Professional Documents
Culture Documents
Bielecki R., Tyszka A. - Dał Nam Przykład Bonaparte, T.1
Bielecki R., Tyszka A. - Dał Nam Przykład Bonaparte, T.1
NAM PRZYKŁAD
BONAPARTE
Wspomnienia i relacje 1796-1815 @
żołnierzy polskich *
ag«»sse. <!mn I !nn>t»p;e it tnalhcureuw dćtensc etwnwht toutes fes grnrraiiotrs. cnnrmań. HKteprwdatnmenł de ww inwwnw pupufaciNti. W.OW paw te *
* moirte et commamtes par
• clkaiail. vh outrc. Jot) piiscs dc tanom en IkHhrws sur fes rctnpatł .
* tfiminenws uragaMin dans-sc* * Fr<w\<»r
irrurs. cl k» Iwror de * * citios. - MOTW hofnmrsdttftt serom-
tamfttWo dtofi» *tWH Ir
*
.
digi atrnćreitt le 27 nwvrinbt’c IHOA sous fes tnws ife ccne płace Itr tnarechai Lanm **
. nu i te
* e«>*nmandaif. iw roultrt w jwwłcł dr MHC<r«m
* dernferes eMtśnfftrs. et relardai ritlirstissetneni de la
<pi apprcnaw Irs driadę
* nnrftiplićes dc lew pani. fes assićgćs wrrateiu Finu>óRtć tte feto
* eflwts, et se rrodtatewł wincwwbattre. Ił eowwmłW mai Ir cararfere cspagwd. WcconnaissafU enfin lew
>hit dr ptcndre la phu< dr vivc kuce lU> bwithe * a ten ttrrent mhb en buctcite
.
* et jowerent sw ta vrHe pcwdati, lowr kr jwwnće dw 2 * parter. &K- te 27. a twMi kr lnćthe hit pfalkabfe: uos
'iiet. ii!, et h- genera^ Grandjcan serab&t »« ss dkhiott dam k tumem San-iw-Gra ta
* *
cl dan * »wt
te *s .
*
«-mteowiawle *
pw
Ow rur. <tra^ue martwił derim en tftfckpic sołte wre knieicssc A rolet ci.
t d» dvux .iJtuÓA ąui segwgeateiH' dans fes ntui d iw tWte. dura W paw *
. Pendant <r »etnp«. tte * romjMgntes »fc nwnerrrs * >«ent
x va A pwt ter
**
. et dtyrftatewf ces fowdrcs sowurraincs ąui de
iilte si.tis fes suines dc la. vdle nićsnc. Sanagwsse n'etait ptt
*> tptwi bombfc mćlange rfecadarre
* ei de tfermntarrs. s«R fcejacf dr
* tarwik^K'
*
. * tMołne
guktes por »te *. sc faisa+effl egotger au tłom dii
inni < bx dc * kimś er des cnkuirs iftsputci ai.s hwmmcs lluwnetw dc utowir |w»ur la paufe. - H.tWW) dr lwu łge et dr nurt s*W pertom dans cr stege tuattirmeut Mai * te fet et Ic feu
m*uIs cińiptttis (]it'ctit a eumh.inre runniensc popidation dr MrragmM- . k» pestek pfa * crtreHc enetto. y wignii ses hwrerrrs-. ei thatfor tau-atif dbwblart scs ravagcs.
Opracowanie tekstów
ANDRZEJ T. TYSZKA
Wydawnictwo Literackie
KRAKÓW
© Copyright by Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984
Prlnted in Poland. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984. Wyd. I. Nakład 30 000+350 egz.
Ark. wyd. 30,1. Ark. druk. 22,25. Papier druk. mat. kl. III, 70X100 cm, 70 g. Oddano do składa-
r,ia 29 VIII 1980. Podpisano do druku w maju 1983. Druk ukończono w październiku 1984 r.
Żarn, nr 2596/81. K-4-87. Skład: Drukarnia Wydawnicza, Kraków, ul. Wadowicka 8. Druk
i oprawa: Opolskie Zakłady Graficzne, Opole, ul. Niedziałkowskiego 8/12. Zam. 907/84.
SPIS TREŚCI
Wstęp »5«
I. Legiony
1. „Jeszcze Polska nie umarła” »38«
2. Z Bonapartem w Egipcie »53«
3. „Sto krwawych sztandarów” *>64«
4. Tragedia Mantui »73«
5. Legia Naddunajska »82«
6. San Domingo »92«
7. Koniec Legionów »114«
II. Początki Księstwa Warszawskiego
8. Polska jesień cesarza Francuzów »122<
9. Powstanie wielkopolskie »132«
10. Razem z Francuzami »148«
11. W oblężeniu Gdańska »162«
12. Na Śląsku »174«
13. Frydland »186«
III. Hiszpania
14. Trzeci szwadron zdobywa Somosierrę »198«
15. Saragossa »212«
16. Z pułkiem ułanów nadwiślańskich »233«
17. Fuengirola »255«
18. W niewoli u Hiszpanów i Anglików »263«
19. Bracia Hemple piszą do mamy »281«
IV. Kampania galicyjska
20. Na grobli pod Raszynem »292«
21. Początek ofensywy »304«
22. Poranna kawa u komendanta Zamościa »313«
23. Pod Bramą Opatowską »322«
24. We Lwowie i na Podolu »330«
25. Warszawa wolna! »337«
26. Utrata Sandomierza »342«
27. Koniec wojny na krakowskim Rynku »347«
WSTĘP
* 9 X 1796
*♦ 30 X 1796
*** 2 XII 1796
**** Jana Henryka Dąbrowskiego
***** 1—4 i 1797
****** po powstaniu kościuszkowskim
» 40 «
jako niewolnicy wojenni austriaccy. Dnia 1 plumóse
a
* * jenerał Dąbrowski
ogłosił odezwę w czterech językach do swych współrodaków3, a dnia 15 uka
zała się taż odezwa Administracji Lombardzkiej do Polaków.
Jenerał zorganizował koszary i zakład ubiorczy w Mediolanie4, gdzie sam
został z młodym swym synem ♦♦,---- który brał udział w rekrutowaniu
i roznoszeniu poleceń do oddziałów i do kompanii. Odezwa, zapewniwszy ubiór
narodowy polski i język, wydała swój skutek. Już 1127 ludzi, wszystkich Po
laków, było pod bronią w dniu 21 pluvidse’a *** , podzielonych na dwa ba
taliony, jeden grenadierów, drugi strzelców, ubranych, zorganizowanych i do
wodzonych jak dawny korpus polski, lecz bez oficerów 5.
Szef Kosiński, zamianowany dowódcą strzelców, przyprowadził z Piemontu
znakomity oddział rekrutów i oficerów polskich, którzy opuścili swój kraj po
rewolucji, między którymi znajdowali się Dembowski, młodszy Borowski, Ko
nopka, dwóch braci Downarowiczów itd.6
Dnia 18 ventóse’a **** wszystko, co było ubrane i uzbrojone, odebrało rozkaz
udania się do Mantui. Jenerał zostawił zakład rekrutów i ubiorczy w Medio
lanie, pod dowództwem kapitana Kazimierza Konopki. Ten zacny oficer spełnił
tak przykrą misją z honorem i najskrupulatniejszą prawością, zyskując przez
ten sposób postępowania swego życzliwość całego korpusu i rządu.
Dnia 23 korpus polski, zorganizowany w dwa bataliony i silny dwoma ty
siącami ludzi, przybył do Mantui7. Bataliony, z przyczyny braku oficerów,
były sformowane z pięciu tylko kompanii, lecz silnych każda po 200 ludzi.
Korpus ten w Mantui tak już wzrósł szybko z więźniów wojennych, jako też
dezerterów składających się wyłącznie z żołnierzy dawnego wojska polskiego,
którzy ze wszech stron nadchodzili, iż pokazała się potrzeba uformowania
pierwszego batalionu fizylierów, którego Ludwik Dembowski został zamia
nowany dowódcą (szefem). Drugi batalion, równie jak dwie kompanie arty
lerii 8, sformowano w Mediolanie.
Szef Strzałkowski opuścił był także Polskę po rewolucji, i wszedłszy w służ
bę lombardzką, lecz na wieść nowej formacji Legionów wziął on dymisją.
Zamianowany następnie szefem grenadierów, otrzymał rozkaz udania się ze
swymi 400 ludźmi zakładu mediolańskiego do Brescii i Salo, aby powstrzymać
niespokojności, które tam wybuchły, i wspierać patriotów 9.
Pułkownik Liberadzki, porewolucyjny wychodźca Polski do Francji, dziś
połączony z korpusem Legii, został wysłany z 450 ludźmi, wziętymi także
z zakładu, aby wspierał Strzałkowskiego, który spełniwszy swą misją, przybył
w dniu 13 na czele swego oddziału do Mantui, a Liberadzki zajął okolice
Brescii.
Kiedy powstania wybuchły między mieszkańcami Gór Romaniolskich,
a mianowicie w Rimini, batalion strzelców pod dowództwem szefa Kosińskiego
odebrał rozkaz udania się tam natychmiast; opuścił więc Mantuę dnia 3 ger-
minala ♦*.* Jednym słowem, Polacy byli używani zaraz do przywrócenia
i utrzymania dobrego porządku, a ich konduita była tak piękna, iż im Admini
stracja nadesłała sztandar, a jenerałowi bardzo dzielnego konia z kosztownym
osiodłaniem 10. Administracja proponowała jednocześnie Legii, aby sformowała
kawalerią polską i powiększyła artylerią swoję.----
* 20 I 1797
** Janem Michałem
*** 9 II 1797
**** 8 III 1797
***** 23 III 1797
» 41 «
Armia francuska pod dowództwem Bonapartego postępowała naprzód, bijąc
wszędzie i wypędzając Austriaków. Rekrutacja i organizacja nasza postępowała
praewybornie. Od czasu do czasu major Tremo nadsyłał nam wielką liczbę
nowo zaciężnych z Dijon, dokąd był w tym celu wysłanym, i wielu dawnych
wysłużonych oficerów polskich już było w drodze do Włoch. Te różne powody
obowiązywały jenerała Dąbrowskiego do obmyślenia jakiegoś planu, wedle
którego korpus polski, przechodząc przez Kroacją, Transylwanią (Siedmiogród)
i Węgry, mógłby wkroczyć do Polski i działać skutecznie. Taki plan posłał
on Bonapartemu, który, jak się zdaje, uznał go być z planami swymi zgod
nym, gdyż 16 germinala ♦ jenerał Dąbrowski odebrał rozkaz posunąć się do
Pa Imano vy, a jenerał Berthier, szef sztabu głównego, rozkazał jednocześnie,
aby wszyscy Polacy tam się zgromadzili. Jenerał Dąbrowski udał się z swymi
grenadierami do Palmanovy, a zostawił szefa Dembowskiego w Mantui z po
leceniem, aby tam oczekiwał zebrania się wszystkich oddziałów polskich
i aby zebrawszy je postępował za nim.
Ten marsz był dość krytycznym, gdyż wojska weneckie krążyły tu i ówdzie
po bokach korpusu polskiego. Miasta i wsie były w powstaniu i mimo dobrego
skutku, jaki wśród nich wydawała dobra konduita jego żołnierzy, jenerał
musiał się nieustannie mieć na wielkiej baczności. Przybył on wreszcie
w dniu 28 germinala ** do Palmanovy i oczekiwał tam reszty oddziałów. Li
czyliśmy już około 5 tysięcy ludzi, samych Polaków, ubranych i płatnych przez
Administracją Lombardzką, a uzbrojonych przez Francuzów. Jenerał zajął się
ostatecznym wykończeniem swego planu i udał się potem w podróż, aby go
osobiście przedstawić Bonapartemu, gdy nagle dowiedział się w drodze
o przedwstępnych układach do pokoju, podpisanych w Leoben dnia 30 ger
minala *** roku 5.
Ta wieść nie powstrzymała wcale Dąbrowskiego, który przyspieszał swą
podróż do Bonapartego i znalazł go wreszcie w Grazu w chwili, gdy armia
francuska opuszczała Austrią. Bonaparte zapewniał Dąbrowskiego, że był naj
zupełniej zadowolniony z Polaków, przyrzekał, że wszystko będzie się starał
zrobić dla nich, zalecając im wszakże przede wszystkim cierpliwość i wy
trwałość. Dąbrowski wrócił z nim11 i przybył do Palmanovy dnia 10 flore-
♦,
ala *** gdzie zastał rozkaz udać się do Treviso. Wszystkie oddziały polskie były
w drodze do Codroipo, miejsca odległego o dzień drogi od Palmanovy.----
Rząd wenecki odznaczał się już nieprzyjaznymi widokami na tyłach armii
francuskiej. Bonaparte, aby się zabezpieczyć z tej strony, chciał umieścić gar
nizon francuski w mieście Wenecji, lecz senat oparł się temu i począł czynić
przygotowania do obrony. Wskutek czego wojska francuskie blokowały We
necją na lądzie i morzu. Legia nasza przybyła w dniu 17 floreala ***** do Tre-
viso i posuwała swe oddziały do 23 ****** aż na brzegi Adriatyku i przez ten
ruch przecinała miastu dostawę wody słodkiej, która przychodziła z Taglia-
mento i Piavy. Po poddaniu się Wenecji korpus nasz odebrał rozkaz udania
się do Bolonii12.
Pułkownik Liberadzki zostawał ciągle w okolicy Brescii i Werony w celu
uspokojenia nieustannych zamieszań. W końcu, gdy powstanie wybuchło
w Weronie i gdy tam zniszczono garnizon francusKi, odebrał on rozkaz po
łączyć się z wojskiem francuskim przeznaczonym do przywrócenia posłuszeń
stwa w mieście. Ponieważ to miasto postanowiło uporczywie się bronić, trze
ba było zdecydować się wreszcie wziąć je szturmem. Liberadzki na czele
swego oddziału wdarł się na mury i z bagnetem w ręku wraz z wojskiem
francuskim wkroczył do miasta. Był on atoli ciężko w tej wyprawie rannym
i wkrótce potem umarł.----
Legia nasza odebrała rozkaz dnia 22 floreala * zebrania się w Bolonii, z wy
łączeniem batalionu silnego 1000 ludzi, pod dowództwem Dembowskiego,
który był przeznaczony na wzmocnienie garnizonu mantuańskiego. Korpus
nasz przybył do Bolonii dnia 28, i tam to właśnie jenerał odebrał list z Lille
z daty 23 germinala **, w którym Białowiejski, dawniej już w Polsce odzna
czony pod jego dowództwem oficer, donosi mu, iż zebrał wraz z innymi ofi
cerami polskimi około 1000 ludzi, z którymi spieszy połączyć się z Legią.
Bonaparte pisał do Dąbrowskiego z Montebello 28 floreala *** i Admini
stracja Jeneralna z Mediolanu pisała także do niego pod dniem 29, aby pra
cował nad ostatecznym uorganizowaniem swego korpusu.
Dnia 25 prairiala **** jenerał udał się do Mediolanu, znalazł on tam wielką
liczbę oficerów nowo przybyłych z Polski, a między innymi jenerała Wielhor-
skiego, pułkownika Chamanda, Forestiera, Zabłockiego i obywatela Wybic
kiego. Ten ostatni, chociaż nie wojskowy, towarzyszył jednak następnie wszę
dzie Legionom Polskim i przyczynił się wiele przez swą odwagę, światło, mo
ralność i filozofią do owej reputacji, którą jego współrodacy zjednali sobie
we Francji i Włoszech. Organizacja projektowana przyszła do skutku; sfor
mowano dwie legie piechoty, z których każda składała się z trzech batalionów
i trzech kompanii artylerii; bataliony składały się z dziesięciu kompanii, a każ
da kompania liczyła 125 ludzi13.
Od czasu, jak ogłoszono organizacją, każdy udał się na swoje stanowisko.
Służbę w garnizonie odbywano według regulaminu francuskiego, a wszystko,
co się dotyczyło ubrania, mustry i karności, odbywało się według regulaminu
polskiego; kara atoli cielesna była zakazaną.
Białowiejski przybywa wreszcie z Lille do Mediolanu ze swym zakładem.
Trzeci batalion został sformowany. Oficerowie przybywali od czasu do czasu
i umieszczali w Legii Polskiej dezerterów i jeńców wojennych polskich, którzy
pod żadnym warunkiem nie chcieli więcej wrócić do Austrii, tak dalece, że
w krótkim czasie Legie Polskie miały zupełny komplet w podoficerach i żoł
nierzach.
Dnia 12 messidora ***** wybuchły w Reggio między patriotami i arystokra
tami niespokojności, które by mogły mieć złe skutki.
Dąbrowski dnia 15 ****** odebrał rozkaz udania się tam natychmiast. Przy
bywszy do Reggio w 1000 ludzi pod dowództwem szefa Strzałkowskiego, przy
wrócił najzupełniejszy porządek z zadowoleniem obywateli wszystkich partii.
Zdał on swój raport Bonapartemu i prosił go jednocześnie w drugim liście,
czy nie mógłby swoją protekcją wyjednać, aby Polacy mieli swą reprezen-
♦ 11 V 1797
*♦ 12 IV 1797
♦** 17 V 1797
**** 13 VI 1797
***** 30 VI 1797
****** 3 yn 1797
» 43 «
tację w kongresie pokoju, który miał się wkrótce odbyć? Bonaparte odpowie
dział mu, że chwila obecna nie jest ku temu stosowną i że raczej trzeba
czekać czasu przeznaczonego na ten przedmiot. Co do postępowania wojska
polskiego, oddał mu największe pochwały.
Skoro najzupełniejsza spokojność przywróconą została w Reggio, powrócono
do Bolonii, dokąd jednocześnie II batalion przybył z Ferrary. Dwie kompanie
I batalionu drugiej legii pod dowództwem kapitana Królikiewicza zostały
jeszcze w Reggio.
Gdy układy z cesarzem austriackim nie mogły przyjść do skutku, armia
francuska posunęła się naprzód dla rozpoczęcia kroków nieprzyjacielskich.
Pierwsza legia odebrała wskutek tego rozkaz od Bonapartego w dniu
30 fructidora *---- aby się udać do Mestre, niedaleko Wenecji, i tam po
łączyć się z armią. Jenerał dał rozkaz połączenia się z sobą dwom kompaniom
pod rozkazami Królikiewicza i udał się w pochód. Druga legia odebrała także
rozkaz posuwania się ku Wenecji i korpus polski cieszył się znowu w owej
epoce nadzieją pewną, że będzie działał przeciw Węgrom ** na prawym
skrzydle armii, wedle planu przedstawionego Bonapartemu przez jenerała Dą
browskiego, o którym wspomnieliśmy już wyżej.
Jenerał Kniaziewicz przybył do Rovigo z 40 oficerami z Polski. Opuścili oni
ojczyznę w tej właśnie chwili, w której trzy współdzielące się Polską dwory
zabroniły pod karą śmierci wszelkiego wychodźstwa lub znoszenia się z Legio
nami Polskimi.
Jenerał Wielhorski był zamianowany jenerałem brygady, a Kniaziewicz
dowódcą pierwszej legii.
FRANCISZEK PASZKOWSKI
podporucznik, Legionów
Odtąd ujrzały Włochy, raz pierwszy na swojej ziemi, wojsko polskie narodo
wym językiem komenderowane i ubiór narodowy mające.---- Zaledwo o tym
doszła wiadomość do Polski, aliści wojskowi wszelkiego stopnia, którym mo
carstwa Polskę dzielące służbę z zachowaniem ich stopnia albo czteroletni
żołd ofiarowały, pospieszyli do Włoch tworzyć na nowo ojczyste hufce,
a z nimi razem zawiązywać nadzieję nowego politycznego dla kraju życia.
Wszystkie przeszkody, które ze strony rządów były czynione, zostały mężnie
pokonane.
Jest prawie niepodobna do wiary, z jakim zapałem pospieszono do Włoch nie
tylko zwyczajnymi drogami przez Niemcy i Szwajcarię, ale i przez nie prze-
* 16 IX 1797
** tzn. że będzie mógł maszerować
przez Węgry ku Polsce
» 44 «
bywane dotąd trakty. Przez Turcję nawet umiano się przedrzeć, Czarne, Śród
ziemne i Adriatyckie Morze przepłynąć 14.
Dawni dowódcy, generałowie i z nimi 70-letni starce, którzy ani za sławą,
ani godnością ubiegać się nie mogli, stanęli najpierwsi. Familie wysyłały swych
synów i koszta podróży ułatwiały.
Takowe okoliczności nie znamionują bynajmniej awanturników. Ci bowiem,
skoro w nowe wstępują związki, uwalniają się od wszelkich dawniejszych
i nie chcą więcej do nich należeć. Legie — przeciwnie — zostawały w naj
ściślejszym związku z swoją ojczyzną i stały się ogniwem, przez które znikły
wprawdzie, ale tym bardziej w pamięci przyjaciół i zwolenników swoich ży-
jący naród polski, będąc z Francją spojony, w niej jedynie wszystkie swe po
łożył nadzieje.
Tworzenie samych Legionów szło z pośpiechem podziwienia godnym.
W czasie pokoju w Lunewilu (1801) miały one 15 000 * piechoty, swój własny
sztab główny, swoich oficerów inżynierii, własne chorągwie i były komende
rowane po polsku. Mundury były polskie, a w nagłych przypadkach zatrzymy
wano raczej stare i podarte, aby ich na francuskie lub włoskie nie zamieniać,
im zaś przykrzejsze były czasem okoliczności, tym więcej przywiązywano się
nawet do drobnostek, które by tylko narodowość przypominały.
Jaką chwałą okryły się Legiony Polskie nad Renem i we Włoszech —
każdemu jest wiadomo. Miały one najczynniejszy udział we wszystkich kam
paniach wojska francuskiego, lecz zawsze i wszędzie głównym ich przedmio
tem była ojczyzna, która równie była celem jedynym wszystkich żądań, próśb
i stosunków generała Dąbrowskiego. Żądza zbiorów ** nie należała nigdy do
ubocznych zamiarów legionistów, a gdy rząd francuski nie dozwolił ani żyw
ności dla nadliczbowych oficerów ***, dzielili się z nimi ci, którzy byli płatni,
jako z swymi braćmi pieniędzmi, żywnością i mieszkaniem.---- Narody,
w których przebywały Legie Polskie, nie ubliżą im świadectwa bezinteresow
ności, bo ani jeden nawet legionista nie powrócił zbogacony. O! Jak niejeden
dziś jeszcze pracuje na kawał chleba i niejeden dziś jeszcze stąd opłaca swoje
tamże zaciągnione długi. Wiele zaiste cierpieć i niejeden przykry czas znieść
musiały Legie.---- Lecz postanowiwszy raz zachować w sobie zaród swego
narodu, miały dosyć męstwa do wytrwania i zniesienia wszelkich dolegliwości
od ich przedsięwzięć nieoddzielnych, że wzgardziły mniejszymi cierpieniami,
gdy szło o dopięcie wielkiego celu.
* 28 IV 179?
♦* 23 VI 1797
*** na corso
♦**♦ w rzeczywistości 202
» 46 «
we * usypała, działami uzbroiła i odbyła wielką rewię przy doświadczonym
generale artylerii Lespinasse, który przez trzy dni tej artylerii manewrować
przy sobie kazał, szukając prawie, czego by nie umiała, odjechał od niej
uradowany i najpochlebniejszy dla niej wydał swój rozkaz dzienny.
Nastąpiła potem wyprawa do Rzymu. Do tej część artylerii polskiej użytą
była, to jest sztab batalionu i jedna kompania, reszta zaś po fortecach do
robót rozebraną była po jednej kompanii.
Potem w zamięszaniu około Rzymu wyprawa pod Terraciną, zatopienie
barek z rebeliami ** były usługą tej części artylerii polskiej, która się tam
znajdowała. Legia pomaszerowała do Neapolu, a artyleria polska dostała roz
kaz zupełnego złączenia się w Mantui, gdzie na początku w roku 7 prawo
rządu cisalpińskiego zapada, aby kompanie artylerii polskiej były rozebrane
pomiędzy kompanie artylerii cisalpińskiej, a oficerom zostawiono do woli albo
wnijść w kadry artylerii cisalpińskiej, albo iść na nadkompletnych do infan-
terii legionowej. Żaden pierwszego przyjąć nie chciał, a szef batalionu Aksa-
mitowski ofiarowane szefostwo brygady artylerii cisalpińskiej oficjalnie
odmawia i udaje się sam do generała en chef Jouberta, będącego podtenczas
w Turynie, z reklamacją o rozbieraniu jego batalionu; zyskuje rezolucją,
jakiej żądał. Generał Joubert, nie sprzeciwiając się zapadłemu prawu kon
wencji cisalpińskiej, wydaje rozkaz, że chce mieć nowy batalion artylerii pol
skiej ze czterech kompanii, przyłączony do Legiów Polskich, i że indywidua,
które składały trzy kompanie zreformowane tym prawem, mają ten batalion
składać, a Legie dodadzą do skompletowania ludzi. Stało się, i w przeciągu
miesiąca cztery porządne kompanie artylerii polskiej, osobny batalion formu
jące, stanęły uorganizowane i ubrane nowo w uniform, jak była ubrana arty
leria w Polsce, i do Legionów przyłączone, kontynuowały pełnić służbę
zawsze z artylerią francuską pod komendą generałów artylerii francuskiej.
KAROL KNIAZIEWICZ
generał major — szef pierwszej legii
PRZYPISY
1 Mantua — ważna twierdza austriac dzieli się o tym z depesz znalezionych
ka w Lombardii, broniona -na przeło przy austriackim emisariuszu. 21 stycz
mie 1796/97 przez generała Wurmsera, nia wojska Bonapartego rozpoczęły
któremu spieszyła na pomoc armia ge działania przeciw papiestwu. Wojna za
nerała Alvinziego. Wraz z ofensywą kończyła się kilka dni później paniczną
austriacką (powstrzymaną 14 I 1797 ucieczką oddziałów Piusa VI. Traktat
wspaniałym zwycięstwem Bonapartego pokojowy zobowiązywał Watykan do
pod Rivoli) miały wystąpić wojska pa wypłacenia znacznej kontrybucji, do
pieskie, dowodzone przez przybyłego starczenia kilkuset dzieł sztuki, wybra
z Wiednia gen. Colli. Francuzi dowie nych przez francuskich komisarzy, re
* tj. Kościuszce
** Jerzego, nie Pawła
» 48 «
zygnacji z praw do Awinionu oraz od [Polacy] mają nadzieję, że ocenia się ich
dania kilku miast Republice Lombar- inaczej niż oddziały, które sprzedają isię
dzkiej. dla niśkiegO' interesu. Intencją bowiem
2 Oto tekst odnośnego listu: Polaków jest tylko bronić wspólnej
„Dąbrowski, polski generał lejtnant, sprawy lub umrzeć za wolność. Nie
upoważniony przez wodza naczelnego wątpią oni 'też, że jeśli ojczyzna wezwie
armii francuskiej w Italii do formowa ich na swą służbę, to lud lombardzki
nia korpusów polskich posiłkujących z zadowoleniem przyjmie, iż pobiegną
Lombardię oni z południa na północ, by bronić
Do Kongresu Stanu Lombardii wolności.
Obywatele Reprezentanci! 7. Ponieważ uczynię mym najświęt
Mam zaszczyt wręczyć wam list wo szym obowiązkiem jak najszybciej urze
dza armii włoskiej, którym upoważnia czywistnić nadzieje ludu lombardzkie-
on was do podjęcia wszelkich niezbęd go co do wzrostu jego sił, mam za
nych kroków w sprawie utworzenia szczyt upraszać Kongres Stanu, by ze-
korpusów posiłkowych polskich, które chciał wyznaczyć koszary i wszystko,
pod rozkazami wyzwolicieli Włoch, ma co trzeba, by założyć zakład mających
szerując do zwycięstwa śladami dziel się formować korpusów.
nej armii francuskiej, wspólnie z wa 8. Aby przyspieszyć działania dla po
szymi wojownikami bronić będą waszej większenia sił zbrojnych Lombardii,
wolności. Dlatego też przedkładam wa Kongres Stanu zechce mianować depu
szej rozwadze następujące artykuły, ja towanego, z którym niżej podpisany
kie mam zaszczyt przedstawić w imie będzie miał bezpośrednie kontakty we
niu współrodaków. wszystkim, co odnosi się do szczegółów
1. Zgodnie z odpowiedzią ministra formowania korpusów.
wojny w imieniu Dyrektoriatu Wyko 9. Kongres Stanu zechce przedstawić
nawczego (Paryż 9 brumaire’a roku 5*) naczelnemu wodzowi armii włoskiej po
korpusy polskie, które uformują się rozumienie zawarte przeze mnie w imie
w Lombardii, zatrzymają tytuł Legio niu mych rodaków, aby mogło być za
nów Polskich posiłkujących Lombardię. twierdzone i podpisane przez niego.
2. Z tego tytułu wynika, że ubiory, Niżej .podpisany, jak najszybciej
odznaki wojskowe i organizacja tego pragnąc być użytecznym sprawie wol
korpusu winny być w miarę możności ności, wzywa Reprezentantów Lombar
zbliżone do zwyczajów Polaków. dii, by zechcieli przyspieszyć odpowiedź,
3. Z wdzięczności i na znak jedności która jest tym bardziej niezbędna, że
oficerowie i żołnierze korpusów polskich już zgłosiło się kilku Polaków, by włą
będą nosili kontrepolet o barwach na czono ich do wspomnianych korpusów.
rodowych Lombardii z napisem «Ludzie Dąbrowski — generał lejtnant polski
wolni są bracia». Będą oni nosić ko W kwaterze głównej w Mediolanie 16
kardę francuską jako narodu opiekuń mvóse’a roku 5 **”.
czego ludzi wolnych. Archiwum Wojenne w Vincennes. XL
4. Żołd, utrzymanie i wszystko, co 3 Legions Polonaises.
jest przyznane oddziałom narodowym 8 Oto tekst odezwy:
(lombardzkirn), będzie wspólne dla kor „ODEZWA DO POLAKÓW
pusów7 polskich.
5. Kongres Stanu zechce wydać pa Dąbrowski, generał lejtnant polski,
tenty oficerom zatrudnionym we wspo umocowany do formowania Legionów
mnianych korpusach, którzy przedsta Polskich we Włoszech, do Współobywa
wieni mu zostaną przez niżej podpisa teli!
nego lub tego, kto będzie dowodził na Wierny ojczyźnie mojej aż do ostat
czelnie- korpusami. Kongres Stanu niej chwili walczyłem za jej wolność
wspólnie z niżej podpisanym zechce pod nieśmiertelnym Kościuszką. Upadła
prosić naczelnego wodza armii włoskiej, ona wprawdzie, lecz pozostaje nam po
by ten raczył zatwierdzić osobiście cieszająca pamięć, żeśmy wylewali
wzmiankowane patenty. krew naszą za kraj naszych przodków
6. Niżej podpisany, w imieniu swych i żeśmy widzieli nasze sztandary try
rodaków, nie wątpi wcale, że Kongres umfujące pod Dubienką, Racławicami,
Stanu uwzględni los Polaków, którzy Warszawą i Wilnem.
ofiarują mu swe służby, i chociaż kor Polacy! Nadzieja nas jednoczy, Fran
pusy te złożone są z cudzoziemców, cja tryumfuje; walczy ona za sprawę
♦ 31 X 1796
♦* 5 I 1797
» 49 «
narodów. Starajmyż .się osłabić jej nie pozostali w fortecy i z których wkrótce
przyjaciół; zapewnia ona nam schro uformowano batalion fizylierów, liczący
nienia, oczekujemy lepszych przezna według Dąbrowskiego 1000 żołnierzy.
czeń dla naszego kraju; stawajmy pod 8 W pierwszych miesiącach artyleria
jej chorągwiami honoru i zwycięstwa. legionowa liczyła dwie kompanie. Póź
Legiony Polskie formują się we Wło niej sformowano trzecią.
szech, na tej ziemi niegdyś świątyni 9 Na wiosnę 1797 r. w posiadłościach
wolności. Już oficerowie i żołnierze, to weneckich na zachód od jeziora Garda
warzysze prac waszych i waszej walecz doszło do buntu przeciwników rządu
ności, są ze mną; już organizują się weneckiego, a mieszkańcy Bergamo i
bataliony. Przychodźcie, towarzysze moi, Brescii zażądali przyłączenia ich miast
rzućcie broń, którą was nosić zmuszo do Republiki Lombardzkiej. Wkrótce
no. Walczymy za wspólną sprawę na jednak Wenecjanie wywołali kontrre
rodów, za sprawę wolności pod walecz wolucyjne powstanie chłopów i od
nym Bonapartem, zwycięzcą Włoch. zyskali kilka miejscowości. W walkach
Trofea Rzeczypospolitej Francuskiej są z tymi powstańcami wziął udział szef
naszą jedyną nadzieją, przez nią tylko batalionu Jan Strzałkowski na czele 330
i jej sprzymierzonych odzyskamy te legionistów.
drogie ogniska nasze, które opuściliśmy 10 Były to dwie -chorągwie dla bata
ze łzami. lionów I i II, w polskich barwach, bia
W kwaterze głównej w Mediolanie ło -granatowo -ka r m a zyno we. W id n i a ł y
dnia 1 pluvióse’a roku 5 * Rzeczypospo na nich napisy: „Ludzie wolni są bra
litej Francuskiej, polski jenerał .porucz cia” oraz „Legion Polski Posiłkowy
nik Lombardii”. Wręczenie -odbyło się
Jan Dąbrowski” 1 kwietnia w Mantui. Jedna z chorągwi
J. H. Dąbrowski Pamiętnik wojskowy legionowych (I batalion fizylierów) znaj
Legionów Polskich we Włoszech [w:] duje się dziś w Heeresmuseum w Wied
Pamiętniki z osiemnastego wieku, t. 3, niu.
Poznań 1864, s. 186—187. 11 Wg J. Pachońskiego Dąbrowski nie
4 Rząd lombardzki przeznaczył dla wracał z Bonapartem. Nie zoriento
Polaków w Mediolanie dawny klasztor wawszy się w Grazu, że Francuzi opusz
Św. Marka oraz kościół Św. Hieronima. czają miasto, gonił ich wynajętymi koń
Kiedy budynki te zostały zapełnione mi, o mało nie dostając się do niewoli
(mogły .pomieścić 1000 ludzi), Dąbrow wkraczających Austriaków (J. Pachoń
ski musiał zrezygnować z przyjmowa ski, op. cit., s. 235).
nia dalszych ochotników i stracił w ten 12 Zajęcie Wenecji przez wojska fran
sposób 5 tys. potencjalnych legionistów. cuskie było rezultatem kilku czynni
5 W Legionach obowiązywały Przepis ków. Na mocy wstępnych uzgodnień
musztry dla regimentów pieszych woj z Leoben Bonaparte przyznał Wenecję
ska koronnego i W. Ks. Litewskiego Austrii w zamian za austriackie po
(wydany w Warszawie w 1790 r.) oraz siadłości w Lombardii. Senat wenecki,
Przepisy ogniowe w czasie batalii (War po cichu sprzyjający Austriakom i błęd
szawa 1794). Legiony nawiązywały też nie przekonany, że oni właśnie odniosą
swym umundurowaniem do regimentów ostateczne zwycięstwo, wywołał kontr
przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Tak rewolucyjne powstanie w Weronie,
np. I batalion nosił mundury wzoro gdzie zamordowano ponad 500 Francu
wane na kawalerii narodowej, II — na zów. Tym samym weneckie działania
3 regimencie pieszym buławy polnej zagrażały tyłom armii Bonapartego
litewskiej, a III — na 10 regimencie i zmuszały go do kontrakcji. Wreszcie
„działyńczyków”. w samej Wenecji toczyła -się walka po
8 Wg J. Pachońskiego (Legiony Pol lityczna o władzę między konserwa
skie 1794—1807. Prawda i legenda, t. 1, tywną arystokracją 480 rodów a demo
Warszawa 1969, s. 205) nie jest to ścisłe. kratycznym mieszczaństwem republi
Sam Kosiński zaprzeczał, jakoby zajmo kańskim, sympatyzującym z Francją
wał się rekrutacją. i liczącym na jej pomoc.
7 J. Pachoński (Legiony Polskie..., jw., 13 Nowa organizacja Legionów przed
s. 273) podaje wprawdzie: „ok. 1100 lu stawiała się następująco: dowódca —•
dzi”, ale idzie tu tylko o liczbę strzel generał lejtnant Jan Henryk Dąbrow
ców (587) i grenadierów (568) wysła ski; pierwsza legia — generał major
nych kilka dni później z Mantui, bez Józef Wielhorski; I batalion (Bolonia) —
uwzględnienia tych legionistów, którzy szef Jan Strzałkowski; II batalion (Fer-
* 20 I 1797
» 50 «
rara) — szef Amilkar Kosiński; III ba głośno się oświadczyli, że do zagłady
talion (dawny IV, Bolonia) — szef Ma San Marino przyczynić się nie chcą.
ciej Zabłocki; druga legia — generał Dąbrowski zaś, nie mając polecenia
major Franciszek Rymkiewicz; I ba przeciwko nim i chcąc się im odpłacić
talion (dawny III, Mantua) — szef wzajemnością, a uczuciu oficerów swo
Ludwik Dembowski; II batalion (daw ich dogodzić, posłał mnie do nich, zle
ny V, Fort Urbino) — szef Józef Cha- cając podziękować za ufność i zapew
mand; III batalion (dawny VI, Medio niając, że groźnych nie ma rozkazów.
lan) — szef Józef Niemojewski. Puściłem się na tę górę, na którą dro
Pierwsza legia liczyła wówczas 2920 gi powozowej nie było, na osiołku, który
ludzi, a druga 2660. Wraz z artylerią na mnie czekał u jej spodu. Wysłani mi
(trzy kompanie — 300 ludzi) i zakła towarzyszyli. Znalazłem na grzbiecie
dem w Mediolanie było blisko 5900 żoł góry szpaler lip, przez któryśmy na plac
nierzy. Od 26 VI 1797 legie przeszły na publiczny weszli, gdzie się i cała lud
służbę Rzeczpospolitej Cisalpińskiej. ność zebrała.---- Po skończonych prze
(Zob. J. Pachoński, op. cit., s. 278). mówieniach pokazano mi księgę, w któ
14 Tak np. Kazimierz Tański wyruszył rej się podróżni wpisują. Liczne tam by
przez stepy Podola do tureckiego portu ły nazwiska Anglików, Amerykanów i
Gałacz nad Dunajem, skąd przez Mo Polaków, a rodzina podczaszego Czac
rze Czarne dotarł do przylądka Kalia- kiego była ostatnią.---- Lecz ostat
kra w Bułgarii. Z Warny popłynął do nia chwila była dla mnie tryumfem.
Konstantynopola, a potem na statku Przyniesiono pismo przyjmujące do
weneckim przez Morze Śródziemne do obywatelstwa i kopię statutu przez
La Spezia we Włoszech. Jan Kanty Ju najwyższych urzędników podpisaną”. J.
lian Sierawski — późniejszy generał — Drzewiecki Pamiętniki (1772—1852),
miał mniej szczęścia, w czasie podróży Kraków 1891, s. 68—69.
do Konstantynopola wpadł bowiem w 18 J. Drzewiecki: „Z hałasem wielkim
ręce korsarzy tunezyjskich i dopiero szliśmy do szturmu, a czapki na bagne
dzięki staraniom konsula francuskiego tach olbrzymią wojsku nadawały po
został odesłany z Tunisu do Livorno. stać. Strzelano kilka razy z zamku, lecz
15 Republika Cisalpińska utworzona we dwie godziny później wywieszono
została przez Bonapartego z Republiki białą chorągiew i do kapitulacji przy
Transpadańskiej 29 VI 1797. Powiększo stąpiono. Był to już wieczór, opatrzono
no ją następnie 9 lipca przez wcielenie bramy, a myśmy na wzgórku obozem
Republiki Cispadańskiej. Stolicą był stanęli. Weszliśmy do twierdzy rano, a
Mediolan. gdy spisywano pozostałość zamku, któ
18 Latisana — miasto nad rzeką Ta- ry nam Szwajcar oficer zdawał, z nas
gliamento w płn.-wsch. Włoszech. W niektórzy i ja z nimi puściliśmy się na
związku z przygotowaniami do nowej oglądy znamienitych więzień.---- Wi
wojny z Austrią skierowano tam w po dzieliśmy i miejsce, gdzie Cagliostro od
łowie października pierwszą legię. bywał więzienie. Ściany jego były ry
17 X 1797 podpisany został jednak po sunkami okryte. Nadzwyczajne postacie,
kój w Campoformio. koła i gwiazdy, napisy nawet nic nas
17 J. Drzewiecki: „W Rimini kwate nie nauczyły”. J. Drzewiecki, op. cit..
rowaliśmy długo. Niedaleko wzniosła s. 72.
góra Apeninu na swym grzbiecie nosiła 19 Legia pierwsza, dowodzona przez
osadę historyczną, od wielu wieków Dąbrowskiego, weszła do Rzymu 3 V
głośną, która udzielnej Rzeczypospoli 1798. Cztery dni później konsul nowej
tej San Marino nosiła imię. Kilka ty Republiki Rzymskiej, Angelucci, wrę
sięcy ludności składało ją całą, ustawy czył generałowi szablę Sobieskiego i
oddzielne różniły ją wybitnie od sąsia chorągiew Mahometa zdobytą pod Wied
dów. W tej epoce, gdy Włochy dzielono niem. Chorągiew ta towarzyszyła legio
na nowe państwa, drżała słusznie o swe nistom w późniejszych walkach, a Dą
istnienie, leżąc między papieskim kra browski przywiózł ją do kraju. W
jem a nowo powstałą Rzecząpospolitą 1818 — po śmierci generała — sztandar
Cisalpińską. Biła czołem zwycięzcy znalazł się w zbiorach Towarzystwa
i jego opieką ocalona, przy swych zo Przyjaciół Nauk w Warszawie.
stała się prawach. Przysłała ona dele Kazimierz Tański tak opisuje pobyt
gację do Dąbrowskiego, witając wojsko legionistów w Rzymie: „Wchodząc do
nasze i pochlebiając sobie, że my na Rzymu z podziwieniem znaleźliśmy zu
naszą przeszłość pomni nie dopuścim pełnie puste ulice, pozamykane domy i
się użyć na osiodłanie ich. I nie za ukrytych mieszkańców wskutek nie
wiodła się na tym. Oficerowie bowiem rozsądnej obawy, którą ich natchnęło
» 51 «
złośliwe udawanie Francuzów, jakoby wówczas komendantowi Rzymu, który
Polacy mieli być ludźmi dzikimi i okrut zechciał to wszystko wysłać do Jego
nymi. Francuskie zaś wojsko, skoro Ekscelencji ministra marynarki w Pa
Rzym opuściło, udało się do nadmor ryżu, a od którego niżej podpisany nie
skich portowych miast włoskich, gdzie otrzymał żadnej odpowiedzi na trzy
wsiadłszy na okręta, popłynęło na sław swoje listy.
ną awanturniczą wyprawę do Egiptu. .Niżej podpisany powróciwszy do swej
Stanąwszy w Rzymie, założyliśmy głów ojczyzny dla uregulowania spraw ro
ną kwaterę na Capitolium, skąd wysła dzinnych nie bez bólu przeczytał w pis
ną została deputacja do urzędu muni mach publicznych w dwa lata później,
cypalnego z żądaniem odpowiedniego że jego projekt został zrealizowany i
dla nas umieszczenia. Władze i lud wykonany przez niejakiego Fultona,
rzymski, skoro się przekonali o charak Amerykanina, który — nie licząc kilku
terze i postępowaniu legionistów pol odmian — postępował tak samo w cza
skich, spotwarzonych przed nimi przez sie ćwiczeń i doświadczeń dokonanych
Francuzów, coraz więcej się do nas w porcie Brest. Polski generał Kniazie-
zbliżali i przyjacielskie z nami zawiera wicz, który widział tę maszynę, oświad
li stosunki, szczególniej za przysługą i czył, że jest absolutnie podobna do mo
pośrednictwem wielu natenczas w Rzy jej.
mie bawiących duchownych Polaków. Po tym krótkim wyłożeniu faktów
---- W Rzymie atoli nie mogliśmy uży niżej podpisany — oddając sprawiedli
wać spoczynku i dobrego bytu, gdyż wość zasługom pana Fultona — który
oddziały z naszego legionu ciągle wy podobnie jak on, sam i w tej samej
syłane były na prowincję państwa koś epoce mógł opracować podobny projekt,
cielnego dla poskromienia poruszeń, ale równocześnie mógł zaczerpnąć ideę
francuskiemu rządowi nieprzyjaznych. z moich memoriałów i zrealizować ją,
Niektóre warowne miasta zbuntowane nie rezygnuje z honoru wynalazcy. Aby
szturmem zdobywać musiano wpośród więc dostarczyć nowych objaśnień dla
klęsk, nadziei i nieszczęść takiej zwykle udoskonalenia tej maszyny niżej podpi
towarzyszących wojnie”. K. Tański sany uprasza Waszą Wysokość o prze
Piętnaście lat w Legionach, Warszawa kazanie mej reklamacji Jego Ekscelencji
1905, s. 23—24. ministrowi marynarki, który zleci prze
W czasie pobytu legionistów w Rzy prowadzenie wszelkich poszukiwań w
mie powstał niezwykły projekt skon tym względzie.
struowania okrętu podwodnego. Oto co Doktor Hoffmann nie domaga się od
pisze do Joachima Murata chirurg woj rządu francuskiego (któremu przed oś
skowy Fryderyk Hoffmann: „Fryderyk miu laty złożył w danze swe odkrycie)
Hoffmann, doktor medycyny i chirurgii, innej łaski jak tylko, aby uznany zo
służący dawniej jako medyk dywizyjny stał właścicielem tego odkrycia i aby
i główny chirurg 16 regimentu polskie mógł rozwijać swe pomysły udoskona
go, a następnie w Italii w Legionie lania tej maszyny”. Petycja dra Fryde
ochotniczym w latach 1797 i 1798, ma ryka Hoffmanna, zamieszkałego w War
zaszczyt żądać protekcji Waszej Wyso szawie ulica Senatorska w pałacu
kości w swych pretensjach o miano wy Mniszchów u pani Meimke, z dnia 19
nalazcy maszyny zwanej statkiem-rybą. stycznia 1807 do marszałka Murata pod
Niżej podpisany wyjaśnia Waszej Wy czas jego pobytu w Warszawie. Archi-
sokości, że w roku 1796 projekt uwol ves Nationales w Paryżu. 31 AP Archi
nienia z więzienia w Petersburgu gene wum Murata 17. 157. Lieutenance de
rała Kościuszki podsunął mu ideę tej Murat a Varsovie.
maszyny. W roku 1798 powierzył on ry 20 Gen. Władysław Jabłonowski był
sunki i memoriały sporządzone w języ Mulatem.
ku niemieckim generałowi St-Cyr —
2
Z BONAPARTEM W EGIPCIE
JOZEF SZUMLAŃSKI
kapitan 7 pułku huzarów francuskich
* Ferdynand Hompesch
** powinno być: maltańskich
*** Kreta
» 54 «
ku brzegom. W pochodzie wojennym odbyło się nasze lądowanie przy Mara-
bu *, półtorej mili od Aleksandrii; zapał ożywiał wojsk szeregi. Bonaparte
wyrzekł: „Naprzód!” i wszystko poszło naprzód ku kolumnie Pompeja4.
Bonaparte podzielił wojsko na trzy kolumny, trzy stanowiska pod Aleksan
drią naznaczył i szturm przypuścić rozkazał, sam zostając zawsze w środku
przy dywizji jenerała Klebera. Mamelucy 5 i Arabowie bronili się uporczywie
przez kilka godzin, lecz niebawem zmuszeni byli ustąpić zuchwałej odwadze
Francuzów, zostawiwszy na polu bitwy przeszło 300 zabitych. Z naszej strony
było 200 walecznych, tak zabitych, jako i ranionych; między ostatnimi byli
jenerałowie Kleber i Morand. Po otrzymanym zwycięstwie wszystkie statki
przewozowe otrzymały rozkaz wejścia niezwłocznie do starego portu. Wojsko,
amunicja, działa i wszelkie wojenne zasoby zaczęto lądować. Dnie i nocy były
na to użyte, nareszcie dnia 7 lipca stanęliśmy wszyscy w Aleksandrii; lecz
zawiedzeni w nadziei oczekiwanych przyjemności, bowiem zastaliśmy miasto
puste, sklepy, acz liche, jednak pozamykane, niesłychane gorąco, a w miejsce
ludzi mnóstwo jadowitych much, owadów i wszelkiego rodzaju robactwa, że
się prawie pod naszym okiem sprawdzała kara boża, owych plag siedmiu na
Egipt dopuszczonych. Niedostatek żywności, nawet brak miejsca spoczynku
i obawa nieprzyjaciół witały nas w miejsce urojonych lub marzonych szczę
śliwości. Większa część wojska dobijała się o kawałek cieni, na ulicach
Aleksandrii roztachlowana ♦*, wody, cieni, spoczynku pragnęła. A w Aleksan
drii upał królował, podnosząc się do 33 stopni Reaumura ***; woda ścieiplała,
gorące kamienie i jadowite natrętne robactwo jak drugi połączony nieprzy
jaciel, a może bardziej od Arabów potężniejszy, dokuczał nieustannie. Kilka
set żebraków, potrzęsając gałganami, przewalało się po ulicach, szukając Chle
ba; oto cała ludność w przedwiekach świetnej Aleksandrii!
Dwie drogi prowadzą z Aleksandrii do Kairu: jedna przez pustynię i Da-
manhur, niewielkie miasteczko, druga przez Rosettę, idąc wciąż brzegiem mo
rza i przechodząc na milę od Abu Kir ciaśniną 200 sążni **** szerokości, która
łączy morze z jeziorem Madie ,**♦** ta droga, chociaż w wielu innych wy
padkach może być wygodną, lecz dla przechodu wielkiego wojska nieco za
długą, i dlatego była zaniechaną. Bonaparte miał zamiar uzbroić małą flotyllę
do wejścia na Nil, pod komendą szefa dywizji Perree, złożoną z wielu szalup
kanonierskich, jednej galery i szebeki ******; mogła ona być wielką pomocą
w tym razie, gdyby wojsko postępowało przez Rosettę, ale ponieważ Francuzi
nie byli jeszcze panami tego miasta, a wzięcie jego mogło spóźnić wyprawę
przeciw Kairo ośmią dniami, dlatego Bonaparte rozkazał wojsku wyruszyć
przez pustynię i Damanhur. Jenerał Desaix poszedł ze swoją dywizją naprzód,
a kawaleria, której trzy części była pieszą *****
♦♦, otrzymała rozkaz zabrania
z sobą broni, siodeł i munsztuków ********; obciążeni więc jak wielbłądy, prze-
» 55 «
chodziliśmy pustynię 15 mil długości. W ciągu tego pochodu trudy i cierpienia
nasze były wyższe nad wszelkie wyrazy. Ustawiczna napaść Arabów, którzy ku
pami ze wszech stron garnęli się za nami, mordując najsroższym sposobem tych
wszystkich, co opadłszy na siłach, zostawali w tyle dla odpoczynku; mozolny
przechód grząskim piaskiem, pośród kłębów wznoszącego się pyłu, nadzwyczajne
gorąco, pragnienie, a nigdzie kropli wody: te były przysmaki pożądanego lądo
wania. Nikt nie wyobrażał sobie podobnych trudów, niedostatku i nędzy,
najodważniejsi nawet zwątpili o wywalczeniu życia; zgoła ponure myśli nie
ustawały dręczyć niecierpliwego Francuza. Prawie drzemiąc, wlekliśmy się
pustynią, czasami tylko głośniejszym okrzykiem Arabów obudzeni, lub szuka
jąc w zwodniczym mirage * jeziora lub krynicy. Okiem nieobjęte równiny
Boharich **, ogołocone z najmniejszego krzewu i cienia, nie mając nigdzie
kropli wody, a wszędy żar słonecznych promieni: oto była nagroda naszej
wędrówki. Wszyscy Francuzi i ci, którzy tej wyprawie towarzyszyli, przekli
nając zrazu, wkrótce zamienili się w prawdziwych stoików, i ta rezygnacja
była wstępem do zwycięstw późniejszych. Z wielką naszą radością wyłoniło
się z morza piasku miasteczko Damanhur; leciał więc każdy do studni dla
kilku kropel wody i spoczynku. Przeznaczono nam dni kilka na spoczynek oraz
clla złączenia się z innymi dywizjami, które za nami z Aleksandrii wychodziły;
to jest z artylerią połową i małym oddziałem jazdy, siedzącej na koniach, wyni
szczonych dwumiesięczną żeglugą na morzu i pochodem przez pustynię. Wielu
z naszych, korzystając z pozwolenia komendantów, weszło drugiego dnia do
miasta w celu oglądania miejsca i kupienia żywności, lecz jakiż smutek ogar
nął nas, gdyśmy ujrzeli mieszkańców nędznych, prawie żebraków, odzianych
koszulą z niebieskiego płótna. Pierwszy na ten widok wyrzekłem: „Miałażby
to być święta, błogosławiona ziemia?”, a mój podziw przeszedł całe wojsko.
Dzikość i głupota mieszkańców obudzały w nas na przemian wstręt i litość;
znaleźliśmy jednak kilka sklepów otwartych, napełnionych melonami, tytu-
niem i fajkami; lecz cóż z tego, gdy za europejskie pieniądze nic nam sprzedać
nie chciano; kupcy raczej woleli nasze guziki od munduru niż francuskie
szkudy ***. ----
Bonaparte uwiadomiony, że Murad Bej **** na czele 6000 mameluków i wiel
kiej liczby Arabów okopał się przy wiosce Ambabe ***** naprzeciwko Bulak,
przedmieścia Kairu, i że czeka Francuzów, spieszył jak najprędzej do tego
miejsca dla stoczenia z nim bitwy. Dnia 23 ****** o godzinie drugiej w nocy ru
szyliśmy z Omendinar *******; dywizja jenerała Desaix o świtaniu ujrzała kor
pus złożony z kilkuset mameluków i Arabów wstecz cofających się. O dru
giej godzinie po południu wojsko nasze, przeszedłszy kilka zniszczonych wio
sek, stanęło na chwilkę ćwierć mili od Ambabe, przy której znajdowała się
cała potęga wojsk nieprzyjacielskich; chcieliśmy spoczynku dla nabrania sił
do walki, zezwolił naczelnik, lecz mameluki, zaledwie nas ujrzeli, zaraz sfor
* złudzeniu
*♦ Al-Buhajra
♦♦* srebrne lub złote pieniądze
mająee różną wartość w różnych kra
jach
**♦* Murad Bej Muhammad
***** Imbaba, wtedy: Inbaba, miej
scowość w aglomeracji Kairu
****** właśc.: 21 VII
******* Umm Dinar — wieś na pn.
za:h. od Kairu
» 56 «
mowali się naprzeciw swojego prawego skrzydła. Widok imponujący, dotych
czas nam nie znany, ich kawaleria na najdzielniejszych koniach była okryta
śklącą się bronią i przepychem bogactw. W tyle ich lewego skrzydła dały się
widzieć sławne piramidy! Bonaparte rzeki do nas: „Żołnierze! ze szczytu tych
pomników czterdzieści wieków na nas patrzy!”
Krótka, lecz dobitna przemowa wskazała nam drogę do chwały.
Wojsko niecierpliwe, aby się spotkać z nieprzyjacielem jak najprędzej,
otrzymało rozkaz szykowania się. Plan prawie ten sam co pod Szebreis *, to
jest: linia była uformowana z pięciu czworoboków, które stojąc w szachownicę,
obiecywały sobie wzajemną pomoc. Bonaparte rozkazał linii ruszać naprzód,
lecz mamełucy, którzy do tej chwili stali bezczynnie, uprzedzili wydany roz
kaz, rzucając się z największym impetem na dywizje jenerałów Desaix
i Reynier, formującą prawe skrzydło; nigdy nie widziałem podobnej odwagi
w walczącym wojsku: przypuszczali oni atak po kilka razy najzapalczywszy
na te kolumny, które stały niewzruszenie, nie używając ognia swego, jak tylko
na pół wystrzału kartaczowego. Odwaga zuchwała mameluków to rozproszo
nych, to w jeden węzeł zebranych, dokazywała cudów waleczności, lecz mur
złożony z ludzi walecznych nie był do przełamania; nareszcie mamełucy, zo
stawiwszy na placu bitwy wńelką liczbę w zabitych i ranionych, oddalili się do
swego obozu w nieporządku. Wtenczas, gdy dywizje jenerałów Desaix i Rey
nier odpierały pomyślnie jazdę nieprzyjacielską, dywizje jenerałów Bon
i Menou, wsparte dywizją jenerała Kleber, pod komendą jenerała Dugua po
stępowały krokiem podwójnym do wioski okopanej Ambabe, a dwa bataliony
pod komendą jenerałów Rampon i Marmont otrzymały rozkaz maszerowania
z największym pośpiechem dla wzięcia tyłu nieprzyjacielowi. Sześćdziesiąt
i dwa dział nieprzyjacielskich grało nam pochód tryumfalny; Francuzi z ba
gnetem w ręku wpadli na okopy i w okamgnieniu zostali panami głównego
stanowiska. Dwa tysiące mameluków, uciekających z placu boju, wpadło na
bataliony jenerałów Rampon i Marmont, które zręcznie przecięły im rejteradę;
żaden z nich nie błagał pardonu i wszyscy padli ofiarą swego oporu. 62 dział,
400 wielbłądów, bagaże, amunicja, magazyn żywności, wszystko to wpadło
w ręce nasze. Nigdy tak sławne zwycięstwo nie kosztowało mniej krwi Fran
cuzów: 10 było zabitych a 30 ranionych; nigdy korzyść nie dała lepiej uczuć
wyższości taktyki europejskiej nad orientalną i odwagi karnej nad waleczność
niesforną. Tej samej nocy Ibrahim Bej z resztką mameluków opuścił Kairo,
uciekając ku Syrii. Wielka liczba szalup kanonierskich, bryg i korwet, znaj
dująca się na Nilu, aby nie wpadła w ręce Francuzów, na rozkaz beja została
spaloną. Oba brzegi Nilu zdawały się gorzeć jednym płomieniem, przyświe
cały one ucieczce beja i głośnej sławie Bonapartego. W samym zaś mieście
Kairo pospólstwo, korzystając z klęski swoich tyranów, dopuszczało się naj
większych zbrodni: paliły się domy bejów, ich pałace, seraje, a nawet ogrody.
Dnia 24 Bonaparte przyjmował deputacją z miasta Kairo, która go upraszała
o protekcją dla miasta. Bonaparte im odpowiedział, że żądania Francuzów są
zawsze stałe, aby zostać przyjaciółmi ludu egipskiego i Porty Ottomańskiej,
zapewnił oraz, że obyczaje, zwyczaje i religia kraju będzie najskrupulatniej
szanowaną. Tejże samej nocy deputowani powrócili do miasta z małym oddzia
łem wojska francuskiego. Dnia 25 Bonaparte przeniósł swoją główną kwaterę
do Kairu, stanąwszy w pałacu Ibrahim Beja. Dywizje jenerałów Menou
i Reynier wzięły pozycję w starym mieście Kairo, dywizje jenerałów Kleber
* mata
** Bilbajs
*** As-Salihijja
**** uczonych
» 58 «
o eskortę przeciwko Beduinom, którzy tamtędy dla łupu w wielkiej liczbie
włóczyć się zwykli. Jenerał Bon wyznaczył im 200 ludzi i kilku oficerów,
między którymi i ja policzony byłem. Ruszyliśmy tedy z Kairo dnia 12 po
południu i tegoż samego wieczora, przeprawiwszy się przez Nil, udaliśmy się
do Gizeh * dla przenocowania; wziąwszy tam spoczynku godzin kilka w pa
łacu Murad Beja, ze wschodem słońca wypłynęliśmy na barkach kanałem,
który jest w niewielkiej odległości od piramid, o 4 mile od Gizeh oddalonych,
lecz dla swego ogromu zdające się w pobliżu. O godzinie jedenastej z rana
stanęliśmy przy jednej największej z trzech piramid, a odkrywszy wchód,
który prowadzi do dwóch izb wewnętrznych, zwanych izbami faraona, weszli
śmy tam z pochodnią w ręku w chęci odkrycia czego, lecz oprócz puszczyków
i gadu oraz robactwa nie znalazłszy nic innego, wyszliśmy stamtąd, a pomimo
zbytniego upału zachciało nam się drapać na wierzch piramidy, której wy
sokość podług wymiaru najrzetelniejszego pana Goberta, szefa brygady arty
lerii francuskiej, wynosi 437 stóp ** i calów kilka. W trzydziestu pięciu mi
nutach z dość wielką mozolą uskuteczniliśmy nasz zamiar, a usiadłszy na
wierzchołku, egzaminowaliśmy z niesłychanym poruszeniem umysłu
z jednej strony obszar okiem niezmierzonej pustyni, z drugiej strony węży
kiem płynący Nil i równiny pokryte gruzami starożytnego Memfis, dalej
, który się ciągnie aż ku Czerwonemu Morzu,
przykry łańcuch gór Mokallam *******
a opodal piramidy Sekara ,*♦* zbudowane w bliskości równin Momis *****, na
przeciw starożytnego Memfis, a na przodzie miejsca przedtem jeziora
Moeris ♦.
*♦** ----
Zeszliśmy potem do dwóch innych piramid, które nierównie są mniejsze od
pierwszej, a zważywszy dobrze ich zbudowanie, przekonano się, że wszystkie
trzy były z kamienia wapnistego, a okrycie drugiej, wyższej, piramidy nie
jest wcale z marmuru albo granitu, jak dotąd mniemano, lecz z tegoż kamie
nia wapnistego, dobrze wypolerowane i mocno sklejone. Stamtąd poszliśmy
oglądać sfinksa, którego srogi łeb i szyja mają 26 stóp wysokości, lecz korpus
zupełnie w piasku jest zagrzebany. Na koniec zwiedziliśmy mnóstwo grobów
w skale wykutych, z których kilka ozdabiają piękne rzeźby. Przebiegłszy tedy
całą powierzchnię skały libijskiej, zajętej przez piramidy, złączyliśmy się na
koniec z eskortą dla powrotu do Gizeh. Dnia 14 powróciłem do Kairu, gdzie
miałem sposobność zwiedzić ruiny kolumn granitowych przy pięknym akwe-
duku z kamienia, który prowadzi wodę z Nilu do miasta; potem odwie
dziłem zamek, zdobiący ostatki starożytnego pałacu Saladyna, studnię Józefa,
rzniętą w skale 260 stóp głębokości, michias, czyli nilometr, zbudowany przy
krańcu wyspy Rhoda ******** naprzeciw starego Kairo; monument ten jest świę
tym dla Egipcjan, gdyż daje im widzieć przez linie podzielone na gradusy co
dzienny wzrost rzeki, która swoim wylewem czyni ten kraj żyznym i obfitym.
W tym samym prawie czasie karawana z Abisynii do Kairo przybyła, miała
z sobą kilkadziesiąt czarnych niewolnic do sprzedania. Kilku nas poszło oglą
dać te nieszczęśliwe istoty, które tłukąc na kamieniu ziarno w mąkę, żywiły
* Giza
** 1 stopa = ok. 29 cm
*** Al-Mukattam
**** Sakkara
***** chodzi prawdopodobnie o Ja
kieś grobowce
****** dziś jezioro Karun
******* Ar-Rauda
» 59 «
swój głód; na zapytanie kupca zrywały się natychmiast z miejsca, obracając się
na wszystkie strony. Wielu oficerów francuskich zakupiło po kilka tych nie
wolnic, obdarzywszy je natychmiast wolnością. Lecz raz już kupione, nie
chciały porzucić swoich zbawców, włóczyły się za nimi, przyrzekając swoją
wdzięczną usługę. Za powrotem Bonapartego do Kairu handel niewolnikami
został zakazanym. W dzień motaseb *, czyli urzędnik sprawiedliwości, przebie
ga wszystkie ulice z wagą w ręku dla zweryfikowania miary i ceny towarów;
każdy kupiec bez wyjątku za złamanie prawa i nadużycie jest natychmiast
okrutnie karany; w nocy zaś uałi **, czyli szef policji, chodzi po całym mieś
cie z gromadą janczarów, chwytając złodziejów; a gdy lampę przed domem
lub sklepem nie znajdzie zapaloną, natychmiast sprawiedliwość wymie
rza ®.----
Dnia 15 sierpnia doszła nas wiadomość, że Bonaparte zupełnie wyrugował
z Egiptu Ibrahim Beja, że go zapędził w pustynię Syrii, a w Salahie, zosta
wiwszy dywizją jenerała Reynier, sam z resztą wojska do Kairo powraca.
Wiadomość ta sprawiła nam wielką radość, lecz na krótko bardzo, gdyż za
przybyciem jego dowiedzieliśmy się z niesłychanym smutkiem o nieszczęśli
wej bitwie pod Abu Kir7. Bonaparte rzekł: „Zamknąwszy nam powrót do kra
ju, wskazali drogę do chwały!”
Dzień 22 był obchodzony z największą uroczystością. Dzień wylewu rzeki
jest wspaniałym świętem u Egipcjan. O siódmej z rana dowódca Bonaparte
w towarzystwie wszystkich jenerałów, sztabsoficerów, paszy, członków dy
wanu, agi janczarów i znaczniejszych magnatów krajowych udał się z częścią
wojska do Mekyas ***. Pospólstwo zbiegło się także ze wszech stron dla wi
dzenia tej uroczystości. Flotylla ubrana bogato i część garnizonu pod bronią
dawały widok wspaniały. Przybycie orszaku do Mekyas było oznaczone wy
strzałami z dział; w czasie, gdy przecinano tamę, francuska i arabska muzyka
odgrywała marsze i różne arie. Niebawem też rzeka przerwała tamę i weszła
z impetem w kanał; Bonaparte rozkazał między lud rozrzucać kilka tysięcy
par, pieniążków tureckich, i nieco dukatów na statki, które równo z rzeką
w kanał wchodziły. Przyozdobił także przy tej uroczystości kilku wyższych
urzędników tureckich czarnymi futrami i kazał rozdać 38 kaftanów bogatych
pomiędzy pomniejszych urzędników dywanu. Potem cały orszak udał się na
plac Juzbekyech ****
; pospólstwo, postępując razem z nami, śpiewało na cześć
proroka i armii francuskiej, przeklinając bejów, ich tyranią. „Tak! — wołali
oni — wyście przybyli uwolnić nas z natchnienia Boga miłosiernego; macie
za sobą ciągłe zwycięstwa i najpiękniejszy Nil, jaki nie był od wieku!”
Dnia drugiego, to jest 23, obchodzono z wielką okazałością dzień urodzenia
proroka; cztery dni domy jenerała Dupuy, komendanta placu, naczelnika
i kilku urzędników tureckich były iluminowane. W nocy o dziesiątej godzi
nie procesja chodziła po ulicach, śpiewając pochwałę proroka i tańcując przy
blasku pochodni. Po skończonej paradzie część garnizonu, jenerałowie i ofi
cerowie udali się z muzyką do mieszkania szejka Elbekry ,♦**** wystrzał z działa
zawiadomił o ich przybyciu. Drugiego dnia z rana naczelnik nasz przyozdobił
sobolim futrem szejka Elbekry w przytomności dywanu, powierzając mu
muhtasib — kontroler miar i
wag
** wali
*** Al-Mikjas
***♦ Al-Uzbakijja
***** szajch Chalil al-Bakri
» 60 «
znaczny urząd po zbiegłym Omar-Effendy *, który uciokł z Kairo dla złącze
nia się z Murad Bejem. Wkrótce potem dla słabego zdrowia ja, Grabiński
i Hauman zyskaliśmy pozwolenie powrotu do kraju; jenerał Marmont, który
był w tymże samym czasie przeznaczonym na komendanta do Aleksandrii,
zabrał nas z sobą. Jeden batalion z 4 pólbrygady ambarkował się ** z nami
dla bezpieczeństwa osoby komendanta przeciw Beduinom. Dnia 5 sep-
tembra *** równo z dniem puściliśmy się w drogę. Nie mogę tu ominąć szcze
gólnego zadowolenia, jakie miałem z widoku brzegów rzeki Nil, która już
nieco opadać zaczęła. Zdybując mnóstwo ludzi, ciekawie nas oglądających;
dziewcząt ładnych, niosących w dzbanach wodę na głowie; rolników praco
witych w polu; nagich chłopców, bieżących za pługiem i rozrucających ziarno,
nasienia; piękne trzody krów, bawołów i owiec, okrytych najpiękniejszą wełną.
Dnia 7 przybyłem do Rosetty, gdzieśmy dwa dni czekali na karawanę, która
zwyczajnie dwa razy w tydzień odchodziła i przychodziła z Aleksandrii. Na
reszcie dnia 10 w wieczór wyruszyłem przez pustynię w dalszą podróż. Równo
z dniem przechodząc ciaśninę jeziora Madie, byliśmy atakowani przez kilka
statków angielskich, które koniecznie chciały wstrzymać karawanę. Zamiar
ich spełzł na niczym, a nasza karawana przeprawiła się bez najmniejszej
straty i stanęła przy Abu Kir dla spoczynku. W nocy ruszyliśmy w dalszą
podróż i dnia 11 stanęliśmy w Aleksandrii.
♦ Umar Efendi
** załadował na statki
*** września
♦*** właśc.: armia „Wschodu”
» 61 «
nej broni, musieliśmy z rozpaczą ulec przemocy, a obarczeni kajdany, szliśmy
zanurzeni w najposępniejszych myślach do miasteczka tej wyspy o pół mili
za górą skalistą odległego od brzegu, gdzie przy oznakach niewypowiedzial
*
nego tryumfu ogłoszeni zostaliśmy jako jeńcy wojenni wielkiego sułtana.
Miesiąc czekaliśmy w tym miejscu, nim z Konstantynopola nadszedł fir-
man *, aby nas tam przetransportowano. Dzień przybycia naszego do stolicy
państwa ottomańskiego morderczymi znaki został wyryty w pamięci naszej,
aby mógł kiedy być zapomniany. Wysadzeni na ląd w liczbie 56, po większy
część w stopniu sztabsoficerów, zmuszeni zostaliśmy karki nasze nastawić, aże-
by obręcze żelazne na nie włożone zostały, przez które, gdy jeden łańcuch
długi przeciągnięty został, ujrzeliśmy się wszyscy zakuci jednym łańcuchem
na szyi. W takim stanie oprowadzani byliśmy po wszystkich ulicach ciasnych
zaludnionego Stambułu, wystawieni na wszystkie obelgi i chłostę srogich bar
barzyńców, ale, o zgroza powiedzieć, podjudzanych przez agentów niektórych
ministrów europejskich, szczególnie angielskiego.
Są momenta w życiu; gdzie człowiek przyciśniony zbytkiem niedoli utrącą
czucia jestestwa swojego, przebudza się jak ze snu za najmniejszą odmianą
losu swojego. W takim ja stanie znalazłem się, gdy po odbytych scenach
sromoty ujrzałem się w bani ** , miejscu nędzy i rozpaczy więźniów wojennych
wielkiego sułtana, gdzie już było przeszło 5000 oficerów i żołnierzy francus
kich wziętych w Korfu i innych Wyspach Jońskich. Przykuty za nogę do
kamrata mojego łańcuchem tak długim, że na kruczkach *** u pasa zawieszać
go zmuszeni byliśmy, nie mając na całodzienną żywność jak bochenek chleba,
często ze stęchłej mąki wypieczonego, i wodę. Pędzony codziennie do robót
ciężkich wszelkiego rodzaju, a najwięcej do budowania nowych a rozbierania
starych okrętów, traktowany najniemiłosierniej przez nadzorców okrutnych,
spoglądający co dzień i ledwie nie z zazdrością na śmierć kilku współtowa
rzyszy moich, lecz żadnej prawie nadziei przeżycia nieszczęścia mojego. Taki
był obraz 14-miesięcznej niewoli mojej, kiedy anioł dobroci przyszedł na po
moc moją i wyrwał mnie z miejsca przepaści i zguby. Utraciwszy przez śmierć
majora Haumana, młodzieńca wielkich nadziei, współziomka, przyjaciela i ko
legę okropnej niewoli mojej 9.
PRZYPISY
1 Wyruszając na wyprawę egipską ków i twórca pierwszych balonów woj
Bonaparte zabrał ze sobą kilkudziesię skowych Nicolas Conte, mineralog Deo-
ciu uczonych i techników, którzy mieli dat Dolomieu, fizyk Etienne Malus oraz
nad Nilem prowadzić badania naukowe. rysownik Dominiąue Denon — założyciel
W skład Komitetu Sztuk i Nauk weszli muzeum Luwru. Ta grupa uczonych
m. in.: słynny matematyk Gaspar Mon- zapoczątkowała w ramach tzw. Instytu
ge, chemik Claude Berthollet, zoolog tu Egipskiego (którego członkiem był
Gcoffroy Saint-Hilaire, wynalazca ołów te® Józef Sułkowski) badania nad pań
* rozkaz sułtana
** na galerach
*** haczykach
» 62 «
stwem faraonów i stworzyła podstawy awanturnik Bart hel emy, odznaczający
egiptologii. Wyniki badań z lat 1798— się wyjątkowym okrucieństwem. „Wy
1801 opublikowano w wielotomowym mierzenie sprawiedliwości”, o którym
dziele Description de l’Egypte, Paris mówi Szumlański, sprowadzało się naj
1809—1828. Francuscy uczeni odnaleźli częściej do ścinania głów.
m. in. tzw. kamień z Rosetty z trójję- 7 1 VIII 1798 admirał Nelson, który
zycznym napisem, który umożliwił póź przez wiele tygodni szukał bezskutecz
niej Champollionowi odczytanie hiero nie Francuzów pod Gibraltarem i koło
glifów. Krety, rozbił flotę admirała Brueys w
2 Anglicy sądzili początkowo, że ce zatoce Abu Kiru w pobliżu Aleksandrii.
lem wyprawy jest Portugalia bądź Ir Brueys zginął na swym okręcie flago
landia. Admirał Nelson, który otrzymał wym „Orient”, który wyleciał w po
rozkaz niewypuszczania floty francus wietrze. Od tej pory wojska Bonaparte
kiej na Atlantyk, przebywał wprawdzie go były odcięte od Europy.
w okolicach Tulonu, ale kiedy w nocy 8 Mowa o archipelagu Cyklady na
z 19 na 20 V 1798 rozszalała się burza Morzu Egejskim. Syffanta to prawdo
morska, musiał szukać schronienia u podobnie wyspa Sifnos, wchodząca w
wybrzeży Sardynii. W tym czasie flo skład tego archipelagu. Wyspy Jońskie.
ta francuska zdołała wymknąć się, a należące poprzednio do Wenecji, przy
Anglicy odnaleźli ją dopiero po kilku padły Francji na mocy pokoju w Cam-
miesiącach, kiedy armia Bonapartego poformio (1797). Podzielono je na trzy
wylądowała już w Egipcie. departamenty: Corcyre (główne miasto
8 Malta od 1530 należała do zakonu Korfu), Itaka (Argostoli na Kefalinii)
kawalerów św. Jana (kawalerów mal oraz departament Morza Egejskiego
tańskich), którzy utracili swe poprzed (Zante). W 1799 wyspy zostały opano
nie posiadłości (m. in. Rodos) w wal wane przez rosyjską eskadrę admirała
kach z Turkami. W 1798 protektorem Fiodora Uszakowa, po czym utworzono
zakonu był car rosyjski Paweł. Zajęcie tu Republikę Siedmiu Wysp. Francja
Malty przez Bonapartego stało się dla odzyskała Wyspy Jońskie na mocy trak
Rosji pretekstem do przystąpienia do tatu pokojowego w Tylży 9 VII 1807.
drugiej koalicji i wysłania wiosną 1799 Wojska napoleońskie utrzymały się tu
r. ekspedycyjnego korpusu feldmarszał do czerwca 1814 r.
ka Suworowa do północnych Włoch. Egipt — zajęty przez Bonapartego —
Relację Sułkowskiego ze zdobycia Mal stanowił część imperium otomańskiego,
ty opublikował A. Skałkowski Les Po- chociaż mamełucy wykazywali znaczną
lonais en Egypte 1798—1807, Cracovie samodzielność i nie zawsze uznawali
1910. władzę sułtana. Przed wyruszeniem na
4 Kolumna Pompej usza wzniesiona wyprawę egipską Napoleon uzyskał
została na miejscu, gdzie w roku obietnicę Dyrektoriatu, że do Stambułu
48 p.n.e. zamordowano rzymskiego wo uda się francuska misja dyplomatyczna,
dza i męża stanu Pompejusza Wielkiego. by zawrzeć sojusz z Turcją. Wylądo
6 Mamełucy — kasta feudalno-wojsko- wawszy w Egipcie, Bonaparte stale gło
wa w Egipcie pochodzenia tureckie sił, że jest przyjacielem sułtana i że
go, kaukaskiego, greckiego i albańskie prowadzi wojnę jedynie z Anglikami.
go (zdarzali się nawet Polacy). Począt Początkowo Turcy nie podejmowali
kowo mamelukami nazywano niewolni działań wojennych, mając nadzieję, że
ków sprowadzanych z Azji, którzy sta Francuzi zwrócą im ziemie nad Nilem.
nowili gwardię przyboczną władców Nie doczekawszy się jednak żadnych
egipskich. W 1250 mamełucy obalili dy inicjatyw ze strony Paryża i popychani
nastię Ajjubidów i założyli własne pań do wojny przez Anglików, wysłali prze
stwo. Prowadzili walki z krzyżowcami ciw Francuzom znaczne siły maszerują
i odparli najazd Mongołów, ale w 1517 ce przez Anatolię ku Palestynie, a póź
znaleźli się pod panowaniem tureckim. niej próbowali wysadzić desant w del
Za czasów Bonapartego armia mamelu cie Nilu.
ków była już w stanie upadku. 9 Szumlański spotkał Turka, który
6 Na rozkaz Bonapartego utworzono służył kiedyś u ks. Adama Czartorys
w Kairze policję janczarską, złożoną z kiego. Książę, dowiedziawszy się o nie
Turków i Greków. Dowodził nią grecki szczęściu oficera, wykupił go z niewoli.
3
„STO KRWAWYCH SZTANDAROWĄ
KAZIMIERZ TAŃSKI
podporucznik, pierwszej legii
KAROL KNIAZIEWICZ
generał major — szef pierwszej legii
JÓZEF WASILEWSKI
kapitan pierwszej legii
* 25 XII 1799
» 66 «
prisonniersl a ci natychmiast broń składali. Jeden strzelec 40 w niewolę za
brał. Z tym wszystkim ogień kartaczowy w ciasnej ulicy do 60 Francuzów
ubił. Każdy inny żołnierz znacznie mógłby szkodzić nam podówczas, ale Nea-
politanie woleli oddać armaty, chorągwie i blisko 500 niewolnika. Reszta roz
pierzchła się, lecz i tych z rana pochwytano.
Nieźle to dla nas wypadło, bo nazajutrz wybrałem między tymi niewolni
kami, w Castel St. Angelo zamkniętymi, 82 Polaków przystojnych i ochoczych
do boju, chociażby natychmiast. Zasługi nasze u Francuzów są tak znaczne,
iż na wszystko pozwalają. Macdonald przyrzekł był wydać wszystkie konie,
które w liczbie 600 w Calvi zabrano, abyśmy formowali kawalerią, ale na nie
szczęście wszystkie rozkradziono. Trzewiki kazał nam dać w Rzymie Cham-
pionnet. Miasto to ofiarowało dla wojska 5 milionów, więc i nam jakaś grzan
ka wypadnie.
Wojsko nasze trzy dni stało pod Rzymem, a potem dwa dni w Velletri, dzi
siaj zaś znajduje się już w Terracinie, bo nieprzyjaciel zupełnie Rzeczpospolitą
Rzymską opuścił, a nawet i swoje miasta, bo bliższe granic. Stoi teraz, jak
powiadali, w Gaecie koło Kapui etc., ale na nieszczęście nigdy nie mieliśmy do
kładnych relacji o stanowiskach jego. Dotychczas nie znaliśmy głodu ani prag
nienia, a szczególniej w głównych kwaterach dywizjonalnych francuskich. Od
Velletri aż do Fondi jednak już żadnej nie ma na drodze żywności, i tę trzeba
brać z sobą. Kolumna Damas, cofnąwszy się ku Toskanii, większą część ludzi
zgubiła, a reszta, jak już donoszono, miała kapitulować.
Dziwno może być, że z Rzymu piszę, ale mię generał na parę dni z Velletri
wyprawił dla ściągnięcia ekwipażów. Generałowa *, Chamand i Dembowski
znajdują się w Foligno, ale wkrótce zapewne tu nadciągną. Generał nad Po
lakami komendę objął, ale oddzielnej dywizji nie komenderuje, bo wojska
mało, i to już między innych generałów dywizyjnych było podzielone. W całej
wojnie straciliśmy porucznika Gosławskiego. Brzechwa, będąc chorym, w tym
że miasteczku Otricoli mocno potłuczony został i za umarłego od Neapolitanów
był poczytany, którzy do leżącego na słomie kilka razy strzelali, ale zdrów
będzie.
