You are on page 1of 113

Henning Mankell

cdcd
Mczyzna na play mier fotografa

cdcd

Rolfowi Lassgardowi, z sympati, wdzicznoci i niemaym podziwem, gdy odkry w Wallanderze wiele cech, ktrych sam si nie domylaem.

PRZEDMOWA

Dopiero po napisaniu smej i ostatniej czci serii o Kurcie Wallanderze zorientowaem si, jakiego podtytuu przez cay czas szukaem. Kiedy ju wszystko, a w kadym razie wiksza cz serii zostaa napisana, zrozumiaem, e podtytu powinien brzmie Powieci o szwedzkim lku". Za pno na to wpadem. Mimo e moje ksiki wci byy wariacjami na ten sam temat: Jakie procesy zachodz w szwedzkim pastwie prawa w latach dziewidziesitych? Czy demokracja bdzie w stanie przey, jeeli naruszy si fundament praworzdnoci? Czy szwedzka demokracja ma jak cen, ktra pewnego dnia zostanie uznana za zbyt wygrowan?". Te oto pytania paday w wikszoci listw, ktre otrzymywaem. Wielu czytelnikw dzielio si ze mn mdrymi mylami. Grube koperty, cienkie pocztwki z egzotycznych miejsc, o ktrych nigdy nie syszaem, telefony o przedziwnych porach, rozgorczkowane gosy docierajce poczt elektroniczn s dla mnie dowodem, e Wallander w pewnym sensie wyraa uczucie narastajcej obcoci, gniewu, a take zdrowe pogldy na temat zalenoci midzy praworzdnym pastwem a demokracj. Oprcz kwestii dotyczcych praworzdnoci i demokracji pojawiay si rwnie inne. Niektre z nich dotycz niecisoci, ktre z satysfakcj tropi czytelnicy. Ci, ktrzy znaleli bdy", niemal we wszystkich wypadkach mieli racj. [W tym miejscu musz od razu przyzna, e rwnie w tej ksice bdzie mona odnale niecisoci. Mimo to jest to wersja ostateczna. Nie ma w tym winy redaktorw. Nie mgbym sobie yczy lepszej redaktorki ni Eva Stenberg). Jednake zdecydowana wikszo listw zawieraa pytania o losy Wallandera, zanim pojawi si w serii ksiek. Czyli dokadnie przed 8 stycznia 1990 roku. Kiedy to wczesnym zimowym rankiem wyrwa go z ka sygna telefonu, pocztek Mordercy bez twarzy. Doskonale rozumiem, e czytelnicy chcieliby wiedzie, jak si to wszystko zaczo. Kiedy Wallander pojawia si na scenie po raz pierwszy, ma ju czterdzieci dwa lata, wkrtce skoczy czterdzieci trzy. Jest od dawna policjantem, ma za sob maestwo i rozwd, dziecko i wyjazd z Malmo do pracy w Ystad. Czytelnicy byli ciekawi. Mnie rwnie to intrygowao. Przez ostatnie dziewi lat od czasu do czasu porzdkowaem szuflady, szperaem w zakurzonych papierach lub przeszukiwaem zera i jedynki dyskietek.

Kilka lat temu, zaraz po ukoczeniu pitej powieci Faszywy trop, uwiadomiem sobie, e zaczem w mylach pisa opowiadania, ktre rozgryway si, zanim rozpoczem seri powieci. I znw ta sama magiczna data, 8 stycznia 1990 roku. Zebraem te opowiadania w jeden tom. Te, ktre byy wczeniej drukowane w prasie, przejrzaem dosy pobienie. Wyeliminowaem niektre niecisoci chronologiczne i zbdne sowa. Dwa opowiadania z obecnego zbioru ukazuj si w druku po raz pierwszy. Ale nie dlatego wydaj teraz owe teksty, e wyczyciem szuflady. Oddaj je do druku, gdy speniaj funkcj wykrzyknika umieszczonego po ostatniej kropce, ktr postawiem w ubiegym roku. Czasami dobrze jest si cofn do punktu wyjcia. Do czasu przed 8 stycznia 1990 roku. aden obraz nigdy nie bdzie peny. Ale myl, e te fragmenty powinny si w nim znale. Reszta jest i pozostanie milczeniem. Henning Mankell stycze 1 9 9 9

MCZYZNA NA PLAY
cdcd

1
Dwudziestego szstego kwietnia 1987 roku po poudniu inspektor Kurt Wallander siedzia w swoim pokoju w komendzie policji w Ystad i wycina wystajce z nosa woski. Wanie mina pita. Przed chwil zamkn segregator zawierajcy materia z cigncego si w nieskoczono ledztwa w sprawie gangu, ktry przerzuca do Polski skradzione w Szwecji luksusowe samochody. Wliczajc przerwy, dochodzenie obchodzio ju niesawn dziesit rocznic. Rozpoczo si niedugo po tym, jak Wallander przenis si do Ystad. Czsto si zastanawia, czy nadal bdzie trwao w odlegym jeszcze : dniu jego przejcia na emerytur. Tego dnia biurko Wallandera wygldao wyjtkowo porzdnie. Przez dugi czas panowa na nim nieopisany baagan, lecz Wallander, ktry od kilku dni by somianym wdowcem, przesiadywa ostatnio duo w pracy; moe przyczyn bya te za pogoda. Mona i Linda wybray si na dwutygodniowe wczasy na Wyspy Kanaryjskie. Dla Wallandera byo to cakowitym zaskoczeniem. Nie wiedzia, e Mona ma odoone pienidze, a Linda rwnie nic nie wspominaa o wyjedzie. Mimo protestw rodzicw Linda przerwaa nauk w liceum i teraz, niepewna swojej przyszoci, bya wci zmczona i poirytowana. Wallander odwiz je wczenie rano na Sturup i w drodze powrotnej do Ystad pomyla, e w gruncie rzeczy chtnie spdzi dwa tygodnie w samotnoci. W jego maestwie si nie ukadao. Nie potrafili temu zaradzi. Jedno byo oczywiste: w ostatnich latach ich zwizek trzyma si wycznie za spraw Lindy. Co bdzie teraz, kiedy Linda przestaa chodzi do szkoy i zamierza pj wasn drog? Wsta i podszed do okna. Wiatr targa drzewami po drugiej stronie ulicy. Pada drobny deszcz. Termometr wskazywa cztery stopnie. Wiosna wci wydawaa si odlega. Woy kurtk i wyszed z pokoju. Zatrudniona w weekendy recepcjonistka siedziaa ze suchawk przy uchu. Skin gow na poegnanie. Wsiad do auta i skiero-

wa si do centrum. Wczy tam z nagraniem Marii Callas i zastanawia si, co kupi na kolacj. Czy w ogle robi zakupy? Czy rzeczywicie jest godny? Irytowao go wasne wahanie. Z drugiej strony nie mia ochoty wraca do dawnego zwyczaju ywienia si hamburgerami. Mona coraz czciej wytykaa mu, e tyje. I miaa racj. Ktrego ranka, kilka miesicy temu, zobaczy nagle swoj twarz w lustrze i uwiadomi sobie, e modo bezpowrotnie mina. Niedugo skoczy czterdzieci lat. Ale wyglda starzej. Kiedy wyglda na mniej lat, ni mia. Z uczuciem rozdranienia skrci w Malmovagen i przystan obok duego supermarketu. Kiedy zamkn drzwi samochodu, w rodku zabrzcza telefon. W pierwszej chwili postanowi nie odpowiada. Cokolwiek to jest, niech si tym zajmie kto inny. W tej chwili mia dosy wasnych problemw. Otworzy jednak drzwi i sign po suchawk. - Wallander? - usysza gos Hanssona, kolegi z pracy. - Tak. Gdzie jeste? - Wanie zamierzam kupi co do jedzenia. - Zaczekaj. Przyjed tutaj. Jestem w szpitalu. Bd czeka przed wejciem. - Co si dzieje? - To troch trudno wytumaczy. Najlepiej, jak tu przyjedziesz. Rozmowa si urwaa. Wallander wiedzia, e Hansson by nie dzwoni, gdyby nie wydarzyo si co wanego. Dojecha do szpitala w kilka minut. Hansson przywita go przed gwnym wejciem. By zzibnity. Wallander usiowa wyczyta co z jego twarzy. - Co si dzieje? - zapyta. - Tam w rodku siedzi takswkarz, nazywa si Stenberg - odpar Hansson. - Pije kaw i jest bardzo wzburzony. Zaciekawiony Wallander wszed za Hanssonem przez szklane drzwi.

Szpitalna kawiarnia znajdowaa si po prawej stronie. Minli starszego mczyzn na wzku, powoli przeuwajcego jabko. Stenberg siedzia sam przy stoliku. Korpulentny i niemal cakiem ysy mczyzna po pidziesitce. Nos mia zdeformowany jak gdyby w modoci by bokserem. Wallanderowi jego twarz wydaa si znajoma, ale nie przypomina sobie okolicznoci, w jakich go spotka. - Poznaje pan komisarza Wallandera? - zwrci si do niego Hansson. Stenberg kiwn gow i wsta, eby si przywita. - Prosz usi - rzek Wallander. - I powiedzie, co si stao. Stenberg mia rozbiegany wzrok. Trudno byo powiedzie, czy ze zdenerwowania, czy ze strachu. - Przyjem zamwienie na kurs ze Svarte do miasta - zacz Stenberg. - Klient mia czeka przy gwnej drodze. Nazwisko Alexandersson. Sta tam, kiedy podjechaem. Usiad z tyu i poprosi, eby wysadzi go przy rynku. W lusterku widziaem, e przymkn oczy. Mylaem, e przysypia. Dojechalimy do miasta, zatrzymaem si przy rynku i powiedziaem, e jestemy na miejscu. adnej reakcji. Wysiadem z auta, otworzyem drzwi i lekko go dotknem. Wcale si nie poruszy, wic pomylaem, e jest chory, i przywiozem go do szpitala na ostry dyur. A tu powiedzieli, e on nie yje. Wallander zmarszczy czoo. - Nie yje? - Prbowali go reanimowa - wtrci Hansson. - Ale to nic nie dao. Wallander chwil si zastanawia i powiedzia: - Ze Svarte do miasta jest pitnacie minut drogi. Nic po nim nie byo wida, kiedy wsiada do auta? - Zauwaybym, gdyby by chory - odpar Stenberg. - Zreszt prosiby chyba o zawiezienie do szpitala? - Nie widzia pan adnych obrae? - Nic nie widziaem. Mia na sobie garnitur i jasnoniebieski paszcz. - Czy trzyma co w rku? Torb lub co innego?

- Nie. Pomylaem, e najlepiej zawiadomi policj. Chocia szpital ma chyba obowizek to zrobi. Stenberg odpowiada szybko i bez wahania. Wallander zwrci si do Hanssona: - Czy wiadomo, kim jest zmary? Hansson sign po notes. - Goran Alexandersson, lat czterdzieci dziewi - odczyta. - Przedsibiorca w brany elektronicznej. Zamieszkay w Sztokholmie. W portfelu mia sporo pienidzy. I kilka kart kredytowych. - Dziwne - stwierdzi Wallander. - Moe dosta ataku serca. Co mwi lekarze? - e ostatecznie wyjani to tylko sekcja zwok. Wallander skin gow i wsta. - Zapaty za kurs powinien pan da od spadkobiercw - odezwa si do Stenberga. - Skontaktujemy si z panem, gdybymy mieli dodatkowe pytania. - To byo nieprzyjemne - owiadczy stanowczo Stenberg. - Ale nie bd wystawia spadkobiercom rachunku za transport nieboszczyka. Stenberg wyszed. - Chciabym na niego rzuci okiem - powiedzia Wallander. - Nie musisz przy tym by, jak nie chcesz. - Wolabym nie - przyzna Hansson. - Sprbuj przez ten czas odnale jego rodzin. - Co on robi w Ystad? - zastanawia si Wallander. - Trzeba si tego dowiedzie. Inspektor przystan na chwil przy noszach, znajdujcych si w szpitalnym pokoju. Z twarzy zmarego nie mona byo nic wyczyta. Spojrza na jego ubranie. Podobnie jak buty byo w bardzo dobrym gatunku. Jeli okae si, e zmary pad ofiar zbrodni, eksperci bd musieli je zbada. W portfelu znalaz tylko to, o czym ju wiedzia od Hanssona. Odby krtk rozmow z dyurnym lekarzem. - To wyglda na cakowicie naturaln mier - rzek lekarz. - adnych ladw przemocy, adnych obrae.

- Kto miaby go zamordowa na tylnym siedzeniu takswki? - zapyta Wallander. - Mimo to chciabym jak najprdzej dosta wyniki sekcji. - Zawieziemy go do zakadu medycyny sdowej w Lund - zaproponowa lekarz. Jeeli policja nie ma nic przeciwko temu. - Nie - odpar Wallander. - Oczywicie, e nie. Wrci do komendy i uda si do pokoju Hanssona. Hansson rozmawia przez telefon. Wallander czeka, z przygnbieniem przesuwajc rk po brzuchu, ktry zaczyna wystawa znad paska. jp- Rozmawiaem wanie z biurem Alexanderssona w Sztokholmie. Z sekretark i jego najbliszym wsppracownikiem. Oboje s oczywicie w szoku. Dowiedziaem si, e Alexandersson rozwid si dziesi lat temu. - Mia dzieci? - Jednego syna. - Musimy go odnale. - To niemoliwe - rzek Hansson. - Jak to? - Syn nie yje. Wallandera czsto irytowa okrny sposb, w jaki Hansson dochodzi do sedna sprawy. To by typowy tego przykad. - Nie yje? Jak to nie yje? Czy musz wszystko z ciebie wyciga? Hansson zajrza do swoich notatek. - Jego jedyny syn zmar siedem lat temu. Podobno jaki wypadek. Nie bardzo zrozumiaem. - Czy ten syn mia jakie imi? - Bengt. - Spytae, co Alexandersson robi w Ystad? Albo w Svarte?

- Powiedzia, e bierze tydzie urlopu. Mia si zatrzyma w hotelu Kung Karl. Przyjecha cztery dni temu. - Jedmy tam - zdecydowa Wallander. Przez ponad godzin przeszukiwali pokj hotelowy Alexanderssona. Nie znaleli nic interesujcego. Pusta walizka, ubrania starannie powieszone w szafie i jedna para butw. - Ani papierka - zauway zadumany Wallander. - adnej ksiki, nic. Poczy si z recepcj i zapyta, czy Alexandersson odbiera jakie telefony lub przyjmowa wizyty. Recepcjonistka nie miaa wtpliwoci. Nie byo adnego telefonu do pokoju 211 i nikt tam nie przychodzi. - Mieszka w Ystad - zauway Wallander - ale zamawia takswk w Svarte. Ciekawe, jak si tam dosta. - Sprawdz w centrali takswek - rzek Hansson. Ruszyli z powrotem do komendy. Wallander stan przy oknie i w zamyleniu spoglda na wie wodn po drugiej stronie ulicy. Zapa si na tym, e myli o Monie i Lindzie. Prawdopodobnie siedz w ogrdku jakiej restauracji i jedz kolacj. O czym rozmawiaj? Na pewno o tym, co Linda zamierza dalej robi. Usiowa wyobrazi sobie ich rozmow. Ale sysza tylko szum kaloryfera. Usiad, eby sporzdzi wstpny raport. Przez ten czas Hansson zdobdzie informacje w firmie takswkowej w Ystad. Zanim zacz pisa, przynis sobie z jadalni kilka ciasteczek. Okoo smej Hansson zapuka do drzwi i wszed do pokoju. - W cigu czterech dni, ktre spdzi w Ystad, jedzi trzy razy takswk do Svarte - oznajmi Hansson. - Wysiada na peryferiach. Jecha wczenie rano i zamawia powrt na popoudnie. Wallander pokiwa gow. - To nie jest karalne. Moe mia tam kochank? Wsta i podszed do okna. Podnis si wiatr. - Sprawdmy go w naszej bazie danych - odezwa si po chwili. - Na wszelki wypadek. Potem poczekamy na wyniki sekcji.

- To musia by atak serca - zakoczy Hansson, po czym wsta. - Z pewnoci. W domu Wallander otworzy puszk mielonego misa z ziemniakami. Niemal ju zapomnia o Goranie Alexanderssonie. Zjad swoj marn kolacj i wkrtce zasn przed telewizorem. *** Nastpnego dnia Martinsson, kolega Wallandera, przeszuka wszystkie dostpne rejestry policyjne w poszukiwaniu Gorana Alexanderssona. Nic nie znalaz. Martinsson by najmodszym pracownikiem w zespole ledczym i najszybciej opanowa nowinki techniczne. Wallander spdzi dzie nad tajemnicami luksusowych samochodw krcych po Polsce. Wieczorem odwiedzi ojca w Loderup i grali przez kilka godzin w karty. Skoczyo si na ktni, kto komu jest winny i ile. W drodze do domu Wallander zastanawia si, czy na staro bdzie podobny do ojca. A moe ju jest podobny? Porywczy, marudny i zgryliwy. Powinien kogo zapyta. Ale chyba nie Mon. Rano 28 kwietnia Wallander odebra telefon. Dzwoni lekarz z zakadu medycyny sdowej. - Dzwoni w sprawie Gorana Alexanderssona - powiedzia lekarz. Mia na nazwisko Jorne. Wallander zna go jeszcze z czasw, kiedy pracowa w Malmo. - Co to byo? - spyta Wallander. - Wylew czy udar? - Ani jedno, ani drugie - odpar lekarz. - Popeni samobjstwo albo zosta zamordowany. Wallander zaniemwi. - Zamordowany? Co to ma znaczy? - Dokadnie to, co powiedziaem - powtrzy Jorne. - To niemoliwe. Nie mg zosta zamordowany w takswce. Stenberg, ktry go wiz, nie ma zwyczaju mordowa klientw. I chyba te nie mg w samochodzie odebra sobie ycia?

- Nie umiem powiedzie, jak do tego doszo - Jorne by niewzruszony. - Mog tylko skonstatowa, e umar od trucizny, ktr wypi albo zjad. Moim zdaniem to wskazuje na morderstwo. Ale to ju wy musicie wyjani. Wallander nie odpowiada. - Przefaksuj ci papiery - cign Jorne. - Jeste tam? - Tak - odezwa si Wallander. - Jestem. Podzikowa Jornemu i odoywszy suchawk, zastanawia si nad tym, co usysza. Po chwili poczy si z Hanssonem i poprosi go do siebie. Sign po notes i zapisa w nim dwa sowa. Goran Alexandersson. Na zewntrz wzmaga si wiatr. Gwatowne sztormowe podmuchy. Nad Skani wci szala porywisty wicher. Wallander siedzia w swoim pokoju, mylc o tym, e nadal nie wie, co przydarzyo si mczynie, ktry kilka dni temu zmar w takswce na tylnym siedzeniu. O p do dziesitej zamkn za sob drzwi do pokoju zebra. W rodku czekali ju Hansson i Rydberg. Zdziwi si na widok Rydberga. Rydberg mia zwolnienie z powodu blu krgosupa i Wallander nie wiedzia, e wrci do pracy. - Jak si czujesz? - zapyta. - Jestem ju na miejscu - odpar niechtnie Rydberg. - Co to za historia z facetem zamordowanym na tylnym siedzeniu takswki? - Zacznijmy od pocztku - zaproponowa Wallander. Rozejrza si po pokoju. Kogo brakowao. - Gdzie Martinsson? - zapyta. - Dzwoni, e ma wrzd w gardle - poinformowa Rydberg. - Moe Svedberg go zastpi? - Zobaczymy, czy to bdzie konieczne - powiedzia Wallander. Sign po papiery, ktre nadeszy z Lund, i spojrza na kolegw. - To, co na pocztku tygodnia wydawao si proste, okazao si o wiele bardziej zawie, ni przypuszczaem. W takswce umiera czowiek. Lekarz sdowy w Lund

stwierdza, e zgon nastpi na skutek dziaania trucizny. Nadal nie wiemy, ile czasu upyno od momentu jej zaycia do mierci. Odpowied z Lund przyjdzie za kilka dni. - Morderstwo czy samobjstwo? - zapyta Rydberg. - Morderstwo - rzek stanowczo Wallander. - Trudno mi sobie wyobrazi samobjc, ktry poyka trucizn, a potem dzwoni po takswk. - Chyba e zay trucizn przez pomyk? - zasugerowa Hansson. - Mao prawdopodobne. Lekarz mwi, e to mieszanka, ktra waciwie nie istnieje. - Co to znaczy? - zdziwi si Hansson. - e moe j sporzdzi tylko specjalista: lekarz, chemik albo biolog. W pokoju zapada cisza. - Musimy przyj, e to zabjstwo - podj Wallander. - Co waciwie wiemy o Goranie Alexanderssonie? Hansson przerzuca kartki w swoim notesie. - By wacicielem dwch sklepw ze sprztem elektronicznym w Sztokholmie zacz. - Jeden w Vastberdze, drugi przy Norrtull. Mieszka sam, przy Asogatan. Chyba nie mia rodziny. Bya ona mieszka podobno we Francji. Syn zmar siedem lat temu. Wszyscy pracownicy, z ktrymi rozmawiaem, opisuj Alexanderssona w ten sam sposb. - W jaki? - przerwa Wallander. - Mwi, e by sympatyczny. - Sympatyczny? - Tak wanie mwili: sympatyczny. Wallander pokiwa gow. - Co jeszcze? - Wyglda na to, e prowadzi bardzo uporzdkowany tryb ycia. Jego sekretarka przypuszcza, e kolekcjonowa znaczki. Do biura regularnie przychodziy katalogi.

Nie mia chyba bliskich przyjaci. W kadym razie jego pracownicy nikogo takiego nie znaj. Nikt si nie odzywa. - Musimy si zwrci o pomoc do Sztokholmu - przerwa cisz Wallander. - I trzeba si skontaktowa z jego on. Ja sprbuj wyjani, co robi w Ystad i w Svarte. Z kim si spotka? Zbierzemy si po poudniu, moe do tego czasu czego si dowiemy. - Zastanawiam si nad jednym - wtrci Rydberg. - Czy mona zamordowa czowieka bez jego wiedzy? Wallander skin gow. - To interesujca myl - przyzna. - Kto podaje Goranowi Alexanderssonowi trucizn, ktra zaczyna dziaa godzin pniej. Zapytam o to Jornego. - Nie bd taki pewny, e potrafi na to odpowiedzie - mrukn pod nosem Rydberg. Zebranie dobiego koca. Rozeszli si w rne strony, kady do swojego zadania. Wallander podszed do okna z kubkiem kawy w rku, zastanawiajc si, od czego zacz. P godziny pniej wsiad do samochodu i ruszy w kierunku Svarte. Wiatr powoli sab. Zza ustpujcych chmur wygldao soce. Po raz pierwszy w tym roku Kurt mia uczucie, e wreszcie nadchodzi wiosna. Zatrzyma si na skraju Svarte i wysiad z auta. Szed w stron zabudowa. Po jednej stronie drogi, bliej wody, stao wiele letnich domw, teraz zamknitych na cztery spusty. Po drodze z jednego koca miejscowoci na drugi napotka tylko dwie osoby. Poczu si raptem nieswojo. Zawrci i szybko ruszy z powrotem do samochodu. Zapuci silnik i wtedy dostrzeg star kobiet pielc grzdki w ogrdku. Wallander wyczy silnik i wysiad. Kiedy zamyka drzwi, kobieta spojrzaa w jego stron. Inspektor podszed do potu i ponis rk w gecie przywitania. - Mam nadziej, e nie przeszkadzam - zagadn.

- Mnie nikt nie przeszkadza - odpara kobieta, przygldajc si mu z zaciekawieniem. - Nazywam si Kurt Wallander i jestem inspektorem policji w Ystad. - Gdzie ju pana widziaam - odpowiedziaa. - Czy nie w telewizji? W jakiej debacie? - Wtpi - powiedzia Wallander. - Za to w gazetach pojawiay si niestety moje zdjcia. - Nazywam si Agnes Ehn - przedstawia si kobieta, podajc mu rk. - Mieszka tu pani przez cay rok? - zapyta Wallander. - Od wiosny do jesieni. Zwykle przyjedam na pocztku kwietnia i zostaj do padziernika. Zim mieszkam w Halmstad. Jestem emerytowan nauczycielk. M zmar kilka lat temu. - adnie tu - przyzna Wallander. - adnie i spokojnie. Wszyscy si znaj. - Nie wiem - powiedziaa. - Bywa, e nie zna si nawet najbliszego ssiada. - Nie zwrcia pani przypadkiem uwagi na samotnego mczyzn, ktry w ubiegym tygodniu kilka razy przyjeda do Svarte takswk? A po poudniu wyjeda? Jej odpowied go zaskoczya. - Korzysta z mojego telefonu, eby zamwi takswk. Cztery dni z rzdu. Jeli to ten sam mczyzna. - Przedstawi si pani? - By bardzo uprzejmy. - Powiedzia, jak si nazywa? - Mona by uprzejmym i si nie przedstawi. - Pyta, czy moe skorzysta z telefonu? - Tak. - Nie mwi nic wicej? - Czy co si stao?

Wallander uzna, e moe powiedzie prawd. - On nie yje. - To straszne. Co si stao? - Jeszcze nie wiemy. Wiemy tylko, e nie yje. Czy domyla si pani, co on robi w Svarte? Mwi, z kim si spotyka? W jakim kierunku szed? Czy by sam? Wszystko, co pani pamita, jest dla nas wane. Znw go zaskoczya jej stanowcza odpowied. - Szed na pla - powiedziaa. - Z drugiej strony domu jest cieka, ktra prowadzi na brzeg. Szed t ciek. Potem dalej, na zachd. Wraca dopiero po poudniu. - Szed brzegiem? Sam? - Tego nie wiem. Linia brzegu zakrca. Moe dalej z kim si spotyka, ale ja ju go nie widziaam. - Czy mia co ze sob? Torb albo jak paczk? Potrzsna przeczco gow. - Czy sprawia wraenie zaniepokojonego? - Nie zauwayam. - Wic wczoraj od pani dzwoni? - Tak. - I nie zauwaya pani nic szczeglnego? - Wyglda na miego, sympatycznego czowieka. Chcia koniecznie zapaci za te rozmowy. Wallander pokiwa gow. - Bardzo mi pani pomoga - podzikowa, podajc jej wizytwk ze swoim numerem telefonu. - Jeeli pani sobie cokolwiek przypomni, prosz si odezwa. - Co za tragedia. Taki miy mczyzna.

