Professional Documents
Culture Documents
Kwiatkowski Artur, Lis Krzysztof - Domowy Survival
Kwiatkowski Artur, Lis Krzysztof - Domowy Survival
Ciepło i energia
Teoretycznie człowiek może przeżyć, jedząc tylko surową żywność i pijąc
nieprzegotowaną wodę. Jednak w naszych warunkach klimatycznych przez
dużą część roku musimy dbać o utrzymanie ciepłoty ciała, nie tylko
okrywając się kolejnymi warstwami odzieży, lecz także ogrzewając
pomieszczenia, w których przebywamy. Dom czy mieszkanie ma przecież
stanowić schronienie przed zimnem, deszczem, śniegiem, wiatrem i wilgocią.
Ciepło pomoże nam również w utrzymaniu higieny. Łatwiej jest umyć ciało
w ogrzanej łazience, ciepłą wodą niż w przeręblu.
Energia albo paliwo potrzebne są do wielu czynności, bez których nie
wyobrażamy sobie życia, m.in. do przygotowywania posiłków i jazdy
samochodem. Życie bez energii elektrycznej jest w dzisiejszych czasach
możliwe, ale bardzo trudne. Tym bardziej że brak prądu wpływa na naszą
codzienność bezpośrednio (bo w domu jest ciemno i zimno), ale też
pośrednio (bo np. nie można kupić nic w sklepie).
Zdrowie i higiena
Do zachowania zdrowia potrzebujemy oczywiście odpowiedniego
pożywienia, wody, ciepła, ale do ochrony przed chorobami to nie wystarcza.
Konieczne jest również zapewnienie higieny, np. mycie rąk i całego ciała,
pranie ubrań i ręczników, odprowadzanie ścieków w sposób
nieprzyczyniający się do zanieczyszczenia wody pitnej, a wreszcie usuwanie
odpadów.
Dbanie o higienę staje się szczególnie ważne w przypadku kontaktów
z osobami zarażonymi lub w okresie częstszych zachorowań różnego
rodzaju. Dotykanie twarzy dłońmi, które wcześniej miały bezpośredni
kontakt z osobami chorymi na grypę albo powierzchniami przez nie
dotykanymi, może być źródłem infekcji.
Dla bezpieczeństwa epidemiologicznego korzystne jest również sprawne
usuwanie ścieków lub zagospodarowanie ich w bezpieczny sposób z dala od
ludzkich siedlisk. Na co dzień problem załatwia sedes ze spłuczką,
kanalizacja albo szambo czy przydomowa oczyszczalnia ścieków. Do ich
funkcjonowania potrzeba jednak olbrzymich ilości wody (ponad jedna trzecia
wody zużywanej w domu służy właśnie do spłukiwania toalet), które nie
zawsze można ograniczyć ze względu na konieczność zapewnienia drożności
kanalizacji. Bez wody kanalizacja działać nie będzie. Bez prądu nie
zadziałają przepompownie kanalizacyjne.
Również sprawne usuwanie odpadów ma wpływ na nasze zdrowie.
Resztki psującego się jedzenia są źródłem nie tylko nieprzyjemnych
widoków i zapachów, lecz także pokarmem dla owadów i innych zwierząt.
Bezpieczeństwo
O zapewnieniu sobie ochrony przed czynnikami atmosferycznymi już
pisaliśmy. Ale co z pozostałymi zagrożeniami?
Żyjemy we względnie bezpiecznym kraju. Ludzie nie giną dziesiątkami
na ulicach w strzelaninach gangów narkotykowych. Spada liczba
przestępstw. Jednak napad rabunkowy może naprawdę zmienić życie,
a ciężkie pobicie może je przecież zakończyć. Dom musi więc zabezpieczać
nas i nasz dobytek przed kradzieżą i włamaniem. A także przed napadem.
W końcu przeciętny Polak broni palnej nie posiada, więc przestępca nie musi
obawiać się wejścia do domu, nawet gdy ktoś jest w środku.
A co z pożarem? Istnieje wiele przepisów dotyczących budowy
i eksploatacji budynków, które mają minimalizować liczbę takich
incydentów. Mimo to ryzyko zawsze istnieje, więc w domu powinno się mieć
sprawną gaśnicę dostosowaną do tego, co być może będzie trzeba ugasić.
Podobnie wygląda sprawa z bezpieczeństwem instalacji gazowej
i elektrycznej. Rozszczelnienie tej pierwszej może być przyczyną pożaru albo
wręcz doprowadzić do wybuchu gazu. Awaria drugiej może uszkodzić
sprzęty gospodarstwa domowego, ale też najzwyczajniej w świecie kogoś
zabić. Wystarczy taki drobiazg jak wyrwane ze ściany gniazdko, którego ktoś
nieopatrznie dotknie.
Dostęp do informacji
Dostęp do informacji nie jest może niezbędny do przeżycia, jednak ich brak
może zaważyć na naszym życiu i zdrowiu.
W każdej sytuacji dobrze jest wiedzieć, co dzieje się u bliskich, w jakim
są stanie, czy wszystko u nich w porządku. W sytuacji kryzysowej możliwość
nawiązania kontaktu pozwoli lepiej ocenić sytuację i podjąć mądrzejsze
decyzje. Podobnie będzie z informacjami z mediów, zwłaszcza z radia
i telewizji, a także z internetu. Wiedząc, na jakim obszarze panują trudne
warunki, można bardziej racjonalnie decydować o opuszczeniu domu lub
pozostaniu w nim.
Życiodajne systemy, infrastruktura i ludzie
Uważne przyjrzenie się omówionym powyżej potrzebom pozwoli szybko
uświadomić sobie, że olbrzymią część z nich zaspokajamy częściowo lub
w całości dzięki istnieniu jakiegoś systemu:
prąd dociera do gniazdka z elektrowni przez sieci przesyłowe,
transformatory i sieć dystrybucyjną,
gaz, który zasila kuchenkę, pochodzi z kopalni, zapewne w Rosji, skąd
tłoczony jest przez długi gazociąg,
wodę do kranu dostarczają (m.in. z rzek) elektryczne pompy, choć
najpierw trzeba ją oczyścić w stacji uzdatniania, gdzie też zużywany jest
m.in. prąd,
paliwo zatankowane do baku samochodu na stację benzynową
przyjechało cysterną z rafinerii, dokąd najpierw została dostarczona
odpowiednia ilość ropy naftowej,
jedzenie w lodówce mamy ze sklepu, a ten sklep to koniec łańcucha
produkcji i dystrybucji żywności, który zaczyna się na polu rolnika
i składa się jeszcze co najmniej z zakładu produkcyjnego, hurtowni
i magazynów,
kupienie czegokolwiek możliwe jest w zasadzie niemal wyłącznie dzięki
istnieniu banków, przelewów pieniężnych, autoryzacji kart płatniczych
oraz sieci telekomunikacyjnych i zasilaniu w prąd,
nasze leczenie bazuje na wysokospecjalistycznych preparatach
wytwarzanych w kilku czy kilkunastu zakładach w Polsce i za granicą,
trudnych do zastąpienia na własną rękę.
Te systemy bardzo ściśle ze sobą współdziałają, są od siebie zależne.
Do funkcjonowania każdego z nich konieczna jest sprawna infrastruktura.
Elektrownie z kotłami, turbinami i generatorami. Sieci przesyłowe. Kopalnie
węgla i gazu. Silniki elektryczne. Chłodnie i magazyny. Autostrady i drogi,
po których jeżdżą ciężarówki. Linie kolejowe służące do dostarczania węgla
do elektrowni. Sklepy. Terminale do kart płatniczych. Lodówki sklepowe.
Stacje pomp. Przepompownie kanalizacyjne. Wysypiska śmieci i zakłady ich
utylizacji.
Ta infrastruktura nie będzie jednak działać w nieskończoność. Maszyny
do pracy potrzebują energii, a jej zużycie powoli, ale nieustannie rośnie.
Energii, którą czerpiemy w ogromnej większości z nieodnawialnych źródeł
kopalnych – węgla, gazu ziemnego, ropy naftowej. Znaczna zmiana kosztów
eksploatacji źródeł albo ich wyczerpanie zachwieje funkcjonowaniem
otaczających nas systemów. Przestanie się opłacać utrzymywanie wysoko
wyspecjalizowanych gospodarstw korzystających z paliwożernych maszyn.
Z drugiej strony dowożenie żywności od mniejszych dostawców będzie dużo
trudniejsze. Może się nagle okazać, że nie ma prądu, by zapewnić produktom
spożywczym świeżość. Albo że jest tak drogi, że ludzie przestaną jeść
codziennie mięso i świeże warzywa. I nabiał.
Ale systemy to także ludzie, którzy swoją pracę wykonują lepiej lub
gorzej. Stanowią element, który potencjalnie też może nie zadziałać. Ktoś
pomyli zawory w stacji uzdatniania wody i z kranów popłynie toksyczny
ściek. Ktoś zatruje partię jogurtów albo leków. Wystarczy strajk
pracowników dowolnej dużej firmy transportowej, by sparaliżować dowóz
towarów do sklepów. Strajk kolejarzy, jeśli potrwa dłużej, zagrozi
bezpieczeństwu dostaw energii elektrycznej. I tak dalej, można wymieniać
w nieskończoność.
Cały czas rozważamy tylko zaspokajanie naszych potrzeb życiowych. Ale
jest i drugi aspekt tego problemu – kwestia pracy, bo trzeba jakoś zarobić na
kupienie tych wszystkich produktów i opłacenie rachunków. Nasza praca jest
również – w mniejszym lub większym stopniu – zależna od sprawnego
działania wszystkich tych systemów. Bez prądu nie sprzedamy klientowi
towaru. Bez internetu często go nie zamówimy. Czy podwyżka kosztów
paliw nie zje nam całej marży? Czy po podniesieniu cen produktów
w dalszym ciągu będziemy mogli je sprzedawać? Czy ludzie zubożeni
w wyniku jakiegoś krachu gospodarczego w ogóle będą skłonni je kupować?
Warto mieć świadomość tego, jak bardzo jesteśmy zależni od różnych
systemów. One zapewniają nam wygodne i bezpieczne życie, bez zmartwień.
Jednocześnie potwornie nas sobie podporządkowały. Dla zapewnienia sobie
prawdziwego bezpieczeństwa (a nie tylko jego iluzji) warto poświęcić trochę
czasu na choćby częściowe odzyskanie niezależności.
Samodzielność a samowystarczalność
Dążąc do zapewnienia sobie bezpieczeństwa, będziemy szukać rozwiązań
zwiększających naszą samodzielność oraz samowystarczalność. Czym się
różnią te dwa pojęcia?
Samodzielność określa się w godzinach, dniach lub tygodniach
w odniesieniu do sytuacji, w której możemy sobie poradzić przez jakiś czas
bez zasobów dostarczanych z zewnątrz – żywności, wody, prądu, gazu itd.
Wyciągamy z szafy zapasy jedzenia i wody, latarki na baterie i świece
i korzystamy z nich, dopóki się nie skończą. Samowystarczalność wyraża się
zwykle w procentach. To pojęcie odnosi się do możliwości zaspokojenia
swoich potrzeb przez dowolnie długi czas bez pomocy z zewnątrz. Jeśli
mamy na dachu baterie słoneczne, które zaopatrują nasz dom w prąd,
jesteśmy częściowo samowystarczalni pod względem zaopatrzenia w energię
elektryczną. Częściowo, bo w grudniu raczej nie wystarczą one do zasilenia
wszystkich domowych urządzeń. Jeśli uprawiamy ogród z drzewami
owocowymi i warzywami, możemy część niezbędnej żywności wytworzyć
sami, ale pewnie nie uda się nam pozyskać wszystkich produktów, bo np. nie
mamy kur, których hodowla zapewniłaby nam jajka i mięso.
Przygotowując się na trudne czasy, będziemy starali się budować naszą
samodzielność i samowystarczalność. Nie dadzą nam one gwarancji
przeżycia w dobrobycie i poczuciu bezpieczeństwa. Zapewnią nam za to
znacznie lepszy punkt wyjścia.
Źródło: © everst/Shutterstock;
Rozdział 3.
