You are on page 1of 1949

Maja Lidia Kossakowska

Siewca Wiatru

*** Pan, stwarzajc wiat, zapowiedzia ostateczn walk ze Zym. Nikt jednak oprcz Niego nie wie, kiedy Zy nadejdzie. A potem Pan odszed. Archanioowie podzielili si wadz, ale czy uda im si utrzyma nieobecno Pana w tajemnicy? Czy wadza nie zniszczy ich, czy ocal Jego dzieo i samych siebie przed Antykreatorem? Ale czy mona walczy z Siewc Wiatru bez Pana? Abbadon, wybrany i wskrzeszony Anio Zagady, bez dotknicia Pana jest bezradny... Nie

ma ju wybranych i odrzuconych, Niebios i Otchani. Jest tylko Dzieo Pana i Antykreator, Siewca Wiatru, nico i pustka... Cie jest coraz bliej. ***

Spis treci

Drodzy Czytelnicy. Beznogi Tancerz Prolog Wspczenie, pniej. wiele tysicleci

Rozdzia I Rozdzia II Rozdzia III Rozdzia IV Rozdzia V Rozdzia VI

Rozdzia VII Rozdzia VIII Rozdzia IX Rozdzia X Rozdzia XI Rozdzia XII Epilog

Glosa

Pokaza pieko w niebie to nie lada wyczyn. Wszystko, co Kossakowska dozowaa w swych opowiadaniach, zyskuje peny wymiar w powieci. Pouczajce. Okropne. Ciekawe. A, do diaba z tymi anioami Feliks W. Kres

Drodzy Czytelnicy.

Oddaj w wasze rce ksik dla mnie szczegln. Jest ona bowiem jednoczenie Pocztkiem i Kocem. Ten pozorny paradoks atwy jest do wytumaczenia - Siewca Wiatru jest moj pierwsz powieci i jednoczenie koczy anielsk seri kilkunastu opublikowanych opowiada. Ksika kontynuuje wykreowany przeze mnie typ b o h a t e r a - istoty, pokonujcej wasne saboci, walecznej, dumnej, wartociowej, bogatej wewntrznie,

a jednoczenie skromnej i zdolnej do powice. Liczne przygody na kilku poziomach bytu pokonuje czsto kosztem wyrzecze, a nawet wasnego jestestwa. Dokadaam stara, aby postaci byy silnie zarysowane, pene namitnoci: zych, dobrych, ale zawsze wyrazistych. Niezliczone przygody i klimat powieci wprowadz was w, mam nadziej, interesujcy wiat wrae. Poznacie wiele odcieni uczu i postpkw i przekonacie si sami, e sympati kierujecie nie zawsze na utarty szlak, bo nic nie jest jednoznaczne.

Na przestrzeni lat 2000-2003 opublikowaam czternacie opowiada, z czego dziesi uzna mona za anielskie i z czci ktrych powsta zbir, cztery o odmiennym charakterze oraz mikropowie Zwierciado, ktra w plebiscycie czytelnikw Sfinksa zaja trzeci pozycj wrd nazwisk niebylejakich. Cztery z opowiada - Sl na pastwiskach niebieskich, arna Niebios, Schizma i Beznogi Tancerz - uzyskay nominacje czytelnikw do Nagrody J. A. Zajdla, a to ostatnie otrzymao nagrod pisarzy fantastyki Srebrny Glob. Bdc

zawodow plastyczk, pragnam nasyci barw kreowane postaci i tym uruchomi wasz wyobrani, a jako magister archeologii rdziemnomorskiej staraam si z okruchw przeszoci moliwie najprawdziwiej budowa imperia, a nawet cae wiaty. Czy i jak mi si to udao, ocenicie sami. Z dreniem serca powierzam wam moj opowie i mam nadziej, e tak jak ja polubicie moich skrzydlatych przyjaci i wrogw. Do ksiki doczyam opracowany przeze mnie Sownik, ktry uatwi wam identyfikacj terminw i bohaterw.

Powiem do nieskromnie, e na og spotykam si z dobrym przyjciem przez czytelnikw i dobrymi recenzjami i niczego bardziej nie pragn, jak by tak si stao i z Siewc Wiatru. Wielk dla mnie pochwa i satysfakcj jest to, e zafascynowany moim opowiadaniem Sl na pastwiskach niebieskich pewien czytelnik nie do, e nauczy si rysowa, ale pracuje nad komiksem i robi to wspaniale! Majc gow pen nowych pomysw, z ktrymi pragn zapozna czytelnikw, postanowiam na razie poegna

wykreowane przez siebie wiaty... No chyba e jeszcze kiedy Daimon Frey, Drago Gamerin i inni dobrzy znajomi powrc, aby opowiedzie mi swoje przygody.

Maja Lidia Kossakowska

Beznogi Tancerz

Powiadaj, te w czasach przed Stworzeniem by pord sylfw tancerz, ktrego kunszt nie mia sobie rwnych we wszystkich wszechwiatach. Telto, Matka Demonw, dowiedziawszy si o tym, sprowadzia go do swego paacu, aby zabawia zmysy jego popisami, jednake po niedugim czasie tancerz zatskni za Podniebn Krain oraz bliskimi, z ktrymi zmuszony by si rozsta, i potajemnie opuci dominium Telto.

Matka Demonw, wpadszy w wielki gniew, rozkazaa pojma uciekiniera i odrba mu nogi, aby przed nikim innym nie taczy ten, kto omieli si wzgardzi jej askami. Sawa tancerza nie zgasa jednak. Przeciwnie, nawet w odlegych dominiach chwalono i podziwiano jego sztuk. Telto, sdzc, e jej rozkaz nie zosta wykonany, posaa siepaczy, aby zgadzili sylfa i ostatecznie zakoczyli t upokarzajc dla niej sytuacj. Ku swemu zdziwieniu ujrzeli oni lecego w ou kalek, ruchami doni oywiajcego papierow lalk w stroju tancerza. Nim zgin pod

ciosami mieczy, mia pono rzec: Zabierzcie moje ycie, skoro niczego wicej nie potrafilicie mi zabra.

Opowieci zasyszane - spisane ku rozrywce i nauce przez anielic Zoe z dworu Janiejcej Mdroci Pani Pistis Sophii Talentu Dawczyni Wiedzy i

Prolog

Jaldabaot by zadowolony. Ogromna, krysztaowa szyba w Komnacie Blasku rozjarzya si i przygasa, ukazujc nowy obraz rozleg przestrze nagich, ostrych niby brzeszczoty ska. Ponad ich grzbietami lnia lustrzana tafla bladego nieba. Krajobraz mia w sobie podnios czysto, przywodzc na myl potg chrw niebiaskich. Na tle monumentalnych

wzniesie z pocztku trudno byo zauway niezliczon ilo poruszajcych si postaci, ubranych w popielate i bure tuniki aniow suebnych. To ich morderczy wysiek przyczyni si do wypitrzenia szczytw, ale Jaldabaot nie zaprzta sobie tym uwagi. Rozpieraa go duma. Lubi sobie uwiadamia, e Architektem, co prawda, jest Pan, lecz nadzr nad budow spoczywa w jego rkach. Co za pikny wiat, myla, smukymi palcami muskajc pitrzce si na biurku mapy i plany. Tak, z ca pewnoci by

zadowolony, gdy potga, ktr dysponowa, nie miaa sobie rwnych wrd powoanych do tej pory do ycia. - To miejsce doprowadza mnie do szau - powiedzia Daimon Frey. Kiedy ostatni raz miae na sobie naprawd czyst koszul? Mam wraenie, e mierdz, moje achy cuchn zgnilizn, a miecz pokrywa si brudnym nalotem. Niedugo zapomn, do czego suy. Wedug niektrych, pewnie do dubania w zbach. Zdajesz sobie spraw, jak dugo ju tutaj tkwimy? - Czwarty rok, wedug rachuby

Krlestwa - mrukn Kamael. Mia szczup, inteligentn twarz o synnych z piknoci oczach barwy czystego nieba. Dugie do linii szczki kasztanowe wosy nosi zaczesane do tyu. - Jego wspaniay, nowy wiat! Daimon cisn palcami skronie. On oszala. Uwaa si za Stwrc. Wkrtce udawi si wasnym dostojestwem. aosny, prny demiurg. Syszae, e kaza si nazywa Prawic Pana? Wedug mnie, Proteza brzmi trafniej. Pozby si nas z Krlestwa, bo trzsie si ze strachu. Dwanacie tysicy Aniow Zniszczenia, nadzorujcych

usypywanie gr, kopanie roww pod rzeki, osuszanie bagien i ca reszt tych beznadziejnych, prostackich robt hydraulicznych. Kiedy to si skoczy, kae nam wytycza grzdki pod nasionka, zobaczysz! Kamael westchn. To, co powiedzia Frey, byo prawd, ale nie pozostawao nic innego, jak zacisn zby i przetrwa. Daimon wysczy ostatnie krople wina z trzymanego w rku kielicha i nachyli si, eby sign po stojcy w cieniu za gazem dzban.

Hej! krzykn charakterystycznym, ochrypym i niemal bezdwicznym gosem, ktry przypomina plusk kamieni, wrzucanych do podziemnego jeziora. - Dzbanek jest pusty! Czy mi si zdaje, czy rzeczywicie widz dno?! Od grupy pracujcej najbliej natychmiast oderwaa si maa, przeraona anielica, przechylona pod ciarem pokanej konwi. - Racz wybaczy, panie - jkna paczliwie. - Racz wybaczy. W jej oczach bysny zy. Zacza

niezgrabnie napenia Odprawi j ruchem rki.

dzbanek.

- Sam to zrobi - powiedzia ze znueniem. - Inaczej niechybnie mnie oblejesz. Ukonia si i ucieka. Wino miao cierpki smak i zdecydowanie naleao do gatunku popularnie zwanego cienkuszem. Skrzywi si, odprowadzajc wzrokiem pospiesznie drepczc anielic. - Jak mylisz, czy Jaldabaot specjalnie powybiera dla nas najbrzydsze suce, eby nie stwarza niepotrzebnych pokus? -

Po raz pierwszy od pocztku rozmowy na drapienej twarzy Daimona pojawi si umiech. Kamael mia przed sob ostry profil przyjaciela. Nie po raz pierwszy przeszo mu przez myl, e nie chciaby zmierzy si z nim w otwartej walce. Daimon spokojnie sczy wino. Czarne wosy, odrzucone do tyu, sigay poowy plecw. W pocigej twarzy pony gboko osadzone, ciemne oczy. Ich spojrzenie, a take gardowy gos, ktry czasem przechodzi w nieprzyjemn chrypk, potrafiy wywoa ciarki na

plecach najbardziej pewnych siebie. Wielu, w tym sam Kamael, podziwiao Daimona, lecz rwnie liczni bali si go i nienawidzili. Nie bez susznoci, gdy trzymajce kielich silne, chude donie naleay do najlepszego szermierza w Krlestwie. Jego pochodzenie rwnie mogo sta si rdem zawici, bo Daimon by anioem krwi - czystej, niebezpiecznej i potnej jak Miecz, ktremu suy. Panowie Miecza stanowili elit rycerstwa. Penili funkcje oficerw nad dwunastoma tysicami Aniow Zniszczenia, zwanymi Szaracz,

poniewa po ich przejciu pozostawaa tylko goa ziemia, bez jednego dba trawy. Dowodzi nimi Kamael, a ich najwiksz witoci by Miecz, ktrym u zarania Przedwieczny rozdzieli ostatecznie wiato od Mroku. Wtedy zostali stworzeni pierwsi, najpotniejsi anioowie, zmuszeni natychmiast dokona wyboru, czy opowiadaj si po stronie adu czy chaosu. Wielu wybrao ciemno. Wkrtce wybucha wojna, a po pocztkowych, krwawych, lecz nierozstrzygnitych potyczkach Pan stworzy swych najlepszych wojownikw - Aniow Miecza - i

posa ich do boju na czele Szaraczy. Posa w sam rodek szalestwa i masakry. Zmusili armi ciemnoci do cofnicia si poza granice czasu, lecz zrby nowego wiata stany na miejscu zbryzganym ich krwi. W Krlestwie szeptano, e to ona nadaa czerwon barw planecie Mars, a zakopane gboko w ziemi elazo, pochodzce z ich pozostaych na pobojowiskach zbroi i ora, na zawsze zostao naznaczone krwawymi plamami, ktre ludzie nazw potem rdz. Niektrzy przeyli. I tych wanie demiurg Jaldabaot skierowa do

nadzorowania robt ziemnych na nowo powstajcym wiecie, majcym jakoby szczeglne znaczenie w boskim planie Stworzenia. Daimon wznis w gr kielich. - Za Marszaka Murarzy i jego niezrwnany talent twrczy! Wypili szyderczy toast. Ich spojrzenia spotkay si na moment. To trwa o wiele za dugo, pomyla Kamael, widzc cie goryczy, ostatnio wci obecny w kcikach ust przyjaciela. Moi

najlepsi oficerowie trac panowanie nad nerwami. Nawet Daimon jest u kresu si. C, otrzymalimy wspania nagrod za wiern sub! Frey odgarn z czoa opadajce kosmyki. Z nieba la si ar, zmuszajcy do mruenia powiek. Rozpocierajca si przed nim rozlega rwnina pokryta bya nieregularnymi wykopami, przypominajcymi liszaje. Mdli mnie od tego widoku, pomyla. Stukn paznokciem o brzeg kielicha. Moe lepiej, ebym si upi? Chocia upijanie si takim

winem jest zbrodni dobremu smakowi.

przeciw

- Spjrz tam! - zawoa nagle Kamael, wskazujc palcem poruszajcy si na horyzoncie punkt. Frey przesoni rk oczy. - Zwiadowca? - Pdzi, jakby go demony cigay. Daimon skierowa na dowdc spojrzenie, w ktrym bysn lad zainteresowania. - Mylisz, e naszych modw? Pan wysucha

- Mam nadziej, e nie - odpar ponuro Kamael.

*** - Tak - mrukn Daimon. - Nie mam wtpliwoci, e Pan nas wysucha. Klcza na szczycie wzgrza z domi opartymi o ziemi. - Zastanwcie si, o co prosicie, bo przy odrobinie pecha moecie to otrzyma - odezwa si cierpko Kamael.

- Wic lepiej nie procie o nic dokoczy Frey. Wdz Aniow Miecza pochyli si w siodle. - Mocne? - Jak sama zaraza. Lepiej tu podejd i sprawd. Kamael zsiad z konia i przyklkn obok Daimona. Kiedy pooy rk na ziemi, twarz cigna mu si w nieadnym grymasie. Poderwa si na nogi, gwatownie potrzsajc doni. - Jak ty to wytrzymujesz? Daimon posa pumiech. mu krzywy

- Rozumiesz, rutyna. Wsta, otrzepa rce i wskoczy na siodo. Jego ko mia sier rwnie czarn jak wosy jego pana. Nazywa si Pioun. Jak wszystkie konie kawalerii nalea do boskich Zwierzt i jak wszystkie Zwierzta by kompletnie szalony. Odzywa si rzadko, a mwi najczciej zagadkami. Lecz Daimon nauczy si bezgranicznie mu ufa po tym, jak Pioun wielokrotnie uratowa mu ycie. Oprcz rumakw do Zwierzt zaliczali si Chajot, Wieloocy, Bestie, Istoty i potwory jak Lewiatan czy Behemot, lecz kontakt z nimi zawsze by utrudniony, bo

zachowywali si nieprzewidywalnie i, zdaniem wikszoci aniow, mwili od Bieczy. Jednake rumaki, jako najrozsdniejsze z nich, powszechnie suyy za wierzchowce. Dawno obserwujesz te wibracje? spyta Kamael. Zwiadowca, ktry przyprowadzi ich na wzgrze, potrzsn gow. - Zawiadomiem was, panie, gdy tylko je wyczuem, ale nie wiem, jak dugo trwaj, bo pracujcy tu anioowie suebni niczego nie zgaszali.

Daimon wykrzywi usta. - No pewnie - rzuci gorzko. Pioun przestpi z nogi na nog. Niespodziewanie usyszeli jego gos, wprost w umyle, jak zimne dotknicie stali. To nie byo przyjemne uczucie. - W gbokich dolinach zbiera si cie. Ma barw nocy, lecz pachnie jak krew. Nazywaj go mierci, ale nie maj racji. mier przy nim jest peni ycia. - Zgadzam si z nim - powiedzia Daimon. - To nie s adne lokalne

manifestacje ciemnoci. Chyba kto chce nam zoy wizyt. Kamael poblad. - Mylisz, e to... - zawiesi gos. - Czue te wibracje? Poparzyy mi rce. Spojrzeli na siebie. Niewiele zostao do powiedzenia. - C, Daimonie - westchn Kamael. - Chyba pojedziesz do Krlestwa wczeniej, ni si spodziewae.

*** Niech czeka, zadecydowa Jaldabaot. To dobrze mu zrobi. Nieco zegnie ten jego hardy kark. Bdzie musia pokn upokorzenie, zrozumie, gdzie jego miejsce. Za kogo oni si uwaaj, ci Anioowie Miecza? Banda butnych mokosw. adnego szacunku, adnej pokory. W sumie to pospolici mordercy. Od dawna byli mu sol w oku. Stworzeni, a nie zrodzeni. Nie potrafi zrozumie, dlaczego Pan ofiarowa im a tak wysok pozycj, tak wietne pochodzenie. Stworzy ich osobicie, na dugo po tym, jak

nada sowom Metatrona moc powoywania do ycia wci nowych zastpw aniow. A waciwie dlaczego ten Metatron? Anioowie niskich krgw, te rzesze ptactwa niebieskiego, nazywaj go po cichu przyjacielem Pana. Czy to tylko brak szacunku, czy moe ju witokradztwo? Jaldabaot tysice razy tumaczy sobie, e Metatron otrzyma ask stwarzania niszych aniow, bo on sam ma zbyt wiele obowizkw przy budowie Ziemi, lecz poczucie krzywdy jtrzyo si w nim jak zbyt

gboko wbita drzazga. Pozostawaa przecie jeszcze jedna zniewaga archanioowie. Tego Jaldabaot zupenie nie potrafi poj. Aniow Miecza Pan stworzy do boju, z potrzeby chwili, ale po co Mu ci archanioowie? Bezczelne, nieopierzone kogutki! Agresywne dzieci, ktre bawi si w prawdziwych dostojnikw! Na lito Pana, s przedostatnim z chrw! Trzeba bdzie utrze im nosa. Trzymaj z tymi rycerzykami, tymi krwawymi gnojkami od Miecza. Frey jest z nich najgorszy. Awanturnik. Mroczna, zatwardziaa dusza. Niech czeka. Wytr sobie buty jego dum.

Niech czeka. Daimon czeka. Z trudem powstrzymywa si, eby nie kry nerwowo po korytarzu. Mijay godziny, dzie mia si ku kocowi. Wieczr rozbryzgiwa czerwone, soneczne plamy na posadzkach Domu Archontw. Jaldabaot omawia wzory na nowe arrasy w refektarzu. Nie mg si zdecydowa, wybiera dugo. Niech czeka. Daimon stara si nie patrze wyczekujco na drzwi. Czubkiem miecza grzeba w szczelinie midzy

marmurowymi pytami podogi. Jaldabaot oglda hafty na swoj now szat. Podobay mu si, ale robi wiele uwag i poprawek. Zgromadzeni w sali audiencyjnej archanioowie zaczli zdradza oznaki zmczenia. Stali tu od rana i Jaldabaot mia nadziej, e ktry zemdleje. Niestety, rozczarowali go. Trudno, jest jeszcze ten Frey. Niech czeka. Teraz trzeba si zaj przebudow altany w Ogrodzie Ranym. Przecie to pilne! - Wielki Archont, Budowniczy Wszechwiatw, Eon Eonw, Prawica Pana, Zwierzchnik

Wszystkich Chrw, Ksi Niebieskich Ksit, Janiejcy Moc i Sprawiedliwoci Jaldabaot, Pan Siedmiu Wysokoci, przyjmie teraz Daimona Freya, Rycerza Miecza! - obwieci herold. Daimon ruszy do drzwi. - Ale panie - wymamrota wartownik. - To sala audiencyjna. Nie moesz tam wchodzi z broni u boku! Na twarzy Freya pojawi wyjtkowo paskudny umiech. Jestem Anioem Miecza si -

powiedzia. - Nie lubi si z nim rozstawa. Jeli ci to nie odpowiada, odbierz mi go. Wartownik sowa. przepuci go bez

- Powtrz jeszcze raz to, co powiedziae. Nie suchaem ci zbyt uwanie. Daimon po raz trzeci tego wieczoru zacz streszcza sytuacj, ktra zmusia go do odwiedzenia Wielkiego Domu Archontw. Twarz mia kamienn, ale gos nabra chrapliwego, nieprzyjemnego brzmienia.

- Zwiadowca odkry rdo niezwykle silnych wibracji. W cigu paru godzin w tym samym rejonie znaleziono pi podobnych rde. Moc, ktra z nich pynie, jest bardzo potna. Pochodzi z samego serca Mroku, nie z jego manifestacji. Podejrzewamy, e niebawem nastpi w tej okolicy atak Cienia. Osobisty, w jego wasnej postaci, nie poprzez ktrego z podlegych demonw. Wyjaniam na wypadek, gdyby nie sucha zbyt uwanie... Prawico Pana. Jaldabaot, dotychczas stojcy do niego plecami, odwrci si.

Wszystkich zgromadzonych w sali audiencyjnej od pocztku zaskakiwa kontrast pomidzy obydwoma anioami, teraz, gdy stali twarzami do siebie, widoczny jeszcze wyraniej. Daimon ubra si starannie, lecz bez ladu zbytku - tak jak lubili si nosi Anioowie Miecza. Mia na sobie bia koszul z cienkiego, delikatnego materiau, ukryt pod krtkim, sigajcym talii kaftanem z czarnej skry, wskie czarne spodnie i dugie buty, zapinane na niezliczon ilo klamerek. U boku nosi miecz i sztylet. Wosy zwiza luno na karku, pozostawiwszy

wolno dwa pasma, opadajce a na pier. Na palcu prawej rki nosi jedyn ozdob, piercie z czarnego kamienia z wyryt pieczci, symbolem znaczenia, pozycji i pochodzenia. Wysoki i smuky, niemal dorwnywa Jaldabaotowi wzrostem. Wielki Archont by pikny. Jego proporcjonalna, doskonaa twarz przypominaa posg z marmuru. Ceremonialne szaty olepiay biel, pokryte mienicymi si, skomplikowanymi haftami i aplikacjami z bezcennych, przejrzystych jak sama Jasno klejnotw. Sztywny konierz

paszcza otacza kunsztownie ufryzowan gow. Wosy Jaldabaota lniy niczym srebro, podobnie jak cudowne, zimne oczy o przenikliwym spojrzeniu. Wskie, niemal porcelanowe donie demiurga zdobiy piercienie z biaego zota i brylantw. Ilekro si poruszy, dawa si sysze suchy szelest kosztownych tkanin. - Twierdzisz wic, e Ziemia, ognisko nowego ycia, ktre spodobao si Panu roznieci, zostanie zaatakowana przez Antykreatora, Jego Cie, rzucony w czasach przed czasem na otchanie niebytu. Mam przez to rozumie, e

ten, ktrego nazywamy Odwiecznym Wrogiem i Siewc Wiatru, powrci wanie teraz i wanie po to, eby naprzykrza si Rycerzom Miecza? Daimon poczu, jak ogarnia go fala lepej wciekoci. Powoli zaczyna rozumie, e ten szalony despota zlekceway niebezpieczestwo tylko dlatego, eby go upokorzy. Mimowolnie zacisn pici. Jaldabaot spoglda na niego z triumfalnym umieszkiem na ustach.

- Wyjanij mi, skd masz pewno, e wibracje pochodz od Antykreatora? - Czuem jego obecno. - Gos Daimona wci brzmia niemal spokojnie. - Ach tak? - Jaldabaot unis brwi z wyrazem udanego zdziwienia. Udao ci si po prostu j wyczu? Czy to jaka sztuczka magiczna? Twarz Daimona cigna si. Poblad, a w oczach zapon mu zowrogi ognik. - Zapominasz, Wielki Archoncie,

e kilka razy miaem okazj widzie go z bliska. - Interesujce. Z bardzo bliska? - Tak, jak ty nigdy by si nie omieli. Na wycignicie miecza. Cisza w sali staa si prawie namacalna. Nagle Jaldabaot rozemia si. - Twoja bezczelno, rycerzu powiedzia - znacznie przewysza odwag. Powtrz gono, przed wszystkimi, prob, z ktr tu przybye.

Przez chwil zdawao si, e Anio Miecza skoczy Jaldabaotowi do garda. Opanowa si jednak. - Przyjechaem po pomoc powiedzia chrapliwie. - Po oddziay, ktre pozwol nam stoczy wzgldnie rwn walk z potg Cienia. Demiurg znw odwrci si do niego tyem, a Daimon usysza piewny szelest drogocennego jedwabiu. Ju prawie po wszystkim, to niemal koniec, powtarza sobie. Ju za chwil std wyjd. Spokojnie i

powoli. Jedwab piewa, posadzka lekko si koysaa, a kostki jego zacinitych pici byy biae jak papier. W gosie Wielkiego Archonta, dochodzcym jakby z oddali, nie sycha byo zdziwienia ani specjalnych emocji. - Nie dostrzegam potrzeby przegrupowania adnych oddziaw. Wasze siy s a nadto wystarczajce. Nie mam zamiaru powoa pod bro choby jednego onierza dlatego tylko, e kilku oficerw Miecza popado w bezpodstawn panik. Posiki s

potrzebne przy budowie gwiazd i planet. Radz nauczy si panowa nad wasnymi sabociami. Moesz to powtrzy swemu dowdcy. - Co do sowa - warkn Daimon. - Aha, jeszcze jedno. Na przyszo nie bd tolerowa adnych niesubordynacji. Mam na myli opuszczenie przez ciebie posterunku bez wyranego nakazu. Nastpnym razem poniesiesz zasuon kar. Anio Miecza posa mu dugie, przecige spojrzenie.

- Nie bdzie adnego nastpnego razu. Zapewniam ci. Ma wilcze oczy, pomyla Jaldabaot. Za chwil rzuci si gry. C, wilczku, zdaje si, e powyrywaem ci ky. Niedbale machn rk. - Moesz odej. I tak zaje mi zbyt wiele czasu. Daimon skoni si sztywno, ceremonialnie. Jego twarz wydawaa si zupenie bez wyrazu, lecz nie wiadomo jakim sposobem w kadym gecie anioa kryo si wicej pogardy ni w jakimkolwiek ostentacyjnym nietakcie.

Jaldabaot nie raczy si odkoni ani nawet spojrze na odchodzcego.

*** Widzielicie, jak go potraktowa? Jak miecia! - gos Lucyfera dra z oburzenia. - Nie lepiej obszed si z nami mrukn Razjel. - Bezczelny dupek! - wrzasn poirytowany Michael, potrzsajc szafranowymi lokami. - Zmusi nas

do stania cay dzie w swojej pieprzonej sali tronowej za kar, e mu podskakujemy. Niby mae anielta w kcie! - Problem w tym, e musimy go sucha. - Kto powiedzia, e musimy? Lucyfer waln pici w st. Gabriel bawi si piercieniem z pieczci. - Uwaacie, e sytuacja dojrzaa do dziaania? - spyta. Rafael poruszy si nerwowo,

otworzy usta, ale w kocu si nie odezwa. Archanioowie trwali w ponurym milczeniu. - Zastpy z pewnoci pjd za nami - powiedzia wreszcie Micha. Rcz za to. - Wiem, Michasiu - westchn Gabriel. - Ale co z rzesz aniow suebnych, urzdnikw dworu, star arystokracj, gwardi paacow i wszystkimi pozostaymi? Wola Jaldabaota jest dla nich rwnoznaczna z wol samego Pana. Niezadowolenie narasta. Razjel wszdzie wzruszy

ramionami. - Anioowie Miecza te za nami pjd. Zwaszcza po tym, co si stao wczoraj - doda Lucyfer. - Jeli ktrykolwiek z nich zostanie przy yciu - mrukn milczcy do tej pory Samael. Nie mog uwierzy! wykrzykn Rafa. Na jego twarzy malowaa si udrka. - Czy my rzeczywicie rozwaamy moliwo buntu? Samael si skrzywi.

- Ale skd. Omawiamy plan pikniku w Ogrodzie Ranym. - Do rzeczy, panowie - powiedzia sucho Gabriel. - Co proponujecie? - Przygotowywa si powolutku i zwraca jak najmniej uwagi - rzek Razjel. - Panowanie Jaldabaota lada chwila upadnie. Wtedy zgrabnie zajmiemy jego miejsce. - No, to na co czekamy? Do dziea! - Micha umiechn si radonie. - Niczego nie moemy zacz teraz - przerwa Gabriel. - Sprawimy

przez to wraenie, e wystpujemy przeciw Panu! Chyba nikt nie bierze tego pod uwag? - W adnym wypadku! - zawoa Lucyfer, wyranie poruszony. Przeciw Panu?! Nigdy! To nie wchodzi w gr! Zapada cisza. Przerwa j kpicy gos Samaela: - Pogadalimy sobie, panowie. Ponarzekalimy. Jak zwykle. Chodmy ju do domu, dobra? Nogi mnie bol. - Pan osadzi Jaldabaota na stanowisku Wielkiego Archonta. Widocznie mia swoje powody,

chocia ciko mi zrozumie, jakie. - Wic zasuwaj i spytaj Go o to, Gabrysiu - warkn Samael. - Wicej szacunku - sykn Micha. - Za chwil przegniesz pa i... - Wiem, podogi. pozbieram zby z

- Zamknijcie si! - gos Razjela brzmia niczym trzask bicza. Zachowujecie si jak szczeniaki. Przypominam, e rozmawiamy o wadzy w Krlestwie, a nie o praniu si po pyskach. Reasumujc, wychodzi na to, e czekamy na

wyrany znak od Pana. Znak, e Jaldabaot utraci ask w Jego oczach. - Tak. - Gabriel nerwowo obraca na palcu piercie. - Bez tego nic nie zdziaamy.

*** - Odmwi?! - w gosie Kamaela sycha byo niedowierzanie pomieszane z wciekoci. - To niemoliwe! Wytumaczye mu wszystko jak trzeba?

Daimon spojrza na niego, a w oczach mia co takiego, e dowdca Aniow Miecza zamilk. - Tak - odpowiedzia wolno. - Trzy razy. Kaza nam pracowa nad sabociami. Kamael dzielnie stara si nie pokaza po sobie, e jest zaamany. - No, nic. Ewakuujemy z zagroonego terenu wszystkich, ktrzy nie s niezbdni, wzmocnimy posterunki, skrzykniemy chopakw i... - Przygotujemy si na mier -

dokoczy Frey.

*** Nikt nie zapamita imion dwch aniow, ktrzy zginli pierwsi. Po prostu nagle ziemia i niebo pky, przedzielone pionow szczelin, ktra rozszerzya si, tworzc wrota zdolne przepuci jednoczenie pidziesiciu jedcw. Fala mrocznej energii wylaa si na rwnin, pochaniajc pracujcych przy wykopach robotnikw. Umierali oguszeni, zatruci, zdawieni, z sercami przepenionymi strachem,

jakiego nie dowiadczyli dotd nigdy. Wszystko to trwao nie duej ni mgnienie. Potem przez bram przestpiy szeregi dziwacznych kreatur, podobnych do kbw ciemnoci, na pozr niezgrabnych, lecz przeraliwie skutecznych. Rycerze Cienia pynli nieprzebran aw. Byy ich dziesitki, setki i setki tysicy, widoczne w przejciu midzy wiatami. Wylewali si przez otwarte wrota powoli, jak poyskliwa rzeka magmy. Powietrze, naadowane potn, zowrog moc, drao. Stojcy na wzgrzu Anioowie Miecza poczuli dobrze znane symptomy obecnoci Cienia -

ucisk w klatkach piersiowych, szum w uszach i mdoci. - Antykreator! - szepn Kamael. Jofiel wycign rk. - Patrzcie! Jest tam. Rzeczywicie, daleko, widoczny przez szczelin midzy wiatami, drga gsty, wibrujcy Cie. - Niech Pan bogosawi wszystkie bramy Krlestwa - Wypowiedzia prastar formu Kamael. - Niech Miecz prowadzi i zwycia

- odpowiedzieli. - Zajmijcie stanowiska. Zawrcili rumaki i uformowali szyk. Za ich plecami czekao w ciszy dwanacie tysicy doborowej jazdy Krlestwa. Bukraniony ich koni, wymodelowane na ksztat lwich gw, poyskiway matowo. Daimon wyjecha przed czoo prawego, a Jofiel lewego skrzyda. Kamael zaj miejsce w centrum. - Do boju, Szaraczo! - krzykn. Witaj niebycie, pomyla Daimon.

Nie mieli adnych szans. W obliczu potgi wroga stanowili garstk desperatw. Moe utrzymaliby si przez jaki czas, gdyby od razu zablokowali wlot otwierajcego si przejcia, ale fala trujcych wyzieww pozabijaaby ich natychmiast. Wyszarpn miecz, unoszc go wysoko nad gow. Stal schwytaa soneczny promie, ktry zataczy na ostrzu i zgas. - Za mn! - zawoa ochryple. Spi konia i nie ogldajc si, run w d wzgrza.

*** Wpadli w poyskliw, stalow rzek. Zakotowao si. elazo wystpio przeciw elazu, rozpoczo swj krwawy taniec. Szaracza wbia si klinem w bok czarnej kolumny, prbujc przeci j na p i opanowa bram. Miecze rycerzy Krlestwa wyrbay gbok szczerb w szeregach onierzy Mroku, niby przesiek w gstym, ciemnym lesie. Rumaki pary naprzd, tratujc i miadc strconych z siode jedcw. Ziemia spyna krwi i dziwn,

lepk posok rycerzy Cienia. Ich szeregi rozluniy si nieco, wpuszczajc rozpdzon jazd Krlestwa do rodka kolumny. le, pomyla Daimon. Chc nas otoczy. - Okraj nas! - wrzasn, prbujc zwin prawe skrzydo i uderzy nim w tworzc si mack, zoon z oddziaw onierzy ciemnoci. Wtem ich szyki rozstpiy si, wypluwajc nieksztatne, zakute w elazo bestie zionce pomieniami wprost w walczcych aniow. Pod

ich oson wojsko przystpio do ataku.

chaosu

Dym zasnu pole bitwy. Wszdzie rozlegay si rozpaczliwe krzyki, kwik koni i szczk ora. Wydawao si, e wystarczy chwila, aby armia mroku rozniosa formacje Krlestwa, ale anioowie postanowili drogo sprzeda swoje ycie. Miadeni, cici i tratowani, wci nie dawali si rozproszy i wybi jak rzene bydo. Szaracza zbieraa krwawe niwo, wic wkrtce rumaki deptay po trupach. Lecz z bramy wyleway si wci nowe szeregi brzydkich, pokracznych, morderczych onierzy.

Pomiot chaosu, synowie Cienia. Z wolna doborowa kawaleria Krlestwa pocza sabn i umiera. Jedcy walili si w boto, wyrobione przez koskie kopyta z pyu i krwi. Ich pancerze - te jak siarka, czerwone jak ogie, granatowe jak dym - wyglday niczym konfetti rozsypane na strudze smoy. Daimon walczy w samym rodku bitwy, siejc popoch w szeregach Mroku. Ci, ktrzy omielali si do niego zbliy, jechali po mier. Musia zerwa z gowy hem, trafiony ognist lin jednego z potworw chaosu, wic wosy mia

skbione i pozlepiane krwi. Wyglda jak upir - z blad twarz i okrwawionym mieczem, ktry niezmordowanie zagbia si w ciaach wrogw. Padali, nie zdywszy nawet skrzyowa z nim ora. Ale w kocu i on zacz sabn. Pot zalewa mu oczy, ramiona mdlay, a potniejce z kad chwil tchnienie Antykreatora wysysao siy, zamiewao wzrok, mcio myli. Niemal mechanicznie podrywa i opuszcza miecz, oguszony bitewnym wrzaskiem i szczkiem ora. Potworny ryk rozdar nagle powietrze. Daimon poczu podmuch

smrodliwego gorca i ujrza tu przed sob rozwart paszcz ognistej bestii. Ci j skonie przez pysk. Zawya, strzykajc pomienn lin. cisn wierzchowca kolanami, Pioun wykona ciasny piruet i stan dba. Daimon unis si w strzemionach i potnym pchniciem wbi miecz w wytrzeszczone, zdumione oko potwora. Pomie osmali mu twarz, wypali w ziemi spory lej. Besti wstrzsn dreszcz, z wizgiem zwalia si w boto, nieomal podcinajc Piounowi nogi. Uzbrojone w pazury apy dary ziemi, a ko Daimona taczy

midzy nimi, usiujc unikn ciosu. Frey pochyla si w siodle, eby rozpru brzuch zdychajcego potwora, gdy poczu, jak po ebrach przelizguje mu si co zimnego i gorcego zarazem. Ostrze topora rozdaro mu bok. Wyprostowa si, ci przeciwnika szeroko przez klatk piersiow. Tamten zachwia si i zwis w siodle swego opancerzonego rumaka, a Daimon w ostatniej chwili uchyli si przed zabjczym ciosem w gow, zadanym przez kolejnego czarnego rycerza. Pioun byskawicznie targn bem, miadc zbami twarz przeciwnika, ktry zala si

krwi i zwali na ziemi. Trac refleks, pomyla Daimon. Niedugo bd mnie mieli. Czubek czyjego miecza rozdar mu rkaw i gboko skaleczy przedrami. - Czy jest co pikniejszego ni dachy Hajot Hakados, fioletowiejce z nadejciem wieczoru? - usysza w gowie i zrozumia, e Pioun si z nim egna. - Spotkamy si w niebycie, stary szepn, rozcinajc niemal na p wyrosego jak spod ziemi wielkoluda w hemie z kit.

Sytuacja przedstawiaa si rozpaczliwie. Rycerze Miecza z niedobitkami Szaraczy prbowali przedosta si w kierunku wrt, z desperack nadziej, e uda si je zablokowa. Z rozdziawionej na ksztat ust dziury we wszechwiecie wci jednak wylewali si nowi czarni onierze, lecz ju nie tak gwatownie, tylko w sile, ktra pozwalaa wyrwna zadane przez Szaracz straty. Przewaga Mroku bya tak dua, e mogli sobie pozwoli na niespieszne dokoczenie dziea zniszczenia. Wtem Pioun obrci si gwatownie, tratujc podnoszcego

si z ziemi jedca, ktrego jego pan przed chwil strci z sioda, a Daimon przez sekund spojrza w paszcz otwartych wrt. To, co ujrza, wstrzsno nim. Rzesze onierzy mroku, ktrzy wanie zadawali im mier, stanowiy zaledwie forpoczty caej armii. Jej trzon czeka nienaruszony! W wiecie Cienia stay gotowe do boju oddziay, a ich koca nie byo wida a po horyzont. Stawi im czoa mogyby tylko wszystkie zastpy Paskie, miriady aniow, rozproszonych po caym kosmosie, aby wytycza trajektorie gwiazd i planet. Nawet jeli przybd posiki,

armia, ktr szybko uda si skrzykn, nie wystarczy, eby pokona Cie. Zagroony jest wic nie tylko nowy projekt Pana, ale istnienie samego Krlestwa. Daimona ogarny al i wcieko na wspomnienie wyniosej gby Jaldabaota. Moliwo upokorzenia mnie bdzie kosztowaa droej, ni ktokolwiek mg przypuszcza, pomyla. Z gorycz przypomnia sobie udzielone przed bitw rozkazy Kamaela. Starajcie si zepchn ich na bok i zastawi bram. Jest wska; bronic jej, mamy jak szans. Zepchn ich! Imponujcy

pomys. Zamkn wejcie!

to

pieprzone

Olnienie przyszo nagle, midzy pchniciem miecza a unikiem. Sposb by szalony i waciwie nie mia prawa si powie, ale obudzi w nim odrobin nadziei. - Wynie mnie std, Pioun! wrzasn w samo ucho wierzchowca, rzucajc si na koski kark, bo tam, gdzie przed chwil znajdowaa si jego gowa, przelecia potny mot. Ko zadrobi w miejscu nogami. - Ruszaj si, cholerna chabeto!

Moe zdymy! - Zaraza na twoj dusz, Daimon! - wycharcza rumak. - Jest szalona! Wyda z siebie dugi, przecigy wizg i stan dba. Anio Miecza zachwia si w siodle, ale nie upad, uczepiwszy si kurczowo grzywy. Potne kopyta znalazy si niespodziewanie tu przed twarz najbliszego rycerza Cienia, a Daimon ujrza w jego oczach paniczny strach, przez krtk tylko chwil, zanim podkowy Piouna nie roztrzaskay mu czaszki. - W gr! - krzykn do konia, siekc mieczem na prawo i lewo,

eby wywalczy dla niego troch miejsca. I nagle stao si co nieprzewidywalnego. Potny rumak, steknwszy, odbi si od ziemi i wzbi w powietrze. Opad na karki i ramiona walczcych, na hemy i wzniesione miecze rycerzy mroku, tratujc ich niby an modego zboa. Ci, ktrzy ujrzeli ten widok, zamierali w przeraeniu, pewni, e spotkali sam mier. Z wyszczerzonego pyska rumaka laa si piana. Zarwno on, jak i

siedzcy na nim rycerz sprawiali wraenie, jakby zostali odlani z poyskujcego rdzawo metalu, bo cali schlapani byli krwi. - Do Krlestwa, Pioun! wychrypia Daimon. - Do Szstego Nieba! Z trudem utrzymywa si na siodle. W uszach sysza monotonny szum, a wszystko, na co patrzy, podbarwiao si na czerwono, rozmywao i krzywio. Poczu nage szarpnicie i ujrza pustk kosmosu, wypenion gwiazdami, ktre natychmiast rozmazay si w zociste smugi. Wiatr uderzy go w

twarz, rozwia wosy. Zrozumia, e si udao. Pioun pdzi do Krlestwa.

*** Dija, moda suebna ze wity Matki Rachel, przerwaa piew. Midzy znajomy wiergot ptakw i szelest lici wdar si obcy dwik, jakby ttent. Narasta, lecz Dija nie potrafia rozpozna jego rda. odygi kwiatw zgiy si jakby w nagym podmuchu wiatru, a anielica poczua wilgotne krople, spadajce na donie i twarz. Byy czerwone.

Dija z krzykiem odrzucia piewnik, rozmazujc szkaratne smugi na wosach i policzkach. Jej pikna twarz wykrzywia si w grymasie paniki i obrzydzenia. Urodzia si przecie w Szstym Niebie. Nigdy nie widziaa krwi. Po ziemi przesun si cie, wic poderwaa w gr gow i krzyk zamar jej na ustach. Podniebnym szlakiem pdzi jedziec. Dugie wosy powieway za nim niczym czarny sztandar. Jego twarz bya mask szalestwa i rozpaczy. W doni ciska nagi miecz. Wyglda jak burzowa chmura na tle bkitu Szstego Nieba, gdzie nigdy nie

spada kropla deszczu. Dija zasonia rk oczy i pada na mikki dywan szmaragdowej trawy. - Musz zej niej, na ziemi gos Piouna ama si z wysiku. Poruszanie si podniebnymi szlakami pozwalao rozwija zawrotne prdkoci, ale byo bardzo meczce. W Krlestwie obowizywa cisy zakaz ich uywania, z uwagi na zamieszanie wywoane obecnoci w powietrzu wielu aniow naraz, lecz tym ograniczeniem Daimon postanowi si w tej chwili nie przejmowa.

Kilka razy andarmi Jaldabaota prbowali go zatrzyma, pierzchali jednak, ustpujc mu z drogi, gdy stawao si jasne, e nie ma zamiaru zwolni. - W porzdku, schod! - zawoa, peen zych przeczu, bo gocice Krlestwa zawsze byy bardzo zatoczone. W tej sytuacji bezpieczniej wydawao si przejecha na przeaj przez Ogrody. Runli w d, tratujc nienagann muraw, rwnajc z ziemi klomby r i lilii, roztrcajc spacerujcych. Przejechali przez grup muzykujcych aniow i anielic,

rozganiajc ich niby stadko biaych kuropatw. Daimonowi mign przed oczami roztrzaskany kopytami Piouna klawikord. Podniosy si okrzyki trwogi i blu, lecz nie mia czasu zwraca na nie uwagi. Za zakrtem cieki wpadli wprost na kilku Aniow Lata, w ktrych pieczy znajdoway si Ogrody Krlestwa. - Z drogi! - rykn Daimon. Zaskoczeni ogrodnicy bezadn, pierzast kup wzbili si w powietrze. W przelocie dostrzeg czyj przeraon twarz, co mikko uderzyo go w bok, usysza jk.

Do Paacu Cudownych Przedmiotw - nakaza koniowi, nie obejrzawszy si nawet. Paac, bdcy raczej obszern kaplic, mieci w sobie Boskie Narzdzia - Kielni i Cyrkiel, ktrymi Pan wytyczy wszechwiat, oraz Klucz do wymiarw, za pomoc ktrego otwiera kolejne rzeczywistoci. Ten wanie Klucz wydawa si Daimonowi jedyn szans ocalenia Krlestwa. Pioun zary si kopytami w wir cieki przed samym frontem biaego, aurowego niczym tort z cukru, pawilonu. Opuci nisko eb,

dysza z wysiku. Daimon zsun si z jego grzbietu. Kiedy dotkn stopami ziemi, zakrcio mu si w gowie. Musia schwyci si ku, eby nie upa. Do tej pory nie zdawa sobie sprawy, jak bardzo jest poraniony. Lewy bok, nogawk spodni i but pokrywaa lepka, krzepnca krew. Nie wolno mi teraz zemdle, pomyla i najszybciej jak jeszcze potrafi, pobieg chwiejnie w kierunku wejcia do budynku. Natychmiast zastpio mu drog dwch stranikw z toporami u bokw.

- Wpucie mnie! - wychrypia. Krlestwo jest w niebezpieczestwie! - Precz! - warkn wyszy. Kalasz swoj obecnoci wity przybytek! Daimona ogarna furia. Tam gin jego przyjaciele, jego bracia, a tych dwch tpych sukinsynw omiela si sta mu na drodze? - Albo mnie wpucicie, albo przemodeluj wasze gupie pyski! wrzasn wciekle. Signli po bro, ale nawet nie

zdyli jej wyj. Daimon trzasn jednego w twarz rkojeci miecza, drugiego powali na ziemi kopniakiem, wyrwa mu topr zza pasa i rbn w gow obuchem. Wszystko to nie trwao duej ni jedno westchnienie. Wpad do chodnego, cichego wntrza. Powietrze zdawao si gstsze ni na zewntrz, wibrowao wyczuwalnie potn moc. ciany lniy zotawym blaskiem. Porodku pomieszczenia stay trzy krysztaowe szkatuy, zawierajce wite przedmioty. Dotkn misternie rzebionego wieka, przez ktre mona byo dostrzec zarys

zotego Klucza. - Wybacz mi, Panie - szepn. Osaniajc twarz zgitym ramieniem, z caej siy uderzy w szkatu rkojeci miecza. Ozwa si piewny jk, a odamki krysztau z trzaskiem rozsypay si na posadzce. Zoty Klucz, ktrego dotykaa do tej pory jedynie rka Pana, lea na szkaratnej poduszeczce, poyskujc oleicie. Pokryway go pajcze ornamenty, tak delikatne, e ledwie widoczne. Daimonowi wydao si, e drzemie w nim potne,

zowrbne ycie. Wycign rk, wstrzymujc oddech. Drce palce dotkny metalu, zacisny si na nim. Wyj Klucz ze szkatuy. By zaskakujco ciki. Nagle poczu, e si poruszy, jakby nie trzyma w doni przedmiotu, ale ywe zwierz, ma jaszczurk. Niemal w tym samym momencie Klucz rozjarzy si biaym blaskiem. Anio Miecza krzykn. Targn nim bl. Odruchowo rozwar palce, lecz nie upuci magicznego przedmiotu. Pozwoli mu lee na otwartej doni, ktra pona, a fale blu obejmoway szybko cae rami niby jzyki ognia, lice such

szczap. Zacisn zby. Wszystko w nim krzyczao, eby rzuci go, ale wiedzia, e nie wolno mu tego zrobi. W kocu biay blask przygas i znik zupenie. Klucz sta si znowu martwym kawakiem metalu. Na wewntrznej stronie doni anioa ziaa ogromna, pksiycowata rana, przypominajca rozdziawione w szyderczym umiechu usta. Daimon, pomagajc sobie zbami, odpru od poduszeczki zoty sznurek ktrym bya obszyta, i zawiesi sobie Klucz na szyi. Jasne wiato soca na zewntrz niemal go olepio. Podcign si

na siodo, wyj miecz z pochwy i przerzuci do lewej rki. - Wracamy, Pioun - powiedzia. Ko bez sowa zerwa si do biegu. Gna jak wicher.

*** Bitwa wci trwaa. Przybye z Krlestwa oddziay w pewnej chwili zdaway si zdobywa przewag, ale teraz byy konsekwentnie spychane w ty przez czarne mrowie onierzy Cienia.

- Cofnijcie si! Odwrt!!! Daimon na prno stara si przekrzycze zgiek bitwy. Rba mieczem z ca si, na jak mg si zdoby, prbujc wyci sobie drog do pierwszej linii. Rozbija czarne hemy, rozcina pancerze i kubraki niby worki paku. Kademu ciosowi towarzyszy jk lub wrzask blu. W pewnej chwili dostrzeg jasn plam twarzy Kamaela, poszarza i poznaczon ctkami krwi. W duchu podzikowa Panu, e przyjaciel wci jeszcze yje.

- Dalej! - krzykn do konia, ktry utkn na chwil w kbowisku cia i elaza. Musimy zostawi wszystkich naszych za sob! - Jak powiedzia ebrak na widok darmowej garkuchni - warkn Pioun, posusznie prc naprzd. Przed oczami Daimona zaczy przeskakiwa czarne i zote iskry. Dugo tak nie wytrzymam, myla. Do pulsowaa nieprzerwanym, tpym blem. Miecz zadawa ciosy coraz wolniej. Czu, e kilka razy drasno go jakie ostrze. Cofn si! krzycza do

kadego napotkanego anioa. Wreszcie stwierdzi, e otacza go jednolite morze czarnych hemw. Zerwa z szyi Klucz, wycign rk i przekrci go w powietrzu. - Czelu - powiedzia. Bezdenna Czelu poza czasem i wymiarami. Ziemia zatrzsa si i rozstpia. W miejscu, gdzie przed momentem byy wrota Antykreatora, otworzy si lej. Cie i jego armia zapadli si w niego w jednej chwili. Lej rozszerza si, wcigajc nacierajcych na oddziay Krlestwa

onierzy Siewcy Wiatru. Ziemia uciekaa spod kopyt oszalaych, kwiczcych ze strachu rumakw. W niebo wzbi si chralny krzyk rozpaczy. Zastpy Antykreatora giny w Czeluci. Kilku aniow, ktrzy nie zdyli wycofa si w por, zelizgno si do rodka leja. Pustka przybliaa si byskawicznie. Daimon balansowa na skraju Czeluci ze lnicym Kluczem w doni. Zginby, gdyby nie Pioun. Gdy ziemia, na ktrej stali, zacza si osuwa w bezdenn szczelin, ko wykona rozpaczliwy zwrot i odskoczy w ty, na pewniejszy grunt.

Daimon ponownie Klucz w powietrzu.

przekrci

- Do - wymamrota z trudem. Czarne byski przed oczami rozpyny si we mgle. Ostatnim wysikiem spojrza na pole bitwy. Rozpocieraa si przed nim znajoma, pokryta liszajami wykopw rwnina. Antykreator wraz ze sw armi znikn. Za plecami mia ziemi zacielon trupami. Sysza jki i przeklestwa rannych. Oddziay Krlestwa cigay nielicznych ocalaych onierzy mroku.

Daimon upuci Klucz, zakoysa si w siodle i ciko zwali z konia.

*** - Jest witokradc i morderc! wrzasn Jaldabaot. - Jednak niewtpliwie uratowa Krlestwo powiedzia ze znueniem Jao, sekretarz demiurga. - Tylko Pan moe decydowa o losach Krlestwa! Tylko On moe wybawi je lub zgubi, zgodnie ze swoj wol!

- W takim razie wybawi je Jego rkami. - Bronisz mordercy, Jao? Trzy niewinne dusze, trzech czystych aniow zgino z tych jego bohaterskich rk! Dwch stratowa w Ogrodach, a jednego z zimn krwi zaszlachtowa toporem, gdy broni witego przybytku przed zbezczeszczeniem. Jao westchn. - Po prostu uwaam, e skazanie go na mier nie jest najlepszym pomysem... politycznym. Cae Krlestwo, wszystkie zastpy

uwaaj go za bohatera. Jaldabaot wzrokiem. spiorunowa go

- Wic wyka im bd w rozumowaniu! Zalepienie i niewaciwy ogld sprawy. Jak miesz opowiada o jakiej polityce! Tu chodzi o pryncypia, o zasady! O witokradc, ktrego brudny dotyk zbruka najczystsz wito! - Jeli ju musisz go zgadzi, zrb to szybko i cicho, po krtkim, nieupublicznionym procesie...

- Proponujesz mi postpek godny skrytobjcy? Nigdy! Wszyscy obejrz t egzekucj! Wszyscy, od samych ksit Sarim poczwszy, a skoczywszy na najmarniejszym z aniow suebnych. A ten zbrodniarz, ten obrazoburca, publicznie si przed nimi pokaja! Jao mia ochot jkn. Pegaj mde ogniki pochodni. Na cianach rodz si i umieraj fantastyczne cienie. Gdzie bardzo daleko sycha kapanie wody. A moe to krew? Jeste morderc! Podym,

bezlitosnym zbrodniarzem! Pozbawie ycia niewinne istoty! Wiesz, czym jest ycie? Bezcennym darem od Pana! A ty splugawie ten dar. Wicej! Zbezczecie wito! Odwaye si sign po to, co naley do samej Jasnoci! Krwaw rk! Tak, krwaw rk! Teraz ta krew krzyczy! Woa do mnie, do wszystkich. Jeste potworem. Twoja dusza to wiadro pomyj. Grzeszysz! Nawet teraz grzeszysz pych i zatwardziaoci serca. Ukorz si, zanim nie jest za pno! Pokajaj si! Bagaj o przebaczenie! Na kolana, zbrodniarzu! Powiedziaem: na

kolana! Nigdy! Nigdy, choby przyszo mu tu zdechn. Nie ukorzy si przed t blad gb szaleca, przed tymi nerwowo drgajcymi domi jak porcelanowe bibeloty, ktre nigdy nie trzymay miecza, ktre nigdy nie dotkn sowa honor. Lekkie, biae machnicie, zgrzyt. Krwawy sukinsyn! Kaza poluzowa acuchy. A nogi nie chc go utrzyma, gn si. Kolana zaraz uderz o brudn, kamienn posadzk. Chwyci cikie ogniwa kajdan,

podcign si na pokaleczonych doniach. Zachowaj dla maluczkich swoje tanie sztuczki. Nie ujrzysz Anioa Miecza na kolanach przed tob, Protezo Pana! - Przyznaj, kim jeste! Wyznaj swoje zbrodnie! - syczy wielki, biay nietoperz o srebrnych wosach i oczach. - Mw! Rozkrwawione usta winia obnaaj w umiechu zby. - Jestem wiernym rycerzem Pana - szepcze. - A ty, Wielki Archoncie? Pan Siedmiu Wysokoci

odskakuje, wa.

jakby

nadepn

na

Wilcze oczy wiec nieugitym, zowrogim blaskiem.

*** W lochach mierdzi pleni i mdlcym odorem spalenizny. Jao czuje narastajce obrzydzenie - do Jaldabaota, do caej tej sprawy, do swojej funkcji. Gdyby kto mu to zaproponowa, zrzekby si jej nawet natychmiast.

Jaldabaot nerwowo skubie rkaw. Widzi sekretarza, w srebrnych oczach tacz iskierki lku. - To demon - mwi. - Ma przeklt dusz. Jao ze wistem wciga powietrze. - Oszalae?! Zabijesz go! - To demon! - powtarza Wielki Archont. - Ani ladu skruchy! Po wszystkich tych zbrodniach... - Na lito Pask, ka go natychmiast rozku! Jak chcesz dokona egzekucji na trupie?! Kazae postawi na nogi cae

Krlestwo! Jaldabaot, skonsternowany, rozkada rce. Jego kosztown bia szat pokrywaj rdzawe plamy. - Jao, jestem przeraony... - Ja te! - wrzeszczy sekretarz. Wyjd std, przebierz si i zostaw ca reszt mnie!

*** Najpierw wszystkie dwiki zaczy z wolna cichn, a potem

usysza wielkie dzwonienie ciszy. Z trudem rozklei powieki. Jedno oko mia tak zapuchnite, e waciwie nic na nie nie widzia. - Witaj, Rycerzu Miecza zaszemra nieomal niesyszalny szept. - Rany, jak kiepsko wygldasz! Spoza krat spogldaa na niego brzydka, inteligentna twarz. - Duma - powiedzia, ledwie poruszajc wargami. Przez ostatnie par godzin nauczy si eliminowa wszystkie zbdne ruchy. - Kop lat! Przyszede pogawdzi?

Przykucnity przed drzwiami Anio miertelnej Ciszy, w nieodcznych czerwieniach i czerniach, umiechn si, pokazujc krtkie, ostre ky. - Wpadem popatrzy, jak sobie radzisz. Powiadaj, e nawet nie krzykne. To prawda? Nie zrozum mnie le, pytam z czystej ciekawoci. Daimon zdoby si na krzywy umiech. - Jak mylisz? - Jako trudno mi byo uwierzy,

ale chyba zmieni zdanie zaszemra Duma. - Nie przepadamy za sob, Daimon, ale waciwie przyszedem powiedzie ci co, co, moim zdaniem, masz prawo wiedzie. Nikt nie chce wykona na tobie wyroku. Biaaczka si wciek, pozdejmowa ze stanowisk wikszo urzdnikw sdowych i wiziennych. W kocu zaproponowa nawet t fuch mnie, a nawet Afowi i Chemie. Kupa miechu, co? - Jestem pod wraeniem. Bliniaki wci maj do mnie al? - No chyba! - szepn Duma. - Po

tym, jak obie ich pazem na rodku Niebiaskiego Placu? Co oni ci waciwie zrobili? - Mieli faszywe informacje. Twierdzili, e Anioowie Miecza to dne krwi sukinsyny. Wyprowadziem ich z bdu. Nie byli nawet dranici... - Raczej sini - mrukn czarnoczerwony anio. - Nie chcieli si zemci? - No, co ty? W ten sposb? Nawet oni maj troch honoru.

Daimon przymkn powieki. - Mcz ci, co? - zaszepta widmowy gos. - Trzymasz si resztkami si. egnaj, Aniele Miecza. Moe si kiedy spotkamy... po drugiej stronie. - Do zobaczenia w niebycie powiedzia Daimon, nie otwierajc oczu.

*** - Nikt tego nie zrobi. Nie moesz wzi pierwszego lepszego

siepacza. On jest anioem krwi, arystokrat. - Musimy kogo znale! Jaldabaot ciska si po komnacie. To zaczyna zakrawa na bunt! Jao milcza znaczco. - Myl, e jest taki kto odezwa si rozlewnym, modulowanym akcentem Astafajos, archont, wadca pierwszego elementu. - No to mw! - krzykn demiurg, zwany Prawic Pana.

Raguel. Mody, bardzo obowizkowy. Rozkaz jest dla niego wity. Peni funkcj kapitana bursy w Drugim Niebie. To archanio. Jaldabaot rozpromieni si. - Cudownie! Widzisz, Jao, jakie to proste? Chcie znaczy mc. W dodatku archanio. Prawdziwy policzek dla tych butnych szczeniakw z bandy Gabriela. Pokaemy im modzieca wieccego przykadem, ktry szanuje tradycje i zna swoje miejsce. Natychmiast go przyprowadcie.

Raguel nerwowo przekn lin. Ten koszmar odbywa si naprawd, pomyla. Wielki Archont przechadza si po komnacie z rkoma zaoonymi do tyu. - Twoje zdolnoci i przykadna postawa zostay zauwaone - rzek. - Nie myl, e mody wiek wyklucza odpowiedzialne stanowisko. Umiemy dostrzega diamenty w bocie. Niniejszym otrzymujesz awans. Zostae mianowany egzekutorem. Bdziesz wykonywa wyroki boskiego sdu na wysokich dostojnikach niebiaskich. Zaczniesz od pokazowej egzekucji obrzydego witokradcy i

zbrodniarza, Freya.

niejakiego

Daimona

- Tak jest, Wasza Jasno wymamrota Raguel, przekonany, e wszystkie nieba Krlestwa kolejno spadaj mu na gow. Jaldabaot obrci si na picie tak gwatownie, a zafurkotay poy paszcza. - C to? Nie dzikujesz? Archanio przyklk na jedno kolano, spuszczajc gow, eby Wielki Archont nie mg dostrzec wyrazu jego twarzy.

Jestem niewypowiedzianie wdziczny, Wasza Jasno. Nie zasuguj na t ask. Jaldabaot zatar rce. - Doskonale! - zawoa. - A teraz id przygotowa si do nowej roli. I pamitaj! Wszystko musi by zorganizowane w perfekcyjny sposb. To rozkaz! - Tak jest - szepn zdruzgotany Raguel.

***

Nie przewrc si. Nawet si, kurwa, nie potkn, powtarza sobie dobitnie, eby rozkaz dotar do plczcych si ng. Panie, jake to daleko! Szafot stercza jak pokryta bkitnym i zotym suknem wyspa porodku ogromnego Niebiaskiego Placu. Wok niego rozpocierao si morze gw i skrzyde nieprzebrane rzesze aniow. Szpaler, prowadzcy od wrt Paacu Sprawiedliwoci, wydawa si przez to wski. Po obu jego stronach sta co pidziesit krokw andarm w ceremonialnym stroju.

Tu przy samym podecie Jaldabaot ustawi naprzeciw siebie dwie milczce, trwajce w bezruchu grupy - archaniow i Rycerzy Miecza, ktrym udao si ocale z niedawnej rzezi. Za szafotem wznosiy si trybuny, gdzie zasiadaa Rada Archontw, ksita Sarim, w tym tytularny zwierzchnik Miecza, ksi Soket Hezi, z bardzo kwan min, oraz wysocy dostojnicy dworscy. Blask soca olepia Daimona, ktrego oczy przywyky do ciemnoci, wic mimo e wyta wzrok, mg dostrzec na trybunach

tylko zamazane plamy. - Czas i - powiedzia jeden z czterech eskortujcych go stranikw i lekko popchn w plecy.

*** Jaldabaot spoglda z wyyn trybuny na plac z min wynios i srog, nie dajc po sobie pozna zadowolenia. Ceremonia wygldaa imponujco. Napawa si triumfem nad wrogami. Napawa si wadz. Zerkn na siedzcego daleko po

lewej stronie Metatrona. Jego twarz bya spokojna i waciwie pozbawiona wyrazu, cho zdawaa si emanowa wielk dobroci. Ulubiony anio Pana pokornie przyj przyznane mu przez demiurga niezbyt zaszczytne miejsce, nawet nie zaprotestowawszy. Wielki Archont uzna, e niepotrzebnie si go obawia. Tu obok siedzia jego brat, zacity i chmurny Sandalfon, rzucajcy co pewien czas pene niechci spojrzenia w stron Jaldabaota, lecz nim demiurg nie zamierza si przejmowa. Wtem Jao delikatnie dotkn jego

rkawa. - Spjrz na Rycerzy Miecza szepn. Jaldabaot wychyli si lekko. - Co to ma znaczy? - sykn. Stali z odkrytymi gowami i wosami szarymi od popiou. Na policzkach mieli grube kreski namalowane krwi. - aoba - powiedzia sucho Jao. Oni nosz aob. Jaldabaot zatrzs si ze zoci. Odebra Rycerzom Miecza bro, kac zastpi j

paradnymi mieczykami, wic nie spodziewa si z ich strony adnych kopotw. To nic, uspokoi si, baha demonstracja. Nie s w stanie odwrci biegu wydarze. Nie s w stanie sprzeciwi si mojej wadzy.

*** Daimon ze wszystkich si walczy, eby si nie potkn. Wyglda strasznie w porwanym, zakrwawionym ubraniu, z blad i pokaleczon twarz i zmierzwionymi wosami. Gdy si

pojawi w drzwiach Paacu Sprawiedliwoci, przez tum przebieg szmer podobny do westchnienia. Jego opakany wygld nie budzi jednak litoci, a raczej lk i szacunek, gdy w kadym sztywnym kroku, w kadej prbie utrzymania wysoko uniesionej gowy byo wicej godnoci ni w wystudiowanych pozach caej Rady Archontw. Zgromadzone na placu rzesze pokornych, pracowitych aniow suebnych niemal namacalnie czuy pogard i gniew, jakie kierowa ku nim skazaniec, gotowe ugi karki przed jego bkitn krwi, jego

nienawici i niszczcym szalestwem, ktrym w chwili stworzenia naznaczy go Pan, aby ustanowi go nad Mieczem Swojego gniewu. W oczach Daimona wygldali jak bydo i czuli si jak bydo przygldajce si schwytanemu lampartowi. I wysawiali Pana za nieskoczon dobro, dziki ktrej mogli pracowa w trudzie i znoju bez pitna morderczej wciekoci, bez sztyletu mieszkajcego na dnie serca. Daimon zrwna si ze stojcymi niemal przy samych stopniach szafotu Rycerzami Miecza. Jego

spojrzenie na chwil skrzyowao si ze wzrokiem Kamaela, ktrego twarz bya szara jak ptno. Kreski, namalowane krwi na policzkach, krzyczay to, czego nie mogy wypowiedzie zacinite usta. Kamael nie da adnego znaku, nie wyrzek ani sowa, lecz nagle szereg nieruchomych i milczcych Aniow Miecza zaama si, gdy wszyscy rwnoczenie uklkli, prezentujc bro - te paradne, zote mieczyki, ktre rozkaza im wyda Jaldabaot. Promienie soca taczyy na bezuytecznych klingach, kiedy doborowi rycerze Krlestwa egnali najlepszego spord siebie.

Daimon wspi si na szafot. Tak wiele razy stawa naprzeciw mierci, e waciwie przesta si jej ba. Niemal. Tum, widziany z gry, przypomina wiosenny klomb, na ktrym dopiero zaczynay kiekowa i kwitn najwczeniejsze roliny, gdy kolorowe szaty wyszych rang aniow rozmyway si wrd popielatych i burych tunik ptactwa niebieskiego. Odczu ulg, e udao mu si bez pomocy pokona schody. Kto mgby pomyle, e straci siy ze strachu, a on po prostu by bardzo zmczony. Niebiaski Plac nigdy nie wydawa

mu si tak szeroki. Zdawa sobie spraw, e w rodku, w nim, niby rj zdenerwowanych os, huczy bl. To powinno znacznie bardziej go obchodzi, ale jako nie mogo. Wszystko wok wygldao, jakby zostao wycite z kartonu. Nie sposb przejmowa si dwuwymiarow dekoracj. Na stopniach schodw i surowych deskach podestu czyja rka wykrelia cieniutki, falisty wzr, jakby cigncy si za nim drobny szew. Krwawi, pomyla. Jaldabaotowi chyba udao si mnie zabi i bez tego aosnego przedstawienia. Spojrza w stron

loy dostojnikw, lecz dostrzega tylko zamazane kontury. Ale pozbawi ycia anioa krwi wcale nie jest atwo, powtarza sobie poblady, dygoczcy Raguel. To musi by cios prosto w serce. Jeden cios w samo serce. Onyksowa rkoje dugiego, pokrytego magicznymi inskrypcjami sztyletu lizgaa si w jego spoconej doni. Trzyma j, jakby bya bem wa. Nigdy przez swoje krtkie, nawyke do posuszestwa ycie nie czu si tak nieszczliwy. Z trudem przeyka lin w suchych jak wir ustach. To on wyglda jak skazaniec i przez chwil

zgromadzonym wok szafotu wydawao si, e prawda przedstawia si odwrotnie, e czarnowosy anio przyszed po ycie egzekutora, a moe take ycie wszystkich obecnych. Raguel spojrza na smuk, nieruchom posta Daimona. W serce?, pomyla w popochu. Na lito Pask, czy on je w ogle ma? Frey odetchn gbiej. Dziwne oszoomienie powoli mijao. Dopiero teraz dostrzeg Raguela. W oczach na chwil zapon mu wilczy blask.

- Hej, Raguel - powiedzia niskim, bezdwicznym tonem. - adny awansik, co? Archanio drgn. Przypomnia sobie o cicych na nim obowizkach. - Przywiza go! - rozkaza oczekujcym pachokom. Jego gos brzmia piskliwie i niepewnie. Daimon przymkn powieki, da si popchn w kierunku stojcego porodku podestu dziwnego rusztowania z belek. Pozwoli przyku sobie rce, cho pod czaszk eksplodowa mu snop

iskier, kiedy potary o siebie kawaki zamanej koci. Herold monotonnym gosem odczytywa list jego zbrodni. Przynajmniej uratowaem Krlestwo, pomyla z gorycz. Umr jako bohater. Bl zacz przypomina o sobie coraz natarczywiej. Zachowywa si jak tancerz wyprbowujcy wci nowe kroki, jakby ciao Daimona byo scen, na ktrej trzeba wystpi przed wymagajc publicznoci. Anio Miecza zacisn zby. Skocze wreszcie!, - warkn w mylach do herolda. Ten zacz

jednak odczytywa tytuy Jaldabaota, wic Daimon skonstatowa z ironi, e jeszcze jaki czas to potrwa. Wtem pojawia si przed nim blada, przeraona twarz Raguela. - Wybacz mi - usysza szept. - Co?! - Z pewnym trudem unis gow, eby spojrze mu w oczy. Daruj sobie. To nie by dobry moment na okazywanie wspczucia. Prosz, wybacz... Ja tylko

wykonuj rozkaz... Gdyby zostao mu wicej siy, Daimon wpadby w sza. W jego nieugitych, szyderczo zmruonych renicach Raguel dostrzeg wasne odbicie - obraz sabego, podego chopca, ktry zawsze bdzie dra z lku przed kim potniejszym. Zadygota na myl, e drapiena, pikna twarz anioa, ktrego za chwil zabije, pozostanie na zawsze, niczym pitno, odcinita w jego pamici. Ostry, drwicy umiech rozcign wargi Daimona.

- Jeste nikim - powiedzia. Pyem na wietrze. Spjrz na nich, na Rycerzy Miecza, archaniele. S niemiertelni. Ich krew nie umiera. Raguel postpi dwa kroki w ty. Zobaczymy, pomyla tpo, wypatrujc znaku od Jaldabaota. Ju za chwil. Witaj, niebycie, powiedzia do siebie Daimon. Prawie si nie ba, ale jednoczenie wcale nie pragn umiera. Nie pociga go niewzruszony spokj i majestat mierci. Przypomnia sobie cierpki smak wina, ktre przyniosa mu brzydka suca; Kamaela,

wachlujcego si pergaminem z rozkazami Jaldabaota, kpicego, e to jedyne, do czego moe si przyda. Piouna, tratujcego lilie w rajskim ogrodzie; pikne twarze anielic... Witaj, niebycie. Jaldabaot, biay i kunsztowny jak ozdoba z pianki, wychyliwszy si z trybun da znak. Raguel zamachn si sztyletem i uderzy. wiat cofn si gwatownie, malejc do rozmiarw szpilki. Bl by przeraliwie ostry, ale bardzo odlegy. Czynno tak prosta, jak

nabranie oddechu, staa si nagle zdumiewajco skomplikowana. Czarno-czerwona cisza, przenikliwa niczym szept anioa Dumy, piewaa w uszach. Z wolna wszystko poczo gasn. Witaj, niebycie! Raguel wyszarpn ostrze. Ciao Daimona zadrgao i znieruchomiao. Rozsypane wosy okryy go jak caun. Archanioowie patrzyli na siebie, milczc. Niektrzy bezwiednie zaciskali pici. Twarz Razjela cigna si tak, e przypominaa mask. Gabriel nerwowo bawi si piercieniem.

Kamael przesun doni po czole i policzkach. Jego usta tworzyy zacinit, prost kresk. Nagle niebo pko. Bkitne wiato, ktre zalao plac, wduszao oddechy z powrotem do puc, olepiao, powalao na kolana, na twarz. Wszyscy, anioowie suebni, onierze i dostojnicy, czogali si w pyle. I wszyscy suchali. Tylko Metatron klcza z uniesionymi w gr rkami i spojrzeniem promieniejcym nieopisanym szczciem. Bkitny wir porwa Daimona,

wyszarpn z ciemnoci. Wypeni go olepiajcym blem, potg zmuszajc do krzyku. Cisn midzy nieskoczone przestrzenie, wykazujc dokadnie, czym jest ycie, mier i dzieo stworzenia. Ogarn go, zniszczy, stworzy, znowu zniszczy i znw odbudowa. A potem przemwi, chocia Daimon by pewien, e nie uywa sw: - ANIELE MIECZA, STWORZONY Z GNIEWU, PRZYNALENY CHAOSOWI - BEZCZELNY, DUMNY, LECZ, PRZYZNAJ, ODWANYOTO MIANUJ CI NISZCZYCIELEM ABBADDONN, BURZYCIELEM

STAREGO PORZDKU, TACZCYM NA ZGLISZCZACH I ANIOEM Z KLUCZEM DO CZELUCI, BO OMIELIE SI PO NIEGO SIGN PRZEKONAE SI PRZECIE, E TO TWOJE POWOANIE. A TERAZ WRACAJ, EBY MI SUY TWJ CZAS SI JESZCZE NIE WYPENI. I oszoomiony, pprzytomny Daimon z hukiem spad na deski szafotu. Dwign si na kolana, potrzsajc gow, eby odzyska ostro widzenia. Zdawa sobie spraw, e przed chwil sysza nie tyle Gos Pana, co wasne myli, lecz z pewnoci dobrze poj sens Jego przekazu. Umar i zosta

wskrzeszony. Z nosa cieka mu krew, a rozdzierajcy bl w klatce piersiowej przekonywa, e sztylet Raguela nie chybi. Przycisn rce do rany i sprbowa wsta. Chcia jak najprdzej zej z tego przekltego podestu. Min skulonego, paczcego archanioa, potrcajc nog sztylet z onyksow rkojeci i czerwono lnicym ostrzem. Czu si bardzo saby i chory. Plac przyblia si i oddala, budowle wyprawiay niezwyke podskoki. Z ziemi niemrawo podnosili si

anioowie, pustymi oczami przygldajc si sobie nawzajem. Nagle kto krzykn, wycigajc rk w stron szafotu. Daimon dzielnie pokona pierwszy schodek. Niemal wszystkie gowy obracay si ju w jego stron. Nowo mianowany Niszczyciel chwiejnie i niezwykle powoli zmaga si ze schodami. Rce wci przyciska do piersi, jakby nis tam co niesychanie cennego. Na ostatnim stopniu potkn si i penym gracji, nienaturalnym

ruchem zgi si wp niby w ukonie. Kamael i Razjel skoczyli ku niemu rwnoczenie, lecz przy tym dziwnie niezgrabnie. Daimon skierowa na nich olbrzymie, bezdenne renice, w ktrych odbijaa si kosmiczna pustka. Byy to oczy starsze ni czas. - Pomcie mu! - krzykn archanio do otpiaych ze zdziwienia andarmw. aden si nie poruszy, a Daimon na uamek sekundy zastyg w miejscu i upad na bok, midzy buty

onierzy.

*** Sprbowa si poruszy, ale to wywoao tylko dalekie echo jakiego dwiku, ktry przypomina jk. - Chyba odzyskuje przytomno usysza peen napicia gos Kamaela. - Daimonie, to ja, Kamael. Poznajesz mnie? yjesz? - Nie - szepn, mimo przywoujc na twarz woli cie

umiechu. - Syszysz mnie? - teraz pyta Razjel. - Aha. - Widzisz? Ostronie rozchyli powieki. Nad sob zobaczy nieco nieostre profile przyjaci. - Tak - potwierdzi. - Chwaa Jasnoci - westchn z ulg Kamael. - Nawet sobie nie wyobraasz, jakie szalestwo

ogarno powodu!

Krlestwo

twojego

- Ciesz si, e was widz szepn Daimon. Sprbowa zaczerpn gbszego oddechu, ale powietrze eksplodowao biaym pomieniem. Razjel pochyli si ku niemu. - Boli ci? - spyta z lekkim niedowierzaniem. - Zaraza, Razjel! Daj mu spokj! unis si poirytowany Kamael. Nie wida czy co?

Razjel spojrza wymownie.

na

niego

- Zaoyem mu potrjne, wizane zaklcie umierzajce. Nie powinien nic czu. Poza tym jest... Przerwa, bo Kamael spiorunowa go wzrokiem. Daimon wyczuwa powstae nagle napicie. - Czym jest? - spyta cicho. - Trupem - powiedzia sucho archanio. - W gruncie rzeczy ty nie yjesz, Daimonie. Czujesz, mylisz, oddychasz, twoje serce bije, lecz mimo to nie ma w tobie ycia w

takim sensie jak przedtem. Nie rozumiem, jak to moliwe. Nie pytaj mnie. Pan ci wskrzesi, a moja wiedza jest niczym w obliczu Jego mocy. Ciesz si tylko, e odzyskaem przyjaciela. - Ja te - rzek powanie Kamael. Uratowae Krlestwo, zachowywae si tak, e wszyscy pojli, co znaczy honor dla Rycerza Miecza. Jestem dumny, e naleae do mojej formacji. - Naleaem? Kamael rce. rozoy

- Pan wyznaczy ci inne zadanie.

Od tego czasu stoisz ponad nami. Masz prawo dowodzi wszystkimi Anioami Zniszczenia, nie tylko Szaracz. Przekonasz si, e dysponujesz mocami, o ktrych my nawet nie marzymy. Otrzymae Klucz do Czeluci i prawo burzenia wiatw. Wci jestem twoim przyjacielem, Daimonie, lecz teraz nie omielibym si wydawa ci rozkazw. Frey na chwil przymkn oczy. Nie potrafi zebra myli. To, co usysza, wstrzsno nim. Jestem ywym trupem, powtarza sobie. Co za szalestwo! Przecie czuj si tak samo jak zawsze.

- Co mwi w Krlestwie? - spyta z wysikiem. Twarz Kamaela spochmurniaa. Zanim zdy si odezwa, gos zabra Razjel: - Rnie. Wikszo uwaa ci za bohatera, a twoje wskrzeszenie za cud. Dwr uznaje twoj pozycj, stae si teraz wybracem Pana, kim wanym, cho niebezpiecznym. Przyszed tu nawet nasz ksi Soket Hezi, ale nie wpucilimy go, bo bye nieprzytomny i tylko by przeszkadza. S jednak tacy, ktrzy przeklinaj twoje imi, robi z ciebie demona. Wielu si ciebie boi. Nazywaj ci upiorem.

- Moge mu tego oszczdzi sarkn Kamael. - I miesz twierdzi, e masz talent do dyplomacji. - Lepiej, eby dowiedzia si od nas ni od nich - uci archanio. Daimon sucha ich, jakby mwili o kim obcym. - Ja si prawie nie zmieniem powiedzia wolno. - Wiem. - Razjel skin gow. Jego gos zabrzmia niespotykanie agodnie. - Wiem. Problem w tym, co myl inni.

Daimonowi nagle wiat zawirowa przed oczami. Bl i ucisk w klatce piersiowej nasiliy si. - Duo... czasu mino? - Troch - niechtnie przyzna Razjel. - Par dni. Nie wicej ni dwa tygodnie. Daimon nie mia siy si zdziwi. - A... Proteza Pana? Jaldabaot... Kamael machn rk. - Nim nie masz si przejmowa. Sytuacja lekko zmienia. co si

Daimon patrzy na pytajco. Razjel ramionami.

przyjaci wzruszy

Rozumiesz, may pucz. Upragniony znak od Pana i zgadnij, kto wkracza na scen? - Gabry - dokoczy dowdca Aniow Miecza. - Za starym demiurgiem prawie nikt si nie opowiedzia, tak ewidentnie popad w nieask. Smutne, co? Daimon umiech. zdoby si na blady

- To co tu jeszcze robicie?

- Kochamy ci! - Kamael wyszczerzy zby. - Speniamy obowizek wzgldem miosierdzia i przyjani. Nie bj si, nie zapomn o nas. Teraz nastaje pajdokracja! Pod naszymi rzdami Krlestwo stanie si wreszcie normalne. No dobrze, prawie normalne. Przysigam, e postaramy si lepiej i inaczej ni Jaldabaot. - I nikt nie bdzie skazywa na mier bohaterw wojennych umiechn si Razjel. - Nie wtpi - mrukn Daimon, nie bez sarkazmu, chocia nie wtpi w szczere intencje przyjaci.

Wadza polityczna wydawaa mu si zawsze kskiem raczej zgniym ni kuszcym. W sumie jednak wierzy, e zmiana wyjdzie Krlestwu na dobre. Jaldabaot by szalecem a archanioowie mieli cakiem rozsdne pogldy. Ucieszy si w duchu, ale zabrako mu si, eby to okazywa. Z kad chwil czu si gorzej i mwienie sprawiao mu ogromn trudno. - Powiedcie mi... - zacz, ale Razjel podetkn mu pod usta kubek z gorcym, gorzko pachncym pynem. Nie jeste teraz cakiem

zwyczajny, Daimon - powiedzia Twoje rany goj si paskudnie i bardzo powoli. Nie reagujesz na zaklcia umierzajce ani uzdrawiajce. Faszeruj ci bardzo potn magi, uywajc caego mego kunsztu i wiedzy. Uszanuj te wysiki, co? Wypij to wistwo, odpocznij, sprbuj zasn i przesta wreszcie gada, dobra?

*** Jaldabaot w milczeniu spoglda na zawalajce biurko plany i mapy. Precyzyjne rysunki taczyy mu

przed oczami, skadajc szydercze ukony. Kosztowne, wyszywane szaty szeleciy melodyjnie przy kadym ruchu, ale Jaldabaot tego nie sysza. W gowie wci, uporczywie, natrtnie, powracao wypowiedziane pokaleczonymi wargami zdanie; nieugita deklaracja lojalnoci. Jestem wiernym rycerzem Pana. A ty, Jaldabaocie? A ty? Wielki Archont, Wadca Siedmiu Wysokoci, przekadajc smukymi palcami zapisane pergaminy, nie by w stanie odpowiedzie sam sobie, w ktrym momencie przesta by wiernym rycerzem Pana.

Wspczenie, wiele tysicleci pniej.

Rozdzia I

Razjel zatrzasn kronik. Toczona we wzory, skrzana oprawa opada ciko. Powoanie Daimona byo ostatnim wietlanym momentem w historii Krlestwa, pomyla gorzko Archanio Tajemnic. Potem poleciao z grki. Z pocztku szo wietnie. Po obaleniu Jaldabaota przejlimy wadz. Modzi, peni zapau, rozkochani w Jasnoci archanioowie. Mielimy zapocztkowa now er, czas

rozkwitu, sprawiedliwoci, wolnoci, mdrych, piknych idei. Staralimy si. Pracowalimy jak szaleni. Gdy Rafa i Gabriel sadzili pierwsze drzewa w Ogrodach Edenu nasze serca szybciej biy z radoci. I dumy. Wielkiej dumy. Oto czego dokonalimy. Wznosimy nowy, wspaniay wiat wedug nakazw Pana. My, drugi od koca chr w hierarchii. Wolni od skostniaej etykiety, od dworskich rozgrywek, silni, radoni, modzi. Wybracy Pana. Razjel westchn. Kiedy wszystko zaczo si psu? Ju wtedy? Pamita przecie dobrze z jakim

oddaniem suyli, jak gboko powicili si wielkiemu dzieu Stworzenia. Czyby za bardzo? Obracali planety wok soc, a soca rzucali wprost w bezbrzen czer Kosmosu. W pustce tworzyli zrby nowego. Nieli materi i ide. wiato i moc tworzenia. Na Ziemi wypitrzali gry, wytyczali granice oceanw, kadli midzy warstwy ska rudy metali, ksztatowali dna mrz, formowali kontynenty. I obejmowali stanowiska. Regent Soca, regent Ksiyca, Wadca Czterech Wiatrw, Naczelnik ywiow, Pan Trzeciej, Szstej, Sidmej Wysokoci, Wdz

Zastpw, Wielki Kanclerz, Wielki Architekt, Wielki Sternik. Zarzdca, zwierzchnik, dowdca, nie wane jaki, byle wielki. Czy wtedy ju zrobili si prni? Nie, przecie nie tak, jak Jaldabaot i jego archonci. Ale pracujc, zapominali o Jasnoci. Nie odczuwali na kadym kroku potgi Stworzenia, nie wysawiali kadym czynem niezwykego dziea Paskiego. Zgubili po drodze cud i rado tworzenia. Po porostu byli rzetelni. A potem zmczeni. Razjel wodzi palcami po toczeniach na skrzanej oprawie kroniki. Sowa, pomyla. Litery. Ile zawieraj w sobie emocji.

Otworzy ksig na chybi trafi. A dnia onego podj Pan zamiar uczynienia jeszcze jednej istoty, imieniem Adam Kadmon i objawi ow wol anioom Swoim brzmiao pierwsze zdanie na stronie. Razjel pamita ten dzie, tak samo jak inne, ktre po nim nastay. Anioowie nie byli specjalnie zdziwieni nowym zadaniem. Wbrew pozorom, nie odczuli te zazdroci, gdy pojawi si pierwszy czowiek. Obsugiwali go, uczyli, czuwali nad nim, tak samo jak nad zwierztami Ziemi. Nie widzieli dla siebie adnej specjalnej konkurencji, jak gosz

teraz gupie plotki z Gbi. Towarzyszyli Adamowi, a potem jego potomkom, ludziom, od zarania dziejw. Roli wraz z nimi, zmieniali si wraz z nimi, dojrzewali z nimi. Krlestwo przeksztacao si, podobnie jak Ziemia, ktr skrzydlaci mieli pod opiek. Nie, ludzie nie stali si przyczyn rozamu i upadku co trzeciego spord aniow. Ksi Magw zamyli si gboko. Nigdy nie potrafi zrozumie co skonio Lucyfera do wzniecenia tego nieszczsnego buntu. Zna go niegdy dobrze i wiedzia, jak bardzo Lucyfer by

oddany Jasnoci. Razjel mia cakowit pewno, e gdzie gboko za tym kry si Samael, Ryy Hultaj ze zym, krzywym umieszkiem na obronitym czerwon szczecin pysku. A motywy Samaela nie daway si atwo przenikn. Rudowosy archanio by jak odprysk Chaosu, jak wicher, ktry nadejdzie niespodziewanie i zburzy budowl, ktra zdawaa si solidna jak sam Kosmos. Razjel wcale by si nie zdziwi, gdyby dowiedzia si, e Samael postawi sobie za punkt honoru skoni do buntu jednego z najbardziej oddanych dzieu aniow

dla zwykego kaprysu, sztuczki spryciarza.

czczej

Na Jasno, do jakiej tragedii doprowadzi ten gupi wybryk. Lucyfer przecie nie przypuszcza, e zwyka, co tu kry, szczeniacka prba zwrcenia na siebie uwagi Pana zakoczy si wojn domow. A potem ju nie potrafi si wycofa. Razjel przerzuci kilka stron. Jego wzrok pad na przypadkowe zdanie. Po gwatownym zerwaniu rozmw nie mona byo duej ywi nadziei. Trzecia cz skrzydlatych pod wodz tego, ktry z racji funkcji i imienia nie winien wiato,

poniosa Krlestwu jedynie ciemno, krew i poog. Najgorsza z wojen ogarna wiat, fundamenty nowego dziea Paskiego zbryzgaa posok tak wiernych, jaki zbuntowanych. Wojna midzy brami. Archanio Tajemnic przesta czyta. Zamylony, spoglda w okno. Mrok gstnia ju ponad paacami i ogrodami Hajot Hakados, najpikniejszej dzielnicy Szstego Nieba. Zelizgiwa si w d po zotych i srebrnych kopuach budynkw, opltywa wok strzelistych wie i wdzicznych wieyczek, kad si cieniem na

balkonach i tarasach, peza wrd fontann i klombw syncych z urody ogrodw. Wille i paace, jedne po drugich, zaczy rozbyska wiatami, a po chwili Hajot Hakados wygldaa jak lnica kolia na granatowej sukni nocy. Ale Razjel zdawa si nie dostrzega czarownego widoku. Przed oczami widzia obrazy wywoane z mroku wspomnie. Wypalone skorupy chaup w Limbo. Ciasne, skromne domy aniow suebnych z Pierwszego Nieba dosownie starte na proch. Trupy i barykady na ulicach

Drugiego. Spldrowane sklepy, podpalone kamienice, zniszczone ogrody w Trzecim. Gmachy urzdw straszce oczodoami okien, powybijanymi drzwiami, obtuczonymi fasadami, zbezczeszczonymi symbolami pastwowoci Krlestwa. Michael na czele Zastpw odpar oddziay buntownikw dopiero w Czwartym Niebie. Bronili si twardo, walczc dosownie o kady dom. W kocu regularna armia zdoaa wyprze ich z obrbu murw Krlestwa i w Limbo zmusi do ostatecznej rozgrywki na otwartym polu. Lucyfer, oszalay z rozpaczy,

chcia znale w tej bitwie mier, ale kapryna kostucha nie miaa ochoty podda si jego woli. Nawet wtedy, gdy los zmusi go do pojedynku z dowdc armii Krlestwa. Przed oczami Razjela stana niespodziewanie skurczona, szara jak ptno twarz Michaa, skulonego na krzele w zdemolowanym gabinecie regenta. - Nie mogem... - powtarza w kko - Niech mi Jasno wybaczy, nie mogem go zabi. Niebieskie oczy Pana Zastpw

pociemniay z blu. - Powiedzia Michale. A Zrozumcie, nie jasna, no nie gapcie si tak! Zrb to dla mnie, ja nie mogem. mogem... Cholera mogem i ju! Nie archaniow

Milczce postaci rozwiay si jak dym.

Pojawia si na ich miejsce inna twarz. Pogronego w rozpaczy, zdruzgotanego potpieca, ktry nie mia ju po co y. Maska, w jak zamienio si po klsce oblicze Lucyfera. Razjel mia czas dobrze si jej przypatrze, kiedy przedar

si po kryjomu do Gbi, eby poskada i opatrzy strzaskan podczas upadku, zmasakrowan nog nowego wadcy Otchani. Lucyfer na jego widok odwrci si do ciany i nie wypowiedzia adnego sowa. Czy uczyniem wtedy dobro, czy zgrzeszyem, pomyla z gorycz Razjel. Popeniem zdrad, czy zdobyem si na odruch miosierdzia? Zamkn kronik. - Ta wojna, ta upiorna wojna, kiedy musielimy wystpi przeciw

przyjacioom, przeciw braciom szepn do siebie - To by dopiero pocztek. Prawdziwa tragedia nadesza pniej. Ale o tym nikt si nie dowie z adnej ksigi. Pki ja yj. Podpar czoo doni. Wszyscy - myla - Gabriel, Micha, Rafa, ja, wszyscy powinnimy umrze z rozpaczy, gdy tylko dowiedzielimy si prawdy. Czemu tak si nie stao? Czybymy mieli serca z kamienia? Przecie jestemy anioami. Nie wolno nam y, po tym jak Pan opuci Krlestwo.

Rozemia si gorzko. Oto twoja najwiksza tajemnica, Ksi Magw. Jasno odesza z Krlestwa, Pan opuci swoje dziedziny, swoj skrzydlat trzdk i znikn. Nawet nie wiemy, czy jeszcze istnieje. Zabra Krlow, grono witych i patriarchw, Metatrona, swego ukochanego anioa, ktry pieni powoywa do ycia nowych skrzydlatych oraz gwardi przyboczn, nieodstpnych, szalonych Serafinw. Nagle, bez zapowiedzi, bez znaku osieroci Krlestwo. To wszystko przypominao makabryczny art. Ale nim nie byo.

Razjel doskonale pamita chwil, kiedy Gabriel, ktry dowiedzia si pierwszy, zawlk go do sali tronowej i pokaza mu pusty Biay Tron. U stp podwyszenia siedzia wdz chru Serafinw, Serafiel, zupenie obkany, umiechnity i drwicy. I tak ju zostao. Byli zupenie sami. W pamici Ksicia Magw pojawi si obraz narady, ktr archanioowie odbyli po odkryciu szokujcej prawdy. Co do jednego nie mieli wtpliwoci. Nikt nie moe si dowiedzie.

*** W gabinecie, w prywatnym paacu Gabriela na Ksiycu, panowaa grobowa atmosfera. Rafael paka nieustannie, rozpaczliwe chlipanie irytowao pozostaych. Micha podpiera brod pici, Pan Objawie nerwowo kry po pokoju. Razjel ugniata w palcach koniec warkocza. Przed chwil zawizali spisek. Udao si przekona pozostaych trzech archaniow, ktrzy mieli prawo nie wzywani stan przed Biaym Tronem, eby trzymali jzyki za zbami. Pozostali skrzydlaci w Krlestwie musieli otrzyma

imienny rozkaz stawienia si przed obliczem Jasnoci, aby w ogle Je ujrze. Prawda bya taka, e wikszo aniow nigdy nie widziaa Pana. Wic spisek mia szans powodzenia. - No, zrobilimy to - powiedzia ochryple Gabriel - Przynajmniej nie dopucimy do szalonej wojny domowej, ktra zniszczy wiat. Rafa jkn. - Nie wiem, czy naprawd dobrze robimy. Powinnimy powiedzie prawd.

Zielone oczy niebezpiecznie.

Gabriela

zalniy -

- Ani si wa przysige, pamitaj.

warkn

- Posuchaj, Rafale - powtrzy po raz setny Razjel - Tylko wola Pana jest gwarantem naszej wadzy. Jeli prawda wyjdzie na jaw, rzuc si na nas wrogowie i uzurpatorzy z caego Krlestwa, a wiat diabli wezm. - eby tylko diabli - mrukn Micha. - Wci mwicie o wadzy! chlipa Rafael - Pana nie ma!

Rozumiecie?! Poszed sobie! Zostawi nas na pastw losu. Na potpienie! Gabriel okrci si na picie. - Natychmiast przesta - sykn Pki siedzimy na stokach i udajemy, e nic si nie zmienio, Krlestwo ma szans przetrwa. Nie rozpadnie si. - Ale wy chcecie si zwiza z Lucyferem! - wrzasn Rafa. Zgromadzeni popatrzyli po sobie. Istotnie, chcieli. Wadza Jasnoci sygnowaa zarwno niebiask, jak

i gbiask wadz. Tron Lucyfera zachwiaby si jeszcze szybciej ni regenta Krlestwa, gdyby wyszo na jaw, e Pan opuci Wszechwiat. Jeli powierz tajemnic Lucyferowi i jego najbliszym wsppracownikom, zyskaj przynajmniej sprzymierzeca, ktry bdzie si rwnie gorliwie jak oni stara o zachowanie sekretu.

*** - No i stao si - powiedzia na gos Razjel - Lucek i jego banda znw s naszymi przyjacimi.

Nawet teraz, po latach, Ksi Magw nie wyzby si wtpliwoci. Ale dobrze wiedzia, e gdyby znw mia moliwo wyboru, postpiby tak samo. Podobnie jak reszta archaniow. Spisek wytrzyma wiele stuleci. Oprcz siedmiu skrzydlatych konspiratorw i kilku najbliszych Lucyferowi Gbian doczy do niego tylko Daimon Frey, Anio Zagady. Gabriel by pewien, e mona mu zaufa, a Frey mia szans sta si rdem cennych informacji. Moc destruktora, Burzyciela wiatw, budzia si w nim jedynie na bezporedni rozkaz

Pana. Gdyby wic Daimon przeistoczy si w Abbaddona, archanioowie otrzymaliby dowd, e Jasno interesuje si w bezporedni sposb Krlestwem. Jednak miecz Freya, Gwiazda Zagady, ani razu od czasu odejcia Jasnoci nie zapona blaskiem mocy. Razjel westchn po raz kolejny tego wieczoru. Nie mia ju duej ochoty rozpamitywa przeszoci. Zbyt wiele si tam kryo bolesnych wspomnie. Ksi Magw wsta, odoy kronik na pk i postanowi, e

dla odprenia sprbuje troch popracowa nad eliksirem czystej radoci. Opuci bibliotek i uda si w kierunku pracowni. Ledwo przestpi prg, poczu straszny ucisk w skroniach, ujrza przed oczami sup kolorowych iskier i zwali si bez przytomnoci na podog.

*** Regent Krlestwa, Gabriel, nie spa dobrze tej nocy. W sennych majakach wisia zawieszony gboko w pustce Kosmosu,

nieruchomy i bezwolny. Widzia gwiazdy i planety krce w odwiecznym kontredansie, malekie, gadkie i kolorowe. Wreszcie zda sobie spraw, e to szklane kulki rnej wielkoci toczce si po olbrzymim stole nakrytym czarnym suknem. Gabrielowi nie podobao si, e nie ma adnej kontroli nad wizj. Na Jasno, przecie by Panem Snw. Prbowa wpyn na obraz, zmieni go, ale nie potrafi. Nie mg te si obudzi. Trwa nieruchomo, wpatrzony w taniec szklanych kulek.

Wtem w jego umyle rozleg si gboki, niski gos, ktrego dwik wprawi anioa w irracjonalne przeraenie. - Zagrasz ze mn, Gabrielu? Regent Krlestwa otworzy usta do krzyku i ockn si niespodziewanie we wasnym ku, drc jakby z wielkiego zimna. Przeraenie zniko wraz z mar senn, jednak pozostawio po sobie niemiy niepokj, ktry nie opuci Gabriela nawet z nastaniem ranka. Nigdy dotd Archanio Objawie nie spotka si ze snem, nad ktrym nie

umiaby zapanowa.

*** Potworny bl rozsadza czaszk. Usadowi si gdzie za oczami i promieniowa stamtd, obejmujc ca gow, przewiercajc si przez odek, sigajc a do czubkw palcw. Razjel jkn. wiadomo powracaa powoli, wic dobr chwil zajo mu stwierdzenie faktu, e ley skulony na pododze pracowni. Sprbowa si poruszy, ale usysza w mzgu przeraliwy wrzask blu, a ciao momentalnie

oblao si lodowatym potem. Przymkn powieki i pozwoli sobie polee jeszcze przez par sekund. Natychmiast zapad w ciemno pozbawion czasu i przestrzeni, wic gdy znowu otworzy oczy nie wiedzia czy mina chwila, czy kilka godzin. Jednego by pewien. Ktokolwiek uderzy w niego tak potn dawk destrukcyjnej magii umia si ni posuy. Z wielkim trudem dwign si na czworaki, a potem na kolana. wiat wok wirowa, koysa si, peen jaskrawych kolorw i dziwacznych

ksztatw, jak wielki, obdny korab dryfujcy w nieznane. Razjelem targny mdoci lecz mimo to podj prb wstania na nogi. Chwyci drcymi, mokrymi od potu palcami krawd stou, eby si na nim oprze i usysza brzk tuczonego szka. Drobne odamki rozprysy si po posadzce, a archanio dopiero wtedy zda sobie spraw, e strci z blatu kilka retort. Plamy rozlanego na podog pynu zaczy parowa. Ostry, nieprzyjemny zapach, cho drani nozdrza, odrobin Razjela otrzewi. Czepiajc si stou zdoa wsta i mimo koszmarnego blu i zawrotw

gowy nie upa ponownie. Mia kopoty z ostroci widzenia, mae przedmioty, na ktre patrzy, nagle olbrzymiay, due wydaway si malekie albo bardzo odlege. Obliza suche usta, sprbowa splun, eby pozby si obrzydliwego posmaku, jaki towarzyszy zawsze zatruciu czarn magi, lecz nie znalaz ani odrobiny liny. - adnie ci urzdzili, Razjel wychrypia do siebie z niedowierzaniem. By Panem Tajemnic, Ksiciem Magw, najpotniejszym czarnoksinikiem i alchemikiem w Krlestwie, nalea

do siedmiu archaniow dziercych absolutn wadz nad Zastpami, peni funkcj szefa tajnego wywiadu, z ktrym mg si rwna tylko wywiad Azazela z Gbi, a zosta zaatakowany i powalony przy pomocy nieznanej magii we wasnej pracowni strzeonej jak forteca. Do tej pory uwaa swj paac, a w szczeglnoci pracowni, za najbezpieczniejsze miejsce jakie zna, zabezpieczone zaklciami, znakami i pieczciami nie do przeamania. Teraz, ponury, obolay, z trudem powstrzymujcy mdoci, musia zmieni zdanie. Kt, na najplugawsze zakamarki

Gbi, by na tyle potny, eby niepostrzeenie wkra si do prywatnych komnat Razjela i uy przeciwko niemu kltwy, ktrej archanio nie tylko nie wyczu, ale nawet nie potrafi rozpozna? Co gorsza niczego nie pamita. Wszed do pracowni, sprawdzi wyniki dowiadcze, zapisa je w ksidze... O, na Czelu! Ksiga!!! Zachwia si, bo zrobio mu si sabo. Potrci niechccy wysok kolb, ktra wychlapaa gst, zielonkaw zawarto na stronice otwartego manuskryptu, oczywicie nie tego, lecz zwykych, banalnych notatek, gdzie zapisywa

obserwacje eksperymentw prowadzonych raczej dla rozrywki ni z myl o powanej pracy. Krzywic si z blu przyklkn, wyrysowa palcem na pododze dwa skomplikowane znaki, ktre przez chwil drgay bladymi, fosforyzujcymi liniami, a nastpnie wsiky w deski. Podnis si i rozkadajc ramiona zaintonowa piewne, dugie zaklcie. Potem wyrzuci przed siebie rce, wydajc gardowy, stumiony okrzyk, przeszed przez cian jakby zrobiono j z mgy i znalaz si w swojej tajnej komnacie, gdzie zajmowa si powan prac,

prowadzi ciekawsze lub niebezpieczne dowiadczenia oraz przechowywa wane dokumenty. Skierowa si prosto w prawy rg pomieszczenia, gdzie sta krzywy stoliczek na wilczych apach, z podniszczonym blatem, z ktrego szczerzy si wykonany technik intarsji eb drapienika. Razjel podszed do mebla, wykona nad nim skomplikowany gest palcami prawej rki, podczas gdy lew trzyma sztywno nad gow, wypowiedzia guchym gosem kilka sw, ktre brzmiay jakby kto spuci po schodach puszk elaznych nakrtek, a nastpnie

doda dobitnie: - Zielony jzyk, mijowa gowa. Koleka wilczur n w pysku chowa. Gdy go wezwiecie, sowo po sowie, diabli was wezm, mili panowie. Wymyli to haso, bo wydawao mu si odpowiednio absurdalne i trudne do odgadnicia. Powietrze ponad stolikiem zawirowao, rozbyso i skrystalizowao si w formie maej, bogato rzebionej szkatuki. Gdy Razjel pstrykn palcami, wieko odskoczyo. Klucz wci znajdowa si w rodku, ale ten widok wcale archanioa nie uspokoi. Jeli kto okaza si na

tyle mocarny, e zgasi go jak wieczk, by moe wcale nie potrzebowa klucza, eby dobra si do Ksigi. Wyj klucz z puzderka i pooywszy do na cianie przesuwa j tak dugo, a poczu wibracje. Pochyli si, niemal dotykajc ustami muru, chuchn. W powietrzu zawiroway drobiny magicznego, maskujcego piasku, a w cianie pojawia si dziurka. Wsuwajc w ni klucz zauway jak mocno dr mu palce. Mia problem z trafieniem do otworu. Serce obijao si o ebra jak wcieka mucha o szyb, za Razjel doszed do wniosku, e niczego nie pragnie

bardziej, ni nie by zmuszonym do otwarcia skrytki. Ale nie pozostawao mu adne inne wyjcie. Przekrcajc klucz zacisn powieki. Otworzy je ostronie i zakl. Niemoliwe stao si jak najbardziej rzeczywiste. Skrytka bya pusta. Nie pomogo mruganie i przecieranie oczu trzscymi si domi. Ksiga Razjela, zbir najpotniejszych zakl i tajemnic wiata, jakie powierzy mu Pan w ostatnim dniu Stworzenia znika. - Osobicie powierzy! Osobicie! - zaskrzecza brzydki, szyderczy gosik w gowie archanioa - Bye za ni odpowiedzialny. Wiesz, co

teraz nastpi? prawda?

Domylasz

si,

- Nie! - wrzasn Razjel walc pici w drzwi skrytki z tak si, e omal nie poama sobie palcw To jaki obd! Koszmar! - Akurat! - sykn gosik - To tylko twoja dupa si pali, Ksi Tajemnic. I Razjel zmuszony by przyzna mu racj. Nie byo sensu wpatrywa si dalej w pust skrytk, bo choby spdzi na tym zajciu dugie lata, w ten sposb mgby si tylko przekona jak bardzo Ksigi w niej

nie ma. Powoli szok mija. Razjela ogarn wisielczy nastrj. Waciwie dlaczego nie zdezerterowa na rzecz Gbi, wybra si w samotn podr na krace czasu albo zacign si do bandy najemnikw Raguela, pomyla. Jeste skoczony, panie archaniele. I, jeli Ksiga dostanie si w rce jakiego rbnitego sukinsyna, to samo mona powiedzie o caym Wszechwiecie. Nagle poczu si bardzo zmczony, chory i wcale nie najmodszy. Bolaa go gowa. Co

chwila mczyy mdoci. Sprbowa rzuci na siebie czar uzdrawiajcy, ale by zbyt rozbity, eby si skupi. - Trzeba za wszelk cen odzyska Ksig i znale bydlaka, ktry j ukrad - powiedzia na gos. Wykrzywi twarz w gorzkim umiechu, gratulujc sobie szyderczo, e tak atwo znalaz rozwizanie problemu. Powlk si z powrotem do pracowni, nie zaprztajc gowy maskowaniem tajnych przej, teraz kiedy nie byo ju czego strzec. Spojrza na potuczone retorty, na zachlapane stronice

notatnika i poczu, e zrobiono mu straszna krzywd, e wasny dom sta si dla niego obcy, splugawiony. - Zapraszam - mrukn - Chodcie tu wszystkie sukinsyny i wyniecie co chcecie. Co mnie to obchodzi. Podszed do wiszcego przy drzwiach okrgego lusterka w misternie kutej ramie. Stukn w nie palcem. Natychmiast wewntrz tafli zapon wizerunek oka z wska, pionow renic, nawleczonego na kunsztown, horyzontaln o. - Gabrielu! - zawoa stumionym

gosem - Musimy porozmawia! W tej samej chwili oko zaczo si obraca, najpierw wolno, pniej coraz szybciej. renica rozsuna si, bluzgajc gbok czerni na ca tafl lustra. Za sekund Razjel ujrza szczup twarz Archanioa Objawie okolon prostymi, lnicymi jak antracyt wosami, przycitymi na wysokoci szczki. Intensywnie zielone oczy spoglday na niego bystro i chodno. - O co chodzi? - zacz Gabriel ostro, ale gdy tylko przyjrza si uwanie twarzy Razjela natychmiast

zmieni ton - Co ci si stao? Wygldasz jak mier! - Nie mog teraz wyjani powiedzia Pan Tajemnic zgnbionym gosem - Natychmiast zwoaj wszystkich zaufanych. Musimy porozmawia. - Zaraz u ciebie bdziemy. Czekaj - rzek Gabriel i nie tracc czasu na zbdne pytania stukn palcem w tafl, gaszc ekran. Poblad troch, twarz mu si cigna, a w sercu zakiekowao zimne ziarenko strachu, bo sarkastyczny, zasadniczy Razjel nigdy nie przejawia skonnoci do histerii.

Wywoa w swoim zwierciadle obraz Oka Dnia i zawoa cicho: - Micha? Jeste tam? W tej chwili z czerni wyonia si szczera, przystojna twarz Pana Zastpw, w gstwinie krtkich, szafranowych lokw.

*** - Mamy go! Mwi wam, tym razem go mamy! - stumiony gos dwicza triumfem. W ogromnym wntrzu kamiennego budynku

panowaa cisza i ciemno. Mde wiato z ulicy wpadao przez witrae, kadc si na posadzce strzpami barwnych plam. Uoone z kolorowych szybek sceny, obrazujce waniejsze wydarzenia przedwiecznej bitwy z Mrocznymi, staway si przez to jakie groteskowe, zdeformowane. Potne rydwany wydaway si rozsypywa w kawaki, a oblicza zwyciskich aniow wykrzywia obdnym strachem lub nienawici. Wynaturzone postacie splatay si z sob w wieloznacznych pozach. Piciu skrzydlatych siedziao przy wskim, zbitym z surowych desek

stole, wspartym na krzyakach. W cieniu pospnych kolumn, pod sklepieniem wysokim jak niebo, samym sobie zdawali si mali i sabi. Fakt, e spotkali si w byym gmachu przesucha nabiera jakiego zowieszczego znaczenia. Czuli si nieswojo, kiedy uwiadamiali sobie jak niewiele trzeba, eby wszyscy stanli oko w oko z prawdziwymi ledczymi. Powtarzam, tym razem dobralimy si do niego! - krzykn drobny, niemody anio, zrywajc si z miejsca - Na Otcha, panowie, spjrzcie na dowody!

Dgn palcem rozoone na blacie papiery. aden z czterech pozostaych skrzydlatych nie wykaza specjalnego entuzjazmu. - Nie sdzisz, e lepiej da sobie z tym spokj? - spyta smagy, krtko ostrzyony anio - To si staje zbyt niebezpieczne. - Spokj?! Teraz, kiedy wreszcie mamy na niego haka! I to jakiego! Potnie zbudowany, jasnowosy skrzydlaty opar okcie o st. - Wykrci si - burkn Udowodni, e jest czysty jak za, a

nas w najlepszym razie wyle do lochu. Wol nie myle co z nami zrobi, jeli akurat nie bdzie w humorze. Smagy skin gow. - Prawda. Suczy syn jest mciwy jak mija. Mam wam przypomnie jak mnie potraktowa? Do dzi jeszcze chodz z pitnem zdrajcy, wszyscy odsuwaj si ode mnie, nie mam adnego rozsdnego stanowiska ani nalenej pozycji. A co ja mu takiego waciwie zrobiem? A Raguel? Pamitacie histori Raguela?

Pamitali. Zosta skazany, wygnany z Krlestwa i oficjalnie uznany za demona tylko dlatego, e sumiennie wykonywa obowizki. Zapado ponure milczenie. Drobny anio wci sta u szczytu stou. Oddycha gwatownie, dra, a w oczach lnio mu szalestwo rozpaczy i nienawici. - Nie rozumiecie! - odwoa Teraz nie zdoa si wykrci! Spjrzcie na dowody. Smagy, westchnwszy, sign po dokumenty. W miar jak czyta

jego twarz stawaa si coraz bardziej napita. Bez sowa podsun papiery jasnowosemu. Ten przejrza je spiesznie, poda pozostaym, krzyujc ponad stoem spojrzenie ze smagym. miertelnie powane spojrzenie. - Na Jasno! - szepn - Jeli tylko s autentyczne... - Oczywicie, e s! - krzykn triumfalnie drobny skrzydlaty Mwiem wam... - Skd je masz? - przerwa smagy, nerwowo wyamujc palce. Drobny lekko si zmiesza.

- Kto wysoko postawiony postanowi nam pomc. - Kto? Niski anio wzruszy ramionami. Czy to wane? dokumenty i tyle. Mamy

- Wane - mrukn jasnowosy No wic kto? - Kto, kto ma dosy jego tyranii i caej tej bandy, ktrej przewodzi. Kto potny, wpywowy i wiaty, ktry cierpi widzc co si dzieje w Krlestwie.

- Czego zada w zamian? spyta podejrzliwie smagy. - Niczego. Po prostu komu ley na sercu dobro Krlestwa, podobnie jak nam. - A jeli to puapka? - W adnym wypadku! To wspaniaa, niezalena osoba, cieszca si powszechnym szacunkiem. Kto, kto nie musi ba si jego podych intryg. - I sam si z tob skontaktowa? Drobny z zapaem skin gow.

- Panowie! - zawoa - Oto zapata za nasze krzywdy! Oto rka sprawiedliwoci, ktra zmiady wreszcie t plugaw, krwaw wesz erujc na Krlestwie! Jasnowosy anio sign papiery, zway w doni. po

- To potna bro - powiedzia Dziki niej moemy przewrci cae Krlestwo do gry nogami. Pozostaje tylko mie nadziej, e dokumenty s autentyczne i nikt nie zastawia na nas side, bo od tej chwili wszyscy zabrnlimy zbyt gboko, eby mc si wycofa.

*** Daimon Frey przelatywa przez ogromne, otchanne przestrzenie, poznaczone strzpami gwiazd. Krwawo gasnce soca wyglday w ciemnoci jak rany albo rozwarte paszcze potworw. Komety migay z wizgiem, szczerzc do niego szalone, rozemiane usta. Ich ogony cigny za sob snop iskier. Pd szamota czarnymi, dugimi wosami anioa, wyszarpywa kosmyki ze starannie zaplecionego warkocza. Mimo skrzanych rkawic

donie zacinite na ku sioda kostniay, palce traciy czucie. Wiatr smaga skr twarzy, zmusza do mruenia oczu. Daimon czu narastajce zmczenie. Dokuczaa mu sztywno w plecach i karku, ksao zimno. By w drodze nieskoczon ilo dni, a nioscy go na grzbiecie olbrzymi, kary rumak wydawa si niezmordowany. Kopyta dwiczay miarowym, rwnym rytmem, prdko nie malaa nawet na chwil. Ko mia na imi Pioun i jak wszystkie wierzchowce parasim, niebiaskiej kawalerii, nalea do boskich Zwierzt. Z tego powodu by,

oczywicie, kompletnie szalony. Z punktu widzenia skrzydlatych obd dotyka wszystkich Bestii, ktre zachowyway si nieprzewidywalnie, odzyway niedorzecznie, pojawiay i znikay bez dania racji, i w wikszoci przypadkw nie reagoway na prby porozumienia, wic kontakt z nimi waciwie nie by moliwy. Nie wykluczone, e postraday zmysy poniewa Pan wymyli je u zarania wiata, kiedy kosmos jeszcze si nie narodzi, a wyobrania najpotniejszych nawet skrzydlatych nie umiaa obj niezwykoci czasw przed

Stworzeniem. Ich umysy byy dziwaczne i obce. Bestie powstay jako dzieci Chaosu, pierwsze zabawki Pana, ktre przyglday si dzieu Stworzenia, lecz naleay jeszcze do przedwiecznego mroku. Boskie Zwierzta, starsze ni wiato, tknite szalestwem, znajce tajemnice o ktrych nie nio si najwikszym anioom, mieszkay samotnie na kracach Wszechwiata, w gbiach praoceanu, w Strefach Poza Czasem i tylko rumaki, stworzone najpniej, wykazyway tyle rozsdku, e mogy masowo suy jako wierzchowce kawalerii.

Daimon zna Piouna od wiekw i uwaa za swego przyjaciela, po tym jak ko kilkakrotnie uratowa mu ycie, ale nigdy nie mia pewnoci co wierzchowiec naprawd myli i czy rozumuje tak samo jak on. Pioun by milkliwy i rzadko odzywa si z wasnej woli. A teraz Daimon potrzebowa jego opinii, bo cho z pozoru wszystko wydawao si w porzdku, mczy go jaki niejasny niepokj. Zbliali si do obrzey wiata, dalej rozcigay si Strefy Poza Czasem. Pogranicze, jak zwykle, roio si od zbiegw z Otchani, zoliwych duchw i nieuksztatowanych,

bezmylnych potworw Chaosu, z ktrych kilka Daimon zmuszony by zabi, lecz nic nie wskazywao na jakiekolwiek powane niebezpieczestwo. A jednak Anio Zagady nie mg si pozby niedobrych przeczu. Nie umia ich wytumaczy, bo nie natrafi na adne wibracje ani szczeliny w strukturze wiata. Pooy do na karku konia, pochyli si nisko i krzykn mu w ucho: Nie zauwaye dziwnego, Pioun? czego

Nieprzyjemny, nosowy gos rumaka odezwa si bezporednio w gowie anioa. Uczucie nie naleao do miych, ale Daimon zdy si przyzwyczai. Wiele napawa mnie zdumieniem, odkd sigam wstecz pamici, prbujc przywoa rzeczy minione. Daimon zakl cicho. No tak. Innej odpowiedzi nie mia co oczekiwa. Jednak byo zimno, czu si zmczony, mia paskudne przeczucia, wic Pioun go zirytowa. Stuknity bydlak, pomyla ze zoci, zginajc i

prostujc palce, ktre zziby tak, e w kadej chwili mogy si rozkruszy. Zamkn oczy, wywoujc w wyobrani wizj wykadanej turkusow emali, zdobionej morskimi motywami wanny w swoim paacu w Krlestwie, po brzegi wypenionej ciep, cudownie rozgrzewajc wod. - Niedobrze rozstawa si z mieczem, gdy moe by przydatny usysza uprzejmy gos konia - A jeszcze gorzej zgin nim si go wydobdzie. W tej samej chwili Daimon poczu

fal ohydnego smrodu i omal nie wylecia z sioda, gdy Pioun wykona potny odskok. - Jasna cholera! - wrzasn, wyszarpujc przytroczon na plecach bro, gdy zobaczy przed sob paskudny, wykrzywiony pysk wyaniajcego si z ciemnoci demona, ktry bluzga w niego kolejn fal smrodliwego dymu. Tu przed twarz anioa rozbysy mae, zoliwe lepia, a potna, zbrojna w szpony apa mina tylko o wos jego bok. Daimon zamachn si, tnc potnie przez eb stwora. Demon zawy i stan w

pomieniach. Przez sekund w rozpaczliwym niezrozumieniu mci na olep apami, a rozpad si w fontann zotych iskier, powoli gasncych w mroku. Gdyby napad zwykego, podrujcego z jak misj skrzydlatego, bez trudu rozdarby go na strzpy. Daimon Frey, Anio Zagady, patrolowa pogranicze midzy innymi po to, eby eliminowa podobne zagroenia. - O nim mona powiedzie obkany - odezwa si Pioun z lekkim wyrzutem - Istnieje rnica midzy umysami chorymi a gbokimi.

- Wybacz, stary - wymamrota Daimon, zastanawiajc si skd ko wiedzia, e w mylach odmawia mu zdrowych zmysw - I w ogle dziki. - Ja te jestem zmczony - rzek rumak, niezmordowanie pokonujc przestrze, a Frey poczu dla niego wdziczno za to oczywiste kamstwo. Jak, u diaba, mogem nie zauway tego demona, pomyla. Przysnem, skonstatowa. Na Jasno, le ze mn, jeli zaczynam zasypia w siodle podczas rutynowych misji. Starzej si, czy

co? - Dugo spaem? - spyta. Ko potrzsn gow. - W obliczu wiecznoci, kt potrafi ocenia chwile? Dugo, stwierdzi ponuro Daimon. Zaraza na to wszystko! - Jest ciemniej ni zwykle powiedzia niespodziewanie Pioun Duo ciemniej, Daimon. Anio poruszy si nerwowo. Wiedzia, e ko nie ma na myli rnic w nasyceniu wiata.

- Wic jednak co czujesz? - Nic. Tylko przeczucia. - Potrafisz je nazwa? Pioun ani na chwil nie zmieni rytmu krokw, lecz Daimonowi wydao si, e wykona gest odpowiadajcy wzruszeniu ramion. - Tak samo jak ty, Aniele Zagady - parskn - Instynkt. Niepokj owcy, ktry wie, e co bardzo potnego wyruszyo na er. Frey poczu dreszcz przebiegajcy po krzyu. On moe mie racj,

pomyla. To absurdalne i nierealne, ale przecie moe mie racj. Klepn konia w szyj. - Dotrzemy do samej granicy. Jeli nic si nie wydarzy, przejedziemy si troch po Strefach Poza Czasem, chocia niewykluczone, e bdziemy musieli wrci do Krlestwa prdzej ni zamierzalimy. Ko si nie odezwa, a jego kopyta niewzruszenie biy ciemno.

***

Gabriel zda sobie spraw, e po raz trzeci obchodzi st. Splt rce za plecami, eby nie obraca nerwowo na palcu sygnetu z pieczci, oznak wadzy i pozycji. Gdy zbliy si do ciany ujrza przelotnie w zwierciadle Razjela odbicie swojej zaspionej twarzy. Wci jeszcze nie potrafi ogarn umysem rozmiarw katastrofy. - Gdybym wiedzia w jaki sposb do tego doszo, zapobiegbym temu! - usysza poirytowany gos Razjela. Odwrci si i zobaczy chud posta Pana Tajemnic skulonego na wysokim, rzebionym krzele. Nigdy nie widzia go w tak

kiepskim stanie. Kociste nadgarstki, skrzyowane na kolanie, wydaway si przetrcone i koczyy domi zupenie pozbawionymi ycia. Skra miaa barw popiou, a podbarwione gbokimi sicami oczy, zwykle lnice lodowatym bkitem, zmtniay. Gow archanioa owija banda. - Chodzio mi tylko o to, jak kto zdoa tu wej i dobra si do skrytki wymamrota usprawiedliwiajco Rafael, Pan Uzdrowie, ktry siedzia za stoem naprzeciw Razjela. - Nie wiem! - wrzasn zapytany -

Pojcia nie mam! Nawet nie zada sobie trudu, eby mnie zabi! Wszed, wyczy mnie, zabra Ksig i wyszed. Jak ci si podoba taka wersja? Zadowolony? Gabriel drgn. Odkd pamita Razjel nigdy nie podnis gosu. Katastrofa to okrelenie znacznie za agodne. Rafa spuci ciepe, piwne oczy z twarzy Ksicia Magw, wpatrzy si we wasne donie, lece na blacie stou. Ewidentnie zrobio mu si przykro. - No, moment! - warkn Micha,

odchylajc si w ty na krzele Czego si wciekasz? Ma prawo wiedzie jak to si stao. Wszyscy mamy. Pan powierzy ci Ksig, ktra znika w tajemniczych okolicznociach, a ty nic nie pamitasz. Dobrze zrozumiaem? Razjel zblad jeszcze bardziej. - Co ty sugerujesz? - Co sugeruj? e miae w posiadaniu jedn z najcenniejszych rzeczy w Krlestwie i pozwolie j sobie ukra. Znam kilka okrele na kogo takiego, a wrd nich smtna, woowa dupa brzmi jak

komplement! - Zostaw go, Michasiu. Przesta si czepia - powiedzia Gabriel zmczonym gosem - Gdyby zapomnia, to jest Razjel, Pan Tajemnic, Ksi Alchemikw, najlepszy mag w Krlestwie. Sdzisz, e naprawd zaniedba czego w zwizku z Ksig? Od wiekw pracujemy razem, wieki temu zostalimy przyjacimi, jestemy razem wpltani w sprawy za ktre kady sd kazaby z nas drze pasy. Zawsze sobie ufalimy. Jeli teraz zaczniemy re si midzy sob jak wcieke psy, przepadlimy. Nie mog uwierzy,

e w ogle musz o tym przypomina. Zwaszcza kiedy sytuacja przedstawia si tak fatalnie, znacznie powaniej ni sdzicie. Ksiga zagina. To katastrofa, miertelne niebezpieczestwo dla Krlestwa, zgadzam si. Ale kto i w jaki sposb j zabra? Postarajcie si zrozumie z jak potnym wrogiem mamy do czynienia, jeli potrafi wej do pracowni Razjela nie zostawiwszy adnych ladw, zguszy go z beztrosk atwoci i zabra przedmiot, do ktrego ochrony uylimy caej dostpnej nam mocy. Przypominam, e wszyscy

obkadalimy Ksig zaklciami. Razjel mia jej tylko pilnowa. Boj si, e bdziemy musieli walczy z czym, co przewysza potg nie kadego z nas z osobna, ale wszystkich razem. Jeli w ogle powinnimy walczy. - To niemoliwe! - krzykn Micha - Nie istnieje nikt silniejszy od nas... Urwa i zblad tak gwatownie, a na jego twarzy zaczy si uwidocznia zote plamki piegw. Razjel przymkn powieki. - Prawie nikt - szepn.

- Absurd przekonania powanie.

- wymamrota bez Micha - Mylmy

Rafa wierci si nerwowo na krzele. - Wybaczcie, ale nie rozumiem. Mwicie o koalicji Gbian? Nawet gdyby dogadali si midzy sob nie zaryzykuj kolejnej wojny. S za sabi. Nie mog si z nami rwna. - Oni nie - mrukn Razjel - ale istnieje Kto, kto nie tylko rwna si z nami, ale niebotycznie nas przewysza.

Rafa zacisn szczki. - Skoczcie z tymi zagadkami! Nie bawimy si w quiz dla katastrofistw! Zielone oczy Gabriela zalniy z irytacji. - Rafaku - powiedzia wolno - Nie rb z siebie kretyna, jeli nie musisz. Sprbuj pomyle. To nie takie trudne. Archanio lin. Uzdrowie przekn jkn -

Powariowalicie

Jestecie chorzy! Macie na myli... Pana? - Bingo! - burkn Szanowny pan wygra. Micha -

- Sami nie rbcie z siebie kretynw! Po co miaby kra Ksig, ktr w pewnym sensie podyktowa? Jest wszechmogcy! Na Otcha, na co Mu spis magicznych zakl! Gabriel znw okrca piercie na palcu. - Nie ukrad jej - wyjani ponuro - Znikn j. Sprawi, e przestaa

istnie. - Dlaczego? - upiera si Rafael. - eby pozbawi nas mocy i ochrony. Stopniowo bdzie zabiera wszystkie zwizane z Nim przedmioty, z ktrych Krlestwo czerpie si. Obawiam si, panowie, e doczekalimy czasw ostatecznych. By moe Panu zachciao si skoczy z tym wiatem. Musimy si przygotowa na najgorsze. - Czekaj, Dibril - wtrci agodnie Razjel, uywajc imienia nadanego niegdy Gabrielowi przez dinny,

ktre w ustach przyjaci nabierao charakteru zdrobnienia - Gdyby mia racj, Pan by mnie zabi, zabierajc Ksig. To prawda, e zawiera grone zaklcia, mogce zniszczy wiat, ale prawdziwe tajemnice znam tylko ja. Na pami, panowie. Nigdy nie zostay zapisane. Gabriel przekn lin, jakby poyka gorzkie lekarstwo. Wiedzia, e Razjel jest Ksiciem Tajemnic, ale do tej pory nie podejrzewa jak ogromnej wagi. Stara si zignorowa ukucie zazdroci i nie okaza jak mocno zabolao go wyznanie Razjela. Jednak nie

potrafi nie zada sobie gorzkiego pytania czemu jemu nie powierzono adnego naprawd istotnego sekretu. Unisszy gow napotka serdeczne, niewesoe spojrzenie Ksicia Alchemikw. Wtedy, w jednej chwili zrozumia ciar odpowiedzialnoci, ktry Razjel dwiga od wiekw, a przypominajc sobie ogrom wadzy, jaka przypada w udziale jemu samemu doszed do wniosku, e kady z nich otrzyma odpowiednio potne brzemi. Michael chrzkn, spogldajc na Razjela niepewnie.