Wallander skin gow i ruszy za dom, skd odchodzia cieka w kierunku brzegu. Doszed na skraj wody. Plaa bya pusta. Odwrci i zobaczy Agnes Ehn. Staa za domem, patrzc na niego. Musia si z kim spotka, pomyla Wallander. To jedyne, co ma sens. Tylko pytanie z kim. Wrci do komendy. W korytarzu zatrzyma go Rydberg i poinformowa, e udao mu si odnale mieszkanie byej ony Alexanderssona na Riwierze. - Nikt nie odbiera telefonu - doda. - Sprbuj zadzwoni pniej. - W porzdku - odpar Wallander. - Daj zna, jak j zapiesz. - Przyszed Martinsson - cign Rydberg. - Ledwie byo sycha, co mwi. Odesaem go do domu. - Dobrze zrobie - rzek Wallander. Wszed do swojego pokoju, zamkn drzwi i otworzy notes, w ktrym wczeniej napisa imi i nazwisko Gorana Alexanderssona. Kto to by? Kogo spotkae na play?, myla. Musz si tego dowiedzie. O pierwszej Wallander poczu gd. Woy kurtk i ju zabiera si do wyjcia, kiedy do drzwi zapuka Hansson. Wida byo, e ma co wanego do zakomunikowania. - Mam co, co moe mie due znaczenie - oznajmi. - Co takiego? - Jak wiesz, Goran Alexandersson mia syna, ktry zmar siedem lat temu. Okazuje si, e syn te zosta zamordowany. Zdaje si, e nigdy nie schwytano i nie skazano sprawcy. Wallander rzuci mu przecige spojrzenie. - Znakomicie - odezwa si po chwili. - Wreszcie mamy jaki trop. Chocia nie bardzo wiem, co oznacza. Gd, ktry przed chwil odczuwa, min. ***

Dwudziestego smego kwietnia, okoo drugiej, Rydberg zapuka do potwartych drzwi pokoju Wallandera. - Zapaem on Alexanderssona - oznajmi, wchodzc do pokoju. Skrzywi si, siadajc na krzele. - Jak twj krgosup? - zapyta Wallander. - Nie wiem - odpar Rydberg. - Ale co chyba jest nie tak. - Moe za wczenie wrcie do pracy? - Od leenia w domu i gapienia si w sufit lepiej nie bdzie. Na tym si zakoczya wymiana zda na temat krgosupa. Wallander wiedzia, e namawianie Rydberga do pozostania w domu nic nie da. - I co powiedziaa? - zagadn, wracajc do poprzedniej rozmowy. - Bya wstrznita. Chyba przez minut nie moga z siebie wydoby gosu. - To duy koszt dla pastwa szwedzkiego - skomentowa Wallander. - A potem? Jak ju ta minuta mina? - Pytaa, co si stao. Powiedziaem jej. Z trudem docierao do niej to, co mwiem. - Nie ma si czemu dziwi. - W kadym razie dowiedziaem si, e nie mieli ze sob kontaktu. Wedug niej rozwiedli si, bo si ze sob nudzili. Wallander zmarszczy czoo. - Co miaa na myli? - Przypuszczam, e jest to czstsza przyczyna rozwodw, ni nam si wydaje rzek Rydberg. - Myl, e ycie z nieinteresujc osob musi by okropne. Wallander w zadumie pokiwa gow. Zastanawia si, czy Mona te tak uwaa. A on sam? - Zapytaem, czy przychodzi jej do gowy, kto mgby nastawa na jego ycie. I czy przypadkiem nie wie, co robi w Skanii. Nie potrafia odpowiedzie. To wszystko.

- Nie zapytae o nieyjcego syna? - Oczywicie, e zapytaem. Ale nie chciaa o nim mwi. - Czy to nie dziwne? - Te tak uwaam - zgodzi si Rydberg. - Musisz chyba jeszcze raz z ni porozmawia. Rydberg skin gow i wyszed. Wallander pomyla, e przy okazji rozmwi si z Mon i zapyta, czy najwikszym problemem w ich maestwie jest nuda. Z rozmyla wyrwa go sygna telefonu. Ebba z recepcji poinformowaa, e dzwoni ze sztokholmskiej policji. Sign po notes i sucha. Mwi policjant o nazwisku Rendal. Wallander go nie zna. - Bylimy w mieszkaniu przy Asogatan - powiedzia Rendal. - Znalelicie co? - Jak moglimy co znale, kiedy nie wiadomo, czego szuka? Sycha byo, e Rendal jest podenerwowany. - Jak tam jest? - zapyta Wallander najuprzejmiej, jak potrafi. - Czysto i porzdnie - odpar Rendal. - Posprztane. Troch pedantycznie. Wyglda na mieszkanie starego kawalera. - Zgadza si - przytakn Wallander. - Przejrzelimy jego poczt - cign Rendal. - Wyjecha najwyej na tydzie. - To te si zgadza. - Mia automatyczn sekretark. Ale nikt si nie nagra. - A wiadomo powitalna? - zapyta Wallander. - Nic szczeglnego. - To chyba wszystko. Dzikuj za pomoc - podzikowa Wallander. - Zgosz si, jeeli to bdzie konieczne. Odoy suchawk i spojrza na zegarek. Pora na popoudniowe zebranie grupy dochodzeniowej. Uda si do pokoju zebra, gdzie siedzieli ju Hansson i Rydberg.

- Przed chwil miaem telefon ze Sztokholmu - poinformowa Wallander, zajmujc miejsce za stoem. - Przeszukanie mieszkania przy Asogatan nic nie dao. - Dzwoniem jeszcze raz do ony - zabra gos Rydberg. - Nadal nie chciaa rozmawia o synu. Zmienia zdanie, kiedy powiedziaem, e mamy prawo wezwa j do Szwecji w zwizku z dochodzeniem. Chopiec zosta napadnity na ulicy w centrum Sztokholmu. Zupenie bez powodu. Nawet go nie obrabowano. - Wycignem troch dokumentw na temat tego napadu. Sprawa wci nie jest jeszcze umorzona, ale od ponad piciu lat nikt si ni nie zajmuje. - Nie byo adnych podejrzanych? - zdziwi si Wallander. Hansson potrzsn gow. - Nikogo. adnych wiadkw, nic. Wallander odsun od siebie notes. - Zupenie tak samo jak teraz. Przy stole zrobio si cicho. Wallander poczu, e musi co powiedzie. - Trzeba porozmawia z personelem w jego sklepach - zasugerowa. - Niech kto zadzwoni na policj w Sztokholmie. Jest tam niejaki Rendal, on moe nam pomc. Podzielili si zadaniami, po czym Wallander wrci do siebie. Czu, e powinien zadzwoni do ojca i przeprosi za wczorajsz sprzeczk, ale nie mg si przemc. Sprawa Gorana Alexanderssona nie dawa mu spokoju. Caa sytuacja bya tak niedorzeczna, e choby dlatego powinno si j wyjani. Z dowiadczenia wiedzia, e w kadym zabjstwie, a take w wikszoci innych przestpstw istnieje jakie logiczne jdro. eby do niego dotrze, naley tylko, jak w dominie, odwraca waciwe kostki we waciwym porzdku i szuka moliwych zwizkw pomidzy ukazujcymi si znakami. Wallander wyszed z komendy tu przed pit i pojecha do Svarte drog wzdu wybrzea. Tym razem zaparkowa w pobliu zabudowa. Z baganika wycign par gumiakw i zszed na pla. Z daleka dostrzeg statek towarowy pyncy na zachd. Szed wzdu play i spoglda na domy lece po prawej stronie. Co trzeci z nich wydawa si zamieszkany. Po jakim czasie Svarte zostao z tyu. Zacz wraca. Nagle poczu, e idc, wyobraa sobie, e z naprzeciwka wyjdzie mu na spotkanie Mona.

Przypomnia sobie ich pobyt w Skagen. To byy najlepsze chwile ich wsplnego ycia. Mieli sobie tyle do powiedzenia, bo nigdy przedtem nie byo na to czasu. Otrzsn si z przykrych myli i stara si skupi na Goranie Alexanderssonie. Idc pla, usiowa uporzdkowa dotychczasowy materia ledztwa. Czego si dotd dowiedzieli? Alexandersson y samotnie, by wacicielem dwch sklepw z elektronik, mia czterdzieci dziewi lat i pojecha do Ystad, gdzie zamieszka w hotelu Kung Karl. Powiedzia, e bierze urlop. W hotelu nikt go nie odwiedzi i nikt do niego nie dzwoni. On rwnie nie uywa telefonu. Co rano jecha takswk do Svarte, gdzie spdza dni, chodzc tam i z powrotem po play. Wraca do Ystad pnym popoudniem, po uprzednim zamwieniu takswki z telefonu Agnes Ehn. Czwartego dnia wsiad do takswki i po drodze zmar. Wallander przystan i rozejrza si naokoo. Plaa bya opustoszaa. Goran Alexandersson prawie przez cay czas jest widoczny, pomyla. Lecz gdzie w tym miejscu znika. Po jakim czasie znw si pojawia i chwil pniej ju nie yje. Musia kogo spotka. Albo raczej umwi si z kim na spotkanie. Nie mona przypadkiem natkn si na truciciela. Wallander szed dalej. Przyglda si lecym wzdu play domom. Nazajutrz bd chodzili od drzwi do drzwi. Kto musia zauway Alexanderssona, moe nawet widzia, jak si z kim spotka. Nagle spostrzeg, e nie jest ju sam. Z naprzeciwka zblia si starszy mczyzna. Obok niego posusznie bieg czarny labrador. Wallander przystan i spojrza na psa. Ostatnio czsto si zastanawia, czy nie zaproponowa Monie kupna psa. Uzna jednak, e jego praca jest zbyt nieregularna. Przyjemno z posiadania psa zatruyby wyrzuty sumienia z powodu przerzucenia opieki nad nim na Mon. Mczyzna uchyli czapki, podchodzc do Wallandera. - I co z t wiosn? - zagadn. Nie mwi skaskim dialektem. - Przyjdzie na pewno, jak co roku - odrzek Wallander. Mczyzna pokiwa gow i zabiera si do odejcia. Wallander go zagadn. - Chodzi pan tdy codziennie? Mczyzna wskaza na jeden z domw.

- Mieszkam tu od czasu, kiedy przeszedem na emerytur. - Moje nazwisko Wallander, jestem z policji w Ystad. Nie zwrci pan przypadkiem uwagi na samotnego mczyzn okoo pidziesitki, ktry ostatnio przechadza si po play? Mczyzna mia jasne, niebieskie oczy. Spod czapki wystaway siwe wosy. - Nie - odpar z umiechem. - Kto miaby tu chodzi oprcz mnie? Ale w maju, jak si zrobi ciepo, ju bdzie inaczej. - Jest pan zupenie pewny? - Wyprowadzam psa trzy razy dziennie - objani. - I nie widziaem, eby tu chodzi samotny mczyzna. Jak dotd. Dopki nie spotkaem pana. Wallander skin gow. - W takim razie nie bd ju pana zatrzymywa. Poszed dalej. Kiedy przystan i odwrci si za siebie, czowieka z psem ju nie byo. Nie potrafi powiedzie, skd przysza ta myl, a raczej przeczucie. Ale od tej chwili by absolutnie przekonany. Kiedy zapyta mczyzn o samotnego czowieka na play, dostrzeg w jego twarzy niemal nieuchwytn zmian, jaki bysk w oczach. On co wie, pomyla Wallander. Raz jeszcze si obejrza. Plaa bya pusta. Wrci do samochodu i odjecha. *** roda 29 kwietnia bya w Ystad pierwszym dniem wiosny. Wallander jak zwykle obudzi si wczenie. By zlany potem. Wiedzia, e drczyy go jakie koszmary, ale nie pamita ich treci. Moe ktry raz z rzdu niy mu si gonice go byki? Albo e Mona go opucia? Wzi prysznic, wypi kaw i nieuwanie przeglda Ystads Allehanda".

Ju o p do sidmej siedzia w swoim pokoju w komendzie. Soce wiecio na jasnobkitnym niebie. Mia nadziej, e Martinsson ju wyzdrowia i przejmie od Hanssona policyjne bazy danych. Lepiej i szybciej si w tym orientowa. Wtedy on pojedzie z Hanssonem do Svarte i bd chodzi po domach. Ale teraz najwaniejsze byo zdobycie jak najwikszej iloci informacji o Alexanderssonie. Martinsson by bez porwnania bardziej skuteczny od Hanssona w wyszukiwaniu ludzi, ktrzy mog co wiedzie. Wallander postanowi rwnie powanie si zaj spraw zabjstwa Bengta, syna Alexanderssona. O sidmej bezskutecznie prbowa dodzwoni si do Jornego, ktry wykona sekcj zwok Alexanderssona. Czu wzrastajce zniecierpliwienie. Sprawa mczyzny zmarego na tylnym siedzeniu takswki nie dawaa mu spokoju. Za dwie sma zebrali si wszyscy w pokoju konferencyjnym. Dowiedzieli si od Rydberga, e Martinsson nadal ma gorczk i boli go gardo. To typowe, e co takiego przypltao si do Martinssona, ktry cierpi na istn bakteriofobi, pomyla Wallander. - W takim razie my dwaj bdziemy chodzi w Svarte po domach - zwrci si do Rydberga. - A ty - rzek do Hanssona - rb dalej swoje. Chciabym si dowiedzie czego wicej o synu Alexanderssona, o okolicznociach jego mierci. Popro o pomoc Rendala. - Wiadomo co wicej o tej trucinie? - zapyta Rydberg. - Prbowaem si dowiedzie dzi rano, ale nikogo nie zastaem. Zebranie trwao bardzo krtko. Wallander poprosi o powikszenie legitymacyjnego zdjcia Alexanderssona i o kilka jego kopii. Nastpnie uda si do szefa policji, Bjorka. W zasadzie uwaa go za dobrego szefa, bo nie wtrca si do ich pracy. Zdarzao si jednak, e Bjork, w przypywie nagej energii, domaga si sprawozda z aktualnego etapu ledztwa. - Jak idzie sprawa gangu eksportujcego samochody? - zapyta, stukajc domi w st na znak, e spodziewa si krtkiej i zwizej odpowiedzi. - Fatalnie - odpar zgodnie z prawd Wallander. - Zatrzymalicie ju kogo?

- Nikogo. Gdybym z tym materiaem domaga si od prokuratora nakazu aresztowania, wyrzuciby mnie za drzwi. - Nie moemy si podda - stwierdzi Bjork. - Nie ma mowy. Pracuj nad tym. Tylko najpierw musz wyjani spraw mczyzny, ktry zmar na tylnym siedzeniu takswki. - Wiem ju od Hanssona - rzek Bjork. - To dziwnie wyglda. - To jest dziwne - odpowiedzia Wallander. - Czy to moliwe, eby kto go zamordowa? - Tak twierdz lekarze. Dzisiaj jedziemy do Svarte. Bdziemy chodzi od domu do domu. Kto musia go zauway. - Informuj mnie na bieco - poleci Bjork, wstajc na znak, e rozmowa dobiega koca. Siedzieli w samochodzie Wallandera w drodze do Svarte. - Pikna ta Skania - odezwa si nagle Rydberg. - W kadym razie w taki dzie jak dzisiaj - przytakn Wallander. - Ale jesieni potrafi by paskudnie. Boto wciska si przez prg, do wszystkiego si lepi. jp- Kto teraz myli o jesieni? - achn si Rydberg. - Po co si martwi na zapas? Jeszcze przyjdzie na to czas. Wallander nie odpowiedzia. Wanie wyprzedza jadcy przed nim traktor. - Zaczniemy od domw wzdu play, po zachodniej stronie osady - wyjani. Bdziemy szli z dwch kocw i potem spotkamy si na rodku. Moe uda ci si dowiedzie, kto mieszka w domach, ktre teraz stoj puste. - Czego ty waciwie szukasz? - zainteresowa si Rydberg. - Rozwizania - odpowiedzia. - Kto musia go zauway, jak chodzi po play. Kto musia widzie, jak spotka innego czowieka. Wallander zaparkowa i wypuci Rydberga, ktry poszed w kierunku domu Agnes Ehn. Wallander prbowa si poczy z Jornem z telefonu samochodowego.

Rwnie i tym razem go nie zasta. Podjecha kawaek na zachd, wysiad z samochodu i poszed na wschd. Pierwszy dom mia typowy dla skaskich budowli ksztat niskiej wyduonej bryy. Wszed przez furtk i zadzwoni do drzwi. Nikt nie otwiera. Zadzwoni jeszcze raz. Ju mia odej, kiedy w drzwiach stana trzydziestoparoletnia kobieta w poplamionym dresie. - Nie ycz sobie, eby mi przeszkadzano - owiadczya, mierzc Wallandera nieprzyjaznym wzrokiem. - Czasem jest to konieczne - odpar, wyjmujc policyjn legitymacj. - O co chodzi? - zapytaa. - Moje pytanie moe si pani wydawa dziwne. Chciabym wiedzie, czy nie zauwaya pani mczyzny okoo pidziesitki w jasnoniebieskim paszczu, ktry w ostatnich dniach przechadza si po play? Uniosa brwi i przygldaa mu si z rozbawieniem. - Maluj z zacignitymi zasonami - wyjania. - Nic nie widziaam. - Jest pani malark. Mylaem, e malarze musz mie wiato dzienne. - Ja nie. Ale to chyba nie jest karalne? - Wic nic pani nie zauwaya? - Nic, tak jak powiedziaam. - Czy mieszka tu kto, kto mg co zobaczy? - Mam kota, ktry si wyleguje w oknie za firank. Moe pan z nim porozmawia. Wallandera ogarna zo. - Policjant musi czasami zadawa pytania - oznajmi. - Nie robi tego dla przyjemnoci. Nie bd ju wicej pani niepokoi. Kobieta zamkna drzwi. Usysza szczk kilku zamkw. Ruszy do kolejnego domu. Ten mia dwa pitra i by stosunkowo niedawno wybudowany. W ogrodzie znajdowaa si maa fontanna. Zadzwoni do drzwi i usysza szczekanie psa. Czeka.

Pies przesta szczeka i drzwi otworzy starszy pan, ten sam, ktrego wczoraj spotka na play. Wallander odnis wraenie, e mczyzna wcale si nie zdziwi, gdy go zobaczy. Spodziewa si go i mia si na bacznoci. - To znowu pan - powiedzia na jego widok. - Tak - odpar Wallander. - Obchodz wszystkie domy, ktre le wzdu play. - Mwiem ju panu, e nic nie widziaem. Wallander skin gow. - Czasami co si pniej przypomina - usprawiedliwia si. Mczyzna odsun si i wpuci go do rodka. Labrador obwchiwa go z zainteresowaniem. - Mieszka pan tu przez cay rok? - Tak - odpowiedzia mczyzna. - Przez dwadziecia dwa lata byem lekarzem rejonowym w Nynashamn. Na emeryturze przenielimy si z on tutaj. - Moe ona co widziaa? - zapyta Wallander. - Ona jest chora. Nic nie widziaa. Wallander wycign z kieszeni notes. - Czy mog poprosi pana o nazwisko? - Martin Stenholm - przedstawi si mczyzna. - ona ma na imi Kajsa. Wallander zapisa nazwisko i wsun notes do kieszeni. - Nie bd ju panu przeszkadza. - Nic nie szkodzi - odrzek Stenholm. - Czy mgbym wrci za par dni i porozmawia z pask on? Byoby lepiej, gdyby mi sama powiedziaa, czy czego nie widziaa. - Nie sdz, eby to by dobry pomys - stwierdzi Stenholm. - ona jest ciko chora na raka. Jest umierajca. - Rozumiem. Nie bd wicej pastwa nachodzi.

Martin Stenholm otworzy mu drzwi. - Czy ona te jest lekarzem? - zapyta Wallander. - Nie. Bya prawnikiem. Wallander wyszed na drog. Zanim spotka Rydberga, zaszed jeszcze do trzech innych domw, gdzie niczego si nie dowiedzia. Zaczli wraca, kady w swoj stron. Wallander poszed po samochd i czeka na Rydberga obok domu Agnes Ehn. Rydberg wrci z niczym. Nikt nie widzia Gorana Alexanderssona. - Zawsze syszaem, e ludzie s ciekawscy - powiedzia Rydberg. - Szczeglnie na wsi i w stosunku do obcych. Ruszyli w powrotn drog. Wallander prowadzi w milczeniu. Kiedy dojechali do komendy, poprosi Rydberga, eby odszuka Hanssona i przyszed do niego razem z nim. Zadzwoni do zespou medycyny sdowej. Tym razem udao mu si zapa Jornego. Hansson i Rydberg zjawili si, kiedy skoczy rozmow. Wallander spojrza pytajco na Hanssona. - Masz co? - zapyta. - Nic, co zmienioby dotychczasowy obraz Alexanderssona - odpar Hansson. - Przed chwil rozmawiaem z Jornem - poinformowa Wallander. - Alexandersson mg spoy trucizn, nic o tym nie wiedzc. Nie wiadomo, jak szybko zaczyna dziaa. Wedug Jornego mniej wicej po pgodzinie. A wtedy mier nastpuje bardzo szybko. - Na razie wszystko si zgadza - wtrci Hansson. Wallander zda nastpnie relacj z rozmowy z Martinem Stenholmem w Svarte. - Nie wiem dlaczego, ale mam wraenie, e klucz do caej sprawy znajduje si w domu tego lekarza - wyzna. - Lekarz zna si na truciznach - powiedzia Hansson. - To zawsze co. - Masz oczywicie racj - odpar Wallander. - Ale jest jeszcze co innego. Nie potrafi tego wyjani. - Mam poszuka w bazie danych? - zapyta Hansson. - Szkoda, e Martinsson jest chory. On jest w tym najlepszy.

Wallander skin gow. Nagle uderzya go pewna myl. - Sprawd rwnie on. Kajs Stenholm. Na czas Nocy Walpurgii i nastpujcego po niej weekendu dochodzenie zamaro. Wikszo wolnego czasu Wallander spdzi z ojcem. Jedno popoudnie powici na odmalowanie kuchni. Zadzwoni te do Rydberga - bez adnego specjalnego powodu. Po prostu Rydberg by rwnie samotny jak on. Ale Rydberg za duo wypi, wic rozmowa si nie kleia. *** W poniedziaek 4 maja Wallander ju z samego rana siedzia w komendzie. Czekajc na wiadomoci od Hanssona, zaj si spraw samochodowego gangu. By ciekaw, czy Hansson co znalaz w policyjnych kartotekach. Hansson zjawi si w jego pokoju dopiero nastpnego dnia, tu po jedenastej. - Nie znalazem Martina Stenholma - oznajmi. - Prawdopodobnie przez cae ycie nie popeni adnego wykroczenia. Wallander wcale si nie zdziwi. Przez cay czas mia wiadomo, e mog zabrn w lep uliczk. - A ona? - To samo. Przez wiele lat bya prokuratorem w Nynashamn. Hansson pooy teczk z papierami na biurku Wallandera. - Raz jeszcze porozmawiam z takswkarzami - powiedzia Hansson. - Moe jednak co zauwayli. Zostawszy sam, Wallander sign po teczk, ktr przynis Hansson. Zapoznanie si z jej zawartoci zajo mu godzin. Tym razem Hansson niczego nie zaniedba. A jednak Wallander mia pewno, e stary lekarz ma jaki zwizek ze mierci Alexanderssona. Wiedzia, nie wiedzc, i to nie po raz pierwszy. Nie ufa swojej intuicji, ale nie mg zaprzeczy, e wiele razy okazaa si suszna. Zadzwoni do Rydberga, ktry natychmiast si u niego zjawi. Wallander poda mu teczk. - Chciabym, eby to przeczyta. Ani Hansson, ani ja nie widzimy w tym nic szczeglnego. Mimo to jestem pewien, e co nam umkno.

- O Hanssonie moemy zapomnie - rzek Rydberg, nie kryjc si ze swoim przewiadczeniem o ograniczonych moliwociach kolegi. Pnym popoudniem Rydberg odnis teczk z dokumentami. On rwnie nic nie znalaz. - Musimy zacz od pocztku - stwierdzi Wallander. - Spotkamy si jutro rano i ustalimy dalszy plan dziaania. Chwil pniej Wallander opuci budynek komendy i wyruszy do Svarte. Dugo przechadza si po play. Nikogo nie spotka. Potem usiad w samochodzie i przejrza raz jeszcze teczk Hanssona. Czego nie dostrzegam, myla. Istnieje jaki zwizek midzy lekarzem a Goranem Alexanderssonem. Tylko nie mog go zauway. Postanowi zabra teczk Hanssona do domu. Mieszkali w tym samym trzypokojowym mieszkaniu, od kiedy czternacie lat temu przenieli si do Ystad. W domu usiowa si odpry, ale teczka z dokumentami nie dawaa mu spokoju. Pnym wieczorem, okoo pnocy, usiad przy stole w kuchni i po raz kolejny zacz j wertowa. Mimo zmczenia pewien szczeg przycign jego uwag. Zdawa sobie spraw, e moe by bez znaczenia. Postanowi to jednak sprawdzi nazajutrz z samego rana. Tej nocy spa niespokojnie. *** Przyby do komendy tu przed sidm. W Ystad sipia drobna mawka. Wallander wiedzia, e ma spraw do kogo, kto wstaje tak samo wczenie jak on. Uda si do czci budynku, w ktrej miecia si prokuratura, i zastuka do Pera Akesona. Jak zwykle panowa tam nieopisany baagan. Wallander i Akeson pracowali razem od wielu lat i mieli do siebie due zaufanie. Akeson podnis okulary na czoo i spojrza na Wallandera. - Ty tutaj? - zdziwi si. - O tej porze? Musisz mie co wanego. - Nie wiem, czy to takie wane, ale potrzebna mi twoja pomoc - odpar Wallander. Zdj stos papierw z krzesa i pooy na podog. Usiad i pokrtce streci okolicznoci mierci Gorana Alexanderssona.

- To jaka niesamowita historia - odezwa si Akeson, kiedy Wallander skoczy. - Niesamowite rzeczy si zdarzaj - rzek Wallander. - Wiesz o tym rwnie dobrze jak ja. - Nie przychodzisz chyba o sidmej rano, eby mi to powiedzie? Przypuszczam, e chcesz zaproponowa, ebymy zatrzymali tego lekarza? - Chodzi mi o jego on, Kajs Stenholm - odrzek Wallander. - To osoba z twojej brany. Przez wiele lat bya prokuratorem w Nynashamn. Kilka razy braa stamtd urlop i pracowaa na krtkotrwaych zastpstwach w innych miejscach. Siedem lat temu wyldowaa w Sztokholmie. Akurat w tym czasie syn Gorana Alexanderssona zosta napadnity i pobity na mier. Potrzebna mi twoja pomoc w ustaleniu, czy midzy tymi wydarzeniami istnieje jaki zwizek. Wallander zajrza do swoich papierw i mwi dalej. - Syn mia na imi Bengt - doda. - Bengt Alexandersson. Mia osiemnacie lat, kiedy umar. Akeson przyglda si Kurtowi, marszczc czoo i kiwajc si na krzele. - Co tobie waciwie chodzi po gowie? - zapyta. - Nie wiem - odrzek Wallander. - Ale chciabym si temu bliej przyjrze. Czy Kajsa Stenholm miaa jakikolwiek zwizek z dochodzeniem w sprawie mierci Bengta Alexanderssona. - Sdz, e ci si spieszy? Wallander przytakn. - Znasz mnie na tyle, e wiesz, jak mi brakuje cierpliwoci - rzek, wstajc z krzesa. - Zobacz, co si da zrobi - przyrzek Akeson. - Ale nie spodziewaj si zbyt wiele. Chwil pniej Wallander, mijajc recepcj, poprosi Ebb, eby przysaa do niego Hanssona i Rydberga, gdy tylko pojawi si w pracy. - Jak ty si waciwie czujesz? - zapytaa Ebba. - Wysypiasz si w nocy?

