You are on page 1of 188

Copyright ©

Iga Daniszewska
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved

Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Kinga Jaźwińska-Szczepaniak
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-925-7


SPIS TREŚCI

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25
Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Epilog
ROZDZIAŁ 1

Samantha
Z wyrazem szoku wymalowanym na twarzy po raz kolejny spojrzałam na ekran monitora.
– To nie może się dziać naprawdę – jęknęłam cicho, tak żeby nikt inny mnie nie usłyszał.
– Ja pierdolę.
W końcu wzięłam się w  garść i  zabrałam za pisanie kolejnej wiadomości. Im szybciej ją
napiszę, tym lepiej, a  przynajmniej taką miałam nadzieję. Nawet nie chciałam myśleć
o konsekwencjach swojej nieuwagi.

Panie Sullivan, z  całego serca przepraszam za poprzednią wiadomość. Jak zapewne się
Pan domyślił, została wysłana przez pomyłkę.
Z wyrazami szacunku
Samantha Spinster, DeF Interactive Inc.

Ponownie spojrzałam na wcześniejszego e-maila, którego wysłałam do naszego


największego, a  jednocześnie najważniejszego klienta. Zażenowanie, które czułam,
sprawiało, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przez tyle lat budowaliśmy pozytywny
wizerunek firmy, a ja w jednej sekundzie to wszystko przekreśliłam.

Megan! Red Alert!


Ten pieprzony skurwysyn zaprowadzi mnie wprost w  ciasne objęcia kaftana
bezpieczeństwa. Dzisiaj ja + Ty + dużo wina.
PS Nocuję u Ciebie!

Kliknęłam „usuń”, ponieważ Jack miał dostęp do mojego służbowego maila, co prawda
wiedziałam, że nie zagląda na niego regularnie, ale wolałam nie ryzykować. Gdyby to
zobaczył, zabiłby mnie albo od razu żywcem zakopał w ogrodzie. Zabiłby mnie po raz drugi,
gdyby się zorientował – a zrobiłby to na pewno – że e-mail był o nim.
Jackson De Feo, mój najlepszy przyjaciel ze studiów oraz chłopak od ich końca.
Zamieszkaliśmy razem zaraz po opuszczeniu akademickich murów i tak trwamy już od pięciu
lat. W tym czasie wspólnie założyliśmy DeF Interactive Inc. – agencję reklamową, która była
naszym dzieckiem.
Niestety, odkąd pojawił się Sullivan, a wraz z nim cała masa jego partnerów biznesowych,
nasza agencja zaczęła zarabiać duże pieniądze, co wpłynęło na to, że najwyraźniej
Jacksonowi ktoś wsadził kij w  dupę. Z  miłego i  zabawnego chłopaka zmienił się
w  gburowatego pajaca traktującego każdego jak gówno, a  mnie dodatkowo jak pięciolatkę,
która z niczym sobie sama nie umie poradzić. Zupełnie nie widział tego, że od lat nie robi nic
poza kontaktem z  klientem oraz pozyskiwaniem nowych zleceniodawców. Całą najgorszą
robotę odwalałam ja wraz z innymi pracownikami, a on ograniczał się do podpisywania tego
swoim nazwiskiem.
Powinnam odejść. Nie tylko z firmy, ale również od niego i doskonale o tym wiedziałam,
jednak z  jakiegoś powodu wciąż tego nie zrobiłam. Za każdym razem, gdy wykrzykiwałam
mu prosto w  twarz, że nie chcę go więcej widzieć, nagle zamieniał się w  starego Jacksona,
którego pokochałam, i  obiecywał mi, że tym razem naprawdę się zmieni. A  ja, chociaż już
w  to nie wierzyłam, przyjmowałam jego przeprosiny po to, żeby po tygodniu wszystko
wróciło do normy. Normy z kijem w dupie w roli głównej. Chyba po prostu miałam problem
z przyznaniem przed samą sobą, że całe moje życie było jedną wielką pomyłką.
Dzisiejszy dzień zaczął się paskudnie i najwyraźniej miał skończyć się jeszcze gorzej. Kiedy
rano przyszłam do biura, okazało się, że mamy do poprawy cały projekt, ponieważ klientowi
nie spodobała się nasza wizja. Miałam więc w planach zostać po godzinach, żeby zrobić jak
najwięcej, jednak Jackson oznajmił mi, że zaprosił na kolację państwa McKinley.
Gdyby to była kolacja w  restauracji, nie powiedziałabym ani słowa, ale nie, Jack zaprosił
ich do naszego domu! Nie widział żadnego problemu w  tym, żebym przez cały dzień
poprawiała projekt, w międzyczasie zamawiała catering, sprzątała dom i szykowała najlepszą
zastawę. Właśnie dlatego pękłam. Chciałam napisać e-mail do Megan, jednak przez to, że
byłam roztrzęsiona po półgodzinnej kłótni z moim facetem w jego gabinecie, którą słyszeli
chyba wszyscy pracownicy, nie zauważyłam, że pomyliłam adresatów. A  mogłam wysłać
SMS-a! Albo zadzwonić! Wybrałam e-mail, ponieważ Meg, jako asystentka starszego
biznesmena, wiecznie siedziała w  sieci lub na telefonie służbowym, a  swój sprawdzała
zaledwie co kilka godzin. Miała na głowie praktycznie całą firmę, więc zupełnie się nie
dziwiłam, że nie ma czasu na prywatne sprawy, i  już dawno wypracowałyśmy sposób
komunikacji w nagłych sytuacjach – wysyłałam jej wiadomość na służbowego maila, którego
kasowała po odczytaniu, a następnie do mnie dzwoniła.
Nie miałam zamiaru brać udziału w  kolacji, którą wymyślił Jack. Musiałam ulotnić się
z tego biura jak najszybciej, dlatego potrzebowałam swojej przyjaciółki natychmiast. W ten
właśnie sposób mój e-mail trafił do skrzynki ostatniej osoby, u której powinien się znaleźć.
Pozostało mi mieć nadzieję, że Dustin Sullivan nie ma w dupie jeszcze większego kija niż
mój własny facet. Jeśli zerwałby z  nami współpracę, nasza agencja od razu mogłaby pisać
oświadczenie o bankructwie.
Nigdy nie spotkałam Sullivana osobiście. Wymienialiśmy od czasu do czasu wiadomości
dotyczące nowych kampanii oraz marketingu jego licznych firm oraz spółek.
Jednak wiedziałam o nim sporo. Dustin był trzydziestopięcioletnim najgorętszym ciachem
w  Chicago. Jego zdjęcia pojawiały się przynajmniej raz w  tygodniu w  jakiejś plotkarskiej
gazecie. W skrojonym na miarę garniturze, który opinał jego umięśnione ciało, z brązowymi
włosami stylizowanymi na artystyczny nieład i dwudniowym zarostem otwierał nową firmę
albo przejmował kolejną spółkę. Czasem występował na charytatywnych przyjęciach lub po
prostu bawił się z przyjaciółmi na swoim jachcie czy w piekielnie drogich klubach. Wszędzie,
gdzie był on, były również kobiety i dziennikarze.
Sprawiał wrażenie bezwzględnego biznesmena, który dokładnie wiedział, do czego
zmierza i to osiągnie, choćby po trupach.
Schowałam twarz w dłoniach. Kogo ja oszukiwałam? Taki mężczyzna musiał mieć w dupie
kij wielkości Statuy Wolności.
– Sam, wszystko okej? – zagadnął mnie Denis, jeden z pracowników. – Źle się czujesz?
– Właściwie to tak – jęknęłam. – Mam migrenę, muszę się położyć. Możesz komuś wcisnąć
moją działkę?
– Jasne. – Spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja stłumiłam w sobie wyrzuty sumienia, że
nie tylko go okłamuję, ale dodatkowo wciskam własne obowiązki, i to w tak gorącym okresie.
– Dziękuję – powiedziałam, a później szybko zaczęłam się zbierać, żeby nie natknąć się na
Jacksona, gdyby jakimś cudem postanowił opuścić swoją jaskinię.
Wyszłam na parking, po czym skierowałam się do samochodu. Na szczęście dzisiaj
przyjechaliśmy osobno, ponieważ Jack jeszcze przed pracą miał spotkanie na mieście.
Wsiadłam do mojego wygodnego SUV-a i  zsynchronizowałam telefon z  zestawem
głośnomówiącym. Postanowiłam, że dodzwonię się do Megan, choćbym miała wykonać
milion telefonów.
Po dwudziestu minutach jazdy i  piętnastu połączeniach miałam ochotę ją udusić. Już
miałam nacisnąć po raz kolejny jej numer, kiedy komputer pokładowy poinformował mnie
o e-mailu czekającym na mojej skrzynce. Drżącym palcem nacisnęłam „przeczytaj”.

Samantho,
Mam nadzieję, że skopała Pani dupę temu pieprzonemu skurwysynowi niezależnie od tego,
kim on jest.
PS W razie gdyby Paniom zabrakło wina, mam całą piwniczkę.
Kiedy mechaniczny głos samochodu skończył czytać, zjechałam na pobocze i chwyciłam za
telefon, żeby zobaczyć tę wiadomość na własne oczy.
– Niemożliwe. – Spojrzałam z zaskoczeniem na ekran.
Parsknęłam śmiechem, odczytując e-maila raz po raz. Na zdjęciach sprawiał wrażenie
naburmuszonego dupka, a tu proszę, jakie miłe zaskoczenie.
Ulżyło mi. Mogłam przypuszczać, że Dustin Sullivan nie zrezygnuje z  naszych usług.
Miałam również nadzieję, że nie powie Jacksonowi o  tej wpadce. Zawahałam się przez
chwilę… Może mogłabym go o  to poprosić? Powinnam? Czy to będzie już przesada?
Przygryzłam dolną wargę.
A co mi tam, raz kozie śmierć!

Czy mogłabym prosić o nieinformowanie Jacksona o tej pomyłce?

Wysłane. Wciąż lekko drżąc, ponownie włączyłam się do ruchu. Po kilku minutach jazdy
w końcu oddzwoniła Megan.
– Co tam? – zapytała lekko znudzonym tonem.
– Wino i nocleg – bąknęłam, zazdroszcząc jej, że prowadzi tak bezproblemowe życie: bez
naburmuszonego faceta u boku, bez dramatów i bez ciągłych kłótni.
–  Jasne. – Jej głos wyraźnie się ożywił. – Będę w  domu za godzinę, ale znasz kod do
garażu. Może kup ze dwie butelki wina, bo u mnie zostały tylko trzy.
Parsknęłam śmiechem, rozłączając się. Megan znała mnie jak własną kieszeń. Wiedziała,
że gdy chciałam u  niej nocować, to musiało to oznaczać kłótnię z  Jacksonem, a  to z  kolei
znaczyło, że będziemy potrzebować sporej ilości alkoholu.

***

–  Dobra, to opowiadaj, co ten pajac zrobił tym razem – powiedziała Meg, gdy wyszła już
spod prysznica.
Jej krótkie, czarne włosy sterczały we wszystkie strony, w  niczym nie przypominając
eleganckiej fryzury, którą zwykle nosiła. Miała na sobie dresowe spodnie i  zwykły
podkoszulek. Taki zestaw sprawiał, że wyglądała jak nastolatka chociaż, tak jak ja, zbliżała
się do trzydziestki.
– Cofnął nasz projekt, a  później mnie poinformował, że zaprosił na kolację McKinleyów
i miło by było, gdybym zajęła się przygotowaniami, gdy skończę już poprawki – warknęłam.
– McKinleyów tych od International coś tam? – Spojrzała na mnie pytająco.
– Tak, tych – burknęłam. – Zapomniał mi powiedzieć o tym wcześniej, chociaż umówił to
spotkanie dwa tygodnie temu.
–  I chciał, żebyś poprawiła projekt, zajęła się kolacją, ogarnięciem chaty i  jeszcze żebyś
wyglądała jak milion dolarów? – Popatrzyła na mnie zirytowana.
– Tak – potwierdziłam. – Na dziewiętnastą.
– Więc postanowiłaś uciec? – Uśmiechnęła się, unosząc brew.
–  Meg, uciekłam tu, żeby mieć go z  głowy, a  nie po to, żeby o  tym rozmawiać –
westchnęłam, po czym oparłam się o miękką sofę.
– Powinnaś posłać go do diabła i  dobrze o  tym wiesz. – Usiadła obok mnie, podając mi
kieliszek wina.
To mi o czymś przypomniało.
Roześmiałam się w głos, a zaskoczony wyraz twarzy Megan tylko bardziej mnie rozbawił.
W końcu opowiedziałam jej o e-mailu, który przez pomyłkę wysłałam do Sullivana, a także
o jego odpowiedzi oraz mojej prośbie.
– O rany, odpisał coś? – Zerknęła na mnie z ciekawością.
–  Nie wiem. – Spojrzałam na nią poważnie, a  później zerwałam się jak dzieciak, żeby
wygrzebać telefon z torebki – Odpisał!
–  Czytaj! – Podciągnęła nogi pod brodę, a  wyraz jej twarzy sugerował, że najchętniej
wyrwałaby mi smartfona z rąk, żeby jak najszybciej zobaczyć wiadomość.
Westchnęłam, udając zirytowanie, ale przeczytałam na głos.

Oczywiście. Jednak, jak na pewno Pani wie, w  biznesie obowiązuje zasada przysługa za
przysługę. Pójdzie Pani ze mną na drinka w  przyszłym tygodniu. Mam kilka pomysłów
dotyczących najnowszej reklamy. Napiszę w  poniedziałek, kiedy, gdzie i  o której. Miłego
weekendu, Samantho.

Otwarłam szeroko usta, wciąż patrząc na ekran. Po chwili przeniosłam wzrok na Megan.
Wyglądała, jakby sama nie wiedziała, czy powinna wybuchnąć śmiechem, czy jednak być
przerażona.
–  Dustin Sullivan zaprasza cię na drinka – powiedziała po chwili, wypijając na raz całą
zawartość kieliszka. – Ja pierdolę.
–  Nalej mi też – poprosiłam, wciąż stojąc pośrodku salonu, po czym wypiłam jednym
haustem cały alkohol, który miałam w  szkle, i  postawiłam naczynie przed Megan. Byłam
w szoku. Nie! Boże, ja byłam przerażona. – Od dwóch lat kontaktuję się z nim przez e-maile,
nigdy nie wymagał spotkania w cztery oczy.
–  Chryste, ale ty masz szczęście – odrzekła rozmarzonym głosem, nalewając nam wina
tym razem po samą krawędź. – Będziesz piła drinka z najprzystojniejszym facetem Ameryki
według magazynu „People”.
– Jeszcze się na nic nie zgodziłam – warknęłam, a później podeszłam bliżej, żeby usiąść na
kanapie.
–  Ale on wcale nie pytał o  zgodę. – Zaśmiała się paskudnie. – On cię poinformował
o swoich planach. Znajdź w jego wiadomości choćby jeden pytajnik.
Ponownie spojrzałam na ekran. Miała rację. Sullivan nie pytał mnie o  zgodę, on mnie
stawiał przed faktem.
Upiłam łyk alkoholu, a  potem odstawiłam kieliszek na niski, szklany stolik. Wstałam,
a  następnie podeszłam do aneksu kuchennego. Otwarłam lodówkę, po czym wyciągnęłam
z niej kolejną butelkę wina.
– Dobrze, że jednak kupiłam trzy – powiedziałam, stawiając ją na stoliku w salonie.
Jadąc do przyjaciółki, sądziłam, że moim największym dzisiejszym problemem był Jackson.
Nigdy w  życiu nie pomyślałabym o  tym, że wpakuję się w  spotkanie z  Sullivanem. Miałam
dziwne przeczucie, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, a przez to, że moje przeczucia często
się sprawdzały, czułam się jeszcze gorzej.
ROZDZIAŁ 2

Samantha
Obudził mnie potworny ból głowy oraz tak silne pragnienie, że miałam ochotę napić się
wody z kranu, która zdecydowanie nie nadawała się do spożycia.
Wyplątałam się z pościeli w sypialni gościnnej Megan. Właściwie mogłam powiedzieć, że
to moja druga sypialnia, bo to właśnie ja najczęściej tu nocowałam, co wyraźnie świadczyło
o tym, jak bardzo mój związek był do kitu.
Opłukałam twarz w łazience i umyłam zęby, a później zeszłam na pierwsze piętro, po czym
skierowałam się do kuchni. Megan siedziała na wysokim stołku, przy kuchennej ladzie,
opierając głowę o dłonie. Przed nią stała szklanka soku pomarańczowego.
– Ja też chcę – wymamrotałam. Wzięłam kubek z szafki, po czym otwarłam lodówkę.
– Wypiłyśmy pięć butelek wina – jęknęła Meg, patrząc na mnie przez palce. – Jeśli dzisiaj
nie umrę na kaca, to znaczy, że jestem nieśmiertelna.
Już miałam jej odpowiedzieć, jednak przerwał mi dzwonek do drzwi.
–  Ja pierdolę, kurwa – mamrotała przyjaciółka, zsuwając się ze stołka. – Jest sobota,
dwunasta w południe. Kogo tu, do cholery, niesie?
Oparłam się o ladę, zanurzając wargi w zimnym soku. Chryste, miałam kaca giganta, nie
pamiętałam nawet, jak znalazłam się w sypialni, za to pudełko po pizzy, które wciąż leżało
na stoliku w  salonie, jasno sygnalizowało, że najwyraźniej zgłodniałyśmy w  środku nocy.
Cóż… tego również nie mogłam sobie przypomnieć.
Nagle z korytarza dobiegły mnie podniesione głosy. Najwyraźniej Megan musiała wdać się
w pyskówkę z nowym gościem. Westchnęłam przeciągle i zasłoniłam twarz dłońmi. W takim
razie to musiał być…
–  Samantha – warknął Jackson, stając w  kuchni. – Co ty odpieprzasz? Musiałem zabrać
McKinleyów do restauracji i kłamać, że jesteś chora. Jak ty wyglądasz?
–  Wybacz, Sam – powiedziała przyjaciółka, siadając na swoim miejscu i  posyłając mi
przepraszające spojrzenie. – Wepchnął się do środka. Wcale nie chciałam go wpuszczać.
Popatrzyłam na mojego chłopaka. Miał na sobie ciemne dżinsy oraz jasną koszulkę polo,
która opinała jego mięśnie. Czarne włosy były idealnie ułożone, a  twarz świeżo ogolona.
Wyglądał, jakby wyszedł wprost z  sesji zdjęciowej dla jakiegoś modowego magazynu. Jaka
szkoda, że za takim wyglądem nie kryło się nic więcej. Wczoraj, gdy tylko odczytałam
wiadomość od Sullivana, przezornie wyłączyłam telefon. Wiedziałam, że kiedy Jackson
zauważy moją nieobecność, od razu zacznie wydzwaniać. Na pewno domyślił się, gdzie może
mnie znaleźć, jednak nie mógł nic z tym zrobić. Nie wystarczyłoby mu czasu, żeby po mnie
przyjechać i dopiero wtedy pojechać na kolację z McKinleyami. Mogłam się więc spodziewać
tego, że pojawi się z samego rana.
– Daj mi spokój, Jackson – powiedziałam, upijając kolejny łyk. – Nie chce mi się z  tobą
rozmawiać.
–  Świetnie – warknął. – Wcale nie musisz. Zbieraj się. Zarezerwowałem ci kosmetyczkę.
Tak sądziłem, że się tu upijesz. – Rzucił pogardliwe spojrzenie mojej przyjaciółce, na
szczęście Meg nic sobie z  tego nie robiła. – Dzisiaj jest przyjęcie charytatywne, na którym
musimy być. Nie możesz tak wyglądać.
– Jakie znowu przyj… – Wtedy to do mnie dotarło: zapomniałam. Zapomniałam o  balu,
podczas którego pod przykrywką dobrych uczynków zwykle załatwiało się biznesowe sprawy
i umawiało na milionowe kontrakty. – Zapomniałam.
– Ty nigdy o niczym nie pamiętasz – wysyczał. – Zbieraj się.
– Bo mam za dużo na głowie! – krzyknęłam tak głośno, że aż Megan jęknęła i  zasłoniła
uszy dłońmi. – Wszystko zwalasz na mnie, sam skupiając się tylko na kolacjach, spotkaniach
i balach!
– Może w końcu zacznij lepiej organizować swój czas – warknął, zaciskając zęby. – Rusz
się. Nie mam zamiaru stać tutaj pół dnia, a  jak sądzę, nie jesteś w  stanie sama jechać
samochodem.
Spojrzałam zbolałym wzrokiem na Megan, która przewróciła oczami i  już otwierała usta.
Wiedziałam, co chciała powiedzieć, ale pokręciłam lekko głową. Byłam pewna, że Jackson
i  tak mi nie odpuści. Będę musiała pójść na ten bal, nawet jeśli po drodze umrę na kaca.
Zabrałam torebkę, która wciąż leżała na stole w  jadalni, po czym odwróciłam się do
przyjaciółki.
– Oddam ci jutro ciuchy – powiedziałam, wskazując na legginsy oraz podkoszulek, które
miałam na sobie.
Pożyczyła mi je, żebym nie musiała spać w majtkach i staniku. Sukienka, w której się u niej
pojawiłam, nie nadawała się do łóżka. A przynajmniej nie do spania.
– Nie ma sprawy. – Machnęła ręką, a później poszła za nami, żeby zamknąć drzwi, gdy już
wyjdziemy.
Po dotarciu do naszego domu znajdującego się zaledwie dziesięć minut drogi od Megan,
szybko wbiegłam na piętro, po czym od razu udałam się do sypialni. Z garderoby zgarnęłam
pierwsze lepsze ubranie, a  później poszłam do łazienki. Za wszelką cenę chciałam uniknąć
rozmowy z Jacksonem. Nie miałam na to ani sił, ani ochoty.
Odkręciłam wodę pod prysznicem i zamknęłam się w kabinie.
Ciepły strumień spływał po moim ciele, rozluźniając napięte mięśnie. W  obecności
Jacksona zawsze byłam spięta. A  przynajmniej odkąd mu odbiło. Ciągle czekałam na atak
z  jego strony, na kolejny przytyk, na wypomnienie kolejnej rzeczy, której nie zrobiłam lub
którą zrobiłam źle.
Powinnam odejść i, kurwa, doskonale o  tym wiedziałam, jednak wciąż, gdzieś
podświadomie, łudziłam się, że kiedyś się obudzę, a  Jack będzie tym samym zabawnym
chłopakiem poznanym na studiach. Tym, z  którym mogłam rozmawiać godzinami, który
rozśmieszał mnie do łez i z pasją opowiadał o tym, jak założymy wspólną firmę, rozwiniemy
interes i staniemy się najbardziej rozchwytywaną agencją reklamową po tej stronie kraju.
–  Za pół godziny masz być u  Agnes – warknął, wchodząc bez pukania do łazienki. –
Pospiesz się.
Niechętnie zakręciłam wodę. Nie wdawałam się z  nim w  dyskusję, nie miało to
najmniejszego sensu. Wiedziałam to już od jakiegoś czasu.
Kiedy siedzieliśmy w samochodzie, w ogóle nie rozmawialiśmy. Ja nie miałam o czym, Jack
najwyraźniej również nie miał mi nic do powiedzenia. Tak było lepiej. Miałam dosyć ciągłych
kłótni i sporów. Tak naprawdę nawet nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy z nim ostatnio
normalnie rozmawiałam, tak bez przytyków oraz ciągłych pretensji.
–  Z powrotem zamów sobie taksówkę – oświadczył, kiedy wysiadłam pod małym,
eleganckim spa.
– Okej – rzuciłam sucho i zamknęłam drzwi samochodu.
Gdy tylko weszłam do budynku, od razu wpadłam wprost w objęcia Agnes.
–  Rany – powiedziała, patrząc na mnie uważnie. – To na pewno była więcej niż jedna
butelka.
– Dwie i pół na głowę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– To nic. – Uśmiechnęła się szeroko. – Obiecuję, że wyjdziesz stąd, wyglądając jak gwiazda
filmowa.
Miała rację. Kiedy trzy godziny później wychodziłam z  salonu, czułam się jak
nowonarodzona. Agnes wmusiła we mnie dwa koktajle witaminowe, a później zajęła się moją
twarzą. Liczby maseczek, które na nią nałożyła, nie byłam w  stanie zapamiętać, jednak
najwyraźniej były skuteczne. Kiedy spojrzałam w  lustro, tuż przed tym, jak zaczęła mnie
malować, wyglądałam zupełnie normalnie. Po drugim koktajlu nawet kac i ból głowy gdzieś
zniknęły.
Wróciłam do domu taksówką, po czym od razu poszłam do garderoby. Nie wiedziałam
jeszcze, co na siebie włożę. W  normalnych okolicznościach, kiedy pamiętałam o  takich
przyjęciach, zawsze starałam się kupić nową sukienkę, ponieważ pokazanie się dwa razy
w  tym samym stroju było oczywiście zbrodnią. Jednak tym razem nie miałam wyjścia,
musiałam wybrać coś, co od dawna wisiało w  mojej szafie. Na szczęście kilka tygodni
wcześniej towarzyszyłam Meg na zakupach. Kupiłam wtedy dwie sukienki, których do tej
pory nie miałam na sobie, i  to właśnie na nich miałam zamiar skupić swoją uwagę. Może
akurat któraś z nich będzie odpowiednia na takie przyjęcie.
Stanęłam naprzeciwko wieszaków z długimi oficjalnymi sukniami, po czym przyjrzałam im
się uważnie.
– Jesteś już? – Z dołu dobiegł mnie zgrzyt zamykanych drzwi i oschły głos Jacksona.
– W garderobie! – odkrzyknęłam.
Usłyszałam kroki na schodach, ale z powrotem skupiłam się na sukienkach, nie zawracając
sobie głowy tym, co robił mój facet. W końcu sięgnęłam po piękną długą, turkusową suknię,
na grubych ramiączkach, z  dekoltem w  serek. Była prosta, ale drobne kryształki wzdłuż
ramiączek oraz dekoltu, dodawały jej zarówno uroku, jak i pazura. Z ramiączka wciąż zwisała
metka.
– Zapomnij – warknął Jackson, wchodząc do pomieszczenia. – To oficjalne spotkanie, nie
możesz się tam pokazać z TYM na wierzchu.
Spojrzałam mu w oczy w lustrzanym odbiciu.
–  Kiedyś, dawno temu – syknęłam, nie spuszczając z  niego wzroku – mówiłeś, że je
uwielbiasz, że do mnie pasują.
– Czasy się zmieniają. Dorośliśmy – odparł oschle. – Nie jesteśmy już na studiach, a  bal
charytatywny nie jest imprezą w domu bractwa.
– Czyli co? – Odwróciłam się gwałtownie w jego kierunku. – Sądziłeś, że kiedy opuścimy
mury college’u, to wszystkie moje tatuaże znikną?
– Nie sądziłem, że zajdę tak daleko – burknął.
–  Ach, rozumiem! – Zaśmiałam się gorzko. – Dla wielkiego biznesmena to wstyd mieć
partnerkę, która nie wygląda jak nieskazitelne modelki Victoria Secret.
–  Załóż coś z  długim rękawem – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym
wyszedł z pomieszczenia, tym samym kończąc tę dyskusję.
Westchnęłam i  spojrzałam na swoje odbicie w  lustrze. Agnes upięła moje długie blond
włosy w  misterny kok, a  oczy podkreśliła tak, że ich zielona barwa wydawała się jeszcze
intensywniejsza. Nie byłam zbyt wysoka, ale nie byłam też kurduplem.
W  kilkucentymetrowych szpilkach zawsze wyglądałam nieźle. Moja lewa ręka była pokryta
tatuażami od samego nadgarstka aż do ramienia. Uwielbiałam je. Każdy jeden był starannie
przemyślany i dopracowany tak, żeby pasował do reszty. Od zawsze kochałam tatuaże i kiedy
tylko osiągnęłam odpowiedni wiek, wiedziałam, że na pewno nie skończę swojej przygody na
jednym. A teraz okazało się, że nie są one mile widziane wśród chicagowskiej klasy wyższej.
Zacisnęłam mocno powieki, bo łzy napłynęły mi do oczu, a  nie miałam ochoty na
poprawianie makijażu. Przecież powinnam się już do tego przyzwyczaić. Od dawna byłam
traktowana jak kolejny przedmiot, niezbędny do prowadzenia firmy. Miałam ładnie wyglądać
i  udawać miłą, moje uczucia nie miały tu żadnego znaczenia. Tylko, cholera, dlaczego żal
rozlał się po mojej klatce piersiowej, próbując przy okazji odebrać mi oddech?
Minęło kilka minut. Zamrugałam szybko, a  następnie sięgnęłam po czarną sukienkę
z  długimi rękawami. Czy mówiłam już, że nawet nie miałam ochoty na sprzeczki
z Jacksonem? Miałam również gdzieś to, jak będę wyglądać. Nie zależało mi na opinii obcych
ludzi, z  przerażeniem stwierdziłam, że również coraz mniej zależy mi na tym, jak będzie
postrzegana nasza agencja. Nie mogłam uwierzyć, że Jack nie tylko zabił we mnie radość
z życia, ale również pomału mordował moją miłość do wymarzonej pracy.
Może to dobrze? Może gdy przestanie mi całkowicie zależeć, to w końcu zbiorę się w sobie,
rzucę to wszystko, z nim włącznie, i w końcu zacznę moje życie od nowa?
ROZDZIAŁ 3

Samantha
Kiedy o osiemnastej weszliśmy do sali bankietowej, Jack nachylił się w moim kierunku.
– Możesz przestać mieć minę, jakbyś była tu za karę? – wysyczał, dociskając mocniej moją
dłoń do swojego przedramienia, żeby zasygnalizować mi, że jest wkurzony.
– No w nagrodę to ja tu nie przyszłam – burknęłam.
Doskonale wiedział, że nie lubiłam takich nadmuchanych przyjęć. Nie miałam o  czym
rozmawiać z  tymi ludźmi. Wszystkie relacje tutaj były fałszywe i  powierzchowne. Nie
umiałam udawać, że świetnie się bawię tylko po to, żeby nakłonić kogoś do skorzystania
z  usług naszej firmy. Może byłam głupia, ale uważałam, że powinno się podejmować takie
decyzje na podstawie portfolio, a nie tego, czy powiedziałam jakiejś starszej kobiecie, że ma
ładną suknię.
Szybko przebiegłam wzrokiem po tłumie zgromadzonym w dużej eleganckiej sali. Ludzie
stali w grupkach i rozmawiali, zapewne dogadując szczegóły kolejnych interesów oraz umów.
Wśród wystrojonych kobiet oraz mężczyzn w drogich garniturach krążyli kelnerzy, rozdając
przekąski, a także kieliszki z szampanem.
Odwróciłam się w  kierunku znajdującego się pod ścianą wysokiego baru przystrojonego,
jak cała reszta sali, w bukiety czerwonych kwiatów.
– Tam jest Nancy – powiedziałam do Jacksona. – Idę się przywitać.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale puścił moją rękę. Nancy Hudson była jedyną osobą
tutaj, z  którą miałam ochotę na jakąkolwiek pogawędkę. Niska brunetka miała dwadzieścia
pięć lat i była żoną trzydziestopięcioletniego prezesa banku. Mogłam podejrzewać, że mimo
różnicy wieku łączy ich prawdziwe uczucie. Nancy była bezpośrednia i  nie miała
najmniejszych oporów, żeby wyrażać swoje opinie na głos, choć często mogły zostać
odebrane jako przejaw bezczelności. Mimo to Peter nigdy nie próbował zamknąć jej ust.
Założę się, że nie wybierał jej również strojów.
–  Tak się cieszę, że tutaj jesteś – powiedziałam, podchodząc do niej. – Przez całe
popołudnie wyobrażałam sobie, jak umieram tu z nudów.
–  Samantha. – Zaśmiała się dziewczyna, po czym zwróciła się do barmana: – Gin
z tonikiem jeszcze raz.
– Chyba nie powinnam – bąknęłam, zajmując miejsce obok niej.
–  Daj spokój. – Zbyła moje protesty machnięciem ręki. – Co tutaj można robić innego?
Zbiorowisko sztywniaków, którzy uważają się za bogów.
Mężczyzna stojący po prawej stronie spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Coś nie tak? – spytała, wbijając w niego ironiczny wzrok.
Nie odezwał się. Rzucił nam ostatnie spojrzenie, a później odszedł w głąb sali.
– Wciąż się nie dostosowałaś. – Zaśmiałam się, biorąc drinka, którego podał mi kelner.
– Nie mam zamiaru – mruknęła. – Zresztą wciąż powtarzam Peterowi, że nie chcę chodzić
na takie przyjęcia. Przecież równie dobrze może na nie chodzić sam, ale on wciąż mówi, że
umarłby tutaj z nudów, gdyby nie moje komentarze.
–  Zazdroszczę ci. – Uśmiechnęłam się blado. – Jackson chyba padłby trupem, gdybym
rzuciła tekstem w twoim stylu.
–  Jack już wtopił się w  to całe sztywniactwo. – Wzruszyła ramionami. – Niepotrzebnie.
Kiedyś tego pożałuje. W biznesie jest tak, że im więcej z siebie dajesz, tym więcej on zabiera.
A później zostajesz z niczym.
Kto jak kto, ale ona na pewno wiedziała, o czym mówi. Była córką jednego z chicagowskich
miliarderów, a  jej ojciec robił interesy nawet z  Clark & Clark Financial – najbardziej
rozchwytywanym małżeństwem maklerów w  całych Stanach. Wychowała się pod kloszem,
który własnoręcznie stłukła, buntując się przeciwko wszystkiemu, czego od niej oczekiwano.
Nie poszła na Harvard, nie została prawnikiem, nie zaczęła pracy w firmie ojca. A teraz nie
miała oporów, by być szczerą aż do bólu wśród całego tego fałszu, który nas otaczał.
– Witaj, Nancy – powiedział służbowym tonem Jackson, podchodząc do nas. – Jak ci mija
wieczór?
– Nudno. – Wzruszyła obojętnie ramionami. – Nie istnieją gorsze imprezy niż takie jak te.
Zamierzam się upić, a później wrócić do domu.
–  A… tak – odparł wyraźnie zmieszany. Wiedziałam, że jej nie lubił i  nie traktował
poważnie, a mimo to starał się nie okazywać emocji. Jak zawsze. – Samantho, muszę ci kogoś
przedstawić. Wybacz nam, Nancy.
Wziął mnie pod rękę, a ja niechętnie dałam się odciągnąć od baru.
–  Dustin Sullivan tu jest – oświadczył podnieconym szeptem. – Muszę z  nim
porozmawiać, więc udawaj, że chciałaś go poznać osobiście.
– Co?! – Spojrzałam na niego przerażona i  wyrwałam rękę z  jego uścisku. – Nie chcę go
poznawać!
Jasna cholera! Nie chciałam się z nim spotkać, w dodatku w obecności Jacksona. A co, jeśli
powie mu o  e-mailu? W  ogóle nie byłam na to przygotowana! Byłam pewna, że mam cały
weekend, a  może nawet jeszcze kilka dni więcej, zanim będę musiała stanąć z  nim twarzą
w twarz. Nie mogło to się stać teraz! I to wśród tych wszystkich ludzi!
– Przestań, Sam – warknął Jack. – To ważne, więc skończ wydziwiać.
Złapał mnie ponownie za rękę i poprowadził w kierunku sceny. Próbowałam znaleźć jakąś
wymówkę, cokolwiek, ale oczywiście nic nie przychodziło mi do głowy. W  końcu, jak dla
mnie zdecydowanie zbyt szybko, Jack się zatrzymał.
– Dustin, miło cię widzieć – przywitał się, a ja niechętnie uniosłam wzrok.
Natrafiłam na najbardziej niezwykłe niebieskie oczy, jakie w życiu widziałam. Patrzyły na
mnie intensywnie, jakby zaglądały do mojej duszy. Zrobiło mi się gorąco i  zimno
jednocześnie. Miałam wrażenie, że moje nogi są z  waty. Sullivan patrzył na mnie, a  jego
twarz nie wyrażała zupełnie nic. Jakby miał na twarzy maskę.
– To Samantha Spinster – przedstawił mnie Jackson, najwyraźniej zupełnie nie widząc, że
zamarłam jak sarna w świetle reflektorów. – To ona głównie zajmuje się twoimi projektami,
a prywatnie jest moją narzeczoną.
Prawie parsknęłam śmiechem, ale w ostatniej chwili udało mi się to zatuszować kaszlem.
Narzeczona. A to dobre! Jackson przez pięć lat naszego związku nigdy nawet nie wspomniał
o ślubie. Jednak, jak się mogłam domyślić, „dziewczyna” brzmiało mało profesjonalnie.
– Miło mi cię poznać osobiście, Samantho – powiedział Dustin, po czym wyciągnął rękę
w moim kierunku.
Kiedy podałam mu swoją, chwycił ją, a następnie uniósł i złożył pocałunek na zewnętrznej
stronie. Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła, a przez ciało przetacza się potężny
dreszcz. Miałam nadzieję, że Jackson tego nie zauważył. Albo co gorsza… Dustin. Wciąż
wbijał we mnie uważne spojrzenie, a ja nie mogłam się wyrwać spod jego wpływu. Czułam
się jak zahipnotyzowana. W  końcu uwolnił moją dłoń, a  ja wypuściłam powietrze z  płuc,
które najwyraźniej przez cały czas wstrzymywałam.
– Mnie również – wyjąkałam z trudem.
Chryste, jeszcze nigdy nie chciałam zniknąć tak bardzo jak teraz. Chciałam się znaleźć jak
najdalej stąd. Uciec przed tym przeszywającym wzrokiem.
–  Taak – powiedział Jack. – Dustin, muszę z  tobą porozmawiać o  nowej kampanii, jeśli
znajdziesz momencik.
– Co z nią? – spytał Sullivan, w końcu przenosząc wzrok na mojego chłopaka.
Odetchnęłam z  ulgą i  zaczęłam się gorączkowo rozglądać dookoła z  nadzieją, że znajdę
kogoś znajomego, do kogo będę mogła podejść.
–  Chodzi o  media społecznościowe. Nie jestem pewien, czy kampania na Twitterze
wystarczy – odpowiedział.
Nie słuchałam go dalej. Skupiłam się na tym, że muszę stąd jak najszybciej odejść.
– Przepraszam was – rzuciłam w końcu.
Uznałam, że zaszyję się w  łazience. Na pewno nikt nie będzie próbował mnie stamtąd
wyciągnąć. Zresztą Jack osiągnął to, co chciał. Już rozmawiał z  Sullivanem, więc nie
powinien mi robić problemów.
Skinęłam im głową, a później pospiesznie odeszłam w kierunku korytarza.
Po chwili zauważyłam oznaczenia informujące, że idę w dobrą stronę. Wpadłam do środka,
prawie taranując starszą kobietę, która obrzuciła mnie zdegustowanym spojrzeniem.
– Przepraszam – bąknęłam, po czym poszłam w kierunku kabiny.
Zamknęłam za sobą drzwi, a później klapę i usiadłam na toalecie.
Co to, do cholery, było? Jak ktoś może paraliżować innych wzrokiem? Utonęłam w  tych
niebieskich tęczówkach zaledwie na kilka sekund, a  później poczułam paraliżujący strach.
Zupełnie nie umiałam tego wytłumaczyć. Tak, bałam się, że wspomni Jacksonowi o tych e-
mailach, ale przecież obiecał, że nie powie. Dlaczego tak bardzo się przestraszyłam? Cholera,
musiałam się wyrwać z tego balu, i to jak najszybciej. Nie mogłam tu dłużej przebywać.
Po dziesięciu minutach w końcu uspokoiłam się na tyle, żeby wyjść z łazienki.
Udałam się ponownie do sali bankietowej i  starałam się odnaleźć Jacksona. W  końcu go
zauważyłam, był w  towarzystwie McKinleyów. Gorzej być nie mogło. Nie miałam ochoty
spotkać się z nimi, ale musiałam mu powiedzieć, że wychodzę. Chociaż pewnie nawet by nie
zauważył mojego zniknięcia.
–  W poniedziałek o  trzynastej w  restauracji Alinea – usłyszałam za sobą cichy
i zdecydowany głos.
Zamknęłam na moment oczy, ale po chwili się odwróciłam.
Dustin patrzył na mnie takim samym wzrokiem jak kilkanaście minut wcześniej. Kotłowało
mi się w głowie. Nie wiedziałam, czy w ogóle uda mi się złożyć sensowne zdanie.
–  To miał być drink, a  nie obiad – powiedziałam bardziej zachrypniętym niż zwykle
głosem.
– Zmieniłem zdanie – rzucił poważnym tonem, nawet na sekundę nie przestając patrzeć
w moje oczy. – To może być dłuższa rozmowa.
–  Dobrze – zgodziłam się, ponieważ chciałam, żeby już sobie poszedł. – Przepraszam,
muszę porozmawiać z Jacksonem.
– Widziałem go przed chwilą, jak rozmawiał z  McKinleyami – podpowiedział,  nie zdając
sobie sprawy z tego, że dokładnie wiedziałam, gdzie jest mój chłopak.
–  Ze starą furiatką Mery i  jej sztywnym jeszcze za życia mężem – bąknęłam, zanim
zdążyłam się powstrzymać.
Powiedziałam to jednak tak cicho, że miałam nadzieję, że tego nie dosłyszał.
– Tak. – A jednak. Jęknęłam w duchu i spojrzałam na niego. Choć jego twarz wciąż miała
pokerowy wyraz, wyraźnie widziałam iskierki rozbawienia w tych niebieskich tęczówkach. –
Cioteczka Mery zdecydowanie jest furiatką. Lepiej bym tego nie ujął.
– Przepraszam – bąknęłam.
Ja pierdolę, nie miałam pojęcia, że to jego rodzina! Czy mogę wyjść na jeszcze większą
kretynkę? Dlaczego w ostatnim czasie wszystko mi się sypało?
–  Nie przejmuj się. – Machnął ręką, a  później nachylił się nade mną tak, że wyraźnie
mogłam poczuć jego zapach. Zniewalający męski zapach, który otulał mnie z każdej strony
jak ciepły koc. – Uważam jednak, że są wśród nas bardziej SZTYWNI… ludzie niż wujek John.
Ładna sukienka.
Wyprostował się i odszedł, nie czekając na moją reakcję.
Spojrzałam na siebie, nie wiedząc, co niby jest takiego ładnego w zwykłej czarnej sukience.
Po raz kolejny poczułam, jak brakuje mi tchu. Moja czarna sukienka nie miała pleców, nie
mogłam więc założyć do niej stanika. A  teraz patrzyłam na swoje twarde sutki wyraźnie
odcinające się na materiale.
Poczułam, jak na moje policzki wypływa rumieniec. Zauważył to! Dustin Sullivan mógł
sobie dokładnie obejrzeć, jak moje ciało na niego reaguje. Było to dla mnie zbyt wiele. Nie
mogłam tu zostać ani sekundy dłużej.
Rzuciłam się do wyjścia, dzwoniąc po taksówkę. Kiedy pięć minut później siedziałam
w  środku, napisałam wiadomość do Jacksona, że się źle poczułam i  pojechałam do domu.
Tyle musiało mu wystarczyć.
ROZDZIAŁ 4

Samantha
Ze snu wyrwał mnie odgłos ciężkich kroków na schodach. Usiadłam na łóżku, po czym
zapaliłam lampkę nocną, zerkając przy okazji na zegarek. Dochodziła trzecia nad ranem.
Jackson wszedł do sypialni, lekko się zataczając.
– Jesteś pijany? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
Jeśli ktoś z  nas dwojga zasługiwał na miano pijaka, to byłam to ja. Jack się nie upijał.
Nigdy.
– Jakoś musiałem sobie umilić czas, kiedy, kurwa, wyszłaś – wysyczał.
– Źle się poczułam. – Wzruszyłam ramionami i miałam zamiar znowu się położyć.
Jednak Jackson, jak na kogoś tak pijanego, bardzo szybko znalazł się po mojej stronie
łóżka, a później złapał mnie mocno za rękę.
– Boli – warknęłam, po czym spróbowałam ją wyrwać z jego uścisku.
– Nie będziesz, kurwa, robić ze mnie pośmiewiska! – krzyknął i szarpnął mocniej, tak że
mimowolnie musiałam wyjść z łóżka.
– Jack, puść mnie! – Po raz kolejny spróbowałam wyszarpnąć nadgarstek.
–  Samantha, kurwa, nie jesteś już jakąś studentką. – Odwrócił mnie przodem do siebie.
Zobaczyłam jego nabiegłe krwią oczy, w których wyraźnie widziałam nienawiść. – Masz się
dopasować. Zrozumiano?
–  Pierdol się – warknęłam, a  następnie spróbowałam go odepchnąć. – Nie będziesz mi
mówił, co mam robić. Nie jestem twoją niewolnicą.
– Będziesz robić to, co ci każę – wysyczał przez zaciśnięte zęby, a następnie uniósł rękę.
Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Dopiero kiedy poczułam uderzenie, zrozumiałam,
że on nie żartuje oraz że nie jest to nasza typowa kłótnia. Był pijany i  najwyraźniej
niebezpieczny. Poczułam, jak zalewają mnie fale strachu oraz gniewu. Nigdy wcześniej nie
widziałam go w takim stanie, więc nawet nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać.
Musiałam zdusić w sobie złość, to nie była najlepsza pora na wykłócanie się z nim. Byliśmy
w domu sami, a ja nie miałabym najmniejszych szans, gdyby postanowił mi zrobić większą
krzywdę. Pulsujący ból w policzku jasno mi to sygnalizował.
– Będziesz się, kurwa, zachowywać jak należy. – Pchnął mnie tak, że wpadłam na komodę
znajdującą się naprzeciwko łóżka i osunęłam się na podłogę. – Już ja się o to postaram.
Spojrzał na mnie ostatni raz, a później jak gdyby nic się nie stało, poszedł do łazienki.
Szybko wstałam, starając się powstrzymać łzy, które już zaczęły spływać mi po twarzy.
Zbiegłam na dół i  złapałam torebkę. Wiedziałam, że w  środku muszą być kluczyki do
samochodu, bo nigdy ich stamtąd nie wyciągałam. Dziękowałam temu, kto wymyślił system
Keyless. Nie sądzę, żebym była w stanie utrzymać klucz w dłoni, a co dopiero trafić palcem
w odpowiedni guzik, a później jeszcze włożyć ustrojstwo do stacyjki.
Wybiegłam na zewnątrz, a  później od razu rzuciłam się do samochodu. Włączyłam auto
i  poczekałam kilka sekund, żeby telefon się z  nim połączył. W  końcu nacisnęłam szybkie
wybieranie i zadzwoniłam do Megan, jednocześnie wycofując z podjazdu.
Przyjaciółka odebrała już po czterech sygnałach.
– Co jest? – zapytała zaspanym głosem.
– Jadę do ciebie – wyłkałam, ledwo widząc, co się dzieje na drodze.
– Jesteś w stanie w ogóle prowadzić? – Słyszałam, jak skrzypi materac, na którym zapewne
usiadła.
Kochałam ją właśnie za to, że nie traciła czasu na pytania, które mogły zostać zadane
później.
– Nie wiem – jęknęłam, po czym rozpłakałam się na dobre.
– Dojedź do Stratford Mall, to tylko pół mili od twojego domu – powiedziała szybko. – Już
tam po ciebie jadę.
Rozłączyłam się, a przez kolejne minuty starałam się skupić całą uwagę na drodze. Dzięki
Bogu było późno i ruch był mały. W godzinach szczytu na pewno nie dałabym rady prowadzić
w takim stanie. Choć mieszkałam w małym miasteczku pod Chicago, to w ciągu dnia tłok na
ulicach wcale nie był mniejszy niż w dużych miastach.
W końcu dotarłam na parking przed galerią handlową. Oparłam głowę na kierownicy i  w
końcu pozwoliłam sobie porządnie popłakać. Nie mogłam uwierzyć w to, że mnie uderzył. Po
prostu nie mieściło mi się to w  głowie! Nie miał prawa tego zrobić! Jeśli aż tak mnie
nienawidzi, powinien ode mnie odejść! Nic nie daje mu przyzwolenia na przemoc, a  ja nie
będę jego workiem treningowym!
Jackson nigdy nie był agresywny. Nigdy! Nawet na studenckich imprezach, jeśli dochodziło
do eskalacji jakiegoś konfliktu, potrafił załagodzić sytuację tak, że nikt w końcu nie rzucał się
na siebie z pięściami. Co się z nim stało, do cholery? Gdzie zniknął mężczyzna, w którym się
zakochałam?
Wredny głosik w mojej głowie podpowiedział mi, że sama się o to prosiłam. Przez ostatnie
lata pozwalałam sobą pomiatać. Godziłam się na to, żeby mną rządził. Wolałam nie tracić
energii na kłótnie, więc pozwalałam mu przesuwać granice, które nigdy nie powinny zostać
naruszone, a  to doprowadziło do obecnej sytuacji, gdzie Jack uznał, że ma prawo nie tylko
wykańczać mnie psychicznie, ale również znęcać się nade mną fizycznie. Byłam tak cholernie
głupia!
Po kilku długich minutach usłyszałam pukanie w  szybę. Wysiadłam z  samochodu
i rzuciłam się w objęcia przyjaciółki.
–  Chodź – powiedziała, przytulając mnie mocno. – Nie sądzę, żeby było bezpiecznie
włóczyć się po parkingach w środku nocy.
Przesiadłam się do jej samochodu, upewniając się, że zamknęłam własny.
Jechałyśmy w milczeniu. Ona nie pytała, a ja nie mówiłam. Wolałam, żeby skupiła się na
drodze. Znałam ją i wiedziałam, że się wkurzy, kiedy jej wszystko opowiem, więc lepiej, żeby
to było wtedy, kiedy nie będzie już prowadzić.
Gdy tylko weszłyśmy do holu w jej domu, Meg zaświeciła światło.
– Dobra, mów – powiedziała, kiedy zamknęła za mną drzwi.
Odwróciła się w moją stronę, po czym zamarła na chwilę. Podeszła do mnie i spojrzała mi
w oczy.
– Powiedz, że się potknęłaś i uderzyłaś twarzą w ścianę – warknęła. – Powiedz, że to nie
on cię uderzył.
– Meg… – jęknęłam.
Nie miałam ochoty po raz tysięczny słuchać, że powinnam zostawić Jacksona. Wiedziałam
o tym. Nasz związek skończył się w momencie, w którym podniósł na mnie rękę, i naprawdę
nie miałam ochoty wysłuchiwać wykładu o tym, co powinnam zrobić. Podjęłam już decyzję.
Choć zdecydowanie za późno, to mimo wszystko nie miałam ochoty na to, żeby ktoś mi w tej
chwili wytykał moje błędy.
– Nie chcę wyjść na sukę… – zaczęła, ale i tym razem jej przerwałam.
–  Nic nie mów. – Przepchnęłam się obok niej, a  następnie poszłam do salonu. – Wiem,
mówiłaś już dawno. Wiem, muszę to zakończyć. Ja to wszystko wiem! Po prostu nalej mi
wody. Nie chce mi się gadać.
– Zgoda, ale chcę, żebyś wiedziała jedno – rzuciła, opierając się o łuk oddzielający salon
od aneksu kuchennego – jeśli on się tutaj pojawi, żeby cię przepraszać, to wezwę policję.
Wzruszyłam ramionami. Było mi to obojętne. Jeśli Jackson trafi do aresztu, wcale nie będę
go żałować.
Kilka chwil później ściskałam szklankę w ręce, a moja przyjaciółka siedziała obok.
– Czemu nie zadzwoniłaś na policję? – Spojrzała na mnie.
– Nie miałam czasu – westchnęłam. – Po prostu chciałam wyjść z domu.
Długo siedziałyśmy w ciszy. Przez moją głowę przelatywała cała masa myśli, jednak żadne
nie łączyły się w sensowną całość. Nie umiałam się na nich skupić, choć chyba powinnam.
– Powinnaś wyjechać – powiedziała w końcu Megan. – Chociaż na kilka dni.
– Ale… – zaczęłam, jednak tym razem to ona przerwała mi machnięciem ręki.
– Doskonale wiem, że nie potrzebujesz moich dobrych rad, i odnoszę wrażenie, że podjęłaś
w końcu decyzję o rozstaniu. Pozwól, że nie powiem, co myślę na temat tego, jak długo ci to
zajęło i  co musiało się stać – oznajmiła, patrząc mi w  oczy. – Jednak wiem, że od jutra
zaczniesz się zadręczać firmą i  pracownikami. Dlatego właśnie uważam, że powinnaś
wyjechać i najlepiej zostawić telefon oraz laptop w domu. Nikt nie będzie na ciebie wywierał
presji.
– On nie pozwoli na to, żebym to ja go spłaciła – oświadczyłam, zwijając się w kłębek na
kanapie.
Choć starałam się o tym nie myśleć, to właśnie firma była głównym powodem tego, że nie
zostawiłam Jacksona wcześniej. Wiedziałam, że Jack będzie wolał mi zapłacić nawet więcej,
niż powinien, ale nie odda mi agencji. Coś, co przez lata tworzyłam i  traktowałam jak
najważniejszy projekt w  moim życiu, przestanie być moje. Stracę to i  stracę ludzi, których
przez lata dobierałam tak starannie, że cała nasza ekipa była bardzo zgrana. Nie istniał
w  niej wyścig szczurów, nikt nie kopał pod nikim dołków. Ludzie współpracowali ze sobą
i szczerze się lubili. I lubili mnie. A ja ich teraz zostawię na pożarcie Jacksonowi.
Doskonale wiedziałam, że on zniszczy atmosferę, nad którą pracowałam latami. To ja
powstrzymywałam go przed nadmiernym i pokazowym nagradzaniem poszczególnych osób,
bo nie chciałam tworzyć żadnej chorej rywalizacji za wszelką cenę. To ja wybiłam mu z głowy
pomysł na pracownika miesiąca i  to ja powstrzymywałam go przed opieprzaniem ludzi,
którym powinęła się noga, w obecności innych. A teraz zostaną sami, a Jack powoli, krok po
kroku, zamieni ich w typowe korposzczury.
– Nie możesz przez całe życie poświęcać się dla dobra innych. – Meg dobrze wiedziała, co
mną kieruje, chociaż zwykle o tym nie mówiła. – Poradzą sobie albo od niego odejdą. To już
nie jest znoszenie jego fochów i  kretyńskiego zachowania. On cię uderzył! Gdybyś
zadzwoniła na policję, właśnie dojeżdżałby do aresztu w  Wheaton. Samantha, on popełnił
przestępstwo, podnosząc na ciebie rękę, i  ty dobrze o  tym wiesz. To jest Ameryka, do
cholery, a  nie jakiś Afganistan. Tu za przemoc idzie się do paki, koniec, kropka. Tak działa
prawo.
– Przecież wiem – jęknęłam. – Muszę pomyśleć na spokojnie. Zaplanować coś. Jakoś to, do
cholery, ogarnąć. A dzisiaj zupełnie nie mam do tego głowy.
–  Dlatego powinnaś wyjechać – oświadczyła. – Pojadę z  tobą do biura w  poniedziałek.
Powiesz mu, że bierzesz urlop. Dam ci namiary na spokojne miejsce w Wisconsin, posiedzisz
tam przez kilka dni, obmyślisz plan działania i w końcu pozbędziesz się tego skurwysyna ze
swojego życia raz na zawsze.
Pokiwałam głową. Może wyjazd to dobry pomysł. Może Megan miała rację?
Resztę nocy spędziłam, patrząc tępo w  ścianę, a  przyjaciółka dotrzymywała mi
towarzystwa, ale nie zagadywała na siłę. Pozwoliła mi pomyśleć w spokoju. Obie poszłyśmy
spać, gdy na zewnątrz robiło się już jasno.
ROZDZIAŁ 5

Samantha
W niedzielę wyłączyłam telefon zaraz po otrzymaniu pierwszej wiadomości od Jacksona.
Wiedziałam jednak, że nie odpuści, więc nie byłam wcale zaskoczona, kiedy koło południa
pojawił się u Megan. Na szczęście odszedł, gdy tylko poinformowała go, że dzwoni na policję.
Wiedział, że kto jak kto, ale Meg nie żartuje. Doskonale zdawał sobie również sprawę z tego,
że od dawna szczerze go nienawidzi i bez żadnych wyrzutów sumienia spełni swoją groźbę.
Spędziłyśmy cały dzień przed telewizorem, a  kiedy tylko zrobiło się ciemno, poszłam do
łóżka. Poniedziałek nie zapowiadał się ciekawie.
–  O trzynastej muszę się spotkać z  Dustinem Sullivanem – powiedziałam, kiedy rano
piłyśmy kawę w kuchni. – Zupełnie o tym zapomniałam.
– Wcale nie musisz tam iść – oświadczyła Megan. – To już cię nie dotyczy. Nie będziesz się
zajmować jego kampanią.
– Wiem, ale chyba powinnam mu o tym powiedzieć osobiście. – Wzruszyłam ramionami.
–  W sumie to cię rozumiem. – Uniosła znacząco brwi. – Też bym nie chciała opuścić
spotkania z najgorętszym ciachem w Chicago, jeśli nie w całych Stanach.
Uśmiechnęłam się lekko. Wszystko, co wydarzyło się na balu, to jak reagowałam na
Dustina, jak na mnie patrzył, wydawało mi się tak odległe, że nawet nie opowiedziałam
o tym przyjaciółce. Na pierwszy plan wysunęły się inne, zdecydowanie ważniejsze problemy,
więc w ogóle o tym nie myślałam, a teraz miałam wrażenie, że wydarzyło się to w zupełnie
innym życiu i innym świecie. W świecie, który już nie był mój.

