Professional Documents
Culture Documents
Todd Anna - After 03 - Ocal Mnie
Todd Anna - After 03 - Ocal Mnie
Tessa
Tessa
– Tata?
Ten mężczyzna przede mną nie może przecież być
moim ojcem, nieważne, że wpatruje się we mnie
znajomymi brązowymi oczami.
– Tessie? – Jego głos jest grubszy niż w moich
odległych wspomnieniach.
Hardin odwraca się do mnie i wbija we mnie płonący
wzrok, po czym zwraca go na mojego ojca.
Mój ojciec. Tutaj, w tej podejrzanej dzielnicy i w
brudnym ubraniu.
– Tessie? To naprawdę ty? – pyta.
Zamieram. Nie wiem, co mam powiedzieć temu
pijanemu człowiekowi o twarzy mojego ojca.
Hardin kładzie dłoń na moim ramieniu, by wymusić
na mnie jakąś reakcję.
– Tessa…
Podchodzę bliżej do obcego człowieka, a on się
uśmiecha. W brązowej brodzie ma siwe włosy, a jego
uśmiech nie jest taki biały i czysty, jak pamiętam… Jak
to możliwe, że tak skończył? Cała nadzieja, którą kiedyś
żywiłam, iż mój ojciec odmienił swoje życie tak jak Ken,
rozwiała się, a świadomość, że ten mężczyzna naprawdę
jest moim ojcem, boli bardziej, niż powinna.
– To ja – mówi ktoś. Dopiero po chwili orientuję się,
że te słowa padły z moich ust.
Podchodzi do mnie i bierze mnie w ramiona.
– Nie mogę uwierzyć! To ty! Próbowałem… –
Urywa, gdy Hardin odciąga go ode mnie. Cofam się, nie
wiedząc, jak się zachować.
Nieznajomy… mój ojciec… patrzy to na Hardina, to
na mnie, podenerwowany i pełen niedowierzania. Po
chwili jednak przyjmuje nonszalancką postawę i odsuwa
się, co mnie cieszy.
– Od miesięcy próbuję cię odnaleźć – mówi,
pocierając czoło dłonią i zostawiając na nim smugę
brudu.
Hardin staje przede mną, gotowy rzucić się na niego.
– Nigdzie się stąd nie ruszałam – odpowiadam cicho,
zerkając ponad ramieniem Hardina. Jestem mu
wdzięczna za ochronę, ale nagle dociera do mnie, że
musi być całkowicie zdezorientowany.
Mój ojciec odwraca się do niego i mierzy go
wzrokiem.
– Wow, Noah naprawdę bardzo się zmienił.
– Nie, to Hardin – mówię mu.
Mój ojciec przestępuje z nogi na nogę i przybliża się
nieco, a Hardin sztywnieje, widząc jego ruchy. Z tej
odległości czuję jego smród.
To, że pomylił tych dwóch, to albo wina alkoholu
wyczuwalnego w jego oddechu, albo skutki uboczne
nadużywania alkoholu. Hardin i Noah są jak dwa bieguny
i nie sposób ich porównywać. Ojciec obejmuje mnie
ramieniem, a Hardin zerka na mnie – lekko kręcę głową,
by utrzymać go na wodzy.
– Kto to jest?
Ojciec otacza mnie ramieniem przez krępująco długą
chwilę, podczas gdy Hardin po prostu stoi obok z taką
miną, jakby miał zaraz eksplodować… niekoniecznie
z gniewu, uświadamiam sobie. Po prostu najwyraźniej
nie ma pojęcia, co powiedzieć ani zrobić.
To jest nas dwoje.
– Jest moim… Hardin jest moim…
– Chłopakiem. Jestem jej chłopakiem – kończy za
mnie.
Brązowe tęczówki mężczyzny ogromnieją, gdy
w końcu dostrzega wygląd Hardina.
– Miło cię poznać, Hardin. Jestem Richard. –
Wyciąga brudną dłoń.
– Hm… no, ciebie też miło poznać. – Hardin jest
wyraźnie bardzo… niespokojny.
– Co wy tu robicie?
Korzystam z okazji, by się odsunąć i stanąć obok
Hardina. To go wyrywa z transu; przyciąga mnie do
siebie.
– Hardin robił sobie tatuaż – odpowiadam
mechanicznie. Mój umysł nie jest w stanie ogarnąć
wszystkiego, co się teraz dzieje.
– Ach… Fajnie. Sam korzystałem z ich usług.
Mój umysł wypełniają obrazy ojca pijącego kawę
każdego ranka przed wyjściem do pracy. Wyglądał
zupełnie inaczej, wysławiał się zupełnie inaczej i na
pewno się nie tatuował, gdy go znałam. Gdy byłam małą
dziewczynką.
– Tak, mój kumpel Tom je robi.
Podwija rękaw bluzy, pokazując nam coś, co wygląda
jak czaszka, na przedramieniu. Nie pasuje to do niego,
ale gdy nie przestaję mu się przyglądać, dochodzę do
wniosku, że może jednak.
– Och… – mogę tylko powiedzieć.
To takie dziwaczne. Ten mężczyzna jest moim
ojcem, człowiekiem, który zostawił moją matkę i mnie.
Stoi teraz przede mną… pijany. A ja nie wiem, co mam
myśleć.