- Czasem mi si wydaje, e pi a za dugo - rzek wymijajco. Ebba bya podpor recepcji i czuwaa nad dobrym samopoczuciem pracownikw. Wallander musia si czasami broni przed jej troskliwoci. Kwadrans po smej zjawi si u niego Hansson, a chwil pniej Rydberg. Wallander opowiedzia pokrtce, co zwrcio jego uwag w papierach Hans- sona", jak je teraz nazywa. - Zobaczymy, czego si dowie Per Akeson - powiedzia na zakoczenie. - Moe to tylko moje bezpodstawne domysy. Ale jeeli si okae, e Kajsa Stenholm bya w Sztokholmie w tym samym czasie, kiedy zgin Bengt Alexandersson, i jeeli zajmowaa si ledztwem, to bdziemy mieli jakie powizanie. - Mwie, e ona jest nieuleczalnie chora? - wtrci Rydberg. - Tak twierdzi jej m - odrzek Wallander. - Nie widziaem jej na oczy. - Przy caym szacunku dla twojej zdolnoci do prowadzenia skomplikowanych dochodze, to wszystko jest nacigane - odezwa si Hansson. - Przypumy, e masz racj i Kajsa Stenholm rzeczywicie prowadzia wstpne dochodzenie w sprawie zabjstwa modego Alexanderssona. Jakie to ma dzisiaj znaczenie? Czy chora na raka kobieta miaaby zamordowa czowieka, ktry pojawia si w zwizku z jej przeszoci? - To jest nacigane - przyzna Wallander. - Zaczekajmy jednak, co powie Akeson. Wallander zosta sam. By w rozterce. Zastanawia si, co robi i o czym mwi Mona i Linda. Okoo p do dziesitej poszed po kaw, o p do jedenastej po nastpn. Wanie wchodzi do pokoju, kiedy zadzwoni Per Akeson. - Poszo szybciej, ni przypuszczaem - zakomunikowa. - Masz piro?

u pisz - rzek Wallander.


- Kajsa Stenholm zajmowaa stanowisko oskaryciela publicznego w Sztokholmie midzy 10 marca a 9 padziernika 1980 roku. Dziki pomocy bystrego rejestratora w sdzie rejonowym mam odpowied na twoje drugie pytanie: czy Stenholm miaa co wsplnego z dochodzeniem w sprawie mierci Bengta Alexanderssona. Akeson zamilk. Wallander czeka w napiciu.

- Okazuje si, e miae racj. To ona prowadzia postpowanie wstpne i ona w kocu daa za wygran. Nigdy nie znaleziono sprawcy. - Jestem ci wdziczny za przysug - rzek Wallander. - Mam teraz o czym myle. Odezw si pniej. Odoy suchawk i podszed do okna. Szyba zaparowaa od wilgoci. Deszcz by gstszy ni rano. Jest tylko jeden sposb, pomyla. Wej do tamtego domu i dowiedzie si, co waciwie zaszo. Postanowi wzi ze sob Rydberga. Wezwa do siebie jego i Hanssona. Przekaza im informacj od Akesona. - A niech to diabli - skomentowa Hansson. - Postanowiem, e pojedziemy tam razem - zwrci si Wallander do Rydberga. Trzech byoby za duo. Hansson si z nim zgodzi. Jechali w milczeniu. Wallander zaparkowa w odlegoci stu metrw od domu Stenholmw. - Czego ode mnie oczekujesz? - zapyta Rydberg, idc obok niego w deszczu. - Tego, eby ze mn by - powiedzia szczerze Wallander. - To wszystko. Nagle uderzya go myl, e po raz pierwszy to Rydberg mu asystuje, a nie odwrotnie. Rydberg nigdy nie by formalnie jego szefem, szefowanie byo sprzeczne z jego usposobieniem, ale zawsze pracowali rami w rami. Przez wszystkie lata w Ystad Rydberg by jego mentorem. To, co dzisiaj wiedzia o pracy policjanta, zawdzicza przede wszystkim jemu. Pchnli furtk i podeszli do drzwi wejciowych. Otworzyy si natychmiast, jak gdyby stary lekarz na nich czeka. Wallander zdziwi si, e nie przybieg labrador. - Mam nadziej, e nie przeszkadzamy - zacz Wallander. - Mamy jeszcze kilka pyta, z ktrymi nie chcielibymy czeka. - Co znowu? Nie byo ladu wczeniejszej uprzejmoci. Lekarz wydawa si zalkniony i poirytowany. - Chodzi o mczyzn na play - odrzek Wallander.

- Mwiem ju, e go nie widziaem. - Chcielibymy zapyta pask on. - Mwiem, e jest miertelnie chora. Jak moga co zobaczy? Ley w ku. Nie rozumiem, dlaczego nie zostawicie nas w spokoju. Wallander pokiwa gow. - Wobec tego nie bdziemy pastwa niepokoi. W kadym razie nie w tej chwili. Jestem jednak pewien, e jeszcze tu wrcimy. I wtedy bdzie pan nas musia wpuci. Wzi Rydberga pod rami i wyprowadzi go na zewntrz. Drzwi za nimi si zamkny. - Dlaczego tak szybko odpucie? - zapyta Rydberg. - Nauczyem si od ciebie - odpar Wallander. - Nie zaszkodzi, jak czowiek dostanie czas do namysu. Zreszt musz mie nakaz przeszukania od Akesona. - Czy to rzeczywicie on zabi Alexanderssona? - Tak, to on - zapewni Wallander. - Jestem o tym przekonany. Ale wci nie wiem dlaczego. Jeszcze tego samego popoudnia Wallander dosta od Akesona zgod na przeszukanie. Postanowi poczeka do nastpnego dnia. Chcc si zabezpieczy, zwrci si do Bjorka, aby do tego czasu poleci obserwowa dom. Nastpnego dnia obudzi si o wicie. Podnis rolet i ujrza miasto otulone mg. Zanim wzi prysznic, zrobi co, o czym zapomnia poprzedniego wieczoru. Poszuka numeru telefonu Stenholma w ksice telefonicznej. Nie figurowali tam ani Martin, ani Kajsa Stenholm. Zadzwoni do biura numerw, gdzie si dowiedzia, e numer jest zastrzeony. Pokiwa gow, tak jakby si tego spodziewa. Pi kaw i zastanawia si, czy wzi ze sob Rydberga, czy jecha do Svarte w pojedynk. Dopiero kiedy usiad za kierownic samochodu, zdecydowa, e pojedzie sam. Wybrzee pokrywaa gsta mga. Jecha bardzo powoli. Tu przed sm zaparkowa przed domem Stenholmw. Wszed przez furtk i zadzwoni do drzwi. Martin Stenholm otworzy po trzecim dzwonku. Na widok Wallandera usiowa zatrzasn drzwi. Inspektor zdy je przytrzyma, wsunwszy stop za prg.

- Jakim prawem pan si wamuje?! - krzykn mczyzna przenikliwym gosem. - Nie wamuj si - odrzek Wallander. - Mam ze sob nakaz przeszukania. Musi si pan z tym pogodzi. Moemy tu gdzie usi? Martin Stenholm da za wygran. Zaprowadzi inspektora do pokoju wypenionego ksikami. Wallander usiad w skrzanym fotelu, starszy pan zaj miejsce naprzeciw niego. - Czy w dalszym cigu nie ma mi pan nic do powiedzenia? - zapyta Wallander. - Nie zauwayem nikogo spacerujcego po play. Ani ja, ani moja ciko chora ona. Wallander postanowi przej od razu do rzeczy. Nie widzia powodu, aby duej kluczy. - Paska ona bya prokuratorem - zacz. - W latach osiemdziesitych pracowaa w Sztokholmie. Zajmowaa si, midzy innymi, dochodzeniem w sprawie okolicznoci zabjstwa osiemnastoletniego Bengta Anderssona. Po kilku miesicach je zawiesia. Przypomina pan sobie t spraw? - Nic takiego nie pamitam. Mielimy niepisan umow, e w domu nie mwimy o pracy. Ona o oskaronych, a ja o pacjentach. - Mczyzna, ktry kry po play, by ojcem zamordowanego Bengta Alexanderssona - cign Wallander. - Zosta otruty i zmar na tylnym siedzeniu takswki. Czy sdzi pan, e to przypadek? Stenholm nie odpowiada. Wallanderowi nagle stan przed oczami cay przebieg wydarze. - Po przejciu na emerytur przenosicie si z Nynashamn na poudnie, do Skanii mwi powoli. - Do mao znanej miejscowoci Svarte. Wasz numer nie figuruje w ksice telefonicznej, jest zastrzeony. Moe chcecie mie wity spokj, wie anonimowe ycie. Ale moe te istnie inny powd, a mianowicie, e wprowadzacie si tutaj w tajemnicy przed czym lub przed kim. Kto wie, czy nie przed czowiekiem, ktry nie potrafi zrozumie, e prokurator nie dokada wszelkich stara, aby uj winnych bezsensownego zabjstwa jego jedynego syna. Przeprowadzacie si, ale on was odnajduje. Nigdy si nie dowiemy, jak was odszuka. Pewnego dnia znienacka pojawia si na play. Natyka si pan na niego, spacerujc z psem. Jest pan w szoku. On

powtarza swoje oskarenia, moe nawet groby. W domu, na pitrze, ley paska chora ona. Wierz, e tak jest. Mczyzna wraca na pla dzie po dniu. Nie daje panu spokoju. Nie wie pan, jak si go pozby. Nie widzi pan adnego wyjcia z sytuacji. I wtedy zaprasza go pan do siebie. Prawdopodobnie przyrzeka mu pan rozmow z on. Podaje mu pan trucizn, na przykad w filiance kawy, a potem nagle zmienia pan zdanie i prosi, eby przyszed nazajutrz, tumaczc, e ona ma silne ble albo e zasna. Wie pan, e on ju nigdy nie wrci. Problem zosta rozwizany. Goran Alexandersson umrze na co, co przypomina atak serca. Nikt nie widzia was razem, nikt nie wie, e macie cokolwiek ze sob wsplnego. Czy nie mam racji? Stenholm siedzia nieporuszony. Wallander czeka. Za oknem rozcigaa si gsta mga. Po chwili mczyzna unis gow. - ona w niczym nie zawinia. Ale czasy si zmieniay, zwikszaa si liczba przestpstw, staway si coraz bardziej brutalne. Przeciona prac policja, prokuratura i sdy borykay si bezskutecznie z nawaem pracy. Pan, jako policjant, wie to najlepiej. Dlatego oskaranie mojej ony o to, e nie odnaleziono zabjcw syna Alexanderssona, byo gboko niesprawiedliwe. Przeladowa nas i terroryzowa przez siedem lat. A sam pozostawa nieuchwytny. Stenholm zamilk. Wsta z krzesa. - Chodmy do mojej ony. Niech sama opowie. - To ju nie jest konieczne - rzek Wallander. - Dla mnie tak - odpar mczyzna. Weszli na pitro. Kajsa Stenholm leaa w duym, jasnym pokoju. Obok niej na pododze rozcign si labrador. - Ona nie pi - zapewni mczyzna. - Prosz podej bliej i zada jej pytanie. Wallander podszed do ka. Ujrza zapadnit twarz, waciwie skr nacignit na koci. Nagle zrozumia, e Kajsa Stenholm nie yje. Spojrza za siebie. Starszy pan nadal sta w drzwiach. Trzyma w rku pistolet wymierzony w inspektora.

- Domylaem si, e pan wrci - powiedzia. - Mylaem, e bdzie lepiej, jak umrze. - Prosz odoy bro - zada Wallander. Stenholm pokrci gow. Wallandera ogarn paraliujcy lk. Potem wszystko rozegrao si byskawicznie. Stenholm przytkn nagle pistolet do skroni i nacisn spust. W pokoju hukn strza, mczyzn wyrzucio za prg. Krew trysna na ciany. Wallander bliski omdlenia, saniajc si, wyszed z pokoju i zszed na d po schodach. Wykrci numer komendy. Odebraa Ebba. - Hansson albo Rydberg - rzuci. - I to szybko. Zgosi si Rydberg. - Ju po wszystkim - rzek Wallander. - Przylij wozy do Svarte. Mam tu dwoje martwych ludzi. - Zabie ich? Co si stao? - zapyta Rydberg. - Jeste ranny? Jak moge, cholera, sam tam pojecha? - Nie wiem - odrzek Wallander. - Pospieszcie si. Jestem cay. Wyszed i czeka na zewntrz. Plaa bya zasnuta mg. Przypomnia sobie sowa starego lekarza. O coraz wikszej liczbie przestpstw. O wzrastajcej przemocy. Wiele razy sam o tym myla. O tym, e jest policjantem z innej epoki. Mimo e nie przekroczy czterdziestki. By moe dzisiaj potrzebni s w policji inni ludzie? Czeka we mgle na radiowozy z Ystad. Czu si rozbity. Po raz kolejny wbrew sobie uczestniczy w tragedii. Zastanawia si, jak dugo jeszcze wytrzyma. Kiedy wreszcie przybyli i z samochodu wysiad Rydberg, ujrza posta Wallandera odcinajc si czarnym cieniem w mlecznej mgle. - Co tu zaszo? - spyta Rydberg. - Wyjanilimy spraw mczyzny, ktry umar na tylnym siedzeniu takswki Stenberga - odpar Wallander. Widzia, e Rydberg czeka na dalszy cig. - Nic ponadto - doda. - To jedyne, co zdziaalimy.

Odwrci si na picie i ruszy w kierunku play. Po chwili wchona go mga.

MIER FOTOGRAFA
cdcd

Kadego roku wczesn wiosn mia powracajcy sen. Potrafi w nim fruwa. Wszystko zawsze przebiegao w ten sam sposb. Wchodzi na gr po sabo owietlonych schodach. Nagle sufit nad jego gow si otwiera i okazywao si, e schody prowadz na czubek drzewa. W dole rozcigaa si przestrze. Podnosi ramiona i zaczyna spada. Panowa nad wiatem. W tym momencie si budzi. Sen urywa si zawsze w tym samym miejscu. Mimo e od wielu lat ni to samo, nigdy nie przey uczucia, e unosi si w powietrzu. Sen si powtarza. A on za kadym razem czu si oszukany *** Myla o tym, idc przez centrum Malmo. Sen powrci w ubiegym tygodniu. I jak zawsze skoczy si w chwili, kiedy wanie mia odfrun z czubka drzewa. Teraz ju dugo si nie pojawi. By kwietniowy wieczr 1988 roku. Nie czuo si jeszcze powiewu wiosny. Szed przez miasto, aujc, e nie woy grubszego swetra. Tym bardziej e wci odczuwa skutki upartego przezibienia. Wanie mina sma. Ulice wieciy pustk. Z daleka sysza dwik ostro startujcego samochodu. Po chwili wszystko ucicho. Wybiera zawsze t sam tras. Z Lavendelvagen, przy ktrej mieszka, szed Tennisgatan. Skrca w lewo przy Margaretaparken i kontynuowa spacer Skottegatan a do centrum. Potem znw w lewo, mija Kristianstadsvagen i ju po chwili znajdowa si przy placu w. Gertrudy, gdzie mieci si jego zakad fotograficzny Gdyby by modym fotografem, ktry dopiero zaczyna w Ystad, lokalizacja zakadu nie naleaaby do najbardziej korzystnych. Ale jego atelier istniao ju od dwudziestu piciu lat. Mia sta klientel, ktra wiedziaa, gdzie go szuka. Robili sobie u niego lubne zdjcia. Potem zjawiali si z pierwszym dzieckiem. Albo z okazji innych uroczystoci, ktre uwaali za warte uwiecznienia. Czasami zdarzao mu si robi lubne zdjcia dwch pokole tej samej rodziny Kiedy stao si to po raz pierwszy, zrozumia, e si starzeje. Wczeniej rzadko o tym myla, a tu nagle stukna mu pidziesitka. Byo to ju sze lat temu. Przystan przed oknem wystawowym i spoglda na swoje odbicie w lustrze. Takie jest ycie. Waciwie nie ma powodu, aby narzeka. Jeli tylko przez nastpne dziesi, pitnacie lat dopisze mu zdrowie, to... Porzuci myli o yciu i ruszy dalej. Wia porywisty wiatr, otuli si szczelniej kurtk. Szed bez popiechu, ani szybko, ani powoli. Dwa razy w tygodniu udawa si

do atelier po kolacji. Byy to dla niego odwitne chwile. Dwa wieczory, kiedy mg by sam na sam ze swoimi zdjciami. Dotar na miejsce. Zanim otworzy drzwi wejciowe, przyglda si witrynie z mieszanin zniechcenia i irytacji. Ju dawno powinien zmieni jej wystrj. Mimo e nie przycigaa ju nowych klientw, powinien si trzyma zasad, ktre sam ustanowi ponad dwadziecia lat temu. Powinien raz w miesicu wymienia wystawione zdjcia. Tymczasem wkrtce min dwa miesice. Przedtem, kiedy zatrudnia pomoc, mg powici wicej czasu na okno wystawowe. Ale ostatniemu pracownikowi wymwi ju niemal cztery lata temu. Za drogo go kosztowa. Zreszt sam sobie wietnie dawa rad. Otworzy drzwi i wszed do rodka. Wewntrz panowa mrok. Trzy razy w tygodniu przychodzia kobieta do sprztania. Miaa wasny klucz i zaczynaa ju o pitej rano. Po przedpoudniowym deszczu podoga bya zadeptana. Nie lubi brudu. Dlatego nie zapali wiata, tylko skierowa si od razu do atelier, a stamtd do najdalszego pokoju, w ktrym wywoywa zdjcia. Zamkn drzwi i zapali wiato. Zdj kurtk i powiesi j na wieszaku. Wczy stojce na peczce radio. Byo nastawione na kana z muzyk klasyczn. Napeni kaw ekspres i umy filiank. Przepenio go uczucie zadowolenia. Najdalszy pokj by jego wityni. Oprcz sprztaczki nie wpuszcza tu nikogo. Tu znajdowa si w centrum wiata. Sam. Absolutny wadca. Czekajc, a kawa bdzie gotowa, myla o tym, co go czeka. Zawsze planowa zawczasu swj wieczr. By systematyczny i niczego nie pozostawia przypadkowi. Tego wieczoru przysza kolej na premiera. Dziwi si nawet, e nie powici mu wczeniej adnego z wieczorw. Tym razem si dobrze przygotowa. Przez ponad tydzie dokadnie przeglda gazety, w poszukiwaniu zdjcia, ktrym si posuy. Znalaz je w jakiej popoudniwce i od razu wiedzia, e tego wanie szuka. Odpowiadao mu pod kadym wzgldem. Sfotografowa je kilka dni temu. Czekao w jednej z zamknitych szuflad. Nala sobie kawy i nuci melodi z radia. Wanie sza sonata fortepianowa Beethovena. Od Beethovena wola Bacha. Ale najbardziej lubi Mozarta. Musia jednak przyzna, e sonata fortepianowa bya pikna. Usiad przy biurku, ustawi lamp i otworzy szuflad z lewej strony biurka. Tam znajdowao si zdjcie premiera. Nieco wiksze ni kartka formatu A4. Pooy zdjcie przed sob, wypi yk kawy i przyjrza si twarzy. Od czego zacznie? Od czego ma zacz zmniejszanie? Mczyzna na zdjciu umiecha si i patrzy w lewo. We wzroku mia cie niepokoju lub niepewnoci. Fotograf postanowi zacz od oczu. Mona

je zmniejszy i dorobi zeza. Wyduy twarz, ustawiajc ukonie powikszalnik. Ciekawe, jaki bdzie efekt, jeeli wygnie w uk papier. Potem bdzie ci i klei, eby si pozby ust. Albo je zaszyje. Politycy stanowczo zbyt duo mwi. Dopi kaw. Zegar na cianie wskazywa dziewit. Grupka haaliwej modziey przesza ulic i zaguszya na chwil muzyk. Odstawi pust filiank i rozpocz mudn, lecz przyjemn prac nad retuszem. Widzia, jak twarz stopniowo si przeksztaca. Zajo mu to ponad dwie godziny. Nadal byo wida, e to twarz premiera. Ale co si z ni stao? Wsta z krzesa i przyczepi zdjcie do ciany. Skierowa na nie wiato lampy. W radiu leciao wito wiosny Strawiskiego. Dramatyczna muzyka harmonizowaa z jego dzieem. To ju nie bya ta sama twarz. Pozostao jeszcze najwaniejsze. Najprzyjemniejsza cz pracy. Teraz zmniejszy fotografi. Bdzie maa i nic nieznaczca. Umieci zdjcie na szklanej pytce i owietli. Stopniowo je zmniejsza. Szczegy si kurczyy, ale w dalszym cigu pozostaway ostre. Zatrzyma si, kiedy rysy twarzy zaczy si zaciera. Wreszcie osign swj cel. *** Dochodzio p do dwunastej, kiedy pooy na biurku rezultat swojej pracy. Znieksztacona twarz premiera nie przekraczaa rozmiaru fotografii paszportowej. Po raz kolejny sprowadzi jednego z optanych wadz ludzi do odpowiedniej wielkoci. Z wielkich robi maych. W jego wiecie nie byo czowieka wikszego ni on. Przerabia ich twarze, zmniejsza i omiesza, upodabnia do insektw. Wyj z szuflady album. Przewraca kartki i na pierwszej pustej stronie wklei zretuszowane zdjcie. Wpisa dat wiecznym pirem. Odchyli si na krzele. Stworzy i wklei do albumu kolejne zdjcie. Wieczr by udany. Efekt jego pracy rwnie. Nic mu nie przeszkodzio. adne niespokojne myli. Wieczr w wityni, gdzie wszystko tchno cisz i spokojem. Odoy album i zamkn szuflady. Po Strawiskim nastpi Handel. Czasami irytowa go w radiu brak mikkich przej. Wsta i wyczy aparat. Pora wraca do domu.

W tym samym momencie dozna uczucia, e co jest nie tak. Sta bez ruchu i nasuchiwa. Panowaa cisza. Pomyla, e co mu si przywidziao. Wyczy ekspres do kawy i zacz gasi lampy. Znowu przystan. Usysza jaki odgos z atelier. Nagle oblecia go strach. Czyby kto si wama do zakadu? Ostronie podszed do drzwi i nadstawi uszu. Nic nie byo sycha. Co mi si przywidziao, pomyla zirytowany. Kto miaby si wama do zakadu, gdzie nie sprzedaje si aparatw fotograficznych? Gdzie nie ma czego ukra? Raz jeszcze wyty such. Zdj kurtk z wieszaka i woy na siebie. Zegar na cianie wskazywa za kwadrans dwunast. Wszystko jak zawsze. Zazwyczaj o tej porze opuszcza swoj wityni i szed do domu. Zanim zgasi ostatni lamp, jeszcze raz si rozejrza i otworzy drzwi. Wewntrz panowa mrok. Zapali wiato. Tak jak przypuszcza, w rodku nikogo nie byo. Zgasi wiato i ruszy do czci sklepowej. Teraz wszystko rozegrao si bardzo szybko. Nagle zza opuszczonego ekranu, ktrego uywa do zdj w atelier, wyonia si jaka posta. Widzia w mroku tylko jej zarys. Poniewa posta zasaniaa wyjcie, mia tylko jedn drog odwrotu. Cofn si i zamkn w ostatnim pokoju. Tam by telefon i stamtd mg wezwa pomoc. Zawrci, ale nie zdy dobiec do drzwi. Cie by szybszy. Dosign go cios w gow, wiat eksplodowa biaym wiatem i zaraz pogry si w ciemnoci. Zanim upad na podog, ju nie y. Do pnocy pozostao siedemnacie minut. *** Sprztaczka, Hilda Walden, zjawia si w zakadzie fotograficznym Simona Lamberga tu po pitej rano. Rower postawia przed wejciem i dokadnie zapia go na acuch. Ochodzio si i sipi drobny deszcz. Hilda trzsa si z zimna, szukajc waciwego klucza. Wiosna zwlekaa z nadejciem. Otworzya drzwi i wesza do rodka. Po ostatnich deszczach podoga bya zadeptana. Pooya torebk na kontuarze, a paszcz na krzele obok stolika z pras.

W atelier by schowek, w ktrym trzymaa fartuch i sprzt do sprztania. Pomylaa, e Lamberg powinien wkrtce sprawi sobie nowy odkurzacz, bo ten ju ledwo cignie. Wesza do rodka i w tej samej chwili go zobaczya. Od razu zrozumiaa, e fotograf nie yje. Wok ciaa rozlay si plamy krwi. Wybiega na ulic. Emerytowany kierownik banku, ktremu lekarz zaleci codzienne spacery, przerazi si nie na arty, kiedy udao mu si uspokoi krzyczc kobiet. Hilda staa w miejscu i trzsa si na caym ciele, podczas gdy on pobieg do automatu przy najbliszym rogu ulicy i zadzwoni pod numer alarmowy. Byo dwadziecia po pitej. Nad miastem przechodzia mawka i utrzymyway si podmuchy poudniowo- wschodniego wiatru. *** Wallandera obudzi telefon od Martinssona. Byo trzy minuty po szstej. Z dowiadczenia wiedzia, e telefon o tej porze oznacza co powanego. Zwykle budzi si przed szst. Jednake tego ranka jeszcze spa i sygna wyrwa go ze snu. Spa duej, gdy wieczorem odama mu si kawaek zba i w nocy go bolao. Wielokrotnie wstawa i yka proszki przeciwblowe, a w kocu okoo czwartej udao mu si zasn. Zanim sign po telefon, poczu, e bl jeszcze nie ustpi. - Obudziem ci? - spyta Martinsson. - Tak - odpar Wallander, zdziwiony, e pierwszy raz powiedzia prawd. - Obudzie. Co si stao? - Zadzwonili do mnie z nocnego dyuru. Okoo p do szstej dostali wiadomo o zabjstwie przy placu w. Gertrudy. Posali tam patrol. - I co? - Niestety, wiadomo okazaa si prawdziwa. Wallander usiad na ku. Alarm nastpi p godziny temu. - Bye tam? - Jak miaem zdy? Kiedy zadzwoni telefon, wanie si ubieraem. Sdziem, e najlepiej bdzie od razu skontaktowa si z tob.

