Professional Documents
Culture Documents
Fotografie na okładce:
eISBN 978-83-66981-73-7
CZWARTA STRONA
tel.: 61 853-99-10
redakcja@czwartastrona.pl
www.czwartastrona.pl
Rozdział 1
1
Skylight
w telewizji jeszcze o tym nie wiedziała, ale tylko jeden telefon dzielił
głosem.
– Ciało?
Kamerzysta zrobił perfidne zbliżenie na twarz dziewczyny, a Chyłka
– Ale…
pamiętała?
Chocimskiej.
– On żyje.
się zbić.
reprezentację.
– Ja nie…
odpowiedzi.
sprawy.
w duchu Joanna.
– Hm?
– Czekaj…
– Najlepiej nic.
– Świetnie.
problemów wychowawczych.
przestrzeni biurowej.
– Miałem…
wolnego.
– Ludzie.
– Nikt nas nie słucha – odparła Joanna i machnęła ręką. –
wystąpić.
– No?
co on.
– Po co?
mu krótkie spojrzenie.
i zamknął drzwi.
i sięgnęła po komórkę.
– W najlepszym.
– Aha.
a rzeczywistość to drugie.
muzealna.
– Niezupełnie.
jesteśmy winni.
– Tak?
– Ale…
nic do powiedzenia.
– Posłuchaj…
Decyzja podjęta.
Oryński otworzył usta, ale nie zdążył zaoponować, gdyż rozległo się
usłanym niewybuchami.
wszelki wypadek.
– Raportuj.
– Komu?
– Ani i Bartkowi.
– Gdybym chciała gadać z kimś, kto jest gęsty jak czarna dziura
skąd nadaje ta siksa, jeszcze zanim cały świat zobaczył nazwę ulicy.
doktoraty i…
– Drzach i Suchy.
– Jasne.
wzrok.
– Dobrze, ja…
– Ty.
– Ale telefon…
– Właściwie to…
– I?
komórką, po czym oboje wbili w nią wzrok, jakby mogli coś z niej
wywróżyć.
– Przez kogo?
– Tylko żeby się nie okazało, że to znowu jakaś twoja była – odezwała
Brzostowskiej.
– Zupełnie.
– Ruszam.
– Co?
wyjaśnienia.
– Tak, tak…
tego terminu.
– Wyjaśniłaś.
razu popchnęła drzwi. Dziwne. Nikt się nie odezwał, nikt nie pytał,
kto zjawił się pod klatką. Może Judyta widziała ich z okna?
małżeńskiej.
ten akt miał wprawdzie tylko kilka stron, ale został promulgowany
zdarzeń losowych.
– Tak było.
– Naprawdę? – zapytała Chyłka, zatrzymując się przed drzwiami
piękna w środku.
Przeciwnie.
okazji.
wejść?
wyjątkowo głośna sprawa. Ale tylko jeden może sobie z tym poradzić.
jeszcze?
sprawy.
– Ale…
– Okej.
chodzi.
przez ramię.
kuchennego.
nieprzyjemnie.
– Hm?
– Tam, na korytarzu.
– Znacie się?
– Nie.
– Denerwuje mnie.
– Okej…
w nich przewija.
– Nie.
naszych spraw…
– Hm?
mnie bronić.
– Ale…
udzielił.
niej reakcja. – Jak tylko padło jej nazwisko, nie miałam zamiaru
– Prawda.
najlepszy w Warszawie.
– Dzięki, ale…
zabiłam Szymusia.
– O co?
– Jak to nie?
– Zaraz…
– Dążę tylko do tego, że fakt jej popełnienia lub niedokonania nie
– Nie wiem.
Nie weźmie udziału w tej sprawie, ale trudno było wyobrazić sobie,
obydwoje.
czterysta osób, dziś nie tysiąc, nie kilka, ale kilkanaście tysięcy.
Rynek adwokata stał się rynkiem klienta, o którego trzeba było
– Tak?
– To znaczy?
– W porządku.
Im ich więcej, tym lepiej dla nas. Nie wszystkie muszą mieć ręce
ojciec.
– No tak…
– Gdzie on jest?
Brzostowska rozłożyła ręce i w jakiś sposób sprawiło to, że jej
Oryńskiego.
– To znaczy?
leży jego ciało, ale nie mam pojęcia, gdzie trafiła dusza. I czy w ogóle
gdzieś.
– Jaki?
– Zamordowałam go – powiedziała.
3
z powrotem do Skylight.
– Słyszałaś?
i przeciągnęła się.
– Nie.
– Najwyraźniej.
krześle. Nie wyłożyła wprawdzie nóg na blat, ale jej mowa ciała
pytać, o kogo chodzi. Nie był jak Żelazny, którego dało się łatwo
– A ja to olałam.
– Spróbuj.
– Za moment.
– Teraz.
prawdą objawioną.
Klejn zdradzał jedynie powierzchowne emocje – dało się dostrzec
– Rabant.
– Uuu…
kancelaria…
nas wyrzucić?
twarzą z Polski.
– Mhm.
to jest, Kozakon?
drzwi.
Oryńska?
w całkowitym bezruchu.
– Chyłka-Oryńska?
się odpowiedzi.
dużo pierdzenia.
mógłby być jej kumplem. Poza tym reprezentowała go już dość długo
– zaczęli współpracę, jeszcze kiedy grywał w Klanach i innych
– Dawaj.
jest aktorską grą. Zdawał się tego nie odnotowywać, zupełnie jakby
i mimiki.
– Aha.
– Fizycznie i psychicznie.
– Moja eks.
Chyłka. – Bardzo świeży nie śmierdzi. Ten nieco mniej wali jak zgniłe
jajo. Ale już taki mocno rozłożony mumifikuje się i właściwie nie
– Dwa lata.
by móc ocenić jego charakter. Raczej nie jawił się jako ktoś, kto
Joanna.
– Nie.
– Kategorycznie?
sprawę jasno.
– To znaczy?
w sądzie.
wyczuwalny.
– Nagrałeś to?
– Nie.
– Jasne.
scena kręcona w jednej z jego produkcji. – Nigdy jej nic nie zrobiłem.
prawników.
– Jasne.
przez ramię.
– Cóż…
spodni. Chyłka nie była pewna, czy jej klient kojarzy wszystkie te
klienta.
– Hę?
nie polskim.
Nie brzmiało to, jakby się przechwalał. Przeciwnie, jego ton był
– Znaczy?
wystąpimy o zabezpieczenie.
– I?
– Po cichu raczej tego nie załatwisz – zauważyła Joanna, nie chcąc
– Oczywiście.
– Judyta Szynkiewicz.
– Co?
nazwać inaczej. Judyta Zordona była pierwsza, to niech ta, która jej
sale sądowe.
– Mówię poważnie.
Mariańskiego.
– Bo?
o sprawie?
i głośno westchnęła.
– Co takiego mogła ci powiedzieć, bakłażanie?
informacjami.
– Tak.
nabrał tchu.
kiedy…
chybionym pomysłem.
– Legalnymi?
– No tak.
polu minowym.
zastanawiał się nie nad tym, nad czym powinien. Jego rozważania
– Klejn – oznajmił.
upierdliwego telemarketera.
roztropne.
najszybciej.
– Mhm.
konfrontacji.
Chyłki.
dodatkowe oskarżenia.
Prawda była taka, że nie miał pojęcia, czy fakt zabójstwa wyjdzie na
jaw. Judyta wprawdzie ani trochę się tym nie przejmowała, ale leki
sprawę.
– Bo?
na podłogę.
– Co to jest?
– Hm?
– Co proszę?
– Ja? Patronem?
Aplikantów jest cała chmara, twoi koledzy mają po kilku naraz, a ty
żadnego.
Dentonsa, jak i DZP. Był też przez jakiś czas w CMS, co właściwie
zbieżność nazwisk?
– Bynajmniej.
zgotował.
– Zgadza się.
– Tak.
– Aha…
– To znaczy?
przeciwnie.
– Jasne, ale…
dawna. Nie pozostało nic innego, jak przystąpić do dzieła. Oryński
Nie miał nawet czasu zastanowić się nad tym, jak chce być
Sebastian.
– Tylko trochę.
– Ale ojciec nalegał. Pewnie nie mógł sobie odpuścić pokazania, kto
tu rządzi.
Klejn nie przemyślał sobie tej rozmowy. Może w ten sposób on także
– Czasem lepiej po prostu się zgodzić niż się z nim ścierać – dodał
pyta.
– Szpiega?
chyba jedność.
– Jakby tak.
– Jasne.
– Ale jeśli tylko odniosę choćby przelotne wrażenie, że coś jest nie
dowiedziała.
– Oczywiście.
Oryński krótko westchnął. I proszę bardzo, ot tak wybrał buty
– Rozumiem.
się tam ciekawi ludzie i aktualne tematy. Dowiesz się choćby tego,
– Oczywiście.
klęsce.
Klejn znów zgodził się ruchem głowy, a Oryński lekko nachylił się
– To znaczy…
i zajmujesz się tym, czego nie zdążyłeś zrobić tutaj. Celowo nie
na dobę.
– A nauka?
– Tak.
go, by nie oceniać ludzi przez pryzmat tych, którzy sprowadzili ich
na ten świat.
a nie polemiki.
naszej.
błąd.
– Chociaż do tej pory pewnie rozeszło się już też do mediów – dodał
aplikant.
– Kurwa mać…
podniósł.
– Znaczy? – zapytał.
drodze jest jakiś buspas, może będzie szybciej. Była to jedna z tych
ugrzęźnie.
– Transport?
– Taksówka.
– Nie.
– Dlaczego?
Kordian rzucił okiem na telefon, ale ten stracił już zasięg. Miał
– Jak widać.
– Dlaczego?
Skylight.
– Panie mecenasie…
osłupienie.
– Co?
dobiegł końca.
5
tylko fakt.
– Chyba cię…
– Nikt mi nie…
telefon.
mnie?
– Że co?
– Już tu jedzie.
przesłyszała.
wiadomo.
– Co ty pierdolisz?
zarejestrowany materiał.
trafienia.
uspokajającymi śnie.
pełną świadomość.
– Goń się.
– Twoim zdaniem.
– Hę?
I mało kto pokusi się o to, by bronić Judytę. Chyba że celowo zrobi
to jakiś troll.
spodziewała.
wyrażały.
skrzętnie ukryła.
dystansu.
