Professional Documents
Culture Documents
Redakcja
Piotr Królak
Konsultacja merytoryczna
Jan Sienkiewicz
Projekt okładki
Barbara Niewiadomska
Zdjęcie na okładce
Ekshumacja szczątków w Ponarach, 1944 r. Ze zbiorów Lithuanian Central State Archives
Korekta
Maciej Korbasiński
Redaktor prowadzący
Anna Brzezińska
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego
i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do
prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji
w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Wydanie I
ISBN 978-83-8015-427-8
***
– Zwariowała.
– Sprzedała się Żydom.
– Pracuje na zlecenie Putina.
– Kogo to obchodzi, przecież to było tak dawno?
– Po co rozgrzebywać przeszłość?
– Po co napuszczać ludzi na siebie?
– To Żydzi sami są winni, to przecież oni nas deportowali na Syberię.
– W tym brali udział kryminaliści, jakieś bandziory, nie ma powodu
szargać opinii narodu.
I tak dalej…
SHTILER, SHTILER
Shtiler shtiler, lomir shvaygn kvorim vaksn do.
S’hobn zey farflantst di sonim: grinen zey tsum blo.
S’firn vegn tsu Ponar tsu, s’firt keyn veg tsurik.
Iz der tate vu farshvundn un mit im dos glik.
Shtiler, kind mayns, veyn nit oytser, s’helft nit keyn geveyn
Undzer umglik veln sonim zay vi nit farshteyn.
S’hobn breges oykh di yamen. S’hobn tfises oykhet tsamen,
Nor tsu undzer payn keyn bisl shayn…
CISZEJ, CISZEJ
Ciszej, ciszej, nic nie mówmy, bo tu rosną groby.
Zasadzili je wrogowie, patrz – już widać pąki.
Teraz wszystkie drogi prowadzą do Ponar, żadna z powrotem.
Nasz tata zniknął, razem z nim szczęście.
Koniec rozdziału.
Czytam i nie potrafię wydobyć z tego żadnego sensu. Czy to litewski
„element kryminalny” wymordował Żydów, jak mówi się na stronie 118,
czy też nikt inny, jak tylko „rząd litewski, który kolaborował z nazistami”,
wspierając masakry, jak przekonuje autor na stronie 121 i dalej: „Kilka
tysięcy uczestników masowych mordów pozostawiło na Litwie niezatarty,
krwawy ślad”. Czy zatem dobrze zrozumiałam, że ówczesny rząd litewski
wspierał elementy kryminalne, co znaczy, że sam się z nich składał? I że
liczbę tych kryminalistów oszacowano na kilka tysięcy? Wygląda na to, że
było ich sporo. A może te kilka tysięcy osób wspieranych przez rząd to tak
naprawdę wcale nie był elementy kryminalny ani margines społeczny, być
może to byli… no właśnie, właściwie kim oni byli? Jeżeli podręcznik do
historii powiada, że powinniśmy odróżnić winnych od niewinnych
i szlachetnych, spróbujmy dokonać takiego rozróżnienia.
Jeśli chodzi o winnych, są trzy możliwości – kryminaliści
z marginesu, rząd litewski lub tysiące Litwinów.
Który z tych wyborów jest właściwy? A może wszystkie trzy są
właściwe?
Tak zaczęłam szukać odpowiedzi. Rozpoczęłam podróż w kierunku
prawdy.
Pierwszy krok zrobiony
Wzięłam głęboki oddech i napisałam do tych dwóch Żydów. Jak sobie bez
nich poradzę? Planowałam, że podczas konferencji w jakiś sposób
odizoluję ich od środowiska akademickiego, aby uniknąć walki na pięści,
ale teraz to będzie jeszcze bardziej interesujące. W końcu nie będę
musiała kupować wina. Natychmiast otrzymałam odpowiedzi. Obaj
zapytali, na jakich warunkach zostają zaproszeni. Poinformowałam, że
warunki są takie same jak dla wszystkich innych prelegentów. Pokrywamy
koszty ich przelotu i noclegu oraz płacimy każdemu z nich pięćset euro
honorarium.
Dopiero później dowiedziałam się, że obaj rujnujący reputację naszego
kraju w tym momencie doznali szoku. Żaden mieszkaniec niepodległej
Litwy nigdy jeszcze nie zaprosił ich na podobne wydarzenie – a tym
bardziej konferencję odbywającą się w ratuszu, z opłaconymi kosztami
podróży i prawdziwym honorarium. Nie wiedziałam o tym, bo jeślibym
wiedziała, nie zaproponowałabym im pieniędzy, ale cóż – było już za
późno.
Efraim Zuroff powiedział, że będzie na Litwie monitorować
neonazistowski marsz jedenastego marca i że możemy się spotkać na
kawie. Pomyślałam sobie, że prawdopodobnie mnie nie pobije, ale obwini
mnie o wszystkie grzechy Litwy. Wytrzymam to. W końcu nie jestem
nauczycielką liceum.
Kiedy weszłam do restauracji, po raz pierwszy na własne oczy
zobaczyłam łowcę nazistów siedzącego przy barze i natychmiast
zrozumiałam, dlaczego ludzie tak się boją Zuroffa, i to nie tylko na Litwie.
Jesteśmy skłonni myśleć, że Żydzi są szczupli, często niewysocy (ale
przecież ilu prawdziwych Żydów widzieliśmy na własne oczy?), ale przed
sobą widziałam mężczyznę gigantycznych rozmiarów (później
przeczytałam w jednej z gazet z RPA, że ma „mamucią posturę”). Z jego
postaci biła niespodziewana siła. Nie chciałam siadać zbyt blisko.
Usiedliśmy przy większym stole. Jego błękitne oczy oceniały mnie,
przedstawicielkę narodu mordującego Żydów, z nieskrywanym brakiem
zaufania.
Pierwsze pytanie Zuroffa było bezpośrednie i dość agresywne:
„Dlaczego pani realizuje ten projekt? Bo płaci pani Unia Europejska?”.
„Nie”, odpowiedziałam człowiekowi rujnującemu reputację. „Robię to,
ponieważ odkryłam, że niektórzy z moich krewnych najprawdopodobniej
brali udział w Holokauście. I mam wrażenie, że przypominanie
o zamordowanych Żydach i oddawanie im czci w jakimś sensie wymaże
część ich winy za te zbrodnie”. Zuroff popatrzył na mnie zdziwiony, a ja
opowiedziałam mu o mężu mojej ciotki i o moim dziadku.
„Jest pani pierwszą osobą na Litwie, od której usłyszałem słowa na
temat rodzinnej winy” – powiedział Zuroff. „Podczas dwudziestu pięciu
lat pracy na Litwie nigdy nie spotkałem nikogo, kto by się do tego
przyznał”. Nastąpiła długa przerwa w rozmowie. Piliśmy wodę z butelek.
Teraz nadeszła kolej na moje uderzenie. „Czy pan pracuje na zlecenie
Putina? W końcu Putin zyskałby na tym, gdyby świat dowiedział się, że
Litwini to naziści. Ile panu płaci?”.
Zuroff długo opowiadał o swojej pracy, o swoich wcześniejszych
antysowieckich działaniach i o tym, jak Rosjanie próbowali go
wykorzystać do celów propagandowych. Paleckis okazał się jednym
z pięciu tysięcy jego znajomych na Facebooku. Zuroff powiedział, że
chciałby wygłosić odczyt na tej konferencji, ale niestety miał już
umówioną serię wykładów w tym właśnie czasie w Stanach
Zjednoczonych. Zasugerował szereg innych nazwisk, a ja siedziałam tam,
żałując, że na konferencji zabraknie tego mamuta. Zasugerowałam mu
w takim razie proste rozwiązanie – sfilmujmy jego przemówienie, skoro
przecież przyjechał już na Litwę, a potem będziemy mogli zaprezentować
je na konferencji. To było fantastyczne rozwiązanie. Będziemy mieli
mamuta i obejdzie się bez bójek na pięści…
Tak właśnie poznałam złego ducha Litwy – osobę, która doprowadza do
płaczu litewskie nauczycielki. Człowieka, który od ponad ćwierćwiecza
z determinacją tropi nazistów na całym świecie. Ściga ich praktycznie na
własną rękę, z minimalnym wsparciem finansowym ze Stanów
Zjednoczonych, ale bez pomocy Izraela. Kiedy Zuroff pojawia się
w Wilnie, ambasador Izraela na Litwie opędza się od złych czarów, bo –
jak mówią – wszędzie, gdzie Zuroff się pojawi, psuje ludziom dobry
nastrój.
Nakręciliśmy przemówienie Zuroffa w foyer hotelu niedaleko stacji
benzynowej na tle turystów rozmawiających głośno po rosyjsku.
Po nagraniu pożegnałam się z łowcą nazistów, ale nie tak, jak żegna się
z wrogiem, tylko tak, jak żegna się z drugim człowiekiem. Po drodze do
domu przyszedł mi do głowy jeden pomysł. Uznałam, że interesującym
przedsięwzięciem byłaby podróż z Zuroffem do szeregu litewskich miejsc
kaźni i próba odnalezienia żyjących jeszcze świadków tych egzekucji
w poszukiwaniu prawdy o tym, kto dokonywał masowych mordów Żydów
na Litwie podczas drugiej wojny światowej. Czy to byli tylko hitlerowcy,
czy kryminaliści z marginesu, czy też przeciętni Litwini? Mógłby z tego
wyjść niezły film dokumentalny, który zatytułowalibyśmy Podróżując
z wrogiem. Żyd i Litwinka, łowca nazistów i przedstawicielka narodu
żydobójców, a być może nawet krewna tych zabójców. Co byśmy odkryli?
Która wersja Holokaustu na Litwie okazałaby się słuszna – oficjalna
wersja litewska, której nauczają w szkołach, czy też wersja Zuroffa?
A jeśli Efraim Zuroff jednak nie jest potworem? Kto wtedy się nim okaże?
Zdałam sobie sprawę, że jeśli kiedykolwiek udałoby nam się ruszyć
w taką podróż, musiałabym sama przygotować podstawowe materiały na
ten temat. A należałoby zacząć od samej góry, od politycznych
przywódców Litwy.
Część II
TŁO HISTORYCZNE –
KRAJOBRAZ POLITYCZNY
Litewski Front Aktywistów (LAF)
Do wszystkich Litwinów
Po przeczytaniu przekaż następnemu
PRECZ Z ŻYDAMI
W czasach Giedymina żydowska fala zalała Litwę.
W okresie niewolnictwa pod butem polskiej szlachty Litwin stał się niewolnikiem, a Żyd
– kupcem.
Kiedy carska Rosja okupowała Litwę, żydostwo kwitło, a pozbawiona wolności Litwa
traciła siłę.
Podczas burz Wielkiej Wojny pękły żelazne okowy Rosji, ale bezwzględny pasożyt
wciąż żywi się naszym narodem – Żyd…
Bolszewicy zajęli Litwę i wszyscy Żydzi zgodnie powitali ich z czerwonymi szmatami
na kijach. Żydzi radowali się, zarzucając nam pętlę żydowskich komunistów.
LITWINIE, dzisiaj banda szaleńców morduje twoich najbliższych i przyjaciół. Cała
Litwa zalana jest krwią jej najszlachetniejszych synów.
TO NIE O TAKĄ LITWĘ ZŁOŻYLI GŁOWY MENDOG, KIEJSTUT I WITOLD
KIEJSTUTOWICZ.
NIE TAKA NADZIEJA PRZYŚWIECAŁA LITEWSKIM OCHOTNIKOM, KTÓRZY
ODDALI ŻYCIE W WALCE O NIEPODLEGŁOŚĆ.
Od wieków w niewoli, LITWINIE, WSTAŃ I WALCZ O WOLNOŚĆ.
WSZYSCY POMŚCIMY TYCH, KTÓRZY PRZELALI KREW NIEWINNYCH, KREW
NASZYCH BRACI – ŚMIERĆ ŻYDOM I KOMUNISTOM.
Wykorzeńmy na zawsze to przeklęte plemię kombinatorów, wyzyskiwaczy
i ludobójców.
LITWINI, ci, którzy jeszcze pozostaliście przy życiu, UWOLNIJMY OJCZYZNĘ OD
ŻYDOWSKIEJ NIEWOLI.
Karykatura znaleziona w pugilaresie Mykolasa Naujokaitisa. Napisy na karykaturze: „Żegnaj, Litwo, wesoło mi
się żyło w tym kraju”, „Ku zgubie”.
Przedstawiciele Litwy biorą udział w obchodach 50-lecia urodzin Adolfa Hitlera. Pośrodku – Kazys Škirpa.
Powstanie
Powstanie czerwcowe zaczęło się w Kownie dwudziestego trzeciego
czerwca 1941 roku. Jednym z jego symboli było zatknięcie albo
wywieszenie litewskiej flagi na dachu kościoła Zmartwychwstania
Pańskiego. Flagę umieścił tam jeden z powstańców, porucznik Bronius
Norkus, który wkrótce stał się jednym z dowódców Tautinio Darbo
Apsaugos Batalionas (Batalionów Ochrony Pracy Narodowej).
Oto szkic do portretu Broniusa Norkusa.
Kazys Bobelis, syn komendanta kowieńskiego Juozasa Bobelisa,
wspomina:
Kiedy zaczęło się powstanie, może dwa albo trzy dni później my – młodzi ludzie –
graliśmy w piłkę na rogu ulic Kauko i Aguonų. Nagle zobaczyliśmy powłóczącego
nogami faceta. Miał na sobie granatowy mundur litewskiego lotnictwa. Bez guzików, bez
epoletów. Długie, nieuczesane włosy. Zaczerwienione oczy. W jednej dłoni opróżniona do
połowy butelka alkoholu, w drugiej rewolwer. Byliśmy przerażeni. Podszedł do nas.
„Dzieciaki, gdzie tu są Żydzi?”. Jezus Maria! Nie widzieliśmy żadnych Żydów. Nie było
już Żydów. Potem okazało się, że był to porucznik Norkus, oficer litewskiego lotnictwa.
Kiedy przyszli bolszewicy, zamknęli go w więzieniu. Po zbombardowaniu Kowna uciekł.
Poszedł prosto do żony i dzieci na Zielonej Górze (dzielnicy Kowna). Sąsiedzi
powiedzieli, że żona i dzieci zostały deportowane w sobotę (dwudziestego pierwszego
czerwca). Nie znam szczegółów, ale właśnie wtedy zaczął pić wódkę i strzelać. Powiedział,
że zastrzeli każdego Żyda, na którego się natknie. Został komendantem batalionu. Dostał
konia. Spadł z niego pijany, a koń kopnął go w głowę i zabił.
Litwa nie została krajem satelitarnym Rzeszy tylko dlatego, że Niemcy nie
byli skłonni, by zapewnić jej tego rodzaju status, chociaż rząd tymczasowy
chwalił i próbował ułagodzić Hitlera, deklarując publicznie i bez ogródek
antysemityzm.
Zenonas V. Rekašius
My, delegaci upoważnieni przez Sejm Ludowy, w imieniu wszystkich ludzi pracy
Litewskiej Republiki Socjalistycznej prosimy, by Litwa została przyjęta w poczet Związku
Socjalistycznych Republik Radzieckich na prawach Republiki Rad. Cała Litwa
niecierpliwie czeka na tę historyczną decyzję Rady Najwyższej. Z naszej strony
obiecujemy, że będziemy godni tego zaszczytu i z całą mocą włączymy się do ogromnej
pracy budowania socjalizmu, będziemy iść ręka w rękę z innymi narodami ZSRR,
wzmacniając władzę i potencjał obronny wielkiej ojczyzny.
Niech żyje Stalinowska Przyjaźń Narodów! (Oklaski)
Niech żyje wyzwolony lud Litewskiej Republiki Socjalistycznej! (Oklaski)
Niech żyje wielki Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich! (Oklaski)
Niech żyje rząd ZSRR i jego przywódca, Wiaczesław Michajłowicz Mołotow! (Głośne
oklaski. Wszyscy wstają).
Niech żyje Zjednoczona Partia Komunistyczna! (Głośne oklaski)
Niech żyje mądry przywódca, który jest natchnieniem do walki i zwycięstwa klasy
robotniczej, nasz towarzysz i wyzwoliciel, wielki Stalin! (Długie i głośne owacje na cześć
towarzysza Stalina, wszyscy wstają. Okrzyki „Hura!”).
Czy reakcja przywódców Rzeszy była tak radosna i głośna, kiedy
otrzymali telegram z Litwy? Z pewnością nie. Więc może Stalin szanował
nas bardziej niż Hitler i darzył nas szczerszą przyjaźnią?
Co historycy na emigracji, którzy są tak dumni z naszego ruchu oporu,
sądzą o depeszy rządu tymczasowego do Hitlera? Dyrektor Litewskiego
Centrum Historycznego w Chicago, Augustinas Idzelis, w 2010 roku tak
skomentował depeszę rządu tymczasowego do Hitlera: „Nie przywiązuję
do tego żadnej wagi. Pozdrowienia to pozdrowienia, one nic nie znaczą.
Wszystkich kiedyś pozdrawiano. To bardziej kwestia etykiety i protokołu,
a nie treści”.
Inny historyk litewski, Mindaugas Bloznelis, powiedział:
Wyobraźmy sobie ludzi, którzy dopiero co wyrwali się ze szponów śmierci. W końcu
większość członków rządu tymczasowego – Juozas Ambrazevičius-Brazaitis, Adolfas
Damušis, Pranas Padalis i inni – niedawno spała co noc w innych miejscach, NKWD
polowało na nich i próbowało ich aresztować. Po tych cierpieniach, ukrywaniu się, agonii
duchowej i fizycznej ci ludzie nagle stali się wolni! Nie tylko oni, ale dziesiątki tysięcy
innych. Jak można było nie dziękować tym siłom, które przyczyniły się do ich uwolnienia
z rąk siejących prawdziwą śmierć i zniszczenie? To apel czysto emocjonalny.
Z drugiej strony pojawia się tutaj również element polityki – chęć wejścia w sferę
działalności publicznej. Próba zwrócenia na siebie uwagi. Kim oni są, kto o nich coś wie?
I jest jeszcze pozdrowienie dla Hitlera. Prezentacja grupy pragnącej przewodzić krajowi, do
którego dopiero co weszła armia niemiecka. A zatem jest to naturalne, że chce się
pozdrowić tych, których w sposób nieunikniony trzeba będzie spotkać, jeżeli oczekujemy
na jakąś ludzką, normalną reakcję.
Tymczasowy rząd Litwy nie miał niemal żadnych możliwości uratowania Żydów.
W czerwcu, w pierwszym tygodniu wojny, kwestia mordowania Żydów nie przychodziła
nikomu do głowy. Toczy się wojna. Niemcy strzelają do Litwinów, Polaków, Rosjan
i Żydów. Głównie do Sowietów, chociaż ci ginęli z rąk zarówno Niemców, jak
i powstańców. Bolszewicy również przeprowadzają krwawe masakry w Prawieniszkach,
w lesie pod Rainiai, w Czerwieniu… Wokół panuje chaos. Próbuje się przywrócić
porządek. W tamtych czasach nie dostrzega się nawet powodu, by zwracać szczególną
uwagę na los Żydów. Akcje wojskowe, wokół setki rannych. Powstańców grzebie się
w masowych mogiłach w Kownie. Najpierw trzeba ustabilizować sytuację, przywrócić
porządek. Dopiero później może pojawi się nadzieja na rozwiązanie innych problemów.
Litwini nie są zgodni w kwestii problemu żydowskiego. Istnieją trzy poglądy. Zgodnie
z poglądem ekstremalnym, wszyscy litewscy Żydzi powinni być zlikwidowani; ci, którzy
wyrażają pogląd umiarkowany, domagają się wybudowania obozów koncentracyjnych,
gdzie Żydzi krwią i potem będą odkupywać swoje zbrodnie przeciwko Litwinom. A trzeci
pogląd? Jestem praktykującym katolikiem – ja i mnie podobni wierzymy w to, że nie
można odbierać człowiekowi życia. Uczynić to może tylko Pan Bóg. Nigdy nie byłem
przeciwko nikomu uprzedzony, ale pod butem sowieckim ja i moi przyjaciele
przekonaliśmy się, że nie ma jednej wspólnej ścieżki dla wszystkich Żydów i nigdy nie
będzie. Według nas, Litwini muszą być oddzieleni od Żydów, i to im szybciej, tym lepiej.
Z tego powodu getto jest potrzebne. Tam będziecie od nas odseparowani i nie będziecie
mogli nas krzywdzić. To jest punkt widzenia chrześcijan.
