You are on page 1of 29

Sibylle Berg

PIES KOBIETA MĘśCZYZNA

HUND, FRAU, MANN

(na motywach ksiąŜki SHLOSHA SIPUREJ AHAVA autorstwa Yael Hedaya)

przekład: Karolina Bikont

Licencjodawca: Agencja ADiT


Tel.: 22/8221199, Fax: 7834965
E-mail: agencja.adit@qdnet.pl
www.adit.art.pl

1
Osoby:

Pies: roczny
Kobieta: około czterdziestki
MęŜczyzna: około czterdziestki (moŜe być kobieta)

*
MęŜczyzna o psie:

Był nie rzucającym się w oczy zwierzęciem, o budowie ciała hieny i ptasim
wdzięku. Ogon podwijał pod siebie między tylne nogi, którym moŜna by przypisać
niejaki urok, gdyby nie to, Ŝe trzęsły się bez ustanku.

Wyglądał marnie: zapadły kształt miednicy, wystające Ŝebra, no i przede


wszystkim to, jak chodził: w półprzysiadzie, jakby ciągle przepraszał, chroniąc się
przed wyimaginowanym kopnięciem.

Od tygodni leŜał na korytarzu przed drzwiami do mieszkania męŜczyzny i kobiety.


Był zwierzęciem cierpiącym w milczeniu, niemalŜe melancholijnym, do którego
mieszkańcy bloku przywykli jak do nieco nietypowej wycieraczki. Tym większego
szoku doznali tego dnia, kiedy pies wpadł w szał i - zdesperowany - odgryzł lewe
ucho pewnej staruszce, tego dnia teŜ trzeba było wezwać hycli, pies jakby z ulgą
oddał się w ich pętlę, a dla wszystkich, którzy zmuszeni byli się temu przyglądać,
stało się jasne: pies chciał odejść.

*
Pies:

Kobieta siedziała sama w domu. Była nie rzucającą się w oczy osobą. Ani
wyjątkowo piękna, ani okropnie brzydka, jak to kobiety w swoich najlepszych

2
latach. Trudno byłoby ustalić jej wiek, gdyby nie wymowny grymas, który
postarzał ją bardziej niŜ kiedykolwiek byłoby jej dane się postarzeć. Owszem,
powiedziałby grymas, a jak, ustawiłem się. Nie wierzę juŜ w cuda, nie wierzę, Ŝe
Ŝycie to bal, i na pewno nie liczę na nic wyjątkowego. Mam ładne mieszkanko,
kilkoro przyjaciół, zawód, po którym nie obiecuję sobie zbyt wiele. Otrzymuję
wypłatę i -. Miłość, to juŜ, Ŝe tak powiem, nie to, o co walczę. I od dawna nie
wierzę, Ŝe zjawi się ten właściwy, Ŝe istnieje coś świętego między męŜczyzną a
kobietą. Nie oczekiwać Ŝadnych rewelacji, tego nauczyło mnie Ŝycie. Kobieta w
kaŜdym razie zaufała grymasowi. Powiedziała: Yes Sir. I patrzyła przy tym bardzo
powaŜnie. Była ustawioną w Ŝyciu kobietą, od czasu do czasu tylko cierpiała na
bóle Ŝołądka, podobne do uczucia głodu, i smuciła się, bo zupełnie nie umiała
powiedzieć, na co miałaby ochotę.

3
*
Pies:
Była niedziela. Od rana padał deszcz, a kobieta nie znajdywała juŜ miejsca na ciele,
o które mogłaby zadbać. Obliczanie, ile godzin jeszcze trzeba uśmiercić przed
zaśnięciem, przerwał telefon od dalekiej znajomej, której specjalnością było
swatanie samotnych.

Kobieta:
Jest niedziela, a ja szczerze nią pogardzam. Wyglądałaś przez okno?

Wszyscy zostali ewakuowani, tylko mnie nikt nie poinformował, więc siedzę i
czekam, aŜ po mnie przyjdą. Nikt nigdy po mnie nie przychodzi i prawda jest taka,
w niedziele mnie nie ma. Nikt się ze mną nie wita, nikt nie dzwoni, nawet rachunki
nie przychodzą, które byłyby jakimś dowodem na to, Ŝe istnieję. Twoim zdaniem
powinnam się rozerwać? A, w teeen sposób się rozerwać, tak? Świetny pomysł.
Mówiłam ci, jak wyglądała twoja ostatnia próba wyswatania mnie? Przy stoliku
kawiarnianym siedział koszmar. Włosów nie posiadał, za to miał odpychająco białe
ręce, które jak jakieś owady pełzały po wszystkim, co było w ich zasięgu.
Obserwowałam je przez trzy godziny wysłuchiwania historyjek o technice
postępowania z półprzewodnikami. Poszliśmy do niego. Nastawiłam się w końcu
na filmowy romans, wielka miłość, seks w penthousie i tak dalej. Więc poszłam z
nim. Śmierdział kotem.

Powiesił spodnie na specjalnym spręŜynowym wieszaku, złoŜył skarpetki i stał tak,


w bieliźnie. W majtkach z głową słonia, z fiutem w trąbie. PołoŜyłam się,
zamknęłam oczy i wyobraŜałam sobie cudowne, puste penthousy. Potem wróciłam
do domu i oglądałam telewizję. Padał deszcz.

*
Pies:

MęŜczyzna siedział sam w domu. MęŜczyzna nie rzucający się w oczy. Nigdy nie
był piękny. A jednak pociągał kobiety. Myślę, Ŝe dzięki swojej uspokajającej
przeciętności i przyjemnemu zapachowi nie budził w nich lęku. Kobiety od
pewnego wieku nie są juŜ takie wybredne. MęŜczyzna w kaŜdym razie lubił
mieszkać sam, łóŜkowych historii miał potąd, a jeŜeli męŜczyzna nigdy nie
mieszkał z kobietą, nie wie, Ŝe moŜe mu czegoś brakować. Po pracy chodził z

4
kolegami pić alkohol, potem wracał do domu, poczytać lub pooglądać telewizję.
Nigdy nie powiedziałby o sobie, Ŝe jest szczęśliwy, widać było jednak po nim coś
w rodzaju zadowolenia, i gdyby miał opisać swoje Ŝycie jako zjawisko
przyrodnicze, być moŜe powiedziałby: jest jak przyjemny październikowy dzień, z
rana nieco chłodno, w południe odrealnione jasne światło, a po południu do
wieczora ciemna chmura zza ogołoconych wierzchołków drzew.

Tak, myślę, Ŝe tak właśnie widziałby swoje Ŝycie.

Akurat, kiedy zamierzał wstać po kolejne piwo, byłoby to szóste piwo tej niedzieli,
zadzwoniła daleka znajoma, której specjalnością było swatanie samotnych.