WODA
rzeciętny Polak w ciągu doby zużywa niemal 100 litrów wody pitnej8,
P podczas gdy spożywa jej w tym czasie nie więcej niż 3–4 litry,
z czego część pod postacią posiłków. Reszta potrzebna jest do mycia
się, prania, sprzątania domu, mycia samochodu i podlewania ogródka,
a wreszcie do spłukiwania nieczystości w toaletach.
Jako społeczeństwo jesteśmy uzależnieni od dostaw dużych ilości wody
pitnej. Bez niej nie będziemy mieli co pić. Nie przygotujemy posiłków. Nie
umyjemy się, przez co narazimy się na rozprzestrzenianie infekcji. Nie
upierzemy brudnych ubrań. Wreszcie nie spuścimy nieczystości higienicznie
i bezpiecznie w sedesie.
Kluczowy jest nie tylko dostęp do odpowiedniej ilości wody, lecz także
jej odpowiednia jakość. Picie wody zanieczyszczonej drobnoustrojami jest
źródłem zachorowań na choroby takie jak czerwonka czy dur brzuszny
i przyczynia się do śmierci wielu osób. Zresztą na te dwie choroby narażamy
się także, jedząc np. nieumyte owoce. Z tego względu wiele źródeł wymienia
brak dostępu do czystej wody jako przyczynę najpoważniejszych kłopotów
podczas długotrwałej sytuacji kryzysowej. Zabija nie tylko samo tsunami czy
huragan, lecz także skażenie źródeł wody.
Domowe zapasy wody
Uwzględniając powyższe informacje, możemy założyć, że:
absolutnie minimalna ilość wody, którą trzeba zabezpieczyć dla każdego
dorosłego członka rodziny, to 3–4 litry dziennie – przeznaczymy ją do
picia i bardzo oszczędnego gotowania,
sensowne minimum, dające szansę także na zaspokojenie potrzeb
higienicznych (w ograniczonym zakresie), to około 10 litrów wody
dziennie na osobę.
Teraz zastanówmy się, jak przechować taką ilość wody. I czy w ogóle
jest to realne. Przy czteroosobowej rodzinie trzeba by przecież zgromadzić
około 100 litrów wody na tydzień, licząc absolutne minimum, albo prawie
300 litrów w drugim przypadku. Niemniej jednak jesteśmy zdania, że właśnie
taką ilość wody – powtórzmy: co najmniej 100 litrów – powinna mieć
w zapasie każda polska rodzina. Nawet jeśli mieszka w bloku.
Spróbujmy najpierw rozejrzeć się po domu i zobaczyć, ile wody jest
w nim w tej chwili. I jaką część tych zapasów można wykorzystać, gdy
wyschną krany.
Na pewno woda pitna znajduje się w każdym domu w spłuczce
w toalecie. To dokładnie ta sama ciecz, która płynie z kranu, niczym
niezanieczyszczona. Trzeba tylko otworzyć spłuczkę i wydobyć z niej wodę.
Jest to trudniejsze, gdy cały mechanizm został zabudowany w ścianie –
w takim przypadku przyda się kawałek gumowego wężyka i odrobina
praktyki nabytej teraz, a nie dopiero wtedy, gdy wody w kranie zabraknie.
Inna rzecz, że czasem trudno z tego zapasu skorzystać. Zdarza się, że
dostawy wody ustają w nocy. Rano jedną z pierwszych rzeczy, które robimy,
jest spłukanie toalety, dopiero później odkręcamy kran, żeby umyć ręce,
i uświadamiamy sobie, że wody nie ma, a ta, którą mieliśmy, właśnie
radośnie spływa rurami kanalizacyjnymi. Warto więc wyrobić sobie nawyk
odkręcania kranu w umywalce przed naciśnięciem przycisku na spłuczce.
Pewną ilość wody mamy w samej instalacji wodnej. Tym więcej, im
bardziej jest ona rozbudowana. Wie to każdy, kto ma domek letniskowy,
w którym na zimę spuszcza wodę z rur, by zapobiec ich rozsadzeniu przez
lód. Wodę tę można względnie łatwo wydobyć, podstawiając pod kran
w najniższym punkcie instalacji wiadro i otwierając kolejno zawory w innych
miejscach. Ten sposób zadziała także w bloku – gdy kran będzie odkręcony
u nas i u sąsiada piętro wyżej, cała zawartość rurek spomiędzy tych dwóch
zaworów wypłynie przez kran w naszym mieszkaniu.
Jeśli w domu wodę użytkową podgrzewa zasobnik ciepłej wody (terma,
bojler), mamy do dyspozycji co najmniej kilkadziesiąt litrów zgromadzonej
w nim wody pitnej.
Niewielkie ilości wody uzyskamy, rozmrażając zamrażarkę. Odrobina
jest też pewnie w żelazku.
Tylko najbardziej zdesperowani sięgną po wodę znajdującą się
w instalacji grzewczej, czyli w grzejnikach, kotle itd. Ta woda nie będzie
raczej zdatna do picia, ale do spłukania toalety jak najbardziej.
Woda w ogrodzie
Jeszcze większe ilości wody można zmagazynować w ogrodzie. Wystarczy
tylko zorganizować sobie przydomowy staw albo basen.
Taka woda będzie narażona na zanieczyszczenie pestycydami, a także
opadem radioaktywnym. Przed korzystaniem z niej będzie trzeba ją uzdatnić,
ale jej zapas może uratować rodzinę przed skutkami suszy.
Staw o wymiarach 3 × 3 metry i średniej głębokości 1 metra mieści aż 9
tys. litrów wody. To ilość nieporównywalna z zapasem zrobionym
w jakikolwiek inny sposób.
Staw kąpielowy
Duży staw kąpielowy to przede wszystkim miejsce służące do relaksu
i miłego spędzania wolnego czasu, zwłaszcza w lecie. Jest to połączenie
stawu i przydomowego basenu. Składa się z części do pływania oraz części,
w której rosną różne rośliny oraz bytują bakterie i inne żyjątka oczyszczające
wodę.
Taki staw, jeśli będzie odpowiednio skonstruowany, może służyć jako
magazyn dużych ilości wody i jednocześnie pełnić swoją podstawową
funkcję. Zbiornik o powierzchni 50 metrów kwadratowych, w którym
poziom wody zmienia się o 5 centymetrów po napełnieniu deszczówką
(później można ją wykorzystać do podlewania), pozwala na przechowanie
2,5 tys. litrów wody.
Można w nim również hodować ryby i jadalne rośliny, takie jak lotos
orzechodajny.
Jeśli nie wodociąg, to co?
Oczywiście sam zapas wody to nie wszystko, bo prędzej czy później się
skończy. Trzeba więc być przygotowanym do pozyskiwania jej ze źródeł
innych niż tylko miejski wodociąg. Niektóre z dalej opisanych rozwiązań
można wdrożyć z wyprzedzeniem, by później, w sytuacji kryzysowej,
z łatwością z nich skorzystać.
Deszczówka
O zbieraniu deszczówki z dachu już pisaliśmy. Dla porządku chcielibyśmy tu
dodać, że wystarczy do tego tak naprawdę kawałek folii rozpiętej między
dwoma przedmiotami.
Kolejna fotografia przedstawia koc termiczny (ratunkowy) rozpięty
między czterema kijkami, utrzymywanymi w miejscu przez kawałek sznurka.
Można zrobić otwór w punkcie, w którym zbiera się woda, i od razu ją
zbierać do stojącego poniżej pojemnika.
Filtrowanie wody
Jedną z najszybszych metod służących do uzdatniania wody jest jej
filtrowanie. Zazwyczaj wystarczy tylko jednokrotne przepuszczenie wody
przez filtr, by zatrzymał on zanieczyszczenia mechaniczne. Niektóre
zatrzymują na tyle małe obiekty, że są w stanie oczyścić wodę
z zanieczyszczeń biologicznych (bakterii, pierwotniaków, a nawet wirusów).
Odwrócona osmoza
Filtry wykorzystujące zjawisko odwróconej osmozy, czyli takie, w których
woda pod wpływem ciśnienia przepływa przez półprzepuszczalną błonę, na
której osadzają się zanieczyszczenia, są powszechnie dostępne na rynku
i często wykorzystywane do uzdatniania wody ze studni. Stosuje się je także
do odsalania wody morskiej.
Ich wadą jest konieczność dostarczenia brudnej wody pod odpowiednim
ciśnieniem oraz duże straty wody. Stosując typowy domowy filtr
osmotyczny, na każdy litr czystej wody przypada mniej więcej 10 litrów
wody jeszcze trochę brudniejszej niż ta, którą poddano filtracji. Na co dzień
wiąże się to tylko z dodatkowymi kosztami, jednak w razie braku zasilania
oznaczać będzie konieczność dostarczenia do domu dużo większej ilości
wody (choć brudna woda, usunięta z filtra, mogłaby posłużyć np. do
spłukiwania toalety).
Na rynku dostępne są także przenośne filtry osmotyczne (np. Katadyn
Survivor), przeznaczone głównie do użycia na jachtach. Urządzenia te jednak
nie nadają się do pracy w wodzie zanieczyszczonej mechanicznie, co
oznacza, że powinno się z nich korzystać na ostatnim etapie filtrowania
wody.
Dezynfekcja chemiczna
Przedsiębiorstwa wodociągowe do uzdatniania wody powszechnie
wykorzystują środki chemiczne, zwłaszcza chlor. Nie ma powodu, by nie
stosować takich metod także w sytuacjach kryzysowych.
Tabletki z chlorem
Do dezynfekcji wody w warunkach polowych można wykorzystywać tabletki
z dichloroizocyjanuranem sodu (NaDCC). Jest to związek o dużej zawartości
aktywnego chloru, dzięki czemu wykazuje silne właściwości biobójcze
i działa już w niskich stężeniach. Jedna tabletka wystarcza zazwyczaj do
oczyszczenia 1 litra wody.
Wybielacz
Dostępne na rynku wybielacze do tkanin często mają w składzie związki
chloru. Teoretycznie można więc wykorzystać je do dezynfekcji wody do
picia.
Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (The Environmental
Protection Agency, EPA) zaleca dodawanie dwóch kropli wybielacza
zawierającego 8,25% podchlorynu sodu na każdy litr dezynfekowanej wody
(ilość tę należy podwoić w przypadku wody zimnej albo mętnej)12. Całość
trzeba intensywnie zamieszać i odstawić na pół godziny. Po zakończeniu
procesu woda powinna lekko pachnieć chlorem. Jeśli go nie wyczuwamy,
musimy dodać kolejną dawkę wybielacza, zamieszać i odczekać 15 minut.
A jeśli zapach jest zbyt intensywny, należy przelać zdezynfekowaną wodę do
nowego pojemnika i odstawić na kilka godzin.
Osobiście odradzamy korzystanie z tej metody. Według niektórych źródeł
nie działa ona na niektóre pierwotniaki. Co więcej, aby była skuteczna, trzeba
wiedzieć, ile podchlorynu sodu znajduje się w danym wybielaczu, a na
etykietach takich informacji często nie ma. Z drugiej strony lepiej znać tę
metodę i móc ją zastosować, jeśli nie ma się absolutnie żadnego innego
wyboru. W takich przypadkach zalecamy jednak łączyć ją z filtrowaniem
wody.
Jodyna
Chociaż jodyna stosowana jest jako środek dezynfekujący, np. do
przemywania skóry, można ją wykorzystywać także do uzdatniania wody.
Należy dodać 3–5 kropli jodyny do litra wody (różne źródła podają różne
proporcje) i pozostawić na 30 minut. Po tym czasie można usunąć
nieprzyjemny posmak, dodając witaminę C.
Trzeba pamiętać, że jodyna nie jest w stanie unieszkodliwić niektórych
pierwotniaków.
Dezynfekcja promieniami UV
Naświetlanie wody promieniami ultrafioletowymi uszkadza DNA wirusów,
bakterii i pierwotniaków i uniemożliwia im namnażanie się.
Metoda ta będzie mniej skuteczna (lub nieskuteczna) w przypadku mętnej
wody, bo wszelkie zawiesiny pochłaniają promieniowanie UV. Co istotne,
różne mikroorganizmy wykazują różną odporność na promienie
ultrafioletowe.
Na rynku dostępne są przenośne urządzenia do sterylizowania wody
w ten sposób, np. SteriPEN. Producent twierdzi, że to urządzenie niszczy
99,9% wirusów, bakterii i cyst pierwotniaków, a przy tym sterylizuje litr
wody w zaledwie 90 sekund.