W czerwcu 1941 roku, kiedy Niemcy robili swoje, stała się rzecz bardzo
litewska – doszło do walki o władzę. Nacjonaliści litewscy – poplecznicy
Augustinasa Voldemarasa – zorganizowali zamach stanu przeciwko
rządowi tymczasowemu. Interesujący jest zapis premiera Juozasa
Ambrazevičiusa na temat walki o władzę ze swoimi rodakami Litwinami.
Wiele lat później żyjący w USA samotny i schorowany Juozas
Ambrazevičius (teraz nazywał się Juozas Brazaitis) pisał:
Pisać wspomnienia? Już za późno. Nie chcę… Dlaczego mamy zostawiać dokumenty
dowodzące, że byliśmy dorośli, ale nie wykazaliśmy dojrzałości narodowej? W końcu
wszystko, co robiliśmy w czasach Kowna i Würzburga, to nie była walka o wolność Litwy
(chociaż tak brzmiał pretekst), ale o władzę, którą mielibyśmy sprawować na Litwie. Tyle
braku zrozumienia, tak dużo bezsensownych walk, podejrzliwości, rujnowania reputacji
innych ludzi. Naprawdę żyliśmy wolnością za krótko i nie zdobyliśmy mądrości jako
naród! Piszę te słowa nie pod wpływem emocji ani wspomnień, ale po przeczytaniu raz
jeszcze tych dokumentów. Dlaczego mamy zostawiać świadectwo naszej małoduszności
przyszłym pokoleniom?
Dziennik patrioty
W latach 1941–1944 Zenonas Blynas, sekretarz generalny Litewskiej
Partii Nacjonalistycznej, zapisywał w dzienniku relacje ze wszystkich
spotkań i rozmów, które on i jego współpracownicy – doradcy i narodowi
socjaliści – prowadzili z nazistami w okresie, gdy na Litwie obowiązywała
administracja cywilna, niemal do końca wojny.
10 sierpnia 1941
Posłane von Rentelnowi ku pamięci:
„Przedstawiciele Litewskiej Partii Nacjonalistycznej zwracają się do
Waszej Ekscelencji, jako głowy cywilnego rządu Trzeciej Rzeszy na Litwie,
z prośbą o przekazanie Führerowi Wielkiej Rzeszy Niemieckiej
i dowództwu armii niemieckiej wyrazów naszej najszczerszej wdzięczności
za uwolnienie Litwy od terroru judeobolszewickiego…”.
13 sierpnia 1941
Z Janiszek przyjechał pewien mężczyzna. Okazuje się, że ludności
wiejskiej trudno się przyzwyczaić do masakrowania Żydów, na wsiach
terror żydowski nie był tak powszechny jak tutaj i to tworzy atmosferę
zniechęcenia. Ten człowiek powiada, że lepiej byłoby posłać ich do pracy,
a zamiast tego wystrzelać komunistów. To źle, że musimy aż tylu
rozstrzeliwać i że robi się to rękami Litwinów. Zwłaszcza jeżeli to prawda,
że Niemcy filmują egzekucje.
14 sierpnia 1941
Rozmawiałem z dyrektorem administracji regionalnej w Rakiszkach,
dzisiaj rano mają tam rozstrzelać dziewięć tysięcy Żydów. Kopią dół na
trzy metry głęboki, przyprowadzają grupę 100 Żydów, układają ich w dole
i mówią, że jeśli ktoś wstanie, będzie rozstrzelany, a później kilkunastu
ludzi z karabinami maszynowymi kosi ich po plecach z lewej do prawej,
następnie przysypują ich dwudziestoma lub trzydziestoma centymetrami
piasku i kładą drugą kolumnę. Raz przyprowadzili 100 Żydów. Dostali
rozkaz, by wyprowadzić ich z miasta. Pojmani wyszli związani razem. Po
kilku kilometrach kazali im rozwiązać sznury i rozebrać się do bielizny.
Żydzi zrozumieli, co ich czeka. To była tragiczna scena. Wpłynęła również
na ludzi, którzy wykonywali egzekucję. Powiedział, że około dwóch tysięcy
osób (starcy, kobiety i dzieci) wyznaczono do „drugiej grupy”. Ze
względów humanitarnych, tak żeby nie trzeba było się zajmować dziećmi…
Teraz zajmują się młodszymi, zdrowszymi mężczyznami.
20 sierpnia 1941
Nie możemy teraz prosić o to, żeby nam dano wolne państwo. Musimy
być realistami. Niemcy niczego konkretnego nam nie obiecywali, ale jeżeli
będziemy wierni sobie i zjednoczeni, możemy służyć jako ludzie i być może
taką rolę odegrają bataliony. Za naszą lojalną służbę oczekujemy
całkowitego zrealizowania naszych aspiracji, naszej niezależności
państwowej.
24 sierpnia 1941
Brunius (szef regionu) wczoraj opisał masakrę w Rakiszkach.
Przeprowadzono ją na otwartej przestrzeni. Ludzie mieli wskakiwać do
trzymetrowego dołu, byli na wpół rozebrani. Ci, którzy stali na krawędzi
dołu, do nich strzelali. Wszędzie rozpryskiwały się mózgi i krew. Ludzie,
którzy strzelali, byli cali pokrwawieni. Żydów wyprowadzano z miasta
związanych. Przy dole kazano im się do połowy rozebrać. Kobiety
wrzeszczały i zawodziły. Zebrali się okoliczni mieszkańcy. Na początku
śmiali się, uśmiechali, ale później byli przerażeni i niektóre aryjskie
kobiety również zaczęły krzyczeć i zawodzić. Masakra. Wstydźmy się. Szef
administracji jest jak Judasz. Powiedziałem, że jeżeli Niemcy już to robią
naszymi rękami, powinni to robić spokojnie, bez rozgłosu, bez skandalu.
Zamiast wykonać to w ten sposób, ten świr zrobił dokładnie na odwrót. Nie
zapomnę go. Dupek.
30 sierpnia 1941
W dzisiejszym wydaniu gazety „Į Laisvę” (Ku wolności) opublikowano
interesujący wiersz pióra Brazdžionisa pod tytułem „Wołam naród”:
Wołam cię po imieniu, ty z kraju niewolników
Głosem starych grodzisk, głosem wzgórz, łąk i lasów
Nie szukaj zemsty, bo inaczej krople gorącej krwi
Spadną jak przekleństwo na dzieci twoich dzieci.
Prawdopodobnie jest to o żydostwie.
Naszym zadaniem jest przetrwać. Prosić, rozmawiać, politykować i grać
na czas. Jeżeli sytuacja z 1918 roku albo podobna się powtórzy, Niemcy
dadzą nam państwo i „uzbroją po zęby”. Czekać na Niemców i rozumieć.
Zrobią to. Może nie od razu, ale kto wie – może w przyszłym roku.
18 września 1941
Jeden, dwa albo trzy bataliony pozostają na służbie. Wszyscy chodzą we
własnych ubraniach. Nie mają materaców. Kładą się na podłodze. Niczego
im się nie dostarcza. Morale tych żołnierzy ochotników jest słabe. Żydzi…
30 września 1941
Dzisiaj żołnierze batalionu chodzą po mieście kompletnie pijani,
mówiąc, że pojadą do Rygi (to ich własne słowa). I co tam będzie za życie.
Ale czy tutaj do piątku skończą z Żydami? Może Litwini zajmą się tym
honorowym rzemiosłem mordowania i szlachtowania Żydów również
w Rydze?
11 października 1941
Kolacja z Niemcami: „Wznoszę toast na cześć Adolfa Hitlera,
czcigodnej niemieckiej armii, ludu niemieckiego i… (po krótkiej przerwie)
… na cześć Litwy”.
Dzisiaj doktor Vokietaitis powiedział, że mój toast był bezczelnością,
narzucaniem się Niemcom i wygłupem. Okazuje się, że nie wolno nam
otwierać serc i się wtrącać.
2 listopada 1941
Podobno w Wilnie zostało już tylko dziesięć tysięcy Żydów. Litwini
wyprowadzają Żydów z getta w kolumnach po pięć, sześć tysięcy, biją ich
i popychają nawet na ulicy Giedymina.
6 listopada 1941
Barzda wrócił z regionu Mińsk/Borysów/Słuck. Batalion litewski
rozstrzelał ponad 46 tysięcy Żydów (z Białorusi i transportowanych
z Polski). Setki Niemców to filmowały. Żołnierze mają wszy, a trzydzieści
procent z nich – szkorbut. Są źle wyposażeni i marzną. Nie mają ubrań.
W butach nie mają onuc.
Chodzą głosy, że wileński batalion ma jechać do Lublina. Ludzie
w Wilnie mówią, że wysyła się ich tam, by spełniali szlachetny obowiązek.
Cóż, Niemcy rzeczywiście są diabelnie szlachetni. Ukraińcy, Łotysze,
Estończycy – ani jedna z tych narodowości nie rozstrzeliwuje. Tylko my
jedni mamy strzelać.
28 listopada 1941
Przemówił Ropps – dosyć już partii, polityką zajmiemy się po wojnie.
29 listopada 1941
Żydzi, których rozstrzeliwuje teraz pierwszy batalion, zostali
przywiezieni z Czech. Mają wizy do Brazylii i Argentyny. Mówi im się, że
są transportowani na „kwarantannę”. To wszystko jest legalne, tylko
pogubili się po drodze. Zajął się nimi pierwszy batalion.
13 grudnia 1941
Dla mnie nie jest istotne ocalenie jednego lub kilkunastu Żydów. Nie
mogę znieść tego, że Litwę zamienia się w cmentarz i kostnicę, że zmusza
się nas regularnie do rozstrzeliwania Żydów, którzy przyjeżdżają z Niemiec
z wizami, że my, Litwini, do nich strzelamy, że staliśmy się niczym więcej,
jak tylko płatnymi egzekutorami, że nas się filmuje, podczas gdy Niemcy
sami siebie nie rejestrują. Tego zła nie potrafię znieść.
19 grudnia 1941
Dostaliśmy 50 tysięcy marek niemieckich na pensje do pierwszego
stycznia 1942 roku i za poprzedni okres. Dzisiaj otrzymałem pensję
w wysokości 237,57 marki niemieckiej za grudzień.
6 stycznia 1942
Tak czy owak, strzelanie do Żydów zapoczątkowali Litwini w czasie, gdy
funkcjonował rząd tymczasowy.
12 stycznia 1942
Pewien pijany oficer wyraził swoją złość, ponieważ Czesi odmawiają
własnoręcznego kopania dołów, nie chcą do nich schodzić i zamiast tego
stoją (kiedy się do nich strzela), trzymając się za ręce i śpiewając czeski
hymn narodowy. Niech piekło pochłonie tych oficerów.
Los patrioty
Zenonas Blynas jako prawdziwy litewski patriota nie uciekł z innymi
nacjonalistami i jego przeznaczenie dopełniło się w Związku Sowieckim.
Aresztowany i przesłuchiwany, trzymał się dzielnie, niczego się nie
wyrzekając i nie żałując. Siedemnastego października 1946 roku, po
wydaniu na niego wyroku przez sąd wojskowy w Archangielsku – śmierć
przez rozstrzelanie – Zenonas Blynas wyraził głęboki żal, że tak mało
udało mu się osiągnąć w walce o wolność i niezależność Litwy. Szóstego
grudnia 1946 roku wyrok został wykonany.
Efraim Zuroff odmawia modlitwę kadisz w stronach rodzinnych swego dziadka przed pomnikiem
zamordowanych Żydów z Łyngmian. Fot. Autorka.
CZĘŚĆ III
PODRÓŻ Z WROGIEM
Rūta. Wielu moich znajomych ostrzegało mnie, że jest pan osobą bardzo
agresywną i niebezpieczną i że nie powinnam podejmować z panem
żadnych kontaktów. Pierwsze, czego się można o panu dowiedzieć
z mediów i od ludzi w moim kraju, to że Zuroff nienawidzi Litwy.
Niektórzy twierdzą nawet, że nie zazna pan szczęścia tak długo, jak my,
Litwini, będziemy zaludniać powierzchnię planety. Czy to prawda?
Efraim. Od samego początku zawsze mówiłem, że moje działania nie
są motywowane nienawiścią do krajów bałtyckich. Wręcz przeciwnie,
postrzegam je jako coś, co w dłuższej perspektywie pomoże Litwie.
Pomoże jej uporać się z własną przeszłością, uczyni z niej lepsze miejsce
do życia i ułatwi krajowi zajęcie odpowiedniej pozycji wśród liberalnych
demokracji Zachodu. Próbowałem przekonać Litwinów, że jeśli tylko
podejmą jakieś pozytywne kroki, to nie uczynią tego ani dla mnie, ani po
to, by zadowolić tę czy inną organizację żydowską. Zrobią to dla własnego
dobra.
Rūta. Ujmijmy to tak: czy jest coś dobrego, co może pan powiedzieć
o moim kraju?
Efraim. Powiem dwie rzeczy. Litwa jest najważniejszym krajem
bałtyckim, przynajmniej z perspektywy żydowskiej. Pod okupacją
nazistowską mieszkało na Litwie 220 tysięcy Żydów. 70 tysięcy Żydów
mieszkało na Łotwie, a w Estonii tylko tysiąc. Po drugie, przyroda Litwy
jest niezwykle piękna. Mój problem polega na tym, że zawsze kiedy widzę
tu jakiś wspaniały las, przypomina mi się niestety fakt, że w takich lasach
są setki miejsc masowych kaźni. Większość miejsc, w których mordowano
Żydów, to wyjątkowo piękne okolice, co stoi w rażącej sprzeczności
z okropnymi zbrodniami tam popełnionymi. I muszę przyznać jedną rzecz:
chociaż unikam, jak mogę, zbyt osobistego podejścia, to im jestem starszy,
tym częściej myślę o bracie mego dziadka Efraimie i jego rodzinie,
zamordowanej tu, w waszym kraju, i to najprawdopodobniej rękami
Litwinów.
Rūta. Pan kocha swoich współbraci, a ja moich. W porządku. Wasz
naród był mordowany przez mój, przez Litwinów. Więc rozumiem, że nie
może pan traktować mojego narodu, zarówno zabójców, jak i biernych
obserwatorów, jako ludzi. Jesteśmy wrogami – to jest nieuniknione. Pan
reprezentuje ofiary, a w pańskich oczach ja uosabiam zabójców. Dla mnie
zarówno mordercy, jak i świadkowie to też ludzie. Jeżeli pojadę z panem
w tę podróż, z pewnością będę próbowała się dowiedzieć i zrozumieć, co
się działo w tamtych czasach z moim narodem. Dlaczego Litwini godzili
się na strzelanie? Przecież nie byli robotami ani potworami. Co ich do
tego popchnęło? A jeżeli to się raz wydarzyło, czy to znaczy, że może
powtórzyć się znowu?
Efraim. Przykro mi to mówić, ale to się może znów wydarzyć. Bo raz
już się wydarzyło. Jeżeli w 1930 roku ktoś przewidywałby, że setki
Litwinów będą strzelać do swoich sąsiadów, taką osobę zamknięto by
w szpitalu dla wariatów. Ale do tego właśnie doszło. Mówię pani
z własnego doświadczenia, że najbardziej przerażającą rzeczą, o której się
dowiedziałem w czasie trzydziestu pięciu lat polowania na nazistów, jest
to, że 99,99% osób, które popełniały zbrodnie Holokaustu, to byli
normalni ludzie. Ani przed Szoa, ani po Szoa nie prowadzili działalności
przestępczej. Wiedli zwyczajne rodzinne życie.
Rūta. Jeden z nazistów, którego przesłuchiwano podczas procesu,
powiedział rzecz następującą. W szkole policyjnej nauczono go definicji
przestępstwa. Każde przestępstwo składa się z czterech elementów:
przedmiotu, podmiotu, intencji i działania. W moim przypadku –
powiedział oskarżony – nie było intencji, więc nie było i zbrodni. Ci
młodzi Litwini, którzy zapisywali się do litewskich sił zbrojnych, aby
służyć swojemu krajowi, nie mieli zamiaru mordować Żydów. Wiedziono
lub wieziono ich w określone miejsce i kazano pilnować Żydów,
konwojować albo… tak, strzelać. Nie mieli zamiaru krzywdzić ludzi
niewinnych. Krok po kroku wciągano ich w morderstwo. Kiedy człowiek
znajdzie się w takiej sytuacji, musi wykazać olbrzymią siłę ducha, by
odmówić zrobienia czegoś, co mu się zrobić każe i co robią wszyscy inni.
W końcu nie jesteś w przedszkolu, jesteś w wojsku.
Efraim. Przede wszystkim, jak wiemy, można było odmówić strzelania.
Podczas przesłuchań przed sąd trafiali czasem ludzie, którzy twierdzili, że
taka opcja istniała. Ale ilu skorzystało z takiego wyboru? Smutna prawda
wygląda tak, że ci ludzie robili dokładnie to, czego oczekiwali od nich
przełożeni. A w tym przypadku było to masowe morderstwo.
Rūta. Wie pan jednak, jak silna potrafi być inercja. Jeżeli człowiek
zaciąga się do wojska, to godzi się na noszenie broni, godzi się na
pilnowanie czy transportowanie ludzi i praktycznie nie ma odwrotu, nie
można się zatrzymać. W tym kierunku popycha człowieka siła inercji
i bycie członkiem olbrzymiej grupy ludzi.
Efraim. I dlatego właśnie prawo międzynarodowe uznaje indywidualną
odpowiedzialność za zbrodnie. Nikt nie mówi, że wszyscy młodzi
ochotnicy, którzy zaciągnęli się do wojska, byli tacy sami jak
Impulevičius. Nikt nie mówi, że ci ludzie dowodzili. Ale to są osoby, które
dokonywały tych czynów. Popełniały zbrodnie i Holokaust nigdy nie
sięgnąłby takich rozmiarów, gdyby nie to, co zrobiły. Muszą wziąć na
siebie część winy.
Rūta. Trudno mi nie żałować tych młodych chłopców…
Efraim. Niech pani posłucha, to nie ma znaczenia, kompletnie nie ma
znaczenia. Jeżeli chodziłoby o pojedyncze morderstwo, to ten argument
zyskałby na mocy, lecz to były zabójstwa jedno za drugim, a potem
następowały kolejne. W wielu przypadkach – weźmy batalion
Impulevičiusa lub strzelców ponarskich – ci ludzie wiedzieli, co robią,
i robili to mimo wszystko.
Rūta. Jeżeli rząd niezawisłej Litwy kazał im to robić, jeżeli kazali im
to robić przełożeni i dowódcy, jeśli robili to również wszyscy inni
żołnierze, jeżeli Bóg się na to godził i pozwolił, żeby to się działo – co
można zrobić? Bądźmy realistami, większość tych ludzi nie była zbyt
dobrze wykształcona, połowę z nich stanowili analfabeci, niezdolni do
myślenia w kategoriach moralnych.
Efraim. Niech pani pójdzie do tych, którzy stracili krewnych w Szoa,
i powie im: „Przepraszam, ale wiecie co – mój naród był głupi”. Czy to
brzmi przekonująco?
Rūta. Nie, wcale tak nie brzmi, ale ja również myślę
o odpowiedzialności Kościoła. Czy też Boga, żeby ująć to prościej. Nawet
jeśli to niewiarygodne czy absurdalne, odnoszę wrażenie, że skoro
większość zabójców to byli ludzie religijni, którzy chodzili do kościoła
i wierzyli w Boga, to częściowo stają się zwolnieni z odpowiedzialności za
swoje czyny. Dlaczego Bóg na to pozwalał? Tak właśnie niektórzy pytali
w swoich zeznaniach.
Efraim. Mamy prawo domagać się zrozumienia, że to, czego się
dopuścili, było najbardziej przeraźliwą zbrodnią, wręcz trudną do
wyobrażenia. Odkąd to głupota jest dostatecznym uzasadnieniem
masowych mordów? Tu nie mówimy o kimś, kto w pewnych
okolicznościach pociągnął raz za spust i skończyło się to zabójstwem
jednej osoby. Mówimy o mordowaniu setek mężczyzn, kobiet, dzieci,
starców i chorych. W pewnym sensie trzeba wykazać postawę całkowicie
autystyczną, żeby ciągnąć to zadanie dzień po dniu. Pod tym względem
można wyróżnić dwa typy przestępców. Byli ludzie w małych
miasteczkach, którzy popełnili morderstwo raz czy dwa razy. Ale działali
również ludzie ze specjalnych szwadronów śmierci, takich jak dwunasty
batalion, Rollkommando Hamanna czy strzelcy ponarscy, którzy
mordowali przez długi okres i mają na sumieniu dziesiątki tysięcy ofiar.