Wallander pokiwa w milczeniu gow. - Wiadomo kto? - zapyta. - Zdaje si, e fotograf, ktry ma zakad przy placu. Zapomniaem teraz, jak ma na nazwisko. - Lamberg? - podpowiedzia Wallander, marszczc czoo. - Tak, Simon Lamberg. Jeeli dobrze zrozumiaem, znalaza go sprztaczka. - Gdzie? - Jak to gdzie? - Znalaza go w zakadzie czy na ulicy? - W rodku. Wallander si zastanawia, zerkajc na budzik stojcy obok ka. Siedem minut po szstej. - Spotkamy si za kwadrans? - odezwa si po chwili. - Tak - odpar Martinsson. - Chopcy z patrolu uprzedzali, e to przykry widok. - Jak to na miejscu zabjstwa - stwierdzi Wallander. - Chyba nigdy w yciu nie zastaem tam widoku, ktry bym okreli jako przyjemny. Zakoczyli rozmow. Wallander nadal siedzia na ku. Wiadomo od Martinssona go poruszya. Jeeli to prawda, to dobrze wiedzia, kto zosta zamordowany. Simon Lamberg wiele razy go fotografowa. Wallander przebiega w pamici wszystkie sytuacje, kiedy by u niego w zakadzie. Lamberg fotografowa Mon i jego, kiedy si pobierali w maju 1970 roku. Ale nie w atelier, tylko na play, tu obok hotelu Saltsjobadens. Tak chciaa Mona. Wallander pamita, e uwaa to za zbdn fatyg. lub brali w Ystad tylko dlatego, e duchowny, ktry udziela jej konfirmacji, pracowa obecnie w tym miecie. Wallander chcia, eby si pobrali w Malmo i wzili lub cywilny, ale Mona si nie zgodzia. Fotografowanie si na zimnej i wietrznej play wcale go nie bawio. I to wszystko dla romantycznego podobno zdjcia, ktre w dodatku, jak si pniej okazao, nie byo udane. Lamberg fotografowa rwnie kilka razy Lind, kiedy bya maym dzieckiem.

Wallander wsta z ka i ubra si, nie biorc prysznica. Wszed do azienki i otworzy szeroko usta. Nie pamita ju, ile razy powtarza to w cigu nocy. Za kadym razem mia nadziej, e zb znw bdzie cay. Nadamany zb tkwi w dolnej szczce po lewej stronie, Kiedy rozciga palcem usta, widzia, e zostaa z niego poowa. Delikatnie czyci zby Za kadym razem, gdy dotyka uszkodzonego miejsca, przeszywa go bl. Z azienki przeszed do kuchni. W zlewie pitrzy si stos nieumytych naczy. Rzuci okiem za okno. Wiatr i mawka. Latarnia uliczna koysaa si w podmuchach wiatru. Termometr wskazywa cztery stopnie. Skrzywi si poirytowany, e wiosna si opnia. Ju mia wychodzi, ale cofn si i wszed do pokoju dziennego. Na pce staa lubna fotografia. Lamberg nie zrobi nam zdjcia, jak si rozstawalimy pomyla. Z tego okresu nie ma pamitek. Zreszt tym lepiej. Pewnego dnia, mniej wicej miesic temu, Mona zadaa nagle, by na jaki czas zamieszkali osobno. Chciaa si zastanowi nad swoj przyszoci. Wallander by cakowicie oszoomiony, mimo e w gbi duszy to go nie zaskoczyo. Stopniowo si od siebie oddalali, mieli coraz mniej tematw do rozmw, coraz mniej radoci sprawiaa im fizyczna blisko. Wreszcie czcym ich ogniwem pozostaa tylko Linda. Wallander si opiera. Prosi i grozi, ale Mona twardo upieraa si przy swoim. Postanowia wrci do Malmo. Linda chciaa si przenie razem z ni. Pocigao j wiksze miasto. Tak te si stao. Wallander nadal wierzy, e ktrego dnia zaczn wszystko od nowa. Nie wiedzia jednak, czy jego nadzieja ma jakiekolwiek podstawy. Otrzsn si, odstawi fotografi na pk i opuci mieszkanie. Zastanawia si, co takiego si wydarzyo. Kim waciwie by Lamberg? Mimo e fotografowa si u niego przynajmniej cztery lub pi razy nie pozosta mu w pamici. Teraz go to zdziwio. Lamberg by dziwnie anonimowy. Do tego stopnia, e Wallanderowi trudno byo przywoa rysy jego twarzy. W cigu paru minut dotar na plac w. Gertrudy. Przed zakadem fotograficznym stay dwa radiowozy. Zebraa si garstka gapiw. Kilku funkcjonariuszy zabezpieczao tam ulic przed wejciem. Martinsson przyjecha niemal rwnoczenie. By nieogolony, co mu si raczej nie zdarzao. Razem podeszli do tamy. Przywitali si z dyurnym policjantem.

- To nie wyglda przyjemnie. Upad na twarz i ley w kauy krwi. Wallander przerwa mu ruchem gowy - Czy to na pewno fotograf? Lamberg? - Tak twierdzi sprztaczka. - Musi si okropnie czu - rzek Wallander. - Zawie j do komendy i daj jej kawy. Postaramy si przyjecha jak najszybciej. Podeszli do otwartych drzwi. - Dzwoniem do Nyberga. Technicy s w drodze - powiedzia Martinsson. Weszli do rodka. Wszdzie panowaa cisza. Wallander szed przodem, Martinsson tu za nim. Minli lad i znaleli si w atelier. Tam zastali okropny widok. Mczyzna lea twarz w d na rozwinitym papierowym tle, jakiego uywaj fotografowie. Papier by biay Wyciekajca krew obrysowaa ostry kontur wok gowy zmarego. Wallander zbliy si ostronie. Zdj buty i szed w samych skarpetach. Pochyli si nad ciaem. Sprztaczka si nie mylia. Wallander by pewien, e to Simon Lamberg. Gow mia wykrcon w bok, poow twarzy zwrcon w gr i otwarte oczy. Wallander prbowa co wyczyta z wyrazu twarzy zamordowanego. Co oprcz blu i zdumienia. Niczego takiego nie dostrzeg. - Co do przyczyny mierci, nie moe by wtpliwoci - powiedzia, wskazujc na zmarego. Na potylicy widniaa gboka rana od uderzenia. Martinsson przykucn przy zwokach. - Cay ty gowy jest wgnieciony - stwierdzi z wyran odraz. Wallander uwanie mu si przyjrza. Martinsson ju kilka razy w podobnych sytuacjach dosta gwatownych mdoci. Tym razem jako si trzyma. Wallander rozejrza si po pomieszczeniu. Panowa w nim porzdek, adnych ladw walki. Nie zauway niczego, co mogoby posuy za narzdzie mordu. Prze-

szed obok ciaa, otworzy drzwi i zapali wiato. Tu miecio si biuro Lamberga i pomieszczenie, gdzie wywoywa zdjcia. Rwnie tu panowa porzdek. Pozamykane szuflady biurka, brak ladw wamania. - To nie wyglda na wamanie - rzek Martinsson. - Nie wiadomo - odpar Wallander. - Czy Lamberg by onaty? - Sprztaczka mwia, e tak. Mieszkali na Lavendelvagen. Wallander zna t ulic. - Czy zawiadomiono on? - Nie przypuszczam. - Od tego trzeba zacz. Polij do niej Svedberga. Martinsson spojrza zdziwiony na inspektora. - Nie powiniene sam tam pojecha? - Svedberg zrobi to rwnie dobrze jak ja. Zadzwo do niego. Nie zapomnij powiedzie, eby poszed razem z kapelanem. Bya za kwadrans sidma. Martinsson wyszed do recepcji zatelefonowa. Wallander sta w atelier fotografa, usiujc sobie wyobrazi przebieg zajcia. Brakowao mu jakichkolwiek ram czasowych. Pomyla, e przede wszystkim musi porozmawia ze sprztaczk, ktra znalaza Lamberga. Zanim tego nie zrobi, niczego nie wymyli. Martinsson wrci do pokoju. - Svedberg jedzie do komendy - poinformowa. - My te - rzek Wallander. - Musz porozmawia ze sprztaczk. Wiemy, w jakim czasie to wszystko si zdarzyo? - Trudno si byo z ni dogada. Dopiero teraz dochodzi do siebie. Za plecami Martinssona pojawi si Nyberg. Skinli do siebie na przywitanie. Nyberg by sprawnym, lecz chimerycznym technikiem kryminalnym. Wallander przekona si ju wiele razy, e wiele skomplikowanych przypadkw udao si wyjani wycznie dziki niemu. Na widok zmarego przez twarz Nyberga przemkn grymas.

- To ten fotograf - powiedzia. - Simon Lamberg - wtrci Wallander. - Par lat temu robiem sobie u niego zdjcia paszportowe - rzek Nyberg. - Kto by pomyla, e go napadn i zamorduj. - Mia ten zakad od wielu lat - podj Walander. - Moe nie od zawsze, ale niewiele brakowao. Nyberg zdj kurtk. - Co ju wiadomo? - zapyta. - Tu po pitej znalaza go tu sprztaczka. To wszystko. - Czyli tyle co nic - stwierdzi Nyberg. Martinsson i Wallander wyszli, zostawiajc Nyberga z jego ekip. Wallander by pewny, e wykonaj dobr robot. Ruszyli do komendy. Wallander przystan obok recepcji i poprosi Ebb, eby zamwia mu wizyt u dentysty. Poda jej nazwisko lekarza. - Boli ci? - zatroskaa si Ebba. - Tak. Mam teraz rozmow ze sprztaczk, ktra znalaza martwego Lamberga. Zajmie mi to jak godzin. Potem chciabym jak najszybciej dosta si do dentysty. - Lamberg? - zdziwia si Ebba. - Co si stao? - Zosta zamordowany. Ebba opada na krzeso. - Byam u niego wiele razy - powiedziaa ze smutkiem. - Fotografowa wszystkie moje wnuki. Jednego po drugim. Wallander w milczeniu pokiwa gow i poszed do swojego pokoju. Wyglda na to, e kady u niego kiedy by, pomyla. Wszyscy stalimy naprzeciw jego aparatu. Ciekawe, czy wszyscy odnieli to samo nieokrelone wraenie co ja. Byo pi po sidmej. ***

Kilka minut pniej do pokoju wesza Hilda Walden. Niewiele miaa do powiedzenia. Wallander od razu si zorientowa, e przyczyn tego by nie tylko stan jej nerww. Po prostu zupenie nie znaa Lamberga, mimo e sprztaa w jego zakadzie od przeszo dziesiciu lat. Hild Walden przyprowadzi Hansson. Wallander poda jej rk na przywitanie i poprosi, eby usiada. Kobieta miaa chud twarz, bya po szedziesitce. Inspektor pomyla, e z pewnoci przez cae ycie ciko pracowaa. Kiedy Hansson wyszed, Wallander sign po jeden z notesw, ktre poniewieray si w jego szufladach. Zacz od wyrazw wspczucia. Rozumie, e jest wstrznita, ale niestety nie moe zwleka z przesuchaniem. Zostao popenione cikie przestpstwo. Chodzi o to, eby jak najszybciej zidentyfikowa i schwyta sprawc. - Sprbujmy zacz od pocztku - powiedzia. - Przychodzia pani sprzta w zakadzie Simona Lamberga? Hilda Walden mwia bardzo cicho. Wallander musia pochyli si nad stoem, eby cokolwiek dosysze. - Sprztaam u niego przez dwanacie lat i siedem miesicy. Trzy razy w tygodniu, w poniedziaki, rody i pitki. - O ktrej pani przysza? - Jak zawsze, par minut po pitej. Sprztam przed poudniem w czterech sklepach. Zaczynam od Lamberga. - Ma pani wasny klucz? Spojrzaa na niego ze zdziwieniem. - Jak mogabym inaczej wej? Lamberg otwiera dopiero o dziesitej. Wallander kiwn gow i pyta dalej: - Wesza pani od ulicy? - To jedyne wejcie. Wallander notowa. - Drzwi wejciowe byy zamknite? - Tak.

- Nikt nie majstrowa przy zamku? - Nic nie zauwayam. - I co dalej? - Weszam do rodka. Odoyam torebk i zdjam paszcz. - Nie zauwaya pani nic podejrzanego? - Wszystko byo jak zawsze. Wczoraj pada deszcz i podoga bya wyjtkowo brudna. Poszam do schowka po wiadro i cierki... - nagle zamilka. - I wtedy go pani zobaczya? Przytakna w milczeniu. Przez chwil Wallander obawia si, e kobieta si zaamie. Ale wzia gboki oddech i zebraa si w sobie. - Ktra to bya godzina? - Dziewi po pitej. Popatrzy na ni zaskoczony. - W atelier wisi cienny zegar - wyjania. - Od razu na niego spojrzaam. Moe eby nie patrze na martwego Lamberga. A moe eby zapamita dokadny czas najwikszego wstrzsu w moim yciu. Wallander pokiwa gow. Mia wraenie, e j rozumie. - Co pani potem zrobia? - Wybiegam na ulic. By moe krzyczaam, nie pamitam. Przechodzi jaki mczyzna i zadzwoni z automatu na policj. Wallander odoy na chwil piro. Mia ju przebieg czasowy, Hilda z pewnoci mwia prawd. - Domyla si pani, dlaczego Lamberg przyszed tak wczenie rano? Odpowiedziaa szybko i bez wahania. Musiaa si ju nad tym zastanawia. - Czasami chodzi tam wieczorem i siedzia do pnocy. To musiao si sta wtedy. - Skd pani wie, e bywa tam wieczorami?

- To byo kilka lat temu, zostawiam w fartuchu portmonetk. Wrciam po ni wieczorem i zastaam go na miejscu. Powiedzia, e spdza tam dwa wieczory w tygodniu. - Przy pracy? - Siedzia chyba u siebie w biurze i porzdkowa papiery. Sycha byo radio. Wallander kiwa zamylony gow. Hilda prawdopodobnie miaa racj. Zabjstwa nie dokonano z samego rana, lecz wczoraj wieczorem. Spojrza na ni. - Czy kogo pani podejrzewa? - Nie. - Nie wie pani, czy mia wrogw? - Nie znaam go. Nie wiem, czy mia przyjaci lub wrogw. Chodziam tam sprzta. Wallander nie dawa za wygran. - Pracowaa pani u niego ponad dwanacie lat. Musiaa go pani pozna. Jego nawyki, moe jakie saboci. Odpowied bya rwnie stanowcza: - W ogle go nie znaam. By bardzo zamknity w sobie. - Nie potrafi go pani w aden sposb opisa? Jej odpowied go zaskoczya. - Jak opisa czowieka, ktry jest tak niewyrany, e niemal si zlewa ze cian? - Rzeczywicie, co w tym jest - zgodzi si Wallander, odkadajc notes. - Zauwaya pani ostatnio jak zmian w jego zachowaniu? - Widywaam go raz w miesicu, przy wypacie. Wszystko byo normalnie. - Kiedy ostatnio si widzielicie? - Dwa tygodnie temu.

- I zachowywa si jak zwykle? - Tak. - Nie by niespokojny? Zdenerwowany? - Nie. - W zakadzie te nie zauwaya pani adnych zmian? - adnych. Jest znakomitym wiadkiem, pomyla Wallander. Jasne odpowiedzi, zmys obserwacyjny. Mog z pewnoci polega na jej pamici. Nie mia wicej pyta. Rozmowa trwaa niecae dwadziecia minut. Zadzwoni do Hanssona, eby zorganizowa powrt Hildy Walden do domu. Kiedy zosta sam, podszed do okna. Spoglda na deszcz, mylc o spniajcej si wionie. I o tym, jak j przywita bez Mony. Powrci nagle bl zba. Spojrza na zegarek. Za wczenie. Dentysta jeszcze nie przyjmuje. Pomyla o Svedbergu, ciekaw by, jak sobie poradzi. Przekazywanie wiadomoci o mierci to jedno z najciszych zada w policji. Szczeglnie w przypadku nagego i bestialskiego zabjstwa. By przekonany, e Svedberg dobrze wypeni swoj misj. Jest dobrym policjantem. Moe bez specjalnego polotu, ale rzetelny i dokadny. Pod tym wzgldem jeden z lepszych, z jakimi Wallander kiedykolwiek pracowa. I zawsze niezwykle wobec niego lojalny. Odszed od okna i ruszy do jadalni po kaw. Po drodze prbowa uoy sobie jak wersj wydarze. Simon Lamberg, fotograf, dobiega szedziesitki. Czowiek o regularnym trybie ycia, waciciel renomowanego zakadu, w ktrym fotografuje konfirmantw, lubne pary i dzieci. Wedug sprztaczki spdza dwa wieczory w tygodniu w swoim biurze, gdzie porzdkuje papiery i sucha muzyki. Wychodzi stamtd tu przed pnoc. Wallander wrci do pokoju. Sta z filiank kawy w rku, wpatrujc si w deszcz za oknem. Dlaczego Lamberg przesiadywa w swoim atelier? Wallanderowi zdawao si to dziwne. Spojrza na zegarek. W tej samej chwili zadzwonia Ebba. Zamwia mu wizyt. Dentysta moe go przyj od razu.

Postanowi nie zwleka. Nie moe kierowa ledztwem z bolcym zbem. Poszed do Martinssona. - Uama mi si wczoraj kawaek zba - owiadczy. - Mam teraz wizyt u dentysty. Pewnie za godzin bd z powrotem. Zrbmy wtedy zebranie. Czy Svedberg ju wrci? - Jeszcze si nie odezwa. - Sprbuj cign Nyberga. Chocia na chwil. Niech nam przedstawi swoje pierwsze wraenia. Martinsson ziewn i przecign si na krzele. - Komu mogo zalee na zamordowaniu starego fotografa? - zapyta. - Nie ma chyba ladw wamania. - Stary jak stary - zauway Wallander. Mia pidziesit sze lat. Z reszt si zgadzam. - Zosta napadnity w zakadzie. Jak sprawca si tam dosta? - Albo mia klucz, albo Lamberg go wpuci. - Lamberga zaatakowano od tyu. - Mona to rnie tumaczy. Ale my nic nie wiemy. Wallander wyszed z komendy i skierowa si do gabinetu dentysty lecego przy Stortorget, tu obok sklepu z radiami. Jako dziecko ba si wizyt u dentysty i trzeba go byo tam cign si. Kiedy sta si dorosy, strach go nagle opuci. Teraz chcia po prostu jak najszybciej pozby si blu. Jednoczenie uwiadomi sobie, e zamany zb jest oznak starzenia si. Chocia ma dopiero czterdzieci lat, to ju si pojawiaj pierwsze oznaki rozkadu. Mody lekarz przyj go od razu. Pracowa sprawnie i szybko. Po pgodzinie bl zamieni si w tpe rwanie. - Za chwil przejdzie - uspokoi go lekarz. - Powinien pan przyj powtrnie na zdjcie kamienia. Nie czyci pan chyba prawidowo zbw. - Pewnie nie - odpar Wallander.

Zapisa si na wizyt za dwa tygodnie i wrci do komendy. O dziesitej spotka si ze wsppracownikami w pokoju konferencyjnym. Svedberg ju by z powrotem, przyszed te Nyberg. Wallander zaj swoje zwyke miejsce na kocu stou i rozejrza si naokoo. Ile razy siedzia ju w tym miejscu i rozpoczyna kolejne dochodzenie? Z biegiem lat odczuwa coraz wikszy ciar. Wiedzia jednak, e musi dziaa natychmiast. Maj do czynienia z brutalnym mordem i nie mog zwleka. - Czy widzia kto Rydberga? - zapyta. - Boli go krgosup - poinformowa Martinsson. - Szkoda - powiedzia Wallander. - Przydaby si nam teraz. Zwrci si do Nyberga i da mu znak, eby zaczyna. - Jest naturalnie za wczenie - zacz Nyberg. - Ale to nie wyglda na wamanie w kadym razie po wstpnych ogldzinach. Nie ma ladw na drzwiach wejciowych, nic chyba nie zgino. Wszystko to bardzo dziwne. Wallander nie oczekiwa od Nyberga, aby na tym etapie ledztwa mia do zakomunikowania co odkrywczego. Chcia jednak, eby uczestniczy w zebraniu. Nadesza kolej Svedberga. - Elisabeth Lamberg doznaa, rzecz jasna, szoku. Poniewa mieli z mem osobne sypialnie, nie wiedziaa, kiedy wraca do domu. Zjedli kolacj okoo p do sidmej. Nieco przed sidm m wyszed do zakadu. Ona pooya si po jedenastej i natychmiast zasna. Nie ma pojcia, kto mg go zamordowa. Stanowczo zaprzeczaa istnieniu jakichkolwiek wrogw. Wallander pokiwa gow. - Oto co wiemy - rzek. - Mamy martwego fotografa. I nic poza tym. Wszyscy wiedzieli, e to oznacza pocztek mudnego ledztwa. Nikt nie wiedzia, dokd ich ono zaprowadzi. *** Poranne zebranie rozpoczynajce dochodzenie w sprawie zabjstwa fotografa Simona Lamberga nie trwao dugo. Ustalali rne, zgodne z obowizujc procedur, sposoby postpowania. Musieli czeka na wyniki z zakadu medycyny sdowej w

Lund i raport z ogldzin miejsca przestpstwa, gdzie wci pracowa Nyberg ze swoj ekip. Grupa dochodzeniowa miaa za zadanie przewietli osob i ycie Simona Lamberga, przesucha ssiadw i poszukiwa ewentualnych wiadkw, ktrzy mogli co zaobserwowa. Liczyli oczywicie na to, e ju we wczesnym stadium ledztwa zaczn od rnych ludzi napywa informacje, ktre pomog w cigu kilku dni rozwika zagadk morderstwa. Wallander przeczuwa jednak, e czeka ich skomplikowane dochodzenie. Mieli zbyt mao danych, eby ruszy z miejsca. Czu, e ogarnia go niepokj. Bl zba min, na jego miejsce pojawi si ucisk w odku. Bjork przyszed posucha, jak Wallander wstpnie referuje przebieg zajcia. Nikt nie mia pyta. Podzielili zadania i kady poszed do siebie. Wallanderowi przypada w udziale rozmowa z wdow po Lambergu. Przedtem postanowi przyjrze si dokadniej miejscu przestpstwa. Nyberg obieca, e za par godzin bdzie mg tam wej. Bjork i Wallander zostali sami w pokoju. - Nie sdzisz, e to wamywacz, ktry straci gow przyapany na gorcym uczynku? - zapyta Bjork. - Nie - odpar Wallander. - Mog si zreszt myli. Musimy bra pod uwag wszelkie ewentualnoci. Zreszt nie bardzo wiem, czego miaby szuka wamywacz w zakadzie Lamberga. - Aparatw? - On nie sprzedawa sprztu fotograficznego, tylko robi zdjcia. Mona byo u niego kupi ramki i albumy. Nie jest to up dla wamywacza. - Co zatem pozostaje? Motyw osobisty? - Nie mam pojcia. Svedberg mwi, e wdowa, Elisabeth Lamberg, jest absolutnie przekonana, e m nie mia adnych wrogw. - Nic nie wskazuje na czyn szaleca? Wallander pokrci gow. - To moe by cokolwiek - rzek. - Ale ju teraz trzy kwestie daj do mylenia. W jaki sposb sprawca dosta si do zakadu? Nie ma ladw na drzwiach ani na

oknach. Lamberg raczej nie zostawi otwartych drzwi. Elisabeth Lamberg twierdzi, e zawsze dokadnie wszystko zamyka. - Mamy zatem dwie ewentualnoci. Albo sprawca mia klucz, albo Simon Lamberg wpuci go do rodka. Wallander skin gow. Bjork rozumowa waciwie. - Druga rzecz to cios, ktry zabi Lamberga - cign Wallander. - Trafi z ogromn si w ty gowy. Moe to oznacza zarwno celowo, jak i furi. Albo jedno i drugie. I dowodzi znacznej siy. W chwili mierci Simon Lamberg sta plecami do napastnika. I tu rwnie mamy przynajmniej dwie moliwoci. Pierwsza, e Lamberg niczego si nie spodziewa. Druga, e prbowa uciec. - Jeeli sam wpuci zabjc, to mona zrozumie, e si odwrci plecami. - Mona pj w rozumowaniu o krok dalej - zasugerowa Wallander. - Czy wpuciby o tak pnej porze kogo, kogo dobrze nie zna? - Co jeszcze? - Wedug sprztaczki Lamberg chodzi do zakadu wieczorem dwa razy w tygodniu. Nie zawsze w te same dni. Mona przyj, e sprawca o tym wiedzia i e poszukujemy kogo, kto przynajmniej w pewnym stopniu zna zwyczaje Lamberga. Wyszli z pokoju i przystanli w korytarzu. - Wyglda na to, e mamy jakie pocztkowe zahaczenie - rzek Bjork. - Nie jest cakiem beznadziejnie. Wallander si skrzywi. - Prawie - odpar. - Jest prawie beznadziejnie. Przydaby si Rydberg. - Martwi si o jego krgosup - wyzna Bjork - Obawiam si, e to co powanego. Wallander popatrzy na niego ze zdziwieniem. - Na przykad? - Moe to jaka inna choroba? Przyczyn dolegliwoci krgosupa nie musz by minie lub krgi.