****

–  Gotowa? – spytała Meg, kiedy stanęłyśmy przed moim biurem. Ukłucie w  sercu
przypomniało mi, że już niedługo nie będę tak mogła nazywać tego miejsca.
Skinęłam głową, po czym weszłyśmy do środka.
Przywitałam się szybko z  pracownikami, a  później skierowałam na tył pomieszczenia,
gdzie Jackson miał swój osobny gabinet.
Przez chwilę się zawahałam. Odruchowo miałam zapukać, ale w końcu uznałam, że on nie
jest, do cholery, moim szefem. To był nasz wspólny biznes.
–  Sam! – krzyknął, gdy tylko mnie zobaczył. – Przepraszam! Nie wiem, co we mnie
wstąpiło.
–  Daj spokój. – Machnęłam lekceważąco ręką. – Przyszłam ci tylko powiedzieć, że
wyjeżdżam na kilka dni. Kiedy wrócę, zabiorę swoje rzeczy z domu, a resztę chyba omówią
nasi prawnicy.
–  Sam, błagam. – Obszedł biurko, a  następnie podszedł do mnie, ale natychmiast się
cofnęłam.
– De Feo, trzymaj łapy przy sobie – warknęła Megan, która stała w kącie gabinetu.
– Nie wpierdalaj się – warknął na nią.
– Dość! – krzyknęłam głośniej, niż zamierzałam. – Tylko tyle miałam ci do powiedzenia.
–  Samantho, nie możesz mnie zostawić! – wykrzyknął, a  mojej uwadze nie umknęło, że
zrobił to dużo ciszej niż wtedy, gdy w czwartek wydzierał się na mnie, jak chodziło o projekt.
– Kocham cię.
– Porzygam się. – Przyjaciółka zrobiła minę, jakby naprawdę miała zwymiotować.
–  Daj mi spokój – zwróciłam się do Jacksona. – Wyjeżdżam i  nie mam zamiaru włączać
telefonu, więc daruj sobie zapychanie mojej skrzynki wiadomościami.
–  Tak, Sam – jęknął, widząc, że tym razem przegrał. – Wyjedź. Pomyśl o  tym, ale nie
zostawiaj mnie. Zmienię się. Przysięgam. Jeśli chcesz, już nigdy nie wezmę do ust nawet łyka
alkoholu.
– Muszę już iść – rzuciłam, odwracając się do niego plecami.
Megan posłała mu ostatnie pogardliwe spojrzenie, po czym wyszła za mną.
– Dziękuję, że tu ze mną przyszłaś – powiedziałam, kiedy opuściłyśmy już biurowiec.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się lekko. – To co, zakupy?
– Możemy gdzieś pójść i tak jestem uwięziona w tym mieście do trzynastej. – Wzruszyłam
ramionami.
Kilka kolejnych godzin spędziłyśmy, włócząc się po sklepach, które miałyśmy pod ręką.
Nie miałam nastroju na zakupy, dlatego w ogóle nie byłam zdziwiona, że tak naprawdę nic
mi się nie podobało. Jednak miło było czymś się zająć. W  końcu, pół godziny przed
spotkaniem z Dustinem, ruszyłyśmy w kierunku tej części miasta, gdzie byłam umówiona.
–  Nie możesz zabrać mnie ze sobą? – zaczęła marudzić Meg, kiedy dojechałyśmy pod
restaurację. – On jest taki przystojny.
– Możesz iść za mnie. – Przewróciłam oczami. – Nie mam ochoty na biznesowe spotkania.
Było mi cholernie przykro, że muszę zrezygnować ze swojej firmy. W  ogóle nie miałam
pomysłu, czym się teraz będę zajmować. Nie wyobrażałam sobie utknięcia w  jakiejś
korporacji z zrzędliwym szefem na karku. Jednocześnie chyba nie miałam sił, żeby ponownie
założyć własną agencję reklamową.
– Jak wyglądam? – zapytałam Meg, ale spojrzałam również w lusterko. – Nic nie widać?
– Ani trochę – zaprzeczyła, przyglądając mi się uważnie.
Dobre czterdzieści minut zajęło mi zakrywanie siniaka, którego miałam na policzku. Na
szczęście efekt był niezły.
Poprawiłam białą elegancką bluzkę i wzięłam głęboki wdech.
– No to idę – rzuciłam, po czym wyszłam z samochodu.
Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, mocniej otuliłam się musztardowym płaszczem. Luty
w Chicago nigdy nie był zbyt łaskawy. Tym bardziej gdy od jeziora wiał silny wiatr.
Weszłam do środka, a później rozejrzałam się po wnętrzu. Nigdy wcześniej tu nie byłam,
ale doskonale wiedziałam, że znajduję się w  jedynej w  Chicago restauracji, która zgarnęła
trzy gwiazdki Michelin. Zaskoczyła mnie prostota wnętrza. Było szare, a  na ścianach
znajdowało się kilka minimalistycznych obrazów. Stoły były okrągłe, w nowoczesnym stylu,
podobnie jak krzesła. Musiałam przyznać, że spodziewałam się czegoś więcej, no ale
z drugiej strony te gwiazdki dostawało się głównie za smak, prawda?
Właśnie miałam zapytać o  Dustina, kiedy drzwi za mną się otworzyły, a  on wszedł do
środka.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, gdy tylko mnie zobaczył. – Korki.
–  Nie jesteś spóźniony – odpowiedziałam zgodnie z  prawdą. – To ja dojechałam za
wcześnie.
– Czyli jestem spóźniony – oświadczył.
Nie czekając na moją odpowiedź, podszedł do recepcjonisty, który natychmiast wprowadził
nas dalej, do stolika trochę oddalonego od innych.
Dustin pomógł mi zdjąć płaszcz, a  później odsunął dla mnie krzesło. Miałam ochotę
parsknąć śmiechem, widząc jego nienaganne maniery, ale nie sądziłam, żeby mu się to
spodobało. Usiadłam, a on zajął miejsce naprzeciwko mnie.
Kiedy zamawiał wino, miałam okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Jego brązowe włosy były
zmierzwione, miał na sobie idealnie skrojony czarny garnitur, który jak doskonale
wiedziałam, skrywał umięśnione ciało. Wiedziałam o  tym, ponieważ prasa nie dawała mu
spokoju nawet na wakacjach. Często można było znaleźć zdjęcia przedstawiające go bez
koszulki.
Kiedy przeniósł na mnie wzrok, od razu uciekłam swoim. Nie chciałam, żeby zrobił ze mną
to samo, co na balu. Miałam zbyt wiele problemów, żeby jeszcze sobie dokładać
hipnotyzujące spojrzenie Sullivana.
– Na co masz ochotę? – zapytał, przesuwając w moją stronę menu.
–  Właściwie to nie wiem, czy jest sens cokolwiek zamawiać – poinformowałam go.
Spojrzałam na niego, ale wbiłam wzrok powyżej jego oczu. – Nie będę się zajmować twoją
następną kampanią, więc nie ma czego omawiać. Przynajmniej nie ze mną.
– Zamów coś – rozkazał, jakby w ogóle nie słyszał tego, co przed chwilą powiedziałam.
Westchnęłam, a  potem spojrzałam w  kartę. Mogłam się domyślić, że jest to restauracja
specjalizująca się w podawaniu mikroskopijnych porcji w zestawach za kupę kasy.
– Nienawidzę, gdy trzeba zamawiać zestawy – jęknęłam. – Kto normalny je obiad złożony
z pięciu dań i dlaczego dania główne zawsze muszą być dwa?
Niespodziewany dźwięk oderwał mnie od studiowania karty. Spojrzałam na Dustina, który
patrzył na mnie z  rozbawieniem. Chyba pierwszy raz widziałam, jak się uśmiecha. Co nie
było wcale dziwne, skoro to była druga okazja, gdy widzieliśmy się na żywo.
Jego twarz rozświetlona uśmiechem była jeszcze bardziej pociągająca niż zwykle.
Skinieniem ręki przywołał kelnera.
–  Proszę, podaj nam menu degustacyjne – zarządził, a  kelner kiwnął głową, po czym
natychmiast zniknął w głębi restauracji.
Przewróciłam oczami. Nie miałam zielonego pojęcia, kto to wszystko zje, ale nie
zamierzałam się kłócić. Dustin patrzył na mnie uważnie, a  po chwili jego wyraz twarzy się
zmienił. Przestał się uśmiechać i  lekko zmrużył oczy. Miałam nieodparte wrażenie, że
wpatruje się w  lewą stronę mojej twarzy. Z  całej siły musiałam się powstrzymać przed
przykryciem jej włosami. Niemożliwe, żeby coś zauważył. Pięć minut wcześniej podkład leżał
idealnie. Nie mógł zniknąć, musiało mi się coś wydawać.
– Dlaczego nie będziesz pracować nad kolejnym projektem dla mnie? – zapytał poważnie,
wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Biorę wolne – odpowiedziałam, starając się zachować spokój. – Muszę wyjechać na kilka
dni, a gdy wrócę, projekt będzie już w trakcie, więc nie będę mogła do niego dołączyć.
–  Taką macie politykę firmy? – zainteresował się, a  kiedy skinęłam głową, opadł na
oparcie krzesła. – Dokąd jedziesz?
– Słucham? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
To była moja prywatna sprawa i absolutnie nikt nie miał prawa mnie o to wypytywać. Co
on sobie wyobrażał?
– Zapytałem, dokąd wyjeżdżasz? – Wbił we mnie niebieskie oczy, aż poczułam mrowienie
pod skórą.
Znowu miałam wrażenie, że tonę w  tym spojrzeniu. On musiał to robić specjalnie!
Doskonale wiedział, jak mnie podejść, i nie wahał się, żeby tego użyć.
–  Sprawy osobiste. – Odchrząknęłam, a  później po raz kolejny uciekłam wzrokiem. –
Muszę odpocząć.
–  Świetny pomysł. – Nachylił się z  powrotem tak, żebym musiała mu spojrzeć prosto
w oczy. – Gdzie?
– Moja przyjaciółka, Megan, ma mi zarezerwować domek w Wisconsin, gdzieś na uboczu –
powiedziałam z rezygnacją.
Po tylu latach z Jacksonem wiedziałam już, jak wygląda mężczyzna, który nie ma zamiaru
odpuścić, a za wszelką cenę chciałam, żeby przestał tak na mnie patrzeć.
– Poczekaj. – Uniósł dłoń. – Chcesz pojechać sama na jakieś odludzie?
– Tak – burknęłam, tracąc powoli cierpliwość. – Potrzebuję spokoju.
Westchnął zirytowany, a następnie wyjął długopis i zapisał coś na serwetce.
– Pojedziesz tutaj. – Przesunął ją w moją stronę.
– Co to jest? – prychnęłam coraz bardziej wkurzona.
Za kogo on się uważał? Miałam dość aroganckich dupków, którym się wydawało, że mogą
rządzić innymi.
– Co miesiąc sponsoruję kilka organizacji, które zajmują się pomocą kobietom dotkniętym
gwałtem, przemocą lub skrzywdzonym w  inny sposób – warknął. – Wybacz, ale wolałbym,
żebyś nie musiała szukać pomocy w  takich instytucjach. Zdajesz sobie sprawę z  tego, że
kobieta, sama w  jakiejś głuszy, to łakomy kąsek i  najlepsze, co może cię spotkać, to napad
rabunkowy?
Spojrzałam na niego totalnie zaskoczona. Zupełnie o tym nie pomyślałam! Jak mogłam być
tak głupia, żeby planować odpoczynek z daleka od ludzi, w lesie i zupełnie zapomnieć, że to
aż prosi się o tragedię? Ja byłam w szoku po tym, co zrobił Jack, ale Megan? Boże, byłyśmy
totalnymi idiotkami.
Schowałam twarz w dłoniach.
– Nie pomyślałam – powiedziałam cicho.
– Widzę. – Wzruszył ramionami. – To jest adres jednego z moich domów wypoczynkowych
w  Michigan. Niecałe trzy godziny drogi stąd, spokojna okolica, las. Teren jest ogrodzony,
a  przy wszystkich trzech bramach stoją budki strażników. Nie ma tam teraz nikogo, ale
wieczorem jeden z domków zajmie mój przyjaciel Thomas i jego przyjaciółka. Nie będzie ci
przeszkadzał, ale poproszę go, żeby miał na oku okolicę. Mimo wszystko polecam zabrać
wszystkie środki obrony, na jakie masz pozwolenie. Na ile dni chcesz tam pojechać?
–  Cztery? Może pięć? – Sama jeszcze nie wiedziałam. – Możesz mi wysłać fakturę e-
mailem?
– Mogę – odpowiedział.
W międzyczasie podszedł do nas kelner, przynosząc po kolei całe zamówienie. Skupiliśmy
się na jedzeniu i wymianie opinii. Musiałam przyznać, że Przewodnik Michelin nie pomylił
się, przyznając tej restauracji aż trzy gwiazdki. Wszystko było pyszne i  pięknie podane.
Całkowicie przepadłam, kiedy spróbowałam kaczki. Było to najlepsze danie główne, jakie
kiedykolwiek miałam okazję jeść.
Kiedy skończyliśmy, a kelner zaczął zabierać talerze, uznałam, że czas się pożegnać.
–  No nic, powinnam już iść – oświadczyłam. – Przepraszam, że nie będę uczestniczyć
w nowym projekcie.
– Nie przejmuj się tym. – Machnął ręką lekceważąco. – Postaraj się wyjechać niedługo. Te
domy są naprawdę na uboczu. Wolałbym, żebyś nie musiała ich szukać po nocy.
– Jasne. – Wstałam od stołu, po czym założyłam płaszcz. – Dziękuję. Czekam na fakturę.
– Samantho – powiedział, gdy już miałam wyjść. – Mam tę fakturę wysłać na firmowy e-
mail?
Spojrzałam na niego, jednocześnie mając ochotę uderzyć głową w ścianę. Z każdą kolejną
minutą tego spotkania wychodziłam na coraz większą kretynkę.
–  Nie, oczywiście, że nie. – Pochyliłam się nad stolikiem i, tak samo jak on wcześniej,
zapisałam na serwetce adres swojej prywatnej skrzynki mailowej. – Na co dzień nie jestem
taka… zakręcona.
– Wiem. – Zmierzył mnie wzrokiem. – Twoje projekty jeszcze nigdy mnie nie zawiodły.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko. – Miłego wieczoru.
Wyszłam z restauracji, a później oparłam się o ścianę. Zrobiłam głęboki wdech i wydech.
Było lepiej, niż mogłam przypuszczać, a jednocześnie wciąż czułam, jak bardzo mam spięte
wszystkie mięśnie. Nie każdy ma okazję jeść obiad z kimś, kto należy do elity i jednocześnie
jest tak onieśmielająco przystojny. Choć Dustin swoim zachowaniem po raz kolejny zaburzył
moje postrzeganie go, to wciąż gdzieś w  środku czułam niepokój, którego nie umiałam
z  niczym powiązać. Zupełnie tak, jakby moja podświadomość ostrzegała mnie przed tym
mężczyzną.
ROZDZIAŁ 6

Samantha
Kiedy tylko Megan po mnie przyjechała, od razu streściłam jej przebieg całego spotkania.
Gdy doszłam, do tego, co powiedział Sullivan o moim wyjeździe, Meg spojrzała na mnie jak
na kosmitkę, a później lekko uderzyła się dłonią w czoło.
– Ale z nas idiotki – powiedziała. – Zawsze jeździłam tam z kimś, w ogóle nie pomyślałam,
że nie powinnaś jechać sama.
– Jak widać, Dustin myśli o wszystkim. – Wzruszyłam ramionami. – Musimy podjechać do
mojego domu, żebym mogła zabrać kilka rzeczy, a  później muszę odebrać samochód
z parkingu. Mam nadzieję, że go nie odholowali.
– Na pewno nie – odparła z szyderczym uśmiechem. – Najwyżej zostawili ci mandat. Oni
nie holują samochodów z  napędem na cztery koła, bo mogliby coś tam uszkodzić i  później
mieć pozwy na karku. Właśnie dlatego od zawsze kupuję SUV-y, żebym mogła parkować tam,
gdzie chcę.
Godzinę później byłam już w  drodze. Wyjechałam z  Illinois i  właśnie znajdowałam się
w Indianie. Za nieco ponad dwie godziny powinnam być w Michigan. Dustin, tak jak obiecał,
wysłał mi fakturę na trzysta dolarów, które od razu mu przelałam. Jeśli będę chciała zostać
dłużej, najwyżej zrobię przelew jeszcze raz.
Droga mijała spokojnie. Nie natrafiłam na żaden korek, a  kiedy zbliżałam się do
docelowego miejsca, miałam coraz lepszy humor. Najwyraźniej Sullivan nie kłamał. Te
domki naprawdę musiały znajdować się na uboczu, bo z każdej strony otaczał mnie gęsty las.
Potrzebowałam tego. Od lat nie byłam w żadnej głuszy, a choć nie mieszkałam w mieście, to
i tak brakowało mi takiej prawdziwej natury, w którą nie ingerowali ludzie.
Dojechałam do bramy numer trzy, tak jak w  e-mailu zalecił mi Dustin, po czym
przywitałam się z ochroniarzem. Kiedy tylko powiedziałam, jak się nazywam, dostałam klucz
do domku, a brama została otwarta.
Jechałam wąską alejką, a  gdy w  końcu dotarłam na pagórek, moim oczom ukazało się
osiem… willi. Zahamowałam, żeby móc dokładniej przyjrzeć się widokowi rozciągającemu się
przed moimi oczami. To nie były domki letniskowe! To były prawdziwe, nowoczesne, piękne
domy. Każdy z  nich był duży z  płaskim dachem i  ogromną ilością okien, często ciągnących
się przez całą długość ścian.
– Trzy stówy? – spytałam samą siebie. – Pieprzony kłamca.
Podjechałam do wskazanego przez ochroniarza domu i  od razu zauważyłam, że
naprzeciwko świeci się światło, a  na podjeździe stoi bentley. Najwyraźniej przyjaciel
Sullivana już tutaj był.
Zaparkowałam samochód na własnym podjeździe. Wyciągnęłam z bagażnika jedyną torbę,
którą ze sobą miałam, i podeszłam do drzwi. Kiedy przekroczyłam próg, dosłownie opadła mi
szczęka.
Po lewej stronie znajdowała się nowoczesna kuchnia z  pięknymi jasnymi oraz
błyszczącymi blatami. Od salonu oddzielała ją wyspa, przy której stały wysokie, czarno-
srebrne stołki. Na środku salonu umieszczono dużą, jasną kanapę w  kształcie litery U.  Po
przeciwnej stronie na ścianie wisiał duży telewizor, a  druga została wykonana ze szkła
i  można było przez nią zobaczyć zarys lasu. Na zewnątrz znajdowały się wygodne meble
ogrodowe oraz miejsce na ognisko. Po prawej stronie ustawiono duży stół na sześć osób.
Poszłam w głąb mieszkania, omijając schody prowadzące na górę. Z tyłu znalazłam małą
łazienkę i  całkiem przytulny gabinet z  drewnianym biurkiem oraz eleganckimi regałami.
Wróciłam do głównej części, po czym poszłam do góry. Zajrzałam do dwóch sypialni, które
miały wspólną łazienkę, po czym przeszłam dalej przekonana, że za podwójnymi drzwiami
znajduje się główna sypialnia. Otworzyłam je, rozglądając się dookoła. Łóżko było białe,
ogromne i wysokie, obok niego stały szafki nocne, w tym samym stylu, a z boku ustawiono
komodę. Podeszłam do szklanych drzwi, po czym je uchyliłam. Znajdował się tam ogromny
taras, a  w jego rogu... jacuzzi. Pokręciłam głową z  niedowierzaniem, a  następnie
skierowałam się do drzwi po przeciwnej stronie. Tak jak się spodziewałam, znalazłam tam
łazienkę. Kabina prysznicowa była ogromna, ale moją uwagę przykuła piękna duża wanna
stojąca tuż przy oknie. Oknie, które ciągnęło się od podłogi do sufitu. A to musiało oznaczać
jedno. Odnalazłam panel na ścianie i  nacisnęłam guzik. Szyba się ściemniła. Mogłam się
założyć, że z zewnątrz nic nie widać, a jednocześnie ja mogłam bezkarnie patrzeć na las.
Byłam już pewna, że trzysta dolarów to nie jest cena nawet za jedną noc tutaj.
Zeszłam na dół, żeby zabrać swoją torbę. Oczywiście miałam zamiar sprawdzić, jak bardzo
Sullivan mnie okłamał, ale jak na razie nie mogłam się oprzeć wannie.
Odkręciłam wodę, a  potem poszłam poszukać jakiegoś wygodnego dresu. Kilka minut
później siedziałam już w środku, otoczona gorącą wodą i pachnącą pianą. Pozwoliłam sobie
na taki relaks przez dobre pół godziny, zanim normalnie się umyłam. Byłam zachwycona
tym, że tu przyjechałam, a  był to dopiero pierwszy dzień. Nie miałam zamiaru zawracać
sobie dzisiaj głowy problemami, które nade mną wisiały, bo potrzebowałam porządnego
odpoczynku. Po prostu poczytam książkę i  napiję się wina. A  od jutra zacznę tworzyć plan
działania.
Gdy wyszłam z łazienki, włączyłam komputer i weszłam na Booking, żeby sprawdzić cenę
miejsca, w  którym się znajdowałam. Wpisałam adres i  szybko odnalazłam to, czego
szukałam. Parsknęłam śmiechem. Na stronie wyraźnie było napisane „osiemset dolarów za
noc”. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i weszłam w skrzynkę mailową.
Trzysta dolarów? To miała być zaliczka? Co z pozostałymi trzema tysiącami?
Wysłałam, po czym zamknęłam klapę. Nie czekałam na odpowiedź, ponieważ mogłam ją
dostać na telefon. Zresztą wcale nie miałam pewności, że Dustin odpisze. Wyciągnęłam
z torby książkę, a później zeszłam na dół, żeby poszukać korkociągu.
Gdy przeszukiwałam szuflady, rozległo się pukanie do drzwi. Lekko zdegustowana,
przewróciłam oczami. Thomas, czy jak on tam miał na imię, miał mi nie przeszkadzać. Cóż,
może po prostu chciał się przywitać?
Poszłam otworzyć. Kiedy zobaczyłam przed sobą Dustina, na chwilę mnie zamurowało.
–  Muszę ci coś powie… – zaczął, ale przerwał, patrząc na mnie z  wściekłością. – Kurwa!
Wiedziałem!
Złapał mnie za ramiona, a później popchnął do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
– On ci to zrobił? – Patrzył na mnie zmrużonymi oczami.
Kilka długich sekund zajęło mi zrozumienie, o co mu właściwie chodziło. W końcu to do
mnie dotarło! Podczas kąpieli zmyłam makijaż. Siniak na twarzy musiał być wyraźnie
widoczny.
– Przewróciłam się – odpowiedziałam automatycznie. Nie miałam zamiaru się zwierzać.
Zignorowałam kłujące poczucie winy, które zasygnalizowało mi, że zachowuję się jak
regularnie bita żona – bronię swojego oprawcy. Powinnam potwierdzić przypuszczenia
Sullivana, ale najzwyczajniej w świecie wstydziłam się tego, co mnie spotkało.
– Nie kłam – warknął. – Wyszłaś wcześniej z balu. A dzisiaj przyszłaś na spotkanie ze zbyt
dużą ilością makijażu i  oświadczyłaś, że bierzesz urlop. Wyjechałaś do innego stanu, bo
„musisz odpocząć”. Po prostu nie kłam, Sam.
– Co ty tutaj robisz? – Postanowiłam nie dać za wygraną, tym bardziej że już czułam, jak
na policzki wypływają mi rumieńce.
– Zadałem pytanie jako pierwszy – bąknął.
Westchnęłam przeciągle. Co miałam mu powiedzieć? Praktycznie go nie znałam. Nie
chciałam go wciągać w  swoje problemy. Poza tym nie rozumiałam, co go to w  ogóle
obchodziło.
–  Tak myślałem – warknął, a  później podszedł do blatu, gdzie stało jeszcze
nieodkorkowane wino.
Szybko wyjął korkociąg z  szuflady, otworzył butelkę, napełnił dwa kieliszki alkoholem
i podał mi jeden.
–  Nie znasz mnie. Nie wiesz, ile na co dzień noszę makijażu. – Przyczepiłam się jednej
rzeczy, ponieważ na resztę nie miałam po prostu żadnych argumentów.
–  Mogę podejrzewać, że mniej niż na bal – burknął. – A  dzisiaj miałaś go zdecydowanie
więcej. Poza tym zbyt wiele razy widziałem takie nieudolne próby tuszowania siniaków.
Spojrzałam na niego zaskoczona, ale nie patrzył na mnie. Zawzięcie wbijał wzrok w okno.
Przez kilka długich minut nie powiedział nic więcej. W  końcu postanowiłam przerwać to
krępujące milczenie.
– Co tu robisz? – zapytałam.
–  Chciałem ci powiedzieć, że Thomas zrezygnował z  wyjazdu w  ostatniej chwili. –
W końcu odwrócił się w moją stronę. – Dlatego to ja będę cię miał na oku.
– Nie musisz – westchnęłam.
– Muszę – poinformował mnie. – Poleciłem ci to miejsce. Gdyby coś ci się stało, byłaby to
moja wina.
Poczułam, jak coś ściska mnie w środku. Rany, czy naprawdę rozpłaczę się tylko dlatego, że
ktoś zachował się opiekuńczo w stosunku do mnie?
–  Mam nadzieję, że nie jesteś tutaj, żeby się „zastanowić nad waszym związkiem” –
powiedział, robiąc cudzysłów w powietrzu.
–  Nie – odpowiedziałam cicho. – Jestem tutaj, żeby obmyślić plan działania. Mamy
wspólną firmę oraz dom.
– Zgodzi się, żebyś odkupiła jego część? – zainteresował się od razu.
– Nie – zaprzeczyłam zdecydowanie. – Będzie wolał zapłacić więcej, niż powinien, byleby
firma została w jego rękach.
Nie powiedziałam na głos, że to z jego powodu. Jednak miałam wrażenie, że to zdanie wisi
w powietrzu. Dustin musiał sobie zdawać sprawę z tego, że to jego pięciocyfrowe zapłaty za
zlecenia są głównym dochodem firmy.
Spojrzałam na niego ukradkiem. W  jego niebieskich oczach zobaczyłam błysk. Usta miał
mocno zaciśnięte, jakby chciał powstrzymać uśmiech. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że był
to złośliwy uśmiech. Miałam wrażenie, że czytam w jego myślach. Doskonale wiedziałam, co
planuje, choć ciężko mi było powiedzieć, skąd mi się wzięło to przekonanie.
–  Zrezygnujesz?! – krzyknęłam i  zerwałam się na równe nogi. – Chcesz zrezygnować ze
współpracy z DeF Interactive?!
– Tak – potwierdził niewzruszony.
– Nie możesz! – Miałam w dupie Jacksona, ale bałam się o ludzi pracujących w agencji. Nie
chciałam, żeby zostali na lodzie. – On zwolni pracowników! Nie będzie potrzebował aż tylu
osób, jeśli straci zlecenia od ciebie!
– Przydadzą ci się, kiedy już założysz swoją firmę – oświadczył, wzruszając ramionami.
–  Nie założę – odrzekłam, a  potem opadłam z  powrotem na sofę. – Nie mam na to ani
chęci, ani sił.
–  A więc co zamierzasz teraz robić? – Spojrzał na mnie z  wyraźnym zaskoczeniem
malującym się na jego przystojnej twarzy.
– Nie wiem – prychnęłam. – Zatrudnię się w jakiejś korporacji.
–  Nie nadajesz się – odparł bez owijania w  bawełnę z  takim przekonaniem, jakby znał
mnie na wylot. – Wytrzymasz maksymalnie kilka tygodni.
– Nie znasz mnie – warknęłam zirytowana.
– Nie muszę – powiedział i znowu zamilkł.
Siedziałam, patrząc w  okno, za którym było już zupełnie ciemno. Wiedziałam, że miał
rację. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wyścig szczurów i praca po dwanaście godzin na
dobę nie jest dla mnie. Lubiłam wolność. Nie nadawałam się do zamknięcia w klatce, choćby
była ze złota.
A jednak. Ostatnie dwa lata godziłam się tkwić w związku, który nie tyle był złotą klatką,
co zwykłym więzieniem. Wszystko musiało być tak, jak Jackson chciał. A  ja nie
protestowałam. Może odrobinkę, jednak jak widać mało skutecznie. Może więc w korporacji
również sobie poradzę?
– Pójdę już – oświadczył Dustin, kiedy dopił wino. Wstał z sofy, a później wyjął z kieszeni
wizytówkę. – To jest numer telefonu do mojego adwokata. Jest najlepszy. Zawsze pomaga mi
w fuzjach spółek. Na pewno zadba o to, żebyś nie była stratna w walce z De Feo.
– Jesteś pewien, że mnie na niego stać? – Spojrzałam na niego z ironicznym uśmiechem.
Każdy wiedział, że tacy prawnicy liczą sobie horrendalne honoraria. Może i mogłam sobie
na to pozwolić, ale wolałam nie tracić oszczędności, skoro moja zawodowa przyszłość była
tak niepewna.
–  Jestem – przytaknął, po czym położył karteczkę na stole, a  później skierował się do
wyjścia, ale w połowie drogi zawrócił. – A to moja wizytówka. Na odwrocie jest mój prywatny
numer. Dzwoń, gdyby się coś działo. Jestem do twojej dyspozycji.
– Dzięki – powiedziałam, po czym wstałam, żeby zamknąć za nim drzwi.

Dustin
Wszedłem do domu i rzuciłem klucze na ladę w kuchni. Byłem zły. Wkurwiony. Mało rzeczy
potrafiło mnie wyprowadzić z równowagi. W ciągu tych wszystkich lat nauczyłem się trzymać
nerwy na wodzy, ale nienawidziłem damskich bokserów. Takich ludzi jak De Feo powinno się
izolować i nigdy nie wypuszczać na wolność.
Sięgnąłem po telefon, po czym wybrałem numer do adwokata, na którego namiary
zostawiłem Sam.
– Co słychać, Dustin? – spytał, odbierając zaledwie po jednym sygnale.
–  W ciągu kilku najbliższych dni skontaktuje się z  tobą Samantha Spinster –
poinformowałem go. – Będziesz ją musiał przeprowadzić przez podział firmy oraz domu.
– Nie ma problemu – odpowiedział bez wahania.
– Wystaw jej rachunek na dziesięć tysięcy dolarów – ciągnąłem. – A resztę faktur wysyłaj
do mnie. Ona nie może o tym wiedzieć.
– Jesteś pewny? – zapytał tym razem lekko zaniepokojony.
– Tak – warknąłem do słuchawki.
– Dobra. – Słyszałem, że się poddał.
– Jeszcze jedno – oświadczyłem, biorąc głęboki wdech. – Chcę, żebyś mnie poinformował,
kiedy Jackson De Feo jej zapłaci.
–  Dustin, chyba nie mówisz poważnie? – usłyszałem wahanie w  jego głosie. – To
nielegalne. A ty dobrze o tym wiesz.
– Nic ci nie grozi, Ben. – Starałem się go uspokoić. – Nikt się nie dowie, że wiem o tym od
ciebie. Obiecuję.
– Ale… – zaczął, jednak szybko mu przerwałem.
–  Słuchaj, jeśli kiedykolwiek będziesz miał z  tego powodu problemy – powiedziałem
spokojnie – możesz zeznać, że zmusiłem cię do tego szantażem i groźbami.
– Okej – zgodził się, choć wiedziałem, że nie podoba mu się moja prośba.
Kiedy skończyłem rozmowę, nalałem sobie whisky do szklanki. Zapowiadało się, że
najbliższe tygodnie będą bardzo pracowite oraz nerwowe.
ROZDZIAŁ 7

Samantha
Przez kolejne dni Dustin się nie pojawił. Byłam mu za to wdzięczna. Miałam bardzo dużo
rzeczy na głowie, więc potrzebowałam spokoju.
Kiedy już skontaktowałam się z Benem Cliffordem, musiałam poświęcić długie godziny na
kompletowanie całej dokumentacji. Na szczęście do dokumentów firmy miałam dostęp
online, gorzej było z  domem. Musiałam poprosić Megan, żeby pojechała do mnie pod
nieobecność Jacksona i  odnalazła wszystkie faktury. Zadbałam o  to, aby w  odpowiednim
momencie wyłączyć kamery, a Meg uwinęła się na tyle szybko, że Jack nie zdążył zauważyć,
że monitoring nie działa. Na szczęście wszystko się udało i  po południu miałam komplet
niezbędnych mi kopii.
Kiedy nadszedł ostatni dzień mojego pobytu, uznałam, że zasłużyłam na odpoczynek.
Ponownie skorzystałam z  wygodnej wanny, a  przez resztę przedpołudnia miałam zamiar
poczytać. Musiałam wyjechać z  Michigan w  okolicach trzynastej, żeby zdążyć przed
powrotem Jacksona z  pracy. Potrzebowałam chociaż kilku ubrań, a  za nic nie chciałam się
z nim spotkać.
Chociaż bardzo starałam się to od siebie odsunąć, co jakiś czas w moich myślach pojawiał
się Sullivan. Był nieziemsko przystojny, ale to wiedziałam od dawna, natomiast nie
spodziewałam się, że oprócz tego może być również… wspaniałym przyjacielem? Czy w ogóle
mogłam o nim myśleć w ten sposób? Znaliśmy się tak krótko, rozmawiałam z nim zaledwie
trzy razy, ale dostałam od niego taką dawkę wsparcia i opiekuńczości, jakiej nie dostałam od
Jacksona przez kilka ostatnich lat. Chyba trochę mnie to przerażało.
O dziewiątej uznałam, że zamówię na śniadanie pizzę. Nie miałam ochoty stać przy
kuchni. Co prawda jeść również nie miałam ochoty, ale nie mogłam ryzykować, że podczas
trzygodzinnej podróży powrotnej zrobi mi się słabo z głodu.
Kiedy dostawca pojawił się pod moimi drzwiami, mimowolnie spojrzałam na przeciwną
stronę alejki. Wyraźnie zobaczyłam cień w  oknie. Najwyraźniej Dustin poważnie traktował
swoją obietnicę i naprawdę sprawdzał, czy dostawca pizzy nie jest seryjnym mordercą i mnie
nie zabije.
Po zapłaceniu rachunku zamknęłam za sobą drzwi, a później wzięłam komórkę, po czym
szybko odnalazłam wizytówkę, którą Sullivan zostawił mi pierwszego dnia.
– Dustin Sullivan. – Już po jednym sygnale usłyszałam lodowaty głos w słuchawce.
–  Skoro mnie podglądasz – powiedziałam z  lekkim uśmiechem na ustach – to może
pomożesz mi też z jedzeniem?
–  Będę za chwilę – odrzekł, dużo cieplejszym tonem niż wcześniej, a  następnie się
rozłączył.
Najwyraźniej nie był zbyt rozmowny przez telefon.
Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi, więc poszłam otworzyć.
– Siadaj. – Wskazałam na krzesło w jadalni. – Skontaktowałam się z prawnikiem, którego
mi poleciłeś. Sprawia wrażenie, jakby moja sprawa była zwykłą błahostką.
– Bo jest – odparł, idąc we wskazanym przeze mnie kierunku. – Na co dzień zajmuje się
dużo trudniejszymi procesami.
– Dziękuję – rzuciłam, siadając naprzeciwko niego. – Chociaż wciąż mi się nie podoba, że
chcesz zrezygnować ze współpracy z DeF.
–  Sam, nie można wspierać przestępców. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Sama się
zastanów, czy chciałabyś współpracować z kimś, kto na przykład bije swoje dzieci.
Nie odpowiedziałam, wiedziałam, że miał rację. Nie mogłam się jedynie pogodzić z tym, że
Jackson zwolni część pracowników. Od mojej ostatniej rozmowy z  Dustinem kilka razy
przyłapałam się na tym, że zaczęłam myśleć o  założeniu własnej firmy. Mogłabym wtedy
zatrudnić tych ludzi, którzy zostaną na lodzie. Starałam się jednak odganiać od siebie te
myśli. Miałam przeczucie, że nie jestem na to gotowa. Nie mogłam sobie pozwolić na
uruchomienie biznesu – niewypału, który zbankrutuje po pół roku.
Sięgnęłam po kawałek pizzy, a później niechętnie zaczęłam jeść.
– Kiedy wracasz do Chicago? – zainteresował się Dustin.
–  Właściwie to za kilka godzin powinnam wyjechać – odpowiedziałam. – Muszę wstąpić
do domu, a za wszelką cenę chcę uniknąć spotkania z Jacksonem.
– Masz gdzie się zatrzymać? – zapytał, patrząc na mnie uważnie.
– Tak. – Pokiwałam głową. – Na razie będę mieszkać u mojej przyjaciółki, Megan.
Jedliśmy w  milczeniu, co jakiś czas na siebie spoglądając. Już nie czułam się przy nim
dziwnie, tak jak na początku. Doceniałam to, co dla mnie zrobił, a  jednocześnie wciąż nie
mogłam uwierzyć, że przyjechał za mną aż tutaj tylko dlatego, że jego kolega odwołał
wyjazd.
Gdy skończyliśmy jeść, usiedliśmy na kanapie w salonie.
– Dlaczego nie chcesz ponownie spróbować z własnym biznesem, tym razem w pojedynkę?
– spytał.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Wydaje mi się, że nie jestem na to gotowa, a nie
mogę ściągnąć do siebie ludzi tylko po to, żeby później znowu ich zawieść.
– Sam, nikogo nie zawiodłaś – westchnął. – To są dorosłe osoby, poradzą sobie z De Feo
albo od niego odejdą. Nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za każdego człowieka na
Ziemi.
–  Wiem, ale to silniejsze ode mnie. – Wzruszyłam ramionami. – Ufali mi, a  teraz ich
zostawię.
Dustin pokręcił głową z  rezygnacją. Wiedziałam, że sytuację z  pracownikami biorę
odrobinę za bardzo do siebie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Naprawdę mi na nich
zależało.
Im bardziej zbliżała się chwila powrotu do Chicago, tym bardziej docierała do mnie
powaga sytuacji. Zapowiadał się naprawdę ciężki okres. Nie miałam pojęcia, jak będzie
wyglądało moje życie przez najbliższe kilka tygodni, miesięcy, a nawet lat. Pierwszy raz od
czasów szkoły średniej nie miałam żadnego pomysłu na siebie ani na to, czym chciałabym się
zająć. Przerażało mnie to. Najchętniej położyłabym się spać i  wstała, dopiero gdy to
wszystko już się skończy.
Wiedziałam, że Jackson łatwo nie odpuści. Zdawałam sobie sprawę, że na pewno będzie
próbował się ze mną kontaktować, kiedy dotrze do niego, że to naprawdę koniec. Czułam
potworny ucisk w klatce piersiowej za każdym razem, gdy myślałam o tym, że będzie to robił
nie dlatego, że mnie kocha, ale po to, żeby nie stracić pieniędzy.
Kiedy ustalałam wszystko z Benem, powiedział mi, że będzie się kontaktował z Jacksonem
jutro, zapowiadał się więc bardzo niespokojny weekend. Dustin poradził mi, żebym nie dała
się wciągnąć w żadną rozmowę z Jackiem. Uważał, że jedyny kontakt, jaki powinniśmy mieć,
powinien odbywać się przez adwokata, a  ja się z  nim zgadzałam. Nie miałam zamiaru
pozwolić na to, żeby po raz kolejny zrobił mi mętlik w głowie, ani tym bardziej, żeby się na
mnie wyżywał, choćby słownie.
W końcu, dwie godziny później, zaczęłam zbierać się do drogi powrotnej. Dustin pomógł
mi zapakować bagaż do samochodu. Pożegnaliśmy się krótko i ruszyłam w kierunku Chicago,
choć zupełnie nie miałam na to ochoty.
Złapanie oddechu oraz nabranie dystansu dobrze mi zrobiło. Przez te kilka dni nie czułam
się już tak bardzo przytłoczona tym wszystkim. Jednak z każdą przejechaną milą czułam, jak
ciężar na moich barkach ponownie rośnie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale
zdecydowanie nie zamierzałam się poddać. Nie tym razem.
ROZDZIAŁ 8

Samantha
Miałam wrażenie, że droga powrotna zajmuje zdecydowanie mniej czasu niż wtedy, gdy
jechałam do Michigan. Zdawałam sobie sprawę z tego, że dzieje się tak, ponieważ bardzo nie
chciałam wracać do własnego domu… który tak naprawdę już nie był moim domem.
Najchętniej zostawiłabym wszystkie ciuchy i  kupiła sobie nowe, jednak wiedziałam, że nie
jest to mądre rozwiązanie. Nie mogłam teraz marnować pieniędzy.
Kiedy dojechałam na miejsce, ręce trzęsły mi się z  emocji. Nie bałam się Jacksona,
a  przynajmniej nie tego, że coś mógłby mi zrobić. Po prostu nie chciałam tutaj być. To
miejsce za bardzo przypominało mi wszystkie błędy, które popełniłam, a teraz na samą myśl
o  nich czułam piekący wstyd. Nie umiałam zrozumieć, jak mogłam zgadzać się na takie
traktowanie i to przez tyle miesięcy.
Otwarłam drzwi wejściowe, a później szybko pobiegłam schodami do góry. Gdy zbliżyłam
się do sypialni, usłyszałam dźwięki dobiegające zza zamkniętych drzwi. Nie można było ich
pomylić z  niczym innym. Poczułam, że oblewa mnie zimny pot. Jack był kutasem, ale nie
sądziłam, że może pieprzyć się z  kimś w  czasie, gdy tak naprawdę powinien martwić się
o firmę.
Nie myśląc zbyt długo, mocno pchnęłam drzwi tak, że z hukiem uderzyły o ścianę.
–  Widzę, że się świetnie bawisz – warknęłam, stając przed łóżkiem i  krzyżując ręce na
piersiach. Choć bardzo się starałam, nie mogłam nie zauważyć, że brunetka, na której
właśnie leżał, była bardzo ładna. – Nie przeszkadzajcie sobie. Wpadłam tylko po kilka
ciuchów.
–  Sam! – krzyknął, zarzucając na siebie kołdrę. – To nie tak jak myślisz! Daj mi
wytłumaczyć!
–  A co ty chcesz tłumaczyć? – Spojrzałam na niego zblazowanym wzrokiem, po czym
weszłam do garderoby. – Daruj sobie.
Zignorowałam resztę jego słów, skupiając się na wrzucaniu losowych ubrań do torby.
Chciałam stąd jak najszybciej wyjść, tym bardziej że adrenalina przestawała już działać
i zaczynało zbierać mi się na płacz. Nie chciałam, żeby widział, że w jakikolwiek sposób mnie
zranił. Musiałam pozostać zimna i spokojna. Nigdy nie pozwoliłabym na to, aby dowiedział
się, jak bardzo w tej chwili bolało mnie serce. Cały mój bojowy nastrój sprzed kilku sekund
zupełnie zniknął.
–  Sam, zaczekaj! – zawołał, kiedy niecałą minutę później wybiegłam z  garderoby
i ruszyłam w kierunku wyjścia. – Musisz mnie wysłuchać!
– Pierdol się, Jack – wypaliłam przez ramię, a potem zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Kiedy szłam do samochodu, drżały mi ręce, chociaż próbowałam nad nimi zapanować, a po
twarzy zaczynały płynąć pierwsze łzy.
– Pieprzony skurwysyn! – zaklęłam i uderzyłam pięścią w kierownicę.
Wyjechałam z podjazdu, a później skierowałam się na autostradę. Prychnęłam z irytacją,
kiedy dotarło do mnie, że Jack ponownie dorowadził mnie do stanu, w którym nie powinnam
prowadzić, ale byłam tak zła, tak zraniona, że chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca.
Potrzebowałam Megan! Zaczęłam wystukiwać coś na ekranie w  samochodzie, ledwo
widząc na oczy, ale kiedy usłyszałam sygnał oczekiwania, poczułam ulgę, że udało mi się nie
tylko wybrać numer, ale również nie zabić siebie albo kogoś na ulicy.
– Sam? – usłyszałam znajomy męski głos.
–  Kurwa – jęknęłam, po czym odchrząknęłam, żeby Dustin nie słyszał, że płaczę.
Pierdolona historia połączeń! Zupełnie zapomniałam, że dzwoniłam do niego dzisiaj rano.
Byłam przekonana, że pierwsza na liście jest Meg! – Pomyłka. Wybacz.
– Samantho, co się stało? – spytał poważnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
– Ja… – zaczęłam, ale kiedy tylko pomyślałam, o tym, czego byłam właśnie świadkiem, nie
mogłam powstrzymać głośnego szlochu. – Pieprzył jakąś panienkę. W moim łóżku. W mojej
cholernej pościeli.
– Gdzie jesteś? – usłyszałam, jak jego głos się zmienia, i odniosłam wrażenie, że był zły.
– Jadę autostradą trzysta pięćdziesiąt pięć na południe – wyłkałam.
– Przejechałaś już zjazd na Roosevelt Road? – zapytał.
– Nie – zaprzeczyłam. – Jestem na wysokości Sześćdziesiątej Czwartej ulicy.
–  Zjedź na Roosevelt i  jedź w  kierunku Oak Brook, już wysyłam ci swój adres –
poinformował mnie, po czym się rozłączył.
– Ale… – wyjąkałam, chociaż połączenie zostało już przerwane.
Nie powinnam do niego jechać. Był dla mnie obcym człowiekiem, a przez ostatnie dni i tak
wpuściłam go za daleko do swojego prywatnego życia.
Jednak z jakiegoś powodu nacisnęłam adres, który mi wysłał. Nie potrafiłam tego logicznie
wyjaśnić, choć może mogłabym to usprawiedliwić tym, że działałam jak w transie. Po chwili
zobaczyłam jego imię na ekranie, więc od razu odebrałam.
– Sam. – Mówił bardzo spokojnym tonem, jakby chciał mnie uspokoić już na odległość. –
Garaż jest otwarty, wjedź do niego. Koło mojego domu lubią się kręcić reporterzy. Nie sądzę,
że chcesz się mierzyć z jutrzejszymi nagłówkami.
Pokiwałam głową, ale kiedy do mnie dotarło, że Dustin mnie nie widzi, odpowiedziałam
krótkim „okej”.
Dziesięć minut później dojechałam na miejsce i  wjechałam do środka. Gdy tylko
zatrzymałam samochód, drzwi garażowe zaczęły się zamykać. Wyłączyłam silnik, po czym
spojrzałam w pełne niepokoju oczy Dustina.
– Sam… – zaczął cicho, ale kiedy wysiadłam wreszcie z auta i nic już nie powstrzymywało
mnie przed wybuchem, osunęłam się po błotniku i schowałam twarz w dłoniach.
Moim ciałem wstrząsnął szloch, którego nie umiałam już powstrzymać.
Prawie natychmiast poczułam silne dłonie na rękach, a sekundę później znajdowałam się
w męskich ramionach.
Dustin przytulił mnie mocno do siebie, a ja pozwoliłam sobie rozpaść się w jego objęciach.
W tamtym momencie w ogóle nie miało dla mnie znaczenia to, że prawie się nie znaliśmy, że
był popularny do tego stopnia, że pod jego domem czaili się dziennikarze. Nie onieśmielał
mnie nawet fakt, że często był nazywany Najprzystojniejszym Mężczyzną Ameryki.
Potrzebowałam silnych ramion, wsparcia i  poczucia bezpieczeństwa. Jackson odebrał mi
dosłownie wszystko, a  to, że nie uszanował nawet łóżka, w  którym przez ostatnie lata
spaliśmy każdej nocy, przelało czarę goryczy, która, jak widać, tylko wydawała mi się
przelana po tym, jak mnie uderzył.
Nie wiem, jak długo tam staliśmy. Mogło to trwać pięć minut albo pięć godzin. Pogrążyłam
się w swojej rozpaczy tak mocno, że czas nie miał dla mnie żadnego znaczenia.
Kiedy się trochę uspokoiłam, Dustin odsunął mnie lekko od siebie, po czym przyjrzał mi
się uważnie.
–  Chodź – powiedział, obejmując mnie ramieniem. – Mam wrażenie, że potrzebujesz,
czegoś mocniejszego.
Przepuścił mnie w  drzwiach, a  później znowu objął ramieniem i  zaprowadził do dużego
nowocześnie urządzonego salonu. Nie miałam ochoty na podziwianie miejsca, w którym się
znalazłam, ale mimowolnie zauważyłam, że dom Dustina był modernistyczny i… męski.
Brakowało w  nim kwiatów czy miękkich poduszek, które sprawiłyby, że to miejsce byłoby
przytulne. Jednak z jakiegoś nieznanego mi powodu poczułam się w nim bezpiecznie.
Kiedy siedziałam już na czarnej skórzanej sofie, Dustin odwrócił się i  podszedł do
podświetlanego barku w rogu pomieszczenia.
–  Whisky? – zaproponował. – Drink? Podejrzewam, że wino to zdecydowanie za słaby
alkohol na dzisiejszy dzień.
– Whisky – powiedziałam głucho. – Z lodem.
Gdy ściskałam w dłoniach zimną szklankę, a Dustin zrobił drinka również dla siebie, usiadł
obok mnie i popatrzył na mnie uważnie.
– Chcesz o tym pogadać? – spytał, kiedy upiłam łyk alkoholu.
– Nie ma o czym – westchnęłam. – Mogłam się tego spodziewać.
Kiedy myślałam o tym teraz, docierało do mnie, że powinnam być pewna, że Jackson mnie
zdradza. Boże, nasze życie seksualne nie istniało, i to od dawna. Jak mogłam być tak naiwna?
Przecież go znałam, więc powinnam wiedzieć, że prawdopodobnie nie zrezygnował z seksu.
Zrezygnował tylko ze mnie.
– Wciąż nie rozumiem, jak mogłaś z nim być tak długo. – Spojrzał na mnie poważnie.
–  Przyzwyczajenie? – odparłam, sama tak naprawdę nie wiedząc, co mnie tak długo
trzymało w tym chorym związku. Firma nie powinna być powodem, żeby miesiącami znosić
awantury, całkowity brak zainteresowania i  traktowania mnie jak głupią, mało bystrą
pracownicę. – Możemy o tym nie mówić?
– Jasne. – Pokiwał głową.
Wciąż mi się przyglądał z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
W zupełnej ciszy wypiłam whisky, zdecydowanie szybciej niż zwykle. Uczucie pieczenia
w  gardle zagłuszało pieczenie w  klatce piersiowej. Dodatkowo ciepło rozlewające się po
moim ciele koiło chłód, który czułam, odkąd nakryłam go z tą dziewczyną w moim łóżku.
Dustin wstał, zabrał mi szklankę, napełnił ją, po czym znowu podał.
– Kochasz go? – zapytał po wielu długich minutach.
– Nie – rzuciłam, nie wahając się ani przez chwilę. – Już od dawna nie. Bardziej boli mnie
urażona duma niż złamane serce. No i… czuję się okropnie ze świadomością, że zrobił to
w moim domu. Chyba lepiej bym to zniosła, gdyby było to gdziekolwiek indziej.
Popatrzyłam na niego ukradkiem, miał dziwną minę. Uniosłam wyczekująco brew.
– Wiedziałem, że cię zdradza – oświadczył cicho, a ja poczułam, jak z powrotem robi mi
się zimno.
– Co?! – wykrzyknęłam.
–  Kiedy wyszłaś z  balu, De Feo rozmawiał z  Audrey Bills, a  później razem wyszli –
powiedział, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Poszedłem za nimi.
–  Dlaczego? – Bardziej niż tym, że Jackson wyszedł z  jakąś kobietą, byłam zaskoczona
faktem, że Sullivan ich śledził.
W ogóle nie zrobiło na mnie wrażenia to, że w moim łóżku z pewnością nie znajdowała się
Audrey. W  tamtym momencie byłam już przekonana, że Jack zdradzał mnie z  wieloma
kobietami. Gdyby miał kogoś, w kim się zakochał, na pewno zerwałby ze mną.
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Widziałem, jak znikają w jednym z pokoi dla gości.
Wyszli stamtąd po kilkunastu minutach.
–  Może rozmawiali – wyszeptałam. W  ogóle nie rozumiałam, dlaczego miałam ochotę
bronić tego skurwysyna. Właściwie te słowa same wyrwały się z  mojego gardła, jakby bez
porozumienia z mózgiem.
– Umiem rozpoznać, kiedy ktoś uprawiał seks – burknął.
– Zapewne z bogatego doświadczenia – warknęłam.
Cholera, wiedziałam, że zachowuję się teraz jak totalna suka, ale nie umiałam przestać.
–  Sam – odparł spokojnie, a  potem upił łyk ze szklanki. – Rozumiem, że masz ochotę
wyładować swoją złość, ale na pewno nie pomoże ci, jeśli zrobisz to na mnie.
– Przepraszam – bąknęłam, po czym spuściłam wzrok. Było mi naprawdę głupio.
–  Nie przepraszaj – westchnął. – Gdyby to miało pomóc, pozwoliłbym ci się wyżyć na
sobie, ale doskonale wiem, że później będziesz się czuła tylko gorzej.
– Czemu mi nie powiedziałeś? – Wróciłam do jego wyznania.
Miałabym prawo na niego nakrzyczeć za to, że nie powiedział mi wcześniej o  Jacksonie
i Audrey, ale zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia. Bardziej byłam ciekawa, czemu tego
nie zrobił.
– Miałem zamiar powiedzieć ci w restauracji w poniedziałek – poinformował mnie. – Ale
nie wyglądałaś za dobrze, a ja nie chciałem ci dokładać. A wieczorem, kiedy odwiedziłem cię
w  Michigan, a  ty powiedziałaś, że to koniec, uznałem, że nie musisz o  tym wiedzieć. I  tak
chciałaś zakończyć ten związek, po co miałem cię jeszcze bardziej dołować?
– Więc czemu mówisz mi to teraz?
– Bo skoro już wiesz, to byłoby niesprawiedliwe, jeślibym to przed tobą ukrywał. – Wbił we
mnie tak intensywne spojrzenie, że poczułam jakby echo tych dreszczy, które wywołał we
mnie na balu. – On na ciebie nie zasługuje, wiesz o tym, prawda?
Po raz kolejny wzruszyłam ramionami. Właściwie nie zastanawiałam się nad tym. Jack dla
mnie nie istniał od momentu, w którym mnie uderzył. Nie zastanawiałam się nad tym, czy
na mnie zasługuje, czy też nie. Wystarczająco dużo czasu na niego zmarnowałam, nie
potrzebowałam tracić go jeszcze więcej.
Dopiłam kolejnego drinka, a  w tym czasie Dustin skończył pierwszego. Nalał nam po
kolejnej szklance. Byłam już pijana. Kawałek pizzy, który zjadłam rano, nie był wystarczającą
barierą dla szybko pitego alkoholu. Zresztą miałam to gdzieś. Dzięki temu ból, który czułam,
nie był tak przeszywający, tylko raczej tępy i  coraz mniej dotkliwy. Zachowałam jednak
resztki zdolności logicznego myślenia.
– Muszę zadzwonić do Megan – poinformowałam go. – Niedługo wróci do domu i będzie
się martwić. Mogę jej podać twój adres, żeby po mnie przyjechała?
– Oczywiście – zgodził się, po czym wstał, żeby podać mi torebkę.
Znalezienie w niej telefonu zajęło mi absurdalnie dużo czasu, ale w końcu go odkopałam.
–  Sam?! – usłyszałam głośny, radosny głos mojej przyjaciółki. Zbyt radosny. – Jestem
w barze, wyślę ci adres, wpadnij do nas!
–  Nie mogę – rzuciłam, starając się, żeby język mi się zbytnio nie plątał. – Jestem
nawalona.
– Coś się stało? – Ton Meg natychmiast się zmienił.
Po kilku sekundach głosy w  tle lekko ucichły, co sugerowało, że zamknęła się w łazience
albo wyszła na zewnątrz.
–  Nie chce mi się o  tym gadać – westchnęłam. – Zamówię sobie taksówkę i  przyjadę do
ciebie. Nie spiesz się, pójdę od razu spać.
Dustin podszedł do mnie i wyjął mi komórkę z dłoni.
– Witaj, Megan – przywitał się. – Nazywam się Dustin Sullivan i…
–  O kurwa! – dobiegł mnie głośny okrzyk Meg. Parsknęłam śmiechem, opierając się
plecami o sofę.
Dustin przewrócił oczami, a  na jego twarzy pojawił się krótki uśmieszek. Bardzo ładny
uśmieszek. Jezu, ale byłam pijana.
– Tak… Chciałem ci powiedzieć – kontynuował po tej krótkiej przerwie – że to ja upiłem
Sam, więc zostanie u  mnie na noc. Nie chcę, żeby w  takim stanie była sama w  domu.
Odwiozę ją jutro rano.
Nie słyszałam, co mówiła Meg, ale mogłam się domyślić, że na pewno zareagowała nazbyt
entuzjastycznie. W ogóle nie przejmowała się tym, że jej najlepsza przyjaciółka, w dodatku
pijana w  cztery dupy, zostanie na noc u  obcego faceta. W  świecie Megan nie istnieli
gwałciciele ani seryjni mordercy. A  już na pewno nie byli nimi obrzydliwie bogaci
przystojniacy. Kiedy skończyli rozmawiać, Dustin włożył mój telefon z powrotem do torebki.
– Chcesz iść spać? – zapytał.
– Nie. – Pokręciłam głową i wyciągnęłam w jego kierunku pustą szklankę. – Jeszcze raz to
samo.
– Umrzesz jutro – oświadczył, ale wziął ją ode mnie, po czym podszedł do barku.
– Opowiedz mi coś o sobie – zaproponowałam, kiedy wrócił i podał mi whisky. – Skąd się
wziąłeś? Jak udało ci się zajść tak daleko?
– Dzięki ojcu – odpowiedział, a przez jego twarz przebiegł grymas niezadowolenia.
– Bogaty tatuś? – Zaśmiałam się.
– Raczej pieprzony alkoholik, regularnie bijący swoją żonę – warknął.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Mogłam się spodziewać wszystkiego, ale nie tego.
Widząc mój wyraz twarzy, westchnął i wbił wzrok gdzieś w ścianę.
– Bił matkę, odkąd pamiętam. Odeszła od niego dopiero, kiedy miałem siedem lat, a on po
raz pierwszy pobił mnie – mówił takim tonem, jakby recytował wiersz z  pamięci. Bez
żadnych emocji. – Przez wszystkie lata, które spędziłem w szkole, byłem owładnięty żądzą
zemsty. Zapisałem się na boks, żeby nauczyć się bić, a  resztę czasu spędzałem przy
książkach. Chciałem go wsadzić za kratki. Przez całą szkołę byłem najlepszy. Dostałem
stypendium na Harvard i zacząłem studiować prawo.
– I co się stało? – zapytałam.
Nie znałam szczegółów z jego życia. Prasa rozpisywała się o nim często, ale ja nie lubiłam
tych wszystkich plotek o  celebrytach. W  ogóle mnie nie interesowały. Jednak doskonale
wiedziałam, że nie skończył prawa. Każdy wiedział, że skończył ekonomię i biznes.
– Zapił się na śmierć trzy miesiące po tym, jak zacząłem studia – odparł, zerkając na mnie
przelotnie. – Nie miałem już powodu, żeby zostać na prawie. Ta dziedzina w ogóle mnie nie
pociągała, wybrałem ją tylko po to, żeby wysłać go za kratki. Przeniosłem się na ekonomię
i biznes, a później jakoś poszło.
– Jakoś poszło? – prychnęłam rozbawiona.
Niezłe określenie jak na kogoś, kto osiągnął taki sukces.
– Szczerze mówiąc, sam nie wiem, jak to się stało – oświadczył z rozbrajającą szczerością.
– Zainwestowałem dwadzieścia tysięcy dolarów w projekt, który moim zdaniem miał szansę
się udać. I się udał. Cały zysk zainwestowałem w kilka kolejnych przedsięwzięć.
–  A twoja mama? – zapytałam ostrożnie. Nie wiedziałam, czy chce w  ogóle o  tym
rozmawiać. Miałam wrażenie, że nie powinnam o to pytać, jednak ciekawość była silniejsza.
– Moja mama poznała Teda, kiedy byłem w drugiej klasie szkoły średniej. – Cień uśmiechu
przemknął przez jego twarz. – To w  porządku facet. Jeśli się dobrze orientuję, powinni
właśnie dopływać na Karaiby. Kupiłem im trzytygodniowy rejs z okazji rocznicy ślubu.
– To miłe. – Uśmiechnęłam się.
– A jak to jest u ciebie? – zapytał.
– Są w porządku. – Wzruszyłam ramionami. – Całkiem normalna rodzina. Trzy lata temu
przenieśli się na Hawaje. A  brat? W  sumie to nie zdziwiłabym się, gdyby Elon Musk
wystrzelił go w kosmos, bo tak dawno nie dzwonił.
– Pracuje dla Tesli? – Spojrzał na mnie z ciekawością.
–  Mhm. – Zaśmiałam się. – Widuję się z  nim raz w  roku, w  święta. A  to i  tak sukces, że
opuszcza w ogóle Kalifornię i swoje ukochane elektryczne zabawki.
Skończyłam kolejnego drinka, po czym uznałam, że już mi wystarczy. Odstawiłam
szklankę na mały stolik obok sofy.
– Chyba powinnam iść spać – wybełkotałam.
– Też tak myślę. – Wyszczerzył się ironicznie.
Wciąż nie mogłam się napatrzeć na jego twarz, kiedy się uśmiechał. Mogłabym się
wpatrywać w  niego godzinami. Pokręciłam szybko głową. Byłam pijana, a  moje myśli
zdecydowanie nie powinny uciekać w takim kierunku. Wstałam, lekko się chwiejąc.
– Chodź, pomogę ci. – Podszedł do mnie i złapał mnie za łokieć.
– Dam radę. – Chciałam zabrać rękę, bo miałam wrażenie, że jego dotyk mnie parzy, ale
nie pozwolił mi na to.
– Po schodach? – Mrugnął do mnie okiem. – Nie sądzę.
Westchnęłam, ale dałam się zaprowadzić na górę. Dustin otworzył drzwi do sypialni, która
znajdowała się tuż obok schodów, i wprowadził mnie do środka.
– Przyniosę ci jakąś koszulkę – powiedział, po czym posadził mnie na łóżku.
Nieźle. Nawaliłam się w domu Dustina Sullivana, kto by pomyślał? A w dodatku, zostałam
na noc! Czułam, że jutro będę mieć moralniaka, ale wyrzuciłam to z  głowy. Teraz byłam
pijana i miałam gdzieś, co on sobie o mnie pomyśli.
–  Proszę. – Wszedł z  powrotem do sypialni, a  potem podał mi podkoszulek. – Jakbyś
czegoś potrzebowała, to moja sypialnia jest na końcu korytarza po lewej stronie.
– Okej. – Pokiwałam głową. – Dziękuję, Dustin.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Dobranoc.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a  ja ściągnęłam spodnie oraz bluzkę. Założyłam
koszulkę, którą mi dał, a  później zakopałam się w  pościeli i  otulona pociągającym męskim
zapachem od razu zasnęłam.
ROZDZIAŁ 9

Samantha
– Spałaś z nim! – krzyknęła po raz drugi Megan, kiedy następnego dnia rano Dustin odwiózł
mnie już do jej domu. – No przyznaj się! Wiesz, że nie będę cię oceniać.
–  Meg, spałam u  niego, a  nie z  nim – warknęłam. – Chyba nie muszę ci przypominać,
dlaczego się tam znalazłam.
Chyba nikt nie miałby ochoty na seks, gdyby kilka godzin wcześniej był świadkiem zdrady
i akurat w takiej chwili nie miało znaczenia to, że Dustin był tak bardzo seksowny.
O dziwo w ogóle nie czułam się źle z tym, że spędziłam noc u Sullivana. Rano czekały na
mnie śniadanie oraz koktajl witaminowy, a  sam Dustin nie sprawiał wrażenia, jakby był na
mnie zły. Przeciwnie, interesował się tym, jak się czuję i  czy na pewno wszystko ze mną
w  porządku. Ktoś z  jego ludzi podstawił również mój samochód pod dom Megan. Ten
mężczyzna imponował mi coraz bardziej. Czułam się w  jego towarzystwie tak, jakbym
spędzała czas z  wieloletnim przyjacielem, a  nie kimś, kogo poznałam zaledwie kilka dni
wcześniej.
Nie mogłam jednak pozwolić sobie na beztroskie wspominanie wspólnie spędzonych
chwil. Doskonale wiedziałam, że Ben ma dzisiaj skontaktować się z  Jacksonem, a  to
oznaczało, że mój ekschłopak może w  każdej chwili zadzwonić albo, co gorsza, zjawić się
u  Megan. Obawiałam się tego. Naprawdę wolałabym, żeby kontaktował się ze mną tylko
przez prawników, ale znałam go i wiedziałam, że nie odpuści.
Kiedy w końcu opowiedziałam Meg o wszystkim, co wydarzyło się w Michigan i po moim
powrocie, poczułam, że jestem gotowa psychicznie na konfrontację z Jacksonem. Tak jakby
powiedzenie wszystkiego na głos sprawiło, że w końcu zyskałam siłę do walki z moim byłym.
Gdy Megan poszła do pracy, a ja zostałam sama, w ogóle nie wiedziałam, co powinnam ze
sobą zrobić, oczekując w  napięciu na jakieś informacje. Wolałabym, żeby Jack pojawił się
szybciej niż później, żeby mieć już to wszystko za sobą.
Kiedy minęło południe, mój telefon zadzwonił. Poczułam, że robi mi się zimno, mimo to
sięgnęłam po niego. Na ekranie pojawił się numer… Bena.
– Słucham? – rzuciłam, starając się, żeby mój głos brzmiał pewnie.
–  Samantho, skontaktowałem się z  De Feo – oświadczył spokojnie. – Niechętnie, ale
przystał na propozycję kontaktu wyłącznie przez prawników.
Wypuściłam głośno powietrze. Nie spodziewałam się tego. Czyżby sytuacja z poprzedniego
dnia sprawiła, że zrozumiał, że nie ma najmniejszych szans na to, żeby mnie ugłaskać?
Chociaż z  drugiej strony, równie dobrze mógł zwyczajnie Benowi nakłamać. To się okaże
w ciągu kilku godzin.
– A jak poszło z resztą? – zapytałam.
– Jackson De Feo chce ugody – powiedział rzeczowo. – Nie chce iść do sądu. Zaoferował,
że ty zapłacisz mu za połowę domu, a on za połowę firmy.
– Nie chcę domu – poinformowałam go od razu. Za nic bym tam nie wróciła. Nie po tym,
czego byłam świadkiem. – Jeśli on też go nie chce, możemy wystawić go na sprzedaż.
– Okej, zaraz do niego zadzwonię i zapytam – odpowiedział. – Daj mi dziesięć minut.
– Jasne – rzuciłam, po czym się rozłączyłam.
Nie mogłam uwierzyć w  to, że Jackson się poddał. Wcale nie sądziłam, że będzie o  mnie
walczył, ale przypuszczałam, że będzie chciał mnie zatrzymać tylko dlatego, że wtedy nie
musiałby ponosić żadnych kosztów. Może to głupie, ale powoli zaczynałam się cieszyć, że
przyłapałam go na zdradzie.
Clifford zadzwonił szybciej, niż się spodziewałam, i  przekazał, że Jack zgadza się na
sprzedaż domu. W  takim razie powinnam zacząć szukać czegoś dla siebie. Nie mogłam
wiecznie siedzieć u Megan.
Jednak nie byłam pewna, czy mam już na to siłę w tej chwili. Całe moje życie stanęło na
głowie i pomału zaczynało to do mnie docierać. Musiałam zacząć wszystko od nowa, w wieku
dwudziestu dziewięciu lat. To był jakiś koszmar! Nie pozwoliłam sobie jednak na rozpacz.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby odzyskać równowagę, którą miałam po rozmowie
z przyjaciółką, i zaczęłam przeszukiwać strony z nieruchomościami.
Wybór był duży, jednak większość budynków wymagała jakiegoś wkładu, a ja nie miałam
na to czasu. Musiałam znaleźć dom, do którego będę mogła się wprowadzić jak najszybciej.
Znałam procedury, więc wiedziałam, że nawet jeśli znajdę coś, co się nadaje, w najlepszym
przypadku będę mogła zacząć przeprowadzkę za kilka tygodni. Tym bardziej nie mogłam
sobie pozwolić na żadne remonty.
W końcu, po kilku godzinach intensywnych poszukiwań, udało mi się umówić na jutro
z trzema agentami nieruchomości.
– W ogóle nie rozumiem, po co się tak spieszysz – jęknęła Meg, kiedy opowiedziałam jej
o  udanym polowaniu, kiedy już wróciła z  pracy. – Równie dobrze mogłabyś zamieszkać ze
mną.
–  O nie! – Zrobiłam lekko przerażoną minę. – Po pół roku musiałybyśmy się zapisać na
odwyk.
– Przestań! – skarciła mnie. – Wcale nie pijemy tak dużo.
– Powiedziałaś to, trzymając wino w ręce. – Przewróciłam oczami.
– Kieliszek wina jeszcze nikomu nie zaszkodził. – Wskazała na butelkę, unosząc znacząco
brwi.