- Nie zrozum mnie le - zacz ale co by si stao, gdyby wpad w niepowoane rce i kto, hmm... prbowaby skoni ci do podzielenia si sekretami najwyszej wagi bez twojej woli. Mylae o tym? Nie ebym wierzy, e dojdzie do takiej sytuacji, ale przecie moe. Pan Tajemnic krzywy umiech. zdoby si na

- Kiedy Pan mi ufa, Michaku. Gabriel westchn. - Kiedy Pan ufa nam wszystkim.

Cisza, ktra zapada, brzmiaa ponuro. Czterem zgromadzonym w pracowni skrzydlatym nikt nie musia przypomina o ironii ich pooenia. Naleeli do siedmiu archaniow Obecnoci Boej, dzieryli peni absolutnej wadzy w Krlestwie, wraz z Regentem Soca Urielem, archanioem pokuty Fanuelem i Sarielem, ktry zgin niedawno ujawniajc spisek demonicy Lilith. Byli wybracami, awansowanymi na najwysze stanowiska, cho przedtem, jako archanioowie, naleeli zaledwie do przedostatniego chru, gdzie penili funkcje bezporednich

zwierzchnikw szeregowych skrzydlatych. Micha zosta podniesiony do godnoci serafina, a Gabriel cherubina, dwch najwyszych szczebli hierarchii niebiaskiej. Caa sidemka miaa prawo wstpowa bez ogranicze przed Tron Paski, tylko e Tron ten by pusty. Pan porzuci Krlestwo. Odszed, zabierajc z sob serafinw, kilku prorokw, patriarchw i witych oraz Metatrona - Wretila, swego ulubionego anioa, ktry piewajc na cze Majestatu pieni pochwalne, potnym gosem powoywa do ycia nowych

skrzydlatych. Z tego powodu do lat na wiecie nie narodzi si aden anio. Wraz z Panem odesza te Krlowa, a moc tchnita w Krlestwo wyczerpywaa si powoli lecz rwnomiernie, gdy Duch Paski przesta je przenika. Z biegiem czasu co wraliwsi anioowie zaczli odczuwa niedosyt Jasnoci i tsknot za Panem. Narasta niepokj, burzono si, szemrano. Zaknieni mocy anioowie zaczli zwraca si ku Ziemi i miejscom odwiedzanym pono przez Krlow. Dochodzio nawet do skandalicznych uzalenie od zwizanych z Ni przedmiotw. W

wyniku tego narodzi si kontrolowany gwnie przez Gbian nielegalny handel wod z Lourdes czy traw z Fatimy. Wci wybuchay jakie bunty, pucze, spiski. Archanioowie, gwnie dziki determinacji i talentom Gabriela, trzymali cae Krlestwo tward rk, lecz doskonale zdawali sobie spraw, e siedz na bombie. Jak do tej pory udao im si utrzyma w tajemnicy zniknicie Pana, chocia musieli w tym celu zawiza koalicj z elit Mrocznych z Gbi. Przedsiwzicie zakrawao na zdrad stanu i z chwil, gdyby zostao wykryte

oznaczaoby nie tylko koniec kariery czy wygnanie, ale natychmiastowe spotkanie z katem. Jedynie Pan miaby prawo osdzi inaczej, lecz z Panem nie byo kontaktu. Porozumienie z Lucyferem i jego wsppracownikami oznaczao miertelne niebezpieczestwo ale archanioowie nie znaleli innej drogi. Tymczasem sytuacja w Otchani przedstawiaa si jeszcze mniej stabilnie ni w Krlestwie. Formalnie, wadza naleaa do Lucyfera, ktry zapanowa nad Gbi po nieudanym buncie przeciw Jasnoci. Jednak stara arystokracja piekielna, anioowie

ktrzy u zarania dziejw, kiedy Pan ostatecznie rozdzieli mrok i wiato, opowiedzieli si po stronie Chaosu, uwaaa Lampk, jak pogardliwie nazywano Nioscego wiato, za uzurpatora i tyrana. Lucyfer nie dysponowa si pozwalajc ich zdawi, a oni byli za sabi, eby strci go ze stoka. W dodatku moni Gbianie niezbyt przejmowali si wadz centraln, utrzymywali prywatne armie, nieustannie najedali ssiadw i prowadzili polityk sprzeczn z interesami Otchani. Wikszo ziemi naleaa do magnatw i udzielnych ksit, gdy Gbia, w

przeciwiestwie do Krlestwa, uchodzia za enklaw absolutnej wolnoci. W zwizku z tym, w razie niebezpieczestwa, Gabriel mg powoa pod bro wszystkie Zastpy, czyli kadego anioa w Krlestwie, a Lampka wystawi kilka kontyngentw, na jakie byo go sta z wasnych funduszy i liczy na lojalno przyjaci, z ktr w Gbi, programowo, nie byo najlepiej. Tym niemniej Lucyfer pozostawa najpotniejszym z Mrocznych i od czasw upadku utrzymywa si przy wadzy. Zniknicie Pana stawiao zarwno archaniow, jak i Nioscego

wiato w bardzo niepewnej sytuacji, gdy tylko wola Jasnoci bya gwarantem istniejcego porzdku rzeczy. Ujawnienie tajemnicy rwnaoby si wybuchowi wojny domowej i totalnemu chaosowi, bo po wadz mgby sign kady, skoro Pan tak jawnie opuci dotychczasowych ulubiecw. Mroczni i wietlici musieli wic wsppracowa, oficjalnie pozostajc wrogami, eby utrzyma nie tylko swoje stanowiska, ale dotychczasow struktur Wszechwiata. - Nie ulega wtpliwoci, e natychmiast trzeba wszcz

poszukiwania Ksigi - powiedzia Gabriel - Zostaje jeszcze jedna kwestia. Powiadamiamy Lampk, czy uznajemy problem za wasny? - Na razie bym si wstrzyma Micha przesun rk po wosach Moe uda si j odzyska bez zbdnego szumu. - Zazdroszcz wiary w cuda skrzywi si Razjel - Ja jestem w stanie liczy jedynie na katastrof i popakabym si ze szczcia gdyby w ogle udao si j odzyska. - Czyli uwaasz, e Lampk naley powiadomi? - Gabriel bawi

si pieczci. - Nie. Na razie im mniej osb wie, tym lepiej. Po co nam jeszcze zbiorowa panika? - Rafa? Rafael drgn. - Wiecie, e trudno mi si przyzwyczai do poufaoci z Gbianami. Razjel ma racj. Gabriel westchn. - W porzdku. Zatem babrzemy si w tym bocie sami. Co do mnie,

uwaam e lepiej wstrzyma si take z wciganiem w spraw Uriela i Fanuela. Nie sjednymi z nas. Trjka gowami. archaniow skina

- Nic nie pamitasz, Razjelu? Zupenie nic? Skup si. Uywae magii? Ksi Tajemnic obrzuci Pana Objawie ponurym spojrzeniem. - Uywaem, a jake. Mao mi eb nie pk z wysiku. I nic. adnych ladw. Nie jestem nawet w stanie

okreli uyto.

jakiego

rodzaju

zakl

- Lepszych ni twoje - burkn Micha. Razjel si nie zmiesza. - Z pewnoci. A to dobrze nie wry. Gabriel potar kciki oczu. - Jeli on sobie nie poradzi, nikt sobie nie poradzi, Michasiu. O magii na razie moemy zapomnie. Jakie inne propozycje?

- Wylijmy Zofiela. Michael parskn. - Niby dlaczego mamy mu ufa? Zdajesz sobie spraw jakiej wagi jest problem? Nasze tyki od tego zale. Trzeba uruchomi wojsko. Razjel umiechn si krzywo. - Jeli nie ufasz wasnym szpiegom jeste o krok od paranoi, Michasiu. - To nie mj szpieg - warkn Micha - tylko twj! Moe te straci pami i sprzeda informacje nie

temu, kto go wysa. renice Razjela zwziy si. - Czy na pewno chcesz, ebym usysza to, co powiedziae? - Zamknijcie si! - rykn Gabriel Z kim ja si musz zadawa! Banda kretynw! No dalej, powybijajcie sobie zby, zanim ja to zrobi. Na co czekasz, Razjel? Daj mu w pysk! Zasuwaj, Misiu! Zapraw mu kopa! Dalej, chopcy! Ukrcie sobie by! I tak nie ma z ich poytku! - Dobra - mrukn Micha Przepraszam. Ponioso mnie.

- Gowa mi pka - wymamrota Razjel - Nie panuj nad sob. - Zgadzam si, eby wysa Zofiela - powiedzia Gabriel sucho chocia nie rozumiem dlaczego wywiad nie wiedzia nic o planowanym porwaniu Ksigi. Dobrze to o nim nie wiadczy. Na razie przyjmuj, e win za to ponosi wyjtkowo sytuacji. A ty, Rafaelu? Nie zaszczycisz nas adnym pomysem? Rafa nerwowo skuba rkaw. - Porozmawiajmy z Serafielem.

Gabriel drgn. agodne oczy Archanioa Uzdrowie patrzyy na niego niepewnie. - Istnieje szansa, bardzo nika, wiem, e on istotnie rozmawia z Panem. Moe usyszymy co, co nam pomoe, albo chocia pokrzepi. Z nas wszystkich tylko Rafa nie utraci do koca daru wiary, pomyla Gabriel gorzko. Dla mnie spotkanie z Serafielem jest warte tyle co pogawdka z nog do stou. - W porzdku - powiedzia jednak - Odwiedzimy Serafiela.

Usysza jak Razjel i Micha wcigaj gwatownie powietrze. Serafiel by wodzem chru Serafinw, najwyszego w niebiaskiej hierarchii. Ich imi znaczyo poncy, stworzeni zostali z ognia, otaczali Tron Paski nieustannie wielbic Jego wszechmoc. Byli obcy, nawet dla wyszych aniow. Przebywali za blisko Jasnoci, eby pozosta normalni. Stali si narzdziami gniewu Boego, stra przyboczn Tronu, istotami potnymi lecz budzcymi lk. Odchodzc, Pan zabra ich z sob, zostawiajc tylko Serafiela, ktry twierdzi, e jest

cznikiem z Jasnoci, ale mwi i zachowywa si jakby postrada zmysy. Kontakty z Serafinami nigdy nie naleay do przyjemnych, a szalony Serafin by rwnie agodny i poczytalny co tornado lub bomba atomowa. - Idziemy, panowie - zadecydowa Gabriel - Lepiej mie to randez-vous za sob. Archanioowie wstali niechtnie. Na dziedzicu, pord szemrzcych fontann i pytkich, wykadanych mozaikami basenw, gdzie pluskay egzotyczne hydry

Razjela, oczekiway rumaki, wyranie pogrone w rozmowie. Porozumieway si ze sob za pomoc myli tak skomplikowanych i penych symboli, e Gabriel nie potrafi ich zrozumie. Gdy konie ujrzay archaniow, przerway pogawdk, uprzejmie skaniajc gowy. Honory domu peni smuky, elegancki rumak Razjela, imieniem Lapis, o sierci lnicej srebrem i bkitem. Obok staa popielata Gwiazda Rafaela i masywny, rudy jak rdza Klinga Michaa. Obok, wdz wierzchowcw parasim, potrzsajc grzyw zblia si do Gabriela. By najpotniejszym z

koni, py sypicy si spod jego zotych kopyt uzdrawia chorych i oywia martwe przedmioty. Sier mia nieskazitelnie bia. W bitwie znaczy wicej ni rozpdzony Tron. - Dzisiejszy dzie jest jak poranek na pobojowisku. Jednym przynosi rado, innym szczerb po mieczu. Ty ujrza swoich przyjaci w smutku i strapieniu, ja w radoci, Archaniele Objawie. Czasem weselej by wierzchowcem ni ksiciem - usysza w gowie Gabriel - Czy yczysz sobie podrowa? - Jedziemy do Sidmego Nieba. Wybacz, e musielicie czeka tak

dugo. - Dugo czeka si tylko na lepsze czasy - zamia si rumak. Gabriel go archanioowie siodach. dosiad. Pozostali ju siedzieli w

Przez bkitn, kut bram paacu Razjela wyjechali na ulic. Soce kado si zotymi plamami na bruku. Rozpalao wielobarwne ognie na gzymsach, dachach i kopuach budynkw. Przejedali przez Hajot Hakados, najpikniejsz dzielnic Szstego Nieba. Wiee paacw, biae i kruche jak ozdoby z cukru,

chwytay bkit w objcia aurw. Kaskadowe ogrody wspinay si a na grzbiety chmur, podniebne mosty, podobne pasmom mgy, spinay koronkowe budowle. Gabriel odetchn gboko. Od wiekw patrzy na te ulice, ale wci ogarnia go zachwyt. Poczu si troch spokojniejszy, czarne myli nie byy ju tak uporczywe. Krlestwo nie zginie, powiedzia sobie. Jest zbyt potne, zbyt pikne. Czyny adnego z nas nie mog ani mu zagrozi, ani uratowa. Krlestwo to wcielona myl Paska.

Na ulicach panowa oywiony ruch. Jedcy wymijali rydwany i lektyki, w cieniu portykw przechadzali si piesi. Wielu z uszanowaniem pozdrawiao przejedajcych archaniow. Przez Bram Osiemnastu Igie dostali si do Sidmego Nieba. Powietrze tu miao zapach mirry, a ulice przemieniay si w aleje oszaamiajco piknego ogrodu. Mijali skwery porose drzewami ycia, przekraczali strumienie uzdrawiajcej wody, objedali fontanny radoci i bogosawione ki. Senne kwiaty szeptay im legendy o Raju, a zotookie sylfy

pyny przez bkit podobne rzebom ze sonecznego blasku. Wreszcie, wrd zieleni pojawiy si smuke ksztaty siedmiu wie Paacu Tronu. Hemy ich kopu pony jak mied w palenisku. Potna budowla, olepiajca biel marmurw i byskami krysztau, mimo swego ogromu zdawaa si tak lekka jakby za chwil miaa wznie si ku obokom. Przy wejciu, w milczeniu, czuwao dwanacie gryfw wikszych ni smoki, gotowych natychmiast rozszarpa kadego, kto zbliy si za bardzo do paacu.

Archanioowie, ktrzy posiadali przywilej przebywania przed Tronem, nie zatrzymywani przez nikogo przejechali bram, pod cikim spojrzeniem stworw. - Jeli kiedy im odbije zrobi z nas saatk warzywn - mrukn pgosem Micha. - Nie zatrzymaby ich, Michaku? - zdziwi si Rafa - Jeste Ksiciem Zastpw. - Jednego, moe dwa, ale dwanacie? Tych nie zatrzymaby nawet Sd Ostateczny. S pikne,

co? Popatrzcie na ich lini, na wielko skrzyde! Perfekcja! Duo bym da, eby mie kilka takich w oddziaach powietrznych. Wygldaj lepiej ni najcisze smoki Beliala. Rozniosyby je w trzy sekundy. Zao si, e dolatuj bez siadania do samego Jeziora Pomieni w rodku Gbi! - Z tego co wiem na razie nie planujemy atakw na Jezioro Pomieni - odezwa si cierpko Razjel - Masz jakie wasne projekty, Misiu? - Z pewnoci lepsze ni gubienie przedmiotw majcych kluczowe

znaczenie dla bezpieczestwa Krlestwa. Ja, w przeciwiestwie do niektrych, staram si je chroni. - Zamknijcie si - sykn zowrogo Gabriel - Dobrze radz. Micha, ktry zignorowa wcieky bysk w zielonych oczach, wyprostowa si w siodle. - Narozrabia, a teraz si stawia! Cae Krlestwo zapaci za jego niekompetencj! - Powiedziaem, do! - twarz Gabriela wykrzywia si wciekoci. Nikt nie zauway

ruchu rki ani skrtu tuowia. Michael, nagle zrzucony z grzbietu rumaka, zatoczy w powietrzu uk, padajc midzy lilie. Zdumione, pochylay nad nim biae gowy, szemray. Klinga, wytrcony z rwnowagi si ciosu, taczy przez moment na bruku dziedzica, kopyta lizgay si na kamieniach. Rafa i Razjel rozdziawili usta. Micha, pocierajc szczk, zbiera si z klombu. - Rycerzyki, co? - zdawiony gos Archanioa Objawie brzmia jak warkot - Dobrze si bawicie? Podobao si, Michasiu? Potrzebna

powtrka? - Nie denerwuj si, Dibril - Razjel przekn lin - To nie byo do koca serio. Dwa zielone sztylety przewiercay Ksicia Magw na wylot. - Wiem, kretynie. Nie odzywaj si do mnie. Te by oberwa w pysk, ale wygldasz jak trup na urlopie, a ja jeszcze do koca nie straciem panowania. Co si z wami dzieje? Na Jasno, jestecie elit Krlestwa! Wstawaj, Michael! Obok zbliy si do klombu, a

Gabriel wycign rk. - Wsta! Ksi Zastpw zawaha si, spojrza w twarz przyjaciela i uj podan do. - Przykro mi - powiedzia Gabriel Nie chciaem tego. - W porzdku - Micha otrzepywa spodnie - Mnie te przykro. Wdrapa si na grzbiet ruszyli. Ponury, zamylony jecha milczc, z skrzyowanymi na ku, a Klingi i Gabriel rkami aden z

archaniow nie przejawia chci do pogawdek. Zmieszany Razjel spoglda na Michaa przepraszajco. Ten zdoby si na krzywy umiech. - Wciek si - szepn - Ale mi przydzwoni! - Zao ci czar uzdrawiajcy, eby nie spuch - mrukn Ksi Magw. Micha wzruszy ramionami, ale pozwoli Razjelowi wymamrota nad sob kilka zakl i pstrykn dwa razy palcami.

Wlokcy si z tyu Rafa by zbyt wstrznity i przygnbiony, eby zareagowa. Na ostatnim dziedzicu pozsiadali z koni, przestpili ogromne wrota Paacu Tronu. Wci milczc mijali kolejne, zachwycajce przepychem komnaty, a zatrzymali si przed Sal Tronow. Gabriel bez sowa otworzy drzwi. Wewntrz uderzy w nich ar i monotonny syk pomienia. Skulony przy podwyszeniu, u stp pustego tronu siedzia Serafiel. Grn par cienkich jak pergamin skrzyde okrywa wyduon, ob gow,

doln owija nogi, a rodkow, przylegajc do plecw, na widok aniow rozpostar ze wistem. Jego ciao zdawao si by stworzone z zakrzepego ognia, tak e caa posta nieustannie drgaa wydzielajc nieznony ar, rozbyskujc i przygasajc niby pomie w ognisku. Bi od niego blask, ktry jednak nie olepia, ani nawet nie rozwietla pomieszczenia. Wdz serafinw przekrzywi na bok gow, zwrci ku przybyym ogromne, beznamitne oczy. - Wali si most, ktrym kroczycie,

panowie anioy - usyszeli niski, wiszczcy szept - Czego tu szukacie, skrzydlaci? Lekarstwa na strach? Gabriel z trudem przekn lin. - Twierdzisz, Panem - zacz, za bardzo mu potrzebujemy cenna rzecz... e rozmawiasz z z nadziej, e gos nie dry - Zatem porady. Zagina

Urwa, bo przerwa mu upiorny chichot wydobywajcy si z garda serafina. - Owieczki moje! Co za przykro!

Ale idcie paka gdzie indziej. To jest komnata Tronu. Rocie zy swoje nad rzekami Babilonu, w ciemnoci Szeolu, nizajcie je niby diamenty, sypcie przed wieprze i pozostae taatajstwo. Rady potrzebujecie? Oto ona. Pokory, sowicy, bo cikie czasy przychodz zawsze bez zaproszenia. - Dobra - mrukn Gabriel Zabieramy si std. On bredzi od rzeczy, jak zwykle, Rafaku. - Niebywae! - zaszemra serafin, z wizgiem rozpocierajc grne skrzyda. Pd gorcego powietrza uderzy aniow w twarze, szarpn

wosami - Sami sobie dacie rad! Dzielni sowicy! Podziwiam. Wszak jestecie potni. Kim ci Pan uczyni, Dibril? Cherubem? Pamitam! Ale czy ciosae podwaliny wiata w nieskoczonym mroku? Nie przypominam sobie tam ciebie, archaniele. A ty, Mikail? Ciebie uczyniono serafem! Zatem jeste tosamy ze mn. Wykonuj wic to, co przystoi serafom. piewaj wraz ze mn! Wychwalaj Tron Paski! - Wychodzimy! - krzykn Razjel, ale Serafiel ju powsta z miejsca. Zatrzepota trzema parami skrzyde, wzbudzajc wicher gorcy jak piach

na pustyni. - WITY, WITY, WITY zarycza huragan, a oguszeni, saniajcy si na nogach archanioowie, na olep szukali wyjcia z komnaty, pord huczcego wiru pomieni. - KRLU STRASZLIWY MORZA, KTRY DZIERYSZ KLUCZE KATARAKT NIEBIESKICH, KTRY PDZISZ NA RYDWANIE WOKOO WIATW... - Gdzie te cholerne drzwi! PANIE NIESKOCZONOCI

ETERYCZNYCH, GDZIE WZNOSI SI TRON TWEJ POTGI, Z KTREGO WYSOKOCI TWE OCZY STRASZNE WIDZ WSZYSTKO... - Rafa, gdzie jeste? Odezwij si! - SERAFINIE MICHAELU, CZEMU NIE PIEWASZ ZE MN? CZYBY NIE POTRAFI? - Sukinsyn nas upiecze! CO ZATEM POTRAFICIE, SKRZYDLACI? Gabriel, bezradnie macajcy cian, potkn si, upad i bolenie uderzy w kolano o co twardego na pododze. Prg, na

Jasno, to prg! namaca klamk.

Porwa

si,

- Znalazem drzwi! - zawoa ochryple - Tutaj! Napar na wrota, otworzy. ar wyla si na korytarz, a do wntrza wpyno nieco cudownie chodnego powietrza. - Tdy! - krzycza Gabriel i kolejno, krztuszcy si, z trudem chwytajcy oddech archanioowie wydostawali si z sali tronowej. egna ich szyderczy miech serafina. Ostatni wytoczy si Micha i Gabriel z ulg zatrzasn drzwi.

- wir chcia nas podusi! wychrypia Ksi Zastpw, ocierajc zazawione oczy Dlaczego nic nie zrobilicie? - Miaem rozwali komnat Tronu Paskiego? - Razjel dysza, oparty o cian. - Racja - mrukn Gabriel, ocierajc czoo - Ryzyko byo za due. Wiedzia, e nie moemy si obroni. Chcia nas zmusi do ucieczki, upokorzy. - No i udao mu si. Micha potrzsn szafranowymi

lokami. - Zewirowa do reszty. Zrobi si niebezpieczny. - Przepraszam, e was do tego namwiem - szepn Rafa - Miaem nadziej, e nam pomoe. - Pomg przewietrzy puca. - Co go napado? - Razjel wzruszy ramionami - Dotychczas zachowywa si spokojnie. - Nie wiem - Gabriel w zamyleniu pociera brod - No nic. Chodmy, trzeba si zaj

poszukiwaniem Ksigi. Nie wolno nam traci czasu. Wezwiesz Zofiela, Razjelu? Pan Tajemnic skin gow. - W porzdku. Micha, u list najbardziej zaufanych skrzydlatych w armii. Tych, co do ktrych lojalnoci masz najmniejsze podejrzenia, natychmiast wylij w dugie i bardzo dalekie misje. Oczywicie naleycie odpowiedzialne, eby nie mogli si przyczepi. To na wszelki wypadek, panowie. Aha, warto zwikszy aktywno sub bezpieczestwa. Teraz nie moemy sobie pozwoli

na adne spiski ani wybuchy niezadowolenia. Zajmij si tym, Razjelu. Na dziedzicu znw dosiedli koni, znowu mijali rajskie krajobrazy Sidmego Nieba, ale Gabriel nie mg si otrzsn po niemiym incydencie z Serafielem. Wydawao mu si, e szaleniec wiedzia wicej ni podejrzewali, a jego wiszczcy gos wieszczy im nadejcie klski o wiele powaniejszej ni utrata magicznej ksigi.

***

Ogromny meteor, wrzeszczcy jakie zaklcia bez sw, przemkn tu obok Daimona. Przez chwil Anio Zagady widzia wytrzeszczone, ponce oko wielkoci sporego placu w Krlestwie. Nieco dalej pdzio cae stado, koziokujc, wizgajc i obijajc si o siebie. Wrd ciemnoci tryskay gejzery kolorowych ogni, wypluwajce snopy iskier. Sypay si jak gwiazdy wysypywane wiadrami z okna w ssiednim wszechwiecie. Pioun, bez ladu zmczenia, galopowa przez mrok. Eksplozja jakiego soca na moment

rozmazaa na wszystkim smugi biao bkitnego blasku, obrysowujc sylwetk konia i jedca konturem wyadowa, niby wycinank z blachy. Wybuch olepi Daimona, przez dobr chwil przed oczami skakay mu tylko wielobarwne bryzgi wiata. - Patrz, granica - usysza gos konia. Przymruy zazawione oczy. Rzeczywicie, przed nimi, tam gdzie ciemno jeszcze niedawno zdawaa si najgstsza, pojawia si cienka, fosforyczna linia w barwie srebra i seledynu. Ogromniaa w miar jak

si do niej zbliali, aby przemieni si w cian wibrujcej jasnoci. Wygldaa jak tafla oceanu ustawiona na sztorc. - Wchodzimy? - spyta Pioun. - Tak. - Lubi to! - zawoa ko, przechodzc w cwa. wist wiatru w uszach Freya przerodzi si w ryk, gwiazdy zwiny w zote serpentyny, a pd wcisn oddech z powrotem do puc. Lubi to znacznie mniej ni on, zdy pomyle anio nim rumak

uderzy w tafl. Daimon by pewien, e zaciska zby, chocia pord huku i trzaskw wyadowa sysza wasny krzyk. Zalaa go fala upiornego, wietlistego seledynu. Drgania energii przenikay go, czu pulsowanie mocy, jakby wpad wprost do serca gigantycznej istoty. Przez gow przebiegay mu tysice myli, ale na adnej nie potrafi si skupi i odnosi wraenie e adna nie naley do niego. Bezwiednie zamkn powieki, bo wiry srebrzystej zieleni, powstajce z niczego i pdzce ze wistem przez seledynow jasno wyranie zamierzay pochon go wraz z

rumakiem. Kiedy nabra pewnoci, e tym razem przejcie si nie uda, poczu wstrzs towarzyszcy zetkniciu si koskich kopyt z twardym podoem. Otworzy oczy. Krajobraz Stref Poza Czasem wynagradza przykre przeycia zwizane z przekraczaniem granicy. Daimon lubi patrze na potne machiny od zarania dziejw wprawiajce Wszechwiat w ruch. Olbrzymie zbate koa obracay si, skrzypic. Drewniane koki, cho stare i wytarte, z zaskakujc perfekcj zahaczay o siebie, napdzajc parciane pasy. System przekadni i

koowrotw dziaa bez zarzutu, naprone liny wycigay i opuszczay obciniki, wyrobione dwignie zawsze wskakiway we waciwe miejsca. Anioowie wyznaczeni do obsugi maszyn czsto narzekali, e mechanizm jest przestarzay, ale byy to zastrzeenia bezzasadne. Skomplikowane, monumentalne urzdzenia nie psuy si nigdy i wymagay zaledwie minimalnej konserwacji. Niestrudzone w swym nieustannym ruchu wyznaczay trajektorie gwiazd i planet, obracajc kosmiczne tryby bez najmniejszych odchyle czy bdw.

Koa, osie i przekadnie cigny si a po horyzont, tworzc gigantyczny mechanizm, do obsugi ktrego, wbrew pozorom, nie potrzebowano zbyt wielu skrzydlatych. Oczywicie, wliczajc pracujcych po wewntrznej stronie, bezporednio przy ciaach niebieskich, ich liczba urastaa do miliardw, lecz po przekroczeniu granicy Stref Poza Czasem mona byo podrowa przez wiele dni nie napotkawszy adnego anioa. Daimon spoglda na stare maszyny z sympati. Ich widok zawsze go uspokaja, pozwala znw wierzy w ogrom i celowo

zamysw Paskich. W pracy, jak wykonywa, takie chwile miay swoj warto. Drewniane koa klekotay miarowo, parciane pasy skrzypiay. Przesycone mgiek powietrze rozwietla blask nie majcy konkretnego rda. Horyzont by niewyran kresk pord perowych i ososiowych oparw. Na ciemnym, wylizganym drewnie zaamyway si oleiste refleksy. Stukot kopyt Piouna sta si cichszy, bardziej guchy. Jedziec i ko rzucali blady, rozmazany cie. - Miejsce spokojniejsze ni to istnieje tylko w wyobrani

zadowolonego z siebie hipokryty mrukn Frey - Nabieram nadziei e nasz instynkt owcw to zaledwie napad manii przeladowczej. - Istotnie - odpowiedzia Pioun Oczekiwa naley tylko scen pasterskich i trzd. - Hej, czekaj! Tam si co rusza anio unis si w siodle, wycigajc rk - Widzisz? Daleko, midzy zbatkami maszyn, majaczya niewyrana brya cienia. Migotaa dziwnie, zdajc si przesuwa nad ziemi nieskoordynowanymi zygzakami.

Wielkoci niemal dorwnywaa drewnianym koowrotom. - Istota - warkn ko - Dzieci Chaosu. - Cholera - sykn Daimon sigajc po miecz - Potwr jest olbrzymi! Ko szarpn bem, rozd chrapy, szykujc si do boju. Ciemna sylwetka przed nimi drgaa, owinita pasmami mgy. Pioun wyduy krok, przyspieszy, Daimon mocno uj rkoje miecza. Zdumia go fakt napotkania smoka Mroku na terenach kontrolowanych

przez Krlestwo. Musia by zdesperowany albo chory, eby si tu przywlec. Tak blisko granicy czekaa go pewna mier. Frey nie spodziewa si kopotw, mimo imponujcych rozmiarw stwora. Zabi ich ju tak wiele, e szykowa si raczej na szybkie, rutynowe starcie, w brzydki sposb przypominajce ubj. Nie przepada za podobnymi spotkaniami, ale stanowiy cz jego roboty. Chocia wyta wzrok nie potrafi rozpozna do jakiego gatunku naley smok. Waciwie nie widzia go dobrze, a to co zdoa dostrzec nie wygldao znajomo.

Ma dziwny ksztat, przebiego mu przez myl. Znaleli si ju odpowiednio blisko, eby czu fale uderzajcych wibracji, ktre stwr emitowa. Byy tak silne, a brakowao tchu, jednak zupenie inne ni znane energie Chaosu. Wreszcie rozpozna stworzenie, zbyt zdumiony, eby od razu uwierzy oczom. Cholera, to aden potwr! To Zwierz, Boska Bestia. - Stj Pioun! - wrzasn - Nie atakuj go! Ko, wyranie skonsternowany,

sam ju zwalnia galop. Zatoczy szeroki uk, przechodzc do kusa, a wreszcie stan. Szczerzy zby, potrzsajc gow. - Istota - zgrzytn z niechci Mwi, ale nie rozumiem jego myli. Uwaaj, Daimon. Krew potwora pozostaje krwi potwora bez wzgldu na koron jak nosi. Frey wcign gboko powietrze, chowajc miecz do pochwy. - Nie denerwuj si, Wszystko w porzdku. Chciabym w to stary. wierzy,

pomyla. Wci nie widzia wyranie Bestii, cho znajdowali si blisko niej. Bya ogromna jak gra, ale otaczaa si drgajc mg i dziwacznym, mccym wzrok poblaskiem, ktry lni, lecz wydawa si ciemny. Od stwora bia moc potna niczym huragan. Daimon po cichu stara si obliczy siy. Jako Anio Zagady nie by bez szans, ale wolaby unikn starcia. Nie mia pojcia z jakimi zamiarami i po co Bestia przybya. Zazwyczaj Istoty nie pojawiay si tak blisko granic Wszechwiata. Napotkawszy Istot naleao si liczy z kadym

moliwym rozwojem wydarze, wic Frey w napiciu ledzi rozmazan bry ciemnego blasku, gotw zareagowa natychmiast. Odruchowo zaciska szczki, udao mu si jednak zachowa spokj, mimo i wewntrz dygota. Pioun te sta nieruchomo, podobny do posgu z czarnego metalu, chocia Daimon czu, e take dry. Gdyby stwr rzuci si na nich, musiaby walczy, a nie ucieka. Bestia bez trudu dogoniaby Piouna. Ponura historia, pomyla. Czemu przytrafia si akurat mnie? Lnica ciemno wok

Zwierzcia zagszczaa si. Daimon poczu chodn kropelk potu spywajc spod wosw na skro. Prawdopodobnie czeka go ciki pojedynek, a jeszcze nigdy do tej pory nie przyszo mu zmierzy si ze stworzeniem oficjalnie nalecym do wysokich dostojnikw Krlestwa. Co z tego, e szalonym jak marcowa chimera? Nawet gdyby zwyciy, nie mgby liczy na nic prcz powanych problemw. Drgn nagle, bo mga wok Zwierzcia rozsypaa si, spadajc na ziemi w postaci byszczcych patkw. Duo go kosztowao, eby utrzyma rce zacinite na ku

sioda i nie sign po miecz. Usysza westchnienie konia i sam jkn w duchu, ujrzawszy Istot. Jasna cholera! To Jagni! W z godzin zachciao ci si scen pasterskich, Pioun. Puchata, bielsza od niegu owieczka, wielkoci sporego pagrka, zwrcia ku anioowi kudaty epek. Czarne, wilgotne oczy patrzyy z niewinn ufnoci. Gdy si poruszya, dyndajcy u jej szyi dzwoneczek odezwa si sodkim, srebrzystym tonem.

Daimon przekn lin, a Jagni przekrzywio gwk. - Witaj destruktorze - powiedzia w jego gowie gos, ktry nie mia nic wsplnego z agodnoci czy sodycz - Czy si cieszysz? - Niektre rzeczy przynosz mi rado - zacz ostronie - Nie wiem jednak ktr z nich masz na myli. - Zapytaom, czy si cieszysz? powtrzyo Jagni gbokim, wibrujcym szeptem, odczuwalnym a w kocach palcw. - Nie - przyzna Daimon - Ani

troch. - Krew - zaszemra szept - Krew i pooga. A oto objawi si spodziewany, wszake bardziej niespodziewanym ni umysy wasze zdolne s poj. Czy nie powiniene si radowa, o destruktorze? By moe Krlestwo prosperowaoby lepiej, gdyby poowa wietlistych nie bya wariatami, pomyla ponuro Daimon. W tej wybucho samej chwili miechem, Jagni tak

zgrzytliwym, a si skrzywi. - Nie lekcewa, Aniele Zagady, sw wypowiadanych w dobrej wierze. Wasze myli, skrzydlaci, s jak py na wietrze. Bestie wiedz. Bestie czuj. Niesiemy posannictwo radoci tobie, Abbaddonie. Oto ono - Krew i pooga. Nie chcesz ujrze, straty bd tylko po twojej stronie. My liczymy miliony lat. Dla nas kraniec staje si zaledwie ciekawym dowiadczeniem, rozrywk, ktrej nie zaznalimy od eonw. Bez strachu, bez smutku. Strach i smutek nale wam, skrzydlaci. Traciom czas.

Jagni odwrcio si, a Daimon poczu obojtno emanujc z ostatnich sw. Bestia nagle i cakowicie przestaa si nim interesowa. Poczekaj! zawoa Powiedziao, e mam co zobaczy. Czy zechcesz mi to pokaza? - Powiedziaom - przytakno Jagni - Wiele rzeczy staraom ci si przekaza. Czy nie nadejd dni? Czy nie zapon noce? Pyem na wietrze s myli skrzydlatych. Anioa zacz ogania niepokj. Prbowa poj o co chodzi

Zwierzciu, ale do gowy przychodziy mu same ponure pomysy. Tymczasem Jagni znw zaczo otacza si mg, wyranie zamierzajc odej. - Wyjanij mi, czy co si stao? Wiesz o czym, co ma znaczenie dla Krlestwa? Z garda stwora wydoby si oguszajcy ryk, a Daimon usysza w gowie sowa brzmice jak walenie motem w spiowy dzwon. W tym samym momencie Jagni rozpoczo przemian. Biaa sier zacza si skbia, wyazi kakami i zmienia w skrcone,

skotunione futro. Pysk wyduy w szerok, zbat paszcz z wystajcymi kami. Na rodku ba wyynay si rogi, skrcone i ostre. Wyglday jak siedem konarw uschego drzewa, a jeden by zamany w poowie. Nabiege krwi lepia pczkoway na czole Bestii, z trudem rozklejajc powieki pokryte lepkim luzem. Spoglday na Daimona upiornym wzrokiem martwej ryby. Byo ich siedem, podobnie jak rogw. eb przekrzywi si pod dziwacznym ktem, jakby potwr mia przetrcony kark. - CZY WIEM? RZECZY TAKIE

ROZUMIEM I WIDZIAOM, KTRE PRZEKRACZAJ GRANICE POJCIA. OTO TOPI SI W TYGLU ELAZO, DRY KAMIE WGIELNY. NIE POMOE MIECZ, NIE POMOE SZARACZA, ZGIN CI, KTRZY IM ZAUFAJ. CZY MORZA KRWI, GRUZY I ZGLISZCZA KRZYCZE POTRAFI? SOCA SKPANE W POSOCE, WAL SI WIEE BKITNE. JA WIDZ! ABBADDONIE, JA WIDZ! OTO TWJ CZAS! PORA KRWI I POOGI. PRZYJDZIE CI UMRZE PO WIELEKO, ANIELE ZAGADY. POWIADAM, TO TWJ CZAS, ALE ZAPAT KREW, BL I ZGLISZCZA. CIE SI KADZIE, O ABBADDONIE.

CIE I CISZA. SYSZYMY J, BESTIE. WIDZIMY CIE I DRYMY. NAWET MY, KTRZY BEZ LKU WITAMY KRANIEC. Freya przeszed dreszcz. Teraz nie mia ju wtpliwoci o czym mwio Jagni, ale nie potrafi uwierzy. - Istota nie kamie - odezwa si Pioun - Dotkna cienia. - Wiem - szepn Daimon. Zwierz obrcio si wolno. Siedmioro oczu wpatrywao si w anioa, paczc krwawymi zami.

- POJE? ZROZUMIAE CZEMU PRZYBYOM DO CIEBIE? Anio skin gow. - Pojem. A teraz poka mi to, co powinienem ujrze.

Rozdzia II

W paacu wszystko byo przesycone tonem ciepego, ciemnego zota, nawet wiato padajce z cikich kandelabrw. Zoe uniosa gow znad papierw, spojrzaa na mozaik, zdobic cian nad wejciem. Anielica odziana w dug, sztywn szat unosia rce ku sufitowi, penemu gwiazd i soc. Wok fruway pomiennookie sylfy, zastyge w hieratycznych pozach. Na przeciwlegej cianie orszak

salamander z wosami zaczesanymi w sztywne czuby nis dary, ktre skada u stp innej anielicy o surowym wyrazie twarzy. Zoe westchna. Komnata nazywana pracowni, gdzie zwyka pisa, skromna sypialnia, kilka ssiednich pomieszcze i ogrd za wysokim murem stanowiy jedyny wiat, w ktrym czua si pewnie. Znaa niele prawie cay paac, oprcz pomieszcze dla suby i kwater dinnw, ale prawdziwy dom miaa tutaj. Ziemie nalece do dominium jej pani, Pistis Sophii, Dawczyni Wiedzy i Talentu, zwierzchniczki wszystkich czterech

chrw aniow eskich, byy dla Zoe terenami nieznanymi i penymi niebezpieczestw, a cae Krlestwo jak mityczn krain, ktr naley kocha, ale raczej jako symbol ni rzeczywisto. Oczywicie, anielica wiedziaa, e istnieje, lecz opuszczaa paac tak rzadko, e wiat zewntrzny kojarzy jej si wycznie z mglistym wspomnieniem zasonitego kotarami, dusznawego wntrza lektyki. Zdawaa sobie spraw z istnienia Limbo, otaczajcego Krlestwo i stanowicego co w rodzaju pasa ziemi niczyjej i rwnoczenie podgrodzia,

oddzielajcego Niebo od Otchani, z istnienia samej Otchani jako siedziby Gbian, a take Sfer Poza Czasem, lecz sama myl o tym, e kiedykolwiek mogaby odwiedzi ktr z tych krain, wydawaa si jej tak absurdalna, e a mieszna. Mimo to Zoe nie bya gupia ani ograniczona. Ca wiedz, ktr dysponowaa, czerpaa z ksig. One stanowiy grono najlepszych przyjaci Zoe, one uczyy j wszystkiego, co powinna wiedzie o Wszechwiecie i Ziemi, zdradzay tajniki funkcjonowania Krlestwa, opieway jego wznioso, snuy cudowne historie o ludziach,

anioach i Panu. Dziki nim nigdy si nie nudzia, nie czua samotna, umiaa znale w kadej sytuacji. Uwielbiaa zapach i szelest pergaminu, precyzj starodawnych sztychw, nasycone barwy rycin, pajcze siatki map. Zoe kochaa sowa, a one, wdziczne za t mio, pozwalay jej splata si i nawleka swobodnie w poruszajce opowieci - jej, ktra tkwia zamknita w zotych cianach paacu niby w kosztownej szkatuce. Czasem anielicy wydawao si, e to sowa rzdz ni, nie ona nimi, lecz nawet wtedy bya szczliwa. W ksigach, mylaa, mieszka

przeszo. Okrelaj te teraniejszo, bo to, co zapisane, staje si w pewien sposb rzeczywiste; utrwalaj chwil, bdc jedynym zapisem tego, co natychmiast znika. Stanowi o nas samych, gdy pozostaniemy w pamici potomnych takimi, jakimi nas opisano. Pogadzia skrzan opraw lecego przed ni na biurku manuskryptu. Tak, ksigi maj moc, a dziki Jasnoci ona take w skromny sposb przyczynia si do powikszenia biblioteki Wszechwiata.

Pogrona w mylach nie zauwaya, kiedy do komnaty wesza Pistis Sophia. Wadczyni eskich chrw obserwowaa j chodnymi, brzowymi jak bursztyn oczami, wykrojonymi na ksztat migdaw. - Witaj, Zoe. Mam nadziej, e nie przeszkadzam - powiedziaa. Anielica drgna. Zaskoczona, poderwaa si z miejsca, zginajc w ukonie. - Wybacz, o pani! Zamyliam si i nie usyszaam, jak wesza!

- Ale uspokj si, dziecko. W niczym mi nie uchybia. Jeste po wielekro usprawiedliwiona, jeli dumaa nad nowymi historiami. - Niezupenie, pani. Traciam czas na gupie rozwaania o ksigach, gdy powinnam spisywa opowiastki, aby zaj ci i zabawi! Sophia umiechna si agodnie. Wygldaa jak uosobienie dobroci, tylko na dnie jej renic mieszka twardy, chodny blask. Jednak Zoe patrzya na ni z uwielbieniem, nie mogc sobie wybaczy gupiego lenistwa, ktre kazao jej bawi si w filozofa, zamiast pracowa, aby

dostarczy Sophii rozrywki. Kochaa bowiem swoj pani tak mocno jak ksigi. - Nie kajaj si, moja droga. Czy mogabym gniewa si na autork cudownych Opowieci Zasyszanych? - Jeste zbyt askawa, pani szepna zmieszana Zoe, spogldajc jej w twarz. Pistis Sophia bya skoczon piknoci. Wosy, ktre nie miay jasnej barwy, ale wieciy gbokim odblaskiem zota, nosia kunsztownie upite. Skra take

lnia bladym zotem, lekko napita na wysokich kociach policzkowych. Ciemne brwi i nieco skone, migdaowe oczy przydaway jej egzotycznej urody, a prosty, dugi nos i wydatne usta nadaway twarzy zdecydowany, cho wadczy wyraz. Podbrdek trzymaa troch uniesiony, prezentujc dug, gadk szyj. W uszach koysay si misterne kolczyki. Bya wysoka, smuka, ubrana w cik, wyszywan zotem sukni, ktra odsaniaa nieskazitelne ramiona. Nie sza, lecz suna po posadzce, niosc twarz jak cenny prezent, ktry zgodzia si ofiarowa wiatu.

- Usid przy mnie, Zoe powiedziaa, wskazujc sof.

- Tak, pani. - Anielica posusznie odesza od biurka, poczekaa, a Sophia zajmie miejsce, i przysiada skromnie na skraju kanapy. - Twoje opowieci i wiersze uwaam za poruszajce. - Pistis dotkna wypielgnowan doni naszyjnika z rubinw. - Jasno obdarzya ci prawdziwym talentem. To nie tylko moje zdanie. Wiesz, e jeste jedn z najpoczytniejszych balladzistek w Krlestwie? Czytaj ci rzesze skrzydlatych, na ulicach piewaj

piosenki do twoich sw. Potrafisz porusza serca, Zoe. Z zadowoleniem dostrzega, e smage policzki anielicy pokrywa rumieniec. Poczytna poetka wbijaa ciemne, osonite dugimi rzsami oczy w mozaikow podog. Doskonale, skonstatowaa Sophia. Jest skromna, rozpaczliwie naiwna i bardzo adna. Z pewnoci si nada. - Gdyby tak sowami udao si naprawi zatwardziae dusze cigna ze smutkiem. - Ach, Zoe, jak prosty byby wtedy wiat! Tyle okruciestw, tyle za dzieje si nie

tylko w Gbi czy na Ziemi, ale i w samym Krlestwie. Nawet potni anioowie sigaj po miecze i nurzaj je we krwi, jakoby z rozkazu Pana. Ale czy w naturze Pana moe lee upodobanie do przelewu krwi? Zoe poczua, jak serce ciska jej si ze smutku. Pani, taka dobra, martwi si o rzeczy, z ktrymi tak niewiele lub zgoa nic nie mona zrobi. Cudownie, pomylaa Sophia. Maa jest tak przejta, e za chwil zacznie paka.

- Miecze, walki, zabijanie w Krlestwie! Czy potrafisz to poj? Och, Zoe, nie wierz, e anioowie Pascy naprawd stali si li. W ich duszach z pewnoci moe jeszcze obudzi si dobro! Gdyby tak tchn w nich mio, nauczy prawdy. Walka nie przystoi posacom Boym. Jestem pewna, e w duchu to czuj, wiedz o tym i cierpi, wykonujc swoje mroczne obowizki, pono w imieniu Paskim. Twoje historie s takie pikne, takie jasne, Zoe, a nabieram nadziei, e kto tak czysty jak ty potrafiby wskaza zbkanym waciw drog. Czy nie byoby to

prawdziwe zwycistwo, uczynek naprawd szlachetny, niegodzien porwnania z md saw, uzyskan dziki kilku zgrabnym rymom? - Ale pani - omielia si wymamrota Zoe. - Nigdy nie aknam takiej sawy! - Wiem, dziecko, wiem. To nie prno, tylko chwila saboci. Wszak masz prawo radowa si talentem, ktry w swej dobroci ofiarowa ci Pan, nawet jeli suy on rozrywce i zajciu myli. To take jest poyteczne. Pomyl, e ci, ktrzy czytaj twoje sowa, mogliby powica ten czas nie

tylko na zbone uczynki, ale na przykad na czynienie za. W takim wypadku chwaa ci, e piszesz. - Ach, pani - jkna zdruzgotana poetka. - Bagam, powiedz mi, co mam czyni, eby sta si naprawd poyteczn! Niczego waciwie nie umiem! Gotowa, ucieszya si Sophia. Moe przesadziam, moe jednak jest zbyt naiwna, eby si przyda? Chocia wygld powinien zrobi swoje. Fachowo ocenia owaln twarz, prosty nos i ciemne, gste wosy anielicy. liczna. agodna, ulega i bardzo oddana. C,

sprbujemy z ni. - Ale dziecko! O czym ty mwisz? Wiem, e czynisz wszystko, co w twojej mocy! Nie mona da od ciebie wicej! Nie przeskoczysz ogranicze wasnej natury. No ju, nie rozpaczaj. Gowa do gry. Gdybym wiedziaa, e tak zareagujesz, nie przyszabym do ciebie. Nie chciaam ci zmartwi, pragnam tylko podzieli si z tob, jak z przyjacik, wasnymi troskami. Nie bierz sobie tego do serca, Zoe. Do gowy nie przyszo mi ci gani. Nie pacz ju! Wracaj do swoich papierw. Przecie tak licznie piszesz, moja droga!

Anielica wybuchna kaniem. - Ach, Zoe, nie chciaam sprawi ci przykroci. Pjd ju, skoro mj widok tak ci rozstraja. Sophia wstaa, a Zoe nie bya w stanie poprosi, by nie odchodzia, ani wykrztusi adnego sowa, wic tylko zgia si w poegnalnym ukonie. Wadczyni eskich chrw, dosy zadowolona z przebiegu rozmowy, przepyna przez komnat, zostawiajc nadworn poetk, ktrej zy paday na pergamin, rozmazujc litery bezuytecznych, nie przynoszcych nic dobrego wierszy w brzydkie,

nieczytelne hieroglify.

*** - Szybciej, Pioun, szybciej! Syk pdzcego powietrza ogusza Daimona, wicher, wiejcy w twarz, utrudnia oddychanie. Ko charcza z wysiku. Nie byo wida gwiazd ani komet, tylko rozmazane wstgi jasnoci. - Zasuwaj, chabeto! Sam wiesz, dlaczego!

Pioun, nie tracc si na odpowied, cwaowa przez mrok.

*** Uzjel, adiutant Gabriela, wsun si do gabinetu. - O co chodzi? Powiedziaem, eby mi nie przeszkadza! - warkn Pan Objawie. Uzjel lokami. potrzsn kobaltowymi

- Wybacz, ale przyby Daimon

Frey i nalega na natychmiastowe spotkanie. Wyglda na bardzo zdroonego i nie sdz, eby da si atwo spawi. - Na Jasno, co ci strzelio do ba, eby go spawia? Ju do niego wychodz. Niech poczeka w bibliotece. I dajcie mu co do picia, najlepiej wina. Uzjel zamkn drzwi. Banda kretynw, pomyla Gabriel. Jak zwykle. To cud, e Krlestwo jeszcze si trzyma. Wyrzuca Daimona! Panie!

Otworzy tajne przejcie za kotar tkan w jednoroce, i wskim korytarzykiem przecisn si do biblioteki. - Witaj, Daimonie! Harpie ci cigay czy co? Anio Zagady istotnie wyglda na znuonego. Oczy mia podkrone, na policzkach smugi brudu, czarn skrzan kurtk i spodnie pokryte kurzem. Ciemne wosy, splecione w warkocz, byy potargane i pene mieci. - Spotkaem Jagni - powiedzia charakterystycznym, ochrypym

gosem, ktry przywodzi na myl echo w katakumbach. Wspaniale! Jeszcze jego brakowao! Ale to chyba nie powd, eby paraliowa ruch na szlaku karawan, pdzc na eb, na szyj, by spotka si ze mn. Nie myl, e tego nie ceni. Ja te si za tob stskniem. - Mio, Gabrysiu, e si cieszysz na mj widok, ale dlaczego, do cholery, wyczye Oko Dnia? Nie mogem ci dorwa. - Troch si wydarzyo, odkd wyjechae.

- A ja troch widziaem w terenie - mrukn Daimon. - I chciae o tym pogada przez Oko? - Archanio nie mg si powstrzyma od lekkiej zoliwoci. Frey popatrzy mu w oczy. Nawet Gabriel troch si zmiesza pod spojrzeniem bezdennych, ogromnych renic, okolonych cieniutk, fosforycznie zielon otoczk. - Chciaem si z tob umwi w bezpiecznym miejscu, gdzie na trasie.

- A co si stao? - Jagni pokazao mi szczelin. Gabriel podszed i pooy wycignite rce na ramionach Anioa Zagady. - Posuchaj, wiem, e w normalnych warunkach to powana sprawa, ale tutaj doszo do katastrofy. Ukradziono Razjelowi Ksig. Sam Razjel oberwa czarn magi tak, e do tej pory nie doszed do siebie. Wybacz, ale jestem zmuszony mie w dupie twoj szczelin.

Daimon pokrci gow. - Pochopnie, Gabrysiu. To, co widziaem i poczuem, wyglda na dziaalno Cienia. Jagni podeszo pod sam granic, wieszczc wydarzenia, ktrych wolabym nie doczeka. Gabriel zamacha rkami, unoszc wzrok do sufitu. - wiry! Nic tylko wiry! Jagni, Serafiel! I wszyscy wieszcz! Daj spokj, Daimonie. To szalecy. Uwielbiaj wieszczy. Same klski, oczywicie. Widz krew, zgliszcza, dym, sine trupy, goe dupy i puste

pudeka! Mam dosy. Jeszcze jeden wieszczcy wir i podam si do dymisji. Daimon wysucha cierpliwie, westchn i zacz od pocztku. Posuchaj. Byem tam. Prawdopodobnie wamuje si Cie. Mwi o inwazji na tereny podlegajce Krlestwu, ssiadujce z nim. Pamitasz, kiedy ostatnio mielimy do czynienia z Cieniem? Gabriel przekn lin. Dawno, przed powstaniem czowieka, przed buntem Lampki. Daimon by wtedy Rycerzem Miecza, a archanioowie

band dnych wadzy szczeniakw. Wtedy Frey walczy z Cieniem, antytez samego Pana, Jego projekcj, odbit w wiecznym mroku, i eby uratowa Krlestwo, sprofanowa dotykiem wity przedmiot, Klucz do wymiarw, ktrego miaa prawo uy tylko sama Jasno. Od tej pory mia ogromn, pksiycow blizn na rce, jakby jego prawa do si miaa. Wygra, otwierajc Czelu, w ktr wpad Cie wraz z oddziaami. Ale demiurg Jaldabaot, z ramienia Pana dziercy wwczas wadz w Krlestwie, skaza Daimona, jako witokradc, na

mier. Wtedy Pan go wskrzesi, czynic Anioem Zagady z Kluczem do Czeluci, za archanioowie obalili Jaldabaota, zajmujc jego miejsce. Od tej pory Daimon by jednoczenie ywy i martwy, a wedug przepowiedni samego Pana jako jedyny mg powstrzyma Cie przed zniszczeniem wiata. - Mwi o kocu czasw, o dniach gniewu, Dibril. Przykro mi, ale w tym kontekcie zagubienie zeszytu, penego magicznych mruczanek, traci nieco na znaczeniu. - Nie masz pewnoci - powiedzia Gabriel cicho.

- Nie. Ale wystarczajco duo podejrze. Skrzypny drzwi i wesza anielica z winem. - Napij si, Daimonie. Jeste zmczony. Dlaczego nie siadasz? - Bo przez kilka ostatnich dni nasiedziaem si do woli w siodle odrzek Anio Zagady kwano. - W porzdku, co chcesz, ebym zrobi? - Przynajmniej rzu na to okiem.

Gabriel si achn. - Niby jak? Nie mog sobie pozwoli na opuszczenie Krlestwa choby na jeden dzie. - Uyj mocy i przenie nas. - dasz za wiele. Mam na gowie powane sprawy. Co zowrogo zalnio bezdennych renicach Freya. w

- Obawiam si, e czekaj ci znacznie powaniejsze, Dibril. Gabriel zadra. Zbywam go

dlatego, e nie wiem, co poczn, jeli on si nie myli, pomyla z lkiem. Daimon nala sobie wina, patrzy przez kryszta w rubinowy pyn, a potem upi dugi, orzewiajcy yk. Trunki Gabriel zawsze mia znakomite. - Dobrze - powiedzia Anio Objawie. - Poka mi t szczelin. Zabierzemy ze sob kogo neutralnego. Moe by Rafa? Daimon upi kolejny yk. - Moe. Cholernie dobre s te

twoje wina, Gabrysiu.

*** Stali na paskim pagrku, gdzie gboko w Sferach Poza Czasem. Daimon gotw by si zaoy, e ani Gabriel, ani Rafa nigdy tu nie dotarli. Obaj odwiedzali tylko wiksze miasta i waniejsze miejsca Sfer, nie zawracajc sobie gowy reszt. Okolica wygldaa brzydko i dziko. A po horyzont cign si step, porosy wyrudzia traw i

kpami uschych ostw, nakryty bladym, chmurnym niebem niby przewrcon do gry dnem misk. Brakowao tyko pobielaych skutkiem upywu czasu zwierzcych czaszek i wylizanych deszczem szkieletw, ale nigdzie, jak okiem sign, nie byo adnych, nawet tak pospnych, ladw ywych istot. Nad pustyni unosi si gsty, ciki opar, wyczuwalny, cho niewidoczny. Czasem przez trawy przebiega szelest czy jk, przyginajcy ku ziemi poke dba. Byo duszno. Daimon sprbowa

zaczerpn gbiej oddechu, ale natychmiast zakrcio mu si w gowie. Spojrza na szarego jak ptno Gabriela, ktry dysza pytko, potwartymi ustami. - Co teraz powiesz? - Kiepsko... Potworna szczelina. Frey westchn. - Nie chodzi o to jak dua, ale czym emanuje. Czy jestemy naraeni na atak Cienia, Dibril, czy dostaem nagej histerii? - Nie wiem. Rany, jak mnie gowa

boli. - Przez wibracje. Czujesz je? - Nie jestem drewniany, Daimon. Za chwil zemdlej. Jak moesz sta spokojnie i gawdzi w tak piekielnym strumieniu ciemnoci? Anio Zagady ramionami. wzruszy

- Widocznie ptrupy umiej. Gabriel si zmiesza. - Przepraszam. Nie chciaem ci urazi. Sk w tym, e... Cholernie

boli mnie gowa. Zapomniaem, co miaem powiedzie. - Dlatego boj si, e to Cie. Od lat nie pamitam tak potnych wibracji. Zwalaj z ng. Ty wysiade od razu, ja te si kiepsko czuj... Zaraz, a gdzie Rafa? Archanio Uzdrowie siedzia na ziemi, a skromn brzow szat mia pokryt kurzem i suchymi dbami. Jego pozielenia, spocon twarz wykrzywia grymas cierpienia. - Rafa! Na Jasno Pask, co z

tob? Gabriel przyklkn, chwytajc przyjaciela za ramiona. - Nnniedobrze mi... duszno wyjka archanio, zwrciwszy na Pana Objawie udrczone spojrzenie. Prbowa jeszcze co powiedzie, ale zabrako mu tchu. Daimon lekko unis brwi. - Jakiego zdania jest, wedug ciebie, neutralny ekspert, Gabrysiu? - W porzdku! Widziaem dosy! Wracamy do Krlestwa. Gabriel rozoy ramiona,

otaczajc siebie i obu pozostaych aniow tczow powiat. Frey poczu nieznaczne mrowienie, przebiegajce po skrze, a za chwil niewielki zawrt gowy, gdy wiat wok zwin si i zawirowa. W uamku sekundy znaleli si na tarasie paacu Archanioa Objawie. Metoda podrowania za pomoc mocy i sw stanowia byskawiczny i wygodny sposb przemieszczania si z miejsca na miejsce, dostpny tylko dla potnych mieszkacw Krlestwa, lecz nie naleao jej naduywa, poniewa bya bardzo wyczerpujca, a przy tym zostawiaa na dugo lad w

magicznej strukturze przestrzeni, po ktrym zbyt atwo dawao si odgadn, dokd wdrowiec si skierowa. Szybko, z jak pozwalaa podrowa, wywoywaa czasem bdne mniemanie, e anioowie potrafi przebywa w wielu miejscach rwnoczenie. - Wina! - Gabriel zaklaska w donie w momencie, gdy dotknli stopami posadzki. - Najlepszego! Cay dzban! Siadaj, Rafaelu. Tu jest duo powietrza, zaraz poczujesz si lepiej. - Nic si nie stao - wyszepta Pan Uzdrowie, opadajc na fotel.

Daimon opar plecy o balustrad tarasu. - Jasno paruje z Krlestwa jak woda z kauy w soneczne popoudnie. Moe ta szczelina powstaa w naturalny sposb i nie ma nic wsplnego z Cieniem, ale i tak powoduje potne zaburzenia po naszej stronie Kosmosu. Nie podoba mi si, Dibril. Gabriel rozoy rce. - Co chcesz, ebym zrobi? Nie zalepi jej przecie. Nikt z nas nie da sobie rady z tak dziur. Jestem najwyej w stanie wzmocni patrole

w okolicy. Gdyby co si z ni dziao, zamelduj. Anio Zagady popatrzy krytycznie na swoje brudne paznokcie i skrzywi si z niesmakiem. - Brae pod uwag zwizek kradziey Ksigi z pojawieniem si szczeliny? - spyta, spogldajc na Archanioa Objawie spod przymruonych powiek. Gabriel si wzdrygn. - Wol o tym nie myle. Wielkie, czarne renice Daimona

zdaway si nie mie dna. - Te bym nie myla, gdyby nie pojawienie si Jagnicia. Ono nie jest byle jak Besti, Gabrysiu. To zwiastun koca. - Kraczesz, Daimon! Anio Zagady umiechn si. - Chyba masz racj. Zmczyem si. Od miesicy ogldam tylko pustk pen gwiazd. Wszyscy, ktrych tam spotykam, s stuknici - Pioun, Istoty, obsuga machin i cia niebieskich. Staj si taki jak oni, wieszcz, wypatruj znakw...

Machn rk. - Starajmy si robi, co do nas naley - odezwa si cicho Rafa z gbin wycieanego fotela. - Reszta jest wol Pana. - No, tak - mrukn Gabriel, dla ktrego sowa Rafaela zabrzmiay cokolwiek gorzko. W tym momencie na tarasie pojawiy si anioy suebne, niosc wino i kielichy, a za nimi majordomus z pergaminem w doni. - Strasznie dugo to trwao - rzek Gabriel kwano. - Moi gocie gotowi

umrze z pragnienia. Daimon chtnie przyj peen puchar z rk niebrzydkiej anieliczki, a majordomus zgi si w ukonie. - Wybacz, panie. Wanie przyszo pismo do Waszej Jasnoci. Gabriel wzi pergamin. - To od Pistis Sophii - powiedzia, marszczc brwi. Zaprasza Daimona i mnie na pogawdk dzi po poudniu. Czego ona, na Otcha, moe chcie? Frey wzruszy ramionami.

- Zapytaj lepiej, skd wie, e wrciem. - P Krlestwa wie. Pdzc gwnym szlakiem sparaliowae ruch karawan na dobre godziny. Czyby nie zauway? Daimon zby. pokaza w umiechu

- Nie. Widzisz, spieszyem si. Mylisz, e to prawda, co mwi o Sophii? e to ona posaa do Ogrodu wa? Gabriel obrci na palcu piercie.

- Kto wie? To do niej podobne. Jest wcielon Mdroci Pask, wic nie ma nic wsplnego z miosierdziem i przyzwoitoci. Jeli tylko w lea w jej interesach... - Trzeba uwaa, eby w jej interesie nie leao wysadzenie nas z sioda - przerwa Frey. - Nie ufam jej. - A skorpionowi by zaufa? zamia si Gabriel. - Nie macie dowodw przeciwko Sophii - wtrci si Rafa. - Nigdy nie wystpia przeciw nam. Zawsze postpowaa lojalnie.

- Nie, na to jest za mdra. Daimon potrzsn gow. - Wie, e lojalno to towar, ktry szybko si psuje. - Cicho, kto si dobija przez Oko - sykn Gabriel. Wyj z kieszeni owalny kryszta z wizerunkiem wirujcego oka, ktre zniko byskawicznie, przemieniajc si w obraz podunej twarzy Razjela. Przed chwil dostaem zaproszenie od Sophii - rzek Pan Tajemnic. - Ja te. I Daimon.

- Co robimy? - Pjdziemy. Lepiej go nie ignorowa. Nie wiadomo, czego od nas chce. - Nie jestem zachwycony. Ona co knuje. Czuj to. Po diaba jej Daimon? Przecie go nie toleruje. Gabriel wzruszy ramionami. - Nie wiem. Spotkajmy si przy Bramie Salamander. Pojedziemy razem, pogadamy po drodze. Daimon dopiero co wrci, z pewnoci chce si umy i przebra.

Anio Zagady energicznie skin gow. - W porzdku. Widzimy si za dwie godziny pod Bram Salamander. Twarz Razjela znika, zastpiona obrazem wirujcego oka. Gabriel schowa kryszta. Daimon stuka paznokciem krawd pucharu. w

- C to si stao Dawczyni Wiedzy i Talentu, e zechciaa zaprosi okrutnego pdemona, ywego trupa, zbrodniarza i

niszczyciela? Z egzorcyzmowa ktrych przejd.

pewnoci kae posadzki, po

- Niech do ciebie to fragment jej publicznego wizerunku. Kreuje si na chodzc sodycz, wic nie moe poprze adnego anioa penicego funkcj destruktora. Tak samo obrywaj od niej Duma, Alimon, a nawet Faleg. Oficjalnie nigdy ci jednak nie uchybia. Daimon sign za pazuch kurtki, wyj bibuk, podejrzanie pachnce zioa i zacz robi skrta. Mniej oficjalnie, za moimi

plecami, ochrzcia mnie upiorem. Gabriel westchn. - Mylaem, e przez tyle wiekw zdye si przyzwyczai. - Widocznie nie do koca. Pan Objawie klepn go w plecy. - Nie przejmuj si. Zaley ci? Anio Zagady odpowiedzia krzywym umiechem. - Nie jestem przejty. Jestem wkurzony. - Spojrza na swoje rce, ubranie i buty. - I brudny. Przebior

si, zanim Sophia okrzyczy mnie na dodatek mieciarzem. Za dwie godziny przy bramie? Gabriel skin gow. - Na razie, Rafa. Rafael pomacha mu sabo. Daimon spojrza na koniec skrta, w jego dziwnych oczach mign zoty bysk, a papieros zapon jak zapaka. Zdmuchn pomie i zacign si dymem. - Musz uwaa, eby nie przeholowa, bo wtedy wybucha, parzc palce - mrukn. - Trzymaj

si, Gabrysiu. - Ty te. Schodzc po marmurowych stopniach z tarasu do ogrodu, Frey wspomnia wykadan emaliami wann. Dwie godziny, pomyla. To bdzie przyjemna kpiel.

*** Z zadowoleniem stwierdzi, e w domu panuje porzdek, a podczas jego dugiej nieobecnoci nic si nie zmienio. Spdzi ponad godzin w

kpieli, zmieni ubranie, dosiad Piouna i wyruszy na miejsce spotkania. Nie musia si spieszy, wic wybra dusz drog przez spacerowe aleje i gwn ulic Hajot Hakados. Kopyta konia dwiczay na wykadanych pszlachetnymi kamieniami brukach, a Daimon przyzna przed sob, e zapomnia, jak pikne s wysokie Nieba Krlestwa. Przy bramie zasta czekajcego Razjela. Wyrnia si z daleka, ubrany, jak lubi, na bkitno i srebrno, wyprostowany w siodle, z czarnymi wosami splecionymi w warkocz.

- Jakie to gwiazdy sprowadziy ci do domu, Daimonie? - zawoa. - Ciemne, jak zawsze. - Frey si umiechn. Zrwnawszy si z Razjelem, ucisn go serdecznie. Jeli mg nazwa kogo swoim przyjacielem, to z pewnoci wanie jego. Pan Tajemnic wyglda mizernie, ale wyranie wraca do siebie. - Syszae o Ksidze? - spyta. Daimon skin gow. - Cholerna oberwae? historia. Bardzo

Razjel zamia si gorzko. - Och, na jaki czas kto zgasi mi wiato. Wysaem Zofiela, mam nadziej, e co wywszy. - Ma szans. W kocu jest najlepszym szpiegiem w Krlestwie. - A ja najlepszym magiem mrukn cierpko Razjel. - No, dobra. Co u ciebie? Daimon podrapa si w policzek. - W Sferach spotkaem Jagni. - Wiem, by u mnie Gabriel.

Mylisz o tym samym co ja, prawda? O szczelinie i Ksidze, ktre dziwnym przypadkiem splataj si ze sob w czasie. Zielona otoczka wok renic Freya zmniejszya si do cieniutkiej kreski. - Tylko w bardzo, bardzo parszywych chwilach, Razjelu. Sign do wewntrznej kieszeni, wycign pomitego skrta i skrzywi si. - Musz skoczy na Ziemi po porzdne papierosy. Te wojskowe z

mirry i sieczka.

kadzida

smakuj

jak

W zimnym bkicie oczu archanioa co migno i zgaso. Podobno proponowae jakiemu miertelnemu, eby obj twoj posad. Daimon rzuci Panu Tajemnic spojrzenie spod przymruonych powiek. - Skd wiesz? Razjel wzruszy ramionami.

- Gadali tak jaki czas temu. Usta Anioa Zagady rozcign lekki umieszek. - W takim razie gadali prawd. Miaem chwilowe zaamanie nerwowe. Moja praca bywa stresujca. Wywaliem w powietrze par wiatw i poczuem si znuony. Oczywicie nic z tego nie wyszo. - Gabriel jedzie - powiedzia Razjel z ulg, bo temat rozmowy okaza si bardziej draliwy, ni sdzi. Daimon mia za sob wiele cikich przej i czasem potrafiy

go zabole uwagi pozornie cakiem niewinne. Archanio Objawie zatrzyma Oboka na rodku ulicy i zamacha do nich, eby doczyli. Frey ruszy pierwszy, rzuciwszy peta na ziemi. - Zrb to w paacu Sophii poradzi Razjel. Daimon wyszczerzy w umiechu zby. Z przyjemnoci. najadniejszy z jej dywanw. Na

*** Rezydencja Pistis Sophii skadaa si z kilku rozlegych, paskich budynkw nakrytych niezliczon iloci kopu, lnicych w socu zocicie. W oczach Daimona wyjtkowy przepych i majestat budowli budzi raczej niech ni podziw, cho mimo natoku cikich, monumentalnych ozdb trudno byo odmwi Sophii dobrego gustu. Razio go sztywne, ceremonialne zachowanie suby, wyliczanie nieskoczonych tytuw i oczekiwanie w coraz to innych, olbrzymich, wykadanych mozaikami komnatach. Czu si jak we wntrzu

starej komody. Pomimo rozmiarw sal i korytarzy brakowao mu przestrzeni. - Mwiem, e nie przyczepi si do miecza - mrukn do Razjela. Maj by uprzejmi i nie prowokowa zadranie. Archanio Tajemnic przybra min pen powtpiewania. - Zanim zdyby go uy, zastrzeliliby ci przemylnie ukryci ucznicy Sophii. Daimon umiechn si krzywo.

- Tak sdzisz? - Ale pewny nie jestem odpowiedzia z umiechem. -

Gabriel odwrci si od ciany, opuci rk, ktr gadzi zawieszony na niej arras. - Wiem, dlaczego mi si tu nie podoba - westchn. - Nie ma okien. Dugo kae na siebie czeka. Jeli jeszcze raz usysz, z ust kolejnego gncego si w pokonach wezyra, e jestem Wielkim Eonem, Regentem Krlestwa, Panem Objawie, Zemsty i Miosierdzia to wpadn w sza i popruj jej te

gobeliny. - Poycz ci miecza - podsun uprzejmie Frey. Wtem trzasny otwierane drzwi, w ktrych pojawi si herold i cztery dinny w liberiach. - Janiejca Mdroci Pani Pistis Sophia, Dawczyni Wiedzy i Talentu, wita Dostojnych Panw - Regenta Krlestwa, Wielkiego Eona... - No, nie! - stkn poirytowany Gabriel. ... Pana Tajemnic, Ksicia

Magw... Razjel wyd wargi. - ... oraz Abbaddona Niszczyciela, Anioa z Kluczem do Czeluci, Burzyciela Starego Porzdku, Taczcego na Zgliszczach... Daimon ziewn. Herold zakoczy litani i zad w fanfar tak gorliwie i gono, e Anio Zagady si skrzywi. Dinny w liberiach rozstpiy si, zginajc karki w pokonach, a nastpnie przyklky po obu stronach wejcia. Do sali wsun si wezyr, odziany w

turban oraz szat tak dug i sztywn, e mia powane kopoty z najprostszymi gestami. - Dostojni i potni panowie, zechciejcie askawie przestpi progi tej komnaty... - Z pewnoci zechcemy przerwa ostro Gabriel, ruszajc do drzwi. Daimon i Razjel podyli za nim, odepchnwszy bezceremonialnie wezyra, ktry ze zdumienia zapomnia zamkn usta. Na tronie, wzniesionym na

podwyszeniu, siedziaa Sophia w otoczeniu dworek. Na widok aniow wstaa i popyna ku nim przez komnat, urokliwa jak wczesny, soneczny padziernik. Miaa na sobie szat w kolorze zota i burgunda, wyszywan w sceny polowa na gryfy, rubinow koli i diadem na kunsztownie ufryzowanych wosach. Natomiast anioowie byli ubrani cokolwiek ostentacyjnie. Daimon zaoy czarny strj Aniow Miecza, zoony z krtkiej skrzanej kurtki, wskich spodni i wysokich butw zapinanych na wiele klamerek. Nalea do tej elitarnej formacji,

zanim Pan uczyni go Niszczycielem. Wosy rozpuci, tak e opaday swobodnie na plecy. Razjel mia na sobie ulubione bkity i srebra, ale skrojone krtko i wygodnie, na mod Gbian. Nosi wycity kaftan maga i wysoko wizane buty, przynalene tylko czarnoksinikom najwyszego stopnia. Gabriel ubra si cakowicie po ziemsku, w czarny paszcz z mikkiej skry, rozcity z tyu, eby nie utrudnia konnej jazdy, wskie spodnie o barwie skrzepej krwi i buty na grubej podeszwie. aden z nich nie zaoy ceremonialnych szat dworskich.

- Jake mio mi was widzie! zawoaa Sophia, rozkadajc rce. - Przyjemno jest oboplna powiedzia sucho Gabriel, skoniwszy gow. Sophia, umiechnita sodko, podesza bliej i uja go pod rami. - Panowie, zaprosiam was na wino i pogawdk, a ka wam sta w pustej sali. Co sobie pomylicie o mojej gocinnoci? Prosz za mn. Pocigna Gabriela ku wyjciu, odprowadzana zdumionymi spojrzeniami dworek i suby.

- Urocza mija - mrukn Daimon w ucho Razjela. Wysokie buty stukay na marmurowych posadzkach, gdy bijce nieustannie pokony dinny otwieray przed nimi kolejne drzwi. Sophia gruchaa jak gobica, a jej brzowe oczy pozostaway przenikliwe i chodne. Anioowie odpowiadali uprzejmie, lecz zdawkowo. Kada informacja, sprzedana Sophii, moga w kadej chwili zosta uyta przeciwko nim. Wreszcie Daimon poczu powiew przesyconego zapachem kwiatw powietrza, a za kolejnymi drzwiami

otworzy si niewielki, wewntrzny ogrd. - Jestemy na miejscu. Tu moemy porozmawia swobodnie. Pistis wysaa w przestrze jeszcze jeden oszaamiajcy umiech. Prosz, usidmy wok fontanny. Przysiedli na niskich kamiennych awach. Woda, tryskajca z pyska stylizowanej hydry, szemraa spywajc po stopniach marmurowego basenu. Cikie krople rosy zbieray si na liciach egzotycznych, blado kwitncych rolin. Byo bardzo gorco.

Pistis zaklaskaa. - Bakalie! - zawoaa ostro. - i trunki! Ciemnolice, zotoskrzyde dinnije, liczne i dzikie jak oswojone drapieniki, poday dzbany oraz tace pene sodyczy. Sophia odprawia je machniciem rki. - Skosztujcie, prosz. Wina s dobrego rocznika. Pochodz z piwnic krla Salomona. Daimona drani zapach kwiatw. Czu, e za chwil rozboli go gowa.

Drobne kropelki potu askotay skr u nasady wosw. Otar rk czoo. Spojrza na Razjela, z wahaniem sigajcego po puchar. Ich oczy si spotkay. Suka chyba nas nie otruje, pomyla. Nie omieli si na oficjalnym podwieczorku. Pan Tajemnic pocign yk wina z min, jakby spodziewa si cykuty. Gabriel te wzi z tacy kielich i powoli obraca go w palcach. - Gardzisz winem, panie, wic nie pogard przynajmniej sodyczami zagruchaa Sophia, podsuwajc Daimonowi mis. - Choby z czystej uprzejmoci.

- Z rozkosz zadouczyni twojej probie - powiedzia, ale jego umiech nie sign oczu. - Wiele jestem w stanie zrobi, eby zasuy na tw ask, pani. Odgryz kawaek niemiosiernie sodkiego ciastka. Karmel natychmiast sklei mu palce. Zdecydowa si spuka sodycz winem. Miao ciki, korzenny posmak. Pistis mierzya go chodnym, brzowym spojrzeniem. - Wyborne - rzek, ukazujc zby w zaczepnym umiechu. Gabriel chrzkn.

- Bardzo mnie cieszy to spotkanie, pani - zacz - ale czy powodem twego uprzejmego zaproszenia jest co wicej poza chci poczstowania nas ciastkami? Zwierzchniczka chrw eskich westchna. - Tak mio jest usi i pogawdzi w uroczym towarzystwie, e z niechci myl o przejciu do spraw napawajcych mnie lkiem i zmartwieniem. Ale c, zdaj sobie spraw, i potni archanioowie, na barkach ktrych spoczywa ciar absolutnej wadzy

w Krlestwie, nie maj czasu na kobiece bahostki. - Ze zbyt wielk skromnoci nazywasz, pani, kobiecymi bahostkami rzdy nad wszystkimi chrami anielic - mrukn Razjel. - C to znaczy w porwnaniu z wadaniem Zastpami? - sykna Sophia. - Troch mniej obowizkw, ale nie moliwoci - odrzek. Zmierzya go spojrzeniem. twardym, zym

- Sabemu atwo si ba. Kada drobnostka napawa lkiem. Razjel si rozemia. - Zapewniam ci, pani, e w tym ogrodzie nie ma dzi nikogo sabszego od najlepszych mieczy kawalerii parasim. - I te by si wyszczerbiy, zetknwszy si z elaznym sercem niektrych z nas - odezwa si Daimon. Sophia pogadzia sukni. - Nie obwiniaj si o elazne serce,

panie. Skrupuy utrudni ci penienie funkcji Taczcego na Zgliszczach. Daimon potrzsn gow. - Nie zrozumiaa, pani. Nie omielibym si przypisywa sobie niezasuonej chway w obecnoci prawdziwego mistrza. Przygryza warg, ale zanim zdya odpowiedzie, Gabriel chrzkn. - Wybacz, Dawczyni Wiedzy i Talentu, lecz cho niezmiernie ceni uroki ogrodw i basenw, ze

smutkiem musz przypomnie, e kierowanie Krlestwem w znacznym stopniu ogranicza czas, jaki mog powici ich kontemplacji. Pistis westchna. - C, mie chwile s takie ulotne. Przejdmy wic do problemw. Anielic, wysane z misj do Sfer Poza Czasem, wrciy z niepokojc informacj o pojawieniu si wielu Bestii. Istoty podaj do Krlestwa, wieszczc nieszczcia. Moje podwadne byy przeraone, biedactwa! Opowiaday, e Bestie przybywaj ze wszystkich kracw wszechwiata.

Daimon i Razjel wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Doskonale zdawali sobie spraw, e informacje Sophii pochodz od jej fanatycznych, wietnie wyszkolonych szpiegw. Frey sprbowa zowi wzrokiem Gabriela, ale ten nie da po sobie pozna zaskoczenia, z pozorn obojtnoci przygldajc si plujcej wod hydrze. Prawda wygldaa tak, e anioowie nie mieli pojcia o pojawieniu si innych Bestii poza Jagniciem. Nie zameldowa o tym ani wywiad cywilny, ani wojskowy, ani aden przypadkowy oddzia onierzy.

Pozostawao tylko pytanie, czy Pistis nie blefuje. Gabriel spojrza w jej migdaowe oczy drapiecy, ale nic nie potrafi z nich wyczyta. Wzruszy ramionami. - Nie przywizywabym do tego wielkiej wagi. Bestie s niepoczytalne. Myl, e andarmeria i stra miejska Krlestwa poradz sobie z ich ewentualn wizyt. Nie obawiaj si, pani, z pewnoci nie wtargn na teren twej posiadoci i nie narobi szkd. Daimon, obserwujcy Sophi

znad brzegu pucharu z winem, doszed do wniosku, e umiech wadczyni eskich chrw z trudem maskuje grymas wciekoci. - To pikne, panie, kiedy gowa pastwa wykazuje tak dbao o zaoenia parkowe i wille miejskie, ale ja miaam na myli tre proroctw, a nie ewentualne szkody materialne poczynione przez Istoty. Zielone oczy Gabriela zrobiy si zimne niczym wysokogrskie stawy, gdy rozemia si serdecznie, odchylajc do tyu gow. - Ale pani! Przez myl mi nie

przeszo, e moe ci zaniepokoi gadanina Istot. Przecie to szalecy! - Szalecy czasem maj racj. Gabriel pochyli si ku niej. - Czy z tego powodu naley z lkiem wsuchiwa si w ich sowa? - Dzikuj ci, panie - sykna. Bardzo mnie uspokoie. Teraz wierz, e twoja andarmeria poradzi sobie nawet z kocem czasw. - W kadym razie z pewnoci z

zamieszkami, jakie mog im towarzyszy. S bardzo dobrzy w tumieniu zamieszek. Rysy Sophii stay. - Moesz nam wierzy, pani, gdy dojdzie do dni gniewu, wszystko zostanie przeprowadzone tak perfekcyjnie, jak to tylko moliwe odezwa si Daimon, w ktrego gosie brzmiaa ironia. Sophia zwrcia ku niemu pikn twarz. - A ty, panie, podrujc po kracach wszechwiata i

wysadzajc w powietrze wiaty, nie natkne si na nic niepokojcego? - Wysadzanie w powietrze wiatw to absorbujce zajcie wyjani uprzejmie. - Nie bardzo mam jak niepokoi si wtedy czym innym, a potem wszystko wydaje mi si mie niczym miejski skwerek. Zastanawiaem si nad tym i sdz, e to specyfika zawodu. - Zmniejszona wraliwo? Umiechn si. - Raczej brak skonnoci do histerii. - I upodobanie do rozlewu

krwi? Wielkie czarne odrobin si zwziy.

renice

- Nie zauwayem go u siebie, zwaszcza e krew czsto jest moja. W tym momencie za plecami siedzcych rozleg si stukot czego twardego spadajcego na marmurowe pyty, stanowice obramowanie fontanny. Dwik by tak niespodziewany, e wszyscy drgnli. Sophia obrcia si gwatownie. - Moja droga! - zawoaa. Zapomniaam o tobie! Dlaczego nie

wysza do nas wczeniej? Smaga, czarnowosa anielica, zmieszana tak, e dray jej rce, a ciemne rumiece zapony na policzkach, prbowaa pozbiera upuszczony pulpit do pisania i rozsypane papiery. Nic z tego nie wychodzio, bo kartki wypaday z zesztywniaych ze zdenerwowania palcw. - To Zoe - wyjania Sophia. Synna poetka. Zupenie zapomniaam, e ten ogrdek przylega do jej komnat. Biedactwo, pisaa tu, ukryta midzy limi, a potem nie omielia si nam

przerwa. Guptasku, dlaczego si nie pokazaa? Nieszczsna Zoe nie bya w stanie odpowiedzie. Rozpaczliwie zgarniaa wypadajce z rk papiery. Daimon, ktry siedzia najbliej, wsta, zebra kartki i wraz z pulpitem poda wystraszonej poetce. Spojrza w jej ciemne oczy, jak dwa przeraone zwierztka starajce si ukry za dugimi rzsami, zauway agodny owal twarzy i poblade usta o licznym wykroju. Dawno nie spotka tak adnej anielicy. Umiechn si do niej, ale spucia powieki. Nawet

nie wymamrotaa podzikowania. - Ach, wic to jest autorka Opowieci Zasyszanych powiedzia Razjel. - Zrobiy na mnie wielkie wraenie. Sdziem jednak, e napisa je kto starszy. S bardzo dojrzae. - Zoe ma wielki talent. - Sophia skina gow. - Szkoda, e jest taka niemiaa. Usid przy nas, dziecko. Tam, koo Daimona Freya. To najdusza awka. Zoe przysiada na samym skraju jak kos na erdzi. Daimona bawio jej zaenowanie, chocia poczu do

niej sympati. Bya liczna, a poza tym naprawd dobrze pisaa, cho w do klasycznym, starowieckim stylu. Uwaa, e zasuguje na miejsce w historii literatury Krlestwa. - Naprawd doskonae teksty powiedzia Gabriel z uznaniem. Czasem przypominaj mniej monumentalne utwory samego Wretila, cho s agodniejsze i bardziej pogodne. - Tam nie ma nikogo, tylko oko tygrysa, czujne, drapiene, obojtne jak niebo - zacytowa Daimon. - Czy to na pewno takie

pogodne? Zoe drgna, wbijajc uporczywie wzrok w marmur pod stopami, a Sophia spojrzaa na niego ze zdziwieniem. Daimon pozwoli sobie na lekki umieszek. - Jestem wyrafinowany, jak na destruktora. - Rwnie misji? podczas penienia

- Wtedy zajmuj si tym, co mi polecono.

- Jak kat? Popatrzy jej twardo w oczy. - Nie, jak Anio Zagady. Co chcesz osign, pani? Zmusi, ebym przyzna, e w cigu sekund zabijam tysice, e po moim przejciu nie pozostaj nawet zgliszcza? To prawda. Ale tylko wwczas, gdy z rozkazu Paskiego budzi si we mnie moc. W kadej innej chwili jestem zwykym zabijak szukajcym zaczepki, krwawym gnojkiem, ktrego lepiej wysa za granice Wszechwiata, eby widokiem parszywej gby nie razi dostojnikw Krlestwa. Nie

odwracaj gowy, liczna panienko, nadziejo wspczesnej poezji! wiat jest bardziej skomplikowany ni labirynt komnat w tym paacu. Czy nie tak, Dawczyni Wiedzy i Talentu? Wyraz twarzy Sophii nie zmieni si, ale gdzie gboko za mask nieskazitelnych rysw Daimon dostrzeg rodzcy si triumf. Sprowokowaa go i w jakimkolwiek zrobia to celu, osigna sukces. Nabra gboko powietrza, rozluni bezwiednie zacinite pici. Przegra. Brzowe oczy drapiecy daway mu to odczu, syte triumfu.

Gabriel, zmieszany, zastanawia si, jak zrcznie zmieni temat, poegna si i wyj. Zdziwi go wybuch Freya, nie przypuszcza, e Anio Zagady tak atwo podda si Pistis. Razjel spuci gow i oglda wasne palce. Martwi si o przyjaciela, ktrego nerwy wyranie byy w strzpach. Nic dobrego nas nie czeka, pomyla ze smutkiem. - Wybacz, panie, e nie owiec ci w sprawie zoonoci i celowoci wiata - powiedziaa Sophia, obserwujc Daimona spod zmruonych powiek - ale sama niewiele wiem na ten temat.

Skin gow. - Wierz, pani. Wcielona mdro to za mao, eby go zrozumie. Razjel si umiechn. Touch, mrukn do siebie. - Pani, z alem opuszczamy twoje gocinne progi, ale nie wolno nam duej zabiera twego cennego czasu. Obowizki wadczyni eskich chrw nie pozwalaj ci przecie marnowa go na bahostki. Uspokj, prosz, podopieczne, e ze strony Bestii niczego nie musz si obawia. Kto wie, moe wcale nie przybd do Krlestwa? W kocu s

niepoczytalne - odezwa si Gabriel z przesadn uprzejmoci. Chcia jak najszybciej zakoczy niemie spotkanie, gboko przekonany, e od tej chwili mog tylko traci punkty w rozgrywce. Z drugiej strony drczyo go przykre przeczucie, e tracili je przez cay czas. Anioowie wstali, Pistis take, na awce pozostaa tylko Zoe. - Szkoda, e obowizki wzywaj was tak wczenie. - Do Sophi musna rubinowy naszyjnik. - To byo urocze popoudnie.

- Z pewnoci - rzek Gabriel z przeksem. egnaj, pani. Jestemy wdziczni za poczstunek i za twoje niezastpione towarzystwo. - To ja dzikuj, uspokoilicie moje serce, panowie. Posaa im umiech, sodki i zimny jak puchar lodw. - Mj wezyr was odprowadzi. - Jake to uprzejme - mrukn Razjel. Oby was Jasno strzega,

panowie anioowie - odrzeka. - Ciebie za w szczeglnoci odezwa si ochrypy, bezdwiczny gos Daimona. Ukonili si sztywno, skina im gow. Sophia

Przybyy w tej chwili wezyr, cay w ukonach, otworzy drzwi. Poszli za nim. - Co z tob, Daimonie? - szepn Razjel. - Haniebnie si podoye. Frey przesun doni po twarzy.

- Nie wiem. Nerwy mi wysiady. Przestaem nad sob panowa. - Nie przejmuj si - mrukn Gabriel. - Z Pistis niemal nie sposb wygra. Ona jest pozbawiona uczu. Zosta jej tylko rozum. - I to w nadmiarze. Manipulowaa nami, jak chciaa - zgodzi si Razjel. - Musz std wyj - powiedzia Daimon. - Mam wraenie, e zamknito nas w ogromnej, wykadanej mozaikami trumnie. Wezyr otworzy przed nimi

kolejne zote drzwi.

*** Fontanna szemraa cicho, kwiaty jak zawsze pochylay blade, zatroskane kielichy nad jej gow, ale Zoe utracia spokj. Nawet ksigi nie daway wytchnienia. Wydaway si mde, bez znaczenia. Suchy szelest papieru tylko drani. Zoe nie potrafia ju znajdowa w nich odpowiedzi na wszystkie troski. Nie rozumiaa, co si z ni stao. Czua dziwn tsknot za czym nieokrelonym, gnbiy j nage lki

albo ataki irytacji. Nie moga pisa. Zreszt nie chciaa. Czy warto marnowa ycie na tworzenie banalnych historyjek? Pragna dokona czego prawdziwego, czego potnego. Dziwia si, jak kiedy moga odczuwa satysfakcj na myl o swojej pracy. I co to za praca! Rymy, bazgroy. Wci powracay do niej nieznane dotd wizje krwawych walk na miecze i eksplodujcych planet. I twarz. Szczupa, o ostrym profilu, zacinitych ustach i oczach jak bezdenne studnie, z cieniutk, zielon otoczk wok renic. Nie moga zapomnie wykonanego

prostymi kreskami rysunku salamandry na lewym policzku, czarnych, gstych wosw, odrzuconych niedbale na plecy, smukej sylwetki, doni z misternymi tatuaami na grzbietach i blizn w ksztacie pksiyca, przecinajc wntrze prawej. Abbaddon, Taczcy na Zgliszczach. Czy to nie o nim mwia Pani, czy nie jego miaa na myli, bolejc nad rozlewem krwi w Krlestwie? Zoe poja swoje zadanie, cho napeniao j zarwno lkiem, jak i niezrozumiaym podnieceniem. Czyby to pycha pozwalaa jej snu marzenia o ukazaniu waciwej

drogi komu takiemu jak Burzyciel wiatw? Czy moe starannie dobrane zioa, ktrymi Pistis karmia swoj nadworn poetk? Tak czy inaczej, spokj opuci Zoe, a jego miejsce zajy nieznane dotd rojenia i tsknota, ktra z kadym dniem rosa tak, e ciany paacu nie byy w stanie jej pomieci. Gabinet Archanioa Objawie urzdzony by surowo, lecz z wdzikiem. Ciemne drewno mebli harmonizowao z oliwkowymi zieleniami obi i dywanu. Wntrze rozjaniay starannie dobrane bibeloty i kilka piknych akwarel pdzla Labadiela. W rogu staa

onyksowa figura, przedstawiajca jednoroca, bo Gabriel lubi jednoroce. Odwrci si od okna, otwartego na ogrd, i spojrza w gb pokoju. Na blacie orzechowego biurka siedzia Michael. - Czy wywiad wojskowy znalaz cokolwiek na temat Ksigi? Micha potrzsn gow. - Na razie nic. Maj kilka poszlak i pracuj nad tym. - Jakich poszlak, Misiu?

Archanio Zastpw skrzywi si. - Oglnych. - Aha - mrukn Gabriel. - A co wiadomo o Bestiach? - Nie ma ich. Pistis blefowaa. Nawet Jagni znikno. Pan Objawie westchn, zsun z palca piercie i naoy z powrotem. - Po co miaaby to robi? Nie rozumiem, co chce osign. Spotkanie, ktre zaaranowaa, byo cakiem pozbawione sensu. Duo bym da, eby wiedzie, o co jej chodzi.

Micha wzruszy ramionami. - Intryguje. W kocu kombinacje wyjd na jaw. jej

- Wtedy moe okaza si za pno - powiedzia ponuro Gabriel. - Poradzimy sobie. - Wiem - burkn Archanio Objawie kwano. - Zawsze zostaj Zastpy. Micha spojrza wyrzutem. na niego z

- Przepraszam, Misiu. Martwi si.

Mam wraenie, e ziemia ponie nam pod stopami. - Problemy s powane, ale to jeszcze nie powd... - zacz Micha, lecz przerwao mu natarczywe pukanie do drzwi. Zaniepokojony Gabriel drgn. Nikt bez powodu nie omieliby si dobija do jego gabinetu. - Wej! - zawoa. Do rodka wpad zdyszany Uzjel. - Gabrielu! - krzykn. - W Czwartym Niebie zamieszki! Na

Placu Bkitnym pojawiy si Bestie! - Szlag! - wrzasn Gabriel. Suka, wiedziaa! Micha, idziemy!

*** Cae Czwarte Niebo wrzao. Bestie dobrze wiedziay, gdzie si objawi, przemkno Gabrielowi przez myl. Wybray najwyszy dostpny kademu skrzydlatemu krg, siedzib wszystkich wanych urzdw i gmachw pastwowych. W centrum Czwartego Nieba zawsze kbi si tum. Teraz ulice

byy zapchane bezadnie przelewajc si cib, bo cz aniow, ulegszy panice, staraa si jak najszybciej opuci obszar krgu, a cz, wiedziona ciekawoci, prbowaa dotrze w rodek wydarze. Gabriel i Micha z trudem przebili si przez Bram Piasku, bezlitonie taranujc tum szerokimi piersiami wierzchowcw. Bali si uy mocy i przenie bezporednio, bo w miecie panowa zbyt wielki cisk i chaos. Na samym Bkitnym Placu zamieszanie signo szczytu.

andarmeria okadaa zgromadzonych skrzydlatych nahajkami i drzewcami toporkw, prbujc zmusi ich do rozejcia si, a oficerowie, bliscy paniki, zdzierali garda, wywrzaskujc bezsensowne, sprzeczne rozkazy. Ponad rozhisteryzowan pstr cib groway by porykujcych Bestii. - Cholera, jak si przebijemy? krzykn Micha, z trudem trzymajcy si na grzbiecie Klingi, pod ktrego kopyta runo kilku przewrconych przez tum aniow. - Si wyszarpujc zdecydowa nog z Gabriel, ucisku

uwieszonego u strzemienia niemodego ju skrzydlatego. Naprzd, Obok! Siwy ko chrapn i jak klin wbi si w tum. Ryy Klinga ruszy w jego lady. Masa skbionych cia rozstpowaa przed nimi wrd przeklestw i jkw. Wreszcie zziajany, spocony Gabriel, rozdajc na wszystkie strony kopniaki i ciosy pazem miecza, wydosta si na rodek placu, gdzie krloway Bestie. Przybyy dwie. Wiksza miaa siedem gw o szerokich, jakby lwich paszczach. Porodku cz

czterech z nich sterczay pojedyncze rogi, pozostae zdobiy po dwa, zronite z sob jak spirale. Na rogach tkwiy krzywo nasadzone diademy. Skr na pyskach Istot zdobiy tatuae, zoone z dziwacznych, nieznanych Gabrielowi imion, wypisanych archaicznym alfabetem. Jeden z podwjnie rogatych bw mia oderwan szczk i rozharatane podgardle, lecz chocia rana wygldaa na mierteln, y, o czym wiadczyy przekrwione, mrugajce lepia. Cielsko Bestii, poronite krtk, lnic, czarn sierci przywodzio na myl gibki korpus pantery, ale

byo dusze i osadzone na masywnych, zbrojnych w ogromne pazury apach. Mniejsze Zwierz poruszao si na tylnych nogach, tuko w boki potrjnym ogonem, potrzsao bem o skrconych baranich rogach i chichotao gosem smoka. Jego skudlona sier miaa barw zaniedziaego mosidzu. Wiksza Istota natychmiast zauwaya Gabriela i obrcia ku niemu mrugajcy, martwy eb. Archanio Objawie unis si w strzemionach.

- Natychmiast opucie miasta, Bestie! - krzykn.

mury

- Dlaczego? - zadudni basowo martwy eb, chocia gos odezwa si tylko w gowie anioa. - Siejecie zamt! - Zamt, smrd, zgliszcza zawyo mniejsze Zwierz, pokracznie podskakujc na apach i obnaajc do poowy zby w upiornym umiechu. - Biada, biada, smrd! Gabriel poczu ogarniajc go fal zoci.

- Natychmiast wracajcie, gdzie wasze miejsce! - Dlaczego? Nieywa gowa ypna wielkim okiem. - Bo nakazuje wam to regent Krlestwa, bydlaki! - No to co? - Regent! Regent! Zgliszcza, smrd! - ucieszyo si mae Zwierz. Gabriel si wciek. - Podlegacie wadzy Jasnoci, ktr teraz reprezentuj, robicie

rozrb w moim miecie, wic wynocha, zanim usun was si! - Krlestwo to take nasz dom. - Tak, ale gdyby Pan chcia, ebycie w nim mieszkay, zarzdziby to! Siedem gw wielkiej zamkno powieki. Bestii

- Przybylimy ostatni raz spojrze na dom. Byo nam to dane, a zatem moemy odej. - Zaraz - sykn Gabriel. - Co to znaczy: ostatni raz? - Albowiem

nadchodzi koooniec! - pisno przejmujco mae Zwierz. - Ach, jasne!!! - rykn archanio. - Koniec nadchodzi? Co za nowina! Doskonale, Bestie. Wreszcie chwila spokoju. Mia, aksamitna nico. Mam racj? - Nie wiemy - sapna dua Istota. - Nasz umys nie siga kraca. - A mj tak - jkn Gabriel do siebie. - I wrcz go aknie. Wyniesiecie si czy nie? - doda gono.

- Odejdziemy z obrazem domu pod powiekami. - Niech wam pjdzie na zdrowie mrukn archanio, ocierajc doni czoo. W mgnieniu oka oba Zwierzta rozsypay si w sup zotawego kurzu i zniky. Poblady Gabriela. Micha podjecha do

- Co za numer - szepn. Mylisz, e wiedz, co mwi? I skd, u diaba, Pistis zdobya o nich informacj?

Pan Objawie obrci na niego zmczone oczy. - Nie pytaj, Michasiu. Poszukaj sobie lepszej rozrywki. - Mog przyj inne, Dibril. Caa cholerna reszta. Co wtedy zrobimy? Gabriel wzruszy ramionami. - Nie wiem. Poczstujemy je obiadem. Ja mam do, Michaelu. Jad do domu. Rany, jak mnie boli gowa. Postaraj si dowiedzie czego o Ksidze i tak dalej. I zaraz mnie zawiadom.

Pochyli si nad koskim karkiem. - Jedziemy do domu, Obok. - Trzymaj si, Dibril - powiedzia Micha z trosk. Archanio si zamia. - Czego? Snw o kocu wiata? - Poradzimy sobie - wymamrota Michael. - Jak zawsze. Adieu! Skierowa konia ku wylotowi placu. Tum ju rzednia. Grupki aniow stay gdzieniegdzie,

szepczc i gestykulujc. andarmi ucichli, ochrypli od wrzasku. Micha z niepokojem spoglda na oddalajc si sylwetk Gabriela. Przeczesa palcami szafranow czupryn i poprawi si w siodle. - Dobra, Klinga - powiedzia do konia. - Jedziemy. Robota czeka.

Rozdzia III

Dym snu si po ziemi, ciki i cuchncy. Prawie nie byo wiatru, wic gsty opar czoga si jak chory smok, szorujc brzuchem 30 trawie. Pomienie niechtnie lizay ciany budynkw. Krzyki niemal ju ucichy, daway si sysze tylko pojedyncze, ochrype zawodzenia. Kamienny kasztelik stercza pord dogasajcych zgliszcz jako bezwstydnie nagi i smutny zarazem. Nie speni zadania, nie zdoa

obroni mieszkacw przed mierci, zadan ostrzami mieczy i toporw. Herb, dumnie wykuty nad bram, wyglda teraz jak szyderczy emblemat niespenionej wietnoci. Asmodeusz cign nieco ozdobne zielone wodze, zmuszajc smoka do obrotu w miejscu. Pynny, elegancki ruch zwierzcia sprawi mu przyjemno. By bardzo zadowolony ze swego nowego wierzchowca. Smok mia ma, such gow, drobny kociec, wysoko osadzone skrzyda i nieskaziteln sylwetk. Lekki, niewielki, ze wszystkimi cechami szlachetnej krwi, nis jak wicher,

odznacza si zwinnoci, wytrzymaoci i posuszestwem, a przy tym wszystkim by ulubionej maci Asmodeusza - zielono-zoty. Nie ogarniao go te nadmierne podniecenie, gdy poczu zapach krwi, co byo doskona cech u bojowego smoka. Asmodeusz obrzuci obojtnym wzrokiem poncy kasztel i onierzy w barwach Gbi, zajtych, jak zwykle po skoczeniu akcji, pldrowaniem i dobijaniem rannych. Obrci gow ku Lucyferowi, siedzcemu obok w siodle ogromnego, srebrzystego smoka cikiej jazdy. W odrnieniu

od Asmodeusza, Lampka potne wierzchowce.

lubi

- Uwaasz, e przesadzilimy? Lucyfer wzruszy ramionami. Wadca Gbi by wysoki i barczysty. Wosy w kolorze piasku nosi ostrzyone krtko, co uwydatniao podobiestwo jego twarzy do granitowej rzeby. Wraenie potgoway chodne, szare oczy. - Nie sdz - odpowiedzia. - Ale wci masz wtpliwoci zamia si Asmodeusz, zwany przez licznych wrogw Zgniym

Chopcem. Moe kry si w tym okreleniu cie prawdy, chocia Gbianin, mimo swego modzieczego wygldu, starannych fryzur i drogich szat, nie by zniewieciay. Otaczaa go zasuona sawa wietnego szermierza, a w bitwie odznacza si czsto jak buczuczn, niekiedy histeryczn odwag. Fiokowe oczy patrzyy jednak bystro i potrafiy zimno ocenia sytuacj, a umys doskonale nadawa si do beznamitnych kalkulacji, co pozwolio Asmodeuszowi w krtkim czasie osign kontrol nad wszystkimi

kasynami, burdelami i caoci przemysu rozrywkowego w Gbi i Limbo. Poza tym wszystkim by zoliwy, inteligentny i zepsuty do szpiku koci. - Luciu, tu chodzi o presti doda. - Zrozum wreszcie. Nie podobaj mi si nastroje, jakie panuj ostatnio w Gbi. Potrzebna nam bya spektakularna manifestacja siy. Lucyfer si skrzywi. - Ale wybilimy wszystkich. Cay rd do nogi.

- Wspaniale! Nikt si nie zemci. Problem z gowy. Lampka westchn. Asmodeusz z ubolewaniem potrzsn gow, ozdobion mistern plecionk z seledynowych wosw. - Wiem, o co chodzi, Luciu. Boisz si, co powiedz magnaci. Wadca Gbi wyd wargi. - Moe troch. Zgniy Chopiec cign wodze, z luboci zmuszajc smoka do kolejnego ppiruetu.

- Daj spokj! Nabzdycz si, poggaj i tyle. A po wszystkim poczuj strach. - Nie wiem. W kocu zaatwilimy kogo z Mrocznych, jednego z nas. Co za podziwu godna solidarno! Mylisz, e kto z nich odpaci ci podobn monet? Biedny, naiwny romantyku! Jeli tylko skrcisz sobie nk, radonie ugotuj ci w smole. Zapomniae, jakiego chwalebnego czynu dokona ten jeden z nas? Przypomn ci. Ukrad pastwowe pienidze. P biedy, gdyby zrobi to po kryjomu, drc z lku i prbujc ukry

oszustwo. Ale on je zrabowa! Napad na transport pastwowego mienia. Luciu, to przecie szczyt! Jak tak duej pjdzie, ze szcztem stracimy autorytet. - No, racja - mrukn Lampka. - A skarbiec wieci pustkami. - Bo go okradaj, przyjacielu. Wee ich wreszcie za pyski. Mnie nie wypada. - A wziby? - spyta Lucyfer. Na dnie fiokowych oczu Asmodeusza zapon lodowy ognik.

- Jeszcze jak! Lampka potar otwart doni k sioda. - Zastanowi si nad tym. Asmodeusz umiechn si, unis w strzemionach. - Sierancie! - krzykn do najbliszego onierza, zajtego przetrzsaniem kieszeni dogorywajcego trupa. Przyprowadcie starego! - Tak, panie!

onierz porwa si na nogi i cikim kusem ruszy w stron poncego zameczku. Lucyferowi przez myl przebiega niemia wtpliwo, czy sierant okazaby si rwnie gorliwy, gdyby to on wyda rozkaz. Zgniy Chopiec cieszy si w armii wielkim powaaniem. Moe zbyt wielkim. Pojawienie si dwch szeregowych, wlokcych za wykrcone rce winia, przerwao mu przykre rozwaania o wasnej pozycji. Mroczny mia wyrazist, arystokratyczn twarz, wykrzywion teraz grymasem nienawici. onierze rzucili go jak worek pod

apy smokw. - Erzazelu - powiedzia Lucyfer za czyny przeciw Gbi i zdrad obowizkw swego stanu zostajesz pozbawiony szlachectwa i majtku. Prawem Otchani skazuj ci na mier. Stary arystokrata targn gow. - Mj syn mnie pomci, bkarcie Krlestwa! - wychrypia. - Nie sdz - wtrci przecigle Asmodeusz, mruc pikne, okrutne oczy. - Bo widzisz, jego gowa, nadziana na wczni, stanowi

wanie wtpliw ozdob drogi, wiodcej do Jeziora Pomieni. Prezentuje si cakiem ciekawie w asycie ebkw twoich wnukw. Erzazel zawy. Prbowa rzuci jak kltw, lecz nie mg doby gosu. Palce, rozcapierzone niby szpony, wbiy si w ziemi. - Tak, tak - cign Zgniy Chopiec. - I po co byo wyciga apy po cudze pienidze? Nie lepiej dumnie przymiera godem albo zabra si za uczciwe interesy? Czasy teraz sprzyjaj obrotnym. Powiecie tego zodzieja! - krzykn do onierzy. - cicie jest dla niego

za dobre. Moecie mu przedtem obci rce, jeli macie ochot. - Tak, panie! - ryknli jednym gardem. Lampka przygryz warg. Nie odezwa si, zanim nie zostali sami. - Nie uwaasz, e to ja powinienem wyda rozkaz? Asmodeusz odsoni w umiechu rwne, ostre zby. - Oczywicie, ale ty nie wydaby go w takiej formie. Lucyfer te si umiechn.

- Racja. Chyba zrobiem si za mikki. - Skutek paacowego ycia. Luksus ci zdemoralizowa, Luciu. - I kto to mwi! - achn si Pan Gbi. Zgniy Chopiec zachichota. - Ale ja jestem bezlitosny jak stal. W kocu nie musisz patrze na egzekucj. Racja stanu tego nie wymaga. - Nie mam zamiaru - mrukn Lampka, zawracajc smoka na

drog do miasta. - Hej! - krzykn Asmodeusz. Pocigajmy si! Do Bramy Krwi, ale tylko po ziemi. adnego latania! Zakad o twj piercie wadzy! Kopn smoka pitami i wystrzeli w przd jak zielono-zota byskawica. - Akurat zobaczysz piercie! wrzasn za nim Lampka, zacinajc wierzchowca. - Dalej, Grot! Srebrny smok zarycza i rzuci si w pogo za zielonym.

onierze wieszali na gazi ptl.

*** Zofiela rozpieraa rado. Wieci, jakie nis archanioom, byy ze wszech miar pomylne. Odnalaz Ksig. Zajo mu to troch czasu i wiele wysiku, lecz opacio si. Wiedzia z niezbit pewnoci, e zguba znajduje si w paacu Teratela. Co wicej, widzia j tam na wasne oczy. Nie raz ryzykowa yciem dla dobra Krlestwa, ale teraz zadanie naleao do szczeglnie niebezpiecznych.

Teratel, wysoki dostojnik chru Panowa, znany by ze swoich anarchistycznych pogldw. Postulowa powszechn wolno i owiat, zamierza znie hierarchi niebiask, opowiada wszem i wobec, e wszyscy anioowie s rwni. Co gorsze, pakowa do jednego wora nie tylko wietlistych, anielsk arystokracj, razem z najpodlejszymi anioami suebnymi, ale dokada do tego istoty naprawd podrzdne: geniuszy, salamandry, sylfy i dinny. Poniewa cierpia na siln mani przeladowcz, ubzdura sobie kilka spiskw na wasne ycie,

wykrzykiwa o dotykajcych go szykanach i dyskryminacji, a w konkluzji ufortyfikowa sobie paac lepiej ni skarbiec Krlestwa. Teraz za ukrad Ksig Razjela. Zofiel wzdrygn si z obrzydzenia na wspomnienie niebezpieczestw, ktre musia pokona. Kiedy z trudem dowiedzia si o miejscu ukrycia Ksigi, pozostao mu pozyska zaufanie zausznikw, a wreszcie i samego Teratela. Paszczy si przed nim, przytakiwa, wygasza obrzydliwe i bluniercze we wasnym mniemaniu pogldy, drc, e w razie najmniejszego bdu pachokowie radykaa

nakarmi nim specjalnie sprowadzone z Gbi piekielne cerbery. Nocami drczyy go koszmary, w ktrych gin, rozszarpany przez ziejce przetrawionym misem paszcze. Wreszcie tak wkrad si w aski Teratela, i ten w swojej pysze pochwali si przed nim ukradzion Ksig, wykrzykujc, e dziki zaklciom zaprowadzi wreszcie porzdek w Krlestwie. Zofiel si umiechn. Powrt prawdziwego porzdku moliwy jest dziki takim pozornie niewanym jednostkom jak on. Nie na darmo nosi imi, ktre znaczy Szpieg Boy. Zdawa

sobie spraw, e wielu gardzi szpiegowskim zajciem i tymi, ktrzy je wykonuj, ale by daleki od brania ich opinii do serca. Jego robota moe i nie naleaa do wzniosych, lecz wykonywa j na chwa Krlestwa, a Krlestwo miao z tego wymierny poytek. Tak jak teraz. Zofiel westchn z ulg. Ju po zadaniu, po problemie. Zaniesie wieci archanioom, ktrzy postpi wedug wasnej woli. Lekko i radonie wraca Szpieg Boy do ukochanego Krlestwa.

*** Daimon stukn paznokciem kciuka. o zby

- Teratel - powiedzia zamylony. - Niektre jego pomysy maj troch sensu, ale reszta to bufonada. Dziwi si, e starczyo mu odwagi, eby gwizdn Ksig. Zawsze uwaaem go za pozera, szukajcego rozgosu. Moe kto nim manipulowa? - Niewane! - Gabriel machn rk. Podekscytowany, szybkimi krokami przemierza komnat. Dowiemy si pniej.

Najwaniejsze, odnalaza.

Ksiga

si

- Jak na razie, starannie zamknita w sejfie Teratela ostudzi jego zapa Razjel, rozparty z nog zaoon na nog w wielkim skrzanym fotelu. - Co z tego? aden problem! Micha, siedzcy na blacie stou, zakoysa w powietrzu cikim butem. - Wyl paru chopakw i jutro przynios ci upragniony tomik z powrotem. - Nie, zaraz. Nie moemy posa przeciw niemu regularnego wojska -

zaprotestowa Gabriel. - A to czemu? - parskn Micha. Daimon konierza. strzepn pyek z

- Bo jest wolnym obywatelem Krlestwa i czonkiem chru Panowa, Misiu - powiedzia. - Akurat! Skoro ukrad Ksig, jest zodziejem i zdrajc. Frey unis brwi. - Dobra, gdzie masz dowody? - A Zofiel? - paln Micha, zanim

zdy si zreflektowa. - Chcesz spali jednego z najlepszych szpiegw? - mrukn z politowaniem Razjel. - Cholera, zapomniaem. Sprbujmy go grzecznie poprosi, moe odda, kiedy odwoamy si do midzyanielskiego braterstwa - zakpi Daimon. - Prdzej odsprzeda. Tonie w dugach - podchwyci Ksi Magw. - Kto jest naleycie obrotny, eby sprbowa negocjacji?

- Jasna cholera! - sykn Gabriel. - Nie wygupiajcie si! On naprawd moe sprzeda t pieprzon Ksig w jeszcze gorsze rce. Micha, policzek. zaspiony, pociera

- Odbi jej nie wolno, wic co zrobimy? Bdziemy go szantaowa? Natychmiast rozwrzeszczy to na cae Krlestwo. Wielkie renice Daimona zwziy si nieco. - Sekund - zacz, a schrypnity, bezdwiczny jego gos

zabrzmia zowieszczo jak echo w grobowcu. - Kto powiedzia, e nie mamy jej odbi? Wojska nie wolno nam uy, pozostaj jeszcze oddziay specjalne. - Prawda! - Micha grzmotn pici w st. Gabriel zatrzyma si w p kroku. - Ryzykowne. Ale kuszce. Kogo masz na myli? Usta Daimona wykrzywi nieadny umiech. - Szeolitw.

- Komando Szeol? Nie istnieje! Zostay z niego same niedobitki. Frey skin gow. - Czyli najlepsi, skoro przeyli. - On dobrze mwi. - Razjel wycelowa w Gabriela palec. Formalnie nie istniej, wic nie mona nam nic zarzuci. W razie wsypy bdziemy zmuszeni si wyprze i nikt nie udowodni, e mielimy co wsplnego z akcj. Oficjalne oddziay Krlestwa nie wezm w niej udziau. - To jest jaki pomys - zgodzi si

Gabriel. - Rozwaymy go. Na razie Uzjel wezwie nam Alimona. - Chc i z nimi, Dibril powiedzia Daimon. Pan Objawie westchn. Zwariowae, Abbaddonie? Wszyscy wiemy, e mgby pj nawet w pojedynk, ale nam zaley na anonimowoci. Kady ci rozpozna, Daimonie. Cokolwiek by zrobi, jakkolwiek by si przebra, magicznie czy zwyczajnie. Rozumiesz? Micha te chtnie wziby w tym udzia, a nawet ja i Razjel. Ale to niewykonalne.

Daimon przygryz warg. - Mamy siedzie na tykach i czeka, tak? Jak tchrze albo tetrycy? - Aha. Dokadnie tak. Anio Zagady potrzsn gow. - Co za bagno. Nie lubi polityki, Dibril. - Ja te nie - mrukn Pan Objawie. - Kto wie, gdzie teraz mieszka Alimon?

*** Alimon, spowity w szary paszcz, zapadnity w objciach skrzanej sofy, wyglda jak wielka, nastroszona sowa. Jego spokojn twarz szpecia blizna, zaczynajca si przy prawej skroni, przecinajca brew, deformujca nos i zakoczona na lewym policzku trzema rozwidlonymi szramami, tak e anio przypomina odbicie w stuczonym lustrze. - Jakie s szans wskrzeszenia komanda Szeol? - zapyta Gabriel. Dawny dowdca Szeolitw

nieznacznie poprawi si na sofie. - Mniej wicej takie jak azarza. Zaley, kto si za to zabierze. Daimon pozwoli sobie na lekki umiech. Oczy Alimona, szare jak krki stalowej blachy, spojrzay na niego z sympati. Anio Zagady i Mistrz Ran lubili si i cenili wzajem swoje umiejtnoci. - Ty. Od zaraz - powiedzia Gabriel. - Mam rozumie, e to rozkaz? - W caej rozcigoci. - Pan

Objawie bawi si zdjtym z palca piercieniem. - A dowiem si, w jakim celu kaecie mi wskrzesza trupa bohatera? - Gos Mistrza Ran nie wyraa adnych emocji. - Zadanie specjalne. Alimon nieznacznie unis brwi. - Taak - mrukn. - Zaskakujce. Czyby tajne? - Dosy. - Gabriel skin gow. Daimon sign do kieszeni, wyj

paczk papierosw. - Zapalisz? - Wycign rk do Alimona. Oczy Mistrza Ran zawieciy. Prawdziwe, ziemskie powiedzia z uznaniem. Woy jednego do ust i poklepa kiesze paszcza w poszukiwaniu zapalniczki. Zanim zdy j wydoby, Frey spojrza na koniec papierosa, ktry natychmiast si zapali. - Dziki - mrukn Alimon, zacigajc si dymem. - Czy teraz mog wyrazi ostatnie yczenie?

- Przykro mi. My je wyrazimy. Daimon ugniata w palcach papierosowy ustnik. - Macie odbi cenn ksig z paacu Teratela. Alimon lekko si skrzywi. - Dlaczego my? Szare oczy znw spotkay si z gbok czerni, okolon zielonymi obwdkami. - Bo jeli co pjdzie le, Gabriel i reszta bd si musieli was wyprze. Pan Objawie drgn, niemile

zaskoczony. Alimon westchn. - Aha. Dobrze wiedzie, na czym stoj. - Kiedy moesz zacz formowa grup? - spyta Gabriel. Mistrz Ran wzruszy ramionami. - Natychmiast. Ale to zajmie troch czasu. Wikszo dawnego oddziau zgina, cz pozostaych to kaleki. - Sdzisz, e dadz rad?

Alimon zawiesi na nim ciki wzrok. - Rozmawiamy Szeol, regencie. o komandzie

- Kogo postawisz na czele grupy? - zainteresowa si Daimon. - Taftiego. Reiwtip miaby z tym powane kopoty, bo straci obie nogi. Frey spuci oczy. - Cholera, tak mi przykro. Nie wiedziaem.

- Ano, takie ycie. - Mistrz Ran wsta, przecign si, a zatrzeszczay koci. - Mog ju i? - Tak - pozwoli Gabriel. - Pniej zgosisz si po szczegy. - Niech wam gwiazdy sprzyjaj, regencie. Do zobaczenia, Daimonie. - Samych celnych strzaw, Synu Gehenny - zawoa za nim Frey. Gabriel, zamylony, piercieniem. bawi si

- Mylisz, e nie rozsypi si po drodze?

Daimon wsun papieros w kcik ust. - Nawet jeli zgin wszyscy, trup ostatniego doczoga si pod twoje buty z Ksig w zbach. Rcz, regencie. Pan Objawie nie odpowiedzia.

*** Tawerna Pod Gorejcym Krzakiem nie cieszya si dobr saw nawet w Limbo. Pooona nad brzegiem Zatoki Rahaba,

pierwotnie bya pomylana jako knajpa dla marynarzy, ale z czasem staa si ulubionym lokalem przemytnikw i weteranw przernych bitew. Wntrze obszerne, lecz ciemne i niskie, wiecznie zasnuwa dym wojskowych skrtw z mirry i kadzida, zmieszany ze smrodem ryb. Wrd licznych, powieszonych bezadnie, niedobranych elementw dekoracyjnych wyrnia si wypchany eb hydry, mocno ju nadjedzony przez mole, przybity krzywo nad barem obok osmalonej gazi, jakoby autentycznej, ktrej tawerna zawdziczaa nazw.

Wbrew pozorom Pod Gorejcym Krzakiem zbierao si towarzystwo rzdzce si swoistymi, lecz surowymi zasadami, i panowao co w rodzaju demokracji, bo w pysk mona byo dosta za niewaciwe zachowanie, a nie przynaleno do Krlestwa czy Gbi. Wrd staych bywalcw utworzya si rodzinna atmosfera, a w trosce o wystrj wntrza i dobro lokalu wszystkie nieporozumienia zaatwiano na zewntrz. Tawerna oywaa wieczorami, wic wczesnym popoudniem, kiedy promienie soca niemiao prboway spenetrowa wntrze,

lizgajc si na poczerniaych deskach cian, w rodku krlowaa leniwa senno. Wysoka demonica za kontuarem bezmylnie przecieraa szklanki, a barman, zaszyty przy stole w kcie, gra w karty na drobne moniaki z bezzbnym przemytnikiem z Gbi. Gwatownie otwarte drzwi skrzypny w zawiasach. Demonica obojtnie zwrcia ku nim gow. W progu na tle jasnego prostokta zarysowaa si niewysoka sylwetka. - Kolejka dla wszystkich! krzykn przybysz radonie. -

- Hej, Drago - mrukna kelnerka, mruc oczy. - Oszczdnie ci to wyjdzie, bo nikogo jeszcze nie ma. - Co tam! - Anio machn rk. Wy si ze mn napijecie! - Krew Smoka, jak zwykle? zagadn barman. Szare jak krzemie przybysza zalniy. oczy

- Nie tym razem, bracie! Zota Hydra! Barman gwizdn przez zby, wsta, wlaz za kontuar i ostronie

cign z najwyszej pki omsza butl. - Powycieraj no porzdnie te szklanki, maa - mrukn. - Szykuje si nieza okazja, skoro rozlewam najlepszy trunek. Gbianin przy stole zakaszla znaczco. w kcie

- Nalej i jemu, przyjacielu. Drago wyszczerzy w umiechu due, mocne zby. - Ja stawiam. Demonica podaa przemytnikowi szklank, a ten unis j w gr.

- Niech ci gwiazdy sprzyjaj, onierzu. - Ju to robi. - Drago odgarn z czoa szop gstych wosw w kolorze miodu. Mia dwa sztywne palce u prawej doni. Twarz o wysokich kociach policzkowych, wskim nosie i duych ustach, koczya si podbrdkiem przecitym blizn. - Nie usidziesz przy mnie, onierzu? - zagadn Gbianin. Drago skin gow i podszed do stolika. Utyka mocno na lew nog. Brakowao mu te lewego skrzyda.

Niele musia oberwa, pomyla przemytnik. Anio usiad. Pk magicznych wisiorkw, ktre nosi na szyi, zabrzcza. Cholera, to komandos, skonstatowa Gbianin. - Co jest, Drago? - zagruchaa sodko kelnerka. - Nie zdradzisz, co to za okazja? Anio puci do niej oko. - cile tajne, licznotko. Nie mog. - Wypijmy - mrukn barman. - Za komando Szeol! - zawoa

Drago. Kelnerka, barman i przemytnik spojrzeli po sobie zdziwieni. - Hej, a kto tu wspomina trupy? krzykn od drzwi wesoy gos. wito zmarych czy jak? Do tawerny wkroczy rosy, smagy Gbianin. Mahoniowe wosy nosi zaplecione w ogromn ilo warkoczykw, na kocach ktrych dynday misterne czaszeczki z koci. Na piersi wisia mu medalion z emblematem prywatnej firmy ochroniarskiej Raguela. Raguel by archanioem odpowiedzialnym za

wykonywanie wyrokw anielskiego sdu na wysokich dostojnikach Krlestwa. Kiedy macza skrzyda w spisku przeciw Gabrielowi, ktry wydali go z Nieba i oficjalnie potpi jako demona. Rozgoryczony Raguel twierdzi, e tylko wykonywa obowizki, egzekwujc wyrok niezawisego sdu, i nadal pozostaje lojalnym poddanym Jasnoci. W wyniku tego zosta le przyjty w Gbi, wic przenis si do Limbo, gdzie zaoy agencj ochroniarsk dla potpionych, konkurencyjn wobec aniow strw. Znalazo w niej zatrudnienie wielu wyrzutkw i

dezerterw z Otchani. - Hazar! - zawoa komandos na widok przybysza. - Drago Gamerin! - rozpromieni si tamten, przyskoczy do anioa, wywlk zza stou i uciska. - Niech ci si przyjrz. Potrzsn nim za ramiona i obrci, jakby mia zamiar oceni, czy przyjaciel jest dobrze ubrany. Gamerin mia na sobie podkoszulek khaki z bojowym napisem CHAJOT! CHAJOT!, wojskowe spodnie i znoszone, pustynne buty.

- Barman, dawaj no t flaszk! krzykn. - Co jest, stary? - umiechn si Hazar. - Wygldasz, jakby ci sama Jasno pogratulowaa. Komandos klepn go w rami. - Wracam do suby, stary. Dostaem powoanie. Koniec z zastpowaniem po godzinach aniow strw, koniec z emerytur dla kalek. Wracam do oddziau! - Nie gadaj. - Czarne oczy Hazara rozszerzyy si ze zdumienia.

Gos Drago zadra ze wzruszenia. - Hazar, bracie, Alimon wskrzesza Szeolitw! Gbianinowi opada szczka, przemytnik zakrztusi si trunkiem, a demonica wypucia z rk szklank. - To na szczcie! - zamia si Drago, syszc dwik tuczonego szka. Caa knajpa wirowaa mu przed oczami. Chocia nie wypi wiele, czu si potnie urnity. To ze szczcia, pomyla. Ze szczcia.

*** - Co to jest?! - rykn Gabriel. Co to, do kurwy ndzy, jest?! - Pozew Razjel. powiedzia sucho

- No widz! - zawy archanio, mitoszc w rkach urzdowe pismo. - Ale jakim, cholera, prawem? - Prawem kaduka. - Pan Tajemnic przesun doni po twarzy. Gabrysiu, boj si, e co na ciebie

maj. Inaczej nie omieliliby si wystpi do sdu. Kto to podpisa? - Azbuga. - No, tak. Stary sklerotyk i konserwa - burkn Micha. le wyglda; oczy mia przekrwione i podpuchnite, bo na skutek stresu znowu zacz cierpie na bezsenno. - W dodatku upierdliwy jak sen o siedmiu krowach. - Ale niezawisy sdzia. - Razjel z trzaskiem wyama palce. - Ma opini nieprzekupnego subisty. Suszn, z tego co wiem.

