You are on page 1of 30

okladka - TAPPI:OKLADKA 27-02-12 10:38 Strona 1

srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 4

Mieszkańcy Szepczącego Lasu


srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 5
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 6
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 7

Opowieść pierwsza,
w której poznajemy Tappiego

Daleko, daleko stąd, pośród wysokich gór i zielonych


lasów, nad brzegami wielkiej zatoki, mieszkał sobie wiking
o imieniu Tappi.
Pewnie chciałbyś wiedzieć, kto to jest wiking. Jeśli spy-
tasz Mamusię lub Tatusia, to zapewne powiedzą ci, że wi-
king to groźny, chciwy rozbójnik morski, który ma długą
brodę, srogą minę oraz miecz, który jest zarówno długi, jak
i srogi. I będą mieli rację, ale nie masz się czego obawiać, bo
Tappi wcale nie przypomina innych. No, a w każdym razie
nie do końca.
Rzeczywiście jest wielki, tak wielki, że gdy idzie przez las,
to najwyższe drzewa na wszelki wypadek cofają gałęzie, żeby
o nie nie zahaczył. I ma długą brodę, tak długą, że któregoś

7
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 8

dnia zagnieździła się w niej rodzinka wiewiórek i wyleźć nie


chciała. Zdarza się też, że na rumianej, zawsze uśmiechnię-
tej twarzy Tappiego pojawia się sroga mina, ale dzieje się tak
rzadko, głównie zaraz po tym, jak jego brzuszysko zaburczy
z głodu.
Ale na pewno nie
można powiedzieć, by
Tappi był groźny czy
chciwy. Cóż, zdarzyło
mu się raz czy drugi,
że spuścił lanie kilku
bezczelnym trollom,
ale możesz mi wierzyć,
że nigdy nie skrzyw-
dziłby swego przyja-
ciela. A bardzo łatwo
jest zostać przyjacie-
lem Tappiego – wy-
starczy uśmiechnąć się
i pomachać doń ręką,
a na zawsze trafisz do
jego serca. Bo musisz

8
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 9

też wiedzieć, że serce Tappiego jest równie wielkie jak jego


brzuszysko i znajdzie się w nim miejsce dla wielu, wielu
przyjaciół.
A ze wszystkich ludzi na świecie Tappi najbardziej lubi
dzieci. Chcesz wiedzieć dlaczego? A to dlatego, że dzieci nie
potrafią się martwić, ale za to doskonale znają się na słody-
czach, przez co Tappi świetnie się z nimi dogaduje.
To co? Boisz się naszego wikinga? Czy może chciałbyś po-
słuchać kilku wesołych opowieści z jego udziałem? Jeśli tak, to
poproś Mamusię lub Tatusia, by przewrócił kartkę, a sam przy-
kryj się grzecznie i zamknij oczka. I witaj w pięknej, śnieżnej
krainie wikinga Tappiego.
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 10
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 11

Opowieść druga,
w której Tappi robi zapasy na zimę
i dowiaduje się, że w lesie lepiej nie śpiewać

Tappi siedział sobie nad brzegiem zatoki i tłukł kamie-


niem o kamień, przyglądając się różnokolorowym iskier-
kom, które z chichotem uciekały na boki. Tak go ta zabawa
pochłonęła, że nawet nie zauważył dzikiego Wichru, który
nadleciał znienacka i zawył mu prosto do ucha:
– Ziiima iiidzie!
Wystraszone iskierki uciekły, a sam Tappi obejrzał się nie-
zadowolony. Nie lubił Wichru, bo ten zawsze psuł mu fry-
zurę. Tappi był bowiem bardzo eleganckim wikingiem i raz
w miesiącu pracowicie rozczesywał włosy i brodę wielkimi gra-
biami. Niestety, złośliwy Wicher pojawiał się w chwilę póź-
niej i psuł cały efekt. Rozzłoszczony Tappi już chciał unieść

