Professional Documents
Culture Documents
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Achaja – wydanie kolekcjonerskie
Karta redakcyjna
Okładka
Szermierz natchniony
Virion. Zamek
Virion. Pustynia
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Kasjopea chyba specjalnie dostała czas, żeby ochłonąć. Nikt się nią
nie interesował, nikt nie zadawał pytań. Tkwiła w luksusowym
więzieniu, gdzie sługi sprawnie spełniały wszelkie zachcianki, nie
szczędząc przy tym ani wina, ani przeróżnego autoramentu esencji
z maku. Ona jednak odurzała się umiarkowanie. Siłą woli
próbowała nie wracać do masakry w obozie. Odsunęła to
wspomnienie, wyparła ze świadomości, usiłowała nie wiązać
z żadnymi emocjami. Nauczono ją tego, ale oczywiście co tam
teoretyczne ćwiczenia w porównaniu z praktyką. Potrafiła się
jednak skupić nie na niszczących jej własną jaźń wyobrażeniach
zemsty, ale na pragmatycznym „zrób coś tu i teraz”. Przygotowywała
się do rozmowy.
Geberik nie zawiódł jej oczekiwań. Zjawił się w środku nocy,
chcąc zastać ją pijaną albo w narkotycznym letargu, wyrwać
z majaków i przedstawić półprzytomnej swoje propozycje. A tu taka
wpadka. Kasjopea nie dość, że nie spała mimo późnej pory,
w dodatku była trzeźwa, sprawna intelektualnie i skoncentrowana.
Choć oczywiście grała coś pomiędzy znudzoną damą
a rozkapryszonym dzieckiem.
– Panie! – Skłoniła głowę, ale tak jakby nie do końca w jego stronę,
ponieważ ledwie omiotła go obojętnym spojrzeniem.
– Pani! – On tkwił w pozycji stojącej. Musiał więc wykonać pełny
ukłon, i to dokładnie wycelowany w jej kierunku.
Pierwszy punkt dla niej. Z boku wyglądało to, jakby wasal
przyszedł prosić o coś uniżenie wielką panią. I to nic, że wokół nie
było nikogo, kto mógłby obserwować całą scenę. Ona po prostu
wpędzała go w rolę.
– Cieszę się, że widzę cię w pełni zdrowia.
– Ja również się cieszę na twój widok, panie. Choć przyznam, że
gdybym te słowa wypowiedziała szczerze, poza etykietą, miałabym
problem z własnymi wymiotami.
Zadała pierwszy cios. A on chyba zrozumiał, że wszelkie sztuczki
z wywieraniem wpływu na jej umysł czy emocje nie mają
w przypadku Kasjopei większego sensu. Geberik nie trzymał
w pudełku małej myszki. Miał w klatce tygrysicę.
– Przyszedłem zaproponować ci, pani, nocną przejażdżkę.
– Ach, uwielbiam nocne przejażdżki. Światło gwiazd, cykanie
świerszczy, cudowny nastrój... Tylko proszę cię, panie, spróbuj
trzymać nas z dala od miejsc, gdzie śmierdzi trupem, bo tych chyba
w okolicy jest co niemiara.
Podał jej ramię, a ona wstała zgrabnie i oparła się na nim jak
gdyby nigdy nic. Spojrzała pytająco.
Geberik wskazał kierunek, a kiedy ruszyli, dodał tylko:
– Oszczędzę ci nieprzyjemnych widoków, oczywiście. Ale nie
liczyłbym na nastrojową noc. Mamy wiele spraw do omówienia.
– Nie możemy porozmawiać tutaj?
Uśmiechnął się oszczędnie.
– To ma być rozmowa między tobą a mną, pani. A mój woźnica
jest głuchy jak pień.
Kasjopea zdążyła już wiele usłyszeć o manii podsłuchowej
w Luan. Tu wszyscy dosłownie bali się, że ich słowa dotrą do tego,
przeciwko któremu były skierowane. Że wyda ich zawodowy
delator, ktoś ze służb, albo wręcz znajomy, przyjaciel czy ktoś
z rodziny. Bogowie! Jak można żyć w takim kraju? W jej ojczyźnie
nie to oczywiście, żeby każdy gadał, co mu ślina na język przyniosła,
ale też nikt nie cierpiał na manię prześladowczą w tej kwestii.