Polecam mię stałej przyjaźni
Wasilewski
KAROL KNIAZIEWICZ
generał major — szef pierwszej legli
Korpus nasz w postępowaniu za nieprzyjacielem aż do granic Królestwa
Neapolitańskiego prawie go nie widział. Podchlebiał sobie, że nas od dalszego
ścigania pasmo gór Apeninów zatrzyma. Przeprawy przeto trudne, między
Terraciną a Fondi liczną zastawił artylerią. W tym marszu nad innym korpu
sem Macdonald objął komendę, nad naszym zaś generał Rey, w którym ja
w przedniej straży byłem.
♦ Augusta Dąbrowska, z domu Rackel
» 67 «
Przyszedłszy pod Terracinę, dwa dni staliśmy dla usposobienia się do ataku,
zapewne wiele ludzi kosztować mogącego, gdyby mi się było nie udało wpro
wadzić na najwyższą górę granatników, z których kilka wystrzałów zniszczyły
nieprzyjacielską artylerię, zapaliwszy magazyny ich z amunicją, co tak strwo
żyło nieprzyjaciela, że nam otworzył najtrudniejsze do przeprawy wąwozy 5.
Z przestrachu korzystając, ścigałem na czele jazdy i lekkiej artylerii ucieka
jącego nieprzyjaciela aż pod warownię Gaetę. Tam stanąwszy, widząc, że statki
skwapliwie z portu wypływają, a przy tym, że komendant warowni tak prędko
się nas nie spodziewał, posłałem adiutanta mego Kosseckiego z przełożeniem,
aby mi fortecę poddał, z zwykłą w takich chwilach pogróżką. Szczęściem był
nim 70-letni starzec, w którym ducha tlejący tylko ogień ożywiał. Nie do-
czekując się nadciągnienia z resztą korpusu generała Rey, przystał na warun
ki, zastrzegając sobie wyjście z honorami. Umowę tę podpisał generał Rey
i tegoż samego dnia korpus nasz objął fortecę.
Czytelniku! Nie chciej ważnego tego dzieła wielkim moim przymiotom ani
nadzwyczajnej odwadze przypisywać. Wyznam, żem nie wiedział, żem tak
blisko warowni. Niechby nieprzyjaciel był ostrożniejszy, byłbym od korpusu
odcięty, bowiem w tym chybił, że cofając się w lewo do rzeki Garigliano, nie
miał baczności przy rozchodzących się drogach na poruszenie moje. Mnie zaś,
raz zapędziwszy się pod fortecę, nie pozostawało, jak nadrobić miną, byłem
bowiem prawie pewny, że posłane propozycje odrzucone będą.
Jak z jednej strony zwycięstwo to przypadkowe było, tak z drugiej los
wojny prawie rozstrzygnęło. Zabraliśmy w tej warowni 4 tysiące niewolnika
i wielkie zapasy. Pomiędzy pierwszymi Gaeta w Europie liczona fortecami.
W powtórnej wojnie oblegał ją Massena przez trzy miesiące, kilka tysięcy stra
cił, nim dobył. Waleczny też jenerał ją bronił 6.
Przenocowawszy noc jedną w Gaecie, pomaszerowałem do rzeki Garigliano
dla postawienia na niej mostu, co przyszło z łatwością, bowiem prawie bez
oporu nieprzyjaciel zostawił nam lewy brzeg onej, pospieszając do Kapui,
gdzie stanowczą chciał stoczyć bitwę, która w dni kilka nastąpiła. Nie byłem
na niej, jako wysłany na poskromienie mieszkańców wzdłuż rzeki Garigliano,
kilka miast szturmem wziąć musiałem. Generał Dąbrowski zostawał w Gaecie
dla wystawienia kawalerii polskiej.
Poskromiwszy zbuntowane miasta, poszedłem z brygadą moją do Kapui,
składając straż tylną. Armia zaś cała francuska po dwudniowej bitwie wkro
czyła do Neapolu, dokąd wezwał mię generał Championnet, mianował mię
generałem brygady i z zdobytymi na nieprzyjacielu chorągwiami do Paryża
wysiał. Dowód ten zadowolnienia komenderującego w wielu generałach za
zdrość wzniecił. Prócz tego przyrzekł mi za wzięcie Gaety ozdobę broni ho
norowej.
Szczęśliwym zdarzeniem, jadąc do Paryża, uszedłem z rąk zbuntowanego
ludu, o którym, że się na drodze mojej kupi (przejechawszy przez Rzym), do
wiedziałem się, i że na czele onego był biskup mieszkający w Aąuapendente.
Dwie stacje były od onego miasta, które środkiem zbuntowanych przejechać
trzeba było. Wrócić się nazad wstydziłem się. A zatem dojechawszy do pierw
szej stróży zbuntowanych powiedziałem, że jestem posłem króla hiszpańskie
go, że jadę z Neapolu do Madrytu i że potrzebuję straży, która by mię do
biskupa odprowadziła, z którym widzieć się muszę. Przyjechawszy do niego
powiedziałem, kto jestem, i że Neapol już w naszym ręku, zapewniłem. Biskup,
przewidując swą smutną przyszłość, zbladł, na klęczkach prosił, abym go ra
tował. A że życie nasze wzajemnie w rękach naszych było, napisałem do ge
» 68 «
nerała Championnet, który biskupowi przebaczył. Jam zaś aż do granicy io&-’
kańskiej z strażą bezpieczeństwa, jak poseł hiszpański, przeprowadzony byłem,
zawsze w niebezpieczeństwie, aby na mnie nie napadł lud zbuntowany. Dzień
ten nie był dla mnie tak przyjemny, jak ów, w którym przyjęty byłem w Pa
ryżu, a czego opisanie w publicznych znajduje się pismach 7.
WOJCIECH DOBIECKI
podporucznik kawalerii
W ciągu tej wojny, osobliwie nad rzeką Garigliano pod Traettą i w Kapui,
mnóstwo koni, najwięcej ogierów wierzchowych z gwardii neapolitańskiej, ja
ko i liczne stada królewskie z Mondragone, błąkało się nad brzegiem rzeki, bo
jazda neapolitańska, a osobliwie świetnie ubrane i uzbrojone gwardie, nie
mogły się przez most przeprawić. Eliasz Tremo podał myśl jenerałom Knia
zie wieżowi i Dąbrowskiemu utworzenia jazdy polskiej. Co gdy potwierdzenie
jenerała naczelnego wodza Championneta zyskało, zaraz pierwszego dnia na
siodłach kirasjerskich wspomnionej gwardii stanęło 300 koni zdatnych do boju.
Następnie sformowano pułk 120 koni liczący, ubrany na wzór dawnej kawa
lerii narodowej, w granatowych mundurach, z karmazynowymi wyłogami, ze
srebrem, pod dowództwem jenerała Karwowskiego, który piękną postawą
i wyćwiczeniem w obrotach wojennych równie Francuzów, jak i Włochów za
dziwiał, nie mogących pojąć, jak się mogła jazda w tak krótkim czasie tak
wydoskonalić, a nie wiedzących, że to byli wszystko stare wiarusy, co niejedną
wojnę odbyli. Szefowie szwadronu byli: Eliasz Tremo i Biernacki, kapitano
wie: Pągowski, Kapica, Jabłonowski Stanisław, Przyszychowski, Berko,
Brzechwa, Winer. Porucznicy: Kosiński, Szawliński, Wilczyński, Żukowski,
Jaczewski, Wesel, Kochański, Żebrowski, dwóch Szulców. Atoli początek dla
tego pułku nie był pomyślnym, bo oddział z kilkudziesiąt ludzi z Eliaszem
Tremo w Sessa 9 stycznia 1798 roku, w nocy przez brygantów napadnięty, zo
stał wyrżnięty.
KAZIMIERZ TAŃSKI
podporucznik pierwszej legii
PRZYPISY
1 Królestwo Obojga Sycylii zadarło 8 Polacy po raz pierwszy walczyli z
tajne porozumienie z Austrią 19 V Neapolitańczykami pod Magliano nad
1798, po czym rozpoczęło przygotowanie Tyfcrem 1 grudnia. Major Józef Chło-
do wojny z Francją. Neapolitańczycy picki na czele 300 legionistów uderzył
wspierali tzw. powstanie circejskie, któ na pogrążonego we śnie nieprzyjaciela,
re wybuchło w Republice Rzymskiej który rzucił się do panicznej ucieczki
24 lipca, dostarczali broni, amunicji i w kierunku Calvi. Neapolitańczycy stra
instruktorów. Ponieważ jednak powsta cili wówczas 100 zabitych, rannych i
nie zostało stłumione już po trzech ty jeńców oraz wiele sprzętu obozowego i
godniach, Neapolitańczycy nie mogli go wojskowego. 4 grudnia pod Civita Ca-
wykorzystać jako pretekstu do podjęcia stellana II batalion polski Józefa Chło-
działań przeciw Francuzom. Królestwo pickiego (1000 żołnierzy) wspierał od
Obojga Sycylii — sprzymierzone z An działy gen. Kellermanna i odegrał de
glią — zezwalało na pobyt w swych cydującą rolę w złamaniu wojsk prze
portach okrętów brytyjskich, dopusz ciwnika. Zdobyto wówczas 15 dział, 30
czało do konfiskaty przez Brytyjczyków jaszczy amunicyjnych, 4 chorągwie i
statków francuskich i do mordowania sztandary, 3 tys. sztuk ręcznej broni
marynarzy, a także uniemożliwiało apro palnej i 900 koni. W bitwie zginęło bądź
wizację francuskiego garnizonu na Mal zostało rannych 800 Neapolitańczyków;
cie. a 2 tys. dostało się do niewoli. Z powo
2 Wojska neapolitańskie rozpoczęły du niedbalstwa wartowników połowa
ofensywę 23 listopada. Trzy dni później jeńców u ciekła nocą, chroniąc się w
Francuzi i Polacy opuścili Rzym, oba zbożu, lesie i okolicznych chatach.
wiając się odcięcia dróg odwrotu na 4 W okrążeniu wojsk gen. Metscha w
północ. W Zamku Sw. Anioła pozostała Calvi uczestniczyły I i II bataliony pol
tylko 400-osobowa załoga, w tym kilku skie. Kapitulacja nastąpiła 9 grudnia.
dziesięciu legionistów. 27 listopada Ne Do niewoli dostało się 5 tys. żołnierzy
apol i tańczy cy wkroczyli do miasta. i oficerów. Wzięto też 15 sztandarów, 8
» 70 «
dział, 5 tys. sztuk ręcznej broni palnej, tutaj dotarł Kniaziewicz i ustawiwszy
300 koni. swój granatnik na zachodnim stoku
5 Generał opisuje tu zajęcie tzw. ba wzgórza, mógł rozpocząć skuteczny
terii Św. Andrzeja, czyli górskiego wą ostrzał fortyfikacji, a zwłaszcza domów
wozu między Terraciną a Fondi, bro mieszkalnych Gaety, mając z kilkudzie
nionego przez dwa bataliony wojsk ne- sięciometrowej wysokości dokładny
apolitańskich, 4 tys. powstańców chłop wgląd w nieprzyjacielskie pozycje. Nic
skich pod wodzą słynnego rozbójnika dziwnego więc, że załoga twierdzy pod
Fra Diavolo oraz 8 dział. Początkowo dała się już po kilku godzinach, nie
Polacy zamierzali obejść wąwóz bokiem, próbując oporu. Inna rzecz, że Knia
ale ostatecznie zdemoralizowani Neapo- ziewicz nie dysponował ciężką arty
litańczycy oddali baterię „bez jednego lerią (o czym nie wiedzieli Neapolitań-
strzału z którejkolwiek strony”. Nastą czycy) i chociaż ogień jego granatnika
piło to 29 grudnia. Legioniści zdobyli 5 był celny, to przecież nie mógł spowo
dużych dział, a 3 dalsze za najbliższym dować poważniejszych zniszczeń.
zakrętem drogi, gdzie porzucono je w Fortyfikacje Gaety (przede wszystkim
ucieczce. zamek — Castello) przetrwały do dziś
6 Załogę twierdzy Gaeta stanowił w dobrym stanie i widoczny jest wciąż
pułk piechoty Principessa, liczący 2 tys. zarys linii obronnej od strony lądu.
żołnierzy i dowodzony przez płk. An Port, którego komendantem został ka
tonia Capece. Komendantem Gaety był pitan Biernacki, jest już tylko portem
generał porucznik Fridolino Tschudy, rybackim.
Szwajcar, od 40 lat pozostający w służ Oto co pisze o pobycie Polaków w
bie neapolitańskiej. Gaecie Józef Drzewiecki: „Żołnierze
Przeciw Gaecie gen. Championnet neapolitańscy zaraz się z żołnierzami
skierował I batalion polski i 50 fran francuskimi pokątnie zbracili. Szwajcar
cuskich strzelców konnych. Parlamen- bowiem, co nam fortecę oddawał, po
tariuszem był szef batalionu, Froisard. trzebował parę dni czasu, aby z garni
Gdy komendant odrzucił pierwsze we zonem wyjść podług kapitulacji i ze
zwanie do kapitulacji, ustawiono granat swą armią się połączyć. Z tego się zło
nik i oddano zeń pięć strzałów. Równo dziejski zawiązał spisek. Ci co tak dob-»
cześnie pojawiły się trzy kompanie III rze znali miejscowości, bo długi tu trzy
batalionu polskiego, które Neapolitań- mali garnizon, na przewodców się uda
czycy uznali za awangardę głównych li.
sił francuskich. Do kapitulacji namówił W nocy Francuzi rabować poczęli
komendanta miejscowy biskup, Ricardo Gaetę. I do naszych trafiono. Lecz że
Minutolo. 30 XII 1798 o godzinie 21 sprytniejsi byli na czele spisku, oddano
Polacy weszli do Gaety. Zdobyto tu 70 naszym zapasy słoniny, garnizonowych
dział i 22 moździerze oraz dużo broni kołder i grubego sprzętu, a sobie koś
(samych rusznic 20 tys.). Zatrzymano cioły i domy możniejszych mieszkańców
w porcie 12 statków neapolitańskich ze na zdobycz zostawili, naszych naprzód
zbożem i 50 innych mniejszych jedno przy zaczęciu wyprawy zatrudniwszy.
stek (prawdopodobnie łodzi rybackich). Alarm w mieście od mieszkańców się
Komendantem nowego garnizonu został zaczął, lecz wkrótce w bębny uderzono,
szef I batalionu Szymon Biało wiejski, aby każdy żołnierz stawał pod bronią;
a dowódcą portu kapitan Gabriel Bier oni spełnili łatwo, bo przy rabunku nie
nacki. (Por. J. Pachoński Legiony Pol * spali. Na placu już byli jenerałowie,
skie, t. 2, Warszawa 1976, s. 323 i nast.). kiedy się żołnierz powoli jeszcze ścią
Sprawdzenie relacji pamiętnikarskich gał. Nasi, co połciów słoniny i broni
w terenie pozwala stwierdzić, że Gaeta razem unieść by nie mogli, powyrzyna-
była twierdzą trudną do zdobycia tyl li dziury, przez które głowy powysa-
ko od strony morza i została założona dzać mogli; żołnierz francuski miał
jako ważny punkt obrony wybrzeża mantelzaki ♦ zapięte i trochę odęte
przed napadami korsarzy. Twierdza le płaszcze. Sprzeczka powstała między
ży na wydłużonym cyplu skalnym, jenerałami, z których jedni Francuzów,
wchodzącym 800 m w głąb morza. U drudzy naszych o rabunek obwiniają.
nasady tego niewielkiego półwyspu Nie potrzebuje sprawdzać podejrzenia
znajduje się wzgórze o wysokości ok. na swoich Kniaziewicz, bo wszystko wi
100 m (Monte Orlando), które nie zo dzi na wierzchu, przeto do zupełnego
stało objęte fortyfikacjami Gaety i w zebrania odwołuje się i tego mu odmó
ten sposób mogło być łatwo zajęte przez wić nie śmieją. Po odczytaniu kontroli
atakujących od strony lądu. To właśnie prosi o pojedyncze obrewidowanie.
♦ tłumoki na rzeczy
» 71 «
Francuzi krzyczą, że to hańbi żołnierza, a Francuzi załogą tu pozostali”. J.
na co szukać winowajców, gdy ci wi Drzewiecki, op. cit., s. 115—116...
doczni! Na to nadjeżdża Dąbrowski i 7 Kniaziewiczowi towarzyszyli w po
w tej chwili, będąc wyższy stopniem, dróży do Paryża jego adiutanci: Józef
rewizji się domaga. Zaczęto od prawego Drzewiecki i Franciszek Kossecki, oraz
skrzydła, gdzie Francuzi stali. W pierw syn Dąbrowskiego, Jan Michał. Według
szym mantelzaku kielich i patyna, w Drzewieckiego na czele powstania stał
następnym worek ze złotem, dalej wtło biskup miasta Viterbo, który sam wy
czona monstrancja. Tak poszło i dalej. słał swego sługę na spotkanie Kniazie-
---- Zbiegli się i ci, co ich odarto, po wicza i ułożył całą mistyfikację z „po
świadczając, że w swych domach albo słem hiszpańskim”.
Neapolitanów, albo Francuzów widzieli. 8 Informacja nieścisła. Część miesz
Zebrani Neapolitanie, jak się do kija kańców Neapolu o przekonaniach repu
wcięto, nocną konspirację wyśpiewali. blikańskich stała po stronie Francuzów
Tak tedy myśmy od rabunku czyści po i brała udział w obronie miasta.
zostali i wrócić nam za armią kaaano.
4
TRAGEDIA MANTUI
CYPRIAN GODEBSKI
porucznik, drugiej legii
*
Po akcji dnia 16 germinala pod Weroną
,
** pamiętnej błędami Scherera,
męstwem żołnierza republikańskiego, bolesnej dla nas przez stratę walecznych
współbraci naszych, a między nimi nieodżałowanego generała Rymkiewicza,
dywizje dowodzone przez generała Moreau cofnęły się do Roverbello i tam,
złączone z sobą w miejscu przez naturę do obrony zdolnym, wstrzymały krok
nagle postępującego nieprzyjaciela za nami. Transport bagażów i rannych sta
nął w Mantui1 dnia 17. Dnie 18 i 19 kazały się spodziewać bitwy nad rzeką
Mincio; bitwa ta los Mantui rozstrzygnąć miała. Dnia 20 armia cofa się bez
czynnie za Mincio: główna kwatera przeniesiona do Asoli, a Mantua samej so
bie oddaną zostaje.
Była to chwila powszechnej w tym mieście rozpaczy i otwartego szemrania:
nikt nie chciał dowierzać wałom i niedostępnym miejscom tej twierdzy, każdy
się wynosił, wszystko było w zamieszaniu i trwodze. Generał Rymkiewiczt
z ciężką swoją raną uniesiony z pobojowiska do Mantui, z porady lekarzy, dla
odmiany złego powietrza, musiał w tym stanie wytrzymać podróż do Medio
lanu, i tam zakończył życie, pełne chwały i szacunku swoich współbraci.
Garnizon Mantui, do 10 tysięcy powiększony, składał się z Francuzów, Cis-
alpinów, Szwajcarów, Piemontów, artylerii i legii polskiej (drugiej). Ta ostat-
♦ 5 IV 1799
♦♦ właśc.: pod Magnaino
» 74 «
nia między 21 i 22 germinala * weszła do miasta. Generał Wielhorski Józef
robi krok do Scherera, przekładając mu położenie Polaków względem rządu
austriackiego i prosząc go, aby tych, którzy przyszli walczyć i umrzeć
w otwartym polu, nie powierzał losowi fortecy. Adiutant wodza, wysłany z li
stem, zastał Scherera w Asoli i powrócił nie wskórawszy nic więcej nad ten
grzeczny komplement, że Polacy, przeznaczeni do obrony tak ważnego punktu
dla Rzeczypospolitej, nowy odbierają dowód ufności.
Na koniec komunikacja z armią usta je i Mantui zaczyna się blokada.
Foissac-Latour przez początkowe dyspozycje swoje zyskuje powszechną opinię
wybornego komendanta fortecy. Borthon, szef artylerii, z szefem inżynierów
całą swą sztukę i pracę garnizonu wysilają na ogromne wzmocnienie przed
mieścia Św. Jerzego; inne zaś wewnętrzne i zewnętrzne fortyfikacje, że były
miane za niezdobyte, zupełnie zaniedbane zostają. Z tych liczby były fortyfi
kacje Pradelli2, które nieprzyjaciel umyślnie z początku zdawał się oszczę
dzać, aby oblężonych w ich mniemaniu utrzymał; a gdy potem z tej strony
zaczął roboty swoje, poczytano to za fortel i tym bardziej wzmacniano przed
mieście Św. Jerzego.
Artyleria polska najważniejsze otrzymuje miejsce. Major Jakubowski z ka
pitanem Moellerem, porucznikiem Hornowskim i Haukem Maurycym ma po
wierzone sobie przedmieście Św. Jerzego; szef Aksamitowski Wincenty z ka
pitanem Falkowskim obejmuje Isle-de-The 3. Komenda jego jednym skrzydłem
o Pradellę. drugim o Migliaretto ** przypiera. Redel i Czechowski, kapitanowie,
robią służbę wewnętrzną w mieście. Legia polska, do połowy prawie zmniej
szona, najcięższe wytrzymuje prace. Roboty na przedmieściu Św. Jerzego po
kilkuset na dzień brały ludzi; a reszta codzienną prawie w garnizonie pełniła
służbę.----
Spokojność na koniec zajęła wszystkich umysły; oblężenie coraz mocniej
czuć się dawało. Zmniejszenie w dwóch częściach żołdu, niedostatek chleba
i innych żywności przez zatopienie młynów, brak wszelkiego dowozu i wiado
mości o naszych armiach, a nade wszystko przyszłość losu tłumiły wszystkie
osobistości. Słowem, im więcej nieprzyjaciel nas ściskał, tym bardziej łączył
nas z sobą.
• Umysł Polaka umie być wyższym w nieszczęściu, mamy dziś liczne tego
dowody; nie brakło ich i w Mantui. Kiedy cały prawie garnizon z różnych
wojsk złożony narzekał na niedostatek, drożyznę lub trudy, jeden tylko Polak
na nic nie sarkał. Przypadki dezercji zagęszczone (nie wyłączając Francuzów)
nie były nam znane; owszem, jeden żołnierz wzięty w niewolę wśród wyciecz
ki, o kilkadziesiąt mil nocami, wycieńczony głodem do Mantui przyszedł. Dru
gi, będąc na robocie fortecznej, przestąpił z niewiadomości linię demarkacyjną
i był wziętym przez Austriaków. Batalion I, będąc pewnym, że ten człowiek
z umysłu tego nie zrobił, zarekwirował *** o niego przez komendanta placu i na
tychmiast został wydanym. Ani groźby, ani obietnice zatrzymać go nie zdołały.
Powódź, prawie nie praktykowana ****, coraz gwałtowniejszymi groziła skutka
mi. Lunety ***** w niektórych miejscach zatopione, most do przedmieścia Św.
Jerzego miał na kilka stóp wody powyżej siebie; Mantua była zagrożona prze
rwaniem komunikacji z przedmieściem Św. Jerzego, z Isle-de-The i Migliaretto.
* 10 i 11 IV 1799
** przedmieście Mantui
*** zażądał wydania
**** niemal nie do przebycia
***** rodzaj umocnień
» 75 «
Woda w niektórych stronach równała się nieledwie wysokości wałów. Ło
dzie nieprzyjacielskie, zewsząd sprowadzone, przy licznej artylerii, ze wszech
stron miasto napastować zaczęły. Nasze, liczbą i budową mniejsze, często chro
nić się musiały pod zasłonę baterii; gdy tymczasem nieprzyjacielskie takiej
nabrały śmiałości, że jedna z nich, oszukawszy naszą placówkę, pod same
prawie podpłynęła mury i nazad powróciła bezkarnie. Ten szkaradny przy
padek tym boleśniejszy był dla nas, że go nieszczęście zdarzyło za naszej
warty. Podoficer od niej, z batalionu II, degradacją ukarany został.
Powszechne było zdanie, że nieprzyjaciel mógł korzystać z tak okropnego
położenia Mantui, lecz on stanowczego kroku brać nie śmiał, widząc, że nasz
garnizon do 8000 mocny i że ma armię „neapolitańską” za sobą. Foissac-Latour
z zamiarami skrytymi (jeśli miał jakie) również wydać się naówczas nie wa
żył, owszem, przysłanemu parlamentarzowi (przez którego generał Kray, prze
kładając położenie krytyczne wojsk francuskich, kapitulowanie garnizonów
Brescii, Mediolanu i Peschiery, przyjęcie kapitulacji z honorem dla garnizonu
mantuańskiego doradzał) z ironią odpowiedział, że „doradza nawzajem Krayo-
wi, aby od Mantui odstąpił”.
W pośrodku prairiala wody nagle spadały. Obfitość wszystkiego, a osobliwie
chleba i mąki ukazała się w mieście. Generał Macdonald spuszcza się z Ape
ninów, poraża generała Otta dnia 23 prairiala * pod Modeną i uwiadamia ge
nerała Foissac-Latour przez szpiega, że spieszy oswobodzić Mantuę. Forpoczty
jego sięgały do Benedetto. Generał Kray, przymuszony oderwać 8000 z oblęże
nia i bronić przeprawy przez Po ** . Włościanie, zniechęceni obejściem się
Austriaków i ustawicznymi robotami, donoszą o słabości nieprzyjaciela. Dni
ośm w nieczynności z naszej strony upływa, a Foissac-Latour z najpiękniej
szej nie korzysta okazji.
Po dniu 30 prairiala ***
, fatalnym dla armii „neapolitańskiej ” nad Trebbią,
powraca Kray pod Mantuę z siłą oderwaną i znaczne mu w ludziach i artylerii
nadchodzą posiłki.
Pierwszych dni messidora **** zaczął nieprzyjaciel roboty swoje od Pradelli.
Garnizon żadnej nie robił mu przeszkody, a ogień, kiedy niekiedy z baterii
i wałów posłany, donosił mu tylko, że jesteśmy w fortecy. Ponieważ nieprzy
jaciel zaczął się kopać z tej strony, która zdawała się najmocniejszą, wzięto
za fortel, że nas chce atakować od przedmieścia Św. Jerzego, tam całą obróco
no uwagę. Skutek okazał przeciwnie: nieprzyjaciel ukryty w rowach łączył
swoje aprosze *****
, a za pomocą pierwszej paraleli ******, mając przewyższającą
artylerię, zaczął szkodzić wewnętrznym fortyfikacjom miasta i łamać komuni
kacje ich z sobą. Bramka Cerese, opatrzona dwiema armatami i kilku innymi
sztukami artylerii, była wielką nieprzyjacielowi zawadą, gdyby chciał zaczepić
forpoczty nasze, lecz nieszczęście chciało, żeby cała warta francuska zasnęła
z komendantem swoim; nieprzyjaciel opanował tę pocztę, a ukaranie oficera
skończyło się na tym dekrecie, że więcej do podobnych poczt używanym nie
* 11 VI 1799
** Pad
*** 18 VI 1799
**** ostatnie dni czerwca
***** przykopy — rowy, którymi żoł
nierze posuwali się do obleganej twier
dzy
****** przekop oblężniczy równoległy
do obleganej twierdzy
» 76 «
będzie. Toczyłowski, oficer od artylerii polskiej, opuścił również to miejsce,
nie zrobiwszy nic chlubnego dla siebie i swojego korpusu.
Szkodliwe wyziewy z bagnisk po opadłych wodach, złączone z porą roku
zawsze fatalną dla Mantui, sprawiły powszechną zarazę, która trzecią część
prawie garnizonu do szpitalów wtrąciła. To złe, połączone z niedostatkiem
artylerii, z zaniedbaniem strzelnic i zasłony dla armat, z nieskutecznością wy
strzałów na nieprzyjaciela, w rowach ukrytego, na koniec z nieporządkiem
garnizonu i miasta, powszechną trwogę wzniecać zaczęło.----
Rozkazy dzienne zapowiedziały garnizonowi uroczystość zburzenia Bastylii,
spomiędzy innych wydarzeń te są mi pamiętne, że „chcemy tą pamiątką upo
korzyć dumę tyranów i przypomnieć żołnierzowi sprawę, za którą walczy
my”: Znaczne przygotowania i umowa z nieprzyjacielem z obopólnego w tym
dniu spoczynku poprzedziły ten obchód. Dzień 26 messidora * cały zeszedł
na uroczystości i my wieczór kończyliśmy zburzenie Bastylii, a nieprzyjaciel
drugą paralelę.
Do tej epoki cierpiały tylko fortyfikacje zewnętrzne, miasto było oszczę
dzane, dopiero na początku thermidora ** rozpoczęto bombardowanie. Skutki
jego były tak okropne, że we 24 godzinach ulice Garety *** i Pradelli w gruzy
zamienione zostały. Sam środek miasta w niektórych miejscach od ruiny
ocalał. Mieszkańcy opuścili swoje domy i większa część Mantui przeniosła
się do lochów. Nocy następnej nieprzyjaciel opanował Pajolo **** i zaczął ata
kować Migliaretto. Garnizon o godzinie pierwszej z północy zrobił wycieczkę,
odparł nieprzyjaciela od Migliaretto, oczyścił bramkę Cerese, a Cisalpiny przy
pomocy grenadierów polskich szturmem wzięli Pajolo, gdzie obskoczony ze
wsząd nieprzyjaciel częścią w pień wycięty, częścią w niewolę zabrany, a czę
ścią w bagniskach ugrzęziony zginął. Ogień, ze wszystkich punktów zręcznie
strychowany *****
, sięgnął z bateriów Isle-de-The, gdzie miała sposobność po
pisania się artyleria polska. Mantua nie ma nic podobnego w dziejach swoich
oblężeń co do ognia, na który tej nocy wystawioną była. Wszystkie wały i ba
terie grzmiały. Więcej 200 dział, różnego kalibru i kształtu, rzucało na sie
bie pioruny. Łoskot walących się domów, huk armat i kul pękających, odbi
jając się o głuche mury, okropne podwajały echa. Cała atmosfera nad
miastem ogniem płonęła. Już słońce wierzchołki wież wyniosłych mijało,
a jeszcze ulic wśród płomieni i kłębów dymu czarnego rozpoznać nie moż
na było.
Na koniec artyleria nieprzyjacielska umilkła przed naszą, a około godziny
jedenastej z rana ogień zupełnie ustał i ta mała garstka garnizonu, która
z małą swą stratą tyle dokazała rzeczy, powróciła z zabranym niewolnikiem
do -miasta. Legia polska, która do tej należała chwały, przy niewielkiej stra
cie żołnierza miała do pożałowania kapitana Modzelewskiego, ranionego na
czele grenadierów batalionu I.
Ten przykład męstwa przeciw nierównym siłom, porażka nieprzyjaciela,
uciszenie się z obu stron zupełne łudziły każdego nadzieją odmiany na czas
jakiś w stanie oblężonym. Lecz to pochlebne mniemanie długo nie trwało.
Zawstydzony nieprzyjaciel chciał zatrzeć swą hańbę większymi siłami. Ukazał
* 14 VII 1799
** ostatnie dni lipca
*** przedmieście Mantui
**** przedmieście Mantui
***** wymierzony
» 77 «
się miastu w całej swojej mocy. Widziano go z wież ogromną formującego
linią, lękano się powszechnego szturmu. O godzinie czwartej po południu
złożono radę wojenną. Skutkiem jej było opuszczenie przedmieścia Św. Jerze
go dla skoncentrowania siły w mieście. Cytadela, już przed dwoma tygod
niami w żywność i amunicją na dwa miesiące opatrzona, miała być punktem
rejterady, gdyby miasta nie można było obronić 4. Ten plan potrzebował ta
jemnicy i prędkiego wykonania. Zręcznie wykonano oboje. Garnizon z przed
mieścia Św. Jerzego przyszedł do miasta w nocy o godzinie jedenastej, a miesz
kańcy ledwo nazajutrz dowiedzieli się o tym. Amunicję zatopiono, armaty
wielkie pozostały; mniejsze tylko uprowadzono z sobą. A tak to sławne przed
mieście, które tyle czasu i rąk zabrało na ogromne wzmocnienie, po zupełnym
jego dokończeniu nie zdobyczą, ale darem stało się dla nieprzyjaciela.
Na godzinę jedenastą w nocy kazano całemu garnizonowi być gotowym
do marszu. Nikt nie wiedział celu, jednym tylko rannym kazano powiedzieć,
aby przy brzasku poczynającego się dnia z domów prywatnych schronili się
do szpitalów. Noc ta zeszła na samej kanonadzie. Nieprzyjaciel przestał na
zajęciu tych miejsc, które nasi zdobywszy męstwem, dla szczupłości sił opuścić
musieli. Okazało się, że defilowanie jego wczorajsze było jednym z tych po
myślnych manewrów, za pomocą którego, bez najmniejszej swej straty, stał
się panem naszego przedmieścia. Trzeba wyznać, że stan Mantui przedstawiał
już naówczas smutny spustoszenia widok. Cała prawie linia fortyfikacji ze
wnętrznej częścią zepsuta, częścią odebrana. Bastion Św. Aleksego, który miał
być grobem dla nieprzyjaciela, ostatnie dnia tego dawał znaki życia, ledwo
mu nie wszystkie zdemontowano armaty. Nieprzyjaciel pod same prawie pod
stąpił okopy. Woda i wały miasta były już tylko między nim a nami. Brama
Pradelli zrujnowana ze szczętem. Czechowski, kapitan od artylerii, broniący
przed nią baterii, najstraszniejszy wytrzymał ogień- i w samych bronił się
gruzach. W takim stanie złożono radę wojenną, która los Mantui rozstrzygnąć
miała. Foissac-Latour, chcąc w swoim postępku złożyć się opinią powszechną,
a znając dobrze, że subalterni *, nie będąc odpowiedzialnymi za zdanie swoje,
mimo największej energii niektórych, zawsze się większością na stronę kapi
tulacji przeważą, powiększył liczbę rady i szefów batalionowych przywołał.
Nie zawiódł się na tym rachunku. Spośród stu kreskujących sześciu tylko
było przeciw kapitulacji. W tych liczbie byli: szef artylerii Borthon, szef inży
nierii, komendant marynarki i trzech szefów półbrygad. Podług ich zdania,
Mantua była w stanie bronienia się jeszcze do dni trzydziestu. Rachowali na
śluzy, które były w ręku naszym; na wały miasta, w których nieprzyjaciel
żadnej jeszcze breszy ** nie wybił; na położenie Mantui, którą rzeka Mincio
przerzyna i drugą połowę miasta zasłania; na cytadelę, która mogła być punk
tem rejterady i kapitulowania, a nade wszystko dowodzili^ że garnizon nie
znajdował się jeszcze w żadnym z tych przypadków, w których prawo kapitu
lować pozwala.
Położenie Polaków było arcykrytyczne w tym razie; każdy się wahał mię
dzy nastręczającą się chlubą oświadczenia przeciwnego kapitulacji i skutka
mi, jakie stąd w ogóle wyniknąć mogły. Kapitulacja, pomimo nas, większością
byłaby utrzymana; miłość własna Francuzów była urażona, a korpus cały
stałby się celem zemsty nieprzyjaciela. Trzeba więc było iść za większością.
* podwładni
** wyłomu
» 78 «
Oświadczenie jednak, które ten krok poprzedziło, umiało w tym razie po
łączyć roztropność z odwagą.
Kapitulowanie w dniu 9 thermidora * zaczęte, w dwudziestu czterech godzi
nach skończone.
WINCENTY AKSAMITOWSKI
szef batalionu — dowódca artylerii legionowej
Na koniec artyleria polska dostała się z garnizonem mantuańskim w nie
wolą. Na swym z tej twierdzy wychodzeniu doznaję zemsty Austriaków, któ
rzy rozbijają maszerujących w szyku kanonierów, biją, za włosy targają,
biorą i żadnego do kolumny kapitulowanego garnizonu nie puszczają, oficerów
* 27 VII 1799
» 79 «
napastują, ale jednak do kupy do Werony puszczają. Tam jenerał austriacki
daje do wyboru, aby się podawali, którzy na parol * chcą się z kolumną do
Francji, a którzy chcą iść do niewoli do Austrii. W liczbie pierwszych był
szef batalionu Aksamitowski z czterema oficerami, a w liczbie drugich major
Jakubowski z szesnastu innymi tego korpusu oficerami.
Szef batalionu Aksamitowski łączy się z kolumną garnizonu mantuańskiego,
zbiera swych kanonierów poprzebieranych między Francuzami, robią toż samo
oficerowie infanterii polskiej, a przebywszy Mont Cenis 5, zbierają się bata
liony i chociaż liczba czterech batalionów, to jest jednego artylerii i trzech
infanterii, nie była jak głów 240, pilnują się i zawsze kompaniami i bata
lionami się mienią i tak przychodzą do Lyonu, gdzie generał Leclerc odbywa
ich rewią, proponuje zrobienie z nich jednego batalionu. Szef batalionu Aksa
mitowski, komenderujący jako pierwszy oficer z kolei polski, opiera się temu
i utrzymuje się przy tym, że trzy bataliony infanterii kontynuują być uwa
żane jak legia druga i batalion artylerii 89 głów przytomne; zyskuje wkrótce
pozwolenie udania się do Paryża do generała Kościuszki, bo od swych gene
rałów odcięty i oddany sam sobie znajdował się z garstką ludzi bezbronnych
i całkiem nagich, bo mundury pod Mantuą sami porzucili, uciekając w ko
lumnę pomiędzy Francuzów 6. W Paryżu zyskuje zachowanie obydwóch kor
pusów, ale prócz kitlów, trochę broni i patrontaszów ** nic więcej nie zyskaw
szy, wraca do korpusu, idzie z nim posłany na garnizon do forteczki Fort
Bareau, tam dwa miesiące bieduje i wśród zimy maszeruje do Marsylii, gdzie
zastaje małe depot *** Polaków, dwóch oficerów przysłanych do generała Dą
browskiego i pierwszą o nim i o pierwszej legii wiadomość. Już bataliony
z drugiej legii i artylerii, chociaż w nędzy, ale liczniejszymi być poczęły, ze
wszech stron powracali zabrani na wyjściu z Mantui, wchodzi do Marsylii głów
450 tych czterech batalionów. Generał Kralewski przybywa z Nizzy **** i od
biera komendę, którą krótko trzymając, jedzie do Paryża. Tymczasem zaczy
nają ubierać, a liczba zawsze się powiększa. Później przybywa do Marsylii
generał Karwowski ze szczątkami regimentu kawalerii polskiej; Karwowski
kawalerią, szef batalionu Aksamitowski artylerią, a szef batalionu Zagórski
infanterią komenderują w komendzie generała francuskiego, komendanta pla
cu w Marsylii.
PRZYPISY
1 Mantua otoczona była fortyfikacja wschodnich brzegach jezior Dolnego i
mi bastionowymi, do których dostęp Środkowego. Okopy Pradelli były po
utrudniały rozlewiska rzeki Mincio, do przeciwnej, zachodniej stronie twierdzy.
pływu Padu (jeziora: Górne, Środkowe 8 Isola del Te przylega od płd.-zach.
i Dolne). do murów obronnych Mantui. Wyspę
2 Fort Św. Jerzego znajdował się na otaczają kanały i podmokle tereny, do
* na słowo honoru
** ładownic
*** zakład
**** Nicei
» 80 «
datkowo utrudniające dostęp do twier 6 Mont Cenis — przełęcz alpejska na
dzy. Na wschód od Te znajdowały się wys. 2082 m, przez którą prowadzi dro
okopy Migliaretto, broniące Mantui od ga z Turynu do Grenoble. Resztki dru
południa. giej legii przeszły tędy do Fort Bareau.
4 Cytadela, najbardziej umocniona 0 Zrzucenie munduru legionowego
część systemu fortyfikacji Mantui, znaj chroniło Polaków przed niewolą, Au
dowała się na północ od miasta. Łączy striacy bowiem nie mogli ich rozpoznać
ła je grobla i most na Jeziorze Górnym. pośród rannych i chorych Francuzów.
5
legia naddunajska
JÓZEF DRZEWIECKI
szef li batalionu
♦ pierwszego konsula
** pochodzący z Ukrainy
*** winno być — arcyksiążę Karol
» 83 «
urządzenie się. Jużeśmy mieli wyżej dwóch tysięcy ludzi, kiedy jeszcze mun
durów, koszul i trzewików nawet nam nie dostawiono; często żołnierze, aby
się z koszar za drzwi wychylić mogli, w kołdry się swoje obwijali. Wkradły
się choroby skórne i potężnie rozszerzały, a lazaret nie dostarczał do zapobie
żenia im środków. Miejscowi obywatele byli nam przychylni i pomagali bie
lizną, lecz to miasteczko małe. Był tam urzędnik cywilny Parmanthier, który
nas szanował i ze swej strony przedstawiał położenie nasze; słowem, w cięż
kich dość obrotach mieliśmy przyjemność pozyskać przynajmniej współczucie
mieszkańców. Ale nam materialnych pomocy brakło i to robiło obawę, aby
kto o dezercji nie pomyślał. W takim rzeczy stanie chciano nas do Metz prze
nieść. Dla ułatwienia marszu przysłano jakieś kurteczki, które by później pod
mundury służyć mogły, dostarczono zaś płóciennych spodni i trzewików tyle
tylko, co by ledwie dwóm częściom pokryły nogi, i tak nam przejść do Metz
polecono, kiedy pora była zimowa i ostra gruda panowała. Ponieważ część
koszar i służby powierzona mi była i prowadzić ich należało, stanęliśmy na
placu, aż tu narzekanie powszechne. Wyszedłem przed front, wołają:
— My bosi!
Przywołałem pierwszego, co się skarżył i rozzuć siebie kazałem:
— Ubierz się w moje buty, mam jedne i te są twoje — rzekłem — a pełń
powinność twoję.
Zakomenderowałem i sam przed frontem boso idąc, wprędce od grudy do
krwi się pokaleczyłem. Żołnierze buty moje odbierają, a ja ich przyjąć nie
chcę.
Zebrałem skrzypków, dudziarzy i wszystkich, których po koszarach grających
widziałem, rozstawiłem, aby grali, i nie tylkośmy nasz marsz pomyślnie za
częli, aleśmy i po dniach kilkunastu w Metz bez dezerterów stanęli. Miasto
przez swego naczelnika zapłaciło nam adresem pożegnania w gazetach ogło
szonym, porównywając nas co do poświęcenia się z emigrantami francuskimi,
rozumie się korzystnie dla nas, gdy nas pochwalić chciano. Życie w koszarach
pracowite, jednostajne, chęć poznania swej służby i obowiązków czas zajmo
wała. —
W Metz rośliśmy w siłę i w organizacji postąpili; tam przybył nam później
jenerał Sierawski i Wasilewski, a z kraju Jerzmanowski, Zdzitowiecki, Husa-
rzewski, Narbutt; wielu nie pamiętam5. Dnia jednego zbiegły się dzieci do
idącego powozu, oglądając go z zadziwieniem; był to maleńki koczyk dan-
glowski *, a żyd go polski z brodą maleńkimi naszymi końmi powoził; zaje
chał wprost w bramę koszar. Był to pułkownik Burzyński, jadący do Paryża
ze znaczniejszym zapasem pieniędzy, którymi księżna Aleksandrowa Sapieży-
na zaspokoić chciała potrzeby Naczelnika **. Pamiętam to dobrze, bo wiedząc
żeśmy niepłatni, Naczelnik przysłał nam ich połowę. Ścieśnieni w pierwszych
życia potrzebach nawet, wszyscyśmy dobroczyńcom błogosławili. Uzbrojono
nas w części przecie, umundurowano i do Strasbourga wyprawiono 6. Bataliony
postawione były w szańcach w Kehl, a depot w Strasbourgu; odtąd zaczęło się
wojenne nasze życie.
* Bonaparte
» 86 «
szą całego działania i powiodło się, bo instrukcje dane wszystko przewidziały.
Największa siła pod Hohenlinden rozwinięta miała przed sobą znaczniejszą
część armii austriackiej, która się tamtędy z Wasserburga przebierała; cofano
się powoli przed nią, bo miano na celu oddalić się od przedmostu osiemdzie
siąt armatami osadzonego. Moreau tu był na czele; na prawym naszym skrzy
dle jenerał Decaen leciał z dwudziestu tysiącami lasami, zwanymi Świętego
Krzysztofa 12. Jego przeznaczeniem było przebić się tylko, chociażby nawet
zostawując odłamy swe opiece naszej, bo i my za nim w pomoc ciągnęli
i z sobą je zabierali. Szedł więc szybko mając okolić Austriaków od Wasser
burga, a Kniaziewicz pomoc mu zabezpieczał. Spotykamy się z różnymi w róż
nych kierunkach idącymi oddziałami i rozwijamy się do cząstkowego z nimi
działania lub je od armii odcinamy. Były liczne częściowe utarczki, a bój
główny pod Hohenlinden czekał rozstrzygnienia z poruszeń naszych. Tam
dym od wystrzałów działowych był tak wielki, że się armie nawet widzieć
nie mogły. Moreau czeka godziny, którą za stanowczą uważał, a gdy ta na
deszła, chce widzieć jej skutek, lecz mu ćma tyralierów i dym armat nieprzy
jaciela zasłania. Leci przed regiment strzelców konnych, bo ten był na czele.
Lafont, co już widział boje i do wielu zwycięstw prowadził, woła: „Za mną,
bracia, spojrzymy w oczy nieprzyjacielowi!”
Sam naprzód się posuwa, oczyszcza plac z tyralierów i postrzegają, że
w armii austriackiej odmianę frontu rozpoczęto. Na ten widok wszystko w ru
chu, biją w bębny i trąby, do ataku wiodą, bo poznają, że od Wasserburga
już odcięci zostali Austriacy. Żołnierz austriacki przejęty panicznym strachem
pojedynczo uchodzi. Decaen rozkazuje swoim biec razem aż w otwory przed
mostu i zdobyć go, jeśli się uda. My porzuciwszy błąkające się kolumny prze
chodzimy w bojowym porządku osłonić tę strzelecką wyprawę.
Powstaje tumult wielki uciekających, którzy już nawet nie strzelają. Fran
cuzi nie strzelają także, lecz z nimi do szańców biegną, na koniec armaty
szańcowe do całej masy ognia dają, a oficerowie austriaccy na swoich wołają,
że się armia inną drogą cofa. Tyraliery nasze formują się przy nas w odle
głości i od nowego z okopów wypadu formujemy zasłonę. Dzień się kończy,
wojsko cofa zostawując część dział i jeńców. Najwięcej pochwyconych było
z idących różnymi drogami komend, które nie mogąc sobie wybrać kierunku,
szły wskazaną rozkazem drogą i na wojsko francuskie natrafiając, chętnie się
mu poddawały. Takich trzydzieści tysięcy naliczono 13. Armia francuska po
trzebowała się uporządkować, a nie będąc w stanie opanować przedmostu
w Wasserburgu, musiała obmyśleć sposób przejścia Innu, stosownie do obro
tu, jaki by armia nieprzyjacielska przedsięwzięła.
Przeprawiła się ona w Muhldorf i ku Salzburgowi wzięła kierunek; nasza
stanęła nad Innem, a tymczasem prawe skrzydło posunęło się w stronę Ty
rolu, po swej przeprawie, przeciąć nieprzyjacielowi przejście przez rzekę
Traun, pod Lambach zamierzając. Nieprzyjaciel przewidywał to zapewne,
bośmy z tej strony miasta mieli spotkać świeże siły, nawet i wodza nowego 14.
Tam się już książę Karol znajdował i miał z sobą pułki ułanów, które w Cze
chach przez niego uformowane, z takim wodzem miały ożywić męstwo woj
ska skołatanego bitwą i marszem strudzonego. Jenerał Decaen i Kniaziewicz
przez Muhldorf przechodzić mieli; most był zniesiony wprawdzie, lecz na
przeciwnym brzegu materiały jego złożone były i barki, które przeciągniono
za sobą. Straży silnej nie było, bo armia poszła już z pośpiechem, wielkich
za sobą nie zostawując oddziałów. Jenerał Decaen zawołał na regiment strzel
ców:
» 87 «
— Przechodźmy!
Po prawej stronie było tylko kilka belek nie zrzuconych bez pomostu. Jene
rał siadł na nie jak na konia; myśl ta strzelcom się podobała i ruszyli. Armaty
tymczasem, z tej strony dosięgając drugiego brzegu, słabą straż uprzątnęły;
przebrała się z jenerałem kompania, wsiadła zaraz na rybackie barki i prze
woziła swoich z dwiema armatami.
Wprawdzie przybyła od straży odwodowej jakaś pomoc, aby ich odpędzić,
ale zastawszy armaty dobrze obsadzone i usiłowania swe próżnymi sądząc,
cofnęła się. Natychmiast zniesiono dyle, zrobiono kładkę, a zostawiwszy ba
gaże, do wieczora wszyscy już na drugiej byliśmy stronie, w ściśnione ko
lumny uformowani. Szliśmy noc całą; straż tylną dognaliśmy na koniec i par
liśmy ją bagnetami, czasem trupy deptać potrzeba było. Nieprzyjaciel usuwał
się powoli, tak aż do Salzburga, gdzie w skale wykuta droga działami osadzo
na na dłuższy czas zatrzymać miała. Armia ruszała się w różnych kierunkach
jednocześnie; boczne kolumny nie znalazły tej przeszkody, te, które spotkały,
przeparli i do odcięcia od Lambach nieprzyjaciela dążyły; on, licząc na tę
silną posadę, cofał się ku niej. Nie wiem, jaki był los inszych kolumn, lecz
nasze je uprzedziły i do nas miały należeć bój i zwycięstwo. Przyjechał jene
rał Montrichard, aby nas prowadzić; bataliony nasze zastał w porządku. Wy
jechali z Kniaziewiczem obejrzeć położenie obozu; książę Karol rozwinął sześć
tysięcy ludzi, okalając nimi lewy brzeg rzeki, na której most się jedyny znaj
dował. Na drugiej stronie były rezerwowe magazyny, nie tylko żywności, ale
i wojennych zapasów, w wielkich budowlach nad brzegiem rzeki położonych,
których bronić przedsięwzięto. Wielość dróg wiodących do miasta potrzebo
wała rozciągnienia wojsk pieszych, a cała kawaleria, naprzeciw ich w skrzy
dle umieszczona, miała przeznaczenie atakować z boku kolumny infanterii,
gdyby się ku miastu puścić zapragnęły. W pomoc kawalerii kilka sztuk armat
miało nas razić, ułatwiając jej napad. Z naszej strony cała bateria artylerii
konnej była przy awangardzie naszej, z samych batalionów polskich ułożonej.
W drodze znalazła sobie stosowne położenie, zmuszając armaty nieprzyjaciela
słabnąć i na koniec zamilknąć. Od nas wymagano, byśmy szli w ściśnionych
kolumnach, nie wstrzymując się dla własnej obrony, przebili w jednym
punkcie austriacką piechotę i most zdobyli wprzód, nimby rozciągnione
austriackie wojsko ściągnąć się do niego mogło.
Tymczasem Montrichard awangardę rozwijał w całej swej sile. Widzieliśmy
na lewej stronie lasek, około którego przechodzić nam było trzeba, lecz nie
wiedzieliśmy, jaki być może z niego użytek. Kawaleria nasza już go zajmo
wała i odważny Lafont czekał w nim na ułanów, którzy nas atakować mieli.
Szliśmy rażeni kulami działowymi, na czele prowadził Kniaziewicz, po stro
nach flankiery chcieli opóźniać marsz batalionów, które im odpowiadać strza
łami nie myślały; bębny podwójny krok biły i wkrótce byliśmy na płaszczy
źnie, kiedy armia nieprzyjacielska uciekała. W jej miejscu porządnym szy
kiem szli ułany uderzyć w bok kolumn naszych, które się dla nich nie zatrzy
mały. Ułani byli Galicjanie i Czechy, słyszeliśmy ich słowiańskie krzyki z po
gardą dla nas rzucane. Kiedy Lafont pędem orła już ich flank atakował,
krzyk ten zmienił się w trwogę, a francuscy szaserzy odpłacali im za pogardę
naszę. Myśmy i jednej nie posłali kuli, bośmy już pod most podchodzili,
a nasze bagnety, złamawszy ich słaby opór, już nas panami mostu czyniły.
Brano niewolników ułanom. Lichtenstein znakomitego rodu, co ich prowadził,
Już do niewoli się dostał15; Montrichard całą atakował siłą; Kniaziewicz ba
gnetami od mostu odpierał. To co się wpław nie rzuciło, poszło w niewolę,
» 88 «
a Lichtenstein zyskał uwolnienie, jeśliby Fiszera w zamian za niego oddano
z więzienia. To przyrzeczono; lecz tak skierowano jego drogę, że dopiero od
granicy pruskiej do Francji wjechał. Choć minister z Paryża o przedstawienie
naglił, nikt z kolegów nie chciał zabrać miejsca szefa infanterii aż do powrotu
jego i on, wróciwszy, natychmiast je zajął z tym większą pociechą, że je sza
cunkowi współtowarzyszów był winien. Pp przejściu Traun była gonitwa
wyprzedzających się kolumn. Co do nas, chociaż byliśmy na czele, aż po opa
ctwo Sechlerbach, które broniono jeszcze, gdyśmy jednak pod opactwo
Kremmsmuenster podstąpili, zastałem już tam jenerałów francuskich, co mnie
uprzedzili. Wprost sprzed frontu poszedłem im donieść, że awangarda na to
miejsce przyszła i dalszego od nich czekała rozporządzenia. Jenerałowie byli
w bibliotece, właśnie w sali, gdzie się mapy znajdowały i wynieśli mi mapę
Polski, ofiarując w podarunku. Przyjąłem ją i później do zbioru kart jenerała
Dąbrowskiego odesłałem jako świadectwo, żeśmy na przodzie bywali16.
KAROL KNIAZIEWICZ
generał brygady, dowódca Legii Naddunajskiej
» 89 «
PRZYPISY
1 W listopadzie 1799 r. Kniaziewicz i skimi i 20 francuskimi strzelcami kon
Franciszek Barss zwrócili się do Jeana nymi. Kiedy powracał tegoż dnia wie
Alexandre’a Bonneau, ostatniego repre czorem, został zaatakowany ' przez 700
zentanta Francji w Warszawie, aby kawalerzystów austriackich ppłk. Wal-
przedstawi! konsulom memoriał w spra modena. Część ludzi Fiszera zaczęła
wie polskiej. Bonneau przedłożył Bo uciekać, inni po krótkim oporze poddali
napartemu projekt zorganizowania ko się.
alicji francusko-prusko-szwedzko-turec- 8 Do potyczek pod Hattersheim i Sin-
kiej przeciw Rosji, Austrii i Anglii. glingen doszło wieczorem 4 VII 1800.
Proponował wskrzeszenie Polski obej Austriacy stracili tu 10 ludzi.
mującej trzeci zabór pruski z Warsza 9 Walkę rozegrano 12 lipca. Trzy dni
wą, część zaboru rosyjskiego oraz cały później podpisany został rozejm w
zabór austriacki. Na tronie polskim miał Parsdorf. W czasie rozejmu Kniaziewicz
zasiąść elektor saski, a Saksonia połą przedłożył Bonapartemu projekt desan
czona byłaby z Rzeczpospolitą. Prusy w tu polsko-francuskiego w Kurlandii i
zamian za oddanie trzeciego zaboru i wywołania powstania w zaborze rosyj
części Śląska miały otrzymać odszkodo skim. Dąbrowski natomiast chciał ma
wanie na innym terenie. Memoriał szerować przez Czechy do Galicji, by
Bonneau był potem — w zmienionej tam z kolei wywołać powstanie.
wersji — przedmiotem dyskusji podczas 10 Philippsburg — twierdza na pra
rokowań francusko-rosyjskich w Ty lży wym brzegu Renu, poniżej Strasburga —
w 1807, a idea połączenia Polski z Sak kapitulował 25 IX 1800.
sonią została częściowo zrealizowana w 11 Ks. Józef Poniatowski w 1784, słu
Księstwie Warszawskim, którego mo żąc jeszcze w wojsku austriackim, zor
narchą był król saski. ganizował z młodzieży galicyjskiej pułk
2 Zakład legionowy uruchomiono w ułanów dla cesarza Józefa II.
Pfalzburgu (35 km na płn.-zach. od 12 Były to lasy Anzig lub Ebersberg.
Strasburga) w połowie października Decaen przechodził przez miejscowość
1799 r., a pierwszym jego komendantem St. Christoph, stąd pomyłka autora.
był kpt. Michał Pągowski. Drzewiecki 13 Bitwa pod Hohenlinden rozegrała
i Fiszer wyjechali z Paryża 23 paździer się 3 XII 1800 między francuską armią
nika, a 1 listopada rozpoczęli swą pracę gen. Moreau a austriacką arcyksięcia
w Pfalzburgu. Jana. Polacy stanowili trzecią brygadę
3 Drzewiecki mówi tu o uruchomionej piechoty w dywizji gen. Decaen i wal
6 listopada Szkole Obywatela i Żołnie czyli na prawym skrzydle francuskiego
rza. W szkole tej oficerowie wygłaszali ugrupowania. Powstrzymali atak au
pogadanki: „jak szanować prawa, włas striackiej kolumny gen. Riescha, a uła
ność, spokój obywateli, być posłusznym ni wykonali zagon na tyły środkowej
swoim zwierzchnikom, a wobec równych kolumny nieprzyjacielskiej Kolowratha.
zachowywać przyjaźń, jedność i zgodę”. Kapral grenadierów II batalionu Bana
Wśród podkomendnych propagowano szek wraz z dwoma kolegami wziął do
również „sentymenta republikańskie”. niewoli oficera i 21 żołnierzy. 13^-letni
4 W bitwie pod Zurychem (3—4 VI dobosz Józef Rodziewicz, utraciwszy
1799) gen. Massena powstrzymał woj kontakt z kompanią, wystraszył cały ba
ska austriackie arcyksięcia Karola, a talion austriacki, bijąc w bęben „do
25 IX 1799 rozbił rosyjski korpus gene ataku” tak, że nieprzyjaciel sądził, iż
rała Korsakowa. jest otoczony przez znaczne siły. Bry
5 Legia przybyła do Metzu 11 II 1800. gadier ułanów Jan Pawlikowski wraz
Julian Sierawski, którego wspomina au z francuskim strzelcem konnym wy
tor, był wówczas kapitanem. Stopień padli na austriacką kompanię i unie
generała brygady uzyskał dopiero w szkodliwiwszy dwu oficerów, zmusili 57
1812. Kapitanem był też Wasilewski. ludzi do rzucenia broni. Gen. Decaen
6 Polaków przeniesiono do Strasburga spotkawszy Pawlikowskiego, gdy pro
pod koniec kwietnia 1800 r. wadził swych jeńców na tyły,, chciał
7 Od 2 V 1800 piechota Legii brała go zaraz mianować oficerem, ten jednak
udział w pracach fortyfikacyjnych i odrzekł: „Nie umieć czytać, nie umieć
obronie cytadeli w Kehl, nad tzw. ma pisać, nie może być oficer”.
łym Renem koło Strasburga. 3 czerw Straty austriackie pod Hohenlinden
ca szef batalionu Fiszer, prowadzący wynosiły ok. 20 tys. ludzi, a francuskie
działania przeciw powstańcom chłop 1200 zabitych i rannych oraz ok. 600 jeń
skim w rejonie Offenburga, wyruszył ców. Zabrano Austriakom blisko 100
nu rozpoznanie z 50 grenadierami pol dział o-raz tysiące różnych sztuk broni,
» 90 «
powozów i sprzętu wojskowego. Polacy halbę wina ruszył galopem w kierunku
stracili 50 zabitych i 30 rannych. sztabu nieprzyjacielskiego, stojącego na
14 11 XII 1800 cesarz Franciszek od czele swej brygady księcia wziął w
dał komendę nad armią arcyksięciu Ka niewolę i pomimo strzałów nieprzyja
rolowi, niewątpliwie najlepszemu do cielskich zmęczonego i zduszonego swe
wódcy austriackiemu, przyszłemu zwy mu kapitanowi przyprowadził”. W cza
cięzcy Napoleona w bitwie pod Essling sie licznych szarż tego dnia ułani polscy
w 1809. wspólnie z Francuzami wzięli do nie
W Lambach znajdowały się duże ma woli ok. 800 jeńców austriackich.
gazyny sprzętu i żywności oraz most na 16 Zbiór kartograficzny gen. Dąbrow
Innie. Drzewiecki opisuje dalej atak skiego przekazany Towarzystwu Przy
polsko-francuski na stanowiska gen. jaciół Nauk w Warszawie zaginął w
Meczeriego. Najpierw polska artyleria czasie ostatniej wojny w Bibliotece
konna Jakuba Redlą zniszczyła część Uniwersytetu Warszawskiego. Część
dział nieprzyjacielskich. Potem piechota map Dąbrowskiego zachowała się w
legionowa przełamała opór Austriaków zbiorze gen. Józefa Chłopickiego w Ar
i opanowała most, który utrzymała mi chiwum Wojewódzkim w Krakowie.
mo kilkakrotnych kontrataków. Oddział na Wawelu.
15 Podporucznik Wojciech Dobiecki 17 Był to korpus emigrantów francus
wspomina, iż księcia Lichtenstein wziął kich.
do niewoli żołnierz Trandowski z 6 kom 18 Mowa o rozejmie podpisanym 25
panii: „w skutku zakładu z kolegą o XII 1800 w Steyer.
6.
SAN DOMINGO
KAZIMIERZ LUX
podporucznik 113 pólbrygadu
PIOTR BAZYLI WIERZBICKI
kapitan 113 półbrygady
KAROL MOELLER
kapitan 3 pólbrygady
----- Piza 27 nwdse'a roku 10**
[Do ministra wojny Berthiera]
Obywatelu Ministrze!
Złożywszy dymisję przepisową drogą służby wojskowej, pozwalam sobie dla
szybszej korespondencji wysłać Ci jeszcze duplikat, Obywatelu Ministrze.
Niech mi wolno będzie równocześnie zwrócić na chwilę Twą łaskawą uwagę
na los bardziej niż rozpaczliwy, w jakim znajdują się moi biedni współrodacy,
przybyli tutaj w chwalebnym zamiarze walczenia o swe ostatnie nadzieje.
Przedstawiając Ci, Obywatelu Ministrze, ich opłakaną sytuację, daleki jestem
od chęci choćby najmniejszego mieszania się w sprawy polityczne, które
mogły skłonić francuską dyplomację do złożenia Polski w ofierze jej wrogom.
Polski, która ofiarowała się Francji, Polski, którą my, Polacy, mieliśmy nadzie
ję ujrzeć wkrótce o wiele ważniejszą dla narodu francuskiego niż Holandia,
Szwajcaria i Włochy razem wzięte. Nie będę też skarżył się na to, że sprawie
dliwie honorując prochy nieśmiertelnego przyrodnika Dolomieu 2, który tyle
wycierpiał za sprawę republikanizmu — nie raczy się nawet rzucić kilku
kwiatów na grób tysięcy Polaków, którzy na polach unieśmiertelnionych zwy
cięstwami pierwszego konsula Bonapartego przelewali w Italii krew za spra
wę Francuzów i która wówczas była także ich sprawą, ponieważ nagrodą
miało być odrodzenie ich własnej ojczyzny.
Ograniczę się tylko do przedstawienia w niewielu słowach losu, bardziej niż
nieznośnego, blisko 10 tysięcy Polaków. Ci, zebrani w Italii — jedni w Cisal-
pinie, inni w Toskanie — oczekują z niepokojem bliskim rozpaczy fatalnej
» 95 «
szym stopniu respektowane i najświętsze. Nie mogę uwierzyć, by chciano za
trzymać jako zakładników i powolnie zniszczyć z dala od ojczyzny korpus pol
ski, któremu Francja tyle zawdzięcza, i to jedynie pó to, by ułagodzić niepokój
co do istnienia tego'korpusu mocarstw, które dokonały rozbioru Polski. Ah!
Obywatelu Ministrze, czyż nie ma innych środków wykonania artykułów
pokoju zawartego z tymi mocarstwami?---- Pozwolisz, Obywatelu Ministrze,
że poczynię ci w tym względzie kilka propozycji, które wszystkich mogą za
dowolić, nie szkodząc w niczym waszej polityce, nie naruszając waszych inte
resów i które — wprost przeciwnie — uhonorowałyby w naszych oczach waszą
wspaniałomyślność, waszą lojalność i waszą ludzkość.
Nie chodzi o nic innego, jak tylko aby rząd francuski po rozważeniu wszy
stkiego oświadczył po prostu, że:
— Legiony Polskie są rozwiązane.
— Zaległy żołd należny tym Legionom powinien być niezwłocznie wypła
cony.
— Sztab, wszyscy oficerowie, podoficerowie i żołnierze, którzy pragną
wstąpić na służbę Francji, zostaną naturalizowani, przyjęci do służby i będą
korzystać aż do śmierci ze wszystkich awantaży i przywilejów należnych ich
stopniom, nie będąc w przyszłości przenoszeni na reformę.
— Osoby ze sztabu, oficerowie, podoficerowie i żołnierze tak obecnie, jak
też ostatnio zreformowani, którzy pragnęliby powrócić do siebie, otrzymają
na podróż sumę odpowiadającą sześciu miesiącom ich żołdu jako dowód
wdzięczności narodowej.
— Osoby z Legionów umieszczone na liście reformowanych, które oświad
czyłyby gotowość pozostania na terytorium Francji, korzystałyby z trzech
czwartych, a nie połowy płacy. Ta podwyżka byłaby im przyznaną jako cudzo
ziemcom, którzy mają mniejsze zasoby i mniejsze możliwości utrzymania się
niż tuziemcy.
Oto co rząd może uczynić nie naruszając postanowień, które pragnie prze
strzegać wobec mocarstw okupujących Polskę, nie czyniąc wysiłków pienię
żnych, które mogłyby sprawić mu kłopoty i zadowalać równocześnie Polaków,
którzy tak dobrze zasłużyli się Francji dowodami zaufania i przywiązania,
a także bezgranicznego poświęcenia, jakie tak często dawali.
Jeśli o mnie idzie, niczego nie żądam, zadowolony, że przez dziesięć lat mo
głem poświęcić swe trudy i fortunę służbie dla nieszczęsnej ojczyzny. Błogo
sławię los mój, że mimo tylu przygód i tylu klęsk, pozostawił mi jeszcze
dosyć zasobów, abym mógł powrócić do siebie, nie stając się proszącym i nie
sprawiając nikomu kłopotu.
Będzie to dla mnie nadmiar szczęścia, jeśli przed mym odjazdem będę mógł
jeszcze zobaczyć złagodzenie nieszczęsnego losu mych rodaków. Tylko od Cie
bie zależy, Obywatelu Ministrze, czy raczysz przedstawić powyższe wnioski
pierwszemu konsulowi, który bez wątpienia rozważy je, zwłaszcza jeśli spo
doba się Ci korzystnie Go nimi zainteresować.
Pozdrowienia i szacunek 5
» 96 «
KAZIMIERZ LUX
podporucznik 113 półbrygady
PIOTR BAZYLI WIERZBICKI
kapitan 113 półbrygady
* Cabo de Gata
*♦ Punta de Europa
» 98 «
rokości wiatr się zmienił i we dni kilka później weszliśmy na linię zwrotnika
Raka, przez którą przebywając dnia 5 września 1802 roku, wojsko nasze na
nowo ochrzczone w imieniu Neptuna zostało. Komiczny ten obrzęd, z wszelką
uroczystością przez żeglarzy dopełniony, rozerwał nas na chwilę. Odtąd sta
teczny wiatr wschodni przy pogodnym niebie dozwolił nam sterować prosto ku
Antylom. Upały nieznośne nie przestawały dokuczać, jedne noce tylko niejaką
nam ulgę przynosiły, na rozpalonych leżąc pomostach. Około 20 sierpnia pod
stopniem 24 i minut kilkanaście szerokości taka cisza nastąpiła na morzu, iż
okręty zdawały się stać na czystym zwierciadle. Nie mogąc odgadnąć, jak
długo ta cisza trwać będzie, rozkazano dozorcom żywności stan zapasów zło
żyć, pozmniejszano porcje jadła a tym bardziej wody. Ta zaś już się psuć po
czynała. Koloru żółtego, odrażającego zapachu, napełniona robactwem, chcąc
jej używać, musiano ją węglami czyścić i, pomimo tego, nie dawano więcej
na osobę, bez różnicy stopnia, jak po jednej kwarcie na dzień. Męczarnia prag
nienia przy upałach, które do 40 stopni Reaumura * dochodziły, spowodowała
choroby i śmiertelność na okrętach naszych rozszerzać się zaczęła. Żołnierze,
w morze wyskakując, w pływaniu ochłodzenia szukali, co jednak smutne za
sobą nieraz pociągało skutki. Kilku żołnierzy postradaliśmy z powodu, iż
oddaliwszy się zanadto od okrętów, gdy podostawali kurczu, pomimo pręd
kiego ratunku, w głębinach morskich śmierć znaleźli; inni zaś od rekinów
i wilków morskich, towarzyszących zwykle okrętom, pożarci zostali. Nie mo
gąc przez żaden sposób zabronić kąpania się w morzu, przeznaczono godziny
do kąpieli, w czasie których wykomenderowano straż; ta, śrutem strzelając
w morze, morskie odstraszała potwory.
Dnia 1 września ** podniósł się wiatr od wschodu, a okręty nasze przy roz
piętych żaglach z największą szybkością słone wody pruć zaczęły. Odtąd przy
sprzyjających nam żywiołach, bez najmniejszej płynąc przeszkody, ujrzeliśmy
na koniec 10 października przylądek Samana, a 12 tegoż miesiąca wpłynąwszy
do zatoki Manzanilla, około drugiej po południu przed samym miastem Cap-
-Franęais rzuciliśmy kotwicę 15.----
Skoro o przybyciu naszym dano znać kapitanowi generalnemu Leclerc, po
kilkugodzinnej naradzie, w czasie której nikomu nie wolno było na ląd wy
siadać, nastąpiło wylądowanie pierwszego batalionu w Cap-Franęais, II ba
talion wylądował w Le Mole St-Nieolas, trzeci w Port-au-Prince ***
.
Pierwszy batalion 113 półbrygady, przyłączony do dywizji zostającej pod
dowództwem generała Clervaux, a złożonej z 10, 13 i części 6 półbrygady
wojsk kolonialnych, w których sami byli Murzyni, w ośm godzin po wylądo
waniu ruszył w pochód w okolice Acul, gdzie się zaraz z powstańcami spotkał.
W nocy z 13 na 14 września
**** generał Clervaux---- przeszedł do powstań
ców ze wszystkimi Murzynami, pod jego dowództwem będącymi. Polacy, spo
strzegłszy się wcześnie, schronili się do kościoła, gdzie zatarasowawszy się,
mężny nieprzyjacielowi dawali opór. Nim jednak połączeni Murzyni całymi
siłami zdołali uderzyć na kościół, kapitan Wodzyński, dowódca batalionu, ko
rzystając z chwili namysłu lub wahania się przeciwnej strony, śpiesznym po
chodem wycofał się z okropnego stanowiska swojego, a utraciwszy ze sto kil-
♦ 60 stopni Celsjusza
♦♦ października
♦♦♦ Nazwa późniejsza, wówczas mia
sto to nazywało się Port Republicain.
*
**♦ października
» 99 «
kadziesiąt ludzi, tak w zabitych, ranionych jako i wziętych w niewolę, schro
nił się do twierdzy Jeanneton
* pod Cap-Franęais, w której szef brygady A-
nhouil dowodził na czele szczątków 7 półbrygady liniowej. Murzyni 16 wrześ
nia ** o pierwszej godzinie po północy przybyli pod Cap-Franęais, a spędziwszy
przednie straże Francuzów, zajęli zamek Saint-Michel *** , lecz śmiały opór,
jakiego doznali pod twierdzą Jeanneton, a do której obrony niemało się przy
łożyliśmy, istotnie uratował miasto Cap-Franęais. Powstańcy znali dokładnie
słabe siły, które generał Leclerc mógł przeciwko nim stawić, pewni zatem
zwycięstwa uderzyli na nas, nie spodziewając się bynajmniej, że przez wa
lecznego Anhouila odpędzeni zostaną.
Po odniesionej porażce, dorozumiewając się, iż posiłki przybyłe z Francji
już się połączyły z wojskiem generała Leclerc, cofnęli się śpiesznie, pozosta
wiwszy nawet na placu bitwy znaczną liczbę poległych. Oswobodzone od na
paści miasto Cap-Franęais dało na chwilę odetchnąć Polakom. Wypoczynek
ten atoli zbyt był krótkim. Czyli to wskutek trudów poniesionych podczas
długiej przeprawy przez morze, czy wskutek pokarmów, do których przyzwy
czajeni nie byliśmy, choroby zaczęły pomiędzy nami panować, a gdy się do
nich żółta febra przyłączyła, okropna śmiertelność przerzedzać zaczęła ziom
ków naszych szeregi. Z I batalionu naszego, który przy wylądowaniu liczył
984 ludzi, w przeciągu miesiąca zaledwie ośmdziesięciu kilku żołnierzy zostało
pod bronią16.
Drugi nasz batalion, pod dowództwem starszego Bolesty, zostawiwszy jedną
kompanię na załodze w Le Mole St-Nicolas, ruszył z Dessalines’em, dowo
dzącym dywizją Murzynów, ku Gonaives. Po przeprawie przez rzekę tegoż
nazwiska ***
♦, przy słabym oporze powstańców, dywizja dążyła ku rzece Ester.
Powstańcy uchodzili przed nami po mało znaczących utarczkach, gdzieśmy
kilkunastu ludzi stracili. Przeprawiwszy się przez rzekę Artibonite czółnami
z drzewa mahoniowego, wyrobionymi każde z jednego kloca, a w kreolskiej
mowie zwanymi pirogue, przeszliśmy przez płaszczyznę także Artibonite zwa
ną, na mil 15 długą, a szeroką do mil 5 w niektórych miejscach, i przybyliśmy
na koniec do St-Marc. Gdy Dessalines oswobodził pozornie tę część departa
mentu od Le Mole St-Nicolas aż do St-Marc, pozostawało mu tylko przerwane
dotąd związki z miastem Port-au-Prince na nowo otworzyć i rozdzielone siły
skoncentrować.
W kilka dni po przybyciu naszym do St-Marc Dessalines z całą dywizją
Murzynów przeszedł w nocy na stronę powstańców, będących pod dowództwem
naczelników Krzysztofa ***** i Pawła Louverture, brata Toussaint-Louverture’a,
w okolicy Vervetes. Nie zdążył jednak batalion jeden, złożony z 400 Murzy
nów, udać się w pochód za Dessalines’em, którego zdrada dopiero za nadejś
ciem dnia spostrzeżoną została. Niepodobna było jednemu batalionowi naszemu
utrzymać w karności kilkuset Murzynów; nie pozostawało, jak tylko wytępić
ich aż do ostatniego. Wykonanie podobnego zamiaru wymagało śmiałego
i szybkiego działania. Generał Fressinet, nasz dowódca, rozkazał wystąpić Mu
rzynom do apelu, jak zwyczajnie bez broni; gdy na placu stanęli, batalion
» 100 «
Bolesty z bronią w ręku otoczył ich niespodzianie i co do jednego bagnetami
wykłuł17. Po tak morderczym postępku batalion nasz, opuściwszy St-Marc,
wsiadł na okręt i popłynął do Port-au-Prince.
Śmiertelność, zarówno tam, jak w Cap-Franęais panując, co dzień po kilka
dziesiąt ludzi sprzątała z tego świata. Z batalionu II, który do tysiąca ludzi
liczył, w krótkim czasie zaledwie 100 ludzi zostało. Tam pochowaliśmy szefa
batalionu Bolestę oraz kapitana Osękowskiego i Rębowskiego, kapitana gre
nadierów. Podobny los, jaki spotkał pierwsze dwa bataliony, spotkać miał
i III batalion naszej 113 półbrygady. Po przybyciu do wyspy San Domingo,
wylądowawszy w Port-au-Prince pod dowództwem generała Boudet, batalion
rzeczony zajmował w departamencie zachodnim La Croix-des-Bouquets, Leo-
gane i Mirebalais. Często staczając utarczki z czarnymi, poty się trzymał, póki
choroby szeregów walecznych przerzedzać nie zaczęły, wtedy utracił przeszło
600 ludzi. Tym sposobem w przeciągu niespełna pół roku, nie orężem, lecz
śmiertelną zarazą zwyciężeni, z 3700 ludzi, których 113 półbrygada liczyła
pod bronią przy wylądowaniu na wyspę San Domingo, zaledwie 300 doliczyć
się mogła, a ze stu kilkudziesięciu oficerów, w czynnej służbie będących lub
nadkompletnych, zaledwie trzecia część przy życiu pozostała 18.
Gdy resztka naszych już osobnej komendy tworzyć nie mogła, generał Ro-
chambeau, po śmierci kapitana generalnego Leclerc objąwszy naczelne do
wództwo, rozkazem dziennym 113 półbrygadę do 84 półbrygady wcielił. Roz
kaz ten jednakże uskutecznionym być nie mógł z powodu niepodobieństwa po
łączenia rozrzuconych po całej wyspie oddziałów z 84 półbrygadą 19. Tym spo
sobem oficerowie po większej części pozostali bez wojska, a wielu z nich,
chociaż z trudnością, dostawszy pozwolenie odpłynięcia do Europy, wrócili
do Francji. Gdy jednak liczba opuszczających wyspę San Domingo coraz się
powiększać zaczęła, generał Rochambeau wydał rozkaz wstrzymujący nadal
pozwolenie wracania do Europy, wyjąwszy dla tych, których kalectwo raz na
zawsze niezdatnymi do służby wojskowej czyniło.
Powiedzieliśmy już wyżej, jakie niepomyślne skutki wynikły dla oręża
francuskiego ze ślepego zaufania, jakie kapitan generalny Leclerc pokładał
w swoim szefie sztabu, Dugua. Słuchając we wszystkim rad jego, oburzył
przeciwko francuskiemu rządowi całą ludność Murzynów, stał się przyczyną
buntu i oderwania od metropolii wyspy San Domingo. W owym prawie czasie
generał Dugua trucizną, jak wieść niesie, odebrał sobie życie 20.
Wkrótce po nim, to jest w nocy z dnia 1 na 2 listopada 1802 roku, kapitan
generalny Leclerc dni swoje zakończył. Przed skonaniem mocno ubolewał
nad smutnymi wypadkami zaszłymi na wyspie, ubolewał nad losem straco
nego wojska, albowiem z 34 000 ludzi, składających armię francuską, zaledwie
3000 żołnierzy zostawało pod bronią. Tak skończył Leclerc, wódz niewielkich
wojennych zdolności, polityk nie znający serca ludzkiego. Nie odgadł charak
teru Murzynów; zjednać ich sobie nie potrafił. W czasie wojny obok najwięk
szej czynności wahający się, nie mający swego własnego zdania, nadto niewol
niczo był podległym woli pierwszego konsula, nadto ufał drugim, za mało
sobie. Ciało jego nabalsamowane na wojennym okręcie francuskim małżonka
nieboszczyka * wraz z szefem brygady inżynierów, Bachelu, przewieźli do
Francji.
Po śmierci kapitana generalnego Leclerc generał Rochambeau jako naj
♦ tzw. molosy
» 102 «
darów narodu, pod którymi walczył, i nie korzystał z podobnego dobrodziej
stwa. Po oswobodzeniu wyspy przez Murzynów, gdy w nadanej konstytucji
zawarowano, iż cudzoziemcom nie wolno będzie posiadać żadnej nierucho
mości na wyspie, wyłączono jednak od tego zakazu Niemców i Polaków.-----
W tymże prawie czasie, kiedy panowanie Francji na wyspie San Domingo
już dogorywało, a z licznej niegdyś armii gdzieniegdzie słabe tylko szczątki
pozostały, od dawna spodziewana flota francuska przepływała morza, niosąc
ziomkom swoim pomoc i nadzieję.
Jużeśmy wyżej powiedzieli, iż po zawarciu pokoju w Luneville część Legio
nów Polskich, wcielona do francuskiego wojska, wysłana została do San Do
mingo, a druga część przeszła w służbę Rzeczypospolitej Cisalpińskiej *.
