Professional Documents
Culture Documents
ISBN: 978-83-8230-171-7
E - wydanie 2021
SPIS TREŚCI
I dla Katherine.
Nic nas nie powstrzyma.
NIEDZIELA, 19 CZERWCA 2011
Anastasia Steele
redaktor naczelna, Dział Literatury Pięknej, SIP
PS Jak sobie radzić z prasą?
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
ELENA
Zadzwoń. Odchodzę od zmysłów.
ELENA
Nie wiem, co powiedzieć. Cały dzień
myślę o tym, co się stało w weekend.
I nie wiem, dlaczego wszystko tak się
wymknęło spod kontroli.
Przepraszam. Zadzwoń.
ELENA
Proszę, odbieraj moje telefony.
Szanowny Panie,
udana konferencja prasowa.
Czemu mnie to nie dziwi?
Wyglądałeś bardzo sexy.
Piękny krawat.
Ax
PS Sabotaż?
Christian Grey
niecierpliwy prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
WELCH
Podejrzenie sabotażu.
Wstępny raport z samego rana.
WELCH
Przyjąłem
Christian Grey,
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
INFORMACJE OGÓLNE
Źródło danych: BAZA DANYCH O WYPADKACH I ZDARZENIACH
Numer raportu: 20110453923
Data: 17-CZERW-11
Miasto: CASTLE ROCK Stan: WA
Nazwa lotniska: PORTLAND HELIPORT
Rodzaj wydarzenia: ZDARZENIE
Zderzenie w powietrzu: NIE
OKOLICZNOŚCI ZDARZENIA/WYPADKU
Podstawowe warunki lotu: LOT Z WIDOCZNOŚCIĄ
Drugorzędne warunki lotu: BRAK WPŁYWU POGODY
Plan lotu: PODANY
PILOT DOWODZĄCY
Certyfikat pilota: PILOT KOMERCYJNY
Uprawnienia: WIROPŁAT/HELIKOPTER
Kwalifikacje: UPRAWNIONY
Suma wylatanych godzin: 1180
Suma wylatanych godzin na modelu: 860
Suma wylatanych godzin w ciągu ostatnich 90 dni: 28
UWAGI
21 CZERWCA 2011, OKOŁO GODZ. 14:20 CZASU PACYFICZNEGO
EC-135, N124CT, NALEŻĄCY DO I EKSPLOATOWANY PRZEZ GREY
ENTERPRISES HOLDING INC. ULEGŁ POWAŻNEMU WYPADKOWI.
HELIKOPTER BYŁ STABILNY, GDY NAGLE ZACZĄŁ PIKOWAĆ
I ZAPALIŁA SIĘ LAMPKA KONTROLNA SILNIKA #1. PILOT ZDUSIŁ
OGIEŃ I PODJĄŁ PRÓBĘ POWROTU NA SEA-TAC NA DRUGIM
SILNIKU. ZAPALIŁA SIĘ LAMPKA KONTROLNA SILNIKA #2. PILOT
DOKONAŁ AWARYJNEGO LĄDOWANIA W PÓŁNOCNO-
WSCHODNIM REJONIE SILVER LAKE. PILOT AKTYWOWAŁ DRUGĄ
GAŚNICĘ, UNIERUCHOMIŁ SILNIK I DOKONAŁ EWAKUACJI.
ŻADNE OBRAŻENIA NIE ZOSTAŁY ODNOTOWANE. PILOT
URUCHOMIŁ PRZENOŚNĄ GAŚNICĘ ZNAJDUJĄCĄ SIĘ NA
POKŁADZIE. PRODUCENT MASZYNY PRZEPROWADZA BADANIE
SILNIKÓW I WSTĘPNY RAPORT STWIERDZA, ŻE PRZYCZYNA
AWARII JEST PODEJRZANA I BYĆ MOŻE DOPROWADZIŁY DO NIEJ
DZIAŁANIA CELOWE OSÓB TRZECICH. NRBT ZARZĄDZA DALSZE
BADANIA.
W moim gabinecie z Welchem i Taylorem studiujemy raport.
W jaskrawym świetle poranka twarz Welcha wydaje się jeszcze
bardziej pobrużdżona niż zwykle. Jej wyraz jest co najmniej ponury.
– W tej chwili NRBT jedynie podejrzewa sabotaż, ale my
powinniśmy zakładać, że działanie było celowe. Dlatego
sprawdziliśmy monitoring na lądowisku w Portlandzie, ale jak dotąd
nie stwierdziliśmy niczego podejrzanego. – Poprawia się na krześle
i chrząka. – Mamy jednak coś z hangaru GEH na Boeing Field.
O?
– Dwie kamery nie działały, więc materiał jest niekompletny.
– Słucham? Jak do tego doszło? – Za co ja, kurwa, tym ludziom
płacę?
– Usilnie staramy się to ustalić – odpowiada Welch głosem
ponurym i chrapliwym jak silnik starego samochodu. – To bardzo
poważne naruszenie.
Wolne żarty, Sherlocku.
– Kto ponosi odpowiedzialność?
– Pracują na zmiany. W grę wchodzą cztery osoby, może pięć.
– Jeśli okażą się winni zaniedbania, są zwolnieni. Wszyscy.
– Proszę pana. – Welch zerka na Taylora.
– W tej chwili nic nie wskazuje na to, kto za tym stoi – odzywa się
Taylor.
– Helikopter zostanie zbadany przez techników
kryminalistycznych – dodaje Welch. – Mam nadzieję, że coś znajdą.
– Nadzieja to za mało! – podnoszę głos.
– Tak jest, proszę pana – mówią jednocześnie. Obaj są szczerze
skruszeni.
Do diabła. To nie ich wina. Weź się w garść, Grey.
Mówię dalej już bardziej wyważonym tonem.
– Dowiedzcie się, kto zawalił w hangarze. Natychmiast do
zwolnienia. Informujcie mnie na bieżąco, jak tylko będzie wiadomo,
co się stało. Tymczasem sprawdźcie odrzutowiec i dopilnujcie, żeby
był bezpieczny.
– Tak jest, proszę pana – mówi Taylor.
– Już nad tym pracujemy – warczy Welch. Jest autentycznie
wkurzony. I słusznie, w końcu do tego wszystkiego doszło na jego
zmianie. – Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu też to bada
i zapewne powiadomią służby o swoich ustaleniach, może nawet
poproszą o równoległe śledztwo. Jeszcze to u nich potwierdzę.
– Mówisz o policji? – pytam.
– Nie. Chodzi o FBI.
– Okej. Może oni coś ustalą. Co z ochroną bezpośrednią?
– Reynolds i Ryan są dostępni i zaczynają dzisiaj.
– Nie chcę mieszać w to Anastasii. Niech się bez potrzeby nie
martwi. Wytypujcie tych, którzy mogą za tym stać. Przyznaję, że
jestem w kropce.
– Mój zespół już pracuje nad listą potencjalnych podejrzanych –
oznajmia Welch.
– Też się tym zajmę.
– Proszę pana, jeżeli to się znalazło na stronie FAA, prasa może
zacząć zadawać pytania – odzywa się Taylor.
Jasna cholera.
– Masz rację. Możesz poinformować Sama. Zresztą idę do niego.
– Oczywiście – kiwa głową Taylor.
Jeśli to wyjdzie na jaw, będę musiał powiedzieć Anie.
Do diabła, jak do tego doszło?
Sabotaż!
Masz lepsze rzeczy do roboty niż zajmować się tym gównem.
Podczas gdy Welch i Taylor dyskutują o możliwych podejrzanych,
otwieram drzwi i wyglądam do sekretariatu. Andrea podnosi głowę
znad swojego komputera.
– Proszę pana?
– Poproś, żeby dołączyli do nas Sam i Ros.
– Oczywiście.
Axx
PS Po południu widzę się z panem Bastillem.
Christian Grey
meteorolog i prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Zawsze.
Christian Grey
zakochany do szaleństwa prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
K iedy zjawia się Ros, przez okna mojego gabinetu wlewa się
poranne słońce. Siadamy przy niewielkim stole konferencyjnym.
– Jak się czujesz? – pytam.
– Dobrze, dziękuję, Christianie. Myślę, że już całkiem doszłam do
siebie po zeszłotygodniowej eskapadzie zakończonej rozbiciem
helikoptera.
– A twoje stopy?
Śmieje się.
– Też w porządku. Odciski pod kontrolą. A jak u ciebie?
– Chyba też nieźle. Chociaż wkurza mnie świadomość, że to był
sabotaż.
– Kto mógł zrobić coś takiego?
– Nie mam pojęcia.
– Może jakiś niezadowolony pracownik?
– Zespół Welcha przegląda teczki wszystkich aktualnych i byłych,
żeby sprawdzić, czy ktoś nie wyda się podejrzany. Na razie
znaleźliśmy tylko Jacka Hyde’a, faceta, którego zwolniłem
z wydawnictwa.
– Tego redaktora? – Sądząc po tonie, Ros trudno w to uwierzyć. Jej
zszokowana mina szczerze mnie rozśmiesza.
– Tak.
– Nie wydaje mi się.
– A jednak. Welch próbuje go namierzyć. Wygląda na to, że ten
facet nie był w swoim mieszkaniu, odkąd go wywaliłem. Welch dalej
nad tym pracuje.
– Może to Woods? – wpada na pomysł Ros.
– Zdecydowanie nie można go wykluczyć. Nad tym Welch też
pracuje.
– Obojętnie, kto to, mam nadzieję, że złapią drania.
– Ja też. – Oby prędzej niż później. – Od czego dzisiaj zaczynamy?
– Kavanagh Media. Musimy to w końcu ogarnąć. Zatwierdziłeś
koszty?
– Wiem, wiem. Mam kilka pytań, które omówię z Fredem. Ale jak
tylko to zrobię, możemy przedstawiać ostateczną ofertę. Gdy ich
ludzie zatwierdzą cenę jednostkową, natychmiast możemy zaczynać
badania nad światłowodami.
– Okej. Zaczekam, aż porozmawiasz z Fredem.
– Jestem z nim umówiony później. Wtedy to przedyskutujemy. Ma
mi pokazać najnowszą wersję tabletu. Myślę, że jesteśmy gotowi na
kolejny prototyp.
– To dobra wiadomość. Zastanawiałeś się już nad kolejnym krokiem
z Tajwanem?
– Czytałem raporty. Są interesujące. Widać, że ich stocznie
doskonale prosperują, i rozumiem, dlaczego chcą się rozwijać. Nie
umiem tylko rozgryźć, czemu szukają inwestora w Stanach.
– Wujek Sam jest po naszej stronie – zapewnia Ros.
– To prawda. Na pewno będą ulgi podatkowe, ale to duże wyzwanie
przenosić niektóre nasze budowy z Seattle. Muszę mieć pewność, że
to będzie pewne i korzystne dla GEH.
– Christianie, na dłuższą metę zaoszczędzimy. Przecież wiesz.
– Bez wątpienia, a biorąc pod uwagę, jak ceny stali idą w górę, być
może tylko dzięki temu nie trzeba będzie zamykać naszej stoczni
i zwalniać ludzi.
– Myślę, że należy dokładnie oszacować, jak to wpłynie na stocznię
i siłę roboczą.
– Tak – zgadzam się z nią. – Mądra sugestia.
– W porządku. Porozmawiam z Markiem, niech jego ludzie się tym
zajmą. Obawiam się jednak, że nie możemy zbyt długo zwlekać.
– Rozumiem. Co dalej?
– Fabryka. W Detroit. Bill wybrał trzy tereny poprzemysłowe
i czekamy na twoją decyzję. – Spogląda na mnie znacząco. Wie
doskonale, że się ociągam.
Czemu, do kurwy nędzy, ma to być Detroit?
Wzdycham.
– Okej. Wiem, że Detroit daje najlepsze warunki. Zróbmy
porównawczą analizę kosztów, potem omówimy wady i zalety
każdego miejsca. Spróbujmy uporać się z tym do przyszłego tygodnia.
– Dobrze.
Wracamy do Woodsa i zastanawiamy się, jakie powinniśmy podjąć
kroki prawne, jeśli w ogóle, za nieprzestrzeganie naszej umowy
o zachowaniu poufności.
– Myślę, że sam się załatwił – bąkam z pogardą. – Prasa nie była dla
niego łaskawa.
– Wystosowałam do niego pismo i zagroziłam pozwem.
– Dałaś też wyraz naszemu niezadowoleniu.
Śmieje się.
– Oczywiście.
– Przekonamy się, czy to go uciszy. Dupek – mruczę pod nosem,
Ros jednak krzywi się z przyganą na ten epitet.
– Jest dupkiem – wykrzykuję na swoją obronę. – I jest podejrzany.
Jak zwykle profesjonalna w każdym calu Ros ignoruje mój brak
manier.
– Jeśli chodzi o sprawy osobiste, zajmujemy się domem, który
planujesz kupić. Będziesz musiał przekazać pieniądze do depozytu.
Wyślę ci szczegóły i przeprowadzimy kontrolę budynku.
– Poinformowałem wykonawców, że zaczniemy w przyszłym
tygodniu. Chociaż nie wiem, czy potrzebuję kontroli. Postanowiłem
przebudować dom.
– Kontrola nie zaszkodzi. Przynajmniej wykonawca będzie wiedział,
z czym ma do czynienia.
Kiwam głową.
– Masz rację.
Ros znowu marszczy brwi.
– Słuchaj, tak sobie myślałam. – Milknie.
– O czym?
– Biorąc pod uwagę, że grozi ci niebezpieczeństwo, zastanawiałeś
się, czy nie zrobić w mieszkaniu schronu?
Oniemiałem.
– Nie, nigdy mi to nie przyszło do głowy, ponieważ mieszkam
w penthousie. Ale masz rację, może teraz powinienem o tym
pomyśleć.
Uśmiecha się niewesoło.
– Cóż, ja skończyłam.
– Jeszcze moment. – Wyjmuję spod stołu torbę z Nordstrom, którą
Taylor dostarczył rano. – To dla ciebie. Jak obiecałem.
– Co to takiego? – Zaskoczona Ros bierze ode mnie torbę i zagląda
do środka.
– Szpilki od Manola – mówię. – Mam nadzieję, że w odpowiednim
rozmiarze.
– Christianie, nie… – zaczyna protestować.
Podnoszę ręce.
– Obiecałem. Podobają ci się?
Przekrzywia głowę i patrzy na mnie ze wzruszeniem. Wytrąca mnie
to nieco z równowagi.
– Dziękuję – mówi. – Dla jasności, wbrew temu, co się stało, bez
wahania znowu bym z tobą poleciała.
Wow. Cóż za komplement.
To wszystko.
Axx
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Droga Narzeczono,
dziękuję TOBIE za najspokojniejszy dzień 4 lipca, jaki przeżyłem.
Będę tęsknić w piątek.
Ale w sobotę przewieziemy Twój majątek.
Jesteś spełnieniem moich snów.
Może napiszę kilka słów…
Te rymy nie były zamierzone!
Christian Grey
poeta i prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
PS Masz paszport?
Drogi Poeto,
na Twoim miejscu zostałabym przy finansach.
Choć cieszy mnie wielce, że raduje się Twoje serce.
Z radością i dumą donoszę, że nowiuteńki paszport w torebce swej noszę.
Lecz zapytać teraz muszę, czy w podróż lotniczą wyruszę.
Radość to wielka świat zwiedzać z Tobą,
nie sama, lecz we dwójkę nową ruszyć drogą.
Zawsze ciekawa Seattle xxx
(I nie poetka, jak widać!)
A na śpi głęboko, kiedy wślizguję się do łóżka obok niej. Jak zawsze
troskliwa, zostawiła włączoną lampę na moim stoliku nocnym, żebym
się nie zgubił w ciemności. A ja dokładnie tak się czuję. Zagubiony.
I jeśli mam być szczery, urażony. Dlaczego tego nie rozumie? Przecież
to nic takiego. Czy aby na pewno?
Patrzę na jej śliczną, spokojną twarz, na piersi unoszące się
w równomiernym oddechu i ogarnia mnie paskudne uczucie.
Zazdrość. Ja tu leżę, skonsternowany i nieszczęśliwy, a ona sobie śpi,
jakby ten świat nic jej nie obchodził.
Ale czy chciałbym, żeby była inna?
Jasne, że nie. Pragę, by była szczęśliwa, i chcę ją chronić. Tylko jak
mam to zrobić, skoro nie chce być mi posłuszna?
Załatw to, Grey.
Z westchnieniem pochylam się i muskam jej wargi swoimi,
najdelikatniej, jak się da, bo nie chcę jej zbudzić. Ale w duchu błagam
ją, by zmieniła zdanie.
Ano, proszę. Zrób to dla mnie.
Gaszę światło i gapię się w ciemność. Nagle cisza w sypialni staje się
ogłuszająca i przytłaczająca. Serce wali mi dwa razy szybciej i wciąga
mnie przemożne bagno rozpaczy. Może popełniam kolosalny błąd.
Nasze małżeństwo nie może się udać, jeśli Ana się na to nie
zdobędzie.
Co ja sobie myślałem?
Może chcę – nie, potrzebuję – kogoś bardziej uległego.
Muszę mieć kontrolę.
Zawsze.
Gdzie nie ma kontroli, jest chaos. I gniew. I smutek, i strach… i ból.
Cholera. Co ja mam począć?
To przeszkoda nie do pokonania.
Prawda?
Jednak życie bez Any byłoby nie do zniesienia. Wiem, jak to jest
pławić się w jej blasku. Jest ciepłem, życiem, domem. Jest wszystkim.
Chcę ją u swego boku. Kocham ją.
Co mam zrobić, żeby raz jeszcze się zastanowiła?
Pocieram twarz, próbując odgonić ponure myśli.
Weź się w garść, Grey. Ustąpi.
Zamykam oczy i próbuję wykonać ćwiczenia medytacyjne, które
podsunął mi Flynn. Znaleźć miejsce, w którym czuję się szczęśliwy.
Może kwietny baldachim w hangarze na łodzi…
Ana
Zmartwiona z SIP
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
ANA ZNOWU NIE zapomniała zostawić dla mnie zapalonej lampki. Śpi
mocno, a ja kładąc się obok niej, czuję, jak ogarnia mnie podniecenie.
Pragnę jej.
Rozważam swój plan, żeby seksem wymóc na niej zgodę, w głębi
duszy jednak wiem, że już podjęła decyzję. Może powiedzieć nie,
a obawiam się, że w tej chwili nie przeżyłbym, gdyby mnie odrzuciła.
Kładę się na boku i gaszę światło. Pokój pogrąża się w mroku równie
głębokim, jak mój nastrój. Teraz jestem bardziej nieszczęśliwy, niż
byłem rano.
Cholera. Czemu pozwoliłem, żeby tak mi się to wymknęło z rąk?
Zamykam oczy.
D oktor Flynn pociera ręką brodę, a ja nie wiem, czy gra na czas,
czy faktycznie jest zaintrygowany.
– Zagroziła, że odejdzie?
– Tak.
– Poważnie?
– Tak.
– Więc skapitulowałeś.
– Nie miałem zbytniego wyboru.
– Christianie, człowiek zawsze ma wybór. Uważasz, że Anastasia
była nierozsądna?
Nasze spojrzenia się spotykają. Mam ochotę wrzasnąć, że tak, lecz
w głębi serca wiem, że Ana nie jest osobą nierozsądną.
Ty jesteś, Grey.
Mógłbym mieć „nierozsądny” na drugie imię. Słowa Any mnie
prześladują. Powiedziała tak dawno temu.
Chryste, moje negatywne podejście naprawdę bywa upierdliwe.
– Jak się teraz czujesz?
– Boję się – odpowiadam szeptem, odnosząc wrażenie, jakby ktoś
z całej siły walnął mnie w przeponę.
Mogłaby odejść.
– Ach, znowu pojawiło się poczucie zagrożenia i porzucenia.
Milczę, rozkojarzony pasmem popołudniowego światła, które pada
na miniaturowe orchidee na stoliku. Co mam powiedzieć? Nie chcę
tego przyznać na głos. Mój strach stałby się wtedy prawdziwy.
Nienawidzę, kiedy czuję się słaby. Obnażony. Ana może mnie zranić
i zadać mi śmiertelny cios.
– Czy zaczynasz się wahać w kwestii ślubu? – pyta John.
Nie. Być może.
Boję się, że mnie zrani.
Jak wcześniej… Kiedy odeszła.
– Nie – odpowiadam, ponieważ nie chcę jej stracić.
Kiwa głową, jakby właśnie to chciał usłyszeć.
– Zrezygnowałeś dla niej z wielu rzeczy.
– Tak. – Tłumię cisnący mi się na usta pobłażliwy uśmiech. – Nieźle
negocjuje.
Flynn znowu pociera brodę.
– Żałujesz tego?
– Tak. Częściowo. Tyle jej oddałem, a ona mi tego odmawia.
– Mówisz, jakbyś był na nią zły.
– Bo jestem.
– Myślałeś, żeby jej o tym powiedzieć?
– Jak bardzo jestem zły? Nie.
– Czemu nie?
– Boję się, że powiem coś, czego będę żałował, a ona odejdzie. Już
raz to zrobiła.
– Ale wtedy ją skrzywdziłeś.
– To prawda.
Wspomnienie jej zalanej łzami twarzy i gorzkich słów nigdy tak
naprawdę nie znika z mojej pamięci. Jesteś popieprzonym sukinsynem.
Przeszywa mnie dreszcz, ale niczego nie okazuję Flynnowi. Zawsze
kiedy myślę o tamtej chwili, ogarnia mnie przemożne poczucie
wstydu.
– Nie chcę jej skrzywdzić. Już nigdy.
– To dobrze rokuje – mówi Flynn. – Ale musisz znaleźć zdrowy
sposób na wyrażanie i ukierunkowanie swojego gniewu. Zbyt długo go
w sobie tłumiłeś. – Milknie na chwilę. – Znasz moje zdanie na ten
temat. Nie będę o tym znowu mówił, Christianie. Jesteś bardzo
wytrzymały i zaradny. Cały czas znałeś wyjście z tego impasu.
Skapitulowałeś. Problem rozwiązany. Życie nie zawsze układa się po
naszej myśli. Kluczem jest rozpoznanie właściwego momentu.
Czasem lepiej poddać bitwę, żeby wygrać wojnę. Komunikacja
i kompromis, na tym polega małżeństwo.
Prycham, bo przypomina mi się dawny mail od Any.
– Co cię tak bawi?
– Nic – potrząsam głową.
– Miej odrobinę wiary w siebie i w nią.
– Małżeństwo to jedna wielka wiara – mamroczę pod nosem.
– To prawda. Dla każdego. Ale ty masz potencjał, by temu podołać.
Skup się na tym, gdzie chcesz być. I jak. Wydaje mi się, że tak się
właśnie zachowywałeś przez kilka ostatnich tygodni. Wydawałeś się
szczęśliwszy.
Napotykam jego wzrok.
– To tylko niewielka komplikacja – mówi.
Mam nadzieję.
– Widzimy się za tydzień.
ANA
Jestem spakowana. Tęsknię.
Śpij dobrze. Żadnych koszmarów.
To nie jest prośba.
Nie ma mnie przy Tobie.
Kocham Cię. <3
ANA
Obiecujesz?
Żadnych obietnic.
Tylko nadzieja.
I marzenia.
I miłość. Do Ciebie.
ANA
Kiedyś powiedziałeś, że nie romansujesz.
Bardzo się cieszę, że nie miałeś racji.
Ja tu omdlewam!
Kocham Cię, Christianie.
Dobranoc xxx
Dobranoc, Ano.
Lubię, kiedy przeze mnie omdlewasz.
Na zawsze. x
PONIEDZIAŁEK, 11 LIPCA 2011
Seattle, WA, 11 lipca 2011. Grey Enterprises Holdings, Inc. (GEH) ogłaszają
nabycie Seattle Independent Publishing (SIP) z siedzibą w Seattle, WA, za kwotę
15 milionów dolarów.
Oświadczenie rzecznika GEH: „GEH mają przyjemność dołączyć SIP do
swojego portfolio lokalnych firm”, powiedział prezes Christian Grey. „Ogromnie
mnie cieszy, że rozszerzamy działalność o branżę wydawniczą. Liczymy, że
technologiczna wiedza GEH przysłuży się SIP, jak również pozwoli na rozwój
solidnej platformy, dzięki której będą mogli się wypowiadać autorzy
z Zachodniego Wybrzeża”.
Seattle Independent Publishing zostało założone trzydzieści dwa lata temu
przez Jeremy’ego Roacha, który w dalszym ciągu pełni funkcję prezesa. SIP ma
na koncie wiele sukcesów w promowaniu lokalnych twórców, takich jak Bee
Edmonston, trzykrotna zdobywczyni tytułu „USA Today Bestseller”, czy poeta
i aktor Keon Kinger, którego najnowszy zbiór By the Sound został wytypowany
do Nagrody Arthura Rense’a w 2010.
SIP będzie nadal działać niezależnie i zachowa stanowiska pracy wszystkich
trzydziestu dwóch dotychczasowych pracowników. Jeremy Roach, prezes,
powiedział: „To wspaniała okazja dla pracowników i autorów SIP. Wszyscy
niezmiernie się cieszymy i jesteśmy bardzo ciekawi, gdzie dzięki partnerstwu
z GEH znajdziemy się za dziesięć i więcej lat”.
Christian Grey
prezes, przedsiębiorca, nie dupek, Grey Enterprises Holdings, Inc.
Najdroższy prawie-że-mężu,
jesteś dupkiem (będę się tego trzymać) i szefem szefa mojego szefa.
Pamiętam, że tamtego wieczoru zabawa była przednia i nieco lepka. Może
porcyjka lodów po pracy? Taki upał na dworze…
Ja też Cię kocham. Bardzo.
Robię listę na dzisiejsze spotkanie z Alondrą w sprawie końcowych
przygotowań!
Jakieś życzenia na ostatnią chwilę?
W dalszym ciągu jesteś zadowolony, że próbny obiad odbędzie się w Escali?
Anastasia Steele
redaktor naczelna, Dział Literatury Pięknej, SIP
Ukochana Anastasio,
jak najkrótsza ceremonia.
Nie mogę się doczekać, aż wreszcie będziesz moja.
Tak, w Escali. Mniej wścibskich oczu.
Och, i BLACKBERRY!
I BEN & JERRY’S & ANA.
Mój ulubiony deser.
Christian Grey
władczy prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
GODZINĘ PÓŹNIEJ LĄDUJEMY, co odbywa się tak samo gładko jak start.
Jestem zachwycony swoim nowym samolotem. Jest dokładnie taki, jak
się spodziewałem, a nawet przewyższył moje oczekiwania. Któregoś
dnia chciałbym się przekonać, jak daleko moglibyśmy nim polecieć.
Może pod koniec lata.
Podnoszę osłonę i widzę biegnącego ku nam Dariusa.
– Jak było? – dopytuje się zdyszany.
– Niesamowicie. Fenomenalna maszyna.
– Ano? – zwraca się Darius do niej.
– Zgadzam się z Christianem. Coś wspaniałego.
Odpinam pasy, wychodzę na pas startowy i przeciągam się. Potem
nachylam się, żeby uwolnić z uprzęży Anę.
– To inspirujące – szepczę i całuję ją, szybko rozprawiając się
z pasami.
Zdumiona rozchyla wargi, ja jednak odwracam się do Dariusa, który
wciąż stoi przy nas.
– Zabierzmy go do hangaru.
Kochana Anastasio,
kocham z Tobą szybować.
Kocham się z Tobą bawić.
Kocham się z Tobą kochać.
Kocham Cię.
Zawsze.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Proszę, proszę, panie Grey… Taki niegrzeczny i taki skromny! Chyba się
domyślasz – Twoje umiejętności nie znają granic.
Bardzo się cieszę na dzisiejsze oglądanie domu.
Jestem na spotkaniu, które kończy się o 17:00. Widzimy się wtedy?
Ax
Kochana Anastasio,
umówiłem nas z Caroline Acton na sobotę o 10 rano. Musimy
skompletować Twoją garderobę na miesiąc miodowy.
Nie kłóć się.
Proszę.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Nadawca: Anastasia Steele
Temat: Ciuchy
Data: 18 lipca 2011, 15:27
Adresat: Christian Grey
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Tak. ;)
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
ELLIOT
Dzień dobry, Dupku.
Siedzę w Twoim ogromnym salonie
i czekam, żebyś przywlókł tu swoją
leniwą dupę.
Skończ to, co właśnie robisz.
Natychmiast.
Zbereźniku.
ANA
Ja też tęsknię.
Kocham Cię. Ax
Park linowy.
To zaplanował Elliot.
I kanapki z kiełbasą bolońską.
To się nie dzieje naprawdę.
ANA
LOL!
Ja wydaję mnóstwo twoich pieniędzy.
Nie do końca dobrowolnie.
Caroline Acton to żywioł, któremu trudno się oprzeć.
Przypomina mi Ciebie.
Uważaj na siebie!
Kocham Cię. I tęsknię. Xxx
Uwielbiam, kiedy wydajesz moje pieniądze.
Już niedługo będą też Twoje.
Dam znać, jaka jest następna
„niespodzianka” Elliota.
xxx
ANA
Prawie padłam na tych zakupach.
Teraz wezmę kąpiel.
Potem szykuję się na spotkanie z Kate.
Nie odzywałeś się.
Wiesz, że się martwię.
Axxx
SKAKALIŚMY ZE SPADOCHRONEM!!!
Z prawie 4000 metrów.
Słusznie się martwiłaś.
Ale było niesamowicie!
Tak przy okazji.
Musisz przejść szkolenie spadochronowe.
Gdybyśmy się nie widzieli,
baw się dobrze wieczorem.
Tylko bez przesady.
ANA
Skok na spadochronie! Rany!
Cieszę się, że jesteś cały.
Szkolenie spadochronowe?
Czy nie tym się zajmowaliśmy w weekend
w Czerwonym Pokoju?
;)
– KANADA? – ZGADUJĘ.
– Potwierdzam – mówi Elliot.
Siedzimy w pierwszych czterech fotelach mojego odrzutowca,
popijamy szampana i jemy kanapeczki, które podała nam Sarah,
stewardesa. Taylor jest z tyłu i czyta powieść Lee Childa. Za sterami są
Stephan i pierwsza oficer Beighley.
– Lecimy do Vancouver? – zwracam się do Elliota.
– Bingo! Uznałem, że jak narozrabiasz, to w Brytyjskiej Kolumbii
raczej cię nie poznają.
– Do diabła, co ty wykombinowałeś?
– Spokojnie, tygrysie – Elliot się uśmiecha i wznosi swój kieliszek.
Kiedy jesteśmy już w powietrzu, Sarah podaje piwa i świeżą, gorącą
pizzę pepperoni z miejscowej pizzerii w Georgetown. Jestem
przekonany, że pierwszy raz podano pizzę na pokładzie mojego
odrzutowca. Elliot uważa, że nie ma nic lepszego na świecie. Poza tym
jestem tak głodny, że w tej chwili absolutnie się z nim zgadzam.
Wręcz pochłaniam swoją porcję, podobnie jak siedzący naprzeciwko
Mac.