***

Następnego dnia wracałam do Megan w  wyśmienitym humorze. Jeden z  domów był


spełnieniem moich wszystkich wymagań. Był ładny i zadbany, nie miał również ogromnego
ogrodu, tylko spore patio oraz pas trawy dookoła niego. Było to dla mnie idealne
rozwiązanie. Lubiłam siedzieć na zewnątrz, ale niekoniecznie przepadałam za koszeniem
trawy czy sadzeniem kwiatów.
Na miejscu podpisałam umowę przedwstępną oraz wystawiłam czek z zaliczką. Pozostało
załatwienie formalności, więc jeśli wszystko poszłoby zgodnie z  planem, za jakieś dwa
tygodnie mogłabym się wprowadzić. Do tego czasu musiałam odzyskać resztę swoich rzeczy,
które zostały w domu.
W tym celu skontaktowałam się z Benem, żeby porozmawiał z Jacksonem, kiedy mogłabym
tam przyjechać wraz z firmą od przeprowadzek.
Postanowiłam również spotkać się z  kilkoma pracownikami firmy. Zasługiwali na
wyjaśnienia, a  ja nie mogłam dłużej tego odwlekać. Zadzwoniłam do Denisa
i zaproponowałam wypad na kawę kolejnego dnia. Obiecał mi, że poinformuje resztę załogi.
Na spotkanie w małej restauracji stawili się moi najbliżsi współpracownicy. Źle się czułam
z  tym, co musiałam im powiedzieć, ale nie miałam innego wyjścia. Mogłam się założyć, że
plotki i domysły już krążyły po firmie, ponieważ nigdy wcześniej nie zniknęłam bez słowa.
– Co się dzieje, Sam? – Denis, najwyraźniej od razu chciał przejść do rzeczy. – Nie ma cię
w pracy. Jack drze się na każdego, kto o ciebie zapyta. Co tu jest grane?
– Odeszłam z firmy – poinformowałam ich, a dookoła zapanowała grobowa cisza.
– Jak to odeszłaś? – zapytała Kelly z niedowierzaniem. – Nie możesz!
–  Musiałam. – Spojrzałam na nich przepraszająco. – Rozstałam się z  Jacksonem. Nie
możemy dalej współpracować.
–  Ja się zwalniam – oświadczyła natychmiast Elle, wzruszając ramionami. – Nie
wytrzymam z tym palantem, jeśli ciebie tam nie będzie.
– Przykro mi – westchnęłam.
– Co planujesz? – zapytał Denis. – Będziesz otwierać coś swojego?
–  Nie wiem. – Pokręciłam głową. – Chyba nie. Spróbuję pracować dla kogoś i  wtedy
zobaczę, co będzie dalej.
– Ja pierdolę. – Nicki schowała twarz w dłoniach. – Spodziewałam się wszystkiego, ale nie
tego.
Z posępnymi minami spędziliśmy kilkadziesiąt minut w  restauracji, rozmawiając
o potencjalnych rozwiązaniach. Cała piątka zastanawiała się nad odejściem, natomiast Tom
nie odzywał się w ogóle. Zaniepokoiło mnie to, ale kiedy próbowałam go zagadnąć, zbywał
mnie machnięciem ręki. No cóż, nic więcej nie mogłam zrobić. Miałam nadzieję, że wszystko
się jakoś ułoży. Może Jack wyluzuje, kiedy zostanie sam, a jeśli nie, to miałam nadzieję, że
znajdą jakąś lepszą pracę.
Po pewnym czasie wszyscy zaczęli się rozchodzić do domów, aż w  końcu zostałam sama
z Denisem.
– Powiesz mi, czemu się rozstaliście? – zainteresował się, gdy Kelly również wyszła.
– To nie miało prawa istnieć, i to już od dawna – powiedziałam. – Niepotrzebnie tak długo
to ciągnęłam.
Denis był moim najbliższym współpracownikiem, mogłabym go nazwać nawet
przyjacielem, a mimo to miałam opory, żeby wyjawić mu całą prawdę.
–  Kurwa, nie wyobrażam sobie pracować bez ciebie – jęknął. – Obiecaj, że nie urwiesz
z nami kontaktu. Nadal będziemy wychodzić całą paczką na miasto?
–  Być może. – Zaśmiałam się ponuro. – Nie wiem jeszcze, gdzie będę pracować. Jeśli to
będzie po drugiej stronie Chicago albo całkiem poza nim, to może być ciężko, ale na pewno
będziemy się widywać. W końcu zawsze znajdzie się jakaś okazja.
– Sam. – Złapał mnie za dłoń. – Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym?
– Wiem. – Puściłam do niego oczko. – Jakoś to będzie, Denis. Chyba wszyscy musimy się
przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Zauważyłeś, że Tom się dziwnie zachowywał?
– Tak – westchnął. – On ma najgorzej.
– Co to znaczy? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Emma jest w ciąży – powiedział, a ja poczułam, jak przytłaczają mnie potężne wyrzuty
sumienia. Tom miał już dwoje dzieci. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak musiał się teraz
czuć. – Nie może sobie pozwolić na zmianę pracy.
– Boże. – Schowałam twarz w dłoniach. – Zamieniłam najszczęśliwszy okres w jego życiu
w koszmar.
– Sam, to nie twoja wina. – Poklepał mnie po plecach. – Poradzi sobie. Poza tym ma nas.
Jak któreś z  nas znajdzie coś fajnego, to na pewno jemu też pomoże. Pomyśl, jak Jack się
wkurwi, kiedy zacznie dostawać wypowiedzenia.
Posłał mi szeroki uśmiech, a  ja ugryzłam się w  język, choć od razu tego pożałowałam.
Powinnam mu powiedzieć, że Sullivan ma zamiar zrezygnować ze współpracy. Nie miałam
pojęcia, dlaczego ta informacja nie chciała mi przejść przez gardło. Chociaż może Dustin się
rozmyślił? Wtedy, w  Michigan, wyglądał na zdecydowanego, jednak do tej pory nie zerwał
kontraktu. Wiedziałabym o  tym, jeśli nie od Jacksona, to Denis na pewno by mi o  tym
powiedział. Może powinnam porozmawiać z Sullivanem i zapytać, jakie konkretnie ma plany
dotyczące DeF? Jeśli wciąż chciał zrezygnować, to może udałoby mi się nakłonić go, żeby
wstrzymał się na jakiś czas? Na tak długo, aby cała moja załoga zdążyła znaleźć dla siebie coś
nowego?
To naprawdę był najgorszy okres w moim życiu. Za każdym razem, gdy odzyskiwałam jakąś
tam siłę do walki z przeciwnościami, za chwilę pojawiało się coś, co wgniatało mnie w ziemię
ponownie. Nigdy wcześniej nie czułam się tak bezradna i zagubiona.
ROZDZIAŁ 10

Samantha
Nagle czas zaczął pędzić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ciągle byłam zajęta,
głównie przeprowadzką oraz sprawami ściśle związanymi z urządzaniem nowego domu.
Kiedy firma od przeprowadzek wyładowała moje kartony i ułożyła je w gościnnym pokoju
u  Megan, poczułam, jakby ktoś zdjął mi z  barków ogromny ciężar. Udało mi się odzyskać
wszystkie swoje rzeczy bez narażania się na spotkanie z  Jacksonem. Gdy dwa tygodnie
później rozpakowywałam te same kartony we własnym domu, miałam naprawdę wyśmienity
humor.
Megan pomogła mi ze wszystkim. Miałyśmy niesamowitą frajdę, gdy oglądałyśmy
i  zamawiałyśmy meble do mojego domu. Przy okazji Meg wymieniła kilka swoich. Po
zakupowym szaleństwie z  lekką obawą zaczęłam sprawdzać stan swojego konta. Wciąż nie
miałam pieniędzy od Jacksona, a jednocześnie nadal nie miałam pracy.
Na szczęście w  środę zadzwonił do mnie Ben z  informacją, że dostał właśnie czek od
Jacksona. Musiałam tylko po niego pojechać do Chicago. Ulżyło mi. Na pieniądze ze
sprzedaży domu na pewno przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać. Zresztą wcale nie liczyłam
na to, że szybko go sprzedamy. Na szczęście, głównie dzięki Dustinowi, DeF Interactive było
naprawdę dobrze wycenione i  teraz będę mogła szukać pracy na spokojnie, nie przejmując
się za bardzo finansami.
Do Bena pojechałam w  czwartek, później wpadłam do banku, żeby wpłacić pieniądze na
konto, i  uznałam, że wieczór spędzę z  Megan. W  końcu było co świętować. Napisałam jej
wiadomość, że będę na nią czekać u  niej w  domu. Zaparkowałam na podjeździe, po czym
wysiadłam z samochodu.
– To twoja sprawka?! – usłyszałam głośny krzyk i aż podskoczyłam, kiedy dotarło do mnie,
że ten głos należy do Jacksona.
–  O co ci chodzi? – Odwróciłam się w  jego kierunku, jednak nie podeszłam bliżej.
Przeciwnie, miałam ochotę uciec, widząc jego rozwścieczoną minę, jednak wiedziałam, że
nie dam rady tak szybko wpisać kodu do garażu. A  z dwojga złego zdecydowanie wolałam
konfrontację z nim na zewnątrz, gdzie zawsze ktoś nas mógł zobaczyć.
– Pierdolisz się z Sullivanem?! – Podszedł do mnie, a później zatrzasnął drzwi auta, które
wciąż były otwarte. – Namówiłaś go, żeby zrezygnował z DeF Interactive?!
– Nie wiem, o co ci chodzi. – Nie miałam zamiaru przyznawać się do tego, że o wszystkim
wiedziałam.
Jack nie miał najmniejszego dowodu na to, że kiedykolwiek spotkałam się z Dustinem po
balu, a ja nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, jeśli o niego chodziło. Nie namawiałam
Sullivana do rezygnacji ze współpracy, sam podjął taką decyzję.
– Nie pierdol! – warknął. – Wszystko było w porządku, do momentu aż zrealizowałaś czek,
a wtedy nagle Sullivan się wycofał! Nie wciskaj mi kitu, że to zbieg okoliczności!
– Ale ja naprawdę nie mam z tym nic wspólnego! – Nie kłamałam.
Przecież to nie moja wina, że zrezygnował akurat teraz. Wiedziałam, że ma zamiar to
zrobić, ale ostatnio zaczęłam myśleć, że jednak porzucił ten pomysł.
–  Bez zleceń od niego DeF jest warte tyle, ile zapłaciłem tobie! – krzyknął. – Oszukałaś
mnie! Założę się, że pierdolisz się z nim od dawna! Dlatego nie chciałaś rozmawiać z nim na
balu!
–  Jack, ja go POZNAŁAM na tym cholernym balu. – Podkreśliłam słowo „poznałam”, bo
miałam wrażenie, że w stanie, w którym się znajdował, nic do niego nie docierało.
Widziałam, jak napinał mięśnie, za każdym razem gdy się odzywał. Zaczynałam się go
naprawdę bać.
Widziałam po nim, że traci cierpliwość i  mimowolnie zaczęłam się cofać, chociaż nie
miałam dokąd uciec. Po bokach miałam samochód i  duże donice z  kwiatami, z  tyłu drzwi
garażowe, a przed sobą jego.
Nagle znikąd, za Jacksonem pojawił się wysoki, postawny mężczyzna. Miał ogoloną na łyso
głowę i kilka blizn na twarzy. Pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło, było takie, że jest
weteranem wojennym. Nie wiedziałam, skąd mi się to wzięło, ale nie miałam czasu się nad
tym zastanawiać.
–  Zostaw ją – powiedział głębokim głosem, który świadczył o  tym, że nie żartuje. –
W innym wypadku zadzwonię na policję.
– Odpierdol się – wysyczał Jackson. – To nie twoja sprawa.
– Moja. Mieszkam na tym osiedlu i nie zgadzam się na awantury tutaj. – Złapał Jacka za
łokieć i pociągnął w swoją stronę. – Wynocha.
–  To nie koniec, Sam – zagroził Jack. Chyba do niego dotarło, że nie ma szans z  tym
ogromnym mężczyzną.
Odszedł do swojego samochodu, po czym mocno zatrzasnął drzwi.
– Wszystko w porządku? – zapytał „wojskowy”, kiedy mój eks odjechał z piskiem opon. –
Nic ci nie zrobił?
– Nie. Dziękuję ci bardzo – oznajmiłam, głośno wypuszczając powietrze. – Nie wiem, co by
się stało, gdybyś się nie zatrzymał.
– Miałaś szczęście, że przejeżdżałem – burknął, choć lekko się uśmiechnął.
– Jestem Samantha – przedstawiłam się, wyciągając do niego rękę. – Mieszkałam u Megan
przez jakiś czas. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam.
– Mark. – Uścisnął moją dłoń. – Mam beznadziejne godziny pracy. Najczęściej wracam do
domu w środku nocy.
–  To świetnie się złożyło, że dzisiaj skończyłeś wcześniej. Jeszcze raz dziękuję. –
Uśmiechnęłam się do niego.
– Nie ma sprawy. – Wzruszył ramionami. – Każdy powinien dbać o społeczność, w której
mieszka. Wejdź do domu. Poczekam, aż zamkniesz garaż od środka.
– Do zobaczenia. – Pomachałam mu na pożegnanie, a później ruszyłam do drzwi.

***

–  Całe szczęście, że ten idiota nic ci nie zrobił. A  ten twój bohater… Przystojny był ? –
zainteresowała się Meg, kiedy opowiedziałam jej o wydarzeniu sprzed kilku godzin.
– Megan, nie wiem – westchnęłam. – Może.
–  Nie słyszałam, żeby w  okolicy mieszkał jakiś wojskowy. – Zamyśliła się. – Może
niedawno się wprowadził.
–  Chryste, ja tylko go porównałam. – Zakryłam twarz dłońmi. – Nie wiem, czym się
zajmuje w  życiu. Równie dobrze może być księgowym, który miał jakiś wypadek
w przeszłości.
Meg teatralnie uderzyła się w  czoło, a  potem sięgnęła po swoją komórkę. Spojrzałam na
nią podejrzliwie, ale tylko uśmiechnęła się tajemniczo. Po chwili przysunęła się do mnie tak,
żebym mogła widzieć ekran.
– Ten kretyn stał pod domem dobrą godzinę – powiedziała, przewijając nagrania z kamer.
– Powinnaś wziąć ten filmik i pójść na policję. Jak nie chcesz go pozywać, to chociaż załatw
mu zakaz zbliżania się.
Nic nie odpowiedziałam, choć poważnie zaczęłam się nad tym zastanawiać. Może zakaz
zbliżania to nie był taki zły pomysł? Jack po raz kolejny udowodnił, że może być
niebezpieczny, kiedy straci nad sobą kontrolę.
Patrzyłam na ekran telefonu, nie odrywając od niego wzroku. Nawet na nagraniu było
widać, że jestem przerażona. Wyglądało to zdecydowanie gorzej, niż sądziłam. W  końcu
pojawił się mój obrońca, a Meg wzięła głęboki wdech na jego widok.
–  Kurwa, seksowny, męski. – Wyliczała z  zapałem. – Nie znam go. Dlaczego ja go nie
znam?!
– Może dopiero się wprowadził – powtórzyłam jej własne słowa.
– Nigdzie ostatnio nie widziałam tabliczki, że jakiś dom jest na sprzedaż – oświadczyła. –
Może się wprowadził do rodziców. Bo mam szczerą nadzieję, że nie, kurwa, do dziewczyny.
– Meg. – Przewróciłam oczami. – Teraz będziesz na niego polować, zgadłam?
–  No jasne – powiedziała takim tonem, jakbym pytała, czy dwa plus dwa to cztery. –
Zrobię wyprzedaż garażową albo coś takiego, muszę go poznać.
– Ślina ci cieknie – zakpiłam, ale uśmiechnęłam się szeroko.
– Zajebisty jest. – Odłożyła w końcu telefon. – Czyli Sullivan w końcu się wycofał?
– Na to wygląda – przytaknęłam.
Miałam ochotę napisać do Dustina, żeby zapytać o  tę rezygnację, ale w  końcu się
rozmyśliłam. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od dobrych czterech tygodni. Od czasu gdy się
u niego upiłam i zostałam na noc. To, że Sullivan był dla mnie miły, a nawet w jakiś sposób
poczuł się zobowiązany, żeby mieć mnie na oku w miejscu, do którego sam mnie wysłał, nie
znaczyło, że nagle staniemy się najlepszymi przyjaciółmi pod słońcem. Przynajmniej tak
sobie powtarzałam za każdym razem, gdy w  mojej wyobraźni pojawiały się najbardziej
niebieskie oczy, jakie w życiu widziałam, a coś dziwnego uciskało mnie w klatce piersiowej.
–  Halo! Ziemia do Sam! – usłyszałam głośny śmiech mojej przyjaciółki i  wyrwałam się
spod hipnotyzującego wzroku, który miałam wciąż w głowie. – Telefon ci dzwoni.
Wstałam, żeby wziąć komórkę ze stołu. Spojrzałam na ekran i  musiałam kilka razy
zamrugać, żeby się upewnić, że to nie mózg płata mi figla. A jednak najwyraźniej nie. Napis
Dustin Sullivan wciąż tam był. Potrząsnęłam głową, żeby wyrwać się z szoku, w jaki wprawiła
mnie ta dziwna sytuacja, po czym odebrałam.
– Słucham? – rzuciłam.
– Samantho, mogłabyś się ze mną jutro spotkać? – spytał stanowczym, służbowym tonem,
zupełnie innym niż ten, którego używał, gdy ostatnim razem się widzieliśmy. – Chciałbym
z tobą porozmawiać, a wolałbym nie robić tego przez telefon.
– E… jasne – odpowiedziałam z wahaniem.
– O której godzinie jesteś wolna?
– Cały dzień – oświadczyłam zgodnie z prawdą, choć pewnie zabrzmiało to dosyć żałośnie.
– Mam przyjechać do Chicago?
– Wciąż mieszkasz u Megan? – zainteresował się.
–  Właściwie to nie – odparłam. Prawda była taka, że teraz mieszkałam dosłownie
piętnaście minut drogi od niego. – Kupiłam dom w Villa Park.
– Świetnie – powiedział. – Możemy się spotkać o dziesiątej rano w hotelu Marriott, w Oak
Brook? Mam tam spotkanie w południe.
–  Jasne – zgodziłam się bez wahania. Lokalizacja była mi na rękę, dojazd zajmie mi nie
więcej niż dziesięć minut. – To do zobaczenia.
– Tak. Do zobaczenia – pożegnał się.
Meg patrzyła na mnie podejrzliwie, ale chyba szybko zrozumiała, że sama nie wiem, co się
właściwie wydarzyło.
– Czego może od ciebie chcieć? – zastanawiała się głośno.
–  Nie mam pojęcia – westchnęłam. – Może Jackson, w  ramach zemsty za zerwanie
kontraktu, coś wymyślił?
– Nie sądzę, żeby Dustin Sullivan potrzebował ekslaski jakiegoś pajaca do zamknięcia mu
mordy – stwierdziła. – To jest pierdolony rekin biznesu, a nie jakiś kundel. Może po prostu
chce się z tobą spotkać?
–  Tak, na pewno. – Przewróciłam oczami. – Megan, on jest jedną z  najlepszych partii
w Chicago. Może się umawiać z supermodelkami albo aktorkami. A nie ze mną.
–  Jezu, wciąż nie mogę uwierzyć, jak bardzo Jackson zniszczył twoje poczucie własnej
wartości – prychnęła ze złością. – Spójrz na siebie, kretynko! Albo idź do psychiatry.
–  Zamknij się. – Uśmiechnęłam się lekko, a  później pokazałam jej język. – Miałyśmy
świętować moją przeprowadzkę i to, że odzyskałam pieniądze za firmę!
– Czyli wino? – Wyszczerzyła się.
– A jutro rano zapiszemy się na odwyk, okej? – Zawtórowałam jej.
ROZDZIAŁ 11

Samantha
–  Nie mam się w  co ubrać – jęczałam sama do siebie, przekopując swoją garderobę oraz
kartony, których jeszcze nie zdążyłam rozpakować. W  mojej sypialni panował
najprawdziwszy chaos.
Za godzinę musiałam być w hotelu Marriott, a wciąż biegałam po domu w samej bieliźnie.
Nie miałam żadnej wizji, co mogłoby pasować na taką okazję, głównie dlatego, że w  ogóle
nie wiedziałam, co to za spotkanie. W końcu uznałam, że bezpiecznie będzie założyć czarne
dżinsy i  białą bluzkę, ale kiedy zobaczyłam się w  lustrze, zmarszczyłam nos
z  niezadowoleniem. Wyglądałam nijako, jak jakaś bibliotekarka po pięćdziesiątce.
Ściągnęłam bluzkę i rzuciłam nią przez całą długość pokoju.
Mój wzrok padł na jasnobeżowy sweter z  długimi rękawami, ale dekoltem odsłaniającym
jedno ramię. Założyłam go i  spojrzałam ponownie w  lustro, marszcząc nos. Zsunęłam
spodnie z  tyłka i  wciągnęłam jasnoniebieskie dżinsy, a  później beżowe kozaki za kolano.
Wyszczerzyłam się do swojego odbicia. Elegancko, ale z pazurem.
Zaśmiałam się w głos, Jackson zszedłby na zawał serca, gdyby wiedział, z kim miałam się
za chwilę spotkać i  jaki strój wybrałam. Na pewno usłyszałabym całą pogadankę na temat
tego, że nie wyglądam profesjonalnie, no i jeszcze te „głupie tatuaże”, powinnam je przecież
zakryć, bo nie jestem już studentką. Ta wizja jedynie utwierdziła mnie w  przekonaniu, że
wybrałam odpowiedni strój. Pozbyłam się Jacksona ze swojego życia i już nigdy nie miałam
zamiaru pozwolić na to, żeby ktoś dyktował mi, jak powinnam się ubierać.
Gdy kilkadziesiąt minut później wchodziłam do hotelu, lekko się denerwowałam. Nie
widziałam się z Sullivanem od dawna, w dodatku zupełnie nie wiedziałam, czego ode mnie
chciał, a jednocześnie gdzieś tam z tyłu głowy cieszyłam się na to spotkanie.
Podeszłam do recepcjonistki, biorąc wcześniej głęboki wdech.
–  Jestem umówiona z  Dustinem Sullivanem – powiedziałam, starając się wyglądać na
spokojną i wyluzowaną.
– Samantha Spinster? – zapytała, nawet nie patrząc w komputer.
– Tak. – Kiwnęłam głową.
– Czwarte piętro na prawo od windy, sala konferencyjna numer siedem – wyrecytowała jak
Alexa albo inny asystent Google.
Podziękowałam jej, a  później poszłam do wind. Jedna była na dole, więc nie musiałam
czekać. Wjeżdżając na górę, czułam, jak niewidzialna pięść zaciska mi się coraz mocniej na
żołądku. Sama nie wiedziałam, czym byłam tak cholernie zdenerwowana. Przecież mnie nie
zabije. Na pewno zdaje sobie sprawę, że nie odpowiadam za żadne wyskoki Jacksona i  nie
mam na niego najmniejszego wpływu.
Zdecydowanie za szybko znalazłam się na czwartym piętrze. Wyszłam z  windy na
gumowych nogach i  zaczęłam szukać właściwego numeru. W  końcu go znalazłam. Nie
chciałam przedłużać swojej męki, a skoro to i tak nieuniknione, natychmiast uniosłam dłoń,
po czym zapukałam do drzwi.
Sekundę później otwarły się tak, jakby Dustin stał przy nich, czekając na mnie.
– Miło cię widzieć – przywitał mnie, ale się nie uśmiechnął. – Wejdź.
Weszłam do środka i  zdjęłam płaszcz, wieszając go na oparciu krzesła. Usiadłam
w miejscu, które mi wskazał. Nie umknęło mojej uwadze to, że na dłużej zatrzymał wzrok na
moim nagim ramieniu, które było pokryte tatuażami. Na chwilę się spięłam, ale zaraz sobie
przypomniałam, że on to nie Jackson. Poza tym było mi wszystko jedno. Odchodząc od
mojego eks, postanowiłam, że już nigdy nie będę się kryć z tym, jaka jestem. Tak samo jak
nigdy już nie pozwolę na to, żeby ktoś wybierał za mnie ubrania, tak samo nie miałam
zamiaru czuć się winna przez to, że kocham obrazki na ciele.
– Zrezygnowałeś z DeF Interactive – powiedziałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
– Mówiłem, że to zrobię – odpowiedział, siadając naprzeciwko mnie.
– Sądziłam, że się rozmyśliłeś. – Wzruszyłam ramionami.
– Samantho, ja z reguły nie zmieniam zdania – oświadczył i utkwił we mnie to cholerne
niebieskie spojrzenie. – Trochę to trwało, jednak w końcu mogłem sobie na to pozwolić.
– Aha – odpowiedziałam.
Powinnam była się domyślić, że chciał poczekać, aż moi pracownicy dokończą aktualne
projekty, zanim zerwie kontrakt.
– No, ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać – oznajmił i w końcu przeniósł wzrok na
dokumenty znajdujące się na stole. Poczułam się trochę lepiej, kiedy przestał na mnie
patrzeć. Dziwne rzeczy działy się z  moim ciałem, gdy wbijał we mnie te elektryzujące
tęczówki.
Czekałam w milczeniu, aż w końcu coś powie, ale wciąż przerzucał strony. Po kilku długich
minutach wyciągnął w moim kierunku zadrukowaną kartkę. Złapałam ją niepewnie, po czym
spojrzałam na nią.
–  Co to? – Patrzyłam na litery, ale nic do mnie nie docierało. Albo docierało, ale nie
chciałam tego do siebie dopuścić.
– Od lat myślałem nad stworzeniem własnego działu reklamy, żeby nie musieć zlecać tego
osobnym firmom – poinformował mnie rzeczowo. – Daję ci całkowicie wolną rękę.
Zatrudniasz, ile ludzi chcesz i kogo chcesz. Pracujecie w godzinach, w jakich sama ustalisz.
– Co to znaczy, Dustin? – Spojrzałam na niego zszokowana.
– To znaczy, że cię potrzebuję – oświadczył, ponownie hipnotyzując mnie spojrzeniem. –
Potrzebuję twoich pomysłów i kreatywności.
– Sam powiedziałeś, że nie nadaję się do pracy w korpo. – Wbiłam wzrok w jego brwi, żeby
móc skupić się na rozmowie.
– To nie jest korpo – prychnął. – Chyba że sama będziesz chciała je zrobić. Nie będę się
wtrącał w politykę waszego działu. Dopóki kampanie reklamowe będą tak genialne, jak do tej
pory, i dopóki będziecie to robić tylko dla moich firm, nie będę wywierał żadnego nacisku.
–  Żadnych nadgodzin – zaczęłam się targować, choć jeszcze nie zdecydowałam, czy
przyjmę tę propozycję. Potrzebowałam pełnego obrazu sytuacji, zanim zacznę rozważać
plusy i minusy takiego rozwiązania. – Żadnego dress code’u. Żadnego pracownika miesiąca.
–  Jeśli będziecie ze wszystkim na czas, nie ma problemu. – Założył ręce na piersiach
i oparł się o oparcie. – Skoro nie mam zamiaru się wtrącać w wasz dział, to nawet nie będę
wiedział, kto zasługuje na nagrodę. A  jeśli chodzi o  dress code, to dopóki nie będziecie
przychodzić w strojach kąpielowych, to również mi to nie przeszkadza.
Przygryzłam wargę, myśląc intensywnie. Propozycja była kusząca, nie mogłam się z  tym
nie zgodzić. Jednak… co będzie, jeśli kiedyś wyleje mnie na zbity pysk? Znowu zostanę
z  niczym. Albo jeśli jednak nasza współpraca nie wypali? Dopiero co przeszłam przez
podobny scenariusz, chyba nie powinnam się pakować w  coś takiego. Dustin najwyraźniej
widział moje wahanie, bo odchrząknął znacząco.
–  Jeśli mógłbym doradzić – powiedział, stukając palcem w  blat stołu. – Uważam, że
powinnaś otworzyć własną firmę. Zajmie ci to jakieś piętnaście minut. Zatrudnię cię jako
podwykonawcę. Jeśli kiedyś będziesz chciała odejść, to będziesz musiała sobie jedynie
poszukać nowego lokalu.
Skurczybyk. Nie dość, że hipnotyzuje spojrzeniem, to jeszcze czyta w myślach.
– Mogę się nad tym zastanowić? – zapytałam po chwili.
–  Skoro musisz – westchnął, unosząc brew. – Wolałbym jednak, żebyś się skupiła na
plusach tego pomysłu, a  nie na minusach. A  obawiam się, że gdy tylko stąd wyjdziesz,
zaczniesz szukać wymówek.
Jezu, on mnie znał lepiej, niż mogłabym przypuszczać. Tylko skąd to wszystko wiedział?
Przecież spędziliśmy ze sobą tak niewiele czasu. Musiałam być beznadziejna, skoro można
było czytać we mnie jak w otwartej księdze.
– Sam – powiedział cicho. – Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
–  Dobra – odparłam, choć wcale nie byłam pewna, czy robię dobrze. Powinnam się nad
tym poważnie zastanowić, zaplanować wszystko… Tylko czy właśnie przez całe życie tak nie
robiłam? Planowałam, obmyślałam każdy krok, rozpisywałam plusy i minusy, a dokąd mnie
to zaprowadziło? Do takiego miejsca, że mając prawie trzydzieści lat, zostałam pozbawiona
czegoś, nad czym pracowałam przez całe swoje dorosłe życie. – Zgadzam się.
–  Świetnie. – Klasnął w  dłonie, a  przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. – Jak dużo
czasu potrzebujesz, żeby zebrać ekipę?
–  Jeśli Jackson jeszcze ich nie zwolnił – przygryzłam wargę, myśląc intensywnie – to
sądzę, że jakieś dwa tygodnie. Taki czas wypowiedzenia wpisywałam w umowach, ale muszę
się upewnić, że nic nie zostało zmienione, kiedy mnie nie było.
–  Okej, sprawdź to i  daj mi znać – poprosił, wracając do swojego rzeczowego tonu. –
Muszę znać dokładne terminy, żeby przygotować piętro oraz umowę dla ciebie. Gdy już
wszystko załatwisz, umówimy się na spotkanie z Benem.
–  Postaram się porozmawiać z  nimi jeszcze dzisiaj – obiecałam, a  później wstałam, żeby
się ubrać. – Dziękuję, Dustin.
– To ja dziękuję, że się zgodziłaś – powiedział, również wstając. – Tylko przez ciebie do tej
pory nie stworzyłem własnego działu reklamy. Zawsze byłaś genialna.
–  Przestań. – Machnęłam ręką, czując, że rumieniec wpełza na moje policzki. – Do
zobaczenia.
Już miałam wyjść, kiedy poczułam mocny, stanowczy uścisk na nadgarstku. Odwróciłam
się gwałtownie i spojrzałam w oczy Dustina, które miały dokładnie ten sam wyraz co wtedy
na balu. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, a skóra zaczęła mnie mrowić i szczypać.
– Mówię poważnie – powiedział powoli, lekko zachrypniętym tonem. – Jesteś najlepsza.
– D… Dziękuję – wybełkotałam, a wtedy on puścił mój nadgarstek. – Muszę lecieć.
Wyszłam z  sali, a  potem skierowałam się do windy. Gdy tylko przyjechała, weszłam do
środka, po czym oparłam się plecami o  ścianę. Zrobiłam głęboki wdech i  właśnie zaczęłam
żałować, że się zgodziłam na współpracę. Co to miało, kurwa, być?!
Dlaczego moje głupie ciało tak reaguje na jego wzrok i  dotyk? Poza tym on musiał to
zrobić specjalnie! Przecież już wiele razy z nim rozmawiałam i udawało mi się przechodzić
przez te debaty bez większego trudu. A  jednak momentami coś zmieniało się w  jego
spojrzeniu, a  wtedy czułam, jakby przewiercał mnie na wylot i  zaglądał do każdego
zakamarka mojego wnętrza.
A może to nie on? Może to ja? Może to ja wbiłam sobie coś kretyńskiego do głowy?
Dopiero co rozstałam się z  wieloletnim chłopakiem, przecież nie mogę tak szybko
odczuwać… pociągu do kogoś innego.
Niezależnie od tego, czyja to sprawka, to i tak nie wróżyło dobrze naszej współpracy…
Potrząsnęłam szybko głową, żeby wyrzucić z niej natrętne myśli. „Kto nie ryzykuje, ten nie
pije szampana”. W  pamięci wciąż odtwarzałam te słowa i  to właśnie przez nie, gdy tylko
wyszłam na zewnątrz, sięgnęłam po telefon, a później zadzwoniłam do Denisa, choć rozum
krzyczał, że powinnam odmówić Sullivanowi.
ROZDZIAŁ 12

Samantha
–  Nie denerwuj się tak, jesteś zielona na twarzy – powiedziała Megan, siedząc ze mną
w jadalni. – Będzie dobrze.
Przyjaciółka wpadła do mnie z  samego rana na kawę, przed pierwszym dniem w  nowej
pracy. Byłam jej za to bardzo wdzięczna, ponieważ moje nerwy były na skraju wytrzymałości.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni udało mi się pozbierać swoją starą ekipę. Najtrudniej
było odzyskać Elle, która, tak jak zapowiedziała, rzuciła Jacksonowi na biurko
wypowiedzenie zaraz następnego dnia, kiedy dowiedziała się, że naprawdę odeszłam. Miała
już nową pracę, więc musiałam się trochę natrudzić, żeby wyrwać ją ze śliskich łap korpo.
Prawnicy z tamtej firmy grozili jej pozwami i różnymi karami, na szczęście z pomocą, po raz
kolejny, przyszedł Ben Clifford.
Z kolei Tom był osobą, która miała łzy w  oczach, gdy zaproponowałam mu pracę.
Wiedziałam, że nie mógł sobie pozwolić na odejście z DeF Interactive, a kiedy stało się jasne,
że Sullivan zrezygnował, obawiał się zwolnienia.
Kilka dni temu, gdy w  końcu dostałam potwierdzenie od sekretarza stanu, że moja firma
istnieje, znowu musiałam spotkać się z  Benem, a  przy okazji z  Dustinem. Przez długie
godziny podpisywaliśmy różne dokumenty, gdyż nasza umowa nie była typowa. Z  jednej
strony Loop Advertisement było moje, z drugiej Dustin wymagał wyłączności w projektach.
Z  jednej strony byłam oddzielną firmą, z  drugiej w  niektórych kwestiach musiałam
przestrzegać regulaminu firm Dustina. Zajmowałam piętro w  jego budynku, ale
zdecydowanie odmówił wynajęcia mi go i  dopiero Ben przekonał go, że tak będzie
najprościej dla umowy. A więc teraz wynajmowałam czterdzieste piętro w centrum Chicago
za… dziesięć dolarów na miesiąc, gdzie realna stawka wynosiłaby przynajmniej
osiemdziesiąt tysięcy.
Przez ostatnie kilkanaście dni często spotykałam się z  Dustinem, ponieważ uznał, że
powinnam sama decydować o zagospodarowaniu piętra. Tak więc musiałam wybierać kolory
ścian, meble, dekoracje oraz niezbędne sprzęty. Musiałam również zaakceptować swoje
oddzielne biuro, choć przyszło mi to z  trudem. Zawsze wolałam pracować wśród ludzi, niż
być odseparowana od nich. Zdawałam sobie jednak sprawę z  tego, że teraz w  dużej mierze
będę zawalona papierkową robotą, a  nie tylko tą kreatywną. Będę musiała robić to, co
Jackson, z  tym wyjątkiem, że nie będę musiała poszukiwać nowych klientów. Naprawdę
chciałam, żeby okazało się, że tych papierów nie będzie tak dużo i  będę mogła fizycznie
uczestniczyć w tworzeniu kampanii reklamowych, a nie tylko je zatwierdzać.
Dziś po raz pierwszy mieliśmy zacząć pracę z całym zespołem. Było nas sześcioro, co było
dosyć małym składem, ale tak naprawdę obsługiwaliśmy tylko jednego klienta. Jeśli
w  przyszłości okazałoby się, że jest to za mało, będę musiała kogoś zatrudnić. Jednak na
razie nie przywiązywałam do tego wagi, bardziej skupiałam się na zadaniach. Wiedziałam, że
od jutra będziemy mieć konkretny projekt, ponieważ Dustin umówił się ze mną na spotkanie
i omówienie go. Dlatego dzisiaj potrzebowałam wszystkich, żeby stworzyć podstawowe bazy
firm, z którymi będziemy współpracować. Od zawsze zajmowaliśmy się nie tylko tworzeniem
projektów, ale również ich realizacją. Dlatego potrzebowałam zewnętrznych fotografów,
grafików, modeli, aktorów, a nawet studia filmowego, w którym byłyby realizowane nagrania.
Zawsze mogłam skorzystać ze starych znajomości, jednak wolałam jak najdłużej przeciągać
trzymanie Jacksona w  niewiedzy. Zdawałam sobie sprawę, że w  końcu się dowie, dla kogo
pracuję, a  wtedy tylko upewni się w  swoim przekonaniu, że odeszłam nie przez jego
postępowanie, tylko przez romans z Sullivanem.
Kilka minut przed ósmą pożegnałam się z Meg, po czym ruszyłam do downtown. Chciałam
być wcześniej niż reszta, żeby ich przywitać. Kiedy dotarłam do wysokiego, szklanego
budynku, pokazałam portierowi przepustkę i od razu ruszyłam na swoje czterdzieste piętro.
W windzie wyciągnęłam telefon, a potem zaczęłam przeglądać notatki, które zrobiłam, żeby
nie zapomnieć o  niczym, czym musieliśmy się dzisiaj zająć. Gdy dotarłam na miejsce,
wyszłam z windy, wciąż wlepiając wzrok w komórkę, więc gdy wpadłam na coś twardego, aż
jęknęłam i zatoczyłam się do tyłu.
– Cholera, Sam – usłyszałam znajomy głos, a później poczułam mocny uścisk w pasie. –
Jeśli zabijesz się jeszcze przed rozpoczęciem pracy, to zostanę bez kampanii, na której bardzo
mi zależy.
–  Wybacz, Dustin. – Zaśmiałam się, kiedy już złapałam równowagę. – Przeglądałam
zadania na dziś. Co tu robisz?
– Uznałem, że powinienem się przedstawić twoim pracownikom – oświadczył, zabierając
ręce z  mojej talii, co sprawiło, że skóra przestała mnie mrowić, a  gdzieś tam w  głębi
poczułam… żal? – Nie martw się, nie przyjdę tu nigdy więcej, nie umawiając się z  tobą
wcześniej.
–  Daj spokój, przecież nie musisz się do mnie umawiać jak na audiencję u  prezydenta –
oznajmiłam.
– Muszę – odparł. – Chcę, żebyś czuła się tutaj jak u siebie.
Pokręciłam głową z rozbawieniem. Zdążyłam już poznać ten ton głosu. Używał go zawsze,
kiedy był tak bardzo przekonany do słuszności swojej decyzji, że za nic na świecie by nie
ustąpił.
Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na pogawędkę, ponieważ minutę później zaczęli się pojawiać
moi pracownicy. Dustin zrobił tak, jak obiecał, a  więc tylko się przywitał i  życząc nam
powodzenia, ruszył w kierunku windy. Gdy nacisnął przycisk, aby ją przywołać, odwrócił się
w  moim kierunku, niebieskie oczy patrzyły na mnie przeciągle, a  ja ponownie nie mogłam
oderwać od nich spojrzenia. Czułam, jak po kręgosłupie przetacza się potężny dreszcz. Kącik
ust Dustina uniósł się nieznacznie i… wtedy dzwonek zasygnalizował pojawienie się windy.
Ten dźwięk prawie przyprawił mnie o  zawał serca, tak mocno utonęłam w  spojrzeniu tego
mężczyzny, że zupełnie przestałam zwracać uwagę na otoczenie. Co się ze mną, do cholery,
działo?
–  Dobra – powiedziałam, biorąc głęboki wdech, żeby uspokoić rozszalałe serce. Miałam
nadzieję, że współpracownicy nie zauważą mojego dziwnego zachowania. – Wiecie, co
dzisiaj chcę zrobić. Poszukajcie i nawiążcie kontakt z firmami, które mogą nam się przydać.
Załóżcie firmowe konta oraz e-maile na naszym wewnętrznym serwerze i  wszystkich
zainteresowanych potencjalną współpracą wrzucajcie w chmurę, żebym mogła później z tego
zrobić bazę danych. Wybierzcie sobie biurka, tylko bez kłótni. – Spojrzałam ze znaczącym
uśmiechem w kierunku Kelly, która zawsze narzekała na swoje miejsce pracy. – Powodzenia.
Zostawiłam ich samych, kierując się do swojego biura. Celowo nie zamknęłam w  nim
drzwi. Skoro już musiałam mieć swój pokój, to mimo wszystko nie chciałam sprawiać
wrażenia osoby niedostępnej. Zajęłam się dokładnie tym samym co moi ludzie.
Kilka godzin później miałam dziesiątki firm w  chmurze, które musiałam w  jakiś sposób
uporządkować. Najwyraźniej nazwisko Sullivan otwierało wszelkie drzwi do współpracy.
Kilka dni wcześniej rozmawiałam o  tym z  Dustinem, pozwolił nam powoływać się na jego
nazwisko. W końcu będziemy robić reklamy tylko dla jego firmy, więc jemu również zależało
na współpracy z najlepszymi fachowcami.
Do końca dnia zajmowałam się segregowaniem fotografów, agencji modelingowych,
aktorskich i  wszystkiego innego. Nie lubiłam przekopywać się przez nieuporządkowane
dane, stąd moja obsesja w tej kwestii.
W końcu wybiła godzina siedemnasta, a mój plan został wykonany w dwustu procentach.
Byłam zadowolona, więc kiedy gasiłam światła i  zamykałam biuro, wielki uśmiech nie
schodził mi z twarzy. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że prowadzę własną firmę, i to zupełnie
sama. Mogłam decydować o  wszystkim, nie musiałam się liczyć z  niczyim zdaniem ani
martwić o  to, że przez jakąś mało istotną pierdołę Jackson cofnie projekt. Chyba po raz
pierwszy poczułam się tak naprawdę wolna.
Czekając na windę, czułam się rozluźniona jak nigdy i choć wiedziałam, że to był dopiero
początek, a w przyszłości na pewno pojawią się nerwowe dni, to jednak miałam wrażenie, że
jestem w najlepszym momencie swojego życia. Zupełnie odwrotnie niż jeszcze kilka tygodni
temu, kiedy byłam przekonana, że czarne chmury nad moją głową nie znikną nigdy.
Drzwi windy otworzyły się i od razu zobaczyłam, że nie będę w niej sama. W środku stał
Dustin, który śmiał się w głos zapewne z tego, co opowiadał jego towarzysz. Po moim ciele
przetoczył się dreszcz i  nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy. Sullivan rzadko
pozwalał sobie na takie wybuchy, co najwyżej ładnie się uśmiechał. Jednak teraz
najzwyczajniej w  świecie wył ze śmiechu. Był to bardzo atrakcyjny widok. Jego twarz
promieniała, a zmarszczki w kącikach oczu tylko dodawały mu uroku. Szybko się ocknęłam,
po czym weszłam do środka. Nie chciałam, żeby zauważył, że mu się przyglądam.
– Sam – powiedział Dustin, wciąż z szerokim uśmiechem na ustach. – To Thomas Evans,
mój przyjaciel.
– Miło mi cię poznać. – Podałam mu rękę, a on ją uścisnął i skinął mi głową.
–  Dustin opowiadał mi o  tobie – oświadczył z  czarującym uśmiechem. Blond włosy
opadały mu na czoło, co sprawiało, że wyglądał, jakby wciąż był nastolatkiem. – Mówił, że
jesteś profesjonalna i najlepsza, ale nie wspomniał, że jesteś taka ładna.
–  Tom – warknął Sullivan, natychmiast przybierając poważną minę. – Nie chcę żadnych
pozwów o molestowanie w mojej firmie.
– Och, zamknij się. – Zaśmiał się Thomas, a ja poczułam, jak oblewam się rumieńcem. Nie
byłam przyzwyczajona do przyjmowania komplementów. – Jesteśmy po pracy. Chodź z nami
na drinka, Sam, w końcu to twój pierwszy dzień, trzeba to oblać.
– No nie wiem… – zaczęłam, ale Dustin machnął ręką, żeby mi przerwać.
– On ma rację – oznajmił. – Dwie przecznice dalej jest spokojny bar. Chodź z nami.
– Okej – zgodziłam się.
Właściwie od początku miałam ochotę się zgodzić, ale nie chciałam im przeszkadzać.
Jednak skoro Dustinowi nie będzie to sprawiało problemu, to ja również nie widziałam
powodu, dla którego miałabym zrezygnować z zaproszenia. Naprawdę miałam ochotę uczcić
pierwszy dzień w pracy.
Podczas drogi do baru dowiedziałam się, że Thomas pracuje w  dziale deweloperskim
i  zajmuje się kupnem oraz remontowaniem budynków dla Dustina. Najwyraźniej ich praca
zawodowa w  ogóle nie wpływała na ich prywatne kontakty. Tom nie miał najmniejszych
oporów przed używaniem sobie na Dustinie, opowiadając o  tym, że jest on gburowatym
dupkiem, perfekcjonistą i że zawsze wszystko musi być idealnie po jego myśli. Jednocześnie
zapewniał mnie, że prywatnie Dustin to świetny przyjaciel. Sam Sullivan w ogóle nie wtrącał
się w  naszą rozmowę, co najwyżej dopowiadał pewne fakty, które, jak sądziłam, Thomas
specjalnie pomijał, żeby wyszło na jego korzyść.
Gdy dotarliśmy na miejsce, byłam w świetnym nastroju. Spotkanie z nimi jeszcze bardziej
poprawiło mój wcześniejszy dobry humor.
Zamówili po szklaneczce whisky, a  ja wzięłam jakiś słaby kolorowy drink. Siedzieliśmy,
rozmawiając przez długie minuty, aż w  końcu poczułam się dziwnie. Uniosłam wzrok i  od
razu napotkałam spojrzenie Audrey Bills. Jęknęłam cicho, co zwróciło uwagę Dustina.
Odwrócił się w stronę, w którą patrzyłam, i chyba zrozumiał, o czym pomyślałam.
– Jackson nie wie, że dla mnie pracujesz? – zainteresował się, a ja pokręciłam głową.
Dustin nie wiedział również o  tym, że Jack już raz zarzucił mi sypianie z  nim. A  teraz
będzie się mógł utwierdzić w  swoich przypuszczeniach. O  ile oczywiście wciąż pieprzy
Audrey.
– I tak by się wydało. – Wzruszył ramionami. – To była kwestia czasu.
– Wiem – zgodziłam się, choć mój dobry nastrój lekko przygasł.
Na szczęście mój eks nie wiedział, gdzie mieszkam. Nie musiałam się martwić o  kolejny
atak, ale… powinnam się martwić o coś innego. Przygryzłam wargę, nie wiedząc, jak zacząć.
Wolałabym porozmawiać z Sullivanem w cztery oczy, przecież nie mogłam tego zrobić przy
Thomasie.
Na szczęście kilka minut później Tom poszedł do baru, żeby zamówić dla nas następną
kolejkę.
Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się do Dustina:
– Muszę ci coś powiedzieć – rzuciłam szybko, żeby zdążyć przed powrotem mężczyzny. –
Kiedy zrezygnowałeś, Jack dopadł mnie pod domem Meg i on… zarzucił mi, że z tobą sypiam
i dlatego tak to wszystko się potoczyło.
Dustin zastanowił się przez chwilę, a  później wbił we mnie to swoje hipnotyzujące
spojrzenie, które przeszyło mnie na wylot i  po raz kolejny wywołało we mnie lekki
dyskomfort. Zupełnie nie umiałam rozszyfrować uczuć, które we mnie wzbudzał.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytał spokojnym tonem.
– No bo… jeśli pójdzie z tym do prasy – powiedziałam z wahaniem – to wiesz, jak to się
może skończyć.
Ku mojemu zdziwieniu Dustin roześmiał się głośno, a  ja po raz kolejny nie mogłam
oderwać od niego wzroku, z  tym że tym razem nie uwięziło mnie jego spojrzenie, a  jego
uśmiech.
–  Nie przejmuj się tym – oświadczył, a  później złapał mnie za dłoń. Poczułam, jak
przechodzi przeze mnie prąd, wywołując gęsią skórkę na całym ciele. – Przywykłem do
plotek. Chyba nie ma takiej rzeczy, której by o mnie nie napisali. Natomiast jeśli ty poczujesz
się z tym źle, zawsze możesz go pozwać. To zwykłe pomówienie. Skrobnij go na kilkadziesiąt
tysięcy, to się nauczy, że lepiej nie plotkować.
– Skoro tak mówisz – odparłam, po czym wyrwałam rękę z jego uścisku.
Po chwili wrócił Thomas i przez resztę wieczoru nie wracaliśmy już do tego tematu. Gdy
o dwudziestej pierwszej wróciłam taksówką do domu, mój niezły humor powrócił i nawet nie
myślałam zbyt często o tym, co Jackson może zrobić z informacją, którą niedługo otrzyma od
Audrey.
ROZDZIAŁ 13

Samantha
Następnego dnia zebrałam zespół w  sali konferencyjnej i  wspólnie czekaliśmy na Dustina.
Było to pierwsze takie spotkanie. Zazwyczaj wszystko załatwiał Jack, a później przekazywał
nam, czego oczekuje klient. Jednak teraz, kiedy Sullivan był naszym jedynym zleceniodawcą,
uznałam, że lepiej będzie, kiedy w  takich spotkaniach będziemy uczestniczyć wszyscy, bo
może to ułatwić burzę mózgów.
Dustin pojawił się punktualnie, a później bez zbędnych wstępów zaczął spotkanie.
Kolejny projekt miał dotyczyć nowego osiedla, którego budowa właśnie się kończyła. Miało
to być miejsce dla rodzin z dziećmi, więc tak naprawdę nie było to nic, czego już byśmy dla
niego nie robili.
– Deadline na projekt? – zapytałam, kiedy Sullivan skończył mówić.
–  Za dwa tygodnie? – Spojrzał na mnie pytająco, a  ja pokiwałam głową, zgadzając się. –
I kolejne trzy na realizację?
– Jasne – przytaknęłam. – Chcesz standard? Czyli najwięcej reklam w internecie, później
telewizja i minimalnie w radiu?
– Tak sądzę – potwierdził.
– Super. – Odłożyłam długopis na stół. – To chyba wszystko.
– Też tak myślę. Dziękuję wszystkim. – Kiwnął nam głową, ale się nie uśmiechnął.
Osobiście byłam już przyzwyczajona do jego zawsze skupionego wyrazu twarzy i w ogóle
nie odbierałam tego negatywnie. Zauważyłam jednak, że Elle i  Denis mieli zaniepokojone
miny. Wyglądało na to, że będę musiała ich później uspokoić. Dustin był po prostu
profesjonalistą, kiedy skupiał się na pracy, nie zawracał sobie głowy uprzejmościami.
Zaczęłam zbierać swoje papiery.
–  Samantho, możesz zostać na chwilę? – odezwał się Sullivan, kiedy już podniosłam się
z krzesła.
– Oczywiście – odpowiedziałam, a później poczekałam, aż moi pracownicy wyjdą.
Kiedy w końcu za Denisem zamknęły się drzwi, Dustin wstał i przeniósł się na inne miejsce
tak, żeby siedzieć naprzeciwko mnie.
– Nie chcę cię przestraszyć – zaczął, na co mój żołądek zwinął się w ciasny supeł i zrobiło
mi się niedobrze, co chyba zauważył, bo uniósł lekko kącik ust. – Och, Sam, daj spokój.
Jeszcze nie powiedziałem, o co mi chodzi.
– Jak ktoś zaczyna zdanie w taki sposób, to nie wróży nic dobrego – westchnęłam.
– Zaskoczę cię. Uważam, że mam świetny pomysł, tylko wolałbym, żebyś nie spanikowała.
– Oparł się wygodnie o krzesło i patrzył na mnie wyczekująco.
– No mów! – krzyknęłam, bo nie mogłam dłużej znieść takiego przeciągania.
–  Chcę, żeby za rok na Super Bowl pojawiła się reklama Sullivan Development. – Wciąż
patrzyłam na niego, w ogóle nie dopuszczając do siebie tego, co właśnie usłyszałam. – Chcę,
żebyś ją zrobiła.
– Chyba sobie jaja robisz – wyszeptałam, bo głos odmówił mi posłuszeństwa. – Żartujesz,
prawda?
– Ani trochę. – Pokręcił głową. – Kiedy się już oswoisz z tą myślą, to prosiłbym, żebyś dała
mi znać, wtedy będziemy mogli się skupić na tym, czego oczekuję.
Wstał, obszedł długi stół, a później stanął za moimi plecami. Nachylił się nade mną, złapał
mnie za brodę i zamknął moje usta, choć nawet nie zauważyłam, że je otwarłam. A później
wyszedł bez słowa, zostawiając mnie samą.
Ocknęłam się po jakimś czasie, miałam wrażenie, że dojście do siebie zajęło mi kilkanaście
minut. Gdy wróciłam na swoje piętro, rzuciłam się od razu do swojego gabinetu.
– Nie teraz. – Machnęłam ręką na Denisa, który najwyraźniej chciał mnie o coś zapytać.
Weszłam do siebie, po czym zamknęłam za sobą drzwi. A później podeszłam do szklanej
ściany, z  której miałam widok na jezioro Michigan. Usiadłam na dywanie i  podciągnęłam
kolana pod brodę.
On oszalał! Totalnie zwariował! Super Bowl i ja?!
Kiedy okazało się, że finał amerykańskiego futbolu oglądają miliony ludzi, a  mówiąc
miliony, mam na myśli około stu milionów, to również błyskawicznie okazało się to
świetnym miejscem na reklamę. Dzisiaj wiele osób ogląda to show, nie tylko ze względu na
sport, ale też na gwiazdy występujące w  przerwach i… reklamy. Tam nie było miejsca na
zwykłe spoty, w których drętwy aktor w białym kitlu przepisuje ci tabletkę na szczęście. To
były reklamy, w których grali najsłynniejsi aktorzy, które swoim wykonaniem przypominają
króciutkie dzieła sztuki filmowej. Zawsze są albo zabawne, ale tak naprawdę śmieszne, że
ciężko się nie posikać, albo nabite po pachy efektami specjalnymi lub tak wzruszające, że
ludzie naprawdę na nich płaczą.
Świetnym przykładem była reklama Budweiser, która była na maksa prosta, ale chwytająca
za serce każdego Amerykanina. Przedstawiała konie, które po przejściu mostu
Brooklińskiego zatrzymują się w  parku Battery i  robią ukłon w  kierunku, gdzie kiedyś
znajdowały się dwie bliźniacze wieże World Trade Center. Oddawała ona hołd zmarłym
w  zamachach terrorystycznych z  jedenastego września. Do dzisiaj, choć minęło już tyle
czasu, każdego roku we wrześniu można się na nią natknąć gdzieś w sieci. W telewizji została
wyemitowana tylko raz. Właśnie na finale Super Bowl w dwa tysiące drugim roku.
Aby umieścić tam swój spot reklamowy, trzeba zapłacić nawet pięć i pół miliona dolarów
za trzydzieści sekund. Pół minuty! Ja pierdolę. Dlaczego on mi to robi?!
Musiałam się z nim natychmiast zobaczyć!
Chwyciłam za komórkę i  wybrałam numer, po czym z  niecierpliwością czekałam na
połączenie. Na szczęście odebrał już po jednym sygnale.
– Siedemdziesiąte piętro – powiedział, nie zadając zupełnie pytań. – Powiem Karen, że za
chwilę tu będziesz.
– Świetnie – warknęłam.
Boże, co z nim było nie tak?! Skąd wiedział, że zadzwonię? Skąd wiedział, że będę chciała
się z nim zobaczyć, a nie na przykład o coś zapytać?
Wpadłam do windy jak burza, po drodze przepraszając wszystkich pracowników którzy
i tak patrzyli na mnie jak na kompletną wariatkę.
– Samantha? – usłyszałam pytanie, kiedy tylko wyszłam z windy, trzydzieści pięter wyżej.
Starsza elegancka blondynka siedziała za biurkiem, tuż przed dużymi, dwuskrzydłowymi
drzwiami.
– Tak. – Pokiwałam głową.
– Wejdź. – Wskazała za siebie.
Miałam ochotę wskoczyć do jego gabinetu i natychmiast zacząć krzyczeć, ale w końcu się
powstrzymałam. Nawet lekko zapukałam, zanim weszłam.
– Zaprzeczenie? – spytał, unosząc kącik ust, gdy tylko mnie zobaczył.
– Co? – Popatrzyłam na niego jak na kosmitę.
– Przyszłaś mi powiedzieć, że się tego nie podejmiesz i żebym nawet cię nie przekonywał?
– Oparł się wygodnie o fotel.
– Ja… Skąd wiesz? – jęknęłam, a później podeszłam powoli do biurka.
– Usiądź, Sam – powiedział, wskazując mi miejsce przed sobą. – Może będę zbyt brutalny,
ale nie przyjmuję odmowy. Im wcześniej się z tym pogodzisz, tym lepiej.
– Czemu chcesz zrobić ze mnie kretynkę? – Spojrzałam na niego ze złością.
Natychmiast natrafiłam na niebieskie oczy przeszywające mnie na wylot. Automatycznie
spięłam wszystkie swoje mięśnie.
– Kretynkę? – zapytał z zaskoczeniem, chociaż nie zmienił tego cholernego spojrzenia.
–  Tak, kretynkę! – Chciałam krzyknąć, ale nic z  tego nie wyszło, właśnie topiłam się
w błękicie. – Nie dam rady. To będzie porażka.
– Czy któraś z twoich reklam była porażką?
– Nie. – Wzruszyłam ramionami. – Ale to jest Super Bowl!
–  Czyli miejsce na reklamę jak każde inne, z  tym wyjątkiem, że zleceniodawcy dają
praktycznie nieograniczony budżet na ich realizację. – W  końcu odwrócił ode mnie wzrok,
wbijając go w sufit. – Sam, twoja wyobraźnia nie ma granic i ty dobrze o tym wiesz. Będziesz
mogła wybrać do niej kogo sobie tylko wymarzysz. Jak będziesz chciała Taylor Swift, to
będziesz ją miała.
– Stać cię na Taylor Swift?! – Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Pewnie tak – oświadczył obojętnym tonem. – Z drugiej strony ona ma do mnie słabość,
więc pewnie nie chciałaby jakiejś kosmicznej sumy.
– O mój Boże, nawet piosenkarki mają mokro w majtkach na twój widok?! – Natychmiast
zakryłam usta dłonią.
Niech to szlag, jak mogłam wypalić z  czymś takim? To pewnie przez to, że mój mózg
zafiksował się na tej cholernej reklamie i  przestał kontrolować słowa, które wypływały
z moich ust.
Ku mojemu zaskoczeniu Dustin najpierw spojrzał na mnie wielkimi oczami, a  później…
wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak jak wczoraj, gdy spotkałam go z Thomasem w windzie.
Czułam, jak rumieniec wypływa na moje policzki. Schowałam twarz w  dłoniach
i wymamrotałam ciche „przepraszam”. Dopiero po kilku długich sekundach Dustin w końcu
się uspokoił i  mogłam się założyć, że mi się przygląda. Jednak wciąż nie zabrałam dłoni
sprzed twarzy.
– No cóż – powiedział, lekko kaszląc – tak. Chyba tak mogę przypuszczać. Sam, spójrz na
mnie.
Rozchyliłam palce, ale nie miałam zamiaru unosić głowy. Popatrzyłam na niego jednym
okiem.
– Jeśli za chwilę nie przestaniesz się wstydzić – oświadczył, szczerząc się głupkowato – to
wyjdziesz stąd cała czerwona, a wtedy moja sekretarka może sobie zbyt wiele wyobrazić.
– Pogarszasz sprawę! – jęknęłam, zaciskając z powrotem palce.
Dustin przestał mówić, ale mogłam się założyć, że wciąż się śmiał. Czułam, że biurko się
lekko trzęsie.
W końcu, po dłużej chwili, wstałam i odwróciłam się do drzwi.
– Muszę iść – rzuciłam, po czym pomachałam mu ręką, wybiegając z biura.
Rany, dlaczego przy nim ciągle robiłam z siebie idiotkę? Czemu jego spojrzenie sprawiało,
że w moim mózgu dochodziło do jakiegoś spięcia i przestawałam kontrolować to, co mówię?
Czy naprawdę niedługo zacznę należeć do grona jego fanek, które ślinią się do jego zdjęć
w gazetach?