Rūta. Próbuję zrozumieć nawet tych ludzi. Może trudno im było
zastrzelić pierwszego człowieka, ale kiedy już przez to przeszli, stało się
to czymś w rodzaju pracy, zabijanie było niemal automatyczne. Nie
widzieli twarzy ofiar, ludzi, których musieli rozstrzelać, tylko ich plecy.
Efraim. Próbuje pani racjonalizować. Chce ich pani uwolnić od winy.
Ja nie chcę traktować tego osobiście, ale jeśli myślę o ludziach, którzy
zamordowali mojego stryja Efraima, niewinnego, cudownego i mądrego
człowieka… Ilu cudownych ludzi straciliśmy? Proszę pomyśleć, jak
ważnych rzeczy mogliby dokonać?
Rūta. Ja oczywiście myślę jak Litwinka. Niektórzy z tych młodych, na
wpół niepiśmiennych, zdezorientowanych chłopców może zabili kogoś,
kto był bardzo mądry, kto mógł się stać wielkim uczonym i być może
odkryć lekarstwo na raka, które później uratowałoby na przykład życie
siostry któregoś z tych sprawców. Ale jeden z nich pociągnął za spust…
Efraim. Genialne stwierdzenie. Ale ten sposób myślenia to logika
kogoś, kto nie zgadza się na uznanie winy swoich ludzi.
Rūta. Nie mogę przyjąć całej winy, którą pan obarcza mój kraj.
Książka, którą mi pan przesłał na temat Litwinów w czasie Holokaustu,
przyprawia mnie o mdłości. Na każdej stronie, niemal w każdym zdaniu
mówi się tam coś okropnego o Litwinach: rabowali i grabili Żydów,
torturowali, gwałcili Żydówki i rozbijali głowy żydowskich dzieci o mur,
jak gdyby cała ludność Litwy składała się z potworów. Nie wszyscy
Litwini byli tacy – takich było bardzo niewielu. Ta książka jest przesycona
nienawiścią. Chcę pojechać z panem w tę podróż, żebyśmy mogli razem
się dowiedzieć, czy da się wyróżnić jakieś inne kategorie uczestników tych
zdarzeń oprócz zabójców i ludzi uczciwych. Chcę zobaczyć pełny obraz,
nie czarno-biały. Jestem stąd, to jest mój naród.
Efraim. Proszę posłuchać, większość Litwinów to byli przypadkowi
obserwatorzy – ani zabójcy, ani zbawcy. A pani próbuje częściowo
zrehabilitować zabójców.
Rūta. Nie, na pewno nie.
Efraim. Jest pani tego pewna?
Rūta. Nie, całkiem pewna nie jestem.
Efraim. Dobrze, że przynajmniej jest pani szczera. Ale trochę się pani
w tej rozmowie zapędza. Chce pani złagodzić cios. Ułatwić Litwinom
pogodzenie się z przeszłością. Ale jeśli chce się pani się z nią oswoić, to
nie powinna to być miękka, oczyszczona wersja historii, trzeba się
pogodzić z prawdziwymi, twardymi faktami. Widzi pani, to jest coś, co
jesteście winni sobie sami, nie mnie. Ja tu nie mieszkam. Ja jadę do domu,
a mój kraj tych zbrodni nie dokonał.
Rūta. Wiem, dlaczego nienawidzi pan mojego kraju – mój kraj pana
odrzucił. Przyjechał pan do nas w 1991 roku, tuż po odzyskaniu przez
Litwę niepodległości. Przyjechał pan, żeby powiedzieć, że jesteśmy
mordercami. Przyjechał pan zrujnować wesele. Zepsuł pan przyjęcie.
Powinien pan do tego tematu podchodzić delikatnie, krok po kroku i dać
nam więcej czasu.
Efraim. A jak pani sądzi, jak długo to wesele mogłoby potrwać?
Rūta. Hm. Dwadzieścia lat. Dziesięć lat. Ale teraz mamy kaca.
Zrozumieć, że to nie huczne wesele, tylko skromne przyjęcie – na to
straciliśmy jakieś dziesięć lat. I jeszcze jedno zrobił pan źle. Obarczył nas
pan zbyt dużym ciężarem winy. Bardzo trudno było nam przyznać, że
kolaborowaliśmy z Niemcami podczas okupacji. Jeżeli to byłoby jedyne
oskarżenie, moglibyśmy powiedzieć: „w porządku, może, przyjrzymy się
temu, będziemy to dogłębnie badać”. Ale poza tym pan nas oskarżył o to,
że zaczęliśmy zabijać Żydów, zanim zjawili się Niemcy. A tego już było za
wiele. I trzecia rzecz, którą zrobił pan źle, to próba skazania na śmierć
naszych starców, takich jak Lileikis i Gimžauskas. Mieli wtedy prawie po
dziewięćdziesiąt lat…
Efraim. Bo to oni zabili mojego dziadka i jego rodzinę.
Rūta. Ale jeżeli pan zabije brata mego dziadka, to nie przywróci do
życia brata pańskiego dziadka. Tych dwóch, których chciał pan postawić
przed sądem, to byli ludzie na wpół martwi, o bardzo kruchym zdrowiu.
Lileikis mieszkał obok mnie, przy ulicy Teatro w Wilnie. Już wtedy
wyglądał jak trup. Patrząc na niego, my, Litwini, myśleliśmy jak katolicy:
jeżeli rzeczywiście był winny, jak pan twierdzi, to powinien pójść do
piekła, i to szybko. Niech Bóg zajmie się wymierzaniem sprawiedliwości,
jest już za późno, by wtrącali się ludzie.
Efraim. Nic nie robiliście. Nawet nie zamierzaliście. Piętnastu
zbrodniarzy wojennych zostało deportowanych i przyjechało na Litwę.
Żaden z nich nie stanął przed sądem… To bardzo zła wiadomość dla
świata. Jeżeli nikt nie został postawiony przed sądem, to znaczy, że
i zbrodni nie było. To Żydzi wszystko wymyślili, prawda?
Rūta. Dlaczego skupia się pan na Litwie, polując na nazistów, dlaczego
skupia się pan tylko na kilku ludziach? Na przykład nigdy nie szukał pan
człowieka, którego historyk Saulius Sužiedėlis nazywa największym
przestępcą wojennym na Litwie – Vytautasa Reivytisa? To on wydał
rozkaz władzom prowincjonalnych miast na całej Litwie, aby zebrać
Żydów i w ten sposób ułatwić ich zabijanie. Komendant główny policji
litewskiej przeniósł się do Szkocji i później w spokoju umarł w Chicago
w 1988 roku.
Efraim. A czy wie pani, kiedy zacząłem szukać przestępców
wojennych? W 1991 roku. Jeśli zmarł w 1988, to może wyjaśniać,
dlaczego jego nie szukaliśmy. Dlaczego nie złapali go Amerykanie? To
niewiarygodne. Jestem zszokowany. Nie wiedziałem, że był w Stanach.
Robiłem wszystko, co w mojej mocy. Ale byłem zupełnie sam. I jak już
mówiłem wiele, wiele razy przez te wszystkie lata, zdaję sobie sprawę, jak
trudno było przyznać się Litwie do współwiny. Francji zajęło to
pięćdziesiąt lat. Niemcy nie mieli wyboru. Ale im prędzej uczciwie
spojrzycie prawdzie w oczy, tym szybciej zacznie się naturalny proces
leczenia, którego potrzebujecie wy i wasze dzieci.
Rūta. Jeżeli Francji zajęło to pięćdziesiąt lat, to Litwie również zajmie
pięćdziesiąt lat.
Efraim. Nie, wam to zabierze dziewięćdziesiąt lat. Bo wasze zbrodnie
są cięższe i nie jesteście w takim stopniu jak Francuzi zdolni do próby
rozliczeń. Francuzi przygotowywali Żydów do wysłania z własnego kraju
na egzekucje za granicą. Tutaj Żydzi byli mordowani przez swoich
współobywateli.
Rūta. Moi biedni Litwini…
Efraim. Może pani płakać aż do dnia sądu ostatecznego, ale to nie
zmieni faktu, że pewne rzeczy się wydarzyły. To jest prawda, której trzeba
będzie spojrzeć w oczy. I to pani będzie musiała jej spojrzeć w oczy, nie ja.
Czy wie pani, dlaczego wszyscy na Litwie mnie nienawidzą? Bo wiedzą,
że mam rację.
Rūta. Zobaczmy w takim razie, czy ma pan rację, czy nie. Sama
spojrzę prawdzie w oczy. Spójrzmy prawdzie w oczy razem. Zacznijmy
podróż z wrogiem. Podzielimy się kosztami benzyny. Mam nadzieję, że
nie będziemy cały czas się kłócić, bo w przeciwnym razie ta wyprawa
zamieni się w koszmar.
Efraim. W porządku. Niech to będzie Podróż z wrogiem bez przemocy.
Czternaście kierunków albo wizyta w piekle
1. Kaunas/Kowno
Oskarżony Pranas Matiukas pokazuje miejsce, w którym jesienią 1941 r. zamordowano 500 Żydów z Bobt. 1962
r. Fot. A. Markevičius.
VII Fort w Kownie – pierwsze miejsce masowych straceń na Litwie (obecnie własność prywatna). Grób 5000
ofiar. Fot. Autorka.
2. Linkmenys/Łyngmiany
Oskarżony Adomas Lunius w miejscu straceń pod Łyngmianami. Ekshumacja szczątków ofiar. 17 lutego 1960 r.
Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale mniej więcej pod koniec lipca 1941
roku Adomas Lunius zebrał wszystkich nas, partyzantów, w byłej remizie
strażackiej, która teraz służyła jako kwatera partyzantów. W spotkaniu
wzięło udział około 30 lub 40 ludzi. Ja też tam byłem. Lunius mówił do
nas: „partyzanci”, „powstańcy” i ogłosił, że istnieje konieczność
umieszczenia wszystkich Żydów w budynku szkolnym we wsi Dworyszki.
Adomas Lunius podzielił później wszystkich partyzantów na grupy po
czterech do pięciu ludzi. Każdej grupie wydał rozkaz, którą konkretnie
żydowską rodzinę powinna aresztować i sprowadzić do budynku szkoły
w Dworyszkach. Pamiętam, że razem z dwoma innymi partyzantami,
których nie znałem, dostałem rozkaz doprowadzenia pewnej rodziny
żydowskiej, której nazwiska nie pamiętam, na miejsce zbiórki. Wypełniając
ten rozkaz, poszedłem do miejsca zamieszkania tej czteroosobowej rodziny,
żyjącej wówczas w domu, w którym teraz mieszka Jurgis Šerėnas.
Kiedy przyszły rozkazy, zjawiłem się, żeby zabrać tę rodzinę żydowską,
kazaliśmy im iść z nami do budynku szkolnego w Dworyszkach. W chwili
kiedy przekazywaliśmy rodzinę żydowską na podwórko szkolne,
spotkaliśmy Adomasa Luniusa, teraz siedzącego po drugiej stronie stołu,
który kazał mnie i innym powstańcom zaprowadzić Żydów na łąkę na
obrzeżach Dworyszek, przy jeziorze Ūsiai. Powiedział, że znajdziemy tam
miejsce zbiórki. Kiedy przybyliśmy z Żydami na łąkę przy jeziorze, byli tam
już Żydzi, którzy zostali przyprowadzeni przez innych partyzantów.
Pamiętam, że Żydzi siedzieli tam na ziemi w jednej grupie, a partyzanci
stali obok i ich pilnowali. Sprowadziliśmy trzech Żydów, których
eskortowaliśmy na miejsce tam, gdzie siedzieli już inni.
W sumie było tam około pięćdziesięciu obywateli radzieckich
pochodzenia żydowskiego na tej łące, może mniej, a może więcej. Kiedy
wszystkich Żydów zebrano na łące przy jeziorze, zjawił się Adomas Lunius,
przyjrzał się miejscu zbiórki i kazał wszystkim Żydom położyć się na ziemi
twarzami w dół, co też uczynili.
Wtedy Lunius powiedział, że zastrzelimy tych Żydów i że partyzanci
muszą zacząć strzelać na jego rozkaz, to znaczy kiedy on wypali
z pistoletu.
Kiedy Żydzi leżący na ziemi usłyszeli, że będą rozstrzelani, zaczęli
wrzeszczeć i protestować. Stojąc obok miejsca egzekucji, widziałem jasno,
jak Adomas Lunius wystrzelił z pistoletu, chociaż nie wiem, gdzie
wystrzelił – czy w powietrze, czy do jakiegoś leżącego na ziemi Żyda.
Kiedy wystrzelił, mogła być mniej więcej jedenasta lub dwunasta
w południe i wszyscy partyzanci, którzy mieli broń, zaczęli strzelać do
leżących na ziemi Żydów. Rozstrzeliwanie obywateli radzieckich
pochodzenia żydowskiego trwało jakieś piętnaście minut. Po zastrzeleniu
Żydów Adomas Lunius zwrócił się do powstańców, którzy mieli broń,
i powiedział, że ci, którzy chcą, mogą iść do domu, no i ja poszedłem.
Kilka dni później własność żydowska została zabrana z mieszkań tych
Żydów, którzy zostali rozstrzelani, i zebrana w synagodze w Łyngmianach,
a później partyzanci łącznie ze mną otrzymali pewne przedmioty. Dostałem
dwa ręczniki, obrus na stół i coś jeszcze, ale nie pamiętam co.
Dowódca białych opasek z Łyngmian, Adomas Lunius, zeznaje:
Nie do końca się zgadzam z niektórymi stwierdzeniami świadków…
Powstańcy prosili mnie o zgodę na rozstrzeliwanie Żydów, na zabieranie
ich zegarków, pierścionków i innych rzeczy wartościowych, ale nie
wyraziłem na to zgody i dałem rozkaz strzelania do Żydów ubranych… Nie
potwierdzam zeznań świadka, że po wydaniu przeze mnie komendy
«Ognia!» uciekł z miejsca egzekucji. Nie było w ogóle przypadków
powstańców uciekających z miejsca egzekucji.
Świadek Vladas Kliukas, który mieszkał obok miejsca straceń, zeznaje:
Widziałem z okna, jak członkowie oddziału powstańczego eskortowali
Żydów na łąkę obok jeziora Ūsiai. Byłem ciekaw, co z nimi zrobią.
Przeszedłem do ogrodu i – ukrywając się za drzewami – przeszedłem do
stodoły, w której trzymano siano, umiejscowionej w gospodarstwie
Mykolasa Pilanisa. Po wejściu do stodoły wszedłem jak po drabinie po
przybitych do ściany deskach i zacząłem obserwować przez dużą dziurę
trzydzieści na trzydzieści centymetrów w ścianie stodoły, przez którą było
dobrze widać pole obok Dworyszek. Ze swojego punktu obserwacyjnego
zobaczyłem obywateli radzieckich pochodzenia żydowskiego siedzących na
ziemi. Jeden z Żydów zaczął błagać powstańców, żeby pozwolili im się
pomodlić przed śmiercią. Jak ci Żydzi się modlili – czy siedząc, czy leżąc –
tego sobie nie przypominam, bo już sporo czasu minęło od tych wydarzeń.
Kiedy ucichły strzały, wyszedłem ze stodoły i postanowiłem pójść po
mojego konia, który pasł się na pastwisku trzysta albo czterysta metrów od
miejsca egzekucji. Kiedy poszedłem sprawdzić, co z koniem, i przebyłem
jakieś dwadzieścia do dwudziestu pięciu metrów, jeden z powstańców
zawołał mnie, żebym podszedł do miejsca egzekucji, a kiedy się tam
dostałem, Adomas Lunius wcisnął mi w rękę łopatę i kazał kopać dół.
A oto słowa świadka Alekny:
Na początku wojny niemiecko-radzieckiej latem 1941 roku jechałem
przez miasteczko Łyngmiany, gdzie spotkałam Luniusa, który teraz siedzi
przede mną i który wówczas zapytał, czy nie chcę wstąpić do jednostki tzw.
powstańców. Powiedział mi również, że jeżeli przyłączę się do powstańców,
nie będę wcielony do armii niemieckiej i wywieziony do Niemiec. Kiedy to
usłyszałem, udzieliłem Luniusowi zgody na wcielenie mnie do jednostki
powstańców. W ten właśnie sposób na dwa tygodnie dołączyłem do
jednostki Luniusa.
Przypominam sobie, że Lunius, siedzący na wprost mnie, dwa razy
rozkazał mi pilnować rzeczy Żydów w synagodze w Łyngmianach, które
zostały zebrane po ich rozstrzelaniu. Pamiętam, że Lunius powiedział mi:
«Idź, pilnuj rzeczy Żydów, bo ludzie z oddziału mogą spróbować je
rozgrabić». W dowództwie jednostki było pomieszczenie, gdzie trzymano
broń. No to poszedłem, wziąłem karabin i udałem się na wartę. Lunias był
w tym pomieszczeniu, gdzie znajdowała się broń, i miał również klucze do
synagogi. Po jakichś pięciu dniach Lunius kazał mi mieć oko na innych
powstańców, którzy trzymali wartę obok synagogi, żeby nie wyciągali
rzeczy przez okna, jak będą na warcie, a ja wykonywałem jego rozkaz.
Kilka dni po pilnowaniu rzeczy w synagodze jeden z powstańców
powiedział mi, żebym przyszedł tu pewnego dnia, a dostanę część rzeczy
żydowskich, które komisja pod przewodnictwem Luniusa będzie rozdawać
mieszkańcom. Przyszedłem tego dnia pod drzwi synagogi i jeden
z powstańców dał mi trochę bielizny, zwykły naszyjnik i kilka drobnych
rzeczy. Kiedy dostałem te przedmioty, poszedłem do domu.
Jednostka powstańców pod dowództwem Adomasa Luniusa zabiła
około 70 osób. Dziewięcioro z nich to dzieci. Lunius dostał rozkaz
przeprowadzenia egzekucji w jakimś dowództwie, prawdopodobnie
w komendzie miejscowej policji. Nie wszyscy powstańcy w jednostce
mordowali swoich sąsiadów, tylko ci, którzy służyli w armii litewskiej,
a w każdej grupie powstańców była jedna taka osoba. Tylko ci ludzie mieli
broń. Tak mówią świadkowie przesłuchiwani w sprawie.
Lunius miał w czasie tych masowych mordów dwadzieścia sześć lat.
Mieszkał z żoną i dwójką dzieci właśnie tutaj, w wiosce Pažiezdris.
Pierwszy raz aresztowano go w 1950 roku, został skazany na pięć lat
więzienia z artykułu sto siedemnastego kodeksu karnego. KGB nie
wiedziało wtedy o jego zbrodniach przeciwko ludzkości. Po wyjściu
z więzienia Lunius założył nową rodzinę w innym miejscu. Drugi raz
aresztowano go dwudziestego piątego grudnia 1959 roku, w Boże
Narodzenie. Kiedy to się stało, Adomas Lunius miał przy sobie tylko
następujące rzeczy osobiste, które złożono w magazynie:
1 pasek skórzany
1 szalik wełniany
105 rubli i 5 kopiejek
Zawsze najpierw zabierają więźniom te rzeczy, za pomocą których
mogliby się powiesić.
Podczas gdy siedział w więzieniu i zeznawał, Adomas Lunius skarżył
się na ból ramienia, więc lekarz więzienny, doktor Owsiej, rozpoczął
dwudziestego trzeciego marca 1960 roku leczenie. Po wykonaniu zdjęć
rentgenowskich okolicy barku lekarz zdiagnozował zesztywnienie stawu
barkowego.
Terapia przepisana pacjentowi:
1. Terapia cieplna (parafina, lampy rozgrzewające).
2. Lekka fizykoterapia i masaż.
Nie wiemy, czy masaż odniósł skutek. Kilka miesięcy później, we
wrześniu 1960 roku, Adomas Lunius został skazany w Wilnie na śmierć.
Jego córka miała wtedy pięć lat.
Lipiec 2015
Siedemdziesiąt pięć lat po masowej egzekucji Żydów w Łyngmianach
Efraim Zuroff i ja staliśmy na łące, na której Adomas Lunius w lipcu 1941
roku wydał rozkaz Żydom, żeby usiedli, a później żeby położyli się twarzą
do ziemi. Najprawdopodobniej nie pozwolił im się modlić. I nie rozbierał
ich, byli rozstrzeliwani w ubraniach. To ludzki gest, prawda?