Gabriel upuci papier na podog. - Nie, panowie - powiedzia zdawionym gosem. - Drugi raz nie dam sobie tego zrobi. Archanioowie spucili gowy. Pamitali, jakie upokorzenie musia kiedy przey Pan Objawie, gdy na skutek spisku zosta wygnany z Krlestwa za niezbyt dokadne wykonanie Paskiego rozkazu. Oczywicie oskarenie byo faszywe, a Gabriel, powrciwszy triumfalnie po dwudziestu jeden dniach, rozprawi si z oszczercami, lecz okres banicji przey bardzo ciko. Przez feralne trzy tygodnie

zastpowa go Dubiel, anio Persji, ktry po powrocie archanioa gorzko aowa, e w ogle przyszed na wiat. - Nie denerwuj si, Dibril - zacz agodnie Michael. - Wszystko si wyjani, a jeeli nie, spierzemy dup kademu, kto omieli si podskoczy. Twarz Gabriela bya biaa jak ptno. Zielone oczy lniy upiornie. Milcza. - Co zamierzasz zrobi? - spyta ostronie Razjel.

- Nic. - Zacinite usta prawie si nie poruszyy. - Gabrysiu, uwaam, e trzeba powiadomi Mrocznych. Sprawy zaczynaj wymyka si spod kontroli. Nie wiemy, co si u nich dzieje. Moe ten kij ma dwa koce, a spisek jest podwjny. Musimy im zaufa. W kocu wie nas wsplny interes. Istnieje szansa, e bdziemy w stanie pomc sobie nawzajem. - Razjel chyba mwi rozsdnie mrukn Micha. - Trzeba si zobaczy z Lampk.

Gabriel obrci si sztywno, wci blady jak trup. - Dobra - rzek wolno. - Sytuacja dojrzaa. Wcigamy w to Lampk.

*** Ksiycowy krajobraz zasnuwaa lekka mga. agodne, perowe wiato kado si na kpach traw, srebrzyo strzpiaste sosny. Na horyzoncie widniay grzbiety gr, rozmyte we mgle niczym na akwareli. Szare, wzburzone fale Mar Imbrium tuky o brzeg, Morze

Deszczw jak zwykle demonstrowao swj wieczny gniew. Wcieke bawany unosiy pieniste karki, gotowe w kadej chwili pochon krce wrzaskliwymi stadami harpie. Wiatr goni po niebie poszarpane chmury. Mroczny widok mia w sobie dziwne, dzikie pikno, ktre zachwycao Daimona zawsze, ilekro bawi na Ksiycu. Tumic westchnienie, niechtnie odwrci si od wysokiego okna. Przy stole, gdzie siedzieli pozostali anioowie, panowaa niemia cisza.

- wietnie to wyglda, panowie skrzydlaci - wycedzi w kocu Lampka. Dlaczego nie zawiadomilicie nas wczeniej? - Nie potrzeba twardo. sdzilimy, e - powiedzia zajdzie Gabriel

Spotkali si na Ksiycu, bo Pan Objawie by jego formalnym wadc i mia tu rozlege dominia. - Wpadlicie w nieze gwno, przyjaciele zamia si Asmodeusz. - Nie bardzo sobie radzicie, gdy brakuje Szefa, co? Kradn wam przedmiot o

strategicznym znaczeniu, a wy potraficie tylko popakiwa i smarka w rkaw. Daimon umiech. posa mu nieadny

- I tak nie mamy szans dorwna Gbi. U nas nikt notorycznie nie okrada pastwowych transportw. Powiesilicie Erzazela, wyrbalicie jego rodzin, ale zdaje si, e nie dalej jak wczoraj znw was obrobili a mio. Bardzo to smutne, Luciu, ale chyba niedugo bdziesz musia zacign dug hipoteczny pod zastaw Paacu Pici.

- Co on tu robi? - warkn Lucyfer, wskazujc Daimona gow. - Uczestniczy w naradzie - burkn Gabriel. - Wic wie? Frey wyszczerzy zby. - Ano wie. - No, piknie! Niedugo roztrbisz zniknicie Jasnoci na cae Krlestwo! - Sariel zgin, wzilimy Freya na jego miejsce. Zreszt, sam si

domyli. Na lito Pask, Lampka, on jest Anioem Zagady! Kto inny ma wiedzie? - Nie mw do mnie Lampka! - A jak mam mwi?! Janie Owiecony Nosicielu wiata? Na szczebelki drabiny Jakubowej! Nie przyszlimy si tu wykca, panowie! - wrzasn milczcy dotd Razjel. Lucyfer i Gabriel umilkli, patrzc na siebie spode bw. - Zawsze tu tak nerwowo? -

mrukn Daimon, szklank z winem. - To zaufania cierpko.

sigajc

po

atmosfera wzajemnego - rzek Pan Tajemnic

- Jak w rodzinie. - Zgniy Chopiec wykona szyderczy ukon. - Skd wiecie o Erzazelu? burkn Lampka. - Wywiad donis - wyjani uprzejmie Razjel. - Sdzc z tego, e wydajecie si zaskoczeni nasz sytuacj, wasz przeywa chyba zapa.

Gabriel przejecha doni po czole. - I kto tu prowokuje ktnie? - Wybaczcie, to bya niewinna uwaga. - Dobrze, e si ta pieprzona Ksiga znalaza. Nam te jako nie odpowiada wizja Wszechwiata rozwalonego na kawaki przez szaleca, ktry dorwa si do magicznego zeszytu. - Lampka westchn. - Zaklcia z Ksigi daj takie moliwoci? - zagadn Daimon. Razjel potar policzek.

- Teoretycznie, chocia do zakl tej mocy trzeba duej wiedzy i umiejtnoci. - A Teratel ni nie dysponuje? - Z tego co wiem, nie. - No, dobra. To zwiksza nasze szans. - Chcecie wysa komando Szeol? - Asmodeusz zmruy fiokowe oczy. - Tak - potwierdzi Gabriel. - S najlepsi. - Wobec tego mamy warunek.

Wylemy z nimi Harab Serapel. Archanioowie spojrzeli po sobie. Daimon z trzaskiem odstawi szklank. - Idiotyczny pomys. Oni si nienawidz. Walcz ze sob od wiekw. - S onierzami - powiedzia Lucyfer. - Dostosuj si do rozkazw. - Sensownych rozkazw. - Dlaczego upieracie si ich wysa? - Gabriel nerwowo bawi si

piercieniem. Lampka wzruszy ramionami. - Chcemy mie pewno, e nic nie zostanie spieprzone. Ochrypy gos Freya zabrzmia grobowo: - Lampka, zastanw si. To nie ma prawa si uda. Wysyasz na jedn akcj dwa oddziay komandosw, ktre od momentu powstania wiata zabijaj si na wszelkie moliwe sposoby. Zabawa skoczy si rzeni.

- Kruki pjd- warkn twardo Lucyfer. - Nie zamierzam zmienia zdania. Albo przystajecie na warunki, albo koniec wsppracy. Gabriel nabra gboko powietrza. - Dobrze. Zgadzam si na Kruki. Daimon przymkn powieki. Na Jasno, co za farsa, pomyla. - W porzdku. Za trzy dni spotykamy si na ziemiach Gbi, eby ustali warunki. - Pan Otchani wsta. Kiedy Mroczni wyszli, w komnacie

zapanowaa ponura cisza. Gabriel, zmieszany cikim spojrzeniem Anioa Zagady, bezradnie rozoy rce. Musiaem si zgodzi. Potrzebujemy ich. Frey skin gow. - Przecie rozumiem. ebym zosta? - Nie musisz. Daimon przecign zatrzeszczay stawy. si, a Chcesz,

- Bd w domu. Co z tamt

szczelin, pamitasz? - Zamyka si. - To dobrze. - Daimonie? Taczcy na Zgliszczach spojrza pytajco. - Odpocznij wygldasz. - Ty nie lepiej. Gabriel si umiechn. - Co robi? Polityka. troch. Kiepsko

*** Jednak Daimon, mimo zmczenia, nie by w stanie zasn, ani zaj si jakkolwiek rozrywk. Odkd wrci do Krlestwa, mczcy niepokj, ktry odczuwa w Sferach Poza Czasem, jeszcze si nasili. Anio Zagady obija si po paacu, bdzc jak ma po pokojach. Lampka zwariowa, myla ponuro. Harab Serapel, Kruki mierci, stanowili doborowy oddzia zabjcw z Gbi. Nosili si na

czarno ze srebrem, uwaali za wybracw Mroku, okruciestwem i pogard mierci wzbudzajc niech nawet wrd wojsk Otchani. Wewntrz formacji stosowali cisy podzia na kasty oraz, jak twierdziy plotki, krwawe rytuay inicjacyjne. Dowdc Harab Serapel by Baal Chanan, ponury, milczcy wojownik zwany Jednookim Krukiem, poniewa straci w bitwie prawe oko. Oprcz tego na skutek odniesionych ran utraci wadz w lewym ramieniu, a z jednego skrzyda pozosta mu tylko kikut. Daimon, gdy nalea jeszcze do

Rycerzy Miecza, spotka si kilka razy w walce z Krukami i wiedzia, e s piekielnie trudnymi przeciwnikami. wietnie wyszkoleni, fanatyczni i dumni, woleli mier ni odwrt czy niewol, wic niejednokrotnie miecze najlepszych rycerzy Jasnoci i synw Mroku piy wzajem krew swoich panw. Idc z duchem czasu, Kruki z formacji rycerskiej przeksztacili si w oddzia specjalny i zaczli uywa magicznej broni palnej, zachowujc jednak dawne tradycje. Najcisze walki toczyo z nimi komando Szeol, elitarna jednostka

w szeregach Zastpw. Nienawi panujca midzy Szeolitami i Krukami staa si wrcz przysowiowa. Komandosi Krlestwa, zwani te Synami Gehenny, nauczyli si bra krwawy odwet za okruciestwo Harab Serapel. Marny los czeka Gbianina, ktry wpad w rce Szeolitw z tatuaem lub emblematem Krukw - czarnym ptaszyskiem siedzcym na trupiej czaszce. Z drugiej strony Baal Chanan wyznaczy specjaln nagrod za dziesi plakietek z odznak komanda Szeol uskrzydlonym mieczem wbitym

midzy litery SG, Synowie Gehenny. Nagroda naleaa si te za dziesi patw skry z tatuaem, bo wszyscy Szeolici nosili swj emblemat wykuty na prawej opatce. Daimon westchn. Krwawo wypadnie ta wsppraca, pomyla. Wystarczy, e kto rzuci jedn iskr, a wybuchnie poar. eby odpdzi ze przeczucia, poszed do biblioteki, wybra ksik i prbowa czyta, ale litery rozmazyway si w nieczytelne zygzaki. Obj rkami gow, odchyli si na oparcie fotela,

przymkn oczy. Przepyway przez niego fale zmczenia, ale nie sennoci. - Plesitea! - krzykn na suc. Przynie mi mocnego wina albo co podobnego do picia! W gbi domu usysza prdkie kroki. - Tak, panie! Nie jestem w stanie spa, mog si przynajmniej zala, pomyla gorzko. Z pomoc Jasnoci chocia si ogusz.

*** Ram Izad podnis wzrok w gr, na kryte trzcin belki dachowe obszernej wiaty. Postuka palcem w blat stou z surowych desek. Siedzia na awie w jednej z tych tanich jadodajni na wolnym powietrzu, ktrych byo peno w Limbo. Ze swego miejsca mg widzie ustawiony porodku pomieszczenia piec i palenisko. Kucharze zagniatali ciasto na podpomyki, patroszyli ryby lub mieszali parujce w eliwnych kociokach potrawy z misa i

warzyw. Chocia gotowano tu niele, Ram Izad nie zamwi nic prcz dzbanka korzennego, limbaskiego piwa. Gdy dowiedzia si o miejscu spotkania, by odrobin zdziwiony. Przywyk umawia si z klientami w uczszczanych punktach, ale w jadodajni obok targu warzywnego? Targ warzywny, pomyla. Dziwne, Zaywne mieszkanki Limbo, macajce brukiew i rzep. Stosy cebuli i zielone wsy porw. Kramarze, zachwalajcy towar albo zawzicie targujcy si o grosze.

- To zaliczka - usysza gos klienta. - Niewielka, eby nie opacio ci si z ni uciec. Reszt otrzymasz po wykonaniu zadania. Usysza miy brzk monet, poczu w doni chodne, cikie krki. Byy zote, misternie zdobione, bardzo stare i cenne. Ram Izad wolno podnis oczy. Nie zna klienta, lecz zgodnie z rozsdkiem i etyk zawodu wola, eby tak byo. Modzieniec wydawa mu si nieco zniewieciay. Mia pikn, jakby przyprszon zotem twarz z wysokimi komi

policzkowymi i nieskazitelnymi ustami, ale w jego brzowych tczwkach mieszkao takie zimno, e anio, wykonujcy patne usugi, poczu ciarki na plecach. - Wszystko zrozumiae? - Tak, panie. - Tu s buteleczki. Masz. Klient sign do rozcicia modnej, kosztownej szaty. - Jedn, najwyej dwie krople dla kadego, pamitasz?

- Tak, panie. - Anio skin gow. - Nie zawiedziesz? - Nie, panie. Za nic nie chciaby sprawi zawodu tym bursztynowym lepiom drapiecy. - Dobrze. Zawiadomi ci, kiedy przyj po zapat. - Dzikuj, panie. Modzieniec wsta ruchem penym wdziku, a nastpnie, nie odwracajc gowy, przepyn przez

knajp niby aglowiec Krlestwa przez mtn handlowego portu.

floty wod

Ram Izad, westchnwszy, pocign dugi yk piwa. Jeli przed spotkaniem zastanawia si nad zjedzeniem czego, to teraz ze szcztem straci apetyt.

*** Las by gsty. Wysokie drzewa, oplatane lianami, stukay koronami w sufit nieba. Pord gazi buszoway ptaki, czasem

przemkno jakie zwierztko. Pachniao wilgotn ziemi i wieym, rolinnym sokiem. Nisko midzy pniami lea wieczny cie, bo promienie soca gubiy si wrd potnych konarw. Poszycie z opadych lici i pocych zaroli zasnuway niezliczone suche gazki, ale adna z nich nie zatrzeszczaa pod podeszwami cikich, onierskich butw. Drago z luboci wdycha zapach lasu. Cudownie byo znowu czu ciar i metaliczny chd broni, widzie przed sob plecy ostronie stpajcego towarzysza.

Przeszli kilkanacie kolejnych metrw, gdy drog oddziau przeci wypywajcy spomidzy kamieni strumie. Na znak Taftiego zatrzymali si. - Tu zaczyna si dominium Teratela - mrukn dowdca. - Od tej chwili jestecie w akcji, chopcy. Musicie mie oczy dookoa dupy, pilnowa swojej roboty, osania kumpli i adnych bohaterskich wyczynw, jasne? Wsppracujemy z sukinsynami, nie rozwalamy im bw. Pokacie, na co sta onierza Krlestwa, co to znaczy honor Szeolity. adnych pyskwek, zaczepek, bjek. Nastpnym razem

upucimy skurwielom krwi. teraz. To rozkaz. Dotaro? W milczeniu skinli gowami.

Nie

- Gamerin, Mirael, na szpic! Przekraczamy strumie. Wleli w wod. Sigaa do kostek i bya piekielnie zimna. Drago cign z szyi duy medalion, unis go przed siebie w wycignitej doni. Mirael zrobi to samo. Wyszli na brzeg, posuwali si wolno, krok za krokiem. Reszta oddziau podaa za nimi. Czysto rzuci pgbkiem

Mirael. - Czysto - potwierdzi Drago. Czu znajomy dreszcz emocji, minie, gotowe zareagowa natychmiast, wzrok, wyczulony na najmniejszy ruch. Serce bio mocno, radonie. Akcja, znw w akcji! Szli ostronie, z medalionami na wycignicie ramienia. Mirael przestpi zwalony pie. - Czysto - sykn. - Czekaj! - Drago ostrzegawczo unis rk. - Tu co jest. Wolniutko

zrobi p niepewnego kroku. W tym momencie ze rodka medalionu wytrysn snop bkitnego wiata. - Szlag! - gwizdn kto przez zby za plecami Gamerina. Blokada! Ale, cholera, zakamuflowana. - Dobra robota, Drago powiedzia Tafti. - Remuel, zajmij si tym! Niski, skonooki anio o niebieskich wosach, obyczajem Gbian zwizanych na karku w wze, wysun si do przodu. Wycign z przepastnej kieszeni

pk niewielkich plakietek, pokrytych misternymi, malekimi znaczkami. Dugo wybiera, a wreszcie odczepi sze, a pozostae schowa. Trzymajc wybrane kolejno w palcach, ostronie wodzi nimi w powietrzu. Niestandardowa blokada magiczna, cholera by j trzasa zaspi si. Robiona na zamwienie. W dodatku kurewsko dobra. Sprbujemy kombinacji. Wzi w palce kilka pytek rwnoczenie, jedzi nimi w gr i w d, mamroczc niezrozumiae wyrazy.

W pewnej chwili plakietki strzeliy fioletowymi iskrami, a Remuel, syczc, upuci je na ziemi. - Gwno - mrukn. - Postaram si sam wykreli klucz. Usiad midzy zielonymi pdami jeyn i znw wypatroszy kieszenie. Znalaz rysik o zaostrzonym, lnicym czerwonawo kocu oraz kilka tabliczek z mikkiego metalu. Zmruy wskie oczy i zacz pisa. - Jak ci idzie? - spyta Mirael, kiedy Remuel wyrzuci pit tabliczk.

- Zamknij si! - warkn anio. Usiuj si skupi. Nerwowo ogryza koniec rysika. Nagle szybkimi ruchami wykreli skomplikowany wzr. Unis tabliczk w gr. Wydobya si z niej smuka bkitnawego dymu, a potem plakietka zalnia sabo. - Dziaaj, sukinsynu! - warkn przez zacinite zby Remuel. Linie wzoru zrobiy si na moment niebieskie, lecz zaraz zgasy. Remuel zakl. - Jak to wyglda? - pochyli si

nad nim Tafti. - Kiepsko. Klucz jest dobry, ale blokada za silna. Nie chce puci. - A wyej? Komandos podnis gow. - Moe da rad. Sprbuj. Podskoczy, zamacha skrzydami i wzbi si pionowo w powietrze. Po chwili by ju tak wysoko, i sta si malekim punkcikiem na niebie, prawie niewidocznym, tym bardziej e korony drzew zasaniay widok. Kiedy po dugim czasie

wyldowa, zziajany i spywajcy potem, Tafti spojrza na niego pytajco. - Jest przejcie - wydysza anio. Bardzo trudne, bardzo wysoko, ale jest. Zaspiona wygadzia si. twarz dowdcy

- wietnie, Remuel! Narysuj klucze dla reszty chopakw. Drago unis wzrok ku niebu, przygryzajc warg. Nie dam rady, pomyla. Za jasn choler nie dam!

Tafti podszed do niego, pooy rk na ramieniu. - Zostaniesz tutaj, Gamerin. Anio z trudem przekn lin, patrzy na ziemi midzy czubkami butw. - Masz tylko jedno skrzydo. Nie polecisz, stary. Zrozum. Drago nie potrafi podnie gowy i spojrze na dowdc. Nie chcia te widzie zafrasowanych, wspczujcych min przyjaci. Caa rado wyparowaa jak woda z kauy, pozostawiajc osad

dawicej goryczy. Jestem kalek, wrakiem na zom, pomyla. Czego si, u diaba, spodziewaem? - Ciko mi podj tak decyzj, ale co mam zrobi? - Tafti zniy gos. - Zaszyj si w krzakach, nie daj si zapa i czekaj. Wrcimy po ciebie. Syszysz? - Tak jest - wyksztusi Drago. Czu si tak stary i niepotrzebny jak nigdy w yciu. - Remuel, rozdae klucze? - Aha. To znaczy, tak jest.

- Daj jeden Gamerinowi. Remuel, unikajc wzroku przyjaciela, wcisn tabliczk midzy sztywne, niechtne palce. - Zatrzymaj to, Drago. Moe zdoamy rozmikczy barier od wewntrz. Wtedy doczysz. Gamerin obojtnie wsun przedmiot do kieszeni. Nie zdoby si nawet na to, eby skin gow. - Sprawdcie, co z cznocirozkaza Tafti. Komandosi signli po mae

krysztay z wizerunkami smoczego oka w rodku. lepia drgny, zakrciy si niemrawo i zamary. - Dupa - mrukn Remuel. Zakcenia ochronne. - Nie rusz? Anio wzruszy ramionami. - Za choler. Mog je uczynni na si, ale wtedy natychmiast nas namierz. - Trudno. Obejdziemy si bez cznoci - zadecydowa Tafti. Przygotowa si do forsowania

bariery. Komandosi cisnli klucze rkach, ustawili si w tyralier. w

- Trzymaj si, bracie - rzuci Gamerinowi Mirael. Drago nie odpowiedzia. Wzrok mia wbity w poszycie pod stopami, eby nie widzie przyjaci ruszajcych na akcj.

*** opot anielskich skrzyde ucich

ju dawno, las szumia spokojnie, zajty wasnymi sprawami. Ptaki wci buszoway w koronach drzew, a mae zwierztka cicho przemykay pomidzy korzeniami. Drago lea ukryty w krzakach. Zobojtnia na wszystko, ale zmysy, wyuczone mechanicznie, reagoway na najdrobniejsze bodce. Rejestrowa owady ldujce na liciach jeyn, sysza szelest ocierajcych si o siebie dbe trawy. Usysza te trzask gazek amanych podeszwami, znacznie wczeniej, ni zauway ruch pord zaroli. Odruchowo wycign z kabury dugi, paski pistolet, grawerowany

w ochronne zaklcia i symbole. Bezszelestnie sprawdzi, czy magazynek jest peen. W metalowych trzewiach broni spokojnie spao dziewi nabojw, odlanych z legendarnego srebra alchemikw, kady opatrzony magicznym znakiem, zwanym yczeniem mierci. Drago zamar bez ruchu. Tu obok niego przechodzia grupa aniow. Wiedzia, e to skrzydlaci, a nie Gbianie, bo jego such owi charakterystyczny dwik zaczepiajcych si lotek. Zbliali si ostronie, wyranie prbujc zachowa cisz. Byli za dobrzy na

amatorw i za sabi na komandosw. Najemnicy Teratela? - zapyta sam siebie. Wstrzyma oddech, poniewa wanie go mijali. Z miejsca, gdzie lea, mg widzie buty przechodzcych. W wikszoci znoszone i rne, zauway. To nie stra Teratela, bo nosz niedopasowane ubrania. Dla zamanifestowania pozycji dostojnik chru Panowa kaza zaprojektowa dla swoich najemnikw jednolite mundury. Grupa przesza dalej. Naliczy dwadziecia trzy osoby. Mieli bro. Drago poczu, jak ogarnia go

potna fala niepokoju. cisn mocno kolb. Skrzydlaci zniknli midzy drzewami, ale po chwili odgos ich krokw umilk. Zatrzymali si. Such Gamerina wyowi spord szumu lici szmer ich gosw. Komandos zacz si czoga. Ostre kolce i gazki drapay mu twarz, minie zaczy drga z wysiku, lecz najmniejszy odgos nie towarzyszy jego wdrwce. Wreszcie dotar tak blisko, e mg widzie i sysze skrzydlatych. Opad na ziemi i przyczajony sucha. Wysoki, smagy anio z blizn na skroni wydawa rozkazy.

- Podzieli si na grupy. Rozsunli si posusznie, formujc druyny po jedenastu. Dowodzcy trzyma w rkach dwie buteleczki: czarn i zielon. - Tylko dwie krople, pamitajcie. Poda fiolki najbliej stojcym skrzydlatym. Wycignli korki, wylali odrobin pynu na donie i przetarli czoa. Drago zachysn si oddechem. Anioowie w mgnieniu oka przeistoczyli si, jeden w Syna Gehenny, drugi w Kruka mierci. Oddali buteleczki nastpnym, ktrzy kolejno zmieniali posta.

Lodowaty pot spyn po karku i plecach Gamerina. Nie mia szans, nawet z zaskoczenia, zabi dwudziestu trzech zbrojnych. Zreszt ci, nawet jeli nie byli z oddziaw specjalnych, z ca pewnoci nie naleeli do nowicjuszy i doskonale wiedzieli, jak si t broni posugiwa. Gdyby zacz teraz strzela, popeniby samobjstwo, a to w aden sposb nie pomogoby Szeolitom. Ostrzegawczy brzczyk w gowie Drago wy w niebogosy, a komandos mg tylko bezsilnie zaciska pici.

Wreszcie buteleczki powrciy do rk smagego szefa, ktry przeistoczy si w rosego oficera Krukw. Musz znale jaki sposb, eby zawiadomi oddzia, myla gorczkowo Drago. Ale adna z kbicych si myli nie podsuwaa wykonalnego sposobu. Dowdca przemienionych najemnikw taksowa wzrokiem swoich nowych podwadnych. - Przysucie si bliej - nakaza. Posusznie zbili si w ciasn

grup. - Moc! - zawoa, unoszc w gr may, bury przedmiot, ktrego Drago nie by w stanie rozpozna. W tym momencie wszyscy znikli. - Szlag! - jkn Gamerin. Z rozpacz grzmotn pici w poszycie. Przenieli si za pomoc skrawka latajcego dywanu, cennego magicznego przedmiotu, dostpnego wycznie dla najwyszej klasy magw. Mog si teraz znale wszdzie, gdzie zechc. Porwa si na nogi. Schwyci

kryszta z okiem smoka i sprbowa go uruchomi. Urzdzenie, drgnwszy sabo, natychmiast zamaro. Gamerina ogarna rozpacz. Namaca w kieszeni klucz Remuela i pdem pogna w stron bariery. Uderzy w ni caym ciarem z takim efektem, jakby grzmotn w kamienn cian. Sprbowa jeszcze raz. Potem kolejny. I nastpny. Oszalay z wciekoci i rozpaczy tuk zapamitale o barier, ktra pozostawaa nienaruszona. W kocu osun si po niej zlany potem, ze zmczenia nie mogc zapa tchu.

Poobijane rce powoli zaczynay puchn. Drago zadar gow, zmierzy nienawistnym spojrzeniem bkitn kopu nad sob. Wsta, nabra gboko powietrza i sprbowa wzbi si w gr. Wykona jaki dziwaczny podskok, ldujc ciko na kolanach. Pozbiera si, wycign donie i pocz wodzi palcami po niewidzialnej powierzchni bariery. Uginaa si leciutko, pozwalajc zagbi w sobie palec na niecay centymetr. Potem stawaa si twarda jak stal. Drago westchn. Machajc rozpaczliwie jednym skrzydem,

sprbowa podj wspinaczk po gadkiej, magicznej cianie. Byo jeszcze trudniej, ni si obawia. Ju po paru metrach poczu rwcy bl w doniach, serce walio mu jak szalone, pot zalewa oczy. W pewnej chwili nie znalaz oparcia dla ng, palce te zaczy si lizga i Gamerin run w d. Trzasn o ziemi z tak si, a zadzwonio mu w uszach. Przez chwil siedzia oszoomiony, wreszcie wsta, zacisn zby i ponownie zacz si wspina. Las szumia, zajty swoimi sprawami, nie zwracajc uwagi na drobn, szczup posta,

niezmordowanie niewidzialn cian.

pokonujc

*** - Ssss - szepn Tafti. Zamarli. - Jak tam z przodu? - Czysto. - Syszelicie co? Przeczco potrzsnli gowami.

- Idziemy - rozkaza Tafti. Czu niejasny niepokj, jakie przeczucie katastrofy, ktrego nie umia zwalczy. Wszystko przebiegao zgodnie z planem, lecz wci mia wraenie, e co przeoczy. Za stary jestem na akcje, czy co? - zastanawia si. Rzuci jeszcze jedno pospne spojrzenie w gb lasu i ruszy. Przysun si do niego Erel. Gdzie mamy sukinsynw Krukw? - Gdzie tutaj. spotka

- Nie wida ich. Moe stchrzyli? - Tym lepiej - mrukn Tafti. - A ty zamknij dzib. Mwiem, nie robi zbdnego haasu. Erel zamilk.

*** Drago, pprzytomny ze zmczenia, opad ciko po drugiej stronie bariery. Bola go kady najdrobniejszy misie. Spod paskudnie poamanych paznokci sczya si krew.

Komandos dwign si na czworaki, potrzsn gow, eby rozproszy taczce, czerwone plamy. Wsta z trudem, popatrzy z nienawici na las i kulejc, powlk si szuka ladw oddziau.

*** Mirael oberwa pierwszy, bo szed na szpicy. Zdy usysze wizg pocisku i zapa w ciemno. Zwali si pod nogi kolegw. - Co to, kurwa, jest! - wrzasn Erel, a jego okrzyk przeszed w jk,

gdy kula rozdara mu udo. - Na ziemi! Kry si! - krzykn Tafti. Midzy pniami drzew mign czarny mundur. - To Kruki! - rykn kto gosem wibrujcym furi. - Pieprzeni zdrajcy! - Zabi skurwieli! - podnis si wrzask. - Strzela! - rozkaza Tafti, ale bro Szeolitw pluna ogniem, jeszcze zanim zdy wyda komend.

Kule migay, drc licie, huk zagusza rozpaczliwy wiergot przeraonych ptakw, ktre zerway si do lotu, podobne do garci rozsypanych po niebie okruchw. Strzelanina ucicha, gdy komandosi zorientowali si, e nikt nie odpowiada na ich ogie. - Uciekaj! - wrzasn triumfalnie Remuel. - Za nimi, chopcy! - Taftiego ogarno niebywae podniecenie. Przesta myle. Chcia walczy. Chcia krwi znienawidzonych Harab Serafel i znw, po latach, mg jej upuci. - Dorwa drani!

Komandosi biegli przez las.

*** Wysoki, szpetny Kruk zatrzyma si. Jego przenikliwe spojrzenie badao zielony gszcz zaroli. - Nikogo nie ma - mrukn. Oficer Harab, wielki Gbianin z kwadratow szczk, wzruszy ramionami. - Nie bdziemy czeka. Naprzd. - Tak, panie.

Milczcy oddzia porusza si rwno jak za pocigniciem drutu. Ubrani na czarno onierze przypominali kolumn maszerujcych mrwek. Odzyskamy t ich cudown ksig, a potem ciniemy j Baalowi pod nogi, pomyla oficer z pogard. A przy okazji spldrujemy posiado tej pierzastej glisty. I moe nawet kilka ssiednich. Szpetny zwiadowca unis gow. - Sysz... - zacz, ale nie skoczy, bo upad na suche licie poszycia z twarz rozharatan

pociskiem. W tej samej chwili dwaj onierze uklkli na ciece. Jeden z rkami przycinitymi do brzucha przewrci si na bok. Materia munduru momentalnie nasik wie krwi, czerwone krople kapay na ciek. - Szeolici! - wycharcza oficer na widok migajcych wrd lici sylwetek wrogw. - mier Synom Gehenny! ryknli Harab Serapel, a ich krzyk uton w gwizdach pociskw. - Uciekaj, banda tchrzy! Za nimi! Zaniesiemy Baalowi by

martwych Szeolitw! - Szeol trupy! - zawyli Kruki.

*** Komandosi Krlestwa dobiegli do niewielkiej polany. Zdyli tylko zwolni przed wypadniciem na otwart przestrze, gdy po drugiej stronie pojawiy si sylwetki Harab Serapel. Nie kilka, tak jak przedtem. Cae mnstwo. Strzelanina wybucha w tej samej chwili. Kryjcy si za pniami drzew,

w gorczkowo wyszukiwanych wykrotach i jamach Gbianie i skrzydlaci nie dbali ju, czy przeyj. Pragnli tylko zabra ze sob w ciemno jak najwicej wrogw. To nie bya bitwa, lecz bezadna kotowanina. Pociski wyy, ale ranni i umierajcy padali na ziemi bez jku. Ci, ktrzy zachowali resztki si i wiadomoci, strzelali, a ogarn ich mrok. ywi, ktrym zabrako amunicji, roztrzaskiwali sobie czaszki, uywajc broni jako maczug, rzucali si na siebie z noami albo, ogarnici szalestwem, z goymi rkami.

Tafti zamachn si i grzmotn w twarz krpego Kruka krtkim, porcznym karabinkiem typu cherub. Usysza trzask miadonych koci, a ciao wroga przeleciao w powietrzu, amic dwa cienkie drzewka. Sprbowa zaadowa nowy magazynek, lecz nie zdy. Kolejny wyrosy jak spod ziemi Kruk dgn go w brzuch bagnetem. Tafti rykn i z caej siy wbi luf karabinu Gbianinowi w bok, nisko, pod ebra. Potga ciosu wgniota tpy przedmiot gboko w ciao. Harab zawy, osun si na kolana. Tafti przez chwil widzia jego odsonite w grymasie cierpienia

krtkie ky i oczy w kolorze wiosennego nieba. Potem wszystko zacza przesania czerwona mga, a ziemia nagle przekrcia si o dziewidziesit stopni i uderzya dowdc Synw Gehenny w twarz. Remuel wyszarpn n z trzewi Gbianina. Drugi rzuci si na niego, zanim anio zdy si obrci. Remuel wywin si byskawicznie, bagnet Kruka dgn tylko mundur pod pach komandosa i ledwo zadrasn skr. Szeolita chwyci uzbrojon rk wroga i szarpn potnie do tyu, wyrywajc mu rami ze stawu. Gbianin wyda z siebie co w

rodzaju stumionego kaszlnicia czy jku, twardo prbujc podci anioowi nogi. Remuel uskoczy, z zamachu wyprowadzi kopniecie. Harab, cinity jak pika, nabi si plecami na wieo rozdarty pniak. Charkn krtko i znieruchomia. Oficer Krukw uderzy o siebie gowami dwch Szeolitw. Obaj byli ranni. Jeden mia strzaskan nog i okrwawione skrzydo, drugi waciwie dogorywa, postrzelony w pier. Kruk cisn ich obu na ziemi. Nawet si nie skrzywi, kiedy ranny w nog komandos wbi mu bagnet gboko w ydk i zawis na nim. Gbianin kopn anioa w

podbrdek, z zadowoleniem przyjmujc chrobot pkajcego karku. Wizg skrzyde by ostatni rzecz, ktr usysza. Erel spad mu na plecy i jeszcze zanim oficer Krukw zdy upa, sprawnym ruchem podern mu gardo. Obaj runli na ziemi. Anio podnis si, krzywic, bo trup, padajc, przygnit mu rozdarte pociskiem udo. Rana, pomimo prowizorycznego opatrunku uciskowego, krwawia potnie, wic Erel, pewny, e to jego ostatnia bitwa, poderwa si w gr, eby dopa jeszcze kilku wrogw, zanim straci siy. W

powietrzu kotowali si, walczc zaarcie, ci, ktrzy nie mogli chodzi z powodu ran, lecz wci mieli do zaciekoci i energii, eby zabija. Co chwila kto spada z furkotem poamanych lotek lub trzepotem poszarpanych skrzastych skrzyde. Wczepieni w siebie przeciwnicy tworzyli dziwaczne kby cia, pir i porwanych strzpw mundurw, najeone metalem, broczce deszczem krwawych kropel jak szalone chmury gradowe. Ich cienie przesuway si po ziemi, zagldajc w obojtne, szkliste oczy trupw. Niedobitki Szeolitw i Synw Mroku zaciekle zadaway sobie mier.

Bitwa trwaa. Woda, pynca korytem pobliskiego strumienia, zacza nie w sobie czerwone smugi krwi.

*** Drago wiedzia ju, e nie zdy. W lesie panowaa cisza, jaka gucha i wibrujca. Komandos sysza ptaki, szelest lici, czu podmuchy wiatru, lecz przez to wszystko przebijaa martwota, ktra przyprawiaa go o dreszcz lku. Powoli, z pocztku ledwo wyczuwalnie, z zapachem ziemi i

butwiejcych lici zacza si miesza inna wo. Drago dobrze j zna. Zapach krwi. Wtedy zrozumia, e jest za pno. Zwolni kroku. Nie udzi si ju, mimo to szed dalej. Zauway pierwsze lady starcia, poamane gazki, pnie pokaleczone kulami, poszycie zryte podeszwami butw. I krew. Czerwone, krzepnce plamy na liciach, mchu, dbach trawy. Gamerin zadra. Chd wkrada si wolno do jego serca. Rdzawych plam byo coraz wicej. Depta po nich. Wsikay w ziemi, tworzc rowawe kaue, niemile chlupoczce przy kadym kroku. Zmieniay podmoky brzeg

strumyka w krwawe bagno. Drago wyszed na niewielk polank. Zamar przy granicy ostatnich drzew, a potem krok za krokiem zacz j okra. Twarz mia cignit, lecz spokojn, szar jak ptno. Ca przesiek zacieay trupy. Skrzydlaci i Gbianie, odziani w czarne i oliwkowe mundury, teraz zbrzowiae do skrzepej krwi, leeli zgodnie obok siebie, czsto czule objci, szczerzc do siebie zby w upiornym, miertelnym grymasie. Martwe renice wpatryway si w przestrze jakby z wyczekiwaniem. Kilku - ponabijanych na uamane pnie drzewek - zesztywniao w

osobliwych pozach, niczym aktorzy jakiego koszmarnego spektaklu. Jeden martwy Kruk klcza z czoem opartym o omszay gaz, zgity w parodii modlitewnego pokonu, sinymi ustami dotykajc kamienia, jak gdyby szepta skargi czy sekrety. Drago trci go butem. Trup wolno przewrci si na bok. Zamiast twarzy mia mask z zakrzepej krwi i bota. Obok pnia dorodnego grabu lea Tafti, oplatany wasnymi wntrznociami. Wyglda groteskowo, jakby przysn podczas wykonywania egzotycznego taca z wami. Drago podszed do niego, przewrci

na wznak i delikatnie zamkn mu powieki. Nieopodal lea Remuel. Gamerin zdoa go pozna po niebieskich wosach, zlepionych w jeden kb z limi, igliwiem i zakrzep krwi, bo twarz przyjaciela zmienia si w miazg misa i koci. Erel spoczywa tam, gdzie run, porodku polany, na stercie cia Krukw, dziwnie patetyczny po mierci, z rozpostartymi skrzydami i rozrzuconymi wosami, ktre podczas bitwy wysuny si z wza. Drago przesun rk po twarzy, jakby prbowa zetrze z oczu obraz pobojowiska. Wiatr szeleci limi,

strumyk szemra cicho. Nagle komandos drgn, bo jego uszy zarejestroway szmer, ktry nie nalea do odgosw lasu. Dochodzi zza kpy zaroli porastajcych skraj niskiej skarpy. Drago wsta, ostronie zbliy si do krzakw. W dole, w pytkim parowie, lea Gbianin w mundurze Krukw. y. Na widok skrzydlatego obnay krtkie, ostre ky, wydajc niski warkot. Klatk piersiow przygniata mu ogromny konar, odamany od pobliskiego dbu, a z lewego uda, tu nad kolanem, stercza wbity na sztorc bagnet. Drago sprawnie zsun si do

parowu. Gbianin szarpn si. te oczy patrzyy na Syna Gehenny z nienawici. Gamerin zauway, e kurtka munduru Kruka jest rozdarta i odsania pokan ran na prawym boku. Pochyli si nad nim. - Moesz mwi? - spyta. Gbianin zmierzy komandosa wzrokiem penym pogardy i sprbowa plun mu w twarz, ale tylko oplu sobie brod. Szarpn si jeszcze raz, lecz wyranie nie mg si ruszy, unieruchomiony konarem. Gdyby nie by ranny, zepchnby go bez trudu, jednak

teraz zabrako mu si. - Taak - mrukn Drago, pocierajc podbrdek. - Rozmowny to ty nie jeste. Przyklkn przy nogach Gbianina, rozchyli rozdart nogawk. Po twarzy onierza przebieg krtki skurcz. Bagnet wszed gboko i prawdopodobnie bardzo uszkodzi kolano, cho nie przeci ttnicy, bo inaczej Kruk ju by nie y. Materia spodni by lepki od krwi. Drago chwyci za rkoje noa, szarpn silnie. Harab Serapel zacisn z caej mocy zby, nie pozwalajc sobie na jk, chocia

duo go to kosztowao. Na czoo wystpiy mu grube krople potu, skra poszarzaa. Z rany popyna krew. Drago odrzuci bagnet, wyj z kieszeni pakiet opatrunkowy, rozerwa go zbami. Lepiej mnie dobij! - wychrypia Kruk. te oczy wci pony nienawici. - Ja bym ci dobi. - Nie wtpi burkn Drago, zaciskajc opask na kolanie rannego. - Dlaczego to robisz? - Przyjmij, e wypeniam rozkaz.

Mielimy wsppracowa. Kruk zadygota. - Napadlicie na nas, pieprzeni zdrajcy! - wrzasn wciekle. - Gwno prawda - sykn Drago. Wrobili nas wszystkich. Dwie grupy najemnikw, przebranych magicznie, sprowokoway starcie. - Kamiesz - powiedzia niepewnie Kruk. - Widziaem ich na wasne oczy! Jak mylisz, po co ci opatruj? eby powiedzia prawd swoim

zasranym przeoonym. renice Gbianina zwziy si. - Gadasz, e ich widziae podchwyci zaczepnie. - Czemu nie bye z oddziaem? Czemu nie zawiadomie swoich? Usta Drago drgny. - Nie zdyem. Brakuje mi skrzyda, wic zostawili mnie za barier, bo nie mogem przefrun gr. - To jakim cudem tu jeste? sykn ranny.

- Wlazem po niej! - wrzasn zirytowany Gamerin. Powiedziaem ci prawd, zrobisz z tym, co zechcesz. Gbianin przymkn powieki. Stara si nie okazywa, e cierpi, ale na jego twarzy malowa si grymas blu. - Wierz ci - szepn. - Dawaj, odwalimy t ga powiedzia Drago. - Dasz rad mi pomc? Kruk z trudem skin gow. Gamerin podcign konar w gr.

By ciki jak kamienna belka. Szarpn z caych si w bok i ga upada na ziemi. - Jeste przytomny? - spyta. Posiniae poruszyy. - Tak. - Pewnie masz poamane koci. - Nie wiem. Pewnie tak. - Dabym ci rodki przeciwblowe, ale s powicone. Tylko by ci zaszkodziy. Bdziesz musia wargi ledwo si

wytrzyma bez nich. Gbianin skrzywi si z pogard. - Nie martw si - szepn. - Ani mi to w gowie. Drago podcign kurtk czarnego munduru, eby odsoni ran na boku Kruka, ale ten nagle dwign si na okciach. - Sam to zrobi! - warkn. Anio wzruszy ramionami. Twarz Gbianina poszarzaa, cigajc si w upiorn mask, kiedy niezdarnie

przycisn opatrunek do boku. Gamerin obawia si, e Kruk zemdleje. - I sam si zabandaujesz? spyta drwico. Ranny przymkn powieki. - Chyba nie - wymamrota. - Te tak myl - mrukn Drago, odwijajc banda. te oczy Kruka pociemniay z blu. - Jak si nazywasz? - zapyta anio.

- Litiel. - Marnie z tob, ale wyjdziesz z tego. Gbianin zdoby si na grymas, udajcy umiech. - Tyle to sam wiem. - No, to cholernie cwany jeste, Kruku. - Dlaczego to zrobili, jak ci tam... Synu Gehenny? - Nazywam si Gamerin. Drago Gamerin. A czemu kto zapragn, ebymy si wyrnli? - Wzruszy ramionami. - Bo ja wiem. eby nie

dopuci do wykonania zadania, eby znw porni Krlestwo i Otcha. Sam powiniene wiedzie, skoro jeste taki cwany, Kruku. Litiel obliza suche wargi. - Wiem jedno. Trzeba std spieprza, zanim dorw nas psy tego Teratela. Pewnie ju ruszyli. - Racja - zgodzi si Drago. - Dasz rad i? - Jasne - sykn ranny. Komandos Krlestwa spojrza na niego z powtpiewaniem. Kruk

zacisn zby i zacz wstawa. Lew rk uchwyci si pnia, podcign w gr. Prawy bark, ktry przygniota ga, wyranie by uszkodzony, bo rami zwisao bezwadnie. Litiel dwign si na nogi. Zranione kolano ugio si pod nim, wic zawis, uczepiony pnia. Skra Gbianina nabraa odcienia popiou, po skroniach pyny struki potu. Zagryz warg. Niedowierzanie w oczach Drago zmienio si w podziw. - Oprzyj si na mnie - powiedzia. Nie trzeba wychrypia

Gbianin, ale gdy sprbowa zrobi krok, kolano cakowicie odmwio posuszestwa. Upadby, gdyby anio go nie podtrzyma. Wspar si na nim ciko, dyszc z wysiku. Way tyle, co wr oowiu. Chodmy, wymamrota. skrzydlaty -

Powlekli si w stron bariery, szerokim ukiem omijajc polan zasan trupami przyjaci. Szli z trudem, ale sprawniej, ni Drago przypuszcza. Kruk okaza si twardy jak stal, chocia coraz mocniej opiera si na ramieniu anioa, a oddech zmieni mu si w

wysilone rzenie. Przynajmniej kulejemy na t sam nog, ironicznie skonstatowa komandos. Wreszcie dotarli do niewidzialnej ciany. - Dobra - powiedzia Drago. Sprbuj przefrun, a ja przele. egnaj, Litiel. Opowiedz w Gbi, jak byo naprawd. - Masz swj klucz, Synu Gehenny? - spyta Kruk. Drago kiwn gow. - To go wyjmij.

Zanim zdy zrozumie, o co chodzi, oderwa si od ziemi w elaznym uchwycie palcw Litiela. - Hej! - wrzasn Gamerin. - Co ty wyrabiasz?! - Trzymaj si mnie, cholerny skrzydlaty! - wychrypia Gbianin. Jego wielkie, czarne skrzyda z wysikiem biy powietrze. Znaleli si ju tak wysoko, e anio, chcc nie chcc, musia z caej mocy uczepi si Kruka, gdy upadek oznacza mier. Pd powietrza gwizda w uszach, wok rozlewa si blady bkit, a korony drzew, widziane z gry, wyglday jak

falujcy zielony dywan. Jednak w blokad wbili si za nisko, bo Litiel w gwatownym tempie traci siy. Ostatnim wysikiem waln w cian. Ustpia niechtnie, rac ich bolenie zygzakami bkitnych wyadowa. Przed oczami Gbianina wiroway czarne smugi, serce walio o ebra jak komornik w drzwi, a bl niemal odbiera przytomno. Waciwie spadli, a nie wyldowali, walc si na mokr cik po drugiej stronie bariery. - Odbio ci? - wydysza Drago. Rce mu zdrtwiay od kurczowego zaciskania palcw. Litiel nie by w stanie si odezwa. Lea na wznak,

z trudem apic oddech. Drago usiad, krzyujc nogi. Wycign z kieszeni tyto i bibuki, zacz robi skrta. - Szlag by ci trafi, Gbianinie mrukn z podziwem. - Zapalisz? Z mirry i kadzida. - Aha - szepn z wysikiem Litiel. Gamerin wetkn skrta midzy poblade wargi. - Zostaw mnie - wychrypia Kruk. - Zaraz tu bd...

- Jasne, straszliwi najemnicy Teratela. Mam ich w dupie, bracie. Podoba mi si tu siedzie i pali, wic siedz. Zabronisz mi? Harab Serapel nie odpowiedzia. Zamkn powieki i zacign si dymem. Zakaszla, co wyranie sprawio mu dotkliwy bl, bo znieruchomia z papierosem w zbach, pozwalajc mu dopali si do koca. Drago sucha lasu. Wiatr szumia przyjemnie midzy gaziami drzew. Anio zrobi kolejnego skrta, wypali go, oparty wygodnie plecami o pie. Czeka. Wreszcie

Kruk doszed do siebie. Podnis si na okciach, potem uklk z lew nog dziwacznie wyprostowan. Sprbowa si dwign. Stan z wysikiem, ale w miar pewnie. Drago przyglda mu si, mruc oczy. - Dasz rad i? Litiel skin gow. - Masz. - Gamerin poda mu gruby kij, elegancko oczyszczony z gazek. - Dziki - mrukn Gbianin. -

egnaj, Synu Gehenny. Zawaha si i doda: - Drago Gamerinie. - egnaj, Litielu, wrogu Krlestwa - powiedzia Drago, ale umiechn si. Na dnie tych lepiw co dziwnie zalnio, lecz Kruk ju si nie odezwa. Znik midzy limi, ciko wsparty na kiju, powczc rann nog. Drago wraca do Krlestwa spiesznie, ale ostronie. By

przygnbiony. Pami wci podsuwaa mu obraz martwych twarzy przyjaci, a jaki paskudny gos wewntrz oskara, e nie znalaz sposobu, eby ich ocali. Las rzednia i komandos spodziewa si niedugo znale na trakcie publicznym. Chcia jak najprdzej zawiadomi Alimona o zdradzie i klsce misji. Mao czego pragn bardziej, ni dosta w swoje rce dowdc najemnikw razem z tym, kto go wynaj. Alimon ich odnajdzie, pomyla. Ma wpywy. W tej samej chwili zrobi kolejny krok i wpad w bezdenn otcha czerni. Ockn si z potwornym blem

gowy. W ustach czu obrzydliwy posmak. Czarna magia, zrozumia. Lea na lenej cice, twarz do ziemi. W polu widzenia mia kilka par ng, obutych w cikie, znoszone trepy. S twoi najemnicy, powiedzia sobie gorzko. Kto szturchn go czubkiem buta w bok. - Obudzi si. Par kopniakw zmusio go do przewrcenia si na plecy. Zobaczy pochylajcego si nad sob smagego anioa z blizn na skroni. - Ilu z was przeyo, skrzydlaty?

Drago wykrzywi usta. - Gwno ci to obchodzi, skrzydlaty. Smagy kopn go w ebra. - Za odpowied, onierzu. Sprbujmy jeszcze raz. Duo was zostao? - Wystarczy, eby wypru ci flaki i porozwiesza na okolicznych choinkach. - On wie. Widziae go w kuli, kiedy gada z tym Krukiem - wyrwa si nerwowo krtko ostrzyony blondyn.

- Zamknij si warkn smagy. Duo z was wie? Drago przekn lin. - Sprawd sobie w kuli, zdrajco. But najemnika trzasn go w podbrdek. Komandos poczu w ustach krew. Wyplu j razem z kawakiem uamanego zba. W gowie mu szumiao, bo cios by silny, a skutki czarnej magii jeszcze nie miny. - Bdziesz gada? - Bd - powiedzia wolno. W

oczach smagego anioa bysno niedowierzanie. - Ale na pewno nie z tob, zdrajco. Kopniaki posypay si na niego mocne i celne. Komandos zwin si z blu, bezskutecznie prbujc osania gow i podbrzusze. Magiczne sida osabiy go tak, e nie mg marzy o obronie. W ustach mia peno krwi, kady kolejny cios odzywa si potnym wstrzsem w obolaym ciele. Drago sysza w uszach jednostajny szum, przed oczami fruway strzpy cienia. Powoli traci kontakt z rzeczywistoci. Czu tylko tpe uderzenia butw. Trafiay celnie

tam, gdzie mogy zada powane obraenia. Strzpy ciemnoci pod powiekami Gamerina kryy na ksztat przeraonego stada wron. Doskonale zdawa sobie spraw, e napastnicy nie maj zamiaru po prostu porachowa mu koci. Jeli to duej potrwa, zabij mnie, pomyla. Gdyby mg wybiera, wolaby umrze inaczej, ni zosta skopanym na mier pord gnijcych lici. - Zostaw go, Ram. Nic ci nie powie. Szeol to twardziele - usysza jak przez warstw waty. Ocipiae, Tarael? rykn

smagy, zaprzestajc morderczych kopniakw. - Zwracasz si do mnie po imieniu? Tarael wzruszy ramionami. - I tak go zabijemy. Co z tego, e wie, jak si nazywasz. Lepiej nie zostawia ladw. Zabierzmy go z powrotem na polan i zastrzelmy. - A jeli psy Teratela ju tam s? - Sprawd w kuli. Za pomoc dywanu przeniesiemy si i wrcimy w okamgnieniu. - Wic dlaczego nie zaatwi go

tutaj i nie przerzuci na polan? Tarael westchn. - Bo dywan nie przenosi trupw, Ram. Przedmioty tak, martwych nie. - A to, kurwa, czemu? - Abo ja wiem! Nie jestem magiem. Tak si dzieje i ju. - Za bardzo si mdrzysz, Tarael smagy obrzuci podwadnego ponurym spojrzeniem, ale wycign zza pazuchy krysztaow kul.

- Czysto - burkn. - Pjdziecie ty i Sarel. Krtko ostrzyony anio drgn. - Dlaczego ja? - Bo masz Zabierajcie go. pecha, Sarel.

- Wstawaj - warkn Tarael do Drago. Gamerin nawet nie drgn. Najemnik przyklkn, dgn go luf karabinu. - Jeli natychmiast nie pozbierasz dupy i nie wstaniesz, zastrzel ci

na miejscu. Dotaro? Komandos sysza ju ostrzeenia, wypowiadane podobnym tonem, wic zrozumia, e jeli chce y, musi si podporzdkowa. A chcia. Odepchn si rkami od ziemi, prbujc dwign si na czworaki. okcie ugiy si niespodziewanie w poowie manewru, pod czaszk zawya czerwona syrena, a Drago ciko run na bok. Oddycha z trudem. Jednak nie mg da sobie czasu na odpoczynek. Gmerajc si w bocie jak rozdeptany robak, zdoa w kocu uklkn. Ugi kolano, wspar na nim donie i ponownie sprbowa wsta.

Podnis si z wysikiem. Czu si strasznie saby, targay nim mdoci, a w gowie kto chyba otworzy warsztat stolarski. Ucieszy si o tyle, o ile to moliwe w sytuacji, w jakiej si znalaz, e bdzie musia si zmierzy tylko z dwoma przeciwnikami. wiat wirowa mu przed oczami, wic nie zdoa zauway, kiedy Tarael podnis w gr skrawek dywanu. - Moc! - zawoa. Podeszwy Drago zapady si w krwawym bocie. Trupy bez emocji przyjy pojawienie si trjki skrzydlatych, zajte wyczekiwaniem

na spotkanie z absolutem. Na gace otwartego oka jednego z Krukw przysiada spora waka, co nie zmienio jego penego stoicyzmu wyrazu. Gamerin poczu dreszcz przebiegajcy po krzyu. Ju w chwili ldowania powinien rzuci si na wrogw, ale nie by w stanie. Myli pltay si, w ramiona i nogi wstpi nieznony ciar, minie reagoway z opnieniem. Zabij mnie, uwiadomi sobie, lecz nawet to przekonanie nie potrafio zmobilizowa go do reakcji. - Id przed siebie, skrzydlaty usysza. - Tylko wolno.

Drago wzdrygn si. Oberw kul w plecy, pomyla. To ju lepiej si odwrci. Tarael szturchn go luf Cheruba. Pewnie zabra go ktremu trupowi, przeszo mu przez myl. Bd. Powinni go zastrzeli z broni Harab Serapel. Zreszt, czy kto to zauway pord tej rzezi? - Przebieraj kulasami, onierzu! Drago ruszy. Zrobi drugi, potem trzeci krok, czujc napinajce si minie plecw i karku. Usysza wist. Cichy. Krtki. N. Czeka na uderzenie, bl, ktry nie nastpi. Zamiast tego do jego uszu dobieg

dwik padajcych przedmiertne charknicie.

cia,

Odwrci si. Tarael i Sarel leeli na ziemi, palce pierwszego anioa jeszcze lekko drgay. Nad nimi sta Litiel. Zdyem powiedzia, szczerzc zby w umiechu. Zwracam dug. Ciy mi. Teraz jestemy kwita. - Dziki - wymamrota sabo Drago. - Skd wiedziae? Gbianin podrapa si zdrow rk w policzek.

- Mamy kule. Waciwie to tajne, nie powinienem ci mwi, ale dupa z tym, skrzydlaty. To sabe kule, da si je zorientowa tylko na ostatni osob, z ktr si rozmawiao, wic s raczej bezuyteczne. Chciaem wiedzie, jak ci poszo. - I chwaa ci za to - westchn komandos. - Zobaczyem, jak wpade w sida. Wok krciy si te sukinsyny. Domyliem si, e zabior ci na polan i przyleciaem. Troch ryzykowaem, skrzydlaty.

W umiechu bysny krtkie ky. Litiel, opierajc si na kiju, mocno kulejc podszed do zabitych. - Mieli dywan - zdziwi si. - I od cholery magicznych zabawek. Ten, kto ich wynaj, musi by wysokiej klasy magiem. We dywan, Litiel. Tobie si bardziej przyda. Ja sobie poradz. Walnli mnie czarn magi, ale ju mi przechodzi. Gbianin zawaha si. Z pewnoci bardzo le si czu, bo w kocu kiwn gow.

- Dobra, ale podrzuc najbliej, jak dam rad.

ci

- Wyrzu mnie na trakcie do Krlestwa. Jakim mao uczszczanym. - Moc! - powiedzia Litiel. Znaleli si na spokojnej drodze pord pl. Po obu stronach szumiay any zboa. Spomidzy kosw wyglday wesoe, niebieskie mordki chabrw. - Trafisz std? - spyta Kruk. - Jasne. Dzikuj, Litiel. I nie

zrozum mnie le, ale mam nadziej, e nigdy wicej ci nie spotkam. - Tak - powiedzia Gbianin. - Ja te mam t nadziej. egnaj, onierzu. - egnaj, Kruku. - Moc - rzek Harab i rozpyn si w powietrzu. Drago nabra gboko oddechu. Gowa wci go bolaa, ale skutki zatrucia czarn magi mijay z wolna. Zastanowi si, czy byby w stanie zabi Litiela, gdyby przyszo im zmierzy si w bitwie, i doszed

do wniosku, e tak. W kocu jest komandosem Krlestwa. Teraz pozostawao mu tylko jak najprdzej odnale Alimona.

Rozdzia IV

- To jest Hija - usysza Daimon, zajrzawszy w gb zocistych oczu. Niezwyke tczwki, podobne do pytek zota zatopionych w pynnym topazie, w oprawie bardzo ciemnych, dugich rzs, natychmiast hipnotycznie cigay uwag. wieciy jak dwie bliniacze lampy pord bkitu kobaltowych lokw. Caa twarz te bya niezwyka. Pikna, pomyla Daimon, chocia nie spokojn, klasyczn urod wysoko urodzonych anielic. Cienki

nos, usta raczej wskie, z leciutko krzywym, ironicznym, lecz pogodnym umiechem. A figura! Na Gbi, ale ona na figur! Gboki dekolt prostej bkitnej sukni czciowo odsania nienaganne piersi, za pene i za ksztatne na anielic. Wsk tali podkrelao wcicie sukni, na ktre nie pozwoliaby sobie skromna mieszkanka Krlestwa. Nie miaa jednak szerokich bioder i ud demonicy, ani tym bardziej wyzywajcych manier, waciwych nawet szlachetnie urodzonym Gbiankom. Zachowywaa si naturalnie i swobodnie, emanujc

jak niesamowit witalnoci i urokiem, ktrego rda Daimon nie potrafi si domyli, lecz z miejsca by nim zafascynowany. - Witaj, pani - powiedzia. Na dwik jego gardowego, lekko schrypnitego gosu renice Hiji rozszerzyy si nieco. Umiechna si. Witaj, panie. Jestem zachwycona, e zechciae przyj zaproszenie Gabriela i przyby wraz z nim na moj wysp. - Ja te szczerze. odrzek Daimon

Kiedy Gabriel zaproponowa, eby odwiedzili wsplnie jeden z jego zamkw na Ksiycu, gdzie rezyduje zaufany przyjaciel i mona spokojnie porozmawia, Anio Zagady nie przypuszcza, e spotka kogo tak niezwykego. Z pewnoci za nie spodziewa si anielicy. Teraz do jego serca wkrado si dziwnie paskudne i przykre podejrzenie, e moe Hija jest kim wicej ni tylko przyjacik Gabriela. Natychmiast odrzuci t myl, bo bardzo mu si nie podobaa, bynajmniej nie z powodw moralnych. Hija spytaa z trosk o zdrowie

Razjela, a Pan Uzdrowie uspokoi j, e wszystko ju w porzdku. Anielica dodaa, e rozmawiaa ostatnio przez zwierciado z Ksiciem Magw, ktry wyglda lepiej, lecz wydawa si bardzo przygnbiony. Gabriel, westchnwszy, w krtkich sowach zacz streszcza klsk wyprawy komanda Szeol. Suchaa uwanie, wtrcajc rzeczowe uwagi. Szli szerok alej przez las, czy raczej park, otaczajcy zamek Hiji. Caa wyspa, a nawet oblewajce j morze, naleay do Gabriela, ktry jako Pan Ksiyca posiada tam ogromne tereny. Wyspa bya

rozlega, w wikszej czci poronita lasem, penym starych drzew niezwykle rzadkich gatunkw. Niektre z nich kwity. W gstwinie otwieray si niewielkie polanki, porose mikkim mchem i drobnymi kwiatami. Czsto przecina je strumyk, ktry rozlewa si w mae jeziorko o wodzie przejrzystej jak szko. Na kamienistych brzegach siedziay nimfy, plotkujc i ochlapujc si wod. Na widok przybyszw uciekay z chichotem. Kilka razy Daimonowi zdawao si, e widzi wrd zaroli czujn, dzik twarz centaura. Jeden mia chyba zote

kko w nosie. W pewnej chwili przemkno, szeleszczc limi, jakie due zwierz, promie soca bysn na rogu, a Anio Zagady gotw by przysic, e to jednoroec, chocia jednoroce, pochliwe i szybkie, nie lubiy zamknitych przestrzeni, takich jak wyspy. Duy park, przylegajcy do zamku, waciwie nadal by lasem, cho odrobin uporzdkowanym. Poobcinano suche gazie, usunito wiatroomy, wytyczono cieki. Teren parku ogradza wysoki kamienny mur z bram z litego metalu. Portal otaczay archiwolty,

a odrzwia zdobi misterny ornament oplotowy, w ktry wkomponowano wizerunki walczcych smokw. Na drzwiach wisiaa koatka w ksztacie gowy wilka, co oznaczao, e posiado naley do maga. Gdy Gabriel zastuka, natychmiast skrzypna furtka w bramie i w otworze pojawi si may faun o zoconych rokach i kopytkach. Skaniajc kdzierzawy epek zapewni, e pani wita z radoci i ju poda na spotkanie. Hij ujrzeli w starym sadzie, penym rosochatych, krzywych jaboni. Rozpromieniona na ich widok, wydaa si Daimonowi istot

nie z tego wiata. O kraniec bkitnej sukni ociera si wielki, niebieski kot ze zotymi lepiami. Na szyi nosi obrk z dzwoneczkiem. Spojrza na Daimona i umiechn si uprzejmie. - Poznaj Nehemiasza, panie. Hija skina doni. - Witaj, Nehemiaszu. - Miau - powiedzia kot, wyginajc grzbiet. Ruszyli w stron domu. Zamek by niewielki, ale uroczy. Zgrabn

bry ze spiczastym dachem, wskimi oknami i wieyczkami na rogach, zdobiy liczne pinakle, gzymsy i rzygacze. Nad wejciem wirowaa maa witraowa rozeta, a na kalenicy i futrynach przysiady gargulce. Przez podwjne okna w wiey wida byo krcone klatki schodowe. Portal flankoway dwa mae smoki. - Dowiedziaa si czego, kochanie? spyta Gabriel, przestawszy kreli przed Hij nieciekaw sytuacj Krlestwa. Na dwik ostatniego sowa Daimon

zesztywnia mimowolnie. Kobaltowe loki zafaloway, gdy zaprzeczya, pokrciwszy gow. - Skoro Razjel nie da rady, jak ja bym potrafia? - Jeste jego najlepsz uczennic. Twierdzi, e niedugo przeroniesz mistrza. - Mnie tego nigdy nie powiedzia rozemiaa si. - A jak si ma Hizop? - zmieni temat Gabriel.

- Lepiej. Noga dobrze si goi. Musiaam jednak oddzieli go od stada, bo wci prowokuje bjki. Wyspa jest troch za maa, mode ogiery, ktre chc zaoy wasne stado, nie maj dokd odej. Daimon spojrza na ni zdumiony. - Hija hoduje dla mnie jednoroce - wyjani Gabriel. - W samej rzeczy, jeste niezwyka, pani powiedzia Daimon. - Wszyscy wiedz, e jednorocw nie da si hodowa. - Prosz, mw mi po imieniu,

panie. Od lat stykam si wycznie z przyjacimi, wic czuj si skrpowana ceremoniaem. - Hija - powtrzy Daimon i sam dwik wypowiadanego sowa sprawi mu przyjemno. - Zawoaj ktrego, dziewczyno umiechn si Gabriel. - Chc mie chocia chwil radoci, zanim wrc do bagna, w jakie zmienio si ostatnio Krlestwo. - Moe by Szafir? - spytaa, a oczy bysny jej wesoo i obuzersko.

- Jasne, jest najpikniejszy. Hija gwizdna przez zby tak ostro, e Daimon drgn. Tego te si po niej nie spodziewa. Nie mina chwila, gdy usyszeli ttent. Przed gankiem zatrzyma si jednoroec. Istotnie, by pikny. Lnica sier miaa gboki, niebieski kolor. Nogi, ogon, grzywa i rg poyskiway matowym zotem. Szafir podszed do Hiji, trci j aksamitnym nosem. Zacza go gaska. Prychn z zachwytem, wyginajc szyj. By duy jak na jednoroca, prawie tak wysoki jak Pioun. Mia szerok klatk

piersiow i mocne nogi, nad kopytami poronite dug, mikk sierci. - Czy on mwi? - spyta Daimon, wycigajc do zwierzcia rk. ypno okrgym, ciemnym okiem, ale dao si dotkn. - Bardzo rzadko i niechtnie odpowiedziaa Hija. - Mj ko nazywa si Pioun. Jest nawet rozmowny, jak na Istot. - Jednoroce nie s Bestiami wyjania. - Ale czasem daj si dosiada. Ja jed na Szafirze.

Spojrza na jej umiechnit twarz, dochodzc do wniosku, e daby si drugi raz zabi, eby zobaczy j na grzbiecie tego zwierzcia. - Szkoda, e nie zabrae swego konia, panie. Moglibymy przejecha si po wyspie. Inne jednoroce nie nadaj si, niestety, pod wierzch. - Daimon. Spojrzaa pytajco. - Mw do mnie po imieniu. Nawet sobie nie wyobraasz, jak bardzo

auj, e nie ma tu Piouna. Leciutko przygryza warg. - Moe si mylisz, Daimonie. Mam dobr wyobrani. W kocu jestem wiedm. - Magiem - sprostowa Gabriel. Doskonaym. We to pod uwag, Abbaddonie. I wejdmy wreszcie do rodka. - Oczywicie! - zawoaa Hija. Na tym odludziu zapomniaam dobrych manier. Trzymam goci na dworze! Trzeba mnie byo kopn w kostk, Gabrysiu.

- Za dobrze si bawia - mrukn Gabriel nieco cierpko. Wntrze urzdzone byo prosto i z wdzikiem. Na cianach wisiay alchemiczne obrazy, kilka rozrzuconych w rnych miejscach magicznych ksig i przedmiotw przypominao o profesji pani domu. Do stou usugiway fauny, bo nimfy pokojwki tylko poszturchiway si i gupio chichotay. Daimon zjad doskonay obiad, a potem spdzi urocze popoudnie na rozmowie z Hij i Gabrielem. Anielica okazaa si fantastycznym kompanem, opowiadaa zajmujco,

bawia si wesoo, odcinaa byskotliwie, radzia inteligentnie. Bya waciwie na bieco zorientowana w sytuacji Krlestwa i Gbi, a nawet, co specjalnie Daimona nie zdziwio, wiedziaa o odejciu Pana oraz koniecznoci ukadw z Lampk. Siedzc w fotelu przed kominkiem, z pucharem doskonaego wina i widokiem na zarowion od ciepa twarz Hiji, Anio Zagady czu si tak szczliwy, jak nigdy w yciu. Zaproszenie Gabriela obejmowao nocleg w zamku, a Daimon udzi si nadziej, e moe wizyta

przecignie si do kilku dni. Jednak w obecnym momencie Gabriel ani on sam z pewnoci nie mogli sobie pozwoli na dusze opuszczenie Krlestwa. Hija, gaszczc picego na kolanach Nehemiasza, patrzya na Daimona spod lekko przymruonych powiek, a to, co czua, byo niepokojce i przyjemne zarazem. Podwiadomie oceniaa go troch jak swoje ukochane jednoroce. Podobaa jej si wysoka, smuka sylwetka anioa, mocne plecy, dugie nogi, grafitowo lnice skrzyda z kocami, jak u Gbian, zakoczonymi hakiem. Mia pocig

twarz, ostry, drapieny profil, due usta i oczy, osadzone gboko, niesamowite przez swoje bezdenne, olbrzymie renice z zielon otoczk wok. Czarne wosy nosi zwizane w warkocz sigajcy poowy plecw, a lune kosmyki, nie dajce si sple, rwno przycite na wysokoci szczki. Lubia sucha jego gosu, ktry wcale nie by przyjemny z tym gardowym brzmieniem i chrypk. Frapowa j dziwny rysunek salamandry na policzku, skomplikowane tatuae na grzbietach doni. Ma pikne rce, pomylaa. Silne, z dugimi palcami, owalnymi paznokciami i wyranie

zarysowanymi kostkami. Nawet ta ogromna blizna za bardzo ich nie szpeci. I pikne nadgarstki. Mwi, e jest najlepszym szermierzem Krlestwa. To prawdopodobne. Rusza si adnie, ale twardo, jak onierz. Waciwie jak rycerz, to rnica. Daimon Frey, Abbaddon, Taczcy na Zgliszczach. Kto by pomyla? Pnym wieczorem Hija wysza do swoich komnat, zostawiajc Daimona i Gabriela samych. Skulony gargulec naoy drew do kominka i te znikn. - Pikna, prawda? - zagadn

Gabriel. - Bardzo pikna - przytakn Anio Zagady. - I urocza. - Wicej, Dibril. Niezwyka. Regent Krlestwa cign z palca piercie, obraca go w palcach. - Wiesz, o czym chciaem z tob porozmawia? - Prawdopodobnie nie o Hiji mrukn Frey. - O przepowiedni.

Daimon westchn. Naprawd mylisz, e nadchodz dni gniewu, Dibril? Uwaasz, e Antykreator wyle przeciw nam armi Mroku, jak zapowiadaj Bestie? - I swoj emanacj, Siewc Wiatru - mrukn Gabriel. Frey przygryz warg. - Wiem. Tylko Anio Zagady, Taczcy na Zgliszczach, potrafi go powstrzyma. O to ci chodzi? - Tak. Jeli Siewca nadejdzie, jeste jedyn szans Krlestwa,

Daimonie. Zwaszcza gdy Pan nas opuci. Wielkie renice anioa zalniy. - Zrobi co w mojej mocy, Dibril. Tylko tyle mog ci obieca. - Nie o tym mwi - westchn Gabriel. - Zdaj sobie spraw, e w razie czego bdziesz walczy do upadego. Po prostu uwaaj na siebie, dobra? Daimon umiechn si gorzko. - eby nikt nie rozbi mi ba, zanim Siewca przyjdzie rozwali

Krlestwo, Gbi i Wszechwiat przy okazji?

cay

- Tak - potwierdzi szczerze Pan Objawie. - Daimonie, Antykreator to sama destrukcja, mrok i chaos. Jest odwrotnym odbiciem Pana, zem, od ktrego Jasno si odcia. Pan zawiera w sobie wszystko, ale wiadomie wybiera dobro. Antykreator to ta cz, ktr odrzuci. Nie umie tworzy, tylko niszczy. To, co czyni, staje si karykatur i zaprzeczeniem ycia. Wszelkiego. Siewca przyniesie mier nam, Gbianom, ludziom i wszystkim innym istotom, powoanym do istnienia przez

Jasno. - Wiem, Gabrysiu - rzek Daimon wolno. - Walczyem z Cieniem. Gabriela przeszed dreszcz. Spojrza na przyjaciela uwanie. Moe on naprawd jest upiorem, jak twierdz niektrzy, pomyla. Musi taki by, bo inaczej nie miaby szans stan twarz w twarz z Cieniem. Tylko Daimon potrafi go powstrzyma, bo Daimon jest w pewnym sensie martwy. Nikt ywy nie zbliy si do Siewcy. Gabriel kolejny raz zdj i naoy piercie. Westchn.

- Widzisz, problem w tym, e nawet jeli Siewca rzeczywicie nadchodzi, nie mam szans si przygotowa. Powoam pod bro regularn armi, zmobilizuj wszystkich zdolnych do noszenia broni, ogosz stan wyjtkowy i co? Ka im czeka w nieskoczono? Dokd wyl Zastpy? Na Ziemi? Daimon z trzaskiem wyama palce. Jego gos zgrzyta niemi chrypk. - Przewiadczenie, e Antykreator pole swoj emanacj na Ziemi, nie jest warte funta kakw. Opiera si na garci zabobonw i

niepewnych wyroczni. W praktyce moe pojawi si wszdzie. Pan Objawie przesun rk po twarzy. - Komu to mwisz? Jestem bezradny. wiadomo tego mnie dobija. Mog tylko czeka na jego ewentualny ruch. Frey pochyli si, zniy gos. - Powiedz prawd, Dibril. Wierzysz, e zaczyna si ostatnia bitwa? Gabriel bawi si pieczci.

- Nie wiem. Ale le si dzieje. Najpierw Ksiga, potem Bestie i ta twoja szczelina. Daimon unis brwi. - Twierdzie, e si zamyka. - Bo si zamyka, ale... - Cholera, co mogo z niej wyle - dokoczy Frey. - Aha - przytakn smtnie regent Krlestwa. - Chocia nie sdz, eby co naprawd gronego. Nie daj rady przejmowa si wszystkim. Szczerze mwic, nie

bardzo wierz, e ma zwizek z Siewc. - A ja tak - mrukn ponuro Daimon. - Przy okazji postaram si to sprawdzi. - Wiesz, e dostaem pozew? Anio Zagady poderwa gow. - Nie. Gabriel si skrzywi. - Za naduycie wadzy. Azbuga go podpisa. - Jakie, do cholery, naduycie?

- Jako regent Krlestwa nie miaem prawa skorzysta z funduszu reprezentacyjnego chru Potg i skierowa zwikszonych patroli na podniebne szlaki poza granicami murw miejskich. W ten sposb zaprowadziem porzdek na traktach i adne pieprzone bandy demonw nie napadaj na karawany z zaopatrzeniem dla Nieba. Ale nie! Naruszyem kompetencje, bo kasa bya przeznaczona na galowe zbroje powlekane zotem. Anio Zagady wzruszy ramionami. Problem by tak bahy, e nie potrafi zrozumie

zdenerwowania przyjaciela. Gabriel powinien opowiada o tym z rozbawieniem, podszytym najwyej lekk irytacj. - Po co si przejmujesz, Dibril? Nijak ci nie podskocz z powodu takiej gupoty. To czyste brednie. Twarz Gabriela pozostaa powana. Pokrci gow. - Nie wiesz wszystkiego. Maj mj rozkaz wycofania pienidzy ze skarbca, a mnie brakuje dowodw na przekazanie forsy czynnym patrolom. Zrobiem to nielegalnie, wic nie udowodni, e do nich

trafiy. Zostaem udupiony. - Fatalnie, - Daimon przygryz warg. - To jaki monstrualny spisek. Co na to wywiad? Pan Objawie ramionami. - Nic. Szukaj. - Kto krci powrozy na nasze szyje, Dibril. - Te tak sdz. Na razie nie zamierzam si martwi tym pieprzonym pozwem. Mam wiksze problemy. wzruszy

Frey pokrci gow. - Nie lekcewa tego, Gabrysiu. Znaleli niezawodnego haka, skoro skierowali spraw do sdu. - Razjel te tak mwi. Zrobi pokazwk, Abbaddonie. Wydam oficjaln uczt, zaprosz p Krlestwa i poka im, kto ma kogo w garci. Tutaj. Daimon drgn. - Midzy innymi po to zaprosiem ci do Hiji. eby pozna twoje zdanie. Z Hij ju rozmawiaem. Zgodzia si.

- Dlaczego tutaj? To nie jest najlepszy pomys. Gabriel zmruy oczy. - Uwaasz, e sobie nie poradzi? - Z pewnoci okae si lepsza od wszystkich anielic razem wzitych, ale musi by jaki powd, dla ktrego trzymasz taki klejnot zamknity w szkatuce. Wyobraasz sobie plotki, Dibril? - O to mi chodzi, Daimonie! Poka im, gdzie mog sobie wsadzi swoje plotki o mnie.

- I o niej - powiedzia cierpko Frey. Gabriel wyd wargi. - Zgodzia si. - Ale ja si nie zgadzam. Pan Objawie spojrza Daimona przecigle. na

- Wiesz, kim jest Hija? Frey zacisn usta i milcza. - Crk Uzjela. - Wiedziaem, e skd znam te kobaltowe wosy - szepn.

- Kiedy tu po wygnaniu czowieka grupa wysokich rang aniow dopucia si grzechu z ziemskimi kobietami, znalaz si wrd nich mj osobisty adiutant, Uzjel. Uyem wszystkich wpyww, eby uchroni go od kary. Udao si. Gdy Ziemianka urodzia dziecko, zabraem je i wychowaem. Pomg mi Razjel, ktry nauczy dziewczynk magii. Hija jest dla mnie jak... - zawiesi gos, patrzy na Daimona przenikliwym wzrokiem. Anio Zagady stwierdzi, e zasycha mu w gardle. Nic nie potrafi poradzi na to, e splata palce, a bielej kostki - .. .crka -

dokoczy wolno Gabriel. Frey nie zdoa powstrzyma westchnienia ulgi. Zowi uwane, taksujce spojrzenie Pana Objawie i spuci wzrok. - Ochraniaem j bardzo dugo, lecz wbrew staraniom Razjela, Michaa i moim ona si mczy, Daimonie. Ta wyspa to odludzie. Oczywicie, odwiedzamy j, gdy tylko znajdziemy woln sekund, rozmawiamy przez oko, po kryjomu zabieramy j do siebie. Ale to za mao. Hija i ja doszlimy do wniosku, e czas z tym skoczy. Ona jest mdr kobiet,

Abbaddonie. Zdaje sobie spraw, e okrzycz j dzieckiem grzechu, istot upad, demonem. Niektrzy bd j przyjmowa, ze wzgldu na mnie i pozostaych archaniow, ale za plecami zrobi z niej potwora. Wyrzutek, panio, haba dla Krlestwa, plama na nieskazitelnej reputacji skrzydlatych. Sam rozumiesz. Niewane, co gadaj. Poznaem was, bo na tobie te nie zostawili suchej nitki. Uczylimy Hij, eby nie zwracaa uwagi na obmowy i plotki, pomylaem jednak, e ty moesz jej bardziej pomc. - Pomog, Dibril. W czym tylko

zapragnie. Gabriel si umiechn. - Wiem, Daimonie. To wida.

*** Midzy nagrobkami kady si ju dugie, fioletowe cienie wieczoru. Anielica Drop sza gwn alejk z rkami w kieszeniach dugiej do p ydki tuniki aniow strw. Regulaminowy strj, zoony poza tym z cienkiej bluzy z trzema paskami przy konierzu i na

rkawach oraz paskich, wysoko sznurowanych butw, by bolenie brzydki, lecz Drop nawet w marzeniach nie widziaa siebie w innym ubraniu. Krlestwo wychowywao strw wyjtkowo surowo i ortodoksyjnie. Anielica zajmowaa si ochron maych dzieci a do chwili, gdy zaczn chodzi do szkoy. Wtedy przejmowany JeJ podopiecznych inne anioy. Drop lubia dzieci i swoj prac, lecz czasami czua si znuona. Bya bardzo sumienna, wic pozwalaa sobie na odpoczynek dopiero po skoczeniu obowizkw, gdy nocn zmian

braa zmienniczka imieniem Lea. W pogodne dni chodzia na spacer na cmentarz. Koi j spokj i bezruch krzyy, cicho szumice drzewa, migotanie kagankw. Stanowiy cudowne wytchnienie od nieustannego haasu i bieganiny. Tutaj Drop czua si szczliwa. Posaa umiech jakiemu spnionemu psychopomposowi, ktry pochyla si nad pobliskim grobem. Anio odpowiedzia umiechem i pomacha jej rk. Drop skrcia w boczn alejk. Sza wzdu muru zaronitego rdestem. Tu zaczynaa si stara cz cmentarza. Krzywe, spkane

nagrobki, poszarzae od deszczu i upywu czasu, pochylone krzye pokryte bladozielonym nalotem mchu, strzegy ostatkiem si miejsc spoczynku ludzi, o ktrych wszyscy dawno zapomnieli. Czasem z wyblakej fotografii spogldaa na Drop powana twarz zmarego. Dzikie zioa, wplecione midzy dugie dba nigdy nie koszonej trawy, pachniay sodko, mae pajczki pracowicie rozwieszay sieci w zaomach kamieni pokrytych zatartymi, nieczytelnymi napisami. Cisza zdawaa si by tu gbsza, a w powietrzu wisiaa bkitnawa mgieka melancholii. Jednak

anielica nie odczuwaa smutku. Cmentarz raczej j uspokaja, ni przygnbia. Na pknitej w poowie pycie ozdobnego grobowca siedziaa maa strzyga. Na widok Drop odsonia ky, wydajc ostrzegawczy syk, ale skrzydlata zupenie si nianie przeja. Nie baa si strzyg. Wiedziaa, e wystarczy je ignorowa, bo nigdy nie atakuj nie sprowokowane. W miejscu, gdzie mur cmentarny zakrca, roso rozoyste drzewo z nisko opuszczonymi konarami, cel wdrwki Drop. Nie miaa pojcia, do jakiego gatunku naley, ale w mylach lubia nazywa je grabem.

Podesza blisko, pogadzia pie. Rozgldajc si niepewnie, czy nikt nie widzi, podkasaa tunik i szybko wdrapaa si po gaziach. Odnalaza ulubiony rozwidlony konar, gdzie mona byo wygodnie usi opierajc si plecami o pie, i opada na niego z ulg. Teraz, ukryta wrd listowia, przestaa si ba, e zostanie zauwaona. Wiedziaa, oczywicie, e aenie po drzewach nie przystoi anioom strom, ale nie potrafia odmwi sobie tej przyjemnoci. Tak mio siedziao si w grze, wrd zieleni, z nogami dyndajcymi beztrosko. Na chwil mona byo zapomnie o

powanych obowizkach, subowej dyscyplinie i surowych obyczajach. Surowo, powaga i dyscyplina bardzo mczyy Drop, chocia do gowy by jej nie przyszo, eby si buntowa. Nawet niewinne rozmylania o niebieskich migdaach, snute na gazi drzewa, budziy w niej wyrzuty sumienia. Wiedziaa, e przeoona, matka Sara, nie puciaby czego podobnego pazem. Westchna. Wiatr zaszeleci limi, musn jej twarz ciepymi, delikatnymi palcami, wic Drop odsuna od siebie przykre myli. Przymknwszy oczy, oddaa si leniwym,

beztroskim marzeniom. Z bogiego zamylenia wyrwa j nieprzyjemny dwik, jaki ostry szelest czy trzask, jakby kto gnit celofan. Dochodzi zza muru, od strony lepego zauka. Anielica wychylia si ostronie. Na uliczce pon sup srebrnego wiata. W jego rodku materializowaa si, wydajc przykre trzaski, wysoka, skrzydlata posta. Drop woya do ust zgity palec i zagryza, eby stumi okrzyk przestrachu. Dziwne wiato zgaso powoli. Srebrzysta istota odwrcia si, prostujc skrzyda. Otula j paszcz ozdobiony cudownymi,

kunsztownymi haftami z lnicych nici, wyszywany klejnotami pierwszej wody, przejrzystymi jak kryszta. To chyba anio, pomylaa przeraona Drop. Najwyszy dostojnik, ale jaki straszny, skaony. Rzeczywicie, rysy przybysza, chocia pikne i regularne niby oblicze posgu, tchny szalestwem i nienawici. Lodowe oczy, srebrzyste jak nieg na szczytach gr, byy ze, po prostu ze, bez ladu jakichkolwiek innych uczu. Arystokratyczn twarz okalay proste, biae wosy zwizane na karku. - Moc! - zawoa kto i w zauku

wyldowa kolejny anio. By drobny, nie modoci, z wsk siwiejcymi wosami. pierwszej twarz i

- Spnie si! - sykn srebrny. Jego gos brzmia jak pknity dzwon. - Wybacz, panie. - Siwy pokornie schyli gow. - Nie zwykem czeka. - Do, biaa i krucha niby bibelot z porcelany, wykonaa niecierpliwy gest.

- Wybacz, panie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. - Nie oczekuj go. Wicej, nic mnie nie obchodzi. Uczynie, co nakazaem, udostpnie, czego zadaem, oto zapata. W biaej doni pojawia si nagle cika, oprawna w okut skr ksiga. Drobny anio sign po ni szybko. Oczy pony mu podaniem. Srebrzysty cofn rk. - Uwaaj - warkn - to ci nie zwalnia ze suby. Naleysz do mnie, alchemiku. Znasz moj moc.

- Tak, panie - przytakn arliwie drobny. - Jestem twj, na zawsze. - Nie wtpi. - Poda mu ksig. Skrzydlaty porwa j jak sowa mysz. Srebrne spojrzenie przesuwao si po przedmiotach i twarzy anioa zupenie beznamitnie, jako sztywno, niby reflektor szperajcy. On ma martwe oczy, zrozumiaa Drop. To chyba upir! Piknie wykrojone poruszyy si. blade usta

- Kto nas obserwuje. Na drzewie za murem siedzi anielica.

Drop wydaa przeraony pisk. Zmartwiaa na gazi, ze strachu niezdolna si poruszy. wietlisty upir podnis wzrok ku drzewu. renice mu pony. - Panie, bagam, nie uywaj mocy! To Ziemia! - jkn poblady alchemik, czepiajc si rkawa haftowanej szaty. W ga, na ktrej siedziaa Drop, uderzya byskawica. Konar odama si, ale srebrzysty, wyranie zdekoncentrowany, chybi, bo anielica upada na ziemi oszoomiona, lecz nie dranita.

- Bagam, korzystanie z mocy na Ziemi ma fatalne skutki! Schwytam j, panie! - W gosie szpakowatego anioa brzmiao przeraenie. - Le - sykn upir. - Ale nie zawied, bo ci odnajd! Drop rzucia si do szaleczej ucieczki midzy nagrobkami.

*** Na Jasno, wyglda oszaamiajco, stwierdzi Daimon. Hija, ubrana w ceremonialn,

kobaltow sukni wyszywan w zote jednoroce, z umiechem witaa goci. Kreacja odsaniaa dekolt i ramiona. Na szyi poyskiwa szafirowy smok, gryzcy wasny ogon. - Miau - powiedzia Nehemiasz, ocierajc si o wysokie, zapinane na klamry buty Daimona. Anio schyli si, eby go pogaska. Hija postpia krok do przodu, a przez bynajmniej nie przepisowe rozcicie sukni, sigajce a do biodra, wyonia si krciutka spodnia spdnica i noga, pikniejsza ni wszystkie ogrody

Krlestwa. - Miau? - zdziwi si Nehemiasz, bo Daimon intensywnie gadzi go pod wos. - Wybacz, stary - mrukn. Twoja pani jest bardzo pikna. - Prrr - zgodzi si kot, wyginajc grzbiet. - Witaj, destruktorze - zaszemra tu przy nim znajomy gos. - Duma? - Frey wyprostowa si. Bez urazy, ale ciebie te zaprosi?

- A jake! - Anio miertelnej Ciszy pokaza w umiechu krtkie, ostre ky. - Co za imprezka, Daimonie. Jest nawet Ksopgiel. Pewnie przyjdzie si przywita. - Nie wierz. Gabriel zaprosi Aniow Szau? - Wszystkich. S te Anioowie Zamtu. Bliniacy Chema i Af, Birta - burzyciel domw, Zetar obserwator, Harbona - poganiacz osw i Karkas - duch koaczcy. - No, to niele. Jak si bawi? - Nie gorzej ni inni. Na razie

susz wymienite trunki Gabrysia. Na Gbi, Daimonie. Ten to ma gust! Najlepsze alkohole, najpikniejsze kobiety. Widziae pani domu? Frey spojrza w inteligentn twarz miertelnej Ciszy. brzydk, Anioa

- Ona nie naley do niego powiedzia, a to, co zadrgao w bezdwicznym, ochrypym gosie mogo przyprawi o ciarki na plecach. Usta Dumy wykrzywi umieszek.

- Wybacz, destruktorze. Stosunki panujce w Krlestwie s takie skomplikowane. atwo mona si pogubi. Nie chciaem nikogo obrazi, sowo. Id, przywitam si z Alimonem. Klepn Daimona w rami i odszed. Frey przekl w duchu wasn nadpobudliwo, ale nie potrafi zareagowa inaczej. liczna nimfa podsuna mu tac ze szklankami. Sign po trunek chtnie.

***

Rafa czu si okropnie. Nerwowo wyamywa palce. Nie umia si zachowa w towarzystwie zoonym z przeraajcych Aniow Zniszczenia. Przed chwil odby okropn rozmow z Ksopgielem, ktry, bawic si jego kosztem, opowiada ze szczegami o pacyfikacji jednej z prowincji w Sferach Poza Czasem. Z drugiej strony dostojnicy i urzdnicy Krlestwa, wciekli i obraeni, e zmuszono ich do zetknicia si z jak haastr pdemonw, uraeni do ywego osob gospodyni, skupili si we wasnym krgu, wymieniajc pene potpienia opinie. Kolejne

kko stworzyli wojskowi, gardzc zarwno towarzystwem cywilw, jak i destruktorw. Mideal, jeden z kapitanw armii niebiaskiej, obrci si do Falega, Pana Wojny, gwnodowodzcego piechoty Krlestwa. - Na Jasno, jakie zaoenia przywiecay regentowi, gdy organizowa to dziwne przyjcie? - Nie wiem - burkn Faleg, zwany wrd onierzy Stalow Pici. Ale dla mnie s zupenie niejasne. - Zapiewajmy! - zawoa nagle

jaki gos w grupie destruktorw. - Jasne! - podchwyci inny. Harbona, zaczynaj! Mody anio o szalonych, wesoych oczach i czole zeszpeconym bliznami, zaintonowa piknym, penym gosem: - Prochem i pyem jestemy, panowie, Pijmy na umr, nim nas zgarnie mier, Przed naszym mieczem pierzchaj wrogowie, Rozpustne dziwki gadz nasz pier. - Krew, krew, krew Wrogw wsika w ziemi,

Krew, krew, krew Naszym zarycza szklankami. przeznaczeniem! chr, trzaskajc

Wydatne szczki Falega zacisny si, nadajc jego ustom wyraz jawnej dezaprobaty.

*** - To skandal! - sykn Soter Asziel, Ksi Prokuratorw Niebiaskich. - Ciy na nim oficjalne oskarenie, a on okazuje

nam taki afront. - Afront? Demonstruje wadz, ot co - warkn Haniel, wdz chru Ksistw. - Na Jasno, zaprosi tych krwawych bandytw! Widziaem nawet Freya. Panowie, to szczyt! - To jeszcze mao - pokiwa gow Haamiasz. - Wiecie, kim jest ta anielica? Crk Uzjela! Zebrani wcignli powietrze. ze wistem

- Nie wierz! - Soter Asziel zachysn si z oburzenia.

- Tak, tak! Nasienie grzechu! W dodatku wiedma. Jest jego utrzymank, panowie. Nie ulega wtpliwoci. - Dno rozpusty! - Haniel a zblad. - Regent Krlestwa oficjalnie prezentuje swoj utrzymank. Co za bezczelno! - Nie martwcie si, zapaci za wszystko. Ju niedugo - wysycza mciwie prokurator. - Moe powinnimy wyj, na znak protestu? - rzuci Haamiasz. - Cisza! Idzie tu! - sykn wdz

Ksistw. - Jak si bawicie, panowie? zagadn Gabriel. Zielone oczy lniy. Triumfowa. - Dzikujemy, doskonale wyksztusi nienawistnym szeptem Soter Asziel, z min, jakby wypluwa ko. - Skosztujcie pasztetw. Uday si wybornie. - Nie omieszkamy. sztywno skoni gow. Haniel

I udawcie si nimi, mrukn do siebie regent Krlestwa, odchodzc. - Jak idzie, Misiu? - zagadn Ksicia Zastpw. Micha odwrci si, chrzszczc i brzkajc motocyklow kurtk. - Manna jest fantastyczna. W yciu takiej nie prbowaem. Wszystko pod kontrol? - zniy gos. - Jak najbardziej - zamia si Gabriel. - Popatrz na ich miny. ich zalewa. Zaraz pkn z wciekoci.

- Ten widok to czysta rozkosz! zachwyci si Micha, z ustami penymi manny. Przyszed, pomylaa Hija. Wiedziaa, e przyjdzie, ale gdzie w rodku cay czas mieszka lk, e moe mu nie zaley. Przyszed i cigle patrzy. Czemu nie podejdzie? Jej nie wypada. Wspaniale wyglda z rozpuszczonymi wosami. Zapragna ich dotkn, przesun midzy palcami chodne, grube pasma. Przymkna powieki. O czym ja myl, u diaba? - Hija?

Spojrzaa. - Razjel! - zawoaa ucieszona. Jak si czujesz? Nie wygldasz dobrze. Mam troch zmartwie, creczko. Sama wiesz. Chod, poszukamy Gabriela. Nie stj tu sama. Pocign j za rk.

*** Kobaltowe loki, pomyla. I te

niesamowite oczy pod brwiami wskimi i ciemnymi jak kadki nad Czeluci. Nie wolno ci. Moe komu innemu, ale nie tobie. Jeste trupem, niszczycielem, za tob cignie si tylko pasmo zgliszczy. Jeste jak Jonasz, skazisz wszystko, czego dotkniesz, bo takim ci uczyniono. Musisz taki by, Abbaddonie, cho to nie twoja wina. Moe kto inny, lepszy. Duo lepszy. Ona zasuguje na wszystko, co najlepsze. Zacisn zby. Nie by w stanie znie tej myli. Drczy si ni, katowa, ale nie umia si do niej przekona. Potrafi tylko myle o kobaltowych wosach, w

ktrych pragn zanurzy Pragn tak bardzo, e oddech sprawia bl.

palce. kady

*** - Szczerze mi przykro, Alimonie wyszepta Duma. Mistrz Ran podnis gow. - Stao si. - Wielu stracie? - Prawie posaem. wszystkich, ktrych

- Naprawd ich zdradzono? - Tak. Kruki wyrnli wikszo z zasadzki. Ale krwawo za to zapacili. Duma westchn. - Co na to Gabriel? Mistrz Ran wzruszy ramionami. - Nic. Ukady. Rozumiesz, polityka.

- Jasne - zaszemra Duma. Wypijmy za nich. - Wypijmy - przytakn Alimon.

*** Rafa siedzia wcinity w kt, nerwowo skubic mankiet. Dochodziy go strzpy ywej rozmowy. Co zrobi? wszystkich? Powywiesza

- Gorzej, bracie. Zamkn w chaupie i zabra si podpala. Wiesz, Harbona czasem ma takie odbicia. - A, wiem. Kiedy przelecia si

po wskazanym miecie i trzech ssiednich, zanim go zatrzymali. Co zrobi Ksopgiel? - Wysa Zerucha, ktry strzeli Harbon w pysk, a si skrzydami nakry, wycign wszystkich z chaty i powywiesza sukinsynw jak naleao! Rafa z jkiem opad na sof.

*** - Daimon? Co taki ponury?

Anio Zagady kciki oczu. - Zmczyem si.

cisn palcami

Czerwone lepia zmruyy si ironicznie. - Piciem? Frey zby. wyszczerzy w

Ksopgiela

umiechu

- Przyjacielu, tym nie sposb mnie zmczy. Dowdca Aniow Szau klepn go w plecy.

- Chod do chopakw. Szukali ci. Daimon stou. posusznie ruszy do

- O, dupa, wspaniaa! - mrukn Ksopgiel. Na tarasie, w towarzystwie Razjela i Michaa, staa Hija. - Kto? - warkn Frey, zanim zdy si powstrzyma. - Impreza - powiedzia Ksopgiel z niewinn min i drwicym umiechem.

- Daimon! - rykn Birta. - Chod no tu, chopie! Dajcie mu ktry szklank. Kop lat, destruktorze! Anio Zagady przyj wetknity w rk puchar.

*** - Dajesz sobie rad? - spyta Razjel, gdy zostali z Hij sami na tarasie. - Oczywicie. Co robi le? Skd, wszystko doskonale.

Tylko czemu jeste taka smutna, creczko? - Wydaje ci si. Zmczyam si. - Aha - mrukn nieprzekonany Razjel.

*** Nie wytrzymam duej, pomyla Daimon. Musz z ni porozmawia. Po prostu chwil porozmawiam. Czy z tego moe wynikn co zego? Wsta od stou.

*** Hija spojrzaa na ogrd. Powiedziaa Razjelowi prawd. Rzeczywicie czua si zmczona. Opara donie o balustrad tarasu. Powinna sprawdzi, czy gargulce przytoczyy odpowiedni ilo beczek wina z piwnic, jak nimfy radz sobie z usugiwaniem do stou i czy nie trzeba donie wicej potraw z kuchni, ale postanowia zostawi to na pniej. Z przyjemnoci wdychaa chodne powietrze nocy. W sadzie uoy si do snu granatowy, aksamitny mrok.

Usyszaa szelest, kiedy na owietlon przestrze podwrza wychyn Szafir. Unis eb, wszc. Spojrza na ni, zataczy w miejscu, a potem, rwnie niespodziewanie, jak si pojawi, znik wrd jaboni. Razjel, oparty o cian, milcza, zajty wasnymi mylami. - Co sycha u Uzjela, pani? zabrzmia tu koo jej ucha niemiy gos. Drgna. Obok sta Nisroch, Wielki Cenzor Krlestwa.

- Nie wiem, panie - odrzeka, silc si na obojtno. - Dawno go nie widziaam. Umiech Nisrocha paskudny grymas. przypomina

- To le, kiedy crka nie utrzymuje kontaktw z ojcem wycedzi. - Nawet jeli dopuci si on obrzydliwoci i porbstwa. Hija zblada. Jej palce, zacinite na balustradzie, pobielay. Wysoka sylwetka odcisna si na tle jasnego wntrza sali balowej pask, czarn plam. Niski,

gardowy gos przypomina warkot: - Ty jeste obrzydliwoci, Nisrochu. Kalasz nie tylko ten dom, ale cae Krlestwo, wic, na Jasno, wypleni ci jak kkol. Czarnowosy anio o twarzy cignitej jak pysk wilka porwa Wielkiego Cenzora za gardo. Nisroch zacharcza, podniesiony jedn rk w gr niby schwytany szczur. Troch si rzuca, a jego nogi drgay nerwowo dobre p metra nad posadzk tarasu. - Na lito Pask, Daimonie, nie zabijaj go! - jkn Razjel.

Daimon obrci si. Poblady, z oczami podobnymi do dwch Czeluci, teraz naprawd wyglda jak upir. - Nie mam zamiaru - powiedzia wolno. - Nie bd plugawi sobie rk jego krwi. Puci cenzora, ktry z charkotem walczy o powietrze, i zanim tamten zdy upa, potnym ciosem w szczk wyrzuci go za balustrad. Anio przefrun w powietrzu, zataczajc uk, grzmotn plecami w ziemi i znieruchomia. W sali zapada cisza. Gocie gapili

si na Daimona, ale nikt si nie odzywa. Frey nabra gboko oddechu. Rozprostowa kurczowo zacinite pici, stwierdzajc, e dr mu donie. - miertelnie mnie obrazi wyjani. - Jeli kto chce go pomci, zapraszam. Zejcie na d i udzielenie mu pomocy potraktuj jako wyzwanie. Odpowiedziaa mu cisza. Po cikiej sekundzie w sali rozleg si stumiony szmer gosw, stopniowo przeradzajcy si w gwar. Gocie

dyskretnie odwrcili wzrok, potoczyy si przerwane incydentem rozmowy. Anio Zagady przesun rk po twarzy. - Rany, Daimon - stkn Razjel. O mao go nie zaatwie. Wychyli si, aby stwierdzi, e Nisroch zdradza sabe oznaki ycia. Odetchn z ulg. Minie zawartych szczk Freya drgay. Razjel obj wp blad jak ciana Hij.

- Nie przejmuj si, maleka zacz. - Nic si nie stao - powiedziaa zdawionym gosem, delikatnie odsuwajc jego rami. - Wszystko w porzdku. - Bd z Gabrielem. - Razjel potar podbrdek. Rzuci swojej wychowance zatroskane spojrzenie i wycofa si z tarasu. - Nie musiae tego robi szepna Hija. - Ale Daimon. chciaem Bardzo powiedzia chciaem,

dziewczyno. - Dzikuj. Nie zdyam si przyzwyczai, dlatego mnie zdenerwowa. Frey pochyli si. Popatrzya gboko w dziwne oczy niszczyciela. - Nie dopuszcz do tego, eby musiaa si przyzwyczaja. Umiechna si. - Zrzucisz wszystkich z tarasu? Te si umiechn. - Tak. Cae pieprzone Zastpy,

jeli zajdzie potrzeba. - Dzikuj, e wzie ten skandal na siebie. Potrzsn gow. Nie Rzeczywicie obrazi. kamaem, miertelnie Hijo. mnie

Spojrzaa pytajco. - Naprawd? Bardzo delikatnie kobaltowy lok z jej skroni. Dziewczyno odsun -

powiedzia

wywalibym w powietrze cay Wszechwiat za to, e kto krzywo na ciebie spojrza. Zmieszaa si. - Wrmy do rodka. Chc si napi. Jaskrawe wiato w sali zmuszao do mruenia oczu. - Co ci przynie? Posaa mu serdeczny umiech. - Wina.

*** - Plesitea! Usysza prdki odgos krokw, suca stana w drzwiach. - Tak, panie? Siedzia, a waciwie plea w fotelu, bawic si pustym pucharem. - Przynie mi... Nie, nic nie chc. Id sobie. Odprawi j niedbaym machniciem rki. Znika w gbi domu.

Wsta, przeszed si po pokoju i znw opad na fotel. Mocno ucisn kciki oczu. Pochyli si w przd, opierajc okcie na kolanach. Przeczesa palcami wosy, a potem cisn piciami skronie. - Szlag - powiedzia. - Kurwa. Gwno. Zamilk. Nie udzi si, e przeklestwa pomog. Mg jako wyadowa gniew, ale nie rozpacz i rozterki. Po prostu cisza nieznonie go drczya. Zacisn zby, zerwa si z fotela i niemal biegiem wpad do pracowni.

Wyrysowa kilka znakw na pododze, zapali mieszank kadzide, rzuci gar magicznego proszku. Porodku krgu z kamieni zmaterializowa si fantom. By, oczywicie, do niej podobny, ale tchn martwot. Brakowao mu ycia, jej naturalnoci, jej wyjtkowoci. Rany, czego ja chc! Przecie to pieprzony fantom! Przymkn przekrwione oczy. zmczone,

- Nie mog - powiedzia do zjawy.

Zrozum. Jestem anioem, poddanym Jasnoci. Ty te. Co z tego wyniknie, dziewczyno? ebym jeszcze by normalny. Ale nie. Przecie waciwie nie yj. Mwi o mnie trup, demon, upir. Maj racj. Wiesz, na czym polega to, co robi? Wiesz, co by si stao, gdybym ci opowiedzia prawd? Poczuaby wstrt. Lk i niech. Jestem Anioem Zagady, Taczcym na Zgliszczach. Nic tego nie zmieni. Nic, dziewczyno, chobym mia znowu umrze i zosta wskrzeszonym. Zniszcz nas, bo wszystko niszcz, rozumiesz? Nie rozumiaa. Potok sw pyn,

a ona za nic nie chciaa zrozumie. W kocu zamilk. Obrci fantom w miejscu, ale pozr ycia, jaki wywoa ruch, sprawi mu dotkliwy bl. Przycisn donie do swego martwego, bijcego serca. - Hija - powiedzia. - Pom mi, Jasnoci. Ale adne ukojenie nie nadeszo. Rozbi zjaw zaklciem. Rozprysa si w feeri kolorowych wiateek. - Plesitea! - krzykn. Zdyszana, przestraszona suca

uchylia drzwi. - Tak, panie? - Nic, do diaba! - wrzasn. Wyno si. Ucieka. cisn rkami skronie i zamar w bezruchu.

*** - Zakochaam powiedziaa Hija. si, Uzjelu -

- Wiem - szepn. - Dlatego przyjechaem. Drgna. - Kto ci powiedzia? - Gabriel. - Doda, w kim? - Tak - potwierdzi z wysikiem. - Nie podzielisz si ze mn swoj opini? - Wykln ci. Zaszczuj. - Tak jak ciebie.

Skin ramionami.

gow.

Wzruszya

- I tak jestem wyklta, bez wzgldu na to, jak postpuj. Spojrza na ni z blem. - Hijo, zdajesz sobie spraw, kim on jest? Wyrzucia may kamyk za balustrad tarasu, tego samego, z ktrego Daimon strci Nisrocha. - Z wielu rzeczy zdaj sobie spraw, Uzjelu. - Zniszczy ci, nawet jeli nie bdzie tego chcia. Rozumiesz?

- Nie dbam o to! - rzucia ze zoci. - Popatrz mu w oczy, tam mieszka pustka, mier. To ywy upir. Targna gniewnie gow. - Upir i wiedma. Czy nie dobrana para? - A do takiego szalestwa go kochasz? - spyta ze smutkiem Uzjel. - A do takiego - odrzeka twardo. - Potpiasz mnie?

- Jake mgbym ci potpi! Ja?... Jej twarz przybraa gorzki wyraz. - Chciae powiedzie - grzesznik? Uzjel zamkn oczy. - Nie byem dobrym ojcem. - W ogle nim nie bye. Prawie ci nie znam. Nie odwiedzae mnie ze strachu, wstydu i wyrzutw sumienia. Wychowa mnie Gabriel. I Razjel. Ufam im, s moimi przyjacimi. Nie wiem, kim ty jeste, Uzjelu.

- Anioowie nie maj rodzin. Spojrzaa na niego ostro. - Ja nie nale do grona aniow. Nie rozumiesz? Jestem owocem grzechu, wyrzutkiem, skaz, podobnie jak on. - Nigdy tego nie chciaem szepn. Obja gow rkami. - Na Jasno, co to zmienia! - Bardzo kochaem twoj matk powiedzia, nie patrzc na ni.

- aowae? - e j spotkaem? Nigdy. Kiedy si z ni pocz. Pan mi obieca. Przecie jest Mioci. Odwrcia zdziwiona. si do niego,

- Jej dusza mieszka w gwiedzie. Nie wiem, w ktrej, ale lubi sobie wyobraa, e w tej mrugajcej zielono, w konstelacji Rydwanu. Widzisz? Skina gow. - Tsknisz, Uzjelu?

Zagryz warg. - Tak - przyzna. - Ostatnio coraz bardziej. - Niczego ci nie mam za ze powiedziaa. - Nie chc, eby tak myla. - Nie myl. Uwaaj na siebie, prosz. Na kocu jzyka miaa jak cit odpowied, ale jej nie uya. - Dobrze Postaram si. westchna. -

Rozdzia V

- Uciekaj, Gabrysiu - powiedzia Razjel. - Nic wicej nie da si teraz zrobi. Id po ciebie. Twarz Gabriela wygldaa jak maska. Milcza. Ksi Tajemnic mia przez chwil ochot przypomnie przyjacielowi, e duo wczeniej radzi mu zaj si spraw pozwu i zawczasu ukrci jej eb. Teraz zrobio si za pno. Nie ma sensu zarzuca Gabrielowi lekkomylnoci, skoro to nic nie

pomoe, tylko sprawi Objawie niepotrzebny bl.

Panu

- Zdobyli te pieprzone papiery. Pojcia nie mam, jak. Dorw ci i przerobi na karm dla psw. Nie wybronisz si. Musisz ucieka. - Nie tym razem - powiedzia twardy, beznamitny gos. - Dibril, kiedy dobior ci si do dupy, gotowi dogrzeba si koalicji z Lampk, a potem nieobecnoci Pana. Niech to wreszcie do ciebie dotrze! Rozpta si pieko, do ktrego ze wszystkich si staramy si nie dopuci.

- Ju si rozptao. - W porzdku, wic brakuje nam jeszcze wojny domowej. A ona niechybnie wybuchnie. Zwiewaj, ukryj si na troch, zaagodzimy spraw, wejdziemy w ukady, a potem zapiemy ich za pyski. Zastpy opowiedz si za nami, Micha rczy gow. Ale jeli ruszy teraz, wojna gotowa. Powoli bdzie zaciska ptl, a zdawi bunt. Wrcisz tak samo jak wtedy, pamitasz? To by bd, lecz Razjel przypomnia sobie o tym poniewczasie. Zakl w duchu.

Gabriel patrzy przez ogromne okno na Niebiaski Plac. Skrzydlaci wdrowali po nim, z gry malecy jak owady. Gmachy publiczne Krlestwa surowo przypatryway si petentom ozdobnymi obliczami fasad. Potga. Sprawiedliwo. Trwao. Oto, co zdaway si mwi. Gorycz ara serce archanioa. Rozprostowa zacinite palce. Spokojnie cign piecz wadzy i pooy na blacie biurka. Tajemne znaki, wyryte w szmaragdzie, wyglday dla oka laika jak skomplikowany ornament.

Razjel przekn lin. - Nie musisz tego robi, Gabrysiu. Przecie zawsze bdziesz regentem, bez wzgldu na okolicznoci... Urwa, bo nie potrafi znie wzroku przyjaciela. - Regent sprawuje wadz, podejmuje decyzje, rezyduje w Paacu Potgi, nie ukrywa si w norach jak szczur - powiedzia bardzo spokojnie Gabriel. Zapomniae, Razjelu? - Dibril, chwilowo to jedyne wyjcie. Tak cholernie mi przykro,

bracie. Pan Objawie zagryz wargi. - Wiesz, co si stanie, kiedy odejd? Natychmiast wybuchnie bunt. - Wanie wybuch, Gabrielu. A wiesz, co si stanie, jeli aresztuj ci i ska? A ska z pewnoci, bo maj dowody, z ktrych nie wybroniaby si sama Jasno! Bunt to mae piwo; wtedy cae Krlestwo stanie w ogniu wojny domowej. Jak sdz, Gbia te. Twj upadek powanie zachwieje pozycj Lampki. Runie odwieczny porzdek

wiata. Dlatego musisz si ukry, rozumiesz? We waciwym momencie wrcisz. - Tak, z pewnoci. - Gos archanioa dwicza gorycz. Oskarenie wnis Soter Asziel, ale dowodw dostarczyli moi wierni przyjaciele: Och, Nitael, bodaj go Czelu pochona, i Dubiel, ktry omieli si ju kiedy wycign ap po moje stanowisko. Anio Persji, potka, gnida z przerostem ambicji. Trzeba byo go zaatwi w odpowiednim czasie. Razjel westchn.

- Usunby jednego, przyszedby inny. Nie brakuje ci wrogw, Dibril. Gabriel wspar okcie o blat biurka, ukry twarz w doniach. - Postaram si przyczai gdzie na Ziemi. Tam zawsze najtrudniej kogo znale. Razjel wycign rk, eby dotkn ramienia przyjaciela, ale nie omieli si. Nie chcia, eby Gabriel wzi ten gest za tani lito. - Cay kontakcie. czas bdziemy w Przygotujemy grunt,

zwiedziemy ich pozorn ugod i wpucimy wojsko. To nie potrwa dugo, Dibril. Regent Krlestwa milcza. - Lepiej nie wracaj do domu, eby co zabra - powiedzia cicho Razjel. - Pewnie ju na ciebie czekaj. Musisz ucieka natychmiast. Dostarcz ci wszystkich potrzebnych rzeczy. Aha, nie przeno si za pomoc magii, przejd bramami. Inaczej mog ci wyledzi. Gabriel podnis zmczony wzrok. - Co za upadek - szepn.

Nie dramatyzuj. chwilowe zaamanie.

Raczej

Pan Objawie skrzywi usta. - Skd maj te papiery? Jak je zdobyli, Razjelu? Ksi Tajemnic wyama palce. nerwowo

- Kto im da. Kto potny, kogo nie docenilimy w rozgrywce. I mdry, Gabrysiu. Bardzo mdry. Gabriel podnis gow. - Podejrzewasz Sophi?

- Tak. - To prawdopodobne. - W zielonych oczach pojawi si bysk zrozumienia. - Chce przej wadz? - Nie wiem. - Razjel wzruszy ramionami. - Id ju, Dibril, dobrze? Regent Krlestwa westchnieniem. wsta z

*** Szed spiesznie zaukami

Pierwszego Nieba. Mija ubogie kwatery aniow, domki zamonych mieszkacw Limbo, ktrym poszczcio si na tyle, e uzyskali prawo osiedlenia si w Krlestwie, sklepiki i kramy rzemielnikw. Na nierwnym bruku potykay si woy, pokornie wlokce obadowane wozy. Niektre uliczki byy tak wskie, e musia przylepia si do ciany, eby przepuci kolebicy si wz. Grupy obdartych wyrostkw z Limbo przebiegay, chichoczc i wrzeszczc, obok kramw, starajc si zwin ze straganu brukiew albo kapust. cigay ich przeklestwa

przekupniw. Zmczeni anioowie suebni, w brzydkich, popielatych tunikach, wdrowali do swoich ubogich izdebek. To te jest Krlestwo, pomyla. Moje Krlestwo. Bruk zdawa si pali go w stopy, fasady domw wykrzywiay si szyderczo. Pochyli plecy, eby wzrostem nie zdradza wysokiego pochodzenia, nacign gbiej kaptur. Kiedy zobaczy przed sob wiee Bramy Tysica Soc, serce zabio mu bolenie. Za murem, otaczajcym ostatni krg, zaczynao si Limbo. Wpad w wir przechodniw

toczcych si w gardle bramy. Powoli przepycha si midzy nimi, a siedem krgw Krlestwa zdawao si przygniata mu kark, zwala na plecy. Kiedy Gabriel przekroczy zewntrzne wrota, a podeszwy jego butw dotkny nie nalecej do nikogo ziemi Limbo, poczu, jak zatrzaskuj si za nim bramy pieka. Daimon wszed do zadymionej gospody przez drzwi tak niskie, e musia mocno schyli gow, aby nie zaczepi o framug kocami skrzyde. Ju od progu powita go gwar pijackich gosw, brzkanie szka i ciki zaduch. W powietrzu

unosi si zapach skwaniaego moszczu winnego i potraw przyrzdzanych na starym tuszczu. Anio Zagady rozejrza si uwanie, ale nigdzie nie zauway tego, kogo szuka. To bya kolejna karczma na jego szlaku, a liczba miejsc, wchodzcych w gr, malaa z kad nastpn, wic czu si zmczony i poirytowany. Przepchn si do baru. Za kontuarem niemody Gbianin przeciera brudne szklanki rwnie brudn szmat. Daimon wspar donie na ladzie, wychyli si gboko. - Szukam Kamaela - powiedzia chrapliwie w samo ucho barmana,

eby przekrzycze wrzaw. - Wiesz, gdzie go znajd? - Nie, demon. panie wymamrota

- Widziae go ostatnio? - Nie, panie. - Ale bywa tutaj, prawda? - Nie wiem, panie niechtna odpowied. Daimon powoli cierpliwo. pada traci

zacz

- Znasz Kamaela, tak? - warkn.

- Zastanw si dobrze, odpowiesz, rozumiesz?

zanim

- Nie znam, panie. - Barman z podziwu godn starannoci polerowa brudn szklank. - Nie znasz? - Gos Freya przeszed w nisk, bezdwiczn chrypk. - Ciekawe, bo to jedna z jego pieprzonych ulubionych spelun. Chwyci Gbianina za kark, trzasn jego bem o kontuar i z caej siy przygnit. - Nadal go nie znasz, czy mam bardziej wspomc twoj pami? -

sykn. Demon wyda zduszony bulgot. Czyja do dotkna ramienia Freya. Obrci si byskawicznie, gotw strzeli w pysk. Spojrza w bkitne, wesoe oczy. - Pu Werga, Daimonie powiedzia Kamael. - To ja kazaem mu trzyma ozr za kami. Spenia tylko polecenie. Frey rozluni uchwyt. Barman, sapic gono i rozcierajc kark, spoglda na anioa z wyrzutem. - Powiedziano mi, e chcesz mnie

widzie - cign Kamael. - Napijesz si piwa? - Z rozkosz - mrukn Daimon. Nieatwo ci znale, przyjacielu. Kamael si skrzywi. - Zbyt wiele osb yczy sobie mnie spotka, destruktorze. Wikszo w celach mniej przyjacielskich ni ty. Werg, dwa piwa. - Tym bardziej ciesz si, e ci widz - umiechn si Frey. - I ja si ciesz, Daimonie -

Kamael odpowiedzia umiechem. Barman utoczy tymczasem z beczki pienistego napoju do dwch kufli. Jeden podsun Kamaelowi, drugi Daimonowi, z takim wyrazem pyska, jakby mia szczer ochot nasypa tam trucizny, a przynajmniej naplu. Przysidmy gdzie zaproponowa Anio Zagady. -

Wcisnli si na aw u szczytu dugiego stou z surowych dech, z blatem zachlapanym winem i lepkim od tuszczu.

Moemy rozmawia?

tu

swobodnie

Kamael skin gow. - Z ca pewnoci. Bywalcy s tak urnici, e nie pamitaj wasnych imion. Frey przyjrza si przyjacielowi uwanie. Kamael si zmieni. Zmizernia, moe nieco postarza. Szczupa, inteligentna twarz wycigna si, kasztanowe wosy zmatowiy odrobin. Tylko synne z piknoci oczy pozostay takie same. Nie byy to powane zmiany, ale Daimon spostrzeg je od razu i

zmartwi si. Zna Kamaela od wiekw. Obaj byli anioami krwi, szlachetnie urodzonymi, ktrych u zarania wiata stworzy osobicie Pan, a nie gos Metatrona, wszechanioa, wadnego powoywa do ycia rzesze podrzdnych aniow. Niegdy Kamael dowodzi Anioami Miecza, elit rycerstwa w Krlestwie. Suyli jako oficerowie nad dwunastoma tysicami Aniow Zniszczenia, zwanych Szaracz, gdy tam, gdzie przeszli, nie pozostaway nawet dba trawy. Tytularnym ksiciem Aniow Miecza by Soked Hezi, a ich relikwi Miecz, ktrym Pan dokona

ostatecznego podziau na wiato i Mrok. Wtedy te stworzy pierwszych, najpotniejszych aniow, nakazujc im wybiera, czy pozostaj przy Jego boku, czy wol dawn ciemno i chaos. Ci, ktrzy wybrali Mrok, a byo ich wielu, stali si zaciekymi wrogami Krlestwa, star, przedwieczn arystokracj piekieln. Wydali wojn Jasnoci, przeciw dzieu Stworzenia. Pierwsze krwawe potyczki pozostay nierozstrzygnite, wic Pan z dymu, siarki i ognia uczyni Szaracz i jej oficerw, Rycerzy Miecza, najlepszych wojownikw Krlestwa. Po serii zaciekych bitew zepchnli

armi ciemnoci a poza granice czasu, poza wiaty i wszechwiaty, lecz zapacili za to wysok cen. Zrby nowego dziea Paskiego spyny krwi Rycerzy Miecza. Najcisze walki toczyy si na terenie dzisiejszej planety Mars, ktra przybraa czerwon barw, na zawsze zbryzgana posok elity niebiaskiego rycerstwa. W Krlestwie powtarzano legendy, e zebrane z pobojowisk zbroje i bro polegych rzucono w fundamenty Ziemi, gdzie przerodziy si w pokady elaza, a krwawe plamy, jakie na nich pozostay, ludzie nazwali potem rdz.

Przeya ich gar. Po wojnie uzupeniono szeregi formacji. Kamael dosuy si stopnia gwnodowodzcego, Daimon mia pod rozkazami legi Siarki. Szaracza podzielona bya bowiem na trzy chorgwie: Dymu, Siarki i Ognia, noszce odpowiednio granatowe, te i czerwone pancerze. Legi Dymu dowodzi Jofiel, a Ognia Astaniel. Po swej egzekucji i wskrzeszeniu oraz utracie wadzy przez demiurga Jaldabaota na rzecz archaniow, Daimon, jako nowo mianowany Anio Zagady, przesta nalee do Rycerzy Miecza. Wkrtce potem

wybuch bunt Lucyfera, do ktrego Kamael pochopnie si przyczy. Wkrtce szczerze poaowa tego kroku, bo przyszo mu sono zapaci za bd modoci. Zosta, co prawda, hrabi palatynem Gbi, ale narobi sobie mnstwa wrogw, ktrzy najechali go wsplnie, wyzuli z woci i cigali po wszystkich zaktkach Wszechwiata. - Jak tam sprawa twoich dbr? zagadn Daimon, sczc piwo. Przyjaciel machn rk. - Zapomnij. Ju ich chyba nie odzyskam. I wiesz co? Wcale mi nie

zaley. Gbia to parszywe miejsce. - Wrciby, co? - mrukn Frey. Bkitne oczy Kamaela zasnuy si mg tsknoty. - Natychmiast. Marz o tym. Ale to jedyne, co mi pozostaje westchn. - Odcity eb nie przyrasta... Cholera, przepraszam, Daimonie. Nie miaem na myli... rozumiesz... - Mnie nie ucili ba - powiedzia Frey. - Daj spokj, Kam. Odkd si znamy? Czemu si wygupiasz? Nie urazie mnie. Musiaby si lepiej

postara. - Sam nie wiem - wymamrota Kamael. - Jestem teraz demonem, wiele mogo si zmieni. Anio Zagady uwanie w oczy. popatrzy mu

- Nie jeste adnym cholernym demonem, Kam, i nic si nie zmienio, rozumiesz? - Ostatnio yj w stresie. Kamael potar czoo. - Popadam w obsesje. Daimonie, co to za chryja w Krlestwie?

Frey z westchnieniem odstawi kufel. - Waciwie dlatego przyszedem. Mam dwie proby, trudn i atw. Zaczn od trudnej, dobra? - Zasuwaj. Nabra gboko powietrza. - Ukryj Gabriela, Kam. Byy dowdca Aniow Miecza gwizdn przez zby. - Wiesz, o co prosisz? Daimon zagryz warg.

- Wiem, stary. Ale ty znasz Ziemi jak swoje skrzyda, upchaj go, chocia na troch. - Zobacz, co si da zrobi mrukn Kamael. - Waciwie moja sytuacja jest tak za, e nie sposb jej pogorszy. Co mam jeszcze zrobi? Porwa Pana? - Chc si zobaczy z Samaelem. Moe znalaz jakie informacje, ktrych nam brakuje. Kamael si skrzywi. - A masz za co je kupi? Samael nic nie daje za darmo. Anio

Zagady skin gow. - Spokojnie. Sprzedam mu rewelacje, o jakich dawno nie ni. - Kiedy zobaczy? - Zaraz. - Dobra. - Kamael wsta i nacign na gow zmitoszon bejsbolow czapeczk. - Idziemy. Na zewntrz panowao niemie zimno, wiatr mit kroplami rzadkiej mawki, wciska si w szczeliny ubra. Daimon zadra i otuli si chcesz si z nim

szczelnie paszczem. - Przejdziemy przez pentagram tumaczy przyjacielowi Kamael. To bezpieczny sposb, nie do wykrycia i zapewnia materializacj. Same plusy. Trzeba tylko znale jakiego inwokatora w czasie przywoania. Czekaj, niech sprawdz. Wycign z wewntrznej kieszeni mae lusterko. - Ten nie, ten te, ten recytuje z bdami, wic przejcie byoby nieprzyjemne. O, jest jeden dobry. Materializujemy si, zanim skoczy,

Daimonie. Gotowy? Frey przytakn. - Skok! Kamael. zakomenderowa

Anio Zagady poczu szum powietrza i chd. Bruk mikko zapad mu si pod stopami. Przez chwil migay blade gwiazdy, potem przykrya je mga. Wyldowa bez wstrzsu na pododze porodku wyrysowanej kred picioramiennej gwiazdy. - O duchu potny, moc witych imion zaklinam ci,

przybd natychmiast w miej dla oka postaci i uczy, co nakazuj... glaa, uch... Ostatnie dwiki nie naleay do formuy przywoania. Wydobyy si z rozdziawionych ust inwokatora samoistnie i raczej spontanicznie. - Mylisz si. Nie uczyni powiedzia Daimon z paskudnym umiechem. Wycelowa palec w osupiaego maga. Wicej, przyjacielu. To ty zrobisz wszystko, czego ja zadam. Wyraam si jasno? Rozleg si brzk, gdy

wypuszczony ze zmartwiaej doni upad na podog rytualny sztylet. Frey wystpi z pentagramu, eby go podnie. Inwokator zasoni ramionami gow, wydajc z siebie niegodne mskiego garda skomlenie. - Tandetny - mrukn Daimon, oceniajc n. - Znaki le wycite, widzisz? Ta nka w d, a ogonek powinien by zakrcony. Tamten bohomaz to co ma niby by? Pentakiel? Beznadziejny. W tam Kamael. momencie zldowa

- Czowieku - jkn na widok inwokatora. - Zdejmij z siebie ten idiotyczny szlafrok w gwiazdki! Wygldasz jak palant. Na ulic te by tak wyszed? Dno, Abbaddonie. Z roku na rok staj si coraz gorsi. Na dwik tytuu Freya nieszczsny mag rozpaka si. zy strachu pyny po policzkach, rozmazujc demoniczny makija. - aosne - powiedzia Kamael, rozgldajc si po pokoju penym szklanych kul, czaszek, suszonych ab i tandetnych plakatw okultystycznych. Skd im przychodzi do gowy, e szanujcy

si demon bdzie tolerowa podobny cham? Czy ja wygldam na handlarza starzyzn? Z obrzydzeniem podnis w dwch palcach zmumifikowan rk. - Niby wisielca, tak? Wyrzu to, facet. Jeszcze rozniesiesz jak zaraz. I przemaluj ciany. Czarne wntrza s przytaczajce. O nogi Daimona otara si czarna kotka. - Kicia - powiedzia anio, przytulajc zwierztko. Oczy mu

zalniy. Kotka przymruya lepia, mruczc intensywnie. Frey gniewnie zacisn usta. Odwrci si z kotem w ramionach, wbi czarne renice w twarz chlipicego maga. - Mwi, e j ukrade. Nie chc wiedzie, co miae zrobi z tym zwierztkiem, skurwysynu, bo wyrwabym ci z dupy nogi i wepchn obie do garda. Lubi koty, rozumiesz? Oddasz j wacicielom, do ktrych tskni, a jeli nie, wykopi ci choby z grobu i zrobi z twoich flakw ozdobn girland. Dotaro? Okultysta run na kolana.