11
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 12

pięść i pogrozić Wichrowi, gdy nagle zrozumiał, że ten ma


rację. Liście opadały z drzew, a w powietrzu czuć było chłód.
– A to dopiero! – zląkł się Tappi. – Rzeczywiście idzie
zima! Trzeba się natychmiast zabrać za robienie zapasów!
Jak postanowił, tak zrobił. Wpadł do swej Chaty, aż ta
stęknęła ze zdziwienia, porwał przepastny worek i w te pędy
pognał do wiewiórki Śmigaczki.
– Śmigaczko! – zawołał zasapany. – Daj mi proszę orze-
chów, a użyczę ci kilku włosów z mej brody, byś miała
z czego zrobić ciepłe legowisko na zimę!
Potem popędził do swego przyjaciela, niedźwiedzia Brzu-
chacza, by poprosić go o kilka plastrów miodu. W zamian
obiecał opowiedzieć kilka nudnych bajek, które pomogłyby
misiowi zapaść w sen zimowy. Odwiedził też kilka innych
leśnych stworzeń, mieszkających w Szepczącym Lesie, a te
chętnie dzieliły się z nim swymi zapasami, bo wiedziały, że
dobroduszny wiking sam również nie opuściłby ich w po-
trzebie. Poza tym dobrze pamiętały, że nie ma dźwięku głoś-
niejszego od burczenia w wielkim brzuszysku Tappiego i na
wszelki wypadek wolały uniknąć wysłuchiwania tych
grzmotów zimą. Rozradowany wiking przyciągnął więc do
Chaty wielki wór pełen smakowitości.

12
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 13

– Dłuuuuga ziiiima!
– zawył znów Wicher.
– Długa? – Tappi
stracił dobry nastrój. –
Oj, niedobrze. Nie star-
czy mi więc jeden worek
jedzenia. Muszę pognać
do kupca Pasibrzucha.
Sięgnął pod łóżko
i wyciągnął sakiewkę
z bursztynami, które
znalazł na plaży, gdy
bawił się z falami w go-
nitwę. Następnie opróż-
nił swój przepastny wór,
zarzucił go sobie na
ramię i wyruszył do
kramu kupca Pasibrzu-
cha. Wicher zaś przy-
cupnął mu na ramieniu.
– Witaj, Tappi! – zawołał Pasibrzuch, widząc zbliżającego
się wikinga. – Cóż cię do mnie sprowadza?

13
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 14

– Jak to co? Zima idzie! – pouczył go z mądrą miną Tappi. –


Jedzenia chciałem kupić! Chleba, masła, szynki, kiełbasy,
a przede wszystkim ciastek z miodem!
Kupiec Pasibrzuch uwielbiał bursztyny i w zamian za sa-
kiewkę obdarował Tappiego mnóstwem jedzenia. Wiking
był tak wzruszony jego hojnością, że postanowił wynagro-
dzić Pasibrzucha piosenką. Nabrał tchu i zaczął śpiewać naj-
głośniej jak potrafił. Od pierwszej zwrotki pozamykały się
w domu drzwi i okiennice, od drugiej zaczął sypać się dach
i nim zaczął trzecią, przestraszony kupiec uciekł w las.
– Cóż to? – zdziwił się Tappi. – Zawsze sądziłem, że Pa-
sibrzuch lubi muzykę!
Słowa te kierował do Wichru, ale i ten zdążył już
umknąć, przerażony dzikim śpiewem wikinga.
Tappi wzruszył więc ramionami, zarzucił worek na plecy
i ruszył w drogę powrotną przez jesienny las. Dziwne za-
chowanie kupca Pasibrzucha nie dawało mu jednak spo-
koju, postanowił zaśpiewać jeszcze raz i sprawdzić, czy aby
nie pomylił się w tekście.
Zaryczał więc, aż się zatrzęsły drzewa, a wielka chmura,
która właśnie planowała skropić dolinkę Tappiego deszczem,
zmieniła zamiar i skręciła w innym kierunku.

