Professional Documents
Culture Documents
OFFOLOGIA DLA OPORNYCH - Julia Lizurek, Henryk Mazuriewicz
OFFOLOGIA DLA OPORNYCH - Julia Lizurek, Henryk Mazuriewicz
OFFOLOGIA
D L A O P O R N YC H
Julia Lizurek, Henryk Mazurkiewicz
OFFOLOGIA DLA OPORNYCH
Redakcja:
Marianna Lis
Fotografia na okładce:
Don K., Cloud Theatre, fot. Tobiasz Papuczys
Korekta:
Dominika Laszkiewicz
Aleksandra Wróblewska
ISBN 978-83-956693-1-6
Wydawca:
DLA KONTRASTU. Fundacja na rzecz kultury niezależnej
PROLOG 4
rozdział pierwszy KONTRKULTURA 28
rozdział drugi ZESPOŁOWOŚĆ 64
EPILOG 399
ANEKS 412
PODZIĘKOWANIA 422
PROLOG
Zastanawiałam się ostatnio nad tym, ile osób miało takie doświadczenia jak
ja – coś zobaczyli, zafascynowali się tym, ale nikt nie dał im narzędzi do zro-
zumienia tego, co przeżyli. Zignorowali to przeżycie i zajęli się „praktycznymi
rzeczami”. Sama zajęłam się „praktycznymi rzeczami”, ale te fascynacje we
mnie siedziały.
Kiedy zetknąłem się z offem, teatr ten mocno kojarzył mi się z przestrzenią.
Pewnie dlatego, że w mieście, z którego pochodzę i w którym dorastałem –
Grodnie na Białorusi – mieliśmy dwa teatry: teatr dramatyczny i teatr lalek.
Ten pierwszy mieścił się w ogromnym poradzieckim budynku, nieszczególnie
pięknym, ale bardzo reprezentacyjnym. Pokazywano jego miniaturę, kiedy
w prognozie pogody mówiono o Grodnie. Był symbolem miasta. Z przodu
teatru ustawiona była rzeźba pegaza. Budynek robił wrażenie. Wchodziło
się, jak to się mówi, do świątyni sztuki.
Drugi to teatr lalek i zupełnie inna przestrzeń. Piękna, historyczna, ale bar-
dzo kameralna, przytulna. Taka mała operowa bombonierka. Loże i miękkie
krzesła. Przykład tego, co się nazywa „teatralną magią”. Teatr lalek rzeczy-
wiście jest bliski magii, szczególnie, gdy jesteś dzieckiem.
HM: Być może musimy znaleźć osobę, z którą warto będzie o tym porozmawiać.
Skoro mówimy o tym, czego się obawiamy, to ja się obawiam – i jestem prze-
konany, że tak będzie – że zostaniemy zapytani o to, dlaczego wybraliśmy
jednych, a pominęliśmy innych. Trzydzieści zespołów nie wyczerpie zjawiska,
jakim jest off. Mało kto uświadamia sobie, jak szerokie jest to zjawisko. Ja też
tego nie wiedziałem, dopóki wraz z kwartalnikiem „nietak!t” nie zaczęliśmy
w 2016 roku robić mapy offu. Wtedy okazało się, że są na niej setki zespołów.
„In the beginning of the world”, Professor Ojo | Fot. Maciej Dziaczko
Nie chcę, żeby czytelnik poczuł, że próbujemy mu narzucać jakąkolwiek in-
terpretację. Ale też nie będziemy ukrywać naszych poglądów, naszej pozycji.
Będziemy mocno obecni w tej książce i zapewne wielokrotnie ujawni się nasz
osobisty głos. Mam nadzieję, że to nas poniekąd uchroni przed pomówie-
HM: Ta książka jest jakby naszą wspólną przygodą. Nie wiemy, jak się po-
toczy. Dlatego też chcieliśmy porozmawiać przed podróżą. Ta rozmowa ma
też być kolejnym dowodem na to, że nie piszemy tej książki według jakichś
z góry przyjętych założeń. Spróbujemy zobaczyć off z lotu ptaka, co wcale nie
oznacza, że przed nami pojawi się spójny, klarowny obraz. Moim zdaniem
takiego obrazu w ogóle nie da się wykreować, bo będzie on wewnętrznie
sprzeczny, czasami zaciemniony przez samą materię lub przez nas badaczy,
jako że nie będziemy w stanie do wszystkiego dotrzeć, wszystkiego zrozumieć.
Nie będzie to także laurka dla teatru offowego. Książka ku pokrzepieniu serc.
Postaramy zająć się też zagadnieniami niezbyt przyjemnymi, kompromi-
tującymi dla twórców. Pokazywać, gdzie popełniano błędy. Nie chodzi
o akt oskarżenia, litanię win i zaniedbań. Priorytetem jest stworzenie ogólnej
mozaiki i danie dostępu do tych narzędzi, o których mówiliśmy wcześniej.
Jeżeli w trakcie pracy dotrzemy do „spraw różnych”, to nie będziemy ich na
siłę omijać, ale nie zamierzamy, jak powiedziałem, ich akcentować.
1 Dla lepszego życia, rozmowa Pawła Płoskiego z Lechem Śliwonikiem, „Teatr” 2015, nr 11, https://teatr-pismo.pl/
5262-dla-lepszego-zycia/ [dostęp: 10.05.2021].
się nie kwestionuje – nawet jeśli się z nią dyskutuje. Więc znów – potrzebuje-
my w naszej kulturze teatralnej offu, żeby istniał mainstream. I to myślenie
mnie wkurza, bo chciałabym, żeby artyści offu nie czuli frustracji w związku
z tym, że nie ma ich w teatrze kreowanym jako główny nurt. Żebyśmy czu-
li się równymi pod względem wiedzy, doświadczenia, poczucia wrażliwości
czy umiejętności czerpania z własnej wyobraźni. Bo dopóki nie zmieni się
nasze myślenie, będziemy traktowani jako ten „drugi nurt”.
„In the beginning of the world”, Professor Ojo | Fot. Maciej Dziaczko
się jego częścią? Poniekąd tak. Ale z drugiej strony, nawet ze względu na
pewną uczciwość recenzencką i badawczą, nie możemy stopić się z tym, co
opisujemy i oceniamy, bo tracimy wtedy niezbędny dystans. W teatrze of-
fowym zachowanie go jest o tyle trudne, że krytyków specjalizujących się
HM: Tak. Stawiam się na miejscu młodego badacza lub badaczki, którzy za-
stanawiają się, z czym mają związać swoją przyszłość naukową. I z jednej
strony, jeżeli wybiorą off, to, co jest zaletą, są to tematy nieprzebadane, pole,
na którym nikt jeszcze nie postawił swojej stopy. To z jednej strony. A z dru-
giej strony, o ile teatr jako taki skazany jest na pewną lokalność, to teatr
offowy jeszcze bardziej. Trudno mi wyobrazić sobie, by ktoś mógł zdobyć nie
międzynarodową nawet, ale ogólnopolską sławę, badając teatr, który znany
jest mieszkańcom jednego miasta i to słabo. Większość chciałaby zajmować
się zagadnieniami, które w sposób oczywisty i bez potrzeby wpisywania
ich w szerszy kontekst, jawią się jako wielkie, ważne i szczególne. Stąd to
„poświęcanie się”. Dlatego należy docenić pracę tych, którzy jednak piszą
książki Specyfika pracy zespołu X w niewielkim mieście Y. Ale jak się z tym
przebić?
Jest jeszcze jedna strona „poświęcania się”. Sam off to mocno zaakceptował
i używa tego sformułowania w swojej retoryce, że to wyrzeczenie z ich strony.
Buduje narrację, że mógłby tworzyć „wielki mainstream”, ale zamiast tego
poświęcił się, poskromił swoje zapędy i apetyt. Trochę jak Budda, który za-
miast wejść w nirwanę i zaznać spokoju, postanowił zostać w świecie, żeby
uratować wszystkie cierpiące istoty. Dzięki temu poświęceniu dodają patosu
A czy ty, jako krytyczka, czujesz różnicę w pisaniu o offie i pisaniu o main-
streamie? Czy masz taki przełącznik rejestru?
Weźmy jako przykład Teatr ZAR, który dużo opowiada o swoich po-
szukiwaniach, o pieśniach, o podróżach, o doświadczeniach. Oglądając
spektakl, nakładam te narracje na spektakl. A może te rzeczy już nic dla
nich nie znaczą, nic w nich nie zmieniają? Może to jedynie powtarzana opo-
wieść i coś, co chcieliby, żebyśmy zobaczyli w tych spektaklach. Mam więc
nadzieję, że ta książka pomoże zobaczyć, co i w jaki sposób artyści opowia-
dają, jak chcieliby, żebyśmy odbierali ich spektakle, a także – co próbują
przed nami ukryć.
JL: Jest jeszcze jedna rzecz, której nigdy bym jako krytyczka mainstreamu nie
zrobiła, ale jako krytyczka offu – już tak. Kiedy podoba mi się jakiś spektakl,
to zawsze staram się dotrzeć do ludzi, którzy go zrobili, gdyż ciekawi mnie
proces jego powstania. Miałam tak na przykład z Przemkiem Błaszczakiem
i jego spektaklem Witaj w moim domu. Medytacja o kobiecie z wydm. Kiedy po
przedstawieniu zszedł z reżyserki, podeszłam do niego i go przytuliłam. To
było spontaniczne. Powiedziałam mu, że zrobili wspaniały spektakl. Później
o nim kilkakrotnie pisałam. Umówiliśmy się też na wywiad.
HM: Zgoda, off zawsze stara się być jak najbliżej odbiorcy. Jego spektakle są
zbudowane na bezpośrednim przepływie energii w jedną i drugą stronę. Ale
też off chce wyjść, zwyczajnie porozmawiać z ludźmi. Zebrać feedback.
Myślę więc, że pora zadać pytanie: Czym jest off? Dyskutuje się o tym w nie-
skończoność. Dlatego chciałbym teraz, żebyś odpowiedziała mi krótko,
zwięźle i definitywnie.
HM: Czy nie jest tak, że w dzisiejszych czasach to jest jedyny sposób na dłuższe
przetrwanie takiego zespołu? Bo trudno mi powiedzieć, czy istnieje zespół
który działał – i to dość intensywnie – i przy tym w jakiś sposób się nie zin-
stytucjonalizował. Z czasem grupy dostawały siedziby i dotacje. Zaczynały
regularnie organizować festiwale. I natrafiamy na problem, że instytucjo-
nalność to nie do końca jednak rozstrzygające kryterium.
2 Krzysztof Garbaczewski – polski reżyser teatralny, scenograf i autor adaptacji. Tworzy interdyscyplinarne spekta-
kle, teatralne instalacje łączące performance, sztuki wizualne i muzykę. [za:] https://www.terazteatr.pl/artysci/krzysz-
tof-garbaczewski,bio,5835 [dostęp: 10.05.2021].
buję zaklinać rzeczywistość w taki bardziej pozytywny sposób, a może świat
się otworzy. Aha, i obiecuję, że mój teatr nie będzie agencją pana dyrektora,
tylko miejscem, gdzie każdy artystka lub artysta będą mogli uznać za swój
dom «produkcyjny». Chcielibyście takiego teatru?”3. Post zebrał czterysta
czterdzieści sześć polubień i osiemdziesiąt cztery komentarze. I oczywiście
wszyscy mówią „super-super”, „tak, zostań…”, „wspaniale!”
JL: Ja sobie wyobrażam, że jest taka ładna strona offu, którą mainstream
sobie bierze. Bo to, co jest brzydkie, ta walka o przetrwanie – ona buduje
tożsamość tego teatru. Joanna Krakowska w Odmieńczej rewolucji. Perfor-
HM: Czyli teraz off, żeby zaznaczyć swoją offowość, musi być jeszcze bardziej
radykalny niż wcześniej? Wymyślać coraz to nowe zabiegi, bo te poprzednie
zostały wchłonięte przez mainstream?
Osoby wykluczone, „wyrzutki”, albo te, które czują po prostu głęboką niespra-
wiedliwość systemu, potrzebują opowiedzieć swoje doświadczenie lub wyrazić
swój sprzeciw. Teatr daje im taką możliwość. Ale te osoby niekoniecznie
muszą być politycznie radykalne. Często wystarczy im, że zbudują prze-
strzeń do spotkania, zabawy, do odkrywania własnej tożsamości. Nie każdy
teatr musi być zaangażowany politycznie. Taki teatr, żeby bawić się swoją wy-
obraźnią, spędzać czas z innymi, też jest potrzebny i może być wartościowy.
HM: Ale tego też jest mnóstwo w offie.
JL: Tak. Albo taki teatr, który bierze na warsztat jakieś dzieło klasyczne. Dla
niego spektakl jest po prostu formą uczenia się o literaturze.
HM: Jest taki zespół we Wrocławiu, który regularnie wystawia Fredrę. Kla-
sycznie, tradycyjnie. Bo ich to bawi. Nazywają się – nomen omen – Teatr
Sztampa. To też jest jedna z twarzy offu. Nie chcą podejmować szczególnie
trudnych tematów i nie chcą poświęcać temu całego życia, ale chcą robić
teatr dla własnej przyjemności. I to mogą być osoby młode albo też osoby
dorosłe. Teatr jest dla nich odskocznią od codzienności.
Ale czy nie jest też tak, że teatr offowy dotyka tego, co jeszcze nieoswojo-
ne, a kiedy staje się już oswojone, to przechodzi do mainstreamu? W tym
schemacie off jest pewnego rodzaju przedsionkiem, w którym pewne dys-
Ciekawą jest też kwestia czy off i mainstream mają dwie różne widow-
nie, czy też przyciągają tych samych oglądających? Moim zdaniem te dwa
zbiory widzów mocno się pokrywają. Jeżeli jesteś w stanie chodzić na Lupę
lub na wspomnianego wcześniej Garbaczewskiego, to nie będziesz zbytnio
zaskoczony tym, co robi off.
JL: Na początku XX wieku pojawił się teatr reżysera. Reżyser stał się naj-
ważniejszą osobą, która buduje sensy przedstawienia i koordynuje pracę
wszystkich artystów, podporządkowując ich swojej wizji. Ten model teatru
trwa w kręgu kultury Zachodu właściwie do dziś. Ujawniane ostatnio
nadużycia, na przykład w Gardzienicach, pokazują, że model ten jest
nadal mocny i obecny zarówno we współczesnym teatrze offowym, jak
i instytucjonalnym. Wiele grup działających obecnie próbuje jednak
ten model podważać, a przynajmniej z nim negocjować.
HM: Nieprzypadkowo chyba w manifeście Garbaczewskiego pierwszym „T”
była Tolerancja. Moim zdaniem, coraz mniej będzie akceptacji i zrozumie-
nia dla takiego sposobu tworzenia teatru, jaki kojarzy mi się z nazwiskami
Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego czy Andrzeja Wajdy. Zarówno ze
strony środowiska teatralnego, jak też widzów i krytyków. Kończą się relacje
polegające na tym, że jeden wielki reżyser wykorzystuje wszystkich innych
jako swe narzędzia dla stworzenia wybitnego dzieła sztuki.
HM: Z jednej strony mały zespół pozwala na zupełnie inne, bardziej per-
sonalne, głębsze relacje między jego członkami, z drugiej – niesie ryzyko
nadużyć. Nie tyle uzależnia psychologicznie – co było bardzo kontrowersyj-
JL: Tak. Odczuwam duży niepokój – pisanie o całości zjawiska jest trudne.
Z drugiej jednak strony – trzeba w końcu podjąć się tego zadania, żeby mieć
punkt odniesienia, do którego będzie można w przyszłości wracać. Z którym
będzie można dyskutować.
KONTRKULTURA
W niniejszym rozdziale podejmujemy próbę zarysowania kontrkulturowego
dziedzictwa polskiego teatru alternatywnego
Trudno opisać kontrkulturę jako spójny i jednolity ruch. Rodziła się w latach
60. i wynikała przede wszystkim z niezgody młodego pokolenia na panujące
systemy polityczne i stosunki społeczne. I chociaż miała wiele twarzy, to
jej sednem pozostawała walka o kilka podstawowych wartości, z których
główną była wolność jednostki i jej prawo do samorealizacji w sposób, który
sama dla siebie wybierze. Dzieci-kwiaty czytały powstałą dekadę wcześniej
wolnościową literaturę beatników: Kena Keseya, Jacka Kerouaca czy Allena
Ginsberga, a na Woodstock wielotysięczny tłum śpiewał razem z The Who,
Jefferson Airplane i Janis Joplin. Rewolucja kontrkulturowa mocno oddzia-
1 Najpierw funkcjonujący jako Teatr 13 Rzędów, założony w 1957 w Opolu, przemianowany na Teatr Laboratorium
wraz z przeprowadzką Grotowskiego do Wrocławia w 1965. Funkcjonował do 1984, w którym, decyzją jego członków,
nastąpiło samorozwiązanie zespołu.
w pierwszej połowie lat 70. eksperymentował z tym, co nazywał parateatrem2.
Wychodził poza granice wyznaczone przez teatr, próbując znieść podział na
aktorów i widownię. Najważniejszą stała się dla niego żywa współobecność,
otwartość na innego, bezpośrednie, nie tylko intelektualne, doświadczenie.
Na potrzeby niektórych działań Teatr Laboratorium wykupił oraz zaadapto-
wał do własnych potrzeb stajnię i młyn, które ich lider wypatrzył na obrzeżach
3 Czego efektem były spektakle: Spektakl wieczorny (1977), Gusła (1981), Żywot protopopa Awwakuma (1983).
4 Spektakle: Carmina Burana (1990), Metamorfozy (1997), Elektra (2003), Ifigenia w A. (2007).
Tymczasem władze komunistyczne uczyniły z kultury ludowej produkt
eksportowy, odcinając ją tym samym od korzeni. Wielu zwróciło uwagę na
brak autentyczności tak pojmowanej ludowości. Staniewski przedstawiał
siebie jako osobę, która potrafi uchronić ją przed zniknięciem, budując poro-
zumienie z jej spadkobiercami. Tu rodzą się jednak wątpliwości. Socjolożka
i antropolożka społeczna, Anna Kapusta, cytując wypowiedzi mieszkańców
5 Anna Kapusta, „Człowiek gardzienicki” – sceny z życia fantazmatu, „Antrophos?” 2013, nr 20-21, https://www.anthro-
pos.us.edu.pl/anthropos11/texty/kapusta.htm [dostęp: 12.10.2021].
Wielu dowiedziało się o sprawie w trakcie lektury Coming outu Mariany Sa-
dovskiej6, która w latach 90., jako dwudziestolatka, dołączyła do zespołu.
Czasopismo internetowe „Dwutygodnik” opublikowało tekst pochodzą-
cej z Ukrainy aktorki, przetłumaczony przez Joannę Wichowską, również
działającą przez kilka lat w grupie. Towarzyszyły mu komentarze badaczek
i badaczy, uczestniczek i uczestników Akademii Praktyk Teatralnych oraz
6 Mariana Sadovska, Coming out, przeł. Joanna Wichowska, „Dwutygodnik” 2020, nr 292, https://www.dwutygo-
dnik.com/artykul/9125-coming-out.html [dostęp: 7.10.2021].
