You are on page 1of 14

BAJECZKI

ORTOGRAFICZNE

Zebrała i opracowała wykorzystując:

METODĘ KOLOROWEJ ORTOGRAFII

ADELA PAŁYGA
WSZYSTKIE BARWY JESIENI OPOWIEŚĆ O DŻUDŻYSTCE,
CHARCIE I MURZYNIE
Słynna z rozlicznych fanaberii i chimerycznego usposobienia
Ile kolorów ma jesień? Tego nikt policzyć nie potrafi. Wczesna dżudżystka, z pochodzenia chociebużanka, w towarzystwie
jesień jest radosna, mieni się paletą barw i odcieni. Późna - jest swego chyżego, biało nakrapianego charta, który był bez
szara i ponura. wątpienia wielkim hultajem, w pośpiechu wsiadła do
superekspresu, jadącego z Szanghaju do Hanoi, Wśród licznych
Wczesna jesień skrzy się srebrzystą przędzą babiego lata, podróżnych jej ekscentryczna postać wywoływała ogólne
czerwieni koralami jarzębiny i kaliny, bieli owocami śnieguliczki. poruszenie. Ognistorude włosy Eulalii, tak bowiem miała na imię
Wrześniowej i październikowej jesieni do twarzy także w ta herod-baba, były ostrzyżone na jeża. Ubrana była w elegancki
fioletowym kolorze. Taką barwę mają wrzosy, śliwki węgierki i żorżetowy spodnium koloru khaki w malachitowe prążki. W
niektóre astry. Żółte, czerwone i pomarańczowe są kwiaty cynii i jednej ręce trzymała skórzaną smycz, na której prowadziła
dalii, natomiast kasztany i szyszki mają kolor brązowy. Liście są swego czworonożnego przyjaciela, będącego wyraźnie w
różnokolorowe. Gnane przez podmuchy jeszcze ciepłego wiatru kiepskiej kondycji, gdyż po długim biegu dyszał on niczym
tańczą w powietrzu brązowe i złote liście buka, czerwone - osiki i hipopotam. W drugiej dłoni Eulalia dzierżyła gęsto malowaną
wierzby, żółte - brzozy, lipy i grabu, purpurowe, rude i różowe hinduską parasolkę na mahoniowej rączce.
liście klonu. Ta wielobarwna i strojna jesień przegląda się, jak w Tuż po wejściu do już ruszającego pociągu, w drzwiach
lustrze w błękitnym niebie, które rozświetlają, niestety już coraz wagonu restauracju, hoża i krzepka dżudżystka wpadła z
słabsze i chłodniejsze, słoneczne promienie. impetem na rachityczną postać sfrancuziałego Murzyna, który
na pewno był melancholikiem. Eulalii obce były jakiekolwiek
Zupełnie inna jest jesień listopadowa. Gasną żywe kolory, zasady dobrego wychowania, więc natychmiast sczerwieniała ze
niebem płyną ciemne chmury. Wszystko staje się zamglone, złości i gromko huknęła na skonfundowanego dżentelmena.
szare, popielate, beżowe. Tylko gdzieniegdzie te jesienną Równie żywiołowo zareagował jej chart, który nasrożył się i
szarugę rozjaśniają pęki białych i złocistych chryzantem. wyszczerzył wszystkie swoje spiczaste zęby. Aby udobruchać
rozwścieczoną dżudżystkę i jej nietowarzyskiego psa, życzliwy
Ile kolorów ma jesień? Spróbuj policzyć w tym roku. całemu światu i skądinąd sympatyczny Murzyn, zaprosił Eulalię
na wyborną kawę z ekspresu i smaczną przekąskę z owoców
morza. Chart musiał się niestety zadowolić tylko półtwardym
rostbefem i słabiutką herbatką bez cukru.
TRZYNASTEGO HIPOCHONDRYK
- Jakże by inaczej, od samego rana mam pecha - pomyślała rozżalona Witold był paskudnym zrzędą i malkontentem. To go bez
Julka, gdy sprzed nosa uciekł jej autobus, jadący do centrum miasta. - wątpienia w sposób niekorzystny wyróżniało spośród otoczenia.
Wiadomo, piątek i na domiar złego trzynastego - dorzuciła w myślach. Ubóstwiał narzekać i zadręczać rodzinę oraz przyjaciół swoim
ponurym nastrojem oraz mnóstwem swoich, najczęściej
Ponury nastrój towarzyszył Julii od samego rana. Miała wstać o wpół do
wyimaginowanych, chorób. Witek był mistrzem w wynajdywaniu
siódmej, niestety zaspała. Wszystko dlatego, że wczoraj zbyt długo
dziury w całym. A to nie podobał mu się wschód słońca, bo zbyt
przygotowywała się do piątkowych lekcji i poszła spać już po północy. czerwony, a to wrzosy go nie zachwycały, bo wyglądały smętnie
Najpierw przemierzała wzdłuż i wszerz kontynenty półkuli zachodniej: i nieświeżo. Nie odpowiadały mu upały, równie źle czuł się w
Amerykę Północną i Amerykę Południową. Szybko zapamiętała, że stolicą pochmurne i dżdżyste dni. Morza nie lubił, bo za dużo w nim
Chile jest Santiago, Kanady - Ottawa, Kolumbii - Bogota, Kuby - Hawana, wody, góry go nie pociągały, bo były pofałdowane, strome i
Wenezueli - Caracas. Nie miała też problemów z określeniem, które pochyłe. Witek nadużywał też cierpliwości otoczenia, a także
państwa obu Ameryk są niepodległe (Argentyna, Haiti, Stany rozlicznych lekarzy, żałośnie skarżąc się na przeróżne
Zjednoczone, Honduras, Meksyk, Peru, Grenlandia), a które dolegliwości. To bolał go brzuch, to zwichnął nogę, to znowu
niesamodzielne i zależne od innych krajów (Bahama, Bermudy, potłukł sobie żebra lub nadwyrężył żuchwę. Nieustannie też
rozmyślał, jak tu uchronić się przed czyhającymi z każdej strony
Gwatemala, Grenada, Antyle Holenderskie). Potem do późna i żmudnie
okrutnymi i perfidnymi zarazkami, bywało, że te rozważania
porządkowała swoją wiedzę z historii. Była to ciężka harówka, bo pochłaniały go bez reszty. Znajomi początkowo jego narzekania
wiadomości Julii z tego przedmiotu nie były niestety rzetelne. Julia miała traktowali z przymrużeniem oka i rozbawieniem. Witold nie był
kłopoty z chronologicznym uporządkowaniem poszczególnych wydarzeń, przecież cherlającym chucherkiem. Wręcz odwrotnie. Był to
a luki w wiadomościach o potopie szwedzkim były wprost zatrważające. chłop na schwał, wysoki, słusznej postury, miał krzepę, że mało
Mimo usilnych starań, Julce nie udało się okiełznać tego chaosu. Nic też kto mógł mu dorównać. Niestety miał słaby charakter. Z czasem
dziwnego, że z niechęcią powitała piątkowy poranek. Wstała z ogromną więc to Witkowe bezustanne marudzenie, doszukiwanie się we
chandrą i z burzą ponurych myśli w głowie. Na poprawę humoru nie mógł wszystkim braków i uchybień oraz ciągły, bezpodstawny
też wpłynąć widok za oknem: było szaro, brzydko, siąpiła mżawka, niepokój o własne niby-słabe zdrowie dały się wszystkim we
znaki, stały się bardzo uciążliwe, a nawet nudne. Ba, Witek
chlupotały kałuże pod nogami jeszcze nielicznych o tej porze
bakterie swego złego humoru skutecznie rozsiewał wokół i
przechodniów. często zarażał nimi innych. Bo jak tu się nie zarazić?