Część mnie się cieszy – mała część, której nie chcę
teraz dopuścić do głosu. Skrycie marzyłam, że znów go
zobaczę, odkąd matka wspomniała, że wrócił do miasta.
Wiem, że to śmieszne – a nawet głupie – ale pod
pewnymi względami wydaje się lepszy niż dawniej. Jest
pijany i być może bezdomny, ale tęskniłam za nim
bardziej, niż sobie uświadamiałam, a poza tym może
przechodzi właśnie ciężki okres. Jak mogłabym oceniać
tego człowieka, skoro niczego o nim nie wiem?
Kiedy patrzę na niego, a potem na ulicę wokół nas, ze
zdumieniem odkrywam, że wszystko toczy się swoim
normalnym rytmem. Mogłabym przysiąc, że czas się
zatrzymał, gdy mój ojciec stanął przed nami.
– Gdzie mieszkasz? – pytam.
Hardin wbija niechętny wzrok w mojego ojca,
obserwuje go jak niebezpiecznego drapieżnika.
– Właśnie zmieniam lokal. – Ojciec ociera czoło
rękawem.
– Och.
– Pracowałem w Raymark, ale mnie zwolnili –
dodaje.
Przypominam sobie, że już kiedyś słyszałam tę
nazwę. To jakaś fabryka. Mój ojciec pracował
w fabryce?
– Co porabiasz? Ile to minęło… pięć lat?
Hardin sztywnieje obok mnie, gdy odpowiadam:
– Nie, dziewięć.
– Dziewięć lat? Przepraszam, Tessie – mówi
bełkotliwie.
To zdrobnienie sprawia, że pęka mi serce – tak mnie
nazywał w najlepszych czasach. W czasach, gdy sadzał
mnie sobie na barana i biegał po naszym małym
podwórku, w czasach, zanim odszedł. Nie wiem, co
o tym myśleć. Chce mi się płakać, bo tak długo go nie
widziałam. Chce mi się śmiać ironicznie na myśl
o miejscu, w którym go spotkałam. I mam ochotę na
niego nawrzeszczeć za to, że mnie zostawił. Jego widok
budzi we mnie konsternację. Pamiętam, że pił, ale wtedy
upijał się gniewnie, a nie na wesoło, nie popisywał się
tatuażami i nie ściskał dłoni mojego chłopaka. Może stał
się milszym człowiekiem…
– Czas na nas – stwierdza Hardin, wpatrując się
w mojego ojca.
– Naprawdę mi przykro; to nie była tak do końca
moja wina. Twoja matka… wiesz, jaka jest – broni się
ojciec, wymachując rękami. – Proszę, Thereso, daj mi
szansę – błaga.
– Tessa… – Tuż za mną rozlega się ostrzegawczy
głos Hardina.
– Daj nam minutkę – mówię do ojca. Łapię Hardina
za rękę i odciągam go o parę metrów.
– Co ty wyprawiasz, do cholery? Chyba nie
zamierzasz… – zaczyna.
– To mój tata, Hardin.
– To pieprzony bezdomny pijak – syczy z irytacją.
Czuję pieczenie łez pod powiekami, słysząc te
prawdziwe, lecz okrutne słowa.
– Nie widziałam go od dziewięciu lat.
– Dokładnie… bo cię porzucił. To strata czasu,
Tessa. – Zerka na mojego ojca.
– Nie obchodzi mnie to. Chcę go wysłuchać.
– No jasne. Przecież nie zamierzasz zaprosić go do
mieszkania ani nic takiego. – Kręci głową.
– Zrobię to, jeśli zechcę. A on przyjdzie, jeśli będzie
chciał. To również moje mieszkanie – syczę.
Spoglądam na ojca. Stoi tam w brudnym ubraniu
i wpatruje się w betonowy chodnik. Kiedy ostatnio spał
w prawdziwym łóżku? Jadł posiłek? Na samą myśl o tym
boli mnie serce.
– Chyba nie myślisz poważnie, żeby go do nas
zaprosić? – Hardin wsuwa palce we włosy w znajomym
geście frustracji.
– Nie po to, żeby z nami mieszkał ani nic takiego. Po
prostu na tę noc. Ugotujemy kolację – proponuję.
Mój ojciec podnosi głowę i nawiązuje ze mną
kontakt wzrokowy. Odwracam się, gdy zaczyna się
uśmiechać.
– Kolację? Tessa, to przeklęty pijak, który cię nie
widział od prawie dziesięciu lat… a ty chcesz mu robić
kolację?
Zawstydzona jego wybuchem przyciągam go do
siebie za kołnierzyk i mówię cicho:
– To mój ojciec, Hardin, a relacji z matką już nie
mam.
– To nie znaczy, że musisz stworzyć jakąś z tym
facetem. To się nie skończy dobrze, Tess. Cholera, jesteś
zbyt miła dla wszystkich, a ludzie na to nie zasługują.
– To dla mnie ważne – mówię mu, a jego oczy
łagodnieją, zanim mogę wytknąć mu ironię jego
sprzeciwu.
Wzdycha i z frustracją ciągnie się za zmierzwione
włosy.
– Cholera, Tessa, to się nie skończy dobrze.