*
MęŜczyzna:

Daj spokój, juŜ raz próbowałaś i skończyło się na tym, Ŝe przespałem się z nią z
litości, a ona przez cztery kolejne miesiące mnie prześladowała. Udawała
bukszpan, garaŜ, zwisała z okna mojej łazienki, a na koniec zawisła u siebie. Nie
potrafię znieść tego całego smutku. Głośnego śmiechu, sztucznych zębów,
zrozpaczonych twarzy, to wszystko psuje mi humor. Prawić im komplementy,
dotykać ciała, natykać się na cellulitis pod bielizną wyszczuplającą. Rozumiesz, ja
naprawdę źle to znoszę, w końcu teŜ mam uczucia.

Na ile nieźle wygląda, to znaczy, jak bardzo nie wygląda źle? Tłumaczka? Więc
nosi okulary, tak? Wiem, jasne, nagie nauczycielki z Playboya. Kobiety mnie nie
interesują.

*
Pies:

Dlaczego się umówili? Bo była niedziela, bo w niedzielę nikomu nie jest dobrze,
bo program telewizyjny był beznadziejny, umówili się więc w restauracji i niczego
nie oczekiwali. Nie dołoŜyli starań, by wyglądać atrakcyjnie, a jednak zrobiło się
jasno na sali, kiedy się ujrzeli, bardzo jasno, kiedy siedzieli naprzeciwko siebie w
pustej restauracji, w pustą niedzielę.

5
*

Ona: Weźmiemy jeszcze butelkę?


On: Chętnie.
Ona: Grafik. Lubi Pan swoją pracę?
On: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Ona: Rozumiem. W pewnym momencie nie warto się juŜ
zastanawiać. Tak teŜ jest miło.
On: A co Pani porabia w wolnym czasie?
Ona: Uwielbiam pływać.
On: Ja umiem wstrzymywać oddech przez całe dwie minuty.
Ona: To niesamowite.
On: Weźmiemy jeszcze butelkę.

*
Pies:

Kilka godzin później. Oni nadal przy stoliku, dwie butelki po winie.

Ona: Lubię się starzeć, naprawdę. Czuję się o wiele lepiej niŜ kiedyś.
On: Na przykład?
Ona: Ach, to są takie drobiazgi.
On: Na przykład bieganie boso po piasku, martwe ptaki na wiosnę i
gwałtowny przyrost bezrobocia?
Ona: Dokładnie, to wspaniałe, nie uwaŜasz?
On: Znam piękny wiersz o zachodzie słońca, powiedzieć?
Ona: Uwielbiam wiersze.
On: Kiedy słońce wpada do morza, trzeba wypowiedzieć Ŝyczenie.
Powiedziała.
Stali i czekali.
Słońce wpadło do morza.
Odwrócił się od niej.
Nie wyszło.
Ona: śe teŜ miłość zawsze musi być smutna.
On: Szczęśliwa miłość to nie jest interesujący temat do rozmowy.

6
*
Pies:

Jeszcze kilka godzin lub lat później. Są w restauracji, trzymają się za ręce, cztery
butelki po winie.

Ona: MęŜczyznom jest o wiele łatwiej niŜ kobietom. Kobieta, kiedy nie jest
juŜ taka młoda...
On: Wyrosłem z tego wieku, kiedy było łatwo, nawet nie pamiętam. śe
chodziłem potańczyć, a te ładne dziewczyny szły potem do mnie, po paru drinkach.
To było tak dawno, Ŝe nie wiem juŜ nawet, czy to nie z jakiegoś filmu.

Dzisiaj zostają tylko jakieś resztki. Przesiadują w kawiarniach albo w knajpach,


takie piękne, Ŝe nic tylko płakać, przypominają światła uliczne nocą, włączone
mimo braku ruchu. Jasne, Ŝe z tobą pójdą i zrobią wszystko, Ŝeby ukryć, ile lat
mają naprawdę, dzielnie głośno krzyczą w łóŜku, miotają głową na boki, a rano
patrzą na ciebie i pytają: zadzwonisz, prawda. Oczywiście, mówisz, oczywiście
nigdy nie dzwonisz i boisz się, Ŝe kiedyś przypadkiem natkniesz się na którąś. To
takie nuŜące. śadna przyjemność, naprawdę. Nie chodzi mi teŜ wcale o seks, w
kaŜdym razie nie tak jak kiedyś. Pójdziemy do ciebie?

*
Pies:

W tym momencie tego młodego związku zjawiłem się w ich Ŝyciu. Właśnie
miałem ułoŜyć się z ksiąŜką do snu za kubłem na śmieci, kiedy ujrzałem ich przed
budynkiem. Wyglądali na sympatycznych i zrównowaŜonych ludzi. Deszcz padał
od wielu tygodni, zatęskniłem więc do ciepełka domowego. I podszedłem do nich,
bo teŜ niewiele miałem do stracenia.

Ona: Wieczór był cudowny.


On: Tak, cudowny.

7
Ona: To ja juŜ pójdę.
On: Powinnaś teraz zapytać, czy nie miałbym ochoty na kawę.
Ona: Nie miałbyś ochoty na kawę?
On: Wolałbym psa, popatrz.
Ona: Intelektualne, ascetyczne zwierzę. Zupełnie, jakby uwielbiał taplać się
nocami w kałuŜach, przy świetle neonu z knajpy, którą juŜ zamknięto.
On: I przyglądać się samochodom, które zakradają się w nocy do kałuŜ jak
do wodopoju.
Ona: Popatrz, zdaje się, Ŝe czegoś chce.

*
Pies:

Oczywiście, Ŝe czegoś chciałem. Ich domu, ich koca, ich samochodu, ich karty
kredytowej. Proszę posłuchać, powiedziałem, obejrzałem właśnie wspaniały film
Wong Kar Wai'a. Mylą się Państwo, nie oglądam wyłącznie Lassie, a więc, ten film
opowiadał metaforycznie o tym, Ŝe człowiek jest niezdolny do miłości. O
projekcjach i urazach z dzieciństwa i a propos, czy Pan, proszę Pana, pomyślał,
jakiego urazu się Pan nabawi, idąc z tą Panią na górę? Mam takie przeczucie, wie
Pan... No, tego oczywiście nie powiedziałem. Za to nawijałem jak zwykle: Ŝe
jestem głodny i naprawdę nie uśmiecha mi się nocować dzisiaj na ulicy. Jesień,
zimno, u was z pewnością znajdzie się dla mnie miejsce, a ja zapewniam, Ŝe nie
sprawię kłopotów. Nie pogryzę dywanu i tak dalej, nic z tych rzeczy, jakie zwykło
się przypisywać psom, tak powiedziałem.