- To mrzonki, że dzisiaj cokolwiek mi się uda - z jeszcze większą goryczą
zauważyła Julka. Dogonił ją Kuba, kolega z klasy.
- Cześć.
- Też masz pecha trzynastego? - skrzywiła nosek Julka.
- Nie, przecież lekcje z geografii odwołano, bo pani jest chora.
- A rzeczywiście. Nie jest taki zły ten trzynasty - pomyślała
Julka.
O CZYM MARZY HIPOPOTAM? MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH PRZYGODA
Z TYCIĄCTRZYSTULETNIM
Hipopotam ociężałym krokiem, posapując ze złości, człapał po
zasypanym śniegiem wybiegu w zoo. Był w bardzo złym
NIEWYDARZEŃCEM
humorze i na nic nie miał ochoty. Posępny nastrój hipcia
potęgowała szalejąca wokół śnieżna zawierucha i szczypiący w Rad nierad, pchany przez nieodgadnioną siłę, powoli zanurzam
uszy mróz. się w ponury bór. Wczesnojesienne promienie słońca z trudem
przebijają się przez baldachim ledwo, ledwo pożółkłych liści
- Cóż za paskudna pogoda? - myślał rozżalony - to wprost drzew. Spowija mnie niemalże hebanowy wszechpanujący mrok.
oburzające, aby taki piecuch jak ja musiał trząść się z zimna i Znienacka zrywa się huraganowy wiatr. Wicher poczyna
czmychać przed lodowatymi podmuchami wiatru do jakiegoś harcować wśród drzew kniei. Ich strzeliste korony zaczynają
szaroburego domku hipopotamów. Och, jakże chciałbym znaleźć chylić się ku dołowi, z trzaskiem spadają na ziemię rachityczne
się w swoim kraju, wygrzewać w ciepłych promieniach słońca, gałązki, szaleńczo wirują zeschłe liście. Jestem coraz bardziej
pływać w czyściutkiej wodzie, cieszyć oczy zielenią drzew i przerażony. Nagle, ni stąd, ni zowąd, daje się słyszeć odległe
wachlarzem barw różnych kwiatów. Ale byłoby przyjemnie! jeszcze szurum-burum, dziwne chrobotanie, głucho dudniące
człapanie. Wszystkie leśne żyjątka pierzchają w popłochu. Mnie
strach nie pozwala zrobić ani kroku. Ledwie że oddycham.
Rozmarzony hipopotam niemalże czuł na swoim tłuściutkim
Przede mną stoi ohydny stwór. Jest to rzadko spotykane
cielsku pieszczotę słońca, słyszał szum wody i wesoły świergot
monstrum: krzywonose, spiczastogłowe, pokryte częściowo
ptaków. Niestety, kolejny podmuch wiatru rozwiał ciepłe
beżowo nakrapianym puchem, częściowo malachitowe
marzenia hipopotama. Z obrzydzeniem strząsnął z siebie zimne
prążkowanymi łuskami. Jego mętnoszary wzrok przeszywa mnie
krople topniejących na jego skórze śnieżnych płatków. Po chwili
na wylot. Po chwili straszydło odzywa się. Głos pokraki skrzypi
jednak jego myśli znów porzuciły mroźną rzeczywistość: - No,
niczym nie naoliwione zawiasy prastarych drzwi. Pseudo
ostatecznie mógłbym zostać w zoo. Przecież nie jest tu aż tak
uśmiech przechodzi w złośliwy chichot. - Dalibóg, nie
źle. Codziennie dostaję pyszne jedzonko, mam tu wielu
spodziewałem się w tej głuszy takiego arcysmacznego kąska. Ha!
przyjaciół, a gdy zachoruję, to dba o mnie mój osobisty lekarz.
Słuchaj no - pozwolę ci wybrać. Chceszli, o radości mych
Nie najgorzej. Ale... Tak! Chciałbym, aby moja skóra pokryła się
otchłannych trzewi, abym przebódł cię dzidą, przerżnął nożem,
długim futerkiem. Mogłoby być ono brunatne albo jeszcze lepiej
a może wolisz być po kawałeczku użynany sierpem? Po tym
beżowe. Ho, ho, ho! Cudowniej byłoby, gdybym miał swój basen
wystąpieniu okropnego monstrum jestem wpółżywy, ze wszech
z podgrzewaną wodą. Każdego dnia zażywałbym w nim kąpieli.
miar pragnę zapaść się chociażby pod ziemię. Z nagła, dosłownie
w okamgnieniu, wszystko znika. Widzę tylko bezbrzeżną czerń,
Marząc tak, hipopotam nie zauważył, że zaczął sypać coraz która powoli ustępuje szarościom. No tak, wszystko to było tylko
gęściejszy śnieg, a on sam powoli, powoli począł przybierać przerażającym sennym koszmarem. Jest wpół do ósmej, znów
postać hipopotamiego bałwanka. I pewnie zostałby nim, gdyby zaspałem i spóźnię się po raz n-ty do szkoły.
nie refleks jego pobratymców. Nie zważając na protesty
zziębniętego marzyciela, wciągnęli go do ogrzanego domku i
uratowali w ten sposób przed solidnym przeziębieniem.