– Ale… ale…
– Ale co?
jednego i drugiego.
– Stoję.
– Chyłka…
obecności.
– Mój aplikant.
– Twój co?
– Aplikant.
potrząsnęła głową.
wzrokiem.
– Słucham?
– Sebastian.
Joanna rozpromieniała.
– Cóż…
– Pierwsze kolokwium już zapowiedziałeś?
– Jeszcze…
– Waltosia poleciłeś?
– Jak?
– Co?
– Mam owulację.
się tutaj dzieje. Spojrzał na swojego patrona tak, jakby liczył, że ten
jajeczkowanie.
będziesz.
Judyta.
– Widziałem.
– No tak.
Brzostowska się zawahała, ale na jej twarzy nie pojawiło się nic
– Znaczy?
– Są moje.
– Okej, ale…
– Miałem ci…
momentem.
O ile wtedy mógł się czuć jedynie oceniany, teraz musiał już mieć
wrażenia.
– Klejn ci go przydzielił?
– Formalnie to rada…
– Czyli tak.
Oryński zgodził się nieznacznym ruchem głowy, podczas gdy
szybką wymianą.
– Mniejsza z tobą.
musiał stać mniej więcej w tym samym miejscu co oni teraz. Wózek
Tak czy inaczej musiał zostać tu umieszczony tuż przed tym lub po
aż do Agrykoli.
wcześniej?
– Alibi?
i wózek…
zorientowałaś.
Judyta też zrobiła krok w jej kierunku. Wzrok nadal miała mętny,
ruchy nieco ospałe, mimo to nie ulegało wątpliwości, że nie boi się
konfrontacji.
potrzeby interweniować.
– Nie.
– Że co?
w dupę.
przyciągnęła do siebie.
– Powodzenia – rzuciła. – I gdybyś chciał zakopać gdzieś jej ciało,
– Jasne.
– Znaczy? – spytała.
nie mieszczą.
– Na przykład?
– Aborcja?
może zostać ojcem, nie było szans. W dodatku nie miał pewności,
żeby go zniszczyć.
Joanna westchnęła.
zauważył Oryński.
czarownice.
– Co robisz?
– Wybieram – odparł.
– Co?
nie radzisz?
sprawdzili nie raz i nie dwa, właściwie powinni dorobić się już
ją przekonały.
– Ile? – spytała.
– Paręnaście minut.
– To chodź.
– Gdzie?
– Ale…
– Właściwie to…
się do roboty.
– Wszystko to zrobiło się trochę…
– Co?
– No wiesz.
pastwi.
– I tak czy siak masz trochę racji – oznajmiła. – Zresztą tak między
– Jaka?
– Raczej chcę.
– No?
szaleństwa.
samym akcie.
– Mhm.
– Coś, co jest w gruncie rzeczy magiczne, sprowadziłam do misji,
od jej oczu.
niezłą dramę.
odmówić.
Oryński.
– A jak ci się wydaje? Próbujemy już jakiś czas, a jak spojrzysz na
gotuje.
– Są.
wyczuwała.
odezwał się.
– Hm?
– I?
niemal narkotycznie.
siebie, a potem zaczął przesuwać językiem tuż pod jej uchem. Kiedy
prądem. Zaczęli całować się coraz szybciej, a ich dłonie nie nadążały
nagle zapragnęli.
zajście w ciążę.
jeśli nie, i nawet jeśli teraz im się nie uda, to teoretycznie faza
– Nic, po prostu…
niech zgadnę.
– Co?
– Tajemnice szatni.
zsunie, a kiedy się po niego schyla, okazuje się, że ten drugi jest tuż
za nim.
Oryński był jej wdzięczny za to, że tak szybko udało jej się rozbroić
– Mogę ci przywalić.
fiaskiem. Jak się od tego uwolnić? Jak sprawić, żeby ich zbliżenia
tajemnicy adwokackiej.
kruszejącym lodzie.
– Cuchnie.
– Jak każda – odparł Kordian, słysząc, że pralka właśnie przestała
pod sklepieniem.
– Dobra, ale…
– odbąknął Kordian.
– Kwestia czasu.
Joannę.
niemu działa.
przedstawić.
Oryński skinął głową i bez słowa pozbył się jej i drugiej z tej samej
pary.
orzekającym – kontynuowała.
– No tak.
sytuacjach.
– Co?
I miał lornetkę.
łabędzie, aż po szpaki i…
– Daj spokój.
Zgłosiłby to pewnie.
– Raczej rzadko.
latami tradycję.
– Najwyraźniej.
– O co?
w mediach. Jak tylko rozpoczną się procesy, wielu ludzi będzie żyło
propozycji zakładu.
– Okej – powiedział.
stół.
przegrać.
– Nie…
dziecka.
– Ano nie.
– Ale…
– Ale co? Druga strona dalej będzie miała głos doradczy. Tyle że
zwycięzca decyduje.
z wahaniem.
– Bo?
– burknęła Joanna.
jednak ją przytrzymał.
– Gówno prawda.
– A jednak…
– Ja mam tylko Bogu ducha winnego aktora, którego jego eks chce
oczernić w mediach.
dziewczynki.
przez myśl.
– Kormak – rzuciła.
głowy.
i rozkoszy.
chodzi.
– Co?
– Hm?
– Olej.
powiem, zabrzmi dwuznacznie. Ale mam w tej chwili gdzieś to, czy
Zamiast tego jednak leżał na plecach obok niej i wgapiał się w sufit.
– Iron i Maiden.
okładkę.
nocnej.
snem.
– Też.
twarzy.
– Że co proszę?
– O tym, że jak tylko powiedziałeś mi, kim jest twój pupil, zaświtał
– Chyłka…
podobnego.
– Hm?
– A teraz weź pod uwagę, ile o niej wiemy – przerwała mu Joanna.
Wiesz dlaczego?
przez zwycięzców.
Żelaznym a McVayem.
Kordian nie musiał się odzywać, by widziała, że pokłada w tym
dzieła.
7
Plan nie był prosty, choć jego główne założenia Joanna mogła
w Klejna.
– No? – rzuciła.
zrozumiał?
klientowi.
– Raczej arogancko.
niego dotarł.
– Jestem.
– Wiem, że to…
ciebie.
a tacy nie zdarzali się często. Owszem, udawało jej się załatwić je
jeszcze na etapie przedsądowym, właściwie go nie angażując, ale tak
czy siak trzymał się z dala. Nie siedział jej na dupie, nie chciał
Tym razem sytuacja jednak była inna. Jego kariera znalazła się na
szali.
na…
– Gdzie i kiedy?
dokładnie to, czego chcą. I koniec końców teraz właśnie tak się
stało.
– Tak.
żebyś ją pogłaskał.
– Hm…
– Trafna analogia.
planuje.
w kompromitujących rzeczach.
plaskacza.
to najwyraźniej udzieliło.
– Gorzej, jak zarzuci mi jakieś niestosowne zachowanie – dodał
Paweł.
stabilnością.
– Znaczy?
w nadmiernej ilości?
– Co?
Paweł milczał.
terenowe. Wszystko.
– Na pewno?
zacząć?
– Od tego, czy było jakieś wiązanie, bicie, BDSM i tak dalej.
– Znaczy? – spytała.
– Aha.
– Tylko tyle?
nosem Chyłka.
– Czego?
– Sama…
określenie.
w powietrzu.
– Ale? – spytała.
kundel?
– No, były.
– Jak mocnego?
mogły być jakieś otarcia w jamie ustnej czy gdzie tam… Dość często
sięgaliśmy po maski i kominiarki, ale to chyba niczego nie zmienia.
Chyłka milczała.
poddany torturom.
– Że co?
– Cóż…
będę dzwonić.
pamiętała.
Gość zresztą nie miał zamiaru czekać i sam wprosił się do środka.
– Bo?
komentarzy czy nie daj Boże glos w ogóle nie mieści im się
w łepetynie.
– Jeden pies.
– Niezupełnie.
w niezmienionej pozycji.
ocenił.
przykurzona.
Problem polegał na tym, czy jej rewelacje będą prawdziwe, czy nie.
– No powiedz.
– Spierdalaj.
wykazać, że była ofiarą, a nie Rabant, że się nad nią nie znęcał.
społecznie uzasadniony…
– Dobra, dobra – uciął Oryński, unosząc ręce w geście
miała przesrane.
– Teoretycznie tak.
wyjątkowo głupiego.
– Sam nie wiem – odparł. – Ale co, jeśli Rabant naprawdę się nad
nią znęcał?
– Nic.
– A ty?
głową.
– Kto to taki?
– Nasze…
imionach.
– Beznadziejny.
– To…
kobiety.
bolesne zmiany.
– Wszystkie odwrócimy.
Joanny.
– A do kogo?
– Do niej.
robiła adwokatka.
– Jestem zajęta – odparła Chyłka. – A poza tym masz najlepszego…
– A czyjej?
spojrzeniem.
dobrze.
Rozdział 2
Mandaryna
1
A może nie? Może ten facet także brał jakiś udział w tej…
odpowiedzi.
myśli.
– Oczywiście.
przez portale plotkarskie i inne takie. Byłaś jego tarczą, ostoją jego
w oczach innych. Jesteś tak samo winna jak on. Albo nawet
chcieć pogonić nie tylko ją, ale także jego. Zaraz potem jednak
korzyść.
Ale czy aby na pewno? Dlaczego właściwie zgodziła się, by Oryński
ją reprezentował?
– Pewnie tak.
– Więc?
– To znaczy?
dopuścił się, kiedy był już w związku z Judytą. Przez te dwa lata
zwyczajną psychopatkę.
– Kurwa mać…
dobrą sprawę nie mogła być pewna, co przekazał jej klient, a czego
nie.
Judyty.
tak ważna?
nie ciebie.
– Cóż…
w gabinecie Klejna.
Typowy no contest. Nikt nie będzie nawet rozważać tego, by bronić
Kurwa.
To nie będzie wyglądało dobrze ani dla kancelarii, ani dla niego,
– Ale nie znaleźlibyście się w takiej sytuacji, gdyby nie to, że z Pawła
a może nie?
Prawda?
– Z głową.
względem mojej.
Oryński przyjął minę niewiniątka.
czego.
z tyłu.