– Nie wiesz, jak to się skończy, Hardin – szepczę
i zerkam na ojca, który wodzi palcami po brodzie.
Wiem, że Hardin może mieć rację, ale jestem winna
samej sobie wysiłek, by poznać tego człowieka, albo
przynajmniej usłyszeć, co ma do powiedzenia.
Podchodzę do ojca. Mój głos drży nieco z powodu
instynktownej obawy.
– Chcesz wpaść do nas na kolację?
– Naprawdę? – wykrzykuje. Na jego twarz wypływa
nadzieja.
– Tak.
– Okej! Jasne, okej! – Uśmiecha się i przez ułamek
sekundy przypomina mężczyznę z przeszłości. To znaczy
tego sprzed alkoholu.
Hardin w ogóle się nie odzywa, gdy idziemy do
samochodu. Wiem, że jest zły, i rozumiem go. Wiem też
jednak, że jego ojciec zmienił się na lepsze – zarządza
naszym college’em, na miłość boską. Czy jestem głupia,
mając nadzieję, że dostrzegę podobną przemianę we
własnym ojcu?
Kiedy podchodzimy do samochodu, mój ojciec pyta:
– Wow… to twoje? To capri, prawda? Model
z późnych lat siedemdziesiątych?
– No. – Hardin siada na miejscu kierowcy.
Mój ojciec nie zwraca uwagi na jego ostrą
odpowiedź, a ja jestem mu za to wdzięczna. Radio jest
przyciszone, więc gdy tylko rozlega się ryk silnika, oboje
jednocześnie sięgamy do gałki z nadzieją, że muzyka
zagłuszy niezręczną ciszę.
Przez całą podróż do mieszkania zastanawiam się,
jak przyjmie to moja matka. Na samą myśl przechodzi
mnie dreszcz, próbuję więc myśleć o zbliżającej się
przeprowadzce do Seattle.
Nie, to jeszcze gorsze; nie wiem, jak o tym
rozmawiać z Hardinem. Zamykam oczy i opieram głowę
o szybę. Hardin przykrywa moją dłoń swoją ciepłą
dłonią, co koi moje nerwy.
– Wow, tutaj mieszkacie? – Ojciec rozdziawia usta
na tylnym siedzeniu, gdy podjeżdżamy pod nasz
apartamentowiec.
Subtelne spojrzenie Hardina mówi: „zaczyna się”,
a ja odpowiadam:
– Tak, wprowadziliśmy się parę miesięcy temu.
W windzie czuję palący opiekuńczy wzrok Hardina
na policzkach. Uśmiecham się do niego blado w nadziei,
że go tym zmiękczę. Chyba działa, ale przebywanie
w pobliżu naszego domu z całkowicie obcym
człowiekiem jest takie niezręczne, że zaczynam żałować,
że go zaprosiłam. Teraz jest już jednak za późno.
Hardin otwiera drzwi i wchodzi do środka, nie
odwracając się za siebie, po czym bez słowa kieruje się
prosto do sypialni.
– Zaraz wracam – mówię ojcu i zostawiam go
samego w korytarzu.
– Mogę skorzystać z łazienki? – woła za mną.
– Oczywiście. Jest na końcu korytarza –
odpowiadam, bez patrzenia pokazując mu kierunek.
Hardin siedzi na łóżku i ściąga buty. Zerka na drzwi
i gestem nakazuje mi, żebym je zamknęła.
– Wiem, że jesteś na mnie zły – oświadczam cicho,
podchodząc do niego.
– Jestem.
Ujmuję w dłonie jego twarz i muskam kciukami
policzki.
– Nie bądź.
Zamyka oczy z wdzięczności, czując mój delikatny
dotyk, i otacza mnie ramionami w talii.
– On cię zrani. Ja tylko staram się temu zapobiec.
– Nie może mnie zranić… co niby miałby zrobić? Od
jak dawna go nie widziałam?
– Pewnie w tej chwili wypycha sobie cholerne
kieszenie naszymi gównianymi rzeczami – prycha
Hardin, a ja muszę się roześmiać. – To nie jest śmieszne,
Tessa.
Wzdycham i unoszę jego podbródek, żeby musiał na
mnie spojrzeć.
– Czy możesz spróbować się rozchmurzyć i myśleć
pozytywnie? Jest mi dostatecznie ciężko bez twoich
fochów, które psują atmosferę.
– To nie są fochy. Próbuję cię chronić.
– Nie musisz… to mój tata.
– To nie jest twój tata…
– Proszę? – Muskam kciukiem jego wargi, a jego
twarz łagodnieje.
Wzdycha i mówi w końcu:
– Dobra, zjedzmy w takim razie kolację z tym
facetem. Bóg raczy wiedzieć, od jak dawna nie jadł
czegoś, czego nie wygrzebał w pieprzonym śmietniku.
Mój uśmiech blednie, a moje wargi zaczynają drżeć
wbrew mojej woli. Zauważa to.
– Przepraszam. Nie płacz.
Wzdycha. Nie przestaje wzdychać, odkąd wpadliśmy
na mojego ojca przed salonem tatuażu. Widok
zmartwionego Hardina – nawet jeśli jego obawa, tak jak
wszystko inne, jest podszyta gniewem – tylko zwiększa
absurd tej sytuacji.