14
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 15

Śpiew niósł się echem


przez las, płosząc zwie-
rzęta i strącając ostatnie
liście z drzew, aż dotarł do
uszu trolla Gburka, który
właśnie obgryzał smęt-
nie korzeń sosny i zasta-
nawiał się, co począć
w związku ze zbliżającą
się zimą. Usłyszawszy
niesioną echem pieśń
Tappiego, aż podskoczył
zachwycony, gdyż w jego
puściuteńkiej głowie nie-
spodziewanie pojawiła się
myśl.
– Tak może śpiewać
tylko człowiek szczęśliwy! – powiedział sam do siebie. – A czy
może być inny powód do szczęścia jak tylko mnóstwo jedzenia?
Nikt mu nie odpowiedział, a zatem rozradowany troll
przytaknął sam sobie i raźno popędził przez las na spotkanie
rozśpiewanego wikinga.

15
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 16

Być może Mamusia lub Tatuś opowiadali ci już o trollach.


Jeśli nie, to musisz wiedzieć, że są to wielkie, żarłoczne
stwory o ogromnych brzuchach i bardzo małych móżdżkach.
Jako że wiecznie trapi je głód, jedzą co popadnie, gdzie po-
padnie i ile popadnie. Nie mają w związku z tym wielu przy-
jaciół, a Tappi, który sam podjeść uwielbiał, nie znosił ich
jeszcze bardziej od złośliwego Wichru. Gdy poczuł, jak drży
ziemia pod ciężkimi krokami biegnącego trolla, podrapał się
po czole, aż poszły iskry i powiedział sam do siebie:
– Oho, niedobrze! Zdaje się, że Gburek chce mi odebrać
moje zapasy na zimę!
Zazwyczaj Tappi nie lubił biegać, gdyż twierdził, że
brzuch mu od tego pustoszeje i broda się plącze, ale tym
razem popędził szybciej od wiatru. Kilka jeleni przystanęło,
zdumionych prędkością wikinga i ledwie uskoczyło na bok,
gdy w ślad za nim ukazał się Gburek.
– Ho, ho, Tappi! – zawołał radośnie, szczerząc swe wszyst-
kie cztery zębiska. Swego czasu miał ich co prawda więcej,
ale że trolle gryzą co popadnie i niezbyt dbają o czystość, to
powypadały mu obrażone.
– Gwałtu, rety, to naprawdę trollisko! – zawołał przestra-
szony Tappi i popędził jeszcze szybciej, aż drzewa pospiesz-

16
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 17

nie usuwały mu swoje korzenie z drogi, bojąc się, że je po-


wywraca. Tylko sędziwy Dąb Starodziej nie zdołał w porę
cofnąć swych masywnych korzeni. Tappi przeskoczył je bez
trudu, lecz troll, zapatrzony tylko w worek z jedzeniem,
podskakujący na plecach wikinga, nie zauważył ich w porę
i rymnął na ziemię z takim hukiem, że wiewiórkom aż pod-
skoczyły orzechy w dziuplach. W międzyczasie Tappi zdo-
łał dobiec do Chaty i zatrzasnąć za sobą drzwi.
– Otwieraj! – zażądał rozzłoszczony troll i prychnął, bo
od upadku napchało mu się ziemi do nosa.
– Ani mi się śni! – odrzekł hardo Tappi.
– Otwieraj, bo… – pogroził troll.
– Bo co? – zapytał zuchwale wiking, a Chata aż się na-
burmuszyła.
W istocie, nie miał się czego obawiać. Chata zbudowana
była z mocnego drewna i stawiała czoła najgroźniejszym
nawet burzom, a drzwi nasz dzielny wiking zrobił z grubego
dębu i zaopatrzył w mocny zamek. Troll Gburek był jednak
zbyt rozzłoszczony, by porządnie się zastanowić, co zresztą
nie wychodziło mu dobrze, nawet gdy był w pogodnym na-
stroju.
Przypadł do drzwi i szarpnął za klamkę. Nic.

