You are on page 1of 161

Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)

Hans Fallada
Kady umiera w samotnoci
CZ PIERWSZA
QUANGLOWIE
ROZDZIA l
Poczta przynosi z wiadomo
Listonosz Ewa Kluge wchodzi powoli po stopniach schodw domu przy ulicy
Jaboskiego 55. Wchodzi powoli nie tylko dlatego, e jest zmczona obchodem, ale rwnie
dlatego, e ma w torbie jeden z takich listw, ktrych nienawidzi oddawa. I wanie o dwa
pitra wyej musi za chwil odda ten list Quanglom.
Przedtem jeszcze, pitro niej, dorczy urzdowe pismo Persickom. Persicke jest
kierownikiem politycznym lub czym podobnym w partii - Ewa Kluge cigle jeszcze nie
rozeznaje stanowisk. W kadym razie u Persickw trzeba wita si woajc heil Hitler" i
dobrze uwaa, co si mwi. Uwaa trzeba, oczywicie, wszdzie. Rzadko kiedy Ewa Kluge
spotyka czowieka, ktremu moe powiedzie, co naprawd myli; zreszt nie interesuje si
wcale polityk, jest po prostu kobiet i jako kobieta sadzi, e dzieci nie po to przychodz na
wiat, aby je mordowano. Myli rwnie, e dom bez mczyzny jest nic niewart. A
tymczasem ona nie ma ju nic: ani swych obu chopcw, ani ma, ani domu. A
rwnoczenie musi zamkn gb na kdk, by ostron i roznosi ohydne listy poczty
polowej, pisane nie rk, ale na maszynie, gdzie jako nadawcy wymienieni s adiutanci
pukw.
Dzwoni wic do Persickw, mwi heil Hitler" i oddaje staremu pijakowi list urzdowy.
Persicke, ktry nosi w klapie znaczek partyjny i znaczek przodownika, pyta: - Co tam
nowego?
Ewa odpowiada: - Nie sysza pan specjalnego komunikatu? Francja skapitulowaa.
Persicke jest z niej bardzo niezadowolony: - Czowieku, kobieto! To wiem o tym, ale mwi
pani to tak, jak gdyby pani zachwalaa buki na sprzeda. To trzeba powiedzie z
entuzjazmem, musi to pani powiedzie kademu, kto nie ma radia. To przekona nawet
ostatnich pyskaczy! A wic drug wojn byskawiczn te juemy zaatwili, no, a teraz na
Angli! I za trzy miesice Tommies bd gotowi, a wtedy zobaczysz, jakie nam fuehrer
stworzy ycie! Potem ju inni mog krwawi, a my bdziemy panami wiata! Wejd,
dziewczyno, wypij z nami jednego! Amalio, Erno, August, Adolf, Baldur -jazda, chodcie
wszyscy! Dzi szalejemy! Dzi nie ma adnej roboty! Dzi oblewany zwycistwo, a po
obiedzie pjdziemy do tej ydwy na czwartym pitrze i ta stara mapa musi da nam kawy i
ciasta. Powiadam wam, musi! Nie bd si ju nad ni litowa!
Podczas gdy pan Persicke w otoczeniu rodziny podnieca si coraz bardziej swoimi
wywodami, nie wylewajc wdki za konierz, Ewa Kluge wesza ju o pitro wyej i
zadzwonia do Quanglw. Trzyma list w rku i gotowa jest natychmiast uciec. Na szczcie,
otwiera jej nie kobieta, ktra zwykle zamienia z ni par przyjaznych sw, lecz mczyzna o
ostrej, ptasiej twarzy, cienkich wargach i zimnych oczach. Bez sowa wyjmuje jej list z rki i
zamyka drzwi przed nosem, jak gdyby bya zodziejem, ktrego trzeba si strzec.
Ewa Kluge wzrusza tylko ramionami i schodzi po schodach. Niektrzy ludzie s wanie tacy:
nigdy jeszcze ten czowiek, jak dugo Ewa roznosi poczt na ulicy Jaboskiego, nie
powiedzia do niej ani sowa. No, niech tam! Ona go nie zmieni. Nie potrafia przecie
zmieni nawet wasnego ma, ktry przepuszcza pienidze w knajpach i na wycigach, a w
domu zjawia si tylko wtedy, kiedy jest zupenie goy.
U Persickw zostawiono drzwi wejciowe otwarte i z mieszkania dochodzi brzk kieliszkw i
haas uczty na intencj zwycistwa. Ewa przymyka drzwi i schodzi dalej na d. Myli sobie
przy tym, e waciwie jest to dobra wiadomo, poniewa dziki szybkiemu zwycistwu nad
Francj prdzej zapanuje pokj. A wtedy wrc jej chopcy.
Przeszkadza jej jednak w tych rozmylaniach nieprzyjemne uczucie, e wwczas tacy ludzie
jak Persicke bd na dobre gr. Nie wydaje jej si rwnie suszne, by tacy byli panami, a
inni musieli stale milcze i nigdy nie mogli powiedzie, co im ley na sercu.
Przelotnie myli o czowieku z ptasi twarz, ktremu wanie przed chwil dorczya
list z poczty polowej, i o starej ydwce Rosenthalowej, tej z gry, z czwartego pitra, ktrej
ma przed dwoma tygodniami zabrao gestapo. al jej tej kobiety. Rosenthalowie mieli
dawniej sklep z bielizn w Prenzlauer Allee. Sklep potem przeszed w rce aryjskie, no a teraz
Rosenthalowa nie ma ma, ktry jest ju chyba bliski siedemdziesitki. Tych dwoje starych
ludzi na pewno nikomu nic zego nie zrobio; dawali na kredyt, nawet jej, Ewie Kluge, jeeli
czasem nie miaa pienidzy na bielizn dla dzieci. A towar u Rosenthalw nie by ani droszy,
ani gorszy ni w innych sklepach. Nie, Ewa Kluge nie moe poj, e taki czowiek jak
Rosenthal ma by gorszy ni Persickowie tylko dlatego, e jest ydem. A teraz tam na grze,
w mieszkaniu, siedzi ta stara kobieta samotniusieka i nie way si wyj na ulic. Dopiero
kiedy ciemnia si, wychodzi .ze sw ydowsk gwiazd po zakupy; prawdopodobnie
goduje. Nie - myli Ewa Kluge - chociaby dziesi razy zwyciyli Francj, sprawiedlwoci
u nas nie ma...
Dotara do nastpnego domu i kontynuuje prac w swoim rewirze.
W tym czasie majster Otto Quangel wszed z listem poczty polowej do pokoju i pooy go na
maszynie do szycia: - Masz! - mwi krtko. Pozostawia stale swojej onie prawo do
otwierania tych listw; wie przecie, jak bardzo jest przywizana do ich jedynego syna,
Ottona. Teraz Quangel, wcignwszy cienk doln warg midzy zby, stoi naprzeciw ony i
oczekuje radosnego rozjanienia jej twarzy. Kocha bardzo t kobiet w swj milczcy, cichy,
nie uzewntrzniajcy si sposb.
Rozerwaa kopert, na chwil rzeczywicie rozjanio si jej oblicze, ale zaraz pociemniao,
gdy zobaczya maszynowe pismo. Na jej twarzy pojawi si wyraz strachu, czytaa wolniej,
coraz wolniej, jak gdyby baa si kadego nastpnego sowa. Ma pochyli si nad ni i wyj
rce z kieszeni. Zby wpiy si teraz mocno w doln warg; przeczuwa nieszczcie. W
pokoju jest zupenie cicho. Teraz oddech kobiety staje si chrapliwy.
Nagle wydaje cichy okrzyk, dwik, ktrego m jeszcze nigdy nie sysza. Gowa jej opada,
uderzajc wpierw o szpulki z nimi na maszynie, a nastpnie kryje si midzy fadami
rozoonego materiau, zasaniajc zowieszczy list.
Strona 1
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Quangel jest ju przy niej. Zupenie niezwykym u niego gestem kadzie swoj wielk,
spracowan do na jej plecach. Czuje, e ona dry na caym ciele. - Anno - powiada - Anno,
prosz ci! - Czeka przez chwil, a potem odwaa si: - Co z Ottonem? Ranny, co? Ciko?
Drenie przebiega w dalszym cigu przez ciao kobiety, ale aden dwik nie spywa z jej
warg. Nie zamierza, wida, wcale podnie gowy i spojrze na niego.
Quangel patrzy na wosy swojej ony. Przerzedziy si bardzo w cigu wielu lat od chwili ich
lubu. Obecnie s ju oboje starymi ludmi i jeeli z Ottonem naprawd zdarzyo si co
zego, ona nie bdzie miaa nikogo, prcz niego, kogo mogaby kocha. A Quangel czuje
zawsze, e nie naley do ludzi, ktrych mona by kocha. Nie potrafi jej nigdy ani jednym
sowem powiedzie, jak bardzo jest do niej przywizany. Nawet teraz nie umie jej pogaska,
by troch czulszym dla niej, pocieszy ja. Kadzie tylko cik rk na jej przerzedzone
wosy, agodnie podnosi gow do swojej twarzy i mwi pgosem:
- Powiesz mi przecie, Anno, co oni do nas pisz?
Ale cho teraz oczy jej s bardzo blisko jego oczu, kobieta nie patrzy na niego, ma oczy
mocno zamknite. Jej twarz jest bladolta, zwyke rumiece znikny, nie wida prawie ciaa
na kociach; wydaje mu si, e patrzy na trupi czaszk. Tylko policzki i usta jej dr, tak jak
dry cae ciao, ogarnite jakim tajemniczym, wewntrznym dygotem.
Quangel wpatruje si w t najblisz, a teraz tak obc twarz i czuje, jak serce bije mu coraz
mocniej, zdaje sobie spraw ze swej zupenej niezdolnoci udzielenia choby odrobiny
pociechy i ogarnia go gboki strach. Waciwie - mieszny strach wobec gbokiego blu
ony. Strach, e mogaby teraz zacz krzycze, jeszcze goniej i bardziej dziko ni
przedtem. Quangel zawsze lubi spokj; nikt w domu nie powinien wiedzie, co si dzieje u
Quanglw. Jak mona pozwala uczuciom krzycze! Ale nawet ogarnity tym strachem nie
potrafi nic wicej powiedzie anieli to, co powiedzia ju przedtem: - Co pisz? Mw, Anno!
List wprawdzie ley teraz otwarty, ale Quangel nie way si wzi go do rki. Musiaby
wtedy puci gow ony, a wie, e ta gowa, na ktrej czole wystpiy teraz dwie krwawe
prgi, upadaby znowu na maszyn. Przezwycia si wic i pyta raz jeszcze:
- Co z Ottonkiem?
Wydaje si, jak gdyby to prawie nigdy przez ma nie uywane zdrobniae imi przywoao
kobiet ze wiata blu do ycia. Przeyka par razy lin i otwiera nawet oczy, ktre
zazwyczaj s bardzo mocno niebieskie, a teraz wygldaj jak wyblake. - Z Ottonkiem -
szepce niemal - co ma z nim by? Nic z nim nie jest, nie ma ju Ottonka, ot co jest!
Mczyzna mwi tylko och", cikie och" z gbi serca. Puszcza gow ony i siga po list.
Wlepia oczy w linijki liter, cho nie moe ich jeszcze przeczyta.
Nagle ona wyrywa mu list z rki. Jej nastrj zmieni si. Wciekle rwie kartk na czci, na
czstki, na strzpy, a potem rzuca mu ostro w twarz: - Chcesz jeszcze czyta to gwno, te
pode kamstwa, ktre pisz do wszystkich? e zgin bohatersk mierci za wodza i nard?
e by wzorem onierza i kolegi? Pozwolisz sobie wmawia te historie, kiedy my oboje
dobrze wiemy, e Ottonek najchtniej duba przy swoim radiu i paka, kiedy musia pj do
wojska! Ile razy mwi mi w okresie swego przeszkolenia rekruckiego, e chtnie oddaby
praw rk, byle tylko mc si wyrwa od nich. A leraz: wzr onierza i bohaterska mier!
Kamstwo, wszystko kamstwo! Ale to wycie tak urzdzili, z t wasz pod wojn, ty i twj
fuehrer!
Stoi teraz przed nim ta kobieta, mniejsza od niego, ale oczy jej ciskaj byskawice
wciekoci.
- Ja i mj fuehrer? - mruczy Quangel oguszony tym atakiem. - Jak to nagle mj fuehrer?
Przecie nie jestem nawet w partii, tylko we Froncie Pracy, a tam musz by wszyscy. A
wybieralimy go jeden jedyny raz, oboje.
Mwi to we waciwy sobie powolny sposb, nie dlatego, aby si broni, ale po to, by
wyjani stan faktyczny. Nie rozumie jeszcze, skd nagle ten atak ony przeciwko niemu.
Byli przecie zawsze tych samych pogldw...
Ale ona mwi gorczkowo: - Po co jeste mczyzn w domu i decydujesz o wszystkim, i
wszystko musi si odbywa za twoj zgod nawet wtedy, kiedy chc zrobi przegrod na
kartofle na zim w piwnicy; zawsze musi by tak, jak ty chcesz, a nie jak ja chc! A w tak
wanej sprawie le postanowie. Ale ty jeste cichym czowiekiem, chcesz tylko mie spokj
i nie zwraca niczyjej uwagi. Robie to, co Oni wszyscy robili, l kiedy krzyczeli: Fuehrer
da rozkaz, my suchamy!", pobiege za nimi jak baran. A my musielimy biec za tob! A
teraz mj Ottonek nie yje i aden fuehrer na wiecie ani ty nie oddacie mi go!
Wysucha tego wszystkiego bez sowa sprzeciwu. Nie by nigdy ktliwy i czu poza tym, e
tylko bl przez ni przemawia. Prawie cieszy si, e krzyczy teraz na niego, e nie daje
penego upustu swemu zmartwieniu. Odpowiedzia tylko na te oskarenia: - Kto bdzie
musia powiedzia o tym Trudzie.
Truda bya dziewczyn Ottonka, prawie narzeczon. Do jego rodzicw Truda mwia
mate.czko" i ojcze". Wieczorami czsto przychodzia do nich, rwnie teraz, kiedy Ottonek
by na froncie, przychodzia na pogawdk. W dzie pracowaa w fabryce mundurw.
Wspomnienie o Trudzie skierowao natychmiast myli Anny na inne tory. Rzucia okiem na
byszczcy zegar na cianie i zapytaa: - Zdysz jeszcze przed zmian?
- Mam dzi zmian od pierwszej do jedenastej - odpowiedzia - zd.
- Dobrze, id wic i popro, eby tu przysza i nie mw jeszcze nic o Ottonku. Chc jej
sama powiedzie. Obiad bdzie gotowy na dwunast.
- Pjd wic i powiem, aby dzi wieczorem do nas wpada -powtrzy, ale nie wychodzi
jeszcze, tylko patrzy na jej tawobia, chorobliw twarz. Spojrzaa znw na niego i przez
chwil obserwowali si w milczeniu - dwoje ludzi, ktrzy okoo trzydziestu lat przeyli ze
sob, zawsze w zgodzie, on milczcy i cichy, ona - wnoszca nieco ycia do domu.
Chocia tak dugo teraz przygldali si sobie, nie mieli ani sowa do powiedzenia. Skin wic
gow i wyszed.
Syszaa trzaniecie drzwi wejciowych. I ledwo uwiadomia sobie, e poszed naprawd,
odwrcia si do maszyny i pozbieraa troskliwie strzpki zowieszczego listu. Prbowaa
dopasowa je do siebie, ale spostrzega szybko, e trwaoby to zbyt dugo. Musiaa przede
wszystkim przygotowa mu jedzenie. Troskliwie poskadaa wic strzpki do koperty i
woya je do ksiki do naboestwa. Po poudniu, kiedy Otto pjdzie do pracy, bdzie miaa
czas, aby kawaki uporzdkowa i sklei. Jeeli nawet byy to gupie kamstwa, bezczelne
kamstwa, to jednak jest to ostatnia rzecz, ktra pozostaa po Ottonku! Przechowa je wic i
pokae Trudzie. Moe wtedy bdzie moga paka. Teraz jeszcze aorzay pomienie w jej
sercu. Dobrze byoby mc paka!
Gniewnie potrzsna gow i podesza do kuchenki gazowej.
Strona 2
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ROZDZIA II Co Baldur Persicke mia do powiedzenia
Kiedy Otto Quangel przechodzi obok mieszkania Persickw, zabrzmiao stamtd
radosne wycie pomieszane z okrzykami sieg-heil". Quangel przyspieszy kroku, byle nie
spotka nikogo z tego towarzystwa. Mieszkali ju od dziesiciu lat w tym samym domu, ale
Quangel zawsze unika wszelkiego spotkania z Persickami, nawet wtedy, kiedy tamten by
jeszcze maym, na wp zbankrutowanym knajpiarzem. Teraz Persickowie stali si wielkimi
ludmi. Stary piastowa wszelkie moliwe godnoci w partii, a dwaj najstarsi synowie byli w
SS. Zdawao si, e pienidze nie graj u nich adnej roli.
Tym bardziej naleao si ich strzec, poniewa wszyscy, ktrym si tak wiodo, musieli dba
o dobr opini w partii. Mona to byo osign tylko robic co dla partii. Co robi -
znaczyo jednak wydawa innych, na przykad donosi: ten i ten sucha zagranicznego radia.
Dlatego Quangel najchtniej zapakowaby ju dawno wszystkie aparaty radiowe z izby
Ottona i wstawi je do piwnicy. Nie jest si nigdy zbyt ostronym w tych czasach, kiedy
kady szpicluje kadego, gestapo trzyma ap nad wszystkimi, a kacet" w Sachsenhausen
coraz bardziej si powiksza. Quangel nie potrzebuje radia. Ale Anna zawsze sprzeciwiaa si
usuniciu aparatw. Twierdzia, e stara zasada: kto ma czyste sumienie, ten pi spokojnie -
jeszcze co znaczy. A przecie od dawna ju byo inaczej, jeeli w ogle kiedykolwiek tak
byo.
Pogrony w tych mylach bieg Quangel coraz szybciej po schodach, a potem przez
podwrze na ulic.
U Persickw haasowano tak dlatego, bo chluba rodziny, Bruno, ktry teraz na cze
Schiracha nazywa si Baldur, pokazywa zdjcie w Voelkischer Beobachter": wida byo na
nim fuehrera i marszaka Rzeszy Goeringa, a pod zdjciem podpis: ,,W chwili otrzymania
wiadomoci o kapitulacji Francji". Tak te wygldaj obaj na zdjciu: Goering mieje si ca
sw tust twarz, a fuehrer bije si z radoci po udach.
Persickowie cieszyli si i mieli jak ci na zdjciu, ale Baldur zapyta: - No, czy nie widzicie
naprawd nic specjalnego w tym zdjciu?
Wpatruj si w niego wyczekujco, tak przekonani o duchowej wyszoci tego
szesnastolatka, e nikt nie mie nawet wypowiedzie jakiego przypuszczenia.
- No - powiada Baldur - zastanwcie si przecie: zdjcie zrobi jaki fotoreporter. Czy by
akurat przy tym, kiedy przysza wiadomo o kapitulacji? Wiadomo dostali przecie
telefonicznie albo przez jakiego kuriera, albo moe nawet przez francuskiego generaa. A z
tego wszystkiego nic nie wida na zdjciu. Ci dwaj stoj tutaj zupenie sami w ogrodzie i
ciesz si...
Rodzice i rodzestwo Baldura siedz jeszcze, cigle milczc i wpatruj si w niego. Ich
twarze w napiciu uwagi wygldaj niemal gupio. Stary Persicke najchtniej chlapnby
sobie jeszcze jednego, ale nie mie tego zrobi, dopki Baldur mwi. Wie z dowiadczenia,
e Baldur potrafi by bardzo nieprzyjemny, jeeli nie powica si naleytej uwagi jego
wywodom politycznym.
Syn za mwi dalej: A wic zdjcie jest lipne, nie zostao wcale zrobione w chwili
otrzymania wiadomoci o kapitulacji, ale przedtem. A teraz spjrzcie, jak fuehrer si cieszy.
Ju od dawna pewnie myli o Anglii, o tym, jak si dobierzemy do tych Tommies. Niee, ta
caa historia - to tylko komedia, zaczynajc od zdjcia, a koczc na biciu si w uda. To si
nazywa mydli gupcom oczy.
Teraz rodzinka wpatruje si w Baldura, jak gdyby oni byli tamtymi gupcami, ktrym si
sypie piasek w oczy. Gdyby to nie by Baldur, lecz kto obcy, zaszpiclowaliby go w gestapo
za takie Owiadczenie.
Ale Baldur cignie dalej: - Widzicie - to jest wanie wielko naszego wodza: nie pozwala
nikomu przejrze swych planw. Teraz wszyscy myl, e cieszy si zwycistwem we
Francji, a on tymczasem gromadzi ju moe okrty do inwazji na Wysp. Widzicie - tego
musimy si uczy od naszego fuehrera: Nie wykada od razu kademu na talerz, kim
jestemy i co zamierzamy zrobi!
Gorliwie przytakuj. Nareszcie wydaje im si, e pojli, do czego Baldur zmierza.
Tak. kiwacie gowami - powiada Baldur ze zoci - ale robicie zupenie inaczej! Nie mino
jeszcze p godziny, jak ojciec powiedzia do tej z poczty, e stara Rosenthalowa, ta z gry,
ma nam postawi kaw i ciasto...
- Ach, ta stara ydowska winia! - powiada ojciec Persicke, ale z przepraszajc intonacj w
gosie.
No tak - zgadza si syn - wiele haasu nie bdzie, jeeli tej si kiedy co stanie. Ale po co
zaraz opowiada o tym ludziom? Sicher ist sicher. Spjrz na przykad takiego czowieka jak
ten nad nami, ten Quangel. Sowu nie wydostaniesz z tego gocia, a jestem przecie zupenie
pewien, e widzi i syszy wszystko i ma chyba take swoje miejsce, gdzie o tym melduje.
Jeeli ten kiedy zamelduje, e Persickowie nie potrafi trzyma gby na kdk, e nie s
pewni, e nie mona im nic powierzy, wtedy bdzie koniec z nami. Przede wszystkim z tob,
ojcze, a ja palcem nie kiwn, eby ci wycign z kacetu, albo z Moabitu, albo z innej ciupy,
w ktrej akurat bdziesz siedzia.
Wszyscy milcz i nawet tak zarozumiay czowiek jak Baldur czuje, e to milczenie nie
oznacza u wszystkich aprobaty. Mwi wic szybko, aby przynajmniej rodzestwo
przecign na swoj stron: - Chcemy wszyscy by czym wicej anieli ojciec, a w jaki
sposb to osigniemy? Tylko przez parti! l dlatego musimy tak robi jak fuehrer: mydli
ludziom oczy. udawa, e jestemy w przyjani, a potem od tyu, kiedy nikt nic nie
przypuszcza - zaatwione i precz. W partii powinni wiedzie: z Persickami mona wszystko
zrobi, po prostu wszystko!
Jeszcze raz spoglda na zdjcie ze miejcym si Hitlerem i Goerin-giem, kiwa gowa i
nalewa wdki na znak. e jego wykad polityczny jest skoczony. - Nie krzyw si, ojcze,
skoro ci raz wygarnem moje zdanie - dodaje jeszcze.
- Masz dopiero szesnacie lat i jeste moim synem - zaczyna stary, jeszcze cigle uraony.
- A ty jeste mj stary, ktrego zbyt czsto widziaem zalanego, eby mi mg jeszcze
imponowa - powiada prdko Baldur Persicke i w ten sposb przeciga na swoj stron
miejcych si braci, a nawet zawsze zastraszon matk. - Niee, zostaw, ojcze, pewnego
dnia bdziemy jeszcze jechali wasnym samochodem, a ty dostaniesz na co dzie tyle
szampana, e bdziesz mia do!
Ojciec chce znw co powiedzie, ale tym razem tylko przeciw szampanowi, ktry ceni niej
od ytniwki, lecz Baldur kontynuuje szybko i ciszej: - Ty, ojcze, miewasz nawet nieze
Strona 3
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
pomysy, ale nie powiniene o nich mwi z nikim prcz nas. Z Rosenthalowej naprawd
mona by co wycign i to wicej ni kaw i ciasto. Pozwl mi o tym pomyle, do tego
trzeba bardzo ostronie podej. Inni mog rwnie zwcha pismo nosem, a maj moe
wiksze zasugi od nas.
Zniy gos, ktry w kocu sta si prawie niedosyszalny. Baldur Persicke znw osign to,
co zamierza. Przecign wszystkich na swoj stron, nawet ojca, ktry czu si uraony.
Mwi wic: - Pod kapitulacj Francji! - i ze miechem bije si po udach, a wszyscy
rozumiej, e chodzi mu o co zupenie innego, mianowicie o star Rosenthalow.
Haasuj wic na wycigi, trcaj si kieliszkami i pij wiele wdek, jedn po drugiej. Ale
potrafi te wypi, ten byy waciciel knajpy i jego dzieci!
ROZDZIA III
Czowiek o nazwisku Borkhausen
Majster Quangel wyszed na ulic Jaboskiego i spotka stojcego bezczynnie przed domem
Emila Borkhausena. Zdawao si, e jest to jedyny zawd Emila Borkhausena: zawsze sta
bezczynnie tam, gdzie mona gapi si na co albo co Usysze. Wojna nic nie zmienia w
tym przyzwyczajeniu; mimo e wszdzie wprowadzono obowizek suby wojskowej i
przymus pracy, Emil Borkhausen w dalszym cigu sta bezczynnie.
Sta tam, duga, chuda posta w znoszonym ubraniu, o bezbarwnej twarzy, i patrzy
zniechcony na niemal bezludn o tej porze ulic. Kiedy zauway Quangla, poruszy si z
miejsca, podszed do niego i wycign rk: - Dokd pan teraz idzie, Quangel? - zapyta. -
Przecie ma pan jeszcze czas do fabryki.
Quangel zdawa si nie widzie wycignitej rki i zamrucza prawie niezrozumiale: - Spiesz
si.
Po czym szed dalej w kierunku Prenzlauer Allee. Jeszcze mu tego brakowao, tego
natarczywego gaduy!
Ale tamten nie pozwoli si tak atwo zby niczym. Zarechota skrzekliwie i zawoa: -
Idziemy t sam drog, Quangel. - A kiedy Quangel, patrzc w milczeniu przed siebie, szed
dalej, doda: - Doktor kaza mi w zwizku z obstrukcj uywa duo ruchu, a biega samemu
nudno.
I zacz dokadnie wyjania, co zrobi ju przeciw swojej obstrukcji. Quangel nawet nie
sucha. Zajy go dwie myli, a jedna cigle odpychaa drug: e nie ma ju syna i e Anna
powiedziaa: ty i twj fuehrer". Quangel przyzna si sam przed sob: nie kocha nigdy
chopca tak, jak ojciec powinien kocha syna. Od urodzenia dziecko wydawao mu si tylko
przeszkod w jego spokojnym wspyciu z Ann. Jeli teraz odczuwa jednak bl, to tylko
dlatego, e myla z niepokojem o Annie, jak ona przyjmie t mier i jakie zmiany powstan
wskutek tego w ich yciu. Powiedziaa przecie do niego: ty 1 twj fuehrer!"
To nie byo zgodne z prawd. Hitler nie by jego wodzem; nie by jego wodzeni bardziej ni
wodzem Anny. Byli przecie zawsze zgodni co do tego, e po bankructwie maego warsztatu
stolarskiego wanie fuehrer dopomg im stan znw na nogi. Po czterech latach
bezrobocia, w roku tysic dziewiset trzydziestym czwartym Quangel zosta przyjty jako
majster do wielkiej fabryki mebli i przynosi teraz do domu co tydzie czterdzieci marek. Z
tego mona byo wcale niele wyy.
Ale do partii bynajmniej nie wstpili. Z jednej strony szkoda im byo pienidzy na skadk, i
tak trzeba ju wszdzie oddawa swoj krwawic: na WHW, na wszelkie moliwe zbirki, na
Front Pracy. W fabryce narzucili mu jakie tam stanowisko we Froncie Pracy i to by wanie
drugi powd, dla ktrego oboje nie wstpili do partii. Widzia bowiem przy kadej okazji, jak
stale robi si rnice midzy czonkami partii a innymi Niemcami. Nawet najgorszy czonek
partii mia dla nich wiksz warto ni najlepszy bezpartyjny. Kto by w partii, mg sobie
na wszystko pozwoli, takiemu nieprdko co si stanie. Zwali to wiernoci za wierno".
Ale on, majster Otto Quangel, by za sprawiedliwoci. Kady czowiek by dla niego
czowiekiem, niezalenie od tego, czy by w partii, czy te nie mia z ni nic wsplnego.
Oburza si zawsze na nowo, kiedy w warsztacie may bd jednemu zapisywano jako cikie
przewinienie, a drugi mg oddawa bezkarnie fuszerk za fuszerk. Zaciska wtedy zbami
doln warg i gryz j wciekle - gdyby tylko mg, pozbyby si ju dawno stanowiska.
Anna wiedziaa o tym dobrze i dlatego nie powinna bya powiedzie: ty i twj fuehrer!"
Anna nie miaa tych obowizkw co on. No tak, rozumia jej prostot, jej ulego. I jak to
nagle si zupenie zmienio. Przez cae ycie bya suc, pocztkowo na wsi, potem tutaj, w
miecie. Przez cae ycie musiaa si krci w kieracie i kto jej rozkazywa. W maestwie
te nie miaa zbyt wiele do powiedzenia. Nie dlatego, eby Quangel chcia rozkazywa, ale
dlatego, e wszystko musiao si krci wok jego osoby; on bowiem przynosi do domu
pienidze.
Teraz przysza mier Ottonka i zaniepokojony Otto Quangel czuje, jak gboko ta mier
poruszya jego on.
Widzi przed sob jej chorobliw, tawoblad twarz i syszy znw jej oskarenie. Jest teraz o
zupenie niezwykej porze na miecie, ten nudziarz Borkhausen u jego boku, dzi wieczorem
Truda przyjdzie do nich, bd zy, gadanina bez koca, a on, Otto Quangel, ceni przecie tak
bardzo spokj w yciu, stale ten sam dzie roboczy, ktry nie przynosi prawie adnych
wydarze. Ju niedziela jest dla niego niemal przeszkod. No, a teraz przez pewien czas
wszystko bdzie wywrcone do gry nogami i prawdopodobnie Anna nie bdzie ju taka jak
dawniej.
Musi si jeszcze raz nad tym wszystkim bardzo dokadnie zastanowi, a Borkhausen
przeszkadza mu:
- Podobno otrzyma pan list z poczty polowej, a listu tego nie pisa wasz Otto? - odzywa si
teraz ten natrt.
Quangel kieruje na niego ostre, ciemne oczy i mruczy: - Gadua!
- Poniewa jednak nie chce si z nikim kci, nawet z takim nicponiem jak Borkhausen,
dodaje niechtnie: - Ludzie gadaj o wiele za duo!
Emil Borkhausen nie obrazi si. Borkhausena nie tak atwo obrazi. Potakuje gorliwie: -
Mwi pan prawd, Quangel, czemu ta mdrala z poczty nie umie trzyma jzyka za zbami?
Nie, musi wszystkim od razu powiedzie: Quanglowie dostali list z frontu, pisany na
maszynie!
- robi krtk przerw i prbuje potem niezwykle wspczujcym, przyciszonym gosem: -
Ranny? Zaginiony? Czy te...?
Milczy. Quangel dopiero po duszej przerwie odpowiada porednio: - A wic Francja
Strona 4
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
skapitulowaa? No, mogliby to zrobi o dzie wczeniej, wtedy yby jeszcze mj Otto...
Borkhausen odpowiada ywo: - Wanie dlatego, e tyle a tyle tysicy zgino bohatersk
mierci, Francja tak prdko si poddaa. Dlatego tyle milionw innych pozostanie przy
yciu. Z takiej ofiary ojciec powinien by dumny.
Quangel pyta: - Paskie s jeszcze za mae, aby pj na front, co, ssiedzie?
Borkhausen rzuca prawie dotknity: - Pan przecie, wie o tym! Ale gdyby wszystkie na raz
zginy, no od bomby albo czego takiego, bybym tylko dumny z tego powodu. Czy wierzy
mi pan, panie Quangel?
Majster nie odpowiada na to pytanie, tylko myli: Jeeli nawet nie jestem dobrym ojcem i
nie kochaem tak Ottona, jak powinienem by - dla ciebie twoje bkarty s po prostu
ciarem. Wierz, e rad by si ich pozby przez bomb, wszystkich na raz, bardzo wierz".
Ale nie mwi nic w tym sensie, a Borkhausen, ktremu znudzio si ju czekanie na
odpowied, powiada: - Pomyl pan, Quangel, najpierw Sudety, Czechosowacja i Austria, a
teraz Polska i Francja - bdziemy najbogatszym narodem wiata! Co tu znaczy parset tysicy
zabitych. Wszyscy bdziemy bogaci!
Niezwykle szybko Quangel odpiera: - I co zrobimy z tym bogactwem? Czy mog je zje?
Czy bd spa lepiej, jak bd bogaty? Czy jako bogaty czowiek nie bd ju chodzi do
fabryki? I co bd wtedy robi przez cay dzie? Nie, Borkhausen, ja nie chc by bogaty, a w
ten sposb na pewno nie. Takie bogactwo nie jest warte nawet jednej mierci.
l Borkhausen chwyta go za rami, jego oczy byszcz. Potrzsa Quanglem, szepczc: - Jak
moesz tak mwi, Quangel? Wiesz, e mog ci za takie gadanie posadzi do kacetu?
Mwie przecie wprost przeciw naszemu fuehrerowi. Gdybym to teraz zameldowa?...
Quangel przestraszy si wasnych sw. Ta historia z Ottonem i Ann wyprowadzia go
bardziej z rwnowagi, ni przypuszcza, inaczej bowiem nie opuciaby go wrodzona, zawsze
czujna ostrono. Ale nie okazuje tamtemu swego strachu. Uwalnia silnymi, spracowanymi
rkami swe rami z mikkiego uchwytu i mwi przy tym powoli i obojtnie: - Czego si pan
tak denerwuje, Borkhausen? C ja takiego powiedziaem, co mgby pan zameldowa?
Jestem w rozpaczy, bo poleg mj syn Otto, bo moja ona ma wielkie zmartwienie. Moe pan
to zameldowa, jeli pan chce. Jeli pan chce, niech pan to zrobi. Pjd zaraz z panem i
podpisz, e to powiedziaem.
Quange mwi niezwykle duo jak na siebie, a zarazem myli: Niech mnie powiesz, jeli
ten Borkhausen nie jest szpiclem! Jeszcze jeden, przed ktrym trzeba si strzec! Przed kim
waciwie nie trzeba si strzec? A jak bdzie z Ann, te nie wiem".
Doszli tymczasem do bramy fabryki. Quangel znw nie podaje Borkhausenowi rki. Powiada:
- A wic! - i chce wej.
Ale Borkhausen chwyta go za kurtk i szepce: - Ssiedzie, nie mwmy wicej o tym, co byo.
Nie jestem szpiclem i nie chc niczyjego nieszczcia. Ale wywiadczcie mi teraz przysug:
musz onie przynie troch pienidzy na ycie, a nie mam grosza w kieszeni. Dzieci dzi
jeszcze nic nie jady. Poyczcie mi dziesi marek. W najbliszy pitek zwrc je, na pewno,
przyrzekam wicie!
Quangel znw jak poprzednio uwalnia si z uchwytu doni Bork-hausena. Myli: To ty taki
jeste, w ten sposb zarabiasz na ycie!" I dalej: Nie dam mu ani jednej marki, bo pomyli,
e si go boj, i nie wypuci mnie ju nigdy ze swych szponw". Gono za powiada: -
Przynosz tygodniowo tylko trzydzieci marek do domu i potrzebuj kad z nich dla siebie.
Nie mog ci da pienidzy.
Po czym bez dalszego sowa czy spojrzenia wchodzi przez bram na podwrze fabryki.
Portier zna go i przepuszcza bez adnych pyta.
A Borkhausen stoi na ulicy, gapi si za nim i zastanawia si, co ma teraz zrobi. Najchtniej
poszedby do gestapo i zoy meldunek na Quangla. Zarobiby w ten sposb par
papierosw. Ale lepiej tego nie robi. Ju popieszy si za bardzo, powinien by pozwoli
Quanglowi vveada si: po mierci syna stary by w odpowiednim nastroju.
le oceni Quangla; ten nie da si nastraszy. Dzi wikszo ludzi si boi. Waciwie -
wszyscy. Bo kady robi co gdzie zakazanego i jest cigle w strachu, e kto o tym wie.
Trzeba ich tylko w odpowiednim momencie chwyci za eb, wtedy trzyma si ich w garci i
pac. Ale Ouangel, ten czowiek z ostr twarz spa, nie jest taki. Ten prawdopodobnie
niczego si nie boi, a ju z pewnoci nie pozwoli si zastraszy. Nie, Borkhausen da spokj
temu czowiekowi. Moe w najbliszych dniach uda si co zrobi z jego on. mier
jedynego syna o wiele bardziej wyprowadza z rwnowagi kobiety. Wtedy baby zaczynaj
pyskowa.
Wic - w najbliszych dniach ta kobieta. Ale co teraz? Borkhausen naprawd musi Otti
przynie fors: dzi rano wyar potajemnie ostatni chleb z kredensu kuchennego. Teraz nie
ma pienidzy i nie wie, jak je zdoby. ona jego jest Ksantyp i potrafi mu ycie zamieni w
pieko. Dawniej grasowaa w Schoenhauser Allee i potrafia czasami by zupenie mia. Teraz
Borkhausen ma z ni picioro bachorw. To znaczy - wikszo z nich prawdopodobnie
wcale nie jest jego. A baba umie wymyla jak przekupka z hali. Do bijatyki te si rwie.
Bydl wali na lepo, midzy dzieci. A kiedy przypadkiem trafi Borkhausena, zaczyna si
mordobicie, w ktrym zreszt sama najwicej obrywa. Mimo to nie mdrzeje.
Nie, Borkausen nie moe wrci do Otti bez pienidzy. Nagle wpada mu na myl stara
Rosenthalowa, ktra na czwartym pitrze przy ulicy Jaboskiego 55 siedzi teraz zupenie
sama, bez adnej opieki. e te nie pomyla przedtem o tej starej ydwce! Lepszy to interes
anieli ten stary sp Quangel! Rosenthalowa jest dobroduszn kobiet. Borkhausen wie o tym
od dawna, z czasw, kiedy miaa jeszcze sklep z bielizn. Sprbuje wic z ni z pocztku
agodnie. Gdyby jednak nie zgodzia si, da jej po prostu w pysk! Co tam ju si znajdzie,
jaki klejnocik albo pienidze, albo co do arcia. Cokolwiek, co uagodzi Otti.
Zastanawiajc si, co waciwie zdobdzie - ydzi maj jeszcze do, chowaj tylko wszystko
przed Niemcami, ktrym to ukradli - Borkhausen przyspiesza kroku i skrca w stron ulicy
Jaboskiego. W sieni dugo nasuchuje. Nie chciaby, aby kto z frontu widzia go tutaj. Sam
mieszka w podwrzu, w oficynie, waciwie w suterenie, a prawd mwic, po prostu w
piwnicy. Borkhausenowi to nie przeszkadza, tylko ze wzgldu na ludzi jest to czasem
przykre.
W sieni nic si nie rusza i Borkhausen zaczyna pospiesznie, ale cicho wchodzi po schodach.
Z mieszkania Persickw dobiega dziki haas, wycie i miech. No, ci znw wituj! O, z
takimi jak Persickowie naleaoby si jako zwiza. Tacy maj waciwe kontakty i stosunki,
wtedy i on sam poszedby w gr. Ale oni, naturalnie, nie zwracaj uwagi na takiego szpicla
od przypadku jak Borkhausen; zwaszcza ci modzi z SS i Baldur zadzieraj
nieprawdopodobnie nosa. Stary jest ju lepszy, gdy jest pochmielony, daruje mu czasem pi
Strona 5
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
marek...
W mieszkaniu Quanglw jest zupenie cicho, a o pitro wyej u Rosenthalowej Borkhausen
rwnie nie syszy adnego dwiku, mimo e dugo trzyma ucho przy drzwiach. Dzwoni
wic szybko i urzdowo, tak jak na przykad zrobiby to listonosz, ktremu si spieszy.
Ale nic si nie rusza i po minucie czy dwch czekania Borkhausen decyduje si na drugi, a
potem na trzeci dzwonek. Tymczasem nasuchuje. Nic nie syszy, szepce jednak przez dziurk
od klucza: - Pani Rosenthal, nieche pani otworzy! Przynosz pani wiadomo od ma!
Prdko, zanim kto mnie zobaczy! Pani Rosenthal, przecie sysz pani, niech pani otworzy!
Mwic dzwoni bezustannie, ale wszystko to nie odnosi adnego skutku.
W kocu ogarnia go wcieko. Nie moe przecie wrci std take bez niczego, z Otti
bdzie dzika awantura. Ta stara ydwa ma odda, co mu ukrada! Dzwoni wciekle,
rwnoczenie krzyczy przez dziurk od klucza:
- Otwrz, ty stara ydowska winio, bo zamaluj ci mord, e nie bdziesz widziaa na oczy!
Jeszcze dzi wpakuj ci do kacetu, jeli nie otworzysz, przeklta ydwo!
Gdyby mia teraz przy sobie benzyn, podpaliby tej mapie drzwi.
Ale nagle Borkhausen cichnie.
Na dole usysza stuknicie drzwi. Mocno przywar plecami do ciany. Nikt nie powinien go
tu zobaczy. Tamten oczywicie chce wyj na ulic, trzeba teraz tylko by zupenie cicho.
Kroki zbliaj si niepowstrzymanie, cho wolno i z licznymi potkniciami. To jeden z
Persickw i w dodatku pijany. Tego tylko Borkhausenowi brakowao! Oczywicie chciaby
dosta si teraz na strych. Ale od strychu odgradzaj go zamknite elazne drzwi. Nie ma si
sdzie schowa. Jedyna nadzieja, e pijany przejdzie obok nie zauwaywszy go, zwaszcza
jeli jest to stary Persicke.
Ale to nie jest stary Persicke. To jest ten wstrtny szczeniak, Bruno czy Baldur, najgorszy z
caej bandy. Wiecznie lata w swoim mundurze przywdcy HJ i czeka, eby mu si ukoni,
chocia jest kompletnym zerem. Powoli Baldur wchodzi po ostatnich stopniach. Trzyma si
mocno porczy, jest bowiem podchmielony. Mimo szklistych oczu od dawna ju spostrzeg
przycinitego do ciany Borkhausena. Zwraca si jednak do niego dopiero wtedy, gdy
zatrzymuje si tu przed nim: - Czego wszysz tu od frontu? Nie ycz sobie tego! Wyno si
do piwnicy, do twojej suki; jazda, won!
I podnosi nog z podbitym gwodziami buciorem, ale stawiaj zaraz z powrotem na ziemi:
stoi zbyt sabo na nogach, by mc kopn.
Do takiego tonu Borkhausen nie dors. Gdy kto potraktuje go w ten sposb, Borkhausen po
prostu wazi sam w siebie. Nic - tylko si boi. Szepce pokornie:
- Przepraszam bardzo, panie Persicke! Chciaem tylko poartowa sobie troch z t star
ydwa!...
Baldur a marszczy czoo z wytonego mylenia. Po chwili powiada: - Zwdzi co chciae,
bydlaku. To by twj art ze star ydwa. No jazda, id przodem!
Cho sowa te byy bardzo grubiaskie, zabrzmiay jednak niewtpliwie agodniej.
Borkhausen mia w takich wypadkach wyczulone ucho. Mwi wic z umieszkiem, jakby
przepraszajc za dowcip, na ktry sobie pozwala:
- Ja nie wdz, panie Persicke, ja tylko czasem co nieco organizuj!
Baldur Persicke nie odpowiada na umiech. Nie pospolituje si z takimi ludmi, chocia mog
by czasem poyteczni. Zazi ostronie za Borkhausenem po schodach. Obaj mczyni s
tak zajci swymi mylami, e nie zwracaj uwagi na to, i drzwi Quanglw s teraz tylko
przymknite. Otwieraj si natychmiast, gdy ci dwaj przeszli. Anna Quangel podbiega do
porczy i nasuchuje.
Przed drzwiami Persickw Borkhausen sztywno podnosi rk do hitlerowskiego
pozdrowienia: - Heil Hitler, panie Persicke, i serdecznie dzikuje! Dzikuj!
Sam dokadnie nie wie, za co dzikuje. Moe za to, e przywdca z HJ nie kopn go w tyek
i nie zrzuci ze schodw. Musiaby i to cierpie, taki may pinczerek jak on.
Baldur Persicke nie odpowiada. Wpatruje si w Borkhausena szklistymi oczyma, co sprawia,
e tamten zaczyna mruga, a wreszcie spuszcza wzrok ku ziemi. Baldur pyta: - Chciae wic
zaartowa ze starej Rosenthalowej?
- Tak - odpowiada Borkhausen cicho, ze spuszczonymi oczyma.
- A c to mia by za art? - brzmi nastpne pytanie. - Czy z gatunku bierz, co si da"?
Borkhausen ryzykuje szybkie spojrzenie w twarz swego rozmwcy:
- Tak! - odpowiada tylko Baldur. - Tak!...
Przez chwil stoj w milczeniu. Borkhausen zastanawia si, czy wolno mu ju teraz pj.
Ale nie otrzyma jeszcze rozkazu odmaszerowania. Czeka wic dalej niemo, ze spuszczonymi
oczyma.
- Wa tu - powiada nagle Persicke z trudem poruszajc jzykiem. Wskazuje na otwarte
drzwi Persickw: - Moe mam ci jeszcze co do powiedzenia. Zobaczymy.
Borkhausen wchodzi milczc do mieszkania Persickw, jak nakazuje palec tamtego. Baldur
chwiejc si nieco, ale w onierskiej postawie, idzie za nim. Drzwi zamykaj si za
obydwoma.
Na grze pani Anna Quangel odrywa si od porczy i wlizguje si z powrotem do
mieszkania, zamykajc ostronie drzwi. Sama nie wie, po co podsuchiwaa rozmow tych
dwch, najpierw na grze, przed mieszkaniem pani Rosenthal, a teraz na dole, przed
drzwiami Persickw. Podziela przecie zawsze zwyczaje mowskie: wsplokatorzy mog
sobie robi, co chc. Twarz pani Anny jest jeszcze wci chorobliwie blada, a powieki drgaj
nerwowo. Ju parokrotnie chtnie by usiada i pakaa, lecz nie potrafi. Przechodz jej przez
myl takie zwroty jak boli mnie serce" albo uderzyo mnie jak obuchem w eb", albo ssie
mnie w doku". Odczuwa co nieco z tego wszystkiego, ale jest jeszcze co innego: Nie
pozwol im bezkarnie zamordowa chopaka, potrafi jeszcze by inna..."
I znw nie wie, co to znaczy by inna", lecz to nasuchiwanie przed chwil byo ju moe
pocztkiem tej innoci. Myli jeszcze: Otto nie bdzie ju mg sam decydowa o
wszystkim, chc czasem te co zrobi, co, czego pragn, nawet jeli mu to niezupenie
dogadza".
Gorliwie zabiera si do przygotowania posiku. Wikszo produktw, ktre oboje otrzymuj
na kartki, zjada m. Nie jest ju mody i musi stale pracowa ponad siy, ona za moe duo
siedzie i zajmowa si szyciem, a wic taki podzia jest zupenie sprawiedliwy.
Podczas gdy pani Anna przestawia jeszcze garnki, Borkhausen opuszcza mieszkanie
Persickw. Zaledwie zszed ze schodw, zatraca dotychczasow uniono. Idzie z
podniesion gow przez podwrze. odek ma przyjemnie ogrzany dwiema wdkami, w
kieszeni szeleszcz dwa banknoty dziesiciomarkowe, z ktrych jeden uagodzi zy humor
Strona 6
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Otti.
Gdy wchodzi w drzwi sutereny, Otti wcale nie jest w zym humorze. Na stole ley biay
obrus, a Otti siedzi na kanapie z czowiekiem zupenie Borkhausenowi nie znanym. Obcy,
ktry wcale nie jest le ubrany, szybko cofa rami obejmujce Otti. Po co waciwie?
Borkhausenowi te sprawy s zupenie obojtne.
Myli: Popatrz, popatrz, ta stara mapa zapaa jeszcze takiego. Co najmniej urzdnik
bankowy albo nauczyciel..."
W kuchni rycz i wyj dzieciaki. Borkhausen daje kademu z nich po grubej kromce chleba
ze stou. Potem sam je niadanie: jest chleb i kiebasa, a nawet wdka. Patrzy z zadowoleniem
na mczyzn na kanapie. Ten jednak nie czuje si tak dobrze jak Borkhausen.
Dlatego te Borkhausen, podjadszy co nieco, prdko wychodzi. Nie chce, bro Boe,
sposzy frajera. A poza tym - moe teraz cae dwadziecia marek zachowa dla siebie.
Borkhausen idzie w kierunku Rollerstrasse. Sysza, e jest tam knajpa, gdzie ludzie
wypowiadaj si bardzo lekkomylnie. Moe da si co zrobi. Dzi mona wszdzie w
Berlinie owi rybki, jeli nie w dzie, to w nocy.
Gdy Borkhausen myli o nocy, drgaj mu ze miechu luno zwisajce wsy. Ten Baldur
Persicke, ci wszyscy Persickowie, co za banda! Ale jego tak atwo nie wystrychn na dudka.
Jego - nie! Niech tylko nie myl, e go przekupili dwudziestoma markami i dwoma
kieliszkami wdki. Moe nadejdzie jeszcze taki czas, kiedy bdzie mia tych wszystkich
Persickw w kieszeni. Musi tylko postpowa teraz bardzo chytrze.
Borkhausenowi przychodzi na myl, e musi przed noc znale jeszcze pewnego Enna.
Enno, by moe, jest waciwym czowiekiem w takiej sprawie. Nie ma obawy, znajdzie tego
Enna! Kry on co dzie midzy trzema czy czterema lokalami, w ktrych mali gracze
stawiaj niewielkie sumy na totka. Borkhausen nie wie, jak ten Enno naprawd si nazywa.
Zna go tylko z kilku lokali, gdzie wszyscy nazywaj go Ennem. Znajdzie go z pewnoci, a to
moe by nawet odpowiedni czowiek.
ROZDZIA IV
Truda Baumann zdradza tajemnic
atwo byo Quanglowi wej do fabryki, ale trudniej byo uzyska wywoanie Trudy
Baumann. Pracuj tutaj - zreszt tak samo jak w fabryce Quangla - nie tylko na akord, ale
ponadto kady warsztat musi wykona odpowiedni norm. Wtedy nawet minuta gra rol.
Ale ostatecznie Quangel osiga swj cel. Majster zrozumia, e nie mona w takiej sprawie
odmwi koledze, zwaszcza gdy dopiero co straci syna. Quangel musia mu o tym
powiedzie, by zobaczy Trud. Z tego wynika, e musi teraz i jej to powiedzie, wbrew
yczeniu ony. Jeli nie powie, to majster i tak jej powtrzy. Chyba nie bdzie krzyczaa ani
nie zemdleje. Waciwie to cud, jak Anna si trzymaa. No, Truda take stoi mocno na
nogach.
O, nadchodzi wreszcie! I Quangel, ktrego nigdy nie obchodzia adna kobieta prcz wasnej
ony, musi przyzna, e Truda wyglda czarujco z burz ciemnych, krconych wosw,
okrg twarz, ktrej adna robota fabryczna nie zdoaa pozbawi wieych kolorw, ze
miejcymi si oczyma i wysok piersi. Nawet teraz przy pracy, ubrana w dugie, niebieskie
spodnie i stary, wielokrotnie cerowany demper. na ktrym wisz strzpy nici, nawet teraz
wyglda czarujco. Najadniejsze w niej jednak - to chyba jej sposb bycia. Wszystko kipi
yciem, kady krok, zda si, czyni chtnie: promienieje radoci ycia.
,Waciwie to dziwne - myli Otto Quangel przelotnie - e taka oferma jak Otto, taki
maminsyneczek, mg sobie zdoby tak wspania dziewczyn. - Poprawia si jednak
natychmiast: - Co ja waciwie wiem o Ottonie? Przecie nigdy nie widziaem go we
waciwym wietle. Musia by zupenie inny, ni mnie si zdawao. A z tym radiem to
naprawd musiao by co szczeglnego, majstrowie przecie bili si po prostu o niego."
- Dzie dobry, Trudo - mwi i podaje jej rk, w ktr szybko 1 mocno wsuwa si jej ciepa,
mia apka.
- Dzie dobry, ojcze - odpowiada - no, co sycha u was w domu? Czy mateczka zatsknia
za mn? A moe Otto znw pisa? Postaram si wkrtce wpa do was.
- Musisz zajrze ju dzi wieczorem, Trudo - powiada Quangel - sprawa jest mianowicie
taka...
Ale nie koczy zdania. Truda signa w swj zwyky szybki sposb do kieszeni niebieskich
spodni i wycigna kalendarzyk, w ktrym przewraca teraz kartki. Sucha tylko puchem.
To nie jest waciwa chwila, eby jej co takiego powiedzie. Cjuangel czeka wic cierpliwie,
pki nie znajdzie tego, czego szuka.
Spotkanie obojga odbywa si w dugim penym przecigw korytarzu, ktrego tynkowane
ciany oblepione s plakatami. Wzrok Quangla pada niechccy na plakat wiszcy ukonie z
tyu za Truda. Czyta kilka sw. Nagwek tustym drukiem: W imieniu narodu niemieckiego,
potem trzy nazwiska, a potem: zostali skazani na kar mierci przez powieszenie za zdrad
glwn i zdrad stanu. Wyrok wykonano dzi rano w wizieniu karnym w Ploetzensee.
Zupenie niewiadomie Quangel uj oburcz Trud i odsun j na bok, tak by nie staa ju
przed plakatem. - O co chodzi? - spytaa zdumiona. Potem oczy jej powdroway za jego
wzrokiem; czyta rwnie plakat. Wydaje dwik, ktry moe oznacza wszystko - protest
przeciw przeczytanemu, niech do odruchu Quangla, obojtno, w kadym razie nie wraca
ju na poprzednie miejsce. Chowajc kalendarzyk znw do kieszeni powiada:
- Dzi wieczorem nie dam rady, ojcze. Ale jutro okoo smej bd u was.
- Dzi wieczr musisz jednak przyj, Trudo! - sprzeciwia si Quangel. - Przysza wiadomo
o Ottonie.- Jego spojrzenie zaostrzyo si jeszcze. Widzi, jak umiech niknie z jej oczu. -
Otto poleg przecie - Trudo!
To dziwne, e taki sam dwik, jaki wyda Otto Quangel przy otrzymaniu tej wiadomoci,
wyrywa si teraz z piersi Trudy. Gbokie och!" Przez chwil patrzy na Quangla
zaokrglonymi oczyma, wargi jej dr. Potem odwraca si twarz do ciany i opiera o ni
czoo. Pacze, ale pacze bezdwicznie. Quangel widzi wprawdzie, e jej ramiona dr, ale
nie syszy adnego dwiku.
Dzielna dziewczyna! - myli. - Jake bya przywizana do Ottona! Na swj sposb i Otto by
dzielny, nie mia nigdy nic wsplnego z tymi gwniarzami, nie pozwoli si przez H.T
buntowa przeciw wasnym rodzicom, by zawsze wrogiem zabawy w onierzykw i by
przeciwny wojnie. Ta przeklta wojna!"
Quangel zamiera, przestraszony tym, co przed chwil pomyla. Czy i on sam si ju zmienia?
Przecie to byo prawie co takiego jak Anny ty i twj Hitler".
Strona 7
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Potem widzi, e Truda opiera czoo wanie o ten plakat, od ktrego j przed chwil
odcign. Nad jej gow mona przeczyta napis tustym drukiem: W imieniu narodu
niemieckiego, jej czoo zakrywa nazwiska trzech powieszonych.
Jak wizja wyrasta przed nim taki plakat z nazwiskiem jego i Anny, i Trudy, plakat, ktry
moe pewnego dnia bdzie rozlepiony na cianach. Niezadowolony, potrzsa gow. Jest
prostym rzemielnikiem, ktry pragnie tylko spokoju i nie chce nic wiedzie o polityce. Anna
troszczy si tylko o dom, a taka pikna dziewczyna, jak Truda, znajdzie wkrtce nowego
przyjaciela...
Ale wizja jest uparta, trwa. Nasze nazwiska na cianie - myli teraz zupenie zmieszany. - A
dlaczeg by nie? Wisie na szubienicy, to wcale nie gorzej, ni by rozerwanym przez
granat albo zdycha od postrzau w brzuch. To wszystko jest niewane, jedynie wane, abym
zrozumia, jak to jest z tym Hitlerem. Nagle widz tylko ucisk i nienawi, przemoc i
cierpienie. Tak wiele cierpienia... Par tysicy - powiedzia ten tchrzliwy szpicel
Borkhausen. Jak gdyby chodzio o liczb! Jeli cho jeden czowiek cierpi niezasuenie, a ja
mog to zmieni i nie czyni tego tylko dlatego, e jestem tchrzem i zbyt ceni swj spokj,
wtedy..."
Nie way si myle dalej. Boi si. Naprawd boi si, dokd taka myl, przemylana do
koca, mogaby go zaprowadzi. Musiaby wtedy zmieni cae swoje ycie.
Zamiast tego wpatruje si znw w dziewczyn, nad ktrej gow mona przeczyta: W
imieniu narodu niemieckiego. Nie powinna paka opierajc si wanie o ten plakat. Nie
moe oprze si pokusie: odsuwa jej rami od ciany i mwi tak agodnie, jak tylko potrafi: -
Chod, Trudo, nie przy tym plakacie...
Truda przez chwil wpatruje si bezmylnie w drukowane sowa. W oku nie ma ju ez,
ramiona jej ju nie dr. Potem ycie wraca do jej spojrzenia - nie to dawne wesoe wiateko,
z ktrym wesza na korytarz - ale co, co ponuro si arzy. Dziewczyna kadzie swoj do
mocno, a jednak delikatnie na miejsce, gdzie wida sowo: powieszeni.
- Nigdy nie zapomn, ojcze - powiada - e wanie pod takim plakatem pakaam po Ottonie.
Moe -- nie chciaabym tego - ale moe jednak kiedy i moje nazwisko znajdzie si na takim
wistku.
Dziewczyna wpatruje si w niego. Quangel ma uczucie, e ona nie wie dokadnie, co mwi. -
Dziewczyno - woa - zastanw si! Jake, ty i taki plakat... Jeste moda, cae ycie przed
tob! Bdziesz si znowu miaa, bdziesz miaa dzieci...
Truda z uporem potrzsa gow: - Nie bd miaa dzieci, dopki nie bd wiedziaa, e mi ich
nikt nie zastrzeli, dopki pierwszy lepszy genera moe rozkaza: Maszeruj i zdychaj!"
Ojcze - mwi dalej i chwyta mocno jego do - ojcze, czy ty naprawd potrafisz dalej y jak
dotychczas, teraz, kiedy zamordowali ci twojego Ottona?
Patrzy na niego natarczywie i Quangel znw broni si przeciw temu obcemu, ktre go
przenika. - Francuzi - mruczy...
- Francuzi! - woa dziewczyna oburzona. - Co ty gadasz? Kto napad Francuzw? No kto,
ojcze? Powiedze!
- A c my moemy zrobi? - broni si rozpaczliwie Otto Quangel przeciw temu naciskowi. -
Nas jest tylko garstka, a miliony s za nirn, a teraz, po zwycistwie nad Francj, tym bardziej.
Nic nie moemy zrobi!
- Wiele moemy zrobi! - szepce dziewczyna. - Moemy robi szkody w maszynach,
moemy pracowa le i powoli, moemy zrywa ich plakaty i nalepia inne, w ktrych
powiemy ludziom, jak si ich oszukuje i tumani - szepce jeszcze ciszej: - Ale najwaniejsz
rzecz jest, abymy byli inni ni oni, abymy nie dali si doprowadzi do tego, by by takimi
jak oni, by myle tak jak oni. Nie bdziemy nigdy hitlerowcami, nawet gdyby zwyciyli
cay wiat!
- I co osigniemy przez to, Trudo? - pyta Otto Quangel cicho - nie widz, co przez to
osigniemy.
- Ojcze - odpowiada - i ja na pocztku tego nie rozumiaam. A zupenie dobrze nie rozumiem
jeszcze i teraz. Ale wiesz, w tajemnicy stworzylimy tutaj, tak, w fabryce, komrk oporu;
tymczasem bardzo ma: trzech mczyzn i ja. Jest wrd nas jeden taki, ktry prbowa mi to
wyjani. Jestemy - powiedzia -jak dobre nasienie na roli penej chwastw. Gdyby nie
byo dobrego nasienia, caa rola zarosaby chwastami. A dobre nasienie moe si rozpleni..."
Przerwaa, jakby czym do gbi przestraszona.
- Co si stao, Trudo? - zapyta. - Z tym dobrym nasieniem to nie jest za myl. Pomyle o
tym. Mam tyle do przemylenia w najbliszym czasie...
Truda jednak mwi pena wstydu i skruchy: - No, i wygadaam si jednak z t komrk, a
przysigaam wicie nie zdradzi tego nikomu!
- Nie martw si, Trudo - powiada Otto Quangel i jego spokj mimo woli udziela si
udrczonemu stworzeniu. - Ottonowi Quanglowi co takiego wazi w jedno ucho, a wylatuje
drugim. Nie wiem o niczym. - Z ponurym zdecydowaniem wpatrujc si teraz w plakat:
- Mogoby przyj cae gestapo, nie wiem nic! A poza tym - dodaje -jeli chcesz i jeli ci to
uspokoi, nie znamy si od tej chwili. Nie musisz rwnie dzi wieczorem przyj do Anny.
Ju jej to w jaki sposb wytumacz nie mwic, o co chodzi.
- Nie - odpowiada Truda, ktrej wrcia pewno siebie - nie! Przyjd jednak dzi wieczorem
do matki, ale bd musiaa tamtym powiedzie, e si wygadaam, i moe jeden z nich bdzie
chcia ci wybada, by si przekona, czy jeste pewny.
- Niech tylko przyjdzie! - powiada Quangel gronie. - Nie wiem o niczym. Do widzenia,
Trudo. Nie zobaczymy si chyba dzisiaj, prawie nigdy przed dwunast nie wracam z pracy.
Truda podaje mu rk i wraca korytarzem do fabryki. Nie kipi ju tak bujnym yciem, ale jest
jeszcze pena siy. Dobra dziewczyna! -- myli Quangel. - Dzielne stworzenie!"
Potem Quangel stoi sam na korytarzu z plakatami, ktre cicho szeleszcz w przecigu.
Zabiera si do odejcia, ale przedtem robi jeszcze co, co go samego zdumiewa - z ponurym
zdecydowaniem kiwa gow w stron plakatu, przy ktrym pakaa Truda.
W nastpnej chwili wstydzi si ju swego odruchu. To przecie tylko ,-rotyczne
wykrzywianie si! Postara si pj do domu. Jest ju 'wyszy czas i musi nawet wsi do
tramwaju, co sprzeciwia si jego sowi OSZczdnoci, graniczcemu czsto niemal ze
skpstwem.
ROZDZIA V
Powrt Enna Klugego
Okoo drugiej po poudniu listonosz Ewa Kluge ukoczya obchd swojego rewiru. Do
Strona 8
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
czwartej bya jeszcze zajta obliczaniem prenumeraty za gazety i dopat do listw; bya
bardzo zmczona, pltay si jej liczby i mylia si raz po raz. Ruszya do domu na poncych
stopach i z bolesn pustk w gowie. Nie chciaa nawet myle o tym, ile czeka j jeszcze
roboty, zanim wreszcie dostanie si do ka. W drodze powrotnej odebraa produkty na
kartki. U rzenika musiaa do dugo czeka, tak e bya ju prawie szsta, gdy powoli
zacza si wspina po schodach do swego mieszkania na Friedrichshain.
Na stopniu przed jej drzwiami sta may czowieczek w jasnym paszczu i dokejce. Mia
bezbarwn, pozbawion wszelkiego wyrazu twarz, powieki nieco zaognione, oczy blade.
Twarz, ktr si natychmiast zapomina.
- Ty, Enno? - zawoaa i machinalnie chwycia mocniej klucz od mieszkania. - Czego chcesz
ode mnie? Nie mam pienidzy ani jedzenia, a do mieszkania te ci nie wpuszcz!
Czowieczek zrobi uspokajajcy gest: - Po co si od razu tak denerwujesz, Ewo? Dlaczego od
razu z tak zoci? Chce ci tylko powiedzie dzie dobry". Dzie dobry, Ewo!
- Dzie dobry, Enno! - odpowiedziaa niechtnie, poniewa znaa swego ma od wielu lat.
Czekaa chwil, potem rozemiaa si krtko i zoliwie: - Powiedzielimy sobie teraz dzie
dobry, tak jak chciae, Enno, i moesz ju i. Ale, jak widz, nie odchodzisz, czego wic
chcesz naprawd?
- Widzisz, Ewuniu - powiedzia - jeste rozsdn kobiet i z tob Wona si dogada... -
Zacz jej zawile wyjania, e Kasa Chorych nie Wypaca mu zapomogi, gdy mino ju
dwadziecia sze tygodni jego choroby. Musi znw i do pracy, bo w przeciwnym razie
pol go z powrotem do wojska. Wojsko odstpio go fabryce, poniewa jest mechanikiem
precyzyjnym, a tych cigle brak. - Sprawa wic jest taka - zakoczy swoje wyjanienia - e
musz w najbliszych dniach mie stae miejsce zamieszkania. I pomylaem sobie...
Energicznie zaprzeczya gow. Padaa ze zmczenia i tsknia za mieszkaniem, gdzie miaa
tyle do roboty. Ale nie wpuci go. Nie wpuci, gdyby nawet miaa p nocy sta tu, na
schodach!
Powiedzia prdko, ale brzmiao to jeszcze wci bezbarwnie: - Nie mw, Ewuniu, nie! Nie
powiedziaem jeszcze wszystkiego. Przysigam ci, e nie chce nic od ciebie: ani pienidzy,
ani jedzenia. Pozwl mi tylko przespa si na kanapie. Nie potrzebuj te pocieli. Nie
bdziesz miaa przy mnie adnej roboty.
Znw potrzsna gow. Niechby skoczy z t gadanin, powinien przecie wiedzie, e nie
wierzy ani jednemu jego sowu. Jeszcze nigdy nie dotrzyma przyrzeczenia.
Zapytaa: - Dlaczego nie dogadasz si w tej sprawie z jedn z twoich przyjaciek? Przecie
zazwyczaj nadaj si do tego?
Potrzsn gow: - Skoczyem z kobietami, Ewuniu. Nie zajmuj si nimi wicej, mam tego
do. Kiedy myl o tym, to ty przecie bya najlepsza ze wszystkich, Ewuniu. Przeylimy
dobre lata, kiedy chopcy byli jeszcze mali.
Mimo woli rozjania si jej twarz na wspomnienie pierwszych lat maestwa. Byy
naprawd dobre. Wtedy, kiedy Enno pracowa jako mechanik precyzyjny i przynosi co
tydzie szedziesit marek do domu, i nie mia jeszcze wstrtu do pracy.
Enno Kluge natychmiast zauway swoj szans:
- Widzisz, Ewuniu, troch jeszcze mnie lubisz i dlatego pozwolisz mi przespa si na kanapie.
Przyrzekam ci, e spraw pracy zaatwi bardzo prdko, nie zaley mi przecie na
godowaniu. Chodzi tylko o krtki czas, a znw dostan pienidze z Kasy Chorych i nie bd
musia pj do wojska. Po dziesiciu dniach postaram si, aby mnie znowu uznali za
chorego.
Przerwa i patrzy na ni wyczekujco. Nie potrzsaa ju gowa, ale twarz jej bya
nieprzenikniona. Mwi wic dalej: - Nie zrobi tym razem tego z krwotokami odka, bo
wtedy w szpitalu nie daj nic re. Tym razem pojad na kolkach ciowych. Wtedy nie
mog mi nic dowie, mog zrobi tylko rentgena, a do kolek wcale nie trzeba mie kamieni
ciowych. Kazaem to sobie dokadnie objani. Tylko musz przedtem przepracowa te
dziesi dni.
Znw nie odpowiedziaa ani sowa, a on mwi dalej, poniewa wierzy, e kiedy si jest do
wytrwaym, mona gadaniem wywierci ludziom dziur w brzuchu.
- Mam te adres lekarza na Frankfurter Allee, ktry daje kademu, kto tego zada,
wiadectwo choroby, byleby nie mie kopotu z ludmi. Zaatwi to z nim; po dziesiciu
dniach bd znw w szpitalu i pozbdziesz si mnie, Ewuniu.
Zmczona t cala gadanin powiedziaa: - Jeeli nawet bdziesz tu sta do pnocy i gada, nie
przyjm ci z powrotem, Enno. Nie zrobi tego, moesz mwi, co chcesz, i moesz robi, co
chcesz. Nie dam sobie znw wszystkiego popsu przez ciebie i twj wstrt do pracy, przez
twoje wycigi i twoje baby. Przeyam to trzy razy, potem czwarty i jeszcze raz, i jeszcze raz,
ale teraz si skoczyo. Sid tutaj na schodach, bo jestem zmczona, od szstej jestem na
nogach. Jeli chcesz, usid sobie take. Jeli chcesz - gadaj, jeli chcesz - milcz. Wszystko
mi jedno, ale do mieszkania nie wejdziesz!
Usiada rzeczywicie na schodku, na tym samym schodku, na ktrym poprzednio Enno na ni
czeka. Sowa jej brzmiay tak zdecydowanie, e czu, i tym razem wszelkie gadanie nic nie
pomoe. Przekrzywi wic nieco czapk i powiedzia: -- No, Ewuniu, jeli naprawd nie
chcesz, jeli nie moesz zrobi mi nawet takiej maej przysugi, kiedy wiesz, e twj m jest
w biedzie, m, z ktrym miaa picioro dzieci i troje z nich ley na cmentarzu, a dwch
chopcw walczy za fuehrera i nard... - Przerwa, mwi zupenie machinalnie, po prostu
dlatego, e przyzwyczai si w knajpach do gadania bez przerwy, mimo e rozumia
bezcelowo swych sw: - Id wic teraz, Ewuniu, 1 wiedz, e nie mam ci tego za ze; mog
by taki czy inny, ale nie obraam si o nic.
- Bo wszystko jest ci obojtne prcz twoich wycigw - odpowiedziaa - bo ci poza tym nic
na wiecie nie obchodzi, bo niczego i nikogo nie potrafisz polubi, nawet samego siebie,
Enno. - Przerwaa jednak natychmiast; rozmowa z tym czowiekiem nie miaa sensu.
dczekala chwil, potem powiedziaa: - Ale zdawao mi si, e chciae Pj, Enno?
Id ju, Ewuniu powiedzia zupenie niespodziewanie bd zdrowa, nie mam do
ciebie alu. Heil Hitler, Ewuniu!
Bya wci jeszcze gboko przekonana, e to poegnanie jest wybiegiem, wstpem do nowej
gadaniny bez koca. Ale ku jej bex-granicznemu zdumieniu rzeczywicie nie powiedzia nic
wicej, tylko zacz schodzi po schodach.
Minut, dwie siedziaa jeszcze jak oguszona na stopniu, nie moga uwierzy w swoje
zwycistwo. Potem porwaa si na nogi i nasuchiwaa szmerw z klatki schodowej. Syszaa
wyranie jego kroki na najniszych stopniach schodw, nie schowa si. poszed naprawd!
Teraz zatrzasny si drzwi wejciowe. Drca rk otworzya drzwi miezkania, bya tak
Strona 9
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
zdenerwowana, e nie moga trafi do dziurki od klucza. Gdy znalaza si w mieszkaniu,
zaoya acuch przy drzwiach i opada na stoek. Rce jej zwiotczay, walka wypompowaa
z niej ostatek si. Nie miaa ju ani odrobiny energii. Gdyby ja kto teraz pchn bodaj,
jednym palcem, zsunaby si ze stoka.
Ale gdy tak przykucna, powoli zaczy jej wraca siy i ycic. Udao si wic tym razem. Jej
wola zamaa jego zacieky upr. Zachowaa swj dom dla siebie, dla siebie samej. Enno nie
bdzie tu przesiadywa i gada bez koca o swoich koniach, nie bdzie jej krad kadej marki i
kazdej skrki chleba, ktr mu si uda znale.
Zerwaa si pena nowej otuchy. Pozostawiono jej ten kawaeczek ycia. Po nieskoczenie
dugiej subie na poczcie potrzebowaa paru godzin dla siebie. Praca bya cika, bardzo
cika, craz cisza. Ju od dawna cierpiaa na kobiec chorob - nie bez przyczyny troje
najmodszych dzieci leao na cmentarzu: wszystkie przedwczenie urodzone. Nogi te ju
odmawiay posuszestwa. Po prostu nie bya kobieta stworzon do zarobkowania, bya
prawdziw gospodyni. Ale musiaa zarabia, gdy m nagle przesta pracowa. Obaj ehopcj
byli wtedy jeszcze mali. Wyroli pod jej opiek: ona stworzya len dom kuchnie. w ktrej
mieszkaa, i komrk. A poza tym wlk si jeszcze za ni m, jeli akurat nie puszcza si z
ktr ze swoich kochanek.
Oczywicie, moga ju dawno przeprowadzi rozwd, nie ukrywa przecie swego
wiaroomstwa. Ale rozwd nic by nie zmieni, rozwiedziony czy nie. Enno w dalszym cigu
trzymaby si jej pazurami-Byo mu wszystko jedno, nie mia ani krzty honoru.
Zupenie pozby go si z mieszkania udao si jej dopiero wwczas, gdy chopcy poszli na
wojn. Dotychczas sdzia, e naley przynajmniej utrzyma jaki pozr ycia rodzinnego,
mimo i doroli chopcy zdawali sobie dokadnie spraw ze wszystkiego. Nie chciaa, aby
kto obcy zauway co z tego rozkadu rodziny. Gdy pytano j o ma.
Opowiadaa zawsze, e jest na montau. Nawet teraz jeszcze bya par zv u rodzicw- Enna.
zanoszc im co do jedzenia lub par marek, w pewnym sensie jako odszkodowanie za
pienidze, ktre syn wycyuania czasami od rodzicw z ich mizernej emeryturki.
Z mem skoczya raz na zawsze. Gdyby si nawet zmieni i zacz pracowa, i stal si
znw u laki. jak w; pierwszych latach maestwa - nie przyjaby go z powrotem. Nie czua
nienawici do niego. By niczym, me mona go byo nawet nienawidzi. Po prostu budzi w
niej wstrt, jak pajki i mije. Niech ja tylko zostawi w spokoju, niech go tylko nie widzi,
bdzie zadowolona!
Tak rozmylajc postawia garnek na maszynk gazow i sprztna kuchni: komrk i ko
sprztaa zawsze wczesnym rankiem. Gdy zupa zagotowaa si. a zapach jej rozszed si po
caej kuchni, wzia si do cerowania. Z poczochami bya wieczna bieda, dara w cigu dnia
czesto wicej, ni moga zacerowa. Nie nuya jej ta robota, lubia te ciche p godziny przed
jedzeniem, gdy w mikkich pantoflach domowych moga spokojnie siedzie na wyplatanym
krzeseku, z obolaymi stopami daleko wycignitymi przed siebie i palcami nieco
zwrconymi do rodka. Tak wypoczyway najlepiej.
Po obiedzie chciaa napisa do swego pupilka, najstarszego syna, Karlemanna, ktry by w
Polsce. Nie zgadzaa si z nim wcale, zwaszcza od chwili, gdy wstpi do SS. Syszao si
ostatnio tyle zego o SS, szczeglnie wobec ydw byli podobno tacy podli. Ale nie wierzya
przecie, aby jej chopak, ktrego nosia kiedy pod sercem, mg gwaci dziewczta
ydowskie, a potem strzela do nich. Karlemann c*ego takiego nie zrobi! Skde by si to u
niego wzio? Ona nigdy nie Potrafia by twarda, ani tym bardziej okrutna, a ojciec - to bya
po Prostu cierka. Sprbuje jednak w licie napomkn, aby pozosta P'Az\\oit\. Oczywicie
napomknicie musi by tak ostrone, eby tylko karleinann mg je zrozumie. W
przeciwnym razie bdzie mia P^ykroci. jeli list przejdzie przez rce cenzora. Musi wpa
na jaki Pomys, moe prz\ pomni mu jaka przygod z dziecistwa, na przykad gdy ukrad
jej dwie marki i kupi sobie za nie cukierkw albo wtedy, gdy w trzynastym roku ycia zbliy
si do Walii, ktra bya zwyczajn prostytutk. Jake trudno byo oderwa go od tej baby.
Waciwie ju wtedy by wielki zonik z tego Karlemanna!
Pani Ewa umiecha si jednak na myl o tych perypetiach. Wszystko, co wie si z
dziecistwem chopcw, wydaje si jej dzisiaj pikne. Wtedy bya jeszcze silna i obroniaby
swoje pdraki przed caym wiatem, pracowaa dniami j nocami, byleby im nic nie brakowao
z tego, co inne dzieci dostaway od porzdnych ojcw. Ale w ostatnich latach coraz bardziej
opuszczay j siy, zwaszcza od chwili, gdy obaj chopcy musieli pj na wojn.
Nie, tej wojny nie powinno by; jeli fuehrer jest naprawd wielkim czowiekiem, powinien
by jej unikn. Ten marny Gdask i wski korytarz - dlatego milionom ludzi miaa
codziennie grozi mier! Do czego takiego nie dopuciby aden naprawd wielki czowiek.
Ale ludzie opowiadaj przecie, e fuehrer jest jak gdyby nielubny. Nie mia wic chyba
nigdy matki, ktra naprawd troszczya si o niego. I na pewno nie wiedzia te nic o
cierpieniach matek w czasie tej wiecznej, nieustajcej trwogi. Po odebraniu listu z poczty
polowej przez dzie, dwa byo lepiej, potem liczyo si, ile to czasu mino od chwili, kiedy
wysali list i trwoga zaczynaa si od nowa.
Ju od dawna opucia cerowan poczoch na kolana i marzya. Teraz wstaje machinalnie,
przesuwa zup z mocniejszego pomienia na sabszy i stawia garnek z kartoflami na wikszy
pomie. Zajta jest jeszcze t robot, gdy rozbrzmiewa dzwonek. Ewa momentalnie
drtwieje. Enno! - przychodzi jej na myl -- Enno!"
Ostronie stawia garnek i bezszelestnie przesuwa si na filcowych podeszwach ku drzwiom.
Na sercu robi jej si znowu lej: przed drzwiami, nieco z boku, tak e dobrze j wida, stoi
ssiadka, pani Gesch. Chce na pewno znw co poyczy, mki albo troch tuszczu, ktry
stale zapomina odda. Ale Ewa Kluge mimo to nie pozbywa si nieufnoci. Przebiega
wzrokiem schody tak daleko, jak pozwala na to wizjer w drzwiach, i nasuchuje kadego
szmeru. Wszystko jest w porzdku. Tylko Geschowa niecierpliwie szura nogami i spoglda
na wizjer.
Ewa Kluge decyduje si. Otwiera drzwi nie zdejmujc acucha i pyta: - No, o co chodzi, pani
Gesch?
Pani Gesch, wychudzona, miertelnie zaharowana kobieta, ktrej crki yj sobie beztrosko i
wesoo na koszt matki, wybucha natychmiast lawina skarg na nie koczce si pranie. Zawsze
musi pra cudze brudy i nigdy nie moe naje si do syta, a Emmi i Liii nic nie robi. Po
kolacji po prostu wychodz sobie, pozostawiajc matce cae zmywanie. - Tak. pani Kluge, i -
o co chciaam pani prosi - mam tam co na plecach, zdaje mi si. e to czyrak. Mamy tylko
jedno lustro, a widz coraz gorzej. Czy nie chciaaby pani tego obejrze - nie mog przecie z
takim gupstwem chodzi do doktora, i kiedy mam czas na doktora? A moe bdzie pani
moga nawet to wycisn, jeli si pani nie brzydzi, bo niektrzy brzydz si takich rzeczy...
Strona 10
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Podczas gdy pani Gesch skary si nieprzerwanie, Ewa Kluge zupenie machinalnie zdejmuje
acuch i wpuszcza kobiet do kuchni. Ewa chce zamkn drzwi, ale ju wcisna si midzy
nie jaka stopa i Enno Kluge jest ju w mieszkaniu. Jego twarz, jak zawsze, jest bez wyrazu, a
o pewnym podnieceniu wiadczy tylko mocne drenie niemal bezrzsych powiek.
Ewa Kluge stoi ze zwisajcymi ramionami, a kolana jej dr tak mocno, e najchtniej
padaby na podog. Strumie wymowy pani Gesch nagle zupenie usta, milczc wpatruje si
w obie twarze. W kuchni jest cakiem cicho, tylko zupa w garnku lekko kipi.
W kocu pani Gesch mwi: - No, wic zrobiam panu t przysug, panie Kluge. Ale
powiadam panu: ten jeden jedyny raz i nigdy wicej. Jeli pan nie dotrzyma sowa i zacznie
na nowo z tym nierbstwem, wczeniem si po knajpach i totkiem... - przerywa, patrzy w
twarz pani Kluge i mwi: - Jeeli zrobiam gupstwo, to pomog pani wyrzuci natychmiast
tego chopaczka, pani Kluge; we dwie damy mu przecie rad.
Ewa Kluge robi niechtny gest: - Niech ju pani da spokj, pani Gesch, przecie to wszystko
jedno!
Idzie powoli i ostronie w stron wyplatanego krzesa i opada na nie. Bierze znw poczoch
do rki, ale wpatruje si w ni, jakby nie wiedziaa, co to jest.
Pani Gesch mwi nieco dotknita: - No, to dobranoc albo heil Hitler - jak pastwo wol!
Enno Kluge odpowiada szybko: - Heil Hitler! - Ewa mwi powoli, jak gdyby budzc si ze
snu: - Dobranoc, pani Gesch. - Opamituje si: - Jeli naprawd jest co nie w porzdku z
pani plecami... - dodaje.
Nie. nie odpowiada prdko pani Gesch ju przy drzwiach - na plecach nic nie ma. i . !ko
powiedziaam. Ale nie bd si ju wicej wtrcaa do cudzych spraw. Widz przecie, e
nigdy nie otrzymuj za to podzikowania.
Po czym wysuwa si za drzwi; jest zadowolona, e moga odej od tych dwch milczcych
postaci. Czuje jakby wyrzuty sumienia.
Ledwie drzwi zamkny si za ni, a ju czowieczyna zaczyna si rusza. Otwiera szat, jak
gdyby to byo zrozumiae samo przez si. umieszcza dwie suknie ony na jednym wieszaku, a
na drugim wiesza swoje palto. Czapk kadzie na szafie. Dba zawsze bardzo troskliwie o
swoje rzeczy, nie lubi by le ubrany, a wie, e nie sta go na kupno czego nowego.
'Teraz zaciera rce z. zadowolenia: Tak. tak! podchodzi do kuchenki gazowej i wszy nad
garnkami.
- Morowo! - powiada - kartofle i sztukamis. morowo!
Robi przerw. Kobieta siedzi nieruchomo, odwrcona do niego plecami. Enno kadzie lekko
pokrywk z powrotem na garnek i staje koo ony tak. e mwi do niej z gry: - No. nie
siede tak. Ewo. jakby bya posgiem z marmuru! C takiego si stao? Masz na par dni
znowu ma w domu. Nie zrobi ci adnej grandy. I dotrzymam tego, co przyrzekem. Nie
chc nawet kartoflanki - chyba, e jaka odrobinka zostanie, i tylko, jeli mi dasz dobrowolnie
nie prosz ci o to.
Kobieta nie odpowiada ani jednym sowem. Odkada koszyk z. poczochami do szafy, stawia
gboki talerz na stole, napenia go z garnka i zaczyna powoli je. Mczyzna usiad po
drugiej stronie stou, wycign z kieszeni kilka gazet sportowych i robi notatki w grubym,
zaluszczonym notesie. Od czasu do czasu rzuca szybkie spojrzenie na jedzca kobiet. Ewa
je bardzo powoli, ju dwa razy sobie dolaa. Na pewno dla niego wiele nie zostanie, a godny
jest jak wilk. Nie jad nic przez cay dzie, od wczorajszego wieczora nic nie jad. M Lotty.
kiry wrci z frontu na urlop, wygna go biciem z ka, nie zwracajc wcale uwagi na to. e
by przed niadaniem.
Ale Enno nie way si powiedzie Ewie. e jest godny. Boi si tej milczcej kobiety. Rne
jeszcze rzeczy musz si sta, zanim znw poczuje si naprawd w domu. O tym. e taki
moment nadejdzie. Enno nie wtpi ani przez chwil: kad kobiet mona wykiwa, trzeba
tylko by wytrwaym i umie wiele znie. W kocu ustpuj zupenie niespodziewanie,
najczciej dlatego, e znudzia im si obrona.
Ewa Kluge wyskrobuje resztki z garnkw; udao si jej zje wszystko, co byo przygotowane
na dwa dni. Teraz przynajmniej nie bdzie mg ebra o resztki! Polem Ewa szybko koczy
zmywanie i rozpoczyna wielkie przenosiny. Wprost na jego oczach przenosi wszystko, co
wedug niej ma jakakolwiek warto, do komrki. Komrka jest zaopatrzona w mocny
zamek. Tam jeszcze nigdy si nie dosta. Ewa taszczy zapasy, lepsze suknie i paszcze,
obuwie, poduszki z kanapy, a nawet fotografie obu chopak >\ wszystko na jego oczach. Jest
jej obojtne, co sobie ma pomy-li lub powie. Dosta si do mieszkania podstpem, ale
niewiele na tym skorzysta.
Potem Ewa zamyka drzwi od komrki i wyciga na st przybory do pisania. Jest miertelnie
zmczona. Najchtniej po}, aby si do ka, ale skoro postanowia dzi wieczr napisa
do Kariemanna. to napisze. Potrafi by nieustpliwa nie lylko \\ stosunku do ma. ale i w
stosunku do siebie.
Zaledwie napisaa par zda. mczyzna nachyla si nad sioem i pyl. - Do kogo piszesz.
F.\\uniu?
Niechccy odpowiada mu. mimo e postanowia z nim nie rozmawia: - Do Kariemanna...
Tak - odpowiada ma i odkada gazet. - Tak. wic do niego piszesz i by moe posyasz mu
jeszcze paczuszki, a dla jego ojca nie masz ani jednego kartofla i ochapu misa, nawet kiedy
jest godny. Jego gos straci nieco z obojtnego tonu i tn brzmienie gbokiej urazy: jest
dotknity w swoim prawie, poniewa ona daje synowi co. czego odmawia ojcu.
Zostaw. Enno - odpowiada spokojnie - to jest moja sprawa. A Karlemann jest zupenie
dobrym chopcem...
lak! - mwi czowieczyna. - Tak! Oczywicie zupenie zapomniaa, jaki by w stosunku do
rodzicw, gdy zrobiono go scharfuehrerem? .lak nie moga mu ju w aden sposb dogodzi
i jak wymiewa nas jako starych, gupich mieszczuchw - wszystko zapomniaa, co.
Ewuniu? Rzecz\wicie. dobry chopak, ten Karlemann!
- Mnie nigdy nie wymiewa! - broni si matka sabym gosem.
Niee. oczywicie, nigdy! - kpi Enno. - o tym te zapomniaa, ze nie poznawa wasnej
matki, ktra sza objuczona cika torb pocztow przez Prenzlauer Allee? Jak ten gogu
patrzy wtedy ze swoja dziewczyna w inna stron.
- Tego nie bierze si za ze modemu chopcu - odpowiada Ewa - kady z nich chciaby
pokaza si przed sw dam, wszyscy s tacy. To potem si zmieni, wrci do matki, ktra go
wykarmia wasn piersi.
Przez chwil Enno przyglda si jej z wahaniem, czy warto jeszcze powiedzie to, co ma w
zanadrzu. Zazwyczaj naprawd nie jest pamitliwy, ale tym razem Ewa dotkna go za
bardzo, najpierw nie dajc mu je, a potem ostentacyjnie przenoszc na jego oczach
Strona 11
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
wszystkie lepsze rzeczy do komrki. Powiada wic: - Ja, gdybym by matk, nie wzibym
takiego syna ju nigdy w ramiona, takiej wini, na jak wyrs! - Wpatruje si w rozszerzone
strachem oczy i mwi wprost, bezlitonie, w jej woskow twarz: - Podczas ostatniego urlopu
pokazywa mi swoj fotografi, ktr kolega mu zrobi. Jeszcze si chwali t fotografi. Na
zdjciu wida twojego Karlemanna, jak trzyma dziecko ydowskie, takie moe trzyletnie, za
nk i wali gwk o zderzak samochodu...
-. Nie! Nie! - krzyczy Ewa - kamiesz! Wymylie to sobie, aby si zemci, e ci nie daam
je1 Karlemann czego takiego nie zrobi!
- Jake mogem sobie to wymyli? - zapytuje czowieczyna teraz znw spokojnie, gdy zada
ju cios. - Wcale nie mam takiej gowy, eby co podobnego wymyli! A poza tym, jeli mi
nie wierzysz, moesz pj do knajpy Senftenberga, pokazywa tam wszystkim to zdjcie.
Gruby Senftenberg i jego stara te je widzieli...
Zamilk. Nie ma sensu rozmawia dalej z t kobiet. Siedzi teraz z gow zoon na stole i
beczy. Ma, czego chciaa. Jako urzdniczka pocztowa jest przecie take w partii, przysigaa
na fuehrera i wszystko, co czyni. Nie moe si wic chyba dziwi, e Karlemann jest wanie
taki.
Przez chwil Enno Kluge stoi i spoglda niepewnie na kanap: ani kodry, ani poduszki? To
bdzie adna noc! Ale moe jest to akurat waciwy moment, aby zaryzykowa? Stoi
niepewnie i spoglda na zamknite drzwi komrki, wreszcie decyduje si. Siga po prostu do
kieszeni fartucha niepohamowanie paczcej kobiety i wyjmuje kluczyk. Otwiera drzwi i
zaczyna szpera w komorze, nie unikajc bynajmniej haasu.
Ewa Kluge, wyndzniaa, przemczona listonoszka, syszy to wszystko, wie, e m j teraz
okrada, ale jest jej to obojtne. Jej wiat skoczy si przecie, jej wiat nie odyje ju nigdy. I
po co yo si na tym wiecie, po co dawao si dzieciom ycie, po co cieszyo si ich
umiechem, zabaw, skoro wyrosy z nich dzikie zwierzta? Ach, Karlemann - jaki by z
niego sodki blondynek! Kiedy bya z nim w cyrku Buscha, a konie po kolei kady si na
piasku, jake wspczu biednym kucykom, czy nie s chore. Musiaa go uspokoi, e kucyki
tylko pi.
A teraz poszed na wojn i robi takie rzeczy z dziemi innych matek! Ewa Kluge nie wtpi ani
przez chwil, e historia ze zdjciem jest prawdziwa. Enno naprawd nie byby zdolny do
Wymylenia czego podobnego. Nie, stracia teraz take syna. Ale to byo o wiele gorzej, ni
gdyby umar. Wtedy mogaby przynajmniej paka po nim, teraz nie bdzie moga ju nigdy
wzi go w ramiona, rwnie dla niego jej dom musi by zamknity.
Szperajcy w komrce czowiek znalaz tymczasem to, czego istnienie od dawna
podejrzewa: ksieczk pocztowej kasy oszczdnoci. Szeset trzydzieci dwie marki,
dzielna kobieta! Ale po co taka dzielna? Kiedy przecie dostanie swoj rent, i to, co poza
tym oszczdzia... Zaraz jutro postawi dwadziecia marek na Adebara i moe dziesi na
Hamilkara... Odwraca kartki: Nie tylko dzielna kobieta, ale i porzdnicka. Wszystko ley
razem: na spodzie w ksieczce znaczek kontrolny, nie brak rwnie blankietw...
Chce wanie wsun ksieczk do kieszeni, kiedy nagle kobieta staje przy nim. Wyjmuje
mu po prostu ksieczk z rki i kadzie j na ko: - Precz - powiada tyko - precz!
I on, ktry dopiero co przypuszcza, e zwycistwo jest w jego rku, usuwa si z komrki
przed jej zymi oczyma. Drcymi rkami, nie wac si powiedzie sowa, bierze paszcz
oraz czapk z szafy i w milczeniu omijaj, wychodzc przez otwarte drzwi do ciemnej sieni.
Drzwi zamykaj si na klucz, Enno zapala wiato i schodzi po schodach. Dziki Bogu, kto
zostawi otwarte drzwi wejciowe. Pjdzie do swojej starej knajpy; od biedy, jeli nikogo tam
nie bdzie, knajpiarz pozwoli mu si przespa na otomanie. Idzie wic, poddajc si losowi,
przywyky do ciosw. O kobiecie tam na grze ju prawie zapomnia.
Ona jednak stoi przy oknie i wpatruje si w wieczorny mrok. No, dobrze! To jest - le! I
Karlemann jest stracony. Sprbuje jeszcze i Maksem, modszym synem. Maks by zawsze
bezbarwny, bardziej podobny do ojca ni jego wybijajcy si brat. Moe potrafi zdoby sobie
syna w Maksie. A jeli nie - i tak dobrze. Bdzie ya sama, ale pozostanie uczciwa. Osignie
przynajmniej to w yciu, e zoslala uczci\va. aruz jutro zorientuje si, co trzeba zrobi, aby
wydosta si z partii. To bdzie trudne, ale moe si uda. A jeii nie uda si inaczej. pjdzie
do obozu. Moze to bdzie czci pokuty za to, co zrobi Karlemann.
Gniecie w rku rozpoczty. zaam zami list do starszego syna. Kladzie przed sob nowy
arkusik papieru i zaczyna pisa:
Kocham s ynu Miiksie!
C zziy rz;<iu dzisiaj napisa do Ciebie. Powodzi nti si jeszcze dobrze. i:zea,i> spodziewam
vzc zz:>(' 'z'<<z>zV. <zz<z<r h\l wanie tutaj, ale pokazaam mu drzwi. Chciul mnie
przecie: i\lk IUICUI^IKI. Wyrzekam si rwnie l iirtfc hraui Karola z powodu i\c!i
n.sirezii]cli rzeczy, ktre robi. Teraz iv jeste moim jedynym synem. l'n>sze Ci. pozosta
zawsze uczciwy, (.'lice zrobi dla Ciebie \\'.sz\'sil>. co moite. .\apisz prdko do mnie.
Pozdrawiam Ci i cauje.
Twoja matka.
ROZDZIA V!
Otto Quangel pozbywa si urzdu W warsztacie labr\ki mebli. kiomn jako majster kierowa
Otto Ouangel. praco\\alo okoo osiemdziesiciu robotnikw i robotnic. Warsztai produkowa
to w\buchu wojny !\lko pojedyncze sztuki wedug rysunkw. poi!cza^ \n\\~ \\>>z\sii;ie inne
oddzial\ tabr\ki na--.lauione b\ l\ na maso\\a prodiikcje mebli. z wybuchem v\ojny cala labr\k
przesia\Mono na |vaco ula \\ojska. a uarszlai Quanglowski musia produkowa bardzf ciezkie
i wielkie skrz\nie.-o klor\ch mowinim. ze slnz.i do ir,!ii>por!a ciezkich bomb Jcsl; cliotizi D
OttDna (.Jiian^ia. h\i(> mu wsz\-4ko jedno, do czego sluza skrzynie. Nowa. i'>eziii;--.zpa
roho-te u\\aza! za niepowana i godn pogard\. (,)uaniiel b\i pr-n\d.'i\\\m ariysl-stolarzem.
ktrego pikne soje w drzewie cz.} ozv!ol''i}a szala przejmowaj gbokim zadowoleniem,
znajdowai \\ takiej robocie t\le szczscia. ile potrafi w ogle l odczu czowiek o tak
chodnym temperamencie. Teraz spad do roli zwykego naganiacza i nadzorcy, ktrego
zadaniem byo dba o to. aby warsztat spenia swoja powinno i. jeli to moliwe, pracowa
ponad te powinno. Swoim zwyczajem Quangel nie traci jednak nigdy sowa na temat
swych uczu, a jego ostra, ptasia twarz nie zdradzaa nic z pogardy, ktra odczuwa dla tej
ndznej obrbki sosnowego drewna. Gdyby kto go dokadniej obserwowa zauwayby, e
maomwny (Quangel teraz w ogle ju nic nie mwi. a w tym systemie naganiaczy jest
raczej skonny do folgowania ludziom.
Ale kt miaby zwraca specjalna uwag na takiego oschego nieuytka jak Otto Ouangel?
Zdawao si. e przez cae ycie by tylko woem roboczym, bez jakichkolwiek zainteresowali
Strona 12
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
prcz pracy, ktra mia wykona. Nie mia nigdy przyjaciela, nigdy nie odezwal si do nikogo
przyjaznym swkiem. Praca, tylko praca, wszystko jedno ludzie czy maszyny, byleby zrobili
swoja robot!
Prz\ tym nie by nawet nie lubiany, mimo e mia dozr nad warsztatem i musia nagania do
pracy. Ale nie wymyla! nigdy i nie obsmarowal nigdy nikogo u tych panw z gry. Gdy
wydawao mu si. ze praca w jakim miejscu nie postpuje waciwie naprzd, szed lam i bez
sowa zrcznymi rkami usuwa przeszkod. Albo stawa przy kilku gaduach, zwraca swe
ciemne oczy na rozmawiajcych i sta przy nich tak dugo, pki nie zumilkli. Zawsze
roztacza wok siebie atmosfer chodu. W czasie krtkich odpoczynkw rbtnicj starali si
siedzie moliwie z. dala od niego, w ten sposb doznawa zupenie dla siebie zrozumiaego
powaania, ktrego inny nie zdobyby nawet wielka gadanina i zachtami.
Kierownictwo fabryki chyba take oceniao waciwie Ottona Quai:;''a. Jego warsztat osiga
stale najlepsze wyniki, nie byo nigdy zatargw z ludmi, a poza tym Ouangel by tani.
Dawno poszedby v gore. gdyln zdecydowa si wstpi do partii. Ale stale sprzeciwia si
temu:
Na co lakiego nie mam pienidzy mawia! wtedy ani jednej zbdnej marki, musz
wyywi rodzin.
Po katach wymiewano si z tego. nazywano go wstrtnym sknera. Wydawao si. e
Ouangel cierpi z powodu kadego grosza ofiarowanego na jaka zbirk. Nie pomyla o tym.
e przez wstpienie do partii zyskaby na pensji o wiele wicej, anieli traci na skadk
partyjn. Ale ten dzielny majster by politycznie beznadziejny. I dlatego, cho nie by
czonkiem partii, nikt nie mia zastrzee co do pozostawienia go na tym maym stanowisku
kierowniczym.
W rzeczywistoci nie skpstwo powstrzymywao Ottona Quangla od wstpienia do partii. To
prawda - w sprawach pieninych by bardzo dokadny i potrafi caymi tygodniami
denerwowa si z powodu wydanego bez zastanowienia grosza. Wanie dlatego, e by tak
dokadny w stosunku do siebie, wymaga tego rwnie od innych. A partia bynajmniej nie
wydawaa mu si dokadna przy wprowadzaniu w ycie swej ideologii. Dowiadczenia z
synem, wychowywanym przez szko i HJ, to, co sysza od Anny, co sam zaobserwowa -
wszystkie tuciejsze posadki w fabryce obsadzono przez czonkw partii, podczas gdy
najdzielniejsi bezpartyjni pozostawali na boku - to wszystko umacniao go w przekonaniu, e
partia nie bya dokadna, to znaczy - nie bya sprawiedliwa. A z takimi sprawami nie chcia
mie nic do czynienia.
Dlatego tak bardzo zabola go okrzyk Anny: ty i twj fuehrer", Zapewne, wierzy dotychczas
w dobr wol fuehrera. Naleao tylko usun z jego otoczenia wszystkich nierobw i
karierowiczw, ktrym chodzio jedynie o fors i atwe ycie, a wszystko zmieni si na
lepsze. Ale do tego czasu Quangel nie pjdzie z nimi. On nie! I Anna, jedyna osoba, z ktr
naprawd rozmawia, doskonale o tym wiedziaa. No, niech lam, powiedziaa to w pierwszym
zdenerwowaniu, z czasem zapomni o tym. Nie potrafi by zawzity w stosunku do niej.
Stojc wrd wistu i zgrzytu w warsztacie, z podniesion nieco gow i wzrokiem
wdrujcym od heblami do piy mechanicznej, od tych, co wbijaj gwodzie, do wiertaczy i
noszcych deski, Quangel spostrzega, e wiadomo o mierci Ottona, a zwaszcza
zachowanie si Anny i Trudy dziaaj na niego coraz bardziej. Ale wie rwnie bardzo
dokadnie, nie mylc waciwie o tym, e ten nicpo stolarz Dollfuss ju siedem minut temu
opuci warsztat, a robota w jego rzdzie staje dlatego, e Dollfuss musi znw wypali
papierosa w klozecie albo wygosi tam przemwienie. Daje mu jeszcze trzy minuty, a potem
przyprowadzi go, sam go przyprowadzi!
I podczas gdy wzrok jego wdruje ku wskazwce ciennego zegara i stwierdza, e za trzy
minuty Dollfuss istotnie zwdzi ju cae dziesi minut, Quangel myli nie tylko o
nienawistnym plakacie nad gow Trudy, nie tylko o tym, co to jest zdrada gwna i zdrada
stanu - i gdzie mona si o tym dowiedzie, ale rwnie o tym, e w kieszeni marynarki rna
list oddany mu przez portiera, w ktrym w paru sowach majster Quangel zostaje wezwany do
stawienia si punktualnie o pitej w kantynie urzdniczej.
Ten list ani go nie denerwuje, ani mu nie przeszkadza. Dawniej, gdy jeszcze robili meble,
wzywano go czsto do kierownictwa fabryki w celu omwienia jakiego mebla. Kantyna
urzdnicza - to co nowego, ale jest niu wszystko jedno. Do pitej brak tylko szeciu minut, a
chce, by do tego czasu stolarz Dollfuss wrci do swojej piy. Rusza wic o minut wczeniej,
anieli zamierza, na poszukiwanie Dollfussa.
Nie znajduje go jednak w klozecie ani na korytarzach, ani w ssiednich warsztatach. Gdy
wraca do warsztatu, zegar wskazuje za minut pit i jest ju najwyszy czas na niego, jeli
nie chce by niepunktualny. Szybko strzepuje wiksze wiry i py drzewny z bluzy, idzie do
budynku zarzdu, gdzie na parterze znajduje si kantyna urzdnicza.
Kantyna jest widocznie przygotowana do odczytu. Ustawiono mwnic i dugi st dla
prezydium, a sala wypeniona jest rzdami krzese. Quangel zna to wszystko z zebra Frontu
Pracy, w ktrych czsto musi bra udzia. Tylko e tamte zebrania odbywaj si stale w
kantynie warsztatowej. Jedyna rnica - e tam stoj zwyke awki, a tutaj bambusowe
krzesa, tam siedzi wikszo, tak jak on, w roboczych bluzach, podczas gdy tu jest wicej
brunatnych, a take szarych mundurw. Urzdnicy w cywilu gin wrd nich.
Quangel usiad na krzele tu koo drzwi, aby po przemwieniu moliwie szybko wyrwa si
do warsztatu. Gdy Quangel przyszed, sala bya ju do zapeniona. Panowie siedz na
krzesach, a czciowo stoj, rozmawiajc, grupami w przejciach i przy cianie.
Ale wszyscy, ktrzy si tu zgromadzili, nosz swastyk. Quangel wydaje si jedyny, ktry nie
ma odznaki partyjnej (pomijajc wojskowych, ktrzy maj na mundurach dystynkcje).
Pewnie omykowo zaproszono go tutaj. Quangel uwanie rozglda si dokoa. Kilka twarzy
zna. Ten gruby, blady, ktry siedzi tam przy stole prezydialnym, to jest pan dyrektor
generalny Schroeder - zna go z widzenia. A ten may ze spiczastym nosem w binoklach, to
jest pan kasjer, ktry wydaje mu w kad sobot kopert z zarobkiem i z ktrym ju
parokrotnie mia zatargi z powodu wysokich potrce. mieszne - myli mimochodem
Quangel - w swojej kasie nigdy nie nosi swastyki!"
Wikszo twarzy, ktiv widzi, jesi mu jednak zupenie obca. To chyba prawie wycznie
panowie z biura. Nagle spojrzenie Quangla zaostrza si i staje si kujce: w jednei z grup
odnalaz czowieka, ktrego uprzednio daremnie szuka w ustpie stolarza Dollfussa. Ale
stolarz Dollfuss nie jest teraz w bluzie roboczej, ma na sobie elegancki garnitur wizytowy i
rozmawia z dwoma panami w mundurach partyjnych, zupenie jak rwnymi sobie. I stolarz
Dollfuss nosi rwnie swastyk, ten czowiek, na ktrego z powodu jego gadulstwa ju
parokrotnie zwrci uwag w warsztacie. A wic to lak myli Quangel. - A wic to jest
Strona 13
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
szpicel! Moe naprawd ten czowiek \v ogol nie jest stolarzem ani nie nazywa si Dollfuss.
Cz\ Dollfuss nie b\l kanclerzem Austrii, ktrego zamordowano? Wszystko lipa. a ja
dotychczas nigdy nic nie zauwayem."
I Quangel zaczyna si zastanawia, czy Dollfuss byt ju w jego warsztacie, gdy zwolniono
l.adendorfa i Tritscha. Wszyscy domylali. si. e odstawiono ich do kacetu.
Quangel pry si mimo woli. Baczno! powiedziao co w nim. A take: -- Siedz tu jak
wrd mordercw!" Potem myli: Ale ci gocie mnie nie zjedz. Jestem lylko starym,
gupim majstrem i nie rozumiem si na nicz\m. Nie pjd z nimi - nie. tego nie zrobi!
Widziaem dzi rano. jak chwycio Ann, a potem Trud. Mnie v\ lej paczce nie bdzie. Nie
chc. aby jaka matka lub narzeczona lak rozpaczaa przeze mnie. Niech mi dadz spokj z.
tymi sprawami..."
Tak myli Quangel. Tymczasem sala zapenia si do ostatniego miejsca. St prezydium
gsto obsiady brunatne mundury i czarne marynarki, a na mwnicy stoi jaki major czy
pukownik (Quangel nigdy nie nauczy si rozrnia mundurw ani stopni wojskowych) i
mwi o sytuacji wojennej.
Oczywicie sytuacja jest wspaniaa. Zwycistwo nad Francji} zostaje naleycie uczczone, a
rzucenie Anglii na kolana jest ju tylko kwestia niewielu tygodni. Potem mwca powoli
zblia si do najwaniejszego dla punktu: Jeli front osign tak wielkie sukcesy, naley
oczekiwa, e i zaplecze wypeni swj obowizek. To. co teraz nastpuje, brzmi prawie tak.
jak gdyby pan major (a moe pukownik lub kapitan) przybywa prosto z kwaler\ gwnej po
to. aby powiedzie zaodze fabryki mebli Krause i Spka w imieniu fuehrera. e musi
bezwarunkowo podnie sw wydajno. Fuehrer oczekuje, e fabryka w najbli-
szych trzech miesicach podniesie swoj produkcj o pidziesit procent, a w cigu p
roku podwoi j.
Wszelkie wnioski zmierzajce do osignicia tego celu mog by zsaszane i rozpatrywane na
dzisiejszym zebraniu - przyjmowane bd chemie. Kto jednake nie przyczy si do tego
wezwania, bdzie uuaany za sabotayst i odpowiednio potraktowany.
Kiedy mwca wznosi jeszcze okrzyk sieg-heil" na cze fuehrera, Ono Quangel myli:
Anglia bdzie za par tygodni na kolanach, wojna si skoczy, a my przez p roku
podniesiemy nasz produkcj wojenn o sto procent! Kt to bdzie jej odbiorc?'"
Teraz siada i patrzy na nastpnego mwc, wkraczajcego na mwnic w brunatnym
mundurze, z piersi upstrzon medalami, orderami, odznakami. Mwca partyjny - to zupenie
inny rodzaj czowieka ni jego wojskowy przedmwca. Od samego pocztku mwi ostro,
zadzierzycie. mwi o zym duchu, ktry jeszcze pokutuje w fabrykach mimo wspaniaych
sukcesw fuehrera i wojska. Przemawia zaczepnie, teraz ju wprost wrzeszczy i nie przebiera
w sowach, pitnujc sabotaystw pracy i malkontentw. Krzyczy: - Wypleni si teraz do
reszty tych ludzi, ju im si pokae, gdzie raki zimuj, zamaluje si im pyski lak. e raz na
zawsze zamkn je na kdk! Suum cuiue - to rn napis na klamrach od pasw onierskich
w czasie pierwszej wojny wiatowej i ten sam napis mona zobaczy teraz na bramach
obozw koncentracyjnych! Tam tacy mog si czego nauczy! A kto przysuy si. aby taki
dra lub taka jdza dostali si do obozu, ten ma zasug wobec narodu niemieckiego, ten jest
czowiekiem fuehrera.
Was \vsz\sikich - ryczy mwca na zakoczenie - was, kierownikw warsztatw,
zarzdzajcych oddziaami, dyrektorw, czyni was \\".z_wkich osobicie odpowiedzialnymi
za czysto waszej fabryki! \ cz\sto to znaczy narodowosocjalistyczny sposb mylenia!
Tylko to' Delikamisie. niedogi, ktrzy nie donios o najmniejszej bodaj zaobserwowanej
drobnostce, sami pofrun do kacetu! Rcz wam za to, ze niezalenie od tego. czy jestecie
dyrektorami, czy majstrami potrafi doprowadzi was do porzdku, butami wydepta wam to
niedostwo z duszv!
Mwca stoi jeszcze przez chwil ze wzniesionymi i zacinitymi z wciekoci piciami, jest
purpurowy na twarzy. Po tym wybuchu zebranych zapanowaa martwa cisza, wszyscy maj
do niewy rane miny - tak nagle, bez osonek, zaawansowali na szpiclw swych kolegw.
Potem mwca cikimi krokami schodzi z mwnicy, przy czym pobrzkuj lekko odznaki na
jego piersi. A teraz unosi si blada twarz generalnego dyrektora Schroedera i zapytuje
agodnie i cicho, czy kto jeszcze pragnie zabra gos. Rumor krzese.
Westchnienie ulgi przebiega zebranych, jak gdyby min zy sen, a dzie zdobywa na nowo
swoje prawa. Zdaje si, e nie ma nikogo, kto chciaby teraz zabra gos. Wszyscy chyba
pragn moliwie szybko opuci sal. Generalny dyrektor chce wanie zakoczy zebranie
okrzykiem heil Hitler!", gdy nagle w tyle wstaje jaki czowiek w niebieskim roboczym
kombinezonie i powiada, e jeli chodzi o podniesienie wydajnoci w jego warsztacie, jest to
zupenie prosta sprawa. Trzeba tylko jeszcze postawi takie a takie maszyny - wylicza je 1
wyjania sposb ich ustawienia. No, tak, a poza tym trzeba wyla z warsztatu z szeciu, omiu
ludzi, nierobw i nieukw. Wtedy osignie si sto procent ju za kwarta.
Quangel stoi chodny i spokojny, przyj wyzwanie. Czuje, e wszyscy wpatruj si w niego,
w prostego robotnika, ktry zupenie nie pasuje do tych eleganckich panw. Ale Quangel
nigdy nic sobie nie robi z ludzi i jest mu obojtne, e patrz na niego. Teraz, kiedy wygada
si, ci tam przy stole prezydialnym zbliaj do siebie gowy, mwcy informuj si, kim jest
ten go w niebieskim kombinezonie.
Potem wstaje major czy pukownik i powiada Quanglowi, e kierownictwo techniczne
porozumie si z nim w sprawie maszyn, ale jak on rozumie spraw tych szeciu czy omiu
ludzi, ktrzy maj wylecie z jego warsztatu?
Powoli i uparcie Quangel odpowiada: - Tak, s tacy, ktrzy nie potrafi pracowa albo nie
chc pracowa. O, tam siedzi jeden taki - i pokazuje wielkim, sztywnym palcem
wskazujcym wprost na stolarza Dollfussa, ktry siedzi o par rzdw przez nim.
Teraz kilku mczyzn wybucha miechem, a do miejcych si naley take stolarz Dollfuss.
Odwraca gow w kierunku Quangla i mieje mu si w oczy.
Ale Quangel odpowiada nie zmieniajc wyrazu twarzy: - Tak, gada, pali papierosy w
klozecie i traci czas, to ty potrafisz, Dollfuss!
Przy stole prezydialnym gowy znw zetkny si z powodu tego zwariowanego dziwaka. Ale
teraz brunatny mwca ju nie wytrzymuje, wyskakuje i krzyczy: - Ty nie jeste w partii!
Dlaczego nie jeste w partii?
Quangel odpowiada to, co zawsze odpowiada na to pytanie: - Bo potrzebuj kadego grosza,
bo mam rodzin i nie mog sobie na to pozwoli!
Brunatny wrzeszczy: - Bo jeste skpym psem! Bo nie obchodzi ci nic twj fuehrer i twj
nard! Jak liczna jest twoja rodzina?
A Quangel odpowiada mu zimno prosto w twarz: - Drogi panie, o mojej rodzinie niech mi pan
Strona 14
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
dzisiaj nic nie mwi! Dzi wanie dostaem wiadomo, e mj syn poleg na froncie!
Przez chwil panuje na sali martwa cisza. Ponad rzdami krzese wpatruj si w siebie
brunatny bonza i stary majster. Potem Otto Quangel nagle siada, jak gdyby wszystko ju teraz
byo zaatwione, a nieco pniej siada rwnie brunatny. Znw podnosi si generalny
dyrektor Schroeder i wznosi na cze fuehrera okrzyk sieg-heil"; wypada to troch mizernie.
Zebranie jest skoczone.
Po piciu minutach Quangel stoi znw w swoim warsztacie i wdruje wzrokiem z gow
nieco podniesion od heblami do piy mechanicznej, a stamtd dalej, do tych, ktrzy wbijaj
gwodzie, do wiertaczy i do przenoszcych deski... Ale to ju nie jest dawny Quangel. Czuje,
wie, i przechytrzy ich wszystkich. Moe przechytrzy w brzydki sposb wykorzystujc
mier swego syna, ale czy w stosunku do takich bydlakw trzeba by porzdnym?
Niee - prawie gono mwi do siebie Quangel. - Nie, stary, ju nie bdziesz tym, co dawniej.
Ciekaw jestem, co Anna powie na to wszystko. Moe Dollfuss nie wrci ju wcale?
Musiabym jeszcze dzi zada innego. Pozostajemy w tyle..."
Ale nie ma obawy, Dollfuss wraca i to nawet w towarzystwie kierownika oddziau.
Owiadczaj majstrowi Ottonowi Quanglowi, e w dalszym cigu zatrzymuje wprawdzie
kierownictwo techniczne warsztatu, ale swj urzd w DAF ma odstpi panu Dollfussowi. -
Zrozumiano?
- Czy zrozumiaem? Ciesz si, e odbierasz mi to stanowisko, Dollfuss! Sysz coraz gorzej,
a tak nasuchiwa, jak nakazywa przedtem ten pan, w tym haasie w ogle nie potrafi.
Dollfuss krtko kiwa gowa i mwi szybko: - A cocie przedtem widzieli i syszeli, o tym
nikomu ani sowa, bo...
Prawie dotknity Quangel odpowiada: -- Z kim mam gada, Dollfuss? Czy widziae ju,
ebym kiedy z kim gada? To mnie nic nie Kady umiera... t. I obchodzi, mnie interesuje
tylko moja robota i wiem, e jestemy dzi porzdnie opnieni. Czas ju. aby wrci do
swojej maszyny! - A spojrzawszy na zegar dodaje: - Stracie godzin i trzydzieci siedem
minut!
Po chwili stolarz Dollfuss stoi rzeczywicie przy swojej pile. a przez warsztat przebiega z
niesychana szybkoci pogoska - nikt nie uie. skd si wzia - e Dollfuss oberwa z
powodu swego cigego palenia i gadaniny.
Majster Otto Quungel chodzi uwanie od maszyny do masz\n\. pomaga, gapi si na gaduow i
myli przy tym: ..Pozbyem si ich raz na zawsze! I nic nie podejrzewaj, jestem dla nich
tvlko starym krcunem. To, e do tego brunatnego powiedziaem: drogi panie - dopenio
miary! Ciekaw tylko jestem, co teraz zrobi. Bo. e co zrobi, to \\iem. Tylko nie wiem
jeszcze co".
ROZDZIA VII Nocne wamanie Waciwie byo ju za pozno na zaatwienie omwionej
spraw v. iidy wieczorem, a raczej w noc\ pan hmil Borkliauseii odnalaz swojego Enna w
restauracji ..Start", l dao mu si to l\lko dziki witemu gniewowi EW Kkige. Panowie
usiedli na uboczu przy kuflu piwa i OK ze sob szeptali. Tak dugo rozmawiali prz\ jedli) m
kuflu piwa a gospodarz zwrci im uwag, e ju trz.\kromie zostaa oznajmiona godzina
policyjna i moe zechc nareszcie wrci do swoich on.
Na ulicy odb\l si dalszy cig pogawdki: pocztkowo szli w sunne Prenzlauer Allee. a polem
r:.nno zada. ab\ zawrcili. bo wpada mu na myl. e b\ oby moe lepiej sprbowa
jcszcze u jednej, ktra kiedy mia i k lor zwano Tutti. Tulti-Pawian. To lepsze ni takie
mierdzce historyjki...
Emil Borkhausen o mao nie w \ laz ze skrv wobec lakieiio br.iku zrozumienia. Zapewnia!
Enna po razdzieMai). p:vekon\\\al tr po uz setny, e absolutnie nie ma tutaj mo\\\ o adnych
mierdzcyoll historyjkach. Chodzi po prostu o niemal urzedowa rekwizycj p.>d ochron
SS. A poza l\m jest io przecie t\lko siara Adowa. o kiora pies z kulaw nog si nie upomni.
Obaj na pewien czas stan mocno na nogach, a policja i sad nie maja z l)m nic wsplnetro.
Na U) Enno znw odpowiedzia: Nie. nie i nie! Nigdy w takich sprawach nie macza palcw i
nic z lego nie kapuje. Kobiety lak. j \\ \scisii. nawet trz\ raz\ lak. ale nigdv w \ciu me
handlowa cierwem. Tulli b) la zawsze bardzo mila. chocia nazywaj ja ..Pawianem", i na
nowiu-- ju nie pamita, e pomoga mu w swoim czacie, wprawdzie nie wiedzc o tym.
jak drobna kwot pienina i kartkami ywno-ciow \ mi.
znajdowali si znowu w Prenzlauer Allee.
Horkhausen. czIowick wahajc) si stale miedz\ czoobitnoci i iiiozbaini. powiedzia ze
zoci, skubic luno zwisajc) ws: Kt, do choler), wymaga od ciebie, eby si na tej
sprawie kapowa'.' Ja sam bcdi. si papral. moesz sohie sia prz\ tym z apami w kieszeniach.
Jak bdziesz, chcia, lo ci nawet zapakuje twoje waliz)! zrozum wreszcie, e bior ci tylko
po lo. Enno. ab\ si nie da w \kiwac przez esesowco\\. Potrzebny mi jeste niejako na
wiadka, ze podzia nastpi sprawiedliwie. Pomyl tylko, co mozna znale u takiej bogatej
\dowskiej kupcowej, nawet jeli gestapo, zabierajc jej ma. cos lam ju ehapnelo!
Nagle Enno Kluge powiedzia ..tak" bez dalszej argumentacji i zastanawiania si. eraz --
irasznic mu si spieszyo eby dosta si na ulic Jaboskiego. Nie gadanina Borkhausena
ani nadzieja na bogaly up skoniy go do przezwycienia strachu i do lego ..lak" bez
zastrzee, lecz po prostu gd. Poimlal nagle o spiarni Roscnt-halowej i o l\ m. e ydzi
zawsze lubili dobrze je i e waciwie nic mu w z\ciu lak nic smakowao, jak nadziewana
gsia szyjka, na ktr zosta kiedy, jeden jed\r,\ raz. zaproszony przez pewnego yda
handlujcego starzyzn, l oto w godowej fantazji wyobrazi sobie dokadnie, e znajdzie taka
nadziewan gsi szyjk w spiarni Rosenlhalowcj. Widzia wyranie porcelanowa misk i
lezc w niej szyjk w zastygym tuszczu, bardzo grubo nadzian i z obu kocw zwizana
nitk. Wemie misk i przygrzejc lo wszystko na kuchence gazowej, a rcszia jesi mu
obojtna. Borkhausen moe sobie robi, co chce. lo nie jego sprawa. On zamoczy chleb w
ciepym, tustym, przyprawionym korzeniami sosie i bdzie ar gsi szyjk trzymajc ja w
palcach, lak e tuszcz bdzie pryska na wszystkie strony. Ruszaje si. Emil. pieszy mi si!
T Co si stao?- pyta Borkhausen. ale waciwie jest mu to na rk i dlatego rusza si chtnie.
Cieszyb) si jednak, gdyby sprawa bya ju V skoczona. To nie jest te i z jego brany. Nie
boi si policji ani starej ydwki. C moe mu si sta, jeli zarekwiruje jej wasno? Boi
si tylko Persickw. Przeklta, zdradziecka banda, ktr sta na kade wistwo. Nawet
kumplowi mog zrobi kawa. Tylko z ich powodu wzi ze sob tego idiot Enna. To jest
wiadek, ktrego nie znaj i to ich chyba pohamuje.
Na ulicy Jaboskiego wszystko poszo jak po male. Byo chyba wp do jedenastej, kiedy
prawdziwym, legalnym kluczem otworzyli drzwi wejciowe do domu. Potem nasuchiwali w
sieni, a kiedy tam nic si nie ruszao, zapalili wiato i w jego blasku zdjli buty. Borkhausen
zarechota: - Musimy przecie mie wzgld na nocny spokj lokatorw.
Strona 15
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Kiedy wiato znw zgaso, wleli cicho i szybko po schodach i wszystko poszo gadko i
spokojnie. Nie zrobili adnego bdu pocztkujcych, adnego haasu, nie obijali si o nic, nie
upucili buta. Nie, wleli w zupenej ciszy na czwarte pitro. Odwalili wic adny kawa
roboty, mimo e obaj nie s prawdziwymi achami" i s do zdenerwowani. Jeden z
powodu gsiej szyjki, drugi - z powodu upu i Persickw.
Borkhausen wyobraa sobie, e o wiele trudniej pjdzie z drzwiami Rosenthalowej.
Zamknite byy tylko na zatrzask, nawet nie na klucz. Sprawa zupenie prosta. C to za
lekkomylna kobieta! Powinna przecie jako ydwka by szczeglnie ostrona! W ten
sposb szybko dostali si do mieszkania., nie wiedzc nawet, jak si to stao.
Potem Borkhausen nie krpujc si zapali wiato w korytarzu. By teraz zupenie pewny
siebie i owiadczy:
- Jeli ta stara ydowska winia pinie, zamaluj jej po prostu mord. - Zupenie to samo
owiadczy rano Baldurowi Persicke. Ale nie pisna. Rozejrzeli si wic spokojnie po maym
korytarzu penym mebli, waliz i skrzy. No tak, Rosenthalowie mieli przecie due
mieszkanie przy sklepie. Po zabraniu im tamtego mieszkania dostali tylko dwa pokoiki z
kuchni i komrk, a wic jest ciasno, nieprawda? To mona zrozumie.
Swdziy ich palce, aby z miejsca szuka, wszy i pakowa. Borkhausen uzna jednak za
suszne rozejrze si najpierw za Rosenthalow i zakneblowa jej usta, by unikn kopotw.
Pokj by tak zastawiony gratami, e nie mona byo prawie si ruszy. Zrozumieli, e tego
wszystkiego nie wynios std nawet przez dziesi nocy, mog wic tylko wyszuka to, co
najlepsze. W drugim pokoju byo tak samo ciasno, w komrce te. Nie znaleli nigdzie
Rosenthalowej. ko byo nie ruszone. Ju tylko dla porzdku zajrza jeszcze Borkhausen do
kuchni ; do toalety, ale kobiety i tam nie byo. To znaczy mie szczeni!" Zaoszczdzio im
to trudu i znakomicie uatwio robot.
Borkhausen wrci do pierwszego pokoju i zacz szpera. Nie zauway nawet, e jego
kumpel Enno zapodzia si gdzie. Enno sta w spiarni gorzko rozczarowany, poniewa nie
znalaz tam adnej gsiej szyjki, tylko par cebul i p chleba. Mimo to zacz je. Pokroi
cebule na plasterki i pooy je na chleb, a e by godny i to mu smakowao.
Kiedy tak u, spojrzenie jego pado na doln pk. Nagle przekona si, e jeeli
Rosenthaowie nie maj nic wicej do arcia, to maj za to jeszcze co do picia. Na dolnej
pce stao mnstwo flaszek. Wino i wdka. Enno, ktry we wszystkim prcz wycigw by
umiarkowanym czowiekiem, wzi butelk sodkiego wina i macza w nim od czasu do czasu
swoje kanapki z cebul. Ale Bg wie, jak to si stao, e ni std, ni zowd znudzio mu si
takie niemrawe popijanie. I to jemu - Ennie, ktry zazwyczaj mg trzy godziny siedzie nad
tym samym kuflem piwa. Otworzy wic butelk koniaku i ykn kilka razy po kolei. Po
piciu minutach zostao ju tylko p butelki. Moe by to wpyw godu albo podniecenia.
Je przesta ziipenie.
Potem napj te przesta go interesowa i poszed na poszukiwanie Borkhausena. Borkhausen
myszkowa jeszcze cigle w wielkim pokoju. Otworzy szafy i kufry i wyrzuca wszystko, co
w nich byo, na podog, szukajc cigle czego lepszego.
- Chopie, chopie, to oni chyba przynieli tutaj cay swj sklep z bielizn! - zawoa Enno
zupenie oszoomiony.
Borkhausen odpowiedzia: - Nie gadaj, pom lepiej! Tu na pewno s jeszcze schowane
klejnoty i pienidze. To byli przecie bogaci ludzie, ci Rosenthalowie. Milionerzy, a ty
mwi o cierwie, ty ole!
Przez chwil obaj pracowali w milczeniu, to znaczy coraz wicej rzeczy wyrzucali na
podog, na ktrej byo ju tak peno ubra i bielizny, e chodzili po nich. Potem
podchmielony Enno powiedzia: - Nic nie widz, musz wypi, eby mie jasn gow.
Przynie troch koniaku ze spiarni, Emil!
Borkhausen poszed bez sprzeciwu i wrci z dwiema flaszkami wdki. Potem usiedli zgodnie
na bielinie, popijali jeden yk za drugim i dyskutowali nad spraw gruntownie i powanie.
'To jasne. Borkhausen. tego caego kramu tak prdko stad nie wydostaniemy, a zbyt dugo tu
siedzic tez nic ma sensu. Myl, e kady z nas wemie dwie walizy i odwalamy. Jutro
wieczorem te jest noc!
Masz racje. Fnno! l ja nic chce tu zbyt dugo sicdzie. chociaby ze wzgldu na 1'ersickw.
Kioz to laki?
Ach! tacy ludzie... Ale jak pomyle, e odwalani siad z dwiema walizami bielizny. a
zostawiam waliz z pienidzmi i kosztownociami. mani ochot samemu sobie eb rozbi.
'Trzeba jeszcze troch poszuka. Na zdrowie, Fnno!
Zdrowie. Fmil! Dlaczego nie miaby jeszcze troch poszuka? Noc jest duga, a nie
zapacimy przecie rachunku za wiato. Ale o co to chciaem ci zapyta: dokd pjdziesz z
tymi walizami?
Jak lo. co przez to rozumiesz. F. n no?
No. dokd je zaniesiesz? Chyba do twojego mieszkania, co?
A co myla, e odnios je do biura znalezionych rzeczy? Oczywicie, e zanios to do
mieszkania, do mojej Otli. a jutro rano wal z tym wszystkim na Muenzslrasse i spuszczam
cay towar lak. e mucha nie siadzie.
Hnno potar korek o szyjk flaszki. Posuchaj lepiej, jak la mucha bzyka! Zdrowie. Fmil! Ja
gdybym by! tob. nie zrobibym tego tak jak ty. Do miezkania i w ogle do kobity co kobita
ma widzie o twoich pobocznych dochodach! Nie. gdybym ja by i\ zrobibym lo tak jak ja.
Oddabym mianowicie walizy na Dworcu Szczeciskim na przechowanie i posiabym sobie
dowd z. przechowalni na swoje nazwisko, ale na pole restante. Wtedy nikl nie mgby u
mnie nic znale i nikt nie potrafiby mi niczego dowie.
Nieglupio lo wymylie. Fnno powiedzia Borkhausen z uznaniem. A kiedy odbierzesz towar
z powrotem'.'
Jak minie smrd. Emil!
A z czego bdziesz y do lego czasu.'
No. powiedziaem ci przecie. Pjd do mojej I titli. Kiedy jej powiem, jaki kawaek roboty
zrobiem, przyjmie mnie na sto dwa!
Dobrze, bardzo dobrze! zgodzi si Borkhausen a ja.k ty pjdziesz na Szczeciski, ja nisz na
Anhalcki. wiz, lo mniej podpada!
Te niele pomylane. Fmil! Ty masz le gwk!
- Czowiek ociera si wrd ludzi - powiedzia Borkhausen skromnie- - Syszy si lo i owo.
Czowiek jak bydl uczy si przez cae ycie, - Racja! No. serwus. Fmil!
- Zdrowie. Fnno!
Przez chwile przypatruj si sobie nawzajem w milczeniu, z upodobaniem i od czasu do czasu
Strona 16
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
popijaj. Potem Borkhausen mwi: - Jak si odwrcisz. Fnno lo nie musi by zaraz - za tob
stoi radio, ma co najmniej dziesi lamp. Zabrabym je z sob.
Zrb to. zrb to. Fmil! Radio jest zawsze dobre i dla siebie i na sprzeda! Rr-radio zzawsze
jest dobre!
No. zohaczA my. czy lo wlizie do jakiej walizy, a potem zapchamy bielizna.
Chcesz zaraz lo zrobi, czy chlapniemy sobie jeszcze jednego?
- Jednego moemy sobie jeszcze przedtem chlapn. Ale tylko jednego!
Golnli wic jeszcze jednego, a potem drugiego i trzeciego, a potem podnosz si powoli i
mecz si. by wcisn wielki, dziesiciolampowy aparat do walizeczki. kloia zmieciaby
najwyej detektor. Po chwili wytonej prac\ Fnno pow iada: Nie wazi i nie wazi! Zostaw to
gupie, zasrane radio, we lepiej waliz z ubraniami!
Ale moja Otli lak chtnie sucha radia!
Mylaem, e nie chcesz twojej starej o tym caym interesie nic mwi'.' Jeste zalany. Fmil!
A ty i twoja Tulii? Oboje macie w czubie! Gdzie jest la twoja Tu t li?
Bdzie piszczala! Mw ie ci i jak jeszcze bdzie piszczaa! i pociera znowu wilgotny korek o
v\jk butelki. Chlapniemy sobie jeszcze Zdrowie. Suno' (
Pija i Borkhausen kumynuuje. Ale to radio chciabym jednak zabra, jeli ta cholera w aden
sposb nie chce wej do walizy, to przewiesz lo p;;dli' po pi<>-.<ii na >ziunve przez plecy.
Rce bd mia i tak wolne.
O ;.ik. zroh lak. Aie mielimy si przecie wzi do pakowania! k. pakujmy, .luz czas!
Ale obaj sioja naprzeciw siebie i gapia si jeden na drugiego, chichoczc idioi\czme.
L - Pomyle zaczyna znowu Borkhausen - jakie pikne to ycie - tyle dobrych rzeczy
tutaj - kiwa przy tym gow - i moemy sobie wzi, co tylko chcemy, i speniamy nawet
dobry uczynek zabierajc to takiej ydwie, ktra przecie to wszystko ukrada...
- Racja. Emil, wita racja, speniamy dobry uczynek dla narodu niemieckiego i dla naszego
fuehrera. O, to s wanie te dobre czasy, ktre nam przyrzeka.
- A nasz fuehrer dotrzymuje sowa, dotrzymuje sowa, Enno. Przypatruj si sobie wzruszeni,
ze zami w oczach.
- Co wy tutaj robicie, wy dwaj? - pyta ostry gos od strony drzwi. Wzdrygaj si i widz
drobnego chopaka w brunatnym mundurze. Teraz Borkhausen kiwa gow powoli i ze
smutkiem w stron Enna:
- To jest pan Baldur Persicke, o ktrym ci mwiem, Enno! Teraz zaczn si kopoty!
ROZDZIA VIII Mae niespodzianki Podczas gdy dwaj pijani rozmawiaj w ten sposb ze
sob, w pokoju zgromadzia si caa mska cz rodziny Persickw.
Najbliej Enna i Emila stoi may, sztywny Baldur z byszczcymi oczyma za ostro
szlifowanymi szkami okularw, tu za nim dwaj jego bracia w czarnych mundurach SS, ale
bez czapek, a w pobliu drzwi, jakby si nie czu zupenie bezpieczny, stary byy knajpiarz
Persicke. Rodzina Persickw jest rwnie pod wpywem alkoholu, ale wdka wpyna na
nich zupenie inaczej ni na obu wamywaczy. Nie s bynajmniej rozrzewnieni, gupi i
wybaczajcy, lecz jeszcze bardziej butni, podliwi i brutalni ni zwykle.
Baldur Persicke pyta ostro: - No, odpowiecie? Co robicie tutaj? Moe to wasze mieszkanie?
- Ale, panie Persicke! - powiada Borkhausen paczliwym gosem.
Baldur udaje, e dopiero teraz go pozna: - To to przecie Borkhausen z piwnicy w oficynie!
- woa zdumiony do swoich braci. - Panie Borkhausen, co pan tutaj robi? - Jego zdumienie
zamienia si w ironie: - Czy nie lepiej byoby, aby si pan przynajmniej w nocy l troszczy
nieco o swoj on, o t dobr Otti? Syszaem co o tym, e odbywaj si u niej uczty z
lepszymi" panami, a paskie dzieci podobno jeszcze pnym wieczorem rozbijaj si pijane
po podwrzu. Niech pan pooy dzieci do ka, panie Borkhausen!
- Kopoty! -- mruczy Borkhausen -- od razu wiedziaem, jak zobaczyem tego okularnika,
e bd kopoty! - Raz jeszcze kiwa smutno gow w stron Enna.
Enno stoi zupenie ogupiay. Koysze si z lekka na nogach, w luno zwisajcej rce trzyma
butelk koniaku i nie rozumie ani sowa z tego, co mwi.
Borkhausen zwraca si znw do Baldura Persicke. Jego ton nie jest ju paczliwy, ale
oskarajcy. Czuje si nagle gboko dotknity: - Jeeli moja ona robi co, co nie jest
waciwe - powiada - to ja za to odpowiadam, panie Persicke. Jestem maonkiem i ojcem -
wedug prawa. A jeli moje dzieci s zalane, to pan te jest zala*ny i pan te jest jeszcze
dzieckiem, tak, jest pan dzieckiem, czowieku!
Patrzy na Baldura ze zoci, a Baldur odpowiada mu ostrym spojrzeniem. Potem
nieznacznym gestem nakazuje braciom by w pogotowiu.
- A co pan tu robi w mieszkaniu Rosenthalowej? - pyta twardo najmodszy Persicke.
Wszystko wedug umowy - zapewnia teraz Borkhausen gorliwie - wszystko tak, jak byo
umwione: ja i mj przyjaciel pjdziemy teraz. Waciwie chcielimy ju pj. On na
Dworzec Szczeciski, a ja na Anhalcki. Kady po dwie walizy, dla was zostanie jeszcze do.
Ostatnie sowa ju tylko mruczy, na wp zasypiajc.
Baldur przypatruje mu si uwanie. Obejdzie si moe bez uycia siy, te dwa draby s
przecie zupenie pijane. Ale ostrono ostrzega go. Chwyta Borkhausena za rami i pyta
ostro: - A co to jest za czowiek? Jak si nazywa?
- Enno! - odpowiada Borkhausen nieobrotnym jzykiem - mj przyjaciel Enno...
- A gdzie mieszka twj przyjaciel Enno?
- Tego nie wiem, panie Persicke. Znamy si tylko z knajpy. Taki przyjaciel od kieliszka. Z
knajpy Start"...
Baldur zdecydowa si. Uderza nagle Borkhausena pici w pier, tak e tamten z lekkim
okrzykiem pada do tyu, na meble i bielizn.
- Ty przeklta winio! - ryczy Baldur. Jak miae mnie nazwa okularnikiem? Ja ci poka,
jakim jestem dzieckiem!
Ale jego przeklestwa trafiaj w prnie. Ci dwaj ju nic nie sysz. Obaj bracia esesmani
doskoczyli i zaatwili kadego z nich jednym brutalnym ciosem.
Tak! - powiada Baldur z zadowoleniom. Za maa godzink oddamy tych dwch w rce
policji, jako wamywaczy zapanych na gorcym uczynku. Tymczasem walmy na d z tym.
co moe si nam przyda. Ale cicho na schodach! Nasuchiwaem, ale nie syszaem, czy
stary Ouangel wrci z drugiej zmiany do domu.
Dwaj bracia kiwaj gowami. Baldur patrzy na oguszone i pokrwawione ofiary, potem na
walizy, na bielizn, na radio. Nagle umiecha si. Zwraca si do ojca: No. onzc, cz\ le w\
krciem to wszystko? A ty z twoim wiecznym strachem! Widzisz...
Ale nagle urywa. W drzwiach me ma ojca. jak si tego spodziewa.
Ojciec znik bez ladu. Zamiast niego sioi tam majster Qnangel. czowiek z ostr, zimn,
Strona 17
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ptasia twarz i cicmmmi oczyma milczc wpatruje si w niego.
Wracajc z drugiej zmiany do domu Otto Quangel nie wsiad do tramwaju, mimo e byo ju
bardzo pno wola zaoszczdzi te par groszy. Przyszedszy przed dom zobaczy, e w
mieszkaniu pani Rosenthal mimo nakazu zaciemniania pali si wiato. Popatrzywszy
uwaniej stwierdzi, e jasno byo te i u Persickw. i pod nimi. u radcy Frornma. o ktrym
nikt waciwie nie wiedzia, dlaczego zosta zemerytowany w trzydziestym trzecim roku: czy
z powodu wieku, czy te z nakazu hitlerowcw; u Fromma wiato zawsze palio si do
pnocy, nie byo wic w tym nic dziwnego. A Persickowie ucztuj chyba jeszcze cigle z
powodu zwycistwa nad Francj. Ale e u starej Rosenthalowej pali si wiato - i to tak
otwarcie we wszystkich oknach tu co jest nie w porzdku. Stara kobieta bya przecie tak
bojaliwa i zastraszona, e nie odwayaby si iluminowa swego mieszkania.
Co tu jest nie w porzdku!" pomyla Otto Ouangel otwierajc drzwi wejciowe i wchodzc
powoli po schodach. Jak zwykle nie zapali wiata, by oszczdny, to znaczy dokadny, nie
tylko w stosunku do samego siebie, ale w stosunku do wszystkich, a wic take do waciciela
domu. ..Co tu jest nie w porzdku! Ale co to mnie obchodzi'.' Ludzie mnie nic nie obchodz!
yj dla siebie samego. Z Anna. Tylko my we dwoje. A moe gestapo robi wanie tam na
grze rewizj? adnie bym wpad! Nie. pjd spa..."
Ale jego zmys dokadnoci, ktry mona byoby niemal nazwa zmysem sprawiedliwoci,
zaostrzony przez zarzut ,,ty i twj Hitler", przeciwstawia si wynikowi tych roztrzsa. Sta
teraz wyczekujco przed drzwiami swego mieszkania z kluczami w rku i gow podniesion
ku grze. Drzwi lam musiay by otwarte, bo sabe wiato rozjaniao schody i sycha byo
ostry gos. .. Stara, samotna kobieta - pomyla nagle ku wasnemu zdumieniu - bez wszelkiej
opieki, bez adnej litoci..."
W tej chw iii maa. ale silna rka chwycia go w ciemnoci i odwrcia w stron schodw.
Bardzo uprzejmy, agodny gos nakaza mu:
- Prosz, mech pan idzie przodem, panie Quangel. Pjd za panem i zjaw;i si w
odpowiedniej chwili.
Tak przekonujca b\ ta sia tej rki i moc tego gosu, e Quangel nie zastanawiajc si poszed
na gr po schodach. To moe by tylko stary radca F roni m pomyla. - Taki jaki dziwny.
Przez tyle lat. odkd tu mieszkam, widziaem go najwyej ze dwadziecia razy w dzie. A
teraz azi tu w nocy po schodach."
Tak rozmylajc. Ouangel szed ju bez wahania po schodach na gr i dobrn! do
mieszkania Rosenthalw. Zauway jeszcze, jak na jego widok tegawa posta - chyba stary
Persicke - w konsternacji cofna si do kuchni. Usysza te ostatnie sowa Baldura o dobrze
wykrconej sprawie i o tym. e nie trzeba by wiecznie w strachu... I teraz stali obaj w
milczeniu: Ouangel i Baldur naprzeciw siebie, oko w oko. Przez chwil Baldur Persicke
pomyla nawet, e wszystko stracone. Ale potem przypomnia sobie jedn ze swych zasad
yciowych: bezczelno zwycia" i owiadczy nieco wyzywajco: Tak. dziwi si pan! Ale
przyszed pan troch za pno, panie Quangel. To my zowilimy i unieszkodliwilimy
wamywaczy.
Przerwa, ale Ouangel milcza. Baldur doda nieco spokojniej:
- Zdaje si, e jeden z tych dwch krukw to Borkhausen, ktry toleruje burdel tu w naszym
podwrzu.
Wzrok Ouangla powdrowa za wskazujcym palcem Baldura.
- Tak - powiedzia majster sucho - jednym z tych krukw jest Borkhausen.
- A w ogle - rozleg si nagle gos brata z SS Adolfa Persicke - czego pan tu stoi i gapi si?
Moe pan cakiem spokojnie pj na komisariat, Quangel, i zameldowa tam o wamaniu,
eby zabrali tych ptaszkw! My tymczasem bdziemy uwaali.
- Cicho bd, Adolf! - sykn zdenerwowany Baldur. -,Nie masz prawa wydawa rozkazw
panu Quanglowi! Pan Quangel sam wie, co ma zrobi...
Ale wanie tego Quangel w tej chwili nie wiedzia. Gdyby by sam, postanowiby
natychmiast, ale bya jeszcze ta rka na jego piersi i uprzejmy mski gos; nie widzia, co
stary radca sdowy zamierza i czego od niego oczekuje. Nie chcia mu psu gry. Gdyby tylko
wiedzia...
Ale w tej wanie chwili starszy pan pojawi si na widowni. Nie przy drzwiach wejciowych,
jak tego Quangel oczekiwa, lecz z gbi mieszkania. Nagle stan wrd nich jak jaka zjawa
nadprzyrodzona i napdzi Persickom nowego, jeszcze wikszego strachu.
Starszy pan wyglda zreszt bardzo dziwnie. Wta posta, mniej ni redniego wzrostu, bya
caa owinita w jedwabny czarnoniebieski szlafrok z wyogami z czerwonego jedwabiu i
wielkimi czerwonymi, drewnianymi guzikami. Starszy pan mia bia, kwadratow brod i
nad grn warg rwnie biae, sterczce wsy. Bardzo rzadkie, ale jeszcze ciemne wosy na
gowie byy starannie zaczesane, nie zakryway jednak w zupenoci ysiny. Spoza wskich,
obramowanych zotem okularw byszczay zadowolone, ironiczne oczy wrd tysica
zmarszczek.
- Nie, moi panowie - powiedzia swobodnie, zdajc si w ten sposb kontynuowa dawno ju
rozpoczt i dla wszystkich nadzwyczaj mi rozmow. - Nie, moi panowie! Pani Rosenthal
nie ma w mieszkaniu. Ale moe jeden z modych panw Persicke zechciaby si uda do
toalety. Ojciec panw nie czuje si zupenie dobrze. W kadym razie prbuje z uporem
powiesi si na rczniku. Nie potrafiem odwie go od tego zamiaru...
Radca sdowy umiecha si, ale obaj starsi Persickowie wybiegaj z pokoju z takim
popiechem, e wyglda to niemal komicznie. Mody Persicke zblad bardzo i wytrzewia
zupenie. Starszy pan. ktry wszed wanie do pokoju i mwi z tak ironi, jest czowiekiem,
ktrego przewag uznaje nawet Baldur bez zastrzee. Ten czowiek nie wywysza si, jest
naprawd czym lepszym. Baldur Persicke mwi niemal bagalnie: - Zechce pan zrozumie,
panie radco sdowy - ojciec, mwic po prostu, jest zupenie zalany. Kapitulacja Francji...
- Rozumiem, doskonale rozumiem - przerywa radca i robi uspokajajcy ruch rk. -
Jestemy wszyscy ludmi. Tylko e nie wszyscy od razu si wieszamy po pijanemu. - Przez
chwil milczy i umiecha si. Potem mwi: - Gada te oczywicie rne rzeczy, ale kt
zwraca uwag na gadanie pijanego? - Znw si umiecha.
- Panie radco sdowy! - mwi Baldur Persicke bagalnie. - Prosz pana, niech pan wemie t
spraw w swoje rce! Pan by sdzi, pan wie, co trzeba robi...
- Nie, nie - powiada radca zdecydowanie odmownie. - Jestem stary i chory.
Ale wcale tak nie wyglda; przeciwnie - wyglda kwitnco. - A poza tym yj zupenie
samotnie, nie mam kontaktu ze wiatem. Ale pan, panie Persicke, i paska rodzina, panowie
przecie zaskoczylicie wamywaczy. Panowie oddadz ich w rce policji i zabezpiecz
majtek tu, w mieszkaniu. Przy przejciu przez pokoje zorientowaem si nieco. Naliczyem
Strona 18
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
na przykad siedemnacie walizek i dwadziecia jeden skrzy. I wiele, wiele innych rzeczy...
Mwi coraz wolniej. Coraz wolniej. Teraz powiada jakby mimochodem: - Mam nadziej, e
schwytanie tych dwch wamywaczy przyniesie panu i paskiej rodzinie honory i zaszczyty.
Radca sdowy milknie. Baldur zastanawia si gboko. Mona to i tak zrobi! Ale to stary
lis, ten Fromm! Przejrza na pewno wszystko, ojciec na pewno si wygada. Ale Fromm nie
chce zakca swego spokoju, nie chce nic wiedzie o caej tej sprawie. Z jego strony nie
grozi adne niebezpieczestwo. A Quangel, stary majster? Ten nigdy nie troszczy si o nic w
domu, nikomu si nie kania, z nikim nie zamieni sowa. Quangel to taki prawdziwy stary
robociarz, wycieczony, wypompowany, nie majcy ani jednej wasnej myli w gowie. Ten
nie bdzie chyba chcia sprawia sobie niepotrzebnie kopotw. Ten nie jest niebezpieczny.
Pozostaj dwaj pijani idioci, ktrzy tam le. Oczywicie, mona ich odda w rce policji i
zaprzeczy wszystkiemu, co Bork-hausen wypiewaby o umowie. Wobec zezna czonkw
partii, SS i HJ nikt takiemu nie uwierzy. A potem zamelduje si o caej sprawie gestapo.
Wwczas mona by zupenie legalnie dosta cze tych rzeczy, ktrych nie sposb zdoby
bez naraania si na niebezpieczestwo. A poza tym jeszcze zyska uznanie...
Ncca droga. Ale moe druga jest jeszcze lepsza: pozostawi wszystko tak. jak jest.
Borkhausena i tego Enna przekabaci i odesa z paroma markami. Na pewno nie wygadaj.
Mieszkanie zamkn w takim stanie, jak jest, bez wzgldu na ewentualny powrt Rosen-
thalowej. Moe potem da si co zrobi. Czuje przecie z ca pewnoci, e kurs przeciwko
ydom jeszcze si zaostrzy. A wic odczeka i mie cierpliwo. Moe za p roku bdzie si
robio takie rzeczy, ktre dzi jeszcze nie przejd. Tym razem oni. Persickowie, wygupili si
troch. Wprawdzie nie bdzie przeciwko nim adnego dochodzenia, ale w partii naskar na
nich. Uznano by ich za niezupenie pewnych...
Baldur Persicke powiada: - Zgodzibym si niemal wypuci tych dwch drabw. al mi ich.
panie radco sdowy, s to tylko mae zodziejaszki...
Oglda si jest sam. Zarwno radca sdowy, jak i majster odeszli. Susznie wic przewidzia,
e nie chc mie z t spraw nic wsplnego. Najmdrzejsze co mogli zrobi, co pozostao do
zrobienia. On. Baldur. zrobi to samo. nawet jeli bracia bd bardzo wymylali.
Baldur wzdycha gboko. al mu zrezygnowa z tych wszystkich piknych rzeczy. Udaje si
do kuchni, aby doprowadzi ojca do przytomnoci i przekona braci, e naley si wyrzec
zdobyczy.
Na schodach radca sdowy mwi tymczasem do majstra Quangla, ktry bez sowa wyszed za
nim z mieszkania:
A gdyby pan mia kopoty z powodu Rosenlhalowej, panie Ouangel, niech si pan zwrci do
mnie.
- C mnie obchodzi Rosenthalowa? Nie znam jej wcale! - protestuje Quangel.
- A wic dobranoc, panie Quangel - i radca sdowy Fromm znika na schodach.
Otto Quangel otwiera drzwi do swego ciemnego mieszkania.
ROZDZIA IX Nocna rozmowa u duanglw Zaledwie Quangel otworzy drzwi do sypialni,
jego ona, Anna. woa przestraszona: -- Nie zapalaj wiata, ojcze! Truda pi tutaj w twoim
ku, zrobiam ci posanie w pokoju na kanapie.
Dobrze. Anno - odpowiada Ouangel i dziwi go, e Truda musi koniecznie spa w jego ku.
Zazwyczaj ona sypiaa na kanapie.
Dopiero gdy si rozebra i ley ju pod kodr, odzywa si znowu: - Czy chcesz ju spa.
Anno. czy te pogadasz jeszcze ze mn?
Anna waha si przez chwil, a potem odpowiada przez otwarte drzwi sypialni: - Jestem taka
zmczona i rozbita. Otto.
..A wic jest jeszcze za na mnie. Dlaczego?" - myli Otto Quangel. ale odpowiada tym
samym tonem:
A wic pij. Anno. dobrej nocy!
z s\pialni syszy: - Dobranoc. Otto!
l Trudu te szepce cicho: Dobranoc, ojcze!
Dobranoc. Trudo - odpowiada bardzo zmczony Quangel i kadzie si na bok. Opanowany
jest tylko jedna myl, aby jak najprdzej zaM-iac. Jest jednak przemczony, tak jak mona
by przeglodzonym. Sen nie chce si zjawi. Ouangel ma za sob dugi dzie, peen nie
koczcych si wydarze, dzie, jakiego waciwie nie byo jeszcze nigdy \\ z>ciu Ottona.
Ale nie by to dzie odpowiadajcy jego yczeniom. Niezalenie od tego. e wszystkie
wydarzenia - oprcz zwolnienia ze stanowiska we Froncie Pracy - byy niemie. Quangel
nienawidzi niepokoju, koniecznoci rozmowy z najrozmaitszymi ludmi, ktrych, wszystkich
razem \\zui\\szy, nie znosi. Quangel myli o dorczonym przez pani Kluge licie z poczty
polowej, zawiadamiajcym o mierci Ottona, o szpiclu Borkhausenie, ktry chcia go tak
gupio wpakowa, o korytarzu \\ fabryce mundurw z wiejcymi w przecigu plakatami, o
ktre Truda opara gow. Myli te o arnu-kowanym stolarzu Dollfussie. tym wiecznym
palaczu papierosw. Na piersi brunatnego mwcy znw brzcz medale i ordery, a teraz
chwyta go w ciemnoci mocna, maa rka emerytowanego radcy sdowego Fromma i
popycha w stron schodw. Tam. na bielinie, stoi mody Persicke w byszczcych butach,
posta jego rozwiewa si coraz bardziej, a w rogu stkaj i jcz obaj pokrwawieni pijacy.
Quangel znw si podrywa. O mao nie zasn naprawd. Jednak jest jeszcze co, co
przeszkadza mu w tym dniu, co. co dokadnie sysza i potem zapomnia. Siada na kanapie i
nasuchuje dugo i uwanie. Tak jest. nie przesysza si. Woa rozkazujco: - Anno!
Anna odpowiada jkliwie, co zupenie nie ley w jej charakterze: - Czego znw chcesz ode
mnie, Otto? Czy wcale nie mog ju mie spokoju? Powiedziaam ci przecie, e nie chc
wicej rozmawia!
Quangel mwi dalej: - Dlaczego mam spa na kanapie, jeli Truda pi z tob w ku? Wobec
tego moje ko jest wolne?
Przez chwil panuje tam gboka cisza, a potem kobieta mwi niemal bagalnie: - Ale, ojcze,
Truda pi naprawd w twoim ku! Le tu sama, a poza tym bol mnie wszystkie stawy...
Przerywa jej: - Nie okamuj mnie, Anno! Tam u was oddychaj trzy osoby, dobrze to
syszaem. Kto pi w moim ku?
Cisza, duga cisza. Potem kobieta mwi zdecydowanie: - Nie pytaj za duo; czego nie wiem,
to mnie nie obchodzi. Bd lepiej cicho, Otto!
Ale on cignie niezomnie dalej: - W tym mieszkaniu ja jestem panem. W tym mieszkaniu nie
ma tajemnic przede mn. Dlatego, e ja za wszystko odpowiadam. Kto pi w moim ku?
Duga, nie koczca si cisza. Potem mwi starczy, gboki gos kobiecy:
- To ja, panie Quangel, Rosenthalowa. ona paska i pan nie bdziecie mieli adnych
kopotw z mojego powodu. Ubior si i pjd zaraz na gr!
Strona 19
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Nie moe pani teraz i do swojego mieszkania, pani Rosenthal. Persickowie s na grze i
jeszcze paru drabw. Niech pani zostanie w moim ku. A jutro rano, bardzo wczenie, o
szstej albo o sidmej zejdzie pani na d do starego radcy Fromma i zadzwoni do jego drzwi
na parterze. On pani pomoe, powiedzia mi to.
- Serdecznie panu dzikuj, panie Quangel.
- Moe pani podzikowa radcy, nie mnie. Ja tylko wyrzucam pani z mojego mieszkania.
No, a teraz na ciebie kolej, Trudo...
- Ja te mam chyba pj, ojcze, co?