– Nie cofam niczego, co już powiedziałem, ale
postaram się nie zachowywać jak palant. – Wstaje
i przyciska wargi do kącika moich ust. Gdy wychodzimy
z sypialni, mamrocze: – Nakarmmy żebraka. – To nie
pomaga mojemu nastrojowi.
Mężczyzna siedzący w salonie zupełnie nie pasuje do
tego miejsca, rozglądając się i obejmując wzrokiem
książki na naszych półkach.
– Zrobię kolację. Chcesz pooglądać telewizję? –
sugeruję.
– Może pomogę? – proponuje.
– Hm, dobrze.
Uśmiecham się półgębkiem, gdy idzie za mną do
kuchni. Hardin zostaje w salonie – zachowuje dystans,
tak jak podejrzewałam.
– Nie mogę uwierzyć, że jesteś już dorosła
i mieszkasz na swoim – oświadcza mój ojciec.
Otwieram lodówkę i wyjmuję pomidora, próbując
zebrać rozbiegane myśli.
– Uczę się w college’u, na WCU. Tak jak Hardin –
odpowiadam, z oczywistych względów pomijając
kwestię jego prawdopodobnego wydalenia z uczelni.
– Naprawdę? WCU? Wow.
Ojciec siada przy stole, a ja zauważam, że
wyszorował dłonie. Usunął też smugi z czoła, a mokra
plama na jego koszuli mówi mi, że i stamtąd próbował
sprać brud. Jest zdenerwowany. Świadomość tego
sprawia, że czuję się nieco lepiej.
Już mam mu powiedzieć o Seattle i ekscytującym
nowym kierunku, w jakim zmierza moje życie, ale
najpierw muszę powiedzieć Hardinowi. Pojawienie się
ojca oznacza kolejny objazd na mojej drodze. Nie mam
pojęcia, z iloma problemami będę musiała sobie jeszcze
poradzić, zanim wszystko przestanie mi się sypać.
– Żałuję, że nie było mnie w pobliżu, gdy to
wszystko się działo. Zawsze wiedziałem, że wyjdziesz na
ludzi.
– Ale cię nie było – wtrącam ostro. Natychmiast
ogarnia mnie poczucie winy, lecz nie chcę cofać tych
słów.
– Wiem, ale teraz jestem i mam nadzieję, że zdołam
ci to wynagrodzić.
Te proste słowa są w sumie trochę okrutne, bo dają
mi nadzieję, że może jednak wcale nie jest taki zły, że
może tylko potrzebuje pomocy, aby przestać pić.
– Czy ty… Czy ty nadal pijesz?
– Tak. – Opuszcza wzrok. – Nie tak dużo. Wiem, że
teraz wygląda to inaczej, ale mam za sobą kilka trudnych
miesięcy… to wszystko.
Na progu kuchni zjawia się Hardin, a ja widzę, jak
walczy z sobą, żeby się nie odzywać. Mam nadzieję, że
wygra.
– Widziałem parę razy twoją mamę.
– Naprawdę?
– Tak. Nie chciała mi powiedzieć, gdzie jesteś.
Wygląda naprawdę dobrze – mówi.
Jego komentarze na temat mojej matki wydają mi się
takie dziwaczne. Słyszę w głowie jej głos, który
przypomina mi, że ten człowiek nas porzucił. Ten
człowiek jest powodem tego, że dzisiaj ona jest taka,
jaka jest.
– Co się stało… między wami?
Kładę piersi kurczaka na patelni, a olej skwierczy
i pryska, gdy czekam na odpowiedź. Nie chcę odwracać
się do niego twarzą po tym, jak zadałam tak
bezpośrednie i obcesowe pytanie, ale nie mogłam się
przed tym powstrzymać.
– Po prostu do siebie nie pasowaliśmy. Ona zawsze
chciała więcej, niż mogłem jej dać, a wiesz, jaka potrafi
być.
To wiem, ale nie odpowiada mi lekceważący ton,
jakim mówi o mojej matce.
Przenosząc winę z matki z powrotem na niego,
odwracam się szybko i pytam:
– Dlaczego nie dzwoniłeś?
– Dzwoniłem… Zawsze dzwoniłem. Przysyłałem ci
prezent na każde urodziny. Nie powiedziała ci o tym,
prawda?
– Nie.
– Ale to prawda, robiłem to. Przez cały ten czas
bardzo za tobą tęskniłem. Nie mogę uwierzyć, że jesteś
tu teraz przede mną. – Jego oczy błyszczą, a głos drży,
gdy wstaje i podchodzi do mnie. Nie wiem, jak
zareagować; przecież właściwie go nie znam, nawet jeśli
kiedyś znałam.
Hardin wchodzi do kuchni i staje pomiędzy nami,
a ja znów czuję wdzięczność za jego interwencję. Nie
wiem, co o tym wszystkim myśleć; muszę zachować
fizyczny dystans pomiędzy tym mężczyzną a sobą.
– Wiem, że nie możesz mi wybaczyć. – Ojciec
niemal zanosi się szlochem, a ja czuję ucisk w żołądku.
– To nie to. Po prostu potrzebuję czasu, zanim znów
wpuszczę cię do swojego życia. Nawet cię nie znam –
mówię, a on kiwa głową.
– Wiem, wiem.