- Bagam, bagam, cudowny, uroczy...

potny,

- Uroczy? - prychn Kamael. Zwariowa ze strachu, Daimonie. - Bagam, o wspaniay... - Zamknij si - warkn Frey. Lepiej go posuchaj. Rozbawiony Kamael pokaza w umiechu garnitur zbw. - To Anio Zagady, Abbaddon. Nie rcz za niego, kiedy si wkurzy. Mag oplu si, wygaszajc jakie nieartykuowane peany. Kamael

podszed bliej. Okultysta skuli si z jkiem. - Posuchaj, facet. Zdejmij ten szlafrok, tak jak prosiem, id do sklepu i kup ciemne okulary. Bardzo ciemne. Aha, przynie mi shakea. Truskawkowego. Daimon, chcesz co ziemskiego ze sklepu? - Fajki - rzuci Taczcy na Zgliszczach, gaszczc uszczliwionego kota. - Masz whisky? - zwrci si do inwokatora. Mag przypomina zaszczute zwierz. Rozbiegane spojrzenie przenosi z twarzy jednego anioa

na drugiego. Nagle poderwa donie do ust.

zajcza,

- Bez histerii, chopie - skarci go Kamael. - Nie masz, to kupisz. No ju, ruszaj. Okultysta rzuci si do drzwi, wypad na zewntrz. - Nie wrci - stwierdzi Daimon. Kamael opad wygodnie na sof przykryt narzut w kociotrupy. - Ale wrci, zobaczysz - uspokoi przyjaciela. - Mam praktyk w tych sprawach. Zaatwiem ci okulary, bo

twoje oczy nie wygldaj odpowiednio po ziemsku. Poczekamy tu do zmierzchu. Samaela najatwiej zdyba noc w jakim klubie. Wieczorem wyl ktrego z moich dinnw, eby go zlokalizowa. Frey rozsiad si w fotelu obitym czarnym aksamitem. Na kolana natychmiast wskoczya mu kotka. - Po co ci shake? - spyta. Byy dowdca Rycerzy Miecza wyszczerzy w umiechu zby. - Bo lubi - powiedzia. - A

truskawkowe najbardziej.

*** Stroboskopowe wiata odrealniay sylwetki taczcych, zmieniay parkiet w aren jakiej dziwacznej orgii, ktrej uczestnicy zdawali si zbiorowo cierpie na chorob witego Wita. Wok rury wia si naga panienka z obojtn min zawodowca. Muzyka, ograniczona do samego rytmu, lizgaa si po cianach, odbijaa od podogi i odlegego sufitu wielkiej hali, wprawiaa w drenie

chromowane stoliki oraz przepony goci. - Musi tu gdzie by! - wrzasn Kamael. Daimon uwanie lustrowa sal. - I jest - powiedzia, pochyliwszy si do ucha przyjaciela. Porodku parkietu, w najgstszym tumie, szala Samael. Barczysta sylwetka byego archanioa growaa nad tumem, rya czupryna pona niczym pochodnia. Kleia si do niego krtko ostrzyona nastolatka w

czciach garderoby tak skpych, jakby poyczya j od braciszka niemowlcia. Daimon ruszy, z atwoci rozgarniajc taczcych. Protestowali sabo, lecz na widok ubranego na czarno dugowosego faceta o dziwnej, drapienej twarzy, jako odechciewao si konfrontacji nawet klubowym twardzielom. Za Freyem poda Kamael. Wielki rudy demon o wygldzie przystojnego playboya dostrzeg ich, zanim dotarli na rodek sali. Przesta taczy, szepn co do ucha ostrzyonej panience i ruszy

w kierunku aniow. Partnerka, uczepiona jego paska od spodni, dawaa si pokornie holowa. - Prosz, prosz - powiedzia Samael. Odwiedzili mnie przyjaciele z innego wiata. Czy mam si ucieszy? - Sprbuj, Sam. Nie zaszkodzi mrukn Daimon. - Nie sdz, eby od tego umar. Oczy Samaela, nakrapiane zotymi zmruyy si nieco. zielone, plamkami,

- Przejd do konkretw, Daimon.

Jak widzisz, mj czas jest cenny. Pogadzi niekompletnie Zachichotaa. po ubran biodrze maolat.

- Dowiedz si, czy kto w Krlestwie lub Gbi nie zrobi czego nietypowego. W gr wchodzi wszystko. Spotkania towarzyskie i oficjalne, ukady, wymiany, transakcje. Moe kto prbuje kupi co trefnego albo, przeciwnie, co sprzeda. Cokolwiek, co odbiega od normy, Sam. Samael si rozemia.

- Zwariowae? Czemu miabym to robi, a tym bardziej udostpnia ci zdobyte z trudem informacje? Wygldam na altruist? Daimon sign po papierosa, zapali. - Powiedz mi, Sam, jeste przywizany do trybu ycia, jaki prowadzisz? - Odpowiada mi pod wieloma wzgldami - umiechn si byy archanio. Frey zacign si dymem.

- Mwi gniewu?

ci

co

termin

dni

Kamael drgn nerwowo. Zielone oczy Samaela zabysy podejrzliwie. - Wpuszczasz mnie w kana, Frey. - Tak si skada, e nie, przyjacielu. A waciwie chciabym. Bo niedugo moe si okaza, e nie bdzie barw, w ktrych lubisz si upija, burdeli, gdzie zwyke kupowa dziwki, ani kasyn, w ktrych kantujesz. Prawdopodobnie zabraknie i ciebie, a Ziemia zniesie t niepowetowan strat z atwoci tylko dlatego, e rwnie

przestanie istnie. - Kurwa - powiedzia Samael. Boj si, e zaczynam ci wierzy. Musz si napi. Id po luf. Zaraz wrc. - Przynie dwie - zawoa za nim Kamael. - Nowina ma urok nowoci i dla mnie. Ostrzyona maolata, pozbawiona nagle filaru w postaci potnego ramienia Samaela, popatrywaa na obu aniow niepewnie. Z ostrym makijaem, kolczykiem w nosie i butach przypominajcych dyby, wygldaa jako aonie.

Kamaelowi zrobio si jej al. - Spadaj stad, maa - powiedzia. - Id do domu i przez dobrych par lat nie odwiedzaj miejsc bardziej rozrywkowych ni cukiernia. Twj przyjaciel to demon. Naprawd nazywa si Samael. Rozpta wojn w Niebie, trafi do pieka, ale wyrzucili go stamtd za okruciestwa i parszywy charakter. On jest zy, maa. To psychol. Wylali go nawet z pieka, rozumiesz? Zabije ci, a przedtem zrobi z tob mnstwo nieprzyjemnych rzeczy. Dziewczyna rozdziawia usta.

- Odbio ci, facet, czy co? Kamael westchn. - Nie, maa. Mam z natury mikkie serce. Nie lubi perwersyjnych morderstw na tle seksualnym. - Jestecie gliny czy zboki? Cofna si o krok. - Skd, zwierzaczku. Anioy. Raczej bye, przynajmniej ja. Parskna miechem. - A, znaczy wiry!

- Pewnie troch tak. Jak si yje dobrych kilka tysicy lat... Daimon, zdejmij okulary. Frey speni prob przyjaciela. - To jest Abbaddon - cign Kamael. - Anio Zagady, jeli nie zrozumiaa. Dotaro teraz, maa? Dziewczyna, zakrya usta rkami, wydajc zduszony pisk. Jej oczy zrobiy si okrge jak guziki. Nagle poderwaa si, rzucia w kierunku wyjcia. Monstrualne podeszwy waliy o parkiet. - Chyba dotaro - skonstatowa

Kamael. Za chwil przecisn si ku nim Samael ze szklankami w doniach. Przemylaem spraw powiedzia. Wchodz. Nie dopuszcz do upadku jaski hazardu i rozpusty. Honor mi nie pozwoli. Zrobi, co w mojej mocy. Hej - rozejrza si - zepsulicie mi zabawk? Kamael wzruszy ramionami. - Chciaa zdy na dobranock. Samael pokaza w umiechu

rwne mocne zby, bielsze ni nieg. Znajd lepsz, Wypijmy za niebyt. chopaki.

- Za niebyt - powtrzy Daimon, podnoszc szklank.

*** - Jezdniiii! - zawoa kto przecigle gosem penym lku. Koodziej Sapo rzuci narzdzia. - Luka! - krzykn do ony. -

Zabieraj dzieci i chowaj si! Prdko! Przeraona koodziejowa poapaa usmarkane, brudne dzieciaki. Jej usta wykrzywiy si jak do paczu. - Sapo, co znowu? - jkna. - Nie chlipaj, babo - sarkn. - Pod podog, ale ju! Sam pozosta na rodku podwrza, niepewny, co robi. Gna do lasu krow? Chowa zapasy? Rozglda si za jak broni? Stawi opr zbrojnym jedcom to pewna mier, lecz zdesperowany koodziej postanowi nie da wzi

siebie i rodziny ywcem. Mocno cisn rkoje toporka, ale drewno lizgao si w mokrych od potu doniach. Jezdni wpadli do wioski. Galopowali gwn drog, w tumanach kurzu podobni do zjaw ze starych wierze. Wielkie, bojowe rumaki z bukranionami na bach wyglday jak smoki. Dosiadajcy ich anioowie, zakuci w srebrzyste pancerze, powiewali czarnymi paszczami niby dodatkowym skrzydem. To skrzydlaci, stwierdzi koodziej. Z Krlestwa. Ale co to, na Otcha,

za rnica? Z Krlestwa czy z Gbi, tacy sami bandyci. Milczce, okute elazem zjawy przemkny przez wiosk, znikajc w chmurze pyu. O ich przejedzie wiadczyy tylko poamane poty, zniszczone przydomowe poletka warzyw i droga zryta kopytami niczym pugiem. Sapo obtar rkawem spocone czoo. Tym razem si udao, Jasno uchronia. Ale jak bdzie nastpnym? Koodziej splun, smarkn w palce. Straszne czasy przyszy dla mieszkacw Limbo.

*** - Zbrodzienie! Zbrodzienie wal! zawy przeraony gos. Uciekajcieeee! Spokojna osada, szykujca si do snu przedwieczorn por, zawrzaa. Mieszkacy w panice chwytali dobytek, zaganiali wystraszone zwierzta, zwoywali dzieci. Cz, dwigajc toboy, cikim truchtem biega do lasu. Nie zdyli. Wyjca banda konnych wsiada im na karki, sieka bezbronnych mieczami, toporami, drewnianymi pakami jak

bydo na ubj. Padali midzy paty soniny, rozsypan kasz i gomki sera, ktre wyleciay z rozdartych zawinitek. Krew plamia koszule, dba trawy, wsikaa w ziemi. Rozbjnicy wpadli do wioski, podpalili strzechy. Ogie strzeli w gr, wesoy na tle ciemniejcego nieba. Napastnicy, upojeni wrzaskiem, krwi i pomieniem, zadawali mier dla samej rozkoszy zabijania. Czuli si jak mroczni bogowie, wadni dla kaprysu zabiera ycie. cigali taczce, podniecone zapachem krwi i widokiem ognia wierzchowe, zeskakiwali gwaci baby, dobija

rannych, mordowa, zarzyna zwierzta. Nie dbali o up. Bo co mona znale w ubogiej wiosce? Pszenic? Smalec? Chcieli zabawy i urzdzili zabaw. Jaka demonica, zawodzc, rzucia si na ziemi obok drgajcego trupka dziecka. Wielki Gbianin zdzieli j przez eb toporem. Nie obejrzawszy si pobieg dalej. Ogie strzela jasno, wesoo. Straszne czasy nadeszy dla mieszkacw Przedpiekla, pierwszego krgu Otchani.

*** Ucieczka Gabriela wstrzsna posadami Krlestwa. Nikt nie spodziewa si, do jakiego stopnia archanio jest klamr, spinajc ad i porzdek. Oficjalnie postawiono go w stan oskarenia, odsuwajc od wadzy. Prbowano take zmusi do ustpienia pozostaych archaniow, lecz ich pozycja bya zbyt silna. Zawizyway si jakie Tymczasowe Komitety, jakie na p legalne koterie. Do wadzy aspirowali przywdcy spisku: Dubiel, Nitael i, jak si okazao, trzeci wsplnik, alchemik Och. Popierao ich rodowisko wysokich urzdnikw,

prawnikw i sdziw, z Soter Aszielem i Azbug na czele. Z kolei podniosa gowy stara, przedwieczna arystokracja, powoujc si na swoje dawne prawa. Dyskusje przemieniay si we wrzaski i wzajemne obrzucanie inwektywami, spory zaczto rozwizywa si. Arystokraci wystawili poczty prywatnych onierzy i najemnikw niczym bogaci Gbianie, urzdnicy odpowiedzieli uzbrojonymi bojwkami. Nad wszystkimi wisiaa groba w postaci wkroczenia Zastpw, regularnej armii Krlestwa, wci wiernej Michaowi,

a co za tym idzie, stronnictwu archaniow. Na domiar zego Teratel ogosi powszechn rwno, zapraszajc do swych woci wszystkich chtnych z Limbo i Sfer Poza Czasem, co zaowocowao napywem wszelkiego rodzaju ciemnych typw, dezerterw z armii, poszukiwaczy przygd, zbuntowanych aniow uciekajcych przed wyrokiem sdu, nacigaczy i zwykych bandytw. Tumy odakw, najemnikw i niebieskich ptakw, z trudem utrzymywane w ryzach na terenie samego Krlestwa, hulay jak chciay po Limbo, pustoszc i

grabic. Powoli wymykay si te spod kontroli za bramami miasta, wywoujc liczne incydenty, zwaszcza w niszych krgach.

*** Zamieszanie w Krlestwie odbio si podobnym echem w Otchani. Ostre wystpienia monych Gbian przerodziy si z czasem w otwarty bunt, tak powany, e stoek Lucyfera mocno si zachwia. Uzbrojone bandy, mienice si partyzantami, obrocami wolnoci lub dobroczycami ludu, napaday

na miasta i osady Przedpiekla, popisujc si bezprzykadnym okruciestwem. Niechtni sobie magnaci wzili si za by, wybucho kilka regularnych wojen domowych. Lampka tumi jak mg cae zamieszanie, ale ster powoli wylizgiwa mu si z rk. - Co ja mam zrobi, Asmodeuszu? Co robi, do kurwy ndzy?! - Lucyfer nerwowo kry po komnacie. Grupa jakich brudnych bandziorw rozbia mi trzy oddziay piechoty. Wojsko nie daje rady stumi buntu. - Bo jest za sabe, le opacane i kiepsko uzbrojone - powiedzia

Zgniy Chopiec ze spokojem. Lampka zwrci na spojrzenie szarych oczu. - To co nam pozostaje? Asmodeusz sign do miseczki, stojcej na stole, i schrupa orzeszek. - Wszystko zaczo si od nieszczsnego pozwu przeciw Gabrielowi. On trzyma wodze elazn pici. Kiedy go zabrako, wszystko si sypie. - Mam go wepcha z powrotem niego

na tron regenta? - zakpi Pan Otchani. Zgniy Chopiec przytakn mierteln powag. ze

- Dokadnie tak, Luciu. A w kadym razie pomc mu to osign. Z caym szacunkiem, ale on potrafi to, czego ty nie umiesz. Przywrci porzdek. Lucyfer obrci si, zaskoczony. W zmruonych, fiokowych oczach przyjaciela nie zobaczy ani ladu drwiny.

Rozdzia VI

Tawerna Pod Gorejcym Krzakiem w porze wczesnego wieczoru zacza zapenia si gomi. Alimon siedzia plecami do ciany, w ten sposb, eby widzie jak najwiksz cz sali i swobodnie obserwowa wchodzcych. Z natury podchodzi do wiata nieufnie, a wiadomo, ktr otrzyma, wywoaaby podejrzliwo u kogo o wiele bardziej atwowiernego. Zwaszcza e pochodzia od nieboszczyka.

Rankiem tego samego dnia odezwao si prywatne oko Alimona, ukazujc oblicze Drago Gamerina. Komandos, ktry wedug wszelkich wskaza powinien zgin w lesie Teratela, nalega na spotkanie. Umwili si pod Krzakiem. Drago natychmiast si rozczy. Alimon dyskretnie dotkn ukrytej pod paszczem broni. Municie gadkiej kolby, doskonale pasujcej do doni, uspokajao. Mistrz Ran uywa robionego na specjalne zamwienie pistoletu typu Babilon, opatrzonego formuami pitnastu bogosawiestw, specjalnie

hartowanego wod z Jeziora Pomieni. Pasoway do niego wielkokalibrowe pociski pomsta 0,5, zdolne przebi pancerz smoka. Niektrzy uwaali t bro za zbyt cik i mao wyrafinowan, ale Alimon posugiwa si ni od lat, wcale nie narzekajc na jej nieporczno. Skrzypny drzwi. Do tawerny wszed Drago. renice Mistrza Ran zwziy si czujnie, zacisn szczki. Gamerin zbliy si do stou. Rce Alimona skrywa z pozoru niedbale zarzucony na ramiona paszcz. - Wiem, co mylisz, ale to ja,

Alimonie. Przeyem - powiedzia Drago. - Radosna wie - wycedzi anio przez zby. Drago trzyma donie tak, aby Alimon cay czas je widzia. - Mog usi? - Dobra. Gamerin opad na aw. Wyglda le. Na twarzy mia sice i lady skalecze. Spojrza uwanie w oczy dowdcy. Szukaj mnie. Musiaem zaryzykowa, eby si z tob

spotka. Masakra w lesie Teratela zostaa sprowokowana. Tafti zostawi mnie na zewntrz, bo nie mogem przefrun przez barier. Widziaem band najemnikw, przebierajcych si magicznie za Kruki i za nas. Mieli peno najnowszego czarodziejskiego sprztu najwyszej klasy. Kto musia im to da. Do szefa zwracali si Ram. Nie zdyem ostrzec oddziau. - Na twarzy Gamerina pojawi si wyraz blu. Alimon poblad. - Jeste pewien tego, co mwisz?

- Jak wasnego ycia - potwierdzi komandos powanie. Mistrz Ran przecign doni po czole. - Ram? Pewnie Ram Izad. Sukinsyn wynajmuje si za fors do plugawej roboty. Skrzydlaty, szlag by go trzepn! Suchaj, Drago... Nie dokoczy. Komandos w tej sekundzie poderwa gow, sign po bro. Wolno. Zbyt wolno. Otulony peleryn marynarz, kiwajcy si dotd sennie nad kuflem piwa przy ssiednim stole, odrzuci okrycie, ukazujc czarne oko gbiaskiego karabinka adramelech. mier zacisna

zimn, kocist ap na sercu Drago. Ju nie yj, pomyla. Huk wystrzau oguszy go. Oszoomiony, zastanawia si, czemu nie pada. Marynarz w pelerynie wykona nieprawdopodobne salto i upad daleko midzy stoy. Tam, gdzie powinna znajdowa si jego pier, ziaa krwawa dziura. Alimon strzeli po raz drugi do zrywajcego si z miejsca krpego Gbianina z pistoletem w rce, a Gamerin zmuszony by doceni warto babilona, bo pomsta dosownie urwaa demonowi nog. Drago, ktry ujrza ktem oka poruszenie w kacie sali, odwrci si w sam

por, eby zastrzeli skrzydlatego celujcego do Alimona. - Spieprzaj Drago, osaniam ci! rykn dowdca, wystrzeliwujc z paszczy babilona kolejny pocisk. Nie trafi. Pomsta ugodzia w wypchany eb chimery nad barem. Rozpad si w chmur pyu i trocin. Gocie tawerny, wrzeszczc ze strachu, czogali si midzy nogami mebli. Drago zobaczy jeszcze dwch napastnikw; trzeci, uzbrojony w adramelecha, blokowa drzwi. Komandos rzuci si pod st, ostrzeliwujc gsto. Pociski przeciwnikw gwizday mu koo uszu, jeden drasn rk. Drago

trafi w czoo Gbianina przy wejciu. Ten upad na wznak, lecz za nim pojawio si dwch innych. Okna take byy obstawione. Gamerin przeturla si po pododze, ukry za przewrconym stoem. Zza takiej samej osony niezmordowanie strzela Alimon. Widocznie zdoa dosign upuszczonego karabinu marynarza, bo pru krtkimi, celnymi seriami z adramelecha. Sytuacja Gamerina nie wygldaa dobrze. Za plecami mia cian, drzwi i okna obstawiali uzbrojeni najemnicy. Pospiesznie zmieni magazynek. Amunicji te nie zostao za duo.

- Drago! - usysza wrzask Alimona. - Oso gow i nie wychylaj si! Potna seria pociskw trafia w cian obok kryjwki Drago. Deski zajczay, sypic w krg odamkami drzazg, a zmuszone przegra, puciy z trzaskiem, otwierajc na ulic poszarpan dziur. Drago skoczy ku niej natychmiast, gdy tylko ogie ucich. Skulony wypad na dwr, osaniajc ramionami gow. Rzuci si w najbliszy zauek, puci pdem przed siebie, chcc zyska jak najwicej przewagi. Nie zdy si nawet zastanowi, w jaki sposb Alimon

ukry w poach paszcza may, lecz morderczy, cile zakazany przez Konwencj Praw Skrzydlatych, czarnomagiczny karabin NEX AP 666 magnum, ktrym rozwali cian. Mistrz Ran nalea po prostu do aniow przezornych. Napastnicy ruszyli w pogo. Drago sysza ich, kluczc wrd wskich uliczek. W popiechu roztrca nielicznych przechodniw, za rogiem zderzy si ze zdradziecko rozwieszonym praniem. Lepkie szmaty czepiay si rk, krpoway ruchy, kleiy do twarzy. Gamerin, klnc, zdziera z siebie ptna i sznurki. Jego uszu dochodzi

wcieky jazgot nadbiegajcej praczki, zmieniony we wrzask przestrachu, kiedy gwizdny pierwsze pociski. Zdyszany, uwolni si wreszcie, ciskajc zmite pranie na ziemi. Straci sporo czasu, szamoczc si z mokrymi przecieradami. Omal nie dosiga go kula z pistoletu odupujc odprysk ceglanego muru. Nie mia czasu zastanowi si nad rozsdnym kierunkiem ucieczki. Zauek zaprowadzi go wprost na handlow ulic. Bieg przed siebie krtymi pasaami, przewracajc stragany sprzedawcw warzyw, depczc bezlitonie wielkie

rzodkwie, szpinak i rzep. cigay go zorzeczenia. Mia nadziej, e zgubi przeladowcw, bo strzay ucichy. Nie zwolni jednak kroku. Skrci w kolejny zauek i zderzy si z czym z impetem. - Jak azisz, bydlaku! - rykn domokrny sprzedawca talizmanw, gdy Drago wbi si miedzy niego a tust klientk, wybierajc niezawodny amulet przeciw oszustom i nacigaczom. Uszkodzie delikatne, magiczne przedmioty! Dawaj fors za straty! Zastpi Gamerinowi drog. Z drugiej strony blokowao go cielsko

zaywnej limbianki, ktra na wszelki wypadek uznaa, e dobrze bdzie zacz krzycze. Wielka, rozdziawiona gba sprzedawcy pojawia si na wysokoci oczu Drago. Komandos strzeli z caej siy w pomstujcy pysk a domokrca dosownie wzlecia w powietrze, ciko walc plecami o cian. Pad na bruk bez ruchu, otoczony swymi talizmanami niby promieniami magicznej aury. Drago przeskoczy przez niego, nie zwaajc na rozpaczliwe ryki limbianki, i skrci w pierwsz uliczk. Prowadzia do portu rybackiego. Zatoka Rahaba syna z niezych owisk. Przy

nabrzeu koysao si kilka duych odzi, w nozdrza uderza zapach ryb. Rybacy nie powrcili jeszcze z poowu, wic port by prawie pusty. Drago rozejrza si czujnie w poszukiwaniu kryjwki. Czu si zmczony, niesprawna noga utrudniaa ucieczk. W pewnej chwili jego wzrok pad na star d, wycignit na brzeg, prawdopodobnie do naprawy. Przykrywaa j plandeka. Gamerin skoczy ku niej, podnis ptno, wlizn si do rodka. Jeszcze zanim wyldowa na dnie zesztywnia, zderzywszy si z czym

mikkim. Co wydao z siebie stumiony pisk, potwierdzajc obaw komandosa, e jest ywe. Minie Drago napiy si, serce uderzyo mocniej. W doni odruchowo pojawi si n. Napar na istot, przygnit kolanami. Bronia si sabo. W kompletnej ciemnoci anio nie by w stanie dojrze przeciwnika. Wydawa mu si may i dziwnie niemrawy. Waciwie nie walczy, dysza pytko, wydajc cichutkie pojkiwania. Gamerin zamar z noem w doni, gotw w kadej chwili dgn niespodziewanego lokatora odzi. Ochon nieco,

przekonany, e to raczej ukrywajcy si przed kar zbiegy anio suebny lub zodziejaszek z targu, a nie najemnik dybicy na jego ycie. - Co ty za jeden? - szepn zowrogo. - Nie zabijaj! - odpowiedzia mu amicy si ze strachu gos o zdecydowanie eskim brzmieniu. Zaskoczony ucisk. anio poluzowa

- Jeste anielic? - spyta.

- Aha - pisna. - To sied cicho, jeli ci ycie mie - sykn. Zamarli obok siebie na dnie odzi. Mijay minuty, a przeladowcy nie nadchodzili. Wreszcie Drago uzna, e zgubi ich ostatecznie. Na wszelki wypadek odczeka jeszcze chwil i odsun odrobin plandek. Do wntrza wpado nieco wiata. W nikym blasku komandos zobaczy skulon na wilgotnych deskach anielic w stroju strw. Mruya oczy przed socem. Widocznie spdzia pod plandek wiele godzin. Miaa mi, okrg buzi okolon

krtk, ciemn czupryn. Jej brzowe oczy, kiedy ju przyzwyczaiy si do sabego blasku wiata z zewntrz, te okazay si okrge. Nie bya specjalnie adna, ale jej wygld wzbudza sympati. Sylwetk miaa proporcjonaln, mi dla oka, cho zdradzajc pewn tendencj do zaokrgle. - Jak ci na imi? - spyta Gamerin. - Drop - odpowiedziaa. - Dlaczego si tu chowasz? Milczc, popatrywaa na niego niepewnie.

- Krzykna, ebym ci nie zabija. Czemu, maa? Przecie nic rwnie powanego nie grozi za ucieczk ze suby. Uraona, wyda wargi. - Wcale nieprawda! nie uciekam. To

Drago pochyli si ku niej. - Wic po co si chowasz? Przyjrza si nieadnej tunice. - Mao kto dybie na opiekunki modszych dzieci. Obcigna bur kieck, teraz

troch brudn, uznajc, bardzo odsania nogi. zgrabne, zauway Drago. - Nie mog mrukna. ci

e za Wcale

powiedzie -

Prawd rzekszy, z trudem walczya z pokus podzielenia si tajemnic, ktra od pocztku j przerastaa, ale troch baa si zaufa dziwacznemu onierzowi, ktry spad jej dosownie na gow. Wydarzenia ostatniego dnia do tego stopnia poprzewracay uoony wiat Drop, i miaa cigle wraenie, e ni. Nie moga szuka pomocy u przeoonej, matki Sary,

ani adnej z koleanek. Naraziaby je tylko na niebezpieczestwo, a i tak by nie zrozumiay, czego si boi. Nie bya na tyle gupia, eby wrci do swojej kwatery albo spokojnie podj prac. Straszny srebrzysty anio widzia j, wic z pewnoci domyli si, e naley do strw. Drop z wielkim trudem wywina si tropicemu j siwemu skrzydlatemu, przyczaiwszy si w przedszkolnym ogrdku. Wlaza do wntrza pomalowanej w jaskrawe kolory rakiety i dugo siedziaa tam skulona, drca, oczekujc, e w kadej chwili moe wystrzeli w Kosmos, trafiona zaklciem

unicestwiajcym. Dopiero kiedy zapad wieczr, omielia si opuci kryjwk. Rzadko zdarzao jej si zostawa na Ziemi po zmroku, wic wystraszona pojawieniem si licznych Gbian, bezpaskich dinnw, strzyg i poledniejszych demonw, ucieka pierwsz bram, ktra okazaa si prowadzi do Limbo. Ze strachem stwierdzia, e noc nie jest tu lepiej, a wrcz gorzej ni na Ziemi. Z szynkw dochodz pijackie piewy i wrzaski, po ulicach wcz si podejrzane bandy. Przezornie wolaa nie pokazywa si w Krlestwie, przekonana, e tam

najprdzej bd jej szuka, cho bardzo pragna znale si choby w Pierwszym Niebie. Z sercem tukcym przy najlejszym szelecie jak kastaniety, zabrna wreszcie do portu, gdzie, zzibnita i wycieczona, schowaa si w odzi. Z pocztku chciaa odpocz tylko przez chwil, ale szybko dotaro do niej, e waciwie nie ma dokd i. Baa si wyj z ukrycia, gdzie czua si bezpieczniej ni na ulicy, nawet jeli byo to zudne wraenie. Czuwaa do witu, potem zapadaa w nerwowe drzemki, znuona cigym nasuchiwaniem, lecz pnym popoudniem zasna ze

zmczenia, nie baczc na niebezpieczestwo. Wtedy wpad na ni Drago. Mimo e znajomo nie zacza si fortunnie, Drop instynktownie poczua do niego sympati. Rozpaczliwie potrzebowaa pomocy, bya przeraona i bezradna, a wewntrzny gos podpowiada, eby zaufa tym szarym, przyjaznym oczom, bo nie mog by zdolne do podoci. - Nie bj si, maa - powiedzia. Jestem onierzem Krlestwa. Nie zrobi ci krzywdy. Widzisz, z racji munduru musz si znajdowa po waciwej stronie.

Mrugn i umiechn si. - To czemu chowasz si w odzi? burkna, prawie rozbrojona. - Bo zobaczyem co, czego nie powinienem by widzie. - Ja te - szepna. Spowania, uwanie. przyjrza si jej

- Co takiego, dziewczyno? - Najpierw ty powiedz. Chwyci j za rce. - Nie kryguj si, maa. To moe

by bardzo wane. W jego gosie usyszaa napicie. Zawahaa si, ale tylko przez moment. - Dobrze - westchna i zacza opowiada, co j spotkao od czasu spaceru na cmentarz. Twarz suchajcego komandosa cigaa si z kadym zdaniem. - Na Jasno, to musi by prawdziwa Ksiga. Wszyscy zginli na prno - szepn z gorycz, gdy Drop umilka.

- Teraz ty - zadaa, wic streci krtko dzieje nieudanej wyprawy przeciw Teratelowi. Oczy anielicy robiy si coraz bardziej okrge. - Ojej! Widziaam co o wielkim znaczeniu dla Krlestwa, tak? spytaa z mieszanin przestrachu i podniecenia. Drago powanie skin gow. - Wic bd mnie ciga? Jak zbieg dusz? - Aha. Musz ci gdzie schowa, ale bladego pojcia nie mam, gdzie. - W zamyleniu pociera blizn na

brodzie. - Poznaaby ktrego z tych skrzydlatych? No pewnie. Obydwu przytakna skwapliwie. -

- Z jednej strony to dobrze, z drugiej gorzej - myla na gos. - Nie dadz ci spokoju. Dokd ja ci zabior? Nagle dozna olnienia. - Do Saturnina! No jasne! - A kto to jest? - spytaa, zaniepokojona. Zwrci ku niej rozjanion twarz.

- Mj przyjaciel, anio str. Pracowaem kiedy jako jego zmiennik. Anielica zachysna oddechem, sponia. si

- Nie mog! - wyjkaa, przejta groz. - Nie wolno mi przebywa pod jednym dachem sam na sam z anioem pci mskiej! Nie umia powstrzyma umiechu. - A teraz co niby robisz? Zmieszaa si tylko na moment. - Teraz... jestem w odzi, czyli na

dworze. Zasady nie obowizuj. Drago pooy ramionach. jej rce na

- Maleka, inaczej zrobi z ciebie siekank. Saturnin to porzdny chop. Taki sam subista jak ty. Dogadacie si, zobaczysz. Zreszt, kto mwi, e zostaniesz z nim sama? Ja te tam bd. Drop jkna. W yciu nie przypuszczaa, e przyjdzie jej przeywa tak nieregulaminowe przygody. Drago odchyli plandek, pocign j za rk.

- Chod, jest ciemno, mniejsza szansa, e kto nas rozpozna. Przynajmniej Saturnin bdzie o tej porze u siebie. Gdyby si dziao co podejrzanego, obejmij mnie i zataczaj si lekko, dobra? O rany! wyszeptaa wstrznita. - Tak nie wypada, co sobie pomyl... - Wanie o to chodzi - przerwa. eby pomyleli. No, ruszamy, maa. Przemykali si ciemnymi, pustymi uliczkami. Dzielnica targowa bya o tej porze wyludniona. Tawerny i karczmy mieciy si dalej na

pnoc, wzdu przeciwlegego kraca zatoki Rahaba. W drodze do najbliszej bramy nie napotkali nikogo oprcz zagubionego pijaka, ktry usn w podcieniu jednej z kamienic, widocznie znuony zbyt dalek tras do domu. Po mietnikach buszoway mae, na wp zdziczae chimery. Ich lepia lniy w mroku. Wychudzone gnomy zbieray pod straganami zgnie warzywa, biy si zaarcie o wyrzucone licie kapusty i marchwian na. Wykrzywiay do przechodzcych ze, trjktne twarzyczki. Drop czua si nieswojo. Mimo

skrupuw moralnych omielia si uj komandosa za rk. - Ju niedaleko - mrukn uspokajajco. - Nie bj si, wszystko pod kontrol. Odpowiedziaa umiech. blado na jego

Wreszcie przekroczyli bram i znaleli si w Pierwszym Niebie. Nie rnio si znaczco od Limbo, ale Drop odetchna z ulg. Ulice wydaway si wymare. Niky odblask wiata dawa si zauway tylko w nielicznych oknach. Strudzeni anioowie suebni udali

si dawno na spoczynek, aby zerwa si przed witem i zdy skrupulatnie wypeni obowizki, trwajce do zmierzchu. W zaukach dwiczay tylko kroki Drago i Drop. Dotarli do Bramy wierszczy i przedostali si do Drugiego Nieba, siedziby czterech mskich i dwch eskich chrw strw. Chocia nigdy nie bya w tej czci miasta, Drop natychmiast poczua si jak w domu. Schludne, skromne pawilony, kwadratowe wiee, szerokie i paskie bryy poszczeglnych Domw w dzielnicy anielic wyglday identycznie.

Saturnin nalea do Domu Trzeciego przy Drugim Krgu. Drago bez trudu odnalaz Zielon Wie, gdzie miecia si kwatera przyjaciela. W kocu przez rok pracowa jako jego zmiennik przy do trudnym kliencie. Anioowie strowie otrzymywali przydziaowego klienta, ktrego ochraniali przez cae ziemskie ycie, dbajc o jego bezpieczestwo, wzbudzajc szlachetne pobudki i poruszajc sumienie. Zajmowali si nim niemal dwadziecia cztery godziny na dob, powicajc cakowicie sw prywatno. Jednak nawet oni nie byli w stanie

nieustannie czuwa, wic na wypadek choroby, losowego wydarzenia lub krtkiego odpoczynku otrzymywali staego zmiennika. Najczciej rekrutowano ich z szeregw emerytowanych urzdnikw, lecz czasem zdarza si wycofany ze suby onierz, tak jak w przypadku Drago. Zielona Wiea bya kamiennym budynkiem na planie kwadratu, wbrew nazwie niewysokim i przysadzistym. O tej porze w oknach nie palio si wiato, a wewntrz panowaa cisza. Drago ruszy wzdu muru, prowadzc za rk Drop. Zatrzyma si przed

cian z oknami, zadar gow. Saturnin mieszka na pierwszym pitrze. W pokoju nie palio si wiato. Gamerin zagwizda cicho, naladujc gos rajskiego ptaka. Odpowiedziaa mu cisza. Gwizdn goniej. Nikt si nie odezwa. Zafrasowany, podrapa si w gow. Spojrza w ciemne okno i wyda z siebie gwizd, od ktrego powinny powypada szyby. Nie byo odzewu. Drago zakl cicho. Drop w milczeniu obserwowaa jego wysiki. - Moe by podleciaa do okna i zastukaa? - zasugerowa. Obruszya si.

- No, co ty! Stuka noc do obcych aniow? Mowy nie ma! Westchnwszy, schyli si po kamyk. Cisn w ciemny otwr. Cichy chrobot i to wszystko. - Na Jasno, pi jak koda mrukn rozzoszczony. Cisn nastpny kamie, tym razem wielkoci maego jaja. Usyszeli stuknicie, a potem trudne do zidentyfikowania odgosy. Gamerin znw zadar gow. - Saturnin! - sykn.

Odgosy si nasiliy. - Saturnin! - krzykn Drago cakiem gono. W pokoju zajaniao nike wiato, w oknie pojawia si twarz anioa. Drago? zapyta niedowierzaniem zaspany gos. z

- Nie, Belzebub ze swoj wit burkn komandos. - Wpu mnie, musimy pogada. - Ciszej - stkn Saturnin. Pobudzisz wszystkich. Ju schodz. Id do tylnego wejcia.

Podeszli do nieduych, drewnianych drzwi. Po chwili skrzypny zasuwy i w otworze pojawi si Saturnin z ma lampk w rce. Chybotliwy pomyk owietla zaniepokojon twarz anioa. Na widok Drop nie by w stanie ukry zdumienia. - Co ona tu robi? - wyjka z do gupi min. - Pomieszka u ciebie troch oznajmi bezceremonialnie Drago, wpychajc przyjaciela w gb korytarza. - Posu si, nie bdziemy ca noc stercze na dworze.

Str protestowa sabo i bezradnie. Gamerin wcign Drop do rodka i zatrzasn drzwi. - Wiesz, na co mnie naraasz?! jkn Saturnin. - Wcale nie chciaam tu przychodzi - burkna nadsana anielica. - Sama sobie poradz, nie potrzebuj pomocy od adnego... - Cicho bd! - hukn Drago. Saturnin, nie stercz tak. Blokujesz schody. Drop prbowaa uwolni rk z ucisku komandosa.

- Nie mam zamiaru tu zostawa! Pjd do przeoonej, opowiem, co widziaam. Puszczaj! Gamerin popatrzy niedowierzaniem. na ni z

Dziewczyno, zwariowaa?! Zabij ci, zanim zdysz wyj na ulic. - Daj jej lepiej spokj - wtrci Saturnin, przeraony, e odgosy ktni obudz mieszkacw wiey. Chce i, niech idzie. Wie, co robi, lepiej ni ty. Stre pci eskiej i mskiej pod adnym pozorem nie mog przebywa sam na sam w

jednym pomieszczeniu, ani bez zezwolenia wchodzi na teren poszczeglnych Domw. Drago chwyci go za ramiona. - Suchaj - powiedzia - tu chodzi o spraw majc kluczowe znaczenie dla Krlestwa. Przykro mi, ale mam w dupie twoje ewentualne problemy. Dowiesz si, co jest grane, i sam zrozumiesz. Saturnin przekn lin, skin gow. Determinacja, jak sysza w gosie przyjaciela, sprawia, e odsun si od schodw.

- Dobra - powiedzia. - Wierz ci. Idziemy na gr. Drago przepuci Drop, ktra pokornie pokonywaa stopnie, zdawszy sobie spraw, jak gupie byy jej dsy. Bez pomocy Gamerina czeka j los gorszy od mierci. Zadraa na wspomnienie lodowych oczu srebrzystego upiora. Nie moga si specjalnie rozejrze po kwaterze Saturnina, bo str nie zapali grnego wiata, pozostawiajc tylko lampk, ktr owietla im drog na gr. W jej sabym blasku stwierdzia, e pokoik jest ciasny, a ko, na ktrym

przysiada, twarde. Drago bez specjalnych wstpw rozpocz opowie o ksidze, lesie Teratela i przygodach Drop. Niemal od pierwszego zdania na twarzy suchajcego Saturnina pojawi si wyraz zmartwienia, pogbiajcy si z kad chwil. - Wybacz, stary - wymamrota, gdy Drago skoczy. - Zachowaem si jak samolubny cham i gupek. Mogem si domyli, e dla kaprysu nie naraaby mnie na przykroci. - Zapomnij - mrukn komandos. Te mogem wpa na lepszy

pomys, zamiast wciga ciebie w to gwno. Teraz grozi ci niebezpieczestwo takie samo jak nam. - Do tego krygowania! Saturnin si umiechn. - Napijecie si czego ciepego? Pewnie jestecie zmarznici. Skinli gowami. Str sign po czajnik. - Moe by herbata z mity? - Pewnie - ucieszya si Drop, ale Drago wykrzywi usta.

- O piwo nie mam co pyta, prawda? - mrukn. Saturnin zby. pokaza w umiechu

- On si nigdy nie zmieni. Co z niego za anio, na Jasno. Rozgo si, prosz... Aaa, nawet nie spytaem, jak masz na imi. Wybacz, zachowaem si paskudnie. Chyba wyszedem na strasznego dupka. - Och, nie - zaprotestowaa szczerze anielica. Saturnin zrobi na niej bardzo sympatyczne wraenie. Pomylaa, e z atwoci mogaby

go polubi. - Nazywam si Drop. - Saturnin. - Wycign rk. Ucisna j. Odstawi czajnik, przysiad obok na ku. - Przykro mi, e potraktowaem ci niegrzecznie. To przez zasady, rozumiesz sama. Wosy mi stany dba, kiedy pomylaem, e postpuj niezgodnie z przepisami. - Spojrza z umiechem na komandosa. - Odzwyczaiem si od amania przepisw, odkd Drago przesta by moim zmiennikiem. Widzisz, jestemy starymi

przyjacimi. Kiedy uratowa mi ycie. - Gadanie! - achn si Gamerin. - Mitologizujesz, stary. Sam sobie poradzie. Okrge oczy Drop popatrzyy na onierza z podziwem. Podobao si jej, e zachowuje si nie tylko odwanie, ale i skromnie. Moe ma swoisty stosunek do regulaminu, przyszo jej do gowy, ale Jasno musiaa nad ni czuwa, kiedy postawia go na jej drodze. - Wcale nie - cign Saturnin. W dodatku nauczy mnie wicej o

prawdzie i przyzwoitoci ni wszystkie podrczniki ze szkoy strw. To porzdny facet, Drop, nie zraaj si pozorami. - Skocz te pienia, bo bd musia da ci w pysk i wszystkie twoje teorie wezm w eb zirytowa si Drago. - Cicho sied! - skarci go str. Zabawiam gocia rozmow. - Lepiej daj ju tej parszywej mity. Zimno tu. Bo yjemy skromnie i pracowicie, jak anioom przystao -

wyjani uprzejmie. - Prawda, Drop? Nie tak jak inni, ktrzy tylko siedzieliby w knajpach, cignli piwo i zagldali demonicom pod spdnic. Mrugn do Drop. Anielica zachichotaa. Po raz pierwszy od spotkania z upiornym anioem poczua si bezpieczna, a przy tym chyba po raz pierwszy w yciu zrozumiaa, co to znaczy znale przyjaci. Przymkna oczy, ogrzewajc si t wiadomoci lepiej ni ciepym kominkiem, ktrego brakowao w izbie Saturnina.

*** agodne koysanie lektyki i czerwonawe, stumione wiato, przeciskajce si przez zacignite kotary, sprawiao, e podr przestawaa wydawa si realna. Zoe ogarniao wraenie, jakby znalaza si we wntrzu muszli, swobodnie dryfujcej po oceanie purpury, szkaratu i zota. nia na jawie. Dugowose panny wodne przemykay obok, dziki powiewnym trenom sukien podobne egzotycznym rybom. Widziaa ich poruszajce si cienie. W

aksamitnym szkaracie baraszkoway trytony. Staraa si zapamita wesoe melodie, wygrywane na rogach, szmer gosw, szepczcych w niezrozumiaym jzyku, brzmicych niczym podskoki srebrnej kulki. Ocean by ciepy, a Zoe bardzo pragna zapa si w otcha na zawsze, ukoysa do snu na dnie wycielonym mikkim piaskiem. Mogaby leniwie sucha piewu panien, pozwala, aby delikatnie splatay jej wosy, koysa si na falach, wzbudzonych rybimi ogonami trytonw, ni, ni, ni. Wiedziaa jednak, e sodkie

marzenie nie ma szans si zici. Podr skoczy si, dinn w barwach Sophii odgarnie zasony i poinformuje j ze sztuczn czoobitnoci O przybyciu na miejsce. Rzeczywisto przeraaa poetk, cho miaa nadziej, e nie daje tego po sobie pozna. Nie potrafia zrozumie, czemu pani Sophia akurat j wysaa ze swego paacu na dwr matki Rachel, przeoonej obu chrw anielic strw. Dwr mieci si w Czwartym Niebie, tam gdzie wszystkie pastwowe budowle Krlestwa. Sta na skrzyowaniu ruchliwych ulic, a przez komnaty i

sale nieustannie przewijao si mnstwo skrzydlatych. Zoe czua si oszoomiona. Staraa si wypenia polecenia Pistis, zachowywa zgodnie z etykiet, radzi sobie w wiecie, ktry by jej zupenie obcy. Jednak polubi go nie potrafia. Ze wstydem musiaa przyzna, e nie podobaj si jej wysokie, surowe wntrza, matka Rachel wydaje si oscha i zwyczajnie niesympatyczna, za cigy przepyw tumu mczy. Gania si za takie myli, przypominajc sobie na kadym kroku, e Sophia nakazaa wyjazd z troski o ni, przekonana, i poetka bdzie w Czwartym Niebie

bezpieczniejsza ni w oddalonym dominium Pistis. Rozruchy w Krlestwie napaway Zoe miertelnym lkiem. Draa, ilekro zobaczya na ulicy grup uzbrojonych, najczciej pijanych odakw, wrzeszczcych, demolujcych, co popadnie, i zaczepiajcych przechodniw. Kilka dni wczeniej przeya chwil grozy, gdy podobna banda zatrzymaa jej lektyk. Rozemiany, zioncy kwanym piwem pysk wsun si przez rozcicie zasony, sypic niewybrednymi propozycjami i chamskimi artami. ypa dumnie na pozostaych, ktrzy rechotali,

zataczajc si z nadmiaru wesooci i alkoholu. Na szczcie skoczyo si na przestrachu, lecz Zoe mao nie zemdlaa, kiedy zrozumiaa, do czego mogo doj. Roztrzsiona, wrcia do paacu, gdzie usyszaa od matki Rachel, e powinna nauczy si panowa nad nerwami i nie reagowa na zaczepki, podobnie jak jej podwadne. agodne koysanie Anielica przymkna westchna. Koniec snu. ustao. powieki,

- Przybylimy na miejsce, pani powiedzia dinn, odsunwszy kotar.

Zoe wysiada. Tragarze zgili si przed ni w ukonie. Serce poetki tuko nierwno, zasychao jej w ustach, gardo nagle si cisno. Wstpowaa na szerokie marmurowe schody, ze wszystkich si bagajc Jasno, eby si nie potkn. Czekaa j cika prba, na myl o ktrej dygotaa od chwili opuszczenia dominiw Sophii. Nie bya pewna, do jakiego stopnia Pistis postpia wiadomie, lecz gdy usyszaa, e ma zanie posanie do Daimona Freya, Taczcego na Zgliszczach, posadzka zakoysaa si jej pod stopami. Misja napeniaa j nieprzytomnym lkiem, mimo i na

dnie duszy czua niezrozumia rado, dziwne podekscytowanie. Znowu zobaczy szczup twarz, czarne oczy, due usta, ktre w gniewie potrafi zacisn si w prost kresk. Teraz, kiedy miaa ujrze go z bliska, a nawet rozmawia z nim, mie podniecenie zniko. Zalaa j fala zwykego strachu. Blada, z niezdrowymi rumiecami na policzkach, sza po schodach z takim wyrazem twarzy, jakby wiody na szafot. Daimon w zamyleniu potar policzek. Zaskoczyo go posanie od Sophii. Zaniepokoio waciwie. Zgodzi si przyj posaca w

jednej z niszych komnat gmachu dowdztwa si powietrznych Zastpw, bo armia i jej siedziby pozostaway cakowicie pod wadz Michaa. Daimon nie by dobrze widziany w Krlestwie po upadku Gabriela. Jawnie trzyma ze stronnictwem archaniow, wic nowi regenci patrzyli na niego krzywo. Co wicej, jako Anio Zagady mg okaza si niebezpieczny. W kadej chwili oczekiwa aresztowania pod byle pretekstem. Czasami, gdy wcieko wrzaa w nim jak lawa, oczekiwa z pewnym utsknieniem. Nie zamierza da si poprowadzi

jak baran na rze. Samozwaczy regenci i pachokowie, ktrych przyl, bd mieli okazj przekona si, dlaczego nosi tytu Taczcego na Zgliszczach. Wysun z pochwy miecz, delikatnie przesun palcami po klindze. Bro prezentowaa si piknie. Surowa, bez zbdnych ozdb, nosia dumn nazw Gwiazdy Zagady. Na ostrzu lniy wygrawerowane sowa gniewu, krzyk potpienia i lament skruchy, potne zaklcia, nadajce mieczowi moc czynienia zniszczenia. Grzbiety obu doni Daimona zdobiy tatuae zoone z

kombinacji magicznych znakw, dziki ktrym mg bezpiecznie dotyka Gwiazdy. Miecz mia prawo spoczywa tylko w rkach Abbaddona. Wykona w powietrzu kilka wiczebnych figur, eby poczu, jak wietnie bro jest wywaona. Perfekcyjny sprzt zawsze napawa go radoci. Drzwi uchyliy si, Daimon unis gow. - Pose od Dawczyni Wiedzy i Talentu, Abbaddonie - powiedzia onierz.

- Niech wejdzie - rzuci Frey, chowajc miecz do pochwy. Nie mia na to ochoty, ale przyjmowanie gocia, wymachujc broni, uzna za niepotrzebny nietakt. Do komnaty wsuna si drobna, ciemnowosa anielica. - Zoe! - zawoa Daimon, mile zaskoczony. Nie spodziewa si ujrze poetki. Anielica dygna gboko. - Witaj, panie - powiedziaa.

Umiechn si, lecz odpowiedzia konwencjonalnym ukonem. - To zaszczyt widzie ci tutaj, pani - zacz. - Ale rwnie prawdziwa przyjemno. Wypieki na pociemniay. policzkach Zoe

- Wdziczna jestem za t uprzejmo, cho niczym na ni nie zasuyam. Wypeniam tylko polecenia pani mojej, Pistis Sophii, Dawczyni... Daimon potrzsn gow.

Dziewczyno przerwa serdecznie - czy naprawd musimy rozmawia ze sob w tak ceremonialny sposb? Nie jestemy na oficjalnej audiencji. Zoe spojrzaa przeraeniem. na niego z

- Twoja niepomierna askawo zbija mnie z tropu, panie wyszeptaa. Draa, a jej smaga twarz zrobia si szara jak ptno. Daimon westchn. Postpi zgodnie z twoim

yczeniem, pani. Wybacz, nie miaem zamiaru zakci spokoju twej duszy. - Ale, panie - jkna - nie uczynie niczego, za co omieliabym si ciebie gani. Wybacz prostej anielicy, jeli ci uchybia. Odgarn wosy z czoa. - W adnym wypadku, pani, nie czuj si uraony. I prosz, nie przepraszaj mnie, bo sam zaczynam czu si zbity z tropu. Moe usidziesz?

Ciemne oczy znw spojrzay na niego ze zdumieniem i obaw. Daimon jkn w duchu. - Ach tak, oczywicie, pani. Ja usid pierwszy lub sidziemy rwnoczenie, ewentualnie oboje bdziemy sta, jeli ci na tym zaley. Zrozum, zapomniaem wikszoci etykiety, a ju z ca pewnoci nie potrafi demonstrowa wyszoci nad pikn, mod, utalentowan anielic tylko dlatego, e moja funkcja, teoretycznie, stawia mnie wysoko w hierarchii. Czasem wolabym, aby mi bez przerwy nie przypominano, jak wyjtkow

pozycj zajmuj w Krlestwie. Urwa, widzc, e oczy Zoe szkl si od ez. - Na lito Pask, dziewczyno, nie pacz! Nie chciaem okaza si grubiaski. Jeeli ci skrzywdziem, to bez intencji. Cholernie mi przykro. Jeli przez wikszo ycia niszcz wiaty i zabijam tysice istnie, musi si to odcisn na moim stosunku do etykiety dworskiej. - Racz wybaczy, panie wyszlochaa Zoe. - Moje zachowanie jest haniebne. Nie potrafi

naleycie si znale w obecnoci anioa krwi, Rycerza Miecza, dostojnika Krlestwa, penicego misj z ramienia Jasnoci. Zirytowaam ci, panie. Co ze mnie za mediator. Daimon opuci rce. Z ca pewnoci, gdyby rozmawia z kim innym, byby ju wkurzony, nie tylko zirytowany, ale Zoe zrobio mu si po prostu al. Biedna dziewczyna, pomyla. Suka Pistis wychowaa j na jakiego bazna z zamierzchych epok. Szkoda urody i szkoda talentu, bo przecie nie jest gupia. Nie mia pojcia, co zrobi. Chtnie pocieszyby j jakim serdecznym

gestem, ale w ten sposb sytuacja ulegaby jedynie pogorszeniu. - Zacznijmy od pocztku, dobrze? Uznajmy, dla wygody, e jest ju po powitaniach zaproponowa agodnie. - Uwaga, jedziemy! Z jakim posannictwem przybywasz, pani, od janiejcej mdroci Pistis, Dawczyni Wiedzy i Talentu? Zoe zapaa oddech. - Pani moja, szlachetna Pistis wyjkaa - wyraa ubolewanie i skruch za niewaciwe przyjcie, jakie spotkao ci na jej dworze. Prosi, aby raczy wybaczy jej zbyt

dociekliwe i nietaktowne pytania... Daimon unis brwi. Absurdalne posanie Sophii natychmiast wzbudzio w nim podejrzenia. - .. .ktrymi nkaa ci, panie cigna Zoe. - Na znak przyjani racz przyj ten oto prezent. Z fad sukni wyja niewielkie puzderko. renice Daimona rozszerzyy si momentalnie. - Nie otwieraj! - krzykn. Rka anielicy drgna, wieczko pudeka odskoczyo. Wewntrz na

szkaratnym aksamicie leaa pikna klamra w ksztacie jednoroca walczcego ze smokiem. Stara, misterna robota jeszcze z czasw przed Stworzeniem. Frey wycign przed siebie rk, zacz wyrzuca potok prdkich, niezrozumiaych sw. Upokorzona Zoe przenosia wzrok z jego twarzy na nieszczsn klamr. Bardzo pragna zemdle, zapa si pod ziemi, ale nie potrafia. Staa tylko bezradnie jak uosobienie aoci. Blizna na wycignitej doni Anioa Zagady miaa si z niej szyderczo. Pisna bezwiednie, gdy z klamry

zaczy si nagle wydobywa blade, zimne pomyki. Miay kolor piasku i malachitu. Szkatuka staa si w jednej chwili lodowata. Zoe z trudem udawao si j utrzyma. Wbia w Daimona wystraszone, nierozumiejce oczy. - Po ostronie pudeko na pododze - powiedzia wolno. - Nie rzucaj! Powolutku. Doskonale, wanie w ten sposb. Teraz sta za moimi plecami, ale poruszaj si wolno. Bez gwatownych ruchw, Zoe. O, tak. Bardzo dobrze. Anielica, polecenia. drc, wykonaa

Pomienie, lice klamr, zaczy wyciga si w gr jak taczce we, splata ze sob w zawieszony mniej wicej na wysoko stopy nad pudekiem nieokrelony ksztat. Pomie krzep z wolna, tworzc posta pokracznego owada czy spotworniaego embriona. - Kurwa - szepn Daimon z niedowierzaniem. - Poeracz. Stwr nabiera formy. Mia trzy pary ng, uczepione obwisego odwoka pokrytego drobn usk. W powietrzu utrzymyway go cztery boniaste skrzyda, wydajce podczas ruchu suchy szelest. Oba,

lepa gowa, obracajca si na cienkiej szyi, koczya si okrgym otworem wypenionym trzema rzdami przypominajcych igy zbw. Potwr nie przekracza rozmiarami sporego gobia. By obrzydliwy. Wpatrzonej w niego hipnotycznym wzrokiem anielicy zrobio si mdo ze wstrtu. - Nie ruszaj si, Zoe - sykn Daimon. Bardzo powoli sign do pochwy po miecz. Obracajcy si eb poeracza natychmiast skierowa si w jego stron. Stwr wyczu ruch. Frey zamar. Sysza uderzenia

wasnego serca i pytki oddech anielicy za plecami. Po chwili duszej ni wieczno gowa potwora znw zakoysaa si czujnie. Po skroni anioa spyna struka potu. Byskawicznym ruchem zapa rkoje miecza, szarpn. Poeracz ruszy z wizgiem. Porusza si szybko jak piorun kulisty. Gwiazda Zagady migna w powietrzu, chybia. Stwr wykona niebyway zwrot, przemkn pod ramieniem anioa, zaatakowa. Daimon odskoczy, osaniajc si mieczem. Poeracz odbi si od klingi, wyda wcieky pisk. Frey zamachn si

krtko, ale nie trafi. Wyjcy potwr rzuci si na niego. Anio w ostatnim momencie zrobi zwrot. eby nie upa, musia przyklkn. Wizgajcy stwr skoczy mu do twarzy, szczerzc iglaste ky. Daimon poderwa miecz, zablokowa atak. Poeracz przemkn pod kling, a wtedy Frey trzasn go z caej mocy. Straci rwnowag, upad bokiem na posadzk. Wysoki pisk oguszy go na moment. Skulona w kcie Zoe zatykaa uszy. Daimon spojrza w gr. Pod sufitem stwr wi si w upiornym tacu, lizany przez piaskowe i zielone pomienie.

Wizga przejmujco. Wreszcie skrci si w gwatownym spazmie, krzykn niemal ludzkim gosem i eksplodowa snopem iskier. Frey wsta z podogi. Podszed do dygoczcej Zoe, uklk. - Nic ci nie jest? Potrzsna gow. Wargi miaa sine. - Co to byo? - wyszeptaa. - Poeracz - powiedzia Daimon. Stwr wywoywany za pomoc najpodlejszej odmiany czarnej

magii. Potrafi go wygenerowa tylko bardzo potni magowie. To rodzaj larwy, erujcej na duszy. Powoduje, e ofiara sabnie, popenia fatalne bdy, traci kontakt z rzeczywistoci, staje si podatna na manipulacje, a w konkluzji popada w obd lub zostaje umysowym warzywem. Zaraenie nastpuje w momencie kontaktu z czynn larw. Stwr jest ukierunkowany na waciw osob. Nosiciel nie wie, e poeracz go zaatakowa. Czasem, bardzo rzadko, zdarza si kto posiadajcy specjalne moce ochronne, ktre pozwalaj wyczu niektre formy

ataku czarnomagicznego, na przykad aktywnego poeracza. Nie s w powszechnym uyciu, bo metody ich uzyskania nale do szczeglnie nieprzyjemnych. Jako Anio Zagady musiaem je sobie zafundowa, cho twoja pani nie moga przypuszcza, e zdecydowaem si na ochron a tak wysokiego stopnia. To bya naprawd wymienicie wykonana larwa. Mao brakowao, a w ogle bym jej nie poczu. Przy okazji przeka Sophii gratulacje. Nie spodziewaem si, e tak dobrze posuguje si magi. Wiem, e ci wykorzystaa. Ale nie narazia ci na

pewne niebezpieczestwo, Zoe. Poeracz aktywuje si dopiero w obecnoci ofiary. Atakuje innych, jeli co zaburzy proces, tak jak przed chwil. Wtedy z atwoci dopada kadej dostpnej istoty. - To niemoliwe - jkna Zoe. Moja pani jest dobra. Poeracza musia wysa kto inny. Nie wierz, eby pani Sophia... Chyba nie mylisz, e to ona? Nie jest zdolna do podoci, adnej! Ona... Poetce zabrako tchu. Wygldaa jak kto, kto straci nagle grunt pod nogami i zapada si w bezdenne, cuchnce boto.

W oczach Daimona pojawio si wspczucie. - Przykro mi, e nieba Krlestwa zwaliy ci si na gow, Zoe. Ale to nie ja je strciem. Twarz anielicy wykrzywi grymas cierpienia. - Prosz, wyjd. Musz zosta sama - szepna. Daimon chcia co powiedzie, ale powstrzyma go wyraz oczu Zoe. Wyszed, pozostawiajc poetk skulon na posadzce. W szrankach szkaratnego aksamitu smok nadal toczy zaarty bj z jednorocem.

*** Szerok, ruchliw ulic mkny samochody. Na chodniku kbi si tum ludzi, niektrzy w popiechu roztrcali pozostaych przechodniw, inni leniwie przygldali si wystawom. Kamael sta przed wejciem do hotelu, palc papierosa. Daimon rozpozna go po nieodcznej bejsbolwce. Kamael pomacha mu rk i zdusi peta w donicy z palm. - Witaj, Kam - powiedzia Frey,

podszedszy. - Zaprowadzisz mnie do Gabriela? Musz mu opowiedzie o czym wanym. Kamael zamia si. Oczy mu lniy. - Nie bdziemy musieli daleko chodzi, stary. Daimon si umiechn, lecz zmierzy przyjaciela podejrzliwym spojrzeniem. Sdzc z wyrazu twarzy, wykombinowa jaki niezy numer. Frey mia nadziej, e nie kosztem nieszczsnego Gabrysia. Archanio bardzo le znosi przymusowe wygnanie i powanie

zamartwia Krlestwie.

si

sytuacj

- Nie trzymasz go chyba w jakiej szopie albo piwnicy? - zagadn. Biedak ma do, Kam. Naley mu si troch wzgldw. - Co jest? - burkn byy dowdca Aniow Miecza z min uraonej niewinnoci. - Hotel ci si nie podoba? Spjrz tylko, wicej gwiazdek ni w caej cholernej Drodze Mlecznej. Kciki ust Daimona zadrgay w rozbawieniu, ale z oczu nie znikn wyraz podejrzliwoci. Zmierzy

wzrokiem imponujc fasad, palmy flankujce wejcie, portierw z galonami zotymi jak acuchy na choink, czerwony dywan falujcy po marmurowych stopniach schodw, i boyw w czapkach tak idiotycznego fasonu, e konieczno ich noszenia mogy rekompensowa tylko astronomiczne napiwki. - Gabriel ukrywa si w tym hotelu? Kamael skin gow. - Aha - oznajmi lakonicznie. Gdzie go wpakowae? Do

magazynu bielizny? - Skd! - oburzy si hrabia palatyn Gbi. - Archanioa, ktry trzs caym Krlestwem? Nie upadem na gow. Przecie on wrci i adnie mnie wtedy urzdzi. Zajmuje si zemst, jeli nie pamitasz. Chod, poka ci, jak mieszka regent na wygnaniu. Ruszyli do wejcia. Czerwony dywan ugina si pod stopami niczym leny mech. Fotokomrka bezszelestnie rozsuna przed nimi szklane drzwi, a chrzszczcy galonami portierzy gili si w ukonach niej od dinnw Sophii.

Wntrze byo tak niklowane, chromowane i krysztaowo lnice, jak tylko mona sobie yczy. Za kontuarem, ozdobionym wykonanym zot antykw napisem Recepcja, tkwia panienka z uszminkowanym umiechem, trwale przymocowanym do dolnej partii twarzy. - Cakiem jak u Sophii - mrukn Frey. - Za chwil wyjdzie wezyr i wymieni wszystkie nasze tytuy. - Daj fantastyczne niadania powiedzia Kamael. - Szwedzki bufet jest niemal niebiaski.

Daimon zdziwiony. pokazywa semek.

spojrza na niego Ubawiony Kamael zby do ostatnich

- Ja te tu mieszkam. Obsuga nieza, warunki niczego. Standard niezmiennie wysoki, od koca dziewitnastego wieku. Wspominaem, e zatrzymaem si tu jakie sto z hakiem lat temu? Mie miejsce, pene tradycji, a ja czasami ceni konserwatyzm, zwaszcza gdy jest dla mnie wygodny. W dodatku nie musz paci rachunkw. Windziarz otworzy przed nimi

drzwi windy, byszczcej niczym pudeko na prezent. Suna z powolnym dostojestwem. W lustrze Daimon ujrza wasn twarz w ciemnych okularach, dokadnie maskujcych oczy. Przez moment walczy z pokus zdjcia ich na chwil i spojrzenia wprost na znudzonego windziarza, ktry z zawodowo uprzejm min, wbity w wygalonowany mundur, przypomina wielk marionetk. Na kadym epolecie mgby urzdzi stolik do kawy, pomyla Frey. - W jaki sposb Gabriel si zmaterializowa? zagadn Kamaela. Przeszed przez

pentagram? Palatyn Gbi skin gow. - To najrozsdniejszy sposb. Nie wykryj go atwo. Tylko wyznawca bdzie musia zrobi remont. Solidny. Gabrysiowi nie dopisywa wtedy humor. Winda zatrzymaa si. Wyszli na elegancki korytarz. Czerwony dywan ci posadzk jak prga na grzbiecie smoka. Patrzc na marmury i stiuki, pokrywajce ciany, Daimon odnosi wraenie, e znalaz si we wntrzu wyjtkowo schludnego grobowca. Mijali rzdy

biaych, ozdobionych zotem drzwi. Dopiero gdy ujrza numer trzynacie, elegancko wypisany na lakierowanym drewnie, Anio Zagady zrozumia, jakim sprytem popisa si Kamael. Palatyn Gbi wyj z kieszeni klucz. Apartament trzynacie powiedzia nie bez dumy. Oczywicie nie istnieje, bo go nie zbudowano. Ludzie maj skonno do gupich przesdw. Jako mieszkaniec Gbi nie powinienem uwaa tej liczby za pechow, racja? Zreszt mnie przynosi szczcie i kas w kieszeni. Bo jak niby mam paci za pokj, ktry nie

istnieje? Daimon gwizdn z podziwem. - Wygenerowae go magicznie? - Oczywicie. Mam sze pokoi, azienk wielk jak basen, na posiki schodz do restauracji i yj sobie spokojnie od setki lat. Kto mnie tu znajdzie? Bezpieczniej ni w Raju. Fajnie, co? - Super - przytakn Daimon. Powinienem si wczeniej domyli. Robiem podobnie, mieszkajc na Ziemi. Znajdujesz sobie pustostan albo wolne poddasze, otwierasz w

rodku astrala i wymylasz wntrze jakie chcesz. - Te niele - zgodzi si Kamael. - Ale ja wol, kiedy mi sprztaj, pior i w ogle. Jestem leniwy. - Gabry mieszka u ciebie? - Nie - skrzywi si demon. - Po co si toczy. Poza tym Gabry bywa apodyktyczny. Spjrz na drzwi naprzeciwko. Apartament trzynacie A, przeczyta Daimon. Klepn Kamaela w plecy.

- Ty masz eb, Kam. Hrabia palatyn Otchani umiecha si z zadowoleniem. - Bd u siebie. Wpadnij, kiedy wyjdziesz od Gabriela. Daimon skin gow i zapuka do drzwi z numerem trzynacie A. - Wej - usysza oschy gos regenta Krlestwa. Nacisn klamk. Znalaz si w eleganckim holu. Drzwi do salonu, sypialni i gabinetu pozostawiono otwarte.

Przestronne, jasne wntrza, urzdzone z gustem, sprawiay pogodne wraenie. Kontrastoway bolenie z ponurym wyrazem twarzy waciciela. - Daimon? - zdziwi si Anio Objawie. - Nie spodziewaem si ciebie. Wejd. Usidmy w salonie. Tam bdzie najwygodniej. Przepuci go do rodka. Frey rozejrza si po pokoju. Eleganckie meble, stonowane dodatki, za szkem barek z pokan kolekcj flaszek. Niele. Min niski stolik, zaj miejsce na szerokiej sofie, zaoy nog na nog i sign po

papierosa. Regent Krlestwa przysiad na brzegu fotela, ale zaraz zerwa si, zacz nerwowo kry po pokoju. Wyranie by wcieky, zgnbiony i sfrustrowany. Wyamywa palce, z trudem zachowujc spokj. - Co w Krlestwie? - pytanie zabrzmiao niczym trzaniecie bicza. Daimon zdj okulary, wsun do kieszeni. - Wszdzie wrze. Zbrojne bandy pustosz Limbo. W niskich krgach co chwila wybuchaj zamieszki. Arystokraci r si z urzdnikami,

Teratel ogosi powrt do wieku niewinnoci i nasprowadza zakazanych mord z caego Wszechwiata. Swoj drog, aosna posta. Nowi regenci: Och, Dubiel i Nitael, trac popularno jak dziurawa dtka powietrze. Lada chwila wylec. Jednym sowem burdel. Razjel radzi sobie lepiej, ni moge przypuszcza, ale i jemu cugle wysuwaj si z rk. Walczy jak lew. Michaa trzeba byo niemal oguszy, eby nie zerwa si z Zastpami przywraca ci tron. Mielibymy wtedy wojn domow nie do opanowania. Jeszcze troch, ale ju niedugo, Gabrysiu. Proci

anioowie widz w tobie odnowiciela Krlestwa, gwaranta spokoju i prawa. Niedugo wrcisz, Dibril, ale nie spodoba ci si to, co zastaniesz. Gabriel przesun rk po twarzy. - Spodziewam si - mrukn. Daimon odoy papierosa do popielniczki, musn palcami policzek z wizerunkiem salamandry. - Sophia nasaa na mnie poeracza - odezwa si cicho. Gabriel drgn.

- Co?! Frey westchn. - Poeracza. larw... Tak magiczn

- Na Gbi, wiem co to jest! sykn archanio. - Oszalaa czy jak? Jeste pewien? Wiesz, o czym mwisz? Anio Zagady przymkn powieki. Poczu, jak ogarnia go zmczenie i odrobina irytacji. Rany, poczytalny. Dibril, jestem

Zielone oczy archanioa w zmizerowanej, bladej twarzy lniy gorczkowo. - Nie do wiary, nie do wiary mamrota, biegajc wok dywanu. - Jak do tego doszo? - Wysaa mi prezent, jakoby z przeprosinami za scen w paacu. Klamr ze smokiem i jednorocem. Pikna, stara robota. Zatrzymaem na pamitk, w ramach przestrogi. Moe kiedy bd mia okazj rzuci j Sophii w pysk. Zamkna poeracza w puzderku. Przynajmniej wiem, dlaczego mnie sprowokowaa. Posanie przyniosa

ta maa poetka, Zoe. - Sprytne - wyszepta Gabriel. Przyjby j, eby nie sprawi jej przykroci, nawet gdyby mia szczer ch posa w diaby poselstwo od Sophii. Tylko dlaczego zaley jej na twojej mierci? - Pomyl - powiedzia Daimon gucho. renice archanioa rozszerzyy si. - Cholera - jkn. naprawd nie wierz. Teraz

- Widzisz jaki inny powd?

Archanio z trzaskiem wyama palce. - To szalestwo - owiadczy stanowczo. - Nie podjaby takiego ryzyka. Nasya na ciebie czarnomagiczn istot? Jest za mdra. Daimon podpar pici brod, unis wzrok. Cienkie zielone tczwki fosforyzoway jak u kota. - To by naprawd perfekcyjnie wykonany poeracz. Mao brakowao, a by mnie dosta. Pamitasz, przed czym ostrzegae mnie u Hiji? Rozumiesz, po co Pistis

to zrobia? Wargi Gabriela poruszyy. ledwie si

- Tak. Przepowiednia. Daimon nabra gboko oddechu. - Musiaa zaryzykowa. Widocznie wie, e Siewca niebawem nadejdzie. Walczy z czasem. Chciaa mnie zabi albo zmieni w bezwoln kuk, ebym nie potrafi go powstrzyma. Anio Objawie potrzsn gow. - Na Jasno, czemu, Daimon?

Frey obj rkami gow. Wszystko zdawao si go przerasta, przytacza. Byem zwykym onierzem, pomyla gorzko. Dlaczego teraz mam odgrywa rol jedynej nadziei Krlestwa? Sprbowa ogarn umysem ogrom zamieszkujcych wiat istot. Miliardy istnie na Ziemi, w Krlestwie, Gbi, Limbo, Sferach Poza Czasem... Siewca zabierze ich wszystkich. Jest o wiele wikszym szakalem ni on. Zabijaem tysice, a teraz mam ratowa miliony, stwierdzi nie bez ironii. Jakie to niekonsekwentne. Brzydki grymas wykrzywi mu usta.

- Dibril, Sophia reprezentuje wcielon mdro. Nie zna litoci, skrupuw, nie wybacza. U zarania dziejw Pan przepowiedzia koniec wiata, ktry powoa do ycia. Pistis tylko stara si pomc w realizacji tego planu. Gabriel przesta miota si po pokoju. Ciko opad na fotel. - Wspaniae wieci przynosisz, Abbaddonie - mrukn. - Krucze, cholera. Spie. Daimon wzruszy ramionami. - Ty jeste od dobrych nowin,

Gabrysiu. Regent Krlestwa nie zdoby si na umiech. - Mylisz, e Pan naprawd zgadzi to, co kocha? - spyta. Do Freya uniosa si bezwiednie, eby dotkn dugiej blizny na piersi, ktrdy wszed miecz anielskiego egzekutora Raguela i przebi serce. - Nie wiem - powiedzia cicho. On jest taki nieprzewidywalny.

*** Gbiaskie niebo pokryo si strzpami szkaratu i fioletu niby aplikacjami na bojowym sztandarze. Ciepe, zotawe wiato kado si na koronach drzew, dodajc barwy ciemnej zieleni. Znad Jeziora Pomieni porwao si stado maych harpii, zatoczyo krg nad tafl. Ochrype krzyki dwiczay niewyobraaln tsknot. Asmodeusz odoy pdzle, wytar rce w nasczon terpentyn szmat.

- Czemu milczysz, Razjelu? spyta. Archanio zmruy oczy. Podziwiam ogrom dziea Paskiego - odpowiedzia. - Nawet Gbi stworzy perfekcyjnie. Asmodeusz unis brwi. - A ja w swojej prnoci miaem nadziej, e pochwalisz raczej moje dzieo. Razjel spojrza na obraz. Istotnie, musia przyzna, e jest pikny. Asmodeusz nie malowa z natury.

Ptno pokryway wizerunki taczcych smokw, splatajcych si w fantastyczn kompozycj, pen potnej ekspresji i gbokiego erotyzmu. Obraz emanowa tsknot, silniejsz ni klangor harpii, tsknot za jakim niedocigym, utraconym piknem i dobrem. Razjel nigdy nie podejrzewa, e Zgniy Chopiec potrafi zdoby si na tak gbi uczu. Patrzy na ptno poruszony, czujc w gardle dziwny ucisk. Asmodeusz, waciciel sieci kasyn i burdeli w Limbo, przyglda mu si, mruc fiokowe oczy. Jeste wielkim artyst,

Asmodeuszu - powiedzia szczerze mag. Marnujesz talent. Powiniene powanie zaj si malarstwem. Powanie zajmuj si strczycielstwem uprzejmie przypomnia demon. Wskie usta Razjela wykrzywi umiech. - Po namyle przyznaj, e to lepiej do ciebie pasuje. Dlaczego mnie wezwae? Przydaby ci si raczej koneser sztuki. Nie jeste nim, Ksi

Tajemnic? - Brwi Asmodeusza znw si podniosy. - Wol literatur. Zgniy Chopiec odwrci gow, w zamyleniu spoglda na Jezioro Pomieni, mienice si w blasku niskiego, gbiaskiego soca. Ogromnie pojawiajc si w powiedzia. ryzykujesz, Otchani -

Razjel wzruszy ramionami. - Odrobina niebezpieczestwa bywa opacalna. Na wargach

Asmodeusza zadrga umiech. - Czego si spodziewasz po tym spotkaniu? - Nie wiem - odrzek Pan Tajemnic. - Nie sdz jednak, eby zaprosi mnie na rozmow o sztuce. Gbianin skin gow, jakby Razjel udzieli waciwej odpowiedzi na tecie, ale milcza. - Masz ochot na owoce albo co do picia? - zagadn po chwili, wskazujc stojcy w cieniu st, zastawiony misem na zimno, trunkami i egzotycznymi owocami.

Wok przysiady gotowe do posug dinnije o ciemnych twarzach i smukych sylwetkach. Razjel nigdy nie widzia tak piknych dinnw. Wprost zachwycay urod. - adne, prawda? - rzuci zdawkowo Asmodeusz. - Starannie wyselekcjonowane. Wszyscy wiedz, e lubi otacza si piknymi przedmiotami. Nie przejmuj si. Nie zdradz nikomu, o czym rozmawiamy. S guche i nieme. Nauczyem je reagowa na gesty. Razjela przeszed dreszcz. Modziecza twarz Gbianina nie

wyraaa adnych uczu. Przez chwil archanio mia wraenie, e patrzy na perfekcyjnie wykonan mask, ale wcale nie pragn ujrze, co si pod ni kryje. - Sytuacja w Otchani wyglda bardzo kiepsko, prawda? - spyta wprost. Asmodeusz podnis do oczu wypielgnowan do, zmierzy obojtnym wzrokiem umazane farb piercienie. cign je z palcw i rzuci niedbale w stron stou. Zakotowao si. Pikne suce, wydajc nieartykuowane, gardowe wrzaski, rzuciy si do

boju o klejnoty. - Tak - przyzna otwarcie. Lampka rycho moe straci grunt pod nogami. Zdajesz sobie spraw z konsekwencji? Razjel umiechn si gorzko. - No c, ani Gbia, ani Krlestwo nie odnios z tego powodu korzyci. Asmodeusz odwrci si, eby spojrze na Jezioro Pomieni. - Kiedy nasza koalicja upadnie, kiedy wyjdzie na jaw, e Pan nas

opuci, zawali si wszystko i bez przepowiedni o Siewcy. - Jak rozumiem, masz co do zaproponowania? zagadn ostronie archanio, usilnie starajc si odgadn, jakie motywy kieruj demonem. Fiokowe tczwki Asmodeusza spotkay si z chodnym bkitem oczu Razjela. - Jest tylko jedna osoba wadna przywrci porzdek - powiedzia wolno Gbianin. Pan Tajemnic, ktry za nic nie

chcia popeni bdu, ograniczy si do pytajcego uniesienia brwi. - Obaj wiemy, kto. - Usta Asmodeusza drgny. Razjel zamar w napiciu. - Gabriel. Pan Tajemnic pozwoli sobie na gbszy oddech. - To prawda - przytakn. - Jestecie w stanie osadzi go z powrotem na tronie regenta? - w gosie Asmodeusza prno byo doszukiwa si emocji. Razjel westchn.

- Sdz, e tak. Ale nie bez udziau armii. - Szybko? Pan Tajemnic zwily jzykiem usta. - Nie wiem - odpowiedzia szczerze. - Prawdopodobnie nie. Asmodeusz musn rozpoczte ptno. palcami

Proponuj wspprac. Absolutnie prywatnie. Pewna ilo moich oddziaw, przypumy, e znaczca ilo, wejdzie w otwarty

konflikt z regentw.

wojskami

nowych

Razjel drgn. Proponujesz wspprac. zdrad, nie

- onierze wystpi w barwach rnych niebiaskich ugrupowa cign Zgniy Chopiec, niezraony. - Wprowadz troch zamieszania, moe sprowokuj wiksze potyczki. W najlepszym wypadku skc waszych wrogw, w najgorszym zaabsorbuj na jaki czas ich siy. Spustosz osady w Limbo i Przedpieklu, narobi baaganu w

niskich krgach Krlestwa. To ostatecznie odbierze regentom przychylno szeregowych skrzydlatych, w porwnaniu ze zotymi czasami rzdw Gabriela. - Czekaj - przerwa Razjel. - Nie mylisz chyba, e zgodz si na rozlew krwi cywilw. Twoja propozycja wydaje si kuszca, ale nie tykaj zwykych mieszkacw. Bdziemy wdziczni, jeli zaatakujesz zbrojne oddziay dowolnych arystokratw i urzdnikw, lecz z dala od Krlestwa. Asmodeusz wyd wargi.

- Mwiem rwnie o Przedpieklu i Limbo. Razjel przekn lin. - Przykro mi, wszelkie gwaty na cywilach nie wchodz w gr - rzuci twardo. Poczu, e si poci. Z politycznego punktu widzenia pomys demona by ryzykowny, ale godny rozwaenia. Przynisby archanioom wymierne korzyci, niewykluczone, e nieocenionej wagi. Jednak nie za tak cen. Podjcie decyzji przyszo mu z wikszym trudem, ni przypuszcza, lecz by jej pewien. Nie za t cen. - Nie, Asmodeuszu - powiedzia.

Demon z ubolewaniem potrzsn gow. W fiokowych tczwkach bysno rozbawienie. - Nieskalani rycerze Krlestwa. Jak zwykle. Naprawd trudno was skusi. Wybacz, ale musiaem sprbowa. W gr wchodzia kwestia honoru Gbianina. W porzdku, nie tkn cywilw. Co ty na to? Pan Tajemnic splt rce, eby Zgniy Chopiec nie dostrzeg, e troch dr. - Podpuszczae mnie?

Demon leciutko unis brwi. - Skde. Zaczem negocjacje z najwyszej pozycji. Teraz schodz szczebel niej. Zgadzasz si? - Przysigniesz, e nie pozwolisz na rozlew niewinnej krwi? W seledynowych wosach Asmodeusza zalniy drogie kamienie, linite promieniem czerwonawego, gbiaskiego soca, gdy demon wolno skin gow. - Na moje imi i honor.

Razjel odetchn. To bya najpotniejsza przysiga, ktrej nie zama nikt od zarania dziejw. Zgniy Chopiec da mu ostateczn rkojmi. Pozostawao tylko zastanowi si, dlaczego w ogle wysun swoj propozycj. Razjel jeszcze raz spojrza na obraz. Potem podnis wzrok na twarz demona. - Masz moj zgod - rzek. - W imieniu prawowitego regenta. Rysy Asmodeusza nie drgny. Uprzejmym gestem wskaza st z jadem.

- Na pewno nic nie zjesz? zagadn. - Nie, dziki - mrukn archanio. Czy mog ci zada osobiste pytanie? Demon nie zmiesza si, cho wyglda na lekko zaskoczonego. - Dobrze, chocia nie rcz, e odpowiem. Razjel spojrza mu w oczy. - Dlaczego do tej pory nie odsune Lucyfera od wadzy? Bez ciebie zginby w tydzie.

Asmodeusz umiechn si lekko. - W trzy dni - powiedzia. Archanio nie zrozumia. Na jego twarzy pojawi si pytajcy wyraz. - Ja bym mu da trzy dni wyjani Zgniy Chopiec. - Potem poleciaby na pysk. Jest romantykiem, porywczym nadwraliwcem i niezym onierzem, ale masz racj, polityk z niego aden. A ty, czemu suysz interesom Gabriela? Razjel potar palcem podbrdek.

- Su interesom Krlestwa. Jestem lojalny wobec Gabriela, bo darz go szacunkiem, przyjani i pewnym podziwem. Uznaj jego wyszo, Asmodeuszu. Nie ma nikogo, kto lepiej podoaby obowizkom regenta. Sam to przyznae. - Wci przyznaj. A gdyby straci umiejtnoci, gdyby zacz popenia fatalne bdy i dziaa na szkod Krlestwa? Co wtedy? Staraby si go usun? Pan Tajemnic, gboko zamylony, wpatrywa si w ptno Asmodeusza.

- Nie wiem - rzek wreszcie. Zadajesz cikie pytania. Prawdopodobnie tak, cho mam nadziej, e nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji. - Nawet gdyby musia go zabi? Razjel potrzsn gow. - Nie odpowiem ci. Nie mam pojcia, jak bym postpi, Asmodeuszu. Demon zmruy oczy. - Honor - powiedzia. - Lojalno. Obowizek. Wy, skrzydlaci,

lubujecie si w dylematach moralnych, ale nie wiecie, jak si posugiwa prostymi terminami. Widzisz, Lampka jest moim przyjacielem. Jedynym. Nie dbam, czy mi wierzysz, czy nie, bo prawda i tak pozostaje prawd. Nie obchodzi mnie Gbia. Obchodz mnie jednostki, a Lampka jest jednostk, na ktrej mi zaley. Zrozumiae? - Tak - powiedzia Razjel. - Twoja filozofia upraszcza ycie. Asmodeusz wzruszy ramionami. - Sprawdza si.

- Z punktu widzenia demona, z pewnoci. Asmodeusz przypatrywa krcym harpiom. Jutro wyl Wykorzystajcie to. si

oddziay.

- Nie omieszkamy - mrukn archanio, narzucajc na gow kaptur paszcza. Wycign z kieszeni maleki latajcy dywan, ktry, rzucony na ziemi, natychmiast zacz rosn. Prawdziwe dywany, wykonywane przez anioa Cafniela, kosztoway fortun, dlatego czsto cito je na

skrawki. Jednak dopiero w caoci ujawniay peni magicznej mocy, pozwalajc wacicielowi przenosi si z miejsca na miejsce waciwie bez ryzyka wykrycia. Cafniel traktowa sztuk wykonywania latajcych tkanin z wielk powag, wic rozcinanie swoich dzie na kawaki traktowa jako objaw barbarzystwa i osobist obraz. Zgniy Chopiec przyglda si dywanowi Razjela z uznaniem. By doskonaego gatunku i musia kosztowa fortun. Archanio usiad na dywanie. - Asmodeuszu?

- Tak? - Dziki. Demon potrzsn gow. - Nie robi tego z sympatii do was. - Wiem. Ale i tak dziki - mrukn Razjel i wypowiedzia zaklcie. Dywan znik. Asmodeusz sign po pdzle.

***

Zapach jabek, sodki, lecz jednoczenie cierpki, przesyca powietrze na ksztat osnowy w delikatnej tkaninie. Zote palce soca znaczyy licie i muraw lnicymi plamami. Pokrcone pnie starych jaboni pochylay si ciekawie. Cikie od jabek gazie przypominay rce, wycignite aby gaska kobaltowe loki, jasn, aksamitn skr, tak jak on teraz. Daimon odwrci si na plecy, spojrza w niebo, rozpite wysoko niczym bkitny namiot. Nigdy w yciu nie by tak szczliwy. Nawet gdy gryz go jaki gboki lk, e przyjdzie mu za to zapaci, nie

potrafi znale w sobie cho jednej przyczyny, dla ktrej miaby wyrzec si Hiji. Unika podobnych rozwaa, bo nie miay sensu. Nie umiaby tego zrobi. Wiedzia jedno. Nie odszedby, nawet gdyby sama Jasno zstpia i wydaa taki rozkaz. Hija wycigna rk, ostronie przesuna palcami po blinie na jego piersi. - Jaka ona dziwna - szepna. Daimon zerwa dugie dbo trawy, woy midzy zby. Smakowao sodko i gorzkawo

zarazem. - Dlaczego? Podpara si okciem. - Wci emanuje moc. - Z? Odgarna wosy z twarzy. - Nie, tego nie powiedziaam. Niezwyk. To jak lad ogromnej potgi, ktra eby zadziaa, musi na trwale odcisn si na wszystkim, czego dotkna. Pan ci wskrzesi, Daimonie. Skierowa

wtedy na ciebie swoj skoncentrowan uwag, swoj sprawcz si. Zmieni ci. Jakie to uczucie? - Okropne Zagady. mrukn Anio

- Wybacz, e chciaam wiedzie. Magia jest czstk mocy Pana. On dokonuje najwspanialszych cudw. Nigdy nie zetknam si z kim, kto bezporednio dowiadczy Jego interwencji. Nie lubisz o tym mwi? - Nie. Zdaj sobie wtedy spraw, kim zostaem.

Przekrcia si na brzuch, zacza skuba wsate koski trawy. - Nie sdz, eby sta si kim naprawd innym. Pooy rk na piersi. - Cay czas odnosz takie samo wraenie. Nic nie czuj. Hija patrzya umiechem. na niego z

- Pewnie, e nie. Nie masz wiele wsplnego z magi, a ja jestem wiedm. Zapomniae?

Widzia nad sob nakrapiane zotem, rozemiane oczy. - Skd - powiedzia. - Przecie rzucia na mnie urok. Zamiaa si, odrzucia w ty wosy o barwie kobaltu. - Dobry? - Doskonay. Najlepszy. Wycign ramiona, obj j. - Daimonie - szepna. - Dlaczego tak dugo walczye? Jego donie delikatnie przesuway

si po skrze, cudownej jak kolejne nieba Krlestwa. - amiemy wszystkie normy, maleka. Nie wolno nam by razem. Jestemy przecie anioami. Palce Hiji wsuny si w ciemne wosy Daimona. - Nie do koca. Zastanw si. Wiedma i upir. Zostalimy potpieni ju z gry. Nie wiesz, co myl o nas w Krlestwie? Drgn, przytuli j mocniej. - Kto ci zrani, maleka? Kto

powiedzia co, co ci zabolao? - W ochrypym, bezdwicznym gosie da si sysze niepokj. - Och, nie! Nie! - Potrzsna gow. - I tak nie dbam o to. Chodzi o ciebie. Zdziwiony, unis brwi. Hija przysuna si bliej, uja jego twarz w donie. - Naprawd mylisz, e robimy co zego? Spjrz na mnie. Czy w oczach Jasnoci to, co si dzieje midzy nami, moe by ze?

Daimon przymkn powieki, czujc, jak ogarnia go fala gbokiej radoci. - Nie - powiedzia cicho. - Nigdy. A nawet jeli, to, cholera, co komu po takiej Jasnoci? Rce Hiji nurkoway w jego wosach, kiedy agodnie prbowaa rozczesa palcami czarne kosmyki. - Masz peno dbe i suchych patyczkw - powiedziaa. - Uczesz ci, dobrze? Chciaam to zrobi, odkd ci zobaczyam, wiesz? Niezbyt przyzwoita myl jak na anielic. To przez ziemsk krew.

Skaone drzewo wyda skaone owoce. Wic po co si opiera przeznaczeniu? Zaraz, gdzie tu rzuciam grzebie. Usid. Uklka za nim, zacza delikatnie rozpltywa gste, czarne pasma, a Daimon z kad chwil nabiera pewnoci, e nie dba, co ma na ich temat do powiedzenia Pan lub jakakolwiek inna istota we Wszechwiecie. Jabka pachniay przejmujco, las za starym murem ogrodu wydawa si wyznacza koniec wiata, o ktry warto dba, a caa wyspa dryfowaa po nieskoczonej tafli

bkitu. Cokolwiek znajdowao si poza jej obrbem, tracio realno do tego stopnia, e Daimon zapyta: - Jeste w stanie nadejcie Siewcy? Hija zagryza wargi. - Nie - szepna. - Moja moc tak daleko nie siga. Ale prosz, nie mwmy o tym. Siewca budzi we mnie przeraenie. Nie przypominaj mi, e by moe bdziesz zmuszony stan naprzeciw niego. Siewca to nico. Umiechn si. wywry

- Nie bj si, maleka. Tam, gdzie jestemy my, nie bdzie adnej nicoci. Twarz Hiji pozostaa powana. - Nic nie mw - poprosia, kadc mu palec na ustach. - Dobrze - przytakn i wkrtce okazao si, e naprawd niewiele ju trzeba mwi.

Rozdzia VII

Drop rozgldaa si po skromnej kwaterze Saturnina. Bielone ciany, wskie ko, prosty stolik, dwa krzesa, szafka. Na cay dobytek skaday si tuniki na zmian, bielizna, zapasowa kula ze szka do ledzenia klienta, jeli, w wyjtkowym przypadku, anio nie moe by przy nim osobicie. Zupenie jak u nas, pomylaa. Czy wszyscy stre s tacy sami? Ziewna. Nie bya przyzwyczajona do bezczynnoci. Nudzia si.

Gamerin wyszed na chwil, obieca, e zaraz wrci. Czas duy si niemiosiernie. Wzia ze stolika kul, wywoaa obraz. Saturnin i jego klient sterczeli w korku na zatoczonej ulicy. Odoya kul. Wstaa, podwina tunik i zacza skaka po pokoju wedug nieistniejcych klas, ktre wyobrazia sobie na pododze. - Ene due rabe, Zjad Gbianin ab. aba w brzuchu skacze, A Gbianin pacze.

Przestaa, bo baa si, e kto zwabiony haasem przyjdzie zobaczy, co si dzieje. W Zielonej Wiey panowaa gucha cisza. O tej porze wszyscy stre byli na subie. Wrciby Drago, pomylaa tsknie. Westchnwszy, opada na ko. Na Jasno, co za nuda. Brakowao jej gwaru dziecinnych gosw, miechu, zabawy i bieganiny. Drop zatsknia za powrotem do pracy. Zastanowia si przez moment, jak wytumaczy kilkudniow nieobecno matce Sarze, ale szybko odpdzia t myl. Tym martwi si bdzie pniej. Usiada na ku, bo w korytarzu

rozleg si odgos krokw. pewnie Drago, ucieszya si.

To

W tej samej chwili kto zapuka. - Drago? - spytaa zdziwiona. Komandos obieca stuka w umwiony sposb, a to pukanie byo inne. Poza tym Gamerin mia klucz. - Otwrz, Drop - powiedzia gos zza drzwi. - Jestem przyjacielem Saturnina. Akurat, pomylaa anielica. Ze strachu spociy si jej rce. Podbiega do okna. Wskie.

Rozpaczliwie wskie. Waciwie pionowa strzelnica, przez ktr z trudem mona przecisn rk, ale nic wicej. Nie da rady uciec. Gdzie si schowa? W szafie? Pod kiem? W azience? - Drop, Saturnin mnie przysa. Otwrz! Gos za natarczywy. drzwiami sta si

- Zaraz, ubieram si - odkrzykna Drop, przystawiajc krzeso do szafy. - Diabli z tob, suko! - warkn

kto na korytarzu. - Moc! Na rodku pokoju pojawi si niespodziewanie obcy skrzydlaty. W jednej rce ciska kawaek szmatki, a w drugiej pistolet. Nie zdya si zdziwi, skd si wzi, bo skoczya mu z szafy na plecy. Upadli. Skrzydlaty, klnc, prbowa strzsn z siebie Drop. Anielica z caej siy trzasna go szklan kul. Wrzasn, wypuci szmatk, ale nie pistolet. Uderzy j, lecz go nie pucia, nadal wiszc mu u szyi jak kamie myski. Szamotali si. Drop skutecznie kopaa napastnika po goleniach,

okadajc jak popadnie szklan kul. Chcia waln j pistoletem, ale si wywina i z caej mocy ugryza go w palec. Wrzasn ponownie, wypuszczajc bro. Widocznie jednak wpad we wcieko bo gwizdn anielic w gow tak potnie, e a pociemniao jej w oczach. Osaba, przestaa go okada. Z paskudnym umiechem zamierzy si do kolejnego ciosu, ale niespodziewanie polecia bezwadnie przez pokj, walc bem w ko. Nie zdy si otrzsn, gdy wpad na niego Drago. Komandos chwyci go za ramiona,

trzasn bykiem. Skrzydlaty rykn krtko, porwa si do walki. Uderzy Gamerina w brod, ale Drago szarpn si w por, wic cios tylko zelizn si po szczce. Walczyli wciekle, sapic z wysiku, lecz w milczeniu. Obcy by silny, piciami posugiwa si sprawnie. Troch zbyt sprawnie, jak na gust Gamerina. Tarzali si po pokoju, wpadali na meble, okadajc si zapamitale. Drago mia szczerze do tej zabawy. Postanowi zmusi przeciwnika, eby si odsoni. Zamarkowa cios, skrzydlaty sprbowa go odbi, a wtedy komandos trzasn go kantem doni

w bok szyi. Napastnik powinien zwidn w jednej chwili, lecz zacharcza tylko, szarpnwszy gow w ty. Musi mie jak oson magiczn, pomyla Drago. Byskawicznie grzmotn skrzydlatego w podbrdek, zanim ten zdy doj do siebie. Przeciwnik odpowiedzia ciosem w skro, ktry omal nie oguszy komandosa. Drago polecia w bok, podpar si rk. Wyczu pod palcami chd metalu. - Masz! - usysza syknicie Drop. Skrzydlaty rzuci si na niego, ale Drago ju trzyma w doni pistolet.

Poderwa go, strzelajc w sam pysk napastnika. Tamten run do tyu przy akompaniamencie cichego kaszlnicia. Pistolet by gbiaski, ale rewelacyjny tumik - pomysu Egzaela, jednego z najlepszych konstruktorw sprztu wojennego i broni palnej, jakiego wydao Krlestwo. W niemal cakowitej ciszy gowa skrzydlatego pka jak baka. Drop wydaa stumiony jk. Kapa na ku i ciana poweselay od czerwonych bryzgw, jakby nagle zakwity tam maki. Na pododze wok trupa rozlewaa si krwawa plama. Drago przyjrza si pobojowisku.

- Rany - stkn zafrasowany. Drop odczogaa si w kt i zwymiotowaa pod szaf. Gamerin przyklkn przy niej, delikatnie dotkn ramienia. - Hej, dziewczynko. Wszystko w porzdku? Szybkim ruchem zarzucia rce na szyj, przytulia si. mu

- Och, Drago. Jak dobrze, e wrcie! Obj j.

- Ju w porzdku, malutka. Ju dobrze. Draa. - Poradzimy sobie ze wszystkim, nie bj si powiedzia uspokajajco. - Zaraz sprowadz przyjaciela, pomoe nam. Przycisna kurczowo. si do niego

- Nie! Nie zostawiaj mnie z tym... trupem - wyksztusia przez zy. Zacz j koysa.

- Na sekund, maleka. Nie zauwaysz nawet. Jak on si tu dosta? - Nie wiem. Stuka, a potem znalaz si nagle w pokoju. Skoczyam na niego z szafyyy... Rozpakaa si na dobre. - Dzielna dziewczynka. Mdra. Mia co w rkach? - Nie pamitam. - Sprbuj. - Pistolet i kawaek szmatyyy...

- Dywan - mrukn Dago. - Fajnie, bardzo uatwi spraw. Usmarkana, podniosa na grozy. zapakana Drop niego oczy pene

- Drago! Saturnin! On mwi, e przysya go Saturnin. Moe co mu zrobi? Komandos drgn, ale odezwa si uspokajajco: - Na pewno nic mu nie jest. Zaraz sprawdzimy w kuli. Spojrza w szko z nadziej, e Drop nie zauway jego drcych palcw. Saturnin z

klientem jechali samochodem po zatoczonej ulicy. Odetchn z ulg. - Widziaa? W porzdku. Nie ma si o co martwi. Lepiej pom mi poszuka tego kawaka szmatki. To skrawek latajcego dywanu. Bdzie nam potrzebny. Lea przy nodze krzesa. Znalaza go Drop, ktra zagldaa we wszystkie kty obok drzwi, eby nie musie patrze na trupa. Drago wycign z kieszeni oko. - Hazar? - zawoa.

W tej chwili zobaczy w krysztale oliwkow twarz przyjaciela. - Moesz mi Potrzebuj ci. pomc, stary?

- Jasne. Gdzie jeste? - W Krlestwie. Drugie Niebo. Czaszeczki na warkoczykw zaklekotay. kocach

- Jaja sobie stroisz, bracie? Jak niby mam si dosta do Krlestwa? - Dywanem. Podrzuc ci. Hazar podrapa si w brod.

- No, dobra. Ze wzgldu na star przyja, onierzu. Wiesz, co mi zrobi, jeli mnie zdybi w Krlestwie. Drago prychn. - Nie zdybi. Z dywanem aden ryzyk, Hazar. Gbianin umiechn si. - Niech bdzie. Zjawiaj si Pod Tysicem Soc. Gamerin cisn szmatk. - Moc! - zawoa i znik.

Zaskoczona Drop nie zdya zamkn otwartych ze zdumienia ust, gdy wyldowa z powrotem na rodku pokoju w towarzystwie rosego Gbianina. Przybysz gwizdn przez zby. - Nieza jatka, Drago. Co mam dla ciebie zrobi? - Musz si pozby ciaa mrukn komandos ponuro. Hazar podrapa si za uchem. - W porzdku, to jest wykonalne. Ale najpierw przedstaw mnie -

damie. Zapominasz wychowaniu, stary.

dobrym

- To Drop, moja przyjacika, anielica str maych dzieci. Gbianin wyszczerzy w umiechu bardzo ostre, rwne zby. - Hazar - przedstawi si. - Z Otchani. Kumpel Drago. Bardzo mi mio. - Mnie te - wyjkaa. Poda jej mocn, ciemn do. Drop bya lekko skonfundowana. Przez lata uczono j, e Gbianie to

potwory, a do tego odruchowo poczua sympati. Zachowywa si mio i mia ciepe, wesoe oczy. Rozglda si ciekawie po kwaterze Saturnina. - A, wic tak jest w Krlestwie. Nigdy tu nie byem, si rzeczy. adnie, ale skromniutko. - Stre nie maj prawa do wygd - powiedziaa Drop. - Wysocy anioowie yj inaczej. - No, myl - zamia si Hazar. Dobra, do roboty, dzieci. Drago, pom mi go uoy.

Gbianin i komandos chwycili ciao, przecignli na rodek pokoju. Na ten widok anielica skrzywia si mimowolnie, spucia wzrok. Hazar pochyli si, wyjt z kieszeni czerwon kred obrysowa trupa. Mamrota przy tym dziwne wyrazy w jzyku niezrozumiaym dla Drop. Maci z maego soiczka wymalowa na piersi skrzydlatego dwa proste znaki. Mazido miao nieprzyjemny zapach siarki. Gbianin stan u ng trupa, podnis rce w gr i zapiewa co dononym gosem. Potem sign po skrzany woreczek,

obsypa szczodrze niebieskim przypominajcym lazuryt.

nieboszczyka proszkiem, rozkruszony

- Odejd teraz i oby nie wraca. Twoj drog pomie! - zawoa. Natychmiast cay wyznaczony kred krg zaj si ogniem. Dym osmali sufit, jzyki strzelay na wysoko szafy. - Cholera! - wrzasn Drago. Chwyci narzut z ka, przydusi ni pomienie. W miejscu, gdzie lea zabity,

pojawia si nieregularna plama spalenizny, zajmujca niemal jedn czwart powierzchni podogi. Sczy si z niej mierdzcy dym. - W kadym razie ciao zniko powiedzia Hazar. Drago sta z przypalon kap w rkach. - Dziki, bracie - odezwa si cokolwiek kliwie. - Nie zosta po nim nawet lad. Gbianin klepn go w plecy. - Drobiazg, stary. Zawsze do

usug. A teraz podrzu mnie z powrotem Pod Tysic Soc. Zostawiem niedopite piwo. - Masz nadziej jeszcze je zasta? - spyta Gamerin z umiechem. - Mao: nadziej - rozpromieni si Hazar. - Niezbit pewno. Kto by si omieli ruszy moje piwo? - Samobjca - skwitowa Drago. - Trzymaj si, Drop. Samych grzecznych dzieci i troch mniej trupw na przyszo! - Dzikuj. Postaram si o tym

pamita. - Anielica zdobya si na prawdziwy umiech. Gamerin ramieniem. - Moc! Wyldowali przed drzwiami knajpy. samymi otoczy Hazara

- Zabierz t ma i zwiewaj stamtd. le mi to wyglda, Drago poradzi powanie Gbianin. - W porzdku. Mamy troch czasu, zanim si zorientuj. Musz ostrzec przyjaciela, eby si liczy z

ponown wizyt. Naucz go, co ma mwi, a nikomu nie stanie si krzywda. Moesz jeszcze co dla mnie zrobi? Wyraz smagej twarzy Gbianina nie zmieni si. - Wal. Sprbuj. - Chc, eby mnie z kim umwi - zacz Drago. Hazar sucha uwanie, a w miar jak Gamerin mwi, rozpromienia si wyranie. - Nie ma sprawy. Ale pod warunkiem, e mnie zabierzesz, jasne?

- Dobra, jeli chcesz - zgodzi si komandos. - Spadam, bo wol nie zostawia Drop samej. - Jasne. Powodzenia, onierzu. - Powodzenia, Gbianinie. Moc! Wyldowa na plamie spalenizny. Pokj Saturnina wyglda jak samo dno Gehenny. Osmalona podoga, na cianach rozbrynita krew, przypalona narzuta, poamane ko. Drop siedziaa na rodku, bez powodzenia usiujc Wetkn na powrt odaman od krzesa nog. Min miaa bardzo niepewn.

Drago rozejrza si, westchn. - Poszukaj lepiej jakich cierek, maa - powiedzia ponuro.

*** Gabriel poczu to przez skr. Co jakby cierpnicie karku, drtwienie koniuszkw palcw. Strach? Raczej wiadomo niebezpieczestwa. Kiedy seria z NEXa 666 rozwalia drzwi apartamentu 13A, Gabriel trzyma ju w doni skrawek dywanu. Ktem oka zobaczy

mordercw. Dinny, zdy zdziwi. Lufy pluny ogniem.

si

- Moc! - krzykn regent Krlestwa, zdajc sobie spraw, e jest za pno. Podoga otworzya si pod nim, a archanio nie potrafi powiedzie, czy odczuwa to wraenie za spraw magii, czy kul zamachowcw. Zanim polecia w d, zobaczy sylwetk rzucajcego si naprzeciw pociskom Uzjela. Adiutant, ktry przynis mu wieci i kilka potrzebnych drobiazgw od Razjela, poderwawszy w gr rce, zatrzepota w powietrzu skrzydami. Sia uderzenia podcia mu nogi, kule udekoroway pier wielkimi,

czerwonymi orderami. Seria z NEXa obrcia go pynnie, niby tancerza z baletu, wykonujcego szczeglnie skomplikowan figur. Kobaltowe loki opyway gow anioa na ksztat bkitnej aureoli. Bryzgi krwi na skrzydach przydaway scenie artystycznego wyrazu. Czerwona dziura porodku korpusu wygldaa na element ekstrawaganckiego kostiumu. Poderwany w gr, Uzjel pyn w powietrzu, pikniejszy od sylfa, a wreszcie run na dywan. egnaj, pomyla Gabriel ze smutkiem, znikajc w szczelinie otwartej przez moc.

Uzjel nie poczu uderzenia, towarzyszcego upadkowi. Przez czarn otcha kosmosu szybowa ku zielono mrugajcej gwiedzie w konstelacji Rydwanu.

*** - Niewiele mam, Daimonie powiedzia Samael. - Nikt nie sprzedaje ani nie kupuje trefnych towarw. W Krlestwie i Gbi burdel nie do pojcia, ale rynek prosperuje kiepsko. Myl, e wszyscy si boj.

Siedzieli w ziemskim barze nad szklankami whisky. Daimon zapali papierosa. Jak wikszo wysokich rang aniow, odwiedzajcych Ziemi, docenia uroki miejscowych uywek, ktre niosy przyjemno, a w niczym nie byy w stanie zaszkodzi organizmom skrzydlatych, w przeciwiestwie do specyfikw i trunkw Krlestwa czy Gbi. Wypuci kb dymu i spojrza uwanie w zielono-zote oczy Samaela. - Geniusz Sislau oferuje, jak zwykle, trucizny, Hatifas handluje

klejnotami, wszystko normalka. Aha, moe ci zainteresuje, e Och, ten sam, ktry wysadzi z sioda Gabrysia, wynaj kilka miesicy wczeniej trzy z dwudziestu omiu prowincji lennych Krlestwa, ktrymi zawiaduje. renice Freya zwziy si. - Ten alchemik, co trzyma z Dubielem i Nitaelem? - Ten sam - przytakn Ryy Hultaj. Daimon w zamyleniu postuka paznokciem kciuka o zby.

- Wiadomo, komu wynaj, Sam? Demon wzruszy ramionami. - Nie. Informator jest niepewny, moe powtarza ploty. Twierdzi, e Och odda prowincje wielkiemu biaemu anioowi z twarz sztywn jak u trupa, w zamian za rdo wielkiej mocy, kamie filozoficzny czy co takiego. Ale to bzdura, Daimon. Kady podrzdny mag w Gbi zaczyna wiczenia od wygenerowania kamienia. Nawet ja bym potrafi, gdybym si postara... Co jest, Daimon? Frey kasa, zakrztusiwszy si

dymem. - Szlag! - sykn - Mwisz wielki, biay anio? Za rdo magicznej mocy? Samael uspokajajcym gestem rozoy rce. - Hej, nie denerwuj si. Nie rcz za te informacje. - To niemoliwe. - Daimon nerwowo potar policzek. - Nie wierz, kurwa, za nic. Jednym ykiem oprni szklank, wsta. Rce mu dray.

- Dziki, sprawdzi.

Sam.

Musz

co

- O co chodzi? - spyta osupiay Samael. - Wygldasz, jakby zobaczy upiora. - Bo zobaczyem - warkn Anio Zagady. Jego rysy stay, cigajc si na ksztat wilczego pyska. - Cholernego, krwawego upiora z przeszoci. Klepn Samaela w rami. - Trzymaj si. Moe wanie uratowae swoje ulubione burdele i knajpy, Sam.

- Czekaj! - krzykn byy archanio. - Jeste mi winien wyjanienia, draniu! Za Daimonem zatrzasny si drzwi.

*** Wielka sala Paacu Potgi przytaczaa Ocha. Po raz kolejny przyszo mu do gowy, e by moe popeni bd, sigajc po wadz. Waciwie nie pragn jej. Chcia tyko uwolni Krlestwo od tyranii Gabriela. Dodatkow pokus

stanowia Ksiga. Jaki alchemik potrafiby si jej oprze? Ale Ksiga te okazaa si po czci rozczarowaniem. Och nie umia zama szyfrw chronicych zaklcia, i nawet podstawowe wiczenia okazyway si dla niego za trudne. Ze smutkiem musia przyzna w duchu, e jest za sabym magiem, eby odnie poytek z Ksigi. Nie tyko nie wiedzia, jak si ni posugiwa, ale nie rozumia wikszoci zagadnie. Sytuacja, ktr rozpta osobicie nieszczsnym pozwem przeciw Gabrielowi, przytaczaa go jeszcze bardziej ni zocony sufit komnaty

regenta. Och westchn. Ani on, ani Dubiel czy Nitael nie potrafili poradzi sobie z uzyskan potg. Urzdnicy Krlestwa ogosili ich wspregentami, namiestnikami Paskimi i Wielkimi Eonami, lecz wcale nie zamierzali si z nimi liczy. Spiskowcy kilkakrotnie odczuli okazywane im lekcewaenie, ktre roso proporcjonalnie do spadku ich znaczenia. W Krlestwie hulay oddziay najemnikw i pospolitych zoczycw, Limbo pono un poarw, w skarbcu koczyy si fundusze, a zbrojne bandy oraz odacy, najci przez arystokratw,

dali okupu za pozostawienie w spokoju najwyszych krgw niebiaskich. Pan nie dawa adnych wskazwek, milczc uparcie z wyyn Tronu, a proci skrzydlaci wyczekiwali powrotu Gabriela niby zbawienia. Na domiar zego Teratel utraci cakowicie kontrol nad fanatycznymi grupami radykalnych anarchistw, ktrzy niszczyli gmachy uytecznoci publicznej, postulujc powrt do rajskiej niewinnoci, pozbawionej wszelkiej hierarchii. Nie dalej jak rano wytukli szyby w wirydarzu paacu i zanieczycili baseny, tak e

wyzdychay wszystkie hydry. - Trzeba byo postara si lepiej! - warkn smagy, ciemnowosy Anio Persji, Dubiel. - Suczy syn uciek! Ciekawe, czy spodoba nam si jego zemsta. Potny Nitael przegarn jasne wosy. - Nie histeryzuj, Dubielu. Mwisz, jakby spodziewa si, e wrci. Anio Persji odwrci byskawicznie, niby podcity. si

- Oczywicie, e si spodziewam!

Horyzont ciemnieje, a wy zachowujecie si jak lepi, panowie. Wiecie, co pisz na murach? Gabriel zbawca, Gabriel jedynym prawowitym regentem, Wr, nadziejo Krlestwa! Nitael wzruszy ramionami. - Boisz si napisw na murach? Nie ugryz ci. - Ale Gabriel, na ktrego zrobilimy nieudany zamach, atwo moe odgry nam gowy - sykn wciekle Dubiel. - W jaki sposb si wywin?

- Osoni go Uzjel, jego adiutant. Zgin zamiast Gabriela - wyjani ponuro Nitael. - Jasne - powiedzia Dubiel z gorycz. - Widzicie, jak go kochaj? A pokacie mi jednego skrzydlatego, ktry nadstawi dupy dla nas. Wszyscy trzej sprzedalibymy si nawzajem za misk zgniej manny. Zgromadzeni milczeli. - Wyledzilimy go raz, moemy i drugi - burkn Nitael. - Nastpnym razem go zaatwimy.

- Przesta pieprzy - achn si Anio Persji. - To aosne, e w ogle musimy si do tego posuwa. A miao by tak piknie. Szlachetni mowie uwalniaj Krlestwo od tyrana. Splun. Jego ostre spojrzenie pado na skulonego w kcie alchemika. - Nie bd przypomina, kto nas do tego namawia. Czemu milczysz, Och? Otwrz gb, powiedz co wzniosego. A waciwie czemu nie uyjesz tej swojej fantastycznej Ksigi? Tyle o niej gadae, a chciao si rzyga. Uczy cud, wielki

czarnoksiniku. sytuacj.

Wyprostuj

- Pracuj nad tym - burkn Och. - Nie czepiaj si. Znalaz kryjwk Gabriela - odezwa si Nitael. Dubiel wykrzywi twarz. - Cudownie! Co za wyczyn! Podobno za pomoc tej Ksigi mona uzyska moc niemal rwn Jasnoci. No, dalej, Och, zrb co niebywaego! - Jest zaszyfrowana! - wrzasn alchemik.

- Ach tak? - Oczy Dubiela zrobiy si wskie jak szparki. Zaszyfrowana? - Daj mu spokj! - warkn Nitael. - Brakuje tylko, ebymy si wzili za by. Anio Persji wzi si pod boki. - Gdzie ona jest, Och? aden z nas nigdy jej nie widzia. Czy ty j w ogle masz? - Ukryem j na Ziemi - sykn Och. - Tu nie jest bezpieczna. - Nie jest? - zadrwi Dubiel. - A co

gorszego moe j spotka ni przebywanie w apach kiepskiego alchemika, ktry nawet nie potrafi jej otworzy? Prawda, Och? Strony najwaniejszych fragmentw jako nie chc si rozkada, co, Och? - Zamknij si, Dubiel! - wrzasn zirytowany Nitael. - Zastanwmy si, co robi! Anio Persji nie sucha. Ostatnie promienie soca wpaday przez krysztaowe okna do Paacu Potgi. Rozchlapyway czerwie wieczoru na stylowych meblach i starannie dobranych

obrazach Gabriela. Trzej regenci Krlestwa kcili si zapamitale, jacy tacy skarlali, ndzni w milczcych murach najwaniejszego gmachu pastwowego Nieba.

*** Ram Izad przyglda si klientowi z zadowoleniem. Dorzeczny, zna si na sprzcie, orientuje w cenach. W dodatku Gbianin. Z nimi zawsze mniej kopotu ni ze skrzydlatymi. Szkoda, e zamawia tylko kilka sztuk broni zamiast caej zbrojnej akcji. Ale dobre i to. Ostatnio Ram

odnosi wraenie, e opuszcza go szczcie. Niby nic zego si nie stao, a przecie czu si nieswojo. W gbi duszy aowa, e da si wmanewrowa w spraw Szeolitw, a potem wynaj do osobistej ochrony jednego z nowych regentw, alchemika Ocha. Co prawda zarobi wicej ni w cigu kilku ostatnich lat, lecz drczy go nieustanny niepokj. Najemnik nie lubi miesza si do akcji o wydwiku politycznym, bo wiedzia z dowiadczenia, e czsto le si kocz dla takich jak on. A teraz, prosz! Siedzi po uszy w aferze dotyczcej najwyszych szczebli

wadzy. Najgorsze, e waciwie nie mia pojcia, w jaki sposb si w ni zaplta. Zakl bezgonie. Jeeli nie lubi czego bardziej ni polityki, to spraw, nad ktrymi traci kontrol. Przydaaby mu si teraz mia, prosta akcja. Chocia i ta dostawa broni pozwalaa na chwil oderwa myli od trosk. Gbianin odrzuci w ty dugie, zaplecione w warkoczyki wosy. Zaklekotay kociane czaszeczki, dyndajce na kocu kadego z nich. Spyta o co, czego zamylony Ram nie usysza, a teraz wyranie czeka na odpowied.

- Moesz powtrzy? - Najemnik sign po kufel z piwem. - Te ptaki cholernie wrzeszcz. Istotnie, nad Zatok Rahaba unosiy si, krzyczc, stada mew. Chude lamie, o wiecznie godnych oczach, tarmosiy si z nimi, prbujc wydrze z ptasich szponw upolowane ryby. Siedzieli w jednej z odkrytych nadbrzenych tawern, zadaszonych jedynie rozcignitym na erdziach ptnem. Piwo podawali tu do cienkie, ale Ram Izad, majc za plecami wod, a przed sob widok na wszystkie stoliki, czu si

stosunkowo bezpieczny. Oliwkowa twarz klienta wyraaa absolutn cierpliwo. - Pytaem, jak wiele czasu zajmie ci realizacja zamwienia - rzek spokojnie. Izad machn rk. - Kilka dni. - Cztery? - Powiedzmy: sze. Gbianin w zamyleniu potar podbrdek.

- W porzdku, Najemnik odetchn.

moe

by.

- Skontaktuj si z tob pojutrze, eby poda szczegy co do odbioru... - zacz, gdy nagle wyrs za nim jaki cie i co zimnego, paskudnie przypominajcego luf pistoletu, dgno go midzy ebra. Ram zdy zobaczy, jak klient umiecha si od ucha do ucha, a nieznajomy gos wypowiada sowo Moc! . Potem tawerna znika.

***

Drago z luboci popatrywa na winia. Ram Izad, zwizany jak baleron, zwisa gow w d z zegarowej wiey. Koniec liny okrcony by dokoa gronie wzniesionej rki ogromnego kamiennego anioa z surowym marsem na czole. - Dobra - burkn komandos. Jestem uprzejmy, zapytam jeszcze raz. Kto ci nasa na Szeolitw? Zawinity w liny podrygiwa rozpaczliwie. tumok

- Nie wiem! Mwiem, e nie wiem!

Hazar obrci w doni n, eby promie soca lizn ostrze. - To ju syszelimy - stwierdzi pogodnie. - Co nowego, Ram, albo poszybujesz przez przestworza szybciej ni kiedykolwiek w yciu. Najemnik spojrza na kolebicy si daleko w dole bruk. Z bolesnym przewiadczeniem, jak bardzo jest twardy. - Wynaj nas jaki cholerny, dobrze urodzony modzieniec stkn. - Wyniosa mina, wysokie koci policzkowe, bursztynowe oczy, lodowate jak u mii, zocista

skra... Nie znam go! Drago pokiwa gow. - Modzieniec - powtrzy. - Taa, to te ju syszelimy, Ram. Jak mamy owocnie wsppracowa, jeli chci le tylko po naszej stronie? - Nigdy nie pytam o imiona klientw! - wrzasn Izad. Hazar cmokn. - Co za nieuprzejmo. Cho z pozoru obaj przeladowcy zdawali si dobrze bawi, najemnik

nie mia wtpliwoci, e s dalecy od artw. Jeli nie sprzeda im adnej informacji, w kadej chwili moe polecie bem w d na bruk. Obla si zimnym potem. ypn na Drago, stojcego na zewntrznej galerii wiey, mniej wicej na wysokoci jego oczu, po raz setny gorzko aujc, e osobicie sukinsyna nie zastrzeli. Mia racj pieprzony Tarael, zaraza na jego dusz. Szeolici to twardziele. I wiry. Na wojnie jak na wojnie. Podstpy s na porzdku dziennym. Czego si czepia? Mciciel si znalaz! Ram zatrzs si z bezsilnej zoci, a zaskrzypiaa rozkoysana

lina. Na ten dwik znw obla go lodowaty strach. - Wkurzasz mnie - warkn Drago. - Lepiej, eby to do ciebie dotaro. Jeszcze jedno pytanko albo lekcja latania ze zwizanymi skrzydami. Smaga twarz najemnika zrobia si purpurowa, wytrzeszczy oczy. Cholerny komandos mwi serio. - Masz co wsplnego z napadem na anielic Drop, opiekunk dzieci, i z tajemnicz, magiczn Ksig? - Tak! - wrzasn natychmiast Izad, a w jego gosie brzmiaa tak

ogromna ulga, e Gamerin uwierzy bez zastrzee. - Ksig zabra alchemik Och, nowy regent Krlestwa, ktry kaza te zaatwi t ma, bo za duo wie! Drago paln si doni w czoo. Jasne! Alchemik Och podpierniczy Ksig! Powinienem si wczeniej domyli! Tylko dlaczego jej nie uywa? W Krlestwie burdel e hej, a trony regentw trzs si jak demon na widok monstrancji. Hazar wzruszy ramionami.

- Pewnie jest zaszyfrowana. Tak si zabezpiecza potne magiczne przedmioty. Ram linie. nerwowo podskoczy na

- Suchajcie! - wychrypia. Pucie mnie, a powiem wam co cholernie wanego! renice Drago zwziy si. - Puci ci? Prosz bardzo sykn, przykadajc ostrze noa do liny. - Kurwa, czekaj! - zapia najemnik

amicym si z przeraenia gosem. - Wiem, gdzie jest ta pieprzona Ksiga! Mwi prawd! Och wynaj mnie jako osobistego ochroniarza! Byem z nim, kiedy j chowa! - Zaraz - mrukn Hazar. - To brzmi obiecujco. Przysignijcie, e mnie wypucicie. - Wizie popatrywa na Drago przekrwionymi oczami. Komandos policzek. podrapa si w

- Dobra - warkn. - Gadaj. Ale jeli nas oszukasz, znajd ci i

wypcham ci dziur w dupie kartkami z caej cholernej biblioteki, razem z okadkami. Ram zacz wyrzuca z siebie sowa z prdkoci karabinu maszynowego, a obaj przyjaciele suchali w skupieniu. Kiedy skoczy, Drago spyta z powtpiewaniem: - Mylisz, e to si trzyma kupy? Hazar wolno skin gow. - Chyba tak. Warto sprbowa. - Moe i racja - mrukn Gamerin.

- Hej! - Ram szamota si w ptach jak ryba w sieci. - Uwolnijcie mnie, cholera! Przecie powiedziaem wszystko! - Dobra, niech ci bdzie - zgodzi si Drago, przycigajc lin. Pom mi, Hazar. Razem z Gbianinem wcignli najemnika na galeri i niezbyt delikatnie cisnli na podog. Komandos wyj z kieszeni n, ktry zabra przedtem Ramowi, pooy go mniej wicej trzy kroki od zwizanego winia. Najemnik wytrzeszczy oczy.

- Zabieramy si std - rzuci Gamerin do Hazara. - Skurwysynu! - zawy Izad. Przysige mnie uwolni! Drago z pogard splun pod nogi. - Speniam, co obiecaem, dupku, chocia za to, co v zrobie w lesie Teratela, powinienem rozwali ci eb. Postpibym tak z rozkosz, ale w odrnieniu od niektrych, nie jestem zdrajc. Doczogasz si do noa, rozetniesz wizy i spokojnie pjdziesz do domu. Co to dla ciebie, brae udzia w tysicu niebezpieczniejszych akcji, co, Ram?

Najemnik wyda z siebie nieartykuowany, wcieky bulgot. Hazar cign usta. - Na twoim miejscu zachowabym ostrono - poradzi. - Widzisz, to wiea zegarowa ratusza w Drugim Niebie. Jeli zaczniesz haasowa, cigniesz uwag andarmw, ktrzy, owszem, cign ci std, ale bardzo si na twj widok uciesz. Czy mi si zdaje, czy szukaj ci w Krlestwie, Ram? Widziaem jakie listy gocze w Limbo. - Skurwysyny - jkn Izad. Wszawe skurwysyny.

- Rozchmurz si - wtrci Drago. Nie kady jest tak poszukiwany jak ty. Powitaj ci z otwartymi ramionami. W oczach najemnika wcieko. bysna

- Dorw ci - wychrypia. - Dorw i... - Troch grzeczniej - warkn komandos. - Chamstwa nie lubi. Do tego stopnia, e zaraz zejd na d zagadn pierwszego spotkanego andarma. Jak mylisz, ucieszy si, Ram?

Izad zawy. - Nie zrobisz tego! A przysiga? Gamerin odwrci si tyem. - Idziemy, Hazar. Zmczy mnie ten dupek. Stanli blisko siebie, Drago cisn w doni kawaek dywanu. - Moc! I znikli.