Słoneczna dezynfekcja
Atrakcyjną metodą na uzdatnianie wody w ciepłym półroczu jest SODIS,
czyli dezynfekcja wody z wykorzystaniem promieniowania słonecznego
(solar water disinfection). Do jej zastosowania potrzeba jedynie słonecznego
dnia i butelek PET z przefiltrowaną wodą (musi być przejrzysta).
SODIS łączy niszczący wpływ promieniowania ultrafioletowego
i wysokiej temperatury na drobnoustroje.
Metodę tę dokładnie opisaliśmy na naszym blogu13, ale pozwolimy sobie
zrobić to pokrótce także tutaj.
Bierzemy czystą, nieporysowaną, bezbarwną butelkę PET o pojemności
nie większej niż 2–3 litry.
Usuwamy z niej naklejki i pozostałości kleju.
Napełniamy butelkę w trzech czwartych wodą.
Zakręcamy i intensywnie potrząsamy butelką przez co najmniej 20
sekund.
Dolewamy wody do pełna.
Zostawiamy butelkę w pełnym słońcu na co najmniej 6 godzin (warto ją
umieścić na powierzchni odbijającej promienie słoneczne).
Wilgoć
Zacznijmy od wilgoci. Żywność warto przechowywać w szczelnych
opakowaniach albo przynajmniej w miejscach, w których nie będzie narażona
na oddziaływanie wilgoci. Nie wszystkie opakowania foliowe są szczelne,
np. makaron bywa pakowany w folię z otworkami. Ryż, mąka i cukier z kolei
sprzedawane są często w papierowych torbach, które w żaden sposób nie
chronią zawartości przed wilgocią.
Żywność warto więc przepakowywać do szczelnych foliowych
opakowań, np. torebek strunowych, torebek zgrzewanych w domowych
pakowarkach próżniowych czy nawet butelek PET po napojach. Większe
ilości produktów sypkich (kasza, ryż, drobny makaron, cukier, ziarno) można
umieścić w plastikowych wiaderkach z dobrze dopasowanymi pokrywkami
lub beczkach wykonanych z tworzywa nadającego się do kontaktu
z żywnością. Można je względnie niedrogo kupić nowe lub poszukać czegoś
na sporym rynku wtórnym. Trzeba tylko się upewnić, że rzeczywiście
w beczce przechowywano wcześniej wyłącznie produkty spożywcze, a nie
paliwo czy chemikalia. Jesteśmy zdania, że aby mieć taką pewność, najlepiej
zdecydować się na nowe pojemniki. W małych wiaderkach sprzedaje się
kiszoną kapustę, twaróg i śledzie. Te na pewno są wykorzystywane po raz
pierwszy i wystarczy je tylko dobrze umyć.
Prepperzy w USA czasami dodatkowo pakują żywność do worków
z mylaru, czyli dość szczególnej folii, stanowiącej świetną barierę m.in. dla
gazów. Worki z mylaru umieszczane są w wiaderku lub beczkach,
a następnie napełniane żywnością i gazem obojętnym i zgrzewane. Ich kupno
w polskich warunkach nie jest łatwe, choć możliwe (wpiszcie
w wyszukiwarkę hasło „folia bopet”). Można je jednak zastąpić np. workami
do kiszenia kapusty.
Żywność najlepiej przepakowywać w suchym, chłodnym miejscu, aby
wraz z nią nie wprowadzać do nowego opakowania wilgotnego powietrza.
Wilgoć, jeśli będzie jej zbyt dużo, może przyspieszyć psucie się żywności.
Dlatego warto rozważyć przepakowywanie w środku zimy, gdy temperatura
na zewnątrz jest najniższa, a w związku z tym bardzo spada wilgotność
powietrza w domach.
Pakując żywność do wiaderek czy beczek, można ją dodatkowo
zabezpieczyć, dodając kawałek suchego lodu. Suchy lód to zestalony
(zamarznięty) dwutlenek węgla, który zabije wszystkie oddychające tlenem
żyjątka znajdujące się w żywności (np. larwy owadów), a ponadto utrudni
rozwój pleśni i niektórych bakterii tlenowych. Zabezpiecza on również przed
jełczeniem tłuszczów znajdujących się w niektórych produktach
spożywczych (np. orzeszkach i mleku w proszku). Suchy lód można kupić
w internecie z dostawą do domu.
Również produkty pakowane w atmosferze ochronnej (najczęściej
beztlenowej lub o obniżonym stężeniu tlenu) są bardziej odporne na
utlenianie zawartych w nich składników odżywczych. Takich produktów nie
ma sensu przepakowywać, jeśli są szczelne. Można je co najwyżej włożyć do
drugiego opakowania i np. zgrzać w pakowarce próżniowej.
Możliwe jest jeszcze kupienie pojemników z gazem obojętnym, którym
wypełnia się przestrzeń między ziarenkami ryżu czy kaszy w pojemniku
(torebce strunowej, butelce po napojach itp.), ale wiąże się to z dość
wysokimi kosztami.
Żywność radzimy trzymać na półkach, na których nie będzie narażona na
działanie wilgoci. A więc nie w regularnie zalewanej piwnicy. Ale też nie na
regale znajdującym się bezpośrednio pod rurką z zimną wodą, na której latem
będzie zbierać się rosa. Wilgoć przyspiesza psucie się nie tylko produktów
spożywczych, lecz także niektórych opakowań, np. zakrętek od słoików
i metalowych puszek. Zresztą zalany wodą drewniany regał również może
zbutwieć i się zawalić (stalowy zaś może zardzewieć), a wtedy stłuką się
wszystkie stojące na nim słoiki. Tego na pewno wolisz uniknąć.
Słońce
Żywności nie służy też oddziaływanie promieni słonecznych – pod ich
wpływem raczej się nie zepsuje, ale może stracić część substancji
odżywczych, które ulegną rozkładowi. Jeśli więc planujesz trzymać zapas
w kuchni, nie rób tego w miejscach nasłonecznionych. Gdy nie da się ich
uniknąć, bo miejsce masz tylko na regale stojącym na wprost okna, zasłoń go
choćby kalendarzem. Optymalnie byłoby przechowywać żywność
w ciemności, w zamykanej szafce albo w piwnicy.
Szkodniki
Żywność koniecznie należy chronić przed szkodnikami – zwłaszcza
gryzoniami i robactwem. Częściowo rozwiążemy ten problem,
przepakowując ją do mocnych, plastikowych pojemników, choć plastik sam
z siebie nie stanowi stuprocentowego zabezpieczenia przed mysimi zębami.
Jeśli wiesz, że w miejscu przechowywania zapasów grasują myszy, warto
rozważyć trzymanie żywności np. w dużych beczkach z grubego plastiku
albo w stalowych kanistrach. W obydwu przypadkach należy oczywiście
zastosować drugie, szczelne opakowanie, zabezpieczające produkty
spożywcze przed kontaktem z resztkami farby i innych chemikaliów, które
mogą się znajdować w beczce lub kanistrze.
Dużym problemem mogą być również mole spożywcze, których jaja lub
larwy łatwo przynieść do domu w fabrycznie zapakowanym ryżu czy
rodzynkach. Przekładając produkt do opakowania zbiorczego (np.
plastikowego wiadra), możemy skazić większą ilość żywności. Dlatego nie
zalecamy używania do tego celu pojemników o pojemności przekraczającej 5
litrów, co pozwoli zminimalizować ewentualne straty. Można też
przesypywać żywność do dużych torebek strunowych umieszczonych
wcześniej w wiaderku. To pozwoli efektywnie wykorzystać całą pojemność
wiaderka (znacznie lepiej, niż gdybyśmy układali w nim już napełnione
torebki), a jednocześnie każda porcja żywności będzie osobno zabezpieczona.
Można zresztą rozważyć magazynowanie w ten sposób różnych produktów
spożywczych (np. kaszy, grochu, fasoli oraz pszenicy) w jednym wiaderku
bez ryzyka, że się wymieszają.
Szklane słoiki dobrze chronią żywność przed szkodnikami i wilgocią (o
ile zakrętki nie skorodują i nie utracą szczelności), ale nie przed
oddziaływaniem światła. Ponadto są dość delikatne i zwykle ciężkie. Nie
wspominamy o tym z myślą o ich przenoszeniu na plecach w razie ucieczki
z domu, lecz mając na względzie wygodę zwykłych prac polegających na
regularnej wymianie żywności, które będą łatwiejsze, jeśli zaopatrzymy się
także w plastikowe pojemniki.
Temperatura
Psucie się żywności przyspiesza również wysoka temperatura. Jeśli to tylko
możliwe, trzymajmy zapas jedzenia w temperaturze kilku stopni powyżej
zera, np. w piwnicy. Jeśli musimy go przechowywać w mieszkaniu, nie
powinien leżeć w szafkach znajdujących się bezpośrednio przy piekarniku,
grzejnikach, pralce ani lodówce, która oddaje ciepło przez obudowę lub
wymiennik ciepła umieszczony z tyłu. Żywności nie powinno się również
narażać na działanie temperatur ujemnych ani w ogóle dużych zmian
temperatury. Najlepiej, by przez cały czas pozostawała w możliwie stałej
temperaturze. Można rozważyć zakopanie zapasu głęboko pod ziemią,
w dużej plastikowej beczce lub wiadrze, byle na głębokości zapewniającej
zabezpieczenie przed przemarznięciem.
Suszenie
Suszenie pozwala zakonserwować na dłuższy okres warzywa i owoce, ale
także grzyby i mięso. I naprawdę nie potrzeba do tego żadnego specjalnego
sprzętu. Żywność można suszyć w elektrycznym piekarniku (w gazowym
także, choć jest to trudniejsze), rozwieszoną na sznurkach na słońcu albo nad
grzejnikiem. Oczywiście można też skorzystać ze specjalnej, bardziej
efektywnej słonecznej suszarki czy z suszarek elektrycznych. Te ostatnie
zazwyczaj wyposażone są w kilka ażurowych tacek, na których układa się
porcje produktów przeznaczonych do suszenia. Najlepiej rozkładać je w taki
sposób, by poszczególne kawałki nie stykały się ze sobą. Dzięki temu każdy
będzie opływany ze wszystkich stron przez ciepłe powietrze, co przyspieszy
suszenie. Żywność kurczy się podczas suszenia, przez co takie układanie
może się niekiedy wydawać marnowaniem miejsca w suszarce, a więc także
czasu i pieniędzy. Przy takim podejściu można rozważyć umieszczanie
kawałków tak, by gdzieniegdzie się ze sobą stykały, i rozsunięcie ich, gdy już
trochę podeschną.
Kiszenie
Kiszone ogórki są świetne jako zagrycha do wysokoprocentowych alkoholi,
ale warto je mieć w zapasie na trudne czasy także z zupełnie innego powodu.
Choć są niemal pozbawione kalorii, zawierają sporo witamin. Podobnie
wygląda sprawa z kiszoną kapustą, która jest dobrym źródłem witaminy C.
Kiszenie tak naprawdę jest procesem beztlenowej fermentacji, w którym
biorą udział bakterie fermentacji mlekowej. Całkiem nieźle radzą sobie one
w mocno zasolonym środowisku, które tworzymy, zalewając warzywa
solanką z przyprawami. Dzięki dużej ilości soli w zalewie umożliwiamy
przeżycie tylko tym bakteriom, na których działaniu nam zależy.
Oprócz ogórków i kapusty kisić można także całą masę innych
produktów, m.in.:
buraczki,
marchew,
sałatki warzywne,
mieszanki owocowe19.
Marynowanie
Marynowanie warzyw i owoców polega najczęściej na włożeniu ich do
słoików i zalaniu wodą z octem. I choć tak samo określa się moczenie mięs
w zalewie przed smażeniem, duszeniem czy suszeniem, my skupimy się na
pierwszym znaczeniu tego słowa.
Marynować można m.in.:
ogórki,
grzyby (maślaki, borowiki, podgrzybki),
śliwki,
dynie i cukinie.
W przypadku marynowania to właśnie kwaśne środowisko chroni
produkty przed zepsuciem.