Znów siada przy stole, mnie zostawiając
przygotowanie kolacji.
Rozdział drugi
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Molly.
Modlę się, by jej obecność tutaj była całkowitym
zbiegiem okoliczności, ale gdy tuż za nią pojawia się
Steph, wciskam się w oparcie loży.
– Cześć, Tessa! – mówi Steph i siada naprzeciwko
mnie, po czy przyciska się do ściany, by „jej koleżanka”
mogła usiąść obok. Dlaczego zaprosiła mnie na lunch
z Molly?
– Kopę lat – mówi do mnie zdzirowata Molly.
Nie wiem, co mam im powiedzieć. Mam ochotę
wstać i wyjść, a zamiast tego uśmiecham się słabo
i mówię:
– No.
– Zamówiłaś już? – pyta Steph, całkowicie ignorując
fakt, że przyprowadziła z sobą mojego największego…
mojego jedynego… wroga.
– Nie. – Sięgam do torebki po telefon.
– Nie musisz dzwonić do tatusia, ja nie gryzę –
prycha Molly.
– Nie zamierzałam dzwonić do Hardina –
oświadczam. W zasadzie zamierzałam wysłać mu
wiadomość, a to ogromna różnica.
– Jasne – odpowiada i wybucha śmiechem.
– Przestań – syczy Steph. – Powiedziałaś, że będziesz
miła, Molly.
– Po co w ogóle przyszłaś? – pytam dziewczynę,
którą gardzę bardziej niż kimkolwiek innym.
Wzrusza ramionami.
– Byłam głodna – odpowiada rzeczowo, ewidentnie
drwiąc sobie z moich uczuć.
Biorę bluzę i próbuję się podnieść.
– Powinnam już iść.
– Nie, zostań! Proszę, przeprowadzasz się i nie
będziemy się już więcej widywać – mówi Steph,
wydymając wargi.
– Co?
– Przeprowadzasz się za kilka dni, prawda?
– Kto ci to powiedział?
Molly i Steph patrzą na siebie, po czym Steph
odpowiada:
– Chyba Zed, ale to nie ma znaczenia. Myślałam, że
ty mi powiesz.
– Zamierzałam, ale tak dużo się wydarzyło. Chciałam
powiedzieć ci tutaj… – Zerkam na Molly, jakby to
wyjaśniało moją niechęć do kontynuowania.
– I tak żałuję, że nie usłyszałam tego od ciebie.
Byłam twoją pierwszą przyjaciółką tutaj. – Steph
wydyma dolną wargę w sposób, który sprawia, że
ogarniają mnie wyrzuty sumienia, a który jednocześnie
wydaje mi się nieco śmieszny, więc jestem wdzięczna
losowi, gdy pojawia się kelnerka, by przyjąć zamówienie
na napoje.
Kiedy Steph i Molly zamawiają, wysyłam esemesa
do Hardina. „Pewnie śpisz, a ja jestem na lunchu ze
Steph, która przyprowadziła z sobą Molly :(”. Naciskam
„wyślij” i podnoszę wzrok na dziewczyny.
– Cieszysz się, że wyjeżdżasz? Co zamierzacie zrobić
z Hardinem? – pyta Steph.
Wzruszam ramionami i rozglądam się po sali. Nie
będę rozmawiać o moim związku przy tej córce Szatana.
– Możesz mówić przy mnie. Uwierz mi, nie
interesuje mnie twoje nudne jak flaki z olejem życie –
prycha Molly, upijając łyk wody.
– Wierzyć ci? – Wybucham śmiechem. Mój telefon
wibruje.
„Wracaj do domu”. Hardin odpisał.
Nie wiem, czego się spodziewałam, ale jestem
rozczarowana jego radą, a raczej jej brakiem.
„Nie, jestem głodna”, odpowiadam.
– Posłuchaj, ty i Hardin jesteście słodcy i w ogóle,
ale naprawdę gówno mnie obchodzi wasz związek –
informuje mnie Molly. – Mam własny, o który muszę się
teraz martwić.
– Świetnie. Gratuluję.
Gorąco współczuję temu idiocie.
– A właśnie, Molly, kiedy poznamy tego twojego
tajemniczego mężczyznę? – pyta Steph przyjaciółkę.
Molly zbywa ją machnięciem ręką.
– Nie wiem, nie teraz.
Kelnerka wraca z naszymi napojami i przyjmuje
zamówienie. Gdy tylko odchodzi, Molly zwraca się do
mnie, swojej prawdziwej ofiary.
– A tak w ogóle, jak bardzo jesteś wkurzona na Zeda
za to, że zamierza wsadzić Hardina za kratki? – pyta, a ja
niemal wypluwam wodę.
Na myśl o Hardinie w więzieniu krew krzepnie mi
w żyłach.
– Próbuję do tego nie dopuścić.
– Powodzenia. Jeśli nie zamierzasz przelecieć Zeda,
nic nie możesz zrobić. – Znów uśmiecha się
z wyższością i zaczyna bębnić neonowozielonymi
paznokciami w blat stołu.
– Nie ma takiej opcji – warczę.
„Mam tu coś, co możesz zjeść. Naprawdę, wróć do
domu, zanim wydarzy się coś, przed czym nie będę mógł
cię ocalić”.