Ona: Kiedyś bardzo pragnęłam mieć psa. WyobraŜałam sobie domy na wsi,
fotografowane przez filtr zmiękczający, wiśnie, pies na ganku i babcia nadal Ŝyje...
ale dzisiaj wstydziłabym się trzymać zwierzęta domowe.
On: Rozumiem.
Ona: Nie sądzę.
On: Zjedliśmy wyśmienitą kolację, piliśmy wino, chodźmy teraz do ciebie
na kawę...
Ona: Jego teŜ zaprosimy?
On: To będzie dobry uczynek na dziś.

8
*
Pies:

Tak się poznaliśmy. Nie byłem zaskoczony, Ŝe wzięli mnie ze sobą. Najczęściej
zwycięŜa u człowieka nieczyste sumienie z powodu tego wszystkiego, co
wyrządzili nam, odkąd zrobili z nas niewolników. Mieszkanie kobiety w dziwny
sposób wyglądało na opuszczone, jakby przed chwilą padało, a goście weselni w
popłochu opuścili ogrodowe przyjęcie.

Po jedzeniu dali mi koc i zajęli się sobą. Dla mnie to był wielki moment, poniewaŜ,
jak być moŜe juŜ wspomniałem, od urodzenia Ŝyłem na ulicy. LeŜałem więc na
kocu w ciepłym mieszkaniu i zastanawiałem się, czy z nimi będzie tak samo jak
zwykle między ludźmi. Chwila zapomnienia, aŜ człowieczeństwo przypomni o
sobie i wyjdzie na jaw. Człowiek lubi upokarzać, ale to nic nowego, a ja wcale nie
zamierzam w to wnikać. Nie mam potrzeby być w centrum zainteresowania. Jestem
raczej introwertykiem. Zatem wylegiwałem się na kocu i czytałem ksiąŜkę Asushi
Inoue. TuŜ przed zaśnięciem pomyślałem: moŜe właśnie zaczyna się dla mnie
nowe Ŝycie, i uśmiechnąłem się, słysząc ich odgłosy z sypialni.

Ona: O czym myślisz?


On: O niczym.
Ona: Więc o czym?
On: Zastanawiałem się tylko, czy stosunek płciowy nie jest śmieszny.
Najpierw jesteś w ubraniu, czujesz się stosownie do krawata i opowiadasz o poezji,
następnie w pośpiechu zrzucasz ciuchy, pocisz się i wydajesz dziwne odgłosy, a
potem próbujesz z tego zamieszania trafić z powrotem w garnitur.
On: Co się stało?
Ona: Nie, nic.
On: To czemu płaczesz, skoro nic się nie stało.
Ona: MoŜesz się przecieŜ ubrać.
On: Ale o co ci chodzi?
Ona: Po prostu idź sobie.
On: Jak chcesz.

9
(MęŜczyzna ubiera się.)
Ona: Co z psem.
On: Mam go zabrać?
Ona: Nic mnie to nie obchodzi.
On: W takim razie zabieram go.
Ona: Proszę.
On: No, mogę go teŜ zostawić.
Ona: Wszystko mi jedno.
On: Dobrze, no to idę. Zadzwonię.
Ona: Jasne.

*
Pies:

Kiedy wyszedł, popatrzyłem na nią, i nie często widziałem człowieka w takiej


rozpaczy. Długo siedziała bez ruchu, po czym zaczęła chodzić przygarbiona po
mieszkaniu. Jej postać miała w sobie coś z człowieka, który przed chwilą został
pobity. Nie rejestrowała mnie i musiałem uwaŜać, Ŝeby mnie przypadkiem nie
kopnęła albo nie spłukała w toalecie. Stan, powiedziałbym, pomieszania zmysłów,
utrzymywał się przez kilka godzin i nagle ustąpił wybuchowi destrukcyjnej złości,
którego nie chciałbym tu zgłębiać. We wściekłości człowiek traci twarz, i czułbym
się niezręcznie opowiadając o tym. Kiedy napad minął, połoŜyła się do łóŜka i
długo płakała. Między nami mówiąc, przestałem się nią wtedy interesować,
poczułem głód i przyrządziłem sobie kanapkę z tofu. Następnego dnia nie
wychodziła z domu. Nie nakarmiła mnie. Jej stan był niepokojący. Miałem złe
przeczucie, którego wtedy jeszcze nie potrafiłem bliŜej określić. Moment krytyczny
przeŜyłem, kiedy mnie spostrzegła. Widziałem wyraźnie, Ŝe rozwaŜa myśl
wyrzucenia mnie z domu jako złe wspomnienie wiadomego wieczoru. Na szczęście
dzwonek telefonu przerwał ten impuls -.

*
Kobieta:

To ty. Nie, nie, nikogo innego się nie spodziewałam. śaden się przecieŜ nie
odezwał ponownie. Za mało mam tego, czym męŜczyzna by się zainteresował. A
to, co mam, dzielę z wieloma kobietami, tyle, Ŝe one przewaŜnie są o 10 lat

10
młodsze. Dlaczego niby tym razem miałoby być inaczej. Właściwie wiem to od
razu. Kiedy facet mi się spodoba, wiem, Ŝe nic z tego. Zawsze tak było, kiedyś po
prostu myślałam, Ŝe trzeba czasu, aby zjawił się ten właściwy. JuŜ tak nie myślę.
Przywyknę do tego, Ŝe jestem sama, to juŜ długo nie potrwa. Wiesz, mam odwagę
Ŝyć w samotności. Będę rozkoszować się tym, co piękne i przyjemne. [tym, co nie
tylko przyjemne, ale i piękne.] Nie moŜna dzielić się uczuciami, inaczej będzie ich
mniej. Chyba jestem zadowolona z tej decyzji. JuŜ nie biorę udziału w wyścigu, to
niezwykle relaksuje. Trochę jak objawienie. Teraz się trochę przejdę, kompletnie
zrelaksowana, i będzie świetnie.

*
Pies:

Wyszła więc i było świetnie. Chodziła ulicami i po raz pierwszy, takie miała
wraŜenie, naprawdę nie zwracała uwagi na to, Ŝe nikt na nią nie patrzy. Nigdy nie
była osobą, o której moŜna powiedzieć, Ŝe przyciąga spojrzenia, od dwóch lat
jednak spojrzeń nie było wcale. Ale tego wieczoru nie przeszkadzał jej brak
spojrzeń, pasował do dopiero co przybranego ascetycznego stylu Ŝycia. Jestem
nijaka, i bardzo dobrze, pomyślała. Później siadła w kawiarni, wyjrzała z okna, a
kiedy zauwaŜyła młodą dziewczynę stojącą przy parkometrze, rozpłakała się. Zaraz
potem biegła do domu w deszczu.