– Zjadłbym coś jeszcze – mówi Mac ze swoim irlandzkim akcentem.
– Elliot zabrał mnie dzisiaj do parku linowego, potem skakaliśmy ze
spadochronem.
– Jasna cholera! Nic dziwnego, że konasz z głodu.
Christianie,
dostałem mail od Leili Williams. W załączniku. Porozmawiamy o tym
w czwartek.
JF
Najdroższy Johnie,
dziękuję, że dalej mnie wspierasz. Nie potrafię wyrazić, ile to dla mnie
znaczy. Rodzice z powrotem mnie przygarnęli. Wprost nie mogę uwierzyć,
jacy są troskliwi, zwłaszcza po kłopotach, których im narobiłam.
W przyszłym miesiącu powinnam się już rozwieść z mężem. Przynajmniej
będę mogła zacząć wszystko od początku.
Żałuję tylko, że nie mogłam osobiście podziękować panu Greyowi. Proszę,
przekaż mu ten list. Naprawdę chciałabym osobiście wyrazić swoją
wdzięczność. Sprawy potoczyłyby się naprawdę źle, gdyby nie Twoja i jego
interwencja.
Bardzo dziękuję!
Sheila
E lliot pociąga spory łyk macallana. Jest już po północy, mój brat
leży rozwalony na kanapie, zajmując tyle przestrzeni, ile się tylko da.
Ten facet nie ma pojęcia, czym są dobre maniery.
– Stary, świetna ta szkocka.
– Ja myślę. – Kosztowała majątek.
– Co od niej dostałeś? – pyta mnie Elliot.
Wyjmuję z kieszeni turkusowe pudełeczko od Tiffany’ego, w którym
jest mój prezent ślubny od Any. Otwieram je po raz drugi
i przyglądam się platynowym spinkom do mankietów, na których
widnieje wygrawerowane C splatające się z A. Nigdy wcześniej
niczego podobnego mi nie kupiła i jestem nimi wprost zachwycony.
Założę je jutro na nasz ślub.
Podaję je Elliotowi, a on kiwa głową z uznaniem.
– Ładny prezent.
– Owszem. Są idealne.
– Już późno, brachu. – Ziewa. – Pora spać. Gdybyś zapomniał, jutro
cię zaobrączkują.
– Masz rację. Trzeba się położyć. – Łyk armagnacu rozgrzewa mi
podniebienie, po czym gładko spływa w dół gardła. – To dziwne, że
dzisiaj będę spał sam.
W życiu bym nie pomyślał, że kiedyś coś takiego powiem.
– Świetny wieczór – mówi Elliot, nie zwracając uwagi na moje
słowa. – Rodzice Any są w porządku. Bob niewiele mówi. Zresztą
ojciec Any też.
– Obaj są raczej milczący. – Unoszę brew. – Widocznie Carla takich
lubi.
– Ci milczący mają najwięcej za uszami – śmieje się Elliot. – Trochę
jak ty, ważniaku. – Podnosi swoją szklaneczkę i szczerzy się do mnie
w uśmiechu.
Odpieprz się, Elliot. Patrzę na niego gniewnie.
– Jak ja? Nie mam pojęcia, do czego pijesz, i nawet nie chce mi się
o tym myśleć. To moi teściowie, do kurwy nędzy.
– No, nie wiem. Mama Any jest sexy. Może powinienem przerzucić
się na starsze panie.
Nie będę z nim o tym gadał!
– Chłopie! A co z Kavanagh?
Uśmiecha się głupkowato i mam nadzieję, że tylko żartował.
– Fajnie, że wasi starzy się dogadują – schodzi na bezpieczniejszy
grunt. – A Ray jest fanem Marinersów, więc nie może być taki zły, ale
mam wątpliwości co do Soundersów. Nie przepadam za futbolem.
Kiwam głową. Prawdziwa ulga: nawet Raymond Steele uległ czarowi
Grace i podobało mu się jej zainteresowanie. Nie ma też żadnej
niechęci między nim a matką Any, na całe szczęście. Ray już się
położył. Cóż za ironia, że nocuje w pokoju, który miałem nadzieję, że
będzie należał do Any, gdyby zgodziła się zostać uległą.
Może jednak lepiej zachowam tę informację dla siebie.
– Twoja pani Jones też się nieźle spisała – zauważa Elliot.
– To prawda. Gail wspaniale gotuje. I chyba lubi od czasu do czasu
kulinarne wyzwania.
Elliot dopija drinka i mlaska z uznaniem.
Zachowuj się, brachu, zachowuj.
– Naprawdę cholernie dobra whisky, ważniaku. Idę do wyra. A ty?
– Mam jeszcze coś do załatwienia.
Elliot patrzy na zegarek.
– O tej porze? Jest późno.
– Muszę przeczytać maila, który przyszedł w czasie kolacji. Nie
zajmie mi to zbyt dużo czasu. – Zresztą wątpię, żeby udało mi się
zasnąć.
– To twój pogrzeb… To znaczy, ślub. – Elliot uśmiechnięty zrywa
się z kanapy z typową dla siebie zaskakującą energią. – Dobranoc.
Spróbuj się przespać, okej? – Wali mnie w ramię i wychodzi.
– Dobranoc – wołam za nim. – I nie zapomnij obrączek!
W odpowiedzi pokazuje mi środkowy palec. Nie mogę się nie
roześmiać. Wstaję i chowam pudełeczko od Tiffany’ego do kieszeni.
W gabinecie otwieram mail, o którym nieustannie myślałem, odkąd
przyszedł dzisiaj wieczorem. Jest od Welcha i zawiera raport NRBT na
temat wypadku mojego „Charlie Tango”. Wiadomość od Welcha jest
zwięzła:
Szanowny Panie,
w załączniku szczegółowy raport Narodowej Rady Bezpieczeństwa
Transportu. Byli niezwykle dokładni i potwierdzają sabotaż. Przewody
paliwowe zostały przecięte, przez co paliwo zalało silniki.
Raport został przekazany FBI, które będzie kontynuowało dochodzenie. Na
szczęście NRBT informowała ich na bieżąco i w zeszłym tygodniu FBI
zabezpieczyło odciski palców. Są na etapie wykluczania inżynierów
i obsługi naziemnej, ale na razie nie udało im się zawęzić kręgu
podejrzanych.
Jutro chciałbym przeprowadzić odrzutowiec do Sea-Tac, więc wylecicie
stamtąd, nie z Boeing Field. Zajmę się transportem na lotnisko.
W szczegółach dot. wesela dopisałem czterech dodatkowych agentów
ochrony. Ich CV w załączniku. Taylor zatwierdził. Dwaj będą przez całą noc
pilnować miejsca, w którym odbędzie się uroczystość.
Przepraszam, że zawracam głowę w przededniu wesela.
Wszystkim się zajmiemy. Proszę cieszyć się swoim wielkim dniem.
Welch
ELENA
Popełniasz wielki błąd.
Znam Cię. Ale będę przy Tobie, kiedy Twoje
życie się zawali. A zawali się.
Będę, bo mimo tego, co powiedziałam,
kocham Cię. Zawsze będę kochać.
POPIJAJĄC KONIAK GRANDE Année Rosé, patrzę, jak moja piękna żona
idzie w moją stronę. Właśnie skończyliśmy sesję z fotografami i stoję
przy naszym stoliku w nadziei, że uda mi się coś przekąsić –
małżeństwo zaostrzyło mi apetyt. Ana na każdym kroku się
zatrzymuje, by porozmawiać z gośćmi, przywitać ich i z wdziękiem
przyjąć życzenia. Jaśnieje wewnętrznym blaskiem, a jej uśmiech budzi
każdego do życia.
Jest wyjątkowym człowiekiem. Zachwycającą kobietą.
I jest moja.
Kiedy w końcu dochodzi do mnie, ujmuję jej dłoń i składam na niej
pocałunek.
– Cześć – mówię półgłosem. – Stęskniłem się.
– Cześć. Ja też się stęskniłam.
– Pozbyłaś się welonu, a był taki piękny.
– Był. Ale wciąż ktoś mi po nim deptał.
Krzywię się.
– To musiało być okropne.
Mój ojciec bierze mikrofon.
– Dzień dobry wszystkim – mówi. – Witajcie w naszym domu
w Bellevue, na weselu Christiana i Any. Jeśli mnie nie znacie, z dumą
oznajmiam, że jestem tatą Christiana, nazywam się Carrick i mam
nadzieję przemówić do was nieco później. Powinniście trzymać już
w rękach kieliszki z czymś dobrym, więc wznieśmy toast za Christiana
i jego piękną żonę Anę. Gratuluję wam obojgu. Witaj w rodzinie, Ano.
Bądźcie dla siebie dobrzy. Za Christiana i Anę!
Ojciec posyła mi ciepły, serdeczny uśmiech, który dociera aż do
palców u moich stóp. Wznoszę ku niemu kieliszek. Wszyscy wokół
również wznoszą kieliszki i powtarzają za Carrickiem.
– Za Christiana i Anę! – rozlega się zewsząd.
– Zapraszam do stołu. Zaraz podamy lunch – mówi dalej tato.
Odsuwam krzesło dla Any. Siada, a ja zajmuję miejsce obok. Mamy
stąd doskonały widok na pawilon. Całe szczęście, że w końcu mogłem
usiąść. Umieram z głodu. Stół wygląda przepięknie, nakryty białym
obrusem i przystrojony różowymi i białymi różami. Siadają z nami
nasi rodzice, a także Elliot i Kate, Mia i Bob.
Ana i moja matka optowały za bufetem, ale podają nam przystawki
do stołu, kiedy tymczasem goście szukają swoich miejsc. Jest świeży
chleb na zakwasie z ziołowym masłem i wyśmienity suflet serowy
z delikatną sałatką ze świeżej zieleniny. Moja żona i ja zaczynamy
jeść.
CARLA Z WILGOTNYMI OD łez oczami patrzy, jak jej córka i były mąż się
ściskają, odrobinę niezdarnie, bo Ana trzyma w ręce ślubny bukiet. Jej
oczy błyszczą.
– Będziesz kapitalną żoną – bąka Ray, a w oczach pojawiają mu się
łzy. Widząc mnie, potrząsa głową, ale zaraz serdecznie ściska moją
dłoń. – Opiekuj się moją dziewczynką, Christianie.
– Dokładnie taki mam zamiar, Ray. Carlo. – Całuję mamę Any
w policzek.
Przed drzwiami do ogrodu zebrali się wszyscy ci, którzy jeszcze
zostali, i teraz ustawiają się łukiem wokół domu.
Sprawdzam, jaką Ana ma minę. Znowu się uśmiecha.
– Gotowa?
– Tak.
Trzymając się za ręce, schylamy się i biegniemy pod łukiem
z ramion naszych gości. Sypią na nas ryżem i życzą nam szczęścia
i miłości. Na końcu czekają moi rodzice.
– Dziękuję, mamo – szepczę Grace do ucha, kiedy tuli mnie do
siebie, nie bacząc już, że może mi pobrudzić marynarkę makijażem.
Po chwili zagarnia mnie w objęcia ojciec.
– Dobra robota, synu. Udanej podróży poślubnej.
Oboje całują i ściskają Anę, a Grace znowu zaczyna płakać.
Mamo! Weź się w garść!
Stojący przy drzwiach kierowcy Taylor rusza, by otworzyć te od
strony pasażera. Kręcę głową i sam je otwieram przed Aną. Ona nagle
się obraca i rzuca swój bukiet w czekający tłum. Chwyta go Mia
z dzikim okrzykiem radości, bez trudu przebijającym się przez gwizdy
i zachwycone wołania ludzi, którzy zebrali się, by nas pożegnać.
Pomagam Anie wsiąść do audi, pilnując, by jej sukni nie
przytrzasnęły drzwi. Macham wszystkim i biegnę na drugą stronę
samochodu, gdzie czeka Taylor, trzymając dla mnie otwarte
drzwiczki.
– Gratuluję, proszę pana – odzywa się serdecznie.
– Dziękuję, Taylorze. – Wślizguję się na siedzenie obok mojej żony.
Dzięki ci, Boże! W końcu odjeżdżamy. Myślałem, że nigdy nam się to
nie uda.
Taylor rusza wolno podjazdem przy wtórze entuzjastycznych
wiwatów. O dach samochodu bębni ryż, którym nas obrzucają. Biorę
Anę za rękę i po kolei całuję każdą kosteczkę.
– Na razie wszystko w porządku, pani Grey?
– Na razie jest cudownie, panie Grey. Dokąd jedziemy?
– Na Sea-Tac.
Widzę, że Ana nie rozumie, więc muskam kciukiem jej wargę.
– Ufasz mi?
– Bezgranicznie – odpowiada cicho.
– Jak twoje wesele?
– Fantastyczne. A twoje?
– Cudowne.
Uśmiechamy się do siebie jak dwoje głupków.
BUDZĘ SIĘ JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ i w kabinie jest już jaśniej. Obok mnie
Ana dalej śpi. Przyglądam się jej przez chwilę, napawając się
spokojem.
Czy ona kiedykolwiek się dowie, ile dla mnie znaczy?
Całuję ją we włosy, wstaję i zakładam kąpielówki. Popływam wokół
jachtu. Może pozbędę się tego uczucia niepokoju.
Anastasio
Jesteś dla mnie wszystkim
Moją miłością, moim życiem
Christian
Odpisuję.
Bardzo proszę.
Wróć w jednym kawałku.
To nie jest prośba.
x
Christian Grey
nadopiekuńczy mąż i prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
GDY WRACAM DO sypialni, Ana właśnie bierze prysznic. Nie mogę się
jej oprzeć, więc do niej dołączam.
– Dzień dobry. Czy mógłbym umyć pani plecy, pani Grey?
Z uśmiechem roztargnienia podaje mi gąbkę i płyn do kąpieli.
Nakładam go trochę i zaczynam mydlić jej szyję.
– Pamiętaj, że idziemy do moich rodziców na lunch. Mam nadzieję,
że to nie problem. Kate też tam będzie – mówię, całując ją w ucho.
– Hmmm – mruczy z zamkniętymi oczyma.
– Wszystko w porządku? Nic nie mówisz.
– Wszystko okej, Christianie. Skóra zaczyna mi się marszczyć –
odpowiada, poruszając palcami dłoni.
– W takim razie cię stąd wypuszczę.
Uśmiecha się, wychodząc z kabiny, i sięga po szlafrok, po czym
znika za drzwiami łazienki. Wygląda na całkiem zadowoloną, ale mam
wrażenie, że coś ją trapi. Że coś jest nie tak.
Pani Grey,
uwielbiam zaliczać z Panią wszystkie bazy.
Udanego pierwszego dnia po powrocie.
Już tęsknię za naszą bańką.
Całuję
Christian Grey
prezes, który powrócił do rzeczywistości, Grey Enterprises Holdings, Inc.
Żono,
wysłałem Ci poniższego maila, ale do mnie wrócił, bo wciąż nie zmieniłaś
nazwiska.
Masz mi coś do powiedzenia?
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Mężu,
zawsze jestem chętna na bejsbolowe metafory z panem.
W pracy chciałabym zostać przy swoim nazwisku.
Wyjaśnię Ci to wieczorem.
Tymczasem idę na spotkanie.
Też tęsknię za naszą bańką…
Anastasia Steele
redaktor naczelna SIP
Panie Grey,
następnym razem, kiedy będzie Pan chciał się ze mną spotkać, proszę się
wcześniej umówić. Da mi Pan szansę przygotować się na Pańską dziecinną
i apodyktyczną megalomanię.
Pańska
Anastasia Grey ← proszę zwrócić uwagę na nazwisko.
redaktor naczelna SIP
Christian Grey
prezes i apodyktyczny megaloman Grey Enterprises Holdings, Inc.
Pani Grey,
aż trzy osoby pochwaliły dzisiaj moją nową fryzurę.
Komplementy z ust pracowników to dla mnie nowość.
Myślę, że wszystko przez ten absurdalny uśmiech, który pojawia mi się na
twarzy, gdy tylko myślę o wczorajszym wieczorze.
Jesteś naprawdę cudowną, utalentowaną, piękną kobietą.
I jesteś cała moja.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Panie Grey,
usiłuję pracować i nie chcę się rozpraszać rozkosznymi wspomnieniami.
Czy to właściwy moment, żeby się przyznać, że regularnie obcinałam włosy
Rayowi?
Nie sądziłam, że to doświadczenie tak bardzo mi się przyda.
Tak, jestem Twoja, a Ty, mój drogi, apodyktyczny mężu, który odmawia
sobie konstytucyjnego prawa do noszenia broni, jesteś mój. Ale nie martw
się, bo ja Cię ochronię. Zawsze.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Pani Grey,
ogromnie cieszy mnie fakt, że skontaktowała się Pani z działem IT i zmieniła
adres mailowy. :D
Mogę teraz spać spokojnie, wiedząc, że moja uzbrojona żona jest u mego
boku.
Christian Grey
prezes i hoplofob Grey Enterprises Holdings, Inc.
Panie Grey,
i znów oszołomił mnie Pan swoją sprawnością językową.
Nie tylko zresztą językową – myślę, że wie Pan, co mam na myśli.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Pani Grey,
czy Pani ze mną flirtuje?
Christian Grey
zszokowany prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Nadawca: Anastasia Grey
Temat: A wolałbyś…
Data: 23 sierpnia 2011, 11:04
Adresat: Christian Grey
Anastasia Grey
dzielna redaktor naczelna, SIP
NIE!
Christian Grey
zaborczy prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Anastasia Grey
rozochocona redaktor naczelna, SIP
Już będę grzeczna. Przecież nie chcę, żeby musiał się mną zająć szef szefa
mojego szefa. ;)
A teraz powinnam wracać do pracy, bo inaczej szef szefa mojego szefa
kopnie mnie w tyłek i wywali na zbity pysk.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Uwierz, że jest wiele rzeczy, które chciałbym zrobić Twojemu tyłkowi, ale
kopnięcie do nich nie należy.
Christian Grey
prezes i specjalista od tyłków, Grey Enterprises Holdings, Inc.
Najdroższa Żono,
moje imperium wymaga ode mnie podróży do Nowego Jorku w czwartek.
Wrócę w piątek wieczorem.
Jesteś pewna, że nie dasz się namówić na towarzyszenie mi?
Szef szefa Twojego szefa Cię potrzebuje.
Christian Grey
prezes i specjalista od piersi oraz tyłków Grey Enterprises Holdings, Inc.
Myślę, że szef szefa mojego szefa wytrzyma jedną noc beze mnie, moich
piersi i tyłka!
Podobno rozłąka sprawia, że kochamy… mocniej.
Będę grzeczna, obiecuję.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
CZWARTEK, 25 SIERPNIA 2011
J est jeszcze przed świtem i moja żona śpi, zwinięta pod kołdrą.
Obok niej, na podłodze, leży resztka opaski zaciskowej. Podnoszę ją,
uśmiechając się znacząco na myśl o wczorajszym wieczorze,
i wsuwam do kieszeni spodni.
Cudowne chwile.
Nachylam się nad Aną, żeby poczuć jej zapach. Ana i seks to dla
mnie najbardziej zmysłowe perfumy świata. Delikatnie całuję ją
w czoło.
– Jest za wcześnie – mruczy.
Cholera. Obudziłem ją, a przecież wiem, że nie przepada za
porankami.
– Zobaczymy się jutro wieczorem – szepczę.
– Zostań – mówi zaspana. Propozycja jest niezwykle kusząca.
– Nie mogę. – Gładzę ją po policzku. – Tęsknij za mną.
– Będę.
Uśmiecha się sennie i wydyma usta.
Szczerzę do niej zęby. Wczesnoporanny całus pożegnalny od mojej
dziewczyny.
– Pa – szepczę. Muskam ustami kącik jej ust i niechętnie wychodzę,
pozwalając jej spać dalej.
Pani Grey,
dziś rano była pani przeurocza.
Proszę być grzeczną pod moją nieobecność.
Kocham Cię.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
BUDZĘ SIĘ, TROCHĘ już świeższy, mniej więcej godzinę przed Nowym
Jorkiem. Ubieram się szybko. Taylor siedzi w głównej kabinie i je
rogalika – chyba z szynką i serem.
– Dzień dobry, panu.
– Cześć. O super, śniadanie. Udało ci się choć trochę zdrzemnąć?
Kiwa głową, jak zwykle idealnie zadbany.
– Tak, dziękuję.
Siadam i dołącza do nas kapitan.
– Jak się spało, proszę pana? – pyta.
– Dobrze, dziękuję. Wszystko w porządku?
– Przekierowano nas na lotnisko JFK. Na Teterboro był jakiś
wypadek.
– Wypadek?
– Z tego, co mi wiadomo, to nic poważnego, ale niestety przytrafiło
się akurat teraz.
– Zostanie mi przez to mniej czasu w GEH Fiber Optics – mówię do
Taylora.
– Skontaktowaliśmy się już z personelem naziemnym firmy Sheltair
i przekierowaliśmy pański samochód z drugiego lotniska.
– Dobrze. Jak wylądujemy, możecie zabrać gulfstreama na
Teterboro? Będzie wygodniej stamtąd wracać.
– Zobaczę, co da się zrobić. – Stephan uśmiecha się i wraca do
kokpitu.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Kate? Całkiem sporo może jej się stać z Kate. Kiedy spotkałem
pannę Kavanagh po raz drugi, Ana była wstawiona. Właśnie dlatego
spędziliśmy pierwszą noc razem. Cholera! Dzwonię do niej.
– Ana St… Grey.
Tak miło jest usłyszeć jej głos.
– Cześć.
– Cześć, jak lot?
– Długi. Co planujesz robić z Kate?
– Chcemy tylko wyskoczyć na drinka.
Wyskoczyć? Podczas gdy Hyde wciąż jest na wolności? Niech to szlag!
– Sawyer i ta nowa pani ochroniarz, Prescott, się nami zaopiekują –
mówi słodko.
Wtedy sobie przypominam.
– Myślałem, że Kate przyjdzie do naszego mieszkania.
– Tak, ale najpierw skoczymy się napić.
Wzdycham.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Nie ma mnie w Seattle. Jeżeli coś im się stanie… coś jej się stanie,
a mnie tam nie będzie, nigdy sobie nie wybaczę.
– Christianie, wszystko będzie w porządku. Są ze mną Ryan, Sawyer
i Prescott. To tylko szybki drink. Odkąd poznałam ciebie, widziałam
się z Kate tylko kilka razy. Proszę, to moja najlepsza przyjaciółka.
– Nie chcę cię odcinać od przyjaciół, Ano, ale myślałem, że Kate
odwiedzi cię w mieszkaniu.
Wzdycha.
– No dobrze, zostaniemy w domu.
– Tylko dopóki ten szaleniec wciąż jest na wolności. Proszę.
– Już się zgodziłam – mruczy pod nosem i nietrudno się domyślić,
że jest poirytowana.
Dławię chichot wynikający z ulgi, że Ana znowu jest sobą.
– Zawsze wiem, kiedy przewracasz oczami.
– Ojej, przepraszam, nie chciałam cię martwić. Dam znać Kate.
– Dzięki. – Wypuszczam powietrze. Mogę się zająć swoim dniem,
nie martwiąc się o nią.
– Gdzie jesteś?
– Na płycie lotniska JFK.
– Och, więc dopiero wylądowaliście?
– Tak. Prosiłaś, żebym dał znać, jak tylko wylądujemy.
– Cóż, panie Grey, cieszę się, że chociaż jedno z nas jest tak
skrupulatne.
– Pani Grey, pani umiejętność tworzenia hiperboli nie zna granic.
Co ja mam z panią zrobić?
– Och, jestem pewna, że wymyślisz coś kreatywnego. Zwykle ci się
to udaje – szepcze.
– Flirtujesz ze mną?
– Tak – mówi bez tchu i nawet na taką odległość, przez telefon, jej
głos jest podniecający.
Uśmiecham się szeroko.
– Muszę już lecieć. Proszę, Ano, słuchaj ochroniarzy. Oni naprawdę
wiedzą, co robią.
– Dobrze, Christianie. – Znowu wiem, że przewraca oczami.
– Widzimy się jutro wieczorem. Zadzwonię później.
– Żeby sprawdzić, co robię?
– Tak jest.
– Och, Christianie! – karci mnie.
– Au revoir, pani Grey.
– Au revoir, Christianie. Kocham cię.
Nigdy mi się nie znudzi słuchanie, jak wypowiada te słowa.
– A ja ciebie, Ano.
Żadne z nas nie odkłada słuchawki.
– Rozłącz się, Christianie – szepcze.
– Cóż za dyktatorka się z ciebie robi.
– Twoja dyktatorka.
– Moja – szepczę – rób, co ci się każe. Rozłącz się.
– Tak jest – mruczy i odkłada słuchawkę.
Czuję smutek.
Ana.
Piszę szybkiego maila.
Pani Grey,
przez telefon jest Pani równie zajmująca jak zwykle.
Nie żartowałem. Rób to, co każą Ci ochroniarze.
Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna.
Kocham Cię.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Anastasio,
Sawyer powiedział mi, że popijasz sobie drinki w barze, mimo że
powiedziałaś mi, że zostaniesz w domu.
Wyobrażasz sobie, jaki jestem w tej chwili wściekły?
Widzimy się jutro.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
ANA
WCIĄŻ JESTEM W JEDNYM KAWAŁKU.
DOBRZE SIĘ BAWIŁAM. TĘSKNIĘ ZA TOBĄ – PROSZĘ,
NIE BĄDŹ ZŁY.
Za późno, Ano.
Przynajmniej za mną tęskniła.
Odsłuchuję też wiadomość, którą nagrała chropawym,
niespokojnym głosem: „Hej, to ja. Proszę, nie bądź zły. W mieszkaniu
doszło do pewnego incydentu, ale sytuacja jest już opanowana, więc
nie musisz się martwić. Nikomu nic się nie stało. Zadzwoń”.
Co, do cholery?
Moja pierwsza myśl jest taka, że Leila znowu się włamała. Może to
faktycznie ona kierowała dodge’em. Zerkam na Taylora, który
wyraźnie pobladł.
– Hyde wdarł się do mieszkania. Ryanowi udało się go złapać
i oddać glinom – mówi.
Mój świat staje w miejscu.
– Ana? – szepczę, gdy uchodzi ze mnie całe powietrze.
– Nic jej nie jest.
– Gail?
– Z nią też wszystko w porządku.
– Co, do cholery?
– Właśnie.
Taylor wygląda na równie wstrząśniętego jak ja. Samolot się
zatrzymuje. Dzwonię do Any, ale od razu zgłasza się poczta głosowa.
Cholera.
Hyde w mieszkaniu? Jak? Dlaczego? Co?
Staram się jakoś poukładać to sobie w głowie, ale wyczerpanie
utrudnia mi koncentrację. Ana nie odbiera, więc pewnie śpi.
Przynajmniej taką mam nadzieję. Ulżyło mi, że nic jej nie jest, ale
muszę ją zobaczyć, aby mieć pewność. Kiedy Stephan otwiera drzwi
samolotu, rześkie poranne powietrze wpływa do kabiny i przenika
mnie do szpiku kości. Wstaję, drżąc z zimna. Taylor podaje mi
marynarkę i wysiada jako pierwszy.
– Wielkie dzięki, Beighley, Stephan – mówię, zakładając górę od
smokingu, żeby osłonić się trochę od zimnego powietrza.
– Proszę bardzo – odpowiada Beighley.
– Naprawdę wam dziękuję, że ogarnęliście to wszystko tak na
ostatnią chwilę.
– To żaden problem.
– Odpocznijcie trochę. – Ściskam im dłonie i idę za Taylorem do
Sawyera, który czeka przy audi.
W drodze do Escali przedstawia nam swoje sprawozdanie. Podczas
gdy Ana i Kate bawiły się w Zig Zag Café, Hyde, ubrany
w kombinezon, zjawił się pod Escalą i zadzwonił do wejścia
służbowego. Ryan go rozpoznał, wpuścił i obezwładnił. Przyjechała
policja i pogotowie. Zabrali Hyde’a i wszystkich przesłuchali.
Do kurwy nędzy!
– Był uzbrojony? – pyta Taylor.
– Tak.
– Ryanowi nic się nie stało? – pytam.
– Nic, ale doszło do bójki. Jedne z drzwi są do naprawy.
– Do bójki?
Nie mogę w to uwierzyć!
– Tak, do rękoczynów.
Kurwa.
– Ale Ryanowi nic nie jest?
– Nie, proszę pana.
– A Gail? Była tam? – pyta dalej Taylor.
– W domowym schronie.
Dzięki ci, Ros Bailey! Zerkam na Taylora, który zaciska powieki
i pociera czoło dłonią.
Niech to szlag. Obie nasze kobiety znalazły się w niebezpieczeństwie
przez tego koszmarnego sukinsyna, Hyde’a.
– Kto zadzwonił na policję? – pyta Taylor.
– Ja. Pani Grey nalegała.
– I słusznie – mruczę. – Co on, do cholery, chciał osiągnąć?
– Nie mam pojęcia, proszę pana. Ach, jeszcze jedno. Przed
budynkiem byli wczoraj dziennikarze.
Cholera. A już stracili nami zainteresowanie. Ten dzień robi się
coraz lepszy, a jest dopiero – zerkam na zegarek – 4:40.
– Ryan przeczytał waszego maila, dopiero kiedy kładł się spać –
mówi Sawyer. – Było już za późno, żeby poinformować wszystkich, że
pan wraca.
– Czyli Ana i Gail o tym nie wiedzą?
– Nie, proszę pana.
– Okej.
Przez resztę krótkiej podróży milczymy. Każdy z nas zaprzątnięty
własnymi, prześladującymi go myślami. Gdyby Ana była w domu,
schowałaby się do schronu razem z Gail, a Ryan nie musiałby stawiać
czoła Hyde’owi sam, tylko miałby wsparcie.
Czemu nie może robić tego, o co się ją prosi?
Sawyer parkuje samochód w garażu. Obaj z Taylorem wyskakujemy
i biegniemy prosto do windy.
– Dobrze, że wróciliśmy wcześniej – mówię.
– To prawda – zgadza się ze mną, kiwając głową.
– Co za pieprzony burdel.
– W rzeczy samej – odpowiada, jak zwykle małomówny.
– Niech wszyscy trochę się wyśpią, a potem zrobimy naradę.
– Tak jest.
Kiedy tylko drzwi windy się otwierają, wbiegamy do korytarza.
Przyświeca nam ten sam cel: sprawdzić, czy naszym kobietom nic się
nie stało. Biegnę do sypialni i wiem, że Taylor robi dokładnie to samo.
Pędem wpadam do pokoju. Na szczęście gruby dywan tłumi dźwięk
moich kroków.
Ana śpi głęboko, zwinięta w kłębek po mojej stronie łóżka. Ma na
sobie moją koszulkę.
Jest tutaj.
Bezpieczna.
Ulga, którą czuję, jest tak silna, że niemal powala mnie na kolana.
Stoję i patrzę na swoją żonę. Nie chcę ryzykować dotykania jej, żeby
jej nie obudzić.