Generał Murat, naczelnie dowodzący włoską armią, wysłał generała dywizji
Chabot dla przyłączenia do swojego dowództwa Polaków. Przybył z nim razem
były minister wojny Rzeczypospolitej Włoskiej, Vignolle, pod którego prezy-
dencją szef brygady Grabiński i szefowie batalionów: Małachowski Kazi
mierz, Zawadzki, Jasiński, Chłopicki i Białowiejski, wszyscy przez generała
Murata na członków komitetu nowej organizacji wybrani, mieli pierwszą legię
przeistaczać podług danej im instrukcji. Tym sposobem sześć ** batalionów
piechoty i artyleria piesza podzielone zostały na dwie półbrygady. Każda pół-
brygada składała się z trzech batalionów, każdy batalion z ośmiu kompanii,
każda kompania liczyła 220 ludzi pod bronią. Skoro organizacja tych dwóch
półbrygad dokończoną została, pierwszą wcielono do 1 dywizji, a drugą do
2 dywizji włoskiej. Pułk zaś ułanów pod dowództwem pułkownika Aleksandra
Rożnieckiego pozostał przy generale Muracie.----
Z początkiem 1802 roku rzeczona [2] półbrygada rozłożona była w departa
mentach Crostolo, Panaro i Reno. Pierwszy batalion stał w Reggio, II w Mo-
denie, III wraz ze sztabem półbrygady w Bolonii; tamże znajdowała się rów
nież główna kwatera dywizji. Od końca maja cała półbrygada zgromadzona
była w mieście Reggio, kiedy 3 grudnia przyszedł rozkaz od generała Murata,
ażeby miała się w pogotowiu do marszu. Rozkaz ten wprost przysłany szefowi
półbrygady Aksamitowskiemu bez poprzedniego zawiadomienia o tym rządu
Rzeczypospolitej Włoskiej. Dnia 6 grudnia Polacy już byli gotowi do marszu,
tego samego dnia Aksamitowski wezwany został do Parmy, gdzie zjechał sam
Murat, a generał Ottavi za oddzielnym rozkazem generała Pino przybył do
Reggio dla zrobienia przeglądu półbrygady, wydania jej rozporządzeń po
trzebnych i karty podróżnej do Genui. W tymże czasie rozeszła się wieść, iż
Polacy są przeznaczeni do San Domingo! Nadszedł na koniec dzień 10 grud
nia 1802 roku, przeznaczony do pochodu. W wilię dnia tego Aksamitowski,
powróciwszy z Parmy wieczorem, ogłosił, że generał Murat czeka na przyby
cie 2 półbrygady, której przegląd osobiście chce zrobić. Wymaszerowali na
koniec Polacy z Reggio i nazajutrz o godzinie ósmej z rana weszli do miasta
Parmy. Kiedy przednia straż jedną wchodziła bramą, drugą Murat do Mantui
wyjeżdżał. Druga półbrygada tymczasem uszykowała się na placu wielkiej
przechadzki naprzeciwko książęcego zamku. Wnet potem przybył adiutant na
czelnego wodza z ekspedycją do szefa półbrygady, Aksamitowskiego, który
zgromadzonym oficerom przeczytał, co następuje:
„Pierwszy konsul, nagradzając zasługi i czyny waleczne 2 półbrygady włos
KAZIMIERZ MAŁACHOWSKI
kapitan — dowódca IV batalionu w 114 pólbrygadzte
* kuzyna
♦* Zagórski był wtedy jeszcze podpuł
kownikiem
» 105 «
Generał Darbois rozkazał mi przypłynąć z batalionem do Jeremie — prze
sadzono tedy batalion z okrętu na kilkanaście małych statków.----
Generał Darbois, jak tylko dostrzegł tę flotyllę na morzu, wysłał przeciwko
niej adiutanta, żeby się do brzegu nie zbliżała, tylko żebym ja sam z tym
adiutantem przybył do niego. Generał ten zmienił swój plan, kazał wracać do
T.iburon, tam na ląd wysiąść i na siebie oczekiwać.----
W pierwszym zaraz dniu takiego pochodu wzdłuż brzegu morskiego, obok
ciągłego pasma gór odwiecznym lasem zarosłych, wyszliśmy na płaszczyznę,
zagłębiającą się w nowe gór pasmo, które przedzielała niewielka rzeczka,
w morze wpadająca. Dolinę tę zwano Carvahanac, od której nazwisko wzięła
mocna reduta Murzynami obsadzona na wyniosłej górze, w morze spadającej,
około której kręciła się przypadająca nam droga. Redutę tę wypadało naprzód
zdobyć; w tym celu ruszyły dywizje batalionowe dla przedzierania się po
bocznymi górami, okrążenia tej reduty i odcięcia jej z tyłu komunikacji. Spo
strzegłszy to Murzyni, po słabym oporze i ranieniu tylko żołnierzy, wyszli
z niej — ale uważałem, że wszyscy byli należycie uzbrojeni i kompletnie
w mundury francuskie ubrani. Droga robiona---- w wielu miejscach miała
pokopane rowy, a za nimi wzniesione parapety z podwójnymi ustępami dla
ukrywania się w potrzebie.
Po wzięciu tej pozycji zeszliśmy na obszerną w kształcie amfiteatru dolinę
zwaną Aux Anglais, opasaną dokoła wzniosłymi górami, w morze zapadają
cymi. Tam resztę dnia przepędziliśmy wśród poburzonych młynów cukrowych
i kilku kup kawy, nasypanej na ogromne liście figi bananowej, lecz zarazem
uważaliśmy ciągłe tłumy Murzynów z bagażami, dążące górami w stronę,
którędy nam marsz przypadał.
O trzeciej po północy ruszyliśmy z miejsca tego, mając rozkaz nie nabijać
broni, ażeby się nie bawić strzelaniem, ale prosto iść na nieprzyjaciela z nad
stawionym bagnetem. Szliśmy dość długo spokojnie, mając po prawej stronie
brzeg morski, a po lewej okrywając się łańcuchem woltyżerowskim od zasa
dzek, jakie mogły mieć miejsce pomiędzy plantacjami cukrowymi; ale jakeś
my się zbliżali ku miejscu, które pomimo ciemności nocnej odkrywało oczom
naszym bliską górę, spostrzegliśmy na jeden raz sygnał w rozciągłej linii zro
biony ze spalenia na panewce prochu, który nas przekonywał o czujności
i gotowości nieprzyjaciela. Wkrótce też sypnął się rzęsisty karabinowy ogień;
był to murzyński ogień na naszą sekcję woltyżerską, prowadzoną przez pod
porucznika Weigiela, za nią rzuciła się naprzód kompania grenadierów,
w awangardzie idąca, a następnie i reszta batalionu, ale równie przywitana,
w tył cofać się zaczęła. Wypadało więc przeciwko ogniowi, na nas sypanemu,
front uformować i podobnyż na nieprzyjaciela rozpocząć.
Kiedy się to dziać zaczęło, ciemna noc w okamgnieniu zamieniła się na
dzień zupełnie widoczny, gdyż w tamtych klimatach świtania nie znane,
a wtedy dopiero postrzegliśmy górę, przez którą szła droga w skale kuta na
kondygnacje, zatarasowana rowami i parapetami, Murzynami obsadzonymi;
na zwierzchniej zaś jej płaszczyźnie trzy reduty, osadzone mnóstwem zbroj
nego ludu. Tam to zginął ze swoją sekcją podporucznik Weigiel, kapitan gre
nadierów Mesange, adiutant major Królikiewicz, wielu grenadierów zabitych
i rannych.
Nie można było w takiej zbyt nas rażącej utrzymać się pozycji, posunęliśmy
się na lewo, weszliśmy w krzaki, z nich staraliśmy się górami okrążyć po
zycję — ale nie znana w Europie gęstość lasów powiązanych lianem, rośliną
zbyt tam mnogą, ogromne rozpadliny w górach, jak mówiono będące skut
» 106 «
kiem dawniejszych okropnych trzęsień ziemi, wszystkie nasze usiłowania da
remnymi czyniły tak, że generał Darbois około południa osądził potrzebę ustę
pu. Ten się rozpoczął, może z zadziwiającym generała porządkiem, wśród
rzęsistego nieprzyjacielskiego ognia, i z taką zimną krwią, jak gdyby się to na
mustrze działo — ale przyznajmy z drugiej strony, że w klimacie tak gorącym,
w samo południe, żołnierz wyniszczony fatygą nie mógł być rześkim, a tym
samym stał się obojętnym. Murzyni nie umieli nas ścigać, przestawali na
przeraźliwych wyciach, a zabiegać nam nie mogli, gdyż im przeszkadzała wiel
ka przestrzeń plantacji cukrowej wodą zalanej. .
Resztę naszego marszu odbywaliśmy spokojnie i kiedy już byliśmy nieda
leko Tiburon, generał bierze z sobą kompanię grenadierów, a mnie każę wra
cać do owej reduty pod Carvahanac — szczęściem nie była jeszcze przez Mu
rzynów zajęta i ja do niej spokojnie wszedłem. Tam przez dwa dni zostawa
łem, żadnego nie odbierając rozkazu ani żywności; szczęściem znaleźliśmy
świnie błąkające się po lesie, te żołnierzom dostatecznie racje zastąpiły.
Generał na drugi dzień ruszył do Jeremie i dopiero w drodze przypomniał
sobie, że żadnego dla mnie nie dał rozkazu, wątpił nawet, czy już nie byłem
zabrany, kazał tedy mnie wyszukiwać. Wyszedł najprzód oddział żandarmów,
za nim kompania grenadierów. Żandarmowie, zbliżając się ku reducie, poje
dynczo wymykali się z lasu i na powrót szybko się kryli, że to zrobiło pewien
rodzaj trwogi na tych, co takowy ruch dostrzegli, ale pokazywało, że tam
Murzyni być nie mogli, gdyż przed godziną zrobione patrole nic nie odkry
ły — kazałem tedy na wielkiej żerdzi wśród reduty wznieść naszą trójkoloro
wą chorągiew z kogutkiem. Wtedy dopiero pokazali się żandarmi, a za nimi
i nasza kompania grenadierska.
Wróciłem do Tiburon, wsiedliśmy na te same statki, które nas do Jeremie
woziły, ja z kompanią grenadierską na tenże sam co wprzódy bryg arma
torski „Bonaparte”, na który zabrałem wszystkich rannych i morzem udaliś
my się do Les Cayes, zostawując podług rozkazu generalskiego jedną kom
panię w reducie nad Tiburon będącej.
W tej żegludze dwa mieliśmy wypadki; pierwszy, że korweta angielska ka
zała naszemu brygowi stanąć, sama do nas przypłynęła, komendant jej wszedł
na nasz pokład, cały statek zrewidował, a znalazłszy go napełnionym żołnie
rzami, tak zdrowymi, jak rannymi, słowa nie mówiąc, oddalił się i ze swoją
korwetą odpłynął. Wizytę taką nasz kapitan wziął za niewątpliwy znak wypo
wiedzianej Francji wojny — zrobił z tego zdarzenia protokół i zachował dla
przesłania go wyższym władzom. Drugi, szczególny w swoim rodzaju, był
ten, że podporucznik Bergonzoni, który jeszcze pod Carvahanac był zachoro
wał, pewnego poranku na samym rozwidnieniu wszedł do izby kapitańskiej,
w której ja się znajdowałem; zapytany ode mnie: czego by żądał, odpowie
dział, że przyszedł zameldować się, że umiera — a na moją perswazję, żeby
tylko był spokojny, a żyć będzie i zdrów zupełnie, słowa więcej nie wyrzekłszy,
wyszedł, kilka kroków zrobił, padł i już nie żył. W podobnym też rodzaju miał
i pogrzeb: po zrobieniu protokołu, zaciągnięciu go do dziennika morskiego
i wydaniu mnie duplikatu, wsunięto ciało jego w wór, który, zawiązano u gło
wy z kulą wielkiego kalibru i w przytomności nas zgromadzonych wpuszczono
po desce do morza. Takim sposobem odbyły się obrzędy religijny i świecki
razem.
Statki nasze, jedne wcześniej, drugie później, przybijając do brzegu u mia
sta Les Cayes, ściągnęły mnóstwo ciekawych, tak białych, jak czarnych; biali
szczególnie witali nas z oznakami szczerej radości i bardzo sprawiedliwy mie-
» 107 «
li do tego powód, gdyż na parę dni wprzód miasto było atakowane przez
Murzynów i cudem prawie utrzymało się od rzezi, jaka by niewątpliwie na
stąpiła, gdyby miasto było zdobyte.
W mieście tym nielicznym garnizonem francuskim komenderował gen. bry
gady Laplume, rodowity Murzyn, pozostały wiernym rządowi francuskie
mu — gdyż wiedzieć potrzeba, że kolonia utrzymywała 12 tysięcy regularnego
wojska należycie wyćwiczonego, z samych Murzynów złożonego, dla zastą
pienia europejskiego, któremu we wszystkich epokach klima tamtejsze sta
wało się śmiertelne, nie dziw zatem, że z owego wojska dawały się widzieć
porządne oddziały.
Tenże gen. Laplume, kontent z naszego przybycia, codziennie na nieprzy
jaciela zaczął robić wycieczki, sam zawsze na czele, ubrany w paradny mun
dur generalski. W mieszkańcach duch na nowo ożył, rzucono się do wzmoc
nienia miasta, zasłaniając miejsca przystępniejsze, z początku szańczykami
z beczek i różnych pak kupieckich ziemią przysypanymi, a później na ciągłe
opasanie miasta wałem i rowem podług reguł fortyfikacyjnych z bateriami,
w których się znalazło 50 dział dostatecznie amunicją zaopatrzonych. Takie
wzmocnienie i czujność nieustanna niezmiernie powiększyły służbę garnizo
nową, a z nią i śmiertelność; nie było dnia, ażeby z głównych hauptwachów *,
w ciągu tych wałów pozakładanych, nie wywożono trupów — bardzo często
znajdowano dwugodzinnych szyldwachów ** zmarłych przy ich zluzowaniu; toż
samo się działo przy szopach, nam na koszary przeznaczonych. ----
Mieszkańcy zaczęli opuszczać miasta i udawać się do wysp sąsiednich, naj
więcej do hiszpańskiej Kuby; z takiej sposobności korzystał w Jeremie Fres-
sinet, wsiadł na obywatelski okręt z adiutantami swoimi, a z nimi i kapitan
Żymirski, po wymarciu starszych komenderujący batalionem II, gdyż już od
dawna nie żył podpułkownik Jasiński, odebrawszy sobie życie wystrzałem
pistoletowym. Cóż tu powiedzieć o batalionie zostawionym w reducie nad
miastem będącej? Porucznik Rusiecki zeszedł na dół z raportem do swego
komendanta, a że go już zastał na okręcie, nie miał nic lepszego do zrobienia,
jak porwać żonę z dziećmi i zostać pod dalszymi jego rozkazami, bynajmniej
nie dając znać reducie, co się na dole działo. Opuszczone miasto zajęli Mu
rzyni, oblegali redutę i po dwudniowym traktowaniu weszli do niej, znalezio
nym tamże Francuzom toporami na pieńku głowy poucinali, a naszych oddali
Anglikom, którzy ich zaraz ubrawszy w swoje mundury, kurtki polskie
i cały ich ubiór oddali Murzynom; w takim to ubiorze przyszedł nam się pre
zentować jeden batalion murzyński. Zbliżała się i dla nas chwila; ewakuowa
liśmy miasto Aquin, zajmowane przez jedną kompanię z batalionu I; do
wódca jej, kapitan Zieleniewski, zrąbany przez kawalerię murzyńską, po do
staniu się do Les Cayes umarł. Generał dywizji Brunet zwołał radę wojenną
i podał projekt przedzierania się do Kartageny na statkach obywatelskich, na
jakich w porcie nie zbywało, wszystkie te jednak projekty nie przyszły do
skutku; przybyło więcej okrętów angielskich i z komodorem Cumberland, ni
mi komenderującym, ugodę zawrzeć musiano, mocą której oddawano Angli
kom: miasto, arsenał, zgoła wszystko, co było rządowego albo wojskowego,
Anglicy zaś obowiązywali się zaprowadzić nas na swoją wyspę Jamajkę, tam
oficerów przesadzić na okręty transportowe i odwieźć do Francji na powrót,
a żołnierzy do dalszego czasu zatrzymać jako jeńców wojennych.
* odwachów
♦♦ wartowników
» 108 «
Hurmem za nami rzucili się obywatele na statki z familiami swymi, ale
dużo pozostało w mieście ufnych w kapitulację angielską. Ci najprzód zajęli
wszystkie po nas poczty, a przy ambarkowaniu się wprowadzili do miasta
niewiele lądowego żołnierza. Po wyjściu z portu i zbliżeniu się ku wyspie zwa
nej Ile-a-Vache, naprzeciw Les Cayes leżącej, na której zawsze utrzymywałem
oddział z 50 ludzi złożony z jednym oficerem, obok której nieszeroka była głę
bia, którą jedynie mogły wchodzić i wychodzić okręty, reszta w kształcie
ogromnego półkola zamknięta pasmem skał, pod powierzchnią wody ukrytych,
dostatecznymi były, że w tym miejscu postawiony jeden okręt angielski naj
ściślej nas blokował i wszelką więcej niż przez trzy miesiące odjął nam ko
munikację. W tym tedy miejscu cała ewakuacja nasza ze wszystkimi statkami
obywatelskimi na kotwicy stanęła, a komodor Cumberland ze świtą oficerów,
wziętą ze wszystkich swoich oficerów, ku wieczorowi odpłynął do miasta.
Była to chwila wpuszczenia tryumfalnego do Les Cayes generała murzyńskie
go Dessalines z wojskiem jego. Huczne natychmiast usłyszeliśmy okrzyki, ca
łe miasto rzęsisto oświecono, śpiewy i nieustanne strzelania dowodziły po
wszechnej radości, wśród której odbywała się uczta dla Anglików wyprawio
na; ta się przeciągnęła aż do następnej nocy i nie wróciła nam Anglików na
okręty aż trzeciego dnia rano, znużonych biesiadami, ale dobrze obładowanych
złotem za sprzedanie Murzynom tego miasta.----
Tu się zastanówmy i zapytajmy się: co się stało z tymi 600-kilkudziesiąt
ludźmi chorymi, których ja z Les Cayes na jeden raz odesłałem do lazaretu
w Le Móle-St-Nicolas, gdzie była reszta naszego 113 regimentu, wcielona roz
kazem dziennym gubernatora do naszego 114 w czasie ogólnej ogranizacji,
podczas której kilka zniszczonych w jeden zlewano regiment, gdyż ja, uznany
za komendanta i na przedstawienie gen. dywizji Bruneta podniesiony na sto
pień pułkownika, ani tych ludzi, ani tych chorągwi i kasy nie widziałem, wie
działem tylko, że przed nami byli Polacy z Les Cayes, mężnie się trzymali,
szczególnie wychwalali kapitana Dziurbasa, tamże poległego, i pamiątkę jego
uświetniono nazwaniem wzniesionego szańca Fort Dziurbas; żałowano także
mocno podpułkownika Bolestę w Jacmel zmarłego, co się zaś stało z jego
wojskiem — nie wiadomo, gdyż my musieliśmy tam posłać nowy garnizon pod
komendą kapitana Mościckiego, a co się i z tym stało, takoż mnie nie wiadomo,
gdyż kapitan, przybywszy sam po żołd, nie znalazł prędkiej okazji do powrotu,
zachorował i umarł, a my tymczasem kapitulowaliśmy i jako jeńcy wojenni do
staliśmy się w moc angielską. Więcej jeszcze podobnych znalazłoby się wypad
ków, które szczególnych z tożsamości wypływających potrzebują świadków.
Anglicy po kilkunastodniowym nas zatrzymaniu zaczęli głosić, że guberna
tor chętnie by nas do Francji odesłał, gdyby miał przewozowe statki, gdyż
wojennych okrętów do tego użyć nie może, ale pozwoli nam częściowo uda
wać się do Stanów Zjednoczonych Ameryki o swoim koszcie, gdzie konsulowie
francuscy łatwe znajdą sposoby wyprawienia nas jako parolowanych * do Fran
cji,. Tak się też i stało. Do trzeciego transportu ja się podałem i znalazłem
siedmiu ochotników, którzy ze mną odpłynąć chcieli. Wszystkich komisarz
angielski akceptował, ale kiedy przyszła kwestia, ażeby mnie wydał mojego
służącego, który, nie będąc żołnierzem, nie mógł podpadać pod kategorię jeń
ców wojennych, na zapytanie, jakiego był narodu? kiedy mu odpowiedzia
łem, że Polak — jak skoro Polak, to wydany być nie może; zapytany przeze
mnie: dlaczego? odpowiedział komisarz: „Mogliście służyć Francuzom: prze-
♦ wypuszczonych na słowo
» 109 «
lewać krew w ich sprawie i ginąć, to żołnierze wasi mogą służyć w Anglii,
a będą lepiej odziani, zapłaceni i szanowani. A jeżeli chcesz mieć służącego,
wybierz sobie między Francuzami, jaki ci się podoba, a będzie wydany”. Za
cząłem w żywszą nieco wchodzić rozmowę, a widząc, że na próżno, odszedłem.
Pozwolono nam udać się do Kingston. Tam znaleźliśmy bryg amerykański
„Federalist”, który wyprzedawszy swój towar, deski, miał próżno do Karoliny
południowej odpływać, ale znalazł nas do 40 osób, najwięcej Francuzów z żo
nami i dziećmi, mających zamiar osiąść na zawsze w Ameryce. Bryk ten już
był kondemnowany, uznany za niezdatny do żeglugi, przecież chciwy kapitan
jego, Eborn, znalazł sposób wymknięcia się; nie miał nawet busoli, bez której
żaden okręt podróży morskiej nie odbywa, i pewnie by nas w Kanale Bahama
zatopił, gdybyśmy szczęśliwym trafem nie mieli między sobą kapitana z za
branego przez Anglików okrętu; ten nas od niezawodnej uratował śmierci,
rzuciwszy się sam do rudla * i zakomenderowawszy manewr przerzucenia żagli,
jakiśmy dobrze znali, w chwili wpadania statku na ukryte w wodzie skały.
Działo się to o dziewiątej wieczór, byliśmy wszyscy na pomoście i dlatego
bardzo szybko ten manewr się spełnił, a skierowany w inną stronę statek już
nie miał żadnego niebezpieczeństwa; ale go czekało drugie.
We dwa dni później zbliżyliśmy się wieczorem ku brzegom portu Charle-
stown, a że żaden okręt bez pilota do portu nie wchodzi, rzucono kotwicę;
tę burza zrywa, okręt w tymże miejscu uszkadza, że się weń woda gwałtow
nie wdziera. Rzucono się do pompy — ta niedostateczna. Rzucono się do róż
nych naczyń i nimi wodę wciąż wylewano — burza wypędziła nas na pełne
morze. Kapitan, nie mając busolki ani żadnego potrzebnego instrumentu, nie
wie, gdzie jest. Szczęściem jego pomocnik dostrzegł w odległości ziemię, roz
poznał, że to był Cap St-Antoine. Zbliżyliśmy się do brzegu, weszliśmy na
rzekę Savannah i tam już więcej wody nie wylewając ani pompując, pozwo
liliśmy brygowi osiąść na dnie — drugiego zaś dnia szczęśliwie dostaliśmy się
do miasta Savannah, gdzie nam w ciągu kilkunastodniowego bawienia Amery
kanie pokazali grób Kazimierza Pułaskiego, wymurowany w miejscu, w któ
rym spadł z konia nasz rodak, komendant jednego regimentu kawalerii fran
cuskiej, przesadziwszy wał i spadłszy w środek reduty angielskiej22.
PRZYPISY
1 Po pokoju w Luneville Legia Nad- mniała się o Dolomieu. Uczony zmarł
dunajska wycofana została ze Steyer jednak wkrótce po powrocie do kraju
przez Monachium i Ulm do Genewy 8 List nawiązuje do sytuacji z drugiej
(luty—marzec 1801), a stąd ruszyła dalej połowy 1801 r., gdy nie było wiadomo,
przez przełęcz Mont Cenis do Włoch. czy dawna Legia Naddunajska zostanie
Po krótkich postojach w Turynie i Me oddana na służbę Etrurii, przyjęta na
diolanie oddziały Legii odesłano w żołd francuski czy rozwiązana.
kwietniu do Florencji, stolicy nowo 4 Mowa o generale Martin Vignolle’u,
powstałego Królestwa Etrurii. Później który dokonał reorganizacji piechoty
rozlokowano je w kilku miastach, m. in. Legii Naddunajskiej w Livorno (19—22
w Pizie i Livomo. X 1801), a następnie ułanów i artylerii
2 Dćodat Dolomieu — francuski geo w Pizie.
log. W młodości kawaler maltański, 5 Propozycje Moellera nie zostały na
wykluczony z zakonu za pojedynek, w wet rozpatrzone przez ministra wojny
którym zabił swego przeciwnika. W cza Berthiera.
sie wyprawy do Egiptu nakłaniał Bo- 6 Od 14 II 1802 była to już Republika
napartego do zajęcia Malty. Po dwu la Włoska. Królestwo Etrurii utworzone
tach pobytu w Egipcie w drodze powrot zostało przez Napoleona 21 III 1801 z
nej do Europy został wzięty do niewoli Wielkiego Księstwa Toskańskiego. No
w Zatoce Tarenckiej. Przewieziony do minalnym władcą był infant parmeński,
Messyny na Sycylii, osadzony został w Ludwik Burboński, w rzeczywistości —
więzieniu, gdzie przebywał w bardzo rządzili Francuzi. W 1807 Królestwo
ciężkich warunkach. Po zwycięstwie Etrurii włączono do cesarstwa francus
Bonapartego pod Marengo Francja upo kiego.
» 112 «
prairiala ♦. Od tego czasu, nie nale zdrowia, ale jak nadejdzie pora lotnia,
żąc da żadnego korpusu i nie otrzymu wątpię, abym gorąco tego kraju wy
jąc żadnego żołdu z racji naszego od trzymał. Powietrze tu bardzo niezdro
osobnienia, upraszamy Cię, Obywatelu we, osobliwie od czasu zbuntowania
Ministrze, byś zechciał przyłączyć nas ■się czarnych, to jest od lat 12. Wszy
do zakładu kolonialnego w Marsylii lub stkie wojska tu przysłane wymarły, od
Portoferraio do 114 półbrygady, w lat dwóch wymarło na wyspie St. Do
oczekiwaniu aż spodoba się Ci przezna mingo z wojska z Europy przysłanego
czyć nam stanowisko, gdzie będziemy do 40 tysięcy, jeden generał en chef
mogli nadal dawać dowody naszego po Leclerc, dwunastu generałów dywizji
święcenia dla interesów naszej przy i w proporcji generałów i szefów bry
branej ojczyzny”. Jw. gady etc. My, od siedmiu miesięcy tu
14 Brytyjski admirał Nelson utracił przybyli, straciliśmy do 2 tysięcy ludzi
prawą rękę w bitwie z flotą hiszpań i wszystkich prawie oficerów, nasz brat
ską pod Santa Cruz na wyspie Ten er yfa Jan zabity od czarnych, a koledzy po
w roku 1797. W bitwie u przylądka dróży wszyscy wymarli w ten sposób,
Trafalgar (21 X 1805) został zabity. że ja tylko sam został, który klima
15 Cap-Franęais — miasto na północ kraju tego wytrzymał. Nie spodziewam
nym wybrzeżu Haiti, założone w 1670. się, ażebym mógł kiedykolwiek powró
Obecnie Cap-Haitien, stolica deperta- cić, gdyż dymisją bardzo ciężko otrzy
mentu północnego. mać, a jak gorąca nadejdą, tak choroba
16 Według naczelnego lekarza armii znowu prendra son essor, wzmoże się.
francuskiej, C. Gilberta, żołnierze byli Kolonia tutaj jest w najgorszym sta
wycieńczeni długą podróżą morską, w nie. Handel upadł zupełnie, gdyż okrę-
czasie której odżywiali się głównie so ta przychodzące z Francji z towarami
lonym mięsem. Przybywszy na San Do próżne na powrót powracać muszą.
mingo, zaczęli zjadać duże ilości owo Wojna, która do tego czasu uśmierzo
ców i warzyw, nie znając ich często ną być nie może, wypędza najbogat
i nie zwracając uwagi, czy są dojrzałe. szych kolonistów, cała kolonia albo
Legioniści robili napoje i kiepskie wino wiem znajduje się w rękach czarnych,
z bananów, cytryn i gorzkich poma miejsca tylko portowe niektóre w na
rańcz, co powodowało zaburzenia ga- szych znajdują się rękach. Jeśli nie
stryczne i dalsze wycieńczenie orga przyślą pomocy z Francji, będziemy
nizmu. Żołnierze francuscy i polscy za przymuszeni opuścić kolonię”. A. Skał-
padali masowo na cholerę i żółtą fe kowski Polacy na San Domingo.
brę, zwłaszcza jeśli znajdowali się na 1802—1809, Poznań 1921, s. 56—57.
wybrzeżu, gdzie były bagna i laguny. 19 Szczątki 113 półbrygady wcielono
Długotrwałe marsze w upalnym słoń później do 31 i 74 półbrygad francus
cu, brak higieny i noclegi na wilgot kich.
nej ziemi potęgowały epidemie. Cho 20 W rzeczywistości zmarł na żółtą
rzy umierali zazwyczaj po 3—5 dniach, febrę 16 X 1802.
ale zdarzało się, że konali niemal na 21 Jean Baptiste Donatien Rocham-
tychmiast w czasie marszu. Gilbert za beau — uczestnik amerykańskiej wojny
lecał przeniesienie obozowisk i szpitali o niepodległość, przyczynił się do zwy
na plantacje w głąb wyspy, puszczanie cięstwa nad brytyjską armią Corn-
krwi nowo przybyłym żołnierzom, sto wallisa pod Yorktown w 1781. W 1790
sowanie ścisłej diety. dowodził francuską armią „północną”,
17 Wymordowanie batalionu murzyń w 1791 mianowany marszałkiem. Are
skiego nastąpiło na rozkaz Leclerca, sztowany podczas terroru, wyszedł na
wydany jeszcze 16 października, w wolność po 9 thermidora. W 1803 przed
chwili gdy powstańcy szturmowali Cap- stawiony Napoleonowi otrzymał od nie
-Franęais.. Francuzi tłumaczyli później, go pensję marszałka.
że nie mogli postąpić inaczej, mieli bo 22 Obszerna korespondencja K. Ma
wiem zbyt mało siły dla pilnowania łachowskiego z ministrem wojny Ber-
niepewnych Murzynów. thierem po powrocie z San Domingo do
18 Józef Rogaliński pisał w styczniu Francji (lądował w Bordeaux) znajduje
1803 r. do brata Walentego: „Odbywszy się w Archiwum Wojennym w Vin-
chorobę krajową, która cztery miesiące cennes. Papiery oficerów. Seria XT-»
trwała, przecie teraz przychodzę do 106—128 „Empire”. Litera M.
♦ 29 V 1803
7
KONIEC LEGIONÓW
JOZEF CHŁOPICKI
szef II batalionu
Dnia 30 junii * flota angielska wypłynęła z Mesyny i wzięła kierunek ku
Golfowi di Santa Eufemia. Z dnia 30 [junii] na 1 julii ** nieprzyjaciel wylądo
wał wojsko na brzegi Kalabrii pod Santa Eufemia.
Dnia 2 julii pułkownik Grabiński stanął z czterema kompaniami przy rzece
Amato; z tych dwie wysłał pod kapitanem Laskowskim z zaleceniem wzięcia
zwiady naocznej o sile i postawieniu się nieprzyjaciela. Punktualność tego
oficera wykonania rozkazów mu danych była bardzo znana, jego doświadcze
nie zyskiwało mu ufność żołnierza. Ale nieprzyjaciel od momentu opanowania
nadbrzeża zajął stanowiska i te wzmocnił; nadto bliskość jego sił zebranych
pozwalała mu prędkiego użycia, ile zdarzenia wymagać mogły. W tym to
miejscu kapitan Laskowski został otoczony i przyjęty ogniem został rannym,
oficerowie pozabijani, inni ranni. Szczątki oddziału zostały się samym podofi
cerom; tych odwaga dokończyła przeznaczenia; wielu ubito, resztę żołnierzy
rannych Anglicy zabrali
Dnia 3 julii generał Reynier zebrał pułki 1 i 23 lekkie piesze, 42 liniowy,
II i III bataliony polskie, jeden Szwajcarów, 80 koni pułku 9 strzelców i 4
działa, co wszystko nie dochodziło 4 tysięcy ludzi. Ci obozowali na lewym
brzegu rzeki Amato, po lewej stronie do Nicastro. Wszystkie miejsca zakłado
we dalszej Kalabrii pilnowały straże zostawione z tychże wojsk. Zamki Scilla
od 600 i Reggio od 100 ludzi zatrzymywały garnizony z Francuzów złożone.
Wieczorem przybyło kilku zbiegów od Anglików; ci zgadzali się w zezna
niach, że nieprzyjaciel licznym jest, na ziemi przeszło 6000 pod rozkazami
generała Stuart, i że admirał Sidney Smith oddzielną siłą na wodzie włada.
Tegoż wieczora spostrzeżono trzy statki wysłane od floty w kierunku ku
Sycylii, które na wysokości Torre di Mezza Praia stanęły.
Nieprzyjaciel na lądzie żadnego ruchu nie zrobił. Dnia 4 julii o godzinie
ósmej z rana kolumny angielskie zbliżyły się ku ujściu rzeki Amato i sformo
wały linię ponad brzegi morza okryte krzakami. Okręt liniowy, fregata i niż
szego rzędu statki wojenne wzięły podobnyż kierunek, a w formowaniu się do
* 30 VI 1806
1 VII 1806
>> 115 «
linii wodnej ich prawe, wysunięte więcej, przewyższało lewe skrzydło linii
lądowego wojska.
Generał Reynier, rozważywszy postawienie się wojsk angielskich, wydał
rozkazy do bitwy. Porządek wejścia był następujący:
Dwie kompanie strzelców pieszych wysłano w krzaki lewym brzegiem Ama-
to do ujścia tej rzeki dla przejścia jej w bród i oskrzydlenia prawego [skrzy
dła] nieprzyjacielskiego w czasie ognia z obu wojsk.
Generał brygady Franceschi był wysłany z pułkiem 23 na wysokość lewego
skrzydła nieprzyjacielskiego.
Dwa bataliony z 1 pułku strzelców pieszych, dwa z 42 pułku liniowego,
jeden z pułku Szwajcarów, dwa Polaków przechodziły rzekę w bród i formo
wały kolumny plutonami w masę. 80 koni strzelców z 9 pułku, 4 działa pod
rozkazami generała Digonnet maszerowały na prawym skrzydle kolumn, zo
stawiając miejsca na rozwinięcie masy do szyku bojowego we dwie linie.
Generał Reynier na czele kolumn piechoty na prawe skrzydło nieprzyjaciela
prowadził. Zbliżony na strzały dział angielskich, rozkazał formować dwie
linie. Pierwszą składały cztery bataliony francuskie, drugą, pod rozkazami
generała brygady Peyri, batalion Szwajcarów i dwa polskie.
Generał Reynier prowadził sam pierwszą linię i ostrzegł, aby bez strzelania
w spotkaniu się samych tylko bagnetów użyto. Żołnierz z bronią w ramieniu
pod kartaczami przysuwał się do Anglików. Szeregi nieprzyjaciół podobnąż
cierpliwość zachowały. Na koniec zbliżenie się nasze wzruszyło obojętność
Anglików i jednym razem ich ognie z lądu i morza okryły nasze szeregi.
W kilka minut ledwie trzecia część pierwszej linii na nogach została2.
Oddziały zaś angielskie na lewym brzegu rzeki Amato, i w naszym obozowi
sku niespodziewane, pokazały się. Te, wylądowane nocą z trzech statków,
widzianych przy Torre di Mezza Praia, ukrywały się w krzakach. Zwiady
nasze, wysłane w to miejsce, zaniedbały dopełnić danych zleceń, wróciły
i drogę otwartą zostawiły Anglikom, którzy w momencie ognia między woj
skami spieszyli i postawili się za lewe skrzydło nasze.
Podobne wypadki sprawiły na duch żołnierza wrażenie zguby. Wojska
angielskie posuwały zaczęte zwycięstwo. Żołnierz nasz z reszty pierwszej linii
jeszcze opierał się przemocy; na koniec przeszli i zwalili się na lewe skrzydło
drugiej linii, gdzie był III batalion Polaków. Szef Małachowski, dowódca bata
lionu, zachował w tak trudnym zdarzeniu niepodobny prawie porządek; jego
roztropność i stałość wymogła na swoich posłuszeństwo i przytomność. Sam
nieprzyjaciel, co bagnetem popędzał rozbiegłych, wstrzymał się. Małachowski
cofał się w porządku gotowym do ognia, Anglicy patrzali na jego zimna
i ostrożne działanie. Oddziały angielskie, co nas oskrzydlały, spokojnie zo
stawały 3.
Pomiędzy Nicastro i Maidą, na górach przy drodze [do] Catanzaro, zebrały
się rozsypane szeregi, skąd generał Reynier poprowadził swe wojska nad
brzegi Morza Jońskiego. Dnia 5 julii stanął w Torre di Catanzaro. Bitwę
4 [lipca] nazywaliśmy bitwą pod Santa Eufemia, Anglicy zaś dali jej nazwisko
di Maida.
Przegrana na Amato sprawiła nam wielką stratę wielu oficerów, tysiąc kil
kaset żołnierzy, zakładów wszystkich pozostałych w dalszej Kalabrii, kasy puł
kowej, garnizonów po zamkach i uzbrojeń brzegów morskich. Mieszkańcy
miast, wsiów i domów pojedynczych obydwóch prowincji z bronią na nas po-
wxtnli Do klęsk wskazanych dodać należy nowe i przykre położenie wojsk ge-
lUMala Reynier w głębi kraju, pomiędzy górami, z których wychód niepodob
» 116 «
ny, jeżeliby broniono bez żywności, bo ta w składach i pod obroną mieszkań
ców. Przeznaczało to los smutny, jaki narzucić mógł nam nieprzyjaciel.
Generał Stuart został w Maida, jego wojska przy nim nie posuwały się
naprzód; zapewne ważne przyczyny przeszkadzały mu zrobić z nami, jak
byliśmy zagrożeni. Trudnił się zabieraniem zakładów pozostałych, co w czę
ści przez chłopstwo zbrojne wykonano.
Mieszkaniec, zachęcony i przekonany, działał z Anglikami, stawiał się przed
nami śmiało, ale postrzegłszy, że sobie samemu zostawiony, cofnął się do mu
rów miast dalszych.----
Marszałek Massena w 5 tysięcy ludzi ułatwiał sobie drogę bronią od granic
Basilicaty do Kalabrii. Pod Laurią szalone chłopstwo broniło przechodu gór
i miasta wojsku jego. Ukarani ciężko: miasto spłonęło ogniem, a mieszkańcy
krwią dolewali miarę rzezi wykonanej wprzódy na Polakach. Po takiej zemście
strach powszechny rozpędził na moment gromady zbrojne i zmienił zebrania
w napady pojedyncze.
Marszałek Massena przybył do Castrovillari. Generał Reynier w Cassano
przez bliskość miejsca stykał swe wojska z kolumną marszałka, obydwie ra
zem do ośmiu tysięcy. Marszałek Massena zapowiedział wojsku powrót do
dalszej Kalabrii. Generał Peyri przy Castrovillari i Cassano został z pułkiem
konnym 29 dragonów i batalionem III Polaków. Wojska połączone przecho
dziły miasta i wsie nad brzegami rzeki Crati bez żadnego oporu. Amnestię
ogłoszoną przyjęto z upragnieniem na ten moment.
Delegowani ze stolicy Kalabrii bliższej, wprowadzili marszałka Massenę do
miasta Cosenza. Miasto to dość wielkie, handlowne, zamieszkałe przez pier
wszych obywateli w prowincji, miało ostrożność zachowania się w tych zmia
nach tak roztropnie, że nawet napomnieniu nie podpadało. Przeciwnie, postę
powanie mieszkańców okolic wiele osób do sądu i kary powołało. Uważano
więc, oprócz stolicy Cosenzy, wszystkie osady w okolicy za buntownicze. Dano
generałowi Verdier, aby w tej prowincji wszystko do posłuszeństwa zwrócił,
a nieskłonnych poskromił. Dwa bataliony Polaków, jeden batalion Korsyka
nów i kilka kompanii Francuzów dane mu było na jego rozkazy. Ta garstka
czyniła bezskutecznymi usiłowania mieszkańców, którzy bezsprzecznie burzyli
spokojność. Rodzaj wojny z nimi był prosty: napaść odeprzeć; ten tylko spo
sób zostawał. Ponieważ ich siły wzrastały i nikły z jednakową szybkością,
bezpieczeństwo więc zostawało w nieprzestannej ostrożności. Poddawania się
ich do naszej woli przyjmowaliśmy^ podejrzliwie, bo te bywały nieszczere;
w tak wzajemnym pokoju albo zabijaniu się żadnej wiary ani też sztuka woj
skowa żadnej chwały nie miała.
Marszałek Massena, zostawiwszy generała Verdier w Cosenza, sam z resztą
wojska poszedł do dalszej Kalabrii na Anglików, których już nie zastał.
Władze cywilne, pozaprowadzane w imieniu Ferdynanda IV, ustępowały
również do Sycylii, a kraj cały, na nowo zajęty, naszą postać przybierał.
Kalabria pod bronią z pewnością wierzyła zostawać nieprzestannie wspie
raną od Anglików, lecz za wejściem marszałka zupełnie opuszczona być po
strzegła się. Duch wojny zostawał jednak dla odparcia kary, jakiej się lęka
no. Postępowanie łagodne i ofiarowana amnestia mogły powrócić spokojność,
ale surowość mieszkańców broniła przystępu, a tak mieszkaniec, ścigany od
nich, karany przez nas, szedł w rozpaczy i chwytał się wściekłej zemsty. Dwie
kompanie Francuzów pochwycono w San Piętro przy Cosenza; z tych dwóch
oficerów i pięćdziesiąt żołnierzy spalono na węglach na placu publicznym;
reszta, rzuciwszy się z murów miasteczka, w ucieczce szukała ratunku. _
» 117 «
Ktokolwiek w marszach był zmuszony pozostać z kolumny, kończył pod ra
zami morderczymi życie, niektórym starano się przedłużać cierpienia.
Wojska marszałka Masseny nie były dość liczne, aby je podzielić na tyle
cząstek, ile ich potrzebowały rozciągłe prowincje. Wypadki konieczne zmusza
ły użyć tegoż żołnierza, który z fatyg jeszcze nie wypoczął. Nieprzestanne
pochody i nadużycia, jakich się dopuszczał, osłabiały go na siłach; stąd choro
by gorączek. Zaniedbanie w szpitalach zrządziło zarazę; ktokolwiek się do nich
przeniósł, umierał.
Taki pobyt w szeregach i w miastach, w spoczynku i boju był wydziałem
dla wojska w Kalabrii.
Mieszkańcy tego kraju, mściwi, okrutni, a czasem zuchwali, są godni da
wnego przezwania: Calabri mali, sed Siculi pessini *.
W miesiącu styczniu 1807 roku dano Polakom rozkaz udać się do Wielkiej
Armii w Polsce.
W miesiącu lutym trzy bataliony zgromadzono w Neapolu. Z rozkazu Józefa
Napoleona zabrano podoficerów i żołnierzy naszych do jego gwardii i wojska
neapolitańskiego.
Kilkudziesiąt oficerów wysłano pocztą kosztem rządu do Wielkiej Armii.
Każdemu porachowano dwa konie i postyliona, a wypłacono po 2000 franków.
Intendent Wielkiej Armii Daru dopłacił naddatek ekspensy, która małą ilość
wynosiła.
W tej epoce skończyły Legie zostawać we Włoszech.
PRZYPISY
1 Potyczkę przy ujściu rzeki Amato i Małachowski), oddawszy tylko jedną
rozegrano 1 VII 1806. Dwie kompa salwę, rzuciły się do ucieczki. 81 pułk
nie polskie (200 ludzi) zaatakowane zo brytyjski wziął do niewoli 250 legio
stały przez 1000 Anglików, Sycylijczy nistów. W bitwie pod Maidą uczestni
ków i Korsykanów i po kilku godzinach czyło 5200 Anglików i 6000 Francuzów,
walki poniosły straty sięgające 110 żoł Szwajcarów i Polaków. Straty brytyj
nierzy. Kapitanowie Aleksander Las skie wynosiły 45 zabitych i 290 rannych.
kowski i Pius Nencha dostali się do Reynier utracił ok. 2000 ludzi. Tego sa
niewoli. mego dnia poddała się Anglikom pol
2 Gen. Reynier był tak pewny wy ska załoga zamku Tropea (100 ludzi).
granej, że zakazał nabijać broń. Nawet Wg M. Kujawski Z bojózo polskich w
po salwie 700 Anglików gen. Compere wojnach napoleońskich. Bitwa pod
wołał do swych żołnierzy, aby nie Maidą, Londyn 1967.
strzelali, i podjął atak na bagnety. Kil Wiele nowych szczegółów dotyczą
kadziesiąt kroków przed linią brytyj cych tego starcia podaje Kenneth
skiej piechoty panika ogarnęła Francu Mansfeld w obszernym artykule Maida
zów. Mimo iż większość żołnierzy rzu 1806, który ukazał się na łamach woj
ciła się do ucieczki, Compere nie za skowego miesięcznika „War Monthly”
przestał walki i ranny dostał się do w numerze 12. Ekspedycja angielska,
niewoli. dowodzona przez 47-letniego generała
3 Uciekający żołnierze francuscy z le majora sir Johna Stuarta, wyruszyła
wego skrzydła pociągnęli za sobą cen na statkach transportowych z Palermo
trum ugrupowania Reyniera. II i III pod osłoną fregaty „Apollo” i dwu
bataliony polskie (dowodzili Chłopicki mniejszych jednostek. Składała się z lek
* Kalabryjczycy źli, ale Sycylijczycy
jeszcze gorsi.
»
kiej brygady ppłk. Kempta (880 ludzi), dowódcy zatrzymali się 100 m przed
1 brygady brygadiera Wrotha Aclanda przeciwnikiem. Kempt uznał bowiem,
(1250), 2 brygady brygadiera Galbraitha że jego podkomendni będą łatwiej wal
Cole’a (1200) i 3 brygady brygadiera czyć, jeśli zrzucą koce i płaszcze zro
Johna Oswalda (1130). lowane na plecakach. Anglicy uformo
Wieczorem 30 czerwca Anglicy za wani byli w dwa szeregi, z których
rzucili kotwice w Zatoce Św. Eufemii pierwszy odwrócił się tyłem do Fran
i zaraz ipo północy zaczęły lądować kom cuzów, by zdjąć koce i płaszcze — sto
panie strzelców korsykańskich i sycy jącemu także tyłem — drugiemu sze
lijskich z lekkiej brygady oraz grena regowi. Compere, widząc plecy żołnie
dierzy Oswalda. 1 lipca nad ranem lą rzy angielskich, był przekonany, że nie-
dujący zostali ostrzelani przez 400 Po przyjaciel ucieka już z placu boju i dal
laków kapitana Laskowskiego. Grena swym żołnierzom rozkaz przejścia do
dierzy Oswalda poszli do ataku, zmu ataku na bagnety. Zanim jednak fran
szając legionistów do ucieczki, a 82 bio- cuski 1 pułk piechoty lekkiej dopadł
rąc do niewoli. Operacja lądowania żołnierzy angielskich, został powitany
przebiegała od tej pory bez przeszkód ogniem salwowym, który był tak sku
i zakończyła się tegoż dnia w południe. teczny, że padło kilkudziesięciu zabitych
Gen. Stuart, decydując się na podję i rannych, a reszta zaczęła uciekać na
cie działań w Kalabrii, liczył, że przyj drugą stronę rzeki Amato. Compere da
dą mu z pomocą tamtejsi powstańcy. remnie próbował zgromadzić koło sie
Tymczasem do obozu angielskiego przy bie garstkę żołnierzy, bo już po chwili
było zaledwie kilkuset słabo uzbrojo sam został ranny i dostał się do nie
nych chłopów, którzy oświadczyli wręcz woli. Brygada Kempta ruszyła w po
Anglikom, że nie udzielą im poparcia, goń za Francuzami i nie brała już
dopóki wojska francuskie nie zostaną udziału w dalszej walce.
rozbite. Stuart postanowił więc co prę O godzinie 10 starły się środkowe
dzej powrócić na Sycylię, ale nie chciał brygady obu ugrupowań. Francuska
tego czynić bez rozegrania choćby jed brygada gen. Peyri składała się z 42
nej bitwy z Reymerem, odwrót bowiem pułku piechoty lekkiej, za którym po
bez wałki uznany zostałby powszech stępowały dwa bataliony piechoty pol
nie za klęskę i mógł spowodować za skiej i 1 pułk szwajcarski. Centrum
łamanie się powstania w Kalabrii. Dla ugrupowania angielskiego stanowiła
tego też 3 lipca opuścił umocnione po brygada Aclanda. Salwa Francuzów
zycje na wybrzeżu, które wybudowali była źle wymierzona, gdyż żołnierze 42
saperzy, i pomaszerował wzdłuż plaży pułku celowali zbyt wysoko. Anglicy
ku ujściu Amato, a następnie w górę natomiast strzelali o wiele celniej, a po
rzeki jej prawym brzegiem. Chciał w nadto otrzymali wsparcie 3 armat
ten sposób zbliżyć się do Maidy, gdzie 6-funtowych. Po krótkiej walce 42 pułk
na wzgórzu zajął stanowiska gen. Rey piechoty poszedł w rozsypkę, a za nim
nier. Pozycja Francuzów wydawała się poczęli uciekać Polacy i Szwajcarzy,
Stuartowi tak trudna do zdobycia, że widząc jak załamało się lewTe skrzydło
nie miał nadziei na pokonanie przeciw francuskie. Gen. Reynier zamierzał
nika. wesprzeć centrum swego ugrupowania
Tymczasem Reynier, który ze wzgó 23 pułkiem piechoty lekkiej, ale pułk
rza obserwował ruchy Anglików, uznał, ten sam musiał za chwilę stawić czoło
że będzie w stanie pokonać Stuarta w lewemu skrzydłu angielskiemu, czyli
otwartym polu. Opuścił więc doskonałe brygadzie Cole’a. Tutaj walka toczyła
pozycje i zszedł w dolinę rzeki Amato. się z największą zaciętością i przez
4 lipca nad ranem obie armie spotkały pewien czas Reynier liczył nawet, że
się na prawym brzegu tej rzeki, na zdoła przełamać linię angielską. Gen.
otwartej przestrzeni, którą stanowiły Stuart otrzymał jednak niespodziewa
częściowo pola uprawne. nie wsparcie kilku kompanii 20 pułku
Bitwa rozpoczęła się o 9 rano, przy piechoty, które tegoż dnia wylądowały
czym rozgrywała się w trzech fazach, u ujścia rzeki Amato i pospieszyły na
oba wojska bowiem uszeregowane by pole walki słysząc artyleryjską kano
ły „w schody” i w odstępach kilkudzie nadę. Dowodzący tym oddziałem płk Ro
sięciominutowych pojawiały się na pla bert Ross zagroził prawemu skrzydłu
cu boju. Najpierw doszło do starcia le Francuzów i zmusił brygadę Digoneta
wego skrzydła Francuzów — brygada (23 pułk lekki) do pospiesznego odwro
gen. Compere’a — z prawym Angli tu.
ków — brygada Kempta. Po wstępnej Według źródeł angielskich straty Rey
wymianie strzałów żołnierze brytyjscy mera wynosiły 700 zabitych i 1000 jeń
ruszyli do ataku, ale na rozkaz swego ców, do których trzeba dodać kilkuset
» 119 «
żołnierzy, którzy odłączyli się od swych wymiany. Przeświadczony, że uczucia,
pułków i wpadli w ręce powstańców jakie Wasza Królewska Mość raczy ży
kalabryjskich. Straty własne Anglicy wić wobec swych nowych poddanych,
oceniają na 45 zabitych i 282 rannych. skłonią Ją do interwencji u rządu fran
Warto dodać, że dowodzący pod Maidą cuskiego na rzecz wspomnianych ofi
brygadierzy Cole, Oswald i Acland byli cerów, spieszę przedstawić tu załączo
później jednymi z najlepszych brytyj ną listę nazwisk, aby można było pod
skich generałów w czasie wojny hisz jąć niezbędne kroki.
pańskiej (1808—1814). Dla upamiętnie Lista oficerów 1 pułku liniowego pol
nia swego zwycięstwa Brytyjczycy skiego wziętych do niewoli przez od
nazwali jedną z dzielnic Londynu działy Jego Królewskiej Mości Monar
Maida Vale. chy Brytyjskiego w lipcu 1806 w Ka
Na ślad Polaków wziętych do niewoli labrii: 1. Kozakiewicz — kapitan; 2.
pod Maidą natrafiamy w liście ks. Jó Laskowski — kapitan; 3. Poplewski —
zefa Poniatowskiego, pisanym 17 XII kapitan; 4. Kuniowski — kapitan; 5.
1807 z Warszawy do króla saskiego i Mutrecy — kwatermistrz; 6. Iłow-
księcia warszawskiego Fryderyka Au ski — porucznik; 7. Piechowski — po
gusta [Archiwum Ministerstwa Spraw rucznik; 8. Wiszniowski Denis — podpo
Zagranicznych w Paryżu. Correspon- rucznik; 9. Malski — podporucznik; 10.
dance Politięue Saxe, vol. 77 (1807— Duval — podporucznik; 11. Birnbaum —
1808), s. 232—233]: „Sire! Szesnastu ofi podporucznik; 12. Wiszławski Ludwik —
cerów 1 pułku piechoty polskiej w służ podporucznik adiutant; 13. Wiszławski
bie włoskiej, wziętych do niewoli przez
Anglików w lipcu roku zeszłego w po Denis — podporucznik; 14. Fiorelli —
tyczkach, jakie miały miejsce w Ka .podporucznik; 15. Prodomski — podpo
labrii, nadesłało mi z Lichfield, gdzie rucznik; 16. Magnelli — chirurg. Pod
znajdują się, błaganie o uzyskanie ich pisano: Laskowski kapitan”.
II
POCZĄTKI KSIĘSTWA WARSZAWSKIEGO
POLSKA JESIEŃ CESARZA FRANCUZÓW,
DEZYDERY CHŁAPOWSKI
adiutant poznańskiej gwardii honorowej
» 123 <
Jenerał Dąbrowski przybył w dwa dni potem,
* zastał w mieście już wielu
obywateli przybyłych ze wsi, uformował zaraz gwardią honorową dla przyję
cia cesarza Napoleona, złożoną ze stu koni, i oddał komendę nad nią Umiń
skiemu, którego znał z wojny kościuszkowskiej, był on bowiem mając 15 lat
adiutantem przy jenerale Madalińskim.
Przed przybyciem cesarza gwardia honorowa mustrowała się codziennie na
polu od strony Buku za wiatrakami, ćwiczyła się w obrotach plutonowych
i szwadronowych. Umiński zrobił mnie adiutantem szwadronu i instruktorem,
wiedział bowiem, że cztery lata służyłem był w dragonach, którzy naówczas
pełnili służbę jazdy i piechoty.-----
Przyszła nareszcie wiadomość, że cesarz Napoleon przybywa do Poznania.
.Wymaszerowała zaraz cała nasza gwardia honorowa i miała stanąć za Między
rzeczem, aby przyjąć go na granicy polskiej; ale pod Bytyniem, gdzieśmy pod
wieczór stanęli, cesarz nadjechał w nocy i kazano nam go eskortować przed
i za karetą 2. Strzelcom konnym gwardii, to jest pikiecie z 25 ludzi i jednego
oficera złożonej, która go dotąd eskortowała, kazano maszerować za nami, za
pewne ażeby okazać nam zaufanie.
Ciemna noc była i tylko turban biały na głowie mameluka Rustana, który
siedział na koźle karety cesarskiej, widać było. Z jenerałem Dąbrowskim roz
mawiał cesarz z karety podczas przeprzęgu i po kilka razy w drodze, ponie
waż po wielkim błocie wolno tak ciężkim powozem jechać musiano.
Stanąwszy w Poznaniu w gmachu pojezuickim, kazano nam 25 gwardzistów
zostawić na służbie i pokój dobry na dole nam przeznaczono8.
Nazajutrz *♦ około dziesiątej z rana cesarz siadł na konia, cała gwardia na
sza już czekała na podwórzu, kazano czterem ruszyć naprzód przed cesarzem,
a reszcie za nim 4. Cesarz prosto przez most drogą ku Warszawie po najwięk
szym błocie galopem dojechał do Swarzędza; za miasteczkiem skręcił w pra
wo w pole, wyszukiwał pagórków, na których zatrzymując się, przypatrywał
się naokoło otwartym polom, jakby armią przed sobą i wkoło siebie widział.
Ponieważ byłem najczęściej przy czterech naszych na przodzie, mogłem mu
się dobrze przypatrzyć, kiedy się zatrzymywał, i zdawało mi się, żem go już
dawno był widział, tak portrety jego były podobne, zwłaszcza te, które go
wystawiały na koniu. Trudno było jednak kolor oczu rozpoznać, tak były cią
gle w ruchu, że niepodobna było im się przypatrzyć, zdawały mi się naówczas
ciemne, a to zapewne dlatego, że były głęboko osadzone. Później będąc bliżej
i często z nim rozmawiając widziałem, że były bardzo jasne. Mówiąc nie pa
trzał w oczy temu, z kim mówił, ale na dół lub na bok, czasem tylko spojrzał
prosto w twarz. Powróciliśmy do miasta około piątej wieczorem.-----
Trzeciego dnia, 13 grudnia *♦♦, kazał jechać w przeciwną stronę. Najprzód
około Winiar, tam stawał kilka razy i okolicę przepatrywał, potem polami
i przez błoto, w którym ledwo że z koniem nie uwiązł, a eskorta za nim prze
jechać już nie mogła, bo nasze konie, koń cesarza i kilku jenerałów, którzy
przejechać nie mogli, rozrobiły błoto do nieprzebycia. Tak z nami i z dwoma
szaserami francuskimi zajechał do Radojewa, przewiózł się na promie do
Owińsk i tam klasztor próżny oglądał.-----
Jakeśmy przybyli z Owińsk do Poznania, cesarz kazał mnie zawołać' i siąść
do obiadu obok siebie. Oprócz mnie był tylko Berthier, szef sztabu całej armii,
♦ tj. 6 listopada
**28 listopada
*♦♦ właśc.: 30 listopada
» 124 «
i zajmował miejsce naprzeciw cesarza. Stolik był tak mały, że tylko jeszcze
jedna osoba mogłaby się była naprzeciw mnie zmieścić. Jeden tylko służący
stawiał na stole potrawy i co potrzeba było.
Obiad nie trwał dłużej, jak mi się wydało, jak pół godziny. Przez te pół
godziny cesarz pytał mnie się jednak o bardzo wiele rzeczy. Szybko mi naj
przód zadawał pytania, jak gdybym mu zdawał egzamin. Wiedział już, bo po
drodze był mię się pytał, że służyłem w wojsku pruskim, więc dowiadywał się
o nauki i o profesorów artylerii, o jej składzie i ogółem o całą armią pruską.
Nareszcie zapytał się, ile może być Polaków w korpusie stojącym jeszcze
w Prusach Książęcych za Wisłą pod jenerałem L’Estoq5. Na to zapytanie
odpowiedzi dać nie mogłem, alem mu wspomniał, że w tym korpusie musi być
Litwinów najwięcej, ponieważ się w Litwie pruskiej rekrutował, a do Prus
należało wtedy, po ostatnim zaborze, całe Augustowskie. Również nadmieni
łem, że na Litwie tylko dziedzice Polacy, a lud litewski. O Litwie nic nie wie
dział, ani tego nawet, jakim sposobem się z Polską połączyła. Musiałem mu to
opowiadać. W ogóle naszą historią mało znał, a pruską, jak mi się wydawało,
tylko od Fryderyka II. Więc go zdziwiło, gdy mu powiedziałem, że w korpu
sie pruskim, stojącym około Królewca, służą nie Polacy, lecz Litwini i Żmu-
dzini, ale że ci, choć po polsku mało mówią, jednak są, jak i cała moskiewska
Litwa, do Polski przywiązani.
O stanie chłopów także się pytał. Wiedziałem od ojca mego, że za polskich
czasów chłopi nie byli tak obciążeni pańszczyzną. Rolnictwo było prostsze, nie
tyle, prócz żniw, rąk wymagało. Ale gdy rząd pruski kraj zabrał, rozdał
wszystkie dobra duchowne, koronne i starostwa swoim Niemcom. Ci ludzie,
bardzo zaradni, powiększyli pańszczyznę, więcej dni roboczych i wiele różnych
posług nowych żądając. Nasi obywatele, obarczeni długami po ostatnich woj
nach, zapatrując się na nowo przybyłych poczęli ich, po części przynajmniej,
naśladować.
Słuchał cesarz bardzo cierpliwie tych wszystkich szczegółów, nareszcie się
o Żydów zapytał. Myślał, że oni z Azji do nas przybyli. Odrzekłem, że prze
ciwnie, od zachodu, wtedy kiedy ich niemal z całej wypędzono Europy, bo
przodkowie nasi zawsze największą mieli dla wszystkich wyznań tolerancją.
Także łaskawie się zapytał o rodziców moich, a dowiedziawszy się, że matka
moja była z Krakowskiego, pytał się o ten kraj i uniwersytet, o którego stanie
ówczesnym mało co wiedziałem, tylko o założeniu, o dawnym wpływie jego
i o sporze między jezuitami a Akademią Krakowską opowiedziałem.
Wstał od stołu po kawie, pochwalił mnie, żem nie pił wina, pokazał na bu
telkę, że on zawsze pół butelki tego samego chambertin pije, ale dodał, że
to złe przyzwyczajenie. Potem przechadzając się po pokoju, jeszcze raz o or
ganizacji wojska pruskiego mówił, znał ją dobrze, tylko się jeszcze pytał
o szkoły wojskowe, jak daleko w matematyce dochodzą, dziwił się, że na prze
cięciach krążkowych kończą. A o geometrii wykreślnej, czy wiedzą? Ja sam
naówczas nie wiedziałem, dopiero w Paryżu później ją przeszedłem.
Tegoż samego wieczora w sali obok pokoju, gdzie był obiad, zebrało się
wiele dam, które ze wsi pcprzyjeżdżały dla przedstawienia się cesarzowi.
Dziwne im czasem zadawał zapytania i sposób mówienia miał urywkowy,
znać, że w tej samej chwili gdzieś indziej myśli jego wędrowały. Do mężczyzn,
których zastał całą gromadę, wystrojonych w pończochach i trzewikach, po
wiedział, że należy im wziąć buty z ostrogami.
Dano dla niego bal w teatrze6, cała sala była tak przepełniona aż po ga
lerie, że tylko małe miejsce do tańca pozostało. Chodził i rozmawiał z wielu
» 125 «
obecnymi, jednak nic nie słyszałem, bom się tam nie cisnął i więcej byłem
na ulicy, ażeby nasi gwardziści nie wszyscy razem na salę wchodzili, a koni
swych masztalerzom nie oddawali, aby byli gotowi do eskorty, skoro cesarz
bal opuści. Bawił jednak kilka godzin aż do północy.
W parę dni przybył adiutant od księcia Murata z wiadomością, że Warszawa
zajęta. Cesarz nazajutrz wyjechał7. Gwardia honorowa eskortowała go trzy
mile. Tam ją pożegnał i kazał jenerałowi Dąbrowskiemu wydać wszystkim pa-
tenta na podporuczników, Umińskiemu na podpułkownika, Suchorzewskiemu
na majora, Górzeńskiemu *, porucznikowi z pruskich kirasjerów, i mnie na
poruczników.
* Górzańskiemu
» 126 «
Skoro zaś ci panowie, w części jeszcze po rządzie pruskim pozostali, a w częś
ci z nowo dobranych Polaków utworzeni, w sypialni cesarskiej ukazali się
i przez obecnego tam zawsze od początku księcia Józefa Poniatowskiego przed
stawieni monarsze zostali, który ich zaraz na wstępie dosyć cierpkim napo
mnieniem uraczył, przytaczając, iż wojsko jego wielkiej doznaje nużdy * i nie
wygody, nigdzie na głównych etapach przyzwoitych nie zastawszy furażów
i żywności. Dodał potem, iż nie będzie to jego winą, jeżeli żołnierz zniecierpli
wiony tym zawodem puści się na bezprawie i kraj ten przez to coraz więcej
ogłodzonym zostanie.
Po prawdzie powiedziawszy, wszyscy duchem pruskim napojeni oficjaliści,
po ich rządzie świeżo znikłym, przez wrodzoną narodowi naszemu wspania
łomyślność przy dawnych chlebie i znaczeniu pozostawieni, chociaż byli sami
obecnymi owej nagany i ta w większej połowie na nich samych spadać była
powinna, potajemnie jednak cieszyli się z tych wyrzutów i już pokątnie za
częli między sobą czynić dziwaczne wnioski, że Polacy nie zdołają sobie dać
rady w tak stanowczych wypadkach, że się Napoleon nieładem tego kraju
znudzi, że się od dalszej nad nami protekcji usunie i nareszcie, w obawie ogło-
dzenia swych armiów, że lada jaki pokój z swą tylko osobistą korzyścią, a zu
pełnym poświęceniem Polaków, z Prusami i Moskwą zawrze.
Przeciwnie postąpili sobie rodowici urzędnicy nasi, albowiem zniósłszy cierp
liwie ów pogrom monarszej niełaski, z całym wysileniem swej szczerej gorli
wości usiłowali naprawić i zatrzeć ów błąd mimowolnie popełniony, który
raczej pochodził z niedoświadczonych jeszcze wypadków, iżby się w kraju na
szym tak wiele razem wojska przez jeden punkt przesnuwało, co wszystko
panów mieszczan i kmiotków w ogólne wprawiało zadurzenie i skoro owym
głosem czarodziejskim z tego momentalnego letargu ocuceni zostali, każdy,
jak gdyby nowym geniuszem naelektryzowany, podwoił swą pracowitość, wy
trwałość i starał się okazać z swą dobrą chęcią lub prawdziwą zdatnością.
Zgoła, iż bezodwłocznie rozbiegli się po prowincjach upełnomocnieni od rzą
du tymczasowego do brania w rekwizycją wszelkich zapasów w zbożu, wód
kach, furażu i innych potrzebach wojennych komisarze. Tak dalece, iż z bliż
szych miejsc w kilka, a z dalszych w kilkanaście godzin, tak liczne z rozmaity
mi zapasami zaczęły się do miejsc przeznaczonych bezustannie zjeżdżać pod-
wody, iż cesarz od głównego swego sztabu odebrawszy o tym raporta, tym
co się tą dostawą tak czynnie zajęli, rozkazał oświadczyć swe zupełne zado
wolenie. Przeciwnie zaś obłudne Niemiaszki, pozwieszali na dół niedawno za
darte nosy i niby zręczność do wszystkiego Polakom jawnie przyznawać za
częli.
Cesarz tymczasem ogłosić zalecił powszechne, dla wszystkich stanów po
kolei, od godziny piątej z wieczora poczynać się mające na Zamku Królewskim,
a z największym pożądaniem oczekiwane, posłuchanie, które się też w istocie
odprawiło na sali przez króla Stanisława utworzonej, a pospolicie Historycz
ną zwanej, gdyż wszystkie jej ściany są zasłane malowidłami wybornego
pędzla wyobrażającymi znakomitsze wypadki z dziejów naszych oraz przy
ozdobione brązowymi popiersiami i portretami najsłynniejszych wodzów 12.
Kilku więc sędziwych biskupów, przybranych w świetny szkarłat, poważne
fiolety, błyszczące diamentami krzyże i misternie utrefione koronki, pospołu
z szczątkami dawnego cywilnego Senatu mieli zaszczyt być najprzód na audien
cją wprowadzeni.
* trudów
» 127 «
Wkrótce potem wstawił się sławny Stanisław Małachowski, marszałek Wiel
kiego Konstytucyjnego Sejmu, otoczony sporym gronem tych posłów, co się
do tej ustawy narodowej dzielnie przyczynili, i chociaż z nich wielu po odby
tych na wsi zaciszach rozproszeni, na odgłos jednak nowo objawiającej się
dla dobra ojczyzny naszej nadziei z niewypowiedzianym pośpiechem na ową
zachwycającą dusze polskie uroczystość do stolicy zgromadzili się. Dalej sądy
i inne dykasteria * z należnego porządku zajęły swe miejsca. Na czele pierw
szych wystąpił z mową pięknie w języku francuskim napisaną Jan hr. Osso
liński, prezes apelacyjny.----
I w samej istocie, ledwo się do sali audiencjonalnej otworzyły podwoje,
a odźwierni zamkowi zawołali te słowa:
— Teraz stan wojskowy niech się przed oblicze cesarza i króla stawić raczy.
Gdyśmy się podzielili na hufce i różnobarwne mondury dla utworzenia wiel
kiego okręgu na wspomnianym już miejscu powszechnego posłuchania, rączo
i śmiało jak rój pszczółek w porę najpogodniejszą wysypali.
Cesarz wtedy sam jeden wstał w pośrodku nas, o kilka kroków od swego
głównego sztabu, niektórych marszałków i pobok nich stojącego księcia Józefa
Poniatowskiego, Jana Henryka Dąbrowskiego, byłego dowódcę Legiów Polskich
we Włoszech, księcia Sapiehy i innych znakomitych Polaków, odosobniony.
Poty zaś nie zabrał głosu, aż się zupełnie uciszył szelest z powodu nisko za
wieszonych i po ostrogach szczękających pałaszy owej to młodzieży, która
wytwornie w mondury kawalerii narodowej, to jest w ciemny granat, amarant
i srebro, przybrana, ochoczo się na usługi gwardii honorowej, zupełnie bez
płatnej, dla niego jako nieporównanego wodza ofiarowała.
Wprawdzie było to wspomnianego wyżej jenerała Dąbrowskiego projektem,
abyśmy przy boku Napoleona codzienną służbę, dopóki zabawi w stolicy, acz
nas tedy tylko kilku było obecnych członków z dawnej Szkoły Rycerskiej po
królu Stanisławie pozostałych, w sposób adiutantów polowych pełnili. I w
tym to celu dorosłemu synowi swemu, z białej, rumianej i okrągłej twarzy
a czarnego wąsika młodość Jana Sobieskiego przypominającemu, mondur nasz
kadecki sprawić nie omieszkał, pod tym tytułem, iż tenże będąc jeszcze mal
cem, do nas na naukę jako ekstern chodził, w rzeczy zaś samej przez zabiegi
ojca do owej chwili już rangę kapitana w Legiach Polskich posiadał i równie
dekorację Legii Honorowej francuskiej, jako też order włoski Żelaznej Ko
rony 13 uzyskał. Przez częstsze jednak nawijanie się pod oczy samego cesarza,
prędszą jeszcze dla upodobanego syna wykierowania się sposobność wywróżył.
Chociaż zaś inaczej w tej mierze obróciły się przebiegłego wodza rachuby, to
jednak rzecz najpewniejsza, iż ubiór nasz w większej części z tego naśladowa
ny, jakeśmy w podobnym przy wielkiej uroczystości 3 Maja pobok tronu fi
gurowali, teraz zaś zupełnie na nowo sprawiony, a przez swój kolor biały
i pąsowy, pozłocisty szyszak z lampartową obłóżką ** i rzęsistym z piór strusich
panaszem *** ocieniany, oczy każdego z widzów na siebie ściągający, nie mógł
ujść pierwszej bacznego na wszystko Napoleona uwagi.
Jakoż zbliżywszy się sam do będącego na naszym czele jenerała Wodziń
skiego u, mocną pokrytego siwizną, który już wtedy był 70-letnim staruszkiem,
wielką wstęgą na wierszchu Orła Białego15 przyozdobionym, zapytał go, co
* urzędy
** pokryciem
*** kitą z piór na kaszkiecie wojsko
wym
» 128 «
by len mondur oznaczał, po odebraniu zaś pierwszej odpowiedzi, żeśmy byli
szczątkami Korpusu Kadetów przez króla Stanisława Augusta utworzonego
przy swym na tron wstępie 16, drugim go jeszcze obdarzył zapytaniem, jak licz
na była nasza instytucja i w jaki sposób ustała? A gdy i na to krótkie a dostaw
teczne odebrał objaśnienie, cofnął się ku księciu Józefowi i zwróciwszy doń
głowę, te pochlebne przemówił wyrazy:
— Piękną stryj twój, książę, w tej mierze narodowi swemu zostawił pa
miątkę.
Na co się twarz Dąbrowskiego widocznie rozjaśniła, acz wiadomo było całej
publiczności, jak tenże zazdrosnym patrzał okiem na wszelkie księcia powo
dzenia i nawet same nastręczające się nadzieje, albowiem blaskiem swych
nowych laurów nad brzegami Tybru zdobytych sądził się być o wiele prze
wyższającym wszelkie dawne owego księcia zasługi i nabił sobie głowę, niegdyś
wszystko władnym u nas, tytułem pierwszego hetmaństwa.
W tym miejscu jednak potrzeba oddać bezstronną dowódcy Legionów
Włoskich sprawiedliwość, iż podobno w tym przypadku chętnie z własnej du
my i zazdrości zrobiłby był dla dobra publicznego poświęcenie, gdyby przewi
dywany od niego prezentacja nasza odniosła skutek, to jest, iż cesarz w pierw
szym swym entuzjazmie wznowić ten utwór dla wojsk polskich niezbędny po
trzebnie zaleci i wtedy by się rączo przyprowadzeniem do skutku tego pomysłu
obadwa, acz między sobą rywalizujący wodzowie zająć postarali, o czym on
sam w mej obecności myśl swoją wynurzał i twierdził, że w tym celu na
znaczne koszta w sprawieniu świetnych mondurów nas i własnego syna był
naraził.
Dalej cesarz uprzejmie rozmawiał z majorem Strzyżewskim i innymi ofi
cerami, których poznał z fizjonomii, iż pod jego rozkazami już walczyli, lub też
z znaków honorowych domyślał się, że przy szeregach armii nadalpejskiej *
wsławili się.
W końcu powrócił na sam środek sali i tę do nas głosem poważnym rozpo
czął uroczystą naukę:
„Mości Panowie! Wojsko polskie, od czasów najstarożytniejszych aż do tej
chwili, słynęło zawsze z nadzwyczajnej odwagi i kusiło się nieraz nawet na
przedsięwzięcia nazbyt zuchwałe, które skutek szczęśliwy uwieńczał. Teraz
więc, gdy będzie połączonym z zwycięskimi falangami francuskimi, ani po-<
wątpiewam, iżby nie miało dokazywać nowych cudów waleczności. Lecz nie
samo tylko męstwo zdobywa zaszczyty i stałe szczęście dla żołnierza. Karność’
i porządek są niezbędnymi obowiązkami, których, sam w sobie, bezustannie
każdy człowiek przypasujący szablę do boku ściśle i ochoczo pilnować powi
nien. Porządek, mówię raz jeszcze, i surowa karność w każdym wojsku utrzy
mywać się winna, a jak nas historia uczy, tej częstokroć w wybitnych szere
gach waszych brakowało. Uprzedzam cię więc, szanowna polska młodzieży, coś
się tu pod moje oko tak licznie i pospiesznie w różnobarwnych mondurach
celem rozpoczęcia wojennej służby zebrała, iż zapał twój wielce mi się podoba,
ale obok tego przestrzec muszę, iż na wytrwanie wiele cierpkich trudów, wy
rzeczenia się rozmaitych, choć najmilszych nawyknień i zgoła na danie mi
wszelkich własnej wartości swej próbów, do których od tego momentu przy
gotowaną być powinnaś, przeznaczona zostaniesz”.----
Co się zaś tycze przekonania cesarza, co by sobie miał nadal pomyśleć
o owej polskiej młodzieży, umiejącej szumnie szczękać ostrogami, ale ich też
♦ cisalpińskiej
» 129 «
zaraz w potrzebie użyć, na znużonym rumaku w kilka dni potem udowodnił
naocznie Józef Szymanowski17, najmłodszy z trzech synów koronnego regenta,
a który także dawniej był uczniem w Szkole Rycerskiej przez króla Stanisława
Augusta ufundowanej, gdy bowiem jako ochotnik pod Zegrze przybył z armią
francuską, pomimo to, iż płynąca tam rzeka już się gęstą krą pokryła, jak
tylko na drugiej stronie zoczył patrol nieprzyjacielski, pierwszy swego konia do
rzucenia wpław zmusił, a tym przykładem odwagi i poświęcenia się polskiego
młodzieńca chciwi także sławy Francuzi, zachęceni, poszli za nim, wspomnia
ny patrol pod okiem swego monarchy dopędzili i cały w niewolą wzięli. Za
ten czyn został Szymanowski znakiem Legii Honorowej ozdobiony, a wkrótce
młodzież polska, idąc z sobą codziennie o nową jaką brawurę na wyścigi, tyle
się uświetniać zaczęła, iżby było zabrakło nagród, gdyby każdy czyn śmiały
miał być osobną wstęgą lub rangą obdarzony.
PRZYPISY
1 Czołowe oddziały francuskie z 3 kor mówieniu wzywał do formowania pol
pusu marszałka Davouta weszły do Po skiej armii i organizowania zaopatrze
znania 4 XI 1806. nia dla Francuzów.
2 Sprawozdawca „Gazety Poznań 5 Był to ostatni walczący jeszcze kor
skiej” zanotował, że cesarz stanął w pus armii pruskiej, liczący 8 tys. żoł
Bytyniu 27 XI o godzinie 5 wieczorem. nierzy. Broniło się ponadto kilka twierdz
Przed pocztą, gdzie zmieniano konie, na Śląsku i Pomorzu.
witał go miejscowy pleban i rodzina 6 Bal odbył się 2 XII w drugą -rocz
Niegolewskich, właścicieli miasteczka. nicę koronacji cesarskiej i pierwszą
3 Program powitania Napoleona w rocznicę bitwy pod Austerlitz.
stolicy Wielkopolski został przygotowa 7 Francuzi wkroczyli do Warszawy
ny w najdrobniejszych szczegółach 27 XI. Cesarz, dowiedziawszy się o tym
przez Józefa Wybickiego, który chciał dwa dni później, polecił Wybickiemu
z uroczystości tej uczynić demonstrację zredagować manifest zwołujący pospo
polityczną i skłonić cesarza do wypo lite ruszenie i wysłał go do Warszawy
wiedzenia się w sprawach polskich. dla organizowania tam władz polskich.
Wzniesiono cztery łuki tryumfalne. Je Manifest podpisany przez Radzimiń
den z nich miał napis: „Zbawcy Pol skiego (najstarszego z dawnych dostojni
ski” i był ozdobiony wizerunkiem pol ków Rzeczpospolitej) opublikowano
skiego szlachcica z szablą w ręku oraz 2 XII. Cesarz opuścił Poznań w nocy
feniksem, symbolem odradzającej się z 15 na 16 i przybył do Warszawy
Rzeczpospolitej. Tu właśnie mieli wi 18 XII, tuż po północy, przez rogatki
tać cesarza dawni dostojnicy polscy. wolskie.
Napoleon pojawił się jednak dopiero 8 Murat nie był jeszcze królem nea-
o godzinie 9 wieczorem, gdy część lu politańskim, ale wielkim księciem Ber
dzi rozeszła się już do domów. Bardziej gu i Kliwii. Do Warszawy przybył 28 XI
ze względów politycznych niż z powodu po południu.
spóźnionej pory Bonaparte nie zezwolił 9 Napoleon niemal całą drogę prze
na wygłoszenie przemówień. był karetą. Dopiero w Łowiczu prze
4 Godzinę wcześniej cesarz przyjął na siadł się na konia jednego ze strzelców
wielkiej audiencji przedstawicieli władz z eskorty, powóz bowiem nie mógł da
polskich, m. in. dawnego wojewodę lej jechać po błotnistej drodze.
gnieźnieńskiego Józefa Radzimińskiego, 10 Rogatki miejskie znajdowały się
arcybiskupa Ignacego Raczyńskiego i przy zbiegu dzisiejszych ulic Wolskiej
Józefa Wybickiego. W krótkim prze i Okopowej.
» 130 «
11 Posłuchanie odbyło się 19 XII rano. 15 Order Orła Białego był do 1939 naj
12 Była to, ukończona w 1786, Sala wyższym odznaczeniem polskim. Usta
Rycerska, w której wisiało 6 historycz nowił go August II Mocny w Tykoci
nych płócien i 10 portretów wybitnych nie 1 XI 1705.
Polaków, wszystkie pędzla Bacciarelle- 16 Szkoła Rycerska została utworzona
go. Posłuchanie odbyło się 7 I 1807. dopiero rok po wstąpieniu na tron Sta
18 Order Żelaznej Korony (tj. korony nisława Augusta.
Longobardów) wprowadzony został 17 W spisie uczniów Szkoły Rycer
przez Napoleona 5 VI 1805, wkrótce po skiej zestawionym przez Kamillę Mro
koronacji w Mediolanie na króla Włoch. zowską (Szkoła Rycerska Stanisława
14 W 1807 ks. Józef Poniatowski chciał Augusta Poniatowskiego 1765—1794,
przywrócić Korpus Kadetów w oparciu Wrocław 1961) nie figuruje żaden Szy
o pruskie korpusy w Chełmie i Kaliszu manowski, ale jak stwierdza sama
i proponował Wodzińskiemu, aby objął autorka, spis ten nie jest kompletny.
nad nim zwierzchnictwo. Gen. Ignacy
Wodziński był ostatnim komendantem
Szkoły Rycerskiej.
9
POWSTANIE WIELKOPOLSKIE
AUGUSTYN SŁUBICKI
oficer sztabu marszałka Berthiera
Nadeszła wojna 1806 roku między Francuzami i królem pruskim. Batalia pod
Jeną rozstrzygnęła los króla pruskiego i jednym nieomal skinieniem Na
poleona tak wielka naówczas potęga Prus obaloną została. Po zniesieniu armii
» 133 «
pruskiej w batalii pod Jeną reszta wojska nieprzyjacielskiego ratowała się
ucieczką do Magdeburga. Lecz forteca długo utrzymać się nie mogła i poddając
się wojskom Napoleona, tym samym dała łatwą sposobność do pozyskania
i kluczy Berlina.