7 Witold Mrozek, Mobbing i molestowanie w legendarnym teatrze. Wszyscy słyszeli, nikt o tym nie mówił [Wyborcza
ujawnia], „Gazeta Wyborcza”, 6.10.2020, https://wyborcza.pl/7,75410,26371962,mobbing-i-molestowanie-w-gardzieni-
cach.html [dostęp: 3.10.2021].
[Agnieszka Błońska] Wielu studentów, a zwłaszcza studentek, było
wykorzystywanych do różnych działań w sposób, jaki nie powi-
nien mieć miejsca w instytucji publicznej. Sprzątanie, prasowanie
ubrań dyrektora o pierwszej nad ranem w jego mieszkaniu, prośby
o masaże pleców to była reguła. Jednak najgorsza była jawna prze-
[…] widzę jak środowisko, które tak mocno walczy o równość, miłość,
wolność i inne romantyczne wartości najzwyczajniej w świecie leci
9 Robert Rezner, Gardzienice. List Roberta Reznera ws. artykułu w „Gazecie Wyborczej”, „e-teatr.pl”, https://e-teatr.pl/
gardzienice-list-roberta-reznera-ws-artykulu-w-gazecie-wyborczej-4218 [dostęp: 02.11.2021].
W teatrze „Gardzienice” granica znikała, na jej miejscu pojawiała się
emocjonalna i finansowa zależność. […] Co więcej, straszliwie obu-
rza mnie odwracanie oczu i milczenie doświadczonych i uznanych
teoretyków i krytyków teatru: wyraźnie widzieli wykorzystywanie
bezbronnych młodych ludzi i wciąż oklaskiwali teatr i reżysera.
Nie cofam i nie zmieniam ani jednego zdania – żadnego się nie
wstydzę i nie żałuję. I podtrzymuję ocenę: „Gardzienice” to impo-
nujące dokonanie teatru polskiego, mające swoje w pełni zasłużone
miejsce w jego historii15.
Wydawnictwo Homini,
ce z ciemnego i kontrowersyjnego oblicza kontrkulturowych ruchów. Stąd
kluczowym staje się pytanie: czy głosy skrzywdzonych przemocowymi prak-
Tadeusz Kornaś,
Kraków 2004
tykami mają szansę stworzyć podwaliny pod kolejny, wołający o równość
Polecamy:
Wacław Sobaszek: Mutka nazywa ten rdzeń, który jest niezmienny. A dla
HM: Dopytam o twórcę Teatru Laboratorium. Kim był Grotowski dla wie-
lu osób z waszego pokolenia?
WS: Ja bym dodał polskiego everymana, bohatera tamtych czasów. Czyli cza-
sów rewolucji solidarnościowej. Solidarność, sprawa dotycząca relacji między
jednym człowiekiem a drugim – to był chyba rdzeń całego ruchu. To było
coś, co spowodowało rodzaj zbałamucenia, zrewoltowania sposobu naszego
JL: Co z tego rdzenia ideowego przetrwało i nadal jest dla was ważne i ak-
tualne, a co musieliście zweryfikować i odrzucić? Jaką rolę odegrała tu
zmiana ustroju politycznego?
WS: Na pewno tamten czas można podzielić na przed 1989 rokiem i po nim.
Nam to przejście od komunizmu do tego co potem, czyli od tego wydłużające-
go się stanu wojennego do demokracji, dawało otuchę. Był w tym entuzjazm
wolności i odradzającej się kultury. Mieliśmy wrażenie, że swymi spektaklami
przygotowujemy grunt pod te zmiany. To doświadczenie dawało też wiarę
w to, że możliwa jest całościowa zmiana systemu, co przecież nie mieściło się
MS: Był to dla nas moment przełomowy. Pierwszy okres Teatru Wiejskiego
Węgajty (wtedy jeszcze pod taką nazwą funkcjonował) opierał się w wiel-
kim stopniu na poszukiwaniach kulturowo-antropologicznych związanych
z kulturą ludową, z tymi pozostałościami obrzędowymi, które wtedy jeszcze
można było spotkać. Natomiast przełom lat 90. przypominał obudzenie z ręką
w nocniku. Powszechnie wierzono, że struktury rynkowe będą panaceum na
wszystkie dolegliwości tego ustępującego komunistycznego systemu. A my,
działając na prowincji wśród ludzi niemajętnych, byliśmy konfrontowani
JL: A co właściwie sztuka mogła zrobić dla tego społeczeństwa wiejskiego?
Pewnie w ten sposób myśleliście o waszej pracy.
MS: To się odbywało na różnych poziomach. Myślenie o tym, że to, co my ro-
bimy jest jakąś misją społeczną, nigdy nas nie opuściło. Z dużą mocą wróciło
w końcu lat 90. Uznaliśmy, że to jest nasze zadanie. Dlatego też z począt-
kiem lat 2000. zaczęliśmy regularne formy pracy edukacyjno-animacyjnej
w naszym najbliższym otoczeniu. To był czas, jeżeli chodzi o przemiany spo-
łeczne, kolejnej fali wielkiego optymizmu, bo mieliśmy przystąpić do Unii
WS: Bardzo ważną sprawą stał się dla nas również problem zmiany klimatu.
Począwszy od roku 2010, przez wiele lat robiliśmy spektakle, w których do-
magaliśmy się, żeby zwrócono uwagę na zagrażającą Ziemi katastrofę.
HM: W tej chwili jesteśmy już na półmetku. Czy wasze diagnozy się spraw-
dziły?
WS: Teraz przygotowujemy edycję Wioski Teatralnej, która nazywa się „Wiej-
skie Innowacje”. Przyjedzie antropolog i kulturoznawca Tomasz Rakowski,
który opowie o swoich badaniach w obszarze wsi. Będzie Daniel Rycharski,
artysta robiący w tejże przestrzeni coś zupełnie nowego, nie do końca zde-
finiowanego, oraz Małgorzata Litwinowicz ze spektaklem o Jakubie Szeli
i pomysłem na dyskusję o pańszczyźniakach. Kilka książek na ten temat
zdążyło już zbulwersować opinię publiczną, wywracając do góry nogami
nasz obraz relacji między wsią a miastem.
Bo wiejskość jest nieoczywista. Nie mamy właściwie dla niej języka. Dlaczego
nie mamy? Bo żyjemy w bańkach. Ci, którzy są chłopami czy spadkobiercami
chłopów, są w tej innej bańce. To jest inny elektorat. Problemy, z którymi warto
się zetrzeć, to właśnie sam podział. Próbujemy zmierzyć się z tym w naszych
wyprawach kolędniczych, zapustnych i allelujkowych, które ujęliśmy w karb
Innej Szkoły Teatralnej.
MS: Wacek tutaj bardzo oszczędnie mówi o tym, co się dzieje na wyprawach.
Kolejna sesja Innej Szkoły Teatralnej to sesja zapustna. Ona w jeszcze swo-
bodniejszy sposób nawiązuje do antropologiczno-kulturowych tradycji.
JL: Czy zdarzyło się, że ktoś próbował się z tego wycofać? Na przykład
wystraszył się wejścia do domu opieki społecznej albo noclegowni.
MS: Chodzi też o terapeutyczny wymiar teatru, o którym tutaj jeszcze nie
wspomnieliśmy. Ten teatr, który robimy, służy jako pas transmisyjny pomię-
dzy jednym a drugim człowiekiem. Inna sprawa, że to spotkanie z innością
Stowarzyszenie Węgajty
HM: Czyli to jest teatr potrzebny zarówno wam, jak i im?
Wacław Sobaszek
Spiski życiowe
Węgajty 2020
Polecamy:
MS: Dokładnie tak. Wiele razy tak było, że w jakichś trudnych momentach,
kiedy człowiek naprawdę nie wiedział już co dalej, po próbie w domu pomocy
Stajnia Metamorficzna
Mięso
scenariusz i reżyseria: Jacek Wilantewicz
premiera: 23 lipca 2021, Ziębickie Centrum Kultury
fot. Maciej Dziaczko
Bohaterka prostuje się. Staje się większa. Tak wielka, że zasłania światło re-
flektora. Wypowiada swoje pierwsze słowa: „Wiedz, że pieprzę, co potrzeba
ze mną robi. Kobieta jest przyodzianiem się w nową twarz, dekolt i dwie
Jak w jednej z poprzednich scen, kiedy słowa wydają się nie oddawać ca-
łej głębi i złożoności sytuacji, mowę zastępuje taniec. Yelchaninova tańczy,
i tym razem w wykonywanej przez nią choreografii czytelny staje się żal
niespełnionych marzeń, narzekanie na przeszkody i całą tę tragifarsę, którą
nazywamy życiem. Trwa to do czasu, aż aktorka pada na podłogę z wyczer-
pania. Gaśnie światło. Zapada cisza. Dręczy mnie przeczucie, że za chwilę
może ją ponownie przerwać wycie.
Natura nie jest jedynie tym, co nas otacza, ale przede wszystkim
tym, co jest w nas zawarte. Zadaniem naszego teatru jest poznanie
ludzkiej natury, bowiem samopoznanie stanowi klucz do pozna-
nia otaczającej nas rzeczywistości. Nieustanny cykl przemian, ten,
jak go nazwaliśmy – Metamorfizm, stał się prawdziwym obszarem
naszych badań.
ZESPOŁOWOŚĆ
W niniejszym rozdziale podejmujemy próbę zrozumienia relacji
w zespole teatralnym i teatru tworzonego pod ich wpływem
1 Wanda Świątkowska, Zespołowość Reduty, [w:] Czy tylko Reduta? Wspólnota – zespół – spółdzielnia twórcza – kolektyw
w teatrze, red. Dorota Buchwald, Janusz Legoń, wyd. Encyklopedia Teatru Polskiego, Warszawa 2020, s. 11-23,
Po pierwsze – współdzielili między sobą wszystkie możliwe obowiązki, w tym
też te pozaartystyczne. Od sprzątania, po sprzedawanie biletów i rozklejanie
afiszy. Przestrzegając określonej postawy etycznej, artystycznej i społecznej,
dbali o wizerunek zespołu. Dlatego zanim w ogóle przyjmowano kogoś do
Reduty, osoba ta musiała wykazać się pewnymi cechami charakteru, zaanga-
żowaniem i zdolnością do poświęcenia się ciężkiej pracy. Przejść przez okres
„dojrzewania”, w trakcie którego poświęcała sporo czasu na lektury, zwiedza-
2 Katarzyna Kułakowska, Błaźnice. Kobiety kontrkultury teatralnej w Polsce, wyd. Instytut Teatralny im. Zbigniewa
Raszewskiego, Warszawa 2017, e-book, Loc. 5101.
„Teczki” | fot. Zdzisław Orłowski
„Ósemki”, choć na początku były raczej sceną poetycką, w 1968 zaczęły być
miejscem spotkania człowieka z człowiekiem. Zespół opatrywał swoje dzie-
ła określeniem „kreacja zbiorowa” lub „kreacja zespołowa”. Jednocześnie,
jak pisze teatrolożka Katarzyna Kułakowska w książce Błaźnice. Kobiety
kontrkultury teatralnej w Polsce, krytycznie opisującej kształtowanie się
teatru studenckiego i alternatywnego z perspektywy kobiet, „głównym do-
wodzącym [„Ósemek”] był Lech Raczak”3.
6 (Bez)sens sieciowania, czyli czy naprawdę jesteśmy sobie potrzebni, opracowała Iwona Konecka, „nietak!t” 2017, nr 1,
s. 44-45. Podkreślenia moje [JL].
stawy są już anachroniczne. Wójciak sugeruje jednak, że kampania przeciw
politykom ograniczającym wolność i autoekspresję nie odbywa się za pomo-
cą kolejnych pism, apeli czy propozycji rozwiązań systemowych – a poprzez
tworzenie sztuki. Wspólnota walczy sztuką, a przewodzi jej lider lub liderka.
By nim zostać, nie wystarczy „ułożyć się” z politykami lub zdobyć pienią-
dze na działalność grupy. Liderstwo, choć akurat nigdy nie był to przypadek
„Ósemek”, może być współdzielone między członków grupy – wtedy możemy
Warszawa 2009
praca zbiorowa
pracowników technicznych (Szlempo: „Teatr Ósmego Dnia to teatr robotni-
ka. Podział na technicznych i nietechnicznych jest bardzo umowny”7).
Polecamy:
Kształt zespołu w teatrze offowym wynika ze zmieniających się relacji mię-
dzy liderem lub liderką a jego członkami. Łączyć ich może wspólna idea,
wspomnienia lub przeszłość. Pozostają one często w kręgu ich zaintereso-
wań w procesie tworzenia sztuki. Każdy zespół istnieje dzięki swojej historii,
często łączącej się z historią powszechną, opisaną w podręcznikach. Czy za
pięćdziesiąt lat opowieść o zespołach teatralnych funkcjonujących bez stałej
dotacji będzie kolejną gorzką opowieścią?
MK: Wtedy nie zastanawiałem się, czym jest ta grupa. Wierzyłem, że robimy
coś ważnego. Nasz pierwszy spektakl Głosy [2004] nasączony był buntem
i wkurwem. Wynikało to pewnie z mojego osobistego podejścia do życia, mo-
jej walki z niesprawiedliwością społeczną. Ten spektakl wziął się też z osób,
które były wtedy w zespole. To była praca bliska, na emocjach.
AG: Dla mnie teatr był okazją do „wyrwania się”. Bycie w nim było dla mnie
synonimem zobaczenia świata. Kręciło mnie to, że mogę gdzieś pojechać,
poznać ludzi, nowe miejsca i wypowiedzieć się na temat czegoś, co było dla
mnie w tamtym momencie ważne.
Przez pierwszy rok nie było nam łatwo z Głosami. Publika doceniała spektakl
i była za nami. Jurorzy natomiast atakowali nas za wulgarność. W pewnym
momencie chcieliśmy zaprzestać grania. Zaczęliśmy nawet pracę nad nowym
spektaklem. Nastąpił jednak przełom, kiedy po zmianach, które wprowa-
MP: Wyjazdy zawsze były ekscytujące i radosne. Wspólna energia i moc gru-
py nas niosły, ale pod koniec 2013 roku dopadła mnie frustracja. Wiązała
się ona ze stroną finansową naszej działalności. To był czas, kiedy graliśmy
spektakl Osad [2012]. Jechaliśmy na drugi koniec Polski, a po odliczeniu
kosztów podróży i zakwaterowania z wynagrodzenia pozostawało po pięć-
MZ: Nie czuję tego. A nawet jeśli? Dostaję za to określone pieniądze, na które
się umówiłem. Czy wywiązuję się z tej umowy tak, jak wywiązywałem się
z tej między nami, gentelmeńskiej, w Teatrze? Kiedyś nie – teraz tak. I chciał-
bym to przenieść na grunt tej naszej pracy w teatrze…
JL: Często myśli się o liderze lub liderce grupy jak o monolicie – coś wymy-
ślił, stworzył i tak w tym trwa. A jednak liderstwo jest też doświadczeniem,
które zmienia myślenie o teatrze, o tym czym jest praca z ludźmi i misja…
Wyciągam z tego teatru, który robiłem z bliskimi mi ludźmi, coś, co jest moją
wartością – niesprzedajność. Mam dużo wolności w sobie i nie można mnie
kupić… To jest chyba moją siłą, za którą jednak płacę.
MZ: Kiedy na szczyt góry wchodzi cała ekipa, a jeden z jej członków ma pro-
blem, to musi sobie sam poradzić – żeby nie zwiększyć prawdopodobieństwa,
że zginą wszyscy. Dlatego każdy musi być na tyle silny, żeby cała ekipa – osobno,
a jednak razem – nie tylko weszła na górę, ale była w stanie również z niej zejść.
AG: Jak się z kimś długo razem przebywa, to pojawia się potrzeba zbudowania
własnego gniazda, domu. Kotłownia była miejscem, które miało swój klimat.
Dobrze się nam tam przebywało. Taki underground, w którym gościliśmy
też różne ważne osoby. Chociażby spadkobiercę Grotowskiego, Thomasa
DCh: Zespół tworzy jedno, konkretne miejsce, w którym cały czas spotykasz
się z tymi samymi ludźmi.
JL: Tryb życia zespołu wynika ze sposobów i specyfiki jego pracy. Wszyst-
ko co się robi – od przebudzenia do zaśnięcia – buduje dramaturgię dnia.
Podporządkowane jest duchowej lub artystycznej praktyce.
„Kotłoffnia” | fot. Aleksandra Lis
DCh: Marek tak przedstawił mi zespół: „Mamy taką przestrzeń, zamykamy
się tam na parę dni i pracujemy, i pracujemy”.
MK: Myślę o Kotłowni jako o miejscu, które daje nam intymność. Możemy
tam przebywać przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wytwarza to spe-
cyficzną relację bliskości. Nie wiem czy w innym miejscu bylibyśmy w stanie
ją uzyskać.
MZ: Nie. To wszystko działo się po prostu. Za dzieciaka grało się pod mur-
kiem, na trzepaku, później to mogło być boisko czy Kotłownia… Wszystko
jedno. Wystarczy przystosować się do warunków.
Marek kiwa głową zaprzeczając. Ogólne poruszenie. Każdy chce coś powiedzieć.
MZ: O. Pogadajmy o piłce. Każdy może się wypowiedzieć. To jest żywa sprawa.
MP: Wykorzystujemy piłkę nożną podczas warsztatów. Często powtarzamy:
„nie ma znaczenia to czy umiesz grać w piłkę lub jaka jest twoja technika.
Ważne jest zaangażowanie, połamane kości, krew” – bo niestety takie sytu-
acje się też zdarzały.
MK się śmieje.
JL: Chyba rozumiem, o co chodzi z tą piłką! Pomyślałam, że dla was piłka
nożna jest czymś takim, czym dla Grotowskiego była joga.
MP: Można tak powiedzieć. Piłka pojawiała się na każdym wyjeździe. W ten
sposób zbliżaliśmy się do lokalnej społeczności, bo tej grze zawsze towarzy-
szyły duże emocje.
MZ: Jeśli można znaleźć punkt styczny między pracą teatralną a piłką nożną,
to jest nim kwestia porozumiewania się bez słów. Tę umiejętność wypraco-
DCh: Nigdy nie byłem fanem piłki nożnej. Ale jak zacząłem działać z chło-
pakami, to pokochałem piłkę. Nie chodziło w niej bowiem o wygraną, tylko
o integrację i znalezienie kontaktu.
MZ: A mi akurat chodzi o wygranie meczu, strzelenie czy obronienie bramki!
HM: Piłka pojawiła się, bo chciało się grać. Ale później stała się świadomie
używanym narzędziem do budowania wspólnoty. Czy mieliście inne tech-
niki i ćwiczenia, za pomocą których stawaliście się zgranym zespołem?