- Tak, musisz. To bya twoja ostatnia wizyta u nas. Wiesz dlaczego. Moe Anna odwiedzi ci
kiedy, ale wtpi. Gdy nareszcie wrci do rozsdku i porozmawiam z ni...
ona odzywa si niemal z krzykiem: - Nie cierpie tego. To ja te pjd. Moesz zosta sam
w swoim mieszkaniu! Mylisz tylko o wasnym spokoju...
- Tak jest! - przerywa jej ostro. -- Nie chc nic niepewnego, a przede wszystkim nie chc da
si wcign w niepewne historie innych. Jeli bd musia odda gow, to nie chc jej da
za jakie fidrygaki innych ludzi, ale dlatego, e zrobiem co, co chciaem zrobi. Nie mwi,
e co zrobi. Ale jeeli co zrobi, to tylko z tob, wicej z nikim, nawet z tak nii
dziewczyn jak Truda ani ze star bezbronn kobiet jak pani, pani Rosenthal. Nie twierdz,
e to jest suszne, co robi. AJe inaczej nie potrafi. Taki jestem i nie chc wcale by inny.
Tak, a teraz chc spa.
I Otto Quangel kadzie si ponownie. Jeszcze co tam szepc, ale nie przeszkadza mu to.
Quangel wie, e stanie si wedug jego woli. Jutro rano jego mieszkanie bdzie znowu czyste,
a Anna te bdzie posuszna. Koniec z tymi dzikimi historiami. Tylko on sam. On sam. Tylko
on.
Zasypia, a kto zobaczyby go teraz we nie, mgby zauway, e Quangel si umiecha.
Okrutny to umiech na twardej, suchej, ptasiej twarzy, okrutny, bojowy umiech - ale nie jest
to zy umiech.
ROZDZIA X Co wydarzyo si w rod rano Wszystkie dotychczas opowiedziane fakty
wydarzyy si pewnego wtorku. W rod rano bardzo wczenie, midzy pit a szst, pani
Rosentha w towarzystwie Trudy Baumann opucia mieszkanie Quan-glw. Otto Quangel
spa jeszcze mocno. Truda zaprowadzia bezradn, zupenie zastraszon pani Rosenthal, z
t gwiazd na piersiach, niemal do drzwi mieszkania Fromma. Potem cofna si o p
pitra w gr, mocno zdecydowana broni tej kobiety nawet kosztem wasnego ycia i honoru
przeciw ktremu z Persickw, gdyby si zjawi.
Truda obserwowaa, jak pani Rosenthal naciska dzwonek. Niemal natychmiast otwary si
drzwi, jak gdyby kto ju tam sta i czeka. Zamieniono par cichych sw, potem pani
Rosenthal wesza do rodka, drzwi zamkny si, a Truda Baumann przesza obok nich na
ulic. Brama bya ju otwarta.
Obie kobiety miay szczcie; cho byo jeszcze tak wczenie, a wczesne wstawanie nie
leao w zwyczaju Persickw, to jednak obaj esesmani o niecae pi minut wczeniej przeszli
przez sie. Dziki tym piciu minutom kobiety unikny spotkania, ktre przy bezdennej
gupocie i brutalnoci tych dwch wyrostkw nie mogo si skoczy inaczej jak fatalnie,
przynajmniej dla pani Rosenthal.
- Kady umiera... t. I Obaj esesmani nie szli sami. Otrzymali rozkaz od brata Baldura, aby ]
Borkhausena i Enna Klugego (Baldur przejrza tymczasem jego papiery) wyprowadzi z
domu do ich on. Obaj amatorzy-wamywacze byli w dalszym cigu niemal zupenie
nieprzytomni z powodu nadmiaru wypitego alkoholu i otrzymanych ciosw. Baldurowi
Persicke udao si jednak da im do zrozumienia, e zachowali si jak winie, i tylko wielkiej
mioci bliniego odczuwanej przez Persickw zawdziczaj, e ; nie oddano ich
natychmiast w rce policji. Natomiast wszelkie gadulstwo nieuchronnie ich tam zaprowadzi.
Poza tym niech si nigdy wicej j nie pokazuj u Persickw i niech si nie odwa poznawa
ktrego j z nich. Gdyby jednak zdobyli si na czelno ponownego przyjcia do mieszkania
Rosenthalowej, niewtpliwie wylduj w gestapo.
Wszystko to powtarza im Baldur tak dugo i z tak wieloma i pogrkami i wyzwiskami, a
doszed do wniosku, i tkwi to ju mocno w ich zidiociaych mzgach. Siedzieli naprzeciw
siebie przy stole, i w pmroku mieszkania Persickw, majc midzy sob nieustannie i
gadajcego, grocego i byskajcego okularami Baldura. Na kanapie rozwaliy si grone i
ciemne postacie obu esesmanw osnute dymem stale palonych papierosw. Borkhausen i
Enno mieli niejasne uczucie, e stoj przed sdem, ktry grozi im wyrokiem mierci. Chwiali
si na krzesach tam i z powrotem i prbowali zrozumie, co do nich mwiono. W przerwach
zasypiali, ale budzio ich natychmiast bolesne uderzenie pici Baldura. Wszystko, co
zaplanowali, zrobili, cierpieli, zdawao im j si nieprawdziw mar. Tsknili tylko do snu i
zapomnienia.
Wreszcie Baldur odesa ich ze swymi brami. W kieszeniach mieli, nie wiedzc o tym, kady
okoo pidziesiciu marek drobnymi. Baldur zdecydowa si na t now, bolesn ofiar,
wskutek ktrej sprawa Rosenthal" staa si dla Persickw na razie deficytowym interesem.
Ale Baldur powiedzia sobie, e jeli mczyni wrc do swych kobiet bez pienidzy, rozbici
i niezdolni do pracy, baby podnios o wiele wikszy krzyk i bardziej bd wypytyway ni w
wypadku, gdy pijane draby przynios im jakie pienidze. A liczy na to, e kobiety odnajd
pienidze u mw bdcych w stanie takiego zamroczenia.
Starszy Persicke, ktry odprowadza Borkhausena, by gotw ze] swoj robot w cigu
dziesiciu minut. W cigu tych dziesiciu minut pani Rosenthal dotara do mieszkania
Fromma, a Truda Baumann wysza na ulic. Esesman chwyci po prostu prawie niezdolnego
do poruszania si Borkhausena za konierz, przetaszczy go przez podwrze i posadzi na
ziemi przed jego mieszkaniem, po czym obudzi on mocnymi uderzeniami pici w drzwi.
Gdy cofna si przeraona przed ponur, gron postaci, wrzasn na ni: - Tu masz
swojego draba! Wpakuj go do ka! Lea u nas zalany na schodach i zarzyga wszystko!
Po tych sowach odszed zostawiajc reszt Otti. Dobrze si namczya, zanim rozebraa
Emila i zacigna go do ka. Musia jej przy tym pomc starszy, lepszy" pan, ktry
jeszcze by jej gociem. Potem odesaa go mimo wczesnej godziny. Zabronia mu rwnie
przychodzi ponownie; mog si spotka moe gdzie w kawiarni, ale tutaj - nie, nigdy.
Otti bowiem ogarn paniczny strach, gdy ujrzaa esesmana Persicke przed swoimi drzwiami.
Wiedziaa od niejednej z koleanek, e ci czarni panowie zamiast paci wysyali kobiety do
kacetu, jako jednostki aspoeczne i cierpice na wstrt do pracy. Mylaa, e w swojej ponurej
suterenie moe prowadzi zupenie nie rzucajce si w oczy ycie, a teraz przekonaa si, e,
jak wszyscy w tym czasie, bya stale szpiclowana. Po raz setny w yciu przysigaa sobie
popraw. Postanowienie to uatwio jej jeszcze znalezione w kieszeni Emila czterdzieci
Strona 20
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
osiem marek. Schowaa pienidze do poczochy i postanowia poczeka, co Emil opowie o
swych przygodach. W kadym razie ona o pienidzach nic nie wie.
Zadanie drugiego Persicke byo znacznie trudniejsze, dlatego przede wszystkim, e droga
bya o wiele dusza; Klugowie bowiem mieszkali po drugiej stronie Friedrichshain. Enno by
tak samo niezdolny do chodzenia jak Borkhausen, ale Persicke nie mg go na ulicy
prowadzi za konierz albo pod rk. Pokazywa si w towarzystwie tego pobitego, pijanego
czowieka byo dla niego wielce przykre, poniewa im mniej myla o honorze swoim i
innych, tym wyej stawia honor swego munduru.
Rzecz rwnie bezcelow byo rozkazanie Klugemu, aby szed tu przed nim, poniewa
Kluge wykazywa sta skonno do siadania na ziemi, do potykania si, do chwytania si
drzew i murw albo do ocierania si o przechodniw. Bezcelowe byo kade uderzenie
pici, kady nawet bardzo ostry rozkaz. Po prostu ciao mia cakiem bezwadne, a ulice
byy ju zbyt oywione, aby wyszlifowa" Klugego w taki sposb, eby jednak otrzewia.
Persickowi pot wystpi na czoo, a minie twarzy kurczyy si z wciekoci. Poprzysig
sobie powiedzie dokadnie tej maej, jadowitej ropusze, Baldurowi, co myli o takich
poleceniach.
Musia omija gwne ulice, nakada drogi przez ciche, boczne zauki. Wtedy chwyta
Klugego pod rami i nis go czsto przez dwa, trzy odcinki od rogu do rogu, dopki si mu
starczyo. Rwnie duo kopotu narobi mu przez jaki czas pewien policjant, ktry,
uwaajc ten gwatowny transport poranny za nieco podejrzany, szed za nimi przez cay swj
rewir i zmusza przez to Persickego do agodnego 1 troskliwego obchodzenia si z Klugem.
Persicke wywar za to sw zemst, kiedy dosta si nareszcie do Friedrichshain. Posadzi
Klugego za krzakiem na awce i obrobi go tak, e Enno przez dziesi minut lea zupenie
nieprzytomny. Ten may, opanowany namitnoci do wycigw czowieczek, ktrego nic na
wiecie prcz koni wycigowych nie mogo zainteresowa (przez cae ycie zreszt zna je
tylko z gazet), ta istota, ktra nie potrafia odczuwa ani mioci, ani nienawici, ten nierb,
ktrego wszystkie zwoje sabowitego mzgu byy zajte jedynie tym, jak unikn prawdziwej
pracy, Enno Kluge, ten blady, zadowalajcy si maym, bezbarwny czowieczek od czasu
zetknicia si z Persickami zachowa w sercu paraliujcy strach przed kadym mundurem
partyjnym.
Od tej chwili drtwiay jego dusza i ciao, gdy styka si z ludmi z partii.
Par kopni w ebra obudzio go z omdlenia, par uderze w plecy kazao mu si ruszy.
Drepta wic przed swoim drczycielem, zalkniony jak zbity pies, do mieszkania ony. Ale
drzwi byy zamknite: listonosz Ewa Kluge, ktra w nocy zwtpia w swojego syna, a przez
to i o swoim yciu, udaa si na zwyky obchd z listem do syna Maksa w kieszeni, ale ze
znikomym adunkiem nadziei i wiary w sercu. Oddawaa poczt jak przez wiele lat, byo to
jednak lepsze ni gdyby bezczynnie siedziaa w domu, zdana na pastw ponurych myli.
Gdy Persicke przekona si, e kobiety rzeczywicie nie ma w domu, zadzwoni do ssiednich
drzwi, przypadkowo do drzwi tej samej pani Gesch, ktra poprzedniego wieczora kamstwem
uatwia Ennowi wejcie do mieszkania ony. Persicke po prostu wepchn ten obraz ndzy i
rozpaczy w ramiona pani Gesch i powiedzia: - No! Niech si pani troszczy o tego draba, tu
chyba jest jego miejsce! - I poszed.
Pani Gesch postanowia sobie nigdy wicej nie wtrca si w sprawy Kugw. Ale tak wielka
bya potga esesmana i strach kadego Niemca przed nim, e przyja Klugego bez sprzeciwu
do swego mieszkania, posadzia go przy stole kuchennym i postawia przed nim kaw i chleb,
jej m poszed ju do pracy. Pani Gesch widziaa, jak bardzo wycieczony jest may Kluge,
zorientowaa si te z jego twarzy, podartej koszuli i plam na paszczu, e byy to lady
dugotrwaego bicia. Poniewa jednak esesman przekaza Klugego jej wanie, nie waya si
zada ani jednego pytania. Co wicej, wolaaby go wyrzuci na schody, ni usysze
sprawozdanie o jego przygodach. Nie chciaa nic wiedzie. Jeli nic nie wiedziaa, nie moga
te nic powiedzie, nie moga si wygada, a wic nie moga sprowadzi na siebie
nieszczcia.
Kluge jad ujc powoli chleb i pi kaw. Przy tym cieky mu po twarzy wielkie zy blu i
wyczerpania. Geschowa w milczeniu od czasu do czasu badawczo spogldaa na niego z
boku. Potem, gdy nareszcie skoczy, zapytaa: - No, a gdzie pan teraz chce pj? Paska
ona pana nie przyjmie, przecie pan wie o tym.
Nie odpowiada, patrzc tylko tpo przed siebie.
- A u mnie te pan nie moe zosta. Po pierwsze Gustaw na to nie pozwoli, a poza tym nie
mam ochoty zamyka wszystkiego przed panem. Dokd wic pan pjdzie?
Znw nie odpowiedzia.
Geschowa powiedziaa gorczkowo: - Wysadz wic pana za drzwi, na schody! I to zaraz, z
miejsca! Albo...
Odezwa si z trudem: - Tutti - stara przyjacika... i znowu zapaka.
- O Boe, co za szmata! - powiedziaa Geschowa z pogard - od razu si tak rozmazywa, jak
co nawali! A wic Tutti - jake ona si nazywa naprawd i gdzie mieszka?
Po duszym wypytywaniu i grobach dowiedziaa si, e Enno Kluge nie zna waciwego
nazwiska Tutti, wierzy jednak, e znajdzie jej mieszkanie.
- No wic! - powiada Geschowa. - Ale w takim stanie nie moe pan sam pj, kady
policjant pana zatrzyma. Zaprowadz pana. A jeli adres nie bdzie si zgadza], zostawi
pana na ulicy. Nie mam czasu na dugie szukanie. Musz pracowa.
ebra: - Przedtem chwil pospa!
L Zdecydowaa si po krtkim namyle. - Ale nie duej ni godzink! ] Punktualnie za
godzin odjazd! Niech si pan pooy tam na kanapie, przykryj pana.
Jeszcze nie zdya podej do niego z kodr, kiedy ju mocno zasn.
Stary radca sdowy Fromm osobicie otworzy pani Rosenthal. l Zaprowadzi j i posadzi w
fotelu w swoim gabinecie, ktrego ciany byy od gry do dou zastawione ksikami. Palia
si lampa, otwarta ksika leaa na stole. Starszy pan przynis teraz tac z dzbanuszkiem 1
herbaty i filiank, z cukrem i dwoma cienkimi kromkami chleba l i powiedzia do
przeraonej kobiety: - Prosz, niech pani przedtem zje niadanie, pani Rosenthal, potem
porozmawiamy! - A gdy chciaa wtrci przynajmniej sowo podzikowania, doda
przyjanie: - Prosz, ] niech pani naprawd przedtem zje. Niech si pani czuje jak u siebie w
domu... I ja zrobi to samo!
Wzi ksik lec obok lampy i zaczai czyta, przy czym lew rk zupenie machinalnie
gadzi bia brod. Zdawao si, e zapomnia o swym gociu.
Powoli wystraszonej starej ydwce wrcio nieco otuchy. Od miesicy ya w strachu i
nieadzie, wrd spakowanych rzeczy, stale w oczekiwaniu brutalnej napaci. Od miesicy nie
Strona 21
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
znaa ani domu, ani] spokoju, ani ciszy, ani zadowolenia. A teraz siedziaa u tego starszego
pana, ktrego chyba nigdy przedtem nie spotkaa na schodach, a el cian patrzyy na ni
jasno- i ciemnobrzowe, liczne w skr oprawione tomy ksiek. W pokoju przy oknie stao
wielkie mahoniowe biurko, meble takie, jakie sama posiadaa w pierwszym okresie swego
maestwa, a nieco zdeptany, ale puszysty dywan lea na pododze. A w dodatku jeszcze ten
starszy, czytajcy pan, ktry bez przerwy gadzi swoj brdk, dokadnie tak brdk, jak
miao wielu ydw, i nosi dugi szlafrok, przypominajcy nieco chaat jej ojca.
Wydawao si jej, e za jakim magicznym zaklciem zgin nagle cay ten wiat brudu, krwi
i ez, a ona yje znowu w czasach, kiedy byli jeszcze szanowanymi, powaanymi ludmi, a
nie robactwem, ktre kady mia obowizek tpi.
Machinalnie przygadzia wosy, twarz mimo woli przybraa inny wyraz. Jednak by jeszcze
pokj na wiecie, nawet tutaj, w Berlinie.
- Jestem panu bardzo wdziczna, panie radco sdowy - powiedziaa. Nawet gos jej brzmia
inaczej, mocniej.
Szybko podnis gow znad ksiki: - Prosz, niech pani wypije herbat, pki gorca. I niech
pani zje chleb. Mamy jeszcze duo czasu, nie zaniedbamy niczego.
I znw czyta. Posusznie wypia herbat i jada chleb, mimo e chtniej rozmawiaaby z tym
starszym panem. Ale chciaa by posuszna, nie chciaa zakci spokoju jego mieszkania.
Znw rozejrzaa si dokoa. Nie, to wszystko musi zosta tak, jak byo dotychczas. Ona nie
sprowadzi tutaj niebezpieczestwa. (Trzy lata pniej bomba miaa zniszczy ten dom
doszcztnie, a wypielgnowany starszy pan mia umrze w piwnicy w powolnych
mczarniach...)
Stawiajc pust filiank na tacy, powiedziaa: - Pan jest bardzo dobry dla mnie, panie radco
sdowy, i bardzo odwany. Ale nie chc niepotrzebnie sprowadza na pana i na paskie
domostwo niebezpieczestwa. To wszystko przecie nic nie pomoe. Wrc do swego
mieszkania.
Starszy pan patrzy na ni uwanie. A teraz zaprowadzi j - poniewa wstaa - znw do fotela:
- Prosz, niech pani siada jeszcze na chwil, pani Rosenthal!
Uczynia to, ocigajc si. - Panie radco, ja rzeczywicie traktuj na serio to, co
powiedziaam.
- Prosz, niech mnie pani przedtem wysucha. Rwnie ja traktuj powanie to, co chc pani
powiedzie. Jeeli wic chodzi o niebezpieczestwo, ktre pani na mnie sprowadza, to przez
cae ycie, odkd uprawiam swj zawd, byem w niebezpieczestwie. Mam nad sob
wadczyni, ktrej musz suy, ktra mn rzdzi. Mn, pani, wiatem, nawet tym wiatem
tu wok nas. T wadczyni jest sprawiedliwo. Wierzyem w ni zawsze i wierz jeszcze
dzisiaj, sprawiedliwo uczyniem jedyn wytyczna mojego dziaania...
Mwic to chodzi cicho po pokoju tam i z powrotem z rkami na plecach, pozostajc jednak
stale w krgu widzenia pani Rosenthal. Sowa spyway z jego warg spokojnie i beznamitnie,
mwi o sobie, jak o byym, waciwie ju nie istniejcym czowieku. Pani Rosenthal suchaa
z napiciem kadego jego sowa.
- Ale - mwi dalej radca - mwi o sobie, zamiast mwi o pani; to takie ze
przyzwyczajenie ludzi samotnych. Niech mi pani wybaczy - jeszcze swko na temat
niebezpieczestwa. Otrzymywaem listy : z pogrkami - przez dziesi lat, dwadziecia,
trzydzieci lat... I c, pani Rosenthal - siedz tutaj, stary czowiek, i czytam swego Plutarcha.
i Niebezpieczestwo jest dla mnie niczym, nie przestrasza mnie, niel ogarnia ani mego
mzgu, ani serca. Nieche pani nie mwi o niebezpieczestwie, pani Rosenthal...
- Ale dzisiejsi ludzie s inni - sprzeciwia si pani Rosenthal.
- Czy nie mwi pani, e te pogrki byy dzieem zbrodniarzy i ich wsplnikw? A wic -
umiechn si z lekka - to nie s inni ludzie. Dzi jest ich nieco wicej, a inni stali si nieco
bardziej tchrzliwi, ale sprawiedliwo pozostaa ta sama i mam nadziej, e oboje doyjemy
jeszcze jej zwycistwa.
Przez chwil sta wyprostowany, potem podj swoj wdrwk. Powiedzia cicho: - A
zwycistwo sprawiedliwoci nie bdzie zwycistwem narodu niemieckiego!
Po chwili milczenia zacz lejszym tonem: - Nie! Nie moe pani wrci do swego
mieszkania. Persickowie byli tam dzi w nocy, wie pani, -ci z partii, ktrzy mieszkaj nade
mn. Maj teraz klucze od mieszkania, a pani dom znajduje si z pewnoci pod ich sta
obserwacj. Tam zupenie niepotrzebnie znalazaby si pani na pewno w niebezpieczestwie.
- Ale musz tam by, kiedy mj m wrci! - prosia bagalnie pani Rosenthal.
- Pani m - powiedzia radca sdowy Fromm, przyjanie j uspokajajc - pani m nie moe
tymczasem pani odwiedzi. Przebywa obecnie w wizieniu ledczym w Moabicie pod
zarzutem nieujawnienia swego majtku za granic. Jest wic bezpieczny, jak dugo uda si:
podtrzyma zainteresowanie prokuratury i wadz skarbowych w tej materii.
Stary radca umiechn si agodnie, przyjrza si uspokajajco pani Rosenthal, a nastpnie
podj znw swoj wdrwk.
- Ale skd pan o tym wie? - zawoaa pani Rosenthal. Zrobi uspokajajcy ruch rk. - Stary
sdzia syszy czsto o tym i owym, nawet jeli ju nie jest na swoim stanowisku. Zainteresuje
pani rwnie to, e pani m ma dzielnego adwokata i dostaje stosunkowo nieze
wyywienie. Nazwiska ani adresu adwokata nie podam pani, poniewa nie yczy on sobie
adnych wizyt w zwizku z t spraw...
- Ale moe mogabym odwiedzi mego ma w Moabicie! - zawoaa pani Rosenthal
podniecona. - Mogabym mu zanie wie bielizn _ kt tam dba o jego bielizn? I
przybory toaletowe, i moe co do jedzenia...
- Droga pani Rosenthal - powiedzia emerytowany radca sdowy i pooy swoj starcz do
z nabrzmiaymi niebieskimi yami na jej ramieniu. - Nie moe pani odwiedza swego ma,
tak samo jak on nie moe odwiedza pani; pani starania nic mu nie pomog, poniewa nie
dostanie si pani do niego, a sobie tylko zaszkodzi.
Popatrzy na ni. Nagle jego oczy przestay si umiecha, a gos zabrzmia surowo.
Zrozumiaa, e ten may, agodny i dobrotliwy czowiek postpuje wedug niezomnego
prawa istniejcego w nim samym, chyba wedug nakazw tej sprawiedliwoci, o ktrej
uprzednio mwi.
- Pani Rosenthal! - powiedzia cicho -jest pani moim gociem - tak dugo, jak dugo zechce
si pani podporzdkowa zasadom gocinnoci, o ktrych zaraz powiem kilka sw. Oto
pierwsze przykazanie gocinnoci: jeli bdzie pani dziaaa samowolnie, jeli cho raz, jeden
jedyny raz drzwi tego mieszkania zamkn si za pani, nie otworz si dla pani nigdy wicej;
nazwisko pani i pani ma wyganie na zawsze z mojej pamici! Czy pani mnie zrozumiaa?
Zmarszczy lekko czoo i popatrzy na ni przenikliwie.
Strona 22
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Tak! - szepna cicho.
Teraz dopiero zdj rk z jej ramienia. Jego ciemniae powag oczy ' rozjaniy si
ponownie, powoli zacz znw kry po pokoju. - Prosz pani - kontynuowa agodniej - o
nieopuszczanie w cigu dnia pokoju, ktry pani zaraz wska, i o niezatrzymywanie si tam
przy oknie. Moja suca jest wprawdzie niezawodna, ale... - przerwa zniechcony, spojrza
na ksik pod lamp, a potem mwi dalej: - Niech pani sprbuje tak jak ja zamieni noc w
dzie. Dostarcz pani co dzie rodka nasennego, w jedzenie bd pani zaopatrywa noc.
Czy zechce pani teraz pj za mn?
Wysza za nim na korytarz. Bya teraz znw troch zmieszana i przestraszona, gospodarz
zmieni si tak bardzo. Powiedziaa sobie jednak zupenie susznie, e starszemu panu droga
jest ponad wszystko jego cisza i e odzwyczai si od stosunkw z ludmi. By zmczony jej
osob i tskni znw do swojego Plutarcha.
Radca otworzy przed ni jakie drzwi, zapali wiato. - aluzje s spuszczone - powiedzia -
jest tu te zaciemnienie. Prosz, niech pani to tak zostawi, poniewa kto z oficyny mgby
pani zobaczy. Myl, e znajdzie pani tu wszystko, czego jej potrzeba.
Przez chwil pozwoli jej przyjrze si temu jasnemu, wesoemu pokojowi z meblami z
brzozowego drewna, toaletka na wysokich nkach i kiem z baldachimem z kretonu w
kwiatki. Sam patrza na ten pokj jak na co, czego dawno nie widzia i co znw poznawa.
Potem powiedzia z gbok powag:
- To jest pokj mojej crki. Umara w roku tysic dziewiset trzydziestym trzecim - nie tu,
nie tu! Niech si pani nie obawia!
Poda jej prdko rk. - Nie zamykam pokoju, pani Rosenthal - powiedzia - ale prosz o
natychmiastowe zaryglowanie drzwi od wewntrz. Czy pani ma zegarek przy sobie? Dobrze!
O dziesitej wieczorem zapukam do pani. Dobranoc!
Poszed. W drzwiach odwrci si jeszcze raz: - W najbliszych dniach bdzie pani bardzo
samotna, pozostawiona samej sobie, pani Rosenthal. Niech pani sprbuje si do tego
przyzwyczai. By samotnym - to moe oznacza rwnie co bardzo dobrego. I niech pani
nie zapomina: chodzi o kadego, kto przeyje, rwnie o pani. Wanie o pani! Niech pani
pamita o zaryglowaniu!
Odszed tak cicho, tak lekko zamkn drzwi za sob, e za pno si spostrzega, i nie
yczya mu dobrej nocy ani nie podzikowaa. Podesza szybko do drzwi, ale zmienia
zamiar. Zasuna tylko rygiel, potem upada na najblisze krzeso, a nogi jej dray. Z lustra
toaletki patrzya na ni blada twarz, nabrzmiaa od ez i czuwania. Skina powoli, smutno tej
twarzy.
To ty jeste Sara - powiedziao co w niej - Lora, zwana teraz Sara. Bya dzieln kupcow,
zawsze w ruchu. Miaa picioro dzieci. Jedno yje w Danii, jedno w Anglii, dwoje w USA, a
jedno ley tu, na ydowskim cmentarzu przy Schoenhauser Allee. Nie jeste za, kiedy
nazywaj ci Sara. Z Lory coraz bardziej robia si Sara: mimo woli zrobili i mnie cr
mojego narodu, tylko cr. On jest dobrym, miym starszym panem, ale taki obcy, taki obcy...
Nie mogabym nigdy z nim naprawd tak mwi, jak mwiam z Zygfrydem. Myl, e jest
zimny. Mimo e jest dobrotliwy, jest zimny. Nawet jego dobro jest zimna. To czyni prawo,
ktremu podlega: sprawiedliwo. Ja podlegaam tylko jednemu prawu, ktre kazao mi
kocha ma i dzieci, pomaga im kroczy naprzd przez ycie. A teraz siedz tu u tego
starego czowieka i wszystko, czym byam, opado ze mnie. To jest samotno, o ktrej
mwi. Nie ma teraz jeszcze wp do sidmej, a nie zobacz go przed dziesit wieczr.
Pitnacie i p godziny sama ze sob - czego dowiem si jeszcze o sobie, o czym nie
wiedziaam dotychczas? Boj si, tak bardzo si boj! Myl, e bd krzyczaa, nawet we
nie bd krzyczaa ze strachu! Pitnacie i p godziny! Te p godzinki mgby jeszcze
posiedzie ze mn. Ale chcia koniecznie czyta swoj star ksik. Mimo jego dobroci
ludzie dla niego nic nie znacz, dla niego tylko sprawiedliwo co znaczy. Robi to, poniewa
ona od niego tego da, a nie ze wzgldu na mnie. A to miao by warto dla mnie dopiero
wtedy, gdyby zrobi to ze wzgldu na mnie."
Powoli kiwa gow do znieksztaconego zmartwieniem oblicza Sary w lustrze. Oglda si na
ko. Pokj mojej crki, umara w tysic dziewiset trzydziestym trzecim roku. Nie tu!
Nie tu!" - przebiega jej przez myl. Wzdryga si. Jak on to powiedzia. Na pewno jego crka
umara te przez nich - ale on nigdy o tym nie bdzie mwi, a ja nie odwa si go o to
zapyta. Nie, nie mog spa w tym pokoju, jest straszliwy, nieludzki. Niech mi da komrk
swojej sucej, ko jeszcze ciepe od ciaa prawdziwego czowieka, ktry w nim spa.
Nigdy nie bd moga tutaj spa. Mog tu tylko krzycze..."
Dotyka tubek i pudeek na toaletce. Zaschnite kremy, skruszay puder, zzieleniae pomadki
do ust - a tamta nie yje od tysic dziewiset trzydziestego trzeciego roku. Siedem lat. Musz
co zrobi. Jak to co mnie gna - to strach! Teraz, kiedy dotaram do tej wyspy pokoju, wyazi
strach. Musz co zrobi. Nie mog by tak sama ze sob.
Grzebie w swojej torebce. Znajduje papier i owek. Napisz do dzieci. Do Gerty w
Kopenhadze, do Ewy w Ilfordzie, do Bernarda i Stefana w Brooklynie. Ale to nie ma sensu,
poczta ju nie dziaa, jest wojna. Napisz do Zygfryda. W jaki sposb przemyc list do
Moabitu. Moe ta stara suca jest naprawd niezawodna? Radca nie powinien nic
zauway, dam jej pienidze albo klejnoty. Mam jeszcze dosy."
Wycigna je z torebki, pooya przed sob. Zapakowane w paczki pienidze, kosztownoci.
Wzia bransoletk do rki. T podarowa mi Zygfryd, kiedy urodziam Ew. To by mj
pierwszy pord, tyle musiaam si nacierpie! Jake si mia, kiedy zobaczy dziecko!
Brzuch mu si trzs ze miechu. Wszyscy musieli si mia, kiedy ogldali to dziecko z
czarnymi loczkami na caej gowie i grubymi wargami. Biae Murzynitko - mwili. Mnie
Ewa wydawaa si adna. Wtedy podarowa mi t bransoletk. Kosztowaa duo, zapaci za
ni wszystkie zarobione w biaym tygodniu pienidze. Byam bardzo dumna, e zostaam
matk. Bransoleta bya dla mnie bez znaczenia. A teraz Ewa ma ju trzy dziewczynki, a jej
Harriet ma dziewi lat. Czy czsto myli o mnie, tam w Ilfordzie? Ale cokolwiek myli, nie
bdzie sobie moga wyobrazi, e jej matka siedzi tutaj, w tym pokoju mierci, u sdziego
Fromma, ktry jest posuszny tylko sprawiedliwoci. Zupenie sama ze sob..."
Pooya bransoletk, wzia piercie. Przez cay dzie siedziaa nad tymi rzeczami,
mruczaa co do siebie, czepiaa si przeszoci, nie j chciaa myle o tym, kim bya dzisiaj.
Chwilami ogarniay j napady dzikiego strachu. Raz bya ju przy drzwiach, powiedziaa do
siebie: Gdybym tylko wiedziaa, e nie mcz czowieka dugo, e zrobi to prdko i
bezbolenie, poszabym do nich. Nie wytrzymam ju duej tego czekania, a zreszt jest ono
prawdopodobnie zupenie daremne. Pewnego dnia i tak mnie dostan. Dlaczego chodzi o
kadego, kto przeyje? Dlaczego wanie o mnie? Dzieci coraz rzadziej bd o mnie mylay,
Strona 23
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
wnukowie wcale nie. Zygfryd tam w Moabicie prdko umrze. Nie wiem, co radca sdowy
rozumia przez to, musz go dzi wieczorem zapyta. Ale prawdopodobnie znw si
umiechnie i powie co, z czym nie bd wiedziaa, co robi, poniewa dzi jeszcze jestem
prawdziwym czowiekiem, ywym czowiekiem z krwi i koci, zestarza Sara".
Opara si rk o toaletk, ponuro ogldaa swoj twarz ca w sieci zmarszczek, ktre
wyrysoway troska, strach, nienawi i mio. Potem wrcia do stou, do klejnotw. Liczya
pienidze raz po raz, po to tylko, aby spdzi czas, potem prbowaa uporzdkowa banknoty
wedug serii i numerw. Od czasu do czasu dopisywaa te zdanie w licie do ma. Ale to
nie by list, tylko par pyta: jak mieszka, co dostaje do jedzenia, czy nie mogaby si
troszczy o jego bielizn? Mae, niewinne" pytania. A poza tym: jej powodzi si dobrze, jest
bezpieczna.
Nie, adnego listu! Bezsensowna, niepotrzebna gadanina, a w dodatku nieprawda. Nie bya
bezpieczna. Nigdy jeszcze w ostatnich przeraliwych miesicach nie czua si w tak wielkim
niebezpieczestwie jak w tym cichym pokoju. Wiedziaa, e musi si tutaj zmieni, nie zdoa
uciec przed sam sob. I baa si tego, co moe si z ni sta. Moe bdzie musiaa pniej
cierpie i znie co jeszcze straszniejszego, ona, ktra wbrew swojej woli zamienia si ju
z Lory w Sar.
Potem pooya si jednak na ku, a kiedy o dziesitej gospodarz zapuka do drzwi, spaa
tak mocno, e nie syszaa. Otworzy ostronie drzwi kluczem, ktry odsuwa rygiel, a kiedy
zobaczy pic, skin gow i umiechn si. Przynis tac zjedzeniem, postawi j na
stole, odsun przy tym na bok klejnoty i pienidze, skin ponownie i umiechn si znowu.
Cicho wyszed z pokoju, zasun rygiel z powrotem. Pozwoli jej spa.
W ten sposb pani Rosenthal w cigu pierwszych trzech dni swego aresztu ochronnego" nie
widziaa ywego czowieka. Przesypiaa stae noc, aby obudzi si znowu do straszliwego,
opanowanego strachem dnia. Czwartego dnia, na wp oszalaa z lku, co jednak uczynia...
ROZDZIA XI Jest jeszcze cigle roda Geschowa nie moga si jednak przemc, aby po
godzinie obudzi czowieka picego na jej kanapie. By tak poaowania godzien, gdy spa
snem wyczerpanego do szcztu, a plamy na twarzy zaczynay przybiera kolor czerwonosiny.
Wysun doln warg naprzd jak smutne dziecko, czasem dray mu powieki, a pier
wznosia si od cikiego westchnienia, jak gdyby mia zamiar zapaka we nie.
Kiedy obiad by gotowy, obudzia go i daa mu je. Zamrucza co jak podzikowanie. Jad
jak wilk, rzucajc przy tym na ni spojrzenia, ale nie mwi ani sowa o tym, co si stao.
Wreszcie powiedziaa: - Tak, nie mog panu da wicej, bo nie starczy dla Gustawa. Niech
si pan pooy na kanapie i jeszcze troch popi. Ja potem sama z pask on...
Znw zamrucza niezrozumiale: zgod czy odmow. Ale pooy si posusznie na kanapie, a
w chwil pniej na nowo mocno zasn.
Gdy wieczorem pani Gesch usyszaa otwierajce si drzwi ssiadki, podesza cicho i
zapukaa. Ewa Kluge otworzya natychmiast, ale stana w ten sposb, e zatarasowaa
wejcie. - No, i co? - zapytaa wrogo.
- Przepraszam, pani Kluge - zacza Geschowa - e jeszcze raz pani przeszkadzam. Ale pani
m ley tam u mnie. Taki facet z SS przywlk go dzi rano, ledwie pani wysza.
Ewa Kluge trwa we wrogim milczeniu, a Geschowa mwi dalej:
- Piknie go urzdzili, nie ma miejsca na ciele, gdzie by nie oberwa. Pani m moe by, jaki
chce, ale nie moe mu pani teraz pokaza drzwi. Niech pani go sobie tylko obejrzy, pani
Kluge.
Ewa powiedziaa niezomnie: - Ja nie mam ju ma, pani Gesch. Powiedziaam pani, e nie
chc o nim nic wicej sysze.
l chciaa wrci do mieszkania. Geschowa powiedziaa gorliwie:
- Niech si pani tak nie spieszy, pani Kluge. Ostatecznie jest to pani m i miaa pani z nim
dzieci...
- Z tego jestem szczeglnie dumna, pani Gesch. Szczeglnie z tego.
- Nie mona by tak nieludzk, pani Kluge, a to, co pani chce zrobi - jest nieludzkie. Pani
m nie moe w tym stanie pokaza si na ulicy.
- Czy to, co robi ze mn przez dugie lata, byo ludzkie? Drczy mnie, zmarnowa mi cae
ycie, a w kocu zabra mi jeszcze mojego ulubieca. I mam by w stosunku do niego ludzka
tylko dlatego, e dosta cigi od SS? Ani mi si ni! Jego adne cigi nie zmieni!
Po tych sowach, wypowiedzianych ze zoci i gwatownie, pani Kluge po prostu zamkna
Geschowej drzwi przed nosem, przecinajc w ten sposb jej wywody. Nie moga wprost
wytrzyma dalszej gadaniny. Gdyby tak dalej poszo, przyjaby moe ma, aby unikn
gadania, i aowaaby tego potem przez cae ycie.
Usiada na krzele kuchennym, wpatrzya si w niebieskie pomyki gazu i mylaa o
minionym dniu. Od chwili gdy owiadczya kierownikowi urzdu, e pragnie wystpi z
partii, i to natychmiast, byo wiele gadania. Przede wszystkim zwolni j z dzisiejszego
obchodu, a potem zaczo si przesuchiwanie. Okoo poudnia wypyno dwch cywilw z
teczkami i wypytywali j. Miaa opowiedzie o swoim caym yciu, o rodzicach, rodzestwie,
maestwie...
Z pocztku mwia zupenie chtnie, zadowolona, e nie pytaj jej o powody wystpienia z
partii, ale potem kiedy miaa opowiedzie o swoim maestwie, zacza si opiera,
sprzeciwia. Po maestwie przyjdzie kolej na dzieci, a nie mogaby opowiada o
Karlemannie tak, aby te chytre lisy nie zmiarkoway, e tu co nie jest w porzdku.
Nie, o tym nic nie powie. Jej maestwo i jej dzieci nikogo nic nie obchodz.
Ale ci ludzie byli uparci. Znali wiele drg. Jeden z nich sign do teczki i zacz przeglda
jaki dokument. Chciaaby wiedzie, co to za dokument: o niej nie mogo by takiego
dokumentu w policji kryminalnej. Zauwaya przecie, e ci cywile mieli w sobie co z policji.
Potem znw zaczli pyta i teraz okazao si, e w dokumencie musi by co o Ennie. Bo
teraz pytano j o jego choroby, jego wstrt do pracy, jego namitno do wycigw i jego
kobiety. Zaczo si znw zupenie niewinnie, potem nagle zauwaya niebezpieczestwo,
zamkna mocno . usta i nie powiedziaa nic wicej.
Nie, i to bya jej prywatna sprawa. To nikogo nic nie obchodzi. Jej stosunki z mem to bya
tylko jej sprawa. Poza tym ya z mem w separacji. I tu j znw zapali. Od jak dawna yje
z nim w separacji? Kiedy widziaa go po raz ostatni? Czy jej yczenie wystpienia z partii
wie si moe z mem?
Potrzsna tylko gow. Ale pomylaa ze zgroz o tym, e prawdopodobnie przesuchaj
Enna, a z tej szmaty w cigu p godziny wycisn wszystko. Wtedy stanie przed wszystkimi
naga w swojej habie, o ktrej dotychczas wiedziaa tylko ona.
- Prywatne! Zupenie prywatne!...
Strona 24
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Zatopiona w mylach Ewa Kluge, przypatrujca si migotaniu 1 dreniu niebieskiego
pomyczka gazowego, nagle wzdryga si wystraszona. Popenia przedtem gruby bd.
Powinna bya Ennowi da pienidze na par tygodni i wskazwk, aby ukry si u jednej ze
swych przyjaciek.
Dzwoni do Geschowej: - Niech pani sucha, pani Gesch. Namyliam si, chciaabym
przynajmniej par sw zamieni z moim mem! Teraz, kiedy Ewa jej ustpia, Geschowa
wpada w zo:
- Trzeba byo si przedtem zastanowi. Pani m poszed ju dobre dwadziecia minut temu.
Spnia si pani!
- A dokd poszed, pani Gesch?
- Skde mam to wiedzie? Przecie pani go wyrzucia! Poszed chyba do jednej ze swoich
bab!
- Czy nie wie pani, do ktrej? Prosz, niech mi pani to powie, pani Gesch! To naprawd jest
bardzo wane...
- Nagle takie wane! - Geschowa dodaje niechtnie: - Mwi co o jakiej Tutti.
- Tutti? - zapytuje - to znaczy chyba Truda, Gertruda. Czy nie zna pani jej nazwiska, pani
Gesch?
- Sam go nie zna! Nie wiedzia nawet dokadnie, gdzie ona mieszka, myla tylko, e j
odszuka. Ale w tym stanie, w jakim ten czowiek si znajduje...
- Moe jeszcze kiedy wrci - powiada pani Ewa Kluge z namysem - niech go pani wtedy do
mnie przyle. W kadym razie bardzo pani dzikuj, pani Gesch. Dobranoc!
Ale Geschowa nie odpowiada i zatrzaskuje drzwi. Nie zapomniaa jeszcze, e tamta zamkna
jej przedtem drzwi przed nosem. Ani jej si ni posa jej znowu ma, jeli kiedy wypynie.
Kobieta powinna zastanowi si w por, potem bywa czsto za pno.
Pani Kluge wrcia do kuchni. To dziwne: mimo e rozmowa z Geschowa nie daa wyniku,
jest jej teraz lej. C, sprawy musz i swoj drog. Zrobia, co tylko moga, aby pozosta
czyst. Wyrzeka si zarwno ojca, jak syna, wymae ich ze swego serca. Zadeklarowaa
swoje wystpienie z partii. Teraz stanie si, co musi si sta. Nie moe tego zmieni, a nawet
najgorsze po tym, co przesza, ju jej nie przerazi.
Nie przerazia si te zbytnio, gdy obaj badajcy j cywile przeszli po bezcelowych pytaniach
do grb. Czy wie o tym, e wystpienie z partii moe j pozbawi posady na poczcie? I - co
wicej -jeli chce teraz bez podania przyczyn wystpi z partii, staje si politycznie niepewna.
A dla takich istnieje co takiego jak obz koncentracyjny! Chyba ju o tym syszaa? Tam
bardzo prdko zamieniaj politycznie niepewnych w pewnych; s potem przez cae ycie
pewni. Ona przecie rozumie!
Pani Kluge nie przestraszya si. Pozostaa przy tym, e prywatne ycie pozostaje prywatnym,
a o prywatnym nie bdzie mwia. W kocu pucili j. Nie, jej wystpienie z partii nie zostao
tymczasem przyjte, jeszcze usyszy o tym. Ale w pracy na poczcie zostaje zawieszona. Ma
pozostawa w swoim mieszkaniu do dyspozycji...
Podczas gdy Ewa Kluge przesuwa wreszcie od dawna zapomniany garnek z zup na gaz,
postanawia nagle nie by posuszna i w tym punkcie. Nie bdzie siedziaa bezczynnie w
mieszkaniu i oczekiwaa udrcze ze strony tych panw. Nie, jutro rano pocigiem o szstej
pojedzie do siostry, w okolice Ruppina. Moe tam przey ze dwa, trzy tygodnie nie
zameldowana, wyywiaj bez trudu. Maj krow i winie, i kartofle. Bdzie pracowaa w
stajni i na polu. To jej dobrze zrobi, lepiej ni noszenie listw i wieczne dreptanie po pitrach.
Od chwili gdy powzia postanowienie wyjazdu na wie, ruchy jej oywiy si. Wyciga
waliz i zaczyna si pakowa. Przez chwil zastanawia si, czy przynajmniej nie powiedzie
pani Gesch, e wyjeda. Dokd - tego nie musi mwi. Ale postanawia; nie, lepiej nic nie
powie. Wszystko, co robi, robi sama, dla siebie. Nie chce wciga w to adnego czowieka.
Nie powie te nic siostrze ani szwagrowi. Bdzie teraz ya samotnie, jak jeszcze nigdy.
Zawsze by kto, o kogo musiaa si troszczy: rodzice, m, dzieci. Teraz jest sama. Wydaje
jej si w tej chwili bardzo moliwe, e zasmakuje w samotnoci. ; Moe, jeli zostanie
zupenie sama ze sob, co jeszcze z niej bdzie; teraz, kiedy nareszcie ma czas dla siebie i
nie musi zapomina wasnego ja" ze wzgldu na innych.
Tej nocy, gdy pani Rosenthal tak boi si swojej samotnoci, po raz pierwszy umiecha si
znw we nie listonosz Ewa Kluge. We nie widzi si na olbrzymim kartoflisku z motyk w
rku. Jak daleko siga wzrok - wszdzie kartoflisko, a na nim tylko ona jedna: musi wszystko
do czysta wykopa. Umiecha si, podnosi motyk, jasno dwiczy uderzony kamie, na
kartoflana przewraca si, a ona kopie dalej i dalej.
ROZDZIA XII Enno i Emil po wstrzsie Maemu Ennowi Klugemu powiodo si o wiele
gorzej anieli jego kumplowi Emilowi Borkhausenowi, ktrego ona - moga by taka czy
inna - wpakowaa jednak do ka, chocia natychmiast potem go okrada. Sabowity amator
wycigw konnych dosta o wiele wiksze lanie anieli dugi, kocisty szpicel z przypadku.
Nie, Ennowi powiodo si szczeglnie le.
I gdy Enno biegnie ulicami i wystraszony szuka swojej Tutti, Borkhausen wstaje z ka,
wypatruje w kuchni czego do jedzenia i najada si ponuro i z namysem do syta. Potem
znajduje w szafie paczk papierosw, zapala jednego, wsadza paczk do kieszeni i siedzi
znw przy stole, z gow podpart na rku, pospnie zamylony.
6 - Kady umiera... t. I W tej pozycji zastaje go Otti, gdy wraca z zakupw. Oczywicie
widzi od razu, e wzi sobie jedzenie, wie rwnie, e gdy odchodzia, nie mia nic do
palenia w kieszeni, i natychmiast odkrywa kradzie papierosw z szafy. Rozpoczyna te z
miejsca ktni: - Tak, lubi co takiego, gdy taki dra zera mi moje jedzenie i bucha moje
papierosy! Oddaj je, natychmiast oddawaj. Albo mi zapa! Daj fors, Emil!
Oczekuje w napiciu, co on powie, ale jest do pewna siebie. Te czterdzieci osiem marek
ju prawie wydaa, m nie moe jej wic rzeczywicie nic zrobi.
I wnioskuje z odpowiedzi, mimo jej bardzo zoliwego brzmienia, e Emil naprawd nic nie
wie o tych pienidzach. Czuje swoj przewag nad tym frajerem, wykiwaa go, a ten osio
nawet si nie skapowa!
- Zamknij gb! - mruczy tylko Borkhausen nie podnoszc gowy. - I wywalaj z domu, bo ci
porachuj koci!
Otti woa od strony drzwi kuchennych, dlatego tylko, e musi zawsze mie ostatnie sowo, i
dlatego, e czuje sw wielk przewag (mimo e si go teraz boi): - Uwaaj lepiej, aby SS nie
porachowao ci koci do reszty! Niewiele ci ju brak!
Potem idzie do kuchni i wyadowuje zo na bachorach.
M siedzi w izbie i myli; pamita tylko niewiele z tego, co stao si tej nocy, ale to niewiele,
co pamita, wystarcza mu. I myli teraz o tym, e tam na grze mieszkanie Rosenthalowej
Strona 25
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
jest ju chyba oczyszczone do szcztu przez Persickw, a on mgby przecie zabra stamtd
do diaba i troch! Przez wasn gupot da si wykiwa!
Nie, to Enno by temu winien, Enno zaczai z wdk. Enno by od pocztku zalany. Gdyby nie
ten Enno, miaby teraz kup rzeczy, bielizny i ubra; wita mu jeszcze w pamici jakie radio.
Gdyby mia tego Enna teraz tutaj pod rk, poamaby koci temu tchrzowi, fujarze, ktry
zawali ca spraw!
Ale w chwil pniej Borkhausen znw wzrusza ramionami. Kt to jest koniec kocw ten
Enno? Tchrzliwa pluskwa, ktra yje z upuszczania krwi babom! Nie, kto naprawd jest
winien - to ten Baldur Persicke! Ten smyk, ten szczeniak, tytuujcy si fuehrerem HJ, od
samego pocztku chcia go wpakowa. Ta caa historia przygotowana bya tylko po to, aby
znale frajera, a samemu przywaszczy sobie zdobycz bezkarnie. Ta jadowita mija w
byszczcych okularach tak sobie sprytnie wszystko obmylia, aby go wpakowa! Przeklty
smarkacz!
Borkhausen nie bardzo rozumie, dlaczego waciwie teraz siedzi w swoim pokoju, a nie w
celi na Alexie*. Co musiao im przeszkodzi: zupenie niejasno przypomina sobie jakie
dwie postacie, ale kto to by i jak to byo, tego wtedy nie poj bdc pprzytomny. Teraz
tym bardziej nic nie wie.
Ale jedno wie: nie przebaczy tego nigdy Baldurowi Persicke. Baldur moe wle po drabinie
partyjnej nie wiem jak wysoko; Borkhausen bdzie uwaa. Borkhausen umie czeka.
Borkhausen nie zapomina niczego. Taki szczeniak! Przyjdzie jeszcze dzie, e si do niego
dobierze, a wtedy tamten bdzie lea w gwnie! Ale bdzie lea gorzej ni Borkhausen i
nigdy wicej nie wstanie. Zdradzi kumpla? Nie, tego si nie przebacza i nie zapomina! Te
pikne rzeczy w mieszkaniu Rosenthalw, walizy i skrzynie, i radio, to wszystko mgby
teraz mie!
I Borkhausen grzebie nadal w pamici. Wci to samo w kko; jednoczenie wyciga srebrne
rczne lusterko Otti, ostatni podarunek jakiego wielkodusznego adoratora, oglda i obmacuje
swoj twarz.
May Enno Kluge rwnie obejrza swoj twarz w lustrze pewnego magazynu md.
Przestraszyo go to jeszcze bardziej i zupenie straci gow. Nie way si spojrze na
adnego czowieka, mia uczucie, e wszyscy patrz na niego. Pta si po bocznych
uliczkach, a jego poszukiwania Tutti s coraz bardziej gorczkowe. Nie tylko nie wie ju,
gdzie ona moe mieszka, ale nawet nie wie, gdzie sam teraz jest. Wchodzi do kadej ciemnej
bramy i patrzy w okna oficyn, w gr. -Tutti... Tutti...
Szybko zapada teraz zmrok. Enno musi znale przed noc kwater, bo zaaresztuje go policja.
A jak zobacz, w jakim jest stanie, zrobi z niego marmolad, dopki nie przyzna si do
wszystkiego. A kiedy przyzna si i do tego o Persickach, a wygada przecie wszystko ze
strachu, wtedy Persickowie go zabij.
Biegnie bez celu coraz dalej, coraz dalej...
Wreszcie nie ma ju wicej si. Siada na awce i przykuca, po prostu nie moe ju i dalej i
co wymyli. Wreszcie zaczyna zupenie machinalnie obszukiwa kieszenie; chce znale
co do palenia - papieros dopomgby mu znowu stan na nogi.
* Alex - skrt od Alexanderplatz - plac Aleksandra, gdzie mieci si urzd policji
kryminalnej.
Nie ma w kieszeniach papierosa, natomiast znajduje co, czego na pewno nie oczekiwa:
pienidze - czterdzieci sze marek. Pani Gesch moga mu ju przed paroma godzinami
powiedzie, e ma pienidze w kieszeni, i w ten sposb dodaaby nieco pewnoci siebie temu
maemu, zastraszonemu czowieczkowi w jego poszukiwaniach jakiego punktu zaczepienia.
Ale Geschowa oczywicie nie chcaa si zdradzi, e przeszukaa jego kieszenie, kiedy spa.
Geschowa jest uczciw kobiet, odoya pienidze, cho dopiero po krtkiej walce ze sob!
Gdyby znalaza je u swojego Gustawa - wziaby bez namysu. Ale od obcego mczyzny -
nie, taka nie bya! Oczywicie, Geschowa wzia trzy marki ze znalezionych czterdziestu
dziewiciu, ale to nie bya kradzie, to byo jej suszne prawo, za jedzenie, ktre dala
Klugemu. Mogaby mu rwnie da bez pienidzy, ale dlaczego miaaby dawa za darmo
jedzenie obcemu mczynie, ktry ma pienidze? Taka naiwna te nie jest!
W kadym razie te czterdzieci sze marek wzmacniaj ogromnie samopoczucie
zastraszonego Enna Klugego. Wie teraz, e moe sobie znale jaki nocleg. I jego umys
zaczyna na nowo funkcjonowa. Wprawdzie nie przypomina sobie jeszcze mieszkania Tutti,
ale wpada mu nagle na myl, e pozna j w maej kawiarence, w ktrej czsto przebywaa.
Moe znaj tam jej adres.
Wstaje i zaczyna znw biec. Orientuje si, gdzie wacwie jest, a gdy spostrzega tramwaj,
prowadzcy prawie do celu, way si nawet wskoczy na ciemny przedni pomost pierwszego
wagonu. Jest tam tak ciemno i toczno, e nikt nie zwrci specjalnej uwagi na jego twarz.
Potem idzie do kawiarni. Nie, nie chce nic konsumowa; podchodzi natychmiast do bufetu i
pyta panienk, czy nie wie, gdzie jest Tutti i czy Tutti w ogle jeszcze tutaj bywa.
Panienka pyta ostrym, przenikliwym gosem, ktry sycha w caym lokalu, o jak Tutti mu
chodzi? W Berlinie jest mianowicie mnstwo Tuttich!
Niemiay may czowieczek odpowiada zakopotany: -No, ta Tutti, ktra tu stale
przychodzia, taka brunetka, troch tgawa...
Ach, o t Tutti pyta! Nie. o tej Tutti nie chc tutaj nic wiedzie! Niech si nie odway jeszcze
raz tu pokaza! Nie chc o niej nawet sysze!
Z tymi sowami panienka odwraca si od Enna oburzona. Kluge mruczy par sw
przeproszenia i czym prdzej opuszcza lokal. Stoi [
jeszcze bezradnie na ciemnej ulicy, nie wiedzc, co ma dalej robi, gdy z kawiarni wychodzi
jaki starszy czowiek, do oberwany, jak si Ennowi wydaje. Czowiek ten wahajc si
podchodzi do Enna, wreszcie zbiera si na odwag, zdejmuje kapelusz i pyta, czy Enno nie
jest tym panem, ktry przed chwil w kawiarni dopytywa si o niejak Tutti.
- Moe - odpowiada Enno Kluge ostronie. - A dlaczego pan o to pyta?
- A, tylko tak. Mgbym panu ewentualnie powiedzie, gdzie mieszka. Mog pana te
zaprowadzi do jej mieszkania, tylko pan mi te musi wywiadczy ma przysug!
- Co za przysug? - pyta Enno jeszcze ostroniej. - Nie wiem, jak mgbym panu
wywiadczy przysug. Przecie wcale pana nie znam.
- Ach, dojdziemy ju do porozumienia! - woa starszy pan. - Nie, nie nakadamy drogi, jeli
pjdziemy tdy. Taka jest mianowicie sprawa i jej okolicznoci, e Tutti ma jeszcze moj
waliz z rzeczami. Moe mgby mi pan jutro rano t waliz prdko wyda, kiedy Tutti
bdzie jeszcze spaa albo pjdzie po zakupy?
Starszy pan uwaa widocznie za pewnik, e Enno przenocuje u Tutti.
Strona 26
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Nie - powiada Enno - tego nie zrobi. Nie puszczam si na takie historie. Bardzo auj!...
- Ale mog panu dokadnie powiedzie, co jest w walizie. To naprawd jest moja waliza!
- A dlaczego pan nie zapyta w takim razie o to samej Tutti?
- No, jeli pan tak mwi - powiada starszy pan oburzony - to nie zna pan Tutti. Przecie to
jest baba, musi pan wiedzie, ktra ma zby ostre jak kolce jea. Gryzie i pluje jak pawian,
dlatego te j tak nazywaj.
Podczas gdy starszy pan kreli ten miy portret Tutti, Enno Kluge przypomina sobie ze
strachem, e Tutti jest rzeczywicie taka, a on ostatnim razem zwia z jej portmonetk i
kartkami ywnociowymi. Kiedy jest wcieka, rzeczywicie gryzie i pluje jak pawian, i
prawdopodobnie, jeli teraz Enno do niej przyjdzie, wyaduje sw wcieko na nim.
Wszystko, co wyobrazi sobie o noclegu u niej , nie jest niczym innym jak wanie
wyobraeniem.
I nagle Enno Kluge postanawia, ot tak - z chwili na chwil - e bdzie od dzisiaj y inaczej.
Koniec z babami, koniec z tymi maymi kradzieami, koniec nawet z wycigami. Ma
czterdzieci sze marek i moe z tego wyy do nastpnej wypaty. Jutro -wobec tego, e
jest tak rozbity, pozwoli sobie jeszcze na jeden dzie rekonwalescencji, ale pojutrze zacznie
na nowo uczciwie pracowa. Tamci ju skapuj si, jakiego maj robotnika, i nie wyl go na
front. Enno rzeczywicie nie moe po tym wszystkim, co przey w cigu ostatniej doby,
zaryzykowa takiego pawianowego przyjcia u Tutti.
- Tak - powiada Enno Kluge z namysem do starszego pana - to si zgadza; taka jest Tutti. I
dlatego, e jest wanie taka, zdecydowaem si nie i do niej. Przenocuj tu, naprzeciwko, w
tym maym hotelu. Dobranoc panu, panie... przykro mi, ale...
I idzie ostronie ze wzgldu na swe rozbite koci do hotelu, gdzie udaje mu si, mimo
zmaltretowanego wygldu i zupenego braku bagau, rzeczywicie wyebra u oberwanego
portiera ko za trzy marki. W ciasnej, cuchncej dziurze wazi do ka, ktrego pociel
suya ju niejednemu przed nim. Wyciga si, mwi do siebie: ,,Od teraz bd y zupenie
inaczej. Byem podym draniem, zwaszcza dla Ewy. Ale od tej chwili bd inny. Naleao mi
si to lanie, ale od teraz bd inny..."
Ley zupenie cicho w wskim ku, w pewnym sensie w postawie na baczno, i wpatruje
si w sufit. Dry z zimna, wycieczenia i blu. Ale nie czuje tego nawet. Myli, e dawniej
by powaanym i lubianym robotnikiem, a teraz jest tylko ndznym, maym ptakiem, na
ktrego widok wszyscy spluwaj. Nie, jemu to bicie pomogo, od teraz wszystko bdzie
inaczej. I wyobraajc sobie to inaczej" - zasypia.
O tym czasie pi te wszyscy Persickowie, pi pani Gesch i pani Kluge, pi maestwo
Borkhausen - Emil pozwoli bez sowa wle Otti do swojego ka.
pi bojaliwie, oddychajc ciko, pani Rosenthal. Rwnie maa Truda Baumann pi. Po
poudniu udao jej si szepn jednemu ze sprzysionych, e musi mu koniecznie co
zakomunikowa i prosi, aby si spotkali nastpnego wieczoru, moliwie niepostrzeenie, w
Ely-sium". Jest w strachu, bo musi przyzna si do swojego gadulstwa, ale mimo to zasypia.
Pani Anna Quangel ley po ciemku w ku, podczas gdy jej m, jak zawsze o tej porze w
nocy, stoi przy swoim warsztacie i uwanie ledzi tok pracy. Nie wezwali go do kierownictwa
technicznego w sprawie ulepszenia fabrykacji. Tym lepiej!
Anna Quangel, ktra ley w ku, ale nie moe jeszcze zasn, w dalszym cigu uwaa
swego ma za czowieka zimnego, bez serca. Jak przyj.wiadomo o mierci Ottonka, jak
wyrzuci z mieszkania t biedn Trud i pani Rosenthal: zimno, bez serca, cigle tylko z
myl o sobie. Ju nigdy nie bdzie moga by dla niego tak dobra jak dawniej, kiedy mylaa,
e przynajmniej dla niej ywi jakie uczucie. Widziaa teraz, jaki jest naprawd. Jest tylko
obraony za nieprzemylane sowa ty i twj fuehrer", tylko dotknity. Na pewno go znowu
tak atwo nie urazi, nie zacznie w ogle z nim tak prdko mwi. Dzi nie zamienili ani sowa
ze sob, nie powiedzieli sobie nawet dzie dobry.
Emerytowany radca sdowy Fromm czuwa jeszcze, jak zawsze w nocy. Pisze swoim
drobnym, wyranym pismem list, ktrego nagwek brzmi: Szanowny panie mecenasie..."
Pod lamp czeka na niego otwarty Plutarch.
ROZDZIAXIII Taniec zwycistwa w Elysium"
Widok, jaki przedstawiaa w ten pitkowy wieczr sala Elysium". wielkiego lokalu
tanecznego na pnocy Berlina, musia radowa kadego normalnego Niemca: mundury!
Szare i zielone kolory Wehr-machtu stanowiy mocne, barwne to obrazu - ale mundury partii
i jej ekspozytur - brunatne, jasnobrzowe, zotobrzowe, ciemnobrzowe i czarne - nadaway
mu dopiero waciwy koloryt. Obok brunatnych koszul SA wida byo o wiele janiejsze
koszule H J, byli przedstawiciele organizacji Todta* i Pastwowej Suby Pracy, wida byo
ciemnote mundury sonderfuehrerw**, zwanych zotymi baantami", i kierownikw
politycznych obok czonkw obrony przeciwlotniczej. Nie tylko umundurowanie mczyzn
cieszyo niemieckie serca. Rwnie wiele modych dziewczt byo w mundurach: BDM***,
Suba Pracy i or* Organizacja Todta - organizacja hitlerowska o charakterze pwojskowym,
zajmujca si budowaniem umocnie obronnych i drg dla wojska.
'* Sonderfuehrer - dowdca oddziau SD, SD-Sonderdienst - specjalne oddziay hitlerowskie,
ktre bray udzia w akcjach przeciwko ludnoci terenw okupowanych.
'* Bund Deutscher Maedel - Zwizek Dziewczt Niemieckich - organizacja eskiej
modziey hitlerowskiej.
ganizacja Todta przysay tutaj chyba wszystkie swoje kierowniczki, ich zastpczynie i
szeregowe.
Nieliczni cywile gubili si zupenie w tym tumie, byli bez znaczenia, nieciekawi wrd tych
mundurw, jak zreszt cywile w ogle, na ulicach i w fabrykach, nigdy nic nie znaczyli
wobec partii. Partia bya wszystkim, a nard niczym.
Dlatego te prawie wcale nie zwracano uwagi na st w kocu sali, przy ktrym siedziaa
jedna dziewczyna i trzech modych mczyzn. Nikt z tej czwrki nie nosi munduru ani nawet
znaczka partyjnego.
Moda para - dziewczyna i modzieniec - przybyli pierwsi. Potem inny mody czowiek
zapyta, czy moe si przysi, a wreszcie jeszcze czwarty cywil poprosi o to samo. Moda
para sprbowaa nawet raz zataczy w tumie. Wwczas pozostali mczyni wszczli
rozmow, do ktrej po powrocie do stolika wtrcia si rwnie rozgorczkowana para
tancerzy.
Jeden z mczyzn, czowiek okoo trzydziestki, o wysokim czole i przerzedzonych ju
wosach, cofn krzeso i milczc obserwowa przez chwil tum na parkiecie i przy
ssiednich stolikach. Potem, nie patrzc prawie na pozostaych, powiedzia: - le wybrane
miejsce na zebranie. Jestemy prawie jedynym stolikiem na sali obsadzonym wycznie przez
Strona 27
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
cywilw. To zwraca uwag.
Towarzysz modej dziewczyny zwrci si do niej z umiechem - sowa skierowane byy
jednak do mczyzny o wysokim czole:
- Na odwrt, Grigoleit, w ogle na nas nie zwaaj, najwyej pogardzaj nami. Ci panowie
myl tylko o tym, e tak zwane zwycistwo nad Francj przynioso im parotygodniowe
zezwolenie na tace.
- Bez nazwisk! I to pod adnym warunkiem! - powiedzia ostro mczyzna o wysokim czole.
Przez chwil wszyscy milczeli. Dziewczyna malowaa co wskazujcym palcem na stole i nie
podnosia gowy, mimo i czua, e wszyscy na ni patrz.
- W kadym razie, Trudo - powiedzia trzeci mczyzna z niewinn twarz wyrosego oseska
- teraz jest waciwy moment dla twego owiadczenia. O co chodzi? Stoliki obok s prawie
puste, wszyscy tacz -mw!
Milczenie trzech mczyzn mogo oznacza tylko zgod. Truda Baumann powiedziaa,
zacinajc si i nie podnoszc gowy:
- Wydaje mi si, e popeniam bd. W kadym razie nie dotrzymaam sowa. W moich
oczach to oczywicie nie jest bdem...
- O, przestae! - zawoa wzgardliwie mczyzna z wysokim czoem. - Czy masz zamiar
naladowa gsi? Nie ggaj, tylko mw po prostu, co jest!
Dziewczyna podniosa gow. Popatrzya powoli w twarze mczyzn, ktre jak jej si
wydawao, spoglday na ni z okrutnym chodem. W oczach jej zabysy dwie zy. Chciaa
mwi, ale nie moga, poszukaa chusteczki.
Ten z wysokim czoem odchyli si na oparcie krzesa. Gwizdn cicho i przecigle: - Ma nie
gga? Przecie ona ju ggaa! Spjrzcie tylko na ni!
Kawaler Trudy sprzeciwi si szybko: - Niemoliwe! Truda jest czysta jak zoto. Powiedz im,
e nie wygadaa si, Trudo! - cisn jej rk dodajc odwagi.
Osesek skierowa swoje okrge, bardzo niebieskie oczy wyczekujco, prawie bez wyrazu na
dziewczyn. Drugi, z wysokim czoem, umiecha si pogardliwie. Rozgnit papierosa w
popielniczce i powiedzia ironicznie: - A wic, panienko?
Truda opanowaa si i szepna odwanie: - A jednak on ma racj. Wygadaam si. Mj te
przynis mi wiadomo o mierci mojego Ottona, to mnie jako wyprowadzio z rwnowagi.
Powiedziaam mu, e pracuj w komrce.
- Wymienia nazwiska? - Nikt nie przypuszczaby, e niewinny Osesek potrafi tak ostro
pyta.
- Oczywicie nie. W ogle nic poza tym nie mwiam. A mj te jest starym robotnikiem,
ktry nigdy nie powie sowa.
- Twj te - to jest osobny rozdzia. Teraz mwimy o tobie! Twierdzisz, e nie wymienia
adnych nazwisk...
- Wierz mi, Grigoleit! Nie kami. Dobrowolnie przecie si przyznaam.
- Pani przed chwil znw wymienia nazwisko, panno Baumann. Osesek powiedzia: - Czy
nie rozumiecie, e to wszystko jedno, czy wymienia nazwiska, czy nie? Powiedziaa, e
pracuje w komrce, ggaa i znowu bdzie gga. Jeeli tamci panowie bd j mieli w rku,
jeeli troch podrcz, zacznie sypa. Obojtne, co zdradzia dotychczas.
- Nigdy im nic nie powiem, nawet gdybym miaa umrze! - zawoaa Truda z poncymi
policzkami.
- O! - powiedzia ten z wysokim czoem - umrze jest bardzo atwo, panno Baumann. Ale
czsto przed mierci bywa jeszcze sporo niemiych rzeczy!
- Jestecie niemiosierni! - powiedziaa dziewczyna - popeniam bd, ale...
- Mnie te si zdaje - rozlego si na kanapie obok niej - obejrzyjmy sobie jej tecia i jeli
wyda nam si pewny...
- W apach tamtych nie ma adnej pewnoci - powiedzia Grigoleit.
- Trudo - rzek Osesek umiechajc si agodnie. - Trudo, powiedziaa przed chwil, e nie
wymieniaa dotychczas adnych nazwisk.
- Tak te byo.
- I owiadczya, e byaby gotowa umrze, zanim co takiego zrobisz?
- Tak! tak! tuk! - zawoaa namitnie.
- A wic - powiedzia Osesek umiechajc si z wdzikiem. - A wic, Trudo, jakby to byo,
gdyby umara jeszcze dzi wieczr, zanim bdziesz dalej gadaa. To daoby nam jak tak
pewno i zaoszczdzio mas roboty...
miertelna cisza zapanowaa wrd tych czworga. Twarz dziewczyny bya biaa jak wapno.
Jej kawaler powiedzia nie" i pooy lekko rk na jej doni. Ale zaraz potem cofn j.
Taczcy wrcili do stolikw i uniemoliwili na chwil dalsz rozmow.
Ten z wysokim czoem zapali znw papierosa, a Osesek umiechn si nieznacznie, gdy
zauway, e tamtemu dry rka. Potem powiedzia do bruneta siedzcego obok milczcej,
bladej dziewczyny: - Pan mwi nie", ale dlaczego waciwie? To jest niemal zadowalajce
rozwizanie zagadnienia i to takie, ktre - o ile zrozumiaem - paska ssiadka sama
zaproponowaa.
- Rozwizanie nie jest zadowalajce - powiedzia powoli brunet - zbyt wielu ju umiera. Nie
jestemy po to, aby powiksza liczb zabitych.
- Spodziewam si - powiedzia ten z wysokim czoem - e bdzie pan pamita o tym
twierdzeniu, kiedy Trybuna Narodowy pana i mnie, i tych tam...
- Cicho - powiedzia Osesek - idcie na chwil zataczy. Zdaje si, e to jest bardzo
przyjemny taniec. Moecie si tymczasem rozmwi, a my dwaj pogadamy sobie tutaj.
Mody brunet niechtnie wsta i ukoni si lekko swojej damie. Ocigajc si wzia go pod
rk. Bladzi oboje, przyczyli si do taczcych na parkiecie. Taczyli powanie, w
milczeniu, a jemu zdawao si, e taczy z umar. Wzdrygn si. Mundury wok niego,
krawaty ze swastyk, krwistoczerwone chorgwie ze znienawidzonym znakiem na cianach,
spowity w ziele portret fuehrera, rytm swinga.
- Nie zrobisz tego, Trudo - powiedzia - on jest szalony, eby da czego takiego!
Przyrzeknij mi...
Poruszali si niemal w miejscu, w coraz cianiejszym tumie. Moe dlatego, e stykali si
wci z innymi parami, moe dlatego nic nie mwia.
- Trudo -prosi jeszcze raz. - Przyrzeknij mi to! Moesz przecie i do innej fabryki, tam
pracowa i znikn im z oczu. Przyrzeknij mi...
Prbowa j doprowadzi do tego, aby na niego spojrzaa. Ale oczy jej uparcie patrzyy w dal,
ponad jego ramieniem.
- Ty jeste najlepsza z nas wszystkich - powiedzia nagle - ty jeste czowieczestwem, a on
Strona 28
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
jest tylko dogmatem. Musisz dalej y. Nie poddawaj mu .si.
Potrzsna gow. Mogo to oznacza zarwno tak", jak i nie".
- Chciaabym wrci - powiedziaa - nie chc wicej taczy.
- Trudo - rzek Karol Hergesell gorczkowo, gdy wydostali si z krgu taczcych - twj
Otto dopiero wczoraj umar, dopiero wczoraj dostaa wiadomo o jego mierci. To za
wczenie - ale wiesz i bez tego, e ci zawsze kochaem. Nigdy nie oczekiwaem niczego od
ciebie, ale teraz oczekuj przynajmniej tego, aby ya. Nie dla mnie, nie! Tylko aby ya!
Znw poruszya gow, jakby niepewna tego, co myli o jego mioci i o jego daniu, aby
pozostaa przy yciu.
Zbliyli si do stolika. - No? - zapyta Grigoleit z wysokim czoem. - Jak si taczyo? Troch
ciasno, co?
Dziewczyna nie usiada. Powiedziaa: - Teraz ju pjd. Bdcie zdrowi. Pracowaabym z
wami chtnie.
I odwrcia si do wyjcia.
W tej chwili gruby, niewinny Osesek ruszy za ni. Chwyci j za przegub doni i powiedzia:
- Jeszcze chwileczk, prosz! - Powiedzia to najzupeniej uprzejmie, ale jego wzrok grozi.
Wrcili do stou. Usiedli znw. Osesek zapyta: - Rozumiem przecie dobrze, Trudo, co
oznaczao twoje poegnanie?
- Zrozumiae zupenie dobrze! - odpowiedziaa dziewczyna i spojrzaa na niego twardymi
oczyma.
- Prosz ci wic o pozwolenie spdzenia z tob reszty wieczoru. Uczynia obronny gest
peen przeraenia.
Powiedzia bardzo uprzejmie: -Nie chc si narzuca, ale przychodzi mi na myl, e przy
wykonaniu takiego przedsiwzicia mona znw popeni bdy. - Szepn gronie: - Nie
zaley mi na tym, aby jaki idiota wyowi ci z wody, albo eby jutro jako niedosza
samobjczyni leaa w szpitalu. Chc by przy tym!
- Susznie - powiedzia ten z wysokim czoem - popieram to. To daje jedyn gwarancj...
- Bd dzi i jutro - powiedzia z naciskiem brunet - i kadego nastpnego dnia u jej boku.
Uczyni wszystko, aby zapobiec wykonaniu polecenia. Sprowadz pomoc, a jeli mnie
zmusicie, nawet policj!
Ten z wysokim czoem znw zagwizda przecigle, cicho i zoliwie.
Osesek powiedzia - Aha, mamy wic ju drugiego gadu przy stole? Zakochany, co? Od
dawna co takiego przypuszczaem. Chodcie, Grigoleit, komrka jest rozwizana. Nie ma
wicej adnej komrki. I wy to nazywacie dyscyplin, wy, zajcze serca.
- Nie, nie! - zawoaa dziewczyna. - Nie suchajcie go! To prawda, e on mnie kocha. Aleja
go nie kocham. Pjd dzi wieczorem z wami.
- Nic z tego - powiedzia Osesek naprawd zy. - Czy nie widzicie, e teraz ju w ogle nic
nie mona zrobi, kiedy on... - wskaza gow na bruneta. - E, co tam! - doda potem krtko -
Skoczone! Chod, Grigoleit!
Ten z wysokim czoem ju sta. Wsplnie zwrcili si ku wyjciu. Nagle jaka rka spocza
na ramieniu Oseska. Ujrza gadk, nieco obrzmia twarz jakiego gocia w brunatnym
mundurze.
- Chwileczk, prosz! Co pan przed chwil powiedzia o rozwizaniu komrki? To mnie
bardzo interesuje...
Osesek brutalnie wyrwa rk: - Daj mi pan spokj! - powiedzia bardzo gono. - Jeli pan
chce wiedzie, o czym mwilimy, niech pan zapyta t mod pani! Wczoraj dopiero poleg
jej narzeczony, a dzi ma ju innego na oku. Przeklte baby!
Przeciska si coraz bliej ku wyjciu, do ktrego Grigoleit ju dotar. Teraz i Osesek
wyszed. Grubas spoglda za nim przez chwil. Potem odwrci si do stou, przy ktrym
siedziaa dziewczyna i brunet z wci jeszcze pobladymi twarzami. To go uspokoio. Moe
rzeczywicie nie zrobiem bdu, e pozwoliem mu zwia... Przechytrzy mnie. Ale..."
Zapyta uprzejmie: - Czy pozwolicie pastwo, e przysid si na chwil i zadam par pyta?
Truda Baumann odpowiedziaa: - Nie mog nic innego powiedzie poza tym wanie, co
mwi tamten pan. Wczoraj otrzymaam wiadomo o mierci mego narzeczonego, a dzisiaj
ten pan chciaby si ze mn zarczy.
Jej gos brzmia mocno i pewnie. Teraz, gdy niebezpieczestwo byo tu, tu - znikn strach i
niepokj.
- Czy nie zechciaaby pani wymieni nazwiska narzeczonego, ktry zgin? I jego formacji? -
Uczynia to. - A pani nazwisko? Adres? Miejsce pracy? Czy ma pani jaki dokument przy
sobie? Dzikuj. A teraz pan, mj panie.
- Pracuj w tej samej fabryce. Nazywam si Karol Hergesell. Oto moja ksieczka pracy.
- A tamci dwaj panowie?
- Nie znamy ich wcale. Usiedli przy naszym stoliku i nagle wtrcili si do naszego sporu.
- A dlaczego kcilicie si?
- Nie chc go!
- A dlaczego tamten pan w takim razie by tak oburzony na pani, jeli pani go nie chce?
- A bo ja wiem? Moe nie wierzy moim sowom. Zdenerwowao go take, e taczyam z
nim.
- No, dobrze-powiedzia grubas i zamkn notes, spogldajc przy tym na jedno i na drugie.
Wygldali naprawd raczej na par pokconych kochankw anieli na przychwyconych
zbrodniarzy. Ju sam sposb unikania wzajemnych spojrze... A przy tym rce ich niemal
stykay si na stole. - No, dobrze! Wasze dane zostan oczywicie sprawdzone, ale myl
jednak... W kadym razie, ycz przyjemnego wieczoru...
- Ja nie! - powiedziaa dziewczyna - ja nie! - Wstaa jednoczenie z tamtym.
- Id do domu.
- Odprowadz ci.
- Nie, dzikuj, pjd lepiej sama.
- Trudo - prosi - pozwl mi zamieni z tob jeszcze dwa sowa! Czowiek w mundurze
umiechajc si patrzy na jedno i drugie. Byli to chyba naprawd zakochani. Wystarczy
pobiene sprawdzenie danych.
Truda zdecydowaa si nagle: - Dobrze, ale tylko dwie minuty.
Poszli. Nareszcie wydostali si z tej okropnej sali, z atmosfery przeciwiestw i nienawici.
Obejrzeli si.
- Nie ma ich.
- Nie zobaczymy ich nigdy.
- A ty moesz y. Nie, teraz musisz y, Trudo! Jeden twj nie przemylany krok
Strona 29
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
sprowadziby niebezpieczestwo na innych, na wielu innych. Pomyl o tyrn, Trudo!
- Tak - powiedziaa - teraz musz y. - I zdecydowanie: - Bd zdrw, Karolu!
Przez chwil opara si o jego pier, a usta jej musny jego usta. Nim cokolwiek postanowi,
przebiega ukonie przez jezdni w stron nadjedajcego tramwaju. Wagon zatrzyma si.
Zrobi ruch, jak gdyby chcia pobiec za ni. Ale cofn si.
,,Od czasu do czasu bd j widywa w fabryce - pomyla. - Cae ycie jest przed nami. Mam
czas. Wiem teraz przecie, e mnie kocha."
R O Z DZIA XIV Sobota: niepokj u duanglw Quanglowie rwnie przez cay pitek nie
zamienili ze sob ani sowa -trzy dni milczenia, nawet bez dzie dobry". To jeszcze nie
zdarzyo si w ich maestwie. Mimo swej maomwnoci Quangel od czasu do czasu co
mwi, o jakim robotniku z warsztatu albo przynajmniej o pogodzie, albo - e jedzenie byo
dzi bardzo smaczne. A teraz nic!
Im duej to trwao, tym mocniej odczuwaa Anna Quangel, e aoba, ktr przeywaa z
powodu mierci syna, zaczyna si rozprasza w niepokoju o tak bardzo zmienionego ma.
Chciaa myle tylko o chopcu, ale nie moga, kiedy obserwowaa tego mczyzn, swego
dugoletniego maonka, Ottona Quangla, czowieka, ktremu bd co bd powicia
najlepsze Lata swego ycia. Co go napado? Co si z nim stao? Co go tak zmienio?
W pitek okoo poudnia Annie Quangel min wszelki gniew na Ottona. Przeprosiaby go za
wypowiedziane bez zastanowienia sowa ,,ty i twj fuehrer", gdyby przypuszczaa, e
odniesie to skutek. Ale byo jasne, e Quangel nie myli ju o tym zarzucie, a
prawdopodobnie rwnie i o niej. Patrzy na ni, patrzy przez ni, sta przy oknie z rkami w
kieszeniach kombinezonu i w zamyleniu pogwizdywa od czasu do czasu, z duymi
przerwami. Nigdy czego takiego nie robi.
o czym ten czowiek myli? Co go tak rozstroio? Stawiaa jedzenie przed nim na stole,
zaczyna w nim grzeba yk. Obserwowaa go przez chwil z kuchni. Jego ostra twarz
pochylaa si nad talerzem, ale yka zupenie machinalnie wdrowaa do ust. Ciemne oczy
patrzyy na co, czego nie byo.
Wrcia do kuchni, by odgrza reszt kapusty. Lubi odgrzewan kapust. Zdecydowaa si
stanowczo, e wchodzc z kapust zagada do niego. Moe jej odpowie nawet bardzo ostro -
musiaa przerwa to niesamowite milczenie.
Gdy jednak wesza z odgrzan kapust do pokoju, Ottona ju nie byo. Napoczte jedzenie
zostao na talerzu. Albo Quangel zauway jej zamiar i uciek jak dziecko, ktre chce si dalej
gniewa, albo zapomnia po prostu o dalszym jedzeniu, gnany wewntrznym niepokojem. W
kadym razie nie byo go i musiaa teraz czeka na niego do nocy.
Ale w nocy z pitku na sobot Otto tak pno wrci z pracy, e mimo wszelkich dobrych
zamiarw spaa ju, kiedy kad si do ka. Obudzia si dopiero pniej, gdy zakasa.
Zapytaa ostronie:
- Otto, pisz ju?
Kaszel usta, m lea zupenie cicho. Jeszcze raz zapytaa:
- Otto, pisz ju?
1 nic, adnej odpowiedzi. Leeli tak oboje bardzo dugo w zupenej ciszy. Jedno wiedziao o
drugim, e nie pi. Nie wayli si zmieni pozycji, aby si nie zdradzi. Wreszcie oboje
zasnli.
Sobota zacza si jeszcze gorzej. Otto Quangel wsta niezwykle wczenie. Zanim zdya mu
postawi niadanie na stole polecia ju na jeden z tych nagych, niezrozumiaych spacerw,
ktrych dawniej nigdy nie robi. Wrci. Syszaa z kuchni, jak chodzi po izbie tam i z
powrotem. Gdy wesza z kaw, zoy troskliwie duy, biay papier, ktry czyta stojc przy
oknie, i schowa go do kieszeni.
Anna bya pewna, e to nie jest gazeta. Za duo biaego byo na papierze, a druk wikszy by
ni gazetowy. Co mg czyta jej m?
Denerwowaa si z powodu jego tajemniczoci, te zmiany w nim budziy w niej niepokj i
dodaway nowe zmartwienia do i tak wielu starych. Mimo to powiedziaa: - Kawa, Otto!
Na dwik jej gosu odwrci si i spojrza na ni, jakby ogromnie zdumiony, e nie jest sam
w mieszkaniu, zdziwiony, e kto do niego mwi. Patrzy na ni, a waciwie znowu jej nie
dostrzega. To nie bya jego maonka, Anna Quangel, na ktr teraz spoglda, ale kto, kogo
kiedy znal i musia go sobie z trudem przypomina. Umiech by na jego twarzy, w oczach;
ca twarz rozjania umiech, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziaa. Miaa ch
zawoa: - Otto, Otto, nie odchod teraz i ty ode mnie!
Ale nim zdecydowaa si naprawd, przeszed koo niej i wyszed z mieszkania. Znw bez
kawy, znw musiaa j zanie do kuchni do odgrzania. kaa przy tym cicho: - Co za
czowiek! Czy jej nic nie pozostanie? Po synu traci take i ma...
Quangel poda tymczasem szybkim krokiem w kierunku Prenz-lauer Allee. Wpado mu na
myl, e przedtem powinien taki dom dobrze obejrze i sprawdzi, czyjego pomys jest
dobry? Jeli nie, bdzie musia wymyli co innego.
W alei szed wolniej, jego oczy zatrzymyway si na szyldzikach koo bram, jakby szukajc
czego okrelonego. Na pewnym naronym domu zobaczy obok wielu szyldw
przedsibiorstw szyldziki dwch adwokatw i lekarza.
Popchn drzwi wejciowe. Otworzyy si natychmiast. To prawda, nie ma portiera w tak
licznie odwiedzanym domu. Wchodzi powoli po stopniach, opierajc si o porcz klatki
schodowej, ktra bya kiedy wielkopaska", z dbow posadzk, ale wskutek czstego
uywania i wojny stracia wszelki lad komfortu. Teraz schody byy brudne i wydeptane, a
chodniki znikny ju od dawna, prawdopodobnie jednoczenie z wybuchem wojny.
Otto Quangel min szyldzik adwokacki na ppitrze, skin gow j poszed dalej. Nie by
bynajmniej sam na klatce schodowej, nie, cigle mijali go ludzie, jedni idc mu naprzeciw,
inni wyprzedzajc go. Cigle sysza dzwonki, zamykanie drzwi, telefony, stukot maszyn do
pisania, gosy ludzkie.
Ale zdarzao si chwilami, gdy cae ycie koncentrowao si w pomieszczeniach biurowych,
e Otto Cjuangel mia klatk schodow albo przynajmniej odcinek schodw tylko dla siebie.
Wtedy wanie byby odpowiedni moment, aby to zrobi. W ogle wszystko ukadao si
cile tak, jak sobie to wyobraa. Spieszcy si ludzie, ktrzy nie patrzyli sobie nawzajem w
twarz, brudne szyby okienne, przez ktre przesikao tylko szarawe wiato dzienne, adnego
portiera, w ogle nikogo, kto interesowaby si innymi.
Gdy Otto Quangel przeczyta na pierwszym pitrze szyldzik drugiego adwokata i rka ze
wskazujcym palcem pouczya go, e lekarz mieszka jeszcze o pitro wyej, skin
potwierdzajco gow. Odwrci si, jakby wraca wanie od adwokata, i wyszed z domu.
Niepotrzebne byo dalsze ogldanie. To jest wanie taki dom, jakiego mu potrzeba. A
Strona 30
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
podobnych domw byo w Berlinie tysice.
Majster Otto Quangel stoi znw na ulicy. Podchodzi do niego mody brunet z bardzo blad
twarz.
- Pan Quangel, nieprawda? - zapytuje. - Pan Otto Quangel z ulicy Jaboskiego, czy tak?
Quangel mruczy jakie wyczekujce no?" dwik, ktry moe oznacza i jedno, i drugie -
potakiwanie i zaprzeczenie.
Mody czowiek przyjmuje to jako potwierdzenie. - Mam pana prosi w imieniu Trudy
Baumann - powiada - aby pan o niej zupenie zapomnia. Paska ona niech jej rwnie nie
odwiedza. Nie trzeba, panie Quangel, eby...
- Niech pan zakomunikuje - powiada Otto Quangel - e nie znam adnej Trudy Baumann i
nie ycz sobie, aby mnie nagabywano... -Jego pie trafia prosto w podbrdek modego
czowieka, ten pada od razu na ziemi jak mokra cierka. Quangel obojtnie przechodzi wrd
zbiegajcych si ludzi, tu obok policjanta, na przystanek tramwajowy. Tramwaj nadjeda,
Quangel wsiada, jedzie dwa przystanki. Potem wraca na przednim pomocie przyczepki
innego tramwaju. Jest tak, jak Przypuszcza: wikszo ludzi ju si rozesza, z dziesiciu czy
dwunastu stoi jeszcze przed kawiarni, do ktrej wniesiono pobitego.
Kady umiera... t. I Karol Hergesell wrci do przytomnoci. Po raz drugi w cigu kilku
godzin musi legitymowa si urzdowej osobie.
- To naprawd nic nie byo, panie wachmistrzu - zapewnia.
- Prawdopodobnie wlazem mu niechccy na odcisk, a on od razu mnie uderzy. Nie mam
pojcia, kto to by, zanim zdyem go przeprosi, ju mnie uderzy.
Znw Karol Hergesell moe odej nie zatrzymany, nie ciy na nim adne podejrzenie. Ale
zdaje sobie spraw, e nie wolno mu nadal tak wystawia losu na prb. Podszed tylko
dlatego do byego tecia Trudy, aby by pewnym jej bezpieczestwa. No, jeli chodzi o tego
Ottona Quangla, to moe chyba by spokojny. Twardy ptaszek, a poza tym zy. I na pewno
nie gadua, mimo swego wielkiego dzioba. Sposb, w jaki uderzy - mocno i ze zoci!
I dlatego, e taki czowiek mgby sypa, o mao co nie zaszczuto Trudy na mier. Ten nigdy
nie bdzie gada - nawet przed tamtymi! O Trud te si chyba nie bdzie troszczy, zdaje si,
e nie chce o niej nic wicej wiedzie. Jak taki szybki podbrdkowy moe czasem wiele
wyjani!
Karol Hergesell idzie teraz zupenie beztrosko do fabryki, a kiedy dowiaduje si ostronie, e
Grigoleit i Osesek wzili nogi za pas, oddycha z ulg. Teraz wszystko jest w porzdku. Nie
ma wprawdzie komrki, ale Karol zbytnio tego nie auje.
Za to Truda bdzie ya!
W gruncie rzeczy nie interesowa si tak bardzo robot polityczn, za to o wiele bardziej
Trud!
Quangel wraca tramwajem do domu, ale nie wysiada tam, gdzie powinien, tylko przejeda
obok ulicy Jaboskiego. Sicher ist sicher - gdyby rzeczywicie jeszcze jaki przeladowca
siedzia mu na karku, pragnie si rozprawi z nim sam, a nie cign go do mieszkania. Anna
nie jest teraz we waciwej formie, aby j zaskakiwano przykrymi niespodziankami. Musi z
ni przedtem pomwi. Oczywicie zrobi to, Anna gra wielk rol w tym, co Quangel
zamierza. Ale przedtem musi zaatwi jeszcze co innego.
Quangel postanowi nie wraca dzi w ogle przed prac do domu. Zrezygnuje z kawy i
obiadu. Anna bdzie troch niespokojna, ale poczeka i nie zrobi adnego gupstwa. Musi
dzisiaj co zaatwi. Jutro jest niedziela, a wtedy wszystko musi by na miejscu.
Przesiada si znowu i jedzie do miasta. Nie - tym modziecem, ktrego tak prdko zatka
jednym uderzeniem pici, Quangel si nie przejmuje. Nie wierzy te naprawd w innych
przeladowcw, przypuszcza raczej, e ten czowiek naprawd przyszed od Trudy.
Napomkna przecie co takiego, e musi wyzna, i zamaa przysig. Wtedy oczywicie
zabronili jej wszelkiego zetknicia z nim, a ona posaa tego modzieca do niego. Wszystko
to nie byo niebezpieczne. Po prostu dziecinada. Naprawd, dzieci wziy si do zabawy, o
ktrej nie maj pojcia. On, Otto Quangel, rozumie nieco wicej. Wie, na co si porywa. Ale
nie zagra tej gry jak dziecko, zastanowi si dokadnie nad kad kart.
Widzi znw Trud przed sob, jak opieraa si bezwiednie o plakat z wyrokiem Trybunau
Narodowego w penym przecigw korytarzu. Znw odczuwa to niepokojce wraenie jak
wtedy, gdy gowa dziewczyny ukoronowana bya napisem W imieniu narodu niemieckiego,
znw czyta - zamiast obcych - wasne nazwisko. Nie, nie, to sprawa tylko dla niego! I dla
Anny, oczywicie dla Anny te. Pokae jej, kto jest jego" fuehrerem!
W rdmieciu Quangel zaatwia przede wszystkim kilka sprawunkw. Kupuje, tylko za par
fenigw, kilka pocztwek, obsadk, par stalwek, buteleczk atramentu. A nawet te zakupy
dzieli midzy dom towarowy, fili Woolwortha i sklep z materiaami pimiennymi. Wreszcie
po dugim namyle kupuje jeszcze par zupenie zwyczajnych, cienkich rkawiczek
bawenianych, ktre dostaje bez karty odzieowej.
Potem siedzi w jednej z wielkich piwiar przy Alexanderplatz, pije kufel piwa, dostaje te
jeszcze co nieco do jedzenia bez kartek. Dzieje si to w roku l 94o. Rabunek napadnitych
narodw zacz si. Nard niemiecki nie ponosi jeszcze wikszych wyrzecze. Waciwie
mona dosta prawie wszystko i to nawet niezbyt drogo.
A jeli chodzi o sam wojn, toczy si ona daleko od Berlina, w obcych krajach. Prawda, od
czasu do czasu pokazuj si angielskie samoloty nad miastem. Wtedy pada kilka bomb, a
ludno udaje si nazajutrz na dugie wdrwki, aby obejrze zniszczenia. Wikszo mieje
si i mwi: - Jeli chc nas w ten sposb wykoczy, to potrwa sto lat, a i potem jeszcze
niewiele bdzie mona zauway. Tymczasem ich miasta zetrzemy z powierzchni ziemi!
Tak mwi ludzie. A kiedy Francja poprosia o zawieszenie broni, liczba mwicych
podobnie znacznie wzrosa. Powodzenie pociga wikszo ludzi. Taki czowiek jak Otto
Quangel, ktry w trakcie powodze wystpuje z szeregu, jest wyjtkiem.
Siedzi, ma jeszcze czas. Jeszcze nie musi i do fabryki. Opuci go ju niepokj ostatnich
dni. Od chwili gdy obejrza sobie ten dom i zaatwi par drobnych sprawunkw, wszystko
jest postanowione. Nie musi si ju duej namyla, co jeszcze jest do zrobienia. Reszta sama
si zrobi, droga przed nim jest prosta i jasna. Musi tylko i dalej. Pierwsze rozstrzygajce
kroki ma ju za sob. Po chwili paci i udaje si do fabryki. Mimo e to kawa drogi od
Alexanderplatz, idzie pieszo. Wyda ju dzisiaj do pienidzy na jazdy, zakupy, jedzenie.
Do? Za duo! Chocia Quangel zdecydowa si teraz na zupenie inne ycie, nie zmieni nic
z dotychczasowych przyzwyczaje. Pozostanie nadal oszczdny i bdzie si trzyma z dala od
ludzi.
Wreszcie stoi znw w swoim warsztacie, uwany i czujny, bez sowa i odpychajcy tak jak
zawsze. Nie wida po nim nic z tego, co si w nim dokonao.
Strona 31
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ROZDZIA XV Enno Kluge znw pracuje Kiedy Otto Quangel stan do pracy w warsztacie
stolarskim, Enno Kluge by ju od szeciu godzin przy tokarce. May czowieczek nie mg
wytrzyma w ku; pojecha mimo osabienia i blu do fabryki.
Oczywicie, przyjto go tam niezbyt przyjanie, ale nie oczekiwa niczego innego.
- No, przyszede wic znw do nas z wizyt, Enno? - zapyta majster -jak dugo zamierzasz
tym razem pracowa? Tydzie czy dwa?
- Jestem teraz zupenie zdrw, majstrze - zapewnia Enno gorliwie. - Mog znw pracowa i
bd znw pracowa, zobaczycie!
- No, no! - powiedzia majster do powtpiewajco i chcia ju odej. Ale zatrzyma si
jeszcze chwil, z zastanowieniem przyjrza si twarzy Enria i zapyta: - A co ty zrobi ze
swoj facjat, Enno? Dostae si do magla, co?
Enno opuci gow. Odpowiadajc nie patrzy na majstra: - Tak jest, majstrze, wymaglowali
mnie...
Majster stoi przy nim, w zamyleniu oglda w dalszym cigu. Wreszcie dochodzi do
przekonania, e powinien co powiedzie w tej sprawie, i mwi: - No, moe to rzeczywicie
pomogo, moe naprawd wrcia ci ochota do roboty, Enno!
Majster poszed i Enno Kluge jest rad, e baty tak zostay zrozumiane. Niech sobie majster
myli, e zlali go z powodu jego wstrtu do pracy, tym lepiej! Nie chcia o tym z nikim
mwi. A jeli tutaj tak bd myleli, oszczdz mu wszelkich pyta. Co najwyej bd si
miali poza jego plecami, a to - prosz bardzo - to mu byo obojtne. Chcia teraz pracowa.
Jeszcze bd go podziwiali!
Umiechajc si skromnie, a mimo to nie bez dumy, Enno Kluge wpisuje si na list
dobrowolnej zmiany niedzielnej. Kilku starszych kolegw, ktrzy znaj go od dawna, kpi z
tego. Enno mieje si wraz z nimi i jest rad, e majster te chichocze.
Poza tym bdne mniemanie majstra, e dosta baty z powodu wstrtu do pracy, pomogo mu
prawdopodobnie rwnie w dyrekcji. Wezwano go tam natychmiast po przerwie obiadowej.
Sta jak oskarony, a zwikszao jeszcze jego strach to, e jeden z sdziw" by w mundurze
wojskowym, jeden w mundurze SA, a jedyny cywil mia oczywicie rwnie znaczek
przodownika partii w klapie.
Oficer Wehrmachtu przewraca w aktach i wylicza Klugemu jego grzechy gosem rwnie
obojtnym jak pogardliwym. Tego a tego dnia zwolniony z Wehrmachtu do przemysu
zbrojeniowego, wtedy a wtedy pierwsze zameldowanie w fabryce, do ktrej zosta
skierowany. Jedenacie dni przepracowanych, zwolnienie z powodu krwawie odka, trzej
lekarze, dwa szpitale. Tego a tego dnia uznany znw za zdolnego do pracy. Pi dni pracy,
trzy dni wagarw, jeden dzie przepracowany, znw krwawienia odka itd., itd.
Oficer Wehrmachtu odoy akta, popatrzy ze wstrtem na Klugego - to znaczy skierowa
wzrok mniej wicej na grny guzik marynarki Enna i powiedzia podniesionym gosem:
C ty sobie waciwie mylisz, ty winio? - I nagle zacz krzycze, ale wida byo po nim ,
e krzyczy bez jakiegokolwiek zdenerwowania, po prostu z przyzwyczajenia: - Mylisz, e
potrafisz kogokolwiek wodzi za nos twoimi idiotycznymi krwawieniami odka? Pol ci
do kompanii karnej.
Tam wyrw ci z brzucha twoje mierdzce flaki, tam si nauczysz, co to s krwawienia
odka'
Oficer krzycza tak przez dusz chwil. Enno zna to z wojska i nie przeraao go to
specjalnie. Wysucha tego kazania z rkami przepisowo wycignitymi na szwach cywilnych
spodni, z okiem skierowanym uwanie na wymylajcego. Kiedy oficer od czasu do czasu
przerywa dla zaczerpnicia powietrza, Enno mwi przepisowym tonem, jasno i wyranie,
ale ani pokornie, ani bezczelnie, tylko rzeczowo: - Tak jest, Herr Oberleutnant! Rozkaz, Herr
Oberleutnant! - W pewnej chwili udao mu si nawet, oczywicie bez wszelkiego widocznego
skutku, wtrci zdanie: - Melduj posusznie, e jestem zdrw, Herr Oberleutnant! Melduj
posusznie, e bd pracowa!
Rwnie nagle jak zacz krzycze, oficer skoczy. Zamkn usta, odwrci wzrok od grnego
guzika marynarki Klugego i spojrza na swego brunatnego ssiada: - Jeszcze co poza tym? -
spyta ze wstrtem. Tak jest, i ten pan mia jeszcze co do powiedzenia, a raczej do krzyczenia
- wszyscy panowie przeoeni potrafili tylko krzycze na swych ludzi. Ten krzycza o
zdradzie narodu i o sabotau, o fuehrerze, ktry nie cierpi adnych zdrajcw we wasnych
szeregach, i o kacetach, gdzie Enna naucz rozumu.
- A w ogle, w jakim stanie pokazujesz si u nas? - wrzasn nagle brunatny - kto ci tak
urzdzi, ty winio jedna? Z tak mord? pokazujesz si przy robocie? Alfonsowae u kobiet,
ty kurwiarzu! Tan tracisz swoje siy, a my ci mamy za to paci? Gdzie by, gdzie si tal
upapra, ty ndzny sutenerze jeden?
- Dali mi wycisk - powiedzia Enno, zastraszony wzrokiem tamtego.
- Kto, kto ci tak urzdzi, chc to wiedzie! - krzyczaa brunatna koszula wymachujc mu
pici przed nosem i tupic nogami.
Teraz nadesza chwila, kiedy mzg Enna Klugego przesta dziaa. Zagroony nowym laniem
zapomnia o zasadzie ostronoci i szepn1 w strachu: - Melduj posusznie, e to SS mnie
tak urzdzi.
W bezmylnym strachu tego czowieka byo co tak przekonujcegc e trzej mczyni za
stoem natychmiast mu uwierzyli. Umieszl zrozumienia i aprobaty pojawiy si na ich
twarzach. Brunatny krzykn? jeszcze: - I ty to nazywasz urzdzi"? To si nazywa - poskromi
susznie ukara! Jak to si nazywa?
- Melduj posusznie: to si nazywa - susznie ukara!
- No, mam nadziej, e sobie to zapamitasz. Nastpnym razem nie wywiniesz si tak tanim
kosztem! Odmaszerowa!
Jeszcze w p godziny pniej Enno Kluge dra tak mocno, e nie mg pracowa przy
tokarni. Pata si w wychodku, skd go wreszcie majster wyforowa i zagna
przeklestwami do roboty. Majster stan koo niego i przyglda si, klnc, jak Enno Kluge
psu jedn robot po drugiej. W gowie maego czowieczka krcio si jeszcze wszystko:
zwymylany przez majstra, wykpiony przez kolegw, zagroony obozem koncentracyjnym i
kompani karn - nic ju wyranie nie widzia. Zazwyczaj tak zgrabne rce odmawiay mu
posuszestwa. Nie mg pracowa, a mimo to musia, bo byby zupenie zgubiony.
Wreszcie sam majster uzna, e tu nie chodzi o z wol ani wstrt do pracy: - Gdyby nie to,
e dopiero co bye chory, powiedziabym ci, aby si pooy na par dni do ka i
wykurowa - z tymi sowami majster opuci go, dodajc jednak: - Ale wiesz chyba, co si
wtedy z tob stanie! Tak, wiedzia. Pracowa w dalszym cigu, prbujc nie myle o blu i
nieznonym ucisku w gowie. Przez chwil przycigao go jak magnes obracajce si z
Strona 32
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
byskiem alazo. Trzeba byo tylko wetkn palec i miaby spokj, ko, mgby lee,
wypoczywa, spa, zapomnie! Ale zaraz przypomnia sobie, e kto wiadomie powoduje
wasne kalectwo, zostaje skazany na kar mierci. I rka cofna si...
Tak byo: mier w kompanii karnej, mier w kacecie, mier na podwrzu wiziennym, oto
co mu grozio kadego dnia i co musia od siebie oddali. A mia tak mao si...
Popoudnie jako mino i zaraz po pitej znalaz si w strumieniu powracajcych do domu.
Bardzo tskni za spokojem i snem, ale gdy stan w swoim ciasnym pokoiku hotelowym, nie
mg si zdecydowa na pooenie do ka. Wybieg znowu, by kupi co do jedzenia.
I znw by w pokoju, jedzenie leao przed nim na stole, a ko stao obok. Ale po prostu nie
mg tutaj zosta. By jak zaszczuty, nie mg wytrzyma w tym pokoju. Musia kupi sobie
nieco przyborw do mycia i niebiesk bluz robocz u handlarza starzyzn.
Znowu wybieg, a kiedy by w drogerii, wpado mu na myl, e powracajcy na urlop ma
Lotty wyrzuci go brutalnie na ulic, a zostaa jeszcze u niej jego cika waliza z rzeczami.
Wybieg ze sklepu, wsiad do tramwaju, zaryzykowa: pojecha po prostu do niej. Nie mg
przecie zrezygnowa z tych wszystkich rzeczy. Przeraaa go wprawdzie perspektywa
nowych cigw, ale co go gnao, musia i do Lotty.
Mia szczcie. Zasta Lott w domu, ma nie byo. - Twoje rzeczy, Enno? - zapytaa. -
Wstawiam je od razu do piwnicy, eby on ich nie znalaz. Poczekaj, przynios klucz!
Ale trzyma j ju w objciach oparszy gow o jej mocn pier. Napicie ostatnich dni byo
dla niego zbyt wielkie, po prostu zapaka.
- Och, Lotto, Lotto, nie wytrzymam bez ciebie! Tak tskni za tob!
Dygota cay od ka. Bya porzdnie wystraszona. Przywyka do obchodzenia si z
mczyznami, take z beczcymi, ale byli wtedy zwykle pijani. A ten by trzewy... I to
gadanie o tsknocie i o tym, e nie moe y bez niej. Chyba ju wieki miny od chwili,
kiedy kto mwi jej co takiego. Jeli w ogle ktokolwiek powiedzia jej to kiedy.
Uspokajaa go, jak moga: - On bdzie przecie tylko trzy tygodnie na urlopie, a potem
moesz wrci do mnie, Enno! We si teraz do kupy i zabierz rzeczy, zanim on wrci. Wiesz
przecie!...
Och tak, wiedzia, dokadnie wiedzia, co mu grozi!
Odprowadzia go jeszcze do tramwaju, pomagajc mu nie walizk.
Enno Kluge wraca do hotelu z nieco lejszym sercem. Jeszcze tylko trzy tygodnie, z ktrych
miny ju cztery dni. Potem tamten wraca na front, a on bdzie mg si znw pooy do
swego ka! Enno myla, e wytrzyma w ogle bez kobiet, ale nie mg, po prostu nie
potrafi. Trzeba bdzie te zajrze przez ten czas do Tutti; wiedzia teraz, e baby nie s wcale
takie ze, trzeba si tylko przed nimi wypaka. Wtedy od razu pomagaj! Moe mgby
pozosta przez te trzy tygodnie u Tutti, samotny pokj hotelowy by zbyt przykry!
Ale pomimo kobiet bdzie pracowa, pracowa, pracowa! Nie zrobi wicej adnej grandy,
nie, nigdy! By uleczony!
ROZDZIA XVI mier pani Rosenthal W niedziel rano pani Rosenthal obudzia si z
gbokiego snu z okrzykiem przeraenia. Znowu nio si jej co straszliwego, co nawiedzao
j niemal kadej nocy: uciekaa z Zygfrydem. Schowali si, a przeladowcy przechodzc
obok nich zdawali si le ukrytych wyszydza kcikiem oczu.
Nagle Zygfryd zacz biec, a ona za nim. Nie moga biec tak szybko jak on. Zawoaa: - Nie
tak prdko, Zygfrydzie! Nie nad! Nie zostawiaj mnie samej!
Wznis si nad ziemi, pofrun. Z pocztku fruwa niezbyt wysoko nad chodnikiem, potem
zacz si unosi coraz wyej, a znikn gdzie ponad dachami. Staa sama na Greifswalder
Strasse. Z oczu jej pyny zy. Wielka cuchnca apa lega na jej twarzy, a jaki gos szepta
do ucha: - Mam ci wreszcie, ty stara, ydowska winio.
Wpatrzya si w zaciemnienie na oknach. Ze szczelin sczyo si dzienne wiato. Strachy
nocy cofny si przed oczekujcymi j strachami dnia. Ju znowu dzie! Znw przespaa
przyjcie radcy sdowego, jedynego czowieka, z ktrym moga mwi! Postanowia sobie
przecie czuwa, a tymczasem jednak zasna! Znw cay dzie sama, dwanacie godzin,
pitnacie godzin! Och, nie wytrzyma tego! ciany tego pokoju zawal si nad ni, stale ta
sama blada twarz w lustrze, stale to samo liczenie pienidzy - nie, tak dalej by nie moe.
Najgorsze byoby lepsze ni ta bezczynno w zamkniciu.
Pani Rosenthal gwatownie si ubiera. Potem podchodzi do drzwi, odsuwa rygiel, otwiera
cicho drzwi i wyglda na korytarz. W mieszkaniu panuje zupena cisza, rwnie dom jest
jeszcze spokojny. Dzieci nie haasuj na ulicy - musi by bardzo wczenie. Moe radca jest
jeszcze w swojej bibliotece? Moe wolno jej powiedzie mu dzie dobry", zamieni z nim
dwa, trzy zdania, ktre dodadz jej odwagi do przetrwania dnia?
Way si na to, way si na to mimo jego zakazu. Idzie szybko przez korytarz i wchodzi do
jego pokoju. Cofa si nieco przed jasnoci dnia, ktra wlewa si przez otwarte okna, przed
wolnoci, ktra przenikna tu wraz z powietrzem. Ale bardziej jeszcze przeraa j kobieta,
ktra czyci dywan odkurzaczem. Jest to starsza, chuda kobieta. Chustka dokoa gowy i
odkurzacz wiadcz, e jest tu sprztaczk.
Wejcie pani Rosenthal przerwao prac kobiety. Przez chwil wpatruje si w
nieoczekiwanego gocia, przy czym zaciska raz po raz powieki, jakby zjawisko nie wydawao
si jej zupenie realne. Potem opiera odkurzacz o st i zaczyna robi domi i ramionami
odpychajce gesty, przy czym od czasu do czasu wydaje ostry dwik, co w rodzaju sio,
sio", jak gdyby przeganiaa kury.
Pani Rosenthal cofajc si ju, powiada bagalnie: - Gdzie jest radca sdowy? Musz z nim
przez chwil porozmawia. Kobieta mocno zaciska wargi i potrzsa gwatownie gow.
Potem na nowo rozpoczyna odpychajc gestykulacj i swoje sio, sio", tak dugo, pki pani
Rosenthal nie zawraca na dobre do swego pokoju. Tam zapada w fotel przy stole i wybucha
niepowstrzymanym paczem, podczas gdy sprztaczka po cichu zamyka drzwi. Wszystko
daremne! Znw dzie, ktry skazuje na to samotne, bezmylne oczekiwanie! Wiele dzieje si
na wiecie - moe teraz wanie umiera Zygfryd albo niemiecka bomba lotnicza zabija jej
Ew a ona musi lu siedzie w ciemnociach i nie wolno jej nic robi.
Potrzsa gowa z niezadowoleniem: nie godzi si z tym po prostu, ma tego do! Jeli ma by
nieszczliwa, jeli ma wiecznie y w strachu, zaszczuta, to chce to zrobi na swj sposb.
Niech te drzwi zamkn si za ni na zawsze; to jej nie powstrzyma. Ta gocina wypywa z
dobrego serca, ale jej nie suy.
Zastanawia si stojc znw przy drzwiach. Wraca do stou i bierze grub zot bransolet z
szafirami. Moe w ten sposb...
Ale kobiety nie ma ju w gabinecie, a okna s ju zamknite. Pani Rosenthal stoi nasuchujc
w korytarzu, w pobliu drzwi wejciowych. Potem syszy brzk talerzy i idc za tym
Strona 33
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
odgosem znajduje kobiet w kuchni przy zmywaniu.
Wyciga do niej bagalnie bransolet i mwi zacinajc si: - Naprawd musz mwi z radca
sdowym. Prosz, bardzo prosz!
Suca na jej widok marszczy czoo. Rzuca tylko pobiene spojrzenie na wycignit
bransolet. Potem zaczyna j znw wypdza ruchami rk podobnymi do wiosowania i
szeptem sio, sio". I pani Rosenthal ucieka przed tym do swego pokoju. Biegnie wprost do
nocnego stolika i wyciga z szuflady zaordynowany jej przez radc sadowego rodek
nasenny.
Nie uywaa go dotychczas nigdy. Teraz wysypuje wszystkie pastylki, dwanacie czy
czternacie sztuk, do wgbienia doni, i przeyka je popijajc szklanka wody. Musi dzi spa,
chce przespa dzisiejszy dzie... Wieczorem porozmawia z radc sdowym i usyszy, co
mona zrobi. Kadzie si w ubraniu na ko, lekko tylko narzucajc na siebie kodr. Ley
nieruchomo na plecach, ze wzrokiem skierowanym w sufit i wyczekuje snu.
Zdaje si. e sen rzeczywicie nadchodzi. Rozpywaj si mczce myli, wci te same.
zrodzone w przeraeniu strachy. Zamyka oczy, jej minie rozpraj si. staja si bezwadne,
sen ju ja prawie uratowa.
Ale wtedy, u samego progu snu. popycha j jakby jaka rka z powrotem na jaw.
Wstrzsna si caa, tak silne byo pchnicie. Ciao jej zwino si jak od nagego skurczu...
I znw ley na plecach wpatrujc si w sufit, a wieczny mynek obraca w niej cigle te same
drczce myli i przeraliwe obrazy. Potem -powoli wszystko sabnie, oczy zamykaj si. sen
jest ju bliski. I znw u jego progu pchnicie, cios, skurcz, ktry ciga cae ciao. Znowu
zostaa przegnana z ciszy, spokoju, zapomnienia...
Gdy powtarza si to trzy. cztery razy, rezygnuje z czekania na sen. Wstaje, podchodzi powoli,
nieco chwiejnie, ze zwisajcymi rkami do siou i siada. Patrzy przed siebie. Rozpoznaje co
biaego, co ley przed ni: to list do Zygfryda, ktry zacza przed trzema dniami, ale nie
napisaa wicej ni kilka wierszy. Patrzy znw: poznaje banknoty, kosztownoci. Tam z tylu
stoi taca z jedzeniem dla niej. Zazwyczaj rzucaa si na nie rano. bardzo wygodniaa, teraz
spoglda na tac obojtnie. Nie chce je...
Gdy tak siedzi, przychodzi jej na myl, e jednak rodek nasenny uywoa w niej pewna
zmian: jeli nie darowa jej nawet drzemki, to przynajmniej pozbawi ja dzikiego porannego
niepokoju. Siedzi wic w fotelu, czasem niemal zapada w sen. potem znw si podrywa. Mija
czas. Nie wie - duo czy mao - ale jaka cz tego straszliwego dnia chyba upyna...
Potem syszy kroki na schodach. Wzdryga si. W chwili nawrotu wiadomoci usiuje
zrozumie, czy w tym pokoju mona w ogle usysze kroki idcego po schodach. Ale
krytyczna chwila ju mina i znw nasuchuje w napreniu krokw na klatce schodowej,
krokw czowieka, ktry z trudem wspina si w gr, zatrzymuje si, a potem pokasujac
rusza dalej, opierajc si o porcz.
Teraz ju nie tylko syszy, teraz widzi rwnie. Widzi bardzo wyranie Zygfryda
wlizgujcego si przez cich jeszcze klatk schodowa do ich mieszkania. Oczywicie znw
go zniewayli, gow ma owinit paroma pobienie naoonymi bandaami, ktre ju
przesiky krwi, a jego twarz jest poraniona i nosi lady ich pici. To Zygfryd z takim
trudem wlecze si po schodach na gr. W jego piersi co gra i jczy, w piersi rozbitej
kopniciami. Pani Rosenthal widzi Zygfryda znikajcego za zakrtem schodw...
Przez chwil jeszcze siedzi bez ruchu. Na pewno nie myli o niczym, ani o radcy sadowym,
ani o umowie z nim. Przecie musi i na gr, do mieszkania - co sobie Zygfryd pomyli,
gdy znajdzie mieszkanie puste? Ale jest przecie tak straszliwie zmczona, przecie podnie
si teraz z fotela jest naprawd niemal niemoliwe!...
Potem jednak wstaje. Wyjmuje pk kluczy z torebki, siga po bansolet z szafirami, jakby po
talizman, ktry j moe ochroni - i wychodzi powoli i chwiejnie z mieszkania. Drzwi
zamykaj si za ni.
Radca sdowy, obudzony wreszcie po dugim namyle przez suc, przychodzi za pno,
aby powstrzyma gocia od tej wycieczki w zbyt niebezpieczny wiat.
Radca stoi przez chwil w lekko uchylonych drzwiach i nasuchuje. Z pocztku nie syszy nic,
ani na grze, ani na dole. Potem, kiedy dobiega go szybki, energiczny krok mskich butw,
cofa si do mieszkania. Pozostaje jednak przy wizjerze. Jeeli bdzie mona uratowa
nieszczsn, otworzy jej ponownie swoje drzwi, mimo wszelkich niebezpieczestw.
Pani Rosenthal nawet nie zauwaya, e mina kogo na schodach. Opanowana jest tylko
jedn myl: jak najprdzej wrci do mieszkania i do Zygfryda. Ale fuehrer HJ, Baldur
Persicke. pieszcy wanie na poranny apel, zatrzymuje si na stopniu zupenie oszoomiony,
z otwartymi ustami, gdy mija go niemal ocierajc si o niego ta kobieta. Rosenthalowa, ta od
wielu dni zaginiona Rosenthalowa - jest teraz, w niedziel rano, tutaj. Idzie sobie w ciemnym
swetrze bez gwiazdy ydowskiej, z pkiem kluczy i bransolet w jednej rce, a drug z
trudem podciga na porczy - ta kobieta jest pijana! Wczesnym niedzielnym rankiem jest ju
kompletnie zalana!
Baldur stoi jeszcze chwil w zupenym oszoomieniu. Ale gdy pani Rosenthal znika za
zakrtem schodw, Baldur zbiera myli i zamyka usta. Czuje, e teraz nadesza waciwa
chwila, tylko niczego nie sfuszerowa! Nie, tym razem sam zaatwi spraw, nikt mu tego nie
zapaskudzi, ani bracia, ani ojciec, ani jaki Borkhausen.
Baldur czeka jeszcze, a si upewni, e pani Rosenthal dosza ju do mieszkania Quanglw,
potem wraca po cichu do mieszkania rodzicw. Tam pi jeszcze wszyscy, a telefon wisi na
korytarzu. Zdejmuje suchawk i nakrca tarcze, potem da okrelonego numeru. Ma
szczcie: mimo niedzieli otrzymuje poczenie z czowiekiem, o ktrego mu chodzi. Mwi
krtko, co trzeba powiedzie, potem przysuwa sobie krzeso do drzwi - uchyla je i uzbraja si
w cierpliwo: musi czeka p godziny, a moe nawet godzin na warcie, by ptaszek znowu
nie wylecia...
U Quanglw obudzia si tylko Anna. Cicho krzta si po mieszkaniu. Od czasu do czasu
patrzy na Ottona, ktry pi jeszcze bardzo mocno. Wyglda na zmczonego i
zdenerwowanego, nawet teraz we nie. Jakby co nie dawao mu spokoju. Anna stoi i patrzy
zamylona w twarz czowieka, z ktrym przeya niemal trzy dziesitki lat, dzie po dniu. Od
dawna przyzwyczaia si do tej twarzy, do tego profilu, do cienkich, niemal zawsze mocno
zacinitych ust - to jej ju nie przeraa. Tak wanie wyglda mczyzna, ktremu
powicia cae ycie. Nie chodzi przecie o wygld...
Ale tego ranka wydaje si jej, e twarz ta jeszcze si zaostrzya, usta jeszcze bardziej zwziy,
a zmarszczki koo nosa jeszcze bardziej si pogbiy. M ma troski, cikie troski, a ona
zaniedbaa rozmowy z nim na ten temat, nie pomoga mu nie ciaru. Tego niedzielnego
ranka, cztery dni po otrzymaniu wiadomoci o mierci syna, Anna Quangel jest znw mocno
Strona 34
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
przekonana o tym, e nie tylko musi wytrwa przy mu jak dotychczas, ale e nie miaa
racji, kiedy zacza mu si sprzeciwia. Powinna go bya lepiej zna: chtniej milcza ni
mwi. Musiaa go stale zachca, by co powiedzia. Sam od siebie nie mwi nic.
No, dzi bdzie mwi. Przyrzek jej to dzi w nocy, gdy wrci z pracy. Anna przeya zy
dzie. Gdy wybieg zupenie bez niadania, gdy godzinami czekaa na niego daremnie, gdy
rwnie nie zjawi si na obiad, gdy zrozumiaa, e teraz ju poszed do pracy i na pewno nie
wrci - bya zupenie zrozpaczona.
Co optao tego czowieka od chwili, gdy wypowiedziaa to nie przemylane sowo? Co gnao
go, nie dawao mu spokoju? Znaa go przecie: od chwili gdy mu to powiedziaa, myla tylko
o tym, aby jej pokaza, e tamten nie jest jego" wodzem. Jak gdyby kiedykolwiek powanie
tak mylaa! Powinna mu bya powiedzie, e wyrwao jej si to sowo w pierwszym
bolesnym gniewie. Moga te powiedzie wiele innych rzeczy przeciw tym zbrodniarzom,
ktrzy tak bezmylnie zrabowali jej syna - akurat to sowo musiao jej si wymkn!
Ale powiedziaa wanie to. Teraz Otto biega po wiecie i wystawia si na wszelkie moliwe
niebezpieczestwa, tylko po to. aby mie racj i pokaza jej dokadnie, e postpia
niesprawiedliwie! A moe on w ogle ju nie wrci. Moe po wiedzia co albo zrobi co, co
poszczuo na niego kierownictwo fabryki albo gestapo - moe go zamknli? Ten zazwyczaj
spokojny czowiek ju wczesnym rankiem by tak niespokojny!
Anna Quangel nie wytrzyma tego, nie moe duej tak bezczynnie czeka. Przygotowuje par
kanapek i udaje si w drog do fabryki. Ale i w tym wypadku jest godn maonk swego
ma, nawet teraz, kiedy zaley jej na kadej minucie, aby wczeniej si uspokoi, nawet
teraz nie jedzie tramwajem. Nie, idzie pieszo - oszczdza kady grosz, tak samo jak on.
Od portiera fabryki mebli Anna dowiaduje si, e majster Quangel przyby do pracy
punktualnie jak zawsze. Posya mu przez goca zapomniane" kanapki i czeka jeszcze na jego
powrt.
- No, co powiedzia?
- Co mia powiedzie? On przecie nigdy nic nie mwi!
Anna moe teraz spokojnie wrci do domu. Mimo rannego niepokoju Ottona nic si
jeszcze nie stao. A wieczorem pogada z nim...
Otto wraca w nocy. Anna widzi po jego twarzy, jaki jest zmczony.
- Otto - powiada proszco -ja nic zego przecie nie mylaam. To wymkno mi si tylko w
pierwszej chwili rozpaczy. Nie bd ju zy.
- Ja... zy... na ciebie? I z tego powodu? Nigdy!
- Ale ty chcesz co zrobi, czuj to! Otto, nie rb tego, wpadniesz w nieszczcie! Nie
darowaabym sobie tego nigdy.
Quangel patrzy na ni przez chwil niemal z umiechem. Potem kadzie szybko obie rce na
jej ramionach. Po chwili cofa je, jakby zawstydzi si tej pieszczoty.
- Co zrobi? Przepi si! A jutro ci powiem, co my zrobimy! Jest ju jutro, a Qungel jeszcze
pi. Te p godziny nie gra teraz roli.
Otto jest przy niej, nie moe przedsiwzi nic niebezpiecznego, pi.
Kobieta odwraca si od ka ma i wraca do codziennej roboty domowej.
Tymczasem pani Rosenthal od dawna ju (mimo e tak powoli wchodzia po schodach)
dotara do swego mieszkania. Bez zdziwienia otwiera zamknite drzwi. Rwnie w
mieszkaniu nie szuka wcale Zygfryda ani go nie woa. Nie zwraca te uwagi na ponury
niead, zapomniaa nawet, e waciwie przywoay ja do domu kroki wracajcego ma.
Jej zamroczenie ronie stale i niepowstrzymanie. Nie mona powiedzie, e pi, ale te nie
czuwa. Tak jak powoli i niezrcznie porusza ociaymi czonkami, bo nie poddaj si jej
woli, tak nie panuje ju nad swym mzgiem. Napywaj obrazy jak patki niegu i znw si
rozpraszaj, zanim moga je dobrze zobaczy. Siedzi w kcie kanapy trzymajc nogi na
zabrudzonej bielinie i rozglda si powoli i leniwie. W rku wci jeszcze trzyma klucze i
bransolet z szafirami, ktr podarowa jej Zygfryd po urodzeniu Ewy. Zysk z caego
biaego tygodnia"... Umiecha si lekko.
Potem syszy, e kto otronie otwiera drzwi wejciowe. I wie, e to Zygfryd. Teraz wszed.
Po to przecie i ona tu przysza. Chce mu wyj naprzeciw.
Ale pozostaje na miejscu, z szerokim umiechem na caej szarej twarzy. Przyjmie go tutaj
siedzc, jakby nigdy w ogle std nie wychodzia, jak gdyby przez cay czas oczekiwaa go
siedzc na kanapie.
Potem nareszcie drzwi si otwieraj i zamiast oczekiwanego Zygfryda w drzwiach staje
trzech mczyzn. Wie ju, gdy tylko zobaczya wrd przybyych znienawidzony brunatny
mundur, e to nie jest Zygfryd, Zygfryda tutaj nie ma. Budzi si w niej odrobinka strachu, ale
naprawd tylko maleka odrobinka. No, nareszcie!
Powoli niknie umiech z jej twarzy, ktra traci szaro i przybiera barw zielonot.
Ci trzej stoj teraz wprost przed ni. Syszy jak wielki, ciki mczyzna w czarnym palcie
mwi: - Nie jest urnita, mj chopcze. Prawdopodobnie zatruta rodkami usypiajcymi.
Zobaczymy, co da si z niej wycisn, za co mona bdzie si chwyci. Niech pani sucha:
pani jest pani Rosenthal?
Kiwa gowa: -- Tak jest, moi panowie, Lora albo cilej Sara Rosenthal. Mj m siedzi w
Moabicie, dwaj synowie s w Ameryce, jedna crka w Danii, jedna zamna w Anglii.
- A ile pienidzy pani im posaa? - pyta szybko komisarz policji kryminalnej Rusch.
- Pienidze? Po co pienidze? Przecie oni wszyscy maj dosy pienidzy! Po co mam im
posya pienidze?
Kiwna powanie gow. Wszystkie jej dzieci yj w dobrych warunkach. Mogyby bez
trudu utrzyma nawet rodzicw. Nagle wpada jej co na myl, co musi jeszcze bezwarunkowo
tym panom powiedzie: - To jest moja wina - powiada niezrcznie i z trudem. Jzyk coraz
trudniej si obraca, zacina si. - To jest tylko moja wina. Zygfryd ju od dawna chcia
wyjecha z Niemiec, ale powiedziaam mu: - Po co zostawia tutaj te wszystkie pikne
rzeczy, ten dobry interes, sprzedawa wszystko za bezcen? Nikomu nic zego nie zrobilimy i
nikt nam nie zrobi nic zego. Namwiam go - inaczej ju od dawna wyjechalibymy!
- A gdzie ma pani pienidze? - pyta komisarz, ju nieco zniecierpliwiony.
- Pienidze? - prbuje si zastanowi. Rzeczywicie, miaa przecie troch pienidzy. Gdzie
si podziay? Ale to mudne zastanawianie si przychodzi jej z trudem, za to wpada jej na
myl co innego. Podaje komisarzowi bransoletk z szafirami - Tu! - powiada po prostu - tu!
Komisarz Rusch rzuca szybie spojrzenie na bransolet, potem oglda si na dwch mczyzn,
na kanciastego fuehrera HJ i na swego staego towarzysza Friedricha, grubego kloca, ktry
wyglda na pomocnika kata. Widzi, e obaj obserwuj go z napiciem. Odpycha wic
niecierpliwie rk z bransolet, chwyta cik kobiet za ramiona i potrzsa ni energicznie. -
Strona 35
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Niech pani si teraz wreszcie obudzi, pani Rosenthal - krzyczy - rozkazuj pani, musi si pani
obudzi!
Potem puszcza j: gowa kobiety opada do tyu na oparcie kanapy, ciao kurczy si - a jzyk
mamie co niezrozumiaego. Ten sposb rozbudzenia jej nie by, zdaje si, najwaciwszy.
Przez chwil trzej mczyni obserwuj w milczeniu star kobiet, ktra ley skurczona, bez
przytomnoci.
Nagle komisarz szepce zupenie cichutko: - We j ze sob tam do kuchni i postaraj si j
obudzi!
Katowski pomocnik Friedrich kiwa tylko gow. Bierze cik kobiet jak dziecko na rami i
ostronie przekracza z ni rozrzucone na pododze przeszkody.
Gdy dociera do drzwi, komisarz woa jeszcze za nim: - Uwaaj, eby bya cicho! Nie chc
robi haasu w niedzielny poranek w domu czynszowym! Jak nie, to zrobimy to na Prinz-
Albrecht-Strasse. Tak czy tak zabior j ze sob.
Drzwi zamykaj si za nimi, komisarz i fuehrer HJ zostaj sami.
Komisarz Rusch stoi przy oknie i wyglda na ulic. - Spokojna uliczka - powiada -
prawdziwy plac zabaw dla dzieci, co?
Baldur Persicke potwierdza, e ulica Jaboskiego jest cich ulic.
Komisarz jest nieco zdenerwowany, oczywicie nie z powodu tej sprawy, ktr zaatwia teraz
w kuchni Friedrich ze star ydwk. Gdzie tam, takie historie i jeszcze gorsze odpowiadaj
jego usposobieniu. Rusch jest zbankrutowanym prawnikiem, ktry znalaz drog do policji
kryminalnej. Ci znw oddali go pniej gestapo. Chtnie peni swoj sub. Gotw jest do
kadej usugi na rzecz kadego rzdu, ale zdecydowane metody tego rzdu podobaj mu si
szczeglnie. - Tylko bez czuostkowoci - mawia czasem do nowicjusza - dopiero wtedy
speniamy nasz obowizek, jeli osigamy cel. A droga do tego celu jest obojtna.
Nie, z powodu tej starej ydwki komisarz nie zawraca sobie gowy, jest naprawd
pozbawiony wszelkiej czuostkowoci.
Ale ten chopak, ten fuehrer HJ Persicke nie pasuje do caego kramu. Komisarz nie lubi
postronnych osb, w takich wypadkach nigdy nie wiadomo dokadnie, jak to przyjm. Co
prawda, ten wydaje si facetem swojego chowu, ale dokadnie wie si dopiero potem.
- Czy pan widzia, panie komisarzu? - pyta gorczkowo Baldur Persicke. Nie chce sysze
tego, co dzieje si w kuchni, to jest ich sprawa! - Czy pan widzia, e nie nosia gwiazdy
ydowskiej?
- Widziaem jeszcze wicej powiada komisarz z namysem widziaem na przykad, e
kobieta ma czyste buty, a na dworze jest pieska pogoda.
- Tak - potwierdzi Baldur Persicke, cho jeszcze nie rozumia.
- A wic kto w tym domu musia j ukrywa od rody, jeli rzeczywicie od tego czasu nie
bya w mieszkaniu, jak pan twierdzi.
- Jestem niemal pewien... - zaczyna Baldur Persicke nieco zmieszany powanym wzrokiem
komisarza, ktry nie spuszcza z niego oka.
- Niemal pewien" - to tyle co nic, mj chopcze - powiada komisarz pogardliwie - niemal
pewien" w ogle nie istnieje!
Kady umiera... t. I - Jestem zupenie pewien! - mwi Baldur szybko - mog w kadej chwili
przysic na to, e Rosenthalowa od rody nie bya w swoim mieszkaniu!
- Dobrze, dobrze - potakuje z lekka komisarz. Pan oczywicie wie. e to niemoliwe, aby
pan sam od rody mg obserwowa mieszkanie. aden sdzia w to nie uwierzy.
- Mam dwch braci w SS - powiada Baldur Persicke gorliwie. No, dobrze-zadowala si tym
komisarz Rusch - jako to bdzie.
A propos, co chciaem jeszcze panu powiedzie: dopiero wieczorem bd mia czas na
przeprowadzenie tutaj rewizji. Moe pan bdzie dalej obserwowa mieszkanie do tego czasu?
Klucze pan chyba ma?
Baldur Persicke zapewnia zadowolony, e uczyni to chtnie. W jego oczach wida gbok
rado. A wic, mona byo i w ten sposb - wiedzia o tym - i to zupenie legalnie!
- Byoby dobrze - powiada komisarz znudzony i wyglda znw przez okno - gdyby to
wszystko leao tu tak jak teraz. Oczywicie za to, co jest w szafach i walizach, nie moe pan
odpowiada, ale poza tym...
Zanim Baldur zdy odpowiedzie, rozlega si z gbi mieszkania przeraliwy, gony
okrzyk strachu.
- Psiakrew! - powiedzia komisarz, ale nie ruszy si z miejsca. Baldur wpatruje si w niego
blady, ze spiczastym nosem, a kolana mu mikn.
Okrzyk strachu zosta natychmiast zduszony, sycha tylko przeklestwa Friedricha.
- Co to chciaem jeszcze powiedzie... - zaczyna znw komisarz z wolna.
Nie mwi jednak dalej, tylko wci nasuchuje. Nagle bardzo gone przeklestwa w kuchni,
tupot ng. Teraz Friedrich krzyczy na cay gos:
- Zechcesz teraz! Zechcesz!
Potem gony okrzyk. Jeszcze dziksze przeklestwa. Szarpnite drzwi od kuchni otwieraj
si, tupot na korytarzu i Friedrich ryczy do pokoju: - Co pan na to, panie komisarzu? Akurat
doprowadziem j do tego, e zacza ju gada do rzeczy, gdy nagle to bydl wyskakuje mi
przez okno!
Komisarz wciekle bije go w twarz: - Przeklty idioto, bebechy ci wypruje! Naprzd, prdko!
Wypada z pokoju, zbiega po schodach...
- Przecie na podwrze! - woa Friedrich bagalnie, biegnc za nim - przecie upada tylko na
podwrze, a nie na ulic! Nikt nie zwrci na to uwagi, panie komisarzu!
Nie otrzymuje odpowiedzi. Wszyscy trzej biegn po schodach na d. starajc si czyni jak
najmniej haasu w witecznie cichym domu. Ostatni biegnie o p pitra za tamtymi Baldur
Persicke. Nie zapomnia zamkn na klucz mieszkania Rosenthalw. Mimo e strach
paraliuje mu jeszcze ruchy, pamita o cicej na nim odpowiedzialnoci za te wszystkie
pikne rzeczy. Tam nic nie moe zgin!
Caa trjka przebiega koo mieszkania Quanglw, Persickw, a potem emerytowanego radcy
sdowego Fromma. Jeszcze tylko p pitra i s ju na podwrzu.
Otto Quangel wsta tymczasem, umy si i patrzy, jak ona w kuchni przygotowuje
niadanie. Po niadaniu bd rozmawiali ze sob. Tymczasem powiedzieli sobie tylko dzie
dobry", ale przyjanie.
Nagle wzdrygaj si oboje. W kuchni nad nimi rozlega si krzyk. Nasuchuj patrzc na
siebie w napiciu i z trosk w oczach. Potem moe na sekund zaciemnia si okno kuchenne,
co cikiego przelatuje i - sysz tpe uderzenie o bruk podwrza. Z dou krzyk mczyzny. I
miertelna cisza.
Strona 36
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Otto Quangel gwatownie otwiera okno, cofa si jednak, gdy syszy tupot na schodach.
- Wyjrzyj prdko, Anno! - powiada. - Zobacz, czy co wida. Kobieta w tych wypadkach
mniej zwraca uwagi. - Chwytaj za rami i ciska je bardzo mocno. -Nie krzycz! -mwi
rozkazujco. -Nie wolno ci krzycze! Tak, a teraz zamknij okno!
- Boe, Otto! -jczy pani Quangel i wpatruje si w ma z poblad twarz. Rosenthalowa
wypada z okna. Ley na dole, na podwrzu. Borkhausen stoi przy niej i...
- Cicho! - mwi Quangel. - Teraz bd cicho! Nie wiemy o niczym. Nic nie widzielimy i nic
nie syszelimy. Przynie kaw do pokoju!
A potem jeszcze raz, z naciskiem: - Nie wiemy o niczym, Anno. Prawie nigdy nie
widzielimy Rosenthalowej. A teraz jedz! Jedz, mwi ci. I pij kaw! Jeeli kto przyjdzie,
nie mie nic zauway!
Radca sadowy Fromm sta jeszcze wci na swym posterunku obserwacyjnym. Widzia
dwch cywilw wchodcych po schodach, a teraz trzech mczyzn - wrd nich chopak
Persickw - pdzio po schodach na d. Stao si wic co. I ju suca przyniosa mu z
kuchni wiadomo, e pani Rosenthal spada z gry na podwrze. Patrzy na ni przeraony...
Przez chwil trwa w zupenej ciszy. Potem parokrotnie, powoli skin gow:
- Tak, Lizo - powiedzia. - Inaczej nie moe by. Nie wystarczy chcie ratowa. Druga strona
musi te zgodzi si na ratunek. - A potem doda szybko: - Czy okno kuchene jest zamknite?
- Liza skina. - Prdko, Lizo doprowad pokj panienki znw do porzdku, nikt nie mie
zauway, e by uywany. Zabierz naczynia! Zabierz bielizn!
Liza znw skina. Potem zapytaa: - A pienidze i kosztownoci na stole, panie radco?
Przez chwil sta niemal bezradny, wyglda aonie z niepewnym umiechem na twarzy: -
Tak, Lizo - powiedzia po namyle. - Z tym bdzie trudna sprawa, spadkobiercy si chyba nie
zgosz. A dla nas to tylko ciar...
- Wsadz to do wiadra ze mieciami - zaproponowaa Liza. Potrzsn gow: - Na wiadro ze
mieciami s oni zbyt mdrzy, Lizo - powiedzia. - To wanie oni przecie potrafi grzeba
si w mieciach! No, zobacz, co z tym zrobi. Zrb tyko prdko porzdek z tym pokojem!
Mog w kadej chwili przyj!
Tymczasem tamci trzej stali jeszcze na podwrzu, a Borkhausen koo nich.
Borkhausen dozna ogromnego strachu. Od wczesnego ranka wasa si po podwrzu,
drczony nienawici do Persickw i dz zdobycia utraconych rzeczy. Chcia przynajmniej
wiedzie - i dlatego obserwowa stale klatk schodow i frontowe okna...
Nagle tu koo niego runo co bardzo cikiego, cakiem blisko i z duej wysokoci, a go
musno. Przeraenie sparaliowao go do tego stopnia, e opar si o mur, a zaraz potem
musia usi na ziemi, zrobio mu si czarno przed oczyma.
Potem poderwa si znw, bo zauway nagle, e siedzi na podwrzu obok pani Rosenthal.
Boe, wic ta stara kobieta wyskoczya z okna, a kto by temu winien, wiedzia rwnie!
Borkhausen od razu zauway, e kobieta nie yje. Nieco krwi wycieko jej z ust, ale to nie
znieksztacio jej rysw. Na twarzy malowa si tak gboki spokj, e aosny, may szpicel
musia odwrci gow.
przy tym wzrok jego pad na jej rce; zauway, e w jednej co trzymaa - klejnot, ktrego
kamienie byszczay.
Borkhausen rozejrza si niepewnie dokoa. Jeli chcia co zrobi, musiao si to sta
natychmiast. Pochyli si nad zmar, tak jednak, aby nie musia patrze jej w twarz,
wycign bransolet z zacinitej rki i schowa j do kieszeni spodni. Znw podejrzliwie
rozejrza si dokoa. Zdawao mu si, e kto ostronie zamkn okno kuchenne u Quanglw.
W tej chwili przebiegli ju przez podwrze trzej mczyni, a kim byli tamci dwaj,
zorientowa si od razu. Chodzio teraz o to, aby od pocztku zachowa si waciwie.
- Panie komisarzu, pani Rosenthal wanie wyskoczya z okna - powiedzia, jak gdyby
meldowa zwyke, codziennne wydarzenie.
- O mao co nie spada mi kobieta na gow.
- Skd pan mnie waciwie zna? - zapyta komisarz przelotnie, pochylajc si z Friedrichem
nad zwokami.
- Nie znam pana, panie komisarzu - powiedzia Borkhausen - tak sobie tylko pomylaem.
Pracuj czasami dla pana komisarza Es-chericha.
- Tak! -mrukn tylko komisarz. -Tak. No to niech pan tu jeszcze troch postoiVA pan,
mody czowieku - zwrci si do Persickego - bdzie przez chwil uwaa, by nam ten go
nie znikn. Friedrich, przypilnuj, aby nikt nie wszed na podwrze. Powiedz kierowcy, eby
uwaa w bramie. Id do telefonu do waszego mieszkania!
Gdy pan komisarz Rusch po telefonie wrci na podwrze, sytuacja tam cokolwiek si
zmienia. W oknach oficyny wszdzie wida byo twarze. Paru ludzi stao rwnie na
podwrzu, ale z daleka. Zwoki byy teraz przykryte troch za krtkim przecieradem, tak e
nogi pani Rosenthal od kolan wystaway spod niego.
Borkhausen by nieco tawy na twarzy - na rkach mia teraz kajdanki. Z podwrza
obserwowaa go w milczeniu jego ona i picioro dzieci.
- Panie komisarzu, protestuj przeciw temu - zawoa Borkhausen jkliwie- to nie ja rzuciem
bransoletk do okienka piwnicy. Mody pan Persicke ma zo do mnie...
Okazao si, e Friedrich po zaatwieniu zlece zaczai natychmiast szuka bransolety. Pani
Rosenthal przecie miaa j jeszcze wtedy w kuchni - i wanie ta bransoleta, ktrej w aden
sposb nie chciaa puci, zdenerwowaa nieco Friedricha, rozproszya jego uwag, no T i
kobieta zrobia mu kawa wyskakujc z okna. Bransoleta musiaa wic lee gdzie na
podwrzu.
Gdy Friedrich zacz tak szpera. Borkhausen sta oparty o cian domu. Nagle Baldur
Persicke zauway, e co bysno, a potem brzekno w okienku piwnicznym. Sprawdzi
zaraz i - prosz - bransoletka leaa w piwnicy pod okienkiem.
- Ja jej na pewno tam nie wrzuciem, panie komisarzu! - zapewnia '. ze strachem Borkhausen
- musiaa wypa pani Rosenthal z rki.
- Tak! - powiedzia komisarz Rusch - a wic taki ptaszek z ciebie! To taki ptaszek pracuje dla
mojego kolegi Eschericha! Kolega Escherich bardzo si ucieszy, gdy o tym usyszy!
Ale podczas gdy komisarz tak spokojnie mwi przed siebie, wzrok jego wdrowa od
Borkhausena do Baldura Persicke, tam i na powrt, tam i na powrt. Potem Rusch mwi
dalej: - No, myl, e nie bdziesz mia nic przeciwko temu, aby uda si z nami na may
spacerek? Czy nie?
- Ale nie! - zapewni drcy Borkhausen. a twarz jego wypowiaa jeszcze bardziej. -
Chtnie pjd z panami! Przecie mnie najbardziej zaley na tym, aby wszystko si
wyjanio, panie komisarzu!
Strona 37
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Dobrze -- powiedzia komisarz sucho. A potem z szybkim spojrzeniem na Baldura: -
Friedrich, zdejm mu kajdanki. Pjdzie i tak. Czy te...
- Oczywicie, e pjd! Na pewno! Chtnie! - zapewnia Borkhausen gorliwie - nie uciekn.
A gdyby nawet - przecie pan mnie i tak wszdzie zapie, panie komisarzu.
- Susznie! - odpowiedzia ten znw sucho takiego ptaszka jak ty zapiemy wszdzie! -
Przerwa: - Oto i karetka pogotowia. I policja. Postaramy si skoczy z tym caym kramem.
Mam dzi rano jeszcze do innej roboty.
Potem, gdy skoczyli z tym caym kramem", komisarz Rusch i mody Persicke po raz drugi
weszli na gr do mieszkania Rosenthalw. - Tylko po to, aby zamkn okno w kuchni! -
powiedzia komisarz.
Na schodach mody Persicke zatrzyma si nagle:
- Czy panu nic nie wydao si podejrzane, panie komisarzu? - zapyta szeptem.
- Rne sprawy wydaj mi si podejrzane - odpowiedzia komisarz Rusch - ale c na
przykad tobie wydao si podejrzane, mj chopcze?
- Czy nie zauway pan. jak cicho jest w caym froncie? Czy nie, pomyla pan. e z frontu
ani jedna gowa nie wyjrzaa przez okno, a z oficyny gapili si wszyscy. To przecie jest
podejrzane. Musieli przecie co zauway, ci z frontu. Tylko nie chcieli nic zauway,
powinien pan waciwie zaraz u nich przeprowadzi rewizj, panie komisarzu!
- A zaczbym od Persickw - powiedzia komisarz i kroczy dalej spokojnie w gr po
schodach - u nich te nikt nie wyjrza przez okno.
Baldur rozemia si zakopotany: - Moi bracia z SS - wyjani nastpnie - urnli si wczoraj
wieczorem w pestk...
- Mj drogi synu - kontynuowa komisarz, jak gdyby nic nie sysza. - Co ja robi, to moja
sprawa, a co ty robisz, to jest twoja sprawa. Twoje rady s niepodane. Na to jeste jeszcze
za zielony. - Popatrzy ubawiony przez rami na zgnbion twarz chopca.
- Chopcze - powiedzia potem - jeeli nie zrobi tutaj rewizji, to tylko dlatego, e wszyscy
mieli do czasu, aby usun to, co mogoby ich obciy, l po co tyle haasu o martw
ydwk? Do mam roboty z ywymi.
Dotarli tymczasem do mieszkania Rosenthalw. Baldur otworzy drzwi. W kuchni zamknli
okno, przewrcone krzeso ustawili na miejsce.
- Tak! - powiedzia komisarz Rusch i rozejrza si - wszystko w najlepszym porzdeczku!
Poszed przodem do pokoju i usiad na kanapie, dokadnie w tym miejscu, na ktre przed
godzina rzuci nieprzytomn star Rosenthalow. Wycign si wygodnie i powiedzia: - A
teraz, synu, przynie butelk koniaku i dwa kieliszki!
Baldur poszed, wrci i nala. Przepili do siebie.
- Piknie, mj synu - powiedzia komisarz bogo i zapali papierosa - a teraz opowiedz mi.
cocie tu ju robili w tym mieszkaniu, ty i Borkhausen!
Dokoczy szybciej, widzc gest oburzenia Baldura Persicke: - Zastanw si dobrze, mj
synu. Ostatecznie mog zabra ze sob na Prinz-Albrecht-Strasse nawet fuehrera HJ,
oczywicie jeli zechce mnie zanadto bezczelnie buja. Zastanw si, czy nie lepiej bdzie
powiedzie prawd. Moe ta prawda zostanie tylko midzy nami? Zobaczymy, co masz do
powiedzenia. - A gdy zauway, e Baldur si waha, doda:
- Spostrzegem te co nieco - nazwijmy to obserwacjami. Na przykad widziaem lady
twoich butw, tam z tyu na bielinie. W tym kcie jeszcze dzi wcale nie bye. I skd tak od
razu wiedziae, gdzie stoi koniak? A jak sdzisz? Co powie nam w strachu ten Borkhausen?
Nie, nie musz wcale tu siedzie i pozwala si okamywa przez ciebie. Na to jeste jeszcze
za zielony.
Baldur spostrzeg to samo i wywali wszystko.
- Tak! - powiedzia komisarz wreszcie - tak! No, kady robi, co potrafi. Gupcy gupstwa, a
mdrzy czsto jeszcze wiksze gupstwa. No, synu, zmdrzae jednak o tyle, eby nie
okamywa ojca Ruscha. Za to naley ci si nagroda. Co chciaby dosta?
Oczy Baldura rozbysy. Przed chwil jeszcze by zupenie zdetonowany, ale teraz znw si
rozjani.
- Radio i pyty, i adapter, panie komisarzu! - szepn podliwie.
- No, dobrze! -powiedzia komisarz askawie-powiedziaem ci ju, e przed szst nie wrc?
Czy jeszcze co?
- Moe waliz lub dwie z bielizn! - poprosi Baldur - u matki jest bieda z bielizn!
- Boe, jakie to wzruszajce! - kpi komisarz - co za troskliwy syn! Taki prawdziwy, czuy
maminsynek. No, niech bdzie! Ale na tym koniec! Za wszystko pozostae odpowiadasz!
A diabelnie dobrze pamitam o wszystkim, gdzie co ley i stoi, mnie tak atwo nie
strajlujesz! I jak ju powiedziaem - w razie jakichkolwiek wtpliwoci, rewizja u Persickw.
W kadym razie znajdzie si radioaparat z adapteram i dwie walizy z bielizn. Ale nie bj si,
synu, jak dugo bdziesz w porzdku, ja te bd w porzdku.
Podszed do drzwi i dorzuci jeszcze przez rami: - Poza tym, gdyby ten Borkhausen znw tu
wypyn, adnych awantur z nim. Nie lubi takich rzeczy! Zrozumiane?
- Tak jest, panie komisarzu - odpowiedzia Baldur posusznie i obaj panowie rozstali si po
tak poytecznie spdzonym poranku.
ROZDZIA XVII Pierwsza pocztwka napisana Dla Quanglw niedziela nie bya przyjemna;
nie doszo nawet do tak upragnionej przez pani Ann rozmowy.
- Niee - odpowiedzia Quangel na jej nalegania - niee, matko, dzi nie. Dzie le si zacz, a
w taki dzie nie mog robi tego, co zamierzaem. A jeli nie mog tego robi, to nie chc te
o tym mwi. Moe nastpnej niedzieli. Syszysz? Tam znw kto z Persickw przemyka si
po schodach, nie - zostaw! - Niech tylko nas zostawi w spokoju!
Ale Otto Quangel by niezwykle mikki tej niedzieli. Anna moga mwi o zabitym synu, ile
chciaa - nie zamyka jej ust. Przejrza z ni nawet tych kilka zdj syna, ktre miaa, a kiedy
zacza przy tym znw paka, pooy jej rk na ramieniu i powiedzia: - Przesta, matko.
Kto wie, moe to i dobrze, moe mu to wiele rzeczy zaoszczdzio.
A wic mimo e nie pogadali, niedziela bya i tak dobra. Od dawna Anna Quangel nie
widziaa swego ma tak agodnego. Byo tak, jak gdyby soce zawiecio jeszcze raz nad
ziemi, ostatni raz, zanim zapadnie zima i ukryje wszelkie ycie pod pokryw niegu i lodu.
W nastpnych miesicach, gdy Quangel stawa si coraz chodniejszy i bardziej maomwny,
czsto wracaa w mylach do tej niedzieli; przynosio jej to pociesh i jednoczenie dodawao
otuchy.
Potem zacz si znw tydzie pracy, jeden z tych zawsze podobnych do siebie, bez wzgldu
na to, czy na wiecie kwity kwiaty, czy szalaa nieyca. Robota bya wci jednaka i ludzie
pozostawali te takimi, jakimi byli przedtem.
Strona 38
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Jedno tylko mae, malutkie przeycie mia Otto Quangel. Idc do fabryki spotka si na ulicy
Jaboskiego z emerytowanym radc sdowym Frommem. Quangel chcia si ukoni, ale ba
si oczu Persickw. Nie chcia rwnie, aby zobaczy go Borkhausen, o ktrym Anna
opowiadaa, e zabrao go gestapo. Borkhausen ju wrci-jeli go w ogle kiedykolwiek
duej nie byo - i wasa si przed domem.
Tak wic Quangel obojtnie min radc sdowego, nie patrzc na niego. Tamten chyba nie
mia takich wtpliwoci, w kadym razie uchyli z lekka kapelusza przed wsplokatorem,
umiechn si oczyma i wszed do domu.
Bardzo dobrze - pomyla Quangel. - Kto nas widzia, ten doszed do wniosku, e Quangel
pozostanie zawsze nieokrzesanym gburem, a radca sdowy jest eleganckim czowiekiem. Ale
o tym, e obaj mogliby mie co wsplnego ze sob, nikt nie pomyli!
Reszta tygodnia mina bez specjalnych wydarze i nadesza wresz ci niedziela; niedziela,
ktrej Anna Quangel oczekiwaa z tak tsknot ze wzgldu na wci przesuwan rozmow z
Ottonem o jego planach. Quangel wsta pno, ale by w dobrym nastroju i nie taki
niespokojny. Przy kawie Anna chwilami rzucaa na niego z boku zachcajce spojrzenie, ale
Quangel zdawa si tego nie zauwaa, jad chleb, ujc powoli i miesza przy tym kaw.
Z pewnym trudem zdecydowaa si Anna na uprztnicie stou; ale tym razem nie powie
pierwszego sowa. Przyrzek jej rozmow na t niedziel i dotrzyma obietnicy. Kade
przypomnienie z jej strony wygldaoby na natarczywo.
Wstaa wic z bardzo cichutkim westchnieniem i zaniosa filianki i talerze do kuchni. Gdy
wrcia, by zabra koszyk na chleb i dzbanek, Otto klcza przed szuflad komody i grzeba w
niej. Anna nie moga sobie przypomnie, co waciwie leao w tej szufladzie. Chyba tylko
jakie stare, od dawna zapomniane achy. - Czy szukasz czego okrelonego, Otto? - zapytaa.
Mrukn tylko co w odpowiedzi, cofna si wic do kuchni, aby zmy naczynia i
przygotowa obiad. Nie chcia. A wic - znw nie chcia! I bardziej ni kiedykolwiek bya
teraz przekonana, e powstawao w nim co, o czym ona jeszcze nie wie, a przecie musi
wiedzie!
Gdy wrcia do izby, aby przy nim obiera kartofle, ujrzaa go przy stole: obrus by zdjty, a
na blacie leao mnstwo noy rzebiarskich, za mae wirki pokryway ju wok podog. -
Co waciwie robisz, Otto? - spytaa bezgranicznie zdumiona.
- Chc zobaczy, czy potrafi jeszcze rzebi - odrzek.
Bya nieco podraniona. Jeli Otto nie by nawet wielkim znawc d-uszy ludzkiej, musia
przecie co nieco przeczuwa, co si w niej dziao, z jakim napiciem czekaa na kade jego
owiadczenie. A teraz wycign noe znane jej z pierwszych lat maeskich i majstrowa
koo drzewa tak jak wtedy, kiedy doprowadza j swym wiecznym mil--czeniem do rozpaczy.
Wwczas nie bya jeszcze przyzwyczajona do jego maomwnoci tak jak dzi. Ale dzi,
wanie dzi, kiedy ju bya przyzwyczajona, wydawao jej si to absolutnie nie do zniesienia.
Rzebi - mj Boe, wiec to byo wszystko, co wpado mu na myl po takich przeyciach!
Jeli Otto chcia przez wielogodzinne milczce rzebienie w drzewie powrci do swego tak
zazdronie strzeonego spokoju - nie, to byoby dla niej gorzkim rozczarowaniem. Ju
\vielekroc ciko j rozczarowa, ale tym razem nie cierpi tego w milczeniu!