*
Pies:

Tymczasem męŜczyzna był pod jej drzwiami. Przyniósł jedzenie dla mnie i kwiaty
dla niej. Kiedy nie otwierała, pomyślał, Ŝe moŜe wyszła z innym, Ŝe tamtej nocy
tylko się upiła, Ŝe to pomyłka. Potem zmarzł, więc poszedł sobie.
Kobieta podobała mu się. Jej oschłość podniecała go, a pod surową otoczką
dostrzegało się ślady jej dawnej atrakcyjności.
Co istotne, coraz częściej czuł się samotny. Coraz bardziej męczyły go te nocne
wypady do miasta, z knajpy do knajpy, i zauwaŜył, Ŝe zaczyna zazdrościć kolegom
z pracy, którzy weekendy spędzali z rodziną i na ogrodowym grillu piekli małe
zwierzęta. MoŜe ta kobieta była na tyle przeciętna, by nie wymagać od niego zbyt
wiele. MoŜe, myślał, uda się z nią ten późny Ŝyciowy kompromis. Układ, który
uwolniłby go od samotności. PrzezwycięŜył więc dumę i wybrał się do niej raz

11
jeszcze.

Ona: Aha.
On: Chciałem zobaczyć, co z psem.
Ona: Nie krępuj się.
On: Jak się macie?
Ona: Dobrze się mamy, dziękuję.
On: I co, zatrzymasz psa?
Ona: Jeszcze nie wiem.
On: Przyniosłem mu coś do jedzenia, a poza tym pomyślałem, Ŝe
moglibyśmy się gdzieś razem wybrać, co ty na to?
Ona: Skąd wiesz, czy mam czas.
On: Więc nie masz czasu.
Ona: Tego nie powiedziałam. MoŜe po prostu nie chcę mieć czasu, kiedy
tobie akurat na rękę, Ŝebym miała czas.
On: Nie rozumiem.
Ona: Widzę.
On: Pomyślałem, Ŝe będzie miło się spotkać.
Ona: Miło, tak. Nie masz jakiegoś waŜniejszego spotkania?
On: Chyba lepiej sobie pójdę. Wydajesz się nie w humorze.
Ona: Tak, idź, w tym jesteś dobry.
On: Jesteś zła, Ŝe wczoraj wyszedłem.
Ona: Przedwczoraj.
On: Sądziłem, chciałem, to znaczy, nie chciałem się narzucać.
Ona: Interesująca wykładnia.

*
Pies:

Krótko mówiąc, trochę się jeszcze posprzeczali, potem się pogodzili i poszli do
łóŜka. Była jakaś rozpacz w tym, co robili w łóŜku, a po tym nie wiadomo czym
leŜeli oboje na plecach i patrzyli w okno. Myśleli, jak by to było, gdyby ich Ŝycie
potoczyło się jak dotychczas.

12
I tak spali ze sobą i rozmawiali sporo. Wyglądało na to, Ŝe dobrze się rozumieją, a
jednak Ŝadne nie mówiło w swoim dzieciństwie, jakby się umówili. MoŜe było im
przykro, Ŝe zostawili młodość tak daleko za sobą, albo opowiadali wciąŜ te same
historie innym partnerom tak często, Ŝe odechciewało im się na samą myśl o
powtórce.

Ona: Marzyłeś kiedyś, to znaczy, miałeś jakieś wyobraŜenie o wielkiej


miłości?
On: W marzeniach zawsze widziałem ciebie.
Ona: A tak naprawdę?
On: Wiesz co, porozmawiajmy o czymś innym.
Ona: No powiedz. Nie obraŜę się.
On: Dobrze, no więc wyobraŜałem sobie zawsze coś w stylu Claudii
Schiffer.
Ona: Aha.
On: Obraziłaś się?
Ona: Ani trochę. Ale nie mam dłuŜej ochoty leŜeć w łóŜku.

*
Pies:

Przez kilka tygodni spotykali się. Niemal codziennie. I strasznie dbali o to, Ŝeby
było im dobrze.

*
On: Dobrze nam ze sobą, nie uwaŜasz?
Ona: Tak.

*
Ona: UwaŜam, Ŝe jest nam nadzwyczaj dobrze ze sobą.

13
On: TeŜ tak uwaŜam.

*
Razem: Cholernie dobrze nam ze sobą.

*
Ona: Nie bywasz juŜ tak często u siebie w domu.
On: Przeszkadzam ci?
Ona: Nie, nie to chciałam powiedzieć.
On: Co w takim razie chciałaś powiedzieć?
Ona: Skoro sam na to nie wpadłeś, mogę sobie od razu darować.
On: Nie bądź taka. Patrz, mamy niedzielę, ładną pogodę, leŜymy w łóŜku i
mogłoby nam być przyjemnie.
Ona: Tylko to cię obchodzi. śeby było przyjemnie. Broń boŜe konflikt.
On: A teraz o co ci chodzi?
Ona: O nic.
On: Daj spokój, trochę cię juŜ znam, pozwól, Ŝe podsumuję. Jestem
częściej u ciebie niŜ u siebie, to mało praktyczne, chodzi więc o coś, czego sama
nie masz odwagi zaproponować. Niech zgadnę. Chcesz, Ŝebyśmy zamieszkali
razem?
Ona: Ale przecieŜ ja -
On: Cicho, po prostu potwierdzaj albo zaprzeczaj ruchem głowy. Chcesz,
Ŝebym się do ciebie wprowadził?
Ona: (zaprzecza)
On: Chcesz mieszkać ze mną w mojej kawalerce?
Ona: (zaprzecza)
On: Chcesz, Ŝebyśmy oboje się przeprowadzili - do ślicznego mieszkanka
dla zakochanych.
Ona: (potwierdza)

*
Pies:

Powiedzieli mi o zaistniałej sytuacji i powzięli decyzję, Ŝe mnie przygarną.

14
Wynajęli większe mieszkanie i byli dziwnie przygnębieni po podpisaniu umowy.
Siedzieli w kawiarni i śmiali się głośno, gdy tymczasem za oknami mŜył jesienny
deszczyk. Trzymali się za ręce i głaskali się, zupełnie jakby chcieli coś w sobie
ukoić. Potem spojrzeli w ciemne niebo i długo trwali w milczeniu.

Nie zastanawiał się, skąd ten smutek, poniewaŜ był męŜczyzną, natomiast ona
tłumaczyła sobie swój nastrój ową pozorną ostatecznością, z jaką zaakceptowała
mierność. [nastrój tym, Ŝe zaakceptowała coś, co odpowiadało jej tylko z pozoru.]
Umowa o wynajem trzypokojowego mieszkania została zawarta. Oznaczało to, Ŝe
w ich Ŝyciu nigdy nie będzie domku nad morzem, nie będzie samochodu, drogich
ciuchów, tak juŜ zostanie, tak zostanie do końca.