Wallander wiedzia, e szwagier Bjorka jest lekarzem. Poniewa Bjork od czasu do czasu wmawia sobie rozmaite cikie schorzenia, Wallander pomyla, e jedno z nich postanowi teraz przypisa Rydbergowi. - Rydberg jest zwykle zdrowy ju po tygodniu - powiedzia. Poegnali si i Wallander wrci do siebie. Wiadomo o zabjstwie ju si rozesza i Ebba zawiadomia go, e dzwonili dziennikarze, dopytujc si o informacje. Wallander przekaza, e o trzeciej bdzie odpowiada na pytania prasy. Z nikim si w tej sprawie nie porozumia. Nastpn godzin spdzi na sporzdzaniu notatek na wasny uytek. Jak tylko skoczy, zadzwoni Nyberg, e moe ju wej do biura Lamberga. Nyberg nie natrafi na nic szczeglnego. Podobnie lekarz sdowy; skonstatowa tylko, e Lamberg zgin od silnego uderzenia w ty gowy. Na zapytanie Wallandera o ewentualne narzdzie zbrodni wci nie potrafi odpowiedzie. Wallander zakoczy rozmow i zacz myle o Rydbergu, swoim nauczycielu i mentorze, najlepszym ledczym, jakiego zna. On go nauczy rozpatrywania najdrobniejszych argumentw i formuowania problemw w zaskakujcy sposb. Teraz by mi si przyda, pomyla. Powinienem do niego wieczorem zadzwoni. W jadalni wypi kolejn filiank kawy. Ostronie zagryz kruchym ciastkiem. Zb go nie rozbola. Wyszed na plac w. Gertrudy, aby si przej i otrzsn ze zmczenia po niespokojnej nocy. Wci sipi deszcz. Zastanawia si, kiedy nadejdzie wiosna. W kwietniowym powietrzu czuo si pene napicia wyczekiwanie. Wiosna nigdy nie przychodzi o waciwej porze. Zima zawsze zaczyna si za wczenie, a wiosna za pno. Przed zakadem Lamberga zebrao si duo ludzi. Wallander zna wielu z nich, w kadym razie z widzenia. Kiwa gow na przywitanie, pytania pozostawia bez odpowiedzi. Przeskoczy przez tam i wszed do lokalu. Nyberg sta z termosem w rku i beszta kogo z ekipy. Nie przerwa nawet na widok Wallandera. Zwrci si do niego dopiero, jak wszystko winowajcy wygarn. Wskaza w stron atelier. Ciaa ju nie byo. Zostaa tylko dua plama krwi na biaym ekranie. Na pododze uoono plastykow ciek. - Przejd tdy - zarzdzi Nyberg. - Znalelimy do duo ladw stp. Wallander zaoy foliowe ochraniacze na buty, woy do kieszeni lateksowe

rkawiczki i ostronie wszed do pokoju, gdzie mieciy si biuro i ciemnia. Przypomnia sobie, jak w wieku czternastu, pitnastu lat marzy o tym, by zosta fotografem. Nie takim, ktry ma wasny zakad, lecz fotografem prasowym. Wyobraa sobie siebie, jak znajduje si w centrum wydarze i utrwala na zdjciach to, co najwaniejsze, a inni w tym czasie go fotografuj. Wchodzc do pokoju w gbi, zastanawia si, gdzie podziao si jego marzenie. Pewnego dnia po prostu si rozpyno. Dzisiaj ma zwyky instamatic, ktrego rzadko uywa. Kilka lat pniej chcia zosta piewakiem operowym. Ale i z tego nic nie wyszo. Zdj kurtk i rozejrza si po pokoju. Nyberg znw aja kogo w atelier. Tym razem chodzio o nieprecyzyjnie wymierzon odlego midzy dwoma ladami stp. Podszed do radia i wczy odbiornik. Muzyka klasyczna. Hilda Walden zeznaa, e Lamberg przychodzi tu nieraz wieczorem, eby popracowa i posucha muzyki. Muzyki klasycznej. Dotychczas wszystko si zgadza. Usiad przy biurku. Panowa tu porzdek. Podnis zielon podkadk do pisania. Pod spodem nic nie leao. Wsta i podszed do Nyberga zapyta, czy nie znaleziono jakich kluczy. Dosta ich cay pk, wcign rkawiczki na donie i wrci do biurka. Odszuka klucz do szuflad. W grnej szufladzie leay rozmaite rachunki i korespondencja z ksigowym. Wallander ostronie przerzuca papiery. Nie wiedzia, czego szuka. Dlatego kada rzecz moga okaza si wana. Systematycznie przetrzsa wszystkie szuflady. Nie znalaz nic, co by go zaintrygowao. ycie Simona Lamberga wygldao na uporzdkowane, przejrzyste i nie zawierao niespodzianek. Jednake Wallander nadal zeskrobywa tylko jego wierzchni warstw. Schyli si i wysun doln szuflad. Zobaczy w niej album w drogiej skrzanej oprawie. Pooy go na stole i otworzy na pierwszej stronie. Ze zmarszczonym czoem przyglda si zdjciu wklejonemu w samym rodku. Miao wielko fotografii paszportowej. Wallander sign po szko powikszajce, ktre zauway, przeszukujc szuflady, zapali obie lampy stoowe i dokadniej przyjrza si fotografii. Przedstawiaa amerykaskiego prezydenta Ronalda Reagana. Mia znieksztacon twarz. Nadal byy to rysy Reagana, ale pomarszczony stary czowiek wyglda jak odraajcy potwr. Obok zdjcia widnia atramentowy podpis: 10 sierpnia 1984. Zaciekawiony Wallander odwrci kartk. Znw to samo. Pojedyncza fotografia na rodku strony. Tym razem zdjcie jednego z byych szwedzkich premierw.

I tak jak poprzednio karykaturalnie zdeformowana twarz. Z dat napisan czarnym atramentem. Wallander przewraca powoli kolejne kartki. Wszdzie pojedyncze zdjcia. Powykrzywiane, odksztacone. Mczyni, bo byli to wycznie mczyni, o wygldzie monstrualnych stworw. Szwedzi i cudzoziemcy. Przede wszystkim politycy, ale te kilku biznesmenw, jeden pisarz i inni, ktrych Wallander nie potrafi zidentyfikowa. Zastanawia si, co mog znaczy te zdjcia. Dlaczego Simon Lamberg mia taki dziwny album? Dlaczego deformowa zdjcia? Czy tym si zajmowa, gdy wieczorami samotnie przesiadywa w atelier? Najwyraniej za uporzdkowan fasad ycia Simona Lamberga kryo si co wicej. W kadym razie czowiek, ktry celowo niszczy twarze znanych ludzi. Przewrci kolejn kartk albumu i zesztywnia. Przeszed go nieprzyjemny dreszcz. Nie wierzy wasnym oczom. W tej samej chwili do pokoju wszed Svedberg. - Popatrz na to - rzek powoli Wallander, wskazujc na zdjcie. Svedberg zajrza mu przez rami. - Przecie to ty - zauway zdziwiony Svedberg. - Tak - odpar Wallander. - To ja. W kadym razie tak sdz. Jeszcze raz przyjrza si fotografii. Byo to zdjcie z jakiej gazety. On i zarazem nie on. Wyglda na wyjtkowo obrzydliwego typa. Wallander nie przypomina sobie, eby ostatnimi czasy co nim do tego stopnia wstrzsno. Na widok swojej wykrzywionej i zeszpeconej twarzy zrobio mu si niedobrze. Oswoi si do pewnego stopnia ze spontanicznymi wybuchami niechci ze strony przestpcw, w ktrych schwytaniu uczestniczy, ale myl, e kto spdza dugie godziny, fabrykujc pene nienawici podobizny, bya poraajca. Svedberg dostrzeg jego reakcj i przywoa Nyberga. Zaczli razem przeglda album. Ostatnie zdjcie, na ktrym widniaa zdeformowana twarz urzdujcego premiera, nosio wczorajsz dat. Napisan czarnym atramentem. - Ten, kto to robi, musia by chory - stwierdzi Nyberg.

- Jestem przekonany, e Simon Lamberg retuszowa zdjcia podczas swoich samotnych wieczorw - rzek Wallander. - Dabym duo, eby si dowiedzie, skd si wziem w tym makabrycznym gronie. Jako jedyna osoba z Ystad wrd mw stanu. Przyznaj, e to bardzo nieprzyjemne uczucie. - Czemu to miaoby suy? - zapyta Svedberg aden z nich nie potrafi odpowiedzie. Wallander chcia jak najszybciej wyj. Poprosi Svedberga, eby kontynuowa ogldziny. Czekao go wkrtce spotkanie informacyjne z pras. Poczu si lepiej, kiedy ju znalaz si na ulicy. Przeskoczy nad tam zabezpieczajc i uda si prosto do komendy. W dalszym cigu kropi deszcz. Nudnoci ustpiy, ale przykre uczucie pozostao. Simon Lamberg siedzi wieczorem w swoim atelier, suchajc muzyki klasycznej, i znieksztaca zdjcia znanych politycznych osobistoci i jednego policjanta z Ystad. Wallander na prno si gowi nad jakim wytumaczeniem. To, e czowiek prowadzi podwjne ycie, e za pozorn normalnoci kryje si szalestwo, nie jest niczym wyjtkowym. W kronikach kryminalnych istnieje na to wiele przykadw. Ale dlaczego Lamberg umieci go w tym albumie? Co on ma wsplnego z tamtymi ludmi na zdjciach? Dlaczego wanie on? Poszed prosto do pokoju i zamkn za sob drzwi. Usiad na krzele, prbujc opanowa drczcy go niepokj. Simon Lamberg nie yje. Kto straszliwym uderzeniem rozpata mu gow. Nie wiadomo, z jakiego powodu. W szufladzie zmarego znaleli album z makabrycznymi zdjciami. Z rozwaa wyrwao go pukanie do drzwi. Przyszed Hansson. - Lamberg nie yje - owiadczy, jak gdyby oznajmia jak nowin. - Fotografowaem si u niego wiele lat temu z okazji konfirmacji. - Przystpowae do konfirmacji? - zapyta zdziwiony Wallander. - Zawsze sdziem, e kogo jak kogo, ale ciebie boskie moce nie interesuj. - I miae racj - odpar wesoo Hansson, zapamitale dubic w uchu. - Ale bardzo mi zaleao na zegarku i pierwszym prawdziwym garniturze. Wycign rk w kierunku korytarza.

- Dziennikarze - powiedzia. - Chc przy tym by, eby posucha, co si wydarzyo. - Mog ci od razu powiedzie - odpar Wallander. - Kto roztrzaska gow Lambergowi wczoraj wieczorem midzy sm a dwunast. W zasadzie mona wykluczy wamanie. To z grubsza wszystko, co wiemy. - Niewiele - zauway Hansson. - Rzeczywicie niewiele - przyzna Wallander, wstajc z krzesa. - Trudno o mniej. Zaimprowizowane spotkanie z dziennikarzami trwao p godziny. Wallander zda relacj z wydarzenia i zwile odpowiada na pytania dziennikarzy. O p do czwartej byo po wszystkim. Wallander poczu gd. Mylami wci wraca do albumu Simona Lamberga. Nie przestawao go nka pytanie, dlaczego jego twarz zostaa zmniejszona i zdeformowana. Przypuszcza, e byo to dzieo szaleca. Mimo to dlaczego wanie on? *** Za kwadrans czwarta postanowi pojecha do domu Lambergw przy Lavendelvagen. Deszcz usta i wia silny wiatr. Pomyla, e mgby zabra ze sob Svedberga, ale doszed do wniosku, e najlepiej bdzie, jak spotka si z Elisabeth Lamberg sam na sam. Mia do niej duo pyta. A jedno z nich byo zdecydowanie waniejsze od innych. Zaparkowa na Lavendelvagen i wysiad z samochodu. Wok domu rozpociera si ogrd i mimo e rabaty byy jeszcze puste, wida byo, e jest zadbany. Zadzwoni do drzwi. Otworzya mu natychmiast kobieta po pidziesitce. Wallander wycign rk na przywitanie. Kobieta sprawiaa wraenie niemiaej. - Nie jestem Elisabeth Lamberg - powiedziaa. - Jestem jej przyjacik, nazywam si Karin Fahlman. Wpucia go do przedsionka. - Elisabeth odpoczywa w sypialni. Czy ta rozmowa naprawd nie moe zaczeka? - Przykro mi, ale w takich przypadkach czas odgrywa wan rol.

Karin Fahlman skina gow, zaprowadzia Wallandera do salonu i oddalia si bez sowa. Wallander rozejrza si po pokoju. Uderzya go panujca w nim cisza. Nie sysza tykania zegarw ani odgosw z ulicy. Za oknem biegay bawice si dzieci i chocia wida byo, e gono pokrzykuj, ich gosy nie przenikay do rodka. Podszed do okna. Miao podwjne szyby i najwyraniej stanowio to wyjtkowo dobr izolacj dwikow. Przemierza salon, w ktrym ze smakiem i bez przesadnej wystawnoci antyki wspgray z nowoczesnymi meblami. Na cianach umieszczono kopie starych drzeworytw i pki z ksikami. Nie usysza, kiedy Elisabeth Lamberg wesza do pokoju. Nagle znalaza si tu za nim. Mimowolnie drgn. Bya bardzo blada, jakby jej twarz pokrywaa cienka warstwa biaego pudru. Miaa ciemne, krtko ostrzyone wosy. Musiaa by kiedy bardzo pikna. - Przykro mi, e pani niepokoj - powiedzia, witajc si. - Wiem, kim pan jest - odpara. - I rozumiem, e musia pan przyj. - Prosz przyj wyrazy wspczucia. - Dzikuj. Wallander widzia, e kobieta panuje nad sob z najwikszym trudem. Zastanawia si, jak dugo wytrzyma, zanim wybuchnie. Usiedli. Posta Karin Fahlman migna w ssiednim pokoju. Przypuszcza, e przysuchuje si ich rozmowie. Przez moment zastanawia si, jak zacz, ale Elisabeth Lamberg go uprzedzia i odezwaa si pierwsza. - Czy wie pan, kto zabi mojego ma? - Nie mamy adnego konkretnego tropu. Wiele przemawia za tym, e to nie byo wamanie. Co oznacza, e albo m otworzy komu drzwi, albo e nieznana nam osoba miaa wasne klucze. Pokrcia energicznie gow, jak gdyby gwatownie protestujc przeciwko sowom Wallandera. - Simon by zawsze bardzo ostrony. Nie otworzyby nieznajomemu. Szczeglnie wieczorem.

- Moe tego kogo zna? - Kto to miaby by? - Nie wiem. Kady ma przyjaci. - Simon jedzi raz w tygodniu do Lund. By w zarzdzie amatorskiego stowarzyszenia astronomicznego. O ile wiem, nie mia innego towarzystwa. Wallander uwiadomi sobie, e obaj ze Svedbergiem zapomnieli o jednej wanej rzeczy. - Czy ma pani dzieci? - Jedn crk, Matyld. Wallander od razu zwrci uwag na zmian w jej gosie. Brzmiaa w nim nuta niepokoju. Ostronie pyta dalej. - Ile ma lat? - Dwadziecia cztery. - Nie mieszka ju w domu? Elisabeth Lamberg utkwia w nim wzrok. - Matylda przysza na wiat ciko upoledzona. Bya w domu cztery lata, duej ju si nie dao. Teraz jest w zakadzie. Wymaga nieustannej opieki. Wallander si stropi. Nie wiedzia, czego si spodziewa, ale na pewno nie tego. - To musiaa by trudna decyzja - zauway, silc si na wyrozumiao - Dramatyczna decyzja. Odda j do zakadu. Wci patrzya mu prosto w oczy. - To nie bya moja decyzja. Tak chcia Simon, nie ja. To on zadecydowa. Przez chwil Wallander mia wraenie, e Elisabeth Lamberg spoglda w otcha. Tak intensywny by jej bl, gdy o tym opowiadaa. Dugo siedzia w milczeniu, zanim powrci do pyta.

- Przychodzi pani do gowy jaki powd, dla ktrego kto mgby zamordowa ma? - Po tym, co si stao, nie chciaam go ju zna. - Mimo e upyno ju dwadziecia lat? - Niektrych rzeczy si nie zapomina. - Nadal bylicie jednak maestwem? - Mieszkalimy pod tym samym dachem. To wszystko. Wallander przeszed do najwaniejszego pytania. - Kiedy tu przyszedem, powiedziaa pani, e mnie poznaje. Czy m kiedykolwiek o mnie wspomina? Uniosa ze zdziwieniem brwi. - Przy jakiej okazji? - Nie wiem. Tylko pytam. - Niewiele ze sob rozmawialimy, ale nie przypominam sobie, abymy kiedykolwiek o panu mwili. - W zakadzie ma znalelimy album ze zdjciami politykw i innych znanych ludzi - cign Wallander. - Z jakiego powodu byo wrd nich moje zdjcie. Wie pani o istnieniu tego albumu? - Nie. - Na pewno? - Z ca pewnoci. - Zdjcia s zdeformowane. Wszystkie osoby, wcznie ze mn, wygldaj jak maszkary. M musia spdzi wiele godzin na wykolawianiu naszych twarzy. Nic pani o tym nie wiadomo? - Nie. To jaka zupenie niezrozumiaa historia. Wida byo, e kobieta mwi prawd. Rzeczywicie niewiele wiedziaa o swoim mu. Zreszt od dwudziestu lat nie chciaa nic o nim wiedzie.

Wallander wsta z krzesa. By pewien, e tu jeszcze wrci. Tymczasem skoczyy si mu pytania. - Mj m mia wiele tajemnic - powiedziaa nagle, kiedy ju wychodzi. - Lecz ja ich nie znaam. - Czy jest kto, kto mg je zna? - Nie wiem - rzeka niemal bagalnym tonem. - Jednak ten kto istnieje. - Jakie tajemnice ma pani na myli? - Jak ju powiedziaam, nie wiem. Ale Simon mia peno sekretnych zakamarkw. Nie chciaam i nie mogam do nich zaglda. Wallander skin gow i wyszed. Wsiad do samochodu i siedzia w nim dusz chwil. Znw zaczo pada. Co ona waciwie miaa na myli? Peno sekretnych zakamarkw"? Tak jakby lecy w gbi zakadu pokj by tylko jednym z nich? Czyby byo wicej, tylko jeszcze ich nie znaleli? Powoli wraca do komendy Czu coraz silniejszy niepokj. *** Popoudnie i wieczr Wallander spdzi na opracowywaniu niewielkiej iloci posiadanego materiau. Wyszed z komendy okoo dziesitej. Kolejne zebranie grupy miao si odby o smej rano nastpnego dnia. W domu podgrza sobie fasol z puszki, jedyn jadaln rzecz, jak mia pod rk. Zasn wkrtce po jedenastej. *** Telefon zadzwoni cztery minuty przed pnoc. Zaspany Wallander sign po suchawk. Dzwoni mczyzna, ktry rano zaj si Hild Walden. Teraz by na nocnym spacerze. - W tej chwili jaki czowiek wszed do zakadu Lamberga - wyszepta do suchawki. Wallander usiad na ku.

- Jest pan pewien? Czy to przypadkiem nie policjant? - Jaki cie przelizgn si przez drzwi - odpar mczyzna. - Mog mie sabe serce, ale wzrok mam zupenie w porzdku. Rozmowa si urwaa. Wallander siedzia ze suchawk przy uchu. Rzadko si zdarzao, eby dzwoni do niego kto, kto nie jest z policji. Szczeglnie w nocy. Z oczywistych wzgldw jego nazwisko nie figurowao w ksice telefonicznej. Kto musia poda jego numer podczas porannego zamieszania. Wsta pospiesznie i zacz si ubiera. Wanie mina pnoc. Kilka minut pniej Wallander sta na placu, przy ktrym znajdowa si zakad fotograficzny. Dotar tam na piechot, p idc, p biegnc. Zasapa si po drodze, mimo e z domu przy Mariagatan mia niedaleko. Od razu zauway samotnego mczyzn stojcego kawaek dalej. Podbieg si przywita i pocign go do cienia, gdzie byli mniej widoczni. Jednoczenie mogli obserwowa wejcie do zakadu. Mczyzna by po siedemdziesitce i przedstawi si jako Lars Backman, emerytowany kierownik Banku Handlowego. - Mieszkam obok, przy Agatan - objani. - Wychodz na spacer dwa razy dziennie, wczenie rano i pnym wieczorem. Tak mi kaza lekarz. - Prosz powiedzie, co si stao. - Zauwayem, e do zakadu fotograficznego wchodzi jaki mczyzna. - Mczyzna? Przez telefon mwi pan, e to cie. - Pierwsze, co mi przychodzi na myl, to mczyzna. Ale ma pan racj, to moga by rwnie dobrze kobieta. - Nikt dotd nie wyszed? - Nie. Przez cay czas obserwowaem wejcie. Wallander pobieg do automatu i zadzwoni do Nyberga. Nyberg odebra po trzecim sygnale. Wallander opisa mu sytuacj i spyta, czy ma klucze do zakadu. Na szczcie Nyberg jeszcze nie zwrci kluczy na policj, bo nie dokoczy ogldzin. Wallander poprosi go, eby jak najszybciej przyjecha. Kiedy zakoczy rozmow, pomyla, e powinien waciwie zawiadomi Hanssona lub kogo z ekipy dochodze-

niowej. Zbyt czsto zdarzao mu si ama przepis, ktry mwi, e policjantowi nie wolno dziaa w pojedynk w sytuacji, ktrej nie jest w stanie cakowicie kontrolowa. Jednak i tym razem nikogo nie zawiadomi. W kocu Nyberg te jest policjantem. Wsplnie zadecyduj, jak dalej dziaa. Lars Backman sta nadal tam, gdzie Wallander go zostawi. Inspektor poprosi go grzecznie o opuszczenie placu, tumaczc, e wkrtce przybdzie jeszcze jeden funkcjonariusz i bd chcieli by sami. Backman nie protestowa. Skin gow na poegnanie i odszed. Wallander trzs si z zimna. Pod kurtk mia tylko koszul. Wiatr si wzmaga i przegania chmury Byo zaledwie kilka stopni ciepa. Spoglda na wejcie do zakadu fotograficznego. A moe Backman si pomyli? Usiowa dojrze, czy w lokalu pali si jakie wiato. Z miejsca, gdzie sta, nic nie byo wida. Przejecha samochd, po chwili jeszcze jeden. Nagle dostrzeg Nyberga po drugiej stronie placu i ruszy w jego stron. Stanli pod cian pobliskiego budynku, chronic si od wiatru. Wallander nie spuszcza z oka wejcia do zakadu. Opowiedzia pokrtce Nybergowi, co si wydarzyo. Ten spojrza na niego zdziwiony. - Chciae, ebymy tam weszli we dwjk? - Przede wszystkim chciaem ci cign, bo masz klucze. Nie mona si tam dosta od tyu? - Nie. - Czyli wchodzi si i wychodzi drzwiami od ulicy? - Tak. - W takim razie wezwiemy nocny patrol - zdecydowa Wallander. - Otworzymy drzwi i kaemy mu wyj. Nie spuszczajc oczu z wejcia, poszed zadzwoni na policj. Patrol mia si zjawi w cigu paru minut. Poszli z Nybergiem w kierunku zakadu. Byo pi po p do pierwszej. Ulice wieciy pustk. Nagle drzwi do atelier si otworzyy i na progu pojawi si mczyzna, jego twarz gina w mroku. Zauway ich i na chwil znieruchomia. Zanim Wal- lander zdy zawoa, eby nie rusza si z miejsca, mczyzna odwrci si i zacz biec z szalon szybkoci wzdu Norra Anggatan. Wallander krzykn do Nyberga, eby czeka na patrol, a sam pobieg za mczyzn. Mimo e bieg ile si w nogach, nie mg go dogoni. Przy Vasagatan mczyzna skrci w prawo, w kierunku Folkparken. Wallander

si dziwi, e patrol wci nie nadjeda. Obawia si, e straci uciekajcego z oczu. Mczyzna znw skrci w prawo i znikn na Aulingatan. Wallander potkn si o kamienie lece na chodniku i upad. Uderzy si w kolano i rozdar spodnie. Mimo przeszywajcego blu w nodze bieg dalej. Mczyzna oddala si coraz bardziej. Gdzie podziewa si Nyberg i radiowz z patrolem? Zakl pod nosem. Serce walio mu w piersi jak mot. Mczyzna wbieg na Gioddesgrand i Wallander straci go z oczu. W chwili gdy dotar do rogu, pomyla, e powinien przystan i zaczeka na Nyberga. Zamiast tego pobieg dalej. Mczyzna czeka za rogiem. Potny cios trafi Wallandera prosto w twarz. Ogarna go ciemno. *** Kiedy doszed do siebie, nie wiedzia, gdzie si znajduje. Patrzy prosto w rozgwiedone niebo. Pod sob czu co zimnego. Dotkn domi asfaltu i wtedy przypomnia sobie, co zaszo. Usiad i poczu bl w lewym policzku, tam, gdzie dosign go cios. Wymaca jzykiem nadamany zb. Ten sam, ktry wypenia mu rano dentysta. Z trudem wsta na nogi. Bolao go kolano, bl rozsadza gow. Rozejrza si dokoa. Mczyzna naturalnie znikn. Wallander, kulejc doszed do Surbrunnsvagen. Wszystko odbyo si tak szybko, e nie zdy si przyjrze twarzy uciekajcego. Pamita, e skrci za rg, potem ju nic. *** Radiowz nadjecha od Agatan. Wallander szed rodkiem ulicy, eby patrol go zauway. Zna policjanta za kierownic. Nazywa si Peters i mieszka w Ystad tak samo dugo jak on. Nyberg wyskoczy z wozu. - Co si stao? - Zgubiem go na Gioddesgrand. Rzuci si na mnie. Moemy go szuka, ale szanse s niewielkie. - Przede wszystkim musisz jecha do szpitala - owiadczy Nyberg. Wallander dotkn policzka. Rk mia mokr od krwi. Zakrcio mu si nagle w gowie. Nyberg wzi go za rami i pomg wej do samochodu. ***

Wallander opuci szpital o czwartej rano. Doczyli do niego Svedberg i Hansson. Kilka nocnych patroli przeczesao miasto wzdu i wszerz w poszukiwaniu mczyzny, ktry zaatakowa Wallandera. Jako e jedynym znakiem rozpoznawczym, jakim dysponowali, bya czarna lub niebieska kurtka trzy czwarte, cay ich wysiek poszed na marne. Wallandera opatrzono w szpitalu. Mia spuchnity policzek i ran u nasady wosw. Zamanym zbem postanowi si zaj pniej. Po wyjciu ze szpitala Wallander upar si, eby pj do zakadu fotograficznego. Nie pomogy protesty Hanssona i Svedberga, ktrzy uwaali, e powinien wypocz w domu. Inspektor by guchy na ich argumenty. Na miejscu zastali Nyberga. Zapalili wszystkie wiata i zebrali si w atelier. - Nie widz, eby co tu si zmienio albo eby czego brakowao - rzek Nyberg. Wallander zna jego doskona pami do szczegw. Z drugiej strony mczyzna, ktry zbieg, mg szuka czego, co nie byo zbyt widoczne. - A co z odciskami palcw? - zapyta. - I stp? Nyberg wskaza na podog, gdzie zaznaczy kilka miejsc. - Sprawdziem klamki. Myl, e facet nosi rkawiczki. - A drzwi wejciowe? - adnych ladw. Nie ma wtpliwoci, e posuy si kluczem. Wczoraj wychodziem ostatni i zamknem drzwi. Wallander spojrza na kolegw. - Czy nie naleao zostawi tu kogo na obserwacji? - To bya moja decyzja - odezwa si Hansson. - Uznaem, e nie trzeba. Szczeglnie przy obecnym braku personelu. Hansson mia racj. Wallander te nie postawiby obserwatora, gdyby mia podejmowa decyzj. - Nie dowiemy si, kim by ten czowiek. Ani po co tu przyszed. Powinien si spodziewa, e atelier jest pod obserwacj, nawet jeli na zewntrz nie byo policjanta. Chciabym, eby kto porozmawia z Larsem Backmanem. To czowiek, ktry zadzwoni do mnie o pnocy, a wczoraj rano zaj si Hild Walden. Sprawia wraenie rozwanego. Moe zauway co, na co z pocztku nie zwrci uwagi.