Geberik wyprowadził Kasjopeę na szeroki podjazd pod swoją
willą. Mogły się tu zmieścić dziesiątki pojazdów, lecz na nich czekał
tylko jeden. Zaskoczeniem natomiast było, że na podwoziu wcale nie
umieszczono zamkniętej skrzyni, jak się spodziewała. Taka bardziej
nadawałaby się do poufnych rozmów. Nie. Powóz był odkryty,
wygodny, charakteryzował się dyskretnym przepychem. Woźnica
rzeczywiście musiał być głuchy, ponieważ świdrował ich wzrokiem,
chcąc dostrzec każdą wydaną gestami komendę. Trasa jednak
musiała być ustalona z góry, bo kiedy tylko zajęli miejsca, wskoczył
na kozioł i ruszyli bez żadnych wskazówek.
– O czym chciałeś ze mną rozmawiać, panie? – zapytała Kasjopea.
– O rzeczy, którą różnie odbierają różne kobiety. Dla jednych jest
to najnudniejsza sprawa na świecie, dla innych coś, czym mogłyby
się ewentualnie zainteresować, ale dla tych prawdziwych
wyjadaczek jest narkotykiem, bez którego nie mogą się obyć.
– Ach, masz więc na myśli politykę?
– W rzeczy samej.
– Mów zatem. Postaram się nie usnąć.
Roześmiał się.
– Nie, nie, nie wmówisz mi, pani, że ciebie to nie interesuje. Od
dziecka szkolono cię w polityce na książęcym dworze...
– Szkolono mnie również w takiej dziedzinie jak matematyka –
przerwała mu w pół słowa. – Ale jeśli sądzisz, że pamiętam
cokolwiek poza dodawaniem, to jesteś w błędzie, panie.
– W polityce wystarczy mi dodawanie – odciął się natychmiast. –
Bo w sprawie, którą zamierzam ci wyłuszczyć, umiejętność dodania
dwa do dwóch to aż nadto.
– Hm. – Spojrzała na niego z zainteresowaniem. – Jesteś aż tak
pewny siebie?
Wyjeżdżali właśnie z zalesionego terenu należącego do willi.
I chyba w ogóle opuszczali rejon luksusowych kompleksów, bo
nieopodal błyszczały w ciemności obozowe ogniska. Wojsko? Po
dłuższej chwili Kasjopea mogła już rozróżnić szczegóły mundurów.
– To cesarscy? – zapytała.
– Cesarscy i niecesarscy. – Geberik pochylił głowę. – Ale w gruncie
rzeczy tak. To imperialne wojsko. – Zrobił dłuższą pauzę. – Tyle
tylko, że podporządkowane wyłącznie mojej woli.
O nie. Nie ma głupich. Kasjopea doskonale wiedziała, że jeśli się
kogoś porwie, to żeby go złamać, warto przewieźć nieszczęsną ofiarę
tuż obok na przykład straży. Obok wojska. A nuż więzień pełen
nagłej nadziei na wybawienie krzyknie: „Ratunku, porwali mnie!”.
A tu się okaże, że nie pomogło. Znikąd zbawienia. I wielu porwanych
tak właśnie załamywano.
A Geberik jakby to przewidział i zaplanował nawet prowokację.
Jakiś młodszy oficer zatrzymał ich powóz niby to do rutynowej
kontroli. Omiótł wzrokiem cały pojazd, a czując na sobie spojrzenie
Kasjopei, zapytał:
– Czy chcesz coś powiedzieć, pani?
– Skąd jesteś, synu? – Dziewczyna uczestniczyła w zbyt wielu
wojskowych paradach, żeby nie wiedzieć, co się mówi.
– Z Sonne – odparł zaskoczony oficer.
– Nie znam, pewnie jakieś zadupie.
Była z siebie dumna. Nie da się zrobić na numer w stylu
„porzućcie wszelką nadzieję”.
Geberik zachował kamienną minę. Ale kiedy ruszyli dalej,
powiedział:
– Widzę, że nie wzrusza cię widok cesarskiego wojska pod moim
władaniem.
– Chyba powinnam urodzić się jako chłopak, panie. Mało rzeczy
mnie wzrusza.
– Twarda i dumna – skwitował. – Lubię takie kobiety.
– A ja ciebie nie lubię w ogóle – odparła szczerze. No,
przynajmniej na tyle szczerze, na ile pozwalała etykieta.