Wrd tych niespokojnych i rozpaczliwych myli spogldaa jednak na wp z ciekawoci na
poduny, gruby kawa drewna, ktry obraca z namysem w swych wielkich rkach i z
ktrego od czasu do czasu odcina noem grubszy wir. Nie, tym razem nie bdzie to kuferek
na bielizn, tego bya pewna.
- Co z tego bdzie, Otto? - zapytaa prawie wrogo. Opanowaa j osobliwa myl, e m
wycina jaki przyrzd, moe cz zapalnika do bomby. Ale jak moga nawet pomyle o
tym, to przecie bzdura - c Otto mia wsplnego z bombami! Poza tym, chyba w ogle nie
mona uywa drewna przy bombach. - Co z tego bdzie, Otto? - zapytaa wic na wp
niechtnie.
Zdawao si, e znw odpowie jej pomrukiem. Ale moe przyszo mu na myl, e ju dzi
rano za bardzo naduy cierpliwoci Anny, lub po prostu by teraz gotw do odpowiedzi.
- Gwka - powiedzia. - Chc zobaczy, czy potrafi jeszcze wyrzebi gwk. Dawniej
rzebiem wiele gwek do fajek.
I krci, i rzebi dalej.
- Gwki do fajek! - krzykna Anna oburzona. Mwia dalej z duym zdenerwowaniem: -
Gwki do fajek! Ale Otto! Zastanw si! wiat si wali, a ty mylisz o gwkach do fajek!
Gdy sysz co takiego!...
Zdawao si, e m nie zwraca specjalnej uwagi ani na jej rozdranienie, ani na jej sowa.
Powiedzia: - Oczywicie nie bdzie to gwka do fajki. Chc zobaczy, czy potrafi
wyrzebi naszego Ottonka, cho troch tak, jak wyglda!
Natychmiast zmienia si jej nastrj. A wic myla o Ottonku! A jeli myla o Ottonku i
chcia rzebi jego gow, to myla rwnie o niej i chcia jej sprawi rado. Wstaa z
krzesa, odstawiajc energicznie misk z kartoflami, i powiedziaa: - Poczekaj, przynios ci
zdjcie, aby wiedzia, jak Otto naprawd wyglda.
Potrzsn odmownie gow: - Nie chc widzie adnych zdj - powiedzia - chc rzebi
Ottona takiego, jakiego mam tutaj, w sobie - stukn si w wysokie czoo. A po przerwie
doda jeszcze: - Jeli potrafi!
Bya wzruszona. Ottonek by wic rwnie w nim i on mia w sobie wyrany obraz chopca.
Bya ciekawa, jak ta gowa bdzie wygldaa:
- Na pewno dasz rad, Otto! - powiedziaa.
- No! - mrukn tylko - ale zabrzmiao to raczej potakujco ni powtpiewajco.
W ten sposb rozmowa midzy obojgiem na razie si skoczya. Anna musiaa wrci do
kuchni do obiadu i pozostawia go przy stole, obracajcego powoli w palcach klocek lipowy i
odrzynajcego z cich, ostron cierpliwoci wirek po wirku.
Potem jednak bya bardzo zdumiona, gdy wszedszy tu przed obiadem, aby nakry st,
spostrzega, e by ju uprztnity i nakryty obrusem. Quangel sta przy oknie i patrzy na
ulic Jaboskiego, gdzie haasoway bawice si dzieci.
- No, Otto - zapytaa -jeste ju gotw ze struganiem?
- Na dzi fajrant - odpowiedzia. W tej samej chwili odczua, e wana rozmowa jest ju
bliska, e Otto jednak co zamierza. Otto, ten niepojcie uparty czowiek, ktrego nic nie
mogo doprowadzi do tego, aby zrobi co bez zastanowienia i ktry stale potrafi czeka do
waciwej godziny.
Obiad spoyli w milczeniu. Potem znw posza do kuchni zrobi porzdek, a Otto przysiad w
kcie kanapy, patrzc martwo przed siebie.
Gdy wrcia po upywie p godziny, siedzia jeszcze w ten sam sposb. Ale teraz nie chciaa
Strona 39
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ju czeka, a on si zdecyduje: jego cierpliwo i jej wasna niecierpliwo niepokoiy j za
bardzo. By moe, e jeszcze o czwartej bdzie tak siedzia i po kolacji te! Nie moga ju
duej czeka! -1 c, Otto - zapytaa - co si dzieje? Dzi nie bdzie popoudniowej drzemki
jak w kad niedziel?
- Dzi nie jest kada niedziela". Z kad niedziel" skoczyo si raz na zawsze. - Nagle
wsta i wyszed z pokoju.
Nie miaa dzisiaj zamiaru pozwoli mu uciec na jedn z tych tajemniczych wdrwek, o
ktrych nic nie wiedziaa. Pobiega za nim:
- Nie, Otto... - zacza.
Sta przez drzwiami wejciowymi, ktre zamkn przed chwil na acuch. Podnis rk
nakazujc cisz i nasuchiwa. Potem skin gow, przeszed koo niej do pokoju i zaj znw
miejsce na kanapie. Usiada przy nim.
- Jeeli bdzie dzwonek, Anno - powiedzia - nie otworzysz, zanim ja...
- A kt ma dzwoni, Otto - zapytaa niecierpliwie - kt ma do nas przyj? Powiedz ju, co
chcesz powiedzie!
- Zaraz ci powiem, Anno odpowiedzia z niezwyk agodnoci - ale jeeli nalegasz,
utrudniasz mi to jeszcze.
Dotkna prdko jego rki, rki czowieka, ktremu zawsze z niezwykym trudem
przychodzio wypowiedzenie tego, co dziao si w jego duszy.
- Nie bd ju nalegaa, Otto - powiedziaa uspokajajco - nie spiesz si!
Zacz jednak zaraz mwi. I mwi teraz prawie pi minut bez przerwy, wolnymi, krtkimi,
oderwanymi i bardzo przemylanymi zdaniami. Po kadym zdaniu zaciska mocno wskie
wargi, jakby to ju byo wszystko. Ale mwic patrzy na co, co byo z tyu, za Ann, w
pokoju.
Anna Quangel jednak spogldaa wprost w jego twarz i bya mu niemal wdziczna, e nie
patrzy na ni. Tak ciko byoby jej ukry rozczarowanie, ktre ogarniao j coraz bardziej.
Mj Boe, co ten czowiek wymyli! Ona mylaa o wielkich czynach, bojc si ich
rwnoczenie, o zamachu na fuehrera, a przynajmniej - o czynnej walce przeciw bonzom i
partii.
A co on chcia zrobi? Nic, mieszn drobnostk, co takiego, co wanie cakowicie
odpowiadao jego charakterowi, co cichego, pobocznego, nie zakcajcego jego spokoju.
Chcia pisa karty, pocztwki z wypowiedziami przeciw fuehrerowi i partii, przeciw wojnie,
dla uwiadomienia blinich - to byo wszystko. A kart tych nie chcia posya nawet do
okrelonych ludzi, ani nalepia ich na ciany jako plakaty. Nie! Chcia je tylko ka na
schodach bardzo uczszczanych domw, pozostawia je tam swemu losowi, zupenie nie
wiedzc, kto je podniesie albo czy nie zostan zaraz stratowane, podarte... Wszystko w niej
buntowao si przeciw tej pozbawionej niebezpieczestwa wojnie W' ciemnoci. Chciaa by
czynna. Trzeba byo co robi, czego wyniki mona by zobaczy!
Ale gdy Quangel skoczy, zdawao si, e wcale nie oczekuje odpowiedzi od swojej ony,
ktra siedziaa w kcie kanapy, walczc w milczeniu ze sob. Czy nie lepiej byoby co mu
powiedzie?
Wsta i znw podszed do drzwi wejciowych, by nasuchiwa. Kiedy wrci, zdj obrus ze
stou, zoy go i powiesi starannnie na oparciu krzesa. Potem podszed do starego,
mahoniowego sekretarzyka, wyj pk kluczy z kieszeni i otworzy.
Podczas gdy krzta si jeszcze koo szafki, Anna zdecydowaa si. Powiedziaa z wahaniem:
- Czy to nie jest troch za mao, to, co chcesz zrobi, Otto?
Zatrzyma si w swojej krztaninie i, stojc jeszcze pochylony, odwrci gow do ony: -
Wiele, czy mao, Anno - powiedzia -jeli nas zapi, bdzie nas to kosztowao gow.
W tych sowach i w ciemnym, nieprzeniknionym, ptasim spojrzeniu, ktre ma skierowa na
ni w tej chwili, byo co tak straszliwie przekonywajcego, e a si wzdrygna. Przez
chwil wyranie ujrzaa przed sob szare, kamienne podwrze wizienne, przygotowan
gilotyn-w szarym wietle poranka stal bynajmniej nie byszczaa - bya tylko jak niema
groba.
Anna Quangel poczua, e dry. Potem spojrzaa znw prdko na v;itona. Moe mia racj,
mao czy wiele - nikt nie mg rzuci na szal wicej ni wasne ycie. Kady wedug swych
si i zamiowa - najwaniejsza sprawa: stawiao si opr.
Wci jeszcze Quangel przypatrywa si jej w milczeniu, jakby obserwowa walk, ktra si
w niej toczya. Teraz wzrok jego rozjani si, wyj rce z sekretarzyka, wsta i rzek niemal
z umiechem: - Ale tak atwo nas nie dostan! Jeeli oni s chytrzy, my te potrafimy by
chytrzy. Chytrzy i ostroni! Ostroni, Anno, zawsze na stray. Im duej bdziemy walczy,
tym duej bdziemy oddziaywa. Bez sensu jest umiera za wczenie. Chcemy y i doy
jeszcze ich klski. Chcemy mc powiedzie wtedy, e przyczynilimy si do tego, Anno!
Powiedzia te sowa lekko, niemal artobliwie. Kiedy znw zacz grzeba w sekretarzyku,
Anna opara si z ulg o porcz kanapy. Zdjto z niej ciar. Teraz i ona bya przekonana, e
Otto zamierza co wielkiego.
Postawi na stole buteleczk atramentu, wyj pocztwki z koperty i przynis ogromne
rkawiczki. Wycign korek z flaszeczki, wypali zapak stalwk i woy piro do
atramentu. Zasyczao cicho. Obejrza uwanie piro, wreszcie starannnie woy rkawiczki,
wzi pocztwk i pooy j przed sob. Skin gow w stron Anny. ledzia uwanym
spojrzeniem kady z tych przemylanych, od dawna przygotowanych ruchw. Teraz wskaza
na rkawiczki i powiedzia: - Ze wzgldu na odciski palcw, rozumiesz!
Potem wzi piro do rki i doda cicho, ale z naciskiem: - Pierwsze zdanie naszej pierwszej
pocztwki bdzie brzmiao: Matko! Fuehrer zamordowa mojego syna...
I znw wzdrygna si. W sowach, ktre Otto wanie wypowiedzia, byo co
nieuchronnego, ponurego, zdecydowanego! Zrozumiaa w tej chwili, e tym pierwszym
zdaniem wypowiedzia wojn na dzi i na zawsze, i zrozumiaa take, co to oznacza: wojn
midzy ich dwojgiem - biednymi, prostymi robotnikami bez znaczenia, ktrzy przez jedno
wypowiedziane sowo mogli zosta wykreleni z ycia na zawsze, a drugiej strony -
fuehrerem, parti, ogromnym aparatem, z caa jego si i blaskiem, i trzema czwartymi, a
nawet czterema pitymi caego narodu niemieckiego. A oni tutaj, w tym pokoiku przy ulicy
Jaboskiego - sami we dwoje!
Patrzy na ma. Gdy mylaa o tym wszystkirn, doszed dopiero do trzeciego sowa
pierwszego zdania. Z niesychan cierpliwoci maluje liter F ze sowa fuehrer. - Pozwl mi
pisa, Otto - prosi Anna. - Ja to zrobi o wiele prdzej!
Z pocztku Otto znw tylko mruczy. Ale potem daje jej wyjanienie:
- Twj charakter pisma... - powiada - prdzej czy pniej zapaliby nas przez twj charakter
Strona 40
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
pisma. Widzisz, to jest specjalne pismo, blokowe -widzisz, taki rodzaj drukowanych liter...
Znw milknie i maluje dalej. Tak, tak sobie to wymyli. Nie sdzi, aby co zapomnia. Pismo
to zna z rysunkw mebli, sporzdzanych przez architektw wntrz. Nikt nie potrafi
sprawdzi, czyje to pismo. Oczywicie przy nie przyzwyczajonej do pisania rce Ottona
Quangla wypada to bardzo grubo i obskurnie. Ale to nic nie szkodzi, to go nie zdradza. Nawet
dobrze, w ten sposb karta zyskuje co z plakatu, co natychmiast przyciga oko. Maluje
powoli dalej.
l Anna zdobywa si na cierpliwo. Zaczyna myle, e bdzie to duga wojna. Jest teraz
zupenie spokojna. Otto wszystko przygotowa, na Ottonie mona zawsze polega. Zawsze!
Jak on to wszystko obmyli. Pierwsza karta w tej wojnie wywodzi si od zabitego syna,
mwi o nim. Kiedy mieli syna, fuehrer go zamordowa, a teraz pisz karty. Nowy odcinek
ycia. Na zewntrz nic si nie zmienio, spokj dokoa Quanglw. Wewntrz wszystko stao
si zupenie inne, tu jest wojna...
Anna przynosi koszyczek z nimi i zaczyna cerowa skarpetki. Od czasu do czasu rzuca
okiem na Ottona, ktry powoli, nie przypieszajc tempa, maluje swoje litery. Prawie po
kadej literze wyciga kart na dugo ramienia przed siebie i oglda j zmruonymi
oczyma. Potem kiwa gow.
Wreszcie pokazuje jej pierwsze gotowe zdanie. Zdanie zajmuje ptora bardzo szerokiego
wiersza na karcie.
Anna powiada: - Niewiele zmiecisz na takiej karcie!
Otto odpiera: - Wszystko jedno! Napisz jeszcze wiele takich kart!
- I dugo trwa jej napisanie.
- Bd pisa jedn, pniej moe dwie karty w cigu niedzieli. Wojna si jeszcze nie
skoczya, mordowanie trwa.
Nie mona go poruszy. Powzi postanowienie i bdzie dziaa zgodnie z nim. Nic go nie
moe powstrzyma, nic nie zatrzyma Ottona Quangla na jego drodze.
Drugie zdanie mwi: Matko! Fuehrer zamorduje i twoich synw, nie zaprzestanie tego
nawet wtedy, gdy sprowadzi alob na kady dom w wiecie...
Anna powtarza: - Matko! Fuehrer zamorduje i twoich synw"...
Kiwa gow i powiada: - To wanie napisz! - Zastanawia si: - Naleaoby pooy t kart
tam, gdzie przychodz kobiety.
Otto zastanawia si, potem potrzsa gow. - Nie! Nigdy nie wiadomo, co zrobi kobiety,
kiedy opanuje je strach. Mczyzna tak kart wsadzi prdko do kieszeni. Potem dokadnie j
przeczyta. Poza tym - wszyscy mczyni s synami matek.
Milczy i zaczyna znowu malowa. Popoudnie mija - nie myl o podwieczorku. Wreszcie
zapada wieczr i karta jest gotowa. Quangel wstaje i oglda jeszcze raz swoje dzieo.
- Tak! - powiada. - Zrobione. W przysz niedziel - druga. Anna potakuje.
- Kiedy j zaniesiesz? - szepce. Spoglda na ni. - Jutro rano.
Anna prosi: - Pozwl mi by przy tym za pierwszym razem! Potrzsa gow: - Nie - powiada
- wanie za pierwszym razem nie. Musz przedtem zobaczy, jak to si uoy.
- Moe jednak! - prosi Anna. - To jest moja karta! To jest karta matki!
- Dobrze! - decyduje si Quangel. - Chod ze mn. Ale tylko do bramy tego domu. Do
rodka wejd sam.
- Zgoda.
Potem karta zostaje ostronie wsunita do ksiki, materiay pimienne schowane, a
rkawiczki wdruj do kieszeni kurtki.
Jedz kolacj niemal w milczeniu. Ale nie spostrzegaj nawet, e s maomwni, rwnie
Anna nie czuje tego. Oboje s zmczeni, jak po cikiej robocie albo po dalekiej podry.
Wstajc od stou Otto mwi: - Poo si ju.
A ona: - Sprztn tylko kuchni. Potem te zaraz pjd do ka. Boe, jaka jestem zmczona,
a przecie nic nie robilimy.
Otto spoglda na ni z pumieszkiem, potem prdko przechodzi do sypialni i zaczyna si
rozbiera.
Oboje ju le i jest ciemno, ale nie mog zasn. Krc si w ku, jedno nasuchuje
oddechu drugiego, a w kocu zaczynaj rozmawia. W ciemnoci gawdzi si o wiele lepiej.

\
- Jak mylisz - pyta Anna - co stanie si z naszymi kartami?
- Z pocztku kady, kto je zobaczy i przeczyta pierwsze sowa, przerazi si. Przecie dzi
wszyscy si boj.
- Tak - mwi Anna - wszyscy... - Wycza jednak z tej liczby ich oboje, Quanglw. Prawie
wszyscy si boj - myli - ale my nie."
- Znalazcy bd si bali - powtarza Quangel to, co sto razy ju przemyla - e kto ich
zaobserwowa na schodach. Prdko schowaj kart i uciekn. Albo odo j z powrotem i
zwiej, a potem przyjdzie nastpny...
- Tak bdzie - powiada Anna i widzi przed sob klatk schodow, jak berlisk klatk
schodow, le owietlon. I kady, kto bdzie mia tak kart w rku, poczuje si nagle
przestpc. Bo waciwie kady myli tak jak ten, kto pisa kart, a nie wolno mu tak myle,
bo to oznacza mier...
- Niektrzy - dodaje Quangel - oddadz natychmiast kart dozorcy albo policji: byleby si jej
prdko pozby! Ale i to nie szkodzi: Partyjni czy bezpartyjni, kierownicy polityczni czy
policja, wszyscy bd kart czytali i karta speni swe zadanie. Nawet jeli tylko si dowiedz,
e istnieje jeszcze opr, e nie wszyscy s za fuehrerem...
- Nie - powiada Anna - nie wszyscy. My nie.
' - Kadv umiera... t. I - I bdzie nas coraz wicej, Anno. Dziki nam bdzie wicej. Moe i
inni za naszym przykadem zaczn pisa karty. A tuziny, setki ludzi bdzie siedziao i pisao
tak jak ja. Zalejemy Berlin tymi kartami, zatrzymamy bieg maszyn, obalimy fuehrera.
zakoczymy wojn...
Przerywa, zdumiony wasnymi sowami, marzeniami, ktre tak pno nawiedzaj jego
chodne serce.
Ale Anna Quangel, porwana t wizja, mwi: - A my bdziemy pierwsi! Nikt nie bdzie o tym
wiedzia, ale my wiemy!
Quangel przerywa nagle trzewo: -Moe ju wielu tak myli jak my. Tysice mczyzn chyba
ju pado. Moe ju s tacy, ktrzy pisz karty. Ale to obojtne, Anno! Co to nas obchodzi?
My robimy swoje.
- Tak - potwierdza Anna.
Strona 41
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Quangel, wci jeszcze porwany perspektywami zacztej sprawy, kontynuuje: - I poruszymy
policj, gestapo, SS i SA. Wszdzie bd mwili o tajemniczym autorze kart. Bd ledzili,
podejrzewali, obserwowali, robili rewizje - daremnie! A my bdziemy pisali, pisali, wci
dalej!
Anna: - Moe nawet samemu fuehrerowi poka te karty - sam przeczyta, jak go oskaramy!
Bdzie si wcieka! Podobno zawsze si wcieka, gdy co idzie nie po jego myli. Rozkae,
aby nas znaleziono, a oni nas nie znajd! Bdzie musia w dalszym cigu czyta nasze
oskarenia!
Milcz oboje, olepieni wizj. Czym byli jeszcze przed chwil? Nie znanymi nikomu
istotami, krztajcymi si w wielkim, ciemnym tumie. A teraz oboje s zupenie sami,
oddzieleni, wyniesieni nad innych, nie podobni do nikogo. Dokoa nich jest lodowate zimno,
tak s samotni.
Quangel widzi siebie w warsztacie, jak zawsze, w tym samym kieracie, naganiajcego i
gonionego, z gow zwracajc si uwanie, nagymi ruchami, od maszyny do maszyny. Dla
tamtych pozostanie zawsze starym, gupim Quanglem, optanym robot i brudnym
skpstwem. W gowie jego yj jednak myli, ktrych nie ma aden z nich. Kady z nich
zdechby ze strachu, gdyby mia takie myli. On jednak, stary, gupi Quangel, ma takie myli.
Jest, jaki jest, i oszukuje ich wszystkich.
Anna wspomina teraz jutrzejsz wypraw, kiedy pjd podrzuci pierwsz kart. Jest troch
niezadowolona z siebie, e zgodzia si nie wej z Quanglem do tego domu. Zastanawia si,
czy nie prosi go jeszcze raz. Moe! Na og proby nie wzruszaj Ottona. Ale moe \vanie
dzi wieczorem, kiedy wydaje si, e jest w nadzwyczajnym nastroju? Moe od razu teraz?
Wahaa si za dugo. Zauwaya, e Quangel ju zasn. I ona musi spa, zobaczy, jak to si
jutro uoy. Jeli uoy si dobrze, poprosi na pewno.
Potem i Anna zasypia.
ROZDZIA XVIII Pierwsza pocztwka podrzucona Otto jest tak maomwny tego ranka, e
Anna dopiero na ulicy odwaa si porozmawia z nim. - Dokd chcesz zanie kart?
Quangel odpowiada pomrukiem: - Nie mw o tym. Nie teraz na ulicy. Polem jednak dodaje
niechtnie: -Znalazem dom na Greifswal-der Strasse.
- Nie - mwi Anna stanowczo - nie rb tego. To jest bd - to, co chcesz zrobi!
- Chod! - Otto jest zy, poniewa si zatrzymaa. - Mwiem ci przecie, nie tu na ulicy!
Idzie dalej, a ona za nim i upiera si przy swoim prawie do zabierania gosu. - Nie tak blisko
naszego mieszkania akcentuje Anna. - Jeli sprawa wpadnie w ich rce, bd mieli
wskazwk co do okolicy. Chodmy do Alexa...
Otto myli, zastanawia si. Moe, nie, na pewno ona ma racj. Frzeba liczy si ze
wszystkim. A mimo to nie odpowiada mu ta naga zmiana planw. Jeeli teraz polec a do
Alexa, bdzie krucho z czasem. A musi przecie w por przyj do pracy. Nie zna te
adnego odpowiedniego domu w okolicy Alexa. Na pewno jest tam do takich domw, ale
trzeba dopiero wyszuka ten waciwy; woli to zrobi sam m 7 on. ktra mu przeszkadza.
Potem decyduje si zupenie nagle: - Dobrze, masz racj, Anno. Idziemy na Alexanderplatz.
Anna rzuca na niego z boku pene wdzicznoci spojrzenie. Jest s^c?liwa. e Quangel cho
raz przyj jej rad. I dlatego wanie, e l Quangel tak j uszczliwi, nie chce go prosi
jeszcze o to drugie, aby j zabra do wntrza domu. A wic dobrze, niech idzie sam. Bdzie
si troch niepokoia, czekajc na jego powrt - ale waciwie dlaczego? Nie wtpi ani przez
chwil, e Otto wrci. Jest przecie taki spokojny i zimny, nie da si nakry. Nawet bdc w
rkach tamtych nie zdradziby si, wywalczyby sobie wolno.
Podczas gdy Anna tak rozmyla, kroczc obok milczcego mczyzny, wchodz z
Greifswalder Strasse na Neue Koenigstrasse. Bya zajta swoimi mylami i nie zwrcia
Uwagi, e Otto przyglda si uwanie mijanym domom. Teraz nagle zatrzymuje si - jest
jeszcze spory kawaek do Alexanderplatz - i powiada: - Przyjrzyj si troch tej wystawie,
zaraz wrc.
I idzie ju przez jezdni w kierunku duego, jasnego domu, w ktrym mieszcz si rne
urzdy.
Serce zaczyna jej mocno bi. Chciaaby zawoa:
- Stj, nie, umwilimy si, e na Alexie. Zostamy jeszcze do tego czasu razem. - l -
powiedz mi cho ,,bd zdrowa!" - Ale drzwi zamkny si ju za nim.
Z gbokim westchnieniem odwraca si Anna do wystawy. Jednake nie widzi nic z tego, co
na niej jest. Opiera czoo o zimn szyb, przed oczyma lataj jej czerwone plamy. Serce bije
tak mocno, e ledwie moe oddycha, caa krew, zda si, uderza do gowy.
,,A jednak boj si - myli. - Na lito bosk, Otto nie powinien zauway, e si boj, bo
nigdy ju nie zabierze mnie ze sob. Ale to nie jest waciwie prawdziwy strach - zastanawia
si dalej. - Nie boj si o siebie. Boj si o niego. Co bdzie, jeeli nie wrci?"
Nie moe wytrzyma, musi si odwrci w stron tamtego domu. Drzwi si otwieraj, ludzie
wchodz, wychodz, dlaczego Quangel nie wychodzi? Poszed ju pi, nie, dziesi minut
temu! Dlaczego czowiek, ktry teraz wyszed, tak biegnie? Moe po policj? Czy ju za
pierwszym razem zapali Quangla?
Och, nie wytrzymam tego! Co on wymyli? A mnie si zdawao, e to jest maa rzecz! Raz
na tydzie, a jeli bdzie pisa dwa razy na tydzie, dwa razy tygodniowo jego ycie bdzie w
niebezpieczestwie! A nie zawsze bdzie chcia zabiera mnie ze sob! Zauwayam to dzi
rano, waciwie moje pjcie nie byo mu na rk. Bdzie sam chodzi, bdzie sam podrzuca
karty, potem pjdzie wprost do fabryki (albo ju nigdy wicej nie pjdzie do fabryki!), a ja
bd siedziaa w domu, w trwodze, i czekaa na niego. Czuj, e ten strach nigdy si nie
skoczy, nigdy nie przyzwyczaj si do tego. Otto idzie! Nareszcie! Nie, to nie on. To znowu
nie on! Pjd za nim, niech si zoci, jak chce! Musiao si na pewno co sta... Ju min
kwadrans, jak poszed, to przecie w adnym wypadku nie moe tak dugo trwa! Pjd go
poszuka!"
Robi trzy kroki w kierunku domu i - zawraca. Staje przed szyb wystawow i wpatruje si w
ni.
Nie, nie pjdzie za nim, nie bdzie go szukaa. Nie moe zawie go ju za pierwszym razem.
To tylko mnie si zdaje, e co si stao. Ludzie wci wchodz do tego domu i wychodz.
Na pewno nie min jeszcze kwadrans, odkd Otto poszed. Zobacz, co jest na wystawie.
Biustonosze, paski..."
Tymczasem Otto wszed do biurowca. Zdecydowa si tak szybko, poniewa ona bya razem
z nim. To niepokoio go, w kadej chwili moga zacz mwi o tym". Nie chcia w jej
obecnoci dugo szuka. Na pewno znw zacznie gada, zaproponuje ten dom, nie zgodzi si
na tamten. Nie, to nie moe by! Ju lepiej wejdzie do pierwszego lepszego domu, jeli nawet
Strona 42
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
miaby by najgorszy.
By pierwszym, najgorszym. Jasny, nowoczesny biurowiec, w ktrym byo wprawdzie wiele
firm, ale w ktrym urzdowa rwnie portier w szarej liberii. Quangel mija go obojtnie.
Przygotowany jest na pytanie dokd?" Zauway, e adwokat Toll ma kancelari na
czwartym pitrze. Ale portier nie pyta o nic, rozmawia z jakim panem. Mierzy
przechodzcego pobienym, obojtnym spojrzeniem. Quangel kieruje si w lewo, aby po
schodach pj na gr i syszy szmer windy w ruchu. Tak. O tym nie pomyla, e w
nowoczesnych domach s windy, a schodw mao kto uywa.
Mimo to Quangel idzie na gr. Chopak od windy pomyli: to starszy czowiek, ktry nie
dowierza windzie. Albo te, e idzie tylko na pierwsze pitro. Albo w ogle nic nie pomyli.
W kadym razie schody s niemal nie uywane. Quangel jest ju na drugim pitrze i
dotychczas min si tylko z gocem, ktry pdzi po schodach na d z plikiem listw w
rku. Nawet nie spojrza na Quangla. Mgby tu kart gdziekolwiek pooy, ale nie
zapomina ani na chwil o windzie, przez ktrej byszczce szybki moe by w kadej chwili
podpatrzony. Musi i jeszcze wyej i dopiero w chwili, kiedy winda bdzie zjedaa na d,
zrobi to.
Zatrzymuje si teraz przy wysokim oknie na ppitrze i wyglda na ulic. Wyciga przy tym
niezwocznie rkawiczk z kieszeni i wkada j na praw rk. Potem t sam rk wyciga z
kieszeni przygotowan kart, ostronie, aby jej nie zgnie. Chwytaj dwoma palcami...
Robic to wszystko Otto Quangel od dawna ju zauway, e Anna nie stoi na swoim miejscu
przy wystawie, ale na brzegu chodnika, przy czym patrzy z podniesion, blad twarz, w
sposb niesychanie zwracajcy uwag, na biurowiec. Anna nie podnosi oczu na t wysoko,
na ktrej on teraz stoi, przyglda si raczej drzwiom na parterze. Quangel niechtnie potrzsa
gow, zdecydowany stanowczo nigdy wicej nie zabiera ony na taka wypraw. Oczywicie
- boi si o niego. Ale dlaczego o niego? Powinna si ba o sam siebie, zachowujc si
tak podejrzanie! To ona wanie sprowadzi niebezpieczestwo na nich oboje!
Wspina si dalej po schodach. Przechodzc koo nastpnego okna patrzy jeszcze raz na ulic,
ale Anna przyglda si teraz znw wystawie. Dobrze, bardzo dobrze, przezwyciya wic
strach. Anna jest odwan kobiet. Wcale z ni o tym nie bdzie mwi. I nagle Quangel
kadzie ostronie kart na parapecie okna. Schodzc ju zrywa rkawiczk z rki 1 wsuwa j
do kieszeni.
O par stopni niej oglda si raz jeszcze. Karta ley w jasnym wietle dziennym, dotd
jeszcze widoczna. Jake duym, wyranym pismem napisana jest ta pierwsza karta! Kady
bdzie j mg przczyta! I zrozumie rwnie! Quangel umiecha si z zawzitoci.
W tej samej chwili syszy, e o pitro nad nim otwieraj si drzwi. Winda przed minut
zjechaa na d. Jeeli temu tam na grze, ktry wyszed z biura, znudzi si czekanie na
wind, jeli zacznie schodzi po schodach, znajdzie kart... Quangel jest tylko o pitro niej.
Gdyby tamten zacz biec, mgby jeszcze Quangla zapa, moe dopiero na samym dole, ale
go zapie. Quanglowi biec nie wolno. Stary czowiek, ktry jak ucze zbiega po schodach -
nie, to zwraca uwag. Nie wolno mu zwraca uwagi. Nikt nie powinien sobie przypomnie,
e w ogle widzia w tym domu czowieka o takim a takim wygldzie.
Mimo to do szybko schodzi po kamiennych schodach i w przerwach midzy odgosem
wasnych krokw nasuchuje, czy tamten rzeczywicie schodzi. W takim razie musia kart
zobaczy. Nie mona w ogle jej nie zauway. Ale Quangel nie jest zupenie pewny siebie.
Raz mu si zdaje, e sysza kroki, teraz ju od dawna nic nie syszy. A teraz jest ju zbyt
nisko, aby w ogle co usysze. Winda, byskajc wiatem, przejeda koo niego w gr.
Quangel zblia si do wyjcia. Wanie nadchodzi wiksza grupa ludzi z podwrza, robotnicy
z jakiej fabryki. Quangel wsuwa si pomidzy nich. Tym razem jest zupenie pewny, e
portier nawet nie spojrza na niego.
Przechodzi przez jezdnie i staje obok Anny.
- Zaatwione! - powiada.
A gdy widzi bysk w jej oczach i drenie warg, dodaje: - Nikt mnie nie widzia! - I wreszcie: -
Chod, idziemy! Akurat starczy jeszcze czasu, abym pieszo zdy do fabryki.
Id. Ale oboje rzucaj jeszcze spojrzenia na dom, w ktrym pierwsza karta Quangla
rozpocza swoj podr po wiecie. W pewnym sensie egnaj si z ni, kiwaj gowami. To
dobry dom - i cho wiele domw odwiedz w najbliszych miesicach i latach w tym samym
celu - tego domu adne z nich nie zapomni.
Anna chtnie pogaskaaby prdziutko rk swego ma, ale nie mie. Ociera si wic jakby
przypadkowo o jego do i mwi przestraszona: - Przepraszam ci, Otto. - Quangel zdziwiony
spoglda na ni z boku, ale milczy.
Id dalej.
CZ DRUGA
GESTAPO
ROZDZIA XIX
Droga pocztwek
Aktor Maks Harteisen mia jeszcze z czasw przedhitlerowskich - jak zwyk wyraa si jego
przyjaciel adwokat Toll ~ porzdnie obcion hipotek. Grywa w filmach nakrcanych
przez ydowskich reyserw, w filmach pacyfistycznych, a jedn z jego popisowych rl w
teatrze by ksi von Homburg, przeklty sabeusz, na ktrego prawdziwy narodowy
socjalista powinien plun. Maks Harteisen mia wic wszelkie powody do ostronoci. Przez
pewnien czas w ogle byo wtpliwe, czy brunatne koszule pozwol mu jeszcze gra.
Ale koniec kocw wszystko jako si uoyo. Oczywicie poczciwy chopak powinien by
nauczy si pewnej powcigliwoci i zostawi pierwsze skrzypce aktorom o barwie
brunatnej, cho nie umieli nawet czstki tego, co on. Ale wanie brak byo mu tej
powcigliwoci: naiwny chopiec gra tak, e zwrcio to uwag ministra Goebbelsa. Co
wicej, Harteisen wpad ministrowi w oko. A kade dziecko wiedziao, co oznacza aska
ministra, poniewa nie byo bardziej podlegajcego nastrojom i nieobliczalnego czowieka
anieli doktor Jzef Goebbels.
Z pocztku odbywao si to wszystko w blasku bezinteresownej radoci. Gdy minister raczy
kim si zachwyca, nie robi rnicy czy to mczyzna, czy kobieta. Jak do ukochanej
dzwoni kadego ranka do aktora Harteisena, dowiadywa si, jak spa, posya mu niby
primadon-nie kwiaty i cukierki i nie byo dnia, w ktrym minister nie spdziby przynajmniej
krtkiej chwili z Harteisenem. Nie do na tym, zabra aktora nawet do Norymbergi na zjazd
Strona 43
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
partyjny, wyjania mu praw dziwy" narodowy socjalizm i Harteisen zrozumia wszystko, co
powinien by zrozumie.
Nie rozumia tylko jednego: z narodowym socjalizmem wie si i to, i zwyky obywatel nie
ma prawa sprzeciwia si ministrowi, poniewa minister - chociaby dlatego e jest
ministrem - jest dziesi razy mdrzejszy od kadego innego obywatela. W zwizku z jak
zupenie bah spraw filmow Harteisen sprzeciwi si swojemu ministrowi, a co gorsza -
owiadczy, e opinia pana Goebbelsa w tej sprawie jest po prostu bzdur. Niechaj pozostanie
spraw otwart, czy rzeczywicie ten niewinny, zreszt zupenie teoretyczny, problem
filmowy tak rozzoci aktora, czy te znudzio mu si po prostu uwielbienie ministra i dlatego
dy do zerwania. Do e mimo licznych ostrzee upiera si przy swoim pogldzie, e
bzdura jest bzdur, minister czy nie minister - to zupenie obojtne.
Och, jake zmieni si wiat dla Maksa Harteisena. Skoczyy si poranne telefony z
zapytaniem o sen, skoczyy si cukierki i kwiaty, skoczyy si wizyty doktora Goebbelsa,
skoczyy si rwnie nauki o prawdziwym narodowym socjalizmie. C? To wszystko
byoby jeszcze znone, kto wie, moe nawet podane, ale nagle skoczyy si rwnie
engagements dla Harteisena, rozwizyway si podpisane ju umowy filmowe, przerway si
gocinne wystpy. Aktor Harteisen nie mia ju nic wicej do roboty.
Poniewa Harteisen ceni swj zawd nie tylko dla zarobku, ale by prawdziwym aktorem,
ktrego ycie osigao punkty szczytowe na scenie albo przed obiektywem, ta przymusowa
bezczynno doprowadzaa go do rozpaczy. Nie mg i nie chcia uwierzy, e minister, ktry
przez ptora roku by jego najlepszym przyjacielem, sta si nagle jego zawzitym i tak
podym wrogiem, i wyzyska swoj wadz dla odebrania mu wszelkiej radoci ycia z
powodu jakiej tam sprzeczki. (Biedny Harteisen nie poj jeszcze w roku tysic dziewiset
czterdziestym, e kady hitlerowiec gotw by kadego inaczej mylcego Niemca pozbawi
nie tylko radoci ycia, ale i samego ycia.)
Czas mija i nie istniaa adna moliwo otrzymania pracy, Maks Harteisen musia wic w
kocu uwierzy temu. Przyjaciele donieli mu, e minister owiadczy na konferencji
filmowej, i fuehrer nie yczy sobie nigdy wicej widzie tego aktora na ekranie w mundurze
oficerskim-Wkrtce potem mwiono, e fuehrer w ogle nie yczy sobie widzie i wicej
tego aktora, a wreszcie oznajmiono mu zupenie oficjalnie, e aktor Harteisen jest
niepodany". Koniec zatem, mj drogi. W trzydziestym szstym roku ycia umieszczony
na czarnej licie - i to na caym obszarze tysicletniej Rzeszy.
Teraz aktor Harteisen by naprawd wykoczony. Ale nie zrezygnowa. Szuka i wypytywa,
usiowa dowiedzie si za wszelk cen, czy te postanowienia rzeczywicie pochodziy od
fuehrera, czy te wymyli je ten may czowieczek, chcc zlikwidowa swego wroga. I tego
wanie poniedziaku przybieg Harteisen do swego adwokata Tolla, peen wiary w
zwycistwo i zawoa: - Mam! Mam, Erwin! Ten dra skama! Fuehrer w ogle nie widzia
tego filmu, w ktrym graem pruskiego oficera, i nigdy nie powiedzia przeciwko mnie ani
sowa.
I zacz gorliwie tumaczy, e wiadomo jest pewna, poniewa pochodzi od samego
Goeringa. Przyjacika jego ony ma ciotk, a jej kuzynka bya zaproszona do Goeringw do
Karinhallu. Naprowadzia rozmow na ten temat i Goering wypowiedzia si wanie w taki
sposb.
Adwokat spojrza nieco kpico na podnieconego aktora:
- No, Maksie, i c si przez to zmienio?
Aktor wyjka zupenie ogupiay:
- Ale, Erwinie, Goebbels przecie skama.
- I co z tego? Czy sdzie kiedy, e wszystko, co kuternoga mwi, jest prawd?
- Nie, oczywicie nie. Ale jeeli ta sprawa dojdzie do fuehrera... Naduy przecie imienia
fuehrera.
- Tak, i dlatego, e to zrobi, fuehrer wyrzuci starego towarzysza partyjnego i przyjaciela,
poniewa ten sprawi kopot Harteisenowi.
Aktor spojrza bagalnie na ironizujcego adwokata:
- Jednak musi si co sta w mojej sprawie, Erwinie - zawoa. - Ja przecie chc pracowa.
A Goebbels niesusznie mi przeszkadza.
- Tak - powiedzia adwokat - tak. - I znw milcza. Ale gdy Harteisen spojrza na niego
wyczekujco, doda: - Jeste dzieckiem, Maks, prawdziwym duym dzieckiem.
Aktor, ktry stale bardzo wysoko ceni swoje dowiadczenie yciowe, z niezadowoleniem
potrzsn gow.
- Jestemy przecie sami, Maksie - kontynuowa adwokat - te drzwi s dobrze wycielone,
moemy wic mwi ze sob otwarcie. Moe zauwaye bodaj maa odrobink tej
krzyczcej, krwawej, rozdzieraj-
cej serce niesprawiedliwoci, jaka dzieje si dzisiaj w Niemczech - i pies z kulaw nog si o
to nie zatroszczy. Na odwrt, przechwalaj si jeszcze gono swoj hab. Ale wobec tego,
e aktor Harteisen przeywa malekie rozczarowanie, odkrywa nagle, e na wiecie dzieje si
krzywda i woa o sprawiedliwo.
Harteisen powiedzia przygnbiony: -Wic c mam robi, Erwinie? Przecie co trzeba
zrobi.
- Co masz zrobi? No, to jest zupenie jasne. Wyjedziesz z on do jakiej adnej dziury, na
wie, i bdziesz tam siedzia jak mysz pod miot. Przede wszystkim zaniechasz tej
bezsensownej gadaniny o twoim" ministrze i przestaniesz opowiada o wywiadzie z
Goeringiem. W przeciwnym razie moe si zdarzy, e twj" minister zrobi z tob jeszcze
zupenie co innego.
- Ale jak dugo mam siedzie bezczynnie na wsi?
- Humory ministra zjawiaj si i mijaj. Mijaj rwnie, Maksie, bd tego pewien. Pewnego
dnia wypyniesz znw w blasku i chwale.
Aktor wzdrygn si. - Tylko nie to - prosi - tylko nie to!... - Wsta. - I naprawd sdzisz, e
nie moesz nic zrobi w mojej sprawie?
- Absolutnie nic - powiedzia z umiechem adwokat. - Chyba e miaby ochot jako
mczennik pj za twojego ministra do kacetu.
W trzy minuty pniej aktor Maks Harteisen sta na klatce schodowej biurowca i zmieszany
trzyma w rku kartk pocztow: Matko! Fuehrer zamordowa mego syna...
Na lito bosk! - pomyla. - Jaki czowiek pisze co podobnego? To musi by szaleniec.
Przecie to, co pisze, jest samobjstwem." Machinalnie odwrci kart. Ale nie byo tam ani
nadawcy, ani odbiorcy, tylko: Oddajcie kart dalej, aby wielu j przeczytao. - Odmawiajcie
wpat na pomoc zimow. - Pracujcie powoli, coraz wolniej. Sypcie piasek do maszyn. Kady
Strona 44
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
zmniejszony wysiek waszych rk - to szybszy koniec wojny.
Aktor rozejrza si dokoa. Poyskujc wiatem przejechaa koo niego winda. Mia uczucie,
e wiele oczu patrzy na niego.
Szybko wsun kart do kieszeni i jeszcze szybciej wyrwa j z powrotem. Chcia j pooy
na powrt na okno, ale rozmyli si. Moe ci z windy widzieli go stojcego z kart w rku -
jego twarz znao wiele osb. Karta zostanie znaleziona i znajd si tacy, ktrzy zeznaj pod
przysig, e to on j tam pooy. I przecie naprawd j tam pooy, to znaczy-pooy j
tam z powrotem. Ale kto mu uwierzy? I to wanie teraz, gdy pokci si z ministrem? Jest
ju i tak wykoczony, a tu jeszcze nowa historia.
Pot wystpi mu na czoo, poj nagle, e nie tylko ten, ktry pisa kart, ale i on sam jest w
miertelnym niebezpieczestwie. Zwaszcza on. Zadraa mu rka; chcia odoy kart,
chcia ja zabra, chcia ja podrze, tu, zaraz, na miejscu... Ale moe kto sta na grze i
obserwowa go? Ju kilkakrotnie w ostatnich dniach mia uczucie, e jest obserwowany.
Uwaa to za nerwowe przeczulenie na tle przeladowa ministra Goebbelsa.
Moe to wszystko byo puapk specjalnie zastawion na niego przez tego czowieka, aby
wpad na amen? Aby caemu wiatu pokaza, jak susznie minister osadzi aktora Harteisena?
O Boe, przecie zwariowa ju zupenie, widzia upiory. Przecie czego takiego minister nie
zrobi. A moe wanie zrobi?
Ale nie mg tak sta godzinami. Musia si zdecydowa. Nie mg teraz myle o
Goebbelsie, musia myle o sobie.
Pobieg p pitra w gr - nie byo nikogo, kto by go obserwowa. Zadzwoni ostro do
adwokata Tolla. Przebieg obok sekretarki, wpad do gabinetu i cisn kart na st adwokata,
woajc: - Masz, oto co znalazem przed chwil na schodach!
Adwokat rzuca tylko krtkie spojrzenie na pocztwk. Potem wstaje i zamyka starannie
podwjne drzwi swego gabinetu, ktre podniecony aktor zostawi otwarte. Wraca do biurka.
Bierze kart ponownie i czyta ja dugo i uwanie, podczas gdy Harteisen, biegajc tam i z
powrotem, rzuca na niego niecierpliwe spojrzenia.
Teraz Toll odkada pocztwk i pyta: - Gdzie, powiedziae, znalaze t kart?
- Tu, na schodach, o p pitra niej.
- Na schodach? A wic na stopniu?
- Nie ap mnie za swka, Erwinie. Nie, nie na stopniu, tylko na parapecie okiennym.
- A czy wolno zapyta, po co przytaszczy ten miy upominek do mnie do biura?
Gos adwokata brzmi ostrzej, aktor powiada proszco:
- A c miaem robi? Karta leaa tam i zupenie bezmylnie wziem j do rki.
- A dlaczego nie pooye jej z powrotem? Przecie to byoby najrozsdniejsze.
- Winda przejechaa koo mnie, gdy to czytaem. Miaem uczucie, e jestem obserwowany.
Moja twarz jest tak znana.
- Coraz lepiej! - powiedzia adwokat z gorycz. -- A potem prawdopodobnie z t kart w
rku przybiege do mnie? - Aktor skin ponuro. - Nie, mj przyjacielu - powiedzia Toll
zdecydowanie, oddajc mu kart - prosz ci, zabierz j sobie. Nie chc z tym mie nic
wsplnego. I bd askaw zapamita sobie - nie wolno ci si na mnie powoywa. Nie
widziaem nigdy tej karty. Wee j wreszcie.
Harteisen wpatrywa si w przyjaciela z poblad twarz. - Myl - powiedzia potem - e
jeste nie tylko moim przyjacielem, ale i moim adwokatem, e bronisz rwnie moich
interesw.
- Co to, to nie. Albo powiedzmy lepiej -ju nie. Jeste pechowcem, posiadasz
nieprawdopodobny talent wpadania w najgorsze tarapaty. Sprowadzisz jeszcze nieszczcie
na innych. A wic zabierz wreszcie swoj kart.
Znw mu j poda.
Ale Harteisen wci sta z blad twarz i rkami w kieszeniach.
Po dugim milczeniu powiedzia cicho: - Nie odwa si. W ostatnich dniach wielokrotnie
miaem uczucie, e jestem obserwowany. Zrb mi t przysug i podrzyj kart. Wyrzu j
wraz z innymi mieciami do kosza.
- Zbyt niebezpieczne, mj drogi. Goniec biurowy albo wszca sprztaczka i - wpadem.
- Spal j.
- Zapominasz, e mamy tu centralne ogrzewanie.
- We zapak, spal j nad popielniczk. Nikt o tym nie bdzie wiedzia.
- Ty bdziesz o tym wiedzia.
Wpatrywali si w siebie z pobladymi twarzami. Byli starymi przyjacimi jeszcze z czasw
szkolnych, ale teraz wdar si midzy nich strach i przynis niedowierzanie. Wpatrywali si
w siebie bez sowa.
,,On jest aktorem - myla adwokat. - Moe zagra mi tu sw rol, aby i mnie wpakowa.
Moe przychodzi z poleceniem wystawienia mojej niezawodnoci na prb. Ostatnio przy tej
nieszczsnej obronie przed Trybunaem Narodowym ledwo udao mi si wykaraska. Ale od
tego czasu nie ufaj mi..."
Waciwie Erwin jest moim adwokatem - myla tymczasem ponuro aktor - ale w sprawie z
ministrem nie chce mi pomc, a teraz nawet chce wiadczy wbrew prawdzie, e nigdy nie
widzia tej karty. Nie broni moich interesw. Dziaa przeciwko mnie. Kto wie, czy ta karta...
wszdzie syszy si o puapkach zastawianych na ludzi. Nonsens, by zawsze moim
przyjacielem, pewny czowiek..."
Obaj zastanowili si, popatrzyli na siebie. Obaj zaczli si umiecha.
- Bylimy szalecami, nie dowierzalimy sobie.
- My, ktrzy znamy si przeszo dwadziecia lat.
- I tylemy razem przeyli.
- Do czego doszlimy!...
- Jak wygldamy? Syn zdradza matk, siostra brata, przyjaciel przyjacik...
- Ale my siebie nie zdradzimy.
- Zastanw si, co najlepiej zrobi z t kart. Byoby rzeczywicie nierozsdne, gdyby
wyszed na ulic z kart w kieszeni, czujc, e jeste ledzony.
- Ach, to byo po prostu zdenerwowanie. Daj mi kart, pozbd si jej w jaki sposb.
- Ty, nieuleczalnie skonny do nie przemylanych posuni. Nie, karta pozostanie tutaj.
- Masz on i dwoje dzieci, Erwinie. Personel twojej kancelarii moe te nie jest cakiem
pewny. Kto dzi jest jeszcze pewny? Daj mi kart. Zadzwoni do ciebie za kwadrans i
zamelduj ci, e si jej pozbyem.
- Na lito bosk! Jeste znowu sob, Maksie. W takiej sprawie rozmowa telefoniczna!
Dlaczego nie zadzwoni od razu do Himmlera? Wtedy bdzie przynajmniej prdzej.
Strona 45
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
I znw popatrzyli na siebie nieco pocieszeni, e nie s zupenie sami, e kady z ich ma
wyprbowanego przyjaciela.
Nagle adwokat ze zoci uderza pici w kart: - C sobie wyobraa ten idiota, ktry
napisa t kart i pooy j w sieni. Posya innych ludzi na szafot!...
- I o co! Co on waciwie pisze? Nic takiego, czego by kady z nas nie wiedzia. To musi by
wariat!
- Cay nard sta si zbiorowiskiem wariatw, jeden zaraa drugiego.
- Gdyby zapali tego draba, ktry sprowadza na innych takie kopoty! Po prostu cieszybym
si...
- Ach, daj spokj! Na pewno by si nie cieszy, gdyby jeszcze jeden musia zgin. Ale jak
wyleziemy z tej matni?
Adwokat znw spojrza z namysem na kart. Potem sign do telefonu. - Mamy takiego w
domu, jaki kierownik polityczny - powiedzia wyjaniajco do przyjaciela - przeka mu
oficjalnie t kart, wyjani istotny stan rzeczy. A w ogle postaram si zlekceway spraw.
Czy jeste pewny swojej wypowiedzi?
- Zupenie.
- A swoich nerww?
- Najzupeniej, mj drogi. Na scenie nie miaem jeszcze nigdy tremy. Zawsze tylko
przedtem! A co to za typ, ten kierownik polityczny?
- Nie mam pojcia. Nie przypominam sobie, abym go kiedykolwiek widzia.
Prawdopodobnie jaki may bonza. W kadym razie teraz zadzwoni.
Ale czowieczek, ktry przyszed, nie wyglda specjalnie na bonz, raczej na lisa; czu si
bardzo mile poechtany poznajc znakomitego aktora, ktrego czsto widzia na ekranie. I
natychmiast wymieni sze filmw: w adnym z nich Harteisen nigdy nie gra. Aktor wyrazi
podziw dla pamici czowieczka, a potem przeszli do waciwego celu odwiedzin.
Lisek przeczyta kart, z jego twarzy nie mona byo pozna, co przy tym odczuwa,. Twarz
ta bya tylko chytra. Potem wysucha sprawozdania o znalezieniu karty i dostarczeniu jej do
kancelarii.
- Bardzo dobrze! Bardzo waciwie! - pochwali kierownik". - A kiedy si to stao?
Przez chwil adwokat zawaha si, rzuci szybkie spojrzenie na przyjaciela. - Lepiej nie
kama - pomyla - widziano go wchodzcego w podnieceniu z kartk w rku.
- Przed dobr p godzink - powiedzia adwokat. Czowieczek podnis brwi do gry. - Tak
dawno? - zapyta z lekkim zdumieniem.
Mielimy jeszcze wiele innych rzeczy do omwienia - wyjani adwokat. - Nie
przywizywalimy wagi do tej sprawy. Czyby to byo wane?
r- Wszystko jest wane. Byoby wane schwytanie faceta, ktry pooy kart. Ale teraz, po
pgodzinie, jest oczywicie za pno.
Kade sowo brzmiao jak lekki wyrzut z powodu tego za pno".
- Przykro mi, e si tak opniem - powiedzia aktor Harteisen z naciskiem. - Stao si to z
mojej winy. Uwaaem swoje sprawy za waniejsze ni t - bazgranin!
- To ja powinienem by lepiej si orientowa - powiedzia adwokat. Lisek umiechn si
uspokajajco: - No, moi panowie, co si stao, to si nie odstanie! W kadym razie ciesz si,
e wskutek tego miaem sposobno osobicie pozna pana Harteisena. Heil Hitler!
Zerwali si bardzo energicznie: - Heil Hitler!
Gdy drzwi zamkny si za nim, przyjaciele spojrzeli na siebie.
- Dziki Bogu, e pozbylimy si tej nieszczsnej karty!
- I on nas nie podejrzewa!
- O, z powodu karty nie! Ale e wahalimy si, czyj odda, czy nie, to zrozumia bardzo
dobrze.
- Sdzisz, e jeszcze bdziemy mieli z t spraw do czynienia?
- Nie, waciwie nie. W najgorszym razie niewinne przesuchanie, gdzie, kiedy i jak znalaze
t kart. Nie masz tu nic do ukrywania.
- Wiesz, Erwinie, waciwie jestem teraz bardzo zadowolony, e na jaki czas wydostan si
z miasta.
- Widzisz!
- Czowiek staje si zy w tym miecie.
- Staje si? Ju jest zy. I to bardzo!
Tymczasem Lisek pojecha do swojej komrki partyjnej. Brunatna koszula wzia teraz kart
do rki.
- To obchodzi tylko gestapo - powiedzia. - Najlepiej sam pojed z tym, Heinz. Poczekaj,
napisz ci jeszcze par sw. A ci dwaj panowie?
- Zupenie nie wchodz w rachub. Oczywicie, politycznie pewni - to obaj nie s. Powiadam
ci - sidme poty wystpiy na nich, kiedy musieli co zrobi z t kart.
- Harteisen jest podobno w nieasce u ministra Goebbelsa - zauway z namysem brunatny.
- Mimo to - powiedzia Lisek - nie odwayby si na co podobnego. Ma zbyt wielkiego
pietra. Wymieniem mu w twarz sze filmw, w ktrych nigdy nie wystpowa, i
podziwiaem jego mistrzowsk gr. Kania si raz po raz i a promienia z wdzicznoci.
Przy tym wprost poczuem, jak si poci ze strachu.
'O - Kady umiera... t. I - Wszyscy oni maj stracha - rozstrzygn brunatny pogardliwie. -
Waciwie dlaczego? Przecie tak im uatwilimy ycie. Niech tylko robi, co im kaemy.
- To dlatego, e ludzie nie mog przesta myle. Zdaje im si zawsze, e przez mylenie
mog co osign.
- Niech tylko suchaj. Mylenie - to sprawa fuehrera. Brunatny stukn w kart: - A ten? Co
mylisz o tym, Heinz? Co mam o tym powiedzie? Prawdopodobnie rzeczywicie straci
syna...
- Gdzie tam! Ci, ktrzy tak pisz i dziaaj, s tylko podegaczami. Chc osign co dla
siebie. Czy synowie, czy cae Niemcy - to im wszystko jedno. Jaki stary sozi* albo
komunista...
- Nie sdz. Nie uwierz nigdy w yciu. E, gdzie tam - socjalist albo komunist wywcham
na dziesi kilometrw pod wiatr.
- Myl, e jednak. Oni wszyscy si teraz zamaskowali. Panowie w gestapo rwnie nie
podzielali pogldu brunatnej koszuli.
Zreszt sprawozdanie Liska przyjto tam z wesoym spokojem. Przyzwyczaili si bd co
bd do innych historii.
- No, tak - powiedzieli. - Dobrze, dobrze, zobaczymy! Jeli pan chciaby si jeszcze
pofatygowa do komisarza Eschericha-zawiadomimy go telefonicznie - on opracuje t
Strona 46
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
spraw. Niech mu pan zoy jeszcze raz dokadne sprawozdanie o zachowaniu si tych dwch
panw. Oczywicie, w tej chwili nic im si nie stanie, to moe tylko posuy jako materia do
ewentualnych pniejszych wydarze. Pan rozumie przecie...
Komisarz Escherich, wysoki czowiek o niedbaym wygldzie, ze zwisajcymi tawymi
wsami, w jasnoszarym ubraniu - wszystko w tym czowieku byo tak bezbarwne, e mona
go byo uwaa za pd kurzu z akt - a wic komisarz Escherich pokrci kart tam i z
powrotem miedzy palcami.
- Nowa pyta - owiadczy potem. - Tej nie mam jeszcze w swoim zbiorze. Cika rka,
niewiele pisa w yciu, zawsze pracowa rkami.
- Kapedowiec**? - zapyta Lisek.
* Sozi - socjalista.
** KPD - Komunistyczna Partia Niemiec.
Komisarz zachichota: - Nie opowiadaj pan kawaw, panie! Co takiego i kapedowiec! Widzi
pan, gdybymy mieli prawdziw policj i gra warta byaby wieczki, to ten, ktry napisa
kart, siedziaby po dwudziestu czterech godzinach pod kluczem.
- A jak by pan to zrobi?
- To jest przecie bardzo proste. Kazabym wywcha wszdzie w Berlinie, komu w cigu
ostatnich dwch, trzech tygodni poleg syn, jedyny syn - prosz uwaa, poniewa piszcy
mia tylko jednego syna.
- A z czego pan to wnioskuje?
- To przecie jasne! Od razu w pierwszym zdaniu wanie to pisze. W drugim zdaniu mwi
ju o synach innych ludzi. Na tych, ktrym ostatnio poleg syn - nie ma ich znowu tak wielu
w Berlinie - miabym oko i ju ptaszek siedziaby w klatce.
- Wic dlaczego pan tego nie robi?
- Powiedziaem ju panu przecie: dlatego, e nie mamy odpowiedniego aparatu, i dlatego, e
sprawa nie jest tego warta. Widzi pan -istniej dwie moliwoci: albo napisze jeszcze dwie,
trzy karty, a potem da spokj, bo sprawi mu to za wiele trudu lub uzna ryzyko za zbyt wielkie.
Wtedy nie wyrzdzi wielkiej szkody i my nie bdziemy mieli wiele roboty z jego powodu.
- Wic pan sdzi, e wszystkie karty oddadz tutaj?
- Wszystkie - nie, ale prawie wszystkie. Nard niemiecki jest tak pewny.
- Dlatego, e wszyscy si boj.
- Nie, tego nie powiedziaem. Nie sdz, na przykad, aby ten czowiek - popuka zgitym
palcem w kart - aby ten czowiek mia stracha. Przypuszczam natomiast, e jest druga
moliwo: ten czowiek bdzie pisa dalej i dalej. Dobrze, niech pisze - im wicej napisze,
tym atwiej si zdradzi. Teraz zdradzi tylko ma czstk siebie, mianowicie, e straci syna.
Ale w kadej karcie zdradzi jeszcze troch. Nie potrzeba prawie nic robi w tej sprawie.
Trzeba tylko tutaj siedzie, troch uwaa i - cap! - mamy go! My tu, na naszym oddziale,
musimy mie cierpliwo. Czasem trwa to rok, a czasem jeszcze duej, ale w kocu
wyapujemy nasze ptaszki. Wszystkie. Albo prawie wszystkie.
- A co potem?
Czowiek o kolorze kurzu wycign plan miasta Berlina i umocowa go na cianie. Potem
wsadzi czerwon chorgiewk w to miejsce, gdzie sta biurowiec na Neue Koenigstrasse. -
Widzi pan, to wszystko, co mog zrobi w tej chwili. Ale w najbliszych tygodniach dojdzie
coraz wicej chorgiewek. I tam, gdzie ich bdzie najwicej, tam tkwi mj Klabautermann*.
Z czasem bowiem stpieje, nie bdzie mu si chciao z powodu jednej karty odbywa dugiej
drogi. Widzi pan, o tej mapie Klabautermann nie myli. A przecie to jest takie proste! Potem
jeszcze raz - cap - i mamy go!
- A co potem? - zapyta Lisek, gnany niezdrow ciekawoci. Komisarz Escherich spojrza
na niego nieco ironicznie: - Lubi pan sucha takich historii? No, zrobi panu t przysug,
Trybuna Narodowy i gwka - fiuut! Mnie to ju nie obchodzi. C zmusza gocia do pisania
takich idiotycznych kart, ktrych aden czowiek nie czyta i aden czowiek nie chce czyta.
Nie, to mnie nic nie obchodzi. Ja bior swoj pensj i czy za to sprzedaj znaczki pocztowe,
czy wtykam chorgiewki, jest mi zupenie obojtne. Ale bd o panu pamita, nie zapomn,
e pan przynis mi pierwszy meldunek. Kiedy faceta zapi i sprawa dojrzeje, przyl panu
zaproszenie na egzekucj.
- Nie, dzikuj bardzo. Wcale tego tak nie mylaem.
- Naturalnie, e pan tak myla. Czego si pan mnie wstydzi? Nikt nie powinien si mnie
wstydzi, wiem, jak to bywa z ludmi. Gdybymy my tutaj nie wiedzieli, kt mgby
wiedzie? Nawet Pan Bg nie. A wic zrobione, przyl panu zaproszenie na plac strace.
Heil Hitler!
- Heil Hitler! I niech pan nie zapomni.
ROZDZIAXX P roku pniej: Ouanglowie Po upywie p roku niedzielne pisanie kart
pocztowych stao si dla Quanglw przyzwyczajeniem, oczywicie witym
przyzwyczajeniem, czci skadow ich codziennego ycia, tak jak gboki spokj, ktry ich
otacza, lub elazna oszczdno kadego grosza. To byy najpikniejsze godziny tygodnia,
kiedy w niedziel siadali razem, ona w kcie * Klabautermann - duch morski wystpujcy w
baniach; komisarz tak nazwa poszukiwanego autora kart.
kanapy, zajta jakim cerowaniem lub ataniem, on sztywno na krzele przy stole, z pirem w
wielkiej doni, malujc powoli sowo za sowem.
Swoj pocztkow norm -jedn kart na tydzie - Quagel podwoi teraz, a byway dobre
niedziele, kiedy pisa nawet trzy karty. Nigdy jednak nie napisa dwch kart tej samej treci.
Oboje Quanglowie, im duej pisali, odkrywali coraz wicej bdw fuehrera i jego partii.
Sprawy, ktre dawniej nie wydaway si im godne nagany, jak na przykad zlikwidowanie
innych partii - albo budziy jedynie zastrzeenia ze wzgldu na swe rozmiary lub surowo -
jak przeladowania ydw - te sprawy obecnie, kiedy stali si wrogami fuehrera, nabray
zupenie innego oblicza i innej wagi. wiadczyy o zakamaniu partii i jej wodzw. Jak
wszyscy nowonawrceni, Quanglowie dyli do tego, aby nawrci innych. I dlatego karty
nigdy nie byy monotonne, a tematw nigdy im nie zabrako.
Anna Quangel ju od dawna zerwaa ze sw postaw biernego suchacza, czuwaa pilnie na
kanapie, mwia, proponowaa tematy, wymylaa zdania. Pracowali w najpikniejszej
harmonii i ta gboka wewntrzna spjnia, odczuwana dopiero teraz po dugim wspyciu,
dawaa im wiele szczcia, ktre promieniowao na cay tydzie. Porozumiewali si
spojrzeniem, umiechali si, jedno wiedziao o drugim, e myli teraz o nastpnej karcie albo
o dziaaniu tych kart, o stale wzrastajcej liczbie ich zwolennikw i o tym, e z
niecierpliwoci oczekiwano od nich nastpnej wiadomoci.
Quanglowie ani przez chwil nie wtpili, e karty ich wdruj teraz w fabrykach z rki do
Strona 47
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
rki, e Berlin zacz mwi o tych bojownikach. Zdawali sobie spraw, e cz kart trafiaa
w rce policji, ale przypuszczali, e najwyej co pita lub szsta karta. Tak czsto myleli o
oddziaywaniu kart i mwili o tym, e byli przekonani o rozpowszechnianiu si ich treci i
wraeniu, jakie te karty wywieray. To by fakt, o ktrym nie mona byo wtpi.
Quanglowie nie mieli co prawda najmniejszej podstawy do tych przypuszcze. Ani Anna
Quangel, czekajc w kolejce do sklepu spoywczego, ani majster Otto, ktry stojc niemo
przy grupie rozmawiajcych kolegw sam swoj obecnoci zmusza ich do milczenia - nie
syszeli nigdy o nowym bojowniku przeciw fuehrerowi i o wieciach, ktre nis wiatu. Ale
to milczenie nie naruszyo ich mocnej wiary, e jednak mwiono o ich walce i e wywieraa
ona swj wpyw.
Berlin by bardzo wielkim miastem, a podrzucali karty na duej przestrzeni. Trzeba byo
czasu, aby wiadomo o nich przenikna wszdzie. Sowem, Quanglowie, jak zreszt
wszyscy ludzie, wierzyli w to, czego pragnli.
Jeli chodzi o rodki ostronoci, uznane pocztkowo za konieczne, Quangel odstpi tylko od
rkawiczek. Dokadne rozwaania przekonay go, e rkawice, ktre tak mu przeszkadzay,
zwalniay tempo jego pracy, a do niczego nie byy potrzebne. Jego karty przechodziy
prawdopodobnie, zanim ktra z nich zawdrowaa do policji, przez tyle rk, e nawet
najzdolniejszy policjant nie mgby skombinowa, ktre odciski pochodziy od piszcego.
Oczywicie Quangel przestrzega w dalszym cigu jak najdalej idcej ostronoci. Przed
pisaniem my stale rce, dotyka kart bardzo ostronie i z samego brzegu, a przy pisaniu
bibua leaa zawsze pod jego praw rk.
Co za si tyczy podrzucania kart w wielkich biurowcach, to akcja ta od dawna stracia urok
nowoci. Co z pocztku wydawao im si tak niebezpieczne, z czasem stao si najlejsz
czci zadania. Szo si do ruchliwego domu, czekao na waciwa chwile i ju schodzio si
po schodach z odrobin ulgi, bez ucisku w okolicach odka, z myl znw si udao", ale
bez szczeglnego podniecenia.
Najpierw Quangel sam podrzuca karty, towarzystwo Anny wydawao mu si nawet bardzo
niepodane. Potem jednak jako samo przez si Anna staa si rwnie w tej pracy jego
czynn pomocnic. Quangel przestrzega, aby karty -jedna, dwie czy trzy, ile byo napisanych
- stale nastpnego dnia byy wynoszone z domu. Ale czasem nie mg chodzi ze wzgldu na
ble reumatyczne w nogach, a poza tym ostrono nakazywaa rozrzuca karty w odlegych
od siebie czciach miasta. To wymagao dugiej jazdy tramwajem i jeden czowiek w cigu
przedpoudnia nie mg temu podoa.
Dlatego Anna Quangel przeja cz tej roboty. Odkrya ku swemu wielkiemu zdumieniu, e
o wiele bardziej denerwujce i meczce byo stanie przed domem i czekanie na ma anieli
podrzucanie kart. Zawsze bya przy tym bardzo spokojna. Wchodzc do upatrzonego domu
czua si pewnie w strumieniu idcych do gry i schodzcych na d, czekaa cierpliwie
okazji i kada szybko kart. Bya zupenie pewna, e nikt jej nie zaobserwowa przy tej
czynnoci, e nikt jej sobie nie przypomni i nie bdzie mg opisa jej osoby. I rzeczywicie
zwracaa o wiele mniej uwagi ni jej m ze sw ostr, ptasi twarz. Bya zwyk, ma
mieszczk, ktra spieszya si do doktora.
Tylko jeden, jedyny raz przeszkodzono Quanglom w ich niedzielnym pisaniu. Ale nawet ta
przeszkoda nie wywoaa najmniejszego podniecenia ani zamieszania. Jak byo umwione, na
dwik dzwonka Anna Quangel cicho podesza do drzwi i wyjrzaa przez wizjer. Tymczasem
Otto Quangel spakowa przybory do pisania i odoy zaczt kart do ksiki. Byy na niej
dopiero nastpujce sowa: Wodzu, rozka - my suchamy! Tak jest, suchamy, stalimy si
stadem owiec, ktre nasz fuehrer moe pogna na kad rze. Przestalimy myle...
Kart z tymi sowami woy Otto Quangel do podrcznika radiowego swego syna, ktry
zgin. A kiedy Anna Quangel wesza z dwojgiem goci, maym garbusem i ciemn, wysok,
zmczon kobiet, Otto siedzia przy swoim snycerstwie i wyrzyna biust chopca. W robocie
tej posun si ju powanie naprzd i rzeba stawaa si zdaniem Anny coraz podobniejsza.
Okazao si, e may garbus jest bratem Anny - rodzestwo nie widziao si ju niemal od
trzydziestu lat. May garbus pracowa stale w Rathenow w fabryce narzdzi optycznych i
dopiero od niedawna zosta delegowany do pracy w Berlinie, jako specjalista w fabryce, ktra
robia jakie przyrzdy dla odzi podwodnych. Zmczona, ciemna kobieta bya jeszcze nigdy
nie widzian bratow Anny. Otto Quangel nie zna dotychczas tych obojga krewnych.
Tej niedzieli z pisania ju nic nie wyszo. Zaczta karta leaa nie dokoczona w ksice
Ottonka. Mimo e Quanglowie byli zazwyczaj niechtni wszelkim odwiedzinom przyjaci i
krewnych, w imi spokoju, w ktrym chcieli y, ten nieoczekiwanie jakby z nieba spady
brat i jego ona nie sprawili im przykroci. Heffkowie byli na swj sposb rwnie cichymi
ludmi, nalecymi do jakiej sekty religijnej, ktra - jak wynikao z pewnego napomknienia -
bya przeladowana przez hitlerowcw. Ale nie mwili o tym, jak w ogle starannie omijali
wszystko, co byo zwizane z polityk.
Quangel sucha ze zdumieniem, jak oboje, Anna i jej brat, Ulrich Heffke, wymieniali
wspomnienia z lat dziecicych. Po raz pierwszy sysza, e Anna te kiedy bya dzieckiem,
dzieckiem samowolnym, zdolnym do zbytkw i figli. Pozna swoj on ju jako prawie star
pann. Nigdy nie myla o tym, e wygldaa kiedy zupenie inaczej, jeszcze przed ponurym
ywotem zaharowanej, poganianej sucej, ktry pozbawi j si i nadziei.
Teraz, gdy rodzestwo gawdzio ze sob. widzia ma, biedn wiosk w Marchii, sysza, e
Anna musiaa pa gsi, e stale chowaa si przed znienawidzonym kopaniem kartofli, za co
te obrywaa lanie, i dowiedzia si, e bya we wsi bardzo lubiana, poniewa odwanie i
stanowczo przeciwstawiaa si wszystkiemu, co byo jej zdaniem niesprawiedliwe. Przecie
nawet kiedy trzy razy pod rzd kulami nienymi zrzucia kapelusz z gowy
niesprawiedliwego nauczyciela i nigdy nie znaleziono sprawczyni. Tylko ona i Ulrich
wiedzieli o tym, ale Ulrich nie by skarypyt.
Nie, to nie byy przykre odwiedziny, mimo e napisali o dwie karty mniej ni zwykle.
Quanglowie byli zupenie szczerzy obiecujc Heffkom przy poegnaniu rewizyt. Dotrzymali
te sowa. Po piciu czy szeciu tygodniach odwiedzili Heffkw w ich maym mieszkaniu,
ktre oprniono dla nich w zachodniej czci miasta, w pobliu Nollendorfplatz.
Quanglowie wykorzystali te odwiedziny, aby wreszcie i w zachodniej czci miasta podrzuci
kart; mimo e przy niedzieli biurowiec by mao oywiony, wszystko poszo dobrze.
Od tego czasu nastpoway wzajemne odwiedziny w odstpach mniej wicej
szeciotygodniowych. Nie byy ju tak podniecajce jak pierwsze, ale wnosiy jednak nieco
oywienia do ycia Quanglw. Najczciej Otto i jego szwagierka siedzieli milczc przy stole
i suchali cichej rozmowy dwojga rodzestwa, ktrym nigdy nie znudzio si wspomina
dziecistwo. Quangel by zadowolony z poznania i tej drugiej Anny; oczywicie nigdy nie
Strona 48
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
znajdowa pomostu midzy kobiet yjc dzi u jego boku a ow dziewczyn, ktra znaa si
na wiejskiej robocie, robia wesoe kaway i mimo to uchodzia za najlepsz uczennic maej
szkki wiejskiej.
Dowiedzieli si, e rodzice Anny yj jeszcze w swej wiosce rodzinnej, bardzo starzy ludzie -
szwagier nadmienia mimochodem, e posya rodzicom miesicznie dziesi marek. Anna
Quangel bya ju gotowa powiedzie bratu, e i ona bdzie to robia, ale w por ostrzego j
spojrzenie ma i zamilka.
Dopiero w drodze powrotnej Quangel powiedzia:
- Nie, lepiej nie, Anno. Po co rozpuszcza starych ludzi? Maj przecie swoj rent, a jeli
szwagier posya im poza tym jeszcze dziesi marek miesicznie, to wystarczy.
- Mamy przecie tyle pienidzy w kasie oszczdnoci! - prosia Anna. - Nigdy ich nie
zuyjemy. Dawniej mylelimy, e to bdzie kiedy dla Ottonka, ale teraz... Pozwl mi to
zrobi, Otto! Chocia pi marek miesicznie!
Niewzruszony odpowiedzia: - Teraz, kiedy tkwimy w tej wielkiej sprawie, nie moemy
wiedzie, na co nasze pienidze pewnego dnia bd potrzebne. Moe bdzie nam potrzebna
kada marka, Anno. A ci starzy ludzie dotychczas radzili sobie bez nas, dlaczego by dalej nie
mogli tak y?
Milczaa nieco dotknita, zreszt nie tyle w swej mioci do rodzicw, poniewa rzadko
mylaa o staruszkach i pisaa do nich tylko raz do roku, na Boe Narodzenie, z obowizku.
Ale wydawao jej si, e wobec brata moga wyglda na skp. Brat nie powinien myle, e
nie mog sobie pozwoli na to, na co on moe.
Powiedziaa uparcie: - Ulrich pomyli, e nie sta nas na to, Otto. Bdzie lekceway twoj
robot dlatego, e tak mao daje dochodu.
- Wszystko mi jedno, co inni o mnie myl - owiadczy Quangel. - Nie wezm z kasy
pienidzy na co takiego.
Anna czua, e zdanie to byo ostateczne. Milczaa, posuszna jak zawsze, kiedy Otto
wypowiada takie zdanie, ale troch dotknita, e m nigdy nie liczy si z jej uczuciami.
Zapomniaa jednak szybko o tej przykroci przy dalszej pracy nad wielkim dzieem.
ROZDZIA XXI P roku pniej: komisarz Escherich W p roku po otrzymaniu pierwszej
karty komisarz Escherich, gadzc swoje tawe wsy, sta przed map Berlina, na ktrej
czerwonymi chorgiewkami oznacza punkty znalezienia Quanglows-kich listw. W papierze
tkwiy teraz czterdzieci cztery chorgiewki. Z czterdziestu omiu kart, ktre Quanglowie w
tym proczu napisali i podrzucili, tylko cztery nie wyldoway w gestapo. A i te
prawdopodobnie nie szy w fabrykach z rk do rk, jak spodziewali si Quanglowie, lecz
natychmiast po przeczytaniu zostay ze strachem porwane i spukane lub spalone.
r Drzwi otwieraj si i wchodzi przeoony Eschericha, obergruppen-fuehrer SS Prali. - Heil
Hitler, Escherich! Czemu pan tak skubie wsy?
- Heil Hitler, Herr Obergruppenfuehrer! To ten kartopis, ten Klabautermann, jak go
nazywam.
- No? Dlaczego Klabautermann?
- Nie wiem, tak mi wpado na myl. Moe dlatego, e chce ludzi nastraszy.
- A jak pan wyglda z t spraw, Escherich?
- Taak! - powiedzia komisarz przecigle i znowu spojrza z namysem na map. - Sdzc z
rozrzucenia kart go musi siedzie gdzie na pnoc od Alexanderplatz, tam znaleziono ich
najwicej. Ale rwnie na wschodzie i w centrum jest ich sporo. Na poudniu zupenie kart
nie ma, a na zachodzie, nieco na poudnie od Nollendorfplatz, tylko dwie. Prawdopodobnie
znalaz si tam przypadkowo.
- Mwic jasno - z mapy nic jeszcze nie mona wyczyta! W ten sposb nie ruszymy ani
kroku naprzd!
- Zaczekajmy! Za p roku, jeli mj Klabautermann do tego czasu nie strzeli innego byka,
mapa wytumaczy nam ju wiele.
- P roku! Pan jest wietny, Escherich! Przez p roku chce pan pozwoli tej wini ry i
kwicze, a sam nic innego nie robi, tylko w spokoju ducha wtyka swoje chorgiewki!
- W naszej robocie trzeba mie cierpliwo, Herr Obergruppenfuehrer. To tak, jakby pan
siedzia w zasadzce i czeka na koza. Musi pan czeka. Zanim zwierzyna nie nadejdzie, nie
moe pan strzela. Ale kiedy podejdzie - wystrzel. Moe pan na mnie polega!
- Wci syszymy o cierpliwoci, Escherich! Czy sdzi pan. e ci panowie nad nami maj
tyle cierpliwoci? Obawiam si, e wkrtce oberwiemy co, co dugo bdziemy pamitali.
Niech pan pomyli. Przez p roku czterdzieci cztery karty, to jest prawie dwie karty
tygodniowo trafiaj do nas! Przecie ci panowie to widz i pytaj mnie: - No i co? Jeszcze nie
zapany? Dlaczego nie zapany? Co wy waciwie robicie? Odpowiadam: - Wtykamy
chorgiewki i kiwamy palcem w bucie. A potem dostaje po nosie i rozkaz, by dostarczy
gocia w cigu dwch tygodni.
Komisarz Escherich zachichota pod swym piaskowym wsem. -A potem daje pan mnie po
nosie, Herr Obergruppenfuehrer, i wygasza subowy rozkaz: dostarczy gocia w cigu
tygodnia.
- Niech si pan tak gupio nie mieje, Escherich! Gdyby taka sprawa dosza na przykad do
uszu Himmlera, mona ni sobie popsu najpikniejsza karier. A moe si zdarzy, e obaj
pewnego dnia bdziemy w kacecie Sachsenhausen wspominali z tsknot, jak pikne byy te
czasy, kiedy moglimy wtyka czerwone chorgiewki!
- Nie ma obawy, Herr Obergruppenfuehrer! Jestem starym pracownikiem policji kryminalnej
i wiem, e nikt nie potrafi zrobi nic lepszego od nas: odczeka! Niech nam te mdrale
zaproponuj jaki lepszy sposb zapania mojego Klabautennanna. Ale oczywicie nie znaj
innej drogi.
- Escherich, niech pan pomyli: jeeli czterdzieci cztery karty zawdroway do nas, to
znaczy, e co najmniej drugie tyle, a moe nawet ponad sto kursuje dzi po Berlinie. I sieje
niezadowolenie, nawouje do sabotau. Nie mona si temu spokojnie przypatrywa!
- Sto kart w obiegu! - rozemia si Escherich - ale ma pan pojcie o narodzie niemieckim,
Herr Obergruppenfuehrer! Przepraszam tysickrotnie, Herr Obergruppenfuehrer, nie chciaem
tego tak powiedzie, wymkno mi si! Oczywicie, pan ma bardzo dobre pojcie o narodzie
niemieckim, prawdopodobnie lepsze ni ja, ale przecie ludzie maj teraz takiego stracha!
Dostarczaj nam wszystko - wicej ni dziesi kart na pewno nie ma w obiegu.
Obergruppenfuehrer po gronym spojrzeniu z powodu obraliwego odezwania si Eschericha
(ludzie, ktrzy przychodz z kripo* s bardzo gupi i zachowuj si zbyt familiarnie) i po
wyraajcym nagan ruchu rki, powiedzia: - Dziesi, to te jeszcze za duo! Jedna - take
za duo! Ani jedna nie powinna by w obiegu! Musi pan tego czowieka schwyta, Escherich
Strona 49
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- i to prdko.
Komisarz sta bez sowa. Nie podnosi oczu z byszczcych noskw butw
obergruppenfuehrera, z namysem gadzi wsy i milcza uparcie. Tak, teraz pan stoi i milczy!
- zawoa Prali ze zoci - i wiem te, co pan sobie myli. Myli pan wanie, e jestem te
taki mdrala, ktry wprawdzie moe da po gowie, ale nic mdrzejszego nie potrafi
wykombinowa!
Komisarz Escherich od dawna ju nie umia si czerwieni, ale w tej chwili, gdy zosta tak
dokadnie przychwycony na swoich tajemnych Kripo - Kriminalpolizei - policja kryminalna.
mylach, by bardzo bliski zaczerwienienia si. By nawet zakopotany, co mu si nie
zdarzyo ju od niepamitnych czasw.
Obergruppenfuehrer Prali spostrzeg to. Powiedzia wesoo: - No, nie chc pana oczywicie
wprowadza w zakopotanie, Escherich, ja na pewno nie! Nie chc panu rwnie dawa
dobrych rad. Pan wie, e nie znam si na sprawach kryminalnych, e zostaem do tej budy
tylko odkomenderowany. Ale niech mnie pan nieco pouczy. W najbliszych dniach na pewno
bd musia zoy raport w tej sprawie i chciabym wiedzie dokadnie, jak to wyglda. Czy
ten czowiek nigdy nie zosta zaobserwowany przy podrzucaniu kart?
- Nigdy.
I nie wysuwano adnych podejrze w domach, gdzie znalezione byy karty?
- Podejrze? Podejrzenia za podejrzeniami! Podejrzenia s dzi wszdzie. Ale za nimi nie
tkwi nic wicej, jak troch zoci ssiadw. szpiclostwo i gorczka denuncjatorska. Nie, w ten
sposb nie uzyskamy adnego ladu!
- A znalazcy sami? Czy aden z nich nie jest podejrzany?
- Nie podejrzany? - Escherich skrzywi si. - Mj Boe, nie ma dzisiaj nie podejrzanych, Herr
Obergruppenfuehrer.
Po krtkim spojrzeniu w twarz przeoonego mwi dalej: - Albo nikt nie jest podejrzany.
Przesialimy tutaj wszystkich znalazcw raz i drugi. Z autorem kart aden z nich nie ma nic
wsplnego.
Oberfruppenfuehrer westchn: - Powinien pan zosta pastorem, Escherich. Potrafi pan tak
wspaniale pociesza! Pozostaj nam wic jeszcze same karty. A jak tam wyglda sprawa z
punktami zaczepienia?
- Mizernie. Bardzo mizernie - powiedzia Escherich. - Nie, lepiej bd mwi panu nie jak
pastor, ale powiem prawd, Herr Obergruppenfuehrer! Po pierwszym byku, ktrego go
strzeli z tym jedynym synem, mylaem, e sam wlezie mi pod n. Ale jest chytry.
- Niech mi pan powie. Escherich - zawoa Prali nagle - czy pan kiedy pomyla o tym, e
mogaby to rwnie by kobieta? Wpado mi to na myl, kiedy pan mwi o tym jedynym
synu.
Komisarz przez chwile popatrzy zaskoczony na przeoonego. Zastanawia si. Potem
powiedzia z trosk, potrzsajc gow: - Z tego nic nie wyjdzie, Herr Obergruppenfuehrer.
Na odwrt - jest to jeden z punktw, ktre uwaam za absolutnie pewne. Mj Klabautermann
jest wdowcem albo w kadym razie czowiekiem, ktry yje zupenie sam.
Gdyby jaka kobieta bya w tej sprawie, przez ten czas ju dawno byo by troch gadaniny.
Niech pan pomyli: p roku, tak dugo adna kobieta nie wytrzyma!
- Ale matka, ktra stracia jedynego syna?
- Rwnie nie. Wanie taka nie! - rozstrzygn Escherich. - Kto ma troski, chce by
pocieszany. Aby uzyska pociech, trzeba mwi. Nie, na pewno adna kobieta nie jest
zamieszana w t spraw. O tej sprawie wie tylko jeden czowiek, a ten potrafi milcze.
- Tak jak powiedziaem: pastor! A inne punkty zaczepienia?
- Mizerne. Herr Obergruppenfuehrer, bardzo mizerne. Z ca pewnoci mona
powiedzie, e ten czowiek jest do skpy i e mia kiedy jak awantur z pomoc
zimowa, bo na kartach moe by napisane to czy owo, ale jeszcze ani razu nie zapomnia o
ostrzeeniu: nie dawajcie nic na WHW!
- No. jeli mamy w Berlinie szuka kogo takiego, kto niechtnie daje na WHW. Escherich...
- Tote mwi, Herr Oberguppenfuehrer. to wszystko za mao, za skpo.
- A poza tym?
Komisarz wzruszy ramionami: - Mao, nic - powiedzia. - Z pewnym prawdopodobiestwem
moemy jeszcze przyj, e podrzucajcy nie ma staego zawodu, poniewa karty
znajdowano w rnych porach dnia, miedzy sm rano a dziewit wieczr. A wobec tego, e
klatki schodowe, ktrych uywa mj Klabautermann, s bardzo uczszczane, naley przyj,
e kad kart znajdowano szybko po jej podrzuceniu. Poza tym jest to pracownik fizyczny,
ktry mao pisa w swoim yciu, ale z niezym wyksztaceniem szkolnym. Rzadko robi bdy
ortograficzne, nie wyraa si niezrcznie...
Escherich zamilk, obaj milczeli do dugo, wpatrujc si bezmylnie w map z czerwonymi
chorgiewkami.
Potem Obergruppenfuehrer Prali powiedzia: - Twardy orzech do zgryzienia, Escherich.
Twardy dla nas obydwch.
Komisarz zauway pocieszajco: - Nie ma orzecha, choby by nie wiem jak twardy,
ktremu dziadek nie daby rady!
- Niektrzy przy tej okazji przycinaj sobie palce, Escherich!
- Tylko cierpliwoci, Herr Obergruppenfuehrer, tylko troch cierpliwoci!
- Gdyby tylko ci u gry j mieli; nie ode mnie to zaley Escherich. No, niech pan jeszcze
troch ruszy mzgownic, moe wpadnie pan na co lepszego ni to bzdurne czekanie. Heil
Hitler, Escherich!
- Heil Hitler, Herr Obergruppenfuehrer!
Gdy komisarz Escherich zosta sam, sta jeszcze chwil przed map i rozmyla skubic jasny
ws. Niezupenie tak byo, jak chcia to wmwi swemu przeoonemu. W tym wypadku by
ju nie tylko starym wyg, ktrego nic nie potrafi poruszy. Zainteresowa si tym niemym,
niestety jeszcze zupenie mu nie znanym autorem kart, ktry rzuci si do niemal
bezsensownej walki, nie oszczdzajc siebie, a jednak ostronie i mdrze wszystko
obmylajc. Ta sprawa Klabautermanna bya z pocztku tylko jedna z wielu. Potem rozgrzaa
go. Musia znale tego czowieka, ktry wraz z nim siedzia pod jednym z dziesiciu tysicy
dachw Berlina, musia spojrze mu w twarz, popatrze na tego, ktry co tydzie, w
poniedziaek wieczr, a najpniej we wtorek rano przesya z regularnoci maszyny do biura
komisarza dwie, trzy karty pocztowe.
Escherich od dawna by bardzo daleki od owej cierpliwoci, ktr przed chwil tak gorco
poleca obergruppenfuehrerowi; Escherich polowa - ten stary kryminolog by prawdziwym
myliwym. Mia to we krwi. Robi nagonk na ludzi, tak jak inni myliwi robili nagonki na
Strona 50
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
dziki. e dziki i ludzie w wyniku polowania ginli, to go nie wzruszao. Umrze w ten sposb
byo przeznaczone dzikowi, to samo byo przeznaczone ludziom, ktrzy pisali takie karty. Ju
dawno ama sobie gow, w jaki sposb prdzej dotrze do Klabautermanna, nie musia mu
tego Obergruppenfuehrer Prali specjalnie poleca. Ale nie znajdowa innej drogi, tylko
cierpliwo. Nie mona byo z powodu tak nieznacznej sprawy porusza caego aparatu
policyjnego, kaza przeszukiwa kade mieszkanie w Berlinie - pomijajc ju to, e nie mg
tak zaniepokoi miasta. Musia cigle mie cierpliwo...
A jeli miao si do cierpliwoci, przychodzio to potem nagle: prawie zawsze co
przychodzio. Przestpca popenia bd albo przypadek wchodzi mu w drog. Na jedno z
dwojga trzeba byo czeka: na przypadek albo na bd. Jedno z dwojga zdarzao si zawsze
albo prawie zawsze. Escherich spodziewa si, e w tym wypadku nie bdzie.,.prawie
zawsze". By zainteresowany, och, jak bardzo zainteresowany. W gruncie rzeczy byo mu
wszystko jedno, czy zaoy przestpcy.kajdanki, czy nie. Escherich, jak ju powiedzielimy,
polowa. Nie dla pieczeni, tylko dlatego, e polowanie jest przyjemnoci. Wiedzia, e w tej
samej chwili, kiedy zwierzyna bdzie w potrzasku - przestpca zapany i przestpstwo w
wystarczajcy sposb udowodnione - w tym samym momencie jego zainteresowanie t
sprawa zniknie. Zwierzyna bya ubita, czowiek siedzia w wizieniu ledczym - polowanie
byo skoczone. Naprzd - na nowy trop!
Escherich odwrci bezbarwny wzrok od mapy. Siedzi teraz przy swoim biurku i je powoli, z
namysem, niadanie. Gdy telefon dzwoni, niechtnie siga po suchawk. Jeszcze zupenie
obojtnie wysuchuje meldunku: - To komisariat policji z Frankfurter Allee. Komisarz
Escherich?
- Przy aparacie.
- Czy pan opracowuje spraw: Karta Nieznana"?
- Tak. O co chodzi? Pospieszcie si!
- Z do dua pewnoci mog powiedzie, e zapalimy roz-nosiciela kart.
- Przy roznoszeniu?
- Niemal. Oczywicie zaprzecza.
- Gdzie go macie?
- Jeszcze u nas w komisariacie.
- Zatrzymajcie go tam u siebie. Przyjad do was swoim samochodem za dziesi minut! Aha!
Nie przesuchiwa w dalszym cigu! Da czowiekowi spokj! Chc sam z nim pomwi!
Zrozumiane?
Rozkaz, panie komisarzu!
- Jad wic!
Przez chwil komisarz Escherich sta niemal nieruchomo nad telefonem. - Przypadek -
askawy, dobry przypadek! Wiedzia przecie - trzeba tylko mie cierpliwo!
Ruszy szybko na pierwsze przesuchanie kolportera kart.
ROZDZIAXXII P roku pniej: Enno Kluge Mechanik precyzyjny Enno Kluge siedzia
czekajc niecierpliwie \v przedpokoju lekarza. Siedzia tam razem z trzydziestoma lub
czterdziestoma czekajcymi. Stale rozdraniona pomocnica lekarza wywoaa wanie numer
osiemnasty. Enno mia jednak dwudziesty dziewity. Bdzie musia tkwi tutaj jeszcze ponad
godzin, a w knajpie Gonitwa" czekano ju na niego.
Enno Kluge nie mg duej znie tego siedzenia. Wiedzia dobrze, e nie wolno mu wyj
od lekarza bez zawiadczenia o chorobie, bo bdzie smrd w fabryce. Ale z drugiej strony nie
mg duej czeka, bo byoby ju za pno porobi zakady na wycigi.
Enno usiuje spacerowa w poczekalni tam i z powrotem, ale jest za duo pacjentw.
Wymylaj mu. Cofa si wic do korytarza, a gdy znajduje go tam pomocnica lekarza i da
zirytowana, aby wrci do poczekalni, Enno pyta o toalet.
Pokazuje mu j do niechtnie i chce zaczeka, pki ten czowiek stamtd nie wylezie. Ale
potem par razy dzwoni dzwonek i musi przyj czterdziestego trzeciego, czterdziestego
czwartego i pitego pacjenta, spisa personalia, wypeni karty z kartoteki i ostemplowa
blankiety chorobowe.
Cignie si to tak od wczesnego ranka do pnej nocy. Pomocnica jest na wp ywa, lekarz
jest na wp ywy. Nie opuszcza jej nieszczsny stan cigego podranienia, trwajcy ju od
wielu tygodni. Serdecznie nienawidzi wic pyncego stale strumienia pacjentw, ktrzy nie
daj jej odetchn, ktrzy rano o smej, kiedy przychodzi do pracy, stoj ju cierpliwie przy
drzwiach, a wieczorem o dziesitej tkwi jeszcze w poczekalni, wypeniajc j przykrymi
zapachami. Wszystko to markieranci z roboty, markieranci z frontu, ludzie, ktrzy chc na
podstawie zawiadczenia lekarskiego wycygani wicej rodkw ywnociowych, lepsze
rodki ywnociowe. Wszystko ludzie, ktrzy chc wymiga si od swych obowizkw, ale
jej tego nie wolno. Ona musi tu wytrwa, nie mie chorowa (c poczby doktor bez niej!),
a w dodatku musi by uprzejma wobec tych symulantw, ktrzy chc wszystko zabrudzi,
zaplu, zarzyga! Toaleta jest zawsze zapaskudzona popioem z papierosw.
Przychodzi jej na myl ten may markierant, ktremu przed chwil pokazaa toalet. Na
pewno siedzi tam jeszcze i kurzy papierosy. Podrywa si, wybiega, potrzsa drzwiami.
- Zajte! - sycha woanie ze rodka.
- Moe zechce pan wyj! - zaczyna mu wymyla ze zoci. - Nie moe pan tam siedzie
godzinami! Inni ludzie te chc uywa toalety!
Za przemykajcym si obok niej Klugem rzuca jeszcze ze zoci sowa: - Oczywicie
wszystko znw zadymione! Opowiem panu doktorowi, jaki pan jest chory! Bdzie pan mia
za swoje!
Zniechcony Enno Kluge opiera si o cian poczekalni - jego krzeso zostao tymczasem
zajte. Lekarz doszed ju do numeru dwudziestego drugiego. Prawdopodobnie dalsze
czekanie jest zupenie bezsensowne. Ta mapa potrafi lekarza tak nastawi, e naprawd nie
uzna go za chorego. A co wtedy? Wtedy w fabryce bdzie granda! Ju znw czwarty dzie
jest nieobecny. Mog go naprawd posa do kompanii karnej albo do kacetu. To bractwo
zdolne jest do czego podobnego! Tak, musi dzi jeszcze dosta zawiadczenie o chorobie.
Najrozsdniej byoby czeka jeszcze, skoro czeka ju tak dugo. U innego lekarza taki sam
tok, bdzie musia siedzie a do nocy, a o tym przynajmniej sysza, e atwo wystawia
zawiadczenia. Nie bdzie dzi gra na wycigach, obejdzie si raz bez Enna. Nie da rady!...
Opiera si, kaszlc o cian, takie sabowite chuchro. Raczej - w ogle - zero. Od czasu
wycisku, ktry mu da esesman Persicke, nie moe w peni wydobrze. Tak, z prac przez
par dni byo lepiej, mimo e rce nie powrciy do dawnej zwinnoci. Pracowa teraz tak jak
przecitny robotnik. Nigdy ju nie osignie dawnej zrcznoci, nigdy nie uzyska dawnego
powaania w swoim zawodzie.
Strona 51
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Moe to wanie czynio mu prac tak obojtn, a moe jednak sprawa polegaa na tym, e w
ogle nie mg pracowa przez duszy czas z ochot. Nie widzia waciwego sensu i celu
pracy. Po co si tak nadwera, kiedy mona zupenie dobrze y bez pracy. Moe dla
wojny? T zasran wojn mog sobie prowadzi sami, jego to nie interesuje, niech pol cho
raz tych najtuciej szych bonzw na front, wtedy wojna prdko si skoczy!
Nie - jednak nie problem sensu wasnej pracy czyni mu wszelk robot tak nienawistn.
Przyczyna tkwia w tym, e Enno mg w owym czasie y bez pracy. Tak, by saby, teraz
przyznawa si do tego sam Przed sob. Poszed znw do kobiet, najpierw do Tutti, potem do
Lotty 1 obie byy gotowe utrzymywa przez pewien czas tego maego, Przylepnego
mczyzn. A z chwil gdy zaczynao si z kobietami, by koniec wszelkiej systematycznej
pracy. Rano wymylay mu, kiedy da Kady umiera... t. I o szstej kawy i niadania. Co
to miao znaczy? O tej porze wszyscy normalni ludzie pi. Po co mu to? Niech spokojnie
wazi z powrotem do ciepego ka!
C? Raz czy dwa razy zwyciao si w takim pojedynku, ale gdy byo si Ennem Klugem -
za trzecim razem - nie! Poddawa si, wazi do baby do ka i spa jeszcze jedn, dwie, a
nawet trzy godziny.
Kiedy byo za pno, nie szed ju w ogle do fabryki, wagarowa przez ten dzie. A jeli
wsta troch wczeniej, przychodzi spniony do pracy, z jakim kulawym wyjanieniem.
Pyskowali na czowieka. (Ale do tego by przecie od dawna przyzwyczajony, nie sucha
wcale.) Potem co tam robi przez par godzin i szed do domu, gdzie przyjmowano go znowu
wymylaniem. Po co trzyma mczyzn w domu, jeli przez cay dzie go nie ma? Dla tych
paru marek?! Mona by je atwiej zarobi! Nie -jeli mia pracowa, lepiej by zosta w swoim
ciasnym pokoiku hotelowym. Kobiety i praca - to nie dao si pogodzi. Tylko u jednej tak - u
Ewy. I, oczywicie, Enno Kluge zrobi jeszcze jedn prb, aby wrci do ony-listonosza.
Ale wtedy dowiedzia si od pani Gesch, e Ewa wyjechaa. Geschowa dostaa list od niej, e
jest gdzie w okolicy Ruppina u krewnych. Tak jest, ona, Geschowa, ma teraz klucz od
mieszkania, ale ani myli wrczy go Ennowi Klugemu. Kto przysya regularnie komorne: on
czyjego ona? A wic mieszkanie naley do niej, a nie do niego! Miaa ju z tego powodu
dosy przykroci 1 wcale nie myli wpuci go do mieszkania.
Zreszt, jeeli koniecznie chce co zrobi dla swojej ony, niech idzie na poczt. Stamtd ju
parokrotnie przysyali po pani Kluge, a niedawno przyszo te wezwanie z jakiego sdu
partyjnego. Geschowa odesaa je po prostu z uwag adresat nieznany, wyjecha". Niech
zaatwi to na poczcie. Jego ona ma tam z pewnoci jakie nalenoci.
To z nalenociami chwycio. Ostatecznie mg si wykaza jako prawy maonek; pretensje
Ewy byy jego pretensjami. Ale ta droga okazaa si bdna. Na poczcie wzili go
odpowiednio w obroty. Ewa musiaa co tam zadrze z parti. Byli wciekli na ni! Wcale nie
usiowa wykaza si jako prawy maonek - na odwrt: zadawa sobie jak najwicej trudu,
aby udowodni, e ju od duszego czasu yje z Ew w separacji i nie ma pojcia o tym, co
ona robi i co zamyla.
Wreszcie pucili go. Co mona wycign z takiego czowieczka, ktry od razu by gotw
becze i przy kadym ostrzejszym sowie zaczyna dygota? A wic - mg odej. Niech si
postara znikn, a kiedy zobaczy on, niech j natychmiast przyle tutaj, do urzdu. Albo
jeszcze lepiej: niech im tylko da zna, gdzie ona mieszka, reszt ju sami zaatwi.
W drodze powrotnej do Lotty Enno Kluge zarechota. A wic dzielna Ewa rwnie wpada,
zwiaa do krewnych koo Ruppina i nie way si ju pokaza w Berlinie! Enno oczywicie nie
by tak gupi, aby tym ludziom z poczty zdradzi, dokd Ewa pojechaa; by tak samo chytry
jak Geschowa. Pozostanie mu jeszcze ostatnia furtka; jeli w Berlinie kiedy pjdzie wszystko
zupenie na opak, wtedy moe wyldowa jeszcze u Ewy - moe go jednak przyjmie. Przed
krewnymi bdzie si wstydzia wystpi zbyt ostro wobec niego. Ewa zwracaa jeszcze uwag
na formy i na dobr opini. Ostatecznie mia j w apie wskutek bohaterskich czynw"
Karlemanna. Ewa nigdy nie cierpi, aby opowiedzia o tym jej krewnym. Ju raczej zgodzi si
na jego obecno.
Ostatnia furtka, jeli naprawd wszystko pjdzie na opak. Tymczasem mia jeszcze swoj
Lott. Bya naprawd zupenie mia, pominwszy gb, ktrej nie umiaa zamkn ani na
sekund, i przeklte przyzwyczajenie sprowadzania mczyzn do budy. Musia wtedy przez
p nocy, a czasem nawet przez ca noc lcze w kuchni - a nazajutrz znw byy nici z
roboty.
Nie by zupenie w porzdku z robot i wiedzia, e nigdy ju nie bdzie w porzdku. Ale
moe wojna prdzej si skoczy, ni si przypuszcza, i do tego czasu uda mu si wykiwa
tamtych. Tak wic wrci powoli do bumelowania i wagarowania. Majster - gdy tylko go
zobaczy, robi si purpurowy z wciekoci. Potem bya duga bura od kierownictwa, ale tym
razem nie trzymali go dugo. Enno Kluge wiedzia rwnie, o co tu chodzi: potrzebowali
wci robotnikw i tak atwo go nie wyrzuc!
Potem szybko po sobie nastpiy trzy dni bumblerki. Pozna mi wdwk, ju nie pierwszej
modoci, nieco wycofan z obiegu, ale co zdecydowanie lepszego od jego dotychczasowych
kobiet. Miaa przecie dobrze prosperujcy sklep ze zwierztami w pobliu Koenigstor!
Handlowaa ptakami i rybami, i psami, miaa pokarm, obroe, piasek i psi chleb", i robaki na
przynt. Miaa wie, aby, salamandry, koty... Interes, ktry naprawd przynosi dochd.
To bya dzielna kobieta, prawdziwa kobieta interesu.
Przedstawi si jej jako wdowiec i wmwi w ni, e Enno jest jego nazwiskiem; nazywaa go
Haenschen. Na pewno mia szans u tej kobiety, stwierdzi to w czasie trzech dni bumblerki,
kiedy pomaga jej w sklepie. Taki czowieczek, ktry pragn odrobiny czuoci, odpowiada
jej wanie. Bya w tym wieku, kiedy kobieta zaczyna si obawia, czy dostanie jeszcze na
stare lata mczyzn. Oczywicie bdzie si chciaa za niego wyda, ale ju jako t spraw
wykrci, aby si dobrze skoczyo. Ostatecznie istniay teraz maestwa wojenne, gdzie nie
sprawdzano tak dokadnie dokumentw, a ze wzgldu na Ew nie potrzebowa sobie robi
skrupuw. Ucieszy si, jeli pozbdzie si go raz na zawsze, i na pewno nie puci pary z ust.
Wtedy nagle zapaa yczeniem zupenego zwolnienia si z fabryki. Teraz, gdy przepuci
trzy dni bez usprawiedliwienia, musia i tak udawa chorego. Chcia wic naprawd
zachorowa! A w czasie tej choroby doprowadzi spraw z wdow Hete Haeberle do
podanego koca. Teraz mierzio go u Lotty, nie mg znie duej tej gospodarki, jej
utyskiwa, jej mczyzn, a najbardziej jej pieszczot, kiedy bya podpita. Nie, w cigu trzech,
czterech tygodni chcia ju by onaty i mie porzdne gospodarstwo! Do tego musia mu
dopomc lekarz.
Dopiero numer dwudziesty czwarty. Potrwa jeszcze z pl godziny, zanim wywoaj Enna.
Zupenie machinalnie przekracza nogi siedzcych i stoi znw na korytarzu. Mimo zgryliwej
Strona 52
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
pomocnicy lekarza chce wypali jeszcze jednego papierosa w klozecie. Ma szczcie. Nie
widziany dociera do toalety, ale ledwie zdy kilka razy zacign si dymem, babsztyl ju
omoce do drzwi.
- Pan znw jest w toalecie! Pan znw pali! - krzyczy. - Wiem na pewno, e to pan! Czy pan
std wyjdzie, czy mam zawoa pana doktora?
Jak ona krzyczy, jak ohydnie krzyczy! Ju lepiej od razu podda si; Enno w ogle zawsze
chtniej ustpuje, ni si sprzeciwia. Pozwala si zagna do poczekalni i nie mwi ani sowa
na swoje usprawiedliwienie. I znw opiera si o cian i czeka, a wywoaj jego numer.
Oczerni go przed lekarzem ta przeklta ropucha, ta...
Pomocnica, ktra zagnaa maego Enna Klugego na dawne miejsce, wraca przez korytarz. Ale
mu daa!
Wtem na pododze, niedaleko szpary na listy, spostrzega lec kart. Przed piciu minutami,
kiedy otwieraa ostatniemu pacjentowi, karty tu jeszcze nie byo - wie dokadnie. I poza tym
nie byo wcale Dzwonka, teraz przecie nie pora na poczt.
Wszystko to przemylaa pobienie, nachylajc si po kart, ale pniej bdzie zupenie
pewna, e ju wtedy, zanim wzia kart do rki, zanim jeszcze wiedziaa, co w niej byo, ju
wtedy miaa uczucie, e ten may, pezajcy czowieczek mia z tym co wsplnego.
Rzuca tylko jedno spojrzenie na tekst, czyta par sw i wpada zdenerwowana do gabinetu
lekarza.
- Panie doktorze! Panie doktorze! Oto, co znalazam przed chwil na naszym korytarzu!
Przerywa konsultacj (na wp rozebrany pacjent zostaje wysany do ssiedniego pokoju), po
czym podaje lekarzowi kart. Ledwo moe si doczeka, by doczyta do koca, i ju zdaje
spraw ze swoich podejrze.
- To na pewno nie by nikt inny, tylko ten may azik. Od razu by mi niesympatyczny z tym
niepewnym spojrzeniem! To uosobienie zego sumienia, ani chwili nie mg usiedzie
spokojnie, cigle wylatywa na korytarz, dwa razy przegnaam go z toalety! A za drugim
razem znalazam zaraz potem kart na korytarzu. Z zewntrz w ogle nie moga by
podrzucona, bo leaa o wiele za daleko od szpary skrzynki pocztowej! Panie doktorze, niech
pan od razu zadzwoni po policj, zanim ten go zwieje! O Boe, moe go ju nie ma! Musz
sprawdzi!
Z tymi sowami wylatuje z gabinetu, zostawiajc za sob szeroko otwarte drzwi.
Lekarz stoi jeszcze z kart w rku. Jest mu nad wyraz nieprzyjemnie, e co takiego musiao
si zdarzy wanie w czasie jego godzin przyj! Dziki Bogu, e pomocnica znalaza kart i
e bdzie mg dowie, i od dwch godzin nie wychodzi ze swego pokoju, nawet do
toalety nie poszed. Dziewczyna ma racj, najlepiej zaraz zadzwoni po policj. Zaczyna
szuka w ksice telefonicznej numeru najbliszego komisariatu.
Pomocnica zaglda przez otwarte drzwi. - Jest jeszcze, panie doktorze! - szepce. - Myli
naturalnie, e w ten sposb odwrci od siebie podejrzenie. Ale jestem zupenie pewna...
- Ju dobrze! - przerywa lekarz zdenerwowany. - Prosz, niech pani zamknie drzwi.
Rozmawiam teraz z policj.
Lekarz skada meldunek i otrzymuje polecenie bezwzgldnego Przytrzymania tego czowieka,
pki nie przyjdzie kto z komisariatu.
Polecenie to przekazuje pomocnicy, mwi, aby go natychmiast zawoaa, gdyby ten czowiek
zabiera si do odejcia. A potem siada znw w swoim fotelu za biurkiem. Nie, nie potrafi
teraz bada pacjentw, jest zbyt zdenerwowany. Dlaczego jemu, wanie jemu, musiao si
co takiego zdarzy? Dlaczego wanie jemu? To czowiek bez sumienia, ten autor kart,
sprowadza na ludzi tak cikie kopoty. Czy nie pomyla o trudnociach, ktre stwarza
ludziom przez swe przeklte karty?
Naprawd, jeszcze tylko tej karty brakowao mu do szczcia! Teraz policja jest ju w drodze
do niego. Moe mimo wszystko bd go podejrzewali, moe zrobi w mieszkaniu rewizj? A
jeeli nawet okae si, e podejrzenie byo faszywe, to znajd z tyu, w pokoiku
subowym...
Lekarz wsta, musia jej przynajmniej powiedzie...
Ale zaraz znowu usiad. Jake mogliby jego podejrzewa! A poza tym - nawet jeli j znajd,
jest to jego gospodyni, jak zreszt wskazuj jej dokumenty. Wszystko to byo przecie ju sto
razy przemylane 1 omwione od chwili, gdy wicej ni rok temu musia pod naciskiem
hitlerowcw przeprowadzi rozwd ze swoj on - ydwk. Zrobi to przede wszystkim na
jej prob, aby przynajmniej zapewni egzystencj dzieciom. Potem, kiedy zmieni
mieszkanie, sprowadzi swoj dawn on z faszywymi papierami jako gospodyni.
Waciwie nie mogo si nic zdarzy, nie wygldaa wcale tak bardzo na ydwk...
Ta nieszczsna karta! Musiaa akurat do niego trafi. Prawdopodobnie wszdzie , gdzie
docieraa, budzia strach i przeraenie. Kady mia w tym czasie co do ukrywania.
Moe wanie celem tych kart byo budzi strach i przeraenie? Moe rozsyano je z piekieln
przemylnoci midzy podejrzanych, aby stwierdzi, jak si zachowaj? Moe by ju od
dawna ledzony i to by tylko jeden ze sposobw przekonania si, czy podejrzany nie puci
farby?
W kadym razie zachowa si jak naley. Pi minut po znalezieniu karty zawiadomi policj.
I mg jej nawet pokaza podejrzanego, moe jakiego biedaka, ktry z t spraw nie ma nic
wsplnego. C, nie mg tu nic pomc, nieche ten czowiek sam postara si wyle z tej
kabay! Najwaniejsze, eby na niego wanie nie pado podejrzenie.
I mimo e uspokoiy go te rozwaania, wstaje i robi sobie may zastrzyk morfiny. To mu
pozwoli przywita tych panw, jadcych teraz do niego, spokojnie, a moe nawet z pewnym
znudzeniem. Ta maa strzykawka jest rodkiem, w ktrym lekarz od chwili haniebnego
rozwodu (tak stale nazywa w myli ten krok) coraz czciej szuka ucieczki. Jeszcze nie jest
morfinist, daleko mu do tego. Czasami wytrzymuje pi, sze dni bez morfiny, ale kiedy
trudnoci zjawiaj si na jego drodze yciowej - a teraz w czasie wojny jest ich do - wtedy
zaywa morfin. Tylko to pomaga mu jeszcze; bez tej sztucznej pomocy traci nerwy. Nie, nie
jest jeszcze morfinist! Ale jest na najlepszej drodze, aby nim zosta. Ach, gdyby nareszcie ta
wojna si skoczya i mona byo wydosta si z tego ndznego kraju! Zadowoliby si
najskromniejsz posadk pomocnika lekarza za granic.
Po kilku minutach blady, nieco zmczony lekarz przyjmuje dwch panw z komisariatu
policji. Jeden z nich jest sierantem i zostaje przydzielony do pilnowania drzwi wyjciowych.
Zastpuje natychmiast pomocnic. Drugi jest cywilem: asystent kryminalny Schroeder -jemu
wanie w swoim gabinecie wrcza lekarz znalezion kart. Co moe xezna? C -
waciwie nic: ponad dwie godziny bez przerwy zaatwia tutaj pacjentw, dwudziestu czy
dwudziestu piciu kolejno. Ale sprowadzi natychmiast swoj pomocnic.
Strona 53
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Pomocnica przychodzi i ma wiele do zeznania. Bardzo wiele. Opisuje tego azika, jak go teraz
nazywa, z nienawici, zupenie niezrozumia w stosunku do winnego wypalenia dwch
papierosw w klozecie. Lekarz obserwuje j dokadnie; jak zeznaje zdenerwowana,
zaamujcym si raz po raz gosem. Myli: Musz si zatroszczy, aby zabraa si powanie
do swojego Basedowa. Coraz gorzej z ni. W takim podnieceniu, z jakim teraz mwi, robi
wraenie niezupenie normalnej".
Asystent komisarza policji, zdaje si, myli podobnie. Przerywa jej zeznania krtkim: -
Dzikuj! Wiem tymczasem do. Niech mi pani jeszcze tylko pokae, gdzie ta karta leaa
na korytarzu. Ale prosz moliwie dokadnie.
Pomocnica kadzie kart na miejsce, ktre wydaje jej si niemoliwe do osignicia od szpary
skrzynki pocztowej. Ale asystent prbuje przy pomocy sieranta tak dugo wrzuca kart,
pki nie pada ona prawie na miejsce oznaczone przez pomocnic. Prawie - brak jakich
dziesiciu centymetrw.
- Moga chyba i w tym miejscu lee? - pyta asystent.
Pomocnica jest jawnie rozczarowana, e asystentowi uda si eksperyment. Owiadcza
zdecydowanie: - Nie, tak blisko drzwi karta w adnym wypadku nie leaa. Raczej jeszcze
gbiej w korytarzu, ni pokazaam przedtem. Zdaje mi si teraz, e leaa tu koo krzesa.
Pokazuje na miejsce oddalone jeszcze o p metra od poprzedniego. - Jestem prawie pewna,
e potrciam to krzeso przy podnoszeniu jej. - Tak, tak - powiada asystent i chodno
przyglda si zdenerwowanej pomocnicy. W duchu przekrela wszystkie jej zeznania.
Przecie to histeryczka - myli. - Brak jej oczywicie chopa! No tak, teraz gdy wszyscy s
na froncie - a zbyt pontnie te nie wyglda".
Gono zwraca si do lekarza: - Chciabym teraz jak zwyky pacjent posiedzie przez trzy
minuty w poczekalni i obejrze sobie obwinionego w ten sposb, aby nie wiedzia, kim
jestem. To si chyba da zrobi?
- Oczywicie, e da si zrobi. Panna Kiesow pokae panu, gdzie on siedzi.
- Stoi! - powiada pomocnica ze zoci. - Taki to nie siada. Chtniej depcze innym po
nogach! To ze sumienie nie daje mu spokoju. Ten azik...
- A wic, gdzie on stoi? - przerywa jej znw asystent niezbyt grzecznie.
- Przedtem sta koo lustra przy oknie - odpowiada mu pomocnica uraona - oczywicie nie
mog powiedzie, gdzie stoi teraz. To niespokojny czowiek!
- Znajd go - rzuca asystent Schroeder - ju mi go pani opisaa. - I idzie do poczekalni.
Panuje tam pewne zdenerwowanie - od przeszo dwudziestu minut aden pacjent nie zosta
wezwany do lekarza -jak dugo maj tu jeszcze siedzie? Jak gdyby naprawd nie mieli nic
lepszego do roboty! Prawdopodobnie doktor zaatwia tam dobrze paccych, prywatnych
pacjentw, a pacjenci z Kasy mog tu siedzie i czeka, a ich diabli wezm! Wszyscy
lekarze tak robi, mj panie, moe pan i, gdzie pan chce! Pienidze wszdzie otwieraj
drzwi!
Podczas gdy mno si opowieci o przekupnoci lekarzy, asystent w milczeniu obserwuje
podejrzanego. Pozna go natychmiast. Ten czowiek nie jest ani tak niespokojny, ani taki
przebiegle wygldajcy, jak przedstawiaa go pomocnica. Stoi zupenie spokojnie przy
lustrze, nie biorc udziau w rozmowie innych pacjentw. Wydaje si, e nie sucha nawet
tego, co tamci mwi. A przecie ludzie skracaj sobie zazwyczaj w ten sposb nudny czas
oczekiwania. Patrzy troch bezmylnie i troch bojaliwie. Zwyky robotnik - ocenia
asystent. - Nie - moe nieco lepiej. Rce wygldaj zrcznie, lady pracy, ale nie cikiej
pracy... Ubranie i paszcz utrzymane z du starannoci, co zreszt nie moe ukry, e s
znoszone. W sumie - nic z czowieka, ktrego mona by sobie wyobrazi z tych tam kart.
Tamten pisze przecie mocnym stylem, a ten zatroskany krliczek..."
Asystent wie z dowiadczenia, e jednak wygld czsto wprowadza w bd, a ten czowiek
jest w kadym razie mocno obciony zeznaniami wiadka, trzeba wic co najmniej spraw
wyjani. Autor kart musia tych panw z gry nieco zdenerwowa, dopiero niedawno znw
przyszed rozkaz oznaczony tajne!" cile tajne!", e naley niezwocznie i nawet za
najmniejszym ladem tej sprawy. Byoby bardzo przyjemnie - myli asystent - gdybym mg
wykaza si tu pewnym sukcesem. Ju czas najwyszy na may awans."
Wrd oglnych narzeka podchodzi niemal nie postrzeony do czowieczka przy lustrze,
dotyka jego ramienia i powiada: - Wyjd pan na chwil na korytarz. Chciaem pana o co
zapyta.
Enno Kluge posusznie idzie za nim, jak posusznie wykonuje kady rozkaz. Ale ju w drodze
za nieznanym panem ogarnia go strach. Co to znaczy? Czego on chce ode mnie? Wyglda
przecie jak typowa glina i przemawia zupenie jak glina! C ja mam wsplnego z kripo -
przecie nic takiego nie zrobiem?"
W tej chwili wpada mu na myl wamanie u Rosenthalowej. Nie ma wtpliwoci -
Borkhausen wpad i zasypa go. I strach narasta w nim: poprzysig przecie, e nic nie powie
- a jeli teraz jednak sypnie, ten drab z SS znw go zmagluje, ale tym razem o wiele gorzej.
Nie wolno mu nic powiedzie, ale jeeli nic nie powie, to ta glina znajdzie na niego sposb i
jednak bdzie musia sypa. Tak le i tak niedobrze... Och, ten strach!
Wychodzi na korytarz, tu wpatruj si w niego z oczekiwaniem cztery pary oczu - ale on nie
widzi ich wcale, widzi tylko mundur schupo* i wie, e mia racj z tym strachem, e
rzeczywicie stoi midzy motem a kowadem.
* Schupo - Schutzpolizei - policja.
Strach udziela Ennowi waciwoci, ktrych zazwyczaj nie ma, l mianowicie siy decyzji,
mocy i szybkoci. Zaskoczonego asystenta, ktry nie spodziewa si.tego po maym
sabeuszu, rzuca na schupo, przebiega koo lekarza i jego pomocnicy, jednym szarpniciem
otwiera drzwi wejciowe i ju jest na schodach...
Ale za nim rozlega si gwizdek schupo, a Enno nie dors do tempa tego modego,
dugonogiego czowieka, ktry dopada go na najniszym stopniu schodw. Schupo zadaje
Ennowi cios, ktry go natychmiast rozkada na schodach. A gdy Enno znw spoza
obracajcych si soc i krgw ognistych zaczyna widzie normalnie, schupo mwi do
niego, umiechajc si przyjanie: - No, wycignije sw sodk apk! Chc ci podarowa
bransoletk. Pjdziemy razem na spacer, co?
Ju zadwiczay kajdanki na przegubie jego rki i Enno wraca po schodach na gr
pomidzy milczcym i ponuro spogldajcym cywilem a umiechajcym si z zadowoleniem
schupo, ktrego ten may uciekinier tylko bawi.
Na grze pacjenci stoj na korytarzu i wcale ju nie s li na tak dugie czekanie u doktora,
poniewa aresztowanie kogo jest zawsze czym interesujcym. A pomocnica opowiedziaa,
e to jest nawet polityczny, komunista - dobrze tak tym obuzom! Na grze wic przechodz
Strona 54
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
przez szpaler zaciekawionych twarzy do gabinetu lekarza. Panna Kiesow zostaje natychmiast
odesana przez asystenta, ale lekarz moe pozosta przy przesuchaniu i syszy, jak asystent
powiada: - Tak, synu, siadaj wic sobie tu na krzele i odpocznij po tej gonitwie. Wygldasz,
jakby by porzdnie zmaltretowany! Sierancie, moe pan teraz temu panu zdj kajdanki.
Jeszcze raz nam nie zwieje - czy te moe?...
- Nie, nie! - zapewnia zrozpaczony Enno Kluge i zy ciekn mu ju po twarzy.
- Nie radzibym ci te! Za drugim razem bdzie huk, a umiem strzela, synu! - Asystent
wytrwale nazywa starszego od siebie chyba o dwadziecia lat Klugego synem". - No, nie
pacz! Nie zbroie chyba nic strasznego! Czy moe jednak?
- Nic nie zbroiem - wydusza Enno wrd ez. - Zupenie nic.
- Oczywicie, mj synu - zgadza si asystent - i dlatego na widok munduru sieranta
pobiege szybko jak zajc! Doktorze, czy nie ma pan czego, co by ten obraz ndzy i
rozpaczy postawio nieco na nogi?
Teraz, gdy lekarz czuje, e wszelkie niebezpieczestwo dla niego osobicie mino,
przyglda si nieszczsnemu czowieczkowi z serdecznym wspczuciem. To te taki bity
przez ycie, ktrego wywraca kada przeszkoda. Lekarza kusi, aby zrobi maemu zastrzyk
morfiny, choby najmniejsz dawk. Ale nie way si ze wzgldu na funkcjonariusza policji.
Lepiej nieco bromu...
Ale gdy lekarz rozpuszcza sl bromow w wodzie, Enno Kluge powiada: - Nic nie
potrzebuj, nie wezm nic, nie pozwol si otru. Wol lepiej zezna...
- No wic - powiada asystent. - Wiedziaem przecie, e bdziesz rozsdny, synu. Opowiadaj
wic...
Enno Kluge ociera zy z policzkw i zaczyna opowiada.
Gdy zacz paka, paka prawdziwymi Izami, po prostu nerwy nie wytrzymay. Mimo e
byy to zupenie prawdziwe zy, Enno wie ju od dawna ze swoich stosunkw z kobietami, e
pacz daje czas na zastanowienie si. Po gbszym namyle zorientowa si, e jest zupenie
nieprawdopodobne, aby mieli go aresztowa w poczekalni lekarza za wamanie. Jeeli
naprawd go ledzili, mogli go aresztowa na ulicy albo na schodach, a nie dopiero po dwch
godzinach czekania u lekarza przyj po niego...
Nie, ta sprawa przypuszczalnie nie ma nic wsplnego z wamaniem u pani Rosenthal.
Prawdopodobnie aresztowanie jest omykowe i moliwe, e ma ono co wsplnego ze
zoliw pomocnic.
Ale prbowa zwia i nigdy nie potrafi wmwi policji, e to by nerwowy odruch, poniewa
traci przytomno na widok munduru! adna glina w co takiego nie uwierzy. Musi wic
zezna co wiarygodnego, sprawdzalnego i od razu wie, co ma zezna. Niedobrze wprawdzie
mwi o tym i nastpstwa s trudne do przewidzenia, ale z dwojga zego takie zeznanie jest
na pewno lepsze.
Gdy wic wzywaj go teraz do mwienia, ociera zy i zaczyna mwi do mocnym gosem o
swej pracy precyzyjnego mechanika i o tym, e tak wiele chorowa, a ci panowie tam z gry
rozelili si na niego i chcieli go posa do kacetu albo do kompanii karnej. Oczywicie Enno
Kluge nie opowiada nic o swoim wstrcie do pracy, ale przypuszcza, e glina i tak si
skapuje.
I ma nawet racj, glina kapuje zupenie dobrze, jakim zikiem jest Enno Kluge. - Tak, panie
komisarzu, a jak zobaczyem mundur pana sieranta i siedziaem akurat u doktora, aby dosta
zawiadczenie o chorobie, to pomylaem sobie: teraz ju przyszli, aby mnie zabra do
kacetu, i dlatego zaczem ucieka...
- Tak, tak - potakuje asystent - tak, tak! - Zastanawia si przez chwil i powiada potem: - Ale
zdaje mi si, synu, i sam chyba nie wierzysz, e dlatego tu jestemy.
- Nie, waciwie nie - przyznaje Kluge.
- A dlaczego w to nie wierzysz, synu?
- Bo byoby przecie o wiele prociej aresztowa mnie w fabryce albo w moim mieszkaniu.
- A wic masz take mieszkanie, synu?
- Ale oczywicie, panie komisarzu. Moja ona pracuje na poczcie 1 ja jestem naprawd
onaty. Moi obaj synowie s na froncie, jeden jest w SS, w Polsce. Mam take przy sobie
papiery, mog dowie, e mwi prawd w sprawie mieszkania i w sprawie pracy.
I Enno Kluge wyciga swj zuyty, brudny portfelik i zaczyna grzeba w papierach.
- Zostaw swoje papiery, synu - powiada asystent odmownie - na to bdzie czas pniej...
Namyla si dugo i wszyscy dokoa milcz.
Lekarz, siedzc za biurkiem, zaczyna teraz szybko pisa. Moe jednak bdzie mg wsun
zawiadczenie o chorobie temu maemu czowieczkowi, ktry z jednego strachu popada w
drugi. Powiedzia -ble woreczka ciowego, dobrze wic. Przecie w tych czasach trzeba
bliniemu pomc, jeli tylko si da.
- Co pan tam pisze, doktorze? - pyta asystent przerywajc nagle milczenie.
- Histori chorb - wyjania lekarz - chc wykorzysta czas, duo ludzi czeka jeszcze w
poczekalni.
- Susznie, doktorze - mwi asystent i wstaje. Zdecydowa si. - Nie bdziemy panu duej
przeszkadza. - Historia Enna Klugego moe by prawdziwa, jest nawet prawie na pewno
prawdziwa, ale asystent nie moe pozby si uczucia, e poza tym jeszcze co tkwi, e nie
usysza caego przebiegu historii. - Chod wic, synu! Odprowadzisz nas jeszcze par
krokw? O, nie - nie do Alexa, tylko do nas, na komisariat. Chtnie jeszcze troch z tob
porozmawiam, synu. Jeste wesoym chopcem, a nie bdziemy wujkowi doktorowi duej
zabierali czasu. - Zwraca si do sieranta: - Nie,.nie, adnych acuszkw. Pjdzie grzecznie
z nami, to mdry dzieciak. Heil Hitler, panie doktorze, dzikujemy bardzo!
S ju w drzwiach i wyglda na to, jak gdyby mieli naprawd odej. Ale w tej chwili
asystent wyciga nagle z kieszeni kart, Quanglowsk kart, wtyka j Klugemu pod nos i
mwi bardzo ostro do zaskoczonego Enna. - Masz, przeczytaj nam to, synu. Ale prdko, bez
zatrzymywania i jkania si!
Mwi to zupenie na sposb gliny.
Widzc jednak, jak Kluge bierze kart, jak jego wytrzeszczone oko wykazuje coraz mniejsze
zrozumienie i jak zaczyna mamrota: Rodaku, nie zapominaj! Zaczlo si od anschlussu
Austrii. Nastpiy Sudety i Czechosowacja. Polska zostala napadnita, Belgia, Holandia... -
syszc to, asystent wie ju z ca pewnoci: ten czowiek nigdy nie mia tej karty w rku,
nigdy jej nie czyta, a tym bardziej jej nie pisa - jest za gupi na to.
Ze zoci wyrywa Klugemu kart z rki, powiada krtko: Heil Hitler! - i opuszcza z schupo i
aresztowanym gabinet lekarza.
Lekarz powoli drze przygotowane dla Enna Klugego zawiadczenie o chorobie. Nie byo
Strona 55
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
okazji, aby mu to wsun. Szkoda! Ale prawdopodobnie nic by mu to nie pomogo. Moe ten
czowiek tak mao dors do trudnoci dzisiejszych czasw, e jest skazany na zagad? Moe
adna yczliwa rka z zewntrz nie moga mu naprawd pomc, poniewa w nim samym nie
byo nic mocnego?
Szkoda...
ROZDZIAXXIII Przesuchanie Jeli asystent kryminalny, mimo swego zdecydowanego
przekonania, e Enno Kluge nie wchodzi w rachub, ani jako autor, ani jako kolporter karty,
meldujc o wydarzeniu komisarzowi Escherichowi, pozwoli domyla si, e Kluge jednak
jest kolporterem tych pam-fletw, uczyni to dlatego, e mdry podwadny nigdy nie uprzedza
pogldw swego przeoonego. Przeciwko Klugemu istniao powane oskarenie pomocnicy
lekarza, panny Kiesow; a czy to oskarenie jest uzasadnione, czy nie, niech pan komisarz sam
rozstrzygnie.
Jeli byo uzasadnione, to asystent okaza si zdolnym czowiekiem i mg by pewny
przychylnoci komisarza. Jeli za nie byo uzasadnione, to komisarz by mdrzejszy od
asystenta, a tego rodzaju wyszo przeoonego jest dla podwadnego czsto bardziej
intratna ni wszelka pracowito.
- A wic? - powiedzia dugi, szary Escherich wchodzc do komisariatu. - A wic, kolego
Schroeder? Gdzie pan ma swoj zdobycz?
- W ostatniej celi na lewo, panie komisarzu.
- Czy Klabautermann si przyzna?
- Kto? Klabautermann? Aha, rozumiem. Nie, panie komisarzu. Oczywicie, natychmiast po
naszej rozmowie telefonicznej kazaem go odprowadzi.
- Dobrze - pochwali Escherich. - A co on wie o tych kartach?
- Kazaem mu - powiedzia asystent ostronie - odczyta znalezion kart. To znaczy,
pierwsze zdania.
- Wraenie?
- Nie chciabym, panie komisarzu, sugerowa... -- powiedzia asystent.
- Nie tak bojaliwie, kolego Schroeder. Wraenie?
- Mnie w kadym razie wydaje si nieprawdopodobne, aby on by autorem tej karty.
- Dlaczego?
- Nie jest zbyt rozgarnity. Poza tym niesychanie zastraszony. Komisarz Escherich z
niezadowoleniem pogadzi tawe wsy.
- Niezbyt rozgarnity... Niesychanie zastraszony... - powtrzy. - No, mj Klabautermann jest
rozgarnity i na pewno nie zastraszony. Dlaczego wic pan sdzi, e schwytalicie
waciwego czowieka? Niech pan opowiada.
Asystent Schroeder przede wszystkim powtrzy, mocno podkrelajc oskarenie pomocnicy
lekarza i akcentowa rwnie prb ucieczki. - Nie mogem uczyni nic innego, panie
komisarzu. Zgodnie z otrzymanym rozkazem musiaem go aresztowa.
- Susznie, kolego Schroeder. Postpi pan zupenie susznie. Ja sam nie uczynibym nic
innego.
Humor Eschericha poprawi si nieco po tym sprawozdaniu. Brzmiao ono lepiej ni niezbyt
rozgarnity" i niesychanie zastraszony". Moe to jaki kolporter kart, mimo e komisarz by
dotychczas przekonany, e Klabautermann nie ma adnych wsplnikw.
- Czy przejrza pan ju jego papiery?
- Tu s. Potwierdzaj na og to, co mwi. Mam wraenie, panie komisarzu, e to taki
markierant: strach przed frontem, niech do pracy, gracz w totka - znalazem przy nim cay
plik gazet o wycigach i oblicze. A poza tym zwyczajne listy od kobiet lekkiego
prowadzenia, takie ziko, rozumie pan, panie komisarzu. W kadym razie bliski
pidziesitki.
- Dobrze, dobrze - powiedzia komisarz, ale nie odczuwa tego bynajmniej jako dobre. Ani
autor kart, ani ich ewentualny kolporter nie mg mie wiele do czynienia z kobietami. Tego
komisarz by pewien. Oywiona przed chwil nadziejazaczynaa gasn. Ale potem
Escherich pomyla o swoim przeoonym, obergruppenfuehrerze Prallu i o jeszcze wyszych
przeoonych, a do Himmlera. Jeeli nie znajdzie ladu, potrafi mu w najbliszym czasie
cholernie zatru ycie. A tutaj by lad - przynajmniej byo cikie oskarenie i podejrzane
zachowanie si. Mona byo i tym ladem, nawet jeeli w najgbszym przekonaniu nie
uwaao si go za zupenie waciwy. Zyskiwao si czas, aby dalej cierpliwie czeka.
Nikomu si przez to krzywda nie stanie. Co komu ostatecznie po takim ziku!
Escherich wsta: - Id do celi, Schroeder. Niech mi pan da t now kart i poczeka tutaj.
Komisarz szed zupenie cicho, trzyma klucze mocno w rku, aby nie brzczay. Bardzo
ostronie odsun zason judasza i zajrza do celi.
Aresztowany siedzia na stoku. Opar gow na rce i skierowa wzrok na drzwi. Robio to
zupenie wraenie, jak gdyby patrzy wprost w ledzce go oko komisarza. Ale wyraz twarzy
Klugego zdradza, e nic nie widzi. Nie drgn, gdy zasona si poruszya; jego twarz nie
miaa te nic z napicia, ktre mona zawsze zauway u kadego, kto czuje, e jest
obserwowany.
Po prostu patrzy przed siebie, nawet nie pogrony w mylach, raczej otpiay i peen zych
przeczu.
Komisarz przy judaszu wiedzia teraz z ca pewnoci: to nie by ani Klabautermann, ani
aden jego pomocnik. Bya to po prostu omyka. Oskarenia mogy sobie brzmie, jak
chciay, jego zachowanie mogo wydawa si jak najbardziej podejrzane.
Ale Escherich znw pomyla o swoich przeoonych, zagryz wsa 1 zastanawia si, jak
przecign t spraw moliwie dugo, dopki si nie wyjani, e by to faszywy lad. Nie
wolno mu byo jednak zblamowa si przy tym.
Jednym szarpniciem otworzy cel i wszed do rodka. Aresztowany wzdrygn si na
szczknicie zamka, spojrza zmieszany na wchodzcego, a potem uczyni ruch, jakby chcia
wsta.
Ale Escherich natychmiast przytrzyma go na stoku.
- Niech pan siedzi, panie Kluge, niech pan siedzi. W naszym wieku ju nie tak atwo
podnosi t cz ciaa.
Zamia si, a Kluge zrobi prb, aby te si umiechn, po prostu aby si nieco aonie
umiechn z uprzejmoci.
Komisarz opuci prycz ze ciany i usiad na niej. -No, panie Kluge - powiedzia - i uwanie
spojrza na blad twarz o sabej szczce i zastanawiajce grubych i czerwonych wargach oraz
o jasnych, stale mrugajcych oczach. - No, panie Kluge, a teraz niech mi pan opowie, co pan
ma na sercu. Jestem komisarz Escherich z gestapo. - Mwi nadal agodnie, gdy tamten na
Strona 56
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
sam nazw gestapo" wzdrygn si boja-liwie. ~~ Niech si pan nie boi. Nie poeramy
maych dzieci. A pan przecie jest maym dzieckiem, widz to...
Nawet ten niky cie wspczucia, jaki mona byo wyczu w sowach komisarza,
natychmiast napeni oczy Klugego zami; jego twarz zadrgaa, a minie policzkowe
skurczyy si mocno.
- No, no! - powiedzia Escherich i pooy sw rk na doni maego czowieczka. - Nie
bdzie chyba tak le. Albo czy jest tak le?
- Wszystko stracone - zawoa Enno Kluge zrozpaczony. - Jestem przegrany. Nie mam
zawiadczenia o chorobie i musze stawi si do pracy, teraz siedz tutaj i pol mnie do
kacetu, a tam od razu wykituj, nie wytrzymam nawet dwch tygodni!
- No! No! -- powiedzia komisarz znw jak do dziecka. - Z pask fabryk da si to przecie
zaatwi. Jeli kogo zatrzymujemy i okazuje si, e jest porzdnym czowiekiem, dbamy o
to, eby nie ponis szkody wskutek zatrzymania. A pan przecie jest porzdnym chopcem,
panie Kluge - co?
Znw twarz Klugego zadrgaa, a potem zdecydowa si na czciowe wyznanie wobec tego
sympatycznego czowieka. - Nie pracuj dosy, ich zdaniem!
- No, a jak pan sam sdzi, panie Kluge? Czy paskim zdaniem pracuje pan dosy, czy te
nie?...
Kluge zastanowi si ponownie. - Jestem tak czsto chory - powiedzia paczliwie - ale oni
mwi, e teraz nie ma czasu na chorowanie.
- Przecie nie jest pan zawsze chory? No, a jeli pan nie jest chory - czy wtedy pracuje pan
wystarczajco? Co pan myli o tym, panie Kluge?
Kluge znw si zdecydowa. -- Mj Boe - panie komisarzu - poskary si - kobiety tak na
mnie lec!
Brzmiao to rwnie aonie jak zarozumiale. Komisarz wspczujco potrzsn gow, jak
gdyby to rzeczywicie byo godne poaowania.
- To niedobrze, panie Kluge - zauway potem - w naszych latach sprawia to pewne
trudnoci, nieprawda?
Kluge spojrza na niego ze sabym umieszkiem, rad, e znalaz zrozumienie u tego
czowieka.
- Tak - powiedzia komisarz - a jak tam wyglda z kas?
- Czasami gram troch w totka - przyzna Kluge - niewiele i niezbyt wysoko, panie
komisarzu. Nigdy powyej piciu marek i to tylko jeli ko jest zupenie pewny. Daj panu na
to sowo, panie komisarzu!
- A z czego paci pan, panie Kluge, za kobiety i za totka? Jeli pan tak niewiele pracuje?
- Ale panie komisarzu - powiedzia Kluge niemal obraony takim brakiem zrozumienia -
przecie kobiety mnie opacaj. - Umiechn si zarozumiale. - Poniewa jestem taki
dzielny! - doda.
W tej chwili komisarz Escherich odoy ostatecznie ad acta podejrzenie, e ten Enno Kluge
moe mie jakikolwiek zwizek z autorstwem albo rozpowszechnianiem kart. Ten Kluge jest
po prostu niezdolny do czego takiego. Brak mu wszelkich danych ku temu. Musia go jednak
bada w tej sprawie, poniewa musia sporzdzi protok z tego przesuchania, protok dla
panw przeoonych, aby uspokoili si, protok, ktry w dalszym cigu podejrzewa Klugego
i uzasadnia kroki przeciw niemu...
Tak wic wycign kart z kieszeni, pooy j przed Klugem i zapyta zupenie obojtnie: -
Czy zna pan t kart, panie Kluge?
- Tak - powiedzia Enno Kluge z pocztku zupenie bezmylnie, ale przestraszony poprawi
si. - To znaczy - oczywicie nie! Musiaem j przedtem odczyta, to jest - pocztek. Poza
tym nie znam tej karty! Najwitsze sowo honoru, panie komisarzu!
12 - Kady umiera... t. l - No, no! - Escherich udawa powtpiewanie - panie Kluge! Teraz,
kiedy dogadalimy si w tak wielkiej sprawie jak paska robota i kacet, kiedy sam pjd do
paskich przeoonych i ureguluj t spraw, zgodzimy si chyba rwnie co do takiej
drobnej rzeczy jak ta karta!
- Nie mam z tym nic wsplnego, panie komisarzu, zupenie nic.
- Nie posuwam si tak daleko, panie Kluge - powiedzia komisarz nie wzruszony tymi
zapewnieniami - nie posuwam si a tak daleko jak mj kolega, ktry uwaa pana za autora
tej karty i ktry chce pana zacign przed Trybuna Narodowy, a potem: gowa fiut, panie
Kluge!
May czowieczek zadra, twarz jego spopielaa.
- Nie - powiedzia komisarz uspokajajco i znw pooy rk na doni aresztowanego. - Nie,
nie uwaam pana za autora tych kart. Ale karta leaa na korytarzu u lekarza, a pan
podejrzanie czsto krci si tamtdy, a poza tym paski niepokj, paska ucieczka. I na to
wszystko mamy pewnych wiadkw. Nie, panie Kluge, bdzie lepiej dla pana, jeeli powie mi
pan ca prawd. Nie chciabym, aby si pan sam wpdzi w nieszczcie!
- Kart musia kto rzuci z zewntrz, panie komisarzu. Nie mam z tym nic wsplnego, to
jest najwitsza prawda, panie komisarzu!
- Tak jak leaa, nie moga by rzucona z zewntrz. A pi minut przedtem nie byo jej
jeszcze - panienka od lekarza gotowa na to przysic. W tym czasie by pan w ubikacji. Albo -
moe pan twierdzi, e jeszcze kto inny z poczekalni by w klozecie?
- Nie, nie sdz, panie komisarzu. Nie, na pewno nie. Jeli chodzi o te pi minut, to na
pewno nie. Chciao mi si ju od dobrej chwili pali 1 dlatego uwaaem, czy kto idzie do
ubikacji.
- No wic - powiedzia komisarz na pozr bardzo zadowolony -wic powiada pan sam: tylko
pan, nikt tylko pan mg pooy t kart w korytarzu.
Kluge popatrzy na niego szeroko rozwartymi, teraz znw kompletnie przeraonymi oczyma.
- Po tym przyznaniu wic...
- Nic nie przyznaem, nic. Powiedziaem tylko, e w cigu ostatnich piciu minut nikt przede
mn nie by w klozecie.
Kluge niemal krzycza.
- Ale, ale - powiedzia komisarz i pokrci dezaprobujco gow - przecie nie odwoa pan
zoonego przed chwil zeznania. Jest pan zbyt rozsdnym czowiekiem. Musiabym
zaprotokoowa to odwoanie, panie Kluge, a co takiego wyglda nieadnie.
Kluge popatrzy na niego zrozpaczony: - Przecie nic nie zeznaem. - zaszeptal
bezdwicznie.
- Pogodzimy si jeszcze w tej sprawie - zauway Escherich uspokajajco. - Niech mi pan
teraz powie, kto panu da t kart do podrzucenia? Czy to by dobry znajomy, przyjaciel albo
Strona 57
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
moe kto zaczepi pana na ulicy i da panu za to par marek?
- Nie, nie! - krzycza znw Kluge - nie miaem tej karty w rku, nie widziaem jej na oczy,
zanim nie da mi jej paski kolega!
- Ale, ale, panie Kluge! Przedtem pan sam przyzna, e pooy pan kart na korytarzu...
- Nic nie przyznaem! Nigdy nie powiedziaem czego podobnego!
- Nie? - powiedzia Escherich gaszczc wsy i ukrywajc w ten sposb umiech. Bawi si
dranieniem tego tchrzliwego, skowyczce-go pieska. Bdzie z tego jeszcze dla
przeoonych niezgorszy protoklik z mocnym podejrzeniem. - Nie - powiedzia - w tej
formie nie powiedzia pan tego. Powiedzia pan jedynie, e tylko pan mg t kart tam
podrzuci, e nikogo prcz pana tam nie byo. A to znaczy chyba to samo.
Enno wpatrywa si w niego szeroko rozwartymi oczami. Potem powiedzia nagle mrukliwie:
- Rwnie tego nie powiedziaem. Zreszt i inni ludzie mogli pj do ubikacji, nie tylko ci z
poczekalni.
Usiad ponownie - poprzednio zerwa si zdenerwowany faszywym oskareniem.
- A w ogle nic nie bd zeznawa. dam adwokata. A protokou take nie podpisz.
- Ale, ale - powiedzia Escherich - czy ja od pana daem, panie Kluge, aby pan podpisa
protok? Czy zrobiem sobie chociaby najmniejsz notatk z tego, co pan zeznawa?
Siedzimy przecie tutaj jak dwaj starzy przyjaciele. To, o czym mwimy, nikogo nic nie
obchodzi.
Wsta, otworzy szeroko drzwi celi.
- Spjrz pan, nie ma nikogo na korytarzu, kto by podsuchiwa. A przy tym robi mi pan takie
trudnoci z powodu gupiej karty. Widzi pan, nie przywizuj przecie adnej wagi do tej
karty. Ten, co j pisa ~ to przecie idiota! Ale jeli pomocnica lekarza i mj kolega robi tyle
haasu dokoa tego, musz t spraw zaatwi! Niech pan nie bdzie tak niem ryb, panie
Kluge. Niech mi pan po prostu powie: Jaki pan na Frankfurter Allee dal mi t kart i
powiedzia, e chce doktorowi zrobi kawa". I zapaci panu za to dziesi marek. Mia pan
w kieszeni zupenie nowy banknot dziesiciomarkowy, widziaem go ju przecie. Widzi pan,
jeli pan mi to opowie, bdzie pan moim czowiekiem. Wtedy nie bd mia z paskiego
powodu kopotw i bd mg spokojnie pj do domu.
- A ja? Dokd ja pjd? Do ciupy! A potem gwka fmut! Niee, panie komisarzu, tego nie
zeznam, nigdy, nigdy!
- Pan? Dokd pan pjdzie, panie Kluge, kiedy ja pjd do domu? Przecie pan te pjdzie do
domu, czy pan wci tego jeszcze nie zrozumia? Jest pan wolny, tak czy owak pozwol panu
pj...
- Naprawd, panie komisarzu, wita prawda? Mog i nawet bez zeznania, bez protokou?
- Ale oczywicie, moe pan i, panie Kluge! Natychmiast moe pan i! Tylko niech si
pan zastanowi jeszcze raz, zanim pan pjdzie...
I poklepa po ramieniu Klugego, ktry zerwa si podniecony i zwrci ku drzwiom.
- Widzi pan, zaatwi to panu w fabryce, zrobi panu t przysug. Przyrzekem to panu i
dotrzymam sowa. A niech pan teraz przez chwil pomyli o mnie, panie Kluge. Niech pan
pomyli teraz o tych wszystkich trudnociach, jakie bd mia ze strony mojego kolegi, jeli
puszcz pana wolno. Naskary na mnie moim przeoonym, mog mie z tego powodu
najwiksze kopoty. To byoby naprawd adnie z paskiej strony, panie Kluge, gdyby pan mi
podpisa zeznanie o tym czowieku z Frankfurter Allee. Przecie nie ponosi pan tutaj adnego
ryzyka. Przecie tego czowieka w ogle nie mona odnale. A wic, panie Kluge?
Waciwie nigdy w yciu Enno Kluge nie potrafi oprze si tak agodnie przekonywajcym
namowom. Waha si. Wolno ncia, a z fabryk te wszystko si zaatwi, jeli nie stanie
temu czowiekowi okoniem. Strasznie ba si stan okoniem wobec tego miego komisarza.
Wtedy sprawa, by moe, wrci do tamtej gliny, a ten pewnego dnia doprowadzi do tego, ze
on sam przyzna si do wamania u Rosen-thalowej. Wwczas Enno Kluge byby zgubiony!
Esesman Persicke...
Rzeczywicie mg zrobi komisarzowi t przysug - c z tego? To bya jaka bzdurna
karta, co politycznego, z czym nigdy nie mia nic wsplnego, na czym si absolutnie nie
rozumia. A tego czowieka z Frankfurter Allee naprawd nigdy nie znajd, bo po prostu nie
istnieje. Tak, zrobi komisarzowi t przysug i podpisze.
Ale potem ostrzega go znw jego wrodzona ostrono i tchrz-liwo. - Tak - powiedzia -
jak podpisz, to pan mnie wcale nie wypuci.
- C znowu, c znowu! - powiedzia komisarz Escherich czujc, e sprawa jest ju'prawie
wygrana - z powodu takiej zasranej karty i to teraz, gdy zrobi mi pan przysug! Daj panu
sowo honoru, panie Kluge, jako komisarz kryminalny i jako czowiek: natychmiast po
podpisaniu protokou jest pan wolny.
- A jeli nie podpisz?
- Jest pan oczywicie te wolny!
Enno Kluge zdecydowa si. - A wic podpisz to, panie komisarzu, aby pan nie mia
nieprzyjemnoci i abym ja rwnie mg panu zrobi przysug. Ale nie zapomni pan tego z
moj fabryk?
- Jeszcze dzi bdzie zaatwione, panie Kluge. Jeszcze dzi. Niech pan si jutro tam pokae i
niech pan w ogle da spokj z tymi idiotycznymi zawiadczeniami lekarskimi. Od czasu do
czasu przepuci pan dzie, powiedzmy raz w tygodniu, i jak ja z nimi pogadam, nikt panu
marnego sowa nie powie. Zgoda, panie Kluge?
- Oczywicie! Jestem panu bardzo wdziczny, panie komisarzu! Rozmawiajc tak przeszli
przez korytarz aresztu z powrotem do izby, gdzie siedzia asystent Schroeder, czekajcy w
napiciu na wynik przesuchania i z gry oddajcy si marzeniom o swoim losie, gdyby
jednak co wyskoczyo. Wsta, gdy obaj weszli.
- A wic Schroeder - powiedzia komisarz umiechajc si i wskazujc gow na stojcego
obok malutkiego i zastraszonego Klugego, poniewa glina znw patrzy na niego w sposb
napdzajcy mu stracha - ma pan tu naszego przyjaciela. Dopiero co przyzna mi si, e
podrzuci kart u doktora na korytarzu. Dosta j od jakiego pana na Frankfurter Allee...
Z piersi asystenta wydoby si odgos przypominajcy jk. - Psiakrew - powiedzia po chwili -
ale przecie on nie.mg wcale...
- A teraz - kontynuowa komisarz niewzruszony - a teraz zrobimy tutaj we dwjk may
protok, a potem pan Kluge pjdzie do domu. Jest wolny. Zgadza si, panie Kluge? Czy te
si nie zgadza?
- Tak - odpowiada Kluge bardzo cicho, poniewa obecno gliny nasuwa mu wci nowe
wtpliwoci i budzi w nim strach.
Asystent stoi zupenie ogupiay. Kluge nie podrzuci karty, nigdy a nigdy w yciu - by tego
Strona 58
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
pewien! A teraz Kluge jednak by gotw podpisa co wrcz przeciwnego. Co za lis, ten
Escherich! Jak potrafi tego dopi? Schroeder przyznawa w duchu - nie bez zawici - e
Escherich zdecydowanie go przewysza. A poza tym, po takim zeznaniu jeszcze faceta
wypuszcza na wolno! Nic nie mona tu przejrze, nic nie mona zrozumie! No, s ludzie
jeszcze sprytniejsi, mimo e wydawa si sobie do chytry.
- Niech pan posucha, kolego - powiedzia Escherich nacieszywszy si dostatecznie
osupieniem asystenta - mgby pan waciwie zaraz jedn rzecz mi zaatwi. W prezydium.
- Rozkaz, panie komisarzu.
- Pan wie, prowadz przecie t spraw - no, jake on si nazywa? - Aha, spraw
Klabautermanna. Pan przypomina sobie przecie, panie kolego?
Oczy obydwch spotkay si i porozumiay.
- A wic, panie Schroeder, pjdzie pan w mojej sprawie do prezydium i powie pan
koledze Linkemu... - Ale, siadaj pan przecie, panie Kluge! Przepraszam pana, chc tylko
koledze powiedzie jeszcze par sw.
Podszed z asystentem do drzwi. Mwi teraz szeptem: - Niech pan zada stamtd dwch
ludzi. Niech natychmiast tutaj przyjad. Dwch dzielnych ludzi do obstawy. Ten Kluge ma
by od chwili opuszczenia komisariatu bez przerwy ledzony. Meldunki o wszystkich jego
poruszeniach co dwie, trzy godziny -jak wypadnie - telefonicznie do mnie do gestapo.
Kryptonim: Klabautermann. Nich pan pokae tym dwm tego czowieka, powinni si
zmienia. I niech pan tu znw wejdzie, kiedy ci dwaj bd gotowi. Potem puszcz zajczka na
swobod.
- Wszystko bdzie w porzdku, panie komisarzu, heil Hitler!
- Drzwi zamkny si, policjant wyszed. Komisarz usiad koo Klugego i powiedzia:
- A wic pozbylimy si go. Nie lubi go pan, panie Kluge, co? - Nie tak bardzo jak pana,
panie komisarzu.
- Czy widzia pan, jakie zrobi oczy, kiedy usysza, e pana wypuszczam? Kiszki mu si
przewracaj ze zoci. Dlatego wanie odesaem go, niepotrzebny jest przy tym maym
protokoliku. Wci wtrcaby swoje trzy grosze. Nie dam nawet stenotypistki, najlepiej sam
wystukam te par wierszy. To przecie tylko umowa midzy nami, abym by troch kryty
przed moimi przeoonymi za uwolnienie pana.
Po uspokojeniu w ten sposb maego tchrza, wzi piro i zacz pisa. Czasem mwi
gono i wyranie, co pisze (jeeli rzeczywicie pisa to, co gono mwi; a u tak szczwanego
funkcjonariusza policji kryminalnej jak Escherich nie byo to zupenie pewne), a czasami
mrucza tylko. Kluge nie mg zrozumie, co mruczy.
Widzia tylko, e tych par wierszy powoli zamienia si ju w trzy-, ba, prawie
czterostronicowy akt. Ale to nie obchodzio go w tej chwili specjalnie. Interesowao go tylko,
czy rzeczywicie zaraz wyjdzie na wolno. Spojrza w stron drzwi. Powzi szybk decyzj.
Wsta, podszed do drzwi i otworzy je nieco...
- Kluge - zawoano za nim, ale nie rozkazujco - panie Kluge, prosz!
- Tak? - zapyta i obejrza si - nie wolno mi jeszcze pj? - Umiecha si bojaliwie.
Komisarz z pirem w rku patrzy na niego z umiechem. - Wic znowu auje pan, panie
Kluge, zgody na nasz umow? Odmawia pan tego, co pan mi przyrzek? No, piknie, wobec
tego na prno zawracaem sobie gow. - Energicznie odoy piro. - Ale id pan, panie
Kluge, oczywicie, id pan! Widz przecie, e nie jest pan czowiekiem, ktry potrafi
dotrzyma sowa. Id pan ju, widz przecie, e pan nie podpisze! Niech i tak bdzie...
I w ten sposb osign komisarz, e Enno Kluge rzeczywicie podpisa protok. Co wicej,
Kluge nawet nie zada uprzednio gonego i wyranego przeczytania. Podpisa bez
namysu, nic nie przeczuwajc.
- A teraz mog i, panie komisarzu?
- Oczywicie. Dzikuj panu bardzo, panie Kluge, dobrze pan zrobi. Do widzenia! To jest,
lepiej nie tutaj, nie w tym miejscu. Aha, chwil jeszcze, panie Kluge...
- A wic nie mog jeszcze i?
Przez twarz Klugego znw przebiegy drgawki.
- Ale oczywicie! Czy pan znw mi nie wierzy? C z pana za niewierny Tomasz, panie
Kluge? Myl jednak, e pan chtnie zabraby ze sob swoje papiery i pienidze. No, widzi
pan! Zobaczymy wic, czy wszystko tam jest, panie Kluge...