Wekowanie
Pod pojęciem wekowania najczęściej rozumiemy gotowanie (pasteryzację)
produktów spożywczych lub dań zapakowanych do słoika. Słoiki zwykle
umieszcza się w garnku napełnionym częściowo wodą i wyłożonym szmatką,
a następnie gotuje się je – tym dłużej, im są większe. Pasteryzacja, czyli
podgrzewanie produktu do temperatury 80–100°C, zabija bakterie, nie
niszczy jednak wytwarzanych przez nie przetrwalników. Z tego względu
niekiedy stosuje się tyndalizację, czyli trzykrotną pasteryzację w 24-
godzinnych odstępach. Każda kolejna pasteryzacja niszczy te bakterie, które
zdążyły się rozwinąć z przetrwalników pozostałych po poprzednim procesie.
Formy przetrwalnikowe niszczy pasteryzacja w wyższych temperaturach,
powyżej 100°C. Dla ochrony przed laseczkami jadu kiełbasianego konieczne
jest doprowadzenie całej objętości wekowanego produktu do temperatury
121°C i utrzymanie jej przez co najmniej 3 minuty. Możliwe jest to jednak
wyłącznie przy zastosowaniu garnków ciśnieniowych (szybkowarów),
w których dzięki podwyższonemu ciśnieniu woda wrze w wyższej
temperaturze. Dostępne na polskim rynku i dość popularne szybkowary
pozwalają na szybsze przygotowywanie posiłków, lecz są zazwyczaj zbyt
małe, by wekować w nich żywność.
Wekować można gotowe dania obiadowe, warzywa i owoce, a także
mięso przetworzone na różne sposoby, np. kawałki w marynacie20, kiełbasę
zalaną smalcem21 czy pasztet22.
A może wędkarstwo?
Wędkowanie jest bardzo przyjemnym hobby, które umożliwia kontakt
z naturą i spędzanie dużych ilości wolnego czasu w ciszy, spokoju
i skupieniu. Znajomość zwyczajów ryb, ich ulubionych miejsc, opracowanie
własnej metody połowu oraz dobranie sprzętu do potrzeb i możliwości (a
także do specyfiki miejsca, w którym łowimy) pozwala osiągnąć całkiem
niezłe rezultaty.
Problem leży gdzie indziej.
Dziś wędkowanie nie jest metodą na pozyskiwanie żywności. W trudnych
czasach, gdy ludziom zacznie brakować jedzenia, na pewno niejeden uda się
nad najbliższą rzekę czy jezioro, by próbować swoich sił w łowieniu ryb. Co
gorsza, można się też spodziewać większej aktywności kłusowników
zastawiających pułapki, o których można przeczytać w każdej książce
o tradycyjnym survivalu.
W takich warunkach pozyskiwanie odpowiednich ilości żywności
z użyciem własnej wędki może nie być możliwe.
Ruszamy na polowanie?
W polskich warunkach nietrudno zostać myśliwym, otrzymać pozwolenie na
broń do celów łowieckich, nauczyć się z niej strzelać i wreszcie zacząć
polować. Dziczyzna jest bardzo cennym rodzajem pożywienia, a niektórzy
uważają, że polowanie to jeden z najbardziej etycznych sposobów
zdobywania mięsa.
Pytanie brzmi: czy w sytuacji kryzysowej łowiectwo będzie skuteczną
metodą pozyskiwania odpowiednich ilości żywności?
W Polsce mamy w tej chwili kilkanaście tysięcy łosi, jakieś 150 tys.
jeleni, 800 tys. saren, 20 tys. danieli i 200–250 tys. dzików, do czego
dochodzi jeszcze inna drobna zwierzyna24. Saren rocznie pozyskuje się około
100 tys. sztuk, a dzików – 250–300 tys. przy zapewnieniu względnie
zrównoważonej gospodarki, tj. bez drastycznego zmniejszenia liczebności
tych zwierząt. Łatwo policzyć, że na przeciętnego Polaka przypadałoby
ledwie jakieś 170–200 gramów mięsa dzika rocznie, przyjmując, że
z jednego osobnika można pozyskać 25 kilogramów mięsa. Trzeba jednak
założyć, że populacje dzikich zwierząt zostaną bardzo szybko przetrzebione,
kiedy na rynku zacznie brakować żywności. Gdy nie będzie zwierzyny,
nawet najlepszy myśliwy umrze z głodu, jeśli nie będzie zdobywać pokarmu
w inny sposób.
Ze szczególnie dużą rezerwą traktujemy pomysły wykorzystania łuku
jako narzędzia do polowania. W Polsce w tej chwili nie wolno go tak
używać, bo do celów łowieckich dopuszczona jest wyłącznie odpowiednia
broń palna. Nie da się więc w Polsce legalnie nauczyć polować z łuku.
Można poznawać tajniki tropienia zwierzyny, maskowania się przed nią,
celnego strzelania czy wreszcie oprawiania upolowanego zwierzęcia
i konserwowania mięsa, ale tylko w przypadku, gdy posługujemy się bronią
palną. Na naukę polowania z użyciem łuku trzeba wyjechać za granicę.
Z oczywistych względów nie wolno również uczyć się zastawiania sideł,
bo to w tej chwili kłusownictwo.
Nie boimy się powiedzieć, że jeśli nie umiesz czegoś zrobić teraz, istnieje
prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że nie będziesz w stanie tego
zrobić w sytuacji kryzysowej. Jeśli więc chcesz pozyskiwać żywność,
polując, zapisz się do koła łowieckiego, zdobądź pozwolenie na broń i jak
najszybciej naucz się z niej skutecznie korzystać.
A bajki o polowaniu z użyciem łuku odłóż na półkę, gdzie ich miejsce.
Obok survivalowych podręczników, które uczą zastawiania sideł.
Produkcja żywności na co dzień i w sytuacji kryzysowej
Wytwarzanie żywności to umiejętność, która przyda się i w trudnych
czasach, i na co dzień, pozwala bowiem na obniżenie kosztów życia przy
jednoczesnej poprawie jakości spożywanych posiłków (nie tylko dzięki
rezygnacji z żywności przetworzonej, lecz także zjadaniu samodzielnie
wyhodowanych, bardziej pożywnych i smaczniejszych produktów).
Bezcenne kiełki
Jednymi z najprostszych do wytworzenia, a jednocześnie bardzo cennych
produktów są kiełki. Zawierają całą masę substancji odżywczych, są
smaczne, a do tego kiełkowaniu poddaje się nasiona, które zazwyczaj są
łatwe do przechowywania przez dłuższy czas. Każdy zna przecież popularną
w okolicy świąt Wielkanocy rzeżuchę, która jest niczym innym jak właśnie
kiełkami.
Partyzancki ogród
Jeśli nie masz kawałka gruntu, na którym mógłbyś uczyć się uprawy roślin,
a nie możesz w tym celu wygospodarować przestrzeni na parapecie czy
balkonie (albo ta przestrzeń jest niewystarczająca na zaspokojenie twoich
potrzeb), i dla ciebie mamy ciekawy pomysł do rozważenia.
Ogrodnictwo partyzanckie to sadzenie jadalnych roślin w miejscach,
które do nas nie należą. W publicznych parkach, na skwerach,
w przydrożnych rowach czy wreszcie na leśnych polanach. Bierzemy na
wycieczkę nasiona, sadzonki lub bulwy i umieszczamy je tam, gdzie
w przyszłości chcielibyśmy znaleźć coś do zjedzenia.
Pozostawianie tych roślin bez nadzoru dla części z nich skończy się
obumarciem. Inne będą się jako tako rozwijać, choć zagłuszone przez inne
gatunki nie obrodzą tak, jak powinny. Jeszcze inne wydadzą plony, ale
skorzysta z nich ktoś, kto dotrze do nich jako pierwszy. Ale część na pewno
przetrwa i stanie się naszym pożywieniem.
Na dziko warto sadzić np. te rośliny, o których była mowa na stronach
115–116. Ryzyko, że ktoś je rozpozna i zbierze owoce, zawsze będzie
mniejsze.
Szybkowar
O szybkowarach już wspominaliśmy. To ciśnieniowe garnki, które pozwalają
przyrządzać potrawy w temperaturze wyższej niż 100°C. Dzięki temu można
gotować krócej.
Nieduże garnki tego typu można kupić już za niecałe 100 złotych. Trudno
ocenić, po jakim czasie zwróci się ich zakup, ale z całą pewnością warto go
rozważyć.
Gotowanie piętrowe
Przy odrobinie wysiłku można za pomocą jednego palnika podgrzać jedzenie
w dwóch albo nawet trzech garnkach. Trzeba je tylko ustawić jeden na
drugim.
Na dole powinien znaleźć się garnek z produktem, który musi się
gotować najdłużej. Drugi garnek stawiamy na pierwszym, by grzał się od
pary wydobywającej się z naczynia poniżej (a jeszcze lepiej od wody
w dolnym garnku). Prawdopodobnie ilość ciepła docierająca „na piętro” nie
będzie wystarczająca, by coś ugotować, ale do ogrzania gotowego dania
wyciągniętego z lodówki bądź słoika powinna wystarczyć.
Gotując w pierwszym garnku ziemniaki, a w drugim marchewkę, można
dodać jeszcze trzeci – z odgrzewanym mięsem. Z tego ostatniego będą się już
wydobywać resztki pary, poziom wody też będzie w nim za niski, by dało się
dołożyć jeszcze jedną warstwę.
Nowoczesne samowary
Do kuchenek turystycznych postanowiliśmy też zakwalifikować czajniki
irlandzkiej firmy Kelly Kettle i produkowane w Polsce Survival Kettle, które
konstrukcją przypominają znane od dawna samowary. W urządzeniach tych
proces spalania paliwa stałego odbywa się we wnętrzu naczynia, zaś woda
wypełnia przestrzeń otaczającą płomienie.
Taka konstrukcja zapewnia efektywne wykorzystanie opału podczas
gotowania dużych ilości wody. Może to mieć ogromne znaczenie w sytuacji
kryzysowej, gdy każdą garść opału trzeba będzie najpierw gdzieś znaleźć,
a później przynieść do mieszkania. Ze względu na swoją wielkość i masę
czajniki te nie zyskały popularności wśród turystów przemieszczających się
pieszo z plecakami.
Również możliwość zagotowania za jednym razem dość dużej ilości
wody może być zaletą takiego naczynia w sytuacji, gdy będzie to jedyna
dostępna metoda jej dezynfekcji.
Czajniki tego typu nie powinny być wykorzystywane w domu, chyba że
na kuchence gazowej lub spirytusowej. Kiedyś w ramach eksperymentu
próbowaliśmy porównać efektywność największego czajnika Kelly Kettle na
turystycznej kuchence gazowej i ze zdziwieniem odkryliśmy, że zwykły
kuchenny czajnik spisał się na takim źródle ciepła lepiej. Wynika to z faktu,
że kuchenki gazowe są przeznaczone do używania z naczyniami o płaskim
dnie.
Tego rodzaju czajniki nadają się do gotowania wody, ale całego dania
w nich nie przyrządzimy. Wprawdzie można próbować ugotować makaron
rurki po nawleczeniu go na sznurek, lecz ryzykujemy w ten sposób
zanieczyszczenie wnętrza czajnika, i to takie, którego nie da się usunąć.
Dopiero umieszczenie w wylocie naczynia nadstawki pozwala na
wykorzystanie ciepła ulatującego tamtędy do podgrzania czegoś w drugim
garnku. Po zagotowaniu wody na podstawkę pod czajnik można nałożyć
specjalną nadstawkę, na której kładzie się garnek, by coś ugotować na
płonącym jeszcze ogniu.
Warto zrobić przynajmniej jeden taki palnik, by się tego nauczyć, nim
przyjdą trudne czasy. Można bowiem zakładać, że w sytuacji kryzysowej uda
się gdzieś znaleźć dwie puste puszki po napojach o tej samej średnicy, skoro
dziś wszędzie jest ich pełno.
Piecyki słoneczne
Piecyki słoneczne to jeden z patentów na gotowanie bez zużywania paliwa,
działa jednak tylko w ciepłym półroczu.
