You are on page 1of 84

ROLAND TOPOR

CHIMERYCZNY
LOKATOR
(Le locataire chimerique)
Przekad: Tomasz Matkowski

CZ PIERWSZA

NOWY LOKATOR
ROZDZIA I

MIESZKANIE

T relkovsky'emu grozia eksmisja, gdy jego przyjaciel Simon powiedzia mu o wolnym


mieszkaniu na ulicy Pirenejw. Poszed tam. Ponura dozorczyni nie chciaa pokaza
lokalu, lecz tysicfrankowy banknot sprawi, e zmienia zdanie.
- Prosz za mn - rzeka szorstko i nieprzychylnie.
Trelkovsky by modym czowiekiem w wieku okoo trzydziestu lat, uczciwym,
grzecznym, ktry nade wszystko nie znosi kopotw. Zarabia skromnie, dlatego te
utrata mieszkania bya dla niego katastrof, pensja nie pozwalaa mu bowiem na
wystawne ycie w hotelu. Mia jednak na ksieczce troch oszczdnoci i liczy, e
bdzie mg zapaci odstpne, jeli nie okae si ono zbyt wygrowane.
Mieszkanie skadao si z dwch ciemnych pokoi bez kuchni. Jedyne okno w gbi
wychodzio na cian, w ktrej dokadnie naprzeciwko znajdowa si lufcik. Trelkovsky
zrozumia, e jest to okienko ubikacji w ssiedniej kamienicy.
ciany pokryte byy t tapet. Widniay na niej gdzieniegdzie rozlegle plamy wilgoci.
Caa powierzchnia sufitu bya popkana, a szczeliny rozgaziay si jak nerwy licia.
Mae kawaki tynku, ktre si stamtd oderway, chrzciy pod nogami. W pokoju bez
okna znajdowa si kominek z imitacji marmuru, a w nim gazowy grzejnik.
- Poprzednia lokatorka wyskoczya przez okno - wyjania dozorczyni, stajc si nagle

bardziej rozmowna. - Prosz spojrze, wida std miejsce, gdzie upadla.


Poprowadzia Trelkovsky'ego przez labirynt rnorakich mebli i z satysfakcj wskazaa
resztki szklanego daszku, znajdujce si o trzy pitra niej.
- Nie umara, ale po prawdzie to tak jakby trup. Ley w szpitalu Saint-Antoine.
- A jeli wyzdrowieje?
- Nie ma obawy - zamiaa si szyderczo wstrtna kobieta. - Niech pan si tym nie
przejmuje.
Mrugna porozumiewawczo.
- To dobra okazja.
- Jakie s warunki?
- Dogodne. Jest tylko mae odstpne za wod. Cala instalacja jest nowa. Przedtem trzeba
byo wychodzi na podest, kiedy ci chciao skorzysta z biecej wody. Waciciel sam
zapaci za instalacj.
- A ubikacja?
- Dokadnie naprzeciwko. Schodzi pan na d i wchodzi klatk B. Stamtd moe pan
widzie mieszkanie. I na odwrt. Umiechna si oblenie.
- To widok, ktry warto zobaczy.
Trelkovsky nie by zachwycony. Ale tak czy inaczej, mieszkanie byo okazj.
- Ile wynosi odstpne?
- Piset tysicy. Komorne pitnacie tysicy frankw miesicznie.
- To drogo. Nie bd mg zapaci wicej ni czterysta tysicy.
- To ju nie moja sprawa. Niech pan si dogada z wacicielem. Jeszcze jeden umiech.
- Niech pan idzie z nim porozmawia. To niedaleko. Mieszka pitro niej. No, to ja ju
pjd. I niech pan pamita, e to okazja, ktrej nie naley przepuci.
Trelkovsky odprowadzi j a do drzwi waciciela. Zadzwoni. Otworzya mu stara
kobieta o nieufnym spojrzeniu.
- Nic nie dajemy niewidomym - rzucia bardzo szybko.
- Chodzi o mieszkanie...
Jej oczy bysny chytrze.

- Jakie mieszkanie?
- To pitro wyej. Czy mog si widzie z panem Zy?
Stara zostawia Trelkovsky'ego pod drzwiami. Usysza jakie szepty, po czym wrcia i
powiedziaa, e pan Zy go przyjmie. Zaprowadzia go do jadalni, gdzie tamten siedzia
przy stole. Usuwa wanie skrupulatnie resztki jedzenia z zbw. Pokaza palcem, e jest
zajty. Pogrzeba w trzonowym zbie i wycign stamtd strzp misa nakuty na koniec
zaostrzonej zapaki. Przyjrza mu si uwanie i pokn go.
Wtedy dopiero zwrci si do Trelkovsky'ego.
- Widzia pan mieszkanie?
- Tak. Chciabym wanie porozmawia z panem o warunkach.
- Piset tysicy i pitnacie tysicy miesicznie.
- Tak wanie powiedziaa mi pani dozorczyni. Chciabym wiedzie, czy to paskie
ostatnie sowo, poniewa nie mog da wicej ni czterysta tysicy.
Waciciel zrobi znudzon min. Przez dwie minuty z roztargnieniem obserwowa star,
ktra sprztaa ze stou. Wydawao si, e wspomina wszystko, co przed chwil zjad.
Chwilami kiwa gow z aprobat. Powrci do tematu rozmowy.
- Czy dozorczyni mwia panu o wodzie?
- Tak.
- W dzisiejszych czasach bardzo trudno znale mieszkanie. Pewien student da mi
poow tej sumy za jeden tylko pokj na szstym pitrze. I nie ma tam wody.
Trelkovsky odchrzkn, aby jego glos brzmia dwiczniej. On te by znudzony.
- Prosz mnie dobrze zrozumie. Nie prbuj dyskredytowa paskiego mieszkania, ale
nie ma tam kuchni. Z ubikacj te s kopoty. Zamy, e zachoruj, co nie naley do
moich zwyczajw, mwi to od razu, ale zamy, e bd musia wyj zaatwi si w
rodku nocy: no wic, to niewygodne. Z drugiej strony, dam panu wprawdzie tylko
czterysta tysicy, ale dam je gotwk.
Waciciel przerwa mu.
- Tu nie chodzi o pienidze. Nie bd przed panem ukrywa, panie...
- Trelkovsky.
- ...Trelkovsky, e nie mam kopotw pieninych. Nie czekam na paskie pienidze, aby
mc sobie kupi co do jedzenia. Nie, wynajmuj, poniewa mam wolne mieszkanie, a
jest to rzecz, o ktr dzi nieatwo.

- Oczywicie.
- Mam jednak swoje zasady. Nie jestem dusigroszem, lecz filantropem te nie jestem.
Moja cena wynosi pl miliona. Znam innych wacicieli, ktrzy zadaliby siedmiuset
tysicy i mieliby do tego pene prawo. Ja chc piset i nie mam powodu bra mniej.
Trelkovsky z uwag wysucha przemwienia, kiwajc potakujco gow.
- Ale naturalnie, panie Zy. Doskonale rozumiem paski punkt widzenia i uwaam go za
bardzo rozsdny. Ale... czy mog pana poczstowa papierosem?
Waciciel odmwi.
- ...Jestemy ludmi cywilizowanymi. Podyskutujmy, w ten sposb zawsze mona si
dogada. Pan chce piset. W porzdku. Ale jeli kto daje panu piset w cigu trzech
miesicy, te trzy miesice mog zmieni si w trzy lata. Czy sdzi pan, ze jest to
korzystniejsze ni czterysta tysicy od razu?
- Tego nie twierdz. Wiem lepiej od pana, e nie ma nic lepszego ni cala suma od razu,
gotwk. Tylko e ja wol pl miliona gotwk ni czterysta tysicy gotwk.
Trelkovsky zapali papierosa.
- Oczywicie. Nie mam wcale zamiaru twierdzi, e jest inaczej. Jednak niech pan
wemie pod uwag, e poprzednia lokatorka jeszcze nie umara. A jeli wrci? Jeli
bdzie chciaa zrobi zamian? Pan wie, e pan nie ma prawa sprzeciwia si zamianie.
W takim wypadku nie tylko nie dostaby pan piciuset tysicy, lecz nie dostaby pan nic.
Podczas gdy ja daj panu czterysta tysicy. I wtedy nie ma problemu, wszystko zostaje
zaatwione polubownie. Ani pan nie ma kopotw, ani ja. Czy moe mi pan
zaproponowa co lepszego?
- Mae s szans na to, eby doszo do takiej sytuacji.
- By moe, ale trzeba to wzi pod uwag. Podczas gdy z moimi czterystoma tysicami
gotwk nie ma problemu, nie ma sprawy.
- No dobrze, zostawmy na razie t kwesti, panie... Trelkovsky. Jak ju panu
powiedziaem, nie to jest dla mnie najwaniejsze. Czy pan jest onaty? Prosz mi
wybaczy, e o to pytam, ale chodzi mi o dzieci. To jest spokojny dom, a moja ona i ja
jestemy starszymi ludmi...
- Nie takimi znw starymi, panie Zy!
- Wiem, co mwi. Jestemy starszymi ludmi i nie lubimy haasw. Tak wic
uprzedzam pana od razu, jeli jest pan onaty, jeli ma pan dzieci, moe mi pan
zaproponowa milion i te si nie zgodz.
- Prosz si nie obawia, panie Zy. Ze mn nie bdzie pan mial tego rodzaju kopotw.
Jestem spokojny i nie mam ony.

- Z drugiej strony, tu nie jest te dom schadzek. Jeli bierze pan mieszkanie po to, by
przyprowadza dziewczynki, to w takim razie wol dosta dwiecie tysicy, ale da je
komu, kto go naprawd potrzebuje.
- Najzupeniej si z panem zgadzam. Zreszt to mnie nie dotyczy.
Jestem czowiekiem zrwnowaonym, nie lubi sytuacji, ktre naruszaj mj spokj.
- Prosz mi nie bra za ze, e pytam pana teraz o to wszystko, ale lepiej od razu si
dogada, a pniej y w zgodzie.
- To zrozumiae. Ma pan cakowit racj.
- Tak wic zrozumie pan rwnie, e nie bdzie pan mg chowa zwierzt: psw, kotw
ani adnych innych.
- Nie mam zamiaru.
- Prosz posucha, panie Trelkovsky, na razie nie mog panu da odpowiedzi. Tak czy
owak, nie moe by o tym mowy, dopki poprzednia lokatorka yje. Ale jest pan
sympatyczny, sprawia pan wraenie dobrze wychowanego modego czowieka. Mog
panu powiedzie tylko jedno: niech pan przyjdzie jeszcze raz w tym tygodniu, wtedy
bd mg da panu ostateczn odpowied.
Trelkovsky dugo dzikowa, zanim wyszed. Gdy mija strwk, dozorczyni spojrzaa
na niego z ciekawoci, nie okazujc jednak, e go poznaje, i wycierajc machinalnie
fartuchem jaki talerz.
Na chodniku przystan, aby przyjrze si kamienicy. Wysze pitra owietlone byy
wrzeniowym socem, co nadawao jej wygld prawie nowej i wesoej. Zacz szuka
okna "swojego" mieszkania, lecz przypomnia sobie, e wychodzi na podwrze.
Cae pite pitro byo pomalowane na rowo, a okiennice na to w odcieniu
kanarkowym. Nie byo to subtelne poczenie, lecz kolorowa nuta, ktr wywoywao,
brzmiaa wesoo. W oknach trzeciego pitra bya caa grzdka kaktusw, a na czwartym
kraty podwyszay porcz, moe ze wzgldu na dzieci, chocia to mao prawdopodobne,
skoro waciciel ich nie tolerowa. Dach najeony by kominami rnych rozmiarw i
ksztatw. Jaki kot, ktry z pewnoci nie nalea do adnego z lokatorw, spacerowa
po dachu. Trelkovsky dla zabawy wyobrazi sobie, e jest na miejscu kota i e to jego
agodnie grzeje soce. Spostrzeg jednak poruszajc si firank na drugim pitrze, a
wic u waciciela. Oddali si szybko.
Ulice byy prawie puste, jak zwykle o tej porze. Trekovsky poszed kupi kawaek
chleba i par plastrw kiebasy z czosnkiem. Usiad na awce i zastanawia si jedzc.
Cakiem moliwe, e argument uyty w rozmowie z wacicielem okae si suszny i e
poprzednia lokatorka dokona zamiany. Moe wyzdrowieje? Szczerze jej tego yczy. W
przeciwnym razie, by moe zostawi testament. Jakie s w tym wypadku prawa
waciciela? Czy Trelkovsky nie bdzie musia dwa razy zapaci odstpnego, raz

wacicielowi, a drugi raz poprzedniej lokatorce? aowa, e nie moe poradzi si


swego kolegi Scope'a, kancelisty u notariusza, ktry niestety by wanie na prowincji w
jakiej sprawie spadkowej.
- Najlepiej bdzie odwiedzi w szpitalu poprzedni lokatork.
Po skoczonym posiku wrci wypyta dozorczyni.
Wyjawia mu niechtnie, ze chodzi o niejak pann Choule.
- Biedna kobieta - rzek Trelkovsky, zapisujc nazwisko na odwrocie jakiej koperty.

ROZDZIA II

POPRZEDNIA LOKATORKA

N astpnego dnia, w godzinach wizyt, Trelkovsky przekracza bram szpitala SaintAntoine. Ubrany by w swj jedyny ciemny garnitur, a w prawym rku trzyma kilo
pomaraczy zawinitych w gazet. Szpitale sprawiay na nim zawsze przygnbiajce
wraenie. Zdawao mu si, e z kadego okna dobywaj si jki i e momenty, gdy byt
odwrcony plecami, wykorzystywano na wynoszenie trupw. Lekarze i pielgniarki byli
w jego oczach nieczuymi potworami, ale jednoczenie podziwia ich powicenie.
W okienku informacji zapyta, gdzie moe znale pann Choule. Urzdniczka przejrzaa
kartotek.
- Pan jest jej krewnym?
Trelkovsky zawaha si. Jeli zaprzeczy, to moe nie pozwol mu wej?
- Jestem jej przyjacielem.
- Sala dwudziesta sidma, osiemnaste ko. Prosz si najpierw zwrci do przeoonej
pielgniarek.
Podzikowa. Dwudziesta sidma sala bya ogromna jak poczekalnia dworcowa. Cztery
rzdy ek biegy przez ca jej dugo. Wok ek przesuway si mae grupki ludzi,
ktrych ciemne ubrania stanowiy kontrast z biel. Bya to godzina najwikszego
natenia wizyt. Nieustanny szept, przypominajcy szum morza, ktry mona usysze w
muszli, dziaa odurzajco. Zaczepia go przeoona pielgniarek o agresywnie
wystajcym podbrdku.
- Co pan tu robi?
- Czy to moe pani jest przeoon pielgniarek? Nazywam si Trelkovsky. Ciesz si, e
pani widz, gdy pani z informacji powiedziaa, ebym si do pani zwrci. Chodzi o

pann Choule.
- Osiemnaste ko?
- Tak mi powiedziano. Czy mog j zobaczy?
Przeoona pielgniarek zmarszczya brwi. Woya do ust owek i dtugo go ssaa,
zanim zdecydowaa si odpowiedzie.
- Nie naley jej mczy, a do wczoraj bya nieprzytomna. Niech pan idzie, ale prosz
by rozsdnym. Nie wolno z ni rozmawia.
Trelkovsky bez wikszych trudnoci znalaz ko z numerem osiemnastym. Leaa na
nim kobieta o twarzy zakrytej bandaami, z lew nog podniesion za pomoc
skomplikowanego systemu bloczkw. Jedyne odsonite oko byo otwarte. Trelkovsky
zbliy si powoli. Nie wiedzia, czy kobieta go dostrzega, gdy nawet nie drgna,
wyrazu jej twarzy nie mona byo wcale dostrzec, tak bya poobwijana. Pooy
pomaracze na nocnym stoliku i usiad na taborecie. Sprawiaa wraenie starszej, ni j
sobie wyobraa. Oddychaa z trudem, a jej szeroko otwarte usta wyglday jak otwr
ciemnej studni. Z zakopotaniem spostrzeg, e brak jej jednego z grnych siekaczy.
- Pan jest jej znajomym?
Podskoczy. Nie zauway przedtem drugiej odwiedzajcej. Czoo jego, i tak ju
wilgotne, pokryo si potem. Czu si jak przestpca, ktremu grozi wydanie przez
niespodziewanego wiadka. Przez gow przelatyway mu najrniejsze,
nieprawdopodobne wytumaczenia. Lecz moda dziewczyna mwia ju dalej.
- Co za historia! Nie wie pan, dlaczego to zrobia? Z pocztku nie mogam uwierzy. I
pomyle, e poprzedniego dnia zostawiam j w tak dobrym nastroju. Co si z ni stao?
Trelkovsky odetchn z ulg. Moda dziewczyna od razu zakwalifikowaa go do
niezliczonej rzeszy znajomych panny Choule. To, co powiedziaa, nie byo pytaniem,
lecz po prostu stwierdzeniem oczywistego faktu. Przyjrza si jej uwaniej.
Przyjemnie byo na ni popatrze, bo chocia nie bya adna, bya podniecajca. Naleaa
do gatunku dziewczt, ktre Trelkovsky wywoywa w wyobrani w najintymniejszych
momentach. W kadym razie, jeli chodzi o ciao, ciao, ktre wietnie mogoby si oby
bez gowy. Byo pulchne, ale nie galaretowate.
Dziewczyna ubrana bya w zielon bluzk podkrelajc piersi, ktrych czubki
uwydatnia biustonosz, a moe jego brak. Niebieska, w odcieniu morskim, spdnica
zadarta bya wysoko ponad kolana, nie z wyrachowania, lecz przez niedbao. Tak czy
owak wida byo spory kawa ciaa nad poczoch przypit podwizkami. To mleczne
ciao, to udo ocienione, lecz niezwykle wietliste obok ciemnych rodkowych partii,
hipnotyzowao Trelkovsky'ego. Z trudem udao mu si oderwa od niego wzrok, aby
spojrze na twarz, ktra bya najzupeniej banalna. Kasztanowe wosy, piwne oczy,
wielkie usta umalowane szmink.
- Jeli mam by szczery - zacz odchrzknwszy - nie jestem tak cakiem jej

przyjacielem, gdy znam j bardzo sabo.


Wstyd nie pozwala mu przyzna, e nie zna jej wcale.
- Ale prosz mi wierzy, e jestem gboko zasmucony tym, co si stao.
Dziewczyna umiechna si do niego.
- Tak, to straszne.
Przeniosa wzrok na lec, ktra wci sprawiaa wraenie nieprzytomnej, mimo
otwartego oka.
- Simone, Simone, poznajesz mnie? - spytaa cicho dziewczyna. - To ja, Stella, twoja
przyjacika Stella. Poznajesz mnie?
Oko pozostao nieruchome, wpatrzone wci w ten sam niewidoczny punkt na suficie.
Trelkovsky zastanawia si, czy nie umara, lecz z jej ust wydoby si jk, z pocztku
stumiony, pniej narastajcy, ktry zakoczy si krzykiem nie do zniesienia.
Stella zacza gono paka, a Trelkovsky by tym wszystkim miertelnie zakopotany.
Mia ochot jej powiedzie "Ciii", czu, e cala sala na nich patrzy, e wszyscy uwaaj
go za winnego jej ez. Rzuci ukradkowe spojrzenie na najbliszych ssiadw, by
zobaczy, jak zareaguj. Po lewej stronie jaki staruszek spa niespokojnym snem.
Mrucza wci niezrozumiae sowa i wykonywa wargami ruchy, jakby ssa duego
cukierka. Struka zmieszanej z krwi liny nikna pod pociel. Po prawej stronie grupa
odwiedzajcych rozpakowywaa jedzenie i picie pod zachwyconym okiem grubego,
zapijaczonego chopa.
Trelkovsky uspokoi si widzc, e nikt si nimi nie zajmuje. Chwil pniej zbliya si
pielgniarka, dajc znak, e wizyta skoczona.
- Czy jest jaka szansa, eby j uratowa? - spytaa Stella, ktra wci pakaa, teraz ju
tylko pochlipujc.
Pielgniarka spojrzaa na ni wrogo.
- A jak pani myli? Jeli mona j uratowa, to j uratujemy. Co jeszcze pani chce
wiedzie?
- Ale co pani o tym sdzi? Czy to moliwe?
Pielgniarka wzruszya ramionami z irytacj.
- Prosz spyta lekarza, ale nawet on nie powie pani nic wicej. W tego rodzaju
wypadkach - cigna z wan min - nie mona powiedzie nic pewnego. I tak dobrze,
e odzyskaa przytomno.
Trelkovsky by rozczarowany. Nie udao mu si porozmawia z Simone Choule, a fakt,
e biedaczka jest o krok od mierci, wcale go nie pociesza. Nie by zym chopcem i

wolaby nadal pozosta ze swymi kopotami, gdyby w ten sposb udao si j uratowa.
- Porozmawiam ze Stell - rzek do siebie - moe ona mi cos powie.
Lecz nie wiedzia, jak nawiza rozmow, dziewczyna bowiem cigle pakaa.
Niezrcznie byoby poruszy bez adnych wstpw spraw mieszkania. Zarazem ba si,
e gdy bd wychodzi ze szpitala, wycignie do niego rk, zanim on zdy si
zdecydowa. Na domiar zego poczu nagle siln potrzeb oddania moczu, ktra odebraa
mu zdolno logicznego mylenia. Zmusi si, by i wolno, chocia mia szalon ch
pogna co tchu do najbliszego szaletu. Odwanie zaatakowa:
- Nie powinna pani poddawa si rozpaczy. Chodmy si czego napi, jeli ma pani
ochot. Mam wraenie, e kieliszek czego mocnego postawi pani na nogi. - Przygryz
wargi a do krwi, by powstrzyma ch coraz bardziej monstrualn.
Chciaa co powiedzie, lecz czkawka przerwaa jej w p sowa. Skina wic tylko
gow na znak, e si zgadza, i umiechna si blado.
Trelkovsky by spocony jak mysz. Potrzeba oddania moczu drya mu brzuch niczym
wider. Wyszli ze szpitala. Akurat naprzeciwko bya wielka kawiarnia.
- Moe wstpimy naprzeciwko? - zaproponowa ze le udan obojtnoci.
- Jak pan chce.
Zaczeka, a usid i zamwi, i dopiero wtedy powiedzia: - Przepraszam na chwilk,
musz zaatwi wany telefon. Wrc za dwie minuty.
Gdy wrci, by ju innym czowiekiem. Mia ochot mia si i piewa zarazem.
Dopiero spostrzegszy wilgotn od tez twarz Stelli, pomyla o przybraniu
okolicznociowej miny.
Bez sowa sczyli napoje, ktre przynis kelner. Stell uspokajaa si powoli.
Obserwowa j, czekajc na moment psychologiczny, w ktrym mgby poruszy spraw
mieszkania. Spojrza znowu na jej piersi i ogarno go przeczucie, e bdzie z ni spa.
Dao mu to si, by przemwi.
- Nigdy nie zrozumiem samobjstwa. Nie mam argumentw przeciwko temu, ale
zupenie nie umiem tego poj. Czy rozmawiaycie na ten temat?
Odpowiedziaa, e nigdy o tym nie mwiy, e znaa Simone od bardzo dawna, lecz nie
zauwaya w jej yciu niczego, co mogoby tumaczy ten czyn. Trelkovsky
zasugerowa, e chodzio o zawd miosny, lecz Stell zapewniaa, e to niemoliwe. Nie
syszaa o adnym jej trwaym zwizku. Od czasu przybycia do Parya - jej rodzice
mieszkali w Tours - Simone ya waciwie sama, spotykajc si tylko z kilkoma
przyjacikami. Oczywicie, miaa jedn lub dwie przygody, lecz bez dalszego cigu.
Wikszo wolnego czasu spdzaa na czytaniu powieci historycznych. Bya
sprzedawczyni w ksigami.
Nie byo w tych informacjach nic, co stanowioby przeszkod dla zamiarw

Trelkovsky'ego. Mia do siebie al, e jest z tego zadowolony. Wydao mu si to


nieludzkie. Aby si ukara, pomyla znw o samobjczyni.
- Moe z tego wyjdzie - rzek bez przekonania.
Stell potrzsna gow.
- Nie sdz. Widzia j pan? Nawet mnie nie poznaa. Jestem dosownie wstrznita. Co
za nieszczcie! Nie bd moga pracowa dzi po poudniu. Posiedz w domu i oddam
si czarnym mylom.
Trelkovsky te nie wybiera si do pracy. Przedtem poprosi kierownika biura o kilka
wolnych dni, aby mc zaj si mieszkaniem.
- Nie naley oddawa si czarnym mylom. To do niczego nie prowadzi. Wrcz
przeciwnie, powinna si pani rozerwa. Wiem, e moe si to pani wyda w zym gucie,
lecz radz pani i do kina.
Umilk, a potem powiedzia bardzo szybko:
- Jeli pani pozwoli... prosz posucha, dzi po poudniu nie mam nic do roboty. Czy
zgodziaby si pani zje co ze mn w restauracji? Pniej poszlibymy do kina. Jeli
nie ma pani nic lepszego do roboty...
Zgodzia si.
Po posiku w barze szybkiej obsugi weszli do pierwszego napotkanego kina. Podczas
kroniki poczu, jak jej noga opiera si o jego wasn. Trzeba byo co przedsiwzi. Nie
mg si zdecydowa, a przecie wiedzia, e musi co zrobi. Obj j ramieniem. Nie
zareagowaa, lecz po chwili poczu skurcz w bicepsie. By wci jeszcze w tej
niewygodnej pozycji, gdy zapalio si wiato w czasie przerwy. Nie odway si na ni
spojrze. Opara mocniej udo o jego nog.
Gdy tylko znw zgaszono wiata, obj j w talii. Kocami palcw dotyka wypukoci
piersi, ktr przed chwil widzia, jak rozpieraa zielon bluzk. Stella nie odepchna
go. Jego rka posuwaa si do gry pod swetrem, napotkaa biustonosz i udao si jej
wlizn midzy pier a nylonow powok, Palcem wskazujcym wyczul zgrubienie
sutka. Nacisn go.
Dyszaa lekko. Przekrcia si na fotelu i uwolnione piersi wysuny si z biustonosza,
delikatne i mikkie. cisn je kurczowo.
Coraz bardziej podniecony, pomyla znowu o Simone Choule. Moe wanie w tej
sekundzie umiera?
Lecz miaa umrze dopiero nieco pniej, o zachodzie soca.