Zwycięski Napoleon skierował marsz na Berlin, a chcąc ścigać nieprzyjacie
la udającego się z ostatkiem wojska do Prus Królewieckich, oswobodzenie Polski
zamierzył. Przewidywał bowiem, iż uciemiężeni Polacy, zagrzani miłością oj
czyzny, w jego zamysłach pomagać mu będą. Pragnąc plan swój tym łatwiej do
prowadzić do skutku, zawezwał generała Kościuszkę, by stanął na czele Polaków,
jak również i generała Dąbrowskiego będącego podówczas naczelnym wodzem
Legionów Polskich we Włoszech, z którym tylko już cząstka pozostawała x.
Kościuszko, który w historii polskiej zdobył sobie tak wielką sławę i szacu
nek od każdego Polaka, a zarazem zjednał uznanie nawet w Paryżu, lubo był
wyższym od wielu innych, przecież czuł to dobrze, iż kiedy rewolucja francuska
wydała tak wielką ilość genialnych ludzi, cały swój urok mógłby utracić przy
obecnym stanie interesów Europy. Ten hart duszy każdy mu przyznać powi
nien. iż nie był o tyle słabym, ażeby pragnął powtórnie wystąpić na widownię
świata. Nie ugiął się więc przed Napoleonem, widząc, iż mocarz świata nie
postawi od razu Polaków w dawnych granicach, a tym samym nie ustanowi
królestwa niepodległego. Wymówił się od przyjęcia obowiązków naczelnego
wodza, poprzestając na życiu prywatnym. Nieprzyjęciem zaś ponętnej, lubo
i zaszczytnej godności w publicznym zawodzie utrzymał za sobą cały blask
swej chwały i wielkości 2.
Generał Dąbrowski jako podkomendny i nie mający tej pretensji do wiel
kości, jaką nabył Kościuszko, zjechawszy do Berlina, otrzymał rozkaz od Na
poleona, ażeby udał się do Poznania i Polaków skłonił do powstania 3. Dąbrow
ski, jako wojak, nie znając żadnej administracji, zawezwał do siebie przyja
ciela swego Wybickiego, który przed rozbiorem Polski dał się był poznać ze
sposobu myślenia i poświęcenia dla sprawy ojczystej. Jak również po rewo
lucji Kościuszki, emigrując z kraju, odznaczył się w Komitecie Polskim4, za
wiązanym w Paryżu, żywiąc nadzieję, iż Francuzi szczerze Polakom dopoma
gać będą. A chociaż zwątpiono na chwilę, toć wszakże Polacy nie przestawali
karmić się nadzieją, iż odrodzenie Polski może nastąpić jedynie tylko z po
mocą Francuzów. Gdy jednak doznali zawodu, wielu powróciło do kraju. Wy
bicki zaś, mając skonfiskowane przez króla pruskiego dobra, nie mógł już wra
cać do kraju, pozostał więc za granicą, edukując dzieci, szukając zarobku w pi
saniu dzieł różnorodnej treści.
W takiej to epoce Wybickiego zastało wezwanie Dąbrowskiego. Natychmiast
przybył on do Poznania i wspólnie z Dąbrowskim rozpoczął pracę. Wybicki
organizował rząd administracyjny, Dąbrowski zaś wojsko.
Polacy, którzy zawsze gorąco miłowali ojczyznę, skoro tylko ujrzeli odezwę
Dąbrowskiego i przekonali się, że Napoleon, ten wielki bohatyr świata, pragnie
przyjść w pomoc Polakom i oswobodzić ich spod jarzma trzech mocarstw, nie
namyślali się długo. A jak iskra elektryczna ogarnia wszystkie nerwy czło
wieka, tak i głos Dąbrowskiego sprawił powszechne powstanie Polaków zosta
jących pod berłem króla pruskiego.
Nadzwyczajny zapał okazał się jednocześnie we wszystkich klasach narodu
polskiego. I lubo Polakom co do osobistego życia i stosunków majątkowych
nie było źle pod rządem pruskim, przecież, że szło o byt narodowy, odstąpili
chętnie ów spokój domowy i dobrobyt prywatny, aby tylko niepodległość kraju
uzyskać mogli.
» 134 «
Wkrótce stanąły zastępy wojaków z pospolitego ruszenia uformowane. Nie
było młodzieńca, który by nie zaciągnął się pod narodową chorągiew.
Dąbrowski, Wybicki
PAWEŁ SKÓRZEWSKI
generał ziemski kaliski
JÓZEF LIPSKI
generał ziemski sieradzki
KACPER MIASKOWSKI
były kapitan artylerii polskiej
Kalisz 9 XI 1806
[Do gen. Dąbrowskiego]
Pan Miaskowski, były kapitan artylerii polskiej, udał się według Waszego
rozkazu do Kalisza z proklamacją podpisaną przez Waszą Ekscelencję i pana
Wybickiego. Uwiadomił on o niej najpierw hrabiego Skórzewskiego, generała
ziemskiego kaliskiego, i generała ziemskiego Lipskiego z Sieradza. Ogłoszono
ją natychmiast mieszkańcom miasta, którzy przyjęli ją najżywszymi aklama
cjami.
Panowie Miaskowski i Woyda, były oficer Legionów Polskich, dziś mieszka
jący w Kaliszu, zapowiedzieli przybycie niezwyciężonych armii wielkiego Na
poleona na ziemie polskie i przejęli w imieniu Jego Cesarskiej Mości kasy
i archiwa publiczne, po czym opieczętowali je. Garnizon pruski, złożony ze
127 ludzi, wzięty został w niewolę, a młodzi Polacy uzbrojeni zostali w ich
karabiny. Następnie szanowny generał Skórzewski, starzec 70-letni, i pan
Miaskowski jako zwiastuni tak wspaniałych wieści wniesieni zostali przez lud
do katedry. Mieszkańcy wszystkich klas i obojga płci udali się tam. Dziekan
katedry odczytał gromkim głosem proklamację. Okrzyki „Vivat Napoleon,
» 136 «
nasz protektor, nasz zbawca” zagrzmiały ze wszystkich stron. Wszyscy z włas
nej woli zaprzysięgli mu posłuszeństwo i wierność. Zaintonowano Te Deum.
Zapowiedziano nam 400 ludzi kawalerii pruskiej. Kilku żołnierzy francus
kich dla dowodzenia nami wystarczy, aby ich pobić. Niech Wasza Ekscelencja
raczy wysłać ich natychmiast. Oczekujemy naszych zbawców z otwartymi ra
mionami. Porządek jest utrzymany. Polacy znani ze swego poświęcenia dla
Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości i z przywiązania do naszej ojczyzny są
postawieni na czele władz publicznych. Subalterni pruscy nadal pracują jed
nak pod ich nadzorem. Rozbrojono ich. Zgodnie z intencjami Waszej Eksce
lencji zabronione jest molestować ich w jakikolwiek sposób.
Jw.
Poznań 15 XI 1806
Do Jego Wysokości Cesarza Francuzów, króla Italii
Sire!
Pułkownik Fiszer, który służył w Legionach Polskich we Francji, będzie
miał zaszczyt przedstawić Waszej Wysokości zdanie sprawy z mych czynności
w Wielkopolsce i poinformuje o stanie ducha i entuzjazmie, jaki ożywia jej
mieszkańców. Pobór do wojska przebiega zgodnie z projektami, które płk Fi
szer będzie miał honor przedłożyć WCMości wraz z adresem senatorów i ry
cerstwa tej prowincji, która ofiarowuje się dobrowolnie ubrać i opłacić przez
miesiąc rekrutów, jakich ma dostarczyć. Mam też setkę młodzieży szlacheckiej
z pierwszych rodzin na koniach i wyposażonych dla pełnienia służby gwardii
honorowej WCMości podczas jego pobytu w Poznaniu. Ciż sami młodzi ludzie
utworzą własnym kosztem regiment kawalerii. Utworzono już kompanię z mło
dych mieszczan znających kilka języków, by mogli służyć za przewodników
oficerom Sztabu Głównego. Kompania Żydów polskich na koniach, znających
niemiecki i polski, jest formowana dla służby jako przewodnicy i kurierzy.
Mieszkańcy Kalisza, którzy płoną z niecierpliwości, by stać się użytecznymi
armiom WCMości i by służyć swej ojczyźnie, chociaż są bez broni, przecięli
wszelkie komunikacje między oddziałami pruskimi na Śląsku a tymi, które
znajdują się w Warszawie i z drugiej strony Wisły. Obserwują oni siły w Czę
stochowie i zamierzają je zaskoczyć.
Jeśli WCMość zaaprobuje pobór wojska w departamencie poznańskim,
zorganizuję to w podobny sposób w innych departamentach, które już opano
waliśmy. Mam zaszczyt zaproponować WCMości na generałów brygady dwu
pułkowników — Fiszera i Aksamitowskiego, oficerów zasłużonych, niezbęd
nych dla organizacji. Brak nam broni i amunicji. Oczekujemy ich z łaski
WCMości.
» 137 «
JAN HENRYK DĄBROWSKI
Poznań 15 XI 1806
o godzinie 4 po południu
[Do Berthiera]
Hrabia Szymanowski, wysłany do generała Dąbrowskiego przez wielu pa
nów polskich, przybył w tym momencie do Poznania, opuściwszy Warszawę
12 tegoż miesiąca po dostarczeniu tam proklamacji gen. Dąbrowskiego. W dniu
jego wyjazdu z Warszawy garnizon [pruski] składał się z dwu batalionów
piechoty i trzech kompanii kirasjerów. Zajmowano się ewakuacją arsenału.
Pozostało już tylko kilka armat i oddział kanonierów. A oto co jeszcze do
wodzi, że garnizon pruski opuszcza to miasto:
Prezydent kamery * Hoym udał się do ks. Józefa Poniatowskiego, bratanka
zmarłego króla Polski, prosząc go, by przyjął dowództwo w Warszawie. Książę
odmówił, chyba że samo miasto poprosi go o to. Dlatego też zebrano co naj
lepszego z mieszczaństwa, by uczynić mu tęż samą propozycję. Książę przyjął
ją wówczas i obiecał objąć komendę w momencie ewakuacji garnizonu prus
kiego.
Od Warszawy do Poznania hrabia Szymanowski napotkał tylko kilkunastu
kirasjerów w Błoniu i jedną kompanię w Sochaczewie. Oddziały pruskie ewa
kuowały Łęczycę. Generał Koehler, gubernator Warszawy, oświadczył ks. Po
niatowskiemu, że chciał sprowadzić 600 kozaków do miasta dla utrzymania
w nim porządku i dla wysłania rekonesansów w kierunku Bzury. W chwili
gdy pan Szymanowski opuszczał Warszawę, kolumna Rosjan, silna 16 tys. lu
dzi, znajdowała się w Popowie, o 7 mil od Warszawy, na drodze do Brześcia
Litewskiego. Ten fakt jest bardzo pewny, bowiem donoszą o nich emisariusze,
których tam wysłano. Przypuszcza się, że ich awangarda stoi w Jabłonnej
o 3 mile od Warszawy. Jest niemal pewne, że Rosjanie nie przekroczą Wisły,
bowiem przygotowania zarządzone dla zapewnienia im żywności nie są wcale
realizowane.
Jw.
JAN DZIEWANOWSKI
były kapitan wojsk polskich
Poznań 15 XI 1806
[Do gen. Dąbrowskiego]
Wyruszyłem z Warszawy po panu Szymanowskim. Opuściłem miasto 12 [li
stopada] w południe i przybyłem do Poznania 15 o godzinie 9 wieczorem. Wi
działem 12 [listopada] o godzinie 10 rano w Warszawie 500—600 kozaków. Ko
lumna 16 tys. Rosjan była w tym czasie na Pradze, przedmieściu położonym
na prawym brzegu Wisły. Sam nie widziałem tej kolumny, ale zapewniali mnie
o tym ludzie, którym można dać wiarę. Dowodzi nią Bennigsen. Rozeszła się
pogłoska, że ci kozacy przeznaczeni byli do strzeżenia brzegów Bzury od Ka-
mionnej do Pilicy.
Jw.
PAWEŁ SKÓRZEWSKI
generał ziemski — organizator wojska w departamencie kaliskim
Obywatele Polacy!
Wiadomo już być powinno każdemu obywatelowi, iż przez wspaniałość Na
poleona Wielkiego, niezwyciężonego, Najjaśniejszego Cesarza Francuzów oswo
bodzeni i dźwigani jesteśmy. Mamy teraz porę okazać się być godnymi imie
nia Polaka, żadnej zaś nie mamy teraz przeszkody do postawienia się w sile
potrzebnej, bez której naród być nie może. Wyraźną jest wolą Najjaśniejszego
Napoleona Wielkiego, aby taż siła jak najmocniejsza wcześnie wystawiona
była, potrzeba więc z zbieraniem onej najprędzej pospieszać. Nie należałoby
mi Was zachęcać, Współobywatele, do tego, co jest Waszą powinnością, gdyż
ufać powinienem, iż się sami do tego, każdy w szczególności, zachęcać i po
czuwać mają, gdy przecież już tak wiele upłynęło czasu, a skutku życzeń
dobrych aż nadto za mało, przeto z wyraźnego zlecenia od JW generała Dą
browskiego, mnie danego, odzywam się niniejszym do Was, przezacni Oby
watele, abyście pod chorągwie wojsk, które się teraz formują, pospieszyli.
Do Was zaś, którzyście dawniej w wojsku służyli i z rang swoich ogołoceni
wy-niść z wojska nie po wojskowemu (jak wiadomo wszystkim) przymuszeni
byliście, do Was mówię, nie tylko gwałtownie teraz potrzeba Ojczyzny, lecz
i własny Wasz przemawia honor. Ten to woła do Was, abyście teraz, mając
po temu czas i sposobność, okazali waleczność swoją i abyście przekonali
wszystkich, iż niepróżno dawniej zastępowaliście w wojsku miejsce. Spiesz
cież więc i zbierajcie się pod te chorągwie.
Wy zaś, Obywatele, którzy sami wcielić się do wojska dla sprawiedliwych
nie możecie przyczyn, macie wiele innych sposobów pomnożenia siły, których
Wam dyktować nie należy, a od których nie powinniście odbiegać.
Przezacni Obywatele!
Spodziewam się, iż każdy z Was chętnie przyjmie życzenia moje i nie zechce
zasługiwać na wstyd i hańbę, którą by przez swoją gnuśność, opieszałość i nie-
czułość okryty, ale owszem ufam, iż do tego każdy poczuwać się będzie, do
czego może później mógłby być znaglony.
Dan w głównej kwaterze generalskiej w Kaliszu dnia 22 listopada 1806 roku.
P. Skórzewski, generał
» 143 «
PAWEŁ BIERNACKI
generał major — organizator sieradzkiego pułku kawalerii narodowej
» 144 «
JAN HENRYK DĄBROWSKI
Z Łowicza 30 grudnia [1806]
[Do Józefa Wybickiego]
Odebrałem list Twój, Przyjacielu. Dziękuję Ci za nowiny, czynność zaś Two
ja ma nagrodę w sercu Twoim własną, a wywdzięczając się donaszam Ci, co
tu się dzieje. Samego rycerstwa, co tu już ściągnęło, mamy 3000 nad spodzie
wanie moje pięknego i porządnego. Rotmistrz Gliszczyński przymaszerował
wczoraj z kotłami, muzyką, w 600 koni tak pięknych i porządnych, iż można
było je reprezentować za stary regiment. Rotmistrz Lipski w 800 koni naj
lepiej umundurowanych. Jedno Poznańskie, o którym dotąd żadnej nie mam
wiadomości; wątpię nawet, ażeby ci samochlubni, co dobrego wystawili. Posła
łem wczoraj generała Taszyckiego i mego Pakosza do cesarza, prosząc o roz
kaz, abym z moim całym wojskiem do Wielkiej Armii maszerował. Mamy
już 1.3 300 piechoty i 6000 kawalerii. W dzień przyjazdu mojego tutaj miasto
było iluminowane i wieczór niespodziewanie wesołość bal zrobiła. W tym
momencie rozsyłam rozkazy, aby całe rycerstwo stojące pod Łowiczem, po
wsiach, ściągnęło 1 januari * na plac przeznaczony, gdzie będzie główna lu
stracja z wielkimi ceremoniami, mszy i kazania, i przysięgi. Nie dostaje nam
tylko Ciebie, abyś przemówił do tego rycerstwa pałającego chęcią mierzenia
się z nieprzyjacielem. Przysięgać będziemy na buławę Czarnieckiego, którą mi
teraz przysłał Krasiński, i na pałasz Sobieskiego, którym zdobył w Lorecie.
JAN WEYSSENHOFF
podnułkownik — adiutant w sztabie marszałka Berthiera
* wyłogami
** Gniewu
» 146 «
czały tych bohaterów. Przez jakąś wzniosłą zuchwałość ci pruscy niegdyś „to
warzysze” nie chcieli zdjąć swoich przeszłych mundurów, lubo wiedzieli, jaki
każdego z nich los czeka, gdyby był ujęty — a to dlatego, aby nieprzyjaciel
wiedział, z kim walczy. Do dawnych swoich szako dodali tylko końskie ogony
dla ustrojenia kasków. Na czele tych kompanii stanęli niezrównani oficero
wie: kapitan Łojewski i porucznik Radoszkowski, obydwaj z tegoż dawnego
pułku.
PRZYPISY
1 Gen. Dąbrowski był od 1803 gene zupełnie inna, większość bowiem pol
ralnym inspektorem kawalerii włoskiej. skich przywódców od kilku tygodni
5 X 1806 otrzymał w Chieti, w środko współpracowała z Francuzami.
wych Włoszech, wezwanie od Napole 8 23 października Dąbrowski przyję
ona. Wraz z synem Janem Michałem ty został przez Napoleona w Kropstadt,
i adiutantem Maurycym Hauke udał się ale nie było jeszcze mowy o formowa
do Wielkiej Armii i dotarł do głównej niu wojska polskiego. Sprawa utworze
kwatery w Dessau 22 października. nia .polskiej armii wyłoniła się podczas
2 3 listopada, a więc w tym samym kolejnych spotkań w Poczdamie, Char-
dniu, w którym przyjął Dąbrowskiego lottenburgu (26 X) i Berlinie (3 XI).
i Wybickiego w Berlinie, Napoleon wy 4 Komitet Polski (Agencja) utworzyła
dał rozkaz ministrowi policji Josepho grupa polskich emigrantów, działająca
wi Fouche, aby przysłał mu Tadeusza w Paryżu po upadku powstania koś
Kościuszkę, mieszkającego w Berville ciuszkowskiego. Komitetem kierowali
koło Fontainebleau Naczelnik miał od Franciszek Barss (ostatni przedstawi
być podróż incognito i z zachowaniem ciel Rzeczpospolitej we Francji) oraz
ścisłej tajemnicy. Józef Wybicki. Plany wyzwolenia Pol
Fouche przekazał Kościuszce polece ski opierała Agencja na wojskowej i
nie cesarza, ale otrzymał odpowiedź od dyplomatycznej pomocy Francji. Przy
mowną, gdyż generał nie chciał angażo czyniła się do powstania Legionów Dą
wać się bez uzyskania gwarancji, iż browskiego.
Napoleon rzeczywiście pragnie wskrze 5 Byli to Piotr Strzyżewski i Stani
szenia Polski. Minister policji zamieścił sław Karwosiecki, którzy przywieźli
wówczas z własnej inicjatywy w parys Dąbrowskiemu list od Stanisława Ma
kim „Publiciste” (18 grudnia) rzekomy łachowskiego, marszałka Sejmu Wiel
list Kościuszki do Polaków z wezwa kiego, podpisany 17 listopada 1806 r.
niem, by udzielili poparcia cesarzowi. w Końskich. 2 grudnia, podczas audien
Naczelnik dwukrotnie (22 grudnia i 22 cji u cesarza, delegaci zapewniali, że
stycznia) wysyłał do ministra listy pro Galicja gotowa jest do powstania. Na
testacyjne, przy czym w drugim z nich poleon oświadczył jednak, iż „jest na
wyrażał gotowość udania się do kraju stopie pokojowej z Austrią”, rozwiewa
i współpracy z Napoleonem, jeśli ten jąc w ten sposób nadzieje na rozsze
zaprowadzi w Polsce ustrój wzorowany rzenie polskiej akcji insurekcyjnei.
na angielskim, uwolni chłopów, obda 6 Dowódcą garnizonu Częstochowy (w
rzy ich ziemią, a granice Rzeczpospolitej rzeczywistości załoga liczyła 500 żołnie
poprowadzi „od Rygi do Odessy i od rzy) był major Hund. Forteca miała
Gdańska do Węgier”. Były to, rzecz wprawdzie 26 dział 3-, 6- i 12-funto-
oczywista, żądania nierealne, a zresztą wych, ale większość armat pozbawiona
w owym czasie — w drugiej połowie lawet niezdatna była do użytku.
stycznia 1807 r. — sytuacja była już
» 147 «
10
RAZEM Z FRANCUZAMI
JÓZEF SZYMANOWSKI
oficer sztabu 3 korpusu marszałka Dauouta
JAKUB KIERZKOWSKI
oficer sztabu 5 korpusu marszałka Lannes'a
Gdy już Napoleon ułożył plan do poruszenia armii naprzód, w różne punkta
wojska maszerowały: nasz 5 korpus brał się w kierunku Pułtuska, gdzie ba
talią stoczył z Rosjanami dnia 26 grudnia 1806 roku. Z strony Rosjan komen
derował jenerał Kamiński, który na całą noc rejterował, pozostawiwszy wszy
stkich swoich rannych i pruskie ciężkie armaty, które były ustawione na
wzgórzu koło wiatraka.
Korpus marszałka Neya maszerował przez Gołymin dla odcięcia rejterady
wojska rosyjskiego przez Różan do Ostrołęki, ale z powodu złej drogi błot
nistej artyleria nie mogła wyciągnąć dział z błota. Celu więc nie dopięto.
Połowa armii rosyjskiej przechodzi za Ostrołękę, a druga połowa przez mosty
pod Pułtuskiem i te za sobą spaliła. Był to sądny dzień podczas batalii puł
tuskiej, deszcz padał i śnieg, wiatr wiał mroźny. Kawalerii naszej konie stały
w błocie po same brzuchy i dlatego nie mogła nic działać. Rosyjska piechota
po dwa razy szła na bagnety, ale z wielką stratą odpartą została. Już prawie
każdemu życie niemiłe było, bo mróz po przemoczeniu brał, więc był skościały,
a zdawało się każdemu, że w płaszczu znajduje się jak między deskami. Rąk
nie można było zgiąć, bo lód trzeszczał na człowieku, chłodno, do tego głodno,
lepiej śmierć niźli takie życie, każdy się niecierpliwił.
Noc zaszła, pozostaliśmy na pozycji dlatego, że marszałka Neya spodzie
waliśmy się, iż odetnie rejteradę. Nad ranem szef sztabu rozkazał mi wziąć
z 34 pułku kompanią woltyżerów i dotrzeć pod same miasto. Gdyśmy się zbli
żyli ku folwarkowi oberamtmana, nie znaleźliśmy żadnych widet rosyjskich
tylko w stodołach, oborach, owczarni pełno ranionych Rosjan.
Zapytałem się ich, gdzie są wasi, powiedzieli, że poszli w tył przez mosty.
Wtem zaczęły się mosty palić i łuna zabłysła, już też nieprzyjaciel zupełnie się
cofnął. Posłałem czym prędzej raport do szefa sztabu, gdzie zaraz cały 5 kor
pus wkroczył do Pułtuska. Jeszcze wiele żołnierzy rosyjskich po ulicach za
brano do niewoli. Z klasztoru Benedyktynów dano znać Francuzom, że w ich
sklepach dużo żołnierzy rosyjskich. Woltyżery wpadli i wszystkich wystrze
lali w piwnicach.
» 152 «
W trzy dni po batalii przybył Napoleon i objeżdżał plac bitwy. Trupy le
żały poumarzane, żę- ich nie można było pochować. Poobierani do naga, wy
glądali jak mumie za szkłem. Gdy Napoleon spostrzegł jednego Francuza od
kuli armatniej na wpół przeciętego, a obok niego kurę odartą z pierza i pięk
nie wypatroszoną, która także zmarzła w krwi jego, rzekł do swego szefa
sztabu księcia Berthier:
— Nasi żołnierze krzyczą, że głód mają, a oni w piękne drobiazgi opływają.
Gdy odbywał przegląd 5 korpusu, żołnierze krzyczeli:
— Papa, chleba!
Nie rozumiał Napoleon, co to jest „chleba”, dopiero przywołali kapitana
Falkowskiego, aby go po polsku nauczył, jak odpowiedzieć: „nie masz chleba”.
Nauczył się też prędko tego Napoleon, a gdy wojsko maszerowało koło niego
i krzyczeli żołnierze: „Papa, chleba!”, on się obraca z uśmiechem i odpowiada
im po polsku:
— Nie masz chleba!
Wówczas oczarowani żołnierze krzyczeli:
-— Vive Pempereur! *
AUTOR NIEZNANY
wachmistrz 8 pułku dragonów
* na oklep
** Poczekaj, przeklęty Polaku!
*** Pasymem
» 154 «
tylną straż nieprzyjacielską 9. Wszedł on spokojnie wąwozami do tego miasta,
kiedy naraz ujrzał się zewsząd otoczonym dwoma tysiącami kozaków i huza
rów. Przymuszony cofnąć się stamtąd na powrót, walczył do ostatniego z prze
wyższającą siłą, że gdyby nie nasze pułki — 12 i 16, które mu przybyły na
ponfcoć. straconym byłby na zawsze dla wojska francuskiego.
Walka była zacięta. Już tu śmiele o sobie powiedzieć mogę, że niepróżno
nosiłem pałasz, lecz o mało go też i nie straciłem. Znaczny oddział huzarów
rozbił nas na przywitaniu. W tej zamieszce i rąbaninie o mało mnie nie poj
mano w niewolę, gdyby mój kochany kapitan L. H. nie dał mi dzielnej
pomocy, uderzając na przeciwników z wściekłym zapędem. Jeden huzar palnął
mnie w kask porządnie, że mi aż w głowie zatrzeszczało, alem się odciął na
odlew, skręciłem wprost na drugiego, który mnie chciał z tyłu ugodzić, i zsa-
dziłem od razu z konia, dawszy mu z raz kuśmidralskiej pieczeni. Przybycie
artylerii konnej pod zasłoną pułków 6 i 21 położyło tamę rozprawie. Wnet
byliśmy panami miasta, trwogą do politowania napełnionego. Pastor miej
scowy ze strachu mniemał, że jest na tamtym świecie, i za przybyciem dla
ogrzania się do izby prawił nam o sądzie ostatecznym; burmistrz biegał jak
oparzony po rynku z napełnionym garnkiem kartoflami w mundurach; płacz
i narzekania po domach nieprędko się uspokoiły. Krzyczały kobiety gwałtu *
gore! chociaż im nikt nic złego nie robił i nigdzie się nie paliło. Takie to jest
położenie śmieszne i razem bolesne miejsc potyczek i bitew zamieszkałych
od bezbronnego i z wrzawą wojenną nie oswojonego ludu. Obozowaliśmy
w rynku. Zewsząd nam znoszono żywność dla ludzi i dla koni. Porozpalano
ognie na ulicach, grzano się i tańczono dokoła, bo Francuzi niewytrwali na
zimno, podobni są w tym razie baletnikom.
Ku wieczorowi przybyła główna kwatera księcia Murata, który za nami
tuż postępował jako naczelny wódz jazdy. Szef sztabu jenerał Belliard prze
chodził się z nim pomiędzy żołnierzami. Pułk 8 okrył się chwałą, lecz jakby
z przeznaczenia wystawiony na klęski, stracił tu znowu do 100 zabitych i ra
nionych, że ledwie 250 ludzi zdolnych jeszcze do boju liczył.
Nazajutrz, razem ze dniem, wyruszyliśmy naprzód. Od tego dnia aż do
8 kwietnia moje pamiętniki każdodziennie zapisywane ustały z przyczyn,
które niżej opowiem.
Cała ta najpamiętniejsza epoka życia mego, ogólnie już tylko w Toruniu
spisana, zawiera, co następuje: W krwawej potyczce pod Hoff * dostałem się
do niewoli10. Przypędzono nas kilkudziesiąt z różnych pułków na noc do
jakiejś wioski. Nie zapomnę nigdy Prusaków. Obeszli się ze mną tak szlache
tnie, jak tylko można było w czasie wojny. Rozsądek nakazał mi, ile możności,
taić się z tym, żem jest Polakiem, lecz jeden oficer Niemiec z pułku Ritscha,
który stał dawniej w Warszawie, poznał mnie. Wspaniałomyślny — utaił to
przed drugimi. W nocy, kiedy nas miano dalej pędzić, przychodzę na myśl
niebezpieczną, ale szczęśliwą, ratowania się ucieczką. Ze wszystkiego ogołoco
ny, prawie bosy i tylko płaszczem okryty, miałem sobie kask zostawiony.
Zdejmuję go, chowam pod płaszczem, kryję się między domy. Śnieg zaczął
padać gęsty. Ze łzami wdzięczności powitałem go, była to manna z nieba spa
dająca, która mi pomogła do ucieczki. Już uderzono w bęben do marszu. Zda
wało mi się, że cały świat mnie ściga. Wpadam do pustej stodoły, niepodobna
się ukryć. Mysz by w niej łatwo dostrzec. Nie było garstki słomy. Wysuwam
W końcu stycznia 1807 roku Napoleon udał się do obozu i pod Preuss
Eylau * stoczył walną bitwę. Pokazało się jednak, iż Napoleon nie przewidy
wał tej batalii, lecz miał zupełnie inne plany do zniesienia armii rosyjskiej.
Jak we wszystkich ważniejszych okolicznościach mała częstokroć przeciwność
sparaliżować może najlepsze plany, genialne projekta, tak też i wtenczas do
znał podobnego losu.
Napoleon ułożył sobie plan przepuścić wojska rosyjskie pragnące mieć ko
munikacją z Grudziążem n. W tym celu wysłał oficera francuskiego do mar
, późniejszego króla szwedzkiego, aby tenże posunął
szałka ks. Ponte-Corvo **
się ku Elblągowi. Sam zaś z korpusem marszałka Augereau i 2 korpusem
Neya miał cofnąć się ku Wiśle, aby tym sposobem ułatwić Rosjanom komuni
kacją z Grudziążem, by potem odciąć nieprzyjacielowi odwrót i przez to sna
dniej go pokonać. Plan ten odkrytym został przez złapanie oficera francuskie
go wysłanego z depeszą, który dla oszczędności, a raczej przez chciwość, nie
biorąc koni pocztowych, zatrzymywał się po wioskach oczekując za końmi
i w trakcie tego przez Prusaków wraz z depeszami w łóżku jeszcze pochwy
conym został, kiedy Napoleon najpewniejszy był swojego planu. Rosjanie, ko
rzystając z czasu i wiadomości, uderzyli na korpus marszałka Augereau, któ
ry opierając się przez dzień cały, walczył jak lew. Po kilkakroć jedno i toż
samo miejsce ustępowano i odbierano. Sam zaś Napoleon stał na wzgórzu pod
kościołem, skąd mógł rekognoskować *** jak najdokładniej cały obraz bitwy,
nie bacząc, iż znajdował się wśród kul armatnich i karabinowych.
Adiutant Napoleona generał Corbineau tam zginął.
W tak zaciętej i morderczej walce cały korpus marszałka Augereau do
szczętu zniesionym został. Rosjanie, jakkolwiek wytrzymywali morderczą
bitwę, zostali jednak pobici, lecz gdyby byli wytrwali w atakowaniu dnia
następnego, Napoleon najniezawodniej byłby zmuszonym z całą armią, zna
cznie już przerzedzoną, rejterować za Wisłę, a może i za Odrę. A tak ten jeden
moment mógłby stanowić o losie całej Europy. Tymczasem Rosjanie, zrobiw
szy odwrót, cofnęli się o parę mil drogi. Napoleon, zostawszy panem placu
boju przez dni dwa, wydał następnie proklamacją, iż maszeruje na zimowe
leże. W końcu proklamacji dodał te słowa: „Biada temu, kto by poważył się
zaczepić lwa w jego legowisku” 12.
Po batalii główną kwaterę przeniesiono do Osterode ,♦*** leżącego pomiędzy
znacznymi jeziorami. Wojska zaś rozkwaterował od Elbląga aż po Wisłę.
Że zaś w Osterode kwatera Napoleona nie była dogodną dla pomieszczenia
tylu oficerów sztabowych, po kilku zatem tygodniach Napoleon przeniósł się
do starożytnego zamku hrabiów Dohna w Finkenstein *****, wziąwszy z sobą
tylko przyboczną służbę. Główny zaś sztab pomieścił w miasteczku ******
o ćwierć tylko mili odległym od jego rezydencji, a należącym do tejże samej
majętności 13.
Lubo do gwardii honorowej należało kilkadziesiąt osób, jednakże wybranych
* Pruską Iławą (obecnie Bagro-
tionowsk — ZSRR)
** Bernadotte’a
*** rozpoznawać
**** Ostródy
***** Kamieńcu Suskim
****** tj. w Suszu
» 157 «
było tylko dwadzieścia osób, a między nimi, o ile mogę objąć pamięcią, na
stępujące osoby: Tyszkiewicz, dowodzący gwardią honorową w randze pułko
wnika, Tomasz Łubieński, Franciszek Łubieński, Kozietulski, Ludwik Mała
chowski, Lanckoroński, Dembiński, oprócz tych jako wolontariusze: książę
Aleksander Sapieha i Wincenty Krasiński.
Po wypadku z oficerem francuskim, który tyle narobił złego, do posyłania
z rozkazami Napoleon używał już samych tylko Polaków. I tak jakoś szczęśli
wie się przytrafiło, iż ani jeden z naszych nie został złapanym. Za wszelkie
tego rodzaju misje płacono bardzo dobrze, gdyż po 20 franków na milę za ko
nie pocztowe. Polacy zaś, nie szukając w tym zysku, używali tylko koni
pocztowych, unikając wiosek, jak również zamiast koni pocztowych nie brali
koni chłopskich lub obywatelskich bezpłatnie, jak to zwykli byli czynić
Francuzi przez chciwość nieprawego zysku, dlatego też częstokroć bywali
chwytani przez nieprzyjaciela.
W tym miejscu nie od rzeczy będzie wspomnieć o paru wypadkach, jakie
przytrafiły mi się w podróżach z depeszami, a które mogą posłużyć za naukę,
jak ściśle należy się trzymać odebranych instrukcji. Razu jednego, będąc na
służbie w zamku Finkenstein, w nocy zawezwany zostałem przez Napoleona,
który dawszy mi listy do ks. Talleyranda, bawiącego podówczas w Warsza
wie, polecił mi bezzwłocznie puścić się konno do Warszawy o mil 33. Przejęty
gorliwością w wykonaniu danych mi poleceń po marche-route * udałem się do
generała Caulaincourt, wielkiego koniuszego. Otrzymawszy takową, a zoba
czywszy wypisanymi pierwsze stacje też same, którymi poprzednio jeździłem
już do Warszawy, wsiadłem na konia i razem z moim służącym o godzinie
dwunastej w nocy puściłem się do pierwszej stacji o mil trzy odległej.
Noc była ciemna, przy tym, jadąc galopem, zawadziłem o drzewo tak mocno,
iż skaleczyłem sobie nogę. Jednakże nie miałem czasu opatrzyć ranę, przeło
żywszy tylko siodło na pocztowego konia za przybyciem do stacji i zapłaciwszy
należność, jechałem wciąż galopem aż do samego Ciechanowa.
W Ciechanowie nie tylko, iż poczty nie zastałem już, ale nawet nie było ko
ni, w czym moja była wina, gdyż nie zreflektowałem się, iż tą drogą nie po
winienem był jechać. Złajawszy poczmistrza, poszedłem wprost do burmi
strza, a kazawszy okulbaczyć konia dla siebie i drugiego dla pocztyliona,
szczęśliwie przebiegłem okoliczne bory, nie spotkawszy nieprzyjaciela, a tym
samym i nie dostawszy się w jego ręce. Tak więc dziwnym zrządzeniem losu
udało mi się odbyć drogę pomyślnie, gdyż, co prawda, zaryzykowałem, i to
ważną nawet depeszę, obierając trakt przeciwny. Do Warszawy przybyłem
dość prędko, gdyż całą drogę przebiegłem w 23 godzinach i około dwunastej
Ar nocy stanąłem u celu. Księcia Talleyranda zastałem już w łóżku, który,
przeczytawszy podaną mu depeszę, zapytał się, czyli mam rozkaz jechania
do Stambułu. Gdy odpowiedziałem, że nie, posłał natychmiast do księcia Po
niatowskiego, aby bezzwłocznie naznaczył jednego z doświadczeńszych ofice
rów na podróż do Stambułu14. Nazajutrz dopiero, przeczytawszy dokładnie
marche-route, spostrzegłem, iż na Ciechanów nie powinienem był jechać,
tylko na Płońsk, gdzie było daleko bezpieczniej. Szczęściem, iż nie dostałem
się w ręce nieprzyjacielskie, gdyż bez wątpienia mógłbym być sądzonym, iż
zaryzykowałem tak ważne listy. Wypadek ten zachowałem w jak największej
tajemnicy, bo chociaż najlepsze żywiłem zamiary, to jednak, gdybym był
schwytanym, żadne tłumaczenie nie zmniejszyłoby mej winy. A tegoż samego
♦ marszrutę
» 158 «
dnia, po moim przejeździe przez bory ciechanowskie, złapano 600 kozaków
otoczonych znienacka przez oddział Francuzów.----
Drugi raz takiż sam miałem wypadek, iż o mało co nie zostałem złapanym
także z depeszami. Jedynie tylko gorliwością służby i przytomnością umysłu
zdołałem ujść niebezpieczeństwa. Będąc posłanym do księcia Ponte-Corvo mia
łem od tegoż odebrać listy, a następnie udać się do marszałka Neya. Otrzy
mawszy depeszę samym wieczorem, udałem się w drogę na wozie do Maryn-
gu *, odległego trzy mile drogi. Ujechawszy znaczny kawał, spostrzegłem
w oddali ognisko placówki. Korzystając z otaczającej dokoła ciemności, podsu
nąłem się bliżej i przy blasku ognia rozpoznałem posterunek wroga — byli to
kozacy. Ratowałem się wtedy ucieczką i dwie mile drogi piechotą rejterowa
łem do obozu księcia Ponte-Corvo. Uwiadomiwszy w obozie o powyższym zda
rzeniu, w dalszą podróż wyjechałem inną zupełnie drogą.
Trzeci wypadek, gdzie bardzo łatwo mogłem dostać się w ręce nieprzyja
ciela, był taki. Nie pamiętam daty, dość na tym, iż z Finkensteinu zostałem
wysłanym do marszałka Lefebvre, stojącego w okolicach Gdańska. W trakcie
podróży wypadło mi przejeżdżać przez maleńką wioskę odległą o milę drogi
od Gdańska. W braku pocztowych koni dano mi chłopa z wozem, który miał
mnie zawieźć do głównej kwatery marszałka Lefebvre, znajdującej się
w Pietzkendorfie **. Chłop, czy to w zamiarze zdrady, czy też przez nieświa
domość, zawrócił na prawo i wjechał pomiędzy prusko-francuskie szańce. Spo
strzegłszy grożące mi niebezpieczeństwo, zeskoczyłem z wozu i zacząłem biec
ku okopom francuskim. Wtem z obozu nieprzyjacielskiego rozległ się grom
strzałów, poczęto bowiem plutonowym ogniem ścigać mnie uciekającego do
obozu francuskiego. Szczęściem, iż nie zostałem raniony i zdrowo i cało sta
nąłem przed marszałkiem Lefebvre.
Wśród takich tylko okoliczności Napoleon przepędził spokojnie zimę w Fin-
kensteinie.
PRZYPISY
1 Było tak istotnie w sztabach Da- piero w 1808, a Bernadotte następcą
vouta i Murata, ale zupełnie inaczej tronu szwedzkiego w 1810. Davout —
np. w korpusie Lannes’a. Marszałek jakkolwiek istotnie myślał o polskiej
ten głośno oświadczył, że „cała Polska koronie — nie mógł przeprowadzić
niewarta jest krwi jednego francus wtedy takiego rozumowania. Niechęć
kiego żołnierza”. Davouta do Poniatowskiego była nie
2 Były to słowa, jakie Francuzi naj tyle wynikiem obawy przed rywalizacją
częściej słyszeli i jakich używali. Py ks. Józefa, ile różnicy poglądów politycz
tając o chleb, otrzymywali zazwyczaj nych (marszałek związał się z jakobi
odpowiedź „nie ma”, a pytając o wo nami) i faktu, że Poniatowski popierał
dę — „zaraz”, bo tej było oczywiście starania Murata o koronę.
pod dostatkiem. 4 Informacja nieścisła. Murat zatrzy
8 Murat został królem Neapolu do mał się początkowo w pałacu Raczyń
* Morąga
** Pieckach, wsi koło Gdańska
» 159 «
skich na ul. Długiej, a po kilku godzi udział oddziały polskie 2 korpusu gen.
nach przeniósł się do pałacu Potockich Zajączka.
na Krakowskim Przedmieściu. Przez 12 Bitwa pod Pruską Iławą rozegrała
pewien czas był też gościem ks. Józefa się 7 i 8 II 1807. Pierwszego dnia Napo
w pałacu Pod Blachą. Zamek Królew leon, mając zaledwie 46 tys. żołnierzy
ski natomiast był od początku przezna przeciwko 80 tys., oczekuje na korpusy
czony dla samego Napoleona. Davouta, Neya i Bernadotte’a, nie de
5 Pod Pułtuskiem walczył z Rosjana cydując się na podjęcie walki. Fran
mi marszałek Lannes i tylko jedna dy cuzi zajmują dogodną pozycję, otacza
wizja z korpusu Davouta (gen. Gudin). jąc półkolem od zachodu i południa
Główne siły Davouta biły się w tym zwarte oddziały wojsk Bennigsena i na
czasie pod Gołyminem. stępnego dnia — po otrzymaniu posił
6 Opisywane tu wydarzenia poprze ków — cesarz może liczyć na odniesie
dziły bitwę pod Czarnowem. Była to nie wspaniałego zwycięstwa. 7 lutego
jedna z nielicznych bitew, jakie Napo Napoleon odpiera więc tylko ataki Ro
leon stoczył nocą (z 23 na 24 XII). sjan i żadna ze stron nie uzyskuje prze
Przeprawy przez Wkrę broniła rosyjska wagi.
straż tylna pod dowództwem gen. Oster-
mana-Tołstoja (dziadka autora Wojny Drugiego dnia 50 tys. Francuzów zaj
i pokoju). muje niemal te same pozycje, których
7 Ofensywę rosyjską sprowokował centrum stanowi cmentarz w Pruskiej
marszałek Ney, który podjął samowolną Iławie, gdzie stoi sam cesarz ze swą
próbę opanowania Królewca. 25 stycz gwardią. Wczesnym rankiem Rosjanie
nia doszło do pierwszych starć armii podejmują gwałtowny atak na środek
Bennigsena z korpusem Bernadotte’a linii francuskiej, ale ich własne lewe
pod Morągiem. skrzydło zagrożone zostało przez korpus
8 Autor podkreśla korzyści z mrozów Davouta (20 tys. ludzi), który właśnie
i śniegów, pamiętając, iż podczas walk pojawił się na polu walki. Davouta
pod Pułtuskiem i Gołyminem wojska wspiera Augereau, który traci jednak
napoleońskie tonęły w błocie i zdarzało orientację w śnieżnej zamieci i musi
przejść pod ogniem rosyjskich baterii,
się, że przez dzień cały pokonywano złożonych z 72 dział. Szarże rosyjskiej
nie więcej niż 5 km. kawalerii przynoszą dalsze straty i
9 Potyczka kawalerii Murata z Rosja wkrótce korpus tego marszałka prak
nami pod Pasymem rozegrała się 1 lu tycznie przestaje istnieć
tego. Ta katastrofa stwarza szeroką wyrwę
10 Bitwa pod Dwórznem stoczona zo w linii obronnej Francuzów Aby ją
stała 6 lutego. Dwanaście batalionów, wypełnić, cesarz rzuca do ataku 80 szwa
stanowiących ariergardę Bennigsena, dronów kawalerii Murata, która ma
zajmowało pozycje oparte lewym skrzy zneutralizować 75 szwadronów jazdy
dłem o miasteczko, a prawym o gęsty dowodzonej przez ks. Golicyna W gwał
las. W centrum znajdowała się głęboka townym ataku ginie generał Hautpoul,
rozpadlina, skutecznie osłaniająca Ro który kilka dni wcześniej odznaczył się
sjan przed atakiem kawalerii. Nad pa na czele swych kirasjerów pod Dwórz
rowem tym przerzucony był mały most, nem.
który starała się zdobyć kawaleria Mu
rata. Po południu na polu walki pojawia
Pierwszy atak huzarów załamuje się się pruski korpus L’Estoqa, który za
w ogniu piechoty wroga. Żołnierze wa graża lewemu skrzydłu Francuzów. Na
lą się w przepaść, skąd już bez koni poleon nie ma już ani jednego bata
uciekają pod osłonę nadciągających lionu, który nie byłby zaangażowany
piechurów Soulta. Druga szarża, pod w walce, i jeśli Prusacy zaatakują go,
jęta przez dywizję dragonów (wtedy trzeba będzie zarządzić pospieszny od
właśnie wzięty został do niewoli autor wrót. L’Estoq jednak, nie znając do
wspomnień), także nie przynosi powo kładnie sytuacji, nie decyduje się na
dzenia. Cesarz — widząc krytyczną uderzenie z marszu, a Bennigsen rzuca
sytuację — rzuca do boju kirasjerów go przeciw prawemu (a nie lewemu)
gon. Hautpoula, najcięższą kawalerię, skrzydłu Francuzów, przez co Bonaparte
jaką dysponowała armia francuska. Ki- zyskuje nieco czasu. O godzinie 16, tuż
rasjorzy w zwartych szeregach prze po zapadnięciu ciemności, przybywa z
jeżdżają pędem most i spychają w tył kolei korpus Neya, który odrzuca część
rosyjskie bataliony. Zachwycony wspa oddziałów pruskich i zagraża teraz ty
niałą szarżą Bonaparte całuje generała łom armii rosyjskiej. Bennigsen, oba
prz<sl frontem dywizji. wiając się okrążenia, postanawia wy
11 W oblężeniu Grudziądza brały cofać się na północny wschód, przez
» 160 «
co cesarz pozostaje ostatecznie panem od 1 kwietnia do 6 czerwca 1807. Pałac
pola walki. spalony w czasie działań wojennych
Straty rosyjskie i pruskie sięgały 1945 znajduje się dziś w ruinie. Na te
30 tys. ludzi (w tym 3 tys. jeńców), renie parku i przy bramie wjazdowej
podczas gdy francuskie 25 tys. (w tym zachowały się uszkodzone armaty fran
5 tys. jeńców). 7 korpus Wielkiej Armii cuskie, porzucone przez Wielką Armię
dowodzony przez marszałka Augereau w chwili wymarszu pod Frydland. W
został decyzją cesarza rozwiązany z po Kamieńcu towarzyszyła Napoleonowi
wodu ogromnych strat w zabitych i ran Maria Walewska, sprowadzona tu w
nych. początkach maja z Warszawy.
13 Napoleon mieszkał w Ostródzie, w 14 Augustyn Słubicki przywiózł list
starym zamku krzyżackim, od 21 lutego Napoleona do sułtana tureckiego Seli
do 1 kwietnia. W Kamieńcu Suskim ma III, datowany 3 VI 1807 z Kamień
kwaterował w pałacu hr. Dohna, jed ca Suskiego.
nego z dostojników dworu pruskiego,
11
W OBLĘŻENIU GDAŃSKA
ANTONI BIAŁKOWSKI
podporucznik 4 pułku piechoty
Udaliśmy się spiesznie pod Tczew. Był to dzień 23 lutego 1807 roku. Zbli
żając się do miasta, usłyszeliśmy pierwszy raz kanonadę. Było to oznajmienie
nam, że tę fortecę koniecznie w tym dniu cesarz postanowił wziąć szturmem,
» 162 «
a to z następujących przyczyn. Przed dwoma tygodniami wszedł do tego mia
sta oddział naszej jazdy, a przez nieostrożność żołnierze pozsiadali z koni, nie
zostawiwszy żadnej straży. Będąc uczęstowani, cokolwiek sobie podpili,
a wtedy mieszkańcy tameczni, pozabierawszy konie i broń, powiązali ich
i odesłali do Gdańska. Gdy z innej strony nadszedł oddział jazdy francuskiej,
postąpiono z nim tak jak z pierwszym x. Doszło to do wiadomości cesarza, któ
ry rozkazał jenerałowi Dąbrowskiemu z jego dywizją i artylerią saską sztur
mem zdobyć Tczew, a mieszkańców dwugodzinnym rabunkiem ukarać 2.
Gdyśmy zbliżyli się do miasta, zastaliśmy już niektóre pułki blokujące toż
miasto Tczew. Jest to z dawnych czasów miasto obronne: leży nad brzegiem
Wisły, opasane murem dość wysokim, w półkole zbudowanym, którego końce
dotykają Wisły. Samo miasto bardzo porządnie zbudowane. Po zabraniu
dwóch oddziałów wojska, spodziewając się zemsty albo kary, posłano najspie
szniej po pomoc do Gdańska, którą niezwłocznie otrzymali. Po przybyciu na
szym pod Tczew zastaliśmy w nim przeszło 3000 wojska regularnego, 6 sztuk
armat i wszystkich obywateli z bronią na murach 3. Po opasaniu ze wszystkich
stron miasta i uderzeniu z dział, tak że w kilku miejscach zapalono tak
przedmieścia, jako i samo miasto, jenerał Dąbrowski posłał do miasta parla
mentarza, podpułkownika Grotowskiego z pułku naszego, proponując załodze,
aby dla uniknięcia rozlewu krwi broń złożyła. Jenerał pruski, dowodzący, za
pytał się parlamentarza, jakie to wojsko oblega. Na odpowiedź, że polskie,
odpowiedział z oburzeniem, że tylko zna wojsko francuskie, z którym wojny
toczy, ale z pastuchami nie myśli umowy zawierać. Kiedy parlamentarz robił
mu uwagę, że niechaj spojrzy na oblegające wojsko, a przekona się, że to nie
są pastuchy, tenże odpowiedział, że ostrzega parlamentarza, aby nie naduży
wał jego cierpliwości, aby się na moment nie zapomniał, bo może kazać go
powiesić jako buntownika. Po takiej odpowiedzi Grotowski powrócił do obozu.
Skoro jenerał Dąbrowski tak oburzającą odebrał odpowiedź, rozkazał, aby na
wszystkich punktach rozpoczęto atak, mówiąc, że trzeba, żebyśmy im dali się
poznać, że nie jesteśmy pastuchami. Sam zaś z swoim synem, jenerałem bry
gady Jasiem4 (takeśmy go nazwali), na czele 12 sztuk dział i 1 pułku piechoty
uderzył od przedmieścia i traktu prowadzącego do Starogardu. Zbliżywszy się
do bramy, która była zabarykadowana drzewem, rozkazał jednej kolumnie,
mającej na czele oddział saperów z całej dywizji zebranych, uzbrojonych topo
rami i siekierami dla wycięcia bramy — uderzyć na bramę. Ale skoro wspo
mniany oddział zbliżył się do bramy i zaczął wycinać barykady, obsypany zo
stał gradem kul z murów przyległych bramie, tak że się mało z tego oddziału
przy życiu zostało. Widząc jenerał bezskuteczność swego zamiaru, rozkazał się
cofnąć saperom, a zatoczywszy 12 dział ciężkiego kalibru, rozkazał powtórzyć
kilka razy strzały, co gdy wykonano, tak brama, jako też barykady zniszczone
i wybite zostały. Widząc załoga, że już brama wybita, podprowadziła i osadzi
ła w bramie 6 armat kartaczami nabitych. Jenerał, nie tracąc czasu, z synem
na czele pułku 1 w bramę, i zdobywa takową, rażony kartaczami i ręczną
bronią z muru. W tym momencie, skoro zdobył takową, załoga broń rzuciła,
mieszkańcy zaś jeszcze ciągle się bronili. Nasz pułk stanowił prawe skrzydło
oblegających linii, od strony naszej przystęp był trudny, więc tylko saska
artyleria, strzelająca po murach, usiłowała wybić w nich wyłom, a nasza pie
chota strzelała do broniących muru, tak żołnierzy, jako też mieszkańców.
Batalion pruskich strzelców (feldjegrów) chciał się ratować ucieczką przez
Wisłę po lodzie. Skoro się na środek WTisły dostał, artyleria saska skierowała
działa na lód, który się załamał i cały batalion śmierć znalazł w Wiśle R. Kil
» 163 «
kunastu strzelców, którzy później z miasta wybiegli, widząc, co się stało z ich
batalionem, rzucili broń i poddali się nam dobrowolnie. Kiedy miasto zdoby
tym zostało, wypędzono z niego załogę, a jenerał rozkazał wszystkim naszym
pułkom zbliżyć się do bramy, którędy jeńcy byli prowadzeni, tak aby jenerał
pruski ze swoim oddziałem mógł pastuchów bliżej zobaczyć. Jenerał Dąbrow
ski wskazując na nas zapytał:
— Czyś waćpan widział takich pastuchów? A co, poznałeś ich waszmość?
Co usłyszawszy, żołnierze pruscy zaczęli na swego jenerała i oficerów bło
tem i kamieniami rzucać, tak że jenerał pruski prosił o pomoc, której mu
udzielono. Oddział jazdy otoczył jeńców, odłączając oficerów od żołnierzy; tak
rozdzielonych poprowadzono do Gniewu. W tej bitwie, oprócz straty, jakąśmy
ponieśli, jenerał Dąbrowski wraz z synem zostali ranieni. Potem ogłoszono
wojsku polecenie cesarza: rabunek godzinny jest dozwolony 6, po upływie zaś
tego czasu, skoro będzie uderzony apel, kto by nie stawił się do swego pułku,
karany będzie śmiercią.
Za uderzeniem apelu rozsypały się pułki po mieście. Ja, będąc pierwszy
raz w takim wypadku, ciekawy byłem z bliska się przypatrzeć tej scenie.
Gdym przyszedł za wojskiem i wszedł przez bramę pomiędzy trupami, tak
naszymi, jako też i nieprzyjacielskimi, dreszcz mnie przeszedł na widok ciał
przeszytych tak kulami armatnimi, jako też kartaczami. Gdy wszedłem w uli
cę prowadzącą do rynku, wstąpiłem do jednego domu, gdzie był handel ko
rzenny. Zobaczyłem tam na stole porozsypywane rodzenki, pieniądze, w dru
gim miejscu — cukier zmieszany z pieprzem. Będąc wówczas lubownikiem
słodyczy, skoro te spostrzegłem, nie oglądając się za żadną zdobyczą, wszedłem
do sieni, a zbliżywszy się do słodyczy, zacząłem wybierać rodzenki, później
farynę * i sypałem w gębę. Wtem wchodzi we drzwi woltyżer naszego pułku
i opierając się na broni, mówi do mnie:
— Aha, i pan Antoni jest tu!
W tym momencie wystrzelił ktoś z korytarza prowadzącego z dziedzińca,
a ugodzony kulą w piersi woltyżer padł na wznak, tak że na ulicę się za drzwi
przewrócił. Przestraszony podobnym wypadkiem, przeskoczywszy trupa, wy
biegam na ulicę. Przechodzący żołnierze z Legii Północnej 7, posłyszawszy strzał
z tego domu i widząc trupa, zapytują się mnie, kto tego żołnierza zabił. Ja
im w krótkości odpowiadam, że w tym domu wystrzelono, i wskazałem kory
tarz, z którego wystrzelono. Przebiegliśmy takowy i spostrzegamy na dzie
dzińcu za pompą stojącego człowieka, któremu tylko ręce było widać, w któ
rych trzymał karabinek krótki i przybijał ładunek. Na uczyniony krzyk wy
chyla się on zza pompy i strzela powtórnie do nas, nie trafił z nas żadnego,
a wówczas żołnierze przyskoczyli do niego i zakłuli go bagnetem, dobijając go
kolbami; z głowy czaszkę odbili, potem, wziąwszy go, za drzwi odwlekli
i przerzucili przez sztachety. Żołnierze udali się na górę, poszedłem i ja za
nimi, weszliśmy do pokoju, który był ślicznie umeblowanym. Zaczęli szukać
zdobyczy po różnych miejscach. Ja, zobaczywszy siebie w lustrze tak wiel
kim, że całą figurę widziałem, czego nie zdarzyło mi się widzieć od czasu, ja
kem mundur oficerski wziął na siebie, unosiłem się, że tak powiem, nad swo
ją figurą, patrząc, jak mi było dobrze w kapeluszu z piórem, szlifach i przy
pałaszu.
Kiedy tak się przed lustrem wykręcam, jeden z żołnierzy, przechodząc koło
lustra, uderza w nie kolbą i w kawałki tłucze; zepsuł mi humor, pozbawiając
* cukier nierafinowany
» 164 «
przyjemnego widoku. Ale cóż miałem robić, nie śmiałem im nic mówić, raz
że pozwolony był rabunek, a po wtóre, że to byli żołnierze starzy, wąsacze,
a ja w porównaniu do nich — dzieciak. Po stłuczeniu lustra, chodząc po po
koju, zobaczyłem w drugim pokoju pantalon *, a otworzywszy go, zacząłem
bębnić palcami: „wlazł kotek na płotek”. Zbliża się drugi wąsacz i akompaniu
jąc mi kolbą, w drzazgi porozbijał klawisze. Znowu pozbawiony przyjemności
patrzyłem, jak wszystkie portrety ten sam los spotkał, co lustro i pantalon.
Ucieszywszy się do woli żołnierze zapragnęli wejść do trzeciego pokoju, który
był zamknięty. Jeden z żołnierzy, zbliżywszy się do drzwi, zaczął próbować
bagnetem, czyliby zamku nie otworzył, na co rzekł drugi, wiekiem najstar
szy:
— Nie paskudź, jak nie umiesz!
I sam uderzył z wierzchu w zamek kolbą, że takowy od razu odleciał. Gdy
drzwi się otwarły, spostrzegam leżącą w łóżku kobietę w wieku, przy której
klęczy młoda dziewczyna. Na widok takich wąsaczy krzyk wydały. Żołnierze
odrywają dziewczynę od łóżka, a jeden z nich, odwiódłszy kurek u broni,
wymierza do kobiety mówiąc groźnym głosem:
— Geld! **
Kobieta przestraszona odpowiada z płaczem:
— Kein Geld, mein Herr ***.
Żołnierz, ściągnąwszy broń, obrócił się, chcąc gdzie indziej szukać zdobyczy.
Drugi z nich mówi:
— Bracia, tak się nie robi, oto tak!
Schwyciwszy za piernat leżącej kobiety, zrzucił ją razem z pościelą na zie
mię. Co za widok miły dla naszych wąsaczy! Dwa wory talarów ukazały się
pod pościelą. Wszyscy chwytając za worki krzyknęli:
— Zabić babę!
Żal mi się zrobiło tej kobiety, rzuconej na ziemię z pościelą, która widząc
rozjuszonych wąsaczów, prawie konwulsyjnie błagała o przebaczenie. Z trud
nością mi przyszło odwieść ich od wywarcia zemsty. Powiedziałem:
— Wszakże wszystko sobie wziąć możecie, a nie odbierajcie jej życia, bo
ona i tak nie przeżyje tego po tej stracie. — Na to jeden:
— Dobrze mówi porucznik, podzielmy się pieniędzmi!
Wnet najstarszy z nich, rozwiązawszy worki, zaczął dzielić talary na 4 kup
ki, z których jedną dla mnie przeznaczono. Kiedy każdy z nich zabierał swój
dział, ja odstąpiłem swego mówiąc:
— Dziękuję wam, podzielcie się sami.
Na co jeden z nich odzywa się surowo:
— Co to, porucznik tym gardzi?
— Nie — odpowiedziałem spokojnie — mam ja dosyć swoich pieniędzy
w domu (co nie było w istocie, ale aby się ich pozbyć).
Drugi odrzekł, że niech tak będzie, a wziąwszy pozostałą kupkę, podzielił
się z nimi. W końcu rzucili się do komód, do których już też kobieta sama klu
cze oddała. Ja, korzystając z ich nieuwagi, gdy zajęli się dobywaniem bieliz
ny, wyszedłem z pokoju. Widząc to, młoda dziewczyna wybiega za mną pro
sząc, abym nie odchodził. Kiedy tego uczynić nie chciałem, uchwyciła mnie za
mundur i tak za mną na ulicę wyszła. Spotykamy na ulicy kilku naszych
* fortepian z pionowo ustawioną
płytą rezonansową
** Pieniądze!
*** Nie ma pieniędzy, panie.
» 165 «
żołnierzy z pułku 2, który dopiero wszedł do miasta. Obstąpiono nas zaraz, jed
ni się pytali o niektóre wiadomości, drudzy w mgnieniu oka dziewczynę odarli
tak, że sukienkę, nie mogąc z niej zdjąć, bo się mnie trzymała, na niej rozdarli
i wzięli. Wtem jedzie ulicą jenerał Kosiński, dowódca naszej brygady; ja w no
wym ambarasie, gdyż to był jeden z najsurowszych dowódców. Kiedy przy
skoczy do mnie na koniu i zawoła:
— Co pan tej dziewczynie zrobił, jak mogłeś ją tak odzierać?
Ja wyznałem prawdę, jak się działo, a gdy dziewczyna wszystko potwier
dziła, jenerał rozkazał ją odprowadzić na rynek do jednego domu i oddać ją
pod dozór żandarmerii. Uwolniwszy się od tak przykrych zdarzeń, powra
cam do bramy i spotykam żołnierza ze swojej kompanii, który widać wpadł
do magazynu strojów i zabrał różnego rodzaju czepki i stroje damskie, niósł
je jak wiązkę siana, za wstążki w ręku. Zapytuję się:
— A ty na co to pobrałeś?
Odpowiada mi, że przyda się to na onuczki.
Innego znowu spotkałem, który lepszy wybór zrobił, bo zamiast czepków
ze wstążkami, zegarków najmniej 50 za łańcuszki w ręku trzymał. W końcu
spotykam podoficera ze swego pułku, który mnie się zapytuje, czybym się czego
nie napił i wylicza mi z kolei rozmaite trunki. Gdy wspomniał o miodzie, jako
słodyczy, które lubiłem, namówił mnie, abym z nim poszedł do piwnicy, gdzie
wszelkich trunków napić się można. Udałem się z nim, a przybywszy tam, za
stałem mnóstwo żołnierzy z naszych pułków, jednych już pijanych leżących,
drugich pijących, a innych otwierających czopy takim sposobem, że strzelali
w dna, a przez otwory lał się trunek. Tymczasem inni kaszkiety (bowiem in
nych naczyń nie było) podstawiali i z nich pili, niektórzy zaś mieli satysfakcję
strzelania tylko do beczek. Niektórzy, będąc napici, chybiali dna beczki i o ma
ło kogo nie zabili. Ja, widząc taki nieporządek, wyrzekłem się i miodu. Trunki
porozlewane były tak, że już stopy ludzkie zanurzały się w nich, gdym wy
chodził z piwnicy.
Usłyszawszy bicie w bębny, apel, a nawet alarm, wybiegłem z miasta, a od
daliwszy się ze zgiełku, usłyszałem niezbyt daleko ogień z ręcznej broni i ar
mat. Dowódcy nasi, biegając na koniach, wołali:
— Do broni! Do broni!
Mnie zwrócili do miasta, abym wypędzał żołnierzy, aby się najspieszniej do
obozu udawali. Powodem tego było przybycie posiłków ze Starogardu. Jene
rał Dąbrowski, spodziewając się tego, wysłał w kierunku ku wspomnianemu
miastu znaczny oddział Legii Północnej, która spotkawszy się z dążącymi na
odsiecz Tczewa pułkami, takowe nie tylko odparła, ale parę tysięcy do nie
woli wzięła 8. W końcu zebrano pułki w obozie, ale brakowało wielu żołnierzy,
a to z powodu pijaństwa. Skoro noc nastała, postawiono warty przy bramach,
aby nikogo do miasta nie wpuszczać, przeciwnie, każdego z miasta wypusz
czać. Ależ jakie było podziwienie, kiedy za nadejściem dnia znaleziono no
wych trupów, znać tych, którzy będąc pijani, po mieście się włóczyli. W tym
celu rozpoczęto rewizje najściślejsze, wskutek których znaleziono w krypcie
pod kościołem 60 żołnierzy pruskich, nie mniej i mieszkańców ukrytych, a po
ścisłym badaniu wspomnianego oddziału przekonano się, że ksiądz miejscowy
do tej zbrodni należał, ten dowiedziawszy się o wykryciu tego, ucieczką się
ratował.
Drugiego dnia rozkazano pochować trupy. Żołnierze odkomenderowani do
toj czynności, między którymi był podoficer z pułku naszego Głowacki, zbie
rający trupy, mieli rozkaz, aby osobno Prusaków, osobno naszych pochować,
» 166 «
znaleźli trupa z głową urwaną od kuli armatniej tak, że tylko kawałek brody
został. Zaczęli się sprzeczać; jedni mówili, że to był Prusak, inni, że Fran
cuz9. Na tę sprzeczkę nadszedł żołnierz z Legii Północnej i powiada:
— Nie sprzeczajcie się, bo to jest Polak dobrze mi znany, który obok mnie
był zabity. Jest to mieszczanek z Grodziska.
Usłyszał to Głowacki, zapytuje się, jak się nazywał, gdyż z Grodziska
wszystkich znał. Na to mu żołnierz odpowiada, że Głowacki. Podoficer, roz-
piąwszy trupa, rozpoznał na ciele wiadome sobie znaki, po których poznał
rodzonego brata. Zdarzenie to stało się z następującego wypadku. Nieboszczyk
Głowacki wzięty był jako kantonista do wojska pruskiego, w bitwie pod Jeną
dostał się nieboszczyk do niewoli, a że wszystkich Polaków z jeńców pruskich
wybierano do wojska polskiego nowo organizowanego, dostał się przeto nie
boszczyk do Legii Północnej, której było 14 batalionów, dowodzonych przez
oficerów Polaków z Legionów przybyłych albo francuskich.----
Po 8 dniach pobytu pod Tczewem, przeprawiwszy się przez Wisłę, udaliśmy
się ku Gdańskowi.
AUTOR NIEZNANY
oficer legii Dąbrowskiego
Z Schónfeld * pod Gdańskiem 26 III [1807]
Dnia 10 marca przymaszerował cały nasz korpus pod Gdańsk, nieprzyjaciel
pokazał nam się wprawdzie w znacznej sile pod miastem, lecz za zbliżeniem
się wojsk naszych spiesznie do miasta się cofnął. Zajęliśmy zaraz tego dnia
przedmieścia Ohra **, Stadt Gobiet i Schotland ***
. Dnia 17 waleczni grenadie-
rowie i strzelcy polscy z naszej dywizji, pomimo oporu nieprzyjacielskiego,
opanowali przedmieścia Stolzenberg i Schidlitz **** i aż pod same palisady pod
sunęli się. Wczoraj zupełnie Gdańsk ze strony Nehrung ***** zwanej otoczono,
przez co wszelka komunikacja z Piławą odciętą mu została. Przy tej akcji
utracił nieprzyjaciel kilkuset ludzi, lecz nim korpus nasz to stanowisko wziąć
potrafił, weszło do Gdańska ze 300 kozaków.
Rzekę Radunię, obracającą kilka najważniejszych w mieście Gdańsku mły
nów, odcięto tak, że młyny mleć nie mogą. Prusacy barbarzyńcami dla Gdań
ska się okazali, paląc najpiękniejsze przedmieście bez koniecznej potrzeby. Spa
lili więcej 1000 domów. Jenerał Giełgud komenderuje tymczasem naszą dy
wizją, dopóki jenerał Dąbrowski nie wyzdrowieje. Syn zaś jego i za pół roku
zdrowym nie będzie. Jenerał Giełgud jest to człowiek poczciwy, odważny i do
świadczony. Przy wzięciu Stolzenberga pięknie nas z Biskupiej i Gradowej
Góry Prusacy witali. Między mnie i jenerała Kosińskiego, który podtenezas
♦ Łostowic
♦♦ Orunia
**♦ Szkoty
**** Chełm, Siedlce
***** Mierzei Wiślanej
» 167 «
dywizją naszą komenderował, kula 12-funtowa tak blisko przeleciała, że aż
konie nasze na bok skoczyły. Dziś, w Wielki Czwartek, wielką wycieczkę
Prusacy zrobili pod ogniem swych armat, lecz wszędzie ze stratą odpartymi zo
stali. Dywizja nasza zabrała im znaczną liczbę niewolników.
IGNACY GIEŁGUD
generał — dowódca legii Dąbrowskiego pod Gdańskiem
Antoni sokolnicki
kapitan — adiutant gen. M. Sokolnickiego
* Suchanino
** pozycję
» 168 «
się w przytomności jenerała fruncuskiego komenderującego lewym skrzydłem.
Oto są szczegóły tego zdarzenia:
Jenerał Gardanne atakowany był na prawym skrzydle od nieprzyjaciela
i jemu na sukurs przybyliśmy z naszą kawalerią, przebywszy nadzwyczajne
góry i doły, odparliśmy żwawo nieprzyjaciela aż pod samo miasto Gdańsk, za
brawszy mu kilkunastu niewolników.
W czasie tym huk armatni dał nam znać, iż na lewym skrzydle, które my
kawalerią szczególnie utrzymujemy, nieprzyjaciel forpoczty nasze atakuje.
Rzuciliśmy się raptownie na posterunek nasz i zabraliśmy infanterią nieprzy
jacielską ucierającą się z naszą, a kawaleria nieprzyjacielska z strzelcami i ar
matami stała w niejakiej odległości, tak jednak że armata ich nam szkodziła.
Jenerał mój, zachęciwszy nas, dał rozkaz prosto na armatę uderzyć. Nie zwa
żając na niebezpieczeństwa, udałem się z Sułkowskim * porucznikiem na czele
50 koni przez ciasną groblę prosto ku nieprzyjacielowi, który widząc nas żwa
wo nacierających i przestraszony naszym „hura!”, zrejterował się do armaty,
do której odebrania i szybkiego transportowania mocno się dołożyłem. Nie
tracąc czasu, oddawszy armatę do eskortowania, puściłem się z 18 ludźmi na
ściganie uciekającej konnicy, a to dla zabezpieczenia transportu i zdobytej ar
maty. Pierwszy rajtar wtenczas z mej ręki zginął.
Tymczasem konnica nasza wysunęła się z boru i to przymusiło rajtarów do
ucieczki zupełnej. Kiedy nad tym, co robić, deliberowaliśmy, usłyszeliśmy
krzyk naszych żołnierzy, którzy nam poznać dają, że Prusacy za nami są i nad
morzem do fortecy rejterować się myślą Właśnie na czas przybyliśmy, aby im
drogę przeciąć. Zmieszani przez nasze „hura!” odporu nam dać nie mogli.
Ja miałem to szczęście złapać majora Krockow 12, komenderującego korpu
sem zostającym w Weichselmunde ** , i gdym usłyszał od niego, że prosi o par
don i że jest hrabia Krockow, natenczas zastawiłem go od ciosów i w naj
większej karierze ***
, trzymając go za piersi, a dając cugle do prowadzenia
konia towarzyszowi, zaprowadziłom go do naszej głównej kwatery. Mam na
pamiątkę jego pistolety, ładownicę i pendent **** złoty.
KAROL KAHLE
podporucznik Legii Północnej
* Ignacym
** Wisłoujściu
*** gonitwie
**** rzemień u pasa służący do zawie
szania broni
» 169 «
JAN GUGENMUS
kapitan artylerii
Jw.
AUTOR NIEZNANY
Spod Gdańska 10 V [1807]
Biedni nasi chorzy i ranni w najsroższym są opuszczeniu. Wyobraź sobie,
że dotąd nie mamy polowego lazaretu i kilku tylko przy regimentach jakich
kolwiek felczerów, którzy prostym nożem i od kobiet pożyczonymi nożyczka
mi najdelikatniejsze robić muszą operacje. Bez lekarstw, b&z bandażów, bez
szarpi, bez funduszu na najpierwsze tych nieszczęśliwych potrzeby, słowem,
kwestujemy między sobą, żeby przynajmniej od głodu wyrwać te niszczęśli-
we ofiary. Będę ci wdzięcznym, jeżeli ten obraz podasz do publicznej wiado
mości, może głos ludzkości obudzi nieczułość rządu i przyśpieszy nieszczęśli
wym ratunek.
Jw.
ANDRZEJ DALEKI
żołnierz 9 pułku piechoty
» 171 «
PRZYPISY
1 27 I 1807 płk Dziewanowski, idący może odzyska zdrowie, ale syn jego,
w straży przedniej dywizji Dąbrowskie obok niego raniony, będzie podobno ka
go, wszedł do Tczewa, prowadząc ze leką na lewą rękę. Była to walka ofi
sobą kilkudziesięciu jeńców z rozbitego cerów i jenerałów, którzy musieli za
kilka godzin wcześniej oddziału prus prawiać nowego żołnierza. Jenerał Dą
kiego. Rozmieściwszy na kwaterach browski był w tej bitwie pierwszym
swych żołnierzy (szwadron 1 pułku grenadierem. Odbieram dziś rozkaz
strzelców konnych ppłka Umińskiego, wyjść we dwa tysiące przeszło jazdy
kompanię strzelców pieszych oraz po do Wielkiego Wojska Najjaśniejszego
spolite ruszenie pomorskie), pozostawił Cesarza. Zginąć tam mogę i dzieci zo
na rynku broń złożoną w kozły, nie staną może bez ojca. Ale przynajmniej
daleko biwakujących jeńców pruskich. zginę jak człowiek honoru. Gdyby zaś
W nocy do Tczewa wszedł oddział 400 kraj zapomniał o moich dzieciach i żo
pruskich dragonów i fizylierów, który nie, może się znajdzie przecie jaki dobry
przy pomocy miejscowych Niemców obywatel, co o Was pamiętać będzie,
rozbroił większość Polaków. Dziewa gdyż co do mnie, ja muszę zapomnieć
nowski ratował się ucieczką, a Umiński o Was, kiedy idzie o szczęście mego
dostał się do niewoli. kraju. W tym momencie przeprawiam
2 Dąbrowski podlegał marszałkowi się przez Wisłę z kawalerią, która pod
Lefebvre. To marszałek wydał rozkaz moim dowództwem złączy się z Wiel
podjęcia ofensywy. W walkach nie ucze kim Wojskiem w Osterode”. J. Niemo
stniczyła artyleria saska, lecz badeńska jewski, „Gazeta Poznańska” 1807, nr 23,
i francuska. s. 4.
8 Dowódca obrony Tczewa, mjr Both, 6 Miał to być odwet za wydanie przez
miał ok. 600 piechurów oraz kilkudzie mieszkańców Tczewa oddziału Dziewa
sięciu huzarów. nowskiego Prusakom. Warto dodać, że
4 Jan Michał był wówczas pułkowni 1 lutego w Nowem Dąbrowski wydał
kiem i dowodził 1 pułkiem jazdy. Odezwę do Holendrów i wszystkich
5 Żołnierz 1 pułku piechoty, Jędrzej rodu niemieckiego mieszkańców na pol
Daleki, wspomina: „Jeszcze wieczór nie skiej ziemi, w której zapewniał, że ci,
nadszedł, a już Prusacy co żywo ucie „którzy się zachowują w swoich domach
kali ku Gdańsku, a na Wiśle pod Tcze spokojnie [...] doświadczą wolności w
wem widać było pływające kapelusze wyznawaniu swojej religii, obrony swo
stosowane i warkocze. Bośmy ich też ich osób i majątków i uważani będą
wtenczas niemało położyli trupem i nie jak bracia i ziomkowie nasi”. „Gazeta
mało nagnali do rzeki. Ale i naszych Poznańska” 1807, nr 15. s. 4—5.
też dużo zginęło”. A. Daleki Wspomnie Ranny gen. Dąbrowski przekazał do
nia mojego ojca, Poznań 1903, s. 11. wództwo dywizji gen Amilkarowi Ko
A oto jak opisuje starcie pod Tcze sińskiemu, ale ze względu na spory
wem gen. Józef Niemojewski: „Dotąd wśród polskich generałów marszałek
żyję i zdrów jestem. Dnia 23 lutego do Lefebvre naznaczył komendantem gen.
wodziłem przedniej straży, która sztur Ignacego Giełguda z dawnej armii
mem wzięła miasto Tczew Stałem Rzeczpospolitej, który przebywał przy
przez godzin 7 w ogniu kartaczowym sztabie cesarskim.
i z ręcznej broni, ale żadna kula mnie 7 Legia Północna — formacja polska
nie chciała. Pod moim pierwszym adiu na żołdzie francuskim, utworzona jesie-
tantem ubito konia i samego raniono. nią 1806 r. z jeńców pruskich — Pola
Pod drugim także ubito konia Adiutant ków. Pierwszą legią dowodził Zają
mój, Muchowski. niegdyś geometra, czek, a drugą — Henry-Wołodkowicz.
dzielił wraz ze mną niebezpieczeństwa, Stanowiska oficerskie obsadzili w więk
ale go także pomijały kule szości Francuzi. Legia wcielona została
Na koniec odebraliśmy bagnetem w 1807 roku do wojsk Księstwa War
miasto, które losu wojennego doświad szawskiego. tworząc m in 5 pułk pie
czyć m usiało Ja miałem u 1 regimen choty.
cie walecznego księcia Sułkowskiego, 8 Legia Północna stoczyła zwycięską
który do szturmu prowadząc, miał potyczkę pod Miłobądzem z pruskim
płaszcz przestrzelony i kilku oficerów oddziałem mjr. Wostrowskiego. Do nie
ranionych Pod jenerałem Dąbrowskim woli wzięto prawie wszystkich ofice
zabito trzy konie i jego samego ranio rów7 i 200 szeregowych.
no, o czym nam dopiero powiedział, 9 Polegli żołnierze byli zazwyczaj na
gdyśmy zwyciężyli. Za cztery niedziel tychmiast obdzierani przez kolegów z
» 172 «
mundurów i broni, dlatego też po bit 13 Dowódcą obrony Gdańska był gen.
wie nie zawsze można było rozpoznać Kalckreuth. Gen. Manstein zastępował
ich narodowość. go w początkach 1807 r.
10 Wycieczką dowodził płk Massen- 14 Działania pod Gdańskiem rozpo
bach, który prowadził 1800 piechurów częły się 7 marca. Dywizja polska przy
i 1000 ka walerzystów, w tym 600 ko była tam trzy dni później. Garnizon
zaków, wspieranych sześcioma arma pruski liczył blisko 16 tys. żołnierzy
tami artylerii konnej i jedną haubicą. i ponad 300 armat.
Atak przeprowadzony został na przed 15 Prusacy mogli utrzymywać komu
mieścia Siedlce i Suchanino, a Prusacy nikację między Gdańskiem a Wisło-
podjęli go w czasie, gdy dywizja polska ujściem poprzez wyspę Ostrów. Na
luzowała na stanowiskach bojowych wyspie znajdowały się zapasy żywności
oddziały francuskie i badeńskie. i stada bydła. Ostrowa bronił batalion
11 Świadek tych wydarzeń, mjr Weys rosyjski mjr. Utkena i oddział pruskiej
senhoff, pisze, że marszałek Lefebvre artylerii z 15 działami. Atak polski
„zsiadł z konia, a odpiąwszy surdut, od przeprowadzony został w nocy z 6 na
krył hafty munduru i gwiazdy, kazał 7 maja z udziałem kompanii grenadier-
doboszom bić szarżę, a znajdując, że skiej kpt. Kamińskiego z 3 pułku pie
nie dosyć żywo biją, sam bęben porwał choty.
i tak przyspieszonym krokiem pędził 18 Zdobycie Ostrowa nie było zbyt
ku nieprzyjacielowi”. J. Weyssenhoff trudnym zadaniem, obrońcy bowiem
Pamiętnik generała, Warszawa 1904, s. byli w większości pijani, a mjr. Utke
74. na zaskoczono w „towarzystwie nie
12 Mjr hr. Krockow, dawny oficer z wieścim”. Kapitulacja Gdańska nastą
pułku huzarów gen. Bliichera, zorgani piła 26 maja.
zował oddział partyzancki dla celów dy
wersyjnych, z którym walczył na przed
polach Gdańska i w okolicach Słupska.
