzie wiedziaa, kiedy nadejdzie czas, by go uy. Czas wanie nadszed. Uniosa gow, utkwia wzrok w wyniosoci kopuy i gono krzykna. Nie byo znaczenia w tym sowiedwiku, a przynajmniej ona go nie znaa. Dwik odbi si echem w powietrzu. Wkrtce nadesza odpowied. Najpierw chrapliwy zgrzyt, jakby zardzewiay metal tar o ziarnist powierzchni. Wysoko nad ziemi w czaszy pojawio si wejcie. Powikszao si, a wreszcie stao si wystarczajco due, by mg si przez nie przecisn czowiek. Dobiega z niego kolejna skarga metalu, z wejcia bowiem wysuwa si zwj niczym wielki jzyk, ktry mia ich wnie na gr. Elossa cofna si ostronie,

cignc za sob Raska. Tama z metalu zagia si w d i dotkna ziemi w pobliu Elossy. Spostrzega, e s to schodki. Zaproszono j wic do rodka. Po chwili namysu nie odwaya si zostawi mczyzny. To, co kryje kopua, jest z pewnoci wielk tajemnic Yurthw. Ale pozwoli mu odej, by suy jako naczynie powracajcego szalestwa, byoby jak przystawienie ostrza miecza do wasnego garda. Pooya mu na ramionach donie, ale napotkaa silny opr. - Nie! - Rask wypowiedzia to sowo gosem tak sabym, e zdawa si dobiega z oddali. Gdy popchna go ku schodkom, zastanawiajc si, jak zmusi go do wspicia si po nich, krzykn, a echo gucho odbio jego sowa: - Diable z nieba! Nie! Jednak nadal by pod wadz jej myli i nie mg si wyzwoli spod jej wpywu. Zacz wic wchodzi, cho kady nerw jego ciaa walczy o wolno. Szli powoli. Elossa nie widziaa nic poza wejciem. Nie prbowaa nawet uy sondy, by dowiedzie si, co tam na nich czeka. Miaa bowiem wiadomo czego innego: wok niej krya i niepokojco narastaa szalona nienawi, ktrej ju dwakro stawia czoo, a teraz rozpocz si trzeci atak. Wtem mczyzna odrzuci gow i podnis twarz ku niebu. Zawy, wyda z siebie przeraajcy, nieludzki krzyk. Elossa przestraszya si, e zerwie mentalne wizy i rzuci si na ni z bezrozumn gwatownoci sargona. Ale, chocia zawy raz jeszcze i owin j strachem i

wciekoci, jej wola zdoaa ujarzmi to, co chciao wydosta si na wolno, i wspina si dalej. Dotarli do drzwi. Rask wyrzuci ramiona i chwyci si brzegw wejcia, napiwszy wszystkie minie, jakby bya to ostateczna walka przeciw haniebnemu przeraeniu i rozpaczy. - Nie! - krzykn. Elossa przestraszya si i nawet nie wysyaa mylisondy. Zamiast tego rzucia si byskawicznie w przd i uderzya go w plecy. Sia fizycznego ataku zaskoczya Raska. Potkn si, a gowa opada mu na pier. Zgi si wp i pad bez ruchu. Elossa przecisna si obok niego i pochylia nad nim. Zacisna palce na pasie podtrzymujcym podarte odzienie mczyzny. Wytajc siy, wcigna go do rodka. A wtedy... Instynktownie zebraa si w sobie jak kto szykujcy si do obrony. Z powietrza - nie z jej myli - nadeszo posanie. Byy to sowa, ktre zrozumiaa, chocia rniy si od prawdziwej mowy Yurthw. - Witaj, jedna z rodu Yurthw. We brzemi swojego grzechu i haby i naucz si z nim y. Id wic do miejsca nauki. - Kim jeste? - spytaa cienkim, drcym gosem. Nie otrzymaa odpowiedzi. I nigdy nie otrzyma wiedziaa to w gbi swojego jestestwa. Rask obrci si na pododze i lea, patrzc na Eloss. Jego oczy znw byy wyraziste i skrzya si w nich dzika, niebezpieczna inteligencja. Podcign

si, usiad i rozejrza wok jak zwierz w klatce szukajce drogi ucieczki. Z wejcia do kopuy dobieg kolejny szczk metalu. Rask obrci si, ale nie zdy wsta. Drzwi gwatownie zamkny si; byli uwiziem. - Gdzie jestemy? - Mwi wsplnym jzykiem ukutym przez Raskw i Yurthw. Elossa odpara zgodnie z prawd: - Nie wiem. Byo tu kiedy miasto... Obserwowaa go uwanie. Byo moliwe, e niekiedy jaki wewntrzny str potrafi wymaza z pamici wszelkie lady niedalekiej przeszoci - jeli zagraay one stanowi umysu. Jego zdziwienie sugerowao, e wanie to mu si przytrafio. Przyglda si gadkim, jednolitym cianom cigncym si wzdu wskiego korytarza. Zmarszczy brwi, gdy ponownie spojrza na dziewczyn. - Miasto - powtrzy. - Nie mw mi, e jestemy w Coldath. - To jest inne miasto, starsze, znacznie starsze. Pomylaa, e by moe stolica krla-gowy, o ktrej wspomnia, moga si wznosi tutaj, gdy bya jeszcze domem dla ludzi. Pooy rk na gowie. - Jestem Stans z rodu Philbura. - Przemwi raczej do siebie ni do niej, utwierdzajc si we wasnej tosamoci. - Polowaem, a... - Dumnie podnis gow. - Widziaem, jak sza. Uprzedzono mnie, e jeli zobacz Yurtha idcego w gry, musz za nim i...

- Dlaczego? - spytaa zmieszana i zaskoczona, amic tym starodawn tradycj. - By odkry, skd pochodzi wasza diabelska moc odpar bez wahania. - Tam... musia by sargon. Dotkn doni boku, gdzie nadal mia opatrunek. To mi si jednak nie przynio. - Istotnie, by sargon - potwierdzia Elossa. - A ty to opatrzya. - Nadal trzyma do na ciele. Dlaczego? Twoje plemi i moje to odwieczni wrogowie. - Nie jestemy wam a tak nieprzyjani, by patrze, jak umiera czowiek, gdy moemy mu pomc. - Nie byo powodu wyjania mu wszystkich szczegw. - Nieprawda! Jestecie szczliwi, gdy moecie zabija! - rzuci jej w twarz. 7 - Zabija? - powtrzya Elossa. - Dlaczego tak sdzisz, Stansie z rodu Philbura? Kiedy jaki Yurth sprowadzi mier na twj rd? Gdy wasz krlgowa zapolowa na nas, przysigajc, e zabije nas wszystkich, mczyzn, kobiety i dzieci, bronilimy si nie obnaonym orem, ale iluzj, ktra na pewien czas zaciemnia umys, ale nie zabija. - Jestecie diabami z nieba. Wsta i opar si plecami o cian korytarza, patrzc na Eloss jak bezbronny czowiek w obliczu wielkiego niebezpieczestwa.

- Nic nie wiem o adnych diabach z nieba odpowiedziaa. - I nie mam zamiaru ci skrzywdzi, Stansie. Przybyam tu z pielgrzymk, to zwyczaj Yurthw, a nie by wyrzdzi zo tobie czy twojemu plemieniu. Bardzo chciaa pj dalej, usucha gosu, ktry j tu powita. Przymus, ktry przywid j w te gry i potem do kopuy, przemieni si w nieodpart potrzeb, by i dalej, tam, gdzie dowie si, czego musi si nauczy. - Zwyczaj Yurthw! - Wyglda, jakby chcia j oplu, jak ta dziewczyna w miecie. Bi z niego gniew, ale nie byo to szalestwo majce nad nim wadz tam, w ruinach. Gniew by naturalny, nie by skutkiem optania. - Tak, zwyczaj Yurthw - cicho odpara. - Musz ukoczy pielgrzymk. Czy uda mi si to w pokoju? Czy te ponownie mam ci spta myl? Wiedziaa, e nie powinna tego robi. Jej energia bya zbyt wyczerpana przez wysiek woony w ucieczk. Nie moe jednak da tego pozna po sobie. Wiedziaa te doskonale, e Raskowie, z takich czy innych powodw, obawiaj si dotknicia myl. Jednak nie czua w nim teraz strachu. Czyby zda sobie spraw, e jej groba jest bezpodstawna? - Id. - Oderwa si od ciany. - Ja pjd z tob. Odmwi mu, oznaczaoby konfrontacj albo na poziomie myli (bya pena wtpliwoci, czy zdoaaby ten pojedynek wygra), albo walk bezporedni. Chocia szczupe ciao Elossy mogo

wiele wytrzyma, myl o siowym kontakcie bya dla niej, jak dla kadego Yurtha, obrzydliwa. Dotyk, pominwszy szczeglne wypadki, by wbrew naturze Yurthw. Nie wiedziaa, co j czeka; ale nie miaa wtpliwoci, i jest to prba, test dla jej rasy. Co moe to oznacza dla intruza, dla Raska? Wyobrazia sobie puapki, jakie mog napotka, a nawet mier. Moga go jedynie ostrzec. - Jest to wite miejsce mojego narodu. Uya terminu, ktry powinien zrozumie. Chocia Yurthowie nie mieli wity, nie czcili adnych bstw ani symboli, to jednak uznawali siy dobra i za. Raskowie z kolei wznosili budowle kultu, siedziby bogw i bogi, co Yurthw w ogle nie interesowao. - Czy w waszych wityniach nie ma miejsc, do ktrych niewierzcy nie maj wstpu? Potrzsn gow. - Sale Randamu s otwarte dla wszystkich, nawet dla Yurthw, jeli si tam pojawi. Westchna. - Nie mam pojcia, jakie mog czyha tu na ciebie puapki, ale ostrzegam ci, chocia nie potrafi tego przewidzie. Podnis dumnie gow. - Nie ostrzegaj mnie, kobieto z plemienia Yurthw. Nie myl, e boj si i tam, gdzie ty. Mj rd mia kiedy siedzib w Kal-Nath-Tan. - Uczyni gest ku drzwiom, przez ktre weszli. - W Kal-Nath-Tan, ktre powietrzne diaby zabiy swoim ogniem,

wiatrem mierci. W Komnacie Paleniska w domu mojego klanu mwi, e kiedy zasiadalimy na Wysokim Stolcu tego miasta, a wszyscy wok wznosili tarcze i miecze, gdy wypowiadali nasze imi. Ja jestem ostatni, ktry nosi ten miecz i to imi. Randam nakaza, bym wszed w samo serce domostwa diabw z nieba. Inni mczyni z naszego klanu te go szukali. Tak, ledzilimy Yurthw a do tego miejsca. Jeden z kadego pokolenia jest specjalnie do tego wychowywany i przyuczany. - Sta z dala od ciany, wyprostowany, duma z wasnego pochodzenia otulaa go niczym paradny paszcz krla-gowy. - To by mj geas wyznaczony przez krew pync w moich yach. Na rwninach rzdzi Galdor. Rezyduje w wiosce z bota i kamieni. Jego rd, Stitar, nie zosta nawet wyliczony w wityni Kal-Nath-Tan. Nie jestem giermkiem Galdora. My z rodu Philbura nie zabieramy gosu w jego domu. Ale w ksidze Ka-Nath, ktra jest naszym skarbem, powiedziane jest: "W przyszych dniach powstanie nowa rasa, a oni odbuduj to, co kiedy istniao". Dlatego z nastaniem kadego nowego pokolenia wysyamy syna Philberta, by sprawdzi sowa przepowiedni. Elossie Rask wydawa si teraz wikszy, nie fizycznie, ale w emanacji ducha, ktr Yurthowie doskonale wyczuwali. Nie by to myliwy ani zwyky mieszkaniec rwnin. Odkrya w nim cech, o ktrej mylaa, i nie posiada jej aden Rask. Nie zaprzeczaa temu, co uwaa za prawd. Sam fakt, e

optaa go taka nienawi i potrzeba zemsty unoszca si tu jak chmura mgy nad bagnami, mg by spowodowany staroytnymi wizami krwi z kim dawno zmarym. - Nie odmawiam ci odwagi, ani nie przecz, e jeste spokrewniony z dawnymi mieszkacami tego miasta, ktre obdarzye nazw, ale to jest miejsce Yurthw. - Potoczya doni wok. - Yurthowie mogli stworzy zabezpieczenia... - Ktre mog dziaa przeciwko mnie - przerwa jej w p sowa. - To prawda. Ale naoono na mnie geas, e musz i za Yurthem, ktry tu przyszed. Jeszcze nigdy nikt z nas nie doszed do tego miejsca. Yurthowie ginli, a wraz z nimi wybracy rodu Philbura. Dotychczas nikt z mojego klanu nie dotar tak daleko. Nie moesz mnie teraz powstrzyma. Mog, pomylaa Elossa. Byo oczywiste, e Rask nie mia pojcia o zasigu i moliwociach kontroli myli przez Yurthw. Tyle tylko, e w niej teraz nie byo do mocy, by zdoby nad nim wadz lub choby go unieruchomi. Uwolnia si od wszelkiej troski. Skoro przysig sobie, e to uczyni, niech bierze kopoty, ktre wynikn z tego kaprysu, na swoj gow. Tym razem jej nie mona o nic wini. Eossa obrcia si i zacza i. Czua, e Stans idzie za ni. Najwyszy czas o nim zapomnie, skoncentrowa wszystko, co zostao z prawie wyczerpanego wyszego zmysu na tym, co j czeka. Cakowicie otworzya swoje myli, czekajc na przewodni znak. Oczekiwaa na, ale na nic w swym

poszukiwaniu nie natrafia. Kopua moe by pusta i martwa jak ruiny, ktre towarzysz Elossy nazwa Kal-Nath-Tan. Korytarz koczy si cian. Bya to jednak jedyna droga i musi ni i a do koca. Kiedy bya krok czy dwa od lepej ciany, mur otworzy si wzdu linii, ktrej przedtem nie dostrzega, fragment ciany odsun si w lewo i odsoni dalsz drog. Byo tam jasno. Jednak wiato nie pochodzio ani z kaganka, ani z pochodni, ale z samego korytarza. Znalaza si w owietlonym szybie, w ktrym wok pionowego supa wiy si schody. Cz prowadzia w d, a reszta znikaa w otworze nad jej gow. Elossa zawahaa si przez chwil i wybraa drog w gr. Nie wspinaa si dugo. Wkrtce znalaza si w przestronnej sali, a jej serce zaczo bi szybciej, gdy rozgldna si wok. Komnata w niczym nie przypominaa prostych i skromnych jaski Yurthw ani ich letnich szaasw plecionych z gazi. Nie przypominaa te przysadzistych, ponurych domostw Raskw. Nie bya surowa. Wzdu pokrgych cian stay stoy nakryte nieprzejrzystymi pytami. Przed nimi, w pewnych odstpach, stay krzesa. Fragment jednej ze cian by olbrzymi pyt, znacznie wiksz ni pozostae; przed ni ustawiono dwa krzesa. Zaraz za bliniaczymi siedziskami znajdowao si jeszcze jedno, wysze, przykuwajce wzrok. Nie wiedzc, co czyni, Elossa podesza do podwyszenia i opara do o porcz krzesa. Jej

dotyk zbudzi wreszcie to, czego szukaa przewodnika. Raz jeszcze rozleg si gboki gos, ktry przedtem powita j: - Ty, z plemienia Yurthw, przysza tu po wiedz. Sid wic i patrz. Ju nigdy wicej aden z was nie spojrzy na gwiazdy, ktre byy niegdy waszym dziedzictwem, teraz ujrzysz to, co uczyniono na tym wiecie i dowiesz si, jak rol odegrali w niej ci, w ktrych yach pyna ta sama krew. Gdy byo to zapisane i pochodzi ze skarbcw pamici... Elossa wspia si na przypominajce tron siedzenie. Przed ni rozpostar si szeroki ekran. Zdoaa opanowa zamt w gowie. - Jestem gotowa. Ale nie bya to prawda; wyczuwaa narastajce uczucie czego znacznie potniejszego i groniejszego ni niepokj. By to strach. Na nieprzezroczystym ekranie pojawia si iskierka wiata, ktre stopniowo rozjanio ca powierzchni, po czym wiato znikno. Spojrzaa na ogromny obszar ciemnoci, w ktrej byszczay jedynie nieliczne skupiska malekich punkcikw. - Statek kosmiczny "Farhome" w subie kolonialnej imperium, rok 7052 A.F. - gos nie nalea do czowieka - powracajcy po umieszczeniu grupy kolonizatorw na trzeciej planecie Soca Hagnaptum, trzy miesice po wylocie z bazy. Statek kosmiczny! Elossa zwilya wargi. Dostrzega gwiazdy. Nauczono j, e cho na nocnym niebie wydaj si odlege i malutkie, w rzeczywistoci s

socami, moe nawet posiadaj wasne wiaty zamknite wzorami orbit, takie jak ten, na ktrym ona si teraz znajduje. Nigdy jednak nawet nie wspomniano, e czowiek mg przemierza te ogromne, puste przestrzenie, by odwiedza inne planety. - W czasie pitego cyklu - kontynuowa gos - radary wykryy nieznany obiekt. Na ekranie pojawi si statek kosmiczny pdzcy z ogromn szybkoci. Elossa mimowolnie skulia si. - Taktyka uniku okazaa si nieskuteczna. Doszo do tragicznego zderzenia. Czwarta cz zaogi "Farhome" zostaa zabita lub ranna. Wynika konieczno ldowania na najbliszej planecie, poniewa przenonik materii zosta cakowicie zniszczony. Na szczcie w zasigu statku znajdowaa si planeta, na ktrej ldowanie byo moliwe. Teraz na ekranie pokaza si glob; stawa si coraz wikszy, a wypeni ca powierzchni. Elossa widziaa wyranie gry i rwniny. - Na ldowanie wybrano miejsce odlege od terenw zamieszkanych. Niestety, w danych dostarczonych kontroli komputerowej pojawi si bd spowodowany przez czowieka. Miejsce ldowania zostao le wybrane. Obraz znowu si zmieni. Ku Elossie pdziy teraz gry otaczajce skrawek paskiego terenu. Byo tam... miasto! Bez wtpienia byo to to samo miasto, ktre widziaa w swoim nie. Szybciej i szybciej, na

ekranie pojawiay si coraz to nowe szczegy. Spadali na miasto! - Nie! Elossa krzykna gono, a jej gos odbi si echem po komnacie. Ogie rozpostar si wielkim wachlarzem i spad na miasto. Wszystko stano w pomieniach i po chwili ekran zgas. - Przy ldowaniu zginli kolejni ludzie z zaogi cign gos. - Statku nie udao si podnie z miejsca katastrofy. Miasto... Ekran ponownie rozjarzy si i Elossa ujrzaa przeraajce sceny. Z wraenia nie bya w stanie nawet zamkn oczu. Ogie - skutek uderzenia ogromnej kuli statku - rozprzestrzenia si z miejsca, gdzie upad. - Miasto - kontynuowa gos - zostao zniszczone. Ci, ktrzy przeyli, znajdowali si w szoku. Pozostaa im jedynie dzika nienawi za to, co im wyrzdzono. Nieoczekiwany cios wypaczy ich, doprowadzi do obdu. Znaleli si w stanie szalestwa, choroby. Elossa, niezdolna choby drgn, staa si wiadkiem przeraajcych okropnoci. Ogldaa, jak oszalali tubylcy wywlekaj ze statku pozostaych przy yciu czonkw zaogi i zabijaj. Od nich, drczonych koszmarem, ktry promieniowa z martwego miasta, zacza si degeneracja zaraajca wszystkich, ktrzy zetknli si z uciekajcymi, i w kocu nastpi upadek cywilizacji.

Garstka tych, ktrzy ocaleli z katastrofy statku, zebraa si razem i przyja brzemi za, ktre wyrzdzili. Chocia zawini tylko jeden z nich, wszyscy wzili na siebie odpowiedzialno. Dziewczyna zobaczya, jak uywaj pewnych maszyn na statku, rozwanie poddajc si mocy, ktrej nie moga poj, a ktrej efektem bya szukana przez nich kara. Nigdy wicej ci poddani maszyn nie mogli wznie si ku gwiazdom. Zostali uwizieni na wiecie, ktry pogwacili, ktry zniszczyli. Jednak maszyny, ktre uniemoliwiy im latanie, day co jeszcze. Obudziy mianowicie wyszy zmys. Ludzie otrzymali ask majc pomc im znosi ciar wygnania. - Wszystko ma swoj przyczyn - mwi gos - ale Yurthowie jeszcze nie odnaleli drogi, ktr maj poda. Moe tobie, ty, ktra wanie odbya pielgrzymk, bdzie dane odnale t ciek, wyprowadzi na wiato tych, ktrzy walczyli w ciemnoci. Szukaj, bo moe to odkrycie jest ju bliskie. Gos zamilk. Elossa wiedziaa, e wicej ju do niej nie przemwi. Spyno na ni poczucie straty i samotnoci. Ukrya twarz w doniach i zapakaa. zy popyny po policzkach. Strata bya tak wielka, e nie moga si z ni rwna nawet utrata kogo z rodu. Midzy Yurthami nie istniay bliskie wizy, kady istnia sam dla siebie, zamknity w wizieniu, ktrego istoty dotd nie poja. A do tej chwili bez protestu przyjmowaa samotno, nie bdc jej

nawet wiadoma. To take, oprcz wyszego zmysu, byo srog kar zadan im przez maszyny. 8 Elossa poczua gboko, e zostaa czego pozbawiona. Czego? Dlaczego musi na nich ciy kara przechodzca z pokolenia na pokolenie? Czego wci szukaj, by sta si wolni? Jeli nie mog wrci do gwiazd, z ktrych przybyli, to dlaczego skazano ich na samotno, nawet wrd swoich? - Co mamy zrobi? - Elossa opucia donie i wpatrzya si w czer pozbawionego ycia ekranu. Nie uya mowy myli, lecz wypowiedziaa te sowa gono. Dwicznie rozbrzmiay w martwej ciszy komnaty. Elossa nie oczekiwaa adnej odpowiedzi. Bya pewna, e nie usyszy tego gosu nigdy wicej. Cokolwiek przyjdzie z rozszerzenia jej wiedzy, zrodzi si z jej wasnych myli i czynw. Powoli podniosa si z krzesa. Tak jak wyszy zmys by wyczerpany jej wysikami, by dotrze do koca wdrwki, tak teraz dziewczyn opuciy nadzieja i wiara w przyszo. Co pozostao Yurthom? Oni, ktrzy kiedy przemierzali gwiezdne szlaki, zostali na zawsze skazani na ycie w wiecie, ktry nienawidzi ich, na ycie wygnacw i wdrowcw. Co byo celem ich istnienia? Ponure i gorzkie myli wbiy si w umys Elossy, sprawiajc, e wiat wyda si szary, zimny i zy.