ROZDZIA III

PRZEPROWADZKA

T relkovsky zadzwoni z automatu, aby dowiedzie si o stan zdrowia poprzedniej


lokatorki. Powiedziano mu, e umara.
Ten brutalny koniec poruszy go do gbi. Czu si, jakby straci kogo bardzo bliskiego.
Odczu nagle niewypowiedziany al, e nie znal wczeniej Simone Choule. Mogliby
chodzi razem do kina, do restauracji, przeywa chwile szczcia, ktrego ona nigdy nie
zaznaa. Kiedy Trelkovsky myla o niej, nie widzia jej takiej, jaka bya w szpitalu, lecz
wyobraa j sobie jako bardzo mod dziewczyn, paczc z powodu byle gupstwa.
Wanie w tej chwili chciaby by przy niej, aby powiedzie, e to tylko gupstwo, e nie
powinna paka, e powinna by szczliwa. Gdy, wytumaczyby jej, nie bdzie pani
dugo y, umrze pani pewnego wieczoru w szpitalnej sali, nie zaznawszy ycia.
- Pjd na pogrzeb. To mj obowizek. Pewnie spotkam Stell...
W istocie, poegna si z ni, a nie spyta o adres. Po wyjciu z kina spojrzeli na siebie,
nie wiedzc, co powiedzie. Okolicznoci, w jakich si poznali, sprawiay, e mieli nieco
wyrzutw sumienia. Trelkovsky marzy tylko o jednym: uciec. Rozstali si banalnie i bez
przekonania.
Teraz samotno powodowaa, e aowa straconej okazji. Moe ona czua to samo?
Pogrzebu nie byo. Ciao miao by przewiezione do Tours i tam pochowane. W kociele
Menilmontant odbya si tylko msza wita. Trelkovsky postanowi wzi w niej udzia.
Msza ju si rozpocza, gdy wszed do kocioa. Usiad cichutko na pierwszym lepszym
krzele i przyjrza si zgromadzonym. Nie byo ich zbyt wielu. Rozpozna kark Stelli,
siedzcej w pierwszym rzdzie, lecz ta nie odwrcia si. Zacz wic zabija czas.
Nigdy nie by wierzcy, a ju na pewno nie byt katolikiem. Szanowa jednak wierzenia
innych. Uwanie stara si ich naladowa, klka w odpowiedniej chwili, wstawa,
kiedy byo trzeba. Mimo to ponura atmosfera tego miejsca wsczaa si w jego umys.
Osaczy go korowd czarnych myli. mier bya obecna, czul j bardziej ni cokolwiek
innego.
Trelkovsky nie mia zwyczaju myle o mierci. Nie bya mu obojtna, o nie, lecz
wanie dlatego jak ognia unika tej kwestii. Gdy tylko czul, e jego myli dryfuj w
kierunku niebezpiecznego tematu, uywa najrniejszych forteli, z biegiem czasu coraz
bardziej udoskonalanych. Tak wic w krytycznych momentach nuci nieskomplikowane
melodie usyszane w radiu, ktre stanowiy wietn barier psychiczn. Czasem szczypa
si a do krwi, a czasem jego ucieczk by erotyzm. Wywoywa w myli obraz jakiej
kobiety, ktr widzia na ulicy, jak zapinaa podwizk, jaki biust, ktrego ksztatw
domyla si w gbi dekoltu sklepikarki, jakie wspomnienie dawno ujrzanej sceny. To
bya przynta. Jeli umys dal si na ni zapa, potga myli stawaa si niezmierzona.
Podnosia sukienki, zrywaa biustonosze, przetwarzaa wspomnienia. I powoli, na tle
lecych kobiet, zmitych cia, widmo mierci blado, blado coraz bardziej, aby w kocu

znikn niczym wampir o brzasku.


Tym razem byo jednak inaczej. Przez sekund niezwykle intensywnie, niemal fizycznie,
Trelkovsky odczul przepa, nad ktr si porusza. Dozna zawrotu gowy. Potem
zjawiy si potworne szczegy: zamykanie trumny, ziemia spadajca powoli na wieko,
powolny rozkad zwok.
Sprbowa si opanowa, lecz bez skutku. Musia koniecznie si podrapa, aby upewni
si, e robactwo go nie gryzie, e go jeszcze nie gryzie. Zrobi to najpierw dyskretnie,
potem z wciekoci. Czu, jak tysice ohydnych stworw dr go, wysysaj mu
wntrze. Jeszcze raz zanuci: "Charakter ciki masz, lecz to jest sekret nasz", bez
rezultatu.
Jako ostatni desk ratunku wyobrazi sobie sam mier. Stworzy symbol mierci
znaczyo bowiem uciec od niej. Trelkovsky zabra si do pracy i w kocu znalaz obraz,
ktry mu si spodoba. Oto co wymyli.
mier to ziemia. Z niej wychodz pczki ycia i prbuj umkn. Kieruj si w
przestrze. mier pozwala na to, gdy jest bardzo asa na ycie. Zadowala si
pilnowaniem swej trzody, a gdy zwierzta podrosn, poyka je niczym akocie. Powoli
trawi pokarm, ktry powrci do jej ona, szczliwa i syta jak gruba kotka.
Trelkovsky zadra. Nie mg duej znie tej miesznej i nie koczcej si
uroczystoci. W dodatku byo zimno i przemarz do szpiku koci.
- Mniejsza o Stell, id std.
Wsta ostronie, aby nie robi haasu. Gdy doszed do drzwi, przekrci klamk, lecz bez
skutku. Wpad w panik. Mimo e szarpa klamk na wszystkie strony, efektu nie bylo.
Nie mia ju teraz wrci na swoje dawne miejsce, ba si nawet odwrci, gdy
musiaby stawi czoo karccym spojrzeniom, ktre widroway mu plecy. Znca si nad
drzwiami, nie rozumiejc, skd ten opr, tracc ju nadziej. Dugo trwao, zanim
zauway mae drzwiczki, wycite w duych, nieco bardziej na prawo. Otworzy je bez
trudu i wyskoczy jednym susem.
Na zewntrz odnis wraenie, jakby zbudzi si z koszmarnego snu.
- Moe pan Zy bdzie ju mg da mi odpowied.
Duymi krokami poszed do waciciela. Powietrze na dworze wydawao si cieple po
piwnicznym chodzie, ktry panowa w kociele. Trelkovsky zacz mia si do siebie.
"Bd co bd, ja jeszcze nie umarem, a zanim to nastpi, nauka wymyli jaki sposb,
ebym mg y dwiecie lat."
Poczu, e ma gazy. Zacz si bawi jak dziecko, puszczajc wiatry przy kadym kroku.
Ktem oka obserwowa przechodniw, ktrzy szli za nim. Lecz jaki starszy, dobrze
ubrany mczyzna spojrza na niego surowo, marszczc brwi, i Trelkovsky,
zaczerwieniwszy si ze wstydu, straci ochot do dalszej zabawy.
Drzwi otworzy pan Zy we wasnej osobie.

- A, to pan!
- Dzie dobry, panie Zy, widz, e mnie pan poznaje.
- A jake! Przyszed pan w sprawie mieszkania, co? Ma pan na nie ochot, ale cigle nie
chce pan zapaci caej sumy, co? Myli pan pewnie, e to ja ustpi?
- Nie musi pan ustpowa, panie Zy, dostanie pan swoje czterysta tysicy gotwk.
- Ale ja chciaem piset tysicy!
- Nie zawsze ma si to, co si chce, panie Zy. Ja na przykad wolabym, eby ubikacja
bya na tym samym podecie, co mieszkanie, a wcale tak nie jest.
Waciciel wybuchn miechem. Gonym luzowatym miechem, ktremu zawtrowa
wymuszony miech Trelkovsky'ego.
- Spryciarz z pana, co? No dobra, niech bdzie czterysta pidziesit tysicy gotwk i
nie mwmy ju o tym. Jutro przygotuj panu umow o wynajem. Jest pan zadowolony?
Trelkovsky dzikowa wylewnie.
- Kiedy bd mgt wej w posiadanie lokalu?
- Choby zaraz, jeli ma pan ochot, pod warunkiem, e wpaci pan zaliczk. Nie mam
wprawdzie powodu panu nie ufa, ale przecie pana nie znam, no nie? Gdybym mia
zaufanie do kadego, nie zaszedbym daleko w moim zawodzie, sam pan rozumie.
- Ale oczywicie. Jutro przynios swoje rzeczy.
- Jak pan chce. Widzi pan, e ze mn mona zawsze si dogada, pod warunkiem, e si
jest w porzdku i regularnie paci si komorne. Doda poufaym tonem:
- Nie straci pan na tym interesie. Rodzina zmarej zawiadomia mnie, e nie ma zamiaru
zabiera mebli, tak e pan z nich bdzie mg korzysta. Niech pan przyzna, e nie
spodziewa si pan tego. Po zapaceniu odstpnego nie starczyoby panu pienidzy na
meble.
- Och, kilka krzese, szafa, ko i st.
- Ach tak? Wic niech pan sprbuje kupi je w sklepie, zobaczymy, ile pan zapaci. Nie,
niech mi pan wierzy, nie straci pan na tym interesie. Zreszt pan sam o tym wie najlepiej!
- Jestem panu wdziczny, panie Zy!
- Och, wdziczno! - zamia si pan Zy, zamykajc drzwi, wypchnwszy przedtem
Trelkovsky'ego na podest.
- Do widzenia, panie Zy! - krzykn Trelkovsky do zamknitych drzwi.

Nie otrzyma odpowiedzi. Zaczeka jeszcze chwil, po czym zszed powoli ze schodw.
Gdy wrci do dawnego mieszkania, ogarno go wielkie zmczenie. Wycign si na
ku, nie majc siy zdj butw, i lea dugo, z na wp przymknitymi oczyma,
rozgldajc si dokoa.
Przey tu tyle lat, e nie mg oswoi si z myl, i to ju koniec. Nigdy wicej nie
zobaczy tego pokoju, ktry by treci jego ycia. Przyjd inni i zmieni nie do poznania
te ciany, co je zna tak dobrze, zrujnuj porzdek, zabij w zarodku nawet
przypuszczenie, e jaki pan Trelkovsky mg tu przed nimi mieszka. Bez ceremonii, z
dnia na dzie, pjdzie sobie.
Waciwie nie czul si tu ju naprawd jak u siebie. Tymczasowo jego pooenia psua
mu tych kilka ostatnich dni. Przypominao to ostatnie chwile spdzone w pocigu, ktry
wanie wjeda na stacj. Ju nie zadawa sobie trudu sprztania ani ukadania
dokumentw, ani cielenia ka. Nie powodowao to wielkiego nieadu, za mao mia na
to rzeczy, lecz stwarzao wraenie pustki, czego zacztego i porzuconego.
Trelkovsky spa bez przerwy a do rana. Wwczas zaj si pakowaniem dobytku, ktry
bez trudu zmieci si w dwch walizkach. Oddal klucze dozorczyni i takswk pojecha
pod swj nowy adres.
Cay ranek powici na podjcie pienidzy z kasy oszczdnoci i zaatwienie
formalnoci z wacicielem.
W poudnie przekrci klucz w zamku swojego mieszkania. Postawi obie walizki koo
drzwi, lecz nie wszed dalej. Uda si na obiad do restauracji, nic bowiem nie jad od
wczorajszego popoudnia.
Po obiedzie zadzwoni do swojego szefa i oznajmi, e jutro wraca do pracy. Okres
przejciowy dobieg koca.

ROZDZIA IV

SSIEDZI

W poowie padziernika, na prob kolegw, midzy innymi Scope'a, kancelisty u


notariusza, i Simona, sprzedawcy urzdze gospodarstwa domowego, ktry wskaza mu
ten adres, Trelkovsky urzdzi mae przyjcie, aby obla nowe mieszkanie. Zaproszono
te kilku kolegw z biura i wszystkie wolne dziewczyny. Zabawa odbya si w sobotni
wieczr, tak aby mona j byo przeduy, bez obawy o nastpny ranek.
Kady przynis cos do jedzenia lub do picia. Wszystkie zapasy wyoono na st.
Trelkovsky mia trudnoci ze znalezieniem krzese dla wszystkich, lecz w kocu wpad
na pomys, by przysun ko do stou. Biesiadnicy zasiedli, wrd perlistego miechu

kobiet i penych aluzji dowcipw mczyzn.


W istocie, mieszkanie nigdy nie byo tak wesoe, nigdy nie wydawao si tak jasno
owietlone. Trelkovsky poczu wzruszenie na mysi, e jest jego wacicielem. Nigdy te
nie cieszy si u innych takim powaaniem. Rozmowy cichy, gdy opowiada jak
histori, miano si, jeli bya to historia wesoa, oklaskiwano go nawet. A przede
wszystkim powtarzano jego nazwisko. Przy kadej okazji kto mwi: "Byem z
Trelkovskym..." lub "Tego dnia Trelkovsky..." albo jeszcze "Trelkovsky mwi..." By
naprawd krlem wieczoru.
Trelkovsky nie lubi alkoholu, lecz aby si nie wyrnia, pi wicej ni inni. Butelki
oprniano w coraz szybszym tempie, a dziewczta okrzykami zachcay pijcych. Kto
zaproponowa, aby zgasi wiato, za ostre w tym pokoju, a zapali w drugim,
zostawiajc drzwi otwarte. Po czym wszyscy rozoyli si na ku. W pmroku
Trelkovsky prawdopodobnie by zasn, lecz nie pozwalay mu na to rodzcy si bl
gowy i bliska obecno kobiet.
Scope i Simon wszczli dyskusj o tym, gdzie lepiej spdza wakacje: nad morzem czy
w grach.
- Gry - mwi Simon nieco monotonnym gosem - to najpikniejsza rzecz na wiecie.
Krajobrazy! Jeziora! Lasy!... I jakie czyste powietrze! Nie takie jak w Paryu. Mona
spacerowa albo uprawia wspinaczk. Gdy jestem w grach, wstaj o pitej rano, ka
sobie przygotowa suchy prowiant i wychodz na cay dzie z plecakiem. I wiecie, nie
znam lepszego uczucia ni znale si na wysokoci trzech tysicy metrw, majc pod
nogami wspaniay krajobraz.
Scope zarechota.
- To nie dla mnie! Kadego lata i kadej zimy syszy si o facetach, ktrzy spadaj w
przepa, gin przywaleni lawinami albo zostaj uwizieni w zepsutych kolejkach
linowych.
- Nad morzem take - odpar Simon - s wypadki utoni. W tym roku nie mwiono o
niczym innym przez radio.
- To nie ma nic do rzeczy. Zawsze znajd si jacy nieostroni, co udaj chojrakw i
wypywaj za daleko.
- W grach tak samo. Ludzie wybieraj si sami, nie przygotowani, bez treningu.
- A w ogle to ja w grach odczuwam klaustrofobi!
Wszyscy wczyli si do dyskusji. Trelkovsky stwierdzi, e nie wie, co woli, wydaje mu
si jednak, e gry s korzystniejsze dla zdrowia ni morze. Inni podchwycili jego
zdanie, przekrcili je, dodajc co od siebie, a w kocu cakiem zmienio sens.
Trelkovsky nie sucha zbyt uwanie. Myl jego bya o wiele bardziej zaprztnita
dziewczyn, ktra leaa na drugim kocu ka. Wanie zdejmowaa buty, bez pomocy
rk, popychajc czubkiem lewego bucika obcas prawego. Gdy zsun si ju na ziemi,
praw stop, obcignit nylonem, zsuna lewy bucik, ktry upad z cichym

stukniciem. Dokonawszy tego, podcigna kolana pod brod i zwinita w kbek


znieruchomiaa. Trelkovsky usiowa dojrze, czy dziewczyna jest adna, lecz mu si to
nie udao. Zacza si znowu rusza. Odsuwajc kolana i przycigajc je z powrotem pod
brod, wyranie przysuwaa si do niego. Otpiay od alkoholu i blu gowy patrzy na
jej poczynania nie reagujc.
Jakby z daleka dochodziy go strzpy zda.
- Przepraszam... morze... wilgo... lecz... klimat umiarkowany...
- Prosz bardzo... tlen... dwa lata temu z przyjacimi.
- W... krowa... owi ryby... kaszanka... choroba... mier...
- Zmiemy temat.
Dziewczyna pooya gow na kolanach Trelkovsky'ego i znieruchomiaa. Machinalnie
zacz si bawi jej wosami, owijajc pukle wok palcw.
Dlaczego wanie ja? - myla. - Nagle los zacz si do mnie umiecha, a ja, zamiast z
tego korzysta, mam bl gowy. Dure ze mnie!
Zniecierpliwiona, dziewczyna chwycia pewn doni rk Trelkovsky'ego i
zdecydowanym ruchem pooya j na swej lewej piersi.
I co dalej? - pomyla Trelkovsky z sarkazmem, zdecydowany zachowa biern postaw.
Dziewczyna widzc, e jej wysiki nie daj wynikw, podczogata si jeszcze bliej i
opara gow na brzuchu Trelkovsky'ego. Zacza ni porusza, eby go sprowokowa,
lecz poniewa wci lea nieruchomo, delikatnie, poprzez spodnie, uszczypna go kilka
razy w udo. Rozparty jak basza, Trelkovsky pozwala si uwodzi, umiechajc si z
wyszoci. Czego ona chce, biedna maa idiotka? Uwie go? Jego? Dlaczego wanie
jego?
Podskoczy. Krtkim, zdecydowanym ruchem odepchn gow dziewczyny i wsta.
Zrozumia. Chodzio jej o mieszkanie. Pozna j. Miaa na imi Lucille. Przysza z
Albertem, od ktrego dowiedziaa si o swoim rozwodzie. Jej m zatrzymuje
mieszkanie. A wic o to chodzi!
Kokietowano go dla jego mieszkania!
Wybuchn miechem. Zwolennicy gr i morza zaczli mwi goniej, aby si
nawzajem sysze. Dziewczyna w ku zaczta paka. I wanie w tej chwili kto
zapuka do drzwi.
Wytrzewiawszy w jednej chwili, Trelkovsky poszed otworzy.
Jaki czowiek stal na podecie. Wysoki, chudy, bardzo chudy i nienaturalnie blady.
Ubrany by w dug granatow koszul nocn.
- Sucham pana - powiedzia Trelkovsky.

- Haasuje pan - stwierdzi czowiek tonem, w ktrym brzmiaa groba. - Ju mina


pierwsza w nocy, a pan haasuje.
- Ale, prosz pana! Zapewniam pana, e jest u mnie kilkoro znajomych i rozmawiamy
spokojnie...
- Spokojnie? - oburzy si czowiek, podnoszc glos. - Mieszkam nad panem i sysz
wszystko, co mwicie. Przesuwacie krzesa, stukacie obcasami, kiedy chodzicie. To nie
do wytrzymania. Dugo tak jeszcze zamierzacie?
Mczyzna podnis gos tak, e teraz prawie krzycza. Trelkovsky mia ochot zwrci
mu uwag, e to on wanie wszystkich budzi. Ale widocznie taki by jego zamiar:
cign uwag mieszkacw na win popenion przez Trelkovsky'ego.
Jaka starsza pani, szczelnie otulona w peniuar, ukazaa si, wychylona przez porcz, na
schodach wiodcych na czwarte pitro.
- Niech pan posucha - zapewnia Trelkovsky - przykro mi, e pana obudzilimy. Bardzo
mi gupio. Teraz ju bdziemy uwaa...
- Co to za zwyczaje, budzi ludzi o pierwszej w nocy? Widzia kto co podobnego?
- Zwrc na to uwag - powtrzy Trelkovsky troch goniej - ale pan ze swej strony...
- W yciu czego takiego nie widziaem! Haasuje pan na ca kamienic! Kpiny pan
sobie urzdza? To bardzo piknie, e pan si bawi, ale niektrzy wstaj do pracy!
- Jutro jest niedziela. Mam chyba prawo zaprosi kilku znajomych, eby z nimi pogada
w sobotni wieczr?
- Nie, prosz pana, nie ma pan prawa robi takiego rumoru, nawet w sobotni wieczr.
- Zwrc na to uwag - warkn Trelkovsky i zamkn drzwi.
Sysza jeszcze, jak tamten co mruczy, po czym zwraca si widocznie do kobiety, ktr
poprzednio widzia, gdy odpowiada mu damski gos. Po kilku minutach wszystko si
uspokoio.
Trelkovsky przyoy rk do serca. Bilo ze zdwojon szybkoci. Zimny pot zrosi mu
czoo.
Znajomi, ktrzy przedtem umilkli, teraz wznowili dyskusj. Mwili, co myl o
podobnych ssiadach. Opowiadali, jakie historie przeywali ich znajomi, cierpic z
powodu podobnych kopotw, i jak sobie radzili. Stopniowo przeszli do omawiania
sposobw skutecznej walki z natrtami. Potem od sposobw realnych przeszli do
zmylonych, o wiele efektowniej szych. Bya wic mowa o wywierceniu dziury w suficie
i wpuszczeniu do mieszkania nad sob hordy jadowitych pajkw albo rasowych
skorpionw. Wszyscy wybuchnli miechem.