MK: Powiem o jednym zdarzeniu, które miało miejsce w 2017 roku na Festiwa-
lu [Przegląd Teatru Małych Form] Kontrapunkt w Szczecinie. Grupa młodych
krytyków teatralnych [Martyna Friedla, Stanisław Godlewski, Małgorzata
Jabłońska, Justyna Michalik, Zofia Smolarska – JL] wymyśliła fantastyczną
MZ: Nie wszyscy chyba wiedzieli, że oni w ten sposób chcą nas podkurwić…
MK: Dyskusja stawała się bardzo gęsta. W tym samym momencie spojrzeli-
śmy po sobie, wstaliśmy, podeszliśmy do stołu, przyklepaliśmy tym, którzy
tam siedzieli, więc musieli wyjść. Usiedliśmy jako grupa, bo tę grupowość
właśnie chcieliśmy pokazać. Zapadła cisza. Jedna z uczestniczek powiedziała
DCh: Kiedy mnie pytają o ten tatuaż, to nie chcę mówić, że to logo teatru, bo
wtedy pomyśleliby, że jestem jakimś szalonym fanem. Krzyk miał na mnie
wielki wpływ. To znak, żebym pamiętał o tym, ile dał mi siły oraz świado-
mości tego, jak wiele człowiek jest w stanie zrobić.
Materiały z konferencji
Warszawa 2019
3 Tamże.
Polecamy:
rozdział trzeci
WSPÓLNOTA
W niniejszym rozdziale podejmujemy temat więzi i relacji mających wpływ
na kształt teatralnych zespołów offowych i ich przedstawień
W trakcie drogi do szkoły, pracy, domu czy sklepu, może wydarzyć się coś
niespodziewanego, dzięki czemu wreszcie przestaniemy być dla siebie niewi-
dzialni. Tę strategię, na początku zupełnie nieświadomie, w połowie lat 90.,
przyjął zespół Teatru Brama z Goleniowa. Robienie „innym i sobie nawzajem
nieskończonej ilości «numerów»”2: dowcipy robione lokalnym sprzedawcom,
wykonywanie absurdalnych telefonów (również w środku nocy), przebieranki
czy happeningi w przestrzeni publicznej stały się dla grupy chłopaków co-
dziennością i formą bycia razem. A spektaklem, który wyrósł z szalonej energii,
3 Tamże, s. 38.
z ich wcześniejszych akcji miejskich, wykorzystujących żywioł zabawy słu-
żącej budowaniu relacji, odradzającego śmiechu czy karnawału, z pewnością
rozpoznawali spontaniczne i euforyczne zachowania aktorów związane
z popisem i byciem razem jednocześnie. Dramat Mrożka pomagał twór-
com przedstawienia zastanowić się nad tym, co realizowali w przestrzeni
miejskiej, a widzom – umożliwiał wgląd w to, z jakim doświadczeniem eg-
zystencjalnym wiązały się te akcje. W tym sensie Zabawa była wypowiedzią
5 Tamże, s. 250.
Sedno aktualnej dyskusji społeczno-politycznej, zarówno na poziomie lokal-
nym, jak i ogólnym, szerszym, towarzyszył temu, jak i kolejnym spektaklom
Bramy. Jedną z najbardziej fundamentalnych kwestii pozostaje, wspomniana
w eseju Krakowskiej, globalna transformacja świata i jej wpływ na sztukę.
Poniższe słowa mogłyby stanowić także diagnozę goleniowskiego teatru:
Tymczasem dzisiaj warto przyjrzeć się […] [tej sztuce – JL] jako
Marta Poniatowska
Ta mniejszość to outsiderzy, buntownicy, naiwni marzyciele, nadwrażliw-
Gmina Goleniów
Goleniów 2016
cy – oni wszyscy skupiają się wokół Bramy i wymyślają światy, gdzie to, co
Droga Bramy
Polecamy:
uznawane przez społeczeństwo za nienormalne lub marginalne staje się
istotne, centralne, kluczowe w samopoznaniu i samorozwoju każdej osoby.
Czy to sprytny, wizerunkowy zabieg artystyczny? Dziś Teatr Brama to jedna
Dariusz Mikuła: Historia Kany sięga już ponad czterdziestu lat. Od 1979 do
1994 roku nie mieliśmy własnej siedziby. Graliśmy w klubach studenckich,
w Teatrze Polskim i Współczesnym w Szczecinie, na Zamku Książąt Pomor-
skich. Duża zmiana nastąpiła, kiedy staliśmy się zespołem z konkretnym
Rafał Foremski: Idea, która była lotna, nagle zyskała przestrzeń. Ludzie,
którzy mieli kredyt zaufania do Kany, dlatego że znali ją z różnych wcześniej-
szych działań, przychodzili przekonani, że zdarzy się tu coś wyjątkowego.
MPM: Każdy kto odczuwał jakiś rodzaj niepokoju, prędzej czy później trafiał
do Kany. Ludzie wiedzieli, że mogą spotkać tu kogoś podobnego sobie. Jedni
przyprowadzali drugich. Zaczęła tworzyć się wspólnota. Pozyskiwaliśmy
fundusze i kontakty, coraz bardziej świadomie budowaliśmy program… Tak
się to rozkręcało. Kiedy zmarł Zygmunt Duczyński – wszystko już dosyć
mocno hulało. Zarówno Spoiwa, jak i Okno miały swoją historię, organiza-
cyjne doświadczenie, rytm i widownię. Mimo wszystko to był ogromny szok.
Działalność Kany opierała się do tej pory na osobowości Zygmunta, na jego
wielkiej charyzmie i umiejętności magnetycznego wręcz przyciągania ludzi.
HM: Czy istnieje rodzaj widza, na którego zgarnięciu wam teraz zależy
albo którego nieobecność was boli?
MPM: Na pewno opadła siła teatru. Czasami wydaje mi się wręcz, że teatr
MPM: Finałem cyklu wielu różnych działań w Stolcu było wspólne święto.
Zjechało się dużo gości, razem z którymi wędrowaliśmy po całej wsi. Tam,
oprócz stacji artystycznych stworzonych przez artystów posługujących się
dość wysublimowanymi, ale realizowanymi w kontekście miejsca for-
mami sztuki (na przykład instrument muzyczny wykonany przez Pawła
RF: Nie wiem czy da się to zweryfikować… Podstawową wartością jest cie-
kawość drugiego człowieka oraz społeczności, do której przychodzisz oraz
otwartość na kontakt. Ten, który przychodzi, ma pewien przywilej – nie jest
częścią konfliktów wewnętrznych, nie musi się opowiadać po żadnej ze stron.
JL: …żeby goszczący nie czuli się głupsi i gorsi od inicjującej działanie ar-
tystki.
DM: Z kolei Janek Turkowski, robiąc swój projekt Klosterhof [2017], nagrywał
dziesiątki, a właściwie setki godzin obserwacji całego terenu wokół Teatru.
W trakcie poznał ludzi w kryzysie bezdomności, którzy mieszkali pod trasą
zamkową. Przez to, że dany człowiek znalazł się w jego kadrze, zaczynał
czuć się za niego odpowiedzialny. Zaczynał z nim gadać, dowiadywać się
o jego historii, opiekować się nim. Obecnie zatrudniliśmy jedną z tych osób –
DM: Udało się nam też w wielu miejscach zasiać ziarno, które teraz, już sa-
modzielnie, pięknie się rozwija. Na Kaszubach mieszka nasza przyjaciółka
Ewa Orzechowska, która buduje tam społeczność i pracuje z dzieciakami.
Tylko od czasu do czasu ją wspomagamy.
HM: Wspominaliście kilkukrotnie Spoiwa Kultury. Jaką rolę w budowaniu
społeczności odgrywają festiwale teatralne? Czy to wciąż jest święto?
MPM: Festiwal zrodził się dawno temu z powodu dwóch braków w mieście:
święta i centrum. Szczecin architektonicznie jest pozbawiony „serca miasta”.
Czuliśmy wtedy, że na tych wypełnionych samochodami arteriach ludzie
nie mają szansy się spotkać. Co najmniej kilka festiwali, które zorganizowa-
MPM: Odrzucamy też gotowe założenia, hipotezy czy idee jakby to miało
być, dając sobie prawo do weryfikowania tego jak jest. Interesuje nas to, co
realnie istnieje. Nie chcemy na siłę sadzać wszystkich przy przysłowiowym
Szczecin 2005
się nie klajstrować, nie zamykać w jakiejś idei Kany.
Polecamy:
Studio 69
Teatr Przedmieście
Kiedyś Ci opowiem…
scenariusz i reżyseria: Aneta Adamska-Szukała
scenografia: Paweł Sroka
premiera: 19 marca 2021, Rzeszów
fot. Tadeusz Poźniak
9 Zob. Ceremonie pamięci. 15 lat Teatru Przedmieście, red. Anna Jamrozek-Sowa, Maciej Szukała, wyd. Podkarpacki
Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2016.
gającej jakości i konsekwencji. Stara się kształtować gusty, zamiast
odpowiadać na oczekiwania. Nie ma tu dystansu, jaki dzieli widza
od aktora w teatrze dramatycznym. To teatr kameralny i gęsty
od emocji, który nigdy nie zawodzi swoich widzów. Wiernych
i ciekawych. Doceniają go wytrawni widzowie, którym trzeba za-
proponować coś wyjątkowego, co ich zaskoczy. Bo domeną teatru
Adamskiej jest z jednej strony bardzo intymna relacja z widzem,
Nam dużo nie potrzeba, skupiamy się na innych rzeczach niż gro-
madzenie fortuny: skupiamy się na spotkaniu. Sekret polega na
wymianie energii, bo to nie jest tak, że tylko my dajemy. Kiedy jest
dobry spektakl, dostajemy od widzów niesamowitego kopa ener-
getycznego, można poczuć wręcz fizyczne oddziaływanie energii.
Im więcej takich serdecznych osób wokół teatru, tym bardziej teatr
rośnie. Mam przekonanie, że każdy człowiek w głębi serca za taką
serdecznością, ciepłem tęskni i wierzy w dobrą energię, nawet jeśli
boi się do tego przyznać11.
10 Magdalena Mach, Po jubileuszu. „Ceremonie pamięci. 15 lat Teatru Przedmieście”, „wyborcza.pl Rzeszów”, 30.09.2016,
https://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/7,34962,20766884,po-jubileuszu-ceremonie-pamieci-15-lat-teatru-przedmie-
scie.html [dostęp: 27.12.2021].
11 Rozmowa Magdaleny Mach z Anetą Adamską, Wpływam na serca i umysły, „wyborcza.pl Rzeszów”, 10.01.2016, https://
rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/7,85548,19444788,aneta-adamska-wplywam-na-serca-i-umysly.html [dostęp: 27.12.2021].
„Serdeczne osoby” mają okazję spotykać się podczas takich, organizowanych
przez teatr festiwali, jak Buda Jarmarczna, Łańcuckie Noce Teatralne czy
Letnie Spotkania Teatralne „Kołowrotek” w Rakszawie. Szczególne miejsce
w tym szeregu zajmuje festiwal Źródła Pamięci. Szajna – Grotowski – Kantor.
Poświęcony jest trzem wybitnym polskim twórcom teatralnym, których łą-
czy podkarpacki rodowód oraz wierność teatrowi będącemu próbą bardzo
12 Zob. Zbigniew Osiński, Ziemia – duch – Reduta. Rzecz o Mieczysławie Limanowskim, wyd. słowo/obraz terytoria,
Gdańsk 2020.
13 Materiały prasowe dot. festiwalu Źródła Pamięci. Szajna – Grotowski – Kantor 2021, https://www.teatrmaska.pl/
aktualnosci/zrodla-pamieci-szajna-grotowski-kantor-2021,art748/ [dostęp: 27.12.2021].
„Kiedyś Ci opowiem” | fot. Tadeusz Poźniak
W tejże notce przeczytamy:
O tym jak ważny jest dom i ziemia, gdzie się rodzimy opowiada-
ją aktorzy Teatru Przedmieście w spektaklu Kiedyś Ci opowiem…
Osobista opowieść o człowieku wpisana w historyczny kontekst
wydarzeń i zmian społecznych zyskuje wymiar uniwersalny14.
[...] siąść przy stole, a może nawet zasiąść za stołem i snuć opowieść.
Opowieść o świecie, o życiu, a przede wszystkim o przygodach nie-
Nie zdołał spisać wszystkich historii. Ale gdyby nawet mu się udało, jak pod-
kreśla jego córka, „napisane, a opowiadane to nie to samo”. Stąd też spektakl,
który zobaczymy, można czytać jako próbę odegrania jego opowieści na scenie.
Światło gaśnie i przenosimy się do „początków”, czyli do 1948 roku. Jesteśmy
14 Tamże.
15 Wszystkie cytaty ze sztuki przytaczam na podstawie scenariusza przedstawienia.
we wsi Bodzechów. Wszyscy czekają na Boże Narodzenie, o czym świadczy
ogólne zamieszanie i z zapałem grana na akordeonie melodia kolędy. Jej wy-
konawcą jest Lucjan Lisowski (Jakub Adamski), dziadek Anety i ojciec Józka.
Nieco fajtłapowaty, naiwny, nieśmiały robotnik huty pracujący „przy wielkim
piecu”. W przedstawieniu właściwie nie rozstaje się ze swoim instrumentem.
Nie odzywając się za często, komunikuje się z domownikami i widzami dzię-
ki muzyce, która wydaje się znacznie lepiej i w sposób bardziej bezpośredni
Jesteśmy więc w krainie rodzinnej nie historii nawet, tylko mitologii. Dzięki
teatrowi ożywają postaci ze starego pożółkłego zdjęcia. Panuje prześmiewcza,
pełna autoironii atmosfera. Wszyscy odnoszą się do siebie ciepło, czego
świadectwem jest pierwsza kłótnia o imię nowonarodzonego. Janek na cześć
matki albo Józef na cześć dziadka? Dziadek (Paweł Sroka), z doklejonym
wąsem, ubrany w długi płaszcz, w okularach, kaszkiecie i portfelem pod pa-
chą tłumaczy, że „święty Józef to robotnik i opiekun”. I w ogóle, z takim to
Józkiem będzie chodził do lasu i wszystkiego go nauczy. Jest przykładem na
to, jak z każdym kolejnym „pra-” realna osoba zamienia się w naszej pamię-
ci w figurę. Z jej życiorysu zachowuje się zaledwie kilka przejaskrawionych
Na scenie pojawia się młody człowiek w białej koszulce. Siada przy pustym
stole, żeby od razu wyjaśnić sprawę:
O tym, że rzecz dzieje się w PRL-u, przypomni czarna wołga, którą przyjedzie
dygnitarz partyjny, żeby odwiedzić pradziadka Józefa Dębniaka. Zagra go
Maciej Szukała, który cały czas nosił pod sutanną elegancki garnitur z czer-
wonym krawatem. Reżyserka jednak nie demonizuje władz Polski Ludowej,
mając do nich raczej ironiczny stosunek. Kiedy dostojnik dowiaduje się, że
wnuczek również ma na imię Józef, wdrapuje się na ławeczkę i wygłasza
przemówienie pod tytułem „jak dobre i godne jest to imię”. Nie dlatego, rzecz
jasna, że nosił je święty Józef, tylko ktoś znacznie ważniejszy i czcigodniej-
szy, a mianowicie „wielki przyjaciel narodu polskiego” Józef Wissarionowicz
Stalin.
Rzeszów 2016
Polecamy:
rozdział czwarty
INSTYTUCJE
W tym rozdziale przyglądamy się dość skomplikowanej sieci relacji między
teatrem offowym a instytucjami kultury
1 Off czy instytucja, zebrała i opracowała Marzena Gabryk, „nietak!t” 2016, nr 1, s. 52.
2 Tamże, s. 50.
formami teatralnego istnienia i działania nie zawsze są wyraźne i oczywiste.
Jak podkreśla Głomb:
Niemniej jednak to off zapewnia możliwość robienia teatru tym, którzy nie
mają wykształcenia kierunkowego. Off i instytucje inaczej budują wspól-
notę, szukają i zatrzymują przy sobie swego widza. Jeden nieudany spektakl
raczej nie zadecyduje o losie instytucji, ale dla małego, niezależnego teatru
może stać się ostatnim. Grupie zabraknie wiary w sens dalszej działalności
albo przerazi ją perspektywa kłopotów finansowych. Trudno się więc dziwić,
że wiele teatrów offowych rozpoczyna z upływem lat proces stopniowej in-
stytucjonalizacji. Dostają własną siedzibę. Zaczynają organizować festiwale
i prowadzić działalność edukacyjno-warsztatową. Żeby ją usprawnić, coraz
3 Tamże.
wychwalana przez zwolenników i sympatyków ruchu wolność offu. Tymcza-
sem poszukiwania finansowania potrafią pochłaniać znacznie więcej czasu
i sił niż sama praca twórcza. Nie trzeba chyba też tłumaczyć, że ograniczenia
finansowe w sposób oczywisty przekładają się na ograniczenia artystycz-
ne. Do tego standardową praktyką staje się tworzenie spektakli i projektów,
4 Grzegorz Ziółkowski, Ośrodek, czyli jak złapać pstrąga, „Didaskalia” 2001, nr 43-44, s. 60-61.
nią pozostawili sobie bardzo duży margines swobody w określeniu własnej
misji. Chętnie skorzystał z tego Jarosław Fret, który po kilku latach przejął
dyrekcję Ośrodka, a później przemianował go na Instytut.
9 Tamże.
i oddać głos tym, którzy na co dzień są go pozbawieni. Zadziałało to w przed-
stawieniu Zjemy wasze dzieci. Z cebulą (2020) czwórki głównych artystów
projektu: Doroty Bator, Grzegorza Grecasa, Ady Tabisz i Roberta Traczyka,
którzy pochylili się nad przykrymi realiami niekończącej się wojny polsko-
-polskiej w obszarze praw osób nieheteronormatywnych.
Zofia Smolarska
Warszawa 2017
książki. Mam więc nadzieję, że podobne współprace będą kontynuowane,
Polecamy:
znajdując coraz to korzystniejsze dla obu stron rozwiązania.
Ośrodek Kultury Ochoty w Warszawie,
Goleniowski Dom Kultury: Człowiek jest najważniejszy
JL: Jak czułaś się startując na stanowisko dyrektora? Ktoś cię namawiał,
żebyś spróbowała? Miałaś tremę? Wątpiłaś, czy to może się udać?
MR: Dom kultury jest jednostką, która prowadzi kilka podstawowych pra-
cowni: teatralną, muzyczną, taneczną, modelarską, grupy seniorskie. Te
pracownie nawzajem się uzupełniają. W moim rozumieniu naszym podsta-
wowym zadaniem jest szerzenie wartości edukacyjnych w zakresie kultury.
Ośrodek Kultury Ochoty w Warszawie, Goleniowski Dom Kultury: Człowiek jest najważniejszy
Działalność impresaryjna to coś ekstra, co możemy dać społeczności, która
nie chce angażować się w zajęcia. Uzupełniamy to, czego nie zapewniają
swoim podopiecznym placówki oświatowe. Dajemy możliwość szerokiego
i wolnego wypowiadania się, demokratycznej współpracy, gdzie prowadzący
nie jest jedyną osobą, która wie, w którą stronę iść. Dajemy pole do dialogu,
z którego chcemy budować różne wartości.