12
na Śląsku
TREMBICK1
porucznik pospolitego ruszenia krakowskiego
Z Siewierza 4 I [1807]
Komendy pruskie złożone z 180 ludzi znajdują się jeszcze w Bytomiu, Tar
nowskich Górach i Gliwicach. Patrolując w Śląsku przed dwoma tygodnia
mi aż pod samo Koźle, znalazłem zaufanie obywateli niektórych, a pospólstwo
radosnymi okrzykami witało [nas] jako wybawców i tu, do Siewierza, stojące
go główną kwaterą przysyłali, prosząc o ratunek i pomoc przeciwko tym ko
mendom, które ich tylko niszczyły i gwałtem do żołnierzy brały. Oni zaś się
im z gwałtownością opierali i łańcuszki, w które byli okuci, do mnie przy
nieśli i pokazywali. Więc dla zabezpieczenia onych nie czekałem, aż sobie inne
komendy wypoczną, i ruszyłem sam z moją komendą, nie czekając ani nie
żądając od nikogo sukursu, gdyż byłem nadto pewny o odwadze moich wszy
stkich, żebym był z nimi te 170 ludzi częścią złupotał, częścią rozproszył. Lecz
bieda nam tu, że jesteśmy otoczeni w każdym mieście Niemcami, którzy wszy
stkie nasze czynności nieprzyjacielowi donoszą. Właśnie jak i teraz ruszyw
szy z komendą stąd, podonosili tym komendom, że w Śląsk wkraczamy, które
po odebraniu tych doniesień w pół godziny z garnizonu wymaszerowali i z nich
nic zyskać nie mogłem. Wszedłszy w granice, orły [pruskie] kazałem porąbać,
a w każdej wsi i mieście zalecałem spokojność, mówiąc, iż przez nasze wkro
czenie w Śląsk chcemy obywatelom Śląska prawdziwą spokojność przynieść
i ich ubezpieczyć od wszelkich pruskich gwałtownościów, gdyż ten kraj nie
jest po Odrę pruski, tylko polski. W przypadku zaś najmniejszego poruszenia
się przeciwko nam groziłem im zupełnym zrujnowaniem wsi i miast, lecz oni
się zupełnie zdają przychylać do nas i będąc teraz w Bytomiu i Tarnowskich
Górach na dniu 2 i 3 stycznia 1807, dopraszali się, aby do nich nasi komisarze
jak najprędzej przybyli i od nich przysięgę wierności i posłuszeństwa odebrali,
a oni chcą być prawdziwie posłusznymi i wdzięcznymi za uwolnienie ich.
176 «
JÓZEF KSIĄŻĘ PONIATOWSKI
generał dywizji komenderujący 1 legią
* podpułkownik
** Nidzicy
» 177 «
WOJCIECH DOBIECKI
porucznik pułku ułanów
PAWEŁ FĄDZIELSKI
kapitan 1 pułku Legii Polsko-Włoskie}
[Do ojca]
Z Wrocławia 29 VI 1807
Po wyjeździe moim z Warszawy stanąłem w 50 godzin tutaj, gdzie już zasta
łem kilka tysięcy rekrutów przeznaczonych dla nas. Natychmiast nas do robo
ty zapędzono i my we dwóch z Chłopickim pułkownikiem uformowaliśmy
pierwszy batalion mocny do tysiąca ludzi zebranych, ale bez oficerów i unter-
. co długo egzystować nie może i dlatego pisano już do księcia Józe
oficerów **
fa do Warszawy o przysłanie, jeżeli można, oficerów, bo nasi włoscy, kto wie,
kiedy się przywleką. Ten batalion za dni kilka ma iść pod Glatz dla blokowa
nia tej fortecy, w której znajduje się do 10 000 Prusaków, ale trzeba się spo
dziewać, że po odebraniu Królewca i po ostatnim zwycięstwie *** (o którym
się w tym momencie dowiadujemy) i ci się poddadzą, bo cóż by sami znaczyli
na tym padole płaczu 15.
Śląsk jest wcale piękny i obfity, życie nas niedrogo kosztuje, bo nikomu nic
nie płacimy, taka tu jest moda, która mi się bardzo spodobała.
Książę Geroni **** jest pod Glatz, nie zastaliśmy go tutaj, generał Grabiński
jeszcze się z nim nie widział, a zatem względem naszych awansów jeszcze nie
ma decyzji.
Ja tu stoję u jednego kupca, co różnymi rzeczami i winem handluje. Jadam
razem z nim. Zaraz po sztuce mięsa czeladnicy wstają od stoła, po jarzynie
wstaje żona i idzie do drugiego pokoju, po pieczystym żegna mię i odchodzi
gospodarz, ja zaś na ostatku aż po syrze idę do swojej izby.----
Po tym zwycięstwie, o którym nam tu tyle gadają, zdaje się, że wojna na
północy długo trwać nie może, co mię bardzo martwi, bo wolę się tłuc po tych
krajach bliskich Polskiej, jak gdzie na drugim krańcu świata, a przyznam się,
że nie mam więcej ochoty nowych języków się uczyć.
* 29 III 1808
** podoficerów
*** mowa o bitwie pod Frydlandern
**** Hieronim Bonaparte
» 181 «
JOZEF REGULSKI
szef batalionu 2 pułku Legii Polsko-Włoskiej
JÓZEF GRABIŃSKI
generał brygady — dowódca Legii Polsko-Włoskiej
PAWEŁ FĄDZIELSKI
kapitan 1 pułku Legii Polsko-Włoskiej
W Neisse 15 IX 1807
[Do ojca]
My wciąż stoimy w Neisse, gdzie powietrze jest najniegodziwsze, wiele
mamy ludzi chorych i mało któren oficer nie odchorował, jak ja mogę, tak się
bronię od febry i może ją okpię.
Co się tyczy naszej destynacji *, nie mamy dotychczas nic pewnego. Impe
rator kazał nas się zapytać, gdzie żądamy zostawać w służbie, czy francuskiej
lub też Księstwa Warszawskiego. Wszyscy jednostajnie odpowiedzieli, że ży
czą sobie służyć ojczyźnie. Ta rezolucja poszła do Paryża, czekamy decyzji
imperatora, mając nadzieję iść do Polskiej, co jeżeli nastąpi, łatwo będę mógł
mieć ukontentowanie widzenia WDobrodzieja.
* przeznaczenia
» 183 «
jesteśmy na wieczne tułanie się po świecie i szukanie kawałka chleba u in
nych narodów.----
Jednak powrót do Polskiej z głowy mi wywietrzeć nie może i skończy się
na tym, że tam powrócę, choćby mię i bieda spotkać miała.
Jw.
PRZYPISY
1 Byli to m. in. płk Aleksander Roż- 8 Stany służby oficerów pułku uła
niecki oraz szef szwadronu Stanisław nów nadwiślańskich, przechowywane
Klicki. w Archiwum Wojennym w Vincennes,
2 Anhalt-Pless przebywał wówczas w nie zawierają wzmianek o bitwie pod
Czechach. Wojskami pruskimi „robią Strugą. W papierach por. Józefa Fijał
cymi demonstrację na Wrocław” dowo kowskiego (wbrew temu, co pisze Do-
dził mjr von Losthin z pułku Muffling. biecki, został on kapitanem dopiero
Miał on osiem kompanii strzelców 15 VII 1807) zaznaczono, że był raniony
(1100 bagnetów), trzy szwadrony kawa bagnetem w pierś.
lerii (230 szabel) oraz cztery armaty. W papierach ks. Hieronima Bonaparte
Był to w większej części garnizon for (C3 1) znajduje się oficjalny raport o
tecy Srebrna Góra. bitwie pod Strugą, podpisany przez Hie
3 Pruska wyprawa na Wrocław pod ronima, stwierdzający, iż w walce brało
jęta została w związku z pogłoską o udział 250 ułanów pod dowództwem
odejściu na północ francuskiego garni majora Piotra Świderskiego. Pułk miał
zonu. Prusacy zamierzali opanować 7 zabitych i 15 rannych, wśród których
miasto i zagarnąć tamtejsze magazyny. byli kapitan Jan Schultz oraz porucz
Oddział Losthina wyruszył ze Srebrnej nicy Józef Schultz i Józef Fijałkowski.
Góry nocą 11 maja i poprzez Jugów, W liście pisanym 20 V 1807 z Wrocła
Sokolec, Głuszycę dotarł do Kątów wia Hieronim potwierdza, że spośród
Wrocławskich. Gen. Lefebvre-Desnouet- 400 żołnierzy, jakich liczył pułk, 230
tes rzucił się 12 maja w pościg za Pru miało konie, dlatego też tylko część re
sakami, mając siedem bawarskich kom gimentu mogła wziąć udział w bitwie.
panii piechoty, batalion piechoty saskiej W teczce personalnej Piotra Świder
i szwadron bawarskich szwoleżerów. skiego zachowało się zaświadczenie
Udało mu się wprawdzie opanować gen. Lefebvre-Desnouettes’a, wystawio
Kąty, zajęte wcześniej przez Losthina, ne 15 V 1807 w Szczawnie (a więc w
ale w ostatniej fazie bitwy zdecydowa dniu bitwy), stwierdzające, że pułkiem
na postawa jednej z pruskich kompanii lansjerów dowodził major Piotr Świ
zmieniła wynik starcia i Bawarczycy derski i że „wykazał on największą nie-
oraz Sasi poddawali się bądź rzucali do ustraszoność w bitwie pod Saltzbrunn i
ucieczki. Było to jedyne poważniejsze był jednym z tych, którzy najbardziej
zwycięstwo pruskie w kampanii 1807. przyczynili się do wygrania tego wspa
4 Był to tylko pierwszy konny rzut niałego starcia”. Archiwum Wojenne w
pułku liczący 250 ludzi. Dopiero kilka Vincennes. Seria C3 1. Correspondance
dni później nadszedł rzut pieszy (ok. du roi Jeróme 1806—1813.
150). Prawdopodobnie też spotkanie ge 9 Prawdopodobnie Dobiecki, pisząc
nerała z pułkiem ułanów nastąpiło w swe pamiętniki, wykorzystał zachowa
Strzegomiu (znacznie bliżej pola bitwy ny z 1807 egzemplarz wrocławskiej ga
pod Kątami), a nie w Legnicy. zety z re-lacją o bitwie. W Archiwum
5 Losthin miał 6 armat — 4 własne Publicznym Potockich (w AGAD) w
1 2 zdobyte pod Kątami. poufnych biuletynach pocztowych Igna
6 Były to oddziały 6 pułku huzarów cego Zajączka znajduje się odpis listu
von Schimmelpfeniga, 3 pułk dragonów nieznanego oficera pułku ułanów, któ
von Irvinga oraz ułanów Prittwitza. ry tak przedstawia walkę z oddziałem
7 Wzięto do niewoli 30 oficerów (w Losthina:
tym 3 Polaków) i ponad 800 szerego „Nie mogłem ci zaraz odpisać, bo
wych. Zagarnięto też 4 armaty, w tym nas Prusacy przez kilka dni zatrudniali.
2 utracone wcześniej pod Kątami. Cóż powiesz, kiedy ci kartoflarze
» 184 «
ośmielili się wynijść z Kłodzka w licz pułki piechoty winny liczyć 8200 ludzi,
bie 3000 z 4 armatami, pochwycili nie a pułk ułanów 1200. Biorąc pod uwagę,
które posterunki bawarskie i odnieśli że na uzupełnienie dawnych kadr prze
znaczne awantaże, lecz natrafili na ta znaczono 6000 rekrutów, Napoleon li
kich, którzy im drogo ich zuchwalstwo czył, że z Włoch przybędzie co najmniej
przypłacić kazali. Regiment nasz kawa 2800 legionistów, nie licząc rannych,
lerii po czteromiesięcznym marszu, chorych i inwalidów, którzy nie mogli
spotkany przez nich na drodze niespo by pełnić dalszej służby. Organizacja
dziewanie, uszykował się do bitwy i nie nowej Legii rozpoczęła się w czerwcu.
pytając się o siłę nieprzyjaciela, infan- Pułk ułanów stacjonował we Wrocła
terię, kawalerię, artylerię jego atako wiu i Prudniku, 1 pułk piechoty w
wał, rozrócił, część wykłuł i resztę w Nysie, 2 pułk we Wrocławiu, Głogówku
niewolę zabrał pod Strugą. i Białej, a 3 w Nysie. Dowodził ca
Ja żałuję, lecz całe te kilka dni na łością mianowany przez Napoleona ge
koniu dzień i noc przepędziłem, wezwa nerałem brygady Józef Grabiński. (De
ny od księcia Hieronima do rekognos- kret Napoleona z 5 IV 1807, Archi
kowania obrotów nieprzyjacielskich w wum Ministerstwa Spraw Zagranicz
różnych częściach Śląska. Dziś nasz re nych w Paryżu — Pologne 324, teczka
giment tryumfalnie do Wrocławia personalna gen. J. Grabińskiego — Ar
wchodził, z wielkim zdziwieniem Niem chiwum Wojenne w Vincennes oraz
ców, że tak mała liczba naszych pro AGAD — Rada Stanu i Rada Mini
wadziła 800 infanterii i 4 sztuk armat, strów Księstwa Warszawskiego 205.
które sami zdobyliśmy. Nie straciliśmy Sekcja III N 31 A Konskrypcja).
więcej jak jednego porucznika i 7 żoł 15 Król pruski Fryderyk Wielki wy
nierzy i 2 kapitanów rannych. Odebra budował w Kłodzku twierdzę, której
liśmy rozkaz iść w 500 koni do głównej nie zdołały zdobyć w 1807 wojska na
kwatery cesarza”. poleońskie. Fądzielski pisał swój list
10 Bitwa pod Strugą rozegrała się już po bitwie pod Frydlandem i po roz
15 maja, więc pułk mógł stanąć we poczęciu rokowań pokojowych w Tyl-
Wrocławiu nie- wcześniej niż następ źy. Rozejm został wprawdzie już za
nego dnia. warty, ale blokada twierdzy trwała na
11 Patrz relacja Józefa Chłopickiego. dal. Dane o liczebności załogi pruskiej
przesadzone.
12 Pułk wyruszył w drogę do Polski 16 W sierpniu 1807 r., kiedy organi
6 II 1807. zacja Legii Polsko-Włoskiej była już
13 Papieżem był wówczas Pius VII. mocno zaawansowana, Napoleon zlecił
14 Dekretem podpisanym 5 IV 1807 marszałkowi Mortierowi, dowodzącemu
w Kamieńcu Suskim Napoleon polecił na Górnym i Dolnym Śląsku, aby za
przeprowadzenie na ziemiach polskich żądał od oficerów i żołnierzy tej Legii
nadzwyczajnego poboru 15 tys. rekru jasnego stwierdzenia, w jakiej służbie
tów, z których 6600 miało być przezna pragną pozostawać — francuskiej czy
czonych do Legii Polsko-Włoskiej. Ks. Księstwa Warszawskiego. 3 września
Józef Poniatowski złożył na departa gen. Grabiński dokonał inspekcji swych
menty poznański i kaliski obowiązek pułków, a każdy z nich na postawione
dostarczenia rekrutów do Legii, przy mu pytanie odpowiedział, iż pragnie
czym zajęli się tym w maju i czerwcu służyć w armii Księstwa. Następnego
1807 r. generałowie Aksamitowski i Skó- dnia odpowiedź taką za pośrednictwem
rzewski. Pierwszy departament dostar Mortiera przesłano Napoleonowi. Przy
czył 1000 ludzi, a drugi 3084. Braku toczony tu list Grabińskiego jest właśnie
jących do pełnego stanu Legii wybrano prośbą oficerów Legii Polsko-Włoskiej,
spośród dezerterów z wojska austriac by cesarz pozwolił im wstąpić na pol
kiego, którzy w 1807 bardzo licznie prze ską służbę.
kraczali granicę Księstwa. Napoleon zdecydował ostatecznie, że
Legia ta, formowana z żołnierzy po Legia oddana będzie w służbę króla
wracających z Włoch dawnych oddzia Westfalii Hieronima, któremu podlegali
łów legionowych, miała składać się z już Polacy podczas walk na Śląsku w
pułku ułanów i trzech pułków piecho maju i czerwcu 1807 r. Legia opuściła
ty, po dwa bataliony w każdym. Trzy Śląsk w październiku tegoż roku.
13
FRYDLAND
AUGUSTYN SŁUBICKI
oficer ordynansowy sztabu marszałka Berthiera
* Pasłęką
** Dobre Miasto
*** Lidzbarkowi Warmińskiemu
**** Pregołę
***** Welawę
****** ruszajmy
» 187 «
Napoleon wraz z całym swoim orszakiem. Chociaż rzeczka istotnie była głę
boka, lecz że dobre mieliśmy konie, obyło się bez wypadku. Jedynie tylko
po pas zostaliśmy zmaczani. Napoleon zatrzymał się w domu biskupim, a cała
jego służba rozlokowała się w ogrodzie. Wypocząwszy chwilkę, przebraliśmy
się, a następnie jako tako posiliwszy się, wraz z Napoleonem w dalszą ru
szyliśmy drogę. Wyjeżdżając z miasta również musieliśmy przepłynąć rzeczkę
Velau. Tymże samym porządkiem przeszedłszy rzeczkę, zmaczani i głodni trzy
mile maszerowaliśmy do Preuss Elyau, gdzie Napoleon miał główną kwaterę.
Lubo Napoleon dosyć spiesznie gonił nieprzyjaciela, ten jednak tak szybko
rejterował, iż nawet kawaleria Murata postępująca ciągle za uciekającym
wrogiem, żadnej większej korzyści odnieść nie mogła.
Napoleon, przenocowawszy tylko w Preuss Elyau, równo z dniem wsiadł
na konia i wciąż znajdując się w awangardzie, ścigał uchodzącego nieprzy
jaciela. Nareszcie około południa dobiegł przeciwnika stojącego w okopach
i przygotowanego do walki o milę od Frydlandu. Z początku Napoleon więcej
manewrował swym wojskiem, aniżeli miał zamiar atakowania. Dopiero
około godziny siódmej rozpoczął stanowczy i gwałtowny atak. Z taką dziel
nością uderzono na wroga, iż oskrzydliwszy nieprzyjaciela, wyparł go z oko
pów, a zmusiwszy do rejterady, gonił uporczywie. Nieprzyjaciel, rejterując do
Frydlandu, nie zdążył przejść mostu, na którym zacięta walka wielu położyła
trupem, wielu zepchnęła w wodę, a do 15 000 jeńców stało się zdobyczą tej
batalii.
Bitwa pod Frydlandem była stanowczą. Nie tylko bowiem Rosjanie ponieśli
ogromną klęskę, ale i resztki Prusaków zostały rozbite. Kawaleria ścigała
jeszcze nieprzyjaciela do samego miasta, w którym broniąc się pomiędzy do
mami, zapaliła miasto 4.
AMILKAR KOSIŃSKI
generał brygady
* las Georgenau
** Jerzykowo
*** wyróżniała
**** Mortiera
» 790 «
gdzie się najjaśniejszy cesarz Napoleon znajdował. O godzinie dziesiątej wie
czór ogień ustał. Dywizja na placu zwycięstwa obozowała.
Uważać należy, iż cała armia zapewne jedynie mięsem wołowym, a pod
Launau * i pod Heilsberg mięsem z koni poprzedniego dnia zabitych, żyła.
Nie mając kociołków, żołnierz mięso bez soli na węglach przypiekał. Wódki
ani pokarmu żadnego w dzień batalii dywizja nie widziała. Dywizja nasza
w tym dniu zdobyła armat 2, wozów amunicyjnych 7.
Z rana, lustrując armię, najjaśniejszy cesarz Napoleon przejeżdżał nasze
linie. Od całego wojska okrzykami zwycięstwa: ,,Niech żyje cesarz!” był przy
jęty.
Kawaleria nasza pomaszerowała do Gerdauen ** , gdzie pobiła nieprzyjaciela
i niewolnika znacznego zrobiła. Później odebrała dywizja rozkaz udania się
pod Frydland i okolic. Posławszy kompanię jedną do tego nieszczęśliwego
miasteczka, rozlokowała się w Heinrichsdorf i okolicach. Suchary i wódka
dogoniły nas w Heinrichsdorf.
KAZIMIERZ TURNO
pułkownik — d»wódca 1 pułku strzelców konnych
Gerdauen 17 VI 1807
JW Dąbrowskiemu, jenerałowi dywizji
Wiadomo jest JW Jenerałowi, iż regiment 1 jazdy z dywizji JW Jenerała
wraz z oddziałem 2 regimentu jazdy pod komendą moją zostającego 9 odebrał
rozkaz od samego Najjaśniejszego Cesarza udania się dla rekognoskowania
nieprzyjaciela w okolicy Schippenbeil *** i Gerdauen. Udałem się natychmiast,
to jest dnia 15 czerwca, nazajutrz po batalii, na miejsce mnie przeznaczone,
maszerując do Schippenbeil, trzymając się zawsze prawego brzegu rzeki Alle,
oddział regimentu 2, pod komendą podpułkownika Droszewskiego idący
w awangardzie, postrzegł z daleka nieprzyjaciela za wsią Hohenstein stojącego
w szyku batalii. Dałem podpułkownikowi Droszewskiemu rozkaz, ażeby na
tychmiast nieprzyjaciela atakował. Lecz mimo największej odwagi tegoż
sztabsoficera i jego ludzi nieprzyjaciel, będący w daleko większej liczbie
(miał bowiem 300 kozaków i 2 szwadrony huzarów czerwonych), ustąpić nie
myślał. Natenczas major Konopka, zrobiwszy szybki manewr plutonami w pra-
^o, wpadł nieprzyjacielowi w lewe skrzydło, i ja zaś z resztą regimentu, złą
czywszy się z oddziałem regimentu 2, uderzyłem z frontu na nieprzyjaciela,
który mając w tym czasie złamane swe skrzydło lewe, w największym niepo
rządku uciekać zaczął, zostawiwszy na placu znaczną porąbanych i pokłutych
liczbę. Nasza strata była bardzo mała.
Nie spuszczając nieprzyjaciela z oczu i zabrawszy mu w ucieczce do 50 lu
dzi, goniliśmy ku Schippenbeil. Noc ciemna i gęste bory salwowały nieprzy
* Łaniewem
** obecnie Żeleznodorożnyj w ZSRR
*** Sąpopola
» 191 «
jaciela. Ruszyliśmy do Schippenbeil w nocy z 15 na 16 czerwca, gdzie po-
wziąwszy wiadomość, iż nieprzyjaciel rozproszony uciekał do Gerdauen, na
zajutrz rano udaliśmy się za nim. Przyszedłszy do Gerdauen, dowiedzieliśmy
się, iż nieprzyjaciel z drugiej strony miasta, na drodze ku Nordenburgowi
przy Maltheser Wiese, stoi. Siła jego złożoną była z 600 piechoty, z niedo
bitków huzarów czerwonych i 500 kozaków. Pozycja nasza nie była bardzo
bezpieczna, a zatem myśleliśmy nieprzyjaciela wyparować, gdyż nas ustawnie
alarmować mógł. Lecz mając znużone nagłym marszem za nieprzyjacielem
ludzi i konie, dnia tego nic w stanie zrobić nie byliśmy.
W nocy z 16 na 17 alarmował nas nieprzyjaciel, lecz zastawszy nas go
towych pod bronią, opuścił swój zamysł. Dnia 17 czerwca rano udaliśmy się
na drugą stronę miasta ku nieprzyjacielowi, który miał pozycję najlepszą
i rejteradę ku lasowi. Pomimo tego atakowaliśmy go, lecz piechota moskiew
ska, trzymając się najlepiej, broniła swej kawalerii.
Natenczas przymuszeni byliśmy starać się ich oskrzydlić lub im tył zabrać.
Dałem więc rozkaz podpułkownikowi Droszewskiemu, ażeby z dywizją 2 re
gimentu jazdy starał się przebyć Maltheser Wiese dla zrobienia dywersji
kawalerii nieprzyjacielskiej, co uskutecznił i awantażownie ucierał się z nie
przyjacielem. Z regimentu 1 jazdy posłany był z pikinierami tegoż regimentu
podpułkownik Radzicki na kozaków, których do rejterady przymusił. Reszta
regimentu, złożona z dwóch szwadronów jazdy, uderzyła na piechotę mos
kiewską, która po pierwszym wystrzale rozbitą została. Komendant moskiew
ski przez wachmistrza z regimentu 1, gdy się poddać nie chciał, zabity został,
reszta Moskali, broń rzucając, w niewolę zabrana była. Moskale stracili, czę
ścią w zabitych i rannych, do 60 ludzi. Kawaleria nieprzyjacielska, straciwszy
kilkunastu niewolników, do boru uciekła, 500 niewolnika wzięliśmy z pie
choty, których to wszystkich zabranych niewolników odesłałem do Friedland,
gdzie według odebranego recypisu * jenerałowi Dentzel oddałem ich. Z naszej
strony zabitych zostało 4, rannych 15, koni zabitych i rannych od piechoty
moskiewskiej do 40.
AUGUSTYN SŁUBICKI
oficer ordynansowy sztabu marszałka Berthiera
» 194 «
PRZYPISY
1 Napoleon przybył do Gdańska 31 W takiej sytuacji 42 tys. żołnierzy
maja po południu. Zatrzymał się w pa ks. Gorczakowa znalazło się w pułap
łacu opackim w Oliwie, gdzie odbyła ce, nie wiedząc bowiem o spaleniu mo
się ceremonia nadania marszałkowi Le- stów, wycofywało się właśnie w kie
febvre tytułu księcia Gdańska. W ka runku wioski Frydland. Przyparci do
tedrze oliwskiej zachowała się do dziś Łyny Rosjanie i Prusacy porzucili dużą
tablica nagrobna francuskiego pułkow część artylerii i tabory, starając się prze
nika Ferdinanda dTmecourt, który po dostać wpław przez rzekę. Jedynie dy
legł podczas oblężenia, zastrzelony zre wizja gen. Lamberta (francuskiego emi
sztą przez pomyłkę przez własnych żoł granta) zdołała wydostać się z po
nierzy. 1 czerwca cesarz zwiedzał trzasku, inne natomiast zostały do
Gdańsk, a zobaczywszy w kościele Ma szczętnie rozbite. Straty rosyjskie się
riackim obraz Memlinga Sąd Osta gały 25 tys. ludzi (na 80 tys. walczą
teczny kazał przewieźć go do Paryża. cych) oraz 80 dział. Straty Francuzów —
Obraz powrócił na dawne miejsce do 12 tys. (na 54 tys. walczących).
piero w 1815. 5 O marszu tym pisze Dąbrowski w
2 Tego dnia Soult i Murat, mimo li raporcie do ks. Józefa Poniatowskiego
czebnej przewagi Rosjan, zaatakowali z obozu pod Frydlandem 15 VI 1807:
ich na umocnionych pozycjach pod „Legion 3 zaledwie powrócił z oblęże
miastem, ale ponieśli ogromne straty, nia Gdańska, gdzie jak ledwie wiele
sięgające 12 tys. zabitych i rannych. ucierpiał, musi być WKs.Mości wia
Armię francuską uratowało przybycie domo, zaraz odebrał rozkaz udać się
korpusów Lannes’a i Neya, co zapo do Wielkiej Armii. Od dnia 5 miesiąca
biegło kontratakowi przeciwnika. Póź bieżącego aż do 11 nagłym marszem
nym wieczorem Bennigsen, obawiając dniem i nocą spieszyć musiał do złą
się nadejścia głównych sił francuskich, czenia się z korpusem marszałka Mor-
wycofał się wzdłuż prawego brzegu Ły tier, pod którego rozkazami zostaję.
ny na północ, by osłonić Królewiec. Łatwo sobie WKs.Mość wystawisz, jak
Bitwę pod Lidzbarkiem (podobnie jak musiał być trudnym ten marsz. Żoł
walki pod Pułtuskiem i Ostrołęką oraz nierz bez obuwia, bez żywności, bo ta
oblężenie Gdańska) upamiętniono póź zdążyć za marszem nie mogła, osłabio
niej napisem na paryskim Łuku Try ny pracą trzymiesięcznego oblężenia
umfalnym zdawał się przewyższać siły fizyczne
3 Pomyłka autora. Byli to strzelcy człowieka, pełniąc bez szemrania po
konni gwardii. winność swojego stanu. Kilku ludzi
4 Bitwa pod Frydlandem rozegrała się umarło z fatygi w marszu, z dnia 13 na
14 VI 1807. Bennigsen, chcąc przedostać 14 jeszcze noc całą maszerowaliśmy,
się do zagrożonego Królewca, postano spiesząc do boju, nie mając od trzech
wił przejść w Frydlandzie z prawego dni Chleba i ledwo pół racji mięsa. Ci,
na lewy brzeg Łyny. Przełamując opór co zdążyć nie mogąc, na drodze pozo
korpusu Lannes’a (25 tys.) armia ro stawali, złączyli się w znacznej liczbie
syjska (69 tys.) odrzuciła Francuzów, ze swoimi regimentami na pobojowisku
a po oswobodzeniu drogi do Królewca i wpośród ognia, którego żywość uwa
rozłożyła się w południe na wypoczy żana była nawet od starych i ostrzela
nek. O godzinie 14 na polu bitwy po nych żołnierzy”. „Gazeta Poznańska”
jawił się Napoleon, który dostrzegł od 1807, nr 51.
razu wyjątkową szansę rozbicia prze 6 Informacje nieścisłe. Przewaga Ros
ciwnika. Bennigsen zajmował bowiem jan nad korpusem Lannes’a była w rze
pozycje na szerokim froncie, mając za czywistości dwukrotna. Korpus mar
plecami Łynę, przy czym większość je szałka Mortiera, a wraz z nim dywi
go oddziałów stała w zakolu rzeki, zja Dąbrowskiego pojawiły się na polu
otoczona z trzech stron wodą, co utrud walki około godz. 9, maszerując drogą
niało drogę ewentualnego odwrotu. Po z Królewca do Welawy. Piechota polska
pięciogodzinnej przerwie (12.00—17.00) walczyła na lewym skrzydle ugrupo
Francuzi podjęli atak za cenę dużych wania Wielkiej Armii w rejonie wioski
strat, zmusili lewe skrzydło rosyjskie Schwonau i miała przeciw sobie m. in.
do odwrotu. Bennigsen wycofał gwar kozaków atamana Uwarowa oraz ka
dię oraz oddziały gen. Bagrationa na walerię ks. Golicyna. Kawaleria polska
prawy, bezpieczny brzeg rzeki i w oba przesunięta została natomiast w cen
wie pościgu niemal natychmiast spalił trum ugrupowania koło wioski Post-
za sobą mosty. henen. Polacy odegrali istotną rolę w
» 195 «
bitwie pod Frydlandem chociażby z ra i 6 ułanów pod komendą Dominfka
cji tego, że należeli do tych korpusów, Dziewanowskiego, a złożony z dawnych
które uczestniczyły w pierwszej, przed żołnierzy polskich pruskiego pułku „to
południowej fazie starcia, kiedy prze warzyszy”.
waga liczebna była po stronie Rosjan 10 Rozejm — początkowo na miesiąc —
i kiedy trzeba było — dla uzyskania zawarty został 21 czerwca. Spotkanie
późniejszego zwycięstwa — powstrzy dwu cesarzy na środku Niemna nastą
mać ataki wroga. piło 25 czerwca. Rokowania między ni
7 Z inicjatywy mjr. Weyssenhoffa mi trwały od 28 czerwca do 9 lip ca
żołnierze polscy wydobyli 6 takich ar 11 Korpus Davouta nie brał udziału
mat, na których gen. Dąbrowski „ka w bitwie pod Frydlandem.
zał wyryć, kiedy i gdzie były zdobyte'. 12 Davout rozbił główne siły pruskie
Warto dodać, że w wńedeńiskim mu pod Auerstedt, a nie pod Jeną.
zeum wojskowym znajduje się jedna z 13 Informacja nieścisła. Królowa za
armat zdobyta przez Polaków pod biegała o otrzymanie Magdeburga. Nie
Tczewem. mówiono też o ewentualnym przyzna
8 Stan służby Jana Konopki przecho niu Śląska Polsce. Relacja Słubickiego
wywany w Archiwum Wojennym w dobrze od daj e jednak rozgoryczenie Po
Vincennes zawiera następującą adno laków po ogłoszeniu warunków pokoju
tację. ,,W bitwie pod Frydlandem szar w Tylży.
żował z 5 pułkiem strzelców konnych 14 Porozumienie zawarte w Tylży
na piechotę i kawalerię rosyjską, która (7 VII między Francją i Rosją, a 9 VII
zagrażała lewemu skrzydłu korpusu między Francją i Prusami) przewidy
marszałka Mortiera. Obalił on i pobił wało także zerwanie przez cara stosun
nieprzyjaciela w obecności tego mar ków dyplomatycznych z Anglią i przy
szałka. Nazajutrz wezwany został do stąpienie do blokady kontynentalnej,
JCMości dla zdania sprawy z tej walki zrzeczenie się przez Prusy ziem na le
i nagrodzony krzyżem Legii Honoro wym brzegu Łaby, z których utworzo
wej”. Archiwum Wojenne w Vincennes. no Królestwo Westfalii (oddane bratu
Sekcja Administracyjna. Teczka perso Napoleona Hieronimowi), oraz ogłosze
nalna Jana Konopki. nie Gdańska wolnym miastem pod pro
9 Były to późniejsze pułki armii Księ tektoratem Prus i Saksonii.
stwa Warszawskiego: 5 strzelców kon 15 Problem hiszpański powstał dopie
nych (dowodzony nadal przez Turnę) ro w początkach 1808.
III
HISZPANIA
14
TRZECI SZWADRON ZDOBYWA SOMOS1ERRĘ
» 199 «
wili kolejno 4 baterie, które właśnie Wówczas to Napoleon — po krótkim
z racji owego ograniczenia drogi rekonesansie — wydał, zdawałoby
mogły trafiać atakujących każdą się niemożliwy do spełnienia, rozkaz,
salwą. Od wschodniej strony ponad by służbowy szwadron szwoleżerów
gościńcem wznosiła się potężna Ce- „zdobył mu galopem” najeżoną ar
bollena (2129 m), a od zachodniej — matami przełęcz.
Cerro Barrancal (1660 m), obsadzone Szarżę wykonał 3 szwadron, któ
przez hiszpańską piechotę. Obroną rym — w zastępstwie nieobecnego
przełęczy Somosierra (1444 m) do Ignacego Stokowskiego — dowodził
wodził generał don Benito San Juan, szef 2 szwadronu Jan Hipolit Kozie
który miał do swej dyspozycji blis tulski. Kompaniami (trzecią i siód
ko 9 tys. żołnierzy i 16 armat. Ar mą) komenderowali kapitanowie
mia jego uczestniczyła poprzednio w Jan Dziewanowski i Piotr Krasiński,
zwycięskiej bitwie pod Bailen i uwa a funkcje oficerskie pełnili porucz
żana była za jedną z najlepszych w nik Stefan Krzyżanowski oraz pod
całym wojsku hiszpańskim. porucznicy Ignacy Rudowski, Grac
Rankiem 30 listopada francuska jan Rowicki i Andrzej Niegolewski.
piechota podjęła próbę zdobycia Szwadron liczył 125 ludzi, ale w
przełęczy, ale ostrzelana silnym og owym czasie stany były nieco wyż
niem ze zboczy musiała wycofać się sze i najprawdopodobniej w ataku
w nieładzie na pozycje wyjściowe. uczestniczyło około 140 szwoleżerów.
ANDRZEJ NIEGOLEWSKI
podporucznik 3 szwadronu pułku szwoleżerów gwardii
* Pozwólcie mu!
» 201 «
skim, który później w roku 1810 w Arandzie w pojedynku, których miał bez
liku z Francuzami, zginął, ani pomyślano.----
Po powrocie moim z rekonesansu już się oddziały piechoty francuskiej na
skały po lewej i prawej stronie wąwozu drapały---- Piechota hiszpańska,
niezbytecznie się opierając, cofnęła się za góry, gdzie obóz don Benity San
Juan znajdował się, a do którego Francuzi tylko przez ten, później tak wsła
wiony, wąwóz dostać się mogli. W tej ich pozycji mieli się Hiszpanie za nie
zwyciężonych. Junta centralna, nawTet się z Aranjuez nie ruszywszy, wszystkie
siły około Madrytu zgromadzone tam dotąd wysyłała w przekonaniu, że żad
na siła bramy tej Madrytu samą swą pozycją silną, skoro nadto dobrze obwa
rowaną będzie, nie jest w stanie zdobyć.
Wszystkie przeto wysilenia francuskie miała junta i miał don Benito za
próżne, w przekonaniu, że nigdy cesarz gros swej armii tą drogą nie przepro
wadzi, a innej drogi do Madrytu — skoro nie chciał iść na Guadarramę, kilka
marszów na lewo wąwozu, zastawując poza sobą obóz Hiszpanów — nie było.
Na obwarowanie przeto tej tarczy, poza którą za niezwyciężonych Hiszpanie
się mieli, całą swą uwagę wytężyli. Wąwóz ten był też, tak jak go istotnie
Hiszpanie obwarowali, podług pojęć ludzkich, niezdobyty. Pominąwszy bo
wiem jego cieśninę, między wysokościami skalistymi pod górę prowadzącą,
pominąwszy, że nie tylko po lewej i po prawej jego stronie, ale i na samym
jego szczycie piechotą był najeżony, był wąwóz ten kręty, cztery razy zagięty,
a w każdym tym zagięciu czterema armatami uzbrojony, tak że nie tylko na
szczycie i po obu stronach najeżona piechota, ale w ogóle szesnaście armat
piętrami ustawione, paszcze swe na nas rozdziawiwszy, przystępu do niego
broniły i wszystko też, co się na gościńcu pokazało, zmiatały.----
Co się zaś tyczy piechoty francuskiej, to ta miała być początkowo do wzię
cia wąwozu przeznaczona. Grad przecież kul z góry spadający, który wszyst
ko, co się na gościńcu znajdowało, zmiatał, musiał przecież wkrótce cesarza
przekonać, że piechotą wąwozu nie zdobędzie. Morderczy ten, z gór ciskany
ogień nie tylko nie pozwolił piechocie francuskiej kusić się o zdobycie wąwo
zu, ale nawet wstrzymał ją od zrównania faszynami wyżej wzmiankowanego
przekopu na gościńcu. Jak się bowiem później szarżując przekonałem, prze
kop dostatecznie nie był zarównany i tylko przeskoczony być musiał. Szczęś
ciem, że nie był zbyt szeroki. Kto wie bowiem, czyby szarża była się mogła
udać, gdyby Hiszpanie przekop szerzej byli zrobili.
Tak jak nie wiem, co zaszło przed wąwozem w czasie mego rekonesansu,
tak też nie wiem, co się działo u mego szwadronu od mego powrotu aż do
samej szarży. Oddawszy bowiem Hiszpana Dziewanowskiemu, poszedłem co
kolwiek w bok szwadronu, aby konia czym prędzej okulbaczyć i popręg po
prawić. Kilku żołnierzy, którzy co dopiero z patrolu ze mną wrócili, mając już
to również mniej więcej coś do naprawienia, już też, by mi być pomocnymi,
udało się za mną. Tu nadmienić muszę, że porucznik Krzyżanowski przyje
chał do mnie, kiedym był konia rozkulbaczył, winszując mi szczęśliwego wy
padku rekonesansu, i mówi do mnie:
— Widzisz, cesarz przyjechał, zaraz się wykaże, albo pójdziemy naprzód,
albo cesarz nakaże odwrót.----
Wtem, ledwo com konia okulbaczył i popręg poprawił, już spostrzegłem
szwadron pod górę kolumną marszową czwórkami pod dowództwem szefa
szwadronu Kozietulskiego gościńcem pędzący. W jaki przeto sposób rozkaz
szwadronowi do ataku był dany---- nie wiem.
Co się tyczy mej osoby, *to jak już nadmieniłem, żadnego rozkazu nie sły
» 202 «
szałem. Widząc przecież szwadron mój pędzący pod. górę, czym prędzej wsiad
łem na konia i z żołnierzami, którzy się na bok ze mną byli udali, pospieszy
łem, by jak najprędzej złączyć się z szwadronem, zwłaszcza że jeszcze nie
miałem czasu plutonu mego odebrać.
Szwadron dognałem, kiedy już był wpadł do wąwozu i już był zabrał pierw
sze piętro armat i pędził dalej bez najmniejszego zatrzymania się i bez żad
nego porządku wojennego, któren dla cieśniny nawet był niepodobny. Wszyscy
pędzili wśród ogromnego ognia tak kartaczowego z przodu, jak i lewej, i pra
wej strony wąwozu i samego jego szczytu z ręcznej broni przez piechotę na
nas w tę cieśninę ciskanego, jeden drugiego przy odgłosie: Vive 1’empereur!
wyprzedzając, by najprędzej na szczyt wąwozu się dostać i na nieprzyjaciela
natrzeć. I tak lotem błyskawicy pędząc, padł wprawdzie pierwszy, drugi za
pierwszym, trzeci za drugim, ale następujący nie uważając na poległych i ciągle
spadających kolegów, już każde z czterech pięter z jego czterema armatami,
rąbiąc w pędzie kanonierów, jedno po drugim zdobywały, nie pozwalając żad
nej baterii jak tylko raz wystrzelić. Które też, ledwo co były wystrzeliły, już
były nasze. Piechota zaś sama, na szczycie gór stojąca, atakiem naszym tak
natarczywym przestraszona, uciekła. Tak w kilka minut przeszkoda, prawie
nie do zwyciężenia uchylona, droga cesarzowi i jego armii do Madrytu otwar
ta i utorowana 4. Wzięcie tej bramy Madrytu w obóz hiszpański 13-tysięczny
tam za wąwozem stojący taki paniczny przestrach rzuciło, że już nie myśle-
li o stawieniu czoła armii cesarza na drodze przez nas utorowanej postępują
cej, ale wszyscy, jak mogli, bez najmniejszego porządku uciekali I tak wszy
stkie chorągwie, wszystkie armaty, wszystkie wozy amunicyjne, kasa, jednym
słowem cały obóz prawie bez wszelkiej walki w ręce Francuzów się do-
s tał.----
Dopędzając szwadron, a dopędziłem go po zdobytej pierwszej baterii, za
stałem kilku żołnierzy, między innymi, gdyż mi to bardzo dobrze w pamięci
zostało, i Konopkę z 7 kompanii na kasztanowatym koniu z białą grzywą, sku
pionych w zagięciu, w którym pierwsze piętro armat ustawione było.
W pierwszej chwili ogromnego ognia zatrzymali się oni tam poza szwadronem
dalej pędzącym. Widząc mnie obok nich pędzącego galopem, na jaki tylko
mój doniec mógł się był zdobyć, wołali na mnie:
— Panie poruczniku, panie poruczniku, nie jeździj, bo tam bardzo strze-
lają!
W mgnieniu oka przecież, gdy widzieli, żem nie tylko na ich przestrogę nie
zważał, ale przeciwnie, rzuciwszy im kilka ostrych słów z wykrzykiem: En
avant! Vive 1’empereur! * w jednej chwili jużeśmy się złączyli ze szwadro
nem. —
Kozietulskiemu na początku szarży konia ubito i---- tenże wskutek tego
z szeregu nacierających, nie mogąc szwadronu pieszo gonić, cofnął się 5.----
Komenda ze starszeństwa Dziewanowskiemu przypadła.---- Szwadron, roz
puściwszy się w górę, przy odgłosach: En avant! Vive 1’empereur! innej ko
mendy nie słyszał i nie potrzebował. Wszyscy tam bowiem: kapitan, porucznik,
żołnierze jednym zapałem zagrzani, jeden i ten sam odgłos wydając, jednym
pędem, nie zważając ani na cofnięcie się Kozietulskiego, ani też na poległych
i ciągle padających oficerów, kolegów, wąwóz zdobyli i w pędzie samym arma
ty zdobywają, kanonierów, nie zatrzymując się, rąbali.
Nie chcę ja tu bynajmniej zmniejszać sławy, którą się okrył Dziewanowski.
WINCENTY SZEPTYCKI
podporucznik 1 szwadronu pułku szwoleżerów gwardii
WINCENTY TOEDWEN
wachmistrz 3 szwadronu pułku szwoleżerów gwardii
Świetny to i pełen sławy był dzień dla naszego pułku, ale ciężki i bolesny
dla szwadronu. Ze 125 żołnierzy pozostało przy życiu tylko 25. Stu zaś po
bohatersku, co się zowie, poległo, i to w jednej szarży 13.----
Co do mnie, otrzymałem ranę w nogę i stopień oficera, a mój koń siedem
kul. Moje suknie i wszystkie przybory tak były nabite kulami jak gwoźdźmi.
Z płaszcza, który zwykle zawieszaliśmy na sobie w kształcie chustki złożo
nej na krzyż na piersiach i związanej w tyle, nie można było jednej pary rę
kawic wykroić, a kontrola ** szwadronu, którą miałem w kaszkiecie, tak była
posiekana kulami, że nie można jej było użyć do apelu. Nie był on też
i potrzebnym dnia tego, chyba dla przypomnienia o stu braciach naszych.----
Straciliśmy dużo, to prawda, ale niesłychanie zyskaliśmy na wewnętrznej
wartości i gdy pułk nasz po tej rozprawie przeciągał koło starej gwardii Na
poleona, patrzącej na nas zawTsze z ukosa i nazywającej nas młokosami, wów
czas sami wykrzyknęli do nas: „Niech żyje stara gwardia”, a cesarz, przywo
ławszy do siebie pułkownika naszego hr. Wincentego Krasińskiego, oświad
czył mu wobec wszystkich, żeśmy godni tej nazwy. Później znowu, kiedy Na
poleon objeżdżał pole bitwy, widząc tu i ówdzie leżących zabitych ułanów na
szych, to pod działami, to obok tychże lub na nich, zatrzymał konia i zadu
mawszy się nieco, zapytał świadków tej sceny, wskazując na trupów:
— Nie sąż oni waleczni?
I nie mylił się zaprawdę, szli oni zawsze naprzód i zawsze ginęli, a ginęli
mężnie 14.
1 Początki pułku szwoleżerów gwardii 3 Były to: 2 pułk piechoty lekkiej oraz
sięgają listopada 1806 r., kiedy to w 24 i 96 pułki piechoty liniowej, tworzą
Warszawie (podobnie jak w Poznaniu) ce razem 1 dywizję gen. Ruffina w kor
powstała szlachecka gwardia honorowa, pusie marszałka Victora.
eskortująca cesarza. Dekretem podpisa 4 Biuletyn opublikowany zaraz po
nym 6 IV 1807 w Kamieńcu Suskim szarży podawał, że zginęło wówczas 8
Napoleon postanowił utworzyć pułk -szwoleżerów, a 13 zostało rannych. W
polskich szwoleżerów, do którego wcie rzeczywistości jednak straty były znacz
lono dawną warszawską gwardię hono nie wyższe. W papierach grosmajora
rową. Pułk składał się z czterech Dautancourta, przechowywanych w
szwadronów — po dwie kompanie w Archiwum Wojennym w Vincennes (MR
każdym. Kompania liczyła 5 oficerów 2331) zachowała się lista zabitych i ran
i 120 szeregowych, a cały pułk miał po nych pod Somosierrą. Z dokumentu te
nad tysiąc żołnierzy. go wynika, że zabici zostali: por. Krzy
Nowy regiment został zorganizowany żanowski, podporucznicy Rowieki i Ru-
na wzór pułku strzelców konnych dowski oraz szwoleżerowie: Białkowski,
gwardii i wraz z nim tworzył brygadę Ciesielski, Drożdżewski, Jasiński, Ko
jazdy. Szwoleżerowie byli uzbrojeni po walski, Rokoszewski, Rymdzyko, Stra-
dobnie jak szaserzy w broń palną i chowski, Sulczycki, Turczyński, Wasi
sieczną, a więc szable, pistolety i kara lewski, Żabałłowicz, Żurawski i Żylicz,
binki z bagnetami. Pułk otrzymał pol a zaginął bez wieści szwoleżer Nieszwo-
skie konie — gniade, kasztany, karę lub rowicz. W szpitalu w Madrycie zmarli:
„myszowate”, średniej miary (tj. od kpt. Dziewanowski (5 grudnia), wach
1,35 do 1,45 m), zwrotne i wytrzymałe, mistrz Sokołowski, brygadier Mroczek i
doskonale przydatne zarówno w boju, szwoleżer Drodziński. Łącznie więc zgi
jak i do długotrwałych pochodów. Mun nęło bądź zmarło z ran 21 oficerów i
dury lekkokonnych wzorowane były na żołnierzy.
kawalerii narodowej >z ostatnich lat ist Tegoż samego dnia na apelu wieczor
nienia Rzeczpospolitej i uchodziły za nym w wiosce Cerbera brakowało 30
jedne z najpiękniejszych w całej armii ludzi rannych, którzy potem po-wrócili
cesarskiej. Ich barwa — granat z ama- do szeregów, ale w większości nie brali
rantem — była tradycyjna w armii pol już udziału w tej kampanii. Ponadto 3
skiej, a wśród szlachty zwano ją ,,bar ludzi ciężko rannych znajdowało się w
wą krwi braci naszej”. Madrycie. Łącznie więc straty w zabi
Dowódcą pułku mianowany został tych i rannych wynosiły 54 ludzi. Padło
młody Wincenty Krasiński, któremu 35 koni.
przydano do pomocy dwu wytrawnych Warto też ustalić moment, w którym
francuskich oficerów grosmajorów — zabici bądź ranni zostali oficerowie 3
Charles’a Delaitre’a i Pierre’a Dautan- szwadronu. Przy pierwszej baterii padł
courta. Latem i jesionią 1807 r. pułk, ppor. Ignacy Rudowski, a ranny został
który formował się w koszarach mirow- mjr Philippe de Segur, jedyny Francuz,
skich w Warszawie, został stopniowo który na ochotnika wziął udział w szar
przerzucony do Francji, gdzie stacjono ży. Przed drugą baterią ginie por. Ste
wał w Chantilly pod Paryżem. Część fan Krzyżanowski, ranny zostaje kpt.
szwoleżerów wysłana została już wiosną Jan Dziewanowski. Przed trzecią baterią
następnego roku do Hiszpanii i wspo pada śmiertelnie ranny Dziewanowski,
magała Joachima Murata, gdy 2 maja ginie na gościńcu ppor. Gracjan Rowic-
wybuchło powstanie w Madrycie. Na ki. Na czwartej baterii kontuzjowany
stępnie jeden ze szwadronów bił się pod zostaje kpt. Piotr Krasiński, a dziewięć
Mediną del Rioseco, ale dopiero wraz z ran otrzymuje ppor. Andrzej Niegolew
wkroczeniem cesarza do Hiszpanii zna ski.
lazła się za Pirenejami większość regi 5 Ambroży Skarżyński w liście do An
mentu. drzeja Niegolewskiego 2 II 1855 z Gniez
2 Według wyliczeń Mariana Kujaw na pisał: „Co się tyczy Somosierry, to
skiego — autora najlepszej do tej pory nie ma wątpliwości, że Kozietulski ko
monografii Somosierry (w zbiorze: Z menderował i miał konia zabitego przez
bojów polskich w wojnach napoleoń piechotę, z gór wracał pieszo, podpiera
skich, Londyn 1967) — siły San Juana jąc się pałaszem, cesarz zapytał się:
pod Somosierrą liczyły 8852 ludzi i 16 — Cóż, pułkowniku, co tam nowego?
dział, a pod Sepulvedą — a więc z dala Na co odpowiedział mu Kozietulski:
od pola bitwy — 3266 ludzi i 6 dział. — Nic nie wiem, mój koń zabity.
» 208 «
Nie dziw, bo się pierwszy raz znajdo Co się tyczy zarzutu, jakoby nasz
wał w ogniu, a jeszcze w takiej ba- szwadron miał się był wstrzymać przez
garre *. Tę odpowiedź cesarz pamiętał i jakoweś zamieszanie, jest największym
przez cały czas nie dostał ani krzyża, fałszem. Rzecz się tak miała:
ani awansu”. A. Niegolewski Les Polo- Spostrzegłem, że z przyczyny utraty
nais d Somo-Sierra en Espagne en 1808, wielu szwoleżerów, zamiast czwórka
Paris 1855, s. 52. mi — po dwóch, po trzech szwadron
Sam Kozietulski tak odnotował ten szedł do szarży i że konie luźne, z któ
moment walki: „Ciężko jest opisać rych żołnierze zabitymi zostali, między
straszne położenie, w którym znajdowa rotami biegły. W takim stanie szwadron
liśmy się. Widziałem obok siebie pada nie mógłby w razie potrzeby się sformo
jących ludzi i konie. Pierwszy hufiec, wać, a że nam się już równina pokazy
prowadzony przez odważnego Krzyża wać zaczęła, sądziłem, że sformowanie
nowskiego, zaczyna się łamać. Krzyczy szwadronu będzie koniecznym, więc
my obydwa: «Naprzód, bracia, aby do przypuściłem konia, by na to uważnym
armat! Vive 1’empereur! Naprzód! Vive zrobić kapitana Dziewanowskiego, lecz
l'empereur!». Przybiegamy do armat gdy go już na czele oddziału nie znala
pierwszych, odpędzamy kanonierów, rą złem, a widząc, że na armaty, które po
biąc, kogo się napotka. Drugie armaty lewej stronie stojąc, silny sypały ogień,
już częścią były opuszczone przez ucie szarżę przypuścić trzeba będzie, sam pod
kającego nieprzyjaciela, wtem czuję ko gradem kul zatrzymałem szwadron ko
nia mego ranionego, druga kula trafia menderując:
go w głowę, pada i nogę mi przywala. — A gauche, en bataille! *♦ — kaza
Prawie w ten moment Krzyżanowski łem im się porachować. — Par la droite
zostaje zabity. de chaąue rang comptez vous ąuatre! ***
Było jeszcze kilkunastu ludzi przy Pana porucznika Zielonkę przywoła
mnie. Krzyknęli: łem do pierwszego plutonu. Parę szwo
— Szefa nam zabito, wracajmy! leżerów, którzy byli tylko stracili konie,
Ja, dobywszy się spod konia, przez ca na luźne wsiedli. To uporządkowanie
ły ogień karabinowy przebiegłem cały tylko parę minut trwało, a przecież w
wąwóz. Spotykam cesarza, który mnie tym stanie szwadron mógł do ataku być
pyta: uformowanym, zakomenderowałem
— Co ci jest, jesteś ranny? czwórkę, gdyż tylko drogą można było
— Nie, sire„ ale wykonałem twe roz ruszyć. Gdy do tej baterii przylecieliś
kazy — wzięliśmy dwie armaty. my, spostrzegłem, że tylko czwórką
Uciekają Hiszpanie do drugich, lecz można było na te armaty uderzyć, gdyż
koń mój zabity i większą część ludzi mostek, któren musiał być sporządzony,
moich straciłem, przymuszony byłem by na to stanowisko armaty zaprowa
powracać. Cesarz odpowiedział: dzić, był wąski. Zwróciwszy kolumny na
— Allons, c’est bon te armaty, w tym momencie kartaczem
Pobiegłem szukać drugiego konia”. w bok ugodzony zostałem, spadłem z
M. Kujawski, op. cii., s. 165—166. konia i jakiś czas bez przytomności le
6 Piotr Krasiński pisze do Józefa Za żałem”. J. Załuski La Pologne et les Po-
łuskiego 14 III 1853 z Rohatyna: „Gdy lonais defendues par un ancien officier
nasz szwadron szarżować zaczął, prócz de cheuau-legers polonais de la gardę
gradu kul karabinowych, uleciawszy pod de Pempereur Napoleon I-er, Paris 1856,
górę jakie sto kroków, znaleźliśmy po s. 288—289.
prawej i po lewej stronie wąwozu pie 7 Prawdopodobnie przytknięcie luf
chotę hiszpańską, stojącą frontem do do głowy osłabiło siłę uderzenia kul. Być
drogi. Piechota hiszpańska, stojąca na może zresztą ładunek prochu był za
wzgórku po prawej stronie wąwozu, mały.
stała tylko o kilkanaście kroków odda 8 Był to pluton strzelców konnych
lona od drogi, którąśmy szarżowali, ta gwardii z eskorty cesarza i 1 szwadron
zaś, która po lewej stronie stała, nie da szwoleżerów Tomasza Łubieńskiego,
lej jak 30 kroków oddaloną była, obyd wzmocniony plutonem por. Stanisława
wa te oddziały piechoty hiszpańskiej Rostworowskiego. Napoleon rzucił te
na nas lecących do szarży wciąż strzela oddziały w ślad za 3 szwadronem —
ły, żeśmy przez nich wielu utracili lu już po zdobyciu wąwozu — dla zabez
dzi. pieczenia wziętej pozycji.
* w takim zamęcie
** w porządku
*** Dwuszereg, lewo front!
Czwórki w prawo zwrot!
» 209 «
9 Jest to fragment słynnej pieśni re nie kilku dalszych szczegółów pamięt
wolucyjnej Qa ira (1790), która następ nego ataku. Szwoleżerowie stępa mogli
nie stała się popularnym marszem armii przebyć — bez walki —pierwszy pół-
cesarskiej. torakilometrowy odcinek „bramy So
10 Nie jest to ścisłe, gdyż dowódca mosierra”, między karczmą „Venta de
pułku Wincenty Krasiński miał już Le Juanilla”, gdzie stał cesarz, a wyraźnym
gię Honorową od 16 IV 1807, chociaż zwężeniem doliny między górami Bar-
otrzymał ją za zasługi sprzed uformo rancal i Cebollena. Dopiero stąd, za
wania pułku szwoleżerów. W papierach trzymawszy się na pozycjach wyjścio
emigrantów polskich w Archiwum Wo wych, ruszyli do ataku po otrzymaniu
jennym w Vincennes (Seria Xi 106— rozkazu Napoleona. Pierwszą przeszko
128. Litera D) znajduje się kopia listu dą był płytki rów wykopany w poprzek
marszałka Berthiera z 8 XII 1808, który drogi, a dalej most na strumieniu Pena
informuje Jakuba Dąbczewskiego, wach del Chorro. Tuż za mostem — w „zagię
mistrza 7 kompanii pułku polskich ciu drogi” — Hiszpanie ustawili swą
szwoleżerów gwardii, iż cesarz dekretem pierwszą baterię składającą się tylko z
e 5 grudnia przyznał mu krzyż Legii 4 dział, szczupłość miejsca nie pozwa
Honorowej, „by nagrodzić go za to, że lała bowiem na rozmieszczenie większej
pierwszy wszedł w baterie nieprzyja liczby armat. Po zdobyciu pierwszego
cielskie Somosierry”. piętra armat szwoleżerowie skręcili
11 Relacja ta powstała niemal pół ostro na lewo, szarżując drogą prowa
wieku (1850) po opisywanych wydarze dzącą tuż przy urwistym zboczu Ce-
niach i była odpowiedzią na krzywdzą bolleny, wzdłuż lewego brzegu strumie
ce Polaków enuncjacje francuskiego hi nia, płynącego głębokim jarem. Wpraw
storyka Adolfa Thiersa. W swej Historii dzie dolina rozszerzała się wyraźnie,
konsulatu i cesarstwa (Paryż 1849) ale zbocza pokrywały głazy i odłamki
twierdził m. in„ iż szarżą dowodził fran skał, a konie nie mogły zejść z traktu
cuski generał Montbrun, że polscy szwo ograniczonego kamiennymi murkami.
leżerowie byli rodzajem najemnego Druga bateria znajdowała się 600 m za
wojska i że cofnęli się w panice po pierwszą, u stóp Cebolleny, po czym
pierwszym ataku. Niegolewski w liście droga skręcała ostro na prawe. Trzecią
do Thiersa przekazał dokładny opis i czwartą ustawiono na kolejnych zała
szarży i domagał się zmiany tekstu w maniach. Hiszpanie w każdym wypadku
następnych wydaniach. Ponieważ histo tak rozmieszczali swe armaty, że były
ryk ów zbywał go milczeniem, a po wymierzone dokładnie w miejsce, gd.zie
tem — mimo obietnic — nie wprowa stała poprzednia bateria, a więc mogły
dził sprostowań, Niegolewski wydał w być użyte dopiero utracie niższego
1854 roku w Poznaniu oroszurę pt. So piętra dział. Na sz^> c:e przełęczy — po
mosierra, a równocześnie w Paryżu prawej stronie droai --- znajduje się nie
francuską wersję swej pracy. wielki kościółek Nuestra Senora de So-
Trud Niegolewskiego nie poszedł na ledad, w którym próbowała bronić się
marne, gdyż historiografia francuska hiszpańska piechota. Jest to właśnie
odeszła w zasadzie od błędnych twier budynek, gdzie złożono rannego Niego
dzeń Thiersa. Nasz oficer udowodnił, lewskiego. Obok kościoła powstał nie
że Montbrun nie brał udziału w natar wielki cmentarz, na którym pochowa
ciu, że atak szwoleżerów trwał nieprze no poległych szwoleżerów, z wyjątkiem
rwanie, że tylko 3 szwadron zdobywał kapitana Dziewanowskiego. Zmarł on
przełęcz, że pozycja hiszpańska była dopiero kilka dni po szarży w jednym
wyjątkowo trudna do opanowania i że ze -szpitali w Madrycie.
jedynie dzięki Polakom droga na Mad Wydaje się, że o powodzeniu polskiej
ryt stanęła otworem. szarży zadecydowały przede wszystkim
12 2 grudnia, w rocznicę koronacji ce szybkość ataku, a także błędy hiszpań
sarza i bitwy pod Austerlitz, szwoleże skiej obrony. Dwie pierwsze baterie,
rowie zajęli miejscowość Chamartin. ustawione w najwęższym odcinku do
Wkraczającego tu kilka godzin później liny, nie były dostatecznie bronione
Napoleona powitano tradycyjnym .pol przez piechotę, a don Benito San Juan
skim okrzykiem: Vivat cesar! prezentu zaniedbał zniszczenia mostu, bez którego
jąc mu armatę zdobytą przez szwoleżera przejście przez strumień, najeżony gła
Wilczka. Następnego dnia armia cesar zami i płynący głębokim jarem, byłoby
ska podeszła pod Madryt, który skapitu praktycznie niemożliwe. Wbrew ternu,
lował 4 grudnia. co pisze Niegolewski, piechota hiszpań
18 Por. przypis 4. ska nie mogła ostrzeliwać szwoleżerów
14 Konfrontacja opisów szarży z sa ze szczytów Barrancal i Cebolleny, są
mym polem bitwy pozwala na ustale one bowiem oddalone od drogi co naj
» 210 «
mniej kilometr. Ogień piechoty mógł zorientować się, że atak prowadzony
stać się intensywny dopiero przy trze jest tak małymi siłami. Największe
ciej baterii, ale wówczas Hiszpanów straty ponieśli Polacy od ognia arty
ogarnęła panika i zaczęli uciekać ze lerii, ale każda z czterech baterii mogła
swych stanowisk. Szwoleżerom wyraźnie wystrzelić tylko raz, stąd też 3 szwad
dopomogła poranna mgła, która nie tyl ron nie został zniszczony do końca i je
ko utrudniała przeciwnikom celny go resztki mogły stanąć na szczycie.
ogień, ale również nie pozwalała im
15
SARAGOSSA
'AUTOR NIEZNANY
podporucznik 2 pułku Legii Nadwiślańskiej
* przeklęci Francuzi
** worków z piaskiem
» 218 «
przeciwnego minera podkopać, i niezmiernego pośpiechu, aoy przeciwniKa
swego wyrzucić w powietrze. Użyto granatów ręcznych, które, rzucane na
podwórze lub na plac, swoim pęknięciem nieprzyjaciela wypędzały, ale bardzo
czysto także ten na odwrót nim rzucał, nim granat swój skutek okazał.
Mieszkańcy tego bohaterskiego a nieszczęśliwego miasta spieszyli do kościo
łów, aby modlitwą błagać Boga wszechmocnego o ratunek i o odwrócenie
niedoli, lecz straszny wyrok zapad! na Saragossę — niebo było rozgniewane.
Nie ochraniano kościołów, podminowano je i wysadzono w pcwietrze razem
z modlącymi się, którzy rozszarpani, okrutną śmiercią ginęli.
Nieraz, zmęczony po całodniowej walce, spoczywać musiałem pomiędzy tymi
zgniłymi i poszarpanymi trupami, którym ani przyjaciel, ani nieprzyjaciel nie
mógł znaleźć ani miejsca, ani czasu dla użyczenia kawałka ziemi na wieczny
spoczynek. Ale biada temu Francuzowi lub Polakowi, który się dostał w ich
ręce? Żadnej folgi, żadnego przebaczenia nie mógł się spodziewać; umęczono
go lub upieczono żywcem.
Polski oficer nazwiskiem Pągowski dostał się do niewoli. Przywiązano go
do deski i noszono po głównej ulicy el Coso w tryumfie. Miano go spalić
żywcem na stosie drzewa, lecz szczęściem dla niego nosił na piersiach obraz
Matki Boskiej, który gdy spostrzegli, uznawszy go za prawdziwego „bueno
Christiano”, darowano mu życie.
Przed ostatecznym szturmem przyszedł podpułkownik od korpusu inżynierów
Stahl do mojej poczty i spostrzegłszy przez dziurę we wrotach kobietę z chłop
czykiem, niosących jedzenie dla kogoś ku brzegom Ebro na naszym prawym
skrzydle, porwał nabitą broń od żołnierza, wycelował przez ową dziurę, strze
lił i trafił chłopca, który zaraz padł na ziemię. Matka jego (gdyż zapewne
był jej synem) rzuciła się na ciało, podniosła go, lecz gdy dostrzegła, że już
zabity, położywszy go, nazad odeszła szybkim krokiem z załamanymi rękoma
nad głową, zostawiwszy całe jedzenie. W tym samym czasie prawie przeszyła
kulka bramę i raniła podpułkownika w nogę, którego żołnierzom moim od
prowadzić kazałem. Zdaje mi się, że to była usprawiedliwiona, a niespodziana
pomsta.
W domostwie jednym w połowie zgruchotanym, które co dopiero zdobyłem,
widząc na pierwszym piętrze stojącą przy ścianie nie naruszoną bibliotekę,
wszedłem po drabinie do niej dla znalezienia rozrywki, gdy noc wszelką
wrzawę przytłumiła. Wstąpiwszy na górę, rzuciłem okiem na prawo, patrząc
przez bliskie okno dla ciekawości, co by tam widzieć się dało, gdyż takowe
właśnie na dziedziniec wychodziło. Co do licha! Postrzegam kilkuset Hiszpa
nów, pomiędzy nimi wiele kobiet, wszyscy pod bronią, tuż pod samą ścianą
domu stojących. Wychodzących z szeregów zastępowali inni, zostawując im
swoje scopeltas (broń).
Natychmiast zszedłem na dół, nie szukając w bibliotece ani Cervantesa
dzieł, ani Lugola intryg, tylko kazałem o tym widowisku uwiadomić gene
rała Haberta, który naszą dywizją komenderował. Tenże, przekonawszy się
o stanie rzeczy, uczynił stosowne przysposobienia i wypędzi! stamtąd Hiszpa
nów.
Nareszcie po zaciętej niesłychanie walce, która tylko z Saguntem 6 porów
nać się może, za pomocą sześciu baterii o dziesięciu moździerzach i haubic,
które grzmiąc przez trzy dni i nocy całemu miastu zniszczeniem groziły,
i skutkiem powietrza i innych chorób, pochodzących z nie grzebanych ciał za
bitych, które do 40 000 ludności ze świata zgładziły, poddała się Saragossa, ów
wzór pierwszej waleczności, dnia 21 lutego 7.
» 219 «
Cetnarowy kamień spadł z serca, albowiem później nigdy nie byłem w ta
kim niebezpieczeństwie nieustannym, w którym co chwila widziałem śmierć
przed oczyma. Od razu wszystko ucichło; dziwne były spojrzenia pozostałych
przy życiu.
Cała armia oblegająca, świadek czynny najokropniejszej walki, stała uszy
kowaną pod murami owej przed kilku godzinami strasznej jeszcze Saragossy,
a na czele jej zwycięzca nieustraszony, Lannes, przyjmując Palafoxa, dzielne
go obrońcę Saragossy. Żadnemu żołnierzowi nie wolno było pójść do miasta,
oficerom tylko dozwolono, i to za szczególnym pozwoleniem; do tych ostat
nich należałem ja, aby obejrzeć to cudowne ze swej sławy miasto. Udałem się
zatem w towarzystwie oficerów naszego pułku: Niewodowskiego, Piątkow
skiego i Niechcielskiego. Pomiędzy zwaliskami, ruinami i tysiącami pokale
czonych ciał, od dawna już zepsutych, przebiegliśmy owe puste ulice i do
szliśmy do Coso, gdzie po większej części domy nie uszkodzone pozostały. Co
za smutny widok! Trupy, które zaraza i choroby zabrały, kupami na ulicy
leżały. Żadna żywa dusza nie dała się widzieć, wszystkie drzwi i okna były
pozamykane, przerażająca cichość panowała wokoło! Nie była to pustynia, ale
grobowiec najstraszniejszej odrazy.
Tu i ówdzie po ulicach leżała różnego gatunku broń, kupami zebrana, z któ
rej oficerowie wybierali sobie broń, szczególniej ze sławnej fabryki w Segowii
pochodzącą. Wiele koni od kawalerii błąkało się po mieście; biedne stwo
rzenia wychudłe, sama kość i skóra, prawdziwe widma. Żołnierzowi, który
podobną szkapę wlókł za sobą, dałem pięć franków, aby ją odprowadził do
moich bagażów. Co to za koń się później zrobił! Dzielny i pełen ognia! Był to
prawdziwej rasy andaluzyjskiej, który mi wiele pociechy zrobił.
Przypadkowo zachciało nam się wstąpić do obszernej kamienicy przy Coso,
po części dla znalezienia posiłku dla naszych od dawna zgłodniałych żołądków.
Po długiem pukaniu i dobijaniu się otworzono nareszcie drzwi i młoda, przy
stojna służąca, wychodząc naprzeciw nas, zapytała się przerażonym głosem:
que manda ustedes sehores? * Odpowiedzieliśmy jej: un poco a beber, si sea
aqua **
. Serwanta skinęła, ażeby iść za nią. Poprowadziwszy nas na górę,
otworzyła pokój i poprosiła, abyśmy weszli do niego. Po tym uprzejmym przy
jęciu pobiegła i przyniosła niezadługo tacę z ogromną szklanką białego i czy
stego trunku. Niewodowski, jako nasz wódz i najstarszy w latach, porwał na-
samprzód za szklanicę i wychylił porządny wiwat. My, nie zważając na jego
komiczne grymasy, dopomagaliśmy mu jeden po drugim; lecz gdy nas zaczęło
niezmiernie palić wewnątrz, zażądaliśmy spiesznie wody. W mniemaniu, że
nas otruto, kazaliśmy przywołać gospodarza domu. Po chwili czekania sta
nęła przed nami donna, młoda i piękna; przepłoszona i bojaźliwa objaśniła
nas, że to jest spirytus winny, któregośmy dotąd jeszcze nie znali. Ochłonąw
szy z tego zatrwożenia, umizgaliśmy się do tego nie tak złego truneczku, a pan
Niewodowski do donny, która była wdową i gospodynią zarazem tego domu,
a potem stała się jego żoną! Takie są dziwne drogi przeznaczenia ludzkiego! 8
* właśc.: Andrzej
** Puerta del Sol
*** Casa de Gonzales
» 221 «
na przypadek min poświęcić najmniejszą, ile możności, cząstkę przeznaczo
nej do szturmu kolumny. Pułk 1 polski stanął w przykopach. Pierwszy ba
talion postawiony na lewym brzegu Huervy był zakrytym od ogni nieprzy
jacielskich zdobytym tam murem ogrodu; kapitan Nagrodzki na czele dwóch
kompanii, wsparty przez oddział saperów francuskich, przebiega pomiędzy
brzegiem Huervy i murem ogrodu przestrzeń 120 sążni; pod silnym ogniem
nieprzyjaciela, który z kilku punktów obwodu na całą tę drogę mógł słać
strzały, rzuca się na wyłom, na samym szczycie pada przeszyty wskroś kulą.
Kompanie po dość znacznej stracie wdzierają się do klasztoru.
Woltyżery nasi, już od pierwszego oblężenia w wojnie domów wyuczeni,
usiłują zaraz dostać się na dach; jeden z ubitych tam spadając uwisł na ster
czącej z muru belce. Na ten szczególny widok zawieszonego w takiej wyso
kości trupa Hiszpanie wznoszą zewsząd odgłos radości. Krzyki te ośmielają
obrońców, wzmaga się walka, tłumy pospólstwa tłoczą się do klasztoru. Żoł
nierz stojącego jeszcze w swym miejscu pułku, niespokojny o los tej walczącej
garstki, gore niecierpliwością, aby ją wesprzeć. Na koniec jenerał Lacoste, któ
ry z zegarka swego wzroku nie spuszczał, oznajmia, że czas przeznaczony na
przeświadczenie się o minach już upłynął Wtenczas spieszy na czele jednego
batalionu waleczny pułkownik Chłopicki. Hiszpanie we dwójnasób zwiększają
ogień na drodze, którą trzeba było przebiegać, przedziera się Chłopicki, prze
bywa wyłom, wpada do klasztoru i wypędza ze wszystkich jego części nie
przyjaciela, a czując jak korzystną rzeczą byłoby mieć już wewnątrz miasta
plac broni, a więcej jeszcze jak ważne skutki mieć mogło zajęcie klasztoru
Encalzas, nie przestaje na swej zdobyczy, ale zaraz wdziera się do tego dru
giego klasztoru, zdobywa wszystkie inne budowle zamykające plac Engracia
i bierze baterią na ulicy tegoż nazwiska, którą zaraz przeciw nieprzyjacielowi
obrócono. Kapitan Garlicki i porucznik Murzynowski byli w liczbie rannych.
Po tym to szturmie jeden grenadier francuski zbliżył się do oficera polskiego
i żądał, aby mu powiedzieć, jakim sposobem królestwo polskie mogło być
zdobyte. Klasztor Encalzas, zajęty przez pułkownika Chłopickiego, odkrywał
tył obwodu a? ku bramie Carmen. Nieprzyjaciel więc opuszcza ten obwód,
spaliwszy wprzód sześć, przed murami na drodze od mostu Huervy przygoto
wanych, zakopów prochu. Warty francuskie, widząc z przykopów skutki te
szczęśliwie przez kolumnę Chłopickiego wykonanego szturmu, wypadają włas
nym natchnieniem z równoległej *, rzucają się na dom narożny, który nie
przyjaciel jeszcze w swym ręku dzierżył, zdobywszy go, uderzają na bramę
Carmen, stamtąd odparci, postępują popod obwód miasta aż do klasztoru Try-
nitarzów **, wdzierają się wewnątrz. Tam czterdziestu artylerzystów hiszpań
skich zakłuto na działach. Ogień dwóch armat, którymi była uzbrojona jedna
poprzeczna, nie dozwolił im posunąć się dalej za Trynitarzów, ale aż do tego
punktu zajęli kurtynę i stanęli wzdłuż muru, strzegąc dział, które nieprzy
jaciel opuścił Tymczasem dzwon miejski nie przestawał zwoływać obrońców.
Wszystkie domy napełniają się nimi. Francuzi nie mogą wytrwać pod ich
ogniem, wielka część ginie, reszta opuszcza mury. Ustąpili nawet zdobytego
klasztoru Trynitarzów; już go oblężeńcy mieli na powrót zająć, kiedy jenerał
♦ dowódca saperów
» 224 «
śmierć czyhała na nas zewsząd: z otworów piwnicznych, spoza drzwi, spoza
okiennic podziurawionych zawczasu. Wchodząc do domu, trzeba go było prze
glądać starannie, od fundamentów do strychu. Nauczyło nas doświadczenie,
że nagłe zaniechanie oporu może być wybiegiem wojennym.
Często zdarzało się, że ci, co zajmowali piętro, ginęli od strzałów, pada
jących z wyższego piętra przez otwory porobione zawczasu w podłogach.
Wszystkie kąciki i zakamarki zwykle w starych domach ułatwiały te mor
dercze zasadzki. Trzeba było nade wszystko czuwać nad dachami. Aragoń-
czycy w swoim konopnym obuwiu chodzili po nich z taką łatwością i tak
cicho jak koty, co im ułatwiało niespodziewane powroty poza linie hiszpań
skie. Była to istna wojna partyzancka, prowadzona w powietrzu. Siedząc spo
kojnie w domu zajętym od kilku dni, można było zginąć nagle od strzałów
padających jak z nieba. Po zajęciu każdego domu trzeba było przede wszyst
kim zasłaniać drzwi i okna worami piasku, zabezpieczać schody i komuni
kacje, jednym słowem oszańcowywać się, zanim można było posuwać się
dalej. W tych strasznych warunkach nasi saperzy i minerzy dokonywali cu
dów. Zjawiali się zawsze tam, gdzie groziło niebezpieczeństwo, a pomoc ich
była bardzo potrzebna: na czele kolumny idącej do ataku, w piwnicach, gdzie
nieprzyjaciel pozakładał petardy i miny, wszędzie, gdzie były jakieś drzwi do
wysadzenia, jakieś przejścia do otwarcia. Często wchodząc do domu, wpada
liśmy niespodziewanie na mur wewnętrzny najeżony karabinami. W tejże sa
mej chwili następował wybuch i ziejąca śmiercią zapora rozpadała się, zanim
można było przypuścić, że saperzy zdążyli uporać się z przygotowaniami. Naj
większą trudność stanowiło torowanie sobie drogi przez fundamenty klasz
torów i kościołów; nieraz całymi godzinami musieli saperzy pracować, zanim
mogli dostać się do właściwego punktu.
Hiszpanie ze swej strony nie szczędzili niczego, co mogło paraliżować nasze
postępy. I tak, zmuszeni opuścić jakąś budowlę, zawieszali wiązki drzewa
nasyconego żywicą na oknach, drzwiach, balkonach i podpalali. Ogień nie
mógł strawić domów budowanych z kamienia, ale opóźniał nasze wejście i da
wał czas oblężonym dla zabarykadowania się w sąsiednich domach.
Dzień 5 lutego był również krwawy, ale zdobyliśmy dużo pojedynczych,
ważnych punktów. Główne straty poniósł 3 pułk nadwiślański, który postra
dał dowódcę batalionu, podpułkownika Bilińskiego 12.
Cały ciężar uciążliwej walki dźwigały słabe liczebnie dywizje Grandjean
i Musnier, w początkach lutego mające zaledwie 10—11 tysięcy ludzi. Co
dzień jedna trzecia część tych wojsk była zajęta przy straży i robotach oblęż-
niczych — druga stała w rezerwie, trzecia na służbie zewnętrznej i obozowej,
co się nazywało dniem odpoczynku. Dodawszy do tego ciągłe alarmy i wy
cieczki nieprzyjaciela, które nas trzymały pod bronią, można sobie wyobrazić
nasze trudy i położenie.
Czas już było położyć koniec cierpieniom żołnierzy; cztery tygodnie dłużej
takiej walki, a nikt by nie mógł zaręczyć, jaki będzie jej rezultat.
Dzień 7 lutego był dla mnie jednym z najokropniejszych dni oblężenia.
Hiszpanie opuścili szpital urządzony w przytułku dla sierot13, obawiając się,
żeby ich nie wysadzili w powietrze nasi minerzy, których robotę mogli sły
szeć. Weszliśmy tam zaraz po ich wyjściu, ale widok, jaki się nam ukazał —
był straszny. Zastaliśmy na łóżkach dwa czy trzy ciała umarłych na tyfus,
który tam silnie grasował, a podłogę całą zasłaną trupami. Zaledwie zajęliśmy
budynek, gdy wybuchnęły w jednym jego skrzydle płomienie i w mgnieniu
oka stanął w ogniu cały gmach, przygotowany do podpalenia. Trzeba było co
» 225 «
prędzej opuścić to miejsce okropne. Długo jeszcze po spaleniu szpitala po
wietrze przepełnione było wstrętnym odorem spalenizny, tym przykrzejszym
dla nas, że wiedzieliśmy, z czego pochodzi.
Mnie tego dnia trafiła się niezwykła przygoda. Byłem odkomenderowany
z dwudziestoma ludźmi do osłaniania lewego skrzydła kolumny i prowadzony
przez sierżanta od saperów, miałem przejść z jednej sali, przez małe podwór
ko, do drugiego budynku. Ale sierżant, czy nie rozumiał rozkazu, czy za
błądził — co prędzej przypuszczam — dość, że dostaliśmy się nagle w dym
i otoczyły nas płomienie. Zmyliliśmy drogę, a dym był coraz gęstszy i coraz
bardziej duszące straszliwe wyziewy stawały się nie do zniesienia. Wreszcie
wszyscy rozproszyli się i zaczęli ratować się na własną rękę. Szczęśliwy po
mysł powybijania szyb dał nam trochę światła i powietrza. Sierżant zoriento
wał się na nowo i po kilku jeszcze zawrotach wydobyliśmy się żywi i cali
z tego piekła.
Nazajutrz cała nasza dywizja wzięła udział w szturmie ulicy Coso. Pośród
ciągłego grzechotania strzałów karabinowych odzywały się to donośne głosy
dział, to huk wybuchającej miny. Byłem na Coso z pięćdziesięcioma żołnie
rzami, zajęty budowaniem barykady. Grenadierowie, porozstawiani w oknach
sąsiednich domów, osłaniali naszą robotę, mającą na celu zabezpieczenie ko
munikacji z jednej strony ulicy na drugą. Nagle zobaczyliśmy dym- i usły
szeliśmy huk i świst, jednocześnie obsypał nas grad kartaczy. Tak pokropili
nas Hiszpanie spoza przeciwległego domu, strzelając z zaimprowizowanej ba
terii.
Wszyscy żołnierze uciekli. Został tylko na miejscu kapitan grenadierów
Bali, rodem z Wołynia, człowiek bez wysokiego wykształcenia, ale najpięk
niejszych form, znany jako najlepszy człowiek i oficer, a który w tej chwili
rozmawiał ze mną.
— Patrz no! — zawołał. — Wszyscy uciekli i panowie grenadierzy także!