Obudzić i zatopić się w jej ramionach.
Ciekaw jestem, jak bardzo była wczoraj pijana.
Ano, Ano, Ano.
Pewnie przeżyła niezły szok, kiedy wróciła do domu i znalazła
w nim Hyde’a.
Zbieram się w sobie i palcem wskazującym muskam jej policzek.
Ana mruczy coś przez sen, więc zamieram w bezruchu, aby jej nie
obudzić. Kiedy jej oddech się wyrównuje, wyślizguję się z sypialni
i wracam do salonu. Muszę się napić.
Mijam drzwi do holu i widzę, że zwisają z zawiasów. Całe ściany są
podrapane, ale nie dostrzegam nigdzie śladów krwi.
Dzięki Bogu. Bójka? Chyba raczej prawdziwa bitwa.
Na dodatek Hyde był uzbrojony. Mógł zamordować Ryana tutaj,
w moim domu.
Robi mi się niedobrze na samą myśl.
Podchodzę do barku i nalewam sobie laphroaig. Wypijam
szklaneczkę jednym haustem, rozkoszując się tym, jak whisky pali
mnie w gardle. Ciepło trunku rozchodzi się po moim ciele i dołącza do
szalejącej w jelitach burzy. Biorę głęboki oddech, nalewam sobie
drugą, większą porcję i wracam do sypialni.
Naprawdę powinienem się przespać, ale jestem zbyt przejęty.
I zbyt wkurzony.
Nie, nie tylko wkurzony. Wściekły.
Ten pojebany zasraniec naruszył nietykalność mojego domu.
Po cichu odsuwam krzesło spod okna i stawiam je po swojej stronie
łóżka. Siedzę, patrząc, jak Ana śpi, i powoli sącząc whisky. Szczypię
się w nos, próbując uspokoić rozszalałą we mnie burzę.
Bezskutecznie.
Chciał skrzywdzić moją żonę.
To jedyny wniosek, jaki przychodzi mi do głowy.
Porwać ją? Zabić?
Żeby się na mnie zemścić.
A Ana… Jej tu nie było.
Tu, gdzie prosiłem, żeby była.
Gdzie kazałem jej być.
Gniew gotuje się we mnie i przeradza w gorzką wściekłość.
Nie mam dla niej ujścia.
Tylko whisky i palący przy każdym łyku ogień.
Krzyżuję nogi i stukając palcem w wargę, wymyślam, jak chciałbym
załatwić Hyde’a.
Powiesić go. Udusić. Pobić na śmierć. Zastrzelić. W końcu mam
broń Leili.
I ukarać Anę za to, że mnie nie słucha.
Packą. Pejczem. Szpicrutą… Pasem.
Ale nie mogę. Nie pozwoli mi na to.
Kurwa.
Zaczyna świtać i w pokoju robi się coraz jaśniej.
Ana wierci się i otwiera oczy. Rozchyla usta i tłumi okrzyk
zaskoczenia, kiedy dociera do niej, że siedzę i na nią patrzę.
– Hej – szepcze.
Dokańczam drinka i odstawiam szklaneczkę na szafkę nocną. Myślę,
co powiedzieć swojej żonie.
– Cześć – mruczę i mam wrażenie, że to nie ja mówię, tylko jakiś
robot. Ktoś pozbawiony uczuć.
– Wróciłeś.
– Na to wygląda.
Podnosi się. Jej oczy są błyszczące, niebieskie i urocze.
– Jak długo tu siedzisz i patrzysz, jak śpię?
– Wystarczająco długo.
– Wciąż jesteś zły – szepcze.
Och, chciałbym być tylko zły. Moja robotyczna wersja wypowiada to
słowo na głos, sprawdzając, jak brzmi. Jest zbyt słabe.
– Nie, Ano, zły to zdecydowanie zbyt mało powiedziane.
– Zbyt mało… To nie brzmi dobrze.
Nie, nie brzmi. Wpatrujemy się w siebie nawzajem. Chciałbym wstać
i krzyczeć, i wrzeszczeć. Powiedzieć jej, jak bardzo jestem
zawiedziony i jaką ogromną ulgę odczuwam.
Jak przerażony jestem.
I kurewsko wściekły.
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wcześniej doświadczył głębi tych
sprzecznych uczuć, które teraz mną targają. Ale robotyczny ja nie wie,
co robić. Wszystkie systemy zostały wyłączone, żeby powstrzymać
wybuch.
Ana sięga po swoją szklankę i upija łyk wody.
– Ryan złapał Jacka – mówi, kiedy ją odstawia.
– Wiem.
Marszczy brew.
– Długo zamierzasz być taki monosylabiczny?
Próbuje żartować?
– Tak – odpowiadam, nie potrafiąc wydusić z siebie nic więcej.
Marszczy brwi jeszcze mocniej.
– Przepraszam, że nie było mnie w domu.
– Faktycznie czujesz się winna?
– Nie.
– Więc po co to mówisz?
– Bo nie chcę, żebyś był na mnie zły.
Na to już za późno, Ano. Wzdycham i przeczesuję włosy ręką.
– Detektyw Clark chyba chce z tobą porozmawiać – mówi.
– Och, z pewnością.
– Christianie, proszę…
– O co?
– Nie bądź taki zimny.
Zimny?
– Anastasio, bynajmniej nie czuję się teraz zimny. Płonę. Płonę
z wściekłości. Nie wiem, jak mam sobie poradzić z tymi – macham
ręką, szukając natchnienia – uczuciami.
Otwiera oczy szerzej i zanim zdążę ją powstrzymać, gramoli się
z łóżka i siada mi na kolanach. Zaskakuje mnie tym. To miła,
rozbrajająca próba odwrócenia mojej uwagi od tej wściekłości.
Powoli i ostrożnie, tak żeby jej nie zgnieść, oplatam ją ramionami
i wtulam się w jej włosy, wdychając jej wyjątkowy zapach.
Jest tutaj.
Jest bezpieczna.
Nieprzelane łzy wdzięczności palą mnie w gardle.
Dzięki Bogu, że jest bezpieczna.
Przytula mnie i całuje w szyję.
– Och, pani Grey, co też ja z panią zrobię? – mówię zachrypniętym
głosem i całuję ją w czubek głowy.
– Ile wypiłeś?
– Czemu?
– Zwykle unikasz mocnych alkoholi.
– To druga szklaneczka. Miałem naprawdę męczącą noc, Anastasio.
Odpuść mi.
Czuję, jak się uśmiecha.
– Skoro pan nalega, panie Grey. – Znowu wtula się w moją szyję. –
Bosko pachniesz. Spałam po twojej stronie łóżka, bo poduszka
pachnie tobą.
Och, Ano.
Całuję jej włosy.
– Doprawdy? Nawet się zastanawiałem, dlaczego tu leżysz. Ale
wciąż jestem na ciebie wściekły.
– Wiem – szepcze.
Moja ręka gładzi ją rytmicznie po plecach. Ten dotyk jest kojący.
Pomaga mi wrócić do rzeczywistości.
– A ja jestem wściekła na ciebie – mówi.
Przestaję ją głaskać.
– A cóż ja takiego zrobiłem, żeby zasłużyć sobie na twój gniew?
– Powiem ci później, jak już przestaniesz płonąć z wściekłości.
Całuje mnie w szyję. Zamykam oczy i ją przytulam.
Mocno.
Nie chcę jej wypuszczać.
Mogłem ją stracić. Ten dupek mógł ją przecież zabić.
– Kiedy myślę o tym, co by się stało… – Ledwo udaje mi się
wykrztusić te słowa przez wciąż zaciśnięte z wściekłości gardło.
– Nic mi nie jest.
– Och, Ano – mamroczę i chce mi się płakać.
– Nic mi nie jest. Nikomu nic się nie stało, jesteśmy tylko trochę
roztrzęsieni. Gail też nic nie jest. Ani Ryanowi. A Jacka już nie ma.
– Bynajmniej nie dzięki tobie – mruczę.
Odchyla się do tyłu i piorunuje mnie wzrokiem.
– Co masz na myśli?
– Nie chcę się teraz o to kłócić, Ano.
Wygląda na to, że waży moje słowa i nie wiedzieć dlaczego, znowu
się we mnie wtula. Nie robiłaby tego, gdyby wiedziała, o co mi chodzi.
Ale przecież wie.
Zna mnie.
Diabelskie nasienie.
Widziała potwora.
– Chcę cię ukarać – wyszeptuję mroczne, płynące z głębi
wyznanie – naprawdę sprać cię na kwaśne jabłko.
Nieruchomieje.
– Wiem – szepcze.
Nie tego się spodziewałem.
– Może to zrobię.
– Mam nadzieję, że nie – odpowiada cichym, ale stanowczym
głosem.
Wzdycham. Nigdy do tego nie dojdzie. Wiem i pogodziłem się
z tym, gdy do mnie wróciła.
Ale chciałbym.
Naprawdę cholernie bym chciał.
Tyle że ostatnim razem, kiedy to zrobiłem, odeszła ode mnie.
A teraz jest moją żoną i tak już zostanie.
Przytulam ją mocniej.
– Ano, Ano, Ano. Nawet święty by z tobą nie wytrzymał.
– Mogę o panu powiedzieć wiele rzeczy, panie Grey, ale bycie
świętym do nich nie należy.
Oto i ona.
Moja dziewczyna.
Chichoczę cicho i chociaż śmiech brzmi pusto nawet dla moich
uszu, działa oczyszczająco.
– Dobrze powiedziane, pani Grey. – Całuję ją w czoło. – Wracaj do
łóżka. Też późno poszłaś wczoraj spać.
Podnoszę ją i układam do snu.
– Położysz się ze mną? – pyta, spojrzeniem błagając, żebym został.
– Nie, mam trochę rzeczy do załatwienia. – Sięgam po swoją pustą
szklankę. – Śpij, obudzę cię za parę godzin.
– Wciąż jesteś na mnie zły?
– Tak.
– W takim razie niech będzie, wracam do spania.
– Świetnie. – Opatulam ją kołdrą i całuję w czoło. – Śpij.
Wychodzę z pokoju, zanim zmienię zdanie.
Wiem, że od niej uciekam, bo może mnie zranić bardziej niż
ktokolwiek inny. Gdyby Hyde się do niej dobrał… Cholera. Jeśli
zniknęłaby z tego świata, zabolałoby mnie to bardziej niż wszystko, co
do tej pory przeżyłem.
Przechodzę przez kuchnię, zostawiam szklankę przy zlewie i idę do
swojego gabinetu. Potrzebny mi jest plan. Notuję, co mam do
załatwienia, i wysyłam Andrei maila, żeby odwołała moje spotkania
w Waszyngtonie. Mówię jej, że musiałem wrócić do Seattle, ale wciąż
mogę wziąć w nich udział przez WebEx albo przez telefon. Wysyłam
wiadomość, wiedząc, że jak tylko media się zorientują, że Hyde został
aresztowany, nie będę musiał się tłumaczyć.
Wyciągam teraz jego teczkę, żeby raz jeszcze przejrzeć informacje,
które dostałem od Welcha. Szukam czegoś, co wskazywałoby na jego
niepoczytalność. Cały czas wracam do jednego szczegółu, który nie
daje mi spokoju, odkąd pierwszy raz go przeczytałem. Nie wiem, czy
to zwykły przypadek, czy też kluczowa dla tego bajzlu informacja.
Jackson „Jack” Daniel Hyde.
Data urodzenia: 26 lutego 1979 roku, Brightmoor, Detroit, Michigan
Do licha. Jestem tak zmęczony, że mózg odmawia mi
posłuszeństwa, ale wiem, że nie zasnę. Potrzebuję świeżego
powietrza, żeby uwolnić się trochę od tego stresu i strachu.
Cichutko zakradam się do szafy i przebieram w strój do biegania.
Przed wyjściem sprawdzam, co u Any. Głęboko śpi. Zakładam na
ramię opaskę z iPodem i zjeżdżam windą do głównego holu.
Kiedy drzwi się otwierają, dostrzegam na zewnątrz dwóch
fotografów. Prześlizguję się tylnymi drzwiami na zaplecze i kilkoma
korytarzami docieram do przejścia za budynkiem. Wybiegam na
wczesnoporanne ulice Seattle, a w słuchawkach gra mi głośno
i wyraźnie Bitter Sweet Symphony zespołu The Verve.
Biegnę i biegnę, kierując się Piątą Aleją, aż do Vine. Mijam dawne
mieszkanie Any, gdzie Kate Kavanagh zapewne odsypia kaca. Biegnę
Western i skręcam na Pike Place Market. Jestem wyczerpany.
Zatrzymuję się dopiero pod Escalą, ale później powtarzam to kółko
jeszcze raz.
Wracam potwornie spocony, z czapką naciągniętą na oczy.
Przemykam nierozpoznany przez zebrany przed budynkiem tłum
dziennikarzy i bezpiecznie docieram do windy.
W kuchni krząta się pani Jones.
– Gail! Jak się masz? – pytam na przywitanie.
– Dobrze, panie Grey. Cieszę się, że wróciliście.
– Opowiedz mi, co się stało.
Nalewam sobie szklankę wody, a Gail opowiada mi pokrótce
wydarzenia poprzedniej nocy. O tym, jak Ryan kazał jej się schować
do schronu, i o tym, jak po złapaniu Hyde’a przyjechały policja
i pogotowie.
– Nigdy nie sądziłam, że to pomieszczenie okaże się nam
potrzebne.
– Cieszę się, że kazałem je zamontować.
– Tak, proszę pana, też jestem za to wdzięczna. Napije się pan
kawy?
– Jeszcze nie. Ale wezmę sok pomarańczowy dla Any.
Uśmiecha się.
– Już się robi.
– Taylor wciąż jest na nogach?
– Nie, proszę pana.
– To dobrze, niech odpocznie.
Biorę od niej szklankę i idę obudzić żonę.
Wciąż śpi.
– Masz tu sok pomarańczowy. – Stawiam go na jej szafce nocnej.
Ana budzi się i patrzy na mnie, zębami przygryzając dolną wargę.
– Pójdę wziąć prysznic – bąkam pod nosem i wychodzę.
Rozbieram się szybko i zostawiam ubrania na podłodze łazienki.
Przebieżka wcale nie poprawiła mi nastroju. Energicznie myję włosy,
zastanawiając się, co muszę dziś rano załatwić. Wyczuwam obecność
Any, zanim jeszcze ją usłyszę. Zamyka drzwi kabiny prysznicowej,
staje za mną i obejmuje mnie ramionami. Sztywnieję, gdy mnie
dotyka.
Cały.
Nie zbliżaj się do mnie.
Ignoruje moją reakcję i przysuwa się tak, że jej ciepłe, nagie ciało
napiera na moje. Opiera policzek o moje plecy.
Skóra na skórze.
To nie do zniesienia.
Za bardzo jestem teraz na ciebie zły.
Za bardzo jestem zły na siebie.
Przesuwam się tak, żeby strumień wody oblewał nas oboje i dalej
spłukuję pianę z włosów. Ana zaczyna składać na moich plecach
drobne, delikatne pocałunki.
Nie.
– Ano – ostrzegam ją.
– Hmm…
Przestań.
Z pożądania cały płonę.
Ale moje myśli są zbyt mroczne.
Za bardzo jestem wściekły.
Przebiega ręką w dół mojego brzucha i wiem, co planuje. Ale ja
zupełnie nie mam na to ochoty.
Mam ogromną ochotę.
Ogromną ochotę na nią.
Nie!
Powstrzymuję jej dłoń swoimi i potrząsam głową.
– Przestań – szepczę.
Natychmiast się odsuwa, jakbym ją uderzył. Obracam się, a jej
wzrok pada na moją erekcję.
To tylko biologia, maleńka.
Chwytam ją pod brodę.
– Wciąż jestem na ciebie cholernie zły – szepczę i opieram się
czołem o jej czoło, zamykając oczy.
I cholernie zły na siebie.
Powinienem był zostać w Seattle.
Wyciąga rękę i gładzi mnie po policzku. Mam ogromną ochotę
zatracić się w jej delikatnym dotyku.
– Proszę, nie bądź na mnie zły. Chyba trochę przesadzasz – mówi.
Co takiego?!
Prostuję się, a ona cofa dłoń. Piorunuję Anę wzrokiem.
– Przesadzam? – krzyczę. – Jakiś pierdolony szaleniec wdarł się do
mojego mieszkania, żeby uprowadzić moją żonę, a ty uważasz, że
przesadzam!
Przygląda mi się, ale nie odpuszcza.
– Nie, hmm, nie to miałam na myśli. Sądziłam, że chodzi ci o to, że
nie było mnie w domu.
Och. Zamykam oczy. Zostawiłem ją na jedną noc i prawie została
porwana, albo i gorzej. Zamordowana przez tego dupka.
– Christianie, nie było mnie tutaj – szepcze cichutko.
– Wiem – otwieram oczy. Czuję się beznadziejny
i bezwartościowy. – A wszystko dlatego, że nie potrafisz spełnić
jednej pieprzonej prośby. Nie chcę o tym rozmawiać teraz, pod
prysznicem. Wciąż jestem na ciebie cholernie wściekły, Anastasio.
Przez ciebie zaczynam wątpić we własny rozsądek.
Zostawiam ją, biorę ręcznik i prędko wychodzę z łazienki. Nie chcę,
żeby ten gniew mi przeszedł. Chroni mnie i zapewnia bezpieczeństwo.
Trzyma mnie od niej z daleka.
Z daleka od trudnych, bardziej złożonych uczuć.
Wycieram się i wkładam ubrania na jeszcze wilgotne ciało. Mam to
gdzieś.
Wychodzę z garderoby i szybkim krokiem mijam kuchnię.
– Kawy? – woła za mną Gail, kiedy idę do gabinetu.
– Poproszę.
Siadam i raz jeszcze przeglądam teczkę Hyde’a. Coś tu jest, czuję to.
Gail stawia mi na biurku czarną kawę.
– Dzięki.
Upijam łyk – jest mocna i gorąca. Bardzo mi smakuje.
Dzwonię do Welcha.
– Dzień dobry, panie Grey, podobno wrócił pan do Seattle – mówi
na przywitanie.
– Zgadza się, skąd wiesz?
– Taylor właśnie mi powiedział.
– Czyli ze sprawą Hyde’a też jesteś na bieżąco.
– Tak jest. Poprosiłem już swój kontakt w wydziale policji hrabstwa
King, żeby sprawdził, co jest grane.
– Dzięki.
– I odezwało się do mnie FBI.
Słyszę pukanie do drzwi. Stoi w nich Ana, ubrana w tę fioletową
sukienkę, która tak bardzo podkreśla jej kobiece kształty. Włosy
związała w kok, a w uszy wpięła diamenty. Wygląda elegancko
i z klasą – skrywa swoje wewnętrzne szaleństwo. To cholernie
podniecające. Odprawiam ją ruchem głowy i patrzę, jak wycofuje się
ze smutną miną.
– Przepraszam, Welch, co mówiłeś?
– FBI. Znaleźli odciski pasujące do tego fragmentu z EC135.
– Hyde?
– Zgadza się. FBI dotarło do wyroków skazujących z Detroit. Był
wtedy nieletni.
Znowu Detroit.
– Pasują – mówi dalej – ale te akta zostały utajnione. Dlatego też
zajęło to kilka dni.
– Co to znaczy?
– Mogą się okazać niedopuszczalne w sądzie.
– Cholera, naprawdę? No cóż, mamy też nagrania sprzed Escali,
które znalazła Prescott. Wyraźnie na nich widać, że Hyde robił
rekonesans. No i materiał z monitoringu w serwerowni GEH.
– Policja już wcześniej chciała go przesłuchać w sprawie GEH, ale
nie mogli go znaleźć.
– No to teraz już go mają.
– To prawda. I sprawdzą jego odciski palców.
– Najwyższy czas. Dowiedziałeś się czegoś od jego byłych
asystentek?
– Nie, nikt nie chce mówić. Zgodnie twierdzą, że był wspaniałym
szefem.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Mnie również, biorąc pod uwagę zamiecione pod dywan
oskarżenia o molestowanie – bąka pod nosem Welch. –
Rozmawialiśmy dopiero z czterema, będę próbował dalej.
– Okej.
– Chce pan odwołać dodatkową ochronę rodziny?
– Nie, na razie ją zostawmy. Zobaczymy, jak potoczy się sprawa
Hyde’a. Nie mamy pojęcia, czy działał sam, czy ma wspólnika.
– Dobrze. Dam panu znać, kiedy mój kontakt się odezwie.
– Świetnie, dzięki.
Sprawdzam maile. Sam napisał, że media zalały go pytaniami na
temat wczorajszego wieczoru. Odpisuję, żeby odsyłał ich do biura
prasowego wydziału policji hrabstwa King.
Wchodzi Taylor.
– Dzień dobry panu.
– Udało ci się trochę zdrzemnąć?
Wypuszcza powietrze.
– Kilka godzin, powinno wystarczyć.
– Świetnie, czeka nas mnóstwo pracy.
Przysuwa sobie krzesło i przeglądamy listę rzeczy do zrobienia.
– …i jeszcze umówić stolarza, żeby naprawił drzwi.
– Tak jest. O dziesiątej spotkanie z całym zespołem, dam im znać –
mówi Taylor.
– Dzięki.
– Sawyer i Ryan poszli do siebie, pewnie jeszcze śpią. Prescott
przegląda wczorajsze nagrania z monitoringu, żeby sprawdzić, jak
Hyde dostał się do budynku.
– Świetnie.
– Panie Grey – mówi tak, że natychmiast przyciąga całą moją
uwagę.
– Tak?
– Cieszę się, że wróciliśmy wczoraj. Chyba ma pan jakiś szósty
zmysł.
Tego się nie spodziewałem.
– Taylor, ja po prostu byłem wściekły na żonę.
– Każdemu się zdarza, proszę pana – mówi, uśmiechając się
krzywo, wyraźnie zmęczony życiem.
Kiwam głową, ale jego słowa nie dodają mi otuchy. W końcu jest
rozwiedziony.
Odpuść sobie, Grey.
– Dzięki Bogu, Anie i Gail nic się nie stało – dodaję, wstając.
Zrobiłem się głodny.
– Tak jest – przytakuje, wychodząc za mną z biura.
– Zrobiłam panu omlet – mówi Gail, uśmiechając się szeroko do nas
obu.
Kto wie, może tych dwoje się pobierze.
Siadam przy blacie kuchennym, nie zwracając na nich uwagi. Kiedy
Taylor wychodzi, pytam Gail, czy Ana już coś jadła.
– Tak, panie Grey, też dostała omlet.
– Cieszę się.
Jak na zawołanie, Ana zjawia się w drzwiach, w kurtce.
– Jedziesz? – pytam z niedowierzaniem.
– Do pracy? Tak, oczywiście. – Podchodzi bliżej. – Christianie,
wróciliśmy niecały tydzień temu, muszę iść do pracy.
– Ale… – Przeczesuję włosy ręką, zdenerwowany.
Ale co z wczoraj? Hyde! Porwanie!
Kątem oka dostrzegam, że Gail wychodzi z kuchni.
– Wiem, że mamy sporo do przegadania – mówi dalej Ana. –
Zajmiemy się tym wieczorem, jeśli uda ci się ochłonąć.
– Ochłonąć? – szepczę i natychmiast wraca mi złość. Ta kobieta
zdążyła mi już dzisiaj nadepnąć na wszystkie odciski.
Rumieni się, zakłopotana.
– Wiesz, co mam na myśli.
– Nie, Anastasio, nie wiem.
– Nie chcę się kłócić. Przyszłam cię tylko zapytać, czy mogę wziąć
swój samochód.
– Nie, nie możesz – odburkuję.
– Okej – odpowiada cicho.
Uchodzi ze mnie powietrze, a wraz z nim wściekłość. Jestem po
prostu zmęczony. Spodziewałem się kolejnej sprzeczki.
– Prescott z tobą pojedzie – mówię znacznie łagodniej.
– Okej. – Znowu do mnie podchodzi.
Co ty robisz, Ano? Nachyla się i całuje mnie delikatnie w kącik ust.
Zamykam oczy i rozkoszuję się jej dotykiem. Nie zasłużyłem na to.
Nie zasłużyłem na nią.
– Nie chcę, żebyś mnie nienawidził – szepcze.
Łapię ją za rękę.
– Nie nienawidzę cię.
Ano, nie byłbym w stanie cię znienawidzić.
– Nawet mnie nie pocałowałeś – szepcze.
– Wiem. – Ale chciałbym.
Cholera, Grey. Carpe diem.
Raptownie wstaję, biorę jej twarz w dłonie i zbliżam jej usta do
swoich. Rozchyla wargi, zaskoczona, a ja rzucam się na nią, wpychając
język w jej usta, rozsmakowując się w niej.
Smakuje jak niebo, miętowa pasta do zębów i lepsze dni.
Ano. Kocham cię.
Po prostu. Doprowadzasz. Mnie. Do szału.
Wypuszczam ją, zanim zdąży zareagować. Jeśli nie wycofam się
teraz, nigdy nie dotrze do pracy. Ciężko dyszę.
– Taylor zawiezie ciebie i Prescott do SIP. – Staram się odzyskać
nad sobą panowanie i ostudzić swój popęd.
Ana mruga, również oddychając z trudem.
– Taylor! – wołam.
– Tak, proszę pana? – Pojawia się w drzwiach.
– Powiedz Prescott, że pani Grey jedzie do pracy. Mógłbyś je
zawieźć?
– Oczywiście. – Odwraca się na pięcie i znika.
Czuję się już lepiej i znowu patrzę na Anę.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś mogła nie pakować się dzisiaj w żadne
kłopoty – burczę pod nosem.
– Zobaczę, co da się zrobić. – W jej oczach błyszczy radość, obok
której nie da się przejść obojętnie.
– No to widzimy się później.
– Do zobaczenia – szepcze i wychodzi, a za nią podążają Taylor
i Prescott.
Po śniadaniu wracam do gabinetu i dzwonię do Andrei
poinformować ją, że będę pracował z domu. I tak nie planowałem być
dzisiaj w biurze. Łączy mnie z Samem i prowadzimy nużącą rozmowę
dotyczącą dzielenia się informacjami na temat Hyde’a i włamania.
– Nie Sam, nie tym razem.
– Ale… – protestuje.
– Nie, ma żadnego ale. To sprawa policji. Wszystkie zapytania na
ten temat odsyłamy do nich. Bez dyskusji.
Wzdycha. Dla rozgłosu Sam zrobiłby wszystko.
– No dobrze, panie Grey.
Jego głos jest ponury, ale mam to gdzieś. Rozłączam się i dzwonię
do taty, żeby powiedzieć mu o Hydzie. Ustalamy, że wzmożoną
ochronę zachowamy jeszcze przez tydzień, na wszelki wypadek.
– Dasz znać mamie?
– Tak, synu. Uważaj na siebie.
– Oczywiście.
Kiedy odkładam telefon, przychodzi SMS od Elliota.
ELLIOT
Hej, Brachu! Wszystko OK? Hyde! Cholera!
Anastasio,
detektyw Clark wpadnie o 15:00 spisać Twoje zeznania.
Nalegałem, żeby to on przyszedł do Ciebie, bo nie chcę, żebyś jechała na
komendę.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Okej.
Ax
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Czemu pytasz?
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Nadawca: Anastasia Grey
Temat: Twój przylot
Data: 26 sierpnia 2011, 13:29
Adresat: Christian Grey
Powiedzmy, że z ciekawości.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Anastasia Grey
redaktor naczelna, SIP
Jak zwykle, Pani Grey, przez Internet jest Pani bezpośrednia i zadziorna.
Może porozmawiamy o tym, kiedy wróci Pani do domu, do NASZEGO
mieszkania.
Uważaj, co mówisz. Też wciąż jestem cholernie wkurzony.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Ana leży przede mną, naga. Wyciąga do mnie ręce. Możesz ze mną
zrobić, co zechcesz. Karny seks. Jest w uprzęży, w pokoju zabaw. Co
ze mną zrobisz? Staję za nią ze szpicrutą w dłoni. Co tylko będę
chciał. Leży na stole, twarzą w dół. Nie może się ruszyć. Jest
związana. Uderzam packą o swoją dłoń. Ana zaciska pośladki.
Czeka. Jest na kolanach, z czołem przyklejonym do podłogi. Ręce
ma związane za plecami. Chcę twoich ust. Twojej cipy. Twojej dupy.
Twojego ciała. Twojej duszy. Klęczy przede mną. Jestem twoja.
Zawsze będę twoja, mój mężu. Mój. Twoja.
Budzę się zdezorientowany.
Jestem w domu. Sądząc po pozycji słońca, jest późne popołudnie.
Zerkam na zegarek. 17:30. Ana jeszcze nie wróciła. Przecieram oczy
i idę do łazienki, a w mojej głowie zaczyna kiełkować pewien plan.
Spodziewam się poważnej kłótni, skoro Ana jest na mnie wściekła.
W garderobie zamieniam koszulę na zwykły T-shirt. Zakładam też
swoje dżinsy z pokoju zabaw, przygotowując się na jej powrót. Do
kieszeni wsuwam nowy szal.
Może oboje dostaniemy to, czego chcemy.
Idę do gabinetu wydrukować jej maila. Nie wysłała już nic więcej.
Ana nie cofa się przed wyzwaniem, więc zapowiada się ciekawy
wieczór.
Ani Gail, ani Taylora nigdzie nie widać. Ciekawe, co robią.
W biurze ochrony siedzi Ryan. Wstaje, kiedy podchodzę.
– Dobry wieczór, panie Grey.
– Możesz pójść na górę trochę odpocząć. Dałem wszystkim wolny
wieczór. Zawołamy cię, jeśli będziesz nam potrzebny.
Chwilę się zastanawia, po czym kiwa głową.
– Dobrze, proszę pana.
Wracam do salonu i siadam przy fortepianie, w oczekiwaniu na
powrót żony.
Za mną późnopopołudniowe słońce chyli się ku zachodowi. Zająłem
miejsce w swoim rogu ringu, gotów na rozpoczęcie meczu. Rękawice
i ochraniacz na zęby założone.
Ile rund zaliczę z panią Grey?
W holu rozlega się cichy sygnał windy.
Wróciła.
Pora zaczynać, Grey.
Najpierw słyszę, jak odkłada aktówkę na podłogę w przedpokoju,
a następnie jej kroki skierowane do salonu. Zatrzymuje się, kiedy
mnie widzi.
– Dobry wieczór, pani Grey. – Podchodzę do niej boso, pewny
siebie, niczym strzelec ze starego, czarno-białego filmu. Wzrok mam
skupiony na niej. – Dobrze, że wróciłaś. Czekałem na ciebie.
– Doprawdy? – szepcze.
Jest równie piękna jak dzisiaj rano, mimo szeroko otwartych,
nieufnych oczu. Podnosi gardę.
Zaczynamy.
– Tak – odpowiadam.
– Fajne dżinsy – mruczy, lustrując mnie od stóp do głów.
Założyłem je specjalnie dla ciebie. Uśmiecham się szeroko i staję z nią
twarzą w twarz. Oblizuje wargi i przełyka ślinę, ale nie odwraca
wzroku.