- Jest czwarta rano - zdziwi si Svedberg. - Mam do niego dzwoni? - Na pewno nie pi - zapewni Wallander. - Wczoraj o pitej by ju na spacerze. Wczenie wstaje i pno si kadzie. Svedberg skin gow i wyszed. - Omwimy wszystko dokadnie jutro rano - powiedzia Wallander po wyjciu Svedberga. Teraz byoby najlepiej, gdybycie mogli par godzin si przespa. Ja jeszcze tu chwil zostan. - Czy to rozsdne? - zaprotestowa Hansson. - Po tym, co ci spotkao? - Nie wiem, czy to rozsdne, ale zostaj. Nyberg da mu klucze. Wallander zamkn za nimi drzwi. Mimo zmczenia i obolaego policzka by niezwykle skoncentrowany. Nasuchiwa w ciszy. Wszystko wygldao tak jak przedtem. Wszed do pokoju obok i uwanie si rozejrza. Nic si nie zmienio, pomyla. Jednak mczyzna przyszed tutaj z jakiego powodu. pieszy si, nie mg duej czeka. Istniao tylko jedno wyjanienie. Chcia std co zabra. Wallander usiad przy biurku. Zamek by nienaruszony. Otworzy drzwi szafki i wyciga szuflady, jedn po drugiej. Album lea w tym samym miejscu, gdzie go pooy. Wygldao na to, e nic nie brakuje. Usiowa obliczy, jak dugo mczyzna przebywa w atelier. Telefon od Backmana obudzi go cztery minuty przed pnoc. Dziesi po dwunastej by ju na miejscu. Rozmowa z Backmanem i telefon do Nyberga nie trway duej ni kilka minut, czyli do kwadrans po dwunastej. Nyberg przyjecha o p do pierwszej. Nieznany czowiek przebywa w zakadzie przez czterdzieci minut. Obecno policji go zaskoczya. To znaczy, e nie ucieka. Wyszed, bo zrobi to, co mia do zrobienia. Co to byo? Wallander powtrnie ogarn spojrzeniem pokj, tym razem jeszcze dokadniej. Co mu podpowiadao, e wanie tu musi szuka rozwizania. W prywatnym pokoju Simona Lamberga. Usiad na krzele. Przesuwa wzrokiem po cianach, biurku i pkach z ksikami. Wsta i wszed do ciemni. Zapali czerwon lamp. Wszystko byo na miejscu. Saba wo chemikaliw. Puste plastikowe kuwety, powikszalnik. Wrci do biurka i sta pogrony w mylach. Po chwili, sam nie wiedzc czemu, podszed do pki i wczy radio.

Zabrzmiaa oguszajca muzyka. Spojrza na odbiornik. Natenie dwiku pozostao niezmienione. Ale zamiast muzyki klasycznej rozbrzmiewa ywioowy hard rock. Wallander mgby przysic, e ani Nyberg, ani nikt z jego ekipy nie zmieni stacji. Nigdy niczego nie dotykali, o ile to nie byo absolutnie konieczne. Wczenie radia tylko po to, eby posucha muzyki podczas pracy, w ogle nie wchodzio w rachub. Wallander wyj z kieszeni chusteczk i wyczy aparat. Moga to zrobi tylko jedna osoba. Nieznany mczyzna zmieni stacj. Ciekawe, dlaczego to zrobi. *** O dziesitej rano rozpoczo si wreszcie zebranie grupy dochodzeniowej. Opnienie spowodowaa wizyta Wallandera u dentysty. Pojawi si z prowizork na zbie, spuchnitym policzkiem i wielkim plastrem u nasady wosw. Dawa mu si we znaki brak snu. Ale jeszcze bardziej dokucza mu niepokj. Mina doba, od kiedy Hilda Walden znalaza martwego fotografa. Wallander rozpocz zebranie od opisu obecnego stanu ledztwa. Nastpnie zda dokadn relacj z zaj ubiegej nocy. - Musimy naturalnie wyjani, kim jest nieznany mczyzna i czego szuka w zakadzie - powiedzia na zakoczenie. - Sdz jednak, e moemy poegna si z myl, i chodzi o zwyke wamanie i sprawc, ktry straci panowanie nad sob. - Dziwna jest ta zmiana stacji - zauway Svedberg. - Czy w aparacie radiowym mogo co by? - Badalimy to - odpar Nyberg. - Zdjcie obudowy wymaga odkrcenia omiu rub. Byy nieruszone. Obudowy nie zdejmowano od czasu, kiedy radio byo fabrycznie nowe. Gwki rub s nadal pokryte lakierem. - S inne dziwne rzeczy - doda Wallander. - Nie zapominajmy o albumie ze zdeformowanymi twarzami. Z tego, co mwi wdowa, wynika, e Simon Lamberg mia wiele tajemnic. Myl, e musimy sobie stworzy jaki jego obraz, dotrze do tego,

kim waciwie by. Nie ma wtpliwoci co do tego, e to, co ukazywa na zewntrz, nie zgadza si z tym, co skrywa w rodku. Uprzejmy, maomwny i pedantyczny fotograf by w rzeczywistoci kim innym. - Ciekawe, czy jest kto, kto go zna lepiej - wtrci Martinsson. - Jeeli nie mia przyjaci. Wyglda na to, e nie. - Mamy tych astronomw w Lund - przypomnia Wallander. - Sprzedawcw, ktrych kiedy zatrudnia. Trzeba si z nimi skontaktowa. Nie da si spdzi caego ycia w Ystad, nie znajc nikogo. Co do Elisabeth Lamberg, to jej przesuchanie jest zaledwie w pocztkowej fazie. Jednym sowem, mamy co robi. Wszystkie dziaania musz przebiega rwnolegle. E- Rozmawiaem z Backmanem - odezwa si Svedberg. - Miae racj, ju nie spa. Kiedy wszedem na gr, ona rwnie bya na nogach. Miaem wraenie, e jest rodek dnia, a nie czwarta rano. Niestety nie potrafi opisa mczyzny, ktry na ciebie napad. Powiedzia tylko, e mia kurtk trzy czwarte, prawdopodobnie ciemnoniebiesk. - Nie potrafi nawet opisa jego wzrostu? Koloru wosw? - Wszystko stao si tak szybko. Backman powiedzia tylko to, czego by pewien. - Jedno wiemy na pewno - zauway Wallander. - Bieg znacznie szybciej ode mnie. Wedug mnie jest redniego wzrostu i dosy mocno zbudowany. No i ma lepsz kondycj ni ja. Moe by w moim wieku. Ale to tylko niejasne wraenie, nie mona si na nim opiera. Nadal czekali na wstpny raport z zakadu medycyny sdowej w Lund. Nyberg mia si zwrci do laboratorium kryminalistycznego, eby porwnali odciski palcw z posiadanymi w rejestrze. Czekao ich mnstwo pracy i Wallander chcia jak najszybciej zakoczy zebranie. Rozeszli si o jedenastej. Ledwie wszed do pokoju, rozleg si telefon. Dzwonia Ebba z recepcji. - Masz gocia - zawiadomia. - Nazywa si Gunnar Larsson. Przyszed w sprawie Lamberga. - Nie moe pj do kogo innego? - Zaley mu na rozmowie z tob. - Kto to taki?

- Pracowa kiedy u Lamberga. Wallander natychmiast zmieni zdanie. Rozmow z wdow przeoy na pniej. - Wyjd po niego - powiedzia. Gunnar Larsson by po trzydziestce. Usiedli w pokoju Wallandera. Inspektor zaproponowa mu kaw, ale tamten podzikowa. - Dobrze, e pan sam si zgosi - rzek Wallander. - Prdzej czy pniej i tak bymy do pana dotarli. W ten sposb oszczdzamy duo czasu. Otworzy swj notes. - Pracowaem u Lamberga sze lat - zacz Larsson. - Wymwi mi mniej wicej cztery lata temu. Po mnie ju chyba nikogo nie zatrudnia. - Dlaczego pana zwolni? - Twierdzi, e nie sta go ju na pracownika. Wierz, e tak byo. Waciwie si tego spodziewaem. Nie byo tam pracy dla dwch osb. Lamberg nie prowadzi sprzeday aparatw ani akcesoriw fotograficznych, wic obroty nie byy zbyt due. Zreszt w cikich czasach ludzie nie chodz tak czsto do fotografa. - Pracowa pan u niego cae sze lat. To znaczy, e cakiem dobrze go pan zna? - I tak, i nie. - Zacznijmy od tego pierwszego. - By zawsze uprzejmy i sympatyczny. W stosunku do wszystkich. Do mnie, do klientw. Mia niewyczerpan cierpliwo do dzieci. I bardzo pilnowa porzdku. Wallanderowi nagle przyszo co na myl. - Czy uwaa pan, e by dobrym fotografem? - W swojej dziedzinie tak. Robi konwencjonalne zdjcia, bo takich chc klienci, i w tym by dobry. Zawsze bardzo dokadny. Nie by oryginalny, bo nie odczuwa takiej potrzeby. Wtpi, eby mia jakiekolwiek artystyczne ambicje. W kadym razie nigdy ich nie ujawnia. Wallander skin gow. - Odnosz wraenie, e by do bezbarwn postaci. Czy mam racj?

- Owszem. - Co pan mia na myli, mwic, e go pan nie zna? - By najbardziej zamknitym w sobie czowiekiem, jakiego spotkaem w yciu. - Pod jakim wzgldem? - Nigdy nic o sobie nie mwi. Nie okazywa adnych uczu. Nie przypominam sobie, eby kiedykolwiek si dzieli osobistymi wraeniami. Z pocztku prbowaem z nim troch rozmawia. - O czym? - O pogodzie. Ale wkrtce daem za wygran. - Nie mwi nawet o tym, co si dzieje na wiecie? - Mia chyba bardzo konserwatywne pogldy. - Dlaczego pan tak myli? Gunnar Larsson wzruszy ramionami. - Tak tylko myl. Zreszt nie sdz, eby w ogle czyta gazety. Tu si mylisz, pomyla Wallander. On czyta gazety. I przypuszczalnie interesowa si polityk midzynarodow. Swoje pogldy prezentowa w albumie, jakiego nikt chyba do tej pory nie oglda. - Dziwia mnie jeszcze jedna rzecz - cign Gunnar Larsson. - Przez sze lat pracy nigdy nie widziaem jego ony. Nigdy oczywicie nie byem u nich w domu. Z czystej ciekawoci wybraem si pewnej niedzieli, eby zobaczy, gdzie mieszkaj. - Nie zna pan wic rwnie ich crki? Gunnar Larsson spojrza na Wallandera pytajcym wzrokiem. - Oni mieli dzieci? - Nie wiedzia pan? - Ale skd. - Maj crk Matyld. Wallander nie wspomnia o jej upoledzeniu. Gunnar Larsson najwyraniej nie mia pojcia o istnieniu crki. Wallander pooy piro na biurku.

- Co pan myla, dowiedziawszy si o jego mierci? - Nie mogem tego poj. - Czy przyszoby panu do gowy, e moe go co takiego spotka? - Teraz mi te nie przychodzi. Kto mgby mie powd, eby go zamordowa? - To wanie staramy si wyjani. Przez twarz Larssona przemkn wyraz zakopotania. Jak gdyby nie mg si zdecydowa, co ma powiedzie. - Chciaby pan co doda? - zapyta agodnie Wallander. - Czy tak? - Chodziy suchy - zacz niepewnie Larsson. - Mwiono, e Simon Lamberg gra. - Gra na czym? - Gra. Na pienidze. Kto go widzia na Jagersro1. - Suchy na ten temat? Kady moe chodzi na Jagersro. - Podobno regularnie bywa w nielegalnych klubach. W Malmo i w Kopenhadze. Wallander zmarszczy czoo. - Gdzie pan to sysza? - W takim maym miecie jak Ystad syszy si rne rzeczy. Wallander wiedzia a za dobrze, e Larsson mwi prawd. - Mwiono, e ma due dugi. - A mia? - Nie wtedy, kiedy u niego pracowaem. Miaem wgld w jego ksigi. - Mg przecie mie prywatnych wierzycieli? Wpa w rce lichwiarzy? - O tym nic nie wiem. - Pogoski zawsze si gdzie rodz - powiedzia Wallander po chwili namysu.
1

Tor wycigw konnych pod Malmo (przyp. tum.).

- To byo naprawd dawno - odpar Gunnar Larsson. - Nie pamitam ju, gdzie i kiedy usyszaem to po raz pierwszy. - Widzia pan kiedy album, ktry Lamberg przechowywa w biurku? - Nigdy nie zagldaem do jego biurka. Wallander by przewiadczony, e Larsson mwi prawd. - Mia pan wasne klucze, kiedy pan pracowa u Lamberga? - Tak. - Co si z nimi stao po pana zwolnieniu? - Oddaem je oczywicie Lambergowi. Wallander skin gow. Niewiele si wyjanio. Im wicej rozmawia o Simonie Lambergu, tym bardziej wydawa mu si zagadkowy. Zanotowa adres i telefon Gunnara Larssona i odprowadzi go do recepcji. W powrotnej drodze wstpi do jadalni po kubek kawy. Wszed do pokoju i wyczy telefon. Dawno ju nie by w takiej rozterce. Gdzie tu si zwrci w poszukiwaniu rozwizania? Wszdzie widzia tylko luno wiszce koce. Mimo e stara si o tym nie myle, co chwila stawaa mu przed oczami jego wasna znieksztacona twarz wklejona do albumu ze zdjciami. Lune koce nigdzie si ze sob nie czyy. Spojrza na zegarek. Dochodzia dwunasta. Poczu gd. Za oknem wzmaga si szum wiatru. Wczy telefon i natychmiast rozleg si sygna. Nyberg informowa, e zakoczyli ekspertyz techniczn i nie wykryli niczego szczeglnego. Teraz mona ju wej do pozostaych pomieszcze. Wallander usiad przy biurku i stara si przeanalizowa dotychczas znane fakty. W mylach prowadzi dialog z Rydbergiem, zorzeczc na jego nieobecno, jak powinienem teraz postpi? W jaki sposb i dalej? Krcimy si w kko po omacku. Przejrza swoje notatki. Prbowa wyuska ukryt w nich tajemnic. Ale nic tam nie byo. Zirytowany cisn notatnik na biurko. Bya za kwadrans pierwsza. Powinien pj co zje. Po poudniu czekaa go kolejna rozmowa z Elisabeth Lamberg.

jestem zbyt niecierpliwy, pomyla. Przecie od zabjstwa Simona Lamberga mina zaledwie doba. Rydberg z pewnoci by si z tym zgodzi. Wallander zdawa sobie spraw, e brakuje mu cierpliwoci. Woy kurtk i zabiera si do wyjcia. W tej samej chwili otworzyy si drzwi i wszed Martinsson. Po wyrazie jego twarzy wida byo, e zaszo co wanego. Martinsson przystan w drzwiach. Wallander przyglda mu si w napiciu. - Nie schwytalimy w nocy czowieka, ktry ci zaatakowa - powiedzia Martinsson. - Ale kto go zauway. Martinsson wskaza na wiszc na cianie map Ystad. - Napad na ciebie na rogu Aulingatan i Gioddesgrand. Potem prawdopodobnie ucieka Herrestadsgatan i skrci na pnoc. Zaraz po tym, jak ci uderzy, widziano go w pobliskim ogrodzie przy Timmermansgatan. - Jak to widziano? Martinsson wyj z kieszeni swj niewielki notes i zacz przewraca kartki. - Mieszka tam moda rodzina Simovicw. Kobieta nie spaa, bo karmia trzymiesiczne niemowl. W pewnej chwili wyjrzaa do ogrodu i zobaczya w mroku jak posta. Natychmiast obudzia ma, ale kiedy ten przyszed, posta ju znikna. M uzna, e co jej si przywidziao. Kobieta daa si przekona i posza si pooy. Przypomniaa sobie o tym zdarzeniu, bdc dzisiaj w ogrodzie. Podesza do miejsca, gdzie, jak si jej wydawao, kto w nocy chodzi. Naley doda, e ju syszaa o zabjstwie Lamberga. Ystad jest na tyle mae, e rodzina Simovicw te si fotografowaa w jego zakadzie. - Nie moga jednak sysze o nocnej obawie - zaprotestowa Wallander. - Na ten temat nie byo informacji. - Zgadza si - przytakn Martinsson. - Dlatego powinnimy si cieszy, e si w ogle odezwaa. - Moe nam poda jaki rysopis?

- Widziaa tylko cie. Nic wicej. Wallander spojrza na niego ze zdziwieniem. - Wic co to jest warte? - Niewiele. Gdyby nie fakt, e znalaza co na ziemi. Przysza przed chwil, eby to odda. Ley na moim biurku. Poszli do pokoju Martinssona. Na biurku lea psaterz. - Znalaza w ogrodzie psaterz? - zapyta z niedowierzaniem Wallander. - Zgadza si. Z Kocioa Szwecji. - Dlaczego pani Simovic go tu przyniosa? - Syszaa o zabjstwie. Zauwaya w nocy jak posta w swoim ogrodzie. M j przekona, e to przywidzenie. A nazajutrz znalaza w ogrodzie psaterz. Wallander pokrci powoli gow. - Nie jest powiedziane, e to ten sam czowiek. - Mimo to wiele za tym przemawia. Ilu ludzi krci si w Ystad po nocy w cudzych ogrodach? W dodatku po miecie kursoway nocne patrole. Rozmawiaem z kim z takiego patrolu. Wiele razy przejedali przez Timmermansgatan. W takiej sytuacji ogrd to dobra kryjwka. Wallander musia przyzna mu racj. - Psaterz - powtrzy. - Kto, do cholery, nosi ze sob w rodku nocy psaterz? - I gubi go w ogrodzie, po tym jak napad na policjanta - doda Martinsson. - Niech Nyberg obejrzy ten modlitewnik - poleci Wallander. - I podzikuj rodzinie Simovicw za pomoc. Sta ju w drzwiach pokoju Martinssona, kiedy przyszo mu co na myl. - Kto si zajmuje przyjmowaniem informacji od ludzi? - Hansson. Ale chyba jeszcze nic si nie dzieje.

- O ile w ogle si zacznie dzia - rzek z powtpiewaniem Wallander. Podjecha do kawiarni koo przystanku autobusowego i zjad tam kilka kanapek. Psaterz by zagadkowym odkryciem, ktre w aden sposb nie pasowao do ledztwa w sprawie mierci fotografa. Wallander czu si naprawd zdezorientowany. Poruszali si na olep w poszukiwaniu jakiego punktu oparcia.

*** Po posiku w kawiarni Wallander uda si na Lavendelvagen. Podobnie jak poprzednio drzwi otworzya Karin Fahlman. Jednak tym razem Elisabeth Lamberg nie odpoczywaa w swoim pokoju. Czekaa na Wallandera w salonie. Znw uderzya go jej blado. Odnis wraenie, e nie jest tylko reakcj na zabjstwo ma, lecz tkwi gdzie gboko w niej, i to od bardzo dawna. Usiad naprzeciwko niej. Obrzucia go badawczym spojrzeniem. - Wci jeszcze niczego nie udao si ustali - zacz. - Wiem, e robicie, co w waszej mocy. Nie by pewien, co ona ma na myli. Czy to subtelna krytyka ich pracy? Czy rzeczywicie myli to, co mwi? - Jestem u pani ju drugi raz - powiedzia. - Nie mog obieca, e to ostatnia wizyta. Wci si pojawiaj nowe pytania. - Odpowiem na nie w miar monoci. - Tym razem przyszedem nie tylko po to, aby zadawa pytania. Chciabym rwnie wej do pokoju ma. Kiwna gow bez sowa. Wallander postanowi od razu przej do rzeczy. - Czy m mia jakie dugi? - Nic o tym nie wiem. Dom jest spacony. W zakad inwestowa, tylko biorc krtkoterminowe kredyty. - Czy mg mie jakie kredyty, o ktrych pani nie wiedziaa?

- Oczywicie. Jak ju panu wyjaniaam, ylimy pod tym samym dachem, ale zupenie osobno. Zreszt on by bardzo tajemniczy. - Co znaczy tajemniczy? Nadal nie bardzo to rozumiem. Spojrzaa na niego uwanie. - Co znaczy tajemniczy czowiek? Moe powinnam raczej powiedzie zamknity w sobie? Nigdy nie byo wiadomo, czy rzeczywicie mwi to, co myli. Czy te myli zupenie co innego. Mogam sta tu obok niego i mie uczucie, e on przebywa gdzie daleko. Kiedy si umiecha, nie zawsze wiedziaam, co znaczy ten umiech. Nigdy nie byam pewna, kim on waciwie jest. - To musiao by niezwykle trudne - przyzna Wallander. - Ale przecie nie zawsze taki by? - Bardzo si zmieni. Zacz si zmienia po przyjciu na wiat Matyldy. - Dwadziecia cztery lata temu? - Moe nie od razu. Powiedzmy dwadziecia lat. Z pocztku mylaam, e cierpi z powodu losu Matyldy. Pniej ju nie byam tego pewna. Jeszcze zanim si pogorszyo. - Pogorszyo? - Jakie siedem lat temu. - Co wtedy zaszo? - Waciwie nie wiem. Wallander powrci do pytania. - Jeeli dobrze zrozumiaem, to siedem lat temu co si wydarzyo? Co, co radykalnie odmienio ma? - Tak, wanie. - I nie ma pani pojcia, co to byo? - Moe troch. Kadej wiosny m zostawia pracownika samego na dwa tygodnie. Udawa si w podr autokarem do Europy. - Pani mu nie towarzyszya?

- Chcia jedzi sam. Zreszt i ja nie miaam na to ochoty. Jeeli wyjedaam, to w towarzystwie przyjaciek. W zupenie innym kierunku. - Co si wtedy wydarzyo? - Tamtym razem jecha do Austrii. Wrci odmieniony. By oywiony i smutny zarazem. Na moje pytanie zareagowa wybuchem wciekoci, jednym z niewielu, jakich u niego widziaam. Wallander zacz notowa. - Kiedy to miao miejsce? - W 1981 roku, w lutym lub marcu. Podr zaczynaa si w Sztokholmie, ale Simon dosiad si w Malmo. - Nie pamita pani przypadkiem, jak si nazywao biuro podry, ktre organizowao wyjazd? - Chyba Markresor. Zazwyczaj jedzi z nimi. Wallander zanotowa nazw biura i schowa notes do kieszeni. - Chciabym si teraz nieco rozejrze. Przede wszystkim po jego pokoju. - Zajmowa dwa, sypialni i pokj do pracy. Oba pomieszczenia leay w suterenie. Wallander rzuci okiem na sypialni i otworzy stojc tam szaf. Pani Lamberg staa za nim i przygldaa si temu, co robi. Nastpnie przeszli do przestronnego pokoju do pracy. Wzdu cian biegy pki z ksikami. Znajdowa si tam jeszcze pokany zbir pyt, wysuony fotel do czytania i due biurko. Wallandera uderzya nagle pewna myl. - Czy pani m by religijny? - Nie - powiedziaa zdziwiona. - Nie sdz. Wallander przebieg wzrokiem po grzbietach ksiek. Literatura pikna w rnych jzykach, pozycje fachowe z rozmaitych dziedzin. Wiele pek zawierao ksiki o tematyce astronomicznej. Wallander usiad przy biurku. Mia ze sob pk kluczy od Nyberga. Otworzy pierwsz szuflad. ona Lamberga usiada w fotelu.

- Jeeli woli pan by sam, to wyjd - rzeka. - Nie trzeba. Ogldziny pokoju zajy mu kilka godzin. Pani Lamberg przygldaa mu si przez cay czas z fotela. Nie znalaz nic, co mogoby wpyn na bieg ledztwa. Co si wydarzyo siedem lat temu, w czasie podry do Austrii, pomyla. Ale co? Okoo p do szstej da za wygran. ycie Simona Lamberga wydawao si absolutnie hermetyczne. W aden sposb nie mg go przenikn. Zeszli z powrotem na parter. W gbi migna posta Karin Fahlman. Wokoo panowaa cisza. - Znalaz pan to, czego pan szuka? - zapytaa Elisabeth Lamberg. - Szukam waciwie jakiej wskazwki, ktra pozwoliaby nam odnale zabjc pani ma i zrozumie jego motyw. Dotychczas nic nie znalazem. Poegna si i wrci do komendy. Nada wia ostry wiatr. Zzibnity Wallander zastanawia si, nie wiadomo po raz ktry, kiedy nadejdzie wiosna. *** Przed budynkiem komendy spotka Pera Akesona. Weszli do recepcji i Wallander zda mu relacj ze stanu ledztwa. - Nie macie zatem adnego konkretnego tropu? - zapyta Akeson, gdy Wallander umilk. p- Nie - przyzna Wallander. - Wci nie wiemy w ktr stron si obrci. Wskazwka kompasu krci si w kko. Akeson poszed do siebie. Wallander wpad w korytarzu na Svedberga. Wanie mia do niego spraw, poprosi go wic do swojego pokoju. Svedberg usiad na krzele z uszkodzon porcz. - Powiniene zmieni krzeso - powiedzia. - Sdzisz, e s na to fundusze? Wallander zerkn do notesu, ktry mia przed sob.

- Chciabym ci prosi o dwie rzeczy. Po pierwsze, zorientuj si, czy w Sztokholmie jest biuro podry, ktre si nazywa Markresor. Simon Lamberg pojecha z nimi do Austrii w lutym lub w marcu 1981 roku. Sprbuj si czego dowiedzie o tej podry. Najlepiej by byo, gdyby si udao wytrzasn list pasaerw. - Dlaczego ci na tym zaley? - Podczas tej podry musiao si co wydarzy. Wiem od pani Lamberg, e jej m wrci zupenie odmieniony. Svedberg zanotowa otrzymane polecenia. - Jeszcze jedno - doda Wallander. - Trzeba si dowiedzie, gdzie jest ich crka, Matylda. Przebywa w zakadzie dla ciko upoledzonych, ale nie wiadomo w ktrym. - Nie zapytae o to? - Wyleciao mi z gowy. Widocznie oberwaem w nocy mocniej, ni mi si wydawao. - Odnajd j - rzek Svedberg, zbierajc si do wyjcia. Omal si nie zderzy w drzwiach z wchodzcym Hanssonem. - Chyba na co wpadem - zakomunikowa Hansson. - Mczyo mnie to od duszego czasu. Simon Lamberg nigdy nie mia do czynienia z wymiarem sprawiedliwoci, ale pamitam go w zwizku z pewn spraw. Wallander i Svedberg czekali w napiciu. Znali Hanssona i wiedzieli, e ma dobr pami. - W kocu sobie przypomniaem - cign Hansson. - Jaki rok temu Lamberg napisa kilka skarg na policj. - Zaadresowa je do Bjorka, mimo e adna z nich nie dotyczya waciwie policji w Ystad. Jedna odnosia si do Kajsy Stenholm i dotyczya sprawy, ktrej dalszy cig rozegra si tutaj ubiegej wiosny, sprawy zabjstwa Bengta Alexanderssona. Ty si tym zajmowae - zwrci si do Wallandera. - Moe to chocia czciowo wyjania, dlaczego twoja twarz znalaza si w jego dziwnym albumie. Wallander skin gow. Kto wie, czy Hansson nie ma racji. Tylko e to nic nie wnosi do ledztwa.