I zaczli sprawdza: ksieczka pracy, ksieczka wojskowa, metryka urodzenia, wiadectwo
lubu...
- Po c pan waciwie dwiga ze sob te wszystkie papiery, Kluge? Mog panu zgina.
...odcinek zameldowania, cztery koperty z wypat...
- Zbyt wiele pan nie zarabia, panie Kluge! Aha, susznie, widz, e w kadym tygodniu
pracowa pan tylko trzy, cztery dni. To markierant z pana.
...trzy listy...
- Nie, zostaw pan, to mnie wcale nie interesuje. ...trzydzieci siedem marek w banknotach
i szedziesit pi fenigw drobnymi...
- Widzi pan, o, tu mamy i ten banknot dziesiciomarkowy, ktry pan dosta od tego pana.
Wezm go chyba lepiej do akt. Ale poczekaj pan, nie powinien pan mie z tego powodu
straty. Dam panu w zamian swoje dziesi marek.
Komisarz przeciga spraw tak dugo, a wrci asystent Schroeder. - Rozkaz wykonany,
panie komisarzu. Mam zameldowa, e komisarz Link chciaby jeszcze z panem
porozmawia w sprawie Klabauterman-na.
- Dobrze, dobrze. Dzikuj panu bardzo, kolego. Tak, jestemy wanie gotowi. A zatem do
widzenia, panie Kluge. Schroeder, niech pan pokae panu Klugemu drog. A wic, pan
Schroeder wyprowadzi pana z komisariatu. Jeszcze raz do widzenia, panie Kluge! O fabryce
nie zapomn. Nie, na pewno nie! Heil Hitler!
- No, niech mi pan nie bierze za ze, panie Kluge - powiedzia Schroeder stojc w Frankfurter
Allee i potrzsajc mu rk - pan wie, suba nie druba, a czasem musimy by nieco brutalni.
Ale kazaem panu zaraz zdj kajdanki. Nie czuje pan chyba ju nic po uderzeniu sieranta?
- Nie, zupenie nic. I rozumiem wszystko... Bardzo przepraszam za kopoty, jakie panowie
mielicie z mojego powodu, panie komisarzu.
- A wic, heil Hitler, panie Kluge!
- Heil Hitler, panie komisarzu!
I may, ndzny Enno Kluge podrepta naprzd. Bieg prawie kusem pomidzy ludmi w
Frankfurter Allee, a asystent Schroeder patrza za nim. Przekona si jeszcze, czy dwaj ludzie,
ktrych ustawi, s na waciwym miejscu. Skin gow i wrci na wartowni.
ROZDZIA XXIV Komisarz Escherich opracowuje spraw Klabautermanna"
Strona 59
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Prosz, niech pan czyta - powiedzia komisarz Escherich do asystenta Schroedera i wrczy
mu protok.
Taak - odpowiedzia Schroeder i odda arkusze. - A wic przyzna si. To wystarczy dla
Trybunau Narodowego i kata. Nigdy bym nie przypuszcza! - Po namyle doda: - I co
takiego chodzi wolno po miecie!
Tak jest - powiedzia komisarz i woy protok do obwoluty, a obwolut do swojej teczki. -
Tak jest, co takiego chodzi wolno po miecie, ale chyba uczciwie ledzony przez naszych
ludzi?
- Oczywicie! - popieszy z zapewnieniem Schroeder - sam si o tym przekonaem: obaj byli
na waciwym tropie.
- I tak chodzi sobie - kontynuowa komisarz Escherich, z namysem gadzc wsy - chodzi i
chodzi, a nasi ludzie wci za nim. A wreszcie pewnego dnia - dzi albo za tydzie, albo za
p roku pobiegnie nasz may, zabawny pan Kluge do autora kart, do czowieka, ktry da mu
polecenie: podrzu je tu lub tam. Zaprowadzi nas do niego na pewno, jak amen w pacierzu. A
wtedy ja - cap go! I wtedy dopiero obaj bd zupenie dojrzali do ciupy i tak dalej, i tak dalej,
a do koca.
- Panie komisarzu - powiada asystent Schroeder - wci jeszcze nie mog w peni uwierzy,
e ten Kluge podrzuci kart. Widziaem przecie, gdy daem mu kart do rki, e nic o niej
nie wiedzia. To wszystko wymylia ta zhisteryzowana baba, pomocnica lekarza.
- Ale przecie jest to w protokole, ktry podpisa - wtrci komisarz frez specjalnego nacisku
- poza tym chciaem panu poradzi, aby pan nie Pisa nic w swoim sprawozdaniu o
zhisteryzowanych babach. Bez osobistych uprzedze. Tylko rzeczowo! Jeeli pan chce,
moe pan jeszcze wybada lekarza, co sdzi o wiarygodnoci swej pomocnicy. Ale nie, niech
pan lepiej i temu da spokj. To znw bdzie osobisty sd. Zostawmy to sdziemu ledczemu,
niech sam oceni poszczeglne wypowiedzi. My pracujemy tylko rzeczowo, Schroeder, bez
wszelkich uprzedze, nieprawda?
- Zupenie zrozumiae, panie komisarzu.
- Jeeli jest zeznanie, to znaczy, e jest zeznanie i trzymamy si tego. Jak i dlaczego ono
powstao, to nas nie interesuje. Nie jestemy psychologami, jestemy funkcjonariuszami
policji kryminalnej. Crimen, to znaczy przestpstwo, Schroeder - tylko przestpstwo nas
interesuje. A jeeli kto przyznaje, e popeni przestpstwo, to nam wystarczy. Taki jest
przynajmniej mj pogld na t spraw. A moe pan inaczej myli, Schroeder?
- Ale oczywicie nie, panie komisarzu! - zawoa asystent Schroeder. Brzmiao w tym jakby
przeraenie na sam myl, e mgby cokolwiek inaczej pojmowa ni jego przeoony. -
Myl zupenie tak samo! Zawsze przeciw przestpstwu.
- Wiedziaem o tym - powiedzia komisarz Escherich i pogadzi wsa - my, starzy
pracownicy policji kryminalnej, jestemy zawsze tego samego zdania. Wie pan, Schroeder,
teraz w naszym zawodzie pracuje wielu outsiderw, ale my, starzy, trzymamy si kupy i to
nam wychodzi na dobre. A wic, Schroeder - mwi teraz tonem czysto subowym -
otrzymam zatem dzi jeszcze paskie sprawozdanie w sprawie aresztowania Klugego i
protok z zeznaniami pomocnicy lekarskiej i lekarza. Aha, susznie, by z panem jeszcze
jaki sierant...
- Starszy sierant Dubberke z naszego komisariatu...
- Nie znam go, niech jednak rwnie sporzdzi protok o ucieczce Klugego. Krtko,
rzeczowo, bez gadaniny, bez osobistych sdw. Zrozumiano, panie Schroeder?
- Rozkaz, panie komisarzu.
- A wic, Schroeder, z chwil gdy odele pan sprawozdania, nie bdziemy pana wicej w tej
sprawie niepokoili. Najwyej kiedy, jakie zeznanie albo u nas, w gestapo... - przypatrywa
si podwadnemu z namysem. - Jak dugo jest ju pan asystentem, panie Schroeder?
Trzy i p roku, panie komisarzu.
Oczy gliny, spoczywajce na komisarzu, miay w sobie w tej chwili co wzruszajcego.
Ale komisarz powiedzia tylko: - Tak. Zatem byaby ju pora... - I opuci komisariat.
Na Prinz-Albrecht-Strasse kaza si natychmiast zameldowa u swego bezporedniego
zwierzchnika, ss-obergruppenfuehrera Pralla. Musia czeka prawie godzin, nie dlatego e
pan Prali by bardzo zajty, chocia waciwie - by bardzo zajty. Escherich sysza brzk
kieliszkw, strzelanie korkw, miech i krzyki"- a wic jedno z licznych spotka wyszych
przywdcw. Zabawa, pijastwo, wesoo niczym nieskrpowana, odpoczynek po cikim
trudzie mczenia blinich i doprowadzania ich do szubienicy.
Komisarz czeka bez niecierpliwoci, mimo e mia tego dnia jeszcze duo roboty. Zna
swoich przeoonych w ogle, a tego przeoonego w szczeglnoci. Tu nie pomagao adne
ponaglanie. Gdyby p Berlina stao w pomieniach, a on chcia pi - to piby bez skrupuw.
Taki ju by.
Po godzinie jednak wpuszczono Eschericha. Pokj, z wyranymi ladami pijastwa,
przedstawia obraz spustoszenia. A pan Prali, buraczkowy od armaniaku, wyglda nie lepiej.
Ale powiedzia askawie: - A, Escherich! Nalej pan sobie te kieliszek. To s owoce naszego
zwycistwa nad Francj - prawdziwy armaniak, dziesi razy lepszy od koniaku! Dziesi
razy? Sto razy! Dlaczego pan nie pije?
- Prosz wybaczy, Herr Obergruppenfuehrer, ale mam dzi jeszcze do duo roboty i
chciabym mie jasn gow. Poza tym odzwyczaiem si od picia.
- Co to znaczy - odzwyczaiem si? Jasna gowa, bzdury! Po co panu potrzebna jasna gowa!
Kae pan komu innemu wykona swoj robot, a pan si wypi. Zdrowie, Escherich - na
cze naszego fuehrera!
Escherich wypi, poniewa musia. Wypi jeszcze drugi i trzeci raz, mylc przy tym, jak
bardzo towarzystwo kolegw oraz alkohol zmieniy tego czowieka. Prali by zazwyczaj
waciwie zupenie znony, nawet o wiele lepszy od setki innych typw, ktre w czarnych
mundurach grasoway w tym budynku. Kiedy mia raczej troch wtpliwoci, by tylko
odkomenderowany", jak raz powiedzia, adnym wypadku nie przekonany do wszystkiego.
Ale pod wpywem kolegw i alkoholu stawa si taki jak oni: nieobliczalny, brutalny,
nierwny i gotw do natychmiastowego wytpienia z korzeniami wszelkich odmiennych
pogldw, nawet jeli chodzio o inny pogld na picie wdki. Gdyby Escherich powanie
odmwi mu wypicia, byby na pewno tak samo zgubiony, jak gdyby pozwoli uciec
najgorszemu zbrodniarzowi. Co wicej, byoby to jeszcze bardziej niewybaczalne, poniewa
graniczyo z osobist obraz, jeli podwadny nie pi ze zwierzchnikiem tyle i tak czsto, jak
ten sobie tego yczy.
Escherich pi wic, pi wielokrotnie.
- A wic, o co chodzi, Escherich? - powiedzia potem Prali, usiujc sta moliwie prosto
Strona 60
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
przy swoim biurku. Przy nim i dziki niemu. - Co pan tu przynis?
- Protok - wyjani Escherich - przyjty przeze mnie w sprawie mojego Klabautermanna.
Dojdzie tu jeszcze kilka innych sprawozda i protokow, ale ten jest najwaniejszy. Prosz,
Herr Obergruppenfueh-rer.
- Klabautermann? - zapyta Prali grzebic w mylach. - A, to przecie ten go od kart. No,
wpad pan ju na co, Escherich, jak panu rozkazaem?
- Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer. Czy zechciaby Herr Obergruppenfuehrer
przeczyta protok?
- Przeczyta? Niee, nie teraz, moe kiedy, innym razem. Niech pan mi go teraz przeczyta,
Escherich.
Ale przerwa czytanie po pierwszych trzech zdaniach. - Pozwolimy sobie przedtem jeszcze
jednego. Na zdrowie, Escherich. Heil Hitler!
- Heil Hitler, Herr Obergruppenfuehrer.
Po wypiciu Escherich zacz czyta na nowo.
Ale teraz pijanemu Prallowi wpada na myl ncca zabawa. Za kadym razem, gdy
Escherich przeczyta trzy, cztery zdania, przerywa mu zdrowiem" i Escherich musia po
wypiciu zaczyna od nowa. Ani razu nie pozwoli mu Prali dokoczy pierwszej strony,
przerywajc wci nowym na zdrowie". Mimo e by porzdnie pijany, dobrze widzia, jak
Escherich a kipi ze zoci, jak mierzi go ostry napj, widzia, e ju z dziesi razy miaby
ochot odoy protok i wyj, ale nie way si na to wobec zwierzchnika. Widzia, jak
tamten musia przywarowa, nie dajc po sobie pozna zoci.
- Na zdrowie, Escherich!
- Dzikuj posusznie, Herr Obergruppenfuehrer! Na zdrowie!
- No, nieche pan czyta dalej, Escherich! Nie, zaczniemy jeszcze raz od pocztku. Jednego
miejsca jako dobrze nie zrozumiaem. Zawsze byem czowiekiem, ktry wolno myli.
I Escherich czyta. Teraz mczono go dokadnie tak samo, jak on mczy przed dwoma
godzinami ndznego Klugego, dokadnie tak jak w Klugem narastao w nim pragnienie
wyrwania si za drzwi. Ale musia czyta, czyta i pi, pi i czyta, jak dugo si tamtemu
podobao. Czu, e robi mu si mtnie i mglisto w gowie. egnaj - roboto! Ta przeklta
dyscyplina!
- Na zdrowie, Escherich!
- Na zdrowie, Herr Obergruppenfuehrer!
- No, to zacznij pan jeszcze raz od pocztku!
A wreszcie Prallowi nagle znudzia si ta zabawa i powiedzia grubiasko: - Ach, daj pan
spokj z tym idiotycznym czytaniem! Widzi pan przecie, e jestem zalany, jake wic mog
co z tego skapowa? Udaje pan waniaka ze swoim wspaniaym protokoem, co? Inne
sprawozdania nastpi, ale nie s takie wane, jak sprawozdanie wielkiego komisarza
Eschericha! Diabli mnie bior, gdy co takiego sysz! Krtko i wzowato: zapa pan tego
kartopisa?
- Wedug rozkazu: nie, Herr Obergruppenfuehrer, ale...
- To po co pan do mnie przychodzi? Dlaczego kradnie mi pan mj drogocenny czas i chleje
mj wspaniay armaniak? - Teraz by to ju ryk.
- Pan chyba zupenie zwariowa, panie! Ale pogadam teraz z panem innym tonem, panie!
Byem za askawy, co? Pozwoliem panu na bezczelno! Zrozumiane?
- Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer! - I szybko, zanim wrzask rozpocz si od
nowa, Escherich wtrci: - Ale zapaem kogo, kto podrzuca karty. Tak mi si przynajmniej
wydaje.
Ta wiadomo uagodzia nieco Pralla. Popatrzy na komisarza mtnymi oczyma i powiedzia:
- Przyprowadzi tego czowieka! Niech mi powie, kto mu da karty! Ju z niego to wydostan
-jestem akurat w odpowiednim nastroju!
Przez chwil Escherich si waha. Mg powiedzie, e ten czowiek nie jest jeszcze na Prinz-
Albrecht-Strasse, e kae go sprowadzi - wwczas sprowadziby go rzeczywicie z ulicy
czy z domu przy pomocy ledzcych go szpicli. Albo przeczekaby spokojnie, a ober-
gruppenfuehrer przepi pijastwo. Wtedy prawdopodobnie o wszystkim zapomni.
Ale wobec tego, e Escherich by wanie Escherichem, to znaczy zatwardziaym w swoich
grzechach pracownikiem policji kryminalnej, bynajmniej nie tchrzem, ale czowiekiem
odwanym, powiedzia miao (Niech si dzieje, co chce"): - Wypuciem tego czowieka na
wolno, Herr Obergruppenfuehrer!
Wrzask - nie, mj Boe, co za dzikie wycie! Zazwyczaj do dobrze uoony, jak na
wyszego przywdc, Prali zapomnia si tak dalece, e zapa swojego komisarza za klapy,
trzs nim z caych si i wrzeszcza przy tym:
- Wypuciem? Wypuciem?! Czy wiesz, co ja teraz z tob zrobi, ty winio?! Teraz ciebie
zamkn! Teraz ty bdziesz siedzia! Czekaj, powiesz ci przed twoimi wsami
tysicwatwk! A jak bdziesz zasypia, ka ci bi a do odzyskania przytomnoci, ty
bydlaku...
Tak trwao przez dobr chwil. Escherich pozwoli trz sob, pozwoli si zwymyla i by
zupenie cicho. Moe jednak dobrze si stao, e pi alkohol. Nieco oguszony armaniakiem
odczuwa wszystko, co si dziao, jak przez mg, raczej jak sen.
Wrzeszcz, wrzeszcz - myla - im goniej bdziesz wrzeszcza, tym prdzej ochrypniesz.
Rb tak dalej, poka staremu Escherichowi, co potrafisz."
I rzeczywicie. Prali w kocu ochryp i puci swego podwadnego. Nala sobie nastpny
kieliszek armaniaku, zlustrowa Eschericha zym spojrzeniem i zaskrzecza: - Moe pan teraz
askawie zamelduje, dlaczego zrobi pan to fantastyczne gupstwo!
- Chciabym najpierw zameldowa - powiedzia Escherich cicho - e ten czowiek jest stale
ledzony przez dwch naszych najlepszych ludzi z prezydium. Myl, e prdzej czy pniej
odwiedzi swego mocodawc, autora kart. Obecnie zaprzecza temu, jakoby go zna.
- Wydobybym ju z niego nazwisko! To ledzenie... Zagubi jeszcze tego czowieka.
- Ci nie. Najdzielniejsi ludzie z Alexa.
- No, no! - Prali wyranie si rozpogadza. - Pan wie, e nie ycz sobie tych samowolnych
rozporzdze. Wolabym tego czowieka mie w swoim rku.
Wolaby - pomyla Escherich. - I w cigu p godziny wydostaniesz z niego, e nie ma nic
wsplnego z kartami i wemiesz mnie na nowo w obroty..."
Gono jednak powiedzia: - To jest takie zastraszone, mae stworzenie, Herr
Obergruppenfuehrer. Jeli pan go zleje, zezna panu wszystko, co pan chce, i w ten sposb
pobiegniemy ladem stu kamstw. A tak zaprowadzi nas wprost do autora kart.
Obergruppenfuehrer zamia si: - No tak, stary lisie! No, to wypijemy z panem jeszcze
Strona 61
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
jednego!
Wypili wic jeszcze jednego.
Obergruppenfuehrer spojrza badawczo na komisarza. Widocznie wybuch wciekoci dobrze
mu zrobi. Otrzewi go nieco. Zastanowi si, potem powiedzia: - Z tego protokou tam, wie
pan ju...
- Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer!
- .. .z tego protokou niech pan kae sporzdzi dla mnie kilka kopii. Niech pan schowa swoje
wspaniae dzieo - obaj zarechotali. - Tutaj moe jeszcze wpa do armaniaku...
Escherich znw woy protok do obwoluty, a obwolut do teczki.
Tymczasem przeoony pogrzeba w szufladzie biurka i wrci teraz zjedna rk na plecach. -
Powiedz no mi pan, Escherich, czy ma pan ju wojenny krzy zasugi?
- Nie, Herr Obergruppenfuehrer.
- Myli si pan, Escherich, ma go pan! - i wycign niespodzianie schowan dotychczas rk
z krzyem na doni.
Komisarz by tak zaskoczony, e mg wymamrota tylko kilka nie wicych si sw: -Ale
Herr Obergruppenfuehrer! Nie zasuyem... Nie znajduj sw...
Wszystkiego spodziewa si w cigu awantury przed picioma minutami. Nawet par dni i
nocy bunkra uwaa za moliwe, ale e dostanie bezporednio po tym krzy zasugi...
- ...w kadym razie dzikuj pokornie!
Obergruppenfuehrer Prali lubowa si zaskoczeniem udekorowanego.
- No tak, Escherich - powiedzia potem - pan wie przecie, e wcale nie jestem taki... A
ostatecznie jest pan zupenie dzielnym pracownikiem. Trzeba tyko od czasu do czasu da
panu szpryc, w przeciwnym razie pan zasypia. Pozwlmy sobie jeszcze jednego. Prosit,
Escherich, za Paski krzy!
- Prosit, Herr Obergruppenfuehrer! I jeszcze raz dzikuj pokornie! Obergmppenfuehrer
zacz gada: - Waciwie ten krzy nie by przeznaczony dla pana, Escherich. Waciwie
mia go dosta paski kolega Rusch za bardzo chytr histori przeprowadzon z pewn star
ydwk, ale pan przyszed wczeniej.
Gada jeszcze chwil, a potem przekrci czerwone wiateko nad drzwiami, co oznaczao
Wana konferencja! Nie przeszkadza!" i pooy si spa na kozetce.
Gdy Escherich, cigle jeszcze z krzyem zasugi w rku, wszed do swego biura, jego
zastpca siedzia przy aparacie i woa: - Co takiego? Sprawa Klabautermanna? Czy to nie
omyka? Nie znamy adnej sprawy Klabautermanna!
- Dawaj pan! - powiedzia Escherich i chwyci suchawk - i zwiewaj pan natychmiast!
Zawoa do aparatu: - Tak, tu komisarz Escherich! Co jest z Klabautermannem? Chce pan
chyba zoy meldunek?
- Melduje posusznie, panie komisarzu, e niestety stracilimy tego czowieka z oczu,
mianowicie...
- Co wycie?...
Escherich by bliski wybuchu wciekoci, podobnego do wybuchu jego szefa przed
kwadransem. Ale opanowa si: --Jak to si mogo sta? Sdziem, e pan jest dzielnym
czowiekiem, a obserwowany tylko frajerem!
- Tak, tak si to mwi, panie komisarzu, ale on potrafi biega jak asica. A w cisku na
dworcu kolei podziemnej na Alexanderplatz zgin nam nagle. Musia zauway, e jest
ledzony!
- Jeszcze to na dodatek! - jkn Escherich. - Zauway! Wy bawany! Zawalilicie mi ca
robot! Nie mog ju teraz was posa, bo was zna! A nowi jego znw nie znaj! - Zastanowi
si: - A wic jazda natychmiast z powrotem do prezydium! Kady z was wemie sobie
zastpc. Jeden zajmie stanowisko gdziekolwiek w pobliu jego mieszkania, ale dobrze
ukryty, zrozumiano? eby wam nie zwia jeszcze raz! Waszym zadaniem jest wskaza
Klugego swojemu zastpcy i natychmiast zwia. Drugi pjdzie do fabryki, w ktrej on
pracuje, i zamelduje si tam w kierownictwie. Poczekaje pan, bohaterze, przecie musi pan
mie adres mieszkania: - Wyszuka adres i przetelefonowa go. - Tak, a teraz jak najprdzej
na posterunki! Do fabryki waciwie zastpca moe i sam i to dopiero jutro rano. Tam
poka mu ju tego czowieka! Ja ich poinformuj. A za godzin bd sam w jego
mieszkaniu...
Mia jednak tyle do dyktowania i telefonowania, e dopiero o wiele pniej przyby do
mieszkania Ewy Kluge. Swoich ludzi nie spotka, a do drzwi dzwoni na prno. Tak wic i
jemu pozostaa tylko ssiadka Geschowa.
- Kluge? Pan ma na myli Klugego? Nie, ten tu nie mieszka. Tu mieszka tylko jego ona, mj
panie, ktra ju od dawna nie wpuszcza go do mieszkania. Ale ona wyjechaa. Gdzie on
mieszka? Skde ja mam wiedzie, drogi panie? Ten przecie zawsze pta si midzy
kobietami. Przynajmniej tak kiedy syszaam, ale nic nie chc mwi. ona jego robia mi
ju wyrzuty, e kiedy pomogam jej mowi wej do mieszkania.
- Niech pani posucha, pani Gesch - powiedzia Escherich i wszed do korytarza, poniewa
chciaa mu zamkn drzwi przed nosem. - A teraz niech mi pani wszyciuteko opowie, co
pani wie o rodzinie Kluge.
- Jake to tak, mj panie... i jakim prawem wchodzi pan tak po prostu do mojego
mieszkania...?
- Jestem komisarz Escherich z gestapo. Jeli pani chce zobaczy mj dowd...
- Nie, nie - zawoaa Geschowa odmownie i cofna si przeraona a do ciany od kuchni. -
Nie chc nic widzie, nie chc sysze! A o pastwu Kluge powiedziaam ju panu wszystko,
co wiedziaam.
- No, myl, e pani jeszcze si zastanowi, pani Gesch, bo jeli nie zechce mi pani tutaj nic
opowiedzie, bd musia zaprosi pani na Prinz-Albrecht-Strasse do gestapo na prawdziwe
przesuchanie. Na pewno nie zrobioby to pani przyjemnoci. Rozmawiamy przecie tutaj w
zupenej zgodzie, nic si nie zapisuje...
- Oczywicie, panie komisarzu! Aleja naprawd nie mam nic wicej do opowiadania. Ja nic o
nich nie wiem.
- Jak pani chce, pani Gesch. Niech si wic pani ubiera, mam na dole paru ludzi, pjdzie pani
zaraz z nami. I niech pani zostawi mowi ~ ma pani przecie ma? - ale oczywicie, ma
pani ma - niech wic Pani zostawi mowi karteczk: Jestem w gestapo, nie wiem, kiedy
Wrc". No wic, pani Gesch, niech pani pisze t karteczk!
ady umiera... t. I Geschowa zblada, zacza dre, zby jej szczkay.
- Przecie pan tego nie zrobi, drogi, drogi panie - bagaa.
Odpowiedzia z udan brutalnoci: - Oczywicie, e to zrobi, pani Gesch, jeli mi pani
Strona 62
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
nadal bdzie odmawiaa zwyczajnych informacji. Wic niech pani bdzie rozsdna, usidzie i
opowie mi wszystko, co pani wie o maestwie Kluge. Jaka jest ta ona?
Geschowa naturalnie nabraa rozsdku. W gruncie rzeczy ten pan z gestapo by zupenie miy.
Cakiem inaczej wyobraaa sobie tych ludzi. I oczywicie komisarz Escherich dowiedzia si
wszystkiego, czego mona byo dowiedzie si od Geschowej. Nawet o esesmanie Kar-
lemannie usysza, poniewa o tym, co wiedziano w knajpie na rogu, wiedziaa oczywicie i
Geschowa. Dzieln, by poczciark Ew Kluge bolaoby serce, gdyby usyszaa, jak bardzo
ludzie strzpi sobie jzyki, na niej i jej byym ulubiecu Karlemannie.
Gdy komisarz Escherich poegna si z Geschowa, pozostawi nie tylko par cygar dla jej
ma, ale zdoby te dla gestapo gorliwego, bezpatnego i nieocenionego szpicla. Nie tylko
mieszkanie bdzie miaa stale na oku, ale bdzie nasuchiwaa wszdzie: w domu i w
kolejkach przed sklepami, i natychmiast zatelefonuje do drogiego komisarza, jeli si dowie o
czym, co mogoby mu by potrzebne.
Wskutek tej rozmowy komisarz Escherich odwoa obydwu swych ludzi.
Prawdopodobiestwo schwytania Klugego w mieszkaniu jego ony byo, wedug uzyskanych
informacji, znikome. Poza tym Geschowa uwaaa na mieszkanie. Nastpnie komisarz
Escherich poszed jeszcze na poczt i do komrki partyjnej i uzyska dalsze informacje o tej
pani Kluge. Nigdy nie mona wiedzie, do czego co si moe przyda.
Escherich mgby tym na poczcie i w partii powiedzie, e zna prawdopodobnie zwizek
midzy wystpieniem pani Kluge z partii a haniebnymi czynami jej syna w Polsce. Mgby
rwnie zdradzi adres pani Kluge pod Ruppinem - wynotowa go sobie przecie z listu
Klugowej do pani Gesch. Ale Escherich nie zrobi tego. Pyta wiele, ale informacji nie
udziela. Wprawdzie bya to partia i urzd pocztowy, a wic co urzdowego, ale gestapo nie
jest po to, aeby pomaga innym w ich sprawach. Gestapo zbyt si ceni, by si tak znia -
przynajmniej w tym punkcie komisarz Escherich w zupenoci podziela oglne
zarozumialstwo gestapo.
Przekonali si o tym take panowie z fabryki. Nosili mundury i stali zarwno rang, jak i
uposaeniem na pewno o wiele wyej od bezbarwnego komisarza. Ale on trwa przy swoim: -
Nie, moi panowie, co mamy przeciwko Klugemu jest wycznie spraw gestapo, o tym nic
panom nie powiem. dam tylko, abycie pozwolili Klugemu przychodzi i wychodzi, kiedy
bdzie mia ochot, aby skoczyy si wymwki i zastraszenia i abycie wskazanym przeze
mnie urzdnikom bez wszelkich waha udzielali dostpu do fabryki i pomagali im, o ile to
jest w waszej mocy, w ich pracy. Czy zrozumielimy si?
- Prosz o pisemne potwierdzenie tych zarzdze - zawoa oficer - i to jeszcze dzi!
- Jeszcze dzi? Jest ju troch pno. Ale moe jutro? Do jutra Kluge na pewno nie przyjdzie,
jeli w ogle jeszcze tutaj przyjdzie! A wic, heil Hitler, moi panowie!
- Psiakrew, cholera! - zawarcza oficer. - Te draby staj si coraz bezczelniejsze! Do kata z
tym caym gestapo! Myl, e mog sobie na wszystko pozwoli, bo maj prawo wsadzi do
ciupy kadego Niemca. Ale ja jestem oficerem, jestem nawet zawodowym oficerem...
- Co jeszcze chciaem powiedzie... - gowa Eschericha ukazaa si ponownie w uchylonych
drzwiach.
- Czy ten czowiek ma tutaj jakie papiery, listy, wasno prywatn?
- Musi pan zapyta o to jego majstra! On ma klucz od jego szafki.
- Dobrze wic - powiedzia Escherich i opad na krzeso. - A wic, niech pan zapyta o to
majstra, Herr Oberleutnant. I jeli nie sprawi to panu wikszego trudu, niech si pan troch
popieszy, dobrze?
Na chwil skrzyowali wzrok. Oczy kpicego, bezbarwnego Eschericha i pociemniae ze
zoci oczy oberleutnanta wiody bj. Potem oficer stukn obcasami i opuci szybko biuro,
aeby wykona polecenie.
- mieszny dziadyga! - powiedzia Escherich do bonzy partyjnego, ktry nagle znalaz piln
robot przy biurku. - Posya gestapo do cholery. Chciabym wiedzie, jak dugo jeszcze
siedzielibycie tutaj, gdyby nas nie byo? Koniec kocw cae pastwo - to jest przecie
gestapo! Bez nas wszystko by si zaamao -i wy wszyscy poszlibycie do cholery!
ROZDZIA XXV Pani Hete postanawia Komisarz Escherich i jego obaj szpicle z Alexa
byliby prawdopodobnie bardzo zdziwieni, gdyby si dowiedzieli, e may Enno Kluge nie
mia pojcia o tym, i jest ledzony. Od chwili gdy asystent Schroeder ostatecznie wypuci
go na wolno, opanowaa go tylko jedna myl: jak najdalej std i do Hety!
Bieg ulicami i nie widzia ludzi. Nie patrzy, kto jest za nim i kto obok niego. Nie podnosi
gowy, myla tylko: prdzej do Hety!
Szyb kolei podziemnej pokn go. Wskoczy do pocigu i zgin tym razem komisarzowi
Escherichowi, panom z Alexa i caemu gestapo, Enno Kluge postanowi pojecha jeszcze
przedtem do Lotty i zabra swoje rzeczy. Chcia przyj do Hety ju z walizk - wtedy bdzie
si mg przekona, czy go naprawd kocha. I dowidby jej tym, e koczy z
dotychczasowym trybem ycia.
Wskutek tego opiekunowie stracili go z oczu w zym owietleniu i w toku na stacji. Zreszt
ten ndzny Enno by doprawdy tylko cieniem. Gdyby jednak od razu poszed do Hety - a do
Koenigstor mg z Alexa. rwnie dobrze pj pieszo, zamiast jecha metrem - nie zgubiliby
go i mieliby nowy punkt obserwacyjny przed sklepem ze zwierztami.
Z Lotta mia szczcie. Nie byo jej w domu, szybko wic spakowa swoje manatki do
walizki. Opar si nawet pokusie przerzucenia jej rzeczy, by ewentualne znale co, co warto
byoby zabra - nie, tym razem miao by inaczej! Nie, tym razem naprawd chcia zacz
nowe ycie - jeli Hete go przyjmie.
Im bardziej zblia si do sklepu, tym wolniej szed. Coraz czciej stawia walizk, mimo e
nie bya wcale cika. Coraz czciej ciera sobie pot z czoa, chocia wcale nie byo gorco.
Potem sta przed sklepem i zaglda do rodka przez byszczce prciki klatek dla ptakw:
tak, Hete bya przy robocie. Obsugiwaa akurat czterech czy piciu klientw w sklepie.
Stan koo niej i przyglda si dumnie, a jednak z drcym sercem, jak zrcznie zaatwiaa
kupujcych, jak grzecznie z nimi rozmawiaa.
- Indyjskiego prosa ju nie mamy, askawa pani. Rozumie pani, przecie - Indie nale do
Imperium. Ale mam jeszcze bugarskie proso, jest o wiele lepsze.
I nagle wrd tych zaj powiedziaa: - Aha, pan Enno! To bardzo mio, e pan chce mi
troch pomc. Walizk niech pan najlepiej postawi w mieszkaniu. A potem prosz, niech mi
pan od razu przyniesie i piwnicy piasku dla ptakw. Potrzebny jest rwnie piasek dla kotw,
poza tym mrwcze jaja...
Z penymi rkami roboty przy wykonywaniu tych lub innych polece, Enno myla: Od razu
mnie zobaczya i od razu te zauwaya, e mam walizk. To dobry znak, e pozwolia mi
Strona 63
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
postawi j w pokoju. Ale z pewnoci bdzie mnie przedtem wypytywaa, podchodzi do
wszystkiego tak strasznie dokadnie. Opowiem jej jak historyjk".
I ten czowiek okoo pidziesitki, ten podstarzay nicpo, ajdus i babiarz, modli si jak
dziecko w szkole: Panie Boe, pozwl, abym mia jeszcze raz szczcie. Ten jeden jedyny
raz. Zaczn na pewno zupenie inne ycie; spraw tylko, eby Hete mnie przyja".
Tak modli si i ebra. A przy tym chciaby jednak, aby jak najduej przecigno si do
zamknicia sklepu, do chwili szczegowej rozmowy i jego wyznania, poniewa - to jasne -
cokolwiek musia Hecie wyzna. Jake inaczej mgby jej wyjani swoje nage zjawienie
si ze wszystkimi manatkami, i do tego z tak ndznymi manatkami. Przecie udawa przed ni
zawsze wielkiego czowieka.
A wreszcie nadesza waciwa pora. Ju od dawna sklep by zamknity, ale jeszcze ptorej
godziny trwao zaopatrzenie jego mieszkacw w wie wod i poywienie oraz sprztanie
sklepu. Teraz siedzieli naprzeciw siebie przy okrgym stole, podjedli sobie, troch
rozmawiali, wci bojaliwie omijajc zasadniczy temat. A nagle rozpywajca si w
obfitoci ksztatw przekwita kobieta podniosa gow i spytaa:
- No wic, Haenschen? O co chodzi? Co ci si stao?
Ledwie wypowiedziaa te sowa troskliwym tonem, gdy Ennowi zaczy pyn zy. Z
pocztku wolno, potem coraz obficiej spyway po Jego chudej, bezbarwnej twarzy, ktrej nos
zdawa si przy tym coraz bardziej wydua.
Jkn: - Och, Hete, ju nie mog! Jest bardzo le! Gestapo mnie wzio...
I gono paczc ukry gow na jej wielkiej, matczynej piersi.
Przy tych sowach pani Hete Haeberle podniosa gow, oczy jej nabray twardego wyrazu,
kark zesztywnia i zapytaa gwatownie: - Czeg oni chcieli od ciebie?
May Enno trafi - z lunatyczn pewnoci - tymi sowami tak celnie, jak to tylko byo
moliwe. Z adn z jego wszystkich historyjek, za pomoc ktrych apelowaby do jej
wspczucia lub mioci, nie powiodoby mu si tak dobrze jak ze sowem: gestapo". Bo
wdowa Hete Haeberle nienawidzia nieporzdku i nigdy nie przyjaby do swojego domu i w
swoje ramiona podego nieroba i azika. Ale sowo gestapo" otworzyo mu wszystkie furtki
do jej matczynego serca. Przeladowany przez gestapo z gry mg by pewien jej
wspczucia i pomocy.
Jej ma, maego funkcjonariusza partii komunistycznej, ju w 1934 roku gestapo wsadzio
do obozu koncentracyjnego. I nigdy wicej nie widziaa ma ani nie miaa wieci o nim do
chwili otrzymania paczki, ktra zawieraa troch jego podartych i pobrudzonych rzeczy. Na
wierzchu leao wiadectwo zgonu wystawione przez Urzd Stanu Cywilnego II,
Oranienburg. Przyczyna mierci: zapalenie puc. Pniej syszaa od innych winiw, ktrzy
zostali zwolnieni, co w Oranienbur-gu i w lecym w pobliu obozie koncentracyjnym
Sachsenhausen rozumiano przez zapalenie puc.
I znowu miaa w ramionach mczyzn, do ktrego ju przedtem czua pewn sympati ze
wzgldu na jego niemiay, przylepny, dny mioci sposb bycia, i znowu czowiek ten by
przeladowany przez gestapo.
- Cicho, Haenschen! - powiedziaa pocieszajco. - Opowiedz mi wszystko. Jeeli kto jest
przeladowany przez gestapo, moe na mnie liczy!
Sowa te byy dla niego balsamem i musiaby nie by dowiadczonym z kobietami Ennem
Klugem, gdyby nie wykorzysta tej chwili. To, co opowiedzia wrd ka i ez, byo
oczywicie przedziwn mieszanin prawdy i kamstwa. Potrafi nawet przeszmuglowa swoje
ostatnie przygody i zniewagi doznane od esesmana Persickego.
Jednak nienawi do gestapo ukrya przed Hete Haeberle niepraw-dopodobiestwo
opowiadania. Mio zacza ju otacza nieroba u jej piersi gorejcym blaskiem.
Powiedziaa: - Podpisae wic protok i uratowae w ten sposb sprawc. To byo bardzo
odwanie z twojej strony. Jestem pena podziwu dla ciebie. Na dziesiciu mczyzn moe
jeden odwayby si na to. Ale rozumiesz przecie, e jak ci dostan, to si le skoczy.
Przez ten protok maj ci przecie raz na zawsze w rku.
Powiedzia ju na wp pocieszony: - Jeli tylko ty mnie bdziesz broni, to nigdy mnie nie
dostan!
Potrzsna lekko i z namysem gow: - Nie rozumiem, dlaczego ci w ogle wypucili. -
Nagle wpado jej co strasznego na myl: - O Boe, jeeli ci szpiegowali, bo chcieli tylko
wiedzie, dokd idziesz?
Potrzsn gow: - Nie sdz, Hete. Byem przedtem u... byem przedtem w jednym miejscu,
aby zabra swoje rzeczy. Zauwaybym, gdyby kto szed za mn. I po co? Mogliby mnie
przecie w ogle nie puszcza.
Ale kobieta ju si zastanowia: - Przypuszczaj, e znasz autora karty i zaprowadzisz ich na
jego lad. A moe rzeczywicie go znasz i sam t kart podoye? Ale wcale nie chc tego
wiedzie. Nie potrzebujesz mi nic o tym mwi! - Nachylia si do niego i zaszeptaa: -
Wyjd teraz na p godziny Haenschen, i bd obserwowaa dom, czy gdzie tam jaki szpicel
nie czatuje. Zostaniesz tu w pokoju, zupenie cicho, dobrze?
Powiedzia jej, e to sprawdzanie jest zupenie niepotrzebne. Nikt za nim nie szed, na pewno
nie.
Ale bya pod wraeniem straszliwego wspomnienia, gdy ju raz zabrali jej ma z domu i
nastpnie pozbawili ycia. Jej niepokj by tak wielki, e musiaa wyj i sprawdzi.
Podczas gdy kobieta powoli chodzi dookoa bloku - wzia ze sklepu na smycz Blacky,
piknego teriera, aby wieczorny spacer wyglda zupenie niewinnie - podczas gdy kobieta
dla jego bezpieczestwa spaceruje powoli tam i z powrotem, pozornie tylko zajta psem, ale z
czujnymi oczyma i uszami - Enno robi ostronymi rkami szybki, pierwszy przegld izby.
Musi to by tylko bardzo pobiena robota, poza tym wikszo mebli jest pozamykana.
Przekona si, e takiej kobiety n'e mia jeszcze nigdy w swoim yciu. Kobiety z kontem
bankowym, a nawet z pocztowym kontem czekowym i jej nazwiskiem nadrukowanym na
wszystkich formularzach.
I Enno Kluge jeszcze raz postanawia zacz zupenie inne ycie, zachowywa si w tym
mieszkaniu zawsze porzdnie i nic nie re-kwirowa, czego mu dobrowolnie nie dadz.
Kobieta wraca i powiada: - Nie, nie zauwayam nic podejrzanego. Ale moe widzieli ci
wchodzcego tutaj i wrc jutro rano. Wyjd jutro rano jeszcze raz, nastawi budzik na
szst.
- To niepotrzebne, Hete - mwi Enno ponownie. - Na pewno nikt nie szed za mn.
Hete przygotowuje mu posanie na kanapie, a sama kadzie si do ka. Ale pozostawia
drzwi midzy pokojami otwarte i nasuchuje, jak Enno rzuca si na posaniu, stka i jak
niespokojnie pi, a wreszcie usypia naprawd. Wanie zdrzemna si troch, gdy budzi j
Strona 64
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
jego pacz. Znw pacze, we nie lub na jawie. Pani Hete widzi wyranie w ciemnoci jego
twarz przed sob, t twarz, ktra mimo jego pidziesiciu lat wci ma co dziecicego w
sobie - moe z powodu mikkiego podbrdka i penych, bardzo czerwonych ust.
Przez chwil w ciszy sucha tego paczu, ktry pynie w noc bez skargi, jak gdyby noc
wspczua wszystkim troskom nurtujcym teraz wiat.
Potem pani Haeberle decyduje si, wstaje i po omacku idzie w ciemnoci w stron kanapy.
- Nie pacz tak, Haenschen! Przecie jeste bezpieczny, jeste u mnie! Twoja Hete ci
pomoe...
Mwi tak pocieszajco do niego, a gdy pacz mimo to nie ustaje, nachyla si nad nim,
podsuwa mu rami pod plecy i prowadzi paczcego do swojego ka, gdzie bierze go w
ramiona, na sw pier...
Starzejca si kobieta, starszawy mczyzna, spragniony mioci jak dziecko, nieco pociechy,
odrobina namitnoci, niewielki blask glorii dokoa gowy ukochanego - i ani razu nie wpada
pani Hete na myl, by zastanowi si nad tym, e w taki niedony, paczliwy sposb nie
moe zachowywa si bojownik i bohater.
- Teraz wszystko dobrze, prawda, Haenschen?
Ale nie, wanie to pytanie wyzwala na nowo zatamowany ju potok ez i wstrzsa mczyzn
w jej ramionach.
- C to znowu, Haenschen? Czy masz kopoty, o ktrych W jeszcze nie mwie?
I oto nastpia chwila, na ktr stary kobieciarz pracowa przLZ wiele godzin, poniewa
rozumia, e na duszy dystans byoby niebezpieczne i nawet niemoliwe zatajenie
prawdziwego nazwiska i stanu cywilnego. Skoro ju wyznaje jej wszystko, wyzna i to, dobrze
- zgodzi si i na to, nie bdzie go dlatego mniej kochaa! Wanie teraz, gdy dopiero przed
chwil wzia go w ramiona, nie wyrzuci go znw na ulic!
Pytaa si swojego Haenschena, czy ma jeszcze kopoty, o ktrych jej nie powiedzia.
Wyznaje jej wic zrozpaczony, e wcale nie nazywa si Hans Enno, tylko Enno Kluge, e jest
onaty, e ma dwch dorosych synw. Tak, jest gaganem, chcia j okama i oszuka, ale
serce mu na to teraz nie pozwala, poniewa bya taka dobra dla niego.
Jak zawsze -jego wyznanie jest tylko czciowym wyznaniem. Nieco prawdy pomieszanej z
mnstwem kamstw. Rysuje obraz swojej ony, wstrtnej, zej hitlerwki z poczty, ktra nie
chce trzyma u siebie ma, poniewa odmwi wstpienia do partii. Taka kobieta, ktra
starszego syna zmusia do wstpienia do SS. Opowiada o okruciestwach Karlemanna.
Rysuje obraz niezgodnego, zego maestwa: cichy, cierpliwy, wszystko znoszcy m i za,
ambitna ona-hitlerwka. Nie mog przecie wspy, musz si nienawidzi! A teraz
wyrzucia go z mieszkania! Okama swoj Hete z tchrzostwa, dlatego e j za bardzo kocha,
klatego e nie chcia jej sprawi blu.
Ale teraz zrzuci z siebie ten ciar. Nie, teraz nie bdzie wicej paka. Wstanie, spakuje
swoje manatki i pjdzie od niej - w ten okrutny wiat. Ju si gdzie tam ukryje przed
gestapo, a jeli go jednak zapi, to te sobie z tego niewiele robi. Teraz, gdy straci mio
Hety, jedynej kobiety, ktr naprawd w yciu kocha!
Tak, Enno Kluge jest cwanym, starym uwodzicielem kobiet! Wie dobrze, jak baby naley
bra na lep: mio i kamstwo - to si wszystko czy. Musi tylko w tym tkwi odrobinka
prawdy, kobieta musi uwierzy w co nieco z tego wszystkiego, co si jej opowiada. A
przede wszystkim trzeba mie zawsze w zapasie zy i bezradno...
Tym razem pani Hete wysuchaa jego wyznania z prawdziwym Przeraeniem. Dlaczego j
tak okama? Kiedy si poznali, nie byo Przecie adnych powodw do takich kamstw! Czy
mia ju wtedy Jakie zamiary wobec niej? W takim razie mogy to by tylko ze zamiary,
jeeli stay si podstaw podobnych kamstw.
Instynkt mwi jej, e powinna go odesa, e mczyzna, zdolny od samego pocztku bez
zastanowienia oszukiwa kobiet, bdzie j zawsze okamywa. A ona nie moe y razem z
kamc. Przeya czyste ycie ze swoim mem, a tych par maych historyjek, ktre
wydarzyy si po jego mierci - dowiadczona kobieta umiecha si tylko na ich
wspomnienie.
Nie, kazaaby mu odej, gdyby nie to, e zapdzaa go w ten sposb wprost w ramiona
znienawidzonego wroga, gestapo. Jest gboko przekonana, e to wanie si stanie, jeli teraz
kae mu pj. Przeladowanie przez gestapo - przyjmuje jego wieczorne opowiadanie za
dobr monet. Ani na chwil nie wtpi o jego prawdziwoci, mimo e tylko co poznaa Enna
jako kamc.
A poza tym jest jeszcze ta ona... To niemoliwe, aby wszystko, co opowiedzia o niej, byo
nieprawd. Czego takiego aden czowiek nie wymyli, musi w tym tkwi co z prawdy.
Wydaje jej si, e zna mczyzn, ktry spoczywa teraz u jej boku: sabe stworzenie,
waciwie dobroduszne dziecko, ktrym mona pokierowa kilku przyjaznymi sowami. Ale
ta kobieta, twarda, ambitna hitlerwka, ktra chce zrobi karier dziki partii... Dla tamtej
oczywicie taki mczyzna by niczym. Czowiek, ktry nienawidzi partii, ktry moe w
podziemiu pracowa przeciw niej, czowiek, ktry odmawia wstpienia do partii.
Czy moga go wygna z powrotem do takiej kobiety? W ramiona gestapo?
Nie moga tego zrobi i nie wolno jej tego byo zrobi.
Zapala si wiato. Enno stoi ju koo jej ka w za krtkiej, niebieskiej koszulce, a ciche zy
ciekn po jego bladej twarzy. Nachyla si nad ni i szepce: - egnaj, Hete! Bya bardzo
dobra dla mnie, aleja nie zasuguj na to, jestem zym czowiekiem. egnaj! Id teraz...
Trzyma go mocno. Szepce: - Nie, zostaniesz u mnie. Przyrzekam ci to i dotrzymam
przyrzeczenia. Nie, nie mw nic. Prosz ci, id teraz na kanap i sprbuj jeszcze przespa si
troch. Zastanowi si, jak to wszystko najlepiej urzdzi.
Enno powoli i smutno potrzsa gow. - Hete, naprawd jeste za dobra dla mnie. Zrobi
wszystko, co kaesz, ale naprawd, Hete, lepiej bdzie, jeeli pozwolisz mi odej.
Oczywicie nie idzie. Pozwala si naturalnie namwi do pozostania-Hete zastanowi si,
uporzdkuje wszystko. I oczywicie Enno uzyskuje rwnie zniesienie banicji na kanap.
Wolno mu znw wej do ka. Ogarnity jej ciepem prdko zasypia, tym razem ju bez
paczu.
Hete jednak dugo jeszcze ley bezsennie. Waciwie czuwa przez ca noc. Sucha jego
oddechu. Dobrze znw sysze oddech mczyzny, jnie go tak blisko siebie w ku. Tak
dugo bya strasznie samotna. Teraz ma znw kogo, o kogo moe si troszczy. Jej ycie ju
nie jest pozbawione wszelkiej treci. By moe, e o tego mczyzn bdzie si musiaa
wicej troszczy, niby jej to byo mie. Ale dobre s nawet troski o czowieka, ktrego si
kocha.
Pani Hete postanawia by silna za dwoje, chce ustrzec go przed wszelkimi
Strona 65
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
niebezpieczestwami grocymi mu ze strony gestapo, wychowa go i zrobi z niego
prawdziwego czowieka. Pani Hete postanawia wywalczy sobie Haenschena, ach nie, teraz
nazywa si przecie Enno, wywalczy go od tej drugiej kobiety, tej hitlerwki. Pani Hete
doprowadzi do porzdku i czystoci ycie tej istoty, ktra teraz ley koo niej.
Pani Hete nie ma pojcia o tym, e ten saby mczyzna u jej boku bdzie mia do siy, aby
wprowadzi nieporzdek, cierpienie, wyrzuty sumienia, zy i niebezpieczestwo do jej ycia.
Pani Hete nie ma pojcia, e wszystka jej sia staa si niczym z chwil, kiedy postanowia
zatrzyma przy sobie tego Enna Klugego i broni go przeciw caemu wiatu. Pani Hete nie
ma pojcia, e sprowadzia najwiksze niebezpieczestwo na siebie i na to malutkie
pastewko, ktre sobie zorganizowaa.
ROZD2IAXXVI Strach i trwoga Od owej nocy miny dwa tygodnie. Pani Hete i Enno
Kluge poznali-si lepiej przy bliskim wspyciu. Mczyzna nie mg przecie opuszcza
domu ze strachu przed gestapo. yli jak na wyspie, tylko we dwoje. Nie mogli zej sobie z
drogi, nie mogli wrd ludzi odetchn nieco inn atmosfer. Byli cakowicie skazani na
siebie.
W pierwszych dniach pani Hete nie pozwolia Ennowi nawet w sklepie, w pierwszych
dniach nie bya jeszcze zupenie -czy jaki agent-gestapo n.te azi koo domu. Powiedziaa^
muy aby mysz pod laiotl. siedzia w pokoju; Nie-wolno mu .byo nikomu si pokazywa.
Bya nieco zdziwiona, z jak ulegoci przyj ten nakaz. Dla niej byoby straszne takie
skazanie na bezczynno w ciasnej izbie. Ale Enno powiedzia tylko: - Dobrze, troch sobie
wypoczn!
-- Co bdziesz robi, Enno? - zapytaa - dzie jest dugi, a ja nie mog si wiele troszczy o
ciebie. Zbyt duo rozmyla, to te niedobrze.
- Robi? - zapyta zdumiony - jak to robi? Aha, mylisz, pracowa? - Mia ju na czubku
jzyka, e jego zdaniem pracowa ju do dugo, ale poniewa by z ni bardzo ostrony,
powiedzia:
- Oczywicie robibym co chtnie, ale co ja tu mog robi w pokoju? Tak, gdyby tu bya
tokarka! - I zamia si.
- Wiesz, mam dla ciebie robot! Popatrz, Enno!
Przyniosa wielkie pudo pene najrozmaitszych nasion. Pooya przed nim deszczuk i
wzia do rki obsadk z odwrotnie woon stalwk. Uywajc jej jak szufelki, zacza
wysypan na deszczuk gar nasion dzieli na rne gatunki. Szybko i zgrabnie piro
posuwao si tam i z powrotem, dzielio, przesuwao do jednego kta, oddzielao. Wyjania: -
To s resztki pokarmu dla ptaszkw wymiecione z ktw, z pknitych torebek; gromadziam
to wszystko od lat. Teraz, gdy brak pokarmu, przydaje mi si, sortuj to...
- Ale po co sortujesz? Przecie to jest straszna robota. Daj tak ptakom do arcia, same
wysortuj!
- I rozpaskudz trzy czwarte nasienia. Albo zjedz pokarm, ktry im nie suy, i zdechn!
Nie, t robtk trzeba wykona. Najczciej robiam to wieczorami i w niedziel, zawsze,
kiedy miaam troch czasu. Pewnej niedzieli wysortowaam prawie pi funtw poza robot
domow! Zobaczymy, czy pobijesz mj rekord. Masz teraz wiele czasu, a przy tym myli si
bardzo dobrze. Na pewno masz wiele do mylenia. Sprbuj raz, Enno!
Daa mu ma szufelk do rki i przyjrzaa si, jak zacz pracowa.
- Wcale nie jeste niezgrabny - pochwalia - masz mdre rce!
A w chwil pniej: - Ale musisz lepiej uwaa Haenschen - nie - Enno, przyzwyczaj si do
tego imienia! Patrz, to spiczaste, byszczce ziarno to jest proso, a tpe, czarne, okrge - to
rzepak. Nie naley ich miesza. Ziarno sonecznikowe najlepiej wyjmij najpierw palcami, to
idzie prdzej ni pirem. Czekaj, przynios ci jeszcze miski, do ktrych moesz wsypywa
wysortowane nasienie.
Bya pena zapau, zaopatrujc go w t robot na nudne dni. Potem dzwonek przy drzwiach
sklepowych zabrzmia po raz pierwszy i od tej chwili kupujcy przychodzili bez przerwy.
Tylko na chwil moga si wyrwa do niego. Zastawaa go wtedy picego nad desk z
nasieniem. Albo jeszcze gorzej, gdy wystraszony szmerem otwieranych drzwi, zrywa si do
pracy jak dziecko, zapane na leniuchowaniu.
Zorientowaa si wkrtce, e nigdy nie pobije jej piciofuntowego rekordu, nawet dwch
funtw nie osignie. A i te ziarna bdzie musiaa jeszcze raz przerzuci, tak nieporzdnie
pracowa.
Bya nieco rozczarowana, ale przyznaa mu racj, kiedy powiedzia: - Niezupenie jeste
zadowolona, Hete, co? - Umiechn si zaenowany. - Ale wiesz - to nie jest robota dla
mczyzny. Daj mi prawdziw msk robot, a przekonasz si, co potrafi.
Oczywicie mia racj i nastpnego dnia nie postawia ju przed nim puda z nasieniem. - Mj
biedaku, musisz sam si postara jako dzie spdzi - powiedziaa pocieszajco. - To musi
by straszne dla ciebie. A moe troch poczytasz? Mam tu w szafie jeszcze sporo ksiek
mojego ma. Poczekaj, zaraz ci otworz.
Sta za ni, gdy wybieraa ksiki. - By funkcjonariuszem KPD. Widzisz, udao mi si wtedy
uratowa Marksa przy rewizji. Wsadziam go do pieca, esesman chcia akurat otworzy
drzwiczki, ale daam mu papierosa i zapomnia. - Spojrzaa mu w twarz: - To nie s chyba
ksiki dla ciebie, mj drogi, co? Musz ci si przyzna, e sama te prawie nie zagldaam
do nich od mierci ma. Moe to niesusznie, kady powinien interesowa si polityk.
Walter zawsze mwi, e gdybymy to w por robili, nie doszoby do tego, co robi teraz
hitlerowcy. Ale jestem tylko kobiet...
Przerwaa, widzc, e Enno wcale nie sucha.
- A tam na dole jest kilka powieci, to moja wasno.
- Najchtniej przeczytabym prawdziwy krymina, co takiego o przestpcach i
morderstwach - owiadczy Enno.
- Myl, e czego takiego nie ma. Ale mam tu naprawd adn ksik, do ktrej zawsze
powracam. Raabego Kronika ulicy Wrblej", sprbuj, to ci si spodoba.
Ale kiedy wesza do pokoju, zauwaya, e wcale nie czyta. Ksika leaa na stole otwarta,
ale odsunita na bok.
- Nie podoba ci si?
- Wiesz, nie wiem... To s wszystko tacy strasznie dobrzy ludzie, to jest przecie nudne,
taka naprawd pobona ksika. To nie dla mczyzny. My potrzebujemy czego
podniecajcego, rozumiesz?
- Szkoda - powiedziaa - szkoda! -1 odoya ksik z powrotem do szafy.
Irytowa j widok mczyzny siedzcego stale w tej samej, niedbaej pozie i gapicego si
przed siebie. Albo spa z gow na stole, albo sta przy oknie i gapi si na podwrze,
Strona 66
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
gwidc stale t sam melodi. Bardzo j to irytowao. Zawsze bya czynn kobiet,
pozostaa ni i teraz, ycie bez pracy wydawao jej si bezsensowne. Najbardziej lubia, gdy
sklep by peen ludzi i najchtniej chciaaby si wtedy potroi.
A ten czowiek sta, siedzia, lea przez dziesi godzin, dwanacie godzin, czternacie
godzin i nic nie robi, zupenie nic. Krad po prostu dzie Panu Bogu! Czeg mu brakowao?
Spa do, jad z apetytem, nic mu nie dolegao, ale nie pracowa! Kiedy skoczya si jej
cierpliwo i powiedziaa podraniona: - Czy musisz stale gwizda t sam melodi, Enno?
Ju sze czy osiem godzin z rzdu gwidesz: Mae dzieci id wczenie spa"...
Zamia si zakopotany: - Przeszkadza ci moje gwizdanie? No to mog zagwizda co
innego. Czy mam ci zagwizda Horst-Wessellied*? - i zacz: - Die Fahnen hoch! Die
Reihenfest geschlossen...
Bez sowa wrcia do sklepu. Tym razem bya nie tylko zirytowana, tym razem bya
powanie dotknita.
, Ale to Szybko mino. Nie bya zawzita,, a poza tym nno zauway, e zrobi faszywy
krok, i jako niespodziank zmajstrowa jej now laip nad kiem. Tak, potrafi i to. Gdy
chcia, by do zrczny, ate najczciej r|ie chcia. . . .'..."
pni jego banicji w izbie szyWo miny. ''Pani Hete wkrtce si ptisfcomate,' e naprawd
aden, szpicel nie.krcrsi koo domu, i Enno mgt znowu pomaga w skfepie. Na utic
oczywicie nie wolno mu byo '"ma rdzie wychodzi. Mg go ;zqbaczy jafci: znajomy. Ale
walne rmt.
byfo pohiagac w sklepie i tarn,'oYazai siV bacdzo poyteczny i zrczny.
ZaWaya wkrtce, e tajania, przez duszy czas. wykonywan,praca prtlcogo mczy,
wobee tege dawaa rmreoraz to eoinnego do roboty'.
Wkrtce dopucia go rwnie do pomocy w obsugiwaniu klientw.
. 1~. . .* Korst-Weseeffied- pie tetlijrowskaj ktrastaa si drfigirn - obok Deutschknd;
.uber altes" -= hyjhnefti:narodowym' Trzfeciej,Rzeszy.; * ---;-.; ; ;;-,-.
Dobrze sobie radzi z kupujcymi, by uprzejmy, odpowiada do rzeczy, a czasem nawet
dowcipnie na swj powolny sposb.
- Z tym panem to si pani udao, pani Haeberle - mwili starzy klienci - chyba jaki krewny?
- Tak, to mj kuzyn - kamaa pani Hete i bya szczliwa z tych pochwa dla Enna.
Pewnego dnia powiedziaa: - Enno, chciaabym dzi pojecha do Dahlem. Wiesz przecie, e
Loebe zamyka tam swj sklep ze zwierztami, poniewa bior go do wojska. Mog kupi
jego zapasy. Ma ich bardzo duo, a to pomogoby nam bardzo, bo towaru jest coraz mniej.
Jak mylisz, dasz sobie sam rad w sklepie?
- Ale oczywicie, Hete, oczywicie, to dla mnie zabawa. Jak dugo ci nie bdzie?
- No, pojechaabym zaraz po obiedzie, ale wtpi, czy uda mi si wrci przed zamkniciem
sklepu. Chciaabym przy okazji wstpi te do mojej krawcowej...
- miao, Hete, daj ci urlop a do pnocy i nie rb sobie kopotw z powodu sklepu.
Zaatwi to pierwszorzdnie!
Wsadzi j jeszcze do metra. Bya przerwa obiadowa, wic sklep zamknito.
Umiechna si do siebie, kiedy wagon ruszy. ycie we dwjk - to przecie byo jednak
zupenie inne ycie. Przyjemnie byo tak wsplnie pracowa. Wtedy dopiero miao si
wieczorem prawdziwe uczucie zadowolenia. I Enno stara si, zdecydowanie stara si j
zadowoli. Robi, co mg. Oczywicie nie by energicznym czy nawet pilnym czowiekiem-
musiaa to stwierdzi. Gdy musia za duo biega, chtnie wycofywa si do pokoju - sklep
mg by peen ludzi, pozostawia jej samej ca klientel. Nieraz te po dugim daremnym
woaniu znajdowaa go w piwnicy, siedzcego na brzegu skrzyni z piaskiem i bezmylnie
patrzcego przed siebie; na wp napenione piaskiem wiaderko stao przed im, a ona czekaa
na nie ju dziesi minut.
Wzdryga si, gdy troch ostro woaa: - Enno, gdzie si podziewasz? Czekam i czekam bez
koca!
Zrywa si jak przestraszony ucze. - Zagapiem si - mrucza zakopotany i zaczyna powoli
nabiera piasku. - Ju id, pani szefowo, to si ju nie powtrzy!
Prbowa j wtedy uagodzi takim arcikiem Nie, pod adnym wzgldem Enno nie by
wybitny. Teraz zdawaa ju sobie z tego spraw -jednak robi, co mg. A przy tym miy w
obejciu, uprzejmy, uwaajcy, przylepny, bez widocznych naogw. To, e czasem pali za
duo papierosw, wybaczaa mu. Sama lubia zapali, gdy bya zmczona...
Pani Hete miaa jednak pecha tego dnia ze swoimi sprawunkami: sklep Loebego w Dahlem
by zamknity i nikt nie potrafi jej powiedzie, kiedy pan Loebe wrci. Nie, jeszcze go nie
wzili do wojska, ale mia chyba teraz przed mobilizacj wiele formalnoci do zaatwienia.
Zazwyczaj sklep by otwarty rano od dziesitej - moe sprbuje jutro?
Podzikowaa i pojechaa do krawcowej. Przed domem, w ktrym mieszkaa krawcowa,
zatrzymaa si przeraona. W nocy spadla tu bomba lotnicza i zmienia kamienic w ruin.
Ludzie mijali dom szybko, niektrzy umylnie odwracali gowy, aby nie widzie grozy
zniszcze, inni -w obawie, e nie potrafi ukry swego rozgoryczenia. Inni jeszcze szli
specjalnie wolno (policja nie pozwalaa nikomu si zatrzymywa), z beztrosko
umiechnitymi, ciekawymi twarzami albo ponurym, niemal gronym wzrokiem przygldajc
si zniszczeniu.
Tak, Berlin teraz coraz czciej chowa si do piwnic i coraz czciej paday te bomby
burzce i napawajce strachem zapalajce bomby fosforowe. Coraz czciej cytowano sowa
Goeringa, e bdzie si nazywa Meier, jeli cho jeden nieprzyjacielski samolot ukae si
nad Berlinem. Poprzedniej nocy pani Hete te siedziaa w piwnicy, sama, poniewa nie
chciaa, aby widziano Enna ju teraz jako jej oficjalnego przyjaciela i wsplokatora. Syszaa
warkot samolotw nad sob, ten szarpicy nerwy dwik, podobny do brzczenia komara.
Detonacji nie byo sycha, jej okolica dotychczas jeszcze ocalaa. Ludzie opowiadali
wprawdzie, e Anglicy nie chc zrobi nic zego robotnikom, e chc wykoczy tylko
lepsze" rodziny w zachodniej dzielnicy...
Krawcowa nie bya bogata, a teraz i j trafio. Pani Hete prbowaa dowiedzie si od
policjanta, gdzie si podziaa krawcowa i czy si jej co nie stao. Policjant aowa, e nie
moe udzieli adnej informacji. - Moe pani pjdzie do komisariatu albo dowie si w
najbliszym punkcie Zwizku Obrony Przeciwlotniczej?
Ale do tego brako pani Hete potrzebnego spokoju. Chocia al jej byo krawcowej i chtnie
dowiedziaaby si czego o jej losie, jednak bardzo spieszyo jej si teraz do domu. Zawsze,
kiedy widziao si co takiego, gnao czowieka do domu. Natychmiast chciaa si przekona,
e tam jest wszystko w porzdku. Czowiek zdawa sobie spraw, e to gupio, ale mimo to
jecha do domu. Trzeba byo dopiero zobaczy na wasne oczy, e nic si nie stao.
Strona 67
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Ale, niestety, jednak co si stao z maym sklepem ze zwierztami przy Koenigstor. Nic
tragicznego, oczywicie, ale by to gboki wstrzs dla pani Haeberle, gbszy ni
jakiekolwiek przeycie od wielu lat. Pani Haeberle zastaa sklep zamknity, a na opuszczonej
aluzji kartk z napisem, gupim napisem, ktry j zawsze oburza: Zaraz wracam z
podpisem: Hedwig Haeberle.
To, e w dodatku na kartce figurowao jej nazwisko, e musiaa swoim dobrym imieniem
pokrywa nierbstwo i zapominanie o obowizkach, obraao j niemal tak gboko, jak i
naduycie zaufania przez Enna. Wylizn si poza jej plecami i otworzyby znw poza jej
plecami sklep, nie mwic ani sowa, e j oszuka. Jake gupi by przy tym, jak straszliwie
gupi! Przecie byo prawie pewne, e ktra ze starych klientek zapyta: - Wczoraj po
poudniu byo u pani zamknite? Musiaa pani co zaatwi, pani Haeberle?
Pani Haeberle wchodzi przez sie do mieszkania. Potem podnosi aluzje przed sklepem,
otwiera drzwi. Czeka, a przyjdzie pierwszy klient. Nie, nie chciaaby wcale, aby o n teraz
przyszed. Taka zdrada!
- przez cay czas maestwa z Walterem nie zdarzyo si nic podobnego! Zawsze mieli pene
zaufanie do siebie i nigdy jedno nie naduyo zaufania drugiego. A tu taka historia! I nie daa
mu przecie najmniejszego powodu do tego.
Pierwsza klientka przychodzi i zostaje obsuona; ale kiedy Hete chce jej wyda reszt z
dwudziestomarkwki i wyciga szuflad kasy - szuflada jest pusta. Byo sporo drobnych w
kasie, gdy wychodzia, okoo stu marek. Opanowuje si, wyciga pienidze z torebki,
wypaca. Gotowe: Drzwi od sklepu dzwoni.
Teraz chciaaby sklep zamkn i by zupenie sama. Przychodzi jej na myl - podczas gdy
dalej zaatwia klientel - i w ostatnich dniach j u Par razy wydawao jej si, e kasa
niezupenie si zgadza, e dzienne wpywy powinny by wysze. Wwczas niechtnie
odpdzaa od siebie takie myli. Bo c Enno miaby robi z pienidzmi? Nie wychodzi
Przecie zupenie z domu, by stale w zasigu jej oczu!
Przypomina sobie, e ubikacja jest na ppitrze i e pali o wiele Kady umiera... t. !
wicej papierosw, ni mg przynie w swojej walizce. Na pewno znalaz kogo w domu,
kto przynosi mu papierosy kupione na czarnym rynku bez kartek, poza jej plecami! Jakie to
wstrtne i pode! Przecie najchtniej w wiecie zaopatrzyaby go w papierosy, niechby tylko
powiedzia!
W cigu ptorej godziny, a do ponownego zjawienia si Enna, pani Haeberle stacza ciki
bj ze sob. W ostatnich czasach przyzwyczaia si do tego, e znowu ma w domu
mczyzn, e nie jest ju zupenie sama, e moe si troszczy o kogo, kogo lubi. Ale jeeli
to jest czowiek, na jakiego teraz wyglda, Hete musi wyrwa t mio ze swego serca!
Lepiej by sam, ni y w wiecznym niedowierzaniu i wstrtnym strachu! Przecie nie moe
teraz pj nawet do naronego sklepiku po woszczyzn, poniewa bdzie si baa, e znw
j oszuka!
Potem Hecie wpada na myl, e zdawao jej si rwnie, jak gdyby rzeczy w bieliniarce nie
leay w zwykym porzdku. Nie, tak musi by, musi si uwolni od niego, dzi jeszcze, cho
bdzie jej nie wiem jak ciko! Pniej byoby jeszcze ciej.
Ale po chwili myli o tym, e jest starzejc si kobiet, e to moe ostatnia sposobno
uniknicia samotnego schyku ycia. Po przeyciu z Ennem Klugem wtpliwe, czy zdecyduje
si jeszcze raz sprbowa z innym mczyzn. Po tym straszliwym, druzgoccym przeyciu z
Ennem!
Tak, mam znw robaki. Ile pani sobie yczy P godziny przed zamkniciem sklepu wraca
Enno. W tej chwili Hete myli jednak, co jest znamienne dla jej stanu uczuciowego, e w
ogle nie powinien si pokazywa na ulicy ze wzgldu na niebezpieczestwo ze strony
gestapo. Dotychczas nie mylaa o tym, tak bardzo bya przejta popenion przez niego
zdrad. Ale c pomog wszelkie rodki ostronoci, kiedy pod jej nieobecno po prostu
ucieka? A moe to wszystko z gestapo te jest kamstwem? U tego czowieka wszystko jest
moliwe!
Oczywicie zauway ju po wcignitych w gr aluzjach, e Hete wrcia do sklepu.
Wchodzi z ulicy ostronie i delikatnie przeciska si midzy klientami, umiecha si do niej,
jak gdyby nic si nie wydarzyo i powiada znikajc w izbie: - Natychmiast wrc i pomog
pani, szefowo!
I rzeczywicie wraca bardzo szybko, a pani Hete musi z nirn j-ozmawia, jak gdyby si nic
nie stao, dawa mu wskazwki, aby stworzy pozory przed klientel - a przecie jej wiat si
zawali! Ale nie daje nic pozna po sobie, znosi nawet jego ndzne dowcipuszki, ktrymi
dzisiaj szczeglnie gsto sypie. Tylko gdy Enno chce podej do kasy, mwi ostro: -
Przepraszam, kas ja zaatwiam.
Wzdrygn si'nieco i popatrzy na ni tchrzliwym spojrzeniem i boku - jak zbity pies,
zupenie jak obity pies - pomylaa. Potem pomaca rk w kieszeni, umieszek wystpi mu
na twarz - podnis si znw po uderzeniu.
- Wedug rozkazu, szefowo - odkrzykuje i stuka obcasami. Klienci miej si z tego maego,
komicznego czowieczka, ktry bawi si w onierza, ale Hete bynajmniej nie jest
usposobiona do miechu.
Zamykaj sklep. Przez pi kwadransw pracuj jeszcze pilnie, zajci karmieniem, pojeniem i
czyszczeniem, niemal bez sowa, po nie udanych prbach artw, na ktre pani Hete nie
reaguje.
Pani Hete stoi w kuchni, przygotowuje kolacj. Na patelni sma si kartofle, smaczne,
pikne kartofle w soninie. Sonin dostaa od jednej z klientek za kanarka z gr Harzu.
Cieszya si, e moe mu sprawi na kolacj niespodziank, lubi dobrze zje. Kartofle
przybieraj pikny, zotawoty kolor.
Ale nagle pani Hete gasi gaz pod patelni. Ju nie moe duej czeka na wyjaniajc
rozmow. Wchodzi do izby ponura i masywna, opiera si plecami o piec i pyta niemal
gronym gosem: - No, i co?
Siedzia przy stole, ktry sam nakry dla obojga, gwidc swoim zwyczajem.
Przy ostrym no, i co?" drgn, wstali popatrzy na masywn posta.
- Tak, Hete - powiedzia - czy zaraz bdzie kolacja? .Kiszki mi strasznie marsza graj.
Chciaaby z wciekoci uderzy tego mczyzn, ktry sdzi, e jest gotowa milcze jak grb
wobec takiej zdrady. Wida czuje si ju zupenie pewny siebie, ten pan, dlatego, e spa z ni
w jednym ku! Ogarna j niezwyka wcieko, najchtniej potrzsaaby drabem i bia
go, jeszcze raz, i jeszcze raz!
Ae opanowuje si i powtarza swoje no i ,cT' jeszcze groniej..
- Achrtak!,- powiada Enno - chodzi ci o te pienidze, Hete- siga ; dp. kieszeni i wyciga
Strona 68
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
zwitek banknotw. -Masz, Hete, tu .jest dwiecie dziesi marek, a ja wziem z kasy tylko
dziewidziesit dwie marki - mieje si troch zaenowany. - Chciaem te przyczyni si
nieco do naszego gospodarstwa!
- Skd wzie tyle pienidzy?
- Dzi po poudniu odbyy si wielkie zawody konne w Karlshorst. Przyszedem akurat w
por, aby postawi na Adebara. Adebar zwyci. y. Wiesz - stawiam chtnie na konie, znam
si na tym do dobrze Hete. - Mwi to z zupenie niezwyk u niego dum. - Niecae
dziewidziesit dwie marki, postawiem tylko pidziesit. Totalizator paci...
- A co by zrobi, gdyby ko nie zwyciy?
- Adebar musia zwyciy - nie mogo by inaczej.
- A gdyby jednak nie zwyciy?
Tym razem Enno czuje si wyszy od tej kobiety. Umiecha si mwic: - Widzisz, Hete, nie
znasz si zupenie na wycigach, a ja wiem o nich wszystko. Jeli mwi, e Adebar wygra, i
ryzykuj nawet pidziesit marek...
Przerywa mu. Mwi ostro: - Ryzykowae moje pienidze! Nie ycz sobie tego! Jeli
potrzebujesz pienidzy, powiedz. Nie musisz u mnie pracowa tylko za utrzymanie. Ale bez
mojego zezwolenia nie masz prawa bra pienidzy z kasy. Zrozumiae?
Enno traci pewno siebie wobec tego niesychanie ostrego tonu. Powiada aonie (ona wie,
e zaraz zacznie paka, i boi si ju tych ez):
- Jak ty ze mn mwisz, Hete? Jakbym by tylko twoim robotnikiem! Oczywicie, e nie
wezm wicej pienidzy z kasy. Mylaem, e sprawi ci rado, jeli zarobi pienidze. A
wygrana bya przecie zupenie pewna.
Pani Hete nie podejmuje tej gadaniny. Pienidze byy dla niej zawsze spraw drugorzdn,
wane jest zawiedzione zaufanie. Ten gupiec myli, e zoszcz si tylko z powodu
pienidzy." Powiada: - I dla tego totka po prostu zamkne sklep?
- Tak - mwi Enno - musiaaby go przecie i tak zamkn, gdyby mnie nie byo.
- I wiedziae ju, zanim poszam, e chcesz go zamkn?
- Tak - powiedzia bardzo gupio. I prdko si poprawi: - Nie! Oczywicie nie, bo prosibym
ci o pozwolenie. Wpado mi to na myl, gdy przechodziem koo sklepu bokmacherw do
Neue Koenigstrasse, \viesz gdzie. Przeczytaem na wystawie program i kiedy zobaczyem, e
debar w tej gonitwie jest outsiderem*, dopiero wtedy si zdecydowaem.
- Tak - mwi kobieta. Nic mu nie wierzy. Planowa to ju wwczas, gdy odprowadza j do
metra. Przypomina sobie, e dzi rano dugo szeleci gazet i liczy co na kartce, nawet
wtedy, kiedy pierwsi kupujcy byli ju w sklepie.
- Tak - mwi jeszcze raz - idziesz sobie po prostu na spacer do miasta, chocia umwilimy
si, e nie bdziesz pokazywa si ze wzgldu na gestapo?
- Ale pozwolia przecie, abym ci odprowadzi do metra!
- Wtedy bylimy razem. I powiedziaam wyranie, e to ma by tylko prba! To wcale nie
znaczy, e masz p dnia wasa si po miecie. Gdzie by?
- A, tylko w takim jednym maym lokalu, ktry znam od dawna. Tam nigdy nikt z gestapo
nie zaglda. Przychodz tam tylko bok-macherzy i ci, co stawiaj na konie.
- I wszyscy ci tam znaj! I wszdzie mog opowiedzie, e tam a tam widzieli Enna
Klugego!
- Ale gestapo przecie te wie, e ja gdzie musz by. Tylko nie wie, gdzie. Ten lokal jest
std bardzo daleko, na Weddingu, i nie byo tam adnego znajomego, ktry mgby mnie
sypn!
Mwi to dobrodusznie i z przekonaniem. Kiedy go si sucha, odnosi si wraenie, e ma
racj. Enno nie rozumie wcale, jak bardzo zawid jej zaufanie i jak walk ta kobieta stacza
ze sob przez niego. Wzi pienidze - aby jej sprawi rado, zamkn sklep - przecie i ona
by to zrobia! Poszed do lokalu - to byo tak bardzo daleko - na Weddingu. e baa si o
swoj mio, z tego nic nie rozumia, co takiego nie przyszo mu wcale do gowy!
- A wic, Enno? - zapytaa - czy to wszystko, co masz mi w tej sprawie do powiedzenia? Czy
te moe...
- No, c jeszcze mam ci powiedzie, Hete? Widz przecie, e jeste bardzo niezadowolona
ze mnie, ale naprawd nie wydaje mi si, abym zrobi taki straszny bd. - Teraz napyny
jednak zy, ktrych si tak - Outsider (ang.) - tu ko wycigowy nie nalecy do faworytw,
majcy mae szans zwycistwa.
obawiaa. - Ach, Hete, bd znw dobra dla mnie! Bd si ciebie o wszystko pyta! Bd
tylko dobra dla mnie, ja tak nie wytrzymam! Ale tym razem nie dziaay na ni ani zy, ani
proby. Co w tym wszystkim brzmiao faszywie. Brzydzia si niemal tego paczcego
mczyzny.
- Musz si nad tym wszystkim dobrze zastanowi, Enno - powiedziaa tonem samoobrony. -
Wydaje mi si, e wcale nie rozumiesz, jak ciko naduye mego zaufania.
I przesza obok niego do kuchni, aby dokoczy smaenia kartofli. A wic odbya t
rozmow. I do czego to doprowadzio? Czy w ten sposb wyjaniy si ich wzajemne
stosunki, czy to uatwio jej decyzj?
Nic z tego! Rozmowa pokazaa jej tylko, e ten czowiek nie potrafi wcale poj swojej winy,
e kamie bez namysu, jeeli wydaje mu si, e sytuacja tego wymaga, przy czym jest mu
wszystko jedno, kogo okamuje.
Nie, to nie by odpowiedni mczyzna dla niej. Musiaa z nim skoczy. Oczywicie, byo dla
niej jasne, e nie moe go jeszcze dzi wieczr wyrzuci na ulic. Przecie nie zdawa sobie
wcale sprawy z tego, co zrobi. By jak szczeniak, ktry pogryz par butw i zupenie nie ma
pojcia, za co jego pan go bije.
Musiaa mu zostawi dzie lub dwa, aby znalaz sobie now kwater. Jeeli przy tym
wpadnie w rce gestapo, to trudno, nie moe temu zapobiec. Przecie i on si naraa i to z
powodu totalizatora! Nie, musi si uwolni od niego, nigdy ju nie odzyska do niego
zaufania. Musi y sama dla siebie, od dzi a do mierci. I myl ta napawa j strachem, Ale
mimo tego strachu mwi do niego po kolacji:
- Zastanowiam si nad tym wszystkim, Enno. Musimy si rozej. Jeste miym mczyzn,
jeste nawet przyjemny, ale patrzysz na wiat zupenie innymi oczyma ni ja. Na duej nie
bdziemy mogli by razem.
Spoglda na ni bez zrozumienia, podczas gdy pani Hete, jakby dla podkrelenia swoich
sw, przygotowuje mu posanie na kanapie. Z pocztku nie chce wierzy swoim uszom, a
potem, zaczyna skomle: - O Boe! Hete! Przecie nie mylisz tego powanie! Przecie
kochamy si tak oboje! Przecie nie chcesz, eby mnie gestapo zapao na ulicy.
Strona 69
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Ech.f - powiada kobieta i chce si sama uspokoi wasnymi sowami."- Z tym gestapo nie
jest znowu tak le, bo nie lataby chyba dzisiaj przez p dnia po mieeiel .. <-. ,

^
Ale Enno pada na kolana. Rzeczywicie, przesuwa si do niej na kolanach. Strach pozbawi
go zupenie zmysw. - Hete, Hete! - krzyczy i ka. - Przecie nie chcesz mnie zabi! Musisz
mnie zatrzyma u siebie! Dokd mam pj? Ach, Hete, kochaj mnie cho troszeczk, jestem
przecie taki nieszczliwy...
Wycie i pisk. May, skomlcy ze strachu psiak.
Chce obj jej nogi, chwytaj za rce. Kobieta ucieka przed nim do sypialni i zamyka si na
klucz. Ale syszy, jak przez ca noc wci na nowo stuka do drzwi, prbuje klamki, skomli i
ebrze...
Pani Hete ley zupenie cicho. Zbiera wszystkie siy, aby nie ustpi, aby nie zmikn pod
wpywem wasnego serca i tej ebraniny za drzwiami. Pozostaje niezomna w swoim
postanowieniu rozejcia si z nim.
Przy niadaniu siedz naprzeciwko siebie z bladymi, niewyspanymi twarzami. Ledwie
zamieniaj sowo ze sob. Zachowuj si, jakby nie byo adnego nieporozumienia.
Zdaje sobie teraz spraw z sytuacji - myli kobieta - i jeli dzi nie poszuka sobie pokoju,
musi jutro wieczorem pomimo to wyj z domu. Jutro przy obiedzie powiem mu to jeszcze
raz. Musimy si rozej!"
O tak, pani Hete Haeberle jest rwnie odwan jak porzdn kobiet i jeli pniej nie
przeprowadza jednak swego postanowienia, jeli Enna nie odpycha od siebie, to ju nie zaley
od niej; to zaley od ludzi, ktrych wcale jeszcze nie zna. Na przykad od komisarza
Eschericha i od pana Borkhausena.
ROZDZIAXXVII Emil Borkhausen staje si poyteczny W okresie gdy Enno Kluge i pani
Haeberle zawarli zwizek yciowy, ktry tak szybko si rozchwia, komisarz Escherich
przeywa cikie czasy. Wola nie ukrywa wobec swego przeoonego Pralla, e Enno
Kluge umkn swoim anioom-strom i zaton w morzu wielkomiejskim, nie zostawiajc
adnego ladu.
Komisarz Escherich pozwoli pokornie obrzuca si gradem wyzwisk, bdcych nastpstwem
tego wyznania: by idiot, bawanem, trzeba go zamkn w lochu, tego lamazar, ktry przez
rok niemal nie potrafi znale idiotycznego autora kartek pocztowych!
A gdy ju wreszcie mia lad, to pozwoli temu drabowi zwia! Taki kretyn! Waciwie
komisarz Escherich udzieli pomocy w zdradzie gwnej i poniesie za to wszelkie
konsekwencje, jeeli w cigu tygodnia, liczc od dnia dzisiejszego, nie przyprowadzi Enna
Klugego obergrup-penfuehrerowi Prallowi!
Komisarz Escherich pokornie wysucha wszystkich wyzwisk. Ale podziaay na niego do
osobliwie: mimo e wiedzia dokadnie, i Enno Kluge nie ma nic wsplnego z kartami, e
nie pomoe mu ani na krok w drodze do stwierdzenia tosamoci rzeczywistego sprawcy,
mimo to zainteresowanie komisarza skoncentrowao si nagle na sprawie schwytania maego
czowieczka bez znaczenia, Enna Kluge. To byo zreszt rzeczywicie zbyt denerwujce, e ta
pluskwa, z ktrej pomoc zamierza tak zgrabnie buja swych przeoonych, wyskoczya mu
z palcw. W tym tygodniu Klabautermann by szczeglnie pilny: trzy pisane przez niego
karty wyldoway na biurku komisarza. Lecz po raz pierwszy, od czasu gdy opracowywa t
spraw, Eschericha absolutnie nie interesoway ani karty, ani ich autor. Zapomnia nawet
wetkn chorgiewki na planie Berlina, w miejscach znalezienia kart.
Nie, przede wszystkim chcia odnale Enna Klugego. Escherich robi rzeczywicie
nadzwyczajne starania, aby dosta tego czowieka. Pojecha nawet w okolice Ruppina, do
Ewy Kluge, uzbrojony na wszelki wypadek w nakaz aresztowania jej i ma. Ale przekona
si od razu, e ta kobieta rzeczywicie nie miaa absolutnie nic wsplnego z mem i e
wiedziaa bardzo mao o jego yciu w ostatnim roku.
To, co wiedziaa, opowiedziaa komisarzowi ani specjalnie chtnie, ani specjalnie opornie, po
prostu najzwyczajniej, obojtnie. Tej kobiecie byo widocznie zupenie obojtne, co stanie si
z jej mem, co zrobi albo czego nie zrobi. Komisarz dowiedzia si od niej tylko nazw
dwch czy trzech lokali, w ktrych Enno dawniej bywa, usysza o jego namitnoci do
wycigw i zapisa sobie rwnie adres pewnej Tutti Haebekreuz, od ktrej kiedy przyszed
list na adres domowy. W licie tym Enno Kluge zosta obwiniony, e ukrad tej Haebekreuz
pienidze i kartki ywnociowe. Nie, pani Kluge nie oddaa tego listu mowi, kiedy ostatni
raz go widziaa, ani nie mwia z nim o tym, zapamitaa tylko adres -jako listonosz
specjalnie dobrze pamita adresy.
Z tymi wiadomociami komisarz Escherich wrci do Berlina. Wierny swej maksymie
stawiania pyta, ale nieodpowiadania na nie, niekolportowania adnych wiadomoci, strzeg
si, by Ewie Kluge nie napomkn o dochodzeniu, ktre toczyo si przeciwko niej w
Berlinie. Wraca z niewielk zdobycz, ale by to jednak pocztek, w pewnym sensie lad
ladu i mg dziki temu pokaza Prallowi, e co robi, e nie tylko czeka. A o to wanie
chodzio tym panom z gry, aeby co robi, choby nawet na faszywym tropie, tak jak
zreszt caa sprawa Klugego bya przecie faszywym tropem. Tylko czekania nie mogli ci
panowie znie.
Wywiad u Haebekreuz nie da wyniku. Poznaa Klugego w kawiarni, znaa rwnie jego
miejsce pracy. Mieszka u niej dwa razy po kilka tygodni, pisaa do niego w sprawie
pienidzy i kartek ywnociowych, tak - to bya prawda. Ale Enno wyjani to w czasie swych
drugich odwiedzin: kartki i pienidze zwdzi inny sublokator, nie Enno.
Potem znw znik, nic jej nie mwic, pewnie do innej kobiety, to byo w jego stylu. Nie, ona
oczywicie nie miaa z nim nic wsplnego. Nie ma pojcia, dokd si wyprowadzi. Ale w tej
okolicy na pewno nie by, bo dawno ju usyszaaby co o nim.
W obu knajpach by znany pod imieniem Enna, tak jest. Ju od dawna go nie widziano. Tak,
ale wraca zawsze od czasu do czasu. - Tak jest, panie komisarzu, nie damy nic po sobie
pozna. Jestemy solidnymi knajpiarzami, do nas zachodz tylko uczciwi ludzie, interesujcy
si szlachetnym sportem wycigowym. Damy panu natychmiast zna, jeli ten Enno znw si
zjawi. Heil Hitler, panie komisarzu!
Komisarz Escherich zatrudni dziesiciu ludzi, ktrzy mieli prowadzi poszukiwania Enna
Klugego u wszystkich bokmacherw i knaj-piarzy na pnocy i na wschodzie Berlina. I w
czasie czekania na wynik tej akcji nastpia w Escherichu druga osobliwa zmiana: nagle nie
wydawao mu si ju zupenie wykluczone, e Enno Kluge ma co wsplnego z kartami. Zbyt
specjalne poszlaki gromadziy si dokoa tego czowieka: znaleziona u lekarza karta, dalej
ona - dawny czonek Partii, a potem jej niespodziewane podanie o wystpienie z partii;
Strona 70
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
prawdopodobnie syn zrobi co w SS, co matce si nie podobao. Moe ten Enno Kluge by o
wiele bardziej cwany, ni komisarzowi si wydawao. Moe prcz tej karty by jeszcze jaki
inny smrd, ktry Kluge chcia zatai. Wydawao mu si to niemal pewne.
Potwierdzi to rwnie asystent Schroeder, z ktrym komisarz dla odwieenia pamici
powoli omwi raz jeszcze ca spraw. Asystent Schroeder sdzi rwnie, e z Klugem co
si nie zgadza, e ten co ukrywa. Zobaczymy, wkrtce powinno si co sta w tej sprawie.
Komisarz czu to, a w takich wypadkach przeczucie rzadko go mylio.
I tym razem rzeczywicie nie omylio go. W tych dniach zagroenia i zdenerwowania
zameldowano komisarzowi, i niejaki Borkhausen prosi o przyjcie.
- Borkhausen? - zastanowi si komisarz Escherich. - Borkhausen? Co to za Borkhausen?
Aha, ju wiem, ten may szpicel, ktry gotw jest za pi groszy wyda wasn matk!
A gono: - Niech wejdzie. - Gdy Borkhausen wszed, powiedzia do niego: - Jeeli chce mi
pan co powiedzie o Persickach, moe pan od razu zrobi w ty zwrot!
Borkhausen dugo patrzy na komisarza i milcza. Sprawia wraenie, e jednak zamierza
mwi o Persickach.
- A wic - powiedzia komisarz. - Dlaczego nie robi pan w ty zwrot", Borkhausen?
- Persicke ma przecie radio Rosenthalowej, panie komisarzu - powiedzia Borkhausen
gosem penym wyrzutu - teraz wiem to na pewno, ja...
- Rosenthalowej? - zapyta Escherich - to ta stara ydwa, ktra na ulicy Jaboskiego
wyskoczya z okna?
- Wanie ona - potwierdzi Borkhausen - a radio po prostu ukrad jej, to jest - ona ju wtedy
nie ya, ale z mieszkania...
Escherich owiadczy: - Rozmawiaem w tej sprawie z komisarzem Ruschem. Jeeli pan nie
przestanie judzi przeciwko Persickom, pobawimy si z panem. Nie chcemy o tej sprawie
sysze wicej ani sowa - a ju od pana na pewno nie. Jest pan najostatniejszy, ktry miaby
prawo grzeba si w tych rzeczach. Tak, wanie pan, Borkhausen!
- Ale przecie zwdzi radio... - zaczai znw Borkhausen z owym tpym uporem, ktry daje
tylko lepa nienawi. - Jeli mog mu wprost udowodni...
- Teraz niech no si pan wynosi, Borkhausen, bo ka pana odprowadzi wprost do nas, do
piwnicy!
- To pjd do prezydium na Alexanderplatz - owiadczy Borkhausen gboko dotknity. -
Co jest suszne, musi by suszne, a zwdzone jest zwdzone...
Ale Escherichowi wpado co innego na myl, mianowicie sprawa Klabautermanna, ktra
stale zaprztaa jego umys. Nie sucha wcale tego idioty. - Niech mi pan powie, Borkhausen
- powiedzia - zna pan przecie kup ludzi i chodzi czsto do knajp? Czy zna pan moe
pewnego Enna Klugego?
Borkhausen, ktry wietrzy ju interes, powiedzia jeszcze uraony: - Znam pewnego Enna,
czy dalej mu Kluge, tego nie wiem. Waciwie mylaem zawsze, e Enno - to jest jego
nazwisko.
- May, wty czowieczek, blady, spokojny, niemiay?
- To by si zgadzao, panie komisarzu.
- Jasne palto, brzowa czapka sportowa w due kraty? -. Znam takiego.
- Wiecznie ma historie z kobietami?
- U mojego nic nie wiem o historiach z kobietami; tam, gdzie go widziaem, nie przychodz
kobiety.
- Lubi troch stawia na totka.
- Zgadza si, panie komisarzu.
- Lokale: Gonitwa" i Start".
- Ten sam, panie komisarzu, paski Enno Kluge jest moim Ennem!
- Musi mi pan go znale, Borkhausen! Niech pan zawiesi to cae zawracanie gowy z
Persickami na koku, to doprowadzi pana tylko do kacetu. Niech pan lepiej si dowie, gdzie
tkwi Enno Kluge!
- Przecie to adna ryba dla pana! - zawoa Borkhausen. - To przecie taki may pinczerek!
Takie wielkie zero! Co pan chce od tego idioty, panie komisarzu?
- Pozostaw pan to mnie, Borkhausen. Jeeli przez pana dostan Enna Klugego, zarobi pan
piset marek!
- Piset marek, panie komisarzu? Dziesiciu moich Ennw niewartych jest piciuset marek!
To musi by omyka.
- Moe to rzeczywicie omyka, ale pana to nic nie obchodzi, Borkhausen. Dostanie pan
swoje piset fajgli tak czy owak.
- Niech tam! Jeeli pan tak mwi, panie komisarzu, postaram si Enna zapa. Ale wska
panu tylko tego czowieka, nie przyprowadz o tutaj. Nie chc wcale z takim gada...
- Co tam byo midzy wami? Zazwyczaj przecie nie jeste taki przeczulony, Borkhausen!
Prawdopodobnie macie jakie wsplne ciemne sprawki. Ale nie chc wnika w wasze sodkie
tajemnice. Odpy, Borkhausen, i sprowad mi Klugego.
- Chciabym prosi o ma zaliczk, panie komisarzu. Nie, nie o zaliczk - poprawi si - o
pienidze na koszty.
- Jakie bdziesz mia koszty, Borkhausen? Jestem bardzo ciekaw!
- Musz pojecha metrem, musz traci czas w najrniejszych knajpach, tu postawi wdk,
tam kolejk i forsa leci, panie komisarzu! Ale myl, e pidziesit marek wystarczy.
- Tak, kiedy potny Borkhausen wchodzi do knajpy, wszyscy ju czekaj, eby im postawi.
No, dam ci dziesi marek, ale teraz odwalaj naprawd. Mylisz, e nie mam nic innego do
roboty, tylko gada z tob?
Borkhausen rzeczywicie by zdania, e komisarz nie ma nic innego do roboty, jak wyciga
z ludzi, co si da, i kaza innym pracowa za siebie. Ale oczywicie nie powiedzia mu tego.
Podszed naprawd do drzwi, mwic: - Ale, jeli sprowadz panu Klugego, musi mi pan
take pomc z Persickami. Za bardzo warli mi si w bebechy.
Jednym skokiem Escherich by przy nim. Zapa go za ramiona 1 podsun mu pi pod nos.
- Widzisz? - krzykn wciekle - czy chcesz to powcha, gupi psie? Jeszcze sowo o
Persickach, a pol ci do bunkra, choby wszyscy Ennowie Kluge z caego wiata mieli lata
na wolnoci!
I kopn Borkhausena kolanem w tyek tak, e ten jak z procy wylecia na korytarz. Tam
wpad na przechodzcego oficera SS, ktry z kolei kopn go jeszcze mocniej.
Odgos kopni zwrci uwag dwch wartownikw SS na podecie schodw. Chwycili
zataczajcego si jeszcze Borkhausena i zrzucili go ze schodw jak worek kartofli, na eb, na
szyj.
Strona 71
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Gdy Borkhausen lea na dole jczc i troch krwawic, jeszcze oguszony upadkiem,
nastpny wartownik chwyci go za konierz wrzeszczc: - Ty winio, chcesz nam zapaskudzi
czyst podog? - Powlk go do wyjcia i wyrzuci na ulic.
Komisarz Escherich obserwowa z zadowoleniem t scen a do chwili, kiedy schody zakryy
szpicla przed jego wzrokiem.
Przechodnie na Prinz-Albrecht-Strasse bojaliwie omijali nawet spojrzeniem lecego w
bocie nieszczliwca. Wiedzieli przecie, z jak niebezpiecznego domu zosta wyrzucony.
Moe to przestpstwo spojrze litociwie na nieszczsnego, a pomc mu na pewno nie byo
wolno.
Wartownik, ktry cikimi krokami podszed teraz do wyjcia, powiedzia: - Ty winio, jeli
jeszcze przez .trzy minuty bdziesz zanieczyszcza nasz fasad, uszyj ci buty, i to na miar!
Pomogo. Borkhausen dwign si i potoczy na oowianych, obolaych nogach do domu.
Wewntrznie pon znw z bezsilnej nienawici i zoci, a nienawi ta mocniej palia, ni
bolay skaleczenia. Postanowi nie ruszy palcem dla tego drania komisarza. Niech sobie sam
szuka swego Enna Klugego!
Ale nastpnego dnia, gdy zo nieco opada, a gos rozsdku znw przemwi, powiedzia
sobie, e, po pierwsze - dosta od komisarza Eschericha dziesi marek i musi za nie
pracowa. W przeciwnym razie czeka go nieuchronnie oskarenie o oszustwo. Po drugie - w
ogle niedobrze byo naraa si tak wysoko postawionym panom. Oni mieli wadz, a kto
by may, musia sucha. Z tym wyrzuceniem za drzwi wczoraj stao si ostatecznie jako
przypadkiem. Gdyby nie wpad na oficera, skoczyoby si na jednym kopniaku. Dla nich to
chyba by art, zreszt gdyby Borkhausen widzia, jak kto inny tak spada, miaby si te
serdecznie. Na przykad gdyby tak wyfrun Enno Kluge!
A teraz trzeci powd, dla ktrego Borkhausen wola jednak wykona polecenie: mg w ten
sposb odpaci piknym za nadobne Klugemu, ktry przez idiotyczny ochlaj zawali
wwczas cay tak pikny interes.
Borkhausen uda si obolay, chocia peen dobrej woli, do dwch lokali, zbadanych ju przez
komisarza Eschericha, oraz do kilku innych jeszcze. Nie pyta gospodarzy o Enna, tylko sta,
pi powoli i baamuci ponad godzin przy jednym kuflu, gada troch o koniach, o ktrych
co nieco wiedzia dziki wiecznemu przysuchiwaniu si (cho nie mia namitnoci do
hazardu), a potem szed do nastpnego lokalu i robi zupenie to samo. Mia cierpliwo ten
Borkhausen. Mg tak spdza cae dni, nie zaleao mu na czasie.
Ale nie trzeba mu byo na to zbyt wiele cierpliwoci, poniewa ju Wstpnego dnia zobaczy
Enna w lokalu Gonitwa". By wiadkiem jak chudzielec wygra na Adebara i odczu ostr
zazdro o szczcie sprzyjajce takiemu idiocie. Poza tym zdziwi go banknot
pidziesicio-markowy, ktry Kluge wrczy bokmacherowi. Prac tego nie zdoby, to
Borkhausen natychmiast wywcha. Musia si wygodnie urzdzi, ten may krtacz.
Jest rzecz zupenie zrozumia, e panowie Borkhausen i Kluge nie znali si nawzajem, nie
patrzyli nawet na siebie.
Nieco mniej zrozumiay jest fakt, e knajpiarz nie zadzwoni do komisarza Eschericha, mimo
swego witego przyrzeczenia. Tak to ju byo: ludzie bali si gestapo i yli w wiecznym
strachu przed nim, ale nie znaczyo to bynajmniej, aeby robi mu takie drobne przysugi. Nie
zdobyto si jednak na to, aby ostrzec Enna Klugego - nie zdradzono go tylko.
Zreszt komisarz Escherich nie zapomnia o zaniechanym telefonie. Zawiadomi o tym
odpowiedni oddzia, gdzie natychmiast zanotowano w kartotece na karcie knajpiarza sowo
niepewny". Ktrego dnia, prdzej czy pniej, knajpiarz odczuje na wasnej skrze, co to
znaczy, gdy jest si w gestapo uznanym za niepewnego.
Z obu panw pierwszy opuci lokal Borkhausen. Nie odszed jednak daleko, ale ukry si za
supem ogoszeniowym, gdzie ze spokojem oczekiwa wyjcia maego Enna. Borkhausen by
anio-em-strem, ktry tak atwo nie traci z oczu swojej ofiary. A tej ofiary - na pewno nie!
Udao mu si nawet wcisn do tego samego wagonu metra, do ktrego wsiad Enno, i,
chocia Borkhausen by wysoki, Enno go nie zauway.
Enno Kluge myla tylko o swej wygranej na Adebara, o pienidzach, ktre wreszcie tak
pontnie szeleciy w jego kieszeni, a potem pomyla o Hecie, u ktrej mu byo przecie
bardzo dobrze. Z mioci i wzruszeniem myla o dobrej, niemodej ju kobiecie, ale nie
pomyla o tym, e okama j i okrad przed paru zaledwie godzinami.
Oczywicie, gdy doszed do sklepu i zobaczy podniesione aluzje 1 Het pracujc ju w
sklepie (na pewno wzia mu za ze jego ucieczk), wtedy jego dobry nastrj prysn. Ale z
fatalizmem, z ktrym ludzie jego typu ulegaj wszelkim przeciwnociom, wszed do sklepu
na spotkanie awantury. Nikogo jednak nie moe zdziwi, e zajty takimi mylanu niezbyt
dokadnie zwraca uwag na to, kto mu azi po pitach.
Borkhausen widzia Klugego znikajcego w sklepie.
Sta nie opodal w bramie, poniewa sdzi, e Kluge chce tam co kupi i zaraz wyjdzie. Ale
klienci wchodzili i wychodzili, wchodzili i wychodzili, i Borkhausen zaczai si denerwowa.
Jeeli przeoczy wyjcie Klugego... A czu ju te piset fajgli w kieszeni, jeszcze tego
wieczora.
Teraz aluzje zostay opuszczone i byo ju pewne, e Enno w jaki sposb zwia. Moe
jednak zwietrzy swojego przeladowc i przeszed pod jakim pretekstem przez sklep na
podwrze, a potem znw wyszed przez bram. Borkhausen przeklina swoj gupot, e nie
pilnowa rwnie bramy. Wci gapi si na drzwi sklepowe. Taki osio dardanel-ski!
C, bya jeszcze moliwo spotkania Enna jutro lub pojutrze znw w tym lokalu. Teraz,
kiedy powiodo mu si z Adebarem, bzik wycigowy nie da mu spokoju. Bdzie co dzie
przychodzi i tak dugo stawia, pki forsa si nie rozpynie. Taki outsider jak Adebar nie
biega co tydzie, a kiedy ju bieg, nie stawiano na niego. Enno prdko pozbdzie si swych
pienidzy.
W drodze powrotnej Borkhausen przeszed jeszcze raz tu koo sklepu. Nagle zauway przez
szyb (aluzje byy spuszczone tylko przed drzwiami), e w sklepie pali si wiato. Przytkn
nos do szyby i ponad akwariami i klatkami penymi ptakw wypatrzy, e w sklepie
pracoway jeszcze dwie osoby: kobieta, tga jak wyronity budy, w najniebezpieczniejszym
wieku, jak to od razu susznie oceni, i jego przyjaciel Enno. Enno w zarkawkach i
niebieskim fartuchu, Enno, ktry pilnie napenia pokarmem miseczki, nalewa wod i czyci
szkockiego teriera.
C u diaba, mia w sobie taki idiota jak Enno! Co te kobiety w nim widziay? On,
Borkhausen, siedzia z Otti i picioma bkartami, a taki stary pryk po prostu przyszed i
zagniedzi si od razu w takim porzdnym handlu - z kobiet, rybami i ptakami.
Strona 72
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Borkhausen pogardliwie splun. C to za kretyski wiat, ktry Borkhausenowi odmawia
wszystkiego dobrego, aby rzuca to pod nogi takiemu idiocie!
Ale im duej Borkhausen patrzy, tym janiejsze byo dla niego, e Wok tej pary nie
kwitnie czar mioci. Ledwie odzywali si do siebie, niemal nie patrzyli na siebie i moliwe,
e may Enno Kluge nie by tu niczym wicej tylko robotnikiem, ktry pomaga kobiecie przy
sprztaniu sklepu. Jeli tak, to po pewnym czasie wyjdzie z tego domu.
Borkhausen powrci wic na nowo na swj punkt obserwacyjny w bramie. Poniewa aluzje
byy spuszczone, Kluge wyjdzie przez bram, i dlatego Borkhausen nie spuszcza oka z drzwi
wejciowych. Ale wiato w sklepie zgaso, a Kluge wci jeszcze nie wychodzi. Wtedy
Borkhausen zdecydowa si na powany krok. Mimo niebezpieczestwa, e spotka Enna w
sieni, wlizn si do domu.
Przede wszystkim Borkhausen zanotowa w pamici nazwisko H. Haeberle", a nastpnie
przemkn si na podwrze. I patrzcie no! Mia szczcie, zapalili ju wiato, mimo e
zapada dopiero zmrok. Patrzc przez szpar obok krzywo wiszcej story, Borkhausen mg
dobrze widzie cay pokj. To jednak, co zobaczy, byo dla niego tak niespodziank, e
niemal si przestraszy.
Jego przyjaciel Enno klcza na pododze i klczc czoga si za t grub kobiet, ktra z
lkliwie przycinit do kolan spdnic cofaa si przed nim krok za krokiem. Ennoczek
jednak podnis ramiona i wyglda na paczcego i jczcego.
Moi dobrzy ludzie" - pomyla Borkhausen. Na swoim posterunku obserwacyjnym
przestpowa zachwycony z nogi na nog. Moi dobrzy ludzie - jeeli w ten sposb
zaostrzacie sobie apetyt na noc, to ycz smacznego! Jestecie jednak pierosko komiczne
ptaszki! Chtnie postoj tutaj przez p nocy i bd si na was gapi."
Ale drzwi zamkny si za star, a Enno sta przed drzwiami, porusza klamk i wydawao si,
e w dalszym cigu chlipie i zaklina bab.
Moe jednak nie byy to tylko przygotowania do nocy - pomyla Borkhausen. - Moe
pokcili si ze sob albo Enno chcia co od niej, czego ona nie chce mu da, albo ta kobieta
w ogle nie chce zna tego zakochanego starego osa... C to mnie obchodzi? W kadym
razie Enno zostanie tu na noc, po c bowiem przygotowaa dla niego takie pikne biae
posanie na kanapie?"
Enno Kluge sta akurat przed posaniem. Borkhausen widzia zupenie dokadnie twarz swego
byego kumpla. Zadziwiajcy by teraz jego wygld. Dopiero co pacz i jki, a teraz ten
czowiek mia si. Patrzy na drzwi i znw si umiecha...
Zagra wic przed t star komedi. A wic, mj chopcze, ycz ci wiele szczcia!
Obawiam si tylko, e Escherih zepsuje ci zabaw.'
Kluge zapali papierosa. Podszed do okna, przez ktre obserwowa go Borkhausen.
Obserwator skoczy przeraony w bok - ale zaciemniajca roleta spyna w d i Borkhausen
mg spokojnie opuci na t noc swj punkt obserwacyjny. adnych wikszych
niespodzianek nie naleao ju oczekiwa, w kadym razie ju nic nie zobaczy. A Enno nie
zwieje mu przez t noc...
Waciwie Borkhausen umwi si z komisarzem Escherichem, e zadzwoni do niego
natychmiast po wykryciu Enna Kluge, o kadej porze dnia czy nocy. Ale gdy Borkhausen
wraca w nocy z Koenigstor, zaczyna coraz bardziej wtpi, czy natychmiastowy telefon jest
konieczny, czy bdzie to dla niego, Borkhausena, z poytkiem. Wpado mu na myl, e w tej
sprawie istniej przecie dwie strony i obie mona by wykorzysta.
Pienidze Eschericha byy pewne. Dlaczego nie sprbowa wydusi nieco grosza rwnie z
Klugego? Enno mia w rku banknot pi-dziesiciomarkowy, ktry przynis mu po
zwycistwie Adebara ponad dwiecie marek - c, czemu Borkhausen nie miaby zdoby tej
forsy? Escherichowi to nie zaszkodzi, poniewa i tak dostanie swego Enna, a Ennowi te nie
zrobi krzywdy, bo i tak zabior mu te pienidze w gestapo. A wic?
A poza tym bya jeszcze ta gruba kobieta, za ktr Enno w tak komiczny sposb czoga si
na kolanach. Miaa pienidze, z pewnoci kup forsy. Sklep prosperowa, miaa sporo
towaru, na klienteli te jej nie zbywao. Wprawdzie jki i czoganie si Enna nie wskazyway
na to, by para dosza ju we wszystkim do porozumienia, ale mimo to kt wyda gestapo
kochanka, nawet odepchnitego? Fakt, e stara tolerowaa u siebie Enna, e przygotowaa mu
posanie na kanapie, mimo e go odpalia, wskazywa, e jednak zaleao jej jeszcze na nim.
A jeli zaleao jej na tym dziadydze, bdzie pacia; moe niewiele, ale co jednak da. A
Borkhausen nie mia zamiaru w adnym wypadku rezygnowa z tego czego".
Gdy Borkhausen doszed w mylach do tego punktu - a w drodze powrotnej i w nocy, lec
obok swej Otti, wielokrotnie dociera do tego punktu - przej go strach, e projektuje do
niebezpieczn gr. Escherih na pewno nie by czowiekiem, ktry toleruje samowol;
wszyscy panowie z gestapo byli tacy sami, a posanie czowieka do obozu byo dla nich
spraw najprostsz w wiecie. Borkhausen odczuwa potny strach przed kacetem.
W kadym razie by do tego stopnia owadnity myl przestpcz i przestpcz moralnoci,
e wmawia w siebie uparcie, i spraw, ktra nadaje si do rozkrcenia, naley rozkrci. A
spraw Enna bez wtpienia mona byo rozkrci. Borkhausen przepi si jeszcze, rano
postanowi ostatecznie, czy i od razu do Eschericha, czy te sprbowa przedtem z Kluge.
Teraz chcia spa...
Ale nie zasn, bo przyszo mu na myl, e jeden czowiek tej sprawy nie rozkrci. On sam
musi mie nieco swobody ruchw. Musi na przykad pj do Eschericha, a przez ten czas
Enno byby bez obstawy. A jeeli t grub bab wemie w obroty, Enno moe w tym czasie
zwia. Niejeden tego nie zrobi. Ale nie mia drugiego, ktremu mgby zaufa, poza tym ten
drugi zadaby swojej czci zysku. A Borkhausen nie by zwolennikiem podziau.
W kocu wpado mu na myl, e wrd piciorga bkartw jest te trzynastoletni syn,
prawdopodobnie nawet jego syn. Zawsze mia uczucie, e ten ptak o arystokratycznym
imieniu Kuno-Dieter jest jego synem, mimo e Otti stale twierdzia, e jest synem hrabiego -
obszarnika z Pomorza. Ale Otti bya zawsze hochsztaplerk, na co wskazywao ju samo imi
chopca - po jego domniemanym ojcu.
Z cikim westchnieniem zdecydowa si Borkhausen na zabranie chopca jako rezerwowego
anioa-stra. Bdzie go to kosztowao tylko ma awanturk z Otti i par marek dla chopaka.
Potem myli Borkhausena zaczy na nowo kry dookoa tego wszystkiego, powoli
zamazyway si jednak i wreszcie zasn.
R O2 DZIA XXVIII Mae, zgrabne wymuszenie Opowiedzielimy ju, e pani Hete
Haeberle i Enno Kluge jedli tego ranka niadanie i pracowali w sklepie prawie bez sw,
oboje pogreni w mylach i bladzi po nie przespanej nocy. Pani Haeberle mylaa o tym, e
Enno musi jutro bezwarunkowo opuci jej dom. Enno - e w adnym wypadku si std nie
Strona 73
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ruszy.
Cisz t przerwa pierwszy klient, wysoki mczyzna, ktry powiedzia do pani Haeberle: -
Prosz pani, tam w oknie ma pani kilka papuek, ile kosztuje parka? Ale to musi by parka,
byem zawsze zwolennikiem parek... - i Borkhausen nagle wytrzeszczy oczy w udanym
zdumieniu, w celowo le udawanym zdumieniu, i zawoa Klugego, ktry wanie stara si
po cichu zwia przez tylne drzwi do mieszkania: - Ale, przecie to Enno! No, no, no! Gadam,
gapi si, myl - przecie to nie moe by Enno! C by Enno robi w takim maym zoo? A
to jednak ty, kumplu! No, co porabiasz?
Enno zatrzyma si z rk na klamce jakby wrs w ziemi. Nie mg ani uciec, ani
odpowiedzie.
Pani Hete za wpatrywaa si w wysokiego mczyzn wielkimi oczyma. Wargi jej zaczy
dre, a kolana zmiky, mimo e tak przyjanie zwrci si do Enna. A wic
niebezpieczestwo jednak istniao! Wszystkie opowiadania Enna o grobach gestapo nie byy
kamstwem, bo ani przez chwil nie wtpia, e to szpicel. Wida to po jego twarzy, rwnie
tchrzliwej jak brutalnej.
Ale gdy niebezpieczestwo stao si faktem, pani Hete draa tylko caym ciaem.
Wewntrznie bya spokojna i co jej mwio: Teraz w niebezpieczestwie nie moesz Enna
opuci, chociaby nawet by najgorszy".
I pani Hete powiedziaa do czowieka o kujcym i stale latajcym spojrzeniu, wygldajcego
na sprzedawczyka: - Moe pan wypije z nami filiank kawy, panie... nie dosyszaam
nazwiska?
- Borkhausen, Emil Borkhausen - przedstawi si szpicel - jestem starym przyjacielem Enna,
przyjacielem od sportu. I c pani powie, pani Haeberle, na ten wspaniay interes, ktry zrobi
na Adebarze? Spotkalimy si wczoraj w sportowej knajpie - czy nie powiedzia pani tego?
Pani Hete rzucia szybkie spojrzenie na Enna. Sta wci jeszcze z rk na klamce, w tej
samej pozycji, w jakiej zastay go pierwsze przyjazne sowa Borkhausena. Obraz bezradnego
strachu. Nie, nie powiedzia jej nic o tym spotkaniu ze starym znajomym, owiadczy nawet,
e nie widzia nikogo znajomego. A wic jeszcze raz j okama -jak bardzo na wasn szkod
- bo teraz ju byo jasne, w jaki sposb szpicel znalaz jego schronienie u niej. Gdyby wczoraj
wieczorem Enno powiedzia co o tym, mona by go byo przecie umieci gdzie indziej.
Ale chwila nie bya odpowiednia, aby kci si z Ennem Klugem albo zarzuca mu
kamstwo. Naleao dziaa. Powiedziaa wic jeszcze raz: - A wic napijemy si kawy,
panie Borkhausen, teraz jeszcze nie przychodzi zbyt wielu klientw. Enno, uwaaj na sklep,
ja tymczasem pogadam z twoim przyjacielem...
Teraz pani Hete przezwyciya rwnie drenie ciaa. Mylaa tylko o tym, jak to wtedy
stao si z jej Walterem, a to wspomnienie dodawao jej si. Wiedziaa, e wobec tych ludzi
nie pomog adne jki, drenie, apele do wspczucia. Nie mieli serca, ci dostawcy katw
Hitlera 1 Himmlera. Jeeli co tu mogo pomc - to odwaga, nieokazywanie tchrzostwa,
nieokazywanie strachu. Byli przekonani, e wszyscy Niemcy to tchrze, tak jak teraz Enno.
Ale ona, owdowiaa pani Haeberle, nie bya tchrzem.
Swym spokojnym wystpieniem zyskaa tyle, e obaj mczyni byli jej posuszni.
Wychodzc ze sklepu powiedziaa jeszcze: - I adnych gupstw, Enno! Bez nonsensownych
ucieczek! Pomyl, e paszcz twj wisi w mieszkaniu, a pienidzy te chyba nie masz w
kieszeni.
- Jest pani mdr kobiet - powiedzia Borkhausen siadajc przy stole i przygldajc si, jak.
stawia przed nim filiank kawy rwnie energicznie. - Wcale tego nie przypuszczaem,
kiedy zobaczyem pani po raz pierwszy wczoraj wieczorem.
Oczy ich spotkay si.
- No tak - doda potem Borkhausen prdko - waciwie bya pani rwnie energiczna
wieczorem, gdy czoga si przed pani na kolanach, a pani zamkna mu drzwi przed nosem.
Chyba w nocy nie otworzya ich pani - czy te moe?...
Na t bezwstydn aluzj czerwone plamy wystpiy na policzki pani Hety. A zatem ta
zawstydzajca, ohydna scena wczoraj wieczorem miaa nawet wiadka i w dodatku tak
wstrtnego. Opanowaa si jednak szybko i powiedziaa: - Przypuszczam, e i pan jest
mdrym czowiekiem, panie Borkhausen. Nie bdziemy teraz mwili o niewanych sprawach,
tylko o interesie. Myl, e moemy zrobi interes?
- Moe. Moe... Na pewno - szybko poprawi si Borkhausen, nieco stremowany tempem,
ktre mu ta kobieta narzucaa.
- Chce pan wic - kontynuowaa pani Hete - kupi par papuek. Przypuszczam, e po to,
aby pozwoli im nastpnie wyfrun. Bo jeli pozostan nadal w klatce, nic z tego nie
wyjdzie.
Borkhausen podrapa si w gow. - Pani Haeberle - powiedzia - z tymi papugami todla
mnie zbyt skomplikowane. Ja jestem prosty czowiek, pani jest chyba o wiele mdrzejsza ode
mnie. Myl, e pani innie nie wykiwa. I pan mnie te!
- Bez obaw! Chc mwi z pani zupenie otwarcie, bez adnych papug i temu podobnych.
Powiem pani prawd. Mam polecenie od gestapo, od komisarza Eschericha. Zna go pani?
Pani Hete potrzsna gow. - A wic mam polecenie dowiedzenia si, gdzie tkwi Enno. Nic
poza tym. Dlaczego i po co - nie mam pojcia. Chc pani co powiedzie, pani Haeberle.
Jestem prostym, szczerym czowiekiem...
Pochyla si ku niej. Spojrzaa mu w oczy, ktre byy kujce. Wzrok jego uskoczy w bok,
wzrok prostego, szczerego czowieka!
- Waciwie dziwiem si temu poleceniu, pani Haeberle, uczciwie to pani mwi. Przecie
my oboje wiemy, jakim czowiekiem jest Enno, po prostu niczym! Tylko wycigi i babskie
historie ma we bie. l o tego Enna rozbija si teraz gestapo, i to nawet wydzia polityczny,
gdzie wszystko pachnie zdrad gwn i utrat gowy. Nie rozumiem tego - czy pani co
rozumie?
Spojrza na ni wyczekujco. Znw spotkay si ich spojrzenia i znw stao si jak uprzednio:
nie mg patrze jej w oczy.
- Niech pan mwi dalej, panie Borkhausen - powiedziaa - sucham...
- Mdra kobieta - skin Borkhausen - pierosko mdra kobieta i energiczna. Ta historia
wczoraj wieczorem na kolanach...
- Mielimy mwi tylko o interesie, panie Borkhausen.
- Oczywicie! Jestem mianowicie porzdnym, naprawd szczerym niemieckim czowiekiem i
bdzie si pani moe dziwia, e jestem w gestapo. Moe wanie tak pani myli. Nie, pani
Haeberle, nie jestem w gestapo, pracuj tylko czasami dla nich. Czowiek chce y,
nieprawda? A ja mam picioro bachorw w domu, najstarszy ma dopiero trzynacie lat.
Strona 74
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Musz je wszystkie wyywi...
- Interes, panie Borkhausen!
- Nie, pani Haeberle, nie jestem w gestapo, jestem uczciwym czowiekiem. I jak tam
usyszaem, e szukaj mego przyjaciela Enna, i nawet ofiarowuj za znalezienie go dua
nagrod - a znam przecie Enna od dawna i jestem jego prawdziwym przyjacielem, chocia
kcilimy si ju nieraz - pomylaem wic, pani Haeberle: popatrz, szukaj Enna! Tego
maego nicponia. Gdybym go tylko znalaz - pomylaem - rozumie pani, pani Haeberle,
mgbym go ostrzec, by zwia w por. I powiedziaem do komisarza Eschericha: - Niech pan
nie robi sobie kopotu z powodu tego Enna, sprowadz go, to jest mj stary przyjaciel. Wtedy
dostaem polecenie i pienidze na wydatki. No, a teraz siedz u pani, pani Haeberle, a Enno
gospodaruje w sklepie i wszystko waciwie jest w najlepszym porzdeczku.
Przez chwil milczeli oboje. Borkhausen wyczekujco, pani Haeberle zamylona gboko.
Potem powiedziaa: - A wic gestapo nie otrzymao jeszcze od pana adnej imformacji?
- Gdzie tam! Wcale mi si nie pieszy popsu cay interes! -poprawi si. - Przedtem chciaem
przestrzec mojego starego przyjaciela Enna...
I znw milczeli. W kocu pani Hete zapytaa: -A ile panu przyrzeko za to gestapo?
- Tysic marek. To kupa pienidzy za takiego nicponia; przyznaj, pani Haeberle, e sam
byem zdumiony. Ale komisarz Escherich powiedzia: niech mi pan sprowadzi Klugego, a
zapac tysic marek. Tak Escherich powiedzia i da mi te sto marek na koszty. Dostaem je
ju, to te dochodzi do tego tysica.
Siedzieli zamyleni.
Potem pani Hete zacza: - Mwiam przedtem celowo o papukach, panie Borkhausen. Bo
jeli dam panu teraz tysic marek...
- Dwa tysice, pani Haeberle, po znajomoci dwa tysice. A poza tym jeszcze te sto marek
kosztw...
- A wic, jeeli panu zapac, a pan wie, e pan Kluge nie ma pienidzy i nic mnie z nim nie
czy...
- Ale pani Haeberle! Pani, taka porzdna kobieta! Przecie pani nie wyda gestapo swojego
przyjaciela za tych par groszy, przyjaciela, ktry czoga si przed pani na kolanach?
Powiedziaem pani, e tam wszystko pachnie zdrad gwn i utrat gowy. Przecie pani
tego nie zrobi, pani Haeberle!...
Mogaby wprawdzie po.wiedzie, e on, ten szary, uczciwy niemiecki czowiek robi wanie
to, czego ona jako uczciwa kobieta nie moga zrobi, mianowicie sprzedaje przyjaciela.
Wiedziaa jednak, e tego rodzaju uwagi s bezcelowe, ci panowie nie rozumieli si na tym.
Powiedziaa wic: - Tak, gdybym nawet zapacia te dwa tysice, kto mi zagwarantuje, e
papuki nie zostan mimo to w klatce? - Zdecydo waa si by rwnie zupenie bezwstydna
widzc, e Borkhausen znw drapie si w gow: - A wic kto mi zagwarantuje, e pan nie
wemie dwch tysicy, a potem jednak pjdzie do Eschericha i wemie od niego jeszcze
tysic?
- Ale ja pani to gwarantuj, pani Haeberle! Daj pani moje sowo, jestem prostym, szczerym
czowiekiem i kiedy przyrzekam, dotrzymuj sowa. Widzi pani przecie, e poleciaem zaraz
do Enna i ostrzegem go, mimo obawy, e zwieje ze sklepu. A wtedy cay interes byby do
chrzanu.
Pani Haeberle spojrzaa na niego ze sabym umieszkiem. - To wszystko bardzo piknie,
panie Borkhausen. Ale wanie dlatego, e jest pan takim dobrym przyjacielem Enna, rozumie
pan, e musz mie co do niego wszelk pewno. Jeli w ogle uda mi si gdzie zdoby te
pienidze.
Borkhausen zrobi uspokajajcy gest, ktry mia oznacza, e takiej kobiecie jak ona na
pewno nigdy ich nie brak.
- Nie, panie Borkhausen - kontynuowaa pani Hete; widzc, e go nie rozumie ironii,
musiaa z nim mwi zupenie otwarcie: - Kt mi zagwarantuje, e wemie pan teraz ode
mnie pienidze...
Borkhausen bardzo zdenerwowa si na myl, e mgby od razu, teraz, dosta t zawrotn,
nigdy nie widzian sum dwch tysicy marek.
- ...a przed drzwiami stoi agent gestapo i zabiera Enna? Musz mie jeszcze inne gwarancje!
- Ale nikt nie stoi przed drzwiami, przysigam pani, pani Haeberle! Jestem przecie
uczciwym czowiekiem. Zreszt po co miabym pani okamywa? Przychodz tutaj wprost z
domu, moe si pani zapyta mojej Otti!
Przerwaa zdenerwowanemu: - A wic, niech si pan zastanowi, jakie gwarancje - poza
swoim sowem - moe mi pan jeszcze da?
- Przecie nie ma innej gwarancji! Przecie to jest interes, ktry polega wycznie na
zaufaniu. A ma pani chyba do mnie zaufanie, teraz, kiedy tak otwarcie z pani mwiem?
- Tak, zaufanie... - odpowiedziaa bezmylnie pani Haeberle, a potem zapado dugie
milczenie. Borkhausen czeka na jej decyzj, ona za amaa sobie gow, w jaki sposb
osign przynajmniej minimum gwarancji.
W sklepie gospodarzy tymczasem Enno Kluge. Obsugiwa szybko i do zgrabnie coraz
liczniej napywajc klientel, zdobywa si nawet na arciki. Pierwszy strach, ktry odczu
na widok Borkhausena, ju min. Hete siedziaa w izbie i rozmawiaa z Borkhausenem, na
pewno ju t spraw doprowadzi do porzdku. Jeeli si tym zaja, to znaczy, e wcale nie
potraktowaa powanie groby wyrzucenia go na ulic. Ulyo mu wic i mg znw
zdobywa si na dowcipuszki.
W izbie za sklepem pani Haeberle przerwaa dugie milczenie. Powiedziaa stanowczo: - A
wic, panie Borkhausen, obmyliam to sobie. Zrobi z panem ten interes pod nastpujcymi
warunkami...
- Nieche ju pani mwi! - naciska podliwie Borkhausen. Czu si ju bliski celu.
- Dam panu dwa tysice marek, ale nie dam ich panu tutaj. Dam je panu w Monachium.
- W Monachium? - gapi si na ni zupenie gupio. - Przecie ja nie jad do Monachium! Co
mam robi w Monachium?
- Pjdziemy - kontynuowaa - teraz razem na poczt i wpac dla pana przekazem
pocztowym dwa tysice marek do podjcia na poczcie gwnej w Monachium. A potem
odprowadz pana na kolej, pojedzie pan najbliszym pocigiem do Monachium i podejmie
pan pienidze. Na Dworcu Anhalckim dam panu jeszcze dwiecie marek na podr, prcz
biletu...
- Nie! - zawoa Borkhausen rozgoryczony. - Nie zrobi tego! Nie zgadzam si na to! Pojad
do Monachium, a pani na poczcie cofnie przekaz!
- Przy odjedzie dam panu kwit wpaty, wtedy nie bd ju moga cofn.
Strona 75
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- I w Monachium? - zawoa znw. - Po co do Monachium! Jestemy przecie uczciwymi
ludmi! Dlaczego nie tutaj, od razu w sklepie? Byoby zaatwione. Do Monachium i z
powrotem to potrwa co najmniej dwa dni i dwie noce, a tymczasem Enno oczywicie zwieje!
- Ale, panie Borkhausen, przecie wanie co do tego umwilimy si i dlatego panu daj
pienidze! Papuka miaa przecie wyfrun z klatki. Ja myl, e Enno powinien mie
mono ukrycia si i za to panu pac dwa tysice marek!
Borkhausen, ktry nie potrafi znale nic rozsdnego w odpowiedzi, mrukn: - I sto marek
na koszty te dostan?
- Dostanie pan na Dworcu Anhalckim. Gotwk!
Ale nawet to przyrzeczenie nie poprawio humoru Borkhausena. Pozosta mrukliwy. -
Monachium! Jeszcze nigdy nie syszaem takich bzdur! A wszystko byoby takie proste - i
nagle Monachium! Dlaczego pani od razu nie powie Londyn? - mog tam zaraz po wojnie
pojecha! Wszystko pokrcone! Byoby takie proste, ale nie, musi by skom-| plikowane! I
dlaczego? Dlatego, e nie ma pani zaufania do blinich, e jest pani niedowiarkiem, pani
Haeberle! Byem tak uczciwy z pani...
- A ja jestem uczciwa z panem! Zrobi interes pod tym warunkiem albo wcale nie.
- No c - powiedzia. - Wobec tego mog i. - Wsta, wzi czapk. Ale nie poszed. -
Monachium nie wchodzi dla mnie w ogle w rachub...
- To bdzie dla pana bardzo ciekawa podr - namawiaa go pani Haeberle - jazda jest
przyjemna, a w Monachium podobno mona jeszcze dobrze zje i wypi. O wiele
mocniejsze piwo ni u nas, panie Borkhausen!
- Picie mnie nic nie obchodzi - powiedzia znw, ale ju nie tak mrukliwie, lecz z namysem.
Pani Hete widziaa, e Borkhausen amie sobie teraz gow nad sposobem, jakby tu wzi
pienidze i mimo to Enna wyda. Jeszcze raz przemylaa swoj propozycj. Wydawaa jej
si dobra. Usuwaa Borkhausena co najmniej na dwa dni, a jeli dom jej rzeczywicie nie by
pod obserwacj (o czym zdy si przekona), bdzie do czasu, aby Enno si wynis.
- A wic - powiedzia Borkhausen wreszcie - inaczej si pani nie zgadza, pani Haeberle?
- Nie. Takie s moje warunki i nie odstpi od nich.
- Bd si musia zgodzi - powiedzia Borkhausen. - Nie mog przecie wyrzuci po prostu
na ulic dwch tysicy fajgli.
Powiedzia to raczej do siebie, dla usprawiedliwienia si przed samym sob.
- Pojad wic do Monachium. A pani pjdzie zaraz ze mn na poczt.
- Zaraz - powiedziaa pani Haeberle namylajc si. Teraz gdy zgodzi si, nie bya jeszcze
wci zupenie zadowolona. Bya najgbiej przekonana, e Borkhausen planuje nowe
wistwo. Musi wydoby z niego, jakie...
- Tak, zaraz pjdziemy - powtrzya - to jest musz si przygotowa i zamkn sklep.
Powiedzia prdko: -Po co zamyka sklep, pani Haeberle?- Przecie Enno tam jest!
- Enno pjdzie z nami! - powiedziaa.
- A to znowu po co? Enno nie ma nic wsplnego z ca spraw!
- Dlatego, e ja tak chc. Bo mogoby si wydarzy - dodaa - e Enno zostanie aresztowany
akurat w chwili, kiedy wpac dla pana pienidze. Takie omyki zdarzaj si, panie
Borkhausen.
- Kto ma go aresztowa?
- Na przykad szpicel przed drzwiami...
- Ale nie ma adnego szpicla przed drzwiami! - Umiechna si. - Moe si pani
przekona, pani Haeberle. Niech pani przejdzie si dookoa, przyjrzy si ludziom. Nie mam
adnego szpicla przed drzwiami! Jestem uczciwym czowiekiem...
Powiedziaa uparcie: - Chc mie Enna przy sobie. To jest pewniejsze.
- Jest pani uparta jak stary mu! - zawoa wciekle. - Dobrze wic, niech Enno te pjdzie z
nami. Ale niech si pani troch popieszy.
- Tak bardzo nie musimy si pieszy - powiedziaa. - Pocig monachijski odchodzi dopiero
koo dwunastej. Mamy mnstwo czasu. A teraz prosz mi wybaczy na kwadransik, chciaam
si troch przygotowa.
Popatrzya na niego badawczo, gdy siedzia przy stole ze wzrokiem uwanie skierowanym na
szyb, przez ktr mg obserwowa sklep.
- I jeszcze jedna proba, panie Borkhausen: niech pan teraz nie rozmawia z Ennem, on ma
duo roboty w sklepie i w ogle...
- Po co mam gada z tym idiot! - powiedzia Borkhausen ze zoci. - Z takim bawanem w
ogle nie gadam.
Ale posusznie usiad inaczej, tak e mia teraz przed oczyma drzwi od jej pokoju i okno na
podwrze.
ROZDZIA XXIX Wygnanie Enna Po dwch godzinach wszystko zostao zaatwione.
Monachijski popieszny wytoczy si z hali Dworca Anhalckiego z Borkhausenern w
przedziale drugiej klasy, ze miesznym, nadrabiajcym min i napuszonym Borkhausenem,
ktry pierwszy raz w yciu jecha w przedziale drugiej klasy. Pani Haeberle, ktra umiaa
take by wielkoduszna, dokupia na prob maego szpicla drug klas w pocigu, aby
utrzyma go w dobrym humorze, a moe dlatego, e sama bya rada pozby si tego draba co
najmniej na dwa dni.
Teraz, gdy inni odprowadzajcy powoli przeciskali si przez wyjcie, powiedziaa cicho do
Enna: - Poczekaj chwil, Enno. Sidziemy na moment w poczekalni i zastanowimy si, co
robi.
Usiedli wic tak, e mieli drzwi wejciowe na oku. Poczekalnia nie bya przepeniona, przez
duszy czas nikt nie wchodzi na sal.
Hete zapytaa: - Czy zwrcie uwag na to, co ci powiedziaam? Czy sdzisz, e bylimy
obserwowani?
Gdy mino najgroniejsze niebezpieczestwo, Enno odpar ze zwyk lekkomylnoci: - Po
co miaem obserwowa. Sdzisz, e kto pozwoli, aby rozkazywa mu taki idiota jak
Borkhausen? Taki gupiec! Takiego frajera nie ma.
Miaa ju na czubku jzyka, e uwaa Borkhausena za podejrzanego cwaniaka, za znacznie
inteligentniejszego od tego maego, tchrzliwego i lekkomylnego mczyzny u jej boku. Ale
nie powiedziaa tego. Dzi rano, przy przebieraniu si, postanowia skoczy z wszelkimi
zarzutami. Jej zadaniem byo tylko zapewni bezpieczestwo Klugemu. Gdy to zadanie
zostanie spenione, nie chce go nigdy wicej widzie.
Peen zawici wypowiedzia myl, ktra drczya go od godziny: - Gdybym by tob, nigdy
bym temu draniowi nie da dwch tysicy marek. A do tego jeszcze dwiecie pidziesit na
koszty podry. I bilet. I drug klas. Daa temu draniowi ponad dwa tysice piset, takiej
Strona 76
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
wini! Nigdy bym tego nie zrobi!
Spytaa: - A co staoby si z tob, gdybym tego nie zrobia?
- Gdyby mnie daa te dwa tysice piset, zobaczyaby jak chytrze j a wykrcibym t
spraw! Moesz mi wierzy, e Borkhausen zadowoliby si pisetk!
- Tysic przyrzeko mu przecie gestapo! .
- Tysic - mia mi si chce! Jak gdyby ci z gestapo rzucali tak atwo tysiczkami! I to
jeszcze takiemu maemu szpiclowi jak Borkhausen! Wystarczy, e mu ka, a zrobi, co chc,
za pi marek dniwki! Tysic, dwa tysice piset - ale ten adnie ci oskuba, Hete!
Zamia si ironicznie.
Jego niewdziczno zabolaa j. Ale nie miaa ochoty zapuszcza si w wyjanienia.
Powiedziaa tylko troch ostro: - Nie chc o tym wicej mwi! Rozumiesz, nie chc! - Tak
dugo patrzya twardo na niego, a opuci blade oczy. - Zastanwmy si teraz lepiej, co z
tob zrobi.
- Ach, mamy jeszcze na to czas - powiedzia. - Wczeniej jak pojutrze nie moe wrci.
Wracajmy teraz do sklepu, a do pojutrza ju co wymylimy.
- Nie wiem. Nie chciaabym ci teraz znw zabiera do sklepu. Najwyej dla spakowania
twoich rzeczy. Jestem niespokojna - moe jednak bylimy szpiclowani?
- Ale mwi ci, e nie! Znam si na tym lepiej od ciebie. A poza tym Borkhausen nie moe
mie szpicla, przecie nigdy nie ma pienidzy!
- Ale gestapo mogo mu da szpicla!
- I szpicel z gestapo bdzie si przyglda, jak Borkhausen jedzie do Monachium, a ja go
odprowadzam na stacj! Gupstwa, Hete!
Musiaa przyzna, e ta uwaga bya suszna. Ale niepokj jej pozosta. Zapytaa: - Czy nie
zwrcie uwagi na to z papierosami?
Nie pamita ju tego. Musiaa mu opowiedzie, e Borkhausen, gdy tylko wyszli z domu,
wszdzie szuka papierosw. Prosi o nie rwnie Het i Enna. Ale oni take nie mieli, Enno
wypali wszystkie w nocy. Borkhausen jednak trwa przy swoim, e musi mie papierosy, e
nie wytrzyma, e przywyk rano wypali bodaj jednego. Poyczy" sobie od Hety
dwadziecia marek i zawoa starszego chopaka, ktry bawi si haaliwie na ulicy:
- Te suchaj, nie wisz czasem, gdzie tu dosta fajki? Ale karty ni mam.
- Moe i wini. A ma pan fors?
Chopak, z ktrym Borkhausen rozmawia, by jasnym niebieskookim blondynkiem - z
wygldu ulicznikiem. Prawdziwe berliskie ziko.
- No to dawaj pan dwudziestaka, przynies...
- I zapomnisz wrci! Nie kochasiu, id z tob! Chwileczk, pani Haeberle!
I obaj zniknli w jednym z domw. Po chwili Borkhausen wrci sam i bez dania zwrci
pani Hete dwadziecia marek.
- Nie maj papierosw, ten smarkacz chcia mnie oczywicie nabra na dwadziecia marek.
Ale daem mu po gbie, e ley jeszcze tam na podwrzu.
Poszli dalej na poczt, do biura podry.
- No i c w tym widzisz dziwnego, Hete? Borkhausen jest taki jak ja: kiedy mu si chce
kurzy, zaczepi nawet generaa na ulicy i poprosi o peta!
- Ale potem nie wspomnia ani sowa o papierosach, mimo e ich nie dosta! To wydaje si
dziwne. A moe kombinowa co z chopcem?
- Co mia kombinowa z chopcem, Hete? Da mu po gbie, tak na pewno byo.
- A moe wanie ten ptak nas szpiclowa?
Na chwil zaniemwi nawet Enno. Ale potem powiedzia ze zwyk lekkomylnoci: -
Cigle sobie co wmawiasz! Chciabym mie twoje kopoty!
Milczaa. Ale niepokj tkwi w niej nadal i dlatego upieraa si, e tylko na krtko pjd do
sklepu, aby zabra jego rzeczy. Potem za zdecydowaa si umieci go u swojej przyjaciki,
zachowujc wszelkie rodki ostronoci.
Nie dogadzao mu to wcale. Czu, e Hete chce si od niego uwolni. A on nie chcia odej.
U niej byo bezpiecznie, otrzymywa dobre jedzenie i nie pracowa wicej, ni mu to
odpowiadao l mio, i ciepo, 1 pocieszenie. A poza tym bya to dobra owca. Borkha uscn
przystrzyg j ju na dwa i p tysica. Teraz bya jego kolej!
- Twoja przyjacika! - powiedzia niezadowolony. - C to znowu za kobieta? Niechtnie
chodz do obcych ludzi.
Hete moga mu powiedzie, e ta przyjacika jest star wsppracownic jej ma, e
obecnie pracuje jeszcze w podziemiu i e kady przeladowany znajduje u niej schronienie.
Ale nie ufaa temu Ennowi, widziaa ju, jak kilka razy stchrzy. Nie powinien by zbyt
wiele wiedzie.
Dlatego powiedziaa: - Moja przyjacika? Kobieta taka jak ja. W moich latach. Moe o par
lat modsza.
- A co ona robi? Z czego yje? - bada dalej.
- Nie wiem dokadnie, jest chyba gdzie sekretark. Zreszt jest niezamna.
- Jeeli jest w twoim wieku, to byby chyba ju najwyszy czas na to - powiedzia ironicznie.
achna si, ale nie odpowiedziaa.
- Ale Hete - powiedzia nadajc swemu gosowi serdeczne brzmienie - co mam robi u
twojej przyjaciki? Najlepiej przcie, jak jestemy sami, we dwjk. Pozwl, e zostan u
ciebie. Borkhausen wrci przecie dopiero pojutrze - wic przynajmniej do tego czasu!
- Nie, Enno! - Powiedziaa. - Chciaabym, eby zrobi teraz to, co ci powiem. Pjd do
mieszkania i spakuj rzeczy. Moesz przez ten czas poczeka w jakiej knajpie. Potem
pojedziemy razem do mojej przyjaciki.
Miajeszcze wiele sw sprzeciwu, ale ostatecznie zgodzi si. Zgodzi si dopiero, gdy
powiedziaa nie bez wyrachowania: - Potrzebne ci bd pienidze. Wo je do walizki. Tyle,
e wystarczy ci na pierwszy okres.
Widoki na znalezienie wkrtce pienidzy w walizce (a przecie w adnym wypadku nie
moga mu da mniej ni Borkhausenowi!) nciy go, przyczyniy si do powzicia decyzji.
Jeeli zostanie u niej do pojutrza, to dopiero pojutrze bd pienidze. A chcia od razu
wiedzie, ile mu przeznaczya.
Z przykroci stwierdzia, co skonio go do zgody. Robi wszystko, aby stracia dla niego
resztki powaania i mioci. Ale zniosa to bez szemrania. Dawno ju ycie przekonao j, e
za wszystko trzeba paci, przewanie nawet wicej, ni rzecz warta. Najwaniejsze, aby teraz
dziaa podug jej woli.
Gdy pani Hete zbliya si do swego mieszkania, spostrzega na ulicy owego niebieskookiego
blondynka, obuzujcego si w gromadzie innych chopcw. Przestraszya si zrazu. Potem
Strona 77
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
skina na niego: - Co ty tu jeszcze robisz: - zapytaa. - Czy musisz koniecznie tutaj si
awanturowa?
- Przecie ja tu mieszkam! - powiedzia. - To gdzie mam i si awanturowa?
Szukaa ladw uderzenia na jego twarzy, ale nic nie znalaza. Widocznie ptak nie poznawa
jej, nie zwrciwszy na ni uwagi podczas rozmowy z Borkhausenem. To wiadczyoby
przeciw szpiclostwu.
- Tutaj mieszkasz? - zapytaa. - Jeszcze ci nigdy nie widziaam na ulicy.
- Za pani lepia nie odpowiadam - mrukn bezczelnie. Zagwizda przeraliwie na palcu, a
potem krzykn do okien na grze: - Mama, wyjrzyj ino z okna! Tu jest jedna pani, co mi nie
chce wierzy, e masz zeza! Mama, pozyzuj no na ni!
miejc si wbiega pani Hete do sklepu, najgbiej przekonana, e sprawa z chopcem bya
tylko jej przywidzeniem.
Ale podczas pakowania znw spowaniaa. Opady j wtpliwoci, czy susznie czyni
wprowadzajc Enna do swojej przyjaciki, Anny Schoenlein. Oczywicie Anka ryzykuje co
dzie swoje ycie dla kadego nieznajomego, ktremu udziela schronienia. Ale pani Hete
czua, e podrzuca Ance prawdziwe kukucze jajo. Wprawdzie Enno wydawa si jej
naprawd przestpc politycznym, a nie kryminalnym, potwierdzi to nawet Borkhausen,
ale...
Enno by lekkomylny, nie tyle z braku zastanowienia, ile z powodu cakowitej obojtnoci na
losy blinich. Nie obchodzio go, co si z nimi stanie. Myla zawsze tylko o sobie i by
gotw dwa razy dziennie przylatywa do niej, do Hety, pod pretekstem, e tskni za ni, i w
ten sposb sprowadzi niebezpieczestwo na gow Anki. Ona, Hete, umiaa sobie z nim
poradzi, ale Anka nie potrafi.
Z cikim westchnieniem pani Hete Haeberle wsuwa trzysta marek do koperty, ktr kadzie
na wierzchu walizki. Wydaa dzi wicej pienidzy, ni zaoszczdzia w cigu ostatnich
dwch lat. Ale zdobdzie si na jeszcze jedn ofiar: przyrzeknie Ennowi po sto marek za
kady dzie, w ktrym w ogle nie opuci mieszkania jej przyjaciki. Niestety, jest taki, e
moe mu zrobi podobn propozycj. Nie bdzie nawet obraony, najwyej w pierwszej
chwili bdzie udawa obraonego. Ale to go chyba zatrzyma w domu. Jest taki asy na
pienidze!
Z walizk w rku wychodzi pani Hete z domu. Blondynek nie bawi si ju na ulicy, wrci
moe do swojej zezowatej matki. Pani Hete idzie do knajpy na Alexanderplatz, gdzie ma
spotka si z Ennem.
ROZDZIA XXX Emil Borkhausen i jego syn Borkhausen czu si bardzo dobrze w
eleganckim pocigu popiesznym, w nobliwym przedziale drugiej klasy z oficerami,
generaami i damami, ktre pachniay tak piknie. Nie przeszkadzao mu wcale, e sam nie
by ani elegancki, ani mio nie pachnia i e jego wsptowarzysze podry nie obrzucali go
bynajmniej przyjaznymi spoj reniami. Borkhausen by przyzwyczajony do tego. Wtpliwe,
czy kiedykolwiek w jego ndznym yciu jaki blini mia dla niego przyjazne spojrzenie.
Borkhausen pi swoje krtkie szczcie penymi haustami. Byo ono bowem krtkie. Nie
musiao trwa a do Monachium, nawet nie do Lipska, jak si przedtem obawia, ale tylko do
Lichterfelde, poniewa pocig zatrzymywa si rwnie w Lichterfelde. To by wanie bd
w obliczeniach pani Hety. Jeli si miao otrzyma pienidze w Monachium, nie trzeba byo
od razu tam jecha. Mona to zrobi potem, po zaatwieniu najpilniejszych interesw w
Berlinie. A najpilniejsze byo teraz szpiclowanie Enna i zainkasowanie od Eschericha
piciuset marek. Zreszt moe wcale nie trzeba bdzie jecha do Monachium, wystarczy
napisa na-poczt, aby przysano pienidze tutaj do Berlina do wypaty. W kadym razie
natychmiastowa podr do Monachium nie wchodzia w rachub.
Tak wic - nie bez cichego alu - wysiad Emil Borkhausen w Lichterfelde. Odby jeszcze
krtk, oywion dyskusj z zawiadowc, ktry nie mg zrozumie, e czowiek w drodze
midzy Dworcem Anhalckim a Lichterfelde zmienia plany podry do Monachium. W ogle
ten typ wydawa si zawiadowcy jak najbardziej podejrzany.
Ale Borkhausen pozosta niezomny: - Niech pan zadzwoni do gestapo, do komisarza
Eschericha, a przekona si pan, kto ma racj, panie zawiadowco! Ale bdzie pan mia kup
nieprzyjemnoci. Jad subowo!
Wreszcie czowiek w czerwonej czapce wzruszy ramionami i poleci zwrci podrnemu
pienidze za bilet. Byo mu to obojtne. Dzi wszystko jest moliwe, a wic i to, e takie
podejrzane osobniki rozbijaj si z polecenia gestapo. Tym gorzej!
Emil Borkhausen uda si wic na poszukiwanie swego syna.
Ale nie znalaz go przed sklepem Hety Haeberle, mimo e sklep by otwarty i klienci
wchodzili i wychodzili. Ukryty za supem ogoszeniowym, zastanawia si Borkhausen -
cigle z oczyma wlepionymi w drzwi sklepu - co si mogo sta. Czy Kuno-Dieter po prostu z
nudw opuci swj posterunek? A moe Enno wyszed - moe znw do Gonitwy"? Albo
moe ten czowiek zupenie si wyprowadzi i kobieta pracowaa tylko sama w sklepie?
Emil Borkhausen zastanawia si wanie, czy zupenie bezwstydnie pokaza si jeszcze raz
oszukanej Haeberle i zada od niej informacji, gdy zaczepi go dziewicioletni moe ptak:
- Suchaj no pan, czy pan jest ojciec Kuna?
- Jestem! O co chodzi?
- Daj pan markie!
- Po co mam ci da markie!
- Bo nie powim, co wim!
Borkhausen zrobi szybki ruch rk w kierunku chopca. - Najpierw towar, potem pienidze! -
powiedzia.
Ale chopiec by szybszy od niego, przelizn si pod jego ramieniem, i zawoa: - No to nie!
Gwizdam na pask markie!
I przyczy si znw do towarzyszy zabawy, ktrzy szaleli na jezdni na wprost sklepu.
Borkhausen nie mg i za nim, wola, eby go nie widziano. Woa wic i gwizda na
chopca, przeklinajc go wraz ze swoj - tym razem tak niewaciw - oszczdnoci. Ale
chopiec nie dawa si tak atwo przechytrzy i znci; dopiero w dobry kawadrans pniej
wychyn znw przed Borkhausenem, stan ostronie w odpowiedniej odlegoci od
rozzoszczonego mczyzny i owiadczy bezczelnie: - Teraz kosztuje dwa fajgle!
Borkhausen najchtniej spraby chopca wedug wszelkich prawide, ale co mia robi? By w
jego rku, nie mg biec za nim. - Dam ci mark - powiedzia ponuro.
- Nie! Dwie marki!
- Dobra, dostaniesz dwie marki!
Borkhausen wyj paczk banknotw z kieszeni, znalaz dwumar-kwk, schowa pozostae
Strona 78
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
banknoty i wycign pienidze w kierunku chopca.
Chopak potrzsn gow: - Znamy si na tym! - powiedzia. - Jak chyce fors, to pan mnie
zapie. Ni ma! Po pan na tretuar!
Borkhausen ponuro, bez sowa zrobi to, co chopak mu kaza. - No?
- powiedzia potem, prostujc si i robic krok wstecz.
Chopak powoli czai si do banknotu, stale czujnym okiem patrzc na mczyzn. Gdy
pochyli si po pienidze, Borkhausen ledwo mg oprze si pokusie, by nie sign po
szczeniaka i nie spra go. Mgby go pochwyci, ale zreflektowa si, e wtedy w ogle nie
uzyska informacji, a ptak bdzie tak krzycza, e caa ulica si zbiegnie.
16 - Kady umiera... t. I - No? - zapyta jeszcze raz, tym razem gronie.
Chopak odpowiedzia: - Teraz te mgbym by winiom i jeszcze raz kaza panu da fors,
i jeszcze raz, i jeszcze raz! Aleja nie taki! Ju ja dobrze wim: pan mi znowu chcia si dobra
do skry. Ale ja nie frajer i winiom ty nie jezdem!
Po tym wyranym zaznaczeniu swojej wyszoci moralnej nad Borkhausenem wyrecytowa
prdko: Ma pan czeka w swoim mieszkaniu. Kuno da zna.
I chopak znik.
Dugie dwie godziny, w cigu ktrych Borkhausen czeka w swojej piwnicy na informacje od
Kuna, bynajmniej nie zmniejszyy jego gniewu. Przeciwnie, zwikszyy go jeszcze! Bachory
skrzeczay, Otti bya w najlepszej formie i nie szczdzia zoliwych swek o leniwych
winiach, ktre przez cay dzie nic nie robi, tylko kurz papierosy i zwalaj na kobiet ca
robot.
Mgby wycign dziesiciomarkwk albo pidziesitk i zamieni w ten sposb
mierdzcy humor Otti na najpikniejsz pogod. Ale nie chcia. Nie chcia znw rozdawa
pienidzy. Dopiero co wyda dwie marki na gupi wiadomo, ktrej si sam mg domyli.
Ogarniaa go wcieko na Kuno-Dietera, ktry mu zesa na kark tak ma padlin. Kuno
na pewno co krci! Borkhausen postanowi sobie, e syn oberwie te cigi, z ktrych wywin
si tamten ptak.
Zapukano do drzwi. Ale zamiast oczekiwanego posaca od Kuno-Dietera zjawi si jaki
cywil, w ktrym wyranie mona byo rozpozna byego feldfebla.
- Czy to pan jest Borkhausen?
- Tak, a o co chodzi?
- Ma pan i do komisarza Eschericha. Niech si pan przygotuje. Zaprowadz pana.
- Nie mog teraz - odmwi Borkhausen - czekam na goca. Niech pan powie komisarzowi,
e zapaem rybk.
- Mam pana zabra do komisarza - powiedzia byy feldfebel z uporem.
- Nie teraz! Nie pozwol sobie zawali caej sprawy! Nie przez takich, jak wy! - Borkhausen
by zy, ale si opanowa. - Powiedz pan komisarzowi, e mam ptaszka i e jeszcze dzi do
niego przyjd.
- Niech pan nie robi historii i niech pan idzie ze mn! - powtrzy uparcie przybysz.
- Nauczy si pan chyba tego na pami, nie moe pan inaczej gwizda, tylko niech pan
idzie ze mn!" - krzycza Borkhausen. - Nie potrafisz chyba skapowa, co mwi do ciebie!
Wiecznie chod pan ze mn"! Czy nie rozumiesz, e ci mwi: czekam tu na odpowied,
musz tutaj siedzie, bo w przeciwnym razie zajc zwieje mi z potrzasku? To chyba za mdre
dla ciebie? - Spojrza na swego rozmwc nieco zadyszany. Potem za doda mrukliwie: -
Mam tego zajca zapa wanie dla komisarza, rozumie pan?
Byy feldfebel odpowiedzia nieporuszony: - Nie wiem nic o tym wszystkim. Komisarz
powiedzia mi: Fritsche, sprowad Borkhause-na". A wic chod pan ju!
- Nie! - krzycza Borkhausen - za gupi jeste dla mnie. Zostan tutaj - a moe chcesz mnie
aresztowa? - Widzia po minie tamtego, e nie mg tego zrobi. - A zatem zwiewaj! -
zawoa i zamkn mu drzwi przed nosem.
Po upywie trzech minut widzia, jak stary feldfebel odmaszerowuje przez podwrze,
widocznie przemyla sobie to chod pan ze mn"!
Gdy tylko czowiek ten znik w bramie, Borkhausena ogarn strach przed ewentualnymi
skutkami bezczelnego wystpienia wobec wysannika wszechmocnego komisarza. Tylko
zo na Kuno-Dietera doprowadzia go do tego. To byo bezwstydne kaza ojcu czeka
godzinami, moe a do nocy. Wszdzie byo do ptakw, na kadym rogu mona byo
kogo znale, chtnego do spenienia roli posaca! Borkhausen pokae Kunowi, co sdzi o
jego zachowaniu si, takie dowcipuszki nie ujd mu pazem.
Borkhausen fantazjowa w mylach, jak spierze chopaka. Widzia siebie bijcego dziecice
ciao i umiech zjawi si na jego twarzy, ale nie by to umiech uspokojonej wciekoci...