***
Kolejne tygodnie mijały spokojnie. Skończyliśmy pracę nad reklamą i  wzięliśmy się za
kolejny projekt. W tym czasie widziałam się z Dustinem tylko raz, podczas omawiania nowej
kampanii. Wiedziałam, że miał dużo pracy, w  tym nową inwestycję w  Dakocie Północnej,
więc mogłam podejrzewać, że w ogóle nie było go w Chicago.
W środę, kiedy gasiłam światła i już miałam wychodzić, drzwi windy niespodziewanie się
otwarły. Z niemałym zaskoczeniem zobaczyłam przed sobą Thomasa.
– Cześć, Sam – przywitał się, wychodząc z windy. – Dustin twierdzi, że nie powinienem do
ciebie przychodzić bez zapowiedzi, ale postanowiłem zaryzykować.
– Daj spokój. – Machnęłam ręką. – Dustin i te jego perfekcyjne maniery.
–  Czasem mam wrażenie, że zatrzymał się w  średniowieczu. – Roześmiał się Tom. – Ale
mniejsza o  to. Robię imprezę urodzinową w  sobotę. Zaprosiłem kilka osób, może miałabyś
ochotę wpaść?
– No nie wiem. – Zawahałam się przez chwilę. – Praktycznie nikogo nie będę znać.
– Znasz nas. – Wyszczerzył się. – Ale oczywiście możesz kogoś ze sobą wziąć. Nie mam nic
przeciwko.
– Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. – To w takim razie zapytam moją przyjaciółkę Meg,
czy nie ma już planów na weekend, i dam ci znać.
– Super. – Uniósł kciuk. – Wyślę ci mój adres e-mailem.
– Dzięki – odpowiedziałam, po czym sięgnęłam po swoją torebkę.
Razem wyszliśmy z budynku i pożegnaliśmy się dopiero na parkingu.
Postanowiłam odwiedzić Megan, żeby porozmawiać z  nią o  ewentualnej imprezie.
Wiedziałam, że na pewno się zgodzi. Moja przyjaciółka uwielbiała przyjęcia, a  imprezy
w takim towarzystwie na pewno by nie przepuściła.
Sama nie mogłam uwierzyć, że mam zamiar tam pójść. Nie lubiłam sztywniactwa, ale
mogłam przypuszczać, że te urodziny wcale takie nie będą. Thomas był naprawdę fajnym
facetem, a to nie miało być oficjalne przyjęcie.
Ostatnie tygodnie minęły tak szybko, a ja wciąż nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że
rozstanie z  Jacksonem przyniosło same pozytywne efekty. Dawniej, kiedy o  tym myślałam,
byłam przekonana, że okres po ewentualnym rozstaniu będzie najgorszym, co mnie w życiu
spotkało. A okazało się, że jest dokładnie na odwrót.
Gdy minęło kilka pierwszych tygodni, przekonałam się, że jestem dużo szczęśliwsza bez
niego. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z  tego, że to głównie zasługa Dustina, który
namówił mnie, żebym dla niego pracowała, przez co mogłam się ponownie zająć tym, co
kochałam. Byłam bardzo wdzięczna Sullivanowi za wszystko, co dla mnie zrobił. Teraz
wstydziłam się tego, że kiedyś miałam o  nim nie najlepsze zdanie, bo okazał się naprawdę
dobrym człowiekiem. Gdyby tylko nie był tak bardzo przystojny… Nie, Sam! Nie możesz o nim
myśleć w taki sposób. To twój jedyny klient!
Musiałam skupić się na tym, co mnie najbardziej teraz dręczyło, a  była to reklama na
Super Bowl, choć nie reagowałam już atakiem paniki na samą myśl o  niej. Przeciwnie,
pomału w mojej głowie układały się jakieś obrazy, które mogłabym wykorzystać. No i jeszcze
sprawa domu. Wiedziałam, że pewnej rodzinie bardzo się spodobał i chętnie by go kupili, ale
nie byli pewni, czy dostaną kredyt w  takiej wysokości. Modliłam się, żeby tak było, bo
naprawdę chciałam już stanąć twarzą w  twarz z  Jacksonem po raz ostatni. A  przynajmniej
teoretycznie, bo doskonale wiedziałam, że w  przyszłości na pewno będziemy na siebie
wpadać, choćby na jakichś balach czy przyjęciach, ale nie chciałam mieć już z nim żadnych
wspólnych spraw. Chciałam, żeby stał się dla mnie całkowicie obcą osobą.
ROZDZIAŁ 14

Samantha
–  Nie mogę uwierzyć, że wkręciłaś nas na taką imprezę – powiedziała zachwycona Megan
w sobotę, zakładając kolejną sukienkę tylko po to, żeby po chwili znowu ją z siebie zedrzeć
i rzucić w kąt. – Sullivan na pewno ma całą masę przystojnych kolegów.
– Taaak – zgodziłam się z ociąganiem, bo wciąż mi się przypominał żenujący tekst, który
rzuciłam w gabinecie Dustina.
Na szczęście on nigdy do tego nie wracał, ale z  drugiej strony nawet nie miał ku temu
specjalnej okazji.
W końcu o  dwudziestej dotarłyśmy do ładnego, eleganckiego domu znajdującego się
zaledwie kilka minut drogi od willi Dustina. Stanęłam jak wryta, patrząc na podjazd oraz całą
ulicę.
– Kurwa, ile on osób zaprosił? – zapytała Meg, patrząc z niedowierzaniem na całe morze
samochodów zaparkowanych gdzie tylko się dało.
– Sto? – rzuciłam, rozglądając się dookoła.
– Tu na pewno będzie można coś wybrać – wyszeptała zachwycona.
– Chryste, Meg. – Pokręciłam głową. – Masz zamiar wrócić z kimś dzisiaj do domu?
– Może. – Puściła do mnie oczko. – Chodźmy już.
Poszłyśmy w kierunku domu, a gdy tylko doszłyśmy do drzwi, stanął w nich Thomas.
– Sam! – zawołał z uśmiechem na ustach. – Dobrze, że jesteście.
Przedstawiłam mu Megan, a później weszliśmy do środka.
–  Na dole możecie zostawić swoje płaszcze. – Wskazał palcem na schody prowadzące
piętro niżej. – Wrócę za dziesięć minut, jeden z  dostawców ma problem ze znalezieniem
adresu. Bawcie się dobrze.
Poszłyśmy we wskazanym kierunku i  bez problemu znalazłyśmy długi rząd wieszaków.
Większość była zajęta, ale po kilku chwilach zauważyłyśmy dwa wolne.
– Wyglądasz świetnie – oświadczyła Meg, przyglądając mi się uważnie. – W końcu widzę
cię bez długiego rękawa.
Uśmiechnęłam się lekko. To prawda. Nareszcie po wielu latach założyłam na imprezę
sukienkę bez rękawów. Czułam się z tym trochę dziwnie, ale przecież sama sobie obiecałam,
że już nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś ingerował w  to, jak się ubieram. Jeśli komuś nie
podobają się moje tatuaże, może nie patrzeć.
– Znajdźmy jakiś alkohol – zaproponowałam, kiedy wchodziłyśmy z powrotem na górę. –
Muszę się rozluźnić. Wciąż jestem spięta.
– Nie rozumiem dlaczego – prychnęła Meg.
– Sama nie rozumiem. – Uśmiechnęłam się lekko. – Nikogo tu nie znam.
– To poznasz – skwitowała przyjaciółka.
Po kilku minutach przedzierania się przez tłum w  końcu dotarłyśmy do dużej jadalni,
w której był ustawiony bar. Z zadowoleniem odkryłam, że Thomas wynajął profesjonalnego
barmana. Bardzo mnie to cieszyło, bo obie z  Meg miałyśmy tendencję do robienia zbyt
mocnych drinków, co nigdy nie kończyło się dobrze.
Zamówiłyśmy po margaricie, a  później poszłyśmy się rozejrzeć po domu. Co jakiś czas
uśmiechałam się do znajomych twarzy, choć nie znałam tych ludzi z imienia, to wiedziałam,
że muszą pracować w tym samym budynku co ja.
Kiedy doszłyśmy do salonu, przystanęłyśmy z boku, rozglądając się wokół. Nagle poczułam
dziwne mrowienie w całym ciele i automatycznie odwróciłam się w prawą stronę. Na drugim
końcu salonu stał Dustin z  kilkoma mężczyznami oraz jedną kobietą, która nie spuszczała
z niego wzroku. Uśmiechnęłam się do niego lekko, ale on nie odwzajemnił uśmiechu. Patrzył
na mnie tym wzrokiem, który zawsze wywoływał we mnie niepokój i dreszcze. Po raz setny
utonęłam w niebieskiej otchłani, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Na szczęście Meg
chyba również go zauważyła, bo ścisnęła mocno moją rękę, a  to wyrwało mnie z  tego
dziwnego transu.
– Ja pierniczę – zaklęła cicho. – On na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach.
– Całkiem możliwe. – Wzruszyłam ramionami.
Nie chciałam przyznawać, nawet przed samą sobą, że Sullivan oprócz tego, że jest
cholernie przystojny, to na dodatek potrafi sparaliżować moje ciało samą obecnością.
Już miałam się odwrócić, żeby pójść gdzie indziej i uniknąć kolejnych dziwnych emocji, ale
ledwo wykonałam ruch, kiedy Meg znowu złapała mnie za rękę.
– On tu idzie – wyszeptała mi do ucha. – Musisz mi go przedstawić.
Jęknęłam w  duchu, ale postarałam się, żeby nie było widać po mnie zdenerwowania. Nie
umiałabym wytłumaczyć przyjaciółce, co się ze mną dzieje w towarzystwie Dustina, bo sama
tego nie rozumiałam. Przecież z  nim pracowałam! Gdy spotykaliśmy się w  biurze, zwykle
potrafiłam się przy nim zachowywać normalnie, prócz tych krótkich momentów, które
mogłam policzyć na placach jednej ręki, wszystko było w porządku. Dlaczego więc poza pracą
działo się coś dziwnego z moim ciałem, kiedy był w pobliżu?
– Sam – powiedział, gdy już znalazł się obok. – A ty zapewne jesteś Megan?
–  Tak – odpowiedziała, częstując Dustina hollywoodzkim uśmiechem. – Miło mi cię
w końcu poznać.
– Mnie również – odparł. – Dawno przyszłyście?
–  Nie, dosłownie dziesięć minut temu. – Zmusiłam się w  końcu, żeby wydusić z  siebie
jakieś słowa.
–  Przepraszam, że przeszkadzam. – Podszedł do nas mężczyzna w  średnim wieku. –
Dustin, mogę cię prosić na słówko?
– Tak, oczywiście – zgodził się tym swoim profesjonalnym tonem, a później zwrócił się do
nas: – Znajdę was później, musimy wypić za zdrowie solenizanta.
– Jasne – przytaknęłam, uśmiechając się lekko.
Dustin odszedł, a Meg spojrzała na mnie, unosząc znacząco brwi.
–  Ciacho – szepnęła, puszczając do mnie oko. – Mam nadzieję, że faktycznie do nas
dołączy za chwilę.
– Jak powiedział, że coś zrobi, to na pewno to zrobi. – Zaśmiałam się głośno. – Będziesz
mogła sobie jeszcze trochę na niego popatrzeć.
Przez kolejną godzinę zdążyłyśmy się zapoznać z  kilkoma sympatycznymi osobami,
a  nawet pogadać dłużej z  Thomasem. Największym problemem było to, że nikt nie
przejmował się ilością wypitego alkoholu i  dosłownie każdy chciał pić „za zdrowie
solenizanta”. W  końcu zorientowałam się, że byłam już lekko wstawiona, a  Megan była na
najlepszej drodze do tego, by się upić. Śmiała się głośno i  dużo gestykulowała, co było
jednoznacznym sygnałem, że jutro będzie mieć kaca mordercę.
Uznałam, że potrzebuję wody, bo w innym wypadku mogłabym się upić. Poszłam do baru,
zostawiając Meg z Holly, która była kuzynką Thomasa, oraz z kilkoma jej znajomymi.
– Co podać? – zapytał barman, kiedy usiadłam na wysokim stołku.
– Poproszę wodę – powiedziałam, rozglądając się wkoło.
Po kilku chwilach ściskałam szklankę w  rękach, wypijając jej zawartość prawie na jeden
raz. Uznałam również, że czas poszukać łazienki. Po kilku drinkach i  dodatkowej szklance
wody niedługo może się okazać niezbędna, a wciąż nie wiedziałam, gdzie jej szukać.
Zeskoczyłam ze stołka, po czym przeszłam w głąb domu. Szybko okazało się, że mój strzał,
jeśli chodzi o  lokalizację łazienki, był trafny. Niestety pod drzwiami była ogromna kolejka.
Przez chwilę się zamyśliłam, ale w końcu uznałam, że Thomas na pewno liczył się z tym, że
ludzie będą korzystać również z łazienek na piętrze. Jeśli byłoby inaczej, na pewno zamknął
pomieszczenia na klucz.
Weszłam po schodach, a  później skierowałam się do pierwszego pokoju, w  którym były
uchylone drzwi. Wolałam nie ryzykować i nie sprawdzać zamkniętych, bo obawiałam się, że
mogę się natknąć na jakąś parę bardzo zajętą sobą. Zajrzałam ostrożnie do środka, na
szczęście pomieszczenie było puste, i  tak jak przypuszczałam, po przeciwnej stronie
zauważyłam drzwi do łazienki.
Kilka minut później, gdy wychodziłam już z  pokoju, w  drzwiach wpadłam na Dustina.
Wszystko wyglądało jak powtórka z  pierwszego dnia w  pracy. Zatoczyłam się do tyłu, a  on
mnie złapał.
– Dustin, dzięki. – Zaśmiałam się lekko. – Zagapiłam się.
–  Widzę – powiedział, a  później po raz kolejny zahipnotyzował mnie swoim specjalnym
spojrzeniem.
Poczułam dreszcze na całym ciele. Choć trochę już przywykłam do tego, że czasem tak na
mnie patrzy, to jednak wciąż czułam niepokój i miałam gęsią skórkę, gdy to robił.
Zbliżył się do mnie, wciąż nie wypuszczając mnie z uścisku. Sekundę później jego prawa
ręka znalazła się w  moich włosach, a  zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, usta
Dustina znalazły się zdecydowanie za blisko mnie. Miękkie wargi przesuwały się po moich,
delikatnie, ale stanowczo. Szok, którego doznałam, sparaliżował moje ciało. Nieświadomie
rozchyliłam usta, co najwyraźniej przyjął jako moją zgodę. A  ja… jak totalna idiotka
zaczęłam oddawać ten pocałunek, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny.
To już nie był delikatny całus.
Przesunął lewą dłoń z mojego ramienia na talię, po czym docisnął mnie mocniej do siebie.
Poczułam mrowienie pod skórą oraz przypływ… pożądania. W  końcu się ocknęłam
i odepchnęłam go od siebie.
Patrzył na mnie zaskoczony, z  kolei ja zaczynałam się robić coraz bardziej wściekła, bo
docierało do mnie, co się właśnie stało.
Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
– Nie wierzę – warknęłam. – Po prostu, kurwa, nie wierzę.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Schodząc po schodach,
już zdążyłam zamówić taksówkę. Pozostało mi znaleźć Megan, żeby zapytać, czy wraca ze
mną.
Trzęsłam się ze złości, miałam nawet ochotę w  coś uderzyć. Dustin Sullivan to zwykły
cholerny dupek. Dałam się zwieść, że jest moim przyjacielem, a on to wykorzystał, myśląc, że
co? Że zaciągnie mnie do łóżka jak te wszystkie swoje panienki, które wiecznie pojawiały się
w gazetach obok niego?! Może i byłam głupia, tak długo pozostając z Jacksonem w związku,
ale nie byłam aż taką kretynką, żeby pójść do łóżka z facetem, a na drugi dzień znaleźć się na
rozkładówce jakiegoś szmatławca.
–  Meg, wracam do domu – oświadczyłam, łapiąc przyjaciółkę za łokieć, a  później
odwracając ją w swoją stronę. – Zostajesz czy wracasz ze mną?
– Co się stało? – Spojrzała na mnie zaniepokojona. – Wyglądasz na wkurwioną.
– Bo jestem – potwierdziłam. – To jak?
–  Jasne, że wracam – powiedziała, a  później szybko pożegnałyśmy się z  małą grupką,
z którą rozmawiała, zanim przyszłam.
Zabrałyśmy płaszcze, a następnie ruszyłyśmy do drzwi. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale
spojrzałam na schody. Na ich szczycie stał Dustin oparty o  barierkę i  patrzył na mnie… ze
złością? Żalem? Sama nie umiałam rozszyfrować tego spojrzenia, ale nie miałam zamiaru się
nad tym zastanawiać. Odwróciłam się i  wyszłam na zewnątrz, gdzie już czekała taksówka.
Podałam kierowcy adres, a potem wbiłam spojrzenie w boczną szybę.
– Co się stało? – zagadała Meg ostrożnie.
– Później – odparłam.
Nie mogłam jej niczego powiedzieć, dopóki nie byłyśmy same. Nazwisko Sullivana było
zbyt rozpoznawalne, żeby zaufać kierowcy taksówki i opowiedzieć jej o tym wszystkim. Jutro
cała historia mogłaby się znaleźć w gazecie, a choć Dustin niesamowicie mnie zdenerwował,
wcale nie chciałam mu zaszkodzić.
W końcu po dwudziestu minutach byłyśmy u  mnie w  domu, a  Meg mogła przejść do
swojego przesłuchania.
– No więc? – Spojrzała na mnie, siadając na kanapie w salonie.
– Sullivan mnie pocałował – warknęłam, a potem usiadłam koło niej.
– I? – Popatrzyła na mnie z zaskoczeniem. – Co to za tragedia?
–  Meg, serio?! – krzyknęłam, patrząc na nią jak na kosmitkę. – Nie jestem taka jak te
dziewczyny, do jakich on jest przyzwyczajony!
– A skąd wiesz, do jakich jest przyzwyczajony? – Wciąż patrzyła na mnie, jakby mi wyrosła
druga głowa. – Widziałaś go kiedyś z jakąś?
– Milion razy! – Wstałam, bo emocje mnie rozsadzały. – Na pierwszych stronach gazet!
– Co nie zmienia faktu, że nie masz pojęcia, jakie relacje ich łączyły. – Popatrzyła na mnie
znacząco.
Nie mogłam uwierzyć, że moja własna przyjaciółka jest przeciwko mnie. Patrzyłam na nią
z niedowierzaniem, łapiąc nerwowo oddech.
– Musi być bardzo kochliwy, skoro zdarzało się, że co tydzień był fotografowany z inną! –
wysyczałam.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wierzysz we wszystko, co piszą w prasie? – Uniosła
ironicznie brew.
– W to, co piszą, może i nie – powiedziałam, starając się odzyskać spokój. – Ale w zdjęcia
już trudno wątpić. No chyba że zaraz mi powiesz, że to Photoshop.
–  Sam, nie pamiętam żadnego zdjęcia, na którym by się z  kimkolwiek całował albo
obściskiwał – oświadczyła tak spokojnie, że miałam ochotę nią potrząsnąć. – To były zdjęcia,
na których znajdował się w otoczeniu kobiet. Tyle. Nie było tam nic więcej.
– Dlaczego go bronisz? – warknęłam.
–  Bo widzę, że jesteś niesprawiedliwa. – Wyciągnęła rękę w  moim kierunku. –
A przyjaciele nie są tylko od tego, żeby głaskać po główce.
– Nie powinien mnie całować! – krzyknęłam.
– Dlaczego? – westchnęła. – Podpisaliście taką umowę?
– Nie bądź kretynką – westchnęłam z rezygnacją. Najwyraźniej nic do niej nie docierało. –
Zachował się jak palant. Nie wiem, co on sobie myślał. Miał nadzieję, że jestem pijana
i zaciągnie mnie do łóżka?!
– Nie sądzę, żeby najprzystojniejszy facet Ameryki potrzebował upijać laski, żeby zaciągać
je do łóżka – oznajmiła. – Widocznie na ciebie leci.
– Czy ja wyglądam na kogoś, na kogo może lecieć „najprzystojniejszy facet Ameryki”?! –
Zrobiłam cudzysłów w powietrzu, cytując jej własne słowa.
–  Widzę, że Jackson zrobił naprawdę dobrą robotę, niszcząc poczucie twojej wartości –
fuknęła.
– Nie zaczynaj. – Machnęłam ręką. – Idę spać.
Odwróciłam się, a  później powlekłam się na piętro. Nie mogłam uwierzyć, że Meg nie
stanęła po mojej stronie, tylko zaczęła wymyślać jakieś bajki. W  głowie mi się to nie
mieściło!
Wciąż nie mogłam się otrząsnąć, gdy kładłam się spać. Wszystkie te emocje musiały
szarpać mną przez całą noc, przez co w kółko i w kółko śniłam o pocałunku z Dustinem.
ROZDZIAŁ 15

Samantha
Przez kolejne dni unikałam Dustina, jak tylko mogłam. Nie korzystałam z pokoju socjalnego,
pilnowałam, żeby przyjść wcześniej do pracy, a także zostawałam w biurze po godzinach, aby
nie wpaść na niego w windzie. Na szczęście obecny projekt był w fazie tworzenia, więc nie
musieliśmy się na razie spotykać na płaszczyźnie zawodowej.
Ciężko było mi się pozbierać po tym, co się wydarzyło na imprezie. Naprawdę lubię
Dustina, uważałam go za przyjaciela i  sądziłam, że on również tak mnie traktuje. Nie
mogłam zrozumieć, dlaczego zachował się wobec mnie, jakbym była kolejną napaloną na
niego dziewczyną. Był przystojny, pociągający, momentami przeszywał mnie dreszcz w jego
towarzystwie, ale nigdy nie interesowały mnie jednorazowe numerki, tym bardziej nie
z  mężczyzną, dla którego bezpośrednio pracowałam. Nie miałam ochoty na plotki czy też
zarzuty, że osiągnęłam coś przez łóżko.
Była środa, właśnie próbowałam skleić coś sensownego z  pomysłów, które wcześniej
zapisałam. Tym razem pracowaliśmy nad reklamą sieci hoteli. Były to eleganckie
pięciogwiazdkowe obiekty, więc również reklama musiała być wyważona. Zupełnie
pochłonięta swoimi wizjami prawie nie zauważyłam, że dzwoni mój służbowy telefon.
–  Samantha Spinster, słucham – powiedziałam automatycznie, nie przestając patrzeć
w ekran monitora.
– Musimy porozmawiać – usłyszałam znajomy głos.
Dreszcz przebiegł mi po plecach, ale wzięłam głęboki wdech, a później odezwałam się tak
spokojnym głosem, na jaki mnie było stać:
–  Nie mamy jeszcze niczego, co moglibyśmy ci przedstawić. – Nie kłamałam, nasze
pomysły były dopiero w pierwszej fazie.
–  Nie chodzi o  sprawy służbowe – poinformował mnie Dustin, a  ja miałam wrażenie, że
słyszę w jego głosie lekką nutę irytacji.
– Dzwonisz na firmowy numer. – Mogłam się domyślić, o czym chciał rozmawiać, ale nie
miałam na to najmniejszej ochoty.
Postanowiłam bronić się przed tym spotkaniem tak długo, jak było to możliwe. Nie byłam
gotowa stanąć z  nim twarzą w  twarz, tym bardziej że wspomnienie tego pocałunku wciąż
sprawiało, że na moich policzkach pojawiały się rumieńce. Tak, mimo całej złości nie
mogłam nie przyznać, że jego usta wciąż wracały do mnie we wspomnieniach, wywołując
przy tym mrowienie w miejscach, w których nie powinno ich być.
– Założyłem, że nie odebrałabyś własnego telefonu.
Miał rację.
– Nie mam teraz czasu. – Liczyłam na to, że to uszanuje i da mi spokój.
– Sam, postawię sprawę jasno – oświadczył. – Albo w tej chwili przyjdziesz do mnie, albo
ja przyjdę do ciebie. Twój wybór.
Nie miałam ochoty iść na górę, ale wiedziałam, że skoro podjął już decyzję, na pewno się
z  niej nie wycofa. Wolałabym nie mieć świadków podczas tego spotkania, a  tuż za swoimi
drzwiami miałam kilkoro pracowników. Rozsądniej było pójść do niego. Dustin dzielił swoje
piętro tylko z sekretarką.
– Dobrze – westchnęłam i potarłam dłonią czoło. – Będę za chwilę.
– Dziękuję. – Rozłączył się, nie czekając na moją reakcję.
Z ociąganiem wstałam zza biurka, po czym podeszłam do szafy, w  której miałam lustro.
Spojrzałam na siebie. Na pierwszy rzut oka było widać, że jestem niesamowicie
zdenerwowana. Tylko dlaczego to ja się miałam denerwować? Nie zrobiłam niczego złego, do
cholery! To on przekroczył granicę i to on zniszczył coś, co uważałam za obiecujące początki
przyjaźni. Pokręciłam głową, załamana własną głupotą, a później poszłam do windy.
Kiedy wysiadłam na siedemdziesiątym piętrze, od razu rzuciło mi się w  oczy, że miejsce
sekretarki było puste. Lekko wytrąciło mnie to z  równowagi, ale kiedy na jednej z  sof
w  poczekalni zauważyłam Dustina, od razu przywołałam na twarz wyraz obojętności.
Podeszłam do niego, po czym usiadłam naprzeciwko.
–  Słucham? – Spojrzałam na Sullivana, mając nadzieję, że nie odnotował, jak bardzo
jestem roztrzęsiona.
–  Unikasz mnie – stwierdził rzeczowo. – W  ciągu ostatnich dwóch miesięcy, czyli odkąd
tutaj pracujesz, wpadaliśmy na siebie w  windzie praktycznie każdego dnia po pracy. Od
trzech dni cię nie widziałem. Specjalnie zostajesz po godzinach?
– Mam po prostu więcej pracy – oznajmiłam obojętnie.
–  Nie wierzę – warknął. – Kiedy negocjowałem z  tobą umowę, dałaś mi jasno do
zrozumienia, że żadne nadgodziny nie wchodzą w grę.
– Czasem projekt wymaga poświęceń. – Szłam w zaparte.
– Dość! – Uderzył lekko dłonią w oparcie sofy, po czym wstał. – Doskonale wiem, o co ci
chodzi.
– Tak? – Udawałam zaskoczoną. – O co?
–  Ten pocałunek był błędem. Rozumiem – powiedział, wbijając we mnie przeszywające
spojrzenie. – Byłem pijany. Przepraszam.
– Aha, i to cię tłumaczy? – westchnęłam. – Kiedy Jackson dał mi w twarz, też był pijany.
Uważasz, że to w jakiś sposób ściąga z niego odpowiedzialność?!
–  Nie porównuj mnie do niego – warknął, patrząc na mnie z  niedowierzaniem. – To nie
było to samo.
– Czy ja wiem… – wysyczałam, po czym wstałam. – On pokazał, jaki ma do mnie szacunek,
używając przemocy. Ty za to pokazałeś, jaki masz do mnie szacunek, traktując mnie jak
każdą zapatrzoną w  ciebie „fankę”, z  tym wyjątkiem, że ja ci nie wysyłałam żadnych
sygnałów, które mógłbyś opacznie zrozumieć! Jeśli sobie wyobrażasz, że wystarczy ładna
buźka, żeby zaciągnąć każdą laskę do łóżka, to się, kurwa, mylisz!
–  To nie tak… – Przeczesał z  frustracją włosy. – Tak o  mnie myślisz? Jak o  jakimś
pierdolonym playboyu?
–  A jak mam myśleć? – spytałam. – Wiem, co o  tobie piszą, a  poza tym mogłam się
przekonać na własnej skórze.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, którego nie umiałam rozszyfrować. Czyżby miał do
mnie żal? Był zawiedziony? O co mu, kurwa, chodziło? To on wepchnął mi język do gardła!
– Przepraszam – powiedział ponownie. – To się więcej nie powtórzy. Obiecuję.
– Mam nadzieję, że szczerze tego żałujesz, a nie mówisz tak tylko dlatego, że tak wypada –
rzuciłam, kierując się w stronę windy. – Mogę już wrócić do siebie?
– Tak – odparł. – Sam, nie chciałem spieprzyć naszej przyjaźni.
– Musisz mi dać trochę czasu – odparłam, ale lekko się uśmiechnęłam. Nie należałam do
osób długo chowających urazę, a  miałam wrażenie, że Dustin zrozumiał swój błąd,
i sądziłam, że było mu naprawdę przykro. – Do zobaczenia.
– Wychodź o normalnej godzinie z biura – rzucił, kiedy srebrne drzwi się rozsunęły. – Nie
będę ci się narzucał.
Kiwnęłam głową, a później weszłam do środka.
Kiedy wróciłam na swoje piętro, od razu poszłam do siebie, ale nie usiadłam przy biurku.
Zajęłam swoje ulubione miejsce w gabinecie.
Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o ścianę, wbijając wzrok w jezioro Michigan.
Nie mogłam zebrać myśli. Owszem byłam zła na to, jak potraktował mnie Dustin,
a jednocześnie byłam zła na siebie o to, że… podobał mi się ten pocałunek.
Od soboty wspominałam go co chwilę. Nie mogłam wyrzucić z  pamięci dotyku jego
ciepłych warg. Do tej pory nie zastanawiałam się nad tym, czy jestem gotowa na nowy
związek. Nie, nie z  Dustinem, ale tak ogólnie. Od rozstania z  Jacksonem minęły trzy
miesiące. W normalnych okolicznościach pewnie wciąż byłabym w rozpaczy, ale nasza miłość
umarła na długo przed rozstaniem. Nie musiałam więc męczyć się z  tymi wszystkimi
traumatycznymi uczuciami, którymi skutkowały zakończenia długoletnich nieudanych
związków.
Megan już od miesiąca namawiała mnie na randkę w  ciemno. Chciała mnie umówić
z  jakimś swoim kolegą z  pracy. Może powinnam skorzystać z  tej propozycji? Chociaż
spróbować? Kiedyś będę musiała wrócić do randkowania. Związek z Jacksonem był kolosalną
pomyłką, ale to nie zniszczyło we mnie romantyczki. Wciąż wierzyłam, że gdzieś tam żyje
facet, który mnie uszczęśliwi, a ja uszczęśliwię jego.
Mimo całej złości na Dustina byłam mu odrobinę wdzięczna, że w jakiś pokręcony sposób
odblokował we mnie takie myśli.  Skoro wspominając jego pocałunek, odczuwałam
przyjemność, a  przynajmniej przez te krótkie sekundy, zanim docierało do mnie, że
potraktował mnie jak typową panienkę do łóżka, to może powinnam już poluzować ten swój
celibat?
ROZDZIAŁ 16

Samantha
W piątek miałam spotkanie w hotelu, którego reklamą właśnie się zajmowaliśmy. Musiałam
zrobić kilka zdjęć, żeby pomóc pracownikom oraz sobie w  wymyślaniu nowego projektu.
Miałam przed sobą ponad godzinę jazdy, ponieważ hotel znajdował się po drugiej stronie
miasta.
Klęłam, w  pośpiechu narzucając na siebie ciuchy, bo miałam przeczucie, że się spóźnię.
Poprzedniego wieczoru razem z  Meg siedziałyśmy do późna, przez co dzisiaj nie mogłam
wstać z  łóżka, a  choć nie tknęłyśmy ani kropelki wina, to jednak zbyt mała ilość snu
zdecydowanie mi nie służyła.
W końcu wbiegłam do garażu, po czym szybko usiadłam w samochodzie, rzucając torebkę
na siedzenie pasażera. Przyciskiem otworzyłam drzwi garażowe i  już miałam wyjeżdżać,
kiedy we wstecznym lusterku zauważyłam, że jakiś palant blokuje cały mój podjazd!
Wyskoczyłam z samochodu, nie wyłączając go, i rzuciłam się w kierunku intruza.
– Możesz mnie odblokować?! – krzyczałam, szybko biegnąc do obcego samochodu. Kiedy
przyciemniana boczna szyba odsunęła się i Dustin spojrzał na mnie z uśmiechem, poczułam,
jakby moje stopy wrosły w asfalt. – Co ty tutaj robisz?
– Wyłącz auto i wskakuj – powiedział. – Nie dojedziesz na czas. Znam skrót.
– Dustin, to miło z twojej strony – westchnęłam. – Ale mamy dwudziesty pierwszy wiek
i już dawno wymyślono coś takiego jak Google Maps, które pokazuje najkrótszą trasę.
–  Jasne. – Pokiwał głową. – Założę się, że w  tym momencie kieruje cię na Eisenhower
Expressway, ale zanim tam dojedziesz, zdąży się już zrobić korek, w którym spędzisz jakieś
czterdzieści minut.
Uparcie spojrzałam na aplikację w  telefonie. Niechętnie musiałam przyznać mu rację, ta
autostrada była częścią trasy. Westchnęłam teatralnie, a  później wróciłam do garażu, żeby
wyłączyć samochód i zabrać torebkę.
Po kilku minutach jechaliśmy już w stronę śródmieścia.
–  Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać – oświadczyłam po chwili. – Wystarczyło napisać
wiadomość, żebym tamtędy nie jechała.
– Nie ma sprawy. – Wzruszył ramionami. – I tak miałem dzisiaj w planach wizytę w tym
hotelu, mam tam coś do załatwienia.
Znowu westchnęłam, na co Dustin zareagował krzywym uśmiechem. Z  jakiegoś powodu
teraz uśmiechał się zdecydowanie częściej niż wtedy, gdy go poznałam.
Po godzinie byliśmy na miejscu. Dustin przedstawił mi Matta, który był głównym
kierownikiem hotelu, a sam mnie przeprosił, udając się w głąb budynku. Mężczyzna, niewiele
starszy ode mnie, uśmiechnął się pogodnie i bez marnowania czasu zaczął oprowadzać mnie
po hotelu.
Zrobiłam zdjęcia kilku pokoi, siłowni, basenu, sauny i  oczywiście recepcji. Na koniec
upewniłam się, że mam fotografię pięknej fontanny sprzed budynku i  właściwie mogłabym
wracać do biura. Jednak Dustina wciąż nie było, musiałam się więc uzbroić w cierpliwość.
–  Długo pracujesz dla Sullivana? – zainteresował się Matt, kiedy usiadłam na miękkim
fotelu w recepcji.
– Kilka lat – odpowiedziałam. – Choć zaledwie od trzech miesięcy pracuję wyłącznie dla
niego.
–  To by tłumaczyło, dlaczego nigdy nie widziałem cię na żadnych spotkaniach ani
imprezach firmowych – powiedział przyjaźnie.
– Tak, to możliwe. – Uśmiechnęłam się lekko.
–  Może miałabyś ochotę wybrać się na kawę kiedyś po pracy? – zapytał nagle, a  ja
poczułam ucisk w żołądku.
Nie byłam pewna, czy miałam ochotę z nim wychodzić. Był miły, ale tak naprawdę był dla
mnie zupełnie obcym człowiekiem, więc to chyba niezbyt mądre, żeby się z  nim umawiać.
Z  drugiej strony, przecież właśnie tak poznaje się nowych ludzi. Życie u  boku Jacksona
wiązało się z poznawaniem wyłącznie osób, które mogły zostać naszymi klientami. Zupełnie
zapomniałam, jak to jest poznawać kogoś prywatnie.
–  Może – powiedziałam wymijająco, ale podałam mu swoją wizytówkę. – Zadzwoń, jak
będziesz miał kiedyś chwilę.
– Na pewno to zrobię – oznajmił.
Sekundę później zza rogu wyszedł Dustin.
–  Masz wszystko, czego potrzebowałaś? – spytał, patrząc na Matta z  nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
–  Tak. – Wstałam z  miejsca, po czym ruszyłam w  kierunku drzwi. – Dziękuję za
oprowadzenie.
– Nie ma sprawy – powiedział Matt. – Do widzenia, panie Sullivan.
–  Do widzenia – odburknął niezbyt przyjaźnie, czym mnie zaskoczył. Sullivan nie był
gburem i choć w sprawach biznesowych był chłodny i opanowany, to ton jego głosu nigdy nie
był tak szorstki.
Przez dłuższy czas jechaliśmy w ciszy. Przeglądałam zdjęcia, które zrobiłam, a Dustin mi
w tym nie przeszkadzał. Jednak w końcu wziął głęboki wdech i posłał mi szybkie spojrzenie.
– Uważaj na niego – oświadczył.
– Co? – rzuciłam niezbyt przytomnie.
– Uważaj na Matta – powtórzył. – Mam podejrzenia, że sypia z recepcjonistkami z hotelu.
Potrzebuję tylko dowodu, żeby wylać go na zbity pysk.
– Skąd takie przypuszczenia? – zainteresowałam się.
Polityka Sullivan Development była jasna: nie można się było wdawać w romanse z ludźmi
pracującymi w  tym samym miejscu. Całkowicie to rozumiałam. Oskarżenia o  nadużycia
seksualne, molestowanie czy gwałty przez zawiedzionych kochanków nie były czymś, z czym
ktokolwiek chciałby się użerać, tym bardziej jeśli miałyby być one tylko zemstą.
–  Ochrona zauważyła, że często wchodzi z  kobietami do pomieszczeń, w  których nie ma
kamer. – Zacisnął mocniej palce na kierownicy. – Po to tam dzisiaj pojechałem. W tajemnicy
ma zostać zainstalowany dodatkowy monitoring.
– I mówisz mi to, ponieważ…? – zapytałam.
– Dałaś mu wizytówkę – burknął. – Na pewno zadzwoni, a chyba w zupełności wystarczy
ci jeden palant w życiu.
– Dustin… – powiedziałam ostrzegawczo.
– Przepraszam – odpowiedział od razu, jakby obawiał się, że się zdenerwuję. – Po prostu
chciałem cię ostrzec.
– Dziękuję – westchnęłam w końcu.
Nie mogłam być na niego zła. Chciał dobrze, a  ja nie zapomniałam tego, jak mnie
pocieszał po rozstaniu z  Jacksonem, kiedy wypłakiwałam się na jego ramieniu, nie mówiąc
nawet o tym, że pomógł mi również zawodowo stanąć na nogi.
W końcu dotarliśmy na miejsce i wspólnie weszliśmy do budynku, a następnie do windy.
Rozstaliśmy się dopiero, kiedy wysiadłam na swoim piętrze.
–  Zaraz wam udostępnię zdjęcia – oświadczyłam pracownikom, a  później ruszyłam do
siebie.
– Sam, możemy pogadać? – zapytał Denis, kiedy już prawie byłam w swoim gabinecie.
– Jasne. – Pokiwałam głową. – Daj mi chwilę na te fotki i przyjdź do mnie.
Szybko wrzuciłam zdjęcia w chmurę, po czym od razu sprawdziłam skrzynkę mailową. Po
chwili usłyszałam kroki, Denis wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
– Siadaj. – Wskazałam głową na fotel przed biurkiem.
–  Ja tylko na chwilę – powiedział z  uśmiechem. – Co powiesz na wypad do klubu całą
paczką? Jutro?
–  Sama nie wiem. – Spojrzałam na niego, myśląc przez chwilę. – W  sumie nie mam
żadnych planów.
– No właśnie. – Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. – Nigdzie dawno nie byliśmy.
– Dokąd chcecie iść? – zapytałam.
– Do Undergroundu. – Znacząco poruszył brwiami.
Tym razem to ja uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie naszej ostatniej imprezy
w tym miejscu. Była to jedna z bardziej eleganckich dyskotek w tym mieście, a my, jakiś rok
temu, zawładnęliśmy nią całą.
–  Mam nadzieję, że już nas nie pamiętają. – Przygryzłam wargę. – Tańce na stołach
w takich miejscach to niezbyt dobrze widziana praktyka.
– A kto by się tym przejmował? – Wzruszył ramionami obojętnie. – To widzimy się jutro
około dwudziestej pierwszej. Będzie Megan?
– Na pewno – przytaknęłam. – Nie odpuściłaby tego.
– To dobrze – oznajmił, a później wstał. – Idę w końcu obejrzeć te zdjęcia.
– Powodzenia. – Mrugnęłam okiem.
Kiedy wyszedł, od razu napisałam wiadomość do Meg, uważnie sprawdzając, czy tym
razem nie pomyliłam nadawcy. Odkąd wysłałam tę żenującą wiadomość do Dustina zamiast
do niej, zawsze sprawdzałam odbiorcę kilkukrotnie.
Z perspektywy czasu przestałam sobie już wyrzucać tę pomyłkę. Przyniosła wiele dobrego
w  moim życiu i  już dawno przestałam się jej wstydzić. Gdyby wtedy ten e-mail dotarł do
Megan zamiast do Dustina, prawdopodobnie teraz pracowałabym w  jakiejś korporacji
i nienawidziła własnego życia.
Poznanie Sullivana było ostrym zwrotem zarówno w  mojej karierze, jak i  w życiu
prywatnym. Był naprawdę dobrym kolegą, a przynajmniej do czasu, gdy wepchnął mi język
do gardła.
Spojrzałam na jezioro, a po moim ciele ponownie przebiegł dreszcz na wspomnienie jego
miękkich ust. Jeszcze nikt mnie tak nie całował. Wciąż miałam wrażenie, że czuję jego smak
na moich wargach. Bez trudu potrafiłam przypomnieć sobie, jak gorąco i  podniecenie
rozlewały się po moim ciele, gdy trzymał mnie w  objęciach i  zachłannie ssał moje usta.
Podobało mi się to…
Kurwa, gdyby tylko nie był tym, kim jest.
Szybko pokręciłam głową, żeby wymazać jaskrawe obrazy rysujące się przed moimi
oczami. Niestety, nie był kimś innym. Był Dustinem Sullivanem, miliarderem z  Chicago,
najprzystojniejszym facetem według przynajmniej kilku kolorowych szmatławców i niezłym
bawidamkiem. A  ja byłam tylko właścicielką maleńkiej firemki zajmującej się reklamą. Nie
powinnam w  ogóle myśleć o  tym, co zaszło w  sobotę. Na pewno nie wyjdzie mi to na
dobre. Rozpamiętywanie rzeczy, które nigdy więcej się nie wydarzą, nie jest zbyt bezpieczne
dla zdrowia psychicznego. A ostatnie pół roku było dla mnie wystarczająco trudnym czasem,
nie potrzebowałam na dokładkę zakochać się w mężczyźnie, który był poza moim zasięgiem.
ROZDZIAŁ 17

Samantha
Sobotnie wyjście do klubu było rewelacyjne. Wspólnie z  dziewczynami zawładnęłyśmy
parkietem, a faceci tylko nas jeszcze bardziej zachęcali, dotrzymując nam kroku.
Pijana na maksa Meg już dwa razy została ściągnięta ze stołu przez ochroniarza, aż
w końcu jej zagrozili, że wywalą ją z klubu, jeśli spróbuje to zrobić ponownie. Najwyraźniej
podziałało, bo teraz moja przyjaciółka rzucała tylko tęskne spojrzenia w kierunku blatu. Elle
z  kolei wyrwała jakiegoś przystojniaka i  właśnie wymieniała z  nim płyny ustrojowe w  loży,
sprawiając, że wszyscy inni z niej uciekli.
– Mam wrażenie, że on zaraz zje jej twarz. – Zaśmiała się Kelly.
–  Chętnie bym znalazła kogoś, kto zjadłby mi coś innego – wybełkotała Nicki,
przytrzymując się nas, żeby nie upaść na środku parkietu. – Ja już nawet nie pamiętam, jak
się uprawia seks.
– No to poderwij kogoś. – Mrugnęłam do niej znacząco okiem.
–  Za późno – jęknęła żałośnie. – Jestem tak nawalona, że wyrwę jakiegoś przystojniaka,
a  rano okaże się, że to Shrek w  czystej postaci. Nie, dziękuję, nie będę ryzykować.
Wymieniłam wczoraj baterie w wibratorze.
– To cudownie, Nicki. – Roześmiałam się, a następnie wyplątałam się z uścisku jej ramion.
– Wybaczcie na chwilę, idę po drinka.
– No nareszcie! – krzyknęła Megan radośnie. – Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak mało
dzisiaj pijesz.
– Bo moje życie ostatnio to jedna wielka impreza i alkohol – stwierdziłam.
–  Chyba o  to chodzi, no nie? – Wyglądała na zupełnie zaskoczoną moim niedorzecznym
tokiem rozumowania.
Pokręciłam głową, chichotając cicho, a  później poszłam w  kierunku baru. Wypatrzyłam
jedno wolne krzesło, więc postanowiłam na nim usiąść. Piekielnie bolały mnie stopy od
niewygodnych, absurdalnie wysokich szpilek.
– Co podać? – zapytał barman.
– Sex on the beach, poproszę – powiedziałam i dzielnie zniosłam jego krzywy uśmiech.
– Pogadaj z Dustinem, on lubi plażowe klimaty – usłyszałam znajomy głos tuż przy uchu,
co sprawiło, że natychmiast się odwróciłam.
– Thomas! – przywitałam się. – Miło cię widzieć. Co tu robisz?
–  Wyskoczyliśmy na kilka drinków – powiedział, kiwając głową w  kierunku, gdzie stali
pogrążeni w rozmowie Dustin i jakaś wysoka brunetka.
Dziewczyna uśmiechała się do niego kusząco, a po chwili położyła mu dłoń na ramieniu.
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nie spodobała
mi się ta kobieta i, szczerze mówiąc, miałam ochotę złamać jej rękę, choć w  ogóle nie
rozumiałam, skąd wziął mi się taki pomysł w głowie.
– Przyjaciółka? – zainteresowałam się, unosząc znacząco brew, a następnie kiwając głową
w ich kierunku.
–  Raczej napalona podrywaczka – sprostował Tom, uśmiechając się krzywo. – To córka
jednego z  naszych udziałowców. Zawsze kiedy wpada na Dustina, to próbuje go zaciągnąć
w  ustronne miejsce, jednak on jest przekonany, że gdyby jej na to pozwolił, to za tydzień
okazałoby się, że jest ojcem jej dziecka, i to nawet jeśli byłby bezpłodny.
– Ach, te problemy playboyów – zakpiłam, zanurzając usta w kolorowym drinku.
Po kilku minutach Dustin do nas dołączył, na szczęście bez tej zdziry.
Cholera, ten drink był chyba mocniejszy niż normalnie, skoro nagle zrobiłam się taka
agresywna.
– Sam. – Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. – Z kim tutaj przyszłaś?
– Z przyjaciółmi. – Wskazałam na parkiet, gdzie Denis właśnie obracał Megan tak szybko,
że obawiałam się, że moja przyjaciółka skończy dzisiaj, wymiotując w dyskotekowej toalecie.
– Świetnie – powiedział, a ja odniosłam wrażenie, że wyraźnie się rozluźnił.
–  No nic – oznajmiłam w  końcu. – Idę do nich, bo chyba za pół godziny nie będzie już
nawet z kim porozmawiać.
– Daj znać, gdybyś potrzebowała podwózki – oświadczył Dustin, na co Thomas zaczął mu
się dziwnie przyglądać.
– W tym mieście istnieją taksówki. – Uśmiechnęłam się ironicznie – Ale dziękuję.
Przez następną godzinę nie schodziliśmy z  parkietu. W  końcu uznałam, że na dzisiaj
wystarczy. Zadzwoniłam po taksówkę, a później zeszłam na dół, żeby zabrać płaszcze – swój
oraz ten należący do Megan. Obawiałam się, że ona sama nie będzie w  stanie zejść po
schodach.
Gdy wracałam na górę, wpadłam na Denisa, który również się już zbierał.
– Dziękuję, że mnie wyciągnąłeś – powiedziałam, uśmiechając się szeroko. – Świetnie się
bawiłam. A Megan jutro umrze.
–  Nie ma sprawy. – Odwzajemnił mój uśmiech. – Powinniśmy wychodzić częściej. Może
tym razem sami?
Podszedł bliżej, a  później dotknął ręką mojego policzka, zbliżając twarz do mojej.
Automatycznie zrobiłam krok do tyłu.
–  Co ty wyprawiasz, Denis? – warknęłam, nie wierząc w  to, co się dzieje. – Jaja sobie
robisz?
– Ale… – zaczął się jąkać, po czym opuścił rękę. Wyglądał na zmieszanego. – Przepraszam.
Zawsze miałem do ciebie słabość. Myślałem, że jak nie jesteś już z Jacksonem… że mogliśmy
sprawdzić, co z tego wyjdzie. Wybacz.
– Przykro mi – powiedziałam łagodniejszym tonem, ponieważ zrobiło mi się go naprawdę
żal. – Nic z tego nie będzie.
– Jasne. – Opuścił głowę.
– Denis… Naprawdę cenię cię jako pracownika i przede wszystkim przyjaciela. – Złapałam
go za dłoń. – Ale nie czuję do ciebie nic więcej. A mój ostatni związek oparty na przyjaźni
skończył się dosyć kiepsko.
–  Teraz szukasz szalonej miłości? – spytał, uśmiechając się lekko. – Z  porywami serca
i całą tą otoczką?
– Nie szukam. – Odwzajemniłam uśmiech. – Ale właśnie na taką miłość czekam.
–  Mam nadzieję, że ją znajdziesz, Sam – oznajmił i  przytulił mnie mocno. – Uciekaj, bo
taksówka już na pewno jest na miejscu.
– Dobranoc. – Pomachałam do niego i pobiegłam schodami w górę.
Wsadzenie Megan do taksówki było tak cholernie trudne, że ze zgrozą zaczęłam się
zastanawiać, jak wyciągnę ją z niej pod domem. Dziewczyna była praktycznie nieprzytomna,
ledwo coś bełkotała pod nosem. Nawet nie byłam w stanie powiedzieć, kiedy zdążyła się tak
załatwić, wcale nie piła dużo. Przypuszczałam, że większą rolę odegrało tu tempo picia niż
ilość alkoholu.
– Ja pierdolę, Meg, współpracuj chociaż trochę – warknęłam do niej, kiedy zobaczyłam, że
kierowca z  niecierpliwością stuka palcami w  kierownicę, a  jednocześnie w  ogóle nie ma
zamiaru mi pomóc.
– Przesuń się, Samantho – usłyszałam głęboki głos Dustina.
Zrobiłam mu miejsce, ocierając przy okazji pot z  czoła. Dyskoteki powinny zatrudniać
ludzi od upychania nieprzytomnych imprezowiczów do samochodów. Mogliby na tym nieźle
zarobić.
Dustin bez trudu uniósł Megan i  wsadził ją na tylne siedzenie. Byłam pewna, że jutro
będzie żałować, że nie pamięta tego, jak znalazła się w  ramionach legendarnego playboya.
Z trudem zdusiłam śmiech, wyobrażając sobie jej niezadowoloną minę.
– Dziękuję – wyszeptałam, kiedy mężczyzna zatrzasnął drzwi.
– Jadę z tobą – poinformował mnie, a później uniósł prowokacyjnie brew, jakby czekał na
mój sprzeciw. – Nie wyciągniesz jej z samochodu sama.
– Wiem, ale… – Zawahałam się. – Jesteś pewien, że chcesz już wyjść?
–  Tak – przytaknął, po czym obszedł samochód dookoła, otwierając mi kolejne drzwi. –
Wskakuj.
Wsiadłam bez marudzenia do tyłu, a  on zajął miejsce obok kierowcy. Droga minęła nam
spokojnie przede wszystkim dlatego, że kierowca wyglądał na niezłego chama, a  ja nie
miałam ochoty zaczynać żadnego tematu, żeby uniknąć tych wszystkich gburowatych
spojrzeń. Spytałam tylko o to, co się stało z Tomem, ale Dustin wyjaśnił mi, że jego przyjaciel
miał dzisiaj nocować u siostry, która mieszała niedaleko klubu.
Kiedy dotarliśmy do mojego domu, Dustin zapłacił kierowcy, żeby na niego poczekał,
a sam wyciągnął Meg, która po blisko czterdziestominutowej jeździe po prostu zasnęła.
Wskazałam mu pokój, w którym mógł ją położyć, a kiedy już to zrobił, odprowadziłam go
do drzwi.
– Dziękuję, Dustin. – Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. – Bez ciebie nie dałabym rady.
– Nie ma sprawy. – Machnął ręką i po raz pierwszy od wielu dni wbił we mnie to specjalne
spojrzenie, które natychmiast mnie unieruchomiło. – Dobranoc, piękna.
Dopiero kiedy zamknął za sobą drzwi taksówki, zauważyłam, że nie tylko nic mu nie
odpowiedziałam, ale również, że mam szeroko otwarte usta. Pokręciłam głową, żeby wyrwać
się z  tego dziwnego paraliżu, zamknęłam drzwi na klucz i  włączyłam alarm, a  później
poszłam do siebie. Na szczęście byłam potwornie zmęczona, więc zamiast rozkładać
pożegnanie Dustina na czynniki pierwsze, zasnęłam, gdy tylko przytuliłam głowę do
poduszki.

***

Obudziło mnie coś, co zwaliło się na moje łóżko z  taką siłą, że zaczęłam się zastanawiać,
jakim cudem konstrukcja to wytrzymała.
– Dobij mnie – usłyszałam jęk przyjaciółki.
–  Weź sobie z  lodówki sok pomarańczowy i  jakieś tabletki przeciwbólowe z  szafki
w  łazience – odpowiedziałam, po czym odwróciłam się na drugi bok, zasłaniając twarz
poduszką.
Na zewnątrz było już jasno, a  ja nie zaciągnęłam w  nocy rolet, niemniej nie miałam
zamiaru jeszcze wstawać. Wciąż byłam zmęczona, bolały mnie stopy, a w dodatku czułam, że
bolą mnie mięśnie, o  których istnieniu nie miałam pojęcia. Zdecydowanie zbyt rzadko
tańczyłam, więc nic dziwnego, że po wczorajszym szaleństwie dorobiłam się zakwasów.
– Wypiłam już dwa litry – westchnęła boleśnie. – Jak ci się udało przetransportować mnie
tutaj?
–  Dustin mi pomógł – odpowiedziałam i  wtedy wróciła do mnie końcówka wieczoru.
Usiadłam gwałtownie na łóżku. – Co jest ze mną nie tak?
– Możesz jaśniej? – zapytała, patrząc na mnie spod na wpół przymkniętych powiek.
– W zeszłym tygodniu Dustin mnie pocałował, później ten facet z hotelu, Matt, czy jak mu
tam było, chciał się ze mną umówić. Wczoraj Denis próbował mnie pocałować, a na koniec
Dustin powiedział mi: „Dobranoc, piękna”. O co w tym wszystkim, kurwa, chodzi?
– Denis chciał cię pocałować? – Usiadła na łóżku, otwierając szeroko oczy. – Tak czułam,
że na ciebie leci, kilka razy przyłapałam go, jak się w  ciebie wpatrywał. Jeszcze trochę,
a zacząłby się ślinić.
– Wyjaśniłam mu, że nic z tego nie będzie. – Potrząsnęłam głową. – I w ogóle nie pytam
o niego. Skąd nagle tyle facetów wokół mnie?
–  Najwyraźniej nadajesz się już do randkowania – westchnęła, po czym oparła się
o  wezgłowie. – Według amerykańskich naukowców kobieta gotowa na romans wydziela
specjalne feromony, które przyciągają facetów.
–  Meg… – rzuciłam ostrzegawczo, patrząc na nią ironicznie. – Ale ty wiesz, że jeśli
wciśniesz „według amerykańskich naukowców” do czegoś, co sama wymyśliłaś, to nie znaczy
od razu, że robi się to bardziej wiarygodne?
– Dlaczego? – Wyszczerzyła się głupkowato.
Pokręciłam głową, a później roześmiałam się głośno.
ROZDZIAŁ 18

Samantha
W poniedziałkowe przedpołudnie, kiedy właśnie segregowałam swoje e-maile, na które
musiałam odpowiedzieć, oraz uzupełniałam kalendarz, z  zamyślenia wyrwał mnie dźwięk
telefonu. Odebrałam go, wciąż czytając wiadomość od jednej z ekip filmowych.
–  Samantho, mogę do ciebie wpaść na chwilę? – zapytał Dustin tym swoim
profesjonalnym tonem, co sugerowało mi, że chce porozmawiać o pracy.
–  Jasne – odpowiedziałam machinalnie, wciąż nie odrywając wzroku od ekranu
komputera.
Dopiero kiedy połączenie zostało przerwane, zamknęłam program i  trochę poukładałam
rzeczy na biurku. Nie byłam bałaganiarą nigdzie poza biurem, z  jakiegoś powodu w  takim
chaosie pracowało mi się najlepiej.
Kilka minut później w  drzwiach, których nigdy nie zamykałam, stanął Dustin w  swoim
szytym na miarę czarnym garniturze. Cholera, ten facet był stworzony do garniturów.
Zdzieliłam się w myślach w twarz, a później przywołałam na usta uprzejmy uśmiech.
– Siadaj. – Wskazałam mu miejsce naprzeciwko, a on zamknął za sobą drzwi i podszedł do
mnie. – Co się stało?
–  Chciałem zapytać, czy możemy już porozmawiać o  Super Bowl, czy nadal grozi to
wybuchem paniki z twojej strony – powiedział, uśmiechając się krzywo.
– Możemy – westchnęłam. – Choć wciąż uważam to za kiepski pomysł.
–  Na szczęście to ja decyduję o  tym, czego od ciebie chcę – poinformował mnie,
a następnie przesunął językiem po ustach.
Wbiłam w  nie spojrzenie, a  dreszcz przebiegł mi po plecach. Niefortunny dobór słów
w kontekście tego, co robił z ustami. Ustami, które tydzień temu całowały moje. Zamknęłam na
chwilę oczy, musiałam jak najszybciej wrócić do rzeczywistości i skupić się na pracy.
– Długość? – zainteresowałam się i natychmiast poczułam, jak oblewam się rumieńcem.
A myślałam, że to on strzelił gafę… Ja pierdolę, miałam nadzieję, że nie zauważył, że moje
myśli nagle zaczęły żyć własnym życiem i są zdecydowanie nieodpowiednie.
– Ile tylko potrzebujesz – odparł cichym głębokim głosem.
O mój Boże! Błagam, niech ta rozmowa tylko dla mnie będzie aż tak pełna podtekstów.
Spaliłabym się ze wstydu, gdyby choć podejrzewał, co się teraz dzieje w mojej głowie.
– Na co chcesz postawić? – Starałam się, żeby mój głos brzmiał normalnie, ale nie byłam
pewna, czy mi się to udało. Miałam wrażenie, że w pewnym momencie lekko zadrżał.
–  Na efekty specjalne i  ładne widoki. – Zdusiłam jęk, który próbował mi się wyrwać
z gardła. Miałam ochotę wstać, a potem schować się w łazience.
Czemu jakaś zboczona erotomanka musiała się obudzić we mnie właśnie dzisiaj?!
–  Mam pewien pomysł – wymamrotałam, udając nagłe zainteresowanie dokumentami
znajdującymi się przede mną. – Daj mi kilka dni, żebym mogła to spisać.
–  Nie mogę się doczekać – rzucił to takim tonem, że… dosłownie zrobiło mi się mokro.
Zaczynałam mieć wrażenie, że on doskonale wie, co się ze mną dzieje, i specjalnie podkręca
to napięcie. – Idę na lunch z Thomasem, chcesz do nas dołączyć?
–  Jasne – NIE! Boże, własny język przestał mnie słuchać. Nie, nie chciałam z  nimi iść,
pragnęłam, żeby Dustin opuścił mój gabinet, żebym mogła w  jakiś sposób uspokoić
rozszalałe hormony. – Chociaż…
– Daj spokój. – Wstał. – Chodź, bo się spóźnimy.
Wyszłam z  biura na miękkich nogach. Miałam nadzieję, że mój mózg przestawi się
z  powrotem na normalne myślenie i  przestanę doszukiwać się podtekstów w  zwykłych
słowach.
Wyszliśmy z  budynku, a  potem ruszyliśmy do pobliskiej knajpki z  włoskim jedzeniem.
Ukradkiem obserwowałam twarz Dustina. Sprawiał wrażenie bezwzględnego biznesmena,
wręcz nierealnie przystojnego, ale ja dobrze wiedziałam, że jest cholernie dobrym
człowiekiem. Przekonałam się o tym na własnej skórze.
Niestety, przez to, że nie patrzyłam pod nogi, wpadłam obcasem w  dziurę. Oczyma
wyobraźni już widziałam wszystkie swoje zęby malowniczo rozsypane po chodniku. Dustin
w  ostatniej chwili wyciągnął rękę i  złapał mnie za ramię, przyciągając do siebie. Poczułam
jego unikalny zapach, a  wszystkie dwuznaczne słowa sprzed kilku minut zadźwięczały mi
w uszach ze zdwojoną mocą. Co się ze mną, do cholery, dzieje?
W końcu się ocknęłam i wyswobodziłam z jego uścisku.
– Dziękuję – wymamrotałam.
–  Patrz pod nogi – powiedział, kiepsko ukrywając rozbawienie. – Na mnie możesz sobie
popatrzeć, kiedy tylko chcesz.
Zarumieniłam się, gdy dotarło do mnie, że widział, jak się na niego gapię. Rany, ten dzień
był jak jakaś kiepska komedia.
Kiedy doszliśmy już do restauracji, okazało się, że Tom był już na miejscu i machał do nas
z rogu sali.
–  Zamówiłem dla wszystkich spaghetti – oświadczył, uśmiechając się łobuzersko, gdy
podeszliśmy do niego. – Oni tu mają dobre jedzenie, ale strasznie długo trzeba czekać.
– Jak dla mnie okej. – Pokiwałam głową i w tym momencie zadzwonił mój telefon. Kiedy
zobaczyłam na ekranie, kto to, odebrałam natychmiast. – Ben?
– Samantho, mamy to – poinformował mnie. – Jutro o dziesiątej podpiszesz dokumenty.
Niestety, nie mogłem tego zrobić inaczej, więc będziesz musiała je podpisać w tym samym
czasie co De Feo.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Dziękuję, do zobaczenia jutro.
Rozłączyłam się, a potem spojrzałam na twarze moich towarzyszy. Wyrzuciłam ręce w górę
i zaśmiałam się głośno.
–  Sprzedałam dom! – Ostatnia nić łącząca mnie z  Jacksonem jutro przestanie istnieć. –
Zamówcie mi jakieś wino!
–  Gratuluję – powiedział Tom, kiedy Dustin odszedł, żeby zamówić dla nas po kieliszku
alkoholu.
– Nie mogłam się tego doczekać. – Praktycznie podskakiwałam na krześle z radości.
Dustin widząc mój entuzjazm, zaśmiał się lekko i podał nam kieliszki. Wznieśliśmy toast,
a kiedy skończyliśmy jeść i wróciłam do biura, dzień zleciał w oka mgnieniu.