Spojrzał na nią bezwiednie, myślami będąc już gdzie indziej.
Szlag. Nawet nie traktował jej jak partnera do walki.
– Jak już się zapewne domyśliłaś, istniejący w cesarstwie porządek
zostanie przewartościowany – zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
– To teraz trzeba mówić „przewartościowanie” zamiast „zamach
stanu”?
– Działania Troy nie są istotną częścią planu. – Nie zwracał uwagi
na to, co ona mówi. – Jest mi z gruntu obojętne, jak postąpi twoje
państwo. Ale skoro już wetknęłaś nos w nie swoje sprawy, to
postanowiłem cię wykorzystać.
– Podobno jedna noc z księżniczką warta tysiąca...
– Nie żartuj. Skup się, ponieważ to, co powiem, nie będzie
śmieszne.
– A szkoda.
Geberik najwyraźniej miał dość tej słownej przerzucanki, bo
spojrzał na nią srogo. Być może robiło to wrażenie na jego sługach.
A może nawet na kolegach. Na Kasjopei żadnego. Musiał to
zauważyć, bo dodał:
– Może będę musiał cię skrzywdzić.
– O, ho, ho. – Wydęła wargi. – Wydaje ci się, że skrzywdzić córkę
wielkiego księcia Królestwa Troy to taka prosta sprawa?
– Skrzywdzić was łatwo, jak każdego innego człowieka na świecie.
– Tia. Problem w tym, że krzywda innego człowieka nie
spowoduje zbyt wielkich konsekwencji. A moja spowoduje koniec
Cesarstwa Luan.
– O, ho, ho! – Tym razem Geberik się roześmiał, parodiując jej
poprzedni okrzyk. Ale szybko spoważniał, a potem dokończył: –
I mnie chyba właśnie o to chodzi.
Kasjopea poczuła, jak przeraźliwe zimno pełznie jej wzdłuż
kręgosłupa. Wszystkie swoje siły włożyła w to, żeby głos brzmiał
dalej beztrosko.
– Z tym że ja mówię poważnie. Jeśli coś mi się stanie, Królestwo
Troy nie będzie mogło darować takiej obrazy swojego honoru. Król
każe przynieść z archiwum zalakowane dawno temu dokumenty
sztabu. Pieczęcie zostaną złamane i...
– I co? – zainteresował się Geberik.
– Najpierw do boju ruszy dyplomacja. I stworzy front wokół
imperium, pozbawiając go zdolności honorowej. Odtąd
obowiązkiem każdego będzie uderzyć na Luan i szarpać. W naszym
cieniu i za nasze złoto, ma się rozumieć. A potem, po paru latach,
Troy uderzy przez pustynię, Zimne Królestwa od swojej strony,
a Arkach, Nimmeth i Dery ze strony przeciwnej. Zgadnij, kto
wysadzi desant pod Negger Bank?
– Taki wysiłek zniszczy także Troy.
– Być może. Ale my legniemy w grobie historii jako bohaterowie,
a wy jako wiarołomcy z nagrobkiem do oplucia przez każdego
przechodnia.
Geberik zachowywał obojętny wyraz twarzy. Przysięgłaby jednak,
że pod tą maską coś się kryje. Na pewno nie przerażenie, ani nawet
strach. Co więc? Wesołość?
– Jesteś pewna, że Troy nie daruje krzywdy swojej księżniczki?
– To być albo nie być wielkich rodów – odparła. – Nie daruje.
– Hm.
Powozem niezbyt trzęsło, koła toczyły się po doskonałej
kamiennej nawierzchni. Geberik zaczął studiować nieboskłon.
– Wasze imiona biorą się od gwiazd – powiedział i wyciągnął
ramię ponad głową, pokazując coś palcem. – Czy to ten gwiazdozbiór
stanie się przyczyną upadku odwiecznego cesarstwa?
Wiedziała, jakie wrażenie robi na mężczyznach, więc
z premedytacją przytuliła policzek do jego ramienia.
– Och, kiepski z ciebie astronom, panie.
– Czemu?
– Gwiazdozbiór zwany Kasjopeą jest trochę bardziej na lewo.
A konstelacja, którą wskazujesz, nosi imię Achaja.
Opuścił rękę.
– No rzeczywiście niezbyt się przykładałem do nauki nieba.