Projektów tego typu piecyków jest sporo34. Najprostszy można zrobić
z koca termicznego albo przeciwsłonecznej osłonki szyby samochodowej
pokrytej folią aluminiową. Nam się kiedyś udało zbudować taki piecyk
z kartonu i koca ratunkowego35. Trzeba go jedynie co jakiś czas obracać
ponownie w stronę słońca, by jak najbardziej zwiększyć ilość
przechwytywanych i wykorzystywanych promieni słonecznych.
Taki piecyk nie jest w stanie wytwarzać bardzo wysokich temperatur, ale
wystarczy, by zagotować żywność i upiec chleb36.
Gotowanie na ognisku
Ognisko zużywa dużo paliwa, musi być rozpalone odpowiednio daleko od
domu, wymaga uwagi, ostrożności przy gotowaniu i ma jeszcze parę innych
wad, choćby taką, że trudno umieścić nad nim naczynie z gotowanym
posiłkiem (improwizowany stojak na garnek można zrobić ze szpilek do
namiotu lub odpowiednio długich kawałków drutu37).
Lubimy kiełbasę i ziemniaki z ogniska. Ale chcemy, żebyś znał inne,
lepsze metody gotowania w sytuacjach kryzysowych.
Chcemy też, żebyś umiał rozpalać i podtrzymywać ogień, bo ta
umiejętność przyda ci się także przy używaniu kuchenek na drewno, choćby
piecyka rakietowego.
W kociołkach gotuje się zwykle różnego rodzaju gulasze i zupy, ale nic
nie stoi na przeszkodzie, by zagotować w nich wodę albo spróbować upiec
chleb.
Warto je uwzględnić w przygotowaniach na trudne czasy, jeśli już teraz
lubisz odpoczywać przy ognisku i chcesz wykorzystywać takie naczynie do
gotowania podczas wyjazdów na działkę.
Warto nie tylko mieć krzesiwo, lecz także umieć je skutecznie użyć.
Jak się tego nauczyć? Po prostu trzeba ćwiczyć. Nie ma lepszej metody.
Nawet idealna procedura opisana gdzieś w internecie może nie zadziałać
w specyficznych warunkach, w których się znajdziemy.
Gorąco (nomen omen) zachęcamy do noszenia cały czas przy sobie
sprzętu do rozpalania ognia: zapałek, zapalniczki albo krzesiwa. Zapałki
i zapalniczka są bardzo łatwe w użyciu i poradzi sobie z nimi nawet dziecko
(uwaga: nie dotyczy zapalniczek ze specjalnym zabezpieczeniem). Krzesiwo
wymaga większej praktyki.
Na trudne czasy dobrze mieć zapas zapałek, zapalniczek, gazu, ale też ze
dwa krzesiwa. Jedno wystarczy na kilka tysięcy użyć, więc – przy odrobinie
szczęścia (i umiejętności) – na kilka lat.
Latarka to podstawa
Absolutnie najważniejszym urządzeniem na baterie, które powinno znaleźć
się w każdym domu, a w zasadzie w każdym pokoju, każdym zestawie
ucieczkowym, zestawie EDC (czyli do codziennego noszenia), samochodzie
itd., jest właśnie latarka.
Latarki różnią się od siebie funkcjami i choć wszystkie mają za zadanie
wytwarzać światło, to jedne nadają się do pewnych celów lepiej niż inne.
Najbardziej rozpowszechnione i najpopularniejsze są latarki ręczne,
jednak w wielu przypadkach mogą okazać się dość niewygodne. By z nich
korzystać, trzeba trzymać je w ręku, co utrudnia wykonywanie niektórych
prac. Większe latarki tego typu można uznać za skuteczne narzędzie do
samoobrony, bo gabarytami często przypominają kije bejsbolowe. Pytanie
tylko, czy rzeczywiście trzeba kupować wielką i ciężką latarkę jako narzędzie
do samoobrony?
Awaria samochodu
To chyba najbardziej prawdopodobna sytuacja kryzysowa z samochodem
w roli głównej. Może to być coś tak trywialnego jak złapanie gumy czy
rozładowanie się akumulatora z powodu niewyłączenia świateł, ale też
poważniejsza usterka silnika spowodowana np. przez zerwanie się paska
rozrządu.
W wielu przypadkach można poradzić sobie samemu lub z niewielką
pomocą innych – np. podpinając kable rozruchowe do innego, sprawnego
samochodu (choćby zamówionej taksówki – warto zawczasu sprawdzić, czy
któreś z lokalnych przedsiębiorstw taksówkowych oferuje taką usługę).
W najlepszym razie spowoduje to tylko niewielkie opóźnienie. W gorszym –
konieczne będzie holowanie samochodu do warsztatu, co np. w czasie
wyjazdu na urlop samo z siebie wywoła dodatkowe problemy do
rozwiązania.
To nie jest tak, że tego typu incydenty zdarzają się tylko w rejonach
wiejskich, na drogach, którymi nikt za często nie jeździ. Szosa, o której
mowa, znajduje się w odległości 10 kilometrów od granic Warszawy i ma
standard drogi wojewódzkiej. Do tego miejsca z łatwością można było
dostarczyć żywność, paliwo i koce albo ciężkimi pojazdami, albo nawet
śmigłowcem. Można było, ale nikt tego nie zrobił. Być może sytuacja nie
była na tyle poważna.
Pamiętamy, że w innej relacji z tego zdarzenia przytoczono wypowiedzi
rozżalonych kierowców, którzy stojąc w korku, dzwonili na policję, żądając,
by udzielono im pomocy, bo przecież ona im się należy!
Nieco dalej w tym rozdziale podpowiemy, co warto wozić
w samochodzie, by w podobnej sytuacji nieść pomoc innym, a nie tylko jej
potrzebować.
Wypadek samochodowy
Może to być zwykła stłuczka, z której wyjdziemy tylko trochę oszołomieni,
ale bez większych obrażeń. I z delikatnie uszkodzonym samochodem. Może
to być też poważniejsze zderzenie, wskutek którego będziemy mieć kilka
złamań. W końcu może to być karambol, w którym zginie kilka osób,
a kilkanaście zostanie rannych.
W każdym przypadku takie zdarzenie zmieni na jakiś czas życie rodziny.
W najbardziej optymistycznym wariancie będzie chodziło tylko o niewielką
niedogodność odstawienia samochodu do warsztatu i załatwiania
ubezpieczeniowej papierologii. W najgorszym kraksa może oznaczać śmierć
członka rodziny i wywrócenie naszego życia do góry nogami.
Wykorzystanie samochodu w sytuacjach kryzysowych
Samochód może nam pomóc w wielu sytuacjach. O wykorzystaniu go jako
agregatu prądotwórczego w razie braku zasilania już wspominaliśmy
(Samochód jako agregat prądotwórczy, TUTAJ).
Ze względu na swoją wielkość samochód niemal zawsze pozwala nam
zabrać więcej bagażu, niż moglibyśmy przenieść w torbie czy plecaku.
Przygotowując swój zestaw przetrwania (będziemy o nim pisać więcej
w rozdziale Zestawy przetrwania, TUTAJ), można więc część rzeczy
(służących do radzenia sobie w sytuacjach mniej prawdopodobnych) trzymać
w samochodzie, skoro i tak prawie zawsze mamy go gdzieś pod ręką.
Przykładowo zamiast nosić ze sobą kuchenkę turystyczną, zapas żywności
i wody, można to wszystko trzymać w bagażniku pojazdu.
Gdy w kranach zabraknie wody i trzeba będzie ją zdobywać na własną
rękę, do domu łatwiej dostarczymy ją samochodem, niż nosząc torby
z butelkami wody w rękach czy wioząc je na rowerze. Nawet w razie
potrzeby nabrania wody z rzeki wystarczy zabrać ze sobą samochód, pompę
zatapialną i przetwornicę do podłączenia do akumulatora. Beczki czy innego
rodzaju zbiorniki ustawiamy w samochodzie i dopiero wtedy napełniamy,
pilnując, by nie zalać wnętrza pojazdu.
Tak samo możliwość skorzystania z auta będzie błogosławieństwem, gdy
będzie trzeba pojechać po opał do lasu albo po mięso i ziemniaki do
zaprzyjaźnionego rolnika.
Wreszcie, to zapewne samochodem będziemy się ewakuować z domu
w razie skażenia chemicznego, wojny czy ataku terrorystycznego.
Żeby jednak to wszystko było możliwe, musimy o ten samochód zadbać.
Przygotowanie samochodu na sytuacje kryzysowe
Po pierwsze, samochód musi być sprawny technicznie. Wiadomo, że nie
chodzi tu o działanie elektrycznych szyb i podgrzewanych foteli, ale
podstawowe podzespoły wpływające na bezpieczeństwo jazdy muszą
funkcjonować poprawnie. Nie można użyć auta jako agregatu
prądotwórczego, jeśli zdarzają się w nim problemy z ładowaniem
akumulatora. Nie posłuchamy komunikatów w radiu, jeśli ono nie działa. Nie
naładujemy telefonu komórkowego, jeśli nie mamy sprawnego gniazda
zapalniczki.
Po drugie, samochód musi być zatankowany i musimy dysponować
odpowiednim zapasem paliwa. Warto napełnić bak do pełna, gdy tylko
poziom benzyny lub oleju napędowego spadnie do połowy48. To sprawi, że
nawet po utknięciu w zaspie będziemy mogli ogrzewać się silnikiem przez
kilkanaście godzin albo dłużej.
Po trzecie, musimy mieć napompowane koło zapasowe (zmiana koła
z oponą dziurawą na takie z oponą pozbawioną powietrza w niczym nie
pomoże), sprawny lewarek (podnośnik), klucz do odkręcenia śrub/nakrętek
do kół. Przyda się też komplet rękawic, może jakieś ubranie robocze (aby nie
ubrudzić garnituru, w którym jedziemy na ślub kuzynki), może koc do
położenia obok samochodu czy pod nim.
Po czwarte, przyda się także ubezpieczenie assistance – pozwoli na
bezpłatne skorzystanie z pomocy drogowej, holowanie, wypożyczenie
samochodu zastępczego czy nocleg w razie konieczności. Ze skutkami
kradzieży czy zniszczenia samochodu przez żywioł pomoże nam się z kolei
uporać ubezpieczenie autocasco.
Samochodowy zestaw przetrwania
Co warto wozić w samochodzie, żeby poradzić sobie w trudnych sytuacjach?
Na pewno musi się w nim znaleźć samochodowa ładowarka do telefonu
komórkowego. O tym już wspominaliśmy, ale warto przypomnieć. Jeśli masz
w domu stary, nieużywany aparat, trzymaj go w samochodzie. Pod numer
awaryjny (112) można zadzwonić także z telefonu bez karty SIM. To się
przyda, gdy twój telefon się popsuje wskutek upadku na beton albo do
kałuży.
Przepisy wymagają wożenia w samochodzie trójkąta ostrzegawczego,
którym oznacza się miejsce awarii. Można rozważyć także zakup flar.
Na wypadek rozładowania akumulatora dobrze wozić ze sobą kable
rozruchowe. Im grubsze, tym lepiej.
Do holowania samochodu, ale także do wyciągania go z rowu, przyda się
linka holownicza. Przy zakupie trzeba uwzględnić masę holowanego
pojazdu. Lepiej kupić linkę, która zda egzamin przy holowaniu auta
większego niż nasze, bo może trzeba będzie pomóc komuś, kto jeździ
cięższym wozem?
Na wypadek przepalenia się żarówki lub bezpiecznika dobrze mieć
komplet żarówek i bezpieczników na wymianę. W deszczu lub śnieżycy
lepiej zmoknąć, zmieniając żarówkę, niż rozbić się na drzewie albo potrącić
nieoświetlonego pieszego, którego nie zobaczyliśmy dostatecznie wcześnie,
bo nie działało prawe światło.
Zapas płynu do spryskiwaczy przyda się zwłaszcza zimą, gdy koła
samochodów rozbryzgują błoto pośniegowe wszędzie dookoła. Przy złej
pogodzie nie warto utrudniać sobie życia, jeżdżąc z brudną szybą.
W razie pożaru pomoże sprawna gaśnica. Im większa, tym lepiej. Nie
może leżeć na dnie bagażnika!
Napompowane koło zapasowe to rzecz niezbędna, już o nim mówiliśmy.