– Rozumiem, że coś pani nie pasuje, pani Grey. – Wyjmuję z tylnej
kieszeni spodni jej krzykliwy mail i rozkładam go przed nią, próbując
zastraszyć ją spojrzeniem.
Nic z tego.
– Owszem, coś mi nie pasuje – mówi dosadnie, nie spuszczając ze
mnie wzroku, ale zdradza ją głos, seksowny i lekko chropawy.
Nachylam się i przesuwam nosem wzdłuż jej nosa, delektując się jej
bliskością. Przymyka powieki i cichutko wzdycha.
– Mnie również – mruczę, wciąż stojąc niezwykle blisko.
Prostuję się, kiedy otwiera oczy.
– Chyba wiem, na czym polega twój problem, Christianie. – Unosi
brew, a w jej oczach czai się uśmiech.
Mrużę oczy.
Nie rozśmieszaj mnie, Ano.
Pamiętam, jak całkiem niedawno mówiła to samo.
Odsuwa się o krok.
– Czemu wróciłeś z Nowego Jorku? – pyta milutko jak kotek, a nie
jak drzemiąca w niej lwica.
– Wiesz dlaczego.
– Bo spotkałam się z Kate?
– Bo nie dotrzymałaś słowa i sprzeciwiłaś mi się, narażając się na
niepotrzebne niebezpieczeństwo.
– Nie dotrzymałam słowa? Tak to widzisz?
– Owszem.
Wznosi wzrok ku niebu, ale powstrzymuje się, widząc moją gniewną
minę. To chyba nie jest dobry moment na klapsa.
– Christianie – mówi tym samym delikatnym głosem – zmieniłam
zdanie. Jestem kobietą, a z tego przecież słyniemy. Zawsze tak
robimy.
Nie odpowiadam, więc mówi dalej.
– Gdyby przez myśl mi przeszło, że odwołasz podróż służbową… –
Przerywa, chyba z braku słów.
– Zmieniłaś zdanie?
– Tak.
– I nie pomyślałaś, żeby mnie o tym powiadomić?
Jak możesz do tego stopnia się ze mną nie liczyć?
– Na dodatek zabrałaś ze sobą ochroniarzy, narażając Ryana na
niebezpieczeństwo.
Oblewa się rumieńcem.
– Powinnam była zadzwonić, ale nie chciałam cię martwić. Gdybym
to zrobiła, z pewnością zabroniłbyś mi wychodzić, a brakowało mi
Kate. Chciałam się z nią spotkać. Poza tym dzięki temu nie było mnie
tutaj, kiedy zjawił się Jack. Ryan nie powinien był go wpuszczać.
Ale to zrobił.
I gdybyś tu była…
Kurwa. Wystarczy, Grey.
Przyciągam ją do siebie i oplatam ramionami.
– Och, Ano – szepczę, tuląc ją najmocniej, jak potrafię. – Gdyby on
coś ci zrobił…
Miał broń.
Miał strzykawkę.
– Nic mi się nie stało.
– Ale mogło. Umarłem dzisiaj po tysiąckroć, myśląc o tym, jak to się
mogło skończyć. Byłem tak wściekły, Ano. Wściekły na ciebie, na
siebie, na wszystkich. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak się
wkurzył, poza…
– Poza?
– Tą sytuacją w twoim dawnym mieszkaniu. Z Leilą.
Kolejna osoba z pieprzoną bronią palną.
– Dziś rano byłeś taki zimny. – Przy ostatnim słowie głos jej się
załamuje.
Nie, Ano, nie płacz. Puszczam ją i unoszę jej podbródek.
– Nie wiem, jak sobie radzić z tym gniewem – szepczę.
Kiedyś miałem na to sposób, ale tamte czasy minęły.
Cholera, nie myśl o tym, Grey.
Wpatruję się w strapione niebieskie oczy, które zmuszają mnie do
mówienia prawdy.
– Nie sądzę, żebym chciał zrobić ci krzywdę. – To dlatego byłem
taki zimny. Wpadłem w szał. – Dziś rano naprawdę bardzo chciałem
cię ukarać i…
Jak mam jej to wyjaśnić?
Chcę się wyżyć na całym świecie, a to ty jesteś moim światem.
– Bałeś się, że zrobisz mi krzywdę? – pyta.
– Nie mogłem sobie zaufać.
– Christianie, wiem, że nigdy mnie nie zranisz. Przynajmniej nie
fizycznie.
Obejmuje moją twarz dłońmi.
– Jesteś tego pewna?
– Tak. Wiedziałam, że to tylko czcze pogróżki. Że nie sprałbyś mnie
na kwaśne jabłko.
– Chciałem to zrobić.
– Nieprawda. Tylko ci się wydawało, że chcesz.
– Nie jestem tego pewien.
– Pomyśl o tym – mówi, wtulając się we mnie. – O tym, jak się
czułeś, kiedy odeszłam. Nieraz mówiłeś mi, jak to na ciebie
podziałało. Jak zmieniło twoje postrzeganie świata, a także mnie.
Wiem, ile dla mnie poświęciłeś. Przypomnij sobie, jak zareagowałeś
na te ślady po kajdankach podczas podróży poślubnej.
Ma rację. Czułem się wtedy jak ostatni dupek. I nie chcę, żeby
znowu mnie zostawiła. Przytula mnie mocniej, delikatnie głaszcząc
po plecach. Powoli, cholernie powoli, się rozluźniam. Kładzie mi
policzek na piersi i nie potrafię się dłużej opierać. Pochylam się
i całuję jej włosy. Ana odchyla głowę, oddając mi swoje usta. Całuję ją,
błagając, żeby była mi posłuszna. Błagając, żeby nie odchodziła, żeby
została. Odwzajemnia mój pocałunek.
– Tak bardzo we mnie wierzysz – mruczę.
– Owszem.
Głaszczę ją po twarzy, wpatrując się w jej przepiękne oczy, pełne
współczucia, miłości i pożądania.
Czym ja sobie na nią zasłużyłem?
Uśmiecha się.
– Poza tym – szepcze z szelmowskim uśmieszkiem – nie masz
papierkowej roboty.
Śmieję się i obejmuję ją mocniej.
– Masz rację, nie mam.
Kiedy stoimy tak przytuleni, między nami zapada kojąca cisza. Po
raz pierwszy od wyjazdu do Nowego Jorku czuję nieco spokoju. Może
to już koniec tej wrogości?
– Chodźmy do łóżka – szepczę.
– Christianie, musimy porozmawiać.
– Później.
– Proszę cię, mów do mnie.
Cholera. Wzdycham, bo ponownie psuje mi się nastrój. Chyba
znaleźliśmy się w oku cyklonu.
– O czym? – Nawet ja słyszę, jak bardzo się dąsam.
– Dobrze wiesz. O niczym mi nie mówisz.
– Bo chcę cię chronić.
– Nie jestem dzieckiem.
– Mam tego pełną świadomość, pani Grey. – Przebiegam dłońmi
wzdłuż jej ciała, chwytam ją za tyłeczek i napieram na nią
zainteresowanym penisem.
– Christianie! – karci mnie. – Chcę porozmawiać.
Jak zwykle mi nie odpuszcza.
– Co chciałabyś wiedzieć? – Wypuszczam ją i podnoszę kartkę
z mailem, która upadła na podłogę. Chwytam Anę za rękę.
– Całkiem sporo – mówi, kiedy prowadzę ją do kanapy.
– Usiądź.
Zajmujemy miejsca obok siebie. Chowam twarz w dłoniach,
przygotowując się na grad jej pytań.
– Pytaj – mówię, podnosząc wzrok.
– Po co twojej rodzinie dodatkowa ochrona?
– Hyde stanowił dla nich zagrożenie.
– Skąd to wiesz?
– Z jego komputera. Zbierał tam prywatne informacje o mnie
i o Greyach. Zwłaszcza o Carricku.
– O Carricku? Dlaczego akurat o nim?
– Tego wciąż nie wiem. – Czuję się, jakby przesłuchiwała mnie
inkwizycja. Zmieniam taktykę. – Chodźmy do łóżka.
– Christianie, powiedz mi!
– Co mam ci powiedzieć?
– Doprowadzasz mnie do szału – mówi, podnosząc ręce.
– A ty mnie.
Wzdycha.
– Po tym, jak znalazłeś w jego komputerze informacje o swojej
rodzinie, nie wzmocniłeś ochrony od razu. Co więc się stało, że
zrobiłeś to teraz?
– Wtedy nie wiedziałem, że będzie próbował spalić mój budynek
albo… – Przerywam. Nie chcę jej mówić o „Charliem Tango” –
przejęłaby się tym. Znowu zmieniam taktykę. – Myśleliśmy, że to
tylko niezdrowa obsesja… – Wzruszam ramionami. – Wiesz, kiedy
jesteś na świeczniku, ludzie się tobą interesują. Nie było tam nic
specjalnego: wycinki prasowe o mnie z czasów studiów na Harvardzie,
dotyczące wioślarstwa i kariery. Raporty o Carricku, o jego pracy,
a także o karierze zawodowej mamy i coś tam na temat Elliota i Mii.
Marszczy brew.
– Powiedziałeś „albo”.
– Jakie „albo”?
– Mówiłeś: „spróbuje spalić mój budynek albo…”, jakbyś chciał
powiedzieć coś jeszcze.
Nic jej nie umknie.
– Jesteś głodna? – próbuję odwrócić jej uwagę i jak na zawołanie,
burczy jej w brzuchu. – Jadłaś coś dzisiaj?
Rumieni się w odpowiedzi.
– Tak myślałem. Wiesz, jakie mam na ten temat zdanie. Chodź. –
Wstaję i wyciągam rękę, trochę spokojniejszy. – Pozwól, że cię
nakarmię.
– Nakarmisz mnie?
Prowadzę ją do kuchni, sięgam po stołek barowy i przenoszę go na
drugą stronę wyspy kuchennej.
– Siadaj.
– Gdzie jest pani Jones? – pyta, zajmując miejsce.
– Dałem jej i Taylorowi wolny wieczór.
– Dlaczego? – Na jej twarzy maluje się niedowierzanie.
Bo wczoraj sobie na to zasłużyli.
– Bo mogę. – Proste.
– Więc ty będziesz gotował? – Teraz niedowierzanie aż słychać.
– Och, kobieto małej wiary. Zamknij oczy.
Patrzy na mnie podejrzliwie, wciąż niepewna.
– No dalej, zamykaj!
Rzuca mi krytyczne spojrzenie i robi, co jej każę.
– Hmm… To nie wystarczy.
Z tylnej kieszeni spodni wyjmuję kupioną rano chustę
i z przyjemnością stwierdzam, że pasuje do jej sukienki. Ana unosi
brew.
– Oczy zamknięte, bez podglądania.
– Zamierzasz mi je zasłonić? – pyta łagodnym, wysokim tonem.
– Tak.
– Christianie… – Już ma zaprotestować, ale przykładam jej palec do
ust.
– Porozmawiamy później. Teraz powinnaś coś zjeść. Mówiłaś, że
jesteś głodna.
Muskam jej usta wargami i zakładam jej chustę na oczy. Wiążę ją
z tyłu głowy.
– Widzisz coś?
– Nie – odburkuje, unosząc głowę tak jak zwykle, kiedy przewraca
oczami.
Tłumię chichot. Bywa taka przewidywalna.
– Wiem, kiedy przewracasz oczami, a ty wiesz, jak ja się z tym
czuję.
Wzdycha i wydyma usta.
– Możemy to już mieć za sobą?
– Jest pani taka niecierpliwa, pani Grey. Taka skora do rozmów.
– Owszem!
– Najpierw muszę cię nakarmić.
Całuję ją delikatnie w skroń. Nawet nie wie, jak seksownie wygląda,
przycupnięta na stołku, z zasłoniętymi oczami i włosami związanymi
w kok. Kusi mnie, żeby sięgnąć po aparat.
Ale muszę ją nakarmić.
Wyjmuję z lodówki butelkę wina Sancerre i naczynia, do których
Gail przełożyła kupione w greckim sklepie potrawy. W żaroodpornej
misce jest jagnięcina.
Cholera. Jak długo mam to gotować?
Wkładam naczynie do mikrofalówki i nastawiam ją na pięć minut na
pełną moc. Powinno wystarczyć. Do tostera wkładam dwie pity.
– Tak, chcę porozmawiać – mówi Ana.
Nasłuchuje, co robię, przekrzywiając głowę. Sięgam po butelkę wina
i korkociąg, a ona wierci się na krześle.
– Nie ruszaj się, Anastasio, chcę, żebyś była grzeczna – mruczę koło
jej ucha. – I nie przygryzaj wargi.
Uśmiecha się, kiedy uwalniam jej wargę od zębów.
Nareszcie!
Uśmiech.
Wyjmuję korek z butelki i napełniam kieliszek.
Pora na akompaniament muzyczny. Włączam zestaw
nagłośnieniowy i wybieram na iPodzie Wicked Game Chrisa Isaaka.
Pomieszczenie wypełniają dźwięki gitary.
Tak, ta piosenka będzie w sam raz.
Przyciszam ją i sięgam po kieliszek.
– Na początek chyba coś do picia – mówię niemal sam do siebie. –
Odchyl głowę.
Ana unosi brodę.
– Bardziej.
Upijam łyk chłodnego, rześkiego trunku i całując Anę, wlewam wino
w jej usta.
– Mmm – mruczy, przełykając.
– Smakuje ci?
– Tak – szepcze.
– Chcesz więcej?
– Z tobą zawsze chcę więcej.
Uśmiecham się szeroko. Więcej. Nasze słowo. Odwzajemnia mój
uśmiech.
– Pani Grey, czy pani ze mną flirtuje?
– Tak.
Świetnie. Uwielbiam, kiedy to robi.
Pociągam kolejny spory łyk wina, chwytam za supeł na chuście
i delikatnie odchylam mojej żonie głowę. Całuję ją, przelewając wino
w jej usta. Spija je żarłocznie.
– Głodna? – pytam, nie odsuwając się od niej.
– Chyba już to ustaliliśmy, panie Grey – odpowiada sarkastycznie.
Ach, oto i moja dziewczyna.
W tym momencie mikrofalówka wydaje dźwięk oznaczający, że
jagnięcina jest już gotowa. Kuchnię wypełnia jej smakowity zapach.
Sięgam po szmatkę, otwieram drzwiczki i chwytam naczynie.
– Cholera! Chryste! – Jest potwornie gorące, a ja niechcący dotykam
go palcem. Upuszczam naczynie i z brzękiem upada na blat.
– Wszystko w porządku? – pyta Ana.
– Tak!
Nie.
Au!
Zostawiam naczynie. Potrzebuję odrobiny czułości.
– Właśnie się oparzyłem. O, tutaj. – Wsuwam mój biedny palec
w jej usta. – Może jak possiesz, to przestanie boleć.
Ana chwyta mnie za rękę i powoli ją cofa.
– Już dobrze – szepcze, składa usta w uroczy dzióbek i delikatnie
dmucha na moją obolałą skórę.
Och.
Równie dobrze mogłaby dmuchać na mojego penisa.
Całuje mnie w knykieć – dwukrotnie – i powoli wsuwa mój palec
z powrotem do buzi, otula go językiem i zaczyna ssać.
Równie dobrze mogłaby ssać mojego penisa.
Przypływ pożądania zalewa mnie z góry na dół.
Ana.
Robi fellatio mojemu palcowi i marszczy czoło.
– O czym myślisz? – szepczę, wysuwając palec z jej ust i próbując
uspokoić swoje ciało.
– O tym, jak bardzo jesteś zmienny.
To żadna nowina.
– Pięćdziesiąt twarzy, maleńka. – Całuję ją w kącik ust.
– Moje pięćdziesiąt twarzy. – Chwyta mnie za koszulkę i przysuwa
bliżej.
– O, nie, pani Grey. Bez dotykania. Na razie. – Odsuwam jej rękę
i całuję każdy palec po kolei.
– Wyprostuj się.
Ana wydyma usta.
– Jeśli nie przestaniesz się dąsać, to dostaniesz klapsa.
Wbijam widelec w jagnięcinę, a potem zanurzam kawałek w sosie
jogurtowo-miętowym.
– Otwórz buzię – mówię i zaczynam ją karmić.
– Mmm – mruczy z uznaniem.
– Smakuje ci?
– Tak.
Też zjadam kawałek. Jagnięcina aż rozpływa mi się w ustach.
Dociera do mnie, jak bardzo zgłodniałem.
– Jeszcze? – pytam Anę.
Kiwa głową, więc podaję jej kolejny kąsek. Gdy przeżuwa, urywam
odrobinę pity i moczę ją w humusie.
– Otwórz – mówię.
Zjada go z ochotą. Dołączam do niej. To naprawdę najlepszy humus
w Seattle.
– Więcej?
Kiwa głową.
– Tak, wszystkiego poproszę więcej, umieram z głodu.
Jej słowa są muzyką dla duszy. Na zmianę podaję nam obojgu
jagnięcinę i pitę z humusem, a zachwycona tą ucztą Ana pochłania
wszystko. To prawdziwa przyjemność karmić ją i patrzeć, jak
rozsmakowuje się w jedzeniu. Od czasu do czasu poję ją także winem,
korzystając ze swojej nowej, ale wypróbowanej już metody usta-usta.
Kiedy kończymy jagnięcinę, sięgam po nadziewane liście winogron.
– Otwórz buzię i gryź.
Tak robi.
– Uwielbiam je – mówi z pełnymi ustami.
– Och tak, są pyszne.
Najedzona, po kolei oblizuje mi palce do czysta.
– Jeszcze? – pytam chropawym głosem.
Potrząsa głową.
– Świetnie – mruczę jej do ucha. – Bo teraz pora na moje ulubione
danie. Na ciebie.
Piszczy, zaskoczona, kiedy gwałtownie ją podnoszę.
– Mogę zdjąć opaskę z oczu?
– Nie. Idziemy do pokoju zabaw.
Trzymam ją na rękach i w końcu przestaje się wiercić.
– Gotowa na wyzwanie? – pytam.
– No pewnie – mówi, tak jak się spodziewałem.
Kiedy niosę ją na górę, wydaje się nieco lżejsza.
– Chyba schudłaś – mruczę.
Uśmiecha się, najwyraźniej zadowolona.
Gdy docieramy na miejsce, stawiam ją na ziemi i obejmuję w talii.
Otwieram drzwi i wprowadzam Anę do pokoju zabaw, włączając po
drodze światła.
Stoimy na środku i zdejmuję jej chustę z oczu, a następnie powoli
wyjmuję wsuwki z jej włosów. Warkocz opada, kołysząc się pomiędzy
łopatkami. Chwytam go i delikatnie pociągam, zmuszając Anę do
postąpienia o krok do tyłu.
– Mam pewien plan – szepczę jej do ucha.
– Tak sądziłam – odpowiada, kiedy całuję to miejsce na szyi, gdzie
czuć jej tętno.
– O, tak, pani Grey, bez wątpienia go mam. – Nie wypuszczając
warkocza, przechylam jej głowę, aby obnażyć szyję i móc wodzić
ustami wzdłuż jej gardła. – Najpierw musimy cię rozebrać.
Gdy ją obracam, zerka na rozpięty guzik moich dżinsów. Zanim
zdążę ją powstrzymać, wsuwa palec pod pasek i łaskocze włoski
poniżej mojego brzucha.
Ach!
Przygląda mi się zza długich rzęs.
– Nie zdejmuj ich – mówi.
– Nie zamierzałem, Anastasio.
Oplatam ją ramionami. Jedną rękę kładę jej na karku, a drugą na
plecach i całuję ją, wpychając język w jej usta i się w niej
rozsmakowując. Nie przerywając pocałunku, prowadzę ją do tyłu, aż
opiera się o krzyż. Mocno na nią napieram. Jej usta są chciwe, a język
równie chętny co mój. Odsuwam się na moment.
– Rozbierzmy cię.
Chwytam za rąbek i powoli zsuwam z niej sukienkę, obnażając jej
ciało centymetr po centymetrze.
– Pochyl się – mówię.
Tak właśnie robi. Sukienka ląduje na podłodze, a moja żona stoi
teraz przede mną w sandałach i uwodzicielskiej bieliźnie. Splatam
nasze palce ze sobą i unosząc jej dłonie nad głowę, spojrzeniem
zadaję pytanie.
Co ty na to, Ano?
Patrzy na mnie skupiona, nic jej nie umyka. Zatracam się w jej
wzroku i czuję go aż w kroczu. Ana przełyka ślinę i kiwa głową.
Moja słodka dziewczyna. Nigdy mnie nie zawodzi.
Zakładam jej wiszące nad głową skórzane kajdanki i z tylnej
kieszeni spodni ponownie wyjmuję chustę.
– Chyba dość się już napatrzyłaś – szepczę, zasłaniając jej oczy.
Przesuwam nosem wzdłuż jej nosa i składam jej obietnicę: –
Doprowadzę cię do szaleństwa. – Opieram dłonie na jej biodrach
i powoli zsuwam jej majteczki. – Podnieś stopy. Najpierw jedną,
potem drugą.
Tak właśnie robi. Zdejmuję jej bieliznę, a następnie oba sandały.
Oplatam palcami kostkę jej prawej nogi i odsuwam jej stopę na
zewnątrz.
– Stań – rozkazuję i przypinam jej prawą kostkę do krzyża.
Następnie to samo robię z lewą, zaciskając mocno kajdanki. Kiedy jest
już zniewolona, wstaję i zbliżam się do niej. Zatracam się w bijącym
od niej cieple i rosnącym podnieceniu. Łapię ją za brodę i składam na
jej ustach delikatny, niewinny pocałunek.
– Przyda się muzyka i trochę zabawek. Pięknie pani wygląda, pani
Grey. Chyba pozwolę sobie przez chwilę podziwiać widoki.
Odsuwam się od niej i chłonę ją wzrokiem. Wiem, że im dłużej będę
tylko patrzył i nic więcej nie robił, tym bardziej ona stanie się mokra,
a ja twardy.
Wygląda naprawdę cudownie.
Ale teraz chcę ją nauczyć odmawiania sobie orgazmu.
Cichutko podchodzę do komody i wyjmuję z niej różdżkę oraz
iPoda.
Obok leży niewielkie opakowanie maści tygrysiej. Zastanawiam się,
czy nie nałożyć Anie odrobiny na łechtaczkę.
To by ją rozgrzało.
Nie, nie tym razem. To byłaby przesada.
Włączam głośniki i wybieram coś niepokojącego, co wpasowałoby
się w mój nastrój.
O, aria z Wariacji Goldbergowskich Bacha. Idealnie.
Włączam muzykę i czysty, chłodny i melodyjny dźwięk wypełnia
mój pokój zabaw.
Nasz pokój zabaw.
Wkładam różdżkę do tylnej kieszeni spodni, zdejmuję koszulkę
i wracam do swojej żony, która znów przygryza wargę. Wygląda na
zaskoczoną, kiedy chwytam ją za podbródek i uwalniam jej dolną
wargę. Uśmiecha się słodko i nieśmiało – wiem, że robiła to
nieświadomie.
Och, Ano. Co ja dla ciebie przygotowałem.
Może pozwolę ci dojść.
A może nie.
Muskam grzbietem dłoni delikatną skórę jej szyi i mostka,
a następnie kciukiem zsuwam miseczkę jej stanika, uwalniając pierś.
Ana ma taki piękny biust. Całuję ją w szyję i uwalniam drugą pierś
z biustonosza i bawiąc się sutkiem. Ustami i palcami muskam i ciągnę
oba, aż stają się twarde i błagają o więcej.
Ana próbuje się oswobodzić.
– Ach – jęczy, a ja nie przerywam.
Moje usta i palce kontynuują tę powolną, zmysłową torturę. Wiem,
jak łatwo jest doprowadzić Anę w ten sposób do orgazmu. Oddycha
coraz ciężej.
– Christianie – błaga.
– Wiem – mówię głosem przepełnionym żądzą. – Tak właśnie się
przez ciebie czuję.
Wzdycha.
A ja nie przestaję.
Wypycha biodra do przodu i zaczynają jej drżeć nogi.
– Proszę – błaga.
Och, maleńka. Poczuj to.
Mój członek napiera na cienki materiał spodni, pragnąc
wyzwolenia. Wszystko w swoim czasie, Grey.
Przerywam i prostuję się, patrząc na swoją żonę. Usta ma
rozchylone, oddycha głęboko i szarpie się w skórzanych kajdankach.
Głaszczę dłońmi jej boki. Jedną rękę opieram na jej biodrze, a drugą
przesuwam w dół jej brzucha. Ponownie wypycha biodra, oddając mi
się.
– Zobaczmy, co tam słychać – mruczę i muskam palcami jej
kobiecość. Jest mokra.
Moje dżinsy stają się ciaśniejsze.
Gładzę kciukiem mały, podniecony guziczek u zbiegu jej ud i Ana
krzyczy, napierając na moje dłonie.
Och, Ano. Taka chętna. Taka dla mnie mokra.
A wciąż tak daleko ci do orgazmu.
O ile w ogóle – a to nic pewnego – pozwolę ci dojść.
Powoli wsuwam w nią najpierw środkowy, a następnie wskazujący
palec. Jęczy i naciska na moją dłoń, domagając się spełnienia.
– Och, Anastasio, ależ ty jesteś gotowa. – Kręcę w niej palcami,
głaszcząc ją i zwodząc, a kciukiem cały czas podniecam jej łechtaczkę.
Znowu zaczynają jej się trząść nogi i napiera na mnie mocniej. Nie
dotykam jej nigdzie indziej. Odchyla głowę do tyłu, chłonąc tę
przyjemność. Jest już blisko.
Drugą ręką sięgam do tylnej kieszeni spodni i włączam różdżkę.
– Co to? – dyszy Ana, słysząc ten dźwięk.
– Ciiii. – Zakrywam jej usta swoimi, a ona łapczywie mnie całuje.
Odsuwam się, ale cały czas poruszam w jej wnętrzu palcami. – To jest
różdżka, maleńka, taki wibrujący masażer.
Przykładam go do jej obojczyka tak, że wprawia jej skórę w drgania.
Drugą dłonią wciąż podniecam jej kobiecość. Przesuwam teraz
wibrator pomiędzy jej piersi, a następnie muskam nim oba sutki.
– Ach! – Ana stęka głośno, a jej nogi sztywnieją. Znowu odrzuca
głowę do tyłu i jeszcze raz jęczy.
Przestaję poruszać palcami i odsuwam od niej wibrator.
– Nie! Christianie – krzyczy i na próżno wypycha biodra w moją
stronę.
Tak blisko. I tak daleko.
– Nie ruszaj się, maleńka – szepczę i całuję ją. – Frustrujące,
prawda?
Tłumi okrzyk.
– Christianie, błagam.
– Ciiii. – Całuję ją znowu i zaczynam powoli przebierać w niej
palcami. Jednocześnie wodzę wibratorem od jednej piersi do drugiej.
Pochylam się i przylegam do niej cały, napierając na nią twardym
i gotowym penisem. Napięcie ponownie w niej rośnie i doprowadzam
ją aż na skraj.
Na samiutki skraj.
I znowu przestaję.
– Nie – skomli.
Całuję ją w bark, wysuwam z niej palce i przestaję dotykać jej
łechtaczki. Zwiększam za to prędkość wibracji i przesuwam różdżkę
w dół jej brzucha, aż do nabrzmiałego guziczka między jej udami.
– Ach! – wykrzykuje, szarpiąc kajdanami.
Znów odsuwam od niej wibrator.
– Christianie! – krzyczy.
– Frustrujące, prawda? – szepczę jej do ucha. – Tak samo jak ty.
Najpierw coś obiecujesz, a potem…
– Christianie, błagam!
Ponownie dotykam jej wibratorem.
I przestaję.
Zaczynam.
I przestaję.
Ana dyszy ciężko.
– Ilekroć przestaję, każdy kolejny raz jest intensywniejszy, prawda?
– Proszę – błaga.
Wyłączam wibrator, odkładam go na niewielką półkę obok krzyża
i znowu całuję swoją żonę. Jej usta są chętne, wręcz rozpaczliwie
potrzebują mojego dotyku. Muskam jej twarz nosem i szepczę:
– Jesteś najbardziej frustrującą kobietą, jaką kiedykolwiek
poznałem.
Potrząsa głową.
– Christianie, nigdy nie obiecywałam, że będę ci posłuszna. Proszę,
błagam…
Chwytam ją za pupę i napieram na nią penisem przez materiał
spodni. Ocieram się o nią. Ana jęczy, a ja zsuwam szal z jej oczu
i biorę jej brodę w dłonie. Jej dzikie niebieskie oczy napotykają moje.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa. – Mój głos przepełnia
pożądanie. Napieram na nią biodrami raz, drugi, trzeci i kiedy odchyla
głowę do tyłu, gotowa dojść, przerywam.
Zamyka oczy i bierze głęboki wdech.
– Proszę – szepcze, patrząc na mnie.
Och, maleńka, stać cię na więcej. Wiem o tym.
Muskam jej pierś palcami i wędruję nimi w dół jej ciała, a ona
sztywnieje i odwraca ode mnie twarz.
– Czerwony – kwili. – Czerwony, czerwony.
Po jej twarzy spływają łzy.
Zamieram.
Kurwa.
Nie, nie, nie.
– Nie! – Oddycham z trudem. – Jezu, nie. – Uwalniam jej nadgarstki
i podtrzymuję ją, pochylając się, żeby wyswobodzić jej kostki.
Chowa twarz w dłoniach i zaczyna szlochać.
– Nie, nie, nie. Proszę, Ano, nie.
Posunąłem się za daleko. Biorę ją w ramiona i siadam na łóżku,
tuląc ją do siebie, a ona nie przestaje łkać. Sięgam po leżące za nami
satynowe prześcieradło, zsuwam je z łóżka i owijam nim Anę.
Przytulam ją i delikatnie kołyszę, do przodu i do tyłu.
– Przepraszam, przepraszam – szepczę i obsypuję jej włosy
pocałunkami, czując się jak dupek. – Wybacz mi, Ano, proszę.
Nic nie mówi. Nie przestaje płakać, a jej łkanie niczym nóż wwierca
się w moją mroczną, tak bardzo mroczną duszę.
Co ja sobie myślałem?
Ano, przepraszam.
Jestem cholernym dupkiem.
Wtula się w moją szyję, a jej łzy parzą mi skórę.
– Proszę, wyłącz tę muzykę.
– Tak, jasne. – Przesuwam się nieco, żeby z tylnej kieszeni spodni
wyjąć pilota, i wyłączam głośniki. Teraz słyszę tylko jej kwilenie,
przeplatane drżącym oddechem.
Prawdziwe piekło.
– Lepiej? – pytam.
Kiwa głową. Delikatnie ocieram jej łzy kciukiem.
– Nie przepadasz za Wariacjami Goldbergowskimi? – Rozpaczliwie
staram się zażartować.
– Nie za tym utworem. – Patrzy na mnie oczami przygaszonymi
wewnętrznym bólem i zalewa mnie fala wstydu.
– Przepraszam – szepczę.