– Naprawdę?
jedno i drugie jest gotowe za nią ruszyć. Żadne z nich jednak się nie
klientka się oddala. I nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest coraz
Joanna wstała z krzesła i wzięła się pod boki. Trwała tak przez
Bezradność Chyłki.
– Trucizno?
– Co? – rzuciła.
pozbywać.
że nie wiem.
daleko. Być może tak było, bo jej umysł z pewnością rozwijał już
jeszcze bardziej.
w pomieszczeniu.
– odezwała się.
– Pozwól, że to ja…
– Słuchaj…
– Ciebie? Dzięki, ale nie interesują mnie zwyczaje komunikacyjne
pierwotniaków.
przesadnie ukontentowanego.
Wezwał ich zaraz po tym, jak filmik Judyty pojawił się w mediach
– Normalnie.
w żaden sposób.
Brzostowską.
– Najwyraźniej nie.
otoczki Paweł był świetnym aktorem, ale chyba nie udałoby mu się
aż tak dobrze jej ograć. Poza tym w końcu stronił od mediów, często
z podobnymi ludźmi.
najszybciej.
zadaniem.
problemów.
– Niekoniecznie.
– A co?
twarz Klejna.
Mariusz.
– Tak twierdzi.
– Wiara nie ma nic do rzeczy – odparła Chyłka. – Dla mnie liczą się
Zordona. – Gdyby ktoś inny z nas bronił tej wariatki, nie byłoby
w ogóle rozmowy.
przez moment. Nie rozważałaby, kto jest winny, kto nie, czyją obronę
bardziej opłaca się prowadzić i tak dalej. Szłaby dalej przed siebie,
w czerwonej otoczce.
roztropnie robi.
mnie, znęcał się nie tylko nad moim ciałem, ale też duchem.
wszystko, co konieczne.
zrobił.
Sebastian.
powinien powiedzieć.
– Hej! – krzyknął.
– Hej! – powtórzył.
Świętokrzyskiej.
– Judyta!
pieszych.
– Nie.
sprawę poprowadzić.
sobie jaja. Kiedy jednak zrozumiała, że tak nie jest, w jej oczach
ma do czynienia z psychopatką.
jednym z najlepszych.
– No tak – przyznała, jakby było oczywiste, dlaczego nie mogła tego
– Trudno powiedzieć.
przed przejściem.
– Ciekawe.
przerwać ciszę.
– Hm?
– Jaki?
nie dowie.
ciążył.
sytuacji ostrożność.
nie.
bronić?
o mnie walczyć?
– To nie tak.
– A jak?
Judyta prychnęła.
– To oczywiste.
– Poczekaj – rzucił.
niej zbliżył.
Nie miał wyjścia. I to nie tylko dlatego, że ta kobieta
Adwokackiej.
– Hm?
wersję, jako że był ukryty w zaroślach. Ale być może mu się uda.
prawnikowi.
– Nie – przyznała. – A ty jesteś gotowy obiecać mi, że tam nie trafię,
– A ty?
– Na niewinność.
sposób przeskanować.
– Dlaczego? – zapytała.
takiej deklaracji.
zwycięstwo.
– Oby.
– Całkiem słusznie.
prawda była taka, że Artur miał nieco więcej racji podczas rozmowy
w gabinecie Klejna.
– Ten twój rzekomy dowód mógłby pomóc – zauważył Kordian.
– Mówiłeś, że…
oszklonego biurowca.
– Słucham?
ilością cukru nieco pomoże. Nie mógł opędzić się jednak od myśli, że
Kordiana i jego klientki, ale nigdzie ich nie dostrzegła. Zaraz potem
dla pieszych i…
mówił. Nie zdążyli zamienić nawet zdania w cztery oczy. Nie ustalili
planu gry.
– Posłuchaj mnie…
z reprezentowania cię.
– Uspokój się.
– Słuchaj no…
zostawić.
– Nie wiem.
– Wasze.
– Gówno, nie nasze – odparował ostro Paweł. – Nie mam z tym nic
ciszej.
– Bredzi.
– Na pewno?
Paweł.
było moje, to nie miałem o tym pojęcia. Więc co? Latam po mieście,
Chyłka!
– Spokojnie.
– Nie miałbym nawet jak tam wejść – dodał. – Nie mam kluczy do
jej mieszkania.
Joanna znów stanęła przy oknie, tym razem jednak nie spojrzała
– Co?
dalej go bronić.
adwokata.
– Co?
– Chyba tak.
– Chyba?
– Mogą to potwierdzić?
– Co to za ludzie?
idealnie.
– A ja wiem? Może po drugiej albo trzeciej. Wolałem już nie patrzeć
na zegarek.
– Co?
stodoła.
– Nie.
– Hę?
– Ale co?
w tej sytuacji zrobić, to trzymać się tego, do czego obligują ich Prawo
że…
– Co?
– A jak?
– Całkiem niezłe.
– Jesteś pewien?
Bez znaczenia.
sekund.
– Ale…
o swoim planie.
– Prawda.
mogła wygrać nie tylko bitwę, ale być może całą wojnę. To na tej
– Że co?
za i przeciw.
Rabant przez chwilę się namyślał, jakby nie mógł zdecydować, czy
wreszcie.
– To znaczy?
– Nie będę.
– Na…
ewentualności.
– Jesteś pewien?
sprawę.
– To źle?
wahania.
w swoim kierunku.
– Do ciebie.
– Costa? – rzuciła.
– Costa.
z powierzchni Marsa.
z polewą karmelową.
– Niebo.
– Ble.
– Nie wiem. Trzeba wysłać cię na jakiś odwyk, bo sama chyba tego
nie udźwignę.
Upił łyk, otarł usta, a potem odsunął wysoką szklankę i wbił wzrok
kropel.
– A nie?
– Chyba tak.
– Wstępną?
– Kurwa, Zordon.
– Sorry.
zwyczajnego.
Nadal nie bardzo wiedział, do czego konkretnie zmierza, a Joanna
Chyłka milczała.
– Słyszałem od znajomego.
– Tak?
– No tak.
ukrywać.
– Jasne.
krzywdę.
– Brawo. Więc załap też to, że nie stosujemy żadnej taryfy ulgowej.
Nie cofamy się przed niczym. Wyciągamy te klocki tak, jakby od tego
– Okej.
bardziej.
sześć miesięcy.
– Ale…
– A równouprawnienie?
podział.
– Przekonany?
– Mhm.
kłopotliwą dla nich sytuację, ale też nadać jej dodatkowy wymiar.
pod słońcem.
z planszy.
– Zobaczymy.
zdrową rywalizację.
mu się wydawało.
z bitą śmietaną.
– Gdzie moje…
woli?
spytał.
klientów.
Klejnotów – zauważył.
– Niekoniecznie.
– A ty też potrafisz skupić się na więcej niż dwóch rzeczach naraz –
gdzie znajdowała się wczoraj w nocy twoja ręka i inna część ciebie.
czasie.
rurki.
Wciąż nic.
dorośniesz.
i energii.
marketingowej.
klienta.
problematyczna.
Klejn nie miał zamiaru dodawać nic więcej i rozłączył się, kiedy
starcia.
tequili espolón.
– Cytuj sobie.
– Dziwnie – odparł.
– Mnie też.
– Jakbym nie mógł się rozpędzić albo szedł cały czas pod górkę.
Zamiast tego trwali w milczącym klinczu. Typowa dla tej pory cisza
większy niepokój.
– Dzwoniłam.
– I co?
– Hę?
– Ale…
– Ale…
– No co „ale”, co „ale”? – znów mu przerwała. – Mimo najlepszych
– Parte…
– A jak?
sam.
potrafiły zawrócić.
to…
w łazience.
– No tak…
sobie?
– Nie.
memo.
– Hę?
– Aha.
– I żeby nie pomagać jednej ani drugiej stronie, jako że trudno
kwestii. Zupełnie jakby chciał się upewnić, że nikt nigdy nie zarzuci
– To oksymoron.
niepewnie Kormak.
– Tak.
– Znaczy…
McCarthyńskiej.
kancelaryjnej niedoli?
– Miałem na myśli…
uwagi.
– Co konkretnie?
zadowoleni.
– Bo?
ani Rabantowi.
dziecka? Tuska?
Kormak.
– Znaczy?
– Znaleźli ślady duszenia na szyi.
własnymi rękoma?
się Kordian.
– Formalnie nie.
– A nieformalnie?
Wcześniej jej nazwisko mi się nigdzie nie nawinęło. Imię w sumie też
nie.
– Judyta? – zapytała.
A nazwisko?
– Uptas.
– Co? – rzuciła.
– Nic.
– Proszę cię, Zordon. To, że nie czuję się dobrze w naturze, nie
– Co powiedziałeś?
– Nic.
– No.
Olgierd.
Chwilowe wahanie.
– Kordian? – spytał.
czynności i…
– Dziecko samo się nie udusiło, Padre – dodała Chyłka. – Ktoś z tej
najwięcej.
– Było na Onecie.
– Bynajmniej.
potwierdziłeś.
popełnił czyn.
Chocimskiej.
minut.
– W okręgowym?
– Tak, ale…
– Chyba żartujesz.
dawaj.
o deskę.
– Kurde…
– Dobra, ale…
zamawiać wizytówki.
Olgierd.
– Oczywiście…
Konkretnie o to, żeby para młoda się nawaliła i od razu zaczęła się
rozmnażać.
– Jasne.
– Mogę rozwinąć.
delikatny uśmiech.
– Musiałaś?
oryginalne.
nam życzyć, żeby między nami nigdy nie nastąpił zupełny i trwały
– Gdzie?
– Mimo wszystko…
Owszem, czuła się źle poza Warszawą, jakby ktoś wyrwał jej
cząstkę duszy. Gdy była gdzie indziej, zaczynało brakować jej nawet
w centrum.
– Jest.
jedziemy.
na ścianie.
– Słucham?
– Co takiego?
Brzostowska.
– Sam chciałeś.
– W żartach.
– Które przerodziły się w narzędzie opresji – odparła Chyłka,
mojego parobka, tak się składa, że masz przed sobą dwójkę ludzi,
sprawy.
użyć antyperspirantu.
– Niezupełnie – odparła.
– Hm?
dziecka.
nieba.
– Ani trochę nie dbasz o swoją reputację – rzuciła zza jego pleców
– Co?
– Zordon.
nie usłyszał.
– Co?
– Cóż…
– No właśnie.