Zawsze bardziej interesowały mnie sprawy tego świata.
– My natomiast musimy mieć mapę nieba wykutą na blachę. A ze
spraw tego świata: nasza armia jest lepsza, kiedy walczy o swoje
domy, bo jest z poboru. Ale w tej wojnie, która nadchodzi z mojego
powodu, zwyciężymy wasz najemny motłoch, ponieważ będziemy
walczyć o swoje.
Skinął zgodliwie głową.
– I taki jest mój plan, choć nie doszedłem w rozmyślaniach aż do
podboju.
Spojrzała na niego odrobinę za szybko.
– Na czym polega więc twój plan? – zapytała.
– Otóż ogłoszę, że zostałaś porwana. A sprawcą tej niegodziwości
jest cesarz, zmartwiony porażkami pod Yach. Siebie zaś przedstawię
jako bohatera, który nie dość, że cię ocalił, uwolnił, to jeszcze
zamierza cię oddać w ręce zatroskanego tatusia.
– I co niby chcesz w ten sposób osiągnąć?
– Waszą ofensywę dyplomatyczną. A nawet nie samą, ledwie jej
zapowiedź. Chcę, żeby cesarzowi zaświeciła w oczy groźba utraty
zdolności honorowej. Tylko tyle.
Kasjopea wydęła wargi. Doskonale wiedziała, że nigdy nie usłyszy
wszystkiego, nie dowie się, co tak naprawdę chce osiągnąć
przywódca spisku. Ale też nie była jej ta wiedza do niczego
potrzebna. Wolała skupić się na swojej roli w planach Geberika.
– Myślisz, że ktoś nabierze się na dokument podpisany przeze
mnie pod przymusem?
– Oczywiście, że nie. Pojedziemy razem, no, nie do stolicy, ale do
jakiegoś miasta, gdzie są wasi dyplomaci, wasze przedstawicielstwo
handlowe, i tam opowiesz swoją łzawą historię w obecności krajan.
– A cóż mnie powstrzyma wtedy od wyznania prawdy?
– Ja.
Potrząsnęła głową.
– Nie rozumiem.
– Najpierw wyślę cię na pustynię. Do naszego ośrodka, gdzie
krzewimy pewien kult. Tam zostaniesz poddana zabiegowi... –
zawahał się – no, powiedzmy, rytuałowi, który sprawi, że będziesz
mi bardziej powolna.
Nie mogła uwierzyć.
– Coś ty za bzdury wymyślił, panie?
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Nie zamienię cię w bezwolną kukłę wykonującą rozkazy, bo twoi
krajanie od razu zauważą – powiedział. – Sprawię tylko, że będziesz
jeść z mojej ręki.
W jego głosie brzmiała taka pewność, że Kasjopea potrzebowała
chwili na uspokojenie. Nie dała po sobie niczego poznać, ale miała
wrażenie, że lekkie ukłucia strachu, które czuła dotąd, chcą szybko
zamienić się w dławiące przerażenie.
– Nigdy nie słyszałam o podobnym rytuale.
– Zawsze coś musi nastąpić pierwszy raz. Niestety, nie będzie to
dla ciebie przyjemne doświadczenie.
Postanowiła zmienić front.
– Sprawia ci przyjemność dręczenie młodych kobiet? – zapytała. –
Czerpiesz z tego podniecenie?
– Przykro mi, ale nie będę uczestniczył w tym nieprzyjemnym
zabiegu, który cię czeka. Nie mogę udać się na pustynię, bo trzymają
mnie tu, wybacz, ważniejsze sprawy.
Cham! Co za podlec! Co za świnia niemyta! Jej skołatany umysł nie
mógł sobie przypomnieć gorszych inwektyw. I nie zdołał wymyślić
nowych, ponieważ ich pojazd zatrzymał się właśnie pod niezbyt
wielkim, choć robiącym wrażenie swoją niedostępnością
budynkiem.
– Pozwól, proszę. – Geberik podał jej ramię, pomagając wysiąść. –
Chcę ci pokazać, gdzie jesteś, pani.
– Gdzie? – Rozejrzała się.
– Wydaje ci się, że wszystko wokół jest domeną cesarza? Otóż nie,
pani. Od dawna ja tu rządzę.
Usiłowała zakpić:
– A ten tam, nie pamiętam funkcji, co urzęduje w pałacu w Syrinx
i twarz mu malują na złoto, to już... nie obowiązuje?