*
Pies:

Siedziała w swoim mieszkaniu, obudziwszy się wiele godzin temu. Wczorajsze


przygnębienie minęło i była bardzo podekscytowana. Zadbała o ładny wygląd. Piła
kawę i przechadzając się po swoim mieszkaniu, swoim Ŝyciu, doszła do wniosku,
Ŝe nie ma tu nic, co by ją zatrzymywało. Dzisiaj kupią meble, za tydzień
wprowadzą się do nowego mieszkania. Wypiła łyk kawy za starość, za jesień, za
długie wieczory w skarpetach, poŜegnała się ze sobą, czego tu Ŝałować, i płakała
nieco, poniewaŜ mimo całej radości miała poczucie, Ŝe nie ma odwrotu.
Opłakiwała to, Ŝe nie znajdywała nic, do czego warto byłoby wrócić. Potem
poprawiła wygląd i pojechała do niego, nie oglądając się za siebie.

*
Pies:

Siedział w swoim mieszkaniu. Była sobota, dziewiąta rano. Nie chciało mu się
otwierać oczu, wstawać, chciał z powrotem zasnąć, najlepiej na zawsze. Otworzył
jednak oczy i rozejrzał się. Spojrzał na wieŜę stereofoniczną, skarpetki na
podłodze, Ŝarówkę, niemalŜe nieprzyzwoicie nagą, zwisającą z sufitu. Odczuwał
dotkliwy ból, z niewiadomej przyczyny. Synapsy w jego mózgu porozumiewały się
bardzo powoli. Sklep meblowy, kobieta, mieszkanie, na zawsze. UłoŜył z tych
strzępów zdanie. Jest sobota, idzie ze swoją kobietą do sklepu meblowego, Ŝeby
umeblować ich wspólne mieszkanie. Wspólne mieszkanie. Brzmiało to, jakby jego

15
głowa znalazła się bezpośrednio pod bijącym dzwonem o średnicy pięciu metrów.
Wstał niechętnie.

*
Pies:

Potem wsiedli do samochodu.

Ona: Dobry poranek na kupowanie mebli.


On: No.
Ona: Wspaniały dzień na początek nowego Ŝycia.
On: Tak.

*
Pies:

Ten samochód był istną klatką Faraday'a, złe wibracje, odbijając się od dachu,
uderzały w przednią szybę i stamtąd im do mózgów. Milczenie. Mróz. Krąg
polarny. Egzekucja. Garbus. Kiedy zobaczyła go, stało się dla niej jasne, Ŝe ten
dzień ich rozczaruje. Przypominał dziecko, które w cudzych oknach widzi choinki i
wie, Ŝe u niego świąt nie będzie. śal jej go było, lecz niestety nie mogła brać pod
uwagę jego uczuć. Planowali przecieŜ coś wielkiego, a to wymagało wielkich ofiar.
Jeszcze się ucieszy, na pewno się ucieszy, bo inaczej co będzie z ich nowym
Ŝyciem. Siedzieli obok siebie, on prowadził, spojrzała na jego dłonie i po raz
pierwszy dotarło do niej, Ŝe uzaleŜniła swoje szczęście od człowieka, który jest jej
zupełnie obcy.

Nie odnaleźli się tego dnia, pierwszego dnia ich wspólnego Ŝycia, i moŜna by zadać
pytanie, dlaczego się nie rozstali, Ŝeby wrócić, kaŜdy do swojego Ŝycia. Odpowiedź
jest prosta: było juŜ za późno.

Wstawiali meble, wiercili otwory i przykręcali, i wielka powaga towarzyszyła ich


czynnościom. Nie śmiali się, poniewaŜ nie było w nich lekkości. Pokryli farbą i
poprzesuwali w milczeniu, powiesili swoje rzeczy obok siebie, jakby w nadziei, Ŝe
z ubrań, które wyraźnie się lubiły, czar przejdzie na nich. JednakŜe czaru zabrakło,
słońca, które zatrzymałoby się na suficie, zabrakło, dzień był osobliwie ciemny i

16
niepostrzeŜenie przeszedł w noc, a wtedy, w nocy, nie było juŜ nic do zrobienia,
wobec czego musieli zacząć Ŝyć ze sobą.

Ona: Jestem taka szczęśliwa.


On: Ja teŜ.
Ona: Nigdy jeszcze nie mieszkałam z męŜczyzną.
On: Dlaczego nie?
Ona: Czekałam na tego właściwego.
On: To prawda, czy chciałabyś, Ŝeby to była prawda?
Ona: Chcesz powiedzieć, Ŝe cię okłamuję. Chcesz powiedzieć, Ŝe przed tobą
nie było nikogo, kto by ze mną zamieszkał?
On: No coś ty, chciałem tylko...
Ona: Co chciałeś?
On: Dlaczego to takie trudne.
Ona: Męczysz się, to chciałeś powiedzieć?

*
Pies:

Pierwszej nocy ich nowego, wspaniałego Ŝycia on spał na kanapie, a ona nie.
Płakała, aŜ samej się jej odechciało słuchać własnego płaczu, i była pewna, Ŝe rano
jego juŜ nie będzie. Kiedy patrzyła na niego, czuła, Ŝe to jej juŜ nie ma, i Ŝe
krzyczy tak głośno, Ŝeby coś z niej wróciło. Przeczuwała, Ŝe powoli się jej
wymyka, wiedziała teŜ, Ŝe nie umie podać ani jednego powodu, dla którego miałby
zostać. A przecieŜ wcale nie musiała się bać. On tak samo jak ona nie chciał się
przyznać przed sobą, Ŝe się pomylili. Nie co do siebie nawzajem, ale Ŝe w Ŝyciu się
pomylili. Oboje mogli mieć frajdę z tego, Ŝe nie muszą juŜ samotnie dorastać w
listopadzie, ale tak prostych myśli człowiek nie miewa. Rano długo siedzieli przy
stole, w ciszy, zanim ona się odezwała, kiedy on akurat zamierzał wstać.

17
Ona: Nie wiem, dlaczego mówię to, czego nie myślę, nie znam się takiej,
skomplikowanej. Wytrzymasz, mam nadzieję, aŜ mi przejdzie.
On: Nie mam innego wyjścia. Nie mam juŜ mieszkania.
Ona: To znaczy, Ŝe Ŝałujesz?
On: Hej, hej, spokojnie. Mam pomysł, wybierzemy się na wakacje.
Wyrwiemy się na chwilę z tego chłodnego miasta.
Ona: Od czego chcesz odpocząć?
On: Od codzienności, od złej pogody, od...
Ona: ŚwieŜo zakochani zawsze powinni mieć wakacje.
On: Będziemy zwiedzać, jak turyści, chodzić do restauracji i udawać, Ŝe
dopiero co się poznaliśmy.
Ona: Znudziło ci się.
On: Nie, uwielbiam to, Ŝe się powoli do siebie przyzwyczajamy.
Pomyślałem tylko, Ŝe powinniśmy gdzieś razem wyjechać.