Trelkovsky czu si jak na mkach. Za kadym razem, gdy podnosili gos, mwi "Ciii!"
tak energicznie, e zaczli go wymiewa i haasowali nadal, specjalnie, eby go
rozzoci. Wwczas znienawidzi ich do tego stopnia, e uzna za zbdne wszelkie
konwenanse.
Poszed do drugiego pokoju po palta, rozda je, po czym wypchn goci na klatk
schodow. eby si zemci, schodzc haasowali i miali si na cay glos z jego
niepokoju. Z przyjemnoci wylaby im na gowy wrzcy olej. Wrci do siebie i
zamkn drzwi na klucz. Odwracajc si, potrci okciem stojc na stole pust butelk.
Stuka si na pododze, czynic piekielny haas. Skutki nie day na siebie dugo czeka.
Kto gwatownie zastuka w podog. Waciciel!
Trelkovsky czul wstyd. Gboki wstyd, od ktrego zaczerwieni si od stp do gw.
Wstydzi si wszystkich swoich czynw. By postaci ohydn. Nieznone haasy jego
zabaw budziy ca kamienic! Czyby nie mia adnego szacunku dla innych? Czyby
nie by zdolny do ycia w spoeczestwie? Zbierao mu si na pacz. Co moe
powiedzie na swoj obron? Zreszt, czy mona dyskutowa ze stukaniem w sufit? Jak
powiedzie: "No tak, jestem winny, ale istniej okolicznoci agodzce"?
Nie odway si posprzta. Zbyt dobrze wyobraa sobie ssiadw nadstawiajcych
ucha, aby stuka za najmniejszym pretekstem. Zdj buty nie ruszajc si z miejsca, po
czym na palcach poszed zgasi wiato i uwaajc, aby w ciemnociach nie wpa na
jaki mebel, wrci i pooy si na ku.
Jutro trzeba bdzie stawi czoo ssiadom. Czy wystarczy mu odwagi? Na sam myl o
tym poczu si sabo. Co odpowie, gdy waciciel upomni go?
Wcieko tamowaa mu oddech. Poj, jak gupot byo urzdzenie tego spotkania. To
by najlepszy sposb, eby przyspieszy sw zgub. Nie bawi si dobrze, wydal sporo
pienidzy i na dodatek przysporzy sobie kopotw. Zadar ze wszystkimi lokatorami.
adny pocztek.
Wreszcie udao mu si zasn.
Ze strachu przed spotkaniem ssiadw przesiedzia w mieszkaniu cay niedzielny ranek.
Zreszt nie czul w sobie zbyt wiele energii. Bolay go nawet wosy. Przy kadym
spojrzeniu mia wraenie, e oczy wypadaj mu z orbit.
Mieszkanie wygldao jak po przejciu huraganu. Cynicznie ukazywao podszewk
wczorajszego wieczoru. Niczym na play w czasie odpywu, wraki leay tam, gdzie
wyrzuciy je fale: puste butelki, popi zmieszany z sosem na talerzach, z ktrych jeden
by stuczony, rozdeptane nieostronymi obcasami kawaki wdlin na pododze,
niedopaki rozmike od czerwonego wina.
Trelkovsky pozbiera, co mg, lecz kube na mieci byt ju przepeniony. Mg go
wynie dopiero wieczorem. Do tego czasu bdzie musia wdycha, niczym wyrzut
sumienia, mdlcy i obrzydliwy odr mieci-pamitek.
Byo to ponad jego siy. Poczu, e woli nawet walk z ssiadami. Zszed ze schodw
pogwizdujc. Kt mgby mie do niego pretensje, widzc go tak wesoym?

Oczywicie, nikt. Niestety, dokadnie w chwili, gdy dochodzi do drugiego pitra, pan Zy
otworzy drzwi, aby wyj. Trelkovsky nie mg si cofn.
- Dzie dobry, panie Zy - zaatakowa z miejsca - jaka pikna pogoda!
Po czym poufaym tonem:
- Przykro mi z powodu wczorajszego wieczoru, panie Zy. Zapewniam pana, e nigdy ju
nic podobnego si nie powtrzy.
- To dobrze! Zostalimy obudzeni, moja ona i ja, i nie moglimy zasn a do rana.
Zreszt wszyscy pascy ssiedzi si skaryli. Co to ma znaczy?
- Chcielimy uczci... moj przeprowadzk... niesychane szczcie, e udao mi si
znale to wspaniale mieszkanie. Ja i kilku znajomych pomylelimy sobie, e mona by,
nikomu nie przeszkadzajc, jakby to powiedzie... "obla" mieszkanie. Tak wic
chcielimy co zorganizowa, eby obla mieszkanie. No a potem, wie pan, jak to jest,
nawet przy najlepszej woli i szanujc ponad wszystko sen ssiadw, czowiek si
podnieca, bawi. I wtedy podnosi troch glos, pozwala sobie mwi goniej, ni jest to
konieczne. Ale jest mi przykro, naprawd przykro, i obiecuj, e to si wicej nie
powtrzy.
Waciciel spojrza Trelkovsky'emu prosto w oczy.
- Cae szczcie, e pan mi to mwi, panie Trelkovsky, bo nie ukrywam, e w
przeciwnym wypadku przedsiwzibym pewne rodki. Tak, rodki. Nie mog pozwoli,
aby lokator wprowadzi si do kamienicy po to, by sia zamt i wprowadza bezad. Nie,
nie mog na to pozwoli. Tak wic tym razem panu daruj, ale niech to bdzie po raz
ostatni. To i tak o jeden raz za wiele. W dzisiejszych czasach tak trudno zdoby
mieszkanie, e warto chyba stara si, by go nie straci, prawda? No, wic niech pan
uwaa!
W cigu nastpnych dni Trelkovsky stara si nie da ssiadom najmniejszego powodu
do niezadowolenia. Radio mia zawsze nastawione cichutko, a o dziesitej kad si do
ka z ksik i czyta. Odtd chodzi z podniesion gow, by takim samym lokatorem,
jak inni. Prawie takim samym. Czu bowiem mimo wszystko, e nie wybaczono mu
poaowania godnego incydentu zwizanego z przyjciem.
Cho zdarzao si to rzadko, czasem mija jakich ludzi na schodach. Oczywicie, nie
mg wiedzie, czy s to rzeczywicie ssiedzi, czy ich krewni lub przyjaciele
odwiedzajcy ich lub te po prostu domokrni sprzedawcy. Lecz nie chcc uchodzi za
le wychowanego, wola wszystkim mwi "Dzie dobry". Gdy mia na gowie kapelusz,
zdejmowa go i kania si nieco, mwic zalenie od okolicznoci "Dzie dobry panu"
lub "Dzie dobry pani".
Gdy nie mia kapelusza, wykonywa taki ruch, jakby go zdejmowa. Zawsze schodzi z
drogi osobie, ktr mija, i ju z daleka, gdy tylko j dostrzeg, mwi z szerokim
umiechem: "Prosz, pan (lub pani) pozwoli".
Nigdy nie omieszka rwnie powita dozorczyni, ktra zreszt zazwyczaj spogldaa

wprost na niego, nie okazujc w najmniejszym stopniu, e go rozpoznaje. Patrzya na


lokatora z tak ciekawoci, jakby jego widok by dla niej za kadym razem
niespodziank. Oprcz tych krtkich spotka na schodach, Trelkovsky nie utrzymywa
jednak adnych kontaktw ze swymi ssiadami. Nie mia nawet sposobnoci spotka
wysokiego bladego mczyzny w nocnej koszuli, ktry przyszed si z nim kci.
Pewnego razu, gdy poszed do ubikacji, drzwi nie otworzyy si po przekrceniu klamki,
i jaki gos powiedzia z wntrza: "Zajte!". Zdawao mu si, e pozna gos wysokiego
bladego mczyzny, lecz nie mg tego sprawdzi, gdy nie czeka duej, aby nie
krpowa tamtego, gdy bdzie wychodzi, i nie zmusza do uwaania, czy nie szeleci
papierem.

ROZDZIA V

TAJEMNICE

P rzez cztery wieczory z rzdu ssiedzi stukali w ciany.


Teraz, gdy znajomi spotykali Trelkovsky'ego, miali si z niego. W biurze wszyscy
koledzy, ktrzy znali sytuacj, kpili z jego paniki.
- Nie powiniene da si zastraszy - powtarza mu Scope. - Jeli pozwolisz im dziaa,
nigdy nie dadz ci spokoju. Wierz mi, musisz zachowywa si tak, jakby ich nie byo,
wtedy prdzej im si to znudzi.
Lecz mimo najszczerszych chci Trelkovsky nie by w stanie "zachowywa si tak, jakby
ich nie byo".
Bdc w mieszkaniu, ani przez chwil nie zapomina, e jest kto nad nim, kto pod nim,
a jeszcze inni obok niego. Zreszt nawet gdyby mu si to udao, postarano by si, aby
sobie szybko o tym przypomnia. Och, oni nie haasowali, oczywicie e nie, byy to
raczej dyskretne szelesty, ciche, ledwo syszalne trzaski, daleki odgos kaszlu, delikatne
skrzypienie drzwi.
Czasem kto puka do drzwi. Trelkovsky szed otworzy, lecz nie byo nikogo.
Wychodzi na podest i przechyla si przez porcz. Dostrzega wwczas drzwi, ktre
zamykay si pitro niej, albo sysza nieregularne kroki, ktre zaczynay schodzi z
pitra nad nim. W kadym razie nie chodzio tu wcale o niego.
W nocy chrapanie wyrywao go ze snu. A przecie na jego ku nikogo nie byo.
Dobiegao skdind, chrapa jaki ssiad. Trelkovsky caymi godzinami lea w
ciemnoci cicho i nieruchomo, suchajc chrapania nieznajomego ssiada. Usiowa
wyobrazi go sobie. Mczyzna lub kobieta, z otwartymi ustami, z kodr podcignit
pod brod, lub przeciwnie, z kodr odsunit, nie zakrywajc piersi. By moe ze
zwisajc rk. W kocu zasypia, lecz kilka minut pniej budzi go dzwonek budzika.
Gdzie jaka rka przywracaa cisz, naciskajc guziczek. Rka Trelkovsky'ego,
szukajca po omacku wycznika, bya zupenie nieprzydatna.

- Zobaczysz - powtarza Scope - przyzwyczaisz si do tego. W twoim poprzednim


mieszkaniu te byli ssiedzi i nie przejmowae si tak nimi.
- Jeli przestaniesz haasowa - dodawa Simon - pomyl, e wygrali. Nigdy ci ju nie
dadz spokoju. Susanne opowiadaa, e z pocztku prbowano jej robi kopoty z
powodu jej maego dziecka. No wic jej m kupi bben, i gdy tylko kto co
powiedzia, gra na nim caymi godzinami. Teraz maj wity spokj!
Trelkovsky szczerze podziwia odwag ma Susanne. Pewnie jest duy i silny. Musi
by taki, skoro moe w ten sposb postpowa. Chyba e przeciwnie, jest may i chudy,
ale zdecydowany, by nie da si maltretowa, wanie z powodu wzrostu. Trelkovsky
dziwi si tylko, e w takim wypadku ssiedzi nie prbuj go pobi. Oczywicie, jeli jest
duy i silny, nie omiel si. Lecz jeli jest may i chudy? Pewnie nie przywizuj wagi
do caej sprawy. I rzeczywicie, bya ona niewana. Czy jednak wszyscy ssiedzi s tego
zdania? Przypumy, e on tak postpowaby ze swoimi, co by si wwczas stao?
Przypomnia sobie klauzul w umowie o najem, zabraniajc grania na instrumentach
muzycznych. W biurze, gdy zdarzao mu si upuci pirnik, koledzy walili pici w
cian i krzyczeli zachrypym gosem: "Co jest, nie mona spa spokojnie!" lub: "Dugo
jeszcze bdzie pan haasowa?" Bawili si jak dzieci, widzc przeraon twarz
Trelkovsky'ego. Dobrze wiedzia, e to wszystko nieprawda, lecz na prno usiowa si
uspokoi, serce zaczynao wali mu w piersi. Umiecha si nieszczliwie, w sposb
doprawdy ucieszny.
Pewnego wieczoru Scope zaprosi go do siebie.
- Widzisz, ja si nie boj.
Nastawi adapter najgoniej, jak tylko mona. Przeraony Trelkovsky sucha, jak
oguszajco gra orkiestra, rycz trby, grzmi perkusja. Zdawao si, e dwiki orkiestry
rozbrzmiewaj w pokoju. Wszyscy musieli odnie takie wraenie, zwaszcza ssiedzi.
Trelkovsky poczu, e si czerwieni ze wstydu. Jego jedynym marzeniem byo przekrci
gak i przywrci cisz.
Scope mia si pgosem.
- Nie moesz si nadziwi, co? Daj spokj, mnie nic nie grozi.
Trelkovsky czyni nadludzkie wysiki, aby wytrzyma. Jakie to nieprzyzwoite. Co sobie
ssiedzi pomyl? Zdawao mu si, e muzyka bya jednym wielkim nieprzyzwoitym
odgosem. Haaliwym odezwaniem si organizmu, ktry powinien by cicho. Nie mg
ju tego wytrzyma.
- ciszmy troch - zaproponowa niemiao.
- Ale, daj spokj! Nie przejmuj si, zapewniam ci, e nic mi nie grozi. S
przyzwyczajeni - doda i zamia si gono. Trelkovsky zatka sobie uszy.
- Nawet dla nas troch za gono.

- Nie syszae jeszcze czego takiego, co? Korzystaj, u siebie nie bdziesz mg tak
zrobi.
W tym momencie kto zastuka do drzwi. Trelkovsky zadra.
- Ssiad? - zapyta trwoliwie.
- Bardzo bym chcia, eby tak byo. Zobaczyby, jak si zaatwia takie sprawy.
Istotnie by to ssiad.
- Bardzo przepraszam, e panu przeszkadzam, widz, e ma pan goci... Czy mgby pan
troch ciszy, ona jest chora... Scope sta si purpurowy ze zoci.
- Ach! Jest chora, tak? Co pan chce, mam przesta y, eby jej zrobi przyjemno?
Mam dla niej umrze? Jeli jest chora, to niech idzie do szpitala! Moe pan sobie
zachowa swoj gadk dla kogo innego, nie ze mn takie numery! Jeszcze mnie pan nie
zna! Bd sucha pyt, kiedy mam na to ochot! I tak gono, jak chc! Jestem guchy i
nie ma powodu, ebym przez wasne kalectwo by pozbawiony muzyki!
Wypchn ssiada i zatrzasn za nim drzwi.
- I niech pan nie prbuje adnych sztuczek - krzykn przez drzwi. - Komisarz policji to
mj znajomy!
Z umiechem odwrci si do Trelkovsky'ego.
- No i co, widziae? Zaatwiem go!
Trelkovsky nic nie odpowiedzia. Nie mg. Byo mu duszno. Nie potrafi znie widoku
czyjego upokorzenia. Wci widzia aosn twarz ssiada, ktry cofa si przed
krzyczcym Scope'em. Widzia bezmiar rozpaczy w jego oczach. Co powie onie, gdy
wrci do siebie? Czy bdzie mimo wszystko prbowa przedstawi siebie w roli
zwycizcy, czy te przyzna si do cakowitej klski?
Trelkovsky by wstrznity.
- No... ale przecie, jeli jego ona jest chora... - zaryzykowa.
- No to co? Mam gdzie jego on. Ja do niego nie chodz, kiedy mnie si to przytrafi, i
w ogle inaczej nigdy bymy z tym nie skoczyli. A tak, wicej ju nie przyjdzie.
Na szczcie wychodzc Trelkovsky nie spotka nikogo na schodach.
Przyrzek sobie, e nigdy wicej ju nie odwiedzi Scope'a.
- Szkoda, e nie widziae twarzy Trelkovsky'ego, kiedy wyrzuciem ssiada za drzwi opowiada Scope Simonowi. - Nie wiedzia, gdzie si podzia!
Wybuchnli miechem. Wydali si Trelkovsky'emu ohydni.

- A moe on ma racj - rzek Simon. - Spjrzcie!


Wyj z kieszeni gazet i rozoy j.
- I co powiecie o tym artykule? "Pijany piewa Tosk o trzeciej nad ranem. Ssiad
zabi go strzaem z rewolweru." Czy to nie jest niezwyky tytu?
Wyrywali sobie gazet.
- Nie bijcie si - rzeki Simon. - Przeczytam wam: :Dzisiejsza noc bya niespokojna dla
mieszkacw domu pod numerem smym w alei Gambetta w Lyonie. Dla jednego z nich
bya nawet tragiczna. Pan Louis D., lat czterdzieci siedem, kawaler, komiwojaer,
oblewa w gronie przyjaci zawarcie korzystnej transakcji i wypi troch za duo.
Wracajc do domu o trzeciej nad ranem, zapragn uraczy ssiadw kilkoma ariami
operowymi, gdy by dumny ze swego gosu. Po wykonaniu fragmentw Fausta
przeszed do Toski, gdy jeden z ssiadw, pan Julian P., liczcy lat pidziesit,
onaty, porednik w handlu winem, kaza mu si uciszy. Pan D. odmwi i aby pokaza,
e chce kontynuowa koncert, zacz piewa na klatce schodowej. Pan P. wrci
wwczas do swego mieszkania, wzi stamtd pistolet automatyczny, i wystrzeli
wszystkie naboje do nieszczsnego pijaka. Pana D. natychmiast przewieziono do
szpitala, gdzie wkrtce potem zmar. Zabjca zosta aresztowany..."
Podczas gdy Simon czyta, a Scope mia si rechotliwie, Trelkovsky poczu, jak
wzruszenie chwyta go za gardo. Musia zacisn zby, aby si nie rozpaka. Zdarzao
mu si to czsto z najblahszych powodw i sam si tego wstydzi. Ogarniaa go
przemona ch paczu, zmuszajc do gonego wycierania nosa, cho wcale nie mia
kataru.
Kupi egzemplarz gazety, aby zachowa artyku i mc go przeczyta w domu. Odtd za
kadym razem gdy spotyka Scope'a lub Simona, ci opowiadali mu mas anegdotek
zwizanych z ssiadami. Jednoczenie wypytywali, jak rozwija si sytuacja. Chcieli
koniecznie, eby ich zaprosi, w nadziei, e wywoaj nieodwracalny skandal, ktry
doprowadzi do najgorszego. Gdy Trelkovsky odmawia, grozili, e obejd si bez jego
zaproszenia.
- Zobaczysz - mwi Simon - przyjdziemy o czwartej rano i bdziemy wali w drzwi i
woa ci po imieniu.
- Albo te zastukamy pitro niej i zapytamy o ciebie.
- Albo bez twojej wiedzy zaprosimy setki ludzi na przyjcie do ciebie.
Trelkovsky mia si z przymusem. Moe Scope i Simon mwili tak tylko dla artu, lecz
nie by tego pewien. Czul, e jego widok ich podnieca. Poniewa widzieli w nim ofiar,
mogli sta si katami.
- Im duej bd mnie widzie, tym bardziej bd podnieceni. - Zdawa sobie doskonale
spraw z tego, e jego zachowanie jest mieszne, lecz nie by w stanie go zmieni. Ta
mieszno tkwia w nim, bya prawdopodobnie najbardziej autentyczn czci jego

osobowoci.
Wieczorem odczytywa wiadomo w gazecie.
- Ja nawet po pijanemu nie bybym nigdy na tyle nieprzytomny, by piewa arie operowe
o trzeciej nad ranem.
Wyobraa sobie, co staoby si, gdyby mimo wszystko...
I lec samotnie w ku wybucha miechem, tumic jego dwik kodr.
Od tego czasu unika znajomych. Nie chcia, by jego obecno doprowadzia ich do
ostatecznoci. Jeli przestan go widywa, moe si uspokoj. Nie wychodzi ju prawie
wcale. Rozkoszowa si wieczorami spdzanymi w domu spokojnie, bez haasu. Myla,
e ssiedzi uznaj to za objaw dobrej woli. "Jeli kiedy zdarzy mi si, z takiego czy
innego powodu, wywoa jaki haas, przypomn sobie wszystkie wieczory, ktre miny
w absolutnej ciszy, i bd musieli mnie uniewinni."
Poza tym w kamienicy miay miejsce dziwne zjawiska, ktre obserwowa caymi
godzinami. Na prno usiowa je zrozumie. By moe przywizywa zbyt wiele wagi
do drobnych faktw bez znaczenia? Mogo i tak by.
A jednak, gdy wynosi mieci...
mieci Trelkovsky'ego zbieray si caymi dniami.
Poniewa jada gwnie w restauracji, skaday si raczej z papierw ni z substancji
gnijcych, byy tam rwnie kawaki chleba wyniesione po kryjomu z restauracji w
kieszeniach i resztki sera przyklejone do tekturowych pudeek. Wreszcie przychodzia
chwila, gdy Trelkovsky nie mg ju tego odkada. Zbiera wszystkie mieci do
niebieskiego kuba i wynosi do mietnika. Z wypenionego po brzegi kuba wypaday na
schody kawaki waty, skrki od owocw i inne rzeczy. Trelkovsky by zbyt obadowany,
by je podnosi.
- Zajm si tym w drodze powrotnej - obiecywa sobie.
Lecz gdy wraca, niczego ju nie byo. Kto pozbiera mieci. Kto? Kto czyha, a
Trelkovsky przejdzie, aby je wwczas sprztn?
Ssiedzi?
Czy nie byo w ich interesie raczej zaatakowa go, obrzuci wyzwiskami i zagrozi
najgorszymi represjami za to, e pobrudzi schody? Niewtpliwie ssiedzi nie
przepuciliby tak wspaniaej okazji, by go tyranizowa.
Nie, to by kto inny... lub co innego.
Czasem Trelkovsky podejrzewa szczury. Wielkie szczury, ktre z piwnicy lub kanaw
wyszy na poszukiwanie poywienia. Szmery, ktre czasem sysza na schodach, zdaway
si potwierdza t hipotez. Lecz jeli tak byo, czemu szczury nie grasoway

bezporednio w mietniku? Dlaczego nigdy adnego z nich nie ujrza?