***

Daimon wyldowa bez wstrzsu. Starannie zwin poyczony od Razjela dywan, ktry natychmiast skurczy si do rozmiarw chusteczki do nosa. Nie przyjecha na Piounie, bo chcia znale si na miejscu moliwie szybko i bez ladw. Okolica wygldaa tak samo ponuro, chocia dawicy opar zela. Wci jednak nie dostrzega znakw obecnoci adnej ywej istoty. Paski step, porosy zrudzia traw, zdawa si dysze z trudem, jak zapade boki zdychajcego zwierzcia. Suchymi dbami co jaki czas wstrzsa dygot, chocia

powietrze stao. Byo duszno. Na czole, karku i plecach Daimona zacz perli si pot. Anio Zagady przyklkn, pooy rce na ziemi. Potne wibracje destruktywnej energii wci pyny, lecz osaby znacznie w stosunku do tego, na co si natkn, przybywszy tu pierwszy raz w towarzystwie Jagnicia. Szczelina rzeczywicie zarastaa. Daimon wsta, otrzepa donie. Zmierzy pustyni uwanym spojrzeniem. Wcale nie czu si spokojniejszy. Przeciwnie, ar go irracjonalny niepokj. Rozprostowa palce, ktre zacisny si bez udziau woli. Mruc oczy popatrzy

w oowiane, paskie niebo, blaszane niczym wntrze brytfanny. Nie wiedzia, czego waciwie szuka. Jeli nawet co przeszo tdy z krainy mroku, nie zostawio po sobie ladw. Teraz krlowaa tu martwota. Zacisn wargi. Przyjecha, eby si rozejrze, wic zrobi to. Ruszy przed siebie, depczc kpy skarlaych ostw. Co pewien czas przyklka, kad rce na ziemi. Poziom wibracji pozostawa niezmienny. Duchota i upa dokuczay coraz bardziej. Wszdzie wdziera si kurz. Daimon mia go peno w ustach, w oczach, za

paznokciami. Oblepia spocon skr ohydn, rozmazan warstw. Zrezygnowany, stan. Obrzuci step kolejnym niechtnym spojrzeniem. Nic tu nie zdziaam, pomyla. Sign do kieszeni po dywan, rozoy na ziemi. Nachyli si, gotowy odlecie, gdy nagle ktem oka dostrzeg bysk. Odwrci gow. Daleko na horyzoncie co lnio srebrzystym blaskiem. Minie Daimona zareagoway automatycznie. Wyszarpn z pochwy miecz. Serce uderzyo szybszym rytmem, oddech przyspieszy. Frey, mruc oczy przed ostrym, cho przymglonym

socem wpatrywa si w migoczcy srebrny punkt. Przyblia si, nabierajc ksztatw skrzydlatej sylwetki. Daimona przeszed dreszcz. Mocno cisn rkoje miecza, bo przez pustyni pyn... - Jaldabaot! niedowierzaniem. wyszepta z

Byy demiurg jak upiorny, ywy posg unosi si ponad stepem, nie poruszajc skrzydami. Przez chwil Frey sdzi, e ma do czynienia z fantomem, lecz posta rzucaa cie. Daimona zalaa fala wspomnie. Z trudem zda sobie spraw, e dygocze. W pamici migay obrazy

walki z Cieniem, ciki smrd dymu z pola bitwy, wilgotne ciany lochu, do ktrego wtrci go Jaldabaot, szafot, sterczcy jak wyspa porodku Niebiaskiego Placu, i pchnicie katowskiego miecza anielskiego egzekutora Raguela. Wrg jak wielki, srebrny nietoperz wisia w powietrzu, a kalejdoskop z koszmarami nie chcia si zatrzyma. Demiurg przybliy si na tyle, e Anio Zagady mg widzie jego twarz. Rysy Jaldabaota z pozoru nie ulegy zmianie, lecz zasnu je cie wciekoci i szalestwa. Mimo to wci wyglda jak cudowna

marmurowa rzeba. Biae wosy, wysoko upite, odsaniay proporcjonalne, owalne oblicze z prostym nosem i nieprawdopodobnymi, srebrnymi oczami. Tylko e w tych oczach nie byo ycia. Zamieniy si w lnice bryki lodu. Usta demiurga wykrzywiy si w umiechu. Trwa bez ruchu z zaoonymi rkami. Nagle z szerokiego rkawa wydoby rzebion pak czy buaw, kierujc jej koniec w Daimona. Frey zacisn szczki w oczekiwaniu magicznego ataku, lecz nic si nie stao. Biay anio nadal unosi si w powietrzu. Panowaa cisza, tylko

szaty, kunsztownie wyszywane srebrem, wyday przy poruszeniu cichy szelest kosztownej tkaniny. Frey sta z mieczem w doni, niemal nie zdajc sobie sprawy, e po skroniach pyn mu strumyczki potu. W sercu czu zimny ucisk, oddycha pytko. Jaldabaot unis zdobn w piercienie rk, blad jak grobowa lilia, a Daimon poczu uderzenie mocy. Potna sia zgia go w p, pozbawia tchu, zmusia do przyklknicia. Eksplozja mrocznej energii zdawaa si rozsadza mu czaszk, rozdziera klatk piersiow z atwoci, niby kucharz pancerzyk krewetki. Anio

Zagady zacisn zby, targn gow, prbujc przeama zaklcie obezwadniajce. Niemal nic nie widzia. Przed oczami zataczyy mu czarne i czerwone plamy. Szarpa si, a kady ruch przypomina rozrywanie niewiarygodnie mocnych powrozw. Moc demiurga dawia go, podobna do lepkiej mazi zalewajcej gardo. Nie umia si jej pozby, nie umia oprze si uczuciu strachu i bezradnoci. Jaldabaot ama go jak wizk suchych szczap. Daimon, skulony, obejmujc rkami gow, dygota w pyle. Cay wiat skurczy si do rozmiarw czarnego nasiona, ktre przemona sia

staraa si wepchn mu pod serce. Byo przeraliwie zimne. Obca moc pyna z niego, rozlewajc martwot i odrtwienie. Nie myla, bo w mzgu eksplodowaa czerwie przy akompaniamencie wysokiego gwizdu. Zagusza niemal wszystko, jednak gdzie na granicy wiadomoci sysza uporczywy gos, powtarzajcy jedno sowo. Jedno proste sowo. Daimon. Daimon. DAIMON. Koatao tak nieprzerwanie, e pozwoli mu dotrze do umysu. Kto woa jego imi. Powoli, z trudem uwiadamia sobie, kto. On sam. Ocknij si, Daimon!!!, wrzeszcza na siebie

ostatkiem si. Cie prbuje ci opta. Ju prawie tob zawadn. Dalej, destruktorze, wstawaj! Poka wszarzom, krwawym gnojkom, co to znaczy Abbaddon! Sprbowa opanowa drgawki, dwign si na nogi. Czerwone eksplozje pod czaszk niosy bl, ktry niemal rozdar go na strzpy. Zacisn szczki, spomidzy zbw oddech wydobywa si ze wistem, przypominajcym jk. Ruchy mia sztywne niby popsuty golem. Nie wiedzia, kiedy unis si na czworaki. Nie zauway wrd huczcego blu i wyadowa szkaratu. Potrzsa gow, starajc

si zmaza krwawe plamy z wewntrznej strony powiek. Wasne rce, wsparte o piasek, wydaway mu si obce i bardzo odlege. Mimo to odepchn si od ziemi. Z wysiku omal nie zemdla, lecz powoli zacz si podnosi. Namaca co twardego, o wyduonym ksztacie. Byo chodne. Rkoje Gwiazdy Zagady. Uchwyci j, zacisn palce. Przez do, wzdu ramienia, popyno mrowienie i fala oywczej siy. Znw trzyma w rkach bro Taczcego na Zgliszczach. Znw yje. Szarpn si z caej siy, jakby zdziera z siebie lepk sie. Moc Jaldabaota nie zelaa, ale serce

Daimona tuko z determinacj i wciekoci w mroczny czar niby kafar, rozbijajcy kamie. W kocu zamroone, czarne ziarno pko, a Anio Zagady, cho poczu si tak, jakby wanie umiera, nabra gboko oddechu. Przesycone kurzem powietrze zdawao si bucha z rozgrzanego pieca, lecz przynosio ulg. Wrciem znad krawdzi, pomyla Daimon. Przez chwil zbiera siy, potem sprbowa unie si na kolana. Podnosi si wsparty na mieczu, dyszc przy kadym poruszeniu. Wreszcie stan na nogach, zlany potem i drcy. Donie, ktrymi ciska rkoje

Gwiazdy Zagady, dygotay. W gowie sysza szum i nieznony ucisk. Osab tak, e gdyby Jaldabaot chcia, w kadej chwili mgby go zabi. Jednak rysy demiurga pozostay bez wyrazu. Serce Daimona zabio mocniej, kiedy zrozumia, e wrg po prostu si nim bawi. Lk przesun mu wzdu krgosupa lodowy palec. Za czasw swej wietnoci Jaldabaot, jako Eon Eonw, Budowniczy wiatw i regent Kosmosu, dysponowa ogromn moc, lecz nigdy tak potn, eby bez wysiku zama si Abbaddona, ksicia destruktorw. Bezdenne renice

Freya spotkay si na moment z drobinami czerni zatopionymi w srebrnym lodzie. Anioa Zagady przeszed dreszcz, bo poj nagle, co stao si z Jaldabaotem. By optany przez Cie! Srebrny upir lekko skin gow, jakby odczyta i potwierdza myli Freya. Po utracie wadzy i wygnaniu z Krlestwa such po nim zagin. Powszechnie utrzymywao si przewiadczenie, e ukrywa si gdzie w gbi Sfer Poza Czasem, podczas gdy byy demiurg, wiedziony rzdz zemsty i poczuciem krzywdy, odda si we wadanie Antykreatora. Teraz Cie manifestowa przez niego swoj

potg. Daimon drgn, bo niespodziewanie wargi Jaldabaota poruszyy si. Wraenie byo takie, jakby przemwi marmur. - Frey - powiedzia. - Jeste prochem na wietrze. Byskawicznie rozpostar skrzyda i rzuci si na Daimona. Haftowane, biae szaty powieway za nim, podobne do skrzyde szaraczy. Ich suchy szelest take brzmia jako owadzio. Anio odskoczy, wykonujc perfekcyjne cicie mieczem. Lecz Jaldabaota nie byo

tam, gdzie powinien si znajdowa. Gwiazda Zagady z furkotem przecia powietrze, a impet ciosu omal nie wytrci Daimonowi broni z rki. Zrobi natychmiastowy pobrt, wyprowadzi szybkie pchnicie. Trafio w pustk. Srebrny anio z rzebionym berem w palcach przypatrywa si jego wysikom obojtnie. Daimon poczu w piersi zimne dgnicie strachu. Walka z Jaldabaotem przypominaa pojedynek z duchem. Cicia i sztychy byy dokadne, celne i mordercze. Wiedzia o tym. Nie popenia najmniejszych bdw, nie traci rwnowagi, nie trwoni si.

Jednak adne pchnicie nie dosigo wroga. Rozpaczliwie prbowa wyprowadzi cios, ktry przebiby upiora lub chocia go drasn, lecz wci widzia przed sob obojtn twarz, okolon biaymi wosami. Nie by w stanie powiedzie, ile czasu mino. Mia wraenie, e wieki. Oddycha ciko, w gardle zasychao, kurz wdziera si do puc. Zmczy si. Gwiazda Zagady zacza mu ciy, minie dre z wysiku. Daimon powoli oswaja si z faktem, e pod postaci posgowego oblicza demiurga patrzy mu w oczy mier. Nie dostaniesz mnie darmo,

skurwysynu!, warkn w mylach. Skupi na wrogu ca swoj nienawi, ca wcieko. To ta blada gba jest odpowiedzialna za zo, ktrego dowiadczy, za ycie w charakterze oywionego trupa, za pitno morderczego upiora. Zacisn zby, z furi natar na srebrnego nietoperza. Miecz furkota w powietrzu, klinga fruwaa byskawicznie, rozmazana w jeden poyskujcy metalicznie wachlarz. Frey twardo postpowa do przodu, po raz pierwszy od rozpoczcia starcia zmuszajc wroga do cofnicia si. Rysy Jaldabaota stay, wykrzywione gniewem.

Rzuci krtkie sowo, ktrego Daimon nie zrozumia. I wtedy ziemia pod nogami Anioa Zagady zacza si chwia. Spojrza w d. Midzy stopami ujrza ciemny zygzak. Rozrasta si byskawicznie w ogromn pajczyn gbokich rys. W jednej chwili pokry ziemi sieci spka. Byy demiurg wystrzeli w niebo, natychmiast zmieniajc si w srebrn plam na szarym tle. Frey zamar z mieczem w doni, rozpaczliwie prbujc zrozumie, co si dzieje. Step popka, midzy kpami ostw otworzyy si dugie szczeliny. Poszerzay si z kad sekund. W pewnym momencie

grunt usun si Daimonowi spod ng. Zamacha skrzydami, ale nie uniosy go, jakby powietrze nagle stao si zbyt rzadkie. Skoczy w kp suchych traw obok, lecz i tam nie znalaz pewnego oparcia. Kady fragment stepu osuwa si pod nim w gb. Daimon odskakiwa na ocalae fragmenty gruntu, jakby taczy na amicych si krach. Z trudem apic rwnowag, balansowa na krawdziach nowo powstajcych rozpadlin. Z ich wntrza bi chd i dziwne, czerwonawe wiato. Co chwila kolejne bryy ziemi waliy si w pustk. Krajobraz pka, jakby by

namalowany na szkle, w ktre kto cisn kamieniem. Grunt pod stopami Daimona kruszy si niby kreda. W dole ziaa upiorna, czerwona nico. Szybko wcigaa resztki poszarpanego stepu i kawaki rozbitego nieba. Witaj, niebycie, pomyla z rozpacz. Zrozumia, e Jaldabaot uy tego samego podstpu co niegdy on, walczc z zastpami Antykreatora. Otworzy wymiary. Przez powsta dziur czelu wsysaa rzeczywisto. Lecz Daimon mia wtedy specjalny Klucz, wykradziony z paacu Jasnoci. Jak, do kurwy ndzy, Jaldabaot to zrobi? Czyby

Antykreator naprawd dysponowa potg rwn Paskiej? Wtedy bdzie nie do pokonania. Wszystko stracone. Ogarna go gorycz i bezsilna wcieko. Przegra. Waciwie ju nie yje. egnaj, Frey, destruktorze. Krwawy nietoperz po raz drugi ci zabi. A gdzie jest Jasno, eby ci wskrzesi? Trzymajc miecz oburcz za kling, wykonywa szalony taniec, przeskakujc na stabilne z pozoru bryy ziemi, ktre natychmiast pkay pod podeszwami butw. W nico osypyway si kamienie, kpy traw i osty. W powietrzu wirowa

wszechobecny kurz. Oczy Daimona zalewa pot, stopy zelizgiway si z rozsypujcych bry. Odbi si od grudy ziemi, ktra zmieniaa si wanie w suchy py, wyldowa na kolejnej, lecz straci rwnowag. Przez chwil, rozpaczliwie machajc skrzydami, stara si j odzyska, ale nie zdoa. Brya pka na dwoje, a Daimon run w pustk. Skrzyda nie byy w stanie go utrzyma, przemona, ssca sia natychmiast je wywichna. Powietrze gwizdao wok niego, pd wypycha powietrze z puc. Oguch od wycia wiatru. Wcieke, migajce wiata zmuszay do zacinicia powiek. Z

pewnoci krzycza, lecz wrd wistu wichury nie potrafi usysze wasnego gosu. Witaj, niebycie, jeszcze raz przemkno mu przez myl, gdy potworny wstrzs przebieg przez jego ciao, jakby z czeluci unis si gigantyczny mot, ktry go zmiady. Daimon straci przytomno. Ockn si przepeniony dziwaczn niemoc. Wydawao mu si, e ciao ma odlane z niewiarygodnie cikiego metalu. Nie by w stanie wykona adnego ruchu. W ustach czu smak krwi.

Sprbowa podnie powieki, lecz odnis wraenie, e siuje si z olbrzymi pyt oowiu. Zgrzytaa. Gow mia pen potuczonego szka, ktre cakiem niespodziewanie potrafio si w przykry sposb przesypa. Obrzydliwe uczucie. Monotonny szum w uszach przywodzi na myl morze. Z pewnoci ley na play, bo na wargach czuje smak soli. Nie, to pot i krew. Szum w uszach narasta, nabiera gniewnych tonw. Sztorm idzie, pomyla Daimon. Chcia wsta, ale zamiast tego zacz si powoli zapada w piasek. Co naglco, drczco kazao mu

wyrwa si z odrtwienia, lecz nie dba o to. Piasek zamkn si nad nim. Obudzi go bl. Tpy i uporczywy. Mia wraenie, e rozsypa si na drobne kawaki, ktre kto niedbale poskleja. Sprbowa otworzy oczy. Przez pprzymknite powieki wdaro si czerwonawe wiato. Po szkaratnym niebie w zawrotnym tempie pyny chmury. Zamkn oczy, bo na ten widok z miejsca poczu mdoci. Wewntrz czaszki potrzaskane szko zamienio si w brzczce czynele. - Frey - powiedzia wyranie

marmurowy gos obok niego. Daimon drgn, zmusi si do rozchylenia powiek. Jaldabaot sta pi krokw dalej. Za jego plecami majaczyy ostre krawdzie ceglastych ska. Na niebie brakowao soca. Czerwona powiata sczya si znikd. - Prochu na wietrze - biaa gowa skonia si lekko - chc ci co powiedzie. Zmieniem si, osignem szczyt. Dojrzaem. Pan, ktremu su, napeni mnie moc. Teraz jestem potg. Zjednoczony z nim, prawdziwym Panem. Moje serce przepenia rado. Moje nowe

imi brzmi Mastema. Przeciwnik. Bo jestem przeciwnikiem tych, ktrzy mnie zdradzili. Daimon obliza spkane wargi. Srebrny nietoperz zacz rozmazywa si w jego oczach, odpywa. - Frey! Ocknij si! Siewca przybywa. Nadchodzi, czuj go. Jest blisko! Musisz mnie dobrze zrozumie, Frey. Nie zabij ci, bo to, czy yjesz, nie ma znaczenia. I tak go nie powstrzymasz. Siewca pochodzi z Cienia. To jego ukochane dziecko. Jake mgby rwna si z tak potg? Dlatego

ci nie zabij. Chocia, dla mojej osobistej satysfakcji, chc, eby zdech na tym pustkowiu, Aniele Zagady. Daimon z trudem przekn lin. Drczyo go pragnienie. Irytujcy gos Mastemy brzmia coraz ciszej. Frey zamkn oczy. Kiedy je znowu otworzy, na tle czerwonych ska nie ujrza ju sylwetki byego demiurga.

*** - Nie - wyszeptaa Hija. Drcymi rkami ponownie rozoya karty.

Wystarczyo jedno spojrzenie, eby zblada jak ptno. Usta posiniay, bo odpyna z nich krew. Ale w zotych oczach zapali si twardy bysk. Nozdrza rozdymay si w rytm prdkiego oddechu. - Nie! - krzykna ostro, uderzajc pici w st. Karty rozsypay si, cz spada na podog. Hija wstaa, niemal biegiem ruszya w stron pracowni. Przeraony Nehemiasz z miaukniciem prysn pod szaf. Anielica z trzaskiem otworzya drzwi. Nie potrzebowaa wertowa ksig ani przypomina sobie

czarodziejskich gestw. To, co musiaa zrobi, przekraczao potg magii. Takich zakl nie byo w ksigach. Pyny z wntrza. Gdy nadchodzi waciwy moment, sowa same rodziy si na ustach maga. Przywoaa sub. Przeraone gargulce, fauny i nimfy tuliy si do siebie, oniemielone w surowych cianach pracowni. Pani prdkimi krokami okraa laboratoryjne stoy. W stanie takiego wzburzenia nie widziay jej nigdy. - Przyniecie czarne pochodnie rzucia sucho gargulcom. Trzynacie.

Zadray, lecz pioruny w zotych oczach skoniy je do natychmiastowego spenienia polecenia. - Zasocie wszystkie okna, posypcie wosy popioem, twarze pomacie sadz - zwrcia si do faunw i nimf. - Dom nawiedzia aoba. Pokojwki zapiszczay, zacza szlocha. jedna

Hija roztrcia je, wypada na korytarz. Kobaltowa suknia powiewaa za ni niby pdzona wiatrem chmura. Omal nie wpada

na gargulce taszczce pochodnie. - Ustawcie z nich okrg w pracowni! - zawoaa, nie zwalniajc kroku. Jak burza pdzia do sypialni. - Lament! - krzykna z furi, odwracajc si do biegncej za ni suby. - Paczcie, bo ju niedugo zagoci u nas kostucha! Pojedyncze chlipania zamieniy si w oglny szloch. Fauny wykrzywiay twarzyczki w wyrazie niemego strachu, szarpay si za kudate czupryny. Przeraone nimfy ypay na pani okrgymi ze zdumienia oczami, pewne, e nagle

oszalaa. Takie te sprawiaa wraenie, blada, z zacinitymi ustami i wosami w nieadzie. Pdzia korytarzem, podobna do godnej lamii, rozwcieczona i zrozpaczona. Wpada do sypialni, zatrzasna drzwi. Dygotaa. Musiaa oprze si o cian, bo kolana nagle si pod ni ugiy. - Uspokj si - sykna do siebie ostro. Wiedziaa, e teraz potrzebny jej spokj i determinacja. Mao byo magw, ktrzy od czasw Stworzenia wayli si na taki krok, lecz Hija nie miaa wyjcia. Ukrya twarz w doniach, rozmasowaa skronie. Ze strachu dray jej rce.

Serce tuko si jak wrbel o szyb szklarni, jednak ani przez chwil si nie zawahaa. Podja decyzj, jedyn, jak moga. Nie pozwoli Daimonowi umrze. Za adn cen. Kiedy to sobie uwiadomia, poczua, jak ogarniaj spokj. Zrobia gboki wdech, usiada przed toaletk. Zaczesaa wosy do tyu, cigna je gadko. Wasna twarz w lustrze wygldaa obco i surowo. Signa do szuflady, wyja mae puzderko z czernidem. Umoczya pdzelek w czerni gbokiej niemal jak renice Anioa Zagady. Gsta kropla skapna na blat niby mroczna za, kiedy zacza

malowa na twarzy skomplikowane znaki. Po chwili ze zwierciada patrzya na ni misternie zdobiona maska. Wstaa, zgarna fady sukni i cigna j przez gow. Z dbowego kufra wyja dug czarn szat, haftowan w czerwone symbole magiczne. Ubraa si w ni, czujc przypyw mocy. Znaki, wyszyte na szacie, udzielay jej swojej ochrony. Narzucia kaptur. Otworzya drzwi, obrzucajc pokj ostatnim spojrzeniem. Nie, niczego nie zapomniaa. Nabraa gboko oddechu, przekrcia w zamku klucz. O wiele spokojniej ruszya z

powrotem do pracowni. Na pododze pony ustawione w krg pochodnie. Usiada wewntrz, palcami zacza wykonywa taki ruch, jakby posypywaa posadzk piaskiem. Po chwili magiczny proszek zmaterializowa si, wypeni krg ceglastym nalotem. Hija zamkna oczy, skupia wszystkie swoje umiejtnoci w jeden strumie pragnie. Z wolna zacza przed sob widzie spiral wiata. Wirowaa coraz szybciej, pochaniajc ogromn ilo energii. Anielica poczua, e sabnie. Czoo zrosi jej pot, przez twarz przebiegay mimowolne skurcze.

Moc narastaa. Pojawio si mrowienie w kocach palcw, wraenie szybkiej utraty masy ciaa. - Przybywaj! - zawoaa ochryple. - Wzywam ci! Przeszed j gwatowny dreszcz, odrzucia do tyu gow i nagle z jej ust zaczy pyn sowa w jzyku, ktry rozumiej tylko umarli. Nad wysp zerwa si wiatr. Chd przenika do serc wszystkich ywych istot. renice rozszerza strach. Ptaki ucichy, mae zwierztka dray, ukryte w swych jamkach. Nimfy, przytulone do

siebie, bay si nawet chlipn. Gargulce skamieniay na kalenicy dachu. Kilka starych, na wp sprchniaych drzew obalio si z trzaskiem. Jednoroce rozpierzchy si bezadnie, galopujc po caej wyspie w poszukiwaniu kryjwki, z panik w onyksowych oczach. Szafir tuk w ziemi kopytem, targa pikn, such gow. Jego rg wyglda jak sztylet. Hija sztywno siedziaa w krgu, intonujc piewn inwokacj. Magiczny proszek zapon, jarzc si fosforycznym blaskiem. Pochodnie drgay z sykiem. Pomienie przygasay i wystrzelay

snopami iskier, ochlapujc wntrze krgu rozchwianymi cieniami. Niebo przybrao barw granitu, oboki uciekay ku horyzontowi niczym szczury z toncego okrtu, nimfy z krzykiem pady na twarze, zwierzta ogarna panika. Niewidzialna, odwieczna, ponad zamkiem przelatywaa mier, przybywajc pertraktowa z wiedm, ktra j wezwaa.

*** Daimon rozklei powieki.

Czerwone chmury wci galopoway nad zygzakami ceglastych gr. Co jednak rzucao cie, padajcy mu na twarz. Wyty wzrok. Tu obok siebie ujrza par wysoko sznurowanych sandaw. Mruc oczy, z trudem zdoa spojrze wyej. Nad nim, z ukiem w miedzianej doni, sta salamandra, nominalny poddany Krlestwa.

*** Kamael, zaspiony, rozgarn rk wosy. Zerkn w kt pomieszczenia. Na prowizorycznym

barogu dygota pod stert kocw nieprzytomny Daimon. Nie byo trzeba wytrawnego lekarza, eby stwierdzi, e jego stan jest kiepski. Zaraza na t ruder Samaela, pomyla hrabia palatyn Gbi. Chocia dobrze, e w ogle gdzie nas ukry. Sytuacja wygldaa fatalnie. Po nieudanym zamachu na Gabriela regenci zrobili czystk w Krlestwie. Aresztowali wielu sprzymierzecw archaniow, ogosili stan wyjtkowy, zamknli Rafaa w areszcie domowym, chocia samego Razjela nie omielili si tkn. Jako tako kontrolowali siedem Nieb, lecz poza

murami panowa totalny chaos. W odpowiedzi na to Micha zdecydowa si wkroczy z Zastpami. Wkrtce doczy do niego ocalay z zamachu Gabriel. Skrzydlaci witali powrt regenta jak zbawienie. Micha tward rk trzyma onierzy, nie pozwalajc na najmniejsze wykroczenia przeciw ludnoci cywilnej, nawet w obrbie Limbo czy Sfer Poza Czasem. Tym, ktrzy stracili dach nad gow, Dibril kaza rozdawa ywno i namioty z zapasw armii. Jednak chocia Krlestwo ogarna rado, Zastpy zmuszone byy wzi udzia w kilkunastu krwawych potyczkach, a

gwne siy buntownikw wci pozostaway przed nimi. Kamael mia nadziej, e nie dojdzie do oblenia Krlestwa. Samozwaczy regenci wci dysponowali znaczc si. Westchn, podpar brod pici. Zamieszki w Niebie i Gbi nie stanowiy wcale najpowaniejszego problemu. Wszystko wskazywao na to, e doy wanie Dni Gniewu. Wieci, ktre zdoa mu przekaza Daimon, nie wyglday na majaczenie ciko rannego. Dla totalnej wojny koca wiata, rozptanej przez Antykreatora, moment nigdy nie by odpowiedni,

ale trudno sobie wyobrazi gorszy ni rewolucja w Krlestwie. Zwaszcza e jedyny, wskazany przez przepowiedni, anio zdolny zatrzyma Siewc, wanie walczy o ycie i wiele wskazuje na to, e moe przegra. Kamael znw zerkn na posanie chorego. Potar kciki zmczonych oczu. Nie jestem stworzony do politycznych rozgrywek, pomyla. W gruncie rzeczy on te nie. Obaj powinnimy pozosta Rycerzami Miecza. Honor, krew, adrenalina i troch niezej zabawy. Ale przepado, jasna dupa, bezpowrotnie przepado. Westchn

ponownie, potar kciukiem policzek. Trudno mu byo uwierzy, e pod kup brudnych kocw dogorywa Abbaddon, dumny, drapieny, nieugity Anio Miecza, jego przyjaciel Daimon Frey. Kamael nie przypuszcza, e moe doj do czego podobnego. Martwi si raczej o Gabriela i pozostaych archaniow. Usiowa dowiedzie si czego o Razjelu, gdy znalaz go posaniec od Ignisa Inflexibilisa, wodza Salamander, z wiadomoci o odnalezieniu ciko rannego Daimona, na dalekich pustkowiach Sfer Poza Czasem. Kamael zareagowa natychmiast. Dziki

pomocy Samaela i poddanych Ignisa zdoa przetransportowa przyjaciela do bezpiecznej kryjwki na Ziemi. W Krlestwie bowiem wydano na niego wyrok i rozesano listy gocze za udzia w spisku zdrajcy Gabriela. Nie musia, na szczcie, obawia si o lojalno Salamander. Ignis od pocztku jednoznacznie opowiada si po stronie archaniow. Salamandry, duchy ognia, podobnie jak pozostae duchy ywiow, cho w hierarchii podrzdne w stosunku do skrzydlatych, cieszyy si pewn autonomi. Zamieszkiway wulkaniczne lub pustynne rejony

Sfer, wystawiay wasn armi, podleg Krlestwu i miay wasnych przywdcw. Gabriel po dojciu do wadzy pooy kres cakowitej zalenoci, a raczej osobliwemu rodzajowi niewolnictwa, obowizujcemu wobec duchw ywiow, dinnw i geniuszy. Wyzwoli ich, nadajc im status poddanych Jasnoci. W ten sposb zdoby cakowite oddanie nowych obywateli, jako e by jedynym gwarantem przestrzegania ustanowionych przez siebie praw. W Krlestwie, zwaszcza wrd starszych, wysokich rang aniow, przyzwyczajonych do cakowitej

wadzy nad niszymi bytami, odezway si ostre gosy protestu, ale Dibril nic sobie z tego nie robi. W salamandrach zyska doskonaych ucznikw i lekkozbrojn piechot, w sylfach, duchach powietrza, zwiadowcw i cznikw, w gnomach, podlegych ywioowi Ziemi, pracownikw do robt grniczych, metalurgw i patnerzy, za dziki trytonom mia jak tak kontrol i pojcie w sprawach pod powierzchni Praoceanu. Geniusze, jako e zazwyczaj posiaday podstawy wyksztacenia, a przynajmniej umiay czyta i pisa, podnosiy oglny poziom cywilizacji

w do zacofanym Limbo, gdzie osiedlia si najwiksza ich grupa. Dua cz geniuszy trudnia si medycyn, prostymi poradami prawnymi lub podstawowym szkolnictwem, z czym na prowincji zawsze by problem. Najbliej swej dawnej pozycji pozostay dinny, ktre suyy w wielu bogatych domach lub wchodziy w skad prywatnych oddziaw zbrojnych magnatw. Najwicej dinnw zawsze pozostawao na usugach Gbian, w Krlestwie najliczniejsz ich rzesz wadaa Sophia. Salamandry rzadko zacigay si w szeregi najemnych wojsk, a jeszcze

trudniej byo zobaczy ognistego ducha zatrudnionego w charakterze sugi. Uchodzili za istoty niezalene, dumne, przywizane do tradycji i dbajce o honor. Dlatego te za podarowan wolno ywili do Gabriela nieustajc wdziczno, najwiksz chyba ze wszystkich wyzwolonych nieskrzydlatych. Kamael zna Ignisa jeszcze z czasw, gdy przewodzi Rycerzom Miecza. Pamita go jako lojalnego poddanego Krlestwa i dzielnego onierza, obdarzonego wielkim szacunkiem podwadnych. Byo za co podwjnie dzikowa Jasnoci. Nie do, e Daimon przey, to w

dodatku znalaz si w troskliwych rkach salamander. Chocia nie wiadomo, czy dugo pocignie bez fachowej pomocy. Z niepokojem zerkn na barg w rogu. Anio Zagady mia wosy pozlepiane potem, skr blad jak caun trupa i sine podkowy pod oczami. Oddycha pytko. Fatalnie, e nie odzyskuje przytomnoci, pomyla palatyn Gbi. Od ponad doby, od momentu sprowadzenia Daimona na Ziemi, stara si bezskutecznie skontaktowa z Razjelem. Wszystkie sposoby zawiody. Zwyka anielska czy gbiask medycyna nie bya w stanie pomc Freyowi,

ktry pozostawa w pewnym sensie pmartwy. Mg tu co zdziaa tylko mag klasy Razjela. Nawet Rafa, Archanio Uzdrowie, mia, wedug Kamaela, marne szans, cho i tak nie daoby si go sprowadzi, gdy tkwi w areszcie domowym. Razjel. Jak dorwa Razjela, skoro kady jego krok jest strzeony, a on sam w kadej chwili moe zosta internowany? Ani Kamael, ani Samael nie znali magii na tyle skutecznej, eby bez obawy podsuchu skorzysta z oka dnia albo zwierciada kontaktowego. Byy Anio Miecza westchn ciko. Czu si bezradny. Tu chodzio o

jeszcze wicej ni o ycie przyjaciela. Wypchn kilka zaufanych salamander z alarmujcymi wieciami dla Gabriela, ale on, cho dowie si o Siewcy, nie pomoe Daimonowi. Jak dopa Razjela? Zgnbiony i przybity, postanowi wyj na chwil na dwr, odetchn wieym powietrzem. Moe rozjani mu w gowie. Niedbale cisn na st byskotk, ktr bezwiednie obraca w palcach. Bya to jedna z niewielu rzeczy znalezionych przy Daimonie, misterna klamra z jednorocem i smokiem. Potoczya si po blacie z cichym brzkiem. Kamael spojrza

na ni, jakby zobaczy j pierwszy raz, pochwyci, podnis do oczu. W jednej chwili zrozumia, e nie potrzebuje ju powietrza, eby rozjanio mu si w gowie. Wybieg na zewntrz poszuka odpowiedniego posaca.

*** W odkrytej lektyce Zoe czua si bardzo nieswojo. Jednak ostre przepisy stanu wyjtkowego zakazyway wszystkiego, co mogoby sta si zarzewiem spisku, nawet zacigania kotar podczas

podry. Na ulicach Krlestwa wcale si nie polepszyo. Przeciwnie, panowaa atmosfera nerwowoci i zagroenia. Anioowie chykiem przelizgiwali si pod murami. Zbrojne bandy wcale nie znikny, a nawet nabray jeszcze wikszej buty. Bezczelnie zaczepiay i ograbiay obywateli w wysokich Niebach, demoloway ogrody, okupoway prywatne domy, dajc jada i trunkw. Zoe wolaa nie myle, co si dzieje w niskich krgach. Regularna andarmeria siedziaa zamknita w koszarach, bo przed przewrotem podlegaa bezporednio Gabrielowi, wic

regenci bali si o jej lojalno. Miasto patrolowali najemnicy lub bandy prywatnych bojwek, gotowe, w zalenoci od nastroju, przymyka oko na wszystko w zamian za sute apwki lub prowokowa zwyczajne burdy. Lektyka skrcia w ulic Soca. Za rogiem trzech skrzydlatych w nieznanych poetce uniformach szarpao i bio kogo po twarzy. Zoe odwrcia gow. Po drugiej stronie, na murze, krwaw czerwieni krzycza napis: Zabi zdrajcw! Gabriel zbawca! Przycisna rk do piersi. Jeszcze tylko kilka przecznic, uspokajaa si. Moe, z

pomoc Jasnoci, nikt mnie nie zaczepi. Tragarze skrcili w Alej Srebrnych Wrt. U jej wylotu zalnia blado brama Paacu Zwierzchnoci, ktrej ulica zawdziczaa nazw. Chodniki byy puste. Zoe ju miaa odetchn z ulg, gdy nagle z bramy wyskoczy nieskrzydlaty. Wyglda dziwnie. Nosi na sobie krtki kaftan, obcise spodnie i wysoko sznurowane sanday, wszystko w barwie czerwieni i pomaraczu. Bez wysiku, lekkimi susami, dogoni lektyk i zacz biec rwnolegle z ni. Anielic ogarn strach. - Szybciej! - jkna do tragarzy.

Lecz chocia nie szczdzili wysikw, intruz mkn obok bez ladu zmczenia. - Pani! - zawoa. - Wysuchaj mnie! Przynosz posanie. Zoe spojrzaa z bliska w jarzce si jak pomie zociste oczy. Nieskrzydlaty mia skr poyskujc niby jasna mied i pomienne, rudo-czerwono-zote wosy zaczesane w wysoki, sterczcy grzebie. To salamandra, uzmysowia sobie poetka, lecz jej lk nie zmniejszy si. - Odejd! - krzykna.

Miedzianoskry zbliy si do lektyki, prawie ociera si bokiem o burt. Wsun do wntrza zacinit do. Zoe wydaa saby okrzyk. Salamandra otworzy pi. - Spjrz, pani! Prosz! Na wycignitej rce leaa piknie rzebiona klamra. Anielica zamara. - Wysuchaj mnie! - powtrzy salamandra. - Stjcie! - zawoaa do tragarzy, nie mogc oderwa wzroku od lnicego klejnotu.

*** Pmrok, jaki panowa w pomieszczeniu, mniej mczy oczy ni dzienne wiato. Przez zabite deskami brudne szyby przeciskay si promienie soca, cienkie niby palce godujcych dzieci. Daimon lea bez ruchu. Nauczy si unika wszelkich zbdnych porusze, bo wywoyway czerwone fajerwerki blu pod czaszk. Trwa, obserwujc drobiny kurzu taczce w supach wiata. Przypominay malekie elfy, zbyt gupie, eby zaj si czym poytecznym.

Przymkn powieki, poniewa ogarna go przemona ch osunicia si w czarny piach, ktry otacza go nieustannie od momentu ostatniego spotkania z Jaldabaotem. Inni nie potrafili dostrzec cikich, lepkich zwaw, zalegajcych pokj, lecz Daimon doskonale zdawa sobie spraw z ich istnienia. Wanie teraz piach zacz zasypywa mu twarz, wciga rce i nogi w zoon z drobin kwarcu otcha. Ocknij si!, wrzasn na siebie w mylach, przeraony, e znw wpadnie w piaszczyst przepa, gdzie nie ma wiadomoci ani woli.

Spadajc, bezwiednie opar si na okciach, bo pod plecami czu tylko osuwajcy si piasek, i natychmiast ognista byskawica wystartowaa z okolic prawego przedramienia, eby rozsypa si w gowie tysicami szkaratnych iskier. Daimon zadygota, ale przynajmniej przesta si zapada. Usysza skrzypnicie drzwi. Przez chwil zamajaczy w nich wysoki czub salamandry, potem przesoni go jaki cie. Do pokoju wszed Razjel. Wystarczyo jedno spojrzenie na ko, eby zamar, wstrznity.

- O rany, Daimon - powiedzia cicho. - Syszysz mnie? Poznajesz w ogle? - Cze, Razjel - wyszepta Anio Zagady, zdziwiony brzmieniem wasnego gosu, ktry przypomina warczenie chorej chimery. Mia nadziej, e Razjel zrozumie, co powiedzia. Archanio twarzy. przejecha rk po

- O rany - powtrzy. - Niech to szlag. Ty chyba nie masz jednej caej koci. Nie prbuj nic mwi! Pozakadam ci jakie zaklcia

umierzajce. Mam nadziej, e zadziaaj. Daimon otworzy usta, eby odpowiedzie, ale Razjel wciekle zamacha rkami. - Cicho! - fukn. - Ani sowa! Odchyli gow do tyu, zacz mamrota prdkie, niezrozumiae sowa, wycignwszy donie w kierunku przyjaciela. Bardzo powoli Daimon zacz odczuwa ulg. Zmniejszy si nieznony ucisk w klatce piersiowej, szum w uszach i wcieke upanie w gowie. Bl uciszy si na tyle, e pozwala

myle. Razjel otar czoo. - To wszystko, co mog zrobi mrukn. - Dobrze, e w ogle zareagowae. Teraz ci zekranuj, zobacz, co ci zepsuli w rodku. Podejrzewam, e duo. Na lito Pask, nie odzywaj si! Daimon obliza spierzchnite wargi. Ksi Magw w skupieniu przesuwa nad nim rce. Po chwili opuci je z westchnieniem. - le, ale nie tak fatalnie, jak si obawiaem. Masz mnstwo zama i

pkni koci w obrbie eber i obrczy barkowej, zwaszcza obojczykw, zwichnite skrzyda, prawy staw ramieniowy i lewe kolano. Magia powoli sobie z tym poradzi. Obraenia wewntrznych narzdw nie s bardzo powane. Na szczcie. Najgorzej wyglda prawe przedrami. Jest po prostu strzaskane. No, nic. Sprbuj co poradzi. Zobacz, dobrze? Ostronie unis rg koca. Daimon zacisn szczki, po twarzy przebieg mu skurcz blu. Razjel wcign powietrze przez zby. Z zaognionej, gbokiej rany wystawa kawaek uamanej koci.

Archanio popatrzy na przyjaciela ze smutkiem. - Nie mam ci co oszukiwa, Daimonie. Sam wiesz. To masakra. Gdyby by zwykym anioem, musiabym amputowa ci rk. Nie jeste, twoje szczcie. Wycign ci z tego i znw bdziesz wada ramieniem. Ale na to potrzeba czasu. le si goisz, stary, le reagujesz na zaklcia uzdrawiajce. Chyba nie musz ci przypomina. Trudno. Damy sobie rad. I tak nienajgorzej si wywine. Poleysz, pozrastasz si, a potem bdziesz jak nowy.

Daimon sprbowa unie si na posaniu, ale natychmiast tego poaowa. - Nie mam szansy si zrasta wychrypia. - Siewca... - Pieprzy Siewc! - przerwa gwatownie Razjel. Teraz o nim nie myl! W ogle nie myl. Zabraniam ci jako lekarz. - Suchaj, Och wynaj prowincj Jaldabaotowi, to znaczy Mastemie, jak si skurwysyn kae nazywa... Siewca nie pojawi si na Ziemi ani w pieprzonych Sferach, ale na rdzennych terenach Krlestwa...

Wamuje si na terytorium lenne, do cholernej prowincji... - Wiem. Do trzech, nie jednej. Och wydzierawi Mastemie trzy spord dwudziestu omiu prowincji, ktrymi zawiaduje, w zamian za ukradzion mi Ksig. Salamandry sprawdziy. Kamael twierdzi, e mona im ufa. Daimona ogarna obezwadniajca fala osabienia. - No, tak - szepn. - Samael te mwi o trzech. Zapomniaem. Twarz pochylajcego si nad nim

Razjela rozmywaa si jak obraz widziany przez wod. - Przesta si szarpa, Daimonie. Teraz musisz odpoczywa. Zrozum, jest ju za pno. Stao si. Moemy tylko czeka na pocztek wojny. On nadchodzi, a my bdziemy si bi, najlepiej jak potrafimy. To wszystko. Reszta zaley od woli Jasnoci. Ponura logika sw przyjaciela dotara do wiadomoci Daimona, budzc poczucie rezygnacji. Przymkn powieki. - Jak Kamael ci zawiadomi? -

spyta. - Przecie psy Nitaela pilnuj kadego twojego kroku. Na wskich wargach Razjela pojawi si niky umieszek. - Przez t anieliczk Zoe, poetk. Sprytna maa. Salamandra pokaza jej klamr Sophii i wyjani, co si stao, a ona poprosia mnie, jako speca od literatury, o konsultacje w sprawie dziea proz o wojnie z Mrocznymi, ktre rzekomo ma zacz pisa. Cwane, prawda? Nie podejrzewaem jej o co takiego. Kurz taczy w supach wiata, a pod plecami Anioa Zagady znw

zacz osypywa si piasek. - Razjel? - szepn z wysikiem. A Hija? - W porzdku - powiedzia gdzie z oddali gos przyjaciela. - Dawno u niej nie byem, ale wiem, e wszystko w porzdku. A teraz zamknij si askawie, sprbuj nastawi ci rami. Daimon stara si skupi wzrok na suficie, ktry zacz szybko odjeda w gr, tak e po chwili stare zacieki przemieniy si w uciekajce galaktyki. Zamkn oczy, bo widok nie nalea do

przyjemnych.

Rozdzia VIII

Gabriel nie potrafi stumi radoci. Powinien by przygnbiony, a nawet przeraony, ale przepeniao go uczucie triumfu. Jecha przez kraj na czele Zastpw, tu obok Michaa. Za nimi postpowaa regularna armia Krlestwa, tysice tysicy wiernych onierzy. Gdzie tylko przybyli, proci skrzydlaci wybiegali na drogi z kwiatami, darami i zami szczcia. Witali armi Michaa jak oswobodzicieli i zbawcw, a

samego Gabriela jako ma opatrznociowego i namiestnika Jasnoci. Jeli mia kiedykolwiek wtpliwoci co do swojej polityki wobec mieszkacw Krlestwa, rozwieway si jak dym. Ju niedugo zobaczy piercie biaych murw miasta, ale tym razem przekroczy je jako zwycizca, niejako zbieg. Alarmujce wieci o Siewcy nie byy w stanie osabi euforii prawowitego regenta. Patrzy na rozlege pola, na szumice lasy, na miasta i osady Krlestwa, przypomina sobie cudown architektur siedmiu krgw Nieba, mosty, paace i

ogrody, wydawao mu si, e ogarnia nieskoczon liczb skrzydlatych, trudzcych si dla chway Paskiej, i nie wierzy, e Jasno pragnie zniszczy to, co jest Jej dzieem. To tak, jakby Pan zapragn zabi cz siebie. Siewca, pomyla. C, przecie to tylko cie potgi Paskiej. Czy Jasno nie rozprasza cieni? Wiedzia, e czeka go walka, e musi najpierw zwyciy buntownikw, a potem zniszczy potg, jakiej nawet nie jest w stanie obj rozumem, ale, na Gbi i wszystkie otchanie, zmiady j w imi wiata! Nie

potrafi przewidzie, w jaki sposb objawi si moc Siewcy, jak wyglda jego armia i czy w ogle wystpi przeciw nim z armi, lecz patrzc na cudown ziele wieo wschodzcych zb na polach Krlestwa nie wtpi, e zwyciy. Ju za chwil, za par dni zasidzie znw w gabinecie regenta i wsunie na palec piercie wadzy, ktrego nie zdejmowa od detronizacji Jaldabaota. Ale przedtem przypomni kilku wszawym gnojkom, e oprcz licznych piastowanych urzdw jest take anioem zemsty.

*** Hija poderwaa gow znad ksiki, gdy przeszyo j nage dgnicie niepokoju. Odczua to tak, jakby w pokoju rozdzwoniy si nagle alarmowe brzczyki. Co si stao, co zego zagraao wyspie. Odoya ksik, podesza do wiszcego na cianie zwierciada. Niecierpliwie stukna w tafl palcami. - Przeczesuj! - rozkazaa. Odbicie w lustrze zafalowao, z gbi tafli wypyna gboka czer, ktra momentalnie zmienia si w

obraz widzianego z gry wybrzea. Fale kady si na piasku z cichym westchnieniem ulgi, wok panowa spokj. - Przeczesuj - powtrzya Hija. Obraz w lustrze posusznie zacz si przesuwa. Oczy anielicy ledziy go uwanie. Woda, piasek, las... szlag! Po niebie zjedali ku wyspie onierze. Mrowie. I nie bya to regularna armia Krlestwa. Nie mieli jednolitych mundurw, wikszo wygldaa na najemnikw. Pierwszy wyldowa na brzegu wielki jasnowosy anio z bezczeln gb aroganta. Hija

poznaa go. To by Miteasz, czonek chru Cnt, wysoki rang skrzydlaty, ktry przyczy si do buntu przeciw Gabrielowi, znany pyszaek i awanturnik. Siedlisko wszelkich cnt, niech go diabli, pomylaa z wciekoci. Czego sukinsyn szuka na mojej wyspie? onierze sprawnie ldowali na brzegu. Po chwili do Miteasza doczy skrzydlaty wygldajcy na drugiego dowdc. Hija nie znaa go. Mia kwadratow ponur twarz i krtkie wosy w kolorze bota. Nosi niechlujne ubranie, ale na wszystkich grubych paluchach tkwiy kosztowne piercienie. Anielica

skrzywia si, wyobraziwszy sobie, jak cuchnie potem i brudem. Oprcz wciekoci poczua teraz ukucie lku, bo skrzydlaty wyglda jak pospolity bandzior, a onierzy wci przybywao. Do dwch aniow podjecha trzeci. By odwrcony tyem, wic Hija nie moga go rozpozna. Z wysiku zagryza warg. Z jakiej przyczyny stwierdzenie, kim jest trzeci rozmwca, wydao jej si szalenie wane. Zna przecie te dugie, fioletowe wosy. Odwr si wreszcie, warkna bezgonie. Ko skrzydlatego zataczy nerwowo, targn bem. Jedziec cign

wodze, poruszy si w siodle, na chwil odwracajc twarz. Po plecach Hiji przebieg zimny dreszcz, donie spotniay. To Atanael, prawa rka i przyjaciel Nisrocha, Wielkiego Cenzora, ktrego Daimon wyrzuci z balkonu. Z caej siy staraa si zachowywa dzielnie, lecz racjonalna strona umysu podpowiadaa, e ogarnia j uczucie bliskie paniki. onierze z ca pewnoci nie przyjechali tu na grzyby, ale obecno Atanaela zwiastuje, e nie ma te mowy o pomyce czy prostym rabunku. Przybyli po zemst. Co robi, na Jasno, co robi?

Gorczkowe myli przebiegay przez gow anielicy niby stado sposzonych antylop. adne negocjacje nie maj sensu, skonstatowaa. Trzeba ich zaatakowa. Natychmiast, zanim wszyscy zd wyldowa. - Przynieli ci podarunek od kostuchy, Hijo - szepna do siebie bezgonie. - Szkoda, e tak prdko. Jej usta wykrzywi gorzki umiech. Traktaty magiczne susznie ostrzegaj, e pakty ze mierci nigdy nie odbywaj si na uczciwych zasadach. Wobec tego ona take nie zamierza

przestrzega ich do koca. Nie podda si bez walki. Spojrzaa w lustro. Wikszo onierzy znalaza si ju na play, ale spora cz jeszcze galopowaa w powietrzu, nisko nad powierzchni wody. Anielica zmruya oczy i zacza przemawia do morza cichym, piewnym gosem. agodne nucenie przechodzio szybko w ostre, kategoryczne nakazy, a doszo do poziomu natarczywego krzyku. Fale, niby obudzone ze snu poirytowane zwierzta, powstay z rykiem. Uniosy grzywiaste by, potrzsajc warkoczami piany. W mgnieniu oka

morze ogarn sza. Grupa ldujcych onierzy zmusia swoje rumaki do przyspieszenia biegu, lecz dudnienie kopyt niko w narastajcym ryku fal. Anioowie na play zwrcili w stron morza poblade twarze, patrzyli w bezruchu, mimo wciekych okrzykw dowdcw prbujcych zmusi ich do cofnicia si w las. Konie uciekinierw charczay z wysiku, niektre potykay si, trciwszy kopytami spienione grzbiety bawanw. Nagle od strony otwartego morza zacz wyrasta jednolity szary wa. Powstawa niby wodny golem z szeroko rozwartymi

ramionami i kudatym bem pian. Jeden z jedcw odwrci si, wydajc rozpaczliwy wrzask. Fala wygldaa teraz jak potna skalna ciana. onierze na brzegu rozpierzchli si w chaotycznej ucieczce pomidzy drzewa. Hija odrzucia gow w ty, wydaa wysoki, przecigy krzyk i masa rozwcieczonej wody zwalia si na pla, zagarniajc pod siebie nieszczsnych jedcw, wynoszc ich wysoko w gr i niczym worki poamanych koci rzucajc w pozostaych na brzegu towarzyszy. Pod naporem wody zachwiao si kilka nadbrzenych drzew, jedno

pko z trzaskiem. Morze wdzierao si gboko w las, zabierajc z sob wszystko, co nie trzymao si ziemi potnymi korzeniami. W kocu szary olbrzym cofn mocarn rk, chocia powoli i niechtnie. Skraj lasu i pla zawalay poamane gazie, wyrwane krzaki, trupy najemnikw w niedobranych mundurach, niedue gazy, miecie. Hija uwanie ledzia w lustrze rozmiar pogromu. - Przeczesuj - sykna. Obraz drgn, zacz si przesuwa. Wiele drzew w lesie zostao podmytych. Fala obnaya

spltane, sterczce korzenie, podobne do ramion gorczkowo szukajcych osony dla nagoci. Midzy pochylonymi, wykrzywionymi pniami oczy anielicy dostrzegy co, co wywoao niepokj. Blad plam mgy, lnic perow powiat. - Przybli! - rozkazaa zwierciadu. Wewntrz tafli pojawi si kb rzedncej mgy. Poprzez biae pasma wyranie widoczny by duy oddzia ocalaych najemnikw. Za nim sta nastpny. A potem kolejne. To Atanael, zrozumiaa. Naley do chru Ksistw, jest wic bardzo

potny. Po prostu nakry znaczn cz swojego wojska zaklciem ochronnym. Zagryza warg. Tymczasem Atanael wrzeszcza do onierzy, machajc rkami i wskazujc wntrze wyspy. Jego twarz wykrzywiaa wcieko. W oczach nielicznych skrzydlatych da si zauway strach, lecz u wikszoci zastpowa go gniew. Oddziay ruszyy. Z pewnoci wci trzyma nad nimi ochronne zaklcie, tylko sabsze, pomylaa Hija. Liczya na to, e morze zabierze znacznie wicej przeciwnikw. Przeliczya si.

Atanael okaza si silniejszy, ni przypuszczaa. Na Gbi, ile w tym sukinsynu siy! Nie miaa pojcia, i zna si na magii, a w kadym razie na magii przekraczajcej zwyke wojskowe sztuczki, lecz widocznie Nisroch przysa go na wysp nie tylko dlatego, e mu ufa. Wybra niezego maga, musiaa przyzna. To nic, wci jest szansa, e go pokona. Skupia w sobie moc, poczua, jak przepywa krgami wiata, ktre j otaczaj. - Uciekaj, Szafir! - zawoaa w mylach do ulubionego jednoroca, w nadziei, e j usyszy. - Uciekaj razem ze stadem na przeciwny

koniec wyspy! Patrzc w zwierciado skrzyowaa rce, a nastpnie uniosa je wysoko nad gow, wydawszy przenikliwy gwizd. Midzy koronami starych olbrzymw zaszumiao, w jednej chwili zerwa si wiatr. Nie miny sekundy i zmieni si w huragan. Z wyciem zanurkowa w gszcz zieleni, przydusi do ziemi gazie, odzierajc je z lici i targajc pokryte kor grzbiety, jakby prbowa zerwa z nich wszelkie okrycie. Hija zagwizdaa ponownie. Wicher odpowiedzia upiornym chichotem. Nabra oddechu, od

ktrego popkay konary starych dbw, a potem zawirowa, zgarniajc poy niewidzialnego paszcza. Zapltane w nie drzewa zajczay i runy, wyszarpnite z korzeniami. Huragan krci piruety w rytm muzyki, wystukiwanej przez pkajce, walce si pnie, zanoszc si chichotem szaleca. Ale to nie szalestwo kierowao pogromem. Olbrzymie tramy paday tam, gdzie Hija spodziewaa si onierzy Atanaela. Gwizdna znw, a wiatr, cho to wydawao si nieprawdopodobne, wzmg si jeszcze. Huk padajcych drzew i wycie wichury przeszy w

jednostajny ryk. Anielica zmruya oczy i kilkakrotnie strzelia palcami. Znad morza, niczym stado dziwacznych krukw zwabionych zapachem padliny, ze wszystkich stron zaczy ciga chmury. Huragan chwyta je w ramiona, rzuca sobie nad gow, zbija w wielk, czarn kul. Po chwili spada ulewa. Bezlitonie sieka ziemi, pnie zwalonych drzew i wszystko, czego zdoaa dosign. Wiatr zachowywa si jak szaleniec, a deszcz wyadowywa sw nieprzytomn wcieko. Hija, blada jak ptno, wpatrywaa si w lustro. Za mao, mylaa. Jeszcze za

mao. Rozrzucia szeroko rce i krzykna. Deszcz zmieni si w grad. Ogromne lodowe pociski bombardoway pozostaoci tego, co jeszcze niedawno byo baniowo piknym lasem. Anielica zamkna oczy. Nie chciaa patrze. Zagryza warg i staa z rozkrzyowanymi ramionami. Grad nie ustawa. Na czole Hiji pojawiy si kropelki potu. Wiedziaa, e dugo nie utrzyma nawanicy. Bya bardzo zmczona. Jeszcze troch, tylko troch, przekonywaa sam siebie. Musi wytuc moliwie duo tych sukinsynw, inaczej nie da rady ich zatrzyma. Stracia zbyt wiele si.

Nie potrafia sprawi, eby po prostu zniknli. Oczywicie, znaa znacznie potniejsze zaklcia ni huragan i burza, ale nie miaa pewnoci, czy uyte na tak niewielkim terenie nie zniszczyyby caej wyspy. Tutaj margines bezpieczestwa midzy celem a magiem waciwie nie istnia. Wreszcie, gdy mina wieczno, a potem kolejna i jeszcze kolejna, Hija powoli opucia ramiona. Zacza przemawia do burzy cicho, uspokajajco, a deszcz usucha jej, ustawa. Kruki chmur z wolna odfruway znad wyspy, wiatr, zawstydzony swoim gniewem, ukry

si gdzie midzy drzewami w ocalaej czci lasu. Anielica uwanie wpatrywaa si w tafl zwierciada. - Szukaj! - rozkazaa. Obraz przesuwa si, ukazujc szcztki drzew, dosownie zmiecionych z powierzchni ziemi. Krajobraz wydawa si martwy, lecz Hija wiedziaa, e za wczenie na to, eby odetchn z ulg. Nagle jej renice rozszerzyy si ze zdumienia. Zacisna pici i zakla. Midzy poamanymi pniami brnli onierze. Byli przemoczeni, zmordowani, niektrzy poranieni,

ale nie wygldali na skonnych do kapitulacji niedobitkw. Prowadzi ich Atanael. Z wosami w mokrych strkach, oblepiajcych wykrzywion wciekoci twarz, wyglda jak dna zemsty gorgona. Miteasz te przey. Ponagla swj oddzia okrzykami i gwatownym wymachiwaniem rk. Obok, niby satelicki ksiyc, pojawia si czerwona z wysiku, zacita gba odaka z piercieniami na palcach. Hija z pozornym spokojem liczya onierzy, cho ju na pierwszy rzut oka zorientowaa si, e przeya przynajmniej poowa, jeli nie

wicej. Duo. Znacznie za duo. Zagryza warg. Odlego, jaka dzielia oddziay Atanaela od bramy parku, zmniejszya si znacznie. Jak, na Gbi, zdoali porusza si w trakcie nawanicy, ktr rozptaa? Nie umiaa znale odpowiedzi. Widocznie pomg im talent Atanaela. Przesuna domi po twarzy, rozmasowaa skronie. Zerkna w zwierciado. Lada chwila onierze dotr do muru otaczajcego sady i ogrody zamku. Tam nie czeka ich nic groniejszego ni kilka prostych sztuczek przeciw wamywaczom. Niewiele wicej magicznych

puapek chronio wntrze budynku. Wyspa nigdy nie miaa peni roli twierdzy, Gabriel nie spodziewa si adnych zbrojnych napadw w sercu swoich dominiw na Ksiycu, a pewno taka wydawaa si zupenie uzasadniona. A do dzisiaj. Najemnicy dotarli tymczasem do furty w murze. Przez chwil panowao lekkie zamieszanie, gdy dwch miakw stano w pomieniach, dotknwszy klamki, lecz Atanael, kwitujc pogardliwym skrzywieniem ust prymitywne zabezpieczenie, przeama blokady jednym czarodziejskim sowem. Teraz droga bya waciwie otwarta.

Hija nie moga pozwoli sobie na adne potne zaklcie mogce zagrozi takiej liczbie onierzy chronionych przez maga klasy Atanaela, bez realnej groby zniszczenia zamku wraz z jego mieszkacami. Pozostawaa jej tylko ucieczka. Lecz na to te nie bya przygotowana. Nie potrafia skorzysta z mocy i przenie si w dowolny kraniec Wszechwiata, gdy t umiejtnoci dysponowali tylko najwysi wietlici, archanioowie Tronu. Wikszo ycia spdzaa na wyspie, podrowaa niewiele, wic nigdy nie zatroszczya si o latajcy

dywan lub chocia jego skrawek. Nie potrzebowaa go. Gdy pragna odwiedzi Gabriela, Razjela czy Michaa, przybywali po ni osobicie albo wysyali zaufanego posaca. Teraz brak magicznej szmatki mg kosztowa j ycie. W tafli zwierciada spostrzega, e oddziay wmaszeroway ju do sadu. Bardzo blada, obrcia si w stron otwartych drzwi pracowni. Staraa si zachowywa zimn krew, lecz przychodzio jej to z trudem. Nigdy jeszcze nie stana w obliczu realnego niebezpieczestwa. Myl!, nakazaa sobie stanowczo, w kocu jeste

potn wiedm. Czego mogaby w tej chwili uy? Szybkim krokiem przespacerowaa si wzdu stou, stwierdzia, e nerwowo wyamuje palce. W adnym wypadku nie moe pozwoli sobie na panik. Ani kapitulacj. Zamkna oczy i na moment zobaczya pod powiekami such twarz, okolon czarnymi wosami, bezdenne renice z fosforyzujcymi zielonymi otoczkami, podobnymi do piercieni z nefrytu. Ogarna j fala ogromnego alu, ale i determinacji. Uderzya pici prawej rki w otwart do. Nie wolno jej umrze! Rozwizanie pojawio si samo,

jakby wyczytaa je w oczach Daimona. Byo cholernie ryzykowne, niemal samobjcze, lecz co miaa do stracenia? Skoro nie moe opuci wyspy, zniknie. Przeniesie si w inny wymiar, obszar midzy wiatami, pustkowie, gdzie nie istnieje czas ani ycie. Wielcy magowie udawali si tam, eby medytowa, odpoczywa od wiata lub chroni si przed niebezpieczestwami. To bdzie prawdziwe zniknicie, nie prymitywny czar niewidzialnoci. Gdyby uya tak banalnej sztuczki, Atanael natychmiast by j odnalaz. Zginaby upokorzona.

Zacisna usta, zebraa fady sukni, pewnym krokiem ruszya do pracowni. Zaklcie niebytu naleao do szczeglnie trudnych i ryzykownych. Potrzebowaa absolutnej koncentracji i czasu, a obu tych czynnikw rozpaczliwie brakowao. Wzia kilka gbokich wdechw, starajc si dziaa moliwie spokojnie. Rka, sigajca po niezbdne akcesoria, draa bardzo nieznacznie. Hija zapalia wiece, czarn i czerwon kred pocza wyrysowywa na posadzce skomplikowane wzory. Drgna, gdy z dziedzica dobieg j haas otwieranych wrt, przeraone gosy

suby, tupot ng i przecigy krzyk jakiej nimfy. Kreda trzymana w doni zelizna si, misterny znak przecia gruba linia. W tej chwili przed oczami anielicy pojawi si obraz wciekych, wrzeszczcych odakw demolujcych jej dom. Rozbite meble, wytuczone szyby, ciaa faunw z potrzaskanymi czaszkami, gwacone nimfy, gargulce z brzuchami rozprutymi mieczem, miotajce si w kbach wasnych wntrznoci. I Szafir. Pikny Szafir z dziko wyszczerzonymi zbami, bkitn sierci, zlan krwi, jakby na boki i grzbiet kto narzuci mu czerwon

derk, z onyksowymi oczami penymi alu i nienawici. Na Jasno, pomylaa. Nie wolno mi ich zostawi. To moi poddani, moja suba. Ufaj mi, a ja nie mam prawa ich porzuci. Musi zrobi co, czego nikt przedtem nie omieli si uczyni. Przerzuci w niebyt i sprowadzi z powrotem ca wysp. Kiedy podja postanowienie, odczua dziwny, chodny spokj. Donie pewnie, cho jakby bezwiednie, kreliy znaki, umys bez wysiku uzyskiwa kolejne stopnie koncentracji. Rzeczywisto skurczya si, zogniskowaa wycznie na zaklciu. Hija popada

w rodzaj transu, bardzo trudnego do osignicia, lecz niezbdnego przy tak silnych czarach. Czua skupianie si mocy. Energia przepeniaa j, rozlewaa si wokoo, podobna do niepowstrzymanej fali, krr przywoaa z morza, ale potniejszej, po wielekro potniejszej. Jasno i wyranie dostrzegaa ciek wiata, podobn do lnicej wstgi, ktrej pocztek nikn gdzie wrd poznaczonej zimnymi odblaskami gwiazd czerni, w jak zmieni si sufit pracowni. Hija dygotaa. Jej palce zaciskay si spazmatycznie,

wargi odsoniy lekko, ukazujc zacinite zby. Zapomniaa o wyspie, napadzie, o wasnym istnieniu. Liczya si tylko moc. - Dziwka! - usyszaa wrzask nad samym uchem. Gos by przepojony nienawici i triumfem. Tu przed sob ujrzaa spocon twarz Atanaela, usta wykrzywione grymasem wciekoci. Fioletowe wosy wyglday jak sznurki. cieka wiata rozmazaa si na moment, przygasa, ale nie znika. Hija rozpaczliwie staraa si nie straci jej z oczu.

- Dziwka Gabriela! - wycharcza Atanael. - Ndzna szmata. Gdzie jest teraz twj kocha, twj dzielny archanio, uzurpator i tyran? Nie pomoe ci, dziwko. Dosignie ci rka sprawiedliwoci, ladacznico! Chuda twarz dostojnika chru Ksistw przypominaa mask szaleca. Gdy krzycza, na ustach pkay mu bbelki liny. O niczym nie wiedz, pomylaa Hija ze zdziwieniem. Przyszli, eby mnie zabi, a nic nie wiedz. Przez Miteasz, otwarte drzwi wpad za nim dowdca

najemnikw. Jasnowosy anio ciska w rce miecz. Zatrzyma si tu przed granic krgu. Wargi wykrzywi mu paskudny, lubieny umiech. adna jeste, wiedmo. Zabawimy si troch, zanim wypruj ci flaki. Dawaa Gabrysiowi i temu trupowi z upiorn gb, dowiesz si teraz, co to znaczy prawdziwy, porzdny anio. Co ty na to, wiedmo? Wycign ku niej ap w skrzanej rkawicy, chcc zagarn palcami gar kobaltowych lokw. Hija targna gow. Cho

migotliwie i niewyranie, wci widziaa ciek. Wibrowaa nieprawdopodobn energi, ale jej blask pociemnia. Rka oficera chru Cnt odrobin mina wosy anielicy. o

- Bkart! - zasycza. - Szmata! Chod do mnie! Hija gwizdna krtko przez zby. Miteasz zawy, poderwa rce do twarzy, upuszczajc miecz. Bro z brzkiem uderzya o posadzk. Spomidzy palcw anioa wystrzelay snopy iskier. Atanael zakl, przyskoczy z domi

splecionymi w odpowiedni znak, gasi towarzysza. W tym samym momencie grubas z piercieniami rzuci si z mieczem w stron Hiji. Sprbowaa odskoczy, lecz nogi zmieniy si chyba w granit. Patrzya na zbliajce si niezwykle wolno ostrze, jakby jej zmysy pracoway szybciej ni czas. Nagle w powietrzu pojawi si jaki niewielki, bkitny ksztat. Wyldowa na karku najemnika, orzc go pazurami. onierz zachwia si, sign do szyi, ktra zdya ju poczerwienie od krwi, i zdar z niej walczcy wciekle kb niebieskiego futra. Z furi cisn

kotem o cian. Bkitny pocisk uderzy w ni, osun si na podog i znieruchomia. - Nehemiasz! - krzykna Hija z rozpacz i wciekoci. I wanie wtedy poczua tpnicie. wiat rozsypa si na kawaki, zawali w mgnieniu oka, a Hija zdaa sobie spraw, e nie wszystko poszo tak, jak si spodziewaa. Migny jej zdumione gby przeladowcw, wic przelotnie zastanowia si, czy poton w morzu, gdy wyspa zniknie, ale daleka bya od wspczucia. Potem wszystko

spowia szara mga, a anielica chyba stracia przytomno.

*** Maa jaszczurka o uskach metalicznie zotej barwy, z prg na bokach manit bkitem, migna midzy kamienie. Upa pooy cik do na ruinach domw, bram i wity. Poamane kolumny sterczay wrd gruzw niby niedbale powtykane przez olbrzyma owki. Soce wykrawao ostre cienie, podobne do kawakw ciemnego sukna. wierszcze cykay

zawzicie, poza tym panowaa cisza. Obok zwalonej bramy triumfalnej rosy drzewa oliwne, ktrych wlaste, skrcone pnie i zakurzone licie wydaway si wykute z kamienia, jakby w miecie nie miao prawa przetrwa nic, co nie byo marmurem lub piaskowcem. Drago zatrzyma si, potar spocony kark. Spojrza w d, na czubki swoich butw. Gbokie koleiny, wyobione przez koa wozw, przecinay bruk antycznej ulicy. Teraz podroway nimi tylko metaliczne jaszczurki.

- Rany, co za miejsce - stkn Hazar. - azimy tu ju chyba ze trzy godziny, a koca nie wida - z dezaprobat potrzsn gow, a czaszeczki na kocach warkoczykw zaklekotay sucho. - Jeli ten sukinsyn Ram Izad nas wystawi, wyrw mu skrzyda i umieszcz w brzuchu zamiast flakw. Przez dup! Drago westchn, rozmazujc na spoconym czole smugi wszechobecnego czerwonawego pyu. Hazar plasn otwart doni w najbliszy kamie. - Kupa gruzw. Czy tak wyglda

miejsce, gdzie ukryby potn magiczn ksig? - Jasne, e nie - mrukn komandos. - I o to chodzi. - Wierzysz mu? Drago wzruszy ramionami. - Jego gos przekonujco. brzmia wcale

Hazar splun na bruk, bezskutecznie starajc si pozby trzeszczcych w zbach drobin piasku.

- Przygnbia mnie to morze ruin. Istotnie, zwalone kolumny, bramy, pozostaoci ogromnych budowli i szcztki mieszkalnych willi cigny si a po horyzont. Torsy ocalaych posgw wyglday jak widma, snujce si wrd kamieni w poszukiwaniu utraconych gw. - Mnie si nawet podoba. - Drop wycigna szyj zza ramienia Drago. - Tu jest troch dziko i dziwnie. - Bdzie jeszcze dziwniej, jak zapadnie zmrok - burkn Gbianin. - Wtedy bez trudu znajdziemy

marmurowego delfina i mozaik z winogronami. - Z winorol- poprawia Drop. Hazar machn rk. - Co za rnica! Drago pogrzeba w kieszeni, wycign zmity kawaek dywanu. Masz powiedzia do przyjaciela. - Zabieraj Drop i wracaj. Poszukam Ksigi sam. - O nie, ja zostaj! - pisna anielica.

Drago si skrzywi. Zabra dziewczyn tylko dlatego, e nie mia jej z kim zostawi. Saturnin nie wchodzi w gr, a Hazar upar si pj z nim. Na razie nie przeszkadzaa, ale komandos wolaby nie myle o jej bezpieczestwie w trakcie ewentualnego starcia. Na widok dywanu Gbianin si zmiesza. - No, co ty, stary - wymamrota. Gadam tak, bo nie lubi upau. Drago obrzuci go przecigym spojrzeniem. Odwrci si i milczc

ruszy przed siebie. Za nim podreptaa Drop. Hazar pogrzeba w kieszeni, wycign skrta z mirry, przypali i szybko dogoni anielic. Bruk parzy przez podeszwy butw, od kamiennych cian bi ar. Maszkarony wykrzywiay pyski, wodorosty i kolorowe ryby na mozaikach, pokrywajcych dna basenw i wodotryskw, zamiast w wodzie pyway w rozedrganych supach powietrza. Soce, tkwice nieruchomo porodku nieba, pochylio si niespodziewanie nad horyzontem, cienie kolumn wyduyy si.

Pot perli si na karku Drago, ale komandos od pewnego czasu nie czu upau, tylko nieprzyjemny chd wzdu krgosupa. Towarzyszyo mu jeszcze bardziej nieprzyjemne wraenie, e s obserwowani. Czyje czujne, wrogie lepia wpatryway si w plecy anioa, jakby chciay przestrzeli je na wylot. Drago przekn lin. Uwanie obserwowa ruiny, ale nawet ktem oka nie rejestrowa najmniejszego ruchu. Sprbowa odetchn gbiej, lecz napicie nie mijao. Wizja czerwonych plam, wykwitajcych nagle na plecach Hazara lub Drop, nie chciaa

znikn. Gbianin te spochmurnia, jakby i on czu na sobie wzrok niewidzialnych lepi. Drago zatrzyma si znowu, rozejrza bezradnie po okolicy. - No, pomylcie - stkn. - Gdzie mona schowa ksik? Moe tam, gdzie nikt nie bdzie szuka. W jakim oczywistym miejscu. - W bibliotece - powiedziaa Drop. Hazar rzuci jej spojrzenie pene podziwu. - Hej, to jest myl! Dzielna maa. Pytanie, czy tu jest taka, a jeli

nawet, to jak j znajdziemy? - Musi mrukn powinny rysikami, rodzaju. sta gdzie przy rynku Drago. - Na frontonie by jakie postaci z zwoje albo co w tym

- Jasne! - przytakn Hazar. Chodcie, szkoda czasu. Niedugo zrobi si ciemno. Zawrcili. Minli kilka przecznic i szybko znaleli si na podunym, obszernym rynku gwnym. Jednak aden z budynkw nie przypomina biblioteki. Po obu duszych bokach placu cigny si pozostaoci

kolumnowych portykw, krtsze zajmoway ruiny wityni i potnej budowli o wyranie municypalnym charakterze. Drago popatrywa na t ostatni z powtpiewaniem. - Za dua na bibliotek powiedzia. - To pewnie jaki urzd. - Zaczekajcie, a tamto? - Drop wskazaa palcem boczny zauek, odchodzcy z prawej strony domniemanego urzdu. U wylotu uliczki majaczy niewielki, biay budynek. - Sprawdmy, co nam szkodzi. Hazar wzruszy ramionami.

- Rany, to chyba to! - zawoa po chwili, gdy stanli przed kwadratow budowl, usadowion na paskim podecie z kilkoma stopniami. Cay fronton i szczytow cian pokryway paskorzeby, przedstawiajce marsowe niewiasty, spowite w szaty wygldajce, zdaniem Drago, jak przecierada, oraz brodaczy ze zwojami w doniach. Ponad nimi unosiy si girlandy kamiennego wawrzynu. - Wchodzimy - zadecydowa. - Zobaczcie! - pisna Drop. Tam, w grze, o! Winorole i

delfiny! Widzicie? Zadarli gowy. Anielica miaa racj. Nad wejciem cign si cienki fryz z ornamentem w ksztacie nieokrelonych rolin i ryb, ktre przy odrobinie dobrej woli mona byo wzi za winogrona i delfiny. Prdko wbiegli po schodach. Wntrze byo zupenie puste. W cianach wykuto cignce si rzdami nisze, przeznaczone do ukadania zwojw. W wikszych wykuszach stay niegdy posgi, po ktrych pozostay tylko pokruszone bazy. Na posadzce leaa nienaruszona warstwa grubego

kurzu. - Nie wydaje mi si, eby kto tu ostatnio wchodzi - mrukn Hazar. - Ochowi chodzio wanie o stworzenie takiego pozoru powiedzia Drago, chocia na widok pustego wntrza wyduya mu si mina. Zbliy si do ciany i zacz j metodycznie opukiwa. Skroba paznokciem pozostaoci tynku, chucha midzy szczeliny kamieni, poszukujc ladu magicznych maskowa. Hazar mi papierosa z mirry z wyrazem rezygnacji na

twarzy. Drop usiada na posadzce, rozsznurowaa but, cigna z ulg i zacza wytrzsa piasek. Drago przerwa na chwil mozolne ogldziny, sign pod bluz i wycign wiszcy na szyi acuszek zakoczony duym medalionem, dotd ukryty pod ubraniem. ciskajc talizman w garci, znw zbliy si do ciany. W milczeniu zacz wodzi nim w gr i w d, tu przy samym murze. Zbada tak ca frontow cian do wysokoci, do jakiej by w stanie dosign wycignit doni. Talizman nawet nie drgn. Nie bysna w nim najmniejsza bkitna iskierka,

wiadczca o dziaaniu czynnej magii. Usta Drago zacisny si w determinacji. Przyklkn i zabra si za badanie progu. Drop ziewna. Na pokrytej pyem pododze narysowaa palcem kaczuszk. Potem kwiatek i krwk. Przyjrzaa si krytycznie swojemu dzieu i dorysowaa staw z pluskajcymi rybkami. Gbianin wyj z kieszeni skadany n. Wyduba kocem ostrza brud spod paznokcia kciuka. Zamkn n i znw otworzy go z trzaskiem. Drago czoga si wzdu bocznej ciany, wodzc medalionem przy samej posadzce. Hazar otworzy i

zatrzasn n. Anio unis gow, obrzucajc przyjaciela przecigym spojrzeniem. - Zamiast si obija, poszukaby czego, na co mgbym wle, eby sprawdzi sufit - warkn. - Nie podsadzisz mnie odpowiednio wysoko. Gbianin nie wytrzyma. - Daj sobie spokj, stary wypali. - Wiesz, e tu nic nie ma. aden mag nawet nie splun na t podog od setek lat. Gdyby ukryto tu co promieniujcego o poow mniejsz moc ni Ksiga Razjela,

twj medalion wyby i wieci jak pieprzona syrena przeciwmgielna. Izad nas wystawi. Siedzi teraz w jakiej knajpie, rechocze i upija si za zdrowie naszej gupoty! Drago poderwa si na kolana. - Jasne! - wrzasn - Spierdalajmy do domu, bo szanownemu panu znudziy si zabytki, a i nogi rozbolay od zwiedzania! Co ty mylisz, e to jest? Zasrana wycieczka? Chcesz teraz drinka z ma parasoleczk, a w tle szum oceanu? Przypominam, e wcale ci, kurwa, nie zapraszaem. Sam ze mn polaze.

- Rany, Drago! Przymknij si, chopie. Rozumiem, e chcesz si zemci za las Teratela, ale chyba ci eb przepalio od upau. Nie pozwol, eby kto si na mnie wydziera. Nawet ty. Dotaro? Natychmiast przestacie wrzeszcze! - krzykna Drop, uderzywszy pici w posadzk, a poderwa si tuman kurzu. - Nic innego nie umiecie, tylko drze si i kl? Moe le zrozumielicie. Moe to nie jest waciwe miejsce. Co dokadnie powiedzia Ram Izad? Przypomnijcie sobie. - Och zaprowadzi go do ruin -

burkn nachmurzony Drago. Kryli ulicami. Potem ukryli ksig w maym budynku z winorol i delfinami wyrzebionymi na frontonie. To tyle. - Jeli obaj ukryli, to czemu Izad nie powiedzia wam, jak kryjwka jest zamaskowana? - spytaa rzeczowo anielica. Anio i Gbianin spojrzeli po sobie. - Nie wiedzia - mrukn komandos. - Nie wszed do rodka. Och go nie wpuci. Zosta przed budynkiem.

- I nic nie zobaczy przez otwr wejciowy? prychna z powtpiewaniem Drop. - Przecie tu nigdzie nie ma drzwi. - Tam byy. odsun pyt. Pomg Ochowi

Anielica spojrzaa na niego jak na co, co kot wygrzeba ze mietnika. - Widzisz tu gdzie t pyt, Drago? Schowaa si za zaomem muru? - zakpia. - Matko, co z ciebie za komandos! Drago obla si rumiecem.

- Nie czepiaj si! Szukaem wanie zamaskowanego wejcia. - Czekajcie. - Hazar podnis palec, wycelowa w Drop. - Przed chwil robia drak, e kcimy si, zamiast myle, ale sama go prowokujesz. A my dalej nie wiemy, czemu Izad nie widzia, co robi Och. Komandos paln doni w czoo. si otwart

- Wiemy. A ja jestem idiot. Prawdziwym wrakiem na zom. Nie widzia, bo w rodku byo za mao miejsca. Drzwi zasoniy plecy Ocha. Co Ram powiedzia? Pamitasz,

Hazar? May, biay budynek z winorol i delfinami. By przeraony, powtarza to bez przerwy. Ale raz nazwa go cholern ogrodow altank. Pieprzona ogrodowa altanka. A my nie zwrcilimy na to uwagi. Rozejrzyjcie si, czy to przypomina altank? - Zatoczy rk szeroki gest, wskazujc ciany z niszami. Wniosek nasuwa si sam. Jestem pieprzonym kretynem z amnezj. Dobra, teraz si zastanwcie. Widzia kto cokolwiek, co przypomina altank, budk z hamburgerami, szalet albo karmnik dla ptakw?

- Ja widziaam - pisna Drop zanim weszlimy na teren miasta. Przy takiej szerokiej, brukowanej drodze, gdzie rosy wielkie kaktusy. Stoi tam mnstwo kamiennych domkw, malutkich. Razem wygldaj jak plac zabaw. Pomylaam, e dzieciaki miayby gdzie si bawi w chowanego. Byyby zachwycone. - Ja te jestem zachwycony powiedzia Drago. - Zasuwajmy do tych budek. Moe si nam poszczci. Soce opado ju prawie na sam horyzont, rozlao na murach i

brukach plamy zota. Upa wcale nie zela, a wierszcze nadal cykay zapamitale. - Zapowiada si niele skwitowa Hazar, gdy zobaczyli przed sob dolink zabudowan niewielkimi konstrukcjami, przypominajcymi prostopadocienne, niskie wiee. Zdobiy je trjktne dachy, wymylne attyki i gzymsy. adna nie miaa okien, a otwory drzwiowe byy zamurowane lub zamknite kamiennymi pytami. Paskie pilastry i pkolumny oplatay girlandy wyrzebionych rolin. Po fryzach galopoway konie,

przechadzay si zamylone muzy i skrzydlaci geniusze. Niektre symbole wyglday jak butle z duym korkiem lub ozdobne klamry. - To cmentarz - powiedzia Drago. Hazar skin gow. - Dobre miejsce, eby co ukry. Umarli z reguy umiej dochowa tajemnicy. - Rozdzielmy si. Ja zabior dziewczyn i pjd pierwsz ciek, ty id rwnoleg. - Dobra - zgodzi si Gbianin.

Drago wzi Drop za rk i wkroczy midzy grobowce. Wymylne frontony ozdabiay rne motywy, ale nic nie przypominao delfinw ani winoroli. Alejka bya wska. W zaomach murw, nisko przy progach, we wnkach drzwiowych rodzi si mrok. Rude plamy sonecznego wiata, rozmazane na gzymsach i tympanonach, wyglday jak zakrzepa krew pochowanych tu nieboszczykw. Co gorsza, powrcio drczce przeczucie, e s obserwowani. Drago czu nieprzyjazne, gniewne spojrzenia niczym municia zimnego palca na

karku. Mimowolnie zniy gos. - Rozgldaj si, malutka. Zaraz znajdziemy waciwy grb. Drop, ktra kurczowo ciskaa rk komandosa, zadraa wyranie na dwik sowa grb. - Tu jest okropnie - wyszeptaa. Ciarki mnie przechodz. - Nic si nie bj. Za chwil znajdziemy Ksig i odlatujemy. Poklepa si po kieszeni. - Mamy dywan. epek do gry, kicia. Ju niedugo.

- Drago! - usyszeli nagle woanie Hazara. - Chyba jest! - Widzisz, mwiem. - Gamerin wyszczerzy zby do Drop, bezceremonialnie zapa anielic wp i zmusi do biegu midzy grobami, nawoujc Gbianina. Po chwili stanli obok Hazara przed fasad biaego grobowca. Rzeba na tympanonie nad wejciem przedstawiaa dwa splecione delfiny. Wok trzonw dwch pkolumn wiy si pdy marmurowych winogron. Ju gdy dobiega do budynku,

Drago poczu znajome X mrowienie skry stykajcej si z medalionem. Wycign talizman spod bluzy. Bkitne iskry przebiegay po caej jego powierzchni. - Mamy j - powiedzia Drago z triumfem w gosie. - Ksiga jest tu. Dalej, Hazar. Spychamy pyt. Szarpnli rwno i odsonili wejcie. Wntrze byo ciemne, pachniao zastaym powietrzem. Talizman Drago sypn deszczem iskier. - Jak to moliwe, e dziaa? zdziwi si Hazar. - Och pewnie uy

caej swojej mocy, eby ukry nie tylko sam Ksig, ale te lady magicznych dziaa. Komandos si umiechn. - Najnowsza technika. Tylko dla jednostek specjalnych. Wchodz. Ty zosta, pilnuj Drop i uwaaj, czy wszystko w porzdku. Niemal ca ciasn krypt wypenia marmurowy sarkofag, pokryty skomplikowanym ornamentem rolinnym. Skrzyni zakrywaa pyta zapisana inskrypcjami w jzyku nieznanym Drago. Sprbowa j zepchn.

Drgna, wydajc paskudny zgrzyt. W tym momencie mde wiato padajce od wejcia przesoni cie. Drago poderwa gow. - Hazar, miae pilnowa ulicy. Czaszeczki we wosach Gbianina zaklekotay. - Daj spokj. Wszdzie czysto. Nikogo nie ma. To cholerne wymare miasto. Ruiny. Ja te chc zobaczy Ksig. - Jasne - zgodzi si Drago. - Masz pene prawo. Pom mi cign pyt.

Schwycili za przeciwlege krace, pocignli. Kamie z guchym oskotem osun si na posadzk. - Jest, cholerna - wyszepta Gbianin stumionym gosem. We wntrzu sarkofagu leao kilka zbrzowiaych ze staroci koci, owinitych w kb zbutwiaych gaganw. Na samym rodku, midzy pksiycami eber, spoczywa duy pakunek spowity w biay jedwab. Medalion Drago trzaska iskrami we wszystkie strony.

- Ja te chc zobaczy - pisna Drop, wpychajc si midzy Hazara a framug wejcia. - Wpucie mnie! To ja wam powiedziaam o Ksidze, widziaam Ocha i tego biaego anioa i w ogle! Gbianin sprbowa wcisn si do wntrza grobowca, midzy cian i sarkofag, eby zrobi troch miejsca dla napierajcej na niego Drop, ale stopa obsuna mu si na krawdzi zdjtej ze skrzyni nagrobnej pyty. Straci rwnowag i gwatownie polecia do przodu, wic eby zamortyzowa upadek wycign przed siebie rce. Prawa trafia w prni, lecz lewa opara

si o koci na dnie sarkofagu. - Auuu! - jkn Gbianin, prostujc si byskawicznie i potrzsajc doni, po palcach ktrej spywao kilka kropel krwi. Co jest?! krzykn zaniepokojony Drago. - Zranie si? - Uara mnie, zaraza - stkn Hazar z odcieniem niedowierzania w gosie. - Kto?! - spyta skonsternowany Drago, ktry ze swego miejsca nie mg dostrzec nic poza kbem szmat, komi i zawinitkiem z

ksig. - To! wskazujc sarkofagu. powiedziaa Drop, palcem wntrze

Drago wychyli si. Midzy achmanami co si poruszyo. Komandos dgn je ostronie kocem noa. Spomidzy szmat wystrzelia byskawicznie maa twarzyczka z wyszczerzonymi kami, kapna w powietrzu szczkami i wycofaa si w gagany. Drago zdy zauway, e bya pokryta brzow, pomarszczon skr. Stworzenie ypao na niego zaczepnie maymi, czarnymi jak

paciorki lepkami, ukryte wrd strzpw tkaniny. W sabym wietle nie dostrzeg go od razu, bo barw i struktur skry samo przypominao achman. Teraz rozpozna je bez trudu. - To dusza odetchnwszy z ulg. powiedzia,

- Co ona tu robi? - zdziwia si Drop, ktra wycigaa ciekawie szyj ponad ramieniem Hazara. Powinna dawno zosta zabrana w zawiaty. Zapomnieli o niej, czy co? Czemu jest taka malutka? - Bo to tylko dusza motoryczna -

wyjani Drago. - Waciwa dawno jest po drugiej stronie. Widocznie pochowani tu ludzie wierzyli w istnienie kilku dusz, duchowej, ktra przenosi si w zawiaty, fizycznej, ktra kry rozpuszczona we krwi i znika w momencie mierci, oraz motorycznej, ktra pobudza ciao do ruchu, a yje tak dugo, dopki zostanie zachowane. Poniewa kady dostaje to, w co wierzy, mamy j teraz tutaj. Z tego ciaa niewiele ju zostao, dlatego dusza jest taka maa i zasuszona. Pilnuje sarkofagu, wic zachowuje si agresywnie. - Dziki za wykad - parskn

Hazar, ktry dotd w milczeniu ssa skaleczony palec. - Powiedz mi jeszcze, e jest jadowita. - No - mrukn Drago. - Pewnie troch. Nie moe by grona, bo zrobia si ju bardzo maa, ale pewnie spuchnie ci palec albo caa do. Dusze motoryczne odpowiadaj za kltwy grobowe. - No, wietnie! - Nie przejmuj si, stary. Pewnie dostaniesz Purpurow Lili za zasugi wobec Krlestwa. Pomiertnie.

Hazar potrzsn gow. - Wol zosta cichym bohaterem. Inaczej w Gbi dostan czap za konszachty z wrogiem. Umiechn si. - Dobra - powiedzia Drago, podwijajc rkawy. - Odwr uwag duszyczki, a ja bior Ksig. Gotw? - Jasne. Gbianin otworzy n i szybko dgn nim w stert szmat. Byskawicznie cofn rk, gdy wychyn spord nich epek z

kapic szczk. W tym samym momencie Drago szybkim ruchem porwa ksik. Przez jedwab, ktrym bya owinita, poczu pod palcami grub, toczon opraw. Ogarno go niespodziewane wzruszenie. Odzyska grony, potny przedmiot, poszukiwany przez cae Krlestwo, rzecz, dla ktrej umierali jego przyjaciele. - Dobrze poszo - powiedzia Hazar. - Poka j, Drago. Gos Gbianina przywoa go do rzeczywistoci. Ostronie rozwin zawinitko. Ksiga bya opasa, oprawna w brzow skr,

ozdobion prostym ornamentem. Zamiast tytuu porodku lnia, odcinita zotem, osobista piecz Razjela. Brzegi stron take pokrywao zoto. Medalion na piersi Drago zasycza bkitnymi iskrami, przygas i pocz si arzy jak szafirowy wgiel. Przez donie komandosa przenikn chd, jakby Ksiga powoli zamarzaa, pozbawiona ochronnej szmatki. Piecz Razjela zdawaa si pulsowa. Drago uczu zawrt gowy, zote kreski rozjechay mu si przed oczami. Zda sobie nagle spraw, e nawet gdyby bardzo chcia, nie byby w stanie otworzy

Ksigi. Tylko e wcale nie mia na to ochoty. Drewnianymi palcami pocz niezdarnie owija ksik w jedwab. Dopiero gdy materia zasoni piecz, pozwoli sobie gbiej odetchn i oderwa wzrok od okadki. Unis gow. Hazar wyglda jak kto wytrcony z transu. Mruga szybko powiekami. Drop z wyranym trudem przekna lin. - Pikna jest - wychrypiaa. - Ale dziwna. - Zabierajmy si std - powiedzia Hazar. - I nie pytaj mnie, czy mam ochot j potrzyma. Nie mam.

- Racja - zgodzi si Drago. Wychodzimy przed budk, uywamy dywanu i spadamy. Zastanowi si, czy Hazar, jako Gbianin, mg jeszcze ostrzej zareagowa na kontakt z Ksig, i doszed do wniosku, e tak. Wysunli si z grobowca, egnani przez warczc i podskakujc dusz, ktra bia maymi pistkami w cian sarkofagu, ale nie potrafia wyskoczy. Na zewntrz zrobio si prawie zupenie ciemno. Pierwszy zauway ich Hazar. Zatrzyma si gwatownie i sykn przez zby. Wtedy Drago zobaczy take.

Midzy grobowcami, na dachach, na przewrconych kolumnach siedziay skulone cienie. Spowite w czarne, postrzpione szaty przypominay spy z powodu swoich wychudych, ptasich twarzy i sterczcych kocistych ramion. ypay ciemnymi lepiami, w ktrych czerwonawo odbija si blask konajcego za horyzontem soca. Dzikie, pustynne demony z pewnoci nie byy zachwycone pojawieniem si intruzw. Byo ich ponad dwadziecia, ale o wiele wicej mogo si kry w ruinach. Drago nie czeka. Wyszarpn z kieszeni kawaek dywanu, obj

Drop i Hazara. - Moc! - krzykn. Antyczny bruk nie zakoysa si pod stopami, a demony nie zniky. Rozwary tylko dugie, zbate paszcze, a jeden wyda ochrypy skrzek. - Co jest? - sykn Gbianin. - Nie wiem - szepn bezradnie Drago. - Nie zadziaa. Dwa demony potrzsny gowami i zaskrzeczay w odpowiedzi pierwszemu. Anio nie mia wtpliwoci, e szykuj si do ataku.

- Wyczerpa si - powiedzia Hazar. - To si zdarza. - Co? - Drago zasoni sob Drop, zmusi do cofnicia z powrotem do grobowca. - Co si dzieje? - pisna. - Czemu nie odlecielimy? Mae kawaki latajcych dywanw szybko trac moc wyjani ponuro Hazar. - Teraz moesz najwyej wysmarka w niego nos. - Teraz bdziemy si bi, stary mrukn Drago. - I to na powanie.

Czarne ksztaty zsuway si z dachw grobowcw, w milczeniu formujc krg, ktry mia otoczy intruzw. Posuway si wolno, lecz zdecydowanie. Brzowe, kociste twarze przypominay ptasie czaszki obcignite skr. Rce demonw byy ukryte pod fadami szat, wic Drago nie mg dostrzec, jak bro dzier. Podejrzewa, e noe, cho musia liczy si te z nowoczesn broni paln. - Drop, wskakuj do sarkofagu zakomenderowa pgosem. - Owi donie szmatami i wyrzu stamtd dusz. Mam nadziej, e ci nie pogryzie. Hazar, cofamy si do

grobowca i bronimy wejcia. Bierzesz lew stron. Ruszamy na trzy. - Nie, czekaj! - sykn Gbianin. Nie rb ani kroku. To s mae Galla. Rzuc si na nas natychmiast, kiedy zobacz, e si cofamy. Zdoamy zabi wielu, ale i tak nas rozszarpi. Ofiara, ktra ucieka, wprawia je w amok. Musimy si broni tutaj. I adnych gwatownych ruchw. Kiedy podejd bliej, zaatakujemy. Istnieje szansa, e si przestrasz i zwiej. - Czasem mam wraenie, e kto mnie przekl - mrukn Drago.

- Ja mam tak pewno od lat. W ciemnoci bysny biae zby Hazara. Demony okryy ich nierwnym szykiem i przestay si przyblia. Stay koyszc si, popychajc i przestpujc z nogi na nog. Czasem ktry otwiera paszcz, demonstrujc ostre ky, lecz nie atakowa. Drop kulia si za plecami Gbianina i komandosa. Baa si, ale prbowaa by dzielna. Drago z napiciem wpatrywa si w twarze napastnikw, szukajc sygnau do rozpoczcia starcia, jednak ich oczy

pozostaway bez wyrazu, niczym lnice, czarne szka. Anioowi zdawao si, e czas cieknie mu midzy palcami jak krew z paskudnej, otwartej rany, z kad chwil czynic go sabszym. Myli gorczkowo przebiegay mu przez gow. Prysn midzy grobowce, ostrzela si i co? Ucieka na pustyni? A Drop? Wzi j na plecy? Wali w nich z zaskoczenia, wystrzela ile si da i... ucieka na pustyni? Sprbowa jeszcze raz z dywanem? Cay czas mitosi go w palcach, mamroczc moc. Jako nie zamierza zadziaa. - Poka im Ksig - usysza

schrypnity szept Hazara. - Albo si wciekn, albo wystrasz i co si nareszcie wydarzy. Ksig? Moe i tak. W kocu to demony. - Dobra - szepn. Zacz ostronie rozwija jedwab. Nie szo atwo, bo nie mia ochoty wypuszcza z rki broni. Ktem oka zauway, e do Hazara zaciska si na kolbie gbiaskiego pistoletu typu acheront. Poczciwa, wyprbowana klamka, pomyla i poczu si troch raniej.

Wrd demonw zapanowao poruszenie. Syczay gronie, kiwajc gowami na boki. Wydaway si zaniepokojone. Jeden z nich, duy, o szczeglnie okazaych kach, wysun si o p kroku do przodu. - Hallah! - warkn gniewnie, wymachujc pazurzast ap. - Rozumiesz, co gada? - sykn do Hazara Drago, nieruchomiejc z Ksig w rkch. - Ani sowa. Ale chyba si boj. Dalej, pokazuj im ksik! Drago postanowi zaryzykowa.

Nerwowe gesty duego demona wyglday raczej jak zachta do ataku dla towarzyszy ni prba wypdzenia obcych. Szybkim ruchem oswobodzi Ksig ze spowijajcego j jedwabiu i unis wysoko nad gow, demonstrujc napastnikom piecz Razjela na okadce. Resztki dziennego wiata odbiy si od zoce, zapony, jakby piecz stana w ogniu. Zgraja demonw zawya. Teraz ju wszystkie obnaay zby, tupay i skrzeczay gniewnie. - Tan hallah! - rykn wielki. Makia markut!

- Wybacz, stary, to by gupi pomys - zdy szepn Hazar, gdy wcieka tuszcza runa na nich. Gamerin, nie czekajc, zacz strzela. Dwa trafione demony z wyciem pady na ziemi, pod nogi atakujcych. Kilku napastnikw potkno si, powstao zamieszanie. Drago strzeli prosto w eb stwora, ktry pojawi si przed nim nagle z dugim, krzywym noem w garci. W twarz bryzna anioowi gsta jak smoa, ciemna posok. Uamki sekund i demon podernby mu gardo. Kolejny, wyrosy jak spod ziemi, oberwa w brzuch. Pad z charkotem. Gamerin wystrzeli

jeszcze dwa razy, gdy stwory zaczy si cofa, wrzeszczc, wizgajc i wykrzykujc co na wp artykuowanego, co brzmiao jak kltwy. Na bruku pozostao kilka trupw. Ciko ranny demon pojkiwa ochryple, wyciga chude pazurzaste apy w kierunku towarzyszy, lecz aden nie zwraca na niego uwagi. Stay w krgu, w odlegoci kilkunastu krokw, warczc i dyszc. Nie wygldao na to, eby zamierzay odstpi. - W porzdku, Hazar? - szepn Drago. - Aha - wysapa przyjaciel. -

Jeden skurwysyn zadrasn mnie noem, ale to gupstwo. Trzymaj si, chyba zaraz znowu zaczn. - Upuciem Ksig. - Spoko. Krlestwo ci to wybaczy. Masz magazynek? jeszcze pierwszy

- Na razie tak. Drago wywali w tum sze naboi, starajc si dokadnie celowa. Obok Hazar strzela take, ale anio nie mg policzy, ile razy. W Krlestwie wojskowa bro

bywaa siedmiolub dwunastostrzaowa z uwagi na liczb sakramentw i apostow. Gbiaskie pistolety mieway po sze albo trzynacie adunkw. Komandosi z Szeolu posugiwali si trzynastostrzaow broni wzorowan na gbiaskiej, w ktrej infernaln ilo pociskw rwnowayo odpowiednie bogosawiestwo, wygrawerowane na lufie. Drago sdzi, e Hazar odda podobnie rozsdn ilo strzaw. Obaj mieli po zapasowym magazynku, ale na tym ich arsena si koczy. yjecie? pisn z gbi

grobowca przeraony gos Drop. Co si dzieje? - W porzdku. Sied cicho i nie wychylaj si. Napastnicy wpatrywali si w dwch skrzydlatych ciemnymi niczym szko oczami, ktre nie byy ju bez wyrazu. Pona w nich nienawi. Ciemne, chude twarze wyglday jak obcignite brzow skr czaszki ptakw, ktre jaki zy czarownik zatkn na szyjach oywionych kociotrupw. Duy demon, ktrego rami zwisao bezwadnie wzdu tuowia, a bura szata poplamiona bya krwi, przesadnie gestykulowa zdrow

rk, wygaszajc niezrozumiay monolog do towarzyszy. Przez grup demonw Galla przebieg szmer uznania. Duy zwrci si w stron Hazara i Drago. Hallak - powiedzia z satysfakcj. - Griha malah hallak! Mardu. Krg napastnikw rozstpi si, przepuszczajc nowego przybysza. By nim rosy Galla z automatem przewieszonym przez rami. Mimo e noc zapada ju na dobre, Drago rozpozna charakterystyczny ksztat bardzo starego gbiaskiego karabinu nex mortus, co prawda

wycofanego z produkcji, ale w obecnej chwili dla skrzydlatych rwnie zabjczego, jak wskazywaa nazwa. - egnaj, pikny wiecie powiedzia Hazar. - Zawsze ci lubiem, Drago. Dobry by z ciebie kumpel. - Nie pieprz. Odstrzelimy mu eb, zanim zdy dotkn spustu. - Jasne. I kolejnym omiu. Ale ich tu czterdziestu, stary. przyjdzie wicej. Tylko szkoda... szeciu czy jest okoo I pewno dziewczyny

- Zamknij si! - warkn Drago, ktrego ostatnie sowa przyjaciela zabolay jak rozpalone elazo. Wpakowaem was w to, wic i wycign... - Hallak - przerwa mu donony gos przywdcy Galla. - Meru hallak s i t n a l Przez kordon ponurych postaci przecisny si jeszcze dwie. Pierwszy demon nis automat nex mortus, ale drugi przeraliwie star, antyczn niemal dwururk, niegdy bdc staym wyposaeniem aniow z chru Potg, pilnujcych porzdku na niebiaskich szlakach Krlestwa. Pocisk z tej broni przebija pancerz smoka Chaosu.

- Maj o nas kurewsko dobre mniemanie - mrukn Drago. Czaszeczki na warkoczach Hazara zaklekotay. - Walnie z tego raz i zamieni nas w saatk z dodatkiem gruzu i kamienia. Czy ja wygldam na jakiego pieprzonego smoka? Rosy Galla z duymi kami nadal wygasza przemow, ktra rozkrcaa si w miar, jak upaja si wasnymi sowami. - Hakri matu zahrak! Armi zahraka mutu! Lakra malhaii, hallak

sima. Zarkha, zarkha! Murutu zahrak amtri gallu. Mutu rahtan malah zagra... Nie byo wtpliwoci, e wychwala wasn wielko i szydzi z ndznego koca, ktry zaraz spotka intruzw. Gamerin przekn lin. - Rozwalamy ich na trzy. Raz... Cyngiel wydawa si lodowato zimny, jakby bro znajdowaa si ju w promieniujcej chodem strefie mierci. Dostan Drop, pomyla Drago i serce cisno mu si bolenie. Jasnoci, pozwl przynajmniej ocale Drop!

- H a g i a ! - rykn demon triumfalnie, wskazujc skrzydlatych kocistym palcem. - Dwa - powiedzia Drago, a wtedy szereg Galla podnis optaczy wrzask. Nie byy to jednak okrzyki radoci, a raczej przeraone piski i wycie istot ogarnitych lkiem. Nieruchome dotd powietrze poruszy gwatowny podmuch wiatru. Porwa py pokrywajcy bruk, zakrci nim, tworzc niewielki, wirujcy lej. Podobne miniaturowe trby powietrzne tworzyy si wszdzie wok, nawet

tu pod stopami skrzydlatych. - Wakiii! - wrzasn przywdca demonw z jawnym strachem w gosie. - Wakii haru! Haru! Galla jednak nie czekay na przyzwolenie. Rozpierzchay si midzy ruinami jak stado przeraonych, wychudych kur na widok jastrzbia. Demon z automatem cisn go na ziemi i rzuci si do ucieczki. Za chwil w lad za nim poszed waciciel dwururki na smoki, zostawiwszy cik bro na polu walki. - O. w dup - powiedzia Hazar z podziwem, wskazujc palcem na niebo.

Sun po nim potny lej wirujcego w huraganie piachu. Wydawa si wisie nienaturalnie nisko nad ruinami. Anio i Gbianin gapili si na dziwne zjawisko, zdawszy sobie nagle spraw, e wcale nie czuj wiatru. Po kilku gwatownych podmuchach powietrze znw stao si nieruchome, mimo i trba wciekle krcia si nad miastem. Niespodziewanie zacza si zmniejsza i przyblia do miejsca, gdzie stali. Bya ju tylko dwa razy wiksza ni grobowce. Drago mgby przysic, e dolny, wski kraniec leja niby spacerkiem

wdruje po gwnej ulicy nekropolii. Chmura pyu zniya si jeszcze bardziej, opada i rozsypaa w deszcz piachu tu przed nimi. - O rany! - jkna Drop, ktra wylaza niezauwaona z sarkofagu i stana obok Gbianina. Jej zdumienie byo uzasadnione, bo z oboku piasku wyonili si jedcy. Drago zamkn rozdziawione bezwiednie usta, obliza wargi. Przybysze byli dinnami, ubranymi w jednakowe bkitne burnusy i turbany. Wielu trzymao jarzce si biaym wiatem magiczne pochodnie,

ktrych pomie nie gas i nie parzy. Sdzc po jednolitym ubiorze i broni, musieli nalee do jakiej paramilitarnej organizacji, osobistej stray przybocznej czy gwardii wysoko postawionego skrzydlatego. I to zapewne z Krlestwa, nie z Otchani, z uwagi na obecno wierzchowcw oraz obyczaj uywania pochodni. Gbianie dosiadali smokw, a przywiecali sobie dajcymi czerwone wiato lampami, na cze Lucyfera. Wikszo jedcw szybko znika midzy grobowcami w pogoni za Galla, niektrzy byskawicznie

zeskoczyli z siode i zaczli wspina si na ruiny, ale spora grupa kierowaa si prosto ku Drago, Drop i Hazarowi. W miar jak si zbliali, Gamerin spostrzeg, e jadcy na czele dowdca, cho ubrany jak dinn, z pewnoci naley do poddanych Krlestwa. Niewykluczone, e do samych wietlistych, arystokracji niebiaskiej. Anio zatrzyma rumaka, cign bkitne rkawice, wspar rce na ku. Mia smag twarz, przenikliwe oczy, niebieskie jak czerwcowe niebo odbite w stawie, wydatny nos i wskie usta. Emanoway od niego

spokj i pewno siebie, a Drago instynktownie rozpoznawa w nim dobrego dowdc. Policzki anioa oraz fragment czoa, widoczny spod turbanu, pokryway bkitnosine tatuae. - Kim jestecie, skrzydlaci? spyta, mierzc przyjaci uwanym spojrzeniem. - Przysigbym, e ty, aniele, jeste z komanda Szeol, gdyby ono jeszcze istniao - doda, zatrzymawszy wzrok na pku talizmanw na szyi Drago. - Istnieje - odrzek Gamerin spokojnie. - A ty, panie, masz racj. Nale do niego. To anielica str -

wskaza na Drop. - Opiekunka maych dzieci, a to... - zawaha si. - Gbianin, bez wtpienia dokoczy przybyy, a na jego wskich wargach pojawi si na chwil umiech. Bybym wdziczny, gdybycie zechcieli poda mi imiona. To pomaga w nawizaniu znajomoci. - Drago Gamerin, Drop i Hazar. Nie byo sensu wykrca si lub kama, gdy za plecami niebieskiego anioa stao dziesiciu uzbrojonych, milczcych jedcw. Zreszt skrzydlaty zachowywa si

przyjanie, a Drago mia przeczucie, e mona mu zaufa. - Jestem Sikiel - przedstawi si. Anio Sirocco. Dowodz bkitnymi dinnami, w subie Krlestwa patrolujcymi pustyni. Mielicie szczcie. Ze wszystkich mieszkajcych tu istot mae Galla s najbardziej niebezpieczne i zajade. Dobrze, e wielkie Galla nigdy nie zapuszczaj si tak daleko na zachd. Dopiero mielibymy kopot. - Dzikujemy za pomoc, panie. Drago lekko si ukoni.

- Udzielanie pomocy to moja praca. Ziemia nigdy nie naleaa do bezpiecznych miejsc, a szczeglnie rubiee takie jak ta. Kady, kto tu przybywa, musi mie wane powody. - Wspar si na ku. - Nie chc by natarczywy, ale powinienem zaznaczy, e oprcz udzielania pomocy moja praca polega rwnie na poznawaniu tych wanych powodw. Gamerin nie zmiesza si. - Oczywicie, panie. Nasze powody s natury osobistej. Umiech ponownie zagoci na wskich wargach wietlistego.

Uszanuj jednak moj inteligencj, onierzu, i oszczd mi stwierdzenia, e jestecie mionikami staroytnoci, ktrzy wybrali si na wycieczk, aby podziwia zabytki. - Uszanuj te moj inteligencj, panie. Nie miabym opowiada podobnych bzdur. Sikiel odchyli si w siodle. - Jestem Czekam. zmuszony nalega.

Drago wytrzyma spojrzenie krystalicznie niebieskich oczu.

- Nie mam powiedzenia.

nic

wicej

do

- Wasza sytuacja nie przedstawia si najlepiej, onierzu. We to pod uwag. Sikiel mia racj. Znajdowali si daleko od Krlestwa, bezprawnie przebywajc na Ziemi, w dodatku w miejscu cieszcym si z saw i bdcym siedliskiem demonw. Drago porzuci bez zezwolenia jednostk, a Drop prac stra. adne nie mogo utrzymywa, e wypenia wanie swoje obowizki. Na domiar zego towarzyszy im Gbianin. Odmawiajc wyjanie,

pograli si jeszcze bardziej. Oskarenie o zdrad zdawao si naturaln konsekwencj rzeczy, zwaszcza gdy w Krlestwie toczya si regularna wojna domowa. W najgorszej sytuacji znajdowa si Hazar. Z pewnoci zostanie wzity za szpiega wrogiego obozu i stracony od razu, wyrokiem sdu polowego. Sikiel mia pene prawo taki sd zwoa. Jednak Drago nie traci nadziei, bo wietlisty od pocztku zachowywa si przyzwoicie i nie zdawa si skonny do pochopnych czynw. Mimo wszystko, jeli nic mu nie powiedz, pewnie bdzie zmuszony zmieni

stanowisko. Gamerin myla usilnie, ale adne mdre rozwizanie nie przychodzio mu do gowy. Zerkn na Hazara. Gbianin zachowywa cakowity spokj. Sprbowa nawet lekko si umiechn. Drago zrozumia, e w ten sposb przyjaciel zdaje si cakowicie na niego i zapewnia, e bdzie milcza bez wzgldu na to, co si stanie. Ksiga leaa gdzie w ciemnoci, u wejcia do grobowca, wic Sikiel wcale nie musia jej znale, nawet jeli ich aresztuje. wiato pochodni owietlao tylko jedcw i twarze przyjaci. Gdyby Sikiel okaza si zdrajc, zwolennikiem Ocha i jego

bandy, Ksiga nie dostaaby si w niepowoane rce. Jednak skrzydlaty wyglda na kogo obdarzonego rozsdkiem, wic pewnie rozkazaby przeszuka grobowiec. Drago nabra powietrza. - Nie mog udzieli adnej konkretnej odpowiedzi, panie, zanim nie skontaktuj si z moim bezporednim dowdc. Prosz, zechciej sprowadzi Alimona. Anio Sirocco pochyli gow. - Dobrze ci patrzy z oczu, onierzu. A ja zawsze miaem wiele szacunku dla Szeolitw.

Porozmawiajmy jak skrzydlaty ze skrzydlatym. Przerzuci nog nad koskim grzbietem i zgrabnie zeskoczy z sioda. Zbliy si do Gamerina, klepn go w plecy. Wtedy Drago zauway, e donie Sikiela s, na mod dinnw, pomalowane od wewntrznej strony na niebiesko. Przez grzbiety, na wysokoci kostek, biegy trzy nierwne bkitne pasy. Anio Sirocco pokaza w umiechu mocne ostre zby, a komandos nagle zda sobie spraw, e ma do czynienia z kim naprawd niebezpiecznym, kto stara si wykaza moliwie duo dobrej woli.

Chodmy, onierzu. potrzebujemy towarzystwa.

Nie

Odeszli daleko midzy grobowce. Drago widzia wiata pochodni i majaczc plam jasnoci w miejscu, gdzie zatrzyma si oddzia dinnw, lecz tam, gdzie stali, panowaa ciemno. Ksiyc wisia na niebie cienki, podobny do ogryzionego do czysta ebra, a ogromne jasne gwiazdy daway akurat tyle wiata, eby mg widzie sylwetk rozmwcy. - Rozumiem twoje obawy powiedzia Sikiel - ale ty musisz zrozumie moje. Daj ci ostatni

szans, z uwagi na przyja czc mnie z Alimonem. Toczy si wojna, nie wolno mi przeoczy niczego podejrzanego. W kocu wszyscy skrzydlaci s onierzami, a na ulicach Krlestwa anioowie nosz miecze. Drago poczu, jak pryska napicie. Mia ochot odetchn z ulg, umiechn si szeroko. Sikiel poda specjalne haso Szeolitw, znane tylko najbardziej zaufanym, fraz, ktr mona byo swobodnie wple w rozmow. - Ale tylko nieliczni umiej naprawd dobrze fechtowa -

odpowiedzia. Anio Sirocco skin gow. - Racja, onierzu. A teraz powiedz, co sprowadzio do ruin tak dziwaczn ekip. Drago przekn lin. - Szukalimy rzeczy o kluczowym znaczeniu dla Krlestwa. Sikiel gwizdn przez zby. Jeste pewien, e przeceniasz jej znaczenia? - Nie, panie. nie

- I znalelicie j, onierzu? Drago zawaha si. - Tak, panie - powiedzia wreszcie. - I c to jest, Szeolito? Gamerin wzi gboki oddech. Ksiga Razjela, ktr podstpnie ukrad Och. Upuciem j w trakcie starcia z demonami. Musi lee gdzie koo grobowca. Sikiel milcza przez chwil, a potem ponownie klepn Drago w rami. - Wracajmy, onierzu. Informacja jest warta wyrwania Alimona ze

snu. Gamerina powitay zaniepokojone spojrzenia przyjaci. Jednak zanim zdy si odezwa, Sikiel zrobi uspokajajcy gest doni. - Wszystko zostao wyjanione. Bkitni, zsiada z koni. Hakir, podaj mi oko dnia, musz kogo wezwa. Makkar, przynie dywan. Odwieziesz tego Gbianina do Limbo, w miejsce, ktre wskae. Chyba lepiej, eby Alimon go nie zobaczy mrugn porozumiewawczo do Drago. Kamir, Rahu, podejdcie tu z

pochodniami. grobowca.

Owietlcie

okolic

Hazar gapi si na niego z niezbyt mdrym wyrazem twarzy. Jeden z dinnw wydoby zza pazuchy dywan, rzuci na ziemi. Kobierzec natychmiast rozwin si i urs. Sikiel podnis z ziemi Ksig, szybko owin j w jedwab. - Dobra robota, Gbianinie ucisn do Hazara. - A teraz siadaj na dywan i spadaj. Ja te ci nie widziaem. Bkitny dinn obj Hazara wp i

usadzi na dywanie. Moc! zawoa, zanim oszoomiony Drago zdy si poegna. Sikiel ju rozmawia przez oko z Alimonem. - Zaraz tu bd - zwrci si do Gamerina, schowawszy oko do kieszeni. - Naprawd dobra robota, onierzu. Mj szacunek do Szeolitw wzrs o kolejne kilka punktw. Ta moda anielica wyglda na zmczon. Pewnie oboje jestecie godni. Makkar ju rozpala ognisko. Mamy suchary i mann w puszkach. Chcecie pi?

Drop kiwna gow. - Kamir, przynie wod i piwo! Siadajcie, zaraz was obsu. Sikiel znw wydoby z kieszeni oko dnia i odszed, rozmawiajc z kim przyciszonym gosem. Ksig ciska pod pach. Makkar, ktry zdy niepostrzeenie wrci z dywanem, podgrzewa puszki z mann. Po chwili inny niebieski dinn przynis im napoje i gorcy posiek. Drop grzebaa yk w puszce penej manny.

- Jest troch za tusta i sona powiedziaa. - To wojskowe racje - wyjani Drago z ustami penymi jedzenia. Dopiero gdy stres min, zda sobie spraw, jaki jest godny. - Jadam te konserwy, odkd pamitam. - To biedny jeste. - Drop zmarszczya nos. - Chocia strw te nie karmi najlepiej. Wszystko smakuje mdo i nijako. Jak mylisz, on nas nie oszuka? - wskazaa na Sikiela, wci pogronego w rozmowie. Drago potrzsn gow. - Nie sdz. Wedug mnie jest w

porzdku. Drop oblizaa yk i zabraa si do sucharw. - W sumie manna nie bya za skonstatowaa. - Drago? - Hmm? - Co teraz z nami bdzie? - Przyjedzie Alimon i zabierze nas do Krlestwa. Moe nawet dadz nam order albo pochwa. - Nie to miaam na myli. Co zrobimy potem? Poegnamy si i zapomnimy o sobie? Tak po prostu wrcimy do pracy? Tyle si

zdarzyo, a ja mam znowu niaczy dzieci? Ju nie jestem taka sama jak kiedy, Drago. Moje ycie bardzo si zmienio. Co bd robi w ciasnej kwaterze w kwadratowej wiey stryc? O czym mam rozmawia z anielicami, ktre nigdy nie wyciubiy nosa poza Drugie Niebo, a cay ich wiat ogranicza si do dziecinnego podwrka? Ju tak nie potrafi, Drago. Gamerin zamar z yk w puszce. Nie wiem. przeniesienie. Drop achna si. Popro o

- Dokd? W najlepszym razie segregowa papierki w jakiej kancelarii. A ty? Co masz zamiar robi? Wzruszy ramionami. Po odejciu do cywila pracowaem jako zmiennik penoprawnego stra. Potem powoali mnie znw do Szeolu. Komando wci istnieje, a podobno szykuje si wojna. Prawdziwa wojna z Ciemnoci, a nie zwyky pucz w Krlestwie. Pewnie pjd walczy. - Na Jasno, nie! - krzykna. -

Zwariowae?! Jeszcze ci zabij! - Jestem onierzem, Drop powiedzia. - Co innego mgbym robi? - Ja za tylko anielic strem maych dzieci - szepna, a jej oczy zaszkliy si od ez. - Obiecaj przynajmniej, e bdziesz na siebie uwaa, dobrze? - Jasne - zgodzi si Drago i poczu w gardle dziwny ucisk. cisn Drop za rk. - Bdzie mi ci brakowa, maa. - A mnie ciebie. Nawet nie wiesz

jak. - Nie patrzya mu w twarz, ale i tak wiedzia, e pacze. - epek do gry, sonko powiedzia. - To si nie moe skoczy tak paskudnie. Spjrz, to chyba Alimon. Mia racj. Na owietlonej pochodniami przestrzeni usiady trzy dywany. Ze rodkowego porwa si byskawicznie Mistrz Ran i bieg na spotkanie Sikiela. Poy paszcza opotay za nim niby dodatkowa para skrzyde, a na twarzy, przypominajcej odbicie w pknitym lustrze, malowao si wielkie skupienie.

Ucisn krtko Sikiela i natychmiast zabra od niego Ksig. Rozmawiali ciszonymi gosami. Oddzia onierzy, przybyych z Alimonem, nalea do osobistej, elitarnej gwardii Gabriela. Mistrz Ran wyda jakie rozkazy i szybkim krokiem zbliy si do Drago i Drop. - Na Otcha, Gamerin! Niebyway sukinsyn z ciebie! Ot, tak sobie wyprawiasz si po ksik, nad ktr trzsie si cae Krlestwo! A za wsparcie masz anielic od podcierania dziecicych tykw! Dlaczego nie pisne ani

pieprzonego swka? Nie, zamknij si! Ani sowa! Zabierajcie dupy i na dywan! Gamerin, bdziesz mia do pogadania z regentem Krlestwa. piesz si, synu. Sikiel, ty te jedziesz. Ksiga musi si natychmiast znale w rkach Razjela. Do kogo ja mwi, dzieci? Ruszajcie si! Zapa Drago i Drop za ramiona, zacign na dywan. Sikiel ju zdy usi. - Cholernie dobra robota, synu mrukn Alimon do Drago. Jedziemy do paacu regenta! Moc!

Dywan znikn natychmiast.

Rozdzia IX

Kamael kiwa si sennie na krzele. Mia czuwa przy Daimonie, ale Daimon spa, wic chyba nic si nie stanie, jeli i on utnie sobie drzemk. Przecign si, ziewn i wanie zamierza wsta, gdy usysza skrzypnicie drzwi. Do pokoju wsun si Samael. - Sie ma. Jak ci si podoba lokal? Kamael wzruszy ramionami. Ciasno, a luksusy te

nienadzwyczajne. - Nie narzekaj! - Ryy Hultaj klepn go w rami. - Jest dach nad gow i jest bezpiecznie. - Wanie - rzuci cierpko hrabia palatyn Gbi. - Z dachu cieknie. Wieczny malkontent. W Krlestwie ci si nie podobao, w Gbi te nie, na Ziemi le. Wiesz, dlaczego cigle masz pecha, Kam? Bo si czepiasz szczegw. - Nie drzyj tak pyska, Daimon si obudzi - burkn byy dowdca Aniow Miecza.

- A wanie, jak on si czuje? Kamael ramionami. ponownie wzruszy

- Kiepsko. Ale powoli z tego wychodzi. Co w Krlestwie? Samael przysun sobie kulawe krzeso, usiad okrakiem, twarz do porczy. - Same radosne wieci. Gabry bezbolenie powrci na fotel regenta. Nie gap si tak. Mwi prawd, przysigam. Wystarczyo, e armia Michaa podesza pod mury, a oddziay buntownikw

rzuciy bro i paczc pognay caowa buty prawowitemu namiestnikowi Jasnoci. Widok ten wyciska zy wzruszenia. Dibril troch si bzdyczy, ale zaraz zagodnia, obieca wszystkim ask i gaska po gwkach. Byo duo bicia si w piersi, przyznawania do bdw, a nawet gbokich duchowych przemian. Kam, stary, atmosfera tak podniosa, e niektrzy omal nie pofrunli do Sidmego Nieba. Z bandami pijanych najemnikw szybciutko rozprawia si andarmeria Gabrysia, ktra hurmem wywalia drzwi aresztu i popdzia zapewnia

o swojej lojalnoci. Regent, rozumiesz, by poruszony cierpieniami, jakich jego najlepsi skrzydlaci zaznali uwizieni w koszarach, wic rozda tyle medali, e kady andarm bdzie teraz dzwoni jak ko w kuligu. Przydyrda nawet Teratel, ten bojownik o wolno i piewca spoecznej sprawiedliwoci. Portki mu si trzsy, a mio byo popatrze. Smarka w rkaw, przysiga, e si omyli co do Gabrysia, i przyzna, e nie ma wcale Ksigi Razjela, tylko falsyfikat. Rozpuszcza takie ploty, eby podnie swj presti. aosny gnojek, co?

- Przymknli Dubiela, Nitaela, Ocha i reszt bandy? - przerwa Kamael. Samael potrzsn gow. - Skd. Cwaniaki dawno zwiali z Krlestwa. Jak tylko poczuli, e skrzyda im si pal. Okupuj prowincj w Szstym Niebie. Dobrze wybrali. Bdzie ich trudno stamtd wykurzy. S tak zdesperowani, e pewnie czekaj na Siewc. Biedni durnie. Bez wzgldu na to, co im obieca Mastema, Antykreator zrobi z nich sieczk.

Kamael spojrza uwanie w zielono-zote oczy byego archanioa. - Sam, czy ty przyczysz si do walki, kiedy Siewca nadejdzie? Samael parskn. - Stary, ja jestem czarn owc, nie idiot. Oczywicie, e tak. Antykreator nie przyniesie po prostu mierci. Przyniesie brak ycia, brak woli, brak sensu, brak jednostki. Nie umie nic stworzy. Zrobi z tego wszechwiata pomyje, gruzy i chaos. Zabraknie ywych istot, stworze obdarzonych rozumem i

wol. Zostan nieudolnie wygenerowani niewolnicy Cienia. Gorzej, cienie Cienia, tosami z nim i bezmylni. Czy taki outsider i indywidualista jak ja mgby si na co podobnego zgodzi? Obraasz mnie, Kam. Zgin z broni w rku, wywrzaskujc w niebo wulgarne wyrazy. Nie udz si ani przez chwil, e Wszechwiat ocaleje. Ale przynajmniej mog zdechn tak, jak yem - jako bydl, skurwysyn i niepodlega dusza, buntownik Samael, nie bez powodu nazywany Ryym Hultajem! renice pony. byego archanioa

- Ja tam wol si udzi westchn Kamael. - Bd walczy po to, ebymy zwyciyli. Samael ironicznie wykrzywi usta. - Srali muchy, bdzie wiosna. Tak to jest z wami, skrzydlaci. Na nic nie umiecie spojrze trzewo. Popatrz na tego - ruchem gowy wskaza barg Daimona. - To Anio Zagady, Pi Pana, Burzyciel wiatw. Fajnie wyglda, co? A kto go tak zaatwi? Mastema, dawny demiurg Jaldabaot, smtny wygnaniec, obecnie pachoek Antykreatora. Jak mylisz, mamy przesrane czy nie?

Kamael znw wzruszy ramionami, dochodzc do wniosku, e ten gest wychodzi mu ju mimowolnie. - Sam, na lito, przesta kraka. Za nami stoi przecie Jasno. Nie bdzie milcze, wesprze nas. Poirytowany Samael grzmotn pici w st, a zabrzczay szklanki. - Gwno za nami stoi! Jasno w dup nakopana! Pan ma nas gdzie, to parszywy, zgniy staruch! Nie pozbiera si z radochy, patrzc, jak umieracie z Jego imieniem na

ustach. Ale nie ja! Ja Mu wykrzycz, co o Nim myl, i sam bd si mia! Hrabia palatyn Gbi wspar czoo na rkach. Stanowczo nie mia ochoty wysuchiwa pogldw Samaela na temat Jasnoci. Zna je a za dobrze. - Przesta, dobra? Na razie wrzeszczysz na mnie. Nie chc tego sucha. - Spoko, wierz sobie, w co chcesz - warkn Samael, rozkadajc rce. - Ja nie myl ci owieca. Ale kiedy obudzisz si z ap w nocniku

i przyznasz mi racj. Za pno, oczywicie. - Jasne, jasne. Powiedz lepiej, co postanowi Nisroch. Podobno wypuci wasne bojwki i narozrabia w dominiach archaniow. To prawda? Ryy Hultaj, jeszcze nastroszony, przytakn. troch

- Niele narozrabia. Siedzi teraz w letnim paacu poza Krlestwem, uzbrojony po zby, i szykuje si na oblenie. Chyba si nie wyfika. Na ask Gabriela nie ma co liczy po tym, jak jego najemnicy spustoszyli

ziemie Gabrysia na Ksiycu. Najgorzej dostao si wyspie, na ktrej mieszkaa ta maa czarownica, wiesz, nielegalna crka Uzjela. Stary, podobno masakra. Kamie na kamieniu nie zosta. Wszyscy zginli. Dziewczyna bronia si jak lwica, do ostatniej chwili. Mwi, e wydaa Atanaelowi regularn bitw. Ale wiesz, co moga sama zdziaa przeciw oddziaowi wyszkolonych najemnikw? W dodatku Atanael to sprawny dowdca i niezy mag. Wyuska j jak ostryg ze skorupy. Nie bardzo w to wierz, ale chodz ploty, e maa zdya go zaatwi.