I spokojnie, jak gdyby nic się nie stało, poszedł do miejsca, gdzie się zrobił
wyłom na ulicę. Kiedyśmy już tam stanęli, zatrzymał się i powiedział:
— To jest służba de fatigue
*
, która się zaczyna od niższych stopni, więc
pan musisz iść naprzód.
Przepuścił mnie przed sobą i dopiero za mną przeszedł przez wyłom. Ze
brał ludzi, wyrzucając im, że bez rozkazu zeszli ze stanowiska. Istnym cudem
mieliśmy tylko trzech zabitych, a ani jednego rannego, pomimo że ulica, na
której staliśmy, pełna była żołnierzy. Nie przywiązywałem wagi do tej prze
prawy, uważając, że spełniłem tylko obowiązek; ale miała mi ona przynieść
korzyść, bo kapitan Bali pochwalił moje zachowanie się przed pułkownikiem,
u którego miał wielkie uważanie. Podczas gdyśmy posuwali się naprzód, na in
nych ważnych punktach, tak na lewym, jak na prawym skrzydle, i na dru
gim brzegu rzeki nasi robili postępy. Z jednej baterii, ustawionej blisko ujścia
Huervy, można było śledzić posuwanie się naszych wojsk; my, młodzi ofice
rowie, chodziliśmy tam wieczorami pod koniec oblężenia i patrzyliśmy z ra
dością na postępy naszych, uważając ich za bardzo szczęśliwych, że mogą
walczyć na otwartym miejscu, kiedy nam przypadła w udziale ta okropna
walka uliczna po d mach i piwnicach.
W ciągu następnych dni odzyskaliśmy, nie bez trudu, kilka pozycji na Coso.
Do 12 lutego szturm do gmachu uniwersytetu, przypuszczony przez 3 pułk
nadwiślański, nie udał się z winy minerów, którzy nie doprowadzili dość da
* uciążliwa
» 226 «
leko swoich podkopów. Skutkiem tego wybuch miny nie zrobił wyłomu i na
sze kolumny, idące do ataku bez osłony, pod gwałtownym ogniem nieprzyja
ciela, musiały się cofnąć, straciwszy czterdziestu ludzi, a pomiędzy nimi trzech
oficerów.
Dużo wtedy mówiono o pułkowniku Chłopickim, który cieszył się wielkim
uważaniem, tak u Polaków, jak i u Francuzów. Niektórzy oficerowie z jego
pułku byli nim zachwyceni, a inni nie mogli się dość naopowiadać o jego
porywczości i wymaganiu rzeczy niemożliwych. Widywaliśmy go często przy
tzw. attaąue de droite *, kiedy żołnierze witali go z mieszaniną radości i usza
nowania, a oficerowie, zwłaszcza starsi — spoglądali na niego z niechęcią.
Jedną z ostatnich i najkrwawszych walk było zdobycie Calle de las Ar-
cadas i posłużyliśmy się tym razem skutecznie działami. Widziałem wtedy
przykład wytrwałości oblężonych. Jeden z domów, o które z nami walczyli, na
rogu tej samej ulicy de las Arcadas i Coso, był podziurawiony przez kule na
wylot. Pomimo to jego obrońcy, schroniwszy się na wyższe piętro, strzelali tak
gwałtownie, że niepodobna nam było posunąć się dalej.
Dzień 18 lutego rozstrzygnął o losach walki. Od godziny ósmej rano fran
cuskie baterie na całej linii rozpoczęły gwałtowny ogień, który trwał do połud
nia. Podczas gdy dywizja Gazan walczyła na drugim brzegu rzeki, my rów
nież toczyliśmy gwałtowną i decydującą walkę. Po długich bezowocnych wy
siłkach na Coso i przyległych ulicach około trzeciej wybuchnęły duże miny,
każda po 1500 funtów prochu, założone pod uniwersytetem.
Trzy kompanie mojego pułku i dwie 14 rzuciły się w zrobiony wyłom i zdo
były ten gmach bez wielkiego oporu ze strony Hiszpanów. Jednocześnie dom
na rogu ulicy de las Arcadas, do którego przypuszczono szturm po raz sze
snasty, został na koniec zdobyty prawie bez wystrzału. Kapitan Bali dowodził
tym atakiem. Mieliśmy i tu sposobność podziwiać jego zimną krew, spokój
i pewność; miał on zwyczaj na bitwę ubierać się najstaranniej. Bitwy — ma
wiał zwykle — to nasze święta i trzeba się na nie ubierać odświętnie.
Pod koniec walki, w której wpadło nam w ręce osiem dział, zająłem z czter
dziestoma grenadierami stanowisko w domu na wprost Puerta del Sol ** . Ogień
bardzo silny trwał do wieczora. Ale żołnierze nauczeni doświadczeniem umieli
się uchronić od strzałów. Miałem jednego tylko poległego, starego sierżanta,
który trochę podpiwszy, za dużo się przechadzał i pomimo moich ostrzeżeń,
narażał się bez potrzeby. Zabił go ostatni wystrzał, padający o zmroku.
Rezultat tego dnia napełnił nas otuchą, ponieważ zrobiliśmy znaczny po
stęp.
Nazajutrz, po zluzowaniu nas ze stanowiska, poszliśmy do przykopów,
wiedzeni ciekawością i chęcią zobaczenia, co się dzieje na innych punktach.
Zastaliśmy w szańcach prawie wszystkich jenerałów. Marszałek Lannes roz
mawiał z oficerem inżynierii w tym samym domu, któryśmy tyle razy zdo
bywali. Jenerał Junot gawędził w gmachu uniwersytetu z oficerami 14 pułku.
Grandjean i Habert byli też niedaleko. Nasz kapitan Bali zajęty był poszu
kiwaniem ciała poległego sierżanta, którego chciał pogrzebać. Oddałem te
zwłoki oficerowi, który mnie zluzował na stanowisku. Bali był — jak za
wsze — tire a ąuatre epingles ***
.
— Mój stary Tomaszewski — odezwał się do mnie — miał wprawdzie tę
* Św. Trójcy
** Puente de Piedra
*** Równaj szereg!
**** warkoczami
na grożące im bliskie wygnanie. Nie wszyscy jednak byli równie zrezygnowa
ni, bo wkrótce zaczęli nadciągać inni, których nasi żołnierze powyławiali z do
mów, gdzie usiłowali się ukryć; nasi poganiali ich przed sobą, bijąc kolbami.
Następnie jenerał Morlot, który z pułkami 116 i 117 przeznaczony był do
odprowadzenia jeńców do Francji14, dał rozkaz ruszenia w pochód i cała za
łoga, wynosząca osiem do dziesięciu tysięcy ludzi, przedefilowała przed nami.
Większa ich część wyglądała tak nie po żołniersku, że nasi ludzie oburzali się
głośno, mówiąc, że nie należało sobie robić tyle kłopotu dla takich chłystków.
Wielu ganiło układ zawarty z paczką oberwańców i utrzymywało, że lepiej
było dla przykładu wyciąć ich w pień co do jednego — a tak pokaże się, że
źle wyjdziemy na naszej łagodności.
Wstęp do Saragossy był jeszcze urzędownie wzbroniony pojedynczym woj
skowym: u wszystkich bram postawiono straże. Nasi żołnierze jednak znali
zanadto dokładnie wszystkie dróżki i przejścia i od pierwszego dnia rozpoczęły
się promenades en ville ,* z których nie powracało się z próżnymi rękoma.
Wieczorem 21 lutego było już w całym obozie pod dostatkiem wina, wspaniałe
połcie słoniny gotowały się w kotłach, pełno było worków z ryżem, bobem
itp.
22 lutego zostałem posłany do miasta po odbiór naszych racji wina. Taki
był natłok i nieporządek, że nie mogłem ich dostać przez kilka godzin. Jeden
z oficerów, zmuszony czekać tak samo, zaproponował mi wycieczkę na po
bliskie ulice. Pierwsza nasza wyprawa była do słynnego kościoła del Pilar,
stojącego w pobliżu. Trzeba było iść przez kilka minut brzegiem rzeki, prze
dostać się przez barykady i dymiące jeszcze ruiny domów.
Plac przed kościołem ** przedstawiał widok, którego się nie zapomina. Za
pełniony był modlącymi się kobietami i dziećmi, trumnami i trupami, dla
których trumien zabrakło. Miejscami stało po dwadzieścia trumien jedna na
drugiej. W jednej z nich, otwartej, spoczywały zwłoki starca, przybrane w bo
gaty mundur niebieski z czerwonymi, suto haftowanymi wyłogami. Przy trum
nie młoda jakaś osoba, bardzo piękna, z rozpuszczonymi włosami, modliła się
gorąco. Od czasu do czasu podnosiła żywo głowę, patrząc z niepokojem w stro
nę kościoła, czy oczekiwany ksiądz nie nadchodzi. Złowroga masa trumien
zapełniała przedsionek kościelny i boczne nawy; posadzki głównej nawy nie
było widać pod czarnymi postaciami pochylonymi w modlitwie, których łkanie
mieszało się z monotonnymi modlitwami księży. Spostrzegłem tam, klęczą
cych niedaleko wielkiego ołtarza, kilku żołnierzy francuskich. Dym kadzideł
i niezliczonych świec podnosił się z wolna pod sklepienie, podziurawione na
szymi kulami.
Cabe de Toledo miała wygląd jeszcze bardziej złowrogi. Było to główne
schronienie ludności z dzielnic zajętych przez nas i zbombardowanych. Pod
arkadami leżały w nieopisanym nieładzie dzieci, starcy umierający, umarli,
różne meble i zwierzęta domowe wycieńczone głodem. Na środku stos trupów,
po większej części zupełnie obnażonych; gdzieniegdzie płonęły ogniska, przy
których biedacy gotowali pożywienie.
Szczególniej dzieci, wychudzone, z oczami płonącymi gorączką, robiły wra
żenie bolesne. Ponure postacie, poowijane w wielkie płaszcze, rozmawiały
z ożywieniem, lecz milkły, gdyśrny się zbliżali, udając, że na nas nie patrzą.
Byłem później świadkiem wielu krwawych bitew, sam leżałem wśród rannych
* wyprawy do miasta
** Plaża del Pilar
» 22$ «
i zabitycn, ale nigdy od tej pory nie mogłem opanować przykrego wrażenia^
jakie na mnie czyni widok trupów leżących spokojnie w łóżku.
Powierzchowność dzielnic już zdobytych była nie mniej przerażająca. Od
samego Świętego Józefa i Santa Engracia aż do Coso wszystkie ulice zawalone
były barykadami i pogruchotanymi szczątkami mebli. Przejście możliwe było
tylko przez wnętrze domów najmniej zrujnowanych, a zajętych przez naszych
żołnierzy. Dla łatwiejszego orientowania się wśród tych ruin powypisywano
węglem wielkimi literami numery pułków, batalionów i kompanii i porozsta
wiano przewodników. Przy tej sposobności żołnierze zabawiali się rysowaniem
karykatur 1 napisów zanadto żartobliwych, które stanowiły dziwaczny kon
trast z otoczeniem,
PRZYPISY
1 Linia obrony Saragossy dzieliła się stanowiły „baterię Męczenników” (bate
na trzy odcinki. Front zachodni (Fran ria de los Martires).
cuzi nazywali go frontem lewym) — so Na froncie wschodnim (Francuzi na
lidny nasyp ziemny i mur ceglany, zywali go prawym frontem) dostęp do
przed którymi jesionią 1808 r. Hiszpa miasta utrudniała rzeka Huerva. Na
nie wykopali szeroką i głęboką fosę, do przedpolu znajdował się młyn oliw
datkowo utrudniającą dostęp do miasta. ny — Molino de Aceite, obsadzony ar
Na tym odcinku obrony (od rzeki Ebro tylerią i zamieniony na potężną „ba
do bramy del Carmen) znajdowało się terię Palafoxa”. Główna linia obrony
kilka samodzielnych umocnionych po opierała się na klasztorze Św. Moniki
zycji, wysuniętych na przedpole. Naj (Santa Mónica) i Św. Augustyna (San
ważniejszą z nich był średniowieczny Agustin) oraz umocnieniach bramy
arabski zamek Aljaferia, zwany przez Puerta del Sol w pobliżu rzeki Ebro.
Francuzów „zamkiem Inkwizycji”. Po Z wymienionych tu obiektów tylko
dobną rolę pełniły obronne klasztory część zachowała się do dnia dzisiejsze
Augustianów (Agustinos) i Trynitarzy go. Jeszcze wiosną 1809 r. Francuzi zbu
(Trinitarios). Na głównej linii obrony rzyli mury miejskie oraz wiele przyle
Hiszpanie obsadzili piechotą i artylerią gających do nich kościołów i klaszto
bramę Sanchez (tuż nad Ebro), bramę rów, by uniemożliwić nową obronę. W
Portillo i sąsiedni kościół Nuestra Se ubiegłym stuleciu Hiszpanie wyburzyli
nora del Portillo, a także wybudowali kilkaset starych domów, aby stworzyć
obszerny bastion pośrodku frontu za główną ulicę miasta — Avenida de la
chodniego, umieszczając tam kilkanaś Independencia oraz plac de Espana. W
cie dział. 1972 r. podjęto w Saragossie wielkie
Front południowy (zwany przez Fran prace budowlane, przeprowadzając no
cuzów środkowym) ciągnął się od bra we, szerokie ulice w ocalałych jeszcze
my del Carmen do klasztoru Św. Józe średniowiecznych dzielnicach. Dawne
fa (San Jose). Rolę fosy pełniła tu rze przedmieścia Saragossy — tam gdzie
ka Huerva. Na przedpolu znajdowały znajdował się obóz Francuzów i Pola
się^ klasztory Kapucynów (Capuchinos) ków — są już od dawna pokryte zwar
i Św. Józefa. Zasadnicza linia obrony tą zabudową.
opierała się na umocnionych punk Ocalały jednak w Saragossie: zamek
tach — bramie del Carmen, klasztorze Aljaferia, kościół Nuestra Senora del
Santa Engracia i bramie Quemada. Ar Pilar, Puerta del Carmen i kla
tyleria rozmieszczona w pobliżu bramy sztor Santa Engracia. Ten ostatni,
del Carmen tworzyła „redutę Nuestra dwukrotnie zdobywany przez Polaków’,
Senora del Pilar”. Ciężkie działa zgro składa się z dwu kościołów — górnego
madzone w klasztorze Santa Engracia i dolnego, przebudowanych po zniszcze
» 230 «
niach 1808—1809. Nie ma już dziedzińca „redutę del Pilar” koło bramy del Car
klasztornego, na którym toczyły się men gdzie pozostało tylko 50 ludzi z
szczególnie zacięte walki, biegnie bo 2 pułku ochotników Aragonii pod do
wiem tędy dziś szeroka ulica Marina wództwem kapitana don Mariano Ga-
Moreno. Ocalały też w Saragossie koś lindo. O godz. 20 oddział 200 żołnierzy
ciół Nuestra Senora del Pilar i pobliska 1 pułku Legii Nadwiślańskiej zaatako
katedra La Seo. Na „kamiennym moś wał „redutę del Pilar”. Po zaciętej wal
cie” (Puente de Piedra), gdzie rozstrze ce na bagnety wyparto Hiszpanów, zmu
lano Santiago Sasa i don Basilio Bogiero szając ich do odwrotu na główną linię
de Santiago, wzniesiono krzyż ku czci obrony. Natychmiast też zaczęto zasypy
tych dwu dowódców bohaterskiej obro wać faszyną fosę, która broniła do tej
ny. Na Plaża de Nuestra Senora del pory dostępu do reduty.
Portillo znajduje się pomnik ku czci 6 Sagunt — miasto we wschodniej Hi
Agustiny Saragossy. W sąsiednim koś szpanii nad Morzem Śródziemnym. Je
ciele Nuestra Senora del Portillo pocho go zdobycie w 219 r. p.n.e. przez Hanni
wano bohaterki obrony miasta — Agu- bala (po długotrwałym oblężeniu) stało
stinę, Manuelę Sancho, i Castę Alvarez. się powodem drugiej wojny punie -
Na frontonie szesnastowiecznego pałacu kiej.
Luna umieszczono tablicę przypomina 7 20 lutego, tuż po północy, w gma
jącą, że tu właśnie znajdował się sztab chu Audiencji (władz Aragonii) zebrała
obrony Saragossy. się 40-osobowa junta, kierująca obroną
2 „Poczta stracona” zajęta została w miasta, pod przewodnictwem don Pedra
pierwszych dniach oblężenia wraz z gó Marii Rica. Po rozważeniu sytuacji
rą Monte Torrero. Przebiegał tu począt stwierdzono, że dalsza obrona jest da
kowo zewnętrzny pas hiszpańskiej obro remna, nie można bowiem liczyć na
ny. żadne posiłki, brak już prochu i amu
3 Atak na klasztor Sw. Jozefa i po nicji, a epidemia tyfusu jest tak silna,
bliską „redutę del Pilar” rozpoczęto 10 że codziennie umiera 600—700 ludzi.
stycznia o godz. 6 długotrwałym przy Przeprowadzono głosowanie i tylko 8
gotowaniem artyleryjskim 32 dział, któ członków junty opowiedziało się za kon
re zakończono dopiero nazajutrz o świ tynuowaniem oporu. Upoważniony przez
cie. Hiszpańskie umocnienia zostały juntę don Pedro udał się przez bramę
zburzone, zniszczono też obrońcom kil del Angel do marszałka Lannes’a, by
ka armat. Nazajutrz o tej samej godzi prosić o 24-godzinny rozejm dla omó
nie artyleria francuska i polska prze wienia warunków kapitulacji. Marsza
niosła swój ogień bezpośrednio na mury łek zgodził się jednak tylko na 10-go-
miejskie, starając się dokonać w nich dzinne przerwanie ognia i zagroził, że
trzech wyłomów, przez które później jeśli Hiszpanie nie skapitulują, wyda
piechota i saperzy mogliby wedrzeć się rozkaz, by potężna bateria na lewym
do miasta. Wyłomy te były gotowe o brzegu rozpoczęła ostrzeliwanie miasta.
godz. 15. Wówczas też w transzejach na Po podpisaniu aktu kapitulacji 21 lu
przedpolu zgromadzono 600 żołnierzy tego w południe garnizon Saragossy za
(głównie Polaków) pod ogólnym do czął opuszczać miasto przez bramę Por
wództwem ppłk. Stahla, dzieląc ich na tillo i składać broń pod zamkiem Alja-
trzy kolumny. Godzinę później dano feria. Z 32 tys. ludzi, którzy stanowili
sygnał do ataku. Po krótkotrwałej wal załogę Saragossy, pozostało zdolnych do
ce kolumna płk. Chłopickiego wdarła noszenia broni zaledwie 11 200. Kilka
się do klasztoru Sw. Józefa. Wzięto tu tysięcy rannych ; chorych Francuzi zna
50 jeńców, a wśród nich dowódcę 2 puł leźli w szpitalach.
ku Valencia — płk. don Juana Arzu. 21 lutego po południu Francuzi i Po
Straty hiszpańskie wynosiły ponad 80 lacy wkroczyli do miasta, zajmując
zabitych i rannych, polskie — 38. Więk główne, nie zdobyte jeszcze punkty opo
szość obrońców wycofała się poprzez ru. Zagarnięto 92 armaty (łącznie wzięto
rzekę Huervę do miasta. ich 145) i 21 sztandarów. Według reje
4 Prace te prowadzono na prawym strów władz miejskich z ran i chorób
froncie (wschodnim) na wprost „baterii zmarły 53 873 osoby cywilne, nie licząc
Palafoxa”. Od ognia dział francuskich ok. 15 tys. poległych żołnierzy.
zginął na tym odcinku 12 I 1809 do 24 lutego marszałkowie Lannes i
wódca hiszpańskich saperów płk An Mortier dokonali uroczystego wjazdu do
tonio Sangenis, który kierował robota miasta W bazylice Nuesba Seiiora del
mi fortyfikacyjnymi w Saragossie. Pilar olśniewano Te Deum.
5 Opisywane tu wydarzenia rozegrały s o* harówie polscy walczący za Pi-
się 15 stycznia. Tego dnia artyleria fran reneiarrr ‘zesto żenili się z Hiszpanka
cuska przez wiele godzin ostrzeliwała mi. Żonv Hiszpanki mieli m. in. gen^r -
łowię: Jan Konopka i Sykstus Estko, udzielić zgody na małżeństwo”. Archi
kapitan szwoleżerów Sulejowski i wum Wojenne w Vincennes. Sekcja Ad
wspomniany tu oficer Legii, Tadeusz ministracyjna. Teczka personalna Jana
Niewodowski. Murzynowskiego.
W teczce personalnej Jana Murzynow- 9 Mroziński opisuje tu atak, który za
skiego w Archiwum Wojennym w Vin- decydował o przełamaniu głównej linii
cennes zachował się jego list pisany obrony i wdarciu się Polaków i Fran
17 V 1811 z Mora de Ebro do francus cuzów do miasta. Atak prowadzono na
kiego ministra wojny, Clarke’a: „Jan prawym froncie (wschodnim), walcząc
Murzynowski, urodzony w Chwaliszewie przede wszystkim o umocnione klaszto
w Wielkim Księstwie Warszawskim, ka ry Santa Engracia, Santa Monica i San
pitan 1 pułku piechoty Legii Nadwi Agustin. Atak prowadzono trzema ko
ślańskiej, ma zaszczyt prosić Waszą Eks lumnami, które miały wedrzeć się przez
celencję o zezwolenie na połączenie się trzy wyłomy w murach, przygotowane
świętym związkiem małżeńskim z pan wcześniej przez artylerię i saperów.
ną Marią Serred, liczącą 18 lat, córką 10 W rejestrach Legii zanotowano ofi
legalną i rodzoną Juana Serred, złotni cjalnie, że kapitan Matkowski, dowódca
ka mieszkającego w mieście Saragossa, 3 kompanii fizylierów w I batalionie 2
i Sebastiany Alcay, swej zmarłej matki. pułku, zmarł z ran w Saragossie dopie
Proszący, będąc dwukrotnie rannym w ro 1 IV 1809.
przeciągu trzech lat, od kiedy służy w 11 Generał saperów Joseph Rogniat
armii Hiszpanii, miał dosyć szczęścia, był później autorem pracy Considera-
iż przyjęto go z otwartymi ramionami u tions sur Vart de la guerre, Paris 1817, w
tej uczciwej rodziny i że otrzymał od której gwałtownie atakował Ńapoleona.
niej wszelką możliwą pomoc, która przy 12 Szef batalionu Adam Biliński zo
niosła uzdrowienie jego ran. Proszący, stał ciężko ranny. W Legii służył do
kierując się uczuciami przyjaźni, miłoś 1814.
ci i wdzięczności za rzadkie i czułe 13 Był to w rzeczywistości szpital dla
troski, jakiemi go otoczono, tak jakby umysłowo chorych — pierwszy budy
był ich własnym synem, powziął naj nek przylegający do ulicy Coso, który
żywsze pragnienie spędzić swe życie z udało się opanować Polakom. Aby opóź
kobietą, od której otrzymał niewątpliwe nić ich atak Hiszpanie podpalili
dowody najszczerszego przywiązania. gmach.
Jego związek z tą młodą osobą jest je 14 116 pułk piechoty był jedynym z
dynym szczęściem, na jakie może liczyć, korpusu Duponta, który nie złożył bro
ma on już zgodę ojca i, aby spełnić do ni pod Bailen i przebił się przez od
końca jego pragnienie, racz, Panie, działy hiszpańskie.
16
Z PUŁKIEM UŁANÓW NADWIŚLAŃSKICH
?> 233 «
tami i niejeden, raz zdarzyło się, że rekrutów i ochotników, głównie z
rabowali nawet swych rodaków. W okolic Sieradza, Łęczycy i Częstocho
ich szeregach znajdowało się zresztą wy. W listopadzie tegoż roku — już
kilkanaście tysięcy dezerterów, któ w Królestwie Westfalii — wcielono
rzy — właśnie w nadziei łupu — do pułku efemeryczny regiment hu
zbiegli z francuskich szeregów. zarów Kalinowskiego oraz dużą gru
Partyzanci na ogół nie znali litoś pę ochotników przybyłych z zabo
ci wobec Francuzów, a wziętym do rów rosyjskiego i austriackiego. Pułk
niewoli wykluwali oczy, obcinali no ułanów nadwiślańskich znajdował
sy bądź żywcem zakopywali ich do się na służbie francuskiej i zorgani
ziemi. Była to reakcja na bestialstwa zowany był według francuskich
armii okupacyjnej, która również nie wzorów. Składał się ze sztabu, czte
znała litości wobec schwyta rech szwadronów bojowych (każdy
nych powstańców, nie uznając ich po dwie kompanie) i jednego szwa
za żołnierzy. dronu zakładowego. Pułk miał też
Praktycznie wszyscy Polacy, któ kompanię wyborczą, zwaną gre-
rzy znaleźli się w Hiszpanii, mieli do nadierską, złożoną z najlepszych i
czynienia z partyzantami bądź też najbardziej doświadczonych żołnie
widzieli ślady ich działalności. To rzy. Rolę woltyżerów pełniły cztery
właśnie grupy gerylasów — w po plutony flankierskie, używane do
wszechnej opinii podstępnych i zwiadów i ubezpieczeń. W pułku
okrutnych — kształtowały wiedzę obowiązywał regulamin ułożony
naszych wiarusów o tym kraju, jego przez Aleksandra Rożnieckiego, od
mieszkańcach i całej tak bardzo znie biegający znacznie od regulaminu
nawidzonej wojnie. francuskiego. Pułk składał się wy
Do walki z partyzantami używano łącznie z Polaków i na mocy kon
zazwyczaj oddziałów lekkiej kawa wencji bajońskiej (1808) uzupełniany
lerii, przy czym nikt nie mógł lepiej był polskim rekrutem. Pierwsze od
wykonać owego zadania od nadwiś działy naszych ułanów znalazły się w
lańskich ułanów. Pułk ów, będący Hiszpanii jeszcze na wiosnę 1808 r.,
bezpośrednią kontynuacją kawalerii a więc w momencie, kiedy Napoleon
Legionów Dąbrowskiego, reorgani przygotowywał się dopiero do opano
zował się wiosną i latem 1807 r. we wania tego kraju.
Wrocławiu, gdzie wchłonął kilkuset
KAJETAN WOJCIECHOWSKI
wachmistrz ułanów nadwiślańskich
* zrzędą, nudziarzem
» 234 «
prawie całą Francję, przymaszcrował do Bajonny.---- W ciągu naszego utru
dzającego przez Francję przemarszu byliśmy przez mieszkańców wszędzie jak
najmilej przyjmowani. Na każdej kwaterze dawano nam jeść i pić pod dostat
kiem. W Paryżu postawiono pułk nasz nad Sekwaną, w starym mieście, gdzie
mojej kompanii wypadło postawić konie pod murem. Tam żołnierze, chędożąc
konie, a my dozorując, obaczyliśmy nieznajomego przechodzącego i z wielką
pilnością nam się przypatrującego. Wtem starsi legioniści poznają w nim Koś
ciuszkę. Gdyśmy go powitać chcieli, rzucił się w uboczną ulicę i znikł nam
z oczów *.
Na początku miesiąca maja 1808 roku stanęliśmy w Bajonnie, gdzie już za
staliśmy cesarza Napoleona z cesarzową Józefiną. Tam pierwszy raz stanęliśmy
obozem pod namiotami.
W parę dni po przyjściu naszym wystąpił nasz pułk na rewię; liczył do 1200
ludzi. Uszykowali się kompaniami w jeden szereg, pieszo przy koniach. Przy
szedł cesarz, a od oficera do żołnierza obejrzawszy każdego, już był w środ
ku kompanii piątej, która z pierwszą składała 1 szwadron, kiedy dobrze pod
pity, z czterema szewronami *, żołnierz lichą francusczyzną, podnosząc nogę,
zawołał:
— Patrz, cesarzu, jakie ja mam buty! Bez podeszew, a służąc lat 25, ani
wiem, wiele mam masy, bo książeczki nie mam, a pułkownik z kwatermi
strzem zjadają fundusze.
Tu dopiero cesarz, obróciwszy się raptem, zawołał na pułkownika, któren
się z braku książeczek wytłumaczył, iż po francusku pisać nie umiemy 2.
Już więc dalej cesarz nie lustrował. Kazał wsiąść na koń i rozpocząć manew-
ra. Z początku pułkownik i oficerowie pomieszani niespodziewaną skargą żoł
nierza tak potracili głowy, że ewolucje szły Bóg wie po jakiemu. Cesarz,
poznawszy ociężałość w poruszeniach ze zbyt dużych kolumn pochodzących,
kazał więc uformować plutony po rot dwanaście, a zbywające w tył odesłać.
Powrócili też do siebie panowie oficerowie, a cztery szwadrony, po cztery
plutony każden, z piątym szwadronem flankierskim, odbywając zręcznie obro
ty wojskowe, zwinnością koni, trafnością i zręcznością w każdej ewolucji zys
kali szczególne zadowolenie cesarskie.
Po manewrach pułk częstowany został ucztą, wydaną dla nas przez szwole
żerów Krasińskiego, podczas której ukazał nam się cesarz Napoleon, okrzyka
mi radości przez nas powitany. Pomimo iż uczta przez noc całą trwała, tak iż
małą zaledwie można było w obozie zebrać garstkę żołnierzy dla dania ko
niom obroku i onych napojenia, połowy jednak wina przygotowanego dla nas
wypić nie byliśmy w stanie. Nazajutrz udarował cesarz pułk nasz czterdziestu
krzyżami Legii Honorowej za batalię pod Szwajnic ** , odbytą w Niemczech
w 1806 roku3. Były to pierwsze ozdoby wojskowe udzielone temu pułkowi,
któren uformowany we Włoszech pod dowództwem generała Kniaziewicza
przez pułkownika Aleksandra Rożnieckiego, miał sobie udzielone sztandary
jeszcze za czasów konsulatu Napoleona. Tegoż samego dnia rozdano żołnie
rzom, a nawet i oficerom karabinki i ostre ładunki, po czym zatrąbiono
w marsz i poprowadzeni zostaliśmy pieszo, każden konia prowadząc w ręku,
w pirenejskie góry.
Drugiego dnia pochodu już widzieliśmy hiszpańskich górali na skałach, któ-
* wypruwali
** ważny strategicznie most na rzece
Tag na płd.-zach. od Madrytu
» 238 «
Hiszpanów, rozstrzygnął wygraną. Z placu bitwy noga jedna nieprzyjacielska
nie byłaby uszła, gdyby generał Sebastiani, trudną przeprawą zatrzymany
w górach, nie był się spóźnił o 24 godzin. Dwadzieścia kilka armat, trzy tysią
ce niewolnika i cały obóz nieprzyjacielski dostały nam się w zdobyczy 6.
Dnia czwartego po bitwie pod Puente de Almaraz, pędząc nieprzyjaciela,
dobiegliśmy aż do miasta Trujillo w Portugalii *. Przecięci przez Anglików,
przez kilka tygodni żadnej komunikacji z Wielką Armią nie mieliśmy. Przy
muszeni przedzierać się przez góry Leonu, gdzieśmy dla artylerii naszej drogę
robić musieli, dostaliśmy się na koniec do Avila ** . Tam dopiero dowiedzie
liśmy się, iż cesarz Napoleon, wypowiedziawszy wojnę Austrii, już opuścił
Hiszpanię. Z Avila ruszyliśmy na Eskurial, Madryt do Toledo.
W tym to przejściu odwołanym został marszałek Lefebvre do Francji, a ge
nerał Sebastiani objął komendę 4 korpusu. Dnia 20 marca 1809 roku korpus
nasz wyruszył z Toledo ku Sierra Morena. Piechota i bateria artylerii stanęły
na noc we wsi Mora. Stanowisko nasze było o milę stamtąd we wsi Orias pod
wysoką górą, przez którą często posuwaliśmy się do wsi Jevenes i tam na
koniec pewnego dnia na nocleg stanęli.
Była to pozycja dla kawalerii ze wszech miar niebezpieczna, albowiem
jedna droga prowadziła w zygzak przez górę, z której ani na prawo, ani na
lewo, bo przepaść pod (nogami była, kroku w bok zrobić nie można było,
i jednak tą jedyną drogą pozostawała nam rejterada na przypadek napadu
nieprzyjaciela.
Wieczór rozlokowano pułk po zajezdnych oberżach kompaniami. Piątą
kompanię postawiono pod murem kościoła. Na każdej zaś drodze od wsi idą
cej porozstawiano pikiety, kantynierki, bagaże, furgon pułkownika rozkwa
terowano, jak gdyby o nieprzyjacielu ani słychać było. Służba z kolei wypadła
na mojego kapitana Szulca, który w tej mierze gorliwością celował.
Noc była cicha. Placówki przy objazdach rontu *** meldowały, że psy ciągle
szczekały w przyległych kortychach, czyli folwarkach, że słychać jakieś poru
szenie i jakoby tętent koni. To wszystko zaraportowano pułkownikowi, ale
ten na to żadnej nie zwrócił uwagi, utrzymując, że nieprzyjaciel jest jeszcze
o parę dni marszu nad rzeką Gvadiana. Po północy mgła okryła doliny, a sko
ro rozwidniało, po otrąbieniu pobudki dano znak do rozkulbaczenia i chędoże-
nia koni. Gdy tym zajęli się żołnierze, a oficerowie po kwaterach wygodnie
odpoczywali, pikiety dały ognia, placówki spędzone zostały, a 5 kompania
pędem za wieś wyskoczyła. Już się ta przy gęstych wystrzałach spotykała,
nimeśmy stanęli na placu przy wnijściu do wsi, a uformowane bagaże poza
frontem drogą do Orias ruszyły. Wtem nadjechał przed pułk pułkownik Ko
nopka, szef Ruttie i Kostanecki. Mgła się też podniosła i ujrzeliśmy frontem
uszykowaną liczną nieprzyjacielską kawalerię z dwiema bateriami lekkiej
artylerii. Starszyzna postanowiła rejteradę. Zakomenderowano: „Za broń!
Trzema w lewo zejdź! Naprzód! Stępo marsz!”
Kompania więc ósma, w której ja byłem jeszcze wachmistrzem szefem, szła
na czele kolumny, przed którą pułkownik z szefem Ruttie maszerował. Z tyłu
za nimi nieprzyjaciel silnie nacierał. Zrąbano nam oficera od warty Stawiar-
* Carabińeros Reales
** Żegnaj, kolego!
» 240 «
pułk się nasz formował, jak nieprzyjaciel za nim, zbiegając z gór, równic
frcnt bojowy stawiał. Nie pojmowałem przeto, dlaczego ten oddział, z którym
co tylko byłem się złączył, a w którym się znajdował pułkownik Konopka,
szef Ruttie z adiutantami, podoficerowie Krobicki, Kazaban i kilkunastu żoł
nierzy, tak szybko się z placu bitwy oddalają.
Gdym się zatem zbliżył do pułkownika, rzekłem, że pułk ocalał, bo uszyko
wany na równinach, nie da sobie krzywdy zrobić, Konopka srogo na mnie
spojrzał, a nie wyrzekłszy słowa, dalej galopował. Gdyśmy się już do Mora
zbliżali, podjechawszy powtórnie do pułkownika i pokazując na kolumny poza
wsią szykujące się do boju, zapytałem, czy to w samej rzeczy nasi. Na moje
zapytanie zatrzymał się na chwilę i rozkazał mi wziąć dwóch ludzi dla zrobie
nia rekonesansu.
Ruszyłem więc, słowa nie wyrzekłszy, a obejrzawszy się po chwili, ujrzałem
pułkownika z oddziałem dążącego nie za mną, lecz kierunkiem ku Toledo.
Wtem napadłem na chłopa, który chroniąc się od nas, położył się na ziemi.
Od tego dowiedziawszy się, że w Mora są nasi, wołając dałem znak pułkowni
kowi. Ten gdy z nami połączył się, wpadliśmy do wsi Mora, za którą na
wzgórzach stało wojsko nasze już w szyku bojowym uformowane.
Była to dywizja generała Valence *, pod którego wtedy zostawaliśmy rozka
zami. Pułkownik z szefem, zsiadłszy za wsią zaraz z koni, długo się przypa
trywali przez perspektywę, czy wracającego nie ujrzą pułku. Zawoławszy
mnie potem, na groźne zapytanie pułkownika: „Gdzieś pułk widział?”, odpo
wiedziałem, że przebiegając od wsi Orias, widziałem wyraźnie, jak się pułk
na równinach w szyku porządnym cofał, chociaż nieprzyjaciel nacierał, i że
głową ręczę, że jest ocalonym.
Długo jeszcze pułkownik z szefem po cichu rozmawiali, po czym siedliśmy
znowu na koń i napotkali generała Yalence, któren pędząc ku nam zawołał:
— Gdzie pułk?
Na co pułkownik wskazując na nas.
— Tyle tylko — rzekł stłumionym głosem — z pułku naszego ocalało.
Stary generał Valence, pod którego rozkazami byliśmy i któren nas kochał
jak ojciec dzieci, tak wielką stratą przejęty, z rozpaczą zaczął załamywać ręce,
a kiedy sam potem po polach jeździł z pułkownikiem, z dala widać było, jakie
mu gorzkie czynił wyrzuty.
Skorośmy z koni zsiedli, wziąwszy Kazabana na bok, zapytałem go, aby mi
odpowiedział z otwartością, dlaczego pułkownik nasz — w niebezpieczeństwie
zawsze tak dzielny — dzisiaj głowę zupełnie stracił, zwłaszcza gdy pułk oca
lony, na co przysiąc mogę. Kazaban, westchnąwszy głęboko, ścisnął mnie za
rękę i rzekł:
— Chociażby była prawda, że pułk ocalony, strata nasza jest nieodwetowa-
na. Straciliśmy bowiem godło pułku naszego, godło jeszcze za rewolucji fran
cuskiej we Włoszech pułkowi dane, godło, które Napoleon, zostawszy cesa
rzem, chciał zmienić, a pułk na to przystać nie chciał, o co się nawet mocno
uraził, a tym godłem są nasze cztery sztandary.
— Co mówisz! — krzyknąłem. — W piekle chyba były, kiedyśmy je pod
Madrytem w zakładzie zostawili!
— Tak — odpowiedział — tam zostały z futerałami proporce, a chorągwie
ja moimi rękoma zapakowałam do mantelzaka ** , któren w największym sekre-
♦ 4, 7 i 9 pułki piechoty Księstwa
Warszawskiego
** tłumok na rzeczy kawalerzysty
» 241 «
cie w furgonie pułkownika był zachowany. Furgon ten pozostał po tamtej
stronie góry i pewnie się dostał w ręce nieprzyjaciela.
Osłupiałem na to opowiadanie. Znałem skutki wynikające z tego wypadku.
W tym bowiem razie pułk tracił swoje istnienie, a my wszyscy pozostali przy
życiu — prawo do wszelkich nagród najbardziej zasłużonych. Rozbierając tę
smutną okoliczność, uważaliśmy, jak generał nie przestawał załamywać rąk,
a pułkownik z pokorną miną przed nim się tłumaczył.
Tak upłynęło godzin cztery. Wtem spostrzegliśmy zbliżającą się kurzawę,
wnet potem przypadł do nas nasz oficer Stadnicki z doniesieniem, że pułk
maszeruje, i z zapytaniem, w którym miejscu ma stanąć. Radość starego ge
nerała była podobna do szału; gdy bowiem spostrzegł nasze chorągiewki, roz
płakał się jak dziecko, a my z nim z radości wszyscy szlochali. Wtem się pułk
nasz pokazał, prowadzony przez dzielnego Kostaneckiego, i wskazane stano
wisko przy kościele zajął.
Skoro dywizja generała Valence, zszedłszy z pozycji bojowej, zebrała się ku
dalszemu pochodowi, ujrzeliśmy kawalerię idącą od miasta Toledo z tyłu,
którą z początku za nieprzyjacielską wzięto. Pokazało się wnet, iż to był
oddział złożony z rozsypanych żołnierzy pułku naszego. Pułkownik, zwo
ławszy do siebie korpus oficerów, kazał nam wystąpić dla zrobienia lustracji
po kompaniach i obliczenia strat poniesionych. Kompanie 5 i 8, z której pier
wsza tylną, a druga przednią straż utrzymywała, najwięcej ludzi straciły.
Straciliśmy kapitanów Stokowskiego i Szulca w niewolę wziętych, podpo
rucznika Stawiarskiego, sztabowego lekarza Gryla 8 poległych na placu bitwy
i do dwóchset ludzi w zabitych, rannych i jeńcach. Wszyscy oficerowie postra
dali bagaże i ów nieszczęśliwy furgon pułkownika dostał się w ręce nieprzyja
cielskie. Umknął on był wprawdzie z początku z niebezpieczeństwa, lecz prze
wrócony i obojętnie uważany przez przejeżdżających, nikt bowiem się nie
domyślał, co zawierał w sobie, dobrowolnie nieprzyjacielowi był zostawio
nym.
Jeżeli zatem spod bitwy pod Jevenes pułk nasz ocalał, winniśmy to jedynie
dzielnemu Kostaneckiemu, któren otoczony przez siedem pułków kawalerii,
z lancą w ręku przedarł się przez nieprzyjaciół zastępy i honor pułku naszego
ocalił. Jeżeliśmy zaś sztandary utracili, nie nasza w tym wina, lecz tych, któ
rzy je przed nami ukrywali.
Z tego więc powodu pułk nasz utracił za karę nazwanie 1 pułku ułanów,
rozebranym jednak nie został. Dano mu bowiem później 7 numer szwoleże
rów francuskich 9.
ANTONI KULESZA
podoficer pułku ułanów nadwiślańskich
* lansjerzy polscy
» 243 «
przy bliższej jednak znajomości stosunki zawiązywały się coraz ściślejsze, naj
więcej zaś przez kobiety, które w Hiszpanii mniej niż gdziekolwiek bądź
do spraw publicznych mieszać się zwykły, wyjątek tu stanowią niektóre
panie w stolicy lub damy należące do rodzin przewodnictwo w kraju mają
cych.
Z jeńcami lub rannymi nawet, którzy po klasztorach i lazaretach zostawać
musieli, Hiszpanie obchodzili się nieraz po tyrańsku, mordując i zabijając bez
skrupułu; marudera lub zbłąkanego, jeśli się im w ręce dostał, tenże sam los
oczekiwał. Polacy jednak po pewnym czasie, gdy ich lepiej poznano, czasem
w takich wypadkach wychodzili cało i zdrowo, bo nienawiść zwracała się
głównie do Francuzów, a gdy przedłużyło się już zajęcie kraju i załogi nasze
stały w jednych miejscach po kilka miesięcy i dłużej, wyrobiła się między na
mi i mieszkańcami zażyłość nawet i najlepsza zgoda.
Gdyby opisywać przyszło najosobliwsze nieraz losy rodaków naszych, któ
rzy w owych czasach tułali się po całym świecie, po wszystkich lądach i mo
rzach, ileż by przygód podobnych naliczyć można. W Hiszpanii wielu star
szych oficerów, zostawszy komendantami miejsc obronnych, po kilku latach
pobytu zagospodarowało się jakby we własnym kraju, pożenili się i z całymi
rodzinami później wracali do Polski. Począwszy od kapitana Michałowskiego
z Saragossy albo Sulikowskiego, oficera od piechoty, tamże zamieszkałego,
który dymisją wziąwszy, ożenił się z córką alkada i doskonałe własne wino
tłoczył; można by takich całą litanią wyliczyć. Za walecznym nawet księciem
Sulkowskim, kiedy go w 1810 roku, po krótkim gubernatorstwie miasta Mala
gi, odwołano, mówiono, że pojechała także jedna zakochana Hiszpanka, a jak
inni dowodzili — Afrykanka, która miała być bardzo piękną, tym się zaś
szczególnie odznaczała, że nosiła jeden kolczyk z ogromnej perły czarnej
u nosa. Dostała się ona później do Warszawy, gdzie sklep jakiś utrzymywała.
Romansów i małżeństw naszych oficerów obrachować by trudno, nie mogę tu
jednak pominąć wspomnienia o jednym człowieku nieznanym prawie, zapo
mnianym, który w czasie pobytu swego w Hiszpanii zawarł związek małżeń
ski tak osobliwy i świetny, że powinien był być wiadomym nie tylko w Pol
sce, ale w świecie całym; i gdyby rzecz nie była ściśle prawdziwą, z trudno
ścią uwierzyć by w nią przyszło.
W nieskończonych marszach, prawdziwej włóczędze naszej po Hiszpanii,
osładzanych jedynie cudowną częstokroć pięknością i klimatem tego kraju,
stanęliśmy pierwszych dni stycznia 1810 roku w miasteczku Alcaniz w Ara-
gonii. Leży ono nad rzeką Guadalupe, wpadającą do Ebro, w położeniu pięk
nym i malowniczym, skupione u stóp wysokiego wzgórza, na którym wznosi
się cytadela, czyli zamek obronny, zdając się tulić pod jego opiekę; nie była
ona jednak dość silną, od dawna bowiem stała tu załoga wojsk francuskich
z częścią polskich legionów. Tych jeden batalion stał w cytadeli samej, której
Francuzi dla niewygody zająć nie chcieli, gdyż w zamku całym ani drzwi, ani
okien prawie nigdzie nie było, a wiatr na górze dął wiecznie tak przeraźliwy,
wyjąć po izbach, zaułkach i korytarzach, że ani się gdzie przytulić, ani ognia
rozpalić nie było podobna.
My z naszym szwadronem stanęliśmy w miasteczku, dowiedziawszy się
jednak o braciach naszych znajdujących się w twierdzy, kto mógł, pospie
szyliśmy ich odwiedzić. Obcy, w dalekim a nieznanym kraju, pomiędzy obcym
wojskiem rozrzuceni, biegliśmy jedni do drugich, choć nieznani, i witaliśmy'
się po raz pierwszy, a często i ostatni, jak rodzeni bracia, którzy się od dawna
nic widzieli. Listy do kogokolwiek bądź przychodzące z kraju przynosiły nie-
» 244 «
raz wiadomości dla każdego ciekawe, rozmowa sama i wspomnienia stron
rodzinnych nieopisaną były dla nas rozkoszą. W kilku zaciszniejszych izbach
na dole mieszkał tu właśnie szef batalionu Legii Nadwiślańskiej, kapitan
Chłusowicz, do którego pociągnął mnie wspólny nasz znajomy, adiutant ma
jor Gosławski, wkrótce też i kilku innych kolegów naszych nadeszło; towa
rzystwo zebrało się dość liczne i gospodarz przyjął nas z uprzejmością wielką;
że był wszelako sam smutny, znękany i milczący, chociaż więc mile nam wie
czór na rozmowie i wspomnieniach upłynął, nie mogliśmy się bawić wesoło.
Słyszałem w dalszych izbach kwilenie dziecięcia, stara jakaś piastunka poka
zała się kilka razy, kobiet jednak żadnych nie widzieliśmy więcej, i później
dopiero dowiedziałem się bliższych nieco szczegółów o kapitanie Chłusowiczu.
Kiedyśmy go naówczas odwiedzili, właśnie przed kilku miesiącami stracił był
żonę, która go po roku małżeńskiego pożycia odumarła, zostawiając małą
dziecinę.----
Opowiedział mi kolega, że Chłusowicz przed rokiem stojąc w Tudeli, około
Valladolid, poznał się z jednym staruszkiem Hiszpanem, który był w prostej
linii ostatnim potomkiem Krzysztofa Kolumba; wnuczka owego staruszka,
młodziuchna, bogata i piękna panienka, tak się szalenie a prawdziwie po
hiszpańsku w kapitanie rozmiłowała, że dziadek, bojąc się o jej zdrowie
i życie, sam go do małżeństwa ośmielił, które też doprowadziwszy do skutku,
zmarł wkrótce. Został po nim ruchomy i nieruchomy majątek dość znaczny,
który spadał na żonę Chłusowicza; ale najpiękniejszą spuścizną, rzec można,
klejnotem nieocenionym, przechowanym w rodzinie, najgłówniejszą po wie
kopomnym podróżniku pamiątką, był to na złotym grubym łańcuchu takiż
duży medal z wizerunkiem królewskiej pary Ferdynanda i Izabeli, wybity
w roku 1494, i ze stosownymi napisami za odkrycie Ameryki, dany Kolumbowi
przy sławnym a wspaniałym wjeździe jego do Barcelony po powrocie z po
dróży. W późniejszym czasie Chłusowicz, podzielając losy polskich legionów,
odwołany został z Hiszpanii na początku 1812 raku; sprzedał więc dom, który
posiadał w Valladolid po żonie, a była to również po Kolumbie spuścizna, tam
on bowiem mieszkał i życie zakończył; dom ten jednak dostał się w dobre ręce,
kupił go bowiem niejaki Veragoa, który lubo z bocznej linii, także był sławne
go podróżnika potomkiem.
Po odbytej kampanii 1812 roku, gdy Chłusowicz, korzystając z amnestii, wró
cił do kraju, kazano mu osiedlić się w stronach, skąd pochodził; w Petersburgu
więc, nie wiadomo z jakich powodów, zostawiwszy małą córeczkę swoją-Do
lores u księżnej Naryszkin na wychowanie, powrócił w Grodzieńskie i za
mieszkał u dalekiego krewnego swego, marszałka Wrońskiego, w powiecie Sło
nimskim, gdzie też do końca życia zostawał. Zjeżdżano się tam z ciekawością
oglądać ów sławny medal oraz wiele innych cennych pamiątek i przedmiotów,
nie wiadomo jednak, co się z tym wszystkim po śmierci Chłusowicza stało
i jaki był los jego córki.
Tak, dziwną wypadków koleją, jedna z najsławniejszych w świecie pamią
tek, za którą by dziś Anglik albo Amerykanin jaki góry złota położył, dosta
ła się do nas w uprzywilejowaną krainę zatraty wszelkich zabytków prze
szłości, i nie można zaręczyć, czy jej dla popadzianek na pierścionki nie prze
robił jaki żydek Słonimski n.
Po pierwszej bytności naszej w Alcaniz dwa razy jeszcze później, prze
chodząc przez tę okolicę---- odwiedzaliśmy------ Chłusowicza, który nam ów
medal pokazywał. Ostatni raz w Hiszpanii spotkałem się z nim w czasie
bitwy pod Posuel dnia 24 października 1811 roku i przy wzięciu Murviedro,
» 245 «
gdzie generał Blake, straciwszy 1500 ludzi, na głowę porażony został, a jedy
nie legie nasze i ułani los całej bitwy rozstrzygnęli, o czym u historyków
francuskich nie ma nawet wspomnienia. Tam wybawił mnie od niechybnej
śmierci, kiedym był ranny i konia pode mną ubito, podkomorzyc wraz z Jó
zefem Stadnickim, sławnym siłaczem naszym, który nieraz na patrol wy
słany, sam jeden jak na żart po dwie placówki hiszpańskie za kołnierz do
obozu przyprowadzał, a miał sobie za szczególny obowiązek biec zawsze na
obronę oficerów, jeśli który z nich był w czasie bitwy zagrożonym.
W wojskach naszych w Hiszpanii było natenczas niemało takich siłaczy;
Załuski jednym uderzeniem pięścią każdego jeźdźca z konia zwalił; Kłoczew-
ski, szeregowiec z Legii Nadwiślańskiej, przy budowie jakiejś będąc, kiedy
siedział na belce i linę na dół zrzucił, uczepiło się do niej jedenastu mamelu-
ków i wyrwać mu jej nie zdołali, kazał im się przeto mocno owej liny trzy
mać i wszystkich razem wciągnął do góry. Takim był i sławny Zielonka, wach
mistrz trzeciego szwadronu w pułku Krasińskiego; nie mniejszej też siły zna
jomy mój Wasilewski, który wziąwszy dymisją z pułku elizabetgrodzkich hu
zarów, wkrótce po spotkaniu się ze mną wszedł do Księstwa Warszawskiego
i ujrzałem go już w Hiszpanii kapitanem 3 pułku woltyżerów 12. Nasz Łukasz
Żebrowski zadziwiał wszystkich zimną krwią i niezachwianym w najwięk
szych niebezpieczeństwach spokojem. Kiedy nam, w zabezpieczeniu armat sto
jącym, pod gradem kul co chwila przerzedzały się szeregi, Łukaszek palił
swoją krótką fajeczkę, a gdy mu raz kula nad samą czaszką na wylot kaszkiet
przedziurawiła, puszczając kłąb dymu, rzekł ze swym zwykłym dobrodusz
nym uśmiechem:
— A, to Bóg zapłać! słońce okrutnie pali pod kaszkietem, teraz przynaj
mniej wiatr trochę przedmucha.----
Całe półczwarta roku * tej kampanii naszej było jednym nieustannym pa
smem bitew, marszów, kontrmarszów i utarczek drobniejszych, których ani
zliczyć, ani spamiętać żaden by z nas nie potrafił, a pułk nasz, o którym bez
przechwałki, ale z prawdziwą chlubą powiedzieć można, że z waleczności sły
nął, boć go sami Hiszpanie „los iniernos” ** przezwali, rozrywany był przez
generałów naszych. Z pułkownikiem Klickim po bitwie pod Tudelą część jego
poszła pod Saragossę, reszta w 4 korpusie generała Sebastianiego walczyła
z Anglikami, Hiszpanami i Portugalczykami w armii „południowej”. Biliśmy
się razem lub rozdzieleni pod generałami: Lefebvre, Soult, Lasalle, Mortier,
Merle, Perreimond i innymi; brał nas, kto mógł, gdyż przed lancami ułańskimi
nieprzyjaciel nie ostał się nigdy. Był to pułk prawdziwie nieprzeparty i sza
lony w ataku, błądził tym chyba, że się najczęściej zapędzał zuchwale i przez
to jedno ginęło zbyt wielu bez żadnej dla sprawy korzyści. Nie mówiąc już
o drobnych utarczkach tego pułku ułanów naszych, dość wspomnieć wawrzy
ny, które zbierał w bitwach pod Talavera, Almonacid, Ocańa, Rio Almanzor,
Lorca, Olivenza, Badajoz oraz w sławnej bitwie pod Albuera, gdzieśmy An
glikom dwieście najpiękniejszych koni zabrali i jak wszędzie, tak i tu, głów
nie na naszą stronę przechyliliśmy szalę zwycięstwa, o czym najlepiej raporta
samych Anglików przekonać mogą. Wszystkie te bowiem czyny waleczne za
ledwie przez francuskich historyków wspomniane zostały i zapadły w ciem
ną przepaść zapomnienia. Cóż powiedzieć o bezstronności takiego dziejopisa
rza jak Thiers, który przemilczał o wzięciu niedostępnego wąwozu Somosierra
PRZYPISY
1 Tadeusz Kościuszko nie brał prak 1808). Ze zdobytych przez nich dział ka
tycznie udziału w życiu polskiej kolonii pitan Adam Hupet utworzył polską
w Paryżu i unikał spotkań z Polakami kompanię artylerii konnej. Ułani ucze
przybywającymi z Księstwa Warszaw stniczyli później w pierwszym oblęże
skiego. niu Saragossy, a w połowie sierpnia
2 Ponieważ pułk pozostawał w służbie wycofani zostali w górę rzeki Ebro.
Francji, dokumenty — a więc także 6 Oddziały hiszpańskie zagrodziły tu
książeczki wojskowe — wystawiono w drogę korpusowi marszałka Lefebwe,
języku francuskim. który przez most Puente de Almaraz
3 Chodzi tu o bitwę pod Strugą, sto chciał przeprawić się na lewy brzeg
czoną w maju 1807 r. Krzyże Legii Ho Tagu. Most broniony był przez cztery
norowej otrzymali w Bajonnie m. in.: bataliony doborowych pułków Ir landa i
major pułku Stanisław Klicki, szef Mallorca oraz cztery armaty. Piechota
szwadronu Telesfor Kostanecki, kapita Księstwa Warszawskiego zdobyła Puen
nowie: Kazimierz Tański, Fortunat tę de Almaraz 25 XII 1808. W walce
Skarżyński i Kajetan Stokowski. Dekre uczestniczyli też ułani nadwiślańscy.
tem z 29 V 1808 podpisanym w Bajonnie Bezpośrednio przed atakiem Hiszpanie
Napoleon zatwierdził na stanowiska starali się wysadzić w powietrze most,
podporuczników, poruczników, kapita ale ładunek prochu okazał się zbyt sła
nów i szefów szwadronu 46 oficerów by i eksplozja spowodowała tylko dwie
pułku ułanów nadwiślańskich. (Archi głębokie wyrwy.
wum Wojenne w Vincennes. Xc 184. 7 Oto jak opisuje swe przygody sam
Dossier du 7-eme regiment des lanciers podporucznik Stawiarski w liście do
polonais). ministra wojny, Clarke’a, datowanym 3
4 Podstęp polegał na tym, że dwie VII 1813 z Paryża: „Wylądowałem w
grupy żołnierzy francuskich stacjonują Morlaix [w Bretanii] 13 czerwca [1813]
cych w mieście zaczęły obrzucać się ze wracając z więzień w Anglii, gdzie po
śmiechem kulami śnieżnymi u wejścia zostawałem przez cztery lata. Wzlęty
do fortyfikacji, a gdy straż zeszła z po byłem w niewolę pod Jevenes w Hisz
sterunków, by przyglądać się zabawie, panii, gdzie opuszczony na polu bitwy
rozbrojono ją i wdarto się do środka. nie mogłem pospieszyć za tą częścią
Żołnierze cesarscy pozostali w Pamplo- pułku, która przebiła się przez liczną
nie aż do 1813. kawalerię nieprzyjacielską, nas otacza
5 Wojciechowski opisuje tu wyprawę jącą.
gen. Lefebvre-Desnouettes’a, który w Wegetując marnie przez cztery lata,
początkach czerwca 1808 r. wyruszył z tak na wyspie Cabrera, jak też na pon
Pamplony doliną rzeki Ebro, by opano tonach w Anglii, wycierpiawszy wszel
wać stolicę Aragonii — Saragossę. W kie możliwe do wyobrażenia niedostatki,
wyprawie tej (5150 ludzi) obok 1 pułku które nadwątliły me zdrowie, mimo to
Legii uczestniczyło 600 ułanów nadwi pełen pragnienia, by dać nowe dowody
ślańskich, którzy walnie przyczynili się mego poświęcenia w służbie Jego Ce
do rozbicia oddziałów hiszpańskich gen. sarskiej Mości, upraszam Waszą Eksce
Lazana (a nie Palafoxa, jak pisze au lencję, aby szybko raczyła mi dać
tor) pod Tudelą i Mallen (8 i 13 VI przydział, tak abym mógł walczyć z
♦ Alhaurin el Grandę
♦* błąd wydawcy, idzie o 80 dragonów
» 258 «
ciel utracił 20 zabitych i rannych, a około 40 zabranych w niewolę; reszta
oddziału angielsko-hiszpańskiego w największym nieładzie pierzchła.
Po tej niespodziewanej walce szef Bronisz zajął Mijas, żołnierzom kazał od
począć i posilić się żywnością.
Dnia 15 października równo ze dniem nieprzyjaciel rozpoczął ogień, tak
z baterii nocą usypanej, jako też i z eskadry, który krzyżując się w zamku,
ranił mi wielu ludzi, i w niektórych miejscach mur stary zaczął się rozwalać,,
a nawet obalenie się jednego bastionu zabiło mi od razu dziewięciu ludzi
z załogi. Szczególniej zaś byłem w obawie o mój skład prochu, który umiesz
czonym był w jednym pustym pokoju, bez okien, bez drzwi, i tylko mokrymi,
skórami okryty.
Utrzymywałem odwagę garnizonu nadzieją prędkiej odsieczy, której sam
nie bardzo spodziewać się mogłem. Jakoż ogień nasz był ciągłym i szybkim
i nieraz widzieliśmy, że był skutecznym.
Nieprzyjaciel mniemając, że po przekonaniu nas o swoich siłach a, przeciw
nie, krytycznym położeniu zamku, którego słabe mury za każdym strzałem
rozsypywały się, łatwiejszymi będziemy jako w dniu poprzednim, wysłał
powtórnie parlamentarza, lecz postanowiwszy bronić się do ostatniego, nie do
zwoliłem na zbliżenie się tegoż, nie chcąc przez wydanie się z nim w rozmowę
nadwątlić odwagi moich żołnierzy.
Nieprzyjęciem powtórnym parlamentarza rozgniewany dowTódca nieprzyja
cielski podwoił swoje usiłowania; wstrzymany na chwilę ogień z baterii, na
nowo jeszcze gwałtowniej rozpoczęto. Mur nadwątlony znacznym zagrażał wy
łomem. Garnizon mój, utrudzony obroną ciągłą bez spoczynku i pożyw7ienia>
zaczął słabnąć w okazywanym dotąd zapale.
Porucznik Chełmicki zapewmił mnie wpraw7dzie, iż dwukrotnie uwiadomił
szefa Bronisza o moim krytycznym położeniu, gdy jednakże na żadne nie
otrzymał był odpowuedzi, nie można było z pewnością oczekiwać pomocy.
Tymczasem szef Bronisz po wypędzeniu nieprzyjaciela z Mijas miał wpraw
dzie chęć pośpieszenia nam na pomoc, lecz nie otrzymawszy na to wyższych
rozkazów, a obawiając się na własną odpowiedzialność z tak szczupłymi silami
iść przeciwko nieprzyjacielowi tylokrotnie silniejszemu, zaciągnął rady
swych podkomendnych, wystawiając im z jednej strony potrzebę prędkiej po
mocy, a z drugiej niepewność dokonania tego, mając przed sobą tak prze
wyższającego nieprzyjaciela. Niełatwo było w tym trudnym położeniu zdecy
dować się, w7szelako przemogła nad innymi względami chęć dania pomocy
współrodakom i jednozgodnie postanowiono bez straty czasu nieść nam
pomoc.
Jakoż o godzinie drugiej z południa wyruszył szef Bronisz ze swym oddzia
łem, składającym się z 200 łudzi oiechoty polskiej i 80 dragonów francuskich
z pułku 21, drogą ku Fuengiroli. Gdy zaś ta droga, trudna dla piechoty, była
trudniejszą jeszcze dla jazdy, przeto piechota udała się przez skaliste pozycje
drogą krótszą, a jazda posłana została drogą na lew7o ponad morze prowa
dzącą.
Nieprzyjaciel przez cały ten czas nie przestawał ogniem z dział łamać osła
bionych murów, i małą już tylko mieliśmy nadzieję możności dłuższego utrzy
mania się.
Ani sternik ze skołatanego burzą okrętu i zagrożony bliskim rozbiciem nie
upatruje z większym natężeniem lądu, gdzie by mógł znaleźć ocalenie, jak ja
z wysokości murów, śród gradu kul przebiegałem okiem znane mi okolice
w nadziei odkrycia zbliżającej się jakiej pomocy. Na koniec przecież i dla nas
» 259 «
zabłysnęła nadzieja, dostrzegliśmy pokazujący się z wolna od strony Malagi
mały oddział kawalerii: była to przednia straż złożona z 1 sierżanta i 10 ludzi
z pułku 21 dragonów francuskich.
Przedsięwziąłem zatem korzystać jak najśpieszniej z wrażenia, jakie na nie
przyjacielu mógł sprawić widok przybywającej nam odsieczy, i wysłałem
w tym celu 90 ludzi z mojej załogi na ochotnika wybranych, pod dowództwem
porucznika Chełmickiego, z rozkazem uderzenia z bagnetem na baterię nie
przyjacielską, która nam najbliżej dokuczała, sam wyszedłem mu w aseku
racji w 40 ludzi, resztę zaś garnizonu przygotowałem do dania nam pomocy
i do zabezpieczenia odwrotu do zamku.
Uderzenie mego oddziału pod dowództwem Chełmickiego przy pomocy
przedniej straży dragonów, która się z nim połączyła, miało najlepszy skutek,
gdyż bez wystrzału wpadł na nieprzyjacielską baterię z bagnetem w ręku i mi
mo oporu batalionu nieprzyjacielskiego, który jej bronił, opanował znajdują
ce się w niej działa, ubiwszy wielu Anglików i zabrawszy z nich 40 w nie
wolą, a między tymi jednego oficera, który był adiutantem, reszta batalionu
w ucieczce szukała ocalenia.
Odważny Chełmicki, goniąc pierzchającego nieprzyjaciela, gdy się zanadto
od swoich oddalił, został raniony i schwytany, lecz w chwili gdy prowadzonego
już jako jeńca z szlif obdzierano, żołnierze z jego oddziału, idąc za własnym
popędem, doganiają nieprzyjaciela uprowadzającego ich dowódcę, odbijają go
i kilkunastu Anglików częścią trupem kładą, częścią w niewolą pojmują.
Jenerał nieprzyjacielski, będący na pozycji znacznie odległej za baterią,
właśnie wtenczas był przy śniadaniu, a reszta wojska jego zajęta była odbie
raniem żywności. Jak tylko dostrzegł uciekający swój batalion i baterią opa
nowaną przez szczupły oddział naszych, zbiera całą swoją siłę, do 4000 ludzi
wynoszącą, i uderza na mój oddział w celu odebrania baterii straconej. Jakoż
udało mu się zmusić Polaków do odwrotu, lecz drogo go kosztowała ta korzyść,
gdyż będąc panami dział jego, przez pół godziny prawie żołnierze nasi obró
cili do niego armaty z baterii i dobrze kierowanym ogniem znacznie uszkodzi
li ścieśnione jego kolumny. Pod jenerałem ubito wtenczas konia, a w cofaniu
się zapalono zapasy amunicji, której nie można było dla braku wozów upro
wadzić. Przez eksplozję z nieostrożności sprawioną trzech moich ludzi zostało
mocno skaleczonych.
Niedługo atoli nieprzyjaciel cieszył się tą chwilową korzyścią z odzyskania
baterii, gdyż wzmocniwszy mój oddział częścią pozostałej w zamku załogi, ka
załem uderzyć na prawe skrzydło nieprzyjaciela w tej samej chwili, kiedy szef
Bronisz, przybywszy ze swą komendą, natarł na lewe skrzydło i z tyłu mu
razem zagroził, nie zostawiając mu bynajmniej czasu do rozwinięcia się
i uszykowania. Baterię artylerii nieprzyjacielską na nowo zdobył, a podpo
rucznik Lalewicz z komendy szefa Bronisza, znając artylerią, umiał z dział
opuszczonych korzystać, zręcznie i skutecznie przyczynił się do jego zmiesza
nia. Część nieprzyjacielskiego wojska odcięta dostała się w niewolą wraz z je
nerałem Blayney, naczelnie dowodzącym, i kilkunastu oficerami; również
zabraliśmy i znaczny zapas pozostałej amunicji. Pole bitwy okryte było ran
nymi i zabitymi Anglikami, reszta w największym nieładzie ucieczką się ra
towała.
Wkrótce potem przyprowadzono jeńców pod mury zamku, gdzie byłem
dla wydania rozkazów względem rannych, tak moich, jako też nieprzyjaciel
skich.
Jenerał, zbliżając się do mnie wraz z innymi zabranymi oficerami angielski-
» 260 «.
mi, zdjął kapelusz, tak jak i inni oficerowie, i rzekł do mnie po francusku te
słowa: „jestem jeńcem w. pana”, na to ja salutując pałaszem, który miałem
w ręku, zapytałem go się tonem łagodnym i z delikatnością, jaki był jego
stopień? A gdy mi powiedział, że był jenerałem i dowódcą tej całej wyprawy,
pytałem się go dalej, dlaczego powtarzał swe wezwanie mnie do poddania,
kiedy nieprzyjęcie pierwszego parlamentarza powinno go było przekonać, że
nie byłem w myśli wchodzenia w jakiekolwiek bądź układy. Odpowiedział mi
na to, że widząc jak szczupłą miałem siłę, a mając blisko 50 przeciw jed
nemu, był pewnym, że nie będę się nadaremnie tak nrzewyższającej sile opie
rał.
Rozmowę dalszą przerwał nam jeden z moich żołnierzy, mocno w głowę
raniony, a zbliżywszy się do mnie, oddał mi pałasz jenerała, którym go przy
pojmaniu kilka razy ciął w głowę. Widok tego żołnierza zmieszał jenerała, co
spostrzegłszy, prosiłem go, aby wraz z swymi oficerami udał się do mojej
kwatery. Przechodząc przez plac zamkowy, widział jenerał zabitych wielu
moich ludzi i rannych 3 oraz rozwalone już w wielu miejscach mury i dziwił
się wytrwałości mojej w obronie zamku. Na co odpowiedziałem, że według
mego przekonania, każdy na moim miejscu postawiony toż samo byłby uczynił.
W mojej kwaterze zastaliśmy oficera zabranego w pierwszym uderzeniu na
baterią. Oficer ten mienił się adiutantem jenerała, przywitał się z nim
i wzajemnie był powitany w języku angielskim.
W przekonaniu, że jenerał fizycznie i moralnie utrudzony potrzebować mógł
co orzeźwiającego, a razem przez gościnność samą, zapytałem się go, czyliby się
czego nie napił, dodając razem, że wybór nie był trudnym, gdyż w magazynie
moim nie miałem jak tylko wino secco malaga i wódkę hiszpańską. Zasta
nowiwszy się nieco, odpowiedział, że przekładał wódkę nad wino. Wtenczas
prosiłem adiutanta jego, ażeby poszedł do obok będącego mego magazynu,
od którego dałem mu klucze, z dwoma innymi żołnierzami i raczył kazać przy
nieść nam wódki; użyłem go zaś do tego z powodu, że najłatwiej mogłem się
z nim rozmówić, gdyż mówił dobrze po niemiecku, a razem i z obawy, abym
przez posłanie samych mych ludzi nie dał okazji do jakiego nieporządku, gdyż
dziedziniec pełen był jeńców angielskich, którzy z łatwością mogli byli wpaść
do mego magazynu, a ja miałem podówczas w zamku tylko 40 ludzi pod
bronią, i to na murach stojących.
Po przyniesieniu wódki wziąłem szklankę, nalałem i wypiłem zdrowie je
nerała, a nalewając dla niego, gdy była w połowie nalaną, jenerał zawołał,
że dosyć i prosił, aby mu dopełnić wodą. Odpowiedziałem, że wody w zamku
nie było, gdyż istotnie miejsce, z którego wodę brała osada, było zaraz z po
czątku oblężenia zajęte przez nieprzyjaciela, i dodałem, że przez to żądanie
czyni zniewagę swemu narodowi; a na zapytanie jego w jakim sposobie —
rzekłem, iż Anglicy i Polacy są dwa narody w Europie słynące z tego, że
jeśli się dobrze biją, to także i nieźle piją. Wtenczas jenerał rzekł:
— A więc proszę mi dać.
I wychylił za moje zdrowie, co także zrobili i inni oficerowie. Nie było
tu bynajmniej zamiarem moim upoić jenerała, lecz widząc zmartwionego,
chciałem rozweselić.
» 261 «
PRZYPISY
1 W kwietniu 1808 r. prezes Rady Mi 2 Zdaniem Mariana Kujawskiego
nistrów Księstwa Warszawskiego Sta (szkic Fuengirola [w:] Z bojów polskich
nisław Potocki zawarł z Napoleonem w wojnach napoleońskich, Londyn 1967)
układ w Bajonnie, na którego mocy siły angielskie składały się z 89 pułku
Francja brała na swój żołd trzy pol piechoty pod dowództwem mjr. Granta,
skie pułki piechoty, kompanię artylerii oddziału cudzoziemskich dezerterów
i kompanię saperów. Aby uspokoić oba (w tym grupa Polaków), oddziału arty
wy Polaków, pamiętających tragedię lerii oraz hiszpańskiego pułku Toledo,
San Domingo, cesarz zobowiązał się, że wspartego partyzantami. Łącznie w
pułki te nie zostaną użyte poza Europą. walce miało uczestniczyć 72 oficerów i
W ostatnich dniach lipca 1808 r. mar 2501 żołnierzy. Siły morskie składały
szałek Davout, sprawujący wówczas się z okrętu liniowego „Rodney”, fregat
dowództwo nad wojskami stacjonują „Circe”, „Top a z” i „Sparrowhawk”, pię
cymi w Księstwie, wybrał najlepsze ciu kanonierek, kilku brygów i statków
pułki z trzech dywizji (4, 7 i 9) oraz transportowych.
kompanie artylerii z 2 dywizji. Pułki Raport generała Sebastianiego z 17 X
te — w sile 6818 ludzi — opuściły War 1810, przesłany z Malagi do marszałka
szawę w następnym miesiącu, a w grud Soulta (Archiwum Wojenne w Vin-
niu dotarły już do Madrytu. Tzw. dy cennes. Seria C 8 2—100. Guerre d’Es-
wizja Księstwa Warszawskiego dowo pagne. Teczka z 17 X 1810), poda je. że
dzona była początkowo przez gen. Va- ekspedycja składała się z angielskich
lence i wchodziła w skład 4 korpusu pułków 82 i 89, z hiszpańskiego pułku
marszałka Lefebvre. Później poszczegól Toledo, przywiezionego z Ceuty, oraz
ne pułki, a nawet bataliony, były przy oddziałów powstańczych z miasteczka
dzielane do różnych korpusów i dywizji Marbella i pobliskich gór Ronda.
bądź też wykonywały samodzielne zada 3 Wg Mariana Kujawskiego, który
nia w okolicach Madrytu, Toledo i w wykorzystał przede wszystkim archiwa
południowej Hiszpanii. Dywizja wsła lia brytyjskie, straty polskie w dwu
wiła się wielu pięknymi akcjami, m. in. dniowej walce (łącznie z potyczką Bro
w bitwach pod Ocańą i Almonacid. nisza w Mijas) wynosiły ok. 20 zabitych
4 pułk piechoty sformow
*any był w i 100 rannych. Straty angielskie sięgały
zasadzie z rekrutów departamentów 40 zabitych i 70 rannych oraz 12 ofice
warszawskiego i płockiego. Po kampanii rów i 177 szeregowych wziętych do nie
galicyjskiej włączono doń dużą grupę woli. Polacy zdobyli też 5 dział. 300 ka
rekrutów z departamentu lubelskiego rabinów oraz 60 tys. sztuk różnej amu
■oraz kilkuset Polaków z Galicji, którzy nicji.
uciekli ze służby austriackiej bądź zo Raport Sebastianiego podaj e nato
stali wzięci do niewoli w 1809 r. W miast, że 4 pułk piechoty miał 7 zabi
pułku służyło też kilkudziesięciu Cze tych i 14 rannych. Raport szefa sztabu
chów, Węgrów, Ślązaków i Niemców, 4 korpusu, gen. Bouille, z 17 X 1810
wziętych do niewoli w walkach z zawiera informację, że zginęło 50 An
Austriakami w 1809 r. Pułkiem dowo glików i Hiszpanów, 7 oficerów angiel
dzili: początkowo Feliks Potocki (wziął skich i 171 podoficerów i żołnierzy do
dymisję latem 1809 r.), a następnie Ma stało się do niewoli. Do raportu dołą
ciej Wierzbiński, Tadeusz Woliński i Cy czona jest lista imienna jeńców ofi
prian Zdzitowiecki. cerów.
18
W NIEWOLI U HISZPANÓW I ANGLIKÓW
STANISŁAW BREKIER
podporucznik 9 pułku piechoty
* zbiórkę
** Dalej, Polacy, dzielni towarzysze,
ratujcie się, chodźcie do nas!
» 268 «
mający 8 armat i 60 ludzi załogi, również dał silnego ognia ze wszystkich dział
do Francuzów. Ta kanonada trwała tak pewno dobrą godzinę. Korsarz postra
dał wschodni maszt, który przestrzelony został do większej połowy; gdy zmrok
zapadać zaczął, dopiero rozwinął żagle i popłynął na głębokie morze. Francuzi
sypnęli jeszcze parę kul za nim, my zaś płynęliśmy w swojej łódce, trzymając
się boku korsarza, i z każdą chwilą coraz więcej traciliśmy z oczu swych
kolegów Francuzów. Wkrótce ustały głosy i już nic nie było słychać, gdyż
noc swym odwiecznym prawem wszystko uciszyła, kładąc koniec wszystkie
mu, i nigdy już więcej ujrzeć nie mieliśmy naszych towarzyszy broni. Gdyby
nasi o pół godziny wcześniej przybyli, z pewnością bylibyśmy oswobodzeni
lub też przez Hiszpanów zamordowani, gdyż losu tego niejeden już oddział
doznał, kiedy go naród ten w swe ręce dostał i do niewoli zabrał.----
Dnia 30 sierpnia nad wieczorem przypłynęliśmy do portu Alicante, gdzie
przy brzegu zostaliśmy zaraz przyjęci przez mieszkańców, rozmaitego rodzaju
ludzi, obelgami, wygrażaniami i najokropniejszymi przekleństwami. Straż
przyjęła nas pod swoją opiekę, broniąc nas i rozpędzając publiczność, albo
wiem tu musieliśmy przechodzić przez sam środek miasta, na końcu którego
w oddaleniu znajdował się trzechpiętrowy szpital, w którym pozostali chorzy,
i który zarazem miał służyć dla nas za koszary; tu więc oddano nas oficerowi
pełniącemu służbę w szpitalu. W tym miejscu zastaliśmy do 60 oficerów na
szych, wojennych jeńców, pomiędzy którymi byli Polacy, Włosi, Francuzi, Nea-
politańczycy, Szwajcarzy, Sasi, Holendrzy, Badeńczycy itd., którzy tu już od
dawna jako jeńcy wojenni osadzeni zostali. Nie potrzeba było długiego czasu
do zaznajomienia się z nimi; opowiadali nam zaraz, gdzie i w jaki sposób zo
stali wzięci. My również opowiadaliśmy im o naszych przygodach, opisywa
liśmy całą naszą niedolę i wszystkie okoliczności, które nam przygotowały ten
smutny stan naszego losu. Na widok naszych ziomków, których w tymże szpi
talu napotkaliśmy, oraz kolegów i ludzi z lepszym wychowaniem, radość za
witała do naszego serca, żeśmy się znajdowali w większym kółku naszych
braci i mogli sobie czas lepiej uprzyjemnić.
Biedni nasi żołnierze, którzy w łodziach za nami podążali, osadzeni zostali
tu w ciemnym więzieniu wraz z żołnierzami, jacy już od pewnego czasu
cierpieli ciężką swoją niedolę, a przez głód zmuszono ich przyjąć służbę
w legionach angielskich, które naówczas formowali Anglicy. Adiutantem pla
cu był tu polski oficer ułanów Nadwiślańskiej Legii, który wypędzony został
z naszego wojska skutkiem złego prowadzenia się. Ten to nędznik morzył gło
dem. karał naszych biednych żołnierzy, tym sposobem zmuszając ich do wstą
pienia w służbę; nic więc dziwnego, że ci biedni ludzie, będąc w jego mocy,
ulegli takowej. Był to człowiek bez honoru, okryty nikczemnością złych po
stępków; nazwiska tu nie wymieniam, bo nie chcę plamić tegoż familii. Skoro
tylko legia sformowaną została i umundurowaną, wyprawiono ją natychmiast
statkiem do Lizbony i tam na ląd takową wysadzono, gdzie pod dowództwem
Wellingtona bić się musiała pod Salamanca, Ciudad Rodrigo i Victoria 1, lecz
ci następnie do naszych przeszli, co miało także miejsce przy wylądowaniu
Anglików w Vlissingen w Flandrii, gdzie bardzo wielu podobnież zrobiło
i w roku 1814 do Polski nasi popowracali.----
Tymczasem wracam się jeszcze do nas, oficerów, uwięzionych w szpitalu.
Szpital ten zajmował dość duży gmach, o trzech piętrach zbudowany, w któ
rym okna były do połowy zamurowane, drugie zaś od połowy okien były
opatrzone żelaznymi kratami, a tak byliśmy szczelnie zamknięci i obstawieni
naokoło silną strażą. Każdy z nas bez żadnego wyjątku, czy pułkownik, major,
» 269 «
kapitan lub porucznik, otrzymywał dziennie 6 reali, czyli półtora franka, tj.
2 złote polskie, za które to pieniądze musiał utrzymać się zupełnie. Dla każ
dych dwunastu oficerów przeznaczony został jeden tylko żołnierz do usługi,,
który był podobnież jeńcem; tapczan oddzielny wraz z siennikiem służył nam
za łoże, na którym znajdowała się także i wełniana kołdra. Miejsca te za
jęliśmy po słabych wyszłych ze szpitala lub też zmarłych na świerzbę, bo
gdyśmy kołdry trzepali, znaleźliśmy w nich jeszcze kawałki siarki, którą to-
zwykle tę chorobę leczą.----
Dnia 17 stycznia 1812 roku połowa naszych oficerów na okręcie chabeąue *
„Santo Antonio” wytransportowana została, drugą zaś połowę wysłano na
statku zwanym „Capota”. Stąd pożeglowaliśmy pod eskortą okrętu korsarskie
go, na pokładzie którego znajdowało się 8 armat i który wciąż płynął przy
naszym boku.----
Dnia 9 lutego 1812 roku po obiedzie nasz statek zatrzymał się w porcie
Palma **. ----
Przy porcie tym będąc obstawieni silną strażą przez sześć godzin oczekiwa
liśmy z niecierpliwością jakiego skutku, tj. gdzie odesłani będziemy. Nareszcie
przyszedł rozkaz przez generał kapitana wydany, aby nas zawieźli do zamku
Bellver, niedaleko od miasta Palma oddalonego, po Maurach na wysokiej
górze będącym.