– Cz-czemu t-to zrob-biłeś? – Targające nią dreszcze sprawiają, że
się jąka.
Potrząsam głową i zamykam oczy.
– Dałem się ponieść.
Marszczy brwi.
Wzdycham. Muszę jej to wyjaśnić.
– Ano, powstrzymywanie się od orgazmu to typowa metoda… Ty…
Ty nigdy…
Jaki to ma sens?
Urywam, a ona przesuwa się, przenosząc ciężar ciała na mojego
wciąż trochę twardego penisa. Wzdrygam się.
– Przepraszam – burczy, a jej blade policzki różowieją.
Nawet w takiej chwili mnie przeprasza – ta kobieta naprawdę
potrafi mnie zawstydzić. Zniesmaczony samym sobą, przechylam nas
do tyłu i oboje leżymy teraz na łóżku. Ana wciąż w moich ramionach.
Wierci się i zaczyna poprawiać sobie stanik.
– Pomóc ci? – pytam.
Energicznie potrząsa głową i wiem, że nie chce, żebym jej dotykał.
Kurwa.
Ano, naprawdę mi przykro.
Nie zniosę tego. Przesuwam się tak, żebyśmy leżeli naprzeciwko
siebie. Podnoszę dłoń i czekam chwilę, żeby sprawdzić, czy Ana
spróbuje się odsunąć, ale nie robi tego. Delikatnie dotykam jej
zapłakanej twarzy i w jej oczach znowu zbierają się łzy.
– Proszę, nie płacz – mruczę.
Wpatrujemy się w siebie nawzajem. Sprawia wrażenie koszmarnie
skrzywdzonej. Rozdziera mi to serce.
– Ja nigdy co? – pyta i chwilę trwa, zanim się orientuję, że chodzi
jej o moją niedokończoną wypowiedź.
– Nigdy nie robisz tego, o co cię proszę. Zmieniłaś zdanie i nie
powiedziałaś mi, gdzie jesteś. Ano, byłem w Nowym Jorku, bezsilny
i wściekły. Gdybym został w Seattle, to bym po ciebie poszedł.
– Więc postanowiłeś mnie ukarać?
Tak. Nie. Tak. Zamykam oczy, żeby na nią nie patrzeć.
– Musisz przestać to robić – mówi.
Marszczę brwi.
– Po pierwsze, sam ze sobą czujesz się przez to gorzej.
– To prawda. Nie chcę cię oglądać w takim stanie – odpowiadam,
żachnąwszy się.
– A ja nie chcę się tak czuć. Na „Fair Lady” powiedziałeś, że nie
poślubiłeś uległej.
– Tak, masz rację.
– Więc przestań mnie tak traktować. Przepraszam, że do ciebie nie
zadzwoniłam. Nie będę już taką egoistką. Wiem, że się o mnie
martwisz.
Przyglądamy się sobie w milczeniu, a ja ważę jej słowa.
– Dobrze, w porządku.
Nachylam się, żeby ją pocałować, ale zatrzymuję się, zanim dotknę
ją ustami. Proszę o pozwolenie i błagam o wybaczenie. Podnosi głowę,
więc całuję ją tak czule, jak tylko potrafię.
– Zawsze kiedy płaczesz, masz potem takie miękkie wargi.
– Nigdy nie obiecywałam ci posłuszeństwa, Christianie.
– Wiem.
– Proszę, wbij to sobie do głowy. Dla naszego wspólnego dobra. A ja
postaram się bardziej szanować twoje despotyczne zapędy.
Nie mam na to innej odpowiedzi niż zwykłe:
– Spróbuję.
Wzdycha.
– Bardzo cię o to proszę. Poza tym gdybym tu wtedy była…
Jej oczy robią się wielkie.
– Tak, wiem – szepczę, czując, jak krew odpływa mi z twarzy.
Kładę się na plecach i zasłaniam oczy ramieniem, po raz tysięczny
wyobrażając sobie, co mogło się stać.
Mógł ją przecież zabić.
Owija się wokół mnie i kładzie głowę na mojej klatce piersiowej.
Przytulam ją i palcami bawię się jej warkoczem. Zdejmuję z niego
gumkę i powoli rozplatam jej włosy. Uspokajam się, czując ich
miękkość.
Ano, tak mi przykro.
Leżymy tak przez kilka minut, aż Ana przerywa ciszę.
– Co miałeś wcześniej na myśli, mówiąc „albo”?
– „Albo”? – pytam.
– W kontekście Jacka.
Przyglądam jej się badawczo.
– Nie poddajesz się, prawda?
Opiera brodę na moim obojczyku.
– Poddać się? Nigdy. Powiedz mi. Nie lubię, kiedy coś się przede
mną ukrywa. Masz jakieś wydumane przekonanie, że trzeba mnie
chronić. A przecież w przeciwieństwie do mnie, ty nawet nie umiesz
strzelać. – Wyraźnie się nakręciła. – Naprawdę myślisz, że nie
poradzę sobie z tym, czego nie chcesz mi powiedzieć, Christianie?
Twoja była uległa miała mnie na muszce, napastowała mnie twoja
była kochanka-pedofilka…
Ano!
– Och, nie patrz tak na mnie. Twoja matka ma o niej takie samo
zdanie.
Co takiego?
– Rozmawiałaś o Elenie z moją matką?
Nie mogę w to uwierzyć.
– Tak, rozmawiałyśmy o niej.
Rozdziawiam usta, a Ana mówi dalej.
– Bardzo się tym przejmuje, czuje się winna.
– Nie mogę uwierzyć, że rozmawiałaś o tym z moją matką. Cholera!
Ponownie zakrywam twarz ramieniem i przelewa się przeze mnie
kolejna fala wstydu.
– Nie wdawałam się w szczegóły.
– Mam taką nadzieję. Grace nie musi znać wszystkich pikantnych
detali. Chryste, Ano, z moim ojcem też rozmawiałaś?
– Nie! – odpowiada, chyba zaskoczona. – Ale ty znowu próbujesz
odwrócić moją uwagę. O co chodzi z Jackiem?
Odsuwam rękę, żeby na nią zerknąć. Patrzy na mnie tym swoim
wzrokiem, mówiącym: no-dalej-odpowiadaj-więcej-kitu-już-mi-nie-
wciśniesz. Wzdycham i znowu zasłaniam sobie oczy ramieniem.
Mówię tak szybko, jak tylko potrafię.
– Hyde jest zamieszany w sabotaż „Charliego Tango”. Śledczy
znaleźli fragment odcisku palca. Tylko fragment, więc początkowo nie
byli w stanie go dopasować. Ale później rozpoznałaś Hyde’a
w serwerowni. Był kilkakrotnie skazany jako nieletni w Detroit i jego
odciski pasowały. Dzisiaj rano w naszym garażu znaleziono
dostawczaka. To Hyde nim przyjechał. Wczoraj przywiózł jakąś paczkę
temu nowemu sąsiadowi, którego spotkaliśmy ostatnio w windzie.
– Nie pamiętam, jak on się nazywa – burczy pod nosem Ana.
– Ja też nie. Ale właśnie w ten sposób Hyde dostał się do budynku.
Pracował dla firmy dostawczej…
– I? Co takiego ważnego było w tym samochodzie?
A niech to.
– Christianie, powiedz mi – nalega.
– Policja znalazła tam pewne rzeczy… – Przerywam, bo nie chcę,
żeby miała koszmary. Przytulam ją mocniej.
– Jakie rzeczy? – naciska.
Milczę, ale po chwili zaczynam mówić dalej, bo wiem, że Ana nie
odpuści.
– Materac, wystarczająco dużo środka uspokajającego dla koni, żeby
uśpić ich cały tuzin, i liścik. – Staram się ukryć swoje przerażenie i nie
mówię jej o strzykawkach.
– Liścik?
– Do mnie.
– Co w nim było?
Potrząsam głową. Zwyczajny bełkot.
– Wczoraj wieczorem Hyde przyjechał, żeby cię porwać.
Przebiega ją dreszcz.
– Cholera.
– Właśnie.
– Nie rozumiem dlaczego – mówi. – To nie ma żadnego sensu.
– To prawda. Zarówno policja, jak i Welch próbują dowiedzieć się
więcej, ale na razie sądzimy, że ma to jakiś związek z Detroit.
– Detroit? – pyta skonfundowana.
– Tak, coś się tam musiało wydarzyć.
– Dalej nie rozumiem.
Odsłaniam oczy i patrzę na nią. Dociera do mnie, że ona przecież
nic nie wie.
– Ano, ja się urodziłem w Detroit.
– Myślałam, że urodziłeś się tutaj, w Seattle.
Nie. Sięgam do tyłu, biorę jedną z poduszek i kładę ją sobie pod
głową. Drugą ręką cały czas bawię się włosami żony.
– Nie, Elliota i mnie adoptowano w Detroit. Do Seattle
przeprowadziliśmy się niedługo po tym. Grace chciała mieszkać na
Zachodnim Wybrzeżu, z dala od zgiełku miasta, i dostała pracę
w Szpitalu Northwest. Bardzo mało pamiętam z tego okresu. Mię
adoptowali już tutaj.
– Więc Jack też jest z Detroit?
– Tak.
– Skąd wiesz?
– Sprawdziłem go, kiedy zaczęłaś dla niego pracować.
Patrzy na mnie z ukosa.
– Na niego też masz papierową teczkę?
Staram się stłumić śmiech.
– Wydaje mi się, że jest jasnoniebieska.
– I co tam jest napisane?
Głaszczę jej policzek.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Jest aż tak źle?
Wzruszam ramionami.
– Widziałem gorsze rzeczy.
Do głowy przychodzą mi moje własne, smutne i przykre pierwsze
lata życia.
Ana wtula się we mnie i przykrywa nas oboje czerwonym
satynowym prześcieradłem. Opiera mi głowę na piersi. Wydaje się
zamyślona.
– No co? – pytam.
Coś jej chodzi po głowie.
– Nic – mruczy.
– Nie, nie, to działa w obie strony, Ano. O co chodzi?
Zerka na mnie, ściągając brwi.
– Czasami wyobrażam sobie ciebie jako dziecko, jeszcze zanim
zamieszkałeś z Greyami.
Cały sztywnieję. Nie chcę o tym rozmawiać.
– Nie chodziło mi o mnie. Nie potrzebuję, żebyś się nade mną
litowała, Anastasio. Ta część mojego życia jest już skończona.
Zamknięta.
– Nie lituję się. Po prostu ci współczuję i jest mi przykro, że ktoś
zrobił coś takiego dziecku. – Przerywa, przełyka ślinę i mówi dalej
cichym i delikatnym głosem: – Ta część twojego życia wcale nie jest
zamknięta, Christianie. Jak możesz tak mówić? Codziennie zmagasz
się ze swoją przeszłością. Sam mi to powiedziałeś. Pięćdziesiąt
twarzy, pamiętasz?
Wzdycham i przeczesuję włosy ręką. Ano, odpuść.
– Wiem, że to dlatego potrzebujesz mnie kontrolować i zapewniać
mi bezpieczeństwo.
– A mimo to mi się sprzeciwiasz – odpowiadam zdumiony.
Właśnie to powoduje, że mam mętlik w głowie. Ana wie, że mam
problemy, a jednak cały czas podważa moje decyzje.
– Doktor Flynn mówił, że mam ci dać kredyt zaufania, i chyba tak
robię, nie jestem pewna. Może w ten sposób próbuję odciągnąć cię od
przeszłości, byś wrócił do chwili obecnej? – mamrocze. – Nie wiem.
Nigdy nie potrafię ocenić, jak bardzo przesadnie zareagujesz na to, co
zrobię.
– Cholerny Flynn – burczę pod nosem.
– Kazał mi się przy tobie zachowywać tak, jak zwykle się zachowuję.
– Doprawdy? – pytam cierpko.
A więc to wszystko jego wina.
Ana bierze głęboki wdech.
– Christianie, wiem, że kochałeś swoją mamę i nie mogłeś jej
uratować. Nie byłeś w stanie. Ale ja to nie ona.
Kurwa. Co takiego? Przestań. Natychmiast.
Leżę w całkowitym bezruchu.
– Przestań – szepczę.
Nie chcę rozmawiać o tej pieprzonej dziwce narkomance.
Unoszę się nad głęboką studnią okropnych, bolesnych emocji, do
których nawet nie chcę się przyznać, a co dopiero je poczuć.
– Nie, posłuchaj mnie, proszę. – Ana unosi głowę i swoimi
błękitnymi oczami przenika moją tarczę. Dociera do mnie, że
wstrzymuję oddech. – Nie jestem nią. Jestem od niej znacznie
silniejsza. Mam ciebie i ty też jesteś teraz znacznie silniejszy. Wiem,
że mnie kochasz, a ja kocham ciebie.
– Naprawdę wciąż mnie kochasz? – szepczę.
– Oczywiście, że tak. Christianie, zawsze będę cię kochać. Bez
względu na to, co mi zrobisz.
Ano, odbiło ci.
Zamykam oczy i przykrywam je ramieniem. Przytulam Anę mocniej.
– Nie chowaj się przede mną – mówi, odsuwając moją rękę
z twarzy. – Całe życie się chowasz. Proszę, nie przede mną.
Ja?
Gapię się na nią, zaskoczony.
– Chowam się?
– Tak.
Obracam się na bok, odgarniam jej włosy z twarzy i zakładam za
ucho.
– Zapytałaś mnie dzisiaj, czy cię nienawidzę. Nie wiedziałem
dlaczego, ale teraz…
– A ty wciąż myślisz, że ja cię nienawidzę? – pyta.
– Nie. – Potrząsam głową. – Teraz nie. Ale powiedz mi, dlaczego
użyłaś hasła bezpieczeństwa, Ano?
Przełyka ślinę i widzę, jak na jej twarzy maluje się cała gama emocji.
– Ponieważ… Byłeś tak wściekły i zimny. Nie wiedziałam, jak
daleko się posuniesz.
Teraz do mnie dociera, że wielokrotnie prosiła mnie, żebym
pozwolił jej dojść, a ja tego nie zrobiłem.
Zawiodłem jej zaufanie.
Dzięki Bogu za hasła bezpieczeństwa.
– Zamierzałeś pozwolić mi dojść? – Mimo rumieńca patrzy na mnie
z pewnością siebie.
Tak. Nie. Nie wiem.
– Nie – mówię, chociaż tak naprawdę nie mam pojęcia.
– To dość surowa kara.
Gładzę jej policzek knykciem – tym poparzonym.
– Ale skuteczna – szepczę.
I mnie powstrzymałaś.
Jeżeli posunę się za daleko, zawsze będziemy mieli hasła
bezpieczeństwa.
Nawet gdy powiem, że ich nie potrzebujemy.
– Cieszę się, że to zrobiłaś – mruczę.
– Naprawdę? – Nie wierzy mi.
Próbuję się do niej uśmiechnąć.
– Tak, nie chciałem cię skrzywdzić. Poniosło mnie. – Całuję ją. –
Zatraciłem się w chwili. – Znowu ją całuję. – Często mi się to przy
tobie zdarza.
Jej twarz rozjaśnia szeroki uśmiech.
Jest zaraźliwy.
– Nie wiem, czemu się pani tak szczerzy, pani Grey.
– Ja też nie.
Obejmuję ją, przytulam mocno i kładę głowę na jej piersi. Ana jedną
ręką gładzi moje nagie plecy, a drugą przeczesuje mi włosy. Tak
bardzo łaknę jej dotyku.
– Czyli mogę mieć pewność, że mnie powstrzymasz. Nie chcę cię
nigdy skrzywdzić – wyznaję. – Potrzebuję…
Powiedz jej, Grey.
– Czego potrzebujesz?
– Potrzebuję kontroli, Ano. Tak samo jak potrzebuję ciebie. Nie
umiem inaczej funkcjonować. Nie umiem z niej zrezygnować. Nie
potrafię, chociaż próbowałem. A jednak z tobą… – Potrząsam głową
z irytacją.
– Też cię potrzebuję – mówi, przytulając mnie mocniej. – Postaram
się, Christianie. Postaram się być bardziej wyrozumiała.
– Chcę, żebyś mnie potrzebowała.
– Potrzebuję! – mówi z pełną stanowczością.
– Chcę się tobą opiekować.
– Opiekujesz się. Cały czas. Tak bardzo za tobą tęskniłam, kiedy cię
nie było.
– Naprawdę?
– Tak, oczywiście. Nie znoszę, kiedy wyjeżdżasz.
Uśmiecham się.
– Mogłaś polecieć ze mną.
– Christianie, proszę, nie wracajmy do tego tematu. Chcę pracować.
Wzdycham, a ona przeczesuje mi włosy palcami, przeganiając
napięcie, pomagając mi się rozluźnić.
– Kocham cię, Ano.
– A ja ciebie, Christianie. Zawsze będę cię kochać.
Leżymy spleceni ze sobą w czerwonej satynie, prawie nadzy. Ja
w dżinsach, Ana w biustonoszu.
Ale z nas para…
Jej oddech się wyrównuje. Zasnęła. Ja też zamykam oczy.
Mio, Elliocie,
chcę zrobić Anie niespodziankę i wyskoczyć na jedną noc odrzutowcem do
Aspen, z soboty na niedzielę.
Zabierzcie się z nami. Kate i Ethan też są mile widziani. Wrócimy w niedzielę
wieczorem.
Dajcie znać, czy Wam to pasuje.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Zaledwie kilka sekund później, mój telefon wibruje.
ELLIOT
Brzmi super, ważniaku.
Nie śpi.
Czemu, do cholery, jeszcze się nie położył? Zazwyczaj śpi jak
kamień.
ELLIOT
Nie, a Ty?
Przewracam oczyma.
Najwyraźniej!
ELLIOT
To przez tę sprawę z Hyde’em?
Tak.
Panie Grey,
potrzebuję pańskiej porady odzieżowej.
Twoja
Pani G x
Pani Grey,
szczerze w to wątpię.
Ale dla pewności przyjdę poddać Twój tyłek dogłębnej analizie.
Twój niecierpliwie
Pan G x
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings i Inspektoratu Tyłków, Inc.
ANA WIERCI SIĘ OBOK mnie i otwieram oczy, od razu szeroko. Jak
zwykle leżymy spleceni w uścisku.
– Co się dzieje? – pytam.
– Nic. – W porannym słońcu jest olśniewająca. – Dzień dobry. –
Przesuwa palcami po moich włosach.
– Pani Grey, ślicznie pani wygląda tego ranka. – Przyciskam wargi
do jej policzka.
Spogląda mi w oczy.
– Dziękuję, że się o mnie zatroszczyłeś wczoraj wieczorem.
– Lubię się o ciebie troszczyć. To właśnie chcę robić. – Już zawsze.
– Sprawiasz, że czuję się kochana. – Jej uśmiech rozgrzewa mi
serce.
– Bo jesteś. – Bardziej, niż mogłabyś przypuszczać.
Chwytam ją za rękę. Krzywi się z bólu. Puszczam natychmiast.
Cholera!
– Po tym, jak go uderzyłaś? – pytam.
Wiem, że powinienem był przyłożyć temu kutasowi jeszcze raz.
– Nie uderzyłam go. To był policzek.
– Skurwysyn! Nie mogę znieść myśli, że cię dotknął. – Wpadam
w złość.
– Nie zrobił mi nic złego, Christianie. Po prostu zachował się
nieodpowiednio. Nic mi się nie stało. Mam lekko zaczerwienioną rękę,
to wszystko. Zdaje się, że znasz to z własnego doświadczenia. –
Uśmiecha się znacząco, jak zawsze ze mnie żartując, i mój gniew
nagle znika.
– Owszem, pani Grey, znam nawet bardzo dobrze. Chętnie
przypomnę sobie, jakie to uczucie, choćby w tej chwili, jeśli sobie tego
życzysz.
– Och, niech się pan zamknie, panie Grey. – Przesuwa opuszkami
palców po moim policzku, po czym ciągnie za małe włoski baka.
Nie jestem pewien, czy to przyjemne uczucie. Chwytam jej dłoń
i całuję jej wewnętrzną stronę.
– Dlaczego w nocy mi nie powiedziałaś, że to boli?
– Bo w nocy nie bolało. Teraz też już jest dobrze.
Ach tak. Alkohol zagłuszył ból.
– Jak się czujesz?
– Lepiej, niż na to zasługuję.
– Nie brakuje pani siły w ręce, pani Grey.
– Powinieneś dobrze to sobie zapamiętać. – W jej głosie
pobrzmiewa wyzwanie.
– Ach tak? – Wtaczam się na nią, chwytam jej nadgarstki
i unieruchamiam nad głową. – Możemy się zmierzyć w każdej chwili.
Szczerze mówiąc, czasem fantazjuję, że ulegasz mi w łóżku. – Całuję
jej szyję, zastanawiając się, jak by to było ją zdominować.
Podniecająca perspektywa.
– Przecież ulegam ci cały czas.
– No tak, ale chciałbym napotkać jakiś opór – mruczę i przesuwam
nosem po jej podbródku, zastanawiając się, czy mogłaby się na to
zgodzić.
Czuję, jak nieruchomieje pode mną i wiem, że zdobyłem jej uwagę,
a może nawet zainteresowanie. Uwalniam jej ręce i opieram się na
łokciach.
– Chcesz, żebym z tobą walczyła? Tutaj? – pyta szeptem, usiłując
ukryć zaskoczenie.
Potwierdzam skinieniem głowy. Dlaczego nie? Zawsze chciałem to
zrobić, ale nie mogłem, bo nie potrafiłem się zdobyć na to, by kogoś
do tego namówić.
– Teraz? – pyta.
Wzruszam ramionami. Jakaś część mnie nie może uwierzyć, że Ana
w ogóle jest skłonna to rozważać, ale drżę z emocji, że jednak tak.
Znów odpowiadam skinieniem głowy, a mój penis sztywnieje na jej
miękkim ciele. Ana przygryza dolną wargę, patrząc na mnie, i wiem,
że się zastanawia.
– Czy o to chodziło ze złością w łóżku?
Tak, właśnie tak. Potwierdzam skinieniem głowy.
– Nie gryź wargi.
Mruży powieki, ale w jej oczach widać rozbawienie, a gdzieś w głębi
rozszerzających się źrenic może też pożądanie.
– Chyba ustawił mnie pan na przegranej pozycji, panie Grey. – Wije
się pode mną i trzepocze rzęsami, przez co pragnę jej jeszcze bardziej.
– Przegranej?
– Przecież już ułożyłeś mnie tak, jak tego chciałeś. – Wstydliwie się
uśmiecha, czując gotowość mojego penisa.
– Słuszna uwaga, pani Grey. – Całuję ją i szybko obracam się na
plecy, pociągając ją za sobą.
Teraz siedzi okrakiem na moim brzuchu. Chwyta moje ręce
i przyciska je do materaca po obydwu stronach mojej głowy. Jej oczy
błyszczą figlarnie, a włosy opadają mi na twarz. Ich końcówki mnie
łaskoczą, a ona powoli porusza głową, żeby mnie torturować.
– Więc chcesz się ostro zabawić? – pyta i drażni się ze mną,
przesuwając pachwiną po moim kroczu.
Gwałtownie wciągam powietrze.
– Tak.
Puszcza moje ręce i siada prosto.
– Zaczekaj.
Sięga po szklankę wody gazowanej, którą zostawiłem dla niej na
szafce nocnej, i wypija duży łyk, podczas gdy ja kolistym ruchem
przesuwam palcami w górę jej ud aż do pośladków, po czym mocno je
ściskam. Ana pochyla się i całuje mnie, wlewając mi do ust chłodną
wodę.
– Wyjątkowo apetycznie, pani Grey – mruczę, usiłując powstrzymać
podniecenie naszą nową zabawą.
Ona odstawia szklankę na szafkę nocną, zdejmuje moje ręce ze
swojego tyłeczka i ponownie przyciska je do łóżka po obydwu
stronach głowy.
– Więc mam się opierać? – Głos ma rozbawiony.
– Tak.
– Kiepska ze mnie aktorka.
Uśmiecham się szeroko.
– Spróbuj.
Pochyla się i znów mnie całuje.
– Dobrze, będę grała – mruczy, a ja zamykam oczy, upajając się
dotykiem jej zębów, którymi przesuwa po mojej szczęce.
Wydaję gardłowy jęk, obracam się gwałtownie i przygniatam ją
swoim ciałem. Ana krzyczy zaskoczona, a ja próbuję chwycić jej ręce,
ale ona jest szybsza. Odpycha mnie od siebie, gdy kolanem próbuję
rozsunąć jej nogi, ale jej uda mocno do siebie przywierają. Łapię
przegub jej dłoni, ale ona sięga drugą ręką, chwyta mnie za włosy
i szarpie. Mocno.
Kurwa. Kręci mnie to. I to jak.
– Au! – Przekręcam głowę, uwalniam się i patrzę z góry na Anę.
Oczy ma wielkie i dzikie, a oddech urywany.
Też jest podniecona.
To rozpala moje libido.
– Dzikuska – szepczę, a moje pożądanie słychać w każdej sylabie.
Próbuje wyszarpnąć rękę z uchwytu i stara się zrzucić mnie z siebie.
Łapię jej wolną rękę i po chwili obydwie swoje dłonie ma
unieruchomione nad głową w mojej lewej, dzięki czemu moja prawa
ręka jest wolna i mogę błądzić nią po jej ciele. Palcami wędruję w dół,
żeby unieść rąbek jej T-shirtu, ale cudownie jest dotykać jej ciała
przez cienki materiał. Sutek ma twardy, gotowy na mnie, witam go
uszczypnięciem.
Ana krzyczy i znów próbuje mnie z siebie zrzucić. Bez powodzenia.
Pochylam się, żeby ją pocałować, ale odwraca twarz.
Nie.
Chwytam ją za podbródek i prostuję jej głowę, żeby po chwili
delikatnie gryźć go zębami, podobnie jak ona robiła to mnie.
– Och, maleńka, walcz ze mną. – Głos mam ochrypły z pożądania.
Ana wije się i szarpie, próbując się uwolnić, ale ja trzymam ją
mocno i bardzo mnie to kręci. Czuję, jak do głowy uderza mi
euforyczne poczucie dominacji. Drażniąc jej dolną wargę zębami,
próbuję wtargnąć do jej ust, ale jej opór nagle słabnie: wpuszcza mój
język do środka i odwzajemnia pocałunek. Uwalniam jej dłonie i po
chwili są już w moich włosach, a jej nogi oplatają się wokół mnie,
piętami dotykając moich pośladków. Przyciska do mnie miednicę, nie
przerywając pocałunku.
– Ana – szepczę.
Jej imię jest jak zaklęcie, którym rzuciła na mnie urok. Nie
walczymy już. Poddajemy się sobie nawzajem. Nie mogę się nią
nasycić. Raz ona jest na mnie, raz ja na niej. Cali jesteśmy z warg
i języków, ust i dłoni.
Kurwa. Pragnę jej.
– Skóra – mruczę, dysząc. Podciągam ją do góry. Jednym szybkim
ruchem zdejmuję koszulkę i rzucam na podłogę.
– Ty też – szepcze Ana i ściąga ze mnie spodnie od piżamy, by po
chwili ścisnąć moje prącie, mocno obejmując mnie drugą ręką.
– Kurwa!
Chwytam jej uda, po czym unoszę je, żeby upadła na łóżko, ale ona
nie odpuszcza. Jej palce wędrują po mnie, gorące i podniecone. Pieści
mnie kciukiem, podczas gdy moje dłonie dotykają jej ciała: bioder,
brzucha, piersi.
Wkłada sobie kciuk do ust.
– Smakuje? – pytam, a ona patrzy na mnie oczami płonącymi
z pożądania.
– Tak. Spróbuj. – Wsuwa kciuk w moje usta, gdy unoszę się nad nią.
Czuję jego smak, przygryzam opuszkę. Ssę kciuk, zachwycając się
jej zuchwałością. Jęczy. Chwyta palcami moje włosy i przyciąga moje
usta do swoich. Oplata mnie uściskiem, nogami zsuwając do końca
moje spodnie od piżamy. W tym czasie zębami delikatnie drażnię jej
szyję.
– Jesteś taka piękna. – Przesuwam wargi coraz niżej. – Masz taką
piękną skórę. – Schodzę aż do piersi.
Ana wije się pode mną.
– Christianie – błaga, zaciskając palce na moich włosach.
– Ciiii. – Językiem okrążam jej sutek, wkładając w to całą uwagę, by
po chwili otoczyć go wargami i pociągnąć.
– Ach – jęczy i przekręca się tak, że jesteśmy dokładnie
naprzeciwko siebie. Uśmiecham się z ustami przy jej skórze.
Będzie musiała poczekać. Przesuwam się do drugiej piersi i witam
wargami jej nabrzmiały, już gotowy sutek.
– Niecierpliwa, pani Grey? – Ssę mocno.
Ana szarpie mnie za włosy. Z moich ust wydobywa się głośny jęk.
Ostrzegawczo przymykam powieki.
– Bo cię zwiążę.
– Weź mnie – błaga.
– Wszystko w swoim czasie. – Moje wargi i język składają hołd jej
piersi i sutkowi, a ona wije się pode mną.
Głośno jęczy, napierając biodrami na mój gotowy członek. Nagle
odwraca się i wierzga, znów próbując mnie z siebie zrzucić.
– Co jest? – Chwytam jej ręce i przyciskam ją do materaca.
Dyszy, leżąc pode mnę.
– Chciałeś, żebym się opierała – chrypi.
Przenoszę ciężar ciała na łokcie i patrzę na nią, próbując zrozumieć
tę nagłą zmianę. Jej pięty wpijają się w mój tyłek.
Chce mnie.
Teraz.
– Nie chcesz bawić się grzecznie? – Mój penis jeszcze bardziej się
napręża.
– Chcę tylko, żebyś się ze mną kochał, Christianie – mówi przez
zaciśnięte zęby. – Proszę. – Znów uderza piętami w moje pośladki,
tym razem silniej.
Kurwa. Co tu się dzieje?
Uwalniam jej ręce, siadam na piętach i wciągam ją sobie na kolana.
– Dobrze, pani Grey, zrobimy, jak pani chce. – Unoszę ją, by po
chwili opuścić na mój wzwód.
– Aach – jęczy, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
Boże, jak dobrze ją czuć!
Oplata ramiona wokół mojego karku, mocno wpijając palce w moje
ciało, i zaczyna się poruszać. Szybko. Gorączkowo. Ustami znajduję jej
usta i poddaję się narzuconemu przez nią tempu, szaleńczemu
rytmowi, dopóki obydwoje nie krzyczymy, osiągając orgazm, i nie
opadamy z powrotem na łóżko.
Wow.
To było… inne.
Leżymy, łapiąc oddech. Ona czubkami palców gładzi włosy na mojej
piersi, ja lekko uderzam palcami w jej plecy, rozkoszując się dotykiem.
– Milczysz – odzywa się w końcu Ana i całuje moje ramię.
Odwracam głowę, żeby na nią spojrzeć, próbując zrozumieć, co się
stało. – Fajne to było – stwierdza, ale wygląda niepewnie, jakby
szukała potwierdzenia w moich oczach.