Tak czy inaczej, jest martwa. Gabry podobno tak si wciek, e nie mg si pozbiera. Dlatego Nisroch przepad. Dibril wychowywa t czarowniczk od maego. Szkoda dziewczyny, podobno bya nieza i miaa dobrze poukadane w gowie. Kojarzysz j, prawda? Owoc nielegalnego wyskoku Uzjela z jak Ziemiank. Jak byo tej maej? Cholera, nie mog sobie przypomnie... - Hija - odezwa si za plecami Gbian gos gardowy, chrapliwy, z pozoru bardzo spokojny. Z pozoru, bo Samael usysza w nim tyle szalestwa, e ciarki przebiegy mu

po karku. Ryy Hultaj odwrci si i zobaczy Daimona. Anio Zagady sta bez ruchu, a jego twarz miaa kolor szarego ptna. - Nazywaa si Hija - powtrzy. - Na Jasno! - wyszepta Kamael, blednc gwatownie. - Spokojnie, stary. - Samael wsta powoli, rozkadajc ramiona, jakby chcia uspokoi sposzonego konia. Lepiej si po. Masz wysok gorczk i majaczysz. To wszystko nieprawda. Halucynacje, Daimon,

cokolwiek teraz widzisz. - Nie - powiedzia Anio Zagady tym samym strasznym, stumionym gosem. - Kamiesz. Sta przed nimi wysoki, wychudy ze cignit twarz upiora, ze zmierzwionymi wosami, lepicymi si do spoconych policzkw i czoa. Wyglda jak widmo dawnego, potpionego boga, ktry, strcony do otchani wiele wiecznoci temu, zapomnia ju, kim by i czego pragn. Kamael, patrzc w szalone, udrczone oczy nie rozpoznawa w nim swego przyjaciela, dumnego, drapienego Anioa Miecza. To nie

by ju Daimon Frey, lecz Abbaddon Niszczyciel, Burzyciel wiatw, na p martwa istota, ktr Pan powoa do niesienia posannictwa mierci. Teraz zdawa si promieniowa ciemnoci niby golem stworzony z mroku, upir, ktremu pozostay tylko nienawi, rozpacz i tsknota za wiatem. Co, czego Pan wyrzek si w sobie, odrzuci jako odwrotno tworzenia. Niby Antykreator. Kamaela ogarn lk, bo w nagym olnieniu zrozumia, czemu tylko Daimon mg stan do walki przeciw Siewcy. Czymkolwiek sta si Anio

Zagady, hrabia palatyn Gbi widzia, e umiera. W rozwartych czarnych renicach nie odbija si Kosmos, tylko pustka. Zielone obrcze tczwek zmatowiay. Usta zrobiy si biae jak kreda. Na bandaach, spowijajcych tors, ramiona i rce, rozkwitay i rosy ciemne plamy krwi. To koniec, pomyla zszokowany Kamael. Nie przeyje tego. A Daimon istotnie umiera. Czu to kadym nerwem, kad czstk ciaa. Wszechwiaty, jeden po drugim, waliy si na niego, roztrzaskiway, miadyy, a byy Anio Miecza nie potrafi zrozumie,

czemu jeszcze nie upad. W gowie huczay mu sowa, ktre usysza od Jagnicia. Oto czas, gdy przyjdzie ci umiera po wielekro, Abbaddonie. Lecz zapat krew, zy i zgliszcza. O tak, zapata. Wszyscy odpowiedz. Nie ma litoci dla tego wiata. Nikt nie jest bez winy. Nic nie jest czyste. Kosmos to tylko kb zgnilizny, d kloaczny. Krew, zy i zgliszcza. Jedynie one zostan, gdy przejdzie przez wiat. Pi Pana, Anio Zagady. Destruktor. Przed sob widzia gupi, wystraszon gb Samaela, ktry tak si odgraa, co te powie Jasnoci. Ciekawe, czemu teraz

zamkn pysk? aosny robak, zasugujcy na rozdeptanie. Daimon wyszczerzy zby. - Nie kam - powiedzia do byego archanioa, zastygego z rkami w uspokajajcym gecie. Jego gos przeszed w niskie warczenie. - To obyczaj tchrzy. Nie, ja nie majacz. Widz wszystko. Wiem wszystko. Frey - zacz Samael agodnie jeste ciko chory. Uspokj si i po, bo inaczej bd zmuszony da ci w pysk.

Daimon umiechn zrozumieniem.

si

ze

- Tak - powtrzy. - W pysk. Zacisn pi i trzasn Samaela w twarz. Sia ciosu wyrzucia byego archanioa w gr. Trafi plecami w przepierzenie z desek, roznis je na drzazgi, przelecia przez ssiedni pokj, grzmotn o cian i znieruchomia pord kawaw odupanego tynku i cegie. Kamael skrzywi si na widok strzaskanej koci, ktrej ostry biay koniec wystawa z rozdartego bandaa na prawym przedramieniu

Daimona. Ciemna krew spywaa po doni, wolno kapaa z palcw. Anio Zagady nie zwraca na ni uwagi. Obrci si do przyjaciela. Jego oczy wyglday jak dziury po wystrzaach. - Och, Kam - powiedzia ochryple. Nawet nie prbuj mnie powstrzyma. Niech ci to do ba nie przyjdzie. Chwia si lekko na nogach, wielki, grony, krwawicy i szalony tak strasznie, e Kamaelowi serce cisno si z alu. - Daimon - szepn. - Na lito

Pask, nie rb tego, cokolwiek by to miao by. To potworne, e ona nie yje, ale niczego nie rb. Ona nie yje? Przez gst chmur gorczki, nienawici i gniewu przebio si to niepokojce zdanie. Ona nie yje. Zobaczy przed sob zote, rozemiane oczy, kobaltowe loki podobne do spywajcej na plecy fontanny, czesanej palcami wiatru, zobaczy gargulce, jednoroce i suknie, bkitne jak tafla jeziora. Hija nie yje. Trzy proste sowa wbiy si w mzg niczym ostrze wczni, dotkny miejsca, ktre nazywao si wieczno. Nie ma jej. Nie wrci

nigdy. I wtedy Kosmos znw run na gow Anioa Zagady, zgnit go, zmiady i przynis ze sob ciemno.

*** Gabriel czu si szczliwy. Wiedzia, e nie ma po temu wielu powodw, ale w tej chwili nie chcia myle o przyszoci. C, dojdzie do wojny. Wida taka wola Jasnoci. Zrobi, co w jego mocy, eby zwyciy. Przegra i nastanie koniec czasw? C, wida taka wola Jasnoci. Najwaniejsze, e

przywrci porzdek. Najwaniejsze, jak go witano w Krlestwie. Na Otcha, niby zbawc! Teraz mg odetchn z ulg, bo wiedzia, e dobrze speni obowizek, a rzesze skrzydlatych pjd za nim, cokolwiek zamierzy. Nawet na wojn. A trudno uwierzy, e to wszystko rozegrao si wczoraj. Pierwsza noc we wasnym ku. Pierwszy dzie we wasnym gabinecie. Na szczcie ci durnie, faszywi regenci, nie zdyli niczego zniszczy. Z luboci spoglda na bibeloty, meble, boazeri. Dobrze jest wrci do domu. Moe powinien

kaza odczyni uroki i pobogosawi pomieszczenia, eby zniwelowa szkodliwe wpywy Nitaela i caej tej bandy. Pomys niegupi, ale zajmie si tym pniej. Rozparty w wygodnym fotelu przy biurku, pozwoli sobie na co, czego nie robi czsto. Pooy nogi na blacie. Oczywicie, to ostentacja, ale dzi ma prawo witowa. Pogadzi piercie regenta, ktry znw nosi na palcu, obrci go kilka razy. - Dobrze znowu ci mie, stary szepn czule.

Klejnot zalni tczowo, a Gabriel odczyta gr wiate jako porozumiewawcze mrugnicie. Przywoa sucego i zada wina. Zdy upi dwa yki, gdy odezwao si oko dnia. Archanio odebra, a w miar jak sucha, twarz mu si cigaa. - Spokojnie, Kamaelu - powiedzia wreszcie. - Tylko bez paniki. Tak, rozumiem, jak powana jest sytuacja. Zaraz bd. Czekajcie. Z westchnieniem schowa oko. Zadowolenie, pomyla, to ulotne odczucie. Zwaszcza w wypadku

regenta Krlestwa. - No, dobra - burkn gniewnie. Ktry dure mu powiedzia? - Ja Samael. wychrypia z trudem

Mia obandaowan gow, szczk poskadan magicznie, zadrutowan specjaln siatk, stanowic cudo gbiaskiej medycyny, i ortopedyczny konierz na szyi. Kady zwyky skrzydlaty zginby od ciosu Daimona, ale Samael by niegdysiejszym archanioem, potnym demonem, w dodatku zaprawionym w licznych

bijatykach. Musia jednak sam przed sob przyzna, e szczcie mu dopisao, bo mao brakowao, eby Frey go zabi. By potuczony, obolay i w kiepskim humorze. Gdyby nie czu si tak le, nie pozwoliby si Gabrielowi strofowa, ale teraz bardziej ni ktni potrzebowa odpoczynku w ku. - Mog wiedzie, co ci do ba strzelio? - zagadn z przeksem Pan Objawie. - Skd miaem wiedzie? - Gos Samaela brzmia jak szorowanie papierem ciernym po kamieniu.

- A ty drugi mdry - sarkn Gabriel do Kamaela. - Przecie domylae si, co go czy z Hij? Hrabia palatyn bezradnie rce. - Mylaem, e pi. - No, to nie zabieraj si ju wicej do mylenia. Kiepsko ci wychodzi. Co z nim? Da si w ogle opatrzy? - Da, bo zemdla. - Kamael podrapa si w policzek. - A jak si ockn, zrobi nastpn rozrb - wychrypia Ryy Hultaj. - I Gbi rozoy

zamkn si w baraku. - Dugo tam siedzi? - P dnia i ca noc, a do teraz. Gabriel z westchnieniem potar brod. - Kto prbowa z nim gada? - Ja - powiedzia Kamael. Wyrzuci mnie. - cilej rzecz biorc, razem z drzwiami - doda Samael. Gabriel rozejrza si wkoo. Stali na maym, zamieconym placyku

midzy opuszczonymi magazynami. Wiatr podrzuca w powietrze stare gazety i kawaki folii. Z baraku, w ktrym Samael ukry Daimona, nie dochodziy adne odgosy. - No, dobra - Pan Objawie bezwiednie bawi si piercieniem. Wejd tam. - Uwaaj - ostrzeg Kamael. - On naprawd zwariowa. Ockn si w nim Niszczyciel, lepy i oszalay. Chcia wyj i zniszczy wszystko, chyba cay Kosmos, wszystkie wiaty, planety, wszelkie ycie. Na szczcie by tak osabiony, e straci przytomno. Potem, kiedy

si ockn, powiedzia, e nic dla niego nie znaczy Krlestwo, przepowiednia i Siewca. Niech wszystko zginie. Zamkn si w baraku i od tej pory wszelki kontakt z nim si urwa. Nie mwi, nie sucha, siedzi w ciemnoci. Boj si, e straci zmysy na dobre. - To si okae - mrukn regent Krlestwa. - Byle tylko chcia mnie wysucha. Wchodz. - Ostronie - zachrypia Samael. Gabriel zby uwag machniciem rki. Powoli uchyli drzwi, dyndajce na jednym zawiasie. Widocznie

Daimon naprawd wykopa przez nie Kamaela. Archanio wsun si do rodka. W pomieszczeniu panowa gboki pmrok, lecz mimo to natychmiast dawao si zauway, e barak wyglda, jakby przeszo przez niego tornado. Na pododze walay si poamane skrzynie i to, co pozostao ze skromnego umeblowania. Drzwi do nastpnego pomieszczenia byy zamknite. Gabriel szarpn za klamk. Zamek zazgrzyta, ale nie ustpi. Dibril zastuka. - Daimon? - zawoa. - To ja, Gabriel. Musimy pogada.

Odpowiedziaa mu cisza. - Daimonie, posuchaj. Ona nie umara. Przysigam. Samael powtarza ploty. Hija nie umara. Ani szelestu. - Nie oszukabym ci w takiej kwestii. Ja te j kocham. Jest dla mnie jak crka. Prosz, porozmawiajmy. Przyoy ucho do desek i nasuchiwa. Za drzwiami rozleg si cichy szmer. - Daimonie, otwrz. Powiem ci

prawd, przysigam. Zawiasy skrzypny. Pan Objawie uskoczy zrcznie, ale drzwi uchyliy si minimalnie. - Wejd - usysza chrapliwy gos. Wsun si do rodka. We wntrzu panowaa niemal zupena ciemno. Potkn si o szcztki desek, stanowicych bye przepierzenie. - Daimon? - zagadn ostronie, wytajc wzrok. Niewyrany ksztat poruszy si w

przeciwlegym pomieszczenia. - Mw - warkn ten ochrypy, gardowy gos.

kocu sam

Gabriel go nie rozpoznawa. Wydawao mu si, e naley do mrocznego, morderczego stwora, w ktrego przemieni si Daimon. Istoty o wyszczerzonych kach, przekrwionych oczach i szponach jak sztylety. - Hija nie zgina - zacz. Oddzia, nasany przez Nisrocha, rzeczywicie spustoszy wysp. Hija bronia si dzielnie i skutecznie,

miaa jednak za mao si, eby pokona najemnikw. Dostali si do paacu. Wtedy zaryzykowaa bardzo trudny, potny czar. Postanowia wznie si pomidzy wymiary, do tak zwanego Midzywiecia. To jest co w rodzaju pasa ziemi niczyjej midzy rzeczywistoci nasz a ziemsk. Dla doskonale wywiczonego, potnego maga stanowi wietn kryjwk, poniewa czas tam nie pynie, co pozwala wrci w momencie, gdy niebezpieczestwo mino. Hija jest takim magiem. Moga w miar bezpiecznie wznie si do Midzywiecia i przeczeka tam

atak. Problem w tym, e czua si odpowiedzialna za wysp i wszystkich jej mieszkacw. Nie wyobraaa sobie, e mogaby zostawi ich na mier. Dlatego waya si na co, czego nie omieli si uczyni nigdy aden czarodziej, choby najpotniejszy na wiecie. Sprbowaa przerzuci midzy wymiary ca wysp. Udao si. Wyspa znikna, napastnicy utonli, ale Hiji nie udao si bezpiecznie wrci. Utkna midzy wiatami. yje, ale nie w naszej rzeczywistoci. W adnej konkretnej rzeczywistoci, jeli chodzi o ciso. To tyle. Gabriel westchn i

umilk. - Skd wiesz to wszystko? zapyta Daimon. Przysun si bliej, wic Gabriel mg widzie jego twarz, majaczc w pmroku. Wydawaa si poszarzaa i cignita, lecz nie zauway w niej rysu szalestwa. Tylko rozpacz i rezygnacj. - Od niej - odpowiedzia. Rozmawiaem z ni. Razjel ze wszystkich si stara si sprowadzi wysp z powrotem i w pewnym sensie osign sukces. Jednak rzeczywisto, w ktrej tkwi Hija, wci nie pokrywa si z nasz.

Mona j widzie, mona z ni rozmawia, ale podobnie jak z duchem. - Zaraz - szepn Daimon. - Jeli powiedziae prawd, jeli skoki midzy wymiary s dostpne dla sprawnego maga, czemu nikt z nich nie korzysta? Gabriel ramionami. lekko wzruszy

- Nie twierdziem, e wystarczy mie wpraw w czarach. Podobne zaklcia s bardzo trudne i niebezpieczne. Szczerze mwic, nie potrafi ich nikt, prcz Razjela. A

on korzysta z tego sposobu tylko w ostatecznoci. Nie miaem pojcia, e nauczy skokw Hij. Kiedy eksperymentowa ze mn i Michaem, ale aden z nas nie mia predyspozycji. eby by prawdziwym magiem, nie wystarczy wywiczy zakl, Daimonie. Trzeba si urodzi z darem. Tak jak Razjel. I Hija. - Ale Razjel jej nie sprowadzi. Gabriel omieli si ramienia przyjaciela. dotkn

- Nie. Ale wci jest szansa. Hija yje. Razjel robi, co w jego mocy.

I... - archanio zawaha si. Istnieje Jasno. Daimon milcza. - Bdzie wojna. Jeli przegramy, jeli odstpimy, przyjdzie nico. Moe jeeli si nie cofniemy, okaemy lojalno, Pan znowu zwrci ku nam twarz, moe naprawi to, co wykracza poza nasz moc cign Gabriel z wysikiem, czujc si podle, jak bydl, chocia wierzy w t prawd. - Chcesz, ebym walczy, Gabrielu - przerwa Daimon cicho. - Dobrze, bd walczy. ywy czy martwy, z

nadziej czy bez, bez wzgldu na to, co si stao lub stanie. Wci przecie jestem wiernym rycerzem Pana, prawda? Zamia si chrapliwie. - Ale przedtem chc j zobaczy. - Dobrze. - Natychmiast. Gabriel pokrci gow. - Nie. - Oka cho raz zrozumienie dla czyich uczu, Dibril - warkn Anio Zagady. - Nie obawiaj si, nie

pozwol sobie zdechn, zanim nie stan twarz w twarz z Siewc. - Nie chodzi o ciebie, ale o Hij. Ona ci kocha, Daimonie. Nie pozwol, eby zobaczya ci w takim stanie. Przeya za duy szok. Nie chc, eby spotka j kolejny. Rozumiesz? Frey przymkn powieki. - Przepraszam - szepn. - Trudno mi nad sob panowa. - Chod - powiedzia Gabriel. Zabior ci do Krlestwa. Razjel musi si tob zaj.

Daimon szed z trudem, czu si saby i oszoomiony. wiato dnia krzykno mu w twarz, chmury wykrzywiy szydercze pyski. Nawet nie spojrza na przyjaci, a oni nie odezwali si sowem. Za to w pamici Daimona znw przemwi gos Jagnicia. Przyjdzie ci po wielekro umiera, Abbaddonie.

*** Omija zwalone pnie drzew, przekracza wykroty, nie mogc si pozby wraenia, e ni dziwaczny, mczcy koszmar. Las by na pozr

taki sam, ale jednak zmieniony. Wielkie, omszae tramy wyglday jak dekoracja teatralna, spoza ktrej wyziera czasami, widoczny ktem oka, straszliwie okaleczony krajobraz. Mikka trawa, mech i poszycie maskoway zryt, wyjaowion ziemi. Wysokie, rozoyste drzewa w rzeczywistoci wycigay ku niebu poamane kikuty. Mae jeziorka zasaniay pene bota doy, powstae po wyrwanych z korzeniami tramach. Obraz gstego, rozwietlonego socem lasu nakada si na widok pobojowiska niczym parawan, bardzo realistyczny, lecz jednak

lekko przezroczysty. Iluzja bya materialna, grunt nie zapada si pod nogami, drzewa stay solidne, pokryte chropowat kor i porostami, roliny pachniay, na liciach zbieraa si rosa. A przecie na wskro nich Daimon widzia, jak bardzo wyspa zostaa zniszczona. Hija prowadzia tu krwaw, bezpardonow bitw, a Anio Zagady nie mg stumi alu i poczucia winy, e nie byo go wtedy przy niej. Na Jasno, nie doszoby do tragedii. Ochroniby j. Nie pozwoliby Atanaelowi postawi parszywej stopy na jej ziemi. Gdzie bye, kiedy ci potrzebowaa,

Rycerzu Miecza, Destruktorze? W brudnym baraku, ukryty jak szczur, wcignity w puapk, pobity i upokorzony przez Jaldabaota, wygnanego demiurga. Kiedy on, pokonany, bezuyteczny, bredzi w gorczce, Hija walczya o ycie. Jego Hija, jego dziewczynka, jego niebieskowosa wrka. Poczu obezwadniajc fal goryczy, dawic w gardle, ciskajc w piersi. Zabrako ci, Daimonie. Czy wszystko zawsze musisz spieprzy? Cigniesz za sob tylko zgliszcza i cierpienie. cieka wioda pod mur z kut

furt. Nage ukucie lku. To ju? Za murem rozciga si sad peen starych, rosochatych jaboni, ktre podaway wonne czerwone jabka prosto w rce. Zatrzyma si, wiedzc, e nie zdoa zrobi dalej ani kroku. Rozpacz zacisna pazurzast ap, rania. Nie potrafi podej bliej, zobaczy, jak ruiny przewiecaj przez fasad domu. Nie bdzie w stanie spojrze w zote oczy. Co ujrzy za nimi? Oczodoy czaszki jak u widma? Przez moment ogarna go przemona ch, eby odwrci si i uciec. Ale natychmiast odpyna. Sta midzy strzaskanymi, magicznie

wskrzeszonymi jaboniami, czekajc, a przyjdzie mio jego ycia. Na kocu cieki, pomidzy pniami, zamigota bkit i zoto sukni. Na Jasno, jake bya pikna, kiedy tak sza z rozpuszczonymi wosami barwy kobaltu. Bkitny kot Nehemiasz bieg obok, dzwonic dzwoneczkiem przyczepionym do obrki. Serce Anioa Zagady tuko si w klatce eber tak mocno, a bolenie, kiedy spod zmruonych powiek patrzy, jak idzie ku niemu ycie. Wszystko, o co warto walczy, za co cierpie, za co dzikowa Jasnoci. Hija.

Nie, nie zmienia si, nie wygldaa jak upir, nie bya przezroczysta niczym duch. Gos uwiz mu w gardle, wic tylko wycign do niej rce. Ze smutkiem potrzsna gow. - Nie, prosz. Jeli mnie przytulisz, przepyn przez ciebie jak mga, a tego bym nie zniosa. Och, Daimonie, najdroszy, co ci si stao? Gabriel mwi, e walczye z Mastem, ale nie spodziewaam si, e... - Cicho, skarbie - przerwa agodnie. - Wszystko w porzdku.

Czuj si dobrze, przysigam. Sprbowa si umiechn. Zanim zobaczy si z Hij, przeszed przyspieszon kuracj Razjela, ubra si staranie, zwiza wosy, pozostawiajc wolno dwa dugie kosmyki, na mod Rycerzy Miecza, i cholernie stara si wyglda lepiej. Widzc przestrach w zotych oczach, podzikowa w duchu Gabrielowi, e nie pozwoli mu odwiedzi Hiji, zanim nie doprowadzi si do porzdku. - Nie potrafi sobie wybaczy, e nie byo mnie z tob - powiedzia. Hijo, kochanie, jak mogem ci

zawie? - To nieprawda! Nie zawiode mnie. Nigdy. Nie moge wiedzie, nie moge nic zrobi. Nie mw tak! Cigle yjemy. To najwaniejsze. Staraa si trzyma dzielnie, ale nie potrafia. Wiedziaa, e nigdy, w adnym wypadku, nie moe mu powiedzie, jak pertraktowaa ze mierci, przeprowadzajc czar zamiany. ycie Abbaddona za wasne. Oszukiwaa, podobnie jak kostucha, dlatego teraz znalaza si midzy bytem i niebytem, jaw i snem. Patrzc w mizern, cignit twarz Freya, poczua, jak

niesprawiedliwie, podle ich potraktowano, zabierajc siebie nawzajem. Tak si nie godzi, nie wolno. Nawet w imi wyszych celw Jasnoci. Blade usta zadray, w kcikach oczu zabysy zy. - Och, Daimonie! Chciaam by zawsze przy tobie, pj, dokd zechcesz, zrobi, co zechcesz, a teraz co? Jestem jakim cholernym widmem, fatamorgan, ktra nawet nie jest w stanie opuci tej poharatanej, magicznie skleconej wyspy! - Hijo...

Zamachaa rkami. - Powinnam ci powiedzie, e midzy nami koniec, e nie mam prawa ci zatrzymywa, ale nie mog! Kocham ci, Daimonie. Prosz, nie odtrcaj mnie. Moe jest jeszcze szansa. Po twarzy Freya przebieg skurcz. Mia ochot potrzsn anielic za ramiona, obj, przytuli. - Na lito Pask, dziewczyno, przesta opowiada bzdury. Zostawi ci? Jeste wszystkim, co mam, trzymasz mnie przy yciu. Kocham ci bardziej ni potrafisz

sobie wyobrazi. Zrobi wszystko, eby cign ci z powrotem, chobym mia porwa Pana z samego Tronu. I nie pacz ju, bagam, bo mi serce pknie. - Postaram si - chlipna. Prawie mi si udao. Wyrwaam wysp do gry, ale potem co si rozszczepio. Wszystko, co nie byo oywione, nie miao wiadomoci i duszy, ziemia, kamienie, drzewa, runo w d. A ja i reszta istot ywych zostalimy w pustce. - Jak tam jest? - zapyta ostronie Daimon.

Na wargach Hiji pojawi si niky umiech. - Kiedy byam maa i Razjel uczy mnie skokw, uwaaam, e wspaniale. Nie ma kierunkw, gry ani dou, tylko mleczna mga. Ale gdy utknam tam na dobre, sama, bez kontaktu z kimkolwiek ywym, przeraziam si. Fauny, nimfy i jednoroce, ktre staraam si uratowa, przepady gdzie w pustce. Zostaam tylko ja. Tam nie pynie czas, Daimonie. Oszalaabym, zamknita na wieczno w mlecznej mgle. Staraam si wrci, lecz magia nie dziaaa. Razjel mnie wycign. Nie

do koca, ale dobre i to. Przynajmniej mog ci widzie, rozmawia z tob. Zrekonstruowa magicznie wysp, bo to jedyne miejsce, w ktrym mogam z powrotem zaistnie. No i cign mi Nehemiasza. - Miau - powiedzia kot, ocierajc si o nogi pani. - Znajd sposb, eby wrcia. Przysigam, najdrosza. Nie martw si. - Razjel wci nad tym pracuje. Zrobi dla mnie tak wiele.

- Kocha ci, ale nie tak jak ja. Gorzki grymas wykrzywi usta Hiji. - Teraz nasze stosunki stan si cakowicie niewinne, jak przystao anioom. - Do czasu, skarbie - szepn Daimon. - Wiem, e tak. Nie dba o nic, nie martwi si o nic, bo Hija ya. Patrzy na ni, sysza jej gos, ktry przywraca nadziej. Straszna, bezdenna przepa, oznaczajca wieczno bez niej, zasklepia si. Umiechn si do nakrapianych zotem oczu.

Chod, drzewem.

usidziemy

pod

Stara si nie pokazywa po sobie, jak bardzo bol zamania i rany, jak rwie z trudem poskadana na nowo, strzaskana rka, mimo e zosta nafaszerowany umierzajcymi rodkami i blokadami Razjela. Siedzc pod jaboni obok Hiji czu si niemal szczliwy. Nie umara. yje. To wystarczao, nawet jeli nie mg jej dotkn. Bdziesz mnie odwiedza? - spytaa. czasem

- Chciabym zosta tu na zawsze. Ale nie moesz, pomylaa. Bo idzie wojna. Odsuna od siebie t myl, wypara. Teraz pragna tylko patrze w czarne, okolone zielonymi tczwkami renice. Poczua ogarniajc rado i wzruszenie, bo przecie by tu przy niej. Daimon Frey. Taczcy na Zgliszczach. Nehemiasz, lecy w socu, starannie wylizywa apk. Jabonie pochylay nad nimi gazie cikie od jabek. I jeli przymkno si oczy, mona byo na chwil uwierzy, e wszystko wyglda jak dawniej.

*** Daimon siedzia na cikim, rzebionym krzele w sali konferencyjnej. Wizyta u Hiji podniosa go na duchu, przyniosa ulg. Wci by osabiony, ale znw czu si sob, Rycerzem Miecza, onierzem Pana. Razjel przypatrywa mu si z lekkim niepokojem, lecz nie notowa ju ladw niedawnego zaamania. renice przenikliwych, zielonych oczu znw zrobiy si gbokie jak Kosmos. Usta

wykrzywia nieadny, drapieny umieszek. Bdzie si mci, pomyla Pan Tajemnic. I niech Jasno si zlituje nad wszystkimi, ktrzy tego dowiadcz. Pan Tajemnic poprawi si na krzele, podcign kociste kolana. Czu si zmczony, ale oywiony. Za chwil odzyska Ksig. Dotknie skrzanej oprawy, a piecz na okadce zaponie pod palcami. Jeli jest prawdziwa. Wiele na to wskazywao, wic Razjel stumi w sobie lk przed kolejnym rozczarowaniem. Na stole obok lea falsyfikat, sfabrykowany na rozkaz Teratela. Ksi Magw

spoglda na niego nie kryjc obrzydzenia. Niechlujna, paskudna podrba. Na Otcha, kogo moga oszuka? Chyba durnia pokroju poprzedniego waciciela. Na parapecie okna przysiad Michael. Szafranowa czupryna naczelnego wodza Zastpw przypominaa wielki soneczny nagietek. Wcinity w kt Rafa nerwowo skuba brzeg rkawa. Gabriel nie usiedzia na krzele. Przemierza szybkimi krokami komnat, bezwiednie bawic si

piercieniem. Wtem drzwi si otworzyy i sucy zaanonsowa Alimona. Wzrok wszystkich obecnych skierowa si na wysok posta w szarym paszczu. Mistrz Ran dziery w doniach spory pakunek owinity w jedwab. Razjel, wyczuwszy energi emanujc z Ksigi, westchn z ulg. Teraz, gdy lk go opuci, zda sobie spraw, jak silny by spychany w gb wiadomoci niepokj, e Alimon przyniesie kolejny falsyfikat. Pan Tajemnic wsta, wycigajc rce, a Alimon zoy w nich

zawinitko. Piecz natychmiast rozbysa zotem tak intensywnie, e blask przewieca przez jedwab. Razjel rozwin materia. Krtk chwil wodzi palcami po wytoczonych wzorach, spojrza na przyjaci i umiechn si. - Nietknita - powiedzia. - Nawet nie bya otwierana. Wspaniale! wykrzykn rozpromieniony Gabriel. Rafa przesun rk po twarzy. - Dziki Jasnoci! wyszepta.

Micha zeskoczy z parapetu, podbieg do Alimona, poklepa po plecach. - Na ciebie zawsze mona liczy. Fantastyczna robota, Al! Fantastyczna! Mistrz Ran skin gow. - Fantastyczna - przyzna. - Ale nie moja. Gabriel obrci si na picie. - Faktycznie! - zawoa. - To take zasuga tego onierza. Jak on si nazywa?

- Gamerin. - Wanie. Wprowadcie go! Zaanonsowany Drago wsun si do sali. Widok archaniow i Abbaddona oniemiela nieco komandosa. Od razu skoczy ku niemu Michael z nieodcznym klepaniem po plecach i fal pochwa. Zanim zdy si spostrzec, uczu mocny ucisk doni Gabriela. - Zrobie wielk rzecz dla Krlestwa, Gamerin - powiedzia regent. - I Krlestwo nigdy ci tego nie zapomni. Zostaniesz

odpowiednio nagrodzony. Zasugujesz poza tym na osobist wdziczno wszystkich tu zebranych, bo uratowae nam tyki. Jeli masz jakie yczenie, wypowiedz je, a ja obiecuj, e zrobi, co w mojej mocy, eby si spenio. Drago czeka na t chwil i obawia si jej. Doskonale wiedzia, o co chce prosi regenta Krlestwa, a nawet z gry uoy sobie, jak to ubra w sowa. Jednak teraz gos uwiz mu w gardle. Patrzy w zmruone zielone oczy archanioa, na surowe twarze zebranych, i milcza. Jeszcze przed chwil, za

progiem komnaty, proba wydawaa si taka prosta. May domek w Limbo, gdzie bdzie mg zamieszka z Drop. Po prostu skromny domek i obietnica, e wszyscy zostawi ich w spokoju. Zrozumia, e tego pragnie, gdy zabrako przy nim anielicy. Odkd rozsta si z Drop, przytoczyo go takie poczucie straty, e nie potrafi rozumnie myle. Nie zazna przedtem podobnego uczucia, a teraz w przyspieszonym tempie uczy si, co to znaczy mio i tsknota. Nie radzi sobie z nimi, bo adna nie wystpowaa w programie szkole jednostek

specjalnych. Sta wanie przed jedyn szans na swoje szczcie, ale sowa nie chciay wydoby si z ust. W obszernej sali oprcz archaniow znajdowa si kto jeszcze. Kto potny, bezwzgldny i zaborczy. Wojna. Drago potrafi wyczu silne, rwne pulsowanie jej ogromnego serca, przypominajce miarowy omot tysicy wojskowych butw. By przecie onierzem. Jak zebrani w komnacie dostojnicy Krlestwa. Jak wszyscy skrzydlaci. - Chciabym walczy w czynnych jednostkach suby bojowej. Bez

wzgldu na stopie kalectwa. Sowa tocz si z warg podobne do porcelanowych kulek. Zielone oczy robi si wskie. - Wojna, ktra nadchodzi, bdzie wymagaa zaangaowania wszystkich si Krlestwa. Nikt nie zostanie pominity, onierzu. Drago przymkn powieki. No i stao si. Zaprzepaci szans. Ale nie umia postpi inaczej. egnaj Drop i may domku w Limbo. Mistrz Ran w milczeniu przeglda sfaszowan ksig. Rzuci j na

blat i potrzsn gow. - Dla czego takiego umierali moi najlepsi ludzie. Piknie, co? - Alimon, zaczekaj w ssiednim pokoju, dobrze? - powiedzia Gabriel. - Chc z tob pogada. A ty, Gamerin, jeste wolny. Drzwi wyszli. skrzypny, komandosi

- Przynajmniej jeden problem z gowy - mrukn Micha. - Razjel znowu ma swj podrcznik do hokus-pokus. Moe tym razem lepiej go schowa.

- Nie ma obawy. - Pan Tajemnic umiecha si szeroko. - Tym razem ukryj go tak dobrze, e sam bd mia kopoty ze znalezieniem. - Z relacji Gamerina i tej maej anielicy wiemy przynajmniej, e to nasz dawny znajomy, szanowny demiurg Jaldabaot, gwizdn Ksig - doda Gabriel. - Trudno si dziwi, e ci oguszy, Razjelu. Zrobi si taki potny, bo korzysta z mocy Siewcy. Spojrza znaczco na Freya. - Och, musi by idiot, skoro wierzy, e zdoa posuy si

Ksig. - Daimon pokrci gow. - Musi by krlem idiotw, jeli wierzy, e zdoa wysadzi z sioda nas! - Wdz zastpw wstrzsn buczucznie rud czupryn. Rozpieraa go duma, bo Ksig odnaleziono dziki staraniom armii, a nie wywiadu czy sub wewntrznych. - Troch wicej pokory, Michaku - obruszy si milczcy dotd Rafa. - Jasno sprawia, e odzyskalimy zgub, ale za ju nie da si odwrci. Przez dwie prowincje w kadej chwili moe wtargn do

Krlestwa Siewca, bo Jaldabaot otworzy mu wrota. W tej chwili moc Antykreatora jest tam tak silna, e aden skrzydlaty nie zdoa przekroczy granicy. Trzeci okupuj buntownicy. Ja bym si tak nie cieszy. - Phi! - parskn Micha. - Wojna przysza, bo takie byy plany Paskie. Zawsze o tym wiedzielimy. Jak si skoczy, Jasno pokae. A buntownicy to pestka. Rozwalimy ich w jeden dzie. Gabriel przeczesa wosy.

- Nie za bardzo, Misiu. Doskonale zdajesz sobie spraw, dlaczego. Ponosi ci fantazja, stary. Buntownicy w jednej z prowincji Szstego Nieba stanowi powany problem. Mastema wiedzia, co wynaj. Bardzo blisko Paacu Paskiego, w samym sercu Krlestwa, ze wzgldu na strategiczne pooenie ufortyfikowana po zby, waciwie nie do wzicia si. Musielibymy zaangaowa znaczc cz wojsk i oblega twierdz przez dugi czas. A tymczasem potrzebujemy kadego onierza. Nie moemy zignorowa buntownikw i zostawi

za plecami wroga. Gdy staniemy do walki z Siewc, gotowi uderzy na nasze tyy. Sytuacja wyglda kiepsko. Anioowie spucili gowy. - Moe nie a tak kiepsko odezwa si bezdwiczny, przychrypy gos. Gabriel ze zdziwieniem spojrza na Daimona. Na ustach Anioa Zagady bka si paskudny umiech. - Masz jaki pomys? Frey poprawi si na krzele.

- Zastanw si. Twierdza zostaa pomylana tak, by broni dostpu do Sidmego Nieba. Fortyfikacje s zwrcone na zewntrz, w stron spodziewanego ataku. Druga potna linia obrony wznosi si od strony Szstego Nieba, na wypadek gdyby wrg zdoby Krlestwo i dotar a tak daleko. Wtedy ma posuy za ostatni barier, bronic ogrodw Paacu Paskiego. Logiczne, e z jego strony umocnie waciwie nie ma. Jeli napastnik zdobdzie Sidme Niebo, nie ma ju czego broni. Twierdza nie powstawaa na wypadek wojny domowej. Nikt z jej

budowniczych nie zakada ataku przeprowadzonego z Sidmego Nieba. Ktre, zaznaczam, jest w naszych rkach. Zapada gucha cisza. Archanioowie gapili si na Daimona, jakby nagle wyrosa mu druga gowa. Gabriel obliza wargi. - Na lito Pask, Frey! Chcesz przeprowadzi wojsko przez Sidme Niebo? Przecie to wita ziemia! Siedziba Pana! Paac, ogrody... Oszalae, Daimonie? Anio Zagady si skrzywi.

- Z caym szacunkiem, Gabrysiu. Pan stworzy skrzydlatych onierzami czy ogrodnikami? - Ma racj - odezwa si Micha. Uwaam pomys za doskonay. Moe zapewni zwycistwo przy minimalnych stratach. - W porzdku, panowie. - Gabriel podnis gos. - Gosujmy. Kto jest za? Micha i Razjel w milczeniu unieli donie. - Sprzeciwiam si - powiedzia twardo Rafa. - To profanacja.

- Przykro mi, Rafaku - mrukn Dibril, podnoszc rk. - Trzy gosy przeciw jednemu. Dostajesz oddzia, Daimonie. Czarne renice zabysy. - Chc Szaracz. I Kamaela jako dowdc. Gabriel westchn. - Dobra. Jak za dawnych, dobrych czasw, co? I tak bdziemy walczy z Siewc rami w rami z Mrocznymi. Jeden Kamael nie zaszkodzi. Co wy na to? Razjel i Micha skinli gowami. Rafael milcza.

- Gabrysiu - gos Daimona brzmia jak szemranie wody w podziemnym jeziorze - jeszcze jedno. Kiedy wykocz buntownikw i odstawi band Nitaela w twoje rce, chc gowy Nisrocha. Pan Objawie zaspi si. - Rozumiem, Daimonie. Ale on oficjalnie nie wystpi przeciwko nam. Nie moesz najecha jego posiadoci doborowym oddziaem wojsk Krlestwa. - Wcale nie mam zamiaru, Dibril - Twarz Anioa Zagady cigna si niczym wilczy pysk. - Pjd po

niego sam. - Dobrze. - Regent Krlestwa, Archanio Zemsty, skin gow. - I pamitaj, e wiele bym da, eby mc by tam razem z tob. Tubiel ukada lilie. Podnosi biae, senne gowy, poprawia korony patkw. Patrzy na delikatne, obsypane zotym pykiem prciki, jakby widzia w nich personifikacje Jasnoci. Wdycha ciki, sodki zapach niczym najcudowniejsze kadzido. Muska licie i odygi. Ostronie przeciera z kurzu sztywne zielone klingi. Biae kwiaty, podobne do dziewic w nieskalanych

sukniach, koniy mu si do rk. Po drugiej stronie cieki niecierpliwie wychylay si lilie tygrysie, kapryne, wyzywajce i niewinne w swoich zocistobrunatnych kreacjach, niczym smage piknoci, na pozr drapiene, lecz w rzeczywistoci kruche i wraliwe. Za liliami stay stateczne i dumne re w przepychu szkaratnych patkw, jak krlowe, w kadej chwili gotowe przyjmowa nalene im hody. Dalej neurotyczne, blade anemony, otulone nerwowym dreniem listkw. Pogardliwe, sztywne kalie, zawsze cile trzymajce si etykiety; wreszcie

eleganckie dalie w sukniach tak sutych i barwnych, jakby nieustannie spodzieway si karnawau. Wdz Aniow Lata zna wszystkie ich zachcianki, wszystkie gierki i grymasy. Z czuym umiechem przycina przywide licie, spryskiwa patki, rozpltywa sczepione odyki. Ogrody Sidmego Nieba byy mu caym wiatem, jedynym kosmosem, ktry pragn zna i kocha. Odkd otrzyma zaszczytn funkcj naczelnego ogrodnika, krzewom, drzewom i ukochanym kwiatom powica niemal kad myl. Jego

podwadni, Anioowie Lata, spdzali pracowicie czas na Ziemi, dbajc o wszystkie kwitnce roliny, dzikie, ogrodowe, lene, wodne, polne, stepowe i wyrose w dunglach, ale Tubiel kocha tylko lilie Sidmego Nieba. Jedynie wyselekcjonowani, najbardziej oddani anioowie dostpowali zaszczytu pielgnowania ogrodw w Krlestwie, a skrzydlaci ogrodnicy, ktrych wdz Aniow Lata wybra na stranikw rabat w Sidmym Niebie, stanowili ich doborowy kwiat. Kadego Tubiel sprawdza osobicie, raz w roku egzaminowa z wiedzy o rolinach, wymaga

absolutnego oddania. Do kadego musia mie specjalne zaufanie, potwierdzone wieloletni, nienagann sub w niszych ogrodach Krlestwa. Tubiel umiecha si do lilii, mamroczc czule i uspokajajco, gdy na skraju dugiej biaej szaty przysiad ptaszek. Anio Lata wycign ku niemu do. Ptaszek wskoczy na palec i zawierka. - Zgubie si, malutki? zagadn Tubiel. - To nic. Zaraz odnajdziesz drog do domu. Pomog ci.

Pocaowa ptaszka w epek, zamkn w stulonych doniach i wyszepta zaklcie. Rozwar palce, a zocista kulka pierza wystrzelia w gr, szybko bijc skrzydekami. Tubiel wsta z klczek, otrzepa kolana i z zadowoleniem odprowadza wzrokiem ptaszka, pki ta plamka nie roztopia si w bkicie nieba. Sprawianie, by zagubione ptaszki szczliwie wrciy do wacicieli, byo prcz talentu ogrodnika jedyn umiejtnoci Tubiela. Wdz Aniow Lata podchodzi do swej misji z dum, gdy niegdy, u zarania Krlestwa, otrzyma ten dar

z rk samego Pana za wyjtkowo pikne zaprojektowanie ogrodu. Przyklkn ponownie na ciece, aby sprawne donie znw mogy delikatnie bada i przycina kwiaty. By tak skupiony, e usysza odgos biegncych stp, dopiero gdy sta si naprawd gony. Unis ze zdziwieniem gow, bo podobny dwik nigdy nie zakca ciszy, panujcej w ogrodach. Kto pozwala sobie biega w miejscu przeznaczonym do spokojnych przechadzek, pomyla z irytacj. Gotw poama kwiaty!

Odgos przyblia si i nagle zza zakrtu cieki wyoni si zdyszany Gargatel. Tubiel szybko powsta z klczek. - C ty wyrabiasz? - Spiorunowa podwadnego wzrokiem. - Co maj znaczy te galopady? Nie mam zamiaru tolerowa podobnego zachowania! - Panie! - wysapa Gargatel. Wojsko! Wojsko u bram! Caa chmara! Wydawa si przeraony. Rozbiegane oczy bdziy po zarolach, jakby stamtd mia nagle

wyskoczy uzbrojony oddzia, rce dray. - Jakie wojsko? Mwe do rzeczy. - Tubiel otar donie fartuchem. - Mrowie konnicy. Mnstwo, mnstwo onierzy. A jeden, taki straszny, z oczami jak sama Otcha i twarz niby ostrze topora. O panie, to koniec czasw! Napady nas demony z Gbi! Wszyscy pomrzemy! Gos ogrodnika zaama si, usta wykrzywiy paczliwie. Tubiel straci resztki cierpliwoci. Gargatel zdecydowanie bredzi.

- I czeg niby ta armia sobie yczy? - zagadn z przeksem. Bdzie nas oblega? Gargatel zadra. - Nie, panie. Chc przej przez ogrody. - Co?! - rykn Tubiel. Schwyci podwadnego ramiona i zacz potrzsa. za

- Jak to: przez ogrody?! Gadaj natychmiast! Skrzydlaty si skuli.

- Tak mwi, panie. daj, eby otworzy bram. Tubiel nie sucha ju zawodzenia ogrodnika. Podkasawszy szat, rzuci si biegiem ku bramie. Dopad wrt zdyszany, z trudem apic oddech, spojrza i nogi si pod nim ugiy. Na trakcie, wiodcym do ogrodw, jak okiem sign rozcigao si nieprzebrane morze konnicy. Nie byli to andarmi Krlestwa w schludnych, szarych uniformach, ale budzcy groz jedcy, jakich Tubiel w yciu nie widzia na oczy. Zakuci w pancerze, uzbrojeni w miecze, kopie i

buzdygany, stali w rwnych szeregach, zgrupowani wedug kolorw zbroi. tych jak siarka, czerwonych jak ogie i granatowych jak dym. Olbrzymie rumaki, ktrych dosiadali, potrzsay bami, osonitymi bukranionami wyprofilowanymi na ksztat lwich gw. Na czele, pod bram, czekao kilku jedcw, najwyraniej dowdcw. Na smukym koniu o zotawej sierci siedzia skrzydlaty bez hemu, z kasztanowymi wosami i pocig twarz. Tu przy przednich nogach rumaka warowa wielki lampart. Drugi jedziec, ktry

natychmiast rzuca si w oczy, mia such twarz o orlim profilu, czarne wosy splecione w warkocz i nie nosi zbroi, tylko krtk czarn kurtk ze skry. Rce trzyma nonszalancko skrzyowane na ku sioda. Dosiada ogromnego wierzchowca o sierci ciemniejszej ni noc. Tubiel przetar oczy, pewien, e ni drczcy koszmar. To Szaracza, dwanacie tysicy Aniow Zniszczenia, a ci z przodu to oficerowie, Rycerze Miecza. Kim by czarnowosy wojownik, wdz Aniow Lata tylko si domyla i wolaby, eby te domysy okazay

si bdne. Trzech ogrodnikw w biaych szatach biegao przed frontem wojska, wymachujc gorczkowo rkami i zaciekle co tumaczc. Wydawali si malecy i bezradni w obliczu zakutych w stal onierzy. Tubiel poczu, jak ogarnia go gniew. Spojrza na kut misternie bram ogrodw, rozpit niby kunsztowna pajczyna pomidzy dwoma biaymi filarami muru, na wieczce filary marmurowe kratery, z ktrych spyway kaskady czerwonych, tych i pomaraczowych kwiatw, na dumnie osadzony na skrzydach wrt emblemat ze socem i

ksiycem w girlandach r, i gniew przemieni si w zimn determinacj. Nie, ci barbarzycy nie wstpi do ogrodw. Bucior odaka nigdy nie zdepcze witej ziemi. A kwiaty? Na lito Pask! A lilie? Tubiel dumnie targn gow. Pjdzie stawi czoa najedcom. Wygna to odactwo, przynalene raczej Gbi ni Krlestwu, z uwiconej ziemi Paskich ogrodw. Nie dopuci do profanacji. Spokojnym krokiem podszed do bramy, ruchem rki uciszy przekrzykujcych si podwadnych.

Wyszed na zewntrz przez ma furtk we wrotach. - Jestem Tubiel, wdz Aniow Lata - powiedzia oschle. - O co chodzi? - Nareszcie! - ucieszy si Kamael. By w tak doskonaym humorze, e afera z ogrodnikami nie zaspia go ani na moment. Rozpierao go szczcie, jakiego nie zazna od chwili wygnania z Krlestwa. Na Jasno! Oto znw dowodzi Szaracz, znw stoi na czele Rycerzy Miecza. Z radoci chtnie wycaowaby zakazane pyski

odzyskanych podwadnych. Z Gbi sprowadzi tylko swego bojowego lamparta, wiernego towarzysza wielu bitew. Pochyli si w siodle, witajc przybywajcego Tubiela szerokim, szczerym umiechem. - Dobrze, e wreszcie dotare. Ci biedni gupcy nie chc otworzy bramy. Myl, e jestemy z Gbi. - Nie rozumiem, panie - rzek Tubiel sztywno. - Czego sobie od nas yczycie? Do tej pory onierze, zwaszcza zgromadzeni tak licznie, nie zaszczycali nas wizytami.

Kamaelowi zrzeda mina. Pochyli si jeszcze niej, eby zajrze w oczy Anioowi Lata. - Musimy wej na teren ogrodw - wytumaczy spokojnie. - Od tego zaley bezpieczestwo Krlestwa. Otwrz nam bram, Tubielu. Ogrodnik cofn si o krok. - Niezmiernie si ciesz, e zechcielicie zwiedzi nasze skromne ogrody. To prawdziwy zaszczyt. Jednake - cign z faszywym ubolewaniem regulamin wymaga, by wpuszcza jedynie mae grupy pieszych

zwiedzajcych. Bdcie askawi zsi z koni i zaczeka. Pierwsz grup mog wpuci natychmiast, kolejn, gdy wyjdzie poprzednia... - Nie zrozumiae - przerwa Kamael. - Musz natychmiast przeprowadzi tdy wojsko. W gr wchodzi dobro Krlestwa, a to, jak wiesz, sprawa priorytetowa. Jofiel, poka mu rozkazy. Dowdca Legii Dymu wycign do z rulonem papierw. Tubiel przejrza je z kamienn min. - Wybacz, panie - powiedzia sucho. - Znam moje obowizki,

nawet jeli regent Krlestwa oszala i zapomnia o swoich. - Wic bramy? odmawiasz otwarcia

Tubiel dumnie zadar brod. - Z pewnoci tak. Kamael z westchnieniem przesun rk po twarzy. - No to chryja - mrukn do Daimona. - Co zrobimy z tym dupkiem? Jest gotw umrze za swoje re.

- Zostaw to mnie - powiedzia Frey gosem, przypominajcym plusk wd podziemnego jeziora, gdy wpadnie do niego kamie. Myl, e go przekonam. Nie czu si dobrze. Rka znw zacza rwa, a w sercu pon gniew, jasny niczym pochodnia. Jecha si mci. Na Nitaelu, Dubielu i Ochu, na cenzorze Nisrochu, na kadym, kto przyoy rk do krzywdy Hiji. Jakim prawem ten nadty, mieszny tpiciel chwastw omiela si przeszkadza, skoro najwiksze nieszczcie, jakie go kiedykolwiek spotkao, polegao na tym, e mszyce oblazy re?

Poprowadzi Piouna wprost na Tubiela, a ko napar na ogrodnika piersi. Tubiel sta, zaciskajc usta, i nie myla ustpi ani o krok. Daimon zsun si z sioda ostronie i powoli, eby nie urazi rki. Jednak wstrzs, jaki towarzyszy zeskokowi, przeszy rami tysicem rozpalonych igie, a Anio Zagady skrzywi si z blu. Tubiel spojrza w such, cignit twarz, w bezdenne renice, i mimowolnie si cofn. Daimon zblia si, chrzszczc skrzan kurtk i pobrzkujc sprzczkami. Zatrzyma si tu

przed ogrodnikiem. Pojedyncza kropla krwi wytoczya si z rkawa, zostawia na doni czerwon smug i upada na piasek, ktry pochon j chciwie, znaczc czyst bia powierzchni ciemnym znamieniem. - Wpu nas - powiedzia cicho Abbaddon bezdwicznym, ochrypym gosem. - Otwrz bram. Zrozum, przejdziemy bez wzgldu na cen. Tubiel targn gow. - Nie! - warkn hardo. - Nigdy! Nigdy nie splamicie witej ziemi ladem odackiej stopy...

Nie dokoczy. Prawa rka Daimona strzelia niczym kobra i zgniota mu gardo. Lewa rwnie byskawicznie uderzya na odlew w twarz. - Suchaj, kiedy mwi - sykn Anio Zagady. - Jeli bdziesz tu sta, zginiesz. Stratujemy ci, dotaro? Wojsko musi przej. A ty, durny dupku, umrzesz. Na wycignitej rce unis Tubiela w gr i potrzsn jak pies szczurem. Stopy Anioa Lata dynday w powietrzu, twarz posiniaa, oddech charcza.

- Mylisz, e jeste gotowy umrze? Patrz mi w oczy, gdy do ciebie mwi! Pytaem, czy jeste gotowy umrze za to, co kochasz i w co wierzysz. Bo my tak. I wanie wybieramy si oddawa ycie i krew za Krlestwo. Za takich jak ty, Tubiel. Za twoje lilie i re. Za twj wity spokj. Poniewa jestemy dostatecznie szaleni. Zastanw si dobrze, czy ty rwnie. Opuci Anioa Lata na ziemi, poluzowa ucisk na gardle, ale zacisn palce na biaej szacie tu przy szyi ogrodnika. Przejdziemy, Tubielu. A ty

otworzysz nam bram. Bo ja nie dopuszcz, eby zgin z powodu kilku zamanych kwiatw. Nauczyem si, e ycie jest cenne. Nawet twoje. Wierz mi, wiem, co mwi. Kto ma wiedzie lepiej ni Anio Zagady? Sam kiedy umarem i to wcale nie jest mie, naprawd. Wic otwieraj te pieprzone wrota, a ja ci przysigam, e przejedziemy stpa, jeden za drugim, i nie zamiemy nawet jednego kwiatka. Zgoda? Anio Lata paka. zy toczyy si po policzkach, po nabrzmiaym czerwonym ladzie, ktry zostawia do Daimona. Frey spojrza w

zazawione, bkitne oczy Tubiela. - Zgoda? Zrobisz to? Zasmarkany, zmotoszony Tubiel, nienawidzc siebie, nienawidzc tego mrocznego, morderczego anioa ze renicami jak otchanie, wolno skin gow. - Dzikuj - szepn Daimon. Inaczej bybym zmuszony ci zabi. Odwrci si stoczonych, ogrodnikw. Widzielicie? ku gromadce wystraszonych krzykn

ochryple. bram!

To

dalej!

Otwiera

W gardle czu dziwn sucho, w nogach ociao. Ogarna go naga fala znuenia. Rka, ktr nadwyry, bolaa tak, e musia mocno zaciska zby. Po palcach pyny krople barwy czerwonego wina, paday na nieskazitelnie biay piasek, wsikay natychmiast, tworzc znaki w tajemnym alfabecie krwi. Podwign si ciko na grzbiet Piouna. Powinienem odpocz, pomyla. Wybieram si walczy, a z trudem gramol si na konia. Ale wtedy przed oczyma stana mu blada,

mizerna twarz Hiji, i sabo pegajcy ognik gniewu znw strzeli wysokim pomieniem. Z prawej podsun si ku niemu Kamael. - Krwawisz - powiedzia cicho. Oczy mia powane i zaniepokojone. - To nic - szepn Daimon. - Zaraz przyschnie. Naprawd przeprowadzi Szaracz pojedynczo przez ogrody? Frey skin gow. - Dobra, zobaczymy, co da si

zrobi. Ustawi si w kolumny dwjkami! - krzykn hrabia palatyn Gbi. Rozjecha si po rwnolegych alejach dwjkami lub czwrkami, w zalenoci od szerokoci cieki! Rusza! Anioowie Lata ju otworzyli skrzyda wrt. onierze wjedali w nie stpa, wciskali si w aleje strzemi przy strzemieniu. Tubiel szlocha, skulony na skraju drogi. Chcia roztopi si w niebycie, znikn, przesta istnie. Czu wstrt do siebie za wasne tchrzostwo. Skrca si ze wstydu, wspominajc swoj buczuczn

postaw. Moje kwiaty, myla. Moje kwiaty! Ale nawet one straciy znaczenie. Nic ju nie byo tak wane jak przedtem. wiat leg w gruzach, a wojna wkroczya do ogrodw Krlestwa. I wcale nie chciaa przestrzega regulaminu. Wdz Aniow Lata lea w pyle przy drodze w biaej niegdy szacie, teraz utytanej i brudnej niczym szyderczy symbol jego upadku, naznaczonej niby pitnem haby krwawymi ladami palcw Daimona. Patrzy, jak rwnymi szeregami przejedaj konni, rozdzielaj si sprawnie na dwjki i czwrki, znikaj w alejkach.

Szmer przebieg przez Ogrody Paskie. Konie szy stpa, jedcy stykali si strzemionami. Do wtru pieway im ptaki, ciki zapach kwiatw upaja. Kopyta miesiy wir i biay piasek. Ukwiecone gazie smagay hemy onierzy. Dray biae gowy potrconych przypadkiem lilii. May zielonkawy ptaszek przysiad na ramieniu Tubiela i zawierka. Dziewidziesita czwarta prowincja Krlestwa nie zachwycaa krajobrazem. Jak okiem sign rozcigaa si rwnina porosa ostr, krtk traw. Pasmo nagich

wzniesie, w wikszoci niezbyt stromych pagrkw, wyznaczao granic od strony Sidmego Nieba. W okolicy nie byo adnych zew ani zaroli, mogcych zasania widok lub stanowi kryjwk dla nieprzyjacielskich wojsk. Porodku rwniny sta-twierdza, podobna do olbrzymiego, skamieniaego potwora, wysuwajcego daleko w step macki murw i umocnie. - Nie bdzie atwo ich std wyuska - mrukn Kamael. - Sami wyjd. - Gos Daimona brzmia chropawo. Poddadz si.

Kamael spojrza na wilczy profil przyjaciela. - I co zrobimy? W kocu to ekspedycja karna, nie eskorta sdowa. Daimon odwrci gow. Czarne renice byy gbokie jak Kosmos. - Zauwaymy kapitulacj - rzek wolno - po pewnym czasie.

*** Dubiel nerwowo kry wok

stou. - Chcesz si tu broni? Brakuje nam ywnoci, amunicji, onierzy! To szalestwo! - Wiem - skwitowa Nitael. cisn palcami skronie. - Wic co? Wydamy im bitw? Przecie to Szaracza pod dowdztwem Aniow Miecza! Lepiej chyba zwyczajnie si powiesi. - Poddamy ponuro Nitael. si powiedzia

Dubiel drgn. - Jak? Wywiesimy flag i poczekamy, a wpadn do twierdzy, eby nas zaszlachtowa? Nitael, na lito Pask, to Szaracza! Zaknione krwi potwory! W dodatku jest z nimi ten Frey, upir wcielony! Powiedz mi, jak zamierzasz podda si Anioowi Zagady? - O tym trzeba byo pomyle, zanim zabierae si do robienia rewolucji - mrukn Nitael. Dubiel parskn. Jestem politykiem, nie

onierzem! To mia by bezkrwawy przewrt na szczycie. Usunicie i osdzenie nieuczciwych przywdcw! Nie planowalimy adnej wojny! Gabriel mia pj pod sd, a jego stronnicy zosta odsunici od wadzy! Nie pamitasz? Nitael westchn. - Pod sd to my pjdziemy. Przy duej dozie szczcia. Dubiel ciko opad na krzeso i ukry twarz w doniach. - No wic co zrobimy?

Wyprowadzimy naszych onierzy pod biaym sztandarem i zobaczymy, co dalej. Anio Persji przeraeniem. - Bez broni? Dubiel umiechn si gorzko. - Oczywicie, e uzbrojonych. W kocu to Szaracza. spojrza z

*** Daimon patrzy spod zmruonych

powiek na wyjedajce z twierdzy oddziay. - Pozwolisz im si ustawi? spyta Kamael. Frey skin gow. - To ekspedycja karna, prawda? Nie rzenia. Hrabia wzrok. palatyn Gbi wyty

- Co oni tam nios na kiju? Przecierado? Daimon umiechn si.

- Moim zdaniem, obrus. Kamael westchn. - No prosz! Niele wyposaona twierdza. Jedwabie, cienkie ptna, delikatna bielizna i obrusy. Anio Zagady ramionami. wzruszy

- Jacy dowdcy, taka wojna. Gdyby zamiast zastawy stoowej mieli tu konserwy, mogliby si dugo broni. W niebieskich oczach Kamaela bysno co jakby cie litoci.

- Daimon, oni si nie chc broni. Dobijamy pokornego psa, ktry ma zamiar poliza nam buty. Obawy Gabriela byy bezpodstawne. Buntownicy auj tego, co zrobili, tak bardzo, e nawet Aftemelouchos, Anio Kani, by si wzruszy. - Wiem - powiedzia Frey. Wycign z pochwy Gwiazd Zagady, unis wysoko nad gow. - To wyprawa karna! - krzykn do Rycerzy Miecza. - Rani, a nie zabija! Syszycie?

Przekaza rozkaz onierzom. Oficerowie posusznie rozjechali si na stanowiska. Kamael unis strzemionach. si w

- Niech Pan bogosawi wszystkie bramy Krlestwa! - zawoa. - Niech Miecz prowadzi i zwycia! - odpowiedzieli jednym gardem onierze. - Naprzd, Szaraczo!

Kopyta koni uderzyy w ziemi. Jedcy wycignli miecze. Runli na przeciwnikw niczym lawina. Puczyci zamachali rozpaczliwie obrusem, ale kawaleria Krlestwa nie mylaa si zatrzymywa. Przeraeni onierze Nitaela pospiesznie podnosili bro, piechota nastawiaa piki, wierzchowce jazdy, stoczone w zbyt ciasnym szyku, staway dba. W kocu kawaleria Nitaela ruszya nierwnym truchtem na wprost atakujcych. Szaracza galopowaa zwart aw, i nagle tu przed pyskami przestraszonych, ledwie spinajcych si do galopu koni rozdzielia si na dwa

strumienie, ktre byskawicznie objechay oddziay Nitaela szerokim ukiem, aby poczy si zgrabnie na tyach piechoty. Jazda buntownikw bezadn kup pognaa za Anioami Zniszczenia, ale Szaracza ju zdya wpa pomidzy zdezorientowanych onierzy. Kawaleria Krlestwa dobrze zrozumiaa znaczenie ekspedycji karnej. migay miecze, ale ciosy w zaoeniu nie miay by miertelne. Anioowie wytrcali bro z rk, obalali przeciwnikw na ziemi, tukli po bach rkojeciami i krtkimi pakami, eby oguszy, nie zabi. Strcali z siode jedcw,

przewracali ich wraz z wierzchowcami. Z pewnoci niektrzy zginli, stratowani przez kopyta lub ugodzeni zbyt celnie, wielu zostao powanie rannych, Anioowie Zniszczenia wystpowali jednak jako narzdzie kary, nie kani. Daimon dopad Nitaela, jednym ruchem wytrci mu bro z rki, chwyci przywdc buntu za gardo i cign z sioda. Nitael grzmotn plecami o ziemi. Daimon ju si nad nim pochyla, zdrow rk trzasn anioa w pysk. Oguszony Nitael potrzsa gow.

- No, dalej, zabij mnie, sukinsynu - wycharcza z nienawici. Twarz Daimona cigna si, paskudny umiech odsoni zby. - Kat si tym zajmie - szepn ochryple i trzasn Nitaela ponownie. Jasnowosy anio znieruchomia. Kamael ju wycofywa Szaracz. Z ziemi zbierali si, jczc i krwawic, onierze buntownikw. Daimon wyprostowa si, spojrza z pogard na nieruchome ciao skrzydlatego u swoich stp.

- Przyjmuj twoj kapitulacj, Nitaelu - powiedzia cicho.

*** Paac regenta nigdy nie wydawa si Ochowi miejscem bardziej zimnym i surowym. Niewielka w sumie i pogodnie urzdzona sala audiencyjna Gabriela sprawiaa na alchemiku bardziej ponure wraenie ni goe ciany aresztu. Och nie umia powstrzyma drenia, wiedzia, e trzs mu si kolana, a usta wykrzywia paczliwy

grymas, mimo i z caej siy stara si zachowywa godnie. Jestem aosn postaci, pomyla z rozpacz. Zawsze byem. Jestem tylko starzejcym si gupcem, ktry cae lata y mrzonkami o powrocie jakiego mitycznego, wielkiego porzdku. A wszystko to przez pych i nieuzasadnion frustracj. Zachciao mi si zosta zbawc Krlestwa, a doprowadziem je na skraj przepaci. Wszystkie wielkie sowa, wielkie idee, dotyczce wolnoci, sprawiedliwoci i rzdw tyraskich archaniow, jawiy mu si teraz jako czcza fanfaronada, wizje i

marzenia zwykego gupca. Na Jasno, czemu nie zosta w swojej cichej pracowni, prowadzc badania? Czemu zachciao mu si zostawa najwikszym alchemikiem Krlestwa? Czemu da si skusi Jaldabaotowi, temu srebrnemu nietoperzowi o twarzy upiora? A jadowity, wewntrzny gosik znajdowa na te pytania celn, prawidow odpowied, ktrej Och nie mg ignorowa. Z pychy i zwykej gupoty, szanowny panie alchemiku. Tylko dlatego. Na Jasno, jake aosn postaci jestem, myla Och, a straszny wstyd i rozpacz zdaway

si rozsadza mu klatk piersiow, dawi oddech. Kto mu teraz uwierzy, jeli powie, e nie wiedzia o konszachtach Jaldabaota z Cieniem? A moe raczej nie chcia wiedzie. Wyobraa sobie, e oto przywraca dawny porzdek, pomaga odzyska tron prawowitemu regentowi, wyzutemu przed laty z czci i stanowiska przez band podstpnych archaniow. Pikna, durna bajka. Na pierwszy rzut oka byo wida, e Jaldabaot zaprzeda si zu. Ale on postanowi ignorowa oczywistoci, bo zachciao mu si zosta zbrojnym ramieniem sprawiedliwoci. Bo

imponowao mu, e kto tak wysoko postawiony, jak byy demiurg, zadaje si z nim. Bo chciae by kim - podpowiedzia zjadliwy gosik, a Och na to rwnie nie znalaz adnej odpowiedzi. Spod spuszczonych powiek rzuca ukradkowe spojrzenia na krcego po sali Gabriela. Dziwne, ale zielonooki archanio z wosami barwy antracytu, przycitymi rwno na wysokoci szczki, nie budzi w Ochu nienawici ani nawet niechci. Wszelka nienawi wypalia si razem z chybionymi ambicjami. Pozostaa gorycz i wstyd.

Gabriel nerwowo obraca na palcu piercie regenta. Spojrza w oczy niedbale wspartego o parapet Anioa Zagady, rzuci spojrzenie na stojcych opodal Michaa i Razjela. A potem skierowa wzrok prosto na alchemika. W renicach archanioa rwnie nie byo nienawici, tylko al i gboka irytacja. - Och, gupi sukinsynu, wiesz, komu wydzierawie ziemi? spyta. I wtedy stao si to, czego Och za wszelk cen prbowa unikn. Usysza swj paczliwy gos, skamlcy:

- Ja nie wiedziaem... nie wiedziaem... Chciaem dobrze! Po chudych policzkach pyny zy. Wbi wzrok w podog, eby nie widzie morderczego spojrzenia stojcego obok Nitaela. Spojrzenia penego pogardy. Nitael gow trzyma dumnie uniesion, a ca swoj postaw wyraa godno. By gotw przyj pen odpowiedzialno za wasne czyny. Jak przystao prawdziwemu skrzydlatemu. Dubiela nie przyprowadzono do sali audiencyjnej, gdy by zbyt poraniony i saby, ale Och wiedzia, e Anio Persji zadusiby go goymi

rkami mimo zdrowia.

powanego

stanu

Gabriel zmruy oczy. - Dobrze, czyli wywoa wojn domow w Krlestwie i pozbawi wadzy prawowitych zarzdcw, ustanowionych przez autorytet samej Jasnoci. Myl si, Och? Alchemik paka. Gabriel nerwowymi przemierza sal. krokami

- Nie bd si na was mci powiedzia sucho. Chocia

mgbym. Zostaniecie oddani pod sd. Gwarantuj wam uczciwy proces. A teraz wynocha sprzed moich oczu. Stra! Zabra aresztantw! Nitael strzsn dumnie rce popychajcych go andarmw. Szed pewnie, z kamienn twarz i wzrokiem wbitym w przestrze. Za nim wlk si szlochajcy, powczcy nogami alchemik, ktry marzy ju nie o zaszczytach i sawie, ale tylko o tym, eby zapa si pod ziemi, przemieni w robaka albo rozsypa w proch. Mia racj. W oczach wszystkich obecnych w komnacie by aosn

postaci.

Rozdzia X

- Przemyl to, Daimonie powiedzia Razjel. - Czar przemiany nie naley do bezpiecznych. Zwaszcza kiedy chce si przybra konkretn posta. Sama wyprawa te trci szalestwem. Nie zrozum mnie le. Nie chc ci od niczego odwodzi. Na twoim miejscu pewnie postpibym podobnie. Chodzi mi tylko o ryzyko. Daimon potar brod.

- Zdziwiby si, gdyby wiedzia, ile razy to przemylaem. Sdz, e wybraem waciwy sposb. W kadym razie lepszy nie przyszed mi do gowy. Razjel rozoy rce. - Szczerze mwic, ja te nie wymyliem nic sensownego. A staraem si. Zaczniemy, dobrze? Masz wszystko, czego ci trzeba? Bro, talizmany, dywan? Wiesz, e nie moesz zabra Gwiazdy Zagady. Zwyky miecz nie ma takich moliwoci, pamitaj. Gotw si zama albo wyszczerbi. Zabrae sztylet?

Frey si rozemia. Razjel, miosierdzia. Zachowujesz si jak gderliwa ciotka. Na lito, nie proponuj mi tylko szalika i czapki. - Dbam o ciebie - burkn Ksi Magw. - Jeste cenny dla Krlestwa. Nie chc, eby si gupio podoy. Daimon klepn go w rami. - Wiem, co robi, stary. I wiem, dlaczego. - Oczy Abbaddona zwziy si i zapony jak u kota. - A tego krwawego gnojka zaatwi goymi

rkami. - I niech ci Jasno sprzyja, przyjacielu - powiedzia Razjel. Wejd do krgu. Zaczynamy. Daimon wstpi w rodek namalowanego na posadzce okrgu. Zna si troch na magii, ale misterne znaki, wyrysowane bkitn i czerwon kred, nic mu nie mwiy. Pan Tajemnic wycign ramiona, splt palce w dziwacznym gecie. - To nie bdzie przyjemne ostrzeg. - Gotw?

Daimon skin gow. Razjel zamkn oczy, wyszepta kilka sw tak cicho, e Anio Zagady ich nie usysza. Potem gwatownie rozplt rce, sztywno wyprostowane donie skierowa w pier Daimona. - Flamma gena trazl - krzykn, a spomidzy palcw trysn snop bkitnego wiata, ktre w jednej chwili zalao stojcego w krgu anioa. Daimon poczu przejmujce zimno, dosownie zamraajce oddech w pucach. Za nim przysza fala uderzeniowa, podobna do podmuchu lodowatego wichru.

Zgniataa koci i minie jakby byy z gumy. Towarzyszyo temu obrzydliwe uczucie zapadania si w sobie i rozcigania rwnoczenie. Wreszcie bkitne wiato przestao pyn, a Daimon czu tylko lekki zawrt gowy. - Udao si - powiedzia Razjel z ulg. - Jak si czujesz? - W porzdku - zacz, ale natychmiast umilk, bo nie pozna wasnego gosu. Ksi Magw wyszczerzy zby w umiechu.

- Popatrz w lustro! Daimon zerkn ostronie. - Co za parszywy pysk - mrukn. - Szkoda, e nie mog sam sobie naplu w gb. - Co za problem. - Razjel nadal szczerzy zby. - Splu w gar i rozsmaruj. Dobrze, e si udao, chocia nie mielimy adnego fantu. Daimon spojrza pytajco. - Przedmiotu, ktry do niego nalea - wyjani archanio. - Na tamtej skrzynce le achy, ubierz

si w nie. wyszargane.

odpowiednio

Frey niechtnie wciga ubrania. - Jak wygldam? - spyta. Fantastycznie. Wykapany Atanael. Tylko nie zagldaj skurwysynowi w oczy. renice wci masz swoje. Na ustach Anioa Zagady pojawi si paskudny umieszek. - Tego ci nie obiecam, Razjelu. Z ca pewnoci chc patrze mu w oczy, kiedy bdzie zdycha.

- Ale dopiero wtedy - zgodzi si Pan Tajemnic. Zamiali si obaj, lecz szybko spowanieli. Zbieram si, przyjacielu. Powinienem niedugo wrci powiedzia Daimon. Obj Razjela mocno i krtko ucisn. - Dziki, stary. Bez ciebie nic bym nie zdziaa. Ksi Magw potrzsn gow. - Tylko tyle mogem zrobi. Nawet nie wiesz, jak chciabym pj z tob.

- Wiem. - Daimon przypasa miecz, zawiesi na szyi sztylet, ze stou wzi skrawek latajcego dywanu. - Nowiutki - zapewni Razjel. - I dodatkowo wzmocniony porzdnym zaklciem. Nie ma obawy, e si za szybko wyczerpie. Nie lduj w obrbie paacu. Na pewno wszdzie s blokady magiczne. Musisz usi przed murami i skoni stranikw, eby ci wpucili. - Z takim wygldem nie powinienem mie kopotw. Daimon spojrza na swoje rce, ktre wydaway si obce i irytujco

niezgrabne. - Dziwnie si czuj w tym ciele. To normalne. Wkrtce przywykniesz. Na szczcie nie zostaniesz w nim na zawsze. Pamitaj, przebranie zniknie najpniej po dwudziestu czterech godzinach. Stopniowo. Ju po jakich dwunastu zaczniesz powoli przeistacza si z powrotem w siebie. Z pocztku to bd drobne szczegy, ale potem coraz mniej bdziesz przypomina Atanaela. Masz w sumie niewiele czasu. Bierz to pod uwag, dobra? Frey skin gow. cisn w doni

kawaek dywanu. Materia by mikki w dotyku. Dywany Razjela s w najlepszym gatunku, pomyla przelotnie. - Do zobaczenia, stary. Wycign przed siebie rk z dywanem, zmruy oczy. - Hej, Daimon! - zawoa Razjel. Nie zapomnij zachowywa si jak dupek! Umiech Ksicia Magw wydawa si wymuszony, sabo maskowa niepokj.

- Postaram si. - Abbaddon przesun w palcach kawaek materiau. - Moc! Wyldowa niemal natychmiast, bez wstrzsu. Soce krwawo zapadao za wiee paacu. Biay budynek otacza piercie wysokiego muru. Do wntrza wioda potna, okuta brama. W jej pobliu krcio si kilkunastu onierzy w barwach Krlewskiego Cenzora. W pomaraczowych kubrakach wygldali jak bezadnie mrowice si uki. Ktry zauway Daimona, wskaza go rk i krzykn co do towarzyszy. Natychmiast czterech ruszyo

cikim kusem w jego kierunku. Po chwili wahania doczy pity. S przeraeni, oceni Daimon. Zachowuj si niczym banda wystraszonych wieniakw. Pogubili si, nie wiedz, co robi. Widocznie brakuje im dowdcy, albo to kto cakowicie nieudolny. Boj si ataku, wpadaj w histeri na widok pojedynczego skrzydlatego. Nisroch z pewnoci trzsie portkami ze strachu. Ale mgby si tutaj dosy dugo broni, nawet z tak kiepsk zaog. Fortyfikacje s solidne. Chyba eby onierze zdradzili go i zwiali. Mao im do tego brakuje.

Tymczasem pomaraczowi zbliali si kusem. Schowa do kieszeni skrawek dywanu i ruszy im na spotkanie. - Stj! - usysza. - Nawet nie drgnij! Trzymaj rce tak, ebymy je widzieli. I rzu miecz! Zatrzyma ramiona. si, unis lekko

- Kolejno ci si popieprzya, onierzu - powiedzia. - Pewnie ze strachu, co? Osupiali bezruchu. stranicy zamarli w

- To tak witacie dowdc, sucze syny! - hukn. - Co jest? Zobaczylicie ducha? - Panie... To ty, panie? wymamla krpy onierz ze zamanym nosem. - Nie! Lucyfer z dna Gbi sarkn gniewnie. - Dalej, prowad do paacu! Krpy spuci oczy. - Wybacz, panie. Nie wiem... - Ale ja wiem - warkn Daimon. Chc si umy, zje co i pogada

z Nisrochem. Jazda, idziemy! onierze przy bramie stali zbici w ciasn gromad. - Czego nie otwieracie furty? wrzasn Frey. - Poleplicie? Wrciem! - Nie wolno, panie - wymamrota wysoki, chudy onierz z paskudn blizn na pysku. - Rozkaz Wielkiego Cenzora. Oczy Daimona zwziy si. - Nie wolno? Dowdcy? Jest tu jaki oficer, bydlaki?

- Tak, panie. W stranicy. - No, to go, kurwa, zawoajcie. Wysoki cofn si o krok. Na twarzy mia wymalowane wahanie. - pi. Nie wiem, czy wolno... - Natychmiast! - rykn Daimon. - Tak, panie. Asjel, zawiadom pana Seniela - zakomenderowa chudy. Jeden z onierzy wycign oko dnia. Rozmawia krtko, lkliwie. - Przyjdzie - powiedzia w kocu.

Daimon czeka, oceniajc fos, bram i podwjny piercie murw. Nieze, potwierdzi poprzedni, pobien ocen. Wreszcie furta uchylia si nieco, wypuszczajc bardzo modego skrzydlatego w randze oficera. - Atanael! - zawoa zdumiony. Naprawd wrcie, panie! - Oczywicie, durniu. Zaprowad mnie do Nisrocha. Natychmiast. Modzieniec zmiesza si. - Nie mog, panie. Wielki Cenzor osobicie...

- No nie! - rykn Daimon. - Ja chyba ni! Zawiadomcie go chocia! Twarz oficera rozpromienia si. - Doskonay pomys, panie. To wolno mi zrobi, zgodnie z rozkazem. Wydoby oko dnia i zacz streszcza sytuacj. Daimon czeka z gniewnym wyrazem oczu, ale serce bio mu mocno. Sekretarz poszed go zawiadomi - oznajmi w kocu Seniel z wyran ulg, e pozbywa

si odpowiedzialnoci niespodziewanego gocia. Za chwil odezwao si oko.

za

- To sam Wielki Cenzor, panie powiedzia oficer, podajc Daimonowi kryszta. - Chce z tob mwi. Anio Zagady spojrza w znienawidzon twarz Nisrocha. Cenzor przypatrywa mu si podejrzliwie. - Na Gbi! Jak udao ci si przey? Wszyscy twierdz, e zgine.

- To le twierdz - warkn Daimon. - Ledwie uszedem z yciem. Dugo si ukrywaem. Jestem zmczony i osabiony. Dugo bd tkwi pod bram? Nisroch wykrzywi usta. - Dobra, widz, e to ty. Ale skd mam mie pewno, e nie zdradzie? Moe przysya ci Gabriel? Wybacz, Hijo, pomyla Daimon. Wybacz najdrosza. - Oszalae? Wiesz, jak skurwysyn kocha t dziwk o skaonej krwi.

Jest Anioem Zemsty. Jak mylisz, przyjmowaby mnie ciepo? Cenzor zamia si zgrzytliwie. - Pewnie rozpalonym elazem, ktrym pasy by z ciebie dar. W porzdku, wejd. Pogadamy, dlaczego spieprzye spraw. Daj mi tego tam, Seniela. Frey odda oko. Oficer machn rk i furta rozwara si ze zgrzytem. Weszli. Ogrd i paac urzdzone byy z niesychanym przepychem. Wszystko za pienidze z pastwowej kasy, bydlaku, skurwysynu, myla Daimon. Stara

si zachowywa spokojnie, ale pochodnia gniewu znw pona wysokim ogniem. Nisroch przyj go w gabinecie. Oczywicie, nie by sam. Daimon rozpozna Moafiela, sekretarza Wielkiego Cenzora, i Gozjusa, kanclerza. Oprcz nich w komnacie znajdowao si czterech rosych onierzy. - Jak to mio, e witasz mnie z tak liczn wit. Naprawd, doborowe towarzystwo. Siedzcy za rozoy rce. biurkiem Nisroch

- Dla ciebie wszystko. Podejd bliej i usid. Pewnie jeste zmczony. Daimon ruszy ku wskazanemu krzesu. Z trudem powstrzyma ironiczny umieszek, gdy zauway, e w kunsztown mozaik, pokrywajc podog, sprytnie wkomponowano prost lini z bkitnych, lnicych kamieni, cignc si w poprzek pokoju. Czujka przeciwmagiczna, parskn w duchu. Prymitywna sztuczka. Bez obawy przekroczy lini. W kocu czary Razjela byy naprawd wysokiej klasy.

- W jaki sposb udao ci si uratowa? spyta Nisroch podejrzliwie. Daimon wzruszy ramionami. - Znam si troch na magii. Otoczyem si kul powietrza, ktra ochraniaa mnie w wodzie. Dotarem do brzegu i ewakuowaem si za pomoc dywanu. Nisroch zmruy oczy. - Zabrae dywan. Przezorny jeste. Daimon wyszczerzy zby. - Jak zwykle.

- A gdzie si ukrywae tak dugo? - W Sferach Poza Czasem. Czekaem, a si uspokoi. Cenzor westchn, splt rce. - W porzdku. Nie bd ci duej mczy. Padasz z ng. Nie miej mi za ze nadmiernej ostronoci. Rozumiesz sytuacj. Naprawd si ciesz, e ci widz. Ja te, pomyla Daimon. A najbardziej bd si cieszy, kiedy wypruj ci wntrznoci, krwawy staruchu. - Porozmawiamy jutro. Id si

pooy. Sucy zaprowadzi ci do sypialni. - Dzikuj. Tego mi potrzeba. wanie

Nisroch zaklaska. Przez drzwi wsun si ubrany w pomaraczow liberi geniusz o smutnej twarzy i zalknionych oczach. Daimon zdziwi si troch, bo geniusze rzadko suyli jako lokaje. Widocznie dwr cenzora skada si z prawdziwych wyrzutkw. - Dobranoc - mrukn Nisroch. Przekonamy si, dla kogo dobra,

pomyla Daimon, cenzorowi gow.

skinwszy

Sucy poprowadzi go przez urzdzone z przepychem korytarze i komnaty. Na kadej cianie pyszniy si cenne dziea sztuki, oprawne w ramy, wysadzane klejnotami. Bibeloty i przedmioty codziennego uytku wykonano ze szlachetnych kruszcw, krysztaw i najdroszej porcelany. Meble, tkaniny obiciowe, story i dywany zdaway si wykrzykiwa kademu przechodzcemu swoj cen. Usta Daimona wykrzywi zy umieszek. Wojna to kosztowna rzecz, a te wiecideka doskonale zasil

pastwow zabraknie, Nisrochu.

kas, gdy ciebie Wielki Cenzorze

Komnata, do ktrej wprowadzi go geniusz, kapaa od zbytku, podobnie jak reszta paacu, i cho nie bya urzdzona specjalnie gustownie, oferowaa wszelkie wygody. Frey zrzuci ubranie, wzi kpiel w przylegej azience, a nastpnie zjad przyniesiony przez sucego posiek, zoony z pieczeni na zimno, serw i owocw. Specjalny talizman, otrzymany od Razjela, ostrzegby go, gdyby jedzenie byo zatrute.

Stara si zachowywa naturalnie, przekonany, e Nisroch nakaza obserwowa wszystko, co robi, przez ukryte gdzie w komnacie magiczne lustro. Paace wyszych urzdnikw i innych wietlistych, ktrzy obawiali si wrogw politycznych czy prywatnych, byy pene takich magicznych urzdze. Sprytnie zamaskowane zwierciado lub klejnot monitoroway obraz pokoju w wikszym lustrze w dyurce stray. Odpowiednio umieszczony podgld pozwala ledzi niemal cae pomieszczenie. Zwykle system obsugiwa stale jeden lub dwch pracownikw.

Daimon wsun si do oa, nakrytego baldachimem wielkoci agla, zgasi wiato i lea przez jaki czas w ciemnoci. Stranik powinien ju nabra przekonania, e Atanael zasn. Anio Zagady ostronie przesun rk pod kodr, dotkn zawieszonego na szyi amuletu. Razjel nazywa go kluczem, a teraz nadszed waciwy moment, eby zosta przekrcony. Cicho, ledwie poruszajc wargami, Daimon wymamrota haso, ktre Pan Tajemnic wbi mu do gowy. Jak zwykle w wypadku Razjela by to absurdalny wierszyk, bo archanio uwaa, e tradycyjne

zaklcia s zbyt atwo dostpne dla niepowoanych. - Ropucha w ksicia, a w zoto cyna. Le, pikny wu! Pna godzina. Daimon poczu pod palcami, e talizman na chwil staje si ciepy i szybko stygnie. Uspokojony, przymkn powieki. Nie mg tego widzie, ale wiedzia, e z kieszeni i szww ubrania, ktre niedbale porzuci na krzele, sypi si na podog miniaturowe kuleczki. Malekie, podstpne magiczne granaty, zwane w rodowisku magw posacami zej nowiny.

Na kocu z guzika odskoczya ledwie widoczna srebrzysta tarczka, specjalny prezent dla Jego Jasnoci Cenzora. Wszystkie zaczarowane drobiazgi toczyy si i pezy szczelinami i zagbieniami w pododze do progu i dalej, na korytarz. Teraz Daimonowi pozostao tylko czeka. Nie zasn, nie czu si nawet zmczony. Stara si oddycha spokojnie, oczy mie przymknite i sprawia wraenie pogronego we nie. Nasuchiwa odgosw wrzawy z korytarza, ale niczego nie mg dosysze.

Musiay min co najmniej dwie godziny, odkd uruchomi czar, gdy drzwi do komnaty rozwary si z trzaskiem. W progu zatrzymaa si posta w pomaraczowej liberii. Zamiast gowy miaa buzujc kul ognia. Pod warstw pomieni wida byo nadpalone, uszczce si fragmenty skry, odsaniajce czerwone miso i szkliste powierzchnie koci. Oczy przypominay ugotowane jajka, a zby, tkwice w odsonitej a po zawiasy szczce, przywoyway groteskowe wraenie umiechu. Daimon poderwa si na ku. Brawo, Razjelu, pomyla. Robi

wraenie. - Stra! - wrzasn ile si w pucach. - Stra! Do mnie! Stwr rzuci si na niego z nieartykuowanym bekotem, wycign rce, przypominajce kby ognia. Daimon zwinnie przetoczy si na bok, poderwa na nogi, chwytajc lecy przy ku sztylet. Razjel uprzedzi, e bro bdzie miaa specjalne waciwoci, niwelujce dziaanie magicznych granatw. Poncy lokaj zdy ju pozbiera si po nieudanym ataku. Wydawa

si niezgrabny, ale w rzeczywistoci by szybki. Skoczy ku Daimonowi. Frey obrci si byskawicznie, zada mocny cios sztyletem. Trafi w powietrze. Na szczcie nie straci rwnowagi i zdy odskoczy, wywijajc si z rozpalonych obj stwora. Uczu na skrze powiew gorca i ostry bl, gdy ogniste palce zacisny mu si na ramieniu. Szarpn si, ponownie dgn sztyletem. Tym razem poczu opr. Owiona go fala smrodu, gdy otoczona pomieniami twarz znalaza si tu przed nim. Szczki rozwary si, z garda wydoby guchy charkot. Ciao zadrgao

konwulsyjnie i pado na posadzk. Pomienie natychmiast zgasy, pozostawiajc dym i odr palonego misa. Palia si tylko pociel na ku, ktra zaja si ogniem, gdy lokaj skoczy na Daimona. Frey zbada bark, naznaczony palcami stwora. Oparzenie wygldao paskudnie, ale nie byo grone. Na szczcie sztylet spisa si dobrze. Razjel mia racj, ostrzegajc, e zabicie istoty tknitej zaklciem zej nowiny nie naley do atwych. Daimon zawiesi sztylet na szyi i ubiera si wanie pospiesznie, gdy

przez drzwi stranikw.

wpado

dwch

Nic ci nie jest, panie? wysapa pierwszy. - Czy nic?! - rykn. - Jaki potwr mnie napad! Z trudem uszedem z yciem! Na was, bydlaki, nie miaem co liczy! Poradziem sobie sam! Co to ma znaczy?! Moe to zamach na moj gow? - Ach nie, panie! - jkn drugi stranik, zajty gorczkowym gaszeniem pocieli. - To kltwa jaka! Wdarli si do paacu! Pozabijaj nas!

- Kto, do cholery?! - Nie wiadomo! - Pierwszy w panice przewraca oczami. - Czarni magowie! Wszyscy poszaleli, s optani! Wybuchaj, pon albo zamieniaj si w we! Nie ma bezpiecznego miejsca! Mwizniy drcy gos - e to on, sam Archanio Zemsty. Boicie si Gabrysia, skurwysyny, pomyla Daimon z satysfakcj. I wiecie co? Macie powody. - Gdzie jest cenzor? - potrzsn przeraonym onierzem. - Gdzie Nisroch? yje?

- Tak, panie. Wzywa ci pilnie... - No, to na co czekasz?! Do niego! Prdzej! Wypchn stranika z komnaty. onierz cikim kusem puci si korytarzem. Na szczcie by zbyt wystraszony, eby si zastanawia, czemu Atanael, prawa rka Nisrocha, nie zna drogi do jego prywatnych apartamentw. Rozdygotany Nisroch, ubrany w kosztown szat wcignit tyem na przd, sta boso przed swoim gabinetem. Wok krcio si paru onierzy z twarzami cignitymi

strachem, obok sta szczkajcy zbami, poblady Moafiel, osobisty sekretarz cenzora. mierdziao dymem i spalenizn. - Nareszcie! - krzykn Nisroch na widok Daimona. - Czemu tak dugo? - Co tu si stao? - zapyta Frey, rozgldajc si dokoa. - Przed chwil napad mnie jeden z twoich sucych z bem poncym jak pochodnia. O mao mnie nie zabi! Cenzor machn rk. - Wiem, wiem. Mamy jaki cholerny czarnomagiczny atak! -

warkn. - Mj kanclerz, Gozjus, wdar si do mojej sypialni i eksplodowa. Tapety i obrazy diabli wzili. Na szczcie, mnie nic si nie stao. Sucy i onierze wybuchaj albo pon, z ktw wyskakuj wielkie jadowite gady, a ty mnie pytasz, co si stao? Sam powiniene wiedzie! W kocu jeste magiem! Po co ci utrzymuj? Zrb co z tym! Nisroch stara si trzyma twardo, ale rozbiegane oczy i czoo, pokryte kroplami potu, zdradzay, e jest przeraony. Kto wpuci nam kltw

czarnomagiczn powiedzia Daimon stanowczo. Zaraz sprbuj odkazi chocia cze pomieszcze... Urwa, bo Moafiel wyda wysoki, zduszony pisk. Na twarzy sekretarza pojawi si wyraz panicznego lku i zaskoczenia. Ramiona zadrgay, a ciao poczo si nienaturalnie wygina. Nagle skra na policzkach i czole pka, czaszka zacza si spaszcza, oczy rozjeda na boki. Moafiel wrzeszcza przejmujco i piskliwie, nie wiadomo, ze strachu, czy z blu. Spod spkanej warstwy skry wyaniay si lnice uski gada. W otwartych do krzyku ustach

rosy jadowe zby. Na ten widok dziki ryk przestrachu wydoby si z garde dwch onierzy i stranika, ktry przyprowadzi Daimona. Wszyscy trzej z obdem w oczach rzucili si do ucieczki. Nisroch sta jak przymurowany, z rozdziawionymi ustami, i tpym, przeraonym wzrokiem wpatrywa si w przemian. Ostatni onierz, mamroczc niezrozumiale, prbowa wcisn si w cian. Daimon poczeka, a Moafiel niemal cakowicie zamieni si w wa, wykrzykn jakie banalne zaklcie i skoczy na gada ze sztyletem. Ci

gboko, poniej koyszcego si, paskiego ba. Trysna gsta, czarna posok. Nieszczsny Moafiel, ktrego oszalae ze strachu oczy sugeroway, e zachowa jeszcze resztki wiadomoci, pad w konwulsjach na podog. Prdko znieruchomia. Ostatni onierz osun si po cianie, wci mamroczc do siebie. Wygldao na to, e jest w szoku. Daimon odwrci si do Nisrocha. Cenzor dygota. - To Gabriel - wyszepta. - Mwi ci, to on! Dopad nas.

- Nie ple bzdur - sarkn ostro Frey. - To prymitywne sztuczki magiczne. Dobre do zastraszania plebsu, a nie wietlistych! We si w gar. Jestemy doskonale przygotowani na oblenie. Nie ma si czego ba. - To on, wiem, e to on - szepta Nisroch. - Chod, poka ci. Zimna, lepka do potu rka kurczowo zacisna si na nadgarstku Daimona. Cenzor pocign Anioa Zagady za sob. Przeszli przez gabinet, zbryzgany krwi i ochapami misa, jakby kto skada tu hekatomb z wyjtkowo

opornych wow, a nastpnie przez elegancki salonik dostali si do sypialni. Na cianie naprzeciw ka strukami nieustannie wieej krwi ocieka napis, goszcy: Nadchodzi czas pomsty, cenzorze Nisrochu, lkaj si wic, bo zbrodnia nie zostanie zapomniana! - Widzisz? - Nisroch drcym palcem wskaza cian. - Jak to si tu znalazo? W jaki sposb? Paac jest nieustannie strzeony! Bardzo prosto, pomyla Daimon. Wgraem napis za pomoc

talizmanu na twoje czoo, kiedy rozmawialimy w gabinecie, gupku. Kiedy zasne, twoja podwiadomo uwolnia wiadomo. To prymitywna sztuczka. Razjel straszy w ten sposb znajomych, kiedy by pocztkujcym magiem. Nisroch wlepia w przeraone oczy. Daimon zaspion min. niego zrobi

- Kto musia tu wej i wykona napis osobicie. Nie ma innego sposobu. Czuj potn si magiczn. Myl, e...

Zawiesi gos. - To Gabriel! - wychrypia Nisroch. Dygota z przeraenia. - By tu! By w mojej sypialni! Mg mnie zamordowa, kiedy leaem bezbronny! Daimon z powag kiwa gow. Jeszcze chwila zabawy - pomyla. - Trzeba natychmiast usun te sowa - powiedzia. - Nie wiadomo, jak kltw zawieraj. Mog powoli zatruwa pomieszczenie albo zaszkodzi ci w jaki inny wymylny sposb.

Sprbuj si tym zaj. Cenzor zachysn si wciganym powietrzem. Dysza przez potwarte usta. - To nie wszystko! Nie wszystko! bekota. - Dopad mnie! On mnie dopad, wiem! Popatrz tam! Drcy palec wskaza zacieniony kt pokoju. U sufitu wisia uczepiony ohydny stwr. Przypomina groteskowego nietoperza, spowitego w kokon. Ciao stwora miao siny kolor. Nieustannie przelewao si i pulsowao, jakby byo ulepione ze

luzu. Co na ksztat grubych, czarnych y nabrzmiewao i zapadao si nieustannie w galaretowatej masie, tworzcej posta potwora. Oba, zwisajca w d gowa koczya si nienaturalnie olbrzymi szczk, uzbrojon w potrjny rzd ostrych jak igy zbw. Ponad ni ypay wcieke czerwone lepia. Stworzenie, widzc, e jest obiektem zainteresowania, rozwaro pysk i wydao przecigy, paskudny syk, zakoczony czym w rodzaju chichotu lub ataku czkawki. Pod Nisrochem ugiy si kolana.

- Co to jest?! Co to jest?! - jcza. - Odpowiedz! Podobno znasz si na magii! Daimon pozwoli sobie na zimny umiech. - To - powiedzia spokojnie - jest prosty myloksztat. Straszak, innymi sowy. Nic ci nie zrobi. - Jak to? - wyksztusi cenzor. Nic? - Pknie w pewnym momencie, wydobywajc paskudny smrd. To wszystko. A krwawy napis zaschnie i skruszy si.

Nisroch cofn si odruchowo. - Co to ma znaczy? - warkn. Czemu mnie straszye, jeli nie ma si czego ba? Paskudny pogbi si. umiech Daimona

- Z ca pewnoci masz si czego ba, Nisrochu. Tylko wybrae sobie niewaciw osob. To nie Gabriel przyszed mci si na tobie. Cenzor cay czas si cofa, a opar si plecami o zakrwawion cian.

- Zawoam stra! - wychrypia. Zginiesz! Daimon potrzsn gow. - Tam nikogo nie ma. Nie ud si. Nisroch spojrza w gbokie, czarne jak Kosmos renice. - To ty! - zaskrzecza, a w jego gosie strach miesza si z nienawici. - To niemoliwe! Jaldabaot ci zabi! Ty nie yjesz! - Mylisz si, Nisrochu - warkn Frey. - To ty nie yjesz. Lew rk zatka rozwarte do wrzasku usta cenzora, a praw wbi gboko w

osonit kosztown szat pier. Materia rozdar si z trzaskiem, a do pogrya gboko w ciao. Na kunsztowne hafty bluzna struga krwi. Cenzor wierzga konwulsyjnie, ale rka Anioa Zagady bez trudu miadya ebra i chrzstki. W kocu dotkna pulsujcego, kurczcego si jakby z lku serca. Nisroch zesztywnia, wytrzeszczone oczy zaszy mg. Daimon zacisn pi i szarpn. Cenzor wyda zduszony skrzek, zadrga, ostatni raz kopn powietrze. renice ucieky mu w gb czaszki, matowo zalniy wywrcone biaka. Anio Zagady wzi gboki oddech,

opuci rce i zrobi krok do tyu. Ciao Nisrocha wolno osuno si na posadzk. W jego piersi ziaa wielka, krwawa dziura. Daimon cisn na podog pulsujcy ochap misa. Serce Wielkiego Cenzora Krlestwa zdobyo si jeszcze na kilka rozpaczliwych skurczw i zamaro. Daimon wyszed, zatrzaskujc za sob drzwi, nie rzuciwszy ani jednego spojrzenia na trupa Nisrocha, ktry lea na pododze pod zowieszczym napisem, wci spywajcym strugami wieej krwi. Na korytarzu nie byo nikogo. W

kadym razie nikogo ywego. Przed drzwiami gabinetu leao ciao przemienionego w gada Moafiela. Znikn za to onierz, ktry widocznie otrzsn si z szoku i uciek. Daimon skierowa si ku wyjciu z paacu. Gdyby kto go zaczepi, postanowi powiedzie, e cenzor odpoczywa w oczyszczonych i zabezpieczonych zaklciami prywatnych apartamentach, a on sam spieszy rozprawi si z reszt kltwy. Nic jednak nie wskazywao na to, eby kto chcia go zaczepia. Byli zbyt zajci wasnymi sprawami. Kilku onierzy przebiego obok Daimona z panik w oczach. Jeden

dogorywa w kcie wykwintnie urzdzonego salonu obok na wp spalonego trupa w pomaraczowej liberii. Inny mign gdzie w amfiladzie pokoi, sypic snopami iskier z poncej gowy. Daimon by ju blisko wyjcia, gdy nagle zabieg mu drog nieskrzydlaty w barwach Nisrocha. Mia wykrzywion ze strachu twarz, ale Frey rozpozna w nim geniusza o smutnych oczach. - Panie - wychrypia suga, czepiajc si kurczowo rkawa anioa. - Panie! Bagam, odpowiedz, co si dzieje? Czy to koniec?

Daimon spojrza uwanie na kulcego si z przeraenia lokaja. - Jeli pytasz o ten baagan powiedzia - to tak, niedugo si skoczy. Ale ty, mj drogi, bdziesz musia sobie poszuka innego pana. Uwolni rkaw i przez nikogo nie zatrzymywany, wyszed na zewntrz.

*** Rozwietlone sonecznymi promieniami mozaiki lniy, jakby

po cianach spywao pynne zoto. Surowe twarze kamiennych anielic wpatryway si, jak zwykle, w nieskoczono. W sadzawkach cicho przemykay kolorowe ryby, podobne do oywionych kwiatw. Mury trway milczce, wyniose i zimne. Przepych i dostojestwo przytaczay, zmuszay do ciszania gosu i uginania karku. Dworzanie i suba poruszali si bez szmeru po wytyczonych ceremoniaem ciekach, niczym nakrcone marionetki. Nic nie byo w stanie naruszy spokoju odwiecznego paacu Mdroci. Jednak w duszy Pistis Sophii,

wadczyni czterech eskich chrw, spokj nie goci. Wcieka jak ranny tygrys przemierzaa komnaty, szeleszczc kosztownymi jedwabiami sukien. Z pozoru zachowywaa spokj, lecz bursztynowe oczy ciskay byskawice, a gniew, gotujcy si w niej, nie pozwala usiedzie w miejscu. Ca nienawi, na jak j byo sta, skupiaa na jednej istocie, jednym imieniu. Gabriel. Gabriel! Ten mie. Ten chystek. Ten karierowicz. Gnida. Poda gnida. Kime on jest? Archanio! Samo dno hierarchii, kreatura. Ale przebiegy.

Podstpny i przebiegy. Jednak si wywin. Parskna ze zoci jak kotka. Po to jej wywiad mudnie, latami, stara si znale dowody przeciw regentowi, po to wpychaa dokumenty w rce tego idioty, Ocha, eby natychmiast wszystko zaprzepaci? Na Jasno, sdzia, e znajdzie sobie lepszych sprzymierzecw. Nitael wydawa si rozsdny. Dubiel take. I co? Klska. Oczywicie, tak to jest, kiedy zostawia si cokolwiek w rkach mczyzn. Ona potrafia przez wieki utrzymywa swoje anielic w cakowitym posuchu i ulegoci. Jej dwr to ostatnia

enklawa prawdziwego porzdku. Westchna gboko, przygryza warg. Na Otcha, kto jeszcze pamita przepenione Jasnoci wielkie dni u zarania czasw? Zoty wiek, gdy wszyscy skrzydlaci znali swoje miejsce i obowizki, dreli z lku, kiedy przyszo im stan twarz w twarz z przeoonym. Gdy panowao posuszestwo, pokora i porzdek. Gdy rzdzi Jaldabaot, szepn cichy gos w jej sercu. A ty bya wielkim eonem, ktry decydowa o losach wiata. Pani, krlow, bogini. Przed bursztynowymi oczami Sophii stan nagle obraz twarzy Jaldabaota, a w

piersi zapono dziwne gorco. Eon. Demiurg. wietlisty niby sama Jasno. Jake by pikny, dostojny i nieugity. Ile mia w sobie godnoci, ile wiary w swoje siy. A pozostali eoni, wielcy Archonci, wadcy ycia i mierci niszych rang skrzydlatych? Jao, Sabaot, Astafajos, Orajos, ona sama? Westchna z alem, ale natychmiast znw ogarn j gniew. Pikne oczy zwziy si, usta zacisny. Gabriel jest winien wszystkiemu. Podstpnie przej wadz, zmusi Jaldabaota do ucieczki, strci z tronu wszystkich Archontw. I wci jest miertelnie

gronym przeciwnikiem, pochodzi z nizin.

chocia

Ju mylaa, e go przyskrzynia. e tym razem rozgniecie mu eb, tak jak naley postpi z gadem. Ale nie. Wywin si. Na darmo staraa si odwrci jego uwag od spisku, robic zamieszanie wok Ksigi Razjela. Na darmo sprowokowaa Teratela, eby kama, i ma cenny tom u siebie. Na darmo wynaja i przebraa magicznie najemnikw Ram Izada. Przeklty Gabriel spad na cztery apy. Mao tego. Ubieg jej wyborny plan i wykorzysta do wasnych celw. Jak mia! Jak tego

dokona?! Opada ciko na kamienn awk, cisna domi skronie. By w rozgrywce jeszcze jeden czynnik. Nieprzekupny i nieprzewidywalny, z pogranicza porzdku i chaosu. Daimon Frey. Ten ywy trup, upir, jedyny pogromca Siewcy, wedug sw przepowiedni, ktra pada z ust samego Pana. Obserwowaa go, zbieraa informacje, staraa si dowiedzie o nim jak najwicej, niczym o waciwociach trucizny, ktrej skutki trzeba zniwelowa. Z czasem poznaa sabe punkty, w ktre mogaby ugodzi. Dum. Porywczo. Wynioso. Pitno

odmieca, ktre nosi. Niech lub lk, jakie mu towarzysz. I samotno. A poniewa przeprowadzia starann, cierpliw wiwisekcj, wiedziaa, e w ten wanie punkt trzeba uderzy. Wybraa najagodniejsz, najbardziej niewinn, najinteligentniejsz dziewczyn, jak miaa. I widziaa w czarnych renicach Abbaddona, e wybraa dobrze. Zoe jest pikna, utalentowana, czysta, robi wraenie. Spodziewaa si wic sukcesu. Ale zamiast zwycistwa doznaa poraki. Zgrzytna ze zoci zbami. Nasz cwany

archanio, prosz bardzo, wyprzedzi Sophi na finiszu. Podoy Freyowi wasny towar, t ma czorcic, wiedm o niebieskich wosach, dziwk, bkarta! Byskotliwa, tajemnicza, niebanalnie pikna wychowanka, naznaczona tym samym pitnem samotnoci co destruktor, tak samo wyklta w oczach skrzydlatych. Jak to miao nie zadziaa? Natychmiast owina sobie Freya wok palca. Przeklty na wieki Gabriel musia przejrze podstp z Zoe. I to w czasie krtkiej wizyty w paacu Sophii. Bystry jest, suczy pomiot, trzeba mu przyzna. Zauway, jak Daimon patrzy na

poetk, wic natychmiast wpad na pomys, jak zlikwidowa niebezpieczestwo i wykorzysta cudzy plan do wasnych celw. A mogo by tak dobrze. Zoe bezgranicznie ufaa swojej ukochanej pani. Zwierzaaby si ze wszystkiego, suchaaby rad, a pewnie take zastosowaa kilka drobnych zakl i specyfikw, otrzymanych od pani ze szczerego serca, eby pomc Freyowi wyzby si pocigu do przemocy i zrozumie swoje wystpne ycie. W ten sposb pani Pistis otrzymaaby doskonaego szpiega, pomocnika, ktry pozwoliby otumani

Abbaddona, pozbawi woli i odwagi, podporzdkowa, a na kocu wyborn, bo niewiadom, trucicielk. Nie wyczuby trucizny podawanej w malekich dawkach rkami ukochanej anielicy. Taka szansa stracona! Teraz na wszystko ju za pno. Zwaszcza kiedy tamta magiczna dziwka utkna midzy wymiarami. Frey jej nie opuci. Jest lojalny a do wymiotu. Zaryzykowaa prost sztuczk z poeraczem, bo nie miaa ju nic do stracenia. Serce i zaufanie Zoe byy dla Sophii bez wartoci. Nie udao si, ale mogo. Trudno. Nie poczytywaa sobie za bd, e

odkrya karty przed Daimonem. Niech wie przynajmniej, e si go nie boi. Zreszt nie ma adnych dowodw, e zorganizowaa zamach. Nie ona jedna chciaaby zgadzi Freya. A oficjalnie nie ma najmniejszego motywu. Zawsze moe si wyprze w ywe oczy. Poeracz czycha w przesyce od niej? Na Jasno! Kady mia moliwo ukry tam larw. Choby za porednictwem Zoe. W razie czego wrobi poetk, przynajmniej do czego si przyda. Sophia potara zmczone oczy. Do spekulacji. Przegraa potyczk, ale teraz wszystko w rkach Pana.

Siewca jest ju w granicach Krlestwa, musi doj do konfrontacji, musi doj do bitwy, a wtedy zobaczymy. Moe poraka zmieni si w zwycistwo. Ziewna. Pjd si pooy, pomylaa, ju nie gniewna, uspokojona. Przecie wci istnieje szansa na wygran. Szeleszczc sut spdnic, udaa si w stron sypialni.

*** Dziedziniec paacu Pandemonium,

gwnej siedziby wadcw Gbi, cuchn. Krew, ktra wsika midzy kostki bruku, zmienia si w lepk, rozkadajc si brej. W zagbieniach murw, kunsztownie rzebionych na ksztat pomieni, gniedziy si wrzeszczce ochryple cierwojady. W powietrzu unosiy si roje much. Lucyfer ponuro wpatrywa si w okno, bbnic palcami o parapet. Na dziedzicu, niczym piekielne drzewa, rzdami rosy pale. Niektre zwieczone kapitelami odcitych gw. Wikszo ozdobiona napuchymi, powykrcanymi ciaami skazanych.

Poamane ramiona i skrzyda zwisay niczym dziwaczne konary. - Nie prawda? rozparty kielichem podoba ci si widok, - zagadn Asmodeusz, w wygodnym fotelu z wina w doni.

Lucyfer odwrci si od okna. - Nie - powiedzia twardo. Fiokowe zwziy si. oczy Asmodeusza

Lampka, jeszcze nie zrozumiae, gdzie jeste? To Gbia. Sprawy zaatwia si tutaj po

gbiasku. Albo wcale. Lucyfer si achn. - Och, jasne! Kazae straci setk buntownikw, ale nikogo specjalnie znaczcego. Same potki. Nasi prawdziwi wrogowie siedz bezpiecznie na starych stokach. Bardzo po gbiasku, przyznaj. Asmodeusz politowaniem. spojrza z

- Luciu, czy znasz lepszy sposb unieszkodliwienia gowy ni zduszenie szyi? Bunt zosta opanowany, nikt wany na tym nie

ucierpia, niektrzy si przestraszyli, inni dali sobie spokj, aden powany przeciwnik nie ma powodw, eby si mci. A ty udowodnie, e nie jeste starym smokiem z przysowia, ktry duo ryczy, ale ky ma sprchniae. Czego chciae? Wojny domowej? Zapewniam, niedugo bdziemy mieli okazj powojowa. Lucyfer si skrzywi. - Daruj sobie sarkazm, co? Zdaj sobie spraw z powagi sytuacji. - Wic dlaczego masz do mnie pretensje, e postpiem

radykalnie? Skrupuy kiedy ci zgubi, Luciu. Musielimy pokaza pazury, zrozum. Naprawd mylisz, e ta gnijca jatka sprawia mi przyjemno? Widzisz we mnie ponurego sadyst, rozkoszujcego si zadawaniem mierci? Spjrz na ten kieliszek. To kryszta, nie wydrona czaszka. A czerwony pyn w rodku to wino, nie krew. Nie ceni sobie makabry, Luciu. Co si z tob dzieje? Zachowujesz si, jakby mnie nie zna. Lampka zacisn usta. - Moe i nie znam - warkn. - W kocu pynie w tobie krew Samaela.

Asmodeusz poblad. Odstawi kielich na stolik, wyprostowa si w fotelu, splt palce wypielgnowanych doni. - Mog udawa, e nie usyszaem - powiedzia wolno. - Mog zachowa to gboko w sercu i pielgnowa jak nasiono zemsty. Mog zosta twoim miertelnym wrogiem. Mog wreszcie wsta i strzeli ci w pysk. Ale nie zrobi adnej z tych rzeczy. Nie dlatego, ebym si ba lub bardziej sobie ceni stanowisko i wpywy, ale dlatego, e nie chc. Wiem, kim s moi rodzice. Nie trzeba mi o tym przypomina. Mam za ojca

zbrodniarza, psychopat i oszusta, a na dwik imienia Lilith, mojej matki, zdrajczyni i krlowej kurewstwa, demony z wyciem pierzchaj do kryjwek. A teraz powiedz, kiedy zawiodem ci, oszukaem lub ukrzywdziem, Lucyferze? Lampka, blady jak ptno, nerwowo pociera podbrdek. - Wybacz, nie wiem, co mnie optao. Jeste jedyn istot, na ktrej mog polega. I przyjacielem. A wicej takich nie mam. Obraziem ci, eby nie przyzna si do klski. Staram si

zrzuci na ciebie wasne poczucie winy. Asmodeuszu, jestem zawiedziony i rozgoryczony. Nie tak to miao wyglda, nie tak si skoczy! Gbia miaa sta si krain wolnoci i sprawiedliwoci. Miejscem, gdzie kada istota jest rwna wobec prawa, wobec innych, wobec powinnoci i przywilejw. Bez hierarchii, bez wszechwadzy urzdnikw, wysoko urodzonych i bogaczy. I, na lito, bez upokarzajcego systemu kast! cisy podzia na chry! Na Otcha, jake go nienawidzilimy, Azazel, Belial, Mefistofeles, ja, wszyscy sprzymierzeni anioowie. Lepsi i

gorsi skrzydlaci pod sztandarem tej samej Jasnoci! Zakazane strefy, do ktrych zwykli poddani Krlestwa nie maj wstpu. Wiesz, jak to wyglda? aden skrzydlaty poniej chru Potg nie moe wej wyej ni do Czwartego Nieba, bo tam mieszcz si wszystkie potrzebne urzdy! Urzdy, rozumiesz?! Pieprzony aparat ucisku! A ci nadci biurokraci, chamscy, wrzeszczcy, wymachujcy milionami glejtw, nakazujcych natychmiast zej im z drogi! Istna zaraza. Kto ich zwolni z podstawowych zasad uprzejmoci, na Jasno? Nastpna kolekcja wistkw z pieczciami? Chcielimy

stworzy lepszy wiat, krain prawoci i sprawiedliwoci, a zbudowalimy... Pieko Asmodeusz. podsumowa

Lucyfer umilk, zmieszany. Spojrza w zmruone, fiokowe oczy przyjaciela. - No tak - przyzna. - Na to wyszo. W gbokiej, fiokowej toni zabysn niky ognik i szybko zgas. Blefowalicie, prawda? Nie

przypuszczalicie, wyrzuci?

Pan

was

Blady umiech pojawi si na ustach Lampki. - Pewnie, e nie. Chcielimy zwrci Jego uwag, zaprotestowa, wymusi jak reakcj. Nie spodziewalimy si, e spuci nas na zbity pysk. Posza za nami trzecia cz Zastpw. Wiesz, jaki to by dla nas szok? Garstka szczeniakw, ktra nagle ma dowodzi potnym buntem. Skroili nam dup, a mio. No i zostaem z band wyrzutkw, wirw, zbiegych zbrodniarzy,

zwykych bandytw, star arystokracj gbiask i hordami dzikich demonw. Cudny fundament nowego wiata. - A podpuci ci mj sodki ojczulek, rudowosy hultaj, szanowny Samael, czy nie? - Tak. Ustawi nas w sytuacji, z ktrej nie moglimy si wycofa. Potem pojechao samo. Zagra na naszej lojalnoci i poczuciu honoru. - Na twojej, Luciu - sprostowa Zgniy Chopiec. - Prawda? Lampka westchn.

- W sumie tak. Asmodeusz wzruszy ramionami. - Wic co ty waciwie masz sobie do zarzucenia? Przystojna twarz Lucyfera bya napita i powana. - e czasem cholernie mi al powiedzia.

*** W paacu matki Rachel wci gwizday przecigi, byo pusto i

zimno. Gdzie w gbi budynku trzasny pchnite wiatrem drzwi. Zoe nawet nie uniosa gowy, tak przywyka do podobnych dwikw. Starannie wkuwaa ig, cignc za sob zot ni niczym ogon komety. Jedwab, rozcignity na tamborku, by purpurowy jak niebo o zmierzchu. Spokojna, surowa twarz anielicy spogldajcej na Zoe z haftu miaa oczy pene mdroci i powagi. Kunsztowna fryzura i cika szata przydaway jej majestatu. Poetka wychowaa si pod spojrzeniami takich ciemnych, wszechwiedzcych oczu, patrzcych ze cian, obrazw i tkanin, ale dzi

stay si dla niej obce, pozbawione wyrazu. Nie przypominay o domu, bo Zoe utracia go bezpowrotnie. Paac Sophii sta si ogromn, wykadan zotem szkatu, ktra bya pusta. Nie wypeniay jej wspomnienia, nie pozostay tsknoty. Zoe rwnie dobrze moga mieszka tam, jak w paacu Matki Rachel. Wielkookie, zamylone anielic haftowaa tylko dlatego, e nie znaa innych wzorw. A haftowaa, poniewa nie moga pisa. Sowa zrobiy si jaowe, brzmiay niczym puste dwiki. Nie potrafia sple ich w zdania, uoy spjnej historii, wiersza penego

emocji. Popada w odrtwienie i obojtno, zdolna tylko do mechanicznych czynnoci. Duo wyszywaa, kopiowaa wzory dla innych anielic, czasem pomagaa w lazarecie dla aniow suebnych. piewaa w chrze, troch graa na harfie, ale rzadko, bo wikszo podwadnych matki Rachel bya od niej zdolniejsza. Przestaa czyta. Niekiedy przewracaa niedbale strony albumw z rysunkami kwiatw i ptakw Krlestwa lub tomiki aforyzmw. Nie nawizaa adnych przyjani ani nawet przelotnych znajomoci. Pozostaa wierna ksikom, chocia zasnuway

si kurzem na pkach sypialni. Niemniej Zoe wiedziaa, e kiedy do nich powrci. Znw zacznie pisa, znw wrci do wiata, ktrego nigdy nie powinna bya opuszcza. Krainy atramentu i starych foliaw; dwch komnat w paacu Sophii, zoconych niby ciany puzderka na stalwki. Pewnego dnia Pistis przypomni sobie o niej, a poniewa Zoe nie stanowi dla Dawczyni Wiedzy i Talentu adnego zagroenia, powoa j z powrotem, stskniwszy si za dobr poezj i interesujcymi opowieciami. A Zoe powrci, eby nigdy wicej nie opuci swego gabinetu. Tylko takie

ycie jest dla niej, do takiego j stworzono. Skonstatowaa t prawd bez goryczy i bez tsknoty. Siedzc w wielkiej, zimnej komnacie o nagich, bielonych cianach i kamiennej posadzce, ze strachu przed przecigami otulona grubym szalem, Zoe wyszywaa. Bez alu, precyzyjnie, obojtnie. Nie drgna nawet, gdy suca uchylia drzwi. - Pani, go do ciebie. - Nikogo nie oczekuj - rzeka, nie

unoszc gowy znad tamborka. Odpraw go. - Nie mog. To kto bardzo znaczcy. Zoe nie moga sobie przypomnie nikogo, znaczcego lub nie, z kim pragnaby si widzie. Westchna z rezygnacj. - W takim razie niech wejdzie. Suca wycofaa si do korytarza. Po chwili drzwi zaskrzypiay ponownie. Poetka w skupieniu przewlekaa ni.

- Witaj, Zoe - usyszaa gardowy, ochrypy gos. - Przyszedem ci podzikowa. Zerwaa si z upuszczajc robtk, gbokim dygu. miejsca, zgia w

- Witaj, panie. To dla mnie wielki zaszczyt. Nie spodziewaam si, wybacz. Destruktor zbliy si do niej, smuky, wysoki, ubrany na czarno, z wosami splecionymi w warkocz. Dokadnie taki, jakim zobaczya go pierwszy raz. Tylko e teraz mia cignit, blad twarz i sice pod

oczami. Zmizernia, ale Zoe wydawa si tak samo pikny jak zawsze. I niedosiny niczym konstelacja na nocnym niebie. Jak kiedykolwiek mogam przypuszcza, e zwrci na mnie uwag, zapytaa sama siebie nie bez zdumienia. Naleeli do dwch rzeczywistoci, ktre prawie si ze sob nie stykay. Widziaa to teraz tak wyranie, e niedawne marzenia i plany wydaway si nalee do kogo innego, nie do niej. Zoe wiedziaa o Hiji i o nieszczciu Daimona. Nie ywia jednak nawet cienia zazdroci. Czy mona zoci si na Ksiyc, e pasuje do Soca?

Tych dwoje Jasno stworzya dla siebie, a j dla ksig i poezji. Okazaa si pyszna i gupia, gdy sdzia inaczej. Z caego serca wspczua Anioowi Zagady i postanowia modli si o powrt Hiji. Spojrzaa w gbokie renice, okolone obrczami zieleni. Daimon wycign rce. - Uratowaa mi ycie. Duo ryzykowaa. Dzikuj. Trudno znale sowa, ktrymi mgbym wyrazi co podobnego. W kadym razie zawsze moesz liczy na moj wdziczno i przyja. -

Umiechn si lekko. Zoe ponownie skonia si. - Jeste zbyt askawy, panie. Nie uczyniam niczego szczeglnego. Wypeniam swj obowizek. Umiech zamar. na ustach Daimona

- Na Jasno, dziewczyno! Porzu cho na chwil ten ton. Prosz. Przyszedem podzikowa i porozmawia, nie bawi si w konwenanse. Zoe, posuchaj. Sophia postpia z tob podle. Wykorzystaa ci. Nie jeste jej

niczego lojalnoci.

winna.

Szczeglnie

Zrobi krok do przodu, potem jeszcze jeden i kolejny, zmuszajc poetk do cofania si. - Nie musisz tu pozostawa. Moesz odej. Pomoemy ci. Razjel, Gabriel, ja. Nie bj si. Na nasz przyja moesz liczy. Jestemy inni ni Sophia. Niewane, jakie nosimy stopnie, jakie piastujemy godnoci ani gdzie si urodzilimy. wiat Sophi jest stary, skostniay, oszukaczy i peen niesprawiedliwoci. Ale, na szczcie, nie jedyny. S inne

wartoci, zobaczysz. Zoe, nie daj si tu pogrzeba ywcem! Wysuchaj mnie! Napiera na anielic, umiejtnie blokujc jej drog, a zapdzi j do kta. Serce poetki walio, usta rozchyliy si w pytkim oddechu. Myli, dziwne i miae, kbiy si w gowie, a kolana zmiky jakby miaa zemdle. Perspektywy otwieray si, coraz szersze, coraz bardziej odwane, a poczua zupeny zamt. A Daimon nie przestawa mwi: - Nadal bdziesz moga pisa. Jeli zechcesz, powicisz si tylko

temu. Dostaniesz cich rezydencj w jakiej spokojnej okolicy. Na Ksiycu, w ktrej prowincji albo w samym Krlestwie. Jeli nie masz ochoty, znajdzie si dla ciebie miejsce na dworze Gabriela. Wybieraj, Zoe. miao, dziewczyno! Zastanw si dobrze i wybierz. ycie, a nie powolne zapadanie w nico wrd starych, pokrytych wiekuistym kurzem papierw. Masz prawdziwy talent, wiele do powiedzenia, do przekazania innym. Nie zamykaj si w trumnie penej jaowych ceremoniaw, oszustw i zakamania. Nie wracaj do paacu Sophii. Nie musisz, rozumiesz mnie?

Zoe zamkna oczy. Opieraa si o cian, jakby chciaa wtopi si w mur. Nie wraca do Sophii? Odej? Czua zawrt gowy. Na Jasno, co ona by robia na dworze Gabriela? Gos Daimona zdecydowanie, przekonujco. brzmia stanowczo,

- Porzu to ponure gmaszysko, po ktrym hula wicher i jdzowata matka Rachel. Nic ci tu nie trzyma, Zoe. Przekonaj si, e Krlestwo, za jakie warto y, modli si i umiera, to miejsce, gdzie panuje uczciwo, prawo i wolno. Tak jak pragnie Jasno.

Anielica drgna, jakby ockna si ze snu. Jasno pragnie tego dla ciebie, Daimonie, pomylaa. wiat, ktry chcesz przede mn otworzy, jest przeznaczony dla ciebie, nie dla mnie. Nie nale do niego. Czuabym si tam zagubiona i nieszczliwa. I mnie porywaj twoje ideay, ale wol o nich pisa, ni je realizowa. Pisa w zaciszu zotego paacu, ktry znam od dziecka. To jest moje przeznaczenie. Rozchylia powieki, podniosa wzrok. Napotkaa czarne niczym Kosmos oczy Anioa Zagady, ktre patrzyy na ni z niepokojem.

- Nic ci nie jest, Zoe? Dobrze si czujesz? Skina gow. - Nie bd ci duej mczy. Zaskoczyem ci, a moe nawet przestraszyem. Wybacz. Po prostu nie chciaem, eby mylaa, e nie masz wyboru. e znw trafisz w apy tej suki, Sophii. Wrc za kilka dni, kiedy ju ochoniesz, spakujesz si i wybierzesz, gdzie chcesz zamieszka. Dobrze? Umiechn si. Zoe wydawa si taki pikny i taki daleki.

- Nie - szepna. Daimon zamar. - Nie? Dlaczego? Gos anielicy rwa si. - Ja... nie mog. Nie chc. Wrc do paacu Sophii. Nie powaam jej. Nie su. Jest za. Zalepiona dz wadzy. Zakamana. Teraz to widz, ale... chc wrci. Do komnat, gdzie si wychowaam. Do ksiek. Do mozaik i gobelinw. Nie do Sophii. Stracia moj lojalno, stracia uczucie. Ale tam jest moje miejsce. Tylko tam.

Anio Zagady posmutnia. W dziwnych, bezdennych oczach pojawio si niedowierzanie. - Jeste pewna? Przemylaa to? Z wysikiem skina gow. - Sophia moe chcie si mci. Moe ci skrzywdzi. - Nie. Nic dla niej nie znacz. Zemsta ma sens wzgldem kogo, kogo si przynajmniej zauwaa. Dla Sophii jestem tylko gosem, opowiadajcym ciekawe historyjki. Przywoa mnie, kiedy znw zapragnie rozrywki.

- Nie mw o sobie lekcewaco. To nieprawda. Umiechna si blado.

tak

- Ale prawda. A ja pragn, eby tak zostao. Daimon przymkn powieki. - Nie rozumiem ci - powiedzia ze znueniem w gosie. Umiech Zoe nie znikn. - Wanie. Nie rozumiemy si, bo naleymy do innych wiatw. To wszystko.