Na łące jest czerwono od malin, w tym roku bardzo obrodziły. Może
w lipcu 1941 roku też tak było? Podróżując po Litwie przez dziesięć dni,
widzieliśmy olbrzymie kępy krzaków malin praktycznie we wszystkich
miejscach masowych mordów. Zuroff nigdy w życiu nie widział leśnych
malin. Tam zobaczył je po raz pierwszy. A ja, kiedy patrzyłam na krzaki
malin, przypomniałam sobie strofy wiersza Mariny Cwietajewej, który
czytałam bardzo dawno temu. Teraz same przyszły mi do głowy.
Сорви себе стебель дикий
И ягоду ему вслед,—
Кладбищенской земляники
Крупнее и слаще нет.
Przy pomniku Efraim Zuroff zmawia kadisz. Nie wiem, co robić, więc
odsuwam się trochę i czekam na niego. I wtedy słyszę dziwny dźwięk.
Naprawdę bardzo dziwny. Słyszę, jak łowca nazistów płacze.
Budynek, w którym podczas rozstrzeliwania Żydów łyngmiańskich zamknięte były dzieci. Fot. Autorka.
Tuż obok miejsca kaźni i pomnika znajduje się gospodarstwo. Jakiś
człowiek traktorem kosi trawę, kobieta piele ogródek. Idę tam i pytam
o masowy mord, który odbywał się tuż pod ich oknami albo, ściślej
mówiąc, pod oknami ich rodziców czy dziadków, bo oni sami są za
młodzi, żeby coś mogli widzieć. Kobieta wskazuje palcem na starą
stodołę. Jej ojciec tam mieszkał w dniu, kiedy jednostka Luniusa
rozstrzelała Żydów. Białe opaski zamknęły wszystkie dzieci z Dworyszek
w stodole na pół dnia i pilnowały ich tak, żeby dzieci nie uciekły i nic nie
zobaczyły. Obora Mykolasa Pilanisa na wzgórzu nie przetrwała, ale jego
stodoła wciąż tam jest. Kim byli ci, którzy strzelali? – pytam. Litwini,
wszystko Litwini z Łyngmian – odpowiada kobieta. Tak właśnie
powiedział jej ojciec. A rodzice mojego męża – mówi dalej – też byli w tej
stodole, kiedy strzelano do Żydów. I znali tych Żydów. I tych Litwinów.
Obok gospodarstwa stoi dom. Mieszka tam starsza kobieta po
dziewięćdziesiątce, Janina. Pamięta wszystko. Tak twierdzi jej sąsiadka.
Ale ona sama nie chce mówić. Mąż Janiny był partyzantem. Siedzimy
w domu kobiety przez całą wieczność. Nie chcę o tym mówić – zarzeka
się. Kto strzelał? – pytam. Niemcy – odpowiada. Tylko Niemcy. Później
jednak się otwiera i wszystko nam mówi.
Byłam młoda. Kiedy prowadzili Żydów na rozstrzelanie, byłam w domu
u córek mojego sąsiada po drugiej stronie drogi. Prowadzili ich tuż obok
nas. Myślałyśmy, że wyprowadzili ich z domu na jakieś spotkanie – tak
mówili. Myślałyśmy, że jak ich nie będzie, ktoś przeszuka ich mieszkania,
a potem zaprowadzą ich z powrotem. Siedząc tam, u koleżanki, słyszałyśmy
strzały. Kiedy strzały ucichły, poszłam do domu i dopiero później
dowiedziałam się od mojej matki, że tych wszystkich Żydów zastrzelili.
Kiedy wrócili Rosjanie, zabili męża Janiny, który przyłączył się do
litewskiej partyzantki. Ją samą deportowano na Syberię, jak się okazuje –
z powodu męża. Czy przyszły mąż młodej Janiny – partyzant – był na
łące, kiedy strzelali do Żydów? Nie wiem. Chcę spytać kobietę
o nazwisko, ale po co? Żebym później mogła sprawdzić, czy również
pojawia się pośród nazwisk morderców, o których mowa w archiwach? To
bardzo stara kobieta mieszkająca sama w biednym, małym domku,
przecież ona nie jest za nic odpowiedzialna. Kiedy się żegnamy, widzę na
ścianie oprawioną w ramki fotografię przystojnego młodego człowieka.
Kto to jest, czy to jej mąż? Nie, to jej syn – powiada. Jej jedyne dziecko.
Nie żyje.
Idziemy do samochodu, mamy zamiar wracać. Sąsiadka, która
przedstawiła nas Janinie, podbiega do nas i chce nam dać świeżo
wykopane ziemniaki i cebulę. Nie chciała nic mówić ani nawet zostać
z nami w domu Janiny. Rozpoznaje mnie, widziała mnie w telewizji.
Kiedy daje nam ziemniaki, wyjaśnia, dlaczego nie chciała wziąć udziału
w spotkaniu ani nawet z nami rozmawiać. „No bo wtedy pani coś napisze
o mnie albo powie w telewizji… A ja po prostu tego nie chcę”.
3. Švenčionėliai/Nowe Święciany
Pod koniec XIX wieku w Święcianach mieszkało 3172 Żydów
(52,6% ludności). Przed Szoa było tam ich osiem tysięcy.
Co się tu wydarzyło w 1941 roku?
Siódmego i ósmego października w Jom Kippur, Dzień Pojednania,
najświętszy dzień w żydowskim kalendarzu, rozstrzelano w bazie
wojskowej w Nowych Święcianach 3476 osób. Z Wilna przyjechał
ciężarówką oddział specjalny. Mężczyzn było trzydziestu, więc
arytmetyka jest prosta. Każdy członek oddziału musiał zabić 115 osób
w zaledwie dwa dni. Między egzekucjami mieli przerwę na obiad i jechali
na stację kolejową do stołówki na posiłek.
Świadek Jonas Rukšėnas:
Kiedy zaczęli strzelać do ludzi, pracowałem jako kierownik magazynu
w Litewskim Związku Spółdzielni Spożywców w Nowych Święcianach.
Zaopatrywałem restauracje i kawiarnie w miasteczku w produkty
żywnościowe. W dniu, w którym zaczęli strzelać do ludzi, kierownik
związku, Dudėnas, powiedział mi, że będziemy musieli karmić jakąś
jednostkę wojskową, która tu przyjedzie na parę dni. Nie powiedział mi,
jaka to jednostka i skąd przyjeżdżają, tylko poinstruował, że trzeba będzie
im wydać obiad w bufecie na stacji kolejowej w Nowych Święcianach,
i kazał mi odłożyć produkty żywnościowe z magazynu spółdzielni dla
trzydziestu mężczyzn.
Około pierwszej poszedłem na stację do bufetu, gdzie przygotowywano
dla nich obiady, bo chciałem zobaczyć na własne oczy, jakimi ludźmi są ci
mordercy. Przyjechali w dwóch odkrytych ciężarówkach. Wszyscy mieli
mundury wojskowe, ale nie przypominam sobie teraz, jakiej armii. Mogło
ich być około trzydziestu. Zjedli obiad w bufecie, wsiedli do ciężarówek
i ruszyli w kierunku bazy wojskowej, gdzie słyszało się ich strzały aż do
wieczora.
Świadek Juozas Butkevičius:
Nie przypominam sobie, którego dnia egzekucji kierownik spółdzielni,
Dudėnas, powiedział mi, że jest rozkaz (ale nie powiedział czyj)
przygotowania kolacji dla morderców.
Kiedy dowiedziałem się od Dudėnasa, że kolacja odbędzie się
w restauracji przy ulicy Kaltanėnų, zasugerowałem mu, żeby zwolnić
kelnerki, ponieważ pijani mordercy mogą zaczepiać młode dziewczyny.
Z tego, co pamiętam, Dudėnas tak właśnie zrobił, wyznaczając na ten
wieczór starsze kobiety spośród personelu kuchennego restauracji, które
obsługiwały morderców.
Przypominam sobie teraz, że polecenie wydane Dudėnasowi, by
zorganizować kolację dla morderców, mogło pochodzić od burmistrza
miasta, Cicėnasa.
Świadek Juodis-Černiauskas:
Jesienią 1941 roku – może było to pod koniec września albo na
początku października, nie pamiętam dokładnie – zobaczyłem grupę
pijanych mężczyzn idących ulicą Adutiškio. Nie szli w szeregu. Było ich
może około dwudziestu albo trzydziestu, mieli na sobie mundury byłej
armii litewskiej, niektórzy uzbrojeni w karabiny wojskowe, inni w broń
automatyczną. Chodnikiem szedł mężczyzna w mundurze oficera
niemieckiego. Niektórzy byli bardzo pijani i krzyczeli. Jeden z nich
powiedział, że to jest Stiopka Melagianskas, albo Stiopka z Mielegian, nie
pamiętam dokładnie. Krzyczał, że zna to miasto. Zarówno on, jak i inni
krzyczeli po litewsku.
Kiedy się pojawili, mieszkańcy zaczęli mówić, że grupa „morderców
Żydów”, tych, którzy strzelają do obywateli pochodzenia żydowskiego,
zjawiła się, by odprężyć się i odpocząć w Nowych Święcianach.
Poligon koło Nowych Święcian – grób 3450 ofiar. Fot. Autorka.
4. Kavarskas/Kowarsk
Pod koniec XIX wieku w Kowarsku mieszkało 979 Żydów
(63,3% miejscowej ludności). Przed Szoa – około 400 osób.
Kowarsk – dom Jonasa Vanagasa, dziadka Rūty, gdzie urodził się
i ojciec Jonas Vanagas junior. Dom przy głównej ulicy Ukmergės wciąż
stoi. Kiedyś na podwórzu znajdowała się studnia. Stary Jonas Vanagas, jak
wciąż nazywa go rodzina Rūty, czerpał z niej wodę wiadrami. Pewnego
dnia jego dziesięcioletni wówczas syn, Vytukas, jedyny brat ojca Rūty,
ukląkł przy studni. Kręcąca się korba uderzyła chłopca w głowę. Zanim
dziecko zmarło dziesięć dni później, przez cały czas krzyczało z bólu.
Siostra ojca Rūty, Waleria, zmarła w wieku dwudziestu jeden lat, tuż przed
wojną powalona przez gruźlicę. Rosjanie deportowali resztę rodziny na
Syberię ze względu na przeszłość dziadka Rūty.
Wszyscy krewni Rūty zostali pochowani na cmentarzu w Kowarsku.
Groby są zadbane, wokół wszystkich rosną kwiaty, ktoś się nimi zajmuje
i pieli je. Stoimy obok grobu rodziny Vanagasów. Dzisiaj po raz pierwszy
jestem na cmentarzu katolickim – mówi Zuroff. Nie zostajemy tu długo.
Nasza podróż to podróż do innych grobów. Do takich, o które nikt nie dba.
Do takich, na których nie ma żadnych nazwisk.
5. Ukmergė/Wiłkomierz
Pod koniec XIX wieku w Wiłkomierzu mieszkało 7287 Żydów
(53,8% miejscowej ludności). Przed Szoa – około ośmiu
tysięcy.
Jedziemy drogą, po której prowadzono Żydów z synagogi jesienią 1941
roku. Nie prowadził ich mój dziadek. Na szczęście miał już sześćdziesiąt
lat, kiedy doszło do tych wydarzeń, więc żaden komendant policji nie
mógł go w nic zaangażować. Czy Balys Šimkė, aresztowany i uwięziony
z moim dziadkiem, prowadził Żydów pod bronią? Z protokołów
przesłuchań wynika, że tak i że Šimkė otrzymał dom po Żydach i cztery
i pół hektara ziemi za to, że eskortował ich i pilnował. Świadkowie i sam
Šimkė mówią, że tylko pilnował aresztowanych przez kilka dni
w synagodze w Kowarsku, że nie wsiadał na wozy i nie jechał do
Wiłkomierza. Niemniej jednak otrzymał zapłatę za to, co zrobił, w końcu
miał sześcioro dzieci…
Majątek w Wojtkuszkach, w którym w 1941 r. czekały na śmierć tysiące Żydów, został już sprywatyzowany. Fot.
Autorka.
Miejsce straceń Żydów z Szeszołek pod Wiłkomierzem. Pomnika brak. Fot. Autorka.
Jedziemy w kierunku centrum Wiłkomierza. Myślę o dzieciach
i nastolatkach zamordowanych w lesie Piwonia. Przypominam sobie strofy
poematu Justinasa Marcinkevičiusa, który recytowaliśmy w szkole – to
jeden z moich ulubionych:
6. Šeduva/Szadów
Pod koniec XIX wieku w Szadowie mieszkało 2513 Żydów
(56,2% miejscowej ludności). Przed Szoa – 800.
Efraim. Jesteśmy w drodze do Szadowa. To miasteczko, w którym
dorastała moja babcia Bertha, lub Beyla, Zar. Podobno jej rodzina była
bardzo zamożna. Skąd to wiem? – to bardzo proste. W Szadowie był
oddział jesziwy z miasta Telsze i chłopcy, którzy się tu uczyli, nie mieli
ani sypialni, ani jadalni. Wysyłano ich zatem do miejscowych rodzin
i każdego dnia w tygodniu jedli posiłek w tym samym domu. Jedną
z rodzin, która zgłosiła chęć przygarnięcia na posiłki chłopców z jesziwy,
była rodzina Gifterów. Tak właśnie poznali się moi dziadkowie. Mój
dziadek był uczniem oddziału jesziwy z Telsz, który mieścił się
w Szadowie, i zakochał się z wzajemnością w Beyli Gifter. Później,
jeszcze przed pierwszą wojną światową, wszystkie dzieci z rodziny
pojechały do Ameryki i osiedliły się w różnych miejscach. Żydzi stanowili
ponad połowę mieszkańców Szadowa. Dziś to jasne, że nie ma tu ani
jednego Żyda. Aha, jest jakiś człowiek, który nam pomoże znaleźć
żydowski cmentarz. Zatrzymajmy się i spytajmy go.
Sierpień 2015 roku
Dzisiaj w centrum miasta – tam gdzie kiedyś była synagoga – stoi kilka
współczesnych zabudowań komercyjnych. W czasach sowieckich budynek
synagogi jeszcze istniał – tak wspomina Romas – i odbywały się w nim
wystawy zwierząt hodowlanych. Później synagogę zburzono.
Tu stała największa w Szadowie synagoga. Fot. Autorka.
7. Telšiai/Telsze
Pod koniec XIX wieku w Telszach mieszkało 3088 Żydów
(49,8% miejscowej ludności).
Przed Szoa – około 3000.
Sierpień 2015 roku
Efraim. Czytałem pani relacje z tego, co stało się z Żydami w Telszach
i w lesie Rainiai.
Rabin Bloch poprosił litewskiego komendanta obozu, Platakisa, o zgodę
na modlitwę wieczorną. Później poprosił Żydów, by przyrzekli, że jeśli
przeżyją, będą przestrzegać reguł szabatu, kaszrutu i praw czystości
rodzinnej. Wszyscy Żydzi powiedzieli „Amen”. Kiedy zaczął się szabat,
Żydzi opróżnili kieszenie, bo w ten dzień zabrania się noszenia
czegokolwiek. Wieczorem kobiety i dzieci wysłano do domów, a mężczyźni
zostali w obozie. Zrozumieli, że ich los był już postanowiony. Rabin Bloch
otrzymał pozwolenie komendanta obozu Platakisa, żeby Żydzi nakryli
głowy i zmówili modlitwy, między innymi modlitwę widui, którą Żydzi
powinni zmawiać przed śmiercią.
Następnego dnia pod wieczór kobiety i dzieci zabrano z domów
i przewieziono do lasu Rainiai. Znalazły tam swoich mężczyzn. Wszystkich
Żydów trzymano pod gołym niebem przez kilka dni, a później osadzono
w drewnianych barakach – mężczyzn, kobiety i dzieci razem.
Rūta. Tragedia w Rainiai – nasza tragedia – miała miejsce tutaj,
niedaleko, dwudziestego piątego czerwca. Teraz zatrzymam samochód
i chcę, żeby pan posłuchał naszego świadectwa. Co się stało z 72 moich
ludzi tu, w lesie Rainiai, siedemdziesiąt pięć lat temu?
Dokumenty opowiadają następującą historię:
Kiedy wybuchła wojna, NKWD i NKGB zastanawiały się nad
rozstrzelaniem więźniów jako formą ewakuacji. W dokumentach nosi ona
nazwę ewakuacji kategorii pierwszej… Ze 162 więźniów w więzieniu
w Telszach 76 to więźniowie, którzy byli przesłuchiwani przez KGB…
Żołnierze armii sowieckiej wyprowadzili więźniów z cel do pomieszczenia
straży. Później położyli ich jednego na drugim na ciężarówkach. O świcie
dwudziestego piątego czerwca ciężarówki odjechały w kierunku Łukników
i do lasu Rainiai. Co tam się wtedy stało – tego nikt do końca nie wie. Być
może była to jedyna operacja masowej egzekucji na Litwie, w której nikt
nie przeżył. Zeznawali tylko winni tego masowego mordu. Domas Rocius
powiedział: „Strzelali żołnierze armii radzieckiej. Spośród nas byli tam:
szef departamentu NKGB Rasłan, upoważniony przedstawiciel operacji
Gałkin i strażnik więzienny Pocevičius”.
Płot otaczający miejsce straceń Żydów w lesie pod Rainiai. Fot. Autorka.
8. Plungė/Płungiany
Pod koniec XIX wieku w Płungianach mieszkało 2502 Żydów
(55,6% wszystkich mieszkańców). Przed Szoa – około 2000.
Efraim. Jesteśmy w drodze do Płungian, gdzie mamy się spotkać
z Eugenijusem Bunką, synem ostatniego Żyda z Płungian, Jakowa Bunki.
Jakow uczył się w mechina – to program dla młodszych chłopców
w jesziwie w Telszach, a, o ironio, w późniejszych czasach sowieckich
pracował w tym samym budynku, który przebudowano i zamieniono na
fabrykę produkującą pamiątki. Tuż obok jesziwy stała synagoga, teraz to
sklep sprzedający drzwi i okna. Wszystkie trzy budynki – jesziwa,
synagoga oraz sypialnia i stołówka dla uczniów – stoją obok siebie na tej
samej ulicy. Na budynku szkoły wisi maleńka tabliczka mówiąca, że kiedy
Sowieci weszli na Litwę, „jesziwa z Telsz została przeniesiona do
Cleveland”.
Byłem tu tylko raz w 1991 roku i spotkałem trzy Żydówki, które
jeszcze tu mieszkały, wszystkie trzy wyszły za Litwinów. Dzisiaj
w mieście nie ma ani jednego Żyda, a było ono kiedyś siedzibą jednej
z najważniejszych społeczności żydowskich na Litwie.
Sierpień 2015 roku
Odwiedzamy siedemdziesięciosześcioletnią kobietę imieniem Wanda,
która częstuje nas wspaniałym sokiem z czarnej porzeczki.
Wanda. Czy ktoś ich zmiótł z powierzchni ziemi? W Olsiadach
mieszkał Baltiejus – kowal. Było tam 134 Żydów. Wszyscy żyli ze sobą
w zgodzie, dopóki nie zaczęła się wojna. Kiedy zjawili się Niemcy,
Baltiejus natychmiast zmienił skórę. Niemcy tu nie strzelali. Mieli tylko
dowództwo. Po wojnie Baltiejus wyjechał, zostawiając tu żonę i trójkę
dzieci. Aresztowali go w Polsce, a kiedy go przywieźli z powrotem, miał
całkiem wykręcone ramię. Widzicie, to jest sprawiedliwość. Zastrzelił 29
kobiet. Ukryliśmy trójkę Żydówek i wydała nas służąca. Kobiety
pochodziły z Olsiadów. Służąca pracowała na gospodarstwie i zauważyła,
że robimy owsiankę i że mama ją gdzieś wynosi. Trzy Żydówki, które
ukrywaliśmy, to krawcowa Sara Braudienė, jej córka, która miała około
dwudziestu lat, i Brikmanaitė, której w ogóle nie znaliśmy, około
czterdziestki. Przyszły do nas nagie, z własnej woli, i zostały trzy lata, ale
czasami się przenosiły. Z nami mieszkały tylko przez półtora roku.
Wychowywały mnie, odkąd miałam dwa lata.
W niedzielę mój ojciec woził tę służącą do kościoła, ale pewnego razu
postanowiła wrócić. Kiedy przyszła do domu, w pokoju siedziały te trzy
Żydówki, trzymały mnie i mojego brata na rękach. Mój ojciec ją błagał,
ale to było na nic, na próżno… Znała się z policjantem, który strzelał do
Żydów, była młoda i głupia. Tata natychmiast wyprowadził te kobiety.