Ocalić mnie? Przed czym? Przed Molly i Steph?
Steph jest moją przyjaciółką, a raz już udowodniłam, że
potrafię pokonać Molly, i zrobiłabym to znów bez
zastanowienia. Jest wkurzająca i nie znoszę jej, ale się
jej nie boję jak kiedyś.
Z perwersyjnej wiadomości Hardina wnioskuję, że
wciąż jest pijany.
„Serio, wyjdź stamtąd”, głosi jego kolejna
wiadomość, gdy nie odpowiadam.
Wkładam telefon do torebki i koncentruję uwagę na
dziewczynach.
– Już raz to zrobiłaś, więc co za różnica? – mówi
Molly.
– Słucham?
– Nie osądzam cię. Sama pieprzyłam się z Hardinem.
I z Zedem też – przypomina mi.
Jestem taka sfrustrowana, że mam ochotę krzyczeć.
– Nie spałam z Zedem – syczę przez zęby.
– Mhm… – mruczy Molly, a Steph mierzy ją
gniewnym spojrzeniem.
– Czy ktoś wam powiedział… że spałam z Zedem? –
pytam.
– Nie – odpowiada Steph, nie dopuszczając Molly do
głosu. – A poza tym wystarczy już tego gadania
o Zedzie. Chcę wiedzieć więcej o Seattle. Hardin też
jedzie?
– Tak – kłamię. Nie zamierzam się przyznawać,
zwłaszcza przy Molly, że Hardin nie chce przeprowadzić
się ze mną do Seattle.
– Więc obojga was już tu nie będzie? To będzie takie
dziwne – oświadcza Steph, marszcząc brwi.
Dziwnie będzie zaczynać od początku na nowym
kampusie po tym wszystkim, co przeszłam na WCU.
Właśnie tego jednak potrzebuję – nowego początku. Całe
to miasto jest splamione wspomnieniami o zdradzie
i fałszywych przyjaźniach.
– Powinniśmy się spotkać w ten weekend… to
ostatnia okazja – mówi Steph.
– Nie, żadnych imprez – jęczę.
– Nie, nie, nie na imprezie, tylko nasza paczka. –
Patrzy na mnie błagalnie. – Bądźmy szczere: pewnie
nigdy więcej się nie zobaczymy, a Hardin powinien
spotkać się ze starymi przyjaciółmi chociaż ten jeden
raz.
Waham się i odwracam wzrok w kierunku baru.
Molly przerywa ciszę.
– Mnie nie będzie, nie martw się.
Znów na nie patrzę i w tej samej chwili nadchodzi
nasze zamówienie.
Straciłam już jednak apetyt. Czy ludzie naprawdę
gadają, że spałam z Zedem? Czy Hardin słyszał tę
plotkę? Czy Zed naprawdę wsadzi Hardina do więzienia?
Głowa mi pęka.
Steph zjada kilka frytek i mówi z pełną buzią:
– Porozmawiaj z Hardinem i daj mi znać.
Moglibyśmy się spotkać u kogoś w mieszkaniu. Choćby
u Tristana i Nate’a. Dzięki temu nie zjawi się żaden
przypadkowy palant.
– Mogę zapytać… ale nie wiem, czy się zgodzi. –
Zerkam na wyświetlacz telefonu. Trzy nieodebrane
połączenia. Jedna wiadomość: „Odbierz”.
„Wyjdę, jak zjem. Uspokój się. Wypij trochę wody”,
odpisuję i zaczynam skubać frytki.
Ale napięcie wyraźnie udziela się Molly, która
wyrzuca z siebie słowa jak karabin maszynowy.
– Cóż, pomysł powinien mu się spodobać…
przyjaźniliśmy się z nim, zanim ty się zjawiłaś i go
przekabaciłaś.
– Nie przekabaciłam go.
– Ależ tak. Teraz jest zupełnie inny, nawet do nikogo
już nie dzwoni.
– Przyjaźniliście się – prycham. – Do niego też nikt
nie dzwoni. Tylko Nate jeszcze się z nim kontaktuje.
– To dlatego, że wiemy… – zaczyna mówić Molly.
Steph unosi dłoń.
– Dość tego. O mój Boże – jęczy, pocierając skronie.
– Poproszę o zapakowanie tego na wynos i wracam
do domu. To był zły pomysł – mówię jej. Nie wiem, co
sobie myślała, przyprowadzając tu Molly. Mogła mnie
chociaż ostrzec.
Steph patrzy na mnie ze współczuciem.
– Przepraszam, Tesso. Myślałam, że się dogadacie,
skoro ona już nie próbuje przelecieć Hardina. – Mierzy
gniewnym spojrzeniem Molly, która wzrusza ramionami.
– Dogadujemy się… lepiej niż dawniej – oświadcza
Molly.
Mam ochotę jednym uderzeniem zetrzeć jej z twarzy
tę zadowoloną z siebie minę. Dzwonek telefonu Steph
przerywa jednak moje agresywne myśli.
Steph robi zdziwioną minę i mówi:
– To Hardin, dzwoni do mnie. – Unosi telefon, żebym
mogła zobaczyć.
– Nie odpisywałam mu, zaraz do niego zadzwonię –
stwierdzam, na co ona kiwa głową i odrzuca połączenie.