Można się dodatkowo zabezpieczyć na wypadek złapania gumy, wożąc
zestaw naprawczy do opon albo „koło zapasowe w puszce”. Oprócz tego
zaopatrzmy się w komplet narzędzi do zmiany koła (klucz, podnośnik).
Warto rozważyć kupno np. małej siekiery (do usuwania gałęzi
powalonych przez wiatr) i łomu (pomoże w wydobyciu ofiar wypadku
z samochodu).
Wśród innych rzeczy, które należałoby mieć w samochodzie, są:
niewielki zapas żywności: orzechy, batoniki albo racje żywnościowe.
Do tego oczywiście woda. Najlepiej w saszetkach, bo po zamarznięciu
łatwiej wydobyć lód, rozrywając woreczek niż z butelki PET. Plus parę
torebek herbaty, kawę, cukier, plastikowe kubki i łyżeczki;
kuchenka turystyczna i przynajmniej jeden litrowy emaliowany
kubek. Żeby zagrzać wodę na herbatę. Albo przygotować ciepłą
„owsiankę”, mieszając wrzątek z pokruszoną racją żywnościową lub
herbatnikami;
duże torebki strunowe. Przydadzą się, gdy któryś z pasażerów nie
będzie w stanie powstrzymać wymiotów. Ale też i w innych sytuacjach;
koce. Co najmniej dwa. Do tego koc termiczny albo dwa. Alternatywą
może być worek bivi (coś w rodzaju śpiwora z folii termicznej). Przyda
się także plandeka (tarp), by w razie potrzeby osłonić samochód przed
słońcem lub wiatrem;
apteczka z materiałami opatrunkowymi i podstawowymi lekami
(przeciwbólowe, przeciwbiegunkowe itd. – o wyposażeniu apteczki
będzie jeszcze mowa w rozdziale Zdrowie w trudnych czasach i na co
dzień, TUTAJ). Warto dodać do niej maseczkę do resuscytacji;
latarka, najlepiej czołówka, która znacząco ułatwi wymianę żarówki,
koła czy dolanie płynu do spryskiwaczy;
kamizelka odblaskowa oraz foliowy płaszcz przeciwdeszczowy. Nie
daj się złapać złej pogodzie! Płaszcz foliowy nie zajmuje dużo miejsca,
a może być tym, co cię zabezpieczy przed zapaleniem płuc.
Jedna strona tej plandeki odbija ciepło, a druga posłuży do sygnalizacji naszego położenia.
Samochodowe procedury poprawiające bezpieczeństwo
Procedury to nie tylko przeróżne głupie zasady i regulaminy mające na celu
utrudnienie życia porządnym ludziom. To także zasady, które warto
stosować, by zadbać o własne bezpieczeństwo. Skupmy się więc tu na
procedurach odnoszących się do korzystania z samochodu, które kiedyś
mogą uratować nam skórę.
O ubezpieczeniu samochodu już wspomnieliśmy. OC jest obowiązkowe,
AC warto mieć ze względu na ryzyko kradzieży czy uszkodzenia pojazdu.
Assistance powinno się dokupić, zwłaszcza jeśli się planuje wyjazd
zagraniczny. Naprawdę lepiej mieć o jedno zmartwienie mniej, gdy na
urlopie popsuje nam się auto.
O tankowaniu też była mowa. Warto je wykorzystać jako okazję do
zrobienia sobie przerwy na kawę i rozprostowania kości. W ogóle podczas
jazdy powinno się zatrzymywać możliwie często, bo to ułatwia radzenie
sobie ze zmęczeniem. Czasem należy mu się jednak poddać na postoju, po
prostu decydując się na drzemkę. Lepiej dojechać do celu później, ale
bezpiecznie. Ponoć do sporej części wypadków dochodzi pod koniec
podróży, gdy kierowca jest z jednej strony zmęczony, a z drugiej
rozluźniony, bo znalazł się już na znanej sobie drodze, blisko domu.
W czasie podróży warto słuchać komunikatów dotyczących sytuacji na
drogach. Nadają je lokalne stacje radiowe, ale także Program Pierwszy
Polskiego Radia. Informacje o wypadkach i przejezdności dróg można także
znaleźć w aplikacjach na telefon komórkowy, takich jak Janosik czy Google
Maps.
Przed wyjazdem należy zaplanować trasę, aby nie być zmuszonym do
polegania wyłącznie na GPS-ie. Wystarczy rozpisanie numerów dróg,
którymi będziemy się poruszać, i nazw większych miejscowości, przez które
przejeżdżamy (zwłaszcza wtedy, gdy w którejś z nich będziemy skręcać
z jednej drogi w inną). Ambitnym polecamy wozić ze sobą możliwie
dokładną mapę okolicy oraz kompas. Wszystkim zaś używającym aplikacji
do nawigacji w komórce radzimy ściągnąć mapy offline, by dało się z nich
skorzystać także poza zasięgiem sieci komórkowej albo po wyczerpaniu
limitu transferu.
Przed wyruszeniem w drogę bezwzględnie należy sprawdzić prognozę
pogody, by nie zostać zaskoczonym przez nagłe opady śniegu lub deszczu,
a także by ocenić ryzyko oblodzenia nawierzchni.
Jak robić zapas paliwa do samochodu?
Jeśli planujesz wykorzystywać samochód w trudnych czasach, musisz zrobić
zapas paliwa. Im większy, tym lepiej, ale tym więcej to będzie kosztować
i tym trudniej będzie go regularnie wymieniać.
Wymiana zapasu paliwa jest kluczowa dla poprawnego działania silnika
samochodu, zwłaszcza w przypadku nowych modeli z bardziej
wyrafinowanymi (i wrażliwymi na jakość paliw) silnikami.
Najprostsza metoda jest następująca:
kupujemy kanister na paliwo (jeden lub więcej),
napełniamy go przy okazji tankowania samochodu,
markerem zapisujemy na kanistrze numer aktualnego miesiąca (np. „6”
w czerwcu),
kanister odstawiamy w bezpieczne miejsce,
w każdym następnym miesiącu powtarzamy powyższe czynności, aż
będziemy mieć dwanaście kolejno ponumerowanych kanistrów,
w następnym (trzynastym) miesiącu bierzemy najstarszy kanister,
przelewamy z niego paliwo do baku samochodu i napełniamy go
ponownie na stacji.
Tym sposobem w ciągu roku niewielkim wysiłkiem (i kosztem)
zgromadzimy rezerwy paliwa. Może nie będzie to ilość pozwalająca na jazdę
samochodem przez rok, gdy wstrzymane zostaną dostawy benzyny, ale od
czegoś trzeba zacząć. Zdecydowanie łatwiej zrobić to w ten sposób niż kupić
tysiąclitrowy zbiornik i wypełnić go paliwem. Bo jak to przewieźć, gdzie
trzymać i jak później przepompować jego zawartość do baku?
Regularna wymiana paliwa jest istotna zwłaszcza w przypadku oleju
napędowego. Może się on po prostu popsuć ze względu na dodatek
biokomponentów. Poza tym, w zależności od pory roku, skład paliwa ulega
niewielkiej zmianie. Zimą stosowane są dodatki zabezpieczające przed
wytrącaniem się kryształków parafiny, które w niskich temperaturach blokują
filtry paliwa, uniemożliwiając uruchomienie samochodu.
Jeśli planujesz zrobienie jednorazowo większego zapasu oleju
napędowego, kupuj go zimą. Wybieraj też taki, który w składzie nie ma
biokomponentów. W chwili, gdy piszemy te słowa, takim paliwem jest np.
Arktyczny milesPLUS® diesel dostępny na stacjach Statoil.
Google Hangouts.
Broń bezpozwoleniowa
Na rynku znajdziemy sporo broni palnej, którą można legalnie posiadać bez
uzyskania pozwolenia na broń! Chodzi o broń czarnoprochową rozdzielnego
ładowania wytworzoną przed 1885 rokiem lub jej współczesne repliki.
I nie, nie chodzi tu wyłącznie o repliki, które tylko wizualnie
przypominają rewolwery czy dubeltówki z końca XIX wieku i nadają się
jedynie do wiszenia na ścianie. Chodzi także o broń w pełni sprawną, którą
można dziurawić papier, dziki i zombie.
Taka broń trochę ustępuje dzisiejszej, nowoczesnej. Oczywiście,
jednolufowy karabin skałkowy czy kapiszonowy nie osiągnie takiej
szybkostrzelności jak karabin samopowtarzalny z magazynkiem. Ale
rewolwer czarnoprochowy jest równie skuteczny jak nowoczesny model na
amunicję scaloną. I choć załadowanie w nim bębenka trwa dość długo, to
jednak można to zrobić zawczasu, a później tylko wymienić bęben na nowy,
też naładowany.
Również posiadanie amunicji do takiej broni nie wymaga pozwolenia. Na
amunicję składają się: czarny proch, kapiszony, pociski lub kule oraz dodatki
takie jak papierowe lub filcowe przekładki między proch a pocisk (niektórzy
stosują kaszę mannę) oraz smar.
Problem, do pewnego stopnia, możemy mieć jedynie z prochem, bo
zgodnie z innymi przepisami polskie sklepy nie mogą legalnie sprzedać
prochu osobie, która nie ma pozwolenia na broń czarnoprochową ani
Europejskiej Karty Broni. EKB dostaje się automatycznie na policji na
podstawie dowodu zakupu broni czarnoprochowej, ale niektórzy nie chcą, by
ich broń figurowała w policyjnych rejestrach. Takim osobom pozostaje
kupowanie prochu za granicą albo uproszenie znajomego o podzielenie się
zapasem. Nie ma przepisów, które by tego zakazywały.
Warto zauważyć, że o ile na pozwolenie do celów sportowych nie można
mieć broni o kalibrze powyżej 12 mm, o tyle posiadanie broni
czarnoprochowej o takich parametrach nie stanowi żadnego problemu.
Z łatwością kupimy karabiny kalibru .50, .58 czy .70 cala.
Rewolwer czarnoprochowy można kupić za około 1,5 tys. złotych.
Karabiny niekiedy nawet nieco taniej. Strzelby – od około 3 tys. złotych.
Mowa oczywiście cały czas o współczesnych replikach broni, dostępnych
legalnie w polskich sklepach.
Broń czarnoprochową można nosić przy sobie załadowaną, a do jej
przechowywania nie jest niezbędna szafa pancerna! Trzeba jedynie uczynić
zadość ogólnej zasadzie, że broń należy przechowywać i nosić w sposób
uniemożliwiający dostęp do niej osób nieuprawnionych.
Zestaw ucieczkowy
Zacznijmy od zestawu, który po prostu ma nam pomóc w dotarciu do celu
ewakuacji. Na zachodzie funkcjonuje pod nazwą BOB, co jest skrótem od
anglojęzycznego bug-out bag. W miejscu docelowym mamy już wszystko, co
potrzebne do przeżycia, a więc ten zestaw może być nieduży.
Jeśli planujemy ucieczkę, zakładać powinniśmy jak najszybsze dotarcie
do celu. Warto zrezygnować z ekwipunku, który nie jest absolutnie
niezbędny. Nie należy ewakuacji traktować jak przygody na biwaku,
w którego planie byłoby pokonanie pieszo krótkiego dystansu, rozbicie
obozu i spędzanie w nim czasu na grillowaniu i graniu na gitarze.
Jeśli żywność, to wyłącznie zajmująca jak najmniej miejsca i gotowa do
spożycia bez gotowania. Batony, orzechy, czekolada, racje żywnościowe.
Można rozważyć posiłki zastępcze, takie jak Soylent, Jake czy Mana, które
wymagają jedynie rozmieszania z wodą. Uwaga na ich terminy przydatności,
są krótsze, niż by się można spodziewać!
Jeśli woda, to w niewielkiej ilości, niezbędnej na czas do dotarcia do celu
ewakuacji. Warto mieć jakiś sprzęt do jej uzdatniania. Najlepiej odpowiedni
filtr, żeby nie marnować czasu na gotowanie albo czekanie, aż zaczną działać
tabletki uzdatniające. Optymalna wydaje się np. butelka LifeStraw Go
z dwustopniowym filtrem zatrzymującym zanieczyszczenia mechaniczne,
biologiczne, a także częściowo chemiczne. Woda na drodze do celu
ewakuacji może być przecież skażona choćby środkami ochrony roślin.