- Diaby z nieba! Elossa obrcia si i napotkaa wzrok Raska. Zupenie o nim zapomniaa. Czy widzia to, czego wiadkiem staa si ona - zagad wiata jego pobratymcw? Podniosa donie. - Widziae? Moe obrazy na ekranie byy przeznaczone tylko dla niej, moe zostay stworzone przez si umysu, ktrej jego rasa nie posiadaa? Zrobi ciki krok w przd. W jego oczach nie czaio si szalestwo, nie opta go aden fluid wysany przez zmarych. Mia surow twarz. Elossa nie moga wszake odczyta jego myli sond swojego umysu! - Widziaem - przerwa krtk chwil milczenia. To... - Uderzy z caej siy w krzeso, a zachwiao si. Ten... wasz... statek sprowadzi mier na miasto. I nie tylko na miasto. - Przerwa, szukajc odpowiednich sw, by by dobrze zrozumianym. - Bylimy wielkim narodem, widziaa? Nie mieszkalimy w niezdarnie skleconych chatach jak dzi. Czym bylimy, czym moglimy by, gdyby to si nie stao? Dziewczyna zwilya wargi koniuszkiem jzyka. Nie znalaza odpowiedzi na jego pytanie. Faktem byo, e miasto, ktre ujrzaa we nie i na ekranie, byo wspanialsze ni jakiekolwiek inne istniejce teraz na tym wiecie. Rwnie bez wtpliwoci moga przyzna, e Stans rni si od Raskw, ktrych

znaa. Jest w nim prawdopodobnie co z potgi tych, ktrzy wznieli Kal-Nath-Tan. - Bylicie wielkim narodem - przyznaa. - Miasto umaro, a przeraeni ludzie pogryli si w rozpaczy. Ale... - ponownie zwilya wargi - co si stao potem? - Jej umys zacz powoli otrzsa si z cikiego balastu alu i rozpaczy, ktre zaciemniay myli. - To wszystko zdarzyo si bardzo dawno temu. W cigu paru lat przyroda nie zdoaaby pochon ruin ani zasypa tego statku. Dlaczego twoi ziomkowie nie odnaleli swojej drogi w gr? Mieszkacie w lepiankach, obawiacie si wszystkiego, co jest inne od was, nie staracie si nic zmieni w waszym yciu i w was samych. Dlaczego? Zmarszczy brwi, otworzy usta, jakby chcia jej przerwa. Poczua wzbierajc w nim wcieko, jednak jego rka kurczowo zacinita na porczy krzesa nieco zwolnia ucisk. - Dlaczego? - powtrzy. Pomylaa, e nie pyta jej, lecz samego siebie. Zapanowao dugie milczenie. Stans przesun peen napicia wzrok z Elossy na martwy ekran nad jej gow. - Nigdy o tym nie mylaem... - powiedzia niskim gosem, w ktrym brzmia narastajcy gniew. Dlaczego? - Teraz da odpowiedzi od ekranu. Dlaczego ugrzlimy w bocie i w nim tkwimy? Dlaczego nasze plemi zgina kolana przed krlemgow takim jak Galdor, ktry dba jedynie o to, by

napeni swj brzuch i posi kolejn kobiet? Dlaczego? Powtrnie skierowa swj wzrok na dziewczyn. Wzbieraa w nim dziko, jakby chcia si swej woli wydrze z niej odpowied. - Zapytaj o to Raska - rzeka Elossa - a nie Yurtha. - Wanie, Yurtha! Popenia bd, skupiajc jego uwag na sobie. Na szczcie jego gniew nie by wielki. - Co wy macie, Yurthowie? - Obserwowa j ostronie, jakby spodziewa si, i lada chwila wycignie bro. - Co macie takiego, czego my nie posiadamy? yjecie w jaskiniach i chatach z gazi, nie lepszych ni legowiska roga czy sargona. Nosicie na sobie szorstkie ptno jak nasi robotnicy na polach. Nie macie si czym pochwali! A jednak chodzicie wrd nas i nikt, pomimo nienawici, nie podniesie na was rki. Tkacie czary. Czy yjecie zatem wrd czarw, kobieto Yurthw? - Moglibymy, ale tego nie czynimy. Jeli ktry z nas oszuka si sam, to traci wszystko. Elossa nigdy tak naprawd nie rozmawiaa z Raskiem, poza krtk wymian sw w drobnych sprawach jak targowanie si z kupcami o miso. To, co powiedzia Stans, byo niewtpliwie zagadk. Rozejrzaa si po komnacie. Bya dzieem rk Yurthw, tych samych Yurthw, ktrzy teraz mieszkaj w jaskiniach i chatach znacznie prymitywniejszych ni domostwa Raskw. Elossa miaa na sobie strj z wasnorcznie utkanego

ptna, sztywny i niemal bezbarwny. Nigdy dotychczas nie przyjrzaa si ani sobie, ani innym Yurthom. Teraz zastanowia si nad tym po raz pierwszy. Ich ycie niewtpliwie byo surowe i ponure. Czyby stanowio to cz naoonej na nich kary? Taki sam czas upyn zarwno dla Yurthw, jak i dla Raskw. Nawet jeli Raskowie nie odzyskali tego, co stracili, to Yurthowie nie uczynili nic, co mogoby zagodzi kar. Czy obie rasy maj tak y w nieskoczono? - Oszuka si? - Stans wdar si w jej myli. Czyme jest oszustwo, kobieto Yurthw? Czy my Raskowie, mwimy, e zabrano nam wspaniae rzeczy, wic nie odwaymy si wznie na taki poziom raz jeszcze? Czy to jest nasze oszukiwanie si? Jeli tak, to wanie stawiamy czoo prawdzie i nie uciekamy od niej. A wy, Yurthowie, wy, ktrzy mielicie gwiazdy, czy dlatego, e jeden z was dawno temu popeni bd, na zawsze chcecie nosi pitno winy? Elossa wzia gboki oddech. Wyzwa j na pojedynek. By moe Yurthowie duo zyskali wraz z obudzeniem wyszego zmysu, ale moe przyjmowali od ycia tyle, ile mogli oczekiwa. Ma zatem swoje pytanie. - Nigdy wczeniej nie zadawae sobie tych pyta, Stansie z rodu Philbura?

Nadal marszczy brwi, ale odgada, e nie ona jest tego przyczyn. Szuka jakiej myli, ktrej nigdy przedtem nie udao mu si posi. - Nie, kobieto Yurthw. - Nazywam si - przerwaa mu dziwnie rozdraniona sposobem, w jaki si do niej zwraca - Elossa. My nie rozrniamy rodw. Wydawa si zaskoczony. - Mylaem, a przynajmniej tak si wrd nas mwi, e Yurthowie nigdy nie wypowiadaj swoich imion. Tym razem to on j zaskoczy. To, co rzek, byo prawd! Nigdy nie syszaa, eby Yurth i Rask wymienili w rozmowie swoje imiona. Raskowie, zwyczajowo, nie kryli si ze swoimi imionami i imieniem pierwszego przodka ich rodu. Wyjawia swoje imi, bo nie chciaa, by nazywa j "kobiet Yurthw". Wiedziaa, i wrd Raskw uchodzi to za obelg. - Bo nie mwi - powtrnie z nim si zgodzia - tym spoza klanu. - Ale przecie ja nie jestem z twego klanu - upiera si. - Wiem. - Podniosa palce i mocno przycisna je do skroni. - Nie wiem, co si dzieje. To... to jako inaczej. Kiwn gow. - Tak, Yurth i Rask, normalnie powinnimy ze sob walczy. Ja... taki byem wczeniej. Teraz ju nie. Jego zdumienie byo wyrane. - W Kal-Nath-Tan panowao przeraenie, ktre we mnie wstpio i

zmuszao do robienia takich rzeczy. To nie byem ja, jednak cieszyem si z tego. Teraz mog si temu tylko dziwi i potraktowa to jako cz ciemnoci, ktra zawsze tu istniaa. Nie prosz ci o wybaczenie, Elosso - zajkn si nieco, wymawiajc jej imi - bo kto wychowany do spenienia pewnego zadania musi je wykona najlepiej, jak potrafi. Ujrzaem tu wskaza na ekran - pocztek naszej nienawici i po raz pierwszy zobaczyem co, czego jeszcze nie potrafi poj. Brak nam czego i dlatego nadal ryjemy w ziemi i nie mamy marze. Czy sny s iluzjami, Elosso? Twoja rasa rozpociera je, by was chroniy. Wydaje mi si, e sny mog lepiej suy czowiekowi. Aby sta si wielkim, trzeba mie co wicej ni przytpione myli skoncentrowane tylko na sobie i ziemi, po ktrej si stpa. Wy, Yurthowie, podbilicie gwiazdy. Nie jestecie diabami z nieba, cho tak was nazywamy. Teraz to wiem. Jestecie tacy sami jak my. Rwnie nicie o dalekich podrach, rwnie pragniecie, aby speniy si wasze marzenia. Gdzie s teraz w tobie te marzenia, Elosso? Czy zostay zabite przez poczucie winy i grzechu? O czym innym, poza sob i ziemi, po ktrej stpasz, mylisz? - Prawie o niczym - odpara cicho. - To prawda, e szukamy znaku we wszystkich snach, ale nie zmieniamy swojego ycia. Jestemy tak samo sptani odwiecznymi strachami i przeznaczeniem jak wy. W naszych umysach przechowujemy wiedz, cho

bardzo ograniczon. Dla nas Raskowie s obcymi. Ale dlaczego tak jest? - Zawahaa si. - Dlaczego? Ot dlatego, e najpierw ci, ktrzy przeyli katastrof, ogarnici szalestwem zabijali was. Potem, gdy zmienia si moc waszych umysw, zaczlicie myle o nas nie inaczej jak o zwierztach z lasu. Obydwoje, tu i teraz, mwimy prawd, bo czy nie jest to prawda? Bylimy gorszymi stworzeniami, zawsze przeganianymi tam i z powrotem na wasze rozkazy, gdy przecilimy wam drog albo w jakikolwiek inny sposb zwrcili wasz uwag. Czy nie rozumiesz, e majc o nas tak opini, przyjlicie i pielgnujecie cie zrodzony w Kal-Nath-Tan? Elossa przyja logiczno jego sw. Gorycz ze straty miasta oraz przybycie rasy przemierzajcej kosmos zniszczyy, a nastpnie stworzyy nowy sposb mylenia. Jake aroganccy byli i s Yurthowie! Zamknli si w tej arogancji, szukajc, jak si im wydawao, pokuy w swym wygnaniu i surowoci ycia. Ale ich czyny byy bezpodne, nic niewarte. Przyjli za pewnik, e nie mog y z Raskami w pokoju i e maszyny zmieniy ich nieodwracalnie, ale z czasem mogli przecie zacz szuka kontaktw, odda swoje talenty na usugi Raskw, zamiast uywa wyszego zmysu do bezproduktywnej nauki. Duma z mczestwa bya ich staym bdem. Po raz pierwszy Elossa zrozumiaa, czym jest ycie Yurthw i poczua al, e nie jest inaczej.

- To nie tak - powiedziaa ze smutkiem. Osdzilimy was, a wy mielicie prawo osdzi nas. Pokuta jest konieczna, ale s te inne formy naprawiania krzywd. Wybierajc nasz egoistyczny sposb, jedynie pogorszylimy spraw. Dlaczego nigdy nie dostrzeglimy tego? - dokoczya z pasj. - A dlaczego my nie spostrzeglimy, e leymy w pyle tylko dlatego, e pozwolilimy si pogrzeba przeszoci? - rzek. - Nie potrzebowalimy Yurthw, eby si podnie z upadku. Nikt jednak nawet nie sprbowa pooy kamienia wgielnego. Zamknlimy si w naszej dumie, my z rodu Philbura, spogldajc cigle wstecz i szukajc zemsty za pozbawienie nas naszego tronu. Bylimy lepi i szukalimy po omacku. - My te bylimy lepi, lecz nawet nie szukalimy zawtrowaa mu. - Tak, posiadamy talenty, ale nie wykorzystujemy ich w peni. Co by si stao, gdybymy podporzdkowali je uwolnionej woli i yciu? Czua, jakby budzia si z narkotycznego snu, w ktrym spdzia cae ycie, budzia si, by zrozumie czekajce j szans. Wszake bya tylko ona. Przeciw niej staa tradycja i zakorzenione zwyczaje, by moe to zbyt potny mur, by moga go zburzy. - Dokd teraz pjdziemy i co zrobimy? - Czua si zagubiona, zrozumiawszy, e nowa wiedza okazaa si jeszcze ciszym brzemieniem. - To pytanie dotyczy nas obojga - zgodzi si. Nie by ju spity. Stan przed ni. - lepcy nie zawsze

chtnie witaj ofiarowane im wiato. Musz tego chcie, inaczej bd si ba. A strach karmi zo i nieufno. Midzy nami ley zbyt wielka przepa. - Czy nigdy nie uda si przerzuci przez ni kadki? Czua si coraz bardziej zagubiona. Po czci to uczucie przypominao tamto, ktre j opanowao, gdy ujrzaa poegnanie Yurthw z gwiazdami. Czy maj na zawsze pozosta uwizieni w wskiej rozpadlinie swojego bdu i le pojtej odpowiedzialnoci? - Myl, e si da, ale dopiero wtedy, gdy Yurth i Rask bd mogli rozmawia twarz w twarz, wyrzuciwszy przeszo z serca i umysu. - Tak jak my to zrobilimy? Stans kiwn gow. - Tak jak my zrobilimy to tutaj. - Jeli - powiedziaa powoli - powrc do mojego klanu i powiem im, co si wydarzyo, nie wiem, czy zechc wysucha mnie z otwartymi umysami. Tu s iluzje. My oboje spotkalimy je na swojej drodze, lecz pokonalimy je. Ci, ktrzy byli ju na pielgrzymce, musieli rwnie natkn si na nie. Dlatego potwierdz, e otoczya mnie subtelna, lecz miertelna iluzja. I - Elossa bya szczera nie tylko z nim, ale i z sam sob - myl, e wanie to powiedz. - Jeli ja - wyzna - wrc do swojego rodu i bd gosi pojednanie z Yurthami, zgin. Powiedzia to wprost, a ona nie wtpia, e mwi prawd.

- Ale jeli powrc i nie opowiem tego, czego si dowiedziaam - kontynuowaa Elossa - zdradz najwaniejsz i najlepsz cz siebie, gdy powiadcz kamstwu, ktre zburzyabym, mwic prawd. Nie moemy kama i jednoczenie pozosta Yurthami. To tragiczna cz brzemienia naoona przez wyszy zmys. - A jeli ja powrc i zostan zabity za prawd umiechn si nieznacznie - to co przez to zyska moje plemi? Wyglda na to, e musimy kama wbrew sobie, lady Elosso. A jeli jest prawd, e nie wolno ci kama, to przed tob co znacznie gorszego. - S tu gry - powiedziaa z zadum - i mog y samotnie. To jest we krwi Yurthw, nie potrzeba nam mikkiego oa ani obfitego poywienia. Kto wie, co stanie si w przyszoci? Moe kolejny Yurth uda si na pielgrzymk i moe zobaczy to samo co ja. Z malekiego ziarenka wyrasta wysokie drzewo. - Nie musisz by sama. Nasze zrozumienie jest gbokie i rzeczywiste. Moe troch wsplnego mylenia pomoe nam dojrze, co zrobi, bymy przestali y na wiecznym wygnaniu. Wiem, e Yurthowie wol mieszka samotnie. Czy nadal to podtrzymujesz, moja pani? Uy zwrotu Raskw wysokiego rodu kierowanego wobec rwnych sobie. Spojrzaa na niego zdziwiona. Wycign ku niej swoje rami. To co uczyni, byo sprzeczne ze wszystkim, czego jej zawsze uczono.

Lecz czy to wanie nie ta wiedza sptaa j i ca ras? Czy nie naley tego zniszczy? - Nie upieram si przy niczym, co mogoby uwizi umys w faszywym myleniu - odpara. Powoli wycigna do, walczc z obrzydzeniem. Jej ciao dotykao obcego ciaa. Byo jeszcze tyle rzeczy, z ktrymi bdzie musiaa walczy i ktrych bdzie musiaa si nauczy. A zatem czas rozpocz nauk. 9 Ostry wiatr zawodzi i jcza wrd aosnych ruin Kal-Nath-Tan, unosi py jaowej ziemi, by dooy go do kopca, ktry prawie do poowy pokry ju statek mierci. Elossa, przywyka do ycia w wysokich grach, znaa dobrze oddech wiatru, jednak zadraa, gdy stanli u stp schodkw prowadzcych do staroytnego pojazdu Yurthw. Martwi j nie tyle chd powietrza, ile nieprzyjemne wewntrzne zimno. Przybya tu zgodnie ze zwyczajem swojego narodu, aby pozna sekret Yurthw. I oto przed ni bardzo trudny wybr. Dowiedziawszy si o istocie brzemienia, ktry mier naoya na jej ras, Elossa rozmylnie postanowia nie dochowa starodawnego nakazu i wraca do swojego klanu, lecz wymyle nowy sposb, odnale inn drog, ktra doprowadzi Yurthw do pojednania z Raskami, a przeszo pozwoli zasypa tak, jak stao si to z Kal-Nath-Tan i kulistym wehikuem.

- Bdzie brzydka pogoda. - Nozdrza Stansa zadrgay. - Bdziemy potrzebowa schronienia. Elossa nadal nie wierzya, e ona i Rask mog ze sob rozmawia, jakby byli z jednej rasy i klanu. Tym ostroniej trzymaa na wodzy mow myli, wiedzc, e gdy o tym zapomni, moe niewiadomie sprbowa porozumiewa si bez sw. Dla Raska taki rodzaj kontaktu byby straszny i odraajcy. Musi powoli i uwanie uczy si, skoro zawarli ten niepewny pakt. Stans twierdzi, e pochodzi z rodu, ktry niegdy rzdzi w Kal-Nath-Tan, i e zosta wychowany i wyszkolony, by mci si na Yurthach. I oto sta si pierwszym ze swojej rasy, ktry wszed do wntrza na wp zasypanego statku i tam dowiedzia si prawdy o tym, co wydarzyo si tu dawno temu. Poznawszy prawd, rozwanie odrzuci zapiek nienawi, poniewa by wystarczajco inteligentny, by zrozumie, e chocia zagada miasta bya wynikiem bdu jednego Yurtha, to jednak wszyscy Yurthowie wzili win na siebie. Co si wydarzyo od tamtej pory? Oderwali si od cywilizacji, ktr ongi znali, i wybrali mniej wspaniae ycie. Yurth i Rask. Ciao Elossy wzdragao si przed bliszym kontaktem ze Stansem. On z kolei z pewnoci dostrzega w niej wiele nienaturalnych, a moe nawet odpychajcych cech. Nie patrzy na ni, lecz na odlege wzgrza i acuch gr, ktre cigny si po drugiej stronie doliny, tam gdzie kiedy wznosio si Kal-Nath-Tan. By tak wysoki jak

Elossa, mia ciemniejsz skr i krtko przycite, czarne wosy. Ubrany by w skry i grube weny jak myliwy, ale bro mia jak wdrowiec z nizin. Przyzwyczajona do norm przyjtych wrd Yurthw Elossa nie potrafia oceni, czy mona nazwa go przystojnym czy nie. Ale jego zdecydowanie, potg ducha i stanowczo przyja za pewnik. - Mamy jeszcze czas - powiedziaa powoli. Zanim do koca zwerbalizowaa swoj myl, Stans jakby wtajemniczony w mow myli, odpar: - Aby zapomnie to, co widzielimy i usyszelimy, pani? Aby wrci do tych, ktrzy s wiadomie lepi i uparci jak dzieci i odrzucaj wszelk wiedz? Nie. Potrzsn gow. - Ja nie mam ju wicej czasu. Tam... - wskaza odlege wzgrza - znajdziemy schronienie. Musimy niezwocznie tam dotrze. Na tych wysokociach zima przychodzi szybko, a niene burze nadcigaj niespodziewanie. Stans nie zaproponowa, by ukryli si w statku albo w komnacie w kurhanie, gdzie byli uwizieni. Wiedziaa, e ma racj, dokonujc takiego wyboru. Oboje musz uwolni si od staroytnego ciaru. Jedynie z dala od ladw przeszoci mog stawi czoo temu, co przed nimi. Wyruszyli wic razem. Drzwi statku zamkny si za nimi, piecztujc sekret a do nastpnego razu, gdy pojawi si pielgrzymujcy Yurth. By moe on te zrozumie, e prawda przeszoci nie moe ju duej zabija przyszoci. Nad ich gowami zebray si chmury, wiatr wzmg si i wia im w plecy, gdy

przemierzali dolin, jakby chcia odcign ich od ruin. Stans szed ostronie, badajc teren oczyma, jakby spodziewa si ataku. Elossa uwolnia delikatn myl-sond. Nie byo tu ycia. Ale czua, e najlepiej nie ciga uwagi swojego towarzysza na jej talent, ktrego jego rasa tak nienawidzia i obawiaa si. Na szczcie bya to ziemia jaowa, pozostawiona jedynie zmarym. Stans szed w tempie, do ktrego z atwoci moga si dostosowa, poniewa Yurthowie byli ras wdrowcw. Nie przemwi ju wicej, a i ona te nie widziaa powodu, by przerywa cisz, ktra midzy nimi zapada. Ich porozumienie byo zbyt wiee, zbyt kruche. Elossa nie chciaa wystawia go na prb. Zmierzch ju dawno zapad, gdy wreszcie dotarli do podna gr; teraz byo je wida wyranie. Wyglday tak samo ponuro i jaowo jak rwnina, po ktrej podrowali. Stans zatrzyma si i wskaza rk na lewo, gdzie pitrzyy si wysokie gazy. - To moe by dobre schronienie przed wiatrem, dopki nie zmieni kierunku - przemwi po raz pierwszy, odkd opucili ruiny miasta. - To najlepsze schronienie, jakie moemy tu znale. Elossa spojrzaa na kamienie z pewnym wahaniem. Miaa prawo przypuszcza, i nie s one wytworem natury, lecz raczej pozostaoci dziaania czowieka. Pamitaa, e mog si tu czai iluzje. Pomimo e s tylko halucynacjami, ktre wyszkolony Yurth z atwoci potrafi kontrolowa, ich niezwyka

realno moga wywoa strach, a strach moe zami nawet najbardziej zdyscyplinowany umys. Stans mia racj, nie mog i dalej, gdy noc zapada tak szybko. Trzeba znale schronienie przed wiatrem. To s tylko kamienie, pomylaa Elossa. Jeli bya w nich jakakolwiek emocja wystarczajco silna, moga przywoa iluzje. Elossa musiaa uzbroi si w prawd, by mc odegna wizje, jeli si pojawi. Ukryli si wrd wskazanych przez Stansa gazw, chronic si przed lodowatymi podmuchami wiatru. Elossa otworzya torb podrn. Teraz musz upora si z problemem jedzenia i picia. Zapasy, ktre jej pozostay, byy skpe i wystarczyyby dla jednej osoby zaledwie na par dni. Ostronie przeamaa suchar z gruboziarnistej mki i poow podaa Stansowi. W butelce byo troch wody, ale powinni j oszczdza, dopki nie znajd jakiego potoku lub rdeka. Nie odrzuci jej daru i jad powoli, jakby wiedzia, e nie wolno straci najmniejszego okruszka. Popi niewielk iloci wody, a nastpnie kiwn gow w kierunku wzgrz. - To Naxes. Woda i zwierzyna... A take... - przerwa, jakby jego wasne myli stay si zagadk. Potar doni czoo i kontynuowa, ale mwi bardziej do siebie ni do siedzcej obok dziewczyny. - Jest tam jaskinia, Usta Atturna. - Usta Atturna - powtrzya, gdy umilk. - Co wiesz o tym miejscu?

Tradycja jego rodu uczynia go stranikiem KalNath-Tan. Czyby wiedzia te, co ley nad miastem? Zmarszczy brwi. - Co wiem - powiedzia ostro, jakby chcia j powstrzyma od zadawania kolejnych pyta. Owinici paszczami zasnli wrd kamieni. Raptem Elossa zostaa wyrwana ze snu wewntrznym ostrzeeniem. Nad ni sta gotowy do ciosu Rask, niemal niewidoczny w ciemnociach nocy. Nad jego gow bysn niky refleks wiata. Stans trzyma w rku obnaony n. Elossa przetoczya si w bok. N trafi w miejsce, gdzie przed chwil leaa, a mia zagbi si w jej ciele. Utkwiwszy w ziemi, wytrci Stansa z rwnowagi. Elossa przekrcia si znowu, chowajc si za jeden z kamieni. Wstaa i chwyciwszy lask, czekaa; serce gwatownym biciem wprawiao jej ciao w drenie. Bezlitonie wysaa dotknicie myli. Dziko umysu, ktr odkrya, bya rwnie przeraajca jak sam atak. Byo w nim czyste szalestwo. Przeraenie i strach wypeniay umys Raska. I wychwycia znieksztacony obraz potwora. Stans... on myla, e to ona! - Stans! - wykrzykna gono jego imi, chcc w ten sposb go obudzi. Wydao si jej bowiem, e tylko czowiek nicy straszliwy koszmar moe by tak zdezorientowany. W odpowiedzi usyszaa krzyk; dziki i zwierzcy. Zobaczya Stansa uciekajcego wrd gazw. Bieg wprost w czer nocy.