Tajemnica ta przeraaa go. Duej ni dotychczas waha si, czy wynie mieci, i gdy
wreszcie si na to decydowa, by tak wzburzony, e rozsypywa ich wicej ni zwykle.
Zniknicie mieci stawao si wwczas jeszcze bardziej znaczce.
Nie bya to zreszt jedyna przyczyna niechci Trelkovsky'ego do tej czynnoci. Byo mu
przykro ze wzgldu na przytaczajce uczucie wstydu.
Za kadym razem, gdy podnosi pokryw kuba, aby wrzuci tam zawarto swego
wiadra, zaskakiwa go panujcy wewntrz porzdek. Jego wasne mieci byy
najbrudniejsze z caej kamienicy. Odraajce i ohydne. W niczym nie przypominay
uczciwych gospodarskich mieci innych lokatorw. Nie miay ich statecznego wygldu.
Trelkovsky by przekonany, e nastpnego dnia rano dozorczyni, przegldajc zawarto
kubw, rozpozna bez chwili wahania, ktra cz pochodzi od niego. Zapewne skrzywi
si z niesmakiem, gdy o nim pomyli. Wyobrazi go sobie w upokarzajcej pozycji i
zmarszczy nos, jakby mieci wydzielay jego wasny zapach. Czasem, by utrudni
rozrnienie, posuwa si nawet do tego, e grzeba w kuble i miesza swoje mieci z
innymi. Fortel ten by jednak skazany na niepowodzenie, gdy jemu jednemu mg by
potrzebny ten dziwaczny manewr.
Oprcz tego inna jeszcze tajemnica fascynowaa Trelkovsky'ego. Bya to tajemnica
ubikacji. Zgodnie z cynicznym owiadczeniem gospodyni, ze swego okna mg
obserwowa wszystko, co tam si dzieje. Pocztkowo prbowa zwalczy ch patrzenia,
lecz punkt obserwacyjny przyciga nieodparcie.
Caymi godzinami siedzia przy oknie, zgasiwszy wszystkie wiata, aby mc widzie,
nie bdc widzianym.
Niczym zafascynowany widz oglda korowd ssiadw. Widzia ich, mczyzn i
kobiety, jak bez skrpowania opuszczali spodnie lub podnosiy sukienki, kucali, a
nastpnie, dokonawszy niezbdnych czynnoci higienicznych, zapinali ubranie i
pocigali za acuszek zbiornika z wod, ktrej szumu nie sysza, gdy znajdowa si
zbyt daleko.
To wszystko byo cakiem normalne. Nieco mniej normalne byo natomiast dziwne
zachowanie niektrych osb. Te nie kucay, nie podkasyway si, nie robiy nic.
Trelkovsky obserwowa je bez przerwy przez dug chwil, nie mogc dostrzec u nich
najmniejszego ladu jakiejkolwiek czynnoci. Byo to absurdalne i niepokojce. Z
prawdziw ulg stwierdziby, e robi rzeczy sprone lub nieprzyzwoite. Lecz nie, nie
robiy nic.
Stay nieruchomo przez pewien czas, po czym jakby w odpowiedzi na jaki niewidoczny
sygna, spuszczay wod i wychodziy. Byy to zarwno kobiety, jak i mczyni, lecz
Trelkovsky'emu nie udao si dostrzec rysw ich twarzy. Jakie motywy mogy skoni
ludzi do takiego postpowania? Pragnienie samotnoci? Ze skonnoci? Obowizek
wykonania pewnego rytuau, jeli nale wszyscy do tej samej sekty? Jak si
dowiedzie?
Kupi uywan lornetk teatraln, lecz nic mu to nie dao. Osoby, ktre go intrygoway,

rzeczywicie nie wykonyway adnej czynnoci, a ich twarze nie byy mu znane. W
dodatku nie byli to nigdy ci sami ludzie, nikogo nie ujrza po raz drugi.
Aby si przekona, jak to wyglda w rzeczywistoci, podczas gdy ktra z postaci
wykonywaa swj niezrozumiay obowizek, Trelkovsky pobieg do ubikacji. Przyby za
pno. Powcha: adnego zapachu. W otworze, na rodku biao emaliowanego kwadratu
ani ladu zabrudzenia.
Na prno jeszcze wiele razy usiowa zaskoczy przybyszw. Przybiega zawsze po ich
wyjciu. Pewnego wieczoru zdawao mu si, e odnis sukces. Drzwi nie otworzyy si,
zamknite na may elazny haczyk, ktry gwarantowa uytkownikom samotno.
Trelkovsky czeka cierpliwie, zdecydowany nie odchodzi, dopki nie zobaczy, kto by
w rodku.
Nie musia zbyt dugo czeka. Pan Zy wyszed majestatycznie, zapinajc spodnie.
Trelkovsky umiechn si do niego przyjanie, lecz pan Zy nie raczy odpowiedzie.
Oddali si z gow podniesion do gry, jak czowiek, ktry nie ma si czego wstydzi,
Co robi pan Zy w tym miejscu? Z pewnoci ma ubikacj we wasnym mieszkaniu.
Czemu z niej nie skorzysta?
Trelkovsky zrezygnowa z wyjanienia tajemnic. Ograniczy si do obserwacji i
wysuwania hipotez, z ktrych adna go nie zadowalaa.

ROZDZIA VI

WAMANIE

Z nowu kto stuka. Tym razem ssiad z gry. A przecie nie spowodowa zbyt
wielkiego rumoru. Oto, co si zdarzyo...
Tego wieczoru Trelkovsky wrci prosto z biura. Nie czul godu, a poniewa by bez
pienidzy, postanowi powici wieczr na uporzdkowanie swego niewielkiego
dobytku. Istotnie, cho mieszka tu ju od dwch miesicy, nie udao mu si jeszcze
wyj z etapu prowizorki pierwszych dni. Zaraz po przyjciu otworzy wic obie swoje
walizki, po czym, nie zajmujc si nimi wicej, obejrza swoje mieszkanie krytycznym
okiem. Okiem inyniera, ktry prowadzi roboty na wielk skal.
Poniewa byo jeszcze wczenie, odsun szaf od ciany, usiujc jednak robi przy tym
jak najmniej haasu. Dotychczas nie odway si na to. Ukad mebli by dla niego do tej
pory rwnie nienaruszalny jak pooenie cian. Co prawda, pamitnego dnia, gdy
urzdzi oblewanie mieszkania, przestawi ko do wikszego pokoju, lecz ko to
niezupenie mebel.
Za szaf dokona pewnego odkrycia. Pod grub pokryw wenistego kurzu, ktry
oblepia cian, zobaczy otwr. Na wysokoci okoo metra i trzydziestu centymetrw

nad ziemi wydrona bya maa jamka, wewntrz ktrej dostrzeg kulk szarej waty.
Zaintrygowany, przynis owek, z ktrego pomoc udao mu si watk wycign.
Byo tam jeszcze co. Przez chwil grzeba owkiem, a wydoby przedmiot, ktry
wypad na jego lew do: by to zb. cisej mwic - siekacz.
Dlaczego ogarno go nagle niezwykle podniecenie, gdy przypomnia sobie szeroko
otwarte usta lecej na szpitalnym ku Simone Choule? Ujrza dokadnie dziur po
grnym siekaczu, niczym wyom w szacu uzbienia, przez ktry przenikna mier.
Machinalnie turlajc zb na doni, zastanawia si, dlaczego Simone Choule woya zb
do dziury w cianie. Niejasno przypomnia sobie dziecinne wierzenie, wedug ktrego
tak schowany zb zamienia si w podarek. Czyby poprzednia lokatorka do tego stopnia
zachowaa wierzenia malej dziewczynki? A moe nie miaa ochoty, i Trelkovsky
rozumia j lepiej ni ktokolwiek inny, rozsta si z kawakiem siebie samej? Czy by to
rodzaj mini grobu, na ktry od czasu do czasu przychodzia, by nabra nowych sil, na
ktry, kto wie, przynosia moe kwiaty. Trelkovsky przypomnia sobie teraz histori
pewnego czowieka, ktry straciwszy rk, odcit w wypadku samochodowym, wyrazi
yczenie pochowania jej na cmentarzu. Wadze odmwiy. Rka zostaa spalona.
Dziennik nie donosi, co byo potem. Czy ofierze wypadku nie pozwolono te zabra
popiou? I jakim prawem?
Oczywicie zb czy rka, gdy ju zostay oddzielone, nie stanowiy czci osobnika. Nie
byo to jednak takie proste.
- Od jakiego momentu - zastanawia si - osobnik nie jest ju tu, gdzie nam si zdaje?
Zabieraj mi rk, bardzo dobrze, mwi: ja i moja rka. Zabieraj mi obie, mwi: ja i
moje dwie rce. Zabieraj mi nogi, mwi: ja i moje koczyny. Zabieraj mi odek,
wtrob, nerki, zakadajc, e jest to moliwe, mwi: ja i moje wntrznoci. Ucinaj mi
gow: co powiedzie? Ja i moje ciao czy ja i moja gowa? Jakim prawem moja gowa,
ktra w kocu jest tylko czci ciaa, miaaby sobie przywaszczy tytu "ja"? Dlatego,
e zawiera mzg? Lecz s przecie larwy, robaki, czy ja wiem co jeszcze, ktre nie maj
mzgu. Czy dla tych stworw istniej gdzie w takim razie jakie mzgi, ktre mwi: ja
i moje robaki?
Trelkovsky chcia wyrzuci zb, lecz w ostatniej chwili zmieni zdanie. W kocu
zamieni tylko kawaek waty na nowy, czyciejszy.
Lecz od tego czasu obudzia si w nim ciekawo. Zacz bada teren, milimetr po
milimetrze. Jego wysiek zosta nagrodzony. Pod ma komdk znalaz paczk listw i
stos ksiek. Wszystko byo czarne od kurzu. Trelkovsky oczyci je najpierw za pomoc
szmatki. Wszystkie ksiki okazay si powieciami historycznymi, a listy bez znaczenia,
Trelkovsky obieca sobie jednak, e je pniej przeczyta. Na razie zapakowa znalezisko
we wczorajsz gazet, po czym wszed na krzeso, aby pooy je na szafie. Nastpia
katastrofa. Paczka wysuna mu si z rk i z haasem upada na podog.
Na reakcj ssiadw nie trzeba byo dugo czeka. Nie zdy jeszcze zej z krzesa, gdy
rozlego si wcieke walenie w sufit. Wic byo ju po dziesitej? Spojrza na zegarek:
dziesita dziesi.
Peen goryczy rzuci si na ko, gotw nie ruszy si ju tego wieczoru, aby nie
sprawi im przyjemnoci, dostarczajc pretekstu. Rozlego si pukanie do drzwi.

- To oni!
Trelkovsky przeklina ogarniajc go panik. Sysza bicie swego serca niczym echo
odpowiadajce uderzeniom w drzwi. Trzeba byo jednak cos zrobi. Potok przeklestw i
stumionych obelg popyn mu z ust.
A wic znw bdzie musia si tumaczy, usprawiedliwia, przeprasza, e yje! Bdzie
musia by wystarczajco mikki, by wygna nienawi i osign obojtno. Bdzie
musia powiedzie mniej wicej tak: Nie zasuyem na wasz nienawi, prosz na mnie
spojrze, jestem tylko nieodpowiedzialnym zwierzciem, ktre nie potrafi stumi
odgosw swojego gnicia, czyli swojego ycia, nie tracie wic na mnie czasu, nie
brudcie sobie pici, tukc mnie na kwane jabko, pozwlcie mi istnie. Oczywicie,
nie prosz was, bycie mnie kochali, wiem, e jest to niemoliwe, gdy nie jestem
przyjemny, lecz dajcie mi w jamunie wystarczajco duo pogardy, aby mnie nie
zauwaa.
Znw zastukano do drzwi.
Poszed otworzy. Od razu zobaczy, e nie jest to ssiad. By nie do arogancki, nie
do pewny siebie, mia zbyt wiele niepokoju w oczach. Zdawa si by zaskoczony
widokiem Trelkovsky'ego.
- Czy to mieszkanie panny Choule? - wyjka.
- Tak, to znaczy bylo. Jestem nowym lokatorem.
- A wic wyprowadzia si? - Trelkovsky nie odpowiedzia.
- Zna pan moe jej aktualny adres?
Trelkovsky nie bardzo wiedzia, co powiedzie. Przybysz najwidoczniej nic nie wiedzia
o losie Simone Choule. Czy czyy go z ni wizy przyjani? Przyjani czy mioci?
Czy mg tak prosto z mostu powiedzie mu o samobjstwie?
- Prosz, niech pan wejdzie, nie bdzie pan przecie stal na schodach.
Tamten wymamrota jakie podzikowanie. By wyranie przestraszony.
- Mam nadziej, e nic jej si nie stao? - spyta cienkim gosem.
Trelkovsky skrzywi si. eby tylko nie zacz krzycze lub co w tym rodzaju.
Ssiedzi nie przepuciliby takiej okazji. Chrzkn.
- Prosz, niech pan siada, panie...
- Badar, Georges Badar.
- Bardzo mi przyjemnie, panie Badar, nazywam si Trelkovsky. Widzi pan, stao si

nieszczcie.
- O mj Boe, Simone!
Prawie krzykn. "Mwi si, e prawdziwe cierpienie jest nieme - pomyla Trelkovsky. Oby to bya prawda."
- Dobrze pan j zna?
- Powiedzia pan "zna"! A wic nie yje!!!
- Popenia samobjstwo ponad dwa miesice temu.
- Simone... Simone...
Mwi teraz ciszej. Jego cienkie wsiki dray, wargi konwulsyjnie zachodziy na siebie,
jabko Adama walio w nakrochmalony konierzyk koszuli.
- Wyskoczya przez okno. Zechce pan spojrze... - Wpad w ton dozorczyni.
- Upada na szklany daszek na pierwszym pitrze. Nie zgina na miejscu.
- Ale dlaczego? Dlaczego to zrobia?
- Nie wiadomo. Zna pan jej przyjacik Stell? (Bader pokrci przeczco gow). Ona
te nie wie, a przecie bylajej najlepsz przyjacik. Tak, to okropne. Napije si pan
czego?
Lecz zaraz przypomnia sobie, e nie ma w mieszkaniu nic do picia.
- Zejdmy na d. Zapraszam pana na drinka. To panu dobrze zrobi. Dwie przyczyny
skoniy Trelkovsky'ego do zrobienia tej propozycji. Pierwsz by niepokojcy stan
modego czowieka i jego straszliwa blado. Drug - lk przed wybuchem, ktry
cignby na niego gromy ze strony ssiadw.
W kawiarni dowiedzia si od Badara, e by on przyjacielem Simone z czasw
dziecistwa, e zawsze j potajemnie kocha, e wanie ukoczy sub wojskow i
zdecydowa si wyzna jej sw mio i pragnienie polubienia jej. Badar byt modym
czowiekiem, nijakim i szalenie banalnym. Swj szczery bl wyraa za pomoc zda
zaczerpnitych z tanich powieci. Gotowe formuy, ktrych uywa, byy w jego
przekonaniu jeszcze jednym hodem zoonym zmarej. By wzruszajcy! Przy drugim
kieliszku koniaku zacz mwi o samobjstwie. "Chc si poczy z t, ktr kocham bekota gosem, w ktrym brzmiao kanie - dla mnie ycie nie ma ju adnej wartoci."
"Ale nie - odpowiada Trelkovsky, ktry przej styl swego rozmwcy - jest pan mody,
zapomni pan." "Nigdy" - odpowiada Badar. "Na wiecie s inne kobiety, moe nie
zastpi jej, lecz zapeni pustk w paskim sercu. Niech pan podruje, niech pan robi
cokolwiek, lecz niech pan sprbuje dziaa, zobaczy pan, e pan z tego wyjdzie."
"Nigdy!"
Wyszedszy z kawiarni, udali si do innej, potem do jeszcze innej. Trelkovsky nie mia

opuci zrozpaczonego. Ca noc tak si bkali i przez cay czas na dug litani skarg
modego czowieka Trelkovsky odpowiada cisym rozumowaniem. Nareszcie o wicie
Trelkovsky wymg na Badarze, e odoy wykonanie swego projektu. Wydar mu
obietnic, e bdzie y co najmniej przez miesic, zanim podejmie nieodwoaln
decyzj.
Wracajc samotnie do domu, Trelkovsky podpiewywa. By wycieczony i nieco pijany,
lecz w wietnym humorze.
Styl wymienionych zda serdecznie go ubawi. Wszystko byo tak czarujco sztuczne!
Tylko rzeczywisto go rozbrajaa.
W pobliu domu otwierano wanie kawiarni. Trelkovsky wszed tam, aby zje
niadanie.
- Mieszka pan naprzeciwko? - spyta kelner.
- Tak, mieszkam tu od niedawna.
- Zajmuje pan mieszkanie tej, ktra popenia samobjstwo?
- Tak, zna j pan?
- No pewnie. Przychodzia kadego ranka. Nawet nie czekaem, a co zamwi.
Przynosiem jej czekolad i dwie kanapki. Nie pia kawy, bo to j za bardzo
denerwowao. Kiedy mi powiedziaa: "Jak wypij rano kaw, nie mog spa przez dwa
dni."
- Kawa rzeczywicie denerwuje - przyzna Trelkovsky. - Ale jestem do niej zbyt
przyzwyczajony, nie mgbym si ju bez niej oby.
- Tak pan mwi, bo nie jest pan chory, lecz z chwil, gdy si ju nie moe, przestaje si
j pi.
- Moliwe - rzeki Trelkovsky.
- Na pewno. Fakt, e s tacy, ktrym szkodzi czekolada, wtroba... wie pan, ale ona, ona
nie miaa nic z tych rzeczy.
- Moliwe - przyzna Trelkovsky.
- To jednak smutne, gdy moda kobieta si zabija, ot tak, nie wiadomo dlaczego.
Prawdopodobnie bez powodu. Jakie chwilowe zaamanie, ma si wszystkiego do i
siup! wdruje si na tamten wiat. Poda panu czekolad?
Trelkovsky nie odpowiedzia. Rozmyla znowu o poprzedniej lokatorce. Wypi
czekolad nawet si nie spostrzegszy, zapaci i wyszed. Wchodzc na swoje pitro,
zauway, e drzwi do jego mieszkania s uchylone. Zmarszczy brwi.
- Dziwne, byem przecie pewien, e zamknem drzwi.

Wszed do rodka. Sine wiato dnia przenikao przez firanki.


- Patrzcie, to krzeso zostao przesunite! Kto tu by!
Nie by zaniepokojony, lecz zaskoczony. Pomyla najpierw o ssiadach, potem o panu
Zy, wreszcie o Simonie i Scopie. Czyby wprowadzili w czyn swj plan wywoania
skandalu? Jednym ruchem rozsun firanki. Drzwi szafy byy otwarte na ocie.
Wszystko byo porozrzucane w nieadzie na ku. Kto przeglda jego rzeczy.
Najpierw stwierdzi zniknicie radia. Chwil pniej odkry brak obu walizek.
Nie mia ju przeszoci.
Och, nie byo w nich nic cennego, po prostu aparat fotograficzny, para butw, kilka
ksiek. Lecz mia tam rwnie kilka swoich zdj z lat dziecinnych, zdjcia rodzicw i
paru modzieczych mioci, listy, kilka pamitek pochodzcych z najodleglejszych
zaktkw jego ycia. zy zalniy mu w oczach.
Zdj jeden ze swoich butw i rzuci go na drugi koniec pokoju. Uly mu ten gest.
Kto zastuka w cian.
- Tak, wiem, za bardzo haasuj! - krzykn. - Ale trzeba byo stuka przed chwil, nie
teraz.
Zreflektowa si.
"Bd co bd to nie ich wina. Nie mwic ju o tym, e przed chwil te mogli stuka."
Co powinien zrobi? Zoy skarg? Tak, wanie to, pjdzie do komisariatu zoy
skarg. Spojrza na zegarek, bya sidma. Czy komisariat jest otwarty? Najlepiej pj i
si przekona. Woy z powrotem but i zszed po schodach. Na dole spotka pana Zy.
- Znowu pan haasowa, panie Trelkovsky, tak duej by nie moe! Ssiedzi si skar.
- Przepraszam bardzo, panie Zy, czy mwi pan o dzisiejszej nocy? Jego pewno siebie
rozbroia pana Zy. Czemu nie robi ju wraenia na swym lokatorze? Zirytowao go to.
- Naturalnie, e o dzisiejszej nocy. Piekielnie pan haasowa. Mylaem, e udao mi si
wytumaczy panu, e nie zostanie pan dugo u mnie, jeli bdzie si pan nadal tak
zachowywa. Z wielk przykroci bd zmuszony przedsiwzi pewne rodki...
- Kto si do mnie wama, panie Zy. Wanie wrciem i zastaem drzwi do mieszkania
otwarte. Natychmiast id do komisariatu, eby zoy skarg.
W wygldzie waciciela nastpia zmiana. Jego twarz, przed chwil surowa, staa si
grona.
- Co pan chce przez to powiedzie? Mj dom jest porzdnym domem.

Jeli prbuje pan si wykrci, zmylajc jakie bajki...


- Ale to prawda! Czy pan nie rozumie, co to znaczy? Kto si do mnie wama.
Okradzione mnie!
- Doskonale rozumiem. Wspczuj panu! Ale po co chodzi na komisariat?
Teraz z kolei Trelkovsky by zbity z tropu.
- Ale... eby opowiedzie, co si stao. eby wiedziano, co do mnie naley, jeli
zodzieje zostan ujci.
Pan Zy zmieni wyraz twarzy. By teraz przyjazny i ojcowski.
- Niech pan posucha, panie! Moja kamienica jest uczciwym domem. Lokatorzy s
uczciwi...
- Nie o to chodzi.
- Niech mi pan da skoczy. Wie pan, jacy s ludzie. Jeli przyjd tu policjanci, Bg wie,
co zaczn opowiada. Czy wie pan, jak starannie dobieram lokatorw? Panu take
odstpiem mieszkanie dopiero, gdy nabraem przekonania o paskiej uczciwoci.
Inaczej, moe pan by tego pewien, nawet gdyby mi pan zaproponowa dziesi
milionw, rozemiabym si panu w twarz. Jeli pjdzie pan na komisariat, policjanci
przeprowadz dochodzenie, niepotrzebne oczywicie, ale ktre bdzie miao jak
najgorszy wpyw na opini lokatorw. I nie mwi tego tylko ze wzgldu na mnie, lecz
take ze wzgldu na pana.
- Na mnie?
- Moe si to panu wyda bezsensowne, lecz osobnicy, ktrzy maj do czynienia z
policj, s zawsze niemile widziani. Wiem, e tym razem racja jest po paskiej stronie,
ale inni tego nie wiedz. Bd pana podejrzewa o Bg wie co, i mnie przy okazji te.
Nie, niech mi pan zaufa. Znam komisarza policji, pomwi z nim o tym. Zrobi, co tylko
moliwe. W ten sposb nikt nie bdzie mg panu zarzuci, e nie speni pan swego
obowizku, i unikniemy przykrych plotek.
Trelkovsky, oszoomiony, zgodzi si.
- A propos - doda pan Zy. - Poprzednia lokatorka nosia kapcie po godzinie dziesitej.
To byo takie przyjemne dla niej i dla lokatorw mieszkajcych pitro niej!

CZ DRUGA

SSIEDZI

ROZDZIA VII

BITWA

W kamienicy szalaa bitwa. Schowany za firank, miejc si szyderczo, Trelkovsky


obserwowa widowisko odbywajce si na podwrzu. Od pierwszych chwil, gdy
wybucha ktnia, pospiesznie zgasi wszystkie wiata, aby potem nie zosta niesusznie
oskaronym.
Wszystko zaczo si w kamienicy naprzeciwko, gdzie na czwartym pitrze obchodzono
imieniny. Pokoje byy owietlone w sposb prowokujcy. miechy i piewy dobyway
si z okien, zamknitych jednak z powodu zimna. Trelkovsky od razu przeczu tragiczny
obrt, ktry przybierze zabawa. W duchu bogosawi sprawcw zamieszania. "Chocia myla - ci s tacy sami, jak inni, syszaem przecie, jak skaryli si na haasy
wywoywane przez lokatorw z pitego. Niech wilki poeraj si nawzajem!"
Pierwsz reakcj by alcy si, lecz wrzaskliwy gos, ktry domaga si ciszy dla chorej
kobiety. Nie byo odpowiedzi. Drugi gos, o wiele bardziej bezporedni, da: "Nie
moecie by cicho, wy tam? Jutro wstajemy do pracy!" I tym razem nie byo odpowiedzi.
Znowu miechy i piewy. Trelkovsky zdawa sobie spraw z tego, jaki skandal mog
wywoa te gone objawy radoci. Pena groby cisza ogarna reszt budynku. wiata,
jedno po drugim, pogasy, aby okaza wiatu, e lokatorzy chc spa. Wwczas, majc
pewno, e prawo jest po ich stronie, dwa mskie glosy jeszcze raz, bez ceregieli,
zaday ciszy. Wkrtce nawizaa si rozmowa.
- Co to, nie mona si zabawi na urodziny?
- No dobra, dosy ju tego! Do tej pory nic wam nie mwilimy, ale teraz macie by
cicho. Jutro idziemy do pracy!
- Och, my te jutro pracujemy, ale mamy chyba prawo si troch zabawi, no nie?
- Cicho bd, czowieku, powiedziano ci, e masz si zamkn, nie rozumiesz?
- No, cos podobnego! Jeli pan myli, e si pana boj, to si pan grubo myli! Nie lubi,
jak mi kto rozkazuje. Bdziemy robi, co nam si spodoba!
- Ach tak? No to zejd na chwil na d, zobaczymy, czy te bdziesz taki chojrak!
- Zamknij mord!
Doszedszy do tego etapu, obaj rozmwcy obrzucili si stekiem wzwisk, ktrych
wulgarno i szorstko przyprawiy Trelkovsky'ego o rumiece. Wszyscy gocie na
czwartym pitrze zaintonowali pie, aby wyrazi solidarno z gospodarzem.
Wywoao to natychmiastow reakcj w oknach dotychczas milczcych. Okrzyki
"zamknijcie si" posypay si na gowy biesiadnikw. Wwczas te same dwa mskie
gosy wyraziy postanowienie zejcia na podwrze i pogadania z przeciwnikami, jak si

naley.
Gocie ocigali si troch, lecz wida byo, e dugo nie wytrzymaj i zejd.
Z dou wzbijay si okrzyki.
- Id tamtdy, a ja pjd tdy. Jak ktrego zapiesz, to mnie woaj. No, schodcie
wreszcie, bydlaki jedne!
- Widz jaki cie tam, o tam! Niech ja ci tylko zapi, ty cierwo!
- Gnoje, zobaczymy, czy teraz te jestecie tacy odwani!
Trelkovsky nie cieszy si ju. By wstrznity. Widzia, e nienawi tych ludzi nie jest
udawana. Oni nie artowali. Czuo si, e instynktownie zaczynaj si znw
zachowywa jak na wojnie, e nagle przypominaj sobie to, czego nauczono ich w
wojsku. Nie byli ju spokojnymi lokatorami, lecz zabjcami w akcji.
Z twarz przyklejon do okna Trelkovsky ledzi rozwj wydarze. Oba mskie glosy,
pokonawszy okrn tras, poczyy si ze sob.
- Nic nie widziae?
- Nie, zapaem jednego w korytarzu, ale powiedzia: "To nie ja, to nie ja!", wic
pozwoliem mu odej.
- Nie chc zej, bydlaki! Ale i tak w kocu bd musieli i do domu i wtedy damy im
w mord.
Okna na czwartym pitrze otworzyy si z trzaskiem.
- Sami tego chcielicie! Schodzimy, nie martwcie si. Moecie udawa cwaniakw, zaraz
si przekonamy!
Mimo sporej odlegoci Trelkovsky usysza, jak po schodach zadudniy liczne kroki,
podczas gdy na podwrku dwa gosy szalay z radoci.
- No! Dugo to trwao, ale w kocu id! Skujemy im mordy, tym bydlakom, tym gnojom,
damy im tak nauczk, e pozamykaj te parszywe ryje!
Do starcia musiao doj w bramie, niedaleko mietnikw, gdy Trelkovsky usysza, jak
kilka z nich wywrcio si z oskotem wrd krzykw wciekoci i przeklestw. Potem
kto na dole zacz biec, prbujc dosta si na schody. Jaka posta dogonia zbiega i
rzucia si dziko na niego. Obaj mczyni potoczyli si, spleceni w ucisku. Szamotali
si i rzucali z nieprawdopodobn wprost zrcznoci. Wreszcie jeden z nich wzi gr i
chwyciwszy gow przeciwnika, zacz metodycznie wali ni o ziemi.
Syrena policyjnego wozu zaguszya piskliwe krzyki kobiet. Policjanci w mundurach
wtargnli na podwrko. W okamgnieniu teren opustosza. Syrena ucicha w mroku nocy,
zapanowa spokj.