– Jeeezu, często cię tak prześladuje? – Molly odgryza
kawałek frytki.
Gryzę się w język i proszę kelnerkę o pudełko na
wynos. Ledwie tknęłam swoje jedzenie, ale nie chcę
wywoływać sceny na środku restauracji.
– Proszę, pomyśl o sobocie. Możemy nawet zrobić
kolację zamiast imprezy – proponuje Steph. Potem
uśmiecha się do mnie uroczo. – Proszę?
– Zobaczę, co da się zrobić, ale do soboty rano nie
będzie nas w mieście.
Potulnie kiwa głową.
– Możesz wybrać godzinę.
– Dzięki. Dam ci znać – mówię i płacę swój
rachunek.
Nie podoba mi się ten pomysł, ale pod pewnymi
względami ma rację: więcej się już z nimi nie
zobaczymy. Hardin też wyjeżdża, może nie do Seattle,
lecz nie zostanie tutaj po wydaleniu z uczelni, więc
pewnie chciałby się spotkać ze swoją dawną paczką po
raz ostatni.
– Znów dzwoni – informuje mnie Steph; nawet nie
próbuje ukryć swojego rozbawienia.
– Powiedz mu, że już jadę. – Wstaję i idę do drzwi.
Gdy się do nich po raz ostatni odwracam, Steph
i Molly rozmawiają, a telefon Steph leży na stole
pomiędzy nimi.
Rozdział czternasty
Hardin
Tessa
Tessa
Tessa
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Tessa
Hardin
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
– Nie!
Głos Hardina wyrywa mnie ze snu. Chwilę zabiera
mi przypomnienie sobie, że jestem w pokoju Landona,
a Hardin śpi na końcu korytarza, sam.
– Złaź z niej! – Sekundę później jego głos znów
odbija się echem w korytarzu.
Zeskakuję z łóżka i biegnę do drzwi, zanim to zdanie
wybrzmi do końca.
„Musi zrozumieć, co ma. Musi wiedzieć, że tym
razem to jest na poważnie. Musisz mu pozwolić za sobą
zatęsknić”.
Jeśli pobiegnę do jego pokoju, wiem, że wybaczę mu
wszystko. Jeśli zobaczę go takiego kruchego
i przerażonego, powiem wszystko, co chce usłyszeć,
żeby go pocieszyć.
Zbieram roztrzaskane serce z podłogi i wracam do
łóżka. Przyciskam poduszkę do twarzy w tej samej
chwili, w której w domku rozlega się kolejne „Nie!”.
– Tessa… czy… – szepcze Landon.
– Nie – odpowiadam łamiącym się głosem.
Zaciskam zęby na poduszce i łamię własną obietnicę.
Zaczynam płakać. Nie nad sobą. Płaczę nad Hardinem,
chłopcem, który nie wie, jak traktować ludzi, na których
mu zależy, chłopcem, który ma koszmary, gdy nie śpię
z nim, ale który powtarza, że mnie nie kocha. Chłopcem,
któremu naprawdę trzeba przypomnieć, co to jest
samotność.
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Hardin
Tessa
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
– Przepraszam!
Oddech Richarda się rwie. Całe jego ciało pokrywa
warstwa potu, gdy wyciera wymiociny z podbródka.
Opieram się o futrynę i zastanawiam się, czy nie odejść
i nie zostawić go w tym syfie.
Robi to przez cały dzień – rzyga, trzęsie się, poci
i narzeka.
– To wszystko zniknie z mojego organizmu niedłu…
Opiera się o muszlę klozetową i znów rzyga jak
gejzer. Świetnie, kurwa. Przynajmniej tym razem zdążył
do kibla.
– Mam nadzieję – mamroczę i wychodzę.
Otwieram okno w kuchni, wpuszczając do środka
zimne powietrze, i biorę z szafki czystą szklankę. Zlew
skrzypi, gdy odkręcam kran, żeby napełnić szklankę.
Kręcę głową.
I co ja mam z nim, do cholery, zrobić? Detoksykuje
się na całą pieprzoną łazienkę. Z ostatnim
westchnieniem biorę szklankę wody i pudełko krakersów
do łazienki, po czym kładę je na umywalce.
Klepię go w ramię.
– Zjedz to.
Kiwa głową, że rozumie… a może to delirium
tremens i/lub objawy odstawienia. Jego skóra jest taka
blada i wilgotna, że przypomina mi glinę. Nie sądzę,
żeby te krakersy mu pomogły, ale jest taka możliwość.
– Dzięki – jęczy w końcu, a ja zostawiam go samego,
żeby dalej rzygał po całej łazience.
Ta sypialnia… moja sypialnia… nie jest taka sama
bez niej. Łóżko nigdy nie jest pościelone, gdy kładę się
na nim w nocy. Wiele razy próbowałem zatknąć końce
prześcieradła pod materac, tak jak robi to Tessa, ale to
po prostu nie jest możliwe. Moje ubrania, czyste
i brudne, leżą rozrzucone na podłodze, na stole walają się
puste butelki po wodzie i puszki po napojach, a do tego
jest zimno. Ogrzewanie jest włączone, ale w pokoju jest
po prostu… zimno.