HM: Alicjo, a jak ty wyobrażasz sobie odbiorcę działań domu kultury? Jak
się z nim komunikujecie? Czy okoliczni mieszkańcy wiedzą, co robicie?
Ośrodek Kultury Ochoty w Warszawie, Goleniowski Dom Kultury: Człowiek jest najważniejszy
kultura w dzielnicy powinna wyglądać, a zwracam się bardziej w kierunku
mieszkańców – czego oni oczekują, czego potrzebują. Przez lata nie prowa-
dzono takich rozmów. Musieli się zadowolić tym, co tutaj było. Poza tym,
skoro moja kadencja trwa trzy lata, muszę myśleć o moich następcach. Jeśli
dziś pracuję z dziećmi i młodzieżą, to po to, żeby związać ich z instytucją.
Kolejny dyrektor będzie mógł czerpać z tej więzi. I dalej realizować zadania
edukacyjno-wychowawcze.
AB: Jest wiele takich przypadków, że jakieś grupy społeczne zagarnęły insty-
tucję. To oczywiście kwestia zarządzania… Młodzież bywa zaniedbywana
na poczet dorosłych…
AB: Jeśli ja zbuduję swój program na seniorach, to czy inni będą się czuli
zaproszeni? Gdzie to wypośrodkować?
Ośrodek Kultury Ochoty w Warszawie, Goleniowski Dom Kultury: Człowiek jest najważniejszy
JL: Chciałabym teraz przejść do kwestii teatru w domach kultury – cho-
ciaż wiemy już, że to tylko procent waszej działalności menadżerskiej. Jak
w strukturze domu kultury mogą funkcjonować zespoły teatralne? Jakie
daje im to możliwości? Jak to jest w przypadku Teatru Brama, który zdaje
się być instytucją przy instytucji?
MR: Dom kultury jest formą pozwalającą realizować zadania, których sam
AB: Zazdroszczę ci tego, że masz takie marki pod sobą. W małych miejsco-
wościach można rozwinąć coś absolutnie wyjątkowego. Doświadczyłam tego
w Zbąszyńskim Centrum Kultury i na Festiwalu Eksperyment. Właściwie nie
musiałam jeździć na Festiwal Malta do Poznania, bo tam działy się rzeczy
JL: Tutaj chyba potrzebna jest dobra komunikacja, żeby nie doszło do wza-
jemnego obwiniania się.
MR: Naszym zadaniem jest odpowiadać na pytania, dlaczego dany teatr robi
taką, a nie inną rzecz. I trudno. Jesteśmy tarczami dla tych ludzi.
AB: Na pewno muszę uwzględniać to, o czym już mówiłam, że mam obok dwa
Wrocław 2021
Polecamy:
wyd. BWA
Odczuwam też ogromny brak teatru rodzinnego, spektakli dla dzieci. Nie-
wiele jest zespołów teatralnych, które prezentują spektakle tego typu na
wysokim poziomie. Bywamy zarzucani ofertą teatrzyków obwoźnych, które
grają po kosztach. Chciałabym jednak zaprosić artystów, którzy mają warsz-
tat, którzy znają estetykę dziecięcą i potrafią to dobrze przeprowadzić na
scenie w tych warunkach, które zapewniamy.
JL: Mam nadzieję i bardzo wam tego życzę, żeby wasze plany i programy
mogły się rozwijać.
Teatr ZAR, Cesarskie cięcie. Próby o samobójstwie:
Szczeliny nieistnienia
Teatr ZAR
Cesarskie cięcie. Próby o samobójstwie
reżyseria: Jarosław Fret
przedpremiera: 26 października 2007 roku, Srebrna Góra
premiera: 13 grudnia 2007, Wrocław
w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego
fot. Karol Jarek
10 Zob. Dariusz Kosiński, Teatr ZAR: Theatre Out of Death, „TDR/ The Drama Review” 2020, Vol. 64, Issue 1. Cytaty
pochodzą z polskiej wersji artykułu, dzięki uprzejmości Autora.
muje obraz niemogącego się dokonać samobójstwa. Oto swoisty paradoks
istnienia: tym, co czyni życie życiem jest niemożność podjęcia decyzji o mo-
mencie jego końca.
11 Tamże.
„Cesarskie cięcie. Próby o samobójstwie” | fot. Łukasz Giza
Cesarskim cięciem jako czas odzyskiwania ambicji, doświadczania nadziei,
odczuwania zadowolenia z możliwości prowadzenia treningu czy podrzu-
cania pomysłów12.
12 Rozmowa Julii Lizurek z Matejem Matejką odbyła się w marcu 2019 roku w ramach realizacji projektu Kolektyw
artystyczny jako estetyczna, zinstytucjonalizowana, polityczna i performatywna mikrospołeczność. Przypadek Teatru ZAR,
finansowanego przez Fundację Teatr Nie-Taki. Przytaczane w tekście cytaty i informacje o procesie twórczym są efek-
tem prac nad tymże projektem.
teatralno-muzycznych podróży po całym świecie13. ZAR oferował jej możli-
wość pracy w zespole, a ona w zamian zorganizowała dla niego wyprawę na
Korsykę.
Później jednak trójka protagonistów odłącza się od chóru, który odtąd będzie
dla nich przeciwwagą albo nawet przeciwieństwem. Przedstawienie wy-
pełnia atmosfera osamotnienia, braku sprawczości, bezradności, smutku…
Dookoła tych tematów, które pogłębione zostały przez motywy zaczerpnięte
z prozy Aglaji Veteranyi, powstają kolejne improwizacje aktorskie.
To śnienie dźwiękiem14.
Żadne z tych słów nie zostanie wypowiedziane. Posłużą jedynie jako inspi-
racja do pokazania świata, w którym Bóg jest zbyt zajęty, by zajmować się
ludzkim cierpieniem. Każda z pieśni jest wołaniem do Niego i jednocześnie
śnieniem o Nim. Kamila Klamut i Ditte Berkeley, jako protagonistki spek-
taklu, często też przewodzą chórowi i nadają mu ton. Z jakimi życiowymi
doświadczeniami wiązał się ich udział w tworzeniu spektaklu?
Wrocław 2011
Eugenio Barba
Spalić dom
Polecamy:
Cesarskie cięcie to także zapis historii życia zespołu. Twórcy zapraszają widza,
żeby poprzez kierowanie swojej uwagi na konkretne elementy przedstawie-
nia lub działania sceniczne, budował własną relację z wykreowanym przez
nich wycinkiem świata. Próbując odnaleźć sens w nagromadzonych znakach,
symbolach i metaforach, zaczął tworzyć swoje własne.
rzeczywistość
rozdział piąty
POSTAWA
OBYWATELSKA
W tym rozdziale przyglądamy się reakcjom teatru na społeczno-polityczną
1 Dariusz Kosiński, Codzienność, [w:] Performatyka. Terytoria, red. Ewa Bal i Dariusz Kosiński, Wydawnictwo
Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2017, s. 31.
Spójrzmy na tę kwestię z perspektywy naszego offowego podwórka. Jest 2016
rok, początki Ogólnopolskiej Offensywy Teatralnej i pierwszy numer maga-
zynu „nietak!t” w całości poświęcony offowi. Moment, w którym pojawia
się potrzeba ponownego zastanowienia się nad definicją zjawiska, być może
Krytyk, poruszając problem offu jako środowiska, które tworzy samo dla
siebie i wąskiego grona odbiorców, przyjmuje postawę jego doradcy. Jakie by-
łoby zatem offowe podwórko, na którym chciałby przebywać i jakie chciałby
oglądać Łukasz Drewniak?
2 Łukasz Drewniak, ON czyli jak „to be ON and not to be OFF”, „nietak!t” 2016, nr 1, s. 32.
[Off] musi być znów polityczny. Choćby na chwilę, na parę lat. Bo
robi się gorąco. Czasy są takie, że, drodzy offowcy, albo będziecie
polityczni, albo nie będziecie w ogóle istotni3.
Nieco inny pogląd na to, czym były i mogą być działania polityczne, wpły-
wające zarówno na codzienność, jak i sztukę przedstawia Piotr Dobrowolski,
literaturoznawca i krytyk teatralny. Zwraca on uwagę, że:
3 Tamże, s. 34.
4 Kto decyduje o sensach?, rozmowa Iriny Lappo, Piotra Dobrowolskiego i Piotra Olkusza, „Dialog” 2021, nr 5, s. 82.
w procesie konstruowania rzeczywistości scenicznej, dopełniali ją własnym
doświadczeniem, przeżyciami czy myślami.
5 Strona internetowa Akademii Ruchu jako ostatnią prezentację podaje datę 22.12.2014, kiedy to zaprezentowano
Małą scenę w Instytucie Teatralnym w Warszawie w ramach cyklu „Mów za siebie”. Źródło: http://www.akademiaru-
chu.com/ (sekcja Aktualności, Bieżące wystąpienia) [dostęp: 19.12.2021].
6 Tomasz Plata, Akademia Ruchu. W stronę teatru, [w:] Akademia Ruchu, pod red. Tomasza Platy, wyd.: Centrum Sztuki
Współczesnej Zamek Ujazdowski, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Instytut Sztuk Performatywnych,
Warszawa 2015, s. 15.
7 Wojciech Krukowski, Tyle lat, co Polska Ludowa albo 45 lat od wtorku, wyd.: Centrum Sztuki Współczesnej Zamek
Ujazdowski, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Instytut Sztuk Performatywnych, Warszawa 2015, s. 107.
„Życie codzienne po Wielkiej Rewolucji Francuskiej” | fot. Jan Pieniążek © Stowarzyszenie Przyjaciół Akademii Ruchu
życiowej partnerki, Jolanty Krukowskiej, absolwentki Akademii Wychowania
Fizycznego, uczennicy Haliny Hulanickiej, (która kształciła się m.in. u Isa-
dory Duncan) i aktorki Teatru Pantomimy Stodoła. Interdyscyplinarność
była więc niejako wpisana już w gest założycielski Akademii Ruchu. Stała się
Z kolei wydana w 2015 roku książka Akademia Ruchu pod redakcją Tomasza
Platy złożona jest z głosów młodych badaczy badających archiwa A.R.
Stanowi ona próbę zbudowania pomostów pomiędzy dwudziestoleciem
międzywojennym i narodzinami idei rewolucyjności sztuki, odkryciami
Taktyką ucieczki od poczucia zagrożenia, jak pokazuje spektakl, staje się zro-
zumienie i wyartykułowanie tego, co indywidualne, przeżywane intymnie,
ale jednocześnie podważające istniejące reguły życia społecznego. Dzieło,
Walka o nowy porządek społeczny toczy się między innymi na polu opisu rze-
czywistości. W jednej ze scen aktorka czyta tytuły prasowe, a druga opisuje
to, co dzieje się na fotografiach, które ilustrują te artykuły. Różnica między
ich wypowiedziami powstaje pod wpływem odmiennych strategii lektury.
Pierwsza, choć odczytuje słowa tak, jak zostały one napisane – dokonuje
Akademia Ruchu
Warszawa 2015
Polecamy:
wzięciem odpowiedzialności za jego treść oraz wrażenie, które może wy-
wołać. Teatr politycznie zaangażowany dostarcza nam wiedzy i narzędzi do
tego, by doświadczając utożsamienia albo wspólnoty z jakąś grupą, pozostać
wobec niej i samych siebie krytycznymi. Jak tę postawę krytyczną można
wyrażać, spróbujemy pokazać w tym rozdziale.
JL: Muszę zacząć od tego, że chyba chciałabym znać go lepiej. Wydaje mi się
jednocześnie, że każdy znał Rafała trochę inaczej. Po raz pierwszy spotka-
łam się z jego twórczością w ramach dwudziestoczterogodzinnego projektu
w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie w 2016 roku. Przygotowana
przez niego instalacja nosiła tytuł Erynie zostają za drzwiami. Spędziliśmy
W ostatnich latach przed jego śmiercią, nie byłam świadoma, że jego choroba
była tak zaawansowana. Może dlatego, że wtedy intensywnie pracowałam
w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu i nie miałam czasu na wyjazdy pry-
watne. Czytałam natomiast wpisy Rafała na Facebooku. Odkąd pamiętam
choroba była obecna w jego życiu. W Pokoleniu Solo12 mówił autoironicznie,
że zostało mu niewiele czasu, więc powinien dostawać wszystkie granty,
żeby móc się rozwijać, bo prawdopodobnie nie będzie mu dane świętować
12 Anna Królica, Pokolenie Solo. Choreografowie w rozmowach z Anną Królicą, wyd. Ośrodek Dokumentacji Sztuki
Tadeusza Kantora CRICOTEKA, Kraków 2013.
trzydziestych piątych urodzin. Stąd jego śmierć [22 maja 2019] była dla mnie
prawdziwą traumą. Podobnie jak pogrzeb. W jego twórczości wątek funeral-
ny pojawiał się kilkakrotnie. W efekcie byłam kilka razy na stypie Rafała, bo
zrobił spektakl o tym tytule [Teatr Ósmego Dnia, Poznań 2012], nawiązujący
AK: Mówił o sobie, że jest Ślązakiem, chociaż kwestia jego pochodzenia była
nieco bardziej skomplikowana. Wspomniał także jednego dziadka Żyda, dru-
giego w Wehrmachcie. Babcię Tatarkę. Czyli można zakładać, że członkowie
jego rodziny ucieleśniali odmienne perspektywy, może czasem trudne do
pogodzenia w opowieści ze względu na realne uwarunkowania historyczne,
przeszłość i wspomnienia. Może dlatego Rafał widział świat z perspektywy
Innego. Jako gej i osoba z niepełnosprawnością, przedstawiciel prekariatu,
czuł swoją przynależność do wielu mniejszości. Wydaje mi się, że narracja
tożsamościowa, którą poniekąd oddał widzom, pozwoliła zobaczyć go jako
jednostkę. Bardziej osobowo niż sztampowo, bo przez pryzmat choroby i jej
przekroczenia, co szczególnie było odczuwane na początku jego pracy arty-
stycznej. Wydaje mi się, że teraz mniej się pamięta to szaleństwo medialne,
a bardziej pracę z twórcami z niepełnosprawnością i inne późniejsze projekty
HM: Z jednej strony od jego odejścia nie upłynęło tak dużo czasu. Z drugiej,
był to bardzo intensywny okres, w którym nasza rzeczywistość mocno się
zmieniała. Dlaczego polski teatr powinien pamiętać o Rafale? Co z jego
dorobku nie może być zapomniane?
AK: Zaczyna się od nauki sposobów poruszania się i używania naszego ciała
w sytuacjach codziennych. Nie jest to w pełni uniwersalny system. W zależ-
ności od kultury, w której nas wychowano, czy płci, działamy trochę inaczej.
Różne są normy dotyczące naszego sposobu ubierania, zachowania, tego, co
wypada, a czego nie wypada robić. Te wszystkie reguły i kody są wpisane
JL: Czy Rafał myślał o tym, żeby pracować ze stałym zespołem? Czy nigdy
AK: Rafał, mimo że cieszył się bardzo dużą popularnością wśród kryty-
ków i był doceniany przez reżyserów i dyrektorów teatrów, przez długi
czas pozostawał niezależnym twórcą. Jednocześnie nieustanie ubiegał się
o granty i stypendia. Wydaje mi się, że ten charakter pracy nie pozwalał
mu wyobrazić sobie, że pracuje ze stałym zespołem. Nie znałam takich jego
HM: A kto i na jakie sposoby teraz w polskim teatrze kontynuuje to, co
robił Rafał? Jakie są obecne trendy w choreografii?
Choreografia: polityczność
Polecamy:
-Tyran i Katarzyny Kostrzewy [2021]. W nim z kolei artystki odniosły się do
stygmatyzacji społecznej kobiet, które zrezygnowały z potomstwa. Mierzą
się więc z mocno zakorzenioną w Polsce narracją o kobiecie-matce. Jest jesz-
cze spektakl Dominiki Knapik Agon [2020], w którym opowiada o swoim
macierzyństwie, jak też o swojej pracy. Uważa, że w świecie artystek kolej-
ne projekty są trochę jak dzieci. Z jednej strony jest matką małego chłopca,
a równocześnie czuje się matką pięćdziesięciu spektakli. Opowiada o tym
w kontekście agonu, czyli walki, którą prowadzi poniekąd ze sobą i z różnymi
swoimi wyobrażeniami. Co więc jest do zrobienia w choreografii krytycznej?
To chyba zależy od kondycji naszego społeczeństwa, które ciągle podsuwa
nam nowe, istotne tematy.
Pomarańcze w Uchu na Skarpie bez Kartki, Smolarek:
Spektakl zawiera sceny przemocy
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
miliony mieszkań. [...] W scenariuszach, które pisałem, pojawiały
się totalne głupoty: bracia Jajczyńscy, Tusk, który siedział w sza-
13 Dziwoląg, masochista, wizjoner, Julia Lizurek w rozmowie z Karolem Barckim, „teatrakcje.pl”, tekst z archiwum
Autorki. Rozmowa odbyła się w październiku 2016 roku.
zapatrzonych w ekrany smartfonów, tabletów, komputerów, telewizorów.
A zaczyna się dwoma nagraniami audio:
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
Ja cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii.
Chwilę później:
Łzy matki. Zły syn dla matki. Łzy matki. Łzy matki. Łzy matki.
Zły syn dla matki… No! Matka zakopana pod ziemię ze wstydu.
Z twojego powodu. Matka to kwiat ziemi.
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
Wojciecha Bąkowskiego, to ironiczny portret zrozpaczonej matki, oskarżenie
„złego syna”, lista rzeczy, które ma on w sobie zmienić. W kaseciakach KOTa
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
z jednego utworu na YouTube’ie do drugiego, otwieranie jednej zakładki,
drugiej, przerzucanie kanałów. Funkcjonujemy zatem nie tyle w codzienno-
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
wydarzeń: wspomniane covidowo-wyborcze przemówienie premiera czy
czarne parasolki i transparenty z napisem: „jebać PiS”, będące znakiem roz-
Cofnijmy się do Polski z 2008 roku, kiedy miała miejsce premiera spekta-
klu. Jego twórcami byli Karol Barcki, Maciej Ratajczyk i Emilian Ozimek.
W 2009 roku do zespołu dołączył Paweł Nykowski. Później przedstawienie
grane było w składzie cztero-, trzy-, dwu-, a nawet jednoosobowym. Za każ-
dym razem twórcy starali się reagować na aktualne doniesienia medialne.
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
Powstała również „wersja kobieca” spektaklu – Kowalczyk oraz wirtualna –
grana przez ChatRoulette (usługę, która łączy przypadkowych ludzi przez
14 2005-2010.
15 Tomasz Leszkowicz, Czym jest polityka historyczna i do czego służy, „histmag.org”, 9.07.2015, https://histmag.org/
Czym-jest-polityka-historyczna-i-do-czego-sluzy-11411 [dostęp: 24.05.2021].