17
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 18

Zamachnął się pięścią i walnął nią w drzwi. Dalej nic,


tylko sobie łapę potłukł.
Rozpędził się i uderzył w drzwi barkiem. Wciąż nic,
Chata nawet nie drgnęła.
– Niedoczekanie twoje! – wołał Tappi dumny ze swego
dzieła.
– Tak? – warknął Gburek, cofając się. I wtedy dostrzegł
okno.
Gdyby chwilę wcześniej nie uderzył głową o ziemię, może
i by się domyślił, że jest zbyt wielki, by w ten sposób dostać
się do chaty Tappiego. Tymczasem podbiegł do najbliższego
z okien, wziął zamach i z trzaskiem wbił głowę do środka.
– Mam cię! – wrzasnął nieświadom, że tam, gdzie zmieści się
głowa, niekoniecznie przeciśnie się wielkie, brzuchate cielsko.
Wystraszony Tappi aż podskoczył, mało w sufit nie rąb-
nął. Zaraz pochwycił najbliższy przedmiot – a była to wielka,
ciężka patelnia, na której smażył swą jajecznicę z dwunastu
jaj – i z całej siły rąbnął w wielki trolli łeb. Gburek zatoczył się
do tyłu i padł na ziemię, ale jeśli Tappi myślał, że to koniec
jego kłopotów, pomylił się i to mocno.
– Skoro nie chcesz mnie wpuścić do swej chaty, sam się
do niej dostanę! – burknął jak na Gburka przystało, zerwał

18
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 19

się na równe nogi, po-


chwycił za ścianę od
dołu i szarpnął. Trzas-
nęło, zgrzytnęło, Chata
zajęczała przeciągle,
a potem zabujało raz
i drugi. Wystraszony
nie na żarty Tappi zro-
zumiał, że rozzłosz-
czony troll uniósł cały
dom nad swój wielki
łeb, na którym rósł już
patelniany guz.
– Na pomoc… –
bąknął, choć był dziel-
nym wikingiem i nigdy
nie prosił o pomoc na
darmo. – Na pomoc!
A choć krzyczał
głośno, troll Gburek
dźwigający chatę nad
głową stękał jeszcze

19
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 20

głośniej i nikt z przyjaciół Tappiego – ani niedźwiedź Brzu-


chacz, ani wiewiórka Śmigaczka, ani nawet bóbr Chrobotek
– nie usłyszeli jego wołania. Usłyszał je natomiast Wicher,
który krążył dookoła i przeganiał chmury z miejsca na
miejsce. Popędził w dół, zobaczył, co się święci i natychmiast
przypadł do Gburka, by połaskotać go we włochate pachy.
– Ohohohoho! – chichotał rozbawiony Gburek. – Ale
śmieszne, hihi!
Tak go rozbawiło ła-
skotanie Wichru, że za-
pomniał o Chacie, którą
nadal dźwigał nad głową.
Chata natomiast nie za-
pomniała, że mnóstwo
waży i z łomotem zwaliła
się trollowi na łeb, a Wi-
cher, zadowolony ze spła-
tania tak dobrego psikusa,
uciekł daleko nad morze,
by opowiedzieć o wszyst-
kim swym kuzynom,
Wiatrom Morskim.

20
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 21

Tappiego zaś czekało mnóstwo pracy. Musiał najpierw


podźwignąć Chatę i wywlec spod niej Gburka, któremu na
głowie wyrósł drugi guz, jeszcze większy od pierwszego,
a potem zrobić wielkie porządki, bo od gburkowych wyczy-
nów wszystko się porozsypywało. Zamiatana i pucowana
Chata aż pomrukiwała z zadowolenia, bo każdy dom
– o czym na pewno mówiła Ci już Mamusia – uwielbia być
sprzątany, a zapracowany Tappi postanowił sobie, że od tej
pory nie będzie już pokrzykiwał w lesie.
– Ba, nawet śpiewać nie będę – obiecał sobie, wsparty
o miotłę. – Bo a nuż kolejne licho obudzę?
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 22
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 23

Opowieść trzecia,
w której Tappiemu najpierw brakuje
towarzystwa, a potem przekonuje się, że dzięki
odwadze można wiele zyskać

Nastała zima, mroźna i nieubłagana. Zatokę skuł gruby


lód, a las przysypał gęsty, puszysty śnieg. Tappi siedział w swej
chatce i powoli dochodził do wniosku, że zaczyna się nudzić.
Z początku postanowił, że prześpi zimową porę jak nie-
dźwiedzie, lecz co rusz budził go wielki głód. Czym dłużej
spał, tym głód był większy, a że Tappi nie przepadał za goto-
waniem, zrozumiał, że to chyba nie jest najlepszy pomysł.
Z nudów próbował tańczyć, lecz parokrotnie uderzył głową
o sufit, co zniechęciło go do dalszych prób. Śpiewać wolał
nie próbować, gdyż pamiętał, czym to się ostatnio skończyło.