Uwanie wpatrzy si w spokojn, smag twarz anielicy. - Zawsze tak mylaa? Zarumienia si, spucia oczy. - Nie. Ale wtedy si myliam. - Wic i teraz moesz nie mie racji. Potrzsna gow. - Nie sdz. Daimon cofn si o krok. Gdyby zmienia zdanie,

wystarczy, e si odezwiesz. Propozycja jest nadal aktualna. - Dzikuj. Czy moesz ju odej? Musz zosta sama. Podszed do drzwi, nacisn klamk. - Pamitaj, e zawsze masz we mnie przyjaciela. Niech Jasno nad tob czuwa, Zoe. - I nad tob, panie - wyszeptaa. Drzwi zamkny si z trzaskiem, a poetka pozostaa sama w komnacie, ktra nagle zrobia si pusta i zimna jak cela. Na korytarzu szyderczo gwizda wiatr.

Rozdzia XI

Gabriel stara si usta na nogach mimo zawrotu gowy i mdoci. Stojcy obok Micha robi wszystko, eby trzyma si dzielnie, ale po skroniach pyny mu struki potu, a szczki mia mocno zacinite. Tylko Daimon wyglda normalnie. Moesz podej bliej? - wychrypia z wysikiem Archanio Objawie. Frey skin gow. - Tak, ale niczego jeszcze nie

wida. - Co mylisz? - spyta przez zacinite zby Michael. Koncentracja mocy jest ogromna. Wszyscy j czujemy. Ju niedugo Siewca otworzy przejcie. Czas na powszechn mobilizacj, panowie. Gabriel potoczy wzrokiem po okolicy. Synne z urody lasy osiemnastej prowincji Pitego Nieba wydaway si ulepione z popiou. Wszystkie drzewa obumary; stay w caunach zszarzaych, kruchych jak spalony

papier lici. Tylko na sosnach i wierkach trzymao si jeszcze martwe, spopielae igliwie na ksztat upiornych woalek. Szare dba trawy rozsypyway si pod butami w proch. Niebo nabrao paskudnej, sinej barwy, a promienie soca, przebijajce si przez opar rzadkiej mgy, daway nienaturalne, brudne wiato. - Jak wyglda teren wyomu? - zapyta Gabriel. Daimon potrzsn gow. - Szczera pustynia. Wszystko, co yo, obumaro. Zostao ogromne bliej

puste pole, pokryte popioem. Umiechn si niewesoo. Doskonae to do ostatniej bitwy. Gabriel uciska palcami skronie. - Czy szczelina ju jest? Anio Zagady zastanowi si. - Nie mog podej tak blisko, eby sprawdzi, ale nie sdz. Kiedy Siewca otworzy szczelin, poczujemy znaczne osabienie jego mocy. To na razie nie nastpio. Potem zacznie budowa bram, co zabierze mu jeszcze wicej si. Wtedy musimy zebra i ustawi

onierzy. Kiedy Cie zacznie przechodzi, nie da rady utrzymywa bariery. To najlepszy moment, eby rozpocz bitw. Wczeniej mao ktry skrzydlaty da rad wytrzyma tu chocia chwil, nie wspominajc o walce. - Musimy natychmiast spotka si z Mrocznymi - powiedzia Micha. - I rozesa wici po caym Krlestwie. Wojna si rozpocza, panowie. Gabriel skin gow. - Powszechna mobilizacja. Zaraz skontaktuj si z Lampk. A teraz spadajmy std. To nie jest zdrowe

miejsce. - Zostaw nieustannie czuwajcych zwiadowcw, ktrzy bd si zmienia co krtki czas przypomnia Michaelowi Daimon. Ostrzeg nas, gdy Siewca zacznie si wamywa. Ksi Zastpw spojrza Abbaddona nieprzytomnie. na

Tak, jasne mrukn, potrzsajc rud czupryn jak zmoknity pies. - Zapomniaem. Zaraz wydam rozkazy. Na Gbi, ale daje!

- Wali potnie - zgodzi si Daimon, ktry te ju zacz odczuwa gwizd w uszach i lekkie mdoci. - Nie mamy tu nic wicej do roboty. Zabierajmy si. Gabrysiu? Regent Krlestwa ciska palcami kciki oczu. - Z rozkosz- powiedzia. - Moc! Lekko i bez problemw wyldowali w salonie prywatnego paacu Gabriela na Ksiycu. Z fotela przy kominku zerwa si zaniepokojony Razjel, Rafael zatrzyma si w p kroku nerwowej

przechadzki wok dywanu i przesta na chwil skuba rkaw szaty. - Wszystko w porzdku? - zapyta niezbyt mdrze Ksi Tajemnic. Gabriel lekko si skrzywi, a Daimon zdoby na cierpki umiech. - Jasne. Siewca miewa si kwitnco. Po prostu doskonale. Przygotowania do wizyty przebiegaj bez komplikacji. Razjel parskn. - Miaem was na myli, parszywy

cyniku. - Wiem, wiem - mrukn Daimon pojednawczo. - Po prostu nie spodziewaem si, e Cie uderzy z tak moc. Osiemnasta prowincja wyglda jak dno popielnika. - Kto zawiadomi Lampk? zapyta Gabriel. - Ja - powiedzia Razjel. - Za chwil tu bd. - Mam nadziej, e przyl co lepszego ni sama zacina armia Gbi - parskn Micha. - Takiej garstki nawet nie zauwaymy.

- Zauwaymy kad pomoc powiedzia Gabriel ze znueniem. Jak wielkie siy bdziesz w stanie cign? Michael wzruszy ramionami. - Co mogem, ju zebraem. Przewaajca cz Zastpw obozuje ju w pobliu Krlestwa lub maszeruje w jego stron. Niebawem powinni dotrze. Przerzucanie ich drog magiczn nie miaoby sensu. Za duo zmarnowanej energii i rodkw, zbyt nike efekty. Pytaem Razjela. Pan Tajemnic przytakn

skinieniem gowy. - Zostawie kogo do ochrony granic Kosmosu? - zapyta Daimon. - Wiesz, jak tam wyglda. Pogranicze jest zawsze gorce. Zwaszcza kiedy Krlestwo musi si zaj wasnymi problemami. Bandy wyrzutkw i zwykych zbjw skorzystaj z okazji. - Oczywicie, e zostawiem! Pan Zastpw poczu si uraony. Nie jestem takim debilem, za jakiego si mnie powszechnie uwaa. - Uspokj si, Michasiu - wtrci

Gabriel. - Daimon spdza p ycia na pograniczu. Wie, co mwi. Ja te gboko si zastanawiam, ilu mog odwoa skrzydlatych odpowiedzialnych za stabilne funkcjonowanie galaktyk, trajektorie komet, planet, gwiazdy, te wszystkie nowe, kary, olbrzymy i Jasno sama wie co. Jeli zabior za duo pracownikw, z miejsca zrobi si... - ...burdel - dosadnie skwitowa Michael. - A i tak nie zastpi wywiczonych onierzy. - Cz musz przesun - upiera si Pan Objawie. - i tak s

karniejsi i lepiej obeznani niebezpieczestwem ni inni.

- eby tylko nie przepucili jakiej asteroidy czy podobnej cholery, ktra grzmotnie w Ziemi, kiedy my bdziemy si bili - burkn Micha. I co wtedy, panowie? Zostaniemy ze skrzydami w nocniku. - O to bym si nie ba. - Razjel znw usadowi si na fotelu. - Jak na razie poodpychali wszystko co niebezpieczne odpowiednio daleko. Zdoaj wrci na stanowiska, zanim katastrofa zdy si wydarzy. A z drobnymi odamkami ludzie dadz sobie rad.

Po prostu nie lubi niepotrzebnych strat - westchn Ksi Zastpw. - Wszyscy wiemy, co si wie z powoywaniem cywilw pod bro. - Wiemy te, e regularna armia nie wystarczy - uci Gabriel. - Wycofasz rwnie pracownikw obsugujcych zjawiska atmosferyczne na Ziemi? zainteresowa si Daimon. Regent Krlestwa palcu piercie. obraca na

- Niestety, tak. Ilu si da z kadej

z bram Czterech Wiatrw, znaczn cz odpowiadajcych za pywy oceaniczne, klimat, ruchy tektoniczne, opady, sowem, kogo si da. Nawet anioy suebne. - Zastanw si, czy to konieczne wtrci cicho Rafa, ktry przysiad na brzegu drugiego fotela. Spowodujesz na Ziemi powodzie, huragany i wszystkie moliwe anomalie klimatyczne. A naszym zadaniem jest przecie chroni ludzi, Gabrysiu. - Pewnie Siewca bdzie dla nich milutki, kiedy ju nas zaatwi zadrwi Micha.

Rafa spojrza wyrzutem.

na

niego

Ja te chc unikn niepotrzebnych strat - powiedzia. - Ludzie sobie poradz - rzuci pojednawczo Razjel. - S niele zaawansowani technicznie. - Ju widz te wszystkie przepowiednie o kocu wiata. Umiech Daimona wyglda jak sztylet. - Wrzeszczce nagwki w gazetach, wieszczenie katastrof, histeria ekologw. I nawet nie bd wiedzieli, jak blisko prawdy si znajd.

Gabriel podszed do Freya i lekko klepn go po ramieniu. W oczach mia jednak niepokj. - Daimonie - zacz - jestemy w gronie samych przyjaci, wic spytam teraz. Czy masz jak kontrol nad przemian, ktra w tobie zachodzi, kiedy stajesz si Burzycielem wiatw? Anio milcza. Zagady przez chwil

- Chodzi ci o to, czy mog wej w ten stan sam z siebie, bez pomocy Pana?

Gabriel przytakn. - Nie - powiedzia Daimon. Nikt si nie odezwa. Abbaddon potoczy wzrokiem po zebranych. - Obawiacie si, e Pan mi nie pomoe, poniewa nas opuci? - W samej rzeczy - mrukn Razjel. - To nam troch spdza sen z powiek. - Co si stanie z tob, jeli podejmiesz pojedynek z Siewc bez przemiany? - zapyta Rafa, wbiwszy wzrok we wasne, wyamywane ze

zdenerwowania palce. Micha, Gabriel i Razjel starali si nie patrze Daimonowi w twarz. Frey umiechn si, ale tym razem umiech wcale nie by drapieny. onierze Cienia mnie zaszlachtuj, a wy bdziecie musieli radzi sobie sami. - No, to na tyle - sarkn Razjel. Kogo chcesz jeszcze zwerbowa, Dibril? - Gnomy, Sylfy, Salamandry, wszystkich nieskrzydlatych, podlegych Krlestwu, i urzdnikw

niszych szczebli - oznajmi Gabriel sucho. - Co? - nie wytrzyma Micha. - Po co ci urzdnicy, do cholery?! Bd przybija piecztki na polu walki? - Na miso armatnie - warkn Gabriel. Michaowi opada szczka. - Aaa - powiedzia. - No, tak. Moe i racja. Rafa nerwowo poruszy si w fotelu. - Gabriel, tak nie wolno! Nie moesz! To...

- Wszyscy poddani Krlestwa s onierzami! - hukn regent. Zielone oczy pony wciekle. Wszyscy, powiadam! Do ju tego! Przez wieki wysugiwalimy si tylko regularn armi i rzesz aniow suebnych. Tylko oni oddawali ycie za Krlestwo! A gdzie sprawiedliwo? Szykuje si pieprzony Armagedon! I wszyscy bd walczy! Kady skrzydlaty! Nawet urzdnicy! Koniec wszechwadzy dworakw i biurokratw! Za dugo im pobaalimy. Jeli uda nam si przey i uratowa Krlestwo, wezm to towarzystwo za pyski i

poka im nalene miejsce. - Ja si pod tym podpisuj. Micha rozoy rce. - I wiecie co? Z przyjemnoci. - Warto by wcieli ten zbony zamiar w ycie - powiedzia cierpko Daimon, wyjmujc z kieszeni papierosa. By to cakiem ziemski philip morris, zapali go z zadowoleniem. - Nawet jeli ju ochoniesz ze zoci i zaczniesz znowu kalkulowa na zimno polityczne konsekwencje. Gabriel si rozemia. Szczerze. Zielone oczy przestay ciska

byskawice, a atmosfera z miejsca przestaa by cika. - Widzisz we mnie tylko wyrachowanego sukinsyna? spyta. Daimon zby. pokaza w umiechu talent -

- Podziwiam powiedzia.

twj

Kto zapuka do drzwi. Na ostry rozkaz Gabriela do salonu wsun si sucy z informacj, e przybyli oczekiwani gocie.

- Wprowad - nakaza Archanio Objawie. Za chwil w pokoju zjawili si Lampka, Asmodeusz oraz Belial, mocny, zwalisty Mroczny o twarzy niczym granitowa rzeba i wosach koloru wini, zwizanych na karku w wze, jak monym z Gbi nakazywa dawny zwyczaj. Belial by od dawna wprowadzony w spisek. Archanioowie zazwyczaj go lubili, gdy wydawa si rozsdny i wywaony w sdach, lecz nie ufali mu w tym stopniu co Lucyferowi, bo miewa ataki szau, poprzedzane dugotrwaymi okresami depresji.

- Siadajcie, panowie. - Gabriel ruchem rki wskaza wolne krzesa i fotele. - Mio was widzie. Fiokowe oczy Asmodeusza z uwag przesuny si po twarzach skrzydlatych. - Z tego ciepego powitania wnosz, e wojna si rozpocza. - Gratuluj bystroci - mrukn Razjel. Asmodeusz umiechn si olniewajco. - To zaledwie niewielki odsetek moich zadziwiajcych umiejtnoci.

- Dibril, w jakim stadium jest sprawa? zapyta rzeczowo Lampka, przerywajc zwyk litani zoliwoci, prawionych sobie przez Mrocznych i wietlistych przy kadym spotkaniu. - Mamy jeszcze troch czasu? - Niewiele. W kadej spodziewamy si ataku. chwili

- Co moecie nam zaoferowa? Micha pochyli si do przodu, splt rce. - To, co i wy nam. - Asmodeusz nie przesta si sodko umiecha. Pomoc w gardowej sprawie.

Archanio parskn ze zoci. Lampka pojednawczo unis donie w gr. - Zacin armi Gbi, moje prywatne kontyngenty, oddziay Asmodeusza, Beliala i Azazela. Najemnikw Mefistofelesa. Harap Serapel. Oraz demony Goecji. Daimon gwizdn przez zby. - Demony Goecji? Niele. - Podzikujcie Belialowi. To plon jego akcji werbunkowej. Demon o wosach barwy wini tylko lekko skin gow.

- Panowie - powiedzia Gabriel wiele spraw wymaga szczegowego omwienia. Zapraszam do gabinetu. Tam znajdziemy mapy i plany. I wygodne krzesa. Nie sdz, eby kto z nas zazna wiele snu nadchodzcej nocy. Nie myli si. wiato w gabinecie pono a do witu. Gdy Gbianie i anioowie wyszli, w progu zatrzyma si Rafa. Gabriel podnis na niego zmczone oczy. Twarz Archanioa Uzdrowie wydawaa si zafrasowana i mizerna.

- Gabrysiu, czy robimy? - spyta.

my

dobrze

Gabriel umiechn si blado. Przynajmniej staramy. usilnie si

Rafael potrzsn gow. - Chodzi mi o Gbian. Nie wiem, czy Pan pochwala, e z nimi wsppracujemy. Regent Krlestwa westchn. - Rafaku, od wiekw Pan nie daje nam wskazwek co do rzeczy, ktre

pochwala lub nie. Ja po prostu prbuje obroni to, co stworzy. Jeli 7aycxy sobie obrci wasne dzieo w proch, zapewniam ci, nic nie bdzie w stanie Mu przeszkodzi. Spjrz na to inaczej. Moe to szansa dla Gbian. Na zrozumienie, na wybaczenie, na pojednanie. W kocu wszyscy jestemy Jego anioami. - A ty doskonaym dyplomat, Dibril - skwitowa Rafa. W zatroskanych piwnych oczach bysn jednak cie umiechu. Prawie mnie przekonae. - To wietnie - mrukn Gabriel,

lekko wypychajc przyjaciela za drzwi gabinetu. - Ale teraz ju id, dobra? Padam z ng. Musz si cho chwil przespa.

*** Zdziwieni mieszkacy niskich nieb Krlestwa, Limbo i bliskich Sfer Poza Czasem, obserwowali z niepokojem skrzydlatych jedcw z pochodniami, pdzcych szlakami i bezdroami. Gdzie si pojawili, ktrdy przebiegli, zostawiali za sob strach, zy i groz. Miarowy ttent kopyt wybija jeden rytm:

wojna! Wojna! Wojna! Serca aniow, demonw, Gbian, geniuszy, dinnw, sylfw i salamander podchwytyway ten rytm, biy szybko i trwonie. Wojna! Wojna! Wojna! Na Ziemi zdziwieni ludzie wpatrywali si w nocne niebo. Dawno nie widzieli tylu spadajcych gwiazd. Prdko! - woali - Powiedz yczenie, zanim zdy zgasn! Skrzydlaci jedcy z pochodniami w doniach niezmordowanie przemierzali Kosmos.

*** Traktami i szlakami Wszechwiata maszerowaa armia. Niezliczone rzesze pieszych i konnych rozpdzay i spychay z drogi wozy wieniakw na rwni z taborami bogatych kupcw, cigncych do Krlestwa. Pod sztandarami w barwach ez, krwi, popiou czy mroku szy z najdalszych zaktkw Kosmosu Zastpy Paskie, rwno, legia za legi. I cho usta onierzy pieway buczuczne, stracecze lub sprone pieni, odgos ich krokw wybija ten sam nieubagany rytm co kopyta wierzchowcw, ktre niosy

na grzbiecie skrzydlatych posacw z pochodniami: wojna.

*** - Imponujce! - powiedzia Asmodeusz z podziwem. - Jestem pod wraeniem. Jak ich pozyskae? Azazel, szef gbiaskiego wywiadu i najlepszy skrytobjca, jakiego wydaa Otcha, w umiechu wyszczerzy zby. - Tajemnica zawodowa. Musz przyzna, e naprawd jestem z

nich dumny. - Masz powody - przyzna Zgniy Chopiec. Zaczynam by zazdrosny. Chlubiem si moimi dinnami, a ty ucierasz mi nosa. Na niedosz ofiar Abrahama, przecie to wielkie Galla! Ich si nie da oswoi! - Cierpliwoci mrukn Azazel. i prac... -

- Chyba kaczugiem i elazem. - Te - przyzna szef wywiadu. Stali przed frontem oddziau

zoonego z ogromych, zowrogich demonw uchodzcych za cakowicie nieokieznane, wielkich Galla. Paskie pyski z ostrymi kami byy niechlujnie wymalowane na czerwono w proste znaki i symbole. Wymalowane wie krwi. Przekrwione biaka oczu byskay wciekle. W renicach pono czyste szalestwo, niepowstrzymana dza mordu. Porastajce by gste kudy byy posplatane w dziwaczne fryzury, pene brzydkich, kiepsko wykonanych ozdb z uomkw koci i pazurw. Twarze, ani ludzkie, ani zwierzce, szpeciy liczne blizny i

prymitywne tatuae. - Czym walcz? - spyta Zgniy Chopiec. - Pokazujesz mi ich nieuzbrojonych. Tradycyjnie. Sierpami i specjalnymi hakami. Noami bojowymi i krtkimi wczniami. Czasem te nowoczesn broni. S bardzo silne. W walce wpadaj w sza bojowy. Nie sposb ich zatrzyma. Malownicze powiedzia Asmodeusz. - Ale czy bdzie z nich jaki poytek na wojnie? To dzikie bestie. Wpadn w furi i rzuc si

na siebie wzajem. Wybacz, ale twj sukces wydaje mi si raczej treserskiej ni bojowej natury. Azazel potrzsn gow. - Galla, mj drogi, nie potrzebuj jedzenia ani wody, nie s podatne na dze cielesne... - To wspaniale - mrukn pod nosem Zgniy Chopiec. - Nie chciabym goci adnego z nich nawet w najpodlejszym z moich burdeli. Niezraony Azazel cign:

- S niebywale odporne na bl i trudy, gardz saboci, yciem i mierci, nie ma w nich ani krzty dobroci, litoci czy wyszych uczu. Nie rozrniaj dobra i za. S sam nienawici i agresj. Ale jedno potrafi. Suy fanatycznie, a po grb, temu, kogo uznaj za pana. No i s inteligentne, wbrew pozorom. Doprawdy? uprzejmie zainteresowa si Asmodeusz. - A kogo niby uznaj za pana i w jaki sposb? Azazel wzruszy ramionami.

- Wska ktrego. Zgniy Chopiec przeszed kilka krokw wzdu szeregu i machn rkaw kierunku szczeglnie rosego Galla. - Niech bdzie ten. - Przedstaw si - rozkaza Azazel. - Dugur - rzek demon gbokim, warkotliwym gosem, ktry zdawa si wydobywa nie z garda, lecz gdzie z gbi trzewi. - Wielki Galla z klanu Harah, rodu Sagma, z ojca Szagara.

- Powiedz mi, Dugur, czemu mi suysz? Co jakby cie gorzkiego umiechu pojawio si na twarzy demona. - Gdy okazae si wikszym okrutnikiem, bardziej bezwzgldnym i pozbawionym skrupuw ode mnie. Odwieczne prawo nakazuje wic pochyli przed tob gow i wyla krew na ofiarne kamienie. Kto wzbudzi groz w sercach Galla, zostaje ich panem. Nienawidz ci, lecz zdechn za ciebie lub na twj rozkaz, bowiem jestem taki, jakim mnie stworzono.

- Moge go tego nauczy jak papug - burkn Asmodeusz. Moge nauczy kadego. - Dugur, wiesz z kim teraz rozmawiam? Galla skin gow. - To pan Asmodeusz - rzek beznamitnie. Waciciel najwikszej sieci kasyn i burdeli w Limbo i Otchani, zwany Zgniym Chopcem, bo w wdce, cynizmie i luksusie prbuje utopi samotno i brak sensu ycia. Za to gardzimy tob, lecz pochylamy gowy przed twoj odwag, brutalnoci i pogard mierci, Asmodeuszu.

- Mam nadziej, e tego go nie nauczye, Azazelu - sarkn z przeksem Asmodeusz. Szef wywiadu Gbi klepn go w plecy. - Chod, napijemy si wina, eby utopi samotno i brak sensu ycia.

*** Faleg, Pan Wojny, siedzia w swoim namiocie pogrony w zadumie. Gboka bruzda przecinaa

czoo, tworzc rwnoleg lini do krtko przystrzyonych stalowoszarych wosw. Dowdca piechoty Krlestwa nie czu euforii wojennej. Niegdy, kiedy by mody, tak. W sercu mia wwczas dum, si i dz walki, na ustach wzniose, twarde sowa, w gowie peno marze o sawie, triumfach i szlachetnych zmaganiach. Z biegiem lat wadza staa si brzemieniem trudnym do zniesienia. Z dzy walki pozostaa powinno obrony Krlestwa, ze sawy odpowiedzialno za idcych do boju onierzy, z wzniosych myli prba ocalenia honoru i godnoci.

W snach Faleg, Pan Wojny, widzia teraz nie triumfalne powroty w chwale zwycizcy, lecz trupy i krew. O wiele za duo trupw i krwi. Na zewntrz trzy wieo przybye legie oczekiway, e do nich przemwi. A Faleg, zamiast o zaszczycie uczestniczenia w bitwie, o ktrej szeptano z podnieceniem, e bdzie t zapowiadan, ostateczn, Armagedonem, myla o setkach, tysicach i setkach tysicy modych skrzydlatych lecych w bocie, twarzami ku ziemi, z wyprutymi wnrznociami, wypalonymi oczami i potrzaskanymi komi.

Ale tak trzeba, jeli to bdzie cena za uratowanie Krlestwa. Za uratowanie wszystkiego, w co Faleg wierzy i czemu powici ycie. Dowdca piechoty z westchnieniem podnis si z zydla. Ledwie wyszed przed namiot, powita go chralny ryk radoci. Faleg uciszy onierzy gestem rki. - Skrzydlaci! - zawoa gromko. Czy jestecie gotowi umrze za Krlestwo?! Kolejny, jeszcze goniejszy wybuch entuzjazmu. Wszyscy byli gotowi umiera za Krlestwo.

*** Jednooki Kruk, Baal Chanan, dowdca Harab Serapel, przejeda tam i z powrotem przed frontem swoich oddziaw. Czarny bojowy smok, ktrego dosiada, charcza, plu ogniem i wywraca lepiami, prbujc wyrwa si spod kontroli, lecz elazna rka jedca twardo dzierya wodze. Lewe, sparaliowane rami przytrzymywa temblak z ptna. Nad prawym barkiem, niczym osobliwy sztandar, growao jedyne skrzaste skrzydo, zakoczone ostrymi hakami. Bysk

w ocalaej renicy, ktra lustrowaa rzdy odzianych na czarno onierzy, by zimny i pozbawiony uczucia, niczym tafla lustra. Kruki dosiadali smokw, a uzbrojenie mieli tradycyjne, gdy nowoczesna bro palna sabo sprawdzaa si w duej, otwartej bitwie, poniewa w konfrontacji z mocami i umiejtnociami bojowymi wikszoci skrzydlatych okazywaa si nieskuteczna. Harab Serapel nosili wic miecze, zabjcze pomienne lance i dugie sztylety. Stali milczcy, z nieruchomymi twarzami, niewzruszeni niczym skalna ciana.

- ywi i martwi... na pastw Krukw! - wykrzykn ochryple Baal. Na prastare, bojowe zawoanie odpowiedzieli jednym gardem: - Niech si nasyc! - Krew i Krukw! pooga na chwa

- Niech si upoj! - Popi i mier! - Popi i mier! - ryknli rwno. Zimne lepie Baal Chanana beznamitnie przelizgiwao si po

twarzach onierzy.

*** Azariusz, dekurion w Legii Cierni, wiczy nowo zwerbowanych rekrutw, a obawa o losy Krlestwa ara mu serce jak rdza zera elazo. Na Gbi, co za straszliwe niebezpieczestwo musi wisie nad pastwem Siedmiu Nieb, skoro powouje si pod bro podobne miso armatnie. Banda dzieciakw i trzscych si ze strachu pisarczykw. Niektrzy z nich nie maj nawet tyle siy, eby podnie

miecz, a co dopiero si nim zamachn. Podczas wicze kalecz si nawzajem albo przewracaj. Niech Jasno ma w opiece tak armi. Chyba nie ma sensu dawa im broni do rk. Pierwszy oddzia wroga po prostu ich rozdepcze. Przesun rk po twarzy. - Sta! Dosy! - wrzasn. - le! Fatalnie, do cholery! Co to ma by?! W ten sposb poucinacie sobie rce albo skrzyda! Dobra, pokazuj jeszcze raz. Ale patrze, co robi, skrzydlaci! Nie gapi si po krzakach!

Podszed do chuderlawego blondynka, ktry trzyma miecz, jakby to bya mija, gotowa zaraz go ugry. - Co ja mwiem? - warkn srogo. - Jak masz trzyma rkoje, co? Bkitne, zazawione oczy popatryway na niego z przeraeniem. - Synu, to jest miecz ognisty. Podstawowa bro Zastpw. Chwy go o tak, widzisz? A teraz zrb proste cicie.

Miecz w sprawnych rkach dekuriona gwizdn w powietrzu. Ostrze natychmiast zaczo si arzy, a przy kolejnym ciciu zimne, niebieskie pomyki lizny kling. Azariusz opuci bro. - Miecz powinien zapon najpniej po drugim ciciu, rozumiecie? W boju nie bdzie czasu na bdy. No, dalej, synu. Powtrz. Blondynek niezdarnie uj rkoje. Usta mu dray, jakby zaraz mia si rozpaka. Jasne loczki oklapy smtnie, a kilka pukli nosio wyrane lady przypalenia.

Azariusz zacisn szczki, bardziej z bezradnoci ni zoci. - Nie - powiedzia, silc si na spokj. - le. Popatrz. Przesun kurczowo zacinite donie rekruta, starajc si uoy je w prawidowy chwyt. Blade, sabe palce z atwoci poddaway si woli twardych doni dekuriona. Wok paznokci Azariusz zauway gboko warte, granatowe obwdki. Skr znaczyy sinawe plamy. Atrament.

*** Razjel uwanie przyglda si twarzom zgromadzonych w pracowni magw. Byo ich okoo czterdziestu, samych wyprbowanych przyjaci, uczniw, wsppracownikw. czyo ich jedno. Stanowili elit najlepszych magw Krlestwa. Stali powani, skupieni, wsuchujc si w sowa Ksicia Tajemnic. - Panowie - mwi Razjel. Zdajecie sobie doskonale spraw, jak odpowiedzialne zadanie spoczywa na naszych barkach. Musimy przeciwstawi si

destrukcyjnej magii Cienia. Wszyscy wiemy, e Cie jest odwrceniem wiatoci, a jego potga niemal dorwnuje potdze Pana. Zadanie, ktre stoi przed nami, wydaje si wic przerasta nasze siy. By moe tak jest w istocie. Ale niech nikt nie way si upada na duchu. Jeli Jasno zechce, abymy polegli, polegniemy, do ostatniej chwili bronic Krlestwa. Bronic tak, jak potrafimy - magi. Wybaczcie, e mwi te sowa. Nie padaj one po to, eby was obrazi. Nie wtpi w wasz lojalno, si i uczciwo. Krlestwo nie ma lepszych i lojalniejszych od was.

Jednak na polu walki Siewca bdzie si stara ze wszystkich si osabi nasz wol, niezomno i si. Podsunie nam ponure obrazy klski, zatruje nasz psychik lkiem, poczuciem beznadziejnoci i daremnoci wszelkiego oporu. Bdzie chcia nas zama, a my staniemy do walki bez jakiejkolwiek ochrony oprcz siy woli i umiejtnoci. Nie wolno nam nosi ochronnych talizmanw ani oboy si zaklciami, gdy tym razem musimy przyj na siebie ca moc Cienia, eby ochrania i odcia innych. My, magowie, zostaniemy ich tarcz. I, pojmijcie to dobrze,

panowie, jedyn tarcz, jaka bdzie chroni onierzy przed destrukcyjnym, mrocznym tchnieniem Siewcy. Ani na chwil nie wolno nam osabn, ani przez chwil odpocz. Musimy bez przerwy neutralizowa lub przynajmniej odpycha energi za. To nasze gwne, podstawowe zadanie. Ale nie jedyne. Nie moemy straci kontroli nad przebiegiem bitwy. Bdziemy obserwowa sytuacj w zwierciadach i w miar potrzeb wspomaga zagroone odcinki. Oprcz tego zwracajcie baczn uwag na ewentualne puapki

magiczne, rozmieszczone na polu walki, lub iluzje maskujce. Niczego nie bagatelizujcie. Nadmiar ostronoci nie zaszkodzi. Pytania? - Jedno - odezwa si Kabsziel, byy ucze Razjela. - Czy w skad zespou wejd Gbianie i magowie niezaleni? Ksi Tajemnic skin gow. - Oczywicie. Wszyscy najlepsi. Algivius, Harut, Marut, Pajmon i wielu innych. W ten sposb wypyna kolejna wana sprawa. Wsppraca. Wiem, e magia jest ciek samotnych, ale teraz

koniecznie musimy poczy siy, aby sta si na czas walki jednym organizmem, reagujcym na rozkazy szybko i karnie. Bd zmuszony ustanowi hierarchi podwadnych i przeoonych. Nie oznacza to w adnym wypadku, e rozrniam w waszym gronie lepszych i gorszych. Po prostu sprbuj wykorzysta maksymalnie talenty, ktre macie. To, co powiedziaem, nie oznacza, e zabraknie miejsca na indywidualno. Wprost przeciwnie. Bez kreatywnoci, inteligencji i samodzielnych decyzji kadego czonka ekipy niechybnie

przegramy. Pamitajcie, o jak stawk toczy si gra. Powodzenia, panowie. Niebawem otrzymacie niezbdne wskazwki. Sami wiecie, e wsplne wiczenia s zbdne. Nie jestemy onierzami, a dziaania Siewcy bd nieprzewidywalne. Spotkamy si przed bitw, eby obejrze i sprawdzi teren. To wszystko. - Razjelu, czy jeste pewien, e koledzy z Gbi zechc si podporzdkowa twojej hierarchii? zapyta Saraniel, specjalista od iluzji i zason magicznych. Z pewnoci przytakn

archanio. sytuacji.

Rozumiej

powag

- Zatem do zobaczenia na polu bitwy. - Saraniel umiechn si smutno. - Do zobaczenia - powtrzy Razjel. Magowie rozeszli si w milczeniu.

*** Szynk Pod Misk Soczewicy trzs si w posadach. Stali bywalcy od trzech dni omijali go ukiem, a

mieszkacy pobliskich ulic w tej dzielnicy Limbo siedzieli w domach za zaryglowanymi drzwiami i zatrzanitymi okiennicami, bagajc wiato, eby koszmar wreszcie si skoczy. Szynk Pod Misk Soczewicy odwiedzili bowiem Anioowie Zamtu. Trzeci noc pili na umr, szaleli, wszczynali niekoczce si bijatyki, gwacili jak popado: dziewki suebne, szynkarki, zwyke mieszczki; demolowali karczm. Przyby na pomoc andarmeri rozgromili w przecigu minuty. Mimo nalega mieszkacw nastpny oddzia si nie pojawi. W

okolicy chodziy suchy, e andarmw wstrzyma sam Gabriel. Anioowie Zamtu walili kuflami w ocalae stoy i piewali sprone pieni. - Hulajcie, Dzieci Chaosu! - rycza pijany Ksopgiel. Czerwone lepia lniy jak u demona. - Pijcie! Kto ma umrze, niech zdycha! Kto ma chla, niech si urzyna! Kto ma rn, niech rnie! Pijcie, mwi, suczy pomiocie! Zabawa jest! - Chla! - wrzeszcza Birta. Wina! - Gorzay! - Af porwa si na nogi,

wali pici w kdzierzawy eb zupenie zamroczonego Chemy. - Krwi! - zawy Harbona, toczc wkoo nieprzytomnym, oszalaym wzrokiem. - Krwi! Porwa kufel i z caej siy grzmotn nim w czoo. Naczynie rozpryso si, na podog chlusna struga piwa i szkaratu. Po twarzy pyny czerwone struki. Kolazonta z rykiem wywrci st, rzuci si na Harbon, pra po pysku. - Krew! - charcza.

Zetar rechota tak, e musia ociera pynce po policzkach zy. Karkas ra jak ko, klepic si po kolanach. - Panowie, zapiewajmy! - wydar si nagle Ezrael. - Zota ga, na gazi siedem trupw wisi rzdem... Af paka, tulc do piersi gow Chemy. - Kocham ci, bracie. Jestemy jednej krwi, jednego serca. Zdechn za ciebie. ycie za ciebie oddam. Ty wiesz, co to jest brat? Brat to jest wszystko!

Chema zwymiotowa. Harbonie udao si wybi Kolazoncie zb. Nad szynkiem niczym drapieny ptak kry nieustanny krzyk Ksopgiela: - Hulajcie, Dzieci Chaosu! Bawi si, dalej! Hulajcie!

*** Gabriel patrzy w zote, iskrzce si oczy Ignisa. Miedziana twarz wodza Salamander wyraaa spokj i powag.

- Ignisie - powiedzia Gabriel wezwaem ci, bo chciabym ci podzikowa. Inflexibilis drgn nieznacznie, w zotych oczach mign cie zdziwienia. - Wydaje ci si, e nie zrobie niczego niezwykego - cign regent Krlestwa - ale dla mnie to wyjtkowo istotne. Dostarczye Krlestwu trzy razy wicej wojska, ni bye zobowizany. Dowiedziaem si, e przyprowadzie z sob kadego zdolnego do walki salamandr. Absolutnie kadego - powtrzy z

naciskiem. - Pozostali tylko starcy, kaleki i mae dzieci. Czy to prawda? - Tak, panie - rzek Ignis. Wszyscy dobrowolnie przybyli na wezwanie Krlestwa. Gabriel w zamyleniu bawi si piercieniem. - Tak po prostu, sami za tob poszli? - spyta z niedowierzaniem. Leciutki umiech pojawi si na wargach wodza Salamander. - Spenili tylko obowizek wobec tego, ktry obdarzy ich wolnoci.

Gabriel pochyli si lekko. - Poprowadzie na wojn cay swj lud. Nie boisz si, e wszyscy wygin? - Wtedy pozostanie po nas dobre wraenie - powiedzia Ignis. - Nikt nie zarzuci salamandrom, e nie wiedz, co to lojalno. - Racja - westchn archanio. Mog ci przyrzec, e zrobi wszystko, eby j naleycie doceni. - Dzikuj, panie. - Inflexibilis pochyli gow.

- Niezwyka z ciebie istota, Ignisie. Umiech salamandry pogbi si. - Z ciebie powiedzia. take, panie -

*** Daimon lea w wannie. Przez na wp przymknite oczy docierao do niego agodne, ciepe, zote wiato, ktre przemienio azienk we wntrze choinkowej bombki. W Krlestwie nigdy nie pada nieg, pomyla. Ale na Ziemi tak. Jaka

tam moe by pora roku? Pewnie zima. Kiedy ukrywa si w baraku Samaela, padziernikowy wiatr zrywa z drzew licie. W Krlestwie czas pynie inaczej. Pewnie ludzie szykuj si na Boe Narodzenie. Choinka, st, prezenty. To banalne, ale takie adne. Nagle zapragn siedzie tak z Hij. Przy witecznej kolacji, przy zwykym niadaniu, w pubie przy piwie, na pikniku w lesie. Po raz pierwszy w yciu Daimon Frey, Anio Zagady, chcia by czowiekiem. adnych obowizkw wobec Krlestwa, adnej odpowiedzialnoci za losy Wszechwiata, adnej mocy, magii,

Burzyciela wiatw, Taczcego na Zgliszczach, po prostu on i Hija. Dwie istoty, dwoje ludzi. Bardzo tskni do Hiji, ale teraz, w przededniu bitwy, nie potrafi zdoby si na to, eby odwiedzi wysp. Co mgby powiedzie swojej widmowej mioci? Nie, teraz nie jest w stanie jej odwiedzi. Ciepa woda w wannie zachowywaa si przyjanie i uprzejmie, koysaa anioa w ramionach, usypiaa, szemraa co w kojcym, niezrozumiaym jzyku, przypominajcym mow morskich fal, ale agodniejsz i oswojon.

Chcia, eby trwaa przynajmniej ta chwila, jeli pragnienie bycia z Hij naprawd jest takie nierealne. Powoli zasypia. - Witaj, destruktorze - zaszemra tu przy uchu anioa ledwie syszalny szept. Daimon oczy. natychmiast otworzy

- Duma? Jak tu wlaze? Paskudny pysk Anioa miertelnej Ciszy wykrzywi umiech. - Aaa, ma si rne sposoby.

- Do diaba, to moja prywatna azienka! Nie zamawiaem towarzystwa, w kadym razie nikogo twojego pokroju. Duma potar paski nos. - Nie odpowiadaj ci moje wdziki? - zarechota. Daimon unis si na okciach i usiad. - Anielic - powiedzia powoli. Rozumiesz? Lubi anielic. Ktrego sowa nie zrozumiae? - Ja te - wyzna Duma. - Chocia chyba wol demonice. S gortsze. I atwiejsze, co tu kry.

Frey si rozemia. - W sumie racja - przyzna. Przyszede pogada o panienkach? - Przyszedem z wizyt- zaszemra szept. - Porozmawia. O wojnie, na przykad. Daimon zesztywnia. - O tym akurat najmniej chce mi si rozmawia - mrukn. Duma zmruy oczy. - Nie bj si, nie bd ci pyta, czy dasz sobie rad, ani opowiada,

jaki ciy na tobie obowizek. Kto tam wie, jak to naprawd jest z t przepowiedni. Trudno uwierzy, eby jeden anio decydowa o losach Wszechwiata, nie? - Chtnie bym nie wierzy, Duma. Anio miertelnej Ciszy pochyli si nad wann. - No, a gdyby przypadkiem przepowiednia mwia prawd, to masz chyba jeszcze Klucz do Czeluci, co? Daimon wzruszy ramionami.

- I co mam z nim niby zrobi? Zawiesi sobie na szyi? Pola troch wosku przez ucho? Duma podrapa si po brodzie. - Nie mgby powtrzy tamtego numeru ze spychaniem w Chaos? Frey spojrza z politowaniem w brzydk twarz Dumy. - Stary, nie udawaj kretyna, dobrze? To ju nie ten Chaos i nie ten Cie. Wszystko ewoluuje. wiat. My. Nawet Pan. A wraz z Nim Jego przeciwiestwo. Nie ma ju Czeluci. Antykreator obj j w

posiadanie i wypeni sob. Gdzie mam go zepchn? W niego samego? Duma znw potar nos. - Zasmucie mnie - powiedzia. Smutno w wiecie, gdzie nie ma Czeluci, takiemu jak ja. Anio miertelnej Ciszy, wieczny wyrzutek. Przeszkadza tam, gdzie wszystko tak adnie uporzdkowane. Anioek to liczny facecik w nocnej koszuli i utrefionych lokach. Koniecznie zotych. A ja? Z takim pyskiem i kwalifikacjami? Nie miej si! Ciebie to te dotyczy. - Wycelowa w

Daimona palcem. - Zamknij si, wieczny frustracie. - Frey zby go machniciem rki. Nie wierz w ani jeden z twoich dylematw. - Jestem na skraju depresji zaszemra Duma, ale oczy mu si miay. - Powanie. Potrzebuj wina i rozmowy. A moe nawet gorzay i rozmowy. Masz co w domu? Frey sign po rcznik. - Poczekaj, tylko wyjd z wanny.

*** Gabrielowi zdawao si, e cay wiat zamar w oczekiwaniu. I by moe byo tak w istocie. W kadym razie, gdy odezwao si oko dnia, Gabriel wiedzia. Spokojnie wysucha raportu, ale twarz mia bia jak ptno. - Zaczo si - powiedzia do Michaa i Razjela. - Siewca si wamuje. Mamy wojn.

Rozdzia XII

Nie ogarnia tego. Czu przeraajc pewno, e wszystko wymyka mu si z rk. Przede wszystkim nie ogarnia wzrokiem pola bitwy. Na Jasno, wiedzia ilu aniow licz Zastpy, ale nigdy nie oglda ich zgromadzonych razem. Sztab mieci si na specjalnie usypanym wzgrzu; Gabriel gapi si w zwierciada, ale dostrzega tylko niezliczon liczb stojcych w pyle onierzy. Nie rozrnia formacji i oddziaw. Luster te byo

za duo. Widoczny w nich obraz nie ukada si w spjn cao. Stukn palcem w tafl najbliszego. - Szukaj Michaa - rozkaza. Obraz rozmaza si gwatownie i rwnie prdko skupi na postaci wodza Zastpw. Micha z oddziaami konnicy sta w pobliu najwikszej z trzech bram, wiodcych z prowincji bezporednio do Szstego Nieba. Zdj hem, a jego szafranowa czupryna przypominaa wielki nagietek. Rozmawia ze swoim rudym rumakiem, Kling.

Bramy stanowiy newralgiczne punkty obrony. Zostay moliwie silnie ufortyfikowane, broniy ich najsilniejsze oddziay, a konnica Michaa i piechota Falega miay zepchn na bok siy Siewcy tak, eby nie dosigy adnej z nich. Na papierze wszystko wyglda tak prosto, pomyla z rozpacz Gabriel. A przecie nie wiemy nawet, jak wyglda armia Cienia. Jeli Siewca sforsuje cho jedn bram, dostanie si do Krlestwa. Archanioowi na sam myl zrobio si zimno. - Rozszerz - powiedzia do lustra. Zobaczy rzesz poruszajcych si punktw, rozmazujc si w jedno

falujce jezioro, a potem morze istnie. Gabriel nie by w stanie rozrni poszczeglnych postaci. Nic, tylko poruszajce si morze metalicznego koloru, lnice barwami tczy jak rozlany olej. Oto anioowie Pascy, pomyla z gorycz. Bezksztatna masa idca na rze. Ciekawe, czy Jasno tak nas postrzega? Spojrza na niebo. Gbok, paskudn szaro przecinay smugi czerwonych i fioletowych wiate, podobnych do gigantycznych reflektorw-szperaczy. Widomy znak, e Siewca otwiera przejcie. Poowa niebieskiej czaszy miaa

nienaturalny, brudno rudy kolor. Stamtd przyjdzie mier, przemkno przez myl Panu Objawie. Ju od kilku dni anioowie mogli znw swobodnie oddycha, bo znacznie spad poziom mocy Cienia. Kolejny znak, e Siewca przybywa z wizyt. Musia woy wszystkie siy w budowanie przejcia, wic odpuci sobie trujc blokad. Gabriel z niepokojem patrzy w niebo, szukajc pierwszych symptomw wamania, ale i tak najpierw poczuli je magowie. Eratel nagle poblad, osun si na kolana. Miraniasz uchwyci si ramy

zwierciada. Sztab magw znajdowa si na przeciwlegym wzgrzu co kwatera Gabriela. Razjel uwaa ten pomys za nie najlepszy. Wolaby znale si bliej przyjaciela i centrum dowodzenia, ale Micha upiera si, e to najbezpieczniejsze miejsce, a bez magicznej osony wszyscy anioowie natychmiast si podusz. Razjel obrci si byskawicznie, spojrza na Eratela. - Stawia blokad! - krzykn Natychmiast! Rwno! Magowie zaparli si stopami w

ziemi, stojc porodku wyrysowanych zawczasu krgw, wycignli ramiona, rdki lub rytualne noe i rozpoczli inwokacje. Zdyli w ostatnim momencie. Uderzya w nich fala tak potna, e omal nie zwalia wszystkich z ng. - Wstawaj Eratelu! Wstawaj! rykn midzy jedn a kolejn formu Razjel, ktry wyczuwa znaczne osabienie blokady w miejscu, gdzie brakowao anioa. Oszoomiony Eratel podnis si i zacz wykrzykiwa zaklcia. Razjel trzs si z zimna, a co, co

przecie nie byo wichur, szarpao jego warkoczem. Na szczcie by zbyt zajty, eby zdawa sobie spraw, e tak lub nawet gorzej bdzie, nim bitwa si nie skoczy. Zaczo si od tego, e niebo pko. Jedna poowa opada w d, jak rozbite szko. Gbokie tpnicie wstrzsno ziemi, tak e wielu w pierwszych szeregach Zastpw zachwiao si i upado. Nie podnieli si ju nigdy. Zdawao si, e zabia ich nie tyle eksplozja, co sam huk. Fala dwiku, przypominajcego wrzask istoty wikszej ni Kosmos, zmiadya czaszki i piersi onierzy stojcych najbliej wyrwy, wielu

leao na ziemi, krwawic z uszu i nosa. Wyrwa poszerzaa si szybko. Tam, gdzie powinien znajdowa si horyzont, otwara si otcha. Niektrzy postrzegali j jako czer, dla innych miaa szary lub brudnoczerwony kolor. Ale oczom wszystkich obrocw jawia si jako prawdziwa odwrotno wszechrzeczy, jako wcielone zo, zo ponadczasowe, bezsensowne, agresywne. Patrzyli w jego twarz i zmuszeni byli odwraca oczy, nie mogc spoglda w Cie, tak jak nie mogli spoglda w oblicze wiatoci. Szczeglnie le znosili pierwszy kontakt z Mrokiem

Gbianie. Ci, ktrzy przeciwstawili si Jasnoci, w uamku sekundy pojmowali, e na zawsze pozostan Jej czci, a Cie przeraa ich i napenia obrzydzeniem tak samo jak poddanych Krlestwa. Wyrwa wygldaa niczym wielka rana na niebie. Odcinay j rwne granice, liskie, lnice gbok purpur. Otwarta wewntrz przestrze zdawaa si nie mie koca. Cienie i nieokrelone ksztaty pulsoway w gbi. Powoli zaczy pezn ku osiemnastej prowincji. onierze wiatoci z napiciem wpatrywali si w pyncy na nich dym - nie dym, kby przelewajcej

si, bezksztatnej substancji. adnej armii nie byo wida. Tylko mas pulsujcej ciemnoci. Razjel opuci rdk, skupi wzrok na tafli zwierciada. Teraz, gdy stana bariera, mg sobie pozwoli na chwilowe rozproszenie uwagi. Trzydziestu magw wystarczyo, by utrzyma zaklcia. Pozostali mieli zmienia zmczonych, a na razie ledzi sytuacj na polu bitwy. Bkitne jak akwamaryn oczy Razjela zwziy si. Pyncy z rozpadliny dym nie podoba mu si. Bardzo. Kiedy wreszcie zrozumia,

byo za pno. - Algivius, Zazel! Zamrocie to! Obaj magowie te dostrzegli niebezpieczestwo, mocnymi gosami wypowiadali zaklcia, ale z rozpadliny run ju wodospad gstego, krwawego luzu. La si z gry niczym upiorny deszcz na szeregi IV i VII Legii Tronu, stojce tu przed krawdzi wyrwy. Lepka ciecz zalaa natychmiast cztery centurie. W mgnieniu oka rozpucia zbroje, wara si w ciaa. Skrzydlaci poraeni fontann kwasu zginli na miejscu, przemienieni w krwaw, syczc brej. Powstae

boto wrzao, z pkajcych pcherzy wydobywa si fetor zgnilizny. Mniej szczcia miay pozostae formacje czwartej i sidmej Legii Tronu. Anioowie, ktrych luz tylko obryzga, wili si w konwulsjach, prbujc zetrze gst ciecz z twarzy i cia. Zrywali pancerze z patami skry, hemy z przylepionymi w rodku kbami wosw. Wydrapywali oczy w rozpaczliwej prbie usunicia z nich luzu. Gnili ywcem. Skra uszczya si, odpadaa patami, odsaniajc minie, ktre natychmiast dotyka proces rozkadu. wieciy nagie czaszki, wyaziy koci, tawe,

kruche niczym kreda, a onierze Legii Tronu wci nie mogli umrze. Nad polem bitwy podnis si miertelny krzyk. Anioowie, na ktrych spady tylko pojedyncze krople, z przeraeniem patrzyli na rozrastajce si, od razu gnijce rany. mierdziao trupem. - Idzie druga fala! - krzykn Razjel z rozpacz. - Zamraa! Algivius, Zazel, Mitiasz i Pajmon rwnym gosem wykrzyknli formu. Donie Razjela migay w powietrzu, wykonujc seri byskawicznych gestw.

- Nie rozprasza si! - warkn archanio do pozostaych magw. Trzyma barier! W rozwartej szczelinie kbi si niby-dym. Powsta wysoko, wypitrzy si, by spa na kolejne rzesze skrzydlatych, gdy pi bkitnych smug wiata wystrzelio ze wzgrza magw. Byy blade, ledwie widoczne na tle szarego nieba, i mao ktry obroca zdy je zauway. Gdy uderzyy w mas luzu, zadrgao powietrze. Rozleg si trzask przypominajcy pkanie kry i krwawa ciecz zamarza. Na jej chropawej, nierwnej tafli wiato zaamywao si tczowo.

U stp zamarznitego wodospadu, niby pod jakim dziwacznym ofiarnym obeliskiem, konali skrzydlaci z Legii Tronu. Zazel dotkn ramienia Razjela. Pan Tajemnic spojrza w blad jak papier twarz. - Czy mona im pomc? wyszepta wstrznity anio. - Czy moesz im jako pomc? Oczy Razjela byy bkitne jak ld na grskim jeziorze. Skin gow yczenie mierci. i wypowiedzia

onierze znieruchomieli.

Legii

Tronu

Skrzydlaci z Legii Pyu, Legii Piasku i Legii Pomienia, stojcy w drugim szeregu za Legi Tronu, nie cofnli si ani o krok. Twarze mieli poszarzae i cignite, w oczach napicie. Nie drgnli te Gbianie z regularnej, zacinej armii Lucyfera. Cztery kontyngenty cikozbrojnej, doskonale wyszkolonej piechoty. Nie byo ich wielu, ale budzili podziw karnoci i umiejtnociami. Stali teraz rami w rami z anioami. Czekali. Zamar Gabriel wpatrzony w

zwierciada. Rumaki parasim i smoki bojowe Gbian przestpoway z nogi na nog. Fantazyjne bukraniony nadaway im wygld stworze z odlegych Stref Poza Czasem. Obracajc si w miejscu w nieustannym wirowaniu, czekay merkawot, rydwany, podobne do ujarzmionych byskawic. Powietrze wok Chajot, cikich wozw bojowych, wibrowao nieustannym, gbokim pomrukiem. Trony stay nieruchome,

olbrzymie sykiem.

grone.

Pony

Caa sprzymierzona armia Gbi i Krlestwa zamara w oczekiwaniu. Cisz przerywa tylko wysoki, piewny brzk rydwanw i basowy pogos chajot. Wszystkie serca biy na alarm, wszystkie oczy ledziy ogromn na p nieba, zamarznit kurtyn. Pka z trzaskiem, rozsypujc wokoo odamki lodowych rubinw. Zdawao si, e w tym samym momencie cisza przemienia si w zgiek, wrzask i szczk broni, gdy dwie armie stary si ze sob. Przez

dziur w niebie wylewaa si masa zakutych w lnic czer onierzy. Ich zbroje byy uskowate, byszczce oleicie, gadkie jak skra gada. W oczach skrzydlatych wglday dziwacznie i gronie. Hemy onierzy Mroku przywodziy na myl gowy owadw, odbieray napastnikom wszelkie indywidualne cechy. W brzydkich, dziwnie rozmieszczonych szczelinach byskay czasami lepia - te, czerwone, zielone lub czarne, ale i one wydaway si anioom obce, bezduszne, owadzie. Ogniste miecze, sypic iskrami, stary si z krtkimi, matowymi

ostrzami onierzy Cienia i wkrtce okazao si, e mrwcze wojsko Siewcy jest jednak miertelne. Wielu pado pod ciosami pomiennych kling, uskowate pancerze byy twarde, ale moliwe do rozprucia. mierdziao krwi i przypalon tkank. Anioowie walczyli zaciekle, lecz i oni ponosili straty. Na ziemi, w pyle, leay ciaa wielu skrzydlatych. Popi, wzbity w gr stopami walczcych, unosi si chmur nad polem bitwy, przesania widok, wdziera si do oczu i garde. Z rany na niebie nieustannie sczy si ciki czarny dym, ktry zasnu poow prowincji

niemal cakowit ciemnoci. - Cholera! - wrzasn Gabriel, grzmotnwszy pici w ram zwierciada. - Nic nie wida! Bitwa zamienia si w szereg obrazw, epizodw wyaniajcych si z pyu i dymu, niczym odbicia w pknitym lustrze Gabriela.

*** Ze szczeliny wysypywaa si teraz kawaleria Cienia, jedcy odziani w uskowate pancerze, dosiadajcy

wierzchowcw podobnych do smokw, czy pokracznych morskich konikw. Wskie by o ogromnych, wodnistych oczach, pokryway niezliczone rogowe wypustki, szyje i tuowia osaniay wielkie tarczowate uski, zachodzce na siebie niczym segmenty. Smoczy ogon koczy si kostn narol, przypominajc mot. apy byy pazurzaste jak u ptakw. Jedcy dzieryli miecze i krtkie lance. Wpadli midzy piechot Krlestwa, cili i rbali niczym drwale karczujcy las, bo opancerzone brzuchy i nogi rumakw okazay si odporne na miecze i wcznie obrocw.

Anioowie i Gbianie szlachtowani i tratowani.

ginli

- Parasim! - wyrwa si z tysicy garde bojowy okrzyk jazdy Krlestwa i kawaleria pod wodz Michaa runa na rycerzy Cienia. Lance pluny pomieniem, ogniste miecze zapieway w powietrzu. Zwarli si. Jazda Siewcy tylko przez chwil dawaa odpr wciekej szary parasim. Anioowie wpadli w ni niczym lawina. Ogniste miecze rozrbyway uskowe pancerze, lance spopielay jedcw. Bojowe rumaki Krlestwa z kwikiem rzucay si na bezrozumne, niewywiczone wierzchowce Siewcy, ktre, szalone

ze strachu, wierzgay i ponosiy w panice. Szczki koni z trzaskiem druzgotay pyski i nozdrza, kopyta celoway w brzuchy, amay nogi. Starcie zamienio si w rze. - Parasim!!! - wyli upojeni zwycistwem anioowie, dobijajc resztki jazdy Mroku. - Parasim! - krzycza Michael, a pomienny miecz, taczcy w jego doni, lni czerwono jak rozwiane wosy archanioa. Z mroku i dymu wyoni si niespodziewanie kolejny oddzia kawalerii Cienia, uderzajc na

parasim z flanki. - Luciferos!!! - rykna kawaleria Lampki. Bojowe smoki ruszyy do walki. Wierzchowce Siewcy prboway ciosw opancerzonymi ogonami, ale pazury smokw bez trudu zdzieray pyty ich bojowych pancerzy. Oszalae z blu, krwawice ciemn posok zwierzta, waliy si pod nogi wasnych pobratymcw, potgujc chaos. Jedcy wicej wysiku musieli wkada w opanowanie sposzonych wierzchowcw ni w sam walk. Kawaleria Lucyfera bezlitonie wykorzystywaa przewag. Z krzykiem: Wolno i

sia! Gbianie wyrzynali rycerzy Mroku, dobijali rannych, tratowali. Piechota Krlestwa z wyciem radoci rzucia si do boju. W nagym przypywie si zepchna oddziay wroga do tyu. Jazda Lucyfera i Michaa uderzya na piechurw z flanki, zmusia do dalszego cofania. Nagle, na rozkaz Falega, anioowie rozpoczli odwrt. Parasim wykonali elegancki zwrot, smoki Lampki wzbiy si w powietrze. - Teraz! - krzykn Razjel. Algivius i Pajmon spletli palce. Ziemia pod stopami oddziaw Mroku zapada

si. onierze wpadli w gbok rozpadlin, pen wrzcej magmy. Umierali natychmiast, setkami, nie zdywszy nawet poj, co si wydarzyo. Sprzymierzona armia Krlestwa i Gbi wydaa radosny wrzask. Magiczna puapka zadziaaa. - Parasim! potrzsajc lanc. rycza Micha,

- Wolno i sia! - krzycza Lucyfer z grzbietu smoka. - Zamyka! - nakaza Razjel. Rozpadlina zawara si z oskotem, grzebic we wntrzu trupy

nieprzyjaci. Pan Tajemnic otar spocone czoo. Nie umiechn si. Bkitne oczy z napiciem ledziy tafle zwierciade. - Trzyma barier! Rwno! krzykn. Magowie bezgonie poruszali ustami w cigej litanii zakl.

*** Daimon jecha na Piounie rodkiem krgu utworzonego z

Rycerzy Miecza, wewntrz wikszego klina, stworzonego z prcej do przodu Szaraczy. Czu si le, strzeony niczym cenna paczka, ale rozumia, e to konieczne. Bdzie mia jeszcze okazj walczy, kiedy wkroczy do czeluci, gdzie kryje si Siewca. Tam nie podejdzie aden inny anio. Wiedzia, e musi si oszczdza i dotrze pod eskort najdalej jak zdoa, co nie znaczy, e si nie zoci. Obok walczyli jego przyjaciele, towarzysze i podwadni, a on podrowa niczym urzdas w lektyce, zamiast stan z nimi w jednym szeregu jak onierz Jasnoci i Rycerz Miecza.

- Kto cierpliwie czeka, zbiera owoce - usysza w gowie gos konia. - Jeszcze zdymy spyn krwi. - Mdrzysz si, Pioun - parskn. - Wida mam warunki odpowiedzia ko. - Nie pozwl emocjom myle za ciebie. - Przesta! - Rozsdny ustpuje, gdy gupiec tryka bem w mur - oznajmi Pioun i umilk. Daimon zacisn usta.

Denerwowa si, a nawet lka pojedynku z Siewc; wolaby zaj si walk, zamiast jecha jak baran na rze, midlc w gowie wszystkie warianty. Oczywicie, musi zachowa spokj, ale ko nie powinien przypomina o tym tak pryncypialnie. Znalaz si mdrzec tego wiata, pomyla z irytacj, lecz zaraz przypomnia sobie, e to Pioun wniesie go w czelu i podejdzie tak daleko, jak tylko zdoa, chyba e obaj zgin wczeniej. Poczu wdziczno dla przyjaciela i ulg, e jednak nie bdzie sam.

Pochyli si nad grzyw, poklepa szyj wierzchowca. - Wybacz, stary - szepn - masz racj. Powinienem czciej ci sucha. Emocje! parskn z dezaprobat ko. - Ale rozumiem.

*** Kamael walczy na czele Szaraczy. Znw jako Rycerz Miecza, dowdca. Rozpierao go szczcie. Chcia krzycze z radoci.

Gdyby mia teraz zgin, odszedby bez alu. Wiedzia, e powinien by przy Daimonie, podtrzymywa przyjaciela na duchu, osania go w razie niebezpieczestwa, ale nie potrafi. Upaja si walk, bliskoci towarzyszy, radoci, e stoi po stronie dobrej sprawy, po stronie Jasnoci. - Niech Miecz prowadzi i zwycia! krzycza, wyprowadzajc celne, precyzyjne ciosy. Kawaleria Mroku okazaa si wicej ni kiepska, ale nie piechota. Wcznie godziy w brzuchy

wierzchowcw, miecze kaleczyy nogi. Kamael musia si przebija do przodu, bez wzgldu na cen. Czas jest cenny, a pojedynek Daimona moe przesdzi o losach wojny. Gbiaski lampart bojowy, ktry towarzyszy Kamaelowi w bitwie, budzi podziw perfekcyjnym wywiczeniem. Osania brzuch wierzchowca przed ciosami, przelizgujc si midzy nogami pdzcego konia z niewiarygodn precyzj. Potne ky rozszarpyway napastnikw, pazury oray uskowe pancerze. Ko Kamaela, powy, zotooki Pomie, by jednym z

niewielu wierzchowcw, ktre zdecydoway si przyczy do buntu Lucyfera. Kamael nigdy nie pyta, ale podejrzewa, e Pomie postpi tak z poczucia lojalnoci wzgldem niego. Legia Siarki, Legia Dymu i Legia Ognia pary powoli na przd, a Rycerz Miecza, Kamael, czu, e jego ycie nie zostao do koca zmarnowane.

*** - Co to jest?! - krzykn Nuriel,

dgajc palcem w zwierciado. Zazawione, opuchnite od dymu oczy Gabriela spojrzay nieprzytomnie. - Wyazi ze szczeliny! Gabriel przypad do lustra. Patrz!

- Posa wozy bojowe Chajot! Z czeluci wypezay ogromne, opancerzone stwory, przypominajce owady poczone z maszyn. Zdaway si pokraczne. Niezgrabne segmentowe nogi przesuway si z chrzstem, zaczepiay o siebie. Wyglday jak

kikuty nierwnej dugoci, obcite w popiechu. Stwory zataczay si, ale twardo pezy do przodu. Porodku tuowi chwiay si cienkie, rwnie segmentowe szyje, zakoczone bezokimi paszczami. Niektre miay cae pki takich szyi, inne tylko jedn lub dwie. U czci pokracznych chrzszczy, jak ochrzci je na wasny uytek Gabriel, w ogle nie byo segmentowych macek, tylko co w rodzaju gigantycznych szczk. Wszystkie porastao mnstwo gruzowatych wyrostkw, wypustek i guzw. Regent bezradnie, Krlestwa patrzy jak ku stworzeniom

przyskakuj oddziay skrzydlatych i cofaj si, ponoszc dotkliwe straty. Mackowate szyje raziy aniow trujcym, smrodliwym dymem i fioletowymi pomieniami, spopielajcymi obrocw na py. Zapalajce pociski, podobne do maych komet, wybuchay na i pod pancerzami, nie czynic szkody atakujcym. Krzyk triumfu, gdy jeden z granatw urwa czonowat nog potwora, przerodzi si w jk zawodu, bo gruba, gruzowata narol na pancerzu natychmiast pocza pcznie, przemieniajc si w nowe odne. Naprzeciw potworom Mroku ju

toczyy si Chajot, wibrujc niskim pomrukiem. Wonice cisnli naczynia gniewu, paskie, obe pociski burzce. Pomkny ze wistem, a ich lnice czerwone lepia wypatryway sabych punktw celu. Uderzyy. Pierwszy rozprysn si na pancerzu stwora, urwa pk macek, nie czynic wicej szkody. Natychmiast zaczy odrasta. Drugi odbi si do gruzowatej powierzchni, wybuch w powietrzu, ranic wielu obrocw. Pozostae take okazay si nieskuteczne. Chajot pociskw, zaniechay z brzkiem sypania opuciy

poczwrne skrzyda, otwary cztery dysze, przesonite maskami o ksztacie lwich i byczych pyskw, powoli szykujc si do natarcia. Machiny chaosu zatrzymay si, rozwary podobne do owadzich szczk klapy z przodu i zamary w bezruchu. Chajot ruszyy. Spod k podniosy si chmury popiou. Zazbiajce si i rozplatajce podczas biegu tarcze wydaway charakterystyczny, wysoki wist. Trzydzieci sze wozw bojowych poruszao si rwno, niczym ostrze gigantycznej kosy.

Owadzie machiny z chrzstem osiady na brzuchach, z odgosem przypominajcym westchnienie wcigny odna. Spomidzy rozwartych szczk wydoby si snop olepiajcego, fioletowego wiata. Fala uderzeniowa towarzyszca eksplozji rozdara trzy wozy bojowe na strzpy. Zdara pokrywy pancerza, odara wonicw ze skry i mini, pozostawiajc ponce, poszarpane szkielety skrzydlatych i ich machin. Cztery Chajot zataczay si niczym pijane, na poamanych koach, z opalonymi, powyginanymi pancerzami. Jeden wpad w grup

wasnych onierzy i eksplodowa. Pozostae wozy pary do przodu. Wypluy z hukiem chichoczce, ogniste kule, ktre zalay machiny Siewcy jedn aw pomieni. - Chaszmal! - rycza do oka dnia Gabriel. - Chaszmal! Natychmiast si wycofuj! To nie czas na brawur! Wdz chru Chajot nie sysza lub nie chcia sysze. Tylko jedna machina Siewcy ulega uszkodzeniu. Dymia spod brzucha, ale segmentowe macki wci raziy przyskakujcych na odlego rzutu pociskiem onierzy Krlestwa.

Ginli spopieleni fioletowymi wystrzaami. Pozostae smoki szykoway si do kolejnej salwy. Rozbyso upiorne, fiokowe wiato. Fragmenty dwch rozerwanych chajot migny w powietrzu. Trzeci toczy si jeszcze jaki czas, wiedziony domi martwych, na wp spalonych wonicw. Ocalae wozy zrobiy zwrot, przegrupoway si. Chaszmal ucieka. Machiny Cienia uniosy si z jkliwym zgrzytem, kikutowate apy wolno przepychay ogromne cielska tak, by obrciy pyski w stron umykajcych chajot. Na szczcie byy powolne.

- Dawa chalkedry! - rozkaza Gabriel. Przypad do niego Zagzagel, ksi Sarim, anio gorejcego krzewu, Pan Mdroci, bardzo wysoki rang, wpywowy wietlisty, obecnie oficer sztabu. - Za wczenie! - krzykn Chalkedry mog si okaza pniej nasz jedyn nadziej. - Nie bdzie dla nas nadziei, jeli ich teraz nie uyj! - rykn zirytowany archanio. - Ale... - zacz Zagzagel, lecz

reszt zaguszy potny huk. Machiny wystrzeliy ponownie i cho na szczcie nie dosigy wycofujcych si Chajot, poraziy oddziay Krlestwa i cz formacji Azazela. Legia Rzeg i ponad poowa Legii Mrowia przestay istnie. Eksplozja obrcia w popi wikszo skrzydlatych, z reszty zdara ywe tkanki, pozostawiajc dogasajce szkielety. Anioowie w sztabie z przeraeniem i niedowierzaniem wpatrywali si w oddzia wielkich Galla, a waciwie niedobitkw, ktre z niego pozostay. Straszliwie poparzone, zmasakrowane demony rzuciy si

do walki. Te, ktrym ar wypali oczy, paczc krwawymi zami poday za bojowym rykiem towarzyszy. Niektre pezy. Wikszo kulaa. Macki machin raziy ich fioletowymi byskami, lecz Galla podali naprzd. Byli zbyt rozproszeni i za blisko, eby dosign ich pomie z rozwartych szczk potworw. Demony dopady smokw, w szale dary sierpami pancerze, rozchylay uski i wpychay pod nie naczynia gniewu. Giny samobjczo, rozszarpane eksplozj, a ich powicenie, ktre z pocztku wydawao si zupenie bezowocne,

zaczo zwolna przynosi rezultaty. Kilka segmentowych pyt pancerza pko, odsaniajc biae, mikkie ciao. Smoki z rykiem prboway si obraca, strzsa napastnikw, wspinajcych si za pomoc hakw po gruzowatych bokach. Macki chostay wok, rac pomieniami na olep. Jeden ogromny Galla dotar na grzbiet stwora, odrzyna sierpem blade szyje niczym upiorne kosy. Czerwone miso przewiecao pod patami zdartej, nadpalonej skry na jego twarzy, jedyne ocalae oko byskao szalestwem. Drugie wypyno. Pd powietrza poruszonego wciekym tacem

macek szarpa skudlonymi, czciowo zwglonymi wosami demona. Nikt, nawet same Galla, nie mia wtpliwoci, e id po mier, a szaleczy atak skazany jest na niepowodzenie. Jednak odwaga demonw porwaa do walki Zastpy. - Chwaa Krlestwu! - ryczeli anioowie, pdzc wprost w paszcze smokw chaosu. - Azazel! - podnis si wrzask w oddziaach Gbian, ktrzy atakowali rami w rami ze

skrzydlatymi. - Wycofa si! - krzycza do oka dnia ochrypy z wysiku Gabriel. Chalkedry zaraz wylduj! Zrobi miejsce! Oguchli od wasnego ryku i hukw eksplozji, atakujcy nie usyszeli nadlatujcych a do ostatniej chwili. Gdy dotar do nich wreszcie charakterystyczny suchy szelest i wysoki wizg ldujcych olbrzymw, unosili w gr gowy, zamierali z mieczami w doniach, niektrzy klkali. Niewielu skrzydlatych miao okazj kiedykolwiek oglda zapierajc

dech w piersiach potg archaniow lotnych substancji Soca. Dwanacie par wyduonych, sztywnych jak u waki skrzyde, utrzymywao kadego giganta w powietrzu. Ciaa, pokryte bkitn gadk skr, mieniy si barwami tczy. Chalkedry opady pomidzy walczcych, a ziemia pod ich stopami zadraa. Zdawao si, e gdy stoj, obe, pokryte zotymi uskami gowy dotykaj nieba. Wskie, pozbawione biaek oczy, granatowe niczym horyzont noc, omiatay pole walki, zatrzymyway wzrok na machinach chaosu. W porwnaniu z ogromem aniow ju

nie wydaway si takie wielkie. Chalkedry rozoyy ramiona, sploty zote, pokryte usk donie o paznokciach podobnych do szponw. Zaintonoway pie bez sw, niskie, gbokie dwiki, wprawiajce powietrze w drenie. Smoki Siewcy obrciy si na kikutach ap, pluny fioletem. Skrzydlaci, ktrzy nie zdyli wycofa si na bezpieczn odlego, sponli, ale tylko jeden z siedmiu archaniow Soca zachwia si, przyklkn na jedno kolano i run z hukiem na ziemi. Pozostali wci trzymali si za rce. Na obliczach o szerokich czoach i

paskich, lwich nosach nie pojawi si nawet cie emocji, jakby chalkedry nie zauwayy straty towarzysza. Przerway piew. Wskie usta rozwary si szeroko i anioowie tchnli. Wicher, ktry si zerwa, podnis w gr tuman popiou. Z ust gigantw popyn strumie zocistego pyu. Natychmiast zasypa machiny Siewcy zaspami zotych drobin. Py lepi si do skry i wosw aniow i Gbian, nie czynic im szkody. Przeciwnie, obrocy Krlestwa poczuli si naraz silniejsi, opadao zmczenie, ustawa bl. Natomiast stwory

Cienia miotay si rozpaczliwie pod zwaami zocistego kurzu, czonowate apy dary ziemi w agonii. Smoki zdychay. Pkay gruzowate pancerze, widy pki wici, zabjcze szczki zwieray si i otwieray jakby w bolesnym konaniu. Machiny Siewcy powoli rozsypyway si w proch. Skrzydlaci krzyczeli z radoci, taczyli, potrzsali mieczami. - Mamy ich! - wychrypia z triumfem Gabriel. Chwaa Krlestwu! Ja bym si nie cieszy, pomyla

ponuro Razjel. Siewca przyle nastpne. Na tym polega jego potga. Jako cie Pana potrafi tworzy nowe formacje pki nie wypal si gwiazdy. Jedyna nadzieja w Daimonie. Blada, cignita z wysiku twarz Pana Tajemnic spywaa potem. - Nie rozprasza si! - sykn. Rwno trzyma blokad! Jefefiasz! Stj porodku krgu! Rwno, mwi!

***

Soce, zakurzona biaawa kula, przewiecajca przez szaro zasnutego pyem i popioem nieba, zapado za horyzont, a potem wychyno znw, mozolnie wspinajc si ku zenitowi, a bitwa trwaa nadal. Pomie wystpowa przeciw pomieniowi, a miecz taczy z mieczem. Zastpy Paskie i demony z Gbi walczyy w jednym szeregu, zupenie jak w czasach przed Stworzeniem. aden z nich nie myla teraz o waniach i latach wzajemnej niechci. Na pami przychodziy raczej dawno zapomniane chwile, gdy wsplnie budowali wielkie dzieo Paskie,

Ziemi i Wszechwiat. W dole, o wymiar niej, bkitna planeta spokojnie obracaa si wrd kosmicznej pustki, pod czujnym okiem aniow z chru Potg. ycie toczyo si wasnym torem, a ludzie, zajci swoimi sprawami, nie podejrzewali nawet, e w osiemnastej prowincji Szstego Nieba rozstrzygaj si losy wiata. A rozstrzygay si powoli, lecz nieubaganie na korzy Ciemnoci. Obrocy walczyli zaciekle, ale ich siy topniay, podczas gdy z gardzieli czeluci wci wysypyway si nowe

oddziay Siewcy.

*** Michael wpad w sza bojowy. Poczu nagy przypyw si i t cudown ostro widzenia, umiejtno oceny sytuacji. Sta si, zgodnie z imieniem, niemal jak Pan. Potny, chodny, perfekcyjny. Michael, Wdz Zastpw. Jednym ciosem mgby teraz zabi dziesitki, moe setki szeregowych skrzydlatych. Pod nim taczy Klinga, robi uniki, zwroty, piruety, lecz Micha tego nie czu. Zdawao

mu si, e trwa nieruchomo nad polem bitwy. Zdawao mu si, e sta si wielkim, ywym posgiem, ktrego myli s szybsze ni czas. Wypenia misj, czyni to, do czego powoa go Pan. Uczucie bliskie euforii. Dziwacznej, mistycznej ekstazy. Ale wiedzia, e to tylko zudzenie. W istocie, zabija. Porusza si z prdkoci byskawicy, niosc mier. Potrafiby jednym ciosem rozci Soce, zmiady Ziemi. Gdyby przyszo mu potyka si z szeregowymi onierzami Cienia, wygraby bitw w cigu sekund. Lecz walczy z jednym tylko rycerzem. Ogromnym,

raz czarnym, raz czerwonym, ktry by jak Cie. Niemal jak Cie. W jego twarzy Micha rozpoznawa wasn. Odegnywa si od niego, wyrzuca z siebie, rozpoznajc zo. Ciosami wietlistego miecza odcina siebie samego od za, ktre nosi w sobie. Nienawidzi czarnego jedca, bo by jego odbiciem w zwierciadle, przeciwnoci. Wszystkim, co odkrywa w sobie z lkiem, czego nienawidzi. Zabija go, lecz rycerz wci na nowo powstawa z prochu. Pan Zastpw ciera si z przeciwnikiem, sia ciosw, ktre wymieniali, wprawiaa ziemi w drenie. Archanio ci i

ci nieustannie, rozrbywa mrocznego rycerza na dzwona, ale tamten natychmiast powstawa z martwych. Micha wiedzia, e walka bdzie trwaa przez wieczno, ale nie lka si. Walczy z wasnym cieniem i zwycia. Zabija go i zabija, wci na nowo. - Micha!!! Krzyk wibrowa mu w uszach, ale nie dochodzi do wiadomoci. - Michael!!! Michael!! Michaaa!!! Ockn si i natychmiast wpad w sam rodek bitwy. Zgiek panujcy

wok oguszy go. Czarny rycerz znikn, ale rytm ciosw Michaa nie zaama si ani na moment. Ci jakiego jedca, ktry zwali si z rumaka w boto i chaos pod koskimi nogami, zwar si z nastpnym. - Micha!!! - To krzycza Lucyfer. Przebijali si ku sobie z trudem, ale rwno, jakby obaj wyrbywali ciek w puszczy. - Gdzie s dinny Sophii?! - woa ponad gowami walczcych Lampka. Bojowy smok Lucyfera i Klinga

zetkny si bokami. Byy i obecny dowdca Zastpw walczyli rami w rami. - Nie ma ich z tob?! - Nie! Bez nich nie zepchn Siewcy dostatecznie daleko od bramy. Michaem zatrzsa zo. - Suka! - wysycza. - Dziwka, kurwa, suka! Zdradzia nas! - Daj mi jakie wsparcie! - Nie mam.

Lucyfer nie odpowiedzia. Zacisn usta. Bojowy smok, bolenie ugodzony w ap, wyda przecigy wizg, zataczy. - Zaraz! - krzykn Micha. - A gdzie Samael? Gdzie jest ten ryy skurwysyn?! - Tam! - Lampka ruchem gowy wskaza w gr. Na wskro przez niebo pdzi dziki, szalony orszak. Na przedzie, na rumaku czerwonym jak krew, gna Samael. By bez hemu, a wosy powieway za nim niczym pomie. Wid ze sob dziwaczn

zbieranin. Demony na smokach, aniow, ktrym nikt przy zdrowych zmysach nie pozwoliby przekroczy bram Krlestwa, dosiadajcych koni lub bestii, dinny na gryfach, istoty ze Sfer Poza Czasem i, na lito Pask, zwyke upiory, kilka strzyg, a nawet jednego wilkoaka. Bestie Cienia, mniejsze od smokw, raczej gadzie ni owadoksztatne, dostrzegy Samaela w tym samym momencie co Lampka i Micha. Natychmiast podniosy w gr segmentowe szyje i pluny jadem. Strugi zielonej trucizny bluzny w powietrze. Wydawao si, e oddzia byego

archanioa jest zgubiony. Jednak banda Samaela wykonaa seri perfekcyjnych zwrotw i unikw, zawrcia niemal w miejscu i niczym jastrzb opada piechot Siewcy. Cili i rozpruwali wczniami w locie, bardzo ryzykownie, ale skutecznie. - Niech yje anarchia! - krzycza Samael, a kopyta czerwonego rumaka tuky w hemy onierzy Cienia. Wyjca, szalona banda zabijakw dopadaa przeciwnika i natychmiast uciekaa w powietrze, lawirujc midzy strugami zielonego jadu.

Ryy Hultaj mia si. Rude wosy powieway za nim niczym pochodnia, dziwny, szeroki miecz spywa posok. Czarne oddziay zaamay szyki, rozbiy si na mniejsze grupy, wpaday na siebie wzajem. W powstaym chaosie formacja Samaela siaa mier i strach. Piechota Krlestwa zwara si z onierzami Siewcy, gniota ich, oskrzydlaa, zmuszaa do cofania, a wkrtce rozbijaa ostatnie punkty oporu. Lampka natar na konnic wroga i powoli spycha na tyy jej wasnych

oddziaw. Wkrtce czarne wierzchowce tratoway odzianych w uskowe zbroje piechurw. Michaowi jednak nie byo do miechu. Zwycistwo zdawao si pozorne. Bestie Cienia skupiy si wok siebie, zwary, nie pozwalajc skrzydlatym podej na odlego rzutu pocisku. Strzykajc wok jadem, za zielon, trujc kurtyn rozpoczy podzia. Podniosy ruchome pyty na bokach pancerzy i wypuciy mode, ktre natychmiast zaczy pcznie, aby w cigu sekund uzyska wielko i moc dorosych.

- Zaatw bestie! - dar si w oko dnia Michael. - Niech kto uderzy w bestie! Mno si! Dinny Sophii nie przybyy. Potrzebuj posikw! - Nie mam! - zachrzci klejnot gosem Gabriela. - Pu trony! - Utkny. - Chalkedry? - Walcz ze smokami! - Kurwa! - Kurew te nie mam! - wrzasn

wciekle Gabriel, a oko zachrzcio i zamaro. - Fajnie - mrukn Pan Zastpw. Bestie zakoczyy podzia, rozwiny si w tyralier i ruszyy. Po czarnej, gadkiej skrze lizgay si zielonkawe byski. Faleg ju przegrupowa piechot, na czoo wysunli si procarze. Ptle zawiroway w powietrzu, gwizdny cinite pociski. Dugie, obe wrzeciona srebrzystej barwy, zwane kandelabrami, bo rozpryskiway si jak wieloramienne fajerwerki, uderzyy w pyski bestii.

Salwa wstrzsna ziemi. W kbach dymu i pyu onierze Krlestwa ujrzeli machiny Siewcy niezmordowanie peznce naprzd. Udao si uszkodzi tylko jedn, ktra wloka si za pozostaymi z przetrcon szyj. Naczynia gniewu! zakomenderowa Faleg, ale procarze nie zdyli posa pociskw. Bestie Mroku pluny w nich jadem. Strugi gstej, zielonej cieczy zalay aniow. Trucizna dziaaa natychmiast. Skrzydlaci padali w konwulsjach na ziemi, tarzali si w bocie, z wytrzeszczonymi, nabiegymi krwi

oczami i ustami rozwartymi w niemym krzyku. Dusili si. Nabrzmiae yy na szyjach i twarzach pkay, nogi kopay w agonii, skrzyda biy ziemi, rozchlapyway boto. Samael prbowa zaatakowa machiny z powietrza, ale miecze i wcznie nawet nie drasny pancerzy. Kilka dinnw i jeden upir, poraeni jadem, zwalili si pod nogi bestii, konali w drgawkach. Byy archanio da rozkaz do odwrotu. Bestie wyday ostry gwizd, w ktrym wyranie dwicza triumf. Niektre uniosy w gr paszcze, strzykay zielon

ciecz. Oddzia wycofywa si, lawirujc z trudem midzy tryskajcymi fontannami trucizny. Do stworw przypady ju oddziay Lucyfera. Z rwnego czworoboku piechoty wysunli si miotacze. Z rk onierzy w byskawicznym tempie sypay si malekie, czerwone pociski, zwane lepiami diaba. Chmara kulek przypominajcych drobiny aru ugodzia bestie. Pociski nie uderzay na olep. Wyszukiway szczeliny w pancerzach przeciwnika, wdzieray si do oczu i pyskw machin. Stwory zawyy. Dwa miotay si rozpaczliwie, prbujc strzsn

lepia diaba ze bw, nie dopuci do oczu. Wowate szyje tuky o boki, wysokie, wieloczonowe apy miesiy boto, ogony zakoczone rogow narol biy w ziemi. Miotacze ponowili atak, lecz tym razem bestie nie day si zaskoczy. Struga jadu chlusna na piechot Gbi, zalaa nadlatujce pociski, powalia onierzy Lampki na ziemi. Konali duszc si i wymiotujc. Palce umierajcych dary boto, kurczowo wczepiay si w nogi ocalaych towarzyszy. Bestie naprzd, syczc posuway si obrzucane zocistymi

kometami aniow i lepiami diaba czerwonymi jak ar. Zaatakowali jedcy parasim i musieli ucieka, ponoszc ogromne straty. Szlak ich odwrotu znaczyy ciaa koni i skrzydlatych, splecione w agonalnej mce. Machiny Siewcy przystpiy do ataku na bram. - Musisz si utrzyma! - chrobota z oka rozpaczliwy gos Gabriela. Micha rzuci kawaleri do kolejnej rozpaczliwej szary. Lance aniow wybuchy wiatem.

Bestie bramy.

nieubaganie

pezy

do

Uczy co, Jasnoci, uczy, bagam, bezgonie powtarza Michael, niesiony przez Kling w rodek dymu, chaosu i mierci. I wtedy, jakby w odpowiedzi, w tumanie zasaniajcym niebo co zamigotao biel i fioletem. Z szumem skrzyde przed barykad bronic bramy wyldowao piciu aniow. - Izrafel! - wychrypia Micha. - Izrafel! - wykrzykn Gabriel z

niedowierzaniem, bezwiednie pocierajc tafl lustra, jakby chcia zetrze z niej dym. Istotnie, by to szalony archanio muzyki. Prawd powiedziawszy Gabriel o nim zapomnia. Izrafel praktycznie nie bywa w Krlestwie, nie utrzymywa kontaktw z adnymi wietlistymi, nie poddawa si niczyjej wadzy. Podobno widywano go czasem na Ziemi lub w gbokich Strefach Poza Czasem lecz czym si Izrafel zajmowa i gdzie mieszka, nie wiedzia nikt. Mia opini kompletnego szaleca. Mwiono, e on i jego trbacze ogosz koniec czasw. Gabriel

zbywa machniciem rki podobne gadanie, lecz teraz gorco modli si, eby ten moment wanie nie nadszed. Archanio Muzyki nie nosi zbroi, tylko ulubiony paszcz fiokowej barwy. Wosy mia, jak Daimon i Razjel, splecione w warkocz. Czterej towarzysze skrzydlatego, ubrani w fiolety jak on, trzymali przy ustach dugie trombity, pogite i niemiosiernie poobijane. Spod zdartej warstwy pozoty przebija szary metal. Izrafel trzyma klarnet. - Forte! - zawoa.

Trbacze wydli policzki, a cztery trombity przemwiy. Dwik by nieprawdopodobnie niski, gboki, wibrujcy. Narasta, przeradzajc si w huk. Zerwa si wicher wywoany pdem wydmuchiwanego powietrza, zatyka oddech, zwala z ng, obala na ziemi. Anioowie klkali, skuleni zatykali domi uszy. Dwik trb potnia. onierzami Cienia wstrzsno drenie. Rzucali bro, dygoczcymi rkami starali si zerwa hemy. Prbowali krzycze. Czarne, uskowate zbroje pkay, dary si jak papier. Skra bestii Mroku take zaczynaa si rozrywa. Fala

dwiku zdzieraa pyty pancerzy, a potem ywe tkanki nacierajcych. Zdmuchiwaa minie, odsaniajc koci. Rozszarpywaa ywcem machiny Cienia i nieszczsn piechot Siewcy. Popi pi chciwie bryzgajc we wszystkie strony posok. Trbacze dli zawzicie, nie nabierajc tchu. Izrafel wygrywa na klarnecie mistrzowsk jazzow wariacj. Pyny nowoorleaskie standardy, Black and blue, Aunt Hagars Blues, Tiger Rag. Izrafel zakoczy szalon solwk, zamacha rkami.

- Starczy! - zawoa, wszystkie bestie pady. - Finito!

gdy

Czterej anioowie odjli trby od ust. Powietrze wci jeszcze drgao, a wiatr szarpa czarny warkocz archanioa. Skrzydlaci i Gbianie podnosili si z trudem. Huk wci szumia im w gowach, otumania. Zataczali si, niektrzy wymiotowali, ale adnemu nie staa si krzywda. Kwartet Izrafela porazi tylko armi Cienia.

Micha gramoli si z bota. Fala dwiku zmiota go z sioda. Archanio we fioletach wyszczerzy do niego zby. Micha przyj podan do, podwign si. - Podoba si koncert? - spyta Izrafel. Turkusowe oczy lniy najczystszym szalestwem. - Powalajcy - mrukn Micha. - eby potem nikt nie gada, e zabrako naszej kapeli - powiedzia Izrafel i klepn Pana Zastpw w plecy. Obrci si do swoich trbaczy.

- Skarby moje! Dzieci talentu! wrzasn. Spadamy! Po honorarium zgosimy si pniej. Zatrzepotay skrzyda i trbacze zniknli w dymie. Micha pospiesznie zbiera i przegrupowywa oddziay. Z cienia wyania si ju nowy zwarty czworobok piechurw Siewcy.

*** Brudne, rozmazane soce po raz drugi zapado za horyzont. Pole

bitwy spowijay ciemnoci, rozwietlane byskami nieustannych eksplozji. Ze szczeliny w niebie wylewa si potok onierzy Cienia. Zdawa si nie mie koca. Skrzydlaci z wolna zdawali sobie spraw, e nadchodzi era panowania Wielkiego Mroku. Walka trwaa. Wrzask, huk i zgiek bitewny byy tak gone, e docieray a do sztabu, uniemoliwiajc porozumiewanie si. Gabriel zauway Nuriela, swego fioletowowosego adiutanta, dopiero gdy tamten zacz szarpa go za rkaw.

- Gabrielu, rzu rydwany! - gos adiutanta ochryp od krzyku. Archanio zwrci ku niemu szalone, zazawione od kurzu oczy. - Nie! - rykn i natychmiast przesta go widzie. Huk jakiej pobliskiej eksplozji wstrzsn powietrzem. Jedno z mniejszych luster pko, odamek skaleczy Gabriela w policzek. Nie zwrci na to uwagi. Nuriel dowdcy. uczepi si rkawa

- Teraz! rydwany!

krzycza.

Rzu

- Nie! Za wczenie! - Archanio wyszarpn rami z ucisku. Twarz Nuriela wykrzywia bolesny grymas. - Brama! - krzycza. - Zagroona! Patrz! Dgn palcem w mikroskopijny punkt na zbiorczym zwierciadle. Gabriel wlepi tam spojrzenie zazawionych, opuchnitych oczu. - Zbli - rozkaza. - Na Jasno! -

jkn w chwili, gdy obraz nabra ostroci. - Masz racj! Rydwany pod drug bram! Natychmiast! Chorgiew Nekiasza, Zegiela i Sentela te! Wiem, e s zwizani walk, ale maj si przebi! Brama zagroona!

*** Ziemia przy drugiej bramie nie przypominaa ju dna popielnika. Zmienia si w krwawe boto. onierze umierali, depczc po trupach towarzyszy. Dekurion Azariusz, ktry przej dowodzenie

na tym odcinku, jako najstarszy stopniem z tych, co ocaleli, porzuci po wielu wysikach martwe oko dnia. czno nie dziaaa. Amunicja bya na ukoczeniu, a wrg nieustannie zasypywa barykad gradem pociskw. Wyglday niepozornie. Jak czarne, szklane liwki, lecz w momencie trafienia w cel rozpryskiway si na mnstwo drobnych odamkw. Kady z nich, jeli tylko zagbi si w ciao obrocy, natychmiast zaczyna wera si coraz bardziej, koziokujc bd wirujc, a dociera do serca czy innego wanego organu i rozrywa go.

Anioowie umierali w mczarniach. Jedyn szans byo natychmiastowe rozoranie skry i mini, eby wyduba pocisk. Cinity na ziemi spala si z sykiem. Niektrym si udawao, innym nie. Azariusz mia ju cztery podobne rany. onierze Cienia kryli si w mroku i nieustannych kbach dymu. Dekurion zastanawia si, czy w ogle istniej. Moe to sama ciemno ciska w nich zatrutymi owocami ze szka? Wielkie, samonaprowadzajce pociski, podobne do maych komet, ktre migay z chichotem w powietrzu, eby zala wrogw wodospadem

ognia, trzymay jeszcze przeciwnika na dystans, ale ich zapas si koczy. Niemal bezszelestnie w okopie wyldowaa kolejna liwka. Tym razem nie rozprysa si na barykadzie, wpada dokadnie pomidzy obrocw. Taczya po ziemi, wirujc. Azariusz gapi si na pocisk jak sparaliowany. Zabije nas wszystkich, jeli tu wybuchnie, pomyla. I kto wtedy przejmie dowodzenie nad pozostaymi? Czas si zatrzyma, uamki sekund przemieniy w wieczno. Omiu onierzy w okopie patrzyo na taniec bezmzgiego, szklanego

boga, ktry zadecydowa o ich losie. Naprawd nikt nie zauway, kiedy Rekiel pochwyci pocisk. Chcia go odrzuci, ale widocznie w ostatniej chwili zrozumia, e nie zdy. Moe poczu w doni wibracj rodzcej si eksplozji, moe poj, e czas si skoczy? Rka anioa nie wzniosa si do zamachu. Przytuli ob, czarn mier do siebie i upad na ziemi. Nie usyszeli odgosu wybuchu, tylko krzyk Rekiela. y, na lito Pask, wci y i wi si w konwulsjach, od rodka rozdzierany na strzpy. Straszne oczy, ktre zdaway si stare jak wiat, na

sekund spoczy na twarzy Azariusza. Usta umierajcego krzyczay nieustannie, ale dekurion sysza tylko to, co mwiy oczy. Ognisty miecz wisn w powietrzu. Rekiel znieruchomia. Azariusz opuci bro. Widzia, by pewien, e widzia, ruch warg martwego onierza, z ktrych odczyta przesanie: Niech ci Jasno bogosawi, synu.

*** Skrzydlaci z chorgwi Zegiela i Nekiasza czynili to, co im

rozkazano. Prbowali si przebi. Ale zamiast posuwa si naprzd, ginli. Czarna awa piechurw Cienia napieraa ze wszystkich stron. Wydawao si, e w miejsce jednego zabitego natychmiast wyrastaj dwaj nowi. Jak ky smoka ze smoczej ziemi. Pomienne miecze, rozgrzane do biaoci, topiy pancerze, rozcinay przeciwnikw niemal na p ju przy pierwszym ciosie, ale matowe, dziwne miecze onierzy Mroku zadaway anioom rwnie dotkliwe straty. Rana zadana mieczem Ciemnoci czerniaa natychmiast, a powanie city skrzydlaty jakby zapada si w

sobie, wysycha, martwia. Krew nie krzepa, nawet dranicie mogo oznacza wykrwawienie na mier. Chorgiew Zegiela topniaa coraz szybciej. Czarni, ponurzy piechurzy zgniatali j jak pust puszk. Skrzydlaci z chorgwi Nekiasza twardo nie pozwalali rozerwa swoich szykw, odpierali ataki zbici w jeden blok, lecz anioowie Zegiela zbyt rozcignici, za mao liczni, pozwolili onierzom Siewcy rozerwa lini. Bronili si teraz w maych grupach, ju bez nadziei, e przebij si gdziekolwiek indziej ni w zawiaty. Okrwawieni, poranieni, czarni od bota i skrzepej posoki,

pragnli tylko jednego. Odchodzc w nico zabra z sob chocia kilku jeszcze onierzy Siewcy. Zote, sypice iskrami ostrza pieway w powietrzu. Gdy spotykay szare, matowe klingi przeciwnika odzywa si gboki dwik, jakby gos dzwonu. Szczk mieczy ogusza, brzmia niczym oszalaa toccata. Podzwonne dla chorgwi Zegiela, pomyla Astaniasz, skrzydlaty z oddziau Nekiasza. I dla nas, zapewne. Chorgiew Nekiasza take nie utrzymaa szyku. Rozpada si na dwie, wci zajadle walczce grupy. W powietrzu unosi si swd przypalonego misa i sodki zapach

krwi. Astaniasz zamachn si mieczem, trzymanym w lewej doni, bo w prawej straci wadz z powodu gbokiej rany w barku. Migna mu twarz citego przeciwnika. lepia czerwone jak wgle, ostre zby wyszczerzone w grymasie podobnym do karykatury umiechu. Astaniasz zamachn si znowu. Nie mia czasu zda sobie sprawy, e wyglda jak lustrzane odbicie zabitego onierza Cienia. Usta rozciga mu taki sam upiorny umiech kostuchy. Walczy. To on usysza pierwszy. Wrd wrzaskw, szczku broni, wybuchw, doszed go daleki odgos

jakby furkotania, jakby dziecicego miechu. Nie uwierzy z pocztku. Ba si. To tylko omamy, myla. Zudna nadzieja. Ale nie. Dwik przyblia si, potnia. Z piersi Astaniasza wydar si krzyk, ochrypy niczym krakanie kruka: - Merkawa! Ju sysza, ju by pewny. Szalecza nadzieja w tym krzyku. - Merkawa! Merkawa! I inni usyszeli. Nad placem boju podnis si jeden gos:

- Rydwany! Rydwany! Merkawa! Pdziy z dwikiem brzmicym jak chichot szczliwego dziecka. Zote i czerwone, lnice, rozmigotane. Byy samym ruchem, byskawic, tysicem k obracajcych si w koach, obrczy zazbiajcych o obrcze, ostrzy zadajcych mier. Wydaway si kbem noy rzuconych na wiatr, w chwili gdy Jasno ogarn gniew. I byy gniewem, i mierci, ktrej nie sposb zatrzyma, i wybawieniem. W kbowisku obrczy, niby ogromnych koron, zakadanych i zdzieranych w jednej chwili, siedzieli wonice, po dwch w

kadym rydwanie. Ich szalone twarze smaga pd, rozwiewa wosy. Otwarte usta krzyczay take: - Merkawa! Merkawa! Merkawa! Rydwany toczyy si z wdzikiem, rozgarniay piechot wroga, miadyy, tratoway jakby mimochodem. Za sob pozostawiay szlak usypany z pogitych kawakw blach, strzpw misa i ciemnej, liskiej krwi. Po raz pierwszy obrocy Krlestwa usyszeli okrzyki trwogi z ust milczcych dotd przeciwnikw. Po raz pierwszy lepia pod osonami

hemw zdradzay jakie uczucie. Strach. Szyki Siewcy zaamay si, onierze ustpowali, cofali si, wpadali na wasne tyy, szukajc drg ucieczki. Nie znaleli. Rydwany manewroway byskawicznie, dziki konstrukcji k potrafiy zawraca w miejscu, nie tracc pdu. Sypic zotymi iskrami wykonyway perfekcyjne figury niepojtego baletu, gdzie z pozoru chaotyczne zwroty koczyy si zamkniciem w puapk i wytraceniem kolejnego oddziau czarnej piechoty. migay ostrza, obrcze, zoto, purpura i szalone twarze wonicw. miali si, a rydwany chichotay take,

niby dzieci w trakcie zabawy. Nie byy maszynami. yy, poczone dziwaczn symbioz ze skrzydlatymi przewodnikami. Tylko oni potrafili pokierowa kulami wirujcej, zmiennoksztatnej mierci, skierowa instynkt zabijania na wrogw, zamiast wasnych onierzy. Narzdzia gniewu Paskiego. lepe, rozemiane, oszalae. Merkawa! Merkawa! Merkawa!!! Wkrtce skrzydlaci z chorgwi Nekiasza i Zegiela stali po kostki w posoce. Ani jeden onierz Cienia nie pozosta ywy. Co do tego nie byo wtpliwoci, bo adne ciao nie

zachowao si w jednym kawaku. Merkawot pozamieniali je w krwawe strzpy, rozwczone po pobojowisku. Niektre kryy teraz wok ocalaych podwadnych Zegiela i Nekiasza, ktrzy zbierali rannych i wlekli si w stron barykady przy drugiej bramie. Tam reszta rydwanw koczya zadanie, oczyszczajc teren z niedobitkw Cienia. Z okopw chwiejnie wynurzali si skrzydlaci z Legii Cierni. Zataczali si jak pijani, twarze mieli obojtne, nieruchome. Natychmiast przypadali do nich przybyli za rydwanami sanitariusze Rafaela.

Opatrywali rany, w niechtne, zacinite usta wlewali eliksiry. onierze Legii Cierni nie rozumieli tych wysikw. Pogodzili si przecie ze mierci, umarli ju waciwie, a teraz znw przyszo im y. Nieruchome, rozszerzone oczy patrzyy na bkitne any, na wieczno. Ocaao ich okoo czterdziestu z legii liczcej siedem setek. Azariusz obojtnie spoglda na przybycie spnionej chorgwi Seniela, na skrzydlatych Legii Arki i Legii Byskawic, ktrzy sprawnie zajmowali ich poprzednie miejsca. Gdy liczna sanitariuszka delikatnie

uja go za rk, da si poprowadzi bez oporu. Oczy dekuriona widziay tylko skrcajce si w konwulsjach ciao Rekiela i bezgonie poruszajce si wargi. Niech ci Jasno bogosawi, synu. Rydwany zawrciy w miejscu, migny w ciemno i dym. Wysoki, wibrujcy dwik przez chwil pozosta w powietrzu.

*** Ignis Inflexibilis da znak rk. Ciciwy jkny. Zapalajce strzay

pomkny przez ciemno niczym gar rzuconych karneoli. Mae, paskie machiny Siewcy, podobne do krabw na pakowatych nogach, zajy si pomieniem. Kilka wybucho, obsypujc obrocw Krlestwa odamkami czarnych skorup, wikszo dymia krcc si bezradnie w kko. Gdyby wiksze chciay tak atwo pon, pomyla tsknie Ignis. Byskawicznie przemieszczajce si salamandry, zaopatrzone w uki i zbrojne we wadz nad ywioem ognia, okazay si najskuteczniejsze w walce z mniejszymi stworami Ciemnoci. Notowali wiksz ilo

trafie i zadawali przeciwnikowi dotkliwsze straty ni procarze posugujcy si maokalibrowymi pociskami zapalajcymi. Jednak w skali bitwy salamander byo niewielu, mimo i Ignis przywid z sob wszystkich zdolnych do walki. Pomaraczowe czuby duchw ognia jarzyy si w ciemnoci jak mae pochodnie. Strzay bzykny jeszcze dwukrotnie, a skorupy kolejnych krabw strzeliy pomieniami. Pozostae zbiy si w gromad, szykujc si do natarcia. Najwyszy czas na odwrt, pomyla Ignis. Si salamander bya ich szybko. Przyskoczy, rozproszy

si, wypuci strzay i zmyka. W bezporednim starciu nie miayby szans. Ignis unis rk, aby da sygna odwrotu i zamar. To, co ujrza, zdawao si koszmarnym snem. Niemoliwe wstrznity. wyszepta

Jednak nie ulega omamom. Widok nie znika. Zote oczy wodza salamander rozszerzyy si z przeraenia.

***

- le pod trzeci bram wyszepta zamanym z wysiku gosem Nuriel. Potrzebuj posikw. Gabriel nerwowym ruchem przesuwa doni po twarzy, jakby chcia zmaza obraz nadchodzcej klski. - Da im Legi Pira - rozkaza ochryple. Ituriel, ksi Sarim, szarpn go za rkaw. - Nie moesz! - podnis gos, eby przekrzycze nieustanne wybuchy. - To cywile! Urzdnicy! Polesz ich na mier!

Gabriel odwrci si. Zielone oczy pony gorczk, szar niczym ptno twarz wykrzywia grymas. - Kady skrzydlaty jest onierzem - warkn. - Pjd na mier, jeli im pisana. - To zbrodnia! - krzykn rozpaczliwie Ituriel. - Odpowiesz za to przed Panem! Rysy Gabriela cigny si, minie szczk dray. Wyglda jak upir. - Przed Panem i tylko przed Nim! - powiedzia niskim, zduszonym

gosem. - Precz z drogi, bo zabij! Ituriel odsun si bez sowa.

*** Legia Pira staa po kostki w krwawym bocie. Niewprawne rce kurczowo ciskay bro. - Atakowa! - krzycza strasznym gosem centurion. - Do kurwy ndzy! Chcecie da si rozdepta jak pluskwy?! Nie atakowali. Nie potrafili. Nogi

wrosy im w boto, martwo patrzyli na zbliajc si rwn cian piechoty wroga, tak jak patrzyliby na schodzc lawin. Owadzie hemy poyskiway zowrogo. Ktry skrzydlaty pad na kolana, paka. Drugi osun si obok niego, zasoni rkami twarz. - Podnie miecze! - rycza centurion. - Podnie i broni si, cierwa! Minie szczk dowdcy drgay. Gdyby nawet caa legia zdezerterowaa, sam pjdzie do ataku i odda ycie, jak przystao na onierza Zastpw.

Skrzydlatym z Legii Pira dray brody, usta krzywiy si w paczliwym grymasie. Jeszcze jeden anio pad na kolana, potem na twarz, w boto. - Panie, ratuj! Ratuj! - zawodzi, nie wiadomo do kogo kierujc bagania, Jasnoci czy centuriona. Kilku kolejnych pado na kolana, doczyo do jkliwego chru zawodzenia. Dowdca milcza. Tylko splun z pogard na ziemi, poprawiajc w doni rkoje miecza. Lecz w miar jak czarna lawina

przybliaa si, coraz wicej onierzy z Legii Pira zaciskao szczki, mocniej ujmowao bro w rce. Wzrok twardnia, rysy zaostrzay si w determinacji. - Chwaa Krlestwu! - zawoa nagle rosy skrzydlaty z wosami jak len i lekk nadwag. Gos mu si zaama, ale okrzyk podchwycili inni: - Chwaa Krlestwu!!! - Chwaa! Tak jest! - rykn dowdca. - Dalej, pokaza im, co to znaczy anio!

Legia Pira ruszya ciko, rozchlapujc boto. Wpada na cian czarnych onierzy, odbia si, zwara. Zote miecze strzeliy iskrami. Urzdnicy Krlestwa walczyli i umierali, z domi poplamionymi atramentem i zamierajcym szeptem: Chwaa... na ustach.

*** Wicher hula nad wzgrzem magw, szarpa szaty skrzydlatych, wciska oddech z powrotem do puc. Razjel krwawi z nosa, z wysiku

sania si na nogach. Szeciu czarodziejw, czterech skrzydlatych i dwch Gbian leao bez przytomnoci na ziemi. Jeden z magw niezalenych prawdopodobnie nie y, jeden z aniow kona, ale Razjel nie mia czasu ani siy, eby go ratowa. Resztkami mocy czarodzieje utrzymywali barier i odpierali coraz potniejsze ataki Siewcy. Niedugo nas pokona, pomyla z rozpacz Razjel. Ramiona mu mdlay, palce opuchnite i zesztywniae odmawiay splatania si w znaki. Zatrzeszczao oko. W tafli Razjel ujrza ponce renice Gabriela.

- Ratuj trony - wycharcza klejnot. - Na lito Pask, Razjelu, ratuj trony! Pan Tajemnic rzuci si do zwierciade, spojrza i zamar ze zgrozy. Dziewi potnych tronw szarpao si pord morza czarnych onierzy. Ogromne wietliste kule, osaczone ze wszystkich stron, z rykiem rzucay si do przodu, rozszarpyway na strzpy atakujce szeregi i znw grzzy. migay obrcze pokryte niezliczonymi dyszami o ksztacie oczu, bucha ar, strzelay pomienie, ale trony nie byy w stanie si przebi. Obsypywane nieustannym gradem

pociskw, walczyy o kad pid ziemi i przegryway. Czarne matowe wrzeciona, wysypywane spod uniesionych pokryw gadoksztatnych machin, wbijay si midzy wirujce osie wielookich, eksplodoway. Trony obracay si z rykiem, strzsajc z siebie pociski, pozornie nie czynice szkody, lecz kady atak osabia ich moc. Pociski tuky wielookich jak grad. Trony migay obrczami, toczyy w miejscu koami, sypay iskry. Nagle jeden z nich zatrzs si, wypuci smug czarnego dymu, a potem wybuch. Zote blachy wystrzeliy w powietrze, pomienie uderzyy w

samo niebo. Za chwil rozsypa si kolejny. Ledwie strzpy tronu opady na ziemi, dwie nastpne eksplozje wstrzsny powietrzem. Razjel splata ju palce, inwokowa zaklcia. Z wysiku wiat koysa mu si pod stopami, w oczach pociemniao. Na tuszcz oblegajc trony sypn si grad srebrzystych pociskw, zmieszanych z gst, wrzc ciecz o barwie krwi. Czarni onierze z wrzaskiem ponli, rozpywali si ywcem, oblepieni trujc mazi, umierali. Trony, na ktre nie pada nawet kropla, rzuciy si w przd, do

ucieczki. Ale szyki Siewcy zwary si znowu, nowi onierze deptali ju trupy towarzyszy. Machiny pluny ogniem i pociskami. Grad bi coraz rzadziej, Razjel niemal traci przytomno, z nosa laa mu si krew. Przyskoczy Algivius. - Ld - wychrypia z wysikiem. Zamraajmy! Archanio z trudem skin gow. Obaj magowie spkanymi, wyschymi ustami mamrotali zaklcia. Machiny Siewcy pokryy si szronem, zgrzytay, zamieray

powoli. Segmentowe szyje pkay przy prbie ruchu. Wojsko w mgnieniu oka zamienio si w lodowe bryy, ktre kruszyy si z trzaskiem. Pkay pancerze, opaday zmroone uski. Trony rzuciy si do boju z wizgiem migajcych obrczy. onierze i machiny Siewcy rozpryskiway si niczym tuczone szko. Pomienne kule wyrway si z puapki, rozpdziy i pognay przed siebie, siejc spustoszenie w szeregach wroga. Ale zostao ich tylko pi, pozostae pady w walce. Razjel osun si na kolana, prbowa strzsn sprzed oczu

fruwajce czarne plamy. Czu, e zaraz zemdleje. Algivius oddycha ciko, wsparty domi o ziemi. Twarz mia blad jak papier, umazan pync z nosa krwi. Razjel dygota. Wydawao mu si, e przy najmniejszym ruchu gowa rozleci mu si na kawaki. Nie pozwoli sobie jednak na chwil odpoczynku, zacz ciko dwiga si na nogi. By pewien, e przypaci to yciem, ale zmusi palce do uoenia si w znak, ochryple intonowa zaklcia. Trzeba podtrzyma barier, myla desperacko.

Po chwili dojrza ktem oka, e do chru magw doczy Algivius.

*** Nadzieja umieraa w sercu Anioa Zagady. Nigdy si nie przebij, pomyla z rozpacz. Dym i eksplozje ognia olepiay. Nie by nawet pewien, czy zbliy si cho troch do Siewcy. Walczy w niemal zupenej ciemnoci. Kurz wzbity z ziemi, gsty opar dymu i wyziewy machin chaosu przesoniy niebo. Daimon torowa sobie drog szerokimi ciciami, par do przodu

szlachtujc onierzy Cienia niczym bydo rzene, ale wci pozostawa tylko najlepszym z Rycerzy Miecza. Moc destruktora, Burzyciela wiatw, nie ockna si w jego duszy. Gwiazda Zagady milczaa, jakby bya zwykym orem. Nie obudzia jej ciekajca po ostrzu krew, moga to uczyni jedynie do Pana. Daimon sab. Ze zamanej rki promieniowa potworny bl, tak e musia przerzuci miecz do drugiej. Krew zalewaa mu oczy, pyna z gbokich ran w boku, klatce piersiowej i udzie. Anio Zagady przeistoczy si w anioa krwi.

Jedcy Szaraczy walczyli gdzie w tym chaosie, ale dawno nie utrzymywali klina. Mia ich pewnie gdzie za plecami i po bokach. Czasami mign mu wrd dymu czerwony bd ty pancerz. Daimon walczy jak szaleniec. Jednym ciosem miecza potrafi przerba jedca, wbi ostrze gboko w grzbiet wierzchowca. Pioun szala. Miady zbami twarze przeciwnikw, ciosami kopyt rozupywa hemy. Jedziec i ko, schlapani posok, siejcy mier, wygldali jakby wynurzyli si z gbin pieka. Ale krawd szczeliny pozostawaa bardzo daleko.

Szaracza miaa prbowa si przebi ze skrajnie prawego skrzyda armii Krlestwa jak najbliej otworu w niebie, eby umoliwi Daimonowi przedostanie si w gb czeluci tu przy granicy wyrwy. Niestety, zostaa zepchnita w bok. Anio Zagady walczy teraz samotnie. Pot zalewa mu oczy, rce mdlay, oguch do nieustannego huku, z coraz wikszym trudem utrzymywa si na siodle. - Witaj, niebycie - szepn do siebie, gdy potny cios mrocznego jedca omal nie odrba mu ramienia. W ostatniej chwili

sparowa uderzenie, Gwiazda Zagady brzkna jkliwie. - Patrz! - usysza w gowie okrzyk konia. Gos Piouna ama si z wysiku. Daimon spojrza. Z lewej parli ku niemu Anioowie Zamtu. Ksopgiel, z wyszczerzonymi zbami i lepiami czerwonymi jak krew podobny do samego diaba, wrzeszcza co, co gino w oglnym zgieku. Najbliej Freya znajdowa si olbrzymi, potwornie silny Zeruch, ktry mci w koo bojowym toporem. Brzydk, pask gb anioa wykrzywia grymas wciekoci. W oczach

pono szalestwo. Zaraz za nim rbali ogarnici bojowym szaem bliniacy Af i Chema. Kolazonta rycza upojony krwi, walk i mierci. Gdzie midzy czarnymi hemami migna, przypominajca pysk pantery, nieadna twarz Dumy. Ksopgiel par ku Daimonowi. - Za mn, dzieci chaosu! - wy nieprzytomnym, zgrzytliwym gosem. - Krwi! Za mao krwi! Wszyscy Anioowie Zamtu i wierzchowce, ktrych dosiadali, dosownie ociekali posok. Przedzierali si w stron Daimona niezmordowanie, bardzo powoli,

lecz rwno. Zdawao si, e ostrza Mroku nie s w stanie ich razi. Ale to byo pozorne wraenie. Na ziemi, pod koskie kopyta, spad Harbona, Hasmed obali si wraz z rumakiem, Zetar pad z rozupan czaszk, miecz Cienia rozora pier Karkasa. W Daimona wstpiy nowe siy. Gwiazda Zagady wistaa w powietrzu, udowadniajc, e zasuguje na swoje imi. Granica szczeliny w niebie przybliaa si z wolna. Anioowie parli do przodu, ale armia Siewcy zalewaa ich niczym struga smoy, zatrzymywaa, spychaa w ty.

- Naprzd, dzieci chaosu! krzycza Ksopgiel, ale mimo wysikw skrzydlaci nie byli w stanie wykona rozkazu. Pad Mehuman, w siodle chwia si pprzytomny Chema. Daimon z trudem utrzymywa bro w rce; z upywu krwi, zmczenia i blu przed oczami widzia czerwonaw mg. Wydawao mu si, e robi si coraz ciemniej, a w uszach sysza gwizd i suchy, irytujcy szelest. Gwiazda Zagady milczaa. Zgin, pomyla z rozpacz, nawet nie dotarszy do granicy czeluci. Niech cholera wemie ca t przepowiedni! Umr w przekonaniu, e Krlestwo

przepadnie przeze mnie. Irytujcy dwik narasta, sta si hukiem nie do wytrzymania. Zerwa si wiatr. Otpiay ze zmczenia Daimon nie zwraca na to uwagi. Skd sczyo si tawe wiato, niczym blask poncego w oddali ogniska. - Serafiel! - krzykn nagle ktry anio, chyba Birta. - Serafiel! Sze ogromnych, cienkich jak pergamin skrzyde bio powietrze z hukiem i wistem. Serafiel pyn z rozoonymi ramionami, arzc si i lnic. Pomienne ciao olbrzyma

wyaniao si z kbw dymu, wielkie, pozbawione biaek oczy ledziy pole bitwy. Z rozpadliny w niebie wypaday srebrno i bkitnawo migoczce ksztaty, podobne do duchw byskawic, pdziy ugodzi anioa, ale jedyny pozostay w Krlestwie serafin chwyta je po prostu w donie, zgniata i odrzuca. Byszczce lepia odnalazy wreszcie Daimona. Anio Zagady usysza przenikliwy, wiszczcy szept, brzmicy niczym trzask gowni w palenisku: - BURZYCIELU WIATW, ID! Serafiel rozwar szeroko usta i

dmuchn. Fala pomienia zalaa armi Siewcy, wypalia w szeregach wroga wski trakt o ksztacie ognistego rowu. Krawdzie czarnej, spopielaej cieki wyznaczay ciany z pomienia, strzelajce wysoko w gr, nie do przebycia dla onierzy Cienia. - Galopem, Pioun! - krzykn Daimon, cho ko ju pdzi ognistym traktem. Pomienie syczay wciekle, bi od nich ar zapierajcy oddech w piersiach. Kopyta Piouna tuky wypalon ziemi. - Szybciej - charcza Daimon,

pewny, e korytarz w kadej chwili moe si zamkn. Ko nie odpowiada. Cwaem wpad w czelu, ktra otwara si przed nimi. Wok panowaa ciemno, przesycona mroczn energi Siewcy. Nie byo ladu armii, oczekujcych onierzy, gotowych do boju machin. Tylko gstwa przelewajcych si cieni. Daimon spostrzeg ze zdumieniem, jak z kbw tej bezadnej ciemnoci ksztatuj si onierze i wylewaj na zewntrz. Formowali si z wolna, pokraczni, skrceni, podobni raczej do popiesznego szkicu ni gotowego tworu. Byli przejrzyci,

wiotcy, niczym smugi mgy, bezcielesne upiory wojownikw. Czu, jak przepywaj przez niego, jak powiew powietrza z gbi lochw, jak cienka pajczyna. Wzdrygna si z obrzydzenia. Ksztatowali si w peni dopiero po wyjciu na zewntrz, w wiat opromieniany obecnoci Jasnoci. W nagym olnieniu Daimon poj, e kady onierz Siewcy jest odwrotnoci kreacji powoanej przez Pana, jej cieniem. Antykreator nie potrafi naprawd tworzy, korzysta tylko z cienia rzucanego przez Jasno.

W momencie, gdy zrozumia, poczu, jak przez miecz przebiega drenie. Unis Gwiazd Zagady wysoko nad gow, a bro rozbysa olepiajcym blaskiem, janiejszym ni eksplozja tysica soc. Daimon poczu znajomy przypyw mocy, tak jakby potna rka zmiadya go i odbudowaa na nowo. Ju nie by Daimonem Freyem, Anioem Miecza. Przemieni si w Burzyciela wiatw.

*** Olepiajco biae wiato zalao

na chwil pole bitwy. Po niebie przetoczy si huk. Co to? przestraszony Nuriel. wyszepta

Zielone oczy Gabriela pociemniay ze zmczenia. - Daimon si powiedzia tylko. donie. przeistoczy Nuriel splt

- Chwaa Panu, chwaa Panu! szepta. - Moe jest jeszcze nadzieja! - Moe - rzek regent Krlestwa

bez przekonania.

*** Daimon poda do przodu. W czeluci nie byo nic, tylko ciemno. W tej ciemnoci szeptay gosy, odzyway si guche zawodzenia, pacz. Anio Zagady oddycha pytko, czu serce walce w piersi niczym gong. Mrok stawia opr, dygota od potnej, czarnej obecnoci Siewcy. Byo w nim zwtpienie i smutek nie do pojcia, i strach gboki jak noc, i cierpienie, przeraajce cierpienie, przed

ktrym nie ma ucieczki, nie ma zmiowania. Po twarzy anioa spyway zy. Nie umia ich zatrzyma. Nie prbowa nawet. Pioun brn przez ciemno, a kady krok zdawa si wysikiem, ktry kosztuje ycie. Anio Zagady jecha przez czelu pen niewyobraalnego za. Straci poczucie czasu. Tu zaczynaa si wieczno. Rozumia ju, czemu zosta wybrany do walki z Siewc. Kroczy dziedzin umarych, krlestwem mierci. Nikt ywy nie mgby tu wstpi. Tylko Abbaddon, wskrzeszeniec, w poowie anio, w poowie trup.

Gwiazda Zagady jarzya si sabym blaskiem i to byo jedyne wiato w czeluci. Kroki Piouna staway si coraz krtsze, ko potyka si bez przerwy, charcza z wysiku. Wtem stkn, upad na kolana, omal nie zrzuciwszy jedca z sioda. - Nie mog... dalej... - Daimon usysza w gowie zamany, peen rezygnacji szept konia - wybacz... Frey zsun si z grzbietu przyjaciela. Wierzchowiec z jkiem przetoczy si na bok. Zawracaj, Pioun. Zrobie

wszystko, co moge. Teraz wracaj. - Wasny gos brzmia dla anioa obco. Ko nie drgn. Daimon pochyli si nad bem rumaka. - Musisz i, Pioun. Nie rusz si std, zanim nie odejdziesz. Nie pozwol ci tu zgin, rozumiesz? Determinacja w gosie anioa sprawia, e ko podnis si chwiejnie na nogi. W oczach mia smutek i bl. Nie powiedzia ani sowa, odwrci si i powlk w mrok. Ciemno pochona go natychmiast.

Daimon ciska w doniach rkoje miecza. Nigdy nie czu si tak straszliwie samotny. Ruszy przed siebie, na spotkanie z przeznaczeniem.

*** Gabriel gapi si bezmylnie w zwierciada. Dostrzega tylko kby dymu i seri bezadnych star. Trony, sypic iskrami i ponc, cieray si ze smokami Siewcy. Cztery ocalae chalkedry walczyy w powietrzu z podobnymi do srebrnych byskawic

zmiennoksztatami z czeluci. Rydwany wpady na grup owadzich machin, co chwila ktry gin w fontannie ognia. Gdzie w powstaym chaosie walczy Micha, gdzie bya piechota Lampki, gdzie dogorywali Harap Serapel, gdzie broni si Faleg. Zielone oczy archanioa przelizgiway si po taflach luster obojtnie. Regent Krlestwa zdy ju pogodzi si z klsk. W lewym dolnym rogu maego zwierciada zauway dziwn, arzc si plam. Stukn palcem w ram.

- Przybli. Obraz powikszy si. renice Gabriela rozszerzyy si ze zdumienia. - Ignis oszala. - szepn do siebie. Atakowana przez piechot i paskie czarne kraby barykada, wzniesiona naprdce przez salamandry, pona. Pona, bo w wikszoci bya zbudowana z cia polegych obrocw. Malekie postaci salamander, widoczne w zwierciadle, uwijay si, biegay na pozr bezadnie i paday, niczym

potpiecy pieca.

ogniu piekielnego

- Oszala - powtrzy Gabriel. Dlaczego nie ucieka? I wtedy zobaczy, a serce zaomotao mu w rytm krokw olbrzyma. Barykada bronia dostpu do tajnej, zamaskowanej furty. Oprcz trzech bram wiodcych do Szstego Nieba bya te magicznie ukryta furta, prowadzca, niech si Jasno zlituje, wprost do Nieba Sidmego. To jej zaciekle broniy oddziay Ignisa. Widocznie zaklcia maskujce opady na skutek ogromnego nagromadzenia

magicznej mocy, towarzyszcego walce z Siewc. Teraz wrg jest o krok od wtargnicia do najwitszych miejsc Krlestwa. Siy Siewcy w Sidmym Niebie! Gabriela natychmiast opucia apatia. Nigdy! Do tego nie dopuci nigdy! Co za fatalny, straszny bd, e nie zauwayli furty wczeniej! Powinna sta si najmocniejszym punktem obrony! - Nuriel! - krzykn archanio. Natychmiast polij posiki salamandrom! Przeraony adiutant i pozostali oficerowie sztabu zauwayli ju, co

si dzieje. - Nikt si tam nie zdoa przebi! jkn Nuriel z rozpacz. - To za daleko od wszystkich trzech bram! Nie zd, zanim barykada nie padnie! Gabriel potoczy nieprzytomnym wzrokiem po twarzach zgromadzonych. - My zdymy - powiedzia. - My? - stkn Ituriel. - Jestemy dowdztwem! Nie moemy opuci sztabu!

- Jestemy onierzami Pana! krzykn regent. - Czym tu bdziesz dowodzi? Nie mamy ju adnych rezerw, nie jestemy w stanie przegrupowa adnego oddziau! To klska! Nie widzisz? Przynajmniej umrzemy w boju, jak anioowie Jasnoci! Dosiada koni! Podnie sztandar! Skrzydlaci pobledli, zaszemrali. Chwaa Krlestwa, ogromny sztandar w barwie soca i ez, stanowi najwiksz wito, najpotniejszy symbol Jasnoci. Byy na nim zapisane tajemne imiona Pana, wok olbrzymiego, otoczonego pomieniami oka.

Mwiono, e haftowaa go sama Krlowa, zanim jeszcze zstpia na Ziemi. By przedwieczny. Nis w sobie czstk potgi Pana. Chwaa Krlestwa, opatrzno, porzdek rzeczy, potga samej Jasnoci, miaa by teraz poprowadzona w bj, aby ratowa umierajce salamandry.

*** Ignis Inflexibilis kona na dnie prowizorycznie wygrzebanego okopu. By to raczej pytki, niechlujny rw, gdzie odwlekano

rannych, eby po nich nie depta. Powietrze i ziemia dray do nieustannych eksplozji. Czerwone czuby salamander kojarzyy si teraz Ignisowi z nagrobnymi kagankami. Barykada pona jak jeden wielki stos caopalny, na ktrym mia odej w zawiaty lud niepokornych duchw ognia. Ignis nie czu rozpaczy ani alu. Wiedzia, e kady z jego poddanych przekroczy granic mierci z podniesionym czoem. Wolny. Niezaleny. Zwyciski. Wdz salamander zamkn oczy. Siy opuszczay go rwnie prdko

jak krew, sczca si z ran. Cieszy si, e nie doczeka koca bitwy, zwycistwa Mroku. Zmysy ju go przecie opuszczaj. Wrd gwizdu pociskw, huku wystrzaw i krzyku konajcych syszy strzpy pieni, witego hymnu Krlestwa. Sowa przypyway, coraz wyraniejsze, piewane gbokimi, podniosymi gosami podajcych w bj skrzydlatych: Chwaa Krlestwa, Wieczno strzee! Mymy Jej onierze! sugi, ktrej Jej

mymy

Garci sponie...

popiou

ycie

nasze

- W Chwale Krlestwa, przed Tym, co na tronie... - poruszyy si spkane wargi Ignisa. Rozchyli powieki, bo zdawao mu si, e widzi na barykadzie blask, olepiajc biel i zoto, soce i zy. Wielkie wzruszenie ogarno wodza salamander. Usta poruszyy si w gorcym podzikowaniu, e Jasno pozwolia mu kona w tak piknych majaczeniach.