16 Tamże.
Smolarek jest również komentarzem do wspomnianego konfliktu. Dla twór-
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
ców spektaklu stanowi synonim walki na symbole. Proponują oni krytyczną
lekturę medialnych i informacyjnych przekazów poprzez ich wyśmianie
17 Kamil Durczok tak informował i komentował sytuację swojej furii w kwestii stołu: „Mebel został jednak ostatecz-
nie wyczyszczony i przygotowany na licytację [WOŚPu]: «Stół jest czyściuteńki, z instrukcją obsługi czystości, auto-
ryzowaną przez znawcę» – zapewnia szef «Faktów». I dodaje: «Moje niechlubne wystąpienie może obrócić się w coś
dobrego.»” Źródło: bb, "Moje niechlubne wystąpienie może obrócić się w coś dobrego". Słynny "brudny stół Durczoka" idzie
pod młotek!, „plotek”, 20.12.2012, https://www.plotek.pl/plotek/7,78649,13083954,moje-niechlubne-wystapienie-mo-
ze-obrocic-sie-w-cos-dobrego.html [dostęp: 29.12.2021].
z 2001: Odysei kosmicznej. Parasolki i flaga zaraz opuszczą naszą planetę. Czy
to dobrze? Czy źle? Pomarańcze nie rozstrzygają tej kwestii. Chyba bardziej
POMARAŃCZE W UCHU NA SKARPIE BEZ KARTKI, „SMOLAREK”: SPEKTAKL ZAWIERA SCENY PRZEMOCY
chodzi im o prowokację. O zmuszenie widzów do zadania sobie pytania, jak
się z tym czują i co o tym myślą. Przemierzając to polskie medialne piekieł-
EDUKACJA
W tym rozdziale przyglądamy się powodom, dla których off jest lub może
się stać ważną częścią procesu edukacyjnego młodzieży
Teatr dla dzieci w Polsce, jak mi się wydaje, ma się całkiem nieźle – co roku
trafiam na mnóstwo interesujących, oryginalnych i ważnych spektakli. Nie
mogę tego, niestety, powiedzieć o teatrze dla młodzieży szkolnej. Tu dobrych
tekstów i przestawień powstaje znacznie mniej. Nieraz mam poczucie, że
twórcom brakuje odwagi i wyobraźni, żeby „zmierzyć się” z nastoletnim
widzem. To zrozumiałe. Dzieci to niewątpliwie wymagający odbiorcy. Na-
stolatkowie również, zwłaszcza, że potrafią zareagować nie tylko znużeniem
i brakiem zainteresowania, ale także kpiną i demonstracyjnym odrzuceniem
przedstawienia. Poza tym wyjątkowo trudnym wyzwaniem jest tworzenie
spektakli o przemocy w rodzinie czy inicjacjach seksualnych, czyli na tematy,
1 Teatr dla młodzieży – tematy i środki, panel opracowała Agata Kędzia, „nietak!t” 2018, nr 3, s. 87.
z młodzieżą. Teatry offowe chętnie podejmują stawiane przez program wy-
zwania, docierając, jak to często bywa, do mniejszych miejscowości. Wśród
organizatorów i koordynatorów projektu były Fundacja Szafa Gra w Ornon-
towicach, Teatr Krzyk z Maszewa, Teatr Próg z Wadowic i wiele innych grup
i NGOsów. Offowcy są mile widziani jako partnerzy projektu, ponieważ, jak
obrazowo wyjaśnia Jakub Kasprzak, twórca związany z Teatrem Alatyr:
Ale i poza Latem w teatrze wiele zespołów offowych prowadzi przy swoich
2 Iwona Konecka, Sezon ogórkowy, czyli ręce pełne roboty, „nietak!t” 2018, nr 3, s. 101.
czy Tadeusza Różewicza. Żeby o tym się przekonać, warto odwiedzić jeden
z licznych festiwali szkolnych. Chociażby Festiwal Teatralny w III Liceum
Ogólnokształcącym im. Stefana Batorego w Chorzowie (skąd wziął swoją
nazwę Teatr im. Stefana Batorego), Festiwal Młodości Teatralnej Łaknienia
w Goleniowie czy Poznański Festiwal Teatrów „Marcinek” organizowany
od ponad dwudziestu lat przez uczniów I LO im. Karola Marcinkowskiego.
Uczestnicy zdobywają podczas nich cenne doświadczenie organizatorów
[…] staramy się być jak najbliżej widzów – pytać o to, co dla Was
ważne. Szukamy tematów istotnych, często przemilczanych, nie-
Grażyna Tabor: Jednym z mitów jest ten, który mówi, że młodzież totalnie
wycofuje się z życia społecznego i potrzeba bycia w grupie zanika. To nie do
końca prawda. Owszem, obecnie wielu się izoluje od działania w grupie, od
AR: Widzę też na co dzień pośród moich rówieśników ogromną ilość po-
wierzchowności. Większość ich rozmów jest powierzchowna. Rzadko sięgają
jakichś głębszych sfer. Wszystko jest takie płaściutkie, niestety.
GT: Na szczęście w teatrze nie ma miejsca na powierzchowność i tu jest
szansa dla młodych, żeby odkryć to dla siebie. Odkryć sens docierania do
swoich emocji, ograniczeń, słabych punktów, z którymi przecież mocno
się tu pracuje. Bywało tak, że do Tetraedru przychodziło po dwadzieścia,
trzydzieści osób. I kiedy trzeba było się poddać treningowi aktorskiemu,
spocić się trochę, odejść od tego, co łatwe i atrakcyjne, skonfrontować się
ze swoimi emocjami – z całej tej bandy zostawało kilku. Albo ktoś korzysta
HM: Czyli istnieje podział na tych, którzy chcą i szukają możliwości, żeby
się otworzyć i tych, którym nie chce się opuszczać własnej strefy komfor-
AR: To nie do końca kwestia chcenia czy niechcenia. Znam wiele osób, które
chciałyby się przełamać, zacząć zupełnie swobodnie rozmawiać z ludźmi albo
tańczyć bez jakiegokolwiek stylu, ale jednak napotykają jakiś mur. Chociaż,
rzeczywiście, są też tacy, którzy nie czują takiej potrzeby.
AR: Niekiedy i w teatrze również można się schować. Ale co z tego wynika?
Teatr jest taką sytuacją obnażającą. To nie zawsze jest piękny i higieniczny
zawód.
AR: Tak, nabiera zupełnie innego kształtu. Zupełnie inaczej działa. Wtedy
nie ma liter i wyrazów, tylko intencje. Więcej w tym jest czucia.
GT: Wierzę, że jak już ktoś zostaje w Tetraedrze, to jest otwarty i dojrzały do
moich propozycji literackich. Po prostu. Albo dojrzewa w trybie przyśpieszo-
nym. Zawsze miałam buntownicze zapędy, kiedy młodzi aktorzy dostawali
słabe teksty do pracy na początek, dla niekończących się wprawek. Strata
czasu. Grupa w której była Agnieszka, to jedyna, która zaczynała przygodę
w wieku 8-9 lat. Mimo, że to były dzieciaki, wiedziałam, że śmiało może-
my się zmierzyć z dobrą, dojrzałą literaturą, opowieścią, która dotyka życia
i śmierci. Wzięliśmy na warsztat Historię pana Sommera Patricka Süskinda,
która równie dobrze mogłaby być ciekawą propozycją dla dojrzałego aktora.
AR: I my też nie czuliśmy się zbyt niedojrzali. Rozumieliśmy i świetnie się
AR: Myślę, że zawsze, jak człowiek przy czymś się pośmieje, może lepiej po-
czuć i zrozumieć pewne sytuacje. Grając wspólnie, świetnie się bawiliśmy.
AR: Teatr, to miejsce, gdzie można zdjąć wszystkie maski i po prostu być.
HM: Ile osób z Tetraedru związało swoją przyszłość ze sceną? I co, oprócz
AR: Tak, to jest wspaniały prezent dla każdego. Na pierwszym miejscu po-
jawia się świadomość człowieka, który współtworzy jakiś zespół. Otwierają
AR: I jeszcze jedna ważna sprawa – uczenie empatii i takich czysto ludzkich
odruchów. Życie w grupie i ocieranie się o różne charaktery.
GT: To miejsce przyciąga indywidualności. Dzięki temu uczą się dogadywa-
nia się i negocjacji. Pomaga im to w zderzeniu się ze światem, z życiem.
AR: Jak słychać jakieś tam reakcje, śmieszek albo cokolwiek innego, to bardzo
GT: Zawsze pilnowaliśmy, żeby nie puszczać oka do widowni. Żeby nie
wchodzić w prywatę. Nie chcę powiedzieć, że to było niedopuszczalne,
ale mieliśmy swój wewnętrzny kodeks, że tego nie robimy. Niczego sobie
Warszawa 2018
AR: Może odebrać temu autentyczność i przypadkowość. Widz powinien
Polecamy:
pozwolić sobie na swoją reakcję. Na rozkoszowanie się wolnością w odbiorze.
Fundacja Banina, Kolorowa, czyli biało-czerwona:
Pułapki nacjonalizmu
Fundacja Banina
Piotr Przybył
Kolorowa, czyli biało-czerwona
reżyseria: Bartłomiej Miernik
obsada: Dominik Rybiałek, później – Hubert Dyl
premiera: 16 listopada 2016, Warszawa
fot. archiwum Fundacji Banina
8 Od 2020 roku zamiast Huberta Dyla w spektaklu występuje Natalia Bojczuk. Kreuje ona postać Apolonii czy Poli,
co, jak się wydaje, otwiera zupełnie nowy rozdział w historii spektaklu. Rozdział, który jeszcze przyjdzie opisać.
I wielu, bardzo wielu, zdoła do tego przekonać. Po kilkunastu minutach będą
na głos za nim powtarzali: „Jesteśmy dumnymi Polakami! Nie Żydami, Rosja-
nami czy Rumunami! Polakami!”. Taka jest siła jego charyzmy pomnożona
przez biegłość w występach publicznych. To wysoki, przystojny, sympatyczny
chłopak, który dużo się uśmiecha, lubi zażartować (nie tylko w wyżej wy-
Ale to nie cały arsenał środków, za pomocą których próbuje wzbudzić nasze
zaufanie i wzmocnić emocjonalną więź. Kilka razy zagra „kartą” współ-
czucia i empatii. Kryje się za nią rodzinna opowieść. Matka Huberta, jak
się okazuje, zmuszona była wyjechać za granicę. Zarabia na życie pracując
dla cudzoziemców, co bardzo przeszkadza patriocie Hubertowi. Być może
jednak przyczynę i skutek należałoby tu raczej odwrócić i uznać, że jego
poglądy polityczne i skłonność do ksenofobii wynikają właśnie z braku mat-
czynego ciepła i aprobaty, poniekąd je zastępując. W spektaklu twórcy nie
przeprowadzają podobnej analizy psychologicznej, pozostawiając powyższą
wersję w strefie domysłów i interpretacji. Uważam, że słusznie. Zbytnio by to
upraszczało sprawę, przesuwając akcenty gdzie indziej, niż potrzebuje tego
przedstawienie.
„Kolorowa, czyli biało-czerwona” | fot. Monika Bielenis
Poza tym autor sztuki, Piotr Przybyła postarał się, aby Hubert, zbliżając się
do granicy cierpliwości i wyrozumiałości publiczności, umiał zręcznie wy-
cofywać się z każdej potencjalnie niebezpiecznej sytuacji. Nasz kandydat na
przewodniczącego zmienia tematy, robiąc taktyczne uniki. Krok czy kilka
kroków do tyłu. Ale tylko po to, żeby wziąć rozpęd do kolejnego ataku. Przed
Spektakl Fundacji Banina miał swoją premierę w 2016 roku, stając się drugą
wersją tego tytułu. Pierwszą, trzy lata wcześniej, zrealizował Marcin Hycnar
z Ryszardem Starostą w Teatrze Powszechnym w Warszawie w ramach pro-
jektu „Teatr w klasie”. W sali, zamiast tradycyjnych krzeseł, porozstawiano
biurka, upodobniając ją do klasy szkolnej. Niestety, tytuł został szybko zdjęty
przez nową dyrekcję, nie mając okazji skonfrontować się z nieletnią widow-
nią. Zdążył jednak wywołać kontrowersje wśród krytyków. Przytoczę jeden
charakterystyczny pod tym względem cytat:
9 Szymon Spichalski, Kolorowa, czyli biało-czarna, „Teatr dla was”, 27.10.2013, https://e-teatr.pl/kolorowa-czyli-bialo-
-czarna-a168528 [dostęp: 6.09.2021].
innych rzeczy w rozmowie (właściwie nieopublikowanym wywiadzie), którą
pozwolę sobie parokrotnie zacytować niżej:
Moim marzeniem – zwierza się lider Fundacji Banina – jest to, żeby
kiedyś wyjść w koszulce z naszą flagą i nie być posądzonym o to,
11 Teatr powinien nieść jakąś zmianę, z Martą Fortowską i Patrykiem Pawelcem rozmawiają na falach IMI Radio Artur Troja-
nek i Leszek Nurzyński, spisała Agata Kobus, https://e-teatr.pl/teatr-powinien-niesc-jakas-zmiane-13816 [dostęp: 07.09.2021].
Stąd ważną, integralną i uzupełniającą częścią Kolorowej… są warsztaty,
które przeprowadzane są od razu po spektaklu. Wypełniają drugą godzinę
lekcyjną, zarezerwowaną na spotkanie, o którym wspomniałem na samym
początku. W nieformalnej atmosferze punktem wyjścia do rozmowy staje się
etymologia słowa „patriotyzm”. Hubert bowiem nie ma racji, kiedy twierdzi,
FEMINIZM
W tym rozdziale pokazujemy, w jaki sposób teoria i praktyka feministyczna
funkcjonuje w teatrze offowym
Obecnie wyróżnia się cztery jego fale. Pierwsza z nich, zwana też „dawną
falą”, wiąże się m.in. z aktywnie działającym od drugiej połowy XIX wieku
aż po koniec I wojny światowej ruchem sufrażystek. Sufrażystki domagały
2 June Hannam, Feminizm, przeł. Agnieszka Kaflińska, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2012, s. 18.
3 Tamże, s. 16-17.
się pracy zarobkowej dla kobiet, większej niezależności od ojców i mężów,
a przede wszystkim prawa do decydowania o przyszłości własnego kraju,
czyli praw wyborczych. Walka była zaciekła, ale z czasem przyniosła skutki.
Pierwsza zmiany wprowadziła Nowa Zelandia, gdzie kobiety mogły głoso-
wać – co prawda częściowo – już w 1893 roku. W Polsce do urn wyborczych
dopuszczono je w 1918 roku, czym niemalże o całe trzy dekady wyprzedziły
Francuzki. Arabia Saudyjska natomiast przeprowadziła odpowiednią refor-
Brak praw wyborczych, rzecz jasna, był tylko jednym z wielu najbardziej oczy-
wistych i sformalizowanych przejawów trwającej od wieków dyskryminacji.
Stan ten usprawiedliwiano na różne sposoby, lecz większość argumentów
w ostateczności sprowadzała się do tego, że kobieta z powodów „natural-
nych” nie może i nie powinna o sobie stanowić. W 5 kobietach boga, spektaklu,
4 Artykuł Femme, [w:] Dictionnaire médical à l’usage des familles (anonimowy), 1890, [cyt. za:] Guy Bechtel, Cztery
kobiety Boga. Ladacznica, czarownica, święta, głupia gęś, przeł. Katarzyna Pachniak, Wydawnictwo Akademickie
DIALOG, Warszawa 2015, s. 226.
Trzecia fala, podobnie jak druga, wyrasta w znacznej mierze z rozczaro-
wania dotychczasowymi osiągnięciami, chociaż przesadą byłoby tu mówić
o porażce. Jeżeli jednak druga fala była poniekąd skutkiem przełomu kon-
trkulturowego i opierała się na ulicznym aktywizmie, to trzecia została
wzbogacona o narzędzia krytycznej myśli akademickiej. W dyskusjach na
ten temat używano dyskursu poststrukturalistycznego, postkolonialnego,
teorii queer, jak też gender studies.
5 Anne D’Alleva, Metody i teorie historii sztuki, przeł. Eleonora Jedlińska, Jakub Jedliński, wyd. Universitas, Kraków
2012, s. 77.
myślowe. Teatr więc niejedno jest w stanie zdziałać. Wydaje się natomiast,
że tylko w offie mógł pojawić się taki zespół jak Teraz Poliż.
6 Katarzyna Niedurny, Teraz Poliż, czyli jak założyć teatr feministyczny?, „Performer” 2020, nr 19, https://grotowski.
net/performer/performer-19/teraz-poliz-czyli-jak-zalozyc-teatr-feministyczny [dostęp: 19.09.2021]
7 Tamże.
miesięcy. To wspólne doświadczenie samoorganizacji sprawiło, że w 2009
reżyserki Ula Kijak i Marta Ogrodzińska-Miłoszewska oraz aktorki Marta
Jalowska, Adrianna Kornecka, Dominika Strojek, Kamila Worobiej i Dorota
Glac, założyły stowarzyszenie Grupa Artystyczna Teraz Poliż. Jak skomen-
tuje ostatnia z nich: „Chciałam wykonywać swój zawód, ale już na starcie
byłam podwójnie wykluczona: i jako kobieta, i jako absolwentka szkoły nie-
państwowej. Zawiązanie grupy było sposobem na robienie tego, co chcę”8.
8 Tamże.
9 Opis spektaklu LIMINALNA. Jestem snem, którego nie wolno mi śnić, Teraz Poliż: https://www.terazpoliz.com.pl/
liminalna.html [dostęp: 19.09.2021].
10 Opis spektalu Transgiovanni, Teraz Poliż: https://www.terazpoliz.com.pl/transgiovanni.html [dostęp: 19.09.2021].
przez kilka miesięcy kolekcjonowałyśmy głosy tych, którzy utożsa-
miają się z kobiecością; pytałyśmy nie tylko o konkretne marzenia
związane z seksem, ale również o znaczenie fizycznej bliskości
w życiu człowieka. Te subiektywne opowieści o seksie mają moc
uwalniania od stereotypów. Badając to, co na co dzień ukryte,
chcemy stworzyć przestrzeń wolności wypowiedzi i możliwej
wspólnoty między wszystkimi kobietami, niezależnie od wieku,
Siła spektakli zespołu, jak słusznie zauważy krytyk i teatrolog Piotr Moraw-
ski, często leży nie w inscenizacji, „lecz w nieustannym poszerzaniu pola
Warszawa 2018
Polecamy:
demokratycznych przeobrażeń. To jest patriarchat młody i prężny;
patriarchat, którego pazury są głęboko wbite w podłogę parlamen-
tu, a może i w glebę pod parlamentem. On przemawia z pozycji
siły – tak wielkiej, że stać go na mnożenie głupstw i sprzeczności,
gadulstwo nie na temat, bufonadę, bezczelne udawanie, że nie ro-
zumie się pytań drugiej strony14.
14 Agnieszka Graff, Świat bez kobiet, wyd. W.A.B., Warszawa 2001, s. 19.
Studio Kokyu:
Wewnętrzna odwaga bycia
Anna Duda: Te określenia są dla mnie problematyczne. Nie mają jednej po-
wszechnej definicji, dlatego trzeba z nimi uważać.