Trzsc si, Elossa pooya do na gazie, za ktrym si ukrya. Co si stao? Moga si jedynie domyla, e strach, ktry wypeni j wczeniej na myl, e te gazy mog wywoywa iluzje, sta si rzeczywistoci - kamienie stworzyy iluzje dziaajce na umys Raska. Nie byo sensu za nim biec. Jeli te gazy byy rdem jego przeraenia, to gdy wydostanie si spod ich dziaania, wrci do rwnowagi. Otworzya szeroko umys, posaa sond trwajc zaledwie chwil, gdy nie chciaa prowokowa si, ktre mogy tu drzema. Stans nadal ucieka. Elossa uoya si pod oson gazw. Pod jej delikatnym sondaem pozostaway nadal ska. Wydawao si, e wyzwalaj iluzje zagraajce jedynie Raskowi. Chocia bya niespokojna i chciaa czuwa, ponownie zapada w sen. Po raz drugi obudzia si w poczuciu niebezpieczestwa. Otworzya powieki, natychmiast odzyskujc wiadomo, by przekona si, e tkwi w jakim niezwykle realistycznym nie. Nie bya to rwnina, gdzie wrd gazw uoya si do snu. Staa, oparta na lasce, w wskim jarze midzy dwoma acuchami gr. Nie opodal dostrzega uschnity krzak, a za nim, na wprost niej, szykowa si do skoku sargon. Jego warczenie odbijao si od gr gronym echem. Bestia bya moda, moe z tegorocznego miotu. Jednak nawet tak mody sargon by gronym przeciwnikiem dla kadego czowieka. I, co gorsza, zdawa si wiedzie, e Elossa jest bezbronna.

W przeraeniu Elossa wezwaa potg kontroli myli. Tym razem jej wywiczona myl okazaa si zbyt wolna. Nie moga powstrzyma krwioerczej bestii... Powietrze przeszy przenikliwy, piewny dwik. apy sargona zadray, jakby zbiera siy, by si na ni rzuci. Nagle zawy. W jego gardle utkwi grot strzay wystrzelonej z kuszy. Elossa skierowaa na stworzenie ca moc swojego talentu. Jednoczenie rzucia si w bok, tak jak wtedy, gdy zdoaa unikn ataku Stansa. Sargon rykn, chwyci ap gardo, z ktrego tryskaa czarna jucha. Elossa przywara do skay. Od bestii dzieli j tylko wty krzaczek, ktry potwr mg z atwoci pokona. Nadal z caych si atakowaa go myl. Pomimo to sargon rzuci si przed siebie. Krew trysna z jeszcze wiksz moc. Ze wistem nadleciaa druga strzaa i trafia w ciao oszalaej bestii. Utkwia pod przedni ap. Tryskajc krwi, sargon zatoczy si, ale szykowa si do nastpnego skoku. Elossa nie bya w stanie kontrolowa tego dzikiego, obcego umysu. Nikt nie zdoa zmusi sargona do czynw wbrew jego woli albo... By moe niebezpieczestwo mierci przypieszyo myli Elossy. Zaprzestaa wysikw, by odwrci od siebie uwag potwora. Zamiast tego, z ogromn energi wyzwolon w obliczu zagroenia, Elossa stworzya iluzj. Druga Elossa (niezbyt dokadnie odtworzona, ale podobna do niedoszej ofiary i

znajdujca si w zasigu wzroku sargona) stana przed zwierzciem. Iluzja obrcia si i zacza ucieka. Przeraliwie ryczc z blu i pragnienia krwi, sargon ruszy w pocig. Wwczas sta si lepszym celem dla niewidzialnego kusznika. Ze wistem trzecia strzaa odnalaza swj cel. Sargon rzuci bem i wyda potworny ryk, a na ziemi buchna kolejna fontanna krwi. Bestia zrobia krok i pada. Chocia potwr usiowa si podnie, jego koniec ju nadszed. Elossa opara si o ska. Ostatni zryw jej talentu osabi j tak, jak si to jeszcze nie zdarzyo od pocztku szkolenia. Bdzie potrzebowaa dugiego odpoczynku, zanim zdoa ponownie przywoa choby najmniejsz si myli. Z gry posypay si kamienie i ziemia. Podniosa gow. W kamiennej lawinie zelizgiwa si Stans. Elossa nie bya w stanie odczyta jego nastroju, nie teraz. Pomylaa jedynie, e jeli chciaby jej krzywdy, to mg przecie pozwoli sargonowi dokoczy swego dziea. Czy moe odwiecznie wpajana w niego ch zemsty nakazywaa mu wasnorcznie zabra ycie Yurtha? Staa bez ruchu. Nie moga ucieka, choby nawet chciaa, gdy opucia j caa energia. Stans przystan, patrzc ponad ciaem sargona. Bez sowa przyklkn, wyszarpn z drcego jeszcze cierwa strzay i uwanie je oglda. Nadal nie spojrza na Eloss. Tak jakby bya niewidzialna. Nic te nie mwi. Co si teraz stanie? Ponownie obudzia si w niej nieufno do Raska. By moe przepa

pomidzy ich rasami jest tak ogromna, e nie zdoa jej pokona adna doza dobrej woli. Wsadziwszy strzay do koczana, Stans wsta. Teraz na ni popatrzy. W jego ciemnej twarzy byo co, czego nie potrafia odczyta. - ycie za ycie. Wymwi te trzy sowa jakby wbrew swojej woli. Co mia na myli? Czy bya to jego zapata za pomoc, jakiej mu udzielia po starciu z podobn besti w drodze do Kal-Nath-Tan? A moe ocali j teraz, bo nie udao mu si zabi jej w nocy i chcia wymaza to z pamici? Czua si bezradna, nie mogc wysa myli-sondy, aby pozna prawd. - Dlaczego - przemwia wreszcie - dlaczego podniose na mnie n? Czy twoja odwieczna nienawi jest nadal tak potna, Stansie z rody. Philbura? Otworzy usta, by jej odpowiedzie, ale zrezygnowa. Wyczuwaa w nim ostrono jak przy spotkaniu z wrogiem. - Dlaczego musisz mnie zabi? - spytaa ponownie. Powoli pokrci gow. - Ja nie zabijam - zacz i podnis dumnie gow. Starli si wzrokiem. - To nie byem ja. To nawiedzona ziemia. Kryje sekrety, o ktrych my, Raskowie, dawno zapomnielimy, a o ktrych nawet wy, Yurthowie, ze swoimi ciemnymi mocami nigdy nie syszelicie. Moim ciaem owadna czyja wola. Gdy nie zdobya tego, co chciaa, zostawia mnie. Ja... - Zmarszczy brwi. - To co innego. Nikt z

naszych, jakich znam, ani nie Yurth... To jest bardzo grone, i to dla nas obojga. W istocie ten wiat mg kry w sobie rne sekrety. Elossa spojrzaa na wznoszce si dokoa wzgrza. Mogli zawrci, skry w gbi umysu swoje myli, wszystko to, co si wydarzyo, wszystko, czego dowiedzieli si o sobie i swoich rasach. Ale nie wydawao si to moliwe. Dalsza wdrwka oznacza wypraw w nieznane. Narastaa w niej pewno, i jest to jedyna rozsdna decyzja. - Musimy i dalej - powiedzia Stans. - Tu jest co jak Kal-Nath-Tan, co przyciga. A moe to przyciganie nie dziaa na ciebie, pani? Wiem, e teraz moesz mi nie ufa, ale w pewien sposb jestemy ze sob zwizani. Elossa staraa si przywoa swj dar, by osdzi, co on faktycznie czu. Bya jednak zbyt wyczerpana. Jeli pjdzie dalej, oznacza to bdzenie po omacku, dopki nie odzyska swojej energii. - Znalazem wod i ciek do Ust - powiedzia. - To niedaleko std. - Zatem ruszajmy. - miao podja decyzj. 10 Wic to byy Usta. Elossa poprawia na ramieniu rzemie torby z prowiantem, wpatrujc si w otwr przed sob. Byo to wejcie do jaskini. Niewtpliwie na dzieo natury naoya si praca rk ludzkich. Cz skay zostaa wygadzona i wyryto na niej

dziwne, przypominajce maski, twarze. Wyday si jej jedn twarz wyraajc rne uczucia. Zadaa pytanie swojemu towarzyszowi, przerywajc cisz, ktra zapada, gdy zaczli wspina si ku temu miejscu: - Nazywasz to Ustami Atturna, kim wic lub czym jest Atturn? Stans nawet na ni nie spojrza. Zafascynowany patrzy w czarn szczelin Ust, gdzie wiato dnia nie miao dostpu. Nie odpowiedzia od razu, jakby nie dosysza jej pytania. - Atturn? - Powoli, niechtnie obrci gow. Atturn, pani, nie wiem. Jest to miejsce mocy dla rodu panujcego w Kal-Nath-Tan. - Potar doni czoo. - Jedna z waszych legend? - nalegaa Elossa. Zanim wejdzie do rodka, musi dowiedzie si jak najwicej. - Ja... Nie, nie syszaem o tym miejscu. Ale jak to moliwe? - Najwyraniej zadawa te pytania sobie. Znaem drog do tego miejsca, wiedziaem, e tu jest, e to schronienie. Powiedz, skd to wiedziaem? Tym razem pytanie skierowa do niej. - Czasem usyszane historie zapadaj w pami gboko, a dopiero przypadkowe zdarzenie przywouje je ponownie. Jeeli rd Philbura zosta, tak jak powiedziae, obroc sekretw Kal-NathTan, to moe jest to kolejny fragment wiedzy, ktry przyje, nie bdc tego wiadomym.

- Moe - nie wydawa si przekonany. - Wiem jedynie, e musiaem tu przyj. - Zrobi krok w przd, jak kto wykonujcy rozkaz, ktremu nie sposb si sprzeciwi, i przeszed pod sklepieniem skalnych wrt, wprost w ciemno Ust. Elossa postanowia dokona jeszcze jednej prby. Chocia jej zasoby energii byy znikome, wiedziaa, e musi znale do siy na t ostatni prb. Wezwaa myl-sond i posaa j w gb jaskini. Natychmiast namierzya Stansa, cho wcale nie usiowaa si z nim skontaktowa - by jedynie zapisem wiadomoci. Byy tam te i mn formy ycia, ale znacznie sabsze - moe jakie owady albo inne zwierzta, dla ktrych Usta stanowiy teren polowa i schronienie. Poza tym nie napotkaa tam adnego duego stworzenia ani czowieka. Nieco uspokojona podya za Stansem w ciemno. Za niewielkim krgiem wiata tu przy wejciu panowaa czer. Nie bya to jaskinia, lecz raczej wejcie do tunelu. - Stans! - Przystana, obawiajc si i samotnie, na olep. Z pewnoci s tu jeszcze inne pieczary, do ktrych, zgodnie ze starymi obyczajami, nie wchodzi si. Tak mao wiedziaa o wierzeniach Raskw! Uczono j, e istniao co, w co wierzyli wszyscy Raskowie. Ot byli przekonam, e miejsce, ktre byo centrum jakiegokolwiek doznania emocjonalnego (dotyczyo to wity i staroytnych siedzib) z biegiem czasu zaczynao emanowa moc przycigajc tych, ktrzy potrafili j odczu.

Elossa, pamitajc o tym, zamkna swj umys. Dopki si nie upewni, e nic takiego tu nie istnieje, bdzie musiaa polega jedynie na innych zmysach. Poczua si zagubiona i zawahaa si przed wejciem w gb ciemnego korytarza. - Stans! - zawoaa ponownie. - Hooooo! - Dwik by tak daleki i znieksztacony, e nie bya pewna, czy to gos Raska. - Choood! Elossa ruszya ostronie i powoli. Kusio j, by uy swojego talentu. Gdy jej oczy przywyky do ciemnoci, zobaczya sabe wiecce punkciki wzdu ciany. Jeden poruszy si, przystana wic zdumiona i przyjrzaa si uwaniej. W pajczynie rozpaczliwie szamotaa si ma lub jakie inne skrzydlate stworzenie wielkoci doni. To wanie nitki pajczyny wieciy bladym blaskiem. Nagle na szamoczcego si owada spada z impetem czarna kula. Elossa wzdrygna si. Dostrzega inne podobne punkciki wiata. Przypuszczaa, e pajczyny zostay utkane rozmylnie jako puapka dla nierozwanych. Ich blask mia zwabia ofiary. Trzymaa si z dala od zasnutych pajczynami cian i powoli sza dalej. Teraz jej jedyn broni bya laska, wic wycigna j przed siebie i omiataa przestrze, by upewni si, e droga wolna. Wyobrania malowaa obraz pajczyny tysic razy wikszej i grubszej, rozcignitej w poprzek tunelu. Pocieszaa j myl, e przed ni szed tdy Stans. Zdrowy rozsdek zwyciy tak dziwaczne przejawy

strachu. Jednak zastanawiaa si, jakim sposobem udao mu si j tak bardzo wyprzedzi? Elossa pragna usysze jego gos, ale pokonaa pokus ponownego woania go. Przypieszya kroku. Skoczyy si ju wiecce pajczyny i ciemno staa si bardzo gsta. Elossa miaa wraenie, e gdy wycignie rk, dotknie fadw czerni rozpostartych niczym kurtyna. Powietrze byo jednak do wiee, a od czasu do czasu jej policzki owiewa delikatny podmuch. Dostrzega blask - nagy bysk czerwonotych pomieni. W tych cakowitych ciemnociach wydaway si jasne jak promienie soneczne. Zamrugaa oczami, by ochroni je przed t jasnoci. Przed sob ujrzaa Stansa. W doniach trzyma ponc pochodni. Woy gowni w kamienny piercie, wystajcy ze skay, z tak pewnoci, jakby czyni to wielokrotnie. Wspomnienie jego sw zaprzeczajcych jakoby zna to miejsce, wypenio Eloss niepokojem. W blasku pochodni zauwaya komnat, ktrej ciany zostay wygadzone i przyozdobione. Pochodnia rzucaa najwicej wiata na olbrzymi twarz, ktra pokrywaa nieomal ca przeciwleg cian. Na mniej wicej jednej trzeciej wysokoci znajdoway si szeroko otwarte usta. Na wycignicie doni przed Elossa poyskiway rozwarte oczy. Nie przypominay jednak lepych oczu posgu. Sporzdzono je z materii nadajcej im blask ycia. Elossa odniosa wraenie, e oczy nie

tylko j widz, ale wrcz obserwuj ze zoliwym rozbawieniem. Stans zapali drug pochodni, ktr wydoby z dzbana stojcego po lewej stronie twarzy. Gdy umieci j w bliniaczym piercieniu na wprost, stao si do widno, by dokadniej przyjrze si kamiennemu obliczu. Pozostae dwie ciany komnaty byy nagie, caa wic uwaga skupiaa si na tej zoliwej, szyderczej masce. Takie rzeczy same w sobie nie zawieraj naturalnego za - ono pochodzi z zewntrz. Stwierdzenie, e rzeba na cianie jest za, oznacza przypisywanie za skale, ktrego ona nigdy w sobie nie miaa. Natomiast stwierdzenie, e rzeba jest zoliwa, nie kcio si z prawd. Ktokolwiek wykona to oblicze, mia spaczony umys i chorego ducha. Elossa uczynia tylko jeden krok w gb komnaty. Iluzje, ktre ogarny drog do KalNath-Tan byy przeraajce - stworzone z ludzkiego cierpienia, by odcisn lad na samej ziemi. To natomiast byo sprytnie i pieczoowicie uksztatowane, lecz nie z wielkiego blu ciaa czy przeraonego ducha, ale ze zowieszczej chci zawarcia w tej twarzy caej potwornoci wiata, przed ktr czowiek dry. Stans sta przed twarz, podparszy si pod boki, i wpatrywa si w zoliwe oczy z widoczn koncentracj. Prawie tak, pomylaa Elossa, jakby nawiza kontakt z moc, ktr posiada ta okrutna rzeba. Z caych si trzymaa swj talent na wodzy,

majc przeczucie, e gdyby uwolnia choby najmniejsz myl, odpowied nadeszaby od... Elossa potrzsna gow. Nie! Nie moe pozwoli, by wyobrania podsuwaa jej strachy, ktre by moe wcale nie istniej. To mg by "bg", centrum jakiej straszliwej i diabelskiej religii, ktry przyciga energi emitowan przez jego wyznawcw, moe nawet pochania przeraenie skadanych tu ofiar. W istocie by to jedynie kunsztownie uksztatowany kamie. - Czy to Atturn? - Przerwaa cisz, chcc wytrci Stansa z koncentracji. Nie odpowiedzia. Postpia powoli ku niemu i, pokonujc obrzydzenie przed kontaktem fizycznym, pooya do na jego ramieniu. - Czy to jest Atturn? - powtrzya goniej. - Co? - Chocia Stans obrci gow i spojrza na ni, Elossa miaa wraenie, e jej nie widzi, e jego oczy wci byy utkwione w kamiennym wizerunku. W wyrazie jego twarzy co si jednak zmienio. - Co? Odchyli si i raz jeszcze spojrza na skalne oblicze. Co? Gdzie? Dlaczego? - Pytaam, czy to jest... - Elossa wskazaa na twarz Atturn? Stans zakry oczy. - Ja... nie wiem. Nie pamitam. Elossa wzia gboki oddech. Ostatniej nocy ten mczyzna usiowa j zabi, gdy spaa. W wietle poranka, po tym gdy ona z kolei zostaa optana (bo jak inaczej wytumaczy jej wyjcie naprzeciw

dnemu krwi sargonowi), uratowa jej ycie. Przyprowadzi j tutaj, przez ciemnoci tunelu, jakby wiedzia, co ley na jego kocu, zapali i zamocowa w cianach pochodnie z pewnoci wiadczc, e zna to miejsce, e przedtem tu bywa. - Doskonale znasz to miejsce - zdecydowanie powiedziaa Elossa, chcc skoni go do potwierdzenia jej podejrze. - Jak inaczej mgby to wszystko tak atwo znale? - Wskazaa na pochodnie. - Ukryta witynia twojej odwiecznej zemsty, do ktrej przywiode mnie, by zabi. Nie wiedziaa, dlaczego go o to oskara; powiedziaa to, zanim zdaa sobie spraw ze swoich sw. Bya czujna i przygotowana na niebezpieczestwo. - Nie! - Wycign ramiona, jakby chcia odepchn t twarz o przepacistych ustach. - Mwi ci, e nic nie wiem. - W jego gosie kipia gniew. - To nie ja... to... to co innego, co robi ze mnie niewolnika. Ale ja nie bd temu suy! - Wypowiedzia to ostatnie zdanie powoli i z naciskiem na kade sowo, jakby wymierza ciosy przeciwnikowi. Elossa nie miaa wtpliwoci, e Stans faktycznie wierzy w to, co mwi. Nie bya jedynie pewna, czy potrafi znale w sobie do si i oprze si temu, co ju dwukrotnie go zniewolio.

Rask obrci si plecami do twarzy na cianie. W jego oczach Elossa wyczytaa danie dania mu wiary. cign usta i zacisn szczki. - Skoro nie potrafi nad tym panowa, skoro kieruje to mn wbrew mojej woli, to lepiej rozstamy si. Pjd sam, dopki nie upewni si, e nie jestem niczyim narzdziem. To miao sens, z jednym wszake zastrzeeniem. Zeszej nocy co poprowadzio Eloss, take wbrew jej woli, we nie, prosto ku mierci, pomimo e jej rasa miaa wpojone, a przynajmniej Elossa do tej pory tak mylaa, mentalne bariery przeciw jakimkolwiek manipulacjom. aden Yurth nie potrafi opanowa umysu swojego wspplemieca, nie potrafi te kontrolowa umysu Raska, mg jedynie tworzy krtkotrwae halucynacje. Teraz jednak to nie bya halucynacja. Elossa miaa do czynienia z si umysu na zupenie obcym jej poziomie. Obudzio to w niej due obawy. Talent Yurthw zawsze wydawa si niezawodny, cho moe stali si niewiadomie aroganccy w swojej mocy. Moe nawet, przemkno jej przez myl, jest to brzemi starego grzechu, cice nad nimi jak konieczno zachowania kodeksu okrelajcego uycie talentu. Moe dlatego, e odrzucia brzemi Yurthw, poddaa si wpywowi nieznanego czynnika, rozpoznanego przez Stansa. Jeli to jej wina, to wobec tego tak samo jak Rask, przyja nowe brzemi czy kltw, i musi nauczy si albo je odeprze, albo znosi.

- Mn to te manipuluje - powiedziaa. - Czy nie wpadam prawie w szpony sargona, niewiadoma tego, co czyni? - To nie Yurth. - Potrzsn gow. - To kto z Raskw, z tego wiata. Przysigam na krew i honor mojego rodu, e nie znam adnej legendy o tym miejscu, e nie wiem nawet, jak tu dotarem, ani dlaczego tu jestem. Nie oddaj czci diabom, a to jest diabelskie miejsce. Moesz wyczu ich w powietrzu. Nie znam Atturna, jeli to jest Atturn. Raz jeszcze Elossa musiaa przyj, e powiedzia jej prawd. Cywilizacja Raskw skoczya si tragicznie po zniszczeniu Kal-Nath-Tan, ktre widziaa w swoim nie. Chocia ludzie yli nadal, zostaa im odebrana duma, ambicja, odwaga. Ich wiedza zgina bezpowrotnie, gdy pojazd Yurthw zburzy miasto. Oboje stali jednak w miejscu mocy. Elossa wyczuwaa t si. Im dalej odejd std, tym lepiej. Nagle Elossa zachwiaa si. Jej umys i ciao przeszy, jak bysk po ciosie zadanym przez nieprzyjaciela, okrzyk blu. Yurth! Gdzie niedaleko kto z rodu Yurthw znajdowa si w niebezpieczestwie i wysa ostatni bagamy zew, uywany jedynie w obliczu mierci. Bez chwili namysu dziewczyna posaa swoje wasne woanie. Ponownie usyszaa krzyk rozpaczy, ale tym razem znacznie sabszy. Ktrdy? Obrcia si twarz do tunelu. Na zewntrz - ktrdy? Wysaa danie, by nieznajomy j poprowadzi.