– Ostoją władzy cesarza jest Zamek! – Geberik wyciągnął przed
siebie rękę. – Oto i on pod postacią prowincjonalnej placówki.
Proszę. Od dawna pod moją kontrolą. Jak i wszystko dokoła.
Ujął Kasjopeę pod rękę i poprowadził ku okutym drzwiom.
– Zamek jest instytucją, która może wszystko. Budzi paniczny
strach wśród poddanych, a nawet wśród najwyższych sfer
imperium. Tylko ja się go nie boję. Tylko ja mam ich pod kontrolą.
Otworzył przed nią drzwi, sam stając dwornie za skrzydłem.
– Wejdź, porozmawiaj z funkcjonariuszami, przekonaj się sama.
Kasjopea zamarła w progu, ledwie mogąc przełknąć ślinę. Przed
nią leżały ludzkie zwłoki. Nie mogła policzyć, jak wiele. Krew
zbryzgała dosłownie wszystko. Nie dość tego – ktoś umoczył w niej
szmatę i zatkniętą pewnie na jakimś drzewcu wymazał na suficie
jedną literę.
– Ohyda! – Wzdrygnęła się, bo nie była przygotowana na taki
widok. – I to chciałeś mi pokazać? Że możesz każdego zarżnąć?
Zszokowała ją reakcja Geberika. Zamiast się nadąć i przybrać
surowy wyraz twarzy, cały drgnął niespodziewanie. Błyskawicznie
zajrzał do środka i zamarł na moment. Kiedy powrócił do
poprzedniej pozycji, nawet on, wytrawny gracz, nie umiał
zapanować nad wyrazem twarzy.
Ja pierdolę! – Kasjopea zrozumiała nagle, że to nie on. Że ktoś inny
dokonał egzekucji na ludziach, którzy zdradzili, dołączając do
Geberika.
– Oj... – westchnęła teatralnie. – Ktoś pozabijał ci zabawki? –
Zrobiła współczującą minę, grając małą dziewczynkę. – To brzydki
pan, ten Vrath, czy Vaden, czy Verlen...
– Jaki pan? – spytał wstrząśnięty.
– Ktoś na suficie, będącym wszakże pod twoją wyłączną kontrolą,
wymazał krwią literę V. Więc to nie może być od imienia Virion,
prawda? – zakpiła.
I parsknęła śmiechem.
– Czemu ciągniesz go wszędzie ze sobą? – Nerva zerknął na
Tarona, który nie odstępował ich ani o krok, trzymając się jedynie
poza zasięgiem głosu. Przynajmniej tam, gdzie mógł.
– Trochę inaczej patrzysz na faceta, który już uratował ci życie,
i to dwa razy, podczas kiedy zamkowi siepacze zawiedli.
– Nie przesadzasz?
– A kto się dał odwołać z posterunku rozkazem z Pałacu? – Taida
przypomniała nieszczęsne zdarzenie z postoju w kanałach, kiedy jej
ochroniarze po prostu się ulotnili. – Taronowi coś takiego się nie
zdarzy.
Spacerowali teraz na samym środku targu kwiatowego, wśród
wiszących zewsząd wielokolorowych girland, zraszanych wodą
zielonych kolumn, owionięci duszącym zapachem tysięcy
ozdobnych roślin. Nie było już sensu szukać jakiegoś specjalnego
odosobnienia wyłącznie po to, żeby móc porozmawiać. Wróg
rozpracował zamkowy system i nie było już bezpiecznych miejsc.
Ale zawsze można było wroga zaskoczyć. A przynajmniej próbować.
– Ale to... – Nerva nie wiedział, jak wysłowić myśl, żeby Taidy nie
urazić. – To zwykły szeregowy. Dopiero twój awans...
Ugryzł się w język, przypominając sobie Nary’ego. To też był
prosty łapacz niewolników. Może Taida lubiła prymitywnych
mężczyzn? Choć akurat Taron nie wydawał się prymitywny. Miał
jakiś dar, ewidentnie miał wrodzoną, bo przecież nie nabytą
inteligencję. No i był pełen energii. A jak każdy niewykształcony
człowiek po prostu nie dostrzegał przed sobą przeszkód.