AD: Nie zawsze mam potrzebę, żeby nazywać siebie feministką. Parę razy
byłam też w takiej sytuacji, że nie chciałam tego zrobić. Moim zdaniem na-
leży więcej mówić o równouprawnieniu, a nie feminizmie jako postulacie.
Anita Szymańska: Nie wiem, czy równouprawnienie i feminizm to słowa,
którymi można sobie żonglować.
ASz: Nie, bo na mojej drodze w ciągu ostatnich paru lat pojawiły się kobiety,
których siła, nieudająca siły męskiej, wynikała właśnie z tego, że są kobietami.
Równouprawnienie, o którym mówi Ania, również jest postulatem fe-
minizmu. Ten ruch walczy o kobiety ich własną siłą i stara się stworzyć
nową przestrzeń do rozmowy o tym, co nam przynależne. Możemy mó-
wić o równouprawnieniu wyborczym, dostępie do edukacji i tak dalej…
Ale, na przykład, walka o karmienie piersią w miejscach publicznych czy
o aborcję – to zagadnienia bardzo mocno związane z kobiecą biologią.
Mężczyźni w tym przypadku mogą tylko słuchać tego, co na te tematy mówią
kobiety.
HM: Czy zdarzało się wam, że nie zgadzaliście się na używanie określenia
PB: Wiele lat temu, chyba jeszcze na studiach, przeczytałem książkę Płeć
mózgu Davida Jessela. Wtedy wydawało się, że jest totalnie antyfeministyczna,
bo podkreślała istniejące między nami różnice i zachęcała do ich uznania.
W tamtym czasie myślałem – i gdzieś w środku wciąż karmię się tym mitem
– że feminizm w najbardziej aktywnym wydaniu był trochę taką „urawni-
łowką” [potocznie „zrównywanie, ujednolicanie, zwykle nieuzasadnione
ASz: Wydaje mi się, że feministki pierwszej fali które mówiły o naszej rów-
ności, wychodziły od pytań: czy to, że kobiety mogą mieć dzieci, a mężczyźni
nie, oznacza, że powinniśmy się różnić ilością miejsc w senacie? Albo to, że
kobiety nie mogą sprawować wyższych funkcji duchownych? W ten sposób
próbowały zasypać tę ogromną przepaść, która nie wynikała z różnic, o któ-
rych mówicie.
JL: Czy praca teatralna służy wam jako narzędzie do szukania, dyskuto-
wania i myślenia o tych wszystkich zagadnieniach?
PB: Mam taką ulubioną bluzę, w której prowadzę warsztaty. Na tej bluzie
widnieje duży napis – „Human inside”. I o tym jest Studio Kokyu i nasza
robota.
ASz: Kiedy czytałyśmy o Ofelii, sprawdzałyśmy, gdzie jej i nasze historie mają
wspólne punkty. Wszystko to, o czym mówimy, wynika z naszych doświad-
czeń bycia kobietą. Gdybyśmy jednak w opisie przedstawienia zaznaczyły,
że to spektakl feministyczny, mogłoby to oznaczać dla ludzi, że ten spektakl
zabierze ich na barykady. Tak jak wspominała Karolina, wiele osób wciąż
uosabia feminizm z aktywizmem.
Mam przeświadczenie, że dobra sztuka powstaje z ogromnej indywidualnej
potrzeby powiedzenia czegoś tak osobistego, że staje się to uniwersalne. Pod
tym względem spektakl I Come to You River nie miał odpowiadać za wszystkie
kobiety. To założenie jest samo w sobie absurdalne. Na przykład w pewnym
momencie moja postać mówi: „Nie chcę być matką”. I tak niektóre kobiety
chcą być matkami, ale nie mogą. Niektóre nie chcą, ale nimi są. Inne stają się
nimi zgodnie ze swoją wolą.
ASz: Były bardzo różne. Wydaje mi się, że najmocniej reagują na ten spektakl
KB: Postać Kobiety z wydm powstała pod wpływem mojego zmagania się
z męskim spojrzeniem reżysera. Chociaż bardzo utożsamiałam się z posta-
cią, którą grałam, to forma, którą wypracowaliśmy, nie służyła temu, żeby
KB: Muszę dodać, że próbowałam przez cały czas trwania naszej pracy prze-
zwyciężyć opór wobec perspektywy Przemka. Zdałam sobie z tego sprawę po
latach. (do Przemka) I teraz cię lepiej rozumiem. Wtedy wychodziłam trochę
na takiego „rebela”. Ale z drugiej strony widziałam fascynację reżysera.
KB: Tak.
KB: Wiadomo, że nie wszystko zamienia się w złoto. Ale gdy później praco-
wałam z kobietami, nie było już tak łatwo.
PB: A co się tyczy warsztatów, nie dotykamy nawet prób tworzenia materia-
łu scenicznego. Może czasem, kiedy robimy improwizacje. Warsztaty służą
dzieleniu się pewnymi podstawowymi wyrażeniami tego języka, z którego
Studio Kokyu buduje spektakle. Ale to zupełnie inny proces.
PB: Od ładnych paru lat pracuję głównie z kobietami, ale nie zaplanowałem
sobie tego. Szukam w teatrze wojowników, mocnej energii, z którą chciałbym
się konfrontować, mierzyć, walczyć, dobijając do tego, co moje. Dotychczas
nie udało mi się skrzyżować z tak myślącymi mężczyznami. To nie znaczy,
że ich nie ma, po prostu ich nie spotykam. Albo nie potrafię wejść z nimi
ASz: Dotychczas teatr był tworzony głównie przez mężczyzn. Reżyserki mu-
siały walczyć o to, żeby zostać zaakceptowane przez męskie grono. Tworzyły
więc w ramach reguł teatru męskiego. A w tym momencie widzę, że kobiety
i mężczyźni używają w pracy nieco odmiennych środków. Doświadczyłam
tego na własnej skórze. I jedno, i drugie podejście do pracy jest bardzo ważne
i bardzo potrzebne. Ale są to jednak inne sposoby. I jeżeli mamy możliwość
dogrzebywania się do źródeł człowieczeństwa na nasz własny, kobiecy spo-
sób, to na koniec wszyscy otrzymujemy bardziej złożoną, ciekawszą, barwną
sztukę.
Teatr im. Stefana Batorego, 5 kobiet Boga:
Wszystkiemu winne
Światło się zapala i przy zasłanym obrusem stole widzimy piątkę młodych
kobiet w jednakowych strojach. Biała koszula, czarne spodnie i czarne szpilki.
Tylko jedna z nich, z niewiadomych (póki co) powodów, ma na głowie pa-
pierową torbę z wyciętymi otworami na oczy. Wyglądają dość współcześnie,
a jednocześnie jakby umownie ponadczasowo. Umownie, bo – historycznie
rzecz biorąc – jeszcze nie tak dawno temu kobieta w spodniach wywoływała
skandal. Ta część garderoby była zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn.
Feralną rolę odegrała, na przykład, w czasie sądu nad Joanną d’Arc, którą,
poza wszystkimi innymi zarzutami, oskarżono właśnie o noszenie „mę-
skiego” stroju. Kostiumy sygnalizują więc, że przed nami stoją kobiety albo
zbuntowane, albo już wyzwolone. Można by się tu też dopatrzyć nieskompli-
kowanego symbolizmu – „czysta”, „niewinna”, biała góra i czarny, „grzeszny”
dół. Poza tym rodzaj obuwia, który kojarzy się z uwodzeniem i flirtem,
a nawet rozwiązłością i lubieżnością tak przecież, jak próbowano dowodzić,
charakterystyczną dla przedstawicielek słabej rzekomo płci.
Jesteśmy świadkami tego jedynego dnia w roku, gdy znowu mogą poprosić
Wieczność o, mówiąc językiem prawniczym, ponowne rozpatrzenie swojej
2.
Swą nietypową nazwę założony w 2013 roku Teatr im. Stefana Batorego
zawdzięcza patronowi popularnego w Chorzowie III Liceum Ogólnokształ-
cącego. Miejsca, jak zgodnie twierdzą jego absolwentki, szczególnego. Jedna
z nich napisze nawet:
15 Karolina Noworolnik, Ach ten Batory, ach ten Manifest, „Maseczka Teatralna” 2014, nr 4, s. 10.
„5 kobiet Boga” | fot. Monika Bielenis
reżyserią teatralną. Dostała się do wrocławskiej filii Akademii Sztuk
Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego, gdzie ukończyła Reżyserię te-
atru lalek.
16 Guy Bechtel, Cztery kobiety Boga. Ladacznica, czarownica, święta, głupia gęś, dz. cyt., s. 8.
szacunku w Ewangeliach, zrodził się on bowiem później. Czy Jezus
darzył swą matkę szczególnymi względami? Nie wynika to z zacho-
wanych tekstów. Prawdziwą rodziną Chrystusa nie była Maryja ani
Józef, lecz tłum biedaków, nieszczęśników, którzy rzucili wszystko,
by podążać Jego śladem17.
17 Tamże, s. 9.
18 Tamże, s. 17.
lekarzy. Zresztą, nie mogła ich zdobyć. Rzecz dzieje się w XIV wieku i droga do
formalnej edukacji dla kobiet jest zamknięta. Bo przecież kobieta to jedynie
głupia gęś, nienadająca się do wykonywania tak odpowiedzialnego zadania,
jak leczenie ludzi.
Święta, czyli Wilgefortis, znana również jako Kumernis albo święta Liberata,
to postać półlegendarna, której imię wywodzono od łacińskiego „virgo fortis”,
Sprawa trwała prawie cztery lata, w ciągu których uwięziona Zdunk była
wielokrotnie wykorzystywana seksualnie. Urodziła w niewoli dwójkę dzieci.
Wyrok, przeszedłszy przez wszystkie instancje, zatwierdził sam król Fryde-
ryk Wilhelm III Pruski. Spłonęła 21 sierpnia 1811 roku. Była ostatnią osobą
Jesteś bramą diabła; ty, która zdjęłaś pieczęć Drzewa, jako pierw-
sza przekroczyłaś Boże prawo, ty, która przekonałaś tego, którego
diabeł nie mógł zaatakować, ty, która złamałaś mężczyznę, obraz
Boga19.
W spektaklu największą karą za ten uczynek staje się dla niej oglądanie bólu
swoich wygnanych z Raju dzieci oraz nierozstrzygnięte przez tysiąclecia pyta-
nie: „Czy ktokolwiek jest w stanie mi wybaczyć, jeżeli sam Bóg nie był w stanie?”.
19 Tertulian, La Toilette des femmes, Sources chrétiennes 173, s. 43, [cyt. za:] Guy Bechtel, Cztery kobiety Boga. Ladacznica,
czarownica, święta, głupia gęś, dz. cyt., s. 44.
3.
„To nie jest spektakl o feminizmie. To nie jest spektakl o religii. To jest
spektakl o tym co pomiędzy” – przekonują twórczynie 5 kobiet Boga w not-
ce programowej. Ze swojej strony muszę dodać, że nie jest to z pewnością
przedstawienie, w którym o feminizmie mówi się tylko i wyłącznie w sposób
pełen niezmąconej powagi. Tutaj, jak i w poprzednich dziełach Teatru im.
Warszawa 2018
nich największą wartością. Nadal razem robią teatr.
Polecamy:
rozdział ósmy
PRACA
Z WYKLUCZONYMI
W niniejszym rozdziale przyglądamy się teatrowi tworzonemu przez
osoby z niepełnosprawnościami, jego roli, środkom wyrazu, strategiom
włączającym i aktywizującym, a także językowi, jaki służy do jego opisu
Wydaje się jednak, że cały czas istniała w nim również tendencja odwrotna,
która szczególnej wyrazistości nabrała w XX wieku. Dla wielu twórców te-
atr stał się prawdziwym laboratorium, w którym dokładnie przyglądali się
wspomnianej „normalności”. Próbowali uświadomić nam, jak wiele z „oczy-
wistych oczywistości” przyjmujemy zupełnie bezrefleksyjnie, chociaż już przy
pierwszym zastanowieniu wzbudzają mnóstwo zastrzeżeń. W ten sposób te-
atr próbował uczestniczyć w zasadniczych procesach emancypacyjnych oraz
zmianach społecznych i politycznych. Ponownie – dosłownie i metaforycz-
nie – wprowadzał na scenę Innego, Odmieńca, tylko że na nowych zasadach.
Traktował go na równi z pozostałymi, a nawet skupiał na nim swoją uwagę.
Dostając głos, Inny był wreszcie w stanie przedstawić publiczności swoje racje
i swój punkt widzenia, zapraszając widzów do zrewidowania światopoglądu.
To jeden z możliwych tropów myślenia o teatrze z osobami z niepełno-
sprawnością. Gdyby jednak na nim poprzestać, wychodziłoby, że osoby te są
wykorzystywane przez twórców niczym narzędzia, a głównymi beneficjen-
tami powstałych spektakli są, mimo wszystko, jego odbiorcy. Niestety, tak
się również, chociaż rzadko, zdarza. Trudno się w pełni zabezpieczyć przed
ludzką nieuczciwością, zwłaszcza jeżeli bywa maskowana szlachetnymi po-
1 Zofia Smolarska, Trening empatii w teatrze partycypacyjnym, „Teatr” 2015, nr 12, https://teatr-pismo.pl/5295-trenin-
g-empatii-w-teatrze-partycypacyjnym/ [dostęp: 30.12.2021].
Dodajmy do tego, że osoby piszące o teatrze, jak też zwykli widzowie, czasami
nie wiedzą, jak mają reagować na spektakle z udziałem osób z niepełno-
sprawnością. Być może zadają też sobie pytanie według jakich kryteriów
należy oceniać podobne przedstawienia. Nie wypadałoby bowiem czynić
[...] jest ono […] jednym z tych dzieł, których wartość etyczna wy-
daje się ważniejsza od estetycznej. Chociaż, rzecz jasna, w żaden
sposób nie niweluje tej ostatniej, ale jakby ją przesłania, wyprze-
dza w kolejności percepcji i oceny. I nie ma to nic wspólnego z […]
taryfą ulgową. Nie o to chodzi. Nie bądźmy niewolnikami tyranii
gotowego dzieła artystycznego i jego rzekomo ponadczasowych
Być może teatr nie zawsze jest sztuką. Być może […] jedynie nie-
kiedy bywa sztuką. I być może jednym z pierwszych nonsensów
krytyki teatralnej […] jest to, że każde przedstawienie traktuje się
jako obiekt artystyczny, zamiast jako wytwór pewnej szerszej dzia-
łalności kulturalno-społecznej, który nie musi być dziełem sztuki;
przynajmniej nie zawsze nim jest3.
Sobczyk mocno i zdecydowanie odcina się od tego, żeby na pracę jej zespo-
łu patrzono wyłącznie jak na formę terapii. W wywiadzie dla miesięcznika
„Teatr” nie bez kozery proponuje któremuś z karykaturzystów stworzyć
obraz, na którym „jeden z aktorów Teatru 21 mówi do drugiego: «Patrz:
dziesięć lat pracy, a wszyscy myślą, że to terapia»”4. Zawsze chciała robić
profesjonalny teatr, w którym aktorzy traktowani są podmiotowo. Stąd też
spektakle wyrastają z ich osobowości, doświadczenia, cielesności, charakte-
Fundacja Teatr 21
Warszawa 2017
rytmu bębenka: „Hej, to ja/ ale nie wiem kto/ kręcę się w tamtą/
Polecamy:
kręcę się w tą/ kim jestem bardzo wiedzieć chcę”. Bohater stawia
HM: Ale nawet jeśli nie dzielić świata teatru na offowy i nieoffowy, wasze
miejsce w nim wciąż wydaje się dość specyficzne.
JS: Tak, ale nie wiem, jaką kategorię zastosować, żeby opowiadać o tym
teatrze. Dla mnie wszystkie te sprawy – przez to, że o nich nie myślę – nie
stanowią żadnego ograniczenia. Pracując z moimi i doproszonymi artystami,
mam poczucie, że mogę wszystko. Jedynie, kiedy robią się smutni pod wpły-
wem naszej rozmowy, to wtedy wiem, że muszę się wycofać z założonego
konceptu. Dość długo szukamy tematów spektakli. Wszyscy muszą się na
nie zgodzić.
JS: Teatr pod Fontanną jest częścią Teatru Powszechnego, który wymyślił
Andrzej Maszewski z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. W pewnym
momencie chciał zaprosić jakiś znany teatr, jednak artyści zażądali takich
pieniędzy, że uznał to za bezsens. Lepiej przeznaczyć tę kasę na działanie
z ludźmi, którym grozi wykluczenie społeczne. Zaprosił kilku artystów
z poznańskiego środowiska i zapytał ich czy nie zechcieliby się tym zająć. Po-
czątkowo pomyślałem o trudnej młodzieży, później o więźniach, aż w końcu
okazało się, że istnieją takie Domy pod Fontanną. W systemie amerykańskim
to całodziennie domy opieki dla ludzi z problemami psychicznymi. Ich loka-
W pierwszym spektaklu oswajaliśmy się ze sobą – oni przecież nie znali mnie,
a ja ich. Nazwaliśmy go Nisza [2016]. Próbowałem z moimi artystami znaleźć
takie ich opowieści, które będą dla nich ważne. W trakcie pierwszych poka-
zów miałem wrażenie, że publiczności spadają klapki z oczu. Potwierdzało
się to, co zaobserwowałem podczas moich wizyt w tych ośrodkach – trudno
się połapać, kto jest uczestnikiem tych zajęć, a kto terapeutą. Nie ma wielkiej
różnicy pomiędzy zdiagnozowanymi i niezdiagnozowanymi. Jak zauważyła
Krystyna – jedna z moich aktorek, to tylko kwestia tego, w którym momen-
JL: …dobrze. Tego pójścia do lekarza trochę się boję, ale do teatru – już
mniej. Czy teatr robiony przez grupę wykluczoną społecznie, wymagającą
JS: Nie wydaje mi się, żeby to była kwestia utożsamienia. Ja nikogo nie
pouczam, nie stawiam wyzwań ani nie sugeruję, jak sprawić by ktoś był szczę-
śliwy… Na pierwszym miejscu jest dla nas możliwość dania świadectwa: „Hej,
też jestem człowiekiem. Też żyję. Też mam swoje problemy, myślenie, łzy”.
Robię ten teatr nie z poczucia misji, ale dlatego, że chcę dać moim aktorom
odwagę do stanięcia przed kimś i powiedzenia mu różnych rzeczy.
Opowiem może o tym na przykładzie Panien Młodych z Wesela [2017]. Były
dwie: prawie stuletnia pani Urszula i dwudziestoparoletnia Jagoda. Ktoś
mógłby sobie nawet pomyśleć, że starsza pochodzi jeszcze z czasów Wy-
JS: Nasz proces polega na tym, że zanim pojawi się temat, który bierzemy
na warsztat, coś im czytam, opowiadam i wspólnie się nad tym zastanawia-
JS: (śmiech) Nigdy tego nie widziałem, bo za każdym razem jestem na ze-
wnątrz.