Jeśli schronienie, to na pewno nie namiot ze śpiworem i karimatą, tylko
co najwyżej hamak ze sznurka, lekka foliowa plandeka i koc termiczny.
Chyba że odległość do celu ewakuacji jest zbyt duża, by można ją było
pokonać jednego dnia, i przetrwanie nocy na trasie będzie niezbędne.
W takim scenariuszu warto mieć coś, co nas ochroni przed niesprzyjającą
pogodą.
Do tego oczywiście podstawowe środki higieniczne. Papier toaletowy,
chusteczki, mokre chusteczki, płyn do dezynfekcji rąk.
Rzecz jasna w zestawie musi się znaleźć mapa umożliwiająca dotarcie do
celu i kompas, ale o tym jeszcze wspomnimy (Trasa ewakuacji, TUTAJ).
Jeśli nie masz apteczki i sprzętu do rozpalania ognia w zestawie EDC
albo nie zakładasz jego zabrania razem z zestawem ucieczkowym, koniecznie
musisz umieścić te rzeczy tutaj. To samo tyczy się odpowiedniego do pogody
ubrania i butów, jeśli zakładasz, że możesz być zmuszony do opuszczenia
domu w kapciach i piżamie z narzuconą tylko na wierzch kurtką i założoną
w pośpiechu czapką.
Do tego warto dołożyć takie drobiazgi, jak: zapasowe sznurówki do
butów, skarpety na zmianę czy zestaw do szycia. Przydadzą się, gdy buty
przemokną, kurtka się rozedrze, a sznurówka rozerwie.
Pozyskiwanie wody, ale też zabezpieczenie zawartości plecaka przed
wilgocią ułatwią worki strunowe. Warto zapakować do nich kluczowe
elementy ekwipunku. Solidne worki tego typu mogą służyć do zaczerpnięcia
wody z rzeki i przenoszenia jej. Warto mieć na taki prowizoryczny pojemnik
osobną torbę (choćby reklamówkę z marketu), by zminimalizować ryzyko
przedziurawienia worka przez coś znajdującego się w plecaku i zalania całej
jego zawartości.
Choć BOB z nazwy jest torbą, łatwiej przenosić sprzęt w plecaku. Są
jednak ludzie, którzy uważają, że lepiej spakować go w torbę59, bo łatwiej
wziąć ją ze sobą razem z plecakiem albo nosidełkiem z niemowlęciem.
Zestaw 72-godzinny
Amerykańscy prepperzy i praktycy nowoczesnego survivalu często niemal
utożsamiają zestaw 72-godzinny z zestawem ucieczkowym. Naszym zdaniem
należy je omówić osobno. Krzysiek kiedyś próbował maszerować z ciężkim
zestawem 72-godzinnym na plecach do celu ewakuacji i poległ z kretesem60
(miał potem sporo do przemyślenia). Dopiero powtórka eksperymentu, ze
znacznie lżejszym zestawem, ale i po kondycyjnym przygotowaniu,
zakończyła się sukcesem61.
Ideą zestawu 72-godzinnego jest podtrzymanie naszego życia przez
trzy dni, czyli przez czas, w którym zmuszeni będziemy do oczekiwania na
pomoc z zewnątrz. Trudno ocenić, czy w polskich warunkach 72 godziny to
nie jest zbyt mało, ale tak się przyjęło i tego się trzymajmy.
Zestaw taki nie służy do tego, by iść z nim na plecach do wyznaczonego
celu. Przewiduje się raczej użycie go w miejscu, które sobie zawczasu
przygotujemy. Dlatego musi być znacznie obszerniejszy, by zaspokoić
potrzeby rodziny przez ten okres.
Na pewno zestaw musi zawierać żywność na trzy dni. Tu możemy
pozwolić sobie na większą dowolność niż w przypadku zestawu
ucieczkowego. Warto przygotować np. liofilizaty, aby urozmaicić nieco
posiłki i dać rodzinie szansę na zjedzenie czegoś pożywnego, ciepłego
i smacznego jednocześnie. Oprócz tego w zestawie powinno znaleźć się
miejsce na przekąski gotowe do spożycia, takie jak czekolada, suchary,
orzechy czy batoniki.
Aby możliwe było gotowanie żywności i wody, w zestawie musi znaleźć
się kuchenka. Składana hobo stove albo mała kuchenka gazowa lub palnik
na spirytus. Można rozważyć rezygnację z tego elementu, jeśli zakładamy
korzystanie z ogniska Dakota, choć trzeba pamiętać, że w zmrożonej ziemi
źle się kopie dołki! Do kompletu należy zabrać jeszcze jakieś naczynie,
w którym będziemy podgrzewać wodę i posiłki.
Wody trudno zabrać tyle, by wystarczyło jej na cały 72-godzinny okres,
bo byłoby to 6–9 litrów na osobę. Znacznie lepiej mieć ze sobą odpowiedni
filtr. Jeśli przygotowujemy zestaw dla rodziny, można rozważyć użycie
bardziej stacjonarnego modelu, np. Katadyn Base Camp PRO lub Gravity
Camp.
Na pewno założyć trzeba inne podejście do schronienia. Tu już sens
mają namiot, karimata, śpiwór (przy większym budżecie można kupić osobne
śpiwory na lato i zimę, a później tylko zmieniać je w zestawie, zależnie od
pory roku). Obozowanie przez kilka dni z rodziną w prowizorycznym
schronieniu pod plandeką brzmi jak recepta na ciche dni z żoną i zapalenie
płuc.
W zestawie powinny się też znaleźć ubrania na zmianę, dobrane
stosownie do przewidywanej pogody.
Środków higienicznych w tym zestawie powinno być więcej niż
w poprzednim, pakujemy oczywiście papier toaletowy, suche i mokre
chusteczki, płyn do dezynfekcji. Nie zaszkodzi zabranie mydła.
Trasa ewakuacji
Zanim wyruszymy z domu, musimy wiedzieć, którędy dotrzemy do
wyznaczonego celu ewakuacji. Planowaniu takiej trasy poświęcony jest
właśnie niniejszy rozdział.
Tak naprawdę powinniśmy mieć opracowane przynajmniej dwie–trzy
niezależne od siebie trasy dotarcia na miejsce. Niezależne, czyli
niepokrywające się ze sobą na żadnym odcinku. Włącznie z wyjazdem spod
bloku, choć wiadomo, że czasem nie da się tego uniknąć (gdy mamy garaż
podziemny z jedną bramą wjazdową). Nie wiadomo przecież, jak będzie
wyglądać sytuacja w chwili ewakuacji. Może cysterna z chlorem wywróciła
się na skrzyżowaniu, przez które przebiega jedna z przewidzianych przez nas
tras?
Punktem wyjścia do ich określenia powinny być znane nam już
i sprawdzone trasy dojazdu do miejsca docelowego. Te, z których sami
korzystamy najchętniej. Najwygodniejsze, najkrótsze, najszybsze. Te, na
których nie stoi się w korkach w piątkowy weekend.
Następnie należy przyjrzeć im się pod kątem wyszukania miejsc, które
mogą łatwo się zakorkować lub stać się nieprzejezdne. Chodzi o wszelkiego
rodzaju mosty, tunele, ale także autostrady czy drogi szybkiego ruchu
ogrodzone płotami, ekranami akustycznymi i barierami energochłonnymi.
Generalnie należy ich unikać. Dla każdego takiego punktu należy znaleźć
dwie–trzy możliwości objazdu.
W zasadzie unikać powinniśmy wszystkich odcinków, które regularnie
się korkują. Skoro nie da się nimi swobodnie przejechać na co dzień albo
w niedzielę wieczorem, gdy ludzie wracają z weekendowych wyjazdów,
najpewniej będzie podobnie w razie konieczności ewakuacji.
Każdą trasę z wariantami należy ponumerować. W kilku miejscach
trzeba wyznaczyć punkty, w których spotkamy się z pozostałymi członkami
rodziny, gdybyśmy zostali po drodze rozdzieleni albo gdybyśmy ruszali
z różnych miejsc.
Jeśli planujemy ucieczkę pieszo i wiemy, że będziemy zmuszeni do
nocowania na trasie, warto znaleźć bezpieczne, osłonięte od wiatru
i oddalone od ludzi miejsca na taki odpoczynek. Można rozważyć
umieszczenie w nich jakichś zapasów, np. wody i żywności zakopanej
w beczce w ziemi.
Trasa ewakuacji musi być znana wszystkim członkom rodziny,
a przynajmniej zaznaczona na mapie, którą każdy dostanie. Warto trzymać ją
w telefonie komórkowym w formie plików graficznych lub punktów do
nawigacji GPS. Mapa musi się też znajdować w każdym zestawie
ucieczkowym.
Procedura ewakuacji
Do trasy ewakuacji musi być załączona jej procedura. To dokument, który
możliwie szczegółowo omawia wszystkie zagadnienia mogące się pojawić
w trakcie ucieczki z domu. Jego zadaniem jest przygotowanie do ewakuacji
w taki sposób, by każdy członek rodziny mógł ją przeprowadzić bezpiecznie,
nawet jeśli nie ma wiedzy o tym, co robią pozostali.
Dokument powinien w pierwszej kolejności zawierać odpowiedzi na
pytania o to, jak podejmujemy decyzję o ewentualnej ewakuacji. Jak
będziemy się komunikować z bliskimi w razie zagrożenia. Ono może
przecież spotkać nas wtedy, gdy jedna osoba jest w pracy, druga załatwia coś
w urzędzie, a dzieci są w szkołach w różnych punktach miasta.
Procedura musi opisywać, co dzieje się potem. Kto jedzie po dzieciaki
do szkoły. Kto wraca do domu po zestawy ucieczkowe, broń palną i psa. Kto
po drodze zabiera babcię. Kto na kogo czeka i gdzie.
Procedura powinna ponadto zawierać wytyczne odnośnie do wyboru
trasy ewakuacji. Chodzi o to, by w razie braku kontaktu wszyscy
członkowie rodziny mieli jak największą szansę na wybranie tej samej drogi.
Przykładowo zakładamy, że podstawową trasą jest ta z numerem I, o ile nie
zostało to ustalone inaczej w chwili podejmowania decyzji. Jeśli na którymś
z oznaczonych punktów pojawi się blokada, wybieramy pierwszy wariant
trasy alternatywnej. Gdy jest niedostępny, wybieramy drugi.
Jeśli przewidujemy, że będziemy na siebie czekać na trasie, napiszmy
w procedurze, gdzie i jak długo.
Procedura musi określać sposób komunikowania się ze sobą członków
grupy. Używamy CB-radia czy krótkofalówek PMR? W jakich godzinach
będziemy podejmować próby kontaktu? Czy może zakładamy, że baterii
starczy nam na dostatecznie długi czas, by nieustannie prowadzić nasłuch?
Na jakiej częstotliwości się porozumiewamy? Jak się rozpoznamy? Gdzie na
trasie pozostawimy po sobie ślady świadczące o tym, że już w danym
miejscu byliśmy i nie trzeba dłużej na nas czekać?
Testowanie ewakuacji
Czy wspomnieliśmy już, że warto przetestować zawczasu, czy nasz plan
ewakuacji się sprawdzi? Zarówno jeśli chodzi o trasę, sposób, jak i procedury
dotarcia do celu.
Samą drogę powinno się sprawdzić we wszystkich wariantach, o każdej
porze dnia i nocy, ale także we wszystkie pory roku i w różnych warunkach
pogodowych. Jasne, że nie da się tego zrobić w jeden weekend. Ale tu chodzi
po prostu o to, żeby odwiedzając cel ewakuacji, za każdym razem pojechać
nieco inną drogą. Żeby wiedzieć, czy przypadkiem jakiś most nie jest
w remoncie albo czy nie pojawiła się lepsza alternatywa dla trasy wybranej
wcześniej.
Przydać się może zwłaszcza sprawdzenie trasy po ciemku, gdy łatwiej
przegapić charakterystyczne punkty, np. kapliczkę, przed którą trzeba skręcić
z głównej drogi. Trasę powinna być w stanie odtworzyć każda dorosła osoba.
Wystarczy poprosić pasażera, by tym razem to on ciebie kierował na
podstawie tego, co pamięta.
Jeśli przewidujesz zjechanie z głównych, utwardzonych dróg, nie
zaszkodzi sprawdzić przejezdności bocznych traktów podczas złej pogody.