– Nie rozmawiajmy o nim – poprosiła, wybawiając jednocześnie
szefa z konfuzji po niefortunnym wyrażeniu. – Co w Pałacu? Darują
nam trochę czasu?
– Nie żartuj. To od nas cesarz dowiedział się o porwaniu Kasjopei
i rzezi dokonanej na jej ludziach. Inne służby zawiodły i spóźniły się
z informacją. A to nie jest tolerowane.
– Coś o tym wiem.
– Najgorsza jest bezczynność. A teraz cesarz ma co robić.
Gromadzi wojsko, planuje akcję i myśli o czymś innym niż spisek,
który z dnia na dzień staje się coraz groźniejszy.
– W to akurat trudno mi uwierzyć. A mamy tam w ogóle jakieś
wojsko? Mówię o okolicy Natares?
– Z tym jest problem. Wojsko jest teraz na granicach i wszędzie
zajęte. – Nerva odsunął ukwieconą gałąź, która uderzyła go w twarz.
– A w dobry nastrój cesarza nie musisz wątpić. Planowanie odwetu
wyraźnie go uspokaja.
Taida nie chciała do końca uwierzyć. Owszem, władcy zmieniają
nastrój częściej nawet niż ich kochanki. Jednak ten proces raczej nie
jest podobny do okazywania humorów. Jego skutki bardziej
przypominają skutki powodzi.
– Ciekawe, co zatem będzie, jeśli się okaże, że nie mamy co
wystawić w polu, żeby przeczesać prowincję.
– Jak nie ma wojska, to się go skombinuje – powiedział Nerva
uspokajająco. – To nie wojna z obcą armią.
Taida nie podzielała tego zdania. Ale dyskusja z szefem,
w dodatku na temat, o którym miała raczej blade pojęcie, mijała się
z celem.
– Po co Geberikowi Kasjopea? – zmieniła temat.
– Pfff... – Wzruszył ramionami. – Teoretycznie jest to po prostu
kolejna mocna karta w jego ręku.
– Dla jednej karty nie ryzykujesz, atakując obce poselstwo.
– Przecież się z tego wyłga. Księżniczka jest w jego rękach, więc
wszystko może ogłosić.
– Że co? Że to wina cesarza?
– A choćby. I że on własną piersią...
– A po co?
– No właśnie. Jest kilka możliwości. Na przykład mógłby
osamotnić cesarza, dyplomatycznie pozbawiając go zdolności
honorowej. Ale nikt mu nie uwierzy. Słowa Geberika musiałaby
poświadczyć sama Kasjopea, i to nie pod przymusem. Tak że to...
raczej nierealne.
– A może on chce po prostu zgromadzić to, co uda się zebrać
z wojsk imperium w jednym miejscu, i zmusić do interwencji
przeciwko sobie?
Tym razem Nerva długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Potem
zapytał:
– Czy Virion raportował obecność większych sił w okolicy
Natares?
– Tam jeszcze nie dotarli. Ale tak. W prowincji jest sporo
cesarskiego wojska.
– Cesarskiego?
– W cesarskich mundurach. Akcja z kusznikami przy
prowincjonalnej placówce pokazuje jednak, że to tylko mundury.
Nerva zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie.
– Masz coś czy tylko strzelasz?
– No mam – wyznała. – Po ataku na placówkę grupa Viriona
zwinęła jej dowódcę. Przesłuchano go, niewiele wiedział, ale mówił
szczerze, więc pozwolono mu popełnić samobójstwo.
– Skąd pewność, że był szczery?
– Kody zrobił analizę porównawczą jego informacji z naszymi
źródłami. Potwierdzały się i uzupełniały.
Nerva cmoknął cicho.
– Czego się dowiedziałaś z tych zeznań?
– Mam drugie słowo do słowa „Moy”. Oba są połączone, choć
przesłuchiwany nie miał pojęcia, o co chodzi.
– Jakie to słowo?
– Legion.
– Co?
– Legion. Jego dotyczy ta nazwa. Więc całość brzmi: Legion Moy.
– O kurwa!
Tym razem Nerva nie potrzebował czasu do namysłu. Legion.
Zwarta, wyszkolona jednostka bojowa. Geberik likwiduje wszystkie
wojska imperialne w prowincji Natares, bo cesarz sam mu je wyśle,
żeby odbić Kasjopeę. A potem Legion Moy błyskawicznym marszem
dociera pod Syrinx. Porwany misją samobójczą motłoch otwiera mu
bramy i... pam, pam, pam, zamach stanu dokonany.