Sysza go krzyczcego, zatyka mu ap wrzeszczce usta, a drug bi coraz mocniej, tak
dugo, dopki chopiec nie zacz dre na caym ciele, a usta wydaway ju tylko skowyt...
Borkhausen lubowa si w wyobrani tymi obrazami. Wycign si przy tym na kanapie i
jcza lubienie.
Pukanie do drzwi przeszkodzio mu niemal. Wszed chopiec - pose Kuno-Dietera. - Czego? -
zapyta krtko Borkhausen.
- Mam pana zaprowadzi do Kuna.
Tym razem by to duy chopak, czternaste- lub pitnastoletni, w bluzie HJ.
- Ale przedtem niech no mi pan da pi marek.
- Pi marek! - wciek si Borkhausen, ale nie odway si otwarcie sprzeciwia duemu
chopakowi w brunatnej koszuli - pi marek! Potraficie, chopcy, elegancko szasta moimi
pienidzmi! - Szuka midzy banknotami.
Duy chopiec z HJ patrzy z napiciem na plik pienidzy w rku tamtego. - Wydaem na
przejazd - powiedzia - a poza tym, co pan sobie myli, ile czasu straciem, zanim si
dostaem tutaj z zachodu?
- A twj czas jest taki drogi, co? - Borkhausen wci jeszcze nie mg znale waciwego
banknotu. -1 zachd, powiadasz, zachd? To si nie zgadza! Co ty uwaasz za zachd?
Moe masz na myli rdmiecie? To by si prdzej mogo zgadza!
- No, jeli Ansbacherstrasse nie ley na zachodzie...
Za pno chopiec spostrzeg, e si wygada. Borkhausen schowa ju banknoty. - Dzikuj!
-zamia si ironicznie. -Nie potrzebujesz ju traci swego drogocennego czasu. Sam trafi.
Najlepiej chyba pojad metrem na Yiktoria-Luise-Platz, co?
- Ze mn pan tego nie zrobi! Czego takiego pan mnie nie zrobi! - powiedzia smarkacz z HJ
i przystpi do mczyzny z zacinitymi piciami. Ciemne oczy wieciy zoci. -Wydaem
na kolej, straciem...
- Stracie swj drogocenny czas, wiem ju o tym! - zamia si Borkhausen. - Odwalaj,
Strona 79
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
synu, za gupot zawsze si paci! - Nagle znw ogarna go wcieko: - Czego stoisz tu
jeszcze w moim mieszkaniu? Co, chcesz mnie moe pobi w moim wasnym mieszkaniu?
Zwiewaj natychmiast albo usyszysz swj wasny krzyk!
Wypchn rozzoszczonego chopca z pokoju i zamkn mu drzwi przed nosem. Przez ca
drog, pki nie wysiedli z metra na Yiktoria-Luise-Platz, na przemian ironicznie i ze zoci
przygadywa szczeniakowi, ktry nie opuszcza go ani na chwil! Chopak, cho blady ze
wciekoci, nie odpowiada ani jednym sowem na wszystkie zaczepki.
Na Yiktoria-Luise-Platz, gdy wyszli z szybu metra, chopiec nagle ruszy biegiem i znacznie
wyprzdzi Borkhausena. Borkhausen musia biec za nim tak prdko, jak tylko potrafi, nie
chcia pozwoli, aby dwaj smarkacze zbyt dugo ze sob gadali. Nie by zupenie pewien,
czyj stron wemie Kuno-Dieter: ojca, czy tego szczeniaka.
Stali rzeczywicie przed jakim domem przy Ansbacherstrasse. Chopiec z H] z zapaem
perswadowa co Kuno-Dieterowi, ktry sucha go z opuszczon gow. Gdy Borkhausen
podszed, posaniec cofn si o dziesi krokw i pozwoli im rozmawa ze sob.
- Co ty sobie waciwie mylisz, Kuno-Dieter - zacz Borkhausen gniewnie. -- Wiecznie
zsyasz mi na kark takie typy, bezczelnych szczeniakw, ktrzy z gry daj pienidzy?
- Bez forsy aden nic nie zrobi, ociec - odpowiedzia Kuno-Dieter obojtnie. - Wisz sam, jak
to jest! Ja ty chc wiedzie, co bd mia z tego interesu. Wydaem na kolej...
- Wci ta sama piosenka, e te wam nic innego nie wpadnie do gowy! Nie, Kuno-Dieter,
teraz powiedz ojcu przede wszystkim uczciwie, co waciwie dzieje si na tej
Ansbacherstrasse, a potem zobaczysz, co ojciec zrobi dla ciebie. Twj ojciec wcale nie jest
taki zy, ale nie znosi, jak go dusz. Nie znosi tego!
- Nie, ociec - powiedzia znw Kuno-Dieter - boj si, e zapomnisz potem mi zapaci. Dasz
mi po mordzie zamiast forsy. Zarobie ju kup grosza na tej historii i zarobisz jeszcze
wicej. Cay dzie tu stercz dla ciebie bez arcia, chc zobaczy moj fors. Myl, e
pi-dziesitaka...
- Pidziesit marek! -- Borkhausena po prostu zatkao, gdy usysza to bezczelne
danie. - Powiem ci, co ci dam! Dam ci pi marek, dokadnie pi marek, ktre ten lalu
chcia dosta i bdziesz si jeszcze cieszy, jak je dostaniesz! Ja nie jestem taki zy, ale...
- Nie ociec - powiedzia Kuno-Dieter i popatrzy uparcie swymi niebieskimi oczyma na
Borkhausena. - Zarabiasz kup zota, a ja odwalam ca robot i chcesz mnie spawi
pitakiem? Nie, frajerw ni ma! Nic ci ju teraz nie powiem!
- Co, bdziesz mnie jeszcze buja! - zamia si ironicznie Borkhausen. - Ju jestem do
mdry i sam wiem, e ten may siedzi w tym domu. A reszt i tak wydostan. Nie, id teraz
do domu i powiedz, eby ci matka daa je! Twj stary te nie jest taki gupi i nie da si
sprzeda. Znalazo si dwch cwaniakw!
- To pjd na gr - powiedzia Kuno-Dieter stanowczo - i sypn temu maemu, e za nim
azisz. Sypn ci, stary!
- Ty przeklty szczeniaku! - krzykn Borkhausen i chcia uderzy syna.
Ale chopak uciek do bocznej sieni domu. Borkhausen skoczy za nim, przebiegli podwrze,
a na parterze w oficynie dopad go. Przewrci chopca na ziemi i zacz lecego kopa.
Byo nieomal tak, jak wyobrazi sobie przedtem na kanapie, tyko e Kuno-Dieter nie
krzycza, ale broni si z milczc, zaciek wciekoci. To jeszcze bardziej rozjuszyo
Borkhausena, z pen wiadomoci uderzy chopca w twarz i kopn go w brzuch.
- Ty cierwo! Ju ja ci poka! - stka i czerwona mga roztoczya mu si przed oczyma.
Nagle poczu, e co apie go z tyu, kto chwyci go za rk. Co cigno go za jedn nog, a
co innego za drug. Obejrza si szybko. To by ten chopak z HJ z ca gromad ptakw,
wyrostkw - czterech czy piciu szczeniakw, ktrzy razem rzucili si na niego. Musia
puci Kuno-Dietera, musia si broni przed tymi ptakami; kadego z nich pojedynczo
pooyby jedn rk, ale dziaajc zbiorowo mogli by dla niego bardzo niebezpieczni.
- Przeklta banda tchrzw! - krzycza i prbowa oswobodzi si od chopca, ktry wisia
mu na plecach, przyciskajc atakujcego do ciany. Ale chopcy o mao nie poobrywali mu
ng. Przewrcili go.
- Kuno! - stka - pom ojcu! Banda tchrzw!...
Ale Kuno nie pomg ojcu. Teraz udao mu si wsta i on pierwszy uderzy Borkhausena w
twarz.
Mrukliwy charkot, niemal gboki jk wydoby si z piersi mczyzny. Potem potoczy si z
ptakami po ziemi, starajc si cigle spycha wiszcych na nim na stopnie, na ciany,
przyciska ich, aby znw mc stan na nogach.
Sycha byo tylko stkanie walczcych, odgosy uderze, szuranie ng... Bez sowa zmagali
si w najdzikszym zapamitaniu.
Jaka starsza pani, ktra schodzia ze schodw, zatrzymaa si? przeraona na widok dzikiej
walki pod swoimi stopami. Kurczowo chwycia si porczy i woaa bezradnie: - Ale! Ale
nie! W naszym porzdnym domu!
Jej fioletowa narzuta falowaa. Potem zdecydowaa si i wydaa gony okrzyk przeraenia.
Chopcy oderwali si od Borkhausena i zniknli. Mczyzna usiad j popatrzy nieprzytomnie
na starsz pani.
- Taka banda! - wyjecza. - Chcieli spra starego czowieka, a wasny syn wrd nich!
Na krzyk starszej damy otworzyy si drzwi na pitrach. Kilku ssiadw wyjrzao bojaliwie i
szeptao ze sob, patrzc na siedzcego czowieka.
- Bili si! - pisna stara fiokowa dama. - Bili si w naszym porzdnym domu!
Borkhausen zastanowi si. Jeeli Enno Kluge mieszka tutaj, to najwyszy czas znikn. W
kadej chwili mg wynurzy si rwnie, aby sprawdzi, co oznacza ten haas.
- Spraem tyko dziebko mojego syna - wyjani z gupkowatym umiechem gapicym si na
niego w milczeniu lokatorom. - To niewane. Wszystko w porzdeczku. Szanowanie
pastwu!
Wsta, przeszed przez podwrze, przez ogrdek" na ulic, otrzepujc ubranie i zawizujc
na nowo krawat. Po nicponiach oczywicie nie byo ju ladu. No, poczekaj, Kuno-Dieter!
Dzi wieczorem poznasz swojego ojca! Walczy przeciw wasnemu ojcu, uderzy go w
twarz! adna Otti na wiecie ci nie obroni! Nie, najwyej sama jeszcze oberwie za to
przeklte kukucze jajo, ktre podoya w jego gniedzie!
Podczas gdy Borkhausen obserwuje dom, wcieko jego na Kuno-Dietera wzrasta coraz
bardziej. Traci jednak prawie zupenie zmysy, gdy stwierdza, e smarkacze wykradli mu w
czasie walki ca paczk banknotw z kieszeni. Pozostao tylko kilka pojedynczych marek w
kamizelce. Takie bydlaki! Takie przeklte nasienie! Najchtniej poleciaby od razu, aby ich
znale, zrobi z nich gulasz i odebra swoje pienidze!
Strona 80
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
I ju si podrywa.
Ale zastanawia si w por: przecie nie moe odej! Musi tutaj sta, bo piset marek te mu
ucieknie! To jasne, e nigdy nie odbierze swoich pienidzy od tych szczeniakw, trzeba si
postara uratowa przynajm-. niej piset marek.
Idzie, cakowicie opanowany dawic go zoci, do maej kawiarenki i telefonuje stamtd
do komisarza Eschericha. Potem wraca na swj punkt obserwacyjny i oczekuje z
niecierpliwoci przybycia Eschericha. Jake mu ciko na duszy! Tyle trudu sobie zada i
wszystko zawsze obraca si przeciw niemu! Innym udaje si wszystko, do czego si tylko
wezm, taka gnida jak Enno dostaje kobiet z kup forsy, piknym sklepem, takie zero stawia
na konia i zaraz wygrywa! A on? Cokolwiek robi, nic mu si nie udaje. Ile kopotu mia z t
Haeberle, cieszy si, e ma troch pienidzy w kieszeni i - ju ich nie ma! Albo bransoleta
Rosenthalowej wtedy - nie ma! Albo to adne wamanko, cay skad z bielizn i - nie ma!
Wszystko, do czego si bierze, ucieka mu spod rk!
- Jestem pechowcem, ot co! - mwi peen goryczy do siebie. - No, jeli komisarz
przynajmniej przyniesie te piset fajgli! A Kuna po prostu zabij! Bd go bi, nie dam mu
zry tak dugo, a zdechnie! Nigdy mu tego nie zapomn!
Borkhausen przez telefon powiedzia komisarzowi, eby wzi zaraz ze sob pienidze.
- Zobaczymy! - powiedzia komisarz.
,,Co to ma znaczy? Ten te mnie chce obesra? Nie pozwol na co podobnego!"
W caej sprawie interesuj go teraz tylko pienidze. Gdy tylko bdzie mia pienidze -
odwala, a z Ennem niech si stanie, co chce. Ju go to wicej nie interesuje! Moe naprawd
potem pojedzie do Monachium. Tutaj ma ju wszystkiego do! Po prostu nie moe duej
tego znie! Kuno, ktry go wali po pysku i gwide mu fors - czego takiego nie byo
jeszcze na wiecie! Wasny syn!
Nie, ta Haeberle miaa racj: pojedzie do Monachium. Oczywicie, jeli Escherich przyniesie
pienidze, bo inaczej nie ma za co kupi biletu. Ale przecie to nie moe by, eby komisarz
nie dotrzyma sowa! A moe?
ROZDZIA XXXI Odwiedziny u panny Anny Schoenlein Telefoniczna wiadomo
Borkhausena, e znalaz Enna Klugego w zachodniej dzielnicy Berlina wzbudzia w
komisarzu Escherichu powan konsternacj. Automatycznie odpowiedzia: - Tak, przyjad.
Natychmiast przyjedam. - Przygotowa si ju do wyjcia, ale potem opady go znw
wtpliwoci.
Wic mia go, tego tak podanego, tropionego od wielu dni. Mia go, wystarczy pooy na
nim rk i ju go trzyma, tego gagatka. W czasie wytonych i niecierpliwych poszukiwa
stale myla o tej chwili, myla, e musi go schwyta. Si odgania wszelk myl o tym, co
zrobi z aresztowanym.
Ale nadszed wreszcie ten moment. I teraz powstawao pytanie: co waciwie zrobi z tym
Ennem? Wiedzia przecie, teraz wiedzia to na pewno: Enno Kluge nie by autorem kart -
zdawa sobie najzupeniej z tego spraw. W czasie poszukiwa mg wszystko otoczy mg,
mg nawet gada o tym z asystentem Schroederem, e Kluge na pewno ma jeszcze co
innego na sumieniu.
Tak, wanie co innego, ale nie to! Nie on pisa te karty! Nigdy! Jeeli go zaaresztuje i
sprowadzi tutaj, na Prinz-Albrecht-Strasse, nic nie powstrzyma obergruppenfuehrera od
osobistego przesuchania Klugego. A wtedy wyjdzie na jaw, e nie wie on nic o kartach, ale
za to duo o wymuszonym podpisie pod protokoem - to byo jasne! Nie, nie mona tutaj
sprowadza Klugego!
Ale rwnie niemoliwe byo pozostawienie go nadal na wolnoci, choby pod staym
nadzorem. Nigdy Prali nie zgodzi si na to. Nie pozwoli te przez duszy czas si zwodzi,
nawet jeli Escherich przemilczy tymczasem odnalezienie Klugego. Par razy ju bardzo
wyranie napomkn, e ca spraw Klabautermanna odda w inne rce 1 to nieco
mdrzejsze! Komisarz nie mg si zblamowa - a poza tym przywiza si do tej sprawy, ta
sprawa staa si dla niego wana.
Escherich siedzi przy swoim biurku, gapic si-przed siebie, i gryzie tawe wsy.
Przeklty lepy zauek! - myli - przeklty zauek, w ktry daem si wpdzi! Wszystko, co
robi, jest bdne, a jeeli nic .nie robi, jest to tym bardziej bdne! Ndzny lepy zauek!"
Czas mija, a komisarz Escherich wci jeszcze siedzi i amie sobie gow. - Ten Borkhausen -
do diaba z nim! Niech stoi i gapi si na dom! Ma do czasu na to! A jeeli Enno tymczasem
przemknie mu si midzy palcami, wyrwie Borkhausenowi kawakami jelita z brzucha!
Piset marek i zaraz przynie! Cay ten Enno, stu Ennw, nie jest wartych piciuset marek!
Da mu po mordzie, temu Borkhausenowi, taki przeklty pies! Co go obchodzi Kluge?
Potrzebny mu jest autor kart!
Ale gdy tak siedzi spokojnie i rozmyla coraz duej, zmienia swj pogld na spraw
Borkhausena". W kadym razie wstaje i idzie do kasy.
Kae sobie da piset marek (rozliczymy si pniej") i wraca do swego pokoju. Mia
zamiar jecha na Ansbacherstrasse subowym samochodem, chcia te zabra ze sob dwch
ludzi - ale teraz zmienia rozkazy; nie potrzebuje ani wozu, ani ludzi.
A moe Escherich zmieni pogld nie tylko co do Borkhausena, moe wpado mu rwnie co
na myl w sprawie Enna Klugego? W kadym razie wyjmuje teraz z kieszeni spodni swj
subowy pistolet-,,armat" i zamiast niego wsuwa tam may pistolecik, pochodzcy z
przeprowadzonej niedawno konfiskaty. Wyprbowa go ju, ta maa spluwa ley doskonale w
rku i dobrze niesie.
A wic chodmy! Na progu pokoju komisarz zatrzymuje si, odwraca si jeszcze raz. Dzieje
si co dziwnego: komisarz robi machinalnie poegnalny gest w stron pokoju. Bd zdrw...
Niejasne uczucie, przeczucie, ktrego si niemal wstydzi, e komisarz Escherich nie zobaczy
ju tego pokoju tak, jak go teraz opuszcza. Dotychczas by urzdnikiem, ktry tropi ludzi, jak
inny sprzedaje znaczki pocztowe - porzdnie, pilnie, wedug przepisw.
Gdy jednak dzi albo jutro rano tu wrci, nie bdzie moe ju tym samym urzdnikiem.
Bdzie mia sobie co do wyrzucenia, co, czego nie mona zapomnie. Co, o czym moe
tylko on sam wie. Ale tym gorzej: nigdy nie bdzie mg si od tego uwolni.
Tak wic Escherich pozdrawia swj pokj, wychodzi i na wp wstydzi si swego
poegnalnego gestu. Zobaczymy jeszcze! - powiada do siebie uspokajajco - wszystko moe
mie jeszcze zupenie inny przebieg. Musz przedtem pogada z tym Klugem..."
Jedzie metrem; zapada ju wieczr, kiedy przychodzi na Ansbacherstrasse.
- Na pana to mona adnie czeka! - warczy Borkhausen wciekle najego widok.-Przez cay
dziennie nie jadem! Czy przynis pan moje pienidze, panie komisarzu?
- Zamknij mord! - ucina komisarz, co Borkhausen zupenie susznie uwaa za
Strona 81
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
potwierdzenie. Na sercu robi mu si znw lej: s widoki na fors!
- Gdzie on tu mieszka, ten Kluge? - pyta komisarz.
- Przecie tego nie wiem - odpowiada Borkhausen z uraz, aby zapobiec ewentualnym
zarzutom. - Nie mog przecie wej do domu i pyta o niego, bo zna mnie od dawna! Nie,
ale mieszka chyba w oficynie, pan to ju sam wydostanie, panie komisarzu. Zrobiem swoj
robot i chciabym teraz dosta moje pienidze.
Escherich nie zwraca na to wcale uwagi, pyta, skd si wzi Enno tutaj na zachodzie i jak
Borkhausen wpad na jego lad.
Borkhausen musi zoy obszerne sprawozdanie, a komisarz robi notatki o pani Hete
Haeberle, o sklepie ze zwierztami, o wieczornej scenie z czoganiem na kolanach: tym razem
komisarz notuje wszystko. Oczywicie sprawozdanie Borkhausena nie jest pene. Tego jednak
nie mona od niego da. Nikt nie moe da od czowieka, aby przyzna si do
kompromitujcego niepowodzenia. Bo gdyby Borkhausen opowiedzia, jak dosta pienidze
od tej Haeberle, musiaby rwnie opowiedzie, jak je straci. Byby te zmuszony
opowiedzie o tych dwch tysicach patykw, ktre teraz jad dla niego do Monachium. Nie,
tego nikt nie moe od niego wymaga.
Gdyby Escherich by w nieco lepszej formie, zwrciby uwag na kilka niedokadnoci w
sprawozdaniu szpicla. Ale Escherich myli jeszcze cigle o innych sprawach i najchtniej
odesaby tego Borkhausena. Jest mu jednak jeszcze przez chwil potrzebny i dlatego mwi
do niego: - Niech pan tutaj zaczeka! - i wchodzi do domu.
Nie od razu do oficyny, ale do portierni od frontu. Tam zasiga informacji. Dopiero potem,
odprowadzany przez portiera, idzie do oficyny i wchodzi powoli po schodach na czwarte
pitro.
Portier nie mg potwierdzi, czy Enno Kluge jest w tym domu. Portier jest tylko dla pastwa
z frontu, a nie dla ludzi z oficyny. Ale oczywicie zna wszystkich, ktrzy tu mieszkaj,
chociaby dlatego, e musi rozdziela karty ywnociowe. Niektrych zna dobrze, innych
mniej. Na przykad jest taka panna Anna Schoenlein na czwartym pitrze. J mona by
podejrzewa, e przyjmie takiego czowieka. Portier maj i tak w ewidencji. Wiecznie
najrozmaitsze taatajstwo u niej nocuje, a sekretarz poczty na trzecim pitrze pod ni twierdzi
z ca pewnoci, e ona sucha noc zagranicznych audycji. Tylko e sekretarz nie mg
jeszcze przysic na to, ale obieca nadal pilnie nasuchiwa. Portier chcia ju w tej sprawie
porozmawia z zarzdzajcym blokiem, ale rwnie dobrze moe to powiedzie panu
komisarzowi. Niech przede wszystkim prbuje u tej Schoenlein, a dopiero gdyby si okazao,
e tego gocia tam naprawd nie ma, mona bdzie sprawdzi jeszcze na pozostaych
pitrach. Na og mieszkaj tutaj tylko porzdni ludzie, nawet w oficynie.
- To tu! - szepce portier.
- Niech pan tak stanie, eby byo pana wida przez wizjer - szeptem podpowiada komisarz. -
Niech pan im cokolwiek powie, po co pan przychodzi. W sprawie karmy dla wi, na NSV*
albo WHW.
- Zrobione! - powiada portier i dzwoni.
Przez chwile panuje zupeny spokj, portier dzwoni po raz drugi i po raz trzeci. Ale 'w
mieszkaniu cisza.
- Nie ma w domu? - szepce komisarz.
- Nie wiem jeszcze! - powiada portier - nie widziaem, by ta Schoenlein dzi wychodzia na
ulice.
I dzwoni po raz czwarty.
Zupenie nagle otwieraj si drzwi. aden z nich nie sysza szmeru w mieszkaniu. Wysoka,
chuda kobieta stoi przed nimi. Ubrana jest w zniszczone, wypowiae spodnie treningowe i
kanarkowy pulower z czerwonymi guzikami. Ma ostro zarysowan, chud twarz w
czerwonych plamach, jak to czsto bywa u grulikw. Rwnie oczy jej byszcz jak w
gorczce.
- O co chodzi? - pyta krtko i nie zdradza adnego przeraenia, gdy komisarz staje blisko niej
w drzwiach, tak e nie mona ich zamkn.
- Chtnie zamienibym z pani par sw, panno Schoenlein. Jestem komisarz Escherich z
gestapo.
Znw najmniejszego przeraenia; kobieta patrzy na niego nadal swymi byszczcymi oczyma.
Potem mwi szybko: - Niech pan wejdzie!
- i idzie przodem do mieszkania.
- Niech pan zostanie przy drzwiach - szepce komisarz do portiera.
- A gdyby kto chcia wej lub wyj, niech pan mnie zawoa!
Pokj, do ktrego wprowadzono komisarza, jest nieco nieporzadny i zakurzony.
Starowieckie pluszowe meble, z kolumienkami i kulami z czasw pradziadka. Portiery z
aksamitu. Sztalugi, a na nich portret brodatego mczyzny: powikszona, kolorowa
fotografia. W powietrzu wisi dym papierosw, par niedopakw ley w popielniczce.
- O co chodzi? - pyta ponownie panna Schoenlein. Stana przy stole nie proszc komisarza,
by usiad.
Ale komisarz siada mimo to, wyjmuje paczk papierosw z kieszeni i wskazuje na portret. ~
Kto to jest? - pyta.
- NSV - Nazionalsozialistische-Yolkswohlfahrt - agenda partii hitlerowskiej zajmujca si
tzw. opiek spoeczna.
- Mj ojciec - mwi kobieta. I pyta raz jeszcze: - O co chodzi?
- Chciaem pani zapyta o rne rzeczy, panno Schoenlein - powiada komisarz i podaje jej
papierosy. - Ale niech pani siada i wemie papierosa.
Kobieta mwi szybko: - Nie pal nigdy.
- Raz, dwa, trzy, cztery - liczy Escherich niedopaki w popielniczce - dym tytoniowy w
powietrzu. Czy ma pani goci, panno Schoenlein?
Spojrzaa na niego bez strachu. - Nigdy nie przyznaj si, e pale - powiedziaa po chwili - bo
lekarz ze wzgldu na puca zabroni mi pali.
- A wic nie ma pani goci?
- A wic nie mam goci.
- Obejrz sobie nieco pani mieszkanie -- owiadcza komisarz i wstaje. - Nie, niech si
pani nie trudzi. Sam znajd drog.
Przeszed szybko przez oba pozostae pokoje, przepenione kanapami, szafami, fotelami i
postumentami. Raz zatrzyma si i nasuchiwa z twarz odwrcon ku jednej z szaf.
Umiecha si przy tym.
Potem wrci do panny Schoenlein. Staa jeszcze tak, jak j zostawi, przy stole.
Strona 82
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Zameldowano mi - powiedzia siadajc ponownie - e przyjmuje pani wiele goci. Goci,
ktrzy czsto nocuj u pani przez kilka nocy, ale nigdy nie s meldowani. Czy zna pani
przepisy o obowizku meldowania?
- Moi gocie s niemal wycznie moimi bratankami i bratanicami. Nigdy nie pozostaj u
mnie duej ni dwie noce. Wydaje mi si, e obowizek meldowania zaczyna si dopiero
przy czwartej nocy.
- Musi pani mie bardzo du rodzin, panno Schoenlein - powiedzia komisarz z namysem.
- Niemal co noc przebywa u pani jedna, dwie, a czsto i trzy osoby.
- Maa przesada. Zreszt rzeczywicie mam du rodzin. Szecioro rodzestwa, wszyscy
onaci, maj dzieci.
- A ci godni starsi panowie i panie nale rwnie do pani bratankw i bratanic?
- Ich rodzice oczywicie odwiedzaj mnie rwnie od czasu do czasu.
- Bardzo dua i bardzo rozmiowana w podrach rodzina... A propos chciaem si
jeszcze zapyta: gdzie pani ma swj aparat radiowy, panno Schoenlein? Nie zauwayem w
przejciu...
Mocno zacisna wargi. - Nie mam radia.
- Oczywicie! - powiedzia komisarz. - Oczywicie! Dokadnie tak samo, jak nigdy pani nie
przyzna, e pali papierosy. Muzyka radiowa nie szkodzi na puca.
- Ale na wiatopogld polityczny - odpowiedziaa nieco kpico.
- Nie, nie mam radia w domu. Jeeli syszano muzyk z mojego mieszkania, to chodzi tu o
patefon walizkowy, ktry stoi tam za panem na pce.
- I ktry przemawia obcymi jzykami - uzupeni komisarz.
- Mam wiele zagranicznych pyt do taca. Nie uwaam tego za przestpstwo, jeeli nawet
teraz, w czasie wojny, przy okazji przegrywam je moim gociom.
- Pani bratankom i bratanicom? Nie, to rzeczywicie nie jest przestpstwem.
Wsta z rkami w kieszeniach. Nagle nie mwi ju ironicznie, ale po prostu brutalnie: - Jak
pani myli, co si stanie, jeeli teraz pobawi si z pani, panno Schoenlein, i pozostawi tutaj
u pani w mieszkaniu czowieka? Przyjmowaby pani goci i obejrzaby sobie dokadniej
papiery pani bratankw i bratanic. Moe jeden z goci przyniesie ze sob nawet radio? Co
pani o tym sdzi?
- Sdz - powiedziaa nieustraszenie panna Schoenlein - e pan z gry przyszed z zamiarem
aresztowania mnie. Jest wic zupenie obojtne, co powiem. Chodmy! Pozwoli mi pan chyba
prdko woy sukni, zamiast spodni treningowych?
- Jeszcze chwil, panno Schoenlein! - zawoa komisarz za ni. Zatrzymaa si i odwrcia do
niego z rk na klamce.
- Jeszcze chwileczk! Byoby oczywicie waciwe, gdyby pani jeszcze przed naszym
wyjciem oswobodzia tego pana z szafy. Ju przedtem, gdy przechodziem przez sypialni,
zdawao mi si, e bardzo cierpi wskutek braku powietrza. Prawdopodobnie w szafie jest
duo proszku przeciwko molom...
Teraz czerwone plamy znikny z jej twarzy, wpatrywaa si w niego biaa jak przecierado.
Potrzsn gow. - Dzieci! dzieci! - powiedzia z artobliw nagan - jake uatwiacie nam
robot! I wy chcecie by spiskowcami? Wy chcecie zdziaa co przeciw pastwu waszymi
dziecinnymi kawaami? Szkodzicie tylko sobie samym!
Wci jeszcze wpatrywaa si w niego. Usta jej byy zacinite, oczy gorczkowo byszczay,
a rka wci spoczywaa na klamce.
- C, ma pani szczcie, panno Schoenlein - mwi dalej komisarz, cigle tonem lekkiej,
pogardliwej przewagi - w tym sensie, e nie interesuj si dzi absolutnie pani. Interesuj si
natomiast tym panem z szafy. By moe, e zastanowiwszy si u siebie w biurze gbiej nad
pani spraw, bd si czu zobowizany zoy meldunek w odpowiednim wydziale.
Powiadam - by moe" - nie wiem jeszcze... Moe zreszt pani sprawa wyda mi si zbyt
baha - zwaszcza biorc pod uwag pani chorob puc...
Nagle wybuchna: - Nie chc waszej aski! Nienawidz waszego wspczucia! Moja sprawa
nie jest baha! Tak jest, regularnie udzielaam schronienia przeladowanym politycznie!
Sucham zagranicznych audycji! Tak, teraz pan wie! Teraz nie moe mnie pan ju oszczdza
- mimo moich puc!
- Dziewczyno! - powiedzia ironicznie i spojrza niemal wspczujco na osobliw
staropaniesk posta w spodniach treningowych i w tym pulowerze z czerwonymi
guzami. - U pani chodzi nie tylko o puca, u pani w gr wchodz take nerwy! P godziny
przesuchania u nas, a bdzie pani zdumiona, w jak krzyczc, aosn kupk mieci zamieni
si pani ciao! To bardzo niemio uwiadomi sobie co takiego. Niektrzy nie potrafi znie
poczucia tego ponienia, wieszaj si potem.
Przyjrza si jej jeszcze raz, skin gow z namysem. Powiedzia pogardliwie: - I co takiego
nazywa si spiskowcem!
Szarpna si jak uderzona biczem, ale nie odpowiedziaa ani sowa.
- Przy naszej miej pogawdce zapominamy jednak zupenie o pani gociu w szafie -
powiedzia po chwili. - Niech pani idzie, panno Schoenlein! Jeli go zaraz nie zwolnimy,
wykituje.
Enno Kluge by rzeczywicie bliski uduszenia, gdy Escherich wycign go z szafy. Komisarz
pooy czowieczka na szezlgu 1 poruszy par razy jego ramionami, aby doprowadzi
powietrze do puc.
- A teraz - powiedzia i spojrza na kobiet, ktra bez sowa staa w pokoju - a teraz, panno
Schoenlein, niech mnie pani najlepiej na kwadrans pozostawi samego z panem Kluge. Niech
pani usidzie w kuchni, tam najtrudniej podsuchiwa.
- Nigdy nie podsuchuj!
- Nie, nie, tak samo jak pani nie pali papierosw i tylko ku uciesze bratankw i bratanic
nastawia patefon! Nie, niech pani lepiej usidzie w kuchni. Zawoam pani w ,razie potrzeby.
Skin jej gow jeszcze raz i przekona si, e rzeczywicie posza do kuchni. Potem zwrci
si do Klugego, ktry siedzc teraz na kanapie skierowa przestraszone, bezbarwne oczy na
komisarza. zy zaczynay ju cieka po jego twarzy.
- No, no, panie Kluge - powiedzia komisarz uspokajajco. - Tak pana cieszy spotkanie ze
starym komisarzem Escherichem? Tskni pan wic za mn? Prawd mwic i ja tskniem za
panem i jestem szczliwy, e odnalazem pana. Teraz tak prdko nie rozstaniemy si,
kochany panie Kluge.
zy Enna cieky strumieniami. Zaka gwatownie:
- Ach, panie komisarzu, przecie pan mi wicie przyrzek, e mnie wypuci!
- A czy pana nie wypuciem? - zapyta komisarz zdumiony. - Ale przecie to nie wyklucza,
Strona 83
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
e znw pana aresztuj, kiedy stskni si za panem. Moe mam nowy protok do
podpisania, panie Kluge! - Przecie pan, jako mj dobry przyjaciel, nie odmwi mi tej maej
przysugi, co?
Enno zadra pod spojrzeniem bezlitonie skierowanych na niego ironicznych oczu. Wiedzia:
te oczy wycign z niego wszystko, od razu wszystko wygada, a potem bdzie zgubiony na
wieki, tak czy owak...
ROZDZIA XXXII Escherich i Kluge id na spacer Byo ju zupenie ciemno, gdy komisarz
Escherich z Ennem Klugem opucili dom przy Ansbacherstrasse. Nie, mimo tych puc nie
mg si komisarz zdecydowa na uznanie sprawy panny Anny Schoenlein za bah. Ta stara
panna prawdopodobnie przyjmowaa u siebie bez wyboru wszelkich przestpcw, nie znajc
nawet ich historii. Enna Kluge na przykad przyja nie pytajc nawet o nazwisko, schowaa
go tylko dlatego, e przywloka go do niej przyjacika.
Trzeba si bdzie teraz przyjrze tej Haeberle. Co za kopoty z tym narodem! Nawet teraz,
gdy rzd prowadzi najwiksz wojn na rzecz jego szczliwej przyszoci, nawet teraz by
oporny. Wszdzie, gdzie zaczynao si wcha, mierdziao. Komisarz Escherich by
przekonany, e niemal w kadym niemieckim domu znajd si jakie tajemnice i kamstwa.
Nie ma prawie nikogo, kto miaby czyste sumienie - oczywicie wyczajc czonkw partii.
Nie wayby si jednak przeprowadzi u czonkw partii takiego badania jak u tej
Schoenlein.
W kadym razie posadzi portiera jako wartownika w jej mieszkaniu. Portier wydawa si
zupenie odpowiedzialnym czowiekiem, zreszt by czonkiem partii. Trzeba bdzie si
postara, aby dosta jak ma intratn posadk. To podcigao takich ludzi i wyostrzao ich
wzrok i such. Wynagradza i kara - oto najlepszy sposb rzdzenia.
Komisarz idzie ze swoim Ennem Kluge u boku w kierunku supa, za ktrym stoi Borkhausen.
Borkhausen wolaby swego dawnego kumpla teraz nie widzie. Aby go omin, obchodzi
sup dookoa. Ale komisarz robi zwrot w ty i teraz stoj naprzeciw siebie Emil i Enno.
- Dobry wieczr! - powiada Borkhausen i wyciga rk.
Ale Kluge jej nie ujmuje. Troch oburzenia poruszyo si nawet w tym ndznym stworzeniu.
Nienawidzi Borkhausena, ktry namwi go do wamania, gdzie dosta tylko cigi, ktry dzi
rano wymusi tysice, a teraz mimo to go zdradzi.
- Panie komisarzu - powiada Kluge gorliwie - czy Borkhausen panu nie powiedzia, e
wymusi dzisiaj rano od mojej przyjaciki, pani Haeberle, dwa tysice piset marek? Mia
mi za to pozwoli zwia. A teraz...
Komisarz odszuka Borkhausena tylko po to, aby mu da pienidze i odesa go do domu. Ale
teraz pozostawia .paczuszk pienidzy w kieszeni i sucha rozweselony, jak Borkhausen
grubiasko odpowiada: - A moe nie pozwoliem ci zwia, Enno? A jeli jeste taki osio, e
dajesz si znowu zapa, to nie moja wina. Dotrzymaem sowa.
Komisarz powiada: - No, pogadamy jeszcze o tym, Borkhausen. Postaraj si pan teraz wrci
do domu.
- Ale chciabym przedtem dosta moje pienidze, panie komisarzu - da Borkhausen. -
Przyrzek mi pan na pewno piset marek, jeli dostarcz panu Enna. Ma go pan w rku, a
teraz niech pan buli fors!
Kadv umiera... i. f - Dwa razy w tej samej sprawie nie bdzie pan opacony, Bork-hausen -
odmawia mu komisarz. - Dosta pan ju przecie dwa tysice piset!
- Aleja wcale nie mam tych pienidzy! - protestuje niemal krzyczc rozczarowany
Borkhausen. - Posaa je na poczt do Monachium, abym zeszed im tutaj z drogi!
- Mdra kobieta! - chwali komisarz. - Albo to by moe paski pomys, panie Kluge?
- Znw kamie! - krzyczy oburzony Enno - tylko dwa tysice posaa do Monachium. Piset,
a moe nawet wicej dosta w gotwce. Niech pan sprawdzi jego kieszenie, panie komisarzu!
- Zwdzili mi je! Caa banda wyrostkw napada mnie i zwdzili moje pienidze! Moe pan
mnie przeszuka od gry do dou. Mam tylko par marek, ktre przypadkowo zostay w
kamizelce!
- Nie mona panu powierza pienidzy, Borkhausen - powiada komisarz potrzsajc gow. -
Nie potrafi si pan obchodzi z pienidzmi. Da si okra przez wyrostkw, taki dorosy
mczyzna!
Borkhausen zaczyna na nowo ebra, da, przekonywa, ale komisarz rozkazuje - s ju
teraz na Yiktoria-Luise-Platz: - Wal pan teraz do domu, Borkhausen!
- Panie komisarzu, przecie pan mi przyrzek...
-- Jeli pan natychmiast nie zniknie w metrze, oddam pana temu posterunkowemu! Zatrzyma
pana od razu za wymuszenie.
Z tymi sowami komisarz idzie w kierunku schupo i Borkhausen, rozzoszczony amator-
przestpca, ktremu nic si nie udaje, gdy traci spodziewany zysk zawsze tu przed
zwycistwem, znika z Yiktoria-Luise-Platz. (Poczekaj tylko, Kuno-Dieter, niech ja przyjd
do domu"...!)
Komisarz rzeczywicie zaczepia schupo, legitymuje si i daje mu polecenie aresztowania
panny Anny Schoenlein i przetrzymania jej na posterunku pod zarzutem... - No, powiedzmy,
pod zarzutem suchania wrogich rozgoni. Wypraszam sobie wszelkie przesuchania. Jutro
przyjdzie kto od nas i zabierze t kobiet ze sob. Dobranoc, panie wachmistrzu!
- Heil Hitler, panie komisarzu!
- Tak - powiada komisarz idc przez Motzstrasse w kierunku Nollendorfplatz. - Co teraz
zrobimy? Godny jestem, o tej porze jadam.
Wie pan co, zapraszam pana na kolacj. Nie pieszy si panu chyba tak strasznie do gestapo.
Obawiam si, e jedzenie u nas pozostawia wiele do yczenia, a ludzie s tacy zapominalscy,
czasami nie przynosz nic przez dwa, trzy dni. Nawet wody. Za organizacja! Tak, co pan o
tym myli, panie Kluge?
Przy akompaniamencie takiej i temu podobnej gadaniny zacign komisarz zupenie
oszoomionego Klugego do maej winiarni, gdzie, zdaje si, by dobrze znany. Komisarz jest
hojny. Funduje nie tylko doskonae, obfite potrawy z winem i wdeczkami, jest nawet
prawdziwa kawa, ciastka i papierosy. Komisarz owiadcza przy tym zupenie bezwstydnie: -
Niech pan nie myli, e ja za to wszystko pac, Kluge! To wszystko idzie na rachunek
Borkhausena. Pac to bowiem z pienidzy, ktre waciwie on powinien dosta. Zreszt to
suszne, e pan napycha sobie kaldun z nagrody wyznaczonej za pana. Zadouczynienie
sprawiedliwoci...
Komisarz mwi i mwi, ale moe naprawd nie jest wcale taki pewny siebie, jak udaje. Je
mao, ale za to pije prdko i duo. Moe tkwi w nim jaki niepokj? Ten czowiek ogarnity
jest jakim niezwykym u niego zdenerwowaniem. Czasem bawi si kulkami chleba, a potem
Strona 84
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
nagle chwyta si za kiesze od spodni, w ktrej tkwi may pistolecik - przy czym rzuca
szybkie spojrzenia na Klugego.
Enno siedzi do obojtny. Naar si porzdnie, ale prawie nic nie pi. Jest jeszcze cigle
oszoomiony, nie rozumie tej historii z komisarzem. Jest aresztowany czy nie? Enno nic nie
kapuje.
Wanie wyjania mu to Escherich: - Siedzi pan tu, panie Kluge - powiada - i dziwi si.
Oczywicie bujaem pana. Wcale nie byem taki godny. Chc tyko zabi czas do dziesitej.
Musimy wtedy uda si na may spacerek i tam si pokae, co z panem zrobi. Tak - to - si -
tam - pokae...
Komisarz mwi coraz wolniej, coraz ciszej i z coraz wikszym namysem. Enno Kluge rzuca
na niego nieufne spojrzenie. Jakie nowe diabelstwo tkwi w tym maym spacerku" o
dziesitej w nocy. Ale jakie? I jak uj przed nim? Escherich pilnuje go jak diabe, nawet nie
wolno mu samemu pj do ubikacji.
Komisarz mwi dalej: - Sprawa jest mianowicie taka, e spotkam mojego czowieka dopiero
po dziesitej. Mieszka za miastem, w Schla-chtensee. Rozumie pan, panie Kluge? Wanie to
nazywam maym spacerkiem.
^
- A co ja mam z tym wsplnego? Czy znam tego czowieka? Nie znam przecie nikogo w
Schlachtensee! Zawsze mieszkaem w okolicach Friedrichshain.
- Myl, e pan go jednak zna. Chciabym, aby mu si pan przyjrza.
- A jeli przyjrz mu si i stwierdz, e go nie znam, co wtedy? Co wtedy stanie si ze mn?
Komisarz robi obojtny gest: - To si wtedy okae. Myl, e zna pan tego czowieka.
Obaj milcz. Potem Enno Kluge pyta: - Czy to ma znw co wsplnego z t przeklt histori
z pocztwkami? Lepiej byoby, ebym nie podpisa tego protokou. Nie powinienem by panu
zrobi tej przysugi, panie komisarzu.
- Rzeczywicie? Zdaje mi si niemal, e ma pan racj. I dla pana, i dla mnie byoby lepiej,
gdyby pan go nie podpisa, panie Kluge!
- Patrzy tak ponuro na swoje vis a vis, e Enna znw ogarnia strach. Komisarz zauway to.-
No, no-powiada uspokajajco-zobaczymy... Myl, e wypijemy jeszcze jedn wdk i
ruszymy. Chtnie wrcibym jeszcze ostatnim pocigiem do miasta.
Kluge patrzy na niego przeraony: - A ja? - pyta drcymi wargami.
- Czy ja - mam - zosta - za miastem?
- Pan - mieje si komisarz - pan oczywicie pojedzie ze mn, panie Kluge! Czemu pan
patrzy na mnie taki przeraony? Przecie nie powiedziaem nic, co mogoby pana tak
przestraszy. Oczywicie, e wrcimy obaj razem do miasta. O, tam idzie kelner z nasz
wdk. Ober, niech pan chwile zaczeka, damy panu zaraz kieliszki do zamiany.
Nieco pniej s w drodze do Dworca Zoo. Jechali metrem, a kiedy wysiedli w
Schlachtensee, noc bya taka ciemna, e w pierwszej chwili stanli bezradnie na placu* przed
dworcem. Z powodu zaciemnienia nigdzie nie byo wida wiateka.
- W tej ciemnoci nie znajdziemy nigdy drogi - powiedzia Kluge ze strachem. - Panie
komisarzu, wracajmy, prosz! Prosz! Wol ju spdzi t noc u was, w gestapo, ni...
- Niech pan nie gada gupstw, Kluge! - przerwa ostro komisarz i chwyci rami chudziaka
mocno pod pach. - Myli pan, e jad tu z panem przez p nocy na spacer po to, aby
zawrci na kwadrans przed celem? - Nieco agodniej doda: - Widz ju teraz zupenie
dobrze. Pjdziemy boczn drog, w ten sposb dostaniemy si najprdzej do jeziora...
Ruszyli w milczeniu, omijajc ostronie niewidzialne przeszkody. Gdy przeszli kawaek
drogi, rozjanio si jakby nieco.
- Widzi pan, Kluge - powiedzia komisarz - wiedziaem, e mog polega na swym zmyle
orientacyjnym. Oto ju jezioro!
Kluge nie odezwa si i milczc poszli dalej.
Noc bya zupenie bezwietrzna, dokoa spokj. Nie spotkali ani jednego czowieka. Z gadkiej
powierzchni jeziora, ktre raczej przeczuwali, ni widzieli, zdawaa si ulatnia szara jasno,
jak gdyby woda oddawaa najsabszy promie schwytanego w dzie wiata.
Komisarz chrzkn, jakby chcia przemwi, ale milcza nadal.
Nagle Enno Kluge zatrzyma si. Jednym ruchem uwolni rami z ucisku swego towarzysza.
Zawoa niemal krzyczc: - Nie pjd ani kroku dalej! Jeeli pan chce mi co zrobi, moe
pan to zrobi rwnie dobrze teraz, jak o kwadrans pniej! Nikt nie moe mi przyj z
pomoc. Jest ju chyba pnoc!
Na potwierdzenie tych sw zacz bi zegar. Wrd ciemnej nocy dwik rozbrzmiewa
niespodziewanie blisko i mocno. Obaj mczyni liczyli automatycznie.
- Jedenasta! - powiedzia potem komisarz. - Jedenasta godzina. Jeszcze godzina do pnocy.
Chod pan, Kluge, mamy jeszcze tylko pi minut drogi.
I znw chwyci rami tamtego.
Ale Kluge wyrwa si z niespodziewan sia: - Powiedziaem, e nie pjd ani kroku dalej, i
nie pjd!
Jego gos zaamywa si ze strachu, tak krzycza. Jaki wystraszony ptak wodny wyfrun z
sitowia i ociale przelecia obok.
- Niech pan tak nie krzyczy! - powiedzia komisarz ze zoci. - Budzi pan cae jezioro!
Potem zastanowi si: - A wic dobrze, odpocznijmy chwil. Wrci panu chyba rozsdek.
Usidziemy tu?
I znw chwyci Klugego za rami.
Enno uderzy chwytajc go rk. - Nie dam si przez pana wicej rusza! Rb pan ze mn,
co pan chce, ale niech pan mnie nie rusza!
Komisarz powiedzia ostro: - To nie jest ton, ktrym rozmawia si ze mn, Kluge! Kto ty
taki? Tchrzliwy, may, zasrany szczeniak!
Komisarza rwnie zaczy nerwy ponosi.
; - A pan? - krzykn znw Kluge. - A kim pan jest? Jest pan morderc, podym morderc zza
wga!
Przestraszy si sam tego, co powiedzia. Zamrucza: - Niech mi pan wybaczy, panie
komisarzu. Nie chciaem tego powiedzie...
-r To nerwy - powiedzia komisarz - powinien pan prowadzi inne ycie, Kluge; paskie
nerwy nie wytrzymuj takiego ycia. Siadajmy wic tam, na tej kadce przy przystani. Niech
si pan nie lka, nie rusz ju pana, jeli pan tak mnie si boi.
Poszli w stron kadki. Drewno zatrzeszczao, gdy weszli na nie.
- Jeszcze par krokw - zachca Escherich. - Usidmy najlepiej na samym kocu. Lubi
siedzie na czym takim, tylko woda dookoa mnie...
Strona 85
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Ale Kluge znw si przeciwstawi. On, ktry przed chwil okaza przypyw zdecydowanej
odwagi, zacz nagle skowycze: - Nie pjd dalej! Och, niech si pan zlituje nade mn, panie
komisarzu! Niech mnie pan nie topi! Nie umiem pywa, mwi to panu od razu! Zawsze si
tak bardzo baem wody! Podpisz panu kady protok! Ratunku, ratunku! ratu...
Komisarz chwyci maego czowieczka i nis wierzgajcego na koniec kadki. Przycisn
mocno twarz Enna do swojej piersi, tak e Enno nie mg wicej krzycze. Zanis go w ten
sposb na koniec kadki i potrzyma tu nad wod.
- Jeeli jeszcze raz krzykniesz, psie, wrzuc ci!
Gboki szloch wydar si z krtani Enna. - Nie bd krzycza - powiedzia szeptem. - Ach,
przecie i tak zginem, niech mnie pan ju wrzuci! Nie wytrzymam tego duej...
Komisarz posadzi go na kadce i zaj miejsce obok niego.
- Tak - powiedzia - a teraz, gdy widziae, e mog ci wrzuci do jeziora i nie robi tego,
zrozumiae chyba, e nie jestem morderc?
Kluge zamrucza co niezrozumiaego. Zby szczkay mu gono.
- Tak, a teraz suchaj! Mam ci co do powiedzenia. Z tym czowiekiem, ktrego miae
pozna tutaj w Schlachtensee, to jest oczywicie bujda.
- Ale dlaczego?
- Poczekaj! Wiem rwnie, e nie masz nic wsplnego z autorem pocztwek. Mylaem, e z
protokoem dobrze wyjdzie, e przynajmniej bd mia jaki lad dla moich przeoonych do
czasu, pki nie znajd prawdziwego sprawcy. Ale to le si skoczyo. Teraz ci wielcy
panowie z SS daj ciebie, Kluge, chc ci przesucha na swj sposb. Oni wierz w ten
protok i uwaaj ciebie za autora kart albo przynajmniej za ich kolportera. I wycisn ju to z
ciebie. Wszystko, co zechc, wycisn z ciebie tymi przesuchaniami. Wycisn ci jak cytryn,
a potem zabij albo zaprowadz przed Trybuna Narodowy, co na jedno wychodzi. Tyle, e
mczarnia potrwa jeszcze par tygodni duej.
Komisarz zrobi przerw, a miertelnie wystraszony Enno drc przytuli si teraz do niego,
jakby szukajc pomocy u tego, ktrego jeszcze przed chwil nazwa morderc".
- Pan wie, e to nie ja zrobiem! - wyjka. - To wita prawda! Nie moe pan mnie do nich
zaprowadzi, nie wytrzymam tego, bd krzycza...
- Oczywicie, e bdziesz krzycza - potwierdzi komisarz niewzruszony-na pewno! Ale to
ich nie obchodzi, to dla nich jeszcze lepsza zabawa. Wiesz, Kluge, posadz ci na stoku i
ustawi ci tu przed twarz bardzo mocny reflektor. I bdziesz musia wci patrze w
wiato i bdziesz zdycha z gorca i jasnoci. A przy tym bd ci pytali, godzinami bd ci
zadawali pytania, jeden bdzie zastpowa drugiego, ale ciebie nikt nie zastpi, cho bdziesz
nie wiem jak zmczony. A kiedy upadniesz z wyczerpania, podnios ci kopniciami i
uderzeniami bata. Dadz ci wod z sol do picia, a kiedy i to nie pomoe, wykrc ci po kolei
kady staw z palcw. Bd leli kwas na twoje nogi...
- Przesta pan - prosz, przesta pan, nie mog tego sucha...
- Bdziesz musia nie tylko tego sucha, ale bdziesz musia to wytrzyma, Kluge. Dzie,
dwa, trzy, pi dni -zawsze, we dnie i w nocy. A przy tym bdziesz godowa tak, e odek
twj skurczy si jak zeschy li. Bdzie ci si wydawao, e zdychasz z blu. Ale nie
zdechniesz: tak atwo nie wypuszczaj nikogo, kogo raz dostan w swoje apy. Bd ci...
- Nie, nie, nie! - krzycza Enno i zatka sobie uszy. - Nie chc wicej sucha! Ani sowa!
Lepiej od razu mier!
- Tak, i ja tak myl - potwierdzi komisarz - lepiej od razu mier! Przez pewien czas
panowao midzy nimi gbokie milczenie. Potem may Enno Kluge powiedzia wzdrygajc
si nagle: - Ale do wody nie pjd...
- Nie, nie - namawia go komisarz dobrotliwie - nie musi pan wcale tego zrobi. Widzi pan,
przyniosem co innego. Niech pan spojrzy, taki adny may pistolecik. Wystarczy przycisn
go do skroni. Niech si pan nie boi, potrzymam panu rk, eby nie draa. A potem zagnie
pan tylko troszeczk palec... Nie poczuje pan adnego blu, nagle znikn wszystkie
mczarnie i przeladowania i bdzie pan wreszcie mia cisz i spokj...
- I wolno - powiedzia may Enno Kluge z namysem. - To wyglda zupenie tak samo,
panie komisarzu, jak wtedy, gdy mnie pan namwi na ten protok. I wtedy obieca mi pan
wolno. Czy tym razem naprawd? Jak mylisz?
- Ale oczywicie, Kluge. To jest jedyna prawdziwa wolno, ktra istnieje dla nas, ludzi.
Nie bd ci mg wtedy na nowo schwyta, na nowo straszy i drczy. Nikt ju tego nie
bdzie mg zrobi. Bdziesz si mia z nas wszystkich...
- A co potem przyjdzie, po spokoju i wolnoci? Czy jeszcze co potem bdzie? Jak mylisz?
- Nie myl, aby jeszcze co byo potem! Ani sdu karnego, ani pieka. Bdzie tylko spokj i
wolno.
- Wic po co yem? Dlaczego musiaem tutaj tyle przecierpie? Przecie nic nie zrobiem,
nie yem ku niczyjej radoci, nikogo naprawd nie lubiem.
- Tak - zauway komisarz - wielkim bohaterem nie bye, Kluge. I poyteczny te chyba nie
bye. Ale po co o tym mylisz? Tak czy owak teraz na to za pno, bez wzgldu na to, czy
zrobisz to, co ci proponuj, czy te pjdziesz ze mn do gestapo. Mwi ci, Kluge, ju po
pierwszej pgodzince bdziesz na kolanach baga o kul. Ale minie wiele, wiele
pgodzinek, zanim zamcz ci na mier.
- Nie, nie - powiedzia Enno Kluge. - Nie pjd do nich. Daj no mi ten pistolet do rki - czy
dobrze go teraz trzymam?
- Tak...
- A gdzie mam go przytkn? Tu, do skroni?
- Tak...
- A teraz tylko pooy palec na cynglu. Musz to zrobi ostronie, jeszcze teraz nie chc...
Chciaem jeszcze z tob porozmawia...
- Nie bj si, pistolet jest jeszcze zabezpieczony.
- Czy wiesz, Escherich, e jeste ostatnim czowiekiem, z ktrym rozmawiam? Potem bdzie
tylko spokj i nigdy wicej nie bd mg rozmawia z czowiekiem.
Wstrzsn nim dreszcz.
- Gdy przed chwil przystawiaem pistolet do skroni, przenikn mnie jaki chd. Tak
lodowaty musi by spokj i wolno, ktre mnie potem czekaj.
Nachyli si blisko do komisarza i wyszepta: - Czy chcesz mi co wicie przyrzec,
Escherich?
- Tak, a co takiego?
- Ale musisz dotrzyma sowa!
- Zrobi to, jeli tylko bd mg.
Strona 86
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Nie pozwl mi zelizn si do wody, kiedy ju bd martwy. Przyrzeknij mi to. Boj si
wody, pozwl mi lee tu na grze, na suchej kadce.
- Oczywicie. Przyrzekam ci to!
- Dobrze. Daj mi na to rk, Escherich.
- Masz!
- A nie oszukasz mnie Escherich? Widzisz, jestem tylko maym, ndznym cierwem i nie jest
wane, czy si mnie oszukuje, czy nie. Ale ty tego nie zrobisz?
- Na pewno tego nie zrobi, Kluge!
- Daj mi jeszcze raz pistolet - czy jest teraz odbezpieczony?
- Nie, jeszcze nie, dopiero jak powiesz.
- Czy teraz dobrze przyoyem, tak? Ju teraz ledwie czuj chd lufy, jestem tak samo
zimny jak ona. Czy wiesz, e mam on i dzieci?
- Rozmawiaem nawet z twoj on, Kluge.
- O! - may zainteresowa si tak, e prdko opuci pistolet. - Czy jest teraz w Berlinie?
Chtnie bym jeszcze raz z ni porozmawia.
- Nie, nie ma jej w Berlinie - powiedzia komisarz i zakl w duchu, e odstpi od swojej
zasady nieudzielania informacji. Od razu byy nastpstwa! - Jest jeszcze cigle w Ruppinie u
krewnych. A lepiej dla ciebie, jeeli nie bdziesz z ni mwi.
- Czy mwi o mnie le?
- Nie. wcale nie. Nie chce tylko w ogle mwi o tobie.
- Szkoda - powiedzia Enno - szkoda! Waciwie to komiczne, Escherich. Jestem przecie
zwykym zerem, ktrego nikt nie moe kocha. Ale nienawidzi, o, wielu mnie nienawidzi.
- Nie wiem, czy to jest nienawi u twojej ony. Myl, e chce mie tylko spokj.
Przeszkadzasz jej...
- Czy pistolet jest jeszcze zabezpieczony, komisarzu?
- Tak - odpowiedzia komisarz zdumiony, e Kluge, ktry przez ostatni kwadrans by
zupenie spokojny, nagle pyta z takim podnieceniem.
- Tak, jest jeszcze zabezpieczony... C u diaba?
Ogie wystrzau rozbysn przed jego oczyma, tak blisko, e z jkiem opad do tyu na
kadk. Przycisn rce do oczu, mia wraenie, e jest olepiony.
Kluge szepta mu do ucha: - Wiedziaem, e nie by zabezpieczony! Chciae mnie jeszcze raz
oszuka! A teraz jeste w moim rku, teraz ja tobie mog da spokj i wolno. -Trzyma luf
pistoletu przytknit do czoa jczcego Eschericha i mia si: - Czujesz, jakie to zimne? To
jest ta cisza i ten spokj, to jest ten ld, w ktrym bdziemy pogrzebani na zawsze, na
zawsze...
Komisarz podnis si jczc: - Zrobie to naumylnie, Kluge?
- zapyta surowo i oderwa palce powieki od bolcych oczu. Wydawao mu si, e
znajdujca si obok niego posta Enna Klugego jest jeszcze czarniejsza od czarnego ta nocy.
- Tak, naumylnie - zachichota may.
- To byo usiowanie zabjstwa! - powiedzia komisarz.
- Powiedziae przecie, e bro jest zabezpieczona!
Teraz komisarz by ju zupenie pewien, e jego oczom nic si nie stao.
- Wrzuc ci do wody, ty draniu! Bdzie to tylko obrona konieczna!
- zapa maego za ramiona.
- Nie, nie, prosz - nie! Prosz, tylko nie to! Zrobi tamto na pewno! Tylko nie do wody!
Przyrzeke mi wicie...
Komisarz zapa go za rami.
- Co tam! Do tego skomlenia! Nigdy nie zdobdziesz si na odwag!:Do wody!...
Dwa strzay pady szybko po kolei. Komisarz poczu, jak czowiek w jego ramionach zaama
si Jak zapada si w sobie niepowstrzymanie. W pewnej chwili Escherich uczyni jeszcze
ruch, jakby chcia zatrzyma martwe ciao, ktre zsuwao si z brzegu kadki do wody.
Potem komisarz popatrzy ze wzruszeniem ramion, jak ciao plusno w wod i natychmiast
zniko.
Tak lepiej! - powiedzia sobie i zwily suche wargi. - Mniej poszlak.
Przez chwil sta jeszcze, wahajc si, czy nie wrzuci do wody lecego na kadce pistoletu.
Potem zostawi go. Z kadki powoli wspi si na brzeg i poszed w kierunku dworca.
Dworzec by zamknity. Ostatni pocig odjecha. Komisarz zdecydowa obojtnie, e
odbdzie pieszo dalek drog do Berlina.
Zegar wanie znw zaczai bi.
Pnoc - pomyla komisarz. - A jednak to zrobi! Ciekaw jestem, jak mu si bdzie podoba
jego spokj, naprawd jestem ciekaw. Czy znw bdzie si czu oszukany? Pado, mae
skowyczce pado!
CZ TRZECIA
GRA TOCZY SI PRZECIW OUANGLOM
ROZDZIA XXXIII
Truda Hergesell
Hergesellowie jechali pocigiem z Erkner do Berlina. Tak jest, nie byo ju adnej Trudy
Baumann, wytrwaa mio Karola zwyciya, pobrali si, a teraz w roku tysic dziewiset
czterdziestym drugim, w roku nieszczcia, Truda bya w pitym miesicu ciy.
W zwizku ze lubem zrezygnowali oboje z pracy w fabryce mundurw - czuli si tam le po
przytaczajcym przeyciu z Grigolei-tem i Oseskiem. Hergesell pracowa teraz w fabryce
chemicznej w Erkner, a Truda dorabiaa par marek, szyjc po domach. O czasach nielegalnej
dziaalnoci myleli z lekkim zawstydzeniem. W zupenoci zdawali sobie spraw z tego, e
zawiedli, ale oboje wiedzieli rwnie, e nie nadaj si do tego rodzaju roboty, ktra wymaga
zupenego wyrzeczenia si wasnego ja. yli teraz tylko dla swego szczcia domowego i z
radoci oczekiwali dziecka.
Gdy opucili Berlin i wyprowadzili si do Erkner, przypuszczali, e bd tam mogli y w
zupenym spokoju. Jak wiele ludzi wielkomiejskich ulegali bdnemu mniemaniu, e
donosicielstwo jest tak straszne tylko w Berlinie, a na prowincji, w maym miasteczku, panuje
jeszcze uczciwo. I jak wiele ludzi wielkomiejskich przekonali si, e wanie w maym
miasteczku denuncjatorstwo, podsuchiwanie i szpiclowanie byo dziesi razy gorsze ni w
wielkim miecie. W miasteczku nie mona byo nigdy zaton w masie; kady by atwy do
obserwowania, jego stosunki osobiste szybko staway si oglnie znane, nie sposb byo
Strona 87
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
unikn ssiedzkich pogawdek. A o tym, jak mona byo takie pogawdki przekrci,
przekonali si ju parokrotnie ku swemu zmartwieniu.
Poniewa oboje nie naleeli do NSDAP, poniewa oboje z okazji najrozmaitszych zbirek
ofiarowywali moliwie najmniejsze sumy, wykazywali skonno do ycia wycznie dla
siebie, chtniej czytali, ni chodzili na zebrania, poniewa Hergesell ze swymi ciemnymi,
dugimi, wiecznie rozczochranymi wosami i arzcymi si czarnymi oczyma wyglda jak
prawdziwy socjalista i pacyfista (zdaniem Pgs*), poniewa Truda kiedy powiedziaa, e
ydw jej waciwie al - wkrtce zostali uznali za politycznie podejrzanych, a kady ich
krok by ledzony i kade sowo donoszone.
Hergesellowie le si czuli w atmosferze, w ktrej musieli y w Erkner. Ale wmawiali w
siebie, e nic sobie z tego nie robi i e nic nie moe im si sta, poniewa nie czyni nic
przeciwko pastwu. Myli s wolne - mwili - ale powinni byli wiedzie, e w tym pastwie
nawet myli nie byy wolne.
Pozostawaa im zatem tylko ich szczliwa mio. Byli jak dwoje kochajcych si, ktrzy
przywarli do siebie w czasie powodzi, wrd fal i zaamujcych si domostw, midzy
toncym bydem, i ktrzy wierz, e si swej wsplnoty i mioci potrafi uj przed
oglnym zniszczeniem. Nie rozumieli jeszcze, e w wojennych Niemczech nie ma ju w
ogle ycia prywatnego. adne zamykanie si w sobie nie ratowao przed przynalenoci
kadego Niemca do ogu niemieckiego, przed udziaem we wsplnym losie niemieckim -
podobnie jak coraz liczniejsze bomby paday bez wyboru na sprawiedliwych i
niesprawiedliwych.
Na Alexanderplatz Hergesellowie rozstali si. Truda miaa odda jak robot krawieck na
Kleine Alexanderstrasse, a jej m chcia obejrze wzek dziecicy, o ktrym przeczyta w
ogoszeniu. Umwili si okoo poudnia na dworcu i kade poszo swoj drog. Truda
Hergesell, ktra po pocztkowych dolegliwociach, teraz, w pitym miesicu ciy,
zaznawaa nie znanego jej dotychczas uczucia szczcia i wiary w siebie, dosza szybko do
Kleine Alexanderstrasse i wesza na klatk schodow.
Po schodach wchodzi przed ni jaki czowiek. Widziaa go tylko z tyu, ale poznaa
natychmiast po charakterystycznym trzymaniu * Pgs - Parteigenosse - czonek partii.
gowy, sztywnym karku, dugiej postaci i podniesionych ramionach: to by Otto Quangel,
ojciec jej byego narzeczonego, czowiek, ktremu kiedy zdradzia tajemnic swojej
nielegalnej organizacji.
Automatycznie zatrzymaa si. Bya pewna, e Quangel nie zauway jeszcze jej obecnoci.
Wchodzi po schodach bez popiechu, ale do ywo. Sza za nim w odstpie ppitra,
gotowa natychmiast si zatrzyma, skoro Quangel zadzwoni do jednych z wielu drzwi lego
domu biurowego.
Ale nie zadzwoni. Natomiast zahaczya, jak zatrzyma si przy oknie na schodach, wycign
jak kartk z kieszeni i pooy ja na parapecie. Czynic to spotka si ze wzrokiem stojcej
za nim Trudy. Ale czyj pozna, czy nie, nie mona byo po nim zauway. Min j nie
patrzc na ni i zacz schodzi ze schodw.
Kiedy tylko znalaz si nieco niej, popieszya do okna i wzia kartk do rki. Przeczytaa
pierwsze sowa: Czy cigle jeszcze nie rozumiecie, e Fnehrer oklamal w ci s ndznie,
Twierdzc, e Rosja przvgo-towywala si do napaci na Niemcy?
Potem pobiega za Quanglem.
Dogonia go, gdy opuszcza budynek, przepchaa si ku niemu i powiedziaa: - Nie poznae
mnie, ojcze? To przecie ja, Truda, Truda waszego Ottonka!
Odwrci ku niej gow, ktra nigdy jeszcze nie wydawaa si Trudzie tak sepio twarda. Przez
chwil wydawao si jej, e Quangel nie zechce jej pozna, ale potem skin krtko i
powiedzia: - Dobrze wygldasz, dziewczyno!
- Tak - odpowiedziaa, a oczy jej byszczay. - Czuj si te. tak silna i szczliwa jak jeszcze
nigdy. Oczekuj dziecitka. Wyszam za m. Czy'gniewasz si na mnie, ojcze?
- Dlaczego mam si gniewa na ciebie? Z powodu maestwa? Nie bd dziecinna. Trudo.
jeste jeszcze moda, a Ottonek ju prawie od dwch lat nie yje. Nie, nawet Anna nie
wziaby ci tego maestwa za ze, mimo e myli jeszcze co dzie o swoim Ottonku.
- A jak si powodzi mamie?
- Jak zawsze, Trudo. zupenie tak jak zawsze. U nas. starych, ju nic si nie zmienia.
- A jednak-powiedziaa i zatrzymaa si-jednak!-Jej twarz nagle spowaniaa. - Jednak wiele
si u was zmienio. Czy pamitasz, jak stalimy kiedy w korytarzu fabryki mundurw przed
plakatem, na ktrym by wyrok Trybunau Narodowego? Ostrzege mnie wtedy...
- Nie wiem, o czym mwisz, Trudo. Starzy ludzie maj sab pami.
- Dzi ja ciebie ostrzegam, ojcze - szeptaa dalej cicho, ale tym dobitniej - widziaam ci, jak
kade kartk na klatce schodowej, t straszn kart, ktr mam teraz w torebce.
Patrzy na ni w dalszym cigu zimnym okiem, ktre zdawao si teraz wieci zoci.
Szeptaa: - Ojcze, tu chodzi o twoj gow. Tak jak ja, mogli ci inni zaobserwowa. Czy
matka wie, e ty to robisz? Czy robisz to czsto?
Milcza tak dugo, e mylaa ju, i w ogle nie chce jej odpowiedzie. Potem odezwa si
jednak: - Wiesz przecie, Trudo, e nie robi nic bez matki.
-. Och! - zawoaa, a zy stany jej w oczach. - Tego si baam! Wcigniesz take mam.
- Matka stracia swego syna. Nie przebolaa jeszcze tego, nie zapominaj o tym, Trudo!
Zaczerwienia si, jak gdyby spotkaa si z wyrzutem. -- Nie przypuszczam - mrukna - e
Ottonek byby zadowolony, gdyby widzia swoj matk przy takim zajciu.
- Kady idzie swoj drog, Trudo - odpowiedzia Otto Quangel zimno. - Ty swoj, a my
swoj. Tak, idziemy swoj drog. Odrzuci gow nagym ruchem do tyu, a potem skin -
wydawao si, e to ptak kuje. - Teraz musimy si poegna. Bd zdrowa, Trudo, niech ci
si szczci z twoim dziecitkiem. Pozdrowi matk od ciebie - moe...
I poszed.
Potem zawrci jeszcze raz. - A tej karty - powiedzia - nie zatrzymuj w torebce, rozumiesz?
Po j gdziekolwiek, tak jak ja to zrobiem. I mowi nie powiesz o tym ani sowa.
Przyrzekasz mi to, Trudo?
Skina lekko gow patrzc na niego ze strachem.
- A potem nas zapomnisz. Zapomnisz wszystko o Quanglach. Jeeli zobaczysz mnie kiedy
znowu - nie znasz mnie, zrozumiane?
Moga znw tylko skin.
- A wic, wszystkiego dobrego - powiedzia i poszed naprawd. A miaa mu przecie jeszcze
tyle do powiedzenia.
Gdy Truda podrzucaa kart Ottona Quangla, odczuwaa strach przestpcy, ktry boi si, e
Strona 88
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
zostanie przyapany. Nie moga si zdoby na to, by przeczyta kart do koca. Tragiczny by
los i tej karty Ottona Quangla! Znaleziona przez zaprzyjanionego czowieka rwnie nie
osigna celu. I ta karta bya pisana daremnie. I tym razem rwnie adresat mia tylko jedno
yczenie: pozby si jej jak najprdzej.
Gdy Truda pooya kart na tym samym parapecie, gdzie leaa poprzednio (w ogle nie
wpado jej na myl, aby jakie inne miejsce wchodzio w gr), wbiega szybko po schodach i
zadzwonia do kancelarii adwokackiej. Miaa uszy sekretarce mecenasa sukni z materiau
skradzionego we Francji i przysanego sekretarce przez jej przyjaciela z SD.
Podczas przymiarki byo Trudzie na przemian zimno i gorco, a nagle zrobio si jej czarno
przed oczyma. Musiaa si pooy w pokoju adwokata - by akurat w sdzie - a potem napi
si kawy, dobrej, prawdziwej kawy, ukradzionej przez innego przyjaciela z SS w Holandii.
Ale gdy cay personel kancelarii wzruszajco troszczy si o ni -jej stan nietrudno byo
odgadn, bo nosia cay ciar z przodu" - Truda Hergesell mylaa: On ma racj, nie
wolno mi ani sowa powiedzie o tym Karolowi. eby to tylko nie zaszkodzio dziecku, tak
strasznie mnie zdenerwowao. Ach, ojciec nie powinien robi takich rzeczy! Czy wcale nie
myli o tym, ile kopotu i strachu sprawia przez to ludziom? Przecie ycie i tak jest dosy
cikie!"
Gdy schodzia wreszcie ze schodw, karta ju znikna. Odetchna z ulg, ale ta ulga nie
trwaa dugo. Nie moga przesta myle o czowieku, ktry znalaz kart. Czy te tak
przerazi si jak ona i co zrobi z kart. Myli jej kryy wok tego bez przerwy.
Nie tak atwo byo wrci na Alexanderplatz, jak stamtd dosta si tutaj. Waciwie powinna
bya zaatwi jeszcze par sprawunkw, ale czua, e brak jej si. Usiada cicho w poczekalni
spodziewajc si, e Karol zaraz wrci. Kiedy Karol wrci, przejdzie jej ten wci
obezwadniajcy j jeszcze strach - nawet jeli mu nic nie powie. Sama obecno jego tak na
ni podziaa...
Umiechna si i zamkna oczy.
- Dobry Karol! - pomylaa - mj jedyny...
Zasna.
ROZDZIA XXXIV Karol Hergesell i Grigoleit Karolowi Hergesell nie udao si zrobi
zamiany na wzek dziecicy, zdenerwowa si tylko przy tym. Wzek mia chyba ze
dwadziecia albo dwadziecia pi lat, jaki przedpotopowy model, prawdopodobnie w tym
wzku wsun Noe swego beniaminka do arki. Stara kobieta zadaa za tego grata funt masa
i funt soniny. Z niepojtym uporem trwaa przy tym. e wy na wsi macie przecie wszystko!
Siedzicie na tuszczu!"
Bezczelno, co ci ludzie sobie wyobraaj! Daremnie zapewnia j Hergesell, e Erkner jest
wszystkim innym, tylko nie wsi, i e nie dostaj ani grama tuszczu wicej ni w Berlinie. e
poza tym jest prostym robotnikiem i nie moe paci spekulanckich cen.
Tak, a czy pan myli - powiedziaa kobieta - e rozstaabym si z taka rzecz, w ktrej spay
moje dzieci, gdybym nie dostaa za to czego dobrego? Pewnie chce mi pan par gupich
marek pooy na st. Nie, dzikuj, drogi panie, musi pan poszuka na to kogo gupszego!
Hergesell, ktry nie daby nawet pidziesiciu marek za tego opatrzonego w olbrzymie koa i
ciko koyszcego si na skrzypicych sprynach potwora, trwa przy swoim zdaniu, e jest
to bezczelno. Poza tym jest to karalne, nie wolno da tuszczu w zamian za towar!
- Karalne! stara kobieta gwizdna pogardliwie przez nos - karalne! No to niech mnie pan
sprbuje zaskary, mody czowieku! Mj m jest starszym wachmistrzem w policji, dla
nas nie ma rzeczy karalnych. A teraz uciekaj pan std czym prdzej! Nie pozwol krzycze na
siebie we wasnym mieszkaniu! Licz do trzech, a jeli nie bdzie pan jeszcze za drzwiami,
bdzie to oznaczao naruszenie spokoju domowego i wtedy ja pana zaskar!
C? Karol Hergesell, zanim wyszed, powiedzia jej jeszcze uczciwie, co o niej myli.
Dokadnie wyjani jej, co sdzi o takich wyzyskiwaczach, ktrzy chc si utuczy na ndzy
wielu Niemcw. Potem poszed, ale zoci si jeszcze w dalszym cigu.
I na t zo wypado spotkanie z Grigoleitem, czowiekiem z tych czasw, kiedy walczyli
jeszcze o lepsz przyszo.
- No, Grigoleit - powiedzia Hergesell, gdy duga posta z wysokim.
cofnitym czoem, obarczona dwiema walizami i teczkami zastpia mu drog - no, Grigoleit.
znw w Berlinie? - Chwyci za jedn z walizek. - Psiakrew, ale cika! Idziesz do Alexa?
No. to ja ci pomog, ja te tam id.
Grigoleit umiechn si blado. -- Dobrze. Hergesell. to adnie z twojej strony. Widz, e
jeste wci jeszcze starym, gotowym do pomocy towarzyszem. Co porabiasz? A co robi ta
maa. adna dziewczynka - no. wiesz, jak si nazywa?
- Truda - Truda Baumann. Zreszt oeniem si z t ma, adn dziewczynk i spodziewamy
si teraz dziecka.
- Nie oczekiwaem nic innego. Winszuj! - Zmienione warunki yciowe Hergesellw nie
interesoway specjalnie, jak si zdawao, Grigolita, cho dla Karola Hergesella byy
wiecznie tryskajcym rdem nowego szczcia.
- A co ty robisz, Hergesell? - zapyta znw Grigoleit.
- Ja? Mylisz - gdzie pracuj? Znw jako elektrotechnik, w fabryce chemicznej w Erkner.
- Nie, myl, co naprawd robisz, Hergesell -dla naszej przyszoci.
- Nic, Grigoleit - odpowiedzia Hergesell i nagle poczu si winny. Powiedzia, jak gdyby si
tumaczc:
Widzisz, Grigoleit, dopiero co pobralimy si i yjemy tylko dla siebie. Co nas obchodzi
wiat z jego zasran wojn? Jestemy teraz szczliwi, e bdziemy mieli malestwo. To
przecie te co jest. Postaramy si pozosta uczciwi i wychowa nasze dziecko na uczciwego
czowieka...
- Pierosko trudno bdzie wam to zrobi w wiecie, ktry przygotowuj brunatni panowie!
No, niech tam, Hergesell, nie spodziewaem si po was nigdy nic innego. Mylae zawsze
bardziej tykiem ni gow.
Hergesell zaczerwieni si ze zoci. Trudno byo nie odczu pogardy w tonie Grigolita. A
przy tym zdawao si, e wcale nie chcia go obrazi, poniewa nie spostrzegajc nawet
rozdranienia Hergesella cign dalej zupenie obojtnie: - Ja pracuj w dalszym cigu i
Osesek te. Nie, nie w Berlinie! Siedzimy teraz o wiele dalej na zachd, to jest nie siedz
waciwie nigdy, jestem stale w drodze, jestem czym w rodzaju kuriera...
- I obecujecie sobie naprawd co z waszej roboty? Was, paru ludzi i ta potna machina...?
- Przede wszystkim nie jest nas tylko paru ludzi. Kady uczciwy Niemiec, a jest przecie
jeszcze ze dwa, trzy miliony uczciwych, bdzie z nami. Musz tylko przedtem da sobie rad
Strona 89
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ze swoim strachem. Teraz jeszcze ich strach przed przyszoci, ktr przeznaczaj nam
brunatni bonzowie, jest mniejszy anieli strach przed grobami teraniejszoci. To si
wkrtce zmieni. Jeszcze jaki czas Hitler moe zwycia, ale potem nastpi kontruderzenia
- po prostu zawojuje si na mier. Naloty te bd coraz potniejsze...
- A po drugie? - zapyta Hergesell znudzony prognostykami wojennymi, w ktrych gubi
si Grigoleit. - Po drugie...
- Po drugie, koteczku, powiniene wiedzie, e wcale nie chodzi o to, e garstka walczy
przeciw olbrzymiej masie. Jeeli raz uznao si spraw za suszn, nie mona zaprzesta
walki o ni. Czy ty doyjesz zwycistwa, czy twoi nastpcy - to obojtne. Nie mog
zaoy rk i powiedzie sobie: - to s wprawdzie winie, ale c mnie to obchodzi?
- Tak - powiedzia Hergesell - ale ty nie jeste onaty, nie musisz troszczy si o on i
dziecko...
- Ech, psiakrew, cholera! - krzykn Grigoleit ze wstrtem. - Daj spokj tej przekltej,
sentymentalnej gadaninie! Przecie sam nie wierzysz w to, co tu bajdurzysz! ona i
dziecko! Idioto, nie wpado ci na myl, e mogem si ju dwadziecia razy oeni, gdyby mi
zaleao na stworzeniu rodziny?! Ale nie zrobi tego. Mwi sobie, e dopiero wtedy bd
mia prawo do osobistego szczcia, kiedy bdzie miejsce na takie szczcie w naszym
wiecie!
- Bardzo daleko odeszlimy od siebie - mrukn Karol Hergesell troch przygnbiony. -
Nikomu nie zabieram nic przez to, e jestem szczliwy.
- Nieprawda, kradniesz! Kradniesz matkom synw, onom mw, dziewcztom przyjaci,
tak dugo, jak dugo tolerujesz, by co dzie rozstrzeliwano tysice, i nie ruszasz palcem w
bucie, aby wstrzyma ten mord. Wiesz sam o tym wszystkim doskonale i zastanawiam si,
czy nie jeste niemal gorszy od kadego z tych na brzowo farbowanych hitlerowcw! Oni s
zbyt gupi, by wiedzie, jakie przestpstwa popeniaj. Ale ty wiesz i nie sprzeciwiasz si!
Czy nie jeste gorszy od nich? Na pewno jeste gorszyl - Dziki Bogu, e jestemy ju na
dworcu - powiedzia Hergesell i postawi cik waliz. - Nie bd musia wysuchiwa
duej twoich wymyla. Gdybymy jeszcze duej pozostali razem, odkryby, e to nie
Hitler, ale ja, Hergesell, rozpoczem t ca wojn.
- I tak jest! Oczywicie w przenoni. Dokadnie biorc, wanie twoja nijako umoliwia...
Ale teraz Hergesell wybuchn miechem i nawet ponury Grigoleit na widok tej miejcej si
twarzy zdoby si na skrzywienie warg w umiechu.
- No, zostawmy to! -- powiedzia Grigoleit. - Nigdy si nie zrozumiemy. - Potar rk
wysokie czoo. - Ale waciwie mgby mi zrobi niewielk przysug, Hergesell.
- Owszem, chtnie, Grigoleit.
- Mam tu t star, cik waliz, ktr wanie przytaszczye. Za godzin musz jecha
dalej, do Krlewca, gdzie jest mi zupenie niepotrzebna. Czy nie wziby jej przez ten czas
na przechowanie?
- No, wiesz, Grigoleit - powiedzia Hergesell i popatrzy z niechci na cik waliz -
powiedziaem ci ju przecie, e mieszkam teraz w Erkner. Trzeba si bdzie porzdnie
nadwiga. Dlaczego nie chcesz jej po prostu odda do przechowalni?
- Dlaczego? Dlatego! Bo nie dowierzam tym panom tu na dworcu. Jest tam caa moja
bielizna i buty, i najlepsze ubrania. A tu buchaj, ile wlezie. A poza tym Tommies najchtniej
rzucaj bomby na dworce - wtedy bd goy. No, zgd si ju, Hergesell! - nalega.
- No, niech tam! Moja ona nie bdzie zbyt rada, ale robi to dla ciebie. Tylko wiesz co,
Grigoleit, wolabym mojej onie nie mwi o naszym spotkaniu. Zdenerwuje si, a to w jej
obecnym stanie jest niebezpieczne dla niej i dla dziecka.
- Dobra, dobra. Rb, jak chcesz. Najwaniejsze, eby mija dobrze przechowa. Mniej wicej
za jaki tydzie bd przejeda i zabior sobie to pudo. Podaj mi swj adres. Dobra, dobra!
A wic do rychego zobaczenia, Hergesell!
- Do widzenia, Grigoleit!
Karol Hergesell wszed do poczekalni, by rozejrze si za T rud. Znalaz j wcinit w
ciemny kt, z gow na oparciu awki, pic mocno. Przez chwil przyglda si jej.
Oddychaa spokojnie. Rwnomiernie podnosia si i opadaa pena pier. Usta miaa lekko
otwarte, ale twarz bya bardzo blada i jak gdyby zatroskana, a na czoo wystpiy JeJ mae,
jasne kropelki potu jak po wielkim zmczeniu.
Popatrzy na ukochan. Potem zdecydowa si nagle, chwyci waliz Grigoleita i poszed do
przechowalni. Nie, dla Karola Hergesella byo teraz najwaniejsz rzecz na wiecie, by
Truda nie miaa smutnych myli i nie denerwowaa si. Gdyby zabra waliz do Erkner,
musiaby jej opowiedzie o Grigoleicie, a wiedzia, e kade wspomnienie o tamtym ..wyroku
mierci" bardzo j denerwuje.
Gdy Hergesell wraca z poczekalni z kwitem w kieszeni. Truda ju si obudzia i maluje sobie
wanie usteczka. Umiecha si do niego troch blado i pyta: - C to za olbrzymi waliz
dwigae? Tam z pewnoci nie byo wzka. Karli?
- Olbrzymi waliz? - udaje zdumionego. - Przecie nie mam adnej! Dopiero w tej chwili
przychodz; a z wzka nici. Trudo.
Patrzy na niego zdumiona. M j okamuje? Ale dlaczego? Jak tajemnic ma przed ni?
Widziaa przecie przed chwil zupenie wyranie, jak sta przy stole z waliz, a potem
zawrci i wytaszczy j z poczekalni.
Ale Karli! - powiada nieco uraona. - Przecie widziaam ci dopiero przed chwil tutaj,
przy stole, z walizka.
- Skd miabym wzi walizk! - odpowiada Karol nieco podenerwowany. - nio ci si,
Trudo!
- Nie rozumiem, dlaczego mnie nagle okamujesz! Nigdy dotychczas tego midzy nami nie
byo!
- Nie okamuj ci wcale, wypraszam to sobie! - Teraz jest porzdnie zdenerwowany - ma
nieczyste sumienie. Opamituje si jednak i mwi nieco spokojniej:
- Powiedziaem ci, e wanie w tej chwili przyszedem. Nie wiem nic o adnej walizie, to ci
si nio Trudo.
- Tak, tak! - powiada Truda i nie odwraca od niego wzroku. - Tak, tak! No, to dobrze Karolu.
Widocznie mi si nio. Nie mwmy o tym wicej.
Opuszcza wzrok. Boli j gboko, e m ma przed ni tajemnice, a bl ten staje si jeszcze
bardziej palcy przez to, e ona rwnie ma przed nim tajemnic. Przyrzeka Ottonowi
Quinglowi, e nie powie nic mowi o ich spotkaniu, a tym bardziej o kartach. Ale dobrze to
nie jest. Maonkowie nie powinni mie tajemic przed sob. A teraz i on ma tajemnic przed
ni.
Strona 90
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Karol Hergesell wstydzi si rwnie. To haniebne, jak bezwstydnie okamuje ukochan, a
nawet zburcza ja dlatego, e powiedziaa prawd. Walczy ze sob. czy nie lepiej jednak
wyzna jej o spotkaniu i Grisoleitem, ale postanawia, e nie. to zdenerwowaoby ja jeszcze
bardziej.
- Wybacz. Trudo - pow ia'da i ciska jej prdko rk - wybacz, e ci ofuknem. Ale tak
zdenerwowaem si t historia z wzkiem. Posuchaj tylko...
R O Z DZIA XXXV Pierwsze ostrzeenie Napa Hitlera na Rosj daa Quanglowi nowy
powd do gniewu na tego tyrana. Tym razem Quangel we wszystkich szczegach ledzi
przygotowania do napadu. Nic go nie zaskoczyo, od pierwszej koncentracji wojsk na
.,naszych granicach" a do wybuchu wojny. Z gry wiedzia, e kamali ci hitlerzy.
goebbelse, fritsche, kade sowo byo mierdzce i kamliwe. Nikogo nie mogli zostawi w
spokoju. I w szczerym oburzeniu napisa na jednej z kart: C robizi rosyjscy onierze, gdy
Hitzer ich napad? Grali w karty nikt w Rosji nie mylz
o wojnie!
Gdy w warsztacie podchodzi teraz do grupy gadajcych i ci rozmawiali akurat o polityce,
pragn czasami, by nie rozchodzili si tak prdko. Sucha teraz chtnie, co inni mwi o
wojnie.
Ale zapadali natychmiast w ponure milczenie - gadanie stao si bardzo niebezpieczne.
Stosunkowo nieszkodliwy stolarz Dollfuss od dawna ju nie pracowa w warsztacie, a
Quangel mg si tylko domyla, kto by jego nastpc. Jedenastu z jego ludzi, wrd nich
dwch, ktrzy pracowali ju ponad dwadziecia lat w fabryce mebli, znikno bez ladu -
zabrano ich z roboty albo po prostu pewnego ranka nie przychodzili. Nigdy nie byo mowy o
tym, co si z nimi stao, i to by jeszcze jeden dowd, e gdzie, kiedy powiedzieli o jedno
swko za duo i dlatego powdrowali do obozu koncentracyjnego.
Na miejsce tych jedenastu wynurzyy si nowe twarze i czsto stary majster zadawa sobie
pytanie, czy ta caa jedenastka to nie s szpicle 1 czy w ogle poowa jego zaogi nie czyha na
drug poow, i na odwrt.
Robrf ''r' ^'tory..
W powietrzu mierdziao zdrad. Nikt nie mg zaufa drugiemu i zdawao si, e w tej
straszliwej atmosferze ludzie coraz bardziej tpiej, e zamieniaj si w czci maszyn, ktre
obsuguj.
Ale czasami z tej tpoty wybuchaa pomieniem straszna wcieko, jak wtedy, gdy jeden z
robotnikw wcisn rk w pi krzyczc: - Niech Hitler zdechnie! Zdechnie na pewno! To
jest taka prawda jak to, e odpiowuj sobie rk!
Z trudem udao si szaleca wyrwa z maszyny i oczywicie nigdy wicej nic o nim nie
syszeli. Prawdopodobnie od dawna ju nie y. Miejmy nadziej, e tak si stao! Trzeba byo
by szatasko ostronym. Nie kady przejawia tak obojtno jak to stare, otpiae zwierz
robocze, Otto Quangel, ktrego chyba tylko to interesowao, czy zdawali dzienn norm
trumien. Tak, trumny! Spadli ju ze skrzy na bomby do trumien, ndznych pude z
najtaszego, najcieszego, wybrakowanego drzewa, posmarowanego na brunatnoczarno.
Klecili tysice i dziesitki tysicy trumien, cae pocigi towarowe, cay dworzec peen
pocigw, wiele dworcw penych trumien!
Quangel czsto myla, z gow skierowan uwanie w stron kadej z maszyn, o tych
przerwanych istnieniach, ktre w tych trumnach wdrowa bd do grobw. Zamordowane
ycia, bezcelowo zamordowane ycia, czy to wtedy, gdy trumny przeznaczone byy dla ofiar
bombardowa, a wic przede wszystkim dla starych udzi, dla matek i dzieci, czy te, gdy
wysyano je do obozw koncentracyjnych, co tydzie po par tysicy, dla mczyzn, ktrzy
nie chcieli albo nie potrafili ukry swych przekona; co tydzie po par tysicy trumien do
jednego, jedynego obozu! A moe te pocigi towarowe rzeczywicie rozpoczynay dalek
drog na front - chocia waciwie Quangel temu nie wierzy; c ich obchodz martwi
onierze! Martwy onierz nie by dla nich wicej wart ni martwy kret.
Zimne, ptasie oko byszczy twardo i zowrogo w elektrycznym wietle, gowa porusza si
ostro, a wskie usta s mocno zacinite. Oporu, wstrtu, ktry yje w piersi tego czowieka,
nikt nie podejrzewa, ale on wie, e ma jeszcze wiele do zrobienia, wie, e jest powoany do
wypeniania wielkiego zadania, i pisze teraz ju nie tylko w niedziele. Pisze rwnie w dnie
powszednie przed pjciem do pracy. Od chwili napaci na Rosj pisze od czasu do czasu
listy, ktre kosztuj go dwa dni pracy, ale jego gniew musi znale ujcie.
Ouangel przyznaje si sobie, e nie pracuje ju z dawn ostronoci. Przez dwa lata udawao
mu si uj szczliwie, nigdy nie pado na niego najmniejsze podejrzenie, czuje si zupenie
pewny.
Pierwszym ostrzeeniem jest dla niego spotkanie z Trud Hergesell. Zamiast niej mg
przecie kto inny sta na schodach i obserwowa go, a wtedy zginby wraz z Ann. Nie, nie
chodzio ani o niego, ani o Ann; chodzio jedynie o to, aby robota bya zrobiona dzi i co
dzie. Dla dobra tej sprawy musia zwikszy ostrono. To bya najgorsza lekkomylno z
jego strony, e Truda moga zaobserwowa go przy podrzucaniu karty.
A przy tym Otto Quangel nie przeczuwa, e w tym czasie komisarz Escherich ju z dwch
stron uzyska opis jego osoby. Ju dwa razy przedtem Otto Quangel zosta spostrzeony przy
podrzucaniu kart, w obu wypadkach przez kobiety, ktre, zaciekawione, wziy karty do rki,
ale nie potrafiy do szybko zaalarmowa ludzi, by pochwycono sprawc jeszcze w
kamienicy.
Komisarz Escherich mia ju dwa opisy postaci kolportera kart. Szkoda tylko, e opisy te
rniy si od siebie niemal we wszystkich szczegach. W jednym tylko obie obserwujce
osoby zgadzay si ze sob, e twarz sprawcy wygldaa zupenie niepospolicie, wcale nie tak
jak u innych ludzi. Ale gdy Escherich chcia wydoby z nich blisze okrelenie tej niezwykej
twarzy, okazao si, e obie kobiety albo nie umiay zaobserwowa, albo nie potrafiy wyrazi
w sowach swych obserwacji. Obie nie mogy nic wicej powiedzie nad to, e sprawca
wyglda jak prawdziwy zbrodniarz. Zapytane jak, ich zdaniem, wyglda prawdziwy
zbrodniarz, wzruszay ramionami i owiadczay, e panowie to chyba wiedz najlepiej.
Quangel dugo si waha, czy powiedzie Annie o spotkaniu z Trud. Potem jednak
postanowi powiedzie. Nie chcia mie najmniejszej tajemnicy przed ni.
Miaa prawo dowiedzie si prawdy, chocia niebezpieczestwo, e Truda co zdradzi, byo
zupenie znikome. Ale rwnie o zupenie znikomym niebezpieczestwie Anna powinna
wiedzie. Opowiedzia jej dokadnie, jak to si stao, nie upikszajc bynajmniej swej
lekkomylnoci.
Sposb reakcji by charakterystyczny dla Anny. Truda i jej maestwo, dziecko, ktrego
oczekiwaa, wcale jej nie interesoway. Wyszeptaa w o b o f i f--,... .
Strona 91
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
--"':: '"[.('!"' Ktilurf 17 -, ".L" "'-~s'':'.:.~:r;.' * i i dy umiera...
t. l im, j '-'
":""
l jednak bardzo przestraszona: - Ale pomyl. Otto, gdyby tam sta kto inny, taki z SA! -
Umiechn si pogardliwie: - Nie byo nikogo innego! Od dzisiaj bd znw ostrony!
Te zapewnienia nie potrafiy jej uspokoi: - Nie. nie - powiedziaa gorczkowo. - Teraz ja
sama bd wynosia wszystkie karty. Nikt nie zwraca uwagi na star kobiet. A ty, Otto,
natychmiast cigasz uwag wszystkich.
- Przez dwa lata nikt nie zwrci na mnie uwagi, matko. Nie ma w ogle mowy o tym, aeby
zaatwiaa to, co jest najniebezpieczniejsze! Wygldaoby to tak, jakbym si chowa za twoim
fartuchem!
- O. zaczynasz teraz z tym gupim mskim gadaniem! - odpara gniewnie. - Co za gupstwo:
chowa si za moim fartuchem! I tak wiem, e jeste odwany, ale dowiedziaam si teraz, e
jeste nieostrony i tym si kieruj. Moesz mwi, co chcesz!
- Anno - powiedzia i uj jej rk - nie powinna tak, jak to robi inne kobiety, stale
wyrzuca mi ten sam bd! Powiedziaem ci, e bd ostroniejszy i musisz mi wierzy.
Robiem to niele przez dwa lata, wic dlaczego miaoby mi si gorzej udawa w przyszoci?
- Wcale nie widz powodu - powiedziaa uparcie - dlaczego nie miaabym roznosi kart.
Przecie dotychczas pozwalae mi to robi od czasu do czasu.
- Bdziesz to robia i nadal. Gdy bdzie ich za duo albo gdy bd mia amanie w kociach.
T Ale ja mam wicej czasu od ciebie. I naprawd nie zwracam tak uwagi. Mam te modsze
nogi. I nie chc tu gin ze strachu kadego dnia", kiedy wiem, e jeste w drodze.
- A co mylisz o mnie? Mylisz, e siedz zadowolony w domu, kiedy wiem, e Anna lata po
miecie? Czy nie rozumiesz, e musiabym si wstydzi, gdyby wiksza cz
niebezpieczestwa grozia tobie? Nie, Anno, nie moesz tego da ode mnie!
- Chodmy wic razem. Czworo oczu wicej widzi ni dwoje. Otto!
- We dwjk tym bardziej cigalibymy uwag na siebie. Jedno atwiej moe ukry si w
tumie. Nie sdz te, aeby w takiej sprawie czworo oczu wicej widziao ni dwoje. Wtedy
zawsze jedno polega na drugim. A w ogle, Anno, nie gniewaj si na mnie, ale wiadomo,
e jeste koo mnie, zdenerwowaaby mnie tylko. I myl, e ciebie take.
- Ach, Otto - powiedziaa - wiem, e jeeli co chcesz, na pewno to zeprowadzisz. ^je
potrafi ci si oprze. Ale teraz, kiedy wiem, e jeste w niebezpieczestwie, bd umieraa
ze strachu.
- Niebezpieczestwo nie jest wiksze ni przedtem, nie jest wiksze ni wtedy, kiedy
podrzuciem pierwsz kart na Neue Koenigstrasse. Niebezpieczestwo istnieje zawsze,
Anno, dla kadego, kto robi to, co my robimy. A moe chcesz, ebymy zupenie tego
zaniechali?
- Nie! - krzykna gono. - Nie. nie wytrzymaabym nawet dwch tygodni bez tych kart! Po
c jeszcze yjemy? To przecie nasze ycie - te karty!
Umiechn si i spojrza na ni z pospn dum.
- Widzisz, Anno - powiedzia potem. - Tak ci lubi. Nie boimy si. Wiemy, co nam
zagraa, i jestemy gotowi, o kadej godzinie jestemy gotowi. Ale mam nadziej, e wydarzy
si to o moliwie pnej godzinie.
- Nie - odpowiedziaa - nie! Myl zawsze, e to si nigdy nie wydarzy. Przeyjemy wojn,
przeyjemy hitlerowcw, a wtedy...
- Wtedy? - zapyta rwnie, bo nagle ujrzeli - po ostatecznym zwycistwie - cakowit pustk
przed sob.
- Myl, e i wtedy znajdziemy jeszcze co, o co warto walczy. Moe zupenie otwarcie, bez
tylu niebezpieczestw.
- Niebezpieczestwo jest zawsze, Anno, bez niego nie ma walki. Czasem zdaje mi si, e nie
dostan mnie w ten sposb. A wtedy le godzinami i zastanawiam si, skd jeszcze moe
przyj niebezpieczestwo, czego nie wziem pod ttwag. Zastanawiam si i nic nie
znajduj. A przecie jeszcze gdzie tkwi niebezpieczestwo, czuj to. O czym moglimy
zapomnie, Anno?
- O niczym - powiedziaa - o niczym. Jeeli jeste ostrony przy podrzucaniu kart...
Potrzsn niechtnie gow. -- Nie, Anno, nie o tym myl. Niebezpieczestwo nie stoi na
schodach i nie ma go przy pisaniu. Niebezpieczestwo tkwi gdzie indziej, tam, gdzie nie
mog go ujrze. Nagle obudzimy si i bdziemy wiedzieli, e zawsze tam tkwio, tylko nie
widzielimy go. A wtedy bdzie za pno.
Wci jeszcze nie rozumiaa go. - Nie wiem, dlaczego nagle tak si kopoczesz, Otto.
Przecie sto razy zastanawialimy si nad wszystkim 1 wyprbowalimy wszystko. Jeeli
tylko bdziemy ostroni...
- Ostroni! -zawoa zniechcony brakiem zrozumienia z jej strony.
- Jak mona strzec si czego, czego si nie widzi! Ach, Anno, nie rozumiesz mnie! W yciu
nie mona wszystkiego przewidzie!
- Nie, nie rozumiem ci - potrzsna gow. - Zdaje mi si, e wyszukujesz sobie
niepotrzebne zmartwienia, ojcze. Myl, Otto, e powiniene wicej spa w nocy. Za mao
sypiasz.
Milcza.
Po chwili zapytaa: - Czy wiesz, jak Truda Baumann teraz si nazywa i gdzie mieszka?
Zaprzeczy: - Nie wiem i nie chc tego wiedzie.
- Aleja chciaabym wiedzie - powiedziaa uparcie. - Chc usysze na wasne uszy, e
wszystko byo w porzdku przy podrzucaniu karty. Nie powiniene by jej tego poleci, Otto!
Skd takie dziecko wie, jak to si robi. Moe zupenie otwarcie pooya kart i capnli j
przy tym. A jeli bd mieli tak mod kobiet w potrzasku, dowiedz si prdko o nazwisku
Quangel.
Potrzsn gow. - Wiem, e ze strony Trudy nie grozi nam adne niebezpieczestwo.
- Chciaabym jednak by pewna! - zawoaa pani Quangel. - Pjd do fabryki i dowiem si.
- Nie pjdziesz, matko! Truda dla nas ju nie istnieje. Nie, nie mw nic, zostaniesz tutaj. Nie
chc sysze ani sowa wicej o tym. - Potem, gdy widzia, e wci jeszcze upiera si,
powiedzia: - Wierz mi, Anno, e wszystko jest suszne, tak jak ci mwi. O Trudzie nie
trzeba wicej mwi, to jest zaatwione. Ale - kontynuowa ciszej - kiedy w nocy nie pi,
myl nieraz, e jednak nie ujdziemy cao, Anno.
Spojrzaa na niego rozszerzonymi oczyma.
- I wtedy wyobraam sobie, jak si to stanie. Dobrze jest sobie co takiego wyobrazi.
Wwczas nic nie moe czowieka zaskoczy. Czy ty te mylisz czasami o tym?
Strona 92
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Nie wiem dokadnie, o czym mwisz, Otto - powiedziaa Anna niechtnie.
Sta oparty plecami o pk z ksikami Ottonka, jego rami ocierao si o ksik syna o
budowie radioaparatw. Patrzy na on przenikliwie.
- Zaraz po aresztowaniu rozdziela nas, Anno. Zobaczymy si moe ze dwa lub trzy razy: przy
przesuchaniu, na procesie, a potem moe jeszcze raz na p godziny przed egzekucj.
- *Nie! nie! nie! - krzykna Anna - nie chc, aby o tym mwi! Uda nam si, Otto! Musi
nam si uda!
Pooy uspokajajco swoj wielk, spracowan do na jej maej, ciepej, drcej rce.
- A jeeli si nie uda? Czy aowaaby czegokolwiek? Czy chciaaby, aby co z tego,
comy zrobili, nie zostao zrobione?
- Nie, nic! Ale przetrwamy nie wykryci. Otto, czuj to!
- Widzisz, Anno - powiedzia nie zwracajc uwagi na jej ostatnie zapewnienia. - To
chciaem usysze. Nigdy nie bdziemy niczego aowali. Bdziemy twardo obstawali przy
tym, co robilimy, nawet gdyby nas nie wiem jak mczyli.
Patrzya na niego prbujc przezwyciy drenie. Daremnie.
- Ach, Otto! - zawoaa kajc. - Dlaczego musisz tak mwi? Sprowadzisz na nas
nieszczcie. Nigdy jeszcze tak nie mwie!
- Nie wiem, dlaczego dzisiaj musz z tob tak mwi - powiedzia i odszed od pki z
ksikami. -- Musz, tylko ten jeden raz. Prawdopodobnie nigdy wicej nie bd o tym
mwi. Ale raz musiaem. Bo trzeba ci wiedzie, e bdziemy wtedy zupenie sami w naszych
celach, bez sowa od siebie, my, comy ponad dwadziecia lat nie przeyli ani dnia jedno bez
drugiego. Bdzie nam bardzo ciko. Ale bdziemy wiedzieli o sobie, e adne si nie
poddao, e moemy na sobie nawzajem polega, nie tylko w yciu, ale take w mierci.
Bdziemy te musieli samotnie umrze, Anno.
- Otto, mwisz tak, jak gdyby to wszystko ju si stao. A jestemy jeszcze przecie zupenie
wolni i nikt nas nie podejrzewa. Moglibymy kadego dnia zaprzesta tej roboty, gdybymy
chcieli...
- Ale czy chcemy? Czy w ogle moemy chcie?
- Nie, nie mwi, ebymy przestali. Nie chc tego, wiesz o tym! Ale nie chc te, aby tak
mwi, jakby nas ju zapali, jakby pozostaa nam tylko mier. Ja nie chc jeszcze umrze,
Otto, chc y z tob!
- A kt chce umrze? - zapyta. - Wszyscy chc y, wszyscy, wszyscy - nawet
najnedzniejszy robaczek krzyczy o ycie. Ja te chc jeszcze y. Ale moe to dobrze, Anno,
ju w czasie spokojnego ycia pomyle o cikiej mierci, przygotowa si na ni. Aeby
wiedzie, e Potrafi si przyzwoicie umrze, bez skamlenia i krzyku. To byoby ohydne...
Przez chwil byo cicho.
Potem Anna Quangel szepna:
- Moesz polega na mnie, Otto. Ja ci wstydu nie zrobi.
ROZDZIA XXXVI Upadek komisarza Eschericha W roku, ktry nastpi po
samobjstwie" maego Enna Klugego, komisarz Escherich prowadzi stosunkowo spokojne
ycie, nie by specjalnie nagabywany przez niecierpliwych przeoonych. Wwczas gdy
zameldowano o samobjstwie, gdy stao si jasne, e chuderlawy czowieczek uciek przed
wszelkimi przesuchaniami gestapo i SS, oczywicie obergruppenfuehrer Prali piorunowa na
potg. Ale z czasem uspokoio si wszystko, lad si ostatecznie skoczy, trzeba byo
czeka na nowy.
Zreszt ten Klabautermann nie by ju tak wany. Tpa monotonia. z ktr pisa karty cigle
tej samej treci, karty, ktrych nikt nie czyta, ktrych nikt nie chcia czyta, bo wprowadzay
ludzi w zakopotanie albo strach, czynia go miesznym i gupim. Co prawda Escherich wci
jeszcze wtyka swoje chorgiewki w plan Berlina. Z pewnym zadowoleniem stwierdzi, e
zagszczay si coraz bardziej na pnoc od Alexanderplatz - tam musia ptaszek uwi swoje
gniazdko! A potem - to podejrzane zgromadzenie prawie dziesiciu chorgiewek na poudnie
od Nollendorfplatz - Klabautermann musia tam regularnie przychodzi, cho w duych
odstpach czasu. To wszystko wyjani si pewnego dnia ku oglnemu zadowoleniu.
- Przyjdziesz do nas! Zbliasz si do nas coraz bardziej, nieuchronnie - mia si komisarz i
zaciera rce.
Ale potem wraca znw do innych prac. Byy tam waniejsze i pilniejsze sprawy. Wanie by
aktualny jaki niby wariat, narodowy socjalista z przekonania", jak sam si tytuowa. Nie
robi nic innego, tylko co dzie posya do ministra Goebbelsa grubiasko obraliwy, a czsto
pornograficzny list. Z pocztku listy te bawiy ministra, potem zaczy go irytowa, a w
kocu szala i da swojej ofiary. Jego pycha bya miertelnie zraniona.
C, komisarz Escherich mia szczcie. Potrafi zaatwi .spraw Jeozwierza". jak go
ochrzci, w cigu niespena kwartau. Autor listw okaza si rzeczywicie czonkiem partii, i
to nawet starym czonkiem partii; zosta sprowadzony do pana ministra Goebbelsa i tym
samym Escherich mg spraw odoy ad acta. Wiedzia, e wicej nie usyszy nic o
Jeozwierzu". Minister nigdy nie przebacza obrazy.
Potem byy inne sprawy - przede wszystkim tego czowieka, ktry wysya do rnych
wybitnych osobistoci encykliki papieskie i przemwienia radiowe Tomasza Manna,
prawdziwe i sfaszowane. Cwany chopak - nie byo tak atwo go dosta. Ale ostatecznie
Escherich potrafi doprowadzi do lego, e go znalaz si w celi mierci.
Albo ten may prokurent, ktry nagle zachorowa na mani wielkoci i uwaa si za
generalnego dyrektora nie istniejcego koncernu stalowego. Pisa poufne listy nie tylko do
innych dyrektorw rzeczywicie istniejcych fabryk, ale nawet do fuehrera. W listach donosi
o szczegach, ktre nieraz mogy nie by zmylone: o alarmujcym stanie niemieckiego
przemysu zbrojeniowego. No, tego ptaszka z atwoci zapano - krg ludzi, ktrzy mieli
tego rodzaju informacje, by stosunkowo niewielki.
Tak, komisarz Escherich mg si poszczyci kilkoma powanymi sukcesami. Wrd
kolegw szeptano ju, e zaawansuje poza kolejk. Okres po samobjstwie maego Klugego
by zupenie dobrym rokiem. Komisarz Escherich by zadowolony.
Ale nadesza chwila, gdy przeoeni Eschericha nagle zatrzymali si znowu przed planem
dziaalnoci Klabautermanna. Kazali sobie wyjani znaczenie chorgiewek, kiwali ze
zrozumieniem gowami, gdy wskazano im zagszczenie chorgiewek na pnoc od
Alexanderplatz, kiwali jeszcze mocniej gowami, gdy Escherich zwrci uwag na ciekaw
awangard na poudnie od Nollendorfplatz, a potem powiedzieli: - A jakie ma pan teraz
poszlaki, panie Escherich? Jakie plany pan obmyli, eby zapa tego Klabautermanna? Od
chwili marszu na Rosj ten czowiek sta si przecie ogromnie aktywny! W ostatnim
tygodniu byo chyba z pi listw i pocztwek?
Strona 93
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Tak - powiedzia komisarz - a w tym tygodniu znw trzy! A wic, co z t spraw, Escherich?
Niech pan pomyli, jak dugo ju ten czowiek pisze! To przecie w aden sposb nie moe
tak dalej . Nie jestemy urzdem statystycznym do rejestrowania kartek ze zdrad gwn,
pan za jest urzdnikiem ledczym, mj drogi! A wic, jakie pan ma poszlaki?
Tak naciskany komisarz uskara si gorzko na gupot dwch kobiet, ktre widziay tego
czowieka, ale nie zatrzymay go, a nawet nie potrafiy da jego opisu.
- Tak, tak, to wszystko bardzo adnie, mj kochany, ale nie mwimy tutaj o gupocie
wiadkw, mwimy o ladach i poszlakach, ktre odnalaza paska mdra gwka!
Wwczas komisarz zaprowadzi tych panw znw do mapy i zwrci im szeptem uwag na
to, e wszdzie dokoa, na pnoc od Alexa tkwi chorgiewki, a tylko w pewnym
okrelonym, niezbyt wielkim okrgu nie ma ani jednej.
- I w tym okrgu tkwi mj Klabautermann. Nie podrzuca tam adnej karty, bo jest zbyt
znany, bo si boi, aby go jaki ssiad nie spostrzeg. To tylko par ulic, sami skromni ludzie
tam mieszkaj. Tam on tkwi.
- A dlaczego pozwala mu pan tam tkwi? Dlaczego ju od dawna nie zarzdzi pan rewizji
domowych w tych paru uliczkach? Musi go pan capn, Escherich! Nie rozumiemy pana,
przecie poza tym jest pan zupenie do rzeczy. Ale w tej sprawie robi pan gupstwa, jedno po
drugim. Obejrzelimy sobie akta. I ta historia z tym Klugem, ktremu pozwoli pan zwia
mimo jego zeznania! A potem nie troszczy si pan wicej o niego i pozwala mu popeni
samobjstwo, wanie wtedy, kiedy go najbardziej potrzebujemy! Gupstwa jad na
gupstwach, Escherich.
Komisarz, skubic nerwowo wsy, pozwala sobie zwrci uwag, e Kluge zdecydowanie nie
mia nic wsplnego z autorem kart. Pocztwki po jego mierci przychodz bez zmian, tak jak
poprzednio.
- Uwaam jego zeznanie, e kto nieznajomy da mu kart do podrzucenia, za bezwzgldnie
wiarygodne.
- No, jeeli pan tak uwaa! My z kolei uwaamy za konieczne, aeby pan nareszcie co
zrobi! Jest nam obojtne co, ale teraz chcemy zobaczy wyniki! Zrb pan wic przede
wszystkim rewizje domowe na tych ulicach. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Co zawsze
wylezie, wszdzie jest smrd.
I znw komisarz Escherich poddaje z ca unionoci pod rozwag, e cho w gr wchodzi
zaledwie par ulic, trzeba bdzie przeszuka niemal tysice mieszka.
- A to powanie zaniepokoi ludno. Ludzie s ju i tak do nerwowi z powodu
wzrastajcych nalotw, a teraz my damy im podstaw do narzeka! Ale poza tym - co mona
osign przez rewizj? Co mamy waciwie znale? Ten czowiek potrzebuje do swej
przestpczej dziaalnoci tylko pira - a to jest w kadym domu, oraz kaamarza - ditto, oraz
kilku pocztwek - ditto, ditto. Nie potrafibym poda moim ludziom jakich punktw
zaczepienia przy rewizji, czego waciwie maj szuka. Najwyej negatywnie: autor kart na
pewno nie ma radia. Nigdy jeszcze na adnej z kart nie znalazem czego, co wskazywaoby,
e czerpie swoje wiadomoci z radia. Czsto jest nawet le poinformowany. Nie, naprawd
nie wiem, na czym mam oprze te rewizje.
- Ale najmilszy, najlepszy Escherichu - my pana naprawd nie rozumiemy! Ma pan cigle
jakie wtpliwoci, ale nie potrafi 'pan przedstawi adnej pozytywnej propozycji! Przecie
musimy tego czowieka zapa i to prdko!
- Zapiemy go na pewno - powiedzia komisarz umiechajc si - ale czy prdko? Tego nie
potrafi powiedzie. W kadym razie nie wierz, aby mg jeszcze przez dwa lata pisa swoje
pocztwki.
Jknli.
- A dlaczego nie wierz? Bo czas pracuje przeciw niemu. Spjrzcie, panowie, na te
chorgiewki - jeszcze sto, a bdziemy mieli o wiele janiejszy obraz. To jest pierosko
zacity i zimnokrwisty go, ten mj Klabautermann, ale ma te fantastyczne szczcie. Bo
sama tylko zimna krew tutaj nie wystarczy. Trzeba mie te troch szczcia, a ono
towarzyszyo mu dotychczas niemal w niepojty sposb. Tylko - moi panowie - z tym jest tak
jak z gr w karty: przez pewien czas karta graczowi idzie, a potem si nagle koczy. Nagle
karta odwraca si przeciw Klabautermannowi, a my mamy wszystkie atuty w rku.
To wszystko jest bardzo pikne i ciekawe, Escherich! Najlepsza teoria kryminalna,
rozumiemy. Ale nie jestemy tak gorcymi zwolenkami teorii, a z paskich sw
wnioskujemy, e mamy ewentualnie kac jeszcze dwa lata, zanim zdecyduje si pan dziaa.
Na to si nie idzimy. natomiast polecamy panu przemyle dokadnie jeszcze raz \ spraw i
przedoy nam, powiedzmy w cigu tygodnia, swoje >ozycje. Wtedy przekonamy si, czy
pan nadaje si do zaatwienia tej sprawy, czy te nie Heil Hitle]% Escherich!
Ale obergruppenfuehrer Prali, ktry dotychczas ze wzgldu na obecno wyszych jeszcze
przeoonych musia trzyma gb na kdk, po ich wyjciu wpad jeszcze raz do pokoju
Eschericha - Ole! Idioto! Czy myli pan, e pozwol dugo jeszcze habi mj oddzia przez
takiego kretyna jak pan? Ma pan jeszcze tydzie czasu! - Potrzsn gronie piciami. -
Niech panu nieba bd askawe, jeeli i w tym tygodniu pan na nic nie wpadnie! Rozprawi
si wwczas z panem!
- I tak dalej, i tak dalej. Komisarz Escherich ju wcale tego nie sucha.
W pozostawionym mu askawie do dyspozycji tygodniowym terminie komisarz Escherich w
ten sposb zaatwia spraw Klahcniterman-na, e nie zajmowa si ni wcale. Ju raz
pozwoli swoim przeoonym zepchn si z uznanej przez siebie za suszn taktyki
wyczekiwania i zaraz wszystko poszo po faszywym torze - dlatego musia zgin Enno
Kluge.
Nie znaczyo to, eby Kluge zbyt ciy jego sumieniu. Taki bezwartociowy, jczcy typek -
nie byo wcale wane, czy y. czy nie. Ale komisarz Escherich mia mnstwo
nieprzyjemnoci z powodu tego chystka i kosztowao go sporo trudu, aby zamkn
otworzona raz gb. Owej nocy, o ktrej myla niechtnie, komisarz by bardzo
zdenerwowany, a ten wysoki, bezbarwny, szary czowiek wanie najbardziej nienawidzi
zdenerwowania.
Nie, nie pozwoli jeszcze raz wyrwa si z wytrwaej cierpliwoci - nawet przez najwyej
stojcych przeoonych! Co mu mog zrobi? Potrzebuj swojego Eschericha, w wielu
sprawach by dla nich po prostu niezastpiony. Bd wymylali i wciekali si, ale ostatecznie
zrobi to, co byo jedynie suszne: bd czekali cierpliwie. Nie, Escherich nie mia adnych
nowych propozycji...
Byo to pamitne posiedzenie. Tym razem nie odbywao si w pokoju Eschericha, ale na sali,
pod przewodnictwem jednego z najwyszych przywdcw. Oczywicie bya mowa nie tylko
Strona 94
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
o sprawie Klabauterman-na. Omawiano rwnie wiele spraw z innych oddziaw. Ganiono,
wrzeszczano, pogardliwie wykpiwano. A potem przysza kolej na nastpn spraw.
- Komisarzu Escherich, co pan ma do powiedzenia w sprawie autora kart pocztowych?
Komisarz zoy mae sprawozdanko o dotychczasowych wydarzeniach i dotychczasowych
wynikach. Zrobi to doskonae, krtko.
iokadnie, w sposb nie pozbawiony dowcipu, gadzc z namysem wsyPotem
przewodniczcy zada pytanie:
- A jakie propozycje pragnie pan przedstawi w celu zaatwienia tej trwajcej ju dwa lata
sprawy? Dwa lata, komisarzu Escherich!
- Mog zaleci jedynie dalsze cierpliwe czekanie, nic innego nie mona tu zrobi. Ale mona
byoby t spraw przekaza do sprawdzenia panu radcy kryminalnemu Zottowi?
Przez chwil panowaa miertelna cisza.
Potem tu i wdzie rozleg si ironiczny miech. Jaki gos zawoa:
- Markierant!
- Najpierw napaskudzi, a teraz chce zwali na innego! Obergruppenfuehrer Prali grzmotn
pici w st:
- Rozprawi si z tob. ty cierwo!
- Prosz o zupeny spokj!
Gos przewodniczcego zabrzmia nut obrzydzenia. Zrobio si cicho.
- Przed chwil, moi panowie, bylimy wiadkami postpowania, ktre rwna si niemal
dezercji. Tchrzliwe uciekanie przed trudnociami, zwizanymi nieuchronnie z kad walk.
Przykro mi, Escherich, wykluczam pana z dalszego udziau w posiedzeniu, prosz w swoim
pokoju subowym czeka na moje dalsze rozkazy!
Komisarz sinoblady (nie spodziewa si czego takiego) skoni si sztywno. Potem podszed
do drzwi, stukn obcasami i zarycza z wycignit rk:
- Heil Hitler!
Nikt nie zwrci na niego uwagi. Komisarz poszed do swego pokoju.
Zapowiedziane rozkazy ujawniy si przede wszystkim w potaci dwch esesmanw, ktrzy
popatrzyli na niego ponuro, a jeden z nich powiedzia gronie:
- Nie wolno panu tu ju nic rusza. Zrozumiano?
Escherich powoli odwrci gow w stron przemawiajcego do 'lego w ten sposb
czowieka. To by nowy ton. Escherich zna go Prawdzie, ale nigdy nie uyto jeszcze tego
tonu w stosunku do niego.
usiao by kiepsko z Escherichem, jeeli zwyczajny esesman, jaki rab, pozwala sobie na
podobny ton w stosunku do komisarza.
Twarz tpa, nos spaszczony, mocno rozwinite szczki, skonno do brutalnoci,
inteligencja sabo rozwinita, w stanie podniecenia pijackiego - grony - zreasumowa
Escherich.
Co to wielkie bydl na grze powiedziao? Dezercja? mieszne! Komisarz Escherich i
dezercja! Ale to jest podobne do tych goci. Zawsze mieli gby pene wielkich sw, a potem
nic z tego nie wynikao."
Do pokoju weszli obergruppenfuehrer Prali i radca kryminalny Zott.
A wic, jednak przyjli moj propozycj! Najrozsdniejsze, co mogli zrobi, mimo e nie
wierz, aby nawet ten mdrala wycisn co nowego z tego materiau!"
Escherich ma wanie zamiar przywita w sposb przyjanie wesoy radc kryminalnego
Zotta, aby pokaza, e ani troch nie jest uraony oddaniem mu tej sprawy, gdy nagle czuje,
e obaj esesmani brutalnie podrywaj go na bok, a ten z twarz mordercy krzyczy: - Melduj -
esesmani Dobat i Jacoby z jednym winiem!
Wizie to chyba ja?" - myli Escherich zdumiony. A gono:
- Herr Obergruppenfuehrer, czy wolno mi jeszcze doda, e...
- Zamknij temu bydlakowi mord! - ryczy wciekle Prali, ktry prawdopodobnie te oberwa.
Esesman Dobat bije Eschericha zacinit pici w usta. Escherich czuje wcieky bl i mdy
smak ciepej krwi. Potem pochyla si do przodu i wypluwa par zbw na dywan.
Podczas gdy robi to wszystko, gdy robi to zupenie mechanicznie, nie czujc waciwie blu,
myli: Musz to natychmiast wyjani. Oczywicie jestem gotw na wszystko. Rewizje
domowe w caym Berlinie. Szpiedzy w kadym domu, gdzie mieszka wielu adwokatw i
lekarzy. Zrobi wszystko, co chcecie, ale nie moecie mnie przecie po prostu bi w mord,
mnie, starego pracownika policji kryminalnej i kawalera wojennego krzya zasugi!"
Gdy tak gorczkowo myli i zupenie mechanicznie stara oswobodzi si z uchwytu
esesmanw, prbuje znw doj do sowa, ale nie moe mwi, bo grna warga jest w
strzpach, a usta wi pene krwi. Tymczasem obergruppenfuehrer Prali do skoczy do niego,
zapa go rkami za klapy i zacz krzycze: - No, nareszcie doszlimy do tego, e mamy ci,
ty zasrany mdralo! Zdawao ci si, e jeste strasznie mdry, kiedy wygaszae mi swoje
zafajdane teorie, co? Mylisz moe, e nie orientowaem si, i uwaae mnie za gupca, a ty
bye ten mdry, co? No mamy ci teraz i rozprawi si nareszcie z tob, ju ja ci poka!
Przez chwil Prali niemal nieprzytomny ze zoci patrzy na krwawicego czowieka.
Krzyczy: - Czego zapluwasz mi tutaj dywan swoj, zasran juch? Przeykaj t krew, ty psie,
albo sam ci zaraz dam po mordzie.
I komisarz Escherich - nie, aosny przeraony czowieczek Escherich, ktry jeszcze przed
godzin by potnym komisarzem gestapo, stara si ze miertelnym potem na czole
przeyka mdy, ciepy strumie krwi, aby nie poplami dywanu, swego wasnego dywanu -
nie - dywanu pana radcy kryminalnego Zotta...
Podliwymi oczyma obserwowa obergruppenfuehrer aosne zachowanie komisarza.
Nastpnie odwrci si od Eschericha z pogardliwym - Ee, co tam! - i zapyta radc
kryminalnego: - Czy potrzebny panu jeszcze ten czowiek do jakich wyjanie?
Byo to niepisane prawo, e starzy, odkomenderowani do suby w gestapo pracownicy
policji kryminalnej trzymali si razem w szczciu i nieszczciu, tak jak zreszt i SS
trzymaa si razem - czsto wanie przeciw policji kryminalnej. Escherichowi nigdy nie
wpadoby na myl wyda esesmanom jakiego koleg, choby na nim ciya nie wiem jaka
wina. Raczej staraby si ukry przed nimi nawet najbardziej haniebny czyn. A teraz
dowiadczy na sobe, e radca kryminalny po krtkim spojrzeniu na Eschericha owiadczy
zimno: - Tego czowieka? Do wyjanie? Dzikuj, Herr Obergruppenfuehrer. Wol ju sobie
sam wyjani!
- Odprowadzi tego czowieka! - krzykn obergruppenfuehrer - i nauczcie go troch biega!
Porwany przez obu esesmanw Escherich w tempie przyspieszonym przeby t sam drog,
na ktr dokadnie przed rokiem wysa kopniciem Borkhausena, miejc si z wymienitego
Strona 95
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
kawau. Zosta zrzucony z tych samych kamiennych schodw, lea krwawic na tym samym
miejscu, na ktrym krwawi Borkhausen. Zosta kopniakami zmuszony do wstania, a potem
zrzucony po schodach piwnicznych do bunkra...
Bolaa go kada czstka ciaa, a potem nastpi cios za ciosem: Przebranie z cywila w mundur
pasiastej zebry, bezczelnie jawny podzia jego wasnoci midzy esesmanw. I to wszystko
przy akompaniamencie uderze, poszturchiwa, grb...
Escherich widzia to wszystko wielekro w ostatnich latach i nie znajdowa w tym nic
zadziwiajcego ani haniebnego - spotykao to przecie zbrodniarzy. Dziao si tak susznie.
Ale nie chciao mu si pomieci w gowie, e on, komisarz kryminalny Escherich, mia
nalee teraz do tych pozbawionych praw zbrodniarzy. Przecie nie popeni adnej zbrodni!
Zaproponowa tylko przekazanie sprawy, w ktrej nie mg swoim przeoonym pokaza nic
konkretnego. To wszystko musi si przecie wyjani, sprowadz go znowu z powrotem! Po
prostu nie potrafi si bez niego obej! A do tego czasu musi zachowa fason. Nie wolno mu
okaza strachu, nawet blu nie da pozna po sobie.
Akurat sprowadzili jeszcze jednego do bunkra. Maego zodzieja kieszonkowego, ktry-jak
zaraz opowiedzia-mia nieszczcie okra dam wyszego oficera SA i przy tym wpad.
Sprowadzili go tutaj. Po drodze wzito-go ju chyba w obroty, to skowyczce stworzenie
mierdzce wasnym kaem, obejmujce wci, czogajc si na kolanach, nogi esesmanw:
nieche Matka Boska powstrzyma ich! Nieche si zlituj - a Jezus Chrystus ich wynagrodzi!
Esesmani zrobili sobie zabaw z kopania po twarzy tego maego, w chwili gdy obejmujc ich
kolana by w trakcie ebraniny. Potem zodziej kieszonkowy tarza si z krzykiem po ziemi,
do chwili gdy zdawao mu si, e w jednej z twardych twarzy wykrywa cie aski. Wwczas
zaczyna na nowo swe bagania...
I z tym padalcem, z tym tchrzem mierdzcym kaem zamknito w jednej celi
wszechwadnego komisarza Eschericha.
ROZDZIA XXXVII Drugie ostrzeenie Pewnego niedzielnego poranka pani Anna
powiedziaa nieco boja-liwie: - Wydaje mi si, Otto, e powinnimy zajrze znw do mojego
brata Ulricha. Wiesz, teraz nasza kolej. Ju osiem tygodni nie pokazalimy si u Heffkw.
Otto Quangel przerwa pisanie. - Dobrze, Anno - powiedzia - a wic nastpnej niedzieli,
dobrze?
- Wolaabym, aby mg to urzdzi dzisiaj, Otto. Myl, e oczekuj nas.
_ Przecie dla nich wszystkie niedziele s jednakowe. Te odludki nie maj adnej specjalnej
roboty, takiej jak my. I zamia si ironicznie.
- Ale Ulrich obchodzi w pitek urodziny - zauwaya pani Quangel _ upiekam dla niego
ciasto i chciaabym je zanie. Dzi nas na pewno oczekuj.
- Chciabym waciwie dzi prcz tej karty napisa jeszcze list - powiedzia Quangel
markotnie - tak to ju sobie uoyem. A niechtnie zmieniam swoje plany.
- Prosz ci, Otto!
- Czy nie mogaby sama pj, Anno, i powiedzie im, e koci mnie ami? Ju raz
przecie tak zrobia.
Wanie dlatego, e ju raz tak zrobiam, nie chciaabym tego powtarza - prosia Anna. -
Tym razem, gdy s jego urodziny.
Ouangel spojrza w wyraajc prob twarz ony. Chtnie zrobiby jej t przysug, ale myl
o opuszczeniu mieszkania bya mu dziwnie przykra.
- A tak bardzo chciaem napisa ten list, Anno! Ten list jest wany. Wymyliem sobie co...
Ten list zrobi potne wraenie. A poza tym, Anno, znam ju wszystkie wasze opowiadania z
dziecistwa, znam je na pami. Nudno jest u Heffkw. Nie mam z nimi nic do gadania, a
twoja szwagierka siedzi zawsze, jakby kij pokna. Nie powinnimy byli wcale tego
zaczyna, krewni - to plaga. My dwoje zupenie sobie wystarczamy!
- No wic dobrze, Otto - ustpia czciowo - a wic, niech to dzisiaj bdzie nasza ostatnia
wizyta. Przyrzekam, e nie bd ci wicej o to prosia. Ale tym razem, kiedy upiekam ju
ciasto, a Ulrich ma urodziny! Tylko ten jeden raz! Prosz ci, Otto!
- Dzi mi si specjalnie nie chce... - powiedzia.
Ale zwyciony jej bagalnym wzrokiem zamrucza w kocu: - No dobrze. Anno, zastanowi
si. Jeeli zd do obiadu dwie karty...
Do obiadu dwie karty byy gotowe, tote Quanglowie okoo trzeciej opucili mieszkanie.
Mieli zamiar pojecha metrem a do Nollendorf-platz, ale tu przed przystankiem na
Buelowstrasse Quangel zaproponowa onie, aby wysiedli. Moe da si co 'zrobi.
Wiedziaa, e ma dwie karty w kieszeni, zrozumiaa go natychmiast i skina gow.
Poszli kawaek przez Potsdamerstrasse, aby znale odpowiedni dom. Potem musieli
zawrci w prawo na Winterfeldstrasse, bo odeszliby zbyt daleko od mieszkania szwagra. I
znw szukali.
- To nie jest taka dobra okolica jak nasza - powiedzia Quangel niezadowolony.
- A dzi jest niedziela - dodaa Anna - bd tylko ostrony!
- Jestem ostrony - odpar. - Tam wejd!
Znikn w domu, zanim moga cokolwiek powiedzie.
Dla Anny zaczy si teraz minuty oczekiwania, zawsze na nowo . drczce minuty, kiedy
baa si o Ottona, a musiaa tylko czeka.
O Boe - pomylaa ogldajc dom - przecie ten dom wcale nie jest odpowiedni! eby tylko
dobrze poszo! Moe nie powinnam bya go tak namawia, aby dzi tu przyjecha. Tak
bardzo mu si nie chciao, widziaam to po nim. I to nie tylko dlatego, e pisa ten list. Jeeli
co mu si stanie, bd sobie wiecznie robia wyrzuty! O, tam idzie Otto..."
Ale to nie Otto wyszed z domu. To jaka pani, ktra spojrzawszy ostro na Ann, posza dalej.
Dlaczego popatrzya na mnie tak nieufnie? Tak mi si wydawao. Czy w domu si co stao?
Otto ju dawno wszed, bdzie chyba z dziesi minut! E, co tam! Znam to przecie od dawna
- kiedy si czeka przed domem, czas wlecze si straszliwie. No, dziki Bogu, tam naprawd
idzie Otto!"
Chciaa do niego podej - nagle zatrzymaa si.
Bo Otto nie wyszed z domu sam, ale odprowadzany przez bardzo wysokiego pana w
czarnym paszczu z aksamitnym konierzem, o twarzy z jednej strony znieksztaconej
ogromn oparzelin z nabrzmiaymi bliznami. W rku pan ten trzyma grub, czarn teczk.
Nie mwic ze sob ani sowa przeszli obaj koo Anny, ktrej serce zamaro ze strachu, i
poszli w kierunku Winterfeldplatz. Sza za nimi na uginajcych si nogach.
Co si tam stao? - zapytywaa si w duchu przeraona. - Co to za pan, z ktrym Otto idzie?
Czy to moe kto z gestapo? Strasznie wyglda z t oparzelin! Nie mwi ze sob ani sowa
- o Boe, nie powinnam bya namawia Ottona! Udawa, e mnie nie zna, musi wic by w
Strona 96
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
niebezpieczestwie! Ta nieszczsna karta!"
Nagle Anna nie moga ju duej wytrzyma. Nie zniesie duej tej mczcej niepewnoci. Z
niesychanie rzadk u niej stanowczoci przegonia obu mczyzn i zatrzymaa si. - Panie
Berndt - zawoaa podajc Ottonowi rk. - Jak to dobrze, e pana spotykam! Musi pan zaraz
do nas przyj. Pka mi w mieszkaniu rura wodocigowa i caa kuchnia ju pywa... --
Przerwaa. Zdawao jej si, e mczyzna i oparzelin na twarzy patrzy na ni tak jako
dziwnie, ironicznie j pogardliwie.
Ale Otto powiedzia: -- Zaraz do pani przyjd. Musz tylko zaprowadzi pana doktora do
mojej ony.
- Mog sam pj - powiedzia czowiek z oparzelin - ulica Von-Einem-Strasse 17, mwi
pan? Chyba zaraz pan wrci.
- Za kwadrans, panie doktorze. Najpniej za kwadrans wrc. Zamkn tylko gwny kran.
A po dziesiciu krokach przycisn do piersi rk Anny z zupenie niezwyk czuoci. -
Wspaniale to zrobia, Anno! Nie wiedziaem, jak si pozby tego draba! Jak wpada na ten
pomys?
- Kto to by? Lekarz? Mylaam, e to kto z gestapo, i nie mogam duej wytrzyma
niepewnoci. Id wolniej, Otto. Nogi dr pode mn. Przedtem nie draam, ale teraz! Co si
stao? Czy on co wie?
- Nic. Bd zupenie spokojna. On nic nie wie. Nic si nie stao, Anno. Ale od rana, kiedy
powiedziaa mi o pjciu do brata, nie mogem si pozby nieprzyjemnego uczucia.
Mylaem, e to przez ten list, ktry miaem zamiar napisa. I poniewa jest nudno u
Heffkw. Ale teraz wiem. To byo dlatego, e miaem wci takie przeczucie: dzi jeszcze si
co zdarzy. Lepiej nie wychodzi dzi z domu...
- Stao si wic co, Otto?
- Nie, nic. Powiedziaem ci ju, Anno, e nic si nie stao. Id po schodach na gr i chc
wanie pooy kart, mam j w rku, kiedy ten czowiek wybiega ze swojego mieszkania.
Powiadam ci, Anno - tak wylecia, e o mao co mnie nie przewrci. Nie maem czasu
schowa karty. - Co pan tu robi, w tym domu? - zawoa natychmiast do mnie. No, wiesz
przecie, e staram si zwyke zapamita czyje nazwisko na tabliczkach przed domem. - Id
do doktora Bolla - powiadam. - To ja! - mwi ten czowiek. - Co si stao? Czy w domu kto
chory? - No, c rai pozostao innego, ni buja dalej? Powiedziaem mu, e jeste chora 1
eby do nas zajrza. Na szczcie przypomniaem sobie nazw Von-Einem-Strasse.
Mylaem, e powie, i przyjdzie wieczorem albo jutro rano, ale zawoa zaraz: - To wietnie
si skada! To jest mi nawet 3-K ady umiera... t. II po drodze! Chod pan ze mn, panie
Schmidt! - Powiedziaem mu, e nazywam si Schmidt, rozumiesz. Wielu ludzi nazywa si
naprawd Schmidt!
- Tak, a ja przemwiam do ciebie panie Berndt!" -zawoaa Anna przestraszona - na pewno
zwrci na to uwag.
Quangel zatrzyma si zakopotany. - Masz racj - powiedzia - wcale o tym nie pomylaem!
Ale zdaje mi si, e jednak nie zwrci na to uwagi. Ulica jest pusta. Nikt za nami
nie idzie. A na Von-Einem-Strasse bdzie naturalnie szuka daremnie, wtedy bdziemy
ju dawno u Heffkw.
Anna zatrzymaa si. - Wiesz, Otto - powiedziaa - teraz ja ci mwi - nie pjdziemy dzi do
Ulricha. I ja mam uczucie, e dzi jest zy dzie. Chod, pojedziemy do domu. A kart
pozbdziesz si jutro.
Ale Quangel z umiechem potrzsn gow. -Nie, nie, Anno, jak ju jestemy tutaj,
odwalimy t wizyt. Umwilimy si przecie, e bdzie ostatnia. A prcz tego nie chc teraz
wanie i na Nollendorfplatz. Spotkamy tam jeszcze znw tego lekarza.
- No, to daj mi chocia kart! Nie chc, aby teraz biega z t kart w kieszeni!
Po chwilowym oporze wrczy jej obie pocztwki.
- To naprawd nie jest dobra niedziela, Otto...
ROZDZIA XXXVIII Trzecie ostrzeenie Ale potem u Heffkw zapomnieli zupenie o zych
przeczuciach. Okazao si, e istotnie ich oczekiwano. Maomwna ciemnowosa szwagierka
take upieka ciasto; zjedli oba ciasta na podwieczorek, a potem Ulrich Heffke wydoby
flaszk wdki, ktr podarowali mu koledzy w fabryce. Powoli i ze smakiem pili z maych
kieliszkw niecodzienny dla nich wszystkich trunek. Dziki niemu oywili siej bardziej ni
zwykle, stali si rozmowniejsi. W kocu - butelka bya ju prna - may garbus o agodnych
oczach zacz piewa. piewa pieni kocielne, choray: Nieatwo by chrzecijaninem" i
Wnijd w te wrota, bd mego serca gociem" - wszystkie trzynacie zwrotek.
piewa bardzo wysokim falsetem, brzmiao to czysto i nabonie, tak e nawet Otto Quangel
wspomnia dni swego dziecistwa, kiedy takie pieni znaczyy co dla niego, by bowiem
wwczas naiwnie wierzcy. Wtedy ycie byo jeszcze proste, wierzy nie tylko w Boga, ale i
w ludzi. Wierzy, e zwroty takie, jak miuj twych nieprzyjaci" lub bogosawieni, ktrzy
miuj pokj" - maj swoj warto na ziemi. Od tego czasu bardzo duo si zmienio, i na
pewno nie na lepsze. Wiara w Boga zachwiaa si. To niemoliwe, aby dobrotliwy Bg
dopuszcza do takiej haby, jaka bya dzi na wiecie. A co dotyczy ludzi, te winie...
Garbaty Ulrich Heffke piewa bardzo wysokim i czystym gosem:
- Jeste czowiekiem, wiesz o tym dobrze, wic po c dysz do rzeczy"...
Quanglowie wprost odmwili pozostania na kolacji. Tak, byo bardzo mio, ale teraz musz
koniecznie pj do domu. Otto ma jeszcze co do zaatwienia. I nie chodzi tu nawet o karty
ywnociowe. Na przekr wszystkim zapewnieniom Heffkw, e raz chyba mona sobie
pozwoli, przecie nie w kad niedziel obchodzi si urodziny i wszystko naprawd jest
przygotowane, niech sami sprawdz w kuchni - wbrew tym namowom Quanglowie trwali
przy tym, e musz odej.
Poszli rzeczywicie, chocia Heffkowie byli wyranie uraeni.
Na ulicy Anna powiedziaa: - Widziae, Ulrich obrazi si. Jego ona te...
- Niech si obraaj! To i tak bya nasza ostatnia wizyta!
- Tak, ale tym razem byo bardzo przyjemnie, nie uwaasz, Otto?
- Oczywicie. Na pewno. Wdka dopomoga...
- A Ulrich tak adnie piewa - nie uwaasz, e to byo adne?
- Tak, bardzo adne. Komiczny facet. Jestem pewien, e co wieczr modli si jeszcze w ku
do dobrego Pana Boga.
- Daj mu spokj, Otto! Pobonym jest dzi lej. Maj przynajmniej kogo, do kogo mog si
zwraca ze swymi troskami. I myl, e ta caa mordownia ma swj sens.
- Dzikuj! - powiedzia Quangel nagle rozzoszczony - sens! Przecie to wszystko nie ma
sensu! Dlatego, e wierz w niebo, nie chc zmieni nic na ziemi. Wiecznie tylko czogaj si
Strona 97
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
i omijaj przeszkody! W niebie wszystko bdzie znw dobrze. Bg przecie wie, dlaczego tak
si dzieje. A oni dowiedz si wszystkiego na sdzie ostatecznym! Nie, dzikuj!
Quangel mwi gwatownie i z wyran zoci. Nie przyzwyczajony do alkoholu, ulega
jego dziaaniu. Nagle zatrzyma si. - To jest waciwy dom! - powiedzia - tam wejd! Daj
mi jedn kart, Anno!
- O nie, Otto. Nie rb tego! Umwilimy si przecie, e dzi nic wicej nie zrobimy. Dzi
jest przecie zy dzie!
- Ju nie. Teraz ju nie. Daj mi kart, Anno!
Daa mu j z wahaniem. - A jeeli si nie uda, Otto? Tak si boj... : Ale Quangel nie zwaa
wcale na jej sowa, ju poszed. Czekaa. Tym razem nie musiaa dugo przeywa strachu, bo
Otto prdko wrci.
- Ju! - powiedzia i wzi j pod rk. - Zaatwione! Widzisz, jakie to byo proste? Nie
trzeba wierzy przeczuciom.
- Dziki Bogu! - powiedziaa Anna.
Ale ledwie uczynili par krokw w kierunku Nollendorfplatz, gdy jaki pan dogoni ich z
tyu. W rku trzyma kart Quangla.
- Panie, panie! - woa zdenerwowany do szalestwa - pan podrzuci t kart u mnie w sieni.
Wyranie pana widziaem! Policja! Halo! Posterunkowy.
Krzycza coraz goniej. Zbiegli si ludzie, szybko nadszed schupo przechodzc przez
jezdni.
Nie byo wtpliwoci: gra odwrcia si nagle przeciw Quanglom. Dwa lata majster pracowa
z powodzeniem, a teraz nagle szczcie odwrcio si od niego. Jeden wpadunek po drugim.
W tym wypadl byy komisarz Escherich mia racj: nie mona cigle igra ze szczciem.
Trzeba w gr wkalkulowa rwnie niepowodzenie. Otto Quangel zapomnia o tym. Nie
pomyla o maych zdradliwych przypadkach, ktre ycie ma stale w zanadrzu, ktrych nie
mona przewidzie, ale ! z ktrymi jednak trzeba si liczy.
Tym razem przypadek ukaza si w postaci maego, mciwego urzdniczka, ktry
wykorzystywa woln niedziel do szpiclowania lokatorki mieszkajcej nad nim. ywi do
niej uraz, bo dugo spaa rankami, lataa stale w mskich spodniach, a wieczorami dugo po
pnocy nie zamykaa radia. Podejrzewa j, e sprowadza do mieszkania goci". Gdyby to
si zgadzao, wykurzyby j z tego domu. Pjdzie wtedy do gospodarza i powie mu, e taka
prostytutka w adnym wypadku nie moe duej mieszka w porzdnym domu.
Czatowa ju cierpliwie ponad trzy godziny za wizjerem przy drzwiach, ale zamiast lokatorki
z gry zobaczy wchodzcego po schodach Ottona Quangla. Widzia na wasne oczy, jak
Quangel pooy kart na stopniu schodw - robi to czasami, gdy okna na schodach nie miay
parapetw.
- Widziaem, na wasne oczy widziaem! - krzycza zdenerwowany do policjanta i macha
kart. -Niech pan przeczyta, panie wachmistrzu! To przecie zdrada gwna! Ten drab
powinien wisie!
- Niech pan tak nie krzyczy! - powiedzia schupo niechtnie. ^Przecie widzi pan, e tamten
pan jest zupenie spokojny. Nie ucieknie przecie. No, c, czy byo tak, jak ten pan mwi?
- Bzdura! - odpowiedzia Otto Quangel ze zoci. - Pomyli mnie z kim innym. Wracam
wanie od szwagra z urodzin na Goltzstrasse. Tutaj, na Maassenstrasse nie wchodziem do
adnego domu. Niech pan zapyta moj on...
Obejrza si za Ann. Anna przeciskaa si wanie przez gsty krg ciekawych. Natychmiast
pomylaa o drugiej karcie w torebce. Musiaa si jej natychmiast pozby. To byo
najwaniejsze. Przecisna si przez tum, a zauwaywszy skrzynk pocztow wsuna do niej
kart zupenie niepostrzeenie - wszyscy patrzyli tylko na krzyczcego oskaryciela.
Teraz staa znw u boku ma i umiechna si do niego, jakby dodajc mu odwagi.
Schupo tymczasem przeczyta kart. Spowania bardzo i wsun j za mankiet. Wiedzia o
tych kartach - w kadym komisariacie nie raz, ale dziesi razy zwracano na nie uwag.
Meldowanie nawet najmniejszego ladu byo obowizkiem.
- Obaj panowie pjd ze mn na posterunek! - rozstrzygn.
- A ja? - zawoaa Anna Quangel oburzona i wsuna rk pod rami ma. - Ja te pjd!
Nie puszcz mojego ma samego!
- Racja, matko! - powiedzia niski gos z krgu widzw - z tymi nigdy nic nie wiadomo -
uwaaj na swojego starego!
- Spokj! - krzykn wachmistrz - spokj! Cofn si! Rozej si! Tu nie ma nic do
patrzenia!
Ale publiczno nie podzielaa pogldu schupo, ktry doszed do wniosku, e jest rzecz
niemoliw upilnowa troje ludzi, a jednoczenie zmusi okoo pidziesiciu przechodniw
do rozejcia si. Zrezygnowa wic z prb rozproszenia zbiegowiska.
- Czy pan naprawd si nie myli? - zapyta zdenerwowanego oskaryciela. - Czy tak kobieta
te bya na schodach?
- Nie, nie byo jej przy tym. Ale nie myl si na pewno, panie wachmistrzu! - Znw zacz
krzycze. - Widziaem go na wasne oczyj ju od trzech godzin siedz przy wizjerze...
Przenikliwy gos zawoa pogardliwie: - Przeklty kapu!
- Chodcie wic wszyscy troje! - zdecydowa wachmistrz. - Prosz si rozej! Widzicie
przecie, e ci pastwo chc przej! Co za gupia ciekawo! Tak, prosz pana, tdy!
Musieli czeka pi minut, zanim zawoano ich do pokoju komendanta, wysokiego
mczyzny o opalonej, otwartej twarzy. Karta Quangla leaa przed nim na biurku.
Oskaryciel powtrzy swoje zarzuty.
Otto Quangel zaprzecza. Odwiedzi tylko szwagra na Goltzstrasse, nigdy nie wchodzi do
adnego domu na Maassenstrasse. Mwi! zupenie bez zdenerwowania. Ten stary majster
(wylegitymowa si) wywar na komendancie posterunku dobre wraenie w przeciwiestwie
do krzyczcego, wci podnieconego i plujcego oskaryciela.
- Niech no mi pan powie - powiedzia komendant powoli - po coj pan waciwie sta przez
trzy godziny za wizjerem? Przecie pan nie mg wiedzie, e kto nadejdzie z tak kart.
Czy te moe?...
- Ach, tam mieszka taka prostytutka w naszym domu, panie j kierowniku! Cigle lata w
spodniach, caymi nocami gra u niej radio - chciaem wic zbada, jacy mczyni do niej
przychodz. A wtedy, nadszed ten czowiek...
- Nigdy nie byem w tym domu - powtrzy Quangel z uporem, j - Jake mj m mgby
robi takie rzeczy? Myli pan, e ja bym siej na to zgodzia? - wmieszaa si Anna. - Jestemy
ju ponad dwadziecia' pi lat maestwem i nigdy nikt nie mia nic do mojego ma!
Komendant obrzuci pobienym spojrzeniem nieruchom, ptasi twarz. - Moe by zdolny do
Strona 98
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
rnych rzeczy! - strzelio mu przelotnie przez gow. - Ale eby pisa co podobnego!
Zwrci si do oskaryciela: - Jak pan si nazywa? Millek. Pan jest czym na poczcie,
nieprawda?
- Nadsekretarz poczty, panie komendancie. Zgadza si.
- Pan jest przecie tym Millekiem, od ktrego dostajemy tygodniowo przecitnie dwie
denuncjacje, e kupcy le wa, e w czwartek 7epie si dywany, e kto zaatwi si przed
paskimi drzwiami i tak dalej; i tak dalej. To przecie pan?
_ Ludzie s tacy li, panie komendancie. Wszyscy robi mi tylko na o. Niech mi pan
wierzy, panie komendancie...
- Dzi po poudniu szpiegowa pan kobiet, ktr okrela pan jako prostytutk, a teraz
denuncjuje pan tego pana...
Nadsekretarz poczty zapewni, e spenia tylko swj obowizek. \Vidzial tego czowieka
podrzucajcego pocztwk, a poniewa jeden rzut oka wystarczy mu, aby okreli to jako
zdrad gwn, natychmiast pody za nim.
- Tak, tak - powiedzia komendant - chwileczk...
Usiad za biurkiem i udawa, e czyta jeszcze raz kart, ktr przeczyta ju przecie trzy
razy. Zastanawia si. By przekonany, e ten Quangel jest starym robotnikiem, ktrego
zeznania s prawdziwe, a Millek natomiast typem kapusia, ktrego denuncjacje nigdy jeszcze
nie okazay si prawdziwe. Najchtniej odesaby ca trjk do domu.
Ale w kadym razie karta zostaa znaleziona, temu nie mona byo zaprzeczy. A by surowy
rozkaz uwaa nawet na najmniejsz poszlak. Komendant nie mia zamiaru sam sobie
napyta biedy. I tak nie by dobrze notowany u wadz. By podejrzany o agodno i o
tajemne sympatie do asocjalnych* i do ydw. Musia by bardzo ostrony. W gruncie
rzeczy, c stanie si zego tej kobiecie i temu mczynie, jeeli przekae ich gestapo? Jeli
s niewinni, puszcz ich po paru godzinach, a faszywy denuncjator dostanie po bie za
niepotrzebne zawracanie gowy.
Mia ju zamiar telefonowa do komisarza Eschericha, gdy wpado mu co do gowy.
Zadzwoni i powiedzia do wchodzcego schupo:
- Niech pan wemie tych dwch panw do siebie i dokadnie ich zrewiduje. Ale niech pan
uwaa, aby rzeczy si nie pomieszay. A potem niech pan jednego tutaj przyle. Ja tymczasem
zrewiduj kobiet!
Ale i te rewizje okazay si bezskuteczne, nie znaleziono nic obciajcego Quangla. Anna
Quangel pomylaa z ulg o karcie w skrzynce pocztowej. Otto Quangel, ktry nie wiedzia
jeszcze nic o popiesznym, przytomnym czynie swojej ony, pomyla: - Anna jest *
Asocjalny - w terminologii hitlerowskiej: uchylajcy si od pracy.
dzielna. Gdzie te podziaa t kart? Przecie bya wci przy mnie!; - Papiery Quangla
rwnie potwierdziy jego zeznanie.
Natomiast w kieszeni Milleka znaleziono gotow denuncjacj, skierowan do komisariatu
przeciw niejakiej pani von Tressow, zamieszkaej przy Maassenstrasse 17. Kobieta ta, mimo
obowizku trzymania] psw na smyczy, puszczaa swego zego psa wolno. Ju dwukrotnie
pie: zoliwie zawarcza na nadsekretarza poczty. Sekretarz boi si o spod nie, ktre obecnie
w czasie wojny trudno naby.
- Ale pan ma kopoty, czowieku! - powiedzia komendant. - Teraz, w trzecim roku wojny!
Czy myli pan, e nie mamy nic lepszego do roboty? Dlaczego nie podejdzie pan sam do tej
pani i nie poprosi uprzejmie, by wzia psa na smycz?
- Nigdy bym sobie na co takiego nie pozwoli, panie komendancie. Nagabywa dam- w
nocy, na ulicy - nie! Potem oskar mnie o niemoralno.
- A wic, wachmistrzu, niech pan t trjk wemie na razie do siebie. Chciabym teraz
zatelefonowa.
- Czybym ja te by aresztowany? - zawoa nadsekretarz poczty zej zoci - zrobiem
powane doniesienie, a pan mnie aresztuje! Napisz1 skarg na pana!
- Czy kto powiedzia panu cho swko o aresztowaniu? Wachmistrzu, niech pan
zaprowadzi tych troje do siebie!
- Kaza mi pan przeszuka kieszenie jak zoczycy! - krzycza znw] nadsekretarz poczty.
Ale drzwi zamkny si ju za nim.
Komendant wzi suchawk, nakrci numer i zameldowa si.
- Chciabym mwi z komisarzem Escherichem - powiedzia.
- W sprawie tej historii z pocztwkami.
- Komisarz Escherich skoczy si! Ex! Perdu! - krzykn mu do] ucha bezczelny gos. -
Spraw t opracowuje teraz radca kryminalny! Zott!
~ To dajcie mi pana radc kryminalnego Zotta - jeeli d w niedzielne popoudnie jest
osigalny.
- Och, ten zawsze jest osigalny! Daj panu radc kryminalneg - Tu Zott!
- Tu komendant komisariatu, Kraus. Panie radco kryminalny, dostarczono nam przed chwil
czowieka, ktry ma mie co wsplnego z t afer pocztwkow. Wie pan, o co chodzi?
_ Wiem, wiem. Sprawa Klabautermanna. Kim jest ten czowiek z zawodu?
- Stolarz. Majster w fabryce mebli!
- To zapalicie nie tego! Prawdziwy Klabautermann pracuje w tramwajach. Pucie tego
gocia, komendancie. Koniec!
W ten sposb Quanglowie wyszli na wolno, sami najbardziej tym zdumieni, poniewa
liczyli si z kilkoma gruntownymi przesuchaniami i rewizj domow.
ROZDZIAXXXIX Pan radca kryminalny Zott Radca kryminalny Zott ze swoj szpicbrdk
i spiczastym brzuchem, czowiek jakby ywcem wyjty z opowieci E.T.A. Hoffmanna*,
.posta jakby sklecona z papieru, pyu z akt, atramentu i sporej dawki przenikliwoci, by
dawniej uwaany za bardzo mieszn figur wrd pracownikw policji kryminalnej Berlina.
Nie uznawa zwykych metod, prawie nigdy nie przesuchiwa oskaronych, a widok
zamordowanego wywoywa u niego torsje.
Najchtniej siedzia nad aktami innych, porwnywa, wyszukiwa, robi olbrzymie wycigi, a
konikiem jego byo ukadanie wszystkiego w tabele, nie koczce si, precyzyjnie
przemylane tabele, z ktrych wyciga potem bystre wnioski. Poniewa radca kryminalny
osign swoj metod pracy kilka niespodziewanych sukcesw w sprawach, ktre wydaway
si zupenie beznadziejne, przyzwyczajono si do podsuwania mu wszystkich beznadziejnych
spraw. Jeeli Zott nie da rady, nikt nie potrafi tego zrobi.