– Wprawiasz mnie w zakłopotanie, Ano.
– W zakłopotanie? Ja?
Odwracam się tak, żebyśmy leżeli twarzą w twarz.
– Tak, ty. Zaczynasz przejmować inicjatywę. To zupełnie nowe
odczucie.
Marszczy czoło i między jej brwiami tworzy się maleńkie v.
– Ale nowe i dobre czy nowe i złe? – Przesuwa palcem po moich
wargach, a ja, zastanawiając się nad odpowiedzą, wysuwam je do
przodu, żeby pocałować opuszkę.
– Nowe i dobre. – Chociaż gorączkowe. Wolałbym, żeby trwało
dłużej.
– Nigdy nie spełniłeś tej swojej fantazji?
– Nie, Anastasio. Ty możesz mnie dotykać.
To było cholernie podniecające. Chciałbym to powtórzyć.
– Pani Robinson mogła cię dotykać.
Patrzę jej w oczy, zastanawiając się, dlaczego wspomina o Elenie
akurat teraz.
– To co innego – szepczę.
Oczy Any otwierają się szeroko, jak zawsze, gdy mnie
rozszyfrowuje.
– Dobre co innego czy złe co innego? – pyta.
Przejmujący ból dotyku Eleny przeszywa moją wyobraźnię.
Jej ręce na moim ciele. Jej paznokcie rozdrapujące moją skórę, a gdy
chcę ją odepchnąć, szpony ciemności rozszarpujące mnie od środka.
To było nie do zniesienia.
Przełykam, próbując stłumić wspomnienia.
– Chyba złe. – Moje słowa są cichsze od szeptu.
– Myślałam, że ci się podobało.
– Bo się podobało. Wtedy.
– A teraz nie?
Przed szczerym niebieskim spojrzeniem Any nie sposób uciec.
Przecząco kręcę głową.
– Och, Christianie.
Rzuca się na mnie – niepowstrzymana siła dobra – obsypuje
pocałunkami moją twarz, moje piersi, każdą z moich blizn. Jęczę i na
jej pocałunki odpowiadam swoją pasją i miłością. Wkrótce się
zatracamy, kochając się w moim tempie. Powoli, czule, żebym mógł
pokazać, jak bardzo ją kocham.
LEILA
Chciałam Ci osobiście podziękować za
wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Próbuję zrozumieć, dlaczego nie chcesz
się ze mną zobaczyć. To trudne.
Tak wiele Ci zawdzięczam. Leila.
Co, do cholery?
Wyłączam komórkę i sięgam po kawę. Nie jestem w nastroju na
rozmowę z Leilą Williams. Przede wszystkim nie powinna wysyłać mi
wiadomości. Miałem nadzieję, że Flynn z nią rozmawiał, ale widzę, że
będę musiał omówić z nim jej natarczywość podczas dzisiejszej
wizyty.
Anastasio,
wiadomości z sądu: Hyde’owi odmówiono kaucji, zostanie w areszcie.
Odpowie za usiłowanie porwania i podpalenie. Na razie nie ma daty
procesu.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Dobra wiadomość.
Czy to znaczy, że zmniejszysz ochronę?
Niezbyt się dogaduję z Prescott.
Ana x
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Może pani być pewna, pani Grey, że moich włosów łatwo się nie wyrwie.
Czyż wiele razy nie sprawdziłaś tego osobiście?
Odnośnie do ręki, to jednak mnie świerzbi.
Możliwe, że coś z tym zrobię dziś wieczorem.
x
Christian Grey
jeszcze nie łysy prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Obiecanki cacanki…
A teraz już mnie nie napastuj. Próbuję pracować. Czeka mnie
niezapowiedziane spotkanie z pisarzem. Postaram się nie myśleć o Tobie
w trakcie tej rozmowy.
Ax
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
ELLIOT
Zaczęło się!
ELLIOT
Bez obaw. Działamy zgodnie z planem.
Niczego innego bym się nie spodziewał.
Powodzenia.
Drogi Mężu,
Ty to wiesz, jak sprawić, żeby kobiecie było dobrze.
Takiego traktowania będę oczywiście oczekiwała w każdy weekend.
Rozpieszczasz mnie. Uwielbiam to.
Twoja żona
xox
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Christian Grey
rozkochany prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Anastasia Grey
równie rozkochana redaktor naczelna SIP
Christianie,
Leila przyszła się ze mną zobaczyć. Spotkam się z nią w obecności Prescott.
Ręka już mi wydobrzała, użyję jej więc, jeśli będzie trzeba.
Spróbuj (ale tak naprawdę) się nie martwić.
Jestem dużą dziewczynką.
Zadzwonię, jak skończę z nią rozmawiać.
Ax
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Co takiego?
Leila?
Kurwa!
Natychmiast dzwonię do Any.
Nie ma, kurwa, mowy, żeby się spotkała z Leilą!
Telefon dzwoni i dzwoni, ignorowany przez Anę, a moje ciśnienie
podnosi się z każdą sekundą, aż osiąga niebotyczną wysokość.
Wreszcie uruchamia się poczta głosowa i słyszę prośbę
o pozostawienie wiadomości. Rozłączam się, bo nie ręczę za to, co
mógłbym powiedzieć.
Niech to szlag.
Sprawdzam wiadomość od Taylora.
TAYLOR
Pani Grey rozmawia z Leilą Williams.
Na spotkaniu jest Prescott. Idę do samochodu.
TAYLOR
Jestem w samochodzie. Przed wejściem.
Czekaj.
TAYLOR
Czekam.
Nie rozumiem, w co gra Prescott. Jak mogła do tego dopuścić?
Telefon przesuwa się po blacie biurka i znów upada na jakąś twardą
powierzchnię. Znów ten ogłuszający hałas.
Kurwa! Hannah to niezdara.
– Eee… Panie Grey?
– I co? – wysykuję, słysząc frustrację w jej głosie.
Dalej, wyrzuć to z siebie!
– Ana przeprasza, ale… ale jest za… zajęta. Od-od-dzwoni.
Jezu! Ależ to jest oferma!
– Świetnie – kwituję jednym warknięciem i odkładam słuchawkę.
Cholera. Co mam robić?
Prescott! Oczywiście.
Ana pisała, że zabierze ją ze sobą. Prescott musi mieć telefon, ale
nie znam numeru.
– Andrea! – wrzeszczę i chwilę później Andrea staje w drzwiach
z niepewną miną. – Ustal numer komórki Prescott i połącz mnie z nią.
Andrea patrzy skonsternowana, a ja mam wrażenie, że za chwilę
wybuchnę.
– Chodzi o Belindę Prescott. Ochroniarkę Any – rzucam
burkliwie. – Ale szybko!
– Aha. Oczywiście. – Andrea znika.
Nie bądź dupkiem, Grey.
Robię głęboki wdech, chcąc się uspokoić, wstaję i zaczynam chodzić
tam i z powrotem za biurkiem, bo wiem, że to chwilę potrwa, zanim
Andrea zdobędzie numer Prescott. Dusi mnie strach. Rozluźniam
krawat i rozpinam kołnierzyk, żeby łatwiej mi się oddychało. Ale
widok Leili – pogrążonej w nędzy i desperacji, celującej do Any
z pistoletu – wciąż zajmuje centralne miejsce w mojej wyobraźni.
Co za tortura!
Moja złość i obawa podnosi się o kilka stopni w skali Richtera.
W końcu odzywa się dzwonek telefonu. Chwytam słuchawkę.
– Panie Grey, ochroniarka pańskiej żony na linii – zapowiada
Andrea.
– Słucham, panie Grey – odzywa się Prescott.
– Brak mi słów, żeby wyrazić moje rozczarowanie, Prescott. Przekaż
telefon mojej żonie.
Przez chwilę słyszę stłumione głosy.
– Christianie – zaczyna Ana tym swoim protekcjonalnym tonem.
Od razu wiem, że ledwie raczy ze mną rozmawiać, kurwa!
– Co ty wyprawiasz, do jasnej cholery?! – warczę do słuchawki.
– Nie krzycz na mnie. – Jej odpowiedź tylko wzmaga moją
wściekłość.
– Mam nie krzyczeć? – Mój wrzask aż się odbija echem od ścian
gabinetu. – Wydałem jasne instrukcje, które całkowicie
zlekceważyłaś. Kolejny raz zresztą. Do cholery, Ano, jestem wściekły
jak nie wiem co.
– Porozmawiamy o tym, gdy ochłoniesz.
O nie!
– Nawet nie próbuj się rozłączyć!
– Do zobaczenia, Christianie.
– Ana! Ana!
W słuchawce zapada cisza, a ja zaraz wybuchnę jak Góra Świętej
Heleny. Blady z wściekłości biorę marynarkę i telefon, po czym
wybiegam z gabinetu.
– Odwołaj wszystkie spotkania do końca dnia! – wrzeszczę do
Andrei. – I powiadom Taylora, że już schodzę.
– Tak, proszę pana.
Czas do przyjazdu windy ciągnie się jak cała wieczność. Wiem, bo
odliczam każdą z szesnastu sekund, chcąc jakoś zapanować nad
wzburzeniem. Po wejściu do kabiny dźgam palcem guzik parteru
i zaraz potem zaciskam pięści tak silnie, że paznokcie wrzynają mi się
w dłonie, i wiem, że przegrałem walkę. Andrea podnosi głowę i widzę
wyraźnie, jak na jej twarzy odmalowuje się konsternacja, ale pozostaję
obojętny. Ignoruję ją, czekając, aż drzwi windy się zamkną.
Jestem gotowy do walki.
Ze swoją żoną.
Znowu.
I z Leilą. Co ona sobie myśli, do kurwy nędzy?
Taylor stoi przy samochodzie, trzymając otwarte drzwi. Cieszę się,
że chociaż on robi to, co do niego należy. Do SIP jedziemy
w milczeniu, bo mój gniew aż kipi, gotów wybuchnąć pod byle
pretekstem. Z tylnego siedzenia dzwonię do gabinetu Flynna, ale
włącza się poczta głosowa jego sekretarki Janet. Rozłączam się.
Niestety nie wyładuję złości na Flynnie.
Co ta Leila knuje?
Musiała sobie zdawać sprawę, że jeśli się zbliży do mojej żony, to
natychmiast przyjadę.
Robię więc to, czego sobie życzy, ale mam to w dupie.
Dręcząca podróż wreszcie się kończy, Taylor podjeżdża pod SIP
i wyskakuję z auta, jak tylko zatrzymuje się przy krawężniku. Nie
zawracam sobie głowy recepcją, tylko idę prosto do podwójnych
drzwi, za którymi urzęduje moja żona. Hannah siedzi przy swoim
biurku, ale ją też ignoruję.
– Pa… panie Grey…
Wpadam do gabinetu Any z takim impetem, że na podłogę sfruwa
kilka kartek, przez co wnętrze wydaje się jeszcze bardziej opuszczone.
Cholera.
Czując się jak ostatni idiota, odwracam się i posyłam Hannah
rozwścieczone spojrzenie.
– Gdzie ona jest? – rzucam, starając się nie wybuchnąć.
Hannah blednie i wskazuje na przeciwległy kraniec dużego
pomieszczenia bez ścianek działowych.
– W sali konferencyjnej. Za… zaprowadzę pana.
– Poradzę sobie, dziękuję – odpowiadam lodowatym tonem, rzucam
jej kolejne gniewne spojrzenie i wracam w kierunku, z którego
przyszedłem.
Pędzę jak tornado gotowe w każdej chwili uderzyć. Powtarzam
sobie, że to nie jej wina. Ignoruję zaciekawione spojrzenia rzucane mi
znad biurek. Gdy mijam wejście do recepcji, podwójne drzwi się
otwierają i sztywnym krokiem wkracza przez nie Taylor, żeby do mnie
dołączyć. Zanim wchodzi, dostrzegam, że na jednej z kanap
w poczekalni siedzi Susannah Shaw.
Co, do diabła?
Czy wszystkie moje byłe uległe tu są?
Czyta jakieś czasopismo, więc mnie nie zauważa.
Nie mam na to czasu.
Widzę Leilę przez szklaną ścianę sali konferencyjnej. Bez pukania
wpadam do środka, witany przez trzy zdumione pary oczu. Ana patrzy
na mnie zszokowana, a po chwili z wściekłością. Oczy Leili robią się
wielkie, ale spuszcza wzrok tak, jak powinna. Prescott patrzy przed
siebie. Najpierw odczuwam ulgę, że Anie nic się nie stało, szybko
jednak w jej miejsce pojawia się złość.
– Ty – zwracam się do Prescott. – Zwalniam cię. Wyjdź
natychmiast.
Prescott reaguje pełnym rezygnacji skinieniem głowy i obchodzi
stół, kierując się do wyjścia.
Ana gapi się na mnie z otwartymi ustami.
– Christianie… – Odsuwa krzesło.
Wiem, że jak tylko wstanie, zacznie mnie rugać. Unoszę palec
w ostrzegawczym geście.
– Nie!
Nie podnoszę głosu, choć muszę się wysilić, żeby zapanować nad
wściekłością. Prescott, z obojętną miną, mija mnie i wychodzi
z pomieszczenia. Zamykając za nią drzwi, odwracam się gotowy na
konfrontację z Leilą.
Wygląda tak, jak ją zapamiętałem z czasów, kiedy była ze mną: jest
zdrowa i opanowana. Z ulgą stwierdzam, że wróciła do dawnej formy,
i powiedziałbym jej to, gdybym nie był na nią tak wkurzony.
Rozsuwam palce, opieram je na lśniącej powierzchni lakierowanego
blatu, pochylam się do przodu, czując napięcie mięśni w całym ciele,
i opryskliwie zwracam się do niej:
– Co tu robisz, do kurwy nędzy?!
– Christianie! – wykrzykuje Ana najwyraźniej w szoku, ale ignoruję
ją i skupiam całą uwagę na pannie Leili Williams.
– Więc? – ponaglam.
Leila podnosi wzrok, by spojrzeć mi w oczy. Jej twarz powoli
blednie.
– Chciałam cię zobaczyć, ale mi na to nie pozwalałeś – odpowiada
szeptem.
– Więc przyszłaś tutaj, żeby zakłócić spokój mojej żonie?
Leila znów wpatruje się w blat stołu.
No cóż, oto jestem. Masz, czego chciałaś.
Wkurza mnie, że zostałem ograny, ale jeszcze większą wściekłość
budzi we mnie fakt, że jest tutaj z Aną.
– Leilo, jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mojej żony, obetnę ci
finansowanie. Przestanę płacić za lekarzy, akademię sztuk pięknych,
ubezpieczenie. Stracisz wszystko. Zrozumiałaś?
– Christianie! – Ana znów próbuje się wtrącić. Wygląda, jakby była
zrozpaczona, ale teraz mam to w dupie. Uciszam ją spojrzeniem.
– Tak – odpowiada Leila ledwie słyszalnym głosem.
– Co Susannah robi w recepcji?
– Przyszła ze mną.
Prostuję się i przeczesuję włosy palcami.
Co, u diabła, mam z nią zrobić?
– Christianie, proszę – odzywa się ponownie Ana. – Leila chce tylko
podziękować. To wszystko.
Ignorując Anę, zwracam się z pytaniem do Leili.
– Podczas choroby mieszkałaś z Susannah?
– Tak.
– Wiedziała, co robisz, gdy korzystałaś z jej mieszkania?
– Nie. Była na wakacjach.
Nie wyobrażam sobie, żeby Susannah spokojnie patrzyła, jak Leila
traci rozum. Zawsze miałem ją za troskliwą i taktowną.
Wzdycham.
– Po co chcesz się ze mną zobaczyć? Przecież wiesz, że wszystkie
prośby masz przesyłać za pośrednictwem Flynna. Potrzebujesz
czegoś?
Leila przesuwa palcem po krawędzi stołu, po czym zapada cisza.
Niespodziewanie podnosi wzrok.
– Musiałam wiedzieć – oznajmia, patrząc mi prosto w oczy.
– Wiedzieć co?
– Że u ciebie wszystko dobrze.
Co, do cholery?
– Że nic mi nie jest? – Nie wierzę jej.
– Tak. – Nie ustępuje.
– Mam się świetnie. Zaspokoiłaś swoją ciekawość, a teraz Taylor
odwiezie cię na lotnisko, żebyś mogła wrócić na Wschodnie Wybrzeże.
Jeśli postawisz choć krok na zachód od Missisipi, stracisz wszystko.
Rozumiesz?
– Tak, rozumiem – odpowiada cicho Leila nareszcie ze skruszoną
miną. Bardzo mnie to uspokaja.
– To dobrze – mruczę.
– A jeśli Leila nie chce wracać natychmiast? Może ma jakieś
plany? – wtrąca się kolejny raz Ana.
– Anastasio. – Mój ton jest lodowaty. – Ta sprawa nie dotyczy
ciebie.
Na jej twarzy pojawia się uparty grymas niezadowolenia, który
znam tak dobrze.
– Leila przyjechała zobaczyć się ze mną, nie z tobą – ripostuje.
Leila odwraca się do Any.
– Miałam jasne instrukcje, pani Grey, ale ich nie przestrzegałam. –
Zerka na mnie, po czym znów przenosi wzrok na moją żonę. – Oto
Christian Grey, jakiego znam – dodaje niemal tęsknym tonem.
Co?
To nie fair!
Nasz związek był tylko grą, do kurwy nędzy! A gdy ostatnio była
z moją żoną w tym samym pomieszczeniu, trzymała ją na muszce!
Poszedłbym na koniec świata, gdyby od tego zależało bezpieczeństwo
Any. Leila podnosi się z krzesła, a ja w pierwszym odruchu mam
ochotę bronić siebie, ale jeśli w ten sposób chciała przepisać historię,
to niech jej będzie. Mam to gdzieś.
– Chciałabym zostać do jutra. Lot mam w południe – oznajmia.
– Ktoś będzie czekał na ciebie o dziesiątej, żeby cię odwieźć na
lotnisko.
– Dziękuję.
– Zatrzymałaś się u Susannah?
– Tak.
– Okej.
Leila odwraca się do Any.
– Do widzenia, pani Grey. Dziękuję, że chciała się pani ze mną
spotkać.
Ana wstaje i wyciąga do niej rękę. Wymieniają uścisk dłoni.
– No cóż, do widzenia. I życzę szczęścia.
Leila posyła jej delikatny, ale szczery uśmiech i odwraca się do
mnie.
– Do widzenia, Christianie.
– Do widzenia, Leilo. I pamiętaj, przez doktora Flynna.
– Tak, Panie.
Otwieram drzwi, żeby wyszła, ale ona zatrzymuje się przede mną.
– Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Zasługujesz na szczęście – mówi
i dopiero wtedy przekracza próg.
Patrzę za nią, zdumiony jej ostatnimi słowami.
Co to niby miało znaczyć, do diabła?
Zamykam drzwi, biorę głęboki oddech i odwracam się do swojej
żony.
– Nawet nie próbuj się na mnie złościć – rzuca wściekle. – Wezwij
Claude’a Bastille’a i na nim się wyżyj albo idź do Flynna. – Jej policzki
różowieją wraz z narastającym gniewem.
Wow! Atak jako najlepsza forma obrony.
Ale nie o to w tym chodzi.
– Obiecałaś, że tego nie zrobisz.
– Niby czego? – prycha.
– Że nie będziesz mi się przeciwstawiać.
– Nieprawda. Obiecałam liczyć się z twoim zdaniem.
Poinformowałam cię o jej wizycie. Kazałam Prescott ją przeszukać.
Twoją drugą przyjaciółkę zresztą też. Prescott nie odstępowała mnie
na krok, po czym ty zwolniłeś tę biedną dziewczynę, a przecież ona
robiła tylko to, o co ją prosiłam. – Ana rozkręca się z każdym
słowem. – Pisałam, żebyś się nie martwił, ale ty musiałeś przyjechać.
Nie przypominam sobie, żebyś wydał bullę zakazującą mi spotykania
się z Leilą. Nie wiedziałam, że istnieje czarna lista moich gości. – Jest
wściekła, naprawdę wściekła. Mówi podniesionym głosem, a w jej
oczach połyskuje święte oburzenie.
Imponujące, pani Grey.
Z zachwytem obserwuję, jak mi się sprzeciwia i jest przy tym
rozbrajająca jak zawsze. I jest zabawna, gdy doborem słów stara się
neutralizować jadowitą atmosferę.
– Bullę? – pytam, ponieważ dawno nie słyszałem zabawniejszej
niesubordynacji. Ale też mam nadzieję wywołać jej uśmiech.
Ale Ana zachowuje kamienną twarz.
Cholera.
– O co chodzi? – pytam. Miałem nadzieję, że zmienimy temat,
skoro już mi wygarnęła, co jej leży na wątrobie.
– O ciebie. Dlaczego byłeś dla niej taki bezwzględny?
Co takiego? Nie byłem bezwzględny, byłem wściekły. Nie powinna
tu przychodzić.
Niech to szlag!
Wzdychając, pochylam się nad stołem.
– Niczego nie rozumiesz, Anastasio. Leila, Susannah i wszystkie
pozostałe były przyjemnością, zabawną odskocznią od codzienności.
Ale nic poza tym. Ty jesteś centrum mojego wszechświata. Ostatnim
razem Leila celowała do ciebie z broni. Nie chcę, żeby się do ciebie
zbliżała.
– Ale Christianie, ona była chora.
– Wiem o tym. I wiem też, że już się czuje lepiej, ale to nie powód,
żebym jej ufał. To, co zrobiła, jest niewybaczalne.
– A jednak zrobiłeś dokładnie to, czego oczekiwała. Chciała cię
zobaczyć i wiedziała, że jeśli do mnie przyjdzie, to natychmiast się
tutaj pojawisz.
Wzruszam ramionami.
– Nie chcę cię narażać na brudy mojego dawnego życia.
Ana marszczy brwi.
– Christianie, jesteś tym, kim jesteś, właśnie ze względu na swoje
dawne życie i swoje nowe życie. Jakiekolwiek ono było i jest.
Wszystko, co dotyka ciebie, dotyka też mnie. Zaakceptowałam to, gdy
zgodziłam się za ciebie wyjść. Bo cię kocham.
Dokąd ona zmierza?
Nie ukrywa emocji, jej twarz jest pełna współczucia.
Ale tym razem nie dla mnie, lecz dla Leili.
Kto by przypuszczał, że Leila znajdzie w mojej żonie adwokatkę.
– Nie wyrządziła mi krzywdy. Ona też cię kocha.
– Mam to w dupie.
I nie, ona mnie nie kocha. Jak by mogła?
Leila wie aż za dobrze, do czego jestem zdolny.
Ana patrzy na mnie, jakby pierwszy raz mnie widziała.
Och, maleńka. Powiedziałem ci już dawno temu. Pięćdziesiąt twarzy.
– Dlaczego tak nagle zaczynasz jej bronić? – pytam zdumiony.
– Posłuchaj, Christianie, nie wydaje mi się, żebym miała wymieniać
z Leilą przepisy kulinarne i wzory do robienia na drutach, ale nie
przypuszczałam, że będziesz dla niej taki bez serca.
– Kiedyś ci mówiłem, że nie mam serca – mruczę, ale nawet we
własnych uszach brzmię jak nadąsany chłopiec.
Ana przewraca oczami.
– To nieprawda, Christianie. Nie bądź śmieszny. Przecież ci na niej
zależy. Nie opłacałbyś jej nauki i całej reszty, gdyby ci na niej nie
zależało.
Przypominam sobie, co czułem, gdy załamaną i brudną Leilę
kąpałem w starym mieszkaniu Any.
Cholera. Dosyć mam tych bredni.
– Kończymy dyskusję. Chodźmy do domu.
Ana zerka na zegarek.
– Jest zbyt wcześnie.
– Wracamy do domu – nalegam.
Proszę, Ano.
– Ileż mogę prowadzić z tobą ten sam spór? Jestem już tym
zmęczona, Christianie.
Jaki spór?
– No wiesz – kontynuuje, właściwie odczytawszy moją minę. –
Robię coś, co ci się nie podoba, a ty znajdujesz jakiś sposób, żeby się
na mnie za to odegrać. Najczęściej wiąże się to z seksualnymi
perwersjami, które są albo szokujące, albo pełne okrucieństwa.
Pełne okrucieństwa? Cholera!
No tak, ostatnio przerwała seks z tobą, Grey.
Kurwa.
– Szokujące? – pytam, bo nie chcę się skupiać na okrucieństwie.
– Zazwyczaj tak.
– Co konkretnie cię zszokowało?
Ana jest wyraźnie rozdrażniona.
– Dobrze wiesz.
– Mogę tylko zgadywać. – Różne erotyczne wspomnienia mącą
moją wyobraźnię. Ana podwieszona na belce, przykuta łańcuchem do
łóżka, krzyż… W mojej sypialni z dzieciństwa…
– Christianie, ja… – Brzmi jak zdyszana. Zmiana tematu okazała się
skuteczna.
– Lubię sprawiać ci przyjemność. – Przesuwam kciukiem po jej
dolnej wardze.
– To prawda. – Miękkim jak płatek głosem pieści mnie. Po całym
ciele.
– Wiem – szepczę jej do ucha. – To jedyne, czego jestem pewien.
Gdy się prostuję, Ana ma zamknięte oczy. Otwiera je raptownie
i wydyma wargi, prawdopodobnie w reakcji na mój szelmowski
uśmieszek.
Pożądam jej.
Nie chcę się spierać.
– Co było szokujące, Anastasio? – ponawiam pytanie.
– Chcesz listę?
– To jest cała lista?
– Na przykład kajdanki – mruczy, sprawiając wrażenie, jakby się
zagubiła we wspomnieniach z naszego miesiąca miodowego.
No nie. Łapię jej rękę i ściskam, blokując nadgarstek między palcami
a kciukiem.
– Nie chcę zostawiać śladów na twoim ciele. – Błagalnym wzrokiem
spoglądam jej w oczy. – Chodź do domu.
– Mam dużo pracy.
– Do domu.
Proszę, Ano. Nie chcę z tobą walczyć.
Wpatrujemy się w siebie, zamieniając w pole bitwy przestrzeń,
która nas dzieli, a ja desperacko próbuję zrozumieć jej tok myślenia.
Wiem, że ją rozzłościłem, i podświadomie się martwię, że robię
dokładnie to, przed czym przestrzegał mnie Flynn, że sabotuję nasz
związek i zabijam własne szczęście.
Muszę wiedzieć, że między nami jest dobrze.
Jej źrenice rozszerzają się coraz bardziej, zaciemniając całe oczy.
Nie mogę jej się oprzeć. Podnoszę rękę i pieszczę jej policzek
wierzchem dłoni.
– Moglibyśmy zostać tutaj. – Ochrypły głos zdradza, jak bardzo
pożądam swojej żony i jak bardzo chcę się z nią pojednać.
Ana mruga i przecząco porusza głową, cofając się.
– Christianie, nie chcę uprawiać seksu tutaj. Przed chwilą była tu
twoja kochanka.
– Nigdy nie była moją kochanką.
Tylko Elena pasuje do tego określenia.
Nie idź tą drogą, Grey.
– To tylko semantyka, Christianie. – W jej głosie pobrzmiewa
zmęczenie. Znowu.
– Nie myśl za dużo, Ano. Ona jest przeszłością. – Sam nie wiem, czy
odnoszę się do Leili, czy Eleny, ale mógłbym to powiedzieć o obydwu.
Są przeszłością.
Ana wzdycha i mierzy mnie wzrokiem, jakbym był skomplikowaną
zagadką do rozwiązania. Jej oczy o coś mnie błagają, ale nie wiem
o co. Nagle na jej twarzy maluje się trwoga. Bierze gwałtowny wdech
i wydaje mi się, że mówi „nie”.
Ale to prawda, ona jest przeszłością.
– Tak – błagam ją i dotykam wargami jej ust, żeby rozproszyć
wątpliwości.
– Och, Christianie – szepcze – czasem mnie przerażasz. – Bierze
w dłonie moją głowę, przyciąga mnie do siebie i całuje namiętnie.
Znów jestem zdezorientowany. Przerażam ją?
Otaczam ją ramionami i szepczę do jej ust:
– Dlaczego?
– Odwróciłeś się od niej z taką łatwością!
Tym razem wiem, że chodzi jej o moją postawę wobec Leili.
– Uważasz, że mógłbym się odwrócić od ciebie, Ano? Skąd ci to
przyszło do głowy? Co sprawiło, że tak pomyślałaś?
– Nic. Pocałuj mnie. Zabierz mnie do domu. – Jej usta znów
znajdują moje, ale tym razem w jej pocałunku wyczuwam desperację.
Co się dzieje, Ano?
Zastanawiam się nad tym tylko przez chwilę, później ulegam jej
językowi.
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Christian Grey,
wyjątkowo zadowolony z tej gry prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Cześć, Tato,
mama pewnie Ci powiedziała, że Raymond Steele miał wypadek. Dziś rano
w Astorii jego samochód został potrącony przez auto pijanego kierowcy.
Ray leży teraz na intensywnej terapii. Czy możesz wykorzystać swoje
kontakty w policji, żeby zdobyć informacje o człowieku, który w niego
uderzył?
Dzięki.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
ANA NIE DAJE się skusić na posiłek, który zamówiłem. Zjada tylko dwie
frytki i połowę ciastka z krabem, nic więcej. Wzdycham rozczarowany
i patrzę, jak odchodzi od stołu i wraca do sypialni. Wiem, że nie mogę
jej zmuszać do jedzenia, ale martwi mnie, gdy nie chce jeść.
Zastanawiając się, co zrobić, wysyłam Josému wiadomość
z zaproszeniem dla niego i ojca na jutrzejsze przyjęcie-niespodziankę
z okazji urodzin Any, oczywiście jeśli w ogóle się odbędzie i jeśli José
senior będzie się czuł na tyle dobrze, żeby wziąć w nim udział.
Otwieram laptop i sprawdzam pocztę. Przyszła odpowiedź od ojca.
Dzień dobry.
Masz prezenty dla Any?
TAYLOR
Tak, panie Grey.
Mam przynieść pudełko na górę?
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Dla Ciebie
Za wszystkie nasze pierwsze razy
w dzień urodzin, które pierwszy raz obchodzisz jako moja ukochana żona.
Kocham Cię
Cx
RAY NIE ŚPI, ale najwyraźniej nie jest w najlepszym nastroju. Witam
się i zostawiam z nim Anę. Sam przenoszę się do poczekalni, która
powoli zaczyna się zamieniać w mój nowy gabinet. Od doktor Sluder
uzyskałem już wstępną zgodę na przewiezienie Raya do Seattle
i czekam, aż moja matka potwierdzi, że czeka na niego łóżko
w szpitalu Northwest. Dopiero wtedy zorganizuję transport lotniczy.
Doktor Sluder uważa, że możemy go przewieźć już jutro, ale
potwierdzi to jeszcze po zapoznaniu się z wynikami najnowszych
badań.
Dzwonię do Andrei.
– Dzień dobry, panie Grey.
– Cześć, Andreo. Mam nadzieję, że jutro przewieziemy Raymonda
Steele’a do Seattle. Czy mogłabyś zarezerwować transport medyczny?