23
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 24

Pozostawały mu więc rozmowy z Chatą, która odpowia-


dała jedynie krótkimi skrzypnięciami, znudzona tak samo
jak on.
Ogień trzaskał w kominku. Na dworze trzaskał mróz.
Tappi spał, jadł i nudził się.
Aż któregoś dnia, kiedy to słońce przebiło się przez
chmury, wiking wciągnął na siebie gruby kożuch, przypiął
narty i ruszył na poszukiwanie kogokolwiek, z kim mógłby
porozmawiać.
Las wyglądał przepięknie w swej śnieżnej szacie, ale był
cichy i tajemniczy. Dąb Starodziej milczał, zamarznięty od
korzeni aż po gałęzie. Milczał również Dziadek Wodospad,
który zamienił się w jeden wielki sopel lodu. Niedźwiedź
Brzuchacz, bóbr Chrobotek i wiewiórka Śmigaczka od
dawna drzemały w swych ciepłych norkach. Tappi jeździł
po cichutkim, zaklętym lesie coraz smutniejszy, przeświad-
czony, że zimę przyjdzie mu spędzić całkiem samotnie.
I wtedy ktoś ukłuł go boleśnie w siedzenie.
– Au! – wrzasnął Tappi i podskoczył wysoko. Obrócił się
w poszukiwaniu dowcipnisia, ale zauważył jedynie rozko-
łysane, oszronione krzaki i drobny, umykający kształt.
– Hej! – zawołał. – Zaczekaj!

24
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 25

Odepchnął się kijkami i popędził na nartach przez za-


śnieżony las, ścigając uciekiniera.
– Poczekaj! – zawołał. – Kim jesteś?
Nieznajomy zatrzymał się i rozpędzony Tappi zauważył,
że było to zwierzę – drobne, z cienkimi nóżkami i długimi
różkami. Stworzonko zatrzymało się, z ciekawością obró-
ciło łebek, a gdy Tappi był już blisko, z całej siły wierzgnęło
i wzbiło chmurę śnieżnego pyłu. Wiking wpadł w sam jej
środek i oślepiony uderzył prosto w drzewo. Łupnął, aż po-
niosło się echo, a wyrwane ze snu drzewo mruknęło z pro-
testem.
– Hej! – krzyknął Tappi. – To niesprawiedliwe! Przecież ja
nie chciałem ci zrobić nic złego!
Z daleka dobiegł go tylko złośliwy chichot zwierzątka.
– Poczekaj, już ja ci pokażę! – burknął Tappi, wytarł śnieg
z oczu i popędził w ślad za nim.
Musisz wiedzieć, że Tappi niezwykle rzadko wpadał
w gniew, lecz kiedy już do tego dochodziło, cały Szepczący
Las zamierał ze strachu. Wiking pędził teraz jak wicher
z rozwianą brodą, czerwony ze złości, a drzewa na wszelki
wypadek usuwały mu się z drogi. Widział już wyraźnie zwie-
rzątko, które zatrzymało się znowu, jakby na niego czekało.