– Mam na myśli to, że dziewięćdziesiąt minut to sporo czasu.
tysiące piątym?
– Wiem, wiem.
– Oglądaliśmy go.
Nawet jeśli tak było, to trudno było nie pamiętać tamtej sytuacji.
W drugim musiał stać się cud – i stał się. Angielski zespół zdołał
sytuację.
piętro.
– Nic.
zarzutów…
ucięła Joanna.
– Nie ma mowy.
w głąb korytarza.
wsparciem.
zagłosować za Judytą.
piersi.
– Naprawdę.
dziecka?
sposób.
jak z bajki.
– Właściwie to…
mu show?
– U nas nie będzie problemu – dodała Joanna. – Imię wybiera ten,
Żelazny niepewnie uniósł brwi, jakby sam nie był pewien, jak
– Tak.
– Ale…
mojego biura.
– Czekasz tam?
na zewnątrz.
w gabinecie Żelaznego.
Rabantowi zarzutów.
śmiechu.
rzeczywistości.
– Nie wiem.
kołnierzyk.
chwili nieistotne.
– Nieistotne?
– Posłuchaj…
– Ale…
szans.
Judyta umilkła.
– W porządku.
pastwił!
koniecznych porad.
Zero odpowiedzi.
Nadal nic.
jak daleko polskie prawo chroni dobre imię i jak daleko ty się
sądowych w Polsce.
– Będę musiała…
i tak dalej. A potem zapłacić mu… cóż, cholera wie ile. Jeśli przez
ręką?
z nim do wspólników.
wszystkiego.
Serce Oryńskiego zabiło nieco szybciej, gdy pojawił się cień nadziei
na to, że uda mu się zmienić rozkład sił. Pochylił się lekko na fotelu
zebrać myśli.
sprawę.
8
i Brzostowską.
nawet dyskomfort.
zrezygnowali?
– No tak.
pewna.
w spór.
publiki.
– Zaraz.
zjawić.
– Niezupełnie.
– Bo?
rozłączył.
Dla niej było jasne, że w jego umyśle dzieje się znacznie więcej,
niżby chciał.
jest dość prosta, więc nie ma sensu długo się nad nią głowić.
– Tyle że ten płot nie jest jakiś specjalnie wysoki – odparł Kordian,
Śródmieście.
Mokotowie.
klient nie ma alibi, kręci się tam mnóstwo osób. Naprawdę chcesz
długo.
proszę kontynuować.
Poziom sformalizowania takich rzeczy zawsze zaskakiwał Chyłkę,
się zniesławienia. A mój… nie, nie tylko mój, ale nasz wieloletni,
potrzeby.
z krzesła.
cicho zaśmiało.
stopni.
nie miał świadomości, iż dziecko jest jego, więc nie miałby powodu,
by odbierać mu życie.
– To dla mnie cokolwiek dziwny argument, ale nie chcę przesadnie
A raczej zrobiłby to, gdyby mógł podeprzeć ten swój mały teatr
jakimś konkretem.
w Łazienkach.
– Tyle że nic takiego nie miało miejsca – włączyła się Joanna. – Mój
Rabantowi.
– Co?
wiarygodności.
– Niezupełnie.
dożylnie na koronawirusa.
oznacza.
– zauważył Zordon.
klientkę.
– Nie mam nic wspólnego ani z tobą, ani z nim. I skończ do mnie,
usłyszeli.
będzie go reprezentował.
powiedziała twoja klientka. Ale nie to, co mój klient wiedział lub
w co uwierzył.
a Brzostowska kłamie.
– Jakie powody?
do zakwestionowania ojcostwa.
– Niewystarczające? Jeśli przez jej łóżko przewinęło się dziesięciu
dziecka?
– Tak? To ja je przegapiłam.
– Z nikim innym nie spałam – odezwała się Judyta. – I Paweł o tym
wiedział.
późno.
z równowagi.
go.
– Nie kłamałem.
wiedział o ojcostwie?
mogłaby…
Klejn odchrząknął.
wiedziałeś o ojcostwie.
stracił orientację.
Chyłka.
– Cóż… dowody…
– No to pięknie.
– Hm?
– Znaczy co konkretnie?
Joanna nie miała zamiaru dać się nabrać. Wcześniej też sprawiał
– Jakie?
wspólnikach.
– Z tego, że nie muszę kupować jengi, żeby cię w czymś pokonać.
z uśmiechem.
– Żartujesz? To formalność.
i Zordona.
sądową.
w sądzie.
mocodawców.
a drugie.
Chudzielec milczał.
– Dobra, ale…
– A, to…
żadne z nich nie traciło sprawy, w dodatku mogli na powrót zająć się
– Daj spokój.
– Bez obaw.
– Spokojnie – rzucił.
strzechami.
końca życia.
handlowych.
sytuacji.
– No.
– Oczywiście, że nie.
bez jej wiedzy. Dajmy więc na to, że byś zasnął, a ona wsunęłaby ci
porównanie.
– Nie tak bardzo, jeśli wziąć pod uwagę, że macie hopla na punkcie
pralinowych merci.
nierówny.
nabywca.
– Czy auto będzie wspólne? Czy może tylko dla jednego z panów?
się mówi.
satysfakcji.
– Co mógłby nam pan zaproponować? – odezwał się, jakby
– Kormaczysko…
samochód, kochany.
motoryzacyjnym.
i ostatnia próba.
salonu.
– Jak dobry?
powiedział.
stanie tego, czego szukali, więc najpewniej zastanawiał się, czy uda
modeli.
pół miliona do pełnej bańki. Oryński nie miał zamiaru wydawać tyle
na coś, co służyłoby mu do przemieszczania się. M2 za jakieś
szalonym pomysłem.
– Chętnie.
– A lakier?
– Biorę.
Nie będą mogli zamienić ani słowa na temat meritum sprawy. Mieli
jest w porządku.
– Dwójka.
– M?
akceptację westchnienie.
– Silnik?
– Jakoś im wyszły.
piątce.
dziewczynka.
– Zordon…
– Tak?
– Siedzę we Flamingu.
– Aha.
– Pytałeś kelnera.
– Nie marszcz się jak Iron lub Maiden w kąpieli – odezwała się.
– Marszczysz.
penisy.
– Panisse.
– Przecież mówię.
pieszczotliwego charakteru.
nią padało.
– I czas na wielką dolewkę – dodała, po czym opróżniła kieliszek.
– Pewnie.
i krzywych usprawiedliwień.
– Wiadomo – przyznał.
przewagę.
– Okej. Gdzie?
odezwie w temacie albo choćby blisko niego, ten nosi chrust przez
całą zimę.
Jasne?
– Jak Syriusz.
– Co?
wybiera imię.
– Lub imiona.
– Ponegocjujemy.
– Już?
uśmiechem.
– Tak.
i zarośniętego mężczyznę.
– Gdzie go znalazłaś?
– Żadnych – ucięła.
Oryński nie był tego taki pewien. I nie miał zamiaru odpuszczać,
wytrzeźwień?
Joanna uniosła brwi, jakby właśnie cisnął w nią kawałkiem
– Znaczy…
– Bezdomny? – spytał.
– Chyba tak.
– Znaczy?
postronny nie usłyszał ani słowa o planowanej akcji. Nie mogli też
– Mhm.
najczęściej go zgarniali.
– I co potem?
– Okej.
odpierdalać tarło.
Wieczorem, przy dobrej muzyce, pili wino i kochali się tak, jakby
zawodowymi.
Kordian wciąż bił się z myślami i poczuciem winy za to, że ma
osobno.
Żabką.
– Uruchamiać Sebastiana?
– Natychmiast.
jakieś ściśle tajne materiały komuś, kto wygląda jak żul pod
sklepem.
– Idealnie.
– To znaczy?
gigantyczny problem.
mu nie odpowiada.
– A Marian?
odwrotu.
dokumenty.
– Nic nie da, jak będziesz tak dopytywał. Oprócz tego, że mnie
wkurwisz.
– Co proszę?
sklepem.
– Czyta?
powinno.
ul. Marszałkowska
w sądzie.
w oczy z kilometra.
– Nie.
– Chyłka…
się Mandaryna.
– To masz problem, bo właśnie tak się nazywa.
– Bynajmniej.
– Bardziej.
adwokackiej.
obywateli.
– Jadę, jadę.
Joanna rozejrzała się, ale nigdzie nie dostrzegła zbliżającego się
przecenienia.
auto w…
– Jadę uberem.
nagli.
klienta, a on nie potrafił się przez nią przebić. Unosił rękę i patrzył
odetchnęła.
– Co ty odpierdalasz?
– Co?
– Co mówisz?
rozprawa.
przyzwolenie. Jasne?
– Oczywiście.
Chyłka posłała mu krótkie spojrzenie, zbliżając się do Oryńskiego
i Judyty.
– Rozumiem.
przepadnie nie tylko ta jedna rola, ale i cała kariera. W oczach opinii
– Ale mówiłaś…
nawet na zakupach.
– Okej.
srajtaśmy.
– Co?
buraka gruntowego.
jego klientka.
miesięcznie.
Że…
wymarcia?
takich rzeczy.
zamknięte.
prawda?
spojrzenie.
z życia.
wizję grożącej jej kary poważnie. Była trochę zbyt pewna siebie, co
w połączeniu z zachowaniem Kordiana utwierdzało Chyłkę
chciałam…
– W porządku.
Zordon wyglądał, jakby nic się nie stało, ale Joanna potrafiła
że faktycznie to zrobi.
– Hę?
– Uśmiechasz się.
z defekacją.
tej wariatki?
Nie na taką odpowiedź liczył, ale bynajmniej nie było to dla Chyłki
z odbiorem własnym.
Paweł milczał.
– Mhm…
sprawę. Chyłka znów czuła się nieswojo, zajmując miejsce nie po tej
usiadł Zordon.
upływającego czasu.
przewijali się przez sale sądowe, tyle że nie wzbudzali w niej wtedy
Pieprzona Brzostowska.
– Hm?
– Twojego męża.
– Co to takiego?
za moment.
– Ale…
Zgłosi to, kiedy sędzia po raz ostatni i jedyny zapyta, czy są jakieś
wnioski.
– A ja wiem?
– To co im zostaje?
– Czyli?
znacząco na Oryńskiego.
– Panie mecenasie?
pomyliła.
oskarżenie.