***

Zwaliłam wszystkie swoje obowiązki na Denisa, bo wiedziałam, że do pracy dotrę dopiero


w okolicach południa, co prawda mogłabym zrobić sobie cały dzień wolny, ale nie chciałam.
Byłam naprawdę podekscytowana sprzedażą domu i  nie miałam ochoty na samotne
spędzenie tego dnia, skoro Meg była w pracy.
Do biura agenta nieruchomości, który zajmował się sprzedażą, dojechałam kilka minut
przed czasem. Ben już na mnie czekał, a  Jacksona nigdzie na szczęście nie widziałam.
W  ogóle nie denerwowałam się spotkaniem ze swoim eks. Wszystkie negatywne emocje
przysłaniał fakt, że od dzisiaj nic więcej nie będzie mnie łączyć z tym człowiekiem.
Jednak kiedy zobaczyłam jego lexusa wjeżdżającego na parking w tym samym momencie,
w którym podchodziłam do mojego adwokata, poczułam lekki stres. Wzięłam głęboki wdech,
żeby się uspokoić.
–  Spokojnie, Samantho. – Ben chyba wyczuł, że mój humor lekko się pogorszył. – Nie
będziesz musiała z nim rozmawiać. Podpiszesz wszystko i dopilnuję, żebyście odjechali stąd
osobno.
– Jest dobrze – powiedziałam, uśmiechając się z trudem.
Weszliśmy do budynku, a następnie skierowaliśmy do odpowiedniego gabinetu.
Pod drzwiami czekali już nowi właściciele, z  którymi się przywitałam, a  kilka minut
później na miejsce dotarł również Jackson. Przywitał się z ludźmi, przyjmując swoją zwykłą
postawę naburmuszonego dupka, ale kiedy spojrzał na mnie, jego mina się zmieniła.
– Witaj, Samantho – przywitał się, posyłając mi ironiczny uśmiech.
Odpowiedziałam krótkim „cześć” i uciekłam wzrokiem. Co jest, kurwa, grane? Mina De Feo
nie świadczyła o  niczym dobrym. Znałam go i  doskonale wiedziałam, kiedy przybiera taki
złośliwy wyraz twarzy. Zawsze tak robił, kiedy komuś powinęła się noga w biznesie albo gdy
miał miejsce jakiś skandal, który odbijał się głośnym echem we wszystkich mediach.
Cholera, miałam nadzieję, że nie znalazł nic na moją firmę! Nie robiłam nic nielegalnego,
ale po nim można się było spodziewać wszystkiego. Może coś wymyślił? Może rozpuścił jakąś
plotkę, która miała mnie pogrążyć?
Kiedy weszliśmy do środka, nie mogłam uwierzyć, że rano miałam tak dobry nastrój. Teraz
byłam tak zdenerwowana, że ciężko mi było oddychać. To niesamowite, jak De Feo potrafił
wyssać z człowieka wszystkie pozytywne emocje. Jak mogłam przeżyć z nim aż tyle lat?
W końcu, po niezliczonej ilości dokumentów, które musiałam podpisać, życzyłam nowym
właścicielom zadowolenia z  domu i  wielu szczęśliwych chwil, a  potem szybko wyszłam
z biura. Miałam dość ukradkowych spojrzeń Jacksona, chciałam dotrzeć do swojego biura i w
końcu w pełni cieszyć się z tego, że mam go z głowy już na zawsze.
Niestety, gdy dotarłam do samochodu, usłyszałam szybkie kroki za sobą, więc mimowolnie
odwróciłam się w tym kierunku.
– Wiedziałem. – Zaśmiał się głośno Jackson. – Od początku wiedziałem.
– O co ci chodzi?! – Spojrzałam na niego z irytacją, ale poczułam, jak Ben łapie mnie lekko
za łokieć, jakby się bał, że rzucę się na mojego byłego faceta.
– Kolejna dziwka Sullivana – wysyczał z wrednym uśmiechem, a później podszedł do mnie
bliżej. – Pamiętaj tylko, żeby nie wracać do mnie na kolanach, kiedy już się tobą znudzi.
– Słucham?! – warknęłam, zupełnie nie rozumiejąc, co tu się właściwie dzieje. – O czym ty
mówisz?
–  Miłej lektury. – Zaśmiał się jeszcze raz, a  później rzucił zwiniętą gazetę na maskę
mojego samochodu i odszedł.
Sięgnęłam po, jak się okazało, dzisiejsze wydanie jakiegoś plotkarskiego szmatławca. Gdy
tylko zobaczyłam okładkę, zrobiło mi się słabo.
– Lepiej usiądź – powiedział Ben, prowadząc mnie do ławki przed budynkiem. – Zrobiłaś
się blada.
Nie odpowiedziałam, tylko skupiłam się na tym, co miałam przed sobą. Nagłówek wręcz
krzyczał:
DUSTIN SULLIVAN, najseksowniejszy biznesmen Ameryki, zawrócił w  głowie
właścicielce firmy reklamowej. Jak donoszą nasi informatorzy, SAMANTHA SPINSTER
rozstała się z  wieloletnim partnerem JACKSONEM DE FEO, a  kilka tygodni później
zaczęła pracę na wyłączność dla Sullivan Development. Ładna blondynka
najwyraźniej nie ma pojęcia, w  co się wplątała, i  nie zdaje sobie sprawy z  licznych
romansów SULLIVANA, o których co jakiś czas mamy przyjemność informować opinię
publiczną. SAMANTHO, uciekaj, dopóki możesz!
Spojrzałam na zdjęcia zamieszczone w  artykule. Były to zwykłe fotki, na których
siedzieliśmy w  restauracji i  rozmawialiśmy albo gdy wchodziliśmy razem do budynku.
Oprócz jednego. Największe było zdjęcie z wczoraj… Kiedy Dustin złapał mnie, żebym się nie
przewróciła.
Choć doskonale wiedziałam, że to zdjęcie jest manipulacją, zupełnie nie dziwiłam się
Jacksonowi, że pomyślał inaczej. Wyglądało tak, jakbym się przytulała do Dustina, a sprawę
jeszcze bardziej pogarszało to, że patrzyliśmy sobie głęboko w  oczy. A  przynajmniej tak to
wyglądało z tej perspektywy, bo doskonale pamiętałam, że ta sytuacja nie trwała dłużej niż
kilka sekund. Cholerne dziennikarskie hieny!
–  O Boże – odezwałam się w  końcu zduszonym głosem. – Ben, możesz mi zamówić
taksówkę, nie mogę teraz jechać samochodem.
– Daj spokój, Sam. – Machnął ręką. – Zawiozę cię. Dokąd chcesz jechać?
– Do biura – wyjąkałam. – Muszę porozmawiać z Dustinem.
ROZDZIAŁ 19

Samantha
Wpadłam na piętro Dustina, w  ogóle nie zawracając sobie głowy wcześniejszym
dzwonieniem do niego. Jego sekretarka spojrzała na mnie z  zaskoczeniem, ale nie pytając
o nic, podniosła słuchawkę.
– Pani Spinster do pana – powiedziała, po czym kiwnęła głową, dając mi do zrozumienia,
że mogę wejść dalej.
Na trzęsących się nogach weszłam do biura, Dustin widząc wyraz mojej twarzy, od razu
wstał.
– Co się stało? – zapytał. Wyglądał na lekko wystraszonego.
–  Co my z  tym zrobimy? – szepnęłam, rzucając kolorowego szmatławca na biurko,
a później osuwając się na krzesło. Chyba w końcu naprawdę zabrakło mi sił.
–  Napij się. – Przesunął butelkę z  wodą w  moją stronę, a  sam zajął z  powrotem swoje
miejsce i zaczął czytać artykuł.
Upiłam łyk, z  niecierpliwością czekając, aż skończy przyglądać się zdjęciom. Miałam
nadzieję, że znajdzie jakieś rozwiązanie. Przecież nieraz już musiał użerać się z mediami, na
pewno ma od tego prawników albo jakieś inne pomysły, żeby zaprzeczyć tym bzdurom. Był
moją ostatnią deską ratunku. Jeśli on nic nie wymyśli, już na zawsze przylgnie do mnie łatka
tej laski, która puszczała się z Dustinem Sullivanem i na pewno przez łóżko zgarnęła ciepłą
posadkę w jego firmie.
W końcu odłożył gazetę, po czym spojrzał na mnie tym cholernym spojrzeniem, które
zawsze mnie unieruchamiało. Nie miałam najmniejszego zamiaru pozwolić na to, żeby
ponownie zamroził mój mózg, więc zamknęłam oczy i zerwałam się z krzesła.
–  Przestań! – krzyknęłam, odsuwając się aż pod przeszkloną ścianę z  widokiem na
downtown.
– Co mam przestać? – wymruczał niskim, lekko zachrypniętym głosem.
–  Przestań tak na mnie patrzeć! – Wciąż się nie odwróciłam w  jego stronę. – Nie mogę
wtedy myśleć! A to nie jest najlepszy moment! Musimy coś z tym zrobić!
–  O co ci chodzi, Sam? – usłyszałam jego cichy szept tuż przy uchu. Musiał do mnie
podejść, kiedy uparcie stałam do niego tyłem.
–  Wbijasz we mnie te swoje niebieskie oczy, a  ja w  nich tonę! – krzyknęłam, po czym
odsunęłam się najdalej, jak mogłam, co niestety nie było zbyt spektakularne, ponieważ
przede mną była już tylko szyba. – Boję się tego!
Nie wiedziałam, dlaczego wykrzyczałam te ostatnie słowa, ale taka była prawda. Zawsze
gdy tak na mnie patrzył, nie tylko nie mogłam się ruszyć, ale również ogarniał mnie strach.
Może już nie tak wielki jak wtedy, gdy zrobił to po raz pierwszy na balu, ale jednak.
Złapał mnie za łokieć i  odwrócił w  swoją stronę. Miałam teraz plecy przygniecione do
zimnej szyby, a  moja klatka piersiowa była przyciśnięta do niego. Czułam jego cholerny
zapach i kątem oka widziałam, że próbuje złapać moje spojrzenie. Kiedy jednak mu się to nie
udało, złapał mnie za podbródek, a potem uniósł moją twarz.
– Czego się boisz? – spytał, a z mojej głowy odlatywały już wszystkie myśli, bo widziałam
tylko błękit jego oczu, a  dodatkowo czułam zapach, który mnie obezwładniał. Mrowienie,
które zaczęło się w podbrzuszu, pomału rozlewało się na całe moje ciało.
– Nie wiem – wyjąkałam, ledwo mogąc złożyć jakiekolwiek słowa w całość.
–  Odnoszę wrażenie, że ja wiem – oświadczył, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej
i  przyciskając mnie mocniej do szklanej ściany. Zaczęło mi brakować tchu, a  po karku
przebiegł dreszcz. – Boisz się tego, że pragniesz mnie tak bardzo, jak ja ciebie.
Nie odpowiedziałam, bo jego ręka nagle zsunęła się z  mojej twarzy, muskając szyję,
a potem bok, aż w końcu przeniósł ją na moje biodro. Wciągnęłam głęboko powietrze, wciąż
patrząc mu w  oczy, choć już mnie do tego nie zmuszał. Czułam, jak pulsujący ból zjeżdża
nisko do mojego brzucha. Bardzo nisko, aż po chwili poczułam go między nogami.
– Odwróć się – rozkazał cicho, łapiąc mnie za dłoń.
Zrobiłam to, choć nie przypominałam sobie, żebym tego chciała. Miałam wrażenie, że
moje ciało zaczęło żyć własnym życiem.
Choć nie byłam już unieruchomiona jego spojrzeniem, to i  tak się nie ruszałam.
Pozwoliłam, żeby jedną dłonią złapał mnie za oba nadgarstki, uniósł je wysoko nad głowę,
dociskając do zimnej szyby, a drugą błądził po moim karku, plecach, aż w końcu zatrzymał
się na moim pośladku, mocno go ściskając.
–  Oddychaj – zażądał zachrypniętym głosem, skubiąc przy tym płatek mojego ucha. –
Utrata przytomności to nie jest efekt specjalny, o który mi chodziło.
Zaczerpnęłam głośno powietrza, wcale nie dlatego, że mi kazał, tylko dlatego, że
przekonałam się, że wczorajsza rozmowa nie była dwuznaczna jedynie dla mnie.
Spojrzałam przed siebie, pierwszy raz odrywając się myślami od tego, co Dustin właśnie
robił. Przed oczami miałam samo serce Chicago skąpane w  majowym słońcu. To są ładne
widoki. A efekty specjalne… O Boże. Nagle do mnie dotarło, że jeśli się nie odezwę, jeśli nie
przerwę tego, co się dzieje, to Dustin będzie mnie pieprzył, przyciśniętą do tej szyby.
Wyraźnie poczułam, jak robię się wilgotna na samą myśl o tym i jak grom z jasnego nieba
spadła na mnie informacja, że WCALE nie chcę tego przerywać. Na chwilę zrobiło mi się
ciemno przed oczami, jakby ta świadomość naprawdę miała mnie pozbawić przytomności,
jednak po chwili pokręciłam lekko głową, żeby odzyskać wzrok.
– Sam? – dobiegło mnie zza pleców. Dustin musiał mnie uważnie obserwować i reagować
na każdy ruch mojego ciała. – Mam przestać?
– Nie – powiedziałam, zaskakując samą siebie tym, jak pewnie brzmiał mój głos. – Proszę.
Usłyszałam, jak tym razem to on robi gwałtowny wdech, najwyraźniej zaskoczony moją
reakcją. A  po chwili poczułam jego usta na karku. Całował i  przygryzał moją skórę, a  ja
zaciskałam mocniej uda, żeby ulżyć pragnieniu, które przejmowało kontrolę nad moim
ciałem.
Jęknęłam, kiedy mocno ugryzł mnie w  ramię. Uniósł moją spódnicę i  po raz kolejny
zacisnął dłoń, tym razem na pośladku, który ledwo okrywały koronkowe figi.
– Nawet nie masz pojęcia – wyszeptał mi do ucha – jak wiele razy to sobie wyobrażałem.
W pewnym momencie – ciągnął, zahaczając palcami o gumkę majtek – miałem ochotę kazać
je zakleić, bo gdy tylko patrzyłem przez okno, wyobrażałem sobie właśnie to, przez co nie
mogłem się w ogóle skupić na pracy.
Mój cichy jęk zagłuszył trzask rozrywanego materiału, a  przez gwałtowne szarpnięcie
prawie straciłam równowagę. Na szczęście Dustin wciąż mnie dociskał do szyby własnym
ciałem. Kiedy strzępek materiału, który jeszcze chwilę wcześniej był moimi majtkami, opadł
na podłogę, nachylił się ponownie nade mną i zaczął ustami pieścić mój kark.
–  Szerzej nogi – wyszeptał mi do ucha. – I  staraj się być cicho, moja sekretarka chyba
wciąż jest za drzwiami.
Kiedy stanęłam w  większym rozkroku, jego ręka natychmiast znalazła się na mojej
wilgotnej szparce. Zachłysnęłam się powietrzem i  oparłam czoło o  chłodną szybę. Już od
dłuższego czasu czułam jego twardą erekcję wbijającą się w mój pośladek, ale dopiero teraz
tak naprawdę uświadomiłam sobie, co to jest i  że to na pewno nie portfel czy telefon.
Westchnęłam głośno, kiedy jego palce znalazły się we mnie, a kciuk zaczął powoli zataczać
kółka na mojej łechtaczce.
Wcisnęłam się mocniej w jego rękę, czując, jak wzdłuż kręgosłupa przeszywa mnie dreszcz,
wstrząsając całym moim ciałem.
Byłam spragniona męskiego dotyku od miesięcy, a teraz najprzystojniejszy facet Ameryki
pieprzył mnie palcami na siedemdziesiątym piętrze, opartą o szybę.
Gdy dotarło do mnie, że o  ile z  ulicy na pewno nikt nas nie może zobaczyć, o  tyle
z budynków naprzeciwko to już wcale nie jest takie pewne, poczułam, że robi mi się gorąco.
W tym momencie Dustin wbił palce głęboko we mnie, trafiając w to idealne miejsce, a kiedy
przygryzł skórę na moim karku, jedyne, co mi zostało, to poddać się fali orgazmu, która
przetoczyła się po moim ciele, zabierając ze sobą mój oddech.
Opadłam na szybę całym ciałem, a  on w  końcu puścił moje ręce, już zdrętwiałe od
trzymania w górze.
Odwrócił mnie przodem do siebie, po czym spojrzał mi w  oczy. Z  jego niebieskich
tęczówek nic nie zostało poza cienkim obrysem wokół rozszerzonych, czarnych źrenic.
Spojrzał na mnie głodnym wzrokiem, a później wbił się w moje wargi z taką siłą, że gdyby nie
jego dłoń za moją głową, pewnie właśnie nabiłabym sobie niezłego guza. Jego język wdarł się
zaborczo w  moje usta, tym razem nawet przez głowę mi nie przeszło, żeby go odepchnąć.
Przylgnęłam do niego jeszcze bardziej, przygryzając jego wargi i błądząc rękami po twardym
ciele. Po chwili dotarłam do paska w  jego spodniach. Patrząc mu w  oczy, trzęsącymi się
dłońmi rozpięłam zamek i zsunęłam spodnie niżej.
– Zabezpieczasz się? – zapytał, całując moją szyję z taką pasją, że byłam przekonana, że
będę mieć po nim ślady. – Jestem czysty, przysięgam. Jeśli chcesz, pokażę ci wszystkie
badania, gdy skończymy.
–  Tak – wyjąkałam, tracąc całkowicie zdrowy rozsądek i  nie zwracając uwagi na syreny
alarmowe w  mojej głowie, które jasno dawały mi do zrozumienia, że to jest zbyt poważna
sprawa, żeby ufać na słowo.
Podniósł mnie z łatwością, a ja instynktownie owinęłam mu nogi wokół pasa, palce dłoni
wplotłam w  jego włosy. Ustami wciąż wbijałam się na zmianę to w  jego usta, to w  szyję.
Kiedy poczułam ciepłą, gładką skórę przy wejściu do mojej cipki, przygryzłam mocno wargę.
Wsuwał się we mnie nieznośnie wolno, a  jednocześnie było to tak upajające, że miałam
ochotę prosić go, żeby nigdy nie kończył tej słodko-gorzkiej tortury. Gdy w końcu był już cały
we mnie, oboje wzięliśmy głęboki wdech, nie spuszczaliśmy z siebie wzroku i choć ciężko mi
było skupić się na emocjach, jakie mną targały, to jednak jedna rzecz docierała do mnie
bardzo wyraźnie: czułam się tak, jakbym po wielu miesiącach dostała coś, czego od bardzo
dawna pragnęłam.
– Sam, kurwa, nawet nie masz pojęcia – warknął i zaczął się poruszać. – Nie masz pojęcia.
Chciałam zapytać, o  czym mówi, ale nie potrafiłam złożyć zdania w  całość, skupiłam się
tylko na tym, co działo się między moimi nogami. Jak Dustin nabijał mnie na siebie coraz
mocniej i  szybciej, tracąc co jakiś czas rytm. Jego ruchy były z  każdą chwilą bardziej
chaotyczne, a  ja patrzyłam jak urzeczona na wyraz jego twarzy, pełen zachwytu
i podniecenia.
Orgazm przyszedł znikąd. Dopóki nie zawładnął moim ciałem, w  ogóle nie czułam, że
nadchodzi. Krzyknęłam głośno, zupełnie zaskoczona, a po chwili Dustin wpił się w moje usta
własnymi i jęknął przeciągle. Poczułam, jak zalewa mnie fala ciepła.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Chyba wciąż byłam w szoku, że to się wydarzyło, a Dustin był
wyraźnie zaniepokojony. Nie wiedziałam tylko, czy martwi się tym, co zaraz powiem, czy
ogólnie tym, co się stało. Postawił mnie ostrożnie na podłodze, a ja sięgnęłam po chusteczki,
żeby się wytrzeć.
– Co myśmy zrobili? – szepnęłam cicho, kiedy w miarę doprowadziłam się do porządku.
–  To, o  co nas oskarżali – oświadczył, wciąż patrząc na mnie ukradkiem. – To dłuższa
historia.
– Co? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Możesz usiąść? – zaproponował z obawą, wskazując mi krzesło przy biurku.
Pokiwałam głową i  zajęłam wskazane miejsce, patrząc na niego wyczekująco. Przeczesał
włosy palcami, następnie podszedł do biurka, a później usiadł na jego rogu tak, że stykaliśmy
się kolanami. Miałam wrażenie, że jego dotyk mnie parzy.
– Jestem w tobie całkowicie zakochany – powiedział po chwili ciszy.
Szczęka opadła mi prawie do podłogi. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie takiego
wyznania. Byłabym mniej zaskoczona, gdyby po tym wszystkim wywalił mnie ze swojego
budynku, a nawet zerwał naszą umowę.
– Cholera, Sam, zamknij usta, bo się nie mogę skupić na tym, co chcę powiedzieć. – Serce
zabiło mi mocniej, a  kiedy Dustin uparcie wpatrywał się w  widok za oknem, parsknęłam
cichym śmiechem. Dopiero wtedy spojrzał na mnie ponownie. – Kiedy poznałem cię na balu,
miałem ochotę cię oprzeć o  pierwszy lepszy stolik, który był pod ręką. Ty chyba nawet nie
zdajesz sobie sprawy z tego, jak pięknie wyglądałaś. Gdy cię zobaczyłem… To było jak grom
z jasnego nieba. Nie wierzę… albo właściwie nie wierzyłem w bzdury o miłości od pierwszego
wejrzenia, więc szybko sobie wmówiłem, że to tylko pociąg seksualny. Zaprosiłem cię na
obiad zamiast na drinka, bo chciałem wybadać teren, sprawdzić, czy jest jakaś szansa, żeby…
nie wiem, żebyś zdecydowała się na skok w bok?
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, bo nie mogłam ukryć, że byłam oburzona tym,
co mi właśnie mówił, ale pokręcił głową.
–  Daj mi dokończyć – poprosił. – Kiedy tylko wszedłem do środka, wiedziałem, że nic
z tego. Dlatego uznałem, że wyślę cię do moich domków letniskowych i pojadę tam za tobą.
– Ale… – zaczęłam, jednak i tym razem mi przerwał.
– Nie. Thomas nigdy nie miał tam jechać. – Patrzył na mnie z obawą wypisaną na twarzy.
– Okłamałem cię, przepraszam. Okłamywałem nie tylko ciebie, ale i siebie. Po pierwsze od
początku wiedziałem, że na pewno nie jesteś kobietą grającą na dwa fronty. Po drugie już
w restauracji byłem przekonany, że Jackson cię uderzył, a to wystarczający powód, żeby nie
mieć ochoty na jakiekolwiek romanse. A  po trzecie… – Spojrzał mi głęboko w  oczy. – Nie
jestem tym, za kogo ma mnie większość ludzi.
–  Nie rozumiem? – mruknęłam, a  on wstał i  odszedł od biurka, by oprzeć się o  szklaną
ścianę. Wyglądał niesamowicie na tle wieżowców, jak prawdziwy władca świata.
– Nie jestem żadnym playboyem – prychnął pogardliwie. – Tak, miałem na studiach okres,
gdy pukałem każdą chętną dziewczynę, jak chyba każdy w  takim wieku, ale kiedy
otrzymałem dyplom, w stu procentach zająłem się pracą. Przez trzy lata miałem dziewczynę,
Sophie, o  której nie znajdziesz nigdzie wzmianki, bo bardzo dbała o  swoją prywatność.
Rozstaliśmy się w  zgodzie, ponieważ ona chciała zamieszkać w  Europie, a  ja… no cóż, nie
kochałem jej na tyle mocno, żeby zostawić rozwijającą się firmę, a ona nie kochała mnie na
tyle mocno, żeby zostać w Stanach. Później spałem z kilkoma przypadkowymi dziewczynami,
ale można je policzyć na palcach jednej ręki i żadna z nich nigdy nie pojawiła się w gazecie.
Wszystkie moje „romanse” to manipulacja ze strony prasy. Na niektórych zdjęciach
przytulam kuzynkę, na innych obejmuję na powitanie jakąś znajomą z branży, ale najczęściej
wystarczy, że stanę koło jakiejś kobiety, a pismaki robią z tego romans stulecia.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Nie byłam fanką plotkarskiej prasy, prawda była
taka, że w  życiu nie przeczytałam ani jednego artykułu o  nim z  wyjątkiem dzisiejszego.
Wszystkie informacje dotyczące jego życia prywatnego, które znałam, pochodziły od moich
koleżanek, głównie od Elle, która była fanką nowinek o  sławnych i  bogatych, poza tym od
zawsze wszędzie krążyły plotki o tym, że sypia z każdą chętną kobietą. Miałam to wbite do
głowy tak samo jak to, że ogień parzy.
–  Jeśli mi nie wierzysz – powiedział, widząc moje wahanie – możesz w  tej chwili
zadzwonić po Megan albo wziąć którąkolwiek dziewczynę z biura. Wyjdziemy na miasto we
trójkę, a  mogę się założyć, że jutro ukaże się artykuł, który będzie mówił, że żyjemy
w trójkącie.
– No dobrze – poddałam się. – Ale co to ma wspólnego z…
Nie umiałam wymówić słowa „zakochanie” odnośnie do naszego przypadku.
–  Gdy wróciłaś z  Michigan do Chicago, a  kilka godzin później wylądowałaś w  moich
ramionach cała zapłakana – wrócił do biurka i  ponownie na nim usiadł – z  jednej strony
cholernie się cieszyłem, że pomyliłaś numer, a  później zaufałaś mi i  przyjechałaś do mnie.
Mogłem cię bezkarnie obejmować i  postarać się, żebyś zobaczyła we mnie przyjaciela.
Z  drugiej strony, miałem ochotę chwycić największy kij do baseballa, jaki mam w  domu,
pojechać do De Feo i wsadzić mu go w dupę za to, że cię zranił.
–  Chryste. – Zakryłam twarz dłońmi. – Dustin, ja robię reklamy! Mój mózg myśli
obrazkami. Błagam, bez takich opisów.
Zaśmiał się cicho, a później uklęknął przy mnie tak, że mogliśmy patrzeć sobie w oczy, po
czym złapał mnie za rękę.
– Wiedziałem, że jesteś po długim nieudanym związku. I choć sama mówiłaś, że od dawna
go nie kochałaś, to nie chciałem na ciebie naciskać. Chciałem stać się twoim przyjacielem. –
Przesunął ustami po mojej dłoni, a  mnie przebiegł dreszcz i  poczułam, jak zalewa mnie
gorąca fala. – Ale w sobotę usłyszałem, co mówiłaś Denisowi.
– Widziałeś nas? – zapytałam zaskoczona.
–  Tak. – Kiwnął głową. – Znalazłem się tam przypadkiem, ale kiedy zobaczyłem, jak go
odpychasz, chciałem się upewnić, że on to zrozumie. Był lekko wstawiony, więc ukryłem się
za rogiem, żeby interweniować, gdyby był nachalny. Nieważne. Chodzi o to, że powiedziałaś
mu, że nie chcesz już związku zbudowanego na samej przyjaźni. Wtedy uznałem, że zrobię
się jeszcze bardziej… odważny. Jednak po tym, jak zareagowałaś na mój pocałunek
u  Thomasa, wiedziałem, że problemem jest przypięta do mnie łatka. Miałem zamiar
zaplanować coś, sam jeszcze nie wiem co, jakąś rozmowę, podczas której niby przypadkiem
będę ci mógł opowiedzieć prawdę, no ale dzisiaj przekonałaś się na własnej skórze, że to, co
oni wypisują, to wszystko stek bzdur.
–  Nie byłeś pijany? – Po raz kolejny nie mogłam uwierzyć w  to, co słyszałam, dzisiejszy
dzień z  pewnością zapisze się w  mojej pamięci jako najdziwniejszy dzień w  całym moim
życiu. – Wtedy gdy mnie pocałowałeś?
– Nie. – Pokręcił głową. – Nawet poszedłem za tobą na górę celowo.
– To dlaczego pozwoliłeś mi tak myśleć? – jęknęłam. – Wtedy miałeś idealną okazję, żeby
mi powiedzieć, że nie jesteś… No wiesz, męską dziwką.
– A uwierzyłabyś mi? – spytał cicho.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. Pomału ta rozmowa zaczynała mnie przerastać.
–  Samantho, nie proszę o  to, żebyś składała mi teraz jakieś deklaracje – oświadczył,
unosząc moją twarz tak, żebym musiała mu spojrzeć w  oczy. – Ale pozwól mi się czasem
gdzieś zaprosić. Daj nam szansę poznać się bliżej. Nie będę wywierał presji, obiecuję.
– Muszę to przemyśleć – westchnęłam, czując natłok informacji.
–  Znam cię bardzo dobrze. – Tym razem to on westchnął. – Kiedy tylko stąd wyjdziesz,
zaczniesz szukać wszystkich minusów takiej relacji ze mną. Tak samo było z firmą. Zróbmy
inaczej. Daj nam miesiąc. Przez miesiąc nie będziesz szukała żadnych wymówek. Pozwolisz
mi się zabierać na randki i  nie będziesz odmawiać, jeśli jedyną przeciwnością będzie twój
umysł. Oczywiście, nie będę nalegał na seks, to by było głupie i  zwyczajnie paskudne. Po
prostu pozwól, żebym ci pokazał, jaki jestem.
W mojej głowie trwało istne tornado, ale podobało mi się to, że znał mnie tak dobrze.
W dodatku wymyślał rozwiązania, które miały mi pomóc uporać się z natrętnymi myślami.
Po kilku nieznośnie długich minutach kiwnęłam lekko głową.
– A co później? – spytałam. – Co po tym miesiącu?
– Sama zdecydujesz, czy chcesz być ze mną i sprawdzić, co z tego wyjdzie, czy nie.
–  Okej. – Pokiwałam po raz kolejny głową. Zgodziłabym się na wszystko, byleby uciec
z jego gabinetu. – Chyba wrócę już do pracy.
–  Szczerze mówiąc – oznajmił, przywołując na twarz łobuzerski uśmiech – wolałbym,
żebyś sobie zrobiła dzisiaj wolne i wróciła do domu. Miałaś ciężki poranek, a poza tym… nie
masz majtek, a  świadomość tego, że jesteś tylko kilka pięter niżej bez bielizny – wyjął
z  kieszeni moje poszarpane beżowe majtki i  pomachał mi nimi przed oczami – może mnie
zabić.
Wybuchnęłam śmiechem, ale sama nie mogłam przed sobą ukryć, że po jego słowach
zrobiłam się wilgotna między nogami. Wstałam szybko, bo zaczęłam się obawiać, że się na
niego rzucę.
– Może i masz rację – zgodziłam się. – Do zobaczenia.
ROZDZIAŁ 20

Samantha
Wracając na przedmieścia, wybrałam numer Megan. Nie spodziewałam się, że odbierze, ale
planowałam nagrać się jej na pocztę i  poprosić, żeby wpadła do mnie po pracy. Musiałam
z kimś porozmawiać o tym, co się wydarzyło, a Meg była jedynym słusznym wyborem.
O dziwo po pierwszym sygnale usłyszałam jej głos odbijający się echem od ścian.
– Masz farta. – Zaśmiała się. – Akurat sikam.
–  Bez szczegółów – powiedziałam, zaciskając mocniej palce na kierownicy, bo wciąż
nieznośnie drżały.
– Co tam? – zapytała od niechcenia.
Wzięłam głęboki wdech, bo nie chciałam, żeby słowa ugrzęzły mi w gardle.
–  Bzykałam się z  Dustinem – rzuciłam tak szybko, jak tylko umiałam, bo bałam się, że
w innym wypadku nigdy z siebie tego nie wyduszę.
Usłyszałam przerażający łoskot, wzmocniony jeszcze bardziej przez głośniki samochodu,
kilka przekleństw oraz szmer.
– Upuściłam telefon – poinformowała mnie po chwili. – Jak to bzykałaś się z Dustinem?
–  Normalnie – jęknęłam, żałując, że zadzwoniłam akurat teraz, kiedy prowadziłam. Gdy
tylko słowa wyleciały z  moich ust, od razu przed moimi oczami ukazały się obrazy sprzed
zaledwie godziny, kiedy wciskał mnie w szklaną ścianę. – W jego biurze. Przy oknie.
– O której będziesz w domu? – spytała, sapiąc i lekko czymś szurając.
Mogłam się domyślić, że wciska się w spodnie.
–  Właściwie to za kilka minut. – Uśmiechnęłam się lekko, już wiedziałam, co zaraz
usłyszę.
– Zaraz wychodzę z pracy. – Potwierdziła moje przypuszczenia.
Usłyszałam kilka dziwnych dźwięków i  spojrzałam zaskoczona na wyświetlacz
w samochodzie, jakby mógł mi pokazać, co ona właściwie wyrabia.
– Meg, co ty robisz? – zainteresowałam się.
–  Daję sobie po ryju, żeby mieć wypieki. Powiem dziadkowi, że mam gorączkę. Będę
u ciebie za pół godziny.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, kiedy się rozłączyła. Miałam nadzieję, że wyrwie się
z  pracy, ale nie wiedziałam, czy jej się to uda. „Dziadek”, jak nazywała swojego szefa, był
naprawdę starym biznesmenem, który już dawno powinien być na emeryturze, ale jednak
wolał płacić Meg absurdalne pieniądze, byleby wciąż mieć kontrolę nad najważniejszymi
rzeczami. W związku z jego obsesją moja przyjaciółka zawsze miała problem ze skróceniem
dnia pracy czy chociażby wyjściem na dłuższy lunch.
Kiedy podjechałam pod dom, na moim podjeździe z  piskiem opon zahamował drugi
samochód, z którego wyskoczyła Megan. Miała obłęd w oczach.
– Opowiadaj! – krzyknęła, zamykając auto kopniakiem.
– Możemy chociaż wejść do środka? – Ruszyłam w kierunku drzwi, nie czekając na nią.
– Kobieto, zrobiłam sobie siniaka na twarzy i jestem pewna, że złapałam przynajmniej dwa
mandaty za przejazd na czerwonym świetle, a ty mi każesz czekać?! – wrzeszczała na mnie,
kiedy próbowałam trafić w dziurkę od klucza.
– Nie mam zamiaru opowiadać ci o seksie, potrzebuję cię do czegoś innego, a wiedziałam,
że tylko tak wyciągnę cię z biura – burknęłam.
– To nie było żadnego pukanka? – westchnęła z rozczarowaniem.
–  Było – powiedziałam, wchodząc w  końcu do domu. – Siadaj. Muszę założyć jakąś
bieliznę.
– Zajebał ci majtki?! – wykrzyknęła, kiedy wbiegałam po schodach.
Oczywiście Megan nie dała za wygraną i  poszła za mną na górę. Weszła nawet do
garderoby, a ja wiedziałam, że nie wygonię jej, nawet gdybym próbowała. Pokręciłam głową
z rezygnacją, a następnie wsunęłam figi na tyłek, ciesząc się, że mam spódnicę.
– Powiedział, że jest we mnie zakochany. – Odwróciłam się w jej kierunku.
– Co, kurwa, powiedział? – Spojrzała na mnie, po czym osunęła się po ścianie na podłogę.
Usiadłam tam razem z nią. Najwyraźniej będę dyskutować o moich uczuciach, siedząc na
podłodze w otoczeniu moich ciuchów. I majtek.
Streściłam jej cały przebieg wydarzeń, pilnując, żeby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów
dotyczących tego, co wydarzyło się przy szklanej ścianie.
– Jezu, ale ty jesteś dziwna – zawyrokowała w końcu. – Każda inna laska na twoim miejscu
rzuciłaby mu się w ramiona, obiecała gromadkę dzieci i zaczęła planować ślub.
–  Meg, ja naprawdę nie mam ochoty na żarty – warknęłam. – Nie wiem, czy to dobry
pomysł, żeby zaczynać z nim cokolwiek.
– A czy nie obiecałaś mu, że nie będziesz analizować przez miesiąc? – Spojrzała na mnie
z politowaniem. – W godzinę po tej rozmowie już zaczynasz wszystko negować?
– No bo ja nie wiem, czy tak powinno być – westchnęłam. – Czy to nie dziwne, że dał mi
czas, żebym się w nim zakochała? To nie powinno przyjść naturalnie?
– Chodzi ci o to, że przy pierwszym spotkaniu razi cię piorun, robisz się mokra i będziesz
mieć nadzieję, że włoży ci kutasa we wszystkie możliwe dziurki? – Popatrzyła na mnie
z krzywym uśmiechem.
– Ja nie… ja… – Cholera, zagięła mnie.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróciłam wspomnieniami do pierwszego
spotkania z Dustinem na balu charytatywnym. Dokładnie pamiętałam, jak rozpływałam się
pod wpływem jego wzroku. Jak dreszcz przebiegł przez moje ciało, kiedy ujął moją dłoń i ją
pocałował, aż w  końcu dotarłam do momentu, kiedy powiedział, że mam ładną sukienkę,
a  tak naprawdę chodziło o  mój brak stanika. A  strach, który wtedy czułam? Czy naprawdę
pomyliłam go z  pożądaniem? Czy właśnie przez to, że byłam w  związku, wystraszyłam się
tego, czego chciało moje ciało od Dustina?
– Aha. – Zaśmiała się przyjaciółka. – Tak się poczułaś, co? Tylko wtedy byłaś z tą imitacją
faceta i wyrzuciłaś to z głowy?
– Nie wiem – jęknęłam i zakryłam twarz rękami. – Boże, to wszystko jest takie trudne.
– To wszystko jest banalnie proste. – Wzruszyła ramionami, a później wstała. – Jedynym
facetem, z  którym do tej pory spałaś, był De Feo, a  Sullivanowi dałaś się wypieprzyć przy
oknie w jego gabinecie. Lecisz na niego. On leci na ciebie. Nie widzę problemu.
– Meg, jesteś najgorszą przyjaciółką, jaką można mieć – burknęłam.
–  Jestem najlepszą przyjaciółką, jaką możesz mieć. – Pociągnęła mnie mocno za rękę,
żebym również wstała. – Jesteś totalną sztywniaczką, gdyby nie ja, na pewno już pisałabyś do
Dustina, że jednak zmieniłaś zdanie. Zobaczysz, kiedyś mi za to podziękujesz. Wyczuwam
brak wina w tym pomieszczeniu, musimy się przenieść do salonu.

Dustin
Do końca dnia czekałem na wiadomość od Samanthy, w  której napisze, że jednak zmieniła
zdanie. Cholernie się tego bałem, bo wiedziałem, że nie mogłem zrobić nic więcej. Nie to,
żebym zamierzał odpuścić, kiedy najdą ją wątpliwości, ale naprawdę wolałbym nie musieć
uciekać się do żadnych paskudnych podstępów, żeby zburzyć ten jej cholerny mur.
Nie mogłem sobie znaleźć miejsca i  co chwilę nerwowo zerkałem na telefon. W  końcu,
w przypływie rozpaczy, zadzwoniłem do Thomasa.
– Możesz do mnie wpaść? – spytałem, starając się, żeby mój głos nie zdradzał zbyt wielu
emocji.
– Będę za dziesięć minut – rzucił, po czym się rozłączył.
Naprawdę, życzyłem każdemu tak bezproblemowych przyjaciół.
Wziąłem szybki prysznic, a później zszedłem do salonu. Tom już powinien być.
Kiedy wszedł przez drzwi garażowe, do których chyba od zawsze miał kod, od razu
wręczyłem mu szklankę whisky i wskazałem sofę.
–  Sam? – Od razu się domyślił. Od dawna wiedział, że ta dziewczyna zawróciła mi
w głowie.
– Powiedziałem jej wszystko. – Usiadłem obok. – I poprosiłem o miesiąc dla nas.
– Co? – Wyglądał na zaskoczonego. – Nie rzuciła ci się na szyję i nie wyznała odwiecznej
miłości?
–  Mówiłem ci – warknąłem – ona nie jest taka. Nawet z  tym miesiącem miała problem.
Cały czas mam wrażenie, że w  jej głowie ciągle kręcą się trybiki i  boję się, że za chwilę
zadzwoni, żeby odwołać to wszystko.
–  Aha. – W  końcu spojrzał ze zrozumieniem na szklanki, które trzymaliśmy w  rękach.
Bardzo rzadko zdarzało nam się sięgać po alkohol w tygodniu, jeśli nie wymagało tego żadne
spotkanie biznesowe. – Ale cię wzięło.
–  Fajnie, że zauważyłeś to po tych wszystkich miesiącach, kiedy o  niej ciągle
opowiadałem. – Przewróciłem oczami. – Nic na to nie mogę poradzić. Jest inteligentna,
zabawna i cholernie seksowna.
– Wiesz, że nigdy nie powiedziałeś tak o Sophie? – Popatrzył na mnie zaskoczony.
– Wiem. Z Sam jest inaczej. Gdyby powiedziała, że mam sprzedać firmę, przeprowadzić się
z nią do jakiejś dziury w Minnesocie i zamieszkać w chatce z gówna, to bym to, kurwa, zrobił
– westchnąłem. – Bylebym mógł być obok niej.
– Jesteś pewien, że tego się nie leczy? – Uniósł wymownie brwi.
–  Wiesz co, Thomas? – syknąłem. – Pierdol się. Chętnie poczekam, aż ty się zakochasz.
Będę miał ubaw po pachy.
– Jezu, stary, żartuję. – Stuknął mnie lekko łokciem. – Ale musisz się jakoś przygotować na
to, że może cię posłać do diabła. Nie da się nikogo zmusić do miłości.
– Przecież wiem. – Przeczesałem nerwowo włosy palcami. – Ale czuję, że to jest ta jedyna.
Mam coraz większą ochotę wpierdolić De Feo. To przez niego jest taka nieufna i nie do końca
pewna siebie. Przez tego skurwysyna ma uraz do klasy wyższej i jest przekonana, że wszystko
tu jest sztuczne.
– Wcale się tak bardzo nie myli – westchnął przyjaciel. – W takim razie musisz jej pokazać,
że wasza relacja może być prawdziwa. Nie ciągnij jej po jakiś snobistycznych restauracjach
czy nadętych premierach teatralnych. Skoro ma uraz do sztucznego życia, zabierz ją gdzieś
za miasto, ucieknijcie na jacht. Nie wciągaj jej na siłę na górę.
– To dobry pomysł. – Pokiwałem głową z wdzięcznością. – Dziękuję.
–  No to teraz możemy się wyluzować i  obejrzeć jakiś mecz? – spytał z  krzywym
uśmiechem.
– Nie – warknąłem. – Boję się, że za chwilę dostanę SMS-a, że się wycofuje.
– I jak będziesz o tym ciągle myślał, to będzie ci lepiej? – ironizował.
W końcu wstałem, sięgnąłem po pilota i zacząłem przeskakiwać po sportowych kanałach.
Włączyłem pierwszy lepszy mecz, a potem rzuciłem symbol władzy przyjacielowi.
Do dwudziestej drugiej oglądaliśmy po kolei wszystko, co leciało. Starałem się skupić na
ekranie, ale udawało mi się to średnio, jednak musiałem przyznać, że po jakimś czasie byłem
już mniej spięty, towarzystwo przyjaciela skutecznie odwracało moją uwagę.
– Dobra, to ja będę spadał – oświadczył w końcu Thomas i wstał.
W tym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości i  jak w  zwolnionym
tempie zobaczyłem, jak zmienia się mina Toma. Obaj wiedzieliśmy, co oznacza ten dźwięk.
To, że w  ogóle ruszyłem w  kierunku komórki, zawdzięczałem temu, że przez cały czas
sobie wmawiałem, że może to reklama albo ktoś z  mojej rodziny. Choć gdzieś w  środku
wiedziałem, że to niemożliwe, to była to jedyna deska ratunku, jakiej mogłem się trzymać.
Odblokowałem telefon, a  później zobaczyłem imię Sam na ekranie. Drżącym palcem
dotknąłem powiadomienia o nowej wiadomości. Odczytałem ją, po czym usiadłem na krześle
przy stole. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem.
– Dobranoc – powiedziałem, patrząc na Thomasa.
– Jesteś pewien, że chcesz zostać teraz sam? – zapytał ze współczuciem.
– Thomas – powiedziałem powoli – ona napisała: Dobranoc.
Pomału na naszych twarzach zaczęły malować się głupkowate uśmiechy. Poczułem, jak
całe zdenerwowanie mnie opuszcza, i  w końcu wziąłem głęboki wdech, chyba po raz
pierwszy od południa, kiedy wypuściłem ją z biura.
Chwyciłem za telefon, a później odpisałem: Dobranoc :).
ROZDZIAŁ 21

Dustin
Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale nie mogłem się powstrzymać. W  ostatniej
chwili skręciłem na północ zamiast na południe, zapewne przyprawiając o  zawał serca
kobietę, której wcisnąłem się tuż przed maskę. Posłała mi serię dźwięków z  klaksonu, a  w
lusterku wstecznym mogłem podziwiać jej środkowy palec.
Zaparkowałem na bocznym parkingu i  powoli poszedłem w  kierunku hotelu, którego
reklama właśnie była realizowana. Już z  daleka dobiegł mnie wkurzony wrzask Samanthy.
Postanowiłem przystanąć za rogiem, wolałem się nie narażać, jeśli była w złym humorze, bo
obawiałem się, że jeśli zdenerwuję ją swoją obecnością jeszcze bardziej, to już więcej na
swoim telefonie nie zobaczę Dobranoc.
–  Jasna cholera! – krzyczała, nerwowo stukając palcem w  podkładkę tuż przed nosem
mężczyzny po czterdziestce. – Wysłałam wam pieprzony scenariusz tydzień temu! Nie
interesują mnie wasze poprawki! To ja robię tę reklamę! Kiedy zamawiam w  restauracji
spaghetti, to kelner nie przynosi mi pizzy, bo według niego jest lepsza! Tak trudno to
zrozumieć?
Nie słyszałem, co ten mężczyzna jej odpowiedział, bo stałem za daleko, ale facet wyglądał
na lekko wystraszonego. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Cieszyłem się, że De
Feo nie zniszczył jej pewności siebie przynajmniej w tej dziedzinie.
–  Denis! – zawołała współpracownika. – Znajdź w  tym hotelu jakąś kserokopiarkę i  zrób
kilka kopii naszego scenariusza, proszę.
Denis pospiesznie wziął od niej plik papierów i zniknął w hotelu. Kiedy patrzyłem, jak się
oddala, mój wzrok padł na recepcjonistkę. Na chwilę mnie zamurowało. Zamiast uniformu
wpisanego w  dress code tego hotelu miała na sobie tak krótką spódniczkę, że ledwo
zasłaniała jej tyłek. Już miałem do niej podejść, ale zauważyłem kątem oka, że Samantha
zmrużyła oczy, patrząc w  tym samym kierunku. Postanowiłem poczekać i  zobaczyć, jak
rozwinie się sytuacja.
–  Co ty masz na sobie? – warknęła Sam, podchodząc do niej. – To jest, kurwa, reklama
pięciogwiazdkowego hotelu, a nie motelu na godziny z burdelem na parterze.
– Jak śmiesz? – zapytała oburzona recepcjonistka.
– Przebierz się w normalny uniform – syknęła Sam, ciskając oczami gromy w dziewczynę.
– Albo poproszę Matta, żeby ściągnął mi tutaj kogoś, kto nie ma ambicji stania się gwiazdą
porno.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i  z satysfakcją patrzyłem, jak dziewczyna odchodzi,
mamrocząc coś pod nosem.
– Lepiej jej nie wchodzić w drogę, kiedy jest w takim stanie – usłyszałem po lewej stronie
i spojrzałem z zaskoczeniem na Kelly, jedną z dziewczyn pracujących z Sam. – Samantha jest
najmilszą osobą na świecie do momentu, kiedy wszystko idzie zgodnie z  planem. Kiedyś
wywaliła z  planu całą ekipę, która próbowała forsować swoje pomysły. Jeśli ten facet nie
zacznie jej słuchać, to obawiam się, że dzisiaj może skończyć się tak samo.
– Jak ją uspokoić, kiedy jest w takim – zawahałem się przez chwilę – bojowym nastroju?
–  Czarna, mocna kawa z  odrobiną śmietanki, bez cukru – odpowiedziała automatycznie
kobieta.
–  Dzięki. – Uśmiechnąłem się szeroko i  już miałem odejść, żeby przejść na drugą stronę
ulicy do Starbucksa.
–  Panie Sullivan – zawołała Kelly. – Tylko niech się pan upewni, że na pewno jest bez
cukru. Jeśliby się pomylili i byłaby słodka, to będziemy mieć cały dzień przesrane.
– Jasne. – Uniosłem kciuk, po czym przeszedłem przez ulicę.
Nie mogłem zmyć z  twarzy debilnego uśmiechu, nawet wtedy, gdy zamawiałem kawę,
przez co prawie się nią oblałem, gdy próbowałem, czy na pewno nie ma w sobie ani grama
cukru.
Wróciłem kilka minut później. W  tym czasie najwyraźniej Denis zdążył już skopiować
scenariusze, bo wszyscy stali, uważnie czytając to, co znajdowało się na kartkach. Szybko
odnalazłem w tłumie Sam, która nerwowo uderzała stopą o podłogę. Podszedłem do niej od
tyłu i podsunąłem pod nos kubek.
– Dzięki – oznajmiła z westchnieniem, biorąc go ode mnie, i dopiero wtedy się odwróciła.
Na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. – Co ty tutaj robisz?
– Szczerze mówiąc, chciałem cię zobaczyć. – Postawiłem na szczerość, zamiast wciskać jej
kit, że znalazłem się tutaj przypadkiem.
Ku mojemu zaskoczeniu, lekko się uśmiechnęła, a  na jej twarzy pojawił się delikatny
rumieniec, od razu zrobiło mi się lżej na sercu.
– Ten dzień to jest jakiś koszmar – jęknęła. – Nikt mnie nie słucha.
– Radzisz sobie świetnie. – Puściłem do niej oko. – Widziałem.
– Normalnie nie jestem taką jędzą – westchnęła zrezygnowana. – Ale nie cierpię, gdy ktoś
zmienia efekty naszej kilkutygodniowej pracy tylko dlatego, że uważa, że ma lepszy pomysł,
i w dodatku wcześniej nie konsultuje tego ze mną.
– Wcale ci się nie dziwię – powiedziałem szczerze. Sam miałem podobnie. – Może po pracy
dasz się gdzieś zaprosić?
– Po pracy? – Spojrzała wymownie na swój strój.
Miała na sobie przetarte dżinsy, conversy i bladoróżowy sweter, a na głowie rozczochrany
koczek.
– Niczym się nie przejmuj – uspokoiłem ją, powstrzymując się, żeby nie złapać ją za rękę
albo nie objąć w pasie. Zawsze gdy była w pobliżu, miałem ochotę ją dotykać. – Wyglądasz
idealnie.
–  Nie będę się dobrze czuła, jeśli w  takim stroju znajdę się wśród ludzi w  garniturach
i eleganckich sukienkach – zauważyła, patrząc na mnie uważnie.
– Obiecuję, że twój strój nie będzie w niczym przeszkadzał. – Uniosłem zachęcająco brew.
– Zaufaj mi.
– Dobrze – zgodziła się, popijając przy tym kawę. – Pyszna. Nie wiem, skąd wiedziałeś, ale
dziękuję.
– Twoi pracownicy zdradzają twoje sekrety – szepnąłem teatralnie.
– Kelly? – zapytała od razu. – To zawsze ona przynosiła mi kawę.
Kiwnąłem głową. Samantha spojrzała za siebie, a kiedy zauważyła, że większość ludzi już
nie patrzy w  skrypt tylko rozmawia ze sobą, westchnęła przeciągle, po czym popatrzyła
ponownie na mnie.
– Czas wracać do pracy – oświadczyła. – Do zobaczenia później.
Jak na skrzydłach wróciłem do biura. Cały dzień z  przyjemnością wykonywałem swoje
obowiązki, a  te kilka dodatkowych rzeczy, które musiałem załatwić przed naszą randką,
sprawiło mi wręcz dziką satysfakcję.
Kiedy o  siedemnastej zjechałem windą na dół, żeby zabrać Samanthę, przywitała mnie
wyrazem twarzy, z którego z łatwością mogłem wyczytać, że jest pełna obaw.
– Przecież ja nie gryzę – zażartowałem, żeby się choć trochę rozluźniła.
– Gryziesz – powiedziała, po czym prawie natychmiast spłonęła rumieńcem.
Cholera, teraz mnie się zrobiło gorąco, bo przypomniałem sobie, jak wczoraj przygryzałem
jej gładką skórę, a ona jęczała moje imię.
– Może czasem. – Uśmiechnąłem się lekko, widząc zaróżowione policzki. – Chodź.
Weszła za mną do windy, nie odzywając się ani słowem. Rzuciła mi niespokojne
spojrzenie, gdy nacisnąłem numer ostatniego piętra w budynku. Po kilku sekundach byliśmy
już na górze, ale zamiast pójść w prawo do mojego biura, pokierowałem ją w lewo, a później
wskazałem drabinkę.
– Dach? – zapytała zaskoczona.
– Tak.
Kiedy w  końcu przeszła przez właz, mogłem obserwować, jak jej oczy rozszerzają się ze
zdziwienia. Sam byłem bardzo zadowolony z  efektu, który udało mi się osiągnąć. Spora
ogrodowa sofa stała tuż przy stoliku z paleniskiem, w którym płonął ogień, a na blacie stała
butelka wina. Duże lampiony rzucały przytłumione światło.
– Żartujesz? – Odwróciła się w moim kierunku. – Zrobiłeś to specjalnie?
– Właściwie tak. – Podszedłem do niej, po czym złapałem za drżącą dłoń, poprowadziłem
ją do sofy. – Lubię tu przychodzić, ale jak się na pewno domyślasz, dla mnie samego
wystarczało krzesło.
Posadziłem ją na poduszkach i  sięgnąłem do kufra z  tyłu. Wyciągnąłem puszysty koc,
rozłożyłem go i  dokładnie ją otuliłem. Był maj, ale noce wciąż były zimne nawet na
normalnej wysokości, a co dopiero na szczycie wieżowca.
Nalałem nam wina, a później usiadłem obok niej. Smakowaliśmy alkohol w milczeniu, aż
w końcu Samantha spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
– Zagrajmy w dwadzieścia pytań – powiedziała niespodziewanie. – Prawie się nie znamy.
– Pytaj, o co chcesz. – Zaśmiałem się. – Ja znam cię bardzo dobrze.
– Dustin, wiesz, o  co mi chodzi. – Pokręciła głową. – Tak, o  dziwo rozumiesz, jak działa
mój mózg i  nawet udaje ci się czasem zgadnąć, co myślę, ale nie wiesz o  mnie takich
zwykłych rzeczy.
– Sprawdź mnie. – Rzuciłem jej wyzwanie.
– Mój ulubiony kolor? – Podciągnęła kolana pod brodę i spojrzała na mnie wyzywająco.
– Turkusowy.
– Skąd wiesz?! – wykrzyknęła cicho.
– Najpierw pytania, później się będę tłumaczył.
– Dobrze – zgodziła się niechętnie. – Moje ulubione kwiaty?
– Słoneczniki.
– Zwierzę?
– Sowa.
– Piosenka?! – prawie krzyczała, a ja miałem ochotę potężnie się roześmiać.
– A Beautiful Lie zespołu Thirty Seconds to Mars.
– Skąd to wszystko wiesz?! – Chciała zerwać się z sofy, ale złapałem ją w pasie, trzęsąc się
ze śmiechu.
–  Kolor strzelałem. Wahałem się między niebieskim a  turkusowym, bo często chodzisz
w obu, ale w turkusie jest ci najładniej i sądzę, że to widzisz. Słoneczniki masz wytatuowane
przy nadgarstku, sowę z  tyłu, nad łokciem, a  cytat Such a  beautiful lie, to belive in po
wewnętrznej stronie ramienia.
– Widziałeś te tatuaże raz, przez jakieś pięć minut na imprezie u Thomasa, bo nie wierzę,
że dostrzegłeś to wszystko w  klubie, gdzie było ciemno. – Spojrzała na mnie
z niedowierzaniem.
– Wystarczyło. – Wzruszyłem ramionami. – Najbardziej podoba mi się łapacz snów, który
masz na ramieniu.
– Twój ulubiony kolor? – zapytała i ponownie oparła się o sofę, najwyraźniej uspokojona
moją odpowiedzią.
– Turkusowy – odpowiedziałem bez wahania.
– Pytam poważnie – jęknęła.
–  A ja odpowiadam poważnie. Wyglądasz w  nim nieziemsko. – Uniosłem rękę, chcąc
pogładzić ją po twarzy, ale się zawahałem. Miałem nie naciskać, ale nie mogłem się
powstrzymać przed dotykaniem jej.
Kiedy to zobaczyła, przygryzła lekko wargę i spojrzała mi w oczy.
– Przytul mnie – wyszeptała.
– Co? – Prawie wypuściłem kieliszek z dłoni.
– Przytul mnie. Mocno – powtórzyła.
Złapałem ją razem z kocem i przyciągnąłem do siebie, zamykając w uścisku.
– Zwierzę? – spytała, a jej oddech musnął moją szyję.
– Pies. Zawsze chciałem mieć psa, ale za długo pracuję. Męczyłby się sam w domu.
– A piosenka?
–  Nie wiem – oznajmiłem, wtulając twarz w  jej włosy i  napawając się kwiatowym
zapachem. – Słucham różnej muzyki, ciężko mi wybrać jeden gatunek.
– Co jest twoim największym marzeniem?
–  Nie mogę ci powiedzieć. – Pomasowałem jej ramiona i  upewniłem się, że jest ciasno
owinięta kocem. – Uciekłabyś.
Zachichotała jak mała dziewczynka, a później wtuliła się w moją szyję. Poczułem jej zimny
nos na skórze.
– Chcesz już iść? – zapytałem, przyglądając się jej uważnie. – Masz lodowaty nos.
–  Nie chcę. – Pokręciła głową. – Lodowaty mam tylko nos. Wydaje mi się, że na resztę
mojego ciała ktoś wylał wrzątek.
Siedzieliśmy w milczeniu przez wiele długich minut. Byłem zachwycony tym, że mogę ją
przytulać i wdychać jej zapach.
– Dustin? – zagadnęła w końcu.
– Tak?
– Możemy tu przychodzić częściej?
–  Możesz tu przychodzić, kiedy tylko chcesz – odpowiedziałem, mocniej ją ściskając. –
Jutro załatwię ci kartę dostępu, a  jak tylko będziesz chciała mojego towarzystwa tutaj, to
wystarczy SMS.
– Dziękuję – usłyszałem w jej głosie leniwy uśmiech.
ROZDZIAŁ 22