Policja przeszukała dom i aresztowała mojego ojca – trzymali go trzy
miesiące. Później wróciły do nas. Cały czas wyglądaliśmy przez okno
i jeśli ktoś szedł drogą, natychmiast chowaliśmy Żydówki w piwnicy.
Baltiejus i inni z białymi opaskami przychodzili do mojego ojca, który
sadzał ich za stołem kuchennym i wyciągał butelkę. Siedzieli i pili,
a Żydówki chowały się ze mną w piwnicy, zatykając mi usta dłonią, żebym
nie hałasowała. Pili, wychodzili, a kilka godzin później my wracałyśmy na
górę. Baltiejus wpadł przypadkiem na mojego ojca w mieście
i powiedział: „Znam pana, panie Kareiva, i wiem, że chowa pan Żydów”.
Mój ojciec powiedział: „Chodźmy, napijmy się i porozmawiajmy o tym”.
Pili piwo, a Baltiejus wrzeszczał: „Złapię pana!”. Nasz sąsiad siedział tuż
obok i wszystko słyszał, więc skoczył na konia albo jakoś – nie wiem jak –
przekazał żonie, żeby poszła do nas i nas ostrzegła. Rozstrzelali
wszystkich Żydów w Olsiadach na święta Bożego Narodzenia, ale te
Żydówki, które ukrywaliśmy, przeżyły. Mój ojciec Pranas Kareiva został
odznaczony medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Ale byli inni
ludzie, również księża, którzy ukrywali Żydów.
Gimnazjalistki z Płungian. Około 1939 r. Z albumu prywatnego Jakowa Bunki.
Rūta. Mam wrażenie, że tutaj, na Żmudzi, ludzie sobie ufali i wciąż sobie
ufają znacznie bardziej niż w innych częściach Litwy. Czy są inni? A może
tu panowała jakaś wielka solidarność? Kiedy spotykają się ludzie, którzy
urodzili się na Żmudzi, zazwyczaj mówią do siebie żmudzkim dialektem,
nawet jeżeli widzą się czterdzieści lat później w Wilnie. Mają bardzo silne
poczucie tożsamości i dumy. To chyba ważne, że wielu z nich mieszka nie
w małych miastach, ale w osobnych, dość mocno od siebie oddalonych
domach, co ułatwiało ukrywanie Żydów.
Efraim. Wiesz, ilu Litwinów uczestniczyło w masowych
morderstwach? Między 25 a 40 tysiącami.
Eugenijus. Mogę powiedzieć, że w samych Płungianach w egzekucjach
uczestniczyło około 700. Kiedy zjawili się Niemcy, ludzie sądzili, że to już
na dobre. Inni, którzy próbowali ocalić Żydów, też myśleli, że Niemcy już
tu zostaną. Wiedzieli, że Żydów będą musieli ukrywać przez całe życie. Że
będą musieli żyć z kimś, kto ukrywa się w piwnicy ich domu aż do
śmierci. Że ich dzieci również będą nosić ten ciężar… To nie jest odwaga.
To coś więcej.
Efraim. O tym nigdy nie słyszałem. Nikt mi o tym nigdy nie mówił.
Ale, z drugiej strony, mój temat to nie byli sprawiedliwi, tylko zabójcy.
Rūta. Ale musi pan słuchać. Nawet jeżeli jest pan naszym wrogiem,
musi pan słuchać i słyszeć wszystko to, co mamy do powiedzenia.
Efraim. Słucham. Słucham. Eugenijus, czy uważasz, że ci ludzie,
którzy ukrywali Żydów, mieli ze sobą coś wspólnego? Byli rolnikami?
Żarliwymi chrześcijanami? Czym się różnili od sąsiadów? Czy wszyscy ci
ludzie zostali odznaczeni w Izraelu? Bo jeżeli nie, powinniśmy ich
wynagrodzić.
Eugenijus. To dla nich nie jest takie ważne. Przed wojną żyli
w dobrych układach z Żydami. Znali ich. Może pracowali w jakimś
żydowskim domu, zajmowali się gospodarstwem albo dziećmi. Pewną
kobietę żydowski sąsiad poprosił, żeby schowała jego złoto i cenne rzeczy
i wysłała mu, kiedy dotrze do Palestyny. Odmówiła. Jeżeli ja albo moje
dzieci będziemy w potrzebie – powiedziała – będę musiała sprzedać twoje
złoto i dlatego właśnie nie będę mogła ci go wysłać. A gdzie teraz jest to
złoto? Chyba zabrali je zabójcy.
Rūta. Kim byli zabójcy? Czy byli mniej wykształceni? Mniej
katoliccy? Głupsi? Bezrobotni?
Eugenijus. Niektórzy byli nauczycielami, niektórzy lekarzami,
pracownikami biurowymi…
Efraim. Powtarzam to od dwudziestu pięciu lat. Kolaboracja
z Niemcami obejmowała wszystkie warstwy społeczeństwa litewskiego.
A rząd litewski od ćwierćwiecza próbuje nam wmawiać, że to tylko jakaś
banda chuliganów.
Eugenijus. Ważne było dla nich mienie żydowskie. Z drugiej strony,
mieli nie po kolei w głowach. W mieście było około 30 zabójców. Jeden
z nich, kiedy sędzia zapytał go, dlaczego mordował Żydów, powiedział:
„Żydzi to naciągacze, sprzedawałem im kiedyś gęsi i zawsze się targowali
o cenę”. Pewien Żyd z Użwent nazwiskiem Tsik został aresztowany razem
z innymi Żydami i umieszczony pod strażą. Prosił, żeby go wypuścić,
a ten, który go pilnował, był jego znajomym, więc powiedział Tsikowi:
„Zmykaj stąd”. Tsik pobiegł do budynków gospodarczych na wzgórzu
i rolnik ukrył go, chował go przez całą wojnę. Najstraszniejsze było to, że
przez to gospodarstwo przeprowadzali Żydów, kiedy zabierali ich na
rozstrzelanie, i Tsik wszystkiemu się przyglądał przez szparę w ścianie.
Później ożenił się z córką gospodarza.
9. Plateliai/Płotele
Pod koniec XIX wieku w Płotelach mieszkało 171 Żydów (28%
miejscowej ludności). Przed Szoa – około 100.
Sierpień 2015 roku
Łąka. Strome wzgórza zwane Bokštakalnis, tuż obok Płotel. Schody
prowadzą do pomnika. Silni młodzi mężczyźni z miasteczka zostali tu
rozstrzelani. Tuż obok znajduje się gospodarstwo, mężczyzna i kobieta
wiążą snopki. Podchodzimy do nich. Mówią dialektem żmudzkim, trudno
ich zrozumieć, ale ja rozumiem. Żmudzini to dziwni ludzie, nie rzucają
słów na wiatr i może dlatego każde zdanie jest znaczące. Może dlatego, że
tak mało mówią, równie niewiele też zdradzają.
Czy byliście świadkami rozstrzeliwania Żydów?
Widziałem wszystko. Miałem osiem lat. Wszystko pamiętam. Było ich
dziesięciu. Zjechali ze wzgórza. Zatrzymało się auto i jakaś kobieta –
piękna Niemka – wysiadła i wydała rozkaz. Rozstrzelali wszystkich,
odjechali, ale zostawili jednego pijanego na straży. Przysypiał, siedząc
przy drodze nad tym dołem. Norvilas przyjechał, żeby ich zakopywać.
Norvilas był tak sprytny, że wyrywał im zęby. Nie widziałem tego, mówili
mi rodzice.
A potem ktoś powstał z grobu, cały zakrwawiony, ale nie był nawet
ranny. Biedak mógł pobiec w kierunku wzgórz i uciec, ale nie, podbiegł do
strażnika. Ten drań wciąż miał nabój w karabinie i zastrzelił go. Był tak
pijany, że nie obchodziło go, do kogo strzela. Pociągnął ciało za nogi
i wrzucił je z powrotem do dołu.
Znaliście tych Żydów?
Jakżeby inaczej, znaliśmy ich wszystkich dobrze. Mój ojciec był
kowalem, więc robił koła dla Żydów. Rozstrzelali silnych, młodych
mężczyzn tutaj, pod tym wzgórzem. Stawiali pięciu lub sześciu nad dołem.
Później strzelali do nich z karabinów. Nikt nawet nie krzyknął. To było tak,
jak gdyby już byli martwi. Później przyszli z wapnem i posypywali nim
ciała. Ci, którzy nie strzelali, zakopywali zwłoki.
Czy mówił pan rodzicom, co pan widział?
Jak mógłbym nie mówić? Ale nie pozwalali mi tam podchodzić.
Powiedzieli: „Co sobie wyobrażasz, dokąd ty idziesz, zastrzelą cię”. Mój
ojciec żałował Żydów, oczywiście, że tak. Mieszkaliśmy obok siebie, żyło
nam się ze sobą wspaniale… Kiedy jeszcze tu byli, chodziłem do sklepu
i przynosiłem całe naręcza bułek po pięć centów. Piekli ciastka, zarzynali
barany. Mieli wędzarnię i jatkę. Znaliśmy ich wszystkich, ale kiedy
strzelano, nie widziałem, do kogo, bo byłem tak daleko…
Trzy tygodnie później rozstrzelano kobiety z Płotel.
Około stu osób wciąż więziono w synagodze. Pod koniec sierpnia Jakys
(komendant tajnej policji w Kretyndze) wysłał rozkaz do komendanta
powstańców – nauczyciela Barkauskasa – żeby je zlikwidować. Zwołano
spotkanie w pałacu, ustalono datę i czas i zastanowiono się, jak zabrać
kobiety, które pracowały na gospodarstwach, nie wywołując za dużo
rozgłosu, i gdzie znaleźć tyle wozów, żeby zawieźć dzieci i starców. Na
spotkaniu byli między innymi Barkauskas, Žvynys i Zubavičius, który przed
wojną pracował jako sekretarz rady miejskiej. Kiedy już wszystko
omówiono, zawołano dwanaście osób – policjantów i powstańców. Wśród
nich było sześciu ochotników.
Kiedy przyprowadzono Żydówki nad dół niedaleko jeziora Płotele,
oczywiście rozumiały, co je czeka, zaczęły się wrzaski i rozdzierające uszy
krzyki. Rozebrały się i dorosłe rozstrzeliwano w sposób uporządkowany –
jedną osobę po drugiej. Jeśli chodzi o dzieci, zachowali się inaczej.
Zabijali je daleko od dołu, a później je do niego wrzucali. W sumie było
około 20 dzieci w wieku od jednego roku do dziesięciu lat. Wszystkie
zastrzeliła żona oficera policji Berta Grišmanauskienė. Mordowanie
trwało około godziny. Uczestnicy podzielili między siebie ubrania.
Następnego dnia Barkauskas posłał do Jakysa raport na temat tego, jak
wypełniono rozkaz.
Wrogowie rozmawiają. Po drodze z Płotel
Efraim. Właśnie usłyszeliśmy od Broniusa, nauczyciela z Płungian, że
w mieście było 20 zabójców i 20 ludzi, którzy ratowali Żydów, co, jak
wiemy, na Litwie jest niezwykłą proporcją. Jedno, co mnie w tym
wszystkim niepokoi i jest to rzecz naturalna podczas takiej podróży
z wrogiem, to że pani, Rūto, odrzuca fakty, o których czytałem
w czwartym tomie Yahadut Lita, gdzie pisze się bardzo krytycznie
o mieszkańcach Płungian. Nie wiem, dlaczego tak trudno pani uwierzyć,
że ludzie zachowywali się okrutnie w stosunku do Żydów. Nie widzę
powodu, żeby to świadectwo negować. To wcale nie znaczy, że wszyscy
ludzie w mieście byli właśnie tacy, to znaczy, że byli ludzie, którzy
traktowali Żydów w sposób okrutny. Zobaczymy, jak poradzimy sobie z tą
kwestią w trakcie naszej dalszej podróży. Może na Żmudzi panowała
wśród ludzi większa solidarność, dzięki której mniej się bali tego, iż
sąsiedzi na nich doniosą, że ukrywają Żydów. To może być istotny
czynnik. Musimy o tym pomyśleć.
Rūta. Dlaczego mam wierzyć świadectwom opublikowanym w Izraelu?
Ludzie mają skłonność do przesady. Wszystko co straszne mnoży się przez
dwa albo trzy w miarę upływu czasu. Cała idea naszej podróży zasadza się
na tym, żeby nie czytać tego, co inni ludzie napisali, ale udać się razem
w miejsca kaźni i zobaczyć je na własne oczy. Rozmawiać z ludźmi,
którzy byli świadkami Holokaustu.
Efraim. W tej kwestii się różnimy.
Rūta. Rozmawialiśmy w Płotelach z mężczyzną, który był świadkiem
mordów w Bokštakalnis. Zapytałam go, dlaczego, według niego, zabójcy
robili to, co robili. Może chcieli się przypodobać Niemcom. Dla
pieniędzy? Byli pijani? A on powiedział coś bardzo interesującego. Robili
to dla poczucia władzy. Żeby zyskać kontrolę nad innymi ludźmi. To samo
mówili i inni. Młodzi, prymitywni, żądni władzy ludzie czerpali radość
z upokarzania innych, bo mogli to robić zgodnie z prawem, nie krzywdząc
siebie ani nie narażając innych na ryzyko. Robili to legalnie. I robili to
z grupą innych mężczyzn, a poczucie, że są kamratami, sprawiało, że nie
tylko sami czuli się silni, ale stawali się również częścią silnej grupy.
Efraim. Ostatecznie czuli się silniejsi od Żydów.
Rūta. To się nie zaczęło od strzelania. Strzelać nie mogli od początku.
Zaczynali od poniżania Żydów, transportowali ich, pilnowali i tak dalej.
Efraim. To oznacza, że ci ludzie czuli jakąś słabość, a zatem i gniew,
bo ich nowe, niepodległe państwo zostało „przejęte” przez Żydów.
Podczas naszej podróży jednej rzeczy stałem się pewniejszy. Chodzi
o poczucie alienacji między Żydami a Litwinami. Myślę o poczuciu
wyższości, które mogli przejawiać Żydzi, zwłaszcza w małych,
prowincjonalnych społecznościach, co zdaje się w jakimś stopniu
doprowadziło do wrogości między tymi dwiema grupami. Litwini,
zwłaszcza niepiśmienni, musieli czuć tę wrogość. To ludzie, którzy
odgrywali ważną rolę w tych morderstwach.
Rūta. Nad tym nigdy się nie zastanawiałam. Jak Żydzi mogli okazywać
tę swoją wyższość?
Efraim. Przede wszystkim trzymali się razem. Dlatego właśnie
zachowali odrębne zwyczaje. Niech pani posłucha, nie wątpię, że wielu
Żydów cechowało poczucie wyższości, bo uczy się ich, że są narodem
wybranym. Czuję, że istniała niezwykle silna bariera między tymi bardziej
prymitywnymi przedstawicielami społeczeństwa litewskiego
a społecznością żydowską. Wielu z tych, którzy zabijali Żydów, właśnie
z tej części społeczeństwa się wywodziło.
Rūta. Z badań historyka Rimantasa Zagreckasa wynika, że połowa
ludzi, którzy pociągali za spust, w ogóle nie miała żadnego wykształcenia.
Jedna czwarta z nich ukończyła tylko kilka klas szkoły początkowej.
Efraim. Chcę zdjąć kapelusz, a raczej w tym wypadku – moją kipę,
przed człowiekiem, który przeprowadził te badania. Są bardzo ważne, jeśli
chcemy zrozumieć, co tu się stało. Ale wszystkie analizy, jakie zostały
albo zostaną wykonane na Litwie, nie rozwiązują problemu, ponieważ
niemal dziewięćdziesiąt dziewięć procent badań poważnych litewskich
historyków przeszło bez echa w mediach. Nie wpłynęły na przemówienia
polityków ani nie uczy się o tym w litewskich szkołach.
Rūta. Musi pan jednak się zgodzić, że badania nad Holokaustem, które
wykonali nasi historycy, to krok naprzód.
Efraim. Tak. Zgadzam się – to krok naprzód.
Rūta. A my musimy tylko upowszechnić wyniki tych badań, żeby
społeczeństwo miało do nich lepszy dostęp. Wiele aspektów historii
Holokaustu na Litwie nasi historycy przebadali dokładnie, ale niemal
żadna z tych prac nie została ani odczytana, ani poważnie omówiona
w szerszym gronie odbiorców.
Efraim. Na Litwie istnieje ogromna przepaść między badaniami
akademickimi a społecznym obrazem Holokaustu.
Rūta. A kto ma tę przepaść wypełnić?
Efraim. Ironia polega na tym, że osobą, która ma to zrobić, jest pani!
Mam nadzieję, że przebije pani ten szklany sufit i uda się pani wyjść poza
przeinaczenia, bagatelizowanie, poza teorię podwójnego ludobójstwa.
Istnieje tu klasyczny przykład – opublikowana pięć lat temu książka
Sąsiedzi polskiego historyka Jana Grossa, mówiąca o tym, że Polacy
z Jedwabnego mordowali Żydów, swoich sąsiadów. Ta książka była
szokiem i przebudzeniem dla polskiego społeczeństwa. Polacy zawsze
postrzegali się jako klasyczne ofiary, tak samo jak Litwini. I oczywiście
nacjonaliści w Polsce podnieśli raban. Co? My jesteśmy mordercami?
Burzycie nasz obraz męczeństwa. To samo mogłoby się wydarzyć tutaj,
dzięki tej książce.
Rūta. Ale to mogłoby się także wydarzyć dzięki książkom i artykułom
naszych historyków – tym, które czytałam i cytowałam w mojej książce.
Efraim. Nie, nikt tego nie chciał. Autorzy tych publikacji mają
szczęście, że nikt spoza kręgów akademickich nie czytał tego, co napisali,
ani nikt z nimi o tym nie rozmawiał. Mają bezpieczne posadki, bezpieczne
kariery uniwersyteckie, które zrujnowałby skandal wywołany przez ludzi
starających się ukryć prawdę. Im mniej ludzi czyta to, co piszą litewscy
historycy, tym większe ci badacze mają szanse, żeby dalej pisać prawdę.
Rūta. Kiedy powiedziałam moim krewnym, że zaczęłam pisać książkę,
w której będzie również mowa o naszej rodzinie i jej ewentualnej roli
w Holokauście, jeden z kuzynów powiedział mi, że robię to dla zgniłych
euro. Za każdym razem, kiedy byłam w Archiwum Specjalnym i czytałam
teczki z przesłuchań, myślałam, że powinnam dać temu kuzynowi
poczytać to, co tam znalazłam. Litwini nie zdają sobie sprawy
z okrucieństwa zbrodni popełnionych przez nasz naród, nie chcą o tym
wiedzieć. Niech przeczytają zeznania litewskich zabójców – ja nie mam
powodu, żeby nie wierzyć tym relacjom.
Efraim. Pani krewni mogliby powiedzieć, że ci ludzie tak zeznawali,
bo byli torturowani.
Rūta. Czytałam zeznania jakichś dziesięciu, może piętnastu świadków
i każdy szczegół konkretnego zdarzenia został opisany tak samo. Czy
świadkowie też byli torturowani? Czy sowieccy śledczy tłumaczyli im, co
mają mówić? Litwini wierzą wszystkim zeznaniom w teczkach KGB osób,
które walczyły przeciwko sowieckiemu reżimowi. Na podstawie tych
zeznań robimy z nich bohaterów. Ale jeżeli ktoś się przyznał, że mordował
Żydów, zaczynamy mówić o torturach KGB i przestajemy w to wierzyć.
Efraim. Ludzie, którzy nie chcą w coś wierzyć, zawsze znajdą powody,
i to wiele powodów, żeby nie wierzyć.
10. Tauragė/Taurogi
Pod koniec XIX wieku w Taurogach mieszkało 3634 Żydów
(54,6% miejscowej ludności). Przed Szoa – około 3000.
Co się tu wydarzyło w 1941 roku?
„Ja, Antanas Šėgžda, oświadczam, że chcę wstąpić na ochotnika do policji.
Powodem wstąpienia do policji jest zdobycie większych praw, dzięki czemu
warunki mojego życia ulegną poprawie, bo będę miał więcej możliwości
dostania wszystkiego, czego mi trzeba”.
Antanas Šėgžda zaczął naukę w seminarium nauczycielskim
w Taurogach w 1939 roku. Piątego czerwca 1941 roku w seminarium
zaczęły się wakacje. Antanas miał dziewiętnaście lat.