Tak wic propozycja komisarza Eschericha, by przekaza spraw Klabautermanna radcy
kryminalnemu Zottowi, sama przez si nie bya niczym nadzwyczajnym. Ale Escherich
powinien by poczeka, a ta propozycja wyjdzie od jego przeoonych. Uczyniona przez
Strona 99
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
niego, bya PO prostu bezczelnoci - ba, nawet okazaniem tchrzostwa w obliczu. wroga,
dezercj...
* Hoffmann Ernest Theodor Amadeus (1776-1822) - znany niemiecki pisarz epoki
rfflantyzmu.
Radca kryminalny Zott zamkn si na trzy dni z aktami Klabauter-manna i dopiero potem
poprosi obergruppenfuehrera o rozmow. Obergruppenfuehrer, dny zakoczenia wreszcie
tej sprawy, przyszed natychmiast do Zotta.
- No, panie radco kryminalny, co pan wywcha, stary Sherlocku Holmesie? Jestem
przekonany, e ma pan ju gocia na widelcu. Ten osio Escherich...
Teraz nastpia duga kanonada wyzwisk pod adresem Eschericha, 1 ktry wszystko popsu.
Radca kryminalny Zott wysucha ich nie okazujc swych uczu, nie dajc wyrazu wasnym
pogldom nawet przez kiwnicie lub potrznicie gow.
Gdy amunicja wreszcie wyczerpaa si, Zott przemwi: - Herr] Obergruppenfuehrer, mamy
wic tego autora kart, zwyczajnego, niewy- j ksztaconego czowieka, ktry w yciu pisa
niewiele i ktremu jest do j ciko wyraa si na pimie. Musi by kawalerem albo
wdowcem i yl zupenie samotnie w swym mieszkaniu, bo inaczej w cigu tych dwch! lat
od dawna przyapaaby go na pisaniu jego ona albo gospodyni. Nigdy nie mwio si gono
o jego osobie, mimo e - naley \ przypuszcza - w okolicach na pnoc od Alexanderplatz
duo gadaj o tych kartach, co wskazuje, e nikt go nie widzia przy pisaniu. Musi wic by
absolutnie sam. Musi by starszym mczyzn - modemu od dawna znudzioby si pisanie
bez widocznych rezultatw i ju dawno wziby si do czego innego. Nie posiada te
odbiornika radiowego...
- Dobrze, dobrze, panie radco kryminalny! - przerwa mu ober- \ gruppenfuehrer Prali
niecierpliwie. - To wszystko, dokadnie tymi] samymi sowami opowiedzia mi ju dawno ten
idiota Escherich. Ja potrzebuj czego innego, nowych wnioskw, nowych wydarze, ktre
umoliwi mi aresztowanie tego gocia. Widz, e ma pan tutaj tabel. Co to za tabela?
- Mam tu tabel - odpowiedzia radca kryminalny nie okazujc, jaki bardzo dotkn go przed
chwil Prali uznaniem wszystkich wnikliwych dedukcji Zotta za powtrzenie wypowiedzi
Eschericha - na tabel wniosem dokadny czas znalezienia kart. Do dnia dzisiejszego mamy
dwiecie trzydzieci trzy karty i dziewi listw. Jeeli dokadniej zbadamy, o jakiej porze
zostay one znalezione, dojdziemy do nastpujcych wnioskw: po smej wieczorem i przed
dziewit rano nigdy adna karta nie zostaa podrzucona...
- To przecie jasne jak soce! -zawoa niecierpliwie obergruppen-f lehrer. - O tej porze
domy s zamknite! Nie potrzebuj tabeli, aby to wiedzie!
- Jeszcze chwil, prosz! -- powiedzia Zott, a w gosie jego rabrzmiaa ju teraz irytacja. -
Jeszcze nie skoczyem swoich dowodze. Zreszt domw nie otwiera si dopiero o
dziewitej rano, ale ju o sidmej, a czsto nawet o szstej. Nastpnie - osiemdziesit procent
kart podrzucono midzy dziewit rano a dwunast w poudnie. Nigdy adna karta nie zostaa
podrzucona midzy dwunast a czternast. Potem dwadziecia procent znw midzy
czternast a dwudziest. Wynika z tego, e autor kart, ktry na pewno jest rwnie ich
kolporterem, jada regularnie midzy dwunast a drug, nocami pracuje - w kadym razie nie
przed poudniem i rzadko po poudniu. Jeli teraz bior pod uwag miejsce znalezienia karty,
powiedzmy na Alexander-platz, i stwierdzam, e zostaa podrzucona o godzinie jedenastej
pitnacie, zastanawiam si, jak odlego mczyzna moe przeby w cigu czterdziestu
piciu minut, to jest do godziny dwunastej. Teraz na t odlego nastawiam cyrkiel.
rodkiem koa jest miejsce znalezienia karty. uk na pnocy natrafia zawsze na miejsce
mapy wolne od chorgiewek. Ten wynik otrzymuje si niemal we wszystkich wypadkach -
wyjwszy kilka kart, przy ktrych prawdopodobnie chwila znalezienia karty nie odpowiada
chwili jej podrzucenia.
Wnioskuj std, e po pierwsze: ten czowiek jest bardzo punktualny; po drugie: nie lubi
posugiwa si publicznymi rodkami komunikacji. Mieszka w trjkcie, ktrego boki
stanowi Greifswalder, Danziger-i Preazlauerstrasse, i co wicej - w pnocnym kcie tego
trjkta, prawdopodobnie na jednej z trzech ulic: Chodowieckiego, Jaboskiego lub
Christburgerstrasse.
- Nadzwyczajnie, panie radco kryminalny! - powiedzia Obergruppenfuehrer coraz bardziej
rozczarowany. - Nawiasem mwic, przypominam sobie, e ju Escherich wymieni te ulice.
Uwaa tylko, e rewizje s bezcelowe. Co pan myli o rewizjach?
- Jeszcze chwileczk - powiedzia Zott i podnis ma do, ktra jakby poka od tych
wszystkich akt, na ktrych spoczywaa. Tym razem by naprawd powanie uraony. -- Chc
panu dokadnie zilustrowa wszystkie moje wnioski, aby pan mg osdzi, czy wysunite
przeze mnie propozycje s celowe...
Chce si zabezpieczy, chytry lisek! - pomyla Prali. - No, czekaj bratku, u mnie nie mona
si zabezpieczy, jak zechc z tob zataczy to i tak zatacz!
- Spjrzmy znw na t tabel - wykada dalej radca kryminalny. - Stwierdzamy, e
wszystkie karty byy podrzucane w dni powszednie. Std wniosek, e ten czowiek nie
opuszcza nigdy w niedziel swego mieszkania. Niedziela jest dniem pisania, tym bardziej, e
wikszo kart zostaa znaleziona w poniedziaki i wtorki. Ten czowiek spieszy si zawsze,
aby pozby si obciajcgo materiau z domu.
Czowieczek ze spiczastym brzuchem podnis palec: - Wyjtek stanowi dziewi kart
znalezionych na poudnie od Nollendorfplatz. Ta karty podrzucono w niedziel, mniej wicej
w kwartalnych odstpach,! stale pnym popoudniem lub wczesnym wieczorem. Std
wniosek, el autor ma tam krewnych, moe star matk, ktrej skada w regularnych!
odstpach wizyt z obowizku.
Radca kryminalny Zott zrobi przerw i spojrza na obergruppen-fuehrera przez swe szka w
zotej oprawie, jakby czeka na sowa uznania.
Ale ten powiedzia tylko: - Wszystko to bardzo piknie. Jest pan na pewno bardzo
przenikliwy. Ale nie widz, do czego nas to prowadzi..,]
- A jednak, Herr Obergruppenfuehrer! -zaprzeczy radca kryminalny. -- Ka oczywicie
poszpera bardzo ostronie i bez haasu w domach wymienionych przeze mnie ulic, czy
mieszka tam jaki czowiek odpowiadajcy moim dowodzeniom.
- No, nareszcie co! - zawoa Obergruppenfuehrer z ulg - czy ma pan jeszcze co?
- Sporzdziem - powiedzia radca kryminalny z cichym triumfem,] wycigajc inn map -
sporzdziem jeszcze drug tabel, na ktrej otoczyem najczstsze miejsca znalezienia kart
czerwonymi koami o rednicy jednego kilometra. Przy tym obydwa miejsca znalezienia na
Nollendorfplatz i przypuszczalne mieszkanie pozostaway poza zasigiem. Gdy teraz
przygldam si jedenastu - jest ich jedenacie, Herr Obergruppenfuehrer - gwnym punktom,
Strona 100
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
gdzie znajdowano karty, dochodz do rewelacyjnego wniosku: wszystkie, wszystkie bez
wyjtku le w pobliu remiz tramwajowych. Niech pan sam zobaczy, Herr
Obergruppenfuehrer! Tu! I tu! I tam. Tu remiza jest nieco na prawo, niemal poza koem, ale w
jego promieniu. A tu znw - piknie w samym rodku...
Zott spojrza na obergruppenfuehrera niemal bagalnie. - To nie moe by przypadek! -
powiedzia. - W kryminalistyce nie ma takich wypadkw! Herr Obergruppenfuehrer, ten
czowiek musi mie co wsplnego z tramwajami! Absolutnie nie moe by inaczej. Pracuje
tam prawdopodobnie noc, czasami rwnie po poudniu. Nie nosi jednak munduru, to
zauwayyby kobiety, ktre widziay go przy podrzucaniu Icart. Herr Obergruppenfuehrer,
prosz pana o pozwolenie postawienia obok kadej z tych remiz jednego z naszych
odpowiedzialnych ludzi. Obiecuj sobie po tej akcji jeszcze wicej ni po rewizjach w
domach. Ale obie akcje razem wzite - i dokadnie przeprowadzone - dadz na pewno wyniki!
- Ale chytry lis z pana! - zawoa teraz Obergruppenfuehrer bardzo podniecony i klepn
radc kryminalnego po plecach tak, e czowieczek omal nie przyklkn. - Stary, chytry
przestpco! To z tymi remizami jest wspaniae. Escherich jest kretynem! Na to powinien by
wpa. Oczywicie, ma pan moje zezwolenie! Postaraj si pan to zrobi moliwie prdko, a za
dwa, trzy dni niech pan zamelduje, e capn pan faceta! Chc temu durniowi, Escherichowi,
sam wbi to w mord, pokaza mu, jakim jest osem!
I Obergruppenfuehrer wyszed z pokoju umiechajc si z zadowoleniem.
Radca kryminalny Zott, pozostawiony sam sobie, odchrzkn. Usiad przy biurku nad
tabelami, popatrzy krzywo zza okularw na drzwi i znw chrzkn. Nienawidzi tych
krzykliwych, bezmylnych drabw, ktrzy umieli tylko rycze. A tego, ktry wyszed wanie
z pokoju, szczeglnie nienawidzi, t gupi map, ktra go wci drania Escherichem: To
Escherich powiedzia" i Wiem to ju od Eschericha, tego osa"!
A potem artobliwie uderzy go po ramieniu. Radca nienawidzi wszelkiego dotknicia
cielesnego. Nie, ten drab... -c, trzeba przeczeka te czasy. Ci panowie wcale nie siedzieli
tak pewnie w siodle; ukrywali tylko niezrcznie za pomoc ryku swj strach, e pewnego dnia
zostan obaleni. Mimo e wystpowali tak pewnie i butnie, wiedzieli bardzo dobrze, e nic
nie umiej i e s niczym. I takiemu kretynowi musia zdradzi swoje wielkie odkrycie o
remizach. Czowiekowi, ktry w ogle nie potrafi oceni jego przenikliwoci, koniecznej do
odkrycia czego takiego! Pery midzy wieprze - wiecznie ta stara piosenka!
Potem jednak radca kryminalny wraca do swoich akt, tabel i planw. Ma wszystko dobrze
uoone w gowie: potrafi zamkn szufladk i natychmiast zapomnie o jej zawartoci. Teraz
wyciga szufladk remizy" i zaczyna si zastanawia, jak prac moe spenia autor kart.
Telefonuje do dyrekcji Zakadw Komunikacyjnych, do oddziau personalnego, i kae sobie
poda dug list poszczeglnych zawodw ludzi, ktrzy s zatrudnieni w zakadach. Od
czasu do czasu co notuje.
Jest cakowicie optany myl, e sprawca ma co wsplnego z tramwajami. Jest taki dumny
ze swego odkrycia. Byby teraz bezgranicznie rozczarowany, gdyby wprowadzono do niego
jako sprawc Quangla, majstra z fabryki stolarskiej. Byoby mu obojtne, e sprawca zosta
wreszcie schwytany, bolaoby go tylko, e .jego teoria okazaa si faszywa.
I dlatego te, kiedy w dzie albo w dwa dni pniej, gdy akcja poszukiwa po domach i
remizach jest w penym toku, dzwoni do radcy komendant komisariatu z meldunkiem, e
znalaz, by moe, sprawc, radca pyta go tylko o zawd zatrzymanego. Syszy stolarz" i
czowiek ten nie wchodzi ju dla niego w rachub. To musi by tramwajarz!
Zawiesi suchawk. Zaatwione! Radca kryminalny nie bierze nawet pod uwag, e
komisariat znajduje si przy Nollendorfplatz, e jest to niedzielne popoudnie i e wanie w
tym miejscu przypada dzi mniej wicej karta! Nawet na numer komisariatu radca nie zwraca
uwagi. Ci j idioci robi tylko same gupstwa. - Zaatwione!
Moi ludzie jutro, najpniej pojutrze przynios mi informacje. To, j co robi schupo - to
przewanie bzdury, po prostu - to nie s pracownicy policji kryminalnej!"
I w ten sposb ujci ju Quanglowie wychodz na wolno.
ROZDZIAXL Otto Ouangel traci pewno siebie Tego niedzielnego wieczora Quanglowie
bez sowa pojechali dc domu, bez sowa zjedli kolacj. Pani Anna, ktra bya tak odwana i
zdecydowana, kiedy wymagay tego okolicznoci, popakaa sobie ieco w tajemnicy, stojc
przy kuchni. Otto nie powinien o tym nic wiedzie. Teraz, kiedy byo ju po wszystkim, gdy
przetrwali, ogarn j strach i przeraenie. O mao co wpadliby, o mao co, a skoczyoby si
nimi le. Gdyby ten Millek nie by znanym donosicielem. Gdyby nie udao jej si pozby
drugiej karty. Gdyby komendant komisariatu by innym czowiekiem. Wida byo po nim, e
nie znosi denuncjatorstwa! Tak, tak, tym razem udao si, ale nigdy, nigdy wicej nie wolno
Ottonowi naraa si na takie niebezpieczestwo.
Wchodzi do pokoju, w ktrym jej m bez przerwy wdruje tam i z powrotem. Nie zapalaj
wiata, ale Otto podcign rolety zaciemniajce i ksiyc rzuca blask na pokj.
Otto chodzi tam i z powrotem, wci jeszcze bez sowa.
- Otto!
- Tak?
Nagle zatrzymuje si i patrzy na on, ktra usiada w rogu kanapy, ledwo widoczna w
bladym i sabym wietle ksiyca przenikajcym do pokoju.
- Otto, myl, e najlepiej bdzie, jeli teraz zrobimy przerw. W tej chwili nie mamy
szczcia.
- Nie mona - odpowiada Quangel. - Nie mona, Anno. To zwrcioby uwag, gdyby nagle
nie pojawio si wicej kart. Wanie teraz, gdy o mao co nie capnli nas oboje, zwrcioby
to specjaln uwag. Tacy gupi nie s - zauwayliby, e jest jaki zwizek midzy nami a
kartami, ktre nagle przestay si ukazywa. Musimy dalej to robi, czy chcemy, czy nie.
I doda twardo: - A ja chc!
Westchna ciko. Nie starczyo jej odwagi, aby gono zgodzi si z nim, chocia
przekonaa si, e Otto ma racj. To nie bya droga, na ktrej mona si zatrzyma, kiedy si
ma na to ochot. Tu nie istniao adne cofanie si, nie byo spokoju. Trzeba i dalej.
Po chwili namysu powiedziaa: -Pozwl wic teraz mnie podrzuca karty, Otto. Tobie si
ostatnio z tym nie wiedzie.
Powiedzia z irytacj: - Nic na to nie poradz, jeli taki donosiciel siedzi trzy godziny za
drzwiami. Rozejrzaem si dokadnie wszdzie, byem ostrony!
- Nie powiedziaam, Otto, e bye nieostrony. Powiedziaam tylko, e nie masz teraz
szczcia. To nie twoja wina.
Znw zmienia temat: - Co ty waciwie zrobia z drug kart? Ukrya na ciele?
- Tego nie mona byo zrobi, przecie wci byli ludzie przy tym. Nie, Otto, w pierwszym
Strona 101
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
podnieceniu wetknam j do skrzynki pocztowej na Nollendorfplatz.
- Do skrzynki pocztowej? Bardzo dobrze. Dobrze to zrobia, Anno! W najbliszych
tygodniach, wszdzie gdzie bdziemy, wrzucimy karty do skrzynek pocztowych, aby ta jedna
nie zwrcia uwagi. Skrzynki pocztowe - to wcale niezy pomys. Na poczcie nie pracuj
tylko sami hitlerowcy. I ryzyko te jest mniejsze.
- Prosz ci, Otto, pozwl od teraz mnie rozdziela karty - poprosia jeszcze raz.
- Nie powinna, matko, sdzi, e zrobiem bd, ktrego ty mogaby unikn. To s te
przypadki, ktrych zawsze tak si obawiaem, wobec ktrych nie ma ostronoci, bo nie
mona ich przewidzie. Co mog zrobi przeciw szpiclowi, ktry czatuje od trzech godzin za
wizjerem? I ty moesz nagle zachorowa, moesz upa i zama nog - zaraz przeszukaj ci
kieszenie i znajd kart! Nie, Anno, przeciw przypadkom nie ma ochrony!
- Tak bardzo bym si uspokoia, gdyby mnie pozostawi roz- | noszenie kart! - zacza znw.
- Nie mwi - nie, Anno. Chc ci powiedzie prawd: czuj si niepewnie. Jest mi tak,
jakbym si musia stale wpatrywa w miejsce, gdzie nie ma przeciwnika. I jak gdyby
wszdzie w pobliu mnie siedzieli wrogowie, a ja ich nie mog zobaczy.
- Zrobie si nerwowy, Otto. To za dugo ju trwa. Gdyby mg na par tygodni przerwa!
Ale masz racj - nie mona. Tylko e od dzi ja bd wynosia karty.
- Nie mwi - nie. Rb to! Nie boj si, ale masz racj -jestem teraz nerwowy. To wina tych
przypadkw, z ktrymi nigdy si nie liczyem. Mylaem, e wystarczy tylko, jeli si jak
rzecz robi porzdnie. Ale nic z tego, trzeba take mie szczcie, Anno. Dugo mielimy
szczcie, a teraz, zdaje si, jest troch inaczej...
- Poszo nam przecie jeszcze raz dobrze - powiedziaa uspokajajco - nic si nie stao.
- Ale maj nasz adres, mog w kadej chwili znw po nas sign! Ta przeklta rodzina;
zawsze mwiem, e to na nic.
- Nie bd teraz niesprawiedliwy, Otto. Co Ulrich jest winien temu wszystkiemu?
- Oczywicie e nie jest winien! A czy to kto powiedzia? Ale gdyby nie on, nie poszlibymy
tam z wizyt. To na nic przywizywa si do ludzi, Anno. To tylko wszystko utrudnia. Teraz
jestemy podejrzani...
- Gdybymy naprawd byli podejrzani, nie puciliby nas, Otto!
- Atrament! - powiedzia nagle, zatrzymujc si - mamy w domu jeszcze atrament, ktrym
zostaa napisana karta i ten sam atrament jest jeszcze w kaamarzu!
Pobieg i wyla atrament do zlewu. A potem si ubra.
- Dokd chcesz pj, Otto?
- Musz butelk z atramentem wynie z domu! Jutro postaram si o inny gatunek. Spal
tymczasem piro, przede wszystkim rwnie stare karty i papier listowy, ktry jeszcze nam
zosta. Wszystko musi by spalone! Przejrzyj kad szuflad. Nic z tego nie powinno zosta
w domu!
- Ale, Otto, nie jestemy przecie podejrzani! Mamy czas na to wszystko!
- Nie ma na nic czasu! Rb, co ci mwi! Wszystko przejrze, wszystko spali!
Poszed.
Gdy wrci, by spokojniejszy. - Rzuciem buteleczk do Friedrichs-hain. Czy wszystko
spalia? Tak!
- Naprawd wszystko? Wszystko przejrzane i spalone?
- Przecie powiedziaam ci, Otto!
- Oczywicie. No dobrze, Anno! Ale to zabawne - znw mam uczucie, jakbym nie mg
zobaczy wroga tam, gdzie naprawd siedzi. Jak gdybym czego zapomnia!
Przesun rk po czole, popatrzy na ni z namysem.
- Uspokj si, Otto, na pewno nic nie zapomniae, nic. W mieszkaniu ju nic nie ma.
- Czy nie mam atramentu na palcach? Rozumiesz, nie wolno mi mie najmniejszego ladu
atramentu na sobie. Teraz, kiedy nie ma ju atramentu w domu.
Sprawdzili i rzeczywicie znaleli jeszcze plam od atramentu na wskazujcym palcu prawej
rki Ottona. Stara j doni.
- Kady umiera... t. II - Widzisz, mwi przecie - zawsze co jeszcze mona znale! To s
wanie ci wrogowie, ktrych nie mog zobaczy. No, moe to wasne ta plama od atramentu,
na ktr nie zwrciem uwagi, tak mnie mczya!
- Nie ma jej ju, Otto, i teraz nie ma nic wicej, co mogoby ci niepokoi!
- Bogu dziki! Zrozum, Anno, to nie jest strach, ale nie chciabym, aby nas zbyt wczenie
znaleli. Chciabym, jak dugo to moliwe, wykonywa swoj robot. Gdyby si udao,
chciabym jeszcze by wiadkiem, jak to wszystko si zaamie. Tak, chciabym tego doy.
Troszeczk i mymy si do tego przyczynili!
Tym razem Anna pociesza go: - Tak, doyjesz tego, oboje doyjemy. C takiego si stao?
Prawda, bylimy w wielkim niebezpieczestwie. Mwisz, e szczcie odwrcio si od nas?
Szczcie pozostao nam wierne, niebezpieczestwo mino. Jestemy tutaj.
- Tak - powiedzia Otto Quangel -jestemy tutaj, jestemy wolni. Jeszcze tak jest. I mam
nadziej, e bdzie jeszcze tak dugo, dugo...
ROZDZIAXLI Stary czonek partii Persicke Wszycielowi radcy kryminalnego Zotta,
niejakiemu Klebsowi, polecono przeszuka ulic Jaboskiego w celu znalezienia starego,
samotnego mczyzny. Gestapu zaleao bardzo na stwierdzeniu jego tosamoci. Klebs mia
w kieszeni list, wedug ktrej wskazano mu w kadym domu i niemal w kadej oficynie
zaufanego czonka partii. Nazwisko Persicke rwnie byo na licie.
Jeeli na Prinz-Albrecht-Strasse kadziono wielki nacisk na znalezienie poszukiwanego, to dla
wszyciela Klebsa by to tylko zwyky interes. May, le opacany i le odywiany, z
krzywymi nogami, nieczyst skr i sprchniaymi zbami Klebs przypomina szczura i
zaatwia swoje interesy jak szczur ryjcy w mietniku. Zawsze by gotw do przyjcia
kromki chleba, do wypicia czego albo do ebrania o papierosa, a jego aosny, piszczcy
gosik nabiera przy ebraninie tonu wiszczcego, jak gdyby nieszcznik mia za chwil
wyzion ducha.
U Persickw otworzy mu stary. Wyglda przeraajco: siwe wosy w strkach, twarz
nabrzmiaa, oczy czerwone, a caa posta chwiaa si i zataczaa jak okrt podczas wielkiej
burzy.
- Czego chcesz?
- Tylko maej informacji dla partii. - Wszycielom zakazano jak najostrzej powoywa si w
swych poszukiwaniach na gestapo. Caa akcja miaa wyglda na zbieranie mao wanych
informacji o jakim czonku partii.
Ale na starego Persickego nawet to niewinne owiadczenie o informacji dla partii"
podziaao jak cios w odek. Stkn i opar si o drzwi. Do jego zidiociaej, zamglonej
Strona 102
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
wyziewami alkoholu mzgownicy wrcia na chwil odrobina przytomnoci, a wraz z
przytomnoci - strach.
Potem zebra si w sobie i powiedzia: - Wejd!
Szczur poszed za nim milczc. Obserwowa starego czowieka ostrymi, szybkimi oczkami.
Nic przed nim nie uszo.
Pokj wyglda straszliwie. Obalone krzesa, wywrcone flaszki, z ktrych wdka parowaa
smrodliwie na pododze. Zmita kodra w kcie. cignity ze stou obrus. Przed lustrem, na
ktrym uderzenie pici wyrysowao pajczyn pkni, kupa potuczonego szka. Jedna
firanka zacignita, druga zerwana. Wszdzie niedopaki. Niedopaki 1 na p rozerwane
paczki papierosw i tytoniu.
Zodziejskie palce wszyciela przebiego drenie. Najchtniej zwdziby od razu co si da:
wdk, tyto, niedopaki, a take kieszonkowy zegarek z kamizelki wiszcej na krzele. Ale
by teraz tylko posacem gestapo czy partii. Usiad wic grzecznie na krzeseku i zapiszcza
wesoo: - Ale tu jest picia i palenia! Dobrze ci si wiedzie, Persicke!
Stary spojrza na niego cikim, pospnym wzrokiem. Potem jednym ruchem podsun
gociowi przez st na wp oprnfcn flaszk wdki. Klebs chwyci j, zanim si
wywrcia.
- Poszukaj sobie co do palenia! - zamrucza Persicke i rozejrza si PO pokoju. - Tu gdzie
musi jeszcze by tyto. - I doda bekotliwie:
- Ale ognia nie mam!
- Nie rb sobie kopotu, Persicke! - zagwizda Klebs uspokajajco.
- Znajd, czego mi potrzeba. Przecie w kuchni masz na pewno gaz i zapalnik.
Postpowa tak, jakby znali si od dawna i byli najlepszymi przyjacimi. Jak gdyby to byo
zupenie zrozumiae, przelizn si na swych krzywych nkach do kuchni - penej rozbitych
naczy i poprzewracanych mebli - byo tam jeszcze gorzej ni w pokoju. W tym caym
baaganie znalaz rzeczywicie palnik gazowy i zapali.
Przy okazji wsadzi do kieszeni trzy napoczte paczki papierosw. Jedna z nich wprawdzie
wykpaa si w wdce, ale mona j byo wysuszy. W drodzie powrotnej Klebs zajrza
jeszcze do dwch pozostaych pokojw: wszdzie zupene zniszczenie i zaniedbanie. Stary
by sam w mieszkaniu, jak Klebs od razu przypuszcza. Wszyciel z zadowoleniem zatar rce
i pokaza swoje toczarne zby. Tutaj chyba da si jeszcze wicej zowi, prcz odrobiny
wdki i paru papierosw!
Stary Persicke wci jeszcze siedzia na tym samym krzele przy stole, w tej samej pozycji, w
jakiej go Klebs opuci. A chytry Klebs zauway jednak, e stary musia przez ten czas by
na nogach, bo staa teraz przed nim pena butelka wdki, ktrej przedtem nie byo.
Ano, ma wic jeszcze gdzie zapas. Ju to wydostaniemy!"
Klebs rozsiad si z zadowolonym piniciem na krzele, dmuchn swemu towarzyszowi
chmur dymu w twarz, pocign z butelki i zapyta niewinnie: - No, co ci ley na wtrobie,
Persicke? Mw swobodnie, stary chopie! Gadaj prawd, bo zostaniesz zastrzelony!
Stary czowiek zadra przy ostatnich sowach. Nie mg uchwyci, w zwizku z czym
zostay wypowiedziane. Ale poj, e bya mowa o zastrzeleniu.
- Nie, nie! - zamrucza bojaliwie. - Nie strzela, tylko nie strzela. Baldur wrci, Baldur
wrci, wszystko naprawi!
Szczur nie bada tymczasem, kto to by Baldur, wszystko naprawiajcy Baldur. - Tak, jeeli
uda ci si to wszystko naprawi. Persicke! - powiedzia ostronie.
Rzuci okiem na twarz tamtego, ktra, jak mu si wydawao, ponuro 1 nieufnie spogldaa na
niego. - Ale oczywicie, jeeli Baldur wrci... zauway pojednawczo.
Stary czowiek patrzy na niego wci milczc. Nagle w jednym z tych momentw jasnoci,
ktre zawsze od czasu do czasu nawiedzaj naogowych pijakw, powiedzia bez zajknicia:
- Kim pan jest waciwie? Czego pan chce ode mnie? Przecie ja wcale pana nie znam!
Szczur ostronie spojrza na starego Persickego. W takich stadiach pijani czsto szukaj
sprzeczki i zwady, a Klebs by tylko maym czowieczkiem (i do tego tchrzem), podczas gdy
po starym Persicke nawet teraz, w najgorszym upadku, pozna byo, e podarowa fuehrerowi
dwch wspaniaych esesmanw i ucznia do Napola.
Klebs powiedzia tonem zagajenia: - Powiedziaem ju panu, panie Persicke. Moe pan nie
poj tego cakowicie. Moje nazwisko jest Klebs, a przychodz z ramienia partii, aby
zasign paru informacji...
Pi Persickego grzmotna w st. Obie butelki zachwiay si - Klebs szybko je uratowa.
- Jak ty, psie, miesz powiedzie - krzycza Persicke - e ja czego nie pojem? Czy ty jeste
mdrzejszy ode mnie, ty mierdzielu? Powiadasz do mnie, w moim wasnym domu, przy
moim wasnym stole, e nie mog poj tego, co mwisz. Ty ndzny mierdzielu!
- Nie, nie, panie Persicke! - zawiszcza uspokajajco. - Wcale tak nie mylaem. Mae
nieporozumienie. Mona to wszystko zaatwi pokojowo i przyjanie. Tylko spokojnie - tacy
starzy towarzysze partyjni jak my!
- Gdzie twoja legitymacja? Jak to, przychodzisz sobie tak po prostu do mnie, do budy i nie
pokazujesz legitymacji? Nie wiesz, e to jest zabronione przez parti!
Ale Klebs nie potrzebowa si obawia: gestapo postarao si dla niego o penowartociowe,
doskonae dokumenty.
- Prosz, panie Persicke, niech pan sobie to spokojnie obejrzy. Wszystko si zgadza. Jestem
uprawniony do zasigania informacji, a pan ma mi pomc, jeli pan moe!
Stary czowiek popatrzy mtnymi oczyma na dokumenty, ktre tamten trzyma mu przed
nosem, ale oczywicie nie wypuszczajc ich z rk. Pismo rozpywao mu si przed oczyma.
Stukn ciko palcem o dokument i zapyta:
- A to jest pan?
- Przecie widzi pan, panie Persicke! Wszyscy mwi, e zdjcie jest bardzo dobre! - I z
zarozumiaoci: - Ale w rzeczywistoci podobno wygldam o dziesi lat modziej. Nie
wiem, nie jestem prny. Nie patrz nigdy do lustra!
- Zabierz te papierki! - zamrucza eks-knajpiarz. - Nie mam ochoty teraz tego czyta. Siadaj,
pij wdk, pal, ale bd cicho. Musz si zastanowi.
Szczur Klebs wypeni rozkaz i obserwowa przy tym swoje vis a vis, ktre zdawao si
zapada w poprzednie odrtwienie.
Stary Persicke, ktry rwnie mocno pocign ze swojej butelki, straci znw przytomno.
Nieuniknienie pogra si z powrotem w stan otumanienia, a to, co nazywa zastanawianiem
si, byo bezcelowym grzebaniem, szukaniem czego, co od dawna znikno mu z pamici.
Nie wiedzia nawet, czego szuka.
Stary czowiek by w fatalnym pooeniu. Najpierw jeden syn pojecha do Holandii, potem
Strona 103
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
drugi do Polski, Baldura posano do Napola-zarozumiay ptak osign swj gwny cel:
zosta przyjty do szeregw pierwszych wrd narodu niemieckiego, specjalny ucze samego
fuehrera! Uczy si dalej, uczy si panowa nie nad samym sob, ale nad innymi ludmi,
ktrzy nie osignli tego, co on.
Ojciec zosta sam z on i crk. Od dawna ju pi zbyt chtnie - stary Persicke by w
splajtowanej knajpie swoim najlepszym klientem. Gdy synowie wyjechali, a przede
wszystkim, gdy zabrako nadzoru Baldura, stary Persicke zacz pi, a potem ju chla. ona
z pocztku czua si nieswojo w tym mskim gospodarstwie. Bya ma, zastraszon,
paczliw istot, niczym wicej jak nie opacan i bardzo le traktowan suc. Potem
zacza si niepokoi, skd m bierze pienidze na tyle wdki. Do tego przyczy si
jeszcze strach przed grobami i biciem przez pijanego - a w kocu potajemnie ucieka do
krewnych, zostawiajc ma opiece crki.
Crka, rozwydrzone stworzenie, ktra przesza przez BDM, a nawet bya tam przywdczyni,
nie okazywaa najmniejszej chci sprztania mieci po starym. Tym bardziej e j w dodatku
le traktowa. Przez znajomoci postaraa si o posad nadzorczym w kobiecym obozie
koncentracyjnym w Ravensbrueck, gdzie z pomoc psw policyjnych i pejcza trudnia si
zmuszaniem starych kobiet, ktre nigdy w yciu fizycznie nie pracoway, do ciszych robt,
ni pozwalay na to ich siy.
Pozostawiony samemu sobie ojciec podupada coraz bardziej. W swoim biurze zameldowa,
e jest chory. Nikt nie troszczy si o jego jedzenie, y niemal wycznie alkoholem. W
pierwszych dniach, przynajmniej od czasu do czasu, przynosi sobie jeszcze chleb na kartki,
ale potem je zgubi albo mu je kto ukrad i Persicke ju od kilku dni nic nie jad.
Poprzedniej nocy by bardzo chory, tyle jeszcze pamita. Nie wiedzia, e przey atak furii,
rozbija naczynia, przewraca szafy i w przeraliwym strachu szuka wszdzie
przeladowcw. Quanglowie i stary radca sdowy Fromm stali pod drzwiami i dzwonili,
dzwonili. Ale nie ruszy si - ani mu si nio otwiera swoim przeladowcom. Za drzwiami
stali na pewno tylko wysannicy partii, ktrzy dali od niego rozliczenia z kasy, brakowao
tam przecie ponad trzech tysicy marek (a moe szeciu tysicy - nawet w momentach
zupenej trzewoci nie potrafi tego dokadnie powiedzie).
Stary radca sdowy zauway chodno: - A wic pozwlmy mu dalej szale. Nie interesuje
mnie to...
Zazwyczaj mia, najczciej z lekka ironiczna twarz wygldaa teraz bardzo zimno. Starszy
pan znw zszed po schodach.
A Otto Quangel ze swoj gbok odraz do wkraczania w nie swoje sprawy powiedzia
rwnie: -- Po co si mamy do tego wtrca? Bdziemy tylko mieli kopoty! Syszysz przecie,
Anno, e jest zalany! Wytrzewieje.
Ale Persicke, ktry nazajutrz prawie nic nie wiedzia o tych wszystkich sprawach, nie
wytrzewia. Rankiem byo z nim le - wszystkie czonki mu dray, e ledwie mg
przytkn szyjk butelki do ust. Ale im wicej pi, tym mniejsze byo drenie i strach, ktry
chwilami go jeszcze opanowywa. Drczyo go tylko wci ponure uczucie, e zapomnia o
czym, na co bezwzgldnie powinien wpa.
A teraz naprzeciwko niego siedzia Szczur, cierpliwy, chytry, podliwy. Zauway swoj
szans i by zdecydowany wykorzysta j. Szczurowi Klebsowi nie spieszyo si ze
sprawozdaniem dla radcy kryminalnego Zotta. Zawsze mona bdzie co zbuja, dlaczego nie
posun si dalej w tej sprawie. To bya jedyna w swoim rodzaju okazja i nie wolno jej byo
przepuci.
Rzeczywicie nie przepuci jej! Stary Persicke zapada coraz gbiej J w pijackie
zamroczenie. Chocia zaledwie z trudem co nieco bekota, informacje jego byy jednak
wiele warte. Po godzinie Klebs wiedzia wszystko, co mu byo potrzebne: o
sprzeniewierzeniach starego, o tym, gdzie stoj butelki z wdk, gdzie jest tyto - a reszta
pienidzy bya ju w jego kieszeni.
Teraz Szczur jest od dawna najlepszym przyjacielem starego. Wpakowa go do ka, a gdy
Persicke ryczy, Klebs podbiega do niego i daje mu tyle wdki, e stary przestaje rycze.
Tymczasem Szczur pakuje prdko do dwch waliz wszystko, co wydaje mu si godne
zabrania. Pikna damska bielizna zmarej Rosenthalowej znw zmienia waciciela i znw
niezupenie legalnie.
Potem Klebs daje staremu jeszcze raz porzdnie si napi, bierze walizki i wymyka si
z,mieszkania.
Ale gdy otwiera drzwi na schody, staje tu przed nim wielki, kocisty mczyzna z ponur
twarz i mwi: - Co pan tu robi w mieszkaniu Persickw? Co pan std wynosi? Przecie pan
tu przyszed bez walizek! No, odpowiada! Albo moe woli pan pj ze mn na policj?
- Prosz, niech pan wejdzie - wiszczy Szczur pokornie. - Jestem starym przyjacielem i
towarzyszem partyjnym pana Persickego. On to panu potwierdzi. Pan jest administratorem
domu, nieprawda? Panie administratorze, mj przyjaciel Persicke jest wanie bardzo chory...
ROZDZIA XLII Borkhausen wpada po raz trzeci Obaj panowie zajli miejsca w
spustoszonym pokoju. Administrator" siedzia teraz na miejscu Szczura, a Klebs na krzele
Persickego. Nie, stary Persicke nie potrafi nawet udzieli informacji, ale pewno, z jak
Klebs porusza si w mieszkaniu, spokj, z jakim rozmawia z Persickiem i czstowa go
wdk, skoniy jednak administratora" do pewnej ostronoci.
Klebs znw wycign swj zniszczony portfel z imitacji skry, ktra bya kiedy czarna, a
teraz na brzegach przewiecaa rdzawoczerwono. Powiedzia: - Czy wolno mi pokaza panu
administratorowi moje papiery? Wszystko w porzdku, mam polecenie od partii.
Ale nowo przybyy odmwi ogldania papierw, jak rwnie picia wdki, przyj tylko
papierosa. Nie, teraz nie bdzie pi, pamita a za dobrze, jak Enno przez koniak zawali mu
wtedy u Rosenthalowej wspaniay interes. Jeszcze raz nie mogo si to zdarzy. Borkhausen -
poniewa to wanie Borkhausen siedzi tutaj w charakterze administratora" - zastanawia si,
jak przybra postaw wobec swego partnera. Przejrza natychmiast tego ptaszka: czy
rzeczywicie jest znajomym starego Persickego, czy nie, czy przychodzi z polecenia partii,
czy nie - wszystko jedno: go chcia po prostu rabowa. To, co mia w walizkach, byo
kradzione - inaczej nie przestraszyby si tak na widok Borkhausena, ani nie byby teraz tak
tchrzliwie uprzejmy. Borkhausen wie najlepiej z wasnego dowiadczenia, e kto jest w
porzdku, nie czoga si tak przed innym czowiekiem.
- Moe napije si pan teraz wdeczki, panie administratorze. Borkhasen ryczy niemal: - Nie! I
zamknij pan teraz gb, musz si nad czym zastanowi... Szczur zadra i umilk.
Borkhausen ma bardzo zy rok za sob.
Wysanych wwczas przez pani Haeberle dwch tysicy marek take nie dosta. Poczta, w
Strona 104
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
odpowiedzi na polecenie przekazania mu pienidzy, doniosa, e gestapo zadao tych
pienidzy jako pochodzcych z przestpstwa. Niech w tej sprawie porozumie si z gestapo.
Nie, Borkhausen nie zrobi tego. Nie chcia ju mie nic wsplnego z nie dotrzymujcym
sowa Escherichem, a Escherich rwnie nigdy wicej nie posa po Borkhausena.
By to wic wpadunek. Gorzej, e Kuno-Dieter nie wrci ju do domu. Z pocztku
Borkhausen myla jeszcze: - No, czekaj! Przyjd tylko do domu! - Upaja si wyobraeniem
scen bicia i odburkiwa grubiastwa w odpowiedzi na trwoliwe pytania Otti z powodu
nieobecnoci jej pupilka.
Ale gdy mija tydzie za tygodniem, sytuacja bez Kuno-Dietera staa si trudna do
wytrzymania. Otti zmienia si w prawdziw jadowit mij i robia mu stale pieko. Byo mu
ostatecznie wszystko jedno, niech szczeniak nie wraca, tym lepiej -jedna gba do arcia mniej
w domu! Ale Otti po prostu szalaa za swoim pupilkiem, zdawao si, e nie moe ju y ani
dnia bez Kuno-Dietera, a przecie dawniej rwnie nie szczdzia mu wyzwisk ani batw.
W kocu Otti dostaa zupenego bzika, poleciaa na policj i zaskarya wasnego ma o
zamordowanie syna. Z takimi ludmi jak Borkhausen policja si nie cackaa. Mieli o nim jak
najgorsze mniemanie i wsadzili go od razu do ciupy.
Trzymali go tam jedenacie tygodni, musia pilnie lepi torebki i skuba konopie na liny
okrtowe, bo cigali mu jeszcze z jedzenia, ktrym i tak nie mg si nasyci.
Najgorsze jednak byy noce. Borkhausen strasznie ba si nalotw. Kiedy widzia jak
kobiet w Schoenhauser Allee: bomba fosforowa trafia j i utkwia w niej - nigdy w yciu
Borkhausen nie zapomni tego widoku.
Ba si samolotw, gdy zbliay si, gdy powietrze pene byo ich warkotu i wkrtce
rozbrzmieway pierwsze detonacje, a ciana celi stawaa si czerwona od blasku dalekich i
bliskich poarw... Nie, nigdy nie wypuszczano winiw z celi i nie pozwalano im schodzi
do piwnicy, gdzie te otry same siedziay bezpiecznie. otry! W takie noce j olbrzymie
wizienie Moabit opanowywaa histeria. Wisieli na oknach i krzyczeli - och, jak krzyczeli! I
Borkhausen krzycza wraz z innymi! Wy jak zwierz, chowa gow na pryczy, a potem wali
gow o drzwi celi, wci na nowo, a pada oszoomiony na podog... To by jego sposb
narkozy, pomagajcy przetrwa te noce!
Oczywicie po tych jedenastu tygodniach aresztu ledczego niej wrci w zbyt przyjaznym
nastroju do domu. Zrozumiae, e nie mogli mu absolutnie niczego dowie, mieszne! A
mgby sobie zaoszczdzi tych jedenastu tygodni, gdyby Otti nie bya takim cierwem! I
traktowa j teraz jak cierwo, t kobiet, ktra przez cay czas, gdy on musia skuba liny i
wariowa ze strachu, prowadzia wcale nieze ycie ze swymi przyjacimi w jego mieszkaniu
(za ktre czynsz zreszt regularnie opacaa).
Od tego czasu w mieszkaniu Borkhausenw trwaa nieustajca bjka. Zaledwie Otti odezwaa
si, mczyzna bi. Obojtne co mia pod rk, rzuca jej w twarz, temu cierwu przekltemu,
ktre sprowadzio na niego takie nieszczcie!
Ale i Otti zacza si broni. Nigdy nie byo dla niego jedzenia ani ! pienidzy, ani tytoniu.
Krzyczaa pod jego ciosami tak, e lokatorzy zbiegali si i wszyscy byli po jej stronie, chocia
doskonale wiedzieli, e bya tylko zwyk kurw. A potem, pewnego dnia, gdy wyrwa jej
cae kpki wosw z gowy, zrobia najwiksze wistwo: znikna na zawsze ' z mieszkania i
zostawia go na lodzie z pozostaymi czterema bachorami, za ktrych ojcostwo nie mgby
rczy. Psiakrew, cholera! Borkhausen musia zwyczajnie pj do pracy, bo zginliby
wszyscy z godu, a dziesicioletnia Paula prowadzia teraz gospodarstwo.
Pechowy rok - naprawd by to ohydny rok. A do tego coraz gbiej nurtujca go nienawi
przeciw Persickom, ktrym nie umia ani nie jng rric zrobi. Ta bezsilna wcieko i
zawi, gdy dowiedziano si w kamienicy, e Baldur poszed do Napola! I wreszcie may,
bledziutki promyk nadziei, gdy zaobserwowa pijacki sza starego Persickego: moe - moe
jednak...
Teraz siedzia w mieszkaniu Persickw. Na stoliku pod oknem stao radio, ktre Baldur
cign u starej Rosenthalowej. Borkhausen by bliski celu i teraz chodzio tylko o to, aby
bez wywoania podejrze pozby si tej pluskwy...
Oczy Borkhausena rozbysy, gdy pomyla, jak szalaby Baldur widzc go siedzcego tu,
przy stole. Chytry lis ten Baldur, ale nie zawsze do chytry. Cierpliwo jest czasem wicej
warta ni chytro. I nagle Borkhausen przypomina sobie, w jaki sposb zamierza Baldur
postpi z nim i z Ennem Klugem, gdy wamali si do mieszkania Rosenthalowej; prawd
mwic nie byo to prawdziwe wamanie, tylko umwiona sprawa... Borkhausen wysuwa
doln warg i ogldajc swojego partnera, bardzo zaniepokojonego dugotrwaym
milczeniem, powiada:
- No, niech mi pan pokae, co pan ma tam w walizkach!
- Niech pan posucha - Szczur prbuje si sprzeciwi. - Sdz, e da pan troch za duo.
Jeeli mj przyjaciel, pan Persicke, pozwoli mi - przekracza to przecie paskie prawa
administratora.
- Ech, nie pieprz pan! - powiada Borkhausen. - Albo pokae mi pan teraz, co pan ma tam w
tych walizkach, albo pjdziemy razem na policj.
- Wprawdzie nie musz tego robi - stwierdza piskliwie Szczur - ale poka panu
dobrowolnie. Z policj s zawsze tylko kopoty, a mj towarzysz partyjny Persicke tak si
rozchorowa, e moe potrwa kilka dni, zanim potwierdzi moje sowa.
- Jazda! Jazda! Otwiera! -- powiada nagle dziko Borkhausen i pociga jednak yk z butelki.
Szczur Klebs patrzy na niego i raptem zoliwy umiech zjawia si na twarzy szpicla. Jazda!
Jazda! Otwiera!" - Przez ten okrzyk Borkhausen zdradzi swoj podliwo. Zdradzi
rwnie, e nie jest administratorem, a jeli nawet nim jest, ma nieuczciwe zamiary.
- No, kumplu? - powiada nagle Szczur zupenie innym tonem - nie zrobimy p na p?
Cios pici zwala go na podog. Dla pewnoci Borkhausen po-Prawia jeszcze dwa, trzy razy
nog od krzesa. Tak, ten nie pinie ju w cigu najbliszej godziny!
A potem Borkhausen zaczyna pakowa i przepakowywa. I znw Rosenthalowska bielizna
zmienia waciciela. Borkhausen pracuje szybko i zupenie spokojnie. Tym razem nikt nie
stanie mu na drodze. Raczej wykoczy wszystkich, nawet gdyby mia da za to gow! Nie
pozwoli si jeszcze raz wykiwa.
Ale mimo to w kwadrans pniej bya to tylko zupenie krtka walka z dwoma schupo, kiedy
Borkhausen wychodzi z mieszkania. Troszeczk szurania nogami, sapania i - uspokojony
Borkhausen by w acuszkach.
- Tak! - powiedzia z zadowoleniem byy radca sdowy Fromm. - Zdaje mi si, e tym samym
skoczya si raz na zawsze paska dziaalno w naszym domu, panie Borkhausen. Nie
Strona 105
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
zapomn przekaza paskich dzieci opiece spoecznej. Ale to pana chyba mniej interesuje.
Tak, moi panowie, musimy jednak wej jeszcze do mieszkania. Spodziewam si, panie
Borkhausen, e nie zrobi pan zbyt wielkiej krzywdy temu maemu czowiekowi, ktry przed
panem szed po schodach. A poza tym znajdziemy tam chyba jeszcze pana Persic-kego, panie
wachmistrzu. Ostatniej nocy mia napad delirium tremens.
ROZDZIA XLIII Intermezzo: idylla na wsi Byy listonosz Ewa Kluge pracuje na polu
kartoflanym dokadnie tak, jak kiedy o tym nia. Jest adny, nieco za gorcy na prac dzie
wczesnego lata. Niebo lni bkitem, a powietrze, zwaszcza tu, w miejscu zasonitym lasem,
jest niemal nieruchome. Podczas kopania pani Ewa zdejmowaa okrycie jedno za drugim.
Teraz pozostaa tylko w bluzce i spdnicy. Jej silne, goe nogi, jej twarz i ramiona s
zotawobrzowe.
Motyka natrafia na lebiod, mlecz, oset, perz - powoli posuwa si naprzd, pole jest mocno
zachwaszczone. Motyka czsto trafia na kamie, wtedy dwiczy srebrzystym piewem -
mio tego posucha. A teraz, blisko lasu, pani Ewa dociera do kpy czerwonej wierzbwki -
skarpa jest wilgotna, kartofle marniej, ale czerwone zielsko triumfuje. Waciwie miaa
zamiar zje niadanie - sdzc po socu byby ju czas na to - ale zanim zrobi przerw, chce
jeszcze zniszczy plag tego zielska.
Kopie wic z nateniem, zacisnwszy usta. Nauczya si tu na wsi pogardza chwastami,
tym robactwem, i wali w nie bezlitonie motyk. Ale chocia usta pani Ewy s mocno
zacinite, oczy jej spogldaj jasno i spokojnie. Wzrok jej nie wyraa ju tej staej surowej
troski jak przed dwoma laty, w czasach berliskich. Uspokoia si, przezwyciya. Wie, e
Enno nie yje, pani Gesh pisaa jej o tym z Berlina. Wie, e stracia obu synw - Maks poleg
w Rosji, a Karlemann jest dla niej stracony. Nie skoczya jeszcze nawet czterdziestu piciu
lat, ma jeszcze kawa ycia przed sob, nie rozpacza, pracuje. Nie chce po prostu przeczeka
pozostaych lat, chce co robi.
Ma te co, co przynosi jej codzienn rado: to wieczorne spotkania z zastpc nauczyciela
na wsi. Prawdziwy" nauczyciel Schwoch, fanatyczny czonek partii - may, tchrzliwy
szczekacz i denuncjator, ktry setki razy zapewnia ze zami w oczach, jak mu przykro, e nie
wolno mu i na front, e musi na rozkaz fuehrera trwa na swym wiejskim posterunku -
prawdziwy" nauczyciel Schwoch zosta teraz mimo wszystkich wiadectw lekarskich
powoany do Wehrmachtu. Mino od tego czasu ju niemal p roku. Ale droga na front
musiaa by dla tego spragnionego walk bardzo utrudniona: nauczyciel Schwoch tymczasem
wci jeszcze siedzi jako pisarz w jakiej kancelarii; pani Schwoch czsto jedzi do ma ze
sonin i szynk, ale jej m chyba nie jada sam tych wspaniaych tustoci. Udao si, teraz
jej poczciwy Walter bdzie podoficerem - owiadczya pani Schwoch po ostatniej podry ze
sonin. Podoficer? Przecie wedug rozkazw fuehrera wszelkie awanse mog nastpi tylko
w oddziaach walczcych. Ale dla arliwych czonkw partii z szynk i sonin oczywicie
takie rozkazy fuehrera nie maj znaczenia.
C, pani Ewie Kluge jest to obojtne. Od chwili wystpienia z partii wie dokadnie, jak to
wszystko wyglda. Tak jest, bya w Berlinie. Gdy wrci jej konieczny spokj wewntrzny,
pojechaa do Berlina i stawia si przed sdem partyjnym i w urzdzie pocztowym. To nie
byy przyjemne dni, nawet bardzo nieprzyjemne. Wrzeszczano na ni, groono jej, a podczas
piciodniowego aresztu nawet raz pobito. Obz pracy by bliski, ale ostatecznie puszczono j.
Wrg pastwa - tak, pewnego dnia dowie si, co to znaczy!
Ewa Kluge zlikwidowaa mieszkanie. Wiele musiaa sprzeda, Poniewa na wsi przyznano jej
tylko jedn izb, ale mieszkaa teraz sama u siebie. Pracowaa nie tylko dla szwagra, ktry
najchtniej daby jej tylko utrzymanie bez pienidzy; pomagaa wszystkim chopom.
Pracowaa nie tylko w polu i na podwrzu, ale rwnie jako pielgniarka, szwaczka,
ogrodniczka, strzyga owce. Miaa zrczne rce. Waciwie zdawao jej si, e nie uczy si
czego nowego, ale jedynie przypomina ! sobie od dawna nie wykonywan robot. Robot
wiejsk miaa we krwi.
Ale cae to mae, teraz spokojne ycie, ktre urzdzia sobie pj wszystkich klskach, zyskao
dopiero waciwy sens i rado dziki zastpcy nauczyciela - panu Kienschaeper.
Kienschaeper by wysokim, zawsze lekko pochylonym mczyzn okoo pidziesitki, z
biaym ] rozwianym wosem i bardzo opalon twarz, z ktrej umiechay si mode
niebieskie oczy. Kienschaeper umia poskromi tymi miejcymi ' si niebieskimi oczyma
dzieci z maej wioski i wprowadzi je - po sztywnych metodach wychowawczych swego
poprzednika - na nieco bardziej ludzkie drogi. Chodzi uzbrojony w ogrodowe noyce przez j
ogrody chopskie i uwalnia drzewa owocowe od naroli i martwych gazi, wycina
poczynione przez raka drzewnego uszkodzenia i skrapia je karbolin. Tak samo uleczy rany
Ewy, stopi jej gorycz i przynis spokj.
Bynajmniej nie mwi wiele na te tematy - Kienschaeper nie by wielkim mwc. Ale dla
uspokojenia Ewy wicej ni wszelkie sowa pociechy znaczyo to, e bdc z ni na pasiece
opowiada jej o yciu pszcz, ktre namitnie lubi, e idc z ni wieczorami przez pola
wskazywa jej, jak kiepsko by uprawiany ten czy w zagon i jak maym nakadem pracy
mona by go uczyni wydajniejszym, e pomaga krowie ocieli si, e nie proszony ustawia
przewrcony pot, e siada przy organach i gra cicho tylko dla niej, e gdzie by on -
wszystko musiao by uporzdkowane i spokojne. Schyek ycia w czasach penych
nienawici, ez i krwi, ale spokojnego, tchncego pokojem ycia.
ona nauczyciela Schwocha, ktra bya jeszcze bardziej zhitleryzo-' wana od swego
akncego wojny ma, oczywicie znienawidzia natychmiast tego Kienschaeper a i robia
mu wszystko na zo - co tylko mg wymyli jej wrogo nastawiony umys. Bya
zobowizana da mieszkanie i utrzymanie zastpcy ma. Ale robia to w ten sposb, e
Kienschaeper nigdy przed rozpoczciem zaj w szkole nie dostawa niadania, e jego
jedzenie byo zawsze przypalone, a mieszkanie nigdy nie sprztnite.
Bya jednak bezsilna wobec jego pogodnego spokoju. Moga si gorczkowa, grzmie,
sycze, mwi le o nim, podsuchiwa pod drzwiami klasy, a potem skada u radcy
szkolnego denuncjacje _ niezmiennie mwi z ni jak z niewychowanym dzieckiem, ktre
kiedy sarno przekona si o niewaciwoci swego postpowania. A wreszcie jCienschaeper
przeszed na wikt do pani Ewy Kluge, przeprowadzi si na wie, i tusta, zoliwa
Schwochowa moga teraz prowadzi wojn przeciw niemu tylko na odlego.
Kiedy pani Ewa Kluge i biaowosy nauczyciel Kienschaeper po raz pierwszy zaczli
rozmawia na temat swego przyszego maestwa, tego oboje nie wiedzieli. A moe nie
mwili wcale. Wyniko to samo przez si. Nie spieszyli si te specjalnie; pewnego dnia,
kiedy, przyjdzie czas i na to. Dwoje starzejcych si ludzi, ktrzy nie chcieli samotnego
zmierzchu dnia. Nie, adnych dzieci, nigdy wicej! Pani Ewa wzdrygaa si przed tym. Ale
Strona 106
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
koleestwo, rozumna mio i przede wszystkim zaufanie. Pani Ewa, ktra przez cay okres
pierwszego maestwa nigdy nie moga mowi zaufa, ktra zawsze musiaa kogo
prowadzi, przez ostatni etap swego ycia pragnie w zupenym, cakowitym zaufaniu da si
prowadzi. Byo ju ciemno, gdy zrezygnowaa, ale soce jeszcze raz rozerwao chmury...
Czerwony chwast ley na ziemi, na razie jest wytpiony. Oczywicie podronie znowu -- to
zielsko naley wygrzebywa przy orce ze spulchnionej ziemi, bo z kadego kawaeczka
korzenia pod ziemi wyrasta na nowo. Ale pani Ewa zna teraz to miejsce, nie zapomni go.
Tak dugo bdzie tu przychodzia, pki nie wytpi chwastu doszcztnie. Waciwie mogaby
teraz zje niadanie, czas ju na to - odek te si tego domaga. Ale gdy szuka wzrokiem
lecego na skraju lasu chleba i butelki z kaw, widzi, e nie zje dzi niadania, dzi - nie.
odek musi zamilkn. Tam ju kto j wyrcza: czternastoletni moe chopak,
nieprawdopodobnie oberwany i brudny! Poyka jej chleb, jakby bliski by mierci godowej.
Chopak jest zaabsorbowany jedzeniem i nie zwraca nawet uwagi, e motyka ucicha na
zachwaszczonym polu. Drgn dopiero, gdy kobiet stana tu przed nim. Patrzy na ni
wielkimi niebieskimi oczyma spod zmierzwionej jasnej czupryny. Schwytany na kradziey i
pozbawiony moliwoci ucieczki patrzy na ni jednak bez przeraenia i poczucia winy. Jego
oczy maj wyraz raczej wyzywajcy.
W ostatnich miesicach wie i pani Kluge przyzwyczaiy si do tych ] dzieci. Naloty na
Berlin stale wzrastay, polecono ludnoci wysya l dzieci na wie. Prowincja jest zalana
berliskimi dziemi. Ale dziwnel - niektre z nich w aden sposb nie mogy przyzwyczai
si do cichego J ycia na wsi. Miay tu spokj, lepsze jedzenie, nie przerywane alarmami!
noce, ale nie mogy wytrzyma, cigno je do miasta. I udaway si w drog, boso, ebrzc o
straw, bez pienidzy, zagroone prze wiejskich strw porzdku, szukay drogi do niemal
co noc poncego miasta. Schwytane i odesane z powrotem do gminy wiejskiej, uciekay j na
nowo, gdy tylko nieco si odkarmiy. A ten chopiec o wyzywajcym l spojrzeniu, ktry
zjada niadanie pani Ewy, by ju chyba dawnol w drodze. Kobieta nie moga sobie
przypomnie, by kiedykolwiek w yciu widziaa posta tak brudn i w takich strzpach. We
wosach mia dba somy, a w jego uszach mona by zasia marchewk.
- No, smakuje? - zapytaa pani Kluge.
- Jasne! - powiedzia i ju to jedno sowo zdradzio jego berliskie i pochodzenie.
Popatrzy na ni: - Chcesz mnie spra? - zapyta.
- Nie - powiedziaa -jedz spokojnie. Obejd si raz bez niadania, \ a ty jeste godny.
- Jasne! - powiedzia tylko. A potem: - A dasz mi potem zwia? l - Moe - odpowiedziaa. -
Ale zgodzisz si chyba, abym ci przedtem umya i doprowadzia twoje ubranie do porzdku.
Moe znajd jakie cae, odpowiednie dla ciebie spodnie.
- Daj no spokj - powiedzia odmownie. - Spuszcz je, jak tylko bd chcia zry. Wisz, co ja
ju spuciem w tym roku, co jezdem na ; rajzie? Najmniej pitnacie par spodni! l dziesi
par butw.
Spojrza na ni triumfalnie.
- A dlaczego mi o tyrn opowiadasz? - zapytaa. - Przecie byoby dla ciebie lepiej, gdyby
wzi spodnie i nic mi o tym nie mwi.
- Nie wini - powiedzia - moe... bo nie wyklinaa, e zwdziem twj chleb; frajery
wyklinaj.
- Jeste wic ju rok w drodze.
- Ee, troch zbujaem. Na zim zamelinowaem si w jednej knajpie. Dawaem tam zry
winiom i zmywaem szklanki od piwa, wszystko robiem. To byli dotr czasy - powiedzia z
namysem - miszny facet - ten gospodarz. Zawsze zalany, a gada ze mn tak, jakby ja by to
samo Q On, taki stary i w ogle. Nauczyem si tam chla wd i kurzy. A ty wd lubisz?
pani Kluge odoya na pniej wyjanienie problemu, czy picie wdki jest wskazane dla
czternastoletniego chopca.
- Ale ucieke potem znw stamtd? Czy chcesz wrci do Berlina?
- Ni - powiedzia chopiec - ja tam nie wrc, ludzie tam za zwyczajne dla mnie.
- Ale rodzice twoi bd si o ciebie martwili. Nie wiedz przecie w ogle, gdzie si
podziae!
- Oni - martwi si! U nich frajda, e mnie ni ma!
- Czym jest twj ojciec?
- Stary? Wszystko po trochu: alfons i szpicel, a na lewo ty zwdzi jak si da. Tylko to frajer,
jemu si nic nie udaje.
- Tak - powiedziaa pani Kluge, a po tych wyjanieniach gos jej jednak zabrzmia nieco
ostrzej. - A co twoja matka na to?
- Moja stara? Co ona ma do gadania? To przecie tylko kurwa. Trach! Mimo jej przyrzeczenia
dosta teraz po twarzy.
- Nie wstydzisz si tak mwi o wasnej matce? Pfuj, do diaba! Ptak bez skrzywienia potar
sobie policzek.
- Siedzi! - stwierdzi - ale wicej takich nie chc.
- Masz nie mwi tak o swojej matce! Rozumiesz? - powiedziaa z gniewem.
- A czemu nie? - zapyta i przechyli si do tyu. Oczy mu bysny zadowoleniem, teraz gdy
by syty. - Spojrza na swoj fundatork. - A czemu nie! Kiedy jest kurwa! Sama to czsto
gada. Mwia, e jak nie pjdzie pod latarni, to zdechniemy wszyscy z godu. Jest nas
picioro rodzestwa, ale kade od innego fatra. Mj stary ma by szlachcic z Pomorza,
chciaem go poszuka i zyrkn na niego. To chyba miszny facet, a na imi ma Kuno-Dieter.
Nie ma chyba duo ludzi z takim miesznym imieniem i znalazbym go pewno...
- Kuno-Dieter - powiedziaa pani Kluge - to ty te nazywasz si Kuno-Dieter?
- Mw mi lepiej Kuno, Dietera moesz sobie schowa!
- A wic, Kuno, powiedz no teraz, do jakiej gminy zostae e^akuowany? Jak nazywa si
wie, dokd pojechae kolej?
- Przecie nikt mnie nie wakuowa! Ja zwiaem od moich starych!
5 - Kad umiera... t. II Lea teraz na boku, a brudny policzek opar na rwnie brudnym
ramieniu. Patrzy na ni leniwie, gotw do maej pogawdki.
- Powiem ci, jak to wyszo. A wic ten mj niby ojciec, to on mnie' wtedy, to znaczy jeszcze
w zeszym roku, okiwa na pidziesit fajgl^ a jeszcze do tego spra mnie. No to wzienem
sobie par kolegw, to jest i nie kolegw, ale takich maosilnych, a potem my wszyscy
napadli na! fatra i spralimy go. To byo dla niego zdrowo, nauczy si, e nie zawsze' tak
ujdzie - duy na maego! A potem zwdzilimy mu jeszcze fors'] z kieszeni. Nie wim, ile
tam byo, to te due chopaki podzieliy. J] dostaem tylko dwadziecia fajgli, a potem one
Strona 107
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
do mnie powiedziay; -Zwiewaj, brachu, twj stary zaszlachtuje ci albo odda do opieki.
Wieji do chopw, na wie. No i zwiaem na wie, do chopw. I miaem dobre ycie od tego
czasu, nie mog powiedzie.
Zamilk i znw spoglda na ni.
W milczeniu obserwowaa lecego chopca i mylaa o Karleman-nie. I ten po trzech latach
bdzie te tylko Karlemannem, bez mioci, bez wiary, bez de, mylcy tylko o sobie.
Zapytaa: - A co mylisz, co z ciebie kiedy wyronie, Kuno?
- I dodaa: - Wstpisz chyba do SA albo do SS?
Przecigle: - Do tych goci? Ale frajerstwo! To one s gorsze od mojego fatra! Tylko
wyklina i komenderowa! Nie, dzikuj za takiej jajo, to nie dla mnie!
- Ale moe sprawioby ci przyjemno mc komenderowa innymi?:
- Jeszcze co? To nie dla mnie! Wisz - a jak ty si nazywasz?
- Ewa - Ewa Kluge.
- Wisz ty, Ewa, co by mi zrobio przyjemno? Wisz, chyba samochd! O samochodzie to
bym chcia wszystko wiedzie, jak tera silnik idzie, jak to sprzgo, jak si zapala - nie, nie,
jak to jest, to ja ju] troch wim, ale dlaczego tak jest... tak, ebym to wiedzia. Ale za gupi
jezdem na to; jak byem may, za czsto dostawaem po bie, a od tego czasu eb mam mitki.
Nawet dobrze pisa nie umiem.
- Ale nie wygldasz wcale na takiego gupiego! Jestem pewna, e nauczysz si pisa, a potem
te tego o silnikach.
- Uczy si? Jeszcze raz do budy? Ni ma gadania. Na to ju jezdem za stary. Miaem przecie
ju dwie kochanki.
Na chwilk wzdrygna si. Ale potem powiedziaa odwanie:
- Mylisz, e taki inynier lub technik to ju skoczyli nauk? Musz si? dalej uczy, na
wyszej szkole albo na kursach wieczorowych.
_ To wim! Znam to wszystko! To przecie na supach napisane: Kursy wieczorowe dla
zaawansowanych elektrotechnikw" - nagle zacz mwi bezbdn niemczyzn. -
Podstawy elektrotechniki".
__ A wic -zawoaa pani Ewa. -A ty mylisz, e jeste na to za stary! jsfie chcesz si ju
wicej uczy? Chcesz przez cae ycie by takim wczg, ktry zim zmywa szklanki i
rbie drzewo? Co to za ycie! - duo przyjemnoci nie bdziesz mia z tego!
Otworzy szeroko oczy i patrzy na ni badawczo, ale z niedowierzaniem.
- Co ty chcesz, ebym wrci do starych i w Berlinie poszed do budy? A moe oddasz mnie
do opieki?
- Ani jedno, ani drugie. Zobacz, postaram si, eby mg zosta u mnie. A potem sama
bd ci uczya i jeszcze jeden mj przyjaciel.
Pozosta nieufny. - A co ty zarobisz na tym interesie? To kosztuje kup forsy, arcie i ubranie,
i ksiki, i insze...
- Nie wiem, czy to zrozumiesz, Kuno. Miaam kiedy ma i dwch synw, wszystkich
straciam. A teraz jestem zupenie sama i mam tylko przyjaciela!
To moesz przecie jeszcze mie dziecko!
Zaczerwienia si. Ta starzejca si kobieta zaczerwienia si pod wzrokiem
czternastoletniego chopca.
- Nie, nie mog ju mie dzieci - powiedziaa i popatrzya powanie na niego. - Ale
cieszyabym si, gdyby z ciebie jeszcze co wyroso. Inynier-mechanik albo konstruktor
lotniczy. Cieszyabym si, e z takiego chopca jak ty jeszcze udao si co zrobi.
- To ty mylisz chyba, e ja jestem teraz zwyka winia?
- Przecie sam wiesz, Kuno, e niewiele jeste teraz wart!
- Racja, prawd gadasz!
- I nie masz ochoty by czym innym?
- Ochot to mam, ale...
- Ale co? Nie chcesz do mnie i?
- Chcie - to chc, ale...
- No, co jeszcze za ale?
- Ja wci myl, e ci si prdko znudz, a ja nie lubi, jak mnie odsyaj. Lepiej sam pjd.
- Kadego dnia bdziesz mg sobie pj, nie bd ci zatrzymywaa.
- Sowo?
- Sowo, przyrzekam ci, Kuno. Bdziesz u mnie zupenie wolny. ; - Ale, ale -jak bd u
ciebie, to musz si zameldowa, a wtedy mj stary bdzie wiedzia, gdzie ja jezdem. Nie
zostawi mnie ani jednego! dnia tutaj.
- Jeli to tak wyglda u ciebie w domu, jak opowiadae, to nikt ci nie zmusi do powrotu.
Moe uzyskam wtedy prawa do ciebie i bdziesz zupenie moim chopcem...
Przez chwil patrzyli sobie w oczy. Zdawao jej si, e odkrywa w tym niebieskim,
obojtnym spojrzeniu jaki daleki bysk. Ale potem powiedzia kadc gow na ramieniu i
zamykajc oczy:
- No, dobra. To ja teraz troch popi. A ty wracaj do twoich kartofli!
- Ale Kuno! - zawoaa. - Musisz mi przynajmniej da odpowied na moje pytanie!
- Musz? - zapyta bardzo sennie. - aden czowiek nie musi musie.
Przez chwil patrzya na niego z gry z powtpiewaniem. Potem wrcia z lekkim umiechem
do swojej roboty.
Kopaa, ale kopaa teraz zupenie bezmylnie. Dwukrotnie przyapaa si na tym, e wyrwaa
na kartoflan. - Uwaaj, Ewo! - powiedzia- . a potem ze zoci do siebie.
Ale to bynajmniej nie pomogo. W dalszym cigu bya nieuwana. Mylaa o tym, e moe
lepiej bdzie, jeeli nic nie wyjdzie z tego, z ni i z tym zmarnowanym chopcem. Ile mioci
i pracy kosztowa j Karlemann, ktry nie by zepsutym dzieckiem - i co si stao z t
mioci i prac? A teraz chciaa czternastoletniego smarkacza, ktry gardzi yciem i ludmi,
jeszcze raz zupenie zmieni? C sobie wmawiaa? Poza tym - Kienschaeper nigdy si na to
nie zgodzi...
Obejrzaa si na picego. Ale nie byo go ju tam, tylko jej rzeczy leay w cieniu na skraju
lasu.
A wic dobrze! - pomylaa. - To on sam rozstrzygn. Uciek! Tym lepiej!
I zacza kopa ze zoci.
Ale w chwil pniej odkrya Kuno-Dietera na drugim kocu pola, wyrywajcego pilnie
chwasty i ukadajcego je w pczki na skraju. Posza poprzez bruzdy do niego.
_ Ju si wyspae? - zapytaa.
Strona 108
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
_. Nie mog - powiedzia. - Zawrcia mi gow, musz myle.
_ No to myl! Ale nie myl, e z mojego powodu musisz pracowa.
_. Z twojego powodu? - Nie mona sobie wyobrazi ogromu nogardy, jak woy w te sowa.
- Wyrywam zielsko, bo si przy tym lepiej myli i bo mi si tak podoba. Widzisz j! Z
twojego powodu! Mylisz, e za te par kawakw chleba?
Ewa Kluge z cichym umiechem wrcia do pracy. Robi to jednak dla niej, chocia nie chcia
si do tego nawet przed samym sob przyzna. Teraz ju nie wtpia, e w poudnie pjdzie z
ni, a wobec tego wszelkie ostrzegawcze i upominajce gosy traciy sw warto.
Skoczya robot wczeniej ni zazwyczaj. Podesza znw do chopca i powiedziaa: - Teraz
zrobi obiad. Jeli chcesz, Kuno, moesz i ze mn.
Wyrwa jeszcze kilka chwastw i obejrza si na oczyszczony teren:
- Odwaliem wcale niezy kawaek robtki - owiadczy zadowolony - wyrwaem tylko te
due, te mae to trza motyk, trza jeszcze raz bez to pole przejecha.
- Oczywicie - powiedziaa. - Wydzieraj tylko wiksze chwasty, z maymi ju ja sama dam
sobie rad.
Popatrzy na ni z boku. Przekonaa si, e te niebieskie oczy umiej take spoglda
szelmowsko.
- Czy to tak mnie przygadujesz?
- Jak uwaasz - powiedziaa. - Niekoniecznie.
- No, chyba!
W drodze powrotnej zatrzymaa si przed maym, wartkim strumykiem.
- Nie chciaabym ci zabiera do wsi takiego brudnego - powiedziaa.
Natychmiast bruzda przecia czoo chopca, zapyta nieufnie:
- Wstydzisz si mnie?
- Oczywicie dla mnie moesz i tak pj - powiedziaa - ale jeeli chcesz duej zosta we
wsi, to jeszcze po piciu latach, cho bdziesz zawsze porzdnie ubrany, chopi ci tego nie
zapomn, jak do nich Przyszede. Jak brudna winia - bd mwili jeszcze po dziesiciu
latach-jak ebrak."
- Racja - powiedzia - takie to one s. No, to walaj i przynie achy. Za ten czas moe ja si
tu troch wyszoruje.
- Przynios mydo i szczotk - zawoaa jeszcze i podya do wsi. Pniej, ju o wiele
pniej, prawie wieczorem, gdy zjedli w trjk kolacj: pani Ewa, siwowosy Kienschaeper i
niemal do niepoznania^ zmieniony Kuno-Dieter, pani Ewa powiedziaa: - Dzi przepisz si
tu, na strychu z sianem, Kuno. Od jutra dostaniesz oddzieln izdebk, musz tylko wynie
stamtd graty. Urzdz ci j adnie. Mebli manfl dosy.
Kuno popatrzy tylko na ni. - To ma znaczy, e mam teraz zwiewa - powiedzia - pastwo
chc zosta same. No, niech tam! Ale spa jeszcze nie pjd, nie jezdem niemowlak. Kikn
sobie przedtem na ten cay kram.
- Byle niezbyt pno, Kuno! I nie pal na sianie!
- Gdzie tam! -ja! To ja pirwszy bym si usmay. No! serwus!' Przyjemnej zabawy, modzi
ludzie, jak powiedzia fater i zrobi mamie bachora!
I pan Kuno-Dieter wynis si z izby.
Ewa umiechaa si nieco zakopotana. - Naprawd nie wiem, Kienschaeper - powiedziaa -
czy dobrze zrobiam przyjmujc to ziko do naszej maej rodziny. Za wiele wymaga trudu i
zachodu!
Kienschaeper zamia si. - Ale, Ewi - powiedzia - przecie chyba sama zauwaya, e
chopak teraz tylko udaje! Chce si nam pokaza w caej okazaoci. Wanie w caej
szkaradzie. I wanie dlatego, d widzi, i jeste troch przeczulona...
- Nie jestem wcale przeczulona! - zawoaa. - Ale jak mi czternastoletni chopak opowiada,
e mia ju dwie kochanki...
- ...to wanie dowd, e jednak jeste przeczulona, Ewi. I co td w ogle znaczy - dwie
kochanki! Na pewno ich nie mia, a w najgorszym razie one jego miay! To nic nie znaczy!
Wol zaoszczdzi twoim uszom opowiadania, Ewi, co dzieci z tej niewinnej i bogobojnej
wioski maj za sob. Wobec nich ten twj Kuno-Dieter - to jeszcze zoto!
- Ale te dzieci nie mwi o tym!
- Bo maj nieczyste sumienie. A on nie. Dla niego jest to zupenie naturalne, bo nigdy nic
innego nie widzia i o niczym innym nie sysza. Wszystko to mu przejdzie. Ale w chopcu
tkwi zdrowy rdze. Za p roku bdzie si czerwieni ze wstydu, gdy pomyli o tym, co
wygadywa w pierwszych dniach. Spadnie to z niego, jak jego gwarowy sposb wyraania
si. Zauwaya, e potrafi mwi zupenie poprawnym j?zykiem, tylko nie chce.
- Mam nieczyste sumienie, zwaszcza wobec ciebie, Kienschaeper.
- Niepotrzebnie, Ewi! Chopak mi si podoba. I bd tego pewna, moe z niego wyrosn co
chce, ale hitlerowcem nie bdzie. Moe bdzie dziwakiem, ale nie narodowym socjalist.
- Daj Boe! - powiedziaa Ewa. - Wcale nie chc wicej osign. Miaa niejasne uczucie, e
przez uratowanie Kuno-Dietera zmazuje nieco hab Karlemanna.
ROZDZIAXLIV Upadek radcy kryminalnego Zotta List komendanta komisariatu by
zaadresowany zupenie prawidowo: Do Pana Radcy Kryminalnego Zotta, Tajna Policja
Pastwowa, Berlin. Ale nie znaczyo to wcale, aby list mia trafi wprost do radcy
kryminalnego Zotta. Trzyma go natomiast w rku jego przeoony, obergruppenfuehrer SS
Prali, wstpujc do pokoju radcy:
- Co to znowu za historia, panie radco kryminalny? - zapyta Prali.
- Tu znw jest jaka karta Klabautermanna z przypit do niej kartk: aresztowani zwolnieni
na podstawie telefonicznego zlecenia gestapo, radcy kryminalnego Zotta. Co to za aresztanci?
Dlaczego nic mi o tym nie zameldowa?
Radca spojrza ukonie spoza okularw na swego zwierzchnika:
- Aha! Teraz sobie przypominam. To byo przedwczoraj albo jeszcze wczeniej. O, wiem ju
dokadnie: to byo w niedziel wieczorem. Midzy szst a sidm. To jest chciaem
powiedzie -- midzy osiemnast a dziewitnast, Herr Obergruppenfuehrer.
Dumny ze swej doskonaej pamici spojrza na obergruppenfuehrer a.
- A co to byo wtedy w niedziel, midzy osiemnast a dziewitnast? Skd si tam wzili
aresztanci? I dlaczego ich znw wypuszczono? I czemu nie zameldowano mi o tym? To jest
wprawdzie uspokajajce, e Pan ju sobie o tym przypomnia, Zott, ale i ja chciabym co o
tym wiedzie.
To wypalone bez wszelkich tytuw ,,Zott" zabrzmiao jak pierwszy strza armatni.
- Ale zupenie niewinna historia! - Radca kryminalny uczyni kilka lekcewacych gestw
pok rk.
Strona 109
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Jaka bzdura w komisariacie. Chwycili par maesk jakJ autorw czy te kolporterw
kart. Jaki kompletny nonsens ze strony schupo. Maestwo - a wiedz przecie, e ten
mczyzna musi mieszka sam. A poza tym, teraz sobie przypominam, ten czowiek by z
zawodu stolarzem, a przecie wiemy, e musi mie co wsplnego z tramwajami!
- Czy chce pan przez to powiedzie, mj panie - odpar hamujc si jeszcze z trudem
obergruppenfuehrer (to panie" byo drugim w tej wojnie i to o wiele ostrzejszym
wystrzaem) - czy chce pan przez to powiedzie, e zarzdzi pan wypuszczenie tych ludzi nie
widzc ich w ogle, bez przesuchania - tylko dlatego, e byo ich dwoje zamiast jednego, i
dlatego, e ten czowiek poda si za stolarza? Co, panie!
- Herr Obergruppenfuehrer - powiedzia radca kryminalny Zott wstajc - my, pracownicy
policji kryminalnej, pracujemy wedug okrelonego planu i nie odstpujemy od niego.
Szukam samotnego mczyzny, ktry ma co wsplnego z tramwajami, a nie onatego, ktry
jest stolarzem. Ten mnie nie interesuje. Dla niego nie zrobi ani kroku.
- Jak gdyby stolarz nie mg pracowa w tramwajach, na przykad reperowa wagony! -
krzycza teraz Prali. - Taka ola gupota!
Z pocztku Zott chcia si obrazi, ale trafna uwaga przeoonego zastanowia go jednak. -
Oczywicie - powiedzia zakopotany - o tym nie pomylaem. - Skupi si. - Ale szukam
samotnego mczyzny - powiedzia znowu - a ten jest onaty.
- Ma pan pojcie, jakie pode drastwo moe tkwi wrd kobiet!
- zawarcza Prali. Ale mia jeszcze co w zanadrzu: - A czy pan, panie radco kryminalny Zott
(trzeci i najostrzejszy wystrza), nie pomyla o tym, e karta zostaa podrzucona w niedzielne
popoudnie, w pobliu Nollendorfplatz, ktry wanie naley do tego komisariatu! Czy ta
maa, niewinna okoliczno rwnie usza paskiej przenikliwoci?
Tym razem radca kryminalny Zott przerazi si naprawd. Szpic-brdka mu zadraa, a
ciemne, ostre oczy zaszy jakby mg.
_ Wprawi mnie pan w najwiksze zakopotanie, Herr Obergrup-enfuehrer! Jestem
zrozpaczony, jak mogo mi si to zdarzy? Tak, agalopowaem si. Mylaem wci o tych
remizach tramwajowych; byem tak dumny ze swego odkrycia. Zbyt dumny...
Obergruppenfuehrer patrzy zymi oczyma na tego czowieczka, ktry uczciwie zmartwiony,
ale bez poniania si wyznawa swoje grzechy.
- To by mj bd, powany bd - kontynuowa radca kryminalny gorliwie - e przejem w
ogle to dochodzenie. Nadaj si tylko do &
cichej roboty za biurkiem, a nie do pracy ledczej. Kolega Escherich robi to dziesi razy
lepiej ode mnie. Poza tym miaem jeszcze takie nieszczcie - cign dalej sw spowied - e
jeden z moich ludzi, ktrych wysaem na poszukiwania, zosta aresztowany. Niejaki Klebs.
Jak mi doniesiono, bra udzia w kradziey podczas pldrowania mieszkania jakiego
alkoholika. Nawiasem mwic jest ciko ranny. Bardzo brzydka historia. Ten czowiek na
sprawie nie potrafi milcze, powie, e mymy go posali...
Obergruppenfuehrer Prali dra z wciekoci, ale smutna powaga, tchnca ze sw radcy
Zotta, i jego kompletna obojtno na wasny los, trzymay go jeszcze w ryzach. - A co pan
myli o dalszym przebiegu tej sprawy, panie? - zapyta zimno.
- Prosz pana, Herr Obergruppenfuehrer -- prosi z bagalnie podniesionymi rkoma Zott -
zwolnij mnie pan! Niech mnie pan zwolni z tej suby, do ktrej w adnym wypadku nie
dorosem! Niech pan sprowadzi komisarza Eschericha z karceru, zrobi to lepiej ode mnie...
- Mam nadziej - mwi Prali, jakby nie sysza tego wszystkiego, co zostao przed chwil
powiedziane. - Mam nadziej, e zanotowa pan przynajmniej adresy obojga aresztowanych?
- Nie zrobiem tego! Dziaaem z karygodn lekkomylnoci, otumaniony ukochan ide.
Ale ka si poczy z komisariatem, dadz mi adresy, zobaczymy...
- A wic ka si pan poczy!
Rozmowa bya bardzo krtka. Radca kryminalny powiedzia do obergruppenfuehrera: - Tam
rwnie nie zanotowano adresw. - A na gniewny gest przeoonego doda: - To moja wina,
wycznie moja! Po rozmowie telefonicznej ze mn musieli uwaa spraw za ostatecznie
zaatwion. Tylko ja jestem winien, e nie zrobiono nawet notatki do akt!
- Tak e nie mamy teraz adnego ladu?
- adnego!
- A co pan sdzi o swoim zachowaniu si!
- Prosz o sprowadzenie komisarza Eschericha z karceru i posadzenie mnie na jego miejscu.
Obergruppenfuehrer Prali patrzy na radc przez chwil bez sowa. Potem drc z wciekoci
powiedzia. - Czy wie pan, e pol pana do kacetu? Pan mie mi wprost w oczy zrobi tak
propozycj i nie dry pan, i nie wyje ze strachu? Z takiej gliny jak pan s ulepieni ci
czerwoni, bolszewicy! Przyznaje si pan do winy i jest pan prawie dumny z tego!
- Nie jestem dumny z mojej winy, ale jestem gotw ponie wszelkie nastpstwa. I mam
nadziej, e zrobi to bez drenia i wycia!
Obergruppenfuehrer Prali umiechn si pogardliwie na te sowa, j Nieraz widzia ju, jak
wszelka godno pryskaa pod ciosami esesmanw. Ale widzia te bysk w oku niejednego
torturowanego; bysk, ktry mwi wrd mczarni o chodnej, niemal ironicznej przewadze.
I wspomnienie tego spojrzenia przyczynio si do tego, e zamiast bi i krzycze, powiedzia
tylko:
- Pozostanie pan w tym pokoju do mojej dyspozycji. Musz przedtem zoy sprawozdanie.
Radca kryminalny potwierdzajco skin gow i Obergruppenfuehrer Prali wyszed.
ROZDZIA XLV Komisarz Escherich znw na wolnoci Komisarz Escherich znw urzduje.
Ten, ktrego uwaano ju za martwego, zmartwychwsta z lochw gestapo. Nieco
uszkodzony i zmity siedzi znw za swoim biurkiem, a koledzy spiesz zapewni go o swojej
sympatii. Zawsze w niego wierzyli. Zrobiliby chtnie dla niego wszystko, co byo w ich
mocy. - Ale wiadomo, jeeli wysze kierownictwo kogo obsrywa, my nic nie moemy na to
poradzi. Mona sobie przy tym tylko apy sparzy. No, sam przecie wiesz, jak jest,
rozumiesz to przecie, Escherich!
Escherich zapewnia, e rozumie wszystko. Krzywi nawet usta w umieszku, ktry wyglda
troch nieszczliwie. Przypuszczalnie dlatego, e Escherich nie nauczy si jeszcze
umiecha z lukami w uzbieniu.
Jedynie dwa owiadczenia zrobiy na nim wraenie przy obej-fflowaniu suby na nowo.
Pierwsze byo radcy kryminalnego Zotta.
- Kolego Escherich - powiedzia Zott - nie id zamiast pana do bunkra, chocia zasuyem
na to dziesi razy bardziej ni pan. Nie tylko za bdy, ktre popeniem, ale dlatego, e
zachowaem si wobec pana jak winia. Jedynym moim wytumaczeniem jest, i mylaem;
e pan le pracowa...
Strona 110
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- No, niech pan ju o tym nie mwi - powiedzia Escherich ze szczerbatym umiechem - w
sprawie Klabautermanna wszyscy dotychczas le pracowali: pan, ja, wszyscy! Komiczne,
jestem naprawd ciekaw tego czowieka, ktry swoimi kartami przynis ludziom tyle
nieszczcia. To musi by dziwny facet...
Spojrza z namysem na radc kryminalnego.
Radca poda mu sw ma, pok rk. - Niech pan mnie le nie wspomina, kolego
Escherich - powiedzia cicho. - I jeszcze jedno! Zbudowaem tam tak teori, e sprawca ma
co wsplnego z tramwajami. Znajdzie pan to w aktach. Prosz, niech pan nie straci zupenie
z oczu tej teorii w paskich badaniach. Bybym bardzo szczliwy, gdyby przynajmniej w
tym punkcie moje rozwaania okazay si prawdziwe. Prosz pana o to!
I radca kryminalny Zott znikn z tymi sowami w swym oddalonym, cichym pokoju, aby
odda si wycznie swoim teoriom.
Drugim pamitnym owiadczeniem byo oczywicie owiadczenie obergruppenfuehrera
Pralla. - Escherich - powiedzia podniesionym gosem - komisarzu Escherich! Czuje si pan
przecie zupenie dobrze?
- Najzupeniej dobrze! - odpowiedzia komisarz. Sta za swoim biurkiem z rkami
automatycznie przycinitymi przepisowo do spodni, jak nauczy si tego na dole, w celi.
Mimo, e stara si to zwalczy, dra. Wzrok mia skierowany uwanie na przeoonego.
Wobec tego czowieka nie odczuwa nic prcz strachu, paraliujcego strachu: ten czowiek
mg w kadej chwili posa go znw do lochu.
- Jeeli si pan zatem czuje najzupeniej dobrze, Escherich - cign Prali, zdajc sobie
bardzo dobrze spraw z dziaania swych sw - to moe pan znw pracowa. Czy te nie?
- Mog pracowa, Herr Obergruppenfuehrer!
- Jeeli pan moe pracowa, Escherich, to moe pan te zapa l Klabautermanna. Moe pan
przecie to zrobi?
- Mog, Herr Obergruppenfuehrer!
- W najkrtszym czasie, Escherich!
- W najkrtszym czasie, ,Herr Obergruppenfuehrer!
- Widzi pan - powiedzia Obergruppenfuehrer askawie, rozkoszujc si strachem
pdwadnego. - Jak dobrze dziaaj takie mae wakacje w bunkrze! O, tak to lubi moich ludzi!
Nie czuje pan ju swojej wielkiej przewagi nade mn, panie Escherich?
- Nie, Herr Obergruppenfuehrer, na pewno nie. Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer!
- I nie myli pan ju, e jest pan najchytrzejszym psem w caym gestapo, a wszyscy inni s
zrobieni tylko z psiego gwna - nie myli pan ju tak Escherich?
- Wedug rozkazu, nie, Herr Obergruppenfuehrer, ju tak nie myl.
- Widzi pan - kontynuowa Obergruppenfuehrer i da tchrzliwie cofajcemu si
Escherichowi mocnego, ale artobliwego prztyczka w nos - a jeli bdzie si pan kiedy znw
uwaa za bardzo chytrego albo jeeli pan popeni jaki czyn samowolny, albo jeli pan
pomyli, e Obergruppenfuehrer Pra jest tylko gupim bydlakiem, to niech mi pan to powie w
por. Wtedy od razu pol pana na ma kuracj do lochu, zanim jeszcze nie bdzie zbyt le z
panem. No, no?
Komisarz Escherich patrzy teraz zupenie martwym wzrokiem na swego przeoonego, nawet
lepy zauwayby, jak mocno dry.
- No i co, Escherich, powie mi pan w por, jeli bdzie pan kiedy znw strasznie chytry?
- Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer!
- Albo jeli robota nie bdzie posuwaa si naprzd, abym panu doda troch gazu?
- Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer!
- No, to zgodzilimy si ze sob, Escherich!
I wystarczajco upokorzonemu wadca poda zupenie niespodziewanie rk. - Ciesz si,
Escherich, e widz pana znw na subie. Mam nadziej, e bdziemy ze sob doskonale
pracowali. Co zamierza pan przedsiwzi w najbliszej przyszoci?
- Zdoby od pracownikw komisariatu przy Nollendorfplatz dokadny rysopis. Ten rysopis
nareszcie bdziemy mieli! Czowiek, ktry przesuchiwa oboje aresztowanych, moe bdzie
mia jeszcze jakie zblione pojcie o nazwisku. Bd kontynuowa akcj poszukiwa kolegi
Zotta...
- No dobrze. To w kadym razie jest pocztek. Bdzie mi pan codziennie skada raporty...
- Wedug rozkazu, Herr Obergruppenfuehrer!
Po ponownym objciu suby bya to druga rozmowa, ktra zrobia pewne wraenie na
komisarzu kryminalnym Escherichu. Poza tym nie byo po nim wida ani ladu z jego
przey, gdy uzupeni luki w uzbieniu. Koledzy uwaali nawet, e Escherich jest teraz o
wiele milszy - zatraci ton ironicznej wyszoci. Nie mg teraz czu si wyszy od nikogo.
Komisarz Escherich pracuje, zarzdza poszukiwania, przesuchuje, przygotowuje rysopisy,
czyta akta, telefonuje, pracuje jak dawniej i zawsze. Ale cho nic po nim nie zna i cho sam
spodziewa si, e pewnego dnia bdzie znw mg rozmawia ze swym przeoonym Prallem
bez drenia, Escherich wie, e nigdy ju nie bdzie tym, kim by dawniej. Jest ju tylko
maszyn do pracy: to, co robi - to rutyna. Wraz z poczuciem wyszoci znikna rwnie
rado z pracy; zarozumiao bya nawozem, ktry wpywa na dojrzewanie owocw.
Escherich czu si zawsze bardzo pewny siebie. Sdzi, e nie moe mu si nic sta.
Przypuszcza, e jest zupenie innym czowiekiem ni wszyscy. I Escherich musia
zrezygnowa z tego zudzenia waciwie ju w cigu tych paru sekund, gdy pi esesmana
Dobata trafia go w twarz i gdy nauczy si ba. Escherich w cigu niewielu dni tak
gruntownie nauczy si strachu, e nie zapomni tej nauki przez cae ycie. Bez wzgldu na to,
jak bdzie wyglda, co osignie, czy bdzie czczony i fetowany - wie, e to wszystko na nic.
Jedno uderzenie pici moe zmieni go w wyjce, drce, przeraone nic, w co nie o wiele
lepszego od tego maego, mierdzcego, tchrzliwego kieszonkowego zodziejaszka, z
ktrym dzieli cel i ktrego modlitwy w popiechu trzepane jeszcze teraz dwicz mu w
uszach. Nie o wiele lepszy? Nie, wcale nie lepszy!
Ale jedno co podtrzymuje jeszcze komisarza Eschericha, to myl o Klabautermannie. Musi
tego draba zapa, a potem niech si dzieje, co chce. Musi spojrze w oczy temu
czowiekowi. Musi rozmawia z czowiekiem, ktry sta si przyczyn jego nieszczcia.
Chce mu powiedzie w twarz, temu fanatykowi, jakie nieszczcia, klski i bied sprowadzi
na wielu ludzi. Rozgromi go, tego wroga w ciemnoci. Gdyby go ju mia!
ROZDZIAXLVI Feralny poniedziaek W ten poniedziaek, ktry mia skoczy si dla
Quanglw tak feralnie; w ten poniedziaek, w osiem tygodni po przywrceniu Eschericha do
ask i urzdu; w ten poniedziaek, kiedy Emil Borkhausen zosta skazany na dwa lata
wizienia, a szczur Klebs na rok wizienia; w ten poniedziaek, gdy Baldur Persicke
Strona 111
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
przyjecha wreszcie ze swojej Napola do Berlina i odwiedzi ojca w zakadzie leczniczym dla
alkoholikw; w ten poniedziaek, w ktrym Truda Hergesell spada na dworcu w Erkner ze
schodw i wskutek tego poronia; w ten tak fatalny poniedziaek Anna Quangel leaa w
ku chora na cik gryp. Miaa wysok temperatur. U jej boku siedzia Otto Quangel,
doktor ju odszed. Sprzeczali si, czy Otto ma dzi wynie karty, czy nie.
- Nie pjdziesz wicej sam, umwilimy si stanowczo, Otto. Karty maj czas do jutra albo
do pojutrza, a wtedy bd znw na nogach.
- Chc te rzeczy wynie z domu, Anno.
- A wic ja pjd! - i Anna podniosa si z ka.
- Zostaniesz w ku - przycisn j z powrotem do poduszki. - Anno, nie bd gupia. Sto,
dwiecie kart wyniosem...
W tej chwili zabrzmia dzwonek.
Cofnli si przestraszeni, jak zapani na gorcym uczynku zodzieje. Quangel prdko woy
do kieszeni obie karty, ktre leay dotychczas na kodrze.
_ Kto to moe by? - zapytaa bojaliwie pani Anna.
- O tej porze? Rano, o jedenastej? - doda.
Zastanawiaa si: - Moe stao si co u Heffkw? Albo doktor jeszcze raz wrci? Znw
dzwonek.
- Zobacz - zamrucza.
- Nie - prosia. - Zosta! Gdybymy byli teraz w drodze z kartami, to i tak dzwoniby na
prno.
- Tylko sprawdz, Anno.
- Nie, nie otwieraj, Otto! Prosz ci! Mam przeczucie, e jeeli otworzysz drzwi,
nieszczcie wejdzie do domu.
- Pjd po cichutku i powiem ci przedtem, kto to jest. Poszed.
Leaa gniewna i niecierpliwa. e te nigdy nie ustpi. Nigdy nie speni jej proby. To, co
robi, byo bdem. Nieszczcie czyhao na dworze. Ale teraz, gdy przyszo naprawd, nie
czu tego. A teraz nawet nie dotrzymuje sowa. Syszy, e otworzy drzwi i rozmawia z jakim
mczyzn. Przecie przyrzek jej powiedzie najpierw, o co chodzi.
- No, co si stao? Mwe, Otto! Widzisz przecie, e umieram z niecierpliwoci. Co to za
czowiek? Czy jeszcze nie wyszed z mieszkania?
- Nie denerwuj si, Anno. To tylko goniec z fabryki. Majster ze zmiany porannej mia
wypadek - musz go natychmiast zastpi.
Anna kadzie si troch uspokojona. - I idziesz?
- Oczywicie.
- Nie masz jeszcze obiadu.
- Dostan co w kantynie.
- We przynajmniej chleb ze sob.
- Dobrze, dobrze, Anno, nie troszcz si o nic. To niedobrze, e musz ci tak dugo sam
zostawi.
- O pierwszej i tak musiaby pj.
- Odwal od razu potem moj zmian.
- Ten czowiek czeka?
- Tak, jad z nim.
- A wic wracaj prdko, Otto. Pojed dzi raz tramwajem.
- Rozumie si, Anno. Rychej poprawy.
Ju wychodzi, kiedy zawoaa: - Otto, prosz ci, pocauj mnie jeszcze!
Wrci nieco zdziwiony, troch zmieszany t niezwyk u niej potrzeb serdecznoci.
Przycisn wargi do jej ust.
Przycigna jego gow i pocaowaa go serdecznie.
- Gupia jestem, Otto - powiedziaa - wci jeszcze si boj. To chyba z gorczki. A teraz id!
Tak si rozeszli. Jako wolni ludzie nie mieli si ju nigdy zobaczy. O pocztwkach w
kieszeni oboje w popiechu nie pomyleli.
Ale stary majster, siedzc ze swoim towarzyszem w tramwaju, przypomina sobie natychmiast
o kartach. Dotyka kieszeni - s. Jest niezadowolony z siebie, powinien by o tym pamita.
Lepiej zostawi te rzeczy w domu, lepiej nawet teraz jeszcze wysi z tramwaju i podrzuci
je w jakim domu. Ale nie znajduje adnego pretekstu wobec czowieka z fabryki. Musi wic
karty wzi do fabryki, czego nigdy jeszcze nie robi, czego nie powinien by zrobi, a teraz
jest ju za pno.
Stoi w klozecie. Ma karty w rku, chce je podrze i spuka i wzrok jego pada na sowa, ktre
napisa z takim trudem w cigu wielu godzin. Wydaje mu si to mocne, bdzie dziaao.
Szkoda byoby zniszczy tak bro. Jego zmys oszczdnoci, jego brudne skpstwo"
powstrzymuje go od zniszczenia kart, ale dziaa take i jego respekt dla pracy. Wszystko, co
stworzya praca, jest wite. Grzechem jest bezcelowo niszczy prac!
Nie moe jednak zostawi kart w marynarce, ktr nosi take w warsztacie, kadzie je wic do
teczki obok chleba i termosu z kaw. Otto Quangel dobrze wie, e teczka z boku si rozprua.
Ju od dawna mia zamiar pj do rymarza. Ale rymarz by przeciony prac, powiedzia,
e reperacja potrwa co najmniej dwa tygodnie. Quangel nie chcia pozbawi si teczki na tak
dugo. I tak jeszcze nic mu z niej nie wypado. Wkada wic beztrosko karty do teczki.
Idzie powoli przez warsztat do szafek odzieowych, rozgldajc si dokoa. To jest obca
zaoga, nie wida prawie znajomej twarzy, czasami kiwa gow. Raz pomaga te komu przy
jakiej robocie. Ludzie przygldaj mu si ciekawie - znaj go tutaj.
To przecie ten stary Quangel, mieszny facet! Ale jego zaoga nigdy go nie przeklina, jest
sprawiedliwy, trzeba mu to przyzna. Gdzie tani, naganiaczem to on jest, wyciga wszystko
ze swoich ludzi, ale nikt z jego zaogi na niego nie urga. Jak komicznie facet wyglda, ma
chyba gow na zawiasach, tak pociesznie ni kiwa. Cicho bdcie, wraca teraz, holernie nie
znosi gadania! Gapi si na takiego, co gada, a czek ma ochot pod ziemi si schowa.
Quangel woy teczk do szafy, kluczyk ma w kieszeni. Jeszcze jedenacie godzin, a karty
wyjd z fabryki. Gdyby nawet bya noc, pozbdzie si ich. Nie wolno mu jeszcze raz bra kart
do domu. Anna potrafi wsta i wyj tylko po to, aby je wynie.
Przy nowej zaodze Quangel nie moe zaj swego zwykego posterunku obserwacyjnego
porodku sali. Jak tutaj gadaj i jaki haas! fytusi chodzi od jednej grupy do drugiej, a tu nie
wszyscy jeszcze wiedz, co oznacza jego milczenie i uporczywy wzrok. Niektrzy s nawet
tak bezczelni, e chc majstra wcign do rozmowy. Dopiero po duszej chwili robota leci,
tak jak przywyk do tego; ucichli, gdy zrozumieli, e tu nie ma miejsca na nic prcz pracy.
Strona 112
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Quangel chce si wanie uda na swj posterunek obserwacyjny, kiedy nagle jego noga
zatrzymuje si, oczy si rozszerzaj, a przez ciao przechodzi jakby pchnicie: przed nim na
pododze, na pokrytej wirami i trocinami pododze warsztatu ley jedna z jego dwch kart.
Palce go swdz, aby natychmiast potajemnie podnie kart, i widzi, e o dwa kroki dalej
ley druga. Nie mona ich podnie niepostrzeenie. Wci jaki robotnik kieruje wzrok na
nowego majstra, a jeli chodzi o kobiety, to te bezustannie gapi si na niego, jakby jeszcze
nigdy nie widziay mczyzny.
Ach, co tam, po prostu je podniesie, czy widz, czy nie! Co ich to obchodzi! Nie, nie mog
tego zrobi, karty le tu ju co najmniej kwadrans, cud, e kto ich dotychczas nie podnis.
Moe kto je ju widzia i natychmiast znw rzuci, przeczytawszy tre. Jeeli taki teraz
zobaczy, e podnosz karty i chowam je do kieszeni..."
Niebezpieczestwo! Niebezpieczestwo! - krzyczy co w Quanglu. -Najwysze
niebezpieczestwo! Zostaw te karty, niech le! Udawaj, e ich nie widziae, niech inny je
podniesie! Stj na swoim miejscu!"
Ale nagle co dziwnego budzi si w Ottonie Quanglu. Tak dugo, ju dwa lata pisa te karty,
kolportowa je - ale nigdy nie widzia ich dziaania. y zawsze w swojej ciemnej jamie i sto
razy wyobraa sobie los pocztwek, zamt, ktry musiay wywoa - ale nigdy tego nie
widzia.
Chciabym to raz zobaczy, jeden jedyny raz! C mi si tu moe sta, jestem jednym z
osiemdziesiciu robotnikw i wszyscy s tak samo Kady umiera... t. II podejrzani jak ja,
moe jeszcze bardziej, bo wszyscy znaj mnie jako stare zwierz robocze, dalekie od
wszelkiej polityki. Zaryzykuj, musz to raz przey!"
I zanim si dobrze zastanowi, woa do jednego z robotnikw: - Hej, ty tam! Podnie no to!
Kto to musia zgubi, co to jest? Czego si gapisz?
Bierze jedn kart z rki robotnika i udaje, e j czyta. Ale nie moe teraz czyta, nie moe
przeczyta wasnego, wielkiego pisma, pisanego duymi, blokowymi literami. Nie moe, nie
potrafi teraz odwrci wzroku od tej twarzy robotnika, ktry wpatruje si w kart. Ten
czowiek te jej nie czyta, ale jego rka dry, a we wzroku jest strach.
Quangel wpatruje si w niego. A wic strach, nic prcz strachu? Ten czowiek nie przeczyta
nawet karty do koca, spojrza ledwie na pierwszy wiersz, a ju opanowa go strach.
Stumiony chichot odwraca uwag Qunagla. Rozglda si i widzi, e p warsztatu gapi si na
tych dwch ludzi, ktrzy stoj sobie w cigu pracy i czytaj pocztwki... a moe czuj ju, e
stao si co strasznego.
Quangel wyjmuje tamtemu drug kart z rki. Teraz musi sam odegra rol do koca. Ten
czowiek jest tak przeraony, e nie jest w stanie nic robi.
- Gdzie tu jest m zaufania Frontu Pracy? Ten w welwetowych spodniach przy gatrze?*
Dobrze! Wracaj do roboty i nie gadaj, bo bdzie z tob le!
- Suchaj - powiada Quangel do czowieka przy gatrze - chod no na chwil ze mn na
korytarz: chc ci co da. - A gdy obaj stoj ju na korytarzu, powiada: - Tu masz te dwie
karty! Ten czowiek tam z tyu podnis je. Ja je zobaczyem. Sdz, e powinienie je
odnie do kierownictwa. Czy te?...
Tamten czyta. Czyta take tylko par zda. - Co to jest? - pyta przestraszony. - Leay tu u
nas w warsztacie? O Boe, moemy to przypaci gow! Kto, powiadasz, podnis te karty?
Czy widziae, jak je podnis?
- Mwi ci, e powiedziaem mu, aby je podnis! Moe ja je pierwszy zobaczyem... Moe!
- O Boe, co mam z tym zrobi? Rzuc je po prostu do klozetu.
- Musisz je odda w dyrekcji, bo wina spadnie na ciebie. Czowiek, * G a t e r - inaczej trak -
wielozbowa pia, ktra rozpiowuje kody na tarcice.
irtry Je zna^az^ niL zamknie gby na kdk. Le od razu, a ja tymczasem zastpi ci przy
gatrze.
jyfczyzna z wahaniem odchodzi. Trzyma karty w rku tak, jakby parzyy mu palce.
Quangel wraca do warsztatu. Ale nie moe od razu stan przy aatrze: cay warsztat kipi
niepokojem. Nikt nie wie nic okrelonego, ale wszyscy wiedz, e si co stao. Nachylaj si
do siebie, szepc, a teraz nawet ptasie, nieruchome spojrzenie i milczenie majstra nie moe
przywrci spokoju. Musi robi to, czego nie robi ju od wielu lat: wymyla gono, grozi
karami, udawa rozzoszczonego.
A gdy w jednym kcie warsztatu uspokoio si, w drugim jest tym goniej. Gdy wszystko ju
jako tako leci, Quangel odkrywa nagle, e dwie, trzy maszyny nie s w peni obsadzone: caa
banda siedzi w ustpie! Wygania ich stamtd; jeden jest tak bezczelny, e pyta: - Co pan tam
waciwie przeczyta, majster? Czy to^aprawd bya angielska ulotka?
- Wracaj do swojej roboty! - warczy Quangel i popycha chopcw przed sob do warsztatu.
Tam ju znowu gadaj. Zebrali si w grupki. Panuje niepokj, jakiego jeszcze nigdy nie byo.
Quangel musi biega tam i z powrotem, musi wyzywa, grozi, zoci si. - Pot wystpi mu
na czoo...
A przy tym cigle myli o jednym: - A wic to jest pierwszy efekt. Tylko strach. Taki strach,
e nawet nie przeczytaj do koca! Ale to jeszcze nic nie znaczy. Czuj si tu obserwowani.
Moje karty znajdowali najczciej, gdy byli sami. Mogli w spokoju czyta, zastanowi si,
wtedy dziaao to zupenie inaczej. Zrobiem idiotyczny eksperyment. Zobaczymy, jak to si
skoczy. Waciwie to dobrze, e jako majster znalazem karty i oddaem je, to mnie odciy.
Nie, nic nie zaryzykowaem. Nawet jeeli zrobi w domu rewizj, nic nie znajd. Anna
oczywicie przerazi si - ale nie, zanim zrobi rewizj, bd ju tam i przygotuj Ann...
czternasta minut dwie - powinna nastpi zmiana, teraz moja zmiana nadchodzi.
Ale nie ma adnej zmiany. Dzwonek na zmian nie rozbrzmiewa w warsztacie, a nowa
zmiana (waciwie zmiana Quangla) nie zjawia si, maszyny nadal warcz. Teraz ludzie
naprawd zaczynaj si niepokoi, coraz czciej nachylaj si do siebie, patrz na zegarki.
Quangel musi zrezygnowa z prb powstrzymania ich gadatliwoci jest tylko jeden przeciwko
osiemdziesiciu, nie da ju rady.
Potem nagle zjawia si jeden z panw z biura, elegancki pan z mocno zaprasowanymi
spodniami i odznak partyjn. Staje koo Quangla i woa przez haas maszyn: - Zaoga!
Uwaa!
Wszystkie twarze zwracaj si w jego kierunku, zaciekawione wyczekujce, ponure,
odpychajce, obojtne.
- Ze specjalnych powodw zaoga tymczasem pracuje duej. Zostanie wypacona stawka za
godziny nadliczbowe.
Robi przerw i wszyscy nieruchomo patrz na niego. Czy to wszystko? Ze specjalnych
Strona 113
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
powodw! Czekaj na cig dalszy.
Ale czowiek z biura woa tylko: - Zaoga, pracowa dalej!
Zwraca si do Quangla: - Pan jest odpowiedzialny za absolutny spokj i porzdek, majstrze!
Kim jest ten czowiek, ktry podnis karty?
- Sdz, e ja je pierwszy zobaczyem.
- Wiem ju. A wic ten tam? Dobrze, nazwisko pan przecie zna?
- Nie, to nie moja zaoga.
- Wiem ju. Aha, niech pan powie jeszcze zaodze, e chodzenie do ustpu jest na razie
wzbronione i nie wolno opuszcza miejsca pracy. Przy kadych drzwiach stoj dwa
posterunki - z zewntrz!
Na kant zaprasowany pan" niedbale kiwa Quanglowi gow i wychodzi.
Quangel przechodzi od maszyny do maszyny. Przez chwil patrzy na prac, na rce
pracujcych. Potem powiada: - Nie wolno opuszcza miejsca pracy i wychodzenie do ustpu
jest na razie wzbronione. Przy kadych drzwiach stoj dwa posterunki - z zewntrz!
Zanim zd go o co zapyta, idzie do nastpnej maszyny i powtarza polecenie.
Nie, teraz ju nie trzeba zabrania im gadania, nagania do roboty. Wszyscy pracuj niemo i
zaciekle. Wyczuwaj niebezpieczestwo, ktre grozi kademu z nich. Wrd tej
osiemdziesitki nie ma ani jednego, ktry by kiedy nie wystpi przeciw dzisiejszemu
pastwu, bodaj tylko sowem! Kady jest zagroony. ycie kadego jest w
niebezpieczestwie. I wszyscy si boj...
Tymczasem zbijaj trumny. Trumny, ktrych nie mona odtransportowa, gromadz si w
kcie warsztatu. Z pocztku jest ich tylko izlka, ale gdy godziny mijaj, przybywa coraz
wicej i wicej. Rosn dna na drugiej, pitrz si, sigaj a do sufitu, a obok ukada si
nowe. Trumny za trumnami, dla kadego z zaogi, dla kadego Niemca! jeszcze yj, ale ju
hebluj wasne trumny.
Quangel stoi wrd nich. Nagymi ruchami zwraca gow tu i tam. Odczuwa
niebezpieczestwo, ale mieje si z niego. Jego nigdy nie zapi! Pozwoli sobie na art, ktry
rozwciekli cae kierownictwo. Ale on jest przecie tylko tym starym, gupim Quanglem,
optanym przez skpstwo. Jego nigdy nie bd podejrzewali. Bdzie dalej walczy, coraz
dalej...
Znowu otwieraj si drzwi i pan z ostrymi jak n kantami spodni wchodzi raz jeszcze. Za
nim idzie drugi - wysoki, niezgrabny czowiek, z tymi wsami, ktre gadzi delikatnie.
Natychmiast praca zostaje wszdzie przerwana.
I podczas gdy pan z biura krzyczy: - Zaoga! Fajrant! - podczas gdy jak wyzwoleni, jeszcze
nie dowierzajcy sobie, odkadaj narzdzia pracy...
podczas gdy w ich otpiae oczy wstpuje wiato...
podczas tego dugi czowiek z jasnym wsem mwi: - Majster Quangel. Jest pan aresztowany
pod zarzutem zdrady stanu i zdrady gwnej. Prosz bez zwracania uwagi i przede mn!
Biedna Anna" - myli Quangel i powoli, z wysoko podniesion gow o ptasim profilu
wychodzi z warsztatu przed komisarzem Escherichem.
ROZDZIAXLVII Poniedziaek, dzie komisarza Eschericha Tym razem komisarz Escherich
dziaa szybko i bezbdnie.
Zaledwie otrzyma wiadomo telefoniczn, e dwie karty pocztowe zostay znalezione w
warsztacie o zaodze osiemdziesiciu ludzi, w fabryce mebli Krause et Co, wiedzia: to bya
godzina, na ktr tak dugo czeka, teraz Klabautermann zrobi wreszcie od dawna
oczekiwany bd. Teraz go chwyci.
Po piciu minutach mia ju odpowiedni liczb ludzi do obstawienia caego terenu
fabrycznego i pdzi do fabryki, w kierowanym osobicie przez obergruppenfuehrera
mercedesie.
Ale gdy Prali by za tym, aby natychmiast sprowadzi tych osiemdziesiciu ludzi z warsztatu i
kadego z osobna przesuchiwa tak dugo, dopki prawda nie wyjdzie na jaw, Escherich
powiedzia:
- Potrzebna mi jest natychmiast lista wszystkich pracujcych w warsztacie wraz z adresami.
Jak szybko mog j otrzyma?
- W cigu piciu minut. Co bdzie z tymi ludmi? Za pi minut maj fajrant.
- Pod koniec zmiany prosz im powiedzie, e maj dalej pracowa. Podanie przyczyny
zbdne. Wszystkie drzwi warsztatu obstawi podwjnymi posterunkami. Nikt nie opuszcza
sali. Pan zatroszczy si o to, aby wszystko odbyo si moliwie bez zwracania uwagi, by
unikn zaniepokojenia ludzi!
A gdy wchodzi urzdnik z list: - Autor kart musi mieszka przy ulicach: Chodowieckiego,
Jaboskiego albo Christburgerstrasse. Kto z tych osiemdziesiciu tam mieszka?
Przegldaj list: Nikt! Ani jeden!
Jeszcze raz zdaje si, e szczcie chce uratowa Ottona Quangla. Pracowa na obcej zmianie,
nie byo go na licie.
Komisarz Escherich wysun doln warg, wcign j prdko z powrotem i zagryz ze dwa,
trzy razy, mocno wsy, ktre jeszcze przed chwil gadzi. Zupenie pewien swojej sprawy,
by teraz bezgranicznie rozczarowany.
Ale poza zniewaeniem swych wsw nie da po sobie pozna rozczarowania; powiedzia
tylko chodno: - Pomwmy teraz o stosunkach osobistych kadego robotnika. Kto z panw
potrafi poda dokadne dane? Pan jest kierownikiem personalnym? Dobrze, zaczynajmy wic:
Abeking Hermann... Co wiadomo o tym czowieku?
Szo to nieskoczenie wolno. Po piciu kwadransach byli dopiero przy literze H.
Obergruppenfuehrer Prali pali papierosy, ktre zaraz gasi. Zaczyna szeptem rozmowy, ktre
po paru zdaniach znw si rozpyway-Wygrywa palcami marsze na szybach okiennych.
Nagle zacz ostro:
- Uwaam to wszystko za idiotyczne! O wiele prociej byoby przecie...
jComisarz Escherich nie podnis nawet gowy. Teraz wreszcie nuci g strach przed
przeoonym. Musia tego czowieka znale!
Przyznawa si jednak sam przed sob, e niepowodzenie z ulicami ocno mu przeszkadzao.
Prali mg by nie wiem jak niecierpliwy, mimo to Escherich nie zgodzi si na masowe
przesuchiwanie.
- Dalej, prosz!
- Kaempfer Eugen - to jest majster!
- Nie wchodzi w rachub, przepraszam bardzo. Zrani sobie dzisiaj rano o dziewitej rk
przy heblami. Zamiast niego pracuje majster Quangel...
Strona 114
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- A wic dalej: Krull Otto...
- Bardzo przepraszam, jeszcze raz: majster Quangel nie jest uwidoczniony na licie pana
komisarza...
- Nieche pan wiecznie nie przeszkadza! Jak dugo jeszcze bdziemy tu siedzieli? Quangel,
ten stary wielbd, nie wchodzi przecie w rachub!
Ale Escherich pyta i iskierka nadziei znw si w nim rozarza: - Gdzie mieszka ten Quangel?
- Musimy dopiero sprawdzi, bo nie naley do tej zmiany.
- A wic nieche pan kae sprawdzi! Troch prdzej! Prosiem o kompletn list!
- Oczywicie, sprawdzimy. Ale powiadam, panie komisarzu, jeeli chodzi o tego Quangla, to
jest to niemal zupenie ogupiay stary dziad, ktry zreszt od wielu lat pracuje ju u nas w
fabryce. Znamy tego czowieka na wylot...
Komisarz zaprzeczy ruchem gowy. Wiedzia, ile omyek popeniaj ludzie, ktrym si
wydaje, e znaj swoich blinich na wylot.
- No? - zapyta z napiciem wchodzcego praktykanta biurowego -no?
Nie bez przejcia modzieniec odpowiedzia: - Majster Quangel mieszka przy ul.
Jaboskiego numer...
Escherich podskoczy.
Z zupenie niezwykym u niego poruszeniem zawoa: - To on! Mam Klabautermanna!
Obergruppenfuehrer Prali krzycza: - Dawa tu t wini! A potem obrabia, obrabia, nic
tylko obrabia!
Podniecenie byo oglne.
- Quangel! Kto by to pomyla - ten Quangel? Ten stary bawan ~ niemoliwe! Ale przecie
on pierwszy znalaz karty! Sztuka, jeeli sam je podrzuci! Kto byby takim idiot i zastawia
na siebie puapk? Quangel - niemoliwe!
Ponad wszystkimi wrzaskliwy gos Pralla: - Dawajcie t wini! A potem obrabia,
obrabia!...
Pierwszy uspokoi si sam komisarz Escherich.
- Swko, Herr Obergruppenfuehrer! Prosz pozwoli, e zaproponuj zrobienie przedtem
rewizji w. mieszkaniu tego Quangla.
- Ale po co te zachody, Escherich? Przez ten czas jeszcze nam ten drab ucieknie.
- Z tego budynku teraz nikt si nie wydostanie. A jeli znajdziemy w jego mieszkaniu co, co
go nieuchronnie pogry, co, co uniemoliwi wszelkie zaprzeczanie? To zaoszczdzioby
nam wiele roboty! Teraz jest na to waciwa pora! Teraz, kiedy ten czowiek i jego rodzina
jeszcze nic nie wiedz, e podejrzewamy go...
- O wiele prostsze byoby przecie wypruwa mu bebechy z brzucha, pki si nie przyzna.
Ale zreszt - przy okazji schwycimy i on. Tylko uprzedzam pana, Escherich, jeeli ten go
tymczasem zrobi jakie wistwo, wlezie do maszyny czy co takiego, to znw potacz z
panem! Chc widzie tego draba na stryczku.
- Zobaczy go pan! Ka tego Quangla bez przerwy obserwowa przez drzwi. Praca idzie
dalej, moi panowie, pki nie wrcimy - myl, e za jak godzin...
ROZDZIA XLVIII Aresztowanie Anny Ouangel Gdy Otto Quangel wyszed, Anna zapada
w stan psnu, z ktrego jednak prdko si poderwaa. Pomacaa po kodrze szukajc obu
pocztwek, ale nie znalaza ich. Zastanawiaa si i nie moga sobie przypomnie, czy Otto
zabra karty ze sob. Nie, wprost przeciwnie! Wiedziaa ju teraz dokadnie, e jutro albo
pojutrze miaa te karty sama wynie - tak byo umwione.
Pocztwki musiay wic by w mieszkaniu. Pani Anna zaczyna poszukiwania, na przemian to
drc z zimna, to znw rozpalona gorczk. Przewraca cae mieszkanie, szuka midzy
bielizn, wazi pod ' 'ko Oddycha z trudem, czasami siada na brzegu ka, bo po prostu rna
ju si. Naciga kodr i patrzy przed siebie, teraz zapomniaa 1 penie o pocztwkach. Ale
zaraz znw si podrywa i zaczyna szuka na nowo.
Tak mijaj godziny, dopki nie rozlega si dzwonek. Drtwieje, dzwoni? Kto mg dzwoni?
Kto chce czego od niej?
I zapada na nowo w gorczkow pwiadomo, z ktrej wyrywaj i dzwonek. Tym razem
dzwonek dzwoni dugo, da przeraliwie wpuszczenia. A teraz nawet kto wali piciami w
drzwi. Syszy krzyk: u Otwiera! Policja! Natychmiast otwiera!
Anna Quangel umiecha si, kadzie si z powrotem do ka obtykajc mocno kodr dokoa
siebie. Niech sobie dzwoni i woaj! Jest chora, nie jest zobowizana otworzy. Niech
przyjd kiedy indziej albo wtedy, kiedy Otto bdzie w domu. Nie otworzy.
Wci dzwonki, krzyki, walenie...
Takie mapy! Myl, e dlatego otworzy! Gwid na nich!
W gorczkowym zamroczeniu nie pamita ju o zagubionych kartach ani o
niebezpieczestwie, ktre oznacza ta wizyta policyjna. Cieszy si tylko, e jest chora i wobec
tego nie musi otwiera.
Potem, oczywicie, s mimo to w mieszkaniu, piciu czy szeciu mczyzn - sprowadzili
lusarza, czy te otworzyli drzwi wytrychem. acuch nie by przecie zaoony. Ze wzgldu
na chorob nie zaoya acucha po wyjciu Ottona. Akurat dzi - zazwyczaj zamykaa drzwi
na acuch.
- Pani nazywa si Anna Quangel? Pani jest on majstra Ottona Quangla?
Tak, drogi panie. Ju dwadziecia osiem lat.
- Dlaczego nie otworzya pani na nasze pukanie i dzwonki?
- Bo jestem chora, drogi panie, mam gryp.
- Niech pani nie odgrywa tu komedii! - krzyczy grubas w czarnym mundurze. - Pani tylko
symuluje!
Komisarz Escherich robi uspokajajcy gest w kierunku swego przeoonego. Ta kobieta jest
naprawd chora, to nawet dziecko moe zauway. I moe nawet dobrze, e jest chora: wielu
ju wygadao si w gorczce. Podczas gdy jego ludzie zaczynaj przeszukiwa mieszkanie,
komisarz zwraca si znw do kobiety. Bierze jej gorc rk i powiada ze wspczuciem: -
Pani Quangel, musz pani niestety zakomunikowa z wiadomo.
Robi przerw.
- No? - pyta kobieta, ale wcale nie bojaliwie.
- Musiaem aresztowa pani ma.
Kobieta umiecha si. Anna Quangel umiecha si tylko. Z umiechem potrzsa gow i
powiada: - Nie, drogi panie, czego takiego tije moe mi pan opowiada! Ottona nikt nie
zaaresztuje, on jest porzdnym czowiekiem. - Pochyla si do komisarza i szepce: - Wie pan,
drogj panie, co ja myl? Mnie si to wszystko tylko ni. Mam gorczk Grypa, powiedzia
Strona 115
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
doktor, a w gorczce moe si co takiego przyni Mnie si to wszystko' ni: i pan, i ten
czarny grubas, i ten pan, ktry tam w komodzie grzebie w mojej bielinie. Nie, mj drogi
panie, Ottona pan nie aresztowa, to mi si tylko ni.
Komisarz Escherich powiada tak samo szeptem: - Pani Quangel, a moe teraz pani ni o
pocztwkach? Pani wie przecie o pocztwkach, ktre pani m zawsze pisa?
Ale gorczka nie zmcia do tego stopnia zmysw Anny Quangel,by nie oprzytomniaa na
sowo pocztwka". Wzdryga si. Przez chwil oko jej skierowane na komisarza jest zupenie
jasne i wiadome. Ale potem odpowiada, znw z umiechem potrzsajc gow: - Co za
pocztwki? Mj m przecie nie pisze adnych kart! Jeeli co si u nas pisze, to ja to robi.
Ale ju od dawna nie piszemy. Od czasu, gdy mj syn poleg, ju nie piszemy. To panu si
ni, drogi panie, e mj Otto pisa karty!
Komisarz widzia jej wzdrygnicie, ale wzdrygnicie nie jest przecie adnym dowodem.
Powiada wic: - Widzi pani - i od czasu, gdy pani syn zgin, piszecie te pocztwki, wy oboje.
Czy nie przypomina pani sobie jeszcze pierwszej karty?
I powtarza uroczystym tonem: Matko! Fuehrer zamordowa mojego syna! Fuehrer zamorduje
rwnie twoich synw, nie zaprzestanie, pki nie bdzie aoby w kadym domu...
Anna sucha. Umiecha si. Powiada: - To pisaa matka! Tego mj Otto nie pisa, to si panu
tylko ni!
Komisarz: - To Otto pisa, a ty mu dyktowaa! Powiedz!
Ale Anna potrzsa gow: - Nie, drogi panie! Czego takiego nie umiem dyktowa, na to moja
gowa jest za saba...
Komisarz wstaje i wychodzi z sypialni. W stoowym zaczyna wraz ze swymi ludmi szuka
przyborw do pisania. Znajduje kaamarz z at mentem, obsadk i stalwk, ktre oglda
uwanie, i kart z poczty f lowej. Wraca z tym do Anny Quangel.
Ann przesucha tymczasem obergruppenfuehrer Prali na swj osb. Prali jest gboko
przekonany, e wszystko z t gryp i gorczk to tylko bujda, e kobieta symuluje. Ale gdyby
nawet naprawd bya hora, nie zmienioby to nic w jego metodach przesuchiwa. Chwyta
Ann Quangel za ramiona, tak e j to naprawd boli, i zaczyna ni potrzsa. Gowa jej
uderza o drewnian ciank ka. Gdy poderwa ja tak ze dwadziecia, trzydzieci razy i
znw cisn na poduszki, krzyczy jej wciekle w twarz: - Czy bdziesz jeszcze wci kamaa,
ty stara winio komunistyczna? Masz nie kama! Masz nie kama!
- Nie - bekocze kobieta. - Niech pan tego nie robi!
- Powiedz, e to ty pisaa karty. Powiedz natychmiast! Bo rozwal ci twj przeklty eb! - ty
czerwona winio! - ty!
I przy kadym sowie uderza jej gow o ciank ka.
Komisarz Escherich z przyborami do pisania w rku przyglda si ode drzwi tej scenie z
umiechem. A wic to jest przesuchanie obergruppenfuehrera! Jeli tak potrwa jeszcze z pi
minut, to przez pi dni kobieta nie bdzie moga by przesuchiwana. Nawet najbardziej
wyrafinowana mczarnia nie przywrci jej przytomnoci.
W tej chwili to moe wcale nie jest takie ze. Niech napdzi jej troch strachu, niech j troch
poboli, tym bardziej bdzie czepiaa si jego, takiego uprzejmego czowieka.
Gdy obergruppenfuehrer widzi wynurzajcego si koo ka komisarza, przerywa
potrzsanie i powiada jednoczenie przepraszajco i z wyrzutem: - Pan jest o wiele za
agodny z takimi babami. Trzeba je obrabia, pki nie zaczn skomle.
- Oczywicie, Herr Obergruppenfuehrer, na pewno! Ale czy wolno mi przedtem tej kobiecie
co pokaza?
Zwraca si do chorej, ktra teraz jczc ley z zamknitymi oczami na ku: - Pani Quangel,
niech pani posucha!
Wydaje si, e nie syszy.
Komisarz bierze j za rk i ostronie sadza na ku: - Tak ~ powiada z delikatn namow -
no, nieche pani teraz otworzy oczy!
Anna czyni to. Escherich oblicza zupenie susznie: po potrzsaniu i grobach ten przyjazny i
uprzejmy gos brzmi mile dla jej ucha.
- Powiedziaa mi pani przed chwil, e od dawna u was nic si nie pisze? No, nieche pani
obejrzy piro. Przecie tym pirem kto pisa} dzi albo wczoraj. Atrament na stalwce jest
jeszcze zupenie wiey! Widzi pani, mog go zdrapa paznokciem.
- Nic z tego nie rozumiem! - powiada pani Quangel odmownie.
- Musi pan zapyta mojego ma, ja si na tym nie rozumiem.
Komisarz Escherich przyglda si jej uwanie. - Pani rozumie bardzo dobrze, pani Quangel! -
powiada nieco ostrzej. - Tylko pani nie chce zrozumie, bo pani wie, e si ju zdradzia!
- U nas nikt nie pisze - powtarza pani Quangel uparcie.
- A pani ma nie musz ju o nic pyta - cignie dalej komisarz - bo przyzna si do
wszystkiego. Pisa karty, a pani mu je dyktowaa...
- No, to przecie dobrze, jeeli Otto przyzna si do wszystkiego - powiada Anna Quangel.
- Rbnije to bezczelne pudo w mord! Escherich! - krzyczy tymczasem
obergruppenfuehrer. - Taka bezczelno, tak nas nabiera.
Ale komisarz nie rbie bezczelnego puda" w mord, tylko powiada: - Zapalimy pani ma
z dwiema pocztwkami w kieszeni. Nie mg nawet zaprzecza!
Gdy pani Quangel syszy o tych pocztwkach, ktrych szukaa tak dugo w gorczce,
przenika j znowu strach. Wzi je wic ze sob, a przecie umwili si stanowczo, e ona te
karty jutro albo pojutrze podrzuci. To byo niesuszne ze strony Ottona.
Co musiao si sta z tymi kartami - zastanawia si z trudem. - Ale Otto do niczego si nie
przyzna, bo nie szukaliby tutaj i nie badaliby mnie. Zamiast tego zaczliby..."
I pyta gono: - Dlaczego nie sprowadzacie tutaj Ottona? Nie wiem, co to ma by z tymi
pocztwkami. Po co miaby pisa pocztwki?
I pani Anna kadzie si znw z zamknitymi oczyma i ustami, zdecydowana stanowczo, e
nie powie wicej ani sowa.
Komisarz Escherich przez chwil przyglda si z namysem kobiecie. Jest bardzo
wyczerpana, to wida. W tej chwili nic nie mona z ni zrobi. Odwraca si, woa dwch
ludzi i rozkazuje: - Przecie t kobiet do drugiego ka, a potem przeszukajcie dokadnie
to ko! Prosz, Herr Obergruppenfuehrer...
Chce, by przeoony wyszed z tego pokoju, nie chce jeszcze jednego Prallowskiego
przesuchania. Bardzo moliwe, e ta kobieta bdzie mu w najbliszych dniach koniecznie
potrzebna. Musi odzyska troch si ^wiadomoci. Poza tym wydaje si, e naley ona do
tych nielicznych ludzi, ktrzy staj si jeszcze bardziej uparci pod wpywem zagroenia
cielesnego. Biciem na pewno nic z niej nie mona wydosta.
Strona 116
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Obergruppenfuehrer niechtnie odchodzi. Pokazaby tej starej, co o niej myli. Wyadowaby
najchtniej na niej swoj zo za ca t przeklt histori Klabautermanna. Ale te dwa
szpicle byy niestety \v pokoju - a poza tym przecie dzi wieczorem ta stara mapa bdzie w
bunkrze na Prinz-Albrecht-Strasse, wtedy bdzie mg z ni robi, co bdzie chcia.
- Pan zaaresztuje chyba t star, Escherich? - pyta w stoowym.
- Oczywicie, zrobi to - odpowiada komisarz - i przyglda si bezmylnie swoim ludziom,
ktrzy z pedantyczn troskliwoci rozkadaj kad sztuk bielizny i skadaj starannie z
powrotem, dugimi igami dziurawi siedzenie kanapy i ostukuj ciany. I dodaje: - Ale
musz si postara, aby doprowadzi j do stanu, w ktrym bdzie zdolna do przesuchania.
W gorczce rozumie zaledwie poow. Musi przedtem poj, e stoi przed grob mierci.
Wtedy strach j ogarnie...
- Ja j ju naucz strachu! - warczy obergruppenfuehrer.
- Nie w ten sposb - w kadym razie musi by przedtem bez gorczki - prosi Escherich i
przerywa: - Co tam mamy?
Jeden z jego ludzi zaj si nielicznymi ksikami ustawionymi na maej pce. Potrzsn
ksik i co biaego wypado na podog. Komisarz by najszybszy. Podnis papier.
- Karta! - zawoa - zaczta i nie dokoczona karta!
I czyta na gos: -Fuehrer rozkazuje, a my suchamy! Tak, stalimy si tylko stadem owiec,
ktre nasz Fuehrer wiedzie na rze. Zrezygnowalimy z mylenia... - Rozejrza si. Wszyscy
patrzyli na niego.
- Mamy wic dowd - powiedzia komisarz niemal z dum. - Mamy sprawc. Mamy
niezaprzeczalne dowody jego winy. adne wymuszone zeznanie, nie, jasny dowd
kryminalstyczny! Warto byo tak dugo czeka!
Rozejrza si. Jego blade oczy byszczay teraz. To bya jego godzina, godzina, na ktr tak
dugo czeka. Przed chwil myla o tej dugiej, dugiej drodze, ktra go tu doprowadzia. Od
pierwszej karty, ktr Przyj jeszcze z pogodn obojtnoci, do tej, ktr mia teraz w rku.
Myla o narastajcej fali kart, o mnocych si czerwonych chorgiewkach, myla te o
maym Ennie Kluge.
r Znw sta z nim w celi komisariatu, znw siedzia z nim nad ciemn wod jeziora. Potem
pad strza, i myla, e olep na cae ycie. Widzia} samego siebie, jak dwaj esesmani
zrzucaj go ze schodw okrwawione-go, upokorzonego, podczas gdy may kieszonkowiec
czoga si na kolanach woajc sw Najwitsz Pann Mari. Zupenie pobienie pomyla
te o radcy kryminalnym Zotcie - biedak, nawet jego teoria z tramwajami okazaa si
faszywa.
To bya godzina triumfu komisarza Eschericha. Sdzi, e warto byo by cierpliwym i znie
wiele. Mia go teraz, swojego Klabauter-manna, jak go pocztkowo artobliwie nazwa.
Okaza si prawdziwym Klabautermannem - o mao nie doprowadzi okrtu ycia Eschericha
do katastrofy. Ale teraz by schwytany, polowanie skoczone, gra rozegrana.
Komisarz Escherich spojrza jakby budzc si ze snu. Powiedzia rozkazujco: - Kobiet
trzeba odwie karetk szpitaln. Dwch ludzi do konwoju. Pan mi za ni odpowiada,
Kemmel! adnych prze-suchiwa, w ogle zakaz rozmw. Natychmiast sprowadzi lekarza.
Gorczka musi min w cigu trzech dni, niech mu pan to powie, Kemmel!
- Rozkaz, panie komisarzu!.
- Pozostali doprowadz mieszkanie do porzdku, nienagannie. W jakiej ksice leaa ta
karta? O budowie radioaparatw"? Dobrze! Wrede, niech pan woy t kart dokadnie tak,
jak leaa. W cigu godziny wszystko musi tu by w porzdku. Przyjd tu jeszcze raz ze
sprawc. Nikt z was tutaj nie zostaje. adnego posterunku, nic! Zrozumiano?
- Rozkaz, panie komisarzu!
- Chodmy wic, Herr Obergruppenfuehrer.
- Czy nie pokae pan znalezionej karty tej kobiecie, Escherich?
- Po co? W gorczce i tak nie zareaguje waciwie, a mnie chodzi teraz o jej ma. Wrede,
czy znalaz pan jaki klucz od drzwi wejciowych?
- Tak, jest w torebce kobiety.
- Daj go pan. Dzikuj. Chodmy wic, Herr Obergruppenfuehrer!
Na dole radca sdowy Fromm patrzy przez okno za odjedajcymi. Pokiwa gow. Potem
zobaczy, jak wniesiono nosze z pani Quangel do karetki, ale wygld tych ludzi wskazywa,
e celem jazdy nie jest zwyky szpital.
_ Jeden po drugim - powiedzia cicho byy radca sdowy Fromm.
Jeden po drugim! Dom pustoszeje. Rosenthalowie, Persickowie, Borkhausen, Quangel -
mieszkam tu ju prawie samotnie. Poowa narodu zamyka drug poow, to chyba ju dugo
nie moe potrwa.
xfo, w kadym razie ja tu zostan, mnie nie zamkn...
Umiecha si i kiwa gow.
- Im gorzej, tym lepiej. Tym prdzej bdzie koniec!
ROZDZIAXLIX Rozmowa z Ottonem Ouanglem Niezupenie atwo byo komisarzowi
Escherichowi nakoni pana obergruppenfuehrera Pralla, aby przy pierwszym przesuchaniu
pozostawi go samego z Ottonem Quanglem. Ale ostatecznie udao mu si.
Gdy wchodzi z majstrem po schodach do mieszkania, ciemnio si ju. Na schodach palio
si wiato i Quangel te zapali wiato, gdy weszli do mieszkania. Skierowa si w stron
sypialni.
- Moja ona jest chora - zamrucza.
- Paskiej ony ju tutaj nie ma - powiedzia komisarz - zostaa wywieziona. Niech pan siada
koo mnie...
- Moja ona ma wysok gorczk, grypa - zamrucza Quangel. Wida byo po nim, e
wiadomo o nieobecnoci ony mocno nim wstrzsna. Martwa obojtno, ktr okazywa
dotychczas, znikna.
- Lekarz troszczy si o pask on - powiedzia komisarz uspokajajco. - Myl, e za dwa,
trzy dni pozbdzie si gorczki. Zarzdziem odtransportowanie jej w karetce pogotowia.
Po raz pierwszy Quangel przyjrza si dokadnie temu czowiekowi. Jego nieruchomy, ptasi
wzrok dugo spoczywa na komisarzu. Potem Quangel skin: - Karetka pogotowia -
powiedzia - doktor, to dobrze. Dzikuj panu. To jest suszne. Nie jest pan zym
czowiekiem.
Komisarz wykorzysta okazj. -Nie jestemy tacy li, panie Quangel ~ powiedzia - jak czsto
nas przedstawiaj. Robimy wszystko, aby uatwi pooenie aresztowanego. Chcemy tylko
stwierdzi, czy istnieje wina. To jest nasze zajcie, tak jak paskim zajciem jest robi
trumny...
Strona 117
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Tak - powiedzia Quangel twardym gosem. -- Tak. Stolarz trumien i dostawca do trumien,
tak to jest!
- Sdzi pan - odpowiedzia Escherich nieco ironicznie - e dostarczam zawarto do paskich
trumien? Czy widzi pan swoj spraw a w tak czarnych barwach?
- Ja nie mam adnej sprawy!
- O, jednakowo co tam jest, odrobinka. Niech pan na przykad spojrzy na to piro,
Quangel. To jest paskie piro. Atrament na nim jeszcze nie zasech. Co pan dzi albo
wczoraj pisa tym pirem?
- Musiaem co podpisa.
- A co pan musia podpisa, panie Quangel?
- Wypisywaem skierowanie do Kasy Chorych dla mojej ony, moja ona jest chora na
gryp...
- A paska ona powiedziaa mi, e pan nigdy nie pisze. Wszystko, co si pisze u was, ona
pisze - tak powiedziaa.
Tak jest, jak moja ona powiedziaa. Ona wszystko pisze. Ale wczoraj ja musiaem pisa,
poniewa miaa gorczk. Ona nic o tym nie wie.
- I spjrz pan, panie Quangel - cign komisarz dalej - jak ta stalwka drapie. Zupenie nowa
stalwka, a ju drapie. Bo pan ma tak cik rk, panie Quangel. - Pooy obie znalezione
w warsztacie karty na st. - Spjrz pan, pierwsza karta pisana jest jeszcze zupenie gadko,
ale przy drugiej, widzi pan - tutaj i tutaj - i tam, to B take - tutaj ju piro drapao. No i c,
panie Quangel?
- To s te karty - powiedzia Quangel obojtnie. - Leay w warsztacie na pododze.
Powiedziaem temu w niebieskiej bluzie, eby je podnis. Zrobi to. Rzuciem okiem na
karty, a potem oddaem je od razu mowi zaufania Frontu Pracy. Ten poszed z kartami. A
poza tym nic o nich nie wiem.
Wszystko to powiedzia Quangel monotonnie i powoli, nieobrotnym jzykiem, jak stary,
troch ograniczony czowiek.
Komisarz zapyta: - Ale przecie pan widzi, panie Quangel, e ta druga karta przy kocu
pisana jest rozszczepion stalwk?
- Nie rozumiem si na tym. Nie jestem uczony w pimie", jak to si mwi w Biblii.
Przez chwil byo w pokoju zupenie cicho. Quangel patrzy przed siebie na st, z twarz
niemal pozbawion wszelkiego wyrazu.
jComisarz spoglda na tego mczyzn. By gboko przekonany, e jest on ani tak
powolny, ani tak niezdarny, na jakiego teraz wyglda, ]e raczej tak ostry, jak jego twarz i tak
szybki, jak jego oko. Komisarz uzna za swoje pierwsze zadanie wydobycie tych cech z tego
czowieka.
fhcia rozmawia z przebiegym autorem kart, a nie ze starym, Oeupiaym z roboty majstrem.
Po chwili Escherich zapyta: - Co to za ksiki tam, na pce?
Powoli Quangel podnis wzrok, patrzy przez chwil na komisarza, a potem zacz nagymi
poruszeniami odwraca gow, dopki oczy jego ie napotkay pki.
- Jakie to ksiki? Jest tam piewnik mojej ony i jej Biblia. A te inne, to chyba wszystko
ksiki mojego syna, ktry zgin na froncie. I\fie czytam ksiek, nie mam ksiek. Nie
umiaem nigdy dobrze czyta...
- Niech mi pan da czwart ksik z lewej, panie Ouangel, t w czerwonej oprawie.
Powoli i ostronie wyj Quangel ksik z pki, zanis j ostronie, tak jak mikkie jajko,
do stou i pooy przed komisarzem.
- Jak samemu zbudowa radioaparat - Otto Runger - przeczyta komisarz gono z okadki -
no, Quangel, czy nic panu nie przychodzi na myl, gdy widzi pan t ksik?
- To jest ksika mojego syna Ottona, ktry poleg na froncie - odpowiedzia powoli
Quangel. - Mia bzika na punkcie radia. By znany, warsztaty biy si o niego. Zna kady
zwj...
- A poza tym nic panu nie przychodzi na myl, panie Quangel, kiedy widzi pan t ksik?
- Nie! - Quangel potrzsn gow. - Nie wiem o niczym. Nie czytam ksiek.
- Ale moe pan co w nie kadzie? Niech pan otworzy ksik, panie Quangel!
Ksika otworzya si dokadnie w tym miejscu, gdzie leaa karta.
Quangel wpatrywa si w sowa: Fuehrer rozkazuje, my suchamy...
Kiedy to pisa? To musiao by ju dawno, bardzo dawno. Na samym pocztku. Ale dlaczego
nie dokoczy? I skd ta karta znalaza si? w ksice Ottonka?
Powoli narastao w nim wspomnienie pierwszych odwiedzin szwag-ra> Ulricha Heffke.
Wwczas prdko schowali kart, a on dalej rzebi gow Ottonka. Schowali i zapomnieli.
Zarwno on, jak i Anna!
Kaidy umiera... t. II l o byo to niebezpieczestwo, ktre zawsze odczuwa! To by te wrg w
ciemnoci, ktrego nie mg zobaczy, ale ktrego zawsze sie obawia. To by bd, ktry
popeni, bd, ktrego nie mona byjo obliczy...
Maj ci! - mwio co w nim. - Przegrae teraz swoj go\ve - z wasnej winy. Teraz jeste
stracony!
Czy Anna co zeznaa? Na pewno pokazali jej kart. Ale Anna mimo to zaprzeczaa, znam j
przece. I ja zrobi tak samo. Oczywicie, Anna miaa gorczk..."
Komisarz zapyta: - No, Quangel, pan nic nie mwi? Kiedy pan t kart pisa?
- Nie wiem nic o tej karcie - odpowiedzia - nie potrafi czego takiego w ogle pisa, jestem
na to za gupi!
- A skd si bierze .karta w ksice paskiego syna. Kt j tam woy?
- Skde mam to wiedzie? - odpowiedzia Quangel niemal gru-biasko - moe pan sam t
kart tam woy albo kto z paskich ludzii Ju nieraz si syszao, e fabrykuje si dowody,
tam. gdzie ich nie ma!
- Karta zostaa znaleziona w tej ksice w obecnoci wielu niezawodnych wiadkw.
Rwnie paska ona przy tym bya.
- No, i co moja ona powiedziaa?
- Gdy karta zostaa znaleziona, przyznaa natychmiast, e pan pisa te karty, a ona je
dyktowaa. Widzi pan, Quangel, niech pan nie staje sztorcem. Niech pan po prostu si
przyzna. Jeeli pan si przyzna, nie powie mi pan nic, czego bym i tak ju nie wiedzia.
Natomiast uatwi pan sytuacj sobie i paskiej onie. Jeeli za pan si nie przyzna, bd
musia wzi pana do nas, do gestapo. A w naszej piwnicy nie jest tak przyjemnie...
I przypominajc sobie wasne przeycia w piwnicy, komisarz lekko zadra przy wymawianiu
tych sw.
Strona 118
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Opanowa si jednak i cign dalej: -Ale jeeli przyzna si pan, bd? mg pana od razu
przekaza sdziemu ledczemu. Dostanie si pan do Moabitu i tam bdzie si pan mia
dobrze, tak jak wszyscy innl winiowie.
Komisarz mg mwi, co chcia - Quangel upiera si przy swoich kamstwach. Escherich
przed chwil popeni bd, przenikliwy Quange' natychmiast to zauway. Niezdarny sposb
bycia starego majstra . oLWjadczenia jego przeoonych o tyle wywary wraenie na Es-
herichu, e nie przypuszcza, aby Quangel mg by autorem kart. By tzlico tym, ktry pisa,
a ona je dyktowaa... A wic Anna nic nie zeznai". To ten go tylko wymyli.
Quangel zaprzecza dalej.
VVreszcie Escherich przerwa bezskuteczne przesuchanie w mieszkaniu i pojecha z
Quanglem na Prinz-Albrecht-Strasse. Spodziewa si, ze inne otoczenie, postacie esesmanw,
cay grony aparat przerazi prostego czowieka i zmikczy go.
Byli w pokoju komisarza i Escherich zaprowadzi Quangla przed swj plan Berlina z
czerwonymi chorgiewkami.
- Niech pan przyjrzy si temu, panie Quangel - powiedzia - kada chorgiewka oznacza
znalezion kart. Tkwi dokadnie w miejscu, gdzie zostaa znaleziona. Jeeli pan teraz spojrzy
na te miejsca - wskaza palcem - widzi pan dokoa mnstwo chorgiewek, ale tutaj ani jednej.
To jest bowiem ulica Jaboskiego, na ktrej pan mieszka. Tam pan oczywicie nie podrzuci
ani jednej karty, bo jest pan zbyt znany...
Ale Escherich zauway, e Quangel wcale go nie sucha. Dziwne, niezrozumiae
zdenerwowanie opanowao tego czowieka na widok planu miasta. Oczy mu latay, a rce
dray. Prawie zalkniony zapyta: - Ale to mnstwo chorgiewek, ile ich moe by?
- Mog to panu dokadnie powiedzie - odpar komisarz, ktry zrozumia teraz, co tak
wstrzsno tym czowiekiem. - Tu ma pan dwiecie szedziesit siedem chorgiewek,
dwiecie pidziesit dziewi kart i osiem listw. A ile pan napisa, Quangel?
Mczyzna milcza, ale nie byo to ju milczenie sprzeciwu, lecz milczenie gbokiego
wstrzsu.
-. I pomyl pan jeszcze jedno, panie Quangel - cign dalej komisarz rozumiejc swoj
przewag - wszystkie te karty i listy zostay nam dostarczone dobrowolnie. Ani jednej nie
znalelimy sami. Ludzie formalnie przylatywali z nimi, jakby si palio. Chcieli jak
najprdzej si lch pozby, wikszo nawet nie czytaa tych kart...
Quangel wci jeszcze milcza, ale twarz jego drgaa. Dziao si z nim c strasznego.
Nieruchome, ostre oko pono teraz, bdzio. Opuszcza wzrok, patrzy w ziemi i jak
zaczarowany znw podnosi oczy ku chorgiewkom.
- I jeszcze jedno, Quangel. Czy pan kiedykolwiek pomyla o ile strachu i nieszcz
sprowadza pan na ludzi przez te karty? L przecie ginli ze strachu, niektrych aresztowano, a
o jednym wiem na pewno, e popeni samobjstwo przez te karty...
- Nie! nie! - krzyczy Quangel. - Nie chciaem tego! Nigdy tego nig przypuszczaem!
Chciaem, aby byo lepiej, aby ludzie poznali prawd aby wojna si prdzej skoczya, aby
przerwano nareszcie t mordownie - tego chciaem! Ale nie chciaem przecie sia strachu i
przeraenia, nie chciaem, aby byo jeszcze gorzej! Biedni ludzie, a ja uczyniem ich jeszcze
biedniejszymi! Kto to by ten, co popeni samobjstwo?
- A, taki may nierb, gracz wycigowy, ten jest niewany, niech pan sobie z jego powodu
nie robi wyrzutw.
- Kady jest wany, zadaj ode mnie jego krwi.
- Widzi pan, panie Quangel - powiedzia komisarz do stojcego ponuro obok niego
mczyzny. - Teraz pan jednak przyzna si do swojej zbrodni i nawet pan tego nie zauway!
- Moja zbrodnia? Nie popeniem adnej zbrodni, przynajmniej nie t, o ktrej pan myli.
Moj zbrodni jest, e uwaaem si za zbyt chytrego, e chciaem sam co robi, a wiem
przecie, e pojedynczy czowiek to nic. Nie, nie zrobiem nic, czego musiabym si
wstydzi, ale zrobiem to le. Za to zasuguj na kar i za to umr chtnie...
- No, nie bdzie chyba tak le - zauway komisarz pocieszajco. Quangel nie sucha go.
Mwi sam do siebie: - Nigdy waciwie nie znaem dobrze ludzi, bo powinienem by to
przewidzie.
Escherich zapyta: - Czy pan wie, Quangel, ile pan waciwie napisa listw i pocztwek?
- Dwiecie siedemdziesit sze kart i dziewi listw.
- ...tak, e raptem osiemnastu sztuk nie oddano.
- Osiemnacie sztuk to jest moja robota przez ponad dwa lata, to jest moja caa nadzieja! Za
te osiemnacie sztuk zapac yciem. Ale w kadym razie cho osiemnacie sztuk!
- Niech pan tylko nie sdzi, Quangel - powiedzia komisarz - e te osiemnacie sztuk
powdrowao dalej. Nie, zostay znalezione przez udzi, ktrzy sami mieli tak zabagnione
ycie, e nie wayli si oddawa kart. Rwnie tych osiemnacie przeszo bez wraenia.
Nigdy n'e syszelimy od ludzi o ich dziaaniu...
- Tak, e nic nie osignem?
_ Tak, e nic pan nie osign, przynajmniej nic z tego, co pan ainierza! Powinien pan
cieszy si z tego, Quangel: To zostanie pewnoci uznane jako okoliczno agodzca! Moe
uda si panu wymiga pitnastoma albo dwudziestoma latami wizienia! Quangel wzdrygn
si. - Nie - powiedzia - nie!
- A c pan sobie waciwie myla, Quangel? Pan, prosty robotnik, chcia walczy przeciw
fuehrerowi, za ktrym stoi partia, Wehrmacht, SS, SA? Przeciw fuehrerowi, ktry ju
zwyciy p wiata i ktry za rok czy dwa zwyciy naszego ostatniego wroga? To przecie
mieszne! przecie musia pan sobie z gry powiedzie, e to si le skoczy! Tak to jest, gdy
mucha chce walczy przeciwko soniowi. Tego nie rozumiem, pan, rozsdny czowiek...
- Nie, pan tego nigdy nie zrozumie. To wszystko jedno, czy walczy tylko jeden, czy dziesi
tysicy. Jeeli kto poczuje, e musi walczy, wtedy walczy bez wzgldu na to, czy ma
wspwalczcych, czy nie. Musiaem walczy i robibym to dalej. Tylko inaczej, zupenie
inaczej!
Zwrci znw swj spokojny wzrok na komisarza: - Poza tym, moja ona nie ma z tym
wszystkim nic wsplnego. Musicie j wypuci na wolno!
- Teraz pan kamie, Quangel! Paska ona dyktowaa panu te karty, sama si do tego
przyznaa - Teraz pan kamie! Czyja wygldam na czowieka, ktry pozwoli sobie dyktowa
przez on? Jak tak dalej pjdzie, to pan jeszcze powie, e to ona wymylia t ca spraw.
Nie, to ja byem, ja sam. Ja wpadem na t myl, ja pisaem karty, ja je wynosiem, ja chc
ponie kar! Ona nie! Moja ona nie!
- Zeznaa...
- Nic nie zeznaa! Nie chc sysze wicej takich kamstw! Nie wolno panu rzuca
Strona 119
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
oszczerstw na moj on!
Przez chwil stali naprzeciw siebie: mczyzna z ostr, ptasitwarz i twardym spojrzeniem
oraz bezbarwny, szary komisarz z tawym wsem i jasnymi oczyma.
Potem Escherich opuci wzrok i powiedzia: - Zawoam teraz kogo 1 sPorzdzimy may
protoklik. Mam nadziej, e pan pozostanie przy swoich zeznaniach?
- Pozostaj przy nich.
- A czy zdaje pan sobie spraw z tego, co pana czeka? Wieloletni^, wizienie, a moe
mier?
- Tak jest, wiem, co robiem. I spodziewam si, e rwnie pan \\ie co pan robi, panie
komisarzu?
- C ja robi?
- Pracuje pan dla mordercy, dostarcza pan mordercy wci nowej zdobyczy. Robi pan to za
pienidze, moe pan nawet nie wierzy w tego czowieka. Nie, na pewno pan w niego nie
wierzy. Tylko za pienidze..
I znw stali w milczeniu naprzeciw siebie, i znw komisarz pokonany opuci po chwili
wzrok.
- Pjd wic - powiedzia prawie ze zmieszaniem - i sprowadz pisarza.
Poszed.
ROZDZIA L mier Eschericha O pnocy komisarz Escherich siedzi jeszcze albo raczej
znw siedzi w swoim biurze. Siedzi tam skulony, ale - cho wiele alkoholu wypi, nie potrafi
zapomnie straszliwej sceny, ktrej musia by wiadkiem.