*
Pies:

Co by nie robili lub mówili, nawet kiedy śmiali się czy leŜeli razem w łóŜku,
wszystkiemu towarzyszył ogromny smutek, wyczuwałem to, a ich uczucia, jak mi
się zdawało, nie były na tyle silne, Ŝeby cokolwiek zmienić. Jak gdyby lęk przed
tym, Ŝe znowu nie sprostają normalności, której wszyscy wokół dawali przykład,
wyparł z nich ich samych. Wszystko jedno, co to było, podróŜ do ParyŜa mogła
nam pomóc.

On: Jedziemy na wakacje, jak dorośli ludzie.


Ona: Jesteśmy dorośli.
On: Wywalą nas z hotelu, nie jesteśmy pełnoletni.
Ona: I nie jesteśmy małŜeństwem...
On: Nigdy nie byłem w ParyŜu.
Ona: Nie byłeś w ParyŜu, a masz czterdzieści lat. Zabawne.
On: Rzeczywiście, bardzo zabawne.

18
*
Pies:

Spodobało mi się podróŜowanie, ona teŜ to kochała, ale przede wszystkim kochała
ParyŜ, miasto, które wiele uwagi poświęca samotnym kobietom. Była tam juŜ
wielokrotnie i właściwie trochę chciała mu zaimponować znajomością języka i
miejsca. On nienawidził podróŜować, nienawidził obcych krajów, niedobrego
jedzenia i turystów. Przeklinał siebie za ten pomysł od chwili, kiedy wsiedli do
pociągu. Nie pamiętał, po co chciał z nią wyjechać. Na coś pewnie liczył. W
kaŜdym razie nie mówił po francusku. JuŜ pierwszego dnia wolał zostać w hotelu,
kiedy ona poszła po śniadanie. Pierwszy raz od miesięcy czuła się szczęśliwa, było
jak dawniej, kiedy chodziła sama po mieście, rozkoszując się komplementami
Francuzów. A jednak rozkoszowała się jeszcze bardziej, wiedząc, Ŝe w hotelu
czeka jej męŜczyzna. Od pierwszego dnia, kiedy po trzech godzinach wróciła do
hotelu, był pewien, Ŝe ta podróŜ nie wyjdzie im na dobre. Nie tak, jak to sobie
przez moment wyobraŜał. Im lepiej ona się czuła, tym gorzej było z nim. Ciągała
go po zabytkach, targach, kawiarniach, niewzruszenie mówiła po francusku, śmiała
się, brylowała, a on z godziny na godzinę popadał w gorszy nastrój. Wydawało mu
się niemal, Ŝe jej dobre samopoczucie rosło, kiedy mogła go upokorzyć. Wracali w
milczeniu. Ona uśmiechnięta, jakby mało ją obchodziło, w jakim on jest stanie,
jemu zaś chciało się płakać, ale nie wiedział, dlaczego. Po powrocie szybko jej się
pogorszyło.

*
Oboje w łóŜku.

Ona: Strasznie się cieszę, Ŝe jest weekend i nie musimy pracować.


On: Hm.
Ona: Co robimy?
On: Właściwie zamierzałem troszkę popracować. Tak w ogóle, nie lubię,
kiedy mówisz za nas oboje. MoŜe ja mam inne plany niŜ my.
Ona: Zanim zabierzesz się za ich realizację, chciałabym cię o coś zapytać:
On: Tak?
Ona: Czy jest jakiś powód, dla którego juŜ ze mną nie śpisz?
On: Moje gratulacje, mamy kolejny problem. Przepraszam cię, ale
jesteśmy ze sobą od prawie ośmiu miesięcy, to normalne, poza tym jestem
zwyczajnie wyczerpany ostatnio.

19
Ona: Dopiero co mieliśmy wakacje.
On: Właśnie. Dlatego Ŝe - mieliśmy wakacje.

*
Pies:

Przez następnych kilka tygodni traktowali się z ową uprzejmą opryskliwością,


spotykaną u pasaŜerów pierwszej klasy, którym nieszczęśliwym zbiegiem
okoliczności sprzedano tę samą miejscówkę. Z niejakim somnambulizmem
uprawiali to, co zwykły przedsiębrać pary, które dostrzegły, jak niewiele je łączy w
istocie. Spędzali wieczory grając w karty, chodzili na spacery i oglądali telewizję,
zwalczając nudę, która towarzyszyła im zawsze i wszędzie. Ich związek, trzeba to
niestety powiedzieć, nabrał rutyny. Kobieta od czasu do czasu rozmawiała ze mną.
MęŜczyźnie nie wiedziała, co powiedzieć.

*
Kobieta:

Zawsze myślałam, Ŝe do szczęścia potrzebny mi męŜczyzna. Jakbym ciągle miała o


jedną czwartą za mało. A teraz, kiedy go mam, jestem niemal jeszcze bardziej
nieszczęśliwa niŜ przedtem. Smutno mi juŜ od rana, kiedy spotykam go w łazience,
dech mi zapiera ze strachu, Ŝe odejdzie, tak mocno czuję, Ŝe przez niego jestem
niczym, i zagubiłam się. Dlaczego tak się boję, Ŝe mnie opuści, skoro lepiej mi
było samej?

*
Pies:

Zaproponowałem jej, Ŝeby przygarnąć więcej zwierząt, rozładowałyby jej fiksację


na nim. Ale ona wolała zrobić tak, jak często radzą pisma dla kobiet: kupiła
wyuzdaną bieliznę, włoŜyła ją do stołu, który bogato nakryła afrodyzującymi
potrawami. Potem męŜczyzna wrócił do domu.

20
*

Ona: Późno wracasz. To znaczy, nic nie szkodzi, Ŝe późno, pewnie miałeś
sporo pracy dzisiaj, mogę odgrzać kolację.
On: Nie trzeba, juŜ jadłem.
Ona: No to usiądź przy mnie i napij się wina.
On: Dzięki, ale padam.
Ona: To moŜe pójdziemy do łóŜka.
On: Jezu, a tobie co się stało?

*
Pies:

MoŜna powiedzieć, Ŝe akcja się nie powiodła.

*
Słychać jedynie łkanie kobiety.