Samantha
Od pięciu dni chodziłam jak na haju. Dustin porywał mnie na dach albo zapraszał do małych,
spokojnych restauracji. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, a ja coraz szerzej otwierałam
oczy ze zdziwienia, że nie zauważyłam już wcześniej tego, że on coś do mnie czuje. Coś
więcej niż sympatię. Gdy teraz go obserwowałam, wydawało mi się to jasne jak słońce.
Pochlebiało mi to.
Czułam się, jakbym była kimś wyjątkowym. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi
oczami, a  ja odnosiłam wrażenie, że nie istnieje dla niego nikt inny. Tak łatwo byłoby mu
oddać serce. Jednak wciąż się gryzłam. Nie chciałam po raz drugi popełnić takiego błędu jak
z Jacksonem. Bałam się, że wszystko, co czuję, tylko sobie wmawiam. Sprawy nie ułatwiała
moja rosnąca frustracja. Choć nie mogłam absolutnie nic zarzucić Dustinowi, to cholernie
wkurzało mnie to, że tak twardo trzymał się swoich słów. Nie dotykał mnie, jeśli go o to nie
poprosiłam, ani razu nie próbował mnie pocałować, nie mówiąc o czymkolwiek więcej. A ja
podświadomie chciałam, żeby wyszedł z  niego ten sam jaskiniowiec co wtedy przy oknie
w jego gabinecie. Chętnie bym mu uległa.
Z jednej strony cieszyłam się, że nie próbuje wykorzystać słabości, jaką miało do niego
moje ciało, ale z drugiej w ogóle niczego mi to nie ułatwiało. Coraz częściej zastanawiałam
się nad ponowną ucieczką gdzieś z dala od tego wszystkiego. Chyba potrzebowałam dystansu
i chwili samotności, żeby poukładać myśli w coś sensownego. Jednak zgodziłam się, że przez
miesiąc dam mu wolną rękę. Nie mogłam się teraz wycofać i wyjechać.
Westchnęłam głośno, kiedy dotarło do mnie, że znowu siedzę i patrzę w ścianę. Od kilku
dni w  ten właśnie sposób marnowałam przynajmniej kilka godzin pracy. Nie robiłam nic,
zanurzając się w  myślach tak głęboko, że nawet tego nie zauważałam, a  moi pracownicy
odwalali robotę sami. Najwyraźniej beznadziejna ze mnie szefowa.
W końcu wstałam, uznając, że muszę coś zjeść, a przy okazji miałam zamiar zrobić sobie
mocną kawę. Musiałam się jakoś ogarnąć i wziąć w końcu do roboty.
Wyszłam z  biura, a  potem nacisnęłam numer pięćdziesiąty na panelu w  windzie.
W  pomieszczeniach socjalnych można było znaleźć najlepsze kanapki z  indykiem, jakie
w życiu jadłam, a i kawie niczego nie brakowało.
Gdy tylko wyszłam z  windy, mój wzrok padł na miejsce przy oknie. Jakby niewidzialny
magnes ciągnął mnie w tamtą stronę. Od razu napotkałam spojrzenie Dustina. Siedział przy
stoliku z  Thomasem oraz jakimś obcym mężczyzną. Nie wiedziałam, czy był to klient, czy
pracownik, którego po prostu nie znam, ale uznałam, że nie powinnam im przeszkadzać, tym
bardziej że Dustin, choć wbijał we mnie wzrok, nie sprawiał wrażenia, jakby miał zamiar do
mnie podejść. Kiwnęłam im więc głową, po czym skierowałam się do lady.
Kupiłam kanapkę, a później podeszłam do ekspresu, żeby zrobić sobie kawę. Poczułam, że
ktoś za mną staje, a  kiedy się odwróciłam, zobaczyłam lekko zakłopotaną minę Thomasa.
Poczułam ukłucie zawodu, ale postanowiłam je zignorować.
– Sam – powiedział dziwnym głosem.
– Cześć, Tom – odpowiedziałam, obdarzając go ciekawskim spojrzeniem.
– Samantho, nie chcę, żeby to źle zabrzmiało – zaczął powoli, a mnie od razu zrobiło się
zimno. – Ale musisz stąd iść.
– Słucham? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
–  Proszę, zjedz lunch u  siebie – jęknął. – Od czterech godzin prowadzimy negocjacje,
a  ponieważ w  ogóle nie widać końca, zeszliśmy coś zjeść, jednak rozmowa wciąż trwa,
a  raczej trwała. Odkąd tu weszłaś, Dustin już dwa razy zgubił wątek. Jeśli tu zostaniesz,
położy te negocjacje, a  to naprawdę ważny kontrakt. On pewnie zbytnio by się tym nie
przejął, ale szkoda tracić takiego klienta.
– Jasne – powiedziałam totalnie zmieszana. – Już spadam.
– Sam. – Zatrzymał mnie, kiedy miałam już wyjść. – On totalnie stracił dla ciebie głowę.
Uśmiechnęłam się lekko, ale nie patrzyłam na Thomasa. Przeniosłam wzrok na
przystojniaka przy stoliku. Miałam nadzieję, że tego nie zauważy, bo Tom skutecznie mnie
zasłaniał, ale się myliłam. Od razu mogłam dostrzec utkwione we mnie niebieskie tęczówki.
Poczułam, że robi mi się ciepło, i  mogłam się założyć, że na mojej twarzy pojawił się
rumieniec.
– Cholera – westchnął Tom. – Widzę, że nie jesteś mu dłużna.
– Co? – Wróciłam do niego spojrzeniem. – Ja nie… Ja… Pójdę już.
Przeszłam obok niego, a  później szybko uciekłam do windy. Nie miałam zamiaru
rozmawiać z Thomasem o swoich uczuciach. Nie umiałam ich ubrać w słowa i nawet Megan
miała problem, żeby mnie zrozumieć, a przecież była moją najlepszą przyjaciółką.
Weszłam do swojego gabinetu, po czym usiadłam przy biurku. Jedząc, przysięgłam sobie,
że zaraz zabiorę się do pracy, nie mogłam wciąż tkwić w tym dziwnym zawieszeniu.
Jednak ledwo skończyłam kanapkę, kiedy Kelly zapukała do moich i  tak już otwartych
drzwi.
– Samantho – powiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Ktoś do ciebie przyszedł.
– Kto? – Spojrzałam na nią zaskoczona. Z nikim się dzisiaj nie umawiałam, a przecież nie
miałam żadnych innych klientów niż Dustin.
– On… – jęknęła, wciąż unikając mojego wzroku. – On chyba jest z gazety.
– Co?! – Uderzyłam ręką w stół. – Kto go tutaj wpuścił?!
Wstałam i szybko wyszłam z gabinetu. Mogłam przypuszczać, że pojawiam się w gazetach.
Nie łudziłam się, że prasa nas nie śledzi, ale za każdym razem odwracałam wzrok od
kolorowych szmatławców. No ale żeby przychodzić tutaj? Facet musiał być wyjątkowo
bezczelny.
– Dzień dobry – powitał mnie mężczyzna w średnim wieku. – Nazywam się Eric…
–  Nie interesuje mnie to. – Machnęłam ręką. – Bardziej mnie interesuje, jak pan się tu
dostał.
– Mam tylko kilka pytań – oznajmił, ignorując moje oburzenie.
–  Niech ktoś zadzwoni po ochronę – rzuciłam przez ramię do moich pracowników. –
Natychmiast.
–  Jak się czujesz, spotykając się z  największym łamaczem damskich serc w  Chicago? –
Pospiesznie zaczął wyrzucać z siebie słowa, zapewne licząc na to, że stracę cierpliwość i coś
mu jednak odpowiem. – Nie boisz się, że za tydzień znajdzie sobie inną i wykopie cię z tego
ładnego budynku?
Odwróciłam się od niego, modląc się, żeby ochrona zjawiła się jak najszybciej. Bałam się,
że jeśli stracę panowanie nad sobą, to go po prostu zbluzgam, a wtedy będę mieć łatkę nie
tylko idiotki, która wpadła w  sidła donżuana, ale również agresywnej suki. Przygryzłam
wargę, żeby nie wybuchnąć, i  odeszłam jak najdalej od dziennikarza. Na szczęście drzwi
windy się otwarły i stanęło w nich dwóch ochroniarzy, a za nimi… Dustin.
– Zapiszcie jego dane i wyślijcie je do mnie – warknął, przepychając się obok ochrony. –
To jest wtargnięcie do prywatnego budynku.
Podszedł do mnie, po czym przyjrzał się uważnie mojej twarzy, a później położył mi dłoń
na plecach i lekko popchnął w kierunku mojego gabinetu. Zamknął za nami drzwi, a później
utkwił we mnie zatroskane spojrzenie.
– Przepraszam – powiedział. – Recepcjonistka wyleci jeszcze dzisiaj z pracy.
– Nie, daj spokój. – Machnęłam ręką, a potem przetarłam nią oczy.
Nie wiedzieć czemu, poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
– Nie, Sam – oświadczył, podchodząc do mnie. – To niedopuszczalne. A gdyby to nie był
jakiś marny pismak, tylko terrorysta? Albo ktoś z bronią?
– Wiesz, co o nas wypisują? – zapytałam trochę po to, żeby zmienić temat, a trochę jednak
z ciekawości.
–  Niezbyt dobrze – odparł, o  dziwo krzywo się uśmiechając. – Ale mam wrażenie, że cię
uwielbiają.
– Dlaczego? – Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
– Chyba sądzą, że trzymasz mnie pod pantoflem. – Zaśmiał się lekko. – A przynajmniej tak
przypuszczam, bo Thomas ma z tego niezły ubaw.
– O Boże. – Schowałam twarz w dłoniach.
– Hej, nie przejmuj się. – Podszedł do mnie i delikatnie złapał za nadgarstki, żeby odsunąć
je od mojej twarzy. – Mam to gdzieś i ty też powinnaś.
–  Moja ekipa… – westchnęłam, po czym usiadłam na skraju biurka. – Mam wrażenie, że
jest im głupio przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu. Nawet Kelly nie patrzy mi w oczy.
–  To z  nimi porozmawiaj – powiedział. – Na pewno czują się dziwnie i  nie wiedzą, w  co
mają wierzyć.
–  Ale co ja im mam powiedzieć? – Zupełnie nieświadomie przyciągnęłam Dustina do
siebie i oplotłam go rękami w pasie.
– Że się spotykamy? – podsunął, zamykając mnie w mocnym uścisku. – Przecież nikt od
razu nie bierze ślubu. A to, że chodzimy na randki, wcale nie jest kłamstwem.
Gdy do mojego nosa dotarł znajomy zapach, poczułam całkowity spokój. Jakby mocno
zaciśnięte ręce na moim ciele odgradzały mnie od świata zewnętrznego. Czułam się
bezpiecznie i… na swoim miejscu. Ta myśl mnie przeraziła. Odsunęłam się i  obeszłam
biurko, jakby miało stanowić moją tarczę ochronną.
– Sam? – Spojrzał na mnie z miną świadczącą o tym, że nie rozumie mojego zachowania.
– Przepraszam. – Pokręciłam głową. – Nie mogę się skupić, kiedy cię obejmuję.
– Skąd ja to znam? – Uśmiechnął się łobuzersko. – Muszę lecieć, wciąż negocjujemy.
–  Skąd się tutaj wziąłeś? – zainteresowałam się, kiedy dotarło do mnie, że w  ogóle nie
powinno go tutaj być.
–  Ochrona ma obowiązek natychmiast powiadamiać mnie o  każdym incydencie –
odpowiedział. – Kiedy się dowiedziałem, że została wezwana na twoje piętro… To były
najgorsze trzy minuty w moim życiu.
Roześmiałam się lekko, po czym spojrzałam mu w  oczy. Nie mogłam się dłużej
powstrzymywać, podeszłam i  zarzucając mu ręce na szyję, pocałowałam go w  policzek.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Zabijasz mnie – sapnął, patrząc na mnie intensywnie.
– Pocałuj mnie – szepnęłam mu cicho do ucha.
Przez kilka sekund patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale w końcu się nachylił. Ujął moją
twarz w dłonie i przesunął delikatnie ustami po moich wargach. Cichy jęk, który wydarł się
z mojego gardła, zaskoczył nawet mnie samą. Dustin owinął ręce wokół mojej talii i mocniej
docisnął do siebie. Jego usta stały się bardziej natarczywe, a ja wplotłam palce w jego włosy.
Kiedy przygryzłam jego dolną wargę, poczułam, jak mocniej zaciska dłonie na moim ciele.
–  Musimy przestać – wysapał, odsuwając się ode mnie o  kilka centymetrów. – W  innym
wypadku te ładne widoki – wskazał na jezioro za moim oknem – też doczekają się efektów
specjalnych.
Spłonęłam rumieńcem, a  w mojej głowie rozległ się głośny okrzyk radości. Dopiero po
kilku długich sekundach dotarło do mnie, że po pierwsze Dustin powinien być na spotkaniu
biznesowym, a po drugie za ścianą siedzi pięcioro moich pracowników.
– Do zobaczenia wieczorem. – Puścił do mnie oko i wyszedł.
Wzięłam głęboki wdech, a  później odczekałam kilka minut, żeby się uspokoić. W  końcu
sprawdziłam, czy nic w  moim wyglądzie nie zdradza tego, że kilka minut wcześniej
całowałam się z „Panem Sullivanem”. Na szczęście nic mi się nie rozmazało, ale wyraźnie
było widać, jak moje oczy błyszczą.
Wyszłam do głównej części biura i  spojrzałam na ludzi, którzy wbijali wzrok wszędzie,
tylko nie we mnie.
– Nie wiem, co piszą o mnie gazety – zaczęłam zdecydowanym głosem. – Nie czytam ani
papierowej prasy, ani plotkarskich portali. Pierwszy artykuł, który się o  mnie ukazał, był
kłamstwem. Mogę więc przypuszczać, że obecne też nie mają zbyt wiele wspólnego z prawdą.
Wciągnęłam głęboko powietrze, kiedy zauważyłam, że w  końcu zaczynają na mnie
spoglądać, chociaż wciąż niezbyt pewnie.
– Chodzę na randki z Dustinem – wyrzuciłam w końcu z siebie. – Spotykamy się, ale nie
jest to ani związek do grobowej deski, ani seksprzygoda. Właściwie, na razie sama nie wiem,
co to jest.
–  Sam, nie musisz się nam tłumaczyć – powiedziała Elle, a  ja posłałam jej wdzięczny
uśmiech. – To twoja prywatna sprawa.
–  Dziękuję. – Kiwnęłam jej głową. – Po prostu miałam wrażenie, że nie wiecie, jak się
zachować.
–  Bo nie wiedzieliśmy – wtrąciła Kelly. – Prasa się o  tobie rozpisuje, a  ty milczałaś jak
grób. Byliśmy zdezorientowani, bo nie wiedzieliśmy, czy potrzebujesz wsparcia, czy może
gratulacji.
Roześmiałam się głośno.
– Na razie chyba nie potrzebuję ani tego, ani tego. – Wyszczerzyłam się jeszcze bardziej.
W tej chwili potrzebowałam Dustina, najlepiej w  moim łóżku… Albo pod ścianą, albo
gdziekolwiek.
ROZDZIAŁ 23

Dustin
Minął kolejny tydzień , w  czasie którego powinienem stawać na głowie, żeby zdobyć Sam,
a  niestety musiałem go spisać na straty. Negocjacje z  Kholem przebiegły kiepsko. Wina
spoczywała głównie na mnie, bo to ja wyszedłem w  trakcie rozmowy, kiedy dowiedziałem
się, że na piętro Samanthy wezwano ochronę. Jednak dużo łatwiej było mi oskarżać tego
pieprzonego dziennikarza i  recepcjonistkę, która go wpuściła, niż brać całą
odpowiedzialność na siebie.
Niestety, to ja musiałem odpokutować i wyjechać aż na sześć dni do Delaware. Bałem się,
że kiedy nie będzie mnie w  Chicago, Samantha będzie miała zbyt wiele czasu na myślenie
i  się wycofa. Zresztą wiadomości od niej były dosyć oschłe i  raczej ograniczały się do
odpowiedzi na moje pytania, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak.
Kiedy w  końcu wracałem we wtorek do Chicago, miałem ochotę prosić pilota, żeby
przyspieszył. Miałem złe przeczucia, a odpowiedź Sam, która brzmiała Okej, na pytanie, czy
pójdziemy wieczorem na kolację, tylko pogorszyła mój nastrój.
Droga z  lotniska O’Hare do domu ciągnęła się w  nieskończoność i  miałem wrażenie, że
kolejne godziny, choć starałem się czymś zająć, trwają tygodniami. Zacząłem się nawet
zastanawiać, czy nie potrzebuję konsultacji z psychiatrą, bo miałem wrażenie, że naprawdę
mi odwala.
W końcu o dziewiętnastej wysiadłem z taksówki, żeby zapukać do jej drzwi. Ręce trzęsły mi
się z nerwów, kiedy czekałem, aż otworzy.
Gdy stanęła w  drzwiach, na moment zapomniałem języka w  gębie. Miała na sobie
czerwoną, bezwstydnie krótką sukienkę, włosy opadały jej falami na ramiona, a  oczy
błyszczały.
– Przesadziłam? – zapytała nieśmiało, kiedy wpatrywałem się w nią bez słowa.
–  To zależy – rzuciłem, przenosząc wzrok z  jej szczupłych długich nóg na jędrne piersi
i  zatrzymując się nim na jej twarzy. – Jeśli chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa, to
wyglądasz idealnie.
Roześmiała się, a  później ku mojemu zaskoczeniu objęła mnie w  pasie i  wtuliła się we
mnie. Zamknąłem ją w  uścisku, dziękując niebiosom, że niepotrzebnie się martwiłem. Nie
wyglądała, jakby miała ode mnie uciec, najwyraźniej po prostu nie przepadała za kontaktem
przez telefon.
W końcu poszliśmy do taksówki i  ruszyliśmy w  kierunku miasta. Przyglądałem się jej
z  niemym zachwytem. Za każdym razem, gdy mnie na tym przyłapywała, na jej twarzy
pojawiał się delikatny rumieniec. Często przygryzała wargę, jakby się nad czymś
zastanawiała, ale postanowiłem na nią nie naciskać. Nauczyłem się już, że im bardziej się ją
przypiera do muru, tym bardziej ucieka.
Kolację spędziliśmy na rozmowie o  zeszłym tygodniu, o  moich negocjacjach, w  końcu
zakończonych sukcesem, i  jej pomysłach na Super Bowl. Mój niepokój powrócił z  kłującym
uczuciem w  piersi, kiedy zauważyłem, że Samantha nie jest w  stu procentach skupiona na
mnie. Dałbym sobie rękę uciąć, że błądzi myślami gdzie indziej, ale kiedy o  to zapytałem,
zaprzeczyła i po raz kolejny się zarumieniła. Nie podobało mi się to, wyraźnie widziałem, że
coś jest nie tak.
Wspólny czas zbyt szybko dobiegł końca. Miałem wrażenie, że dopiero weszliśmy do
restauracji, a  minutę później z  niej wyszliśmy. Sam już nie mogła ukryć, że jest
zdenerwowana. Widziałem, jak trzęsą się jej dłonie. Czułem się jak w  amoku, zupełnie nie
rozumiejąc, co się właściwie dzieje.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu, który wynająłem, Samantha przygryzła wargę tak
mocno, że zacząłem się obawiać, że będzie krwawić. Nie patrząc mi w  oczy, sięgnęła po
marynarkę, którą wrzuciłem byle jak na siedzenie, a  następnie położyła mi ją na kolanach.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem, ale kiedy poczułem, jak jej drobna dłoń wędruje w górę
mojego uda, w końcu zrozumiałem, co tu się, do cholery, dzieje.
Nie mogłem się na to zgodzić. Jeśli Sam chce takiej zabawy, to będzie ją mieć, ale
zdecydowanie w  drugą stronę. Złapałem ją za rękę i  z bólem serca odsunąłem od mojego
fiuta, który, mimo że finalnie do niego nie dotarła, już wbijał się w zamek. Spojrzała na mnie
ze strachem w oczach, ale kiedy uśmiechnąłem się lekko, wyraźnie się rozluźniła.
Przerzuciłem swoją marynarkę na jej kolana, na co zareagowała głośnym wdechem.
Przesunąłem dłonią od jej kolana, w górę uda i natknąłem się na cienkie paski. Ja pierdolę,
to jest niemożliwe.
– Powiedz, że nie masz na sobie pasa do pończoch – wyszeptałem do jej ucha, dbając o to,
żeby kierowca mnie nie usłyszał. – Sam, kurwa, powiedz, że nie.
– Mam – szepnęła drżącym głosem.
– Kurwa – zakląłem cicho i przejechałem palcem po aksamitnym paseczku.
Czułem, jak w moim mózgu robi się spięcie. Miałem ochotę zerwać z niej ciuchy i zobaczyć
ją tylko w  bieliźnie. Plułem sobie w  brodę, że nie pojechałem własnym samochodem.
Przecież przeżyłbym bez wina do kolacji! Czułem, jak Samantha zaczyna drżeć, kiedy
bezczelnie bawiłem się zapięciem przy pończochach, a później przesuwałem palce wyżej.
W końcu utkwiłem wzrok we wstecznym lusterku, próbując złapać spojrzenie kierowcy.
Gdy po kilkunastu sekundach mi się to udało, uniosłem znacząco brwi, a kierowca pokiwał
głową. Właśnie dostał ofertę bardzo wysokiego napiwku, na który się zgodził, w zamian za
kilka minut pozornej prywatności.
Przesunąłem dłoń w  górę, ale tym razem już nie po pasku od pończoch. Moja dłoń
wylądowała na kompletnie mokrym, cienkim materiale między jej nogami. Jęknęła
zaskoczona, a później rzuciła przerażone spojrzenie na taksówkarza.
– Spokojnie – wyszeptałem jej do ucha. – Nigel będzie dyskretny.
Wolną ręką objąłem ją w  pasie i  przyciągnąłem mocniej do siebie. Odchyliłem na bok
delikatny materiał bielizny i przesunąłem palcami wzdłuż wilgotnej cipki. Głowa Sam opadła
na moje ramię. Czułem na szyi jej urywany oddech i  ciche westchnienia. Wsunąłem w  nią
palec, czując, jak całe jej ciało się spina, a  ona po raz kolejny zagryza mocno wargę, tym
razem po to, żeby powstrzymać się od jęku.
Kiedy poczułem, że wilgotnieje jeszcze bardziej, wsunąłem drugi palec, a  kciukiem
zacząłem atakować jej unerwiony do granic guziczek. Sam przylgnęła do mnie całym ciałem,
mimowolnie poruszając biodrami w  takim samym rytmie, jaki ja narzuciłem palcami. Choć
bardzo starała się być cicho, nic nie wyszło z  jej prób. Absolutnie każda osoba siedząca
w  tym samochodzie bez problemu domyśliłaby się, że dziewczyna jest na skraju orgazmu.
Przyspieszony oddech roznosił się po wnętrzu, chociaż kierowca już na początku podgłośnił
radio.
–  Nie walcz z  tym, skarbie – wyszeptałem jej do ucha, bo miałem pełną świadomość, że
próbuje powstrzymać orgazm. – Dojdź.
Zacisnęła dłonie w pięści na mojej koszuli, a jej ciało mocno się napięło. Oboje doskonale
wiedzieliśmy, że przegrała tę walkę. Celowo zwiększyłem nacisk na łechtaczkę i  mocniej
zacisnąłem rękę w jej pasie. Jęk, który wydarł się z jej gardła, sprawił, że miałem wrażenie, że
za chwilę spuszczę się w  spodnie. Gorąca cipka zaczęła zaciskać się wokół moich palców,
a  urywany oddech zamienił się w  ciche westchnienia. Kiedy poczułem, jak się rozluźnia,
wysunąłem z niej palce i pocałowałem w czoło.
–  Dustin – powiedziała słabym i  wciąż lekko drżącym głosem. – Zabierzesz mnie do
siebie?
– Jesteś pewna? – zapytałem, przyglądając się jej uważnie.
– Tak – odpowiedziała i posłała mi ciemne od podniecenia spojrzenie.
– Nigel – zwróciłem się do kierowcy – Jedź do mnie.
Kiedy po kilku minutach byliśmy już w  domu, tak naprawdę nie wiedziałem, jak się
zachować. Jednak Sam wyraźnie mi pokazała, o  co jej chodzi, kiedy przylgnęła do mnie
całym ciałem i zaczęła mnie namiętnie całować tuż po tym, jak zamknęliśmy za sobą drzwi.
Rzuciłem marynarkę na sofę, po czym złapałem dziewczynę, unosząc ją w  powietrze.
Bardzo się starałem, żeby nie zabić nas na schodach, ale jednocześnie nie mogłem
zrezygnować z  całowania jej ust, ssania języka i  przygryzania warg. Czułem się, jakby to
wszystko to było za mało. Nie chciałem odrywać żadnej części ciała od jej delikatnej skóry.
W końcu postawiłem ją na podłodze w sypialni i spojrzałem na jej rozpalone policzki.
–  Pokaż mi ten przeklęty pas – rzuciłem, a  mój głos zabrzmiał, jakbym wydawał rozkaz,
chociaż w środku drżałem z ekscytacji.
Samantha spojrzała na mnie ciemnymi oczami, jej twarz oblał rumieniec, ale złapała za
sukienkę, pociągnęła ją do góry, po czym odrzuciła na fotel.
– Ja pierdolę – wyszeptałem, podchodząc do niej powoli, jakbym był łowcą skradającym się
do swojej ofiary.
Wiedziałem, że Samantha ma niesamowite ciało, choć nigdy nie widziałem jej w bieliźnie.
Jednak to, co zobaczyłem, przeszło wszystkie moje najśmielsze wyobrażenia. Gładka, jasna
skóra sprawiała wrażenie, jakby błyszczała w  delikatnym świetle lampki nocnej. Biała
bielizna wydawała się jednocześnie niewinna i tak cholernie grzeszna, wywoływała we mnie
chęć poszarpania jej na drobne strzępy. Koronkowy pas do pończoch i  same pończochy
sprawiały, że traciłem rozum. A  wisienką na torcie były jej tatuaże. Z  zaskoczeniem
odkryłem, że ręka to nie było jedyne miejsce, które ozdobiła rysunkami. Wzdłuż jej boku, od
biodra aż po samą pierś, ciągnęła się długa, zawijana łodyga, z  której gdzieniegdzie
wyrastały drobne kwiaty.
– Sam – jęknąłem, podchodząc do niej i dotykając wijącego się wzoru wzdłuż jej boku. –
Jesteś chodzącym grzechem.
–  Dustin – westchnęła, po czym zaczęła pospiesznie odpinać guziki mojej koszuli. –
Proszę.
Pomogłem jej pozbyć się zbędnego ubrania, ale odsunąłem jej ręce od paska, gdy zaczęła
go odpinać. Zamiast tego zrobiłem kilka kroków w  tył i  spojrzałem w  jej oczy owładnięte
pożądaniem.
– Ściągnij bieliznę – rozkazałem. – Zostaw tylko pas i pończochy.
Znowu się zaczerwieniła, ale zaczęła ściągać koronkowe figi, a  później sięgnęła do tyłu,
rozpinając haftki stanika. Kiedy odrzuciła go na podłogę, zobaczyłem najbardziej zajebiste
piersi, jakie w życiu widziałem. Różowe sutki sterczały napięte i spragnione dotyku. Kurwa,
mojego dotyku.
– Sam, kurwa. – Podszedłem do niej, łapiąc ją w pasie, a drugą rękę zaciskając na jej piersi
i drażniąc sutek. – To potrwa minutę. Mógłbym dojść, tylko na ciebie patrząc.
Powietrze wibrowało, kiedy zaczęła błądzić rękami po mojej klatce piersiowej, brzuchu
i plecach. Ssała moją skórę na szyi, dobijając mnie urywanymi westchnieniami. Złapałem ją
za biodra i  położyłem na łóżku. Wczołgałem się za nią na materac, ani na sekundę nie
odrywając ust od jej brzucha. Kiedy złapałem jej sutek w  palce, a  drugi zacząłem ssać,
zamknęła mocno oczy, wbijając palce w  moje barki. Po kilku długich minutach, podczas
których wiła się pode mną, przesunąłem się niżej i podciągnąłem jej uda do brzucha. Już nie
byłem cierpliwy, nie miałem na to sił. Nie pozwoliłem jej się przygotować, tylko od razu
wbiłem się językiem w  jej mokrą cipkę, a  po chwili wsunąłem w  nią palce. Jej zaskoczony
krzyk odbił się od ścian i trafił prosto w mojego fiuta.
Po kilku minutach, kiedy szarpanym głosem wypowiadała nieskładne słowa, jednocześnie
zaciskając pięści na moich włosach i dociskając moją twarz do siebie, nie mogłem się dłużej
powstrzymywać. Ściągnąłem z  siebie spodnie i  bokserki, a  później ułożyłem się między jej
nogami i spojrzałem głęboko w oczy.
– Na pewno? – zapytałem, żeby się upewnić, czy wie, co robi.
– Tak, Dustin, tak – jęcząc, przyciągnęła mnie do siebie.
Wszedłem w  nią ostrożnie, unosząc wyżej jedną nogę. Była tak cholernie ciasna, a ja nie
chciałem zrobić jej krzywdy. Nie wiem, skąd wziąłem te resztki cierpliwości.
– W porządku? – zapytałem, gdy zacząłem się lekko poruszać.
Odpowiedziało mi głośne westchnienie oraz biodra wypchnięte mocno i  pewnie w  moim
kierunku. Tym razem jęk wydarł się z mojego gardła. Zacząłem całować i przygryzać skórę na
jej szyi, brzuchu i  piersiach. Wchodziłem w  nią z  każdym pchnięciem głębiej. Blond włosy
rozsypały się na poduszce, a Sam zamglonymi oczami wpatrywała się w moją twarz. Chryste,
musiałem to przerwać! Jeśli będzie tak na mnie patrzeć, dojdę, zanim jej się to uda. Złapałem
ją w pasie, a później jednym ruchem odwróciłem na brzuch. Podciągnąłem jej biodra do góry
i  wszedłem w  nią ponownie. Widziałem, jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka, a  przed
oczami miałem idealnie krągłą pupę. Kurwa, z tą kobietą nie było dobrej pozycji.
Chwyciłem ją za ramię i  przyciągnąłem do siebie, odsuwając jej włosy. Pocałunkami
znaczyłem ślad od ucha do ramienia. Dyszała coraz głośniej, gdy zacząłem przygryzać skórę
na jej plecach, zostawiając na niej widoczne ślady zębów.
W końcu poczułem, jak jej cipka zaciska się gwałtowniej. Szybko odwróciłem ją
z  powrotem na plecy i  natarłem na nią mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Trzymała
prześcieradło w  dłoniach z  całej siły, jakby to miało jej zapewnić oparcie, którego
nieświadomie szukała, spadając w przepaść orgazmu. Wbiłem palce w jej biodra, unosząc ją
lekko i  nabijając na siebie. Kiedy poczułem mocno zaciskające się mięśnie na moim fiucie
i po chwili usłyszałem krzyczane przez nią moje imię, wiedziałem, że też jestem już stracony.
Mocnymi pchnięciami przedłużyłem jej orgazm po to, by kilka sekund po niej również dojść.
Opadłem obok bez tchu i zgarnąłem ją w swoje ramiona.
–  Sam... – Nie wiem, co chciałem powiedzieć. Miałem wrażenie, że znajduję się w  innej
rzeczywistości, że to tylko sen, z którego bardzo nie chciałem się obudzić.
– Tęskniłam za tobą – powiedziała cicho. – Ja…
Zamilkła nagle, po czym odwróciła wzrok.
– Co się dzieje, Sam? – Złapałem ją za podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
–  Ja… chcę z  tobą być – wyjąkała, tak cicho, że przez chwilę miałem wrażenie, że się
przesłyszałem. – Było mi dziwnie bez ciebie i… chyba od dawna czułam do ciebie coś więcej
niż tylko sympatię.
–  Samantho. – Usiadłem na łóżku, patrząc na nią z  niedowierzaniem. – Mówisz
poważnie?!
– Tak. – Uśmiechnęła się lekko.
Opadłem ponownie na łóżko, po czym wziąłem ją w ramiona.
–  Zostaniesz na noc? – zapytałem kilka minut później. Naprawdę nie chciałem się z  nią
rozstawać.
–  Tak, zostanę – powiedziała, drapiąc mnie lekko paznokciami wzdłuż kręgosłupa, co
wywołało dreszcze na moim ciele.
Zapowiadała się długa i bezsenna noc.
ROZDZIAŁ 24

Samantha
Przez dwa tygodnie po powrocie Dustina z  Delaware i  naszej upojnej nocy chodziłam jak
pijana. Uśmiechałam się głupkowato do każdej napotkanej osoby, byłam szczęśliwa jak
jeszcze nigdy wcześniej. Dustin nie zmienił swojego zachowania w  stosunku do mnie.
Każdego dnia wyciągał mnie na wspólną kolację do restauracji, na dach jego budynku albo do
małych kin. Wciąż zabiegał o  mnie, jakbym wcale nie powiedziała mu, że chcę z  nim być.
Jedyną różnicą było to, że teraz nasze randki kończyły się nieziemskim seksem, a  gdy
wpadaliśmy do swoich biur, kradliśmy sobie pocałunki w  pośpiechu i  desperacji, żeby nikt
nas nie nakrył.
W każdym sklepie mogłam natknąć się na własną twarz na okładkach kolejnych
plotkarskich magazynów, ale z jakiegoś powodu zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nic mi nie
przeszkadzało, byłam na totalnym emocjonalnym haju.
Wiadro zimnej wody zostało na mnie wylane w  czwartek, kiedy telefon w  moim biurze
zadzwonił, a  ja szybko go odebrałam, spodziewając się usłyszeć głos Dustina. Jednak nie
doczekałam się tego.
– Samantha Spinster? – zapytał szorstki męski głos.
– Tak – potwierdziłam, czując, jak zasycha mi w gardle.
–  Nazywam się Richard Hunter – oświadczył mężczyzna, zachowując służbowy ton. –
Jestem jednym z  udziałowców w  firmie Sullivan Development. Czy może pani wziąć udział
w spotkaniu za piętnaście minut?
– T… tak, oczywiście – wyjąkałam, nie mając najmniejszego pojęcia, o co może chodzić.
– Świetnie – rzucił. – Sala konferencyjna numer cztery.
Miałam przeczucie, że to nic dobrego. Nie należałam do Sullivan Development, nigdy nie
byłam zapraszana na żadne konferencje ani spotkania. Nie wróżyło to niczego dobrego,
a  emocje już zaczynały brać nade mną górę. Kiedy jednak próbowałam się dodzwonić do
Dustina, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, wciąż odpowiadała mi poczta głosowa. Z duszą
na ramieniu udałam się na przedostatnie piętro. Dłonie mi się trzęsły, a żołądek podchodził
do gardła. Właśnie dlatego nie nadawałam się do pracy w  korporacji, stres nie działał na
mnie motywująco, wręcz przeciwnie, zawsze mnie paraliżował i  pozbawiał umiejętności
działania.
Na korytarzu zebrało się kilkoro ludzi, żadnego z nich nie znałam ani chyba nawet nigdy
nie widziałam. Nie umknęło mojej uwadze, że nikt się ze mną nie przywitał, mężczyźni tam
zebrani rzucali mi ukradkowe spojrzenia, co tylko upewniło mnie w przekonaniu, że zrobiłam
coś nie tak.
W końcu z windy wyszedł Dustin, Thomas oraz… Ben. Prawnik na spotkaniu rady? O Boże.
Dustin wyglądał na mocno wkurzonego, ale gdy tylko na mnie spojrzał, na jego twarzy
wymalował się żal, determinacja i jakby poczucie winy.
– Sam, podpisz to szybko. – Wcisnął mi w rękę plik dokumentów.
Może i  byłam zdenerwowana, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z  tego, że nie
podpisuje się dokumentów, nie czytając ich wcześniej.
– Co to jest? – zapytałam i chciałam zacząć przeglądać kartki.
– Samantho, zaufaj mi – jęknął, cały czas stojąc tak, żeby zebrani nie mogli mnie widzieć.
– Nie ma teraz na to czasu.
Niechętnie wzięłam długopis, a  potem podpisałam dokumenty dotyczące… nie miałam
pojęcia czego. Równie dobrze mogłam właśnie podpisać zgodę na oddanie nerki.
– Skarbie, niczym się nie przejmuj – wyszeptał mi do ucha, kiedy oddałam mu papiery. –
Wszystko będzie dobrze. Zadbałem o to.
– Nie mogłam się do ciebie dodzwonić – powiedziałam żałośnie, jakby to było w tej chwili
największym problem.
– Wiem, przepraszam – odparł, wykonując ruch, jakby chciał mnie pocałować w czoło, ale
w ostatniej chwili się powstrzymał. – Musiałem ściągnąć tutaj Bena, a przy okazji wszystko
omówić, bo nie dali mi zbyt wiele czasu. Zwołali to zebranie w  tajemnicy, poinformowali
mnie o nim zaledwie kilkanaście minut temu.
– Co się dzieje? – zainteresowałam się.
– Oni… – zaczął, ale przerwał mu mężczyzna, zapraszając nas do sali konferencyjnej.
Usiadłam między Thomasem a Dustinem i przesunęłam wzrokiem po twarzach kolejnych
siedmiu osób.
–  Wybaczcie, że zwołałem spotkanie w  takim tempie – rozpoczął mężczyzna w  średnim
wieku, nie przedstawiając się, ale od razu rozpoznałam jego głos. To on do mnie dzwonił. –
Ale sprawa jest nagląca. Dustin, w regulaminie twojej firmy jest wyraźny punkt, który mówi
o  tym, że między pracownikami pracującymi w  jednym budynku nie może dochodzić do
romansów. Może więc wytłumaczysz nam, dlaczego od kilku tygodni jesteśmy atakowani
nagłówkami gazet oraz zdjęciami, na których znajdujesz się ty i panna Spinster?
Oblał mnie zimny pot, a Dustin wstał, mocno zaciskając dłonie na krawędzi blatu. Czułam,
że wszyscy na mnie patrzą. Miałam ochotę spuścić wzrok i utopić się we własnym wstydzie,
ale wtedy do mnie dotarło, że absolutnie nie mam się czego wstydzić. Zakochałam się, do
jasnej cholery, jak każdy normalny człowiek! Dlaczego miałam z tego powodu ponosić jakieś
konsekwencje?
Uniosłam głowę i  pewnym wzrokiem patrzyłam po tych wszystkich twarzach. Poczułam,
jak Thomas ściska moją rękę, jakby dodając otuchy.
–  Samantha Spinster nie jest moim pracownikiem – oświadczył Dustin głosem, którego
jeszcze u niego nie słyszałam. Był bezwzględny, natarczywy i nieznoszący sprzeciwu, gdyby
został skierowany w  moją stronę, pewnie mimowolnie skuliłabym się pod jego siłą. – Jest
osobną firmą, która wynajmuje ode mnie pomieszczenia biurowe.
– Za dziesięć dolarów miesięcznie? – odezwał się kpiąco jeden z mężczyzn.
–  Rousell – warknął Dustin. – Jesteście udziałowcami w  mojej firmie, ale nie macie
najmniejszego prawa do tego budynku. Mogę wynajmować pomieszczenia po pięć centów za
piętro i to nie jest wasz pieprzony interes.
–  Ale możemy wymagać przestrzegania regulaminu, który wspólnie ustaliliśmy –
powiedział Hunter.
–  Już mówiłem – wysyczał Dustin. – Samantha nie jest moim pracownikiem. Nie
odpowiada przede mną. Jest właścicielką Loop Advertisement, a ja jestem tylko jej klientem.
–  W takim razie żądamy zmiany firmy zajmującej się reklamą – oświadczył inny
mężczyzna, a ja poczułam, jak koszmar sprzed miesięcy powraca. Znowu zostanę bez pracy,
a na pewno nie udźwignę zaczynania wszystkiego od nowa po raz trzeci.
Ku mojemu zaskoczeniu wstał Ben, a  Dustin usiadł obok mnie i  złapał mocno za rękę.
Masował kciukiem moją dłoń, wiedziałam, że chce mnie uspokoić, ale niewiele to dało. Na
samą myśl, że ci mężczyźni zniszczą to, co ledwo udało mi się odbudować, chciało mi się
płakać.
–  Wspólnie z  Dustinem ustaliliśmy, że jeśli będziecie wymagać zmiany firmy
marketingowej, usuniemy was z  rady – poinformował bez cienia zdenerwowania czy
wahania.
–  Nie możecie! – Zaśmiał się szyderczo Rousell. – Potrzebujecie większości procentowej
i przynajmniej trzech udziałowców.
– Dustin ma pięćdziesiąt dwa procent udziałów, Thomas ma pięć procent i Samantha ma
trzy procent. Jakieś pytania?
Spojrzałam na Dustina dużymi oczami, ale ścisnął moją rękę, dając mi znać, żebym
zachowywała się normalnie. Jakbyśmy wcale właśnie nie okłamywali rady nadzorczej.
– Od kiedy ona ma udziały w firmie? – warknął jeden z mężczyzn.
– Od dzisiaj – poinformował go Ben i zamachał plikiem dokumentów… które podpisałam
na korytarzu.
– Nie można sprzedawać udziałów bez konsultacji z radą! – krzyknął Hunter i uderzył ręką
w stół.
–  Właściciel firmy może sprzedawać lub oddawać swoje udziały, komu chce i  kiedy chce,
pod warunkiem że wciąż pozostanie właścicielem ponad pięćdziesięciu procent –
wyrecytował Ben spokojnym, wręcz znudzonym głosem. – Dustin oddał pannie Spinster trzy
procent, wciąż zatrzymując pięćdziesiąt dwa. Decyzja należy do was. Jeśli będziecie naciskać
na zmianę firmy marketingowej albo w jakikolwiek sposób działać na niekorzyść firmy Loop
Advertisement, zostaniecie odsunięci od rady.
–  Thomas, i  ty się na to zgadzasz? – zapytał Rousell, patrząc z  niedowierzaniem na
mężczyznę siedzącego po mojej lewej stronie.
– Nie mam problemu z życiem prywatnym Dustina. – Tom spojrzał na niego z pogardą. –
Dopóki nie pieprzą się na moim biurku, mam naprawdę w dupie to, co robią, a tym bardziej
to, co piszą o nich jakieś marnej jakości szmatławce.
Po jego słowach zapanowała głucha cisza, a ja z jednej strony miałam go ochotę udusić, a z
drugiej się roześmiać.
–  Ktoś jeszcze zgłasza jakiś problem? – zapytał Dustin, krzyżując ręce na piersiach
i opierając się o krzesło. – Czy już możemy zająć się ważniejszymi sprawami niż plotkarskie
gazety i moje życie prywatne?
Nikt się nie odezwał, a  ludzie pomału zaczęli wychodzić. Ben pożegnał się, radząc mi,
żebym w  ogóle nie zwracała uwagi na radę. Kiedy zostałam z  Dustinem i  Thomasem,
spojrzałam na nich przerażonym wzrokiem.
– Mogą coś zrobić mojej firmie? – wyszeptałam.
– Nie. – Dustin złapał mnie za nadgarstek i pocałował w dłoń. – Jeśli spróbują, wylecą na
zbity pysk, a uwierz mi, że to ostatnia rzecz, jakiej by chcieli. Boją się o swoje ciepłe posadki.
–  Sam, nie przejmuj się nimi – powiedział Thomas lekceważąco. – To banda starych,
sfrustrowanych dziadów. Żony nie chcą im zwalić konia nawet po ciemku, to im uderza do
głowy.
– O Boże. – Schowałam twarz w dłoniach, słysząc jego słowa.
–  Tom, ona myśli obrazkami – jęknął Dustin, powtarzając słowa, które kiedyś
wypowiedziałam. – Zniszczyłeś jej cały dzień, podsuwając taką wizję.
Wybuchnęłam śmiechem, widząc łobuzerski uśmieszek Thomasa. Śmiałam się przez
kolejne minuty, nie mogąc tego powstrzymać. Chyba w  ten sposób uchodziły ze mnie
negatywne emocje. Tom w  końcu nam pomachał, a  Dustin opuścił rolety w  drzwiach
i przytulił mnie mocno.
– Nie istnieje na tej ziemi taka siła – wyznał, wtulając twarz w moje włosy – która by mi
mogła ciebie odebrać, a już na pewno nie jest to banda frustratów.
ROZDZIAŁ 25

Dustin
– Tak dawno cię nie widziałam. – Meg objęła Sam, gdy tylko ta otworzyła drzwi.
Byliśmy razem od trzech miesięcy i zdawałem sobie sprawę z tego, że odciągam Samanthę
od przyjaciółki, dlatego zaproponowałem, żebyśmy we czwórkę spędzili piątkowe
popołudnie. Thomas jak zwykle się spóźniał.
– Wybacz, Meg – powiedziałem, stając w przejściu do salonu. – Ciężko pozwolić jej odejść
chociaż na krok.
– Mam nadzieję, że zawsze będziesz w niej taki zakochany jak teraz – oświadczyła, całując
mnie krótko w policzek. – Inaczej urwę ci jaja.
– O Boże – jęknęła cicho Sam, zamykając drzwi za przyjaciółką. Parsknąłem śmiechem, bo
doskonale wiedziałem, co pojawiło się w głowie mojej dziewczyny.
Miałem wrażenie, że znam ją na pamięć, co wcale nie osłabiło mojej fascynacji.
Przeciwnie, chciałem więcej i  więcej. Miałem ochotę zaproponować, żeby się do mnie
wprowadziła, ale nawet Tom mnie wyśmiał, mówiąc, żebym nie przeginał, jednak nic nie
mogłem poradzić na to, że naprawdę nie lubiłem się z  nią rozstawać. Kiedy była obok, nic
więcej się dla mnie nie liczyło.
Dziewczyny usiadły na sofie, a  ja po chwili również do nich dołączyłem, stawiając przy
okazji na stole półmiski z przygotowanymi wcześniej przez Sam przekąskami. W końcu drzwi
od garażu się otworzyły i  Thomas wszedł jak do siebie, nie zawracając sobie nawet głowy
pukaniem. Zapisałem sobie w  pamięci, żeby z  nim o  tym porozmawiać. Samantha bywała
teraz często w  moim domu, więc chciałem zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa. Tom
musiał przestać używać kodu do garażu i zacząć korzystać z dzwonka jak każdy cywilizowany
człowiek.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, uśmiechając się niewinnie.
Od razu go zagoniłem do robienia drinków, bo wiedziałem, że jeśli zacznie podbijać do
Megan, to go już od niej nie oderwę, a  zależało mi, żeby Sam mogła spędzić trochę czasu
z  przyjaciółką. Po kilku minutach dziewczyny pogrążyły się w  rozmowie, siedząc na jednej
części sofy, a my włączyliśmy mecz i próbowaliśmy się na nim skupić.
Po dwóch godzinach musieliśmy się pogodzić z  porażką. Sam i  Meg były coraz bardziej
pijane. Piły drinka za drinkiem, w  zawrotnym tempie. Prześcignęły nas przynajmniej dwa
razy. Śmiały się głośno i lekko już bełkotały.
–  Myślisz, że moglibyśmy je upijać co weekend? – spytał cicho Tom tak, żeby go nie
usłyszały. – Oglądanie ich jest lepsze niż telewizja.
–  Nie sądzę, że Sam na to pozwoli. – Zaśmiałem się. – Pierwszy raz widzę ją w  takim
stanie. Wtedy, gdy upiła się u  mnie po powrocie z  Michigan, była dużo spokojniejsza
i zamknięta w sobie.
– Ja bym ją upijał każdego dnia – mruknął, ale przestał pieprzyć, kiedy wbiłem mu pięść
między żebra.
– Pamiętasz Ivana z mojego roku? – zapytała podniesionym głosem Meg. – Miał kutasa jak
wałek do ciasta.
Parsknąłem śmiechem, ale Thomasowi drink poszedł nosem i zaczął się krztusić.
– Nabijają się z nas. – Zachichotała Sam. – To przez ten wałek.
–  No ale co ja poradzę, że to prawda? – Meg wzruszyła ramionami. – Miał tylko jedną
wadę.
– Jaką? – zainteresowała się Sam.
– Był biseksualny i w końcu się okazało, że jednak woli tyłek Johna z anglistyki niż mój –
jęknęła żałośnie.
– Ja chyba też jestem bi – powiedziała Samantha, zastanawiając się nad swoimi słowami
poważnie, marszcząc przy tym czoło.
Tym razem to Tom wbił mi w żebra łokieć i posłał znaczące spojrzenie.
– Nie jesteś – wybełkotała Meg, po czym zsunęła się z sofy na dywan. – To, że w liceum
zaliczyłaś małe macanko i lizanko z koleżanką, to jeszcze nie sprawia, że lubisz cipki.
–  Skąd wiesz? – zainteresowała się, buntowniczo marszcząc nos i  dołączając do
przyjaciółki na podłodze.
– Bo ja dwa razy zaliczyłam numerek z dziewczynami i wcale mnie do tego nie ciągnie –
mruknęła Meg. – Zdecydowanie wolę duże fiuty.
Samantha spojrzała na mnie zamglonym spojrzeniem, a później uniosła szklankę.
– Jeszcze raz? – zapytała, patrząc na mnie proszącym wzrokiem.
Wstałem, zabierając im szkło, żeby zrobić następne drinki. Kiedy wróciłem, okazało się, że
dziewczyny wcale nie wyczerpały tematu. Tom siedział na kanapie, zaciskając mocno usta,
żeby się nie roześmiać, a w oczach miał łzy rozbawienia.
–  Coś nowego? – spytałem z  uśmiechem tuż po tym, jak podałem im szklanki, a  one
natychmiast zaczęły pić.
– Zajebiste są – parsknął. – Meg właśnie próbuje przekonać twoją laskę, że trójkąt to jest
to, czego potrzebuje.
– Po moim trupie – warknąłem.
– Bo ty zawsze byłaś drętwa – oświadczyła Meg, nie zwracając uwagi na to, że już jawnie
się im przyglądamy. – Widziałaś na żywo dwa kutasy w życiu i ci się wydaje, że wystarczy.
Kątem oka zobaczyłem, jak Tom wbija we mnie dzikie spojrzenie, a  sam poczułem jak
z metra dziewięćdziesiąt rosnę na co najmniej cztery.
Nigdy nie pytałem o jej doświadczenia seksualne, bo nie chciałem się tym katować. Myśl,
że ktoś inny dotykał ją w przeszłości, przyprawiała mnie o napady agresji, ale wiadomość, że
jestem jej drugim facetem, sprawiła, że poczułem się, jakbym właśnie zdobył Mount Everest.
– Jakbym nie była tak cholernie zazdrosna – wybełkotała Samantha – to pozwoliłabym ci
się przespać z Dustinem, wtedy też byś powiedziała, że wystarczy.
– Ma dużego? – Meg od razu podłapała temat.
– Ja tu jestem. – Chrząknąłem znacząco, żeby zwrócić ich uwagę.
–  Ogromnego – powiedziała przyjaciółce, zataczając rękami wielki krąg w  powietrzu,
a później wstała, trzymając się stolika i opadła na sofę, tuż obok mnie. – Ale jest mój, więc
musisz obejść się smakiem.
Thomas wydał z  siebie dziwny dźwięk, coś pomiędzy kaszlnięciem a  śmiechem. Sam
niezdarnie wdrapała mi się na kolana i przytuliła twarz do mojej szyi.
–  Jestem pijana – oświadczyła, zapewne myśląc, że szepcze, jednak zupełnie jej to nie
wyszło.
– Jak jasna cholera. – Zaśmiałem się i pocałowałem ją w czoło. – Chcesz iść spać?
– Chyba tak – wybełkotała.
–  Thomas, zaprowadzisz Meg do jej sypialni? – zapytałem przyjaciela, a  potem rzuciłem
mu znaczące spojrzenie. – Ty masz spać gdzie indziej.
– Nie rób ze mnie kretyna – burknął oburzony. – Nie sypiam z pijanymi laskami.
Nawet nie próbowałem postawić Samanthy na podłodze, tylko od razu, trzymając ją
w ramionach, zaniosłem do mojej… naszej sypialni. Gdy posadziłem ją na łóżku, opadła na
nie plecami.
– I co, pijaku? – zagadałem, uśmiechając się szeroko. – Trzeba cię przebrać?
Odpowiedziała coś, ale za cholerę nie mogłem jej zrozumieć. Przyniosłem z  garderoby
własny podkoszulek i  zacząłem ją powoli rozbierać. Starała się współpracować, ale jedynie
przeszkadzała, więc przebranie jej zajęło mi dobre dziesięć minut. W końcu zgasiłem światło,
wsunąłem się na łóżko, a później przyciągnąłem ją do siebie.
– Kochasz mnie nawet taką? – wybełkotała cicho, a mnie coś przewróciło się w żołądku.
Po raz pierwszy nazwała moje uczucia do niej, do tej pory unikała tych słów jak ognia.
– Kocham. – Wtuliłem się twarzą w jej szyję.
– Myślisz, że to normalne? – zapytała.
– Co jest normalne?
– To wszystko… czy to nie za szybko? – wymruczała, a ja musiałem uważnie jej słuchać,
żeby zrozumieć, o co chodzi.
– Tak, normalne – odpowiedziałem bez chwili zastanowienia. – Nie ma żadnego przepisu,
który mówiłby, po jakim czasie można kogoś pokochać.
Zamilkła na kilka długich minut. Byłem pewien, że zasnęła, ale nagle odezwała się cicho,
jakby tak naprawdę wcale nie chciała, żebym ją słyszał.
– Kocham cię, Dustin – wyszeptała.
Zaparło mi dech w  piersiach. Zdawałem sobie sprawę z  tego, że była zalana w  trupa
i prawie spała, jednak pozwoliłem sobie na wyrycie tych słów w moim sercu. Nie wiedziałem,
ile czasu będę musiał na nie czekać na trzeźwo.
– Ja ciebie też kocham – szepnąłem jej do ucha.

***

Obudziłem się, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły wdzierać się do sypialni. Szybko
sięgnąłem po pilota i  nacisnąłem przycisk, żeby rolety zjechały. Nie chciałem budzić tak
wcześnie Samanthy, bo i tak zapewne dzisiejszy dzień będzie dla niej bardzo ciężki.
Wstałem, wziąłem prysznic, a  później zszedłem na dół, żeby przygotować sok
pomarańczowy i znaleźć tabletki przeciwbólowe. Przezornie zostawiłem kilka na blacie, żeby
Meg nie miała problemu z ich zlokalizowaniem.
Kiedy skończyłem, miałem zamiar wrócić na górę, ale gdy tylko się odwróciłem,
zobaczyłem Sam opierającą się o  barierkę na piętrze. Była blada i  nawet z  tej odległości
mogłem zobaczyć cienie pod jej oczami. Uśmiechnęła się do mnie lekko.
– Czuję się jak gówno – oświadczyła z rozbrajającą szczerością. – A w dodatku chyba wciąż
jestem pijana.
–  Za to ja mam świetne widoki z  samego rana – zażartowałem, choć wcale nie
przesadzałem. Wciąż miała na sobie moją koszulkę, ale przez to, że ja byłem na dole, a ona
na górze, bezkarnie mogłem oglądać jej majtki. – Chociaż biorąc pod uwagę, że gdzieś w tym
domu jest Thomas, mogłabyś założyć spodenki na ten seksowny tyłek, kobieto.
– Lubisz, jak ktoś patrzy. – Wystawiła mi język i trzymając dłońmi szczebelki, osunęła się
na kolana, siadając na piętach. Wciąż na mnie patrzyła z  błyskiem w  oczach, a  ja miałem
wrażenie, że się nad czymś zastanawia.
– To nie tak – zaprotestowałem, po czym złapałem tacę, na której stały szklanki z sokiem.
Wszedłem po schodach, a  później pociągnąłem ją lekko za włosy. Właściwie miałem
ochotę postawić ją na nogi i  klepnąć w  tyłek, ale nie mogłem tego zrobić, nie ryzykując
porozbijania naczyń.
– Do sypialni. Już – warknąłem.
Weszła przede mną, chichotając cicho, a później wskoczyła na łóżko jak pięciolatka.
– To jak? – zapytała, unosząc brew z ciekawością.
Odstawiłem tacę na komodę, położyłem się w łóżku i wciągnąłem ją siłą pod kołdrę.
– Z jakieś dziwnego, egoistycznego powodu podoba mi się, gdy ktoś widzi, jak dochodzisz
– wyszeptałem jej do ucha, przeciągając ręką po jej pośladkach w skąpej bieliźnie. – Ale to
nie znaczy, że zgadzam się, aby ktoś widział cię nago.
Przesunąłem wolną dłonią po jej piersi, po czym lekko ścisnąłem. Zadrżała i  zrobiła
głęboki wdech.
–  Dlaczego lubisz, gdy ktoś na mnie patrzy? – szepnęła i  odwróciła przodem do mnie,
błądząc rękami po mojej klatce piersiowej.
–  Bo wyglądasz wtedy nieziemsko. – Przygryzłem płatek jej ucha. – I  mam cholerną
ochotę, żeby wszyscy to widzieli i mi zazdrościli.
– To znaczy, że wciąż mogę liczyć na różne atrakcje, jak będziemy jechać gdzieś taksówką?
– zapytała, ssąc skórę mojej szyi.
– Tylko gdy kierowcą będzie Nigel – odpowiedziałem, wsuwając dłonie pod jej koszulkę. –
To zaufana osoba.
–  Jak to? – Oderwała się ode mnie gwałtownie, a  później utkwiła w  mojej twarzy
podejrzliwe spojrzenie.
– Od lat wozi mnie i Thomasa w takim stanie, w jakim wy byłyście wczoraj, a jeszcze nigdy
nie sprzedał tej informacji do prasy. – Uśmiechnąłem się, widząc zazdrość na jej twarzy.
Pewnie sądziła, że zabawiałem się w taksówce już w przeszłości. – Poza tym przypuszczam,
że Thomas dosyć często sobie umila podróż, gdy jedzie z  jakąś koleżanką. Choć akurat nie
miałbym nic przeciwko, żeby to się pojawiło w  prasie. – Roześmiałem się złośliwie. –
Przynajmniej to nie ja byłbym brany za jakiegoś donżuana.
–  Czyli właściwie – ciągnęła, wracając w  moje ramiona – mógłbyś mnie przelecieć
w taksówce?
–  Sam. – Złapałem ją za ramię, żeby ją odsunąć i  spojrzeć w  oczy, które błyszczały
łobuzersko. – Od kiedy masz zapędy ekshibicjonistyczne?
– Od czasu, kiedy wziąłeś mnie w oknie swojego biura. – Przygryzła lekko wargę.
– Ale wiesz, że tam nikt nie mógł nas widzieć? – zapytałem, uśmiechając się szyderczo.
– Jak to? – Wyglądała na całkowicie zaskoczoną.
–  Wszystkie okna w  biurach to lustra weneckie. – Zaśmiałem się, wkładając dłoń za jej
majtki. – Tylko korytarze mają zwykłe szyby.
– Czyli... – Złapała moją rękę, żeby powstrzymać mnie przed przesuwaniem palcami po jej
wilgotnej szparce. – Dałam sobie zrobić palcówkę w taksówce, bo myślałam, że i tak już mnie
ktoś widział, a wcale tak nie było?
– Najwyraźniej. – Prychnąłem z rozbawienia, widząc jej przerażoną minę. – Ale teraz już
naprawdę cię ktoś widział.
– Rany – jęknęła i przycisnęła twarz do mojej szyi. – Ale wstyd.
–  Czyli mam rozumieć, że jednak nie chcesz powtórki – zapytałem, dźgając ją nosem
w policzek.
– Chcę – szepnęła. – Ale nie mówmy o tym, bo się spalę ze wstydu.
–  Uwielbiam cię – Parsknąłem śmiechem, a  później wykorzystując to, że puściła moją
dłoń, wsunąłem w nią palec.
ROZDZIAŁ 26

Samantha
Krzątałam się po własnym domu, czując się zupełnie obco. Nie to, że nie przyzwyczaiłam się
do nowego miejsca, bo tak naprawdę bardzo je lubiłam. Jednak teraz byłam w  nim sama.
Dustin musiał zostać dłużej w pracy, a ja chodziłam od ściany do ściany i zastanawiałam się,
jak mogłam w  ogóle żyć bez tych niesamowitych niebieskich oczu, silnych dłoni oraz
niskiego męskiego głosu roznoszącego się po domu.
Przez ostatnie tygodnie rzadko bywałam sama, więc teraz nie znosiłam tego najlepiej.
W końcu odrzucając głupi upór, który mówił mi, że nie powinnam z Dustina robić centrum
swojego wszechświata, złapałam za telefon, żeby napisać SMS-a.
Wpadniesz do mnie po pracy? Mogę zamówić chińskie jedzenie.
Nie minęła nawet minuta, gdy odpisał.
Stało się coś?
Uśmiechnęłam się lekko do ekranu. Dustin zawsze się martwił, że coś jest nie tak.
Wystarczyło, że miałam trochę gorszy nastrój, a  od razu się dopytywał, czy wszystko
w  porządku i  czy może coś dla mnie zrobić. Chyba wciąż się martwił tym, że mogę się
wycofać z  naszego związku, a  ja niestety nie przemogłam się jeszcze na tyle, żeby mu
powiedzieć… że go kocham?
Nie. Po prostu tęsknię.
Nie doczekałam się odpowiedzi, za to po kilku minutach mój telefon zadzwonił.
–  Sam – zaczął, ale od początku słyszałam, że ma jakiś dziwnie zdenerwowany głos. –
Będę u ciebie niedługo, nie zamawiaj nic, kupię po drodze.
– Dustin, co się dzieje? – zapytałam z niepokojem.
– Spokojnie, kochanie – rzucił od niechcenia. – Porozmawiamy, jak przyjadę.
Westchnęłam, a  później usiadłam na sofie. Świetnie, zamiast poprawić sobie humor, to
jeszcze go pogorszyłam. Dustin nie był emocjonalny. W  biznesie zawsze zachowywał
chłodną głowę, a i w życiu prywatnym nie był w ogóle nerwowy. Dlatego jego zdenerwowany
ton przyprawił mnie o  mdłości. Przerobiłam już Jacksona, prasę oraz radę nadzorczą, co
mogło się znowu stać? Czy kiedykolwiek będziemy mogli w  spokoju cieszyć się sobą? Czy
zawsze będzie coś nad nami wisiało?
Gdy usłyszałam, że drzwi do garażu się otwierają, zerwałam się na równe nogi i od razu do
niego pobiegłam.
– Co się stało? – Przestępowałam z nogi na nogę, ale ulżyło mi, gdy Dustin przytulił mnie
mocno, a nawet lekko się uśmiechnął.
– Sam mówiłem, żebyś się nie denerwowała. – Wepchnął mnie z powrotem do środka. – To
nie jest nic strasznego, raczej określiłbym to jako mało przyjemne.
– To znaczy? – jęknęłam, wciąż wisząc na jego ramieniu i nie dając za wygraną.
W końcu westchnął, złapał mnie w pasie, zaniósł do salonu, po czym posadził na kanapie,
sam zajmując miejsce obok.
– W sobotę jest impreza biznesowa – powiedział powoli.
–  To dlaczego byłeś taki zdenerwowany, kiedy do mnie dzwoniłeś? – spytałam, bo nie
widziałam w tym nic niezwykłego. Takie imprezy odbywały się ciągle.
– Bo musisz podjąć decyzję, czy pójdziesz tam ze mną – oświadczył, łapiąc mnie za dłoń i,
jak to miał w zwyczaju, złożył pocałunek na jej wierzchu.
– Ja?! – Spojrzałam na niego zaskoczona. – Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?
–  Bo miałem szczerą nadzieję, że się od niej wykręcę. – Pokręcił głową. – Planowałem
wysłać Thomasa, jednak rada się uparła, że to ja powinienem przemawiać. Sam – zaczął
z wahaniem – nie sądzisz, że to dobry moment, żeby ogłosić oficjalnie, że jesteśmy razem,
i uciąć wszystkie plotki na ten temat?
–  Co masz na myśli, mówiąc „ogłosić”? – Popatrzyłam na niego z  nieskrywanym
przerażeniem.
– Na pewno nie to, co ty. – Zaśmiał się. – Nie mam zamiaru wyciągać cię na środek sceny
i przedstawiać, ale sądzę, że kiedy po prostu nie wypuszczę cię z rąk przez cały wieczór, to
wyraźnie zaznaczę teren.
– Boże. – Schowałam twarz w dłoniach. – To brzmi, jakbyś chciał na mnie nasikać.
– Wybacz, skarbie. – Wybuchnął śmiechem. – Czasem sobie nie radzę z twoją wyobraźnią.
–  Będzie tam Jackson, prawda? – zapytałam po chwili, gdy ta myśl nieoczekiwanie
pojawiła się w mojej głowie.
Dustin wyraźnie się spiął, a  ja już znałam odpowiedź. To dlatego był tak bardzo
zdenerwowany, nie chodziło o samą imprezę, tylko o to, że będzie na niej mój były.
–  Będzie – przytaknął. – Specjalnie sprawdziłem dzisiaj, kto potwierdził przybycie.
Dlatego nie namawiam cię, żebyś tam ze mną szła. Chcę, żeby to była twoja decyzja.
– Pójdę – oświadczyłam bez chwili zastanowienia. – Nie boję się go.
–  Nie masz czego się bać – powiedział, całując mnie w  czoło. – Nawet się do ciebie nie
zbliży. Kiedy będę miał przemówienie, zostaniesz z Thomasem.
Pokiwałam głową, a później spojrzałam na niego lekko zaniepokojona.
– Myślisz, że to dobry pomysł, żeby się ujawnić? – zastanowiłam się.
– Tak sądzę – przytaknął. – Będąc oficjalnie parą, staniemy się nudni dla prasy.
–  Byłoby cudownie. – Wcisnęłam się mu na kolana, a  później powoli pochyliłam się nad
jego uchem. – Co będziemy jeść? Umieram z głodu.