Tym razem jego wysoki zwierzchnik obergruppenfuehrer Prali nie mia wojennego krzya
zasugi dla swego tak znakomitego, tak dzielnego, tak kochanego komisarza, ale mia jednak
dla niego zaproszenie na ma uczt zwycistwa. Siedzieli tam wszyscy razem i pili ostry
armaniak bynajmniej nie z maych kieliszkw, chwalili si schwytaniem Klabautennanna i
komisarz Escherich musia wrd oglnego aplauzu odczyta protok z zeznaniem Quangla.
mudna, staranna robota kryminalistyczna rzucana przed wieprze!
A potem, gdy wszyscy ju sobie porzdnie podpili, zdobyli si na specjalny kawa. Uzbrojeni
we flaszki i kieliszki zeszli do celi Quangla i komisarz musia pj z nimi. Chcieli sobie
obejrze tego ptaszka, tego wariata, ktry by tak bezczelny, e chcia walczy przeciw
fuehrerowi! Znaleli Quangla picego mocno pod kocem na pryczy. Dziwna twarz -
pomyla Escherich - nawet we nie nie pozwala sobie oa odprenie, zawsze tak samo
skupiona i zatroskana, we nie i na jawie. Ale mimo wszystko mczyzna spa mocno...
Oczywicie nie pozwolili mu spa. Obudzili go, uderzeniami zegnali pryczy. Sta wrd tych
ludzi w mundurach z czerni i srebra, w koszuli o wiele za krtkiej, koszuli, ktra nawet nie
zakrywaa jego nagoci, mieszna figura - jeeli si nie spojrzao na gow!
A potem wpadli na pomys, by ochrzci tego starego Klabauterman-n(L Wylali mu flaszk
wdki na gow. Obergruppenfuehrer Prali wyelosi mae, pijackie przemwienie o tym
Klabautermannie, o tej wini, ktra wkrtce zostanie zarnita, a na zakoczenie mowy rozbi
s\vj kielich o gow Quangla.
To stao si sygnaem dla innych. Wszyscy teraz rozbijali swoje kielichy o gow starego
czowieka. Armaniak i krew spyway po jego twarzy. Ale w czasie tego wszystkiego zdawao
si Escherichowi, jak gdyby Quangel spod spywajcych strumieni krwi i wdki patrzy bez
przerwy na niego. Wydawao mu si, e syszy, jak tamten mwi: - A wic to jest ta suszna
sprawa, dla ktrej mordujesz! To s twoje pachoki katowskie! Tacy wy jestecie! Wiesz
bardzo dobrze, co robisz! Ja umr za zbrodnie, ktrych nie popeniem, a ty bdziesz y - tak
suszna jest twoja sprawa!
Potem odkryli, e kielich Eschericha by jeszcze cay. Rozkazali mu rwnie rozbi go na
gowie Quangla. Tak, Prali musia mu to dwa razy bardzo ostro rozkaza: - Wiesz przecie,
Escherich, e potacz z tob, jeeli nie bdziesz posuszny! Potem Escherich rozbi swj
kieliszek o gow Quangla. Czterokrotnie musia uderza drc rk, zanim szko pko, i
przez cay czas czu na sobie ostre, ironiczne spojrzenie Quangla, ktry w milczeniu
przeywa swoje sponiewieranie. Ta mieszna figura w zbyt krtkiej koszuli bya mocniejsza,
miaa wicej godnoci ni wszyscy jego oprawcy. Przy kadym uderzeniu komisarz
Escherich, zrozpaczony i zastraszony, mia uczucie, jakby uderza w swoje wasne ja, jakby
jaka siekiera podcinaa korzenie drzewa jego ycia.
Otto Quangel nagle zachwia si i upad. Zostawili go na goej Posadzce w celi,
pokrwawionego i nieprzytomnego. Zabronili wartownikowi troszczy si o t wini i wrcili
na gr, aby dalej chla, dalej witowa, jakby osignli Bg wie jakie bohaterskie
zwycistwo.
Teraz komisarz Escherich siedzi znw za swoim biurkiem, przyglda Sl? wiszcej na
przeciwlegej cianie mapie z czerwonymi chorgiewkami. Ciao ma zupenie sflaczae, ale
myli s jeszcze jasne.
Mapa jest zaatwiona. Jutro mona j zdj. Pojutrze powiesz now map i bd goni za
nowym Klabautermannem. A jeszcze jedn. I jeszcze jedn. Jaki to wszystko ma sens? Czy
po to jesten, na wiecie? Chyba tak, ale jeeli .tak jest, to nie rozumiem nic z tego wiata, a
wtedy to wszystko nie ma absolutnie sensu, a wtedv rzeczywicie wszystko jedno, co robi...
Zadaj ode mnie jego krwi... Jak on to powiedzia! A jego krwi ode mnie! Nie, mam na
sobie rwnie krew Enna Klugego, tego ndznego sabeusza, ktrego powiciem, aby
wyda tego czowieka na up pijackiej hordy. Ten nie bdzie skowycza jak tamten may na
kadce, ten umrze przyzwoicie...
A ja? Jak to wyglda ze mn? Jeszcze jedna sprawa i dzielnv Escherich nie odnisszy takiego
sukcesu, jakiego oczekuje obergrup-penfuehrer Prali, znw powdruje do piwnicy. Wreszcie
przyjdzie taki dzie, kiedy zel mnie na d, aby ju nigdy wicej nie wycign na gr.
Czy yj po to, aby si tego doczeka? Nie. Quangel ma racj, gdy nazywa Hitlera morderc,
a mnie dostawc mordercy. Byo mi zawsze obojtne, kto jest u steru, po co jest ta wojna,
bylebym tylko mg robi swoje, bylebym tylko mg i na pow ludzi. Potem, gdy ich ju
zapaem, byo mi obojtne, co si z nimi dzieje...
Ale teraz nie jest mi obojtne. Mam tego do! Brzydz si dostarczaniem nowego upu tym
draniom, od czasu, jak schwytaem tego Quangla, brzydz si. Jak on sta i patrzy na mnie...
Krew i wdka spyway po jego twarzy, ale on patrzy na mnie! To ty zrobi - mwi jego
wzrok - ty mnie zdradzi! Ach, gdyby to byo moliwe, powicibym dziesiciu Ennw
Kluge, aby uratowa jednego Quangla, powicibym ten cay dom, aby go oswobodzi.
Gdyby to byo jeszcze moliwe, odszedbym std, zaczbym co robi jak Otto Quangel, co
lepiej obmylonego, ale chciabym walczy.
Wiem, e to jest niemoliwe, nie puszcz mnie std. Co takiego nazywaj dezercj.
Strona 120
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Sprowadziliby mnie i wrzucili znw do bunkra. A moje ciao krzyczy, kiedy je drcz. Tak,
jestem tchrzem. Jestem tchrzem jak Enno Kluge, nie jestem mny jak Otto Quangel.
Kiedy obergruppenfuehrer Prali krzyczy na mnie, dr i drc czyni, co tf& rozkazuje.
Rozbijam swj kielich na gowie jedynego porzdnego czowieka, ale kade uderzenie jest
garci ziemi na moj trumn."
Komisarz Escherich wsta powoli, bezradny umiech rozla si na . Q twarzy. Podszed do
ciany, nasuchiwa. Teraz, w godzin po nocy byo cicho w wielkim domu przy Prinz-
Albrecht-Strasse. Tylko troki wartownika na korytarzu, tam i z powrotem, tam i z powrotem...
.1 ty nie wiesz, dlaczego pdzisz tam i z powrotem - pomyla gscherich. - Pewnego dnia
zrozumiesz, e zaprzepacie ycie..."
Sign po map, zerwa j ze ciany. Wiele chorgiewek spado na ziemi?> brzczc
szpileczkami. Escherich zmi map i cisn j na podog.
- Aus! - powiedzia. - Koniec! Koniec ze spraw Klabautermanna! Wrci powoli do swego
biurka, wycign jedn z szuflad i kiwn gow.
Stoj tutaj ja, prawdopodobnie jedyny czowiek, ktrego Otto Quangel nawrci przez swoje
karty. Aleja ci si nie mog przyda, Otto Quangel, nie mog kontynuowa twego dziea.
Jestem za tchrzliwy na to. Twj jedyny wyznawca, Ottonie Quangel!" Szybko wycign
pistolet i strzeli. Tym razem nie zadraa mu rka.
Wbiegajcy wartownik znalaz za biurkiem trupa ze strzaskan gow.
Obergruppenfuehrer Prali szala ~ dezercja! Wszyscy cywile s winie! Wszystkich, co nie
nosz munduru, naley wsadza do bunkra, za druty kolczaste! Ale czekajcie, nastpc tej
wini Eschericha wezm do galopu od pocztku tak, e nie bdzie mia ani jednej myli w
gowie, tylko strach! Byem zbyt dobroduszny, to by mj gwny bd! Sprowadcie t
wini, tego Quangla, na gr! Niech sobie to wistwo obejrzy, niech to sprztnie!
Tak wic jedyny czowiek nawrcony przez Ottona Quangla przyczyni si do jeszcze paru
cikich godzin nocnych starego majstra.
CZ CZWARTA
KONIEC
ROZDZIA LI
Przesuchanie Anny Quangel
W czternacie dni po aresztowaniu, przy jednym z pierwszych przesucha Anny Quangel,
wymkno si jej, e syn Otto by kiedy zarczony z niejak Trud Hergesell. W owym
czasie Anna jeszcze nie rozumiaa, e wymienienie kadego nazwiska byo niebezpieczne,
niebezpieczne dla wymienionego. Z pedantyczn dokadnoci sprawdzano bowiem krg
przyjaci i znajomych kadego oskaronego, kad poszlak, aby do reszty wypali
ropiejcy wrzd."
Przesuchujcy - komisarz Laub, nastpca Eschericha, may, krpy czowiek, lubi bi
przesuchiwanych po twarzy swoimi kocistymi palcami jak pejczem. Swoim zwyczajem
Laub przeszed tymczasem do porzdku nad t spraw, nie zwracajc na ni uwagi. Pyta
Ann Quangel dugo i miertelnie nuco o przyjaci i pracodawcw syna, pyta o sprawy,
ktrych nie moga wiedzie, ale powinna bya wiedzie. Pyta i pyta, a od czasu do czasu
rozcapierza palce na jej twarzy.
Komisarz Laub by mistrzem w sztuce takiego przesuchiwania. Wytrzymywa dziesi
godzin bez odpoczynku, a wic i przesuchiwany musia to wytrzyma. Anna Quangel
chwiaa si na swoim stoku ze zmczenia. Dopiero co przezwyciya chorob, strach o losy
Ottona, o ktrym nic nie wiedziaa, wstyd, e bito j jak nieuwane dziecko, wszystko to
powodowao, e bya rozstrojona, nieuwana, a komisarz znw bi.
Anna Quangel zajczaa cicho i zakrya twarz rkami.
- Opuci rce! - zawoa komisarz. - Na mnie patrze! No, prdzej!
Zrobia to, popatrzya na niego wzrokiem, w ktrym by strach. Ale nie strach przed nim,
tylko przed osabniciem.
- Kiedy pani widziaa po raz ostatni t tak zwan narzeczon pani syna?
- To byo ju bardzo dawno. Nie wiem dokadnie. Jeszcze zanim pisalimy te karty. Wicej
ni dwa lata temu... Och, niech mnie pan nie bije! Niech pan pomyli o wasnej matce! Nie
chciaby pan, eby bili pask matk.
Dwa, trzy uderzenia pady jedno po drugim.
- Moja matka nie jest zdradzieckim cierwem tak jak pani! Niech pani jeszcze raz powie co
o mojej matce, a poka pani, jak potrafi bi! Gdzie ta dziewczyna mieszkaa?
- Nie wiem przecie! Mj m powiedzia mi kiedy, e wysza pniej za m. Chyba si
przeprowadzia.
- Aha, wic pani m j widzia? Kiedy to byo?
- Nie wiem. Pisalimy ju wtedy karty.
- A ona robia to z wami, co? Pomagaa przy tym?
- Nie! nie! - zawoaa pani Quangel. - Ze strachem spostrzega si, co zrobia. - Mj m -
powiedziaa szybko - spotka Trude na ulicy. Wtedy mu opowiedziaa e wysza za m i nie
pracuje ju w fabryce.
- No, dalej! W jakiej fabryce pracowaa? Pani Quangel podaa adres fabryki mundurw.
- A dalej?
- To wszystko. To naprawd wszystko, co wiem. Na pewno, panie komisarzu!
- Czy nie zdaje si pani, e to jest troch dziwne, aby narzeczona syna ani razu nie przysza
do teciw, nawet po mierci narzeczonego?
- Ale mj m by ju taki! Nigdy nie mielimy towarzystwa, a od czasu, gdy pisalimy
karty, w ogle wszystko si skoczyo.
- Znw pani kamie! Z Heffkami zaczlicie utrzymywa stosunki dopiero w czasie pisania
kart!
- Tak, to prawda. Zapomniaam o tym. Ale Ottonowi si to wcale nie podobao, pozwoli, bo
to by mj brat. Zawsze jednak wymyla na krewnych! - Popatrzya smutno na komisarza.
Powiedziaa niemiao: - Czy mog teraz o co zapyta, panie komisarzu?
Komisarz Laub zawarcza: - Niech pani pyta! Kto wiele pyta, otrzymuje wiele odpowiedzi.
_ Czy to prawda... - przerwaa. - Wydaje mi si, e wczoraj rano ^jdziaam na dole, na
korytarzu moj bratow... Czy Heffkowie rwnie s aresztowani?
- Znw pani kamie! - Mocne uderzenie. I jeszcze jedno. - Pani oeffke jest zupenie gdzie
indziej. Nie moga jej pani wcale widzie. To Icto wygada pani. Kto to pani wygada?
Strona 121
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Ale pani Quangel potrzsna gow: - Nie, nikt. Widziaam bratow z daleka. Nie byam
pewna, czy to ona. - Westchna. - Wic Heffkowie te siedz, a przecie nic nie zrobili, o
niczym nie wiedzieli. Biedni ludzie!
- Biedni ludzie! - ironizowa komisarz Laub. - Nic, nic nie wiedzieli! Wszyscy tak mwicie!
Ale wszyscy jestecie zbrodniarze i, jakem komisarz Laub, wypruj wam bebechy z brzucha,
jeli nie powiecie prawdy! Kto siedzi z pani w celi?
- Ja nie wiem, jak si ta kobieta nazywa. Mwi do niej po prostu Berta.
- Od jak dawna Berta siedzi z pani w celi?
- Od wczoraj wieczr.
- A wic to ona wygadaa o Heffkach. Niech pani si przyzna, pani Quangel, bo wycign
Bert na gr i bd j bi w pani obecnoci tak dugo, pki si nie przyzna.
Pani Quangel znw potrzsna gow: - Czy powiem tak, czy nie, panie komisarzu -
powiedziaa - i tak wycignie pan Bert na gr i bdzie j bi. Mog tylko to powiedzie, e
widziaam pani Heffke na dole, w korytarzu...

Komisarz Laub spojrza jej w twarz miejc si ironicznie. I nagle zacz krzycze: - miecie
jestecie wszyscy! miecie jestecie! I nie spoczn dopty, dopki cae to miecie nie bdzie
pod ziemi! Wszyscy musicie zgin! Wszyscy! Ordynans, sprowadzi Bert Kuppke.
Godzin spdzi na straszeniu i biciu obu kobiet, mimo e Berta Kuppke natychmiast si
przyznaa, i opowiedziaa pani Quangel o pani Heffke. Bya dotychczas w jednej celi z pani
Heffke. Ale to nie wystarczyo komisarzowi Laubemu. Chcia dokadnie zna kade sowo,
ktre mwiy ze sob, a one skaryy si sobie nawzajem, jak to kobiety chtnie robi.
Komisarz wietrzy jednak wszdzie zmow 1 zdrad gwn i nie przestawa bi i pyta.
Wreszcie szlochajc Kuppke odesano do piwnicy i Anna Quartge] znw zostaa jedyn
ofiar komisarza Lauba. Bya teraz tak znuona, e syszaa jego gos tylko jakby z oddali, a
jego posta rozpywaa si je; w oczach i uderzenia ju nie bolay.
- Co si wic stao, e tak zwana narzeczona pani syna nie przychodzia wicej do was?
- Nic si nie stao. Mj m nie znosi wizyt.
- Przecie zeznaa pani, e zgodzi si na wizyty Heffkw?
- Heffkowie byli wyjtkiem, bo Ulrich jest moim bratem.
- A dlaczego Truda nie przychodzia wicej do was do domu?
- Bo mj m tego nie chcia.
- Kiedy jej to powiedzia?
- Nie wiem! Panie komisarzu, ja ju nie mog. Niech pan mi da p godziny spokoju.
Kwadrans!
- Dopiero jak odpowiesz. Kiedy pani m zabroni dziewczynie przychodzi do domu?
- Jak mj syn poleg.
- A wic! A gdzie to si stao?
- U nas w mieszkaniu.
- A jaki powd poda?
- e nie yczy sobie znajomoci. Panie komisarzu, ja ju naprawd nie mog. Tylko dziesi
minut.
- No, dobrze! Za dziesi minut zrobimy przerw. Jaki pani m poda powd, eby Truda
wicej nie przychodzia?
- Bo nie chcia znajomoci. Wtedy mylelimy ju o tym z pocztwkami.
- A wic poda jej jako powd, e zamierza robi to z pocztwkami?
- Nie, o tym nigdy z nikim nie mwi.
- A jaki powd jej poda?
- e nie chce wicej adnych znajomoci. Och, panie komisarzu!
- Jeli mi pani poda rzeczywist przyczyn, zakoczymy na dzi przesuchanie!
- Ale to jest rzeczywista przyczyna.
- Nie, nie jest! Widz, e pani kamie. Jeeli pani mi nie powie prawdy, bd pani
przesuchiwa jeszcze dziesi godzin. Co wic powiedzia? Niech mi pani powtrzy sowa,
ktre powiedzia do Trudy Baumann.
- Nie wiem ju tego. By tak wcieky.
- A dlaczego by tak wcieky?
- Bo pozwoliam Trudzie Baumann spa u nas.
- Ale przecie dopiero potem zabroni jej przychodzi, czy te od razu j odesa?
- Nie, dopiero rankiem.
- I rankiem jej tego zabroni?
- Tak.
- Dlaczego by taki wcieky?
Anna Quangel zebraa siy. - Powiem to panu, panie komisarzu. Nikomu ju tym nie
zaszkodz. Bo przechowaam wtedy u siebie przez noc w tajemnicy t star ydwk,
Rosenthalow, ktra potem wyskoczya z okna. Dlatego by taki wcieky i od razu wyrzuci
te Trud.
- Dlaczego Rosenthalow schowaa si u was?
- Bo baa si zosta sama w mieszkaniu. Mieszkaa nad nami. Zabrali jej ma. I wtedy si
baa. Panie komisarzu, pan mi przyrzek...
- Zaraz! Zaraz skoczymy. A wic Truda wiedziaa, e schowalicie u siebie ydwk?
- Ale to przecie nie byo zabronione.
- Oczywicie, e byo zabronione! Porzdny Aryjczyk nie przyjmuje ydowskiej wini, a
porzdna dziewczyna idzie i melduje o czym takim policji. Co Truda powiedziaa na to, e
ydwka bya w waszym mieszkaniu?
- Panie komisarzu, teraz ju nic wicej nie zeznam. Pan przekrca kade moje sowo. Truda
nie popenia adnego przestpstwa, nie wiedziaa o niczym!
- Ale wiedziaa o tym, e u was spaa ydwka!
- To nie byo nic zego!
- My sdzimy o tym inaczej. Jutro zabawi si troch z t Truda.
- O mj Boe, co ja znw zrobiam! - rozpakaa si pani Quange. - Sprowadziam teraz
nieszczcie na Trud. Panie komisarzu, nie moe pan jej nic zrobi, bo ona teraz jest w
ciy!
- Ach, tak nagle pani wie, e ta Truda, ktrej podobno nie widziaa Pani przez dwa lata, jest
w ciy! Skd pani to wie?
- Powiedziaam panu przecie, panie komisarzu, e mj m spotka j kiedy na ulicy.
Strona 122
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Kiedy to byo?
- Przed paru tygodniami. Panie komisarzu, pan przyrzek mi maa przerw. Tylko ma
przerw. Naprawd ju nie mog.
- Jeszcze chwileczk! Zaraz skoczymy. Kto zacz mwi, Truda - czy pani m, przecie
gniewali si na siebie?
- Nie gniewali si, panie komisarzu.
- Mimo e twj m zabroni jej przychodzi do domu!
- Truda nie wzia mu tego za ze, zna przecie mojego ma!
- Gdzie si spotkali?
- Zdaje si, e na Kleine Alexanderstrasse.
- A co pani m robi na Kleine Alexanderstrasse? Mwia pani przecie, e stale szed tylko
do fabryki i z powrotem?
- Tak te byo.
- A co mia do roboty na Kleine Alexanderstrasse? Chyba podrzuci pocztwk, co, pani
Quangel?
- Nie, nie! - zawoaa ze strachem i zblada nagle. - Pocztwki zawsze ja roznosiam! Zawsze
ja sama, nigdy on!
- Dlaczego pani tak nagle zblada, pani Quangel?
- Wcale nie zbladam. Jednak - zbladam. Bo mi si sabo zrobio. Mia pan zrobi przerw,
panie komisarzu!
- Zaraz, jak tylko to wyjanimy. A wic, pani m podrzuci kartk i spotka przy tym Trud
Baumann? Co ona na te karty powiedziaa?
- Ale przecie ona nic o tym nie wiedziaa.
- Czy m pani, kiedy zobaczy Trud, mia jeszcze kart w kieszeni, czy ju j podrzuci?
- Ju j podrzuci.
- Widzi pani, pani Quangel! Teraz zbliamy si do sedna sprawy. Niech mi pani tylko jeszcze
powie, co Truda Baumann powiedziaa o tej karcie, i zrobimy na tym koniec.
- Ale nie moga nic powiedzie, bo on ju przedtem podoy kart.
- Niech pani si jeszcze raz nad tym zastanowi! Widz przecie po pani, e pani kamie.
Jeeli bdzie pani trwaa przy tym, posiedzimy tutaj do rana. Po co chce si pani daremnie
mczy? I tak, i tak powiem jutro rano Trudzie Baumann, e wiedziaa o pocztwkach, i od
razu si do tego przyzna. Po co wic robi pani sobie kopoty, pani Quangel? Bdzie pani
zadowolona, kiedy bdzie pani moga wle z powrotem na prycz.
wic, jake - pani Quangel? Co Truda Baumann powiedziaa o pocztwkach?
- Nie! Nie! Nie! - zakrzyczaa zrozpaczona pani Quangel zrywajc si. - Nie powiem ani
sowa wicej. Nie zdradz nikogo! Moe pan jnwi, co pan chce, moe mnie pan zabi, nie
powiem nic wicej!
- Niech pani siada spokojnie - powiedzia komisarz Laub i uderzy parokrotnie zrozpaczon
Ann. - To ja decyduj, kiedy pani wolno wsta. I o tym, kiedy skoczy si badanie, te ja
decyduj. Dokoczymy tymczasem sprawy Trudy Baumann. Po tym, kiedy pani mi zeznaa
przed chwil, e Truda popenia zdrad gwn...
Tego nie zeznaam! - zawoaa drczona i zrozpaczona kobieta.
- Powiedziaa pani, e nie chce pani Trudy zdradzi - powtrzy komisarz spokojnie. - I nie
spoczn, dopki pani mi nie powie, co tu byo do zdradzenia.
- Nigdy tego nie powiem, nigdy!
- A wic! Widzi pani, pani Quangel - jest pani gupia. Musi pani przecie sama sobie
powiedzie, e to, co chc wiedzie, wycign jutro rano w cigu piciu minut gadko i
wygodnie z Trudy Baumann. Taka ciarna kobieta przecie nie wytrzyma dugo badania.
Kiedy j par razy rbn...
- Nie wolno panu bi Trudy! Nie wolno panu! O mj Boe, bodajbym nigdy nie wymieniaa
tego nazwiska!
- Ale wymienia je pani! I uatwi pani wszystko Trudzie Baumann, jeeli pani zezna ca
prawd. A wic pani Quangel? Co Truda powiedziaa o tych kartach?
A potem: - Mgbym dowiedzie si tego od Trudy, ale chc wanie, eby pani mi to
wszystko zeznaa. Przedtem nie zaprzestan przesuchania! Musi pani nauczy si, e jest
pani po prostu gwnem wobec mnie. Musi pani nauczy si, e wszelkie postanowienia
niepuszczania pary z ust to dla mnie bzdura. Musi pani nauczy si. e nic nie jestecie warci
z ca swoj gadanin o wiernoci i niezdradzaniu. Jest pani niczym. No, pani Quangel,
zamy si, e w cigu godziny usysz z pani ust, co Truda miaa wsplnego z
pocztwkami?! Zakadamy si?
- Nie! nie! nigdy!
Ale oczywicie komisarz Laub dowiedzia si o tym i nie trwao to nawet godziny.
i Kady umiera... t. II ROZDZIA LII Zmartwienie Hergesellw Hergesellowie wyszli na
spacer pierwszy raz po poronieniu Trudy. Szli ulic w kierunku Gruenheide, potem jednak
skrcili w lewo, na Frankenweg i powdrowali brzegiem jeziora Flankensee w kierunku Tamy
Woltersdorfskiej.
Szli bardzo powoli. Od czasu do czasu Karol rzuca szybkie spojrzenie na Trud, ktra sza
obok niego z opuszczon gowa.
- adnie tu jest w lesie - powiedzia.
- Tak, adnie - odpowiedziaa.
Troch pniej zawoa: - Popatrz na te abdzie na jeziorze!
Tak - szepna - abdzie... I nic wicej.
- Trudel - rzek zmartwiony - dlaczego nic nie mwisz? Dlaczego nic ci nie cieszy?
- Musz wci myle o moim martwym dziecku - wyszeptaa.
- Ach, Trudo - powiedzia - bdziemy mieli jeszcze wiele dzieci. Potrzsna gow. - Ju
nigdy wicej nie bd miaa dzieci. Zapyta bojaliwie. - Czy doktor ci to powiedzia?
- Nie, nie doktor. Czuj to.
- Nie wolno ci tak myle, Trudo. Jestemy przecie modzi, moemy mie jeszcze wiele
dzieci.
Znw potrzsna gow. - Myl czasami, e to bya kara dla mnie.
- Kara! Za co kara, Trudo? Jakie przestpstwo popenilimy, abymy byli karani? Nie, to by
przypadek, lepy, zwyczajny przypadek!
- To nie by przypadek, to bya kara - powtrzya uparcie. - Nie powinnimy mie dzieci.
Musz cigle myle o tym, co byoby z naszego Klausa, gdyby dors: Jungvolk i HJ, SA lub
SS...
Strona 123
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Ale Trudo! - zawoa zupenie przeraony czarnymi mylami, ktre gnbiy on. - Gdyby
Klaus dors, byoby ju dawno po caej hitlerii. To ju dugo nie potrwa, moesz mi wierzy!
- A co mymy zrobili, aby przyszo bya lepsza? Nic! Gorzej ni nic: opucilimy dobr
spraw. Myl teraz duo o Grigoleicie i Osesku... dlatego jestemy ukarani...
- Ach, ten ndzny Grigoleit! - powiedzia ze zoci.
By bardzo rozgniewany na Grigoleita, ktry wci jeszcze nie odebra swojej walizy.
Ju parokrotnie Hergesell musia odnawia kwit z przechowalni.
- Myl- powiedziaa - e Grigoleit od dawna siedzi. Syszelibymy chyba co o nim.
- Jeeli siedzi - upieraa si - to i nasza w tym wina. Zostawilimy go na lodzie.
- Trudo! -- zawoa. -- Zabraniam ci nawet myle o takich nonsensach! Nie nadajemy si
na spiskowcw. Dla nas jedynie suszne byo wycofanie si z tych spraw.
- Tak - odpowiedziaa gorzko - nadajemy si tylko na markieran-tw, na tchrzy! Powiadasz,
e Klaus nie musiaby ju pj do HJ. Ale gdyby nie musia, czy mgby powaa i kocha
swych rodzicw - co zrobilimy w tym kierunku? Co zrobilimy dla lepszej przyszoci? Nic!
- Nie wszyscy mog si bawi w spiskowcw, Trudo!
- Nie. Ale moglimy robi co innego. Jeeli nawet taki czowiek jak mj dawny te, ten Otto
Quangel... - przerwaa.
- No, co jest z tym Quanglem? Co wiesz o nim?
- Nie, lepiej ci tego nie powiem. Zreszt przyrzekam mu to. AJe jeeli nawet taki stary
czowiek jak Otto Quangcl dziaa przeciw temu pastwu, to uwaam, e hab jest siedzie z
zaoonymi rkami!
- Ale c moemy robi, Trudo? Nic! Pomyl o caej potdze Hitlera, my oboje jestemy po
prostu niczym. Nic nie moemy zrobi!
- Gdyby wszyscy myleli tak jak ty, Hitler byby wiecznie u wadzy. Kto musi zacz walk
przeciw niemu.
- Ale co moemy robi?
- Co? Wszystko! Moemy pisa ulotki i rozlepia je na drzewach! Ty pracujesz w fabryce
chemicznej, chodzisz jako elektryk do kadego warsztatu. Wystarczy, aby tylko inaczej
przestawi kurek, rozluni rubk przy maszynie i wynik wielu dni pracy bdzie na nic.
Jeeliby ty to zrobi, jeeli zrobioby to jeszcze paruset innych, to Hitler adnie by wyglda
ze swoim sprztem wojskowym.
- Tak, i ju za drugim razem chwyciliby mnie za konierz. I marsz na cicie!
To jest wanie to, co zawsze mwi: jestemy tchrzami. Mylimy tylko o sobie. Co stanie
si z nami? A nigdy o tym, co stanie si z innymi. Popatrz, Karli, jeste zwolniony z wojska.
Ale gdyby by onierzem, byby codziennie pod groz mierci i uwaaby to za zupenie
zrozumiae.
- Ee, u tych Prusakw skombinowabym ju jak posadk rla tyach!
- I pozwalaby innym umiera za siebie! Potwierdza si: jestemy tchrzami, nie nadajemy
si do niczego!
- Te przeklte schody! - wybuchn, - Gdyby nie to twoje poronienie, ylibymy sobie
szczliwie dalej!
- Nie, to nie byoby szczcie, nie prawdziwe szczcie, Karli! Ju od chwili, gdy zaczam
chodzi z Klausem, cigle mylaam o tym, co bdzie z chopcem. Nie wytrzymaabym tego,
gdyby wycign praw rk na heil Hitler", nie mogabym patrze na niego w brunatnej
koszuli. A przy kadym nowym zwycistwie musiaby patrze, jak jego rodzice grzeczniutko
wywieszaj chorgiew ze swastyk, i wiedziaby, e jestemy kamcami. No, przynajmniej to
zostao nam zaoszczdzone. Nie powinnimy byli mie Klausa, Karli!
Przez chwil szed obok niej w ponurym milczeniu. Zawrcili, ale nie widzieli ani jeziora, ani
lasu.
Wreszcie zapyta: - Sdzisz wic naprawd, e powinnimy co takiego robi? Mam co
zrobi w fabryce?
- Oczywicie - powiedziaa. - Musimy co robi, Karl, abymy si nie musieli tak bardzo
wstydzi.
Zastanawia si przez chwil. - Nie mog sobie z tym poradzi, Trudo. Wyobraam sobie, jak
przemykam si przez fabryk i psuj maszyny. Ja si do tego nie nadaj.
~ Zastanw si wic, co mgby robi. Ju ci co wpadnie na myl. To przecie nie musi by
od razu.
- A czy ty zastanowia si nad tym, co chcesz robi?
- Tak - powiedziaa. - Znam pewn ydwk, ktra si ukrywa. Miaa ju by
odtransportowana. Ale jest u zych ludzi i codziennie boi si zdrady. Wezm j do nas.
- Nie - powiedzia - nie rb tego, Trudo! Jestemy tak ledzeni, e si to od razu wyda. I
pomyl o kartkach ywnociowych! Na pewno nie ma kartek! Nie moemy wyywi jeszcze
jednego czowieka z naszych dwch kartek!
- Nie moemy? Czy naprawd nie moemy troch godowa, jeeli uratujemy przez to ycie
ludzkie? Ach, Karli, jeeli tak jest, to Hitlerowi czywicie jest atwo. Jestemy wszyscy tylko
mieciem i dzieje nam si ^penie susznie!
_ Ale zobacz j u nas! W naszym maym mieszkanku nie mona nikogo ukry. Nie, nie
pozwalam na to!
_ Nie sdz, Karli, aby mia mi co do pozwalania. To jest tak samo moje mieszkanie jak
twoje.
Rozpoczli oywiony spr, pierwszy prawdziwy spr w ich maestwie. Powiedziaa, e po
prostu sprowadzi t kobiet, kiedy on bdzie w pracy. A on owiadczy, e j natychmiast
wyrzuci.
- To wyrzu od razu i mnie!
Tak daleko zaszli. Oboje byli li, podranieni i zdenerwowani. Nie uzgadniali sprawy, tutaj
nie mogo by kompromisu. Truda chciaa koniecznie co robi przeciw Hitlerowi, przeciw
wojnie. W zasadzie i on chcia co zrobi, ale przy tym nie powinno by adnego ryzyka. Nie
trzeba si naraa na najmniejsze nawet niebezpieczestwo. Z ydwk - to byo czyste
szalestwo. Nigdy na to nie pozwoli!
Szli w milczeniu ulicami Erkner do domu. Milczenie stao si tak intensywne, e coraz
trudniej byo je przeama. Nie wzili si pod rk, nie dotykajc si szli obok siebie. Gdy raz
przypadkowo musny si ich rce, oboje natychmiast cofnli je i powikszyli odlego
midzy sob.
Nie zwrcili uwagi, e przed ich bram stao due zamknite auto. Weszli po schodach i nie
spostrzegli, e z kadych drzwi patrzono na nich ciekawie lub bojaliwie. Karol Hergesell
otworzy drzwi od mieszkania i przepuci Trud. Jeszcze w korytarzu nic nie zauwayli.
Strona 124
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Dopiero gdy w pokoju zobaczyli maego, krpego czowieka w zielonej kurtce, wzdrygnli
si przeraeni.
- A c to? - powiedzia Hergesell oburzony - co pan robi w moim mieszkaniu?
- Komisarz kryminalny Laub z gestapo Berlin - przedstawi si czowiek w zielonej kurtce.
Nawet w mieszkaniu nosi na gowie kapelusik myliwski z przyczepionym pdzelkiem do
golenia.
- Pan Hergesell, nieprawda? Pani Gertruda Hergesell, z domu Baumann, zwana Trud?
Dobrze! Chc pomwi z pask on, panie Hergesell. Moe -pan przez ten czas zaczeka w
kuchni?
Spojrzeli przestraszeni w swe poblade twarze. Potem Truda nagle si umiechna. - A wic
do widzenia, Karli! - powiedziaa i obja go - do szczliwego zobaczenia! Jake to byo
gupio, emy si kcilji Zawsze bywa inaczej, ni sobie czowiek wyobraa!
Komisarz Laub chrzkn imponujco. Pocaowali si. Hergeseli poszed.
- Pani poegnaa si ze swoim mem, pani Hergeseli?
- Pogodziam si z nim, pokcilimy si przedtem.
- A o cocie si pokcili?
- O wizyt mojej ciotki. On by przeciw temu, a ja za tym.
- I mj widok wpyn na pani tak, e pani ustpia? Dziwne, pani sumienie nie wydaje si
zbyt czyste. Chwileczk! Prosz pozosta na miejscu!
Syszaa, jak rozmawia w kuchni z Karli. Prawdopodobnie Karli poda inn przyczyn
sprzeczki. Sprawa od samego pocztku le si zapowiada. Pomylaa natychmiast o Quanglu.
Ale waciwie to byo niepodobne do Quangla, zdradzi czowieka...
Komisarz wrci. Powiedzia zacierajc z zadowoleniem rce: - Pani m owiadczy, e
sprzeczalicie si o to, czy zaadoptowa dziecko, czy nie. To jest pierwsze kamstwo, na
ktrym was zapaem. Nie ma obawy, za p godziny dojdzie tu masa innych kamstw i na
wszystkich was zapi! Przesza pani poronienie?
- Tak.
- I troch dopomoga pani, co? Aby fuehrer nie dosta jeszcze jednego onierza? Co?
- Teraz pan skama! Gdybym chciaa zrobi co takiego, to nie czekaabym do pitego
miesica!
Wszed jaki czowiek z kartk w rku.
- Panie komisarzu, pan Hergeseli chcia przed chwil to spali w kuchni.
- Co to jest? Dowd z przechowalni? Pani Hergeseli, co to za waliza, ktr pani m odda
do przechowalni na dworcu na Alexanderplatz?
- Waliza? Nie mam pojcia, m nigdy nie mwi mi o tym ani sowa.
- Wprowadzi tego Hergesella! Jeden czowiek pojedzie natychmiast na Alexanderplatz i
przywiezie waliz! - Trzeci mczyzna wprowadzi Hergesella. Cae mieszkanie byo wic
pene policji; wpadli jak lepcy.
- Co to za waliza, panie Hergeseli, ktr da pan do przechowalni na Alexanderplatz? _ Nie
wiem, co w niej jest. Nigdy jej nie otwieraem. Naley do jiajomego, ktry powiedzia, e jest
w niej bielizna i odzie.
_ Bardzo prawdopodobne! I dlatego zamierza pan spali kwit, gdy spostrzeg pan, e policja
jest w mieszkaniu!
Hergeseli zawaha si. Potem powiedzia rzuciwszy prdkie spojrzenie na on: - Chciaem to
zrobi, bo niezupenie dowierzam temu znajomemu. Moe tam jest co innego. Waliza jest
bardzo cika.
- A co paskim zdaniem moe by w tej walizie?
- Moe jakie druki. Staraem si nie myle o tym.
- A c to za dziwny znajomy, ktry nie oddaje sam swej walizy na przechowanie? Czy
nazywa si moe Karl Hergeseli?
- Nie. Nazywa si Schmidt. Heinrich Schmidt.
- A skd pan zna tego tak zwanego pana Heinricha Schmidta?
- Och, znam go ju dawno, co najmniej z dziesi lat.
- A dlaczego wpad pan na pomys, e to mog by druki? Kim jest ten Emil Schulz?
- Heinrich Schmidt. By socjaldemokrat albo komunist. Dlatego wpadem na pomys, e
mog to by druki.
- Gdzie pan waciwie si urodzi, panie Hergeseli?
- Ja? Tu, w Berlinie. W Berlinie - Moabit.
- A kiedy?
- Dziesitego kwietnia 192o roku.
- Tak. I powiada pan, e zna pan ju tego Heinricha Schmidta co najmniej dziesi lat i zna
pan jego polityczne nastawienie. Musia pan zatem mie wtedy jedenacie lat, panie
Hergeseli. Nie powinien mnie pan buja w taki gupi sposb, bo strac humor. A gdy strac
humor, to bdzie pana bolao!
- Nie skamaem! Wszystko, co powiedziaem, to prawda.
- Nazwisko Heinrich Schmidt -- to pierwsze kamstwo! Nie wiedziaem, co jest w walizie"
- to drugie! Powd przechowania - trzecie kamstwo! Nie, mj miy panie Hergeseli! Kade
przez pana wypowiedziane zdanie jest kamstwem!
- Nie, to wszystko jest prawda! Heinrich Schmidt chcia jecha do Krlewca, a poniewa
waliza bya zbyt cika i nie potrzebowa jej podczas podry, prosi mnie, abym j odda na
przechowanie. I to jest caa historia!
- A potem specjalnie pojedzie do pana do Erkner, aby odebra kwit, jeli moe sam trzyma
go w kieszeni! Bardzo prawdopodobna ta caa paska historia, panie Hergesell! No,
zostawmy t spraw tymczasem Bdziemy mieli jeszcze sposobno porozmawia na ten
temat. Myl, Le bdziecie pastwo tak uprzejmi i odprowadzicie mnie do gestapo. Co za do
paskiej ony...
- Moja ona nic nie wie o tej caej historii z waliz!
- I ona tak twierdzi. Ale co ona wie, a czego nie wie, o tym ju si powoli przekonam. Skoro
mam was ju tak oboje razem, moje dwa klejnociki - znacie si waciwie jeszcze z czasw
waszej pracy w fabryce mundurw?
- Tak... - odpowiedzieli.
- No, a jak tam byo, cocie tam zbroili?
- Byem tam elektrykiem...
- Przykrawaam tam mundury...
- Bardzo dobrze, bardzo piknie, jestecie pilnymi ludmi. Ale cocie robili, moi mili, kiedy
akurat nie kroilicie towaru ani nie przecigalicie drutw? Moe stworzylicie tam tak
Strona 125
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
adn, ma komrk komunistyczn - wy dwoje, niejaki Jensch, zwany Oseskiem, i pewien
Grigoleit?
Pobledli i popatrzyli na niego. Skd ten czowiek mg o tym wiedzie? Zamienili bezradne
spojrzenia.
- H, h! - zamia si Laub ironicznie - teraz znalelicie si w kropce, co? Ju tam bylicie
pod obserwacj, caa czwrka. Gdybycie si tak prdko nie rozeszli, zawarlibymy ju nieco
wczeniej znajomo. I teraz w paskiej fabryce jest pan pod obserwacj, Hergesell!
Byli tak zmieszani, e nie pomyleli nawet o tym, aby zaprzeczy.
Popatrzy na nich z namysem i nagle przysza mu pewna myl do gowy. - Do kogo wic
naleaa ta walizka panie Hergesell? - zapyta - do Grigoleita czy do Oseska?
- Do - ach, teraz to ju wszystko jedno, i tak pan wszystko wie, Grigoleit mi j wpakowa.
Mia j za tydzie odebra, ale to ju tak dawno temu...
- Zwia chyba, ten paski Grigoleit! C, ju ja go capn, jeli yje.
- Panie komisarzu, chciabym jednak stwierdzi, e moja ona i ja, od czasu gdy
wystpilimy z komrki, nie bylimy nigdzie politycznie zaangaowani. Doprowadzilimy
komrk do rozpadu, zanim jeszcze cokolwiek zostao zrobione. Zauwaylimy bowiem, e
nie nadajemy si do takich rzeczy.
- I ja to zauwayem! Ja te! - ironizowa komisarz.
Ale Karol Hergesell cign nie zmieszany: - Odtd mylelimy tylko o naszej pracy i nie
robilimy nic przeciwko pastwu.
- Tylko to z t walizk, niech pan nie zapomina tej walizy, oergesell! Przechowywanie
drukw komunistycznych - to jest zdrada gwna i to kosztuje gwk, mj kochany! No, pani
Hergesell, dlaczego si pani tak denerwuje? Fabian, niech pan odcignie t mod kobiet od
jej ma, ale bardzo delikatnie, Fabian. Na lito bosk, Fabian, aeby serdeka nic nie
zabolao. Miaa akurat poronienie, ta sodka maa! W aden sposb nie chce dostarczy
fuehrerowi onierzy!
- Trudel! - prosi Hergesell. - Nie suchaj tego, co on mwi! W tej walizie moe nie ma
drukw. Czasami tylko tak mylaem. Moe naprawd jest tam tylko bielizna i ubranie.
Przecie Grigoleit nie musia mnie okama!
- Susznie, mody czowieku - pochwali komisarz Laub - niech pan tej modej pani doda
nieco odwagi! Czy przyszlimy do siebie, serdeko? Czy moemy dalej rozmawia? A teraz
przejdziemy od zdrady gwnej Karola Hergesella i do zdrady gwnej Trudy Hergesell z
domu Baumann...
- Moja ona nie wiedziaa nic o tych wszystkich sprawach! Moja ona nigdy nie robia nic,
co byoby przeciw prawu!
- Nie, nie, oboje bylicie uczciwymi narodowymi socjalistami!
- Nagle komisarza Lauba opanowa gniew. - Wiecie, czym jestecie? Jestecie tchrzliwe
komunistyczne winie! Jestecie ryjce szczury! Ale ja was wyprowadz na wiato dzienne,
doprowadz was oboje do szubienicy! Chc widzie, jak bdziecie dynda! Ciebie z twoja
zakaman waliz. I ciebie z twoim poronieniem! Skakaa tak dugo ze stou, a si
oberwao! Byo tak? Byo tak? - mw, mwe!
Chwyci Trud i potrzsa na p przytomn.
- Zostaw pan moj on w spokoju! Nie ruszaj pan mojej ony!
- Hergesell pochwyci komisarza. Trafio go uderzenie pici Fabiana. Po trzech minutach
siedzia z kajdankami na rkach, strzeony przez Fabiana w kuchni, i wiedzia - z dzik
rozpacz w sercu - e Truda jest bez jego pomocy w rku drczyciela.
A Laub drczy Trud dalej. Ona, ktra bya niemal nieprzytomna ze r strachu o swojego
Karli, miaa teraz wypowiedzie si w sprawi pocztwek Quangla. Nie wierzy w jej
przypadkowe spotkanie, byfe stale w zmowie z Quanglami, tchrzliwa banda spiskowcw
komunistycznych, a jej m Karli te o tym wiedzia.
- Ile kart pani podrzucia? Co byo na tych kartach? Co pani m o tym powiedzia?
Tak drczy j godzin za godzin, podczas- gdy Hergesell siedziai zrozpaczony w kuchni z
piekem w sercu.
Wreszcie przyby samochd, przyjechaa waliza.
- Rozwal pan t waliz, Fabian! - powiedzia komisarz Laub. Karol Hergesell by znw w
pokoju, ale pod stra: Hergesellowie, rozdzieleni ca szerokoci pokoju, patrzyli na siebie
bladzi i zrozpaczeni.
- Do cikie jak na bielizn i odzie! - powiedzia komisarz ironicznie, podczas gdy Fabian
prbowa wytrychem otworzy zamek.
- No, zaraz obejrzymy sobie ten bajzel! Obawiam si, bdzie to troch niemie dla was
obojga. Jak pan sdzi, Hergesell?
- Moja ona nigdy nic nie wiedziaa o tej walizie, panie komisarzu!
- zapewnia znw Hergesell.
- Tak, a pan nie wiedzia o tym, e paska ona podrzucaa w sieniach pocztwki o
zdradzieckiej treci - dla tego Quangla! Kade z was popeniao tak ma zdrad gwn
samo dla siebie! Eleganckie maestwo, nie ma co gada!
- Nie! - krzycza Hergesell. - Nie! Nie robia tego, Trudo! Powiedz, e nie robia tego,
Trudo!
- Ale zeznaa to!
- Tylko jeden jedyny raz, Karli, i to by czysty przypadek...
- Zabraniam wam wszelkich rozmw ze sob! Jeszcze jedno sowo 1 powdruje pan znowu
do kuchni, Hergesell! No, teraz wic waliza jest otwarta. No, i co tam mamy?
Stanli z Fabianem tak przed waliz, e Hergesellowie nie mogli zobaczy jej zawartoci.
Obaj funkcjonariusze policji kryminalnej szeptali co do siebie. Potem Fabian wycign z
trudem zawarto. Maa maszyna, byszczce ruby, spryny, lnica czer.
- Maszyna drukarska! - powiedzia komisarz Laub - maa, adna maszynka drukarska do
bibuy komunistycznej. No, paska sprawa zaatwiona, Hergesell. Na dzi i na zawsze!
_ Nie wiedziaem, co jest w tej walizie - sprzeciwi si Karol TTergesell, ale by tak
przeraony, e sprzeciw zabrzmia sabo.
- Jakby to nie byo teraz zupenie obojtne! By pan zobowizany aineldowa o swoim
spotkaniu z Grigoleitem i dostarczy waliz! No, koczmy teraz z tym, Fabian. Zapakuj pan
to. Wiem dosy, i a nadto dosy. Kobiet rwnie wzi w kajdanki.
- Bd zdrw, Karli! - zawoaa Truda Hergesell mocnym gosem. - Bd zdrw,
najukochaszy. Byam z tob bardzo szczliwa...
- Postaraj si pan, eby ta baba zamkna mord! -- zawoa komisarz. - No, no, Hergesell, co
to ma znaczy?
Strona 126
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Karol Hergesell oderwa si od swego opiekuna, gdy przy drugiej cianie cika pi
zamkna usta Trudy. Mimo e nosi kajdanki, udao mu si przewrci przeladowc Trudy.
Toczyli si po pododze.
Komisarz tylko skin na Fabiana. Fabian stan nad walczcymi, czeka - a naraz uderzy
Karola trzy, cztery razy w gow.
Hergesell jkn, jego rce i nogi zatrzepotay, a potem lea ju spokojnie u stp Trudy.
Patrzya na niego bez ruchu, usta jej krwawiy.
Podczas dugiej jazdy do miasta daremnie ywia nadziej, e Karol si obudzi, e bdzie
moga jeszcze raz spojrze mu w oczy. Nie, nic...
Nic nie zrobili. A mimo to byli zgubieni...
ROZDZIA LIII Najcisze brzemi Ottona Ouangla Podczas dziewitnastu dni, ktre Otto
Quangel spdzi w bunkrze gestapo, zanim zosta wydany sdziemu ledczemu Trybunau
Narodowego, najcisze do zniesienia nie byy dla niego przesuchania u komisarza Lauba,
mimo e czowiek ten wyta wszystkie swoje niemae siy, aeby -jak to nazywa - zama
opr Quangla. Oznaczao to, e stara si wszelkimi siami zamieni winia w krzyczce,
przeraone zero.
Nie bya to te rosnca wci, bardzo mczca troska o Ann, ktra tak gnbia Quangla. Nie
widywa ony. Nie sysza nigdy o niej bezporednio. Ale gdy Laub przy przesuchaniu
wymieni nazwisko Trudy Baumann, nie, teraz Trudy Hergesell, wiedzia, e ona daa si
zastraszy, e zostaa przechytrzona, e wymkno si jej nazwisko ktrego nigdy nie
powinna bya wymieni.
Pniej, gdy stao si ju dla niego jasne, e rwnie Truda Baurnann i jej m s
aresztowani, e zeznawali i e oni te zostali wcignici w wir Quangel przez dugie godziny
spiera si w mylach ze swoj on. JCgQ dum byo zawsze, i przeszed przez ycie
samodzielnie. Nie po_ trzebowa innych, nie naprzykrza si innym. A teraz z jego winy (bo
czu si w peni odpowiedzialny za Ann) dwoje modych ludzj zostao zapltanych w jego
sprawy.
Ale ten spr nie trwa dugo, przewaya troska i tsknota za towarzyszk ycia. Gdy by sam,
zaciska czsto paznokcie na kajdankach, zamyka oczy i zbiera w sobie wszystkie siy -
wtedy myla o Annie, prbowa j sobie wyobrazi w celi i wysya promienie swej woli,
aeby napeni j na nowo moc, aby nie zapomniaa o swojej godnoci, aby nie poniya si
przed tym ndznikiem, w ktrym chyba nie byo ju nic ludzkiego.
Troska o Ann bya cika do zniesienia, ale i to nie byo najcisze.
Najcisze nie byy rwnie prawie codzienne wtargnicia do celi pijanych esesmanw i ich
przywdcw, ktrzy wyadowywali swoj wcieko w drczeniu bezbronnego. Prawie
codziennie rozwieray si drzwi celi i wpadali - dzicy od alkoholu, rozwcieczeni dz
ujrzenia krwi, drczenia ludzi, upajajcy si saboci ciaa, dni przygldania si, jak ludzie
gin. I to take byo bardzo trudne do zniesienia, nie bya to jednak rzecz najgorsza.
Najcisze byo to, e nie by sam w celi, e mia wsptowarzysza, wspcierpicego
czowieka, bliniego. A by to czowiek, ktry przeraa Quangla. Dzikie, nie ujarzmione
zwierz, bez serca i tchrzliwe, drce i okrutne. Czowiek, na ktrego Quangel nie mg
patrzy bez gbokiego wstrtu, a ktremu jednak musia by powolny, bo ten czowiek mia
o wiele wicej si anieli stary majster.
Karol Ziemke, zwany przez wartownikw Karlchen, by mczyzn lat trzydziestu, o
herkulesowej budowie ciaa, z okrg gow buldoga, w ktrej tkwiy bardzo mae oczki. i z
dugimi, mocno owosionymi ramionami i domi. Niskie, guzowate czoo, nad ktrym
zawsze zwisaa kpka tustych wosw, byo przeorane wieloma poprzecznymi
zmarszczkami. Mwi mao, ale wycznie o mierci i mordach. Quangel dowiedzia si
wkrtce ze sw wartownikw, e Karlchen Ziemke by yniej wybitnym czonkiem SS,
powierzano mu wykonywanie specjal-<ch misji katowskich. Nikt nie dowie si, ilu ludzi
Karlchen zarnor-wa swymi owosionymi apskami, poniewa Karlchen sam tego nie
wiedzia.
Ale dla tego zawodowego mordercy nawet w tych zbrodniczych czasach nie zawsze starczao
ofiar do mordowania. Dlatego w okresie bezrobocia przeszed na mordowanie take wtedy,
gdy nie zostao ono nakazane przez przeoonych. Nie rezygnowa wprawdzie z zabierania
swoim ofiarom pienidzy i przedmiotw wartociowych, ale jednak nie rabunek by
przyczyn jego' zbrodni, tylko czysta dza mordu. \Vreszcie wpadli na to, a poniewa by o
tyle niezrczny, e mordowa nie tylko ydw, wrogw narodu i tym podobnych, ale rwnie
niepokalanych Aryjczykw, a wrd nich nawet jednego czonka partii, siedzia wic teraz w
bunkrze i nie wiadomo byo jeszcze, co si z nim stanie.
Karlchen Ziemke, ktry bez drenia serca wysya ludzi na tamten wiat, przelk si o
wasne, drogocenne ycie. I w jego gowie, ktra nie miecia o wiele wicej myli ni
gwka picioletniego dziecka, ale za to same ze myli, w gowie tej powsta pomys ratunku
przez udawanie wariata. Wymyli sobie rol psa. A moe doradzi mu tak kto z kolegw, co
byo bardziej prawdopodobne. I Karlchen gra swoj rol z cakowit konsekwencj.
Najczciej biega zupenie nagi na czworakach po celi, szczeka jak pies, ar z miski jak pies
i prbowa wci na nowo gry w nogi Quangla. Albo da od starego majstra, aby
godzinami podrzuca mu szczotk, ktr potem aportowa. Za to Quangel musia go gaska i
chwali. Albo musia wywija jak lin spodniami Karola, a ten wytrwale skaka przez nie.
Gdy majster nie by do posuszny, pies" napada go, przewraca na podog i chwyta
zbami za gardziel. I nigdy nie byo pewnoci, czy z tej zabawy nie wyniknie co powanego.
Dla wartownikw wyczyny Karlchena stanowiy wspania zabaw. Stali czsto godzinami
przy drzwiach celi, szczuli psa", i Quangel musia cierpie to wszystko. Gdy jednak
przychodzili pijani, by wyadowa wcieko na winiach, ciskali Karlchenem o ziemi, a
Karlchen rozkada rce i baga ich, aby wydeptali mu bebechy z nagiego ciaa.
Quangel by skazany na wspycie z tym czowiekiem dzie za dniem, godzina za godzin,
minuta za minut. On, stary samotnik, nic mg teraz nawet przez kwadrans by sam. Nawet
noc, gdy szuka) pociechy we nie, nie by bezpieczny przed swym przeladowc. Naelr
Karlchen klka przed jego kiem, kad ap na pier Quangla i zadu, wody albo miejsca na
posaniu Quangla. Quangel musia odsuwa si na bok, cho wstrzsao nim obrzydzenie
przed tym nigdy nie mytym ciaem, owosionym jak u zwierzcia, ale nie majcym nic z
czystoci i niewinnoci zwierzcia. A potem Karlchen cicho szczeka i zaczyna oblizywa
twarz i cae ciao Quangla.
To byo cikie do zniesienia. I czsto Otto Quangel pyta sam siebie, dlaczego waciwie
znosi to wszystko. Przecie koniec by pewny, bliski koniec. Ale by w nim jaki opr przed
samobjstwem, przed opuszczeniem Anny, ktrej nie widywa. By w nim jaki opr, aby im
Strona 127
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
nie uatwi tego, aby im nie pozwoli na wyprzedzenie wyroku. Niech go ska na mier,
niech mu zabior ycie, obojtne - powrozem czy toporem. Niech nie myl, e uwaa si za
winnego. Nie, nie chcia im nic oszczdzi, a wic nie oszczdzi sobie Karola Ziemke.
I dziwne - w miar jak upywao tych dziewitnacie dni, pies" by coraz uleglejszy wobec
Quangla. Nie gryz go ju, nie rzuca go na ziemi i nie chwyta za gardziel. Jeeli jego
koledzy z SS dostarczali mu czasem czego lepszego do jedzenia, musia to koniecznie
podzieli. I pies" lea godzinami ze sw ogromn, okrg czaszk na onie starego
czowieka, z zamknitymi oczyma, cicho mruczc, podczas gdy palce Quangla gadziy jego
wosy.
Majster rozmyla, czy to zwierz wskutek udawania szalestwa rzeczywicie nie oszalao?
Ale jeeli tak byo, to dotyczyo to rwnie jego wolnych" kolegw na korytarzach bunkra.
Czyby oni wszyscy wraz z ich szalonym fuehrerem i stale idiotycznie szczerzcym zby
Himmlerem byli z rodu, ktry naleao wytpi z powierzchni ziemi, aby mogli na niej y
ludzie rozsdni?
Gdy przyszed rozkaz, e Otto Quangel ma i na transport, Karlchen by bardzo
nieszczliwy. Wy i skowycza, zmusi Quangla do przyjcia jego caego chleba, a gdy
majster musia wyj na korytarz i stan z podniesionymi rkami twarz do ciany, nagi
mczyzna wyskoczy za nim na czworakach z celi, przykucn przy nim i wy cicho i
bolenie. To miao t dobr stron, e surowi esesmani nie obeszli si z Quanglem tak
brutalnie jak z innymi przeznaczonymi na transport.
z-z}owiek, ktry zdoby ulego takiego psa", ten czowiek z zimn, z twarz ptaka zrobi
wraenie nawet na pomocnikach kata.
]\[a rozkaz odmaszerowa", gdy pies" Karlchen zosta z po-yyrotem zagnany do swojej
celi, twarz Quangla nie bya ju tylko zimna j za. Wwczas odczu w sercu lekki ucisk, co
jakby al. Ten czowiek, ktry w caym swoim yciu przywiza si tylko do jednej istoty,
mianowicie do swojej ony, niechtnie rozstawa si teraz z wielokrotnym morderc, ze
zwierzciem w ludzkim ciele.
ROZDZIA LIV Anna Ouangel i Truda Hergesell Moe to byo tylko niedopatrzenie, e
Anna Quangel dostaa po mierci Berty jako towarzyszk w celi Trud Hergesell. A moe
stao si tak dlatego, e w gruncie rzeczy obie byy dla pana komisarza Lauba zupenie
niewane. Wycisno si z nich wszystko, co same wiedziay i czego dowiedziay si od
swoich chopw, i tym samym byy zaatwione. Rzeczywistymi przestpcami byli zawsze
mczyni, a kobiety tylko biegy za nimi. Co oczywicie nie przeszkadzao wykonywa na
nich egzekucji tak jak na mczyznach.
Tak, Berta umara. Berta, ktra zupenie bezwiednie zdradzia Annie obecno jej bratowej i
przez to cigna na swoj gow wcieko komisarza Lauba. Gasa jak wieca. Umieraa
sabnc coraz bardziej, w ramionach Anny Quangel. I coraz cichszym gosem bagaa swoj
towarzyszk z celi, by nikogo nie wzywaa. Nagle zupenie ucicha.
Berta, o ktrej Anna nic nie wiedziaa, ani jakie nosia nazwisko, ani jak zbrodni popenia,
ta Berta nagle umilka. Jeszcze par razy zabulgotao co w jej krtani, jeszcze walczya o
oddech, a potem nastpi krwotok, obfity strumie krwi. Ramiona, ktrymi obejmowaa
Ann, rozluniy si...
Leaa bardzo biaa i bardzo cicha. Anna pena troski pytaa siebie, czy nie jest wspwinna
tej mierci. Gdyby nie wymienia komisarzowi Laubowi nazwiska swojej bratowej! A potem
pomylaa o Trudzie Baumann, Trudzie Hergesell i zacza dre - t rzeczywicie ona
zdradzia! Oczywicie, oczywicie, ma dosy wymwek. Jak moga przypuszcza, e
nieszczcie wyniknie jedynie z wymienienia narzeczonej Ottonka! Ale potem posza dalej,
krok za krokiem i wreszcie zdrada staa si zupenie jasna. Unieszczliwia czowieka, do
ktrego bya serdecznie przywizana, a moe nawet nie jednego czowieka.
Anna draa na myl o tym, e musiaaby stan oko w oko z Trud i powtrzy jej w twarz
owe zdradzieckie sowa. A na myl o swoim mu ogarniaa j rozpacz. Bya pewna, e ten
sumienny, prawy czowiek nigdy nie przebaczy jej tej zdrady i e przed bliskim kocem straci
jeszcze jedynego przyjaciela.
- Jake mogam by tak saba - oskaraa si Anna Quangel, a gdy brano j na przesuchanie
do Lauba, bagaj w duchu nie o to, aby jej nie drczy, ale bagaa o si, o moc, aby mimo
udrcze nic nie powiedzie, co mogoby obciy innych. I ta maa, wta kobieta trwaa w
postanowieniu wzicia na siebie czci ciaru, i wicej ni czci: ona, ona sama - poza
jednym czy dwoma wypadkami - wynosia wszystkie pocztwki i ona sama wymylaa ich
tre i dyktowaa j mowi. Ona sama bya wynalazczyni tych kart; wpada na ten pomys,
bo syn jej zgin.
Komisarz Laub wiedzia doskonale, e te zeznania s kamliwe, e ta kobieta w ogle nie
byaby zdolna do wykonania rzeczy, do jakich si przyznawaa. Mg krzycze, grozi,
drczy, ile tylko chcia: nie podpisze adnego innego protokou, nie cofnie nic ze swoich
zezna, choby jej dziesi razy dowid, e nie mog by zgodne z prawd. Laub przekrci
rub i by bezsilny. A gdy Ann po takim przesuchaniu sprowadzano znw do piwnicy,
odczuwaa co jakby ulg, jak gdyby odpokutowaa cz winy, jakby Otto mg by troch z
niej zadowolony. I coraz bardziej narastaa w niej myl, e moe uda jej si uratowa ycie
Ottona, jeeli ca win wemie na siebie...
Wedug zwyczajw wizie gestapowskich nie spieszono si bynajmniej z wyniesieniem
martwej Berty z celi Anny. Mogo to znw by niedbalstwo, a mogo by take wiadom
udrk; w kadym razie trup lea ju trzeci dzie w sodkawo cuchncej celi, gdy drzwi
otworzono i wepchnito t, przed ktrej wzrokiem Anna odczuwaa taki lk.
Truda Hergesell zrobia pierwszy krok w celi. Jej oczy prawie nic jeszcze nie widziay. Bya
miertelnie znuona, a obawa o Karla, ktry jeszcze nie odzyska przytomnoci i od ktrego
przed chwil brutalnie j oderwano, doprowadzaa j do utraty zmysw. Wydaa lekki okrzyk
przeraenia, gdy poczua odraajcy smrd rozkadu w celi, gdy ujrzaa , ktra leaa teraz
obrzmiaa i caa w plamach na drewnianej pryczy.
Jkna: - Ju nie mog! - i Anna uchronia ofiar swej zdrady przed upadkiem.
- Trudel! - szepna do ucha na p omdlaej. - Trudel, czy potrafisz mi wybaczy? To ja
pierwsza wymieniam twoje nazwisko, e bya narzeczon Ottonka. A potem mkami
wydostali ze mnie wszystko. Ja sama ju tego nie rozumiem. Trudel, nie patrz tak na mnie,
prosz ci! Trudel, czy nie miaa mie dziecka? Czy ja i to zniszczyam?
Podczas gdy pani Anna Quangel tak mwia, Truda Hergesell oswobodzia si z jej ramion i
wrcia do drzwi celi. Opara si teraz o obite elazem drzwi i poblada patrzya na star
kobiet, oddzielon od niej ca dugoci celi i opart o przeciwleg cian.
- To ty bya, matko? - zapytaa. - To ty zrobia? - I z nagym wybuchem: - Ach, naprawd
Strona 128
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
nie chodzi o mnie! Ale pobili mi tak strasznie mojego Karli i nie wiem, czy wrci ju do
przytomnoci. Moe ju teraz nie yje...
zy popyny jej z oczu, gdy zawoaa: - A ja nie mog i do niego! Nie wiem nic i moe
bd tu siedziaa dzie po dniu i nic nie bd wiedziaa. Bdzie ju wtedy martwy i
pogrzebany, ale we mnie bdzie wci jeszcze y. I nie bd miaa te dziecka od niego -
jake nagle staam si biedna! Jeszcze przed paru tygodniami, zanim spotkaam ojca, miaam
wszystkie dane, aby by szczliw, i byam te szczliwa! A teraz ju nic nie mam. Nic!
Ach, matko!...
I dodaa nagle: - Ale za poronienie nie ponosisz winy, matko. To byo przedtem, zanim si
jeszcze co stao.
Nagle Truda Hergesell przebiega chwiejnie przez cel i ukrya gow na piersi Anny, skarc
si: - Ach, matko, jake jestem teraz nieszczliwa. Powiedz mi chocia, e Karli przetrwa
ywy!
Anna Quangel caowaa j i szeptaa: - Bdzie y, Trudel, i ty bdziesz ya. Przecie nie
zrobilicie nic zego!
Przez chwil trway w milczcym ucisku. Jedna znajdowaa ukojenie w mioci drugiej.
Zabysn znw niky promyk nadziei.
Potem jednak Truda potrzsna gow i powiedziaa: - Nie, i my nie Wyjdziemy cao. Za
wiele wygrzebali. To prawda, co mwisz: waciwie nie zrobilimy nic zego. Karli
przechowa waliz dla kogo innego nie Kady umiera... t. II r wiedzc, co w niej jest, a ja za
ojca podrzuciam pocztwk. Ale on mwi, e to jest zdrada gwna, i e za to zapacimy
gow. - To na pewno powiedzia Laub, ten straszny potwr!
- Nie wiem. jak si nazywa, ale to obojtne. Przecie oni wszyscy S tacy sami! I ci, ktrzy
tutaj przyjmuj. Wszyscy s tacy sami. Moe i lepiej, e a tak duo si zebrao, bo siedzie
lata cae w wizieniu...
- Ich panowanie nie bdzie ju trwao lata, Trudel!
- Kto wie? A co zrobili z ydami i innymi narodami - bezkarnie' Czy naprawd wierzysz,
mamo, e jest Bg?
- Tak, Trudel, wierz. Otto nie chcia na to nigdy pozwoli, ale to jest moja jedyna tajemnica
przed nim; ja wierz jeszcze w Boga.
- Nigdy nie potrafiam naprawd w niego uwierzy. Ale to byoby dobrze, gdyby by Bg. Bo
wtedy wiedziaabym, e Karl i ja bdziemy po mierci razem!
- Bdziecie razem, Trudel. Popatrz, Otto rwnie nie wierzy w Boga. Twierdzi, e po
mierci wszystko jest skoczone. Aleja wiem, e bd z nim razem po naszej mierci, zawsze
i wiecznie. Wiem to, Trudo!
Truda popatrzya na prycz z nieruchom postaci; baa si.
- Niedobrze wyglda ta kobieta - powiedziaa. - Boj si, kiedy patrz na ni z tymi plamami
mierci i z t opuchlizn! Nie chciaabym tak lee, mamo!
- Ley tu ju trzeci dzie, Trudo. Nie wynosz jej. Wygldaa bardzo adnie, gdy umara, tak
cicho i witecznie. Ale teraz dusza z niej odleciaa, teraz ley jak kawa zepsutego misa.
- Niech j zabior! Nie mog na ni patrze! Nie chc wdycha wicej tego smrodu!
I zanim Anna Quangel moga j powstrzyma, Truda podbiega do drzwi, zacza bi
piciami w elazn blach i krzycze: - Otworzy! Natychmiast otworzy! Suchajcie!
To byo zabronione. Kady haas by zabroniony, waciwie nawet mwienie byo
zabronione.
Anna Quangel podbiega do Trudy, przytrzymaa jej rce, odcigna od drzwi i szeptaa ze
strachem: - Nie wolno ci tego robi, Trudo! To jest zabronione! Przyjd i bd ci bili!
Ale byo ju za pno. Zamek zatrzeszcza i do celi wpad olbrzymi esesman z podniesion
pak gumow. - Czego tu krzyczycie, wy kurwy! - zarycza. - Zachciao wam si wydawa
rozkazy, kurewskie nasienie?
Obie kobiety przeraone patrzyy na niego z kta. Nie podszed do nich, aby je bi. Opuci
pak i zamrucza: - Ale tu mierdzi jak w trupiarni! Jak dugo ona ju tu ley?
By to zupenie modziutki chopiec, twarz mu zblada.
- Ju trzeci dzie - powiedziaa pani Anna - ach, niech pan bdzie tak dobry i postara si,
eby zabrali zwoki z celi! Tu naprawd ju nie mona oddycha!
Esesman zamrucza co i wyszed z celi. Ale nie zamkn drzwi, tylko zostawi je lekko
uchylone.
Cicho podkrady si do drzwi, otworzyy je troch szerzej, tylko troch, i przez szpar
wdychay jak balsam powietrze korytarza, pene zapachw dezynfekcyjnych i klozetowych.
Potem cofny si znw, bo mody esesman wraca korytarzem.
- Tak - powiedzia trzymajc jak kartk w rku. - No, jazda, chwytajcie, prdzej! Ty, stara,
we j za nogi, a ty, moda, za gow. No, jazda, potraficie chyba unie to cierwo?
Mimo caej brutalnoci ton jego sw by niemal dobroduszny, pomaga im rwnie przy
niesieniu.
Szy dugim korytarzem, potem otworzono przed nimi jakie elazne okratowane drzwi.
Esesman pokaza wartownikowi kartk i zaczy schodzi kamiennymi schodami w d. Byo
tu ju wilgotno, a wiato elektryczne wiecio ponuro.
- Tutaj - powiedzia esesman i otworzy jakie drzwi. - Tu jest trupiarnia. Pocie j na
pryczy. Ale rozbierzcie j. Ubrania brak. Wszystko si przyda!
Zamia si, ale jego miech brzmia wymuszenie.
Kobiety krzykny przeraone. W trupiarni leay trupy, kobiety i mczyni, wszyscy nadzy,
tak jak przyszli na wiat. Leeli tam z rozbitymi twarzami, z krwawymi prgami, z
wykrconymi czonkami, z zaskorupia krwi i brudem. Nikt nie potrudzi si zamkn im
oczu, patrzyli wic martwo i nieruchomo, a niektrzy jakby zoliwie ypali oczyma, jakby
byli ciekawi i cieszyli si z przybysza, ktrego im przyniesiono.
Podczas gdy Anna i Truda staray si drcymi rkami moliwie prdko rozebra Bert, nie
mogy powstrzyma si od rzucenia od czasu do czasu okiem poza siebie, na to zgromadzenie
trupw. Na t matk, ktrej zwisajca pier raz na zawsze wyscha, na tego starego
mczyzn, ktry by pewien, e po pracowitym yciu spokojnie umrze w swoim ku, na t
mod dziewczyn o biaych wargach, ktra bya stworzona po to, aby dawa mio i mio
otrzymywa, na tego chopca -^ zmiadonym nosem i harmonijnie zbudowanym ciaem
koloru pokej koci soniowej.
W pomieszczeniu byo cicho. Lekko szeleciy suknie martwej Berty pod rkami obu kobiet.
Potem zabrzczaa mucha i znw wszystko ucicho.
Esesman przyglda si z rkami w kieszeniach pracy obu kobiet. Ziewa, zapali papierosa i
powiedzia: - Tak, tak, takie jest ycie!
Strona 129
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- I znw byo zupenie cicho.
Kiedy Anna Quangel zwizaa suknie zmarej w wzeek, powiedzia:
- A wic idziemy!
Ale Truda Hergesell pooya mu rk na czarnym rkawie i powiedziaa: - Och, prosz pana,
prosz! Niech mi pan pozwoli, ebym si tu rozejrzaa! Mj m - moe i on tu ley wrd
nich...
Popatrzy na ni przez chwil. Nagle powiedzia: - Dziewczyno! Dziewczyno! Co ty tu
robisz? - Powoli porusza gow. - Mam siostr u nas na wsi, musi by w twoim wieku. -
Spojrza jeszcze raz na ni.
- A wic rozejrzyj si. Ale prdko!
Sza cicho midzy trupami. Patrzya w zgase twarze. Niektre byy tak znieksztacone, e nie
sposb byo je rozpozna. Ale kolor wosw, znak na ciele zdradzay jej, e to nie jest Karol
Hergesell.
Wrcia bardzo blada.
- Nie, nie ma go tutaj. Jeszcze nie.
Wartownik unika jej wzroku. - A wic jazda! -powiedzia puci je przodem.
Tego dnia, przez cay czas suby na ich korytarzu, otwiera raz po raz drzwi, aby lepsze
powietrze weszo do celi. Przynis im te czyst bielizn na prycz zmarej - a to byo w tym
niemiosiernym piekle bardzo wielkim miosierdziem.
Tego dnia komisarz Laub nie mia zbyt wielkich korzyci z przesuchania obu kobiet.
Pocieszyy si nawzajem, odczuy odrobin sympatii ludzkiej, nawet ze strony esesmana.
Byy silne.
Ale przeszo jeszcze wiele dni, a ten esesman nie wrci ju nigdy do suby na ich korytarzu.
Prawdopodobnie zosta zwolniony jako nie nadajcy si. By jeszcze za bardzo ludzki, aby
mc tu peni sub.
ROZDZIA LV Wizyta Baldura Persickego Baldur Persicke, dumny ucze Napola,
najwybitniejszy potomek rodziny Persickw, zaatwi ju wszystkie swoje sprawy w Berlinie.
^areszcie moe wraca i ksztaci si dalej na pana wiata. Sprowadzi swoj matk z ukrycia
u krewnych i nakaza jej ostro, aby nie opuszczaa mieszkania, bo moe si z ni zdarzy
rozmaicie. Odwiedzi rwnie siostr w obozie koncentracyjnym w Ravensbrueck.
Nie poskpi jej uznania za doskonae naganianie do pracy starych kobiet, a wieczorem brat i
siostra w towarzystwie kilku innych nadzorczy z Ravensbrueck i kilku przyjaci z
Fuerstenberg urzdzili prawdziw ma orgi w najintymniejszym kku, z du iloci
alkoholu, papierosw i mioci"...
Ale przede wszystkim Baldur nastawi si na zaatwienie powaniejszych interesw. Ojciec,
stary Persicke, popeni przecie kilka gup-stewek w swoim pijackim szale. Podobno
brakowao jakich pienidzy w kasie i mia nawet stan przed sdem partyjnym. Ale Baldur
wykorzysta wszystkie swoje znajomoci, postara si o zawiadczenia lekarskie, ktre
stwierdzay, e ojciec jego cierpi na uwid starczy, ebra i grozi, by surowy i pokorny,
wykorzysta te odpowiednio histori z wamaniem - i ostatecznie najwierniejszy syn domu
dopi tego, e caa sprawa rozpyna si w powietrzu. Nie musia nawet sprzedawa nic z
mieszkania - brakujca suma zostaa zaksigowana jako skradziona. Ale bynajmniej niejako
skradziona przez starego Persickego - o nie, nie! Jako ukradziona przez Borkhausena i jego
wsplnikw; w ten sposb tarcza czci Persickw pozostaa czysta.
Hergesellowie byli zagroeni biciem i mierci za przestpstwo, ktrego nie popenili, a
czonek partii Persicke zosta rozgrzeszony z przestpstwa, ktre popeni.
A wic Baldur Persicke zaatwi wszystko jak najlepiej, zreszt naleao si tego po nim
spodziewa. Mgby ju waciwie wrci do swojej Napola. ale chcia przedtem jeszcze
speni obowizek odwiedzenia ojca w zakadzie dla alkoholikw. Poza tym chcia si
upewni, e podobne wypadki nie powtrz si wicej, i zapewni bezpieczestwo w domu
zalknionej matce.
Poniewa jest si Baldurem Persicke, otrzymuje si natychmiast zezwolenie na odwiedziny.
Pozwolono mu nawet na rozmow z ojcem sam na sam, bez nadzoru lekarskiego lub
obecnoci pielgniarza.
Baldur uwaa, e stary wyglda bardzo kiepsko, e zapad si j^ zabawka z gumy przekuta
szpilk.
Miny ju dobre dni zbankrutowanego knajpiarza. Jest tylko widmem, ale widmem nie
pozbawionym namitnoci. Ojciec ebrze u syna o co do palenia, a syn po parokrotnej
odmowie (nie zasuye na to, ty stary zbrodniarzu!") daje jednak staremu papierosa. Ale
gdy stary Persicke baga, aby syn cho raz, jeden jedyny raz przeszmuglowa ojcu do zakadu
butelk wdki, Baldur mieje si tylko. Uderza ojca w wychude, drce kolana i powiada: - Z
tym koniec, ojcze! Nie bdziesz ju chla wdy nigdy w yciu, za duo gupstw narobie!
I podczas gdy ojciec patrzy na niego ze zoci, syn opowiada zarozumiale o trudnociach,
ktre musia pokona, aby naprawi te gupstwa.
Stary Persicke nigdy nie by wielkim dyplomat. Zawsze mwi kademu prosto w nos swoje
zdanie nie mylc o tym, co odczuwa jego partner. Powiedzia wic i teraz: - Zawsze bye
chwalipit, Baldur! Wiedziaem, e nic mi si nie moe sta ze strony partii, gdzie jestem
przecie od pitnastu lat w tym kramie z Hitlerem! Nie, jeeli miae trudnoci -- to tylko
wina twojej gupoty. Gdybym ja tam by, zaatwibym to paroma zdaniami!
Ojciec jest gupi. Gdyby troch pochlebi synowi, gdyby mu podzikowa i pochwali go,
Baldur Persicke byby z pewnoci askawszy. Ojciec gboko zrani jego prno, wic
Baldur mwi krtko: - Tak, gdyby ty tam by! Ale nigdy ju nie wyjdziesz z tego potrzasku,
nigdy w yciu!
Na te niemiosierne sowa starego ogarnia taki strach, e zaczyna dre na caym ciele. Ale
opanowuje si i powiada: - Chciabym zobaczy tego, kto mnie tu zatrzyma! Tymczasm
jestem jeszcze wolnym czowiekiem i sam lekarz naczelny Martens powiedzia mi, e jeli
przejd tu jeszcze szeciotygodniow kuracj, bd mg wyj. Wtedy bd uleczony.
- Nigdy nie bdziesz uleczony, ojcze - powiada Baldur ironicznie zawsze zaczniesz na
nowo z tym swoim pijastwem. Ju nieraz byem tego wiadkiem. Powiem to lekarzowi
naczelnemu i postaram si, aby zosta ubezwasnowolniony!
- Tego on nie zrobi! Doktor Martens strasznie mnie lubi. Powiedzia, e takich fajnych
wistw jak ja opowiadam - nikt nie zna! On mi tego nie zrobi. A poza tym przyrzek mi na
pewno, e za sze tygodni mnie wypuci.
- Ale jeeli mu powiem, e dopiero co namawiae mnie, aebym ci tu przeszmuglowa
butelk, pomyli inaczej o twoim uleczeniu!
Strona 130
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Tego chyba nie zrobisz, Baldur! Jeste przecie moim synem, a ja twoim ojcem...
- I c z tego? Musz by czyim synem i jestem zdania, e dosta mi si najbardziej
parszywy ojciec.
Popatrzy na ojca lekcewaco, a potem doda: - Nie, nie, stary - to ju skoczone, musisz
przyzwyczai si do tej myli, e tu zostaniesz. Gdyby wyszed, skompromitowaby tylko
ca rodzin!
Stary jest zrozpaczony. Powiada: - Matka si nigdy na to nie zgodzi, na to
ubezwasnowolnienie, i ebym tu wiecznie zosta!
- No, sdzc z twego wygldu, nie bdzie to wcale trwao wiecznie! Baldur mieje si i
zakada nog na nog w adnie zaprasowanych spodniach do konnej jazdy. Oglda z
zadowoleniem dzieo matki - blask swoich butw. - A matka tak si ciebie boi, e nawet nie
chce ci tutaj odwiedzi. Mylisz, e ju zapomniaa, jak zapae j za szyj i dusie? Tego
matka nigdy nie zapomni!
To napisz do fuehrera! - zawoa stary Persicke wzburzony. - Fuehrer nie pozostawi starego
bojownika na asce losu!
- Do czego ty moesz si jeszcze przyda fuehrerowi? Gwno fuehrera obchodzisz, nawet
nie spojrzy na twoj bazgranin! Przy tym wcale nie potrafisz pisa tymi trzscymi si
apami starego pijaka. I adnego twojego listu std nie nadadz, ju ja si o to postaram!
Szkoda papieru!
- Baldur, mieje lito nade mn! Bye kiedy przecie takim maym chopcem! Chodziem
z tob w niedziel na spacer. Pamitasz, jak bylimy kiedy razem na Krzyowej Grze i
woda pyna tak adnie, rowa i niebieska! Kupowaem ci zawsze kiebaski i cukierki. A
gdy miae jedenacie lat i urzdzie t histori z maym dzieckiem. Postaraem si, aby
nie wylecia ze szkoy i nie poszed do zakadu 13' poprawczego! Czym byby dzisiaj bez
twojego starego ojca, I nie wolno ci teraz zostawi mnie w tym potrzasku.
Baldur wysucha tego potoku sw nie zmieniajc wyrazu twarzy Wreszcie odpowiedzia: -
Teraz, ojcze, chcesz mnie wzi na uczucie? Bardzo chytrze z twojej strony. Tylko e to na
mnie nie dziaa Powiniene wiedzie, e nie robi sobie nic z uczu! Uczucia! ...Dobra
kanapka z szynk jest mi milsza od wszelkich uczu! Ale nie chc by taki zy, podaruj ci
jeszcze papierosa - allez hop!
Ale stary by za bardzo zdenerwowany, aby myle teraz o paleniu. Papieros - ku nowemu
rozdranieniu Baldura - upad niepostrzeony na podog.
- Baldur! - baga znw stary. - Nie wiesz, co to za dom! Godz tu czowieka na mier, a
pielgniarze wci bij. I inni chorzy te mnie bij. Mam drce rce i nie potrafi si broni,
wic zabieraj mi jeszcze i t odrobin jedzenia...
Gdy stary tak baga, Baldur przygotowywa si do odejcia, ale ojciec uczepi si go, trzyma
go kurczowo i mwi coraz szybciej:
- Zdarzaj, si jeszcze o wiele straszniejsze rzeczy. Czasami starszy pielgniarz daje chorym,
ktrzy troch haasuj, zastrzyk z czym takim zielonym. Nie wiem, jak to si nazywa. Ale po
tym ludzie musz cigle rzyga. A dusz z ciaa wyrzygaj, a potem znikaj nagle. Trupy,
Baldur - chyba nie chcesz, eby twj ojciec tak umar, eby sobie wyrzyga dusz z ciaa, twj
wasny ojciec! Baldur, bd dobry, pom mi! Wycignij mnie std, tak si boj!
Ale Baldur Persicke mia do suchania tych skowytw. Si wyrwa si staremu Persickemu,
wcisn go w fotel i powiedzia: - No, bd zdrw, ojcze! Pozdrowi matk od ciebie. I
pamitaj, e tam koo stou na pododze ley jeszcze papieros. Szkoda go!
I z tymi sowami prawdziwy syn swojego ojca wyszed.
Baldur nie opuci jednak jeszcze zakadu dla alkoholikw, ale kaza si zameldowa u
lekarza naczelnego, doktora Martensa. Mia szczcie - lekarz naczelny by obecny i mg go
natychmiast przyj. Uprzejmie przywita swego gocia; przez chwil obaj przygldali si
sobie badawczo, lecz ostronie.
Potem lekarz powiedzia: - Jak widz, jest pan w Napola, panie Persicke, czy te moe si
myl?
- Nie, panie doktorze - jestem w Napola - odpowiedzia Baldur z dum.
- Tak, dzi robi si bardzo wiele dla naszej modziey - zauway lekarz kiwajc z uznaniem
gow. - Cieszybym si, gdybym w swojej modoci mia tak moliwo awansu. Pan
jeszcze nie zosta powoany jo suby wojskowej, panie Persicke?
- Chyba zaoszczdz mi zwykego kominiaka - powiedzia niedbale, z pogard Baldur. -
Dostan chyba zarzd jakiego wikszego terenu, Ukrain czy Krym. Jakie par tuzinw
kilometrw kwadratowych.
- Rozumiem - skin lekarz.
- Czy jest pan w partii, panie doktorze Martens?
- Niestety, nie. Aby wyzna prawd, jeden z moich dziadkw popeni gupstwo, znana
malutka skaza w tkaninie. Pan rozumie? -i szybko cign dalej. -Ale sprawa jest ju
uregulowana w zupenoci. Moi szefowie porczyli za mnie i jestem uwaany za czystego
Aryjczyka. Chciaem powiedzie, e jestem nim. I spodziewam si, e wkrtce bdzie mi
wolno przypi swastyk.
Baldur siedzia sztywno wyprostowany. Jako czysty Aryjczyk czu si czym znacznie
wyszym od swego rozmwcy, ktry musia si wdrapywa kuchennymi schodami. -
Chciaem z panem pomwi w sprawie mojego ojca, panie doktorze - powiedzia niemal
tonem zwierzchnika.
- O, z paskim ojcem wszystko jest na dobrej drodze, panie Persicke! Myl, e za sze -
osiem tygodni bdziemy mogli go wypuci jako uleczonego...
- Mj ojciec jest nieuleczalny! - przerwa mu Baldur Persicke ostro. -Mj ojciec pi, jak
dugo go pamitam. A jeeli go tu przed poudniem wypucicie jako uleczonego, zjawi si u
nas po poudniu zupenie pijany. Znamy to wyzdrowienie. Moja matka i moje rodzestwo
ycz sobie, aby ojciec spdzi tutaj reszt swego ycia. Przyczam si do tych ycze, panie
doktorze!
- Oczywicie, oczywicie! -- popieszy lekarz z zapewnieniem. - Porozmawiam o tym z
panem profesorem...
- Zupenie niepotrzebne. To, co uzgodnimy tutaj, jest ostateczne. Gdyby mj ojciec naprawd
mia si zjawi u nas w domu, to kto si postara jeszcze tego samego dnia przyprowadzi go
tutaj z powrotem kompletnie pijanego! Tak wygldaoby wwczas paskie cakowite
wyleczenie, panie doktorze, i daj panu sowo, e nastpstwa nie byyby dla pana przyjemne!
Popatrzyli na siebie przez szka okularw. Ale, niestety, naczelny lekarz by tchrzem -
opuci wzrok przed bezwstydnie bezczelnym spojrzeniem Baldura. Powiedzia: -
Oczywicie, niebezpieczestwo nawrotu u dypsomanw*, u pijakw, jest zawsze due. A
Strona 131
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
jeli paski ojciec, jak pan mi to przed chwil powiedzia, rzeczywicie stale pi... - Przepi
swoj knajp. Przepi wszystko, co moja matka zarobia. Jeszcze dzi, jeli dopucilibymy do
tego, przepiby wszystko, co my, jego czworo dzieci, zarabiamy. Mj ojciec pozostanie tutaj!
- Paski ojciec pozostanie wic tutaj. A do odwoania. Gdyby pan pniej, ewentualnie po
wojnie, przy jakich odwiedzinach odnis jednak wraenie, e w stanie paskiego ojca
nastpia istotna poprawa... Baldur znw przerwa lekarzowi zdanie: - Mojego ojca nie bdzie
nikt wicej odwiedza, ani ja, ani moje rodzestwo. Wiemy, e jest tutaj w dobrych rkach, i
to nam wystarczy - Baldur popatrzy na lekarza przenikliwie, dugo nie odwracajc
spojrzenia. Jeli dotychczas mwi gono, niemal rozkazujco, teraz ciszy gos: - Ojciec
mwi mi o pewnych zielonych zastrzykach, panie doktorze...
Lekarz wzdrygn si lekko. - Zwyky rodek wychowawczy. Uywany tylko wyjtkowo w
stosunku do opornych, modszych pacjentw. Ju wiek paskiego ojca zabrania...
Znw nie mg skoczy zdania. - Mj ojciec ju otrzyma taki zielony zastrzyk...
Lekarz zawoa: - To jest wykluczone! Przepraszam, panie Persicke, to musi by pomyka!
Baldur powiedzia surowo: - Mj ojciec opowiedzia mi o tym jednym zastrzyku.
Opowiedzia mi, e podziaa na niego dobrze. Dlaczego w dalszym cigu nie stosuje si w
jego przypadku tych zabiegw, panie doktorze?
Lekarz by kompletnie zmieszany. - Ale panie Persicke! To tylko rodek wychowawczy!
Pacjent zwraca potem godzinami, a czsto i caymi dniami!
* Dypsomania - zaburzenia psychiczne polegajce na okresowym wystpowaniu u chorego
niepohamowanej potrzeby okrelonego narkotyku.
- No i co dalej? Nieche sobie rzyga! Moe rzyganie sprawia mu przyjemno! Mnie ojciec
zapewni, e zielony zastrzyk dobrze mu zrobi. Po prostu tskni za nastpnym. Dlaczego
wzbrania mu pan tego rodka, jeli dobrze na niego dziaa?
- Nie, nie! - powiedzia lekarz prdko. I doda wstydzc si samego siebie: - To musi by
nieporozumienie. Jeszcze nigdy nie syszaem, aby pacjentowi zastrzyk z...
- Panie doktorze, kt rozumie pacjenta lepiej ni jego wasny syn? A trzeba panu wiedzie,
e jestem ulubiecem mego ojca. Bybym panu naprawd bardzo zobowizany, gdyby pan
pielgniarzowi albo temu, ktremu to podlega, teraz, jeszcze w mojej obecnoci wyda
polecenie natychmiastowego wykonania takiego zastrzyku. Poszedbym, e tak powiem,
uspokojony do domu, e speniem yczenie starego czowieka!
Lekarz, bardzo poblady, patrzy w twarz swego rozmwcy. - Myli pan wic to na serio?
Mam teraz, od razu?... - zamrucza.
- Czy mog by jeszcze jakie wtpliwoci co do mego pogldu, panie doktorze? Uwaam,
e jest pan stanowczo zbyt mikki na kierownicze stanowisko. Mia pan rzeczywicie
przedtem racj: powinien pan by pj do Napola i wyrobi w sobie silniej pewne cechy
kierownicze! -1 doda zoliwie: - Oczywicie przy paskiej dziedzicznej wadzie s jeszcze
inne moliwoci wychowawcze...
Po dugiej przerwie lekarz powiedzia cicho: - Pjd wic teraz zrobi zastrzyk paskiemu
ojcu...
- Ale prosz, panie doktorze Martens, czemu nie ma tego zrobi starszy pielgniarz?
Wydaje mi si, e to przecie naley do jego obowizkw?
Lekarz stacza cik walk ze sob. Znw byo zupenie cicho w pokoju.
Potem wsta powoli: - Powiem wic pielgniarzowi...
- Chtnie pana odprowadz. Ogromnie mnie interesuje paski zakad. Pan rozumie -
wyrugowanie tego, co niewarte jest ycia, sterylizycja i tak dalej...
Baldur Persicke by obecny przy tym, gdy lekarz udziela wskazwek pielgniarzowi. -
Naley pacjentowi Persickemu zrobi taki to a taki zastrzyk...
A wic z.as t rzy k do rzygama. mj drogi! powiedzia Baldur 'askawie. - Ile tego na og
dajecie? Tak, tak, no myl, e troch wicej te nie zaszkodzi, co? Chod no pan! Ma pan tu
par papierosw. Mo we pan, panie pielgniarzu, ju cae pudeko!
Pielgniarz podzikowa i odszed ze strzykawk z zielonym pynem w rku.
- No, ma pan tu prawdziwego byczka, tego pielgniarza! Wyobraam sobie, e jak zaczyna
rba, to wiry lec. Minie, minie, panie doktorze, to poowa ycia! A wic dzikuj
bardzo, panie doktorze! Mam nadziej, e leczenie bdzie skuteczne. Heil Hitler!
- Heil Hitler, panie Persicke!
Wrciwszy do swojego gabinetu lekarz ciko opad na fotel. Czu, e dry na caym ciele i
e zimny pot zrasza mu czoo. Nie mg si uspokoi. Wsta, podszed do szafki z
medykamentami. Powoli wyj} strzykawk. Nie byo w niej adnego zielonego pynu, mimo
e mia dostateczne powody, aby rzyga na cay wiat, a zwaszcza na wasne ycie. Doktor
Martens wola morfin.
Wrci na fotel, wycign z zadowoleniem nogi oczekujc dziaania narkotyku.
Jake jestem tchrzliwy! - pomyla. - Tchrzliwy do obrzydliwoci! Ten ndzny, bezczelny
smarkacz - prawdopodobnie wszystkie jego wpywy - to tylko wielka gba! A ja czogam si
przed nim. I to wcale niepotrzebnie. Zawsze ta przeklta babka i to, e nie umiem trzyma
jzyka za zbami. A przy tym bya to przecie taka mia stara dama i tak j kochaem..."
Jego myli zagubiy si. Widzi znw przed sob star pani z delikatn twarzyczk. W jej
mieszkaniu pachniao zawsze wod ran i ciastkami anyowymi. Miaa tak delikatn rk,
postarza rk dziecka...
I przez ni poniyem si przed tym otrem! Ale rnyl. panie Persicke, e jednak lepiej nie
wstpi do partii. Myl, e na to jest ju za pno. Ju troch za dugo trwa to wasze
panowanie."
Zmruy oczy i wycign si. Oddycha z przyjemnoci., byo rnu teraz znw dobrze na
sercu.
- Zaraz potem zajrz do Persickego. Wicej zastrzykw w kadym razie nie dostanie. Mam
nadziej, e ten przetrzyma. Zaraz potem zajrz do niego, chc tylko najpierw wykorzysta to
mie dziaanie. A zaraz potem... - sowo honoru!
ROZDZIA LVI Drugi towarzysz celi Ottona Ouangla Gdy Otto Quangel zosta
wprowadzony przez dozorc do swojej nowej celi w wizieniu ledczym, wysoki mczyzna
dwign si zza stou, przy ktrym czyta, i stan w przepisowej postawie pod oknem, i
domi na szwie spodni. Ale sposb, w jaki wykona to oddawanie honorw", wiadczy, e
nie uwaa tej czynnoci za bezwzgldnie konieczn.
Dozorca skin te od razu gow: - Dobra, dobra, panie doktorze - powiedzia. - Ma pan tutaj
nowego towarzysza do celi.
- Dobrze - powiedzia mczyzna, ktry jednak wyda si Quang-lowi w swym ciemnym
garniturze, sportowej koszuli i krawacie raczej panem" ni towarzyszem niedoli. - Dobrze!
Strona 132
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Moje nazwisko: Reich-hardt, muzyk. Oskarony o knowania komunistyczne. A pan?
Quangel poczu w doni chodn, mocn do. - Quangel - powiedzia z rezerw - jestem
stolarzem. Miaem popeni zdrad gwn i zdrad stanu.
- Hej, panie! - zawoa doktor Reichhardt, muzyk, do dozorcy, ktry mia wanie zamiar
zamkn drzwi: - Od dzi znw dwie porcje, dobrze?
- Dobra, panie doktorze! - powiedzia dozorca. - Sam wiem przecie.
I drzwi zamkny si.
Patrzyli przez chwil badawczo na siebie. Quangel by nieufny, tskni niemal do swojego
Karlchen - do psa" w lochu gestapo. Mia teraz wspy z tym eleganckim panem,
prawdziwym doktorem - byo mu nieprzyjemnie.
Pan" umiecha si oczyma. Potem powiedzia: - Niech pan robi wszystko tak, jak gdyby pan
by sam, jeeli pan tak woli. Nie bd panu przeszkadza. Czytam duo, gram sam ze sob w
szachy. Uprawiam gimnastyk, aby utrzyma ciao w formie. Czasami troch piewam, ale
tylko zupenie cicho. To oczywicie jest zabronione. Czy bdzie to panu Przeszkadzao?
- Nie, to mi nie przeszkadza - odpowiedzia Quangel. I doda niemal wbrew swojej woli: -
Przychodz z bunkra w gestapo, gdzie yem prawie niemal przez trzy tygodnie zamknity z
wariatem, ktry wiecznie by nagi i udawa psa. Tak atwo nic mi ju nie przeszkodzi -
Dobrze! - powiedzia doktor Reichhardt. - Oczywicie, byoby jeszcze lepiej, gdyby muzyka
sprawiaa panu troch przyjemnoci. Jest to jedyny sposb na stworzenie sobie harmonii w
tych murach.
- Na tym si nie rozumiem - odpowiedzia Otto Quangel odpychajco. I doda: - Bardzo
elegancki dom w porwnaniu z tym, w ktrym byem, co?
Pan usiad znw przy stole i wzi ksik do rki. Odpowiedzia przyjanie: -1 ja byem
przez jaki czas na dole, tam gdzie pan by. Tak, troch lepiej tu jest. Przynajmniej nikt tutaj
nie bije. Dozorcy s najczciej tpi, ale niekoniecznie brutalni. Ale wie pan, wizienie
pozostaje wizieniem. Troch uatwie. Wolno mi na przykad czyta, pali, mog otrzyma
wasne jedzenie, wasne ubranie i wasn bielizn pocielow. Ale mj wypadek jest
specjalny. Jednak nawet lejszy areszt pozostaje aresztem. Trzeba doj do tego, aby nie czu
krat.
- A czy pan doszed do tego?
- Moe. Najczciej. Nie zawsze... Na pewno nie zawsze. Na przykad kiedy myl o swojej
rodzinie, wtedy nie.
- Ja mam tylko on - powiedzia Quangel. - Czy to wizienie ma te oddzia kobiecy?
- Tak, jest taki oddzia, ale nigdy nie widujemy kobiet.
- Oczywicie. - Otto Quangel ciko westchn. - Moj on te zamknli. Mam nadziej, e
dzisiaj j te tutaj przenieli.
I doda: - Jest za mikka na to, co musiaa wytrzyma w bunkrze.
- Mam nadziej, e paska ona jest rwnie tutaj - powiedzia muzyk przyjanie - dowiemy
si tego przez pastora. Moe przyjdzie jeszcze dzi po poudniu. Poza tym wolno panu wzi
sobie obroc teraz, kiedy jest pan tutaj.
Skin gow Quanglowi, powiedzia jeszcze: - Za godzin bdzie obiad - naoy okulary i
zacz czyta.
Quangel popatrzy chwil na niego, ale pan nie chcia dalej rozmawia, lecz czyta naprawd.
Dziwaczni s ci eleganccy ludzie - pomyla Quangel - miabym jeszcze mnstwo pyta. Ale
jeeli nie chce, te dobrze. Nie chc zamieni si w jego psa, ktry nie daje mu spokoju."
I nieco podraniony zacz powleka pociel swego ka.
Cela bya bardzo czysta i jasna. Nie bya te zbyt maa, mona byo zrobi trzy i p kroku
naprzd i trzy i p kroku w ty. Okno odemknite, powietrze dobre, pachniao tu przyjemnie.
Jak Quangel notem stwierdzi, w przyjemny zapach pochodzi od myda i bielizny pana
Reichhardta. Po duszco smrodliwej atmosferze bunkra gestapo Quanglowi wydao si, e
jest w jasnym i wesoym pomieszczeniu.
Gdy powlk pociel, usiad na ku i spojrza na towarzysza celi. pan czyta. Do szybko
odwraca kartk za kartk. Quangel, ktry nie mg sobie przypomnie, by od czasw
szkolnych czyta kiedy ksik, myla zdziwiony: Co on ma do czytania? Czy nie ma nic do
przemylenia, tutaj, w tym miejscu? Nie mgbym tak spokojnie siedzie i czyta! Musz
wci myle o Annie, jak to si wszystko stao i jak to dalej bdzie, i czy potrafi si nadal
przyzwoicie zachowa. On powiada, e mog sobie wzi adwokata. Ale adwokat kosztuje
kup pienidzy, i co mi to pomoe, jeeli i tak jestem skazany na mier? Przyznaem si
przecie do wszystkiego! Taki elegancki pan - u niego to wszystko jest inaczej. Widziaem to
od razu, jak tylko wszedem. Dozorca mwi do niego panie i doktorze. Ten chyba
niewiele przeskroba - moe sobie czyta. Wci czyta"...
Doktor Reichhardt przerwa tylko dwukrotnie swoje przedpoudniowe czytanie. Raz
powiedzia nie podnoszc wzroku: - Papierosy i zapaki s w szafce - gdyby pan chcia pali.
Ale gdy Quangel odpar: - Nie pal! Szkoda mi na to pienidzy! - pan ju znw czyta.
Za drugim razem Quangel wszed na stoek i stara si wyjrze na podwrze, -z ktrego
sycha byo rwnomierne szuranie wielu stp.
- Teraz lepiej nie, panie Quangel! - powiedzia doktor Reichhardt. - Teraz jest przerwa.
Niektrzy urzdnicy zwracaj specjalnie uwag na okna, z ktrych kto wyglda. Potem taki
wylatuje do bunkra na chleb i wod. Wieczorem najczciej moe pan wyglda przez okno.
Potem przyniesiono obiad. Quangel, ktry by przyzwyczajony do ohydnie przygotowanego
arcia w bunkrze gestapo, przyglda si ze zdumieniem, jak wniesiono tu dwie due miski z
zup i dwa talerze z misem, kartoflami i zielonym groszkiem. Ale z jeszcze wikszym
zdumieniem przyglda si swemu ssiadowi, ktry wla nieco wody do miski, troskliwie
obmy, a potem wytar rce. Doktor Reichhardt wla wie wod do miednicy i powiedzia
bardzo uprzejmie: - Prosz bardzo, panie Quangel! - I Quangel posusznie umy rce, chocia
nie dotkn przecie niczego brudnego.
Potem jedli niemal milczc obiad, ktry Quanglowi wydawa si niezwykle dobry.
Miny trzy dni, zanim majster zrozumia, e to jedzenie nie jest przydzielone przez Trybuna
Narodowy dla winiw w ledztwie, ale e jest to prywatne jedzenie pana doktora
Reichhardta, ktrym dzieli si ze swym towarzyszem bez wszelkiej ostentacji.
Tak samo by gotw podzieli si z Quanglem wszystkim: papierosami, mydem, ksikami.
Gdyby Quangel tylko chcia.
Mino jeszcze kilka dni, zanim Quangel przezwyciy nieufno wobec doktora Reichhardta
i jego wszystkich uprzejmoci. Kto doznawa tak wielkich uatwie, musia by szpiclem - ta
myl utrwalia si w Ottonie Quangu. Kto okazywa tyle uprzejmoci, musia od drugiego co
chcie. Pilnuj si, Quangel!
Strona 133
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Ale czeg mg ten czowiek chcie od niego? W sprawie Quangla wszystko byo jasne.
Rwnie przed sdzi ledczym Trybunau Narodowego Quangel trzewo i bez zbytecznych
sw powtrzy zeznania poczynione przed komisarzem Escherichem i Laubem. Opowiedzia
wszystko, jak byo rzeczywicie, i jeeli protokoy wci jeszcze nie zostay przekazane do
sporzdzenia aktu oskarenia i ustalenia terminu rozprawy, wpyna na to pani Anna, ktra z
niebywaym uporem trwaa przy tym, e waciwie ona wszystko robia, a m by tylko
narzdziem w jej rku. Ale to jeszce nie by powd, aby darowa Quanglowi cenne papierosy
i poywne, czyste jedzenie. Sprawa bya jasna, nie byo tu nic do szpiclowania.
Naprawd Quangel przezwyciy nieufno wobec doktora Reichhardta dopiero pewnej
nocy, gdy jego towarzysz niedoli, grujcy nad nim elegancki pan, szeptem wyzna mu, e i
jego czsto ogarnia przeraliwy strach przed mierci, wszystko jedno - czy bdzie to topr,
czy stryczek. Myl ta opanowuje go nieraz godzinami. Doktor Reich-hardt wyzna mu
wwczas take, e wtedy machinalnie tylko odwraca stronice ksiki. Przed oczyma nie widzi
czarnego druku, ale szary cementowy podwrzec wizienny, szubienic z lekko koyszcym
si na wietrze sznurem, ktry zdrowego, mocnego mczyzn w cigu trzech do piciu minut
zamienia w ohydne pado.
Ale jeszcze straszniejsze ni ten koniec, do ktrego doktor Reich T rdt (wedug swego
niezomnego przekonania) z kadym dniem euchronnie si zblia, jeszcze straszniejsza bya
dla niego myl rodzinie. Quangel dowiedzia si, e Reichhardt ma on, troje dzieci jvvch
chopcw i dziewczynk. Najstarsze miao jedenacie lat, jjajmodsze dopiero cztery latka. I
Reichhardta ogarnia czsto strach, kropny, paniczny strach, e przeladowcy nie zadowol
si zamordowaniem ojca, ale rozcign sw zemst na niewinn on i dzieci, wyl je do
obozu koncentracyjnego i powoli zamcz na mier.
Wobec tych trosk nie tylko rozwiao si niedowierzanie Quangla, ale wydao mu si, e jest w
stosunkowo lepszej sytuacji. Musia martwi si tylko o Ann - i chocia jej zeznania byy
bezsensowne i gupie, wynikao z nich jednak, e Anna odzyskaa odwag i siy. Pewnego
dnia bd musieli razem umrze, ale umieranie bdzie atwiejsze przez to, e stanie si to
wsplnie, e nie zostawi si na ziemi nikogo, o ktrego trzeba by lka si w godzin mierci.
Bez porwnania wiksze byy mki doktora Reichhardta w trosce o on i troje dzieci. Ta
troska bdzie go przeladowaa do ostatniej chwili ycia. Stary majster rozumia to dobrze.
Quangel nigdy nie dowiedzia si dokadnie, jakie przestpstwo popeni doktor Reichhardt,
e spodziewa si wyroku mierci. Mia wraenie, e jego towarzysz celi nie wystpowa
specjalnie czynnie przeciw dyktaturze hitlerowskiej, nie nalea do spisku ani nie rozlepia
plakatw, nie przygotowywa zamachw, ale po prostu y zgodnie ze swoimi przekonaniami.
Wymkn si wszelkim narodowosocjalistycz-nym przyntom, nigdy sowem ni czynem, ani
pienidzmi nie popar ich zbirek, natomiast czsto podnosi gos ostrzegawczy. Powiedzia
otwarcie, e uwaa drog, na ktr wkroczy nard niemiecki pod tym przywdztwem, za
nieszczsn; reasumujc, wypowiada wobec wszystkich w kraju i za granic to, co Quangel
niezgrabnie, w kilku zdaniach pisa na kartkach pocztowych. Doktor Reichhardt bowiem
jeszcze do ostatniego roku jedzi za granic na koncerty.
Trzeba byo bardzo dugiego czasu, aby stolarz Quangel stworzy sobie do jasny obraz
rodzaju pracy, ktr doktor Reichhardt wykonywa na szerokim wiecie. Obraz ten nigdy nie
sta si dla Quangla zupenie jasny i w gbi duszy majster nie uwaa dziaalnoci
Reichhardta za prawdziw prac.
Gdy z pocztku usysza, e Reichhardt jest muzykiem, pomyla 1o Kady umiera... t. II o
muzykantach grajcych do taca w maych kawiarenkach. Umiech n si ze wspczuciem i
pogard na myl o takiej robocie dla silneg" mczyzny, ktry ma zdrowe rce i nogi. To byo
co zupenie zbdnego tak jak na przykad czytanie. Na takie pomysy wpadali tylko c-
eleganccy ludzie, ktrzy nie mieli adnej rozsdnej pracy.
Reichhardt musia szeroko i wielokrotnie wyjania staremu czo wiekowi, co to jest orkiestra
i co robi dyrygent. Quangel wci wraca do tego tematu.
- I wtedy stoi pan z tak paeczk przed swoimi ludmi i nawet sam pan nie gra?
- Tak, tak to jest.
- I tylko za to, e pan pokazuje, kiedy kady z nich ma zagra i jak gono - tylko za to
dostaje pan tyle pienidzy?
Tak, pan doktor Reichhardt tylko za to dostaje tyle pienidzy.
- Ale potrafi pan przece sam gra na skrzypcach czy na fortepianie?
- Tak, potrafi. Ale nie robi tego, przynajmniej nie publicznie. Widzi pan, Quangel, to
przecie jest podobnie jak u pana: i pan potrafi heblowa i piowa, i wbija gwodzie. Ale
pan tego nie robi, pan tylko nadzorowa innych.
Tak, aby moliwie najwicej zrobili. Czy pascy ludzie dziki temu, e pan tam sta, grali
wicej i prdzej?
Nie, oczywicie nie.
Milczenie.
Potem Quangel nagle powiedzia: - I tylko muzyka... Widzi pan, kiedy w naszych dobrych
czasach robilimy nie tylko trumny, ale meble, kredensy, biblioteki i stoy, wtedy robilimy
co, co warto byo zobaczy. Najlepsza robota stolarska, toczona i klejona, to trzymao sto lat.
Ale tylko muzyka! -Jak pan skoczy, to nic nie pozostaje z paskiej roboty?
- A jednak pozostaje rado ludzi suchajcych dobrej muzyki.
W tym punkcie nie potrafili si dogada. W Quanglu pozostaa lekka pogarda dla dziaalnoci
dyrygenta Reichhardta.
Ale widzia, e tamten by szczerym czowiekiem, prawdziwym mczyzn, ktry wrd
grb i zastrasze y nieomylnie swoim yciem, stale przyjazny, stale gotw do pomocy. Ze
zdumieniem zrozumia Otto Quangel, e usugi, ktre wywiadczy mu Reichhardt, dotyczyy
specjalnie jego, e wywiadczyby je kademu wsp-fll^arzyszowi niedoli, na przykad
psu". Przez kilka dni mieli w celi 1 aeg zodziejaszka, zepsut, zakaman istot. I ten
szczeniak, piejc si ironicznie, wyzyskiwa uczynno doktora. Wypala mu 5 szystkie
papierosy, przehandlowa jego mydo kalefaktorowi, krad u chleb. Quangel spraby
najchtniej t kreatur. O, stary majster otrafiby tego szczeniaka naprowadzi na waciw
drog. Ale doktor Jjje yczy sobie tego, wzi w obron zodzieja, ktry wymiewa jego
dobro jako dowd saboci.
Gdy ostatecznie draba zabrano z celi, okazao si, e podar w niezrozumiaej zoliwoci
fotografi, jedyne zdjcie ony i dzieci, i jakie posiada doktor Reichhardt. Doktor siedzia w
rozpaczy nad j strzepami zdjcia, ktrego nie mona byo zlepi. A Quangel powiedzia | ze
zoci:
i - Wie pan, panie doktorze, myl czasem, e pan naprawd jest j lamazarny. Gdyby
Strona 134
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
mi pan od razu pozwoli porzdnie spra tego ajdaka, co takiego nie mogoby si wydarzy.
Dyrygent odpowiedzia wtedy ze smutnym umiechem: - Czy mamy by tacy jak tamci,
Quangel? Przecie oni sdz, e biciem mona nawrci nas na ich pogldy! Ale my nie
wierzymy we wadztwo siy. Wierzymy w dobro, mio, sprawiedliwo.
- Dobro i mio dla takiej zoliwej mapy!
- A czy pan wie, dlaczego sta si taki zoliwy? Skd pan wie, czy nie broni si teraz przeciw
dobroci i mioci tylko z lku, e musiaby inaczej y, gdyby ju nie by zy? Gdybymy tego
chopca mieli jeszcze cho cztery tygodnie w naszej celi, przekonaby si pan, e nasze
oddziaywanie na niego daoby jakie wyniki.
- Trzeba te umie by twardym, doktorze!
- Nie, nie trzeba. Takie zdanie jest wytumaczeniem wszelkiego braku uczucia, Quangel!
Quangel niechtnie krci gow o ostrej, twardej, ptasiej twarzy. Ale ju nie zaprzecza.
ROZDZIA LVII ycie MV celi Przyzwyczaili si do siebie, stali si przyjacimi, o ile
twardy, suchv czowiek taki jak Otto Quangel moe by przyjacielem otwartego dobrotliwego
czowieka. Dzie ich by systematycznie podzielony pr2J Reichhardta. Doktor wstawa
bardzo wczenie i my si cay zirnna wod. P godziny gimnastykowa si, a potem sam
sprzta cel. po niadaniu Reichhardt czyta przez dwie godziny, a nastpnie chodzi} przez
godzin po celi tam i z powrotem, przy czym nigdy nie zapomina zdj butw, aby nie
denerwowa ssiadw w celi nad nim i pod nim W czasie tego porannego spaceru, trwajcego
od dziesitej do jedenastej, doktor Reichhardt nuci. Najczciej nuci zupenie cicho,
poniewa trzeba si byo wystrzega niektrych dozorcw. Quangel przyzwyczai si sucha
tego nucenia. Cho mao ceni muzyk, zauway jednak, e to nucenie wywiera na niego
wpyw. Czasem czynio go do odwanym i silnym, by znie kady los. Wtedy Reichhardt
mwi zwykle: - Beethoven. - A czasem w niepojty sposb czynio go lekkim i wesoym,
jakim nie by nigdy w yciu. Wtedy Reichhardt mwi: - Mozart - i Quangel zapomina o
wszystkich swoich troskach. A jeszcze kiedy indziej melodia spywaa ponuro i ciko z ust
doktora, wtedy byo to jak bl piersi Quangla, a czasem jak gdyby siedzia jako may chopiec
z matk w kociele: cae ycie mia jeszcze przed sob i wtedy byo to co wielkiego. A
Reichhardt mwi: -- Jan Sebastian Bach.
Quangel, ktry w dalszym cigu niezbyt cieni muzyk, nie mg si jednak cakowicie
wyrwa spod jej wpywu, cho piew doktora by do prymitywny. Quangel przyzwyczai
si siedzc na stoku przysuchiwa si Reichhardtowi, gdy chodzi tam i z powrotem,
najczciej z zamknitymi oczyma, poniewa nogi znay wsk, krtk drog przez cel.
Quangel patrzy w twarz tego eleganckiego pana, z ktrym tam, na wiecie, nie potrafiby
zamieni sowa, i czasem opaday go wtpliwoci, czy urzdzi sobie ycie we waciwy
sposb, odsunity od wszystkich, ycie wiadomego samotnika.
Doktor Reichhardt mwi te czasami: - Nie yjemy dla siebie, lecz dla innych. To, co
robimy, nie robimy dla nas - ale dla innych...
Tak, nie byo wtpliwoci: przeszo pidziesicioletni, pewny swej bliskiej mierci Quangel
jeszcze si zmienia. Obserwowa to niechtnie, broni* si przed tym, ale coraz wyraniej
czu, e zmienia si nie tylko (jziki muzyce, ale przede wszystkim pod wpywem nuccego
mczyz-ny. On, ktry swojej Annie czsto zamyka usta, ktry uwaa cisz za
njdoskonalszy stan, apa si na tym, e tskni niemal do tego, aby doktor Reichhardt
odoy wreszcie ksik i zamieni z nim bodaj jedno sowo.
Najczciej speniao si jego pragnienie. Doktor nagle przerywa czytanie i pyta z
umiechem: - No co, Quangel?
- Nic, panie doktorze.
- Nie powinien pan tyle siedzie i myle. Czy nie chce pan jeszcze raz sprbowa czytania?
- Nie, na to jest dla mnie za pno.
- Moe ma pan racj. Co pan poza tym robi, po pracy? Przecie nie mg pan w wolnym
czasie, gdy nie by pan w warsztacie, siedzie bezczynnie w domu. Taki czowiek jak pan!
- Wtedy pisaem moje karty.
- A przedtem, gdy nie byo jeszcze wojny?
Quangel musia si dobrze zastanowi, co robi wtedy. - Przedtem chtnie rzebiem.
Doktor powiedzia z namysem: - T...tak, na to tu oczywicie nie pozwol: n! Nie wolno
nam pozbawia kata jego nalenoci, Quangel!
Quangel zapyta z wahaniem: - Jak to jest, doktorze? Pan gra w szachy tylko sam z sob? Czy
wicej osb te moe w to gra?
- Tak, mona gra we dwjk. Miaby pan ochot si nauczy?
- Myl, e jestem za gupi na to.
- Nonsens! Od razu sprbujemy.
I doktor Reichhardt zamkn ksik.
W ten sposb Quangel nauczy si jeszcze gra w szachy. Ku swemu zdumieniu nauczy si
bardzo prdko i bez trudnoci. I jeszcze raz przekona si, e to, co myla dotychczas, byo z
gruntu faszywe. Uwaa dotychczas za naiwne i nieco dziecinne, gdy widzia, jak dwaj
mczyni w kawiarni przesuwaj kawaki drewna tam i z powrotem. Nazywa to zabijaniem
czasu, zabawk dla dzieci.
A teraz dowiedzia si, e to przesuwanie klockw moe da troch szczcia, sprawno
myli i gbok, uczciw rado z adnego ruchu.
Odkry, e ostatecznie nie chodzio o to, czy si wygrywa, czy e rado z przegranej, ale
adnie rozegranej partii moga by o wie]
wiksza od wygranej dziki bdowi doktora.
Teraz, gdy doktor Reichhardt czyta, Quangel siedzia naprzecm, niego nad szachownic z
czarnymi i biaymi figurami przed sob - a obok leaa ksika Dufrensne'a Podrcznik gry
w szachy"
- i wiczy si w otwarciach i kocwkach. Potem przeszed do rozgrywania caych partii
mistrzowskich, a jego trzewy, prosty umys opanowywa bez trudu dwadziecia, trzydzieci
posuni; i wkrtce nastpi dzie, gdy Quangel sta si lepszym graczem od doktora.
- Szach i mat, panie doktorze!
- A wic znw pan mnie przyapa, Quangel! - powiedzia doktor i pochyli krla w ukonie
przed przeciwnikiem. - Ma pan dane na bardzo dobrego gracza.
- Myl teraz czasami, panie doktorze, jakie miaem rne moliwoci, a wcale o tym
przedtem nie wiedziaem. Dopiero od czasu, gdy pana poznaem, dopiero od chwili, gdy
dostaem si do tej cementowej skrzyni dla skazanych na mier, dowiedziaem si, jak wiele
zaniedbaem w yciu.
Strona 135
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Przypuszczalnie z kadym z nas tak si dzieje. Kady, kto musi umrze, a przede
wszystkim ten, ktry jak my musi umrze przed czasem, bdzie aowa kadej straconej
godziny swego ycia, - Ale ze mn jest zupenie co innego, panie doktorze. Mnie si zawsze
zdawao, e wystarczy, jeli dobrze wykonuj swoje rzemioso i nic nie przebaaganiam. A
teraz dowiaduj si, e mogem robi jeszcze mnstwo innych rzeczy: gra w szachy, by
miym dla ludzi, sucha muzyki, chodzi do teatru. Naprawd, panie doktorze, gdyby wolno
mi byo przed mierci jeszcze wypowiedzie jakie yczenie, to chciabym widzie pana z
pask paeczk na takim wielkim koncercie symfonicznym, jak pan to nazywa. Jestem
ciekaw, jak to wyglda i jakby to nai mnie podziaao.
- Nikt nie moe wyywa si we wszystkich kierunkach, Quangel. ycie jest takie bogate.
Rozmieniby si pan na drobne. Wykonywa pan swoj robot i czu si pan penym
czowiekim. Gdy pan by jeszcze na wolnoci, nic panu nie brakowao, Quangel. Pisa pan
swoje pocztwki...
*. Ale przecie one nic nie pomogy, panie doktorze! Mylaem, e ali mnie to z ng, gdy
komisarz Escherich udowodni mi, e z dwustu Sjeoidziesiciu piciu kart, ktre pisaem,
dwiecie szedziesit siedem pado w jego rce! Tylko osiemnastu nie przechwycili! I te
osiemnacie take nie oddziaay!
r Kto wie? Ale przynajmniej przeciwstawi si pan zu. Nie sta si na wspwinowajc
zego. Pan i ja, i wielu tutaj w tym domu, i wielu innych w wizieniach, i dziesitki tysicy w
obozach koncentracyjnych , wszyscy oni przeciwstawiaj si jeszcze, dzi, jutro...
- Tak, a potem odbieraj nam ycie i na co przyda si nasz opr?
- Przede wszystkim nam si przyda, bo moemy si uwaa a do mierci za porzdnych
ludzi. A jeszcze wicej - narodowi, ktry zostanie uratowany dziki sprawiedliwym, jak mwi
Biblia. Widzi pan, Quangel _ byoby sto razy lepiej, gdybymy mieli czowieka, ktry by nam
powiedzia: Powinnicie tak a tak dziaa, taki a taki jest nasz plan". Ale gdyby w
Niemczech by taki czowiek, nie doszoby nigdy do roku tysic dziewiset trzydziestego
trzeciego. A tak musielimy wszyscy dziaa w pojedynk i jestemy te pojedynczo
wyapywani, i kady bdzie musia umiera w samotnoci. Ale nie znaczy to, abymy byli
sami, Quangel. Nie znaczy to, abymy umierali daremnie. Nic na tym wiecie nie dzieje si
daremnie, a poniewa walczymy w obronie prawa przeciw brutalnej sile. w kocu my
bdziemy zwycizcami.
- A co bdziemy mieli z tego, tam w dole, w naszych grobach?
- Ale, Quangel! Czy wolaby pan y dla niesprawiedliwej sprawy, ni umrze dla
sprawiedliwej? Przecie tutaj w ogle nie ma adnego wyboru ani dla pana, ani dla mnie.
Poniewa jestemy tacy, jacy jestemy, musielimy pj t drog.
Dugo milczeli.
Potem Quangel znw zacz: - Te szachy...
- Tak, Quangel, co z tym?
- Myl czasem, e postpuj niewaciwie. Przez wiele godzin mam w gowie tylko szachy,
a mam przecie jeszcze on...
- Myli pan dosy o swojej onie. Chce pan by silny i odwany, a wic wszystko, co
podtrzymuje paskie siy i odwag, jest dobre. A to, co pana osabia i czyni chwiejnym -jak
pogranie si w mylach -jest ze. Na c si przyda onie to pana mylenie. Przyniesie jej
ulg, gdy pastor Lorenz powie jej znw, e pan jest silny i odwany.
- Ale pastor nie moe z ni otwarcie mwi, od czasu kiedy tarm-druga kobieta jest w celi.
Pastor te uwaa t kobiet za szpicla.
- Pastor potrafi da do zrozumienia paskiej onie, e powodzi sj panu dobrze i e czuje si
pan mocny. Na to wystarczy ostatecznie skinicie gow, spojrzenie. Pastor Lorenz zna si na
tym.
- Dabym mu chtnie kiedy list do Anny - powiedzia Quange) z namysem.
< Niech pan lepiej tego nie robi. Nie odmwi panu, ale wystawi pan jego ycie na
niebezpieczestwo. Pan wie przecie, e stale mu nie dowierzaj. Byoby le, gdyby nasz
dobry przyjaciel te trafi do takiej celi. I tak przecie co dzie ryzykuje swoje ycie.
- Nie napisz wic listu - powiedzia Otto Quangel.
I rzeczywicie nie zrobi tego, mimo e pastor nastpnego dnia przynis mu z wiadomo,
bardo z wiadomo, zwaszcza dla Anny Quangel. Majster prosi go, by jeszcze teraz nie
zakomunikowa onie o tej bardzo zej wiadomoci.
- Teraz jeszcze nie, prosz, panie pastorze! I pastor przyrzek:
- Dobrze, jeszcze nie. Powie mi pan, kiedy, panie Quangel.
ROZDZIA LVIII Dobry pastor Pastor Friedrich Lorenz, niezmordowanie penicy sub w
wizieniu, by to mczyzna w najlepszych latach, to jest okoo czterdziestki, bardzo wysoki,
o wskiej piersi, wiecznie pokasujcy, napitnowany grulic i ignorujcy swoj chorob,
poniewa praca nie zostawia mu czasu na pielgnowanie si i leczenie. Blad twarz o
ciemnych oczach za szkami okularw i cienkim, delikatnym nosie okalay bokobrody, ale
wok ust zarost by zawsze nienagannie wygolony i odsania wskie, blade usta i mocny,
okrgy podbrdek.
Taki by czowiek, na ktrego codziennie czekay setki winiw, jedyny przyjaciel, jakiego
znano w tym domu, jedyny ich cznik ze wiatem zewntrznym. Jedyny czowiek, ktremu
zawierzali swe troski ktry pomaga, ile tylko byo w jego mocy, w kadym razie o wiele
jecej ni to byo dozwolone. Niezmordowanie szed od celi do celi, ; gdy nig guchy na troski
innych, stale zapominajcy o wasnym gj-pieniu, absolutnie pozbawiony strachu, jeeli
chodzio o niego amego. Prawdziwy pasterz, nie pytajcy nigdy o wiar czy wyznanie
potrzebujcego pomocy, modlcy si z ludmi, ktrzy go o to prosili, dla pozostaych po
prostu czowiek-brat.
Pastor Friedrich Lorenz stoi przed biurkiem dyrektora wizienia, krople potu wystpuj mu na
czole, dwie czerwone plamy - na policzkach, ale mwi zupenie spokojnie: - To jest sidmy
wyniky z zaniedbania wypadek mierci w cigu ostatnich dwch tygodni.
- Na wiadectwie zgonu podane jest zapalenie puc - sprzeciwia si dyrektor, ale nie podnosi
gowy znad papierw.
- Lekarz nie spenia swoich obowizkw - powiada uparcie pastor i puka przy tym delikatnie
palcem w biurko, jakby da wpuszczenia go do dyrektora. - Przykro mi, e musz to
powiedzie, ale lekarz pije za duo. Zaniedbuje swoich pacjentw.
- O, doktor jest zupenie w porzdku - odpowiada dyrektor niedbale i pisze dalej. Nie daje
pastorowi doj do sowa. - Chciabym, aby pan by tak samo w porzdku, panie pastorze. Jak
to jest - czy wetkn pan gryps numer 397, czy nie?
Teraz wreszcie spotyka si wzrok ich obu - czerwonolicego dyrektora o twarzy poznaczonej
Strona 136
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
bliznami i wzrok rozpalonego gorczk duchownego.
- Jest to sidmy wypadek mierci w cigu dwch tygodni - powiada pastor Lorenz z uporem.
- Wizienie powinno mie nowego lekarza.
- Pytaem si pana przed chwil o co, panie pastorze. Czy nie zechciaby mi pan
odpowiedzie?
- Tak jest, dorczyem numerowi 397 list, a nie aden gryps. To by list od jego ony, ktra
mu donosi, e trzeci syn tego czowieka jednak nie zgin, ale dosta si do niewoli. Dwch
synw ju straci i sdzi, e trzeci rwnie nie yje.
- Stale pan znajduje jak przyczyn, aby omin przepisy wizienne, panie pastorze. Ale nie
bd si dugo przyglda bezczynnie tej zabawie.
- Prosz o zwolnienie lekarza - powtarza pastor i puka znw leciutko w biurko.
- Ach, co tam! - wybucha nagle czerwonolicy dyrektor. - Niech si pan nie naprzykrza ze
swoj bzdurn gadanin! Doktor jest d i pozostanie! A pan niech dba o przestrzeganie
regulaminu wizienne bo moe pan co oberwa!
- C ja mog oberwa? -zapytuje pastor. - Mog umrze. I Umr Bardzo szybko. Prosz
jeszcze raz o zwolnienie lekarza.
- Jest pan gupcem, pastorze - powiada dyrektor zimno. - Przypu szczam, e suchoty
pomieszay panu troch w gowie. Gdyby pan nie bvi takim naiwnym tumanem - wanie
gupcem! - dawno by pan wisia. Je al mi pana.
- Niech pan swj al skieruje lepiej na paskich winiw - odpowiedzia pastor rwnie
zimno. - I niech pan si zatroszczy o wiadomego swych obowizkw lekarza.
- Najlepiej bdzie, jeli zamknie pan teraz drzwi od zewntrz, panie pastorze.
- Mam paskie przyrzeczenie, e postara si pan o innego lekarza?
- Nie, do pioruna, nie! Id pan do diaba!
Teraz dyrektor wpad we wcieko, wyskoczy zza biurka i zrobi dwa kroki w stron
pastora. - Czy mam pana si wyrzuci, chce pan tego?
- To podziaaoby le na winiw, tam, w kancelarii. Wstrzsnoby to resztk powaania,
jakim cieszy si jeszcze wrd nich autorytet pastwa. Ale zreszt, jak pan chce, panie
dyrektorze!
- Gupiec! - powiedzia dyrektor, jednak o tyle otrzewia po owiadczeniu pastora, e wrci
na swoje krzeso. - Id pan teraz. Mam piln robot.
- Najpilniejsz robot jest postaranie si o nowego lekarza.
- Sdzi pan, e przez swj upr osignie pan co? Wrcz na odwrt! Wanie doktor zostanie!
- Przypominam sobie - powiedzia pastor - taki dzie, kiedy pan sam by niezadowolony z
tego lekarza. Bya noc i burza. Posya pan po innych lekarzy i telefonowa pan do nich, ale
nie przyszli. Paski szecioletni Bertholt mia zapalenie rodkowego ucha. jcza z blu.
ycie jego byo w niebezpieczestwie. Na paskie proby sprowadziem lekarza wiziennego.
By pijany. Na widok umierajcego dziecka straci resztki przytomnoci, wskaza na swe
drce rce, ktre uniemoliwiay jakikolwiek zabieg chirurgiczny, i zacz paka.
Pijany dra! - zamrucza dyrektor, ktry nagle spochmurnia. _ Paski Bertholt zosta wtedy
uratowany przez innego lekarza. Ale Co wydarzyo si raz, moe si powtrzy. Chwali si
pan tym, e nie s't pan chrzecijaninem, mimo to mwi panu: Bg nie pozwala kpi z
siebieDyrektor wizienia przemg si i powiedzia nie podnoszc gowy: A wic id pan
teraz, pastorze.
- A lekarz?
- Zobacz, co si da zrobi.
- Dzikuj panu, panie dyrektorze. Wielu bdzie panu dzikowao. Duchowny szed przez
wizienie w znoszonym czarnym surducie, ktrego okcie przewiecay szaro, w
pomarszczonych czarnych spodniach, grubych, wysmarowanych tuszczem butach i
przekrconym czarnym krawacie-obskurna figura. Niektrzy wartownicy kaniali mu si, inni
przy jego zblianiu si ostentacyjnie odwracali gow, a potem, gdy ich min, patrzyli za nim
nieufnie. Ale wszyscy zatrudnieni na korytarzach winiowie mieli dla niego spojrzenie pene
wdzicznoci lnic \\olno im byo si kania).
Duchw n} mija wiele elaznych drzwi, idzie po elaznych schodach. trzymajc si elaznej
porczy. Syszy pacz w jednej celi, zatrzymuje si na chwil, ale potrzsa gow i rusza
popiesznie dalej. Przechodzi elaznym korytarzem piwnicznym, z lewej i z prawej strony
ziej otwarte drzwi lochw, cel karnych, w jednym pomieszczeniu pali si wiato. Pastor
zatrzymuje si i zaglda.
W ohydnej, brudnej izbie siedzi przy stole mczyzna o szarej, ponurej twarzy i patrzy rybimi
oczyma na siedmiu wyndzniaych mczyzn, ktrzy pod nadzorem dwch wartownikw
stoj przed nim nago, drc z zimna.
- No, moi mili! - ryczy mczyzna. - Czego si tak kiwacie? Troch zimno, co? E, to jeszcze
nie jest zimno! Przekonacie si dopiero, co to jest zimno, jak posiedzicie w bunkrze, midzy
elazem a cementem, o chlebie i wodzie...
Przerywa. Zauway milczc, obserwujc go posta przy drzwiach.
- Wachmistrzu - rozkazuje mrukliwie - odprowadzi tych ludzi! Wszyscy zdrowi i zdolni do
odbycia kary aresztu w ciemnicy. Tu ma pan ten wistek!
Podpisa si na licie i oddaje j wachmistrzowi.
Winiowie przechodz obok pastora rzucajc na niego aosn spojrzenia, w ktrych jednak
arzy si ju saba nadzieja.
Pastor czeka, pki ostatni z nich nie zniknie, potem dopiero wchd?1 i mwi cicho: - A wic
numer 352 ju te nie yje. A prosiem pan, przecie...
- C ja mog zrobi, pastorze? Siedziaem dzi sam dwie godziny przy tym czowieku i
robiem mu okady.
- Musiaem w takim razie spa. Sdziem dotychczas, e to ja siedziaem ca noc przy
numerze 352. I nie mia on te nic w pucach panie doktorze. To 357 mia zapalenie puc. A
zmary Hergesell, numer 352, mia zamanie podstawy czaszki.
- Powinien pan tu by lekarzem zamiast mnie -- powiedzia ironicznie tusty mczyzna - a
ja bd duszpasterzem.
- Obawiam si tylko, e byby pan jeszcze gorszym duszpasterzem ni lekarzem.
Doktor zamia si. - Lubi pana, pastorku, kiedy robi si pan bezczelny. Czy wolno mi
zbada paskie puca?
Pastor nie da si zbi z tropu: - Nie, nie wolno tego panu, pozostawmy to lepiej innemu
lekarzowi.
- Ale mog panu zakomunikowa rwnie bez badania, e nie pocignie pan duej ni
Strona 137
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
kwarta - odci si lekarz zoliwie. - Wiem, e pan ju od maja pluje krwi -- nie, to ju nie
potrwa dugo do pierwszego krwotoku.
Pastor sta si moe o cie bledszy po tej okrutnej przepowiedni, ale gos mu nie zadra, gdy
powiedzia: - A ile czasu pozostaje, panie doktorze, do pierwszego krwotoku tym ludziom,
ktrych kaza pan odprowadzi do ciemnicy?
- Ci ludzie s wszyscy zdrowi i zdolni do odbycia aresztu w ciemnicy - zgodnie z
orzeczeniem lekarskim.
- Oczywicie nie byli w ogle badani.
- Chce pan kontrolowa moje urzdowanie? Ostrzegam pana! Wiem wicej o panu, anieli
pan sdzi!
- A paskie wiadomoci stan si bezwartociowe z chwil mojego pierwszego krwotoku!
Zreszt mam to ju za sob...
- Co? Co pan ma za sob?
- Mj pierwszy krwotok! Przed trzema czy czterema dniami.
T.
na S Lekarz wsta ociale. - A wic chod pan, pastorku, zbadam pana orze w mojej budzie.
Uzyskam natychmiastowy urlop dla pana. podanie, by pozwolono panu wyjecha do
Szwajcarii, a do go czasu wyl pana do Turyngii.
Pastor, ktrego rami chwyci na p pijany lekarz, sta nieporuszo-, _ A co tymczasem stanie
si z tymi ludmi w ciemnicy? Dwch z nich a pewno nie przetrzyma wilgoci, godu i zimna
tam na dole, a bunkier o(jbije si fatalnie na caej sidemce.
Lekarz odpowiedzia: - Szedziesit procent winiw z tego domu zostaje straconych.
Oceniam, e co najmniej trzydzieci pi procent pozostaych otrzyma dugoletnie wizienie.
C wic za rnica, czy umr o par miesicy wczeniej czy pniej!
- Jeeli pan tak myli, nie ma pan prawa nazywa si nadal tutejszym lekarzem. Niech pan
ustpi ze swego stanowiska!
- Ten, kto przyjdzie po mnie, te nie bdzie lepszy. Po co wic zmienia? - Lekarz zamia
si. - Chod pan, pastorze! Daj si pan zbada. Pan wie przecie, e mam sabo do pana,
mimo e pan stale kopie pode mn doki i judzi przeciw mnie. Jest pan wspaniaym
Donkiszotem.
- Wanie przed chwil rwnie judziem przeciw panu. Zadaem l od dyrektora zwolnienia
pana i dostaem niemal przyrzeczenie.
Lekarz zacz si mia. Poklepa pastora po ramieniu i zawoa:
- Ale to wspaniale z paskiej strony, pastorku, jestem panu wprost j wdziczny! Bo jeeli
zostan zwolniony, skocz na pewno do gry.
Zostan nadradc medycyny i nie bd musia nic robi. Najserdeczniejsze dziki, pastorku.
- Niech pan podzikuje mi w ten sposb, e kae pan wypuci j z ciemnicy maego Wendta i
Krausa. Nie przetrzymaj tego. Mielimy * cigu ostatnich dwch tygodni ju siedem
wypadkw mierci T- powodu paskiego niedbalstwa.
- Pochlebco! Ale nie mog panu da teraz kosza. Wycign tych dwch dzi wieczorem.
Teraz, od razu po podpisaniu listy, byoby to dla troch kompromitujce.
ROZDZIA LIX Truda Hergesell z domu Baumann Przeniesienie Anny Quangel do
wizienia ledczego rozdzielio ' z Trud Hergesell. Ciko byo Trudzie obej si bez matki.
Od dawn ju zapomniaa, e z winy Anny zostaa aresztowana. Nie, nie zapoir niaa, ale
przebaczya jej. Co wicej, zrozumiaa, e waciwie nie mia' nic do przebaczenia. Nikt nie
mg by zupenie pewny siebie podczas tych przesuchiwa. Przebiegli komisarze potrafili
nawet niewinna wzmiank zamieni w ptl, w ktr kady nieuchronnie dawa si zapa.
Teraz Truda bya bez matki. Nie miaa nikogo, z kim mogaby porozmawia. Musiaa milcze
o szczciu, ktre kiedy byo jej udziaem, o swej trosce o Karla, ktra j teraz przepeniaa.
Jej nowa wsptowarzyszka celi bya starsz, zka kobiet - znienawidziy si od
pierwszego wejrzenia. Ta kobieta miaa zawsze jakie tajemnice z wartowniczkami i
nadzorczyniami. Gdy pastor by w celi, ani jedno sowo nie uchodzio jej uwagi.
Jednake Truda dowiedziaa si co nieco o swoim Karli przez pastora. Pani Haensel, jej
wsptowarzyszka, bya wanie w dyrekcji, na pewno po to, aby znw unieszczliwi kogo
swoimi doniesieniami. Pastor opowiedzia Trudzie, e jej m jest w tym samym wizieniu,
e jednak jest chory - najczciej nieprzytomny - w kadym razie moe ja jednak pozdrowi
od Karla.
Odtd Truda ya jedynie nadziej odwiedzin pastora. Nawet jeli Haensel bya obecna,
pastor potrafi zawsze znale sposb na przemycenie wiadomoci. Czsto siadali pod oknem
na blisko zsunitych stokach i pastor Lorenz czyta Trudzie rozdzia z Nowego Testamentu,
podczas gdy tamta kobieta staa przy drugiej cianie z uwanie skierowanym na nich
wzrokiem.
Biblia bya dla Trudy czym zupenie nowym. Przesza przez szko bez religii i nigdy nie
odczuwaa jej potrzeby. Bg nie by dla niej adnym pojciem, by tylko sowem w zwrotach,
jak O, mj Boe!" Mona byo z rwnym powodzeniem powiedzie O nieba!" - nie robio
to adnej rnicy.
Rwnie teraz, gdy z Ewangelii Mateusza dowiedziaa si o y' Chrys mwi , -ystusa,
powiedziaa pastorowi, e pojcie syn boy" nic jej nie E-* . * 1 _
T
_ _ '__!__l____1. _ l___J'*_J__.__' J" _ 1.
c pastor Lorenz umiechn si agodnie i odpowiedzia, e to nie szkodzi. Niech tylko
zwrci uwag na to, jak Jezus Chrystus y zjemi Jak kocha ludzi, rwnie swoich wrogw.
Cuda" moe poj, alc chce, jako adne bajeczki, ale niech wie, e y na tym wiecie kto,
zyj lad promieniuje niezmiennie od niemal dwch tysicy lat, jako wieczny dowd tego, e
mio jest silniejsza od nienawici.
Truda Hergesell, ktra potrafia rwnie mocno nienawidzi jak kocha (i ktra suchajc tych
nauk najserdeczniej nienawidzia oddalonej o trzy metry od niej pani Haensel), Truda
Hergesell z pocztku opieraa si takiej nauce. Wydawaa jej si za mikka. Nie Jezus
Chrystus uczyni jej serce przystpniejszym, ale pastor Friedrich Lorenz. Obserwowaa tego
czowieka, ktrego cikiej choroby nikt nie mg przeoczy, gdy dzieli jej troski tak, jakby
to byy jego wasne, nigdy nie mylc o sobie; gdy odwanie przy czytaniu przemyca jej do
rki karteczk z wiadomoci o Karliku, gdy syszaa, jak rozmawia z denuncjatork Haensel
rwnie przyjanie jak z ni, cho wiedzia, e w kadej chwili bya gotowa go zdradzi i
wyda katu - odczuwaa co w rodzaju szczcia, gbokiego spokoju, promieniujcego od
czowieka, ktry nie chcia nienawidzi, lecz kocha nawet najgorszego przestpc.
Te nowe uczucia nie wpyny oczywicie na agodniejszy stosunek Trudy Hergesell do pani
Strona 138
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Haensel - ale staa si jej moe bardziej obojtna, nienawi nie bya ju tak wana. Czasami
potrafia przerwa nagle wdrwk po celi, zatrzyma si przed ni i pyta: - Waciwie
dlaczego pani to robi? Dlaczego pani donosi na wszystkich? Czy spodziewa si pani przez to
agodniejszej kary?
Haensel nie odwracaa wwczas tych, zych oczu od Trudy. Albo nic nie odpowiadaa,
albo mwia: - Myli pani, e nie widziaam, jak Pani przycisna pier do ramienia pastora?
Taka podo, uwodzi na p ywego czowieka! Ale czekaj, jeszcze was zapi! Ja was
zapi.
Na czym Haensel chciaa zapa pastora i Trud Hergesell pozostao nie wyjanione. Truda
odpowiadaa na te groby tylko krtkim, fonicznym parskniciem i rozpoczynaa na nowo nie
koczc si ^drwk po celi, stale mylc o mu. Nie mona byo nie spostrzec e
wiadomoci od niego staway si coraz gorsze - mimo e pastor wyranie j oszczdza. Gdy
na przykad mwi, e nie ma nic no\vego e jego stan pozostaje bez zmiany, znaczyo to, e
Karli nie przes}aj pozdrowie, bo lea nieprzytomny. Pastor nie kama - Truda przeko. naa
si, e nie oddawa ukonw, jeeli nie zostay przekazane. Omijaj wszelk tani pociech,
ktra pewnego dnia musiaa i tak okaza si kamstwem.
Ale take przesuchania u sdziego ledczego dowiody Trudzie, e le jest z jej mem:
nigdy nie powoywano si na jakie jego no\ve zeznania. Miaa da informacje o wszystkim, a
przecie naprawd njc nie wiedziaa o walizie Grigoleita, ktra bya przyczyn nieszczcia
ich obojga. Chocia metody przesuchiwa sdziego ledczego nie byy tak bezgranicznie
pode i brutalne jak komisarza Lauba, to jednak cechowa je ten sam upr. Truda wracaa z
tych przesuchiwa do celi kompletnie wyczerpana i zniechcona. Ach, Karli, Karli! eby
wolno jej byo cho raz jeszcze go zobaczy, usi przy jego posaniu, potrzyma rk,
zupenie cicho, bez sowa!
By czas, kiedy mylaa, e go nie kocha, e nigdy nie bdzie moga go kocha. Teraz bya
jakby przepojona nim. Powietrze, ktrym oddychaa - to by on, chleb, ktry jada, koc, ktry
j rozgrzewa - to on! A by przecie tak blisko, kilka korytarzy, kilka schodkw, jedne drzwi
- ale na caym wiecie nie byo tak miosiernego czowieka, ktry byjraz, jeden, jedyny raz
zaprowadzi do niego! Nawet ten suchotniczy pastor nie mg tego zrobi.
Wszyscy po prostu bali si o swoje drogocenne ycie, nie wayli si? na co powanego, aby
naprawd pomc bezradnej. I nagle wyrasta w niej wspomnienie - trupiarnia w bunkrze
gestapo, wielki esesman, ktry zapalajc papierosa powiedzia do niej: Dziewczyno,
dziewczyno!", jej poszukiwania wrd trupw po rozebraniu martwej Berty. I wydaje jej si,
jak gdyby ta godzina wwczas bya jeszcze agodn, miosiern godzin, gdy wolno jej byo
szuka Karla. A teraz? Dygocce serce zamknite w elazie i kamieniu! Sama!
Klucz obraca si w drzwiach, o wiele wolniej i agodniej, ni czyni to nadzorczynie. Teraz
nawet kto puka: pastor.
- Czy mog wej? - zapytuje.
- Prosz, prosz, niech pan wejdzie, panie pastorze! - woa pacz? Truda Hergesell.
pani Haensel z nienawistnym spojrzeniem mruczy: - Czego ten znw j chce?
tutaj Wwczas Truda przyciska nagle gow do wskiej, szybko poruszajcej si piersi
duchownego. zy pyn z jej oczu, chowa twarz na jego piersi i baga: - Panie pastorze, tak
si boj. Pan musi mi pomc! Musz zobaczy Karla, tylko ten jeden raz! Czuj, e bdzie to
ostatni raz...
I przenikliwy gos pani Haensel: - Zamelduj to! Zamelduj to natychmiast! - Pastor
pocieszajco gadzi wosy Trudy i mwi: - Tak, jfloje dziecko, zobaczysz go raz jeszcze!
Wstrzsa ni coraz mocniejsze kanie. Wie, e Kari nie yje, e nie na prno szukaa w
trupiarni, e byo to przeczucie, ostrzeenie.
I krzyczy: - On nie yje! Panie pastorze, on nie yje!
A pastor odpowiada, udziela jej jedynej pociechy, ktrej moe udzieli tym przeznaczonym
na mier: - Dziecko, on ju nie cierpi. Tobie jest gorzej.
Jeszcze to syszy. Chce o tym pomyle, chce to dobrze zrozumie, ale robi jej si ciemno w
oczach. wiato ganie. Gowa zwisa.
- Nieche mi pani pomoe, pani Haensel! - prosi pastor. - Jestem za saby, by j utrzyma.
A potem i na dworze jest noc. Noc do nocy, mrok do mroku.
Wdowa Truda Hergesell ockna si i wie, e nie jest ju w swojej celi, i wie, e Karli nie
yje. Widzi go znw lecego na wskiej pryczy, ze zmala i odmodnia twarz, i myli o
twarzyczce dziecka, ktre urodzia. I obie te twarze zachodz na siebie; Truda wie, e stracia
wszystko na tym wiecie - dziecko i ma. Wie, e ju nigdy nie bdzie kochaa, nie bdzie
jej wolno rodzi dzieci - a to wszystko dlatego, e pooya dla starego czowieka pocztwk
na parapecie okiennym. Dlatego cae jej ycie jest zamane i ycie Karla te. I nigdy wicej
nie bdzie dla niej soca i szczcia, i lata, i kwiatw...
Kwiaty na mj grb, kwiaty na twj grb...
I wobec tego ogromnego blu, ktry coraz bardziej j ogarnia, ktry mrozi j jak ld, zamyka
znw oczy i pragnie wrci do nocy 'zapomnienia. Ale noc jest na dworze, pozostaje tam, nie
przenika jej. ^agle ogarnia j gorczka... Wyskakuje z krzykiem z ka i chce Sieka, biec,
uj przed tym okropnym blem.
Jaka rka przytrzymuje j...
Znw robi si jasno. I znw jest pastor, ktry siedzia przy niej, ktry Kady umiera... t. II T
j teraz przytrzymuje. Tak, jest w obcej celi,to jest cela Karla, ale zabra-go ju. Nie ma
rwnie czowieka, ktry lea tu w celi razem z Karlej^
- Dokd go zabrali? - pyta bez tchu, jakby przebiega dug drog - Bd si modli u jego
grobu.
- C mu teraz pomog paskie modlitwy? Gdyby si pan modlji o jego ycie, kiedy jeszcze
by czas na to!
- On ma spokj, dziecko!
- Ja chc std odej - mwi Truda gorczkowo. - Prosz, niect mnie pan puci z powrotem
do mojej celi, panie pastorze! Mam tam jeao fotografi. Musz j zobaczy, teraz, zaraz.
Wyglda tak inaczej...
I mwic tak Truda wie dobrze, e okamuje dobrego pastora, ^e chce go oszuka. Bo nie ma
adnej fotografii Karla i nie chce wcale wrci do celi, do pani Haensel.
Przelotnie wita jej w gowie myl: - Oszalaam! Musz teraz dobrze udawa, aby tego nie
spostrzeg... Tylko przez pi minut ukry swoje szalestwo!
Pastor prowadzi j troskliwie pod rk, z celi przez wiele korytarzy 1 schodw, z powrotem
do kobiecego wizienia. Z wielu cel Truda syszy gbokie oddechy - pi, a z innych
niezmordowane kroki - martwi si, a jeszcze z innych pacz - tam cierpi; ale nikt nie nosi w
Strona 139
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
sobie tyle blu, co ona.
Gdy pastor otworzy jakie drzwi i zamkn je znw za ni, Truda nie bierze go ju pod rk.
Milczc id oboje w nocy korytarzem, z obu jego stron s ciemnice, z ktrych pijany lekarz
wbrew przyrzeczeniu nie zwolni obu chorych. A teraz wchodz po wysokich schodach
kobiecego wizienia a do oddziau V, w ktrym umieszczona jest Truda.
Tam na najwyszym korytarzu szura im naprzeciw wartowniczka i mwi: - Teraz dopiero, o
jedenastej czterdzieci, przyprowadza pan z powrotem t Hergesell, panie pastorze? Gdzie
pan by z ni tak dugo?
- Bya przez wiele godzin nieprzytomna. Jej m umar, wie pani.
- Tak, a pan, panie pastorze, pociesza t mod kobiet? Bardzo adnie! Pani Haensel
opowiadaa mi, e ona rzuca si panu zupenis bezwstydnie na szyj. W takich warunkach
nocne pocieszanie musi by specjalnie przyjemne! Zapisz to do ksieczki wartowniczej!
Ale zanim pastor mg bodaj jednym sowem obroni si przeciw tym brudom, widz oboje,
e pani Truda, wdowa Hergesell, wdrapa je na elazn krat korytarza. Przez chwil stoi
tak, przytrzymujc si jedn rk porczy.
Woaj: - Sta! Nie! Prosz sta!
I biegn ku niej, wycignite rce ju j chwytaj.
Ale jak pywaczka, ktra skacze gow w d, runa Truda w przepa. Sysz trzepot i pd,
guche uderzenie.
A potem martwa cisza, gdy pochylaj swe blade twarze nad porcz j mimo to nic nie widz.
Potem robi krok ku schodom.
I w tej samej chwili wybucha pieko.
Jak gdyby przez okute elazem drzwi cel mona byo widzie, co si stao. Z pocztku by to
moe tylko histeryczny krzyk, ale przebiega z celi do celi, z oddziau na oddzia. Z jednej
strony korytarza na drug, ponad przepaci. Zamienia si z krzyku we wrzask, wycie,
skowyt, jazgot, sza...
- Mordercy! Zamordowalicie j! Zabijcie nas od razu! Wszystkich!
Kty!!!
Niektre wisiay u okien i wykrzykiway na podwrze, tak e mskie skrzydo rwnie
rozbudzio si z przepojonego lkiem snu - i wyo, i szalao, i krzyczao, i zachystywao si, i
beczao, i mruczao, i rozpaczao.
Oskarao, oskarao tysicem, dwoma tysicami, trzema tysicami gosw! Zwierz
wykrzykiwao swoje oskarenie tysicem, dwoma tysicami, trzema tysicami pyskw!
Zabrzmia przeraliwie dzwon alarmowy, a oni walili piciami w elazne drzwi i rbali w nie
stokami. elazne prycze z trzaskiem paday i trzaskay ponownie, podrywane do gry, z
brzkiem rozbijay si o podogi miski do jedzenia, a dekle od kibli wydaway przeraliwy
szczk i cay gmach olbrzymiego wizienia przemierd nagle jak ustokrotniona latryna.
Pogotowie ubierao si popiesznie i chwytao za paki gumowe.
Roztwieray si drzwi od cel - trzask - trzask! - To chlaszczco tpy odgos paek spadajcych
na gowy. Rozwciekli si jeszcze bardziej Wrzask pomieszany z tupanin walczcych ng,
wysokim, zwierzcym krzykiem epileptykw, idiotycznym jodowaniem artownisiw i
przeraliwymi gwizdami...
Woda chlustaa w twarze wdzierajcych si nadzorcw.
W trupiarni lea Karol Hergesell zupenie cicho, z dziecico maa spokojn twarz.
I wszystko to razem tworzyo dzik, paniczn, straszliw symfonie odegran na cze Trudy,
wdowy Hergesell z domu Baumann.
A ona leaa na dole, w poowie na linoleum, w poowie na brudnym cemencie dolnego
oddziau I.
Leaa zupenie spokojnie. Jej maa szara do, jeszcze prawie dziewczca, bya lekko
rozchylona. Wargi zabarwione krwi, a oczy patrzyy bez spojrzenia w nieznan dal.
Ale uszy zdaway si nasuchiwa dzikiego, narastajcego i opadaj, cego piekielnego haasu,
czoo byo zmarszczone, jakby zastanawiaa si, czy to jest w spokj obiecany jej przez
dobrego pastora Lorenza W wyniku tego samobjstwa zawieszony zosta w urzdowaniu
pastor wizienny Friedrich Lorenz, a nie zapijaczony lekarz. Wytoczono ledztwo przeciw
duchownemu. Jest bowiem przestpstwem i sprzyjaniem przestpstwu, jeli si zezwala
winiowi na samowolne zakoczenie ywota: do tego rodzaju czynnoci uprawnione jest
wycznie pastwo i jego sugi.
Jeeli pracownik policji kryminalnej kolb pistoletu tak ciko zrani czowieka, e ten jest
umierajcy, albo jeeli pijany lekarz pozwala rannemu umrze - wtedy wszystko jest w
porzdku. Ale gdy duchowny nie zapobiegnie samobjstwu, jeeli pozwoli winiowi, ktry
nie ma prawa mie wasnej woli, speni wasn wol, to popenia przestpstwo i musi za nie
ponie odpowiedzialno.
Niestety, pastor Friedrich Lorenz uszed - zupenie tak jak ta Hergesell - odpowiedzialnoci za
swoje przestpstwo, umierajc wskutek krwotoku wanie w chwili, gdy mia by
aresztowany. Powstao mianowicie podejrzenie, e pastor utrzymywa niemoralne stosunki ze
swymi podopiecznymi. Pastor osign jednak spokj, jak sam by powiedzia, i wiele zostao
mu zaoszczdzone.
W ten sposb stao si, e pani Anna Quangel a do rozprawy gwnej nie dowiedziaa si nic
o mierci Trudy i Karola Hergesellw, poniewa nastpca dobrego pastora by zbyt
tchrzliwy lub niechtny, aby peni rol cznika wrd winiw. Ogranicza si jedynie do
posug religijnych tam, gdzie tego dano.