11
w judykaturze.
nieograniczoną władzę.
Kordiana z zamyślenia.
– Słucham?
sensu.
przeciwną.
gadania.
– Jasne.
dni?
– Mniej więcej.
Chyłka.
– Mogę, tylko…
– Staram się – odparła cicho kobieta. – Ale nie wiem, jak często
– Słucham?
spędzili.
z jakimikolwiek informacjami.
– Cóż…
niefortunnie związany?
– Tak.
– Słucham?
– No, nie…
– Nie mam.
Kordian wstał.
do sytuacji, w której…
– W dodatku pani mecenas przerywa. Nie tylko teraz mnie, ale też
wcześniej świadkowi.
świadka.
trafić w rejonówce.
– Ale jak to? Drzwi pani otwiera, jak słyszy kroki? Podchodzi do
tyle wie?
– Nie.
– zauważyła. – Skąd taka wiedza, skoro nie widzi pani drzwi i jak
– Bo słyszałam.
– Klucze.
w sali sądowej.
– Klucze – powtórzyła.
– Tak.
– Taki… metaliczny.
– No… nie.
– Nie?
– Dziękuję.
– Słucham?
wystarczająco długi.
zainterweniować.
– Przepraszam, ale…
Joanna potrafiła poruszać się w tej grze, nie tylko jeśli chodziło
jej za mało.
wnikać w to, jak często Paweł Rabant odwiedzał moją klientkę, czy
– Tak?
Kobieta już otwierała usta, ale Oryński nie miał zamiaru pozwolić
– Chyba…
przeczuwa.
– Ale…
do czynienia.
– Wiem, ale…
naszych połączonych umysłów być może uda nam się zobaczyć, jak
widzi to sąd.
– Tak.
– Tak.
– O, naprawdę?
jest twój?
– Tak.
– Kiedy?
– Niedawno.
– I o tym też mi nie powiedziałeś?
– Jak widać.
ją kształtuje.
– Myślałem, że…
– Co?
– Gówno – odburknęła.
wiarygodną wersję.
– No trochę tak – syknęła, nie patrząc na niego. – Mów, widział cię
– Nie wiem.
zabójstwo?
– Co?
w drobny mak.
żadnymi dowodami.
zerknęła na zegarek.
– Jestem niewinny.
– Hę?
innego wyjścia.
– Słuchaj…
stronie mamy sensownego obrońcę, z którym być może uda nam się
dogadać.
– Jak?
– Znaczy?
aplikację.
Zordon nie.
– Nawet jeśli… to Judyta się nie zgodzi. Zawzięła się, żeby mnie
zgnoić.
o żadnym wycofaniu się. Nie zabiłem tego dziecka. Nie przyznam się
gorzko.
– Nie ma mowy.
nie zrobiłem.
próba.
– Okej.
– Pogadać.
sukinsynem?
– Hę?
w milczeniu.
razie…
– Mhm.
i bezapelacyjną wygraną.
tendencje autodestrukcyjne.
jednak tylko.
planami.
rozprawę.
– Chyłka…
oznajmił.
– Serio?
– Nawet jeśli uda ci się…
świadka.
wzywamy świadków.
– Sracką.
– To wracaj do niej i sprawdź, czego sobie teraz życzy. Może trzeba
się i odszedł.
podeprzeć.
Kiedy sędzia wznowił rozprawę, pani Iza znów zajęła miejsce dla
– Zgadza się.
– Tak.
– To prawda.
Chyłka wydęła usta i przez chwilę patrzyła na nią obojętnie, jakby
– Słucham?
– Nie.
ustalić coś więcej. – W takim razie może orientuje się pani, dlaczego
– Niestety nie.
– Oczywiście.
alkoholem?
– Tak, widziałam.
rodzicielstwa.
– Ale jest sąsiadką.
– I?
zabrał głos.
mecenasie.
osobliwa.
przedmiot zeznań.
– odezwała się.
Ciekawe.
– Tak?
– Proszę rozwinąć.
zgodnych z prawdą.
– Cóż…
wpływem.
– Jak często?
nawet.
– A imprezy?
– Co weekend.
– Głośne?
żalili…
– Przypuszczam, że nie.
dalej. Jeśli prawo ani fakty jej nie sprzyjały, zostawało jej tylko to, by
miesiącach?
by zapewnić mu bezpieczeństwo i…
sali sądowej. Być może nigdy. Przewodniczący nie pokusił się nawet
o to, by ją upomnieć.
pytanie.
Kobieta starała się trwać w bezruchu, przywodząc na myśl
– No cóż…
– Tak?
spojrzenie.
Joanna się spodziewała – czy pani Iza widziała wtedy kogoś jeszcze,
czy słyszała jakiś inny głos. Wykazał tyle, ile musiał – czyli że osób
uszczerbku na zdrowiu.
całkowicie bezpodstawne.
Nie skontrowała, bo nie miała czym. Przeszło jej przez myśl, że
sytuacja nie rysuje się dla niej w jasnych barwach, ale kiedy
skończyli ostatnią rundę pytań, stało się coś, czego się nie
Brzmiał, jakby ten cały czas wytrwał tylko po to, by nikt nie
prokurator postępowanie.
zniesławienia.
w akcie oskarżenia.
Zrobił krótką pauzę i przesunął parę papierów na blacie.
Tyle mu wystarczyło.
rozprawę.
obok.
posypała.
Ale jakim?
ktoś mu je odebrał?
Jeśli nie myliła jej intuicja, to, co mógłby odkryć chudzielec, byłoby
– Zobaczysz.
Nie miała zamiaru ani tłumaczyć, ani przyjmować odmowy. Kiedy
laptopa?
– Co?
– To…
Kordian chodził w tę i we w tę po salonie, starając się w jakiś sposób
problematyczna.
wydarzyło.
hopowych klasyków.
pokręcił głową.
w kierunku salonu.
Przez moment wyglądała na zewnątrz przez drzwi tarasowe,
– Cuda trzeba zachować dla tych, którzy bez nich sobie nie
– Na razie nie. Ale jak będziesz tak poważny jeszcze przez chwilę,
to zacznę.
– Mówię poważnie…
prawnej.
na to pozwolić.
– Naprawdę?
– Kurwa mać…
mu żadnych zarzutów.
– A czego?
odpowiedź.
uniesieniem brwi.
dzieciobójcy. Ale tak jest, Chyłka. Nikt inny nie mógł zabić tego
dziecka.
zrobić. Sytuacja stała się jednak zbyt napięta, by mógł tak po prostu
spojrzeć na sprawę.
Chyłka milczała.
– Nie.
Wyraźnie nie miała zamiaru rozwijać, a im dłużej trzymała się
zbliżać.
– Czekaj…
poruszać tego tematu – ale z drugiej strony jak mogliby tego nie
robić?
– Hę?
odparła. – Tak cię urzekła wersja Judyty, że nawet przez głowę nie
klienta.
– Nie są absurdalne.
– A jakie?
– Bo ma go w kieszeni?
– Co?
wszystko, co tylko…
spodziewając się, że wycofa się ze swoich słów. Kiedy tego nie zrobił,
poszła do kuchni.
poradziła.
temat.
wersję Rabanta.
A więc Paderborn.
odnotować jego obecności. Położył się bez słowa, obrócił się plecami
strony.
Nie wiedział nawet, kiedy zasnął. Gdy zbudził się rankiem, Chyłki
sytuacja.
Kordian zamarł.
Nie spodziewał się tego. Nie teraz, nie w takich okolicznościach.
– Nie.
– Zrobisz?
mogła specjalnie się przydać, wszak i bez niej był pobudzony tak,
wdechów i wydechów.
Sprawa się nie liczyła. Wygrana była bez znaczenia. A los Rabanta
czy Judyty w żaden sposób nie mógł mieć precedencji nad ich
życiem.
– Jasne.
wieczność.
W końcu drzwi się otworzyły, a on cofnął się o krok. Bał się
upiwszy nawet łyku, bo nie była pewna, czy może się jej napić.
– Chyłka…
– Poczekaj…
wyjścia.
– Może powinniśmy…
– Jakiej?
– Bierzesz.
się z koniem.
sobą drzwi.
Nie wiedział, jak długo stał w korytarzu. Kiedy w końcu się ocknął,
informacyjne.
dziecka.
14
– Co?
odnotowuję.
Joanna westchnęła.
– Nie.
publicznej.
uśmiech.
– Żaden problem.
czy jak?
Do środka wszedł Kormak, ostrożnie stawiając pierwszy krok
wszedł dalej.
– Chciałbym.
na ekran.
– Nie.
w Łazienkach Królewskich.
– Hm?
zachował dla siebie niczego, czego mogłaby użyć w procesie jako asa
z rękawa.
– O czym?
Joanny. Bez znaczenia. I tak nie miała zamiaru rozwodzić się nad
– I co to za człowiek?
sama.
pobicie.
wspomniała?
był podejrzany?
Joanna wzruszyła ramionami, nie mając zamiaru wikłać się w tę
samoczynnie.
Dla Chyłki wszystko to było równie oczywiste, jak teraz stawało się
dla Klejna.
Jeśli rzeczywiście tak było, to Chyłka właściwie jej się nie dziwiła.
– Posprzeczali się.
– I?
– I Iwański wyjaśnił mu, że jeśli nie zostawi wózka, to będzie mógł
twarzami.
zabójstwa?
– Czyli?
ostatecznie jednak to nie on, ale Elwira Uptas była siłą sprawczą
tylko się domyślać, że facetowi odpadł dekiel. Może dał się ponieść
nadjeżdżającego auta.
oznajmiła.
– Co?
– O ile mnie pamięć nie myli, a zwykle tego nie robi, bo jest
stąd, piździelcu.
przyjemność.
wychodzić.
– Tak było.
od kiedy tylko nowe fakty wyszły na jaw – nie miała jednak zamiaru
– Kto?
– Prokuratura.
trochę logiczne?
przez Rabanta.
rzuci okiem na faceta, który nie miał nawet w połowie takiej masy
mięśniowej jak Paweł, zacznie jeszcze bardziej podawać w wątpliwość
przedstawiony scenariusz.
całkowicie nieświadoma.
pomyślicie o Brandonku?
– Niespecjalnie.
– Jasne.
Mimo woli Chyłka zaczęła zastanawiać się nad tym, ile udało się
– Ty też?