***

– Sam, jesteś gotowa? – dobiegł mnie głos z dołu.


Dustin już po mnie przyjechał, a ja jak zwykle siedziałam w samej bieliźnie, zupełnie nie
wiedząc, jaką sukienkę założyć.
– Jeszcze chwilę – odkrzyknęłam. – Jestem u góry.
Usłyszałam kroki na schodach, a tuż po nich zduszony krzyk.
–  Ja pierdolę! – Spojrzałam na niego zaskoczona. Stał odwrócony do mnie plecami. –
Ubierz się, kobieto, bo inaczej się spóźnimy.
– Nie wiem w co. – Parsknęłam śmiechem. – Mógłbyś mi pomóc coś wybrać.
–  Chętnie, ale Sam, do jasnej cholery – wysyczał – zarzuć na siebie chociaż jakiś
podkoszulek. Nie umiem trzymać rąk z daleka od ciebie, nawet kiedy jesteś ubrana, a teraz,
dodatkowo, masz na sobie ten przeklęty pas.
–  Masz jakiś fetysz na pas do pończoch? – Zaśmiałam się, wsuwając przez głowę
podkoszulek z Myszką Miki. – Nienawidzę nosić rajstop, więc powinieneś się przyzwyczaić.
Możesz się już odwrócić.
– Mam fetysz na ciebie, kiedy go zakładasz. – Odwrócił się powoli w moją stronę, a później
podszedł do mnie szybkim krokiem i  złapał mocno w  pasie. – Jest jeszcze gorzej. Spod tej
grzecznej koszulki wystają te cholernie niegrzeczne zapięcia.
– To patrz mi w oczy. – Wyszczerzyłam się i pocałowałam go w policzek.
–  Staram się, ale lepiej szybko coś wybierzmy – powiedział, przesuwając wzrok z  moich
oczu na rzędy ubrań. – Ta.
Ściągnął z  wieszaka turkusową sukienkę, tę samą, którą Jackson zabronił mi założyć na
ostatni bal charytatywny. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Jesteś pewien? – zapytałam.
– Jest turkusowa – rzucił, wyciągając wieszak. – Uwielbiam ten kolor na tobie.
Założyłam sukienkę, a Dustin ją zapiął, cały czas wbijając się swoim twardym fiutem w mój
pośladek. Odsunął się ode mnie i przyjrzał mi się uważnie.
–  Powinnaś siedzieć w  więzieniu za taki wygląd – oświadczył, przyciągając mnie
z powrotem do swojej klatki piersiowej.
– Powiedział najprzystojniejszy facet Ameryki. – Uszczypnęłam go lekko w ramię.
– Ten tytuł nie był obiektywny – oznajmił, krzywiąc się.
– A ty jesteś obiektywny? – zakpiłam, wymykając się z jego objęć, żeby poszukać pasującej
torebki.
– Tak – rzekł śmiertelnie poważnym tonem. – Ja mam naprawdę zajebisty gust.
Dotarliśmy na miejsce w  samą porę, tuż przed rozpoczęciem. Kiedy wysiadaliśmy
z samochodu, przy wejściu aż roiło się od dziennikarzy. Dustin wziął mnie za rękę, zataczając
na niej kciukiem koła, żeby mnie uspokoić. Z tłumu słychać było pytania dotyczące tego, co
nas łączy. Ignorując wszystkich, weszliśmy do sali. Od razu poczułam, jak każdy wbija w nas
spojrzenie, co za wszelką cenę starałam się ignorować.
–  No w  końcu! – usłyszałam głos Thomasa, po czym mężczyzna podszedł do nas
i wyściskał mnie, a później podał Dustinowi rękę. – Myślałem, że stchórzycie.
– A niby z jakiego powodu? – burknął Dustin.
–  No masz przemówienie. – Mrugnął okiem do mnie. – A  każdy wie, że jesteś bardzo
wstydliwy.
Wybuchnęłam śmiechem, ale szybko się opanowałam, jednak kiedy zobaczyłam
rozbawione spojrzenie Dustina, uśmiechnęłam się ponownie. Najwyraźniej nie miał zamiaru
robić mi jakichś wyrzutów, że nie umiem się zachować.
– Muszę lecieć – powiedział niechętnie. – Thomas, pamiętasz naszą umowę? De Feo ma
się do niej nie zbliżać.
– Jasne – odpowiedział, salutując, a ja przewróciłam oczami.
Przed odejściem Dustin pochylił się i  pocałował mnie prosto w  usta. Pocałunek był
przelotny, ale wystarczył, żeby absolutnie wszyscy spojrzeli na nas, a  nawet gdzieniegdzie
rozmowy zostały przerwane.
–  No, no, no – rozległ się za moimi plecami podekscytowany głos Nancy. – Wyrwałaś
najlepsze ciacho w Chicago, musisz mi wszystko opowiedzieć.
– Cześć, Nancy, ciebie też miło widzieć – odgryzłam się ironicznie.
–  O! I  charakterek się wyostrzył. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Cześć, Evans.
Zabieram ją do baru na plotki.
– Wybacz, Nan, ale Sullivan by mnie zabił, gdyby wpadła przypadkiem na De Feo. – Tom
puścił do niej oko. – Jesteście skazane na moje towarzystwo.
Poszliśmy w kierunku baru, a później zamówiliśmy po słabym drinku. To znaczy ja i Tom,
bo Nancy zażądała podwójnej whisky.
–  Od zawsze uważałam, że niesamowicie do siebie pasujecie – oświadczyła kobieta,
patrząc na Dustina, który omawiał coś z  jakimś mężczyzną przy scenie. – Zostaniecie
okrzyknięci najładniejszą parą Ameryki.
– Nie przesadzaj. – Parsknęłam śmiechem, prawie krztusząc się drinkiem.
– Mam nadzieję, że nie wierzysz w to, co wypisują brukowce. – Spojrzała na mnie kątem
oka.
–  Właściwie to nie wiem, co wypisują, bo ich nie czytam – odpowiedziałam, jednak
poczułam lekki niepokój. Może jednak powinnam od czasu do czasu nagiąć tę zasadę
i sprawdzić, co się o nas mówi?
– Dobrze robisz – przytaknęła. – Nie sądzę, żeby się tobą znudził.
– Skąd taki wniosek? – Uniosłam brew.
–  Dokładnie co pięć sekund patrzy w  twoją stronę – powiedziała, jakby to przesądzało
sprawę. – Znam go dłużej niż ty i  nigdy nie widziałam go z  kobietą. Szczerze mówiąc,
sądziłam, że jest gejem. Nie znam ani jednej dziewczyny, z którą by się przespał, a chciałam
ci przypomnieć, że jestem w tym całym nadmuchanym burdelu jeszcze dłużej niż on i znam
wiele osób.
Nie skomentowałam tego, bo najzwyczajniej nie wiedziałam jak, więc po prostu upiłam
drinka, a później zmieniłam temat rozmowy.
W końcu kilka minut później na scenę wyszedł mężczyzna, z  którym Dustin cały czas
rozmawiał, i zaczął witać zgromadzonych gości.
– Sam, powinniśmy wrócić do stolika – pospieszył mnie Thomas.
Pomachałam do Nancy, a potem poszłam za nim.
Usiadłam i  wtedy go zobaczyłam. Z  ironiczną miną wpatrywał się we mnie, siedząc
zaledwie kilka stolików dalej. U  jego boku siedziała Ashley, która patrzyła na mnie
z  wyższością, trzymając rękę na ramieniu Jacksona. Zachciało mi się śmiać. Oni naprawdę
myśleli, że mogą mnie zranić, naprawdę sądzili, że zrobi mi się przykro.
Nie zastanawiałam się jednak nad tym dłużej, bo na scenę wyszedł Dustin, a kiedy spojrzał
wprost na mnie, poczułam, że oblewam się rumieńcem.
–  Ciesz się, że jest półmrok. – Zaśmiał się Tom wprost do mojego ucha. – Z  daleka na
pewno nie widać twoich policzków.
– Pogarszasz sprawę – fuknęłam na niego.
Przez piętnaście minut słuchaliśmy, jak Dustin opowiada o  planowanych inwestycjach.
Było to ciekawe nawet dla mnie i wcale nie ze względu na to, że był moim chłopakiem, ale
dlatego, że dzięki temu mogłam przewidzieć, jakie reklamy będę robić w  niedalekiej
przyszłości.
– Na sam koniec zostawiłem najważniejszą sprawę – oświadczył, przerywając na chwilę. –
Chciałem ogłosić, że Sullivan Development zaprezentuje swoją reklamę na przyszłorocznym
Super Bowl. Moja cudowna dziewczyna, Samantha Spinster, ma idealny pomysł na to, jak nas
zareklamować, a  ja mogę z  czystym sumieniem już teraz powiedzieć, że ta reklama będzie
strzałem w dziesiątkę. Dziękuję ci, kochanie.
Puścił do mnie oczko, a później odwrócił się, żeby zejść ze sceny. Miałam ochotę wtopić się
w  krzesło, czując na sobie spojrzenie absolutnie każdej osoby znajdującej się
w pomieszczeniu.
– Zabiję go – jęknęłam, starając się udawać, że nie płonę właśnie ze wstydu.
– Lepiej spójrz na minę swojego eks – szepnął Tom.
Powędrowałam wzrokiem w tamtym kierunku, i od razu poczułam, że mój wstyd i nerwy
ulatują. Ashley patrzyła na Dustina, jakby właśnie ogłosił, że złożył śluby czystości
i wstępuje do zakonu, nawet nie starała się ukryć szeroko otwartych ust. Za to Jackson… Jack
wyglądał na tak wściekłego, że zaczęłam obawiać się, że za chwilę eksploduje.
W tym czasie Dustin wrócił już do stolika i zanim usiadł, pocałował mnie w rękę.
– Przepraszam, że to powiedziałem. – Ścisnął mocniej moją dłoń. – Ale widziałem, jak ten
skurwysyn na ciebie patrzył. Wiedziałem, że kiedy się dowie, że robisz reklamę na Super
Bowl, to go szlag trafi, a  gdy się dowie, że nie jesteś moją kochanką, tylko dziewczyną, to
trafi go po raz drugi.
–  Od kiedy ty jesteś taki złośliwy? – Zaśmiałam się, mimowolnie odgarniając mu włosy
z czoła.
Zjedliśmy kolację, dyskutując o  przemowie Dustina i  jego planach, a  później mój
mężczyzna uznał, że również ma ochotę na drinka.
W drodze do baru zostaliśmy zatrzymani przynajmniej pięć razy. Na szczęście rozmowy
głównie toczyły się na temat przyszłości firmy, a  także Super Bowl. Nikt nie traktował
naszego związku jako wydarzenia stulecia, choć widziałam, jak się nam przyglądają.
W  końcu, chyba po godzinie, dotarliśmy do lady, a  Dustin zamówił whisky z  lodem. Tylko
jeden stołek był wolny, więc pomógł mi na nim usiąść, a  sam stanął naprzeciwko mnie
i położył dłonie na barze za mną.
– Widzisz – powiedział z uśmiechem. – Nie jest tak źle, jak myślałaś.
– Za to jutro wszystkie portale plotkarskie będą huczeć. – Puściłam do niego oko.
– Po kilku dniach im przejdzie. – Wpatrywał się we mnie z taką mocą, że miałam wrażenie,
że mnie dotyka. – Wyglądasz nieziemsko.
– I nie przeszkadzają ci moje tatuaże? – zapytałam, zaczepnie unosząc brew.
–  Nie – mruknął, nachylił się nad moim ramieniem i  je pocałował. – To mój ulubiony.
Chociaż to ten na twojej talii sprawia, że mam dziwną ochotę robić ci bardzo brzydkie rzeczy.
Zaśmiałam się, a  później położyłam rękę na jego policzku, gładząc kilkudniowy zarost.
Uwielbiałam tego mężczyznę każdym włóknem swojego ciała.
–  Jak nie przestaniecie – odezwał się Tom, podchodząc do nas – to wszyscy się tu
porzygają z nadmiaru słodyczy. Patrzcie.
Wręczył mi telefon, na którym było nasze zdjęcie. Thomas musiał je zrobić kilka sekund
wcześniej. Siedziałam z założoną nogą na nogę, moja suknia spływała do ziemi. Trzymałam
dłoń na policzku Dustina, uśmiechając się lekko, a  on wpatrywał się we mnie wzrokiem
pełnym miłości.
– Jest genialne – powiedziałam do Thomasa. – Możesz mi je przesłać?
– Mnie też – rzucił od razu Dustin.
–  Samantha je dostanie, bo sądzę, że po prostu oprawi je w  ramkę, ale ty musisz mi
obiecać, że nie zrobisz z tego fototapety i nie wytapetujesz nim salonu – zadrwił.
–  Nie twój pieprzony interes – warknął Dustin, jednak uśmiechnął się do przyjaciela. –
Sam, wracamy do domu?
– O tak, chętnie. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Skoczę tylko do łazienki.
Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, bo znałam już ten lokal, mogłam więc sobie odpuścić
poszukiwania, a  kolejka nie była duża. Wyszłam z  toalety po kilku minutach, a  potem
skierowałam się z powrotem do głównej sali bankietowej. Byłam już kilka kroków od drzwi,
kiedy zobaczyłam, jak Jackson z  niej wychodzi. Nasz wzrok się spotkał, a  ja poczułam…
właściwie to nie poczułam nic. Miałam zamiar go wyminąć, gdy zauważyłam, jak otwiera
usta, żeby coś powiedzieć.
– Nawet się do niej nie zbliżaj, De Feo – usłyszałam znajomy głos. – Sam?
–  Wszystko jest w  porządku. – Uśmiechnęłam się do Dustina i  położyłam rękę na jego
przedramieniu.
–  Jeszcze tego pożałujesz, Samantho – odezwał się Jackson, mierząc nas wzrokiem. –
Zobaczysz, on cię wykopie ze swojego życia szybciej, niż przypuszczasz. Zostaniesz z niczym.
–  Słuchaj, Jackson – warknął Dustin, robiąc krok do przodu. – Miałeś już swoją szansę
i spierdoliłeś ją po całości. Powinienem obić ci mordę za to, co jej zrobiłeś, ale zdaję sobie
sprawę z tego, że są lepsze sposoby na danie komuś nauczki. Uważaj, De Feo, bo może się tak
stać, że za pół roku będziesz pracował w  McDonald’s. Nie zbliżaj się do niej. To moje
pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Możemy iść, Sam? Samochód na nas czeka.
– Samochód? – Natychmiast wyparowała mi z głowy cała rozmowa. Skupiłam się tylko na
Dustinie, jakby nikogo więcej tutaj nie było. – Nigel?
– Tak. – Uśmiechnął się łobuzersko, a w jego oczach widziałam wyraźny błysk.
– Chodźmy już. – Pociągnęłam go za ramię, nie zawracając sobie głowy zaskoczoną miną
Jacksona.
Auto prowadzone przez Nigela było zdecydowanie ciekawszą rzeczą.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, od razu spłonęłam rumieńcem na widok uśmiechniętego
mężczyzny za kierownicą. Nie mogłam przestać przygryzać wargi albo wnętrza policzka.
Cholera, kiedy dwa tygodnie temu będąc jeszcze pijaną, zaczęłam paplać o  seksie
w  taksówce, nawet przez myśl mi nie przeszło, że okazja nadarzy się tak szybko. A  teraz
byłam jednocześnie przerażona i cholernie podniecona.
Dustin wyszczerzył się cwaniacko, widząc mój niepokój. Mój wstyd osiągnął apogeum,
kiedy podszedł do kierowcy i  szepnął mu coś na ucho, a  dopiero potem otworzył dla mnie
drzwi. W  samochodzie muzyka była zdecydowanie głośniej niż normalnie, co jasno
sygnalizowało, że Nigel zdaje sobie sprawę z tego, co tu się może wydarzyć.
– Sam, jeśli masz zamiar pogryźć się do krwi – szepnął mi na ucho Dustin, jednocześnie
przyciągając mnie do siebie – to nic z tego nie będzie. Poza tym to głównie twoja fantazja.
– Wiem – syknęłam. – Co nie znaczy, że nie mogę się denerwować.
– Możemy to przełożyć – zaproponował, wsuwając dłoń na moje nagie udo przez rozcięcie
w sukience. – Będziemy korzystać z podwózki jeszcze tysiące razy.
–  Myślisz, że to coś zmieni? – sapnęłam cicho, czując, jak jego dłoń zbliża się do moich
majtek. – Ten samochód już na zawsze będzie mi się kojarzyć z jednym.
– Rany, Sam – powiedział gdy dotarł do mojej mokrej cipki. – Ciebie naprawdę to kręci.
Kiedy odsunął cienki materiał fig na bok i  wsunął we mnie palec, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki wszelkie obawy zniknęły. Podniecenie, które do tej pory zbierało się
gdzieś w  moim brzuchu, uderzyło we mnie tak mocno, że przez chwilę nie mogłam złapać
tchu. Docisnęłam twarz do szyi Dustina, mocniej przylegając do jego dłoni.
– O Boże – wyszeptałam, zaciskając pięść na klapie jego marynarki.
Wolną ręką przyciskał mnie mocno do siebie, a  ja błądziłam językiem po jego szyi.
Dreszcze podniecenia przecinały moje ciało raz za razem. Starałam się tłumić jęki
i westchnienia, które wyrywały się z mojego gardła, jednak byłam podniecona tak bardzo, że
prawie nad sobą nie panowałam. Całe moje ciało drżało tak mocno, że nie mogłam tego
opanować.
Palce Dustina zwinnie przesuwały się pod moimi majtkami, doprowadzając mnie do
szaleństwa każdym, nawet najmniejszym ruchem.
Jeszcze chyba nigdy orgazm nie nadchodził z  taką prędkością. Wszystkie nerwy miałam
napięte jak struny, więc kiedy Dustin nieprzerwanie wsuwał we mnie palce i  drażnił
łechtaczkę, miałam wrażenie, że reszta mojego ciała po prostu nie istnieje. Spróbowałam
rozpinać mu spodnie jedną ręką, jednak nie udało mi się to, ponieważ moje dłonie wciąż
nieznośnie drżały. Gdy w końcu pomogłam sobie drugą, od razu wsunęłam dłoń za bokserki.
Usłyszałam głośny wdech, kiedy zacisnęłam palce na twardym już fiucie. Miałam nadzieję, że
uda mi się choć trochę opóźnić orgazm, jeśli skupię się na nim, jednak już po minucie
wiedziałam, że to nic nie da. Twardy, lekko pulsujący członek w  mojej dłoni sprawił tylko
tyle, że robiłam się jeszcze bardziej podniecona, mokra i pragnęłam tylko tego, żeby we mnie
wszedł. Chciałam go poczuć w sobie. Natychmiast.
– Dustin – jęknęłam mu do ucha. – Zaraz dojdę.
– Ściągnij majtki – wyszeptał, wysuwając ze mnie palce.
Drżącymi rękami zsunęłam figi, a później szybko wcisnęłam je do torebki. Mimo wszystko
nie chciałam zostawiać Nigelowi żadnej pamiątki.
– Usiądź na mnie. – Pomógł mi wdrapać się na siebie, jednocześnie ciągle się upewniając,
czy moja sukienka nie podwinęła się do góry i nie świecę kierowcy w lusterko gołym tyłkiem.
Zachciało mi się śmiać, ale szybko mi przeszło, kiedy poczułam twardego kutasa
wsuwającego się w  moją szparkę. Spojrzałam na Dustina dużymi oczami, nie mogłam
uwierzyć, że naprawdę to robimy. Bolesne pożądanie wciąż przetaczało się przez moje ciało
i choć głównie byłam skupiona na Dustinie i na sobie, to gdzieś z tyłu głowy wciąż dźwięczał
głos mówiący o tym, że nie jesteśmy sami.
Kiedy moje ciało przyzwyczaiło się do jego wielkości, zaczęłam się poruszać. Dustin
przytrzymywał mnie lekko za biodra, spowalniając co jakiś czas moje ruchy. Wbiłam mocno
kolana w  siedzenie, a dłonie wsunęłam pod jego koszulę.  Uwielbiałam jego twarde mięśnie
i gładką, ciepłą skórę.
Z nadmiaru emocji kręciło mi się w  głowie, miałam wrażenie, że za chwilę dosłownie
stracę przytomność. Wydawało mi się, że jestem w jakimś pokręconym śnie i to wszystko nie
dzieje się naprawdę.
Osuwałam się na niego i podnosiłam, ciesząc się, że jestem tyłem do kierowcy. Umarłabym
ze wstydu, gdyby się okazało, że Nigel się nam przygląda. Chociaż… Cholera, może oprócz
ekshibicjonistycznych zapędów miałam również sadomasochistyczne? Nie mogłam się
powstrzymać. Z szyi Dustina, do której cały czas dociskałam swoją twarz, przesunęłam się do
jego ucha.
– Patrzy? – zapytałam urywanym szeptem.
– Zerka – zamruczał w odpowiedzi. – Sam, wykończysz mnie. Jesteś taka wilgotna.
–  Cholera – jęknęłam, czując, jak po moim ciele przetacza się fala trudnego do
sprecyzowania uczucia. Z jednej strony byłam zawstydzona do granic możliwości, dosłownie
czułam, jak policzki płoną mi żywym ogniem, a  z drugiej, napięcie i  bolesne podniecenie
w  moim podbrzuszu wyraźnie się zwiększyły, gdy już miałam pewność, że Nigel wcale nie
odwracał od nas wzroku.
Wbiłam palce w  ramiona Dustina, a  potem lekko przyspieszyłam. Adrenalina, która
uderzyła mi nagle do głowy, wycisnęła z mojego gardła całą serię niezrozumiałych nawet dla
mnie słów. Dustin, widząc, jak blisko jestem, objął mnie mocniej w  pasie i  wyszedł mi
naprzeciw, sprawiając, że orgazm dosłownie mnie zmiażdżył. Na kilka sekund zrobiło mi się
ciemno przed oczami, a  z mojego gardła wydarł się głośny jęk, który odbił się echem od
wnętrza samochodu. Dustin dociskając mnie mocno do siebie, przejął całkowitą kontrolę nad
tym, co się dzieje, bo ja nie mogłam się już nawet ruszyć. Po kilku desperackich ruchach
bioder poczułam, jak wylewa się wewnątrz mnie i nieruchomieje.
–  Kurwa, Sam – wyszeptał mi do ucha. – Doszłaś tak mocno, że przez chwilę miałem
wrażenie, że totalnie odpłynęłaś.
– Bo chyba tak było – jęknęłam, całując go leniwie po policzku. – Nie mogę się ruszyć.
– Pomogę ci – zaproponował, a później zsunął mnie z siebie.
Podał mi chusteczki, a gdy dyskretnie (kogo ja okłamuję?) doprowadziłam się do porządku,
wtuliłam się w jego ramiona.
Za nic na świecie nie spojrzałabym teraz na kierowcę. Wciąż czułam tę dziwną mieszankę
wstydu oraz podniecenia i  choć w  tej chwili najchętniej uciekłabym z  samochodu na
najbliższym czerwonym świetle, to podświadomie wiedziałam, że to na pewno nie był ostatni
raz. Nie chciałam się zastanawiać nad tym, co jest ze mną nie tak, że kręcą mnie takie akcje,
za bardzo podobało mi się to, co czułam.
–  Nie wiem, czy bardziej jestem wykończona psychicznie, czy fizycznie – powiedziałam
cicho.
– Nie przejmuj się tym tak bardzo, skarbie – powiedział, całując mnie we włosy. – Mogę
się założyć, że przynajmniej połowa Amerykanów ma za sobą seks w taksówce.
– Ale my to zaplanowaliśmy – bąknęłam. – Jak jacyś popieprzeni zboczeńcy.
– Uwierz mi, że Nigel na pewno wolał popatrzeć na dwoje trzeźwych ludzi zabawiających
się w  jego samochodzie niż na nawaloną parę, która ledwo trafiła w  drzwi – słyszałam po
jego głosie, że się uśmiecha. – Zawsze mogę go zapytać o zdanie, jeśli chcesz.
– Sullivan – warknęłam. – Jeszcze chwila i stracisz jaja.
Roześmiał się głośno, po czym zamknął mnie w mocnym uścisku. Resztę drogi spędziłam,
wtulając się mocno w  jego ramiona. Nie mogłam pojąć, kiedy moje życie zamieniło się
w  jakąś cholerną pokręconą bajkę. Kochałam Dustina tak mocno, że momentami to bolało.
Chyba nadszedł czas, żeby mu w końcu o tym powiedzieć.
ROZDZIAŁ 27

Samantha
Zapisywałam kolejne rzeczy, które powinny znaleźć się w  reklamie Super Bowl. Od czasu
balu, kiedy Dustin ogłosił, że taka reklama się pojawi, wzięłam się ostro do roboty. Miałam
już cały główny zarys, a  teraz dopracowywałam szczegóły. Moja wizja odrobinę mnie
przerażała, bo wyglądało na to, że aby zrealizować mój pomysł, będziemy musieli nagrywać
w  pięciu różnych stanach. Kiedy wczoraj podzieliłam się moimi obawami z  Dustinem,
uśmiechnął się tylko łobuzersko i powiedział, żebym się w ogóle tym nie przejmowała, tylko
planowała wszystko tak, jak uważam za słuszne. Ten mężczyzna był wymarzonym klientem
każdej agencji reklamowej.
We wtorkowe popołudnie od pracy oderwał mnie telefon. Byłam tak pochłonięta
projektem, że usłyszałam go dopiero po kilku sygnałach, chociaż stał przede mną na biurku.
– Loop Advertisement – rzuciłam niezbyt przytomnie do słuchawki.
Tak już miałam, gdy zajmowałam się artystyczną częścią pracy, moja wyobraźnia
przejmowała kontrolę nad ciałem. Zwykle odpływałam tak daleko, że świat realny przestawał
istnieć.
–  Samantho – rzucił Dustin, co spowodowało, że od razu skupiłam całą uwagę na
telefonie. – Możesz przyjść do mojego biura na chwilę?
– Jasne – rzuciłam. – Powinnam coś ze sobą zabrać? Kalendarz?
– Nie, nic ci nie będzie potrzebne – odpowiedział niby od niechcenia, ale wyraźnie coś mi
nie pasowało w jego tonie, jakby dzwonił z przymusu.
Rozłączyłam się, a następnie poszłam do windy. Na siedemdziesiątym piętrze przywitała
mnie sekretarka i od razu kazała wejść do gabinetu.
–  Co się stało? – zapytałam, wchodząc do środka, ale jeden rzut oka wystarczył, żeby
zagadka się rozwiązała.
Na sofie w rogu biura siedziała elegancka kobieta. Brązowe włosy miała idealnie przycięte
i  wymodelowane. Znajome niebieskie oczy patrzyły na mnie życzliwie, a  na równie
znajomych ustach rozciągał się szeroki uśmiech.
–  Nigdy mi nie mówiłeś, że genialne geny zawdzięczasz mamie – rzuciłam do Dustina,
zanim zdążyłam się powstrzymać. Od razu poczułam, jak na moje policzki wypełza
rumieniec. – Przepraszam, jestem Samantha.
– Kochanie, wiem, kim jesteś. – Kobieta uśmiechnęła się do mnie, a później wstała, żeby
mnie uściskać. – Mam na imię Danielle. A jeśli chodzi o genialne geny, to wasze dzieci będą
mieć niesamowitą mieszankę.
– Mamo! – warknął Dustin. – Mówiłem ci, żadnych tematów o dzieciach i ślubach. Chyba
nie chcesz wyjść na typową teściową z dowcipów.
Danielle rzuciła mu groźne spojrzenie, a  ja pominęłam milczeniem tę wymianę zdań
i spojrzałam na Dustina podejrzliwie.
–  Nie patrz tak na mnie – powiedział, wzruszając obojętnie ramionami. – Wpadła bez
zapowiedzi i zmusiła mnie, żebym cię tutaj ściągnął.
–  Nie sądziłam, że muszę się umawiać na wizytę u  własnego syna – odparła oburzona
Danielle.
–  Nie o  to chodzi – westchnął przeciągle. – Tylko Sam teraz myśli, że celowo nie
powiedziałem jej o twoim przyjeździe.
– Kochanie, musisz się przyzwyczaić, że zazwyczaj przyjeżdżam bez zapowiedzi – zwróciła
się do mnie, łapiąc przy okazji za rękę i uśmiechając się szeroko. – Nie mam najmniejszego
zamiaru umawiać się na spotkania z własnym dzieckiem, nawet gdyby został prezydentem.
Wyszczerzyła się, widząc niezadowoloną minę Dustina.
– A jakby mnie nie było w mieście? – zapytał ironicznie.
–  Chicago ma tyle ciekawych miejsc, że na pewno bym się nie nudziła – odgryzła się. –
Nieważne. Idziemy na lunch, Samantho, mam nadzieję, że do nas dołączysz?
–  Ja… – Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie byłam przygotowana na poznanie matki
Dustina. Tym bardziej nie byłam pewna, czy powinnam iść z  nimi na lunch. Może Dustin
chciał pobyć z mamą sam na sam?
– Sam, daj spokój – powiedział, zarzucając marynarkę na ramiona. – Ona nie gryzie i jeśli
jest wredna, to tylko dla mnie.
– Wcale tak nie pomyślałam! – Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
–  Chodź. – Danielle pociągnęła mnie za rękę w  kierunku windy, zupełnie nie zwracając
uwagi na to, że sztyletowałam Dustina wzrokiem.
Kilka minut później znaleźliśmy się w  restauracji, w  której zwykle jadaliśmy lunch.
Zamówiliśmy obiad, a  czekając na zamówienie, mogłam przysłuchiwać się opowieściom
Danielle o rejsie, który podarował jej i Tedowi Dustin. Kiedy skończyła mówić, spojrzała na
mnie uważnie.
– Mam nadzieję, że on – wskazała głową na Dustina – zachowuje się przyzwoicie?
– E… Tak. – Niestety, w moim mózgu powstało drobne spięcie, kiedy przypomniałam sobie
nasze chwile w samochodzie Nigela, a także wiele innych w domu, których zdecydowanie nie
można było nazwać przyzwoitymi.
– Dustin bywa… – zamyśliła się przez chwilę – upierdliwy. Tak, to idealne słowo, żeby go
opisać. Jak wbije sobie coś do głowy, to nic nie jest w stanie go powstrzymać, więc nie pozwól
mu wejść sobie na głowę. Facet ma być przyjemnym dodatkiem, jeśli wiesz, co mam na myśli,
a nie centrum życia.
– Mamo! – warknął Dustin. – Ona nie potrzebuje twoich rad.
– Dustin. – Uśmiechnęłam się do niego szyderczo, a następnie złapałam go za dłoń. – Ale
ja chętnie posłucham, jak bardzo jesteś upierdliwy.
–  Właśnie dlatego uważam, że rodzice nigdy nie powinni poznawać partnerów swoich
dzieci – fuknął obrażony. – Zawsze te żenujące historie z przeszłości.
Wybuchnęłam śmiechem, a potem pocałowałam go w policzek.
– Nie przejmuj się. – Puściłam do niego oko. – Pamiętaj, że ja mam starszego brata, który
namawiał mnie do różnych, dziwnych rzeczy i  na pewno moja mama również cię zasypie
takimi historiami.
Kolejną godzinę spędziliśmy na rozmowie tak naprawdę o  wszystkim i  o niczym
jednocześnie. Musiałam przyznać, że Danielle była zabawna, a  złośliwe zaczepki, które
rzucała w stronę Dustina, były po prostu śmieszne, a nie żenujące. Zanim się pożegnaliśmy,
musieliśmy przysiąc, że niedługo przyjedziemy do nich na weekend. Danielle i Ted mieszkali
zaledwie godzinę drogi od Chicago, a  Dustin odwiedzał ich rzadko, co było jednym
z głównych tematów monologu jego mamy.
Bardzo polubiłam tę kobietę i  naprawdę żałowałam, że musiała już wracać.
Z przyjemnością pojadę do niej w odwiedziny, gdy tylko nadarzy się okazja.
Resztę dnia spędziłam nad projektem, a kiedy Dustin zjechał po mnie o szesnastej, miałam
wrażenie, że mój mózg zamienił się w  gąbkę. Od razu wtuliłam się w  jego silne ramiona
i wdychając jego zapach, pozwoliłam, żeby moje ciało się zrelaksowało.
– Zmęczona? – zapytał z troską, całując mnie w czoło.
– Bardzo – odpowiedziałam cicho. – Marzę o kąpieli z bąbelkami.
– Mam większą wannę niż ty – rzucił, głaszcząc mnie po włosach.
– Znowu mam u ciebie nocować? – zapytałam, unosząc brew.
– Właściwie mogłabyś się wprowadzić – oświadczył, a potem spojrzał na mnie ostrożnie.
Odsunęłam się od niego, po czym spojrzałam mu w oczy, szczęka opadła mi do ziemi. Tak,
spędzaliśmy ze sobą prawie każdą wolną chwilę, nocowaliśmy u siebie na zmianę, nawet nie
pamiętałam, kiedy ostatnio spaliśmy osobno, ale żeby spakować się i oficjalnie wprowadzić…
–  To chyba za wcześnie – jęknęłam, przeczesując palcami włosy. – Jesteśmy razem od
niedawna.
– Jesteśmy razem od czterech miesięcy – burknął. – I mamy trochę więcej niż dwadzieścia
lat.
– Dustin… – Pokręciłam głową. – Muszę to przemyśleć… Dopiero co kupiłam dom.
–  Skarbie, ale ja wcale nie oczekiwałem, że się od razu zgodzisz. – Uśmiechnął się. –
Przypuszczam, że podjęcie takiej decyzji zajmie ci z pół roku, dlatego mówię o tym już teraz.
Choć, oczywiście, jeśli jakimś cudem jest inaczej, to możesz się wprowadzić nawet dzisiaj.
–  Kocham cię, ale naprawdę muszę przemyśleć taki krok. – Po moich słowach nastała
grobowa cisza.
Dobre kilkanaście sekund zajęło mi załapanie, co się dzieje i skąd to nagłe milczenie, ale
kiedy w końcu do mojego sflaczałego mózgu dotarło to, co powiedziałam, schowałam twarz
w dłoniach.
– Przepraszam – jęknęłam. – To był chyba najgorszy moment na takie wyznania.
–  Żartujesz? – Wsunął palce pod mój podbródek i  uniósł go tak, żebym musiała mu
spojrzeć w  oczy. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałem to usłyszeć, kiedy
jesteś trzeźwa.
– Co? – Popatrzyłam na niego zaskoczona.
–  Powiedziałaś, że mnie kochasz po tym, jak się upiłaś z  Meg. – Wyszczerzył się
głupkowato. – Przez ostatni miesiąc wracałem do tych słów kilka razy dziennie.
– Naprawdę? – Wiedziałam, że nawalone gadałyśmy bzdury o seksie, bo Dustin mi o tym
opowiedział, ale nie miałam pojęcia, że wyznałam mu wtedy miłość. – Ale ze mnie
romantyczka… Nie ma co.
– Kocham cię, Sam. – Roześmiał się głośno, a następnie mocno przytulił. – I cieszę się, że
ty też nauczyłaś się to mówić. Zdaję sobie sprawę, że mnie kochasz od dawna, ale naprawdę
cudownie to słyszeć z twoich ust. To jak? Dasz się namówić na moją wannę?
– Pod warunkiem że weźmiemy kąpiel wspólnie. – Wtuliłam twarz w jego szyję. – Kocham
cię.
Powiedziałam to! W końcu powiedziałam to zupełnie świadomie. Miał rację, byłam w nim
zakochana, sama nie wiedziałam jak długo, ale do tej pory te dwa słowa nie chciały przejść
mi przez gardło. Bałam się, że jeśli powiem to na głos, to nagle coś się między nami zepsuje,
a tego naprawdę nie chciałam. Przywykłam do tego związku, nauczyłam się ponownie ufać
mężczyźnie, a  choć zaczęliśmy od przyjaźni, to miłość przyszła jakoś tak naturalnie, ale…
zupełnie niespodziewanie. Byłam tak zmęczona związkiem z  Jacksonem i  przerażona tym,
jak się skończył, że zwyczajnie zdusiłam w sobie jakiekolwiek uczucia, które mogłyby mnie
wpakować w  kolejne kłopoty. Jednak teraz, po czterech miesiącach z  Dustinem, byłam po
prostu szczęśliwa i nie chciałam, żeby to się kończyło.
ROZDZIAŁ 28

Samantha
Był piątek wieczór, mieliśmy z  Dustinem wspólnie spędzić cały weekend, więc po pracy
wpadłam do siebie tylko po to, żeby zabrać trochę ciuchów i  kilka kosmetyków. Niestety,
kiedy dojeżdżałam do jego domu, zadzwonił i poinformował mnie, że będzie trochę później,
ponieważ wypadło mu coś, co musiał załatwić natychmiast. Niemniej byłam już na
podjeździe, więc bez sensu było, żebym wracała do siebie.
Otworzyłam garaż kodem, który Dustin podał mi kilka miesięcy wcześniej, a  później
weszłam do środka.
Zaniosłam swoje rzeczy na górę, po czym wróciłam do salonu i  włączyłam telewizor.
Dziwnie było siedzieć w  tym wielkim domu samotnie, ale czy nie mogłabym się do tego
przyzwyczaić? Tym bardziej mając świadomość, na kogo czekam?
Odkąd tydzień temu powiedziałam mu, że go kocham, wciąż się zastanawiałam nad tym,
co zrobić z jego propozycją dotyczącą wspólnego mieszkania.
Moje rozmyślania nad ewentualną przeprowadzką przerwał dźwięk telefonu.
Z zaskoczeniem zauważyłam numer Kelly.
– Halo? – rzuciłam do słuchawki.
–  Cześć, Sam – powiedziała wesoło. – Mam dla ciebie świetną wiadomość. Posłuchaj,
znalazłam ekipę filmową ze świetnymi referencjami, zadzwoń do nich jak najszybciej, bo
mogą być obładowani, a sądzę, że przydaliby ci się do reklamy na Super Bowl. Masz na czym
pisać?
– Poczekaj, nie jestem u siebie – odpowiedziałam, a później poszłam do biura Dustina.
Rzadko bywałam w tym pomieszczeniu, bo Dustin nigdy nie pracował, kiedy byłam w jego
domu. Co najwyżej odbierał telefony, więc nie wiedziałam za bardzo, gdzie mogę szukać
czystych kartek. Otwarłam kilka szafek, ale nie natrafiłam na nic, na czym mogłabym pisać.
Z jednej szafki z głuchym łoskotem wypadła cała masa dokumentów.
– Żyjesz? – usłyszałam śmiech Kelly.
– Tak, tylko roznoszę właśnie biuro Dustina w pył. – W końcu w kolejnej szafce znalazłam
kartki do drukarki. – Dobra, dyktuj.
Zapisałam numer oraz nazwisko, a  gdy skończyłam rozmawiać z  Kelly, postanowiłam, że
zadzwonię od razu.
– Dobry wieczór – przywitałam się, gdy usłyszałam w słuchawce sympatyczny damski głos.
– Z  tej strony Samantha Spinster z agencji reklamowej Loop Advertisement. Szukam ekipy
filmowej, z którą mogłabym współpracować przy reklamie na przyszłoroczny Super Bowl. Czy
mogłabym dostać jakieś próbki e-mailem?
–  Oczywiście – odpowiedziała kobieta, która przedstawiła się jako Amy. – Poproszę
o adres e-mail, a postaram się jeszcze dzisiaj coś podesłać.
Podyktowałam jej mój adres, a następnie upewniłam się, że mają jakieś wolne terminy za
kilka miesięcy, a  kiedy tylko poinformowałam ją, dla kogo będzie to reklama, kobieta
zapewniła mnie, że na pewno się dogadamy. Wcale jej się nie dziwiłam, w końcu reklama na
Super Bowl to również wyróżnienie dla ekipy filmowej, a  tym bardziej gdy miało się kręcić
dla Dustina Sullivana.
Gdy się rozłączyłam, zaczęłam układać dokumenty, które prawie spadły mi na głowę.
Kiedy już były w przyzwoitej kupce, włożyłam je na miejsce. Zabrałam telefon i odwróciłam
się, żeby wyjść, jednak tuż przy oknie zobaczyłam jeszcze jedną kartkę, która musiała wypaść
z szafki. Sięgnęłam po nią, a potem odwróciłam się, żeby odłożyć ją na miejsce, jednak moje
nazwisko skutecznie przykuło moją uwagę. Spojrzałam na dokument.
– Co to jest? – rzuciłam do siebie, kiedy przebiegłam wzrokiem po druku.
Był to rachunek wypisany na Dustina przez Bena Clifforda, a  w tytule było napisane
„Samantha Spinster – Dom”. Kwota na nim wynosiła trzydzieści tysięcy dolarów.
– O co tu, kurwa, chodzi? – Spojrzałam podejrzliwie na szafkę.
Przecież dostałam rachunek od Bena za prowadzenie moich spraw na dziesięć tysięcy
dolarów. On sam powiedział, że cena jest niższa, bo od lat pracuje dla Dustina, i moją sprawę
traktuje jako przysługę.
Ponownie rzuciłam meblowi podejrzliwe spojrzenie, wiedziałam, że nie powinnam nikomu
grzebać w jego prywatnych rzeczach, ale przecież ta sprawa najwyraźniej dotyczyła również
mnie. Podeszłam do półek i  wyciągnęłam z  nich resztę dokumentów. Szybko odnalazłam
identyczny rachunek z tą różnicą, że w tytule zamiast Dom napisane było Firma, a kwota na
nim wypisana przyprawiła mnie o  zawrót głowy. Od razu zaczęłam przeglądać pozostałe
papiery. Nie podobało mi się to, co widziałam, i koniecznie musiałam dowiedzieć się, o co tu
właściwie chodzi.
Najwięcej było tych dokumentów, które dotyczyły Loop Advertisement, co nie było niczym
dziwnym, ale z  uporem maniaka przerzucałam stronę za stroną. W  końcu dotarłam do
grubego pliku kartek, na których była opisana ścieżka mojej kariery, zaczynając od szkoły
średniej. To również nie byłoby niczym dziwnym, skoro Dustin chciał, żebym pracowała dla
niego na wyłączność, jednak zaniepokoiła mnie widniejąca na nich data, która sugerowała,
że te kartki były drukowane już rok temu.
Jeszcze bardziej zaskoczyły mnie dokumenty dotyczące DeF Interactive, w  których
zielonym pisakiem zaznaczone były informacje takie jak ta, że jestem współwłaścicielką
firmy. Gdy dotarłam do zdjęcia, na którym Jackson zaatakował mnie pod domem Megan, aż
usiadłam z wrażenia. O co tu, kurwa, chodzi?
Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, podskoczyłam nerwowo, a  serce zaczęło mi
galopować. Wiedziałam, że będę musiała się dowiedzieć, co to wszystko znaczy, i rozmowa
z  Dustinem mnie nie ominie, ale nie sądziłam, że dojdzie do niej tak szybko. Miałam
nadzieję, że będę mieć chociaż kilka minut na poukładanie tego wszystkiego w głowie.
– Sam? – zawołał Dustin. – Gdzie jesteś?
–  W biurze – odpowiedziałam, mając nadzieję, że zrobiłam to wystarczająco głośno, aby
mnie usłyszał.
Czułam, jak coś zaciska się na moim gardle, przez co ciężko mi było wydusić z  siebie
jakiekolwiek słowa.
Kilka sekund później wszedł do gabinetu, a  kiedy zobaczył, że przede mną leży sterta
dokumentów, uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Grzebałaś w moich rzeczach? – zapytał zaskoczony.
– Nie – warknęłam. – Szukałam czystej kartki, a przypadkiem znalazłam to! Możesz mi to
jakoś wytłumaczyć?
–  Wolałbym nie, ale chyba nie mam wyjścia – powiedział z  rezygnacją, a  później usiadł
naprzeciwko mnie.
Czekałam w napięciu na to, co ma mi do powiedzenia, ale on się nie spieszył. Kilkukrotnie
odchrząknął i nerwowo przeczesał palcami włosy.
– Od dawna chciałem cię wyrwać z  DeF Interactive. Na początku miałem w  planie
zaproponować ci większe pieniądze, żebyś zgodziła się pracować dla mnie, jednak później
okazało się, że jesteś współwłaścicielką, a  nie tylko pracownikiem. Wtedy uznałem, że
spróbuję wykupić twoją część firmy. Dlatego zaprosiłem cię wtedy na drinka jeszcze przed
spotkaniem na balu.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale uparcie milczałam.
–  Resztę znasz. Wszystko, co powiedziałem, kiedy opowiadałem ci o  moich odczuciach
związanych z tobą, było prawdą. Tak, biznesowo było mi bardzo na rękę to, że rozstałaś się
z Jacksonem, ale cieszyłem się z tego również prywatnie.
– A to? – Przesunęłam w jego kierunku rachunki od Bena.
–  Ben jest pieprzonym krwiopijcą – odparł. – Oczywiście, jest świetny w  tym, co robi,
dlatego całkowicie rozumiem jego stawki, ale wiedziałem, że nie będziesz chciała skorzystać
z jego pomocy, gdy dowiesz się, ile chce za to pieniędzy.
– Mogłam znaleźć innego prawnika! – krzyknęłam, bo już traciłam pomału cierpliwość.
– I sprawa ciągnęłaby się przez kilka miesięcy – westchnął.
–  A to nie było po twojej myśli? – Spojrzałam na niego z  niedowierzaniem. – Nie
zdążyłabym zrobić reklamy na Super Bowl? Chciałeś, żebym miała z głowy Jacksona, żebym
mogła zacząć pracować dla ciebie?
–  Chciałem, żebyś miała z  głowy Jacksona – oświadczył, wbijając we mnie twarde
spojrzenie.
– Kurwa, Dustin, ja nie jestem rzeczą, którą można tak po prostu kupić! – krzyknęłam, ale
po chwili się zawahałam. – Zrezygnowałeś z  DeF, kiedy dostałam czek od Jacksona. Ben ci
powiedział, kiedy to się stało?
– Sam – rzucił ostrzegawczo.
–  Czyli ci powiedział! – warknęłam, uderzając ręką w  blat. – To jest, kurwa, nielegalne!
A to?
Rzuciłam zdjęcie, które trzymałam na sam koniec.
– Mark zrobił to zdjęcie – odpowiedział zrezygnowany.
– Kim, kurwa, jest Mark? – spytałam.
– To ochroniarz. – Wzruszył ramionami. – Twój ochroniarz.
– Jak to mój ochroniarz?! – wrzasnęłam i wstałam z miejsca. – Chodzi za mną jakiś facet?!
A ja o tym nie wiem?
– Chyba dobrze, że zjawił się wtedy u Meg pod domem? – zapytał, również wstając. – Nie
wiesz, co zrobiłby Jackson.
–  Przestań! – Wyrzuciłam ręce w  górę w  geście bezradności. – Nie ma znaczenia, czy
dobrze się złożyło, że tam był, czy nie! Tu chodzi o to, że ktoś za mną chodzi od miesięcy,
a ja o tym nie wiem!
– To było dla twojego dobra – westchnął. Chciał do mnie podejść, ale się odsunęłam.
–  Kłamstwa? – zapytałam, patrząc mu w  oczy. – Wszystkie te kłamstwa były dla mojego
dobra?!
– To nie były kłamstwa. – Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
– Niemówienie całej prawdy – wysyczałam przez zęby – jest kłamstwem!
–  Przepraszam. – Poddał się w  końcu. – To wszystko zaczęło się tak idiotycznie z  tym
przejmowaniem DeF, że później nie wiedziałem, co mam z tym wszystkim zrobić.
–  I postanowiłeś nie robić nic. – Obeszłam biurko i  stanęłam przed nim. – Postanowiłeś
mnie okłamywać, wiedząc, że jeśli nasz związek ma mieć jakąkolwiek szansę na przetrwanie,
musimy sobie ufać w  stu procentach?! Media nie wystawiają ci dobrej opinii. Ile razy
mogłabym przeczytać o  twoich zdradach? Nie sądzisz, że w  takiej sytuacji zaufanie to
pieprzona podstawa?
–  Sam, ale ja zrobiłem to dla twojego dobra. – Spróbował mnie złapać za rękę, ale się
odsunęłam. – Chciałem, żebyś miała spokój z De Feo i była bezpieczna.
–  To trzeba było o  tym ze mną porozmawiać! – Poczułam, jak po moim policzku cieknie
łza. – Już jeden facet traktował mnie jak dziecko, które nie umie sobie z  niczym poradzić!
A teraz ty zrobiłeś dokładnie to samo! Potraktowałeś mnie jak gówniarę, z którą nawet nie
warto porozmawiać, bo i tak nic nie zrozumie! Nie mogę!
– Sam? – Spojrzał na mnie z niepokojem. – O czym ty mówisz?
– Przykro mi, Dustin. – Pokręciłam głową. – To koniec.
–  Samantho, cholera… – Podszedł do mnie, ale odwróciłam się, żeby wyjść. –
Przepraszam.
– To nic nie da. – Wzruszyłam ramionami, zabierając swoją torebkę z salonu. – Nie ufam
ci. A  bez zaufania ten związek nie ma najmniejszych szans, poza tym po rozstaniu
z  Jacksonem obiecałam sobie, że już nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś kierował moim
życiem, a  ty właśnie to zrobiłeś i  w dodatku zadbałeś o  to, żebym się o  niczym nie
dowiedziała! Uważasz, że to sprawiedliwe?
–  Sam, dam ci czas, żebyś o  tym wszystkim pomyślała i  ochłonęła, ale proszę cię –
powiedział cicho – nie przekreślaj tego. Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
– Ja też cię kocham, Dustin. – Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. – Dlatego właśnie
nie mogę tego ciągnąć. Dopiero co skończyłam związek oparty na kłamstwie, nie mogę się
wpakować w kolejny, taki sam!
– Nie porównuj mnie do Jacksona! – Po raz pierwszy podniósł głos. – Nigdy bym cię nie
skrzywdził.
–  I mam ci wierzyć na słowo, gdy okazuje się, że bez problemu umiesz mnie okłamywać
miesiącami? Chcę wrócić do domu.
– Sam… – zaczął, ale natychmiast przerwałam mu machnięciem ręki. Nie miałam ochoty
dłużej tego słuchać!
– Mark cię odwiezie – powiedział zrezygnowany. – Nie możesz jechać swoim samochodem
w takim stanie. Jutro ktoś odstawi twoje auto pod dom.
– Okej – zgodziłam się, bo wiedziałam, że ma rację. – Ale po tym, jak mnie odwiezie, ma
przestać za mną chodzić.
Weszłam po schodach do sypialni, żeby zabrać swoje rzeczy. Czułam się wypruta z emocji,
chciałam jechać do domu, wejść do łóżka i  zwinąć się w  kłębek. Wiedziałam, że kiedy
adrenalina opadnie, to rozlecę się na kawałki, a  nie chciałam, żeby Dustin przy tym był.
Mogłam się domyślić, jak się zachowa, a  kiedy będę pozbawiona ochrony, jaką jest złość,
mogłabym ulec. Nie mogłam tego zrobić! Nie mogłam pozwolić na to, żeby jego
opiekuńczość i  ładne słówka przesłoniły mi to wszystko, czego dopuścił się za moimi
plecami.
Kilka minut później zeszłam na dół i od razu ruszyłam w kierunku drzwi. Dustin mnie nie
zatrzymywał, patrzył na mnie z wyrazem bólu wypisanym na twarzy. Bolał mnie sam widok
jego smutnych oczu, ale musiałam być twarda, już raz dałam się stłamsić mężczyźnie i  nie
mogłam pozwolić na to samo po raz drugi.
– Ja się nie poddam, Sam – poinformował mnie cicho, kiedy ruszyłam w kierunku wyjścia.
Nie odpowiedziałam. Wyszłam i  zamknęłam za sobą drzwi, czując, jak serce pęka mi na
milion kawałków.
–  Zawieź mnie do Megan – warknęłam do kierowcy. Nie musiałam mu podawać adresu,
skoro włóczył się za mną od miesięcy, to doskonale wiedział, gdzie mieszka moja
przyjaciółka. Zwinęłam się w kłębek na siedzeniu i rozpłakałam na dobre.
ROZDZIAŁ 29

Samantha
–  Co się dzieje? – Megan przywitała mnie w  progu swojego domu ze zmartwioną miną. –
Dustin do mnie dzwonił i powiedział, że będziesz mnie potrzebować.
–  Miał się nie wtrącać – jęknęłam, a  później rzuciłam się w  ramiona przyjaciółki. –
Rozstaliśmy się.
– Co?! – krzyknęła, odsuwając mnie na długość ramienia, żeby mi się lepiej przyjrzeć.
Wysunęłam się z  jej uścisku, po czym poszłam do salonu i  osunęłam się na kanapę,
rzucając na podłogę wszystkie swoje rzeczy. Przetarłam twarz dłońmi, żeby zebrać myśli.
–  Oszukiwał mnie – westchnęłam w  końcu. – Przez cały czas od samego początku nie
mówił mi prawdy.
– Jak to? – Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
Streściłam jej, co przypadkiem znalazłam, oraz to, jak się tłumaczył Dustin. Kiedy
skończyłam, Meg wciąż patrzyła na mnie, jakby nic nie rozumiała.
– Przecież pomijając plany podkupienia cię z DeF, gdy jeszcze cię nie znał – powiedziała
powoli – to nie zrobił nic, co byłoby ze szkodą dla ciebie. Zresztą osobiście uważam, że
nawet podkupienie cię od Jacksona było zajebistym pomysłem.
– Meg, to nie o to chodzi – warknęłam. – Chodzi o sam fakt ukrywania tylu rzeczy przede
mną, traktowania mnie jak małą dziewczynkę, z którą nie warto rozmawiać, bo i tak nic nie
zrozumie. Nie wspominając nawet o tym, że przez tyle miesięcy ktoś za mną ciągle chodził.
Nasz związek nie jest normalny i  nigdy by nie był, prasa chodziłaby za nami krok w  krok.
Założę się, że przynajmniej raz w  miesiącu mogłabym przeczytać o  tym, że Dustin mnie
zdradza. Muszę mieć do niego pełne zaufanie, a w chwili obecnej nie mam go wcale. Jakby to
miało działać?
–  Przesadzasz, Sam – westchnęła przeciągle. – Dbanie o  ciebie a  zdradzanie to są dwie
różne sprawy.
–  I o  obu powinnam wiedzieć, do cholery! – krzyknęłam. – Teraz mnie oszukał niby
z troski o mnie, ale skąd mam wiedzieć, czy za rok, jak przejdzie już pierwsze zauroczenie,
nie oszuka mnie po raz kolejny? Tym razem dużo boleśniej niż teraz.
– Sam, ale takiej pewności nie będziesz mieć nigdy – powiedziała, unosząc brew.
–  No właśnie! – wykrzyknęłam. – I  od tego jest zaufanie, a  jeśli on je zniszczył już na
początku, to co ja mam niby zrobić? Wybaczyć mu, powiedzieć, że nic się nie stało, i udawać,
że w ogóle mnie to nie boli?!
– Dać nauczkę? – zapytała retorycznie. – Sam, po co sama siebie skazujesz na cierpienie?
Kochasz go, on kocha ciebie. Oczywiście, nie zachował się w porządku, nie mówiąc ci o tym
wszystkim, ale też nie stawiaj go na równi z Jacksonem. Dustin przynajmniej chciał dla ciebie
dobrze, a  Jackson jest zwykłą kurwą. Nie mówię, żebyś olała temat i  rzuciła mu się
w ramiona, ale przynajmniej postaraj się mu wybaczyć, każdy popełnia błędy. Przez ostatnie
miesiące byłaś taka szczęśliwa jak nigdy wcześniej, a chciałam ci przypomnieć, że znam cię
przez całe twoje dorosłe życie.
– Meg, nie rozumiesz – jęknęłam, chowając bezradnie twarz w dłoniach. – Zbudowaliśmy
związek na kłamstwie. To nie ma prawa się udać.
–  Czemu ty nigdy mnie nie słuchasz? – sapnęła przyjaciółka i  złapała się za głowę. –
Zawsze robisz na odwrót.
–  Bo nie jesteś w  mojej skórze, Meg. Dopiero co zakończyłam wieloletni związek. –
Zamyśliłam się przez chwilę. – Może w  ogóle nie powinnam wchodzić w  nowy? Może to
wszystko było za szybko, a ja nie byłam na to gotowa psychicznie?
–  O, tu mogłabym się zgodzić. – Spojrzała na mnie uważnie. – Zaczęłaś się spotykać
z  Dustinem, ale wciąż jeszcze nie zrozumiałaś, że nie każdy facet jest pierdoloną dziwką
i damskim bokserem.
Pokiwałam głową, wciąż będąc tak naprawdę myślami gdzie indziej. Oczywiście, zdawałam
sobie sprawę, że problem jest również we mnie. Megan miała rację, Dustin mnie oszukał, ale
tak naprawdę było to w dobrej wierze, przynajmniej w większości, jednak ja sama za nic nie
mogłam znieść myśli, że w  przyszłości mógłby mnie ponownie oszukać i  zranić, a  skoro
w ogóle umiał to zrobić, to znaczyło, że nie mogłam mu zaufać.
– Sam, daj sobie czas – powiedziała Meg, obejmując mnie. – Ale nie skreślaj go.
– Nic z tego nie będzie. – Pokręciłam głową. – Jedyne, co mogę zrobić, to popracować nad
sobą, żeby mój następny związek kiedyś, w  dalekiej przyszłości, nie zakończył się kolejną
katastrofą.
– Jesteś taka uparta – warknęła. – Co zrobisz z Loop Advertisement?
Ponownie się zamyśliłam, nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Najchętniej
zerwałabym umowę z  Dustinem, ale wiedziałam, że to nie będzie proste, a  poza tym nie
miałam żadnej innej bazy klientów. Pracowaliśmy na wyłączność dla Sullivan Development,
jeśli zdecydowałabym się przenieść firmę, najprawdopodobniej musiałabym kogoś zwolnić,
bo pozyskanie nowych klientów zajęłoby przynajmniej kilka miesięcy. Bardzo nie chciałam
tego robić, sama ściągnęłam tych ludzi do siebie, więc jak mogłabym ich teraz zostawić na
lodzie?
– Nie mam pojęcia – rzuciłam z rezygnacją. – Chyba spróbuję pracować tak, jakby się nic
nie stało, ale nie wiem, czy Dustin na to pozwoli. Jeśli będzie mnie nachodził w  biurze…
A może sam zerwie współpracę?
–  Nie sądzę. – Pokręciła głową. – Sullivan nie wygląda na człowieka, który tak łatwo
odpuszcza. Jednocześnie mam wrażenie, że zdaje sobie sprawę z  tego, że nawalił, i  da ci
trochę czasu na przemyślenia.
– No, a co po tym czasie? – westchnęłam.
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Ale to biznesmen, i to cholernie dobry, musi być
uparty jak osioł i bardzo przebiegły. Gdyby było inaczej, nigdy nie doszedłby do tego, co ma.
Zakładam, że będzie chciał cię odzyskać.
–  Czyli tak naprawdę – spojrzałam na nią – powinnam zacząć szukać nowego budynku
i klientów?
–  Znasz moje zdanie. – Uniosła obie dłonie w  geście poddania. – Uważam, że powinnaś
dać mu drugą szansę. Jednak to twoja decyzja, co z tym wszystkim zrobisz. Ja nie chcę tylko,
żebyś za kilka lat tego żałowała.
Kilka minut później zamknęłam się w dobrze sobie znanym pokoju gościnnym. Nie chciało
mi się nawet wziąć prysznica, więc tylko się przebrałam i wsunęłam pod kołdrę.
Po co mi to było? Dlaczego nie posłuchałam zdrowego rozsądku, który od początku mi
mówił, że nie powinnam tak szybko wskakiwać w kolejny związek? Przecież czułam, że ten
pociągający mężczyzna zwiastuje jedynie kłopoty. Jak mogłam uwierzyć, że kiedykolwiek
mogłoby się nam udać? Jak Dustin, do cholery, mógł mnie przez cały czas okłamywać? Tak
wiele rzeczy przede mną zataił. Byłam wściekła i  zraniona, a  jednocześnie już za nim
tęskniłam. Nawet nie umiałam sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać moja praca
w  najbliższym czasie. Jeśli zacznie mnie nachodzić w  biurze, będę musiała się stamtąd jak
najszybciej wynieść, a naprawdę nie byłam na to gotowa.
Chciałam gdzieś uciec, ale nie miałam dokąd. Chociaż…
Usiadłam gwałtownie na łóżku i  sięgnęłam po telefon. Wpisałam w  wyszukiwarkę lotów
Honolulu. Znalazłam kilka wolnych biletów na pojutrze. Nie mogłam uwierzyć we własne
szczęście, bo bilety na Hawaje zawsze rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Z drugiej strony był
koniec czerwca, więc ciepło było praktycznie wszędzie i ludzie nie pchali się aż tak bardzo na
tę piekielnie drogą wyspę.
Przez sekundę się zawahałam, ten cholerny kraj był tak wielki, że aby dostać się na
Hawaje, musiałam lecieć ponad dziewięć godzin samolotem. Jednak w  końcu nacisnęłam
przycisk, kupując bilet, nie widziałam się z rodzicami od świąt. W ich domu tuż przy plaży,
wśród palm i białego piasku na pewno łatwiej mi będzie poukładać własne myśli oraz dojść
do ładu z uczuciami.
Postanowiłam nie pisać jeszcze do mamy. W Honolulu była dopiero szesnasta, wiedziałam,
że gdy dowie się, że się do nich wybieram, od razu zacznie dzwonić i pytać, co się stało, a ja
nie miałam ochoty na kolejną rozmowę. Uznałam, że napiszę do niej jutro rano, wtedy gdy
będzie jeszcze spała, zapewni mi to przynajmniej kilka godzin spokoju.
W końcu położyłam się na plecach i spojrzałam w sufit, wciąż nie mogłam uwierzyć, że tyle
się wydarzyło w  moim życiu od początku roku, miałam nadzieję, że wyczerpałam zapas
dramatów na kilka najbliższych lat. Chciałam mieć po prostu spokojne życie, bez tych
wszystkich chwilowych wzlotów i  bardzo bolesnych upadków. Może powinnam
przeprowadzić się na Hawaje na stałe? Albo po prostu do jakiegoś innego stanu? Jak na razie
Chicago nie przyniosło mi zbyt wiele szczęścia, może to najlepszy czas na zostawienie tego
wszystkiego za sobą i  zaczęcie całkowicie od nowa? Poczułam bolesny ucisk na myśl, że
miałabym opuścić przyjaciół… jednak tym razem nie mogłam myśleć już o  innych. Raz
w życiu powinnam pomyśleć wyłącznie o sobie.
ROZDZIAŁ 30

Samantha
Dwa miesiące później.