Ucieszeni, że się już raz skończy trzydziestoczterodniowa podróż po morzu,
a z nią ponoszone boleści i przykre trudy, nie przewidywaliśmy, że tu biedzie
naszej jeszcze nie koniec i że takowa z każdym dniem coraz więcej wzmagać
się będzie. Nędzna nasza odzież spadała z nas zupełnie, gdyż nie zdejmując jej
wcale, spaliśmy tak w ubraniu zwykle na gołej podłodze, a zatem trudno było
utrzymać ją w naturalnym porządku. Z najwyższej łaski generał kapitana
otrzymaliśmy przeznaczony żołd, od którego odciągano każdemu dziennie
2 reale, tak że od daty tej dostawaliśmy tylko 4 reale dziennie. Wystąpiliśmy
przeto z prośbą do generał kapitana, przedstawiając mu swoje smutne położe
nie, oraz nadmieniliśmy, że oficerowie hiszpańscy będąc jeńcami we Francji
lepiej są płatni, a zatem należałoby i nam powiększyć dzienny żołd, abyśmy
się mogli chociaż jakkolwiek utrzymać. I cóż na to odpowiedziała nam ta hisz
pańska moralność i filozofia? Oto że jako oficerom dobrze wiadomym być po
winno, iż pomiędzy nami znajdują się majorzy i pułkownicy, którzy zarówno
ze swymi podwładnymi są uważani, a oni na rangi jeńców zupełnie nie uważa
ją, że w więzieniu komenderować już nie mogą. Taką więc odpowiedzią musie-
liśmy się kontentować, pobierając dziennie tylko 4 reale, bez względu, że ży
cie tu na wyspie daleko było dr-oższe aniżeli w innej stronie.
Przybywszy do zamku Bellver, zastaliśmy kilku z naszych oficerów jako
jeńców, których przy transportowano tu z Walencji; a podczas naszej bytności
przybyło jeszcze dziewięciu oficerów z Kartageny, liczba przeto naszych
zwiększyła się do 120 osób. Zamek Bellver oddalony jest tylko od miasta
Palma o dobry wystrzał armatni, leży na wysokiej górze maurytańskim stylem
zbudowany z kwadratowych kamieni; okna znajdują się tylko wewnątrz
zamku wpośród okrągłego dziedzińca, który bardzo pięknie wyłożony jest po
pielatymi flizami. W dziedzińcu znajduje się cysterna do łapania wody desz
czowej, która do picia i gotowania jest tu bardzo przydatną. Wodę tę, zanim
* szebeka
** na Majorce
» 270 «
mogła być użytą, trzeba było koniecznie wpierw przegotować, gdyż pływały
w niej małe czerwone robaczki, prócz tego stojąc długo w cysternie, wydzie
lała nader nieprzyjemną woń, a podczas napływu świeżego deszczu rozchodziło
się z niej zgniłe, cuchnące powietrze, które nie pozwalało używać jej w na
turalnym stanie.----
Wyspa Majorka jest największą z Wysp Balearskich, rozległość jej wynosi
63 mil kwadratowych, mieszkańców liczy 150 tysięcy, ziemia w ogóle jest tu
bardzo urodzajną, pomimo wielkich i nieznośnych upałów, w stronie północ
nej jest nieco górzysta, klimat z przyczyny wiatrów od strony morza wieją-
cych jest dosyć przyjemny, noce są zaś tak zimne, że śpiąc trudno było wy
trzymać nawet pod kołdrami zimowymi.
Miasto Palma liczy do czterech tysięcy mieszkańców, tu wznosi się pałac
dawniejszych królów, trzy kastelle, jeden nowy pałac i rezydencja biskupa.
Warownię zamku składają cztery bastiony z tyluż wysokimi wieżami, które
postawione są pod cyrkiel, zaś cały zamek otoczony jest wysokimi murowa
nymi groblami, do którego prowadzi jedno tylko wejście przez wiszący most.
Mając w sąsiedztwie niedaleko wyspę Cabrera, zamierzam przeto i o niej
nieco nadmienić, na której Hiszpanie 6 lub 7 lat główną rolę postępowania
barbarzyńskiego odgrywali, odznaczając się nieludzkością, wystawiając tylu
ludzi na ofiarę swoich niegodziwych zabaw. Okrucieństwa i straszne ich sceny
dały mi powód do skreślenia tak niegodnego postępowania i przekonany je
stem, że wielu z czytelników podzieli słuszne moje zdanie, iż żaden naród
europejski tak srogo nie pastwił się nad jeńcami, jak ci niegodziwi Hiszpa
nie.
Wyspa Cabrera należy do Wysp Balearskich, jest czwartą spomiędzy więk
szych, przedstawiająca płaszczyznę na cztery miłe kwadratowe rozległą.
Nazwa tej wyspy pochodzi od nazwiska pewnego rodzaju kóz, dziko niegdyś
po górach i skałach żyjących; kozy te z powodu zupełnie odmiennego gatunku
nazwane zostały przez Hiszpanów cabrera, od czego wyspa ta otrzymała nazwę
La Isla de Cabrera, co znaczy „wyspa kóz”. Po większej części poprzerzynana
jest górami, skałami i przepaściami, a przeto prawie niezamieszkałą, gdyż
tylko przy małej zatoce ku północnej stronie wznosi się stara wieża bez żad
nej osady; wyspa ta nie posiada także dobrego wylądowania.
Ponieważ na wyspie Majorka nie mogli być wszyscy pomieszczeni z obawy,
aby mieszkańcy Majorki nie zarazili się prawdziwą ich ludzkością — jak Ma-
jorkanie się wyrażali — przeto generał kapitan Wysp Balearskich urządził
depót i wszystkich naszych jeńców, żołnierzy, oficerów i podporuczników, wy
prawił na tę dziką i bezludną pustynię. Jeńcy rozmaitych nacji od początku
wojny byli tu transportowani, na ląd porzuceni i oddani swemu losowi. Liczba
ich raz się powiększała, to znów zmniejszała, gdyż biedacy musieli tu z głodu
umierać lub też w najgorszym razie poddawać się haniebnym werbunkom
Anglików, którzy umyślnie w tym celu okrętem tu dojeżdżali i odwozili na
swoje osady tych nieszczęśliwych. Chociaż werbunki i śmiertelność bardzo
wielu niszczyły, jednakże znaczna jeszcze była ich liczba, od czterech do pięciu
tysięcy ludzi dochodziła, i gdyby nie to, z pewnością wyspa ta byłaby prze
ludnioną tymi nieszczęśliwymi jeńcami. Jakkolwiek ze strony hiszpańskiego
rządu ci biedni mieli żołd przeznaczony, nie otrzymywali żadnego, prócz tylko
nędznego pożywienia składającego się z obrzydliwego stokfiszu, bobu i racji
chleba, a co trzy dni pędzono ich jak bydlęta do wody, aby okropne pragnie
nie zaspokoić na chwilę. Skąd ci biedni ludzie mogli dostać naczyń, aby sobie
co ugotować, gdyż na tej spustoszałej wyspie nawet kupić nic nie można było,
» 271 «
a jeżeli na morzu przez kilka dni panowała burza, to i tej nędznej żywności
wcale im nie dostarczano z wyspy Majorki; przeto ci nieszczęśliwi wystawieni
byli na wielki głód, największą męczarnię i rozpacz. Albowiem głód sprawia
dokuczliwą boleść i zupełne obezwładnienie ciała, po którym następuje nie
długo śmiertelność, nic więc dziwnego, że te biedaki ratując się przed głodową
śmiercią sprzedawali marynarzom, którzy tu przywozili żywność z Majorki,
ostatnie swoje ubranie, jakie mieli na sobie, lub też zamieniali takowe wprost
na żywność, którą marynarze z łaski swojej raczyli im udzielać. Przemądrzali
majtkowie transportowali tu różne wiktuały, wino, tytoń, wódkę i inne pro-
dukta, a to wszystko dla swojego zysku i korzyści. Nieszczęśliwi jeńcy, po
zbywszy się odzieży, chodzili nago! Prawie wszyscy nago! Z ostateczności uga
niali się po skałach i przepaściach za dzikim ptactwem, które zaledwie obsmo-
liwszy na węglu i popiele z wielką chciwością połykali; łapali także po jaski
niach dzikie króliki i zabijając takowe przyrządzali zupełnie surowe potrawy.
A ponieważ bardzo wielu strzelców polowało na te króliki, skutkiem czego
wszystkie wyniszczone zostały. Powstały stąd sprzeczki, następnie wydziera
nia zdobyczy przez mocniejszego słabszemu, a w najciaśniejszych i bezlud
nych stronach tej wyspy głód, ów nieprzyjaciel ciała, doprowadzał nawet do
morderstwa, a nikt się nie zapytał, gdzie się podziewają tu ludzie. W tych
czasach panowała na wyspie Cabrera prawdziwa anarchia, gorsza aniżeli
u dzikich ludzi, a przecież władza hiszpańska dobrze o tym wiedziała, lecz
nie mogąc zapobiec temu, a nie mając innego miejsca, aby tak znaczną liczbę
jeńców pomieścić mogła, stała się zupełnie neutralną, albowiem wtenczas cała
prawie Hiszpania była już w rękach Francuzów, po wtóre byli także egoiści,
którzy patrzyli obojętnym okiem, jak się Francuzi sami zabijali.
Porucznik francuskich dragonów Vial, jeniec, przyjął na siebie czynności
komendanta wyspy Cabrera, on dla wszystkich jeńców przyjmował żywność
i każdemu dostatecznie ją wydzielał. Ten człowiek wiele się poświęcał, aby
nieszczęśliwych swoich współbraci do porządku i subordynacji doprowadzić,
bardzo wiele sobie zadawał trudu i pracy i w najmoralniejszy sposób postępo
wał z nimi, skłaniając ich namową i perswazją, ażeby cierpliwie w religii
i z poddaniem się woli Boga swą smutną niedolę znosili, z męstwem i z całym
charakterem do końca oczekiwali swego przeznaczenia, lecz daremne były
wszystkie jego usiłowania i zabiegi; nareszcie i jemu samemu sprzykrzyły się
te okrucieństwa. Widząc, że jego dobre chęci i zamiary do niczego lepszego
nie doprowadzą, a tylko jemu samemu jeszcze szkodę przynieść mogą, odniósł
się przeto do naszego gubernatora, aby mu pozwolił przenieść się do nas na
Bellver, na co się gubernator zgodził. Boże! Jakże ten nieszczęśliwy jeniec
wyglądał! Nie było na nim widać najmniejszego podobieństwa do oficera; żółty,
wygłodzony, ze zgryzot i kłopotów tak opadł z sił i ciała, iż zaledwie tylko
kości pociągnięte były na wpół obnażoną skórą. Tak samo wyglądał porucznik
Pfister, Szwajcar, który trzy lata przepędził na wyspie Cabrera, na koniec
dostawszy pomieszania zmysłów, przybył do nas; mieliśmy z nim bardzo wiele
trudów, gdyż ciągłe paroksyzma raz zmniejszały się, to znów się powiększały.
Porucznik Vial opuścił swoich towarzyszy jęczących w niewoli pod jarzmem
Hiszpanów na Cabrerze; po jego oddaleniu się dopiero w zupełnym rozmiarze
wybuchło okrucieństwo anarchii na tej wyspie.
Razu jednego ci nieszczęśliwi jeńcy napadli na okręt, który przybył z żyw
nością i o mało co zupełnie go nie zburzyli. Wielka ich liczba popłynęła łódką
do okrętu, mając zamiar gwałtem na niego napaść, majtków pozabijać, i sami
na nim do Francji uciekać. Lecz majtkowie, spostrzegłszy ich z daleka, dali
ognia, niektórzy przeto zostali w wodzie zabici, inni zaś zdołali się uratować
ucieczką na powrót na wyspę.
Drugi zaś oddział, składający się z dwunastu żołnierzy z gwardii mary
narki, wystarał się o sprzęty rzemieślnicze na ten cel służące i w odleglejszej
stronie Cabrery, gdzie nikt nie zwiedzał tej części okolicy, pomiędzy przepaś
ciami i rozpadlinami, blisko pobrzeża zbudowali łódkę z roztrzaskanych części
okrętu, które woda na brzeg powyrzucała oraz z dzikiego bukszpanu, którego
tu mnóstwo w wielkich pniach wyrasta.
Statek ten budowali pół roku, a zrobiwszy z cząstek swych ubiorów żagle
i rozpuściwszy takowe, śmiało puścili się na otwarte morze, a te ich szczęśliwie
do Tarragony zaniosły; tam bardzo dobrze przyjęci zostali przez francuskiego
komendanta i sowicie za swój pomysł wynagrodzeni byli, a czółno ich zostało
wystawione na pamiątkę w rynku na widok publiczny. Krótko mówiąc, jeńcy
rozmaitych się środków i sposobów chwytali, aby tylko jakimkolwiek cudem
uwolnić się z tej męczącej niedoli, jaką była wyspa Cabrera.
Jeden ułan z Legii Nadwiślańskiej, któremu to życie dręczące zupełnie się
już sprzykrzyło, będąc trawiony głodem, w odległej przeto urwistej stronie
zabił Francuza, który wyszedł za zdobyczą, mając przy sobie kawałek Chle
ba, co było właśnie przyczyną tej wielkiej zbrodni. Po dokonanym mor
derstwie wyrżnął kawałek ciała na brzuchu, a wyjąwszy z niego wątrobę,
resztę ciała zagrzebał w ziemię, i tak powrócił z tą zdobyczą do swoich towa
rzyszy, nic nie mówiąc, usmażył mięso na węglach i wspólnie z kapralem
zjadł takowe, a gdy się już dobrze nakarmił, dopiero wyznał przed swym ko
legą zbrodnię, jaką popełnił, dodając, że chociaż raz przed śmiercią nasycił
się mięsem do woli.
Występek tak okropne zrobił na innych podoficerach francuskich wrażenie,
że związali go natychmiast i odesłali do hiszpańskiej władzy w Majorka na
Bellver, przed którą śmiało i otwarcie wyznał, iż życie doczesne stało mu się
nieznośnym i że raz jeszcze przed śmiercią postanowił najeść się mięsa do
sytości. Zbrodniarz ten ponieważ po hiszpańsku dobrze nie mówił, zawezwano
przeto trzech oficerów z jego pułku, którzy za tłumaczów służyli, spisano pro
tokół i po podpisaniu przez takowych ów żołnierz natychmiast rozstrzelanym
został.
Zdaje się niepodobnym do uwierzenia, do jakiego stopnia dochodziły wy
stępki nieludzkości: dzikość narodu i największa zbrodnia, a jednak rzeczy
wiście tak było. Lecz całą winę przypisać tu należy rządowi hiszpańskiemu,
który mając jeńców wojennych, trapił ich nędzą na pustyniach i morzył gło
dem, a więcej jeszcze Francuzom, którzy pałając nienawiścią ku Anglikom,
przyjmować u nich służby nie chcieli.
Niewolnicy, pozostając na tej wyspie czas jakiś, utworzyli z niej miasto,
powystawiali domy, pomiędzy którymi urządzone były ulice, place itd., na
dając takowym nazwy od ważniejszych ulic i pałaców w Paryżu będących,
zaś samemu miastu nadali nazwę Napoleonville. Rzecz naturalna, że były tam
domy jak baraki, z kamieni tylko i z gliny zlepione, pokryte słomą, z których
tak samo niejedne nosiły nazwę domów w Paryżu będących.
W 1812 roku pomiędzy tymi nieszczęśliwymi ludźmi powstała zaraza tak
wielka, iż do stu ich dziennie bez żadnej pomocy umierało i ciała ich tak le
żały nie pogrzebane. Jeżeli którego z nich przywieźli do szpitala w Palma,
to wszystkie wnętrzności jego i cały organizm już tak był zbolały i wycieńczo
ny, że stanu choroby trudno było rozpoznać, aby do zdrowia przywrócić.
W moich oczach razu jednego podano takiemuż choremu trochę wina, ażeby
wzmocnił swe siły i kawałek biszkopciku, ależ niestety! Tenże zaraz umarł,
mając same tylko kości skórą spieczoną od słońca pokryte, długą zarośniętą
brodę i słaby głos do człowieczego już niepodobny. Posługacz w szpitalu przy
chorych będący przynosił wielki kosz z sobą, gdyż często z wyspy Cabrera
chorych przywożono, do którego po dwóch zwiniętych w kłębek wsadzał
i spiesznymi krokami takowych jak zwierzęta na plecach do sali, gdzie byli
chorzy, zanosił, lecz ci wszyscy będąc bardzo słabi, a w tej chwili tak nieli-
tościwie męczeni, wkrótce poumierali.
Wszelkie te następstwa pochodziły z zażartości generał kapitana na Wyspach
Balearskich, z dzikiego życia i surowych pokarmów, w których ci ludzie tyle
lat przetrwać musieli. Cały ich posiłek dzienny składał się z kawałka stok-
fiszu w popiele upieczonego, z czego szkorbut, żółta febra i wiele innych za
raźliwych wywiązywało się chorób. Serce się krajało z litości, patrząc na tak
straszliwe męczarnie i słysząc jęczenie tak znacznej liczby nieszczęśliwych
współbraci.
To mistrz w całym znaczeniu pokazał swą sztukę w okrucieństwie zbrodni
tyranizowania ludzi. Czyliż ci ludzie nie mogli być użytecznymi w inny spo
sób, jak jeńcy wojenni w innych krajach, jak np. we Francji, którzy chociaż
za małe wynagrodzenie wyznaczeni bywają do robót publicznych, fortec, po
gościńcach, co jest zaszczytnym dla rządu, wygodą dla społeczeństwa i dobrem
dla nich samych; albo inaczej, czyliż nie można było zająć ich przemysłem? po
nieważ wielu z nich znało dobrze takowe, ale nie męczyć ich tak głodową
śmiercią. Wielu z pozostałych jeńców zaledwie przypomnieć sobie mogło, że
byli kiedyś ludźmi. Wyobraźcież sobie, do jakiego stopnia doszli zdziczali
i zezwierzęceni ci nieszczęśliwi.
Wspomnienie to dla Hiszpanii po wszystkie czasy pozostanie pamiętnym,
okryte niezatartą hańbą, podłością, a więcej okropnym obchodzeniem się z jeń
cami. Wyspa ta jako punkt tych zbrodni i występków nieludzkości, wiecznie
pamiętną będzie dla historii, gdyż tu popełnione były największe morderstwa
zdziczałych niewolników, którzy będąc zagrzebani na wieki na tej nędznej
ziemi, oczekują pomsty i sprawiedliwości Boga 2.
ANDRZEJ DALEKI
żołnierz 9 pułku piechoty
* Jamestown
» 277 «
chcemy 1 że prosimy o litość nad naszym losem, że będąc Polakami, chcieli-
byśmy umierać na własnej ziemi.
Komendant ujęty naszym dobrym zachowaniem się, a bardziej widząc na
szą tęsknotę, wzruszył się litością. Wkrótce kazał przygotować okręt, za
opatrzyć we wszelką żywność i wyprawił nas z powrotem do Europy, i to do
Hanoweru7. Szczęśliwie przebyliśmy morze. Każdy z nas miał pisane świa
dectwo i paszport do tego miejsca, skąd był rodem.
Blisko brzegów hanowerskich będąc, wysiedliśmy na morzu z okrętu na
łodzie i na nich zbliżyliśmy się bardziej do brzegu. Ale że i dla łodzi było już
za miałko, przeto musieliśmy brodzić po wodzie przeszło dwa staja. Zmoczeni
i zziębnięci wyszliśmy na ląd we Friesland8, gdzie się znajdowali Francuzi.
Ci odebrali nam paszporta, kazali sobie oddać wszystkie rzeczy, któreśmy
mieli z Anglii, a złożywszy na kupę, zapalili, mówiąc, że oni nic z obcego kra
ju nie potrzebują 9. Co za racja, myśleliśmy sobie, jak gdyby to bez czego oni
się obejdą, nam nie było potrzebne. Mnie spalili ładne lusterko i dobrą
brzytwę, którą sobie z oszczędzonego grosza kupiłem w Anglii.
Potem zagnali nas na nocleg do pustej stodoły. Już też nastawa! czas zim
ny. Śnieg leżał na ziemi po kostki, wiatr wiał, my byliśmy przemoczeni ową
przeprawą na ląd, tak więc nam w owej stodole było zimno, żem nigdy jeszcze
nie słyszał takich jęków, jakie my wtenczas z zimna wydawali. Jużeśmy my-
śleli, że nie doczekamy jutra, jeno w tej stodole zmarzniemy, zwłaszcza żeśmy
nic ciepłego w ustach nie mieli, aleć szczęśliwie przeżyliśmy tę noc.
Stąd pędzono nas do Amsterdamu. Francuzi nie chcieli wierzyć, że wracamy
z niewoli angielskiej, owszem, posądzali nas, żeśmy w Hiszpanii do Anglików
uciekli. Trapili więc nas bardzo swoimi wypytywaniami. Siedzieliśmy
w Amsterdamie zamknięci dwa tygodnie. Nie dosyć było biedy od cudzych,
trzeba nam było jeszcze cierpieć od swoich — aleć to tak często bywa na
świecie! W końcu zwołano nas przed jakiegoś jenerała francuskiego. Musieli
śmy opowiedzieć wszystko, jak było, i dopiero, gdy przekonał się, żeśmy nie
dezerterowali od wojska, tylko dostali się do niewoli, wypisał nam marszrutę
do naszego składu, do Bordeaux, gdzie już raz byłem, maszerując do Hisz
panii. —
Przechodziliśmy przez całą prawie Francję, aż nas wreszcie zatrzymano
w Bordeaux, gdzie po tylu miesiącach niewoli po raz pierwszy śliczną, czystą
dostaliśmy bieliznę i znów pięknie umundurowano, tak że człowiek dostał
znowu chętki być żołnierzem, bo w niewoli prawdziwie się tego odechciało.
PRZYPISY
1 Część Polaków do<stała się później W bitwie pod Victorią (zwanej beż
do niewoli francuskiej bądź też zdezer bitwą pod Salamanką) Wellington po
terowała do oddziałów Wielkiej Armii. konał 21 VI 1813 króla Józefa Bona
Francuzi, nie mając zaufania do ucieki parte i marszałka Marmonta. Batalia
nierów, umieszczali ich zazwyczaj w ta przypieczętowała klęskę Francuzów
obozach wojskowych na terenie Fran w Hiszpanii.
cji. W początkach 1814 r. ludzi tych włą 2 W Archiwum Wojennym w Vin-
czono do Legii Nadwiślańskiej. cennes (C 18 62. Prisonniers franęais en
Espagne) znajduje się następująca pe uszanowanie Wać Państwu Dobrodziej
tycja do francuskiego ministra wojny, stwu. —
ks. Feltre, pisana 15 VI 1813 z zamku Pisałem kilka listów przez okazje
Ibiza na wyspie Ibiza (Baleary): zdarzone, to jest oficerów idących do
„Oficerowie polscy z Legii Nadwi Francji, do stryjaszka Dobrodzieja, a
ślańskiej i Wielkiego Księstwa War spodziewam się, że musiał je odebrać,
szawskiego, których los wojny zatrzy w których nie zaniedbałem uwiadomić
muje jako jeńców wojennych, pozba o sytuacji mojej tu w Szkocji, gdzie
wieni są wszelkiej nadziei na wymianę już lat dwa miesięcy dwa jestem i nie
z racji oddalenia ich regimentów. szczęśliwie w tak odległym kraju mar
Ośmielają się oni upraszać Waszą Eks nie trawić młode lata muszę, a jeszcze
celencję o uwiadomienie Jego Cesar w tym czasie, gdy ojczyzna każdego
skiej Mości o żywym ubolewaniu, ja wzywa. Och! Jak by mi słodko było,
kiego doznają co dzień, iż nie mogą żebym mógł dzielić wspólnie trudy z
dzielić trudów i chwały kampanii pro ziomkami moimi.----
wadzonej na Północy. Przez całą bytność w Szkocji nie ode
Równocześnie przekonani o wielkim braliśmy jak tylko po napoleonów sie
interesie, jakim Wasza Ekscelencja ota dem, które kupcowi zaraz oddaliśmy.
cza wszystkie oddziały mające honor Rada Administracyjna naszego pułku
służyć Jego Cesarskiej Mości, uprasza nam oznajmiła w liście sw’oim, że te
my Cię także, Panie, abyś raczył wsta pieniądze nam tylko naprędce przysy
wić się za nami do Jego Ekscelencji ła, przyobiecując dalej pamiętać o nas,
marszałka ks. Albufery Sucheta. ale, że mając bardzo krótką pamięć,
Żywimy pochlebną nadzieję, że Wa zapomniała obietnicy swojej.----
sza Ekscelencja nie pogardzi spojrzeć Oficerowie są na parol, mogą cho
na nasze bolesne położenie i ośmielamy dzić od godziny 6 rano do 5 wieczór
się oczekiwać od zwykłej Twej dobroci w zimie, w lecie do 9. Publiczne drogi
złagodzenia nieco naszego losu”. są wolne dla nas na milę angielską, to
Petycję podpisało 7 oficerów Legii jest ćwierć mili polskiej, gdyby który
Nadwiślańskiej i 5 oficerów z 7 i 9 przeszedł dalej, a był złapany, musi
pułków piechoty Księstwa Warszaw zapłacić gwineę, czyli napoleona, także
skiego. Wśród podpisanych jest też pod i po odbitej godzinie. Ale że Szkoci są
porucznik Stanisław Brekier. bardzo grzeczni dla nas, nie obserwują
3 W Hiszpanii przy egzekucjach uży rozkazu”.
wano tzw. garrote, a nie szubienicy. Porucznik Mikołaj Dobrzycki, który
Skazanego sadzano na drewnianym pod wiózł ten list, został po przybyciu do
wyższeniu, plecami do słupa. Szyję za Francji zatrzymany przez policję. Ode
ciskano mu żelazną obręczą, połączoną brano mu wszystkie papiery i dziś listy
ze śrubą, przewleczoną przez słup. Obro Grabińskiego znajdują się w Archiwum
ty śruby powodowały dalsze zaciskanie Narodowym w Paryżu w serii „Archi-
obręczy i powolne duszenie, które — ves de Police”, nr F 7 4237 B. Lettres
zależnie od umiejętności kata — mogło adressees a des Polonais a Varsovie4.
trwać i kilkanaście minut. Dlatego też Papiery porucznika Grabińskiego znaj
Francuzi byli w stanie uratować kilku dują się także w AGAD. Komisja Rzą
„uduszonych”. dowa Wojny, nr 333.
4 Autor ma zapewne na myśli ludność 8 Wyspa §w. Heleny w latach 1651—
pochodzenia arabskiego i berberyjskie- 1834 znajdowała się pod zarządem bry
go. zamieszkującą południową Hiszpa tyjskiej Kompanii Wschodnio indyjskiej.
nię, która dla uniknięcia prześladowań 7 Hanower — historyczna kraina Nie
przyjęła formalnie chrześcijaństwo. miec — od 1714 pozostawał w unii per
5 Wielu Polaków, zwłaszcza oficerów, sonalnej z Anglią. W 1803 znalazł się
skierowano wówczas do Szkocji. Oto jak pod okupacją francuską (po zerwaniu
opisuje swój pobyt w Dumfries porucz pokoju w Amiens), w 1805 natomiast
nik 2 pułku Legii Nadwiślańskiej Se przekazano to terytorium Prusom. Od
weryn Grabiński w liście pisanym 14 I 1807 znaczna część Hanoweru została
1813 do krewnych w Polsce: przyłączana do Królestwa Westfalii, po
„Przez lat trzy miesięcy siedem nie została zaś — do Francji.
miałem tak dobrej okazji nad tę, to Anglicy nie uznawali zaboru Hano
jest przez porucznika Dobrzyckiego z weru i uważali nadal ten kraj za po
tegoż samego regimentu, co ja jestem, siadłość brytyjską. Mimo trwającej woj
który ze mną stał w jednej stancji ny z Napoleonem przewozili tam co
przez cały ciąg bytności swojej w Szko jakiś czas jeńców francuskich.
cji, a teraz przez powracającego do 8 Fryzja — Friesland — w latach
Polski mam honor przesłać moje winne 1807—1310 stanowiła część Królestwa
» 279 «
Holandii. Następnie włączono ją do te i statków. Towary angielskie przemy
rytorium Francji (do 1815). A. Daleki cane do Europy przez kontrabandę były
nie wylądował więc na terenie Hano publicznie palone. Powołana została
weru. specjalna straż celna, która miała czu
9 Od listopada 1806 r. obowiązywała wać nad przestrzeganiem dekretu ber
w podbitej przez Napoleona i sprzy lińskiego o blokadzie. W rzeczywistości
mierzonej z nim Europie tzw. blokada jednak handel Anglii z kontynentem
kontynentalna. Wszelkie kontakty (zwła nigdy nie ustał, a francuskie władze
szcza handlowa) z Anglią były zabro celne i wojskowe bogaciły się na kon
nione pod groźbą konfiskaty towarów trabandzie razem z przemytnikami.
19
BRACIA HEMPLE PISZĄ DO MAMY,
Nie kończąca się i coraz trudniejsza ław bardzo nieregularnie i dziś nie
wojna na Półwyspie Iberyjskim dysponujemy ich kompletem. Nie
skłaniała Polaków do stopniowej mniej tych kilkadziesiąt pospiesznie
zmiany nie tylko stosunku do zapisanych stronic składa się na cie
Hiszpanów, ale także do samego kawą bezpośrednią relację, lepiej
Napoleona. Problem celowości słu nawet niż pamiętniki oddającą sto
żby z dala od kraju, w armii tłumią sunek polskich żołnierzy do wojny
cej narodowe powstanie, przewija w Hiszpanii.
się w wielu relacjach i świadczy Ciekawym uzupełnieniem relacji
o głębokim kryzysie moralnym, ja braci Hemplów jest sześć listów
ki przeżywało wielu naszych żoł innych szwoleżerów, których kopie
nierzy. zachowały się w poufnych biulety
Nowe światło na to zagadnienie nach przesyłanych Napoleonowi
rzucają listy Stanisława i Joachima przez marszałka Davouta. Marsza
Hemplów, oficerów pułku szwoleże łek ów, dowódca 3 korpusu stacjo
rów gwardii, zachowane w zbiorach nującego do lata 1808 r. w Księstwie
rękopisów Biblioteki Narodowej. Warszawskim, polecił dyrektorowi
Wychowani na dworze Czartory poczt, Ignacemu Zajączkowi, by za
skich w Puławach, wstąpili do regi trzymywał wszystkie te listy, które
mentu lekkokonnych jeszcze w czasie mogą siać „zwątpienie i defetyzm”.
jego formowania w koszarach mi- Dlatego też pierwsze sześć listów
rowskich w Warszawie. Wyruszając zamieszczonych w tym rozdziale nie
na daleką wyprawę, pozostawili dotark> nigdy do rąk adresatów,
w kraju rodziców (ojciec zmarł a jedyny ślad tej korespondencji
w 1809 r.) i siostrę, do których pisali pozostał w papierach Davouta.
dosyć często, zarówno z zakładu Rok 1809 stanowi jakby przełom
pułkowego w Chantilly pod Pary w stosunku szwoleżerów (zresztą
żem, jak też z chwilowych postojów także i innych Polaków) do wojny
w Hiszpanii. Listy te, wędrujące hiszpańskiej. Prysły już iluzje, że
przez wiele tygodni do Polski, za walcząc z powstańcami, walczą
trzymywane przez francuską cenzu o własną ojczyznę. Ci, którzy mogą
rę, przechwytywane przez hiszpań to uczynić, biorą dymisje, wracają
skich insurgentów, docierały do Pu do kraju bądź też przenoszą się do
» 281 «
oddziałów polskich stojących we utratę życia, powstańcy bowiem czę
Francji. Ci natomiast, których roz sto nie czynią różnicy między Fran
kaz cesarski zmusił do pozostania cuzami i Polakami, traktując wszy
w Hiszpanii, przekształcili się z wol stkich żołnierzy Napoleona jak na
na w żołnierzy armii okupacyjnej. jeźdźców swej ojczyzny.
Zdają sobie oni sprawę, że słu Tragedia Polaków walczących
szność leży po stronie powstańców w Hiszpanii jest tym większa, że
i znacznie rzadziej niż Francuzi ludzie ci rozpaczliwie tęsknią za
uczestniczą w mordach, gwałtach krajem, a jedyną szansę wcześniej
i grabieżach popełnianych na lu szego powrotu widzą w jak naj
dności cywilnej. Wojna jednak jest szybszym stłumieniu powstania.
tak zaciekła, że nie m^gą pozostać Wyzwolenie z tego błędnego koła
na uboczu wydarzeń. Zmusza ich do przynosi dopiero kampania rosyjska,
tego obawa o własne bezpieczeń na którą cesarz — na żądanie ks.
stwo, przeświadczenie, że chwila Józefa Poniatowskiego — odesłał
słabości i współczucia dla Hiszpa z Hiszpanii walczące tam pułki pol
nów może kosztować ich samych skie.
JÓZEF SLIWOWSKI
podporucznik pułku szwoleżerów
GRACJAN ROWICKI
podporucznik pułku szwoleże rów
FELIKS TRZCIŃSKI
porucznik pułku szwoleżerów
DOMINIK CICHOCKI
wachmistrz pułku szwoleżerów
STANISŁAW GORAJSKI
kapitan pułku szwoleżerów
STANISŁAW HEMPEL
porucznik pułku szwoleżerów
Miravilła 26 IX 1808
Po wielu zniesionych niewygodach wojennych, po wielu utarczkach z nie
przyjacielem, udaliśmy się na kwatery zimowe, bo pora roku nie pozwoliła
nam dalej nasze zamiary kontynuować. Mieliśmy tylko jedną wielką batalię
» 284 «
pod Rioseco, w której wielką chwałę narodowi przyniósł nasz regiment.
Joachimek takoż się dystyngował nad innych, był letko ranny i pojechał do
nadgranicznego miasta francuskiego dla wyleczenia się z innymi. Awansował
na wachmistrza i jest podany do krzyża Legii Honorowej, wyleczył się już
zupełnie i komenderuje teraz ludźmi, którzy zostali w tym mieście z naszego
regimentu dla różnych słabości. To jest piękne portowe miasto Bajonna.
Ja już od dawnego czasu nie jestem sztabswachmistrzem, ale porucznikiem.
Mieszkam sobie na wsi teraz u jednego hiszpańskiego proboszcza, któremu,
jakem powiedział, że jestem katolik i zmówił Pater noster po łacinie, mam
takie wygody, jak u nas szlachcic, co ma sześć wsi. Zdrów jestem zawsze
dobrze i na niczym mi nie brakuje. Koni hiszpańskich mam trzy, z których
każden wart w Polszczę do 500 złp. Mam pod swoją komendą 60 żołnierzy.
Na polach moich widzę tylko orzechy włoskie, wina grona, figi, migdały,
wszystko to jest na moją wygodę.
JOACHIM HEMPEU
wachmistrz pułku szwoleżerów
St-Jean-de-Luz X 1808
Od marca, jakeśmy tylko weszli do Hiszpanii, wciąż w pracy, nieustanne
utarczki odprawowaliśmy z insurgentami hiszpańskimi i często po dni osiem
stojąc, zawsze pod gołym niebem, nie rozbierani, konie nie rozkulbaczone
mając, byliśmy. Z początku bardzo nam przykre były te niewygody, a osobli
wie stojąc między górami pirenejskimi, gdzie co dzień najokropniejsze upały.
Z czego wielkie panowały choroby i wiele ludzi umarło, a w nocy najzimniej
sze i przenikające panują wiatry. Lecz później tak się człowiek do tego przy
zwyczaił, iż zdawało się, że to tak koniecznie być musi. Wszystko to z ukon
tentowaniem znosiło się, przypominając sobie, iż to dla ojczyzny się czyni.
Stamtąd udaliśmy się pod granicę portugalską, gdzie na godzin siedem za
Palencją pod dowództwem marszałka Bessieres’a starliśmy się z armią
hiszpańską złożoną z wojska regularnego, która przeszło 60 tysięcy mocna,
zniesioną została przez naszą dywizję, składającą się z 13 tysięcy, gdzie nasz
2 szwadron bardzo się dobrze popisał. Kilku się nas dystyngowało, lecz ja
nieszczęściem, osiem razy będąc plejzerowany *, dostałem się do niewoli hisz
pańskiej. Ale po czternastu dniach odbity byłem przez piechotę francuską
i oddany do lazaretu w Palencji, skąd transportowano mnie aż do lazaretu
bajońskiego, gdy armia się rejterować musiała. A tam trzy miesiące zostając
w lazarecie, zupełnie wygojony jestem i lubo rany moje bardzo znaczne były,
lecz tak szczęśliwie, iż żadnemu nie podpadam kalectwu. Teraz zostaję nad
granicą hiszpańską, gdzie mnie tegoż depót komendantem zrobili. Awansowa
łem i podany jestem do krzyża, a ponieważ wkrótce wracam do regimentu,
tam go otrzymam.
Mimo że wszystkie straciłem rzeczy, lecz odebrałem teraz kilkumiesięczną
gażę, co wynosi do 400 franków i za te pieniądze oporządziłem się zupełnie.
Bardzo tu dobrze stoimy. Regiment nasz jest wielce poważany. Osobliwie plej-
zerowani mamy wszelkie żywności i pieniądze.
Od Stasia miałem teraz list. Został oficerem, awansowano także wielu, to
* raniony
» 285 «
jest 30 z naszego regimentu z prostych żołnierzy na oficerów do Legionów •
lecz to sami ci, którzy nie mogli być zdatnymi w regimencie naszym, nie po-
siadając języka francuskiego.
STANISŁAW HEMPEL
Tolosa 29 1 1809
Już od czterech miesięcy, jak Armia Wielka do nas przybyła, i od tego
momentu aż do dnia prawie dzisiejszego byliśmy w nieustannym ruchu. Teraz
już oddychamy powietrzem francuskim, gdyż już nad granicą tą jesteśmy.
Cała armia już jest w Portugalii, a my z naszym kochanym cesarzem jedzie-
my do Francji.
Byliśmy w rozmaitych czynnościach, odbieraliśmy armaty nieprzyjaciołom,
co było opisane we wszystkich gazetach, biliśmy się pod Burgos, Somosierrą,
Madrytem, Alcalą, Santa Cruz i pod Benavente z Anglikami, gdzie Fredro
został ranny w rękę7. Doznawaliśmy wiele niewygód wojennych, lecz to
wszystko szczęśliwie przeszło i jesteśmy zdrowi obydwa. Hiszpany są zupełnie
pobici. Król siedzi sobie w Madrycie. Miałem to szczęście już cztery razy
eskortować Napoleona ze dwudziestą ludźmi mego plutonu, znam go tak
dobrze jak mego brata.----
Pod Somosierrą, gdzie 14 sztuk armat, wiele sztandarów i wszystkie bagaże
zabraliśmy, on był przytomny, a gdy adiutant przyszedł zdać o tym raport
z wyszczególnieniem, wiele oficerów i żołnierzy zginęło, odpowiedział mu
tylko: Mes braues Polonais *.
Za kilka dni będziemy już gadać po francusku. Cała gwardia jedzie do
Francji. Cesarz już pojechał do Paryża. Po odebraniu Madrytu ponownie
Anglicy nie chcieli dalej z nami się bić na lądzie. Czekali na nas dość długo,
lecz jakeśmy do nich przyszli, oprócz kilku potyczek z kawalerią nic więcej
nie było i zaraz zaczęli rejterować na wodę. Lecz i tak nie dali im wliźć na
okręta, zabrawszy 8000 w niewolę, 4000 chorych, 11 sztuk armat, i wszystka
kawaleria była przymuszona swoje angielskie konie pozabijać, żeby się nie
dostały w nasze ręce.----
JOACHIM HEMPEL
Wiedeń 15 VII1809
Słychać, że cesarz ma na powrót jechać do Hiszpanii dla ukończenia wojny.
A ja sobie tego wojażu nie życzę powtórnie robić, wysiedziawszy się tam rok
cały i wycierpiawszy tyle bidy.
Chantilly 20 11810
Do tego momentu stoimy jeszcze w garnizonie po kampanii austriackiej, lecz
lada moment spodziewamy się rozkazu do wymaszerowania na południe. Kilka
już oddziałów naszego regimentu wymaszerowało, z którymi i Staś po
szedł. ---- Na bardzo nieprzyjemną wybieramy się kampanię, gdyż ją w naj-
STANISŁAW NEMPEŁ
Bordeaux I 1810
Jesteśmy jeszcze dosyć oddaleni od Hiszpanii, lecz odgłos, że idziemy, już
niejednego jeszcze żyjącego Hiszpana zgładził z tego świata. Za naszym przy
byciem tylko w góry pirenejskie Anglicy uciekają, oszukani Hiszpanie z pła
czem u nóg naszych o przebaczenie proszą, kładąc na siebie wieczne wierności
pęta, a my w ten czas bijąc w kotły, „Niech żyje cesarz!” wołamy i do Fran
cji powracamy.
Z Hiszpanii 1 VI1810
Niesłychanie nieregularnie dochodzą nas listy, często zostajemy w oczekiwa
niu przez kilka miesięcy, czasem zaś jednej poczty odbieramy kilkanaście.
Zawsze jest to wielkim szczęściem, że choć z taką trudnością, w tak wielkim
oddaleniu, możemy mieć niektóre wiadomości pewne od kochanej familii i lu
bej ojczyzny.-----
Zaczęliśmy służyć w regimencie od początku jego formacji i jak do tego
czasu możemy się pochwalić, iż nie opuściliśmy najmniejszej akcji, w której
ten regiment okrywał się sławą. Mając już tyle zasług, nierównie więcej tych
posiadać możemy, gdyż do zakończenia tej wojny z pilnością obowiązki nasze
pełnić będziemy.---- Spodziewamy się, że ta wojna długo trwać nie może.
Do 80 tysięcy wyojska świeżego idzie z Francji.
Castrojeriz 7 VII1810
Dnia onegdajszego powróciłem z podjazdu, któryśmy z szefem Stokowskim
robili, szukając jednej bandy partyzantów pod komendą pewnego Marąuesito 8.
Znajdowaliśmy się w tak niezmierzonych górach, jak są pirenejskie, które już
trzy razy przechodziłem, z tą tylko różnicą, iż w pirenejskich doskonała gości
na się znajduje. W tych zaś ledwie że ścieżki, przez owce odznaczone, gdzie
niegdzie widzieć można było9. Chociaż wszelkimi sposobami staraliśmy się
spotkać z tym jegomością, tak pięknie umiał uciekać, że tylko kilku chorych
i bagaże w ręce nam się dostało, z czego mnie muł w podziale przypadł.
Gorąca tu wielkie panują, szczęście nasze, że gdy kilka dni pochodzimy, na
kwaterach tyleż spoczywamy, gdzie zimnymi trunkami, owocami, a zwłaszcza
kąpaniem się chłodzimy. Jak do tego czasu mało mamy bardzo chorych. Ja
do tych upałów dość jestem przyzwyczajony i zdaje mi się, żebym teraz
w Polszczę w zimie zmarzł. Deszcze tu prawie wcale nie padają, lecz rosy
niezmiernie duże w nocy, do tego tak zimne, że nawet śpiąc, trzeba się dobrze
przykrywać.
Kadyks i Ciudad Rodrigo 10 ciągle bombardują, zresztą oprócz niektórych"
bandów, na prowincjach jest dosyć spokojnie. Nie słychać już o tylu zaboje
stwach w domach. Hiszpanów bardzo wiele jest w służbie króla Józefa i wszę
dzie podług nowego rozporządzenia zaczynają ten dziki kraj cywilizować. Bar
dzo wiele jednakowoż jest jeszcze malkontentów, którzy, radzi lub nie, muszą
wołać: „Niech żyje król Józef!”
[Do matki]
Santander 24 VII1810
Dnia wczorajszego stanęliśmy w porcie hiszpańskim, Santander zwanym.
Jest to jeden z większych portów hiszpańskich, lecz swą czystością i wspania
łymi budowlami wiele innych, nierównie większych i handlowniejszych, za
kasować może. Przed tygodniem o trzy małe godziny stąd wylądowało parę
tysięcy Anglików. Ta nowina, nim przyszła do nas, a mając kilkadziesiąt mil
do zrobienia, przyrosło zamiast kilka, kilkanaście tysięcy, tak dalece, że co
milę tysiąc był więcej dodany.
Gubernator Kastylii generał Dorsenne wysłał nas dla wrzucenia w morze
tych śmiałków, lecz ci nie chcieli nas czekać, tylko wziąwszy nieco żywności,
uciekli. Może sobie Mama Dobrodziejka wystawić, iż spiesznie maszerowali
śmy, gdyż przeszło 60 mil francuskich w czterech dniach zrobiliśmy, a to
z piechotą i artylerią. Tutaj odpoczniemy parę dni i nazad do naszych kwater
wrócimy.
Chociaż ten marsz dość mnie zmęczył, bardzo tego nie żałuję, gdyż ten port
jest godny widzenia. Komendant tego miasta jest jenerał Barthelemy, u któ
rego wczoraj wszyscy oficerowie byliśmy na obiedzie. Dnia dzisiejszego jeste
śmy na bal proszeni od tegoż samego.
[Do matki]
Burgos 9 VIII1810
Dnia wczorajszego odebrałem dwa listy.---- Wspominasz mi, Mamo, iż Cię
to martwi, że się znajduję w Hiszpanii i w tak niebezpiecznej wojnie. Jest to
tylko pogłoska rzucona, lecz ona wcale nie jest gorsza od wszystkich innych,
tym tylko chyba, że się tak długo kontynuuje. Że ja się tu znajduję — prawda,
że z chęci dostania krzyża, ale i z przyczyny najważniejszej, to jest, iż byłem
komenderowany w ten marsz. Zresztą dobrze nam się powodzi. Hiszpanów
wszelkimi sposobami nakłaniamy do spokojności. Księży połowę jużeśmy po
wiesili, a za poddaniem się Kadyksu wszystko skończone być powinno. Któren
długo trzymać się nie może, bo chleba funt tam kosztuje do 30 zł polskich, to
jest 20 pesetów tutejszych.
Logrońo 171X1810
Czwarty tydzień już minął, jak nie miałem sposobności przesłania Ci listu,
a to z przyczyny wielkiego marszu, któryśmy w tym czasie zrobili z genera
łem Roguet. Przeszliśmy całą prowincję Kastylii i Rioja, skąd wybieraliśmy
należyte podatki i różne kontrybucje, przy tym chcieliśmy takoż się spotkać
z partyzantami, którzy zawsze w tych okolicach się znajdują, lecz nie mogli
śmy ich nigdzie znaleźć. Aż na .samym ostatku, gdyśmy już prawie wszystkie
pieniądze odebrali, zastaliśmy tych panów połączonych koło miasteczka Jan-
gas, którzy w liczbie nad nas nierównie mocniejszej czekali i w pięknym pro
jekcie, bo nie tylko że nas wybić chcieli, ale pieniądze odebrać, któreśmy
z sobą prowadzili. Lecz my nie tracąc momenta, na nich wpadamy, wszystko
ucieka, komendanta nazwiskiem Bobadillo zabijamy i trzysta jego walecznych
żołnierzy. Reszta się chroni po domach, ogrodach, kościołach, piwnicach. Nasza
piechota przychodzi i wszystko bije. Stracili przeszło 600 ludzi. Co tylko się
» 288 «
w naszą rękę dostało, wszystko bez żadnego pardonu natychmiast zabit?
zostało.
Spodziewamy się za powrotem do Burgos odpocząć niejaki czas. Marszałek
Massena mocno awansuje się do Portugalii i wszystko idzie dobrze. To mia
steczko jest niesłychanie wesołe i lud bardzo dobry. Dzisiaj mamy mały bal
u pułkownika piechoty. Wojna bardzo jest zabawna. Jednego dnia tańcujemy,
a drugiego się bijemy.
Valladolid 27 V 1811
Przed kilku dniami powróciliśmy z jednej wyprawy, która przeszło miesiąc
trwała. Byliśmy w Portugalii, powróciliśmy zdrowi i cali. Nic nie mam do
nieść nowego, zawsze wszystko jedno się dzieje. Mamy tu też w Hiszpanii
Polaka, sławnego operatora, o którym gazety codziennie pochwały roznoszą.
Starałem się go poznać i nawet byłem przytomny kilku operacjom. Szybkość
i nadzwyczajna zręczność w operowaniu sprawują tysiączne pochwały od dok
torów francuskich i hiszpańskich, nas zaś przytomnych w zadumienie wprawia.
Jego jest sławny wynalazek, czyli wydoskonalenie, instrumentu do nader
trudnej i niebezpiecznej operacji kamienia, którym najszczęśliwsze daje dowo
dy swej zręczności i dobroci instrumentu. Zdjęcie katarakty jest u niego naj
łatwiejszą rzeczą i zawsze szczęśliwie. Nazywa się Lurkowicz.
Chantilly 3011812
Pan Malczewski, adiutant księcia Berthier, czyli Neuchatel, pojechał do
Hiszpanii z rozkazem cesarza, by wszystkie regimenta polskie, jakie tylko się
znajdują w Hiszpanii, powróciły do Francji. Tak dalece, żeby nawet ludzi cho
rych po szpitalach zabrano i przywieziono.
Przed kilku dniami przybył tu generał Konopka z Hiszpanii, bywszy puł
kownik regimentu hułanów, który tyle razy się popisywał w Hiszpanii. Cesarz
go poklepał po ramieniu i powiedział w przytomności marszałków i gene
rałów: „Vous etes un brave homme”*. Taki komplement z ust naszego cesarza
nie lada kto może usłyszeć.
Na jego miejsce posłał do regimentu tegoż szefa szwadronu Stokowskiego
od nas na pułkownika, którego awansem ciesząc się, razem stratą tegoż mo-
cnośmy się martwili.
Konie nasze, broń i mantelzaki w największym są pogotowiu i nasze głowy
niczym nie zajęte jak marszem n. W dzień o marszu gadamy, a w nocy przez
sen maszerujemy. Aby jak najprędzej na jawie widzieć go można.
PRZYPISY
MICHAŁ SOKOLNICKI
generał brygady — dowódca przedniej straży
ROMAN SOŁTYK
kapitan artylerii konnej
Tymczasem armia arcyksięcia zbliżała się do Warszawy. Przednia straż pol
ska opuścić musiała Tarczyn i cofnąć się do Raszyna4. Pozycji tej broniła
rzeczka Rawka, która uchodzi do Bzury i przecina dwie drogi: z Nadarzyna
do Jaworowa i z Tarczyna do Raszyna. Rawka jest błotnista w okolicach Ra
szyna. W danej chwili armia austriacka przedostać się mogła na przeciwny
brzeg w trzech tylko miejscach, odległych o pół mili jedno od drugiego: w Ja-
worowie, Raszynie i Michałowicach, gdzie były łatwe do obrony groble i mo
sty. Na przodzie, w samym środku pozycji wojska polskiego, była wieś Falenty,
a nieco dalej na prawo lasek olszowy. Za groblą raszyńską ciągnął się las więk
szy, przecięty drogami z Falent i Piaseczna. Było to dość mocne stanowisko.
Na przodzie leżała równina, wielkimi otoczona lasami
Książę Poniatowski postawił w Falentach przednią straż, złożoną z pierw
szych batalionów 1 i 8 pułku piechoty i z czterech armat. Dowództwo powie
rzył generałowi Sokolnickiemu, któremu w razie potrzeby przyjść miał z po
* Berka Joselewicza
» 294 «
mocą batalion 6 pułku piechoty i dwa działa uszykowane przed groblą raszyń-
ską. Po prawej stronie wieś Michałowice zajmował I i II batalion 3 pułku z czte
rema armatami; oddział ten cofnął się tu z Tarczyna pod dowództwem gene
rała Biegańskiego. W środku, nieco za Raszynem, po obu stronach rzeki pro
wadzącej do Warszawy, stały na piaszczystych wzgórzach dwa bataliony 2 puł
ku piechoty polskiej, trzy bataliony piechoty saskiej, szwadron huzarów i dwa
naście armat saskich 5. Oddziałem tym dowodził generał Polentz. Na lewo zaj
mowały Jaworowo drugie bataliony 1 i 8 pułku z 6 armatami pod dowództwem
generała Kamińskiego *. Poniatowski rozmieścił również szereg oddziałów na
obu swoich skrzydłach. Kompania 5 pułku kawalerii zajmowała Błonie, szwa
dron huzarów saskich strzegł przestrzeni między Błoniem a Raszynem, batalion
6 pułku piechoty stał z dwiema armatami na Woli. Kawaleria pod dowódz
twem generała Rożnieckiego, złożona z 2, 3, 5 i 6 pułku z czterema działami
konnej artylerii, stała na czele wojsk polskich wprost armii Ferdynanda, któ
rej nawet cofając się, nie przestawała mieć na oku; 1 pułk kawalerii cofnął się
do Góry wieczorem 18 kwietnia i zajął stanowisko położone o 1000 sążni poza
centrum wojska polskiego, gdzie stała również rezerwa artylerii, złożona z pię
ciu lekkich dział 6.
Z rana 19 kawaleria Rożnieckiego stoczyła pod Nadarzynem zaciętą utarcz
kę z przednią strażą arcyksięcia, utarczkę, w której odnaczył się 2 pułk polskiej
jazdy, następnie cofnęła się do głównej armii dla obrony obu skrzydeł.
Armia austriacka ciągnęła od Tarczyna lasami---- Przednią straż — zło
żoną z trzech batalionów piechoty (pułku Vukasovicia), dwóch batalionów
strzelców (Siebengeburger-Wallachen ** ), całej lekkiej kawalerii arcyksięcia
i 12 armat — prowadził generał Mohr. Główny korpus austriacki szedł trzema
jednocześnie drogami: od Nadarzyna, Tarczyna i Piaseczna. Mohr ukazał się po
południu. Jazda polska maskowała jeszcze stanowiska Poniatowskiego. Dopiero
około pierwszej godziny, idąc za obrotem flankowym *** austriackich szwadro
nów — odsłoniła księcia, który przez Michałowice wysłał natychmiast gene
rała Rożnieckiego na tyły swojej armii.
Mógł wówczas arcyksiążę obejść łatwo lewe skrzydło polskie, którego Rawka
nie broniła już dostatecznie powyżej Jaworowa, lecz tego nie uczynił. Według
prawideł sztuki wojennej, początkowo wódz austriacki powinien był ukazać
Poniatowskiemu tylko swoją przednią straż, zatrzymując główny swój korpus
na skraju lasu. Powinien był nadto odłożyć walkę do następnego dnia, starać
się obejść lewe skrzydło polskie, zaatakować jednocześnie centrum. Poniatowski
byłby wówczas zmuszony do szybkiego odwrotu ku Warszawie, co przedsta
wiało niemałe niebezpieczeństwo na równinie gliniastej, rozmokłej wskutek
odwilży. Byłby dalej prawdopodobnie zmuszony zostawić swoją artylerię
w grząskich trzęsawiskach. Manewr ten wpędzał wprawdzie oskrzydlające od
działy austriackie pomiędzy wojsko polskie a Wisłę, lecz liczebna przewaga
arcyksięcia i w tym razie usuwała wszelkie niebezpieczeństwo.
Ferdynand niecierpliwie wyglądał walki. Nie czekając na główny swój kor
pus, polecił generałowi Mohr zdobycie Falent, a zamierzał go sam wspierać od
działami nadchodzącymi na pole bitwy.
Z drugiej strony książę Józef, świadom zwykłej opieszałości Austriaków, nie
spodziewał się natychmiastowego ataku. Sądząc widocznie, że bitwa odłożona
została do następnego dnia, nie cofnął swojej przedniej straży i pozostawił ją
* vel Kamieński (Michał Ignacy)
** siedrniogrodzko-wołoskich
*** manewrem oskrzydlającym
» 295 «
na niebezpiecznym stanowisku, z którego jeden tylko most jako tako ułatwiał
odwrót. Lecz Mohr tak nagle uderzył, że Poniatowski przyjąć musiał bitwę,
nie zmieniwszy w niczym swoich rozkazów.
Sokolnicki miał tylko trzy bataliony i sześć armat przeciw pięciu batalionom
i dwunastu działom Mohra, którego wsparto wkrótce sześciu batalionami i dwu
nastu armatami brygady generała Civalarta7. Bitwa rozpoczęła się o drugiej
po południu. Książę Józef, przebywający wówczas w głównej kwaterze w Ra
szynie, dosiadł zaraz konia i pośpieszył do Falent. Na jego rozkaz trzy działa
lekkiej artylerii rezerwowej zajęły stanowisko obronne przed tą wioską. So
kolnicki, mając wówczas do dyspozycji baterię złożoną z dziewięciu armat,
mógł razić silniejszym ogniem zbliżające się wojska nieprzyjacielskie. Mohr
odpowiedział mocną kanonadą, podczas kiedy jego piechota ciągnęła batalio
nami w ścieśnionej kolumnie.
O godzinie trzeciej Austriacy zdobyli lasek olszowy, a wkrótce później i wieś
Falenty. Batalion 8 pułku, broniący tych dwóch stanowisk, cofnął się w nie
ładzie. Książę uszykował go, sam stanął na czele I batalionu 1 pułku, z bagne
tem w ręku uderzył na Austriaków i odebrał im pozycję. Artyleria polska dziel
nie pomogła księciu celnymi strzałami 8.
Nadciągnęła tymczasem brygada generała Civalarta i Mohr ponowił atak
zwiększonymi siłami przy udziale baterii złożonej z 24 dział. Mimo niezwykłej
waleczności artyleria polska nie mogła długo wytrzymać ich ognia. Zagwoż-
dżono kartaczownicę, kilka jaszczyków wyleciało w powietrze, a wśród kano-
nierów wielu było zabitych i ranionych. Pociski austriackie zapaliły wieś Fa
lenty. Piechota, formowana w kolumny, zdobyła powtórnie lasek olszowy,
a wkrótce potem i wioskę. Poległ wówczas pułkownik Godebski, dowódca 8 puł
ku piechoty, człowiek wielkich zdolności i nieposzlakowanego charakteru9.
Jednocześnie batalion 6 pułku, zewsząd atakowany, z trudnością opierał się
przeważającej sile nieprzyjaciela. Zagrożona ze wszystkich stron, musiała prze
dnia straż polska cofnąć się do Raszyna. Nie obyło się przy tym bez zamiesza
nia: zagwożdżoną kartaczownicę i drugą jeszcze armatę zostawiono na polu
bitwy. Rannym był generał Fiszer, szef sztabu głównego10. Generał Sokol
nicki zdołał jednakże dostać się ze swym oddziałem do Raszyna, częścią po
grobli, częścią brodząc przez bagnisty strumień. Była wówczas piąta po połu
dniu.
Austriacy, ośmieleni tym pierwszym powodzeniem, postanowili uderzyć na
Raszyn. Mimo gęstych strzałów piechoty polskiej postępowali groblą i opano
wali część wioski. Polacy jednak nie dali się wyprzeć z tej części, która bliższą
była ich linii bojowej. Wojska austriackie zaatakowały również wsie Jaworo
wo i Michałowice, lecz słabo i bezskutecznie. Około siódmej wieczorem po
dwoiły wysiłki przeciw środkowi armii polskiej. Jedna kolumna ruszyła przez
Raszyn, druga usiłowała przebyć bagno leżące z lewej strony wioski. Książę
Poniatowski kazał wówczas ustawić po prawej stronie traktu warszawskiego
baterię złożoną z 16 armat, z których 12 było saskich, a 4 polskie. Przez godzinę
działa te nieustannie sypały kartaczami na piechotę austriacką i zmusiły ją
do odwrotu. Austriacy ponieśli w tym miejscu wielkie straty. Książę Józef
zsiadł był z konia i osobiście zagrzewał do walki kanonierów. Przez cały ciąg
bitwy raszyńskiej niejednokrotnie narażał swoje życie. Wszyscy oficerowie szta
bu generalnego byli ranieni lub też konie pod nimi ubito.
» 296 «
JÓZEF KRASIŃSKI
major warszawskiej gwardii narodowej
ROMAN SOŁTYK
kapitan artylerii konnej
» 297 «
zajęciu grobli i lasu położonego za wioską. Zatem, oprócz Falent, Polacy nie
utracili ani jednej piędzi ziemi i utrzymali się na polu bitwy.
W dniu tym straty wojska polskiego wynosiły 450 zabitych, 900 rannych i 40
wziętych do niewoli. Straty Austriaków, którzy walcząc prawie ciągle na otwar
tym polu, bardziej byli wystawieni na strzały nieprzyjacielskie — dochodziły
do 2500 ludzi11.
Mając na względzie ogromną mniejszość sił polskich, śmiało zaliczyć można
bitwę raszyńską do najchlubniejszych w tej kampanii. Jeśli weźmiemy nadto
pod uwagę okoliczność, że armia Ferdynanda składała się z wypróbowanych
w bojach weteranów, a wojsko Poniatowskiego było — rzec można — wojskiem
rekrutów, którzy nigdy ognia nie widzieli — należy podziwiać tym bardziej oka
zaną przez Polaków waleczność.
Zaledwie ucichł ogień, Sasi, którzy mężnie walczyli podczas bitwy, rozpoczęli
odwrót ku Warszawie, a stamtąd do Saksonii, stosownie do otrzymanego przed
kilku dniami rozkazu12. Odwrót ten wywołał wielkie oburzenie w wojsku
polskim. W rzeczy samej opuszczenie sprzymierzeńca w chwili niebezpieczeń
stwa było, jeśli nie podłością, to w każdym razie czynem godnym nagany.
O dziesiątej wieczorem książę Poniatowski zwołał na polu bitwy radę wo
jenną. Poniesione w czasie walki straty, oddalenie się z szeregów wielkiej liczby
żołnierzy, którzy musieli odnieść rannych, odwrót wreszcie Sasów — zreduko
wały siły Poniatowskiego do niespełna 9000 ludzi. Zdecydowano się wobec tego
na odwrót, który należało wykonać w ciągu nocy dla uniknięcia pogoni. Odwrót
rozpoczęty o godzinie jedenastej wieczorem doprowadzono do skutku bez żad
nej innej straty, prócz 2 armat zostawionych w błocie, które miejscami czyniło
drogę wprost nieprzebytą.
MICHAŁ JACKOWSKI
podoficer artylerii konnej
JÓZEF KRASIŃSKI
major warszawskiej gwardii narodowej
Pod wieczór dał mi książę rozkaz do Warszawy, ażeby natychmiast całą
gwardię narodową zwołać i postawić na okopach — od rogatek mokotowskich
do czerniakowskich, oddając nas pod komendę generała Sokolnickiego.
Nim się jeszcze zaczęła bitwa raszyńska, były już dane rozkazy, ażeby na
pierwszy apel była gwardia gotowa do wystąpienia i wymaszerowania na wały.
W dniu tym cała prawie ludność Warszawy wyległa na okopy. Księża i dzieci
z laseczkami i perspektywkami przyszli patrzeć na walkę, jak na jakie wido
wisko. Wróciwszy do miasta, kazałem doboszom po ulicach apel uderzyć
i wkrótce stanęły dwa bataliony gwardii narodowej pod bronią i dowództwem
naszego pułkownika Piotra Łubieńskiego, później przybył Sokolnicki. Wyma-
szerowaliśmy i stanęli na wskazanym miejscu od Belwederu aż do Wisły, albo
wiem ten mały kawałek od mokotowskich rogatek do Belwederu zajęli kadeci
i Szkoła Artylerii i Aplikacyjna. Tam staliśmy przez trzy dni, a przez dwa
pierwsze ucierały się na wszystkich punktach forpoczty i tyralierzy. Zważyw
szy dobrze, cała ta obrona wałów przez nas i przez kadetów tak była słaba
i nieporządna, że mogli byli tą luką Austriacy jednym może dobrym batalio
nem wejść i wziąć Warszawę, ale oni się bardziej bali miasta niż nas, a widząc,
jak mówiłem wyżej, przez perspektywy tyle ludzi na okopach podczas bitwy,
byli pewni, że cała ludność jest uzbrojona, i to sprawiło, iż tak dla nas korzy
stną konwencję książę wyrobił.
Rzecz ciekawa była patrzeć na nasz pułk, mający może na stu ludzi jednego,
który służył niegdyś w wojsku, jak wszyscy stanęli na swoim miejscu, jak każdy
z bronią, amunicją, gorliwością i zapałem gotów był bić się i bronić miasta.
Lecz za to, gdy już broń w kozły złożyli, co się działo z tym obywatelskim
wojskiem! Zaczęło się od tego, że oprócz forpocztów, wart i grenadierów roz
lecieli się wszyscy na różne strony. Jedni za materiałami do budowania sobie
baraków, i ci niedługo wrócili obładowani stołami, drzwiami, okiennicami, de
skami zabranymi pożyczonym sposobem z Łazienek księcia Poniatowskiego
i bliższych przedmieść, z których wkrótce jak dzieci z kart pobudowali sobie
obóz chałupkowy, prawdziwie obywatelski. Większa jeszcze część poleciała do
lasku Łazienkowskiego, gdzie na nich czekały żony, matki, siostry, kochanki,
dzieci, które ich z miasta odprowadziły, a wkrótce za rycerzami przyszły do
» 299
obozu procesjami, obładowane tłomoczkami, poduszkami, supełkami z jedze
niem i rozmaitymi napojami, a dopiero później wozy oficerów, kupców korzen
nych, wyładowane winem, porterem, marynatami itp., których pewnie w tym
obozie więcej sprzedali, niźliby mogli w Warszawie.---- Lecz muszę oddać
sprawiedliwość obywatelom Warszawy, iż to pierwsza jedynie noc naszego
obozu była takd, co zresztą nie ich było winą, lecz przyjaciół i przyjaciółek
z nimi się żegnających. Nazajutrz rano przy uderzeniu pobudki wstali wszyscy,
prócz kobiet, wszyscy byli na nogach, a nikogo nie brakowało.
PIOTR STRZYŻEWSKI
szef szwadronu 3 pułku ułanów
ROMAN SOŁTYK
kapitan artylerii konnej
Nazajutrz, 21, dwaj wodzowie zjechali się znowu. Ułożyli punkty zasadnicze
umowy, na skutek której wojska polskie ewakuować miały Warszawę. Arcy
książę nie chciał zrazu przystać na wszystkie żądania Poniatowskiego, lecz spo
strzegłszy w jego orszaku jeźdźców pospolitego ruszenia ubranych po cywilne
mu i uzbrojonych lancami, nie mógł ukryć doznanego wrażenia. Poznał z tego,
że wojna mogła stać się narodową. Chcąc zaś za wszelką cenę uniknąć tej
ostateczności, pośpieszył zawrzeć układ, który opiewa, że: „W przeciągu 48 go
dzin wojsko ustąpi ze stolicy, przez cały ten czas przerwane zostaną wszelkie
kroki wojenne. Po upływie tego terminu Austriacy zajmą stolicę, lecz nie będą
mogli nakładać na mieszkańców żadnych kontrybucji wojennych. Urzędnicy cy
wilni, Polacy i Sasi, oficerowie i żołnierze francuscy mają pięć dni pozostawio
nych sobie do opuszczenia miasta. Armia polska ma prawo zabrać broń i amu
nicję będącą w Warszawie. Powierzono wreszcie szlachetnej opiece wojska
austriackiego chorych i ranionych, którzy, po przyjściu do zdrowia, będą mogli
powrócić do swoich oddziałów. Osoby, własności i kościoły wszystkich wyznań
będą szanowane’. Umowę tę podpisano 21 kwietnia o godzinie piątej po po
łudniu.
Pogrążyła ona w smutku wojsko i mieszkańców Warszawy. Książę sam czynił
sobie z tego powodu gorzkie wymówki i tymi słowy zwrócił się do generała
Pelletier, który przyszedł po rozkazy:
— Generale, lękam się, czy nie podpisałem mojej niesławy.
Pelłetier odpowiedział:
— Mości książę, bądź spokojnym. Sprawa Polski nie straci, lecz zyska na tej
umowie. Przeszedłszy na prawy brzeg Wisły, będziesz mógł działać swobodniej,
Austriacy zaś uwiężą w Warszawie znaczną część wojsk swoich.
Broń i amunicję, będące w arsenale, wywieziono do Modlina na statkach z ro
zebranego mostu na Wiśle. Wojsko przeszło przez rzekę i pociągnęło następnie
do Modlina i Serocka. 23 o czwartej po południu wszystko było już uprzątnięte,
Rada Ministrów ustąpiła do Tykocina, zabierając z sobą archiwum państwo
we 1£\
R. Sołtyk, op. cit., s. 69—70.
» 301
PRZYPISY
1 Opinia Sokolnickiego nie jest obiek 5 pułk strzelców konnych — płk Kazi
tywna. Poniatowski zdawał sobie bo mierz Turno; 6 pułk ułanów — płk Do
wiem sprawę z niebezpieczeństwa i je minik Dziewanowski; 1 batalion arty
szcze kilka miesięcy przed kampanią lerii — ppłk Jakub Redel; III batalion
ostrzegał Napoleona. Cesarz jednak wy artylerii — ppłk Józef Hurtig; I bata
prowadził z Księstwa kilka polskich lion artylerii konnej — kpt Włodzimierz
pułków piechoty do Hiszpanii, Gdańska Potocki.
i twierdz niemieckich, przez co bardzo 7 Brygada gen. Civalarta składała się
poważnie osłabił jego obronę. Wg „Obe z dwóch pułków piechoty. Oprócz nich
cnego stanu armii Księstwa Warszaw atakowały Polaków cztery szwadrony
skiego” z 1 I 1809 (Archiwum Wojenne huzarów palatyńskich i dwa bataliony
w Vincennes. Seria C 2 88. Armee wołoskie, należące do straży przedniej
d’Allemagne. 1809). W przededniu woj gen. Mohra. Na same Falenty uderzył
ny z Austrią obok etatowego wyposa pułk piechoty Vukasovicia, również ze
żenia żołnierzy zgromadzono w magazy straży przedniej.
nach 21 tys. karabinów, 830 par pisto 8 Był to najbardziej dramatyczny mo
letów i 750 szabel dla ewentualnego ment walki. Swym czynem ks. Józef
uzbrojenia gwardii narodowej i pospo zyskał sobie znaczną popularność i udo
litego ruszenia. Poniatowski zwracał wodnił, że nie zbywa mu na osobistej
uwagę Napoleona, że Księstwo, aby odwadze.
mieć pełną gotowość bojową, musi 9 Godebski został śmiertelnie ranny
otrzymać jeszcze 10 tys. karabinów, dopiero około godziny 8 wieczorem,
6 tys. par pistoletów, 10 tys. tasaków kiedy na czele I batalionu 8 pułku pie
dla piechoty i 9 tys. szabel dla kawale choty starał się oczyścić z Austriaków
rii. Księstwo w przededniu wojny miało groblę prowadzącą z Raszyna do wsi
93 działa połowę małego kalibru, 150 Puchały. Austriacy schronili się do mu
dział fortecznych. Ks. Józef domagał się rowanego magazynu, skąd ostrzeliwali
przysłania mu 120 dział ciężkiego ka Polaków: „Najpierwszy wpadł furtką do
libru dla twierdz w Modlinie, Toruniu, tego magazynu, a za nim grenadierzy
Częstochowie i na Pradze. W magazy z batalionu II Skaliński i Arsianowski,
nach było 5 min sztuk amunicji dla lecz dano ognia plutonem, gdzie naj
piechoty. przód konia [Godebskiego] zabito, puł
2 Kawaleria Rożnieckiego była zbyt kownik plejzerowany w piersi, grena
słaba i nie miała wcale za zadanie po dier Skaliński na placu został, a grena
wstrzymywać nieprzyjaciela, a tylko dier Arsianowski plejzerowany lekko
rozpoznać jego siły i zamiary. w rękę wyciągnął śmiertelnego pułkow
8 Mallet spotkał w Nowym Mieście nika Godebskiego. Już wchodził oddział
nie kwatermistrzów, ale wspomniane w tę furtkę, lecz strata ukochanego puł
go Węgra — Paczanya. Natychmiast też kownika każdego przeszyła smutkiem,
zawiózł do Warszawy bilet arcyksięcia zwłaszcza że prosił, aby go unieść z pla
Ferdynanda z zapowiedzią, że wojna cu”. Raport ostatnich czynności w dniu
rozpocznie się 15 kwietnia o 7 rano. 19 V [sic!] batalionu pułku 8-go p., zło
Mallet stanął w Warszawie godzinę po żonego z dwu kompanii grenadierskich
oficjalnym rozpoczęciu kampanii. i czterech fizylier skich baonu I-go [w:]
4 Były to I i II bataliony 3 pułku pie B. Pawłowski Historia wojny polsko-
choty pod dowództwein gen. Łukasza -austriackiej 1809 r.,' Warszawa 1935,
Biegańskiego. s. 144—145.
5 Siły saskie na terenie Księstwa li Ranny Godebski zmarł w drodze do
czyły ogółem 1500 żołnierzy piechoty, Warszawy późnym wieczorem. Pocho
500 huzarów oraz 2 działa (a nie 12, jak wany został na cmentarzu Powązkow
poda je Sołtyk). skim, gdzie zachował się do dziś jego
8 Dowódcami wymienionych tu jed grobowiec. Stanisław Potocki — prezes
nostek byli: 1 pułk piechoty — płk Ka Rady Stanu i Rady Ministrów —
zimierz Małachowski; 2 pp — płk Sta wzniósł później w swym Wilanowie po
nisław Potocki; 3 pp — płk Edward mnik ku czci żołnierzy polskich pole
Żółtowski; 6 pp — płk Julian Sieraw- głych pod Raszynem.
ski; 8 pp — płk Cyprian Godebski; 10 Ranny gen. Stanisław Fiszer nie
1 pułk strzelców konnych — płk Kon mógł brać czynnego udziału w walkach
stanty Przebendowski; 2 pułk uła i udał się do Torunia.
nów — płk Tadeusz Tyszkiewicz; 3 pułk 11 Są to dane, które podaje ks. Józef
ułanów — płk Benedykt Łączyński; w swym raporcie do Napoleona z 1 V
» 302 «
1809. Sołtyk, opracowując historię kam ułanów, o którym wspomina w swej re
panii galicyjskiej, korzystał z korespon lacji Michał Jackowski.
dencji Poniatowskiego, którą znalazł 14 Spotkanie ks. Józefa z arcyksię-
w Archiwum Wojennym w Vincennes. ciem Ferdynandem nastąpiło 20 kwiet
W archiwum tym zachowano kilkadzie nia wieczorem w Rakowcu. Zawarto
siąt stron notatek i wyciągów sporzą wówczas 48-godzinny rozejm.
dzonych przez Sołtyka. 15 Rada Ministrów wycofała się naj
12 Sasi chcieli wycofać się jeszcze pierw do Torunia, a dopiero po zagro
przed bitwą, ale nie zezwolił na to Po żeniu tego miasta przez Austriaków —
niatowski. do Tykocina.
18 Był to ten sam szwadron 3 pułku
21
POCZĄTEK OFENSYWY
PIOTR STRZYŻEWSKI
szef szwadronu 3 pul/cu ułanów
* próbować
** Benedykta Łączyńskiego
> 305 «
ich podwładnych. Odpowiedziałem śmiało, że nie. Obróciwszy się więc do adiu
tanta, rozkazał, aby konie artylerii ustąpiły mi żłobów na placu postawionych.
Sam zaś, abym pozostał u niego na obiedzie. Kazawszy więc dać obrok na ko
niach wieziony i ludziom gotować, co mają w sakwach, wróciłem do generała,
który spojrzawszy na mnie rzekł:
— Wybrałem ciebie, któremu chcę zrobić wkroczenie najpierwszemu do Ga
licji — pokazując ręką na przeciwną stronę rzeki.
Skłoniłem się militarnie przez przyłożenie ręki do czapki, której jeszcze nie
zdjąłem, oczekując na to rozkazu generała.
— Postaraj się o przewodnika do Radzymina. Idzie z tobą szef batalionu
Sierawski 6 ze swoim batalionem i dwa działa artylerii konnej. Tam stoją Au
striacy, których trzeba wypędzić. Ja za wami pospieszę.
Natenczas kazał mi się rozbroić, wkrótce dano obiad, po którym, gdy się tak
zmierzchło, żem własnego konia pod sobą nie widział, udałem się przez most
na drugą stronę rzeki, postępując za światełkiem latarni niesionej przez prze
wodnika. Ledwieśmy kilkaset kroków uszli, gdy stojąca wedeta huzarów dała
ognia z pistoletu i uciekła do swojej placówki. Do tej przypadliśmy prędko,
dyrygując Się * na wielki ogień przez nią rozłożony, gdy mój przewodnik i jego
błahe światełko na pierwszy wystrzał znikło. Za naszym do ognia przybyciem
już i placówka znikła, odstrzelając się tylko za sobą, będąc przez wysłany ode
mnie oddział ściganą. Przy ogniu zastaliśmy furaż, wołu i beczkę wódki, którą
kazałem przy sobie wytoczyć, aby z niej moi żołnierze złego użytku nie zrobili.
Postępowaliśmy więc przez las, częścią za odgłosem strzałów, częścią za blado
bielejącą się drogą, aż na koniec wyszliśmy za las, więcej jak milowej długości.
Natenczas dały mi się widzieć liczne ognie nieprzyjacielskie, które pod mia
stem założono. Stanęliśmy więc pod lasem i postawiwszy w pewnej odległości
straże, kazałem zsiąść z koni, aby im i ludziom zmęczonym [dać] wypocząć. Bę
dącego zaś przy mnie ochotnika, młodego Madalińskiego, syna sławnego gene
rała, wysłałem na powrót, dając znać szefowi Sierawskiemu, że już jestem
na drugiej stronie lasu, że widzę ognie nieprzyjacielskie, i zachęcając go do
pośpiechu z batalionem i artylerią, gdyż od mocniejszej kawalerii mogę być
porażony. Nic jednak nieprzyjaciel przeciwko mnie nie tentował, chociaż od
swojej placówki był uwiadomiony.
Nadszedł na koniec Sierawski. Gdy już szarzeć zaczęło, umówiliśmy się, iż
on po pewnym spoczynku podstąpi pod obóz nieprzyjacielski i ogień rozpocznie.
Ja zaś, widząc już wojsko nieprzyjacielskie zaangażowane, wpadnę do miastecz
ka i to oczyściwszy, wezmę tył Austriakom. Co się też nam jak najlepiej po
wiodło. Skorom się znalazł w Radzyminie, mieszkańcy zewsząd wylatali wska
zując, gdzie się nieprzyjaciel ukrywa, tudzież mały dziedziniec, w którym się
mała komenda zamknęła. Gdy to łatwo zdobyte zostało, a kawaleria austriacka,
nie wiem czemu, tak spiesznie się cofnęła, wpadłem podług umówionego planu
w tył piechoty, a Sierawski, spostrzegłszy moje chorągiewki, strzelać przestał
i poszedł na bagnety. Tym sposobem dwa bataliony piechoty zmuszone zosta
ły do poddania się, które generał Dąbrowski, nadciągnąwszy na południe, już
na rynku zastał jako niewolników strzeżonych 7.
* kierując się
» 306 «
MACIEJ RYBIŃSKI
kapitan 6 pułku piechoty
♦ Chorwatów
** rzemienie wchodzące w skład żoł
nierskiego oporządzenia
» 307
strzelby. Po polsku nie umieli, ale że była w sercach ich uczciwość, wszystko
poszło i szło dobrze. Prawdziwie wszyscy byli uczciwi ludzie i chętni.
Tych Żmudzinów pod Radzyminem poległo kilku, między którymi Jakubaytys
i Maciulonis. Szlachetni ludzie w całym znaczeniu słowa. Maciulonis był to
człowiek nadzwyczajnie w minie surowej i poważnej i jakiś na jego pięknej
twarzy rozlewał się smutek. Ale smutek, jaki spostrzegamy na myślących lu
dziach, obiecujących się w coś wyrobić. Charakter było widać męski, determi
nację i wzrok rozkazujący. Poległ, otoczony od kilkunastu Kroatów, i nie bez
chwały w tej homerycznej, osobistej walce.
Jakubaytys, u tego najnaiwniejszy zawsze uśmiech, dobry i wesoły humor,
żartobliwość i przywiązanie. Bo zawsze do mnie przychodził i w czasie tej
utarczki zawsze przy mnie i twarz zawsze wypogodzona. Gdy go kula trafiła
w pierś, dał mi rękę, a ja go w czoło pocałowałem. Nie rozumiałem jego ostat
nich słów, mówił po żmudzku. A wesołość, jaką miał, zdobiła twarz jego
i w śmierci. Bośmy poległych grzebali z kompanią. Zginął na miejscu przezna
czonym dla zeszłych ze świata.
Po tej potyczce dzienny był rozkaz przypisujący wzięcie miasteczka hułanom,
wymieniając ich dowódcę Strzyżewskiego, kiedy ci właśnie wiele ucierpieli
w polu i byli zmieszani, a do przywrócenia porządku, najwięcej do niego przy
czynił się odważny ich szef szwadronu Piasecl / . Sprawiedliwiej było o nim
wspomnieć w rozkazie!