HM: Czy każde wesele, które działo się za parawanami, było inne?
JH: Tak. Część struktury muzycznej była utrwalona, ale wewnątrz poszcze-
gólnych sekwencji była przestrzeń na improwizację. Na energię, która pojawia
się w takim, a nie innym momencie. Każda z tych zamkniętych potańcówek
miała inny przebieg i inaczej ujawniała się w obrazie – w tych rysunkach
dających świadectwo o tym, co się dzieje wewnątrz.
JS: Okoliczności budowały ten spektakl. To, że był Jacek, rysunki Aldony,
Kolega Andrzej pyta, co robimy. „Jak to co? Gramy” – mówię. „A co z Agniesz-
ką?”. Zwracam się do Ulki: „Ty czytasz jeszcze Agnieszkę!”. I Ulka natychmiast
JS: Kiedy jeszcze nie zajmowałem się takim teatrem, słyszałem w środowi-
skowych kuluarach rzeczy w stylu: „Zaraz się wezmą za niepełnosprawnych,
HM: Zdziwiło was docenienie przez jury Konkursu The Best Off spektakli
Teatru pod Fontanną?
JS: Nie zdziwiło mnie to. Mam poczucie, że jesteśmy na tropie czegoś, co ma
rodzaj… wdzięku. Mam poczucie, że teatr, który wspólnie robimy, pozwala
im żyć pełniej. A przez to i publiczność może żyć pełniej, głębiej odetchnąć.
JS: Nienawidzę, kiedy spektakl stawia osobę w sytuacji dla niej przedziwnej,
bo obnażającej jej nieumiejętność czy wadę. Stąd troszczę się, żeby traktować
swoich artystów bez litości. Obrażałbym ich, gdybym czynił inaczej.
JH: Muszę coś dodać. Siłą tego przedsięwzięcia jest właśnie jego lokalność.
To teatr, który gra tylko kilka razy i dla wyselekcjonowanej publiczności.
Trzeba przyjechać do Poznania i dostać bilet. Trzeba mieć sporo szczęścia,
bo chętnych są tłumy.
JS: Powiem tak – czekam na czwartki. Mam stałą ekipę składająca się z dwu-
nastu aktorów. To są bardzo mocne osobowości. Czasami miłe, czasami
niemiłe, czasami mają lepiej, a czasami gorzej dobrane leki. Samo robienie
spektaklu jest interesujące dzięki takim osobom jak Jacek Hałas, jak Tomek
Ryszczyński – scenograf, muzycy: Paweł Paluch i nieżyjący już, nieste-
ty, Krzysztof Wiki Nowikow, Tomek Jarosz – videomaker, wspierająca nas
literacko Łynia Stolarska i cała ekipa Zamku. Nie mogę nie wspomnieć o lu-
dziach, którzy otaczali nas nieocenionym wsparciem, o Annie Pawłowskiej
z CK Zamek i terapeutach z Domów pod Fontanną: Pawle Nydze i Łukaszu
Gniochu.
Szczerze mówiąc, nie zastanawiam się nad tym, jak ludzie na nas patrzą.
Ale cieszę się, gdy dzielą się ze mną swoimi opowieściami albo anegdotami,
będącymi świadectwem tego, co przeżyli i co myślą.
JL: A czy takie krytyczne, zewnętrzne spojrzenie w ogóle może coś wnieść
Teatr Przebudzeni
Istny Cyrk
reżyseria: Monika Kazimierczyk, Dariusz Wychudzki
koncepcja, scenariusz oraz scenografia: zespół
premiera: 28 kwietnia 2018, Zamek – Centrum Kultury w Ostródzie
fot. Barabasz Abbas
Zgoła inną strategię w swojej pracy obiera Wojtek Ziemilski, reżyser te-
atralny działający na pograniczu sztuk wizualnych i performatywnych. Na
początku września 2021 roku uczestniczyłam w prowadzonych przez niego
kilkudniowych warsztatach poświęconych temu, co wywołuje w nas tak
gwałtowne emocje jak: gniew, wściekłość, a nawet nienawiść. Podzieleni na
kilka grup, przygotowywaliśmy etiudy teatralne lub performatywne instala-
cje w oparciu o zaproponowaną przez prowadzącego formę, na przykład grę,
spacer, przerysowane działanie, czy rozmowę o jasnych zasadach. W naszej
pracy nieustannie powracało pytanie: „Co zadziałało?”. Musieliśmy na nie
7 Rafał Bołdys należy do zespołu aktorskiego spektaklu Wojna w niebie w reż. Dominiki Feiglewicz (2018) – zwycię-
skiego spektaklu II edycji Konkursu The Best Off.
bywają wypowiadane wobec kobiet, by je uciszyć lub upokorzyć: „do niczego
się nie nadajesz”, „jesteś głupia”, „brzydka”. Podobne inwektywy słyszą rów-
nież osoby z niepełnosprawnościami albo wykluczane z życia społecznego
z innych powodów. Poruszenie tego tematu było dla mnie trudne i bolesne.
8 Spotkanie z cyklu „Za kulisami” odbyło się za pośrednictwem Microsoft Teams, 22.02.2021, https://drive.google.
com/file/d/1CefUZWMtPogFaeGO_dGTx24JzxWnmpn3/view?usp=sharing [dostęp: 30.12.2021].
Występujący w niej mały chłopczyk z zespołem Downa (Krzysztof Kopeć,
dziś już dorosły) „przebudzał różą” aktorów i widzów.
10 Cytaty ze spektaklu za: Teatr Przebudzeni, Istny Cyrk, nagranie spektaklu, archiwum Teatru.
o godność. Kobieta-Kawa „jak nikt potrafi podnieść ciśnienie”, a Magik wie
najlepiej, że „żeby życiowych problemów uniknąć, trzeba wiedzieć kiedy po-
jawić się, a kiedy zniknąć”.
Rośnie napięcie. Jaki niecny plan zrodził się w głowie Adamusa? Cyrkowcy
są przekonani, że Dyrektor za chwilę zjawi się z werdyktem, uznającym ich
za pełnoprawnych artystów. Tymczasem obejrzymy trzy slapstickowe scenki.
Siłacz nadal szuka żony (najlepiej, by była dobrą kucharką!), Kowboj – konia,
a Klaun próbuje uświadomić tej dwójce, że za chwilę wydarzy się coś ważne-
go, na czym wypadałoby się skupić. Między kobietami dochodzi do drobnych
przepychanek. Jedna z nich próbuje ostudzić emocje. Twierdzi, że przecież
„nie ma problemu”, więc lepiej się uspokoić. Ale jak to zrobić, jeśli ktoś wypił
kawę przygotowaną dla kogoś innego? Niewidomy Magik naśladując Ada-
musa, zapali cygaro. Przyłapie go na tym Żongler, wyczuwszy w powietrzu
smród. Zaprzeczając, Magik rzuci sarkastyczne: „Nie ściemniaj mi!”
Gapienie się, czyli o tym, jak patrzymy i jak pokazujemy siebie innym
spektaklu. Artyści, którzy go stworzyli, nie pouczają, nie karcą, nie wymą-
drzają się, jak też nie użalają się nad sobą i nie żałują innych. Jednocześnie
ten teatr nie chce być laboratorium postaw społecznych, wskazywać nam
Rosemarie Garland-Thomson
RÓŻNORODNOŚĆ
W tym rozdziale za pomocą kilku charakterystycznych przykładów dowodzimy,
że teatr offowy to nie tylko teatr dramatyczny
Niedługo Kazia zaczęto zapraszać na różne imprezy kulturalne. Stał się jedną
z gwiazd Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku, gdzie bawił publiczność
Aby jeszcze lepiej zilustrować ten fenomen, przyjrzyjmy się Rodzinie Pape-
tów. Wymyślił ją Wojciech Stachura, absolwent Wydziału Sztuki Lalkarskiej
Akademii Teatralnej w Warszawie, filii w Białymstoku oraz aktor Miejskiego
Teatru Miniatura w Gdańsku. W jednym z wywiadów, zapytany o to, skąd
2 Papety, czyli niedojrzałość, z Wojciechem Stachurą rozmawia Magda Piekarska, „nietak!t” 2019, nr 1-2, s. 33.
jak i Kazio, Papety zaczęły pojawiać się na Festiwalu Szekspirowskim. Sławne
jednak stały się w 2019 roku po występie na 40. edycji Przeglądu Piosenki
Aktorskiej. Od kilku lat w ramach renomowanego konkursu organizowany
jest Nurt OFF. Twórcy zgłaszają się do niego z projektami, które chcieliby
zrealizować. Wybrane przez jury pomysły dostają finansowe i techniczne
Klinika Lalek to prawdziwy fenomen zarówno teatru formy, jak i offu jako
takiego. Zjawisko innego formatu niż Kazio i Papety. Przy czym również
w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo w przypadku Kliniki Lalek użycie
słowa „lalki” jest ewidentne nie na miejscu. Teatr stał się rozpoznawalny
6 Tamże, s. 33.
również temat harmonijnego współistnienia z naturą. Wraz z ekologami
założyli Fundację na Rzecz Wspierania Kultur Alternatywnych i Ekologicz-
nych. Dlatego też w 1991 roku Teatr przeniósł się do Wolimierza, niewielkiej
wsi w powiecie lubańskim w województwie dolnośląskim. Od tej pory działa
jako teatr wiejski i wędrowny teatr lalkowy. Jak tłumaczy Joanna Wiktor-
7 Tamże, s. 12.
tualne. Lalka śmierci, maski rytualne, magia, magia formy, magia
lalek – ma niezwykłą moc. No i uzależnia. […] Czułem, że jeśli mam
robić niezwykły teatr to musi być teatr lalek. A w teatrze dochodzi
jeszcze Aktor – Człowiek z całym swoim kosmosem i precyzyjna
animacja. Nawiązujemy z widzem kontakt poprzez formę. W te-
8 Tamże, s. 21.
z zespołem Kormorany, dla którego był to początek istnienia w środowisku
Pobiedna 2018
Polecamy:
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek):
Taniec może być o wszystkim
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
marginesie życia teatralnego? Czy tak jest? Z czego by to waszym zdaniem
wynikało?
Michał Przybyła: Pojawiają się też nowe ośrodki sztuki w ramach programu
ministerialnego, który oferuje rezydencje artystyczne dla niezależnych twór-
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
JL: A czy to nie jest tak, że od początku jesteście przygotowani do tego, że
teatr tańca jest czymś niszowym? Czy sam proces edukacji tancerzy nie
umacnia marginalnego statusu?
DW: Rozumiem, że pytasz o to, czy twórcy tańca skazani są na off. Oczywiście,
że próbujemy to ubierać w pozytywy, ale jest to właściwie jedyna przestrzeń
dla nas.
HM: Jak wygląda klasyczna ścieżka kariery młodego tancerza, który ukoń-
czył uczelnię?
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
nie rozwijać tancerza. Taki tancerz mógłby jednocześnie pracować w Teatrze
Sabat w Warszawie, w teatrach muzycznych w całej Polsce, ale też w Polskim
czy Kieleckim Teatrze Tańca.
DW: Moje studia na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu trwały cztery i pół
roku. Absolwent tej uczelni jest samodzielnym twórcą, w tym sensie, że
nie przygotowywano nas do tańca w zespole czy instytucji. Raczej wszyscy
działamy w offie. Moja uczelnia dawała mi narzędzia, żeby sobie w tej rze-
czywistości radzić. Mieliśmy na przykład zajęcia o tym, jak pisać wnioski
grantowe. I już w procesie edukacji byliśmy nakłaniani, czy wręcz zmuszani,
żeby tworzyć autorskie projekty.
Wyznaczyłem sobie cel, że nie chciałbym po studiach zostać z tą przysłowiową
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
„ręką w nocniku”. Już na trzecim i czwartym roku brałem udział w projektach
pozastudenckich. Współpracowałem przy czterech projektach z Erykiem
Makohonem, moim pedagogiem i naczelnym choreografem Krakowskiego
Teatru Tańca. Z Maciejem Kuźmińskim stworzyłem solo Dominique, które
Nie ma więc czegoś takiego jak typowa droga absolwenta. Moi koledzy
zajmują się naprawdę różnymi rzeczami. Niektórzy weszli na drogę teatru
dramatycznego. Albo tworzą teatr o bardzo różnych formach. Na przykład
Katarzyna Gorczyca ze swoim kolektywem LineAct ma monopol na spekta-
kle tworzone na linach na fasadach budynków. Wszystko zależy od tego, jaki
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
Instytutu Muzyki i Tańca oraz program Scena dla tańca, który dofinanso-
wuje prezentacje spektakli w mniejszych ośrodkach w Polsce. Są jeszcze Myśl
w Ruchu oraz Laboratoria Twórcze – programy edukacyjne Polskiego Teatru
JL: Czy środowisko tancerzy wspiera się nawzajem? Czy poczucie wspól-
noty jest dla was ważne?
MB: Jest takie miejsce, które bardzo mocno wytwarza wspólnotę. To Mię-
dzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca w Lublinie – festiwal kultowy,
takie „place to be”. Festiwal ma formę przeglądu spektakli oraz warsztatów.
Formuła: pokazujemy taniec w każdej formie. Ludzie spotykają się tam, by
doświadczyć tańca oraz by dyskutować o jego kondycji. Podobnym takim
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
wydarzeniem jest Kongres Tańca w Warszawie czy Gdański Festiwal Tańca.
Te wydarzenia mają budować, kształtować i rozwijać wspólnotę.
HM: Jakich artystów warto znać i śledzić? Możecie wymienić takich arty-
stów „must see”?
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
DW: Mniej skupiałbym się nad choreografami, a bardziej właśnie nad wyda-
rzeniami, festiwalami. Wymieniłbym Gdański, Krakowski Festiwal Tańca,
Warszawską Platformę Tańca…
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
okładce „nietak!tu”. Jedyne, co zrobiliśmy w tym kierunku – zaprosiliśmy ludzi
na spektakl. Jednak to zawsze była ich decyzja, żeby w jakiś sposób nam pomóc.
DW: Mówiąc najprościej – wsparli nas ludzie mediów, którym ten spektakl
się po prostu podobał i znaleźli w sobie potrzebę, żeby o nim napisać.
MP: Na pewno chwytliwy jest tytuł. Wiele osób pyta, czy to prawdziwe
słowo, czy je wymyśliliśmy. Druga rzecz, to środki artystyczne, którymi się
posługujemy – nie zamykamy się tylko na jedno medium wyrazu – jest to
spektakl teatralno-taneczny. Ale też temat jest ważny, mocny, interesujący,
pobudzający do refleksji i przez to przyciągający.
„Bromance” | fot. Monika Bielenis
DW: Myślę też, że stworzyliśmy spektakl przystępny dla widza. Wykorzysta-
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
liśmy nasze poczucie humoru, które zażarło wśród ludzi.
MP: Forma ruchu nie jest też bardzo abstrakcyjna. Pojawia się tango, zapasy,
gra w kalambury. Ruch w przedstawieniu jest nie tylko nośnikiem informa-
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
MP: Raz po spektaklu jeden chłopak zapytał nas, czy na potrzeby spektaklu
zamieniliśmy się swoimi historiami. Nie mógł uwierzyć, że ja – z moim wy-
glądem – jestem gejem, a Dominik, wspomina o swojej byłej narzeczonej…
JL: Ten spektakl opiera się na empatii, a trudno być pewnym tego, że ktoś
będzie wobec ciebie empatyczny. Czy wasze uczucia i emocje przeniosą się
na widza.
Direct Message Collective (Michał Przybyła i Dominik Więcek): Taniec może być o wszystkim
atru. Ten wątek się jednak urywał. Jaki to był teatr? I czy coś się w kwestii
waszych gustów ostatnio zmieniło?
HM: Może zapytam tak – w jakim teraz kierunku idzie teatr tańca? Jakie
są trendy? I czy zmierza w tym kierunku, który wy wskazujecie?
DW: Teatr tańca, który obecnie powstaje, jest często odpowiedzią na aktu-
Kraków 2013
alne wydarzenia polityczne, kulturowe, społeczne. To w nich zanurzony jest
Polecamy:
kontekst jego powstawania.
Cloud Theater
Krótki zarys wszystkiego
reżyseria i efekty wideo live: Teo Dumski
rysunek live: Sebastian Siepietowski
choreografia: Jan Nykiel
premiera: 4 lutego 2016, Wrocław
fot. Marcin Maziej dla czasopisma „Rita Baum”
„Krótki zarys wszystkiego” | fot. Marcin Maziej dla czasopisma „Rita Baum”
pozwalało wdrażać nowe rozwiązania inscenizacyjne, łatwiej uzyskiwać po-
Idea chmury jest nam coraz bliższa, nie tylko za sprawą technolo-
gii cyfrowych. W chmurze są nie tylko nasze dane, ale też nasze
uśmiechy, grymasy, myśli, pragnienia, żądze i sekrety. W chmurze
idziemy ulicą, w chmurze się bawimy, w chmurze myślimy i roz-
mnażamy się. Chmura to my. Jest tam również nasza sztuka9.
Pierwszy spektakl teatru powstawał przez około rok. Co wcale nie dziwi, po-
nieważ pomysł był zarazem ambitny i przewrotny – zmieścić historię gatunku
„Krótki zarys wszystkiego” | fot. Marcin Maziej dla czasopisma „Rita Baum”
kowana matematyczna formuła zmniejszy o połowę liczbę czytelników.
Ciąg obrazów, jak i sam czas w spektaklu, będzie na zmianę przyspieszać i spo-
„Krótki zarys wszystkiego” | fot. Marcin Maziej dla czasopisma „Rita Baum”
walniać. Licznik na ekranie pokazuje mknące do przodu lub cofające się lata,
„Krótki zarys wszystkiego” | fot. Marcin Maziej dla czasopisma „Rita Baum”
fragment, w którym wybiegające na scenę na przemian grupki aktorów kła-
Dzięki temu wszystkiemu teatr, który proponuje Cloud Theater, wciąż jest
miejscem żywego spotkania. Fundamentalną pozostaje w nim relacja między
10 Agata Tomczyńska, Sztukę „Ile żab waży księżyc?" Maliny Prześlugi wystawi Wrocławski Teatr Lalek, „e-teatr.pl”,
https://e-teatr.pl/wroclaw-ile-zab-wazy-ksiezyc-premiera-we-wroclawskim-teatrze-lalek-a282095 [dostęp: 21.09.2021].
tym, kto i co performuje i tym, kto jest tego wszystkiego widzem-świad-
kiem. Twórcy nie myślą o technologii jako o czymś, co ma nas wyzwolić czy
uratować. Nie widzą w niej też ani wiernego, niezawodnego przyjaciela, ani
bezwolnego sługi, bezsprzecznego zagrożenia czy tykającej bomby. Raczej
narzędzie artystyczne służące do wydobywania prawdy o człowieku oraz
„Krótki zarys wszystkiego” | fot. Marcin Maziej dla czasopisma „Rita Baum”
teatrem dogłębnie antropologicznym. Opowiada o człowieku, który, chcąc
PERSPEKTYWY
W niniejszym rozdziale zastanawiamy się nad perspektywami rozwoju offu:
sieciowaniem zespołów teatralnych, budowaniem jego archiwum, a także
Fotografia wykonana podczas Off-Festu, 10. urodzin Fundacji Teatr Nie-Taki, 2019
tworzeniem nowych miejsc dla jego prezentacji
Choć na przestrzeni ostatnich lat (pierwszy zjazd OOT miał miejsce 1.06.2016
Off-Fest, 10. urodziny Fundacji Teatr Nie-Taki, 2019 | fot. Karol Budrewicz
w Łodzi) wykonano ogrom pracy i przeprowadzono wiele działań nastawio-
nych na uwidocznienie teatralnego offu, wciąż bardzo trudno mówić o jego
etosie, czyli wartościach, normach i wzorach postępowania przyjętych przez
offowców. Z czego to wynika? Chyba z tego, że to, co nazywamy offem, jest
2 „Idea powstania OOT wyrosła z rozmów Katarzyny Knychalskiej (redaktor naczelnej „nietak!tu”) i Daniela
Jacewicza [Teatr Brama – JL] o potrzebie dokumentowania dokonań offu oraz Knychalskiej i Tomasza Rodowicza
z łódzkiej Chorei, dotyczących systemowego wsparcia teatrów offowych”. Za: Adam Karol Drozdowski, Złapani w sieć,
„nietak!t” 2016, nr 2-3, s. 17.