TRAGIKOMICZNA HISTORIA O RZEKOMEJ KORZYŚCI Z POROZUMIENIA
BEZ HAPPY-ENDU GŁÓW ŻARŁOCZNEGO SMOKA
- Więcby w tak żenujący sposób miała się skończyć moja
chlubna kariera pierwszego hała-burdy? - rzekł wielce rozżalony Hen, za ponurymi borami, przepastnymi morzami, u podnóża
duch o fizjonomii cherubinka i charakterze trolla. Wpółsiedział strzelistych, wysmukłych Himalajów żył sobie półdziki, ohydny
właśnie w jakimś sczerniałym od starości bunkrze, ręce i nogi stwór - siedmiogłowy smok. Nienadaremnie był on też nazywany
miał skrępowane powrósłem, ale dla pewności wszelkiej tu i nienażartym brzuchaczem. Kochał jeść i tej pasjonującej
ówdzie był poprzyciskany studwudziestopięcio-kilogramowymi czynności chętnie poświęcałby całe życie. Niestety, naszemu
hantlami. W taki oto niewyszukany sposób potraktowali łobuza bohaterowi często gęsto trzewia wygrywały smutnotrzewną
jego współ-pobratymcy. Nie mógł on tego w żaden sposób pojąć. głodową melodię. Cóż, każda z jego siedmiu głów lubiła co
- Przecież nie byle jak się starałem, aby wszystkim wokół zaleźć innego. Nigdy nie potrafiły one ustalić, co można by właśnie
za skórę. Byłem nieposłuszny, niehonorowy i nietowarzyski, przekąsić. Wszystkie posiłki poprzedzały zazwyczaj gromkie
nigdy nie postępowałem fair play. Chuligaństwo było moim chryje. Pierwsza głowa miała bowiem chrapkę na świeże
żywiołem, w życiu najmniejszej nie odstawiłem chałtury. Moje jarzyny, druga - na grejpfruty, porzeczki i arbuzy, trzecia
wybryki zawsze były pierwszej jakości, nierzadko nie zjadłaby twarożek z rzeżuchą, cebulką i rzodkiewką, czwarta -
wymyśliłaby ich cała horda pseudouczonych. Chi, chi, chi! Nie niemalże surowe nozdrza hipopotama, piątą zadowoliłby dżem
zapomnę, jak dopiekłem do żywego pewnemu chojrackiemu jeżynowo-brzoskwiniowy, szóstą - jakaś chińszczyzna z
heavymetalowcowi z Caracas - zwolennikowi szybkich i korzennymi przyprawami, siódma natomiast nie pogardziłaby
supermocnych uderzeń! Przez wiele nocy nękałem zewsząd jego tortem orzechowym i lodowym miszmaszem. Potem głowy
narząd słuchu rytmami, nie znanych mu do tej pory, piosenek rzucały się hurmem na swoje ulubione potrawy lub też
chodnikowych. Na próżno starał się on uwolnić od tych obrażone na cały świat niczego nie chciały skosztować. Smok w
drażniących go dźwięków, uśmierzyć narastający ból uszu i końcu zdechłby z głodu albo w wielkich męczarniach padłby na
głowy. To ci była heca! Niezmordowany byłem również w ostrą niestrawność. Jednakże w ostatniej chwili, zdenerwowany
uprzykrzaniu życia swoim druhom. Czegóż to ja nie nie na żarty, poszedł szybko po rozum do siedmiu swoich
wymyślałem! Podrzucałem im do łóżek specjalnie ostrzone kłótliwych głów. Po długich pertraktacjach i burzliwych
pinezki, zdechłe nietoperze, parzące pokrzywy i wszelkie ostro rozmowach smocze łby doszły do porozumienia. Postanowiły, że
kłujące chwasty. Znowuż kiedy indziej słodziutkie porzeczkowe na co dzień szefem kuchni będzie głowa pierwsza, a z okazji
konfitury doprawiałem słonogorzkimi przyprawami. świąt i niedziel pichcić będzie głowa siódma. Kontrolę nad
Napuszczałem na mych towarzyszy chmarę rozwścieczonych całotygodniowym menu sprawować miałaby łepetyna druga
pszczół, os i szerszeni. Niektórych poddawałem działaniu wespół z najrozważniejszą łepetyną trzecią. Od tej pory smok
hipnozy i zmuszałem do wycinania hołubców i fikania koziołków. obrastał w żółciutkie sadełko, stawał się coraz bardziej ociężały i
Raz nawet udało mi się naszego bez mała sześciowiekowego leniwy. Wreszcie, po kolejnym łasuchowaniu, z wielkim hukiem
seniora zamienić w cocker-spaniela. Niejednemu człowiekowi, rozpadł się na tysiące drobniutkich kawałeczków.
niejednemu duchowi srodze dałem się we znaki. Prawda, że
niekiedy byłem nazbyt rozbisurmaniony. To jednak nie powód,
żeby ta hołota nieuków tak ze mną postępowała. Dlaczego moje
błagania o łaskę są nadaremne? Dlaczego mówią mi, że
spokorniałem poniewczasie?
NIECH ŻYJE KARNAWAŁ CHLUBNA WIKTORIA POLSKIEGO ORĘŻA
Dzisiaj w naszej szkole ważne wydarzenie. Oto odbywa się Dalibóg! Cożeż to się dzieje?! Alboż to możliwe? Hordy
coroczny bal przebierańców. Nauczyciele i uczniowie przyszli w ciemnowłosych, czarnobrewych i skośnookich, śniadolicych, z
wymyślonych przez siebie kostiumach. Na parkiecie sali balowej rzadkimi bródkami Tatarzynów, rozzuchwalone
wiruje w rytm muzyki cała rzesza przebierańców. Można na balu dotychczasowymi sukcesami swych grabieżczych napadów, już
spotkać bohaterów wielu bajek legend, przedstawicieli różnych po raz trzeci wtargnęły do Polski. Chyżo, w popłochu wielkim
zawodów, postacie z zamierzchłej przeszłości, także zwierzęta i ucieka przed nimi każdy. Czmychają, gdzie pieprz rośnie,
dużo roślin. Kominiarz we wspaniałym lśniącym cylindrze tańczy arcydumni książęta, drży pozbawione ducha walki niby-mężne
z wróżką w powłóczystej srebrzystej sukni, zielona żabka pląsa z rycerstwo, bierze nogi za pas oszalała z trwogi ludność grodów,
odważnym rycerzem w stalowej zbroi. Pięknej księżniczce wsi i przysiółków. A Tatarzy na swych słynnych z wytrzymałości
towarzyszy roześmiany leśny skrzat, żółty żonkil bawi się ze bachmatach posuwają się nieustannie naprzód. Ci heretycy
strażakiem w złotym hełmie, a różnokolorowy motyl z biało poczynają sobie nad wyraz śmiało. Zachowują się buńczucznie i
nakrapianym muchomorem. Zmęczona skocznymi tańcami hardo. Szlak ich pochodu znaczą rzezie, łuny pożarów i
pszczółka Maja usiadła obok marynarza w granatowym łupiestwa. Tym razem Tatarzy nacierają w dwóch grupach.
mundurze. Za chwilę dołączył do nich siedmiogłowy smok oraz Pierwsza, przez Lublin i Sandomierz, dotarła aż do Gór
podłużny strąk zielonego groszku. Świętokrzyskich. Druga grupa doszła pod Kraków i na Podhale.