Aż się spocił na tę myśl i rękawem tuniki otarł czoło.
– No – mruknął, zbliżając usta do ucha Taidy. – Wynika z tego, że
pomiędzy siłami Geberika a Syrinx staną tylko ludzie Viriona.
– Wszyscy siedmioro – potwierdziła.
Rozdział 9
Rozdział 10
Burza zdawała się cichnąć, wiatr wiał coraz słabiej, a unoszone jego
mocą tumany piachu powoli opadały. Kasjopea jednak za dużo
wiedziała o zjawiskach, które miały miejsce na pustyni, i nie dała się
zwieść. Pochłonięte książki, wysłuchani w skupieniu nauczyciele
wyposażyli ją w wiedzę, która teraz ze szczegółami mówiła jej, co
będzie dalej. „To tylko chwilowa cisza” – dosłownie widziała przed
sobą starca z siwą brodą, który uczył ją na dworze wszystkiego
o siłach natury. „Jeśli masz do czynienia z wiatrem okrężnym, to
pamiętaj, on się przesuwa, on ma swój środek, swoją oś. I jeśli nagle
wiatr ucichnie, to bądź pewna, że to nie koniec burzy. Albowiem
znajdziesz się wtedy w oku cyklonu! Zapanuje idealny spokój” –
mówił starzec w głowie Kasjopei. „Ale nie daj się zwieść. Wiatr zaraz
uderzy z taką samą siłą jak poprzednio, albowiem wiatr okrężny
przez cały czas zmienia pozycję, posuwając się naprzód. Takoż i jego
oś”.
Wiatr rzeczywiście ustał nagle. Piasek zaczął szybko opadać.
Przerażeni ludzie rozglądali się, a ci, którzy unieśli głowy, zobaczyli
nawet pogodny skrawek wieczornego nieba. Kasjopea nie czekała,
aż podniosą się wypełnione strachem głosy. Ten właśnie moment
wybrała na ucieczkę.
Bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się przed siebie biegiem i zanim
nastąpiła jakakolwiek reakcja, minęła zewnętrzny szereg żołnierzy
tworzących czworobok. Nikt jej nie zatrzymał. Nikt się nie
zorientował poza służącymi, które miały jej pilnować. Żołnierz
w pełnym oporządzeniu nie był w stanie jej dogonić. Luańskie
dziewczęta mogły. Teoretycznie.
Kasjopea biegła, uderzając rytmicznie stopami o podłoże. Nie
oglądała się za siebie, nie usiłowała niepotrzebnie przyspieszać.
Znała możliwości swojego ciała i była ich pewna. Wiedziała, przy
jakiej szybkości nie zawiedzie jej żaden mięsień, nie naderwie się
żadne ścięgno. Wiedziała, jak regulować oddech, żeby się nie
zasapać, jak poruszać rękami, jak trzymać głowę. Tamte, goniące,
właściwie jej nie zagrażały. Różnica między nimi była bowiem
zasadnicza.
Dziewczyny z Troy w odróżnieniu od tych z Luan były
wysportowane. To nie znaczy, że te z Luan były słabe. Przeciwnie,
znały zarówno ciężką pracę, jak i powtarzalny, długi wysiłek. Tak.
Ale siła mięśni to nie wszystko. Sama siła nie doda ani gracji, ani
koordynacji. A kobietom w Królestwie Troy nie szczędzono tych
nauk. Ba, z powodu powszechnej służby w wojsku zachęcano do
sportu.
Dlatego Kasjopea doskonale wiedziała, że luańskie służące z tyłu
jej nie dogonią. Ona była wysportowana. Tamte nie. Wyglądała więc
przy nich jak gazela umykająca z gracją przed... stadem owiec.
No i jeszcze coś. Kasjopea wiedziała, gdzie biegnie. Doskonale
wiedziała, na jaki wysiłek może sobie pozwolić. Musiała zdążyć.
I zdążyła.
Kiedy dobiegła do wielkiego skalnego filaru, zatrzymała się
zdyszana, odwróciła i oparła o niego plecami. Widząc pozostawioną
daleko z tyłu nieporadną pogoń, roześmiała się. Potem pokazała im
wulgarny gest, który kiedyś podpatrzyła na targu.