3 „Rodowicz trafnie definiuje jednak odmienny charakter tej inicjatywy: «Konkrety, które ustaliliśmy, dają nadzieję,
że to nie będzie ciało-hybryda, zlepek różnych protestów, wydmuszka do pokazywania się na zewnątrz, ale prężnie
działająca grupa uderzeniowo-interwencyjna z kompetentnymi konsultantami, stroną www, przedstawicielami w każ-
dym województwie i zapleczem do działań, warsztatów i spektakli»”. Tamże, s. 18.
teatralnych albo zostali z nich usunięci. Część – to studenci reżyserii i ak-
torstwa, którzy mają ochotę zrealizować projekt na własną rękę. Myślę, że
są wśród nich też tacy, dla których mit alternatywy wzniecającej rewolu-
cję jest wciąż żywy. Pewnie dlatego tak trudno wypracować definicję teatru
offowego, choć jego korzenie sięgają głęboko. Twórcy dawnej teatralnej al-
ternatywy, powstającej w poprzednim ustroju, starzeją się. Młodzi wybierają
4 Nieopublikowane fragmenty naszej rozmowy z Rafałem Foremskim, Dariuszem Mikułą i Martą Poniatowską-
-Mikułą, zamieszczoną w IV rozdziale, 2.10.2021.
bie bywamy i reagujemy, i wspólnie podejmujemy decyzje. Każdy
raczej robi swoje i od czasu do czasu pojawią się w tej pracy styki
z kimś innym. Wiemy też już, czego możemy się po kimś spodzie-
wać i jak możemy sobie pomóc, gdzie się wesprzeć, a gdzie jesteśmy
niezależnymi partnerami5.
5 Tamże.
wa. W ten sposób Ziajski zaakcentował istotę społecznego wymiaru offu,
którego artyści starają się uczynić kulturę szeroko dostępną nawet dla tych,
którzy posiadają do niej ograniczony dostęp. Fanpage inicjatywy na Facebo-
oku w grudniu 2021 roku ma 239 polubień i 253 obserwujących. 3 października
2017 pojawił się ostatni post z listą 13 instytucji/ zespołów/ festiwali, które go
sobie przyznały. Obecnie na stronie Sceny Roboczej brak jest jakiejkolwiek
wręczenie nagród Konkursu The Best Off, 2019 | fot. Karol Budrewicz
najważniejsze informacje o zespole bądź indywidualnym twórcy i stworzo-
nym przez niego przedstawieniu, są włączane do prowadzonej przez fundację
bazy. Finałowe spektakle zostają opisane przez krytyków związanych z „nie-
czasopismo nietak!t
siebie spróbować taką mapę nakreślić. Żeby pamiętać, że nie jesteśmy ani
Polecamy:
Adam Karol Drozdowski i Marcin Miętus:
Nie przestać być
Adam Karol Drozdowski. koncert Dla Kontrastu | fot. Karpati & Zarewicz
AKD: Krytyka offu jest szalenie ważna. Tym bardziej, że off swoją liczebnością
wielokrotnie przekracza środowisko teatru instytucjonalnego, mając równo-
cześnie wielokrotnie mniejszą reprezentację i możliwość dotarcia ze swoją
działalnością do odbiorcy. Off z małej miejscowości może nie docierać do
swojego lokalnego widza, gdy jest na estetycznym lub etycznym wobec niego
biegunie – tu odbiorca potrzebuje często zachęty, przewodnictwa, które może
dać krytyka. Natomiast w dużych miejscowościach off po prostu często nie
ma siły przebicia. W Warszawie mówi się, że rocznie przyrasta sto pięćdzie-
siąt NGOsów zajmujących się kulturą: odbiorca bez wsparcia krytycznego
nie ma szans zorientować się w takiej ofercie. A w końcu krytyczne komen-
tarze są też istotne dla samych offowców, nie tylko jako bieżący dialog z ich
pracą, ale jako fundament jej archiwalnego zapisu – offowe działania bywają
bardzo ulotne, mało eksploatowane, archiwa offowych grup są w rozsypce,
najwyżej mogą zawierać odbite na ksero egzemplarze gazet festiwalowych
z kilkoma zdaniami o gościnnym pokazie tego czy innego spektaklu.
MM: Środowisko tańca w Polsce jest małe, więc siłą rzeczy się je poznaje.
Na Polskiej Platformie Tańca krytyczki/cy spotykają się z artystkami/stami.
Prowadzi się rozmowy, debaty, krytyczki organizują lub kuratorują festiwale,
7 Zapis panelu: Krytyka a off – zapis panelu dyskusyjnego, opracowała Natalia Brajner, „nietak!t” 2016, nr 1, s. 70-77.
JL: Też tam byłam.
AKD: Tak, byli też ludzie ze Szkoły Krytyki Teatralnej w Siennej pod wodzą
Kasi Knychalskiej, którzy przyjechali na ten festiwal właśnie po to, żeby pozna-
wać off od wewnątrz. Prowadził tę dyskusję Łukasz Drewniak. I w pierwszych
słowach stwierdził: „Jest tutaj dwoje krytyków: ja i Kasia Knychalska” (która
MM: Chciałem robić inne rzeczy niż krytyka już na samym początku. O dra-
maturgii zacząłem myśleć dość wcześnie, ostatnio też występuję na scenie,
AKD: Miałem raz sytuację, która nie tyle mówi o wycofywaniu się z opinii,
co o ograniczeniach, które miewamy w ich wyrażaniu w naszej pracy. Dosta-
łem przed kilkoma laty zlecenie na opisanie Festiwalu Teatrów Błądzących
w Gardzienicach, zrobiłem to. Jakiś czas po publikacji tego tekstu, na innej im-
prezie na Lubelszczyźnie, złapała mnie nieznajoma dziewczyna z pretensjami
typu: „jakim prawem napisałem o tym festiwalu w ten sposób?!”. Okazało
się, że pracowała przy jego organizacji w biurze Ośrodka. Rozumiem – co
z tego, że były tam pokazy ciekawych spektakli, skoro organizacja wyglądała
fatalnie, skoro od samego początku opierała się na wyzysku wolontariuszy
i ludzi z Akademii Praktyk Teatralnych, na przemocowych zachowaniach
wobec pracowników biura. I „czy ja wiem, jak to w ogóle wyglądało?”. Wie-
JL: Mógłbyś stwierdzić, że to nie powinno mieć miejsca, ale dlatego, że do-
strzegałeś wartość w pracy tych zespołów, warto było o tym wydarzeniu
napisać. Czy nie jest tak, że przy pisaniu o offie zawsze to decyduje?
AKD: Masz dużo racji. To pewnie też powód, dla którego sytuacje przemo-
cowe w tym środowisku tak późno wychodzą na jaw. Zwróciłem uwagę na
fragment z pierwszego reportażu o nadużyciach w „Gardzienicach”, który
opublikował Witek Mrozek. Wyjaśnia bardzo wiele z zawiłości całej sytu-
acji, ale jeden wątek pozostaje niewyeksponowany – tylko w jednym zdaniu
padają u niego słowa: „przemoc ekonomiczna”. Te dwie stówy za granie, za
tekst, za obsługę, to codzienność offu – poniekąd też krytyki – i powód, dla
Druga rzecz – festiwal, czy w offie często każde granie, to święto. Miałem
przez kilka lat swoją offową grupę – Teatr Alatyr. Było między nami lepiej
czy gorzej, bywały kłótnie i wzajemne niechęci, ale kiedy okazywało się, że
Tak naprawdę dopiero moment rewizji, który uświadamia ci, że żadne świę-
to nie zwróci tego, co odbiera ci toksyczna codzienność, może być powodem,
żeby myśleć o odchodzeniu, calloutach czy przebranżowieniu.
JL: Marcin, a jak twoja codzienność? Czym dla ciebie jest święto?
MM: Cenię sobie bycie freelancerem, choć wiąże się z tym duża niepewność.
Jednocześnie czuję się uprzywilejowany, bo ubezpiecza mnie Teatr Studio,
mimo że z powodu pandemii Więcej niż jedno zwierzę gramy rzadziej niż by-
śmy chcieli. Bardzo lubię ten spektakl i granie go to dla mnie święto. Jego
powstawanie też było dla mnie wyjątkowe. Dzięki podobnemu myśleniu o te-
atrze, mimo różnic i doświadczeń udało nam się wytworzyć grupę. Fajnie do
niej wracać. Ten brak stabilności powoduje też, że szukam praktyki arty-
stycznej w różnych rejonach. Stąd też choreografia, praktyczne zajmowanie
się tańcem czy ostatnio pisanie dramatów. Dziwnie te ścieżki podążają, sam
jestem ciekawy, co mnie jeszcze czeka.
HM: Chcieliśmy na koniec zadać wam pytanie – gdzie widzicie się w offie
Teatr Rajstopy
Bardzo brzydki spektakl o miłości
−1.
1.
Jesteśmy jednak blisko dwa i pół roku po momencie narodzin tego mikro-
Zespół ustawia się w kręgu nad zapaloną lampką. Przypomina to trochę krąg
spirytystyczny. Padają kolejne nazwy ważnych dla nich zespołów teatralnej
Po krótkiej przerwie spędzonej w kuchni, gdzie goście mieli okazję lepiej się
ze sobą poznać – wracamy do pokoju na Bardzo brzydki spektakl o miłości Raj-
stop. Oglądamy etiudę, w której Noemi wyciąga jednego papierosa z paczki,
zapisuje coś na nim, całuje, a następnie chowa go z powrotem. Wyciąga ko-
Choć spektakl może się wydawać zbiorem scen, pod koniec obrazy zaczynają
układać się w całość, w historię. Otwierająca przedstawienie scena z papiero-
sem rozgrywa się jakby po poznaniu kogoś, zakochaniu. W kolejnej – miłość
się rozwija: zakochani próbują nazwać to, czym ona jest. Przychodzi im do
głowy, że może być zabawą. Ale przecież są już duzi, więc nie rzucają sobie cu-
kierków, tylko papierosy. W razie małego kryzysu w związku – jego zapalenie
OFFOLOGIA DLA OPORNYCH • rozdział dziesiąty • PERSPEKTYWY • 395
TEATR RAJSTOPY ORAZ TEATR„Bardzo
SPOTKAŃbrzydki spektakl
WIELU: o miłości” | fot.
PRZEKLINANIE Ares Cainzos
I ODMIENIANIE
pomoże im odetchnąć. W razie dużych zawirowań, które chcą zignorować –
godzą się przez seks. Wciąż jednak czują się w tej miłości jak dzieci. To mo-
ment w spektaklu, kiedy zagrają w ciuciubabkę – może ta gra ich czegoś o tym
uczuciu nauczy? W trakcie zabawy dziewczyny powtarzają tekst jak mantrę:
3.
Pisząc ten tekst, próbuję sobie przypomnieć, kiedy nauczono mnie, że teatr
jest spotkaniem. Ten wątek, zaczerpnięty od Jerzego Grotowskiego, przewijał
się w rozmowach podczas naszego domowego festiwalu. Można to hasło po-
wtarzać wielokrotnie, ale jego wypowiadanie nie uczyni teatru spotkaniem.
Potencjał rozwoju offu, ale też teatru w ogóle, widzę właśnie w umiejętności
uczynienia teatru miejscem, do którego chce się przyjść po to, by spotkać
się z kimś, ale też z samym sobą. To właśnie był mój cel, gdy zapraszałam do
siebie Teatr Rajstopy i Teatr Spotkań Wielu i oddawałam im kawałek mojej
przestrzeni.
HM: Zadowolona?
Jeśli chodzi o sposoby mówienia o offie – masz rację. Jeżeli zaczynasz częściej
czytać to, co pisze się o teatrze alternatywnym, od razu zauważasz, że różni
krytycy, jak też różni twórcy, powielają pewne utarte schematy myślowe
i retoryczne. Nie zawsze, ale bardzo często. Te same określenia i te same
formułki. W pewnym momencie zaczęło nas to nawet bawić. Takie słowa na
To z jednej strony. Bo z drugiej w ten sposób podkreśla się rolę tego wszyst-
kiego, co poprzedza wynik. Niekiedy wyraźnie zaznacza się, że relacje, które
wytwarzają się w zespole, droga twórcza czy duchowa, którą przechodzą
twórcy, są ważniejsze niż spektakl. Eugenio Barba, słynny twórca Odin
Teatret, słusznie dowodził, że w myśleniu o teatrze dominuje perspektywa
widza. Tego, który przychodzi do teatru oglądać spektakl. Stąd też wszystko
obraca się dookoła spektaklu jako kulminacji i sensu całej pracy teatralnej.
Nie jestem pewna, czy odpowiedziałam na twoje pytanie. Być może mój tok
myślenia otwiera więcej pytań niż to, które zadałeś. Co spowodowało po-
wstanie tej rysy/pęknięcia/szczeliny? Kto ją zauważył? Kto ją próbował i nadal
próbuje ukryć? Chyba nie w smak nam takie skazy i naruszenia gładkich po-
wierzchni.
JL: Jeśli chodzi o zaspokajanie ważnych ludzkich potrzeb przez off – jestem
optymistką. Wydaje mi się też, że dałam temu wyraz w tej książce. Każdy
rozdział i temat, który podejmowaliśmy, dotyczył czegoś, co jest dla nas
HM: Nie podoba mi się słowo „azyl”, kiedy używasz go w tym kontekście. Jest
w nim jakiś niepotrzebny, moim zdaniem, eskapizm, przyjmowanie na siebie
roli jeżeli nie ofiary, to „biednego krewnego”, którego wstydzi się na przyję-
ciu towarzyskim. Zresztą, coś podobnego można wyczuć też w nazwie „off”.
Nie wiem nawet, czy nie należałoby jej zmienić. Siłą teatru alternatywnego,
który dał impuls całemu nurtowi, była właśnie jego alternatywność.
Oferował to, czego brakowało lub co nie mogło z pewnych powodów
pojawić się w mainstreamie. Nie był tylko marginesem czy uzupełnieniem.
Był potrzebny, wręcz do pewnego stopnia niezbędny. Stąd uważam, że off
ma szansę w pełni rozkwitnąć, jeśli porzuci narracje obronne i asekuracyj-
ne. Bo te potrzeby, o których mówisz, wcale nie są potrzebami jakieś małej
grupki osób, tylko większej części społeczeństwa. Nawet jeżeli nie wszyscy
to sobie w pełni uświadamiają. Off musi zrozumieć powagę i rangę swojej
działalności, biorąc jednocześnie na siebie sporą odpowiedzialność. Wtedy
też inni będą mogli poczuć z czym, tak naprawdę, mają do czynienia. Off
musi być, nazwijmy to w większym uproszczeniu, agresywniejszy. Naruszać
status quo. Chociażby to, które każe nam uznać za normalny stan rzeczy,
w którym teatry instytucjonalne robią słabiutkie, przynoszące radość jedy-
nie kilkudziesięciu krytykom i koneserom, spektakle za 250 tysięcy złotych,
HM: Masz rację, „agresywny” to niezbyt fortunne słowo. Chociaż nie uwa-
żam, żeby nasze wizje były ze sobą sprzeczne. Zdziwiło mnie po prostu,
że tak wielu artystów offu przyjmuje postawę defensywną. To raz. A dwa –
odniosłem wrażenie, że nie stawiają sobie tak fundamentalnych pytań jak:
Po co? Dlaczego? W jakim celu? A skoro tego nie robią, skoro sami tego nie
przepracowują, to znaczy, że zadowalają się już istniejącymi, gotowymi nar-
racjami. Używają już istniejącego języka. Nie wiem, czy nie zabrzmi to zbyt
radykalnie, ale wygląda na to, że offowi często brakuje samoświadomości.
JL: Jeśli chodzi o „Gardzienice”, to jasne było dla mnie, że nie sposób w obec-
nym momencie pisać o historii grupy bez uwzględnienia tych opowieści,
które przytaczam w moim eseju. Jednocześnie zdziwiło mnie to, że nikt
przede mną nie podjął się próby opisania związków pomiędzy kolejnymi
calloutami, relacjami, opiniami czy oświadczeniami dotyczącymi założyciela
zespołu – Włodzimierza Staniewskiego. Przez wzmiankę w cyklicznym
„Kołonotatniku” Łukasza Drewniaka na portalu „teatralny.pl”1 dowiedzia-
łam się, że jeden z bohaterów tej książki, lider teatru Krzyk Marek Kościółek,
wypowiedział się na fanpage’u Teatru na Facebooku o swoich przewinie-
niach2. I tyle. Wydaje mi się, że nie trzeba być profesorem, żeby dokonać
rzetelnej analizy krytyczno-historycznej „Gardzienic”. Takiej, która nie ma
być intelektualnym popisem, a która może pomóc wielu artystom, którzy
z pracy lub inspiracji sztuką tworzoną przez Włodzimierza Staniewskiego
i jego zespół wciąż czerpią. Dla mnie pisanie tego tekstu było jednocześnie
trudne i uwalniające. Mam wielką nadzieję przeczytać jakąś odpowiedź na
niego albo mieć szansę porozmawiania z kimś o nim. Myślę, że taki namysł
dla wielu byłby dużym świadomościowym krokiem.
Dla mnie fenomenem pozostaje fakt, że off rozwija się mimo niedofinansowa-
nia. I że są ludzie, którzy, śmiejąc się z tego, że dokładają do przysłowiowego
interesu, a i tak nie przestają robić tego, co robią. Takimi osobami są Karol
Barcki z grupy Pomarańcze, Noemi Wrzos i Zuza Polkowska z Teatru
Rajstopy, czy wspominany kilkakrotnie w tej książce Piotr „Jaszczur” Śnieguła.