JULIAN SIERAWSKI
pułkownik — dowódca 6 pułku piechoty
Dnia 2 maja po szybkim a długim marszu jenerał Sokolnicki, już po zacho
dzie słońca, postawił piechotę swoją naprzeciw Góry Kalwarii, czołem do Wisły,
na której generał Schauroth w kilka godzin mógł dokończyć budowę mostu
łyżwowego. Po dość krótkim spoczynku jenerał Pelletier przyjechał z głównej
kwatery i oświadczył pułkownikowi Sierawskiemu, że stosownie do rozkazu
wodza naczelnego jenerał Sokolnicki z pułkiem 12 i artylerią pozostaje w obo
zie. a pułk 6 ma uderzyć przed północą na szaniec przed mostowy, już dokoń
czony a mający dwa tylko wejścia tam właśnie, gdzie ramiona kątów jego
Wisła przecina 10. Gdy pułkownik Sierawski ogłosił ten rozkaz pułkowi 6, wszy
scy oficerowie, podoficerowie i żołnierze tak wielką okazali radość, jak gdyby
na ucztę lub zabawę iść mieli. Wśród tej radości pułkownik mówił te słowa:
— Trzeba cicho maszerować, nie brzękać bronią i nie strzelać, aż wejdziemy
do szańców.
Zaraz jeden fizylier odezwał się z tą szczególną, lecz sprawiedliwą uwagą:
— Choćby też pan pułkownik i strzelać rozkazał, ja bym niekarność popełnił,
bo u mej starej ruśnicy kurka nie ma.
— I ja także! I ja także! — odezwali się drudzy.
— Ale bagnet jest! — rzekli oficerowie i zaczęli się do rozprawy szykować.
Noc była zamiarowi temu nader przyjazna, bo ciemna, i przeto ufny w odwadze
» 308 «
i zdolności swych podkomendnych ruszył z obozu Sierawski w kierunku tym,
gdzie słyszał odgłos topora i echo szyldwachów austriackich, bo innego prze
wodnika nie miał przed sobą n.
Wkrótce po trudnym przeciśnięciu się przez krzaki bagniste, które szaniec
przedmościa otaczały ze wszech stron, szef Bogusławski z dwiema kompaniami
woltyżerów i cząstką batalionu II pomaszerował w lewo, aż do brzegu Wisły,
a szef Suchodolski z batalionem III udał się na prawo i w odległości niewielkiej
okrążył wały rzeczone. Sam zaś pułkownik Sierawski z batalionem Blumera
i dwiema kompaniami grenadierów pod komendą kapitana Rohland maszerują
cych zbliżał się wolnym krokiem do narożników środkowych. Ta kolumna przez
Austriaków najprzód była spostrzeżoną, bo miała gęste krzaki do przebycia
i sztabsoficerów na koniach. Cała więc uwaga załogi tam obróconą została.
Wkrótce nagłe wystrzały wskazały atakującym szaniec już bliski. W tej chwili
dowódca pułku zakomenderował:
— Grenadiery, biegiem krocz!
Lecz nim tam kolumna weszła do fosy okopu, już od strony Bogusławskiego
słyszeć się dało okropne „hura!”, kilka razy powtórzone, bo ten odważny i do
świadczony legionista na czele kolumny swojej z bagnetem w ręku najpierwszy
stanął poza okopem, lecz był przy nim kapitan Rybiński i porucznik Kozłowski.
W kilka chwil później z przeciwnej strony wszedł Suchodolski z kapitanem
Górskim i Błeszyńskim. Batalion zaś pierwszy z oficerami swoimi iść począł do
szturmu i krzycząc „hura!” tak silnie, jak i tamte oddziały.
Sierżant Rychłowski, mający lat 15, najpierwszy wskoczył do rowu i zachę
cając naszych do wdrapania się na okop, sam na nim stanął co żywo. W czasie
zaś tego dobywania się żołnierzy z fosy na wały pułkownik Sierawski, podpuł
kownik Blumer i adiutant Owczarski wjechali do środka szańców drogą utoro
waną przez kolumnę szefa Bogusławskiego 12. Wtedy rozpoczęła się rzeź trudna
do opisania. Austriacy ściśnięci około swych baraków bronili się z rozpaczą, bo
most był nie dokończonym, a Wisła niepospolicie głęboka. Żołnierze pułku 6
wydzierali Austriakom ich długie, nowe i kształtne karabiny i dopiero te na
bijali i z tych strzelali, bo na nieszczęście ta broń, którą miał w ręku pułk 6,
tak była i w lufach, i w zapałach wychlustaną *, że bagnet zlatywał, a połowa
naboju między panewką a deklem rozklekotanym trwoniła się daremnie.
Nadeszła tam i kompania grenadierów pułku 12, lecz ta cofnęła się natych
miast. Zabraliśmy cały regiment austriacki [Bailleta] w niewolę, bo dwie kom
panie fizylierskie pułku 6 rozrzucone poza okopami chwytały tych Austriaków,
którzy w sitowiu nadwiślańskim ukrywać się chcieli13. Ucichła jednak ta walka
w 20 minut, bo jenerał Schauroth przepłynął Wisłę na czółnie, a rozbrojona za
łoga poddała się zwycięzcom i o ten czas dopiero artyleria najezdników na
szych pod Górą Kalwarią za parapetem stojąca rzucać poczęła granaty i do
okopów, i na most, aby nie dokończony ten zniszczyć zupełnie. Lecz nawzajem
gromorzutniki nasze przytoczyli kilka dział lekkich nad sam brzeg Wisły i traf
nie kierując nimi rzeczoną baterią po większej części zdemontowali.
Książę Józef, skoro o tym zwycięstwie przez kapitana Sabina Sierawskiego
uwiadomionym został, przyjechał do obozu pułku 6 pełen radości, że pułk ten
widzi uzbrojonym w karabiny nieprzyjaciołom wydarte. Dziękował sztabsofi-
cerom i całemu pułkowi, że walecznością swoją uświetnił rocznicę 3 Maja, a po
tem, lustrując uszykowaną gromadę jeńców, przemówił do ich starszyzny w ję
zyku niemieckim tymi słowy: .
* wyślizganą
» 309 «
~ Przyjmijcie, mości panowie, od dawnego kolegi waszego tę małą kwotę
pieniędzy ofiarowaną w tym celu, abyście mogli żyć wygodnie, nim was odeślę
do dziedzin waszych.
Lecz żołnierze pułku 6 zrozumieli tę mowę, bo gdy książę Józef podawał rze
czonym oficerom kilkaset dukatów holenderskich, słyszeć się dały w szeregach
pułku 6 następujące wyrazy:
— Niech książę jegomość te paczki dukatów schowa dla siebie, wrócim te
wszystkie fanty i te sakiewki, którymi nas obdarzyli, bośmy ich dolę respekto
wali.
To mówiąc, płaszcze, zegarki, sakiewki składać poczęli przed stopami księcia
Józefa, który patrząc na tę wspaniałość rodaków i zadziwienie rozbrojonego
pułku Bailleta, zsiadł z konia i zamiast użycia swojej wymowy całował ze
łzami w oczach i oficerów, i żołnierzy, których lubił i kochał tak silnie i szcze
rze, jak ojciec przychylnych synów.
Po tym zdarzeniu ten słusznie uwielbiany naczelnik zatrudnił się wygodami
i przewiezieniem rannych, częścią na Pragę i do Serocka, częścią do wiosek
pobliskich, bo w tym ataku wielu oficerów, podoficerów i żołnierzy poległo 14.
Porucznik Kozłowski miał pierś przeszytą na wylot, a jednak z wielu innymi
ciężko rannymi był wyleczony w Puławach, gdzie księżna generałowa * z tro
skliwością niepospolitą, lecz prawdziwie macierzyńską, tam odesłanych obroń
ców kraju pielęgnowała.
Trudno zamilczeć i o tym, że następnej nocy Włodzimierz Potocki, widząc
potrzebę zniszczenia wałów zdobytych, nim wojsko nasze posunie się dalej, roz
dawał z własnej kieszeni po 30 dukatów kompaniom wyborczym pułku 6, a to
w tym celu, aby żołnierze po trudach boju nie spoczywali, lecz narożniki szańca
przedmostowego z ziemią zrównali.
Wódz naczelny, przekonawszy się, ile dwa pierwsze bataliony pułku 6 przy
zdobyciu przedmością tego straciły, rozkazał je dokompletować batalionem III,
a szczątki tego batalionu dla ćwiczenia nowo zaciągłych do Serocka odesłać.
Żeby zaś pojąć przyczyny tak znacznej straty, trzeba pamiętać, że pułk 6
działał tylko bagnetami, bo nie miał więcej jak 300 karabinów mogących strze
lać i te, co zdobył pod Radzyminem.
MIKOŁAJ BRONIKOWSKI
generał brygady
Zajmujemy już trzy wielkie cyrkuły — stanisławowski, siedlecki i bialski.
Nasze przednie straże są dziś w Stężycy, Adamowie, Łukowie i Konstantynowie.
W trzech bitwach, stoczonych w Galicji, zabiliśmy nieprzyjacielowi 1000 ludzi
i zabraliśmy 3000 jeńców, 3 działa, sztandary etc. Zabraliśmy im wczoraj przy
czółek mostowy, gdzie cały pułk waloński Bailleta został wzięty do niewoli
albo wybity, to jest 50 oficerów, poczynając od pułkownika, oraz 2000 jeń
ców. - - -
* Izabela Czartoryska
» 310 «
Naszym oddziałom niczego tu nie brakuje, ale są one słabe liczbą, bowiem
mamy w tej chwili pod bronią tylko 8000 piechoty i 3000 kawalerii, gdyż reszta
jest w Gdańsku, Toruniu, Modlinie i Serocku. Ta mała armia krępuje jednak
ruchy wroga, który jest bardzo silny. Musimy stawiać czoła ośmiu regimentom
piechoty, a więc Davidovicia, Vukasovicia, Bailleta (który został cały zabrany
na przyczółku), Straucha, Wagenfelda, Kotulinskiego, jeden batalion pułku
Wurtemberga, jeden Reuss-Kreutz i dwu Grautz Regiment Valach, potem ka
walerii — dwu regimentom Husard Keiser Franz i Palatinat, kirasjerom Som-
mariva, dwu regimentom dragonów i dwu szwoleżerów.
Jeśli idzie o Galicjan, to duch ich jest znakomity, choć trochę nieśmiały,
słowo wyrzeczone w imieniu cesarza dodałoby im odwagi i zachęciłoby ich do
ofiar.----
Zostałem wysłany przez księcia dla obserwacji i upewnienia się o ruchach
nieprzyjaciela tak w mieście Warszawie, jak w jej okolicach, co można dobrze
widzieć z drugiego brzegu Wisły. W tym czasie otrzymuję wiadomość o wy
granej bitwie i rozkaz bicia z dział na Pradze. Wieczorem kazałem iluminować
Pragę i zrobić wielki transparent, doskonale czytelny z drugiej strony rzeki
dla mieszkańców Warszawy, na którym umieściłem tylko słowa: Vive l’empe-
reur! i sześć nazw miejscowości, gdzie stoczono bitwy i potyczki. Całe miasto
udało się najpierw na brzeg i powtarzało Vive l’empereur! mimo wszelkim
przeszkodom i mimo bicia kolbami, którymi Austriacy obdarowywali lud. Wiele
domów było iluminowanych, a radość była tak wielka, że sprowadzono więcej
oddziałów do miasta z obawy, aby nie spotkało ich to, co Rosjan w roku 1793 15.
PRZYPISY
1 Załogę Torunia stanowiły nowo 5 Grupa Dąbrowskiego składała się
sformowane bataliony 10, 11 i 12 pułku z 5 pułku strzelców konnych, 6 pułku
piechoty, liczące 3621 żołnierzy. Austria ułanów, II batalionu 6 pułku piechoty
cka wyprawa na Toruń podjęta została i szwadronu 3 pułku ułanów. Miała po
w połowie maja, a nie zaraz po bitwie suwać się po osi Serock — Radzymin —
pod Raszynem. Grochów, wraz z grupami gen. Ka
2 Był to szaniec przedmostowy na le mieńskiego (1 pułk strzelców konnych
wym brzegu Wisły, naprzeciw Torunia, i dwa szwadrony 3 pułku ułanów), gen.
zbudowany już po rozpoczęciu wojny Sokolnickiego (12 pułk piechoty, 2 pułk
i nie ukończony. Jego załogę stanowił ułanów i 500 ochotników), Dąbrowski
III batalion 11 pułku piechoty z 3 dzia miał uderzyć na Austriaków i zniszczyć
łami. Dowódcą był płk Mielżyński. ich bądź zmusić do odwrotu na lewy
3 Był to szef sztabu korpusu gen. brzeg Wisły. Wymarsz nastąpił w nocy
Mohra — płk Brusch. Poległ trafiony z 25 na 26 kwietnia.
kartaczem, a Polacy, wykorzystując za 6 Sierawski Julian (Jan Kanty Ju
mieszanie w szeregach austriackich, lian) miał wówczas stopień pułkow
zdołali wycofać się ku kępie na Wiśle. nika, a nie szefa batalionu i dowodził
Przyczółek wraz z 2 działami dostał się 6 pułkiem piechoty.
w ręce wroga. Austriacy przypuścili 7 Do niewoli dostało się 130 Austria
wówczas atak na sam most. ków, a 200 zostało zabitych bądź ran
4 Dodatkowy artykuł do konwencji nych.
z 21 kwietnia przewidywał, że obie 8 Sokolnicki wyparł w tym czasie gen.
strony nie będą prowadziły ognia przez Mohra ze Szmulowizny i zaatakował
Wisłę w rejonie Warszawy. główne jego siły na Grochówie. Mimo
» 311 «
•przewagi liczebnej Austriaków zmusił tego kierunku, zaatakowano najpierw
Mohra do odwrotu na Gocław i Wawer. bastion północny. Przyczółek miał być
9 W Radzyminie był tylko pluton hu ukończony 3 maja i dlatego Polacy nie
zarów węgierskich, stąd wątpliwe, by mogli zwlekać z atakiem.
jazda Strzyżewskiego została przez nich 12 Z relacji Sierawskiego mogłoby
rozproszona. wynikać, że przyczółek został zdobyty
10 Austriacki przyczółek mostowy pod niemal w marszu. W istocie jednak Au
Ostrówkiem (naprzeciw Góry Kalwarii) striacy odparli dwa pierwsze szturmy
oparty był o brzeg Wisły. Mógł pomie i walka toczyła się od północy do dru
ścić do 1000 ludzi, 7 dział i 3 haubice. giej nad ranem.
Dostęp do niego utrudniały bagna, za 13 Wg raportu ks. Józefa przesłanego
rośla i piaszczyste łachy. Bezpośrednio Napoleonowi Polacy pojmali na przy
przed polskim atakiem załoga została czółku 1800 żołnierzy, 40 oficerów,
wzmocniona i liczyła 1600 ludzi oraz a także zdobyli 2 sztandary i 3 działa.
3 działa. Dowodził nią płk Czerwinka. Liczba jeńców jest przesadzona. W rze
Wbrew temu, co pisze Sierawski, czywistości wzięto do niewoli ok.
12 pułk nie pozostał w obozie, ale w re 1000 Austriaków.
zerwie, tak aby w każdej chwili moż 14 Straty polskie pod Ostrówkiem nie
na było go rzucić do walki. były zbyt wielkie, wynosiły bowiem
11 Informacja nieścisła. Sokolnicki 50 zabitych i 120 rannych wobec 500 za
miał dość dokładne doniesienia o sta bitych i rannych Austriaków.
nie przyczółka i wiedział, że najsłabsza 15 Chodzi oczywiście o powstanie ko
jest obrona r.d strony południowej. Aby ściuszkowskie 1794.
więc odwrócić uwagę Austriaków od
22
PORANNA KAWA U KOMENDANTA ZAMOŚCIA
PIOTR STRZYŻEWSKI
szef szwadronu 3 pułku ułanów
♦ karczmie
» 314 «
przyjaźni. Drudzy za nim pospieszyli. Wtenczas miałem przyjemność powitać
godniejszych z okolicy obywateli, którzy mnie do mej kwatery odprowadzili
i wiele interesujących mnie rzeczy donieśli.
Profitując z rodzaju położenia miejsca, kazałem rządcy ordynacji dostawić
mi kilkaset ludzi, którzy kupkami porozstawiani palili ognie, migali się przed
nimi i z daleka reprezentowali wojsko. Tymczasem zaleciłem mu przysposobić
kilkaset zdatnych drabin do szturmu, oczekiwałem bowiem co chwila przybycia
naszego wojska. Jakoż niebawem nadciągnęło ze strony Szczebrzeszyna 2, a do
wiedziawszy się o mej bytności na miejscu, generał Pelletier chciał mnie wi
dzieć. Kazał się więc jednemu z mych kolegów prowadzić do mej kwatery,
a zatrzymywany wszędzie zwyczajem wojskowym od placówek tudzież widząc
liczne ognie formujące długą linię, za zbliżeniem się do mnie rzekł po fran
cusku:
— Kochany kolego, rozumiałem, iż stutysięczną armią dowodzisz.
Nagadawszy mi komplementów na sposób mych rozporządzeń zapytał, czym
z bliska rozpoznał fortecę. Odpowiedziałem, że nic mi nie pozostaje do widze
nia prócz jej wnętrza. Uśmiechnął się na to i mówił:
— Pokaż mi najsłabszą stronę.
Zaprowadziłem go do Janowic, a tam postawiwszy w alejach przez Jana Za
moyskiego sadzonych, mógł się przekonać tak o niskości murów, jako nie egzy
stującej tam fosie, równie łatwym do przejścia miejscu bagnistym. Niezmiernie
tym ucieszony kazał mi być u siebie wieczór na radzie wojennej i pospieszył
do swej kwatery, a jam do mojej powrócił. Obywatele zaś, którzy mnie odwie
dzili, równie wrócili do domu.
Stanąwszy wieczór u generała, zastałem tam dowodzącego generała Kamiń-
skiego, generała Pelletier, pułkowników Stasia Potockiego od piechotyti Dzie
wanowskiego od jazdy tudzież kapitana od artylerii Romana Sołtyka. Przed
tym wszystkim proponowano komendantowi fortecy 3 przez parlamentara pod
danie się, a gdy za zbliżeniem się onego strzelono do tegoż, zapytał się parla-
mentar kroku przeciwnego prawidłom, odpowiedziano mu, iż przybyła na
przód jazda żartowała z niego, trąbiąc rano i wieczór, a nikogo nie posyłając
do rozmowy. Trąbienie to nie było niczym innym, jak rozrywką na przednich
czatach dla uprzyjemnienia i rozweselenia, tak młodych oficerów stojących
na spieku ciągle słońca, jak i żołnierzy, dla których kazałem rano i wieczór
grać trębaczom piosnki, mazurki i fanfary.
Narady się więc rozpoczęły i udecydowano, iż kapitan Sołtyk zbliży się
z artylerią pod miasto, która była bardzo szczupła, bo tylko jeden granatnik,
moździerz i cztery armaty liczyła 4, rozpocznie ogień o dwunastej, który ma
trwać do pierwszej po północy. Natenczas ustać ma zupełnie na dowód, żeśmy
uznali niemożność wzięcia fortecy, co gdy Austriaków w tym mniemaniu
utwierdzić powinno, jako skutek niezawodny i po kilkugodzinnej pauzie, rów
no ze świtem, weżmiemy broń i drabiny i podstąpimy do miasta, którego szturm
bez wystrzału miał być przedsięwzięty. Gdy takie przeznaczenie piechota otrzy
mała, kawaleria miała sobie przysposobić tarcic na zastąpienie tych, które nie
przyjaciel pozdejmował z mostów przed bramami, i ku tymże postąpić, a dla
zasłonienia tej czynności i otworzenia bram każdy z nas dostał w komendę
dwie armaty i kompanię woltyżerów.
Otrzymawszy więc rozkazy, zajęliśmy się rozkazem danym i jego wykona
niem. Noc była już ciemna, gdy udałem się do obozu dla wzięcia kompanii
piechoty i armat. Wtem słyszę mocny głos wołający mnie po nazwisku, a gdy
się do niego odzywam, widzę zbliżającego się Stasia Potockiego, który mi mo-
» 315 «
wi, abym wszystkiego zaniechał i pospieszył do generała Pelletier, gdyż na
skutek listu nadeszłego pod moim adresem atak odwołany i odwrót wojska
nakazany. Zmieszałem się niezmiernie, nie pojmując, co by to był za list. Po
spieszam do generała, którego zastaję samego, leżącego na słomie, a skoro mnie
spostrzegł, mówi po francusku, gdyż polskiego języka nie znał:
— Wiesz, że wszystko zmienione, cofamy się w ten moment, lecz wkrótce
w większej sile powrócimy, a to wskutek listu do ciebie pisanego, który donosi,
że 12 tysięcy Austriaków spieszy na odsiecz Zamościa i równo ze dniem tu
będą. Znaleźliśmy się więc w najsmutniejszym położeniu.
Pytam się:
— Kto pisał ten list i gdzie on jest?
Na to generał odpowie, że był bez podpisu i że go natychmiast odesłał księ
ciu Poniatowskiemu jako wskazówkę, z jaką siłą mamy mieć do czynienia. Na
to pozwoliłem sobie zrobić generałowi przedstawienie, który miał dla mnie
wiele przyjaźni, iż jakkolwiek wiadomość ta może być uzasadniona, póty jej
wierzyć nie mogę, póki mój patrol, ze trzech wprawdzie żołnierzy złożony, nie
wróci spod Tomaszowa, skąd oczekiwany nieprzyjaciel miał nadciągnąć, iż by
łem pewny, że nie mogą wszyscy popaść w ręce nieprzyjaciela, gdyż wybrałem
ludzi roztropnych, z rozkazem jechania ostrożnie, a na przypadek spotkania
się wojska, aby się rozpierzchli i każdy inną drogą pędząc, wracali do obozu,
że to nagłe odstąpienie od fortecy nie tylko osłabi zaufanie naszych żołnierzy,
ale nadto Austriacy nabiorą niejakiej dumy i większej pewności oparcia się
nam, że możemy atak odłożyć, ale się nie cofać. Na koniec, jeśli generał roz-
każe, ja się ofiaruję sam dotrzeć ku stronie zagrożonej. Generał po krótkim
namyśle odrzekł:
— Zdajesz się mieć rację, zdajesz!
I natychmiast dał rozkaz Stasiowi Potockiemu, który ze mną przyszedł do
jego kwatery, aby wojsko pozostało spokojnie na miejscu, a mnie życząc dobrej
nocy dozwolił odejść, nie pomijając jednak żadnej z mych uwag.
Wysłał szwadron pułku 6 jazdy pułkownika Dziewanowskiego ze śmiałym
jego dowódcą szefem Brzechwą ku Tomaszowu, który dotarł na miejsce i przy
wiózł wiadomość, że doniesienie o przybyciu wojska nie było mylne, lecz że
kreiskapitan * za zbliżeniem się wojska polskiego pod Zamość opuścił to mia
sto i spiesząc do Lwowa, zapewnił komenderującego generała w Tomaszowie,
idącego na odsiecz, iż bardzo wielka liczba Polaków oblega fortecę, której mno
gie ognie widział na swoje oczy. Może za łatwo uwierzył tej wiadomości gene
rał, gdyż bez dalszych poszukiwań prawdy powrócił do Lwowa.
Tymczasem uwiadomiony książę Poniatowski o stanie rzeczy pod Zamościem
zatrzymał się w miejscu i wysłał batalion piechoty na wozach, który przybył
nazajutrz do naszego obozu. Powtórzono więc rozporządzenie poprzednie do
wykonania na następną noc. Kapitan Sołtyk, pozostawszy tylko przy moździe
rzu i granatniku, postąpił o północy pod miasto. Zaczął ciskać bomby i gra
naty, którymi tak zręcznie dyrygował, iż pierwsze z nich zapaliły arsenał,
k»'eu:amt ** i mieszkanie starosty cyrkularnego.
Rozszerzony ogień w ciasnym mieście sprawił wiele złego garnizonowi,
szczególniej zaś arsenałom groził wielkim niebezpieczeństwem, mieszczącym
w sobie znaczny zapas prochu i ładunków. Mężny i przytomny pułkownik Pul-
* właśc. Kreishauptamtmann —
urzędnik austriackiej administracji lo
kalnej
**
» 316
sky, dowódca austriacki, sam był przytomny przy wytaczaniu beczek z amu
nicją w bezpieczne miejsce, co bez żadnego przypadku dokonał. Stosownie do
instrukcji ogień naszej artylerii ustał o pierwszej, a my wszyscy zbliżyliśmy
się do naszych stanowisk. Za danym znakiem piechota nasza rzuciła się na
mury po drabinie, a gdy ogień wewnętrzny rozpoczął się z ręcznej broni, my
rzuciwszy tarcice na pozostałe spod mostów pale i legary, przeprowadzili po
nich konie, a wyłamawszy bramy kulami z dział, weszli do fortecy.
Natenczas, wsiadłszy na koń, roznosili postrach w nocy w tyle broniących,
którzy wkrótce pokonani, walczyć przestali. Mężny ich dowódca, mający już
polec od naszych bagnetów, uratował się, dając znak masoński kapitanowi
Daine z pułku Stasia Potockiego, który go swą szpadą zasłonił i do kwatery
odprowadził, po odebraniu jednak ran w głowę.
Obywatele nasi, uwiadomieni o nastąpić mającym ataku, przybyli powtór
nie do mnie wieczorem 5, a gdyśmy po kolacji pokładli, posnęli, nie chcąc ich
budzić, za nadejściem przeznaczonej godziny podniosłem się cicho, a będąc
zupełnie ubrany, gdym chciał pałasz przypasać, nieco nim brzęknąłem. Na ten
odgłos przebudzeni zapytali mnie, gdzie jadę. Odpowiedziałem:
— Pod fortecę.
— A gdzie się zobaczymy?
Na to mówię żartując:
— Ponieważ wam tu nie mogę służyć śniadaniem, proszę was o szóstej rano
na kawę do kwatery komendanta fortecy, polskiego.
Wykrzyknęli wszyscy:
— Zgoda!
I przybyli akuratnie. Jam już też słowa z mej strony dotrzymał, gdyż za uci
szeniem się zupełnym ognia poszliśmy odwiedzić rannego komendanta, gdzie
nas wszystkich kawą częstowano.
Zajęto się bezzwłocznie odesłaniem jeńców wojennych, których na 3000 liczo
no 6, zagrzebaniem poległych, po czym zostawiwszy nieliczny garnizon w Za
mościu, piechota, artyleria i pułk 6 jazdy powrócili do obozu księcia.
ROMAN SOŁTYK
kapitan artylerii konnej
Twierdza Zamościa, zbudowana pod koniec XVI w. dla obrony przeciw napa
dom Tatarów i Kozaków — leży nad brzegiem obszernego bagniska, przeciętego
kilku strumieniami. Z bagna tego wypływa rzeka Wieprz. Obwód twierdzy skła
dał się z siedmiu niesystematycznie zakreślonych frontów bastionowych, pokry
tych murem. Połowę fortecy zasłaniały bagna; druga połowa, leżąca między dro
gą lubelską a lwowską, wychodziła na płaszczyznę, którą dzięki specjalnej kon
figuracji gruntu dosięgnąć mogły na znacznej przestrzeni działa forteczne,
Szkarpy tej części obwodu, której nie bronił zalew, miały od 28 do 30 stóp
wysokości i pokryte były murami; szerokość fosy wynosiła 30 stóp, a głębo
kość 20 stóp. Kontrszkarpom brakowało obmurowania, a pokryte przejście po
pod wałami zaledwie zaznaczono. Część twierdzy od strony bagien i zalewTów
» 317 «
była również podmurowana na dość znacznej wysokości, z wyjątkiem 4 bastio
nu, którego szkarp wznosił się tylko na 14 stóp — i bastionu 3, którego szkarp
liczył 16 stóp wysokości. Jakkolwiek nie dopuszczono do otwarcia śluz, grunt
był tak bagnisty, że tylko pieszo, niektórymi ścieżkami, można było się prze
dostać. Pelletier otrzymał stanowcze doniesienie, że od kilkunastu dni Austria
cy pracują usilnie nad naprawą szańców, że zaciągnęli na wały dostateczną licz
bę armat i usypali szaniec pr-zed bramą Szczebrzeszyńską; że wreszcie załoga,
dowodzona przez pułkownika Pulskiego, liczyła 3000 ludzi, a składała się
z dwóch batalionów wołoskich, depot różnych pułków piechoty, oddziału arty
lerii i kilkunastu huzarów.
Na podstawie tych wiadomości uznał generał Pelletier, że można uderzyć na
wały ze strony Szczebrzeszyna i że najmniejsza zwłoka utrudni to przedsię
wzięcie, pozwoli bowiem nieprzyjacielowi uzupełnić środki obrony. Kazał więc
robić natychmiast przygotowania do szturmu.
Żeby zająć i zmieszać załogę, po południu 18 maja rozkazał kapitanowi Soł-
tykowi stanąć w pobliżu bramy Szczebrzeszyńskiej z dwoma granatnikami,
obsługiwanymi przez konną artylerię, i bombardować miasto. Pod osłoną do
mów i ogrodów przedmieścia Sołtyk zbliżył się niepostrzeżenie na 300 sążni
do twierdzy i znienacka rozpoczął ogień, lecz zbyt blisko był wałów, aby móc
długo utrzymać się na tym stanowisku. Artyleria nieprzyjacielska zasypała go
kulami i zdemontowała mu jeden z jego granatników. Cofnął się zatem do
śluzy szczebrzeszyńskiej i często zmieniając pozycję, ukrywając się za ogroda
mi i domami przedmieścia, ostrzeliwał w dalszym ciągu Zamość z pozostałego
działa i kilkakrotnie wzniecił w mieście pożary.
Za nadejściem nocy generał Pelletier kazał usypać szaniec koło śluzy szcze
brzeszyńskiej i ustawić obok armaty Sołtyka dwa inne granatniki, obsługiwane'
przez pieszą artylerię pod dowództwem kapitana Rudnickiego.
Przygotowania do szturmu zajęły dzień 19 maja. Niezmierna gorliwość i czyn
ność Domańskiego 7 przyczyniły się znacznie do ukończenia na czas wszystkich
robót. Pięćdziesięciu dobrze uzbrojonych kozaków, którzy stanowili służbę kon
ną zarządu ordynacji, rozesłano po okolicy dla szybkiego zgromadzenia ma
teriałów potrzebnych do robienia faszyn, koszów i drabin. Kilkunastu ochotni
ków, uzbrojonych w strzelby, połączyło się z oblegającymi. Znając doskonale
miejscowość i bagna sąsiadujące z twierdzą, służyli oni za przewodników woj
skom odkomenderowanym do szturmu.
Tyralierzy rozsypali się wokoło Zamościa, kryjąc się w domach najbliższych-
bramy Szczebrzeszyńskiej. Kilkakrotnie Austriacy starali się ich stamtąd wy
pędzić, lecz za każdym razem zostali odparci. Wymieniono wzajemnie wielką
liczbę strzałów, przy czym ochotnicy polscy szerzyli spustoszenie wśród strzel
ców wołoskich. W oczekiwaniu szturmu, Pulsky przedsięwziął niektóre środki
obrony; mianowicie opatrzył palisadą szaniec usypany przed bramą Szczebrze
szyńską i spalił Przedmieście Lwowskie dla zdemaskowania * dział wałowych.
Była godzina ósma wieczorem. Ukończono już przygotowania do szturmu,
gdy Pelletier otrzymał rozkaz natychmiastowego ataku; uszykował tedy wojska
w bojowym ordynku.
Pierwsza kolumna pod dowództwem szefa batalionu Hilarego Krasińskiego
składała się z kompanii grenadierów II batalionu 2 pułku, z dwóch kompanii
woltyżerów I1 i II batalionu, z pierwszej kompanii centrum ** , z I batalionu
PRZYPISY
1 Czamara — długa, zapinana pod Szczególnie popularna w okresie Sejmu
szyję wierzchnia suknia, zazwyczaj bo Czteroletniego, uważana za stój polskie
gato zdobiona obszyciami sznurowymi go patrioty.
(potrzebami), które zastępowały guziki. 2 Była to grupa gen. Pelletiera w skła-
» 320
dzie dwóch batalionów piechoty i trzech z tej strony bramy Szczebrzeszyńskiej,
kompanii woltyżerów — razem 2000 lu koło młynu, gdzie mąż mój, już będąc
dzi. Oddział ten, idący z Janowa Lu furierem, miał komendę nad żołnierza
belskiego, a więc istotnie od Szczebrze mi w młynie pozostawionymi. Nazajutrz
szyna, stanął pod Zamościem 18 maja rano przybywszy szef Suchodolski po
rano i połączył się z oddziałem gen. Ka słał mego męża z 12 żołnierzami na mo
mieńskiego. Gen. Kamieński miał trzy stek ku zachodowi, gdzie armaty prze
szwadrony, z których jednym dowodził chodzić miały. Wtedy kapitan Hiż za
Strzyżewski. stał w domu kozaka, któremu w alei ku
3 Komendantem fortecy był płk Fer la armatnia głowę urwała. Stamtąd ca
dynand Pulsky. ła kompania czwarta Krasnodębskiego
4 Roman Sołtyk podaje, że artyleria była posłana od bramy Lwowskiej
składała się z dwu armat i czterech i tam naprzód spaliliśmy przedmieście.
sześciocalowych granatników. Później, gdy przybyły nam granatniki
5 Przy zdobywaniu Zamościa znaczne i armaty z kapitanem Bogdańskim,
usługi oddała ludność cywilna, wska przypuściliśmy fałszywy atak, choć cała
zując słabe punkty austriackiej obrony siła Austriaków na nas uderzyła, lecz
i czynnie uczestnicząc w szturmie. Po kilku straciwszy tylko żołnierzy, sta
wstał też ochotniczy oddział konny ze nęłam na wałach Zamościa, otoczoną
służby leśnej ordynacji zamojskiej, peł będąc w moment mymi współkolegami.
niący funkcje łączników i zwiadowców. Wyruszywszy z Zamościa do miasta
6 Garnizon Zamościa składał się Szczebrzeszyna, pułkownik wszystkich
z dwu batalionów wołoskich, kilku za podoficerów i żołnierzy, odznaczających
kładowych kompanii piechoty, kompa się w tym szturmie, zwoławszy na pod
nii artylerii i kompanii huzarów. Wśród wieczorek, pił ich zdrowie i winszował
owych 3000 żołnierzy było wielu pol wynagrodzenia krzyżami: w liczbie tych
skich rekrutów z Galicji. i ja byłam.----
7 Chryzolog Domański — generalny W Krakowie stojąc parę niedziel,
zarządca dóbr ordynacji zamojskiej. przeznaczoną była komisja do przyzna
8 Bastion ten znajdował się w pobliżu nia krzyżów dla odznaczających się
bramy Lubelskiej. w bitwach, lecz obiedwie komisje przed
9 Pelletier pisał w raporcie do ks. Jó stawiły księciu Józefowi, że jako ko
zefa Poniatowskiego: „Szef szwadronu biecie korzystniej będzie dać wynagro
Brzechwa---- miał rozkaz przypuścić dzenie pieniężne. Wzgardziłam nikczem
fałszywy atak i udawał, jakoby cała nym proponowaniem, bo ja nie walczy
siła uderzyć chciała. Zaczął kanonadę łam za pieniądze, ale za honor ojczyzny!
o godzinie jedenastej, o godzinie pierw walczyłam jako Polka, ale nie jako na
szej zbliżył się pod fortecę na wystrzał jemnica: «chociaż nie dacie krzyża, słu
ręczny, zmienił atak fałszywy na ak żyć będę i mieć krzyż będę». Gdy zaś
tualny, na czele tej kolumny wybił bra w wilią imienin Napoleona zawiadomio
mę Lwowską, wpadł na wały, nieprzy no, że krzyże będą rozdawali na para
jaciela spędził, zabrał wielu jeńców dzie, to choć i mężowi memu był przy
i stanął na rynku. W tej czynności znany, jak jeszcze był w stopniu feld
szczególniej mężną się okazała Joanna febla, krzyż złoty i sierżantowi Pomia-
Żubr, żona furiera *, która w tej kom nowskiemu takiż, ale oba żadnego nie
panii jako żołnierz wciągniona w kon dostali. Dlatego zniechęciliśmy się zu
trolę. walczyła obok męża swojego”. pełnie do tego pułku i staraliśmy się
Rys historyczny kampanii odbytej w ro o translokacją, lecz pułkownik nie do
ku 1809 w Księstwie Warszawskim pod zwolił. Prosiłam więc księcia Józefa
dowództwem księcia Józefa Poniatow o urlop dla nas obojga, kazał wydać
skiego, Poznań 1869, s. 54. i dał dukatów 10 na drogę i darował mi
Sama Joanna Żubr tak wspomina te broń, szturmakiem zwaną”. J. Żubr Pa
wydarzenia: „Spod Góry ruszyliśmy miętniki, „Księga Świata” 1860, cz. 2,
przez Lublin pod Zamość i stanęliśmy s. 198.
JULIAN SIERAWSKI
pułkownik, — dowódca 6 pułku piechoty
PRZYPISY
1 Puławy były rezydencją rodziny 3 Batalion Bogusławskiego przepra
Czartoryskich. Stary książę, Adam Ka wił się przez San 16 maja mostem
zimierz, który był feldmarszałkiem w Ulanowie, nie miał więc żadnych kło
armii austriackiej, uważał się za „pol potów z połączeniem się z brygadą Roż-
skiego jeńca wojennego” i przywdziaw nieckiego, która przeprawiła się wcze
szy swój mundur, ostentacyjnie pozo śniej. W skład grupy Rożnieckiego
stawał w „areszcie domowym”. Jego żo wchodził 2 pułk ułanów, dwa szwadro
na, księżna Izabela, zwana często „mat ny 5 pułku strzelców konnych oraz
ką Spartanką” i powszechnie uważana dwie kompanie woltyżerów 8 pułku
za wzór Polki, czyniła natomiast hono piechoty. Zadaniem tej grupy było zdo
ry domu, podejmując polskich oficerów bycie austriackiego przyczółka mosto
i ks. Józefa Poniatowskiego. wego naprzeciw Sandomierza — na
2 Wojskowe lazarety w owych cza prawym brzegu Wisły. Batalion Blume
sach były bardzo prymitywne, a prze ra (przy którym był Sierawski) prze
de wszystkim niesłychanie brudne. prawił się przez Wisłę w rejonie Zawi
Większość rannych umierała w wyniku chostu. Miał osłaniać przeprawę reszty
zakażenia, jakiego nie sposób było unik brygady Sokolnickiego, która dokonała
nąć w tych antysanitarnych warunkach. tego nieco poniżej biegu rzeki (12 pułk
Stąd Sierawski pamięta nawet po kilku piechoty, szwadron 6 pułku ułanów
dziesięciu latach czystość i wygody i 2 działa).
szpitala w Puławach. 4 Komendantem Sandomierza był gen.
» 328 «
Egermann, który dysponował dziewię 8 Jest to kościół Św. Michała.
cioma kompaniami piechoty i plutonem 9 W czasie insurekcji kościuszkow
huzarów (łącznie 3 tys. żołnierzy) oraz skiej ranny Sierawski leżał w szpitalu
16 działami. sandomierskim.
5 Fortyfikacje Sandomierza znajdo 10 Równocześnie z atakiem Sokolni-
wały się w fatalnym stanie, mimo że ckiego nastąpił też atak brygady Roż
w marcu 1809 r. Austriacy rozpoczęli nieckiego na przyczółek mostowy, który
reperacje. Silny punkt oporu stanowiła zdobyty został po krótkiej walce. Au
jednak brama Opatowska, broniona striacy stracili 400 zabitych i 500 jeń
ziemną redutą z trzema działami for- ców, a reszta uciekła po moście do San
tecznymi, oraz przyczółek mostowy na domierza. W ten sposób Egermann stra
prawym brzegu Wisły, składający się cił trzecią część swych oddziałów i waż
z dwubastionowego okopu głównego ny punkt obrony miasta, i to właśnie
i trzech wysuniętych do przodu redut. przyspieszyło jego decyzję kapitulacji.
Oba te punkty austriackiej obrony zo 11 Układy zakończyły się dosyć szyb
stały zaatakowane przez Polaków. ko, a porozumienie przewidywało, że
6 Według Sołtyka, który nie był jed Austriacy będą mieli 5 godzin na ewa
nak naocznym świadkiem wydarzeń, kuację miasta.
Sokolnicki, chcąc wprowadzić w błąd 12 Surowa krytyka działalności Sokol-
przeciwnika, specjalnie ugrupował swe nickiego przez Sierawskiego jest nie
oddziały na znacznej przestrzeni. Na tylko odbiciem rzeczywistych błędów
jego rozkaz każda z dwu armat oddała popełnionych przez tego generała, ale
po jednym strzale, co było raczej sy również wzajemnych animozji obu
gnałem dla Rożnieckiego po drugiej uczestników nocnego ataku. Generał
stronie Wisły, że nadszedł czas równo Sokolnicki, znany z ogromnych ambicji,
czesnego ataku. Rożniecki wysłał par- nie cieszył się zbytnią popularnością
lamentariusza w tym samym czasie co w wojsku polskim, a mimo niewątpli
Sokolnicki, obaj polscy dowódcy chcieli wych zasług w kampanii galicyjskiej
bowiem po prostu uniknąć niepotrzeb (Raszyn, Ostrówek, Sandomierz) już
nych strat, licząc, że Austriacy podda dwa lata później musiał wystąpić
dzą się bez walki. z armii Księstwa i przejść na służbę
7 Pierwszy batalion 12 pułku piecho francuską.
ty miał ok. 106 zabitych i drugie tyle
rannych.
24
WE LWOWIE I NA PODOLU
ANTONI ROZWADOWSKI
podporucznik. 8 pułku ułanów
Po wzięciu Zamościa książę Józef pospieszył z całą prawie siłą do Krakowa,
aby ubiec Moskali h Mały tylko oddział wojsk naszych pociągnął do Lwowa
i ten go zajął2. Jakież tu ich czekało przyjęcie! Nie wiem, czy kto z nas będzie
tak szczęśliwym, aby się podobnego w rodzinnym kraju doczekać.
Wszystkie warstwy społeczeństwa ubiegały się na wyścigi, aby okazać swą
radość. Przygotowań nie było żadnych, bo na 24 godzin przedtem nie wiedziano
nawet o naszym wojsku, a wszyscy byli ugoszczeni, przyjmowani, fetowani ze
łzami radości i serdecznego rozrzewnienia. Kobiety rozegzaltowane rzucały bu
kiety, wstęgi kosztowne, szale pod nogi koni naszych żołnierzy. Najwykwint
niejsza młodzież z wojewodzicem Adamem Potockim na czele, Drohojowscy,
Fredrowie, Baworowscy, Rozwadowski, Mysłowski i inni, widząc wojsko nasze
zbiedzone, zmęczone, obdarte, zgłosili się dobrowolnie do pełnienia służby
bezpieczeństwa i chcąc dać wojskom możność odpoczynku, pełnili ją nie na żar
ty, patrolując dniem i nocą ze szlachetną energią młodzieńczego serca. Kto co
mógł, przyniósł w ofierze dla wojska narodowego 3.
Jenerałowie Kamieński i Rożniecki, którego dalszej kariery nikt wówczas
przewidywać by nie śmiał4, wezwali Józefa Dzierzkowskiego, kasztelana An
toniego Bieńkowskiego i hr. Antoniego Rozwadowskiego do Rady, celem zorga
nizowania kraju i obsadzenia urzędów. Wszystkie osoby przedstawione przez
Radę na urzędy zostały zatwierdzone, z wyjątkiem ojca 5. Dzierzkowski ujął się
za nim dość gwałtownie, na to jenerał Kamieński uśmiechnąwszy się powiada:
— Ten do was, cywilnych, nie należy.
I przedstawił nominację ojca na szefa pułku z wezwaniem do sformowania
pułku jazdy w czortkowskim i zaleszczyckim obwodzie.
Dla ojca było to niespodzianką, lecz w rzeczywistości była to odpowiedź na
podanie, które zacne obywatelstwo tych obwodów do Rządu Narodowego wy
niosło, ofiarując się wystawić pułk jazdy, z tym zastrzeżeniem, aby dowództwo
tego pułku Kazimierzowi Rozwadowskiemu powierzonym zostało.
Nim ojciec do Czortkowa zdążył, już przyjaciele werbowali ludzi, zbierali
konie, przysposabiali zapasy. Pokrewne i z dawien dawna zaprzyjaźnione z nami
rodziny Kozickich, Podleskich, Gołejewskich, Horodyskich, Gołuchowskich, Ko-
ziebrodzkich, Hohendorffów, Czechowiczów, Szawłowskich spieszyły nie tylko
z materialną pomocą, ale osobiście stawały do nowo tworzących się zastępów
wojska narodowego.
Przejeżdżając przez Jeziorzany, spotyka ojciec trzydzieści kilka wozów z ludź
mi, bronią i rynsztunkami, wszystko jakby w tryumfie ciągnące, umajone wień
cami z liści dębowych. Pyta ludzi, gdzie zdążają?
— Do Czortkowa, do pułku pułkownika Rozwadowskiego — brzmiała odpo
wiedź.
Tym to sposobem stało się możliwym, że podpułkownik Strzyżewski z kilku
dziesięcioma starymi ułanami zdołał zająć cały obwód zaleszczycki, czortkow-
ski, tarnopolski i część stanisławowskiego.
» 331 <
Podpułkownik Strzyżewski, młody, ambitny i zdolny oficer, dzielny żołnierz,
mianowany był organizatorem wojsk naszych we Wschodniej Galicji. Ojciec,
choć tyle starszy wiekiem, służbą i rangą, chcąc uniknąć wszelkich szkodliwych
nieporozumień czy kwasów, od razu otwarcie się z nim rozmówił, zgłaszając się
i oddając pod jego komendę. Harmonia i dobro ogólne tylko na tym zyskało, bo
ambicje osobiste pozostały na boku.
Organizacja szła energicznie, tak że wkrótce Strzyżewski rozpoczął akcję
przeciw dywizji jenerała Pickinga z korpusu jenerała Merveldta. Po utarczce
pod Zaleszczykami, gdzie odznaczył się porucznik Jerzy Hohendorff, biorąc
w niewolę pół batalionu grenadierów austriackich, zgłosiło się wielu Polaków,
którzy od razu z ochotą szeregi naszego wojska pomnożyli. Jerzy Hohendorff,
wielkich nadziei oficer, zginął śmiercią walecznych pod Smoleńskiem w roku
1812.
Potem nastąpiła utarczka pod Tarnopolem, poprzedzona sławnym wykradze
niem jenerała Pickinga spośród jego wojsk ze dworu w Zagrobeli przez znanego
wachmistrza Jaszczołta i sławnego ułana Czyżyka. Dokładnie opisuje ten fakt
w pamiętnikach swoich jenerał Roman Wybranowski, wówczas młody pod
oficer.
ROMAN WYBRANOWSKI
podoficer 3 pułku ułanów
» 333 «
ANTONI ROZWADOWSKI
» 335 «
sąd wojenny i skazano, a nasi nie zdołali uratować go od śmierci. Zginął, lekce
ważąc sobie śmierć, zwymyślawszy Merveldta i jego oficerów od ostatnich słów,
stojąc na placu w ostatniej chwili.
PRZYPISY
1 Po zajęciu Zamościa i Sandomierza Nie spodziewając się rychłego wzmo
ks. Józef zatrzymał się nad Sanem. Do cnienia, komendant polski porozumiał
Krakowa oddziały polskie wkroczyły się z obywatelstwem ze wsiów spieszą
dopiero dwa miesiące później. cych do stolicy i z miejskimi patriota
2 Aleksander Rożniecki z 2 pułkiem mi, bo pilno było zabezpieczyć miasto
ułanów, 5 pułkiem strzelców konnych od wewnętrznych rozruchów, rozbicia
i czterema kompaniami woltyżerskimi kas opuszczonych, od plądrowania ma
zajął 24 maja Jarosław, biorąc do nie gazynów nie strzeżonych, od wyłama
woli 1000 żołnierzy austriackich i ogro nia się więźniów kryminalnych do ty
mne zapasy żywności i umundurowa siąca wynoszących, jako też i od zewnę
nia. Równocześnie gen. Michał Ignacy trznego austriackiego napadu, a choćby
Kamieński ze swym oddziałem szedł na tylko alarmowania. Nie ufając więc
Lwów od strony Zamościa. Wysłany pod samej miejskiej milicji, po części zło
dowództwem por. Starzeńskiego patrol żonej z Niemców i Żydów, powołano do
(17 ludzi) zajął Lwów 27 maja. Nastę służby garnizonowej młodzież uniwer
pnego dnia przybyli do Lwowa Roż sytecką. Powyciągawszy więc, gdzie kto
niecki i Kamieński. jakiego miał szturmaka * lub szerepet-
3 Marcin Smarzewski tak przedsta , z białą u kapelusza lub czapki ko
ki **
wia zajęcie Lwowa przez żołnierzy pol kardą sypnęliśmy się bez wyjątku mło
skich: „Skoro się wieść o wkroczeniu dzi do zapisu.
żołnierzy polskich — o wschodzie słoń Pierwsza na mnie służba wypadła
ca prawie — po mieście rozbiegła, tłum nocną porą na wartę u janowskich ro
różnego stanu osób otoczył stajnie pi gatek. Była to noc majówka, ale chłod
kiety ogniowej pod Bernardynami, na i burzliwa. Ujrzawszy się samotrzeć
w których ci waleczni po całonocnym z dziwirówką o jednym tylko w zapasie
wypoczywali pochodzie. Całowano orły naboju, w polu, od miasta daleko i bez
polskie na kołpakach, całowano konie wszelkiej z nim komunikacji, w ciemnej,
i ludzi, znoszono jadło, napoje, obroki, poświstem burzy tylko ożywionej nocy,
nie dano odetchnąć wiarusom, tysiącz wystawionym na napad włóczących się
ne onym zadając pytania. Tak od kilku austriackich rozbitków, w niezwykłym
godzin miłe wytrzymawszy oblężenie, dla mnie i drażniącym prawie czuwa
około dziesiątej porannej, zniewolony niu, jawniej mi występować począł naj
nieustającymi prośbami, komendant po bliższy mojej przyszłości kierunek.
zwolił kilku strzelcom stanąć na czele «Serca i rąk najpilniej dziś sprawie na
gromady rzemieślników, studentów, rodowej — pomyślałem — więc nieśmy
gminu, zebranej w celu niszczenia godła je na publiczną posługę. O sobie póź
rządowego, orłów austriackich po mie niej będzie czas pomyśleć»”. M. Sma
ście, z surowym nakazem przestrzega rzewski Pamiętnik 1809—1831, Wrocław
nia, aby unikano napaści osobistej. Aż 1962, s. 6—8.
do południa wesoła procesja waliła, 4 Aleksander Rożniecki w czasach
strącała i w sztuki trzaskała godła Królestwa Polskiego stał na czele taj
austriackie przy nieustannych okrzy nej policji wielkiego księcia Konstante
kach: «Niech żyje Napoleon, niech żyje go, tropiącej spiski patriotyczne, za co
Polska!» Ale ani gmin, ani młodzież nie był powszechnie znienawidzony.
wyszli z granic umiarkowania, gwałtów 5 Mowa tu o płk. Kazimierzu Rozwa
nie popełniano, zemsty nie szukano. - - • dowskim.
* rodzaj strzelby
** lichego konia
25
WARSZAWA WOLNA!
Tymczasem Warszawa przez sześć ty polsce, zwłaszcza zaś znakomite póź
godni — od bitwy raszyńskiej aż do niej pułki kawalerii, sformowane
końca maja — okupowana była przez z drobnej szlachty północnego Ma
wojska austriackie. Początkowo arcy- zowsza. Z chwilą gdy Polacy opano
książę Ferdynand usiłował zająć za wali Zamość i Sandomierz, arcyksiążę
chodnią część Księstwa, by połączyć Ferdynand obawiając się, że zostanie
się z armią pruską i skłonić ją do odcięty od Krakowa, skierował na po
wystąpienia przeciw Napoleonowi. łudnie większość swych wojsk, wy
W tym celu wysłał pod Toruń silną cofując się stopniowo z Wielkopolski.
grupę generała Mohra, a równocze 1 czerwca Austriacy ewakuowali
śnie kilka podjazdów skierował ostatecznie Warszawę, a następnego
w głąb Wielkopolski. Tam jednak dnia — jako pierwsza — weszła do
gen. Jan Henryk Dąbrowski zaczął miasta kompania gwardii narodowej
formować nowe oddziały, zbierając z Pułtuska, dowodzona przez płk. Jó
ochotników, gwardię narodową i re zefa Neymana.
krutów, tak że wkrótce ze swymi Warto zwrócić uwagę na pełną pa
4 tysiącami żołnierzy mógł podjąć triotyzmu i poświęcenia postawę
partyzanckie działania nękające prze mieszkańców miasta, na gotowość
ważające siły nieprzyjaciela. niesienia pomocy wojskom polskim
Austriacy kilkakrotnie próbowali i wiarę w ostateczne zwycięstwo. To
przedostać się na prawy brzeg Wisły, właśnie postawa ludności, odrzucają
ale odparci pod Żeraniem, Grocho- cej wszelkie oferty współpracy z Au
wem i Ostrówkiem, nie zdołali zająć striakami, zmusiła arcyksięcia Ferdy
żadnego z prawobrzeżnych departa nanda do stałego trzymania w War
mentów. Tym samym więc gen. Jó szawie silnego garnizonu, co z kolei,
zef Zajączek mógł tworzyć tu podob osłabiało jego oddziały walczące
ne oddziały co Dąbrowski w Wielko- w polu z Poniatowskim.
JOZEF KRASIŃSKI
major warszawskiej gwardii narodowej
* flisaków
» 338 «
mi, że rozkaz jenerała jest, ażebym przyszedł w mundurze. Ubieram się więc
w mundur i idę z oficerem austriackim. Jenerał Maiersfeld, człowiek stary
i bardzo grzeczny, oświadcza mi, że arcyksiążę z powodów strategicznych opusz
cza z wojskiem swoim Warszawę, gdzie atoli wkrótce powróci. Chcąc, ażeby po
rządek został utrzymany w mieście, powierza mnie, Krasińskiemu, na czas nie
obecności swoi ej komendę stolicy, ufny, że mając władzę, wezmę na siebie odpo
wiedzialność za wszystkie rozruchy i nieporządki, jakie by nastąpiły.
— Ależ, panie jenerale — odpowiedziałem — są przecież inni sztabsoficero-
wie gwardii narodowej wyżsi w randze ode mnie.
— Nie — od rzeki — wyraźny jest rozkaz arcyksięcia. ażebyś pan, a nie kto
inny, objął komendę miasta. Proszę zaraz wszystkie warty, straże, posterunki
zająć.
Wyszedłem, ale jakże wypełnić ten rozkaz, tak pochlebny dla mnie. Była już
może pierwsza godzina w nocy i pewny byłem, że cały mój pułk gwardii naro
dowej śpi w swoich betach. Dobosza zaś miałem tylko jednego, który ze mną
z Pragi przypłynął, bo wszyscy inni wyszli byli za wojskiem. Zresztą, jakżeby
temu jedynemu doboszowi kazać bębnić po ulicach, ażeby przestraszyć całe
miasto, wywołać rozruch, nieporządek, może i niepotrzebny rozlew krwi, kiedy
właśnie wziąłem na siebie obowiązek utrzymania porządku i spokojności w mie
ście. Po namyśle zdecydowałem się zapukać do mieszkających w pod
le dwóch moich oficerów, braci Noffoków7. Budzę ich i posyłam każdego w inną
stronę, ażeby także, kogo mogli, budzili. Wysłałem jeszcze z podobnymże zle
ceniem jednego podoficera i mojego dobosza, ale bez bębna, sam zaś zaczynam
biegać jak szalony, wstępuję do wszystkich domów, gdzie spodziewałem się
znaleźć gwardzistów. Wszystkich budzę i daję im rozkaz, żeby się na Saskim
dziedzińcu zgromadzili. Rzecz szczególna, gwardia narodowa, która zawsze,
kiedy trzeba było wystąpić na paradę, przegląd, lustrację, kazała się prosić, wy
ganiać z domu, czekać na siebie po dwie godziny i pomimo tarabanienia dobo
szów na ulicach, nigdy się w komplecie nie stawiła, tym razem, wśród nocy, bez
żadnego dobosza, po zawiadomieniu słownym tylko, w przeciągu pół godziny
stanęła w komplecie z bronią na ramieniu na Saskim dziedzińcu. Snadż przeczu
wano wyjście Austriaków i mało kto spał.
Natychmiast poleciłem kapitanom, ażeby każdy kompanię swoją rozdzielił na
oddziały dla zajęcia edwachów po Austriakach, sam zaś z młodszymi oficerami,
którzy nie mień zaciagać na warty, wpadłem do mojego domu i zabrawszy
wszystko, co tylko było koni w stajni, a było ich dwanaście — moich, mojej
matki i państwa Ossolińskich, powsiadaliśmy na nie, jako kto mógł, na siodłach,
na derach lub na oklep, i ruszyliśmy patrolować po mieście. Po drodze przyłą
czyło się do nas więcej niż drugie tyle oficerów. Po dwugodzinnej wędrówce
przyprowadziliśmy do Prymasowskiego pałacu z 500 jeńców, ale jeńców do
browolnych, prawie samych Polaków z pułków de Ligne i Kotulinskiego, które
się rekrutowały w Galicji. Gdyśmy przejeżdżali przez Tamkę, Solec, Marien
sztat, z każdego niemal domu wychodzili oni do nas; najwięcej wszakże wylazło
ich z szychtów * drzewa ustawionych nad Wisłą. Było także nieco i jeńców nie
mieckich, żołnierzy opóźnionych, którzy zra>zu poddać się nie chcieli, ale ich do
tego nakłonili koledzy ich Polacy. W jednym miejscu przy lazarecie oficerskim
zastaliśmy jeszcze wartę austriacką, którą jenerał Maiersfeld zapomniał był
ściągnąć. Składała się ona z kilku żołnierzy i komenderującego nimi podoficera,
którzy ani poddać się, ani nawet wpuścić nas do lazaretu nie chcieli. Przybliży-
* stosów, składów
» 339 «
łem się do podoficera, ażeby mu wytłumaczyć, jak rzeczy stoją, ale ten mi ba
gnet do piersi przyłożył. Eskorta moja chciała ich wszystkich zarąbać. Po
wstrzymałem ich mówiąc, że oni pełnią mężnie swój obowiązek, i pochwalić ich
tylko za to należy. Zostawiłem ich spokojnie, ale dodałem im jednego z moich
oficerów, ażeby pilnował i lazaretu, i warty zarazem.----
Już dnieć zaczynało, chcialem zawiadomić Hornowskiego, co zaszło w War
szawie. Poszedłem po dobosza, który zaciągnął główną wartę na Krakowskim
Przedmieściu, i z nim udałem się nad brzeg Wisły. Wsiedliśmy w pierwszą krypę,,
na jaką natrafiliśmy, i przy odgłosie bębna, francuskim zwyczajem2, ażeby nas
na Pradze za nieprzyjaciół nie wzięli i nie strzelali do nas, popłynęliśmy na
drugi brzeg. Zastałem Hornowskiego jeszcze w łóżku, a w jego pokoju leżącego
na kanapie z głową chustką obwiązaną, w miejsce szlafmycy, majora Federa,
mojego niegdyś strażnika 3. Zdumiał, gdy mnie zobaczył, a bardziej jeszcze,
gdym oznajmił, że ani jednego Austriaka już nie ma w Warszawie, że mnie arcy-
książę mianował komendantem miasta. Ujął wtenczas Feder głowę we dwie
ręce i wykrzyknął z furią:
— No proszę, a oni mieli dopiero jutro wymaszerować!
Obróciwszy się potem do Hornowskiego, pokornym już tonem rzekł:
— Ach, mój Boże! Panie pułkowniku, cóż to będzie, kiedy nasza konwencja
jeszcze nie podpisana.
Hornowski odrzekł mu na to:
— Słowo oficera polskiego tyle znaczy co podpis. Co wczoraj panu przy-
rzekłem, to dziś podpiszę, lubo okoliczności się zmieniły.
Konwencja więc została zawarta, po czym Hornowski dał nam wielką swoją
krypę i przewoźników. Wsiedliśmy w nią, ja z moim doboszem, major Feder
ze swoim, obaj byli Polacy. Mój nakłaniał tamtego, ażeby z nami został, ale ten
wówczas ani słyszeć o tym nie chciał.
Dopływając do brzegu, widzieliśmy z krypy naszej cały brzeg Wisły od strony
Warszawy na pochyłości swojej zasiany ludem jak makiem od dołu do góry.
Lud prosty, gwardziści, panowie, damy, zgoła wszystkie klasy ludności war
szawskiej, obudzone o wschodzie słońca, jakby jedną iskrą elektryczną, wiado
mością, że nie ma już Austriaków w Warszawie, wyszły powitać Pragę. A co
za krzyki! Jakie serdeczne, przeciągłe wiwaty! Jakie rzucania czapek w górę!
Pierwszy to raz w życiu miałem przed oczami tak poważne widowisko. Mimo
wolnie rozpłakałem się jak dziecko i słowa jednego ze wzruszenia wymówić
nie byłem w stanie. Była to najradośniejsza, najszczęśliwsza, najszczytniejsza
chwila w moim życiu. I cóż dziwnego, kiedy nawet ów dobosz Federa, prosty
człowiek, nawykły do karności austriackiej, i który się opierał najusilniejszym
namowom swojego kolegi, ledwo wysiadł na brzeg i zmięszał się z tym tłumem
rozszalałym z radości i zapału, a zwłaszcza gdy ujrzał Polaków w mundurach
austriackich, ale w czapkach rogatych w miejsce kaszkietów, zwrócił się do swo
jego majora, Federa, zdjął z siebie bęben i kładąc mu go pod nogi:
— Dziękuję — rzekł — panu majorowi i cysarzowi za służbę.
Major nie mógł powściągnąć swojej wściekłości, uderzył go pięścią w piersi
i nogami stłukł jego bęben. Musiałem go gwałtem wstrzymać, bo lud, który za
czął się około nas cisnąć, byłby go rozszarpał. Spostrzegłszy kilku gwardzistów,
oficerów i żołnierzy, dałem im znak, ażeby się zbliżyli i kazałem im eskortować
nas aż do głównego odwachu, major się zaniepokoił i zawołał:
— Ależ, panie majorze, ja nie jestem jeńcem, jestem parlamentarzem i mu
szę spieszyć z odpowiedzią do głównej kwatery arcyksięcia.
» 340 «
Przypomniałem mu wtenczas ze śmiechem, że i ja przybyłem do Warszawy
jako parlamentarz, a jednak mnie uwięziono, ale dodałem:
— Bądź pan spokojny, nie będziesz aresztowanym, tylko zostaniesz w bez
piecznym miejscu, póki nie znajdę eskorty, która by cię odprowadziła do fort-
poczt waszych.
Byłem wszakże w kłopocie, gdzie mu taką eskortę wynaleźć. Przypadek w
dziwny sposób mi w tym dopomógł. Patrol huzarów węgierskich, wysłany
w okolice, wrócił do Warszawy, nie wiedząc, co w niej zaszło, przechodził przez
puste ulice — bo cała ludność była nad brzegiem Wisły — prowadząc trzech
naszych ułanówT i trębacza, złowionych pod Mokotowem, i zaszedł tak z doby
tymi pałaszami, z ułanami naszymi w pośrodku, aż do odwachu głównego. Tam
dopiero z największym zdumieniem ujrzeli huzarzy naszych gwardzistów za
miast żołnierzy JCKMości. Również zdumienie było i naszych na ich widok, ale
wnet nastąpiło smutne zawstydzenie z jednej, a huczny śmiech z drugiej strony.
Huzarzy dowiedzieli się, że włojsko austriackie wyszło z Warszawy i że nie wie
dząc o tym, wypadli jak myszy w łapkę, a na dopełnienie ich kontuzji kazałem
im oddać pałasze i zsiąść z koni, a ułanom wziąć ich pałasze i siąść na ich ko
nie, po czym ułani poprowadzili huzarów pieszo między sobą do Prymasow
skiego pałacu, gdzie tymczasowo jeńców osadzano. Ta zmiana ról wielce wszy
stkich zabawiła, prócz biednych huzarów. Ułanom kazałem natychmiast po wy
pełnieniu zlecenia wrócić na główny odwach. Tymczasem posłałem do domu po
bryczkę z końmi, utraktowałem jeszcze Federa mojego eks-strażnika, tak iż
twsrz jego czerwona przybrała odcień burakowy. Pocieszonego w ten sposób
wsadziłem na bryczkę, dałem mu eskortę z ułanów na austriackich koniach
i wyprawiłem do Tarczyna, gdzie tego dnia były jeszcze austriackie forpoczty.
PRZYPISY
* Na Pradze pozostał polski garnizon zycją zawarcia 24-godzinnego rozejmu,
dowodzony przez mjr. Józefa Hornow- który pozwoliłby Austriakom spokojnie
skiego. wycofać się z Warszawy. Pełnił obo
2 Tj. zgodnie z francuskim regulami wiązki komendanta placu w okupowa
nem, który przewidywał, iż zbliżając nej Warszawie.
się do fortyfikacji — aby uniknąć ognia Na kopii konwencji zachowanej w pa
załogi — parlamentariusz (w tym wy ryskim Archiwum Ministerstwa Spraw
padku oficer tej samej armii) winien Zagranicznych (Pologne 326) zaznaczo
zabrać ze sobą dobosza bądź trębacza, no, że dokument ten podpisano 1 VI1809
który już z daleka będzie sygnalizował ,,o godzinie jedenastej i pół wieczorem”.
jego obecność. Konwencja dotyczyła opieki nad ranny
3 Mjr Feder — Polak z Galicji, oficer mi i chorymi żołnierzami austriackimi
austriacki — wysłany został jako par pozostawionymi w Warszawie.
lamentariusz do Hornowskiego z propo
26
UTRATA SANDOMIERZA
JAN WEYSSENHOFF
pułkownik. — dowódca 12 pułku piechoty
[Do Napoleona]
Spieszę powiadomić WCMość, że Kraków jest w naszym władaniu.
Miałem zaszczyt donieść WCMości w mojej ostatniej depeszy, żem rozkazał
uderzyć na Pińczów i wydałem rozporządzenie mające na celu obejście stano
wiska nieprzyjaciela nad Nidą. Jedno i drugie działanie powiodło się najszczę
śliwiej. Miasto Pińczów zajęte zostało dnia 9 lipca, po krótkim oporze, przez
jenerała Rożnieckiego. Jednocześnie część wojska wyruszyła do Chęcin, a dru
ga, pod dowództwem jenerała Kosińskiego, na Koniecpol. Przez taki obrót nie
» 347 «
tylko obeszliśmy stanowisko nad Nidą, lecz korpus arcyksięcia Ferdynanda,
zagrożony z boku, z pośpiechem przeprawił się za Wisłę.
Wtenczas nieprzyjaciel ostatecznie skłonił się do wstecznego ruchu. Darem
nie usiłował utrzymać się pod Wodzisławiem, Książem, Żarnowcem i Miecho
wem. Te to stanowiska opanowane zostały w dniach 10, 11, 12 i 13 lipca. Nie
przyjaciel także wyparty został z pośrednich stanowisk, których mógł silnie
bronić w kraju przeciętym wąwozami, a po kilku spotkaniach zawsze dla nas
przyjaznych, zupełnie odepchnięty pod mury Krakowa.
Chociaż liczne przeszkody z natury gruntu wynikające nie dopuściły mi jesz
cze połączyć wszystkich części wojsk naszych, rozkazałem uderzyć na pozycję
zajętą przez korpus jenerała feldmarszałka Mondet x. Wykonał to jenerał Roż-
niecki z brawurą równą jego roztropności.
Po zdobyciu pierwszych stanowisk zasłaniający tę pozycję jenerał Mohr za
proponował w imieniu feldmarszałka zawarcie umowy o ustąpieniu z miasta.
Nie chciałem zrazu zezwolić na nią, jednakże zważając, że opór nieprzyjaciel
skiego wojska mógłby potrwać przynajmniej 36 godzin, że musiałbym zacze
kać na nadciągnięcie przynajmniej części wojsk naszych, że ta zwłoka podałaby
Rosjanom, którzy dotąd stali bezczynni nad Dunajcem, czas do zmówienia się
z Austriakami i zajęcia Krakowa, sądziłem, że te powody powinny przeważać
nad wszelkimi innymi względami, zwłaszcza gdy idzie o tak ważny punkt woj
skowy. Upoważniłem przeto jenerała Rożnieckiego do zawarcia kapitulacji, któ
rą mam zaszczyt przesłać WCMości, zapewniającej nam oprócz Krakowa po
siadanie Podgórza na prawym brzegu Wisły 2.
Wnijdę do Krakowa jutro, 15 lipca, w dniu, w którym mijają trzy miesiące
po wkroczeniu nieprzyjaciół na ziemię Księstwa Warszawskiego. Wojska pol
skie, którym obronę własnej ojczyzny poruczył WCMość, cieszyć się będą, że
wypełniły oczekiwanie WCMości i zatkną zwycięskie orły francuskie w tej sto
licy dawnej Polski, którą nam przywrócić raczyłeś.
Austriacy stracili w spotkaniach powyżej wzmiankowanych 1000 jeńców,
oprócz zabitych i rannych, a wojska polskie należące do walki okazały znamie
nite męstwo. Jazda wykonała dziś rano siedem bardzo świetnych ataków. Roz
prawa pod Żarnowcem czyni wielki zaszczyt jenerałowi Kosińskiemu za jego
zimną krew i dobre rozporządzenia.
Miałem wyprawić gońca z tym raportem do WCMości, gdy nadzwyczajne wy
padki skłoniły mnie, żem go o kilka godzin opóźnił, abym mógł jednocześnie do
nieść o nich. O dziesiątej wieczorem 14 lipca wielka liczba mieszkańców Kra
kowa, wyszedłszy z miasta na powitanie wojsk polskich, zapewniła naszych
oficerów, że placówki kozaków i dragonów rosyjskich znajdują się w mieście 3.
O północy przyjechał parlamentarz austriacki z listem od feldmarszałka Mon
det do jenerała Rożnieckiego, dowódcy naszej przedniej straży, w którym ten
że feldmarszałek oświadcza, że oficer zawierający umowę o ustąpieniu z Kra
kowa przekroczył swoje instrukcje i pełnomocnictwa, zezwalając na ustąpienie
Podgórza, przedzielonego Wisłą od miasta, odwołuje się przeto do mojej lojal
ności dla sprostowania umowy co do tego punktu. Zdziwiony tym, że chociaż
feldmarszałek Mondet jest w Krakowie, a jenerał Rożniecki o wystrzał karabi
nowy od miasta, korespondencja ta doszła do nas dopiero w sześć godzin po jej
podpisaniu, już chciałem zerwać zawieszenie broni, ale pomyślawszy, że to
może być podejściem tylko dla zyskania czasu, w ciągu którego przyciągnęliby
Rosjanie, oraz że posiadanie Podgórza, leżącego na płaszczyźnie tuż pod Kra
kowem, jest dla mnie rzeczą zupełnie obojętną, zważając, że tylko parę godzin
pozostaje przed końcem zawieszenia broni, chwyciłem się innej drogi. Rozkaza
» 348 «
łem więc dyrektorowi inżynierów podpułkownikowi Mallet., żeby pojechał do
feldmarszałka Mondet i oświadczył mu, że zezwalam na żądaną zmianę. Ofi
cera tego oprowadzono pod różnymi pozorami po kilku przedmieściach, leżą
cych po drugiej stronie miasta, i dopiero o czwartej rano mógł widzieć się
z feldmarszałkiem Mondet. Pomimo bliskości naszego obozu powrócił dopiero
o piątej i pół rano i doniósł mi, że w mieście jest kilka pułków rosyjskich.
Ta okoliczność już mi nie pozwoliła wątpić o nowym podejściu, rozkazałem
natychmiast wyruszyć wojsku i o godzinie szóstej rano szef szwadronu hrabia
Włodzimierz Potocki stanął przy bramie Krakowa na czele jednego plutonu4.
Znalazł tam jenerała Sievers, który rzekł do niego:
— Rozkazano mi wzbronić panu wstępu do miasta.
Szef szwadronu, hrabia Potocki, odpowiedział:
— A ja mam rozkaz wnijść do niego w imieniu najjaśniejszego cesarza Fran
cuzów i spodziewam się, że mnie pan jenerał nie zechcesz zmuszać, abym prze
mocą drogę sobie otworzył.
Jenerał Sievers nie posunął się do tej ostateczności, a przednia straż polska
weszła do miasta. Jenerał Rożniecki, jej dowódca, dowiedziawszy się, że jene
rał Sievers jest w Krakowie, udał się do niego z oryginalnym egzemplarzem
konwencji, którą pokazał jenerałowi rosyjskiemu i rzekł, iż ten układ zawarty
był wczoraj o szóstej wieczorem, że po upływie zawieszenia broni wchodzi
i obejmuje w posiadłość miasto w imieniu WCMości. Jadąc koło wojsk rosyj
skich zdziwił się, widząc pomieszanych z nimi wielu żołnierzy austriackich zu
pełnie uzbrojonych, którzy uciekli za jego przybyciem; kazał ich ścigać i zabrał
ze 30 niewolników, a sam ujął dwóch oficerów austriackich spośród szeregów
rosyjskich.
Tak stały rzeczy, gdym wjechał do miasta z moim głównym sztabem. Wi
działem na rynku 12 armat rosyjskich wyrychtowanych przeciw ratuszowi.
Przybywszy do ulicy prowadzącej na most, zastałem ją zamkniętą przez szwa
dron huzarów rosyjskich w szyku bojowym, tyłem obróconych do nieprzyjaciela;
szwadron nie chciał mnie przepuścić i musiałem otworzyć sobie przejście, potrą
cając koniem tych, którzy mi drogę zastępowali. Tym dopiero sposobem przepro
wadziłem dwie armaty do brzegu Wisły. Piechota, ciągnąc do mostu, doznała tych
samych przeszkód, a pułk dragonów dopiero wtedy ją przepuścił, kiedy pod
pułkownik Blumer, dowódca I batalionu, kazał wystawić naprzód bagnety i iść
żołnierzom jak do ataku.
Takie wystąpienie Rosjan zmusiło mnie do powiększenia sił moich i rozka
załem wnijść do miasta brygadzie jenerała Sokolnickiego, ale już nie doznała
przeszkody i obsadziwszy wszystkie bramy, tak żebym zupełnie był pewny
posiadania Krakowa, wezwałem magistrat, który przybył do mnie, żeby wy
konał przysięgę hołdu i wierności Waszej Cesarskiej Mości, w imieniu której
objąłem w posiadanie Kraków. Natychmiast uczyniono zadosyć żądaniu mo
jemu z tym zapałem, którym wszyscy Polacy tchną do WCMości.
Protokół tego aktu został zaciągniony do księgi narad i orły francuskie za
jęły miejsce orłów austriackich. Wtedy dopiero spotkałem w mieście jenerała
Sieversa i wyraziłem przed nim, jak mocno dziwi mnie taki osobliwy postępek,
mający na celu zajęcie miasta zdobytego przez wojska sprzymierzone, a któ
rego posiadanie zabezpieczone zostało WCMości na mocy umowy. Usiłował
tłumaczyć się mówiąc, że za przybyciem do Krakowa wcale nie wiedział o tym
układzie, bo w takim razie byłby nie wprowadzał wojsk swoich, mimo roz
kazu księcia Suworowa, lecz gdy już ten krok był uczyniony, nie może go cofnąć
bez otrzymania nowych rozkazów.
» 349 «
Jeszcze nie wiedziałem o okolicznościach, jakie poprzedziły wejście wojsk
rosyjskich. Najznamienitsi obywatele udali się do mnie i opowiedzieli mi
wszystko, co się stało.
Pokazuje się z ich opowiadania:
1. Że przez ten czas, gdy jenerałowie austriaccy umawiali się z jenerałem
Rożnieckim, wysłali czym prędzej po oddział wojska rosyjskiego, żeby go wpu
ścić do miasta przed wnijściem wojsk naszych, że dnia 14 wieczorem weszły
dwa oddziały piechoty kozaków i dragonów, że ich przyprowadził pułkownik
austriacki Latour i sam wskazał im, jakie stanowiska zająć mają.
2. Że wojska rosyjskie, oddalone o kilkanaście mil od Krakowa, przyspie
szony pochód odbyły dla uprzedzenia wojsk polskich w zajęciu tego miasta,
a żądane zawieszenie broni było tylko środkiem zyskania czasu i zapewnienia,
że Rosjanie będą mogli nadciągnąć.
3. Że wojska rosyjskie, wszedłszy do miasta bez żadnej umowy, pozwoliły
cofnąć się Austriakom i wypuściły spokojnie wszystkich, a mianowicie czte
rech jenerałów.
Wszystkie te okoliczności powtórzyli przy mnie jenerałowi Sievers znako
mici obywatele, którzy byli ich świadkami, a między nimi hrabia Grabowski,
dawny jenerał polski. Generał Sievers nie mógł zbić tych zarzutów.
Oto jest, Najjaśniejszy Panie, dokładny opis ustąpienia i zajęcia Krakowa.
Dołączone papiery, obejmujące korespondencję prowadzoną w tym przedmio
cie, przekonają WCMość, z jak złą wiarą postępowali względem nas jenerało
wie austriaccy i rosyjscy.
Podług wiadomości, przesłanej mi o ruchu nieprzyjaciela, idzie on ku Ślą
skowi 5. Wojska moje zebrały się pod Krakowem, nie wiem, co uczynią Rosja
nie, lecz dzisiejsze wypadki dostatecznie dowiodły, jak niebezpieczną byłoby
rzeczą stanąć między nim i nieprzyjacielem. Położenie moje tym jest przykrzej
sze, że teraz niepodobna mi puszczać się w pogoń za uchodzącym.
DEZYDERY CHŁAPOWSKI
szef szwadronu — oficer ordynansowy Napoleona
* pochyłość góry
» 352 «
Ołomuniec tak dawna forteca, że zapewnie cesarz, który już był w tych okoli
cach w roku 1805, dokładny jej plan mieć musiał.
Na ostatniej stacji Stammersdorf nie znalazłem już wózka. Wygodnie mi
przeto było, żem nie miał żadnych rzeczy z sobą.
Wsiadłem na konia i tym prędzej przez mosty i Wiedeń zajechałem do
Schoenbrunn.
— Gdzie wojsko polskie? — zapytał mnie cesarz.
— W Krakowie.
— O, jak matka, ojczyzna się raduje! (comme la mere patrie se rejouit!)
Te były słowa, którymi na to ozwał się do mnie.
A potem wypytywał się o wszystkie szczegóły, ale gdym mu powiedział, że
brygada moskiewska weszła była do Krakowa, zwrócił całą swą mowę na kor
pus Golicyna. Musiałem mu wyznać, że u Golicyna nie byłem, tylko przez ofi
cera posiałem mu zawieszenie broni. Rozgniewał się szczerze i kazał mi iść do
kozy, kilka razy powtarzając:
— Kiedy wysyłam oficera, to na to, aby wszystko widział, a osobliwie w tym
przypadku mogłeś się domyśleć, jak interesującym dla mnie byłby raport
o korpusie moskiewskim.
Poszedłem skonfundowany na górę. Tak byłem zmęczony, żem zaraz zasnął.
Nazajutrz dopiero o dziesiątej, gdy jeden z moich kolegów przyszedł zawołać
mnie na śniadanie, przypomniałem sobie, żem w kozie, i prosiłem go, ażeby się
zapytał jenerała Savary, zastępującego Caulaincourta, który przynajmniej co
do administracji był naszym przełożonym, czy jestem w areszcie prostym, czy
forsownym. Zapytał się jenerał Savary cesarza i wnet ów kolega, Talhoust,
powrócił do mnie z uwiadomieniem, że cesarz zniósł mój areszt. Areszt prosty
był taki, że broni nie oddawało się i wychodziło się, tylko na obiad lub
śniadanie. Areszt zaś force zależał na tym, iż oddawało się pałasz i nie wolno
było całkiem wychodzić.
PRZYPISY
1 Na początku lipca arcyksiążę Fer austriacką i francuską, podpisanym po
dynand został odwołany do Czech, gdzie bitwie pod Znaim (Znojmem) 11 lipca.
powierzono mu dowództwo zgrupowa 7 W relacji Chłapowskiego — pisanej
nia wojsk rezerwowych. 7 korpusem, kilkadziesiąt lat po kampanii 1809 —
walczącym w Polsce, dowodził odtąd jest sporo drobnych nieścisłości. Kon
feldmarszałek Mondet. wencję w sprawie Krakowa podpisywał,
2 Zawieszenie broni zostało zawarte Dressery, a nie arcyksiążę Ferdynand,
14 lipca o godzinie 18. Miało obowiązy który nie dowodził już wojskami
wać tylko 12 godzin. austriackimi; Austriacy otrzymali 12,
3 Mieszkańcy Krakowa dotarli też do a nie 48 godzin na opuszczenie Kra
głównej kwatery polskiej, która znaj kowa, korpusem rosyjskim dowodził
dowała się wówczas na Czerwonym wówczas gen. Suworow, a nie ks. Goli-
Prądniku. cyn; wstępu do Krakowa bronili ks. Jó
4 Była to Brama Floriańska. Potocki zefowi huzarzy, a nie kozacy; polska ka
dowodził plutonem kawalerii. waleria wycofała się ze Lwowa nie na
5 Austriacy cofnęli się do Skawiny, mocy porozumienia z Rosjanami, ale pod
Kalwarii i Izdebnika. naporem przeważających sił austriac
6 Mowa o rozejmie między armiami kich.
» 353 «