Gos rozleg si po raz trzeci, jednak z innego kierunku. Usyszaa go za sob. Elossa obrcia si ponownie do kamiennej twarzy. Widzce oczy skrzyy si zoliwoci. Krzyk dobiega zza nich, zza twarzy! By moe krew Yurthw przelana tu jako pradawna ofiara zostawia silne emocje, jeszcze teraz wyczuwalne dla Yurtha. Odrzucia t myl, gdy pierwsze woania byy bardzo wyrane. Z pewnoci wyczuaby rnic midzy martw pozostaoci z przeszoci a realnym baganiem yjcego. Gdzie w pobliu by Yurth w niebezpieczestwie - za diabelskimi, otwartymi ustami Atturna. 11 Stans chwyci j za rami. - Co to? - Yurth. - Elossa odpowiedziaa z szalestwem w gosie. Bya tak skupiona na namierzeniu tego krzyku, e nie staraa si nawet uwolni od nieprzyjemnego dla niej dotyku. - Kto z rasy Yurthw jest w niebezpieczestwie. Gdzie tam! Dziewczyna opada na kolana przy ziejcych czerni ustach. Lekkomylnie wysaa myl-sond. Yurth! Tak, ale jest jeszcze co obcego... Rask? Nie bya pewna. Przesuna si jeszcze bliej i podniosa kostur, kierujc go wprost na usta, jakby chciaa zaatakowa niewidzialne, ktre mogo si czai w ciemnym otworze, lub si przed tym obroni. Laska

znikaa w czarnej czeluci. Otwr by do gboki. Musi si dowiedzie... Elossa zamkna oczy i skupia si na odczytaniu odpowiedzi. Yurth, lecz gdzie by? Jej myl nie dotkna adnego umysu. Bya jednak pewna, e nie pomylia si co do pierwszego woania o pomoc. Gdzie wic on jest? Jaki dwik przerwa jej skupienie. Klczc, z kosturem wsunitym niemal w caoci w otwr, zdziwiona spojrzaa w gr. Stans koysa si z rkoma kurczowo trzymajcymi poy kaftana, jakby usiowa go z siebie zedrze. Jego twarz emanowaa furi i przeraeniem. Elossa cofna si, wyszarpujc lask ze szczeliny, by przygotowa si do obrony. Obserwujc Stansa, dosza do przekonania, e on walczy z czym, czego ona nie widzi, a by moe jest to w nim samym. W kcikach zacinitych ust pojawia si piana. Westchn chrapliwie i wyrzuci z siebie: - Zabija! To chce, ebym zabija. mier diabom z nieba! mier! Teraz on opad na kolana. Rkoma sign ku szyi Elossy. - Nie! - Ostatnim wysikiem woli zrobi pobrt i uderzy piciami w grn warg kamiennych ust. W kamieniu pojawio si pknicie, a na kostkach palcw Stansa kropelki krwi. Twarz ze ciany rozsypaa si, jakby bya z kruchej gliny wypalonej socem. Najpierw odpada wystajca grna warga, na ktrej skupi si cay impet ciosu, po czym zaczy

odrywa si kawaek po kawaku inne fragmenty upiornej maski. Nawet oczy pky z wysokim, brzczcym dwikiem, z jakim tucze si szko. Rwnie spady na ziemi, pokrywajc j byszczcym proszkiem. Twarz znikna. Jedynie otwr wypeniony ciemnoci, ktrej nie rozpraszao wiato pochodni, znaczy miejsce, gdzie jeszcze przed chwil znajdoway si usta boga czy demona. Wraz ze zniszczeniem maski w komnacie zasza pewna zmiana. Elossa wyprostowaa si, jakby uwolniono j od brzemienia, ktrego istnienia nie bya wiadoma. Jednoczenie ze znikniciem kamiennej twarzy znikna obecno za. Stans, wci na kolanach, zadra. Podnis gow. Z jego twarzy zgin grymas wysiku wiadczcy, e toczy rozpaczliw walk. Przemkn po niej cie zdziwienia i wrcia stanowczo. - To chciao, ebym zabija - powiedzia niskim gosem. - Chciao pi krew. Elossa pochylia si i podniosa kawaek gruzu. Dziwne, e jeden cios Stansa doprowadzi do tak nagego i cakowitego zniszczenia. Odamek mia twardo kamienia i pomimo wytenia si, nie moga go rozkruszy. Nie rozumiaa, co si wydarzyo, ale wiedziaa, co musi zrobi teraz; to byo oczywiste. Jeli ma odpowiedzie na prob o ratunek wysan przez Yurtha, musi wej tam, gdzie jeszcze niedawno byy

Usta Atturna. Ta perspektywa napawaa obrzydzeniem ca jej istot. - Nie zabie. - Dziewczyna podniosa kostur. Dlatego te nie zdoao utrzyma ci w swojej mocy, chocia starao si. Nie miaa pojcia, czym "to" mogo by. Gotowa bya uwierzy, i istnieje tu jaka moc, moe niematerialna, cile zwizana z kamiennym obliczem. Dlaczego wic cios Stansa unicestwi to. Tego nie potrafia zrozumie. Musi jednak przyj to, co widziaa na wasne oczy. Stans patrzy wprost na ni. Na jego twarzy malowaa si wtpliwo. - Nie rozumiem tego. Ale jestem sob, Stansem z rodu Philbura! Nie jestem poddanym woli cieni, diabelskich cieni! - W tych sowach zabrzmiaa i duma, i wyzwanie. - Dobrze - zgodzia si - ale przed nami dalsza droga. Elossa nie miaa najmniejszej ochoty wczoga si w ciemn szczelin. Jednak starodawny przymus naoony na jej ras, e nie mona zignorowa woania o pomoc wysanego przez jeden umys do drugiego, zmusi j do tego. Stans wyj pochodni z uchwytu i pierwszy wczoga si w otwr. Elossa zawahaa si przez chwil, lecz szybko chwycia nie zapalon gowni lec w drugim kcie komnaty i ruszya za Stansem. Pochodnia pona sabiej ni w komnacie, a korytarz by tak niski i wski, e trzeba byo si przez niego przeciska. Ciao Stansa zasaniao

wiato, ale i tak niewiele byo do ogldania. Elossa zauwaya jedynie, e ciany pokrgego tunelu byy gadkie, a podoga, cho kamienna, bez ladu wiru czy kurzu. Elossa staraa si pokona narastajcy niepokj. Nie spowodowaa go adna konkretna przyczyna. Raczej wiadomo, e wok niej jest twardy granit, ktrego sama masa stanowi zagroenie. Pamitaa, e to, co wydawao si solidn ska uformowan w ksztat twarzy, tak atwo rozpado si pod jednym ciosem Stansa. A jeli niefortunne otarcie si o cian lub sklepienie korytarza spowoduje jego zawalenie i pogrzebie ich tutaj bez nadziei ratunku? Nagle Stans znikn, ale wiato pochodni, ktr nis, szybko pojawio si znowu, ukazujc wyjcie z kreciego korytarza w bardziej przestronne miejsce. Bya to jaskinia w postaci stworzonej przez przyrod. Elossa poczua pod stopami piasek i wir. By moe dawno temu t drog omywa jaki podziemny strumie. Stans przesun pochodni nad sob. Jej wiato nie docierao do adnego sklepienia; moe stali na dnie gbokiej rozpadliny, ktrej ciany poznaczone byy pkniciami i szczelinami. Kada z nich moga by wyjciem. Elossa zamkna oczy i skoncentrowaa cay talent w poszukiwawczej myli. Nie otrzymaa adnej odpowiedzi. Bya jednak pewna, e Yurth, na zew ktrego tu przysza, nie umar. Jego mier dotaraby do niej jako wstrzs, gdy cay czas miaa

otwarty umys w oczekiwaniu na jakikolwiek ponowny sygna. Stans ruszy wolno wzdu cian, rozwanie owietlajc kad mijan szczelin. Elossa dostrzega, e piasek podoa nie wszdzie by gadki. Chocia by zbyt sypki, by zachowa na duej jakikolwiek rozpoznawalny lad, bya pewna, e to, co zobaczya po lewej stronie, to odciski stp zostawione przez jakiego wdrowca. - Tam! - Wskazaa Stansowi. - Dokd one prowadz? Zniy pochodni i szed po ladach. Wiody prosto w szczelin pozornie nie rnic si niczym od pozostaych. - Ta jest gbsza - poinformowa. - Moe by dalsz drog albo wyjciem. Przynajmniej tym razem nie musieli i na czworakach, chocia korytarz by bardzo wski i w niektrych miejscach trzeba byo obraca si bokiem, by si przeze przecisn. Chropowata skaa rania im ciaa. Ten korytarz nie bieg poziomo jak dwa poprzednie. Kilkakrotnie musieli wspina si na stromizny, jakby byli w kominie. Co chwila korytarz ostro zakrca w prawo lub w lewo. Wreszcie ostatnim wysikiem dotarli do kolejnej jaskini. Pochodnia dopalaa si. Elossa zdaa sobie spraw, e szli bardzo dugo. Bya godna i, chocia po drodze zwilali usta wod z butelek (napenionych wod ze strumienia, ktry Stans znalaz, zanim weszli w Usta

Atturna), oboje czuli bolesn sucho w gardle i nosie. Jaskinia bya maa. W jednym kocu wznosi si mur - najwyraniej wzniesiony celowo jako przeszkoda. Kamieni, z ktrych by zbudowany, nie czyo spoiwo. Byy starannie ociosane i dopasowane. Stans umocowa pochodni we wnce w murze i przesun domi po jego chropowatej powierzchni. - Jest do cisy - powiedzia - ale... Wycign swj myliwski n o dugim ostrzu i ostronie wsadzi w szczelin midzy dwoma kamieniami na poziomie ramion. Nastpnie trzymajc n w zbach, porusza wikszym kamieniem i nagle gwatownie go szarpn. Kamie zosta mu w rkach. Za nim wypady jeszcze dwa ssiednie. Stans kopn je w stron, z ktrej nadeszli. - Wyglda na solidniejszy, ni jest - stwierdzi. Chyba jednak zdoamy przedosta si bez problemu. Byo tak ciasno, e tylko jedno mogo pracowa przy murze. Zmieniali si, odkadajc wyjte kamienie na bok. Eloss bolay rce i plecy. Bya godna jak kto podczas zimowego postu. Nie odwaya si zaproponowa, by zrobili przerw na odpoczynek lub pokrzepienie si marnymi zapasami, jakie jeszcze jej zostay. Najwaniejsze byo wydosta si z tych podziemi. Gdy otwr by dostatecznie duy, by si mogli przecisn, Stans wzi pochodni. Wycign j

przed siebie i po chwili Elossa usyszaa okrzyk zdziwienia. - Co tam jest? - dopytywaa si, usiujc podej bliej. Nie odpowiedzia. Kiedy przecisn si na drug stron, Elossa spiesznie posza w jego lady. Ponownie znaleli si na drodze bdcej dzieem czowieka. ciany tego szerokiego korytarza byy nie tylko gadkie, ale wydaway si pokryte substancj, ktra miaa blask wypolerowanego metalu. wiato pochodni ukazao te kolorowe wstgi i cienkie nitki na byszczcej powierzchni. Mieniy si szkaratem, ciemnym karmazynem, pyszn ci, brzem rdzy, yw zieleni wiosennych lici, bkitem delikatnym jak cienie na grskim niegu. Elossa nie widziaa w tym rysunku adnego porzdku, jedynie pltanin dugich linii i smug. Kolory cay czas zmieniay si - ty przechodzi w ziele, bkit stawa si czerwieni. Ucieszya si z tego urozmaicenia, znajdujc w nim pewn ulg po jednostajnej szaroci dotychczas mijanych ska. Wtem zamrugaa powiekami. Czyby w tych wstgach byo co obcego, gronego? Czy kolor moe jej zagraa"? Przypomniaa sobie kolorowe wiee, paace i mury Kal-Nath-Tan, ktre ogldaa we nie, zanim zostay zburzone. Miasto zdawao si gigantyczn skrzyni klejnotw rozrzuconych bezadnie na ziemi. Byy tak jaskrawe jak te wstgi. Bya te pewna rnica.

Stans przybliy pochodni do ciany na wprost nich. Gdy j owietli, staa si najpierw zielona, po czym przesza w szkarat, a potem w pomaracz i wreszcie w . Postuka paznokciem w t barwn smug. Elossa usyszaa cichutkie klik-klik. - Czy to z Kal-Nath-Tan? - spytaa. Osonia oczy doni. Wydawao si, e kolory zatrzymuj wiato pochodni i je wzmacniaj. To z pewnoci nie w wyobrani szczypay j oczy, jakby zbyt dugo patrzya w wiato znacznie janiejsze ni pochodnia. - Nie wiem. Nie przypomina niczego, co do tej pory widziaem. To... jakby co znaczyo, ale nie wiem co. To miejsce sprawiao, i Elossa czua si coraz gorzej. Im szybciej znajd wyjcie, tym lepiej. - Ktrdy pjdziemy? Stans wzruszy ramionami. - Chyba musimy zgadn. - No to na prawo - powiedziaa szybko, poniewa on nawet si nie poruszy. - Idmy wic w prawo. - Obrci si niczym na paradzie i ruszy w prawo. Korytarz by znacznie szerszy, mogli wic swobodnie i obok siebie. Szli w milczeniu. Elossa staraa si nie spoglda na kolorowe wstgi na cianach. Przycigay wzrok, jakby zaczynao si zudzenie. Barwne smugi staway si coraz wiksze. Te, ktre zaraz za murem byy szerokie na palec, teraz miay szeroko doni. Kolory nie wieciy janiej, ale zmiana barw staa si bardziej raptowna, co bolenie

olepiao Eloss. Osonia oczy, przykadajc donie do skroni. Moe dziaao to te na Stansa, bo wyranie przypieszy kroku. Nie odkryli adnej szczeliny w cianach, a droga wydawaa si cign w nieskoczono. Elossa cicho jkna oszoomiona nagym krzykiem Yurtha. By tak gony i wyrany, jakby dochodzi tu sprzed Stansa. - Co si stao? - W ochrypym gosie Raska zabrzmiaa nuta zniecierpliwienia. - Yurth i to bardzo niedaleko. Yurth i niebezpieczestwo! Teraz bdc pewna, e s bardzo blisko tego, co ich tu cigno, Elossa zawoaa, ale tym razem nie myl, lecz dononym okrzykiem, co czynili jej ziomkowie w czasie swoich grskich podry. Kady klan mia wasny sygna. W ciemnoci co si poruszyo. Stans podnis wyej pochodni i zrobi krok w przd. Przed nimi sta wyprostowany czowiek. Elossa uniosa do, pozdrawiajc Yurtha. 12 Sdzc po rysach twarzy, nieznajomy niewtpliwie by Yurthem. Jednak nosi inne odzienie. Zamiast zwyczajowego ubrania Yurthw skadajcego si z getrw, grubej koszuli i paszcza, wszystkiego w tym samym brudnobrzowym kolorze, obcy mia na

swoim szczupym ciele dopasowany strj, ktry odsania jedynie donie i szyj. By ciemnego koloru, czarnozielony czy czarnoniebieski, i tak obcisy, e wydawa si niemal drug skr. Elossa widziaa ju kiedy tak szat. Zacisna donie na kosturze. Tak! Widziaa to ju wczeniej w obrazach stworzonych przez halucynacje bronice Kal-Nath-Tan oraz wwczas, gdy ogldaa katastrof statku kosmicznego, kiedy dowiedziaa si prawdy o brzemieniu Yurthw. Ten Yurth nosi szat jak ludzie ze statku. Wydawao si, jakby wanie opuci pojazd kosmiczny, teraz na wp pogrzebany w ziemi, ktra bya ongi wiatem Raskw. - Witaj... bracie - Uya mowy swojej rasy, a nie wsplnego z Raskami jzyka. Na jego twarzy nie pojawi si nawet cie emocji, aden znak wskazujcy, e rozpoznaje w niej kogo, z kim dzieli wsplne dziedzictwo. Jedynie w szeroko otwartych oczach pojawi si bysk. Zacisn usta, co wywoao w Elossie uczucie niepokoju. Sprbowaa porozumie si myl. Nie byo w nim nic! adnej przeszkody, po prostu nic, czego mogaby dotkn. Jej zdziwienie byo tak wielkie, e zastyga na chwil. Yurth poruszy si i skierowa w jej pier czarny prt, ktry trzyma w doni. - Nie! - Stans rzuci si na ni, a ciar jego ciaa powali j na podog z ogromnym impetem. Miejsce, w ktrym staa, przeszy promie olepiajcego wiata. Powietrze wypenio si takim arem, e Elossa, pomimo e leaa w sporej

odlegoci od miejsca uderzenia promienia, poczua na ciele gorco. To nie niespodziewany atak uczyni j chwilowo bezbronn, lecz raczej wiadomo, e przed ni nie byo nikogo. Wysana myl powiedziaa jej, e nigdy nie byo tu adnego Yurtha. Co jednak z tajemnicz broni? Nie bya czci halucynacji, nie moga by! Elossa zebraa myli, oswobadzajc si z ucisku Stansa. Nie by to Yurth - po prostu nie mg to by Yurth! Rozejrzaa si wok, by utwierdzi si w tym przekonaniu. Korytarz by pusty, ale na pododze, niedaleko nich, leaa rurkowata bro, ktr przed chwil wycelowa w ni obcy. - On... to... znikno! - Stans podnis si. - Co... - Halucynacja - odpara. - Stranik... Stans pochyli si nad prtem, ale go nie dotkn. - By uzbrojony, strzeli z tego ogniem. Czy halucynacje mog robi takie rzeczy"? - Takie mog zabija, jeli ten, kto je widzi, wierzy, e s realne. - A czy nosz bro? Prawdziw bro? - dopytywa si Stans. Elossa pokrcia gow. - Nie wiem. Nikt z naszych o tym nie sysza. Spojrzaa na prt. Nie znikn wraz z wacicielem czy te tym, ktry jej uy, ale lea wci na pododze jako namacalny dowd, e usiowano ich zabi. Gdyby to wzia, miaaby bro, ktra zapewniaby jej najlepsz obron, jak kiedykolwiek miaa. Nie

moga si jednak zdecydowa, by choby jej dotkn. Wstaa, opierajc si na kosturze. Stans wycign rk w kierunku prta. - Nie! - krzykna przeraliwie. - Nie rozumiemy jego istoty. Moe on nie jest wcale z naszego wiata. Stans przykucn i spojrza na ni, marszczc nieznacznie brwi. - Nie rozumiem tego, co mwisz o halucynacjach. Trudno mi te uwierzy, e czowiek, ktry tu sta, mierzy w nas mierci, a potem znikn, zostawiajc swoj bro. Jak Yurth mg wej w Usta Atturna i co tutaj robi, poza usiowaniem zabicia nas? Elossa znowu potrzsna gow. - Nie potrafi znale odpowiedzi. Wiem tylko, e najlepiej nie bra ze sob niczego takiego jak to. Wskazaa kosturem na prt. - I... Nagle spostrzega pewn zmian na cianach. Bya rnica w fakturze barwnych pasm. Wycigna kostur i, wodzc nim tu przy powierzchni, nakrelia dwa kwadraty na przeciwlegych cianach, mniej wicej wielkoci dwch doni. - Spjrz! Stans obrci si jak na komend i spojrza z jednego koca korytarza w drugi. - Czy Yurth nie sta wanie tutaj? - spytaa. Stans zmarszczy brwi jeszcze bardziej. - Chyba tak. No i co z tego? - Moe to jednak nie halucynacja. Z caych si usiowaa przypomnie sobie stare opowieci jej ludu. Chocia tym, ktrzy nie byli

jeszcze na pielgrzymce nakadajcej na nich piecz dojrzaoci i odpowiedzialnoci, nie mwiono nigdy o Kal-Nath-Tan i brzemieniu Yurthw, znaa inne stare historie. Wiedziaa, e niewiele czy ich ze wiatem, w ktrym byli niespokojnymi tuaczami. W pamici kultywowali wspomnienie o minionej wietnoci, ktrej nawet nie marzyli ponownie odzyska. Na zasypanym statku odkrya, e Yurthowie byli bardzo biegli w dziwnych mocach. Moe posta, ktr przed chwil widzieli, nie bya wcale halucynacj, ale prawdziwym Yurthem przeniesionym cudownym sposobem, by broni schronienia przed inwazj Raskw, a teraz wrci do swojej kryjwki. Jeli yjc w takim odosobnieniu, Yurth nie mia kontaktu ze swoj ras, to Elossa moga mu si wyda Raskiem, tak jak Stans, a wic wrogiem. Czy potrafi si skontaktowa z tymi ukrytymi Yurthami? Dlaczego jednak myl-sonda zachowaa si tak, jakby tam nikogo nie byo? Czyby zaczynaa wyobraa sobie moc, jak mieli ludzie ze statku wiedz, o ktrej dobrowolnie zapomnieli, gdy wzili na siebie cikie brzemi grzechu, ktrego dopucili si przeciw temu wiatu? - Jeli to nie bya halucynacja - Stans jakby odgad tok jej myli - to wobec tego, co widzielimy? Ducha zmarego? Czy duchy nosz ze sob bro, ktrej mog uywa? Ten ogie mg nas zabi!

- Nie wiem! - Elossa warkna, czujc wzbierajcy gniew z powodu swojej ignorancji. - Nie rozumiem. Bezpieczne s te pyty na cianach tu i tu. Pomachaa na boki swoim kosturem. - Ten, ktrego widzielimy, sta midzy nimi. Teraz odwaya si dotkn lask prta lecego na ziemi; potrcia nim. Nawet w przytumionym wietle wydobywajcym si ze wstg na cianach oboje mogli zobaczy, e to, co wystrzelio w nich ognistym promieniem, nie mogo zrobi tego ponownie. Na spodniej stronie cylindra widnia otwr. Wielki ar stopi nawet metal. - Musi by bardzo stare. - Stans wycign pierwszy wniosek. - Zbyt stare, by tego uywa, tak stare jak statek. - Moliwe. Bezuyteczna bro nie bya teraz istotna. Eloss przywiodo przecie tutaj woanie Yurtha o pomoc. W dalszym cigu Yurth jest w niebezpieczestwie. - Musisz wiedzie wicej - obrcia si do Stansa - o swojej historii, sdzc po tym, e to wanie twj rd strzee Kal-Nath-Tan, wyszukuje Yurthw, ktrzy tam przybywaj i da od nich zadouczynienia za mier waszego miasta. Tu, gdzie teraz jestemy, s Usta Atturna. Kim jest lub by Atturn? Co Yurthowie maj wsplnego z tym miejscem? Jeli to bya witynia... - Wzia gboki oddech, przypomniawszy sobie przeraajce fantomy w ruinach Kal-Nath-Tan - polowania na ludzi ze statku, ktrzy chcieli pomc miastu zniszczonemu

przez przypadek. Czyby przywleczono tu Yurtha, by zoy jego mk w ofierze jakiemu bogowi Raskw? A moe bya to proba wysana dawno temu przez gincych mczyzn i kobiety, lecz przetrwaa a do teraz, by zwabi j w puapk? - Czy przelano tu krew Yurthw? - zapytaa chrapliwie. Zauwaya, e Stans stara si zachowa bezpieczn odlego od dwch pyt w cianach, najwyraniej nie chcc si znale midzy nimi. - Nie wiem - odpar cicho. - Moe tak byo. Mieszkacy Kal-Nath-Tan oszaleli, a ich szalestwo przerodzio si w nienawi. Nie pamitam nic o Atturnie, ani te nie wiem, po co tu przyszedem. To jest caa prawda. Wejd w moje myli, jeli chcesz, kobieto Yurthw, a przekonasz si, e tak jest. Znowu nazwa j "kobiet Yurthw". By moe ich przypadkowe partnerstwo nie potrwa ju dugo. Nie musiaa wysya myli. Nie zaproponowaby tego, gdyby mia co do ukrycia. Raskowie tak bardzo nienawidzili talentw Yurthw, e nawet rzadko o nich mwili. W dalszym cigu mogli si jeszcze wycofa. Majc wci w mylach woanie o pomoc, Elossa nie potrafia zawrci. Zbyt mocno wpojono jej, e trzeba pomaga innym Yurthom caym swoim talentem. - Musz i dalej - powiedziaa bardziej do siebie ni do Stansa. Zaraz jednak dodaa: - To nie by zew, ktrego ty musisz usucha. Ocalie mnie przed