Tej nocy Trelkovsky'emu nio si, e wstaje z ka, odsuwa je od ciany i w miejscu
zasonitym przez jedn z jego cianek odkrywa drzwi. Zdziwiony, otwiera je i wchodzi
do dugiego korytarza, a waciwie piwnicy. Korytarz opada coraz niej i rozszerza si,
zakoczony za jest wielk pust sal bez drzwi i okien. ciany s cakiem nagie. Znw
idzie korytarzem, wraca do drzwi za kiem i tu spostrzega, e drzwi te s zaopatrzone
od strony podziemia w now, byszczc zasuw. Porusza ryglem, ktry dziaa
doskonale, bez zgrzytw, nie skrzypi. Ogarnia go fala strachu, zadaje sobie pytanie, kto
zaoy zasuw, skd ten kto si wzi, dokd poszed, dlaczego zostawi drzwi otwarte?
Rozlego si stukanie do drzwi. Trelkovsky zbudzi si raptownie.
- Kto tam? - zapyta.
- To ja - odpowiedzia jaki kobiecy gos. Ubra si w stary szlafrok i poszed otworzy.
Na progu staa kobieta w towarzystwie dziewczyny lat okoo dwudziestu. Z wyrazu jej
oczu Trelkovsky wyczyta od razu, e dziewczyna jest niemow.
- Czego panie sobie ycz?
Kobieta, ktra musiaa mie okoo szedziesiciu lat, zatopia swe czarne oczy w oczach
Trelkovsky'ego. W rku trzymaa jak kartk.
- Prosz pana, czy to pan zoy na mnie skarg?
- Skarg?
- Tak, skarg o zakcanie ciszy nocnej.
Trelkovsky by zdumiony.
- Nigdy nie skadaem adnej skargi!
Kobieta wybuchnia paczem. Wspara si o dziewczyn, ktra wci usilnie wpatrywaa
si w Trelkovsky'ego.
- Kto zoy na mnie skarg. Dzi rano dostaam to pismo. Nigdy nie robi haasu. To
ona haasuje. Ca noc.
- Jaka "ona"?
- Stara, to za starucha, prosz pana. Chce mi zaszkodzi. Bo moja crka jest kalek i ona
to wykorzystuje.
Kobieta uniosa spdnic dziewczyny. Wskazaa Trelkovsky'emu but ortopedyczny, w
ktrym tkwia lewa stopa.
- Ma do mnie pretensje, bo moja crka jest kalek. A teraz dostaam ten list, poniewa
zakcam cisz nocn! Wic to nie pan, prosz pana, zoy t skarg?

- Ja? Ale ja nigdy nie skadaem adnej skargi!


- Tak, wic to ona! Byam pitro niej u ssiadw, oni te nie zoyli skargi. Powiedzieli,
e to moe pan. Ale to pewnie ta stara. Jej twarz bya skpana we zach.
- Nie robi haasu, prosz pana. W nocy pi. Nie jestem taka, jak ona. Zreszt miaam
wanie zamiar zoy skarg na ni. Jest stara, prosz pana, i jak wszystkie staruszki nie
moe zasn w nocy, wic chodzi, krci si po mieszkaniu, przesuwa meble, nie daje mi
spa, mnie i mojej kalekiej crce. Z wielkim trudem udao mi si znale t nor, w
ktrej mieszkamy, prosz pana. Sprzedaam biuteri, pozbyam si wszystkiego, i jeli
ta stara mnie wypdzi, nie wiem, dokd pjdziemy. Wie pan, co ona zrobia?
- Nie!
- Podpara moje drzwi szczotk, ebym nie moga wyj, prosz pana. Podpara je
umylnie, i rano, kiedy chciaam wyj, okazao si, e nie mog. Cignam i w kocu
uderzyam si w rami. Miaam ogromnego siniaka. I wie pan, co powiedziaa? e nie
zrobia tego naumylnie. A teraz zoya skarg, musz i na komisariat. Jeli mnie
wypdzi...
- Ale nie moe pani wypdzi - rzeki Trelkovsky, poruszony. - Nic nie moe pani
zrobi.
- Tak pan sdzi? Wie pan, ja nigdy nie haasuj...
- Nawet gdyby pani haasowaa. Nikt nie ma prawa pani wyrzuci, jeli nie ma pani gdzie
mieszka. Nie ma prawa.
Wreszcie kobieta sobie posza. Podzikowaa Trelkovsky'emu popakujc i zacza
schodzi po schodach, wspierajc si o crk.
Gdzie mieszkaa? Trelkovsky nigdy jej jeszcze nie widzia. Przechyli si przez porcz,
by zobaczy, skd przysza. Lecz nie zatrzymaa si na adnym pitrze. Znikna z jego
pola widzenia nie dostarczywszy mu adnych informacji. Zamylony wszed do rodka i
robic porann toalet, a potem ubierajc si przed pjciem do biura, rozmyla o tej
historii ze skarg. Co tu duo mwi - wydaa mu si podejrzana. Po pierwsze nie
wiedzia, gdzie mieszka ta pani, po drugie wydao mu si dziwne, e lokatorzy
mieszkajcy pitro niej, czyli waciciele kamienicy, podali jego nazwisko jako tego,
ktry mg zoy skarg. Czy nie chciano mu raczej pokaza, co si stanie, jeli nie
zmieni swego postpowania? Czy tej kobiecie, by moe zreszt uczciwej, nie zapacono
czasem za odegranie caej tej scenki? Kim jest niesamowita staruszka, o ktrej bya
mowa w jej opowiadaniu? Co tu si nie zgadza.
Zszed ze schodw na palcach. Nie mia ochoty spotka pana Zy. W bramie ugi kolana
przy skrzynce na listy, by sprawdzi, czy co do niego przyszo. Byy dwa listy.
Jeden adresowany do panny Choule, drugi do niego. Nie pierwszy to ju raz otrzymywa
korespondencj przeznaczon dla panny Choule. Z pocztku waha si przed
otwieraniem listw i zapoznawaniem si z ich treci. Jednak ciekawo stawaa si
coraz wiksza. W kocu podda si. List do niego by bez znaczenia, prospekt

reklamowy odbity na kserografie. Zmi go i przechodzc koo mietnika, wrzuci kulk


do niego. Przeszed na drug stron ulicy, by wypi porann kaw. Kelner przywita go
kordialnym "Dzie dobry".
- Ma kaw? Jak tam nerwy? Moe czekolad?
- Tak, wanie, czekolad i dwie kanapki!
Zawoa kelnera, zanim ten zdy przynie kanapki.
- Niech mi pan te poda paczk niebieskich gauloise'w.
Kelner by strapiony.
- Wanie zabrako. Bd musia przynie.
- A co pan ma innego?
- Jasny tyto, gitany... poprzednia lokatorka zawsze palia gitany. Poda panu paczk?
- Dobrze, niech bd gitany w takim razie, ale bez filtra.
- Prosz bardzo! Ona te palia bez.
Trelkovsky otworzy list adresowany do Simone Choule. Przeczyta:
"Szanowna Pani, prosz mi wybaczy, e omielam si do pani pisa. Nasz wsplny
znajomy, Pierre Aram, poda mi pani adres. Powiedzia, e bdzie pani w stanie udzieli
mi pewnej informacji, ktra jest mi potrzebna. Mieszkam w Lyonie i pracuj jako
sprzedawczyni w ksigarni. Lecz mam zamiar przenie si do Parya. Proponuj mi
prac w ksigami przy ulicy Victoire 80. W tym tygodniu mam im przesa odpowied i
jestem w trudnej sytuacji, gdy proponuj mi rwnie miejsce w innej ksigami,
mieszczcej si z kolei na ulicy Vaugirard 12. Nie znam Parya i nic nie wiem o tych
dwch sklepach. Poniewa mam dostawa procent zaleny od iloci sprzedanych
egzemplarzy, chciaabym dowiedzie si czego wicej.
Pierre mwi, e Pani bdzie tak mila i - sprawdziwszy to na miejscu - doradzi mi, co
mam wybra.
Zdajc sobie spraw, e naraam pani na kopot, bd Pani nieskoczenie wdziczna za
moliwie jak najszybsz odpowied.
Zaczam w tym celu kopert ze znaczkiem. Jeszcze raz dzikuj. Zechce Pani itd...
itd..."
Dalej byo nazwisko i adres dziewczyny. Do przesyki rzeczywicie doczono kopert
ze znaczkiem.
- Bd musia odpisa - mrukn Trelkovsky. - Nie zajmie mi to duo czasu.

ROZDZIA VIII

STELLA

T relkovsky wyszed z kina po obejrzeniu filmu o Ludwiku XI. Odkd przeczyta


powieci historyczne, ktre kiedy naleay do Simone Choule, pasjonowao go
wszystko, co miao zwizek z histori. Na ulicy zobaczy Stell.
Bya w towarzystwie znajomych. Trzech modych mczyzn i jednej dziewczyny.
Prawdopodobnie te wychodzili z kina. Waha si, czy podej, lecz czu potrzeb nie
tyle moe spotkania jej, co znalezienia si w towarzystwie ludzi, ktrych nie znal. Odkd
unika Scope'a i Simona, by praktycznie sam i mczyo go pragnienie znalezienia si w
jakiej spoecznoci.
Zbliy si i czeka na odpowiedni moment, by da si pozna. Na nieszczcie bya
odwrcona do niego plecami. Dyskutowaa wanie zawzicie o filmie, jeli si nie myli.
Cierpliwie czeka na jak przerw w rozmowie, podczas ktrej mgby ujawni sw
obecno. Grupa, przedtem stojca w miejscu, teraz powoli ruszya i Trelkovsky
zmuszony by pj za ni. Wygldao to tak, jakby podsuchiwa. Nie zauwaono go
jeszcze, lecz mogo to nastpi w kadej chwili. Trzeba byo dziaa, dopki nie nastpi
co, co mogoby tamtych uprzedzi do niego. Co powinien powiedzie? Jeli po prostu
krzyknie "Stella", czy nie wyda si to zbyt poufae? Co te pomyl jej znajomi? Poza
tym niektrzy ludzie nie znosz, jak si ich nazywa po imieniu w miejscach publicznych.
Z drugiej strony nie mg te krzykn "Hej" czy "Halo", byoby to zbyt miae. Przyszo
mu na myl "Prosz pani!", ale i to nie byo dobre. Klasn w donie? Niegrzecznie!
Strzeli palcami? Dobre, by przywoa kelnera w kawiarni, a i to nie za bardzo!
Poprzesta na chrzkniciu.
Oczywicie nie usyszaa. Nagle uwiadomi sobie, co ma powiedzie.
- Nie przeszkadzam?
Wygldaa na szczerze uradowan jego widokiem.
- Ale skd, wcale nie.
Przedstawia go oglnikowo znajomym, ktrzy byli rwnie, jak powiedziaa
Trelkovsky'emu, znajomymi Simone. Z pocztku nie zrozumia, o kim mowa, lecz gdy
si spostrzeg, przybra natychmiast smutny wyraz twarzy.
- Niestety, znalem j bardzo niewiele - westchn.
Kto zaproponowa, by napi si czego w piwiarni. Wszyscy si zgodzili. Wkrtce
zasiedli razem wok duego plastykowego stou koloru krwi byka. Trelkovsky siedzia
obok Stelli, ktrej udo, rozpaszczone na aweczce, dotykao nogawki jego spodni.

Chtnie uniknby jej wzroku, lecz zmusi si, by na ni spojrze. Umiechna si do


niego.
Jej umiech wyda mu si wulgarny. Zreszt wszystkie jej miny wyday mu si pene
niedomwie. Pewnie mylaa tylko o uprawianiu mioci. Sposb, w jaki cheptaa piwo
szybkimi ruchami jzyka, by znamienny. Jej skra musiaa by pokryta mnstwem
odciskw palcw! Kropla piwa wycieka z jej warg i popyna po brodzie, a potem po
szyi. Rozgniota j zmysowym ruchem kciuka na wysokoci obojczyka. W miejscu
nacinicia skra staa si biaa, lecz po chwili przybraa z powrotem kolor rowy. Gdy
opara si o st odstawiajc szklank, palto zsuno si jej z plecw. Zrzucia je jednym
poruszeniem ramion, od ktrego zakoysay si piersi. Patrzc na jej pier z boku,
widziao si bardzo pomarszczon pod pach sukienk. Musiaa zdawa sobie z tego
spraw, gdy przesuna otwart do po tym miejscu, aby wygadzi zmarszczki. Gest
ten ukaza biustonosz, uwypuklajcy si pod materiaem sukienki. Musia to by
biustonosz usztywniony. Tak, przypomnia sobie, to by biustonosz z usztywniaczem.
A niej?
Suknia opinaa biodra. Wskutek siedzcej pozycji powstao mnstwo zmarszczek, ktre
przecinay doln cz brzucha na caej szerokoci. Majtki, pas i podwizki uwidaczniay
si rwnie. Krtka sukienka ledwie sigaa okrgych kolan. Nogi byy skrzyowane.
Poczochy nadaway im kolor obwarzankw. Podcigna sukienk i tym samym gestem
zacza gadzi nog. Jej paznokcie sunce po nylonowej tkaninie wydaway dziwny
dwik. Czubkiem lewej stopy machinalnie masowaa praw ydk. Zamiaa si.
- A moe wpadniemy do mnie? - zaproponowa ktry z modych ludzi.
Wstaa i odwrcia si, by wzi palto. Schylia si, by wygadzi rkaw, na ktrym
siedziaa. Sukienka si rozlunia. Przez wykrj dekoltu zobaczy biustonosz. Piersi
wychylay si z niego. Potrzsaa nimi, wymachujc paltem. Byy bardzo biae, z
wyjtkiem czerwonej linii w miejscu, gdzie zazwyczaj ciska je grny brzeg
biustonosza.
Kelner z kawiarni woy do kieszeni monety, po czym podar paragon na znak, e
zapacili.
- Idzie pan z nami? - spytaa Stella.
- Jeeli nie bd przeszkadza.
Byo to nie opodal. Mody czowiek, do ktrego naleao mieszkanie, poprosi, by
usiedli, i poszed przynie co do picia z lodwki. Zmieni si nagle w gospodarza.
Czuo si, e jest rzeczywicie panem tego miejsca. Wczy adapter i nastawi pyt,
rozda kieliszki, przynis butelki, wiaderko z lodem i mae sone paluszki. Co chwil
pyta: "No, jak tam? Niczego wam nie brakuje?" By denerwujco uprzejmy. Zaczli
rozmawia.
- Czy wiesz, gdzie widziaem Simone po raz ostatni? Nie? Na koncercie Lamoureux,
spotkaem j tam przypadkowo. Spytaem, czy wszystko w porzdku. Powiedziaa, e
tak. Ale wida byo, e nie wiedzie si jej najlepiej.

- Mam jeszcze ksik, ktr mi poyczya. Powie Michela Zevaco. Nie przeczytaem
jej jeszcze.
- Nie lubia tegorocznej mody. Uwaaa, e jest pozbawiona stylu. Oprcz Chanel,
wszystko wydawao si jej okropne.
- Mwia mi, e chce sobie kupi czwart symfoni Beethovena w wydaniu klubowym.
- Nie znosia zwierzt.
- Nie, ona si ich baa.
- Nie lubia amerykaskich filmw.
- Miaa pikny gos, lecz nie do wyrobiony.
- W czasie urlopu bya na Lazurowym Wybrzeu.
- Baa si uty.
- Nic nie jada.
Trelkovsky maymi, regularnymi yczkami pi alkohol ze swego kieliszka. Nie
rozmawia, lecz sucha z zapartym tchem. Kada informacja bya dla niego odkryciem.
Tak wic nie lubia tego? Popatrz, popatrz! A lubia tamto! Co podobnego! Umrze
majc tak sprecyzowane gusty! Byo to z jej strony niekonsekwentne. Doszed do tego,
e zadawa pytania, aby dowiedzie si wicej szczegw. W duchu porwnywa jej
upodobania z wasnymi. Gdy si pokryway, odczuwa z tego powodu niedorzeczn
rado. Zdarzao si to jednak do rzadko. Na przykad nie cierpiaa jazzu, ktry on
lubi. Przepadaa za Colette, on za nigdy nie mg si zmusi, by przeczyta choby
jedn stron. Nie lubi Beethovena, zwaszcza jego symfonii. Lazurowe Wybrzee byo
czci Francji, ktra najmniej go pocigaa. Nadal dopytywa si z uporem,
wynagradzany najmniejszym podobiestwem gustw.
Mody czowiek, u ktrego si znaleli, poprosi do taca jedn z dziewczt. Drugi
poprosi Stell. Trzeci mody czowiek, ktry nie taczy, usiowa nawiza z
Trelkovskym rozmow, lecz ten nie odpowiedzia. Po pierwszym tacu Stella podesza i
spytaa, czy chciaby z ni zataczy. Zgodzi si. Nie mia wprawy w taczeniu, lecz
pomogo mu to, e by pijany. Przetaczyli kilka spokojnych melodii bardzo powoli,
ocierajc si o siebie. Trelkovsky'ego zupenie teraz nie obchodzio, co sobie pomyl
modzi ludzie. W trakcie taca, szepczc mu do ucha, spytaa, czy chce, eby do niego
przysza. Potrzsn przeczco gow. Co sobie pomyli, jak si dowie, gdzie mieszka!
Nic nie powiedziaa, ale domyli si, e jest uraona. Z kolei on jej szepn: "A nie
moglibymy pj do pani?" Umiechna si, rozpromieniona. "Tak. Mona i tak."
Musiaa by wzruszona, gdy cisna nieco silniej jego rami. Nie mg jej zrozumie.
W jej mieszkaniu wszystko zdradzao jej pe. Na cianach wisiay reprodukcje obrazw
Marie Laurencin, lakierowane muszelki, zdjcia wycite z czasopism dla kobiet. Na
pododze lea dywan z rafii. Puste butelki ozdabiay bufet. By tylko jeden pokj, ko

stao we wnce. Pooya si na nim. Poszed za jej przykadem. Wiedzia, co naley


robi. Zacz jej rozpina sukienk. Gdy mu si nie udawao, pomagaa mu. Jej twarz
bya bardziej obuzerska ni zazwyczaj. Wiedziaa, co bdzie dalej, i cieszya si z tego
bezwstydnie. Mimo podania, Trelkovsky'emu nie udawao si podnieci. Moe z
powodu alkoholu, a moe take dlatego, e ta kobieta w niewytumaczalny sposb
budzia w nim wstrt.
Bya teraz bardziej rozgorczkowana ni on. Sama rozpia mu pasek i opucia spodnie,
ona te cigna mu majtki. Powiedzia sobie gupio: "No to jedziemy."
Uczepi si mocno jej piersi jak uchwytw, po czym z trudem wdrapa si na jej olizge
ciao. Zamkn oczy. Chciao mu si spa.
Drgaa, wydawaa ciche okrzyki i gryza go. Trelkovsky umiecha si widzc, ile zadaje
sobie trudu, by stworzy wraenie ekstazy. Chwycia jego prcie i pokierowaa nim.
Wszed w ni metodycznie. Wyobraa sobie, robic to, e ona jest gwiazd filmow.
Potem gwiazda ustpia miejsca crce wacicielki piekarni, u ktrej przez dugi czas
kupowa chleb. Naprya pier.
Wyobraa sobie teraz, e ma pod sob dwie kobiety, potem trzy. Przypomnia sobie
pornograficzne zdjcie, ktremu przyglda si u Scope'a. Przedstawiao ono trzy
zamaskowane kobiety, nagie, w czarnych poczochach, ktre baraszkoway na bardzo
owosionym mczynie. Potem powtarza sowo "udo". Przesta, by odtworzy jaki
epizod ze swego dziecistwa, kiedy to dotkn piersi modej dziewczyny. Przypomnia
te sobie inne kobiety, z ktrymi robi to samo, co teraz. Wydaa z siebie gardowy
dwik.
Przypomnia mu si film, ktry wanie obejrza. Bya tam scena przedstawiajca prb
gwatu. Jego pikn ofiar miaa by narzeczona gwnego bohatera, w ostatniej chwili
udao jej si jednak uratowa. Nastpna scena ukazywaa La Balue w klatce. Ludwik XI
rechota ponuro, zmuszajc go do piewania. Byoby zabawne, pomyla Trelkovsky,
gdyby zamiast kanarkw, starsze panie trzymay w klatkach takich La Balue. Stella
jkna.
Kiedy byo po wszystkim, ucaowa j bardzo serdecznie. Za nic w wiecie nie chcia
zrobi jej przykroci. Potem zasnli.
Trelkovsky obudzi si wkrtce. Czoo mia mokre od potu. ko koysao si pod nim.
Zna dobrze to uczucie i wiedzia z dowiadczenia, e musi jak najszybciej uda si do
azienki. Po omacku poszuka wycznika, gdy Stella zgasia wiato przed zaniciem.
Wsta potykajc si i znalaz drzwi do azienki, ktre byy obok kuchni. Klkn przy
muszli klozetowej, pooy przedrami na jej brzegu i opar na nim czoo. Gowa jego
znajdowaa si dokadnie nad okrg studni, do ktrej woda spywaa z cichym
szmerem. odek przenicowa mu si jak rkawiczka i Trelkovsky zwymiotowa.
Nie byo to nieprzyjemne. Co w rodzaju wyzwolenia. W pewnym sensie przypominao
samobjstwo. Substancje wypadajce z jego ust po tym, jak je spali, nie budziy w nim
wstrtu. Nie, one byy mu zupenie obojtne, tak jak on sam zreszt. Tylko wwczas, gdy
wymiotowa, ycie byo mu obojtne. Stara si robi jak najmniej haasu. Pozycja, w
ktrej si znajdowa, przynosia pewn ulg.