ROZDZIA LX Rozprawa gwna: spotkanie Nawet przy najbardziej wyrafinowanie
przemylanym systemie mog s'? wydarzy bdy. Trybuna Narodowy w Berlinie, sd nie
majcy nic wsplnego z narodem, sd do ktrego nie dopuszczano narodu nawet jako
milczcego widza, bo wikszo posiedze bya tajna - ten Trybuna Narodowy by wanie
takim wyrafinowanie przemylanym systemem. Zanim oskarony wszed na sal rozpraw,
praktycznie ju by skazany i nic nie zapowiadao, e mgby w tej sali dozna jakiego
pocieszajcego przeycia.
Tego ranka miaa si odby tylko niewielka rozprawa przeciw Ottonowi i Annie Quangel o
zdrad stanu i zdrad gwn. Audytorium byo zaledwie w czwartej czci zapenione: kilka
mundurw partyjnych, kilku prawnikw, ktrzy dla niezbadanych powodw chcieli
przysuchiwa si rozprawie, i przewanie studenci prawa, pragncy nauczy si, jak
sprawiedliwo usuwa ze wiata ludzi, ktrych zbrodnia polegaa na wikszym umiowaniu
ojczyzny ni u wyrokujcych w ich sprawie sdziw. Wszyscy ci ludzie uzyskali karty
wstpu jedynie przez stosunki. Jakim sposobem ten may czowieczek z bia spiczast
brdk i mdrymi, otoczonymi zmarszczkami oczyma, byy radca sdowy Fromm zdoby
Strona 140
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
kart, pozostanie tajemnic. Siedzia w kadym razie wrd innych, nie zwracajc na siebie
uwagi, troch z boku, z pochylon twarz i co chwila czyci okulary w zotej oprawie.
Pi minut przed dziesit zosta przez policjanta wprowadzony na sal Otto Quangel. Ubrano
go w odzie, ktr mia na sobie w warsztacie w chwili aresztowania: czyste, ale wielokrotnie
atane ubranie robocze - ciemnoniebieskie aty bardzo ywo odbijay od wyblakej w praniu
caoci. Jego wci jeszcze bystre spojrzenie przelizno si obojtnie po pustych dotd
miejscach za stoem sdziowskim, rozbyso Przez chwil na widok radcy sdowego wrd
audytorium - i Quangel Usiad na awie oskaronych.
Tu przed dziesit inny policjant wprowadzi drug oskaron " Ann Quangel. I teraz
wanie wydarzyo si to przeoczenie: ledwie Anna Quangel ujrzaa swego ma, nie
zwracajc uwagi na ludzi w sali ruszya bez wahania ku niemu i usiada obok ma.
Otto Quangel szepn zza doni osaniajcej usta: -Nie mw! Jeszcze nie!
Ale blask jego oczu powiedzia jej, jak ucieszy si z tego spotkania Oczywicie nie byo
nigdzie i nigdy przewidziane w trybie dziaania tej wysoce szanownej instytucji, aby dwoje
oskaronych, miesicami troskliwie izolowanych jedno od drugiego, mogo na kwadrans
przed rozpraw siedzie obok siebie i mile ze sob gawdzi. Ale - czy to, e obaj policjanci
po raz pierwszy penili tutaj sub i zapomnieli o przepisach, czy te nie przywizywali zbyt
wielkiej wagi do tej sprawy, czy wreszcie tych dwoje prostych, niemal ndznie odzianych
starszych ludzi wydawao im si zupenie bez znaczenia - do, e nie sprzeciwili si, aby
Anna usiada na tym miejscu, i przez kwadrans niemal nie troszczyli si o oskaronych.
Rozpoczli natomiast podniecajc dyskusj na temat jakich spraw subowych, na temat
cofnitego im dodatku nocnego i bezprawnie wysokiego opodatkowania zarobkw.
Rwnie wrd suchaczy nikt - oczywicie prcz radcy sdowego Fromma - nie zwrci
uwagi na to przeoczenie. Wszyscy byli wida niedbali i obojtni, nikt nie zgani bdu
popenionego na niekorzy Trzeciej Rzeszy, a na korzy dwojga ludzi, ktrzy byli oskareni
o zdrad gwn. Proces, w ktrym oskarano tylko dwoje ludzi pochodzenia robotniczego,
nie mg tu wywrze wikszego wraenia. Tutaj przyzwyczajono si do procesw
pokazowych, z trzydziestu, czterdziestu oskaronymi, ktrzy najczciej nie znali si
nawzajem, ale ku swemu zdumieniu dowiadywali si w trakcie procesu, e tworzyli jedno
wsplne sprzysienie - i za to ich skazywano.
W ten sposb Quangel mg po kilku sekundach dokadnego rozgldania si powiedzie:
- Ciesz si, Anno! Jake si miewasz?
- Dobrze, Otto, teraz znw dobrze.
- Nie pozwol nam dugo siedzie koo siebie. Ale cieszmy si tymi minutami. Chyba zdajesz
sobie spraw z tego, co nastpi.
Bardzo ciche: - Tak, Otto.
- Tak, wyrok mierci na nas oboje, Anno. To jest nieuniknione.
- Ale, Otto...
- Nie, Anno, adnego ale". Wiem, e prbowaa ca win wzic na siebie...
- Kobiecie nie dadz tak cikiego wyroku, a ty moe ujdziesz z yciem.
- Nie, nie! Nie potrafisz do dobrze kama. Przecigniesz tylko rozpraw. Pozwl, e
powiemy prawd, wtedy to prdko si skoczy.
- Ale, Otto...
- Nie, Anno, teraz adnego ale". Zastanw si. Nie bdziemy kama. Czyst prawd.
- Ale, Otto...
- Anno, prosz ci!
- Otto, chciaabym ci przecie uratowa, chciaabym wiedzie, e yjesz.
- Anno, prosz ci!
- Otto, nie utrudniaj mi tego!
- Czy mamy wobec nich kama? Kci si? Dawa im przedstawienie? Czyst prawd,
Anno!
Walczya ze sob. Potem ustpia, jak zawsze mu ustpowaa.
- Dobrze. Otto, przyrzekam ci to.
- Dzikuj Anno, dzikuj ci bardzo!
Milczeli. Opucili gowy. Oboje wstydzili si okaza wzruszenie.
Z tyu usyszeli gos jednego z policjantw: - I powiedziaem leutnantowi: Nie moe mi pan
przecie czego takiego zrobi, leutnan-cie, powiedziaem...
Otto Quangel dodaje sobie odwagi. Musi jej to powiedzie. Jeeli Anna dowie si o tym
podczas rozprawy - a na pewno w trakcie rozprawy bdzie o tym mowa - to jeszcze gorzej.
Nastpstwa byyby nieobliczalne.
- Anno! - szepn - jeste silna i odwana, prawda?
- Tak, Otto - odpowiedziaa - teraz jestem silna. Odkd jestem z tob. Czy jeszcze co zego?
- Tak, co zego, Anno...
- Co takiego, Otto? Powiedze, Otto! Jeeli nawet ty boisz si Powiedzie, to i mnie strach
ogarnia.
- Anno, czy nie syszaa ju nic o Gertrudzie?
- O jakiej Gertrudzie?
- No, o Trudzie.
- A, o Trudzie. Co jest z Trud? Nie, od chwili kiedy dostaam si do wizienia ledczego,
nic o niej nie syszaam. Bardzo mi jej brakowao bya taka dobra dla mnie. Przebaczya mi,
e j zdradziam.
- Przecie jej nie zdradzia. Z pocztku i ja tak mylaem, ale potem to zrozumiaem.
- Tak, i ona to zrozumiaa. Tak mn zakrci ten okropny Laub w czasie pierwszych
przesuchiwa, e nie wiedziaam, co mwi, ale ona to zrozumiaa. Przebaczya mi.
- Dziki Bogu! Anno, bd odwana i silna: Truda nie yje.
- Och! - jkna tylko Anna i pooya rk na sercu. - Och! I Quangel doda prdko, aby
mie ju wszystko za sob:
- I jej m te nie yje.
Teraz dugo nie byo odpowiedzi. Siedziaa z opuszczon i ukryt w doniach twarz, ale Otto
czu, e Anna nie pacze, e jest jeszcze jakby oguszona straszn wiadomoci. I mimo woli
wypowiedzia sowa, ktre dobry pastor Lorenz doda, gdy zakomunikowa mu t wiadomo:
Nie yj. Maj spokj. Wiele zostao im zaoszczdzone".
- Tak - powiedziaa teraz Anna - tak. Baa si bardzo o swego Karla, kiedy nie byo
wiadomoci od niego, a teraz ma spokj.
Milczaa dugo, a Quangel nie nalega, chocia zauway po niepokoju na sali, e sd zaraz
wejdzie. Anna spytaa cicho:
Strona 141
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Czy oboje... zostali straceni?
- Nie. On umar. Wskutek uderzenia w gow podczas aresztowania.
- A Truda?
Truda odebraa sobie potem ycie - powiedzia Otto prdko - wyskoczya przez porcz z
pitego pitra. Pastor Lorenz mwi, e zabia si na miejscu. Nie cierpiaa.
- Stao to si tej nocy - przypomniaa sobie nagle Anna - kiedy cae wizienie krzyczao.
Teraz ju wiem! Och, to byo straszne, Otto.
- I zakrya twarz rkami.
- Tak, to byo straszne - powtrzy Quangel. - U nas te byi
strasznie.
Po chwili podniosa gow i spojrzaa twardo na ma. Wargi jej dray jeszcze, ale
powiedziaa:
- Lepiej, e tak si stao. Gdyby siedzieli tu koo nas, byoby t(
okropne. Teraz maj spokj. -1 bardzo cicho dodaa: - Moglibymy te tak zrobi.
Spojrza twardo na on. W jego surowych, bystrych oczach ujrzaa wiato, ktrego nigdy
przedtem nie widziaa - ironiczne wiato, jakby to wszystko, co powiedziaa, i to, co miao
nastpi - nieuchronny koniec - byo tylko zabaw. Jakby nie warto byo bra tego zbyt
powanie. Potem powoli potrzsn gow.
- Nie, Anno, nie zrobimy tego. Nie bdziemy si wykrada, jakbymy byli przyapanymi
przestpcami. Nie odbierzemy im wyroku. My - nie!
I zupenie innym tonem:
- Poza tym jest ju na to za pno. Czy nie nakadaj ci kajdankw?
- Tak, ale policjant doprowadziwszy mnie do drzwi zdj je.
- Widzisz - powiedzia - nie udaoby si!
Przemilcza, e od chwili wyprowadzenia go z wizienia ledczego by skrpowany
kajdankami rcznymi i acuchem, kajdankami na nogi i elazn sztab. Tak jak i Annie
policjant zdj mu t ozdob dopiero przed drzwiami sali sdowej: nie wolno byo pozbawia
pastwa ofiar do szlachtuza.
- No, dobrze - zgodzia si Anna. - Jak mylisz, chyba razem nas strac?
- Nie wiem - powiedzia wymijajco. Nie chcia jej oszukiwa, chocia wiedzia, e kade z
nich bdzie musiao umrze samotnie.
- Ale strac nas przecie o tej samej godzinie?
- Z pewnoci, Anno, na pewno tak bdzie! Wcale nie by tego tak pewien.
- Ale nie myl teraz o tym - cign dalej. - Myl tylko, e musimy by teraz silni. Jeeli
przyznamy si do winy, to wszystko pjdzie bardzo szybko. Jeeli nie bdziemy si
wymigiwali i nie bdziemy kamali, moemy ju za p godziny mie wyrok.
Tak, tak zrobimy. Ale, Otto, jeeli to tak prdko pjdzie, to rwnie prdko rozdziel nas. A
moe ju nigdy si nie zobaczymy!
- Na pewno si jeszcze zobaczymy. Przedtem jeszcze, raz, Anno. Powiedziano mi, e wolno
nam bdzie si poegna. Na pewno, Anno!
- To dobrze, Otto, mam wic jeszcze co, na co bd moga si cieszy o kadej godzinie. I
teraz siedzimy razem.
Siedzieli razem jeszcze tylko minut, potem zauwaono przeoczenie i rozsadzono ich daleko.
Musieli odwraca gowy, aby spojrze na siebie Na szczcie tym, ktry zauway popeniony
bd, by adwokat pani Quangel, przyjazny, szary, nieco zakopotany czowiek, wyznaczony
przez sd jako obroca z urzdu. Quangel upar si, e nie ma pienidzy na takie niepotrzebne
rzeczy jak obrona.
Poniewa obroca wytkn to przeoczenie, obeszo si bez krzyku Rwnie obaj policjanci
woleli nie otwiera ust i w ten sposb przewodniczcy Trybunau Narodowego Feisler nigdy
nie dowiedzia si o niewybaczalnym wydarzeniu. W przeciwnym razie rozprawa trwaaby
prawdopodobnie o wiele duej.
ROZDZIA LXI Rozprawa gwna: przewodniczcy Feisler Przewodniczcy Trybunau
Narodowego Feisler, najwyszy w owym czasie sdzia na ziemi niemieckiej, mia wygld
czowieka wyksztaconego. By - wedug terminologii majstra Quangla - eleganckim panem.
Umia z powag nosi swoj tog, a biret nadawa jego gowie godno - nie by tak
bezmylnie przylepiony jak na wielu innych gowach. Oczy mia mdre, ale zimne, wysokie,
adne czoo, lecz usta pode. Te usta z twardymi, okrutnymi i lubienymi wargami zdradzay
czowieka podliwego, ktry szuka wszelkich uciech tego wiata i stale kaza innym za nie
paci.
I rce z dugimi, skatymi palcami byy pode, z palcami jak szpony spa. Gdy zadawa
specjalnie zoliwe pytanie, wtedy palce zakrzywiay si, jakby grzebay w ciele ofiary. I
sposb jego mwienia by pody: ten czowiek nie potrafi nigdy mwi spokojnie i rzeczowo,
rzuca si na swoje ofiary, wymyla im, mwi z gryzc ironi. Nikczemny czowiek, zy
czowiek.
Quangel, od chwili gdy dorczono mu akt oskarenia, wielokrotnie rozmawia o rozprawie ze
swym przyjacielem doktorem Reichhardtem. Mdry doktor Reichhardt rwnie by zdania, e
poniewa koniec jest nieuchronny, Quangel winien si z gry przyzna do wszystkiego, nic
nie tuszowa, nie kama. To przekreli rachuby tych panw, nie bd mogli mu dugo
wymyla. Sprawa bdzie krtka i zrezygnuj z przesuchiwania wiadkw.
Bya to maa sensacja, gdy oboje oskareni na pytanie przewodniczcego, czy przyznaj si
do winy przypisywanej im w akcie oskarenia, odpowiedzieli po prostu tak". Przez to tak"
bowiem sami wydali na siebie wyrok mierci i dalsza rozprawa bya zbdna.
Nawet przewodniczcy Feisler zmiesza si na chwil, przejty tym, chyba nigdy nie
syszanym, przyznaniem si.
Ale potem namyli si. Chcia prowadzi rozpraw. Chcia widzie tych dwoje robotnikw w
bocie i ponieniu, chcia, by wili si pod ogniem jego ostrych jak n pyta. To tak" na
zapytanie o win wskazywao na dum. Przewodniczcy Feisler widzia wraenie na twarzach
publicznoci, wypisane byo na nich zdumienie lub zastanowienie. I przewodniczcy Feisler
chcia pozbawi oskaronych tej dumy. Powinni wyj z rozprawy bez dumy, bez godnoci.
- Czy zdajecie sobie spraw - zapyta - e przez to tak" sami zrzeklicie si prawa do ycia,
e wykluczylicie si spord wszystkich uczciwych ludzi? e jesteci podymi,
zasugujcymi na mier przestpcami, ktrych cierwo zostanie powieszone na stryczku za
szyj? Czy zdajecie sobie z tego spraw? Odpowiedzcie mi tak" lub nie"!
Quangel powiedzia powoli:
- Jestem winien, zrobiem to, co napisane jest w akcie oskarenia.
- Macie odpowieda tak" lub nie". Jestecie podym zdrajc narodu czy nie jestecie? Tak
Strona 142
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
czy nie?
Quangel ostro spojrza na eleganckiego pana tam nad sob. Powiedzia:
- Tak.
- Tfu, do diaba! - krzykn przewodniczcy i splun za siebie. - Tfu, do diaba! I co takiego
nazywa si Niemcem!
Popatrzy na Quangla z gbok pogard i skierowa wzrok na Ann Quangel.
- A wy tam, kobieto - zapyta - czy jestecie te tak poda jak wasz m? Czy jestecie te
ajdaczk, zdrajczyni narodu? Czy habicie rwnie pami syna polegego na polu chway?
Tak czy nie?
Zakopotany adwokat podnis si szybko i powiedzia:
- Prosz pozwoli mi zauway, e moja klientka... Przewodniczcy przerwa:
- Zostanie pan ukarany, panie obroco, zostanie pan natychmiast ukarany, jeli pan jeszcze
raz odezwie si bez zezwolenia! Siadaj pani Feisler zwrci si znw do Anny Quangel:
- No, jak to jest z wami? Wykrzeszecie resztki uczciwoci z waszej piersi, czy chcecie by
te czym takim jak wasz m, o ktrym wierny ju, e jest podym zdrajc narodu? Czy
jestecie zdrajczyni narodu w tych cikich latach wojny? Czy macie odwag zhabi
wasnego syna? Tak czy nie?
Anna Quangel spojrzaa z lkliwym wahaniem na ma.
- Macie na mnie patrze! Nie na tego zdrajc! Tak czy nie? Ciche, ale wyrane: - Tak!
- Macie mwi gono! Chcemy wszyscy sysze, e niemiecka matka nie wstydzi si okry
hab bohaterskiej mierci wasnego syna!
- Tak! - odpowiedziaa Arma Quangel gono.
- Nie do wiary! - zawoa Feisler. - Przeyem tutaj wiele smutnych i strasznych rzeczy, ale
takiej haby jeszcze nie zdarzyo mi si widzie. Nie powinnicie zosta powieszeni, tak
nieludzkie bestie jak wy naleaoby powiartowa!
Mwi raczej do suchaczy ni do Quanglw, po prostu zabiera prokuratorowi mow
oskarycielsk. Zdawao si jednak, e si hamuje (chcia, aby toczya si rozprawa).
- Ale mj ciki obowizek najwyszego sdziego nie pozwala mi zadowoli si po prostu
waszym przyznaniem si do winy. Cho trudne jest to dla mnie, cho wydaje mi si
bezcelowe - jednake obowizek nakazuje mi sprawdzi, czy s moe jakie okolicznoci
agodzce.
Tak si zaczo i trwao przez siedem godzin.
Mdry doktor Reichhardt w celi omyli si, a wraz z nim omyli si i Quangel. Nie mogli
przypuszcza, e najwyszy sdzia narodu niemieckiego poprowadzi rozpraw z tak
bezdennie pod nienawici. Byo to tak, jakby Quanglowie osobicie skrzywdzili pana
przewodniczcego Feislera, jak gdyby jaki may, nieuyty, nigdy nie wybaczajcy
czowieczek by dotknity w swoim honorze i teraz stara si wszelkimi siami miertelnie
zrani przeciwnikw. Wygldao to, jakby Quangel uwid crk przewodniczcego, tak
osobiste byo to wszystko, tak o nieba odlege od wszelkiej rzeczowoci. - Straszliwie si obaj
oinylili. Trzecia Rzesza miaa dla swego najwyszego gnbiciela coraz to ooWe
niespodzianki w zanadrzu, bya bardziej poda od wszelkiej podoci.
- wiadkowie, wasi uczciwi towarzysze pracy zeznali, e bylicie opanowani przez brudne
skpstwo, oskarony. Ile zarabialicie tygodniowo? - zapyta przewodniczcy.
- Ostatnio przynosiem do domu czterdzieci marek tygodniowo - odpowiedzia Quangel.
- Tak, czterdzieci marek. Ju po odjciu wszelkich potrce: podatku od wynagrodzenia,
pomocy zimowej, kasy chorych i Frontu Pracy?
- Tak, na czysto.
- To zupenie dobry zarobek dla dwojga starych ludzi jak wy, co?
- Wystarczao nam.
- Nie, nie tylko wystarczao! Znw kamiecie! Regularnie oszczdzalicie. Zgadza si to, czy
nie zgadza?
- Zgadza si. Najczciej co odkadalimy.
- A ile moglicie odoy tygodniowo, przecitnie?
- Nie mog tego dokadnie powiedzie. Rnie bywao. Przewodniczcy denerwowa si:
- Przecitnie, powiedziaem. Przecitnie! Czy nie rozumiecie, co to znaczy przecitnie? I wy
uwaacie si za majstra, za rzemielnika? Nie umiecie nawet liczy. Doskonae! - I popatrzy
z oburzeniem na oskaronego.
- Mam ponad pidziesitk. Przez dwadziecia pi lat pracowaem. Lata byway rozmaite.
Byem te czasem bezrobotny. Albo chopak chorowa. Nie mog powiedzi, jak byo
przecitnie.
- Tak? Nie moecie? Ja wam powiem, dlaczego nie moecie! Nie chcecie! To wanie wasze
brudne skpstwo, ktre tak mierzio waszych przyzwoitych kolegw. Boicie si, e
moglibymy si tu dowiedzie, ile zgarnlicie. No, ile tego byo? Czy i tego nie moecie
powiedzie?
Quangel walczy ze sob. Przewodniczcy rzeczywicie trafi na jego sab strun. Nawet
Anna nie wiedziaa, ile zaoszczdzi. Ale potem Quangel zebra si w sobie. I tego rwnie
si pozbdzie! W ostatnich tygodniach pozby si tak wielu rzeczy, czemu by i tego nie?
Rozsta si z ostatnim, co wizao go jeszcze z dawnym yciem, i powiedzia:
- Cztery tysice siedemset szedziesit trzy marki.
- Tak - powtrzy przewodniczcy opierajc si o wysokie krzeso sdziowskie - cztery
tysice siedemset szedziesit trzy marki i szedziesit siedem fenigw. - Wyczyta t cyfr
z akt. -1 nie wstydzicie si zwalcza pastwa, ktre pozwolio wam tyle zarobi? Zwalczacie
spoeczno, ktra tak o was dbaa? - Podnieca si. - Nie wiecie wcale co to jest
wdziczno! Nie wiecie, co to jest honor! Jestecie symbolem haby! Trzeba was wytpi!
I spie szpony zacisny si, znw si otwary i jeszcze raz zacisny, jakby rozryway
padlin.
- Niemal poow tych pienidzy zaoszczdziem jeszcze przed zmian wadzy - powiedzia
Quangel.
Kto z audytorium rozemia si, zamilk jednak natychmiast przestraszony, gdy zy wzrok
przewodniczcego spocz na nim. Zakasa z zakopoteniem.
- Prosz o cisz! Absolutn cisz! Oskarony, jeli bdziecie zachowywali si bezczelnie,
zostaniecie ukarani. Nie mylcie, e wszelka inna kara was teraz nie dotyczy! Moe was
bowiem jeszcze co spotka!
- Popatrzy przenikliwie na Quangla. - Powiedzcie mi, oskarony, po co waciwie
oszczdzalicie?
- Przecie na staro.
Strona 143
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Czyby, na staro? Jake to brzmi wzruszajco! Ale to znw kamstwo. Co najmniej od
czasu, gdy zaczlicie pisa te karty, wiedzielicie, e tak bardzo si nie zestarzejecie! Sami
przyznajecie, e zdawalicie sobie spraw ze skutkw waszej zbrodni. A mimo to wci
odkadalicie i wpacalicie pienidze do kasy oszczdnoci. Na c to?
- Liczyem zawsze na to, e uda mi si uj.
- Co to znaczy: uj? e zostaniecie uniewinnieni?
- Nie, w to nie wierzyem. Mylaem, e nie zostan schwytany.
- Widzicie, e troch faszywie mylelicie. Ale nie wierz i w to. Nie jestecie wcale tacy
gupi, jak udajecie. Nie moglicie myle, e latami bdziecie bezkarnie uprawiali swoje
zbrodnie.
- Nie wierz te, e to potrwa lata.
- Co to ma znaczy?
- Nie wierz, e ta Tysicletnia Rzesza jeszcze dugo wytrzyma - powiedzia Quangel
zwracajc ostr, ptasi twarz w stron przewodniczcego.
Adwokat drgn przeraony.
Wrd suchaczy znw kto si zamia i natychmiast da si stamtd sysze grony pomruk.
- Taka winia! - krzykn kto.
Policjant z tyu za Quanglem poprawi swoje czako, a drug rk chwyci za futera pistoletu.
Prokurator podskoczy i powiewa jak kartk papieru.
Pani Quangel patrzya z umiechem na ma i gorliwie potakiwaa gow.
Policjant stojcy za ni zapa j za ramiona i cisn bolenie.
Opanowaa si i nie krzykna.
Jeden z asesorw wpatrwa si w Quangla z szeroko otwartymi ustami.
Przewodniczcy zerwa si:
- Zbrodniarzu! Idioto! Zbrodniarzu! Waycie si tu powiedzie... Przerwa przypomniawszy
sobie o swojej godnoci.
- Wyprowadzi oskaronego! Wachmistrzu, wyprowadzi tego draba! Sd powemie
uchwa w celu waciwego ukarania...
Po kwadransie rozprawa zostaa wznowiona.
Zwrcio ogln uwag, e oskarony teraz jako nie moe porusza si swobodnie.
Powszechnie mylano: - Sprawili mu porzdne lanie. Rwnie Anna pomylaa ze strachem o
tym samym.
Przewodniczcy Feisler obwieci:
- Oskarony Otto Quangel zostaje ukarany czterema tygodniami ciemnicy o chlebie i wodzie
z zupenym pozbawieniem ywnoci co trzeci dzie. Poza tym - doda przewodniczcy
Feisler tonem wyjanienia - oskaronemu odebrano szelki, poniewa, jak mi zameldowano,
podczas przerwy manipulowa koo nich. Istnieje podejrzenie, e usiowa popeni
samobjstwo.
- Musiaem tylko wyj na stron.
- Milcze, oskarony! Istnieje podejrzenie o usiowanie samobjstwa. Oskarony bdzie
sobie musia da rad bez szelek. Sam jest temu winien.
Wrd suchaczy znw rozleg si miech, ale teraz przewodniczcy spojrza w t stron
niemal przychylnie, cieszy si sam z dobrego dowcipu. Oskarony sta w pochylonej pozycji,
musia wci podtrzymywa opadajce spodnie.
Przewodniczcy umiechn si: - Kontynuujemy rozpraw.
ROZDZIA LXII Rozprawa gwna: prokurator Pinczer Jeeli kady nie uprzedzony
obserwator mgby porwna przewodniczcego Trybunau Narodowego Feislera do
zoliwego, krwioerczego psa, to oskaryciel gra tylko rol maego, poszczekujcego
pinczerka, czyhajcego na okazj schwytania za ydk napadnitego, ktrego jego wielki brat
trzyma za gardo. Prokurator parokrotnie prbowa w czasie rozprawy przeciw Quanglom
zaszczeka, ale za kadym razem zaguszao go warczenie krwioerczego psa. C zreszt
pozostao mu do szczekania? Przewodniczcy spenia przecie od pierwszej chwili
powinnoci oskaryciela, od pierwszej chwili Feisler naruszy podstawowy obowizek
sdziego, ktry powinien bada prawd: by w najwyszym stopniu stronniczy.
Ale po przerwie obiadowej Feisler by troch zmczony. Zjad (bez kartek) bardzo obfity
obiad z winem i wdk. Zreszt - po co si jeszcze wyta? Tych dwoje przecie ju nie
yo! Teraz bya kolej na t kobiet, on prostego robotnika, a z prawnego punktu widzenia
kobiety byy mu do obojtne. Wszystkie byy gupie i potrzebne tylko do jednej rzeczy.
Poza tym robiy to, co chcieli mczyni.
Feisler wic askawie pozwoli przecisn si do przodu Pinczerowi i poszczekiwa. Z
pprzymknitymi oczyma rozsiad si w krzele sdziowskim i podpar gow, na pozr
przysuchujc si uwanie - w rzeczywistoci jednak oddajc si cakowicie trawieniu.
- Oskarona! Bylicie ju przecie niezbyt moda, kiedy wyszlicie za m?
- Miaam okoo trzydziestki.
- A przedtem?
- Nie rozumiem tego.
- Nie udawajcie niewinitka! Chc wiedzie, jakie stosunki miaa oskarona z mczyznami
przed maestwem. No, prdzej!
Anna Quangel najpierw zaczerwienia si, a potem zblada na to bezdennie chamskie pytanie.
Spojrzaa, bagajc o pomoc, na swego obroc, ktry poderwa si i powiedzia:
- Prosz o uchylenie tego pytania, jako nie majcego nic wsplnego ze spraw Na to
oskaryciel:
- Moje pytanie naley do sprawy. Tutaj podniesiono domniemanie, ze oskarona
wystpowaa tylko jako pomocnica swego ma. Dowiod, ze b)rta osob na najniszym
poziomie moralnym, pochodzenia gminnego, zdoln do popenienia kadej zbrodni.
Przewodniczcy owiadczy znudzony:
- Pytanie naley do sprawy. Zostaje dopuszczone. Pinczer zaszczeka na nowo:
- A wic, z ilu mczynami oskarona miaa stosunki przed lubem? Wszystkie oczy
skierowane byy na pani Ann Quangel. Kilku studentw w audytorium oblizao sobie
wargi, kto stkn lubienie.
Quangel patrzy z trosk na on. Wie przycie, jak czua jest na tym punkcie.
Ale Anna Quangel zdecydowaa si. Tak jak Otto odrzuci przedtem wszelkie zahamowania
w zwizku ze swymi oszczdnociami, tak i ona postanowia teraz by bezwstydna wobec
tych bezwstydnych mczyzn.
Prokurator znw pyta:
- A wic, z ilu mczyznami oskarona miaa stosunki przed lubem?
Strona 144
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Anna Quangel odpowiada:
- Z osiemdziesicioma siedmioma. Kto na sali parskn miechem.
Przewodniczcy budzi si ze swego psnu i przyglda niemal z zainteresowaniem tej maej
onie robotnika o krpej postaci, czerwonych policzkach i penej piersi.
Ciemne oczy Quangla zabysy, teraz znw opuci powieki. Nie patrzy na nikogo.
A prokurator jka si kompletnie zmieszany:
- Z osiemdziesicioma siedmioma? Dlaczego akurat z osiemdziesicioma siedmioma?
- Tego nie wiem - odpowiada Anna Quangel niewzruszona - po Prostu wicej nie byo.
- Tak? - powiada oskaryciel zniechcony - tak?
Jest zniechcony, poniewa nagle uczyni z oskaronej interesujc Posta, co w adnym
wypadku nie byo jego zamiarem. Poza tym jest Przekonany, jak wikszo obecnych, e ona
kamie, e miaa moe 12-K ady umiera... t. II dwch lub trzech kochankw, a moe nawet
adnego. Mona by ia ukara za kpiny z sdu. Ale jak dowie jej zlej woli? Wreszcie'
decyduje si. Powiada zgryliwie:
- Jestem gboko przekonany, e oskarona bezgranicznie przesadza. Kobieta, ktra miaa
osiemdziesiciu siedmiu kochankw, na pewno nie zapamita ich liczby. Odpowie: wielu".
Ale wasza odpowied wskazuje wanie na wasze zepsucie. Chwalicie si swoim
bezwstydem! Oskarona jest dumna z tego, e bya prostytutk A z prostytutki zamienia
si w to, w co zamieniaj si wszystkie prostytutki, zostaa strczycielk. Wasnego syna
zrajfurzya!
Teraz jednak Pinczer ugryz Ann Quangel.
- Nie! - krzyczy i podnosi bagalnie rce. - Niech pan tego nie mwi! Tego nie zrobiam!
- Nie zrobilicie tego? - szczeka Pinczer. - A jak nazwiecie to, e wielokrotnie pozwalalicie
nocowa u siebie tej tak zwanej narzeczonej waszego syna? Chyba wwczas oskarona
eksmitowaa swego syna, co? A gdzie ta Truda sypiaa? Oskarona wie przecie, e ona nie
yje, oskarona to wie? Gdyby ya, siedziaaby tutaj na awie oskaronych jako pomocnica
waszego ma w jego zbrodni!
Wspomnienie o Trudzie dodao pani Quangel nowej energii. Powiedziaa - nie do
prokuratora, ale do sdu:
- Tak, dziki Bogu, Truda nie yje, nie musiaa przey jeszcze tej ostatniej haby...
- Niech oskarona askawie liczy si ze sowami! Ja ostrzegam oskaron!
- Bya dobr, porzdn dziewczyn...
- I spdzia piciomiesiczny pd, bo nie chciaa rodzi onierzy!
- Nie spdzia podu, bya bardzo nieszczliwa po wypadku.
- Sama to zeznaa.
- Nie wierz w to. Prokurator rozkrzycza si:
- W co wy tu wierzycie i w co nie wierzycie, jest nam obojtne. Ale radz oskaronej
zmieni ton! Bo jak nie, to oskaron moe spotka co bardzo nieprzyjemnego. Zeznanie
Hergesell zaprotokoowane jest przez komisarza Lauba. A komisarz kryminalny nie kamie.
Pinczer rozejrza si gronie po sali.
_ Wzywam jeszcze raz oskaron do powiedzenia mi: czy wasz syn stosunki z t dziewczyn,
czy nie?
- Matka takich rzeczy nie sprawdza. Nie jestem szpiegiem.
- Ale mielicie obowizek nadzoru. Jeeli dopuszczacie do niemoralnych stosunkw waszego
syna we wasnym mieszkaniu, to ciy na was zarzut strczycielstwa, tak okrela to kodeks
karny.
- O tym nic nie wiem. Ale wiem, e bya wojna i e mj chopak mg zgin. W naszych
koach to jest tak: jeeli dwoje modych jest zarczonych albo tak jakby zarczonych, a do
tego jest jeszcze wojna, to patrzymy przez palce na te sprawy.
- Aha, a wic oskarona przyznaje si. Oskarona wiedziaa o niemoralnych stosunkach i
tolerowaa je! Nazywacie to patrze przez palce". Ale kodeks karny nazywa to
strczycielstwem i matka musi by zupenie wyprana z honoru i zupenie zepsuta, jeeli co
takiego toleruje.
Tak, taka wic jest matka? No, to chciaabym wiedzie - powiada Anna Quangel odwanie,
mocnym gosem - chciaabym wiedzie, jak nazywa kodeks karny to, co robi Bubi-Driick-
Mich-Verein*? Oywione miechy...
- I to, co wyprawia SA ze swoimi dziewczynami... miech urywa si...
- I ci z SS - opowiadaj przecie, e esesmani habi dziewczta ydowskie, a potem
strzelaj do nich...
Chwila miertelnej ciszy...
Potem wybucha tumult. Krzycz! Niektrzy ze suchaczy przea. przez barier i chc bi
oskaron.
Otto Quangel poderwa si, gotw popieszy z pomoc onie...
Policjant i brak szelek przeszkadzaj mu.
Przewodniczcy stoi i gwatownie, ale daremnie nawouje do spokoju.
Asesorzy rozmawiaj gono ze sob.
Prokurator Pinczer szczeka i szczeka, lecz nikt nie rozumie ani sowa...
Wreszcie wywlekaj Ann Quangel z sali, haas ucisza si, a sd udaje si na narad...
* Bubi-Druck-Mich-Verein - dosownie: Stowarzyszenie chopcze, ucinij mnie" ~ drwica
nazwa BDM - Bund Deutscher Madel - Zwizku Dziewczt Niemieckich.
Po piciu minutach sd wraca:
- Oskaron Ann Quangel wyklucza si z udziau w rozprawie Zostan jej naoone
kajdanki. Ciemnica a do odwoania. Chleb i woda tylko co drugi dzie.
Rozprawa toczy si dalej.
ROZDZIA LXIII Rozprawa gwna: wiadek Ulrich Heffke Wykwalifikowany robotnik,
garbaty brat Anny Quangel, wiadek Ulrich Heffke ma cikie miesice poza sob. Dzielny
komisarz Laub zaaresztowa go z on zaraz po ujciu Quanglw, bez adnego konkretnego
podejrzenia, tyko dlatego, e by ich krewnym.
Od tego czasu Ulrich Heffke y w strachu. Ten agodny czowiek, o skromnej, prostej duszy,
ktry przez cae ycie unika wszelkiej sprzeczki, zosta aresztowany przez sadyst Lauba,
drczony, zwymylany, bity. Zmuszono go do godowania, upokarzano - sowem, drczono
go wedug wszelkich prawide diabelskiej sztuki.
Wskutek tego pomieszao si wszystko w umyle garbuska. Nasuchiwa ze strachem, chcia
si domyli, czego chcieli od niego jego przeladowcy, a potem bezsensownie skada
obciajce go zeznania, ktrych sprzeczno natychmiast mu wykazywano.
Strona 145
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
I wtedy drczono go na nowo, w nadziei wycignicia jeszcze jakiej nowej, dotychczas nie
znanej zbrodni. Bo komisarz Laub dziaa wedug maksymy owych czasw: Kady ma co
na sumieniu. Trzeba tylko cierpliwie szuka, a zawsze co si znajdzie."
Laub nie chcia w aden sposb uwierzy, e natrafi na Niemca, ktry nie by czonkiem
partii, a mimo to nie sucha zagranicznego radia, nie uprawia defetystycznej, szeptanej
propagandy i nie przekroczy nigdy adnego z rozporzdze o rodkach ywnociowych.
Laub wmwi w Heffkego, e to on podrzuca za szwagra karty na Nollendorfplatz.
Heffke przyzna si - a po trzech dniach Laub potrafi mu dowie, e niemoliwe byo, aby
on, Ulrich Heffke, mg podrzuci te karty.
ze Wobec tego komisarz Laub oskary Heffkego o zdrad tajemnic fabryki optycznej, w
ktrej Heffke pracowa. Garbusek przyzna si, a po tygodniu uciliwych dochodze Laub
mg stwierdzi, e w fabryce nie byo w ogle adnych tajemnic do zdradzenia, e nikt tam
nje wiedzia, dla jakiej broni s przeznaczone pojedyncze czci produkowane w fabryce.
Kade faszywe zeznanie kosztowao Heffkego drogo, ale nie stawa sj przez to mdrzejszy,
tylko jeszcze bardziej zastraszony. Zeznawa na lepo, byle tylko mie spokj, byle tylko
uciec przed dalszymi prze-suchiwaniami, podpisywa kady protok. Podpisaby nawet
wyrok mierci na siebie. By niczym - galaret, kupk strachu, ktra ju przy pierwszym
sowie zaczynaa dre.
Komisarz Laub by tak bezwstydny, e przekaza tego nieszczliwca do aresztu ledczego
wraz z Quanglami, chocia aden protok nie stwierdzi udziau Heffkego w zbrodniach"
Quanglw. Sicher ist sicher - niech jeszcze sdzia ledczy przekona si, czy jednak nie
wydostanie czego obciajcego od Ulricha Heffke. Ulrich Heffke wykorzysta jednak
bardziej wszechstronne moliwoci aresztu ledczego przede wszystkim po to, aby si
powiesi. Znaleziono go w ostatniej chwili, odcito i zwrcono yciu, ktre stao si dla niego
zupenie nie do wytrzymania.
Od tej chwili garbusek musia y w jeszcze ciszych warunkach: w celi palio si przez ca
noc wiato, specjalny posterunek w odstpach parominutowych zaglda przez drzwi, rce
mia skute i niemal codziennie wzywano go na przesuchanie. Cho sdzia ledczy nie
znajdowa w aktach nic obciajcego, by jednak gboko przekonany, e garbus ukrywa
jakie przestpstwo. Bo dlaczeg by prbowa odbiera sobie ycie? Nikt niewinny tego nie
robi! I wanie idiotyczny system Heffkego, potwierdzajcego kade oskarenie, wpyn na
to, e sdzia ledczy musia prowadzi dugotrwae przesuchania i dochodzenia, ktre w
kocu wykazyway niewinno kaleki.
Ulrich Heffke zosta wypuszczony z aresztu ledczego dopiero na tydzie przed rozpraw.
Wrci do swojej wysokiej, ciemnej, zawsze zmczonej ony, ktra ju dawno bya na
wolnoci. Przyja go w milczeniu. Heffke czu si zbyt roztrzsiony, aby pj do pracy.
Czsto godzinami klcza w kcie pokoju i piewa pieni kocielne miym, cichym falsetem.
Mwi bardzo niewiele, za to nocami duo paka. Mieli zaoszczdzone pienidze, wic
kobieta nie namawiaa rna do pracy.
W trzy dni po wyjciu na wolno Ulrich Heffke dosta wezwanie na rozpraw gwn jako
wiadek. Jego saba gowa nie moga do dobrze poj, e jest wezwany tylko jako wiadek.
Zdenerwowanie garbuska wzrastao z kad godzin, prawie nic nie jad i coraz wicej
piewa Mczy go bezgraniczny strach, e dopiero co ukoczone udrki mog si zacz na
nowo.
W nocy przed rozpraw wiesza si po raz drugi. Tym razem ona uratowaa mu ycie. Gdy
tylko mg znw oddycha, spraa go porzdnie. Nie uznawaa jego sposobu ycia.
Nastpnego dnia wzia go mocno pod rk i dostarczya wonemu sdu pod drzwi pokoju
wiadkw ze sowami: - On ma fioa. Uwaajcie dobrze na niego.
Gdy pady te sowa, pokj wiadkw by ju peen ludzi - byli to przewanie koledzy Quangla
z pracy, kierownictwo fabryki, dwie kobiety i sekretarz poczty, ktrzy zauwayli go przy
podrzucaniu karty. Poniewa sporo wiadkw byo ju obecnych, gdy Anna Heffke
powiedziaa te sowa, nie tylko wony sdowy, ale wszyscy pilnie uwaali na maego
garbusa. Niektrzy prbowali skrci sobie dugotrwae czekanie dranieniem kaleki. Ale nic
z tego nie wyszo: zbyt wielki strach wyziera mu z oczu, a ludzie byli zbyt dobroduszni, aby
si dugo z niego naigrawa.
Mimo strachu garbus dobrze znis przesuchanie przez przewodniczcego Feislera, po prostu
dlatego, e mwi cicho i dra tak bardzo, i najwyszemu sdziemu szybko znudzio si
przetrzymywanie tego strachliwego zajczka. Potem Heffke przysiad midzy innymi
wiadkami w nadziei, e ju wszystko si dla niego skoczyo.
Ale musia jeszcze przysuchiwa si, jak prokurator Pinczer rozprawia si z jego siostr, jak
j drczy, sysza bezwstydne pytania stawiane Annie. Jego serce burzyo si, chcia
wystpi, chcia broni gorco ukochanej siostry, chcia zawiadczy, e zawsze prowadzia
porzdne ycie - ale strach kaza mu znw przykucn, ukry si, by tchrzem. Tak wic
sucha - midzy strachem, tchrzostwem i odruchami odwagi, nie bdc ju panem swych
zmysw - przebiegu rozprawy a do chwili, gdy Anna zwymylaa BDM, SA i SS. By
wiadkiem tumultu, ktry nastpi i w ktrym wspdziaa nieco swoj ma, mieszn
figurk. Wlaz na awk, aby lepiej widzie. Zobaczy, jak dwch policjantw wyprowadzio
Ann.
Sta wci jeszcze na awce, gdy przewodniczcy wreszcie zacz pj-zywraca porzdek na
sali. Ssiedzi zapomnieli o nim, szeptali co ze sob-
Wtedy wzrok prokuratora Pinczera pad na Ulricha Heffkego. Ze zdziwieniem przyjrza si
poaowania godnej postaci i zawoa:
- Hej, wy tam! Wy jestecie przecie bratem oskaronej. Jak si nazywacie?
- Heffke, Ulrich Heffke - pomg oskarycielowi jego asesor.
- wiadek Ulrich Heffke, to bya wasza siostra. Wzywam was do
wypowiedzenia si na temat dotychczasowego ycia Anny Quangel. Co wiecie o jej yciu?
Ulrich Heffke otworzy usta - sta wci jeszcze na awce; oczy jego po raz pierwszy
popatrzyy bez lku. Otworzy usta i zacz piewa miym falsetem.
- Chc dzisiaj ci poegna, ty zy, faszywy wiecie! Twe grzeszne, ze denie ju mi nie
odpowiada. W niebiosach dobrze mieszka: do tego tylko d -Tam Bg nagrodzi tych, co tu
mu wiernie su.
Wszyscy tak osupieli, e pozwolili mu spokojnie piewa. Dla niektrych ten skromny piew
by nawet miy i naiwnie poruszali gowami w takt melodii. Jeden z asesorw szeroko
otworzy usta. Studenci trzymali si mocno parapetu z napronym wyrazem twarzy.
Zakopotany siwy obroca przekrzywi gow i duba z namysem w nosie. Otto Quangel
Strona 146
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
skierowa sw ostr twarz w stron szwagra i po raz pierwszy uczu, jak jego obojtne serce
bije dla biednego garbuska. Co z nim zrobi?
- Przechowaj dusz moj u stp otarza twego I z mroku j wyprowad do twojej
wspaniaoci. Ten, co by sprawiedliwy, do zamku niebieskiego Pody uzdrowiony i
spocznie na twym onie.
Przy drugiej zwrotce na sali rozlegy si szmery. Przewodniczcy co zaszepta, a prokurator
posa kartk do dyurnego oficera policji.
Ale may garbus nie zwraca na to wszystko uwagi. Jego wzrok by skierowany na sufit. Teraz
zawoa gono, z ekstaz w gosie:
- Id!
Podnis ramiona, odepchn si nogami od awki, chcia ulecie.. I upad niezrcznie midzy
siedzcych przed nim wiadkw, ktrzy przestraszeni uskoczyli na bok - a potem potoczy si
midzy awki..
- Wynie tego czowieka! - zawoa przewodniczcy wrd powstajcego na
nowo haasu. - Niech go lekarz zbada.
Ulricha Heffkego wyniesiono z sali.
- Jak wida, rodzina przestpcw i wariatw - stwierdzi przewodniczcy. -
C,
trzeba postara si o ich wytpienie.
I rzuci grone spojrzenie na Ottona Quangla, podtrzymujcego rkami spodnie i wci
jeszcze patrzcego na drzwi, za ktrymi znikn may szwagier.
Oczywicie - postarano si o wytpienie" maego garbuska Ulricha Heffkego. Ani cielenie,
ani duchowo nie by wart ycia. Po krtkim pobycie w pewnym zakadzie zastrzyk dopomg
mu poegna ten zy, faszywy wiat.
ROZDZIA LXIV Rozprawa gwna: obrocy Obroca Anny Quangel, zatroskany, szary,
starszy mczyzna, ktry tak chtnie w chwilach zapomnienia duba w nosie i ktrego
ydowski wygld niemal wyklucza pomyk (jednak nie mona mu byo niczego dowie,
poniewa mia papiery czysto aryjskie"), ten czowiek, ktry z urzdu zosta mianowany
obroc Anny - podnis si do swej mowy obroczej.
Wywodzi, e bardzo auje, i musi przemawia pod nieobecno swojej klientki.
Oczywicie, jej wypady pod adresem tak znanych instytucji partyjnych, jak SA lub SS s
godne poaowania.
- Zbrodnicze! - przerwa prokurator okrzykiem.
Tak jest, oczywicie, zgadza si z panem oskarycielem, e takie wypady s w najwyszym
stopniu zbrodnicze. W kadym razie wida po wydarzeniu z bratem jego klientki, e trudno j
uwaa za w peh11 wiadom swego dziaania. Sprawa Ulricha Heffkego - z pewnoci
wysoki sd dokadnie j sobie przypomina - wykazaa, e rodzina fleffke ogarnita jest
szaem religijnym. Adwokat przyjmuje, chyba susznie - nie uprzedzajc orzeczenia lekarzy-
rzeczoznawcw - e mamy tu do czynienia z wypadkiem schizofrenii, a poniewa
schizofrenia naley do chorb dziedzicznych...
W tym miejscu prokurator po raz drugi przerwa proszc sd o upomnienie obrocy, aby
mwi na temat.
Przewodniczcy Feisler czyni to, ale adwokat broni si, e mwi na temat.
Nie, nie mwi na temat. Chodzi o zdrad gwn i zdrad stanu, a nie o schizofreni i
pomieszanie zmysw.
- Jeeli pan prokurator jest uprawniony do dowodzenia zmniejszonej wartoci
moralnej jego klientki - mwi adwokat - to on jest uprawniony do mwienia o jej schizofrenii.
Prosi o orzeczenie sdu.
Sd wychodzi w celu powzicia decyzji w sprawie wniosku obrony. Potem przewodniczcy
Feisler oznajmia:
- Ani w postpowaniu ledczym, ani w czasie dzisiejszej rozprawy nic nie
wskazywao na zakcenie umysu Anny Quangel. Wypadek z jej bratem, Ulrichem Heffke,
nie moe by uznany za dowd, poniewa nie ma jeszcze adnego zawiadczenia lekarskiego
w sprawie wiadka Heffkego. Moliwe, e Ulrich Heffke jest niebezpiecznym symulantem,
ktry chcia udzieli pomocy swojej siostrze. Poleca si obronie, by trzymaa si cile faktw
zdrady stanu i zdrady gwnej, ktre s na porzdku dziennym dzisiejszej rozprawy.
Triumfujce spojrzenie prokuratora Pinczera na zatroskanego adwokata.
Ponure spojrzenie adwokata.
- Poniewa wysoki sd nie pozwoli mi mwi o stanie umysu mojej klientki,
Anny Quangel - zacz znw adwokat - pomijam wszystkie punkty, ktre mogyby wiadczy
o jej zmniejszonej poczytalnoci: zwymylanie wasnego maonka po mierci syna, jej
czste, dziwne, niemal pomylone zachowanie si.
Tu znw doktor Pinczer zaszczeka: - Wnosz stanowczy protest przeciw obchodzeniu przez
obroc zakazu sdu. Pomija punkty i w ten sposb z jeszcze wikszym naciskiem je
podkrela. Wnosz o orzeczenie sdu!
Sd ponownie wychodzi, a gdy wraca, przewodniczcy Feisler zoliwie oznajmia, e
adwokat za przekroczenie decyzji sdu zostaje skazany na kar pienin piciuset marek. W
wypadku powtrnego przekroczenia zostanie mu odebrany gos.
Siwy adwokat kania si. Wyglda na zatroskanego, jak gdyDy mczya go myl, skd
wydosta te piset marek. Zaczyna po raz trzeti swoje przemwienie. Stara si zobrazowa
modo Anny Quangel, je; lata na subie, potem u boku ma, zimnego fanatyka. Cae ycie
tej kobiety - to tylko praca, troska, rezygnacja, poddawanie si woli twardego czowieka. I ten
m zaczyna nagle pisa karty o wysoce zdradzieckiej treci. Rozprawa wykazuje jasno, e to
mczyzna wpad na ten pomys, a nie kobieta. Wszystkie wiadczce o czym przeciwnym
twierdzenia mojej klientki w dochodzeniu ledczym naley uzna za nieudan prb ofiary...
- C miaa pani Anna Quangel zrobi przeciw zbrodniczej woli swego
maonka? - woa adwokat. - C moga uczyni? Za ni byo ycie wypenione
posuszestwem, nauczya si sucha, nigdy nie stawiaa oporu. Bya stworzeniem swego
ma, nalecym niejako do niego...
Prokurator nastawia uszu.
- Wysoki sdzie! Czyn, nie - udzia w czynie takiej kobiety nie moe by
uznany za w peni wiadomy. Tak jak nie mona ukara psa, ktry na rozkaz swego pana na
obcym terenie chwyta zajca, tak nie mona czyni tej kobiety odpowiedzialn za
wspudzia w zbrodni. Broni jej - rwnie z tych powodw - paragraf 51, cz 2...
Prokurator znw przerywa. Szczeka, e adwokat ponownie przekroczy zakaz sdu. Adwokat
zaprzecza. Prokurator odczytuje z notatek.
Strona 147
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Wedug stenogramu obrona powiedziaa, co nastpuje: Broni jej -

rwnie z tych powodw - paragraf 51, cz 2" ... Sowa rwnie z tych powodw" odnosz
si zupenie wyranie do twierdzenia o chorobie umysowej rodziny Heffke. Wnosz o
decyzj sdu.
Prezydent Feisler zapytuje obroc, do czego odnosiy si sowa rwnie z tych powodw".
Adwokat wyjania, e sowa te miay zwizek z dalszymi jego wywodami, ktre mia zamiar
rozwin.
Prokurator krzyczy, e nikt w swojej mowie nie powouje si na co, co jeszcze nie zostao
powiedziane. Mona si powoywa na co znanego, a nie - na nieznane. Sowa pana obrocy
s tylko marnym wykrtem.
Obroca protestuje przeciw imputowaniu mu marnych wykrtw"- Poza tym w
przemwieniu mona powoywa si rwnie dobrze na co, co pniej zostanie powiedziane.
Wywoywanie zainteresowania jest znanym sposobem mwcw. Tak na przykad Marcus
Tullius Cicero w swojej znakomitej trzeciej filipice powiedzia...
Anna Quangel zostaa zapomniana: teraz Otto Quangel patrzy z otwartymi ze zdumienia
ustami to na jednego, to na drugiego.
Gorczkowa dysputa trwaa. Pada deszcz cytatw aciskich i greckich.
Wreszcie sd powtrnie uda si na narad, a po powrocie przewodniczcy Feisler owiadczy
ku powszechnemu zdumieniu (poniewa wikszo obecnych zapomniaa w trakcie uczonej
dysputy o jej przyczynie), e z powodu powtrnego przekroczenia zakazu sdu adwokat
zostaje pozbawiony prawa gosu. Oficjalna obrona Anny Qunagel zostaje przekazana
obecnemu tu przypadkowo asesorowi Luedeckemu.
Siwy obroca, jeszcze bardziej zatroskany ni zazwyczaj, ukoni si i opuci sal.
Przypadkowo obecny" asesor Luedecke podnis si i zacz przemawia. Nie mia jeszcze
zbyt wiele dowiadczenia, nie sucha te dotychczas uwanie, by oniemielony przez sd, a
poza tym by w tym czasie mocno zakochany i niezdolny do rozsdnego mylenia. Mwi trzy
minuty, prosi o uwzgldnienie okolicznoci agodzcych (w wypadku, gdyby wysoki sd by
innego zdania - moe uwaa jego prob za nie wypowiedzian) i usiad bardzo czerwony i
zakopotany.
Udzielono gosu obrocy Ottona Quangla.
Wsta, bardzo jasnowosy i napuszony. Dotychczas ani razu nie zabra gosu w rozprawie, nie
zrobi najmniejszej notatki - st przed nim by pusty. Podczas wielogodzinnej rozprawy
zajmowa si jedynie agodnym pocieraniem rowych, starannie wypielgnowanych
paznokci i dokadn ich obserwacj.
Teraz jednak przemwi. Toga bya na wp rozpita, jedna rka w kieszeni, druga
umiarkowanie gestykulowaa. Ten obroca nie cierpia swojego klienta. Otto by dla niego
wstrtny, ograniczony, nieprawdopodobnie brzydki i wrcz odraajcy. A Quangel, niestety,
zrobi wszystko, aeby wzmc jeszcze niech swego obrocy, odmawiajc mu - mimo
usilnej namowy doktora Reichhardta - wszelkich informacji: nie potrzebowa obrony.
Teraz wic przemawia adwokat doktor Stark. Mocne sowa ktrych uywa, tworzyy
jaskraw dysharmoni z jego nosowym przewlekym sposobem mwienia.
- Rzadko zdarza si - prawi - abymy wszyscy, zgromadzeni w tej sali, byli
wiadkami takiej bezdennej ludzkiej nikczemnoci, jak nam tutaj zademonstrowano. Zdrada
stanu, zdrada gwna, prostytucja, rajfurstwo, spdzenie podu, skpstwo - tak, czy istnieje
jeszcze jaka ludzka zbrodnia, ktrej nie dopuciby si mj klient, w ktrej nie wziby
udziau? Wysoki sdzie, moi panowie! Nie mog broni takiego zbrodniarza. W takim
wypadku zdejmuj tog adwokata i ja, obroca, musz zamieni si w prokuratora i podnie
ostrzegawczy gos: niechaj sprawiedliwo zastosuje najwysz surowo. Przystosowujc
znane powiedzenie, mog tylko zawoa: Fiat iusticia, pereat mundusl adnych okolicznoci
agodzcych dla tego zbrodniarza, nie zasugujcego na miano czowieka!
Z tymi sowami, ku oglnej konsternacji obroca ukoni si i usiad, troskliwie podcigajc
spodnie na kolanach. Rzuci badawcze spojrzenie na swoje paznokcie i zacz je lekko
pociera.
Po krtkim zdumieniu przewodniczcy zapyta oskaronego, czy ma jeszcze co do
powiedzenia na swoj obron. Niech jednak askawie moliwie si streszcza.
- Nie mam nic do powiedzenia na swoj obron - rzek Otto Quangel
przytrzymujc spodnie - ale chciabym serdecznie podzikowa adwokatowi za jego obron.
Nareszcie zrozumiaem, co to znaczy lewy adwokat"*.
Quangel usiad. Sowa jego wywoay oglne poruszenie. Adwokat przerwa polerowanie
paznokci, wsta i owiadczy niedbale, e rezygnuje z wniosku przeciw swemu klientowi,
poniewa ten raz jeszcze dowid, e jest niepoprawnym przestpc.
I wtedy Quangel rozemia si. Po raz pierwszy od chwili swego aresztowania, nie, od
niepamitnych czasw, rozemia si wesoo i beztrosko. Nagle dostrzeg cay komizm
sytuacji: ta banda zbrodniarzy powanie zamierzaa napitnowa go jako zbrodniarza.
Przewodniczcy ostro poskromi oskaronego za jego niewaciw wesoo. Zastanawia si,
czy nie zastosowa jeszcze ostrzejszych represji - Lewy adwokat - w oryginale
nieprzetumaczalna gra sw: zamiast Rechtsanwalt (adwokat) uyto Linksanwalt (rechts -
prawo, links - lewo).
vvobec Quangla, ale zorientowa si, e wymierzy ju oskaronemu ^szelkie moliwe kary,
e pozostao tylko wykluczenie go z rozprawy, j pomyla, e zrobioby to ze wraenie,
gdyby wyrok zosta oznajmiony w nieobecnoci obojga oskaronych. Wobec tego postanowi
by agodny.
Sd uda si na narad w celu ferowania wyroku.
Duga przerwa.
Wikszo publicznoci jak w teatrze wysza zapali papierosa.
ROZDZIA LXV Rozprawa gwna: wyrok Zgodnie z regulaminem obaj policjanci
pilnujcy Quangla powinni byli w czasie przerwy wyprowadzi go do specjalnie
przeznaczonej celi. Poniewa jednak sala prawie zupenie opustoszaa, a transport winia z
opadajcymi cigle spodniami przez szereg korytarzy i piter byby do kopotliwy, obeszli
przepis i gawdzc zatrzymali si nie opodal Quangla.
Stary majster opar gow na rkach i zapad na par minut w rodzaj psnu. Wyczerpaa go ta
siedmiogodzinna rozprawa, w czasie ktrej ani na chwil nie pozwoli sobie na osabienie
czujnoci. Jak cienie migay mu przed oczyma obrazy: szponiasta rka przewodniczcego
Feislera-otwierajca si i zamykajca, obroca Anny z palcem w nosie, garbusek Heffke,
pragncy ulecie, Anna z poncymi policzkami, mwica osiemdziesit siedem". Oczy jej
Strona 148
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
w owej chwili wyraay pogodn wyszo, jakiej jeszcze nigdy u niej nie widzia. I jeszcze
wiele innych obrazw. Jeszcze... wiele... innych... obrazw...
Mocniej opar gow na rkach. By tak zmczony. Musia spa. Cho pi minut...
Pooy wic na stole rami, a na nim gow. Oddycha bogo. Tylko pi minut mocnego snu.
Krtka chwila zapomnienia!
Ale poderwa si znowu. Byo co w tej sali, co rozbijao mu Wytskniony spokj. Rozejrza
si szeroko rozwartymi oczyma i wzrok jego pad na byego radc sdowego Fromma, ktry
sta oparty o balustrad oddzielajc cz sali przenaczon dla publicznoci i jak gdyby
dawa mu jakie znaki. Quangel ju przedtem zauway starego pana, nic zreszt nie uszo
jego napronej uwagi, ale wrd wielu podniecajcych wrae tego dnia nie interesowa si
byym wsp-lokatorem z ulicy Jaboskiego.
W tej chwili radca sta przy barierze i dawa mu jakie znaki.
Quangel rzuci okiem na obu policjantw: oddaleni o trzy kroki i zagbieni w oywionej
rozmowie nie patrzyli na niego. Majster usysza akurat sowa: - I jak zapi faceta za kark...
Majster podnis si, chwyci spodnie mocno w obie rce i krok za krokiem ruszy przez ca
dugo sali ku radcy.
Radca sta teraz przy samej barierze, z opuszczonym wzrokiem, jakby nie chcia widzie
zbliajcego si winia. Quangel by oddalony od niego zaledwie o par krokw, wtedy
radca odwrci si nagle i poszed midzy rzdami krzese ku drzwiom wyjciowym. Ale na
balustradzie leaa pozostawiona przez niego maa biaa paczuszka, niniejsza nawet od rolki
nici.
Quangel zrobi ostatnie dwa kroki, chwyci rolk i ukry j pocztkowo w zagiciu doni, a
potem schowa do kieszeni. Odwrci si i stwierdzi, e obaj wartownicy dotychczas jeszcze
nie zauwayli jego nieobecnoci. Potem trzasny drzwi wejciowe i radca sdowy wyszed.
Quangel rozpocz powrotn wdrwk na swoje miejsce. By podniecony, serce mu bio -
wydawao si nieprawdopodobne, aby ta przygoda moga si dobrze skoczy. I c to byo
dla starego radcy tak wane, e aby to dorczy, odway si na taki czyn?
Quangel by oddalony jeszcze o kilka krokw od swego miejsca, gdy jeden z policjantw
zauway go; Przestraszony skierowa wzrok na puste krzeso Quangla, jakby chcia si
przekona, e oskarony rzeczywicie tam nie siedzi. Potem zawoa niemal z przeraeniem: -
Co pan tam robi?
Rwnie drugi policjant odwrci si gwatownie i wpatrywa si w Quangla. W pierwszym
zmieszaniu stali obaj jak wronici, nie mylc nawet o sprowadzeniu winia na miejsce.
- Chciabym wyj na stron, panie wachmistrzu - powiedzia Quangel.
Uspokojony policjant burcza jeszcze: - No to nie le pan sam, tylko zamelduj si askawie... -
Quangel nagle pomyla, e nie chciaby, aby z nim byo inaczej ni z Ann. Mog sobie
spokojnie ogasza wyrok bez obojga oskaronych, zepsuje im to t zabaw. On, Quangel, nie
by ciekaw wyroku, zna go ju przecie. Natomiast by ciekaw, co tak wanego wetkn mu
stary radca.
Policjanci podeszli do Quangla i chwycili go za rce, ktrymi podtrzymywa spodnie.
Otto spojrza na nich zimno i powiedzia:
- Hitler niech zdechnie!
- Co? - Tak osupieli, e nie dowierzali wasnym uszom.
A Quangel woa bardzo szybko i bardzo gono: - Hitler niech zdechnie! Goering niech
zdechnie! To cierwo Goebbels niech zdechnie! Streicher niech zdechnie.
Uderzenie pici w podbrdek uniemoliwio mu dalsz litani. Policjanci wycignli
omdlaego Quangla z sali.
W ten sposb doszo do tego, e przewodniczcy Feisler musia ogosi wyrok nie w
obecnoci obojga oskaronych. Niepotrzebnie najwyszy sdzia askawie pomin obraz
adwokata. Quangel mia racj: ogoszenie wyroku bez widoku twarzy podsdnych nie
sprawiao przewodniczcemu adnego zadowolenia, nawet najmniejszego. A wymyli sobie
tyle piknych, obelywych sformuowa.
Jeszcze podczas przemwienia Feislera Cmangel w celi sdowej otworzy oczy. Bola go
podbrdek, bolaa go caa gowa, z trudem tylko mg sobie przypomnie, co zaszo. Rka
ostronie namacaa kiesze: dziki Bogu, paczuszka bya na miejscu.
Sysza kroki wartownika na korytarzu. Teraz ucichy, a zamiast tego rozleg si od strony
drzwi cichy zgrzyt odsuwanego judasza. Quangel zamkn oczy, lea, jakby wci jeszcze
by nieprzytomny. Po nie koczcej si jakby przerwie rozleg si ponowny zgrzyt od strony
drzwi, a potem znw kroki wartownika na korytarzu.
Judasz by zamknity. W cigu najbliszych dwch, trzech minut posterunek na pewno nie
zajrzy do celi.
Quangel szybko wycign z kieszeni paczuszk. Zsun nitk, ktr bya obwizana, i
rozpostar kartk okalajc szklan rurk. Przeczyta pismo maszynowe: Cyjankali. Zabija
bezbolenie w cigu paru sekund. Schowa w ustach. ona te zostanie zaopatrzona.
Zniszczy kartk".
Quangel umiechn si. Zacny stary pan! Wspaniay stary pan! Zu karteczk, a gdy bya
ju zupenie mokra, pokn j.
Z ciekawoci oglda ampuk, patrzy na przezroczysty jak woda pyn. - Szybka,
bezbolesna mier - powiedzia do siebie. - O, gdybycie o tym wiedzieli! I Anna te zostanie
zaopatrzona. Ten myli o wszystkim. Dobry stary pan! Wsun ampuk do ust. Najwygodniej
mu byo ukry j midzy dzisami a policzkiem jak sztyfcik, jak prymk, ktr uo wielu
robotnikw w stolarni. Pomaca policzek. Nie, nie ma ladu jakiejkolwiek wypukoci. A
gdyby nawet zauwayli - zanim zd mu to zabra, zgryzie i rozpuci w ustach.
Quange znw si umiechn. Teraz by naprawd wolny! Teraz nie mieli nad nim adnej
wadzy!
ROZDZIA LXVI Dom mierci Otto Quangel jest teraz lokatorem domu mierci w
Ploetzensee. Pojedynka domu mierci jest jego ostatni ojczyzn na tej ziemi.
Siedzi w pojedynce dla skazanych na mier. Nie ma ju towarzysza, adnego doktora
Reichhardta, nawet adnego psa". Skazani na mier maj tylko mier za towarzysza. Tak
chce prawo.
Cay dom zapeniaj ci skazani na mier, tuziny, moe setki, cela przy celi. Stale sycha
kroki wartownikw na korytarzu, stale sycha brzk acuchw, przez ca noc szczekaj psy
na podwrzu.
Ale upiory w celach s cicho, w celach jest spokj, nie sycha dwiku. Tacy s cisi, ci
kandydaci na mier. cignici ze wszystkich stron Europy, mczyni, modziecy, prawie
chopcy jeszcze, Niemcy, Francuzi, Holendrzy, Belgowie, Norwegowie, dobrzy ludzie, sabi
Strona 149
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
ludzie, li ludzie, wszystkie temperamenty - od sangwinika a do choleryka, do melancholika.
Ale w tym domu zacieraj si rnice. Wszyscy ucichli, s tylko upiory. Czasami Quangel
syszy noc pacz i znw cisza, cisza...cisza...
Zawsze lubi cisz. Przez ostatnie miesice zosta zmuszony do prowadzenia ycia, ktre byo
obce jego usposobieniu. Nigdy nie by sam, czsto zmuszany do mwienia, on, ktry
nienawidzi rozmw-A teraz jeszcze raz, ostatni raz, wraca do swojego sposobu bycia, do
ciszy, do cierpliwoci. Doktor Reichhard by dobry, nauczy go wiele teraz, tak blisko mierci
- lepiej jednak y bez doktora Reichhardta.
Nauczy si od doktora Reichhardta, e ycie w celi naley uregulowa. Wszystko ma swoj
por: bardzo dokadne mycie, kilka wolnych wicze, przed i po poudniu godzinny spacer w
celi, gruntowne sprztanie, jedzenie, sen. S tu te ksiki do czytania, co tydzie przynosz
mu sze ksiek. Ale pod tym wzgldem si nie zmieni. Nie patrzy na nie. Przecie na
swoje stare lata nie zacznie czyta!
I jeszcze jedno przej od doktora Reichhardta. Podczas spacerw nuci. Przypomina sobie
stare piosenki dziecinne i ludowe, jeszcze ze szkoy. Wynurzaj si w nim z najwczeniejszej
modoci. Strofka ukada si za strofk - co za gow ma jednak, e pamita to jeszcze po
przeszo czterdziestu latach! A potem wiersze: Piercie Polikratesa", Zakadnik",
Radoci, cudna iskro boa", Krl olch". Ale Pieni o dzwonie" nie potrafi ju
przypomnie sobie. Moe nie zna nigdy wszystkich strofek, nie wie ju tego...
Ciche ycie, ale gwn treci dnia jest jednak praca. Tak, tu musi pracowa. Musi sortowa
okrelon ilo grochu, usuwa robaczywe 1 poamane ziarna i nasiona chwastw
oraz czarnej wyki. Wykonuje chtnie swoj robot, palce sortuj pilnie, godzina za godzin.
I dobrze, e dosta akurat t prac. Jest przynajmniej syty. Miny dobre czasy, kiedy jada
potrawy doktora Reichhardta. Tutaj w celi dostaje le ugotowan papk wodn i mokry, lepki
chleb z domieszk kartofli, ktry mu ciy w odku. Nie moe tego strawi.
Ale tu pomaga groch. Wiele odj nie moe, poniewa wa wydawan porcj, ale w kadym
razie moe odj tyle, aby si nieco nasyci. Moczy groch w wodzie, a kiedy napcznieje,
wkada ziarna do zupy, aby si troch ogrzay - potem je uje. W ten sposb poprawia troch
jedzenie, o ktrym mona powiedzie: za mao aby y, a za duo aby umrze.
Przypuszcza, e nadzorcy i inspektorzy pracy wiedz, i kradnie groch, ale nic nie mwi.
Nie mwi nic nie dlatego, e chc oszczdzi skazanego na mier, ale dlatego, e
zobojtnieli, otpieli w tym domu, w ktrym co dzie s wiadkami tyu nieszcz.
Nie mwi nic, chociaby dlatego, aby wizie nic nie mwi. Nie chc sysze skarg. I tak
nie mog nic zmieni, poprawi - tu wszystko idzie swoj wykrelon drog. S tylko
kkami maszyny, kkami '3 - Kady umiera... t. II z elaza, ze stali. Gdyby elazo zmiko,
trzeba by je zmieni, a oni tego nie chc, chc by nadal tymi kkami.
Dlatego te nie potrafi pociesza, nie chc tego robi, s tacy, jacy s - obojtni, zimni,
wyprani ze wspczucia.
Z pocztku, gdy Quangel wyszed z ciemnicy, na ktr go zasdzi przewodniczcy Feisler, i
dosta si do tej celi, myla, e to na jeden, dwa dni; e trybuna dy do szybkiego
wykonania na nim wyroku mierci. I to by mu odpowiadao.
Ale potem stopniowo dowiedzia si, e do wykonania wyroku mog mija tygodnie za
tygodniami, miesice, a nawet rok. Tak, s tacy skazani, ktrzy ju od roku czekaj na mier,
ktrzy kadego wieczora kadc si spa nie wiedz, czy nie zostan w nocy zbudzeni przez
pomocnikw kata. Kadej nocy, kadej godziny, z ksem poywienia w ustach, przy
wybieraniu grochu czy na kiblu - zawsze mog zobaczy otwierajce si drzwi, jaka rka
skinie, jaki gos powie: Chod! Ju czas!"
Jakie niezmierne okruciestwo tkwi w tym przeduanym o dni, tygodnie i miesice strachu
przed mierci. I nie tylko formalnoci prawne, nie tylko wniesione podania o ask, na
ktrych zaatwienie trzeba czeka, wpywaj na t zwlok. Niektrzy powiadaj te, e kat
nie moe nady, jest przeciony prac. Ale kat pracuje tylko w poniedziaki i czwartki - w
inne dni nie. Jest katem caego kraju, wszdzie w Niemczech s wyroki do wykonania, kat
pracuje rwnie na prowincji. Ale dlaczego na przykad z dwch skazanych w tej samej
sprawie jeden bywa stracony o siedem miesicy wczeniej ni jego wsptowarzysz? Nie - tu
znw dziaa okruciestwo, sadyzm. W tym domu nie bij brutalnie i nie drcz fizycznie,
tutaj trucizna niepostrzeenie przecieka do cel, tu ani na chwil nie wypuszczaj dusz ze
miertelnego uchwytu strachu.
W kady poniedziaek i w kady czwartek dom mierci ogarnia niepokj. Ju noc poruszaj
si upiory z drcymi rkami i nogami, kucaj przy drzwiach, nasuchuj. Jeszcze sycha
kroki wartownikw, jest dopiero druga nad ranem. Ale ju niedugo... Moe dzi jeszcze... I
prosz, modl si: tylko jeszcze te trzy dni, tylko jeszcze,te cztery dni do nastpnego dnia
strace, potem pjd posusznie, bye nie dzi! I prosz, modl si, ebrz...
Jaki zegar bije czwart. Kroki, brzk kluczy, pomruk. Kroki zbliaj si. Serce zaczyna
wali, pot okrywa cae ciao. Nagle zgrzyta klucz w drzwiach. Cicho, bdcie cicho. Przecie
to cela obok, ktr otworzono. Nie, o jedn dalej! Jeszcze nie twoja kolej! Prdko zdawione:
- Nie! Nie! Ratunku! - Szuranie ng. Regularny krok wartownika. Cisza. Czekanie.
Przepojone strachem czekanie. Nie wytrzymam tego...
A po nieskoczonym czasie, po przepaci wypenionej strachem, po oczekiwaniu nie do
zniesienia, ktre jednak musi si znie, zblia si znw pomruk, tupot wielu ng, brzczenie
kluczy... Podchodzi bliej, blisko, blisko... O Boe, jeszcze nie dzi, jeszcze tylko trzy dni!
Trask - trask! Klucz w zamku - u mnie? Och, u ciebie! Nie, to ssiednia cela. Kilka
wymamrotanych sw, zabieraj wic ssiada. Zabieraj go, kroki oddalaj si...
Czas kruszy si powoli, krtki czas rozpada si powoli na nieskoczon ilo maych czstek.
Czekanie. Nic prcz czekania. I krok wartownikw na korytarzu. O Boe! - dzi bior po
prostu cel za cel, ty jeste nastpny. Ty - jeste - nastpny! Za trzy godziny bdziesz
trupem, twoje ciao bdzie martwe; nogi, ktre ci jeszcze nios - martwe patyki;
rka, ktra pracowaa, gadzia, piecia i grzeszya - nie bdzie niczym innym jak
kawaem zepsutego misa! Niemoliwe - a jednak to prawda!
Czeka - czeka - czeka! I nagle czekajcy widzi, e przez okno celi wita, syszy dzwon
nawoujcy do wstawania. Nadszed dzie, nowy dzie pracy i -jeszcze raz go oszczdzono.
Ma jeszcze trzy dni, nawet cztery dni - jeli to jest czwartek. Szczcie umiechno si do
niego! Oddycha lej, nareszcie moe lej odetchn, moe go w ogle oszczdz? Moe
bdzie jakie wielkie zwycistwo, a potem amnestia? Moe zostanie uaskawiony na
doywocie...
Godzina, w ktrej mona lej odetchn!
Strona 150
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
I ju na nowo chwyta strach, zatruwa te trzy, cztery dni: tym razem skoczyli akurat przed
moj cel, w poniedziaek zaczn ode mnie. Och, co teraz"zrobi? Przecie jeszcze teraz nie
mog...
. I wci na nowo, wci na nowo, dwa razy w tygodniu, kadego dnia w tygodniu, o kadej
sekundzie - strach!
I miesic za miesicem - miertelny strach!
Czasami Quangel pyta sam siebie - skd on to wszystko wie? Nie rozmawia waciwie z
nikim, a raczej nikt nigdy nie rozmawia z nim.
Kilka suchych sw dozorcy: - I za mn! Wsta! Prdzej pracowa!
- A moe jeszcze przy dostarczaniu mu jedzenia raczej ruchem warg zaznaczone ni
wyszeptane sowa: - Dzisiaj siedem strace - to bye wszystko.
Ale zmysy jego zaostrzyy si nieskoczenie. Odgadyway to, czegc nie widzia. Jego uszy
syszay kady szelest na korytarzu, kady strzp rozmowy zmieniajcych si posterunkw,
przeklestwo, krzyk - wszystko byo objawieniem, nic nie pozostawao w ukryciu. A potem
nocami - w czasie dugich nocy, ktre wedug regulaminu trway trzynacie
godzin, a nie byy nigdy nocami, poniewa w jego celi stale palio wiato - way si
niekiedy: wdrapywa si na okno, wcinity poza zason zaciemniajc nasuchiwa
szelestw nocy. Wiedzia, e posterunki na podwrzu ze swymi wiecznie szczekajcymi
psami maj rozkaz strzelania do kadej twarzy w oknie, e czsto pada strza - mimo
to way si na to.
Sta wic na stoku, wdycha czyste powietrze nocne (ju samo to powietrze byo
wystarczajc nagrod za niebezpieczestwo), a potem sysza szepty od okna do okna. Z
pocztku bezsensowne sowa Karla dzi znw chwycio!" albo Ta kobieta numer 347 staa
dzi cay dzie na dole". Z czasem jednak zacz rozumie znaczenie tych sw, z czasem
dowiedzia si, e czowiek w celi obok pracowa w kontrwywiadzie i jakoby sprzeda si
wrogowi. Podobno ju dwukrotnie usiowa odebra sobie ycie. W celi za nim siedzia
robotnik, ktry popsu dynamo w elektrowni. A nadzorca Brennecke przynosi papier i
kawaki owka i szmuglowa listy z wizienia, jeeli z zewntrz go posmarowano bardzo
grub fors albo jeszcze lepiej - rodkami ywnociowymi. I... i... wiadomoci za
wiadomociami!... Rwnie dom mierci mwi, oddycha, yje, rwnie w domu mierci
nigdy nie ganie niezwyciona ludzka potrzeba komunikowania si ze sob.
Otto Quangel ryzykowa wprawdzie czasem ycie, aby nasuchiwa, a jego zmysy nie
przestaway reagowa na kad zmian. Mimo to Quangel by daleki od wszystkich innych.
Czasami odczuwali w nocy jego obecno przy oknie. Kto zaszepta: - No, jak z tob, Otto?
Czy masz ju odpowied na podanie o ask? (Wiedzieli o nim wszystko.)
- Ale nigdy nie odpowiada ani sowem, nigdy nie przynawal si, e i on sucha. Nie
nalea do nich, by zupenie inny, chocia taki sam wyrok ciy na nim.
Nie dlatego, e wynikao to z jego charakteru odludka, jakim by jawniej, ani z potrzeby
spokoju, ktra oddzielaa go dotychczas od wszystkich. Nie pochodzio to rwnie z jego
niechci do rozmw, ktra ju dawniej uczynia jego jzyk nieobrotnym - powodem tego bya
maa szklana rureczka, dostarczona mu przez radc sdowego Fromma.
Ta rureczka z przezroczystym jak woda cyjankali wyzwolia go. pozostali jego towarzysze
niedoli musieli pj t ostatni, gorzk drog; on mia wybr. Mg umrze w kadej
minucie, musia tylko chcie. By wolny! W domu mierci za kratami i murami, w acuchach
i kajdanach - on, Otto Quangel, byy majster stolarski, byy kierownik warsztatu, byy
maonek, byy ojciec i byy buntownik - zosta wyzwolony. To byo zasug maej ampuki,
to ona uczynia go tak wolnym jak jeszcze nigdy w yciu. On, posiadacz szklanej rureczki,
nie ba si mierci. mier bya przy nim w kadej godzinie, bya jego przyjacielem. On, Otto
Quangel, nie musia w poniedziaki i czwartki budzi si dugo przed czasem i bojaliwie
nasuchiwa u drzwi. Nie musia si drczy, poniewa mg pooy kres wszelkiej udrce.
Dobre byo to ycie, ktre prowadzi. Lubi je. Nawet nie by pewien, czy kiedykolwiek uyje
szklanej ampuki. Moe jednak lepiej czeka do ostatniej minuty? Moe bdzie mg jeszcze
raz zobaczy Ann? Czy nie suszniej byo nie oszczdzi tamtym adnej haby?
Niech go strac, lepiej, o wiele lepiej! Chcia wiedzie, jak to si odbywa-zdawao mu si, e
byo jego obowizkiem wiedzie, jak oni to robi. Sdzi, e musi wszystko wiedzie a do
chwili, gdy ptla zacinie si dokoa jego szyi albo gowa bdzie leaa pod toporem. Mg
jeszcze w ostatniej minucie zrobi im kawa.
I w tej pewnoci, e ju nic mu si sta nie moe, e tutaj - pewnie po raz pierwszy w yciu -
moe by zupenie sob, bez jakiejkolwiek maski, w tej pewnoci znajdowa spokj, pogod,
ukojenie. Jeszcze nigdy jego starzejce si ciao nie czuo si tak dobrze jak w tych
tygodniach. Jeszcze nigdy jego twarde, ptasie oko nie spogldao tak przyjanie jak w tej
wiziennej celi mierci. Jeszcz nigdy jego duch nie by tak wolny jak tu.
Dobre ycie - to ycie!
Chyba i Annie wiodo si dobrze. Przecie stary radca Fromm by czowiekiem, ktry
dotrzymuje sowa. Rwnie Anna bya wysza Ponad wszelkie przeladowania, rwnie
Anna bya wolna, uwiziona "- lecz wolna...
ROZDZIA LXVII Podanie o ask Otto Quangel siedzia dopiero od kilku dni w ciemnicy -
zgodnie z orzeczeniem Trybunau Narodowego - i marz straszliwie w maej klatce elaznej,
ktra wygldem najbardziej przypominaa ciasn klatk dla map w zoo - kiedy otworzyy si
drzwi, zapalio si wiato i jego obroca doktor Stark stan w drzwiach piwnicy, w ktrej
zbudowana bya klatka, przygldajc si swemu klientowi.
Quangel wsta powoli i odwrci si.
A wic ten wymuskany, wystrojony pan ze swymi rowymi paznokciami i niedbaym
sposobem mwienia przyszed do niego jeszcze-raz. Prawdopodobnie po to, by przyjrze si
zbrodniarzowi w jego udrce.
Ale ju wtedy Quangel mia ampuk z cyjankali w ustach, w talizman, ktry chroni go
przed zimnem i godem. Spojrza wic spokojnie, a nawet z pogodn wyszoci na
eleganckiego pana", cho sam by w achmanach, dra z zimna i odek kurczy mu si z
godu.
- I co? - zapyta wreszcie Quangel.
- Przynosz panu wyrok - powiedzia adwokat i wycign jaki papier z
kieszeni.
Ale Quangel nie przyj go. - To mnie nie interesuje - powiedzia. - Wiem przecie, e to jest
wyrok mierci. Czy rwnie moja ona?
- Rwnie paska ona. I nie ma od tego odwoania.
- Dobrze - odpowiedzia.
Strona 151
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
- Ale moe pan wnie podanie o ask - powiedzia adwokat.
- Do fuehrera?.
- Tak, do fuehrera.
- Nie, dzikuj.
- Chce pan umrze? Quangel umiechn si.
- Nie boi si pan? Quangel umiecha si.
Adwokat spojrza po raz pierwszy z zainteresowaniem na twarz swego klienta i powiedzia: -
Wnios wic za pana podanie o ask.
- Po tym, gdy da pan mojego skazania?
- Jest taki zwyczaj, e przy kadym wyroku mierci wnosi si podanie o ask.
To naley do moich obowizkw.
- Do paskich obowizkw. Rozumiem. Tak jak paska obrona. C, sdz, e
paskie podanie o ask nie odniesie skutku, niech pan lepiej da spokj.
- Wnios je mimo to, nawet wbrew paskiej woli.
- Nie mog panu zabroni.
Quangel znw usiad na pryczy. Czeka, a tamten skoczy sw idiotyczn gadanin i
pjdzie.
Ale adwokat nie odchodzi, tylko zapyta po duszej przerwie: - Niech mi pan powie,
dlaczego waciwie pan to robi?
- Co robi? - zapyta Quangel obojtnie, nie patrzc na niego.
- Po co pan pisa te pocztwki. Przecie na nic si nie zday, a przypaci pan
to
yciem.
Bo jestem gupim czowiekiem. Bo mi nic lepszego nie wpado na myl. Dlatego, e liczyem
si z innym skutkiem. Po to!
- I nie auje pan tego? Czy nie al panu przez takie gupstwo traci ycie?
Ostre spojrzenie uderzyo adwokata; to dawne, dumne, twarde, ptasie spojrzenie. - Zostaem
przynajmniej uczciwy -- powiedzia Quangel. - Nie wspdziaaem.
Adwokat dugo patrzy na siedzcego w milczeniu. Potem odezwa si: - Myl, e mj
kolega, ktry broni paskiej ony, mia racj: oboje jestecie szaleni.
- Nazywa pan szalestwem to, e paci si kad cen, aby pozosta uczciwym?
- Mgby pan nim zosta rwnie bez tych kart.
- To byaby milczca zgoda. A c pan zapaci za to, e sta si pan
eleganckim
panem, z piknie zaprasowanymi spodniami, lakierowanymi paznokciami i zakamanymi
mowami obroczymi? Co pan za to zapaci?
Adwokat milcza.
- Ot to! - powiedzia Quangel. -1 bdzie pan coraz wicej paci za to, a moe przyjdzie
dzie, kiedy bdzie pan musia za to odda gow, tak jak ja, ale odda j pan wtedy za swoj
nieuczciwo!
Adwokat milcza wci jeszcze.
Quangel wsta. - Widzi pan - zamia si. - Pan dobrze wie, e ten za kratami jest uczciwy, a
pan poza kratami - ajdakiem, e zbrodniarz jest wolny, a uczciwy skazany na mier. Nie jest
pan adwokatem, nie bez powodu nazwaem pana lewym" adwokatem. I pan chce poda za
mnie prob o ask - ach, ide pan ju!
- Mimo to wnios podanie o ask dla pana - powiedzia adwokat. Quangel
milcza.
- A wic do widzenia! - powiedzia adwokat.
- Wtpi - chyba e przyjrzy si pan mojemu straceniu. Jest pan serdecznie
zaproszony!
Adwokat poszed.
By znikczemniay, zatwardziay, zy. Ale mia moe jeszcze tyle rozumu, eby si przyzna
przed sob, e tamten jest lepszym od niego czowiekiem.
Podanie o ask zostao zredagowane. Jako powd, majcy skoni fuehrera do aski, podano
pomieszanie zmysw. Ale adwokat dobrze wiedzia, e jego klient nie jest wariatem.
Rwnie w sprawie Anny Quangel zostaa wniesiona proba o ask bezporednio do
fuehrera. Ale to podanie nie pochodzio z Berlina, przyszo z maej, biednej wioski w
Marchii, a pod podaniem podpisana bya rodzina Heffke.
Rodzice Anny Quangel dostali list od synowej, ony ich syna Ulricha. W licie byy same ze
wiadomoci, napisane bez osonek w krtkich, twardych zdaniach. Syn Ulrich, obkany,
siedzia w Wit-tenau, a Otto i Anna Quangel byli temu winni. Oni za zostali skazani na
mier, poniewa zdradzili swj kraj i swojego fuehrera. To s wasze dzieci, wstyd i haba
nazywa si Heffke!
Bez sowa, nie wac si spojrze na siebie, siedziao dwoje starych ludzi w swej maej,
biednej izdebce. Midzy nimi lea list - hiobowa wie. Ale nie wayli si nawet spojrze na
ten list.
Przez cae ycie biedni robotnicy rolni w wielkim majtku musieli si? pochyla przed
twardymi zarzdcami. Przeyli marnie ycie: duo pracy, mao radoci. Jedyn ich radoci
byy dzieci, bya myl, e wyroli z nich porzdni ludzie. Dzieci doszy do czego wicej ni
rodzice, nie musiay si tak zaharowywa. Ulrich by brygadzist w fabryce optycznej, a
Anna - on majstra stolarskiego. Nie przeszkadzao starym to, e niemal wcale nie pisywali
i nie pokazywali si. To byo zwyczajem wszystkich ptakw, ktre nauczyy si lata.
Rodzice wiedzieli, e dzieciom dobrze si powodzi.
A teraz cios, ten nielitocwy cios! Po duszej chwili wyciga si nad stoem spracowana,
ylasta rka starego robotnika rolnego: - Matko!
I nagle staruszce popyny zy: - Ach, ojcze! Nasza Anna! Nasz Ulrich! Mieli zdradzi
naszego fuehrera! Nie mog w to uwierzy, nigdy a nigdy!
Przez trzy dni byli tak wstrznici, e nie mogli si zdoby na adn decyzj. Nie ruszali si
z domu, nie wayli si spojrze nikomu w oczy ze strachu, e haba ich moga si ju
roznie.
Czwartego dnia poprosili ssiadk, aby zatroszczya si o ich drb, wini, i udali si w drog
do Berlina. Gdy tak wdrowali smagan wiatrem szos, wiejskim zwyczajem mczyzna na
przedzie, kobieta o krok za nim, byli jak dwoje dzieci zagubionych w wielkim wiecie, dla
ktrych wszystko stanowio grob: podmuch wiatru, spadajca sucha ga, przejedajce
auto, ostre sowo. Byli zupenie bezbronni.
Po dwch dniach wdrowali t sam szos z powrotem, jeszcze mniejsi, jeszcze bardziej
Strona 152
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
pochyleni, jeszcze bardziej pozbawieni nadziei.
Nic nie uzyskali w Berlinie. Synowa obrzucia ich tylko stekiem wyzwisk. Nie wolno im byo
zobaczy syna Ulricha, poniewa nie by to dzie odwiedzin". Anna i jej m? Nikt nie mg
im dokadnie powiedzie, w ktrym wizieniu siedzieli. Nie znaleli wic dzieci. A fuehrer,
od ktrego oczekiwali pomocy i pociechy, i ktrego kancelari rzeczywicie znaleli -
fuehrera nie byo w Berlinie. By w Kwaterze Gwnej Naczelnego Dowdztwa, zatrudniony
mordowaniem synw, nie mia czasu pomc rodzicom, ktrym grozia utrata swych dzieci.
Niech tylko wnios podanie - powiedziano im.
Nie omielili si powtrzy tego nikomu. Bali si haby. Mieli crk, ktra zdradzia
fuehrera. Nie mogliby tutaj duej y, gdyby to si roznioso. A musieli przecie y, by
uratowa Ann. Nie, nikt nie mg im pomc przy tym podaniu o ask. Ani nauczyciel, ani
burmistrz, ani nawet pastor.
I z trudem, po wielogodzinnych rozmowach, namysach i pisaninie, sporzdzili drc rk
podanie o ask. Zostao napisane, a potem przepisane, a potem jeszcze raz przepisane na
czysto i zaczynao si tak:
Mj najukochaszy Fuehrerze!
Zrozpaczona matka prosi Ci na kolanach o ycie swojej crki. Ciko zgrzeszya przeciw
Tobie, ale Ty jeste tak wielki, Ty pozwolisz spyn na ni Twojej lasce. Ty jej
przebaczysz...
Hitler, ktry sta si bogiem, panem wszechwiata, wszechpotnym, wszechdobrotliwym,
wszechwybaczajcym! Dwoje starych ludzi - a tam szaleje wojna i morduj miliony! Wierz
w fuehrera, jeszcze teraz, gdy oddaje ich crk katu, wierz w niego, adna wtpliwo nie
wkrada si do ich serca, raczej ich crka jest za anieli bg - fuehrer!
Nie chc wysa listu ze wsi, razem wdruj do miasta powiatowego, aby nada go na
poczcie. Adres na kopercie brzmi: Do rk wasnych naszego najukochaszego Fuehrera!...
Potem wracaj do swojej izby i czekaj w wierze, e ich bg jest askawy...
Bdzie askawy!
Poczta przyjmuje zakamane podanie adwokata tak jak bezradne podanie dwojga
zrozpaczonych rodzicw i przekazuje oba, ale nie oddaje ich fuehrerowi. Fuehrer nie chce
widzie takich poda, nie interesuj go. Jego interesuje wojna, zniszczenie, mord, a nie
zapobieganie mordom. Podania wdruj do kancelarii fuehrera, otrzymuj numer, zostaj
zarejestrowane, a potem przykada si na nie piecztk: Skierowane do pana ministra
sprawiedliwoci Rzeszy. Zwrci tylko w wypadku, gdy skazany jest czonkiem partii, co nie
wynika z treci podania o ask...
Dwojaka aska: dla czonkw partii i dla czonkw narodowoci niemieckiej.
W Ministerstwie Sprawiedliwoci podania zostaj ponownie zarejestrowane i otrzymuj
cyfr, a nastpnie kolejn piecztk: Do zarzdu wizienia - dla zajcia stanowiska.
Poczta przekazuje podania po raz trzeci i po raz trzeci otrzymuj one numery i zostaj
wcignite do ksiki. Rka pisarza pisze na podaniu zarwno Anny, jak i Ottona Quangla
kilka sw: Prowadzenie si zgodne z regulaminem. Powodw do udzielania laski nie ma.
Odesa do Ministerstwa Sprawiedliwoci.
Znw dwojaka aska: jedni, ktrzy wystpili przeciw regulaminowi albo tylko stosowali si
do niego, nie daj powodw do aski, lecz kto wybi si szpiclowaniem, zdrad,
zniewaaniem swych towarzyszy niedoli, ten znajdowa, by moe, ask.
W Ministerstwie Sprawiedliwoci ksiguj zwrot poda i stawiaj na nich piecztk:
Odrzuci. A wawa panieneczka stuka na maszynie od rana do wieczora: Paskie podanie o
lask zostaje odrzucone... zostaje odrzucone... odrzucone... odrzucone... przez cay dzie,
kadego dnia.
I pewnego dnia urzdnik oznajmia Ottonowi Quanglowi: - Paskie podanie o ask zostao
odrzucone.
Quangel, ktry nie wnis wcale podania o ask, nie mwi ani sowa, nie zadaje sobie trudu.
Ale staruszkom poczta przynosi odmow do domu. Przez wie idzie pogoska: - Heffkowie
dostali list od ministra sprawiedliwoci Rzeszy.
I cho dwoje starych ludzi milczy uparcie, ze strachem i dreniem, burmistrz ma swoje
moliwoci, by pozna prawd. I wkrtce oprcz aoby klska haby spada na dwoje starych
ludzi...
Drogi aski!
ROZDZIA LXVIII Najcisza decyzja Anny Ouangel Annie Quangel byo trudniej ni jej
mowi: bya kobiet. Tsknia do rozmowy, sympatii, odrobiny czuoci - a teraz bya wci
sama, od rana do wieczora zajta rozpltywaniem i nawijaniem sznurkw, dostarczanych
caymi workami do jej celi. Mimo e m tylko skpo sowem i czynem podtrzymywa ich
wsplnot, ta odrobina wydawaa jej si teraz rajem. Ju sama obecno milczcego Ottona
byaby dla niej bogosawiestwem.
Pakaa duo. Twarda, wielodniowa ciemnica pozbawia j resztek si, ktre rozarzyy si w
niej przez spotkanie z Ottonem i ktre uczyniy j mocn i odwan w czasie rozprawy
gwnej. Musiaa za wiele godowa i marzn, a trwao to i teraz, w ogooconej pojedynce.
Nie moga tak jak m uzupenia swego nieskomplikowanego menu surowym grochem, nie
nauczya si jak on dzieli rozsdnie dnia, nadawa mu zmienny rytm, po ktrym zawsze
mona jeszcze oczekiwa czego zblionego do radoci: po pracy godzinny spacer albo
zadowolenie z odwieonego myciem ciaa.
Anna Quangel nauczya si rwnie nasuchiwa noc przy oknie celi. Ale nie robia tego
tylko czasami, lecz kadej nocy. I szeptaa, mwia przy oknie, opowiadaa swoj histori i
pytaa wci o Ottona, o Ottona Quangla... O Boe, czyby naprawd nikt tutaj nie wiedzia,
gdzie by Otto i jak mu si powodzio. Otto Quangel, no tak, taki starszy majster, ale jeszcze
dobrze si trzymajcy, wyglda tak a tak, pidziesit trzy lata - musicie przecie wiedzie!
Nie zauwaya albo nie chciaa tego zauway, e naprzykrza si swymi wiecznymi
pytaniami, swymi niepohamowanymi opowiadaniami. Kady mia przecie wasne troski.
- Zamknij wreszcie gb, ty tam, numer 76 - znamy ju to wszystko, o czym
gadasz!
Albo: - A, znw ta ze swoim Otto, z przodu Otto i z tyu Otto, co?
Albo bardzo ostro: Jeeli wreszcie nie zamkniesz gby, to ci zakapujemy! Teraz inni te
chc co powiedzie!
Gdy Anna wreszcie pno w nocy wazia pod koc, zasypiaa jeszcze pniej i rano nie moga
zdy na czas. Dozorczyni wymylaa jej 1 grozia nowym aresztem. Pno siadaa
do pracy, za pno. Musiaa si spieszy, a potem niweczya wyniki swego popiechu, bo
zdawao si jej, e syszaa szelest na korytarzu i nasuchiwaa pod drzwiami. Przez p
Strona 153
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
godziny, przez ca godzi. Ta cicha, przyjazna, agodna kobieta tak si zmienia w
pojedynce, e wszyscy zocili si na ni. Poniewa dozorczynie stale miay z ni kopoty i
wskutek tego nastrojone byy do niej niechtnie, wdawaa si z nimi w ktnie. Twierdzia, e
daj jej najmniej i najgorzej je, a najwicej roboty. Ju par razy tak si rozgorczkowaa
przy tych sprzeczkach, e zaczynaa krzycze, po prostu bezmylnie krzycze.
Potem nagle sama milka, przeraona. Mylaa o drodze, ktr przesza a do tej nagiej celi
mierci, mylaa o swym domostwie przy ulicy Jaboskiego, ktrego ju nigdy nie zobaczy.
Wspominaa syna Ottona, gdy dorasta, jego dziecinne gaworzenie, pierwsze troski szkolne,
jego ma rczk, ktra z niezgrabn pieszczot sigaa do jej twarzy. Ach - ta rka dziecka,
ktra tworzya si w jej ciele, z jej krwi - ta rka ju dawno zamienia si w popi, bya
stracona na wieki. Mylaa o nocach, gdy Truda leaa przy niej w ku - ze swym modym,
kwitncym ciaem blisko niej - gdy godzinami rozmawiaa z ni szeptem: o surowym ojcu,
ktry spa w ssiednim ku, o Ottonku, o ich planach na przyszo. Truda rwnie zgina.
A potem mylaa o wsplnej pracy z Ottonem, o walce, ktr oboje po cichu prowadzili przez
te dwa lata. Wspominaa niedziele, gdy siedzieli oboje w pokoju, ona w kcie kanapy cerujc
poczochy, a on na krzele, nachylony nad przyborami do pisania. Jak wsplnie ukadali
zdania, wsplnie marzyli o wielkim sukcesie. Stracone, mino, wszystko stracone, wszystko
mino! Samotna w celi, przed ni tylko bliska, pewna mier, bez sowa od Ottona - moe
ju nigdy nie ujrzy jego twarzy - sama do mierci, sama w grobie...
Godzinami chodzi po celi tam i z powrotem, nie wytrzymuje tego. Zapomniaa o swojej
pracy, kbki sznurkw le wci jeszcze spltane na pododze, kopie je niecierpliwie nog
na bok - a gdy dozorczyni wieczorem otwiera cel, nic nie jest zrobione. Nastpuj twarde
sowa, ale nie sucha ich wcale, nieche z ni robi, co chc, niech j jak najprdzej strac -
tym lepiej!
- Pamitajcie, co wam mwi - powiada dozorczyni do swych koleanek - ta wkrtce zacznie
szale, przygotujcie kaftan bezpieczestwa. I zagldajcie czsto do niej, ona moe powiesi
si w biay dzie. Zanim si obejrzysz, powiesi si, a potem bdziemy miay kopoty!
Ale dozorczyni nie miaa racji. Anna nie myli o powieszeniu si. Trzyma j przy yciu,
nawet tym ndznym yciu, myl o Ottonie. Przecie nie moe tak std odej, musi czeka na
wiadomo od niego. A moe zezwol jej jeszcze przed mierci zobaczy si z nim.
A potem, jednego z tych ponurych dni, szczcie zdaje si do niej umiecha. Dozorczyni
otwiera nagle drzwi do celi: - I za mn, Quangel! Wizyta!
Wizyta? Kto mnie tu moe odwiedza? Przecie nie mam nikogo, kto mgby mnie tu
odwiedzi. To bdzie Otto! To musi by Otto! Czuj, e to jest Otto!
Rzuca spojrzenie na dozorczynie, zapytaaby chtnie o odwiedzajcego, ale jest to wanie ta
dozorczyni, z ktr stale si kci - nie moe pyta tej kobiety. Idzie za ni drc na caym
ciele, nie widzi nic, nie wie, dokd id, nie pamita, e musi wkrtce umrze - wie tylko
jedno, e idzie do Ottona, jedynego czowieka na caym wiecie...
Dozorczyni przekazuje winiark numer 76 wachmistrzowi, ktry prowadzi j do na p
przedzielonej krat izby. A po drugiej stronie kraty stoi mczyzna.
Na widok tego mczyzny caa rado opada z Anny Quangel. To nie jest Otto, tylko stary
radca sdowy Fromm. May czowiek patrzy na ni niebieskimi oczyma, otoczonymi
wianuszkiem zmarszczek, i powiada: - Chciaem raz zajrze do pani, pani Quangel!
Nadzorca stan przy kracie i przyglda si z namysem obojgu. Potem odwraca si znudzony
i idzie do okna.
- Prdko! - szepce radca i podaje jej co przez krat. Anna instynktownie to
chwyta.
- Niech pani to schowa! - szepcze radca. I Anna chowa bia rolk.
List od Ottona - myli -- i serce jej bije znw swobodniej. Przezwyciya rozczarowanie.
Nadzorca znw odwrci si od okna i patrzy na nich.
Wreszcie Anna znajduje par sw. Nie wita si z radc sdowym, nie dzikuj mu, ale stawia
jedyne pytanie, ktre j jeszcze interesuje na tym wiecie: - Czy widzia pan Ottona, panie
radco?
Starszy pan krci sw mdr gow. - Ostatnio nie - odpowiada - ale od przyjaci syszaem,
e powodzi mu si dobrze, bardzo dobrze. Trzyma si wspaniale.
Zastanawia si i po krtkim wahaniu dodaje: - Sdz, e mog pani od niego pozdrowi.
- Dzikuj - szepce Anna - dzikuj bardzo!
Wiele rnorodnych wrae odczua przy tych sowach. Jeeli go nie widzia, nie moe te
mie listu od niego. Ale nie, mwi o przyjacioach, moe przez nich dosta list? A sowa
trzyma si wspaniale" daj jej szczcie i dum... I to pozdrowienie od niego, to
pozdrowienie midzy klatkami z elaza i kamienia, ta wiosna wrd murw! O wspaniae,
wspaniae, wspaniae jest ycie!
- Ale pani niedobrze wyglda, pani Quangel! - powiedzia stary radca.
Tak? - pyta Anna troch zdziwiona, nieprzytomna. - Ale powodzi mi si dobrze. Bardzo
dobrze. Niech pan to powie Ottonowi. Prosz, niech mu pan to powie! Niech pan nie zapomni
pozdrowi go ode mnie. Zobaczy go pan przecie?
- Myl, e tak - odpowiada radca z wahaniem. May, uczciwy pan jest tak dokadny.
Najmniejsze kamstwo wobec tej umierajcej przychodzi mu z trudem. Ona przecie nie ma
pojcia, jakich podstpw musia uy, ile intryg musia uknu, aby dosta pozwolenie na t
wizyt! Musia wykorzysta wszelkie swoje znajomoci! Dla wiata Anna Quangel przecie
ju umara - czy mona odwiedza umarych?
Ale nie moe jej powiedzie, e w tym yciu nie ujrzy ju Ottona Quangla, e nic o nim nie
sysza, e przed chwil wymyli sobie pozdrowienia, aby wpoi nieco odwagi tej cakowicie
zaamanej kobiecie. Czasami trzeba wanie umierajcych okamywa.
- Ach! - powiada Anna nagle bardzo ywo i - patrzcie -jej blade, zapade
policzki rowi si:
- Nieche pan powie Ottonowi, gdy go pan zobaczy, e co dzie, o kadej
godzinie myl o nim i na pewno wiem, e zobaczymy si jeszcze, zanim umr...
Nadzorca patrzy przez chwil zdumiony na t starzejc si kobiet, ktra przemawia tu jak
moda, zakochana dziewczyna. W starym piecu diabe pali!" - myli i wraca do okna.
Anna nie zauwaya tego. Mwi dalej gorczkowo:
- I niech pan powie Ottonowi, e mam adn cel, tylko dla siebie. Powodzi
mi
si dobrze. Myl wci o nim i dziki temu jestem szczliwa. Wiem, e nic nas nigdy nie
potrafi rozdzieli, ani mury, ani kraty. Jestem przy nim o kadej godzinie, w dzie i w nocy.
Niech mu pan to powie!
Strona 154
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Anna kamie, och, jak kamie, aby powiedzie co dobrego swojemu Ottonowi! Chce mu da
spokj, spokj, ktrego nie zaznaa ani przez godzin, od chwili gdy jest w tym domu.
Radca sdowy rzuca okiem na dozorc, ktry patrzy przez okno, i szepcze: - Niech pani nie
zgubi tego, co pani daem! - Bo pani Quangel wyglda, jakby zapomniaa o caym wiecie.
- Nie, nie, nie zgubi, panie radco. - I nagle cicho: - Co to jest?
A on jeszcze ciszej: - Trucizna. Pani m te to ma. - Anna kiwa gow.
Nadzorca przy oknie odwraca si. Powiada z upomnieniem: - Tu wolno mwi tylko gono,
bo bdziecie musieli skoczy rozmow. Zreszt - sprawdza na zegarku - czas wizyty i tak
upywa za ptorej minuty.
- Tak - powiada Anna zamylona. - Tak - i nagle wie, jak to powiedzie. Pyta: - Czy sdzi
pan, e Otto wkrtce wyjedzie - jeszcze przed swoj wielk podr? Czy pan tak sdzi?
Jej twarz wyraa teraz tak bolesny niepokj, e nawet tpy nadzorca spostrzega, i chodzi tu o
zupenie co innego, ni wynika z rozmowy. Przez chwil ma zamiar wkroczy, ale patrzy na
t starzejc si kobiet i na tego pana z bia brdk, ktry, wedug okrelenia na przepustce,
jest radc sdowym - i urzdnik w wielkodusznym porywie odwraca si znw do okna.
- Trudno powiedzie - odpowiada radca ostronie - z podrowE niem teraz te
nie jest tak atwo. -1 bardzo szybko szeptem: -Niech par czeka do najostatniejszej minuty,
moe zobaczy go pani jeszcze prze tym. Dobrze?
Anna kiwa gow.
- Tak - odpowiada gono - tak chyba bdzie najlepiej.
A potem oboje stoj niemo naprzeciw siebie i czuj nagle, e nie maj sobie ju nic wicej do
powiedzenia. Skoczone. Mino.
- Tak - myl, e musz ju pj - powiada stary radca. Tak - odpowiada Anna
szeptem - sdz, e ju czas.
l nagle - nadzorca odwrci si ju i patrzy z zegarkiem w rku naglco na nich oboje - nagle
przychodzi to na Ann. Napiera ciaem na krat i szepce z gow przy elaznych kratach: -
Prosz, prosz -jest pan moe ostatnim uczciwym czowiekiem na tym wiecie, ktrego dane
mi jest widzie! Prosz, panie radco, niech pan mnie pocauje! Zamkn oczy i bd mylaa,
e to Otto...
Stara wariatka - myli nadzorca. - Ma by stracona i wci jeszcze taka podliwa! I ten
stary...
Ale stary radca mwi agodnym, przyjaznym gosem: - Nie ba si, dziecko, nie ba si...
I jego starcze, cienkie wargi dotykaj lekko jej suchych, spkanych ust.
- Nie ba si, dziecko. Ma pani spokj przy sobie...
- Wiem - szepce Anna - dzikuj panu bardzo, panie radco! Potem Anna jest
znw w swojej celi, sznurki le nieporzdnie na pododze, a Anna chodzi niecierpliwie
rozrzucajc je stopami na boki jak w swych najgorszych dniach. Przeczytaa kartk,
zrozumiaa j. Wie teraz, e Otto i ona maj bro, e mog w kadej chwili odrzuci to
ndzne ycie, jeeli stanie si zbyt nieznone. Nie musi ju da si drczy, moe teraz w tej
chwili, gdy jeszcze pozostao w niej troch szczcia z odwiedzin, pooy temu kres.
Wdruje po celi, mwi do siebie, mieje si, pacze.
Przy drzwiach podsuchuj. Mwi: -- Teraz zaczyna naprawd szale! Czy kaftan jest
przygotowany?
A kobieta w celi nie spostrzega tego wcale, stacza teraz swj najciszy bj. Widzi znowu
przed sob starego radc Fromma, jego twarz bya tak powana, gdy mwi, aby czekaa do
najostatniejszej minuty, moe ujrzy jeszcze raz swego ma.
I zgodzia si z nim. Oczywicie, to jest suszne, musi czeka, musi wiczy cierpliwo.
Moe to potrwa jeszcze miesice. Ale gdyby to nawet byy tylko tygodnie - ciko teraz
jeszcze czeka. Zna siebie. Bdzie znowu rozpaczaa, dugo pakaa, popadnie w melancholi.
Wszyscy s tacy twardzi dla niej, nigdy dobrego sowa, nigdy umiechu. Czas bdzie zbyt
trudny do zniesienia. Wystarczy tylko troch pobawi si jzykiem i zbami. Nie trzeba nawet
myle o tym powanie, tylko tak troch sprbowa i -ju si stao. Teraz jej to uatwiono - za
bardzo uatwiono!
o to chodzi. W jakiej godzinie bdzie saba i zrobi to. I w chwili gdy to zrobi, w tej
krciutkiej chwilce midzy czynem a mierci, bdzie tego tak aowaa, jak jeszcze nigdy
niczego nie aowaa w yciu. Pozbawia si moliwoci zobaczenia go raz jeszcze, bo bya,
tchrzliwa i saba. Donios mu o jej mierci i on dowie si, e opucia go, e zdradzia go, e
stchrzya. I bdzie ni pogardza, on, jedyny czowiek, ktrego powaanie znaczy co dla
niej na tym wiecie.
Nie, musi natychmiast zniszczy t nieszczsn szklan rurk. Jutro rano moe bdzie za
pno, kto wie, w jakim nastroju obudzi si jutro rano!
Ale w drodze do kibla zatrzymuje si...
1 znw podejmuje sw wdrwk. Nagle przypomniaa sobie, e musi umrze i
jak musi umrze. Syszaa ju w tym wizieniu z rozmw przy oknie, e nie czeka jej
szubienica - ale topr. Chtnie jej opowiedziano, jak przywi j do stou, jak lec na
brzuchu bdzie si wpatrywaa w napeniony do poowy trocinami kosz, a po paru sekundach
gowa jej spadnie do tego kosza. Odkryj jej kark i poczuje zimno ostrza, zanim jeszcze n
zacznie spada. Potem wist stanie si 14 Kady umiera... t. II coraz goniejszy, bdzie
jej brzmia w uszach jak trby na Sdzie Ostatecznym, a potem ciao jej stanie si tylko czym
drgajcym, a kikut szyi bdzie wypluwa grube strumienie krwi, podczas gdy gowa w koszu
moe bdzie patrzya na tryskajc krwi szyj i jeszcze bdzie moga widzie, czu,
cierpie...
Tak jej to opowiedziano i tak musiaa to sobie wyobraa wiele setek razy i nia o tym nieraz
- a teraz jedno nagryzienie szklanej rurki moe j wyzwoli od tych wszystkich okropnoci! I
to ma odrzuci od siebie, ma rezygnowa z tego wybawienia? Ma wybr midzy lekk
mierci a cik mierci i ma wybra cik mier tylko dlatego, e boi si swej saboci i
nie chce umrze przed Ottonem?
Potrzsa gow. Nie, nie bdzie saba. Potrafi przecie czeka do ostatniej minuty. Chce
zobaczy Ottona! Wytrzymaa strach, ktry ogarnia j zawsze, gdy Otto podrzuca karty,
wytrzymaa przeraenie aresztowania, przetrwaa zncanie si komisarza Lauba,
przezwyciya rozpacz po mierci Trudy - potrafi jeszcze czeka par tygodni czy par
miesicy! Wszystko wytrzymaa - i to wytrzyma! Oczywicie musi przechowa trucizn do
ostatniej chwili.
Anna wdruje tam i z powrotem, tam i z powrotem.
Powzita przed chwil decyzja nie uatwia jej niczego. Wtpliwoci zaczynaj si od nowa i
od nowa walczy ze sob, i znw postanawia zniszczy trucizn, teraz, natychmiast, na
Strona 155
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
miejscu; i znw tego nie robi!
Tymczasem zapad wieczr i przysza noc. Zabrano nie wykonan robot z celi i
zakomunikowano jej, e za lenistwo zostaje pozbawiona na tydzie materaca i na tydzie
skazana jest na chleb i wod. Ale Anna nie sucha tego. Co j obchodzi to cae gadanie!
Wieczorna zupa stoi nie ruszona na stole, a Anna wci jeszcze biega tam i z powrotem,
miertelnie zmczona, niezdolna do adnej trzewej myli, wydana na up wtpliwoci:
powinnam - nie powinnam?
Teraz jzyk jej bawi si rurk trucizny w ustach bez wiedzy i bez chci, lekko, leciutko
naciska zbami szko. Zby bardzo ostronie si zwieraj...
I nagym ruchem wyjmuje szko z ust. Wdruje i prbuje, nie wie ju, co robi - a na korytarzu
ley przygotowany dla niej kaftan bezpieczestwa...
Potem, ju pn noc, Anna stwierdza nagle, e ley na swej drewnianej pryczy, na
twardych deskach, przykryta cienkim kocem. Dry z zimna na caym ciele. Czy spaa? Czy
ma jeszcze rurk? Moe j pokna? Nie ma jej w ustach!
Podrywa si w szalonym strachu, siada - i umiecha si. Jest - trzyma j w rku. Trzymaa j
w rku w czasie snu. Umiecha si, jeszcze raz si uratowaa. Nie musi umrze t drug,
straszniejsz mierci...
I gdy Anna tak siedzi marzc, myli o tym, e od dzi kadego dnia, ktry nadejdzie, bdzie
musiaa wie straszliw walk midzy wol a saboci, tchrzostwem i odwag. I jak
niepewny jest wynik tej walki...
Wrd wtpliwoci i rozpaczy syszy agodny, dobrotliwy gos: Nie ba si, dziecko, tylko
si nie ba..."
Nagle pani Anna Quangel wie: Teraz si zdecyduj, teraz mam siy!"
Podkrada si do drzwi, nasuchuje szmerw na korytarzu. Zbliaj si kroki dozorczyni. Anna
staje pod przeciwleg cian, zauwaya, e jest obserwowana przez judasza, i zaczyna
powoli chodzi tam i z powrotem. Nie ba si, dziecko..."
Dopiero gdy jest zupenie pewna, e dozorczyni posza dalej, wdrapuje si na okno. Jaki gos
pyta: - Czy to ty, 76? Miaa dzi wizyt?
Nie odpowiada. Ju nigdy nie bdzie odpowiadaa. Jedn rk chwyta za framug, a drug
wysuwa z rurk midzy palcami. Przyciska j do kamiennego muru i czuje, jak cieniutka
szyjka si odamuje. Potem upuszcza trucizn na lece gboko w dole podwrze.
Zeskakuje z okna i wcha palce: wydzielaj mocny zapach gorzkich migdaw. Myje sobie
rce i kadzie si na pryczy. Jest miertelnie zmczona. Czuje si, jakby unikna wielkiego
niebezpieczestwa. Prdko zasypia. pi gboko i bez snw. Budzi si odwieona.
Od tej nocy numer 76 nie dawa adnego powodu do nagany. Bya spokojna, pogodna, pilna,
przyjazna.
Nie mylaa ju o swej cikiej mierci, mylaa tylko o tym, e nie przyniesie Ottonowi
wstydu. A czasem, w ponurych godzinach, syszaa znw gos starego radcy sdowego
Fromma: Nie ba si, dziecko, tylko si nie ba".
Nie baa si. Ju nigdy. Przezwyciya strach!
ROZDZIA LXIX Ju czas, Ouangel!
Jest jeszcze noc, gdy dozorca otwiera drzwi celi Ottona Quangla.
Quangel, obudzony z gbokiego snu, patrzy mrugajc oczyma i wysok, czarn posta, ktra
wesza do jego celi. W chwil potem je zupenie rozbudzony i serce bije mu mocniej ni
zwykle, poniewa poj co oznacza ta wysoka, milczca posta w drzwiach.
- Czy ju czas, panie pastorze? - pyta i siga po odzie.
-- Ju czas, Quangel! - odpowiada duchowny. I pyta: - Czy jest pt gotw?
- Jestem gotw o kadej godzinie - odpowiada Quangel i dotyl jzykiem rurki w
ustach.
Zaczyna si ubiera. Jego ruchy s spokojne, nie wida w nict popiechu.
Przez chwil przypatruj si sobie w milczeniu. Pastor jest jeszcz modym, grubokocistym
mczyzn, z prost, moe troch gupa\ twarz.
Niewany - decyduje Quangel - to nie taki czowiek jak dobi pastor."
Pastor za widzi przed sob wysokiego, spracowanego mczyzn. Nie podoba mu si ta
twarz o ostrym, ptasim profilu. Nie podoba mu si badawcze spojrzenie ciemnego,
zadziwiajco okrgego oka. Nie podobaj mu si wskie, bezkrwiste usta z zacinitymi
wargami. Ale duchowny opanowuje si i powiada tak przyjanie, jak tylko potrafi: - Mam
nadziej, e zawar pan pokj z tym wiatem, Quangel?
- A czy ten wiat te zawar pokj, panie pastorze? - odpowiada Quangel
pytaniem.
- Niestety, jeszcze nie, Quangel, niestety, jeszcze nie - odpowiada duchowny i
twarz jego prbuje wyrazi trosk, ktrej nie odczuwa. Pastor pomija ten punkt i pyta dalej: -
Ale zawar pan przecie pokj z Panem Bogiem, Quangel?
- Nie wierz w adnego Pana Boga - odpowiada Quangel krtko.
- Co?
Pastor wydaje si niemal przeraony tym bezporednim owiad czeniem. - No - cignie -jeeli
pan nie wierzy w osob Boga, to jest pan chyba panteist, nieprawda, Quangel?
- Co to jest?
- No, to przecie jasne... -pastor prbuje wyjani co, co dla niego samego
nie
jest zbyt jasne. - Dusza wszechwiata, rozumie pan, wszystko jest Bogiem, rozumie pan?
Paska dusza, paska niemiertelna dusza powrci do wielkiej duszy wszechwiata, Quangel!
- Wszystko jest Bogiem? - pyta Quangel. Skoczy ubieranie si i stoi przed
prycz. - Czy Hitler te jest Bogiem? A ta mordownia na wiecie, to te Bg? Pan jest Bg?
Ja Bg?
- Pan mnie le zrozumia, prawdopodobnie celowo mnie le zrozumia -
odpowiada duchowny podraniony - ale ja nie jestem tutaj po to, aby z panem dyskutowa o
zagadnieniach religijnych. Przyszedem, by przygotowa pana na mier. Bdzie pan musia
umrze, Quangel, ju za par godzin. Czy jest pan gotw?
Zamiast odpowiedzi Quangel pyta:
- Czy zna pan pastora Lorenza z wizienia ledczego przy Trybunale
Narodowym?
Pastor, znw zbity z tropu, odpowiada gniewnie: - Nie, ale syszaem o nim. I
wolno mi chyba powiedzie, e Pan powoa go do siebie we waciwym czasie. Przynis
wstyd naszemu stanowi.
Strona 156
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Quangel uwanie spojrza na duchownego. Powiedzia: - To by bardzo dobry czowiek, wielu
winiw myli o nim z wdzicznoci.
- Tak - zawoa pastor z nie ukrywan zoci. - Dlatego, e folgowa waszym
dzom! To by bardzo saby czowiek, Quangel. Suga boy winien w czasach wojennych
by bojownikiem, odrzuca wszelki kompromis. - Znw si opanowa. Spojrza szybko na
zegarek 1 powiedzia: - Mam dla pana tylko osiem minut, Quangel. Pozostao mi
jeszcze paru paskich towarzyszy niedoli, ktrzy tak jak i pan wyrusz dzi w ostatni drog.
Winienem ich zaopatrzy w pociech religijn. Pomdlmy si teraz...
Duchowny, ten szerokokocisty gruboskrny chop, wycign bia chusteczk z kieszeni i
rozkada j ostronie.
Quangel zapyta: - Czy zaopatruje pan rwnie w duchow pociech kobiety, ktre maj by
stracone?
Ironia Quangla bya tak nieprzenikniona, e pastor nic nie zauway.
Rozpostar bia chusteczk na pododze celi i odpowiedzia obojtnie: - Dzi nie bdzie
strace kobiet.
- Nie przypomina pan sobie - pyta Quangel uparcie dalej - czy by pan ostatnio
u
pewnej Anny Quangel?
- Anna Quangel? To jest paska ona? Nie, na pewno nie! Przypomniabym
sobie. Mam niesychanie dobr pami do nazwisk.
- Mam prob, panie pastorze...
- No, mw pan ju, Quangel! Pan wie, e mam mao czasu!
- Prosz, aby pan nie powiedzia mojej onie, gdy ju przyjdzie na ni czas,
e
zostaem stracony przed ni. Niech jej pan, prosz, powie, e umieram o tej samej godzinie,
co ona.
- To byoby kamstwo, Quangel, a jako suga boy nie mog grzeszy przeciw
smemu przykazaniu.
- Nie kamie pan wic nigdy, panie pastorze? Nie kama pan jeszcze nigdy w
swoim yciu?
- Mam nadziej - powiedzia pastor zmieszany ironicznym i badawczym
spojrzeniem skazaca - mam nadziej, e zawsze staraem si wedug moich sabych si
przestrzega przykaza boskich.
- A wic przykazania boskie daj od pana odmowy pocieszenia mojej ony,
e umiera o tej samej godzinie, co ja?
- Nie wolno mi dawa faszywego wiadectwa przeciw bliniemu memu,
Quangel!
- Szkoda, szkoda! Pan naprawd nie jest dobrym pastorem!
- Jak?! - zawoa duchowny, na p zmieszany, na p z grob.
- Pana pastora Lorenza zwano w wizieniu tylko dobrym pastorem" - wyjani
Quangel.
- Nie, nie - zawoa pastor z gniewem. - Nie tskni za takim przez was
nadanym, godnym mianem! Uwaabym je za niegodne miano! - Opanowa si. Ze stukiem
upad na kolana, dokadnie na bia chusteczk. Wskaza miejsce na ciemnej pododze obok
siebie, poniewa biaa chusteczka starczya tylko dla niego: - Niech pan te uklknie,
Quangel, mdlmy si!
- Przed kim mam klcze? - zapyta Quangel zimno. - Do kogo mam si
modli?
- O! - wybuchn pastor ze zoci. - Niech pan znowu z tym nie zaczyna!
Straciem ju zbyt duo czasu dla pana! - Popatrzy klczc na tego czowieka o zej, ptasiej
twarzy. Zamrucza: - Wszystko jedno, speni swj obowizek. Bd si modli za pana!
Pochyli gow, zoy rce i oczy jego zamkny si. Potem poderwa gow, otworzy
szeroko oczy i nagle zacz krzycze tak gono, e Quangel a wzdrygn si przestraszony: -
O, Ty Panie mj i Boe mj! Wszechmocny, Wszechwiedzcy, Wszechdobry,
Wszechsprawiedliwy Boe, Sdzio dobrego i zego! Grzesznik ley tu przed Tob w pyle,
prosz Ci, aby oczy Twe w Twym miosierdziu zwrci na tego czowieka, ktry popeni
wiele zych uczynkw, aby go pokrzepi na ciele i duszy i przebaczy mu w asce swej
wszystkie jego winy...
Klczcy pastor krzycza coraz goniej: - Przyjm ofiar niewinnej mierci Jezusa Chrystusa,
Twego Syna ukochanego, jako zapat za jego ze uczynki! By przecie ochrzczony Jego
imieniem i Jego krwi obmyty i oczyszczony. Uratuj go wic od mki i katuszy ciaa! Skr
jego ble i podtrzymaj go przeciw oskareniom sumienia! Obdarz go bogim powrotem do
ywota wiecznego!
Duchowny zniy gos do tajemniczego szeptu: - Wylij Twych witych aniow, aby
powiody go do zgromadzenia Twych wybranych w Jezusie Chrystusie, Panu naszym!
Pastor zawoa znw bardzo gono: - Amen! amen! amen!
Wsta, troskliwie zoy bia chustk i nie patrzc na Quangla rzek: - Bdzie chyba daremne
pyta pana, czy jest pan gotw przyj ostatnie sakramenty?
- Zupenie daremne, panie pastorze.
Pastor z wahaniem wycign rk do Quangla. Quangel potrzsn gow i zoy rce na
piersi.
- I to jest daremne, panie pastorze! - powiedzia.
Pastor podszed do drzwi nie patrzc na niego. Odwrci si jeszcze raz, pobienie spojrza na
Quangla i powiedzia: - Przyjm pan jeszcze ten werset ze sob na sd ostateczny: Filip I, 21 -
Chrystus jest mym ywotem, a umieranie mym zyskiem".
Drzwi si zamkny, poszed.
Quangel odetchn.
ROZDZIA LXX Ostatnia droga Gdy tylko duchowny wyszed, w celi zjawi si niski,
krpy czowiek w jasnoszarym ubraniu. Rzuci szybko badawcze, ostre, mdre spojrzenie na
twarz Quangla, podszed do niego i powiedzia: - Doktor Brandt, lekarz wizienny. -
Potrzsn rk Quangla i zatrzyma j w swojej mwic: - Czy mog panu zbada ttno?
- Zawsze! - powiedzia Quangel.
Lekarz powoli liczy. Potem puci rk Quangla i powiedzia z uznaniem: -- Bardzo dobrze.
Doskonale. Jest pan prawdziwym mczyzn.
Rzuci szybkie spojrzenie na drzwi, ktre pozostay na p otwarte, i zapyta szeptem: - Czy
mog co zrobi dla pana? Jaki rodek oszoamiajcy?
Strona 157
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Quangel potrzsn przeczco gow: - Bardzo dzikuj, panie doktorze. I tak dam rad.
Dotkn jzykiem ampuki. Przez chwil zastanowi si, czy nie da lekarzowi jakiego
polecenia dla Anny. Ale nie, ten pastor i tak jej wszystko opowie...
- Co poza tym? - zapyta lekarz szeptem. Natychmiast zauway wahanie Quangla. - Moe
jaki list?
- Nie mam tu na czym pisa - ach, nie, nie chc tego. W kadym razie dzikuj panu, panie
doktorze. Jeszcze jeden czowiek! Dziki Bogu, nawet w takim domu nie wszyscy s li.
Lekarz skin ponuro, poda Quanglowi jeszcze raz rk, zastanowi si i powiedzia szybko: -
Mog panu tylko powiedzie: pozosta pan tak odwany!
I prdko opuci cel.
Dozorca wszed w towarzystwie winia nioscego misk i talerz. W misce dymia gorca
kawa, a na talerzu lea chleb posmarowany masem. Obok tego dwa papierosy, dwie zapaki
i kawaek siarki do potarcia.
- Tak - powiedzia dozorca -jak pan widzi, jestemy wielkoduszni. - I to wszystko bez kartek!
Zamia si, a towarzyszcy mu wizie rozemia si urzdowo wraz z nim. Mona byo
zauway, e ten dowcip" by ju wielokrotnie powtarzany.
W Quanglu narosa nagle niespodziewana fala zoci. Krzykn:
- Zabierajcie to std! Nie potrzebuj waszej katowskiej uczty!
- Dwa razy nie trzeba mi tego powtarza - powiedzia dozorca.
- Poza tym kawa jest tylko namiastk, a maso margaryn...
I znw Quangel pozosta sam. Uporzdkowa posanie, zdj powleczenie i zoy je koo
drzwi, podnis prycz. Potem wzi si do mycia.
By jeszcze tym zajty, gdy jaki mczyzna w towarzystwie dwch chopakw wszed do
celi.
- Niech pan sobie zaoszczdzi tego mycia - powiedzia haaliwie - ogolimy teraz pana i
uczeszemy pierwszorzdnie! Jazda, chopaki, popieszcie si, jest pno! - I do Quangla
tonem przeproszenia:
- Paski poprzednik dugo nas zatrzyma. Niektrzy nie maj wcale rozumu, nie pojmuj, e
ja nie mog nic zmieni. Jestem mianowicie katem Berlina...
Poda Quanglowi rk.
- No, zobaczy pan, e nie bd marudzi i nie bd pana mczy. Jak wy nie robicie trudnoci,
to ja te nie robi. Mwi zawsze do moich chopakw: - Chopaki - mwi - jeeli kto robi
wariata i rzuca si, i ryczy, to wy te bdcie nierozsdni, apcie go, gdzie si da, nawet
gdybycie mu mieli wyrwa jdra! Ale z takimi rozsdnymi ludmi jak ty zawsze
postpujemy agodnie!
Mwic to przecign parokrotnie maszynk po gowie Quangla, a wszystkie jego wosy
znalazy si na pododze celi. Drugi pomocnik kata przygotowa pian z myda i ogoli
Quanglowi brod. - Tak - powiedzia kat zadowolony - siedem minut! Dogonilimy stracony
czas. Jeszcze paru takich rozsdnych, a bdziemy punktualni jak pocig.
- I proszco do Quangla: - Bd tak dobry i zmie to z podogi. Nie jeste do tego
zobowizany, rozumiesz, ale my mamy bardzo mao czasu. Dyrektor i prokurator mog
przyj lada chwila. Nie rzucaj wosw do kibla, kad ci tu gazet: zawi je w ni i po
koo drzwi. To jest taki may dochd uboczny, rozumiesz?
- Co zrobisz z moimi wosami? - zapyta Quangel zaciekawiony.
- Sprzedam je perukarzowi. Peruki s zawsze potrzebne. Nie tylko dla aktorw, ale i tak. No,
to piknie dzikuj. Heil Hitler!
I poszli rwnie oni, ci weseli chopcy. Mona powiedzie, e znali s' na swoim rzemiole. Z
wikszym spokojem ducha nie mona byo zaszlachtowa nawet wini. A mimo to Quangel
uwaa, e ci brutalni ludzie bez serca s bardziej znoni ni ten pastor przedtem. Poda
przecie nawet bez wahania rk katowi.
Quangel wanie speni yczenie kata, dotyczce uprztnicia celi gdy znw otwary si
drzwi. W otoczeniu kilku umundurowanych funkcjonariuszy wszed gruby pan z czerwonym
wsem i tust, blada twarz -jak si okazao dyrektor wizienia - i stary znajomy Quangla
prokurator z rozprawy gwnej, ktry szczeka jak pinczer.
Dwaj umundurowani zapali Quangla i brutalnie zacignli go pod cian, gdzie zmusili go do
postawy na baczno. Potem stanli koo niego.
- Otto Quangel! - zawoa jeden z nich.
- Ach tak! - zaszczeka Pinczer. - Przypominam sobie t twarz!
- Odwrci si do dyrektora. - O wyrok mierci dla niego ja sam si postaraem! - powiedzia
dumnie. - To zupenie bezczelny typ. Myla, e moe by bezczelny wobec sdu i wobec
mnie! Ale dalimy ci, chopcze! -zaszczeka zwrciwszy si do Quangla. - Co, dalimy ci!
No, jak si teraz czujesz? Ju nie jeste tak bezczelny, co?
Jeden z mczyzn stojcych koo Quangla stukn go w bok.
- Odpowiada! - szepn rozkazujco.
- Ach, pocaujcie mnie wszyscy!... - powiedzia Quangel znudzony.
- Jak? Co? - prokurator ze zdenerwowania przeskakiwa z jednej nogi na drug. - Panie
dyrektorze, dam...
- Ach, co tam! - powiedzia dyrektor. - Zostaw pan tych ludzi! Przecie pan widzi, e to jest
zupenie spokojny czowiek! Nieprawda, jest pan przecie spokojny?
- Oczywicie - odpowiedzia Quangel - niech on mnie tylko nie zaczepia. Ja ju mu dam
spokj.
- Protestuj! dam! - krzycza Pinczer.
- Czego? - przerwa dyrektor. - Czego moe pan jeszcze od niego da? Wicej nie moemy
zrobi, jak go straci, o tym wie on bardzo dobrze. Zaczynaj pan, czytaj pan ju ten wyrok!
Pinczer uspokoi si wreszcie, rozoy akta i zacz czyta. Czyta szybko i niewyranie,
przeskakiwa zdania, myli si i zakoczy zupenie nagle: - A wic ju pan wie!
Quangel nie odpowiedzia.
- Zaprowadcie tego czowieka na d! - powiedzia rudowsy dyrektor i obaj wartownicy
zapali Quangla mocno za ramiona.
Gniewnie wyrwa si z ich ucisku. Zapali go jeszcze mocniej.
- Pozwlcie temu czowiekowi i samemu! - rozkaza dyrektor. - Ten nie zrobi nam adnych
trudnoci.
Wyszli na korytarz. Stao tam mnstwo ludzi, w mundurach i cywilw. Nagle utworzy si
cay pochd, ktrego orodek stanowi Otto Quangel. Na czele szed wachmistrz, potem
pastor, ktry nosi teraz sutann z biaym konierzykiem i mrucza do siebie co
niezrozumiaego. Za nim szed Quangel otoczony ca chmar dozorcw, ale may lekarz w
Strona 158
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
jasnym ubraniu szed tu koo niego. Dalej postpowali dyrektor i prokurator, za ktrymi
znw kroczyli cywile i umundurowani. Niektrzy cywile uzbrojeni byli w aparaty
fotograficzne.
Pochd szed przez dom mierci le owietlonymi korytarzami, po elaznych schodach z
postrzpionym linoleum; zdawao si, e z cel, ktre mijali, dochodziy powstrzymywane
westchnienia z gbi piersi. Nagle w jednej z cel rozleg si bardzo wyranie gos: - Bd
zdrw, towarzyszu!
Zupenie machinalnie Otto Quangel odpowiedzia gono: - Bd zdrw, towarzyszu! -
Dopiero w chwil pniej przyszo mu na myl, jak bezsensowne byo to bd zdrw"
skierowane do umierajcego.
Znw otwary si jakie drzwi i wyszli na podwrze. Nocny mrok wisia jeszcze midzy
murami. Quangel spojrza szybko w prawo i w lewo, nic nie uszo jego czujnej uwagi.
Naokoo w oknach cel widzia krg bladych twarzy - kolegw, ktrzy, jak on skazani na
mier, yli jeszcze. Jaki owczarek wybieg gono szczekajc naprzeciw pochodu, ale
wartownik zagwizda i pies cofn si warczc. Chrzci wir pod nogami. Za dnia mia
chyba tawy odcie - teraz w blasku lamp elektrycznych wyglda szaro. Znad muru pada
cie, zarys bezlistnego drzewa. Powietrze byo mrone i wilgotne. Quangel pomyla: Za
kwadrans nie bd ju marz - zabawne!"
Jzykiem namaca szklan ampuk. Ale byo jeszcze za wczenie.
Dziwne! Mimo, e dokadnie widzia i sysza, co dziao si dokoa niego, a do
najmniejszego drobiazgu, wszystko to zdawao mu si nieprawdziwe. Ju kiedy kto mu to
opowiada. Lea w swojej celi i ni}
o tym. Tak, to zupenie niemoliwe, aby istnia tu cielenie. I wszyscy ktrzy szli
wraz z nim z obojtnymi albo brutalnymi, z dnymi wrae lub smutnymi twarzami,
wszyscy byli jacy bezcieleni. wir by wirem ze snu, a szuranie nogami, chrzst
kamyczkw pod stopami - byy szmerami ze snu...
Przeszli przez jakie drzwi i weszli do pomieszczenia, ktre byo tak jaskrawo owietlone, e
Quangel z pocztku nic nie widzia. Wartownicy pocignli go nagle do przodu obok
klczcego duchownego.
Podszed do niego kat wraz ze swymi dwoma pomocnikami 1 wycign do niego
rk:
- A wic, nie miej mi za ze! - powiedzia.
- Niee, dlaczego? - odpowiedzia Quangel i machinalnie uj jego rk.
Podczas gdy kat zdejmowa skazanemu marynark i odcina konierz koszuli, Quangel
obejrza si na tych, ktrzy go odprowadzali. W olepiajcej jasnoci zobaczy tylko wieniec
biaych twarzy zwrconych ku niemu.
To mi si tylko ni! - pomyla - i serce zaczo mu mocniej bi.
Z krgu widzw oderwaa si posta, a gdy podesza bliej, Quangel pozna maego,
gotowego do pomocy lekarza w jasnoszarym garniturze.
- No? - zapyta lekarz z matowym umieszkiem. - Jak si czujemy?
- Wci spokojnie! - powiedzia Quangel, gdy wizano mu rce na plecach. - W
tej chwili bije mi troch serce, ale przypuszczam, e to przejdzie w cigu piciu minut.
I umiechn si.
- Czekaj pan, dam panu co! - powiedzia lekarz i sign do kieszeni.
- Niech pan nie robi sobie kopotw, panie doktorze - odpowiedzia Quangel. -
Jestem dobrze zaopatrzony...
I na chwil wcisn jzykiem midzy wskie wargi szklan ampuk..-
- Ach, tak! - zauway lekarz zmieszany.
Odwrcili Quangla. Teraz widzia przed sob dugi st, obity czym gadkim, matowym i
czarnym, jakby cerat. Widzia rzemienie, sprzczki, ale przede wszystkim widzia ostrze,
szerokie ostrze. Topr zdawa si wisie bardzo wysoko nad stoem, niebezpiecznie wysoko.
Byszcza szarawosrebrzycie, przyglda mu si zoliwie.
Quangel lekko westchn...
Nagle stan koo niego dyrektor i powiedzia par sw do kata. Quangel bez przerwy patrzy
na n. Sowa docieray do niego jakby z oddali: - Przekazuj panu jako katowi miasta
Berlina obecnego tu Ottona Quangla, aby go pan za pomoc tego topora przeprowadzi od
ycia do mierci, jak to zostao zarzdzone prawomocnym wyrokiem Trybunau
Narodowego...
Gos brzmia nieprzyjemnie, zbyt dononie. wiato byo za jasne...
Teraz - myla Quangel - Teraz..."
Ale nie zrobi tego. Ncia go straszliwa, drczca ciekawo...
Jeszcze tylko par minut - pomyla. - Musz jeszcze wiedzie, jak to jest na tym stole..."
- No, jazda, stary chopie! - napomnia go kat. - Nie rb teraz dugich
ceregieli. Za dwie minuty bdzie po wszystkim. Czy pomylae o wosach?
- Pooyem przy drzwiach - odpowiedzia Quangel.
W chwil pniej Quangel lea na stole. Czu, jak przywizuj mu nogi. Stalowa obrcz
opucia si na jego plecy i przycisna mocno ramiona do podkadki...
Cuchno wapnem, wilgotnymi trocinami, cuchno rodkami dezynfekcyjnymi... ale przede
wszystkim cuchno obrzydliwie, sodko, zabijajc wszystkie inne wonie, czym...
Krew... - pomyla Quangel. - Cuchnie krwi..."
Usysza, jak kat cichutko szepn: - Ju! Ale cho szepn tak cichutko, jak aden czowiek
nie umia szepn, Quangel usysza jednak to Ju"!
Usysza rwnie wist...
Teraz!" - postanowio w nim co i zby chciay zgry ampuk z cyjankali...
Ale zakrztusi si i fala wymiotw napenia mu usta, porwaa za sob szklan rurk...
O Boe! - pomyla. - Za dugo czekaem..."
wist przeszed w szum, a szum sta si przeraliwym krzykiem, ktry chyba mona byo
sysze a pod gwiazdami, a przed tronem boskim...
Potem topr trzasn w kark Quangla.
Gowa Quangla spada do kosza.
Przez chwil bezgowy tuw lea zupenie spokojnie, jakby 2a_ skoczony kawaem, ktry
mu zrobiono. Potem poderwa si znw zatrzepota midzy rzemieniami i stalowymi
klamrami, a pomocnicy kata rzucili si na niego i usiowali go przytrzyma.
yy na rkach zabitego pczniay i pczniay coraz bardziej, a potem zapado si wszystko.
Sycha byo tylko krew, syczc, szumic gucho, spywajc krew.
W trzy minuty po uderzeniu topora blady lekarz oznajmi nieco drcym gosem mier
Strona 159
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
straconego.
Uprztnito trupa.
Otto Quangel przesta istnie!
ROZDZIA LXXI
Spotkanie Anny Quangel
Miesice nadchodziy, miesice mijay, zmieniay si pory roku, a Anna Quangel siedziaa
wci jeszcze w swojej celi i czekaa na spotkanie z Ottonem Quanglem.
Czasami dozorczyni, ktrej ulubienic bya teraz pani Anna, mwia do niej: - Myl, pani
Quangel, e zupenie o pani zapomnieli.
- Tak - odpowiadaa winiarka numer 76 - tak to wyglda. O mnie i o moim mu. Jak
powodzi si Ottonowi?
- Dobrze! - odpowiadaa dozorczyni szybko. - Kaza te pani pozdrowi.
Umwiy si wszystkie midzy sob, e ta dobra, zawsze pilna kobieta nie dowie si o mierci
ma. Regularnie oddaway jej ukony.
Tym razem nieba byy askawe dla pani Anny: adne gupie gadulstwo ani aden wiadomy
swych obowizkw pastor nie zniszczy jej wiary w ycie Ottona Quangla.
Niemal cay dzie siedziaa przy swoim maym rcznym warsztacie i robia skarpetki dla
onierzy tam, w polu. Robia je dzie po dniu.
Czasem nucia przy tym cicho. Bya teraz gboko przekonana, e nie tylko zobacz si znw
z Ottonem, ale e jeszcze dugo bd yli ze sob. Albo naprawd zapomniano o nich, albo
potajemnie ich uaskawiono, fo ju na pewno dugo nie potrwa i bd wolni.
Bo chocia dozorczynie mao o tym mwiy, Anna jednak to wywnioskowaa: z wojn byo
le, a wiadomoci pogarszay si z tygodnia na tydzie. Zauwaya to po coraz gorszym
jedzeniu, po czstym braku materiau do roboty, po tym, e wymiana poamanej czci jej
warsztatu trwaa tygodniami. Po tym, e wszystkiego otrzymywaa coraz mniej. A jeli z
wojn byo le, to byo to dobre dla Quanglw. Wkrtce ju bd wolni.
Siedzi tak i robi skarpetki, wplata w nie swoje sny, nadzieje, ktre nigdy si nie speni,
yczenia, ktrych dawniej nigdy nie miaa. Wyobraa sobie zupenie innego Ottona ni ten,
ktry by przy jej boku - pogodnego, zadowolonego, czuego Ottona. Zamienia si niemal w
mod dziewczyn, do ktrej umiecha si wiosennie jeszcze cae ycie. Czy nie ni czasami
nawet o tym, e bdzie jeszcze miaa dzieci? Ach, dzieci...!
Odkd Anna Quangel zniszczya cyjankali, postanawiajc po najciszej walce wytrwa bez
wzgldu na to, co si z ni stanie, a do spotkania z Ottonem, staa si wolna, moda i wesoa.
Przezwyciya sam siebie.
A teraz jest wolna. Bez lku i wolna.
Jest wolna rwnie w czasie coraz ciszych nocy, ktre wojna przyniosa Berlinowi, gdy
syreny wyj, lotnicy coraz liczniej nadcigaj nad miasto, bomby padaj, miny wyj i
wszdzie wybuchaj poary.
W czasie takich nocy winiowie rwnie pozostaj w swych celach. Dozr wizienia nie ma
odwagi prowadzi ich do schronw, obawia si buntu. Krzycz w swych celach, szalej,
prosz i bagaj, trac zmysy ze strachu. Ale korytarze s puste, nie ma tam adnego
wartownika, adna miosierna rka nie otwiera drzwi od cel. Suba wartownicza siedzi w
schronach przeciwlotniczych.
Anna Quangel nie odczuwa strachu. Jej may warsztacik stuka 1 terkoce, dzierga jeden rzd
oczek za drugim. Anna wykorzystuje godziny, w ktrych i tak nie moe spa, na robienie
skarpetek. A przy tym ni. ni o spotkaniu z Ottonem. Podczas takiego snu wpada min z
rozdzierajcym uszy trzaskiem i grzebie w gruzach i popiele t cz' wizienia.
Pani Anna Quangel nie miaa ju czasu obudzi si ze snu o spotkaniu z Ottonem. Jest ju
przy nim. Jest w kadym razie tam, gd2; 1 on. Gdziekolwiek to mogoby by.
ROZDZIA LXXII Chopiec Nie zakoczymy jednak tej ksiki mierci - powicona jest
yciu niezwycionemu, wci na nowo triumfujcemu nad hab i zami, nad ndz i
mierci.
Jest lato, wczesne lato tysic dziewiset czterdziestego szstego roku.
Chopiec, niemal ju mody mczyzna, idzie przez podwrze marchijskiego osiedla.
Starsza kobieta wychodzi mu naprzeciw. - No, Kuno - pyta - co robisz dzisiaj?
- Chc jecha do miasta - odpowiada chopiec. - Mam odebra nasz nowy pug.
- Wic - powiada kobieta - zapisz ci jeszcze, co masz mi przywie, jeeli dostaniesz!
- Jeeli tylko bdzie, to ju dostan, matko! - woa chopiec ze miechem. - Wiesz przecie!
Przygldaj si sobie, miejc si. Potem kobieta wchodzi do domku, do swego ma, starego
nauczyciela, ktry ju dawno wysuy emerytu-r? a mimo to z modzieczym zapaem
wci jeszcze uczy dzieci.
Chopak wyprowadza ze stajni konia Toni, ich dum.
Po pgodzinie Kuno-Dieter Borkhausen jest w drodze do miasta. Ale nie nazywa si ju
Borkhausen. Prawnie i z wszystkimi formalnociami zosta zaadoptowany przez maestwo
Kienschaeper, wwczas gdy wyjanio si, e ani Karl, ani Maks Kluge nie wrc z wojny.
Pfzy okazji pozbyli si te ,,Dietera": Kuno Kienschaeper brzmi doskonale i zupenie
wystarczy.
Zadowolony Kuno pogwizduje z cicha, podczas gdy kasztanek Toni powoli drepce w socu
wyjedon poln drog. Niech sobie Toni drepce, do obiadu i tak zd, wrci.
Kuno badawczo patrzy w prawo i w lewo na pola, fachowo ocenia stan zasieww. Nauczy
si wiele tu na wsi i - dziki Bogu! - niemal rwnie wiele zapomnia. Suterena z Otti, nie,
prawie ju o tym nie myli, tak jak i o niejakim trzynastoletnim Kuno-Dieterze, ktry
waciwie by bandyt. Nie, tego wszystkiego ju nie ma. Ale i sny o mechanice jeszcze si
nie speniy. Tymczasem chopiec zadowala si tym, e pozwolono mu mimo modego wieku
prowadzi traktor podczas orki.
Tak, adnie si dorobili - ojciec, matka i on. Nie s ju zaleni od krewnych, w zeszym roku
dostali ziemi, s samodzielnymi ludmi, z Tonim, krow, wini, dwoma baranami i
siedmioma kurami. Kuno umie i ora, nauczy si od ojca sia, a od matki kopa kartofle.
ycie jest dla niego przyjemne. Doprowadzi gospodark do rozkwitu, zrobi to!
Gwide wesoo.
Ze skraju szosy podnosi si zaniedbana, duga posta, ubranie w strzpach, zniszczona twarz.
To nie jest aden z tych nieszczsnych uciekinierw, to jaki zmarnowany czowiek, ebrak,
wczga. Zapija-czony gos skrzeczy: - Hej, chopak, zabierz no mnie do miasta!
Strona 160
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
Kuno Kienschaeper wzdrygn si na dwik tego gosu. Najchtniej zmusiby zadowolonego
z siebie Toniego do galopu, ale na to jest ju za pno, powiada wic z pochylon gow: -
Siadaj - nie, nie tu koo mnie! Z tyu moesz usi! _
- Dlaczego nie koo ciebie? - skrzeczy mczyzna wyzywajco. - Czy nie jestem dla ciebie
do elegancki?
- Osio! - woa Kuno z udanym grubiastwem. - Bo z tyu na somie mikko siedzie!
Mczyzna godzi si z pomrukiem, gramoli si od tyu na wz, a Toni przechodzi teraz z
wasnej woli w kus.
Kuno przezwyciy swj pierwszy strach, e akurat wasnego ojca, nie, akurat Borkhausena
musia wzi z rowu na wz. Akurat on, akurat tego! Ale moe to wcale nie by przypadek,
moe Borkhausen czyha tu na niego i wie dokadnie, kto go wiezie.
Kuno zezuje z boku na mczyzn.
Ten wyciga si na somie i powiada, jakby odczuwa wzrok chopaka: - Nie mgby mi
powiedzie, czy tu w okolicy nie mieszk chopiec z Berlina, taki okoo szesnastki? Tu w
okolicy powime mieszka...
Tu w tych stronach mieszka jeszcze wielu berliczykw! - odpowiada Kuno.
- Zauwayem to! Ale sprawa z tym chopcem, o ktrym mwi to jest specjalna sprawa. On
nie by ewakuowany wtedy, w czasie wojny ale zwia od swoich rodzicw! Czy syszae o
takim chopaku?
- Nie! - kamie Kuno. A po przerwie pyta: - Czy nie wie pan, jak si ten chopak nazywa?
- No tak, nazywa si Borkhausen...
- Borkhausena tu w okolicy nie ma. Musiabym to wiedzie.
- To mieszne doprawdy - powiada mczyzna. Udaje, e musi si rozemia, i bolenie
uderza chopca pici w kark. - A ja przysigbym na to, e jaki Borkhausen siedzi tu na
wozie!
- To by pan popeni krzywoprzysistwo! - odpowiada Kuno. Teraz, kiedy ma ju pewno,
serce bije mu spokojnie i zimno. - Bo ja nazywam si Kienschaeper, Kuno Kienschaeper...
- Nie, co takiego! - mczyzna udaje zdumionego. - Ten, ktrego szukam, te nazywa si
Kuno, mianowicie Kuno-Dieter.
- A ja nazywam si tylko Kuno Kienschaeper - mwi chopiec. - A poza tym gdybym
wiedzia, e jaki Borkhausen siedzi na moim wozie, odwrcibym bat i walibym draba tak
dugo, pki by nie zlaz.
- Nie, co takiego! Co takiego! Czy to tak by moe? - dziwi si wczga. - Chopiec, ktry
bije wasnego ojca i zrzuca go z wozu?
- A potem, jakbym tego Borkhausena zrzuci z wozu - cignie niemiosiernie Kuno
Kienschaeper dalej - pojechabym do miasta na policj i powiedziabym im: - Wy tam,
uwaajcie! Tu w okolicy krci si czowiek, ktry nie potrafi nic innego, tylko prnowa i
kra, i robi szkody, ktry siedzia i jest przestpc. Zabierzcie go!
- Przecie czego takiego nie zrobiby, Kuno-Dieter - woa Borkhausen naprawd
przeraony - przecie nie napucisz mi na kark glin. Teraz, gdy wreszcie wylazem z bunkra i
naprawd si poprawiem! Mam zawiadczenie od pastora, e si naprawd poprawiem, i niL
zrobi nic, co jest zabronione, przysigam ci. Ale pomylaem, e skoro masz majtek i
nurzasz si w tuszczu, to dasz troch wypocz u siebie staremu ojcu. Nie czuj si dobrze,
Kuno-Dieter, ley mi co na piersi, musz troch odpocz...
- Znam to twoje troch odpocz"! - woa chopak gorzko. - Wiem, e jak wpuszcz ci
tylko na jeden dzie do naszego domu, to rozoysz si i nie bdzie ci mona stamtd
wydosta. A z tob wejdzie do naszego domu ktnia i nieszczcie, i wistwa. Nie, za mi
zaraz z mojego wozu, bo naprawd odwrc bat!
Chopak zatrzyma wz i zeskoczy z niego. Sta teraz z batem w garci, gotw na wszystko,
aby obroni spokj swego nowego domu.
Wieczny pechowiec, Borkhausen, powiedzia aonie: - Chyba tego nie zrobisz! Nie bdziesz
bi wasnego ojca!
- Nie jeste moim ojcem! Dawniej, niestety, do czsto mi to mwie!
- To by przecie tylko art, Kuno-Dieter, zrozum to!
- Nie mam ojca! - zawoa chopiec wcieky. -- Mam matk i zaczynam zupenie od nowa. A
kiedy przychodz ludzie z dawnych czasw i mwi co innego, wtedy bij ich tak dugo,
pki nie dadz mi spokoju! Nie pozwol sobie zepsu przez ciebie ycia!
Sta tak z gronie podniesionym batem - starego rzeczywicie opanowa strach. Zlaz z wozu i
stan na szosie z tchrzliwym wyrazem twarzy.
Ale odgraa si jeszcze: - Mog ci te narobi wiele szkody...
- Na to tylko czekaem! - zawoa Kuno Kienschaeper. - Po ebraninie nastpuj groby!
Zawsze u ciebie tak byo! Aleja ci mwi, przysigam ci to: jad std wprost na policj i
zo meldunek, e grozie mi podpaleniem naszego domu...
- Przecie ja tego wcale nie powiedziaem, Kuno-Dieter!
- Ale mylae o tym, wyczytaem to z twoich oczu! Tam jest twoja droga! I zapamitaj
sobie, e za godzin ci z policji bd na twoim tropie! Wiej wic od razu!
Kuno Kienschaeper dugo jeszcze sta na drodze, dopki oberwana posta nie znikna
midzy polami yta. Potem poklepa kasztanka Toni PO szyi i powiedzia: - Co, Toni, nie
pozwolimy sobie przez takiego ajdaka jeszcze raz zepsu ycia? Zaczlimy od pocztku.
Kiedy matka wsadzia mnie do wody i wasnymi rkami obmya wszystek brud ze mnie,
wtedy przysigem sobie: od teraz sam bd si trzyma czysto! I dotrzymam tego!
W nastpnych dniach matka Kienschaeper dziwia si nieraz, e chopak nie chcia si ruszy
z domu. Zawsze by pierwszy przy robotach polnych, a teraz nie chcia nawet wygna krowy
na k. Ale nic nie mwia i chopiec jej nic nie powiedzia, a gdy mijay dni, nastpio lato i
zaczy si niwa, chopak wyszed w pole z kos...
Bo kto sieje, ten zbiera, a chopiec zasia dobre ziarno.
Strona 161

You might also like