promieniem mierci, ktry zosta skierowany na mnie przez jednego z moich. Jeli jeste mdry, Stansie z rodu Philbura, zgodzisz si ze mn, i nie jest to twoja wdrwka. - Niezupenie - przerwa jej. - Ja te nie mog zawrci z tej drogi. To, co przywiodo mnie do Ust, nadal jest we mnie. Zamilk na chwil, a gdy przemwi ponownie, w jego gosie brzmia gorcy gniew. - Zapano mnie w co, co nie jest z moich czasw. Nie wiem, co za sia mnie wizi, ale bez wtpienia jestem winiem. Wrcz czuj acuchy na nadgarstkach! Jego spojrzenie byo pene podejrze i wciekoci; tym samym obdarzy j, gdy stanli twarz w twarz na kosmicznym statku. Kruche spotkanie umysw, ktre zawizao si wwczas midzy nimi, atwo mogo by zerwane, ze smutkiem pomylaa Elossa. Ironia sytuacji przeraaa j. Musiaa stawi czoo nieznanemu, z potencjalnym wrogiem u boku. - Najlepiej bdzie - zaproponowaa - nie przechodzi bezporednio midzy nimi. - Wskazaa na pyty w cianach. Przykucna i, pomna wasnego ostrzeenia, przesza na czworakach. Stans bez wahania poszed za jej przykadem. Szli bardzo ostronie. Elossa wpatrywaa si w ciany, raz w jedn, raz w drug, w poszukiwaniu kolejnych pyt zwiastujcych pojawienie si Yurtha w stroju ludzi ze statku. Trzymaa swoje myli pod cis kontrol, zamykajc najlepiej jak potrafia drog wszystkim emanacjom, ktre kto mgby

wychwyci, gdyby wysa na poszukiwanie rozleg sond myli. Zgodnie z przesaniem pozostawionym na kulistym statku powietrznym, rozwj talentu Yurthw by ostatnim dokonaniem jej rasy, rozwanie wypieszczonym atrybutem, ktrego dostarczyo im wyposaenie pojazdu po wielkiej katastrofie. Moe Yurthowie, ktrzy zdoali wydosta si ze statku jeszcze przed tym planem, nie posiadali tego talentu. Przecie woanie o pomoc rozlego si tylko na poziomie myli. Nawet jeli tu, w sercu gr, ukrya si garstka ocalaych Yurthw, ile pokole mino od tamtych czasw? Mczyzna mia na sobie dziwny, przylegajcy do ciaa strj, ktry wyglda na nietknity przez czas... Z pewnoci to bya tylko iluzja. Posuwali si w tempie pozwalajcym na dokadne badanie korytarza. Prowadzi cay czas prosto, a na cianach nadal widniay kolorowe linie rozszerzajce si na kocach. Elossa czua narastajcy bl oczu; przypatrywanie si tym kolorom bolao, a oczy zawiy i pieky. W przedziwny sposb poczua si chora i zwolnia kroku. Co chwila przystawaa i zamykaa oczy, by da im odpocz. Stans nie odezwa si ani sowem od momentu, kiedy ruszyli, ale nagle wyszepta: - Tam jest... W powietrzu pojawia si wirujca mga, ktra szybko gstniaa. Przybywao jej, a wypenia cay

korytarz. Taa i zacza przybiera ksztat przeraajcej maski, ktra widniaa u wejcia do podziemia. Oczy mgielnej twarzy byszczay tym samym zoliwym pomieniem, a nawet wydawao si, e promieniuje z nich bardziej piekielna moc ni w tamtych wykutych w skale. I ta miaa usta szeroko otwarte, jakby stanowiy wejcie. - Atturn! - Stans wykrzycza to imi. - Usta, one czekaj, by nas pokn! - Zudzenie! - Sprzeciwia si dziewczyna ze stanowczoci, ktrej przecie wcale nie czua. W czeluci ust co si ruszyo. Reszta twarzy wydawaa si nieruchoma, a tworzca j mga nawet nie zadraa. Z otworu wysuna si macka ciemnoci, jakby ogromny czarny jzyk pez ku nim. Elossa, bez chwili namysu, zareagowaa na poziomie fizycznym, dgajc to kosturem. Wtedy zdaa sobie spraw z wasnego bdu. Z takim przeciwnikiem nie walczy si si ramienia, ale si umysu. Zanim zdoaa wprowadzi to w czyn, kostur przeszed przez jzor bez adnego widocznego skutku. Czarna smuga otoczya Stansa, zamkna si i przywara do niego. Usiowa si uwolni, ale pomimo jego oporu jzor wciga go do drcych, oczekujcych ust. W oczach twarzy pojawio si ywe podniecenie, chciwa podliwo. Atturn zaraz si poywi, a ofiara jest ju w jego mocy. Elossa chwycia Stansa i z caej siy przytrzymaa go za rami. Jednak nawet zjednoczywszy swoje siy, nie zdoali sprosta potnej sile rodem z pieka.

Elossa potrzebowaa tego kontaktu, by da wasn odpowied. - Nie istniejesz! - zakrzyczaa gono w swoich mylach. - Nie ma ci tu i teraz! Nie istniejesz! Wystrzelia strza negacji, jakby bya rzeczywist strza z drewna zakoczon metalowym grotem, wypuszczon z uku myliwego. Gdyby Stans mg jej pomc! - Tego tu nie ma! - krzykna gono. - To tylko iluzja. Pomyl tak o tym, Stans! Musisz temu zaprzeczy! - Powrcia do arliwego zaprzeczania moc umysu. Sia jzora wydawaa si nieograniczona. Stans by ju niemal na krawdzi ust, ktre rozwary si jeszcze szerzej, pewnie w nadziei, e wraz z nim pochon rwnie Eloss. - Nie ma ci! - Krzykna znw na gos oraz w myli z ca si, jak zdoaa przywoa. Czy oszukaa j wyobrania, czy faktycznie w tych ogromnych oczach zamigotaa wiadomo? - Nie istniejesz! - To Stans wypowiedzia te sowa niskim, chrapliwym gosem. Przesta walczy z ptl ciemnoci, zamiast tego podnis gow i wyzywajco spojrza w diabelskie oczy. - Nie istniejesz! powtrzy. Wizy nagle ustpiy. Twarz, jzor, ktry go trzyma, caa iluzja - wszystko znikno w mgnieniu oka. Oboje upadli w przd, niesieni impetem swojego oporu, gdy ustpio to, przeciwko czemu walczyli.

13 Znikna nie tylko twarz wypeniajca korytarz, ale i on sam. Rozwiay si gadkie ciany z kolorowymi wstgami. W ich miejsce pojawia si ciemno. Pochodnia wypalia si, nie mogli wic nawet oszacowa rozmiarw miejsca, w ktrym si znaleli. Elossa staa cicho, caa drc. Odnosia wraenie, e nie znajduj si ju w zamknitym korytarzu, lecz e wok nich rozpociera si przestrze, w ktrej czaj si miertelne puapki czyhajce na kadego, kto tu zbdzi. Strach przed ciemnoci, zaszczepiony jej rasie, wpdzi j w panik. Z trudem skupia wol ducha, chcc przezwyciy trwog, a skoncentrowa si, aby odebra sygnay zmysu suchu i wchu, skoro nie moga wykorzysta zmysu wzroku. - Elosso. Po raz pierwszy Stans wymwi jej imi. Zdziwia si, gdy jego gos dobiega z pewnego oddalenia. - Tu jestem - odpowiedziaa, starajc si, by jej gos zabrzmia spokojnie. - Gdzie my jestemy? Nieomal krzykna, gdy z ciemnoci opada na jej rami czyja do, przesuna si w d i zacisna na nadgarstku. - Poczekaj, mam jeszcze krzesiwo. Trzymajce j palce zwolniy uchwyt. Usyszaa trzask krzesiwa. Pojawi si may pomyczek. Rs i Eloss przepenia wdziczno, ktrej nie sposb

wyrazi sowami, kiedy ujrzaa, e Stans zapala pochodni. Nie pamitaa, eby j mia, gdy szli korytarzem. wiateko, chocia byo nike, rozproszyo ciemnoci i owietlio ich twarze. Stans trzyma przez chwil pochodni midzy nimi, jakby chcia, aby oboje uwierzyli, e naprawd maj wiato, po czym wycign j przed siebie. Pomie zamigota, podskoczy i opad. Elossa poczua na policzku strumie powietrza, jednak nic nie ukazao si jej oczom. By moe znaleli si na ogromnej, otwartej przestrzeni pozbawionej wiata. Pod stopami wyczuwaa tward ska. Czyby korytarz by jedynie iluzj? Elossie, ktra nieraz dowiadczya manipulacji wiadomym umysem, trudno byo w to uwierzy. Jeli nie bya to iluzja, to w jaki sposb zostali przeniesieni w t otcha wiecznej nocy? - Tutaj pynie strumie powietrza. Spjrz na pochodni - powiedzia Stans. - Moe jest ona naszym najlepszym przewodnikiem. Faktycznie, pomienie odryway si od gowni. Obrcili si w stron przecigu. Szli bardzo powoli. Od czasu do czasu Stans zatrzymywa si, wychylajc pochodni na boki. Nadal nic nie dostrzegali. Nagle w bladym wietle ukazaa si gboka rozpadlina. Stans pooy si na brzuchu, ostronie podczoga do krawdzi i powieci w d. Nie zobaczy nic oprcz przepacistej gbi. To wanie std napywao powietrze. Stans usiad. Jego twarz, ktr Elossa widziaa w migotliwym

wietle, bya zaspiona. Jednak w jego ponurym spojrzeniu nie dostrzega ladu niezdecydowania czy saboci. Z uwag bada skraj uskoku, przy ktrym si znaleli. - Gdybymy mieli lin - powiedzia do siebie moglibymy zej. - A moe znajdziemy co wzdu krawdzi? zaproponowaa Elossa, cho miaa wtpliwoci, czy uda im si znale jakikolwiek sposb na pokonanie tej przepaci. Istniao jednak prawdopodobiestwo, e rozpadlina zwzi si tak, e bd mogli przez ni przeskoczy. - W prawo czy w lewo? - Wzruszy ramionami. Wszystko byo kwesti przypadku. Kada droga bya tak samo dobra. W czasie krtkiego odpoczynku Elossa wysyaa myli-sondy, usiujc znale choby najdrobniejsze lady ycia - ywych stworze, ktrych cieki mogy wskaza im drog do wyjcia na wiat, ktry znaa. Cay czas niepokoia j zagadka woania Yurtha. - Dla mnie to nie ma znaczenia. - Powrcia z pustki, w ktrej jej sonda zagubia si. - No to w lewo. Stans wsta. Poczeka, a ona te si podniesie i obrci si w kierunku, ktry sam obra, trzymajc pochodni blisko krawdzi uskoku, by mg j obserwowa. Jedynie na podstawie zmczenia mogli oszacowa przebyt drog. Elossa spostrzega, e bez adnego powodu liczy kroki; mogo to by niewiadome

uciszanie nie opuszczajcego j strachu, e nie ma std wyjcia. Nagle... Stans wyda gony okrzyk i skoczy w przd. W wietle pochodni pojawi si wystp skalny, dugi na ca szeroko rozpadliny. Bya to ta sama skaa co podoe, po ktrym szli, zwajca si ku kocowi. Nie jest to ociosany kamie mostu zbudowanego przez czowieka, pomylaa Elossa. Jej towarzysz przybliy pochodni do powierzchni tego skalnego cypla. Nie byo na nim adnych ladw wiadczcych o celowym uksztatowaniu skay. W pododze widniay wszake gboko wycite zarysy twarzy, a cypel okaza si jej wysunitym jzykiem. Elossa zatrzymaa si przy brzegu paskorzeby, nie chcc depta po szerokich wargach oblicza. Stans najwyraniej nie czu adnych oporw, gdy wszed na jzyk w miejscu, gdzie wysuwa si z ust. Przyklkn i, trzymajc pochodni w jednej rce, pocz czoga si w kierunku przepaci. Elossa nie miaa ochoty i w jego lady. Niepokoio j, e cay czas pojawia si na ich drodze twarz Atturna. Z pewnoci naleaa do tradycji Raskw, cho Stans wci zapewnia, e nic o niej nie wie. Ten, kto tworzy oblicza Atturna, konsekwentnie podkrela ich zoliwo, zo. Atturn, bez wzgldu na to, czy by bogiem, wadc czy energi, nie dba o dobro jej rasy. Patrzya, jak Stans czoga si nad otchani i pragna zawrci go. Wiedziaa jednak, e zburzyaby jego koncentracj, ktra wyraaa si

napiciem jego postaci. Jzyk-most, cho coraz wszy, wydawa si do mocny. Stans zatrzyma si i po raz pierwszy obejrza si na ni. - Chyba uda nam si przej! - zawoa. Rozlego si echo znieksztacajce jego sowa, a przypominajce pomruk bestii. - Chyba cignie si na drug stron. Sprawdz koniec. - Dobrze. Elossa przycupna przy brzegu twarzy, obserwujc jak Stans powoli, lecz zdecydowanie posuwa si naprzd. Wok niej zamykaa si ciemno. Ledwie moga odrni zarysy mostu-jzyka. Wydawao si jej, i zwa si on tak bardzo, e Stansowi trudno bdzie znale oparcie dla obu kolan rwnoczenie. Rask posuwa si bardzo wolno. Dziery pochodni w grze, by owietli "most" przed sob, drug rk przytrzymywa si jego krawdzi. Elossa wiedziaa, e ogarnia go strach w obliczu obecnoci za. Jzyk sta si niebezpiecznie wski, wic chopak usiad na nim okrakiem. Zacz przesuwa si dalej, a jego nogi zwisay nad bezdenn czeluci. Elossa, nie zdajc sobie sprawy z tego, co robi, przycisna do swoich ust zacinit pi, a poczua bl w wargach. Co si stanie, jeli jzyk-most skoczy si i Stans zelizgnie si w przepa? Szyderstwo bijce z wyrzebionej twarzy nie zwiastowao niczego, prcz katastrofy. Elossa pragna zawoa Stansa, skoni go, eby zawrci,

ale jednoczenie baa si, e jej krzyk wytrci go z rwnowagi i Stans spadnie. Zamrugaa oczyma, niepewna, czy to co zobaczya, to zarys pki skalnej wysunitej ku kocowi jzyka. By moe czubek jzyka opiera si na tej pce? Byo za daleko i zbyt ciemno, by moga to wyranie dostrzec. Serce jej walio, powstaa, wpatrujc si w odlege migotanie pochodni. Stans zrobi nagy ruch i Elossa wydaa z siebie stumione westchnienie. Jednak nie spad! Podnis si i koysa pochodni; wygldao to niczym sygna tryumfu zwyciskiej armii. Ruszy z powrotem, trzymajc przed sob pochodni. Ciao Elossy drao z napicia, gdy patrzya, jak Stans powoli do niej wraca. Odetchna gboko, gdy wyprostowa si i przeszed kilka ostatnich krokw do miejsca, gdzie zaczyna si ten niewiarygodny most. - Jest bardzo wski przy kocu... - Oddech mu si rwa, a w wietle pochodni Elossa ujrzaa kropelki potu poyskujce na jego twarzy. Przeprawa nie bya atwa. - Jest bardzo wski fragment tu przed drugim brzegiem, ale jest to przejcie. - Udowodnie to. Staraa si, by jej twarz wygldaa na niewzruszon. Nie byo innej drogi oprcz tej bardzo ryzykownej skalnej kadki. Przez cae swoje ycie poznawaa niebezpieczne szlaki grskie, nieraz wskie, e trzeba byo i z najwiksz ostronoci, polegajc tylko na wasnym zmyle rwnowagi i talencie. Jednak nawet

najtrudniejszego z nich nie dao si porwna z czekajcym j wyzwaniem. Musi zapomnie o strachu oraz o obrzydzeniu, ktre wzbudza w niej ksztat jedynej drogi ucieczki. Dla Elossy ta twarz bya uosobieniem za, a powierzenie swego ycia jzykowi wydawao si ponad jej siy. Jzyk by z kamienia, nie byo w nim ycia, pomimo to przepajaa j gboka odraza przed dotkniciem tej skay. Nawiedzia j wizja zwijajcego si jzyka, podobnie jak jzyk z mgy oplatajcy ciao Stansa. Kamienny jzyk wicy j na zawsze i wcigajcy w rozwarte usta... Elossa potrzsna gow. Jeli pozwoli, by ta wizja zagniedzia si jej w gowie, to pomoe tym, ktrzy stworzyli Atturna. Uniosa gow wysoko i zadowolona ze spokojnego brzmienia gosu zapytaa: - Jak pjdziemy? Stans spoglda na drog, ktr ju przeby. - Ja chyba pjd pierwszy. Szkoda e nie mamy liny. Elossa zdobya si na gorzki art. - Ktr bymy si zwizali i oboje ponieli mier? Nie wierz, aby kade z nas potrafio utrzyma ciar drugiego, gdyby ten si polizn. Jeli mamy i, zrbmy to od razu! Ten ostatni wybuch obnay jej przeraenie. Stans nie da pozna po sobie, e wie, i zera j paniczny strach. Posuszny jej yczeniu, trzymajc pochodni nieco nad sob, by wiato padao te za niego, ruszy przed siebie. Z kosturem w doni Elossa podya za

nim. Staraa si patrze tylko na kamienie owietlone blaskiem pochodni. By moe dobrze, e rozpadlin zasnuwa ciemno. Moe lepiej nie widzie? Jedynie wyobrania moga podsuwa obrazy, ktrych nie widz oczy. - Teraz okrakiem - Stans rzuci w ty. Elossa uniosa spdnic, zbierajc j nad tali. Kamie, szorstki i zimny, rani skr na wewntrznej czci ud, gdy posuwaa si powoli, a kadka stawaa si coraz wsza. Zwisajce nogi staway si coraz cisze i baa si, e straci rwnowag. Stans podskoczy z pozycji siedzcej i stan po drugiej stronie przepaci. Pochodni pooy na wystpie. Nastpnie obrci si, przyklkn i wycign obie rce ku Elossie. Dziewczyna oderwaa jedn rk od kamienia i wysuna ku Stansowi lask, ktr trzymaa na podoku. Chwyci j i zdecydowanie przecign Eloss nad najbardziej niebezpiecznym fragmentem jzyka - odcinkiem nie szerszym ni do dziewczyny. Szarpno ni w przd i wyldowaa na Stansie, przygniatajc go do skay. Przez chwil nie moga si ruszy. Caa jej dyscyplina i odwaga znikny w mgnieniu oka, bya tak saba jak po dugiej chorobie. Stans zamkn j w ucisku. Nie zdawaa sobie sprawy, jak gboko zakorzeniony jest w niej wstrt do cielesnych kontaktw. W tej chwili czua wszake jedynie, e ciepo jego ciaa odegnao paraliujcy j strach. Przeszli! Pod stopami czua solidn ska.

Stans rozluni ucisk, sign po trzaskajc pomieniem gowni i podnis j do gry. Elossa poczua, e zy spywaj jej po pokrytych kurzem policzkach, ale nic nie powiedziaa. Z pomoc laski wstaa. Przez krtk chwil wydawao si jej, e skaa pod ni koysze si. Stans wycign pochodni przed siebie. Nie mylili si, pomienie chyliy si w ich stron. Podmuch powietrza, wiey jak wiatr na szczytach gr, wia z przodu. Tam z pewnoci czeka na nich upragnione wyjcie. Elossa bya godna i bolao j cae ciao. Nie zaproponowaa jednak, by zatrzymali si, eby napi si z butelek przytroczonych do pasa czy zje resztki podrnego suchara. Najwaniejsze byo teraz wydostanie si std. Przed sob mieli spory otwr w skale. Wanie std napywao wiee powietrze. Stans odchyli do tyu gow i oddycha gboko. - Chyba jestemy blisko zewntrznego wiata stwierdzi. - W tym podmuchu nie ma stchlizny podziemnego powietrza. Prawdopodobnie i on marzy o zakoczeniu tej eskapady, bo ruszy szybkim krokiem. Elossa ochoczo popieszya za nim. 14 Wyszli w ciemn noc, prawie tak czarn jak korytarz, z ktrego si wyonili. Na niebie kbiy si

chmury cakowicie zasaniajce wiato ksiyca i gwiazd. Wiatr nis zapowied rychej zimy. Znaleli wyjcie, ale postanowili nie skorzysta z niego, dopki nie zorientuj si w okolicy. Zgodnie wrcili do tunelu i, znalazszy wnk chronic ich przed wiatrem, usadowili si w niej, by przeczeka godziny ciemnoci. Elossa wycigna ostatniego suchara - cay by pokruszony. Mieli troch wody. Zjedli, ugasili pragnienie i postanowili czuwa na zmian, chocia nie wiedzieli, jak mierzy upywajcy czas. Stans postanowi, e on bdzie trzyma stra pierwszy. Elossa nie oponowaa. Cigle czua skutki cikiej prby, jak byo przejcie przez kadk. Bya szczliwa, e moe otuli si paszczem i odpocz. Sen zmorzy j byskawicznie. Obudzia si, czujc na swoim ramieniu rk Stansa wzywajcego j na zmian warty. Wymamrota par nie zwizanych ze sob sw, ktrych i tak nie dosyszaa, i opad w ciemno, zostawiajc j na stray w obcym, grzystym miejscu. Najpierw wyostrzya otumanione snem zmysy, by zorientowa si, gdzie si znajduj. Ich szlak w dolinie prowadzi przewanie ze wschodu na zachd. Jednak po wejciu w Usta szli na pnoc. Gdy jej oczy przyzwyczaiy si do ciemnoci, zobaczya wok szczyty gr. Byli wyej, ni gdy zaczynali wspln podr. Nie moga si myli, bya przecie przyzwyczajona do ycia w grach.

Przymus podry i konieczno ucieczki byy za nimi, Elossa staraa si uporzdkowa to, co wiedziaa, zobaczya i czua, w logiczn kolejno, z ktrej by moe wyoni si obraz sytuacji. W Ustach Atturna spotkay si dwa dziedzictwa: Raskw - chocia Stans zaprzecza, e co wie o Atturnie - i Yurthw, w postaci tajemniczego mczyzny, ktry usiowa zabi ich tajemnicz broni, a potem znikn. Jednak pomimo wsplnego dziedzictwa nie znalaza adnego logicznego wyjanienia czajcego si za. Dopki ona i Stans nie zawarli na pokadzie statku przymierza, nigdy przedtem nie doszo do pokojowego spotkania Raska z Yurthem. Poszperaa w fadach paszcza i wycigna lustro. Nie byo wiata ksiyca, ktre mogo je oywi; widziaa jedynie ciemn tarcz. Gdyby je uya, otworzyaby swj umys i staaby si bezbronna wobec tego, kto wysaby myl-sond. Niespokojnie dotykaa tarczy, pragnc posuy si ni, hamowaa j jednak wrodzona ostrono. Jeli woanie Yurtha byo tylko uud umysu, towarzyszc zudzeniu wzroku, to jest zgubiona. Poczua chd strachu, bardziej dokuczliwy ni chd wiatru. Umys musi panowa nad iluzjami. Jeli owadn nim zudzenia, nie obroni si przed nimi nawet najpotniejszy z Yurthw. Elossa zdawaa sobie spraw, e nie nabya jeszcze tyle dowiadczenia, ile posiadaa go starszyzna rodu.

Podniosa lustro do ust i chuchna na nie. Trzymajc je na wysokoci oczu, zacza si koncentrowa. Yurth - jeli gdzie jest Yurth, to woanie przyniesie, powinno przynie... Elossa jeszcze nigdy nie czynia tego w tak cakowitych ciemnociach. Jednak nie mylia si! Tarcza zwierciada rozgrzewaa si - zaczynao dziaa! Yurth! Bezzwocznie wysaa ten krzyk. Nie nadesza adna odpowied, chocia w zew woya ca swoj moc. Jeli nawet kiedy byli tu Yurthowie, to dawno odeszli. Czy odway si sprawdzi Stansa? Zawahaa si, wci pamitajc o Ustach. Lepiej nie igra z mocami, ktrych si nie rozumie. Wijcy si jzyk cienia, ktry nieomal porwa Stansa, by czym, czego nie pojmowaa. Z alem zamkna lusterko w doniach, zaprzestaa koncentracji i schowaa je z powrotem do kieszeni paszcza. Niebo zaczynao si rozjania i okazao si, e faktycznie posuwali si na pnoc. Ile zostao czasu do pierwszych zimowych burz? Chocia Yurthowie mieli swoje chaty z belek, jaskinie i spichrze, ta pora roku nigdy nie bya dla nich atwa. Ona i Stans nie posiadali adnych zapasw ani schronienia. Trzeba si wic zatroszczy i o jedno, i o drugie. Wreszcie zawitao i Elossa zobaczya rozcigajc si w dole krain. Korytarz, ktry posuy im za schronienie, znajdowa si w zboczu gry, wysoko nad dolin. W odrnieniu od tej, w ktrej kiedy istniao miasto, ta bya stosunkowo wska.