Ze szpitala OHSU do Northwest w Seattle. Moja matka powinna znać
jakąś rzetelną firmę. Ustalę z lekarką Raya, czy na pokładzie
helikoptera powinien się znajdować jakiś konkretny sprzęt medyczny.
Albo ja, albo ona prześle ci te informacje.
– Zadzwonię do doktor Grey.
– Zadzwoń. Czekam na wiadomość od niej, czy mają wolne miejsce.
– Zajmę się tym, panie Grey.
– Jeśli chodzi o Tajwan, Ros i ja możemy wylecieć w czwartek
wieczorem. Będziemy potrzebować odrzutowca.
– W czwartek rano jest pan na uniwersytecie.
– Wiem. Ale powiedz Stephanowi, żeby przygotował załogę. Na
razie niezobowiązująco.
– Tak, panie Grey. Jeszcze Ros prosi o chwilę rozmowy.
– Dobrze, przełącz mnie. Na razie dziękuję.
Ros i ja wymieniamy kilka uwag i postanawiam, że podpisanie
projektu umowy oraz listu intencyjnego w sprawie stoczni na
Tajwanie może poczekać do jutra, skoro wszystko na to wskazuje, że
będę już w Seattle. Rozłączam się, ale mój telefon natychmiast
zaczyna brzęczeć. Dzwoni Clark.
– Panie Grey. Dziękuję, że możemy się dzisiaj spotkać. Czy
szesnasta państwu odpowiada?
– Tak. Będziemy w hotelu Heathman.
– W takim razie do zobaczenia.
Do poczekalni wchodzi Ana. Ma poważną minę.
Jakieś problemy?
– Do zobaczenia – odpowiadam i kończę połączenie. – Clark będzie
tutaj dziś o szesnastej – mówię do Any.
Marszczy brwi.
– W porządku. Ray ma ochotę na kawę i pączki.
Śmieję się, bo nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
– Myślę, że też bym miał, gdybym był po wypadku samochodowym.
Poproś Taylora, żeby przyniósł.
– Nie, ja pójdę.
– Ale zabierz ze sobą Taylora.
Ana przewraca oczami.
– Okej. – Brzmi jak rozdrażniona nastolatka.
Uśmiecham się i przechylam głowę na bok.
– Nikogo tu nie ma.
Gdy dociera do niej, co sugeruję, jej oczy nieco się rozszerzają, ale
zainteresowanie wyraźnie wzrasta. Prostuje ramiona, jakby miała
zamiar rzucić mi wyzwanie, i podnosi podbródek w sposób
charakterystyczny dla wszystkich Steele’ów.
Za jej plecami do poczekalni wchodzi para młodych ludzi.
Mężczyzna obejmuje swoją zapłakaną towarzyszkę. Kobieta jest
zdesperowana. Cholera, wydarzyło się coś naprawdę złego.
Ana współczująco patrzy na przybyłych, po czym odwraca się do
mnie i wzrusza ramionami z żalem.
Och. A jeśli miała ochotę na porządnego klapsa? Ta myśl wydaje mi
się interesująca.
Bardzo interesująca.
Sięgam po swój komputer, biorę ją za rękę i wychodzimy
z pomieszczenia.
– Potrzebują prywatności bardziej niż my – mruczę pod nosem. –
Zabawimy się później.
Taylor czeka w samochodzie.
– Jedźmy wszyscy na kawę i pączki – proponuję. Możemy sobie
pozwolić na trochę przyjemności.
Ana odwzajemnia mój uśmiech.
– Voodoo Doughnut w Portlandzie. Najlepsze pączki na świecie –
mówi i sadowi się na tylnym siedzeniu SUV-a.
Pani Grey,
jestem w pracy zaledwie od trzech godzin, a już za panią tęsknię.
Mam nadzieję, że Ray bez problemów zainstalował się w swoim nowym
pokoju. Mama zbada go dziś po południu i sprawdzi, czy wszystko dobrze.
Odbiorę Cię około osiemnastej, żebyśmy zdążyli go odwiedzić, zanim
wrócimy do domu.
Może tak być?
Twój kochający mąż
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Zdjęcia:
Carricka Greya
dr Grace Trevelyan
Christiana Greya
Elliota Greya
Mii Grey
B. Sullivan
szef działu IT, GEH
Pewnie.
x
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Wszystko w porządku?
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Anastasia Grey
redaktor naczelna SIP
Oczywiście, że ma dużo pracy. Nie było jej kilka dni, a jest przecież
bardzo sumienna.
Grey, zachowaj spokój.
Wracam do wiadomości od Barneya i ponownie czytam listę
nazwisk. Nie przychodzi mi do głowy nic nowego, ale może Barney
zna odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
Barneyu,
dziękuję za wiadomość. Czy możesz ustalić, kiedy Hyde zaczął zbierać
w sieci te informacje?
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
B. Sullivan
szef działu IT, GEH
ANA
CZY CHCIAŁBYŚ, ŻEBY PANI LINCOLN
DOŁĄCZYŁA DO NAS, GDY W KOŃCU BĘDZIEMY
ROZMAWIAĆ O SMS-IE, KTÓRY CI PRZYSŁAŁA?
DZIĘKI TEMU NIE BĘDZIESZ MUSIAŁ
POTEM DO NIEJ BIEC.
TWOJA ŻONA
PRZEKAZANE: ELENA
Dobrze było znów Cię zobaczyć. Już rozumiem.
Nie panikuj. Będziesz cudownym ojcem.
Jasna cholera!
Ana czytała moje wiadomości.
Kiedy?
Jak ona śmie!
Rozpala się we mnie gniew. Przyciskam zieloną słuchawkę. Telefon
Any dzwoni i dzwoni. I, kurwa, dzwoni. W końcu połączenie zostaje
przekierowane na pocztę głosową.
– Gdzie jesteś, do cholery? – warczę do mikrofonu.
Wściekły, że czytała moje wiadomości. Wściekły, że wie o Elenie.
Wściekły na Elenę. Przede wszystkim jednak jestem wściekły na
samego siebie i ściskający moje gardło strach, który gotów jeszcze
mnie zadusić. Ana zaginęła.
Ano, gdzie jesteś, do kurwy nędzy? Może od mnie odeszła?
Dokąd by się udała? Do Kate. Oczywiście. Dzwonię do Kavanagh.
– Halo? – Kate odbiera po kilku dzwonkach wyraźnie zaspanym
głosem.
– Mówi Christian.
– Christian? Co się stało? Z Aną wszystko dobrze? – Kate zdążyła
już się rozbudzić i natychmiast zaczyna wiercić mi dziurę w brzuchu,
jakbym jeszcze tego potrzebował.
– Nie ma jej z tobą? – pytam.
– Nie. A powinna być?
– Nie. Nie martw się. Wracaj spać.
– Chris… – Rozłączam się.
Głowa mi pęka, a moja żona zniknęła. Istne piekło. Jestem w piekle.
Znów wybieram numer Any i ponownie zostaję przekierowany na
pocztę głosową. Wpadam do kuchni, gdzie Gail właśnie robi kawę.
– Mogłabyś mi podać tabletki przeciwbólowe? – pytam nawet
uprzejmie jak na męża, któremu zaginęła żona.
Odpowiada wymuszonym uśmiechem.
Czy ona się śmieje, bo ja cierpię?
Spod zmarszczonych brwi obserwuję, jak kładzie na blacie fiolkę
advilu, po czym odwraca się i idzie po wodę, zostawiając mnie
walczącego z zabezpieczoną przed dziećmi zakrętką. Wreszcie udaje
mi się wydobyć z fiolki dwie tabletki, akurat gdy pani Jones
z kamienną twarzą stawia przede mną szklankę.
Patrząc na nią gniewnym wzrokiem, pakuję sobie do ust obydwie
pastylki, ale ona odwraca się do mnie tyłem i podchodzi do kuchenki.
Wypijam łyk wody.
Szlag! Ta woda jest ciepława. Smakuje okropnie.
Patrzę na nią spode łba. Zrobiła to umyślnie. Gwałtownym ruchem
odstawiam szklankę na blat, odwracam się i zdecydowanym krokiem
wracam na górę szukać Any. Mam nadzieję, że tabletki złagodzą burzę
w mojej głowie.
Taylor wychodzi z pokoju, który dawniej należał do moich uległych.
Minę ma posępną. Sięgam do drzwi pokoju zbaw, ale są zamknięte na
klucz. W desperacji szarpię za klamkę, żeby się upewnić, i wykrzykuję
imię Any na cały korytarz. Natychmiast żałuję podniesionego głosu,
ponieważ ból przeszywa mi głowę.
– I jak? – pytam Taylora.
– Nic, panie Grey. Sprawdziłem w siłowni. Uruchomiłem też
Sawyera i Ryana. Przeszukują kwatery personelu.
– Dobrze. Musimy działać metodycznie.
– Spotkamy się na dole.
Wracamy do kuchni i po chwili dołączają do nas Sawyer i Ryan, ten
ostatni wygląda, jakby spał krócej ode mnie.
– Pani Grey zaginęła – rzucam wściekle. – Sawyer, przejrzyj
nagrania kamer monitoringu, żeby sprawdzić, czy ją zarejestrowały.
Ryan i Taylor, pójdziecie ze mną jeszcze raz przeszukać apartament.
Chwilę później wszyscy trzej nieruchomieją z szeroko otwartymi
oczami i ustami otwartymi ze zdumienia.
Co jest?
Kątem oka zauważam ruch.
To Ana.
Boże, dzięki. Jest w domu. Czuję ogromną ulgę, ale Ana tylko patrzy
na nas, chłodna i zdystansowana, swoimi wielkimi oczami, w których
czają się charakterystyczne ciemne kręgi. Stoi owinięta w kołdrę,
mała, blada, nieskończenie piękna.
I wściekła jak osa.
Napawam się jej widokiem, choć złe przeczucia pełzną mi wzdłuż
kręgosłupa i stawiają dęba włosy na karku. Ana prostuje swoje wąskie
ramiona, unosi głowę, robi tę swoją upartą minę i zupełnie mnie
ignorując, zwraca się do Luke’a.
– Sawyer, będę gotowa do wyjścia za jakieś dwadzieścia minut. –
Ciaśniej owija się kołdrą, głowę nadal trzyma wysoko.
Och, Ano. Jestem taki szczęśliwy, że tu jest. Nie zostawiła mnie.
– Podać coś na śniadanie, pani Grey? – pyta Gail głosem tak
słodkim i zatroskanym, że oglądam się na nią ze zdziwieniem. Jej
wzrok pada na mnie i robi się lodowaty jak poprzednio.
Ana przecząco kręci głową.
– Nie jestem głodna, dziękuję – mówi cicho i łagodnie, ale minę ma
nieprzejednaną. Czy nie chce jeść, żeby mnie ukarać? O to chodzi? Ale
to nie czas na tę kłótnię.
– Gdzie byłaś? – pytam speszony.
Za swoimi plecami słyszę nagłą aktywność, gdy moi pracownicy się
ulatniają. Ignoruję ich tak samo jak Ana, która po chwili odwraca się
i udaje w stronę naszej sypialni.
– Ano! Odpowiedz!
Tylko mnie, kurwa, nie ignoruj!
Dumnie kroczy przez hol do naszej sypialni. Podążam za nią aż do
łazienki, tam jednak zamyka za sobą drzwi i przekręca zamek.
Cholera!
– Ano! – Walę pięścią w drzwi, potem szarpię za klamkę. – Ano,
otwórz te cholerne drzwi!
Dlaczego ona to robi? Bo trzasnąłem drzwiami wczoraj wieczorem? Bo
widziałem się z Eleną?
– Idź sobie – przekrzykuje lejącą się z prysznica wodę.
– Nigdzie nie pójdę!
– Jak sobie życzysz.
– Ano, proszę. – Raz jeszcze mocuję się z drzwiami, chcąc wyrazić
swój gniew, ale czuję tylko bezsilną wściekłość.
Jak ona śmie zamykać przede mną drzwi? Muszę użyć całej siły
woli, żeby nie wykopać ich z futryny. Zważywszy na jej postawę i mój
ból głowy, prawdopodobnie nie byłoby to mądre.
Dlaczego tak się wściekła?
I w ogóle jakim prawem?
Po tym, jak zasunęła bombę z dziesięcioma paluszkami u rączek
i dziesięcioma u nóżek?
A może chodzi o to, że się upiłem?
Nie, w głębi ducha wiem, co jest grane.
Elena. Czy pani Lincoln naprawdę nie mogła zachować swoich
przemyśleń dla siebie?
Wiedziałem, że popełniam błąd, spotykając się z nią.
Wiedziałem to już w barze.
Nieźle się wpakowałeś, Grey.
No cóż, jak mawia moja matka, do tanga trzeba dwojga. Żony
wściekają się na mężów nieustannie. Co dzień. To z całą pewnością
normalne. Z gniewną miną gapię się na zamknięte drzwi.
Co mam robić?
Znajdź swoje szczęśliwe miejsce. Słowa Flynna dźwięczą mi w głowie,
gdy opieram się o ścianę.
Z całą pewnością tu, pod ścianą, nie jest moje szczęśliwe miejsce.
Moje szczęśliwe miejsce jest pod prysznicem.
Ale nie mam wyboru.
Znów to łupanie w głowie. Dobrze chociaż, że plusk lejącej się wody
jest mniej bolesny od mojego wrzasku. Poza tym panuje cisza.
Zastanawiam się, czyby samemu nie wziąć prysznica w łazience dla
gości. Ale nie, mogłaby mi się wymknąć. Wzdycham, przeczesując
włosy palcami, pogodzony z faktem, że muszę czekać na panią Grey.
Znowu.
Jak zawsze.
Myślami cofam się do poprzedniego wieczoru. Do Eleny. O czym
rozmawialiśmy? Gdy próbuję sobie to przypomnieć, wraca poczucie
niepewności. O czym rozmawialiśmy? O moich interesach. Tak. O jej
firmie. O Isaacu. O tym, że Ana chce dziecka. Chyba nie powiedziałem
Elenie wprost, że Ana jest w ciąży?
Nie. Bogu dzięki.
Bachory. Prycham. Tak się wyraziła Elena.
I przeprosiła. To coś nowego.
O czym jeszcze rozmawialiśmy? Coś mi świta, ale nie umiem tego
sobie uświadomić. Cholera. Dlaczego tak się upiłem? Nienawidzę, gdy
tracę kontrolę nad sobą. Nienawidzę pijaków.
Wracają do mnie mroczniejsze wspomnienia. Nie te z wczorajszej
nocy. Te, które chcę pogrzebać. Widok tamtego faceta. Pieprzonego
alfonsa naćpanej dziwki, spitego tanią wódą albo jakimś świństwem.
Kurwa.
To nie jest przyjemne miejsce. Zimny pot pokrywa moją skórę.
Wraca do mnie smród jego niemytego ciała i papierosa marki Camel,
który ściskał w zębach. Robię głęboki, przeciągły wdech, żeby
opanować narastającą we mnie panikę.
To przeszłość, Grey.
Uspokój się.
Zgrzyta zamek, drzwi się otwierają i z łazienki wychodzi pani
Anastasia Grey owinięta w dwa ręczniki. Mija mnie, jakbym był
niewidzialny, i zmierza prosto do garderoby. Idę za nią, staję w progu
i obserwuję, jak od niechcenia wybiera, w co dziś się ubierze.
– Ignorujesz mnie? – Niedowierzanie w moim głosie słychać aż
nazbyt wyraźnie.
– Cóż za spostrzegawczość – mruczy pod nosem, jakbym był dla
niej czymś w rodzaju przedmiotu refleksji.
Patrzę na nią. Bezradny. Co mam zrobić?
Z ubraniami w ręku żwawym krokiem idzie w moim kierunku, po
czym przystaje i patrząc mi prosto w oczy, przybiera wyraz twarzy,
który mówi „zejdź mi z drogi, dupku”. No to wdepnąłem w niezłe
gówno. Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. Może raz, gdy rzuciła
we mnie szczotką do włosów na pokładzie „Fair Lady”. Schodzę jej
z drogi, choć faktycznie mam ochotę chwycić ją, przycisnąć do ściany
i pocałować. Zacałować do utraty zmysłów. A potem się w nią wtulić.
Ale idę za nią niczym jakiś piesek pokojowy i zatrzymuję się
w drzwiach sypialni, chociaż ona wolnym krokiem podąża do komody.
Jak może być taka nonszalancka?
Spójrz na mnie – zaklinam ją w duchu.
Rozwiązuje ręcznik i upuszcza go na podłogę. Mój członek
natychmiast pęcznieje, przez co jeszcze bardziej się wkurzam.
Chryste, ależ ona jest piękna! Nieskazitelna skóra, idealna krzywizna
bioder, wypukłość pośladków i długie, długie nogi, które tak lubię
owinięte wokół mnie. Jej ciało nie ujawnia jeszcze żadnych oznak
intruza. Przecież ja nawet nie wiem, od kiedy ona jest w tej ciąży.
Cholera. Odpycham myśli o Juniorze.
Ile to roboty zanieść ją do łóżka?
Grey, nie! Weź się w garść.
Ana nadal mnie ignoruje.
– Dlaczego to robisz? – Próbuję maskować desperację w swoim
głosie.
– A jak myślisz? – Sięga do szuflady z bielizną.
– Ano… – Zapiera mi dech, gdy pochyla się i wkłada majtki, wiercąc
pięknym, wyjątkowo pięknym tyłeczkiem.
Robi to specjalnie. Mimo bólu głowy, mimo paskudnego humoru
mam ochotę się z nią pieprzyć. Natychmiast. Tylko żeby się upewnić,
że wszystko między nami jest dobrze. W ślad za ochotą idzie coraz
silniejsza erekcja.
– Zapytaj o to panią Robinson. Jestem pewna, że znajdzie dla ciebie
jakieś wyjaśnienie. – Skupia się na przeszukiwaniu szuflady,
odprawiając mnie, jakbym był lokajem.
Tak jak myślałem, chodzi o Elenę.
Czego się spodziewałeś, Grey?
– Przecież ci tłumaczyłem, ona nie jest moją…
– Nie chcę tego słuchać, Christianie. – Trzyma głowę wysoko. –
Czas, żeby porozmawiać, był wczoraj, ale zamiast tego wolałeś się
wydzierać, a potem upić się z kobietą, która przez lata się nad tobą
znęcała. Zadzwoń do niej. Na pewno chętnie cię teraz wysłucha.
Co takiego?
Ana wybiera stanik. Decyduje się na czarny koronkowy, wkłada go
i zapina. Wchodzę głębiej do środka, opieram ręce na biodrach
i rzucam jej wściekłe spojrzenie. Posunęła się za daleko.
– Dlaczego mnie szpiegowałaś? – Nadal nie mogę uwierzyć, że
przeglądała moje wiadomości.
– Nie w tym rzecz, Christianie – syczy. – Chodzi o to, że jak tylko
się pojawia problem, ty od razu biegniesz do niej.
– To nie było tak…
– Nie interesuje mnie, jak było.
Podchodzi do łóżka, a ja stoję w miejscu i gapię się na nią.
Zdezorientowany. Bije od niej lodowaty chłód. Kim jest ta kobieta?
Siada, wyciąga swoją długą i kształtną nogę, prostuje stopę i powoli
od palców naciąga pończochę. Moje wyschnięte usta zamieniają się
w pustynię, gdy patrzę, jak podnosi dłonie coraz bliżej uda.
– Gdzie byłaś? – To jedyne logiczne zdanie, jakie potrafię
sformułować.
Ignorując mnie, wkłada drugą pończochę z tą samą zmysłową
lekkością. Później wstaje, odwraca się do mnie tyłem i pochyla do
przodu, żeby wysuszyć włosy ręcznikiem. Widzę idealną krzywiznę jej
pleców. Muszę użyć całej siły woli, żeby nie złapać jej i nie rzucić na
łóżko. Prostuje się, odrzucając do tyłu kaskadę kasztanowych włosów,
które opadają za ramiona poniżej linii stanika.
– Odpowiedz – mruczę, ale ona tylko podchodzi do komody,
wyjmuje suszarkę do włosów i uruchamia ją, trzymając w ręku jak
pistolet.
Hałas drażni moje postrzępione nerwy, jeszcze bardziej je splątując.
Jak mam się zachować, gdy mnie ignoruje?
Jestem zagubiony.
Susząc, przesuwa palcami po włosach, a ja muszę zacisnąć ręce
w pięści, żeby się zmusić do trzymania ich przy sobie. Pragnę jej
dotknąć i zakończyć ten nonsens, ale przypominam sobie, z jakim
jadem syknęła na mnie w pokoju zabaw po uderzeniu pasem.
Jesteś popieprzonym sukinsynem.
Blednę. Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
Kiedykolwiek.
Obserwuję ją w milczeniu, zauroczony. Zaledwie kilka dni temu
pozwoliła, żebym wysuszył jej włosy. Kończy, teatralnym gestem
poprawiając niesforną koronę kasztanowych, przeplatanych rudo-
złotymi pasemkami loków opadających na ramiona. Celowo się tak
zachowuje. Ten wniosek ożywia moją złość.
– Gdzie byłaś? – pytam szeptem.
– Co cię to obchodzi?
– Ano, przestań. Natychmiast.
Wzrusza ramionami, jakby było jej wszystko jedno, a we mnie
gotuje się krew. Podchodzę do niej, jeszcze nie wiedząc, co chcę
zrobić, ale ona odwraca się twarzą do mnie niczym anioł zemsty.
– Nie dotykaj mnie! – warczy przez zaciśnięte zęby, a mnie pamięć
w jednej chwili przenosi do chwili, gdy wyszła z mojego pokoju zabaw,
zostawiając mnie w nim samego.
Otrzeźwiające wspomnienie.
– Gdzie byłaś? – Zaciskam pięści, żeby nie drżały mi ręce.
– Na pewno nie upijałam się ze swoim byłym. – Jej oczy płoną
szlachetnym oburzeniem. – Spałeś z nią?
Jej pytanie jest jak cios w twarz.
Tłumię okrzyk.
– Co? Nie! – Jak mogła tak pomyśleć? Miałbym się przespać
z Eleną? – Myślisz, że bym cię zdradził? – Chryste, jak nisko mnie
ocenia. Czuję, jak wokół moich wnętrzności zaciska się pętla. Ożywa
wspomnienie przesłonięte mgłą czerwonego wina i bourbona.
– Już mnie zdradziłeś – kontynuuje Ana. – Informując tę kobietę
o naszym prywatnym życiu i wylewając przed nią swoje tchórzliwe
żale.
– Tchórzliwe żale? Tak uważasz? – Jezu. Wiedziałem, że
spieprzyłem, ale to o wiele więcej, niż się obawiałem.
– Christianie, widziałam wiadomość. Ja to wiem.
– Ta wiadomość nie była przeznaczona dla ciebie!
– No cóż, fakty są takie, że telefon wypadł ci z kieszeni, gdy cię
rozbierałam, bo byłeś zbyt pijany, żeby się rozebrać samemu,
i zobaczyłam tę wiadomość. Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak bardzo
mnie zraniłeś, idąc do tej kobiety? – Mówi na jednym oddechu. –
Pamiętasz wczorajszą noc, gdy wróciłeś do domu? Pamiętasz, co
wtedy powiedziałeś?
Cholera. Nie. Co powiedziałem wczoraj w nocy? Byłem na ciebie
wściekły, Ano. Zszokowany twoją rewelacją. Chcę to wyjaśnić, ale nie
potrafię znaleźć słów.
– Otóż musisz wiedzieć, że miałeś rację. Ważniejsze od ciebie
będzie dla mnie to bezbronne dziecko.
Nagle mój świat się zatrzymuje.
Co to znaczy?
– Tak właśnie się zachowuje każdy kochający rodzic. Tak powinna
była się zachować twoja matka wobec ciebie. I przykro mi, że
postąpiła inaczej, bo gdyby to zrobiła, nie prowadzilibyśmy tej
rozmowy. Ale teraz jesteś dorosły. Zacznij wreszcie dostrzegać świat
wokół siebie, do jasnej cholery, i przestań się zachowywać jak
nadąsany nastolatek. – Najwyraźniej się rozkręciła.
Marszczę brwi i gapię się na całe jej piękno. Stoi naga, jeśli nie
liczyć fantastycznej bielizny, mahoniowa burza włosów spływa na jej
piersi, w jej wielkich oczach czai się smutek. Złość i krzywda wylewają
się z niej gwałtownym strumieniem, a mimo to jest przepiękna, a ja
się w tym pięknie gubię.
– Potrafię zrozumieć, że zaskoczyła cię wiadomość o dziecku –
wykrzykuje. – Ja sama też nie twierdzę, że to najlepsza pora, i daleko
mi do euforii, zwłaszcza gdy pomyślę o twojej chłodnej, najdelikatniej
mówiąc, reakcji na to nowe życie, któremu sam dałeś początek. Albo
jednak powitasz je ze mną, albo zrobię to sama. Decyzja należy do
ciebie. Teraz ja idę do pracy, a ty rozczulaj się tu nad sobą i babraj
w nienawiści do samego siebie. Gdy wrócę, przeniosę swoje rzeczy do
pokoju gościnnego na górze.
Wyprowadza się. Zostawia mnie.
Dziecko jest ważniejsze ode mnie.
Ogarnia mnie panika. Jakby nóż utkwił w moich bebechach.
– Dlatego, jeśli pozwolisz, chciałabym się teraz ubrać.
Czuję mrowienie skóry głowy. Otwiera się przede mną otchłań. Ona
ode mnie odchodzi. Cofam się o krok.
– Więc tego chcesz? – pytam strwożonym szeptem.
Jej zranione oczy są niemożliwie wielkie, gdy mierzy mnie
wzrokiem.
– Sama już nie wiem, czego chcę – odpowiada cicho, po czym
odwraca się do lustra i rozsmarowuje krem na policzku.
– Nie chcesz mnie? – W pokoju nie ma tlenu.
– Wciąż tu jestem, prawda? – stwierdza, otwierając tusz, i maluje
sobie rzęsy.
Jak ona może być taka zimna?
– Pomyślałaś, żeby odejść.
– Gdy mąż woli towarzystwo byłej kochanki, to zwykle nie jest
dobry znak. – Pogarda słyszalna w każdym jej słowie popycha mnie
coraz bliżej otchłani. Wydymając wargi, nakłada błyszczyk, jakby,
kurwa, nigdy nic, podczas gdy ja zaraz runę w przepaść.
Bierze pantofle, podchodzi do łóżka i siada. Patrzę na nią
całkowicie bezradny. Wkłada buty, podnosi się i staje naprzeciwko
mnie z rękami na biodrach i wyniosłą miną.
Kurwa.
W pantoflach i bieliźnie, z rozpuszczonymi włosami. Kobieta do
poskromienia.
Mokry sen dominującego.
Mój mokry sen.
Mój jedyny sen.
Pragnę jej. Chcę, żeby mi powiedziała, że mnie kocha. Tak bardzo
jak ja kocham ją.
Uwiedź ją, Grey.
To moja jedyna broń.
– Domyślam się, do czego zmierzasz – mówię, starając się brzmieć
ponętnie.
– Doprawdy? – Głos jej się łamie.
Czyżbym trafił w słaby punkt? Budzi się we mnie nadzieja.
Więc coś do mnie czuje.
Mogę to zrobić. Stawiam krok do przodu, ale ona się cofa i podnosi
ręce dłońmi zwróconymi w moją stronę.
– Nawet o tym nie myśl, Grey. – Jej słowa są jak pociski wymierzone
w moje serce.
– Jesteś moją żoną – mruczę.
– Jestem ciężarną kobietą, którą wczoraj porzuciłeś. Jeśli mnie
dotkniesz, zacznę krzyczeć.
Co, do kurwy nędzy? Nie!
– Krzyczałabyś?
– Jak cholera.
Tego już za wiele. A może ma ochotę na zabawę według takiego
scenariusza?
– Nikt cię nie usłyszy – rzucam.
– Próbujesz mnie zastraszyć?
Co? Nie! Nigdy w życiu. Stawiam krok do tyłu.
– Nie miałem takiego zamiaru.
Spadam.
Powiedz jej. Otwórz się przed nią, Grey.
Tylko co mam jej powiedzieć? Że Elena odezwała się do mnie, ale
miała czyste intencje?
Nie sądzę.
– Poszedłem na drinka z kimś, kto kiedyś był mi bliski.
Oczyściliśmy atmosferę między sobą. Nie zamierzam więcej się z nią
spotykać. – Uwierz mi, proszę, Ano.
– Szukałeś z nią kontaktu?
– Nie od razu. Najpierw poszedłem do Flynna. Potem nagle
znalazłem się przed jej salonem.
Patrzy na mnie zmrużonymi oczami. Tli się w nich wściekłość.
– Naprawdę chcesz, żebym ci uwierzyła, że więcej się z nią nie
spotkasz? – podnosi głos. – A jeśli znów przekroczę jakąś
wyimaginowaną granicę? To ta sama kłótnia, którą prowadzimy wciąż
od nowa. Jakbyśmy się obracali na kole Iksjona. Jeśli znów coś
spieprzę, znów do niej pobiegniesz?
To nie tak!
– Nie zamierzam więcej się z nią spotykać. Wreszcie zrozumiała, co
czuję.
Elena widziała, że się przed nią cofam. Wie, że jej nie chcę.
– Co to znaczy?
Jeśli jej powiem, że Elena próbowała się do mnie dobrać, Ana
dostanie szału.
Cholera. Po cholerę się z nią spotykałeś, Grey?
– Dlaczego z nią możesz rozmawiać, a ze mną nie? – pyta szeptem
Ana.
Nie. To nie tak. Nie rozumiesz. Ona była tylko moją przyjaciółką.
– Byłem na ciebie wściekły. Teraz też jestem. – Słowa padają
w desperackim pośpiechu.
– Coś takiego! – krzyczy Ana. – Wiedz, że to ja jestem na wściekła
ciebie. Jestem wściekła, bo byłeś taki zimny i taki bezduszny, gdy cię
potrzebowałam. Jestem wściekła, bo powiedziałeś, że celowo zaszłam
w ciążę, a to nieprawda. Jestem wściekła, bo mnie zdradziłeś.
Nieprawda, nie zdradziłem!
– Owszem, powinnam była bardziej pilnować tych zastrzyków –
kontynuuje już ciszej. – Ale nie zrobiłam tego celowo. Ciąża jest
zaskoczeniem także dla mnie. Możliwe, że zastrzyk nie zadziałał.
Jesteś zaskoczona? No proszę, ja też.
Nie jesteśmy gotowi na dziecko.
Ja nie jestem gotowy na dziecko.
– Strasznie wczoraj spieprzyłeś sprawę – dodaje cicho. – Naprawdę
miałam dużo na głowie przez ostatnie tygodnie.
Ja spieprzyłem? A co powiesz o sobie?
Znów przyparty do muru, walę na oślep.
– Strasznie to spieprzyłaś ty kilka tygodni temu, czy tam kiedy
zapomniałaś o zastrzyku.
– Niech Bóg broni, żebym była taka idealna jak ty!
Celny strzał, Anastasio.