Jednak dzięki niezrównanej waleczności części rycerstwa
Organizatorzy zabawy ogłosili konkurs na królową i króla polskiego ci antychryści zostali pokonani. Nad pierwszą grupą
balu. Po burzliwych obradach jury ogłosiło, że zwyciężył Tatarów chlubne zwycięstwo odniosły chorągwie pod
Andrzej z Grażynką. Wybór ten wszyscy powitali gromkimi dowództwem Leszka Czarnego. Drugi oddział tych barbarzyńców
oklaskami. Andrzej przebrał się za Indianina. Twarz, tułów, ręce musiał skapitulować pod Starym Sączem, gdzie został srodze
i nogi wysmarował wiśniową pastą do butów. Głowę ozdobił przetrzebiony przez sprzymierzone wojska polskie i węgierskie.
wspaniałym pióropuszem. Natomiast Grażynka wystąpiła w roli Ta, okupiona krwią wielu szlachetnych mężów, wiktoria jest tym
Cyganki. Każdemu chętnie wróżyła i przepowiadała przyszłość. większą, iż Tatarów niezmiernie trudno jest pokonać w
bezpośredniej walce. Ich sposób wojowania różni się bowiem od
Zabawa udała się znakomicie. Jej organizatorzy i sposobu walki innych narodów. Horda tych bezbożników
uczestnicy byli bardzo zadowoleni. Za rok wszyscy znów spotkają formuje naprzód półkole, które wklęsłością zwrócone jest
się na balu. zawsze do nieprzyjaciela. Jeżeli wróg rzuca się w środek
półksiężyca, zostaje przez jego rogi oskrzydlony; gdy zaś
hurmem uderza w jedno skrzydło, również bywa ogarnięty
półkolem. Zataczając owo półkole, przebrzydli Tatarzyni
bezustannie rażą swoich nieprzyjaciół ostro zakończonymi
strzałami. Często także ci drapieżcy pozorują chaotyczną
ucieczkę z pola walki, aby nieostrożnego, zapędzonego w pogoni
przeciwnika sroższym przywitać atakiem i znienacka otoczyć.
TRAGIKOMICZNY MINIREPORTAŻ TAJEMNICA NADDNIEPRZAŃSKIEGO
O NIEROZWAŻNEJ ŻABIE NIE ZAMIESZKANEGO ZAMCZYSKA
I BOCIANIE - DALEKOWIDZU
Na Allacha i Mahometa, na wszystkich prapraprzodków! A toż
historia! Sponad koron drzew ponadtysiącletniej
- Hejże! Dzisiaj pokażę mym druhom, że godna jestem chwały
naddnieprzańskiej kniei wyłania się nagle ponure zamczysko.
helleńskich herosów! Żaden bocian mi niestraszny! Jestem Jego strzelista wieżyca, istna miniaturka paryskiej wieży Eiffla,
herkulesem w żabiej skórze! - buńczucznie zakrzyknęła żaba góruje nad ciągle nieobeschłymi po deszczu żarnowcami. Na
Magda, wychynąwszy z żółtawobrunatnej kałuży rozlanej tuż całym obwodzie grubo ciosanych murów obronnych ciągnie się
obok porosłej hubą wierzby. Po czym, długo się nie namyślając, krenelaż i machikuły. W oknach połyskują szklane gomółki.
skacząc na przemian: wzdłuż i wszerz, w dal i wzwyż, w przód i Drogę do zamczyska zagradza głęboko wyżłobiony parów. Nie
wstecz, znalazła się na podmokłej łące, po której nieco ociężale dokończony most zwodzony nie pozwala przedostać się na drugą
przechadzał się bocian Błażej. Był on wychudzony i markotny. stronę. Półczwartej metra dalej leżą chybotliwe, unurzane w
Jego do niedawna śnieżnobiałe pióra zszarzały, purpurowo błocie nie okrzesane dębowe żerdzie. Ha! Samowtór
lśniący dziób smętnie zwisał, a długie nogi aż po pęciny przechodzimy po nich do spiżowych wrót. Wierzei strzeże nie
unurzane były w nijakiego koloru mazi. Cóż, Błażej od dawna naruszona kłódka i dwie skrzyżowane halabardy. Bramę wieńczy
nie jadł żadnego bocianiego przysmaku. Jego szczupłe trzewia cudaczny herb. Na turkusowo prążkowanym tle stoi Buszmenka
już od kilku dni grały bądź to smutnorzewną balladę, bądź to z dzierzbą, a może pustułką?, na ramieniu i szyszką pinii w
ponurego marsza żałobnego. Po nocach natomiast śniły mu się dłoni. Nad herbem wije się mahoniowego koloru napis: Nic
superatrakcyjne potrawy: pierożki z francuskiego ciasta z żabim niewart twój hart. My równi jesteśmy helleńskim herosom.
nadzieniem, tłusty rosół na żabich udkach, filety z żabiej piersi Heraldyka jeszcze nie widziała czegoś tak zdumiewającego. Z
po szwedzku, żabia pieczeń po szkocku, wyśmienita żabia nagła, jak gdyby pod wpływem tajemnych mocy, skrzydła wrót
wątróbka przysmażana z rzeżuchą i rzepą czosnkową. Ach! Na otwierają się z hałasem na roścież. Świst, huk, rumor i...
jawie nie pogardziłby i zwykłym żabim mielonym.

Z tych smakowitych marzeń wyrwał boćka nagły chlupot.


Gdyby nie wada wzroku - był przecież dalekowidzem, na pewno
nie dostrzegłby chyżo skaczącej w oddali żaby. Magda nic sobie
nie robiła z czyhających zewsząd niebezpieczeństw.
Niefrasobliwie hycała z jednego grząskiego bajora w drugie,
popisywała się powietrznymi akrobacjami. Jej zadowolony rechot
echo niosło niemalże po całej łące. Szpagat, korkociąg, salto
mortale i... nieroztropna żaba z chrzęstem wylądowała w
splątanych łodygach wiązówki błotnej i ostrożenia warzywnego.
Tylko tego trzeba było bocianowi. Ochoczo podfrunął do
szamoczącej się i z lekka rzężącej Magdy. Szast-prast, i nawet
ślad nie pozostał po lekkomyślnej żabie. Bezpowrotnie pogrążyła
się ona w mrocznym labiryncie Błażejowych jelit.