Wysyłam jej ostatnią wiadomość, żeby jej życzyć
dobrej nocy, i zamykam oczy, modląc się o sen bez
koszmarów… chociaż ten jeden raz.
– Tessa? – wołam w korytarzu, obwieszczając, że
jestem w domu. W mieszkaniu panuje cisza, słychać tylko
jakieś ciche odgłosy. Czy Tessa rozmawia z kimś przez
telefon?
– Tessa! – wołam znów i przekręcam gałkę
w drzwiach sypialni.
Widok, który ukazuje się moim oczom, sprawia, że
zamieram. Tessa jest rozciągnięta na białej narzucie,
jasne włosy lepią się do jej spoconego czoła, palce jednej
ręki zaciska na zagłówku, a drugiej na kruczoczarnych
włosach. Gdy kołysze biodrami, czuję, jak lód zastępuje
gorącą krew płynącą w moich żyłach.
Pomiędzy jej kremowymi udami spoczywa głowa
Zeda. Jego dłonie błądzą po jej ciele.
Próbuję do nich podejść, żeby złapać go za gardło
i rzucić nim o ścianę, ale nogi mam przykute do ziemi.
Próbuję na nich krzyczeć, ale moje usta nie chcą się
otworzyć.
– Och, Zed – jęczy Tessa. Zakrywam uszy rękami, ale
to nie pomaga… jej głos sączy się prosto do mojego
mózgu, nie mogę przed nim uciec.
– Jesteś taka piękna – mruczy Zed, a ona znów jęczy.
Jego dłoń przenosi się na jej pierś; muska ją opuszkami
palców, przyciskając do niej wargi.
Nie mogę się ruszyć.
Nie widzą mnie, nie zauważyli nawet, że jestem
w pokoju. Tessa znów wykrzykuje jego imię, a on unosi
głowę spomiędzy jej ud i w końcu mnie dostrzega. Nie
odrywa ode mnie wzroku, przesuwając wargami po jej
ciele aż do jej szczęki, szczypiąc ją powoli. Nie potrafię
odwrócić głowy od ich nagich ciał. Moje wnętrzności
zostały wyrwane z mojego ciała i rzucone na zimną
podłogę. Nie mogę na to patrzeć, ale muszę to robić.
– Kocham cię – mówi do niej Zed, uśmiechając się do
mnie krzywo.
– Ja ciebie też – szlocha Tessa. Drapie paznokciami
jego wytatuowane plecy, kiedy on wbija się w nią.
W końcu rozlega się mój głos, gdy krzyczę, uciszając ich
jęki.
– Kurwa! – wrzeszczę, sięgając po stojącą na nocnej
szafce szklankę. Z hukiem rozbija się na ścianie.
Rozdział osiemdziesiąty trzeci
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Kurwa.
Kurwa.
Panowałem nad gniewem, przynajmniej starałem się
panować, przez cały tydzień. Było to coraz trudniejsze,
odkąd Zed zaczął wkradać się do moich myśli
i doprowadzać mnie do jebanego szału. Wiem, że mam
nierówno pod sufitem, skoro wciąż o tym myślę, i Tessa
bez wątpienia by się z tym zgodziła, gdybym jej
wyjaśnił, dlaczego jestem taki zdenerwowany. Nie
chodzi tylko o Zeda, ale też o Maxa i jego drwiący ton,
którym zwracał się do Tessy, o tę jego dziwkę, która się
na mnie gapiła, o Kimberly, która mi się sprzeciwiła,
gdy kazałem Tessie iść na górę – to wszystko jedno
wielkie pieprzone gówno i naprawdę zaczynam tracić
nad sobą kontrolę. Czuję, jak moje nerwy napinają się
jak postronki, a jedyny sposób, aby je rozluźnić, to w coś
walnąć albo zatopić się w Tessie i zapomnieć
o wszystkim. Tyle że nawet tego nie mogę, kurwa,
zrobić. Powinienem zanurzać się w niej właśnie teraz,
raz po raz, aż wzejdzie cholerne słońce, aby wynagrodzić
sobie ten tydzień piekła bez jej dotyku.
Oczywiście tylko ja mogłem spieprzyć taką noc.
Pewnie nawet nie jest zdziwiona. Zawsze to robię, za
każdym razem.
Kładę się na łóżku i wodzę wzrokiem pomiędzy
sufitem a zegarem. W końcu nadchodzi druga. Irytujące
głosy w salonie umilkły ponad godzinę temu.
Ucieszyłem się, słysząc odgłosy uprzejmych pożegnań
i kroki Vance’a i Kim na schodach prowadzących na
górę.
Czuję to przez korytarz. Czuję przyciąganie,
pieprzony magnetyzm ciągnący mnie do Tessy
i błagający mnie, żebym był u jej boku. Ignorując tę
obezwładniającą elektryczność, podnoszę się z łóżka
i wkładam czyste czarne szorty, które Tessa złożyła
w kostkę i schowała w szufladzie. Wiem, że Vance ma
gdzieś w tym wielkim domu siłownię. Muszę ją znaleźć,
zanim stracę resztki tego, co zostało z mojego
pieprzonego rozumu.
Rozdział dziewięćdziesiąty czwarty
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Hardin
Tessa
Hardin
Hardin
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Tessa
Tessa
Hardin
Hardin
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin
Tessa
Hardin