– Całkiem niezłe przedstawienie, pani Grey.
– Cieszę się, że nawet w ciąży jestem dla ciebie zabawna.
Pieprzyć to!
– Muszę wziąć prysznic – oznajmiam przez zaciśnięte zęby.
– A ja mam już dość tego przedstawienia.
– Nieźle grasz tę rolę – szepczę, stawiając krok do przodu.
Ona się cofa. Nic z tego.
– Nie!
– To przykre, że nie pozwalasz mi się dotknąć.
– Co za ironia, prawda?
Tłumię okrzyk, bo jej słowa tną mnie jak nóż. Kto by przypuszczał,
że potrafi być taką… taką suką? Moja słodka Ana, zraniona i cierpiąca,
pokazuje pazury. Czy taki jest skutek moich usiłowań?
To do niczego nie prowadzi.
– Raczej niewiele ustaliliśmy. – Mój głos brzmi ponuro
i beznamiętnie. Nie wiem, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Nie udało
mi się załagodzić jej gniewu.
– Owszem. Jeśli nie liczyć, że się wynoszę z tej sypialni.
Więc… jednak całkiem mnie nie porzuca. Chwytam się tej myśli,
wisząc nad otchłanią.
Jeszcze jedna próba, Grey. W końcu chodzi o twoje małżeństwo.
– Ona nic dla mnie nie znaczy – szepczę. W odróżnieniu od ciebie.
– Ale jej potrzebujesz.
– Nie potrzebuję jej. Potrzebuję ciebie.
– Wczoraj mnie nie potrzebowałeś. Ta kobieta to dla mnie
bezwzględna granica, Christianie.
– Jej już nie ma w moim życiu.
– Chciałabym ci wierzyć.
– Do kurwy nędzy! Ano!
– Pozwól mi się ubrać.
Wzdycham, przeczesując palcami włosy. Co mogę zrobić? Nie
pozwoli mi się dotknąć, jest zbyt wściekła. Przegrupuję się i wymyślę
inną strategię. A teraz muszę się oddalić, zanim zrobię coś, czego
będę żałował.
– Widzimy się wieczorem.
Wpadam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Tak jak ona
przekręcam klucz w zamku, po raz pierwszy chroniąc się przed nią.
Ana potrafi zranić mnie jak nikt inny. Opieram się o drzwi,
przekrzywiam głowę i zamykam oczy.
Nie jest dobrze. Kiedy ostatnio tak spieprzyłem, Ana mnie
zostawiła.
Nie chcesz mnie?
Wciąż tu jestem, prawda?
Chwytam się tej nadziei. Teraz muszę wziąć prysznic, żeby zmyć
z siebie smród poprzedniej nocy.
Gorąca woda prawie parzy, tak jak lubię. Podnoszę głowę, kierując
twarz ku piekącym kroplom opływającym moje ciało.
Chryste, nie mam pojęcia, co robić. Z Aną nic nigdy nie jest proste,
tyle powinienem już wiedzieć. Wściekła się, bo na nią krzyczałem
i zostawiłem ją samą. Wściekła się, bo poszedłem do Eleny.
Ta kobieta to dla mnie bezwzględna granica.
Elena od początku była cierniem w oku Any. Teraz, przez tego
cholernego SMS-a, stała się cierniem także w moim. Ostatnia noc
powinna to zakończyć. Wszystko. Ale ona musiała wysłać tę cholerną
wiadomość!
Słowa Eleny mnie prześladują. Może mogłabym sprawić, że poczujesz
się lepiej? Jestem pewna, że ci tego brakuje.
Wzdrygam się na to wspomnienie.
Cholera, ale się urządziłem.
GDY WYCHODZĘ Z ŁAZIENKI, Any już nie ma. Nie jestem pewien, czy
z tego powodu czuję ulgę, czy rozczarowanie.
Rozczarowanie.
Ubieram się. Z ciężkim sercem wybieram swój ulubiony krawat.
Może przyniesie mi dziś szczęście.
W kuchni pani Jones nawet nie próbuje ukryć lodowatej
dezaprobaty. To irytujące i oczyszczające zarazem. Ale przygotowała
dla mnie solidne śniadanie.
– Dziękuję – mruczę.
Odpowiada mi tylko cierpkim uśmiechem. Podejrzewam, że słyszała
mnie i Anę wczoraj wieczorem.
Darłeś się na całe gardło, Grey.
Wszyscy cię słyszeli.
Niech to szlag.
Christian Grey
skruszony mąż i prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Nie chcę wracać do domu, w którym czeka mnie jej gniew. Chcę jej
uśmiechów, radości i miłości. Przyglądam się uśmiechniętej twarzy na
zdjęciu. Chcę, żeby patrzyła na mnie tak, jak patrzy z tego portretu.
Wracam do aplikacji, zastanawiając się, czy wysłać maila. Spotkanie
może się przeciągnąć. Dzwonię do pani Jones.
– Słucham, panie Grey.
– Możliwe, że nie wrócę do domu na kolację. Proszę dopilnować,
żeby pani Grey zjadła.
– Tak, proszę pana.
– Niech to będzie coś smacznego.
– Tak, proszę pana.
– Dziękuję, Gail.
Rozłączam się i usuwam wiadomość. Mail nie wystarczy. Może
lepiej podaruję jej coś z biżuterii? Albo kwiaty? Dzwoni telefon.
– Słucham, Andreo.
– Przyszli Hansell i senator Blandino ze swoimi
współpracownikami.
– Zadzwoń po Ros i Samira, żeby do nas dołączyli.
– Już dzwonię.
To będzie walka o zwolnienia. Zgrzytam zębami. Czasem
nienawidzę swojej pracy.
W DOMU JEST CIEMNO, gdy wracam. Ana już się położyła. Idę do naszej
sypialni i tracę nadzieję, gdy jej tam nie zastaję. Tłumiąc panikę, idę
na górę. W słabym świetle padającym z korytarza dostrzegam drobną
sylwetkę skuloną pod kołdrą w jej starej sypialni.
Jej starej sypialni?
Trudno tak ją nazwać. Ana spała tu może dwa razy.
Wydaje się taka mała. Sięgam do kontaktu i włączam światło, żeby
lepiej ją widzieć, ale korzystam ze ściemniacza. Przysuwam fotel,
siadam i patrzę na nią. Ma bladą cerę, niemal przezroczystą. Płakała,
bo powieki i wargi są zapuchnięte. Rozpacz ściska mi serce.
Maleńka, przepraszam!
Wiem, jak miękkie podczas pocałunku są jej wargi, gdy wcześniej
płakała… gdy ja doprowadziłem ją do płaczu. Chcę się położyć obok
niej, wziąć ją w ramiona i tulić, ale ona śpi i potrzebuje snu, zwłaszcza
teraz.
Sadowię się w fotelu i dostosowuję swój oddech do tempa, w którym
oddycha Ana. To pozwala mi zapanować nad nerwami – to i jej
bliskość. Pierwszy raz, odkąd się obudziłem tego ranka, czuję się
trochę spokojniejszy. Ostatni raz siedziałem przy niej i patrzyłem, jak
śpi, gdy Hyde włamał się do naszego apartamentu. Wyszła wtedy na
miasto z Kate, a ja bardzo się wściekłem.
Dlaczego tak często się wściekam na swoją żonę?
Kocham ją.
Chociaż nigdy nie robi tego, co jej każę.
Właśnie dlatego.
Ano,
lecę dziś do Portlandu, później mam coś do załatwienia na WSU.
Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć.
Christian Grey
prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
Ana biegnie po łące przy nowym domu. Śmieje się, gdy ją gonię.
Ja także się śmieję. Łapię ją i przewracam na trawę. Ana
chichocze. Całuję ją. Ma miękkie usta, ponieważ płakała. Nie,
maleńka, nie płacz. Proszę, nie płacz. Wtedy ona zamyka oczy
i zasypia. Nie chce się obudzić. Ano! Ano! Leży na zniszczonym,
poprzecieranym dywanie. Blada. Nieruchoma. Ano! Obudź się!
Ano!
Dysząc, budzę się i przez chwilę nie wiem, gdzie jestem. Zaraz,
zaraz, to chyba „Charlie Tango” i właśnie wylądowaliśmy
w Portlandzie. Wirnik wciąż się obraca, a Stephan rozmawia z wieżą.
Pocieram twarz, żeby się ocknąć, i odpinam pasy.
Taylor otwiera swoje drzwi i wychodzi na lądowisko, podczas gdy ja
zakładam marynarkę, uważając, żeby nie zaczepić o kabel słuchawek.
– Dziękuję, Stephanie – mówię do intercomu.
– Nie ma za co, panie Grey.
– Będziemy wylatywać około trzynastej.
– Czekam w gotowości. – Marszczy brwi, a linie na czole wyraźnie
pokazują, że czymś się martwi. Tymczasem Taylor ze spuszczoną
głową otwiera moje drzwi.
Cholera! Mam nadzieję, że to zmartwienie nie dotyczy mnie.
Zdejmuję słuchawki i gramolę się na zewnątrz, aby dołączyć do
Taylora. Poranek jest piękny, pogodniejszy niż w Seattle, ale rześka
bryza niesie już zapach jesieni. Nigdzie nie widzę Joego, który zwykle
jest na miejscu, żeby nadzorować przyloty i odloty. Może jeszcze za
wcześnie na niego albo przydzielili go gdzie indziej, albo to zły znak
czy jakieś inne gówno.
Do kurwy nędzy, weź się w garść, Grey!
Nasz kierowca czeka już przed budynkiem lądowiska. Taylor
otwiera mi drzwi cadillaca escalade, po czym sam zajmuje fotel
pasażera z przodu.
Wciąż mając w pamięci zły sen z Aną, dzwonię do Sawyera.
– Dzień dobry, panie Grey.
– Luke, dzisiaj trzymaj się blisko pani Grey.
– Tak zrobię, proszę pana.
– Zjadła śniadanie? – pytam ściszonym głosem, czując się
zakłopotany tym pytaniem. Ale chcę wiedzieć, czy wszystko u niej
w porządku.
– Tak myślę. Za mniej więcej kwadrans wyjeżdżamy. Zabieram ją do
pracy.
– Dobrze, dziękuję. – Kończę połączenie i ponuro gapię się przez
okno na rzekę Willamette, bo akurat przejeżdżam przez Steel Bridge.
Metalicznoszare wody wydają się chłodne. Wzdrygam się. To istne
piekło. Muszę porozmawiać z Aną. Nie możemy dłużej tego ciągnąć.
Mam tylko jedną możliwość, która zadziała.
Przeproś, Grey.
Tak, to moja jedyna szansa.
Bo zachowałem się jak dupek.
Wracają do mnie słowa Any. Zacznij wreszcie dostrzegać świat wokół
siebie, do jasnej cholery, i przestań się zachowywać jak nadąsany
nastolatek.
Kurwa. Trudno odmówić jej racji.
Ale to nie jest dobra pora na takie rozważania. Muszę pomóc
Wydziałowi Nauk o Środowisku zdobyć dodatkowe finansowanie
z Departamentu Rolnictwa. To niezbędne, jeśli praca profesor Gravett
i jej zespołu nad technologią gleby ma się posuwać do przodu. Jej
badania przynoszą olbrzymie korzyści na naszych polach
doświadczalnych w Ghanie. To prawdziwa rewolucja. Gleba może się
stać kluczowa nie tylko dla wykarmienia naszej planety poprzez
zmniejszenie niedoborów żywności i likwidację ubóstwa, ale też dla
odwrócenia zmian klimatycznych poprzez sekwestrację. Sięgam do
aktówki po notatki i przeglądam je raz jeszcze.
ANDREA
Troy Whelan z banku chce się z panem
pilnie skontaktować.
ANA JEST BLADA, jeśli nie liczyć siniaka na policzku w miejscu, gdzie
ten kutas ją uderzył. Ma zamknięte oczy, jakby spała, ale nadal jest
nieprzytomna. Serce mi się kraje. Jest taka młoda i taka drobna! Przy
jej ciele wiją się plastikowe rurki. Paraliżuje mnie strach, ale doktor
Bartley patrzy na nią ze spokojem.
– Ma stłuczone żebra i pęknięcie włoskowate czaszki, ale wszystkie
parametry życiowe są dobre i stabilne.
– Dlaczego nadal jest nieprzytomna?
– Doznała poważnego urazu głowy. Ale zachowana jest prawidłowa
czynność mózgu i nie ma obrzęku. Obudzi się, gdy będzie gotowa.
Niech pan da jej trochę czasu.
– A dziecko? – szepczę.
– Dziecku nic się nie stało, panie Grey.
– Bogu dzięki! – Ulga przetacza się przeze mnie jak cyklon.
Bogu dzięki.
– Czy ma pan jeszcze jakieś pytania?
– Tak. Czy ona mnie słyszy?
Doktor Bartley uśmiecha się łagodnie.
– Kto wie? Jeśli tak, to pański głos zapewne sprawi jej przyjemność.
Nie byłbym taki pewien. Wścieknie się. Pomyślałem, że chce ode mnie
odejść.
– Moja koleżanka doktor Singh zajrzy później do pańskiej żony.
– Dziękuję – mówię i lekarka wychodzi.
Przysuwam krzesło i siadam obok łóżka. Czule ujmuję rękę Any,
zadowolony, że nie jest już taka zimna. Ściskam delikatnie, mając
nadzieję w ten sposób ją obudzić.
– Obudź się, maleńka, proszę – szepczę. – Bądź na mnie wściekła,
ale otwórz oczy, proszę. – Pochylam głowę i przykładam wargi do jej
palców. – Przepraszam cię. Za wszystko. Obudź się, proszę.
Proszę. Kocham cię.
Zamykam jej rękę w swoich dłoniach, przyciskam czoło do moich
palców i modlę się.
Proszę, Boże. Proszę. Zwróć mi moją żonę.
ANA ŚPI. MROK jej pokoju rozjaśnia tylko mała lampka przy łóżku
i delikatne światło sączące się przez szparę pod drzwiami. Otulony
marynarką, drzemię na krześle, walcząc ze snem. Chcę być
rozbudzony, gdy ona do mnie wróci.
Drzwi się otwierają, wyrywając mnie z drzemki, i wchodzi Grace.
– Witaj, kochanie – szepcze. Jej twarz jest blada, bez makijażu.
Wygląda na tak samo zmęczoną i osłabioną jak ja.
– Mamo! – Jestem zbyt wycieńczony, żeby wstać.
– Tylko sprawdzam, co u was słychać, i idę trochę się przespać.
Carrick będzie czuwał przy Mii.
– Jak ona się czuje?
– Lepiej. Jest wściekła. Nadal odczuwa skutki tego leku. Próbuje
spać. Jak Ana?
– Bez zmian.
Grace sięga po kartę pacjenta wiszącą na poręczy łóżka i przegląda
notatki. Po chwili robi wielkie oczy i wykrztusza:
– Ona jest w ciąży.
Potwierdzam skinieniem głowy, zbyt zmęczony i rozbity, żeby
zrobić coś więcej.
– Christianie, to cudowna wiadomość! Gratuluję. – Podchodzi
i kładzie mi na ramieniu swoją rękę.
– Dziękuję, mamo. To sam początek. – Tak myślę.
– Rozumiem. Zwykle pary informują o ciąży w dwunastym
tygodniu. Jesteś wycieńczony, kochanie. Idź do domu trochę się
przespać.
Przecząco kręcę głową.
– Będę spał, gdy Ana się obudzi.
Marszczy brwi, ale nie komentuje. Pochyla się i całuje mnie
w głowę.
– Obudzi się, Christianie. Daj jej tylko trochę czasu. I spróbuj
chwilę się przespać.
– Dziękuję, mamo.
Mierzwi mi włosy dłonią.
– Zobaczymy się rano.
Wychodzi tak samo cicho, jak weszła, a ja czuję się jeszcze bardziej
osamotniony niż zwykle.
Żeby się torturować, ale też walczyć ze snem, przypominam sobie,
ile razy zachowałem się niewłaściwie w ciągu ostatnich kilku dni.
Byłem dupkiem.
Reakcja na wiadomość o dziecku.
Spotkanie z Eleną.
Brak przeprosin.
A na dodatek uwierzyłem, że Ana… Uwierzyłem, gdy mi
powiedziała, że ode mnie odchodzi.
Powieki same mi się zamykają i głowa opada do przodu, przez co się
budzę.
Cholera.
Patrzę na swoją żonę. Niech odzyska przytomność jak najszybciej.
Ano. Proszę. Wróć do mnie.
– Wtedy będę mógł cię przeprosić, jak należy. – Sięgam do jej ręki,
podnoszę ją sobie do ust i raz jeszcze całuję każdy palec z osobna. –
Tęsknię za tobą.
Siadam prosto i zamykam oczy. Tylko na sekundę.
PIĄTEK, 16 WRZEŚNIA 2011 ROKU
Ana leży nieprzytomna. Nie mogę jej dobudzić. Obudź się, Ano!
Obudź się! Dostojnym krokiem podchodzi Elena i siada obok
mnie. Jest naga, jeśli nie liczyć obcisłych skórzanych rękawiczek,
które sięgają nieco powyżej łokci, i czarnych szpilek
z czerwonymi podeszwami. Bierze mnie za rękę. Nie. Zaciska
palce na moim udzie. Nie. Nie dotykaj mnie. Nigdy więcej. Tylko
Ana. Jej oczy płoną wściekłością, ale płomień w nich szybko
gaśnie. Pokonana wstaje. Teraz w czarnym stroju. Do widzenia,
Christianie. Zgarnia włosy na bok i dumnie podchodzi do drzwi,
nie oglądając się na mnie. Odwracam się. Ana jest już przytomna.
Posyła mi uśmiech. Chodź do mnie. Śpij ze mną. Zostań przy mnie.
Serce mi rośnie. Jej słowa dają mi radość. Gładzi mój policzek.
Zostań ze mną. Proszę. To błaganie. Jak mogę odmówić? Ona mnie
kocha. Naprawdę. A ja kocham ją.
Kristian miał dziś lepszy dzień. Nadal nie mówi. Nie wiemy, czy w ogóle
potrafi mówić. Ale ma silny charakter. Pozostałe dzieci trochę się go boją.
Kristian nadal nie pozwala żadnemu z nas się dotknąć. Jeśli próbujemy,
dostaje furii.
Kristian jest głodny. Ma wilczy apetyt jak na takie chude dziecko. Najbardziej
lubi makaron i lody.
Dziś Kristian dostał furii. Nie lubi się rozstawać ze swoim kocem, a musiałam
go uprać. Posadziłam Kristiana przed pralką, żeby patrzył na kocyk podczas
prania. Tylko tak udało się go uspokoić.
Wspomnienia wybuchają i migocą. Bardzo różne wspomnienia, ale
tym, co je wszystkie łączy, jest przygnębienie. Znalazłem się w obcym
miejscu, u obcej rodziny, to musiał być wielki szok. Nic dziwnego, że
wolałem o tym zapomnieć. Po przeczytaniu tych notek wiem jednak,
że nie stała mi się tam żadna krzywda. Pamiętam Phoebe. Często mi
śpiewała. Zabawne piosenki. Była dobra i okazywała mi szczególną
życzliwość.
Cieszę się, że rodzice zachowali te listy. Przypominają mi, jak
daleko zaszedłem, jak bardzo się oddaliłem od tego wystraszonego
chłopca. Nie jestem już nim. Jego już nie ma.
Już chcę podzielić się tą myślą z Aną, ale przypominam sobie jej
reakcję na stare fotografie. Smutek, z jakim patrzyła na wygłodzone,
zaniedbane dziecko. Przypomniały jej też o tym dupku Hydzie… i jak
wiele mam z nim wspólnego.
Do diabła z tym.
Przez ostatnie dni zbyt dużo było zdarzeń, z którymi musi się
uporać.
Listy, rysunki i fotografie wsuwam do szarej koperty z napisem
KRISTIAN i odkładam bezpiecznie do szafy na dokumenty. Może
powiem jej, gdy całkiem wyzdrowieje. Poza tym muszę przegadać to
z Flynnem i powinienem to zrobić wcześniej, zanim porozmawiam
z Aną. To moja żona, nie terapeutka.
Zamykam szafę na dokumenty i zerkam na zegarek. Zrobiło się
późno. Ana już śpi, gdy wchodzę do łóżka i biorę ją w ramiona.
Mruczy coś niezrozumiałego, a ja wdycham jej kojący zapach
i zamykam oczy.
Mój łapacz snów.
PONIEDZIAŁEK, 19 WRZEŚNIA 2011
A na leży obok mnie zwinięta w kłębek. Śpi jak kamień. Jest siódma
szesnaście. Zwykle wstaję znacznie wcześniej, ale ostatnie dni także
na mnie się odbiły. Niewykluczone, że to wczorajszy trening. Nie tylko
biegałem, zrobiłem też dwa obwody na siłowni i przez godzinę ostro
wiosłowałem. Uśmiecham się do sufitu, zastanawiając się, czyby nie
zrobić kolejnej rundy dziś rano. Mam dostatecznie dużo energii.
Może powinienem pozwolić Anie zrobić ze mną to, na co ma
ochotę?
To kusząca myśl.
Kurwa.
Zbyt kusząca.
Biorę głęboki wdech, przywołuję do porządku swoje krnąbrne ciało,
biorę telefon i podnoszę się z łóżka. Może później jeszcze trochę
poleżę, gdy Ana się obudzi. Ale teraz jestem głodny.
– Dzień dobry, panie Grey. – Gail krząta się po kuchni. Jeśli jest
zaskoczona, że jeszcze chodzę w piżamie, to nie daje tego po sobie
poznać. Idzie prosto do ekspresu, żeby zrobić mi kawę.
– Dzień dobry, pani Jones.
– Jak się dziś czuje pani Grey?
– Jeszcze śpi.
Pani Jones kiwa głową z uśmiechem zadowolenia.
– Co podać na śniadanie?
– Omlet, proszę.
– Z bekonem, pieczarkami i serem?
– Brzmi świetnie.
Podsuwa mi świeżą kawę. Zaczynam przeglądać „The Seattle
Times”, z zadowoleniem odnotowując, że na pierwszej stronie nie ma
zdjęcia mojej żony. Gdy się zastanawiam, co Ana i ja będziemy dzisiaj
robić, wpada mi w oko informacja z działu „Nieruchomości”.
Oczywiście!
– Gail – zwracam się do niej jeszcze raz. – W zależności od tego, jak
będzie się dziś czuła Ana, być może wybierzemy się do nowego domu.
Czy mogłabyś przygotować kosz piknikowy?
– Z przyjemnością, proszę pana. Poproszę Taylora, żeby zaniósł go
do R8, gdy będzie gotowy.
– Dziękuję.
Dzwonię do Andrei, żeby ją uprzedzić, że nie będzie mnie dzisiaj
w pracy, i poprosić o przesunięcie ewentualnych spotkań. Przyjmuje
to ze spokojem.
– Oczywiście, tak zrobię. Jak się czuje pani Grey? – pyta niepewnie.
– Znacznie lepiej, dziękuję.
– To dobra wiadomość.
– Będę dostępny pod telefonem, gdybyś mnie potrzebowała.
RELAKSUJĘ SIĘ, GDY pędzimy R8. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę
skutki prac wyburzeniowych, które przeprowadził Elliot, i być może
też początków robót nad tym, co stanie się kiedyś naszym domem.
Ana pozbyła się swoich niebotycznie wysokich szpilek i teraz nosi
jakieś sensowniejsze buty na płaskim obcasie. Przytupuje w rytm
piosenki zespołu Crosby, Stills and Nash, która dudni w głośnikach.
Wygląda na szczęśliwą. Dwa dni przymusowego leżenia w łóżku
z pewnością dobrze jej zrobiły. Ma kolory na policzkach i posyła mi
ciepły uśmiech, gdy zerkam na nią. Sprawia wrażenie, jakby się
uwolniła od potworności spotkania z tym diabłem Hyde’em.
Wyrzucam go z moich myśli.
Nie idź tą drogą, Grey.
Nie będę psuł sobie nastroju.
Jest mi lepiej po tym, jak otworzyłem przed Aną swoją duszę. Nawet
nie przypuszczałem, że jedna szczera rozmowa z żoną będzie miała
taki dobroczynny wpływ. Nie wiem, czy chodzi o to, że wreszcie
pogrzebałem ducha Eleny Lincoln, czy może to wynik odnalezienia
brakujących elementów mojego dawnego życia dzięki pomocy
rodziców, ale jest mi lżej na sercu i czuję się wolny, swobodniejszy niż
przedtem, choć przecież jestem tak samo silnie przywiązany do
pięknej kobiety u mojego boku.
Ana mnie zna.
Przełamuje moją ciemność i potrafi ją zamienić na olśniewające
światło.
Kręcę głową, uświadamiając sobie, jak dziwaczne są moje myśli.
Kwieciście, Grey.
Ona wciąż jest przy mnie, mimo tego, co zrobiłem.
Ciepło jej miłości krąży w moich żyłach.
Sięgam ręką i ściskam jej nogę, po czym przesuwam palcami po
odkrytym ciele nad krawędzią pończoch, ciesząc się miękkością jej
skóry.
– Dobrze, że się nie przebrałaś.
Ana przykrywa dłonią moją rękę.
– Zamierzasz dalej tak mnie prowokować?
Nie wiedziałem, że aż tak to na nią działa.
Ale mogę udać, że jest inaczej.
– Być może.
– Dlaczego?
– Bo mogę. – Posyłam jej szeroki uśmiech.
– To działa w obie strony – rzuca cicho.
Przesuwam palce wyżej po wewnętrznej stronie uda.
– Proszę bardzo, pani Grey.
Bierze moją rękę i przenosi ją na moje kolano.
– Możesz więc trzymać ręce przy sobie – oznajmia ze skromnym
uśmiechem.
– Jak pani sobie życzy, pani Grey.
Nie potrafię pohamować uśmiechu. Uwielbiam, gdy Ana się droczy.
Ha! Kocham Anę. I kropka.
Panie,
czekam na Twoje instrukcje.
Zawsze Twoja
Pani G. x
Pani G.,
jestem zaintrygowany. Przyjdę po Ciebie.
Bądź gotowa.
Christian Grey
wyczekujący prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.
ANA NADAL ŚPI, gdy przynoszę tacę ze śniadaniem. Kołdra nie całkiem
ją przykrywa, mogę więc się cieszyć spektakularnym widokiem, jakim
jest moja żona. Jej włosy, zmierzwione po wcześniejszym seksie,
kłębią się bezładnie na poduszce. Jedną rękę ma nad głową. Jedna
pierś i jedna noga są częściowo odsłonięte. Poranne światło pieści jej
ciało i Ana wygląda niczym piękność na portrecie pędzla któregoś
z wielkich mistrzów. Tycjana albo może Velázqueza.
Afrodyta.
Moja bogini.
Sporo schudła, odkąd urodziła Teda, i wiem, że chce schudnąć
bardziej, ale w moich oczach jest tak samo piękna jak zawsze.
Słysząc brzęk filiżanek z kawą, rozbudza się. Chwilę później
nagradza mnie promiennym spojrzeniem.
– Śniadanie do łóżka? No naprawdę, mnie rozpieszczasz.
Kładę tacę na łóżku i zajmuję swoje miejsce obok niej.
– Uczta! – Klaszcze w dłonie. – Umieram z głodu. – Zaczyna
zajadać naleśniki i bekon.
– Będziesz musiała podziękować za to pani Jones. Tutaj nie mogę
sobie przypisać żadnej zasługi.
– Tak zrobię – mruczy z pełnymi ustami.
Posilamy się w miłej atmosferze, ciesząc się bliskością siebie
nawzajem.
To dziwne uczucie.
Całkowite zadowolenie.
Dzielę je tylko z Aną.
Pozwalam sobie na chwilę refleksji nad swoim nieprawdopodobnie
wielkim szczęściem.
Mam kochającą, mądrą i piękną żonę.
Cudownego syna, którym teraz zajmuje się Hope.
Moja firma jest w dobrych rękach. Wszystkie firmy, które kupiliśmy
przez ostatnie lata, przynoszą wysokie zyski. Tablet na baterie
słoneczne odniósł wielki sukces i w oparciu o tę samą technologię
wypuszczamy nowy produkt dla rynków wschodzących.
A teraz siedzę tutaj ze swoją żoną i jemy naleśniki. Czy może być
coś lepszego?
Kończę i odkładam talerz.
– Mam też dla ciebie coś, za co mogę sobie przypisać zasługę. –
Sięgam do stolika nocnego po prezent.
– Ojoj! – Ana bierze serwetkę i wyciera ręce, podczas gdy ja
odkładam jej pusty talerz na tacę i odsuwam ją na bok.
– Proszę.
Rzuca mi pytające spojrzenie, gdy wręczam jej szeroki, ciężki,
prostokątny pakunek.
– To nasze papierowe gody. Tylko tyle mogę ci podpowiedzieć.
Uśmiecha się szeroko i zaczyna ostrożnie odwijać papier, starając
się, żeby go nie rozerwać. Wewnątrz znajduje dużą skórzaną teczkę na
rysunki. Ana zagryza wargę, rozwiązując rzemień, i podnosi okładkę.
Tłumi okrzyk, zasłaniając usta dłonią. Wewnątrz znajdują się czarno-
białe fotografie Any i Teda. Na pierwszej ona uśmiecha się do niego,
on zaś patrzy na nią z widocznym uwielbieniem. Światło pada wręcz
idealnie: obydwoje są na zdjęciu skąpani w ciepłym, czułym blasku.
Zrobiłem je kilka tygodni temu specjalnie z myślą o odbitkach
w formacie A3. Przypomina mi Maryję z małego sanktuarium
w katedrze św. Jakuba w Seattle.
– Jest cudowne! – wykrzykuje Ana głosem pełnym zachwytu.
Jestem dumny ze swoich fotografii. Zamierzam powiesić je
w miejsce kilku Madonn zdobiących obecnie hol. Na kolejnej Ana
trzyma Teda i patrzy na mnie. W oczach ma rozbawienie, ale nie
tylko, bo widać w nich też coś mroczniejszego, specjalnie dla mnie.
Uwielbiam ten widok.
Łącznie są cztery portrety Any i Teda, a na piątym i ostatnim
zdjęciu Ted jest ze mną. To selfie. Trzymam go na ręku. Śpi
przytulony do mojej nagiej piersi, cały złożony z dołeczków i fałd, a ja
patrzę prosto w obiektyw.
– Christianie, to fantastyczne zdjęcie! Jest wręcz cudowne! –
Odwraca się do mnie ze łzami w oczach. – Moi dwaj ulubieni
mężczyźni na jednej przepięknej fotografii.
– Obydwaj bardzo cię kochają.
– A ja kocham ciebie. – Zamyka teczkę, ostrożnie odkłada ją na bok
i rzuca się na mnie tak gwałtownie, że naczynia na tacy zaczynają
brzęczeć.
– Jesteś trzema życzeniami złotej rybki, wygraną na loterii i lekiem
na raka w jednym!
Wybucham śmiechem i przesuwam palcami po jej policzku.
– Nie, Ano. Ty jesteś.
PODZIĘKOWANIA