By w gbokiej rozterce. Nie mieli si czego chwyci. Sprawca pozostawa tylko umykajcym cieniem. Trzeciego dnia ledztwa zmienia si pogoda. Kiedy Wallander obudzi si wypoczty o p do szstej, do sypialni zagldao soce. Termometr w kuchni wskazywa siedem stopni. Zdawao si, e wreszcie nadesza wiosna. Kurt przeglda si w lustrze w azience. Lewy policzek mia spuchnity i zabarwiony na niebiesko. Delikatnie odklei plaster u nasady wosw i rana od razu zacza krwawi. Zaoy nowy opatrunek. Dotkn jzykiem prowizorycznego wypenienia zba. Nadal czu w ustach pewien dyskomfort. Wzi prysznic i si ubra. Zirytowany widokiem stosu brudnych ubra zszed do pralni i zarezerwowa termin prania. Nie pojmowa, jak w tak krtkim czasie moe si nazbiera tyle brudw. Zazwyczaj do pralni chodzia Mona. Na myl o niej poczu ukucie. Usiad przy stole w kuchni i przeglda gazet. Duo miejsca powicono zabjstwu Lamberga. Przeczyta wypowied Bjorka i z aprobat pokiwa gow. Bjork dobrze to uj. Powiedzia jak jest, bez zbdnych spekulacji. Kwadrans po szstej Wallander wyszed do komendy. Zebranie grupy dochodzeniowej wyznaczyli dopiero na koniec dnia. Do tej pory wszyscy mieli pene rce roboty Metodyczne sprawdzanie Simona Lamberga, jego zwyczajw, otoczenia i przeszoci wymagao czasu. Wallander postanowi zbada, czy pogoski o zwizkach Simona Lamberga ze wiatem nielegalnego hazardu, o ktrych wspomina Gunnar Larsson, s prawdziwe. W tym celu zdecydowa si wykorzysta swoje dawne kontakty. Mia pojecha do Malmo i spotka si z czowiekiem, ktrego nie widzia od czterech lat. Wiedzia, gdzie najprdzej go zastanie. Poszed do recepcji, przejrza list nieodebranych telefonw i uzna, e nie byy specjalnie wane. Potem uda si prosto do Martinssona, ktry zawsze wczenie przychodzi. Martinsson ju siedzia przed komputerem. - Jak idzie? - spyta Wallander. Martinsson potrzsn gow. - Simon Lamberg musia by najbardziej wzorowym obywatelem, jakiego mona sobie wyobrazi - odrzek. - Ani jednej plamki, ani jednego mandatu. Zero. - Chodz pogoski, e gra hazardowo - poinformowa go Wallander. - W dodatku nielegalnie. Mwi, e mia dugi. Sprbuj to wyjani przed poudniem. Jad teraz do Malmo.

- Ale mamy pogod - powiedzia Martinsson, nie odrywajc wzroku od ekranu. - Rzeczywicie - zgodzi si Wallander. - Mona znw mie nadziej. Zrobio si jeszcze cieplej. W drodze do Malmo odczuwa rado na myl o przemianie, jaka niebawem nastpi w przyrodzie. Wkrtce jednak powrci mylami do ledztwa. W dalszym cigu nie posuwao si do przodu. Nie znaleli adnego motywu. mier Simona Lamberga bya zagadkowa. Fotograf, ktry prowadzi spokojne ycie. Czowiek, ktry przey dramat w zwizku z przyjciem na wiat ciko upoledzonej crki. I na dodatek y w separacji z on. Nic nie wskazywao na to, e kto mgby chcie roztrzaska mu gow straszliwym ciosem. Siedem lat temu, podczas autokarowej wycieczki do Austrii, co si wydarzyo. Co, co zupenie go odmienio. W drodze do Malmo Wallander zastanawia si nad tajemnic Lamberga. Caa jego posta bya nieostra. Zarwno jego ycie, jak i charakter byy tajemnicze. Dotar do Malmo tu przed sm. Pojecha prosto do garau na tyach hotelu Savoy. Wszed do hotelu gwnym wejciem i skierowa si do restauracji. Mczyzna, ktrego szuka, siedzia samotnie przy stoliku, pogrony w lekturze gazety. Wallander podszed bliej. Mczyzna drgn i spojrza w gr. - Kurt Wallander - stwierdzi. - Czy jest pan tak godny, e musi pan przyjecha do Malmo, eby zje niadanie? - Twoja pokrtna logika nic a nic si nie zmienia - odpar Wallander. Przysiad si do stolika i nala sobie kawy. Po raz pierwszy zetkn si z Peterem Linderem, czowiekiem, ktry siedzia naprzeciwko, ponad dziesi lat temu. Byo to w poowie lat siedemdziesitych. Wallander wanie rozpocz sub w Ystad. Zrobili wtedy nalot na nielegalny klub gier hazardowych, mieszczcy si w lecym na odludziu gospodarstwie pod Hedeskog. Dla wszystkich byo oczywiste, e dziaalnoci klubu kierowa Peter Linder. To on zgarnia wielkie pienidze. Ale na procesie Linder zosta uniewinniony. Caa sfora adwokatw rzucia si na przygotowany przez prokuratora akt oskarenia i Linder opuci sd jako wolny czowiek. Pienidzy nie odzyskano, bo nie zdoano ustali, gdzie je ukry. Kilka dni po zwolnieniu Linder pojawi si niespodziewanie w komendzie i zada rozmowy z Wallanderem.

Skary si na ze traktowanie przez szwedzki system sprawiedliwoci. Wallander wpad w zo. - Wszyscy wiedz, e to twoja sprawka - wygarn. - Jasne, e moja - rzek na to Peter Linder. - Ale oskaryciel nie mia dostatecznych dowodw, eby mnie skaza. Tym samym mam takie samo prawo jak kady inny skary si na niewaciwe traktowanie. Wallandera zamurowao w obliczu takiej bezczelnoci. Po tym wydarzeniu nie sysza o Linderze przez jaki rok. Pewnego dnia dosta anonim z informacj o kolejnym nielegalnym salonie gry w Ystad. Tym razem udao si doprowadzi do skazania wacicieli. Wallander domyla si od pocztku, e anonim wysa Peter Linder. Poniewa przy pierwszym spotkaniu Linder napomkn, e zawsze je niadanie w Savoyu, inspektor go tam odszuka. Ten z umiechem wypar si autorstwa listu. Obaj wiedzieli, jak byo naprawd. - Wanie czytam, jak niebezpieczne jest ycie fotografw w Ystad - oznajmi Linder. - Nie bardziej ni gdzie indziej. - A co z salonami gier? - Chyba na razie mamy z tym spokj. Peter Linder si umiechn. Mia niezwykle niebieskie oczy. - Moe powinienem z powrotem zainstalowa si w Ystad. Co pan o tym sdzi? - Znasz moje zdanie - odpar Wallander. - Tym razem na pewno ci wsadzimy. Peter Linder potrzsn gow. Umiecha si. Wallandera to zirytowao, ale nic nie da po sobie pozna. - Przyjechaem do ciebie w zwizku z zabjstwem tego fotografa. - Robi sobie zdjcia tylko u krlewskiego fotografa w Malmo. By nadwornym fotografem w Sofiero2, jeszcze za starego krla. Jest znakomity.

Letnia rezydencja Gustawa Adolfa VI (przyp. tum.).

- Wystarczy, jak bdziesz odpowiada na moje pytania - przerwa mu Wallander. - Czy to przesuchanie? - Nie. Ale wpadem na gupi pomys, eby zwrci si do ciebie. A na drugi, jeszcze gupszy, e moe zechcesz mi pomc. Peter Lindberg rozoy ramiona w zapraszajcym gecie. - Simon Lamberg - cign Wallander. - Fotograf. Chodziy suchy e gra hazardowo o due pienidze. Nie zawsze legalnie. Tutaj i w Kopenhadze. Podobno by zaduony po uszy. - Pogoski s co warte tylko wtedy, jeeli przynajmniej w pidziesiciu procentach odpowiadaj prawdzie - zauway filozoficznie Peter Linder. - Czy w tym wypadku tak jest? - Miaem nadziej, e potrafisz to wyjani. Syszae o nim? Peter Linder zastanawia si przez chwil. - Nie - odpar. - Ale jeli cho poowa tych zarzutw jest prawdziwa, powinienem by o nim sysze. - Jeste pewien, e jego nazwisko nie mogo ci umkn? - W adnym razie. To nie wchodzi w rachub. - Czyby wszystko wiedzia? - O nielegalnych salonach gier na poudniu Szwecji bez wtpienia tak. I jeszcze co nieco o filozofii staroytnej i mauretaskiej architekturze. Niewiele wicej. Wallander nie zaprzecza. Pamita, e Peter Linder zrobi w przeszoci byskawiczn karier akademick. Pewnego dnia, bez adnego uprzedzenia, odszed z uniwersytetu i w krtkim czasie sta si wacicielem salonu gier hazardowych. Wallander dopi kaw. - Jakby co sysza, bd wdziczny za anonim. - Popytam w Kopenhadze - obieca Linder. - Chocia wtpi, ebym si czego dla ciebie dowiedzia.

Wallander skin gow i szybko wsta. Nie mg si przemc, eby poda Linderowi rk na poegnanie. *** Wallander wrci do komendy okoo dziesitej. Kilku policjantw pio kaw na zewntrz, grzejc si w wiosennym socu. Inspektor zajrza do pokoju Svedberga. Pusto. Nie zasta rwnie Hanssona. Tylko niestrudzony Martinsson nadal siedzia przy komputerze. - Jak poszo w Malmo? - zapyta. - Niestety, pogoski s faszywe - odpar Wallander. - Niestety? - Owszem, bo mielibymy przynajmniej jaki motyw. Dugi, nasany bandyta. Co w tym rodzaju by si przydao. - Svedberg dowiedzia si z rejestru spek, e biuro podry Markresor ju nie istnieje. Pi lat temu poczyli si z jak inn firm, a kilka lat pniej zbankrutowali. Stare listy pasaerw raczej przepady Moe udaoby si odnale kierowc. Jeeli yje. - Gdzie go szuka? - Nie wiem. - A gdzie Hansson i Svedberg? - Svedberg grzebie si w finansach Lambergw. Hansson przesuchuje ssiadw. Nyberg awanturuje si z pracownikiem, ktry zapodzia gdzie odcisk stopy. - Jak mona zgubi odcisk stopy? - Tak samo jak mona zgubi psaterz w ogrodzie. Martinsson ma racj, pomyla Wallander. Wszystko mona zgubi. - Zgaszaj si jacy ludzie z informacjami? - Jak dotd tylko rodzina Simovicw. Reszta si nie liczy. Ale moe co jeszcze bdzie. Ludzie potrzebuj troch czasu.

- Co z kierownikiem banku, Backmanem? - To wiarygodny wiadek. Ale powiedzia ju wszystko, co wie. - A sprztaczka? Hilda Walden? - Tak samo. Wallander opar si o futryn drzwi. - Kto go zabi, do jasnej cholery? Z jakiego powodu? - Kto zmienia stacj w radiu? I biega w rodku nocy po miecie z psaterzem w kieszeni? Pytania zawisy w powietrzu. Wallander wrci do swojego pokoju. Nie mg sobie znale miejsca. Spotkanie z Peterem Linderem uwiadomio mu, e nie ma co liczy na znalezienie rozwizania w wiecie nielegalnego hazardu. Co pozostaje? Usiad przy biurku i po raz kolejny zrobi pisemne podsumowanie znanych faktw. Zajo mu to ponad godzin. Przeczyta to, co napisa. Coraz bardziej skania si ku hipotezie, e Lamberg sam wpuci zabjc do rodka. Musia zna tego czowieka i mie do niego zaufanie. Wdowa prawdopodobnie nie wie, o kogo chodzi. Z rozmyla wyrwao go pukanie do drzwi. - Zgadnij, gdzie byem - powiedzia Svedberg, wchodzc. Wallander potrzsn gow. Nie mia nastroju do zgadywania. - Matylda Lamberg przebywa w zakadzie opieki koo Rydsgardu. To blisko, wic postanowiem tam pojecha. - Widziae Matyld? Svedberg od razu spowania. - To straszny widok - powiedzia. - Jest ciko upoledzona. - Nie musisz opowiada - przerwa Wallander. - Mog sobie wyobrazi. - Zdarzyo si co dziwnego - cign Svedberg. - Rozmawiaem z kierowniczk zakadu. Mia kobieta, taka cicha bohaterka naszych czasw. Pytaem j, jak czsto Simon Lamberg odwiedza crk. - I co?

- Nie by tam ani razu przez te wszystkie lata. Wallander nic nie odpowiedzia. Poczu niesmak. - Elisabeth Lamberg przychodzia raz w tygodniu. Zwykle w soboty Ale nie to byo dziwne. - Wic co? - Kierowniczka powiedziaa, e Matyld odwiedzaa jeszcze jedna kobieta. Zjawiaa si od czasu do czasu. Nieregularnie. Nikt nie wiedzia, jak si nazywa. Wallander zmarszczy czoo. Nieznana kobieta. Nagle ogarna go absolutna pewno. Nie wiedzia dlaczego. Pewno, e trafili na waciwy trop. - wietnie - powiedzia. - Znakomicie. Postaraj si skrzykn ludzi na zebranie. *** O p do dwunastej grupa dochodzeniowa zebraa si w komplecie. Przybyli z rnych stron i wydawao si, e pikna pogoda naadowaa wszystkich now energi. Przed samym zebraniem Wallander otrzyma wstpny wynik badania lekarskiego. Simon Lamberg przypuszczalnie zmar przed pnoc. mier nastpia na skutek potnego ciosu w potylic i bya natychmiastowa. W ranie znaleziono odpryski stopu mosidzu, co powinno uatwi zidentyfikowanie narzdzia zbrodni. Mosina figurka lub co w tym rodzaju. Wallander zatelefonowa natychmiast do Hildy Walden z pytaniem, czy widziaa u Lamberga jaki mosiny przedmiot. Dosta przeczc odpowied, na co bardzo liczy. Mczyzna, ktry przyszed zabi Simona Lamberga, przynis ze sob narzdzie zbrodni. Co oznacza, e zabjstwo nie nastpio na skutek ktni lub jakiego nagego impulsu, lecz zostao zaplanowane. Byo to bardzo istotne spostrzeenie. Szukali teraz czowieka, ktry popeni czyn z premedytacj. Nie wiedzieli jednak, dlaczego wrci na miejsce przestpstwa. Prawdopodobnie czego zapomnia. Wallander nie mg jednak pozby si myli, e istnia jaki inny powd, ktrego jeszcze nie znaj. - Co by to miao by? - zapyta Hansson. - jeeli czego nie zapomnia, to moe wrci, eby tam co pooy? - To te wiadczyoby o roztargnieniu - wtrci Martinsson.

Powoli i systematycznie omawiali wszystko, czego si dotychczas dowiedzieli. Wci jednak sprawa bya niejasna. Wiele pyta domagao si odpowiedzi, wiele informacji uporzdkowania. Mimo to Wallander chcia porozmawia o wynikach, ktre uzyskali do tej pory. Z dowiadczenia wiedzia, e czonkowie grupy dochodzeniowej musz rwnoczenie otrzyma te same informacje, jedn z jego najwikszych wad byo to, e czsto zatrzymywa dla siebie rne fakty. Z biegiem lat troch si pod tym wzgldem poprawi. - Mamy wystarczajc ilo palcw i butw - oznajmi Nyberg. Wallander udzieli mu gosu, jak zwykle na pocztku. - I jeszcze na dodatek wyrany kciuk na modlitewniku. Nie wiem jeszcze, czy pasuje do ktrego z odciskw z zakadu. - Czy mona co powiedzie o psaterzu? - zapyta Wallander. - Wyglda na czsto uywany. Nie ma adnego podpisu ani stempla kocioa lub parafii. Wallander pokiwa gow i spojrza na Hanssona. - Nie skoczylimy jeszcze przesuchiwa ssiadw - powiedzia Hansson. - Ale nikt z tych, ktrych przesuchalimy do tej pory, nie widzia i nie sysza nic podejrzanego. adnych haasw ani w rodku, ani na ulicy. Nikt nie zauway, aby tamtego wieczoru lub wczeniej kto si krci w pobliu zakadu. Wszyscy zapewniaj, e Simon Lamberg by uroczym czowiekiem. Ale zamknitym w sobie. - S jakie telefony z informacjami od ludzi? - Cigle dzwoni. Na razie nic interesujcego. Wallander zapyta o listy w ktrych Lamberg skary si na prac policji. - Le gdzie w centrali, w Sztokholmie. Maj je odszuka. Tylko jeden odnosi si do naszego rejonu, zreszt na marginesie innych wydarze. - Nie potrafi oceni tego albumu - wyzna Wallander. - Nie wiem, czy ma on dla nas jakie znaczenie. Moe dlatego e ja w nim figuruj. Z pocztku mnie to nieprzyjemnie dotkno. Teraz ju sam nie wiem. - S ludzie, ktrzy siedzc przy kuchennym stole, pisz paszkwile na rzdzcych powiedzia Martinsson. - Simon Lamberg nie pisa, by fotografem. Ciemnia suya mu za kuchenny st.

- By moe masz racj. Wrcimy do tego, jak bdziemy wiedzieli co wicej. - Lamberg by skomplikowanym czowiekiem - rzek Svedberg. - Sympatyczny i zamknity w sobie. Ale byo w nim co jeszcze, tylko na razie nie potrafimy tego sformuowa. - Jeszcze nie - przyzna Wallander. - Ale to si wyjani. Jak zwykle. Przeszed do relacji ze spotkania z Peterem Linderem w Malmo. - Sdz, e pogoski o Simonie Lambergu jako hazardowym graczu to tylko plotki. - Nie rozumiem, jak moesz wierzy w to, co mwi ten czowiek - zaprotestowa Martinsson. - Jest na tyle sprytny, e wie, kiedy naley mwi prawd, a kiedy kama - odpar Wallander. Nastpnie gos zabra Svedberg. Mwi o nieistniejcym biurze podry i stanowczo twierdzi, e jest moliwo odszukania kierowcy autokaru, ktry jecha do Austrii w marcu 1981 roku. - Biuro Markresor wsppracowao z firm przewozow w Alvesta - wyjani. Dowiedziaem si, e ta firma wci dziaa. - Czy to rzeczywicie ma jakie znaczenie? - powtpiewa Hansson. - Moe tak, moe nie - opar Wallander. - W kadym razie Elisabeth Lamberg nie miaa wtpliwoci, e m wrci z podry jak odmieniony. - Moe si zakocha - zasugerowa Hansson. - To dosy czste na takich wyjazdach. - Na przykad - zgodzi si Wallander i przemkno mu przez myl, czy to przypadkiem nie przytrafio si Monie w ubiegym roku na Wyspach Kanaryjskich. Zwrci si powtrnie do Svedberga. - Postaraj si odszuka kierowc. Moe si czego dowiemy. Svedberg mwi dalej o wizycie u Matyldy Lamberg. Wszystkich zbulwersowaa wiadomo, e Simon Lamberg ani razu nie odwiedzi upoledzonej crki. To, e odwiedzaa j od czasu do czasu obca kobieta, nie wzbudzio wikszego zainteresowania. Tylko Wallander by w dalszym cigu przekonany, e ona moe stanowi istotny

trop. Co prawda zupenie nie pasowaa do caoci. Postanowi jednak za wszelk cen dowiedzie si, kim jest. Pod koniec zebrania omawiali znane fakty z ycia Lamberga. Z tego, co dotd wiedzieli, wydawa si czowiekiem o uporzdkowanym yciu. Nie znaleli adnych ciemnych plam na jego przeszoci. Wallander przypomnia, e trzeba si jak najszybciej skontaktowa z amatorskim stowarzyszeniem astronomicznym w Lund, do ktrego nalea Lamberg. Podj si tego Hansson. Martinsson, ktry przeszukiwa w komputerze policyjne bazy danych, potwierdzi, e Lamberg nie figuruje w adnej z nich. Wallander zakoczy zebranie tu po pierwszej. - Oto, w jakim miejscu jestemy - podsumowa. - Nadal nie znamy motywu i nie mamy koncepcji, kim jest sprawca. Zdobylimy jednak pewno, e czyn by zaplanowany. Morderca mia ze sob bro. Wynika z tego, e moemy skreli hipotez wamania i jego nieprzewidzianych skutkw. Rozeszli si do swoich zada. Wallander postanowi pojecha do domu opieki, gdzie przebywaa Matylda Lamberg. Drczya go myl o tym, co tam zastanie. Zawsze czu si bezradny w obliczu chorb i cierpienia. Chcia si jednak dowiedzie czego wicej o nieznanej kobiecie. Wyruszy z Ystad w kierunku Rydsgard. Chon widok morza po lewej stronie drogi. Opuci szyb i jecha powoli. Ni std, ni zowd zacz myle o Lindzie, swojej osiemnastoletniej crce. Mieszkaa obecnie w Sztokholmie. Nie moga si zdecydowa, kim chce by w przyszoci. Tapicerem, fizjoterapeutk czy moe najlepiej aktork. Wynajmoway z przyjacik mieszkanie na Kungsholmen. Wallander nie by pewien, z czego Linda yje. Wiedzia tylko, e czasami kelneruje w rnych restauracjach. Kiedy wyjedaa ze Sztokholmu, mieszkaa u Mony w Malmo. Wtedy czsto, cho nieregularnie, odwiedzaa go w Ystad. Niepokoi si o ni. Jednoczenie cieszy si, e nie dostrzega w niej tego, co uwaa za swoje wady. W gbi duszy nie wtpi, e Linda da sobie w yciu rad. Mimo to nie mg si pozby uczucia niepokoju. Zjad spniony obiad w restauracji Gastgivargarden w Rydsgard. Zamwi kotlet wieprzowy. Przy stoliku obok kilku rolnikw gono rozprawiao o wadach i zaletach siewnika do nawozw. Wallander usiowa skoncentrowa si na jedzeniu. Rydberg mu zawsze powtarza, eby podczas posiku myla tylko o tym, co ma na talerzu, a po

zjedzeniu poczuje, e przewietrzy gow, tak jak wietrzy si dugo zamknity dom, wpuszczajc do rodka wiee powietrze. *** Zakad opieki lea w pobliu Rynge. Wallander znalaz go z atwoci, kierujc si wskazwkami Svedberga. Zajecha na dziedziniec i wysiad z auta. Zakad skada si ze starych i nowych budynkw. Wallander wszed do rodka gwnym wejciem. Do jego uszu doszed donony miech. Podszed do kobiety, ktra podlewaa kwiaty, i zapyta o kierowniczk zakadu. - To ja - powiedziaa z umiechem. - Margareta Johansson. Wiem, kim pan jest. Czsto widuj pana w gazetach. Dalej podlewaa kwiaty. Wallander nie zareagowa na komentarz dotyczcy jego osoby. - Suba w policji musi by nieraz czym okropnym - cigna. - Mog si z tym zgodzi - odpar Wallander. - Jednak nie chciabym y w tym kraju, gdyby nie byo policji. - Ma pan pewnie racj - odrzeka, odstawiajc dzbanek. - Przypuszczam, e przyjecha pan do nas z powodu Matyldy Lamberg? - Prawd mwic, nie. Raczej z powodu kobiety, ktra j odwiedzaa. Tej, ktra nie jest jej matk. Margareta Johansson spojrzaa na niego. Na jej twarzy malowa si cie niepokoju. - Czy ona ma co wsplnego z zabjstwem ojca Matyldy? - Bardzo wtpi. Ale ciekaw jestem, kto to moe by. Margareta Johansson wskazaa na uchylone drzwi do biura. - Moe usidziemy tam. Zaproponowaa Wallanderowi kaw, ale podzikowa. - Do Matyldy mao kto przychodzi - objania. - Kiedy czternacie lat temu zaczam tu pracowa, bya ju w zakadzie od szeciu lat. Odwiedzaa j tylko matka.

Rzadko jaki inny krewny. Matylda ledwie zdaje sobie spraw z tych odwiedzin. Nie widzi i prawie nie reaguje na to, co si dzieje wok niej. Ale nam zaley na tym, eby odwiedzano osoby, ktre przebywaj tu wiele lat, a nieraz i cae ycie. Przede wszystkim chodzi o to, by miay poczucie, e i one przynale do wielkiej wsplnoty. - Kiedy ta kobieta si pojawia? - Jakie siedem, osiem lat temu. - Jak czsto przychodzi? - Zawsze bardzo nieregularnie. Czasami mija nawet p roku. - I nigdy si nie przedstawia? - Nigdy. Mwia tylko, e przychodzi odwiedzi Matyld. - Zawiadomia pani o tym Elisabeth Lamberg? - Oczywicie. - I co ona na to? - Bya zdziwiona. Pytaa, kto to jest. Prosia, eby zadzwoni, jak tylko przyjdzie. Ale wizyty tej pani byy zawsze krtkie. Elisabeth Lamberg nigdy nie zdoaa jej zasta. - Jak tu przyjedaa? - Samochodem. - Sama? - Nigdy si nad tym nie zastanawiaam. Moe kto siedzia w aucie i nikt na to nie zwrci uwagi. - Ani na to, jakiej marki by samochd? I jaki mia numer rejestracyjny? Margareta Johansson potrzsna przeczco gow. - Moe mi pani j opisa? - Midzy czterdziestk a pidziesitk. Szczupa, niezbyt wysoka. Ubrana prosto, ale gustownie. Jasne, krtko ostrzyone wosy. Bez makijau. Wallander notowa.

- Jeszcze co? - To wszystko. Wallander wsta. - Nie chce pan wej do Matyldy? - zapytaa. - Niestety nie zd - odpowiedzia wymijajco. - Zreszt pewnie tu jeszcze bd. Jak tylko ta kobieta si zjawi, prosz natychmiast zadzwoni na policj w Ystad. Kiedy tu bya ostatnio? - Kilka miesicy temu. Wysza z nim na dziedziniec. Obok przesza pielgniarka z wzkiem inwalidzkim. Wallander dostrzeg przykryt kocem skurczon posta chopca. - Wszyscy s w lepszej formie z nadejciem wiosny - powiedziaa Margareta Johansson. - Wida to nawet po tych pacjentach, ktrzy czsto s zamknici w swoim wasnym wiecie. Wallander si poegna i odszed do samochodu. Jak tylko wczy silnik, w biurze Margarety Johansson odezwa si telefon. Zawoaa, e dzwoni Svedberg. Wallander wszed do rodka i podnis suchawk. - Zapaem kierowc - oznajmi Svedberg. - Poszo atwiej, ni si spodziewaem. Nazywa si Anton Eklund. - wietnie - powiedzia z uznaniem Wallander. - Poczekaj, to jeszcze nie wszystko. Zgadnij, co powiedzia? Zbiera listy pasaerw ze swoich wyjazdw. A z tamtej podry ma nawet zdjcia. - Zrobione przez Simona Lamberga? - Skd wiesz? - Zrobiem to, co mi kazae. Zgadem. - Mieszka w Trelleborgu. Jest na emeryturze i nie ma nic przeciwko naszym odwiedzinom. - Musimy do niego pojecha. I to jak najszybciej.