–  Denis, czy możesz wpaść do mnie w  wolnej chwili? – zapytałam, wychylając głowę ze
swojego biura.
– Jasne – odpowiedział i natychmiast wstał. – Co tam?
–  Zastąpisz mnie dzisiaj na spotkaniu z  Dustinem? – spytałam po raz trzeci w  ciągu
ostatnich ośmiu tygodni.
– Oczywiście – rzucił z lekkim wahaniem w głosie. – Nie popieram tego.
– Czego? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Spójrz na siebie, Sam – odparł, patrząc na mnie poważnie. – Kiedy skończyłaś z De Feo,
nie byłaś nawet w  jednym procencie tak załamana, jak jesteś teraz. Po co się tak katujesz?
Nie wiem, co zaszło między tobą a Dustinem, ale widzę, że usychasz bez niego.
– Denis, przestań. – Machnęłam ręką. – Od takich wykładów mam Megan.
– Może potrzebujesz to usłyszeć od większej liczby ludzi? – Wciąż nie spuszczał ze mnie
wzroku. – Schudłaś, masz ciągle spuchnięte i  zaczerwienione oczy, nie masz w  sobie ani
grama swojej zwykłej energii. Po co sobie to robisz?
– Denis, sam przyznałeś, że nie wiesz, co między nami zaszło – warknęłam. – Więc może
przestań się wtrącać?
– To, co zaszło – odpowiedział takim samym wkurzonym tonem – najwidoczniej nie było
na tyle poważne, żeby zniszczyć twoje uczucia do niego i  na odwrót. Sullivan wygląda jak
chodzący obraz nieszczęścia.
–  Dziękuję, Denis – rzuciłam gburowato, dając mu do zrozumienia, że powinien sobie
pójść.
Pokręcił głową, ale wyszedł z  gabinetu. Od razu zamknęłam za nim drzwi, a  później
otwarłam szafę. Wyciągnęłam z  niej koc i  rozłożyłam na podłodze koło okna. Usiadłam na
nim, opierając się plecami o ścianę. Wstyd się przyznać, ale ostatnie dwa miesiące spędziłam
w podobny sposób. Nie robiłam praktycznie nic ponad to, co musiałam.
Spędziłam tydzień u rodziców, siedząc godzinami na plaży i patrząc w błękit oceanu. Już
w  pierwszym dniu zdążyłam się poparzyć, bo nie pomyślałam o  kremie z  filtrem. Mama
próbowała wyciągnąć ze mnie, co się stało, ale wciąż powtarzałam, że to nic takiego i dam
sobie radę. Raz nawet napuściła na mnie ojca, jednak skończyło się tym, że w pełnym słońcu
oboje upiliśmy się tequilą.
Nie chciało mi się wracać do pracy, wszystko załatwiałam przez e-maile i telefon. Jednak
później uznałam, że muszę się chociaż pokazywać w biurze. Zaczęłam zamykać swój gabinet,
a  większość dnia spędzałam, patrząc na jezioro. Dustin kilkakrotnie próbował się ze mną
skontaktować, ale usuwałam jego SMS-y bez czytania, a telefonów nie odbierałam. W końcu,
po dwóch tygodniach, dał mi spokój. Trzeci tydzień był najgorszy. Panicznie bałam się, że nie
próbuje się do mnie dodzwonić, ponieważ spotyka się z kimś innym. Dopiero gdy dotarły do
mnie plotki, z  których wynikało, że wyjechał z  miasta, lekko mi ulżyło, a  jednocześnie
poczułam palący wstyd. Sama zakończyłam ten związek, ale szczerze cieszyłam się, że
nikogo sobie nie znalazł. Byłam okropnym człowiekiem, typowym psem ogrodnika.
Tęskniłam za nim jak wariatka. Kilka razy miałam już telefon w  ręce, wystarczyło tylko
nacisnąć zieloną słuchawkę. Jednak zawsze z  tego rezygnowałam. Nikt, absolutnie nikt nie
ułatwiał mi przejścia przez to bagno, w jakim się znajdowałam. Megan wciąż próbowała mnie
nakłonić do tego, żebym dała mu jeszcze jedną szansę. Elle wprost mi powiedziała, że
zachowuję się jak dziecko. Kelly za każdym razem, gdy mnie widziała, kręciła znacząco
głową. A dzisiaj do tego wszystkiego dołączył Denis.
Przeszłam kilka załamań nerwowych, podczas których zamykałam się w  sypialni
i  płakałam przez kilka godzin, nie mogąc się uspokoić, aż zasypiałam z  wyczerpania.
Większość ciuchów na mnie wisiała jak na wieszaku, a ja nawet nie miałam chęci, żeby kupić
coś w swoim obecnym rozmiarze.
Przestałam brać udział w  nagrywaniu reklam, wysyłałam tam Denisa i  zmuszałam, żeby
zadbał o  to, aby scenariusz był dokładnie taki, jaki ustaliliśmy. Jedyne, co robiłam, to
podpisywałam dokumenty, które musiałam podpisać osobiście oraz skończyłam projekt
reklamy na Super Bowl. Przez służbowy e-mail dałam znać Dustinowi, że potrzebuję dobrego
specjalisty od efektów specjalnych, a on obiecał, że znajdzie dla mnie najlepszego. Tyle. To
były jedyne wiadomości, jakie wymieniliśmy.
Czułam się pusta w środku, a jednocześnie miałam wrażenie, że ktoś cały czas zaciska mi
pięść na żołądku. Miałam wrażenie, że zmieniam się w zombie, a najgorszy w tym wszystkim
był fakt, że nic nie wskazywało na to, żeby mój stan miał się poprawić.
Od kilku dni już całkiem poważnie zaczęłam się zastanawiać nad przeprowadzką, choć gdy
wpadłam na to tuż po rozstaniu, szybko obaliłam ten pomysł, ale teraz zaczynało mi się
wydawać, że jednak nie mam żadnego innego wyjścia. Powinnam znaleźć się jak najdalej od
Dustina. Może wtedy przestałoby boleć tak bardzo? Reklama, która była moim osobistym
projektem, była zaplanowana już w  każdym calu. Mogłabym jej realizację przekazać
Denisowi, bo mimo wszystko naprawdę nie chciałam zostawiać Sullivana bez niej.

Dustin
Zawsze byłem cierpliwy, ale jednocześnie uparty. To właśnie te cechy pozwoliły mi zajść tak
daleko w biznesie. Kiedy Samantha wyszła z mojego domu ponad dwa miesiące temu byłem
pewien, że również one pomogą mi w  jej odzyskaniu. Chciałem dać jej tak dużo czasu, jak
tylko będzie potrzebować, sądziłem, że kiedy ochłonie, to może się do mnie odezwie, będzie
chciała porozmawiać, cokolwiek. Niestety, pomału zaczynałem tracić nadzieję.
Kiedy we wtorek na spotkaniu, na którym mieliśmy omówić kolejną reklamę, zobaczyłem
Denisa zajmującego jej miejsce, miałem ochotę zacząć krzyczeć i  wyrzucić ich wszystkich
z sali konferencyjnej. Jakimś cudem udało mi się przetrwać to niezręczne spotkanie, podczas
którego każdy rzucał mi ukradkowe spojrzenia.
Gdy w końcu zostałem sam, zapatrzyłem się w krajobraz za oknem. Coraz gorzej radziłem
sobie z samym sobą, a przecież mówi się, że czas leczy rany. Kurwa, co za bzdura! Już dawno
zaprzestałem prób kontaktu z  Sam. Na początku miałem nadzieję, że to może ją trochę
wyprowadzi z równowagi i sama w końcu zadzwoni, jednak z każdym dniem przekonywałem
się, że to chyba nigdy nie nastąpi.
Momentami miałem ochotę wpaść do jej biura, a  później siłą zaciągnąć ją do własnego
domu, zmusić do rozmowy, prosić o  wybaczenie. Niczego nie pragnąłem bardziej niż
posiadania jakiejś supermocy, żeby zmusić ją do zmiany zdania. Wiedziałem, że wciąż cierpi.
Gdyby było inaczej, zaczęłaby przychodzić na spotkania i przestała unikać mnie w windzie.
Byłem pewien, że specjalnie wychodziła później z biura, tak jak już to kiedyś robiła, żeby się
na mnie nie natknąć. Mógłbym spróbować pokonać ją jej własną bronią i  też zacząć
wychodzić trochę później, ale bałem się, że postawiona pod taką ścianą, zerwałaby umowę
i po prostu przeniosła firmę gdzie indziej. A z jakiegoś dziwnego powodu świadomość, że ona
przebywała w  tym budynku, mimo że trzydzieści pięter niżej, dawała mi jako taką ulgę.
Naprawdę chciałem jej dać tyle czasu, ile potrzebowała, żeby mi wybaczyć, ale pomału
zaczęła już przekraczać granicę mojej cierpliwości.
Niespodziewanie w mojej głowie, zupełnie z niczego, zaczął się pojawiać plan odzyskania
Samanthy. Kolejne punkty wskakiwały na swoje miejsca, chociaż zupełnie się nad nimi nie
zastanawiałem. Kiedy spontanicznie zacząłem to wszystko zapisywać, a później spojrzałem
na całość, po raz pierwszy od wielu tygodni parsknąłem śmiechem. Cały plan był tak
cholernie desperacki, miał tak wiele słabych punktów, że właściwie wszystko mogło pójść nie
tak, ale z jakiegoś powodu uchwyciłem się go jak tonący brzytwy.
Zerwałem się z krzesła, a potem szybko poszedłem na swoje piętro, w tym samym czasie
dzwoniąc do Thomasa. Potrzebowałem kogoś, kto umiałby spojrzeć na to trzeźwym okiem,
chociaż i tak nie miałem zamiaru rezygnować z niczego, niezależnie od tego, co powie mój
przyjaciel.
Dotarłem do gabinetu dokładnie w tej samej sekundzie, kiedy drzwi windy się otwarły.
– Cholera – jęknął Tom, widząc moją minę. – Masz wzrok szaleńca, co wymyśliłeś?
– Pospiesz się. – Wskazałem głową na swoje biuro.
Thomas usiadł, a ja podałem mu kartkę, którą zapisałem. Uważnie czytał każde zdanie, a ja
krążyłem po pomieszczeniu, bo wiedziałem, że i tak nie wysiedziałbym na miejscu. W końcu,
po irytująco długim czasie, podszedłem do niego i klepnąłem lekko w ramię.
– Co myślisz? – Wziąłem od niego kartkę, po czym położyłem ją na biurku.
– To najgorszy plan, jaki w życiu widziałem – powiedział z rozbrajającą szczerością. – Jeśli
w  ogóle będziesz miał okazję na jego realizację, to może się skończyć tak, że wylądujesz
w pierdlu.
– Ty i to twoje pieprzone czarnowidztwo – warknąłem i w końcu usiadłem za biurkiem.
– Skoro i tak zamierzasz działać… „siłą” – zrobił cudzysłów w powietrzu – to dlaczego nie
zrobisz tego dzisiaj, idąc po prostu do jej biura?
–  Nie mogę ci powiedzieć – odpowiedziałem i  oparłem się o  fotel, wyciągając ręce nad
głowę. – Jednak uważam, że tak będzie lepiej.
Thomas spojrzał na mnie uważnie, mrużąc oczy, a później westchnął, jakby coś zrozumiał.
– O kurwa – westchnął. – Nigdy nie sądziłem, że chcesz należeć do tego klubu.
– Tom… – mruknąłem ostrzegawczo.
Tym razem spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
– To ona chce?! – krzyknął, patrząc na mnie z zazdrością. – Skąd ty ją wziąłeś? Ja też chcę
taką dziewczynę.
– Zaprosiłem cię tutaj, żebyś powiedział, co sądzisz o  moim planie, a nie po to, żeby cię
swatać – jęknąłem zirytowany tym, że skupia się na najmniej istotnej kwestii.
–  Ja już powiedziałem. – Wzruszył ramionami. – Jeśli to ci nie wyjdzie, skończysz
w więzieniu. Któryś z adwokatów na pewno cię wyciągnie, ale media będą mieć pożywkę.
– Nieważne. – Machnąłem ręką. – Zaryzykuję.
– No to zamawiaj bilety – powiedział, uśmiechając się ironicznie. – Powodzenia.
ROZDZIAŁ 31

Samantha
Była środa, wszyscy moi pracownicy już poszli do domu, ja jednak wciąż siedziałam za
biurkiem, żeby mieć pewność, że Dustin również już wyszedł. Byłam mu wdzięczna za to, że
uszanował moją decyzję i nie wychodził z budynku później tylko po to, żeby na mnie wpaść.
Korzystając z kilku dodatkowych minut, otwarłam po raz kolejny e-maila, którego od niego
dzisiaj dostałam. Była to krótka informacja o  tym, że w  sobotę za tydzień będę mogła się
spotkać ze specjalistą od efektów specjalnych. Nazwisko tego mężczyzny nic mi nie mówiło,
a nie miałam aż tyle wolnego czasu, żeby teraz wyszukiwać go w internecie. Uznałam jednak,
że musiał to być faktycznie ktoś znany w branży, ponieważ nasze spotkanie miało się odbyć
w San Francisco. W załączniku Dustin przesłał mi nawet bilet na samolot.
Kiedy w  końcu dochodziła szesnasta dwadzieścia uznałam, że mogę już bezpiecznie
opuścić moją jaskinię. Poszłam jeszcze do łazienki, a kiedy myłam ręce, do moich uszu dotarł
przeraźliwy pisk i  automatyczny głos, powtarzający w  kółko „Ewakuacja”. Widziałam
w lustrze, że robię się blada.
Byłam w  trzecim co do wielkości mieście Ameryki, w  drapaczu chmur na czterdziestym
piętrze! Pierwsza moja myśl dotyczyła oczywiście powtórki z jedenastego września, dopiero
po kilku długich sekundach dotarło do mnie, że gdyby w  ten budynek uderzył samolot, na
pewno bym to poczuła, ale równie dobrze ktoś mógł podłożyć bombę i  zadzwonić, że ją
zdetonuje!
Rzuciłam się do wyjścia, w  pierwszej chwili kierując się do windy, jednak dosyć szybko
dotarło do mnie, że podczas ewakuacji nie można ich używać. Odwróciłam się i  pobiegłam
do tylnych drzwi. Szarpnęłam za klamkę.
–  Ja pierdolę! – krzyknęłam, kiedy okazało się, że drzwi nie ustępują. – To jakiś, kurwa,
żart!
Nacisnęłam klamkę jeszcze kilka razy, ale gdy okazało się, że to na nic, pobiegłam
z  powrotem do windy. Nacisnęłam guzik, ale tak jak się spodziewałam, windy już zostały
odłączone. Pewnie stało się to w  tej samej chwili, w  której rozległ się alarm. Zaczęłam
wpadać w panikę.
Wróciłam do tylnego wyjścia, a potem zaczęłam uderzać w drzwi pięściami, gdyby to były
godziny, w  których ludzie pracują, na pewno ktoś by mnie usłyszał, w  końcu przynajmniej
część z nich musiałaby schodzić tą klatką, ale zdawałam sobie sprawę, że o tej porze budynek
jest prawie pusty. Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach, czułam, że zaczynam tracić
panowanie nad sobą. Nie miałam jak się wydostać z tego pierdolonego budynku! Czułam, że
zaczyna mnie ogarniać atak paniki, osunęłam się na podłogę.
Po kilku minutach, które spędziłam, siedząc na wykładzinie, zanosząc się płaczem
i walcząc o każdy oddech, usłyszałam kroki, a po chwili zgrzyt zamka. Ktoś musiał przyłożyć
kartę magnetyczną od zewnątrz. Poderwałam się na nogi, a później zaczęłam walić w drzwi.
– Zamek się zaciął! – krzyknęłam, przełykając łzy.
–  Sam, odsuń się! – usłyszałam głos Dustina i  poczułam, jak zalewa mnie ogromna fala
ulgi. Był tutaj! Pomoże mi! – Najlepiej wejdź do swojego biura.
– Co? – zapytałam zaskoczona.
– Samantho, nie ma czasu! – odkrzyknął zniecierpliwiony. – Wejdź do tego pierdolonego
gabinetu.
Szybko pobiegłam w  głąb pomieszczenia, a  kiedy dotarłam na miejsce, krzyknęłam, żeby
wiedział, że nie ma mnie już przy drzwiach. Natychmiast usłyszałam trzy głośne wystrzały,
po których drzwi stanęły otworem.
Dustin spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. W  ręce trzymał broń, którą przestrzelił
zamek. W  tej chwili dziękowałam Ojcom Założycielom za drugą poprawkę do konstytucji,
która najwyraźniej właśnie uratowała mi życie.
Dustin był blady i  miał duże sińce pod oczami, przez głowę przemknęła mi myśl, że nie
sypia zbyt dobrze. Zupełnie tak jak ja. Rzuciłam się w jego kierunku, byłam tak przerażona,
że całkowicie zapomniałam o  tym, co się między nami wydarzyło. Zarzuciłam mu ręce na
szyję, wtulając w nią twarz. Objął mnie mocno, przyciskając do siebie, jego zapach uderzył
mi do głowy, a znajome poczucie, że jestem na swoim miejscu, wycisnęło mi kolejny potok
łez z oczu. Czułam się tak bezpiecznie, że zupełnie zapomniałam o tym, co się dzieje wokół
mnie.
– Sam, musimy iść – oznajmił po kilku sekundach, odsuwając mnie od siebie. – Nie mam
pojęcia, co tu się dzieje.
Pokiwałam głową, a  później spojrzałam na swoje wysokie szpilki. Szybko je zdjęłam,
rzuciłam w kąt gabinetu, a potem w pośpiechu wyszłam na klatkę schodową.
–  Poczekaj. – Dustin złapał mnie za ramię i  odwrócił w  swoją stronę. – Będziemy szli
szybko, ale nie będziemy biec, dobrze? Jeśli skręcisz kostkę i  będę cię musiał nieść, zajmie
nam to więcej czasu, niż jeśli pójdziemy normalnie.
– Chodźmy już – powiedziałam, łapiąc go za rękę. Za wszelką cenę chciałam się już stąd
wydostać.
Schodziliśmy po schodach, nie odzywając się do siebie. Kilka razy się potknęłam, ale
Dustin za każdym razem szybko mnie łapał. Po dwudziestu piętrach zaczęłam wyraźnie
odczuwać skutki spaceru bez butów. Pończochy, które miałam na sobie, praktycznie
przestały istnieć, a  z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej miałam wrażenie, że idę po
szkle. Schody ewakuacyjne były pokryte antypoślizgową powłoką, co generalnie było bardzo
dobrym posunięciem, niestety, nikt nie przewidział, że ktoś może po nich schodzić na boso.
Zacisnęłam mocno zęby, żeby Dustin nie zauważył, że jest coś nie tak. Wiedziałam, że
chciałby mnie wtedy nieść, ale za nic nie chciałam opóźniać naszego wyjścia. Na szczęście
zarówno mój wraz twarzy, jak i  łzy w  oczach spokojnie można było przypisać stresowi
związanemu z ewakuacją.
Kiedy po kilkunastu kolejnych minutach stanęłam w końcu stopami na gładkich płytkach,
miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Nie mogłam się jednak napawać uczuciem ulgi, nie
było na to czasu. Szybko przeszliśmy przez lobby, mijając po drodze biegnących do góry
strażaków. Spojrzałam z  przerażeniem na Dustina, ale miał kamienny wyraz twarzy. Gdy
wyszliśmy na zewnątrz, okazało się, że zebrała się już spora liczba gapiów, ale również
kilkunastu pracowników, którzy najwidoczniej też zostali w pracy po godzinach.
Idąc za ich spojrzeniem, zadarłam głowę. Mniej więcej na wysokości pięćdziesiątego piętra
z  okna wydobywał się gęsty czarny dym, a  ku mojemu zdziwieniu Dustin wypuścił z  ulgą
powietrze z płuc. Później poprowadził mnie do najbliższej ławki i posadził na niej.
– Poczekaj na mnie, skarbie, zaraz wracam – oświadczył, a później podszedł do Thomasa,
który rozmawiał z jednym ze strażaków.
Siedziałam oniemiała i  wciąż patrzyłam na płonące piętro. Byłam tylko dziesięć pięter
niżej. Gdyby nie Dustin… Zrobiło mi się słabo, gdy pomyślałam, że mogłabym umrzeć w tym
cholernym wieżowcu.
Niespodziewanie poczułam, jak silne ramiona owijają się wokół mnie.
–  Nie płacz, Sam, już po wszystkim. – Dustin pocałował mnie w  głowę, jeszcze mocniej
przytulając.
Nawet nie zdawałam sobie spawy z  tego, że po mojej twarzy płyną łzy, jak
zahipnotyzowana patrzyłam na kłęby dymu unoszące się nad śródmieściem.
– Co się stało? – spytałam, wciąż patrząc w niebo.
–  Nie mam pojęcia, ale to nic poważnego. – Wzruszył ramionami. – Pali się tylko jedno
biuro, a  ogień nawet nie rozniósł się po piętrze, nie powinno to w  żaden sposób zagrozić
konstrukcji. Chodźmy stąd.
– Gdzie? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
Znałam go, więc wiedziałam, że nie pozwoli sobie na to, żeby wrócić do domu, kiedy jego
biurowiec pochłaniają płomienie.
–  Mam tu na stałe opłacony pokój. – Wskazał na hotel, który znajdował się po drugiej
stronie ulicy. – Dawniej więcej pracowałem i czasami nie opłacało mi się wracać na wieś.
Pokiwałam głową na zgodę. Nie chciałam się odzywać, bo doskonale wiedziałam, co
znaczyło „dawniej”. To było przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać, a  w ciągu pięciu
miesięcy, kiedy byliśmy razem, na pewno tu nie nocował… Wiedziałam o  tym, bo…
najczęściej spaliśmy razem.
Wstałam z ławki i zanim zdążyłam nad sobą zapanować, z moich ust wydarł się głośny syk.
Dustin spojrzał na mnie, a później przeniósł wzrok na moje stopy.
– Ja pierdolę, Sam, nie pomyślałem – powiedział cicho, po czym objął mnie w pasie i już
po chwili uniósł, zupełnie jakbym nic nie ważyła. – Czemu mi nie powiedziałaś?
– Chciałam się jak najszybciej stamtąd wydostać – bąknęłam.
Dustin pokręcił głową z  dezaprobatą, a  następnie ruszył w  kierunku hotelu, ale zamiast
wejść przez główne wejście, poszedł w  bok i  wszedł prywatnym. Nie postawił mnie na
podłodze nawet w windzie, dopiero w hotelowym pokoju posadził mnie na łóżku i spojrzał
na mnie z troską.
– Będę musiał tam wrócić – poinformował mnie, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. –
Postaram się załatwić wszystko najszybciej, jak się da. Wolisz prysznic czy kąpiel?
– Chyba kąpiel – odpowiedziałam, po czym spróbowałam wstać, żeby pójść do łazienki, ale
Dustin pchnął mnie z powrotem na łóżko, a sam udał się w tamtym kierunku.
Po chwili usłyszałam, jak odkręca kurki i puszcza wodę do wanny. Wrócił po mnie po kilku
minutach i pomógł mi dojść do łazienki.
– Dziękuję – rzuciłam, gdy już odwrócił się, żeby wyjść. – Za wszystko.
– Samantho, musimy porozmawiać, wiesz o tym prawda? – Spojrzał na mnie poważnie.
Nie odpowiedziałam. Kiwnęłam głową, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że rozmowa nas
nie ominie, a  szczerze mówiąc, sama miałam już dość ciągłego unikania tematu. Byłam
zmęczona tymi wszystkimi, cholernymi, emocjami, które targały mną od dwóch miesięcy,
a  po koszmarnych wydarzeniach sprzed kilku minut najzwyczajniej w  świecie nie miałam
siły, żeby dłużej ze sobą walczyć.
Kochałam go. W  ciągu niespełna pół roku zakochałam się w  Dustinie bardziej niż
w  Jacksonie przez pięć lat. Gdy tylko usłyszałam go za drzwiami, wiedziałam, że w  jakiś
sposób mnie stamtąd wyciągnie i  od razu poczułam się bezpiecznie nawet mimo tego, że
przestrzelił zamek. Tak jakbym podświadomie sądziła, że został stworzony do tego, by mnie
chronić.
Niestety, wiedziałam, że nasza rozmowa nie będzie łatwa, mieliśmy wiele spraw do
omówienia, zbyt wiele kłamstw narosło dookoła naszej znajomości, jeszcze zanim się tak
naprawdę zaczęła. Wiedziałam, że odbudowanie zaufania nie będzie łatwe i  zajmie sporo
czasu, ale chyba doszłam już do takiego momentu, że nie miałam innego wyjścia, niż tylko
spróbować tego dokonać. W  innym wypadku naprawdę musiałabym się przeprowadzić
i nigdy więcej tutaj nie wracać, a nie miałam pewności, że to by pomogło.
ROZDZIAŁ 32

Dustin
Pożar został szybko ugaszony. Na szczęście to tylko jedno małe biuro i wszystko wskazywało
na to, że konstrukcja budynku naprawdę nie została uszkodzona. Mimo wszystko musiałem
najpierw wpuścić rzeczoznawcę i  firmę ubezpieczeniową, zanim będziemy mogli wrócić do
pracy.
Wstępnie ustalono, że pożar wybuchł od świeczki. Byłem wkurwiony, bo wszędzie jest
wyraźny zakaz używania takich wynalazków, jednak gdy się już dowiem, kto to zrobił, chyba
dam tej osobie podwyżkę.  Dzięki temu incydentowi Samantha była w  moim pokoju
hotelowym, a  gdy z  niego wychodziłem, sprawiała wrażenie, jakby przestała już ze sobą
walczyć. To było warte tego całego zamieszania i kilku dni przymusowego urlopu.
Szybko uwinąłem się ze wszystkim, co musiałem załatwić jeszcze dzisiaj, zadzwoniłem do
firmy ubezpieczeniowej, żeby zdać im relację, a  oni obiecali, że wyślą do mnie kogoś już
następnego dnia. Podpisałem raport dla policji i straży pożarnej, porozmawiałem z kilkoma
pracownikami, którzy jeszcze byli na miejscu, a wracając do hotelu, wstąpiłem do sklepu.
Ten cholerny uparciuch wolał poobcierać stopy do krwi, niż przyznać się, że coś jest nie
tak. Nie zauważyłem tego, bo chciałem jak najszybciej wyprowadzić ją z budynku i upewnić
się, że nic jej nie grozi. Gdy zobaczyłem ją w biurze, wyraźnie widziałem, że atak paniki czai
się w jej oczach, była koszmarnie przerażona.
Kiedy rozległy się alarmy, byłem akurat w  dziale kadr na dwudziestym piętrze. Byłem
pewien, że Samantha wciąż jest w  swoim biurze, żeby przypadkiem nie wpaść na mnie
w windzie. Bez zastanowienia ruszyłem po nią do góry, nie miałem pewności, co się dzieje,
i  cieszyłem się, że po nią wróciłem, bo te pieprzone drzwi… Konserwator właśnie stracił
robotę, a  jeszcze się zastanowię, czy nie przeciągnąć go po sądach. Miał obowiązek
sprawdzać wszystkie systemy raz w  miesiącu, ten zamek nie miał prawa się zablokować.
W wieżowcach procedury były sztywne i nie było tu miejsca na żadne zaniedbania.
Gdy wróciłem do hotelu, Sam nie było w  pokoju. Musiała wciąż siedzieć w  wannie,
poszedłem w tamtym kierunku, po czym zapukałem do drzwi.
–  Już wychodzę – powiedziała, ale postanowiłem olać jej prywatność i  wszedłem do
środka.
Właśnie podnosiła się z wanny, a ból miała wymalowany na twarzy.
– Zaczekaj. – Rzuciłem się w jej kierunku.
Nie zdążyła zaprotestować. Uniosłem ją, wyciągając z wanny, a później posadziłem na jej
brzegu, po czym podałem jej ręcznik i przygotowałem biały, ciepły szlafrok. Potem zaniosłem
ją do sypialni i  posadziłem na łóżku. Przez cały ten czas w  ogóle się nie odzywała, za to
patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby jednocześnie chciała mi ukręcić jaja i  wybuchnąć
śmiechem… albo płaczem.
Uklęknąłem u  jej stóp, a  następnie złapałem za reklamówkę, nałożyłem antybakteryjną
maść na rany i nakleiłem plastry.
–  Nie mam zielonego pojęcia, jak będziesz chodzić przez kilka kolejnych dni –
zauważyłem, podziwiając uważnie swoje dzieło. – Kiepsko to wygląda.
– Poradzę sobie – bąknęła cicho, uparcie wpatrując się w okno.
– Sam – zacząłem, ale pokręciła głową, unosząc dłoń.
–  Dustin, może zareagowałam zbyt gwałtownie na to wszystko – szepnęła, w  końcu
patrząc na mnie – ale musisz mnie zrozumieć. Dobrze wiesz, co wypisują o tobie gazety, żeby
to… nasz związek w ogóle działał, muszę ci ufać w stu procentach. Jak mam to zrobić po tym
wszystkim?
– Nigdy nie zrobiłbym czegoś, co mogłoby cię zranić. – Usiadłem obok niej. – Po prostu to
wszystko tak głupio wyszło, chciałem cię u siebie jako pracownika. Sama się zastanów, co byś
pomyślała, gdybym pewnego dnia opowiedział ci o tym wszystkim… Bałem się, że pomyślisz,
że umawiam się z tobą tylko po to, żeby przekonać cię do pracy wyłącznie dla mnie, jak sama
zauważyłaś, prasa nie robi mi zbyt dobrej opinii. Zapłaciłem rachunki od Bena, bo chciałem,
żeby Jackson odczepił się od ciebie jak najszybciej. Tak naprawdę już od balu, na którym się
poznaliśmy, zaczęłaś się dla mnie liczyć jako kobieta, a nie pracownik. Jeśli chcesz, możemy
przestać współpracować, ściągnę klauzulę wyłączności, nie będę się w najmniejszym stopniu
wtrącał do twojej firmy. Zrobię, co tylko chcesz, ale wróć do mnie, Sam.
– Dustin… – zaczęła zmęczonym głosem, ale przerwałem jej.
– Męczysz się. – Złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę. – Jestem przekonany, że
czujesz się dokładnie tak samo jak ja, to widać, skarbie. Nie rób nam tego, proszę.
– Tak, męczę się – przyznała. – Tęsknię za tobą, bo naprawdę cię kocham, ale to nie jest
takie proste.
–  Przysięgam, że nigdy więcej cię nie okłamię – powiedziałem, przyciągając ją lekko do
siebie. Nie opierała się. – Nie będę przed tobą nic ukrywał.
– Obiecujesz? – zapytała.
– Oczywiście, że tak. – Pogładziłem dłonią jej policzek. – Nigdy nie chciałem cię okłamać,
po prostu sądziłem, że gdy dowiesz się o  wszystkim, to nie uwierzysz mi, że wcale nie
planowałem naszego związku, że uznasz to za manipulację z mojej strony.
– A Mark? – zapytała, wtulając się w moją rękę.
–  Obiecałem, że nie będę kłamał, więc pozwól mi wyjaśnić, nim wyciągniesz pochopnie
wnioski – zacząłem ostrożnie. Ochrona nie była zbyt wygodnym tematem. – Wciąż masz
ochroniarza.
– Co?! – wykrzyknęła, po czym spróbowała się ode mnie odsunąć.
– Sam, prosiłem cię o coś. – Nie wypuściłem jej z ramion, nie mogłem pozwolić na to, żeby
ponownie się ode mnie odsunęła. – Nie możesz nie mieć ochrony. Chcę, żebyś miała jasność:
nie sądzę, że cokolwiek ci grozi, raczej nie mam wrogów, choć oczywiście zawsze się może
znaleźć ktoś, kto uzna, że atak na ciebie to dobry wstęp do negocjacji. Jednak głównie chodzi
mi o to, żeby cię chronić przed dziennikarzami, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak często
chodzą za tobą paparazzi.
–  Poza incydentem w  biurze nikt nigdy mnie nie zaczepiał – powiedziała lekko
zdezorientowana.
– Bo Mark skutecznie ich przejmuje, zanim zdążą do ciebie podejść – poinformowałem ją.
– Jeśli chcesz, to pokażę ci jego raporty.
– Czyli tu nie znajdziemy kompromisu? – zapytała cicho.
–  Niestety. – Pokręciłem głową. – Uważam, że powinnaś mieć ochronę, nawet jeśli
zdecydujesz się ode mnie odejść.
– Nie chcę odchodzić – mruknęła, a ja w końcu poczułem ulgę.
Wierzyłem w  to, że do mnie wróci, zresztą nie poddałbym się, ale cieszyłem się, że nie
muszę realizować swojego planu. Przyciągnąłem ją mocno do siebie.
– Tęskniłem za tobą – wyznałem, całując jej mokre włosy. – Nigdy więcej mi tego nie rób.
– Nigdy więcej mnie nie okłamuj – odpowiedziała, a później odwróciła się i usiadła mi na
kolanach. – Nigdy więcej nie chcę już przechodzić przez coś takiego. Te dwa miesiące były
chyba najgorszymi miesiącami w moim życiu. Nawet wizja braku pracy nie była aż tak zła.
–  Nie poddałbym się. – Uśmiechnąłem się łobuzersko, składając krótki pocałunek na jej
ustach. Zdecydowanie za krótki, ale wiedziałem, że nie mogę się tak od razu na nią rzucić,
musiałem powstrzymać swoje zapędy do czasu, aż nie usłyszy wszystkiego. Naprawdę nie
miałem zamiaru nigdy więcej jej okłamać. – Opracowałem nawet plan.
– Jaki? – zainteresowała się od razu.
–  Nie lecisz sama do San Francisco – oświadczyłem trochę mniej pewnym głosem, niż
zamierzałem.
Nie umiałem przewidzieć jej reakcji, ale miałem nadzieję, że jednak się nie obrazi.
–  Co?! – Patrzyła na mnie z  niedowierzaniem. – Liczyłeś na to, że jeśli będziemy przez
kilka godzin zamknięci w metalowej puszce, to w końcu ci wybaczę?
– Nie do końca. – Pokręciłem głową. – Miałem nadzieję, że jeśli nie będziesz miała dokąd
uciec, to mnie wysłuchasz.
– A gdybym tego nie zrobiła? – drążyła, unosząc lekko brew.
– To miałem plan B – westchnąłem. – Bardziej… brutalny.
– Co to znaczy? – Uśmiechnęła się lekko.
Odebrałem to jako dobry znak, więc dużo łatwiej było mi się przyznać do moich niecnych
zamiarów.
–  Miałem zamiar osaczyć cię w  toalecie – powędrowałem dłonią do paska szlafroka
i zacząłem go powoli rozwiązywać – i powtórzyć to, co już raz zrobiłem u siebie w gabinecie.
Z ust Sam wyrwał się cichy okrzyk, popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
–  Chciałeś wykorzystać słabość, jaką ma do ciebie moje ciało? – Zmarszczyła nos, ale
wyraźnie widziałem, że nie była zła.
–  Tak. – Powoli zacząłem zsuwać puchaty materiał z  jej ramion. – Sądzę, że na moją
korzyść przemawiała również twoja fascynacja seksem w publicznych miejscach. No i przede
wszystkim zauważyłem, że po orgazmie jesteś bardziej ugodowa.
– O Boże. – Wybuchnęła śmiechem i zasłoniła twarz dłońmi. – To był najgorszy plan B, na
jaki mogłeś wpaść. A  co by było, gdybym zaczęła krzyczeć i  jednak oparła się twojemu
urokowi?
–  Najprawdopodobniej by mnie aresztowali – powiedziałem obojętnym tonem, po czym
złapałem ją za nadgarstki, żeby odsunąć jej dłonie z twarzy. – Już ci powiedziałem, że nie ma
na świecie takiej rzeczy, która mogłaby mnie utrzymać z daleka od ciebie. To, że dałem ci aż
tyle czasu, było podyktowane tylko tym, że zdawałem sobie sprawę z  faktu, że naprawdę
zawaliłem, i chciałem, żebyś przestała być na mnie zła. Gdyby mój pierwszy plan nie wypalił,
zrobiłbym się po prostu natarczywy. Zacząłbym za tobą chodzić i  pewnie planowałbym
kolejne intrygi, aż w końcu miałabyś mnie dość i wróciłabyś do mnie tylko po to, żebym dał
ci odrobinę spokoju.
–  Chciałeś wykorzystać moją słabość przeciwko mnie – oświadczyła, rozpinając mi
koszulę. – Powinnam jak najszybciej stąd uciec.
– Sam. – Położyłem dłoń na jej piersi i zacząłem drażnić sutek. – Mogę cię zapewnić, że do
końca życia będę wykorzystywał tę twoją słabość. W miłości jak na wojnie: wszystkie chwyty
dozwolone.
– Będziemy musieli o tym porozmawiać – jęknęła niezbyt przekonująco, a później zsunęła
moją koszulę. – Co to jest?!
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale po chwili dotarło do mnie, o  czym mówi. No tak,
zupełnie zapomniałem o pewnym drobnym szczególe, który zrobiłem kilka dni po tym, gdy
wyszła ode mnie z domu.
– Tatuaż. – Uśmiechnąłem się łobuzersko.
Jednak uśmiech szybko zniknął mi z twarzy, kiedy Sam zaczęła błądzić palcami po rysunku
na mojej piersi. Jej dotyk zawsze działał na mnie tak samo: sprawiał, że traciłem kontakt
z rzeczywistością.
– Przecież to my – powiedziała, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
Tak, to byliśmy my. Zdjęcie, które zrobił nam Thomas na balu, było inspiracją do niego.
Chociaż był wykonany techniką watercolor, a postacie nie miały twarzy, absolutnie nikt, kto
widział nas na balu, nie miałby wątpliwości, że to my.
– Sam, nie jesteś dla mnie zabawką na chwilę. – Pocałowałem ją w czoło. – Mam naprawdę
poważne zamiary w stosunku do ciebie.
–  I musiałeś to sobie wytatuować na klatce piersiowej? – zapytała, wciąż całkowicie
zaskoczona.
Nie odpowiedziałem, przygryzłem delikatnie jej sutek, a to sprawiło, że przestała w końcu
gadać i zarzuciła mi ramiona na szyję, przyciskając mocniej do piersi.
ROZDZIAŁ 33

Samantha
Siedziałam w  samolocie, mocno zaciskając palce na dłoni Dustina. Nie bałam się latać, ale
nie cierpiałam startu, w dodatku byłam zdenerwowana spotkaniem ze specjalistą od efektów
specjalnych. Moja wizja reklamy, która miała pojawić się na Super Bowl, była bardzo jasna
i  zaplanowana w  każdym szczególe. Niestety, tym razem wyobraźnia naprawdę mnie
poniosła, więc nie byłam pewna, czy moje wyobrażenie może zostać spełnione w  stu
procentach, a nie lubiłam półśrodków.
– Skarbie, wszystko będzie dobrze – powiedział Dustin, ściskając mocniej moją dłoń. – Na
pewno się dogadasz z Rogerem.
– A jeśli nie? – jęknęłam. – Jeśli będzie chciał forsować swoje pomysły?
– To znajdziemy kogoś innego – oświadczył, uśmiechając się do mnie uspokajająco.
W końcu samolot wyrównał lot, a ja mogłam się chociaż trochę rozluźnić. Oparłam głowę
o zagłówek, po czym zamknęłam oczy, jednak kilka minut później poczułam oddech Dustina
na mojej szyi.
– Idź do łazienki – szepnął mi do ucha, a ja poczułam, jak znajomy dreszcz przebiega mi
wzdłuż kręgosłupa.
– Chyba sobie żartujesz?! – Spojrzałam na niego z mieszaniną zaskoczenia i podniecenia.
– Ani trochę. – Posłał mi swój łobuzerski uśmiech. – Chcę należeć do High Mile Club.
– Ten klub nie istnieje. – Pokręciłam głową.
– Istnieje. – Roześmiał się cicho. – I jest dosyć elitarny. Mało kto może się pochwalić tym,
że uprawiał seks w samolocie.
–  Ciszej! – syknęłam, czując rumieniec na policzkach, a  później szybko się rozejrzałam,
żeby sprawdzić, czy nikt się nam nie przygląda.
– Idź już. – Uszczypnął mnie lekko w udo.
Nie mogłam uwierzyć, że to robię, ale posłusznie wstałam i  ruszyłam w  kierunku
korytarza, na którym znajdowała się toaleta. Cholera, naprawdę byliśmy parą totalnych
zboczeńców.
Weszłam do maleńkiego pomieszczenia, a  potem przekręciłam zamek. Odwróciłam się
w  stronę lustra i  spojrzałam na siebie, miałam czerwone policzki, a  moje oczy wyraźnie
błyszczały. Pokręciłam głową, cicho parskając śmiechem. Byłam totalnie popieprzona.
Nie było mi dane dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ rozległo się ciche pukanie do
drzwi.
– Sam – usłyszałam cichy szept, więc szybko otworzyłam drzwi.
Dustin wepchnął się za mną do środka, szybko przyjrzał się pomieszczeniu, a  później
spojrzał na mnie, rozciągając usta w  tym specjalnym uśmiechu, który gwarantował
niezapomniane wrażenia.
– Nie będzie aż tak miło jak w taksówce – ostrzegł mnie, przyciągając do siebie i skubiąc
płatek ucha. – Niestety, nie znam się z  żadnym pilotem na tyle, żeby poprosić go
o rezerwację łazienki, to będzie musiała być szybka akcja. – Wodził dłońmi po moim ciele, na
chwilę zatrzymując je na piersiach i  lekko ściskając. – Ale podejrzewam, że i  tak już jesteś
cholernie wilgotna.
Głęboko nabrałam powietrza, gdy jego ręce na nowo podjęły wędrówkę po mojej skórze.
Zakręciło mi się w głowie, gdy poczułam, że wsuwa we mnie palec. Widziałam, jak na jego
ustach pojawia się szeroki uśmiech, gdy okazało się, że miał pełną rację: byłam cholernie
mokra.
– Ekshibicjonistka. – Zaśmiał się cicho, a potem pocałował mnie mocno, ale przelotnie. –
Odwróć się.
Zrobiłam to, co kazał, i  z niecierpliwością czekałam, aż upora się ze swoimi spodniami.
Kiedy poczułam, jak podwija moją spódniczkę, a  potem przesuwa cienki pasek stringów na
bok, praktycznie byłam w  połowie drogi do orgazmu. Musiałam w  dzieciństwie upaść na
głowę, skoro potrafiłam się tak mocno podniecić samym faktem, że ktoś może nas nakryć.
Dustin jak zwykle wszedł we mnie ostrożnie i powoli, dając mi chwilę. Choć samolotowa
łazienka może nie była najbardziej romantycznym miejscem na takie zabawy, to jednak dużą
radość dało mi lustro, które miałam teraz przed oczami.
Mogłam bez problemu obserwować, jak mój przystojniak napina mięśnie, powstrzymując
się przed rozszarpaniem mnie na strzępy. Kiedy napotkał moje spojrzenie i zobaczył na mojej
twarzy leniwy uśmiech, sam uśmiechnął się szeroko, po czym złapał mnie za włosy, ciągnąc
lekko do góry.
–  Widzę, że ci się podoba podglądanie – wyszeptał, po czym lekko przyspieszył,
jednocześnie przyciągając mnie mocniej do siebie, żebym nie obijała się brzuchem o  kant
umywalki.
– O Boże – jęknęłam cicho, opuszczając głowę.
Znajoma fala ciepła rozlewała się po moim ciele. Uwielbiałam seks z tym mężczyzną, był
spełnieniem wszystkich moich fantazji, nawet tych, o  których nie miałam wcześniej
zielonego pojęcia. Jego duże dłonie coraz mocniej wbijały się w moje biodra, a ja wznosiłam
się coraz wyżej na szczyt.
– Ciszej, Sam – rozkazał po chwili.
Zupełnie nie zauważyłam, że moje westchnienia zamieniły się w  jęki. Nie mogłam nic
poradzić na to, że gdy Dustin mnie dotykał, świat przestawał istnieć, nie liczyło się nic
innego. Spojrzałam w  lustro, skupiając wzrok na jego oczach, uśmiechnęłam się lekko,
widząc, jak bardzo mnie pragnie.
– Kurwa, jesteś taka seksowna – wyszeptał, patrząc na mnie z uwielbieniem.
Przesunął dłoń między moje nogi i  zaczął zataczać kręgi na mojej łechtaczce. To
wystarczyło, żeby kumulująca się fala orgazmu przetoczyła się po moim ciele z taką siłą, że
choć bardzo się starałam, to nie udało mi się powstrzymać jęku, który wyrwał się z mojego
gardła. Pozostało mi mieć nadzieję, że nikt akurat nie przechodził obok toalety.
Dustin jeszcze kilka razy docisnął mnie do siebie mocno i poczułam, jak ciepło rozlewa się
po moim wnętrzu. Zamknęłam oczy w  oczekiwaniu, aż moje nogi przestaną drżeć. W  tym
czasie on zdążył zapiąć spodnie, a następnie odwrócił mnie w swoją stronę.
– Kocham cię, Sam – powiedział, przytulając mnie mocno. – Nawet nie wiesz, jak bardzo.
–  Wiem. – Uśmiechnęłam się, chowając twarz w  zagłębieniu jego szyi i  szczypiąc go
w  pośladek. – Bo ja ciebie kocham tak samo. Przepraszam, byłam kretynką, że pozwoliłam
nam cierpieć przez tyle tygodni.
– To ja byłem kretynem, bo cię okłamałem. – Wsunął palce pod moją brodę, a później ją
uniósł.
– Oboje byliśmy, okej? – zapytałam, przygryzając wargę.
–  Okej – zgodził się, a  później zmiażdżył moje usta pocałunkiem. – Uciekaj. Wyjdę jako
drugi.
Doprowadziłam się szybko do porządku, po czym wyszłam z  łazienki, starając się
zachowywać normalnie. Wydawało mi się, że nikt nie patrzy na mnie w jakiś dziwny sposób,
tylko jeden mężczyzna, siedzący niedaleko przejścia, spojrzał na mnie podejrzliwie.
Przygryzłam wargę, czując, jak nisko w brzuchu zaciska się niewidzialna pięść. On wiedział
i byłam tego tak pewna, że spokojnie mogłam się o to założyć.
Usiadłam na swoim miejscu, a kilka sekund później dołączył do mnie Dustin.
– Ten facet obok przejścia uniósł kciuk, kiedy koło niego przechodziłem – wyszeptał mi do
ucha. – Chyba jednak nie udało nam się być aż tak cicho, jak powinniśmy.
– Wiem – syknęłam. – Dziwnie na mnie patrzył.
Mrugnął do mnie łobuzersko, a ja wbiłam palce w jego żebra, czując, że robię się czerwona
na twarzy.
– Kiedyś skończymy w więzieniu – mruknęłam sama do siebie, ale najwyraźniej Dustin to
usłyszał, bo roześmiał się cicho.
–  Mam dobrych prawników – szepnął, a  później przyciągnął mnie bliżej, zamykając
w mocnym uścisku ramion.
EPILOG

Dustin
Siedem miesięcy później.

Ściskałem w  ramionach największy skarb, jaki miałem, i  wspólnie z  czterdziestoma innymi


osobami oglądałem, jak zmutowane potwory roznoszą w pył Houston w Teksasie. Musiałem
przyznać, że wyobraźnia Samanthy nie miała żadnych granic, zniszczyła pięć największych
miast Ameryki, oszczędzając tylko budynki należące do mnie. W końcu na ekranie pojawił się
napis This is Sullivan Development. Rozległy się oklaski oraz gratulacje. Najwyraźniej rada
nadzorcza w końcu całkowicie odczepiła się od naszego związku.
Choć właściwie już od dawna nikt oficjalnie niczego nam nie zarzucał, to zdawałem sobie
sprawę, że nie są zadowoleni z  tego, że jesteśmy razem. Choć ich nastroje wyraźnie się
poprawiły już wtedy, gdy Amerykę obiegła informacja, że się zaręczyliśmy. Nasze zaręczyny
oznaczały, że to nie jest chwilowy romans, który grozi skandalem, tylko coś poważniejszego,
ludzie z rady mogli więc odetchnąć z ulgą.
A wracając do tematu, tak, oświadczyłem się Sam w  Vegas, gdy kręciliśmy ujęcia do
reklamy.
–  No, brawo – powiedział Thomas, podchodząc do nas. – To było świetne. Ten facet od
efektów specjalnych genialnie umiał zrealizować twoją wizję.
– Bardzo dobrze się z nim pracowało – przytaknęła Sam.
– A jak tam pamiątka z Vegas? – zapytał i uśmiechnął się szeroko. – Męcząca?
– Może trochę. – Zaśmiała się Samantha, a jej oczy wyraźnie rozbłysły. – Ale nie żałuję.
W końcu Tom zrobił miejsce innym ludziom i przez kolejne minuty zbieraliśmy gratulacje.
Gdy zostaliśmy w  końcu sami, podszedłem do drzwi, po czym zamknąłem je na klucz,
złapałem Sam w  pasie, a  następnie posadziłem na stole. Chyba nie było miejsca w  tym
budynku, gdzie nie uprawialiśmy seksu, wciąż ryzykując tym, że ktoś nas w końcu przyłapie,
jednak pokój konferencyjny był zdecydowanie moją ulubioną lokalizacją. Chociaż… mimo
wszystko to mój gabinet miał lepszy widok.
Jednak teraz nie miałem zamiaru przelecieć mojej narzeczonej. Podszedłem do niej,
pocałowałem mocno, a  następnie przesunąłem dłonią wzdłuż policzka, szyi oraz tułowia,
zatrzymując się na brzuchu.  Nacisnąłem go lekko i  prawie natychmiast odpowiedziało mi
mocne kopnięcie.
– Możecie przestać? – jęknęła Sam. – Zaraz się posikam.
– Ale co ja poradzę na to, że to moja ulubiona zabawa ostatnio? – Zaśmiałem się, po czym
nacisnąłem jej brzuch ponownie. – Chyba ma łaskotki.
– A nie mógłbyś tego sprawdzić za trzy miesiące, kiedy już nie będę dla was przeszkodą? –
Wyszczerzyła się szeroko. – Muszę iść do łazienki.
Ześlizgnęła się ze stołu, a  potem wyszła, więc zacząłem zbierać rzeczy. Nasza pamiątka
z  Vegas pojawi się na świecie za kilka miesięcy, a  ja nie chciałem tracić tego czasu ciąży,
który nam jeszcze pozostał, bo jak się okazało, że tak jak Samantha ma swój fetysz na
miejsca prawie publiczne, tak ja również jakiś odkryłem. Otóż miałem absolutnego pierdolca
na punkcie mojej narzeczonej w ciąży.
Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy w bieliźnie i w pasie do pończoch, byłem pewien, że już
nigdy więcej nie zobaczę nic tak bardzo seksownego. Myliłem się. Okrągły brzuch Sam
sprawiał, że stawał mi, gdy tylko ją widziałem, była najbardziej seksowną kobietą na świecie
i była moja, co czyniło ze mnie najszczęśliwszego sukinsyna, jaki chodził po ziemi.
Długie godziny spędziłem na przekopywaniu internetu w  poszukiwaniu informacji na
temat tego, jak bardzo jestem pierdolnięty. Na szczęście okazało się, że nie jest to jakieś
okropne zboczenie pod warunkiem, że czuje się tak mocny pociąg seksualny wyłącznie do
własnej kobiety.
Kilka minut później zeszliśmy na dół, po czym wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy
w  ciszy, a  ja co jakiś czas obserwowałem, jak zamyślona Sam głaszcze bezwiednie swój
brzuch i  miałem ochotę bzyknąć ją na czerwonym świetle. Cholera, powinienem się skupić
na drodze, żeby nas nie pozabijać.
Wszystko układało się tak dobrze, że aż ciężko było mi w to uwierzyć. Nawet Jackson, który
dostał szału, gdy dowiedział się o  naszych zaręczynach, w  końcu odpuścił. Przez kilka
tygodni wydzwaniał do Sam i  dosłownie błagał ją, żeby do niego wróciła. Musiałem więc
złożyć mu krótką wizytę w  biurze i  „grzecznie” wytłumaczyć, żeby spierdalał. Odnosiłem
wrażenie, że wtedy dał za wygraną, bo miał całkiem sporo problemów na głowie. W  końcu
wyszło, że bez Samanthy jest nikim, a  jego firma nie sprostała kilku projektom, przez co
stracił wielu klientów i teraz robił jedynie reklamy radiowe dla małych kilkuosobowych firm.
A  później wyszło na jaw, że będziemy mieć dziecko, co pewnie przesądziło sprawę. Jack
potrzebował Sam, żeby odbudować firmę, natomiast z  pewnością nie potrzebował mojego
dziecka.
Chloe nie była wpadką, ale nie była również planowana. Kiedy jeździliśmy po Stanach,
kręcąc reklamę na Super Bowl, byliśmy ciągle na walizkach, aż pewnego dnia okazało się, że
Sam skończyły się tabletki, a  nie miała recepty na kolejne. Przekonałem ją, że ich nie
potrzebuje i  co ma być, to będzie, a  kilka tygodni później spłodziliśmy dziecko między
czterdziestym trzecim a  czterdziestym czwartym piętrem, kiedy zatrzymałem awaryjnie
windę. A przynajmniej lubiłem tak o tym myśleć, bo w Vegas uprawialiśmy seks tyle razy, że
ciężko było to policzyć. Być może ludzie mogli to uznać za głupotę, bo stało się to jakieś
półtora miesiąca po tym, jak do siebie wróciliśmy, ale ja tak nie uważałem. Byłem dużym
chłopcem i  doskonale wiedziałem, do cholery, co robię, namawiając Samanthę na olanie
antykoncepcji.
W tej chwili jedynym naszym problemem była Megan. Przyjaciółka Sam zwariowała
w  dniu, w  którym dowiedziała się o  ciąży, potrafiła przyjeżdżać do nas każdego dnia,
krzyczała na mnie, że znęcam się nad biedną Sam, ponieważ pozwalam jej na przykład zrobić
sobie herbatę. Na nic się zdały tłumaczenia mojej narzeczonej, że nic jej nie jest, a  ciąża
przebiega podręcznikowo i nie musi leżeć cały dzień plackiem. Poważnie zastanawiałem się
nad zwiększeniem ochrony, bo bałem się, że Meg kiedyś porwie moją córkę.
W końcu dojechaliśmy do domu, wniosłem wszystkie rzeczy do środka i od razu pobiegłem
do góry. Wygrzebałem z  garderoby pierwszy lepszy podkoszulek, po czym wróciłem do
salonu.
–  Przebieraj się – rozkazałem, ale nie czekając na jej reakcję, zacząłem rozpinać guziki
w jej bluzce.
–  Znowu mam siedzieć w  twoim podkoszulku i  samych majtkach? – Zaśmiała się,
teatralnie przewracając oczami.
–  Tak – przytaknąłem ze śmiertelną powagą. – Dzisiaj zdecydowanie za długo byłaś
ubrana.
Patrzyłem, jak ściąga z  siebie spodnie, a  później bluzkę. Gdy zobaczyłem jej pełny biust
oraz okrągły brzuch, od razu zrobiłem się twardy i ostatkiem sił trzymałem łapy przy sobie.
Samantha wsunęła przez głowę mój podkoszulek, który ledwie ją pomieścił. Zapamiętałem
sobie, żeby kupić kilka męskich podkoszulków w  większym rozmiarze, ponieważ Chloe
najwyraźniej miała zamiar być całkiem sporą dziewczyną.
– Kurwa – zakląłem, kiedy Sam podparła rękę na biodrze i spojrzała na mnie z ironicznym
uśmiechem. – Jak bardzo jesteś głodna?
– Hmm… – Zamyśliła się, na pokaz drapiąc przy tym po brodzie i patrząc w sufit. – Myślę,
że możesz mnie bzyknąć przed obiadem.
– To świetnie. – Ze śmiertelnie poważną miną, zupełnie ignorując jej rozbawiony chichot,
zaciągnąłem ją na piętro.
Samantha
Leżałam wtulona w ramiona Dustina, byłam całkowicie zrelaksowana. Nie przeszkadzało mi
nawet to, że Dustin wciąż i wciąż naciskał mój brzuch, żeby Chloe zaczęła kopać.
Zawsze sądziłam, że będę się kiepsko czuła, będąc w  ciąży. Od dziecka byłam szczupła
i drobna, dlatego wyszłam z założenia, że dodatkowe kilogramy i ogromny brzuch sprawią,
że przestanę się czuć kobieco. Boże, ależ ja byłam głupia! Dustin nie mógł ode mnie oderwać
rąk, każdym słowem, gestem oraz dotykiem sprawiał, że czułam się jak prawdziwa
seksbomba.
– Ile byś chciała mieć dzieci? – zapytał, przerywając moje rozmyślania.
– Serio? – Wybuchnęłam śmiechem. – Masz zamiar zrobić mi tyle dzieci, ile tylko się da,
bylebym była w ciąży?
– Nie – zaprzeczył, a potem pocałował mnie w policzek. – Ale błagam, powiedz, że to nie
jest ostatnie. Błagam, Sam.
–  Zawsze chciałam mieć czwórkę – odpowiedziałam, patrząc na niego ukradkiem, miał
minę, jakby dostał miliard dolarów w gotówce. – Ale nie wiem, czy będę wciąż tyle chciała,
gdy już urodzę.
–  Masz miejsce w  najlepszej klinice, wszystko będzie dobrze – oświadczył wciąż z  tym
swoim zachwyconym uśmiechem. – A później we wszystkim ci pomogę, no i zawsze możemy
sprawić radość mojej mamie, podrzucając jej małą, jeśli będziesz chciała odpocząć.
Znajdziemy też najlepszą nianię…
–  Dustin, zatrzymaj ten potok. – Machnęłam ręką, żeby mu przerwać. – Będę musiała
odpocząć po ciąży, więc nawet nie planuj, że zrobisz mi kolejne dziecko wcześniej niż za rok.
– Jasne – przytaknął, jednak żar w jego oczach nie osłabł. – Przecież lubię się też zabawiać
z  tobą ostrzej, a  przez nią nie mogę. No i  przede wszystkim ten okrągły, najseksowniejszy
brzuch na świecie przeszkadza w bzykaniu się w nieodpowiednich miejscach.
–  Rany. – Zakryłam twarz dłońmi. – Kiedy nasze życie zaczęło się kręcić tylko wokół
seksu?
Żartowałam. Dustin był najlepszym facetem pod słońcem, zawsze mogłam na niego liczyć,
a odkąd wróciliśmy do siebie, nigdy mnie nie okłamał. Seks był zaledwie wisienką na torcie,
zresztą bardzo smaczną wisienką.
–  Może wtedy, kiedy okazało się, że kręcą cię miejsca publiczne. – Spojrzał na mnie,
ironicznie podnosząc brew. – Też jesteś fetyszystką, powinnaś mnie rozumieć.
–  Przecież rozumiem. – Docisnęłam do niego mocniej brzuch i  od razu poczułam, jak
napinają się jego mięśnie. – Może druga runda przed obiadem?
– Nie. – Odsunął się szybko ode mnie, a potem wyszedł z łóżka, choć minę miał cierpiącą.
– Musisz jeść. Przynieść ci obiad tutaj?
– Zejdę z tobą. – Dustin pomógł mi się wygrzebać z pościeli, a potem ponownie założył na
mnie swój podkoszulek. – Tak bardzo cię kocham, mój zboczeńcu.
Przytuliłam się mocno do niego. Jego opiekuńczość naprawdę mnie rozczulała, a  przez
hormony często wywoływała łzy.
– Ja ciebie bardziej, ekshibicjonistko – powiedział, całując mnie mocno w usta.

KONIEC

You might also like