– Też.
w zgodzie z prawem?
– Hm?
się, że to wszystko.
– Daj spokój.
nieświadomy.
kurwa…
Joanna otworzyła usta, ale się nie odezwała. On też przez chwilę
– Co proszę?
– Będę go bronić.
– Zwariowałeś?
go.
15
szerokim łukiem.
zająć nim tylko na jakiś czas. Potem coś innego absorbowało jego
tackę.
i…
– Wszystko po kolei.
Sebastian przełknął kęs i odłożywszy jedzenie do papierka,
– No dobra – powiedział. – Ale to, że nie chce naszej pomocy, chyba
– Oznacza.
– Dlaczego?
Nie, nie było szans, by ściągnąć tutaj Chyłkę. Nie zamieni HRC na
– No tak…
spławienie mnie.
inną wersję.
– Aha.
sprawą, ale od samego początku było chyba jasne, że tak nie jest.
– Słucham?
Ewidentnie nie tylko wiedział, ale nawet chciał się tym podzielić.
– Nie bardzo wiem, jak inaczej to ująć, więc powiem chyba wprost.
został patronem syna. Nie miało to większego sensu, jeśli już teraz
– Skąd wiesz?
mówi…
jego ojciec.
– I co mu mówisz?
Oryński.
– Tak.
różnych sałat.
i założyć własną.
Oryński prychnął.
Klejnowi.
czasu.
– No?
na myśli.
– Nie wiem – odparł młody Klejn. – Ale zdaję sobie sprawę, że byłby
do tego zdolny.
– Nie przesadzasz?
– Słuchaj…
przeciwnie.
wystarczającej motywacji. Owszem, chciał się ich pozbyć, ale nie był
– Jedno jest pewne – odezwał się w końcu młody Klejn. – Mój ojciec
Klejna nie jawiły się jako coś niestworzonego. Być może nie był aż
tak skrzywiony, jak zdawał się rysować go Sebastian, ale
– Dobrze.
nie lojalność.
z kaprysami mocodawców.
– Ja?
od razu.
– Nie.
– A gdzie?
– W klinice.
– Mówiłam.
– Ale bez…
– I?
– Nihil novi.
– Uda się?
– Tak.
jakiekolwiek potwierdzenie.
– Nic.
badmintona od Kormaka.
Może miała rację. Jeśli wszystko pójdzie po ich myśli, nie zniszczą
w Żelaznym & McVayu nie będzie miał czego szukać, ale bez trudu
było.
samo. Właściwie nie było sensu dalej tego omawiać. Decyzję podjęli
oni.
– Przyjechać?
z jedną.
Joanna.
– Wołają cię?
– Nie. Ale jak zaraz tego nie zrobię, to zacznę zastanawiać się nad
tym, jak wykazać przed sądem zupełny i trwały rozpad pożycia, żeby
– Aha.
– Okej. Na kiedy?
Prostata, te sprawy?
małżeńską?
by dotrzeć do celu.
Zaraz potem jednak znów się ścierali i nie wiedział, czy nie
normalne tory.
Wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że na nich nie są. Nie
nieuchronnemu wykolejeniu.
na celne ciosy.
w ekran komórki wzrok nie chciał się przesunąć, a ona nie do końca
wiadomość? I dlaczego?
Jej pierwszą myślą było to, że zrobił to Kormak. Ale jeśli tak, to
kierunkach.
zdjęcia.
– Ty mi powiedz.
– Próbowałam.
– I?
Większość ludzi wycofałaby się choć o pół kroku, widząc tak blisko
bezdomnemu z maybacha?
jakby nigdy nic. Po nim zaś wszystko było widać jak na dłoni.
– Nie.
– Kormak?
– Pytałem. Mówi, że prędzej położyłby się na torach, niż wchodził
między nas.
że były przeciwstawne.
– I zamierzasz?
dlaczego. Nie mamy pojęcia, czy tkwi w tym ziarno prawdy, a źródło
jest wiarygodne.
prokuratury.
Teraz tylko łowił. Być może z nadzieją, że uda mu się trafić na coś,
sądową.
– Tak.
– Co?
– Chyłka.
– No?
rozpoczęciem procesu.
korytarzu.
– Tyle że to…
jej rękę, a stali na tyle blisko siebie, by nikt postronny tego nie
dostrzegł.
oczywiste.
odsiadkę w więzieniu?
ulgowej.
17
postępowania.
jeśli chciałby być jej przychylny, nie miał w tej chwili zbyt dużego
pola manewru.
– Tak.
– Którą sąd może uchylić w trybie artykułu sto pięć ustęp jeden
z prawdą?
psychologię.
i pozbawione podstaw.
– To to samo.
sędziowski.
O ile staranie się o nie wciąż było aktualne. Wzrok Chyłki zdawał
refleksji. Chciała mieć więcej przestrzeni dla siebie, poza tym nie
Zordona.
wymagały omówienia.
A może nie chciało? Chyłka wciąż nie była pewna, czy to, co się
mitrężenie czasu.
Otworzyła laptopa i na głównej stronie NSI zobaczyła to, czego
Iwańskiego.
by spreparować zeznania.
– Paweł Rabant prawdopodobnie zabrał dziecko, Kacper I. zaś
Chyłka zaklęła cicho i dolała sobie tequili. Narracja była dla niej
kieliszek.
mężczyzny w pozycji siły, który stara się zrzucić całą winę na kobietę
z klientem.
– Widziałam.
pułapkę.
– Chuja tam! – uniósł się. – Pozwę tego jebanego…
– Nic.
– Nie kiwnę małym palcem lewej nogi, dopóki nie powiesz mi, co
– Już ci mówiłem.
– To, co powiedziałem.
– Tak.
komuś ustąpił.
– Miał nóż.
– Wow. Jaki?
myśliwskich.
omen.
mu.
światem butelka napoju z agawy. Nie wahała się ani przez moment,
szybko tłumiąc wszelkie myśli, które kazałyby jej nie otwierać
drzwiczek.
podniesiemy.
– Nie musisz.
zeznania?
– Nie.
– Bo?
– Nie.
w dalszym zaprzeczaniu.
Chyłka żałowała, że nie widzi jego twarzy. Może tym razem
– Czyje?
– Judyty.
postępowania o zniesławienie.
prywatnego.
Rozdział 3
Werdykt
1
ul. Marszałkowska
Nie podniosła się, nie wyciągnęła ręki, nawet nie skinęła głową.
markery.
– IQOS.
– Co?
– Cóż…
– Ale…
ale po co?
nesesera.
– Przystępuję do postępowania.
– Gówno prawda.
Olgierd obrócił się do niej i przez moment patrzył jej w oczy, jakby
oznajmiła.
– Może nie życzyć sobie też innych rzeczy. Nie znaczy to, że go nie
spotkają.
– Padre…
Paweł.
– Zaraz, zaraz…
– Znaczy?
Formalnie.
– No. A nieformalnie?
podgrzewaczem tytoniu.
– Dlaczego?
perspektyw.
Joanna.
– Nie.
o kolejnej.
wymiaru sprawiedliwości.
zauważyła.
– Mhm.
Widywali się coraz rzadziej. Mijali się, a nawet starali się wychodzić
dobrze.
koszulę.
– Chcesz, żebym…
chciał zaproponować.
małżeństwa.
nim materiały. Nie odzywał się, jakby nie mógł przesądzić, w jaki
sposób rozpocząć.
Rabantowi.
materiałów.
– Uzupełnimy dziś materiał dowodowy o przesłuchanie pani
w naszej sprawie.
by cokolwiek wyczarować.
– Dzień dobry.
w sprawie zabójstwa.
prawda?
– Zgadza się.
zastrzegła.
– Więc proszę się nie obawiać i udzielić tych, które pani może.
– Oczywiście.
jedyny podejrzany?
– Tak.
zaszczytnego tytułu?
– Nie.
sędzim.
– Oczywiście.
poświadczyła nieprawdę?
– Jak mówiłam…
Uptas wciąż sprawiała wrażenie, jakby nie dało się jej wyprowadzić
swoją rolą w tym procesie. Być może Chyłka nie powinna się dziwić –
większego znaczenia.
– Śmiało.
zeznań za fałszywe.
– A co by wystarczyło?
– Tak.
– W wystarczający.
– Konkretnie?
jednoznacznie.
– Wszystko to wskazuje na to, iż jego zeznania były
– Tylko jedno.
– Więc proszę.
– Słucham?
– Tak, ale…
szybko Chyłka.
– Tak.
– Nie.
– Bez przesłuchania?
– Jak mówiłam…
– Nie.
dla Antoniego powinno liczyć się tylko to, co działo się na jego sali
sądowej.
swoje.
Chyłka znieruchomiała.
przeciwko niej.
– Więc?
– Nie – powiedziała.
– Chyłka – rzucił.
kłębiło się sporo ludzi, ale Joannie udało się namierzyć stolik przy
oknie.
– Czego? – rzuciła.
– Chciałem pogadać.
– Jajecznica – rzuciła.
– Oczywiście.
z menu.
– Jakiego?
spojrzenie.
– Z wędzonym łososiem – wyjaśniła.
– Okej.
kłótni nie chcą dłużej się na siebie boczyć, ale jednocześnie nie
Oryński.
– Mhm.
– Tak.
musi się poświęcić dla sprawy. A jak dobrze wiesz, Sebix to idealny
czego potrzebujemy.
– No tak.
załatwić to inaczej. Ale nie można było. Sam Sebix mówił ci, że jego
ojciec jest na jak najlepszej drodze, żeby się nas pozbyć. To jest
lepszy.
młody Klejn oberwie, cały ten plan mógł wyjść wszystkim jedynie na
dobre.
– Jeszcze kilka kroków i jesteśmy w domu – dodała Joanna.
– Hę?
– Po to tu przyszedłem.
– Słuchaj…
rozprawę.
dziecka.
do swojej jajecznicy.
wychodzę.
oskarżycielem posiłkowym.
Chyłki.
– Zobaczymy.
Kordian.
Wyraz twarzy jego żony jasno informował, że nie ma zamiaru po
gwałt. Jeśli nie uda jej się wykazać, że coś takiego miało miejsce, to
tak czy inaczej zostanie skazana. Bez względu na to, co stało się
z dzieckiem.
będzie tłumaczył się przed kamerami nie tylko z zabójstwa, ale też
przemocy domowej.