Zwłaszcza w czasie śnieżycy lub po intensywnych opadach. Nie chcesz
chyba utknąć samochodem w błocie lub zaspie, zmuszając rodzinę do marszu
w trudnych warunkach.
Dobrze byłoby też sprawdzić, czy rodzina rzeczywiście jest w stanie się
bez kłopotu ewakuować, gdyby zaszła taka potrzeba:
ile czasu potrzebuje na zebranie się z domu i zabranie wszystkich
niezbędnych rzeczy?
czy wszyscy tak samo rozumieją procedurę?
czy rzeczywiście będą postępować tak samo w sytuacji, gdy nie będą
mieli ze sobą kontaktu?
czy czas zaplanowany na poszczególne etapy ewakuacji jest sensowny
i pozostawia bezpieczny margines na nieprzewidziane okoliczności?
Mamy jednak świadomość, że czasem zmuszenie rodziny do zrobienia
tego testu może być tym, co przeleje czarę goryczy i zmusi partnera do
złożenia pozwu rozwodowego. Uważamy, że lepiej z tego zrezygnować, jeśli
miałoby się to przyczynić do rozpadu rodziny!
Muszę uciekać i co dalej?!
Po pierwsze, nie panikuj. Ludzie bywali już w gorszych sytuacjach, a ty
przecież jesteś do tego dość dobrze przygotowany. Masz procedurę, cel
ewakuacji, wybraną trasę. Znajdujesz się w lepszym położeniu niż ogromna
część twoich sąsiadów.
Po drugie, zachowaj choć pozorny spokój. To na ciebie patrzeć będzie
cała rodzina. Od twojej stanowczości i opanowania zależy ich nastrój. Jeśli
nagle wszyscy zaczną histeryzować, sytuacja zrobi się dużo trudniejsza.
Po trzecie, podejmij decyzję szybko. O tym już pisaliśmy.
Po czwarte, postępuj zgodnie z planem i nie bój się improwizować, gdy
potrzeba. Zabierz z domu wszystkie zestawy ucieczkowe, zapakuj się do
samochodu i ruszaj.
Choć nie jesteśmy ludźmi przesadnie religijnymi i nie można nas za często
spotkać w kościele, to jednak bliskie naszemu sercu jest powiedzenie
„strzeżonego Pan Bóg strzeże”.
W przetrwaniu trudnych czasów przyda się łut szczęścia albo pomoc
Opatrzności, ale temu szczęściu (czy Opatrzności) trzeba pomóc. Pomożemy
mu, po prostu starając się przygotować na nieprzewidziane sytuacje we
własnym zakresie tak dobrze, jak to tylko możliwe.
Wiadomo, że nie uda się nam zabezpieczyć przed każdą ewentualnością.
I w drewnianym kościele może człowiekowi na głowę spaść cegła. W tym
ujęciu nasze przygotowania tylko w niektórych aspektach można porównać
do kasku chroniącego głowę. Czasem będą tylko czymś w rodzaju bandaża,
noszy i środka przeciwbólowego.
Ważne, żebyście po przeczytaniu tej książki wiedzieli, że na trudne czasy
trzeba przygotowywać się spokojnie i rozsądnie. Bez podejmowania głupich
decyzji i wydawania pieniędzy na głupoty.
Jest takie powiedzenie, że optymista uczy się języka angielskiego,
pesymista chińskiego, a realista obsługi karabinka AK. Realista powinien
uczyć się także robienia zapasów żywności, pozyskiwania i uzdatniania
wody, uprawy roślin jadalnych oraz zasad udzielania pierwszej pomocy.
Do czego gorąco was zachęcamy.
Artur i Krzysiek
A
Agregat prądotwórczy
Akumulatory, akumulatorki
Akwarium
Apteczka
Awaria zasilania
B
Basen
Baterie
Baterie słoneczne
Bezpieczeństwo
Biokominki
Broń czarnoprochowa
Broń palna
C
CB-radio
Cel ewakuacji
D
Destylacja
Deszczówka
Dokumenty
Dom
E
Energia elektryczna
Ewakuacja
trasa
procedura
G
Gaz pieprzowy
Gotowanie
Gotówka
Grill
H
Hamak
Higiena
Hobo stove
Hodowla zwierząt
pszczół
ryb
Hydrofor
J
Jadalne rośliny
Jodyna
K
Kanalizacja
Kiełki
Kiszenie
Koc
Koc termiczny
Kociołki myśliwskie
Kompas
Konserwy
Kopiowanie puszek
Krótkofalówki
Krzesiwo
Kuchenki
gazowe
na benzynę
na paliwa stałe
słoneczne
Kusza
L
Lampy naftowe
Latarka
Lodówka
Ł
Ładowarki
Łuk
M
Mapa
Marynowanie
Metale szlachetne
Multitool
N
Namiot
Nasiona
Nóż
O
Oblężenie
Odwrócona osmoza
Ognisko
Ogrodnictwo partyzanckie
Ogród
Ogrzewanie
P
Paliwo
Pandemia
Piec rakietowy
Piecyki gazowe
Pieniądze
Plandeka
Polowanie
Pompy do wody
Posiłki zastępcze
Powerbank
Powódź
Prepper
Przestępczość
Przetwornica
R
Racje żywnościowe
Radio
Rower
S
Samochód
Samowary
Schronienie
Scyzoryk
Skażenia
biologiczne
chemiczne
radioaktywne
Staw
Studnia
Survival
Suszenie
Szara woda
Szybkowar
Ś
Śmierć
Śpiwór
Świece
T
Telefon komórkowy
Termin przydatności do spożycia
Trudne czasy
Turbiny wiatrowe
Turbiny wodne
Tyndalizacja
U
Ubezpieczenia
samochodu
Urządzenia na korbkę
Usuwanie odpadów
W
Waluta
Warstwy w przygotowaniach
Wekowanie
Wentylacja
Wędkarstwo
przybory
Woda
awaryjne zapasy
dezynfekcja
filtrowanie wody
pozyskiwanie
uzdatnianie
Worki strunowe
Wybielacz
Z
Zamrażarka
Zapalniczki, zapałki
Zapasy
paliwa
wody
żywności
Zasilacze awaryjne
Zdrowie
Zestawy przetrwania
72-godzinny
EDC
na blackout
ucieczkowy
Zombie
Ź
Źródła prądu
Ż
Żywność
liofilizowana
pozyskiwanie
produkcja
Torebka transpiracyjna. Im więcej liści w torebce, tym więcej wody
uzyskamy.
Zbieranie deszczówki w ten sposób możliwe jest także na balkonie
w bloku.
Filtry LifeStraw.
Picie wody za pomocą filtra LifeStraw prosto ze strumienia nie zawsze
jest możliwe.
Filtr Katadyn Base Camp PRO zawieszony na gałęzi umożliwia łatwe
przefiltrowanie dużej ilości wody, choć jest to dość czasochłonne.
Kuchenny filtr do wody. Nadaje się do poprawy smaku wody z kranu, ale
nie usunie z wody bakterii.
Prowadzenie spisu zapasu żywności jest bardzo proste!
Fasolka w słoikach, gotowa do wekowania w szybkowarze.
Słoik z zakrętką ułatwiającą kiełkowanie.
Ogród warzywny urządzony w leju po bombie w Londynie, 1943 r.
Kuchenka na drewno Biolite Campstove podczas pracy.
Schemat kuchenki Kelly Kettle (materiały promocyjne producenta).
Samowar na węgiel drzewny.
Składana kuchenka wojskowa na paliwo stałe.
Palnik z dwóch puszek po napojach. Doskonale działa na denaturacie.
Piecyk rakietowy z cegieł. Zaprawa nie jest niezbędna.
Ognisko Dakota podczas pracy.
Gotowanie w kociołku myśliwskim.
Warto nie tylko mieć krzesiwo, lecz także umieć je skutecznie użyć.
Maglite AA jako latarka…
…i jako świeca.
Urządzenie rozruchowe. Posiada gniazda ładowania USB, przetwornicę,
kompresor i lampkę LED.
Ta turystyczna ładowarka solarna posiada gniazda USB do zasilania
przenośnych urządzeń.
Jedna strona tej plandeki odbija ciepło, a druga posłuży do sygnalizacji
naszego położenia.
Google Hangouts.
Spis treści
Karta tytułowa
Wstęp. Kim jest prepper?
Rozdział 1. Trudne czasy – czyli jakie?
Skala i prawdopodobieństwo zdarzenia
Koniec świata, jaki znamy
Czego uczy nas historia?
Kto nam pomoże, czyli o naiwnej wierze w pomoc służb
Gdzie spotka nas kataklizm?
Rozdział 2. Survivalowe potrzeby w domu i poza nim
Niezbędne do przeżycia
Życiodajne systemy, infrastruktura i ludzie
Samodzielność a samowystarczalność
Rozdział 3. Woda
Domowe zapasy wody
Jeśli nie wodociąg, to co?
Awaryjne zapasy wody w domu lub mieszkaniu
Zaimprowizowane metody pozyskiwania wody
Uzdatnianie wody
Rozdział 4. Żywność i żywienie w trudnych czasach
Zapasy żywności
Pozyskiwanie żywności na co dzień i w trudnych czasach
Produkcja żywności na co dzień i w sytuacji kryzysowej
Gotowanie w sytuacjach awaryjnych
Rozdział 5. Energia w domu
Do czego używa się w domu prądu?
Domowy sprzęt na baterie
Baterie, akumulatorki i ładowarki
Radia, latarki i ładowarki na korbkę
Awaryjne i alternatywne źródła prądu dla domu
Światło bez prądu, czyli świece i lampy naftowe
Awaryjne metody na ogrzanie pomieszczeń w domu lub mieszkaniu
Zabezpieczenie domu przed skażeniami chemicznymi i biologicznymi
Rozdział 6. Samochód w sytuacjach kryzysowych i w trudnych czasach
Sytuacje kryzysowe w korzystaniu z samochodu
Wykorzystanie samochodu w sytuacjach kryzysowych
Przygotowanie samochodu na sytuacje kryzysowe
Samochodowe procedury poprawiające bezpieczeństwo
Jak robić zapas paliwa do samochodu?
Rozdział 7. Zestawy przetrwania
Zestaw EDC, do codziennego noszenia
Specyficzne zestawy przetrwania
Rozdział 8. Bezpieczeństwo w trudnych czasach i na co dzień
Rodzinna polityka bezpieczeństwa informacji
Zabezpieczanie dobytku
Broń palna jako ostateczny wyrównywacz szans
Bezpieczeństwo w czasie sytuacji kryzysowej i długotrwałego
niedoboru
Rozdział 9. Ewakuacja
Co nas zmusi do ewakuacji?
Uciekać czy zaszyć się w domu?
Rodzaje zestawów ewakuacyjnych
Cel ewakuacji, czyli dokąd powinniśmy uciekać?
Jak i czym uciekać z miasta?
Testowanie ewakuacji
Muszę uciekać i co dalej?!
Rozdział 10. Człowiek i rodzina w trudnych czasach
Bliscy i ich uwzględnienie w przygotowaniach
Idealny dom na trudne czasy
Zabezpieczenie finansowe na trudne czasy
Śmierć końcem świata, jaki znamy
Zdrowie w trudnych czasach i na co dzień
Rozdział 11. Scenariusze apokaliptyczne
Globalny kryzys finansowy
Apokalipsa zombie *
Skażenie radioaktywne wskutek użycia broni jądrowej lub awarii w
elektrowni atomowej
Apokalipsa kontra zwykłe trudne czasy, jakie znamy
Posłowie
Indeks
Karta redakcyjna
Copyright © by Krzysztof Lis
Projekt okładki
Kamil Rodziewicz
Fotografie na okładce
Copyright © Seregam/Shutterstock
Copyright © Ian 2010/Shutterstock
Copyright © Andrzej Wilusz/Shutterstock
Redakcja
Aurelia Hołubowska
Opieka redakcyjna
Joanna Bernatowicz
Oskar Błachut
Adiustacja
Magdalena Matyja-Pietrzyk
Agnieszka Szmuc
Korekta
Anna Gądek
Jolanta Stal
ISBN 978-83-240-4665-2
Flow Books
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
E-mail: promocja@flowbooks.pl
woblink.com