Dwudziestego piątego lub dwudziestego szóstego czerwca zatrzymało
mnie dwóch kolegów i powiedziało, że powinienem wstąpić do jednostki
ochotniczej. Powiedzieli, że jeżeli to zrobię, moje życie stanie się
łatwiejsze. Kiedy byłem w policji, chodziłem po cywilnemu i byłem
uzbrojony w karabin, na lewym ramieniu miałem białą opaskę, na której
własnoręcznie napisałem Ordnungsdienst, co w tłumaczeniu znaczy Służba
Porządkowa.
Pod koniec sierpnia 1941 roku trzy razy brałem udział
w rozstrzeliwaniu Żydów. Było nas, policjantów, pięćdziesięciu. Podczas
pierwszej operacji osobiście zastrzeliłem dziesięciu Żydów. Zawodowi
policjanci transportowali ich z miasta do lasu. Przewozili ich wcześnie
rano tak, żeby mieszkańcy miasta nic nie widzieli. Zabieraliśmy im
pieniądze i cenne rzeczy, ubrania składaliśmy na stos, a rzeczy
przewoziliśmy do magazynu. Później rozdawaliśmy je ludziom, którzy
ucierpieli podczas wojny, między innymi kilka dostała moja mama.
Przyniosła mi nowy niebieski wełniany płaszcz z tego magazynu.
U Żydów, których przyprowadzano na egzekucję, znajdowałem również
duże sumy pieniędzy. To znaczy kiedy przyprowadzali grupę Żydów do
wykopanego dołu na rozstrzelanie, proponowałem, żeby oddawali
pieniądze, bo i tak umrą. Dawali mi różne sumy pieniędzy, za które kupiłem
sobie kapelusz za pięćdziesiąt rubli. Kupiłem w Kownie skrzypce za
siedemdziesiąt rubli, a resztę pieniędzy wydałem na jedzenie. Wziąłem
przez ten cały okres od pomordowanych Żydów około czterech tysięcy
rubli. A przez cały czas służby zastrzeliłem około 50 Żydów.
Służyłem w jednostce przez jakieś trzy miesiące, to znaczy od
dwudziestego szóstego czerwca do końca sierpnia, a piętnastego września
wróciłem do szkoły.
Po wojnie Antanas Šėgžda pracował jako członek chóru w teatrze
miejskim w Szawlach. W 1948 roku został aresztowany i skazany na
dwadzieścia pięć lat więzienia.
Sierpień 2015 roku
Odwiedzamy regionalne muzeum historyczne w Taurogach. Czy jest tu
jakaś informacja o miejscowej społeczności żydowskiej – o około czterech
tysiącach wymordowanych Żydów z Taurogów?
Sympatycznie nastawiony pracownik muzeum wita nas i pokazuje
eksponaty na wystawie. Nie, nie ma nic o czterech tysiącach zgładzonych
Żydów. Ale jesteśmy bardzo dumni z innych części naszej ekspozycji, na
przykład z kolekcji drobnych monet ze Stanów Zjednoczonych. Młody
człowiek mówi nam, że odwiedzający są zadziwieni unikalnym zbiorem
jednocentówek. Następną witrynę poświęcono pisarzowi Honoré de
Balzacowi, który przejeżdżał przez Taurogi i postanowił tu się na jakiś
czas zatrzymać.
Z centrum informacji turystycznej kierują nas tam, gdzie powinniśmy
szukać miejsc masowych egzekucji. Szukamy, jeździmy polnymi drogami,
zatrzymujemy się obok przydrożnych pojemników na śmieci, które
z daleka wyglądały jak małe, rozproszone po całej Litwie czarne obeliski
zapowiadające, gdzie należy skręcić, żeby znaleźć miejsca kaźni.
Rūta. Byliśmy już w tylu miejscach masowych mordów, że wiem teraz,
w jakim typie lasu ich szukać. Teraz rozpoznaję „właściwy rodzaj lasu”
dla masowego mordu. Musi być wysoki, gęsty i nieodległy od drogi lub
miasta. Samo miejsce musi się znajdować na łące, gdzie łatwiej wykopać
dół, i musi dostarczać dość przestrzeni zarówno dla tych, którzy będą
rozstrzelani, jak i samych rozstrzeliwujących. To, na przykład, jest
właściwy rodzaj lasu. I jest też oznaczenie, że tutaj właśnie mordowano
Żydów.
Efraim. Zamordowano kilkanaście tysięcy ludzi. Dlaczego? Co dzięki
temu osiągnęliście?
Rūta. Sam widzisz, jak piękna jest Litwa. Można ją porównać do
urodziwej młodej kobiety, której rozkwitające ciało jest pokryte ranami,
ale ich na pierwszy rzut oka nie widać. Dwieście ran, dwieście miejsc
masowych mordów. Można by pomyśleć, że panna jest zdrowa i że rany
zagoiły się dawno temu, ale przecież nie zagoją się tylko dlatego, że
naszym zdaniem tak się stanie. Musimy coś z tymi ranami zrobić. Tak jak
powiedział historyk Alfonsas Eidintas: „Rany trzeba otworzyć, żeby
pozwolić na wypłynięcie ropy”. Litwa oprócz tego nie ma żadnych innych
zaniedbanych, ślimaczących się ran.
Wrogowie rozmawiają. Po drodze do Wilna
Mijamy stary żydowski cmentarz w Jurborku. Przy płocie cmentarnym
jest miejsce masowych egzekucji. Dwa tysiące Żydów z Jurborku. Cała
społeczność żydowska została tu wymordowana trzydziestego pierwszego
lipca 1941 roku.
Rūta. Ci mordercy nie mieli litości, mordowali ludzi tuż obok swojego
własnego cmentarza zamiast gdzieś w zaroślach albo na bagnach.
Dziadkowie i rodzice słyszeli krzyki swoich dzieci i wnuków. Dzieci, które
były rozstrzeliwane obok grobów swoich rodziców i dziadków,
prawdopodobnie miały czas pomyśleć o tym, o czym i ja bym pomyślała,
gdyby mnie zabijano trzydzieści metrów od grobu ojca. „Tato, pomóż
mi…”. O czym ci ludzie myśleli przed śmiercią? Jakie zmawiali
modlitwy, jakie śpiewali psalmy? A może czekali na kule w ciszy?
Efraim. Istnieje wiele różnych historii o ostatnich chwilach życia
Żydów. Słyszałem o czterech różnych pieśniach, które śpiewali, zanim ich
zamordowano. Istnieje bardzo znana pieśń o żydowskiej wierze
w przyjście Mesjasza. „Będę czekać na jego przyjście codziennie, aż
przybędzie, a nawet jeśli będzie zwlekał, wciąż będę na niego czekać”.
Inna pieśń to Hatikva, pierwotnie hymn ruchu syjonistycznego [a dzisiaj
hymn państwa Izrael], który wyraża tęsknotę ludu żydowskiego za
powrotem do ojczyzny i ustanowieniem niezależnego państwa, które nie
istniało w tamtych czasach, a zatem nie mogło nic zrobić, żeby ich ocalić.
Trzecia pieśń to Międzynarodówka, którą śpiewali socjaliści, a czwarta to
czeski hymn narodowy. Wielu Żydów z Czechosłowacji to byli czescy
patrioci, śpiewali tę pieśń przed śmiercią w komorach gazowych
w Auschwitz.
Rūta. Kiedy pisałam książkę o opiece nad starszymi ludźmi na Litwie,
czytałam dużo o śmierci. Wydaje się, że śmierć jest bardzo litościwa.
Zanim człowiek umrze, zamazuje się świadomość. Nie myśli się, nie widzi
się jasno ani się już jasno nie czuje. Człowiek albo traci przytomność, albo
jest półprzytomny. To musi być jakiś mechanizm obronny. Mam nadzieję,
że ludzie, którzy czekali na rozstrzelanie, ani nie widzieli, ani nie myśleli
zbyt jasno, że byli półprzytomni. Być może czując, że nadchodzi śmierć,
dostawali mentalnego paraliżu. Wielu zabójców wspominało w swoich
wyznaniach, że Żydzi, którzy mieli zginąć, byli milczący. „Jak gdyby
sparaliżowani” lub „już na wpół martwi”.
Musi być olbrzymia różnica między śmiercią w obozie
koncentracyjnym a śmiercią na miejscu masowej egzekucji w jakimś lesie.
W obozie koncentracyjnym ludzie cały czas widzieli wokół siebie
umieranie, mieli świadomość, co ich czeka, i może był to jakiś sposób
przygotowania się na ostateczne. Ale tu śmierć była całkowicie
nieoczekiwana. Nie wiedzieli, że umrą, dopóki nie przyprowadzono ich do
dołu albo na jego skraj. Na początku im mówiono, że idą do pracy, na
spotkanie, na szczepienie, wyprowadzano ich z domów i mieszkań, żeby
można było je przeszukać…
Efraim. Tak, w wielu przypadkach nie wiedzieli, jaki ich czeka los,
i mówiono im różne kłamstwa, zabójcy dawali im fałszywe poczucie
bezpieczeństwa. Oczywiście nie było potrzeby walczyć i narażać się na
prawdopodobną śmierć w walce, jeżeli byli tylko wysyłani „do pracy” czy
„do Palestyny”, czy Bóg wie gdzie. Być przy życiu (albo myśleć, że tak
właśnie będzie) to lepsze, niż ryzykować śmierć podczas ucieczki lub
walki. Myślę również o kwestii oporu. Dlaczego było tak mało oporu, tak
mało prób przeciwstawiania się jakże nielicznym strażnikom
prowadzącym Żydów na śmierć? Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to
żydowska tradycja męczeństwa. Przez wieki my, Żydzi, gloryfikowaliśmy
swoich męczenników, którzy raczej woleli umrzeć, niż zdradzić swoją
wiarę. I było wiele takich przypadków, na przykład podczas wojen
krzyżowych czy w czasach inkwizycji, kiedy tysiące Żydów wolało
umrzeć al kiddush Hashem („wychwalając imię Pana”), niż przejść na
wiarę chrześcijańską. Możliwe, że to był jeden z czynników, a inne to brak
siły i władzy, a także przynależność do bezbronnej mniejszości wszędzie,
gdzie się znaleźli, i to od wieków. W Holokauście wszystkie te czynniki
się zbiegły i bardzo niewiele było oporu fizycznego.
Rūta. Niemal wszyscy zabójcy mówią, że Żydzi zachowywali się jak
owce, tak łatwo ich było prowadzić i kontrolować… Z kowieńskiego getta
w Dziewiątym Forcie czterystu Żydów przeprowadzało ośmiu Litwinów.
Potem znów czterystu i czterystu – a to był spacer długości dwóch
kilometrów. Żadnych prób ucieczki. Niewiarygodne. Dziesięć tysięcy ludzi
zostało zarżniętych jak owce i wrzuconych do dołów w Dziewiątym Forcie
w Kownie, a uciekł tylko jeden jedenastoletni chłopak.
Jadąc autostradą Kłajpeda–Wilno, mijamy Rosienie. Pośród świadectw
wybitnych pisarzy litewskich i artystów, którzy oglądali Holokaust na
własne oczy, ale nigdy nie zostali poproszeni o wypowiedź na temat
swoich przeżyć, jest świadectwo Marcelijusa Martinaitisa (1936–2013) –
jednego z najbardziej znanych poetów i eseistów na Litwie. Jego dzieła
przetłumaczono na czternaście języków. Martinaitis był jednym
z przywódców ruchu Sąjūdis (Litewskiego Ruchu na rzecz Przebudowy)
w latach 1989–1991, przed odzyskaniem przez Litwę niepodległości,
i zdobywcą krajowej nagrody literackiej. Latem 1941 roku miał pięć lat.
Widziałem masowe egzekucje Żydów dwa razy. Te obrazy bardzo
głęboko utkwiły mi w pamięci.
…Ojciec i ja wracaliśmy z targu w Rosieniach. Na pastwisku było getto
żydowskie i prowadzono Żydów kolumnami drogą zwaną jurborską.
Jechaliśmy wozem i wyprzedziliśmy ich, kiedy ich prowadzono na śmierć.
To było takie dziwne, że prowadzono tylu ludzi, ale strzegło ich tylko
czterech mężczyzn z automatami. Jako dziecko zastanawiałem się,
dlaczego nie uciekają.
Następnym razem, kiedy wracaliśmy z Rosień, zatrzymano nas na
wjeździe na polną drogę. Prowadzono tam pewną grupę. Kazali im się
rozebrać. I kobiety były nagie. Nie wiadomo dlaczego strzelali do nich, nie
ustawiając ich w rzędach. Mężczyźni strzelali do ofiar w wykopie, chodząc
po jego obrzeżach.
To był sierpień, początek sierpnia. Cudowne, ciepłe dni. Było dużo
strzelania. Kilkanaście razy dziennie. Słyszało się wrzaski, z bardzo,
bardzo daleka, zza wzgórza. I wiedzieliśmy, że wkrótce rozlegną się strzały.
Ludzie słyszeli te strzały na polach i zatrzymywali się, porzucali to, co
robią. Kobiety klękały i modliły się, kiedy słyszały strzały. Później
dobiegał nas odgłos broni automatycznej. A później cisza, cisza, cisza.
Kiedy kończyli strzelać, rozsypywali trochę ziemi nad ofiarami, później
przychodziła następna grupa i kolejna. Byli oczywiście i tacy, którzy
przeżyli. Nocą przychodzili do naszych wsi, wydobywszy się z dołów,
czołgając się i wykopując z ziemi. Nie wiem, co się z nimi stało, bo dorośli
bardzo skrzętnie wszystko ukrywali przed nami, dziećmi, żebyśmy się nie
wygadali. Ci ludzie zostawali, nikt ich nie denuncjował. Widziałem
jednego zakrwawionego mężczyznę, który niepewnym krokiem szedł
w kierunku naszego domu, a później zniknął. Może spędził noc pod dachem
moich rodziców, a może ktoś go wziął na przechowanie – nie wiem.
Było i kolejne okrucieństwo. Tego nie widziałem, ale słyszało się
historie, że nie strzelali do małych dzieci, że katowali je na śmierć.
Roztrzaskiwali o drzewo, rozwalali czaszki i wrzucali do dołów. Bo trudno
jest zastrzelić dziecko, nie ma w co celować.
A kto strzelał? Widziałem taką scenę: byli oczywiście i Niemcy, ale
gdzieś w oddali, nigdy blisko. Strzelali miejscowi. Było dwóch z naszej wsi,
Uleckas i Savickas, był jeszcze jeden z sąsiedniej wsi. Sąsiedzi, którzy
mieszkali kilkaset metrów od nas, przychodzili do naszego domu po
egzekucjach. Byli trochę pijani. Mieli na sobie mundury z czaszką na
rękawie. Byli bardzo dumni z tego symbolu i się nim chwalili. Chcieli pić,
więc przynosili ubrania i różne rzeczy i proponowali ich kupno moim
rodzicom, aleśmy ich nie brali. Nikt z całej wsi ich nie brał. Po wojnie
Uleckas poszedł do lasu, ale błąkał się po nim sam, bo partyzanci go nie
chcieli. Później go zastrzelono. Savickas się ukrywał, ale znaleźli go
w jakimś gospodarstwie zimą i uciekał boso po śniegu. Strzelali do niego,
a krwawe odciski jego stóp było widać na śniegu.
Po wojnie tam, gdzie zabijano Żydów, ludzie wyprowadzali krowy na
pastwiska. Później zaczęto budować autostradę z Kowna do Kłajpedy.
Budowali autostradę i nie wiedzieli, gdzie są mogiły. Budowali i zaczęły
się pokazywać czaszki i kości. Później zalali mogiły asfaltem.
28 września 1998 roku
11. Butrimonys/Butrymańce
Pod koniec XIX wieku w Butrymańcach mieszkało 1919 Żydów
(80,1% miejscowej ludności). Przed Szoa – około 800.
Co się tu wydarzyło w 1941 roku?
Butrymańce to jedna z najstarszych społeczności żydowskich na Litwie.
Miejscowi Żydzi mieli tu synagogę z cegły, szkołę, w której uczono
hebrajskiego, stowarzyszenia dobroczynne i społeczne. Pięćdziesiąt dwa
budynki z pięćdziesięciu czterech – sklepy, browary, piekarnie i inne małe
firmy – należały do Żydów.
I wtedy wszystko się zaczęło:
Komendant policji w Butrymańcach posłał raport szefowi policji
regionu, że „kwestia żydowska” wymaga pilnego załatwienia, bo mieszka
tu ponad dwa tysiące Żydów, którymi trzeba się zająć w najbliższej
przyszłości.
Ósmego września komendant policji w Butrymańcach, L. Kaspariūnas-
Kasperskis, nakazał, by wszystkich wciąż żyjących Żydów zgromadzić
wieczorem w budynku szkoły podstawowej. Masowy mord Żydów
z Butrymańców zaplanowano na następny dzień rano.
Wygląda na to, że czekali, aż trzeci pluton batalionu TDA pod
dowództwem Broniusa Norkusa dokończy masowe mordy Żydów w Olicie
i będzie mógł przyjechać do Butrymańc. Największą masakrę w Olicie
przeprowadzono dziewiątego września 1941 roku. Zgodnie z raportem
Jägera, ludzie Norkusa wymordowali tamtego dnia 1279 Żydów, w tym
287 mężczyzn, 640 kobiet i 352 dzieci. Mordercy nie mieli szansy
wypocząć, od razu wsiedli do autobusu. Nie było czasu na bal. Bal miał się
odbyć później, w Butrymańcach.
Dziewiątego września 1941 roku z Olity przyjechał autobus z około 20
ludźmi z lotnej jednostki (Rollkomando). Po południu miejscowi policjanci
i białe opaski zaczęli wyprowadzać kolumnami Żydów ze szkoły. Żydzi
mający na sobie lepsze ubrania musieli się rozebrać aż do bielizny.
Kolumny Żydów prowadzono do wsi Klydžionys, około dwóch kilometrów
od Butrymańc. Strzały skończyły się wieczorem. Wtedy mordercy wrócili
do Butrymańc i uczcili koniec swojej „pracy” w miejscowej kawiarni.
Kiedy L. Kaspariūnas-Kasperkis, znany ze swojej brutalności, został
przeniesiony na stanowisko naczelnika policji w Birsztanach, wyjechał
z Butrymańc z czternastoma–piętnastoma dużymi wozami pełnymi
złupionych dóbr. Widzieli to mieszkańcy i mówili: «Oto jedzie Kasperskis,
żydowski król»”.
Poniżej zamieszczamy zeznanie świadka – Antanasa Kmieliauskasa –
malarza, laureata Litewskiej Nagrody Narodowej (urodzonego w 1932
roku).
Od 1994 roku Antanas Kmieliauskas jest profesorem na wileńskiej
Akademii Sztuk Pięknych. Uważa się go za jednego z najwybitniejszych
współczesnych artystów na Litwie. Pracował jednocześnie jako rzeźbiarz
i malarz, tworzył freski i grafiki.
Latem 1941 roku Antanas Kmieliauskas miał dziewięć lat.
W Butrymańcach, gdzie mieszkaliśmy, większość ludności stanowili
Żydzi. Budynek przy budynku, wszędzie były sklepy. Oferowały różne
rzeczy i po kościele ludzie chodzili do tych sklepów.
Później zaczęto Żydów rejestrować i przypinać im do klap żółte
gwiazdy. To nie było jeszcze najgorsze, ale czasami bardzo nieprzyjemne,
kiedy przypinali im gwiazdy albo przyszywali je na plecach, jak gdyby ci
ludzie byli jakimiś celami, do których można strzelać.
W dniu rozstrzeliwania usłyszałem od moich rodziców, że wszyscy Żydzi
zostali sprowadzeni na plac i kazano im się rozebrać. Ludzie byli tym
przerażeni. My, dzieci, rozumiałyśmy, że niedługo zdarzy się coś
strasznego. A później, wieczorem, zaczęli ich bić i słychać było jęki.
Chcieliśmy tam pójść i popatrzeć, ale nie pozwolono nam. Doły w lasach
już były wykopane i wszyscy wiedzieli, że będą rozstrzeliwać Żydów,
i czekali, aż to się stanie.
Następnego dnia późnym popołudniem poszliśmy z innymi dziećmi
w kierunku lasu Klydžionys. Niebo na zachód od Butrymańc było takie
czerwone, a może ja po prostu tak sobie je zapamiętałem, bo bardzo się
baliśmy. Poszliśmy, ukryliśmy się za lasem i obserwowaliśmy.
Przyprowadzono ich niemal całkowicie nagich, bez ubrań. Może mieli
tylko majtki. Było ich może dziesięcioro. Stanęli tuż nad wykopaną jamą.