Rozcigaa si ze wschodu na zachd. Elossa spostrzega wstk strumienia pyncego jej rodkiem. Nisze zbocza porastaa ciemna rolinno. Jednak w tym widoku byo co niepokojcego. Przede wszystkim musieli znale wod, lecz tam, gdzie jest woda, mog si natkn na ywe istoty, choby na sargona, jak ten, ktry usiowa pozbawi j ycia, czy na inne grskie bestie jemu podobne. Stans mia bro myliwego, ale ona miaa jedynie drewniany kostur. Nigdy dotychczas niczego nie zabia. - Pospnie... - Stans doczy do niej. - To nie jest kraina, ktra yczliwie wita wdrowcw. Jest tu wszake woda, wic moe jest to dobre miejsce na polowanie. Opucili tunel i zaczli schodzi zboczem, kryjc si za kadym wystpem skalnym. Elossa otworzya nieco swj umys, by sprawdzi, czy jest tu ycie. - Dwuroce - wyszeptaa. Stans spojrza na ni zdumiony. - Na zachd. - Wskazaa brod. - Czwrka, pas si. Kiwn gow i skrci we wskazan stron. W rkach trzyma kusz. Elossa poczua si troch winna, ale przynajmniej nie zwabia bezbronnego zwierzcia w zasig kuszy. W pewnym sensie jednak dopucia si zdrady. Wydao si jej nieludzkie, e trzeba zabija, by przey. W tej sytuacji musi zama swoje zasady. Umrze z godu, byle tylko nie zabi? Moe kto silniejszy potrafiby zachowa t

szlachetn zasad, ale jej brakowao tej siy. Skoro stao si to jej udziaem, musi brn dalej. Za zarolami osaniajcymi zbocze znajdowaa si poa trawy tak wysokiej, e prawie sigaa opatek pascych si zwierzt. Cztery dwuroce. Elossa odebraa emanacje ycia. Bya tam samica, jedno mode i dwa samce - jeden z szerokimi, krconymi rogami, prawdopodobnie przywdca stada. Stans wypuci strza. Modszy z samcw skoczy gwatownie do przodu, a z jego garda trysn strumie krwi. Drugi samiec gono rykn i powid za sob samic i mode w optaczej ucieczce. Ranne zwierz opado na kolana. Stans podbieg do niego z noem w rku, by pooy kres jego cierpieniu. Czujc obrzydzenie, Elossa zbliya si do miejsca, gdzie Rask oprawia zdobycz. Pochylia si, zanurzya palce w krzepncej krwi i namalowaa na czole szkaratne znami swego grzechu. Musi je nosi, dopki nie odkupi swojego przewinienia. Rozejrzaa si wok i spostrzega, e Stans, przerwawszy swe krwawe dzieo, przyglda si jej z nie ukrywanym zdumieniem. - To przeze mnie on zgin - powiedziaa; nie chciaa wyjania mu swojej haby, ale wiedziaa, e powinna. - Musz wic nosi krwawy znak zabjcy. By zdumiony tym, co usysza. - To jest miso, musimy je je albo zginiemy. Tu nie ma adnych pl, ktre mona by uprawia, ani dojrzaych owocw czekajcych na zerwanie. Czy Yurthowie nie jedz misa? Jeli nie, to czym yj?

- yjemy - powiedziaa ponuro. - I zabijamy. Jednak nigdy nie mona nam zapomina, e zabijajc, nakadamy na siebie brzemi, ktre jest w mierci i zwierzcia, i czowieka. - Dlaczego wic nie pomalowaa si krwi sargona? - Bo to bya rwna walka. Kade ryzykowao yciem, a to jest rwnowaga pierwszej zasady, nie zaley ani od talentu, ani od sprytu. Stans potrzsn gow, wci nie rozumiejc. - Sposb Yurthw. - Wzruszy ramionami. - Gotowe do jedzenia. - Moemy rozpali ogie? Dziewczyna spojrzaa na skraj ki graniczcy ze strumieniem. Za tym rwcym nurtem (nis ze sob gazie i kamienie, jakby wyej w grach szalaa dzika burza, a rzeka zabraa ze sob rne szcztki) byy gazy i poa piasku, na ktrym nic nie roso. - Co ci podpowiadaj talenty Yurthw? - odpar. Jeli potrafisz namierzy stworzenie, ktre staje si naszym poywieniem, to czy moesz dowiedzie si, czy jestemy tu sami? - Przysiad na pitach, mia kamienn twarz. Elossa nie bya do koca przekonana, czy w jego pytaniu nie kryje si tajona wrogo. Tak si rnili skde wic moe wiedzie, czy w jego sowach nie kryj si nieprzyjazne motywy? Zawahaa si. Odkry swoje sabe punkty, gdy nie bya pewna jego zamiarw, moe okaza si niewybaczaln gupot. Z drugiej jednak strony nie moe przypisywa sobie mocy, ktrej nie bdzie

potrafia przywoa w chwili niebezpieczestwa. To moe w przyszoci okaza si gorsze ni przyznanie si teraz do ogranicze mocy. - Jeli uyj poszukujcej myli - powiedziaa wolno i jeli w jej zasigu znajdzie si umys rwny mojemu, to byskawicznie dowie si o mnie, o nas. - To musiaby by umys Yurtha, nieprawda? Czyby baa si swoich ziomkw? - Podruj z Raskiem. - Posuya si pierwszym wytumaczeniem, jakie wpado jej do gowy. - Oni ani nie nienawidz, ani nie boj si twojej rasy, ale wydaoby si im to dziwne. - Tak samo jak twoje towarzystwo dla Raskw! Kiwn gow. - Moi przeszyliby mnie grotem takim jak ten - dotkn strzay, ktr wycign ze zwierzcia - bez zadawania pyta. Pomimo e Elossa odczuwaa silny gd, nadal nie potrafia wzi do ust kawaka surowego misa. Przekonywaa sam siebie, e przecie ciao musi si czym ywi, w przeciwnym wypadku zginie take umys. Uklka w pewnej odlegoci od miejsca, gdzie Stans oporzdza zwierz i wycigna lustro. Soce stao wysoko na niebie, wic powierzchnia dysku rozjania si. - Yurth! - Ostro wymierzya myl. - Poka mi Yurtha! By tam! Wyania si - powierzchnia dysku falowaa. Zobaczya bardzo mglist i trudn do rozpoznania posta. Wysyaa sw myl coraz dalej i dalej. ycie... w oddali... Czy jednak to jest Yurth? Nie

napotkaa adnego ladu myli-odpowiedzi. By raczej jak Rask - zamknity, niewiadomy. - Nie jest do blisko. - Elossa schowaa lustro. - W porzdku. Przy strumieniu ley drewno. Jest wystarczajco suche, by rozpali ogie bez zbyt duego dymu. Zostawia go, by dokoczy swego krwawego dziea, posza nad strumie i zacza zbiera biae jak koci, wygadzone przez wod gazie, ktre tkwiy wrd kamieni. Zauwaya, e wody w strumieniu zaczyna przybywa. Nabite na zaostrzone patyki kaway misa zaczy skwiercze nad pomieniami. Elossa zmusia si do jedzenia, si umysu zapominajc o obrzydzeniu. Stans obliza palce j eden po drugim i powiedzia: - Powinnimy uwdzi reszt i zabra ze sob. Zaledwie skoczy mwi, gdy Elossa zerwaa si na rwne nogi, wpatrujc si w kamienisty brzeg po drugiej stronie strumienia. Tak samo nagle jak dziwny Yurth i twarz w korytarzu, tak teraz pojawi si tam jaki ksztat. Jkna. To nie Yurth, jak oczekiwaa. Mczyzna mia skr i wosy ciemne jak Stans. Jego twarz bya z krwi i koci - bya to twarz Attuma. Odzienie, ktre mia na sobie, niczym nie przypominao maskujcego ubrania myliwego ani nieudolnie utkanych szat ludzi z miasta, ani te prymitywnych zbroi onierzy Raskw patrolujcych rwniny. Jego ciao okrywa czarny, dopasowany strj, niepodobny jednak do ubra, jakie nosili Yurthowie na statku. Czer bya znaczona wzorami

czerwieni, jakby zanurzono j w wieej krwi. Wzory rozjarzay si, blady i rozjaniay ponownie, ich jasno przesuwaa si z jednej czci ciaa na drug. Z ramion przybysza spywaa krtka peleryna w kolorze szkaratu, z czarnymi wzorami, jakby negatyw wzorw na szacie. Gow zdobi czub z czarnych, gstych wosw misternie upitych. Bya to najbardziej zowieszcza posta, jak Elossa kiedykolwiek widziaa. Instynktownie wysaa w jego kierunku myl-sond. I spotkaa nico. Obcy podnis rk i wycelowa ni w Raska, a jego usta - misiste, szydercze wargi Ust Atturna wypowiedziay sowa, ktre przeszyy powietrze, jakby byy wystrzelonymi pociskami majcymi pooy kres istnieniu tych dwojga na drugim brzegu strumienia: - Raski, si lar dit! Stans krzykn. Mczyzna pojawi si, gdy chopak klcza, ale teraz powsta, gotujc si do skoku, z doni zacinit na rkojeci noa. Na twarzy Stansa malowao si wyzwanie. - Philbur! - Imi jego rodu byo zawoaniem do boju. Krya si w nim ywa nienawi oraz potny i wszechogarniajcy gniew. Bez konkretnego powodu Elossa szybkim szarpniciem wydobya lustro. Trzymajc resztk zerwanego acuszka, zacza koysa dyskiem w powietrzu. Nie wiedziaa, czy to, co si stao, byo przypadkowe, czy moe wynikiem dziaania jakiej

mocy, ktrej jeszcze w sobie nie odkrya. Z doni mczyzny o twarzy Atturna wystrzeli zoty promie. Uderzy w tarcz lusterka i odbi si ze zdwojon si. Czarno-czerwona posta znikna. 15 - Kto to by? - Elossa pierwsza odzyskaa mow. Stans nadal wpatrywa si oniemiay w miejsce, gdzie sta obcy. - To by... nie! - Podnis do w gecie zaprzeczenia. - To nie mg by on! - Obrci nieco gow, by spojrze na dziewczyn. Jego zdumienie byo wyrane. - Czas nie zatrzymuje si, czowiek zmary p tysica lat temu nie moe nagle oy i chodzi. - Chodzi. - Elossa spojrzaa na lusterko, ktre tak dokadnie pokazao to, co obcy wymierzy w Stansa. Tarcza popkaa, sczerniaa. Nie pomogo nawet energiczne pocieranie. Elossa wiedziaa, e stao si teraz dla niej bezuyteczne. - Chodzi - powtrzya z pasj- on usiowa zabi! - Nie miaa cienia wtpliwoci, e gdyby promie dosign Stansa, Rask byby martwy, tak jak ona, gdyby w korytarzu trafi w ni pomie z broni Yurtha. - To by Karn z rodu Philbura, ten, ktry rzdzi w Kal-Nath-Tan. On jest, to znaczy by z mojego rodu, to znaczy ja jestem z jego. Zgin z caym miastem! Tak byo, wszyscy to wiedz! Ale przecie widziaa go teraz, prawda? Powiedz mi... - prawie krzycza - widziaa go!

- Widziaam mczyzn, Raska, jeli tak twierdzisz By w czerni i czerwieni, ale mia twarz z Ust Atturna, a ty mwisz, e nic nie wiesz. Stans potar czoo doni. Jeszcze nigdy nie widziaa, eby by tak roztrzsiony. - Wiem, co wiem, czy nie wiem?! - Wykrzycza to pytanie nie do niej, lecz do otaczajcego wiata. - Ju niczego nie jestem pewien! Skoczy do Elossy i, zanim si spostrzega, bolenie chwyci j za ramiona i potrzsa. - Czy to jedna z twoich sztuczek, kobieto Yurthw? Wszyscy wiedz, e potraficie miesza i bawi si umysami, tak jak zwykli ludzie podrzucaj dla zabawy kamyki. Czy igraa z moimi mylami, omamia mj wzrok, ebym zobaczy to, co nie istnieje? Dziewczyna zmagaa si z nim, wreszcie wyrwaa si z jego ucisku i podsuna mu pod oczy poczerniae, zniszczone widzce lustro. - On to zrobi tym promieniem, ktry wystrzeli w ciebie! Pomyl, Stansie, co by si z tob stao, gdyby nie odbi si od zwierciada. Stans by dalej oszoomiony, ale wpatrzy si w popkan tarcz lusterka. - Nie wiem - powiedzia pospnie. - To jest przeklta kraina i... Nie zdy dokoczy. Spomidzy gazw nad strumieniem, rozbryzgujc wod, ogromnymi susami wypadli... Nie Yurthowie i nie Raskowie. Elossa wydaa z siebie krzyk trwogi, bo czego podobnego

jeszcze nie widziaa. Powykrcane ciaa, za dugie albo za krtkie apy, straszliwie znieksztacone twarze - koszmar karykaturalnych stworze, ktre niejasno przypominay ludzi, ale byy potworami. Przeraenie spowodowane ich innoci nie pozwolio Elossie i Stansowi na natychmiastow obron. Stwory atakoway bezgonie, pdzc ku nim ponad wod. Eossa pochylia si, by chwyci kostur, Stans cigle trzyma w doni swj myliwski n. Nie mieli jednak szans. Otoczyy ich diabelsko cuchnce cielska, zamkny si nad nimi cztero-palczaste koczyny, sze macek bez koci obalio ich na ziemi. Eloss przepenio straszliwe obrzydzenie, gdy spojrzaa na ich szpetne, zdeformowane ciaa. Walczya, ale wstrt pta jej czonki, paraliowa moc konstruktywnego mylenia. Opadli na dwoje wdrowcw przy ognisku jak niepowstrzymana fala. Elossa wzdrygna si, czujc ich obrzydliwe ciaa na sobie. Odraajcy odr, ktry spowija ich niczym druga skra, utrudnia oddychanie, musiaa wic walczy, by nie straci przytomnoci. Na przegubach i kostkach ng poczua bl, ktry sprawiay mocno zawizane wizy. Przysiado na niej jedno ze stworze. Bya to samica. Elossa zamkna oczy, by nie widzie ypicego, zalinionego stworzenia. Napastnicy nie mieli zbyt wiele na sobie - jedynie strzpy brudnych szmat na ldwiach. Samice byy tak samo agresywne i brutalne jak samce.

Cisz, w ktrej atakoway, nagle przerwa bekotliwy chr pochrzkiwa, gwizdw, przedziwnych dwikw. Elossa, otoczona przez zwart grup napastnikw, stracia z oczu Stansa. Przemoga strach i odraz i spojrzaa na nich. Pogryli si na chwil w niewinnych torturach - cignli j za wosy, szczypali, zostawiajc na jej ciele krwawe lady. Zrozumiaa, e o co si kc. Dwukrotnie kilku osobnikw usiowao odcign j od strumienia, podczas gdy pozostali, wrzeszczeli i cignli j w przeciwnym kierunku. Czekaa na pojawienie si mczyzny o imieniu Karn, pewna e to on wypuci na nich t okropn band. Nikt si jednak nie pojawi. Ktry wycign z ognia kij, okrci nim w powietrzu, e arzya si jedynie kocwka i pokutyka, bo jedn ap mia krtsz, ku Elossie, z patykiem wymierzonym wprost w jej oczy. Zanim dotar do celu, zosta zatrzymany przez wyszego samca, ktrego mackowate palce zacisny si na jego chudym, ylastym gardle i odepchny brutalnie w ty. Wtem rozleg si przenikliwy wrzask nad rzek. Ku nim szed ogromny samiec, torujc sobie drog piciami, wierzgajc bezpalcymi stopami i chrypliwie warczc. Brutalnie odepchn wszystkie stwory, ktre otaczay Elosse, pochyli si i chwyci j za wosy. Zacign dziewczyn na skraj wody, obj j wp, podnis i rzuci. Nie wyldowaa w wodzie, ale w dce, ktra niebezpiecznie zachybotaa si pod

jej ciarem. Chwil potem obok Elossy upad Stans, rzucony w ten sam sposb. Rask lea bezwadnie i Elossa mylaa, e nie yje. Przygniata j swym ciarem do dna odzi, gdzie chlupotaa mulista woda. Musiaa unie gow, by ta ma nie dotykaa jej twarzy. Pod ich ciarem dka przechylia si i zacza pyn. aden z potworw nie pobieg za nimi. Zostali wysani sami, bezbronni i sptani, zdani na ask rwcego strumienia. Szamotanina Elossy sprawiaa, e dka koysaa si niebezpiecznie. Dziewczyna zdobya jednak odrobin miejsca i moga trzyma twarz ponad wod. Zapa ich silny prd, dka pdzia chaotycznie, czasem na wp zanurzajc si. Prawie cay widok zasania jej Stans. Moga jedynie patrze w gr, gdzie niebo rozjanio si sabym, obiecujcym blaskiem soca. Po obu stronach strumienia pojawiy si skay pochylajce si nad wod. Zasoniy wiksz cz nieba. Wkrtce Elossa widziaa jedynie wsk wstk bkitu pomidzy dwoma acuchami ciemnych ska. Towarzyszy im donony szum rwcej wody. dka obijaa si o jakie przeszkody pozostajce poza ograniczonym polem widzenia Elossy. Dziewczyna obawiaa si, e d rozpadnie si i uton. Cay czas staraa si uwolni sptane donie. Poniewa trzymaa je zanurzone w wodzie przelewajcej si na dnie odzi, miaa nadziej, e moe wizy nieco si

rozluni. Baa si szarpa zbyt mocno, by nie naraa i tak niestabilnej dki na przewrcenie si. Jk Stansa podnis j na duchu. Moe, gdy odzyska przytomno, ich szans zwiksz si. Spostrzega krew sczc si z jego ramienia. Prawie zagojona rana, ktr odnis w pojedynku z sargonem, znowu si otworzya. - Stans! - zawoaa. Odpowiedzia jej kolejny jk. Po chwili dobiego j mamrotanie, prawie niesyszalne w szumie wody. Elossa zastanawiaa si, co moe by przed nimi? Bystrzyny, a moe katarakty lub wodospady? - Stans! W dce byo coraz wicej wody. Fale ju obmyway jej brod. Jeli nie wydostanie si spod ciaa Stansa, woda przykryje jej z coraz wikszym trudem unoszon gow. Stans poruszy si odrobin, dka zanurzya si gbiej i woda wlaa si do wntrza. Elossa zadawia si, gdy woda nagle wleciaa jej do nosa. - Le, le spokojnie! - krzykna przeraona. - Gdzie... - Jego gos by saby, ale wydawao si, e Stans si ockn. - Jestemy w odzi! - Staraa si przekrzycze szum rzeki. - Przygniatasz mnie. Na dnie jest woda. Musz trzyma twarz nad powierzchni. Czy zrozumia? Nie odpowiedzia od razu. Coraz bardziej bolaa j szyja i bya coraz sabsza. - Postaram si przesun. Uwaaj. - Usyszaa cakiem wyrane sowa Stansa.

Zebraa si w sobie i wzia gboki oddech. Rask poruszy si, przesun nieco ku rufie. dka zakoysaa si niebezpiecznie, a twarz Elossy znalaza si pod wod. Dziki asce opatrznoci dka nie przewrcia si. Stans poruszy si ponownie. Wreszcie poczua, e jest wolna. Teraz nadesza jej kolej. - Przygotuj si - ostrzega. - Postaram si przekrci i wyej podnie ramiona. Do pewnego stopnia udao si. Uoya podbrdek na jego piersi. Wreszcie woda bya daleko od jej twarzy. Prd nadal by rwcy, ale dka pyna troch spokojniej. Elossa nie wiedziaa o odziach zbyt wiele; Yurthowie nigdy ich nie uywali. Moe na stabilno dki wpyna zmiana ich pozycji. Zauwaya, e rzeka wypenia wsk przestrze midzy dwoma skalistymi brzegami tworzcymi wwz. Nawet jeli uda si im uwolni i wydosta z wody, Elossa wtpia, czy zdoaj wspi na te strome skay. Raz jeszcze ostronie sprbowaa rozluni wizy na rkach. I, ku wielkiemu zdziwieniu, udao si. Podzielia si nowin ze Stansem. Kiwn gow, ale nie wydawa si zbytnio ucieszony. Jego ciemna skra nabraa zielonkawego odcienia. Zamkn oczy i lea bez ruchu. Moe manewr, ktry wykona, by j spod siebie uwolni, pochon ca jego energi. Elossa postanowia nie poddawa si. Chocia byli sami i bezbronni, zawsze istniaa iskierka nadziei. Najpierw naleao cakowicie oswobodzi rce.

Pomimo blu nadgarstkw napinaa je i rozluniaa. Stans nadal lea z zamknitymi oczyma i wydawao si jej, e znowu zemdla. Zastanawiaa si, jak dugo potrwa ich podr w d rzeki. Podniosa nieco wyej gow i zobaczya, e ciany wwozu nie byy ju tak wysokie i niedostpne. Szarpna si ostatkiem si i uwolnia obie rce. Chuchaa w donie i pocieraa je, gdy nie miaa w nich czucia. Napinaa obrzmiae i pokrwawione ramiona, nie zwaajc na bl. Pomimo przejmujcego blu w palcach zacza zmaga si z wizami na nogach. Sznury werny si w ciao, a nabrzmiae kostki nabiegy krwi. Przypomniaa sobie, e stwory, ktre ich zaatakoway, nie przeszukay jej. Z pomoc obu rk wyowia z kieszeni ukrytej w fadach paszcza may noyk, ktrym zazwyczaj posugiwaa si przy posikach. Prawie wypad z jej roztrzsionych palcw, ale zdoaa przeci wszystkie wizy. Gdy to zrobia, ostronie przesuna si, by pomc Stansowi. Usiada, chcc mie lepszy widok na rzek. Teraz bya znacznie wsza ni w dolinie, co mogo powodowa szybszy i gwatowniejszy nurt. dka miaa tpy dzib i wysokie burty. Drewniany szkielet by obcignity bardzo grub skr pokryt uskami. Prawdopodobnie pochodzia ze stworzenia zupenie nie znanego Yurthom. Elossa nie miaa wtpliwoci, e jest twardsza od drewna. d bya stara i jakby nie z tych czasw. Elossa podziwiaa jej pikny ksztat.

Dziewczyna nieco przytrzymaa Stansa, gdy dka zanurzya si niebezpiecznie. Wizy wpijay si w jego nadgarstki. Zawizano je rwnie ciasno, jak i jej. Jego kostki nie ucierpiay tak bardzo, bo nosi wysokie buty myliwego. Gdy go oswobodzia, usadowia tak, by d bya jak najbardziej stabilna. Plamy krwi na jego barku nie powikszay si, miaa nadziej, e rana przestaa krwawi. Co pocz teraz? Elossa wzia gboki oddech i skoncentrowaa swoj uwag na rzece. 16 Okazao si, e koniec ich podry jest ju blisko. Wysokie ciany wwozu ustpiy i wpynli w kolejn dolin lub, by moe, znaleli si na rwninie u podna gr. Ten paski teren, przybrany jesienn barw traw, rozciga si jak morze a po horyzont. Rzeka nie pyna tutaj rwcym nurtem, a jej drog znaczyy nabrzene zarola i mae drzewka wznoszce si ponad gst traw. Poza pasem przyrzecznej rolinnoci kraina wydawaa si pozbawiona ycia. Zblia si zachd soca, a Elossa jeszcze nie zauwaya adnego ptaka ani pascego si zwierzcia. Wyblaky kolor trawy i spowiae barwy lici na drzewach stanowiy ponur opraw tej ziemi. Wydawao si, e znikno std cae ycie. Rozgldajc si wok, zadraa, ale bardziej z niepokoju ni chodu powietrza.