Poczu si lepiej. Pomyla o tym, co mu si przydarzyo. Wstrzsn nim dreszcz. Stal


si nagle o wiele bardziej wraliwy na wdziki Stelli. Podnieci si tak bardzo, e musia
sobie uly.
Spuci wod, raz, a potem, odczekawszy, a zbiornik napeni si ponownie, drugi raz.
Nie pozosta najmniejszy lad jego niedomagania. Ucieszyo so to.
Wstpiy w niego nowe sity. Rozemia si w duchu, bez powodu. Nie pooy si
przecie z powrotem do ka! Jeli obudzi si tu jutro, bdzie znw przygnbiony. Ubra
si po cichu, podszed do ka, by zoy na czole Stelli pocaunek, i wyszed. Suchy
chd panujcy na dworze orzewi go. Wrci do domu piechot. Umy si cay, ogoli,
ubra. Siedzc na brzegu ka, czeka na moment wyjcia do biura.
Usysza ptaki. Jeden rozpoczyna koncert, potem przyczay si wszystkie. Prawd
mwic, nie byt to koncert. Suchajc uwanie, dostrzegao si uderzajce podobiestwo
tych dwikw do dwiku piy. Piy pracujcej miarowo. Trelkovsky nigdy nie mg
zrozumie, dlaczego porwnuje si kwilenie ptakw do piewu. Ptaki nie piewaj, lecz
krzycz. A rano krzycz chrem. Trelkovsky wybuchn miechem. Czy nie by to
szczyt niezrozumienia: wzi krzyk za piew? Zastanowi si, co by byo, gdyby ludzie
przyzwyczaili si pozdrawia nowy dzie chralnym okrzykiem rozpaczy. Nawet, aby
nie przesadzi, zakadajc, e robiliby to tylko ci, ktrzy maj dostateczne powody, by
krzycze, haas byby niezgorszy.
Usysza jakie odgosy na podwrku. Rozlego si stukanie motka. Wyjrza przez okno,
lecz niewiele mg dostrzec w pmroku, wreszcie zrozumia: naprawiano szklany
daszek.

ROZDZIA IX

PETYCJA

D ozorczyni czyhaa widocznie na jego powrt, gdy kiwna mu zza szyby strwki.
Podniosa ruchome okienko i krzykna goniej, ni to byo konieczne:
- Panie Trelkovsky!
Nie potrafia wymwi s pomidzy v i k i mwia "Trelkovky". Podszed z miym
umiechem na ustach.
- Rozmawia pan z pani Dioz?
- Nie. A dlaczego?
- W takim razie powiem jej, e pan ju wrci. Przyjdzie z panem porozmawia.

- W jakiej sprawie?
- Zobaczy pan, zobaczy pan.
Zatrzasna okienko, aby nie przedua rozmowy. Pokiwaa tylko gow w gr i w d
w charakterze poegnania, po czym, nie zajmujc si nim wicej, odwrcia si, by
skoczy przygotowywanie posiku stojcego na piecyku.
Nieco zaintrygowany, Trelkovsky wszed do mieszkania. Rzuci paszcz na ko,
przycign krzeso do okna i usiad. Siedzia tak przez pl godziny. Nie robi nic, nie
myla o niczym, pozwala tylko, by przez gow przebiegay mu wspomnienia kilku nic
nie znaczcych zdarze minionego dnia. Strzpy zda, gesty bez znaczenia, twarze
widziane w metrze.
Nastpnie wsta i chodzi z pokoju do pokoju, dopki nie przyszo mu na myl, by
zatrzyma si przed maym lustrem, ktre zawiesi na cianie nad zlewem. Przyjrza si
sobie przez chwil obojtnie, pochyli gow w prawo, w lewo, podnis j i zobaczy
szeroko rozwarte otwory nozdrzy, potem przesun do po twarzy, bardzo wolno.
Czubkiem palca wyczul may wosek na grnej krawdzi nosa. Opar si nosem o lustro,
by go dojrze. May brzowy wlos stercza wrd porw skry. Wrci do ka i wyj
paczk zapaek z kieszeni paszcza. Wybra starannie dwie, ktrych koce, po przeciwnej
stronie ni siarka, byy najrwniej przycite. Podszed do lustra i posugujc si
zapakami niczym szczypcami, zacz wyrywa wos. Zapaki jednak zsuway si, a
moe le chwyta nimi wos, w kadym razie ten w ostatniej chwili si wymyka. Dziki
cierpliwoci w kocu jednak udao mu si. Wos by duszy, ni przypuszcza.
Z nudw wycisn kilka wgrw na czole, lecz robi to bez przekonania. Wycign si
na ku, zamkn oczy, ale nie spa. Opowiedzia sobie histori.
"Jad konno na czele dziesiciu tysicy rozwcieczonych, zaporoskich kozakw. Od
trzech dni nasze konie bij step rozszalaymi kopytami. Przeciw nam zza horyzontu
zblia si z szybkoci byskawicy dziesi tysicy wrogich jedcw. Nie zbaczamy ani
o milimetr. Zderzenie obu oddziaw jest straszliwe. Ja jeden pozostaem w siodle.
Wycigam krzyw szabl i tn kbic si na ziemi mas ludzk. Nawet nie patrz, kogo
dosigaj moje ciosy. Rbi i tn. Wkrtce caa rwnina pokryta jest ju tylko krwawymi
szcztkami. Wbijam obcasy butw w boki konia, ktry ry z blu. Wiatr ciska mi gow
jak kominiarka. Za sob sysz krzyki dziesiciu tysicy kozakw... nie, za sob sysz...
nie. Id ulicami miasta, noc. Odwracam si na odgos krokw. Widz kobiet, ktra
usiuje si wyrwa podpitemu marynarzowi. Chwyci jej sukienk i rozdar. Kobieta jest
pnaga. Podbiegam do brutala i jednym pchniciem przewracam go na bruk. Nie
podnosi si ju. Kobieta zblia si do mnie... nie, kobieta ucieka... nie. Metro o szstej
rano. Zatoczone. Na stacji ludzie usiuj wej do wagonw. Oparci o grn krawd
drzwi, popychaj poladkami tych, ktrzy s w rodku. Podbiegam i pcham porzdnie.
Tum, ktry jest wewntrz, rozsadza otaczajce go ciany i wysypuje si na tory. Pocig
nadjedajcy z przeciwnego kierunku miady kbic si mas podrnych. Posuwa
si w rzece krwi."
Czy kto puka? Tak, kto zapuka.
To pewnie tajemnicza pani Dioz.

Stara kobieta stojca na progu przyprawia go o wstrzs. Wok oczu miaa czerwone
obwdki, usta pozbawione byy warg, a nos dotyka niemal czubka brody.
- Musz z panem porozmawia - owiadczya zdumiewajco jasnym gosem.
- Prosz, niech pani wejdzie!
Bez enady podesza a do drzwi drugiego pokoju, przez ktre rzucia kilka
ukradkowych spojrze. Nie patrzc na Trelkovsky'ego, podaa mu kartk papieru w
kratk. Wzi j i stwierdzi, e pokryta jest licznymi podpisami. Na odwrocie byo kilka
linijek tekstu, starannie wypisanych fioletowym atramentem. Bylo to owiadczenie, e
niej podpisani protestuj przeciwko pewnej pani Gaderian, ktra haasuje po godzinie
dziesitej. Stara skupia uwag na twarzy Trelkovsky'ego i obserwowaa, jak zareaguje.
- No i jak? Podpisuje pan?
Trelkovsky poczu, e blednie, zupenie jakby przejecha przednimi zbami po kawaku
aksamitu.
C za cynizm, proponowa mu co takiego! Zapewne po to, by pokaza mu, co go
czeka! Chciano go zmusi do podpisania za pomoc ohydnego szantau. Najpierw ona,
potem on, a jeli nie zechce podpisa, pierwszy poniesie konsekwencje swej odmowy.
Poszuka na licie podpisu pana Zy. By na naczelnym miejscu, otoczony obwdk
czystego papieru na znak szacunku.
- Kim jest ta pani Gaderian? - wykrztusi z trudem. - Nie znam jej.
Stara mkna ze zoci.
- Tylko j si syszy po dziesitej! Chodzi, haasuje, zmywa naczynia w rodku nocy.
Wszystkich budzi. Lokatorzy maj przez ni ycie nie do zniesienia.
- Czy nie mieszka czasem z mod kalek dziewczyn?
- Nic podobnego! Mieszka z czternastoletnim synem. obuzem, ktry przez cay dzie
zabawia si, skaczc na jednej nodze!
- Jest pani pewna? To znaczy, chciaem powiedzie, czy jest pani zupenie pewna, e nie
mieszka ona z mod dziewczyn?
- Ale oczywicie. Niech pan spyta dozorczyni. Kady panu powie.
Trelkovsky wcign gboko powietrze.
- Przykro mi, ale nie podpisuj adnych petycji. Zreszt ta kobieta nigdy mi nie
przeszkadzaa, nigdy jej nie syszaem. Gdzie ona waciwie mieszka? - Stara nie
odpowiedziaa na ostatnie pytanie.
- Jak pan chce. Nie zmuszam pana. Ale jak potem obudzi pana w nocy, niech pan do

mnie nie ma pretensji. Bdzie pan sam sobie winien.


- Prosz mnie zrozumie. Pani ma zapewne swoje racje, nie chciabym krzyowa pani
zamiarw, ale nie mam ochoty podpisa. Moe ona ma te swoje racje, eby haasowa.
Stara zarechotaa, krzywic si z obrzydzeniem.
- Powody! Ha, ha, ha, niech mnie pan nie rozmiesza. Ona taka jest, i koniec. Zatruwa
nam ycie. Zawsze znajd si tacy, co chc zatru innym ycie. Jeli ci inni si nie
broni, to w kocu wa im na gow. Ja nie lubi, jak mi kto wazi na gow, i nie
pozwol na to. Porozmawiam z kim trzeba. Jeli pan nie chce nam pomc, to paska
sprawa, ale niech pan potem nie przychodzi si ali. Prosz mi to odda.
Wydara Trelkovsky'emu z rk cenny papier. Nie powiedziawszy "Do widzenia", posza
do drzwi i zatrzasna je za sob.
- Bydlaki! Bydlaki! - kl Trelkovsky zaciskajc zby. - Bydlaki! Czeg oni chc, eby
wszyscy pozdychali, byle tylko im zrobi przyjemno. I nawet to im pewnie nie
wystarczy, tym bydlakom!
Ogarna go wcieko. Zszed co zje do restauracji, lecz jeszcze po powrocie trzs
si ze zoci. Zasn zgrzytajc zbami.
Nastpnego dnia wieczorem kobieta z kalek dziewczyn zastukaa do drzwi, nieco
przed dziesit.
Nie pakaa ju. Spojrzenie jej byo twarde i ze, lecz rozpogodzia si nieco na widok
Trelkovsky'ego.
- Ach, prosz pana! Sam pan widzia! Zebraa podpisy pod petycj! Udao jej si. Bd
si musiaa wyprowadzi. C za za kobieta! I wszyscy podpisali! Z wyjtkiem pana.
Przyszam panu podzikowa. Pan jest dobry.
Dziewczyna wpatrywaa si uparcie w Trelkovsky'ego. Kobieta te patrzya na niego
byszczcymi oczyma. Zmiesza si pod tymi spojrzeniami.
- Prawd mwic - wyjka - nie lubi takich spraw i nie chc si do tego miesza.
- Nie, nie - kobieta pokrcia gow, jakby nagle bardzo zmczona. - Nie, pan jest dobry,
wida to po paskich oczach.
Skurczya si nagle.
- Ale si zemciam! Dozorczyni te jest z kobiet, dobrze jej tak! Rozejrzaa si
dookoa i upewniwszy si, e nikt nie podsuchuje, cigna przyciszonym gosem:
- Swoj skarg i petycj przyprawia mnie o biegunk. I wie pan, co zrobiam?
Moda kaleka wpatrywaa si usilnie w Trelkovsky'ego. Uczyni znak, e nie wie.

- Zaatwiam si na schodach!
Parskna miechem.
- Tak, zrobiam kup na caej klatce schodowej.
Jej oczy byy sprytne, jak u maej dziewczynki.
- Na wszystkich pitrach, wszdzie. To w kocu ich wina, mogli mnie nie przyprawia o
biegunk. Ale przed paskimi drzwiami nie narobiam dodaa. - Nie chciaam panu
sprawia kopotw.
Trelkovsky by przeraony. W uamku sekundy zda sobie spraw, e brak nieczystoci
przed jego drzwiami nie tylko go nie uniewinni, lecz bdzie najgorszym oskareniem.
Ochrypym gosem zapyta:
- Czy... czy dawno?
Zagdakaa.
- Teraz. Dosownie przed chwil. Jak to jutro zobacz, to dopiero zrobi miny! A
dozorczyni bdzie musiaa posprzta! Dobrze im tak, dobrze im tak!
Zamachaa rkami. Sysza jeszcze, jak gdakaa, schodzc ostronie ze schodw.
Przechyli si przez porcz, by sprawdzi. Nie skamaa. Wzdu schodw cigna si
zygzakiem ta smuga. Zapa si za gow.
- Na pewno powiedz, e to ja! Musz znale jakie wyjcie. Musz!
Nie mg przecie zabra si teraz do sprztania tego wszystkiego. W kadej chwili mg
go kto zaskoczy. Przyszo mu na myl, by samemu zrobi przed swoimi drzwiami, lecz
nie chciao mu si. Pomyla te, e inny kolor i konsystencja mogyby go zdradzi.
Wreszcie znalaz rozwizanie.
Pokonujc wstrt, wzi z mieszkania kawaek tektury i nabra na niego troch
ekskrementw z wyszego pitra. Serce walio mu motem w czasie tej ekspedycji,
ogarn go strach i obrzydzenie. Wyrzuci zawarto tekturki na podest przed drzwiami
swojego mieszkania. Potem poszed do ubikacji pozby si tektury.
Wrci ledwo ywy. Nastawi budzik na wczeniejsz godzin ni zazwyczaj. Nie mia
ochoty by wiadkiem sceny, ktra nastpi po odkryciu.
Lecz rano nie byo ju ladu wydarze z zeszego dnia. Silny zapach chlorku unosi si z
wilgotnych jeszcze drewnianych stopni.
Trelkovsky wypi czekolad i zjad dwie kanapki w kawiarni naprzeciwko.
Byo jeszcze wczenie. Powolutku poszed piechot do biura. Idc obserwowa
przechodniw. Twarze mijay go w odstpach niemal regularnych, jakby ich waciciele
stali na ruchomym chodniku. Twarze o wielkich, wyupiastych oczach niczym u

ropuchy. Chude o ostrych rysach twarze ludzi zgorzkniaych, szerokie i obrzmiae


fizjonomie nienormalnych dzieci - bycze karki, rybie nosy, zajcze wargi. Mruc oczy
mona byo sobie wyobrazi, e jest to tylko jedna twarz, przeksztacajca si stopniowo.
Trelkovsky'ego zdziwia obco wszystkich tych twarzy. To Marsjanie, wszyscy s
Marsjanami. Lecz wstydzili si tego, prbowali to ukry. Raz na zawsze nazwali
proporcj swe monstrualne dysproporcje, a piknem sw niewyobraaln brzydot.
Pochodzili skdind, lecz nie chcieli si do tego przyzna. Silili si na naturalno. Ujrza
swoje odbicie w witrynie. Nie by inny. Taki sam, dokadnie taki sam jak te potwory.
Nalea do tego samego gatunku, co oni, lecz z jakich niewiadomych przyczyn
trzymano go na uboczu. Nie mieli do niego zaufania. Wymagali od niego tylko
stosowania si do ich nieokrzesanych praw. Bezsensownych dla niego tylko, gdy nie
rozrnia wszystkich ich odcieni i subtelnoci.
Trzech modych ludzi idcych przed nim prbowao zaczepi jak kobiet. Rzucia im
jakie swko i oddalia si szybkimi, niezdarnymi krokami. Zamiali si bardzo gono,
klepic si z caej siy po plecach.
Msko te budzia w nim wstrt. Nigdy nie pochwala takiego chwalenia si swym
ciaem i swoj pci. Tarzali si jak winie w swych ludzkich spodniach, lecz pozostawali
winiami. Po co si przebierali, dlaczego czuli potrzeb ubierania si, skoro cale ich
zachowanie mierdziao podbrzuszem i zawieszonymi tam gruczoami. Umiechn si.
- Co pomylaby jaki telepata, gdyby znalaz si koo mnie?
Czsto zadawa sobie to pytanie. Czasem nawet bawi si w mylenie specjalnie
przeznaczone dla telepaty, ktry go wanie sonduje. Mwi mu najrniejsze rzeczy, od
spowiedzi po przeklestwa, po czym, jak przez telefon przestawa myle i z caych si
nasuchiwa odpowiedzi tamtego. Oczywicie nigdy nie nadchodzia.
- Pewnie wziby mnie za homoseksualist.
Lecz nie by homoseksualist, jego umys by na to za mao religijny. Kady pederasta
jest kim w rodzaju nieudanego Chrystusa. A Chrystus, pomyla Trelkovsky, by
pederast z oczami wikszymi od brzucha. Wszystkie te postaci byy obrzydliwie
ludzkie.
- Moe jednak rozumuj w ten sposb, gdy mimo wszystko jestem mczyzn? Bg
jeden wie, jakie miabym pogldy, gdybym by kobiet.
Wybuchn miechem. Lecz wizja Simone Choule w szpitalnym ku szybko zmrozia
jego umiech.

ROZDZIA X

CHOROBA

B y chory. Od kilku dni nie czul si dobrze. Jego plecami wstrzsay dreszcze; szczki
mu dray, rozpalone czoo zrasza zimny pot. Z pocztku prbowa nie przyjmowa tego
do wiadomoci, udawa, e wszystko jest w porzdku. W biurze obejmowa gow
rkami, by nie sysze w niej szumu. Wejcie na najmniejsze schodki doprowadzao go
do stanu opakanego. Nie, tak duej by nie mogo, by wykoczony.
Jakie paskudztwo dostao si do mechanizmu i naraao na szwank jego istnienie. Co to
byo? Pirko przeszkadzajce w zazbieniu si dwch trybw? Rozregulowana
przekadnia? Czy moe bakterie?
Lekarz rejonowy, do ktrego si uda, nie powiedzia mu, co jest przyczyn awarii.
Zadowoli si zapisaniem mu na wszelki wypadek sabej dawki antybiotyku i maych
tych tabletek, ktre naley zaywa dwa razy dziennie. Poleci mu rwnie pi duo
jogurtu. Brzmiao to jak art.
- Ale tak, to konieczne, zapewniam pana, duo jogurtu. Zaludni pan sobie z powrotem
jelita. Niech pan zajrzy do mnie w tygodniu.
Wracajc do domu, Trelkovsky wstpi do apteki. Wyszed z niej, majc w kieszeniach
mae tekturowe pudeka, ktre niejasno dodaway mu otuchy.
Zaraz po wejciu do mieszkania otworzy pudeeczka i wycign z nich kartki.
Przeczyta dokadnie. Lekarstwa, ktre mu zapisano, miay wiele niezwykych zalet.
Lecz nastpnego dnia wieczorem nie czu si lepiej. Jego agodny optymizm zmieni si
w ponur rozpacz. Rozumia ju, e lekarstwa nie s cudowne, a kartki doczone do nich
to zwykle ulotki reklamowe. Prawd mwic wczeniej wiedzia ju o tym, lecz nie mg
powstrzyma si od wyprbowania ich, dopki nie przekona si na wasnej skrze.
Lea w ku. Byo mu bardzo gorco, lecz czul, e i tak za mato. Nacignita a na
brod pociel bya zmoczona lin na wysokoci ust. Nie mia siy, by mruga
powiekami. Oczy mial albo otwarte, nie patrzc na nic konkretnego, albo, gdy odczuwa
swdzenie, spuszcza na nie elazn kurtyn skry, ktra zabarwiaa ciemno na
purpurowo, gdy patrzy w kierunku okna.
Kurczy si w pocieli. Ostrzej ni kiedykolwiek odczuwa wiadomo siebie samego.
Znal dobrze swoje wymiary. Przez tyle godzin obserwowa i odmalowywa swoje ciao,
e teraz czul si jak przyjaciel, ktry spotyka drugiego przyjaciela w nieszczciu. Stara
si zajmowa jak najmniej miejsca, by choroba nie miaa gdzie si rozwija. Przyciska
ydki do ud, kolanami prawie dotyka splotu sonecznego, okcie przyciska do bokw.
Jego obsesj byo dbanie o to, by opierajc gow w pewien sposb na poduszce, nie
sysze bicia wasnego serca. Obraca si dziesi razy, zanim wreszcie znalaz t
szczliw pozycj guchego. Nie mg bowiem znie tego potwornego dwiku,
wiadczcego o kruchoci jego istnienia. Czsto zadawa sobie pytanie, czy serce
kadego czowieka nie musi wykona jakiej okrelonej liczby uderze w cigu caego
ycia. Gdy pomimo wysikw wci sysza, jak drgajce serce szamocze mu si w
piersi, po prostu chowa si pod kodr. Nakrywa si z gow i szeroko otwartymi
oczyma obserwowa swe ciao skulone w mroku. Widziane w ten sposb, przybierao
posta wielk i masywn. Ostry i przejmujcy zwierzcy zapach fascynowa go. Czu, e
go to darnie uspokaja. Potrzebowa swego zapachu, aby by pewnym, e istnieje.

Zmusza si do puszczenia wiatrw, by zapach ten uczyni jeszcze silniejszym, jeszcze


bardziej nieznonym. Przebywa moliwie jak najduej pod kodr, gotw si udusi,
lecz gdy wyania si na wiee powietrze, czu si silniejszy. Mniej wtedy wtpi w
wyzdrowienie, jego strach ustpowa miejsca nadziei.
W nocy jego stan pogorszy si. Obudzi si w pocieli mokrej od potu. Szczka zbami.
Gorczka tak go oszoomia, e nawet nie czul strachu. Owin si kocem i poszed
zagotowa wod na malej elektrycznej kuchence, ktra pochodzia z czasw poprzedniej
lokatorki. Gdy woda si zagotowaa, spreparowa sobie prosty napj, przelewajc j
przez sitko pene starej, niewieej herbaty. Napj, wraz z dwoma tabletkami aspiryny,
ktre przy tym pokn, pomg mu.
Pooy si z powrotem do ka, lecz gdy tylko przekrci kontakt i nastaa znw
ciemno, odnis wraenie, e pokj, w ktrym si znajduje, zmniejsza si i przybiera
dokadnie rozmiary jego ciaa. Dusi si. Gdy zapali wiato, pokj w jednej chwili
powrci do normalnych rozmiarw. Uwolniony, odetchn gboko, by nabra
powietrza.
- To idiotyczne - mrukn.
Zgasi wiato. Pokj, niczym gumka napita do ostatecznoci, opad na Trelkovsky'ego
jak sarkofag, otoczy go, miady mu klatk piersiow, ciska gow, gruchota
czaszk.
Ju si dusi. Na szczcie w ostatniej chwili jego rka odnalaza kontakt. Wyzwolenie
byo rwnie gwatowne jak za pierwszym razem.
Postanowi zasn przy zapalonym wietle. Lecz to nie byo takie atwe! Teraz pokj nie
zmienia ju wymiarw. Nie, to jego konsystencja si zmieniaa. cilej mwic,
konsystencja przestrzeni pomidzy meblami a mieszkaniem.
Zupenie jakby po skpaniu wod zmienia si ona w ld. Przestrze midzy
przedmiotami staa si nagle dotykalna niczym gra lodowa. A on, Trelkovsky, by
jednym z tych przedmiotw. Sta si winiem. Nie by ju oprawiony w mieszkanie,
lecz w prni. Sprbowa si poruszy, by zudzenie pryso, ale na prno. Pozosta tak
uwiziony przez ponad godzin. Wci jeszcze nie spa.
Nagle, bez widocznego powodu, zjawisko przestao istnie. Czar prys. By si upewni,
zamkn jedno oko. Tak, mg si rusza.
Lecz jego ruch wywoa nowe zjawisko.
Zamkn lewe oko, lecz niczego to przed nim nie zakryo, mimo zmniejszonego pola
widzenia! Przedmioty po prostu przeniosy si na praw stron. Zamkn prawe oko, nie
mogc uwierzy. Przedmioty przesuny si natychmiast na lewo. To niemoliwe! Wzi
jako punkt odniesienia plam na tapecie i mruga oczyma. Lecz gdy trzyma gow
nieruchomo, zapomina, gdzie jest punkt odniesienia, a gdy odnajdywa pierwszy punkt,
nie mg odnale drugiego. Na prno z uporem si wysila, prbowa. Od mrugania na
przemian to lewym, to prawym okiem wywizaa si potworna migrena. Bl miady
mu mzg. Przymkn powieki, lecz obraz pokoju nie znikn. Widzia tak wyranie,

jakby mia szklane powieki.