NIE ODPARTA PRZEZ ORGANIZM NA PLACU ZABAW
SZARŻA WIRUSÓW
To już ostatnie wakacyjne dni. Słonko mocno przygrzewa.
Nuże druhowie! Halabardy zniż i żgaj! Naprzód ! Utwórzmy Swoimi promieniami żółtymi jak dojrzałe kłosy zbóż mile
półksiężyc i oskrzydlmy ją! - krzycząc i popychając się, horda łaskocze ludzi. Leciutko dmucha letni wiaterek. Tylko niekiedy po
krwiożerczych bakterii charcim skokiem dopadła Hanię. Było bezchmurnym niebie przemknie malutki, puszysty obłoczek.
pochmurno, mżył nie ustający od dwóch dni kapuśniaczek,
harcował wiatr, chlupotały kałuże, a dziewczynka bez parasolki, W ten piękny sierpniowy dzień nikt nie został w domu. Na
gumowców, szalika i czapki jak gdyby nigdy nic przemierzała placu zabaw jest gwarno i tłoczno. Zewsząd słychać radosny
wzdłuż i wszerz, a także w poprzek ulicę 3 Maja. To jej śmiech bawiących się dzieci. Każdy znalazł tu coś dla siebie.
niespotykane pozorne chwactwo rozsierdziło ohydne, Wśród budynków rodem z filmu o kowbojach bawi się w
nieokrzesane bakterie. Chętnie by dały one Hani nauczkę. Po chowanego grupa chłopców i dziewcząt. W piaskownicy trwa
zuchwałej akcji, chełpiąc się pierwszymi sukcesami, te żądne konkurs na najlepszy zamek i najpulchniejszą piaskową babkę.
krwi paskudztwa szybko odniosły nie lada jakie zwycięstwo nad Nieco dalej, przy dźwiękach skocznej muzyki, szybko wiruje
osłabionym, do tej pory nie pokonanym organizmem karuzela. Mkną białogrzywe rumaki, fruwają łabędzie o
dziewczynki. Szast-prast i rozpanoszyły się one w Haninym wysmukłych szyjach, turkoczą góralskie bryczki. Trochę z boku
nosie, tchawicy i oskrzelach. Cóż, Hania w czwórnasób będzie stoją huśtawki. Wprawiane w ruch dziecięcymi nóżkami szybują
musiała zapłacić za swój brak wyobraźni. Ból gardła, łamanie w wysoko, het pod niebo. Siedzące na huśtawkach dzieci wesoło
krzyżach, chrypka, kaszel jej nie ominą. Alboż to warto było być pokrzykują. W cieniu rozłożystego dębu szukają schronienia ci,
tak lekkomyślną? którzy zmęczyli się już zabawą i ci, którzy nie lubią wystawiać
buź do słonka. Dla ochłody moczą nogi w brodziku i spryskują
się wodą.

Szkoda, że lato powoli kończy się. Szkoda, że mija czas


wakacyjnych zabaw i szaleństw na świeżym powietrzu.
NAJWSPANIALSZY DAR LATA NIE JE, NIE PIJE, CHODZI I BIJE

Sierpień, żółty i wonny jak dzban miodu, już się z nami Odmierza nam zegar sekundy, minuty, godziny. Tik-tak, tik-tak,
pożegnał. Dzień dobry mówi nam kolorowy, rumiany jak tik-tak - nieubłaganie płynie czas. Bim-bom, bim-bom, bim-bom
jabłuszko wrzesień. Dziewiąty miesiąc wita nas świeżym, - znów minęła godzina. Wskazówki zegara - godzinowa i
pachnącym chlebem. To najpiękniejszy dar odchodzącego lata. minutowa - dostojnie chodzą po tarczy. Wydaje się, że nigdzie
Ten złocisty bochen został upieczony ze zżętych w tym roku im się nie śpieszy. Szybciutko, nie oglądając się za siebie,
zbóż - pszenicy, jęczmienia, owsa. Pachnie on słońcem, wiatrem, biegnie sekundnik. Miarowo, rytmicznie porusza się wahadło.
deszczem, ziemią i niebem. Pachnie ludzką miłością i trudem Bezustannie pracuje wnętrze zegara. Zgadnijcie, kto porusza
ludzkich rąk. wskazówkami i wahadłem? Kto popycha do przodu czas? Kto nie
pozwala zegarowi zatrzymać się? Czyżby w zegarze mieszkał
Na ogromnym, białym obrusem przykrytym stole, obok jakiś zwinny i mądry ludek? A może to krasnoludki lub zegarowe
świeżego chleba stoją strojne dożynkowe wieńce. Zostały one skrzaty uwijają się w jego środku? O! Albo pracowite mrówki
uplecione z kłosów zbóż ściętych na ostatku w trakcie pomagają zegarowi równomiernie tykać? Nie, to skomplikowany
tegorocznych żniw. Wieńce są przyozdobione wonnymi ziołami - mechanizm zegara pozwala mierzyć i wskazywać czas. W
rumiankiem, dziurawcem, szałwią, barwnymi kwiatami niewidocznej dla nas części zegara ciągle, bez chwili
słonecznika, dalii, ostróżki, malwy, cynii, kolorowymi wstążkami. wytchnienia, poruszają się różnego rodzaju koła zębate, wałki,
W powietrzu unosi się radosny śpiew żniwiarzy: „Plon niesiemy, pracuje koło zamachowe ze sprężyną, wychwyt, wahadło, trą o
plon”. Grają skrzypce, harmonie, trąbki, bębny i kontrabasy. siebie łożyska. A gdy zegar ma jeszcze dodatkowo sprężynowy
Ludziom wtórują owady. Bzyczą wesoło pszczoły, bąki, trzmiele. dzwonek lub brzęczyk, to każdego ranka odgania nasz sen
Migotają swymi tęczowymi skrzydełkami pazie królowej, rusałki, przeraźliwe dzwonienie. Dzyń, dzyń, dzyń! - czas zacząć nowy
kraśniki. Dożynki to najpiękniejszy dzień lata. Chleb to jego dzień.
najcudowniejszy dar.