Jk skierowa jej uwag z powrotem na Stansa. Mia otwarte oczy i troch zmieni pozycj. Ich spojrzenia spotkay si. Byo oczywiste, e mia wiadomo wydarze, ktre miay miejsce. Dotkn barku i skrzywi si z blu. Na szczcie odzyska przytomno. Spojrza na rwnin, na ktr przywioda ich rzeka. - Nie jestemy ju w grach. - Byo to stwierdzenie, nie pytanie. - Tak - odpara Elossa. - Jednak nie mam pojcia, gdzie jestemy. Zmarszczy brwi i potar czoo rk. - Czy to by sen, czy naprawd widzielimy Karna? - Widzielimy mczyzn... - Eossa starannie dobieraa sowa - o twarzy jak Usta Atturna... Nazwae go Karnem. - A wic to nie by sen. - Westchn ciko. - Karn zgin dawno temu.. By... tak... kapanem i krlem, a ludzie szeptali o nim dziwne rzeczy. T ponur legend, kiedy syszaem. Karn mia do czynienia z mocami, w ktrych istnienie wikszo nie wierzya, albo tylko tak mwili. Nie pamitam tego zbyt dobrze. - Potrzsn gow. - Powinienem sobie przypomnie, ale czuj, e midzy mn a prawd jest jaki mur. Karn... - Jeli to by twj dawno zmary wadca - przerwaa mu Elossa - to dobra sobie diabelskich wspornikw. Te potwory, dziki ktrym teraz tu jestemy, niezupenie byy ludmi.

- Tak. O nich zupenie nic nie wiem. Kiedy zday nas na ask rzeki i tej upinki... Poruszy si, a jego twarz znw wykrzywi grymas strasznego blu. Podnis si jednak nieco i rozgldn wok, jakby chcia okreli ich pooenie. - Nie mamy wiose - stwierdzi. Elossa spojrzaa na rzek i krzykna. Wydawao si, e tu nad wod wznosi si ciana zaroli, a rzeka pyna pod ni. Byo oczywiste, e nie maj szans przedosta si przez t przeszkod. Ostronie uklka, z trudem zachowujc rwnowag, bo dka zacza si chybota. Nawet stojc, Elossa nie signaby wierzchoka tej zapory. dka zakoysaa si ponownie, gdy Stans podnis si wyej. Wskaza rk na rzek. - Popyniemy? - zaproponowa. Chocia Elossa czsto pluskaa si w grskich jeziorach, wiedziaa, e nie poradzi sobie w tej rzece. Zawahaa si. Moe powinni zbliy si do przeszkody i sprbowa si na ni wspi. Zielona ciana przed nimi nie wygldaa jak twr naturalny. Kto j wznis, lecz kto i w jakim celu? Nie mieli adnego wyboru. Gdy podpynli bliej zapory, na ich gowy, jakby z powietrza, spada sie i unieruchomia dk oraz jej pasaerw. Elossa i Stans walczyli z sieci, gdy z zaroli, po obu brzegach wyonili si ci, ktrzy ich w ni schwytali. W odrnieniu od nieszczsnych potworw, ktre byy pierwszymi mieszkacami tych okolic,

napotkanymi przez Eloss i Stansa, ci byli foremni, wyprostowani. Byli Yurthami! Elossa wezwaa pomocy. Byli to jej ziomkowie, jej rasa. Czy jednak na pewno? Niektrzy nosili na sobie proste odzienie grskich klanw, jakby utkane na tych samych krosnach co jej, inni natomiast obcise stroje, jakie widziaa na obrazach pokazanych jej na statku, takie same jak Yurth, ktry wycelowa w nich staroytn bro. Elossa wysaa naglc myl-sond. Rezultat tak j zaskoczy, e a krzykna. Ich umysy byy zamknite, cile strzeone przed jej dotkniciem. Moe tylko wygldem przypominali Yurthw, ale ich umysy do Yurthw nie naleay. Zobaczya teraz wyraniej ich twarze o pustych oczach, bez wyrazu. Nie odzywali si do siebie ani sowem. Grupka na lewym brzegu przycigaa do siebie sie. - Yurthowie - powiedzia Stans. - Twoja rasa. Co oni z nami zrobi? Elossa potrzsna gow. Czua si dziwnie zagubiona - spotkaa zamknite umysy i puste twarze, a spodziewaa si czego innego. Miaa wraenie, e to zy sen albo halucynacja tak potna, e pomimo wysikw nie potrafi jej przerwa. - Wygldaj jak Yurthowie - zdumiona powiedziaa na gos - ale nimi nie s. To nie Yurthowie, jakich znam. Yurthowie czy nie, mieli wpraw w obchodzeniu si z winiami zapanymi w przedziwn wodn puapk.

Byli zbyt liczni, by Elossa i Stans, osabiony przez ponowne otwarcie si rany, mogli si broni. Elossa, chocia pierwsza prba porozumienia zawioda, jeszcze dwukrotnie staraa si nawiza kontakt ze stranikami, ale aden nie odpowiedzia. Znowu zostali zwizani i poprowadzono ich przez monotonne pustkowie rwniny. dk przywizano i pozostawiono na brzegu. O zmierzchu zatrzymali si w miejscu, gdzie kamienny krg ograniczajcy ognisko oraz usypany z ziemi pagrek wiadczyy, i jest to miejsce postoju. Yurthowie szli w milczeniu, nie odzywajc si ani do siebie, ani do pojmanych. Elossa nie odwaya si nawiza jakikolwiek kontakt. Moe byli po prostu pustymi atrapami ludzi, ktrych znaa, speniajcymi czyje rozkazy, pozbawieni wasnego ducha. Przynajmniej ich ciaa pozostay ludzkie i potrzeboway wody i jedzenia. Wycignli zapasy i podzielili si ze swoimi winiami, ktrych na chwil rozwizali, ale nie spuszczali z nich oka, gdy ci wgryzali si w kawaki suszonego misa, twardego jak kamie, oraz pili z manierek. Nawet woda miaa dziwny, stchy smak, jakby bya w tych naczyniach od bardzo dawna. - Dokd nas zabieracie? - W ciszy ogarniajcej obozowisko gos Stansa zabrzmia niezwykle gono. Przemwi do Yurtha, ktry ponownie pta mu rce.

Mczyzna w musia by guchy, bo nawet na niego nie spojrza, sprawdzi tylko z ponur sumiennoci ostatni supe i odszed. Stans spojrza na Eloss. - Jeste jedn z nich, tobie z pewnoci odpowiedz. W jego gosie zabrzmiaa dziwna nuta, jakby identyfikowa Eloss ze swoimi wrogami, pomimo e j te sptano. Oblizaa wargi i wysaa jedyn prob, o ktrej mylaa podczas caej drogi. Zrobi to, zanim Rask jawnie wystpi przeciwko niej. Musi wedrze si w ich umysy; stao si to dla niej najwaniejsze na wiecie. Znowu oblizaa usta; pomimo e napia si wody, czua w nich sucho i z trudem przychodzio jej mwienie. Musiaa to zrobi - musi si dowiedzie. Zacza pie w jzyku tak starym, e zapomniano nawet znaczenie jego sw. Sowa te pochodziy z zamierzchej przeszoci, ale musiay mie wielkie znaczenie dla Yurthw, bo wszyscy gorliwie si ich uczyli. - Na pocztku - powiedziaa w zapomnianym jzyku - zostao stworzone niebo i Yurth - jedynie to ostatnie sowo byo powszechnie rozumiane z caej pieni - i zrodzili si ludzie i... Sowa paday coraz szybciej, z coraz wiksz moc i wadz. I, a jednak! Jeden z Yurthw, w ubraniu podobnym do odzienia Elossy, obrci gow i spojrza na ni. Przez jego pust twarz przemkn wyraz zdumienia. Poruszy ustami. Jego gos by niski, saby, zacinajcy si.

Doczy do pieni. I gdy to uczyni, zobaczy j, zobaczy naprawd! Jakby pie zbudzia go ze snu. Przesun oczy z jej twarzy na nadgarstki sptane wizami. Drugi koniec sznura by owinity wok ramienia jednego ze stranikw. Na jego twarzy pojawia si bezradno. - Na Yurthach brzemi grzechu. - Przemwi chrapliwie, jakby przez dugi czas nie uywa swojego gosu. - My pacimy, siostro, my pacimy. Pochyli si w przd. Nikt z pozostaych nie zwrci uwagi na to, e mwi. - Komu pac Yurthowie? - Staraa si, by gos jej nie dra, jakby prowadzia zwyczajn rozmow. - Atturnowi. - Z twarzy znikn jakikolwiek lad zainteresowania. Odwrci si i wsta. Elossa wysaa sond z ca si, na jak byo j sta, zdecydowana przedrze si przez wszystkie bariery, by dotrze do prawdziwej istoty tego czowieka. Jednak nie zareagowa, nawet nie odwrci gowy. Znw odszed w nico. - A wic Yurthowie pac - skomentowa Stans. - Atturnowi - odpara, samotna w swej klsce, gdy dowiedziaa si tak niewiele. - Moe twojemu Karnowi. - Chocia jeli rzdzi Atturn, to dlaczego Rask te zosta zwizany? - rzucia. - Moe dowiemy si ju niebawem. Z zapadniciem ciemnoci Yurthowie uoyli si do snu, kady wizie lea midzy dwoma stranikami trzymajcymi koce liny. Elossa zrozumiaa, e najmniejszy ruch zaalarmuje albo jednego, albo

drugiego, albo obu naraz. Mczyzna, ktry do niej przemwi, pooy si po drugiej stronie ogniska, jakby nie chcia patrze na Eloss. Wreszcie zasna. Raz si zbudzia, gdy jeden z Yurthw dorzuca drew do ognia, lecych opodal, przyszykowanych przedtem na ich przyjcie. Stans by jedynie czarnym ksztatem spowitym ciemnoci i nie dostrzega czy pi, czy czuwa. Jaki niepokj powstrzymywa j przed wysyaniem myli. Jedynym majcym sens wyjanieniem byo to, e wszyscy Yurthowie s podporzdkowani czyjej woli. Dwigane "brzemi", jako konsekwencja katastrofy, byo faktem. Nieprawdopodobne wydawao si, by ktokolwiek zdoa podporzdkowa sobie Yurthw, pozbawiajc ich wasnej woli. By moe ci, ktrzy nosili odzienie jak ona, byli wdrowcami, ktrzy poszli na pielgrzymk i nigdy z niej nie wrcili? Zamiast mierci w grach znaleli ycie w mierci. Byli te inni - w strojach ludzi ze statku. Mino zbyt wiele lat od katastrofy ich pojazdu i zagady Kal-Nath-Tan, by ktokolwiek z nich mg jeszcze y - chyba e kto odkry tajemnic przeduania ycia. Czy moe by jeszcze jeden, pniejszy statek? Ta myl wprawia j w tak szalone podniecenie, e musiaa uy caej swej woli, by si opanowa i lee spokojnie. Byo to rwnie silne uczucie jak tamto, ktre owadno ni na statku, gdy ogldaa obraz zniszczenia. Inny statek mg przyby pniej, by moe by odnale Yurthw i zabra ich do domu?

Dom? Gdzie wic jest dom? Lec, widziaa nad sob gwiazdy rozrzucone na niebie. Czy jedna z nich bya socem ogrzewajcym dom Yurthw? Ludzie dookoa niej nie byli wolni. Przybyli ocali Yurthw, a sami zostali zapani w puapk. Elossa aowaa, e nie moe podczoga si do Stansa, obudzi go i wydoby od niego wicej informacji o Atturnie, o Karnie majcym twarz Atturna, ktry strzeli do nich ogniem i nasa na nich te przeraajce stwory. Byo zbyt wiele rzeczy, ktrych nie rozumiaa, a teraz zawiody j nawet mylisondy. Wkrtce po witaniu, zjadszy skromny posiek, pomaszerowali dalej przez rwnin. Stans by daleko w przodzie. Potyka si od czasu do czasu, a towarzyszcy mu Yurthowie podtrzymywali go, lecz robili to machinalnie niczym maszyny. Przystawali na odpoczynek i dawano im wtedy wody. Sucha trawa sigaa kolan. Elossa nie zauwaya adnej cieki, ale Yurthowie szli pewnie, jakby doskonale znali drog i nie obawiali si zbdzi. Co majaczyo nad horyzontem, jakby mga. Wszystko si wyjanio, kiedy koo poudnia, sdzc po pooeniu soca, zbliyli si do tego miejsca. Rwnina koczya si niespodziewanym urwiskiem. Wydawao si, e poniej, przed nimi rozciga si zupenie inny wiat. Na rwninie wszystko zapowiadao nadchodzc zim, a na dole rosa bujna, soczysta rolinno jak w

rodku lata. Z gry widzieli wierzchoki drzew koysane agodnym wiatrem. Prowadzcy ich stranik bez wahania odnalaz schodki wycite w skale. Szli za nim pojedynczo, schodzc do nowej, nieznanej krainy. 17 Wspaniaa rolinno bya pikniejsza ni wszystko, co Elossa do tej pory widziaa. Doliny i rwniny na wschodzie, uprawiane przez Raskw, wydaway si jaowymi nieuytkami w porwnaniu z tym miejscem. Schodki przeszy w drog wystarczajco szerok, aby mogo ni i rami w rami szeciu stranikw. Elossa wci nie przestawaa si dziwi innoci tej krainy. Korony drzew nachylone ku sobie tworzyy nad drog baldachim. Niektrych gatunkw Elossa zupenie nie znaa. Pnie i nisze konary oplatay pncza o odygach uginajcych si pod ciarem zachcajcych do zerwania jasnopurpurowych owocw. Wrd owocw roio si od niezliczonych stworze - i skrzydlatych, i futerkowych. Jednak aden ze stranikw nawet nie spojrza na nie. Wilgotne powietrze, przesycone aromatycznymi zapachami, zatykao nozdrza i zmuszao do szybszego oddychania. Droga bya dobrze utrzymana, pomimo e wia si wrd ogromnych drzew i bujnej rolinnoci.

Na czole Elossy pojawiy si kropelki potu. Zmczy j upa i czua, e odzienie przykleio si do ciaa i przy kadym kroku nieprzyjemnie obciera skr. Jednak stranicy, od chwili gdy weszli na t drog, nie zatrzymali si, ani nie zwolnili tempa marszu. Wszystkie drogi maj jednak swj kres. Minli kp drzew gigantw, oplecionych pnczami i wysokimi paprociami, i wyszli na otwart przestrze wyoon kamiennymi blokami. Na rodku widnia kwadratowy otwr. Tam Elossa dojrzaa kolejne schody, ale te prowadziy do wntrza ziemi. Dzie chyli si ku kocowi, jednak byo jeszcze do jasno, by zobaczy, co jest dokoa. Schody wiy si w d przy cianach tego szybu. Im niej, tym bardziej powietrze tracio zapach wonnego lasu, ale nadal byo wiee. Elossa usiowaa policzy stopnie, by mie pojcie, jak gboko schodz, ale szybko stracia rachub. Coraz mniej podobao si jej to miejsce. Yurthowie na og yli na otwartych przestrzeniach, pod goym niebem, owiewani rzekimi podmuchami wiatru. Dotarli do koca schodw i stanli przed wejciem do prostego korytarza. Na osmolonych cianach, umocowane w obrczach, pony pochodnie, a ich gryzcy dym wypenia powietrze. Korytarz koczy si ukiem. Elossa omal nie upada. Stali przed tym samym - lub bliniaczym - kamiennym obliczem Atturna o szeroko otwartych ustach. Dwch Yurthw przeszo przez nie na czworakach. Elossa zostaa zmuszona do przyjcia takiej samej pokornej

postawy i musiaa pj w ich lady. Z gniewem to uczynia, starajc si nie dotyka cian otworu, przez ktry peza. Za ustami bya szeroka komnata o kamiennych cianach i pododze. Elossa stana wyprostowana. W drugim kocu sali dostrzega podwyszenie, a na nim wysoki i szeroki tron. Chocia by potny, jego rozmiary nie przytaczay postaci czowieka, ktry na nim siedzia. Czer i czerwie, wysoki czub czarnych wosw, oto ten, ktry stan przed nimi, zanim nastpi atak potwornych stworze. Umiecha si, gdy stranicy podprowadzili Eloss przed jego oblicze. Obserwowa j niczym sargon sw bezbronn ofiar. Dziewczyna uniosa wysoko gow, zapragna rzuci wyzwanie temu umiechowi, aroganckiej pewnoci, jak roztacza wok siebie. Yurthowie, ktrzy j tu przywiedli, nadal mieli nieobecne twarze. Byli jedynie wykonawcami woli Karna, poknitymi przez Atturna. - Panie. - To Stans przerwa milczenie. Przecisn si obok Elossy i stan tu przed wysokim podwyszeniem. - Panie, krlu... Mczyzna odwrci wzrok od Elossy i spojrza na Raska. Nadal umiecha si. - Zbratae si z Yurthem... - Karn wypowiedzia ostatnie sowo z pogard. - Jestem Stans z rodu Philbura. - Rask nie uklk. Poza obdarzeniem Karna tytuem penym szacunku, mwi jak do rwnego sobie. - Z rodu Philbura -

powtrzy, jakby te sowa byy talizmanem. - Czy tak wadca Kal-Nath-Tan rozmawia ze swoim krewnym? - Wykona nagy ruch rkoma, jakby dla podkrelenia, e przyprowadzono go tutaj jako winia. - Towarzyszy ci Yurthowy pomiot. - Przyprowadziem ci Yurthk, by zrobi z ni, co zechcesz. Twoi niewolnicy nawet si nie potrudzili spyta mnie o to. A wic to tak! Jej niejasna nieufno do Raska, pomimo jego zapewnie, e s sobie potrzebni, okazaa si uzasadniona. Kama cay czas od chwili, gdy na statku przyzna, e maj wsplny cel zakwestionowanie nienawici, ktr stworzya przeszo. Badawczy wzrok Karna przeszywa j na wskro. Elossa poczua kolejn sond - ale nie by to jasny i wyrany kontakt Yurtha. Usiowano podstpem osabi jej umys. - Ciekawe - zauway Karn. - Jak dowiedziae si o Kal-Nath-Tan, ktre istnieje, Rasku? - To obowizek rodu Philbura, bierzemy cen krwi za Kal-Nath-Tan. Tak jest od wiekw. - Jest jeszcze inna cena krwi za Kal-Nath-Tan, Rasku. - Karn nieznacznym ruchem doni wskaza dwch Yurthw. - Tu pomiot Yurthw jest niewolnikami. Bardziej gorzkie to ni mier, czy nie, Yurthko? - Zwrci si do Elossy. Nie odpowiedziaa. Karn (albo inna sia bdca w pobliu) nadal szuka dojcia do jej umysu przez

tarcz myli. Dla niej te nieudolne prby byy na razie niegrone, ale w kadej chwili mogy przybra na sile. Usta Karna, zupenie podobne do ust Atturna, wykrzywiy si w upiornym umiechu. Jego wzrok atakowa z rwn si jak cios. - Yurth amie si, tak, Yurth si amie. Ciesz si, krewniaku, z twojego daru, ciesz si, e jest to kobieta. Powoli nam idzie hodowla pokornych niewolnikw, brakuje nam kobiet. Tak, ciesz si z twojego daru. - Podnis rk, a Yurth stojcy po prawej stronie Stansa szybkim ruchem przeci jego wizy. - Twierdzisz, e jeste z rodu Philbura, krewniaku. To take mnie interesuje. Mylaem, e wasz rd wygas. Zabierzcie Yurthk do zagrody. Elossa nie czekaa na szarpnicie za sznur, lecz sama ruszya z miejsca. Drzemice zo byo jak cuchnce boto oblepiajce stopy, chciao j pochon. Poza tym nie chciaa oglda Karna i jego "krewniaka". Opuciwszy sal audiencyjn, szli takim labiryntem wskich i krtkich korytarzy, e chocia Elossa staraa si zapamita kady zakrt, wiedziaa, e nie ma szans si std wydosta. Wreszcie wprowadzono j do pomieszczenia, gdzie byy kobiety. adna nawet nie podniosa oczu. Sze kobiet jej rasy patrzyo tpo przed siebie. Z przeraeniem zauwaya, e dwie byy w ciy. Ich twarze byy puste, jakby zabrano im myli. Stroje przypominay ubrania podrne pielgrzymw. W adnej nie rozpoznaa czonkini swojego klanu.

Najbliej siedzca kobieta powoli odwrcia gow. Utkwia apatyczny wzrok w twarz Elossy, a nastpnie niezdarnie wstaa i zbliya si do dziewczyny. By dotknit przez t istot, ktra tylko wygldem przypominaa Yurtha - Elossa prawie krzykna. Chwil pniej poczua gmeranie przy krpujcych j wizach. Opady. Kobieta, nadal bez ladu emocji na twarzy, wrcia na stos mierdzcych, brudnych poduch i z powrotem si na nich uoya. Elossa, rozcierajc nadgarstki, podsuna si pod cian i usiada po turecku. Przyjrzaa si kobiecie, ktra j uwolnia. Nie rnia si niczym od pozostaych, ale jednak przysza jej z pomoc. Elossa opara gow o cian i zamkna oczy. Atakowanie tarczy jej myli ustao. Na prb wysaa wasn sond. adnej reakcji. Jeli te kobiety i pozostali, ktrych tu widziaa, byli kiedy pielgrzymami, to musieli by obdarzeni tak sam moc jak ona. Najwidoczniej jednak zabrano im j, czynic z nich bezwolnych i bezrozumnych poddanych. Elossa wiedziaa, e Raskowie nie mieli mocy, ktra zdoaaby pokona Yurthw, przynajmniej ci z zewntrznego wiata. To nimi mona byo manipulowa, wykorzystujc utkane halucynacje. Kim by Karn, e potrafi uczyni niewolnikw z posiadajcych talenty jej wspziomkw? - Karn to Atturn...