Rozległy się strzały i wszyscy upadli. Strzelali w plecy, a ludzie, do których
strzelano, mieli związane ręce za plecami. Strzelających było około
dziesięciu i wszyscy mieli na sobie zielone mundury.
Sprowadzali ludzi z miasta grupkami. Ani z nimi nie rozmawiali, ani nie
kazali im czekać nad wykopem. Sprowadzali głównie kobiety i starszych
ludzi, bo młodych już zabrali do Olity na egzekucję. Może bali się oporu.
Przyprowadzali ich, rozstrzeliwali, a potem sprowadzali następnych.
Po tych egzekucjach miałem koszmary nocne. Śniły mi się te jamy.
Chyba wszystkie dzieci miały takie koszmary nocne. Ktoś, kto widział
rozstrzelanie, już na całe życie stawał się innym człowiekiem. Nie ma
żadnej sprawiedliwości, za grosz sprawiedliwości.
Moi rodzice mówili później, że ubrania Żydów zostały złożone na
drugim piętrze pewnego domu, związane sznurkiem w zwitki, a potem
spuszczone z piętra przez okno. Byli ludzie, którzy je brali. Ohydna
sprawa.
Ci, którzy uczestniczyli w rozstrzeliwaniu Żydów, później próbowali
ludzi przekonywać, że Żydzi ich wykorzystywali. Potem ci sami ludzie
pomagali Sowietom w organizowaniu deportacji na Sybir. Większość to
tacy, którym się w życiu nie wiodło, których było łatwo przekonać, że żyją
biednie, bo Żydzi ich wykorzystują. Myśleli, że coś wezmą od Żydów po
tych egzekucjach. Później ci sami ludzie mówili, że wyzyskiwali ich
bogacze – Litwini. I deportowali tych wyzyskiwaczy na Sybir. Niemcy
i Rosjanie korzystali z tych samych metod. Był pewien człowiek, który
sprzedawał ziarno Żydowi w Kownie. Dzięki temu Żydowi zarabiał
pieniądze. Ale potem powiedział, że stał się żydowskim sługusem i że ten
Żyd go wykorzystywał. To ludzie, którzy są zdolni każdego zastrzelić,
nawet dziecko. Jeżeli w przyszłości przyjdą jacyś Chińczycy albo ktoś
i powiedzą, że artystów trzeba rozstrzeliwać, bo nie pracują i tylko
wykorzystują innych, to znajdzie się ktoś taki, kto chętnie pociągnie za
spust. Potrzeba tylko jakiegoś organizatora, który im to każe zrobić.
Istnieje taki typ człowieka o niższej inteligencji i niższym wykształceniu –
takich ludzi nietrudno przekonać…
19 kwietnia 1998 roku
12. Panevėžys/Poniewież
Pod koniec XIX wieku w Poniewieżu mieszkało 6621 Żydów
(51,1% miejscowej ludności). Przed Szoa – około dziesięciu
tysięcy.
Co się tu wydarzyło w 1941 roku?
Pułkownik Antanas Stapulionis, mąż jednej z najcudowniejszych osób
w mojej rodzinie – mojej ciotki Genė – był w 1941 roku dowódcą
powstania przeciwko armii sowieckiej w Poniewieżu. Po wejściu
Niemców partyzanci wstąpili do miejscowej policji albo do oddziałów
białych opasek. Stapulionis, który był dowódcą armii litewskiej w okręgu
poniewieskim, został mianowany komendantem miejscowej policji
bezpieczeństwa. W końcu wszyscy pracownicy magistratu wrócili do
pracy z wyjątkiem burmistrza, a Stapulionis wyznaczył tymczasowo kogoś
na jego miejsce – ta osoba pozostała na stanowisku do końca okupacji
niemieckiej.
Stapulionis był odpowiedzialny za utrzymanie porządku w mieście, ale
nie jest jasne, jaką rolę – jeśli w ogóle jakąkolwiek – odegrał
w wypełnianiu rozkazów niemieckiego Ortskommandanta dotyczących
żydowskich mieszkańców miasta. Od jedenastego lipca wszyscy Żydzi
z Poniewieża byli zmuszani do przeprowadzki do biednej dzielnicy miasta,
z której usunięto wszystkich mieszkańców narodowości litewskiej. Domy
i mieszkania Żydów wypędzonych do getta zostały zdewastowane przez
miejscowych ubogich Litwinów, mimo wysiłków policji pod dowództwem
Antanasa Stapulionisa, zmierzających do zatrzymania rabunków. Z 4423
Żydów, którzy zostali przeniesieni do getta, tylko 3207 otrzymało dach
nad głową, a 1216 trzymano na podwórkach. Urzędnicy magistratu
zastanawiali się nad usunięciem wszystkich szafek, stołów i sof z domów,
w których mieszkali Żydzi w getcie, żeby zrobić miejsce dla przynajmniej
połowy innych.
Przedwojenne kolonie letnie dzieci Żydów poniewieskich. Z archiwów muzeum Jad Waszem.
Czy kolega mojej mamy, Icek, był wśród tych, którzy nie mieli dachu nad
głową? Czy moja mama wiedziała, gdzie jest chłopiec i dlaczego już nie
przychodzi bawić się z nią tamtego lata?
Dwudziestego trzeciego sierpnia miała miejsce największa operacja
mordowania Żydów w okręgu poniewieskim, w nieodległym lesie
Pajuostė, którą prowadziło Rollkommando Joachima Hamanna. Zgodnie
z raportem Jägera, tego dnia „załatwiono sprawę” 1112 Żydów, 4602
Żydówek i 1609 dzieci. Dzieci zostały pochowane osobno. Icek pewnie
pośród nich, z roztrzaskaną głową.
13. Vilnius/Wilno
Pod koniec XIX wieku w Wilnie mieszkało 63 996 Żydów
(41,4% miejscowej ludności). Przed Szoa – około 57 tysięcy.
Co się tu wydarzyło w 1941 roku?
Oddział specjalny, znany pod litewską nazwą Ypatingas būrys, został
utworzony w lipcu 1941 roku i działał bezpośrednio pod dowództwem
Gestapo. Większość dowódców i członków tej jednostki to byli Litwini,
ale było również kilku Rosjan i Polaków. Początkowo, kiedy jednostka
kwaterowała przy ulicy Šventaragio w Wilnie, gdzie obecnie znajduje się
litewskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, młodzi ludzie, którzy
chcieli się do niej zaciągnąć, składali podania. Nie musieli niczego
podpisywać ani składać żadnych przysiąg. Kiedy jednostka przeniosła się
na ulicę Wileńską numer 12, zaczęto praktykować przysięgi. Na początku
w jednostce służyło około stu ludzi, ale w drugiej połowie 1941 roku
i później w latach wojny było ich 30 do 40. Zgodnie z zeznaniami
składanymi podczas przesłuchań, ludzie w jednostce otrzymywali kupony
żywnościowe, z którymi mogli wejść do każdej restauracji czy kawiarni
w Wilnie i płacić nimi jak gotówką. Otrzymywali żołd, jak i racje
żywnościowe, między innymi rodzynki, a raz na tydzień – wódkę.
Począwszy od listopada 1941 roku komendantem tej jednostki był Balys
Norvaiša.
Głównym terenem operacji oddziału specjalnego były Ponary.
• Portrety świadków
Weronika, dziewczyna członka jednostki specjalnej Vladasa Kliukasa
(urodzonego w 1923 roku), zeznaje, że nawiązała znajomość z mordercą,
kiedy miała osiemnaście lat, a on dziewiętnaście. Kliukas i Vladas
Butkūnas mieszkali razem przy ulicy Basanavičiaus 15 w Wilnie.
Vladas Kliukas zaprosił mnie do mieszkania, w którym mieszkał razem
z Vladasem Butkūnasem. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, dowiedziałam się,
że służył w jednostce specjalnej. Podczas libacji chwalili się, że
rozstrzelali obywateli pochodzenia żydowskiego w Ponarach i że mają
dużo kosztowności po Żydach. Zauważyłam, że Butkūnas, Kliukas
i Čeponis zebrali dużo pieniędzy i wydawali je bardzo nieodpowiedzialnie.
Mówili, że piją dużo wódki i że później będą strzelać do obywateli
pochodzenia żydowskiego. Upijali się zazwyczaj w mieszkaniu Čeponisa,
a później wdawali się w bójki na pięści jeden z drugim i strzelali
z pistoletu.
Chodziłam z Vladasem Kliukasem mniej więcej do jesieni 1941 roku,
ale później, kiedy zaszłam z nim w ciążę, nie chciał już do mnie
przychodzić i nasz związek się skończył. Poza tym, jak zauważyłam, miał
dużo dziewcząt w tym samym czasie, kiedy chodził ze mną.
Czy Vladas utrzymywał dziewczynę? Na to wygląda: „Dawał mi
pieniądze, a raz kupił mi bluzkę i spódnicę”. Dziecko Vladasa i Weroniki
zmarło, zanim skończyło dwa miesiące… Przed wojną Ponary były
spokojnym, otoczonym sosnami wileńskim przedmieściem, dokąd udawali
się mieszkańcy miasta cieszyć się rozkwitającym latem. Tuż obok Ponar
wiodła linia kolejowa z Wilna do Grodna. Zaledwie dziewięć kilometrów
od centrum miasta – można było tu przyjechać samochodem, koleją lub
przyjść piechotą. W 1941 roku Rosjanie zaczęli tam umieszczać zbiorniki
z płynnym paliwem, wykopali siedem dużych dołów połączonych
wykopami, w których układano w ziemi rurociąg. Terytorium wielkości
pięciu kilometrów kwadratowych było otoczone zasiekami. Kiedy Niemcy
wybrali Ponary jako miejsce masowych egzekucji, terytorium zaczęto
nazywać „bazą”.
„Baza” w Ponarach mieściła się tuż obok kolei i domów mieszkalnych.
Strażnik kolejowy Jankowski, który miał posterunek w dyżurce obok
skrzyżowania, przypomina sobie następujące fakty:
To były dwa duże wykopy o średnicy dwudziestu pięciu metrów
i głębokości pięciu metrów i kilka mniejszych wykopów, a kanały między
wykopami wypełniały zwłoki tych rozstrzelanych. Oficer niemiecki,
którego mordercy nazywali „szefem”, wydawał rozkazy. Był blondynem
średniego wzrostu w okularach. Kiedy sprowadzali zwykłą grupę ofiar,
Niemiec i ktoś jeszcze przyjeżdżali samochodem osobowym.
Przed śmiercią.
• Portret ucznia
Zamiast kręcić się byle gdzie i nic nie robić, uczniowie Pierwszej
Szkoły Zawodowej w Wilnie spędzili lato 1941 roku, służąc w Ypatingas
būrys, zwanym też oddziałem specjalnym. Niektórzy mieli po szesnaście
lat.
Jeden z uczniów zawodówki, przyszły kowal, opowiada następującą
historię:
Byłem w Wilnie latem 1941 roku i mieszkałem w bursie zawodówki przy
ulicy Filareckiej. Chciałem podczas letnich wakacji znaleźć pracę
i udałem się do jakiejś organizacji handlowej, która przydzieliła mi pracę
kasjera w sklepie spożywczym przy ulicy Zarzecznej. Pracowałem tam dwa
albo trzy tygodnie, ale robiłem błędy i mnie wylali.
W połowie lipca 1941 roku spotkałem kolegę. Powiedział mi, że jest
takie miejsce pracy, gdzie można zarobić niezłe pieniądze. Wyjaśnił mi, że
potrzebni są ludzie do zbierania drogich przedmiotów od obywateli
pochodzenia żydowskiego, takich jak pierścionki, zegarki i inne
przedmioty ze złota. Wyjaśnił, że podczas zbierania tych przedmiotów
trzeba wypełniać jakieś dokumenty, ale można wziąć parę drobiazgów dla
siebie, nie zapisując ich w papierach. Zachęcony przez tego kolegę
postanowiłem pójść tam do pracy. Dał mi adres, gdzie miałem się zgłosić
i złożyć podanie.
To było przy ulicy Wileńskiej, ale nie pamiętam numeru budynku. Na
drugim piętrze ceglanej kamienicy miał siedzibę tak zwany oddział
specjalny. Na początku nie wiedziałem, że tak się nazywa, ale
dowiedziałem się, kiedy już wydali mi dokumenty świadczące o tym, że
jestem jego członkiem. Okazało się, że Vladas Stavaras, który też był
uczniem wileńskiej Pierwszej Szkoły Zawodowej i uczył się w mojej klasie
kowalstwa, już należał do jednostki. Jakiś czas później zauważyłem w niej
także trzech innych uczniów ze szkoły.
Uczniowie zawodówki, którzy należeli do oddziału, jedli posiłki
w bursie szkoły przy ulicy Filareckiej. My, uczniowie, nie dostawaliśmy
żadnego wynagrodzenia za służbę w oddziale. Pozostałem w nim około
miesiąca, a później wróciłem do nauki w zawodówce.
Na samym początku, kiedy zapisaliśmy się do jednostki, nie dali nam
jeszcze broni. Naszym zadaniem było wysiedlanie obywateli pochodzenia
żydowskiego z mieszkań i wypędzanie ich na ulice, gdzie żołnierze
z jakichś batalionów litewskich przejmowali ich i pilnowali, a później
grupami eskortowali do więzienia… Później wydali nam rosyjskie
karabiny. Musieliśmy prowadzić obywateli pochodzenia żydowskiego
z Łukiszek do Ponar, gdzie następnie byli rozstrzeliwani.
My, członkowie jednostki specjalnej, którzy byliśmy uzbrojeni,
maszerowaliśmy do więzienia, ale nie wchodziliśmy do środka, przeważnie
czekaliśmy przy bramie. Była tam również spora liczba żołnierzy
z jakiegoś batalionu litewskiego, którzy zjawiali się ubrani w mundury
dawnej armii litewskiej. Nie byli uzbrojeni w rosyjskie karabiny, ale
w jakieś inne, których za dobrze sobie nie przypominam.
Na podwórcu więziennym obywatele pochodzenia żydowskiego,
mężczyźni, kobiety i dzieci, byli ustawiani kolumnami, a kiedy zaczynali
wychodzić przez bramę, my, członkowie jednostki specjalnej i żołnierze
z batalionu, otaczaliśmy ich ze wszystkich stron i eskortowaliśmy do
Ponar. W rękach mieliśmy karabiny. Na początku i na końcu kolumny szli
żołnierze w mundurach. Nie zauważyłem żadnych żołnierzy ubranych
w niemieckie mundury. Za każdym razem wyprowadzano kilkaset osób, ale
liczby dokładnie nie znam. Nie przypominam sobie, którymi ulicami ich
prowadziliśmy. Pamiętam tylko, że w Ponarach musieliśmy przechodzić
przez tory kolejowe, a tuż za torami zaczynał się las, w którym znajdowało
się miejsce egzekucji.
Było tam kilka dużych wykopów jeszcze sprzed wojny, kiedy z jakiegoś
powodu zrobiła je armia radziecka. Z tego, co ja sobie przypominam,
wykopy miały średnicę około dwudziestu lub więcej metrów. Prowadziliśmy
skazanych do jednego z dołów, gdzie byli przetrzymywani przed egzekucją.
Później zabieraliśmy grupę z tego wykopu do innego i tam ich
rozstrzeliwaliśmy. Skazani mieli zostawiać rzeczy tam, gdzie ich
przetrzymywano przed egzekucją – rzeczy, które zazwyczaj wiązali
w zawiniątka. Przed wykopem, gdzie mieli być rozstrzelani, kazano im się
rozbierać do bielizny i dopiero wtedy mieliśmy ich zabierać tam
i strzelać… Nas, uczniów zawodówki, nie brali na rozstrzeliwania,
dostawaliśmy rozkaz pilnowania skazanych. Członkowie innej jednostki
szli wykonywać egzekucje i tam rozstrzeliwali skazanych.
J. Tumas, komendant jednostki specjalnej:
Chcę powiedzieć, że wszyscy członkowie jednostki specjalnej brali
udział w rozstrzeliwaniu, bo sformowano ją właśnie do tego celu. Jeżeli
jednego dnia jakiś członek oddziału pilnował skazanych, to drugiego dnia
ten sam człowiek ich rozstrzeliwał. Nie było takich w jednostce specjalnej,
którzy w ogóle nie strzelali.
• Portret listonosza
Jednym z najdłużej służących w jednostce specjalnej był listonosz
wileńskiej Poczty Głównej, Vincas Sausaitis. Nie mógł uciec na Zachód
w 1944 roku, więc zmienił nazwisko i mieszkał na Litwie, legitymując się
fałszywymi dokumentami. Został aresztowany w 1948 roku i skazany na
dwadzieścia pięć lat więzienia w obozie karnym za transportowanie
i pilnowanie Żydów podczas masowych mordów w Ponarach. Po amnestii
w 1955 roku wrócił na Litwę, zaczął nowe życie, założył nową rodzinę
i miał dzieci. Podczas przesłuchiwania w Polsce innych członków oddziału
specjalnego na światło dzienne wyszły nowe fakty i Vincas Sausaitis został
ponownie aresztowany dwudziestego szóstego lipca 1977 roku. Był
podejrzany nie tylko o transportowanie Żydów do Ponar, ale i ich
rozstrzeliwanie. Zapytany, dlaczego nie przyznał się do mordowania
Żydów podczas przesłuchania w 1948 roku, dał prostą i jasną odpowiedź:
„Nie mówiłem, bo nikt mnie o to nie pytał”.
• Sny zabójcy
Jeden z członków jednostki specjalnej zapisywał od marca do kwietnia
swoje sny w więzieniu, w oczekiwaniu na egzekucję. Zapiski pochodzą
z 1978 roku. Relacje ze snów wciąż są w jego teczce, w małej kopercie.
11 marca. Wydaje mi się, że ojciec nauczył mnie jakiegoś wiersza rano,
a ja ułożyłem do tego melodię – stopy zmarzły, ręce i głowa są
znieruchomiałe…
17 marca. Śniło mi się, że byłem na swoim podwórku i przypomniałem
sobie, że krowy jeszcze nie są na pastwisku. Otworzyłem drzwi do obory
i wypuściłem zwierzęta. Drzwi były całe brudne, jak gdyby nie nasze.
A płot był połamany, a ja słuchałem – młody byk ryczał. I tego byczka
wypuściłem, był jakiś taki mały i czarny. I chciałem kogoś zastrzelić,
szedłem przez jakieś ruiny i celowałem, żeby strzelać. Później on wyszedł
na drogę i tam kilka razy strzeliłem do jakiejś osoby, ale ani razu nie
trafiłem. Wyciągnąłem wielką wesz z włosów i zdusiłem ją.
19 marca. Szedłem przez piękny las, chciałem znaleźć grzyby, ale ani
jednego nie znalazłem. Las był tak czysty, rósł tam biały mech. Później
przeszedłem przez niewielkie pole, przeskoczyłem przez płytki rów
i wszedłem do gęstego lasu liściastego. Powiedziałem, że znajdę jagody,
ale nie znalazłem, i zobaczyłem duży dąb, powiedziałem, że sprawdzę, czy
są żołędzie, i trochę było ich widać, ale ich nie zerwałem. Później zawołał
mnie Vytas, powiedział, że mamy teraz „wojenny” pośpiech i że mam zaraz
przyjść. Wtedy się obudziłem.
21 marca. 1. Śniło mi się, że wyszedłem na jakiś korytarz, żeby się
wysikać. A ten korytarz był taki brudny, pełen jakichś stosów rzeczy, ale
stanąłem pomiędzy nimi, żeby nie pobrudzić butów. 2. Wydaje mi się, że
Jonas obciął mi włosy. Powiedziałem mu – nie strzyż za krótko – a on
powiedział, że tylko mi je trochę przystrzyże, ale w ogóle nie obciął mi
włosów, tylko trochę nad uszami i maszynką ogolił mi gardło. Na początku
bolało i powiedziałem: proszę, nie przyciskaj tak mocno, a później już nie
bolało. Wyglądało to dobrze. 3. Wydawało mi się, że Angelė Petraitisa
biegnie do mnie naga, była taka piękna, a później znów pobiegła w drugą
stronę. Marcelė Algirdasa leżała na naszym łóżku, jak gdyby była jedną ze
skazanych, taka chuda i blada, a ja położyłem się na niej, nie pamiętam,
czy wstałem, ale wydaje mi się, że wstałem.