NA PÓŁ PRZEMYŚLANY NIEDOWARZONY FIGLARZ MRÓZ
POMYSŁ PEWNEGO UCZNIA
W nocy na dworze działy się dziwne rzeczy. Słychać było
- Po cóż mi wiedzieć, kiedy istniało imperium Czyngis-chana, tajemnicze skrzypienie, głuche trzaski, zawodzenie zimowego
kiedy tatarskie hordy dokonywały grabieżczych trzebieży na wiatru. Dzieci, przerażone tymi odgłosami, mocniej wtulały się w
ziemiach polskich, kiedy Tatarzy byli na przemian puchowe poduszki, aż po same uszy przykrywały się cieplutkimi
sprzymierzeńcami i wrogami Rzeczypospolitej, kozaków i Turcji? pierzynkami. Rano natomiast, zaraz po przebudzeniu,
- buntował się Jerzyk. Znużony ponadtrzyminutową nauką szybciutko pobiegły do okien. A tam...
przeczytał jeszcze jedną linijkę tekstu i zmełł w ustach kolejne - Ojej! Tylko spójrzcie, co się stało! - zawołała Agnieszka. W
niepochlebne zdanie o rozhukanych Tatarzynach. nocy ktoś zamalował wszystkie okna. Te srebrzyste witraże -
wysmukłe paprocie, ażurowe gwiazdki, strzępiaste liście,
cudaczne esy-floresy są bardzo piękne, ale nic przez nie nie
Jurek nie znosił szkoły. Tego uciążliwego siedzenia w ławkach.
widać!
Czasu ciągnącego się w nieskończoność. Nieustannych
- Ciekawe, kto spłatał nam takiego figla? Kim był ten tajemniczy
powtórek, klasówek, sprawdzianów, lekcji ortografii, historii,
malarz? - głośno zaczął się zastanawiać sześcioletni Piotruś.
matematyki. Kiedy tylko pomyślał o szkole, wstrząsały nim
Może to bajkowy skrzat? Albo przybysz z kosmosu? A może
nieprzyjemne dreszcze, a hektolitry potu spływały mu z czółka,
jakaś zła wiedźma rzuciła na nasze okna czary?
na którym rzadko kiedy gościł mozół myślenia.
- Cha, cha, cha! Widać, że ostatnio oglądałeś za dużo filmowych
baśni i teraz wyobraźnia podsuwa ci tak niedorzeczne pomysły! -
- Nauczyciele na pewno w ogóle mnie nie lubią. Niechybnie roześmiała się trzynastoletnia Bożenka. To nie żaden dziwny
znów będę pytany. Dlaczego ja? Na próżno by się zastanawiać. stwór tak przyozdobił szyby w oknach. Tak maluje szkło mróz.
Albożby nie mogli pytać przebrzydłych, wszystkowiedzących Gdy wyjdziecie na dwór, to zobaczycie więcej dzieł tego
kujonów, chwalipięt i ochotników, co nic tylko ręce w górze figlarnego mistrza. Na okapach dachów mróz porozwieszał
trzymają? - ponownie naczupurzył się Jerzyk. - Skąd ja mam lodowe sople. Zatrzymał w ten sposób spadające w dół krople
wiedzieć, gdzie leży Jezioro Otmuchowskie, gdzie jezioro wody. Grubą warstwą lodu pokrył kałuże, stawy, jeziora, rzeki.
Śniardwy, gdzie Przedgórze Świętokrzyskie, z czego słyną Oj, niejeden dzisiaj boleśnie to odczuje, niespodziewanie lądując
Żuławy, z czego Suwalszczyzna, z czego Łódzkie, a z czego na skostniałej z zimna ziemi. Ha, figlarz ten bywa bardzo
Podhale? Tam do licha! W jaki sposób mam zapamiętać, jak się dokuczliwy. Lubi szczypać w uszy, nosy, policzki. Robi to tak
pisze sójka, gżegżółka, bażant, raniuszek, hełmiatka, czyżyk i długo, aż staną się różowe, czerwone, purpurowe. Wtedy jest z
inne fruwające tam i nazad, w tę i we w tę stronę ortograficznej siebie bardzo dumny. Wie, że dobrze wywiązał się ze swoich
krainy ptasie bractwo? A za oknem w krąg roztacza swój czar zimowych obowiązków. I co? Chcecie teraz wyjść na dwór? -
późnojesienna przyroda. Słoneczko jeszcze świeci, ale już coraz spytała rodzeństwo Bożenka.
słabiej. Nic tylko trzeba wybrać się na spacer w nieznane - - Pewnie, że chcemy! My się mrozu wcale nie boimy! Też
rozmarzył się Jurek. Przecież szkoła jutro też będzie stać na spłatamy mu figla - ubierzemy się ciepło, włożymy czapki,
swoim miejscu, a taki śliczny listopadowy dzień może się już nie szaliki, rękawiczki. Będziemy się wspaniale bawić! Zjeżdżać na
powtórzyć - nie wiadomo, czy roztropnie pomyślał chłopiec sankach i nartach, ślizgać na łyżwach, lepić bałwanki, rzucać
śnieżkami. I podziękujemy psotnemu mrozowi, że pomógł zimie
urządzić dla nas tak wspaniały plac zabaw.
FIGLE - MIGLE SZCZENIACZKA TUPTUSIA ZWIERZENIA POCZĄTKUJĄCEGO
ROZBISURMANIONEGO MAGIKA
Tuptuś to wielorasowy szczeniaczek. Kundelek po prostu. Ma
rude łapki, bieluchny brzuszek, wesołą mordkę, odstające uszka
Zawsze marzyłem o chlubnej karierze wybitnego magika.
i króciutki ogonek. Piesek bardzo lubi się bawić. Dzikie harce
Zawsze też byłem niecnym hałaburdą. Chciałem jak najszybciej
urządza co dzień, nie próżnuje również w nocy. Tuptuś jest
poznać tajniki czarnej magii, by móc bezkarnie łobuzować i
nieszczęśliwy, gdy musi sam zostać w domu. Wędruje wtedy
płatać pierwszej jakości figle. Od najmłodszych lat nie byle jak
smutny po mieszkaniu i co chwila przeżywa jakąś przerażającą
się starałem, aby wszystkim wokół zaleźć za skórę. Byłem
przygodę. Nierzadko ze swoich eskapad wraca z przerzedzonym
nieposłuszny, niehonorowy, nietowarzyski. Nigdy nie
futerkiem i ogromnym zamętem w psiej główce.
postępowałem fair play. Dzień w dzień hulałem i chuliganiłem.