*** Daimon brn przez mrok. Czu si dziwnie pusty i lekki. Opuci go lk, opuci gniew, odeszy wszelkie uczucia. Wpatrywa si w niky blask miecza i poda przed siebie. Ciemno krzyczaa. Szed przez morze blu i ostatecznej rozpaczy. Serce pkao w piersi anioa tysice razy, kady krok przynosi mier. Umiera w kadej sekundzie na nowo. Brn przez mrok. Wiedzia, e znajduje si bardzo blisko Siewcy. Wyczuwa jego obecno, tak jak kady skrzydlaty wyczuwa obecno Jasnoci. Ale tym razem zagbia si w cakowit

odwrotno Pana, we wszystko, co spodobao Mu si odrzuci. Zrozumia, e Siewca jest istot kalek, e std bierze si jego wszechogarniajca nienawi. By moe nie chcia niszczy, by moe pragn tylko ponownego poczenia. Znw sta si caoci. Dozna uzdrowienia. Pochania wszystko, co stworzya Jasno, aby znw si z Ni zczy. Gboko poza wiatem, w pustce czeluci Daimon poj, e przyjdzie mu zabi boga. To nic, e Siewca jest niemiertelny. On, Daimon Frey, niegdy Anio Miecza, bdzie musia zabra przedwiecznej istocie

ostatni ocala czstk Pana, nadziej. Nie umia ju nawet poczu przeraenia. Szed. Spojrza na Gwiazd Zagady. Miecz arzy si zowrogo. Nie bdzie poczenia, Siewco. Oto narzdzie gniewu, ktre dokona ostatecznego podziau. W ciemnoci brzmia nieustanny krzyk. Cie mroczy umys Daimona. Podsuwa mu obrazy, ktre zabijay. ...Z pustki, chwiejnym krokiem lepca, wynurza si martwy Razjel, z krwawymi jamami zamiast oczu. Bekocze, wycigajc rce. Ratuj!

Ratuj! Wlecze za sob warkocze wyprutych wntrznoci. mierdzi trupem. Daimon zaciska zby, mocno ujmuje rkoje Gwiazdy. Donie Razjela, donie upiora, ju niemal dotykaj twarzy anioa, wykrzywione jak szpony. Ratuj! To tylko halucynacje, mwi twardy, ostry gos w gowie. Gwiazda Zagady zatacza uk, uderza. Upir znika z wrzaskiem. Teraz pojawia si Gabriel. Skrzyda tuk si rozpaczliwie, z ust archanioa wydobywa si skrzekliwy jk. Nadziany na pal Gabriel miota si niczym przeraajca pacynka. Na wargach krwawa piana, w

oczach mka i dziki lk. Daimon czuje mdoci podchodzce do garda, tnie mieczem. Halucynacje! Tylko halucynacje! Gabriel rozpywa si w ciemnoci, ale jego jki sycha jeszcze dugo. Anio Zagady nie zwalnia kroku, cho wie ju, kogo ujrzy za chwil. Przez pustk idzie ku niemu Hija. Kobaltowe loki zlepione krwi. Podarta suknia odsania piersi, odsania uda. Hija umiecha si, a pod lini podbrdka, na szyi, umiechaj si szeroko drugie usta, poszarpane, szkaratne, jako obrzydliwie lubiene.

- Tak byo naprawd - szepcze upir. - Tak wyglda prawda, Daimonie. Gwiazda Zagady dry w rkach anioa. Podwjne usta Hiji rozciga umiech. Zote oczy pon jak lepia kota. Ale nie ma w nich blasku, nie ma wiata, jakie Daimon zna i pamita. To upir, krzyczy twardy gos. Frey unosi miecz, tnie. Hija znika z chichotem podobnym do paczu. Ciemno zdaje si wieci. Emituje czarne, gbokie wiato, jakiego nie zna wiat stworzony rk Jasnoci. rdem blasku jest

ogromna posta. Jej potga powala anioa, zmusza do upadku na twarz. Nie moe patrze w oczy, w oblicze... Czoga si w pyle. Jest niczym, prochem, robakiem. Pacze. - SYNU - przemawia gos boga SYNU! PJD DO MNIE! STAMY SI JEDNOCI! Przemona sia porywa anioa na nogi, pcha do przodu. Bg rozwiera ramiona. - SYNU! Po twarzy Daimona pyn zy, potna posta rozmazuje si,

niknie. Anio Zagady chwieje si, kroki s takie niepewne. Pod stopami jarzy si miecz. Dygoczca do dotyka rkojeci. W sercu anioa podnosi si szloch i lament. Zdrajca! Zdrajca! Och, zdrajca! Ale rka nie wypuszcza broni. Bg czeka z rozwartymi ramionami. - PJD, SYNU. Daimon dygocze. Szloch rozdziera mu pier. Porywa si do biegu, eby wpa w otwarte ramiona. Miecz wznosi si do ciosu. Zdrajca!

Opada. Wielki krzyk wstrzsa ciemnoci. wiat pka na kawaki, wali si, znika.

*** Daimon sta pord szarej mgy. Opary przeleway si niczym pynny dym, gste i ciemne. Anio Zagady dostrzega w mroku ledwo majaczce ksztaty. Niewielkie, poruszajce si cienie, strzpy mgy. Nigdzie ani ladu Siewcy.

Zabiem go, zastanawia si oszoomiony. Pokonaem tak po prostu? Zaraz, a gdzie jest miecz? Podnis ku twarzy puste rce. Gwiazda Zagady znikna. Daimon oddycha pytko i szybko, ale wydawao mu si, e puca wcale nie pracuj. Nie czu blu, nie by ranny ani nawet zmczony. Szare cienie przesuway si i drgay. Chciabym wiedzie, co to za miejsce, pomyla i w tym samym momencie mga si rozproszya, jak podarty na strzpy caun. Cienie uleciay w gr niczym stado sposzonych wrbli. Daimon zamar, zdumiony. Sta w

ogrodzie, spopielaym i bezbarwnym, jakby przysypanym warstw kurzu. A przecie nie martwym. Wszystkie drzewa i roliny, wysokie, fantazyjne kwiaty, rozpite wrd konarw bluszcze, kaskady pnczy, a nawet trawa pod stopami, wiy si w spazmach nieustannej, rozpaczliwej transformacji. Widy, zapaday si w sobie, wytryskiway pkami nowych lici ju od pocztku skaonych chorob, bladych i poskrcanych. Kielichy kwiatw otwieray si niczym wrzody przearte trdem, sczc gst, cuchnc ciecz, umieray i

natychmiast oyway w kolejnych mutacjach. Drzewa koniy si ku ziemi, z pkajcych wzdu pni wystrzeliway pokryte luzem wici nowych gazi, obrastay parchami pkw. dba trawy skrcay si, zetlae, kbice niczym glisty. Wszdzie unosi si ciki smrd rozkadu. W powietrzu trzepotay gnijce za ycia, niemiertelne motyle, szarpane spazmami nieustannych przemian, podobne do strzpw zepsutego misa. Wyej, pod szarym niebem, w szalonym krgu fruway ptaki, wci nabrzmiewajce i zapadajce si stwory o niezliczonej iloci

rozwartych dziobw, wytrzeszczonych lepi i sypicej si chmary pierza. Przez upiorn k, na ktrej sta Daimon, przebiega w dziwacznych, spazmatycznych podskokach picionoga sarna, okryta liszajem setek lepych, zasonitych bielmem oczu, a Anio Zagady poj wreszcie, gdzie si znajduje. - Na Jasno - wyszepta. - To Eden Siewcy. Niebo odpowiedziao mu gosem jak wicher: - DZIEO STWORZENIA! DZIEO

STWORZENIA, PROCHU! MIECIU, KTRY PODNIOSE RK NA MOC! Wicher szarpn kalekimi drzewami, zdmuchn tumany pyu. Schwyta w objcia kalekie ptaki, cisn o ziemi. Potnia. Wyrywa garcie zakaonych pdw bluszczu, ama poskrcane gazie, wy, w strasznym, niszczycielskim szale unicestwiajc swj karykaturalny Eden. Wzbija tumany kurzu, olepia Daimona, zbija z ng. Anio Zagady krztusi si pyem, przewraca i wstawa, bolenie obija si o pnie, walczc o kady oddech.

Cae niebo zwino si nagle, zmienio w szary paszcz okrywajcy gigantyczn sylwetk bez twarzy. Nie byo ju ogrodu, mgy ani ciemnoci, tylko pomienie, czerwone i czarne, taczce w szalonym wirze, w otchani nieskoczonej wiecznoci. ar w jednej chwili przepali Daimona na wylot, wyar mu oczy, zwgli wntrznoci, skruszy kikuty spopielaych czonkw. Wiatr ognia miota poncym Anioem Zagady jak iskr. - POWSTRZYMAJ MNIE TERAZ, POWSTRZYMAJ, ODPRYSKU JASNOCI, SKORO CI ZABIEM! -

rycza triumfalnie pomie. W morzu blu i ognia Daimon go usysza. - Nie moesz tego zrobi wyszeptay z wysikiem zwglone wargi. - Bo Pan ju mnie zabi, wieki temu. Przybyem do ciebie martwy. - JA JESTEM TWOIM PANEM! zawy wiatr, a w jego gosie pojawia si nuta niepokoju. Frey przypomnia sobie przepowiedni i sowa Jagnicia. Umrzesz po wielokro, Abbaddonie.

I martwy, poncy anio poczu przypyw nadziei. Nie przepuszcz ci powiedzia. Jestem twoj zamknit bram. Twoj klsk. - PRZEKLTY - zatrzsa si wieczno. - NIKT NIE POKONA BOGA! - Jasno pokona wszystko wyszepta Frey. - ZDRAJCO! - zawy olbrzym z pomieni i ciemnoci. POCHON CI! - wiato wymamrota rozprasza cienie ostatnim wysikiem

Niszczyciel, rycerz Paskiego Gniewu, a gigantyczna jak galaktyka pi rozwara si, by go zmiady. Witaj, niebycie, pomyla po raz ostatni Daimon, czujc, jak ciemno ogarnia go, wlewa si w dusz, gasi bezlitonie wiadomo, rozszarpuje na strzpy niczym drapieca ofiar. Mrok eksplodowa blem, a Anio Zagady, zamiast pogry si w mierci, zadra czujc potne uderzenie mocy. Pyna z niego i przez niego, ogromna, niepowstrzymana, olepiajca jak sama Jasno. Porwaa Daimona, szarpna nim,

uniosa w gr. Rozpity w rodku supa wiata anio przeywa niekoczc si agoni, rozdarty Jasnoci, pulsujcy jak serce. I sta si sercem, rdem ycia ogromnej jak Kosmos istoty, zbudowanej z olepiajcego blasku. I widzia, jak Ciemno zadraa, skulia si w mroku, prbujc otuli si nim jak peleryn. A gigant wiatoci, ktrym Anio Zagady by i nie by rwnoczenie, szed zagarniajc w siebie czer, ktra zaczynaa lni niczym gwiazdy. Szed ku swemu mrocznemu bratu, ku kalekiemu bliniakowi, ktrego pokocha tak bardzo, e wreszcie

mg go zabi. Olbrzym ze wiata rozoy ramiona, jakby chcia obj giganta z pomieni i mroku, i wyrzek cicho jedno sowo. - Meth. Niebem, ziemi, wiatem i ciemnoci wstrzsn krzyk. Jasno zderzya si z Mrokiem i eksplodowaa. Olepiajcy, biay i bkitny bysk rozprysn si jak fajerwerk, jedyny, prawdziwy, zwyciski. A pulsujcy strzp, ktry niegdy

by Anioem Miecza, zapad w niebyt, czujc, e tym razem mier, ktra otwara si przed nim, jest prawdziwa.

*** Obok, ko Gabriela, wyglda jak krwawy rumak z apokalipsy. Regent Krlestwa walczy ostatkami si. Krwawi z trzech gbokich ran, mga zasnuwaa wzrok. Obok wci jeszcze broni si Nuriel. Ponad czarn lawin wojsk Siewcy powiewa biay i zoty sztandar. Wyhaftowane porodku oko

patrzyo na regenta surowo. Wybacz, myli Gabriel. Nie zwyciyem. Zawiodem. Zdaje mu si, e wszystko wokoo zwalnia. Ruchy staj si powolne, bitewna wrzawa cichnie, zamiera. Pozostaje tylko dwiczca cisza. Gabriel chwieje si w siodle, ciosy miecza sabn. Wszystko zasnuwa dym. Jak przez mg archanio widzi, e ko pod Lebesem, Wielkim Chorym Krlestwa, pada z przetrconym karkiem. Anio wali si na ziemi, wypuszcza z rk drzewce. Chwaa Krlestwa pynie majestatycznie w powietrzu, rozsiewajc blask. Za chwil sztandar runie w boto i

posok. Uamki wieczno.

sekund

jak si

- Aszmo-daiiii! - rozlega wysoki, wibrujcy krzyk.

Smaga rka o zotych paznokciach chwyta drzewce, podrywa w gr. Wielka chorgiew Nieba furkocze na wietrze, uniesiona rk dinna w zielonozotych barwach Asmodeusza. Teraz ju zewszd sycha wibrujcy wrzask: - Aszmo-daiiii!!! Aszmo-daiiii!!! Mae bojowe smoki, zielone i

zote, atakuj z powietrza. Migaj krzywe szable dinnw. Asmodeusz naciera na jedcw atakujcych Gabriela, rozcina hemy, strca z siode. Fiokowe oczy si miej. - Aszmo-daiii! - wyj dinny. - Chwaa Krlestwu! - krzyczy garstka ocalaych aniow, krzycz salamandry bronice furty. Odsiecz nie uratuje obrocw, nie przesdzi o losach bitwy, ale napenia serca nadziej, ramionom dodaje siy. - Aszmo-daiiii!

Nikt nie spodziewa si fali olepiajcego bkitu, ktra nagle zalewa cae pole bitwy. Atakujcy i obrocy, Gbianie, skrzydlaci, onierze Siewcy porzucaj bro, le w bocie i krwi, twarzami ku ziemi, nie mylc, nie rozumiejc, nie mogc drgn. wiato jest krzykiem. Ze szczeliny w niebie pyn zmiennoksztatne, przejrzyste kby bkitnej materii. Migaj wykrzywione cierpieniem twarze, zmieniajce si w upiorne maski kociotrupw, rozwarte w agonalnym krzyku usta, przemienione w najeone kami pyski demonw. Gdzie rozpadaj

si galaktyki, eksploduj soca, umieraj gwiazdy. Nieskoczone dusze byego boga wylewaj si z pustki, gin w wiecie porzdku ustalonego przez Jasno. Bysk zdaje si trwa duej ni Kosmos, ale w rzeczywistoci jest tylko mgnieniem. Ganie. Anioowie z trudem gramol si z ziemi, oszoomieni i sabi, przecieraj olepione wybuchem oczy. Patrz zdumieni na czarnych, owadzich onierzy, ktrzy rzucaj si na wasne miecze, zdzieraj hemy, eby rozdziera sobie twarze, wydrapywa oczy, wbijaj

w oczodoy ostrza noy, wpychaj do ust garcie maych pociskw, ktre wybuchaj, rozdzierajc ich na strzpy. Machiny poeraj same siebie, z zaciekoci szarpi pyty pancerzy, wgryzaj si w ywe miso. Jedcy szlachtuj wierzchowce, przebijaj si mieczami, tarzaj si w kauach trujcego jadu. W jednym szalonym akcie niszczycielskiej samozagady armia Antykreatora przestaje istnie. Dym nad pobojowiskiem rozprasza si z wolna, niebo traci bur barw, niespiesznie pokrywa si bladym bkitem. Niemiae soneczne promienie lizgaj si po

pobojowisku, lni w kauach krwi. Niebo staje si wysokie i czyste. Nikt ze skrzydlatych nie zauway, kiedy zamkna si szczelina. W bladym bkicie nie zosta po niej aden lad.

*** - Kerubim? - Dinn w barwach zota i zieleni ostronie, z szacunkiem, pomaga Gabrielowi wsta. Jaki ze mnie cherubin, pomyla

regent Krlestwa. Zwyky archanio. Rway go rany, krwawi, a gowa pkaa mu z blu. Dawno tak mocno nie odczuwa wasnej saboci. Hej, Dibril! yjesz? Asmodeusz szed ku niemu, kulejc, ale na ustach mia umiech. Lewe rami demona zwisao bezwadnie, strzaskane. Po rce laa si krew. - Dzikuj - wymamrota Gabriel. - Uratowae nas. Fiokowe oczy Zgniego Chopca pociemniay.

- Drobiazg - powiedzia. - Czego si nie robi dla przyjaci. Ale pozwl, e teraz pjd w ustronne miejsce i zemdlej. - Musz si z kim zobaczy wyszepta Gabriel - zanim odejdzie. - Jasne - zgodzi si Asmodeusz. To si nazywa szok, wiesz? Pewnie uderzye si w gow. Archanio nie sucha. Chwiejnym krokiem ruszy w stron barykady. Ignis jeszcze y, chocia wydawao si, e tylko si woli. Zote oczy byy szkliste, ale zdaway

si przytomne. Dostrzeg pochylajcego si nad nim Gabriela, powieki zadrgay mu lekko. - Czy... kto ocala...? - szepn gosem cichszym ni tchnienie. - Tak - powiedzia Gabriel. Niektrzy z twego ludu przeyli, Ignisie. Chcia mwi o mstwie i honorze, ale w gardle czu dziwny ucisk. Konajcy przymkn oczy. Na bezkrwistych, bladych jak ptno wargach zadrga cie umiechu. - Jest... pikny... - wyszeptao

tchnienie. Gabriel w pierwszej chwili nie zrozumia, lecz nim zapyta kto, poj, e Ignis mwi o sztandarze. Zapieky go oczy, a ucisk w gardle nie pozwoli wyrzec sowa. - Nigdy... nie widziaem... zaszemra salamandra. - Pikny... Nikt nie zasuy bardziej ni ty, eby umiera w jego imieniu, pomyla archanio, ale nie by w stanie powiedzie tego gono. Pokiwa tylko gow. Tak, pikny wychrypia

amicym si gosem. Zote oczy Ignisa patrzyy ju na nieskoczono.

*** Gabriel, opatrzony naprdce przez sanitariuszy Rafaa, wbrew protestom samego Archanioa Uzdrowie nie pozwoli sobie na odpoczynek. Na grzbiecie Oboka, ktry na szczcie nie dozna powanych obrae, objeda pobojowisko. Tysice tysicy polegych skrzydlatych, krlestwo

mierci, wiktoria kostuchy. Trupw byo pewnie dwa razy tyle co ywych. Rafael i jego medycy miotali si wrd rannych i konajcych, prbujc zatrzyma w ciaach wszystkie dusze, ale wiele wylizgiwao im si z rk. Gabriel w duchu dzikowa Panu za ocalenie przyjaci. Micha, cho ciko poraniony, przey i wszystko wskazywao na to, e wyzdrowieje. Razjel wci by nieprzytomny po ostatecznej eksplozji mocy Siewcy, ale jego yciu te nie grozio niebezpieczestwo. Archanio

Objawie po cichu wznosi rwnie dziki do Jasnoci, e zechciaa zachowa Lucyfera i Asmodeusza. Gabriel czu dla Gbian dziwn ni sympatii. Skrzywi si, gdy zobaczy nadjedajcego Ituriela. Zdecydowanie nie yczy sobie teraz rozmawia z ksiciem Sarim. - Zwycistwo! - krzykn Ituriel z dum, jakby osobicie rozgromi armi Ciemnoci. Gabriel nabra ochoty, eby strzeli go w gupi, zadowolony pysk, i by moe zrobiby to, gdyby nie by taki zmczony.

- Zwycistwo? - sykn wciekle. To nazywasz zwycistwem? Zatoczy rk krg obejmujcy gigantyczne pobojowisko. Ituriel zamilk z rozdziawionymi ustami. Gabriel go zignorowa. - Obok - powiedzia. - Chc obejrze kraniec, gdzie ziaa wyrwa. Dasz rad mnie zanie? - Wedle yczenia - odrzek ko. Poderwa si w gr i pogalopowa ponad polem bitwy. Gabriel odwrci wzrok. Z lotu ptaka

widok by jeszcze bardziej przygnbiajcy. Jestem odpowiedzialny za kadego skrzydlatego, ktry tu poleg, pomyla z gorycz. Ich krew na zawsze splami moje rce. Ale, na Jasno, czy byo inne wyjcie? Obok wyldowa. Gabriel zsun si z wierzchowca. Min Afa rozpaczajcego nad ciaem martwego Chemy, szed midzy trupami Aniow Zamtu. Oprcz Afa opakujcego brata by tu jedynym ywym. Widocznie sanitariusze Rafaa ewakuowali std wszystkich rannych za pomoc latajcych dywanw, ale nie

poradzili sobie z oszalaym z rozpaczy bliniakiem i postanowili go zostawi. Nie mogli traci czasu. Inni ranni czekali na pomoc. Gabriel wstpi na spopielaa ciek, ktra urywaa si gwatownie. Za ni rozciga si pusty, pokryty popioem step. Na ziemi ani w niebie nie pozosta nawet lad po szczelinie. Archanio westchn. Nadal mia szalecz, bezpodstawn nadziej, e odnajdzie Daimona. Chocia ciao, pomyla. Nie chcia wierzy, e odchodzc Siewca pocign Anioa Zagady za sob.

Obok, ktry postpowa tu za anioem, poderwa nagle gow, stan jak wryty. Wzrok wbi w pust przestrze stepu. - Bracie! - krzykn gosem - Bracie! wielkim

Gabriel zmruy oczy. Co majaczyo pord popiow. Ze spuszczonym bem, utykajc, wloka si chabeta. Upir konia o zmierzwionej sierci, tych wyszczerzonych zbach, dygoczcych nogach. - Pioun! - zawoa Gabriel.

Wskoczy na grzbiet Oboka, pdzili. Istotnie, to by Pioun. Ko dysza ciko, boki unosiy si w wysilonym oddechu. Sta na rozkraczonych nogach, nie mia siy unie gowy. - Zostawiem go... - wychrypia. Zostawiem... szukajcie... Archanio wycign oko dnia. - Zaraz sprowadz pomoc. Trzymaj si, Pioun. Sanitariusze ju lec. Dostrzeg ktem oka ldujcy dywan.

- Szukajcie... - wyszepta ko i zwali si ciko na bok. Medycy Rafaa biegli z flakonami eliksirw. Gabriel podcign si na siodo. - Ruszaj, Obok. Moe znajdziemy chocia ciao. Rumak posusznie puci si w galop. Serce Gabriela tuko si nerwowo. Pioun przey, a przecie by wewntrz, myla gorczkowo. Wic moe i Daimon? Moe Daimon? Obok pierwszy zauway

rozcignit na ziemi posta. Zatoczy szeroki uk, wpad w cwa, wyhamowa tu przy lecym. Gabriel zeskoczy z konia, przypad do Daimona. W oczach szkliy mu si zy. Dotkn zmasakrowanego, okrwawionego ciaa przyjaciela. Byo zimne. Archanio pochyli gow, zacisn powieki. zy paliy mu policzki. Bezwiednie zacisn pici. W garcie nabra peno popiou. - Gabrielu - usysza w umyle gos wierzchowca - on wci jest z nami. Wyczuwam go.

Epilog

Wysokie, przejrzyste niebo Krlestwa granatowiao. Zblia si wieczr. Paace i ogrody stroiy si jak zwykle w jasne klejnoty lampionw. Tu nikt nie obchodzi aoby. Pacz i rozpacz pozostawiono mieszkacom niskich Nieb. W kocu to spord nich pochodzio najwicej ofiar. Ubogie domostwa z pierwszego krgu, wskie kamienice Drugiego Nieba, kwadratowe bloki koszar w Trzecim, Czwartym i Pitym rozbrzmieway

dwikami poegnalnych pieni, szmerem modlitw odmawianych za polegych, westchnieniami, wspomnieniami, chrapliwym oddechem rannych, ale aden z tych odgosw nie dotar pod srebrne i zote kopuy Hajot Hakados, nie zakci spokoju nocy. W saloniku Archanioa Objawie palio si agodne, boczne wiato, wydobywajce z pmroku sylwetki czterech skrzydlatych. Gabriel westchn, odwrci si od okna. - Panowie - zacz - Wiem, e

jestecie chorzy i ranni, jednak musiaem was wezwa. Wybaczcie. Niebezpieczestwo zostao zaegnane, wygralimy walk cho gorzkie jest nasze zwycistwo. Antykreator cofn si w niebyt. Jego emanacja, Siewca, zosta zniszczony. Przez jaki czas nie powinnimy si spodziewa nowych atakw. Krlestwo, cay Wszechwiat, wicej, cae dzieo Stworzenia zostao uratowane. To zdecydowanie powd do radoci. Spenilimy obowizek, obronilimy si przed Cieniem, wypenilimy wol Pana. Pozostaje pytanie co dalej? Micha, jak wygldaj straty

Zastpw? Michael, cay w bandaach, siedzia sztywno, starajc si jak najmniej porusza spowit w opatrunki gow. - Due - powiedzia - Mniej wicej poowa. Stracilimy wikszo tronw, wiele Chajot, sporo rydwanw. Za wczenie jeszcze na dokadne szacunki. Jaka jest uzupenienia? szansa na

Micha niebacznie wzruszy ramionami i skrzywi si z blu.

- Jeszcze nie wiem. Moe nie bdzie tragicznie. Wci mamy spor grup modych skrzydlatych, ktrych moglibymy wcieli. To jeszcze dzieciaki, ale jeli zaczn szkolenie teraz, za kilka lat bdziemy mieli z nich poytek. Sprbuj wycofa ilu si da spord suebnych i aniow pracujcych przy obsudze Kosmosu. Dla nich to bdzie szansa na awans w hierarchii. Gabriel, brod. zaspiony, pociera mogem

- Wycofaem kogo podczas mobilizacji.

- Pospiesznie i w panice - wtrci blady jak widmo Razjel, ktry by nadal tak osabiony, e musia uczestniczy w naradzie lec na kanapie w rogu salonu - Nie zdoae sprowadzi wielu skrzydlatych z najdalszych rejonw Wszechwiata. S jeszcze wysi i nisi urzdnicy i dostojnicy dworscy. Z pewnoci wielu zechce zamieni jaow egzystencj kancelisty na sub w Zastpach, zwaszcza teraz, na fali oglnego patriotyzmu po wygranej wojnie. A reorganizacja przyda si tak w armii, jak i w urzdach, jak powiedziaby nasz drogi cynik,

Samael, gdyby tu by. Rafa rzuci Ksiciu Magw pene wyrzutu spojrzenie. - Nie drwij - powiedzia - Tyle wok mierci, rozpaczy, to nie pora na kpiny. Kade ycie jest bezcenne. Odkd Jasno zabraa z Krlestwa Metatrona nie urodzi si aden nowy anio. Sowa jego pieni nie powouj do istnienia nawet najpodlej szych skrzydlatych. - Ani moja magia, ani twoje zabiegi medyczne nie wskrzesz polegych, tak samo jak nie dokona tego powtarzanie oczywistoci -

burkn Razjel. Czu si fatalnie, wic nawet si nie stara cierpliwie wysuchiwa namaszczonych uwag Rafaa - Zrobilimy co w naszej mocy, eby uratowa kadego rannego onierza. Ale nie mielimy mocy sprawiania cudw. Teraz trzeba si zastanowi jak zaata powsta dziur. Rafa skrzywi si na dwik ostatniego sowa, lecz si nie odezwa. - Razjel ma racj - mrukn Micha Krlestwo liczy nieskoczone rzesze skrzydlatych. Sami nie wiemy ilu. Trzeba bdzie

zrobi przesunicia i ogosi nowy zacig. Dobra, Gabrysiu? Regent skin gow. - Ogosz amnesti - powiedzia Wszyscy anioowie ukrywajcy si w Sferach Poza Czasem z powodu dezercji lub przewinie nie majcych charakteru politycznego bd mogli wstpi do armii. Poradzisz sobie z tak band ajdakw, Michasiu? Wdz Zastpw umiechn si pierwszy raz tego wieczoru. - Jasne! - przytakn.

- No dobra, teraz kwestie polityczne - Gabriel przesun rk po twarzy. - Wszyscy si zgadzamy, e ostatni rzecz, jakiej nam potrzeba, jest zamieszanie. Wobec tego proponuj, eby nie czy publicznie spisku Ocha z Sophia, Jaldabaotem, a ju w adnym razie z Cieniem. Mia miejsce zwyky pucz, paru skrzydlatych chciao si po prostu dorwa do wadzy. - Ach, rozumiem! - w bkitnych oczach Razjela zalni prawdziwy podziw - Gabrysiu, c za wyborny sukinsyn z ciebie! Oczywicie, spiskowcom udao si chwilowo odsun nas do wadzy, wic

Antykreator natychmiast wyczu osabienie w Krlestwie i dlatego zaatakowa. A my powrcilimy w ostatniej chwili, eby bohatersko ocali wiat. Wic kto, panowie, jest prawdziwym gwarantem bezpieczestwa Krlestwa? Kim s prawowici zarzdcy wszystkich skrzydlatych, wyznaczeni i pobogosawieni przez Jasno? Jak mylicie? - No nie! To obrzydliwe - jkn Rafael. - Ale bardzo skuteczne - doda Gabriel - Ugruntowuje nasz wadz i stwarza pozr, e jest ona

zatwierdzona przez Jasno. - Sprytne, cholera - zgodzi si Micha - Masz eb, Gabrysiu. Im mniej wtpliwoci na temat Pana, tym lepiej. Ale nie moemy przecie dopuci, eby Ochowi i tej suce Pistis wszystko uszo na sucho. - Ocha i pozostaych osdzi niezawisy sd anielski - powiedzia Gabriel powanie - Jeli nie postawimy im zarzutw o zdrad na rzecz Cienia, sprawa nie bdzie na tyle powana, eby odwoywa si bezporednio do woli Pana. Pogadam z Nitaelem i Dubielem. S wystarczajco rozsdni, by nie

upiera si przy upublicznieniu swoich kontaktw z Mrokiem. Zreszt, nie jestem do koca pewien czy wiedzieli o konszachtach Ocha i Jaldabaota. W zamian za trzymanie mordy w kube, zaproponuj im nadzwyczajne zagodzenie kary z okazji wielkiego zwycistwa nad Cieniem. Nie bd dla nas groni. Dostali niez nauczk. Sprbuj porozmawia i z Ochem. Nawet jeli nie zgodzi si milcze, bez trudu udowodnimy, e zwariowa. Ale zgodzi si. Poczucie winy doprowadzio go do zaamania nerwowego. Biedny dure. I tak jest skoczony. Powiedz, Razjelu,

warto dopuszcza si takich szalestw, eby zdoby t cholern ksik? Ksi Magw umiechn si. - Tylko jeli jest si alchemikiem, Gabrysiu. - Zaraz! - wtrci Michael - Nie odpowiedziae co z Sophia? Chcesz suce odpuci? - Musz - stwierdzi sucho Gabriel - Pistis jest ostatnim potnym eonem u wadzy. Nie moemy teraz rozpta afery i da ledztwa w jej sprawie, bo natychmiast wyjdzie

na jaw, e w Krlestwie nie ma ju Pana. Ukaranie lub chocia odwoanie ze stanowiska tak potnego anioa wymaga osobistego werdyktu Jasnoci. Wybacz Michasiu, ale przebranie ci i usadzenie na Biaym Tronie nie wchodzi w gr. Poza tym, nie mamy adnych konkretnych dowodw jej zdrady. Jeli zaczniemy w tym grzeba, umoczymy wasne tyki. Pistis ma wielk wadz, jest przebiega i przenikliwa, jeszcze zacznie co podejrzewa w sprawie Pana. I tak od dawna si boj, e domyla si prawdy. - Nie sdz - Razjel pokrci

gow- Raczej myli, e stracilimy ask. Ale jeli jej podskoczymy, nie odpuci. Zacznie likwidowa wiadkw i usilnie szuka broni przeciwko nam. I znajdzie, obawiam si. - W dup, o tym nie pomylaem stkn dowdca Zastpw - No to Pani Cholerna Mdro dalej bdzie brudzi z wysokoci swego zotego tronu. - Bdzie - zgodzi si Razjel - Ale teraz dobrze wiemy, co z niej za ziko. - I co to nam daje? - burkn

Micha. Razjel umiechn si krzywo. - Przewag, Misiu. - Mnie martwi raczej Jaldabaot westchn Gabriel - Fatalnie, e stracilimy go z oczu. Umieszek na twarzy Razjela zrobi si naprawd paskudny. - Kto straci, ten straci - rzuci enigmatycznie. Regent Krlestwa drgn. - Jak to? Wiesz co o Mastemie?

- A kto ma wiedzie, jak nie szef wywiadu. Kiepsko bym si spisa, gdybym naprawd straci go z oczu. - Gadaj skadnie! - zirytowa si Gabriel - Gdzie on jest? - W domu starcw - powiedzia Razjel z satysfakcj - Luksusowym, kapicym do zota i doskonale odpowiadajcym stanowi jego umysu. Mastema oszala, Gabrielu. Sta si mamicym pod nosem, wyjcym po nocach starcem. Nikogo nie poznaje. Bredzi od rzeczy. I nie ma takiej siy, ktra mogaby go uzdrowi. Upadek Siewcy zniszczy mu umys. Wypali

do zera. Dlatego nie auje, e moi agenci si spnili i z tej przyczyny nie zdyem przej tej pustej skorupy o srebrzystych skrzydach, ktra niegdy przedstawiaa si jako Mastema. Nie staraem si zbyt gorliwie, musz przyzna. Pan Wielki Wadca wiata doskonale pasuje do miejsca, w ktrym si znalaz. Towarzystwo ma, trzeba przyzna, przednie. Waciwe, godne jego klasy i urodzenia. Stanowi naprawd dobran par. Archanio Objawie umiechn si chodno. - No tak - mrukn - Oczywicie.

Powinienem si tego spodziewa. Dobrze wic, niech tak bdzie. - A z Sophia sam porozmawiam, jeli pozwolisz - powiedzia Razjel Postrasz j i zirytuj tylko tyle, ile naprawd trzeba. W porzdku? Gabriel skin gow.

*** Paac Sophii ton w ciszy. Dworzanie i suba przemieszczali si bezszelestnie. Razjel przestpowa wci nowe komnaty,

wykadane zotem, zdobione kunsztownymi mozaikami. Ogrody na cianach czyy si z ogrodami wrd cian, gdzie blade, egzotyczne kwiaty wygrzeway kielichy w sztucznym wietle lampionw. W sadzawkach pluskay ryby, barwne niczym garcie drogich kamieni, podobne do zatopionych w wodzie patkw. Stopy Razjela grzzy w coraz kosztowniejszych dywanach. Tym razem obeszo si jednak bez nieustannych anonsw i gncych si w ukonach sucych. Dawczyni Wiedzy i Talentu, eon chrw eskich, pani Pistis Sophia, oby

wiato Jej Mdroci opromieniao wiecznie sugi swoje, przyjmie archanioa Razjela, Ksicia Magw, Pana Tajemnic w prywatnych apartamentach. Ale zaszczyt, pomyla Razjel cierpko. Dinn w barwach Sophii otworzy przed nim kolejne drzwi. - Pani krtko. oczekuje - powiedzia

Pistis siedziaa w fotelu przypominajcym tron. W komnacie nie byo innych mebli, wic archanio zmuszony by sta.

- Witaj, pani. Zwrcia ku niemu ciemne, migdaowe oczy. Chtnie ujrzaby w nich niepokj, ale dostrzega tylko twardy bysk. - Witaj, archaniele - zagruchaa sodko. - C ci sprowadza w moje progi? - Pani - rozpocz, skaniajc lekko gow - nazywaj mnie Ksiciem Tajemnic, wic atwo si domyli, e sekrety to moja pasja. Mam nadziej rozwiza tu nurtujcy mnie problem.

Brwi Sophii uniosy si wysoko. - Zatem przybye po rad? To mi pochlebia. Zimny umieszek pojawi si na ustach Razjela. Wybacz, pani, musz wyprowadzi ci z bdu. Przyszedem raczej udzieli rady. Sodki gos anielicy ochd. - Doprawdy? - Pytanie bdzie podobnej odpowiedzi proste i oczekuj.

Czemu nie przybyy twoje oddziay, Dawczyni Talentu? Sophia poruszya si na tronie. Suchy szelest kosztownych jedwabi owin j niczym woal. - Mylaam, e wszystko wyjani list do Gabriela. Niestety, na skutek bdu dowdca oddziaw otrzyma niewaciwe informacje. Pomyli numer prowincji i Niebo. Zanim zdy przyby na miejsce, bitwa si zakoczya. Na szczcie, dziki Jasnoci, pomylnie. Tak wic nieobecno moich onierzy nie przesdzia o wyniku. Przyznaj, to przykry wypadek, ale sprawca

niedopatrzenia zosta surowo ukarany. Wycignito odpowiednie konsekwencje. - Pytanie, czy wycignito rwnie inne konsekwencje - rzuci gadko Razjel. Ponownie brwi Sophii uniosy si w zdziwieniu. - Obawiam si, e nie rozumiem. Archanio potrzsn gow. Pani, jeste naczyniem mdroci. Trudno mi uwierzy, e caa zawarto gdzie si wylaa.

Anielica poblada. - Razjelu, mam nadziej, e to jednak nie impertynencja? Lodowe, bkitne oczy anioa bez trudu wytrzymay spojrzenie Sophii. Wadczyni anielic odwrcia wzrok. - To cz rady, Sophio. Aby znw zacza myle. Popenianie szalestw, kierowanych pych i iluzorycznymi sentymentami, to nie to samo, co dopuszczenie si zdrady. Smaga cera Sophii nabraa odcienia szaroci. Na wysokich kociach policzkowych wykwity

dwie szkaratne plamy. - Twj wiat jest stary, skostniay i zimny. - cign twardo Razjel. Nie chciaa zmienia si wraz z nami, z ludmi, z Ziemi, z Kosmosem. Nie chciaa poda za gosem Jasnoci. Rozpamitujesz nieustannie czasy przed Stworzeniem, czasy, gdy bya eonem eonw, jedn z grona kosmokratorw. Kiedy dzierya wadz, a miliony dray na dwik twego imienia. A Jaldabaot... Nie prbuj mi przerywa! Jaldabaot uzna Krlestwo za swoj wasno i przez pych i tyraskie zapdy straci ask Pana. Wiecznie

powtarzasz, e kultywujesz dawne wartoci. e ocalia czstk zotego wieku. Tu, w tym paacu podobnym do skrzyni na klejnoty, kapicym od przepychu i zimnym niczym kostnica. Uwaaj, eby skarb nie zamieni si w zatrzanit szkatu pen miecia i szmat. Bo czego mu brakuje, moja mdroci. Serca. Oczy archanioa lniy. Spohia siedziaa blada, nieruchoma, w haftowanych jedwabiach podobna do piknej lalki. Milczaa. - Myl znowu, Sophio - powiedzia Razjel, a w jego gosie dwicza ld. - Bo ja nie zamierzam przesta

szuka. Pamitaj, kocham tajemnice. A jeszcze bardziej rozwizania tajemnic. Wiem, e dostarczya Ochowi dowodw przeciw Gabrielowi. Twj wywiad zbiera je latami. Ale i mojemu trudno co zarzuci, wic dowiedziaem si. Wicej, wiem take, e stoisz za masakr w lesie Teratela. W mskim przebraniu, nieudolnym magicznie, bo nie udao ci si zmieni rysw twarzy, wynaja zwykego bandyt, Ram Izada, eby dokona prowokacji. Dostarczya mu eliksirw przemieniajcych, nieco lepszego gatunku ni twoje przebranie,

przyznaj. Dlaczego si nie odzywasz, pikna Sophio? Milcz dalej i suchaj, bo nie skoczyem. Wszystkiego tego dokonaa, eby poprze Jaldabaota, wroga Krlestwa, banit, zdrajc, obecnie zwanego Mastem, Przeciwnikiem. Czyim przeciwnikiem, przyjaciko? Czy nie Jasnoci? Czy nie Pana? Czy to jeszcze zdrada, czy ju upadek, wadczyni chrw eskich? Razjel zaciska donie w pici, ale gos mia nadal zimny i spokojny. - W imi czego, Sophio? Pustej prnoci, czczej dzy wadzy. Jak

ty, zwana naczyniem mdroci, moga okaza tak gupot? Na co liczya? e Siewca usadzi z powrotem Jaldabaota na tronie, a ciebie po jego prawicy? e powrc zote czasy waszych tyraskich, okrutnych, podych rzdw? Liczya na Siewc, cie Pana, nosiciela mierci i chaosu? Rozumiem, Jaldabaot. On jest od dawna obkany, ale ty? Tego nie sposb nazywa gupot, sodka pani. To starcze rozmikczenie mzgu! Usta Sophii zadrgay, oczy zwziy si wciekle. Wbia palce w oparcia fotela, ale nie odezwaa si.

Razjel wycelowa w ni palec. - Tak, Sophio. Jeste stara. W tym piknym ciele mieszka dusza staruchy, dnej wadzy, wciekej, e zostaa zepchnita na margines, penej nienawici do wszystkiego co ywe, mode, nowe! Sama zatrzasna si w trumnie ze zota. Twoja sprawa! Ale kiedy wycigasz macki, eby niszczy Krlestwo, nie dziw si, e znajdzie si kto, kto ci je utrci. I jeszcze jedna kwestia, ktra czyni z naszej maej wojny moj osobist spraw. Nie zwykem przechodzi do porzdku dziennego nad krzywdami wyrzdzonymi przyjacioom, a ty prbowaa

zamordowa Daimona. Podstpnie, gupio i podle, tylko po to, eby nie dopuci do spenienia przepowiedni. eby nie znalaz si nikt zdolny walczy z Siewc. eby ta krwawa glista, Jaldabaot, powrci. Jak mylisz, wystarczy faktw, aby strci z szyi twoj liczn, pust gwk? - Nie masz dowodw! - sykna wciekle. Nieadny umiech wykrzywi usta archanioa. - Nie mam, ale znajd. Pamitaj, jestem cierpliwy i skrupulatny. I

doo wszelkich stara, obiecuj. Przyjdzie czas, gdy bd mia ci w garci, sodka przyjaciko. Wied te, e w razie czego nie zawaham si tej garci zacisn. Sophia odprya si natychmiast. Rozluniy si palce zacinite na oparciach, jedwab sukien zaszeleci piewnie. - Zatem powodzenia, mj sodki przyjacielu - zagruchaa kpico. Miych poszukiwa. Lodowy bkit oczu Razjela zmierzy si z bursztynowym spojrzeniem anielicy.

- Babranie si w kloace rzadko bywa przyjemne. Cho czasami konieczne. egnaj, Sophio. Usyszaa ju moj rad. Postpisz, jak zechcesz. Odwrci si, eby wyj. W progu zatrzyma go gos Sophii. - Razjelu, rozumiem, e od dzi mam w tobie wroga? Umiech na twarzy archanioa by ostry jak sztylet. - Nie, pani - powiedzia. - Tylko bacznego obserwatora.

*** Dawczyni Wiedzy i Talentu, czysta Mdro, byy eon eonw, niegdysiejsza gwiazda wrd kosmokratorw jeszcze dugo po wyjciu Razjela nieporuszona, zadumana siedziaa na tronie, podobna z pozoru do piknej rzeby. Ale w jej duszy pona wcieko. Chystek. Omieli si grozi. Jeszcze zobaczymy, kto wygra. Po czyjej stronie opowie si wiato. Archanioowie. Prostacy, ndznicy, plebs. Nie im si rwna z wielkimi tego wiata. Chystki.

Bezczelne chystki! Chc si z ni mierzy? Moe i przegraa ma batali. Ale nie skapituluje. Przeczeka, upi ich czujno i uderzy znowu. Odzyska tron, wadz, wpywy. Przywrci wreszcie porzdek. Na Jasno, tak! Wcieko szalaa w opitej ceremonialn, zot Bursztynowe oczy ciskay Pistis blada, szalona ze wpijaa dugie palce w fotela. piersi sukni. gromy. zoci, oparcia

Podniosa si wreszcie i ruszya przez komnaty paacu z szelestem kosztownych sukien. Dworzanie

ustpowali jej z drogi, dinny suebne kuliy si po ktach. Pani bya nie w humorze, a to zawsze mogo si le skoczy. Sophia zbiega schodami na d, niemal biegiem mina wejcie do swej prywatnej pracowni, skrcia w wski korytarz. Dwa czuwajce w nim dinny natychmiast zgiy si w ukonie. Pistis ruchem rki nakazaa otworzy cikie, masywne drzwi. Wesza do obszernej sali pozbawionej okien. wiato zapewniay unoszce si u sufitu kule ciepego blasku. Podog i ciany komnaty pokryway grube, kosztowne kobierce. Prawnie nie

byo sprztw. oe zastpowao paskie podwyszenie zarzucone stert mikkich koder i kunsztownie wyszywanych poduszek. Podobne poduszki, porozrzucane niedbale po pododze, suyy do siedzenia. W rogu sta maleki, niski stolik pokryty barwn emali. Ogromny, srebrzysty anio siedzia nieruchomo na pododze porodku pokoju. Mia pust twarz pozbawion wszelkiego wyrazu. Sophia zbliya si. - To ja - szepna - Powiedz, e

mnie poznajesz. Spojrzenie srebrnych niczym rt oczu skrzyowao si z wzrokiem Pistis. - Na kolana! - zaskrzecza nagle anio ochrypym gosem - Wyznaj przewiny! Chwaa! Chwaa! Wznosi si Prawica Pana! Nadchodzi eon eonw, Wielki Archont, Pan Siedmiu Wysokoci! piewajmy! Chwaa! Sophia cofna si. Na piknej twarzy o wystajcych kociach policzkowych pojawi si wyraz niesmaku i zaenowania. Co za upadek, pomylaa. Na Jasno,

dobrze, e sam nie jest w stanie tego zobaczy. Srebrny anio zachichota idiotycznie, zakoysa gow. Z kcika bladych ust spyna struka liny. - Chwaa! - zachrypia, opad na czworaki i zacz krci si w kko po dywanie. Pistis przymkna powieki. Niedawna wcieko wyparowaa w okamgnieniu. Wadczyni eskich chrw poczua si nagle saba i zmczona. I stara. Jakby naprawd naleaa do zamierzchej epoki.

Opucia j dza zemsty, siy do walki. O co mam zabiega, pomylaa z gorycz. Upywu czasu nie da si odwrci. Wikszo z dawnych eonw, wadcw i mocarzy nie yje, lub oczekuje kresu ywota w swoich cichych, wiejskich posiadociach. Ich ju nie obchodzi wadza, nie pociga polityka. A Jaldabaot? Mj pikny, dumny, srebrzysty ksi? Co z niego zostao? Staa bezradna, zrezygnowana, naprzeciw zdziecinniaego szaleca. Jestem sama w tej komnacie, pomylaa ze smutkiem. Jego ju tu nie ma. W piersi gnit nieznony

ciar, w gardle dusi dziwny ucisk, ale Sophia nie potrafia zapaka. Nigdy nie czua si tak samotna, tak zdruzgotana, lecz nawet teraz zy nie chciay popyn. Moe Razjel mia racj, przeszo jej przez myl. Moe jestemy tylko oszalaymi starcami, ktrych olepia mio do czasw minionych tysice lat temu. Czybym staa si reliktem przeszoci, mamutem zakonserwowanym w lodowatej atmosferze zotego paacu? Wypielgnowan, wsk doni dotkna policzka. Wydawa si chodny jak marmur. Byy Wielki Archont Krlestwa

klapn niezgrabnie na podog. Po marmurowym policzku Sophii nie umiaa spyn choby jedna za. Wadczyni Wiedzy i Talentu odwrcia si i wysza z komnaty nie odwrciwszy si ani razu. Po schodach wspinaa si ciko, powoli.

*** Sodki zapach kwiatw odurza. Nie byo nic wok, tylko ka pena

jaskrw, cignca si po horyzont, i czyste, niebieskie oko nieba ponad ni. Istota, ktra niegdy istniaa, umieraa i bya wskrzeszana po wielekro, trwaa w ciszy ki, bez pragnie, bez marze, obojtna. Nie pamitaa swego imienia. Nie pamitaa te imion adnych rzeczy. Gdyby znaa uczucia, kochaaby bezruch. Nie kochaa jednak niczego. Trwaa, nie zdajc sobie sprawy z upywu czasu. Dla niej nie istnia. Bya tylko ka, a wszelkie wspomnienia utony bezpowrotnie w gbokim bkicie nieba. Istota nie postrzegaa ruchu, nie zarejestrowaa lnicego, biaego

punktu na horyzoncie. Nawet gdyby go zobaczya, nie potrafiaby sobie przypomnie, nie umiaaby nazwa drugiego stworzenia. Sodkiego, wenistego baranka wielkoci sporego domu, ktry pas si beztrosko na ce. Czas nie mia znaczenia dla adnego z tych stworze, wic ani jedno nie potrafioby powiedzie, czy dugo trwao, zanim baranek zbliy si do byego anioa. Witaj, destruktorze powiedziao Jagni. -

W czarnych bezdennych oczach

co zatrzepotao i zgaso. - Witaj, Abbaddonie, Taczcy na Zgliszczach - powtrzyo Jagni. Witaj, Daimonie Freyu, Aniele Zagady. Lecy drgn. - Czemu - wyszepta z trudem budzisz mnie, przypominasz? - Albowiem przynosz ci sowo. - Sowo? - poruszyy si poblade wargi. Jagni przekrzywio gow.

- Wskrzeszenie, destruktorze. - Nie - powiedzia Daimon. - Nie chc. - Nie jeste tu, aby stanowi, Niszczycielu. - Gos Jagnicia stwardnia - Przyniosom posanie od Tego, Ktry Janieje. Sowo ycia. - Nie - szepn Anio Zagady. Pozwlcie mi odej. We mnie nie ma ycia. - KIM JESTE, ABY STANOWI! krzykno Jagni wielkim gosem Wola skrzydlatych jest jak py na

wietrze. Przynosz sowo Potgi. Nie wykonae jeszcze zadania. Daimon przymkn powieki. - Pana nie ma w Krlestwie. Nie moesz przynosi Jego sw. Jagni zamiao si chrapliwie. - Zaprawd, bezrozumny jeste, skrzydlaty. miesz stanowi o dziedzinach i sprawach Paskich? Zgasz jednak twe niemdre wtpliwoci. Tym razem umare naprawd. Znajdujesz si w zawiatach, destruktorze. A ja przyniosom ci prawdziwe

wskrzeszenie. - Na Jasno - powiedzia cicho Daimon - to niesprawiedliwe. - Sprawiedliwo jest jako trzcina w doniach Wiecznego. Gnie j jak chce i splata zgodnie z wol. Zaprawd, Pan twj mwi do ciebie: wsta! Dobro i zo, moc i sia s podlege woli Wiecznego. Sprzeciwisz si jej, skrzydlaty? - Chc odej. odej. Pozwlcie si mi

Jagni zamiao zgrzytliwie.

ostro,

Nios ci sowo destruktorze. Milcz i suchaj.

Pana,

Bestia pochylia nisko eb i tchna, a tchnienie to byo lodowate i gorce zarazem. - Emeth. Gorco i bl uderzyy w anioa, przepyny przez niego, pky i zalay moc. W jednej chwili ockny si wszystkie wspomnienia, wszystkie uczucia i pragnienia. Anio Zagady przesta by bezimienn istot, obudzio si w nim ycie i pragnienie ycia. I wielki lk o Hij, o przyjaci, o Krlestwo. I

wspomnienie walki. mier tysicy Zastpw i Siewca, i Jaldabaot, buntownicy, zdrajcy i bohaterowie. Kobaltowe loki i oczy jak pynny bursztyn, sodkie, cikie jabka, jednoroce przemykajce w ciemnym lesie, smak wina, zoty, jedwabny spokj wieczorw z Hij. Twarze Razjela, Gabriela, Kamaela, ciepo ognia w kominku, dom, w ktrym mieszka, dotknicie szorstkiej, gstej grzywy Piouna. ycie. Daimon zacisn powieki. Zapragn wraca. Jasno jedna wiedziaa, jak bardzo zapragn wraca. Ale nie umia znale w

sobie siy. Czu si pusty i wypalony. Przesta istnie, zapomnie. To byo takie atwe. I takie kuszce. W ciemnoci bezkresnych renic zrodzia si za, ktra spyna po policzku anioa. Jagni skino gow. - Oto si dokonao - powiedziao. - egnaj, Abbaddonie. Odchodzc, powiem ci to, com zrozumiao przez wieki istnienia na granicy wiata i mroku. Zaprawd, nie obawiaj si losu swego, gdy jest on jak talar nieustannie obracany w doniach Wiecznego. Dobra i za, sodka i

smutna strona wiruj, splecione w jedno. Bd pozdrowiony, Burzycielu wiatw, albowiem na zgliszczach najpikniejszy wyrasta owoc. Jagni odwrcio si i zaczo oddala. - Zaczekaj! - Daimon sprbowa zawoa, ale gos zaama mu si z wysiku. - Kto wygra wojn? Co z Krlestwem? Jagni nawet na niego nie spojrzao. Bkitne niebo wisiao w grze jasne, kojce. te kwiaty pachniay sodko, wieczno trwaa,

a Daimon po chwili wcale nie by pewien, czy przybycie Jagnicia nie okazao si zwyk halucynacj.

*** Przez wysokie, zakratowane okno wpaday do celi soneczne promienie. Wydobyway z ciemnoci nocy schludne, pobielone ciany, prost prycz nakryt szorstkim kocem, st, krzeso, lamp osonit solidnym kloszem z metalowej siatki. Och siedzia w kcie na pododze, nieruchomy. Obejmowa ramionami podkurczone

kolana. Na pocztku aowa, e nie wtrcono go do lochu, wilgotnego, wstrtnego, penego robactwa i pogronego w ciemnoci, gdzie mgby lepiej pokutowa za swj straszny czyn, ale z czasem zrozumia jak dobrze jest widzie blady prostokt nieba w oknie. Dziki temu wiedzia, e Mrok jeszcze nie zwyciy, e Ciemno nie zapanowaa na dobre. Noc nie spa, wpatrzony w jasne punkciki gwiazd. We dnie patrzy w bkit. Czas wyznaczay regularnie przynoszone skromne posiki, ale Och nie dotyka jedzenia. Czuwa, ze wzrokiem wbitym w okno. Mijay

noce, pyny dni, granat w zakratowanym prostokcie przemienia si regularnie w bkit, a w sercu anioa zacza kiekowa i rozwija si nadzieja. Z pocztku tamsi j, prbowa zdusi, ale z biegiem czasu pozwoli jej rozrasta si i zwolna przemienia w pewno. Nie czu godu, pragnienia, potrzeby snu. Skulony w kcie patrzy na powtarzajcy si cud wieczorw i porankw. Spywajce po policzkach zy wyobiy sobie bruzdy na ksztat lebw w grskim zboczu. Spierzchnite usta poruszay si jednostajnie,

monotonnie. Gdyby kto zbliy si na tyle, eby rozrni wypowiadane niemal bezgonym szeptem sowa, usyszaby powtarzane w kko zdanie: - Dziki Ci, Jasnoci, dziki wielki, dobry Panie, dziki, e uratowae Krlestwo.

*** - Panie! Prdko! Prdko! Prosz przyj! Razjel, zdziwiony, odstawi

retort pen zielonej cieczy. Do pracowni wpad bez pukania zdyszany Kalkin, najbardziej zaufany z geniuszy Pana Tajemnic. - Co si dzieje? - spyta Razjel. Kalkin z trudem apa oddech. - Ockn si, panie. Prosz szybko i! Nie jest dobrze! Razjel bez komnaty. sowa wybieg z

Ju na korytarzu usysza krzyk. Nie jki czy nieartykuowane okrzyki blu, ale gniewne, ostre, twarde

sowa, ukadajce niezrozumiay lecz z spjny monolog.

si w pewnoci

Razjel pdzi w gr po schodach, z kadym stopniem bardziej przeraony. Gos z pewnoci nalea do Daimona, ale te sowa! Ze, zimne, pene goryczy. Wosy zjeyy si na gowie Pana Tajemnic. Na Jasno, jeli Daimon jest optany przez Siewc... Nie chcia nawet przez sekund dopuszcza takiej myli. Ale ona natrtnie powracaa. Zwaszcza, e sysza ju wyranie. Wskrzesiciel si znalaz! -

krzycza Frey - Dzikuj za cudowne ocalenie! Wspaniale! A pytae o mnie o zdanie, Stwrco? Nie, ty nikogo nie pytasz o zdanie! Su i zdychaj! Zdychaj suc! I okazuj wdziczno! Jaki jeszcze dla mnie szykujesz prezent, o Panie? Jakim wspaniaym darem mnie uraczysz? Nie mam nic do gadania, co? Gorzej ni zwierz, jak rzecz. Jeszcze mnie nie zuye do koca. Nie wypeniem zadania! Na Jasno, nie wypeniem zadania! Wic kto je do diaba wypeni, o Wielki? Razjel odepchn sprzed drzwi komnaty przeraonych sucych, wszed do rodka. Daimon, ktry

lea na ku blady jak widmo, umilk. Na twarzy mia brzydki, szyderczy grymas. - O, Razjel - warkn - Witaj. Masz jak tajemnic do sprzedania? Jeden rzut oka wystarczy Ksiciu Magw, eby oceni sytuacj. Poczu tak ogromn ulg, a ugiy si pod nim kolana. Musia si wesprze o cian. Nie jest optany, oceni. Po prostu oszala. Daimon patrzy twardo, na pozr wiadomie, ale gboko w czarnych oczach kryo si zupene

szalestwo. - Ja mam tajemnic dla ciebie, bracie - sykn - O tak, prawdziw rewelacj. Pan istnieje i doskonale si miewa. Kwitnco, powiedziabym. Jest w peni formy. Tak, tak. Nie kr z niedowierzaniem gow. Ale wiesz co? Krlestwo naprawd nic Go nie obchodzi. Obchodz Go ja! Daimon Frey, Anio Zagady! Wtrca si tylko w moje sprawy! Wskrzesi mnie! Kaza mi zabi swoje drugie ja, swego szalonego anty-syna, a potem mnie wskrzesi! Czy to nie zabawne? Nie pozwoli mi umrze. O nie! To byby koniec gry. A tak,

fik-mik i znowu yjesz! Witaj w domu, Daimon! Cudownie! Ciekawe ile razy jeszcze, co Razjel? Moe masz to zapisane w tej swojej durnej ksice? Czego si nie miejesz? W yciu nie spotkao mnie nic zabawniejszego! Zakry twarz domi i wybuchn ochrypym, histerycznym miechem. Tarza si po ku, wstrzsany szlochem i spazmami obkaczego chichotu. Osupiay Razjel z trudem otrzsn si z szoku. Wycign rk w kierunku chorego, splt palce. Nie chcia tego robi, ale nie

mia wyjcia. - Coma - powiedzia twardo. Daimon znieruchomia, piczce. natychmiast pogrony w

Razjel wycign oko dnia. - Gabrielu - powiedzia do klejnotu drewnianym gosem Mamy powany problem.

*** Daleko poza Wszechwiatem,

daleko poza dziedzinami, ktre kiedykolwiek tkna rka Jasnoci, okaleczony, okrutny, prastary bg obchodzi aob po stracie swego syna. Nie potrafi myle, ale myli nie byy mu potrzebne. Czu. Nie zna alu, ale odczuwa strat. Odebrano mu co. Cz jego wasnego jestestwa. Odepchnito go znw. Tak jak kiedy. Tak jak zawsze. Pon i krzycza z nienawici, bo sam by tylko nienawici. Wy w ciemnoci przepojony dz zemsty, gdy skada si z samej zemsty. Szala, pragnc dokonywa zbrodni, poniewa rozumia tylko zbrodni.

Snu podstpne, mroczne plany, bo zbudowany zosta z mroku. Bluni, jako e zna wycznie blunierstwa. Dysza, pragnc niszczy wszystko co napotka, poniewa potrafi tylko tyle. Unicestwia nieustannie samego siebie, lecz nie doznawa uszczerbku, bo by niemiertelny. Kbi si w Mroku i Chaosie i sam si przyzywa ich imionami. Powrci tam, gdzie zepchno go wiato. Straszny, szalony, odtrcony przez Jasno, lecz nie pokonany. Niemiertelny. Aktywny, nie bierny. Potny i niebezpieczny. Jak zawsze, od milionw wiekw.

*** Razjel ponuro gapi si w cian. Mijay tygodnie, a stan Daimona nie poprawia si. Z pozoru mogo si wydawa, e jest lepiej, bo chory miewa okresy wzgldnej poczytalnoci, ale wtedy pogra si w zupenej apatii. Czsto krzycza i majaczy. Razjel wyczerpa ju rodki, ktrymi mg wpywa na popraw zdrowia przyjaciela. W ostatecznej rozpaczy prbowa mwi do niego, przekonywa. Rwnie dobrze

mgby stara si rozmawia z drewnian rzeb. Daimon nie przyjmowa niczego. Ksi Magw podpar piciami skronie. Przypomnia sobie rozmow, a waciwie monolog, ktry wygosi tego ranka. Daimon plea na ku, wzrok mia utkwiony w przestrze. Razjel wsun si cicho do komnaty. - Posuchaj - powiedzia - Nie moesz negowa tego, co si stao. yjesz, pogd si wreszcie z faktami.

Frey milcza. Pan Tajemnic przysiad na skraju ka. - Wiem co mylisz. Zdziwisz si, ale pewnie nawet wiem co czujesz. Do pewnego stopnia, rzecz jasna. Uwaasz, e zabie Pana. e Antykreator nadal pozostaje Jego czci. Mylisz si, Daimonie. Straszliwie si mylisz i to jest przyczyna twego nieszczcia. Razjel westchn - Zdecydowaem, e powinienem powiedzie ci prawd. O Panu i Antykreatorze. Wszyscy w Krlestwie postrzegamy Cie jako zamierzch istot wyrzucon gdzie poza granice Wszechwiata. Zagroenie spoza

ukadu. To kamstwo. Mrok jest czystym zem. Potn, niszczc, podstpn si, ktra wpywa na losy wiata. Tylko Pan potrafi naprawd j odrzuci. Bo Pan wybra Dobro i sta si Dobrem. Lecz nikt z nas tego nie umie. Jestemy dziemi Jasnoci, ale pada na nas cie, ktry rzuca Ciemno. Pociga nas, niszczy, kusi, fascynuje, bo niegdy bya czci Pana. Daimonie, nie chodzi o to, eby odrzuci zo, tak jak uczyni to Pan. Raz na zawsze da sobie z nim rad, powiedzie: od dzi wybieram tylko dobro i zaatwi spraw. Wiem, e mnie teraz nie

zrozumiesz, ale przemyl moje sowa. Cie jest w kadym z nas. I wszdzie, na kadym kroku, zawsze gdy stajemy przed jakim wyborem, musimy go zabi. Posuchaj uwanie. Zabi, Daimon. Pozbawi ycia. Ja wcale nie mam na myli przenoni. Za kadym razem, gdy chcemy opowiedzie si po stronie Jasnoci musimy na nowo zabi Siewc. Sowa Siewcy, cieki Siewcy, motywacje Siewcy. Zabi, a nie odrzuci, bo nie mamy takiej mocy, eby definitywnie odci si do za. Jeli tego nie zrobimy, Mrok zatriumfuje. I nie bdzie potrzebowa kolejnego

Armagedonu. I to jest cay sekret. Daimon, milczc wpatrywa si w nico. Razjel westchn. - Nie opowiedziaem ci bzdur, nie chciaem wcisn adnych komunaw. Zdradziem ci jedn z tajemnic, ktrych przysigem strzec. Nie odrzucaj jej tylko dlatego, e brzmi prosto. Nie da si nic poradzi naprawd. Pjd ju, bo wiem, e si do mnie nie odezwiesz. Trudno. Po prostu sprbuj chwil pomyle. Nie dam wicej. Pan Tajemnic wsta i cicho

zamkn za sob drzwi. Anio Zagady nawet si nie poruszy.

*** Gabriel wsun si do komnaty. Razjel unis gow znad ksig. - Co z nim? - zapyta z niepokojem regent Krlestwa, ktry w bkicie oczu przyjaciela dostrzeg smutek, zmczenie i bezradno. Razjel przesun rk po twarzy. Nie wiem szepn ze

znueniem. - Milczy, nieruchomy jak koda albo krzyczy i majaczy. Woa j, wiesz? To nie do zniesienia. Uderzy pici w stos otwartych tomw. - Nic tu nie ma! Jaowe dywagacje! Nie potrafi mu pomc. Zrobiem, co mogem, ale to za mao. Moja magia jest za saba. cisn rkami skronie. Moe le postpilimy, Gabrysiu? Moe trzeba byo pozwoli obojgu umrze?

Gabriel zagryz warg. - Wiesz, e nie - powiedzia agodnie. - Wiesz, e... Urwa, bo zabrako mu sw. - Wybacz, bredz - wymamrota Ksi Tajemnic. - Daimon przey co, czego nawet nie potrafimy sobie wyobrazi. Zwyciy, ale jednoczenie przegra. On nie walczy, Dibril. Podda si. Dusi si w poczuciu winy i krzywdy jednoczenie. Wierz, e gdyby chcia wrci, wycignbym go. Ale nie chce. Ma pretensje do Pana, e przywrci go do ycia. Wolaby

umrze, przesta pamita. Nie wiem, co robi. Obawiam si, e Cie odcisn na nim pitno na zawsze, Gabrysiu. Zabra go nam. Skazi sob. - Nie mw tak - szepn Gabriel Daimon nie daby si opta zu. Razjel potrzsn gow. - Nie rozumiesz. On uwaa, e zabi jak cz Pana. Ma si za morderc swego boga. - Dlaczego, na Jasno? - w gosie regenta Krlestwa brzmiao autentyczne zdumienie.

- Bo w pewnym sensie tak jest powiedzia ze znueniem Archanio Tajemnic - Wybacz, ale nie mam siy tego tumaczy. Gabriel milcza przez wyranie wstrznity. chwil,

- Uwaasz, e stracimy Daimona? - spyta cicho. - e on take zmieni si bezpowrotnie w aosnego szaleca, ktremu Siewca wypali umys, podobnie jak Jaldabaot? Razjel westchn ciko. - Nie wiem. Wierz, e mgby wrci, gdyby otrzsn si z

mrocznych wpyww Siewcy. Jest nimi omotany niczym sieci. Staraem si wyprowadzi go za pomoc magii, potem prbowaem rozmw i perswazji, wszystko na nic. Teraz zdaje si by gorzej ni przedtem. Nie mam pojcia co mogoby mu pomc. Czasem myl, e przydaby si porzdny wstrzs. Jaki szok, ktry wyrwaby go z krgu obsesyjnych myli o samym sobie. Pan Objawie obrci na palcu piercie. - Posuchaj - zacz wolno - mam pewien pomys. Ryzykowny, ale

moe si uda. Razjel spojrza pytajco. - Musz porozmawia z Hijpowiedzia Gabriel.

*** Wyspa sprawiaa przygnbiajce wraenie. Przez eleganck iluzj magiczn przewiecay kikuty drzew. Gdzieniegdzie pojawiy si jednak niemiae, wiee pdy, lecz Gabriel by zbyt skupiony, by si ucieszy na ten widok.

Hija czekaa na niego na play. Twarz miaa bardzo blad, napit. Zote oczy pene lku i oczekiwania. Musiaa straci wiele si, bo nie sprawiaa ju wraenia realnej istoty. Teraz naprawd wygldaa jak widmo, ktrym si staa. Iluzoryczna posta bya wyblaka, pozbawiona kolorw, jakby anielica miaa za chwil rozwia si w powietrzu. Gabriel stara si nie patrze na piasek i wyrzucone na brzeg gazie przewiecajce przez pprzeroczyste ciao swej wychowanki. - Witaj, kochanie - powiedzia. Przyszedem porozmawia o

Daimonie. Rysy Hiji skurczyy si gwatownie, na dnie renic obudzia si rozpacz. Anielica zachwiaa si. - Czy on...? - wyszeptaa - czy... - Nie! Skarbie, nic si nie stao! krzykn Gabriel, przeraony, e Hija zemdleje. - Daimon yje! Po prostu pomylaem, e mogaby mu pomc. Hija nerwowo potara policzki. - Przerazie mnie - powiedziaa sabo. Sprbowaa zmusi usta do

umiechu. - Nie powtarzaj tego wicej, jeli nie wiesz, jak przywrci do przytomnoci anielic mieszanej krwi. Mw. Zrobi wszystko, co tylko potrafi, eby go ratowa. - Hijo, pamitasz, e jestem Panem Snw? - spyta. Skina gow. Chod, przejdziemy si. Opowiem ci, co mi przyszo do gowy.

*** Daimon lea na wznak pod kopu nieba, ktrego nieprawdopodobny bkit zapiera dech w piersiach. Powietrze pachniao. Mona je byo niemal pi, klarowne i oywcze. Niebieska czasza opiera si o horyzont, a poniej na wszystkie strony otwieraa si ka. Dywan tych kwiatw przetykany dbami o barwie szmaragdw. A jednak umarem, pomyla. Udao mi si. Wbrew wszystkiemu. Ta myl przyniosa ulg. Nic ju nie trzeba robi. Mona pogry si w

bezruchu i zapomnieniu. Nie czu blu, smutku ani zmczenia. Po prostu lea. By bardzo saby. Miaby powane kopoty ze zmuszeniem ciaa do ruchu i zapewne nie daby rady wsta, gdyby sprbowa. Nie prbowa. Pragn tylko lee w socu. Czas przesta pyn, a chwila, ktra trwaa, miaa na imi wieczno. Zamkn oczy. Otworzy je, gdy poczu na twarzy municie cienia. - Daimon? - wyszepta niepewny gos.

- Hija? - spyta sabo. Staa nad nim, a soce zapalao promienne aureole wok kobaltowych lokw. - Przecie umarem - wyszepta zdziwiony - To wszystko nie moe by prawdziwe. Przyklka obok, ostronie przeczesaa palcami czarne kosmyki. Bkitne loki askotay skr. Wcale nie widmowe. Prawdziwe. Chcia nadal lee pogrony w bezruchu, czu ciepo sonecznych

promieni i nieistnie tak dalece, jak tylko potrafi, ale gdzie gboko w sercu ockn si dziwny niepokj. Jeli Hija tu jest, to prawdopodobnie rwnie nie yje. Nie spodobaa mu si ta myl. Kojca, napawajca spokojem obojtno w ktrej dryfowa przed chwil, niczym w nieskoczonym oceanie, nagle gdzie znika. Zdecydowanie nie chcia, eby Hija umara. Co prawda postrzega mier jako jedyne wyjcie, pozbawiajc wszelkich uczu chodn wybawicielk, ale na Jasno, mia tylko siebie na myli. Jedynie jemu

nalea si niebyt, ale przecie nie Hiji! Nie jego Hiji! Ona musi y! Sprbowa zdoby si na wysiek i unie na okciach. Nie zdoa. Niepokj wgryza si coraz gbiej w serce, zajmowa umys. - Hija - wyszepta z wysikiem Co tu robisz? Nie wolno ci... Wracaj. W milczeniu pokrcia gow. Co wyrabia ta szalona dziewczyna, pomyla z irytacj i lkiem. Nawet nie zauway kiedy mina mu ochota na roztopienie si w niebycie. Nie mona spokojnie

przesta istnie gdy kto bliski jest o krok od popenienia wielkiego gupstwa. Zebra wszystkie siy i ponownie sprbowa si unie. - Nie moesz... - wychrypia - Id z powrotem. - Nie - powiedziaa Hija, a Daimon opad bezwadnie na traw. Czu si bezsilny i wcieky. Przed oczami zataczyy mu czerwone plamy, niby licie zerwane przez jesienny wiatr. Poczu, e zapada si gboko,

midzy te, sodko pachnce kwiaty i ostre klingi traw. Niebo przemienio si w ogromn studni, pen oszaamiajcego bkitu. A moe to po prostu oczy i wosy Hiji? Mam halucynacje, pomyla i to go nieco uspokoio. Przymkn powieki. - Poprzednim razem byo inaczej wymamrota. - Nieprzyjemnie. Tak wol... - Daimon, musisz mnie wysucha - Hija mwia agodnie, lecz stanowczo - nie mdlej, zosta ze mn. Posuchaj, nie umare. To

sen. - Wiedziaem... - Wargi anioa ledwo si poruszay. - Sodki sen... Zapomnienie na wieki. Nie odemkn powiek. Baa si nim potrzsn, uja tylko twarz Daimona w donie, podtrzymaa gow. - Otwrz oczy i suchaj! Dobrze, tak lepiej. Daimonie, mwi do ciebie, skup si, posuchaj. Gabriel wysa mnie do twojego snu. To jedyna szansa, eby do ciebie

dotrze. Anio Zagady zamruga. Spojrzenie czarnych renic stracio nieprzytomny wyraz, Daimon z caych si stara si otrzewie. Obliza spierzchnite usta. - Gabriel? Tak, Dibril, Archanio Objawie, twj przyjaciel. Jest Panem Snw. Skorzysta z mocy. Cie umiechu pojawi si na wargach anioa. - Sen. Czy nie mgby trwa bez

koca? Czy nie moemy tu zosta? Tylko ty i ja? Potrzsna gow. Na dugich rzsach szkliy si zy. - Skarbie, skocz z tymi niedorzecznociami. Pozwl mi mwi, mamy mao czasu, w kadej chwili kontakt moe si urwa. Prosz, nie pograj si w absurdalnej apatii. To nic nie da. Pan ci wskrzesi, yjesz, nie zmienisz nijak jego woli. Nie dasz rady umrze na znak protestu. Walcz. Wr do mnie, wr do rzeczywistoci. Bagam, nie poddawaj si. Razjel mwi, e

wszystko zaley od ciebie. A ty si poddae. Bagam, wr. Do cholery, inaczej przez wieczno bdziesz tylko bezrozumnym szalecem! Jasno uznaa, e masz si, eby y, eby si podwign. Nie walcz z tym. Pomyl o innych. Pomyl o mnie. Tkwi zawieszona w nicoci midzy wiatami. Ni to duch, ni to gadajca chmura. Ale nie straciam nadziei. Nie zostawiaj mnie! Moe mamy jeszcze szans. Moe wrc i ja. Daimonie, nie potrafi y bez ciebie. Nie znios tej strasznej, widmowej egzystencji bez twoich oczu, sw, twojej obecnoci. Pozwl sobie y. Chciej

tego! Wr, Daimonie! Do diaba, obiecae! Obiecae, e mnie nie opucisz! Potrzebuj ci, a ty potrzebujesz ycia. No dalej, Rycerzu Miecza. Poka na co ci sta. Przecie nie pozwolisz si pokona jakiemu parszywemu, dawno odrzuconemu strzpowi, ktry nawet nie jest kawakiem Jasnoci... Rozpakaa si. Dopiero teraz zauway cienie pod zotymi oczami, mizerne, blade policzki, usta, ktre dray i poczu jak ogarnia go wielki smutek. W nagym przebysku poj, e decyzja nie naley do niego. Nie mia prawa ani moliwoci

odmwi. Na tym wanie polega wskrzeszenie. Oto zosta powoany i dopenio si, jak powiedziao Jagni. Hija kurczowo ciskaa go za rce. - To nie jest takie proste wyszepta. - Nie powiedziaam... e jest... proste - ykaa zy - Ale sprbuj. Mam cier w sercu, Hijo, pomyla. I nie wiem jak miabym z nim y. Jestem bardzo stary i bardzo smutny, bo pad na mnie

Cie samego wiata. Nikt z was tego nie zrozumie. Dopiero teraz staem si prawdziwym Destruktorem. I by moe dlatego Pan wci mnie potrzebuje. - Hija? - powiedzia z wysikiem Ja wrc. Nie z wyboru, bo nie dano mi wyboru. Wrc, eby znw suy Panu. Gos Daimona rwa si, przepeniony gorycz, lecz anielica nie chciaa tego sysze. Szlochaa mu w ramionach, na nieskoczonej ce penej kwiatw, a niebo w grze krzyczao bkitem.

*** Drop siedziaa na brzegu piaskownicy. Zanurzaa do w piachu i pozwalaa, eby drobiny przesypyway si midzy palcami. Maa dziewczynka w czerwonym berecie mozolnie gramolia si na szczyt hutawki. Rczki dziecka znajdoway si niebezpiecznie blisko zawiasw, nogi zelizgiway z okrgych poziomych belek. Dziewuszka zrobia kolejny krok, bucik obsun si, zawis w powietrzu. Niewiele brakowao, a maa spadaby.

Drop patrzya na jej wysiki obojtnie. Zagarna nastpn gar piachu. Z przeciwnej strony podwrka ju biega Mija. Wycigna rce do dziecka, delikatnie pomoga zej na d. Z umiechem postawia dziewczynk na ziemi. Pompon na czerwonym berecie podskakiwa, gdy maa biega do grupki dzieci odbijajcych pik. Nic nie wskazywao na to, eby zauwaya obecno anioa. Mija podya za ni, wci umiechnita. Usta Drop zaciskay si w rwn, rozzoszczon kresk. Miaa do

pracy, do przyjaciek, do nieustannych dziecicych wrzaskw. Irytoway j. Obowizki stra nie daway adnej satysfakcji. Ju nie mylaa, e spenia specjaln misj, odwracajc zo i nieszczcia od niewinnych duszyczek. Braa nadliczbowe dyury nie z gorliwoci, ale po to, eby nie siedzie w wietlicy w towarzystwie rozchichotanych, plotkujcych koleanek. Dusia si tam. Waciwie dusia si wszdzie. Chodzia wcieka, nachmurzona i cho nie chciaa si przyzna nawet przed sob, tsknia. Ze zoci cisna gar piasku z

powrotem do piaskownicy. Tak, do licha! Tsknia nieznonie. zy napyny jej do oczu. Gupi Drago. Gupi, paskudny odak. Nieokrzesany, brutalny... Dlaczego si nie odzywa? Moe go zabili na tej durnej wojnie, a ona nic nie wie. Nawet mu do gowy nie przyjdzie, e si martwi! Idiota. Pocigna nosem. Obojtnym wzrokiem obrzucia podwrko. Na skraju, midzy drzewami, sta jaki skrzydlaty. Drop oddech, gwatownie wcigna zerwa si z miejsca,

biega. Drago otworzy ramiona, w ktre wpada z impetem. - Drago, jak moge? Czemu si nie odzywae?! Tak si martwiam. Pode bydl, eby ani sowa... Nic ci nie jest? Na pewno nic ci si nie stao? Nareszcie, Drago! Czekaam! Jak mnie znalaze? Prbowaam do ciebie pisa, ale listy wracay. Och, nareszcie, Drago! Jeste cay i zdrowy? Na pewno? A Hazar? Chod, usid. To znaczy... sama nie wiem! Nie mog ci przyj na kwaterze, bo tam obowizuje zakaz wstpu dla mskich aniow, ale moemy si przej. Chyba e jeste zmczony? Jeste?

- Hazar yje - powiedzia Drago, gdy wreszcie udao mu si przerwa potok wymowy Drop. - Oberwa troch, ale si wylie. Maa, suchaj, mam ci co bardzo wanego do powiedzenia. Patrzy tak powanie, e zamkna usta w p sowa. Chciaa si odsun, ale nie wypuszcza jej z ramion. - Drop, no... ja to zrobiem. - Gos mu si troch ama. Patrzya w oczy komandosa, czujna i przestraszona. Widzia, e nic nie rozumie. - Gabriel pozwoli mi wybiera, ale wtedy nie potrafiem,

nie umiaem powiedzie - cign z trudem. - Widzisz, ja... wiedziaem od pocztku, tylko nie umiaem si przeama. Ale po bitwie, wtedy, kiedy tylu umierao... no, niewane. W kadym razie wtedy zrozumiaem. Poprosiem go, Drop. Zgodzi si. Zrozumia wszystko. Wiem, e zrozumia. Widziaem po jego twarzy. To nie adna dezercja, to nie moe by ze. Ja... poprosiem o dom. May domek w spokojnej dzielnicy Limbo, gdzie nikt nie bdzie nam przeszkadza, nikt nas nie znajdzie. Gabriel obieca. Drop? - Drago? - wyszeptaa - to znaczy,

e... mamy dom? Szybko skin gow. - Jeli zechcesz. - Czy chc?! - krzykna. - Na lito Pask, nawet nic miaam o tym marzy! Wysuna si z obj anioa, zrobia dziwny, taneczny piruet, miaa si, pakaa, wycieraa oczy. - Dziki Ci, Jasnoci! Dziki! Mamy dom! Zostawi nas w spokoju! Drago!

Twarz radoci.

Gamerina

promieniaa ze mn?

Zamieszkasz Naprawd?

- Och tak! Ju zaraz! Na zawsze! Chc go zobaczy! Natychmiast! Drago obj Drop wp, przycisn mocno. - Chod - szepn Obejrzymy nasz dom. czule. -

Odchodzc nie rzucia nawet jednego spojrzenia na podwrze i bawice si dzieci.

*** wiato latar, odbite w asfalcie, nadawao ulicy wygld zotej, leniwie pyncej rzeki. Neony warczay na siebie agresywnymi barwami, manekiny z wyniosymi minami pryy plastikowe ciaa pod kreacjami, na ktre mao kto mgby sobie pozwoli. Po jezdni, jak barki flisakw, cigny samochody. Mimo mawki na chodnikach kbi si tum. Daimon podnis konierz paszcza, zapali wycignitego z

kieszeni papierosa. Patrzy. Ostatnio wiele spacerowa po Ziemi. Nie szuka niczego konkretnego. Przyglda si. Wszystko wydawao mu si dziwnie paskie, jakby wycite z papieru. Gdyby wycign palec i szturchn fasad dowolnego domu upadaby jak kartonowa dekoracja. Ostry, zimny jak ld cier w jego piersi poruszy si. Pikny niby sztylet z obsydianu. Daimon zacisn szczki. Poczu jak ogarnia go chodna, niemal bezduszna euforia. Poczucie mocy. Och, na Jasno, gdyby wycign cho jeden palec! Wok zostayby tylko zgliszcza. Dym krcy nad

gruzami jak stado krukw. Ogie i pustka. Daimon? - usysza za plecami znajomy gos - Co tu robisz? Frey odwrci si i spojrza w niebieskie, troch zaniepokojone oczy Kamaela. - Nic specjalnego - wzruszy ramionami - Obserwuj przejawy ycia. Hrabia palatyn Gbi rozjani si. - No tak. Nie ma jak na Ziemi powiedzia, poprawiajc daszek

bejsbolwki. - Spjrz tylko na te ulice. W porwnaniu z Gbi istny raj! Daimon si umiechn. Wci mieszkasz w apartamencie 13? spyta, wydmuchujc dym nosem. - Jasne. Zmieniem tylko hotel. - Obsuga si popsua? Kamael bysn zbami. - Co w tym rodzaju. Gocie twierdzili, e na pitrze dziej si

dziwne rzeczy, a wrd pracownikw szerzya si plotka, e hotel jest nawiedzony. Daimon wzruszy ramionami. - Tutaj to nic dziwnego. Nabije im klientel. - Powinni mi da rabat w knajpie - westchn Kamael. - Bya lepsza ni ta nowa. Anio Zagady spojrza na przyjaciela z mieszanin politowania i niedowierzania. - Kam, na lito Pask! Jadasz w

hotelowych knajpach? To gorsze ni upadek. Kamael serdecznie klepn go w plecy. - Ech, Daimon. Dobrze ci widzie wrd ywych! Frey unis palec w gr. - Prawie ywych, Kam. Byy Anio Miecza machn rk. - Niewane. Co u Hiji? Daimon potrzsn gow.

- Nic. Tkwi midzy wiatami. To raczej nieatwe. Kamael chrzkn, zmieszany. - No tak - mrukn - Niedugo j wycigniecie. Razjel sobie poradzi, zobaczysz. Bezdenne, czarne jak Kosmos oczy Destruktora spoglday jako tak dziwnie, e hrabia palatyn Gbi poczu si nieswojo. - Kam, to nie jest dobry temat. Naprawd. - Wybacz, nie bd do tego

wraca. Czasem zachowuj si jak dure. Na szczcie tylko czasem. Chod, postawi ci piwo. Idziesz? - Jasne - powiedzia Daimon bez umiechu.

*** Gabriel sta na wpatrzony w gwiazdy. balkonie,

- Kiedy - szepn - Wszystko byo takie proste. Razjel umiechn si lekko.

- Ale ju nie jest, co? Zielone oczy Gabriela zalniy. Archanio Objawie westchn. - Razjelu, nie wiem czy postpuj susznie. Nie mam pojcia, czy speniam wol Pana, czy moe si jej przeciwstawiam. Staram si postpowa w sposb korzystny dla dobra Krlestwa, ale skd mam wiedzie, czy podejmuj waciwe decyzje? Tylu skrzydlatych posaem na mier. A moe yczeniem Pana rzeczywicie byo zniszczenie wiata? Moe Sophia i Jaldabaot mieli racj?

Razjel unis brwi. - Gabrielu, naprawd sdzisz, e potrafiby powstrzyma koniec wiata, gdyby Jasno rzeczywicie go zarzdzia? Regent cicho. Krlestwa zamia si

- Celny strza. Prosto w moj prno. Razjel zacisn balustradzie balkonu. palce na

- Rozwa to wszystko z innej strony. Moe by w tym ukryty cel.

Moe wyszlimy zwycisko z wielkiej prby. Nie zaamalimy si, walczylimy, jak za dawnych lat stanlimy rami w rami z Gbianami, wszyscy zjednoczeni przeciw prawdziwemu zu. Gabriel uwanie spojrza w twarz przyjaciela. - Ty wcale nie kpisz - powiedzia zdziwiony. Razjel rozoy rce. - Nie, Gabrysiu. Myl, e Pan w ten sposb zaznaczy, e wcale nie odtrci Gbian. Jedynym, ktrego

naprawd odrzuci, jest Antykreator. Wszyscy naleymy do dzieci Jasnoci. Ziemianie, Gbianie, skrzydlaci. Pomyl, jakie to budujce. - Ale Pan odszed od nas. Porzuci Krlestwo. To troch mniej napawa optymizmem, prawda? Ksi chwil. Magw milcza przez

- Zastanawiae si kiedy, Gabrielu, dlaczego tak postpi? Archanio ramionami. Objawie wzruszy

- Setki razy. - I do jakich wnioskw doszede? - zapyta Razjel. Twarz mia bardzo powan. - Zawiedlimy Go - powiedzia Gabriel ze smutkiem - Oddalilimy si od Niego. Zajlimy si wasnymi sprawami. Moe nie kochalimy Go wystarczajco. - A jeli - zacz powoli Pan Tajemnic - To On postanowi udowodni, e nas kocha? Gabriel spojrza ze zdziwieniem.

- Nie rozumiem - wyszepta, odruchowo zniajc gos. Serce zabio mu mocno, jakby przeczuwa, e usyszy co niezwykle wanego. - Moe Pan ofiarowa nam dar powiedzia cicho Razjel - Bardzo cenny, podobny do tego, jaki otrzymali Ziemianie. - Dar? - powtrzy regent. Bkitne oczy Razjela pony jak zimne gwiazdy. Tak samo nieprzeniknione i tak samo odlege.

- Woln wol, Gabrielu. Archanio Objawie drgn. - Naprawd tak mylisz? Razjel umiechn si blado. - Nie wiem. Zastanawiam si. Moe Pan opuci Krlestwo, eby pokaza, e kocha nas prawie tak mocno jak Ziemian. Uzna, e dojrzelimy, e jestemy tego warci. e bdziemy umieli wierzy, zamiast wiedzie. Niezaleni i wolni. W kocu da nam, tak samo jak im, moliwo wyboru i wieczne wtpliwoci.

Gabriel pooy rk na ramieniu przyjaciela. Poczu, e Razjel dry, jak gdyby z chodu. - Czy to wanie jest tajemnica? spyta. Ksi Magw wpatrywa si w niebo. - Mam nadziej - powiedzia powanie.

KONIEC

Glosa

Abaddon - po grecku Apolyon, znaczy Niszczyciel. W Apokalipsie w. Jana zwany Anioem z Kluczami Do Czeluci, ktry pokona i zwiza Szatana na tysic lat. W wikszoci pniejszych rde uznany, nie wiadomo dlaczego, za demona lub anioa upadego, jak choby w Dziejach Tomasza z III w. ne. De Plancy w Sowniku wiedzy tajemnej robi z niego wadc wiata podziemnego i utosamia z Samaelem.

Postanowiam przywrci mu dobre imi i pozwoli znw wystpowa w roli prawego rycerza Pana, bo z mrocznym i niejednoznacznym imageem doskonale nadawa si na bohatera literackiego. W ten sposb sta si Daimonem Freyem. Pierwszy czon imienia pochodzi od greckiego sowa daimon, oznaczajcego ducha opiekuczego. To samo okrelenie stao si pniej rdosowem terminu demon. A skd Frey? No c, tak si przedstawi, kiedy spotkalimy si po raz pierwszy.

*** Adramelech - w demonologii wielki kanclerz pieka i kawaler Orderu Muchy, odznaczenia ustanowionego przez - Belzebuba. Jego imi znaczy Krl Ognia, dlatego pozwoliam sobie ochrzci tym mianem typ szybkostrzelnego karabinu produkcji gbiaskej, a samego demona uczyni rusznikarzem hobbyst.

*** Af - w legendach hebrajskich i

ksidze Zohar ksi gniewu Boego. Ma brata bliniaka imieniem Chema. Naley do aniow zniszczenia, zamtu lub szau, zalenie od rde. Formacje te nie rni si waciwie niczym prcz nazwy, wic w Siewcy Wiatru zrobiam z nich elitarn, stracecz jednostk bojow.

*** Alimon - wedug tak zwanych zakl mojeszowych anio strzegcy przed ranami postrzaowymi i citymi. U mnie sta

si dowdc komanda Szeol, zwanym te Mistrzem Ran. Anioowie Reiwtip i Tafti, w Siewcy Wiatru podlegajcy mu komandosi, s wedug szstej i sidmej Ksigi Mojeszowej pomocnikami Alimona.

*** A n a k i m - wedug Zoharu potomkowie upadych aniow i ziemskich kobiet. Wzmianki o nich znajduj si take w biblijnej Ksidze Rodzaju. Zdaje si, e grzechu obcowania z ziemskimi

crkami dopucio si sporo aniow, podobno ponad dwustu, z pewnoci za Uza, Azael i Uzjel, adiutant - Gabriela. Niektrzy zostali wygnani z nieba, niektrzy tylko ukarani, a na wystpek pewnej grupy, w tym take - Uzjela, zdaje si e przymknito oko. Nie wiadomo, jaki by status anakim w hierarchii niebiaskiej i czy w ogle do niej przynaleeli. Cz z nich ya z pewnoci na Ziemi, midzy ludmi, gdy legenda gosi, e Bg zarzdzi potop midzy innymi po to, eby pozby si istot, ktrych nie planowa stworzy. Dodajmy, istot obdarzonych tak potn

moc, e zwano je gigantami, nie tylko ze wzgldu na wzrost.

*** Anio - Po hebrajsku malach, po grecku angelos, znaczy zwiastun, posaniec. Potocznie nadprzyrodzona, skrzydlata istota suca Bogu, zamieszkujca niebiosa. Pochodzi ze zmieszania wierze babiloskich, perskich, hebrajskich, greckich, a nawet arabskich. Anioami interesowali si teologowie, doktorzy Kocioa, gnostycy, mistycy, kabalici,

spirytyci i magowie rnej maci, przez cae stulecia a do dzi. O anioach nie zapominali take literaci i poeci. Odwieczne spory o cielesno, pe i charakter Boych posacw pozostaj, oczywicie, nierozwizywalne. Anioowie nie s doskonali, o czym dowiadujemy si z Ksigi Hioba, gdzie mona przeczyta, e Bg ...w anioach swoich znalaz niedostatek. Rne rda gosz, e anioowie rozrniaj dobro i zo i mog midzy nimi wybiera, lecz tylko raz. Anio, ktry opowiedzia si po dobrej lub zej stronie, bdzie trwa w postanowieniu do koca czasw.

Jan z Damaszku twierdzi natomiast, e kady anio moe zwrci si ku zu, a nastpnie poprawi. Podobnego zdania by w. Piotr, twierdzc, e rzecz Boga jest darowa anioom, gdy grzesz. W 1950 roku papie Pius XII w encyklice Humani Generis przyzna anioom woln wol i rozum. W Siewcy Wiatru jako synonimu sowa anio uywam okrelenia skrzydlaty i przyznaj poddanym Pana wol, rozum i uczucia nie mniejsze ni ludzkie.

***

Anioowie Miecza - tajemnicza i trudna do zlokalizowania grupa aniow zgrupowana wok tak zwanego Miecza Mojesza. Wodzem tej klasy aniow jest - Soked Hezi lub Hozi. W Siewcy Wiatru zrobiam z nich oficerw jednostki zwanej Szaracz, dlatego dowdc Aniow Miecza jest u mnie Kamael, wedug Apokalipsy Mojesza wadca dwunastu tysicy aniow zagady. Abaddon, w Siewcy... Daimon Frey, wedug rde nigdy nie nalea do tej formacji.

*** Anioowie gniewu, szau lub zamtu - Paskudne towarzystwo w subie Boej. Brali udzia w pogromie budowniczych wiey Babel. Wedug Zoharu zostali powoani, aby kara wiat i sprowadza na ludzi nieszczcia. W Apokalipsie Mojesza s mocarzami stworzonymi z ognia. Dowodzi nimi - Ksopgiel.

*** Anioowie suebni po

h e b r a j s k u malache haszaret, najliczniejszy i najpoledniejszy chr aniow. W raju usugiwali Adamowi i Ewie. Zwani s ptactwem niebieskim. W Siewcy Wiatru zamieszkuj Pierwsze Niebo, yj w ubstwie graniczcym z ndz, a zajmuj si najbardziej niewdzicznymi pracami na Ziemi i w Krlestwie, lub usuguj wyszym rang anioom.

*** Anioowie stre - teoretycznie nale do nich wszyscy anioowie

opiekuczy, a wic ci zajmujcy si ziemi, wod, rolinami, zwierztami, narodami i prawami przyrody, ale prawdziwych aniow strw, czuwajcych nad ludzkim yciem, jest mniej, bo tylko dwa chry. U mnie stali si grup elitarn i konserwatywn, z pewnymi skonnociami do fanatyzmu.

*** Antykreator - posta stworzona przeze mnie na bazie gnostyckiej, dualistycznej koncepcji natury

Boga. Cz Boskiej mocy, ktr Stwrca, mieszczcy w sobie wszystko, odrzuci w czasach Prapocztku, aby sta si sam Mioci, wiatoci i Dobrem. Inaczej cie Boga, Jego mroczna, wiadomie odrzucona strona. W wiecie wykreowanym w Siewcy... - Lucyfer jako zo absolutne byby nie do przyjcia. Dysponuje znacznie za ma moc, by potrafi przeciwstawi si Panu, jest zbyt ludzki, za podobny do swoich anielskich kumpli. Koncepcja ksiki nie pozwalaa pokaza Gbi jako pieka w potocznym rozumieniu, a Gbian jako rzeczywistych

przeciwnikw Nieba.

*** Archanioowie wedug Pseudo-Dionizego Areopagity i Grzegorza Wielkiego zaledwie przedostatni z chrw, po ktrym s ju tylko zwykli anioowie. Przykad, e w Niebie mona zrobi byskotliw karier i wytumaczenie, dlaczego - Micha i - Gabriel, zawrotnie awansujc, zostali wczeni w skad dwch najwyszych chrw, odpowiednio: Serafinw i Cherubinw. Warto

doda, e oprcz znanych z Biblii archaniow Gabriela, Michaa i Rafaa, a take siedmiu wkraczajcych bez ogranicze przed Biay Tron Boy, s zapewne rzesze innych, penicych funkcje odpowiadajce w najlepszym wypadku funkcjom podoficerw.

*** Archonci - anioowie wysokiej rangi, utosamiani z eonami, wedug wierze okultystw duchy planet. U mnie potni anioowie, powoani do ycia w czasach przed

Stworzeniem, prastara arystokracja niebiaska, ktra po przejciu wadzy przez archaniow stracia wikszo wpyww.

*** Arystokracja - struktura nieba i pieka jest cile zhierarchizowana, jedne chry stoj ponad drugimi, s anioowie wyszych i niszych rang. W Siewcy Wiatru skrzydlaci mieszkajcy powyej Czwartego Nieba nale do wietlistych, czyli dobrze urodzonych. Arystokracja Gbi to Mroczni.

*** Asmodeuszdemon pochodzenia perskiego, w demonologii zarzdca piekielnych domw gry. Wedug legendy jest synem demonicy - Lilith i Samaela. O ojcostwo inna legenda podejrzewa Adama, byego ma Lilith. Asmodeusz uchodzi za wynalazc rozrywek, muzyki, taca i mody. Podobno jest wiernym i serdecznym przyjacielem. Ma bystry umys i du wiedz, skoro udao mu si wyprowadzi w pole samego Salomona. Zdradza te pono

talenty literackie i to niemae, skoro przypisywano mu autorstwo Dekameronu. Szekspir darzy go du sympati i nazywa poufale Modo. Asmodeusz jest demonem niezgody maeskiej i zmysowej mioci, a jego liczne romanse przeszy do legendy zarwno na Ziemi jak i w samym piekle.

*** Atanael - podwadny - Nisrocha, posta fikcyjna.

*** Azazel - demon. Wystpuje w mitologii hebrajskiej i muzumaskiej. Twardy facet. Legenda gosi, e gdy Bg rozkaza hierarchom nieba zoy hod Adamowi, Azazel odmwi, twierdzc i syn ognia nie pokoni si synowi gliny. Za nieposuszestwo wylecia z nieba i jest teraz jednym z najpotniejszych demonw. wietnie zna si na broni, lubi eleganckie kobiety, gdy wedug poda hebrajskich wymyli makija i damskie ozdoby.

*** Belzebub - Wadca Much, niegdy by lokalnym bogiem syryjskim. Wzmianki o nim wystpuj w ewangeliach w. Mateusza, Marka i ukasza. Nie jest do koca pozbawiony sumienia, gdy wedug apokryficznej ewangelii Nikodema sprzeciwi si Szatanowi i zezwoli na zabranie do nieba praojca Adama oraz witych patriarchw uwizionych w piekle.

*** Bro - wedug w. Piotra anioowie w niebie uzbrojeni s w miecze, czasem ogniste, czego mona si dowiedzie z Ksigi Rodzaju. Demony natomiast znaj i stosuj bro paln, a czsto s nawet posdzane o wynalazki w tej dziedzinie. W niebie z kolei s anielscy wytwrcy machin wojennych i specjalici od fortyfikacji, a moce i kompetencje wielu wysokich rang skrzydlatych sugeruj, e dysponuj oni rozliczn broni, w tym masowego raenia. W Siewcy Wiatru, zakadajc, e wiat anielski rozwija si

rwnolegle z naszym, pozwoliam sobie pomiesza rne rodzaje broni i formacje, tak e klasyka wspistnieje z nowoczesnoci. Pojawiaj si komandosi i bro palna podobna do ziemskiej, ale ju wiksze bitwy rozgrywane s na sposb staroytny. Moce niektrych aniow i demonw s tak potne, e mona walczy z nimi jedynie starymi, wyprbowanymi sposobami, przeciwstawiajc im godnych przeciwnikw i, oczywicie, magi. Nowoczesne sposoby byyby zawodne, wic typowa bro palna przydaje si gwnie w rozgrywkach osobistych lub walce wywiadw.

Typologi oraz nazwy broni: kandelabry, naczynia gniewu, lepia diaba itp. - wymyliam.

*** Bestie - Boskie zwierzta, istoty uchodzce za aniow i stwory apokaliptyczne lub biblijne, obdarzone potnymi mocami, nie majce ludzkich ksztatw.

*** Chajot przykad witych

zwierzt, zwanych istotami yjcymi. Wystpuj w wizji Ezechiela i kabalistycznej ksidze Jeciry. S rwne rang cherubinom, maj po trzy zwierzce twarze, cztery skrzyda i ciao stworzone z ognia. W powieci s rwnoczenie ywymi stworzeniami i machinami bojowymi. Odpowiadaj mniej wicej cikim czogom.

*** Chalkedry archanioowie lotnych substancji Soca, wspominani gwnie w ksidze

Henocha. Kolejny przykad Boskich bestii. Maj lwie twarze, nogi i ogony krokodyli, ciao o barwie tczy, dwanacie par skrzyde, odznaczaj si gigantycznym wzrostem.

*** Chema - brat bliniak - Afa, anio gniewu. W ksidze Zohar mona znale podanie o tym, jak obaj bracia usiowali pokn Mojesza. Nie wiadczy to za dobrze o ich intelekcie.

*** Ch e r u b i n y - nie maj nic wsplnego z tuciutkimi amorkami baroku. Pochodz z mitologii asyryjskiej. Nale do drugiego z kolei najwyszego chru w hierarchii. W Apokalipsie w. Jana nosz imi Czterech Zwierzt, maj sze skrzyde i dookoa i wewntrz pene s oczu. Tytularnym cherubinem zosta mianowany Gabriel.

*** Czelu - miejsce poza wiatami, odwieczny chaos, siedziba Antykreatora.

*** Demiurg - w gnostycyzmie istota niebiaska, anio stwrca materialnego wszechwiata, wykonawca Boskiego Projektu.

***

D e m o n - w powieci oglnie wszyscy Gbianie i Mroczni, ale rwnie istoty niszego rzdu zamieszkujce Limbo i Strefy Poza Czasem.

*** Drop - eski anio pojawiajcy si w gnostyckim Kodeksie Berliskim.

*** Dubiel - anio opiekuczy Persji.

Wedug legendy talmudycznej zastpowa przez dwadziecia jeden dni - Gabriela, gdy ten popad w nieask i zosta czasowo wygnany z nieba. W powieci Gabriel jako anio zemsty nie potrafi wybaczy Dubielowi, e peni jego funkcj, co skania opiekuna Persji do udziau w spisku.

*** Duchy ywiow w redniowiecznej magii ceremonialnej istoty podrzdne wzgldem aniow i demonw,

suebne. Istniej salamandry duchy ognia, sylfy - duchy powietrza, gnomy - duchy ziemi i trytony lub ondyny - duchy wody. Pojawiaj si podczas niszych rytuaw magicznych.

*** Duma - anio miertelnej ciszy i milczenia, pojawiajcy si w ksidze Zohar. Przewodzi anioom zniszczenia. Pojawia si w licznych podaniach hebrajskich.

*** D i n n yw tradycji muzumaskiej istoty pokrewne upadym anioom, ktre stay si z czasem demonami. W Siewcy Wiatru dinny s podlege anioom i Gebianom, nie rni si statusem od duchw ywiow. Czsto wstpuj na sub do panw Otchani lub Krlestwa.

*** Eony - w wierzeniach gnostyckich anioy zajmujce jedno z

najwyszych miejsc w hierarchii. Byty stworzone na samym pocztku, u zarania wszechwiata. Czsto utosamiane z - archontami.

*** F a l e g - pan wojny, anio rzdzcy planet Mars. Korneliusz Agryppa uwaa go nawet za anioa wojny. Ksie niebieski.

*** Fanuel - archanio pokuty, jeden

z siedmiu archaniow obecnoci Boej, majcy nieustanne prawo wkraczania przed wielki Biay Tron. Czsto wystpuje w zaklciach magicznych.

*** Gabriel - M Boy, archanio, tytularny cherubin, w tradycji judeochrzecijaskiej i mahometaskiej jeden z najwaniejszych aniow. Zwiastowa Dobr Nowin. Jest anioem zmartwychwstania, miosierdzia, mierci i zemsty. Szara

eminencja nieba. Jest panem Ksiyca, anioem marze sennych. Wedug Orygenensa jest rwnie anioem wojny. Wedug tradycji muzumaskiej, jako Dibril podyktowa Koran, wit ksig Islamu. Zniszczy Sodom i Gomor, rozgromi wojska Snacheryba. Wedug literatury rabinackiej jest ksiciem sprawiedliwoci. Jeden z trzech aniow wymienionych z imienia w Biblii.

*** Gamerin - anio, ktrego imi

wedug magii obrzdowej naleao wyry na rytualnym mieczu. Gamerin wykonywa specjalne zadania maga.

*** Geniusze - inteligentne duchy, w mitologii rzymskiej odpowiedniki greckich daimonw. Wedug pewnych wierze gnostyckich poruszay gwiazdami, planetami i Socem. W legendach arabskich pierwotni mieszkacy ziemi. W powieci, istoty podlegajce mieszkacom Gbi i Krlestwa, o

statusie zblionym do - dinnw.

*** Gbia - lub Otcha, w powieci okrelenie siedliska upadych aniow i demonw, Pieka z jego siedmioma krgami. Na samym dnie stoi Pandemonium, oficjalna siedziba wadcw Gbi, obecnie pastwowa rezydencja Lucyfera. Pieko nie jest tak shierarchizowane jak Krlestwo. Woci rnych monowadcw i arystokratw znajduj si we wszystkich Krgach, nie ma lepszych i gorszych dzielnic,

cho za najbardziej prestiowe uchodz okolice Jeziora Pomieni w Sidmym Krgu, gdzie maj wille i prywatne paace najwiksi panowie Otchani. Jedynie Pierwszy Krg, zwany Przedpieklem, zamieszkany jest gwnie przez gbiask biedot. Tak jak Krlestwo przypomina jedno gigantyczne miasto, Gbia skada si z rnych krain i wiele jest w niej niezamieszkaych przestrzeni. Miasta s raczej niewielkie, przewaaj wioski. Tylko Pity Krg nie jest przychylny mieszkacom, z powodu lodowych pustkowi i pomienistych jezior. W Czwartym

znajduje si wiele puszcz i bagien.

*** Harap Serapel - kruki mierci, w kabale sefira przeciwna do Necah. W okultyzmie grupa demonw wrogich Bogu, dowodzonych przez Baal Chanana. U mnie to jednostka specjalna Gbi.

*** Harb ona - Poganiacz osw,

jeden z aniow zamtu.

*** Hierarchia - liczba i porzdek chrw niebieskich, ktrych klasyfikacj zajmowali si przez wieki liczni mdrcy i teologowie. W powieci stosuj hierarchi w. Grzegorza Wielkiego. S to kolejno od najwyszych Serafiny, Cherubiny, Trony, Panowania, Ksistwa, Potgi, Cnoty, Archanioowie, Anioowie.

*** H i j a - jeden z dwch synw Szemhazaja, anioa, ktry zgrzeszy namitnoci do ziemskiej kobiety. Poniewa w jzyku aramejskim sowo hija oznacza zaimek osobowy ona, nadaam to imi bohaterce powieci, panielicy, i uczyniam j crk - Uzjela, podwadnego Gabriela.

*** I m i o n a - staraam si eby wikszo imion pojawiajcych si

w powieci miaa odniesienia w rdach, z wyjtkiem nielicznych, trzecioplanowych. Z wanych postaci tylko Daimon Frey nosi wymylone imi, gdy - Abaddon to raczej okrelenie funkcji ni konkretnej osoby.

*** I z r a f e l - arabski archanio muzyki. Gos jego trby obwieci Sd Ostateczny.

*** Jaldabaot - Dziecko chaosu w gnostycyzmie orfickim, - archont i demiurg.

*** K a m a e l - lub Kemuel, w okultyzmie demon zamieszkujcy pieko, hrabia palatyn. Ukazuje si pod postaci lamparta. W legendach hebrajskich dowdca dwunastu tysicy aniow zniszczenia. W powieci, jako dowdca Szaraczy, jest

automatycznie wodzem Aniow Miecza. Pono bardzo boleje nad tym, e przystpi do buntu Lucyfera i marzy o powrocie do Nieba.

*** Kolaz onta - anio niszczyciel wystpujcy w Ksidze Mdroci.

*** Krlestwopastwo niebiaskie, w ktrego obywatelami

s wszyscy anioowie. Skada si z siedmiu koncentrycznych krgw, zwanych Niebami. Od Limbo odgradza je zewntrzny piercie murw. Podobne, cho nie tak silnie ufortyfikowane okrgi murw obronnych odgradzaj od siebie poszczeglne Nieba. Im nisze Niebo, tym poledniejsze klas anioy je zamieszkuj. W Pierwszym skupiaj si przede wszystkim skromne domy i kwatery aniow suebnych, stojcych najniej w hierarchii. W Drugim znajduj si zorganizowane na ksztat zakonw wojskowych siedziby aniow strw, oraz koszary Zastpw. W

Trzecim mieci si raj dla ludzi i w ogle zawiaty stworzone dla mieszkacw Ziemi. Mieszkaj tu take urzdnicy niszego i redniego szczebla. Czwarte Niebo zajmuj urzdy i gmachy uytecznoci publicznej. Jest to te siedziba urzdnikw wysokiego szczebla oraz aniow z chrw Cnt i Potg. Powyej Czwartego Nieba znajduj si dziedziny niedostpne dla prostych aniow, gdzie maj prawo wstpu jedynie wietlici. W Pitym mieszkaj Ksistwa, Panowania i Trony. Szste to dzielnica paacw i willi prywatnych. Tu maj swoje posesje

archanioowie, tu stoj prywatne paace Gabriela, Razjela, Daimona i pozostaych przyjaci. W Szstym Niebie znajduj si te posiadoci Pistis Sophii. Rwnie tu rozciga si najpikniejsza dzielnica Krlestwa, Hajot Hakados. W Sidmym Niebie, porodku, stoi Paac Paski. To najwitsza dziedzina Krlestwa. Siedziba Cherubinw i Serafinw. Przypomina ogromny, cudowny ogrd.

***

Oczywicie, schemat ten jest bardzo skrcony i nie obejmuje bardzo wielu aspektw dziaalnoci Krlestwa, niemniej daje o nim jakie pojcie.

*** Ksiga Razjela - w tradycji rabinackiej tajemna ksiga, ktra zawiera ca mdro ziemsk i niebiask. Legenda przypisuje jej autorstwo archanioowi Razjelowi. W rzeczywistoci prawdopodobnie autorem dziea by ktry z dwch kabalistw ydowskich, Izaak lepy

lub Eleazar z Wormacji. Wedug legendy ksiga trafia w rce Adama, potem Henocha i Noego. Pono jej Salomon zawdzicza sw niezwyk mdro. Nie wiadomo co stao si z tym bezcennym dzieem po mierci Salomona. W powieci przyjmuj, e powrcio do swego twrcy, Razjela.

*** Ksopgiel - wdz aniow szau.

*** L i m b o - w Boskiej Komedii Dantego nazwa przedpiekla. W Siewcy Wiatru rodzaj podgrodzia, ziemi niczyjej otaczajcej stref graniczn midzy Krlestwem a Gbi.

*** L u c y f e r - Nioscy wiato, potocznie wadca piekie, pierwszy zbuntowany anio. Pono niesusznie oskarony o nieposuszestwo wobec Boga, na

skutek bdnego odczytania fragmentu biblijnej Ksigi Izajasza. W okultyzmie Lucyfer jest cesarzem pastwa piekielnego. Przed upadkiem nalea do chru cherubinw. U mnie jest byym archanioem, niegdy kumplem Michaa i - Gabriela.

*** Magia - liczne ksigi i traktaty magiczne odwouj si do mocy i imion anielskich, maj dopomc w ujarzmieniu i zmuszeniu do suby aniow i demony; boskie i

piekielne istoty miay uczy ludzi zarwno biaej jak i czarnej magii, dlaczego wic same nie miayby jej uywa?

*** Manna - chleb anielski, ktry, jak czytamy w Biblii, wykarmi Izraelitw na pustyni, musi by zapewne podstaw wyywienia mieszkacw niebios. Jada j z powodzeniem rwnie prorok Eliasz. W powieci wystpuje wic w wersji plebejskiej, jako wojskowe racje ywnociowe, ale rwnie

wykwintnej, na przyjciu urzdzonym przez - Gabriela.

*** Mastema anio za i zniszczenia, oskaryciel i kusiciel. Jego imi wspominane jest w esseskich rkopisach z Qumran oraz rnych apokryfach starotestamentowych. W powieci Jaldabaot przyjmuje miano Mastemy niejako symbolicznie, bo anio ten, mimo penionych funkcji, uchodzi za wiernego sug Boga.

*** Merkawotrydwany, przyrwnywane do witych sefirot. Anioowie penicy stra przy Tronie Chway. Jest ich zaledwie siedmiu, odpowiadaj siedmiu niebom. O rydwanach wspomina tez Psalm 68, podajc ich liczb w dziesitkach tysicy. W tradycji ydowskiej, zwane te ofanim - wite koa, tworz osobny chr. U mnie pojawiaj si jako jednostka bojowa, bdca skrzyowaniem staroytnych rydwanw bliskowschodnich i formacji

szturmowej w rodzaju czogw lub cikich bojowych i podobnie jak stanowi poczenie istot machin bojowych. W wiecie armia Izraela merkava opracowany u czogu podstawowego.

lekkich wozw - chajot ywych i naszym nazwaa nich typ

*** Metatron - Przyjaciel Boga, tradycyjnie najwyszy rang anio w hierarchii niebiaskiej. Krl aniow, ksi Boego Oblicza, wielki kanclerz nieba, anio przymierza,

opiekun ludzkoci. Niebiaski skryba. Wedug sowiaskiej Ksigi Henocha ma siedemdziesit dwa skrzyda, pomienne ciao cae pokryte oczami i ogniste spojrzenie. Jest wyszy rang od - Michaa i Gabriela. Pono to on walczy w Penuel z Jakubem i on powstrzyma Abrahama przed zoeniem w ofierze Izaaka. Literatura okultystyczna przydaa mu brata bliniaka imieniem - Snadalfon.

*** M ic h a - Kto jest jak Bg,

archanio, tytularny serafin, niegdy bstwo chaldejskie, w tradycji biblijnej, chrzecijaskiej, muzumaskiej i ydowskiej jeden z najpotniejszych aniow. Wystpuje jako anio skruchy, sprawiedliwoci i miosierdzia. Wedug Apokalipsy w. Jana Micha peni funkcj wodza zastpw. W wierzeniach islamskich nosi imi Mikail, ma szmaragdowe skrzyda i szafranowe wosy. W katolicyzmie jest patronem policjantw.

***

Miteasz - posta fikcyjna.

*** N i e b a - w powieci siedem dzielnic, uoonych w koncentryczne krgi otoczone wewntrznymi murami, na ktre podzielone jest Krlestwo. Najnisze i najbiedniejsze Pierwsze Niebo ssiaduje bezporednio z Limbo.

*** Nisroch - Wielki orze, niegdy

bstwo asyryjskie. Wedug czci rde anio chru Ksistw, w tradycji okultystycznej demon, szef kuchni w Domu Ksit.

*** Nitael - wedug kabalistw byy anio chru Ksistw. Wedug niektrych rde nadal mieszka w niebiosach.

*** Oc h - wadca dwudziestu omiu

ze stu dziewidziesiciu szeciu prowincji olimpijskich, na ktre podzielone jest niebo, u okultystw anio Soca. Interesuje si mineralogi i alchemi.

*** Parasim - niebiaska kawaleria, chr aniow - jedcw, nalecych do chru aniow pieni pochwalnych. Wedug Ksigi Henocha wodzem tego chru jest Tagas bd Radueriel. W powieci wystpuj w roli jazdy.

*** P i o u n - w Apokalipsie w. Jana gwiazda, ktra spada, gdy zatrbi anio trzeci. Z uwagi na apokaliptyczne pochodzenie doskonale nadawa si na imi dla rumaka Daimona Freya.

*** P i s m o - wedug kabalistw anioowie posuguj si wasnym alfabetem, pokrewnym alfabetom

hebrajskim i aramejskim. Istniej rne wersje tego pisma, na przykad niebiaskie, krlewskie czy rozstpionych wd. Pisarze zapisujcy ludzkie uczynki, niebiascy skrybowie i kancelici, tworz w wierzeniach hebrajskich osobny, wysoki rang chr.

*** Pistis Sophia - wedug nauki gnostykw potny eon eski, personifikacja Mdroci Boej. Legenda gosi, e to ona wysaa do raju wa, ktry skusi Adama i

Ew. W Siewcy Wiatru Pistis Sophia wada wszystkimi eskimi anioami, a jej dwr jest zorganizowany na wzr bizantyskiego.

*** Pienidze nigdzie nie znalazam wzmianek o pienidzach anielskich lub diabelskich uywanych lub bitych w niebie czy w piekle. W Siewcy Wiatru bohaterowie posuguj si pienidzmi kruszcowymi, bitymi na wzr staroytny przez rnych

wysoko postawionych monych, bogate miasta kupieckie, krlestwa ze Stref Poza Czasem itp. Mog si pojawia oficjalne pienidze Krlestwa lub Gbi, jak na przykad zote denary niebiaskie, lub gbiaskie talary, ale wspistniej z szeklami lucyferiaskimi, ktre s waciwie oficjaln walut Otchani, drachmami - Asmodeusza czy koronami regenta Krlestwa bitymi przez - Gabriela. Zastpy pobieraj od w srebrnych soldach marsowych, sygnowanych przez Falega. Warto pienidza zaley od jakoci i iloci kruszcu, a take od pozycji emisjonariusza. Szekle lun

drachmy bite przez wadcw Stref Poza Czasem zawsze bd stay niej od koron Gabriela czy szekli lucyferiaskich.

*** Pe - niekoczce si dywagacje na temat pci aniow trwaj do dzi. Wiele wskazuje na to, e biblijni anioowie byli zdecydowanie pci mskiej. W tradycji hebrajskiej, a szczeglnie arabskiej pojawiaj si rwnie anioowie escy. Przewiadczenie o cakowitej bezpciowoci, a nawet

bezcielesnoci aniow wprowadzili do angelologii Grecy, pod wpywem filozofii platoskiej. W powieci wol si jednak trzyma wczeniejszych tradycji i pozwoliam anioom zachowa dwie odrbne pci.

*** Prowincje - wedug De Magia Veretum, szesnastowiecznej ksigi magii rytualnej, istnieje 196 prowincji zwanych olimpijskimi, na ktre podzielony jest wszechwiat. Rzdz nimi duchy olimpijskie,

potni anioowie. U mnie prowincje s raczej lennymi ziemiami Krlestwa, przytykajcymi bezporednio do siedmiu kolejnych Nieb.

*** Rafa - Bg uzdrawia - anio uzdrowie, pochodzenia chaldejskiego. Pojawia si w Ksidze Tobiasza, etiopskiej Ksidze Enocha i esseskiej Regule Wojny. Jest anioem Oblicza Boego, wedug tradycji zasadzi rajski ogrd. W niebie peni

wiele funkcji, jest gubernatorem Poudnia, Stranikiem Zachodu, nadzorc wieczornych wiatrw, strem Drzewa ycia, anioem radoci, mioci i wiatoci, patronem podrnych, ale przede wszystkim zajmuje si uzdrowieniami. Wedug legendy podarowa Salomonowi magiczny piercie, ktry obdarza mdroci i dawa wadz nad demonami.

*** Raguel - archanio dokonujcy zemsty na dostojnikach

niebiaskich, czyli wykonawca wyrokw niebiaskiego sdu. Poniewa kult Raguela zagraa kultowi witych i zaczyna zakrawa na bawochwalstwo, w 745 roku synod rzymski wykl tego archanioa i ogosi demonem. W Siewcy Wiatru pozwoliam sobie wymyli pewnego rodzaju intryg, bazujc na wydarzeniach historycznych i legendarnych. Ot u mnie za wydaleniem Raguela z Nieba stoi Gabriel, ktry jako Anio Zemsty nie mg mu darowa, e ten, penic obowizki egzekutora, omieli si wyrzuci go z Nieba, kiedy Archanio Objawie zosta

skazany na wygnanie za niedokadne wypenienie Boskiego polecenia. Przez dwadziecia jeden dni Gabriela zastpowa - Dubiel, Anio Persji, z ktrym Gabry po powrocie te ma powanie na pieku. Przytaczam t historyjk, eby pokaza, na czym, mniej wicej, polegaa praca nad powieci.

*** Ram Izad - wedug mitologii staroperskiej anio, ktry wykonuje patne usugi.

*** R a z j e l - Tajemnica Boga, Archanio Tajemnic, autor legendarnej Ksigi Razjela, ktra zawiera ca mdro ziemsk i niebiask. Razjel ofiarowa ksig Adamowi, pniej przechodzia z rk do rk, trafiajc do Henocha, Noego i Salomona. Wielokrotnie usiowano ukra bezcenne dzieo, kilka razy prbowali si tego dopuci anioowie. Nie wiadomo, co si stao potem z Ksig. W Siewcy Wiatru powrcia z powrotem do Razjela.

*** R u m a k i - wedug tradycji angelologicznej anioowie poruszajcy si po wytyczonych na niebie szlakach, czsto konno. Istnieje chr - parasim, aniow jedcw, o konnych anielskich wojownikach wspomina Apokalipsa w. Jana. Wedug legendy arabskiej, py ze ladw kopyt siwego rumaka - Gabriela oywi posg zotego cielca. W powieci konie nale do Boskich zwierzt i s powszechne w armii.

*** S a m a e l - Trucizna Boga, demon, ktry czasem w legendach ydowskich wystpuje jako dobry anio. W literaturze rabinackiej Samael bywa utosamiany z wem, ktry skusi Ew. Pono uwid j potem i zosta ojcem Kaina. W powieci ->Micha wyrzuci go z Nieba, gdy Samael wrobi Lucyfera w bunt przeciw Panu, doprowadzi do wojny w Niebie, nastpnie narozrabia, co mg w Gbi, skd zosta wreszcie wyrzucony edyktem Lucyfera. Bka

si teraz po Ziemi i Strefach Poza Czasem, prowadzc ycie hulaki i wczgi.

*** S an d alf on - brat bliniak Metatrona, jeden z ksit sarim. Sdownictwo - Irin i Kadiszin, czyli czuwajcy i wici, anioowie, ktrzy pospou tworz niebiaski Sd Najwyszy, zwany Bet Din. S nader potni, rang i pozycj przewyszaj samego - Metatrona. Wedug Apokalipsy Mojesza, prawodawca ujrza w szstym

niebie Irin i Kadiszin. Kadiszin maj ciaa uczynione z gradu i s niezwykle wysocy. Wyroki niebiaskiego sdu wykonywa przed wygnaniem - Raguel.

*** S e r a f i n i - najwyszy chr aniow. Serafini otaczaj Biay Tron, nieustannie piewajc na chwa Panu. Wedug sowiaskiej Ksigi Henocha serafini maj sze skrzyde i cztery twarze. Wedug Apokalipsy Mojesza rycz straszliwie jak lwy. Tomasz

Akwinita nazywa ich przyjacimi Boga. Serafini s anioami wiatoci i ognia. Ich nazwa oznacza poncy.

*** S f e r y (Strefy) Poza Czasem wymylone na potrzeby powieci krainy rozcigajce si za Rzek Czasu, ograniczone Praoceanem, ssiadujce bezporednio z Limbo. Miejsce zamieszkania dinnw, duchw ywiow, geniuszy i istot mitologicznych.

*** S ikie l - wedug Sefer Jecira Anio wiatru Sirocco.

*** S oked Hezi - jeden z aniow ustanowionych nad mieczem, ksi Merkawy. W powieci tytularny wadca Aniow Miecza.

***

Trony - klasa aniow, stanowi trzeci z kolei chr za Serafinami i Cherubinami. W powieci s jednoczenie ywymi anioami i machinami bojowymi, w ktre potrafi si przeistacza w razie wojny. Skadaj si z ognistej materii i pojawiaj jako kule zoone z pomieni.

*** T u b i e l - wdz Aniow Lata. Przyzwany odpowiednim zaklciem potrafi sprawi, e mae ptaszki wracaj do swoich wacicieli.

*** U r i e l - archanio, serafin lub cherubin, regent Soca, anio Obecnoci Boej. Wysoki rang dostojnik niebiaski. Pono osuszy Morze Czerwone, pozwalajc przej Izraelitom. Opowiadaj o nim liczne legendy oraz wiele tekstw rdowych. Pojawia si midzy innymi w czwartej ksidze Ezdrasza, apokryficznym yciu Adama i Ewy, etiopskiej Ksidze Henocha, esseskiej Regule Zrzeszenia czy ksidze Zohar. John Dee twierdzi, e otrzyma od Uriela

cudowne zwierciado. Z powodu zbyt silnego kultu otaczajcego tego anioa, Uriel zosta potpiony przez papiea Zachariasza w 745 roku w czasie synodu rzymskiego i sta si demonem. Jednak w tradycji ludowej wci pozostaje witym archanioem.

*** U z je l - wysoki rang anio w tradycji rabinackiej. Rzdzi czterema wiatrami. W kabalistyce Uzjel naley do aniow, ktrzy weszli w grzeszne zwizki z

Ziemiankami i mieli z nimi potomstwo. W legendach i w Raju utraconym Miltona jest bezporednim podwadnym Gabriela. W Siewcy Wiatru zachowuje stanowisko adiutanta archanioa, jest te ojcem spodzonej z ziemsk kobiet panielicy imieniem - Hija, ktr Gabriel, - Razjel i - Micha ukrywaj przed innymi dostojnikami Krlestwa.

*** Zastp y okrelenie ogu

aniow. W powieci funkcjonuje take jako okrelenie regularnej armii Krlestwa, dowodzonej przez - Michaa.

*** Zofiel - Szpieg Boy, wadca planety Saturn, wedug legendy doradca Noego. Pojawia si w ksidze Zohar, a take okultystycznych zaklciach salomonowych. W powieci Zofiel wystpuje jako agent wywiadu Krlestwa.

*** escy anioowie - pojawiaj si w tradycjach ydowskiego okultyzmu, w tekstach gnostyckich i czsto legendach arabskich, gdzie nosiy nazw Benad hasze, crki Boga. Prawodawca Mojesz take widzia w niebie eskich aniow. W biblijnej Ksidze Zachariasza prorok widzi unoszce si w powietrzu kobiety o skrzydach niby bocianie. Niektre anielic wymieniane s w rdach z imienia, jak Szechina, Pistis Sophia, Barbelo, Bat Koi, Drop,

Derdekea, Plesitea, czy Rachel. W legendach pojawiaj si cztery odrbne chry anielic, ktrymi zawiaduj cztery matriarchinie. Pozostawiam t struktur w powieci, dodajc Pistis Sophi jako zwierzchniczk wszystkich czterech chrw. Emanuel Swedenborg, osiemnastowieczny uczony i mistyk, ktry twierdzi, e wielokrotnie odwiedza niebo, nie mia wtpliwoci co do istnienia eskich aniow, utrzymywa te, e anioowie s bardzo podobni do ludzi, mog zawiera zwizki maeskie i posiada na wasno domy, czy nawet wille otoczone

ogrodami. Nie jestem wic tak bardzo odosobniona w mojej wizji skrzydlatych istot przedstawionej w Siewcy Wiatru, cho na szczcie ma ona rdo w czystej fikcji literackiej i obya si bez mistycznych dozna.

You might also like