22 marca. Śniłem: wydaje mi się, że byłem w domu i jakiś śledczy
przesłuchiwał jakąś osobę, mówiąc: „Nie przeszkadzaj mi”, więc
wyszedłem z pokoju i krzyknąłem, że muszę się ubrać, i jak wychodziłem,
parę razy trzasnąłem drzwiami, ale nie chciały się zamknąć. Szedłem przez
śnieg i było tak czysto…
23 marca. Wydaje mi się, że śniłem, że jem z moją córką wielkie
naleśniki – ogromne, białe naleśniki – i jadłem tylko połowę – tę cieńszą…
Była woda, bardzo brudna. Nie piłem jej, tylko stałem i patrzyłem.
I kładłem się w domu podobnym do mojego, a na lewej ręce miałem dwa
nacięcia. Wydaje mi się, że mój ojciec chciał mnie za coś zbić, ale ten
człowiek powiedział, że nie powinien, bo oba nacięcia są dokładnie tej
samej długości i już prawie się zagoiły, i nie bolało. Potem podszedłem do
ojca, mój ojciec był taki wielki i nie wyglądał jak mój ojciec, zacząłem się
usprawiedliwiać i przepraszać, żeby mnie nie bił, i wydaje mi się, że mi
wybaczył, a potem płakałem.
Przed procesem śniło mi się w piątek, że w kuchni przygotowywali jakiś
bal, ale ani nie piliśmy, ani nie jedliśmy. Na czystym stole umieszczono
dwa złożone obrusy. Jonas dał mi białą koszulę, ale powiedziałem: będzie
ciepło, więc Julė przyniosła mi koszulę w kratę, ale nie całkiem nową i ją
włożyłem. Kiedy siedziałem przy stole, umyłem ręce, ale nie były całkiem
czyste, zostały na nich jakieś plamy i siedziałem przy tym stole
nieszczęśliwy.
Przed procesem dałem mojemu ojcu białego koguta bez głowy, który
jednak wciąż żył, i ojciec zniknął z tym kogutem. Wyrwałem deskę z płotu,
wcisnąłem się w wąską dziurę, było całkiem przyjemnie i brodziłem
w czystej wodzie.
13 kwietnia. Śniło mi się, że idę przez koryto rzeki i że wspiąłem się na
taki stromy, piaszczysty brzeg. Podciągałem się na gałęziach drzew
i doszedłem do pięknego lasu. Stałem przy pięknej, cienkiej sośnie bez
gałęzi. Przez pole przebiegł królik, strzeliłem do niego, ale nie trafiłem.
Królik skoczył w krzaki, a ja przycisnąłem go kijem i wyciągnąłem za
ogon. Okazało się, że to mały, czarny kot. Zjadł dwie martwe myszy. Nie
zabrałem go do domu.
14 kwietnia. Śniło mi się, że przyszedłem do domu i rozmawiałem z Julė,
ale jej nie widziałem. Powiedziałem, że muszę się ogolić, bo muszę się ze
wszystkimi pożegnać. Wziąłem do ręki żyletki, były bardzo stare,
i położyłem jedną na dłoni, ale się nie ogoliłem. Powiedziałem synowi,
żeby odłożył żyletki na miejsce. Odłożył je i siedział na sofie, wyglądał tak
pięknie. Podszedłem do niego i zacząłem go całować. On zaczął płakać.
Ostatni wiersz
Pamięci sierot, które będą żyły bez ojca.
• Portrety ofiar
W sierpniu 1944 roku, kiedy do Wilna wkroczyła Armia Czerwona,
przeprowadzono ekshumację szczątków ludzi pomordowanych w latach
1941–1944, wydobytych z sześciu dołów w Ponarach. (Szczątki zostały
ponumerowane i szczegółowo opisane w raporcie z ekshumacji). Co
zostało z ofiar, Żydów z Wilna, Jerozolimy Północy?
Oto co można znaleźć w sprawozdaniach z ekshumacji:
Numer 9. Zwłoki mężczyzny z pękniętą i połamaną czaszką. Brakuje
kilku kości. Cywilne ubranie, szary garnitur, buty. W kieszeni znaleziono
paszport, nazwisko nieczytelne. Urodzony w 1920 roku.
…
Numer 24. Zwłoki dwudziestoletniej kobiety. Ubranie: bluzka
bawełniana, maszynowo tkana bielizna, spódnica skórzana, jedwabne
pończochy, damskie buty. Dwie rany wejściowe z broni palnej – z prawej
strony czoła i z prawej strony z tyłu szyi – obie 0,7 cm. Jedna rana
wyjściowa 8 x 6 cm na prawej skroni pod skórą, gdzie utkwiła kula 0,8 cm.
Drugą kulę odkryto w jamie ustnej.
…
Numer 26. Zwłoki kobiety lat 20 lub młodszej. Ubranie: bluzka tkana
maszynowo, sukienka z krepy, skórzany pas, koszula, bielizna, pończochy,
damskie buty, na głowie chustka z gazy bawełnianej. Ciemnobrązowe włosy
długości do 20 cm. Rana wejściowa na prawej skroni, wielkości 0,8 cm,
rana wyjściowa u podstawy lewego oczodołu, gdzie znaleziono kulę
kalibru 0,8 cm. Piersi dobrze wykształcone.
Miejsce masowej kaźni w Wielucianach zostało sprywatyzowane i wystawione na sprzedaż za 35 000 euro. Fot.
Vidmantas Balkūnas, www.15min.lt.
14. Białoruś
Nasza podróż dobiegła końca. Czy możemy zakończyć książkę
rozdziałem o Ponarach? Tak i nie. Nie daje nam spokoju historia
o mordowaniu przez batalion Impulevičiusa Żydów na Białorusi. Kiedy
474 żołnierzy batalionu wyjechało z Kowna i ze stolicy Litwy na Białoruś,
nie wiedzieli, że w ciągu kilku miesięcy zamordują 15 425 Żydów
w piętnastu różnych miejscach.
Major Antanas Impulevičius, oficer armii litewskiej z okresu
międzywojennego, został aresztowany przez Rosjan po wejściu Armii
Czerwonej na Litwę w 1940 roku i był przetrzymywany przez dziewięć
i pół miesiąca. Podczas przesłuchania prawdopodobnie zastosowano tak
zwane „techniki nakłaniania fizycznego”.
Antanas Impulevičius.
Leonas Stonkus
Leonas Stonkus urodził się w Dorbianach na Litwie w 1921 roku.
Podczas okupacji sowieckiej wraz z czterema przyjaciółmi próbował
przekroczyć granicę do Niemiec i tam szukać pracy. Złapali ich Rosjanie
i pierwszy dzień wojny spędzili w więzieniu w Kownie. Strażnik
więzienny otworzył cele i uwolnił wszystkich więźniów.
Zeszliśmy na dół i tam, w kantynie, było pełno ludzi, może z pół tysiąca.
Kazano nam od razu przyłączyć się do litewskich ochotników. Pomyślałem,
że mam smutne życie i powinienem przynajmniej posmakować służby
wojskowej. Powiedziano nam, dokąd pójść. Dwóch z nas zaciągnęło się do
litewskiego wojska… Dostaliśmy litewskie mundury i opaskę oznaczającą
ochotnika. Szkolenie trwało jakieś pięć miesięcy. Później wydano nam
broń. Ochranialiśmy stację kolejową i lotnisko w Szańcach. Później nagle
dostaliśmy rozkaz wyjazdu do Mińska. I to wszystko.
Czy brał pan udział w egzekucjach?
Młodych ludzi nie naciskali, przydzielali im trudniejsze zadania. I nie
dostawało się pieniędzy. Ci, którzy uczestniczyli cały czas
w rozstrzeliwaniu, byli starsi… Nikt nie wiedział, że będziemy musieli
jechać gdzieś na egzekucję. Zabierali nas, ustawiali Żydów rzędem,
dostawało się rozkaz: „Cel, pal!”, i strzelało się. Ci, którzy strzelali,
dostawali poza zapłatą za pracę specjalną premię. Najwięcej płacono za
rozstrzeliwanie Żydów.
Dostawał pan pieniądze za egzekucje?
Ci, którzy strzelali, dostawali premie. Najwięcej zarabiali na strzelaniu
do Żydów.
Ile płacono?
Nie mówili, ile dostawali. Najpierw niewiele, później coraz więcej
i więcej… Ci, którzy strzelali, byli ochotnikami. Cały batalion składał się
z ochotników.
Czy można było odmawiać strzelania?
Można było. Jeżeli odmówił cały batalion i nikt nie strzelał, to często
nasi oficerowie byli naprawdę wściekli. Patrzyliśmy na oficerów
i widzieliśmy, jak strasznie wyglądają… Nie rozumiem, może dostawali
złoto? Kiedy stawali wśród żołnierzy i dawali rozkaz „Ognia!”, wszyscy
strzelali. Wszyscy strzelali. Kiedy padał rozkaz „Ognia!”, oni sami też
strzelali.
Jak daleko od ofiar znajdowali się strzelający?
Około dziesięciu metrów.
Znak bojowy batalionu A. Impulevičiusa. Autor – porucznik Juozas Juodis, jeden z dowódców batalionu.
1998 rok
Kapelan wojskowy ks. Z. Ignatavičius i żołnierze batalionu A. Impulevičiusa podczas mszy w Szacku.
Miejsce straceń na łące w Dokarze. Tu zaraz po przyjeździe na Białoruś żołnierze litewscy rozstrzelali 394
miejscowych Żydów. Fot. Autorka.
Skarpa pod Rudzieńskiem. Stojący na niej żołnierze litewscy pod dowództwem Juozasa Krikštaponisa pierwszy
raz strzelali do ludzi. Fot. Autorka.
• Pożegnanie z wrogiem
Efraim. Kończymy tę podróż. Myślę, że oboje robimy to z ciężkim
sercem. Niedokładnie z tak samo ciężkim, są przecież różne niuanse,
różne akcenty, ale na pewno oboje czujemy gniew i frustrację z powodu
tego, co się wydarzyło.
Rūta. Gniewu nie czuję. Ja mam bardzo silne poczucie wstydu.
I odrazy. Z powodu tego, co się tam wtedy zdarzyło, i tego, że wszyscy
o tym zapomnieliśmy. Wstyd mi za obojętność na zbrodnie na Litwie.
Efraim. I to właśnie nas różni. Ja czuję gniew, bo na całym świecie nie
ma takiego wyjaśnienia, nie wystarczą słowa, które by mogły
wytłumaczyć, a już na pewno uzasadnić to, co się wydarzyło. A to znaczy,
że stajemy w obliczu samej zbrodni.
Rūta. Nasza podróż z wrogiem się kończy. Teraz mamy tylko
wspólnego wroga. Obojętność.
Efraim. Dwóch wrogów. Obojętność i niewiedzę. Ta książka jest przede
wszystkim po to, żeby walczyć z innym wrogiem. Zrozumiałem sporo
podczas tej podróży. I uzmysłowiłem sobie jedną rzecz – jak małym
krajem jest Litwa. Na pewnym poziomie jako państwo byliście po prostu
niezdolni do podjęcia kroków, na które czekałem od początku waszej
niepodległości. Właśnie dlatego powiedziałem, że Francji zajęło
pięćdziesiąt lat zaakceptowanie odpowiedzialności za Vichy. A Francja jest
krajem bardzo silnym. Litwa jest mała i słaba. Jest straumatyzowana. Nie
ma wspaniałych tradycji praw człowieka i sprawiedliwości. Te tradycje
buduje się przez lata.
Rūta. Przyjechał pan tu w 1991 roku po odzyskaniu przez Litwę
niepodległości i miał nadzieję, że nasz kraj z dnia na dzień stanie się silny
i demokratyczny?
Efraim. Tak, to nie było realistyczne podejście. Oczekiwać prawdziwej
konfrontacji. Ale to powiedziawszy, nie mogę ignorować sytuacji.
Musiałem ten temat wyprowadzić na forum publiczne. To jednak jest
również wina Litwy. Jeżeli postawilibyście tych kilku przestępców
wojennych przed sądem, to dla kraju byłby naprawdę bardzo pozytywny
sygnał. Jednym lub dwoma publicznymi procesami moglibyście być
dwadzieścia–trzydzieści lat do przodu.
Rūta. Teraz już za późno na żale. Żaden z tych przestępców wojennych
już nie żyje. A może to właśnie pomaga ludziom zapomnieć
o Holokauście. Mordercy nie żyją, a ci, których zamordowali, pewnie też
do dzisiaj by umarli. Więc po co grzebać się w przeszłości?
Efraim. Myślę o swojej misji na Litwie. Czas, który spędziliśmy
w Bibliotece Narodowej, przyniósł mi frustrację i tylko wzmocnił moje
przekonanie, że ktoś, kto nie jest stąd, nie ma właściwie szans przekonać
Litwinów do tego, żeby stanęli oko w oko ze swoją przeszłością. Jedno, co
mnie zaskoczyło, to zakres szczegółowych badań historyków litewskich
dotyczących tych eksterminacji. Nawet historyków, o których ja nie
wiedziałem. Nie miałem dostępu do tych informacji, bo nie znam
litewskiego. Czuję się w pewnym sensie niepełnosprawny. Powinienem był
próbować uzyskać te informacje w tłumaczeniu, tak żebym mógł się jakoś
do nich ustosunkować.
Rūta. Z tym się nie zgadzam. Walczył pan przeciwko oficjalnemu
stanowisku władz litewskich i społecznemu postrzeganiu Holokaustu, a to
było poza wpływem badań uniwersyteckich naszych wspaniałych
historyków.
Efraim. Więc mówi pani, że to wszystko tu jest, ale nikt tego nie
czytał? Te artykuły ukazały się w czasopismach drukowanych tylko
w kilkuset egzemplarzach i trafiły do bibliotek, gdzie leżą nieczytane po
kątach. Na pewno nie czytają ich politycy, którzy mówią tylko to, co
chciałby usłyszeć ich elektorat. Dlatego ta książka jest tak ważna. Opisuje
kwestię Holokaustu z perspektywy pojedynczego człowieka. Przedstawia
pani tych ludzi społeczeństwu, mówi, kim byli, co zrobili i jakie mieli
motywy. Dla pani ich historie to pryzmat, przez który można pokazać
problemy znacznie większe, istotniejsze dla społeczeństwa Litwy. Chce
pani, żeby przeciętny człowiek zrozumiał, o czym pani mówi. To będzie
bardzo emocjonalna książka.
Rūta. To była dla mnie bardzo emocjonalna podróż, zarówno
poszukiwania w archiwach, które prowadziłam na własną rękę, i podróż
z panem – z wrogiem. Przed tą wyprawą nie byłam i wciąż nie jestem
w stanie myśleć o liczbach i o tym, ilu Żydów zabito w naszym kraju.
Dziewięć tysięcy w Święcianach, 70 tysięcy w Ponarach, 200 tysięcy na
całej Litwie… Pamiętam jakiegoś propagatora historii Holokaustu, który
powiedział, cytując kogoś innego: „W czasach Holokaustu nie zabito
sześciu milionów Żydów. Popełniono sześć milionów morderstw i za
każdym razem mordowano konkretnego człowieka”. A ja potrafię sobie
tylko wyobrazić jednego człowieka, którego się morduje. To mężczyzna.
Widzę jego postać – jest odwrócony plecami do zabójców, patrzy
w wykopany dół, gdzie zaraz wpadnie jego ciało. Wpadnie i zostanie na
zawsze na stosie innych zwłok. Widzę jego szlachetną, męską czaszkę
i kulę mordercy, która ją przebija. Otwór wlotowy będzie miał 0,8 cm,
a wylotowy – 8 cm. Kula dosłownie eksploduje wewnątrz czaszki. Potem
myślę o człowieku zabitym przez żołnierza batalionu Impulevičiusa,
Leonasa Stonkusa. Kiedy strzelił do tego Żyda w średnim wieku, jak
powiedział, a Żyd się pochylał, pochylał, a potem inny żołnierz go dobił.
Jest mi niedobrze, kiedy o tym myślę. Leonas Stonkus również czuł się
niedobrze po tym strzale. To sprawia, że jest jednym z moich ludzi. Ludzi,
których rozumiem. Pan nie rozumie, dlaczego ja tak to rozumiem, ale to
nic.
Efraim. Nie, nie rozumiem i nigdy tego nie zrozumiem.
Rūta. Zanim się rozstaniemy, może powinniśmy jeszcze raz posłuchać
hymnu tej podróży, psalmu Jom HaSzoa?
Efraim. Pewnie, dlaczego nie.
Kiedy zbliżamy się do skrętu na lotnisko, Efraim nagle zaczyna płakać,
gwałtowniej niż kiedykolwiek.
Rūta. …W porządku? Myślałam, że jest pan już poza etapem płaczu.
Efraim. …
Rūta. Nie chce pan rozmawiać?
Efraim. Chyba nie. A może tak. Nagle czuję się przytłoczony tym
strasznym ciężarem zdrady, tym, że wyjeżdżając z Litwy, zdradzam ofiary
zbrodni. Myślałem sobie, jak mogę ich tak zostawić w tych wszystkich
dołach i wykopach, ukrytych przed światem, nie tylko fizycznie, ale
również ukrytych przed publiczną pamięcią i świadomością.
Rūta. Dużo dla nich pan zrobił. Niech pan o tym pamięta. I o tym, że ja
tu zostaję.
Efraim. Ma pani rację. Ja ich nie zdradzam, ale teraz ktoś taki jak pani
musi nieść ogień pamięci. Jedyny sposób, żeby Litwa kiedyś potrafiła
spojrzeć w oczy przeszłości, to jeśli ktoś taki jak pani, prawdziwa
Litwinka z krwi i kości, poniesie dalej tę wiadomość. Wie pani co? W tym
przypadku może się zdarzyć coś bardzo interesującego. Moi ludzie staną
się pani ludźmi, ale pani ludzie nigdy nie będą moimi.
Rūta. Rozumiem cię, przyjacielu.
List Efraima do Rūty z Jerozolimy. Po podróży
Jedną z rzeczy, która nas przyciągnęła do tego psalmu, był fakt, że
kompletnie nie mieliśmy pojęcia, o czym mówi jego tekst. Rzekomo jest po
hebrajsku, ale potrafiłem rozszyfrować tylko dwa słowa: Jeruszalaim
(Jerozolima) i HaSzem (B-g). Muzyka mówiła sama za siebie i poruszyła
serca nas obojga. A kiedy przysłała pani mi te słowa, byłem w szoku,
w prawdziwym szoku, zwłaszcza gdy przeczytałem drugi wers:
Jeruszalaim, harim sawiw lah; we-Haszem sawiw le-amo.
(Jerozolima jest otoczona [chroniona] przez góry, a HaSzem otacza
[chroni] swój lud).
Te słowa nie mogły być dalsze od prawdy o Litwie, a zwłaszcza
o miejscach, które odwiedzaliśmy. Ile razy, kiedy odmawiałem kadisz, El
male rachamim, a w niektórych przypadkach dodawałem rozdział
z psalmów, pytałem sam siebie, gdzie był B-g Izraela?
Jak mogło dojść do takich okrucieństw i zezwierzęcenia wobec Żydów
na Litwie (by nie wspomnieć już o reszcie zbrodni Szoa)?
Ofiary były bezbronne, potrzebowały ochrony HaSzema, nie jego
nieobecności.
Szabat Szalom,
Efraim
część IV
POSŁOWIE
Rūta Vanagaitė – Litwa jest wściekła, Litwa jest
smutna
Źródła zdjęć
Lithuanian Central State Archives: ss. 35, 59, 99, 107, 230, 243, 245, 251,
256
Lithuanian Special Archives: ss. 57, 216, 221, 233, 235, 264
Archiwum Muzeum Jad Waszem: s. 205
V. Balkūnas, www.15min.lt: s. 237
J. Bunka: s. 178
K. Kurtenis: s. 36
R. Vanagaitė: ss. 104, 127, 136, 139, 147, 150, 154, 157, 163, 171, 172,
206, 209, 258, 261
E. Zuroff: s. 49
Przypisy końcowe
1. Dipisi (ang. displaced persons – osoby przesiedlone) – określenie stosowane przez aliantów
wobec osób, które w „wyniku wojny znalazły się poza swoim państwem i chcą albo wrócić
do kraju, albo znaleźć nową ojczyznę, lecz nie mogą tego uczynić bez pomocy” (przyp.
red.). [wróć]
2. Chodzi o oryginalne wydanie książki w języku litewskim (przyp. red.). [wróć]
3. Erich Fromm, Anatomia ludzkiej destrukcyjności, przeł. Jan Karłowski, wyd. Rebis, Poznań
1998, s. 227–228. [wróć]
4. Tamże, s. 224. [wróć]