Raz na przykład szczeniaczek unurzał swoje łapki i brzuszek
To był mój żywioł - łobuzując, czułem się najlepiej. Moje wybryki
w lepkim miodziku. Ach, co się wtedy działo! Do tej pory
zawsze były dopracowane. Żadne tam chałtury. Nikt nie mógł mi
żywiołowy, wszędobylski piesek, ku swej wielkiej rozpaczy, nie
dorównać w hultajskim fachu. Cha, cha, cha! Nie zapomnę, jak
potrafił chyżo poruszać się. Ba, słodki zapach miodu zwabił dwa
dopiekłem do żywego pewnemu chojrackiemu
natrętne owady: żółto-czarną pszczołę i szafirową muchę. Na
heavymetalowcowi z Caracas - zwolennikowi szybkich i
próżno Tuptuś usiłował uwolnić się od ich uprzykrzonego
supermocnych uderzeń! Przez całą noc nękałem zewsząd jego
towarzystwa.
narząd słuchu rytmami, nie znanych mu do tej pory, piosenek
Innym razem skusiły psotnego pieska uchylone drzwi
chodnikowych. To była pierwszorzędna zabawa! Niezmordowany
lodówki. Na najniższej półce leżały parówki. Nasz żarłok nie
byłem również w niby-umilaniu życia całej hordzie swych
potrafił oprzeć się temu smakowitemu widokowi. Raz - dwa
kompanów ze szkółki dla adeptów czarnej magii. Jakież ja
wdrapał się na półkę. Potem, zmęczony pałaszowaniem tych
miałem wystrzałowe pomysły! Podrzucałem im do łóżek
smakołyków, uciął sobie drzemkę. I pewnie przemieniłby się w
specjalnie ostrzone pineski, zdechłe nietoperze, parzące
lodowy puchar, gdyby nie liczne ślady jego hultajskiej uczty.
pokrzywy i wszelkie mocno kłujące chwasty. Znowuż kiedy
One pozwoliły odnaleźć Tuptusia. Po odchuchaniu i ogrzaniu
indziej słodziutkie porzeczkowe konfitury doprawiałem
odzyskał swój dobry humor. Za kilka godzin wyruszył na kolejną
słonogorzkimi przyprawami. Napuszczałem na mych towarzyszy
hulankę.
chmarę rozwścieczonych pszczół, trzmieli, os i szerszeni.
Niektórych współpobratymców poddawałem działaniu hipnozy i
zmuszałem do wycinania hołubców oraz fikania koziołków.
Kiedyś nawet udało mi się naszego trzystuipółletniego,
studwudziestopięciokilogramowego opiekuna zamienić w
odrażającego trolla, natomiast jego złośliwego cocker-spaniela w
ugrzecznionego, przecudnego cherubinka. Ach, niejednemu
magikowi, niejednemu człowiekowi dałem się we znaki. No a
teraz, doprawdy nie wiem, dlaczego ta hołota chce mnie
wyrzucić ze szkoły i wywieźć na bezludną wyspę. Nigdy na to nie
pozwolę! Ja im jeszcze pokażę! Ta historia musi zakończyć się
happy endem.
ŚWIĄTECZNE PISANKI ORTOGRAFICZNY MISZMASZ
Na porcelanowym półmisku leżą różnokolorowe pisanki. Na 1. Rozśpiewane siostrzyczki
pewno nikt w tych wesołych jajkach nie rozpoznałby dawnych Na pięciolinii mieszkają wesołe nutki. Jest ich osiem.
mieszkańców szaroburego kurnika i niewygodnych, skromnych Muzykalne siostrzyczki cały czas nucą różne piosenki. Radośnie
wiklinowych koszy. Od tej pory białe, beżowe, pstro nakrapiane i podskakują na pięciolinii. Nigdy nie próżnują. Wciąż układają
bardzo, bardzo smutne jajka zmieniły się bowiem nie do nowe melodie. Najbardziej podoba im się skoczny kujawiak.
poznania. Ich skorupki rozkwitły wiosennymi barwami, nabrały
blasku, życia, radości. Są zielone, żółte, pomarańczowe, 2. Łąkowa kapela
niebieskie i różowe. Na nielicznych jajkach pojawiły się również Już wieczór. Nad stawem stroi swoje instrumenty łąkowa
rysunki: zygzaki, szlaczki, geometryczne figury, ażurowe wzorki. kapela. Słychać pierwsze dźwięki muzyki. Konik polny gra na
Na innych kwitną żonkile, tulipany, kaczeńce, rozwijają swe pąki skrzypcach, trzmiel na trąbce. Bąk szarpie struny kontrabasu,
bazie i listki brzozy oraz wierzby. Jeszcze inne składają nam żuk uderza w bębny. Pszczoła gra na flecie, a osa na
życzenia: Wesołych Świąt!, Wesołego Alleluja!, Radosnej Wielkiej harmonijce. Tą zgraną łąkową orkiestrą dyryguje kolorowy
Nocy! motyl.
Hm, ciekawe, jakie z tych wielobarwnych pisanek wylęgną się
kurczątka? Czy zachowają swoje żółciutkie upierzenie? A może 3. Zły nastrój skrzata
z rozbitych dzióbkami skorupek, spośród łupinek wyłonią się Skrzat Hipolit miał od samego rana zły humor. Wstał niestety
pisklęta o zielonych główkach, różowych skrzydełkach, lewą nogą. Nic mu się tego pechowego dnia nie udawało. Za
fioletowych brzuszkach, niebieskich nóżkach i brązowych oknem szalała burza. W spiżarni zabrakło jego ulubionych
dziobach? Któż to wiedzieć może. konfitur z płatków herbacianej róży. Jego śliczną miseczkę z
łupiny orzecha zgniótł nieostrożny borsuk.

4. Bury miś
Na łące z zabawkami siedzi pluszowy miś. Ma dwa malutkie
uszka, czarne jak węgielki oczka i zdarty nosek. W dzień bury
miś odpoczywa. Patrzy z półki, jak Helenka bawi się innymi
zabawkami. W nocy natomiast miś pilnuje snu Helenki. Śpi z
dziewczynką na jednej poduszce. Mruczy jej do uszka misiowe
kołysanki.

5. Pracowite mrówki
Mrówki wstały bardzo wcześnie. Natychmiast zabrały się do
pracy. Uporządkowały kłosy zbóż. Posprzątały ścieżkę.
Odkurzyły liście traw. Pomalowały kwiatom płatki. Teraz biegną
nad staw posłuchać koncertu żab.