Przedtem jednak Wallander chcia odby inn, bardzo piln wizyt. Postanowi pj prosto do Elisabeth Lamberg. Zada pytanie, ktre domagao si natychmiastowej odpowiedzi. Zasta j w ogrodzie. Pochylaa si nad grzdk i wydawao mu si, e nuci jak melodi. mier ma najwyraniej nie dotkna jej zbyt gboko. Na odgos otwieranej furtki wyprostowaa si. W rku trzymaa may szpadelek. Mruya oczy przed socem. - Przykro mi, e znowu pani niepokoj - tumaczy si Wallander. - Ale mam pilne pytanie. Odoya szpadelek do stojcego obok koszyka. - Wejdziemy do rodka? - Nie trzeba. Usiedli w ogrodowych fotelach. - Byem dzisiaj w zakadzie opieki, gdzie przebywa Matylda - zacz Wallander. Rozmawiaem z kierowniczk. - Widzia pan Matyld? Inspektor nie chcia powiedzie prawdy. Przyzna si do tego, e nie potrafi si zmierzy z widokiem ciko upoledzonych ludzi. - Dowiedziaem si o nieznanej kobiecie, ktra j odwiedzaa. Elisabeth Lamberg woya ciemne okulary przeciwsoneczne. Nie widzia jej oczu. - Kiedy rozmawialimy ostatnio o Matyldzie, nie wspomniaa pani o niej ani sowem. Zaintrygowao mnie to. Nie umiem sobie tego wytumaczy. - Nie sdziam, e to ma jakie znaczenie. Wallander zastanawia si, jak daleko moe si posun. Mia wiadomo, e jej m zosta zamordowany zaledwie kilka dni temu. - Nie wie pani, kim jest ta kobieta? Czy po prostu z jakiego powodu nie chce pani o niej mwi?

Zdja okulary i spojrzaa na niego. - Nie wiem, kto to jest. Prbowaam si dowiedzie, ale mi si nie udao. - W jaki sposb si pani dowiadywaa? - W jedyny dostpny. Prosiam, eby kto z personelu mnie zawiadamia, jak tylko ona si zjawi. Dzwonili do mnie, ale zawsze przyjedaam za pno. - Moga pani przecie powiedzie personelowi, eby jej nie wpuszczali. Albo zabroni jej odwiedzania Matyldy, dopki nie poda swojego nazwiska. Elisabeth Lamberg popatrzya zdziwiona. - Ona si przecie przedstawia. Za pierwszym razem. Kierowniczka panu nie mwia? - Nie. - Powiedziaa, e nazywa si Siv Stigberg i mieszka w Lund. Ale w Lund nie ma osoby o tym nazwisku. Sprawdziam to. Szukaam w ksikach telefonicznych caego kraju. Znalazam jedn Siv Stigberg w Kramfors i drug w Motali. Odezwaam si do nich. Nie miay pojcia, o czym mwi. - Podaa faszywe nazwisko? To dlatego Margareta Johansson o tym nie wspomniaa. - Chyba tak. Nie ma innego wytumaczenia. Wallander si namyla. Kobieta sprawiaa wraenie prawdomwnej. - Bardzo to wszystko dziwne. Nie rozumiem, dlaczego pani od razu o tym nie powiedziaa. - Teraz widz, e powinnam bya to zrobi. - Musiaa pani zachodzi w gow, kim ona jest? I dlaczego odwiedza Matyld? - Naturalnie. Dlatego zgodziam si, eby w dalszym cigu przychodzia. Liczyam na to, e kiedy uda mi si j zasta. - Jak si zachowuje podczas wizyty? - Zostaje tylko chwil. Patrzy na Matyld. Nigdy si do niej nie odzywa. Mimo e Matylda syszy, jak si do niej mwi.

- Nie pytaa pani o ni ma? Jej gos by przepeniony alem. - Po co miaabym go pyta? On si nie interesowa Matyld. Dla niego ona nie istniaa. Wallander wsta z fotela. - W kadym razie dostaem odpowied na moje pytanie - stwierdzi. *** Wrci prosto do komendy. Ponagla go jaki wewntrzny gos. Nastao pne popoudnie. Svedberg siedzia u siebie w pokoju. - Jedmy do Trelleborga - rzuci Wallander w drzwiach. - Masz adres tego kierowcy? - Anton Eklund mieszka w centrum miasta. - Na wszelki wypadek zadzwo i sprawd, czy jest w domu. Svedberg wybra numer telefonu. Eklund odebra niemal od razu. - Czeka na nas - powiedzia po krtkiej rozmowie Svedberg. Jechali w milczeniu. Wallander rozkoszowa si widokiem krajobrazu. Nawet na chwil przysn. Policzek ju mu nie dokucza, chocia wci by posiniaczony. Czubek jzyka oswoi si z prowizorycznym wypenieniem zba. Svedberg tylko raz zapyta o drog i potem ju sam trafi pod wskazany adres. Anton Eklund mieszka na pierwszym pitrze w czerwonej ceglanej kamienicy w centrum miasta. Zobaczy ich z okna i przywita w otwartych drzwiach. By postawnym mczyzn o siwych, falistych wosach. Potrzsn doni Wallandera tak mocno, e a go zabolao. Wprowadzi ich do maego mieszkania. Na stole byy przygotowane filianki do kawy. Kurt od razu odnis wraenie, e Eklund mieszka sam. Mimo e byo czysto i porzdnie, domyli si, e to mieszkanie samotnego mczyzny, jak tylko usiedli, jego przeczucie si potwierdzio. - Od trzech lat jestem sam - wyzna Eklund. - ona zmara. Wtedy si wprowadziem do tego mieszkania. Tylko przez rok bylimy razem na emeryturze. Pewnego ranka znalazem j martw w ku.

Nikt si nie odezwa. Bo i co tu mona byo powiedzie? Eklund poda pmisek z ciastkami. Wallander poczstowa si kawakiem babki piaskowej. - W marcu 1981 roku wiz pan grup do Austrii - zacz. - Wycieczk organizowao biuro Markresor. Wyjecha pan z Norra Bantorget w Sztokholmie, a celem podry bya Austria. - Jechalimy do Salzburga i Wiednia. Trzydziestu dwch pasaerw, jeden przewodnik i ja. Autokarem marki Scania, nowiusiekim. - Sdziem, e wyjazdy autokarem na kontynent skoczyy si ju w latach szedziesitych. - Tak byo - odrzek Eklund. - Ale potem znowu wrciy. Markresor3 nie jest najlepsz nazw dla biura podry, ale sam pomys chwyci. Zgaszali si ludzie, ktrzy za adne skarby nie chcieli wzbija si w powietrze po to, by spa w jakim dalekim miejscu. Ludzie, ktrzy naprawd chcieli podrowa. A wtedy trzeba si trzyma ziemi. - Syszaem, e zachowywa pan listy pasaerw - powiedzia Wallander. - To si przerodzio w mani - przyzna Eklund. - Czasami je przegldam. Wielu z nich nie pamitam, ale pewne nazwiska wywouj wspomnienia, w wikszoci przyjemne. O niektrych wolabym zapomnie. Podszed do pki i wzi do rki plastikow okadk. Poda j Wallanderowi. Wewntrz znajdowaa si lista z nazwiskami. Byo ich trzydzieci dwa. Od razu wpado mu w oczy nazwisko Lamberga. Powoli przeglda pozostae. Ani jedno z nich, jak dotd, nie pojawio si w ledztwie. Przeszo poowa pasaerw pochodzia ze rodkowej Szwecji. Wrd osb z pnocy kraju bya para z Harnosandu i jedna kobieta z Lulea. Pozostaa sidemka pochodzia z poudnia, z Halmstadu, Eslov i Lund. - Podobno ma pan zdjcia z podry? Zrobione przez Lamberga? - Mianowalimy go nadwornym fotografem, jako e by zawodowcem. Robi prawie wszystkie zdjcia. Ci, ktrzy chcieli mie kopie, wpisywali si na list. Wszyscy dostali to, co zamwili. Lamberg dotrzyma sowa. Eklund podnis gazet. Pod spodem leaa koperta ze zdjciami.
Markresor znaczy podre naziemne" (przyp. tum.).

- Lamberg wysa mi za darmo ten cay plik. Sam je wybiera. Wallander powoli przeglda fotografie. Byo ich dziewitnacie. Nie spodziewa si ujrze na nich Lamberga, ale zobaczy go na ostatnim grupowym zdjciu. Napis na odwrocie wiadczy, e zostao zrobione na postoju midzy Salzburgiem a Wiedniem. By na nim rwnie Eklund. Widocznie Lamberg uy samowyzwalacza. Wallander skoczy ogldanie i zacz znw od pocztku. Uwanie studiowa szczegy i rysy twarzy. Zwrci uwag na czsto powtarzajc si twarz jednej kobiety. Zawsze patrzya z umiechem prosto w aparat. Wallander przyglda si jej uwanie. Byo w niej co znajomego. Nie potrafi powiedzie co. Poprosi Svedberga, eby rzuci okiem na zdjcia. - Moe pan powiedzie, jak pan zapamita Lamberga? - zapyta Eklunda. - Z pocztku nie zwracaem na niego szczeglnej uwagi. Ale doszo do do dramatycznej sytuacji. Svedberg podnis wzrok znad zdj. - W jakim sensie? - zainteresowa si Wallander. - Moe nie powinienem o tym mwi - odpar Eklund z wahaniem. - Teraz, kiedy on ju nie yje. Ale podczas wycieczki nawiza romans z kobiet. To nie byo zupenie proste. - A to czemu? - Bo bya matk. I podrowaa razem z mem. Wallander przez chwil przetrawia nieoczekiwane informacje. - No i jeszcze jedno - doda Eklund. - Co na pewno nie uatwiao sprawy. - Co takiego? - Jej m by pastorem. Eklund wskaza go na jednej z fotografii. Wallanderowi przyszed nagle na myl zgubiony psaterz. A si spoci z przejcia. Rzuci okiem na Svedberga. Odnis wraenie, e tamten myla o tym samym. Wallander sign po plik zdj i wycign jedno, na ktrym nieznana kobieta umiechaa si do aparatu.

- To ona? Eklund popatrzy na zdjcie i skin twierdzco gow. - Tak, to ona. Nieza historia. Pastorowa z parafii pod Lund. Wallander spojrza jeszcze raz na Svedberga. - Jak to si skoczyo? - Tego nie wiem. Nie jestem nawet pewien, czy pastor si domyla, co si dzieje za jego plecami. Sprawia wraenie, jakby y w swoim wiecie. Ale caa sytuacja bya do nieprzyjemna. Wallander patrzy na zdjcie kobiety. Nagle domyli si, kim ona jest. E- Jak ta para si nazywaa? - Wislander. Anders i Louise. Svedberg odszuka ich na licie i zanotowa adres. - Te zdjcia s nam potrzebne - powiedzia Wallander. - Pniej je panu oddamy. Eklund pokiwa gow. - Mam nadziej, e nie powiedziaem za duo - rzek. - Przeciwnie. Bardzo nam pan pomg. Podzikowali za poczstunek i si poegnali. - Wygld kobiety na zdjciu zgadza si z opisem kobiety, ktra odwiedza Matyld Lamberg - zauway Wallander, kiedy ju byli na ulicy. - Musz natychmiast zdoby potwierdzenie, e to naprawd ona. Nie wiem, dlaczego jedzi do Matyldy. To pytanie zostawimy na pniej. Wsiedli popiesznie do auta i wyruszyli w powrotn drog. Zanim wyjechali, Wallander zadzwoni z budki do Ystad i z pewnym trudem uzyska poczenie z Martinssonem. Przedstawi mu pokrtce sytuacj i poprosi o sprawdzenie, czy Anders Wislander w dalszym cigu pracuje w parafii pod Lund. Uprzedzi Martinssona, e po drodze wstpi jeszcze na chwil do Rynge. - Mylisz, e to ona? - zapyta Svedberg. Wallander dugo milcza, zanim odpowiedzia.

- Nie - odrzek. - Ale kto wie, czy to nie on. Svedberg popatrzy na niego. - Duchowny? Wallander skin gow. - Czemu nie? Duchowni to przecie tylko ludzie. Oczywicie, e to moe by duchowny. W kociele jest mnstwo mosinych przedmiotw. W Rynge zatrzymali si tylko na moment. Kierowniczka domu opieki natychmiast rozpoznaa kobiet na zdjciu. Po powrocie do komendy poszli prosto do pokoju Martinssona. Zastali tam Hanssona. - Anders Wislander jest nadal pastorem w parafii obok Lund - oznajmi Martinsson. - W tej chwili przebywa na zwolnieniu lekarskim. - Z jakiego powodu? - Z powodu osobistej tragedii. - Co si stao? - zapyta zaciekawiony Wallander. - Miesic temu umara mu ona. W pokoju zapada cisza. Wallander wstrzyma oddech. Nie mia adnej pewnoci, lecz mimo to by przekonany, e rozwizanie, lub przynajmniej jego cz, odnajd w Lund u pastora Andersa Wislandera. Zaczyna dostrzega jaki logiczny cig. Przeszli do pokoju zebra. Nie wiadomo skd znalaz si tam rwnie Nyberg. Wallander by zdeterminowany. Poleci wszystko inne odoy na bok i skoncentrowa si wycznie na Andersie Wislanderze i jego zmarej onie. Przeznaczy cay wieczr na zbieraniu informacji na ich temat. Dyskretnie i bez rozgosu. Zdecydowanie odrzuci propozycj Hanssona, eby tego samego wieczoru skontaktowa si z Andersem Wislanderem. Chcia poczeka do jutra. A przedtem zgromadzi jak najwicej danych. Nie byli w stanie zbyt wiele zdziaa. Mogli najwyej spojrze na znane im ju okolicznoci mierci Lamberga przez pryzmat relacji midzy Andersem i Louise Wislanderami.

Znaleli jednak co. Dziki znajomemu dziennikarzowi Svedberga mieli nekrolog Louise Wislander w Sydsvenska Dagbladet". Wynikao z niego, e umara w wieku czterdziestu siedmiu lat. Po dugich cierpieniach, ktre mnie znosia". Dugo roztrzsali, co to oznacza. Chyba nie samobjstwo? Moe nowotwr. Z nekrologu wynikao, e pozostawia dwoje dzieci. Zastanawiali si, czy powinni ju teraz zawiadomi kolegw z Lund. Wallander si waha, lecz po jakim czasie uzna, e jeszcze powinni zaczeka. Po smej poprosi Nyberga o co, co normalnie nie wchodzio w zakres jego obowizkw jako eksperta technicznego. Wallander zwrci si do niego, bo wola, eby caa grupa dochodzeniowa pozostaa na miejscu. Nyberg mia si dowiedzie, czy Wislanderowie mieszkali w willi, czy w mieszkaniu. Nyberg wyszed, a pozostali znw wrcili do przerwanej dyskusji. Kto zamwi pizz. Podczas posiku Wallander usiowa zrekonstruowa przebieg wydarze, wychodzc z zaoenia, e sprawc zabjstwa jest Anders Wislander. Jego hipoteza wzbudzia wiele obiekcji. Od rzekomego romansu Lamberga z Louise Wislander mino wiele lat. Poza tym Louise nie yje. Dlaczego Anders Wislander miaby si mci dopiero teraz? W dodatku nie maj najmniejszego dowodu, e mgby si uciec do uycia do przemocy. Wallander zgadza si z wikszoci zarzutw. Sam mia wtpliwoci, niemniej nie opuszczao go przekonanie, e rozwizanie jest ju blisko. - Musimy pomwi z Wislanderem - stwierdzi. - Zrobimy to jutro, a potem zobaczymy. Nyberg wrci z informacj, e Wislander mieszka w willi nalecej do Kocioa Szwecji. Wallander zakada, e zastanie go w domu. Zanim si rozeszli, zapowiedzia Martinssonowi, e nazajutrz pojad razem. Wystarczy, jak bd we dwjk. O pnocy jecha przez plac w. Gertrudy. Czu byo wiosenne powietrze. Wszdzie panowa spokj. Ogarno go uczucie melancholii i znuenia. Przez chwil mia wraenie, e zewszd otaczaj go choroby i mier. I pustka pozostaa po Monie. Ale myl o nadejciu wiosny rozproszya jego przykry nastrj. Jutro si okae, czy spotkanie z Wislanderem wniesie co nowego do ledztwa. Dugo nie szed spa. Mia ochot zatelefonowa do Lindy i Mony. Okoo pierwszej ugotowa sobie dwa jajka i zjad je na stojco w kuchni. Zanim poszed si pooy, przyjrza si sobie w lustrze wiszcym w azience. Na policzku wci mia lady uderzenia. Skonstatowa rwnie, e powinien pj si ostrzyc.

W nocy spa niespokojnie. Wsta ju o pitej i zanim przyjecha Martinsson, przejecha odkurzaczem podog i posortowa pranie. Pi kaw za kaw, czsto przystajc przy oknie, po raz kolejny roztrzsajc wszystkie okolicznoci mierci Lamberga. O smej wyszed przed dom. Zapowiada si pikny wiosenny dzie. Martinsson zjawi si jak zawsze punktualnie. Wallander wsiad do samochodu i ruszyli do Lund. - Wyjtkowo le spaem - zwierzy si Martinsson. - To mi si nie zdarza. Pewnie dlatego, e wieczorem miaem jakie ze przeczucia. - Jakie przeczucia? - Nie mam pojcia. - To pewnie wpyw wiosny. Martinsson zmierzy go wzrokiem. - Co masz na myli? Wallander nie odpowiedzia. Mrukn tylko co pod nosem. Tu przed dziesit dotarli do Lund. Martinsson jak zwykle prowadzi nieuwanie, ale zna tras. Trafi bezbdnie na ulic, przy ktrej mieszka Wislander. Minli dom z numerem 19 i zaparkowali nieco dalej. - Idziemy - rzek Wallander. - Ja bd z nim rozmawia. Dom by duy, z pocztku dwudziestego wieku. Zauwayli, e ogrd jest zaniedbany. Wallander zadzwoni do drzwi, ciekaw, co czeka ich w rodku. Nikt nie otwiera. Znw nacisn dzwonek. Cisza. Kurt podj szybk decyzj. - Zaczekaj tutaj. Nie koo domu, na ulicy. Koci jest niedaleko. Wezm twj samochd. Wallander zapisa nazw kocioa poprzedniego wieczoru i Svedberg pokaza mu go na planie miasta. Dojecha tam w pi minut. Koci wyglda na zamknity. Pomyka, pomyla inspektor. Chyba nikogo nie ma. Lecz gdy nacisn klamk, drzwi si otworzyy. Znalaz si w mrocznej kruchcie, w rodku panowaa gucha cisza. Grube mury nie przepuszczay odgosw z zewntrz. Wszed gbiej. Tam wntrze byo janiejsze. Przez witrae w oknach przenikay promienie soca.

W pierwszym rzdzie awek, nieopodal balustrady otaczajcej otarz, Wallander zobaczy msk posta. Powoli szed w tamtym kierunku. Mczyzna siedzia pochylony do przodu, jak gdyby pogrony w modlitwie. Dopiero kiedy inspektor stan tu obok, podnis do gry gow. Wallander natychmiast rozpozna twarz Wislandera, t sam, ktr widzia na zdjciu u Eklunda. Teraz nieogolon i z byszczcymi niebieskimi oczami. Wallander poczu si nieswojo. Zaczyna aowa, e nie zabra ze sob Martinssona. - Czy pan Anders Wislander? - zapyta. Mczyzna spojrza na niego z wyrazem powagi na twarzy. - Kim pan jest? - Moje nazwisko Wallander, jestem z policji. Chciabym z panem zamieni kilka sw. - Jestem w aobie - rzuci ostrym gosem rozdraniony Wislander. - Pan mi przeszkadza. Prosz mnie zostawi w spokoju. Sytuacja stawaa si nieprzyjemna. Mczyzna zdawa si na granicy zaamania nerwowego. - Wiem, e paska ona nie yje - cign Wallander. - Wanie o tym chciaem porozmawia. Wislander poderwa si na nogi tak gwatownie, e Wallander musia si cofn. Teraz by ju pewien, e tamten jest cakowicie wytrcony z rwnowagi. - Zakca pan mj spokj, nie chce pan odej, mimo e prosiem. Tym samym zmusza mnie pan, abym pana wysucha - powiedzia. - Przejdmy wic do zakrystii. Ruszy przodem i skrci w lewo przy balustradzie. Wallander mia przed sob jego plecy. By niezwykle mocno zbudowany To mg by czowiek, ktrego usiowa dogoni i ktry go powali na ziemi. W zakrystii sta may st i kilka krzese. Wislander usiad i wskaza krzeso inspektorowi. Wallander wysun je spod stou. Zastanawia si, od czego zacz rozmow. Wislander przyglda mu si byszczcymi oczami. Inspektor obrzuci pokj spojrzeniem. Zobaczy dwa due wieczniki na ssiednim stoliku. Co przykuo jego wzrok. Po chwili si zorientowa, e kady z nich jest inny. W jednym brakowao ramienia. wieczniki byy mosine. Spojrza na Wislandera i zda sobie spraw, e

tamten odczyta jego myli. Mimo to atak go zaskoczy. Wislander wyda odgos przypominajcy ryk i rzuci si na Wallandera, chwytajc go za gardo. Szalestwo potgowao jeszcze jego si. Inspektor szamota si, usiujc si uwolni z ucisku. Wislander wykrzykiwa jakie zdania bez adu i skadu, pojawiao si w nich nazwisko Lamberga, fotografa, ktry musi umrze. Potem zacz wyrzuca z siebie tyrady o jedcach Apokalipsy. Wallander wyrwa mu si wreszcie ostatkiem si. Lecz Wislander natychmiast znowu si na niego rzuci, jak zwierz walczce o ycie. Szamoczc si, zbliyli si w poblie stou, na ktrym stay lichtarze. Wallander chwyci lichtarz, zamachn si i uderzy napastnika prosto w twarz. Wislander pad na ziemi. Przez chwil Kurt sdzi, e go zabi. W taki sam sposb, jak zosta zabity Lamberg. Ale pastor oddycha. Inspektor pad na krzeso, apic oddech. Bolaa go podrapana twarz. Po raz drugi wypado mu wypenienie zba. Wislander lea na ziemi. Powoli odzyskiwa przytomno. W tym momencie Wallander usysza, jak otwieraj si drzwi do kocioa. Wyszed z zakrystii i ujrza Martinssona, ktry przeczuwajc co zego, pobieg do ssiadw Wislandera i wezwa takswk. Wszystko wydarzyo si bardzo szybko. Ale Wallander wiedzia, e to ju koniec. To Wislander powali go na ziemi w Lund. Mimo e wtedy nie widzia jego twarzy, by przekonany, e to on. Nie mia adnych wtpliwoci. *** W kilka dni pniej Wallander zebra swoich wsppracownikw w pokoju konferencyjnym. Byo ciepe popoudnie. Przez otwarte okno wpadao wiosenne powietrze. Za porad lekarza inspektor chwilowo przerwa przesuchania Wislandera, ze wzgldu na jego opakany stan psychiczny. Dla Wallandera niemal wszystko stao si jasne. Chcia teraz przekaza to swoim kolegom. - Caa historia jest ponura i tragiczna - zacz. - Simon Lamberg i Louise Wislander spotykali si nadal po zakoczeniu wycieczki. M do niedawna o niczym nie wiedzia. Louise miaa raka wtroby. Na ou mierci wyznaa mu swoj niewierno. Wislander dosta pomieszania zmysw. Czciowo z blu po mierci ony, a czciowo z rozpaczy i wciekoci za jej zdrad. Zacz ledzi Lamberga. Ubzdura sobie, e to on jest winien mierci ony. Poszed na zwolnienie i prawie cay swj czas spdza w Ystad. Mieszka w maym hotelu i obserwowa zakad fotograficzny. le-

dzi rwnie sprztaczk, Hild Walden. Pewnego dnia wama si do jej mieszkania i ukrad klucze, ktre nastpnie skopiowa. Zdy je odoy na miejsce, zanim Hilda wrcia do domu. Potem wszed do zakadu i wiecznikiem zabi Lamberga. W stanie zamienia umysu uroi sobie, e Lamberg nadal yje, i wrci, eby go zabi jeszcze raz. Modlitewnik mu wypad, kiedy ukry si w ogrodzie. To on nastawi radio i zmieni radiostacj. Wyobrazi sobie, e w odbiorniku usyszy gos Boga. I Bg go rozgrzeszy za to, co uczyni. Ale trafi na kana z muzyk rockow. Zdeformowane zdjcia to dzieo Lamberga i nie maj nic wsplnego z zabjstwem. Lamberg najwyraniej nie cierpia policji i ludzi wadzy. By zreszt niezadowolony z pracy policji. Typowy malkontent. May czowiek, ktry panuje nad wiatem, znieksztacajc twarze. Tak wyglda rozwizanie. Musz powiedzie, e al mi Wislandera. Zawali mu si wiat. Nie umia sobie z tym poradzi. W pokoju zapada cisza. - Dlaczego Louise Wislander odwiedzaa crk Lamberga? - zapyta Hansson. - Zastanawiaem si nad tym - odpar Wallander. - Moe Lamberga i j czya namitno o zabarwieniu religijnym? Moe si za ni modlili? A potem Louise jechaa do zakadu opieki, eby si przekona, czy modlitwy odniosy skutek? Moe uwaaa, e Matylda pada ofiar wczeniejszego grzesznego ycia rodzicw? Nigdy si tego nie dowiemy. Ani tego, co rzeczywicie czyo te dwie osobliwe istoty. Istniej tajemne obszary, do ktrych nie mamy wstpu. Moe to i dobrze. - Idc jeszcze dalej, mona zaryzykowa twierdzenie, e obd Wislandera wywoao przede wszystkim to, e zwizek Lamberga z jego on mia podoe religijne, a nie erotyczne - doda Rydberg. - Wtedy mielibymy do czynienia z czym innym ni ze zwyk zazdroci. Znw zrobio si cicho. Po chwili przeszli do zdj Lamberga. - W pewnym sensie on rwnie by obkany - rzek Hansson. - Powica wolny czas na manipulowanie zdjciami znanych ludzi. - Moe wyjanienia naley szuka gdzie indziej - zasugerowa Rydberg. - Moe istniej ludzie, ktrzy czuj si tak bezsilni, e zamiast uczestniczy w yciu tych, ktrych zwyklimy nazywa spoeczestwem obywatelskim, oddaj si jakim rytuaom. Jeli tak jest, to stan naszej demokracji pozostawia wiele do yczenia. - Nie braem pod uwag takiej moliwoci - przyzna Wallander. - Ale moe masz racj. I wtedy zgodz si z tob, e Szwecja zaczyna trzeszcze w szwach.

Zebranie dobiego koca. Wallander by wyczerpany i w podym nastroju. Mimo piknej pogody. W dodatku tskni za Mon. Spojrza na zegarek. Kwadrans po czwartej. Czas na wizyt u dentysty. Nawet nie liczy, ktra to ju z kolei.

You might also like