Wreszcie koszmarna noc skoczya si.
Sen pochwyci go i opuci dopiero pnym popoudniem.
Sysza, jak na dworze robotnicy reperuj szklany daszek. Chcia wsta, ale by zbyt
saby. Czu lekki gd.
Samotno ukazaa mu si w caej swej ohydzie.
Nie mia nikogo, kto by si nim zaj, dba o niego, pooy chodn do na czole, aby
sprawdzi, czy ma wysok gorczk. By sam, zupenie sam, tak jakby mia umrze.
Gdyby to si stao, za ile dni odkryto by jego zwoki? Za tydzie? Za miesic? Kto
pierwszy wszedby do grobowca?
Zapewne ssiedzi lub waciciel. Nie przejmowano si nim, lecz inaczej byo, gdy
przychodzio do pacenia komornego. Nawet po mierci nie pozwolono by mu korzysta
bezpatnie z tego mieszkania, ktre do niego nie naleao. Sprbowa zareagowa.
- Przesadzam, nie jestem znw taki samotny. Rozczulam si nad sob, a przecie jestem
pewien, e rozejrzawszy si dobrze, zaraz, chwileczk...
Szuka, patrzy, lecz nie, by sam, samotny jak jeszcze nigdy przedtem. Zda sobie
spraw ze zmiany, ktra zasza w jego yciu. Dlaczego? Co si stao?
Wraenie, e ma odpowied na kocu jzyka, rozdranio go. Dlaczego? Powinna by
jaka odpowied. On, ktry zawsze otoczony by przyjacimi, kolegami i
najrniejszymi znajomymi, ktrych zazdronie strzeg w przewidywaniu takiego
wanie dnia, gdy ich bdzie potrzebowa, znalaz si nagle na bezludnej wyspie, na
rodku pustyni!
Jake by nierozsdny! Nie poznawa sam siebie. Stukanie motka wyrwao go z otchani
rozpaczy. Skoro nikt nie zajmuje si Trelkowskym, Trelkovsky si nim zajmie.
Najpierw zje.
Ubra si, jak umia. Ciko byo zej po schodach. Z pocztku nie mia trudnoci, lecz
wkrtce drewniane schody zmieniy si w schody kamienne. Ich powierzchnia bya
szorstka i grubo ciosana. Potyka si o nierwnoci, uderza mocno o ostre kanty. Potem
od duych schodw zaczy oddziela si niezliczone mae schodki. Mae krte schodki,
dzikie schody o obronitych stopniach; schody, gdzie nie wiadomo byo, czy jest si na
zewntrz, czy wewntrz. W tym labiryncie byo mu bardzo trudno si porusza. Czsto
bdzi. Po schodach, ktre nagle zaczy wspina si w gr, doszed do sufitu. Nie byo
drzwi ani klapy, by mc posuwa si dalej. Nic tylko biay, gadki sufit, ktry zmusza
go do schylania gowy. Postanowi zawrci. Lecz schody, jakby znajdoway si w
rwnowadze na osi, na ktrej mogy si obraca, przechylay si, gdy tylko doszed do
pewnego poziomu. Trzeba byo wwczas wchodzi zamiast schodzi, potem schodzi
zamiast wchodzi.

Trelkovsky by bardzo zmczony. Od ilu wiekw bdzi ju w tym piekielnym


labiryncie? Nie wiedzia. Zdawa sobie niejasno spraw, e jego obowizkiem jest i
naprzd. Czsto zza cian wychylay si gowy, by go obserwowa z ciekawoci.
Twarze nie miay adnego wyrazu, a przecie sysza miechy i rechotanie. Gowy nie
zostaway nigdy dugo. Znikay bardzo szybko, lecz nieco dalej inne, podobne gowy,
wychylay si, by przyglda si Trelkovsky'emu. Mia ochot biec wzdu cian z
gigantyczn brzytw i odcina wszystko, co wystaje. Niestety, nie mia brzytwy.
Nie spostrzeg, e dotar do parteru. Nadal koowa, schodzi i wchodzi. W kocu dojrza
otwart na ocie bram. Zachwia si pod wpywem wiata. Nie pamita ju, jaki by
cel jego wyprawy. Gd min. Pozostao tylko pragnienie znalezienia si w ku.
Choroba musiaa by powaniejsza, ni myla. Wszed na gr bez przeszkd. Nie mia
ju siy si rozebra. Wsun si pod kodr, nie zdejmujc butw. Ale nawet wwczas
szczka zbami.
Gdy si obudzi, bya noc. Nie czu si lepiej, lecz mino oszoomienie gorczk,
ustpujc miejsca uczuciu niezwykej jasnoci umysu. Wsta z atwoci. Nieufnie zrobi
kilka krokw, ale nie odczu zawrotu gowy. Mia raczej wraenie, e nie dotyka podogi.
Dziki temu polepszeniu mg si rozebra. Podszed do okna, by rozoy ubranie na
oparciu krzesa. Machinalnie spojrza w okienko naprzeciwko. Zobaczy przykucnit
nad otworem ubikacji kobiet, ktr pozna od razu, Simone Choule.
Przywar twarz do okna. Wwczas, jak gdyby wyczua jego obecno, zwrcia powoli
twarz w jego stron. Jedn rk zacza odwija zasaniajcy j banda. Odsonia tylko
doln poow twarzy, a do podstawy nosa. Ohydny umiech rozszerzy jej usta. Nie
poruszya si wicej.
Trelkovsky dotkn rk czoa. Chcia oderwa si od spektaklu widzianego w okienku.
Lecz nie mia na to siy.
Simone Choule znowu si poruszya. aden z jej ruchw, gdy si podcieraa, a potem
spuszczaa wod, nie uszed uwagi Trelkovsky'ego. Widzia, jak si ubiera i wychodzi.
Dopiero wwczas udao mu si odwrci. Skoczy si rozbiera, lecz palce mu dray,
gdy rozpina koszul. Musia j pocign, aby si jej pozby. Rozdara si z ponurym
trzaskiem. Nie zauway tego, Myla tylko o scenie, ktr przed chwil ujrza.
Wzburzy go nie tyle widok ducha Simone Choule, gdy domyla si, e byo to
przewidzenie spowodowane gorczk, lecz dziwne uczucie, ktrego dowiadczy, patrzc
na ni.
Przez kilka sekund mia wraenie, e przenis si do ubikacji i stamtd patrzy na okno
swojego mieszkania. Widzi tam rozpaszczony na szybie nos, mczyzn do zudzenia
podobnego do siebie, z oczyma rozszerzonymi strachem.

ROZDZIA XI

ODKRYCIE

G orczka mina. Mimo to Trelkovsky z trudem powraca do normalnego ycia. Czul


si niekompletny. Widocznie gorczka, wycofujc si, zabraa ze sob cz jego
samego. Wydawao mu si, e jego przytpione odczucia s wci opnione w stosunku
do jego ciaa. Czul si nieswojo.
Tego ranka, gdy wstawa, mia wraenie, e jest posuszny cudzej, a nie swojej woli.
Woy pantofle, narzuci szlafrok i poszed nastawi wod na herbat. By jeszcze zbyt
saby, eby powrci do pracy w biurze.
Woda zagotowaa si. Nasypa herbaty do sitka i przela j wrztkiem. Filianka
napenia si kolorowym pynem o piknym odcieniu, o dyskretnym i kuszcym
aromacie. Trelkovsky nigdy nie sodzi herbaty. Wkada kawaek cukru do ust i popija
maymi yczkami.
Z podwrza dochodziy uderzenia motkw: to robotnicy reperowali szklany daszek.
Trelkovsky pooy machinalnie kawaek cukru na jzyk i z filiank w rku zbliy si
do okna. Dwaj robotnicy spogldali w gr. Ujrzawszy Trelkovsky'ego, wybuchnli
miechem. W pierwszej chwili pomyla, e ulega zudzeniu. Jego wtpliwoci szybko
si jednak rozwiay wobec oczywistej prawdy: robotnicy otwarcie z niego kpili.
Zmieszao go to, a potem zirytowao. Zmarszczy brwi, aby okaza im swoje
niezadowolenie, lecz nie dostrzeg adnej zmiany w ich postawie.
- Dosy ju tego wreszcie!
Gwatownym ruchem otworzy okno i przechyli si przez parapet. Robotnicy miali si
na caego.
Trelkovsky trzs si ze zoci, a filianka wypada mu z rk. Gdy schyla si, by
pozbiera kawaki, usysza gone salwy miechu. Widocznie jego niezrczno
rozbawia ich jeszcze bardziej.
Spojrza znw. Robotnicy wci patrzyli na niego drwico.
- Co ja im zrobiem?
Nic im nie zrobi. Byli po prostu jego wrogami, tak jak na wojnie. miali si z niego. Nie
mg tego duej wytrzyma.
- Czego chcecie? - krzykn, udajc, e myli si co do intencji dwch mczyzn.
Ich zoliwe umiechy nabray ostroci. Patrzyli na niego jeszcze przez kilka chwil, a
pniej zabrali si znw do roboty. Od czasu do czasu jednak rzucali w jego okna
ukradkowe spojrzenia, a nawet wtedy, gdy byli prawie cakiem odwrceni do niego
plecami, Trelkovsky dostrzega okrutne umiechy, ktre wykrzywiay ich wargi. Stal tak
w bezruchu, zdumiony, bezskutecznie szukajc wytumaczenia dla tego, co si przed
chwil zdarzyo.
- Co ich we mnie tak mieszy?

Podszed do lustra i przyjrza si sobie uwanie.


Nie by ju do siebie podobny!
Badawczo spojrza w lustro i gony krzyk wyrwa mu si z garda. Zemdla.
Po jakim czasie odzyska przytomno. Upadajc, uderzy si bardzo mocno. Gdy z
trudem podnis si, pierwsze, co zobaczy, to jego umalowana twarz odbita w lustrze.
Mg podziwia pomadk, puder, r na policzkach i tusz na rzsach. Strach jego sta si
do tego stopnia realny, e nagle poczu jakby kamie w gardle. Krawdzie tego kamienia
musiay by ostre jak zby piy, gdy rozdzieray mu krta. Dlaczego si przeobrazi?
Nie by przecie lunatykiem. Skd si wziy kosmetyki? Zacz przeszukiwa
mieszkanie. Nie musia dugo szuka. Znalaz je w jednej z szuflad komody. Byo tam co
najmniej dziesi buteleczek rnych rozmiarw i rnych kolorw oraz tubki i mae
soiczki kremw.
Czyby traci zmysy?
Dzikim ruchem pochwyci buteleczki i rzuci je o cian. Rozbiy si z haasem.
Ssiedzi zastukali w cian,
A wic zwariowa? On? Wybuchn miechem. Ssiedzi zastukali ze zdwojon sil.
Przesta si mia. Rozumia. To nie byo mieszne. Pot przyklei mu koszul do ciaa.
Upad na ko.
Bezskutecznie usiowa oddali od siebie wytumaczenie, ktre przychodzio mu do
gowy, lecz wiedzia ju, e nie zda si to na nic. Prawda wystrzelaa w gr jak raca.
To bya ich wina.
Ssiedzi powoli przeksztacali go w Simone Choule. Za pomoc tysicy drobiazgw, za
pomoc cigej kontroli, za pomoc woli silnej jak stal, ssiedzi ksztatowali jego
osobowo. Wszyscy byli w zmowie. Wpad, tak jak wpada kto niewinny, w ich
straszliw puapk. Przebierali si, aby go zmyli. Zachowywali si w dziwny sposb,
aby go zwodzi i podway jego sposb mylenia. By tylko zabawk w ich rkach.
Przebiegajc w myli wszystkie szczegy swego pobytu w mieszkaniu, zrozumia, e
byo tak od samego pocztku. Dozorczyni od razu zwrcia jego uwag na okno ubikacji.
Wiedziaa o dziwnych scenach, ktre si tam bd odbyway. Nie trzeba ju byo
rwnie zastanawia si duej nad tym, kto krad miecie, wypadajce mu na schody. To
ssiedzi.
To rwnie ssiedzi wamali si do niego, aby spali za nim mosty i odebra mu wszelk
moliwo powrotu w przeszo. Ukradli mu jego przeszo. To rwnie ci sami
ssiedzi walili w cian, gdy tylko pojawiaa si z powrotem jego dawna osobowo. To
oni sprawili, e straci przyjaci, przyzwyczaili go do noszenia kapci i szlafroka. To
ssiad, pracujcy w kawiarni naprzeciwko, przyzwyczai go do czekolady w miejsce

kawy i do gitane'w w miejsce gauloise'w. Skrycie dyktowali mu wszystkie jego gesty i


wszystkie decyzje. Wzili go w swoje rce.
A teraz, korzystajc z jego snu, postanowili uy mocnego rodka. Ucharakteryzowali go
i wymalowali. Lecz pomylili si w obliczeniach, nie by jeszcze gotowy. Byo jeszcze za
wczenie.
Przypomnia sobie swe rozwaania na temat mskoci. Wic to byo to. Narzucano mu
nawet jego osobiste myli. Wyj z kieszeni paczk papierosw. Zapali jednego. Trzeba
byo zastanawia si moliwie jak najszybciej. Przede wszystkim nie wpada w panik.
Zaciga si gboko i wypuszcza dym nosem.
A waciciel? Ten by z pewnoci szefem. To on kierowa zgraj katw. A stara? A
kobieta z mod dziewczyn? Ofiary? Ssiedzi? Zapewne ssiedzi, ktrym powierzono
Bg wie jak tajn misj. A Stella? Czy bya uprzedzona o jego wizycie w szpitalu? Czy
nie przysza tam tylko po to, by go pozna i wywrze na niego wpyw, przed ktrym nie
miaby si na bacznoci, tym bardziej, e zdawaa si by kim z zewntrz. Zdecydowa,
e postawi na jej niewinno. Nie moe widzie wrogw wszdzie! Nie jest przecie
wariatem!
Jak zbrodni popeni, e maj do niego a tak wielkie pretensje? By moe tak sam
jak mucha schwytana w pajczyn. Kamienica bya puapk i ta puapka funkcjonowaa.
By moe nie byo nawet adnej osobistej do niego niechci. Przypomnia sobie jednak
wadcze i rozkazujce spojrzenia ssiadw i odrzuci t hipotez. Po c si udzi? Tak,
istniaa osobista nienawi do Trelkovsky'ego. Nie mogli mu wybaczy, e by wanie
tym Trelkovskym, nie znosili go za to i karali go.
Czyby wic gigantyczna machina zostaa puszczona w ruch tylko po to, by go ukara?
Po co a taki arsena rodkw tylko na jego uytek? Czy zasugiwa na to? Czy by
wybranym skazacem?
Potrzsn gow. Nie, to niemoliwe! To musi by co innego.
Nasuno mu si pytanie: Czy by pierwsz ofiar?
Pniej drugie: W kogo przeksztacono Simone Choule?
Od jak dawna dziaaa puapka? Jak duga bya lista przeobraonych lokatorw? Czy
wszyscy wybrali taki sam koniec jak Simone Choule, czy te mieli za zadanie powiela
zmarych ssiadw. Czy by to wanie ich sposb reprodukowania si? W takim razie,
czy Simone Choule braa udzia w spisku? Czy byli to mutanci, czy istoty pozaziemskie,
czy po prostu mordercy? Trelkovsky przypomnia sobie poprzedni lokatork, owinit
w bandae, z rozwartymi ustami.
Kat miaby popeni samobjstwo? Ale skd! Nie, Simone Choule bya ofiar, nie
katem.
Rozgnit niedopaek papierosa w popielniczce. Dlaczego, dlaczego chcieli go
przeksztaci?

I nagle oddech mu zamar, a oczy rozwary si z przeraenia.


W dniu, w ktrym bdzie absolutnie, cakowicie podobny do Simone Choule, bdzie
musia postpi tak jak ona. BDZIE ZMUSZONY POPENI SAMOBJSTWO.
Nawet jeli nie bdzie mia na to ochoty, nie bdzie ju mia nic do powiedzenia.
Podbiegi do okna. Na dole robotnicy chichotali, patrzc w jego kierunku. Wic to dlatego
naprawiali szklany daszek! Dla niego!
Zakrcio mu si w gowie, musia znw usi.
Przecie on nie chce umiera! To jest morderstwo! Pomyla o policji, lecz zgadywa, e
w niczym mu ona nie pomoe. Istotnie, co powiedzie, aby przekona niedowierzajcego
komisarza, ktry w dodatku jest znajomym pana Zy? A wic ucieka? I dokd i?
Gdziekolwiek, byle opuci kamienic, dopki nie jest jeszcze za pno. Nie mg
jednak przecie zrezygnowa ze swego prawa do wynajmu. Na pewno jest jakie
wyjcie. Wreszcie znalaz je.
Wytrzyma jeszcze przez jaki czas, udajc, e si przeobraa, aby nie budzi podejrze.
Znale amatora na mieszkanie, po czym odej nie zostawiajc nowego adresu. Dwa
punkty w tym rozwizaniu byy jednak niezadowalajce. Po pierwsze, nastpny lokator,
nie uprzedzony, bdzie nastpn ofiar. Po drugie, waciciel mgby odmwi
wszelkich operacji dotyczcych mieszkania. Trzeba by go byo zreszt o tym uprzedzi.
Idealnym wyjciem z sytuacji byoby wyjecha, nie uprzedzajc nikogo, porzucajc
wszystko. Lecz oszczdnoci Trelkovsky'ego pochono odstpne za mieszkanie. Nie
mia ju z czego y. Jego jedyn szans byo zyska na czasie i zarobi troch
pienidzy.
Postanowi wyj z domu i pospacerowa troch po dzielnicy, wymalowany i
wystrojony. Bdzie musia znie docinki dzieci i pogardliwe spojrzenia przechodniw,
lecz tylko za t cen moe mie nadziej, e uratuje ycie.

CZ TRZECIA

POPRZEDNIA LOKATORKA
ROZDZIA XII

BUNT

O dkd Trelkovsky odkry istnienie machinacji zmierzajcych do zabicia go, z bolesn


przyjemnoci stara si, by metamorfoza bya jak najdoskonalsza. Skoro chcieli go
zmieni wbrew jego woli, pokae im, do czego sam jest zdolny. Ich wasn broni
pokona ich. Na ich potworno odpowie wasn.

W sklepie pachniao kurzem i brudn bielizn. Znajdujca si w nim stara kobieta nie
zdawaa si by zdziwiona wygldem Trelkovsky'ego. Pewnie bya przyzwyczajona.
Dugo przebiera peruki, ktre mu proponowaa. Ceny byy wysze, ni przypuszcza.
Mimo to zdecydowa si na najdrosz. Gdy j przymierzy, wosy owiny go niczym
futro. Nie byo to nieprzyjemne. Wyszed ze sklepu, nie zdejmujc jej. Wosy delikatnie
chostay go po twarzy jak chorgiew. Wbrew temu, czego si spodziewa, przechodnie
nie ogldali si za nim. Na prno szuka w ich wzroku siadw wrogoci. Nie, byli
obojtni. I rzeczywicie, dlaczego miaoby by inaczej? Czy przeszkadza im w
czymkolwiek? Czy przeszkadza im zachowywa si wedug ich zwyczajw? Tak
dziwacznie przystrojony przeszkadza im mniej, gdy nie by ju penoprawnym
obywatelem, rezygnowa z prawa gosu. Jego zdanie nie miao ju znaczenia. Na gowie
mia nie chorgiew, lecz pokrowiec. Pokrowiec, ktry wstydliwie zakrywa jego
haniebne ycie. A wic skoro tak byo, posunie si do ostatecznoci. Owinie cae swe
ciao bandaami, aby nie widziano rany, w ktr si zmieni.
Naby sukienk, bielizn, poczochy i par butw na wysokich obcasach. Wrci do
mieszkania w popiechu, aby si przebra.
- Szybciej - mwi do siebie - niech wszyscy zobacz, w co si zmieniem przez nich.
Niech si przestrasz i zawstydz. Niech nie maj odwagi spojrze mi w oczy.
Prawie wbieg na schody. Zamykajc drzwi, nie mgi si powstrzyma i wybuchn
miechem. Lecz jego glos brzmia zbyt grubo. Zacz dla zabawy mwi falsetem.
Pomrukiwa, a potem wykrzykiwa idiotyczne zdania.
- Ale tak, moja droga, ona nie jest wcale taka moda, za jak pragnie uchodzi, urodzia
si w tym samym roku, co ja. Zdaje si, e zaszam w ci.
Uycie czasownika w formie eskiej wydao mu si nagle szalenie podniecajce.
Wymwi: zaszam... zaszam...
Potem sprbowa innych sw.
- Zadowolona... Niezadowolona... dobrze zbudowana... istniejca... szczliwa...
Zdj ze ciany lustro, aby lepiej obserwowa kolejne etapy swego przeobraenia.
Rozebra si cakowicie. By nagi, nie zdj tylko peruki. Chwyci brzytw i krem do
golenia i starannie ogoli nogi, od ud a po kostki. Na biodrach zapi pas z
podwizkami, nastpnie wcign poczochy i zaczepi je, gadkie i napite, o mae
gumowe aparaciki. W lustrze widzia odbicie swych ud i prcia, ktre wisiao pomidzy
nimi. Przeszkadzao mu. Schowa je midzy cinitymi udami. Zudzenie byo idealne,
niestety, musia wci zaciska uda i mg si porusza tylko maymi kroczkami. Mimo
to udao mu si wcign mae, przezroczyste koronkowe majteczki, ktrych dotyk by o
wiele przyjemniejszy ni dotyk zwykych kalesonw. Nastpnie zapi biustonosz
wypchany sztucznymi piersiami, potem woy halk i sukienk, i wreszcie buty na
wysokich obcasach.
W lustrze odbijaa si posta kobiety. Trelkovsky byt zachwycony. Wcale nie byo
trudno stworzy kobiet. Przeszed po pokoju, krcc biodrami. Z tyu, gdy patrzy przez

rami, byo to jeszcze bardziej niepokojce. Odegra numer, ktry widzia kiedy w
music-hallu. Skrzyowawszy z przodu ramiona, uchwyci rkami tali tak, e z tyu
miao si wraenie, i jest to spleciona para. Wraenie byo niezwykle sugestywne,
wzmocnione jeszcze dziki przebraniu. To jego rce, jego wasne rce pieciy
nieznajom. Lew rk zadar sukienk. Prawa wlizna si przez wycicie i rozpinaa
biustonosz. Ogarno go podniecenie, jakby trzyma w ramionach prawdziw kobiet.
Powoli rozebra si do naga. Do tka pooy si tylko w poczochach i pasie z
podwizkami...
Potworny bl wyrwa go ze snu. Chcia zawy, lecz dwiki zmieniy si w krople krwi.
Krew bya wszdzie. Pociel bya przesiknita mieszanin liny i krwi. Usta widrowa
nieznony bl. Nie mia poruszy jzykiem, by odkry rdo blu. Chwiejc si
podszed do lustra.
Oczywicie! Powinien by si tego spodziewa. W ustach mia dziur. Brakowao
grnego siekacza!
kanie wydobyo mu si z garda, pocigajc za sob wkrtce mdoci. Wymiotowa nie
mylc o tym, tak jak i paka, chodzc po mieszkaniu. Zgroza go przytaczaa. Strach
sta si dla niego zbyt wielki i wystpowa z brzegw.
Kto?
Czy przyszo ich kilku, jeden usiad mu moe na piersi, podczas gdy inni grzebali mu w
ustach? Czy te wydelegowali jednego kata, ktry sam wykona operacj? A zb, gdzie
by teraz zb?
Zacz szuka w zakrwawionej pocieli, lecz na prno. A potem nie musia ju szuka.
Wiedzia, gdzie znajduje si jego siekacz. Wiedzia to z tak pewnoci, e nawet nie
poszed od razu sprawdzi. Najpierw przepuka usta. Dopiero potem odsun szaf i
wycign z dziury siekacze, oba zakrwawione. Potoczyy si razem po jego doni i na
prno dugo im si przyglda, nie mg odrni tego, ktry nalea do niego.
Machinalnie przesun rk po szyi i poplami j czerwieni.
Kiedy wypchn go z okna? To, co robi, byo niebezpieczne. Im szybciej si zmieni,
rozumia to teraz dobrze, tym szybciej nastpi egzekucja. Zamiast wspomaga plany
ssiadw, powinien je powstrzymywa z caych sil.
Jake by szalony! Da im do zrozumienia, e metamorfoza jest zakoczona, i oni
atwowiernie dali si przekona. Powinien by, wrcz przeciwnie, udowodni im, e do
koca jeszcze daleko, e czeka ich jeszcze duo pracy. Wcale nie tak atwo zmieni
Trelkovsky'ego w Simone Choule! On im to udowodni.
Ubra si tym razem w mski strj i szybko zszed po schodach. Czyby przypadek? Pan
Zy otworzy drzwi w momencie, gdy koo nich przechodzi. Spojrza na niego surowo,
bez umiechu.
- Niech mi pan powie, panie Trelkovsky, czy pamita pan, co panu mwiem na temat
mieszkania?