– Chyłka…
– Bierz tego bajgla na wynos albo się nim udław, i daj mi spokój.
sugestii.
w sądzie.
– Znaczy? – zapytał.
– Znaczy, że Rabanta i mnie czeka sprawa o zabójstwo przed
okręgówką.
– Zamierzasz go bronić?
– Dlaczego?
– Bo na to zasługuje.
– Chyba żartujesz…
Dokończymy to w sądzie.
powinien w ogóle za nią iść. Mieli dbać o to, by nawet nie zbliżyć się
– I? – spytał.
– Ale…
nie wnosili wiele do sprawy. Żadne nie miało wglądu w to, co działo
się za zamkniętymi drzwiami. Nikt nic nie widział, nikt nic nie
się jako nieco bardziej owocne, ale dziewczyna nie miała wiele do
najwięcej do powiedzenia.
zrobić to Judyta.
spytał Olgierd.
– Nie, nigdy.
kogoś przekonywać?
– Oboje.
– Tak. Obustronnego.
W łóżku.
nie odzywaliśmy.
obiektywnej.
– Jaki?
powiedział.
wrażenie.
musiałem przepraszać.
pamięci.
z gramatyki. Judyta nie musiała nawet jej lubić, ba, czasem bywało,
dalej. Powód nie był istotny, jak mówię, to mogło być cokolwiek.
dzieciobójcą i gwałcicielem.
– To znaczy?
wulgarny.
– A w łóżku?
zażenowanie.
– Słucham?
nie wystarczyło.
Judyty.
ma więcej pytań.
– Zatem proszę.
– Jak mówiłem…
– Wysoki Sądzie…
– Co konkretnie?
zrobić.
spojrzenie.
– Ale pańska…
– Ach – odezwał się. – Więc Judyta prosiła pana, żeby pan ją bił?
– A w jakim?
– Zaraz…
oszczędne odpowiedzi.
– Tak.
– Nie wiem.
– Może tak.
– A co?
– No cóż…
– Nie.
zasad procesowych.
– Słucham?
– Oczywiście.
się bronić?
Paweł powinien odpowiedzieć natychmiast. Mimo to się zawahał.
ramieniu.
– Nie prosiła.
– Czyli?
– Dlaczego?
– Słucham?
– Nie.
– Co mówiła?
– Tak.
– Zgadza się.
– Tak, ale…
– Według pana.
– Niewerbalnie.
jest inaczej.
klientki?
i rozłożył ręce.
że sprawę ma wygraną.
otwarta walka.
Kordian.
Sędzia się nie odezwał, nikt się nie poruszył. Chyłka skinęła głową.
– Tak – przyznała.
– Kilkaset razy?
codziennie.
– Zgadza się.
trzydzieści dni”.
– Czy mój klient celował piłką golfową między pani nogi? – spytała
Chyłka.
– Nie.
sprzętu do golfa?
zainteresowanie.
– Tak.
w stronę sędziego.
wyręczy.
– W porządku.
– Wiele rzeczy. Ale z pewnością nie to, kiedy jedna strona mówi
– Tak.
– W tej.
– Nie.
– Były, ale…
– Czy to prawda, że niejednokrotnie robili to państwo na podłodze,
wyjaśniła Joanna.
– Tak.
– Zgadza się.
ostrzejsze zbliżenia?
– Bywały.
Judyta westchnęła.
– Gdzie?
– Czasem na plecach, na pośladkach, w okolicach narządów
rodnych.
jednak w jakiś tryb, w którym zdawała się szczycić tym, jak daleko
się posunęli.
– Co jeszcze?
kwestii publicznie.
– Też – przyznała Joanna. – Ale interesuje mnie też to, czy się pani
rewanżowała.
– Tak – przyznała.
– Czasem.
przemocy fizycznej?
– Tak, ale…
głosem. – I że mój klient nie jest, jak pani sugeruje, żadnym sadystą,
czyni wobec tego żadnych sugestii. Mówi tylko, że nie wyraziła zgody
na stosunek seksualny.
ten temat.
najmocniejszego ciosu.
Judyta milczała.
– Więc?
– Tak.
– Tak, ale…
– Co potem?
– Tak.
– To niech mnie pani poprawi, jeśli się mylę – podjęła. – Ale tamtej
nie chciała?
przekonać sędziego.
– Tak było.
– Nie.
– Zgadza.
– Krzyczała pani?
– Słucham?
– Nie.
– Tak.
– Miałam, ale…
Urwała, kiedy Chyłka przechyliła się na bok i wyjęła z torby rzecz,
– Nie wiem.
– Co?
– Dlaczego?
– Oczywiście…
– Tak?
współżyć.
– Zgadza się.
– Tak.
tego gwałtu?
Kordian.
– Chyba tak.
– Bo przecież zaproszenie do wspólnego spędzenia wieczoru to
kompletna…
końca.
obcowanie płciowe?
– Tak.
– Tak.
innym.
– Bo?
– Jak zareagował?
– Skąd?
znaliśmy.
zbliżeń, prawda?
– Właśnie.
– Nie.
zwierzęcia.
urządzenie.
tam tłoczyć.
w środku?
– Tytoń.
– Marlboro.
mowie końcowej.
przegrana.
poniżyć go w oczach opinii publicznej, ale wcale nie musi. Liczy się
argument Zordona.
stało.
z prawdą.
nie został skazany. A dopóki tak się nie stanie, jest w świetle prawa
człowiekiem niewinnym.
w tej materii?
Skąd mój klient miałby zatem o niej wiedzieć? Nie czytał jej
pomoc? Nie. Nie. I nie. Mój klient jasno poinformował mnie, że został
jej to nakazywały.
dwunastu.
odpowiedzieć.
kilkaset razy?
Dziękuję.
sędziego, starając się ocenić, czy podziela jej pogląd. Był obojętny,
jak zawsze.
rękawicę.
6
zarówno o jednej, jak i drugiej sprawie. Działa nie dla siebie, nie dla
mianem poszkodowanego.
dokonać, co nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto choć przez chwilę
woli, ale tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się to, iż
Rabant nie był już gotów przestać, dopóki się nie zaspokoił.
wątpliwości. Bez znaczenia jest to, czy miała zakneblowane usta, czy
Kordian skupił się na sędzim, ale nie mógł nic wyczytać z tej
wieku? Jak można obwiniać ofiarę tak ohydnego czynu o jej reakcję?
sprzedana”, „jak suka nie da, pies nie weźmie”, „sprawił jej nagłą,
wypiła ofiara gwałtu, w co była ubrana, a nawet czy nosiła makijaż.
raz.
I komu uwierzył.
7
kiedy go mijała.
– Nie.
klientem w okręgówce.
– Nie znam akt – odparł. – Nie wiem, jakie są dowody. Nie mogę
– Ale?
bankowych.
Judyty, ale raczej nie zrobiłby tego, gdyby chodziło o kogoś innego.
w całkowitym bezruchu.
– Hm?
odpłynąć.
– Świetnie. Dzięki.
Joanna.
– Znaczy?
– Jedynymi osobami w związku, które wiedzą, co tak naprawdę się
– Nikt poza nimi nigdy się nie dowie, co tam zaszło. Ani ja, ani
protestu?
– Tak.
– Twierdzi, że nie.
– A ty mu wierzysz?
chce to robić.
się nie dać po sobie poznać, w jak czuły punkt trafiło pytanie, które
wbijania szpil.
Tego dnia czekali z Zordonem na dwa wyroki. Przy czym ten drugi
czoło i otworzył usta, jakby chciał coś dodać, ale nie bardzo wiedział
i świdrował ją wzrokiem.
– Kiedy?
– Tak.
kliniki, a potem…
– Nie ma czasu.
– Jest.
Joanna zbliżyła się o krok. W momencie, kiedy dotarły do niej
– Nie ma mowy.
– Ale…
wyrok.
– Kiedy?
– Genialny pomysł.
– Myślisz, że…
łakomym kąskiem.
ich uczucia.
na Paderborna.
iść?
nie starczyć.
rozluźnić atmosferę.
– Dziecka.
– Zobaczymy.
– A jak?
– W sensie?
– Nie.
obojętność.
Kordiana Oryńskiego…
stron.
z wygłaszaniem uzasadnienia.
publicznemu.
fizycznego.
decyzję.
– Spokojnie.
zamigotało szaleństwo.
ciężko na krzesło.
Przegrała.
ewakuować.
– Jasne.
w apelacji.
sprawy.
podszedł.
– Idź – dodała.
– Odpuszczę sobie.
Jego mina dowodziła, że faktycznie tak jest, choć chyba nie był tym
do końca ukontentowany.
w sądzie?
przerżnąłem.
– Bo ja mogę.
Oryński przyglądał jej się ostrożnie, jakby nie był pewien, z jakimi
i wybudzono.
– Serio?
i drugie.
ten pocałunek trwa. Były w nim ból i tęsknota wywołane tym, że tak
Joanna nie wiedziała, ile samochodów ich minęło ani jak wiele
wsuwa dłonie pod jej spódnicę. Oboje stali się całkowicie owładnięci
uśmiechnęli.
– Ehe.
– Aż tak?
– Wiem.
decydować.
– Niewiarygodne.
– Ale…
maślane oczy.
Oryński zmarszczył czoło i zamilkł, jakby potrzebował chwili na
Mandarynę.
rzuciła.
iks piątka.
Rano zbyt dużo myśli kłębiło jej się w głowie, zresztą tradycyjnie
miejsce zajmuje.
– Co?
gazylion.
Młynów, Wola
przyjemnie.
– Ja? Nie.
Baryska.
– Że co?
wizyty.
– Posłuchajcie, powinniśmy…
biurka.
wszystkich innych, bo jako jedyna nie dotyka jednej osoby, ale dwie.
komplementy.
diagnozę niepłodności.
pojawiały się bariery. Nie mógł tego zaakceptować. Wciąż liczył na to,
– Nie – ucięła nieco ostrzej Chyłka. – Nie zrozum mnie źle, wiem,
większość ludzi nie jest. Ale zapewniam cię, że masz przed sobą dwie
osoby z mniejszości.
– Nie.
– Więc co?
potomstwa.
plecach.
kierunku.
Miliard pytań pojawiło się w jego głowie. Żadne nie przybrało formy
– Zordon?
– Cóż… ja…
pytanie.