*
Pies:

Być moŜe nie słuŜyło im odkrywanie w drugim własnej beznadziei. Tak czy owak,
nie mój był to problem. Przyglądałem się takim związkom nie raz, choć z dystansu,
stąd ich relacja wydawała mi się normalna. Nie miałem powodu do obaw.
Skupiłem się więc na pewnej myśli. Kiedyś wybuchnie rewolucja, a ja stanę na
czele. Nie byłem jeszcze pewien, czego ta rewolucja miałaby dokonać, ale chodziło
mniej więcej o kapitalizm i porozumienie między narodami. Nina, Nina tam kartina
illi traktor i motor, ciągle przypominał mi się ten stary rosyjski wiersz. Parzyć się
teŜ miałem chęć - tysiące pomysłów przychodziło mi do głowy, odkąd nastała
zwyczajna codzienność. Kilka dni po tamtym nieudanym wieczorze męŜczyzna,
który wstydził się bardzo swojej reakcji na jej starania, wrócił do domu z bukietem
kwiatów i świeŜym nastawieniem.

21
*
(MęŜczyzna bierze kobietę w ramiona.)

On: Spróbujmy nic nie mówić. Chodź po prostu do łóŜka.


(Wchodzi w masce słonia.)
On: No, ty wściekła suko, teraz ci dogodzę.
Ona: Kompletnie ci odbiło?

*
Pies:

RównieŜ po tym eksperymencie erotycznym nie nastąpiła widoczna zmiana


temperatury w naszym mieszkaniu. Bez paniki, pomyślałem, i obok snucia planów
rewolucyjnych zająłem się wynalazkami. Wykonałem przyrząd umoŜliwiający psu
parzenie się na przykład z jeŜem lub fretką. Właśnie pracowałem nad szkicem do
urządzenia, w którym topiłoby się niesympatycznych ludzi, kiedy pewnego
wieczoru zwróciła moją uwagę powaŜna rozmowa.

On: Słuchaj, musimy pogadać.


Ona: O czym chciałbyś pogadać?
On: Jesteśmy ze sobą dobrowolnie, Ŝeby było nam lepiej niŜ samotnie. Ale
nie jest nam dobrze.
Ona: Miejmy nadzieję, Ŝe wiesz, co mówisz. Moim zdaniem nad związkiem
trzeba pracować...

Pies:

Aua.

Ona: Nie ma nic za darmo.

22
On: Długo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, Ŝe lepiej będzie, jeśli
po prostu znowu zamieszkamy oddzielnie.
Ona: Skoro uwaŜasz, Ŝe rozwiązaniem naszych problemów jest unikanie
ich. Proszę bardzo. W ten sposób nie posuniemy się dalej. Chcesz się ze mną
rozstać. Dobrze. Ale z następną utkniesz dokładnie w tym samym punkcie.
Obiecuję ci to.
On: Nie chcę się z tobą rozstać, chcę tylko trochę odetchnąć.

*
Pies:

Jego decyzja, a o taką chodziło, poniewaŜ męŜczyźni zawiadamiają o swoich


przemyśleniach dopiero, kiedy znaleźli rozwiązanie, zaniepokoiła mnie. Od
miesięcy Ŝyłem wśród nich niczym przyjazny mebel. Pozwoliłem sobie nie
zastanawiać się nad przyszłym lokum i na myśl o tym, Ŝe mogę z powrotem
wylądować na ulicy, cały zesztywniałem.

Ona: I jak ty to sobie wyobraŜałeś? To trochę odetchnąć?


On: MoŜe rozejrzałbym się za jakimś małym mieszkaniem...
Ona: A ja mam sama płacić za to duŜe.
On: Moglibyśmy teŜ znaleźć coś mniejszego dla ciebie.
Ona: A pies?
On: Psa zatrzyma ten, kto zostanie w mieszkaniu -
Ona: Teraz się zdradziłeś, nie chodzi wcale o przejściowe rozwiązanie,
chcesz zerwać.
On: Nie, nie powiedziałem tego.
Ona: To co powiedziałeś?
On: Jezu, zwariować moŜna z tobą. Jesteś nie do wytrzymania.

*
Pies:

23
Kilka dni po tej rozmowie, atmosfera, jak się moŜna domyślić, nie była
niewymuszona, męŜczyzna zachorował. Nie mógł się utrzymać na nogach, tak mu
się w głowie kręciło, miał skurcze i co chwila wymiotował, aŜ wydobywały się z
niego krwawe strzępy. Nie był w stanie wstać z łóŜka.

*
Ona:

Tak mi przykro, to moja wina. Wszystko popsułam. Za bardzo cię denerwowałam.


Będę się tobą opiekować, moŜesz na mnie liczyć, zawsze moŜesz na mnie liczyć,
przecieŜ o tym wiesz, gdybyś nawet przez resztę Ŝycia miał się nie podnieść z
łóŜka. Mógłbyś na mnie liczyć.

*
Pies:

To prawda.

*
Ona przy łóŜku.

Ona:

Zrobiłam ci kaszkę i herbatę i kompres, tak bardzo cię kocham. Tak bardzo, jak
moŜe jeszcze nigdy dotąd. Kocham cię bardziej niŜ siebie. Wiem, to jest problem,
który cię przytłacza. Ale poprawię się. Przyrzekam. No, jeszcze łyczek herbaty.
Wiesz, mogłabym tak o ciebie dbać do końca, siedzieć przy tobie, patrzeć i dbać o
ciebie.

*
Pies:

24
Mniej więcej przez tydzień męŜczyzna prawie nie opuszczał łóŜka. Lekarz nie był
tu poŜądany, poniewaŜ męŜczyzna był męŜczyzną. Kobieta odzyskała w tym
tygodniu swoją prawdziwą uprzejmość. Dziwne tylko, Ŝe jedno czuło się dobrze
pod warunkiem, Ŝe drugie było na dnie. Nie pojmowałem tej gry. Ale ona
naprawdę o niego dbała. Dzień i noc przesiadywała przy jego łóŜku, jakby w
nadziei, Ŝe on wreszcie zaakceptuje, Ŝe bez niej nie moŜe Ŝyć. Kiedy upłynął
tydzień, stan męŜczyzny wyraźnie się poprawił.

On: Jutro chyba wstanę.


Ona: Nie uwaŜasz, Ŝe to za wcześnie?
On: Chyba nie, czuję się o wiele lepiej, mam tyle do nadrobienia w pracy,
no i muszę sobie poszukać mieszkania.

*
Pies:

Między nami mówiąc, ostatnie zdanie miało przysporzyć mu wiele przykrości.

On: Co ty robisz?

Pies:

Po tym, co oznajmił, udała się do pakamery [piwnicy/wyszła na chwilę] i wróciła z


kilkoma sznurami. Przywiązała go bardzo mocno za ramiona i nogi do prętów
łóŜka. Ja nigdy nie przepadałem za tymi kiczowatymi metalowymi łóŜkami.