ARCYZMAGANIA ŻĄDNEGO WRAŻEŃ ANI MRU-MRU,
I WIEDZY MIŁOŚNIKA ORTOGRAFII CZYLI TAJEMNICE RODZINNE
Nim podążysz na przygód szlak, rzetelnie przestudiuj mapę, Na dnie szuflady nieco sczerniałego ze starości
rozważ wszystkie za i przeciw, znajdź czyhające na ciebie biedermeierowskiego sekretarzyka ze zdumieniem odkryłem
(Ciebie) pułapki. Będzie ich bez liku, ale nie zrzędź zawczasu. modrzewiową szkatułkę z mosiężnymi okuciami. Znalazłem w
Darujże sobie w ogóle wszelkie narzekania. W drogę wyrusz o niej skarb nie lada - pamiętnik mojego zapomnianego antenata
zmierzchu. Wpół do ósmej będzie odpowiednią porą. Tej nocy, Gaudentego. Ha! To był wieczny huraoptymista
znajdujący się w pierwszej kwadrze, sierp księżyca będzie (hurraoptymista) i obieżyświat, arcywatażka i huncwot ciągle
rozsiewał w krąg bladosrebrzystą poświatę. Księżyc właśnie i wyabstrahowany od rzeczywistości. Chciał nasamprzód zrobić
rozgwieżdżone niebo będą twoimi (Twoimi) najwierniejszymi wojskową karierę. Wstąpił nawet do nadbużańskiej chorągwi
towarzyszami podróży. Nasamprzód, dla niepoznaki, chyżo szwoleżerów. Jednak został dezerterem, a la minute, po kłótni z
skieruj się na północny wschód. Rozejrzyj się wkoło, sprawdź, niehonorowym chórmistrzem, który chciał, by przodek mój w
czy jesteś sam. Żwawo przejdź obok rzadko sadzonych szwoleżerskiej scholi nieharmonijnie śpiewał basem arie. Po tym
rosochatych buków, a następnie, tuż za kępą jarzębin, skręć w żołnierskim epizodzie pozostała mu miłość do munduru i nade
lewo. Zrób dziesięć kroków wzdłuż chyboczącego się płotu, wszystko koni. Zaczął, dotarłszy do Besarabii, praktykować jako
zrobionego ze źle oheblowanych żerdzi. Tu chrzęszcząca żwirem majster-klepka i artysta malarz, specjalista od scen
dróżka znienacka urwie się. Hen, na linii horyzontu z nagła batalistycznych. Zazwyczaj na jego obrazach kłębił się tłum
dojrzysz niekształtne kontury przerzedzonego lasu. Na przełaj chrobrego rycerstwa różnych epok na bułanych, gniadych,
przez podmokłą łąkę, przeciętą w poprzek rzewliwie szumiącą karych bądź jabłkowitych rumakach. Jego największe arcydzieło,
rzeczułką, idź niespiesznie (nieśpiesznie) i ostrożnie w jego wiszące dziś na naszym zmurszałym strychu, przedstawia
kierunku. Gdy przejdziesz grzęzawisko, wejdź na leśny dukt. wzburzonego, gorącokrwistego wałacha o rozdętych chrapach i
Chociażby nie wiem, co się działo - chrobotało, chrząkało, wywichniętej żuchwie, przed którym pierzcha w ostro kłujące
pohukiwało, hurkotało, chrumkało, nie patrz do tyłu. Przemóż chaszcze ostrężyn rachityczny o dziwo hetman husarii. Po ośmiu
strach i idź rześko naprzód. Wędrując, miniesz żeremia latach pradziad Gaudenty, znużony pracą przy sztalugach,
pracowitych bobrów. Za nimi, pomiędzy pniami brzóz, ujrzysz powrócił do kraju z tego przymusowego uchodźstwa. Osiadł w
malutką polankę. Na jej środku samotnie rośnie jarząb. Podejdź północno-wschodnich Żuławach i ustatkował się. Bez reszty
do niego i w pozycji półleżącej zacznij kopać ziemię. Wkrótce pochłonął go chów trzody chlewnej.
natrafisz na lekko spróchniałe wieko skrzyni. Nie zwlekając
dłużej, otwórz je. Wyciągnij leżące na dnie skrzyni niepozorne
zawiniątko. Teraz już możesz zakrzyknąć: "Mójże ci on!" i z
radością oddać się lekturze " Nowego słownika ortograficznego
PWN-u".
BAJDURZYĆ KAŻDY MOŻE POZDROWIENIA Z WAKACJI
Och! Spójrzcież tylko! Niebywałe rzeczy dzieją się na świecie. W Moja koleżanka w czasie wakacji dużo podróżowała. Z miejsc,
poprzek parkowej alei maszeruje z chrzęstem swych odnóży w których była, przysyłała mi wakacyjne pozdrowienia. Wybrała
oddział chrząszczy w chitynowych pancerzykach. Ich hoży dla mnie trzy bardzo ładne widokówki.
chorąży żongluje trzema jagódkami żurawiny. Nieco dalej, u Widokówka znad morza
podnóża trzech fontan, dziś tryskających oranżadą, wpółzgięty Ta widokówka jest bardzo ładna. Widać na niej morze, czystą
hobbysta szuka śladów żwawego rzęsorka. Naprzeciwko plażę, bezchmurne niebo. Wzdłuż morskiego brzegu spacerują
supermarketu natomiast jakiś zażywny jegomość w przykrótkim białe mewy. Niektóre ptaki krążą w powietrzu. W oddali, na linii
tużurku rytmicznie uderza w tam-tamy. Jego niby-koncert horyzontu, widać łódkę z biało-niebieskim żaglem.
wywołał aplauz jeszcze o pojedynczych o tak wczesnej porze Widokówka z Mazur
przechodniów. Zdezorientowany nietoperz, będący jakby jeszcze Pocztówka przysłana z Mazur przedstawia wschód słońca.
w półśnie, wyleciał ze swojej kryjówki i znienacka zanurzył się w Słońce wyłania się zza spokojnej tafli jeziora. Na wodzie
beczce z ogórkami małosolnymi. Widząc to tam-tamista, na zaznaczają się żółte, pomarańczowe i purpurowe smugi.
przemian oczerniał i zszarzał. Następnie chyżo, na przełaj przez Rozświetla ciepłym blaskiem niebo. Jeszcze tylko przybrzeżne
skrzyżowanie alei Kasztanowej z Alejami Dwóch Topól, rzucił się szuwary pogrążone są w półmroku.
do ucieczki. I tyle go widziano. Chaosu, który wówczas Widokówka z Podhala
zapanował, nie da się opisać. Wszyscy zaczęli krzyczeć Na ostatniej widokówce, którą przysłała mi koleżanka, widać
wniebogłosy i bezładnie biegać! Ha, pewnie myślicie, że to strzeliste szczyty gór. Wyglądają one bardzo groźnie.
wszystko nie mogło się wydarzyć. Macie rację. To żart. Ja sobie Gdzieniegdzie, w niższych partiach gór, widać zielone plamki. To
tylko tak fantazjuję. kosodrzewiny – maleńkie sosenki. W rogu widokówki jest
malutki obrazek: w załamaniu tatrzańskiej grani rośnie skromna,
niepozorna, ale bardzo wytrzymała szarotka.

You might also like