Chwilę później wiatr uderzył z całą swoją siłą i piekło rozpętało
się ponownie.
Taron wyprzedził admirała, który z godnością wspinał się po
schodach, ominął wartowników i wpadł do pokoju Taidy.
– Ulice wylotowe zapchane – wydyszał. – Nawet kurierzy nie
wydostaną się z miasta.
– Co się stało?
– Wielka, masowa ucieczka. – Jej prywatny żołnierz nie mógł
złapać tchu. Musiał biec albo... Miał poobcieraną skórę na dłoniach,
poranione nadgarstki. Aha, to znaczy, że przedzierał się tutaj po
dachach domów. – Wozy urzędników zablokowały nawet place.
Ciżba albo próbuje wyjść z oficjelami, albo zajmuje się grabieżą.
– Ale co się stało?
W tym momencie admirałowi również udało się dotrzeć do
gabinetu Taidy. Równie zasapany jak jego poprzednik, zatrzymał się
w drzwiach.
– Wielka pani... – Choć nie biegał po dachach, miał podobne
problemy z oddechem co Taron. – Dotarły do mnie wieści o pewnych
niepokojach na mieście.
Aha. Tak więc brzmi wersja oficjalna. Taida uniosła ręce.
– Proszę was o jedno. Powiedzcie mi, lecz bez ubierania w piękne
słowa ani w oficjalne formułki: co się stało?
Admirał z wyższością popatrzył na żołnierza. On wiedział,
a tamten nie. Uśmiechnął się radośnie.
– Służba Skarbu doniosła, że Legion Moy skoncentrował się przy
granicy z Cesarstwem Luan.
Ja pierdolę! Taida zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła powoli
masować skronie. To już! To właśnie się zaczęło.
– Jakim cudem gawiedź się dowiedziała i umyka w popłochu?
Admirał wzruszył ramionami.
– Mogę się tylko domyślać, że wywiad posłał wiadomość
okólnikiem do służb. Notable zaczęli ewakuować swoje rodziny,
niżsi urzędnicy domyślili się i również pomyśleli o swoich bliskich,
no i... tajemnica przestała być tajemnicą.
Taida przygryzła wargi. Plan Geberika był dla niej jasny. Najpierw
sprowokował niezadowolenie ludu w stolicy, potem umieścił tu
swoich gotowych na samobójczą misję ludzi, rozwalił cesarski
korpus i korzystając z wojen na dwóch granicach, przemaszeruje
pod mury Syrinx, a jego samobójcy otworzą mu bramy. Nawet cel
porwania Kasjopei, która wpadła mu w ręce jak ekstranagroda, stał
się jasny. Gdyby cesarz opuścił stolicę i udał się do wiernych mu
wojsk walczących na granicy z Troy, będzie jak przekonać
królewskich, żeby zaczęli operację na daleko bardziej szeroką skalę.
I... na obelisku przed pałacem wyryje się imię kolejnego imperatora.
A los tych, którzy służyli poprzedniemu, jest od dawna
przypieczętowany. Taida nie dziwiła się zatem, że urzędnicy
uciekają w popłochu.
Spojrzała na Tarona.
– No to teraz pomiędzy armią Geberika a nami został już tylko... –
Głos zamarł jej w gardle.
– Virion – dokończył Taron.
KONIEC
COPYRIGHT © BY Andrzej Ziemiański
COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., LUBLIN 2022
WYDANIE I
ISBN 978-83-7964-707-1
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana
mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu
bez pisemnej zgody wydawcy.
ILUSTRACJA NA OKŁADCE
Piotr Cieśliński
PROJEKT OKŁADKI
Szymon Wójciak
ILUSTRACJE
Vladimir Nenov
REDAKCJA
Karolina Kacprzak
KOREKTA
Magdalena Byrska
SPRZEDAŻ INTERNETOWA
Zamówienia hurtowe
Dressler Dublin sp. z o.o.
ul. Poznańska 91
05-850 Ożarów Mazowiecki
tel. (+ 48 22) 733 50 31/32
www.dressler.com.pl
e-mail: dystrybucja@dressler.com.pl
WYDAWNICTWO
Fabryka Słów sp. z o.o.
20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a
tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91
www.fabrykaslow.com.pl
e-mail: biuro@fabrykaslow.com.pl
www.facebook.com/fabryka
instagram.com/fabrykaslow/