25
Ona: Przywiązuję cię.
On: To widzę, ale po co.
Ona: Nie wstaniesz, nie pójdziesz do pracy, nie poszukasz sobie mieszkania,
prosta sprawa.
On: Oszalałaś.
Ona: Nie sądzę. Przez cały tydzień dawałam ci szansę, codziennie. Ale
powiedziałabym, Ŝe ją zmarnowałeś.
On: Daj spokój, rozwiąŜ mnie, to dość niewygodna pozycja.
Ona: Myślisz, Ŝe to zabawa, słodki jesteś.
On: Tak jest, tak właśnie myślę, a teraz przestań.
Ona: Wytłumiłam drzwi, złoŜyłam w pracy twoją rezygnację i tak dalej, nie
chcę cię zanudzać szczegółami. W kaŜdym razie nikt cię nie będzie poszukiwał.
On: Przestań się wreszcie wygłupiać. Uwolnij mnie.
Ona: Rozumiem, Ŝe przeciwstawiasz się swojemu losowi, ale wiesz
przecieŜ, Ŝe to niemoŜliwe. Będziesz miał spokój, pogodzisz się i w końcu nawet ci
się spodoba.
On: Posłuchaj, moŜe porozmawiamy.
Ona: O czym, kochanie.
On: Najpierw mnie rozwiąŜ.
Ona: Ty głuptasku.

*
Pies:

Chcę Państwu oszczędzić iście przeraŜających szczegółów. Przez tydzień próbował


wszystkiego. Krzyczał, rzucał się, płakał, przymilał się i ubliŜał jej, a po siedmiu
dniach był nieprzytomny z nienawiści, wściekłości i wyczerpania.

*
Ona: Tak się cieszę, Ŝe juŜ ci lepiej. Popatrz, co nam kupiłam na kolację,
rybę. Uwielbiasz rybę. Miałam zwariowany dzień. Dostałam awans, co ty na to, na
szefową działu tłumaczeń. I kupiłam sobie nową sukienkę, poszłam do fryzjera, a
potem do kawiarni. Co mam ci mówić, przez całe lata nie zagadało do mnie tylu
męŜczyzn co dzisiaj. A jak tobie minął dzień? Oglądałeś telewizję?
On: Jesteś nienormalna. Jesteś kompletnie chora.
Ona: Nie, ja cię kocham i nie chcę, Ŝebyś popełniał błędy.

26
*
Pies:

Znów minęło kilka dni i odniosłem wraŜenie, Ŝe jego opór maleje. Jeszcze
myślałem, Ŝe sytuacja się unormuje. Padną sobie w ramiona i powiedzą z
uśmiechem: dajmy sobie czas i zacznijmy wszystko od nowa. Łudziłem się.

*
Ona: Widzisz, teraz wystarczy nacisnąć guzik i otrzymasz kaŜdą ksiąŜkę na
Ŝądanie, z toaletą teŜ coś wymyśliłam.
On: Chciałbym zobaczyć niebo.
Ona: Misiu, wiesz przecieŜ, Ŝe to niemoŜliwe. Rozsunę zasłony i zdarzy się
coś, czego wcale nie chcesz. Nie doprowadzimy do tego. No. A teraz wejdę do
łóŜka i trochę ci poczytam.

*
Pies:

My psy jesteśmy pod wieloma względami spokrewnione z ludźmi. Na przykład


mamy podobne podejście do katastrof. Akceptujemy je. Po trzech tygodniach
męŜczyzna się poddał. Snuł plany i je odrzucił, obmyślił ucieczkę i zrezygnował,
uŜył wszelkich chwytów, Ŝeby wpłynąć na kobietę, apelował o współczucie,
wściekał się, milczał i teraz, po trzech tygodniach, zrozumiał, Ŝe uwolnić go moŜe
tylko przypadek. Wybuch gazu, poŜar, wtargnięcie policji, ale i na to nie miał
wpływu. Więc pogodził się. Zaczął oglądać telewizję, z apetytem jadł wszystko, co
przyrządziła, czytał, krótko mówiąc: stopniowo przyzwyczajał się do swojej nowej
formy Ŝycia. Ja jednak nie mogłem juŜ znieść tej gry. Cokolwiek wcześniej
trzymało ich w znośnych ryzach, prysło. I zostało z nich juŜ tylko to, czym jest
człowiek bez oparcia. Jest czymś, co źle pachnie. Zawstydzało mnie, jak on,
którego uwaŜałem za męŜczyznę z charakterem, powoli się rozpuszczał. Po tych
trzech tygodniach od jego uwięzienia przeniosłem się na klatkę schodową i
widywałem ich tylko od czasu do czasu.

27
*
Ona: Co porabiałeś?
On: Do dupy program dzisiaj. Ale jesteś nareszcie. Jak było?
Ona: Miałam cudowny dzień, dostałam podwyŜkę i za tydzień mam jechać
na kongres tłumaczy, jak myślisz, mogę zostawić cię samego na kilka dni?
On: Och, nudno będzie.
Ona: Jeśli grzecznie poprosisz, nie pojadę.
On: Proszę, proszę.
Ona: Jaki ty jesteś słodki. MoŜesz sobie czegoś Ŝyczyć. Czego tylko chcesz.
On: Prześpij się ze mną.

*
Pies:

Coś potwornego!

*
On: Dziwne, ale jestem taki lekki jak chyba jeszcze nigdy.
Ona: Wiem, o czym mówisz.
On: To tak, jakbym stał się nowym człowiekiem, który nie musi się juŜ
niczego bać.
Ona: Mów dalej.
On: Zastanowiło mnie, dlaczego tak dobrze się czuję. I doszedłem do
wniosku, Ŝe to stąd, Ŝe nie muszę juŜ niczego udawać. Tak mało potrzeba.
Ona: Być moŜe wyzwalająco działa właśnie to, Ŝe nie mamy wyboru, jeŜeli
wolno mi tak powiedzieć, nie uraŜając cię.
On: Być moŜe.
Ona: Gdybyś miał jedno Ŝyczenie, co by to było?
On: Wszystko ma zostać jak jest.
Ona: Zostanie. Obiecuję ci to.

28
Pies:

Niedługo potem ona teŜ zwolniła się z pracy. Od tamtej pory mieszkali w łóŜku, a
ono unosiło się jak łódź na stertach śmieci i smrodzie wypełniającym zaciemnione
pomieszczenia. Nie przestawało padać. Kiedy ich widziałem, co zdarzało się teraz
bardzo rzadko, wyglądali jak ludzie, którzy zatracili coś bardzo istotnego. Coś, co
innych wyróŜnia, ale nie czyni ich szczęśliwymi. Moja krótka historia jednego roku
kończy się happy endem. Dla nich obojga.

Dla mnie kończy się dzisiaj moje Ŝycie. Pojmuję świat poprzez jego obraz, i jest to
świat, z którym nie chcę juŜ mieć nic wspólnego. Teraz umrę. Bo teŜ nic mi nie
zostało do powiedzenia.

29

You might also like