Jedynie dyscyplina myli powstrzymaa Eloss od krzyku. Kto wysa t myl? - Gdzie jeste? - zapytaa. - Tutaj. Bd ostrona. Karn ma swoje sposoby... - Jakie? - Atturn by bogiem. Karn to Atturn - nadesza niejasna odpowied. - Potrafi ama umysy, ale nie wszystkie. Niektrych z nas w por ostrzeono... wycofalimy si... Elossa powoli otworzya oczy i spojrzaa na kobiet, ktra j uwolnia. Z pewnoci to ona. - Dzikuj ci. Powiedz, co moemy zrobi? - Ja nie jestem Dann, jak przypuszczasz. - Szybko sprostowaa. - Ona jest zamana. Pracujemy - ci, ktrzy s nadal prawdziwymi Yurthami - nad napraw. Jest nas jednak za mao. Nie, nie szukaj mnie, spotykajmy si, rozmawiajc tylko w mylach. Uwaajmy, by jaka za moc nie odebraa nam prawdy. Zagada, ktra spada na Kal-Nath-Tan, miaa dziwne, diabelskie nastpstwa. Widziaa ju szkaradne stwory, ktre suchaj Karna i chwytaj wszystkich wdrujcych w gb kraju. One s z rodw Kal-Nath-Tan, ale skazia je moc niszczcego ognia. Rodz dzieci tak samo potworne jak one. Kam zosta uksztatowany inaczej; w dziwny sposb posiad tajemnice znane jedynie wysokim kapanom i wadcom. Tylko garstka ich znajdowaa si w tajemnym, ukrytym miejscu, gdy ogie trawi miasto. Kam sta si niemiertelny, jest wcieleniem Atturna, ktry nigdy nie by bstwem dobra czy

ask. Karn przey wszystkich, ktrym udao si przetrwa. Pragnli zdoby moc Yurthw, moc umysu. Potrzebowali jej, by nie zo, by umierca ducha innych. I duo nauczyli si w cigu minionych at. Teraz... Nastaa naga cisza, jakby midzy Eloss i t, ktra mwia, zatrzanito drzwi. Eloss zamkna oczy, ale nie prbowaa wysa sondy. Przerwanie kontaktu byo wyranym ostrzeeniem. Nagle, jak wystrzelona strzaa, przybya do niej inna myl. - Krewniaczko. - To nie sowo podnioso j na duchu, ale sia, z jak j dotkno. Nie byo w nim faszu ani przestrogi. Czy odway si odpowiedzie? Strzpki informacji, ktrymi j ostrzeono, mwiy, e Karn potrafi dotrze do umysu Yurtha. Moe potrafi te naladowa zew Yurthw. - Wejd. Serdeczne zaproszenie czy puapka? Nadal si wahaa. Czy powinna obawia si przewrotnoci Yurthw zniewolonych przez Karna? Czy su mu, wydajc nowo przybyych na podobny los? Elossa czua, e nie moe polega na wasnych sdach. Bya przecie prawie pewna, e Stans chcia uwolni si ze starych uprzedze swojej rasy, a on przywid j tutaj, do Karna. Moe od pocztku, od opuszczenia Kal-Nath-Tan, wiedzia, dokd id. Moe w podobny sposb zdradzi innych pielgrzymw. - Wejd. - Nalega ten umys w sposb rzadko stosowany przez Yurthw. Czynili tak jedynie ci,

ktrzy bezgranicznie sobie ufali. Na tak ufno decydowali si w chwilach wielkiego zagroenia. - Wejd. - Ponagli j po raz trzeci. Ju nie prosi, lecz nakazywa. Eloss zebraa ca energi. Moe popenia najwikszy bd w yciu, a moe wanie siga po ratunek przed losem, o ktrym mwi Karn. Uformowaa myl-sond, majc nadziej, e zdoa j wycofa, jeli okae si, e jest to podstp. Uczynia, jak kaza. 18 Eloss bya tak zdumiona, e nieomal rzucia si do natychmiastowej ucieczki. Zetkna si bowiem nie z pojedynczym umysem, ale z poczeniem rnych osobowoci. Nigdy dotd nie poznaa takiej unii, cho wiedziaa, e tak robi jej klan, by utka halucynacj, do czego potrzebna bya wielka moc. Poniewa nie odbya jeszcze pielgrzymki, nie uczestniczya w takim czeniu mocy dla wsplnego dobra. Jej chwilowy niepokj znikn i staa si czci unii. Narastaa w niej rado, poczucie pewnoci siebie, a wszystkie dotychczasowe zwycistwa zdaway si niczym. - Jestemy razem! - Zabrzmiao to, jakby inni take poczuli si niepokonani. - Wreszcie, krewniaczko, jestemy do silni, by ruszy!

- Co, chcecie uczyni? - Skierowaa pytanie do wszystkich, bo nie potrafia oddzieli poszczeglnych umysw. - Bdziemy dziaa! - Nadesza zdecydowana odpowied. - Przez dugi czas czylimy si ze sob. Ukrywalimy si pod postaci niewolnikw, narzucon nam przez Karna. Potrzebowalimy wicej mocy, by przeciw niemu wystpi. To, czym wada, jest dla nas obce; stworzy tak oson, przez ktr nie potrafimy si przedrze. Ale teraz, siostro, dziki twojej mocy szykujemy si do ostatecznej bitwy. Niedugo przyjd po ciebie, by Karn ci ujarzmi. Czekaj, id z nimi, ale czekaj. Gdy nadejdzie waciwa chwila, zaczniemy. Teraz jestemy gotowi! W charakterze Yurthw leaa ostrono, czasem nawet przesadna. Nie ufali innym, obawiajc si, e jaka nie znana im moc moe doprowadzi czowieka do upadku. Eloss ponownie wypenia nieufno. Jednoczenie bya pod wraeniem niezachwianej pewnoci wielogosu. Argumenty wydaway si logiczne. Jeli Yurthowie, zarwno ci porwani z pielgrzymki, jak i pozostali (nie potrafia wytumaczy, skd wzili si ci w strojach ze statku), poczyli swoje moce, kto wie, czego moe dokona taka sia. Chyba to jej jedyna nadzieja, by unikn losu kobiet siedzcych w tym pomieszczeniu. - Nie wolno nam dziaa, dopki Karn nie uyje swojej mocy - cign gos. - Nie wiemy, czy potrafi

odkry nasze zamiary. Dlatego nie uywaj dotknicia myli, krewniaczko, pki nie przyjdziemy do ciebie. Gos ucich. Elossa zadraa. Gdy go syszaa, czua si spokojna i bezpieczna. Teraz, gdy odszed, strapia si ponownie, bo wiedziaa, e mog ponie klsk. Zamkna oczy i skoncentrowaa si na zachowaniu i wzmocnieniu wewntrznej mocy. Nie miaa wiele czasu, by nabra si. Otworzyy si drzwi, a ich zgrzyt wytrci j z koncentracji. Nie byli to jednak stranicy, ktrzy mieli zaprowadzi j do Karna. To by Stans. Wlizn si do rodka i zamkn za sob drzwi. Opar si o nie plecami, jakby chcia wzmocni je wasnym ciaem. adna z kobiet nawet nie spojrzaa na niego, ich twarze pozostay puste. Stans patrzy na Eloss. Zobaczya, e porusza wargami, jakby chcia jej co powiedzie, ale nie chce mwi gono. Powtrzy jeszcze dwa razy, lecz nie zrozumiaa. Uczyni to trzeci raz... - Wejd. Taki sam rozkaz jak poprzednio. Czy Stans by wysannikiem Karna? Czy jeli posucha go, stanie si niewolnic? Wielogos nie ostrzeg jej przed nim, ale przecie ci, ktrzy stanli w obliczu takiego wanie zagroenia, mogli zgin. Rask nie posiada odpowiedniej mocy, aby wysa myl, to byo wbrew zwyczajom jego rasy. Gdy po raz czwarty uksztatowa usta w to samo sowo, wyczua w nim napicie. Obrci lekko gow i przytkn ucho do drzwi, jakby obawia si niebezpieczestwa.

da zaufania. Elossa pooya na szali swoje uczucia do Raska oraz jego zachowanie podczas podry. Jedno drugiemu ocalio ycie. Jak miao to dla Stansa warto, zwaywszy na to, co rzek Karnowi. Jej wrodzona ostrono walczya z emocjami, ktrych nie rozumiaa, ktre chciaa wyrzuci z myli, ale nie potrafia. Zrobia, jak chcia. Wysaa myl. Od razu wyczua, e jej wtargnicie wywoao w nim odraz, ale szybko si uspokoi. Moga czyta... Czytaa i dowiadywaa si. Karn, czowiek, ktry uszed z yciem z zagady miasta, y nadal, poniewa pozna dziwne praktyki doskonalenia umysu i dyscypliny ciaa. Nauczy si ich przypadkiem, gdy by kapanem. Dokonay si w nim ogromne zmiany, wspomoone dziaaniem narkotykw i dugimi medytacjami. Mg wywoywa dugotrwae zudzenia, a nierzeczywiste stawao si rzeczywistoci. Opuciwszy zniszczone miasto, Kam i garstka innych kapanw udali si do odlegego sanktuarium, w ktrym ju wczeniej gromadzili ofiary do swoich tajemniczych praktyk. Czy Karn y, czy by zudzeniem ycia? W kadym razie niewtpliwie by tu wadc. Yurthw ze statku pojmano i przyprowadzono tutaj. Oni te yli, ale faktycznie byli jedynie atrapami dawnych istnie. Ci nie przeszli jednak zmiany, ktr naoyli na siebie sami Yurthowie, gdy przyjli na swj rd brzemi grzechu za nie zamierzone

zniszczenie Kal-Nath-Tan. Kolejni Yurthowie odbywali pielgrzymk. Niektrych zwabiono w sie Karna tak samo jak Eloss - woaniem o pomoc wysanym myl Yurtha. I tak Karn, wadca kraju nad grami, rs w si. Pozornie nie ponosi adnych klsk. We wasnym wyobraeniu sta si niemiertelny i wszechwadny. Sta si samym Atturnem - tym, ktry stanowi sedno jego poszukiwa. Kapani umierali jeden po drugim, by moe sam Karn zadawa im mier. I wreszcie pozosta sam przy wadzy. Zapragn powikszy swoje krlestwo. Wypytywa Stansa, ktre ziemie na wschodzie warto zagarn. - Czy czyta twoje myli? - spytaa. Jeli Stans otworzy si przed Karnem tak jak teraz przed ni, to czy maj szans odzyskania wolnoci? - Nie potrafi - odpar Stans. - By wcieky i chyba przestraszony. Fakt, e jestemy krewniakami wcale nie chroni mnie przed jego zemst. Ma wszystko oprcz mnie. Aby mnie zama, trzeba jednak czasu, a ja wci wymykam si mu z rk. Elossa podja decyzj. - Czy to, co dotychczas, udawaj, e jeste jego wasalem. - Ale on zabierze ci ju niebawem. Staniesz si taka jak one. - Nieznacznym ruchem rki wskaza na kobiety. W jego otwartych mylach Elossa wyczytaa, e moe mu zaufa, ale postanowia nie zdradzi mu adnych

dodatkowych informacji, dopki nie bdzie pewna, e przygotowaa w sobie wystarczajco siln obron. - Trzymanie w niewoli tych wszystkich Yurthw z pewnoci pochania cz jego mocy. Ja dopiero co przybyam i... Stans zesztywnia. Obrci twarz ku niej i zacisn pici. - Nadchodz! - Nie mog ci tu znale. Tam. - Wskazaa na jedno z niskich ek. Midzy sprztem a cian bya niewielka przerwa. Nie bya to dobra kryjwka, ale jeli Elossa skoncentruje na sobie ich uwag, moe si uda. Potrzsn gow, ale Elossa podbiega do niego i chwycia za rkaw. - Jeli ludzie Karna znajd ci tutaj, nic dobrego dla nas nie wyniknie - powiedziaa ostro. - Schowaj si, a potem zrb to, co w twojej mocy. Bd czowiekiem Karna. Moe zechce ci pokaza, jak robi ze mnie niewolnic. Moe wtedy bdziemy mie szans zadziaa wsplnie. Stans nie by do koca przekonany, ale schowa si we wskazanym miejscu. Nieruchomo siedzce kobiety nawet na niego nie spojrzay. Elossa podniosa gow, przybraa nieugity wyraz twarzy i stana opodal drzwi. Przyszli po ni nie Yurthowie, ale dwaj wysocy, powczcy nogami, zdeformowani Raskowie o gowach potworw - najprawdopodobniej potomkowie skaonej rasy z Kal-Nath-Tan.

Musieli si pochyli, by wej do pomieszczenia; byli wrcz gigantami. Z na wp otwartych ust spywaa lina. Byli prawie nadzy, a ich ciaa wydzielay odraajcy smrd. Chwycili Eloss za rce i wycignli j z pomieszczenia, nie rozgldajc si dokoa. Stans by bezpieczny. Szli niezliczonymi korytarzami, a wreszcie dotarli do komnaty prawie tak ogromnej jak sala audiencyjna, gdzie przedtem przyj ich Karn. Z boku sta tron, cho nie tak imponujcy jak poprzedni. rodek komnaty zajmowaa olbrzymia rzeba Atturna. Z otwartych ust wypyway smuki dymu i otaczay twarz-mask. Elossa poczua dziwny zapach. Czyby to jeden z tych poraajcych umys narkotykw, o ktrych wspomnia Stans? Jeli tak, to nie ma dla niej ucieczki przed szataskimi sztuczkami Karna. Przed panem tego labiryntu stao naczynie z byszczcego metalu, wok ktrego igray promienie wiata. Podobne Elossa widziaa na cianach korytarza za pierwszymi Ustami Atturna. Tlca si wewntrz substancja wydzielaa gsty dym. Karn pochyli si i apczywie wdycha go otwartymi ustami, jakby poyka przywracajcy ycie napj. I... Jego twarz zacza si zmienia. Elossa patrzya pewna, e to halucynacje wywoane przez kapanw Raskw. Jego ciao zmieniao si, stawa si Atturnem, przybiera wygld swojego boga. Zamkn oczy i wyprostowa si. Dym unoszcy si z

naczynia znikn. Usta Karna wykrzywiy si w zowrogim umiechu Atturna. Wysun nawet koniec jzyka i teraz sta si wiernym odbiciem wizerunku olbrzymiej kamiennej twarzy, przed ktr przywiedli j stranicy. Wci z zamknitymi oczyma Karn przemwi dziwnym jzykiem. Sowa wznosiy si i opaday w rwnym rytmie inwokacji. Wiedziaa, e sowa i rytm stanowi sekret tworzenia halucynacji. Automatycznie wczya wasn obron. Nie patrzya ani na mczyzn, ani na twarz przed sob. Zamkna oczy i skupia wszystkie siy, aby ich nie otworzy, pomimo e miaa ochot patrze na twarz, obserwowa j. Jzyk wyciga si w kierunku dziewczyny, by ople j, tak jak jzor z mgy, ktry uwizi Stansa w grskim korytarzu. Nie! To nie jest rzeczywisto - to tylko Karn manipuluje jej mylami. Stans, pomylaa, zbudowa swoj twarz tak, by naoya si na twarz Atturna. Stans, ktry pozwoli jej czyta swoje myli, pomimo przeraenia, jakim ten czyn napawa jego ras. Stans... Ku jej ogromnemu zdziwieniu twarz, ktrej obraz miaa w mylach, oya. Usta poruszyy si i w umyle Elossy rozleg si saby gos, zupenie niepodobny do mowy myli Yurthw. - Nadchodz... Czyby to sztuczka Karna? Czua, e jeli wadcy tego miejsca uda si przemyci przez jej bariery swoje przesanie, bdzie ono znacznie potniejsze. Raskowie nie posiadali jednak talentu, ktry mieli

Yurthowie. Posiad go jednak Karn, prawdopodobnie dziki halucynacjom i narkotykom. W jaki sposb Stans do niej dotar? Czua rytm sw Karna, zacisna pici, zmienia rytm oddechu, zrobia wszystko, co w jej mocy, by nie wpa w podstpn puapk zastawion przez wasne ciao. Nagle rytm usta. Elossa otworzya oczy. Stans faktycznie by tam, lecz poza zasigiem wzroku Karna. Czowiek o obliczu Atturna nie spojrza na niego, ale znowu zmieni twarz. Zgryliw ironi zastpia niepohamowana wcieko. Otworzy oczy. Stans zachwia si, jakby oczy te wystrzeliy w niego niszczc moc. - Teraz! Gos w mylach Elossy by tak gony, e a podskoczya i zrobia krok ku twarzy, by odzyska rwnowag. Stracia kontrol nad wasnym ciaem. Liczya si teraz tylko ogromna twarz, nadal osnuta delikatnymi smukami dymu. Elossa zczya ca swoj si woli i talent z innymi. Nie bya ju samodzieln jednostk, yjc istot; jej ciao stao si jedynie naczyniem, ktre wypeniaa coraz potniejsza moc. Chciaa krzycze, walczy, uwolni si od tej przeraajcej siy, ktra j paraliowaa. Bya jednak jej czci i nie moga nie pozwoli jej w siebie wej. Wydawao si, e energia ta rozerwie j na strzpy, e adne ciao z krwi i koci nie zniesie tej potgi. Dziewczyna bezwiednie otworzya usta w niemym krzyku cierpienia. ..

Gromadzca si moc osigna szczyt koncentracji i uderzya! 19 Elossie wydawao si, e wystrzeli z niej promie czystej energii. Czy to wiato byo naprawd widzialne, czy odebraa je jedynie zmysem Yurtha? Wystrzelio wprost na Karna. Wyrzuci rce przed siebie, osaniajc nimi swoj twarz Atturna. Elossa zachwiaa si, gdy nagromadzona w niej moc Yurthw uwolnia si. Nie byo Karna ani Atturna. W miejscu gdzie sta, kbiy si teraz pomienie - czarne i czerwone. Buchay we wszystkich kierunkach. Bijcy od nich ar osmali Elossie wosy, parzy ciao. Pomienie pochony wiato mocy, chciay je zniszczy. Jednak nie odpyna w nico, chocia jej wiadomo gasa coraz bardziej. Elossa prawie umara, pozostao jedynie jej ciao, naczynie do kumulowania i wysyania energii. Pomienie Karna smagay j niczym ogniste bicze. Zza nich dobiegay rytmiczne dwiki, a kady z nich by jak cios. Energia gromadzca si w niej, gotowa do uwolnienia, zacza sabn. Elossa nie miaa do siy, by dalej broni si przed ogniem Karna. Ktem oka dostrzega jaki ruch. Nie moga jednak obrci gowy, by sprawdzi, co to jest. - Aaaaaaa....

Rozleg si dwik przypominajcy uderzenie drewnianej siekiery o mode drzewko. Nieustannie wybijany rytm... Elossa uspokoia si i ostatnim wysikiem zdoaa wysa kolejny promie. Znw rosa jej moc, lecz wiedziaa, e po raz ostatni. Przetrzymywaa j tak dugo, jak tylko moga. Wreszcie poczua, e jej skoatany umys nie wytrzyma ju duej. Niczym wojownik w ferworze walki wydaa z siebie okrzyk ostatecznego wyzwania, przepojony jednak rozpacz, i wyrzucia z siebie ostatni bysk talentu Yurthw. Pomienie przygasay i buchay na nowo. Elossa zauwaya, e byskawica wiata przedziera si przez nie. - Aaaaaa... Czy kolejny krzyk blu i strachu by prawdziwy, czy stanowi cz halucynacji? Elossa opada na kolana. Bya pusta! Moc opucia j tak nagle, e poczua si, jakby usunito szkielet podtrzymujcy jej ciao. Opara si rkoma o podog. Pomienie przygasy i wreszcie cakowicie znikny. Poniosa klsk! Karn wci sta przed ni, niepokonany. Za nim na wp peznc, z trudem porusza si Stans. Twarz mia wykrzywion, skurczone z blu wargi odsaniay zby. Wyglda jak po najokrutniejszych torturach. Oddech mu si rwa, z trudem dostarczajc pucom powietrza. Pomimo to rzuci si na Karna, z rozczapierzonymi palcami, jakby chcia rozedrze niemiertelnego krla na strzpy. Porusza si niepewnie, ale by tak

zdeterminowany, e nawet okaleczone ciao suchao go. Wystpi przeciw Karnowi. Krl nie zauway swojego krewniaka, sta nadal w wyniosej pozie, wyprostowany, z rkami uniesionymi przed twarz. Opuci je teraz raptownie, jakby nie mia ju siy duej ich tak trzyma. Skr na rkach mia blad, wysuszon. Gdy donie zwisy mu bezwadnie wzdu ciaa, Karn postpi krok w przd, zachwia si i opad na kolana tu przed tronem. Znalaz si na wycignicie rki od Elossy. Dziewczyna zobaczywszy jego twarz, zmartwiaa z przeraenia i odczogaa si nieco dalej od niego. Mia otwarte, nieruchome oczy, w ktrych nie byo renic. Na jego twarzy zachodzia odraajca, przyprawiajca o mdoci zmiana - zmaganie Karna z Atturnem. Zacz si czoga i chocia wydawa si lepy, kierowa si prosto ku ustom Attuma. - Nie! Stans pez tu za nim. - Nie moe tam wej! Najwyraniej jemu te zostao jeszcze nieco siy. Wykrzywion twarz obrci w kierunku podliwych kamiennych ust. - Nie moe... wej... w Atturna - wysapa. Elossa usiowaa wykrzesa z siebie cho odrobin energii. Otworzya swj umys, ale nie nadesza adna informacja. Czy wielogos ucich na zawsze? Stans czoga si dalej za lepym Karnem. I raz jeszcze zaatakowa - rzuci si, by mu zatarasowa drog. Zaczli si mocowa, jednak Karn nie walczy, by pokona przeciwnika, ale by si od niego

wyswobodzi. Jego niewidzce oczy byy wci zwrcone w stron kamiennej twarzy, a szyja dziwnie wygita. Stans nie pozwoli mu si uwolni. Im mocniej Rask stara si go powstrzyma, tym bardziej Karn par w przd. Stans podnis pi i z caej siy uderzy Karna w twarz. Elossa usyszaa guchy odgos tego ciosu. - Nie! - Gos Stansa przej j dreszczem. - Nie... do... Ust! Elossa podczogaa si bliej walczcych mczyzn. Musi by jaki powd, dla ktrego Stans przytrzymuje Karna z dala od wizerunku "boga". Wycigna rk i przez czarno-czerwon szat okrywajc rami Karna wpia si w jego napite minie. Pomoga Stansowi w zatrzymaniu krla. Oboje z trudem go mogli przytrzyma. Karn wpad w sza, dalej walczy, chcc si uwolni. Wbi zby w rk Elossy. Bl sprawi, e rozlunia uchwyt, a Karn rzuci si w przd, odtrcajc Stansa do tyu. Wycign rami w gr, przed siebie. Zacisn do na kocu kamiennego jzyka i podcign si ku Ustom. Chwyci si jzyka drug rk i powoli zaczyna si wsuwa w Usta. Stans podnis si na kolana. Zoy donie w pici i wymierzy potny cios w jego kark. Karn uderzy czoem o skalny jzyk i upad. Rozleg si guchy odgos odbijajcy si echem po caej komnacie. Ciao, ktre jeszcze przed chwil byo

naprone od wysiku, zwiotczao i bezwadnie leao na pododze. - On... gdyby przeszed... - powiedzia drcym gosem Stans - staby si niemiertelny na zawsze.... Rask si trzs i nie mg opanowa drenia rk, ktre trzyma przed sob i wpatrywa si w nie, jakby ich nigdy przedtem nie widzia. W komnacie rozleg si inny dwik. Elossa spojrzaa na kamienn twarz i krzykna. Znalaza w sobie do siy, by chwyci Stansa i odepchn go od niej. Wizerunek Atturna zacz pka, kruszy si, rozpada. Odamki spaday na plecy i gow Karna i niemal przykryy go. Elossa przycisna do do ust, by zdawi krzyk. Zza rumowiska wyonia si... Nico! Zasona ciemnoci zabijajca wszelkie wiato. Po komnacie zacza si rozlewa ciemno. Kontury przedmiotw zamazyway si. Po chwili jednak zacza stopniowo ustpowa. Cienia ubywao, wsika w ciany. Ciemno pochaniaa wszystko, co znajdowaa na swojej drodze. Pozostao jedynie na wp pogrzebane ciao Karna. Elossa nie moga od niego oderwa wzroku. Stans podczoga si do niej. - UCIEKAJMY! - Wyrzuci z siebie, chwyci Eloss i pocign ku drzwiom, przez ktre zostaa tu wprowadzona. Jego rozkaz mia w sobie ogromn moc. Uciekali na czworakach. Stans niecierpliwie popdza Eloss, gdy tracia siy. Wreszcie opucili miejsce obrzydliwych zapachw, mierci i iluzji.

- Wolni... Nie by to gos w mylach Elossy, ale saby szept wydobywajcy si z jej ust. Stans spojrza na ni. Opiera si o cian i tylko dziki temu trzyma si na nogach. - Wolni... - powtrzy gono. Naprawd byli wolni. Elossa nie pokonaaby niebezpieczestw bez pomocy Raska. To wanie Stansowi zawdzicza zwycistwo. - Yurth - powiedziaa wolno - i Rask... Westchn. - To... Zo byo te przez Raskw, nie bylimy przecie bez winy. Rask i Yurth. Moe jednak co wyjdzie z naszej wsplnej myli w Kal-Nath-Tan. Elossa bya tak zmczona, e wielkim wysikiem byo nawet uniesienie rki. Teraz ona powinna wycign do w gecie pojednania. Nie poczua odrazy, gdy dotkna Stansa. - Rask i Yurth, i wolno dla obojga. Prawda. Gos w jej mylach by mocniejszy, ycie wracao.

You might also like