– Rozumiem – odparł.
Z jednej strony sam nie miał nigdy choćby przelotnie takich myśli,
I nie godzi to ani w niczyją kobiecość, ani męskość. Przy czym, jak
i lekarki.
szczególnie kiedy…
do Baryskiej.
– Od jakiegoś czasu było jasne, że coś jest nie w porządku –
dzień.
– zapewniła.
wszystkie zabiegi, które były przed nimi, nakreśliła listę leków, które
in vitro.
ich domowy budżet. Ale ile było par w innej sytuacji? Kordian bez
być przyrodzone.
– Ile jest takich par w Polsce? – odezwał się Kordian. – Takich jak
my?
o kryzysie demograficznym.
– Myślisz, że on…
– Najwyraźniej wie.
– Ale co? – uparł się Oryński. – Dał kopertę żulowi pod Żabką,
– Nie.
sobie, co dzieje się w jego głowie, czasem nawet wejść w jego buty.
uczucie.
stolika.
– Co?
– Monty Python.
patrzeć.
ramionami.
– Ja – odparła.
– Zordon?
– Obecny – odparł.
myślami.
nazywa.
– Wcale nie.
– Jasne.
pogadamy.
– Chyba nie.
obsraniec będzie przez pół nocy ryczał jak ranny łoś, nie dając nam
zmrużyć oka.
– Kusząca perspektywa.
musiał zmienić.
– Ja?
– Co?
– Takie ssaki z podrodziny niełazów – wyjaśniła Joanna. –
trupem?
dotychczasowe życie.
i szacunkiem.
i miał brodę tak obfitą, że jego twarz niemal pod nią nikła.
oznajmiła.
sporo banknotów.
dwa tysiące.
były instrukcje?
wszystkim.
potwierdzenie.
odpowiednie ujęcie.
Klejn junior.
ocenił.
Mariusz milczał.
jest jego klientem. Wprawne oko dostrzeże, że ten osobnik czuje się
w kancelaryjnych papierach.
przyrody.
robić?
w żadnym sądzie.
go z powrotem do torebki.
mojego syna?
publiczne…
czyszczenia.
wyląduje na deskach.
ratunku.
i obsługiwać klienta.
z kancelarii.
co planowała.
– Chyba żartujesz…
odwołanie.
ruszyli bez słowa ku wyjściu. Dla Kordiana nie było jasne, czy Klejn
za nimi podąży, choć Joanna upierała się, że tak właśnie się stanie.
nimi nie wołał, nikt nie próbował ich zatrzymać. Oryńskiego kusiło,
osiągnięcie – rzucił.
odparowała Joanna.
– Słuchaj…
powiedział.
– Powodzenia.
dodał Kordian.
wyśpiewa.
nigdy nie miał z nami żadnego kontaktu. Nie zna nas, nigdy nas nie
widział. Nawet o nas nie słyszał, choć może nie tak łatwo w to
uwierzyć.
Klejn milczał.
idealna.
miejsce.
się.
– Niespecjalnie.
do kieszeni.
– Zobaczymy.
o wszystkim powiedział.
samego początku.
lepszej pozycji, może uda im się nawet podyktować warunki gry. Ale
propozycja?
– Żebyś zdechł.
– A realnie?
przewagę.
samo.
– Już ją usłyszałeś.
zrobić.
Klejn.
ostrzegawcze spojrzenie.
porządek?
Kordianie.
– spytał.
Chyłka parsknęła.
– Może znaleźć się na nagrobku – oznajmiła. – I to dość szybko.
– Skończyłaś?
– Mniej więcej.
potwierdzenia.
doprowadzicie do pata.
zauważył.
Potem w jego oczach dało się dostrzec jedynie to, że pogodził się
z losem.
w stanie zaakceptować.
kancelaryjnej władzy.
– Gadałeś z McVayami?
– Tak.
– I?
klienci będą?
– W porządku.
taką decyzję.
sądową.
Wyjście z tego bagna w momencie, kiedy nie rozlało się jeszcze zbyt
wypłynie.
sprawnie przez tyle lat bez przerwy. I myślę, że nikogo nie zaskoczę,
wróci on na to stanowisko.
szarego.
przyzwyczaić.
zdaniem mogłoby tak zostać, chyba nie wszyscy tutaj by się zgodzili.
spocznie, dopóki jej nazwisko nie znajdzie się obok tych dwóch.
Gdyby Harry żył, być może tak by się stało. Miała jednak
programu.
– Jestem przekonany, że zarówno w przypadku mecenas Chyłki,
obydwojga adwokatów.
zrobili to wszyscy inni wspólnicy siedzący przy stole, ale nie tylko.
podał im rękę.
– Gratulacje! – powiedział głosem, który nie pozostawiał
uśmiechem.
barwach.
głosowanie zdalne.
– Hę?
– Kurczy się w ciągu nocy. Jak się kładziemy, mam jakąś jedną
przysunąć.
– ocenił.
– To ci przypomnę.
jego pośladkach.
z korytarza.
Udało się.
czekała.
niej.
– Siadaj – zasugerowała.
– Postoję.
stosunek obrończy? Nie, chyba nie. Nie miał powodu tak sądzić,
przed siebie.
prawniczej otuchy.
– Daj spokój – uciął Rabant. – Każdy wie, jaki wyrok dzisiaj zapadł.
spojrzał.
– Skoro ona nie jest winna, ja jestem – odparł. – Proste jak budowa
cepa.
przechodzącym prawnikom.
– Jestem, kurwa, skończony – powiedział. – Ta suka wygrała.
stanie.
– Hm?
wejściu jednak o nic nie zapytała. Odezwała się dopiero, kiedy zajęła
– Wodę.
wyraźnie go odczytać.
rozprawę.
Nie czuł się jednak jak zwycięzca. Mimo wszystkiego, co udało się
– Jeszcze nie.
– Kwestia czasu – odparła trochę nieobecnym głosem, przenosząc
powoli go oplatać.
być końca.
– To prawda.
– Jaki?
– Co? Dlaczego?
przedstawienie prawdy.
– Ale dlaczego?
– Nie mogę…
– Nic.
– Słucham?
emocji.
domyślić.
– Kacper? – spytała.
– To prawda.
niego z góry.
obrończego.
Jezu.
pory starał się nie dopuścić tej świadomości. Nie mógł jednak dłużej
się okłamywać.
tak, jak mówiłam, nie byłoby żadnego problemu. Miał kasę, co to dla
święty Paweł nie mógł pozwolić sobie na to, żeby zapłacić za aborcję.
– I po co ci to wiedzieć?
ramion. Ton tej kobiety jasno dowodził, że temat nie był dla niej
wszystko zmienić.
– Nie muszę znać szczegółów – odparł. – Ale dla ciebie może lepiej,
jeśli komuś o tym powiesz. Komuś, kto nie może powtórzyć tego
komukolwiek innemu.
co? To dziecko było dla mnie martwe w momencie, kiedy się o nim
– Dlaczego?
– Znaczy?
miał takiego problemu. Nikt nie chce cię zatrudnić, jak jesteś
w ciąży, bo po co? Lepiej wziąć kogoś, kto nie będzie miał brzucha.
to same problemy. Nikt nie chce ich sobie robić. I Paweł o tym
idealny sposób.
– Jak?
podejrzewać.
Łazienek.
A od strony Parkowej masz wjazd, przy którym jest murek. Przejście
– Co?
– Powiedziałaś, że zostawiliście wózek i sobie poszliście.
– No tak.
palcami.
– Tak.
ręce na szyi.
– Co mówisz?
obrończą.
– To dobrze.
bierny.
Owszem, nie mógł zrobić żadnego użytku ze swojej wiedzy. Nie
– Dokąd idziesz?
ludzką.
kierunku.
tego, co istotne.
łapiąc oddech.
– Zordon? – rzuciła niepewnie Joanna. – Co jest?
– Co?
wizyta.
Epilog
trudno było jej dłużej ignorować ból mięśni ud. Potarła je, starając
jakbyś…
cię przewyższam.
zakryć się kołdrą. Zamarzył jej się papieros, ale nie miała zamiaru
o tym wspominać.
– Może chociaż shota – odezwała się.
– Myślisz?
– Ale…
– Ale…
ciężką robotę.
– Idealnie.
Poczuła, jak ciepło tequili spływa po jej przełyku, i przeszło jej przez
od siebie. Lub kiedy zbliżali się nie dlatego, że oboje tego pragnęli,
– Ewentualnie.
– Nie ma mowy.
ja.
– Praktycznie też.
była lekko mokra od ich ciał, a Joanna nadal czuła na sobie dotyk
ta chwila.
– Nie ma szans – ucięła Joanna. – Imię nie może być obraźliwe ani
jeszcze pełniejsza.
– Hm…
się znalazł.
– Nie – odparł. – Trzeba ustalić najważniejsze rzeczy.
– Mhm.
– Nie zaczynaj.
jego psychiki?
innego.
małego dziecka. Weź takiego trzy- albo czterolatka, który nagle widzi
– A jeśli będzie chciał zostać buddystą? – podjął. – Nie będzie miał
– No?
śmietany.
badylami. Wybieraj.
palce się splotły. Trwali przez chwilę w milczeniu, jak dwójka świeżo
swoją obecnością.
Chyłka nie wiedziała nawet, ile czasu upłynęło, nim Kordian się
odezwał.
– I?
– A co powiedzieli?
– Czyli?
– Uwierzyli?
mój klient nie popełnił zarzuconego czynu, to musi coś w tym być.
konkrety.
– Jakie?
tajemnicą adwokacką.
– Aha.
za milczenie.
ustalenia.
– No, wiem.
małżeńskiego.
– W głowie.
Posłowie
trwających seriach, było dla mnie jasne, że ich losy przetną się
Kilkakrotnie się do siebie zbliżały, nigdy jednak nici nie splotły się
sprawach.
W tej historii wbrew pozorom trafił się dobry sędzia – taki, który
anonimowe komentarze z internetu (typu „jak suka nie da, pies nie
definiujących gwałt.
roku, ale mam nadzieję, że taki stan rzeczy nie będzie trwał.
złotych!
I to by było na tyle.
Do zobaczenia w Tatrach.
Remigiusz Mróz
Spis treści
Rozdział 2. Mandaryna
Rozdział 3. Werdykt
8. Młynów, Wola
Epilog
Posłowie