25
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 26

„Może się wystraszyło?” – pomyślał Tappi i jego gniew


zaczął gasnąć. Podjeżdżał coraz bliżej.
– Słuchaj, nie chciałem cię przerazić – powiedział, gdy był
już bardzo blisko.
Zwierzątko – a wiedział już, że to mały renifer – uśmiech-
nęło się złośliwie i cofnęło. W tym samym momencie Tappi
zauważył, że przytrzymywało nóżkami przygiętą do ziemi,
sprężystą sosenkę. Drzewko wyprostowało się błyskawicz-
nie, a jego ostre gałązki smagnęły Tappiego w twarz.
Wiking zrobił krok do tyłu, potknął się o korzeń i wpadł
aż po uszy w wielką zaspę. I znów z daleka dobiegł go zło-
śliwy chichot uciekającego renifera.
Pewnie myślisz sobie, że Tappi rozgniewał się po raz ko-
lejny, ale tak się nie stało. Zamiast tego ogarnął go wielki
smutek, tym bardziej, że słońce skryło się już w chmurach
i w lesie zrobiło się szaro. Wygrzebał się z zaspy, przypiął na
powrót narty i rozczarowany pojechał do swej pustej Chaty.
„Nic ci nie zrobiłem – myślał rozżalony. – Nie zrobiłem
nic złego, a ty stroisz sobie tak okropne żarty”.
Minął już zamarznięty wodospad, który wszyscy nazywali
Dziadkiem Wodospadem, gdy niespodziewanie poczuł, że
powietrze staje się coraz zimniejsze. Jednocześnie odkrył,

26
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 27

że ziemia pod jego stopami zaczyna drżeć, zupełnie jak


wtedy, gdy dla zabawy wyrzucał w powietrze wielkie kamie-
nie i patrzył, jak spadają. Zdziwiony uniósł głowę i ujrzał
ogromną postać, górującą nad czubkami najwyższych drzew.
„Lodowy Olbrzym!” – pomyślał z przestrachem Tappi.
Zapewne nigdy nie słyszałeś o Lodowych Olbrzymach
i całe szczęście, gdyż spotyka się je tylko w krainie bajek,
a do tego bardzo rzadko. Są to niezgrabne wielkoludy, które
wyglądają, jak gdyby w całości składały się z lodu. Nie zno-
szą one ciepła i wszystko, co zobaczą, zamieniają w lód
swoim oddechem.
Tappi wiedział, że z Lodowymi Olbrzymami nie ma żar-
tów. Już chciał cichutko odjechać na nartach, gdy ziemia za-
drżała ponownie, tym razem szybciej. Tappi uniósł głowę
i ujrzał, że olbrzym idzie przez siebie i co rusz wydmuchuje
śnieżne obłoki, jakby kogoś ścigał. Spod jego ogromnych nóg,
przypominających góry lodowe, wybiegł mały reniferek.
Tym razem nie było mu do śmiechu. W jego oczkach
widać było strach, a Tappi, którego zawsze bolała krzywda
innych, natychmiast zapomniał o swoich żalach. Zmarsz-
czył groźnie grube, krzaczaste brwi i jeszcze raz przyjrzał się
nadchodzącemu olbrzymowi.

27
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 28

– Poczekaj no, ty – mruknął i wziął się pod boki. – Już ja


ci dam panoszyć się po Szepczącym Lesie!
Bez namysłu udarł garść włosów ze swej brody, oplótł
nimi kijek narciarski, przytknął go do ust i wściekle za-
zgrzytał zębami. Natychmiast strzeliły iskry i koniec kijka
zapłonął żywym ogniem.
– Hej, ty! – zawołał zuchwale Tappi.
Lodowy Olbrzym dostrzegł wikinga i zaraz zapomniał
o ściganym reniferku. Zatrzymał się, ujął pod boki i zaczął
nabierać tchu, by móc dmuchnąć w Tappiego mroźnym
śniegiem. A ten nie zmarnował okazji i wrzucił płonący kij
prosto do przepastnej gęby wielkoluda.
Lodowy Olbrzym przełknął pochodnię i aż wybałuszył
oczy. Z jego uszu buchnęła para, a po lesie poniósł się ryk
boleści. Tappi zaś pochwycił wyczerpanego reniferka i po-
pędził na nartach prosto w stronę Chaty.
Już widział obsypany śniegiem dach, gdy ziemia znów się
zatrzęsła, jeszcze mocniej i szybciej niż dotychczas. Tappi
odwrócił się i ujrzał, że Lodowy Olbrzym biegnie w ślad za
nim i wściekle wymachuje ramionami. Spojrzał na swą
Chatę, która nagle wydała mu się malutka i krucha, i nie-
spodziewanie zrozumiał, że chowając się w niej, nie obroni

28
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 29

się przed złością wielkoluda. Musiał powstrzymać go w jakiś


inny sposób.
Spojrzał na chmury, które zasłaniały słońce, i nagle przy-
szedł mu do głowy pomysł.
– Hop, hop! – huknął ze wszystkich sił. – Wietrze, przy-
bywaj!
– Hop, hop! – odpowiedziało z oddali Echo.
– Hop, hop! Wietrze, przybywaj! Rozpędź chmury, od-
słoń słońce!
– Hop, hop! – wołało Echo.
Tappi wyhamował na podwórzu przed Chatą, otworzył
drzwi, wrzucił osłabłego renifera do ciepłego wnętrza i od-
wrócił się ku nadbiegającemu Lodowemu Olbrzymowi.
– Wietrze, gdzieś ty się podział! – krzyknął raz jeszcze,
coraz bardziej wystraszony. – Potrzebuję twojej pomocy!
– Hop, hop! – znów zaśmiało się Echo, które nadbiegło
od strony gór.
Lodowy Olbrzym był coraz bliżej, ziemia drżała i dygo-
tała, z drzew sypał się śnieg, od Chaty odpadały sople. Tappi
obejrzał się z rozpaczą na góry, ale Wiatru jak nie było, tak
nie było. I wtedy naszła go kolejna myśl, tym razem o wiele
lepsza. Rozpędził się na nartach i pohukując radośnie,

29
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 30

pognał w stronę gór, a Lodowy Olbrzym nieustępliwie po-


pędził za nim.
I tak pędzili przez zimową krainę, wzbijając śnieżną ku-
rzawę, aż znaleźli się między górami. Wtedy to Tappi za-
kręcił na nartach, nabrał powietrza w płuca i huknął:
– Hop, hop!
Góry zamruczały złowrogo. Lodowy Olbrzym nadciągał,
dudniąc i sapiąc.
– Hop, hop!
Góry burknęły jeszcze
groźniej na zuchwalca,
który ośmielił się burzyć
ich ciszę. Lodowy Ol-
brzym już sięgał po Tap-
piego.
– Hop, hop!
I góry, całkiem już
rozgniewane, spuściły
na Tappiego lawiny.
Zapewne Tatuś i Ma-
musia mówili ci już, że
w górach zimą nie wolno

30
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 31

krzyczeć, bo czasem wystarczy najdrobniejszy hałas, by


w dół runęła lawina, ale Tappi wcale nie był niemądry. W porę
uskoczył w bok, a lawiny z hukiem zwaliły się na Lodowego
Olbrzyma, zasypując go aż po czubek wielkiego lodowego
łba. Zadowolony, choć trochę zmęczony Tappi przeprosił
góry za zamieszanie i wrócił do swej Chaty, gdzie czekał na
niego przestraszony reniferek.
– Przepraszam za moje głupie żarty – powiedział cicho. –
Wszystko przez to, że jestem taki mały. Nikt nie traktuje
mnie poważnie i wszyscy się ze mnie śmieją, tak więc po-
stanowiłem, że pokażę wam, wielkoludom, na co mnie stać.
– Teraz jesteś w Szepczącym Lesie, a tu nikt się z nikogo
nie śmieje! – pouczył go wiking i odpiął narty. – Jeśli chcesz,
to zostań ze mną. Nie będzie mi tak smutno w długie, zi-
mowe wieczory. Mam na imię Tappi.
– A ja Chichotek. I chętnie z tobą zostanę – rzekł reniferek.
I tak oto rozpoczęła się długa przyjaźń między wikingiem
Tappim i reniferem Chichotkiem, a Tappi dobrze sobie za-
pamiętał, że zawsze warto stawać w obronie słabszych,
nawet jeśli niezbyt ma się na to ochotę.
srodek - druk:SRODEK 27-02-12 9:33 Strona 32

You might also like