Trelkovsky powstrzyma si, by nie odpowiedzie oskareniem rzuconym prosto w


twarz. Ograniczy si tylko do spytania miym gosem:
- Na pewno pamitam, panie Zy, niech mi pan powie, o co chodzi?
- Pamita pan, co panu mwiem na temat zwierzt, psw, kotw czy jakichkolwiek
innych stworze?
- Oczywicie, panie Zy.
- O tym, co panu mwiem na temat instrumentw muzycznych?
- I to te pamitam, panie Zy.
- A na temat kobiet, pamita pan?
- Oczywicie, panie Zy.
- Wic dlaczego przyprowadza pan do domu kobiety?
- Ale ja nie przyprowadziem do siebie adnej kobiety, panie Zy.
- Tere-fere, wiem, co mwi. Przechodzc koo paskich drzwi przed chwil, wyranie
syszaem, jak rozmawia pan z kobiet. No wic?
Trelkovsky osupia. Czyby celem spisku miao by tylko pozbawienie go mieszkania.
Nie, niemoliwe, to byoby zbyt pikne. Czego w takim razie chcia pan Zy?
- Niech pan posucha, panie Zy, nie byo u mnie adnej kobiety, le pan usysza,
musiaem po prostu piewa.
- To niewiele lepiej. Lecz ja wyranie syszaem kobiecy gos.
Trelkovsky pohamowa si, by go nie zwymyla. Przyszo mu to bez trudu, by ju
przyzwyczajony.
- Kady moe si pomyli, panie Zy. Nigdy nie pozwolibym sobie na przyprowadzenie
kobiet do mieszkania. Musia pan chyba sysze jakich ludzi rozmawiajcych na
schodach albo w innym mieszkaniu. Akustyka tych starych mieszka pata czasem figle!
Trelkovsky schodzi dalej po schodach, gratulujc sobie w duchu repliki. Zamkn mu
buzi, temu wacicielowi! Pjdzie teraz pewnie powiedzie innym, e ofiara nie jest
jeszcze gotowa. Trelkovsky zyska mae odroczenie.
Uda si do kawiarni naprzeciwko. Kelner kiwn mu gow i o nic nie pytajc, przynis
czekolad i dwie kanapki. Trelkovsky pozwoli mu dziaa i nie interweniowa, a do
ostatniej chwili, po czym owiadczy, e chce tylko kaw. Kelner spojrza na niego
zdumiony. Uczyni ruch, jakby chcia zaprotestowa.
- Ale... nie chce pan czekolady?

- Nie, mwi przecie, e chc kaw.


Kelner odszed i powiedzia co po cichu do waciciela kawiarni, ktry stal przy kasie.
Trelkovsky nie sysza ich rozmowy, lecz widzia, e rzucaj w jego stron ukradkowe
spojrzenia. Wreszcie kelner powrci. Wyglda na zakopotanego.
- Widzi pan, ekspres si zepsu. Naprawd nie chce pan czekolady?
- Chciaem kaw, ale skoro tak, to niech mi pan poda szklank czerwonego wina.
Gauloise'w pewnie nie macie?
Kelner wyjka, e nie.
Wypi wino delektujc si nim, po czym wrci do mieszkania.
Nastpnego dnia rano znalaz w skrzynce na listy wezwanie do komisariatu policji. By
przekonany, e chodzi o wamanie, ktrego pad ofiar, lecz komisarz szybko
wyprowadzi go z bdu.
- Przyszo do mnie wiele skarg na pana - szczekn bez adnych wstpw.
- Skarg?
- Tak, i niech pan nie udaje zdziwionego. Duo sysz o panu, panie Trelkovsky, o wiele
za duo. Wieczorami haasuje pan jak wszyscy diabli.
- Mj Boe, panie komisarzu, zadziwia mnie pan. Nikt mi nigdy nic nie mwi. Nie mam
zwyczaju haasowa. Pracuj, rozumie pan, i musz rano wczenie wstawa. Waciwie
nie mam przyjaci i nigdy nikogo do siebie nie zapraszam. Bardzo mnie pan zaskakuje.
- By moe, zreszt to niewane. Nie obchodz mnie paskie sprawy, mam co innego do
roboty. Tyle e do mnie wpywaj skargi o zakcenie ciszy nocnej, a moim
obowizkiem jest czuwanie nad przestrzeganiem porzdku, wic mwi panu jasno.
Niech pan przestanie haasowa, panie Trelkovsky. To rosyjskie nazwisko?
- Zdaje si, e tak, panie komisarzu.
- Jest pan Rosjaninem? Uzyska pan obywatelstwo francuskie?
- Nie, urodziem si we Francji, panie komisarzu.
- Suy pan w wojsku?
- Zostaem zwolniony, panie komisarzu.
- Niech pan pokae dowd osobisty.
- Prosz.

Komisarz nie dopatrzy si niczego nieprawidowego.


- Jest w bardzo zym stanie

musia poprzesta tylko na tej uwadze.

Trelkovsky zrobi przepraszajcy gest.


- No dobra, tym razem jeszcze przymkn oczy. Ale biada panu, jeli jeszcze kiedy o
panu usysz. Nie mog pozwoli, by jaki fanfaron zakca spokj.
- Dzikuj bardzo, panie komisarzu, zapewniam pana jednak, e nie mam zwyczaju
haasowa.
Zirytowany komisarz gestem kaza mu natychmiast wyj. On nie mia czasu do
stracenia.
Trelkovsky przystan obok dozorczyni, ktra patrzya, jak si zblia, nie zdradzajc
najmniejszym gestem, e go poznaje.
- Chciabym wiedzie, kto zoy na mnie skarg? Orientuje si pani?
Zacisna wargi.
- Gdyby pan nie haasowa, nie zoono by na pana skargi. Sam pan jest sobie winien. Ja
nic nie wiem.
- Czy sporzdzono jak petycj? To pewnie ta sama stara kobieta, ktra wtedy u mnie
bya. I pani podpisaa?
Wona odwrcia si po prostu od niego, jak gdyby jego widok by zbyt odraajcy.
- O niczym nie wiem. I niech pan przestanie mnie wypytywa, nie mam nic do
powiedzenia.
Musia dziaa szybko, jeli chcia si wymkn ssiadom.
Nie byo to atwe. Usiowa zachowywa si normalnie, tak jak przedtem, lecz co chwila
przyapywa si na robieniu jakiego gestu, ktry do niego nie nalea, na myleniu w
sposb inny ni jego wasny. Nie by ju dawnym Trelkovskym. Kim by Trelkovsky?
Jak si tego dowiedzie? Musia to odkry, aby si ju od tego wicej nie oddala. Lecz
jak to zrobi?
Nie spotyka si ju ze starymi przyjacimi, nie bywa w miejscach, ktre dawniej lubi.
Posta jego przyblada, powoli wymazywana przez ssiadw. To, co krelili na miejscu
jego dawnej osobowoci, byo sylwetk-widmem Simone Choule.
- Musz odnale siebie!
Co byo nim, tylko nim? Co rnio go od innych? Co byo jego punktem odniesienia,
jego etykietk? Co pozwalao mu powiedzie: to ja, albo: to nie ja. Na prno si
zastanawia, nie wiedzia. Przypomnia sobie dziecistwo. Nauki i policzki, ktre

otrzyma, lecz nie znalaz w nich nic oryginalnego.


Najwaniejszy wyda mu si pewien nieco zatarty epizod, ktry pamita jak sen.
Pewnego razu w szkole poprosi, by mu pozwolono wyj do ubikacji, a poniewa dugo
nie wraca, wysano jak dziewczynk, by zobaczya, co si z nim stao. Gdy wrci do
klasy, nauczycielka spytaa niegrzecznie: "No co, Trelkovsky, nie wpade chyba do
dziury!" Wszystkie dzieci go wygwizday. By czerwony ze wstydu.
Czy to wystarczyo, by go okreli? Pamita cierpienie i wstyd. Lecz nie rozumia ju
dokadnie jego przyczyn.

ROZDZIA XIII

DAWNY TRELKOVSKY

S cope i Simon siedzieli ju na swych zwykych miejscach koo kaloryfera. Przywitali


Trelkovsky'ego gonymi kpicymi okrzykami.
- Wracasz z tamtego wiata? Przypomniae sobie jednak o przyjacioach! Zdrajca!
Nieco zakopotany przeszed przez sal restauracyjn i podszed do ich stolika. Jedli
wanie przeksk.
- Udao ci si uciec ssiadom?
Mrukn co w odpowiedzi i usiad przy kocu stou.
- Co to, siadasz teraz tam? Nie na swoim miejscu?
Mia zwyczaj siada na awce, oparty plecami o cian.
- Ach tak, prawda.
Odsun krzeso i przenis si na awk. Cakiem zapomnia o tym szczegle.
- Podobno bye chory? Spotkaem Homa i powiedzia, e od tygodnia nie byo ci w
pracy.
Trelkovsky wzi do rk kart. Przytakn machinalnie. Jadospis wypisano fioletowym
atramentem. Nazwy potraw byy przewanie przybrane bdami ortograficznymi,
stanowicymi na og gwny temat rozmw. Przekski pozostay te same. Jak zwykle
byy to tradycyjne jabka w oliwie, pasztet wiejski, saatki lub parwka na male.
Przeszed go dreszcz odrazy. Dawny Trelkovsky zamawia zawsze filet ze ledzia i
jabka w oliwie, lecz teraz nie czu si na siach przekn ani ksa. Tym razem pozwoli
sobie oszukiwa. Scope i Simon obserwowali go ktem oka. Niezwykle interesowali si

tym, co zamwi. Podesza do nich kelnerka, krzepka Bretonka o rowych ydkach.


- Brakowao nam pana, panie Trelkovsky - zaartowaa. - Nasze potrawy ju panu nie
smakuj?
Umiechn si z przymusem.
- Prbowaem obej si bez jedzenia, ale zrezygnowaem, to zbyt trudne!
Zamiaa si przypochlebnie, po czym natychmiast odzyskaa zawodow powag.
- Co dla pana, panie Trelkovsky?
Scope i Simon zawili wzrokiem na jego ustach. Przekn lin i owiadczy jednym
tchem:
- Saatk, befsztyk, kartofle z wody i jogurt.
Nie mia odwagi spojrze na innych, lecz czul, e si umiechnli.
- Befsztyk rednio wypieczony, jak zwykle?
- Tak...
Wolaby poprosi o dobrze wypieczony, ale nie mia odwagi.
Scope zaatakowa.
- Co si z tob dzieje? Uwaam, e si zmienie.
Simon wybuchn miechem. Zawsze mia si, zanim powiedzia jaki art. Tym razem
zrobi aluzj do kursw obcych walut, do wymiany. Kilka razy powtrzy dla wikszej
jasnoci: wymieni... zmieni!
Trelkovsky czyni wysiki, by si rozchmurzy. Na prno! By zbyt zaprztnity
kropelkami liny, ktre wpaday do jego kieliszka. Zapali papierosa i, niby niechccy,
strci do rodka troch popiou. Przyniesiono mu inny kieliszek.
Teraz jad. Przeuwajc zastanawia si, co mgby im powiedzie. Co miego, jakie
zdanie, ktrym przynajmniej okazaby dobr wol. Nic mu nie przychodzio do gowy.
Cisza przeduaa si. Trzeba byo koniecznie j przerwa.
- S jakie adne dziewczyny? - spyta nagle.
Scope mrugn do niego.
- Jest jedna fantastyczna. Co za klasa! Wanie wysza.
Odwrci si do Simona.

- A propos, co si dzieje z Georges'em?


- Stara si, ale nic z tego nie wyjdzie w ten sposb, jak on to robi. Wiesz przecie, e...
A do koca obiadu Scope i Simon rozmawiali na temat Georges'a i jego
niezrozumiaych manewrw. miali si bardzo gono, lecz czasem take zniali gos,
jakby nie chcc, by Trelkovsky ich usysza. Gdyby nie ta nieufno w stosunku do
niego, mgby pomyle, e cakiem o nim zapomnieli. Z ulg ich opuci. Zanim si z
nim rozstali, spytali, czy ma zamiar przyj jutro. Ich niepokj wzbudzi jego lito.
- Nie sdz. Bd zajty.
Udali, e ich to zasmuca, lecz oddalili si duymi, radosnymi krokami. Patrzy, jak
znikaj za rogiem ulicy.
Powoli skierowa si w stron Sekwany. To tutaj kiedy ucieka zawsze, gdy mia kilka
godzin wolnego czasu. Nabrzea byy szare, a Sekwana brudna. Stragany bukinistw
wyday mu si rwnie odpychajce jak kuby ze mieciami. mieciarze intelektualici
grzebali bez odrazy w mieciach, w poszukiwaniu strawy duchowej. Gdy j znajdowali,
rzucali si na ni z wypisanym na twarzy wyrazem zwierzcej zachannoci.
Miejsce to budzio w nim wstrt. Przeszed na drug stron ulicy, pen krzykw i
zapachu zwierzt w klatkach. Gapie niepokoili wie, dranili koguty, nie dawali
spokoju morskim winkom. Pazy ocieray si o ciany akwariw. Myszy, zamknite
nieco dalej w klatce, z niezdrow ciekawoci przyglday si ich wowym ruchom.
Szed dugo. Minwszy mury Luwru, wszed do ogrodu Tuileries. Usiad na elaznym
krzele koo sadzawki, aby mc si przyglda, jak pywaj mae aglwki. Dzieci
biegay dookoa jeziorka z kijkami, za ktrych pomoc kieroway swoimi stateczkami.
Zwrci uwag na maego chopca, ktry mia stateczek z motorkiem. Miniaturowy
transatlantyk z dwoma kominami i odziami ratunkowymi wzdu pokadu. Chopiec nie
by wawy. Utyka, i przez to jego stateczek dopywa do drugiego brzegu na dugo
przedtem, zanim on sam zdy dobiec. Z powodu tego spnienia doszo do tragedii. le
kierowana aglwka wpada prosto na transatlantyk, ktry straci rwnowag i
przewrci si. Zabawka szybko napenia si wod. Osupiay chopiec bezsilnie
przyglda si, jak tonie. zy pyny mu po policzkach. Trelkovsky spodziewa si, e
pobiegnie do rodzicw, ale widocznie by sam, gdy usiad po prostu na ziemi i paka.
Trelkovsky odczuwa dziwn przyjemno, patrzc na ten pacz. Mia wraenie, e kto
pacze zamiast niego. Z satysfakcj przyglda si zom byszczcym w kcikach oczu.
W duchu zachca chopca, aby paka jak najduej.
Lecz oto jaka moda kobieta o wulgarnym wygldzie zbliya si do dziecka, pochylia
si nad nim, co szeptaa mu do ucha. Dziecko przestao paka, podnioso gow,
umiechno si.
Trelkovsky poczu si nieznonie zawiedziony. Dziecko nie tylko si umiechno, lecz
teraz nawet miao. Kobieta wci mwia mu co tajemniczo. Sprawiaa wraenie
bardzo podnieconej. Jej rce gaskay policzki i kark chopca. Klepaa go po plecach, a w
kocu pocaowaa w brod. Zostawia go i posza w kierunku drewnianego baraku, w
ktrym stara kobieta sprzedawaa zabawki. Trelkovsky wsta z krzesa i ruszy w

kierunku dziecka. Potrci je naumylnie. May podnis gow, by zobaczy, co si


dzieje.
- le wychowany - sykn Trelkovsky. I nie mwic nic wicej, otwart doni uderzy
go w twarz raz i drugi. Oddali si szybkim krokiem, zostawiajc chopca przytoczonego
niesprawiedliwoci, ktra go spotkaa.
Przez reszt dnia bka si po ulicach dzielnicy, w ktrej dawniej mieszka. Gdy si
zmczy, odpocz na tarasie kawiarni, gdzie wypi piwo i zjad kanapk. Potem znowu
spacerowa. Usiowa co sobie przypomnie. Bez skutku. Na prno na kadym rogu
ulicy tropi wspomnienia, nie poznawa niczego. Byo ju ciemno, gdy znalaz si przed
kamienic na rogu ulicy Pirenejw. Zawaha si wchodzc do ciemnej bramy, lecz by
tak wycieczony dugim spacerem, ze marzy tylko o tym, by zasn. Nacisn guzik,
ktry otwiera zamek u drzwi. Wewntrz panowaa cakowita ciemno. Wcznik
wiata by gdzie po prawej stronie. Wycign niepewnie rk i nagle odczu czyj
obecno tu obok.
Zamar i wsuchiwa si tak usilnie, jak tylko mg. Oddech? To przecie jego wasny.
Mimo to nie mia wycign dalej rki, eby nie natrafi na co mikkiego, na przykad
oko. Znowu nadsuchiwa. Nie moe tak zosta, zdecydowa si. Wycign rk w
ciemno. Trafi dobrze. wiato zalao bram.
Tu koo niego jaka kobieta o bardzo ciemnych wosach siedziaa na mietniku i
wpatrywaa si we obkanymi oczyma. Sapaa ze strachu, jej spkane wargi zaczy si
trz jak galareta z porzeczek. Pragn si odsun, lecz polizn si na jakim odpadku
i straci rwnowag. Konwulsyjnym ruchem kobieta chciaa zrobi unik. Pokrywa
pojemnika przechylia si. Kobieta upada do tyu z wyciem. On te zawy, upadajc na
ni. Pojemnik przechyli si. Zawarto wysypaa si na nich. wiato zgaso. Poturla si
po ziemi, chcc si uwolni. Co ucieko ocierajc si o niego. Udao mu si podnie. W
ktr stron naleao ucieka? Gdzie by przecznik? Dwie rce zaopatrzone w pazury
chwyciy go za szyj i zaczy ciska. Wysun jzyk i zabulgota.
Potem otrzyma potny cios w gow i straci przytomno.
Obudzi si w swoim mieszkaniu, wycignity na ku. Przebrany by za kobiet, i nie
musia przeglda si w lustrze, by stwierdzi, e jest starannie wymalowany.

ROZDZIA XIV

OBLENIE

P rzygotowano go na ofiar! Skoro chcia im uciec, przystpili do kontrataku. W tym


celu nie cofali si przed najzwyklejszym uyciem siy. Czy chcia, czy nie chcia, musia
przeistoczy si w Simone Choule. Nie dali mu adnych szans.
Trelkovsky podnis si z trudem. Bardzo bolaa go gowa. Powlk si do umywalki i

spryska twarz zimn wod. Poczu si bardziej rzeko, lecz bl pozosta.


Doszed do ostatniego etapu. Rozwizanie stawao si teraz potwornie bliskie. Podszed
do okna, otworzy je i wpatrzy si w ciemno pod nim.
Szklany daszek by ju chyba gotowy. Jak zabior si do tego, by go zmusi do
samobjstwa? Nie chcia umiera. Czy oznaczao to porak ssiadw? Gdyby ich
puapka zadziaaa prawidowo, Trelkovsky powinien si naprawd przeistoczy w
Simone Choule i jako ona dobrowolnie popeni samobjstwo. Tymczasem tak nie byo,
skoro udawa, skoro dobrze wiedzia, e nie jest Simone Choule. Wic czego si
spodziewali? e uda rwnie swoj mier? Rozway t moliwo. Gdyby uda
samobjstwo, na przykad za pomoc rodkw nasennych, czy dadz mu spokj, czy
pozwol mu y? Czy to nie zepsuoby nastroju?
Domyla si, e nie. W ponurej machinacji, ktrej pad ofiar, nie byo miejsca na
komedie. Jedynym moliwym zakoczeniem byo zniszczenie szklanego daszku,
rozbitego przez jego poharatane ciao.
Co si stanie, jeli nie bdzie chcia podda si biegowi wypadkw? To te nie byo dla
niego tajemnic. Wypchn go. Nie doprowadziwszy do samobjstwa, dokonaj
morderstwa. Zreszt skd wiadomo, czy tak samo nie byo z poprzedni lokatork?
Na dole podwrko zostao nagle owietlone. Cisz rozdar odgos kopyt galopujcego
konia. Zaintrygowany Trelkovsky wychyli si, by lepiej widzie.
Istotnie jaki jedziec wpad na podwrze. Nie mona byo dojrze jego twarzy, gdy by
w masce, a cie rzucany przez ogromny kapelusz z granatowego filcu tworzy drug,
dodatkow mask. Przez zad koski przerzucone byo ciao. Trelkovsky nie byl pewien,
lecz mia wraenie, e ciao jest zwizane. Podwrze zaroio si ludmi. Ssiedzi otoczyli
nieznajomego w masce i rozmawiali z nim za pomoc niezrozumiaych gestw. Jaka
kobieta w jasnoniebieskiej chustce na gowie wskazaa okno Trelkovsky'ego. Mczyzna
zszed z konia. Obszed wierzchowca dookoa i znalaz si dokadnie pod Trelkovskym.
Przysoni oczy rk, jakby go razio soce i przyjrza mu si z niepokojc uwag.
Jakie dziecko ubrane w oliwkowe spodnie, ty szalik w odcieniu ochry i powy beret
koloru malwy, podeszo do niego. Uroczycie podao mu wielki czarny paszcz.
Mczyzna zarzuci go zaraz na ramiona, po czym znik w bramie. Wszystkie postaci
znikny, zabierajc ze sob konia nioscego winia. wiato zgaso. Trelkovsky
mgby sdzi, e wszystko byo snem, lecz wiedzia, e by wiadkiem przybycia kata.
Zapewne teraz, nie spieszc si, wchodzi po schodach do jego mieszkania. Otworzy
drzwi, nie czekajc na zaproszenie, wejdzie do pokoju i wykona swe ponure zadanie.
Trelkovsky domyla si, na czym ono bdzie polegao. Mimo krzykw i prb, zostanie
wypchnity przez okno. Jego ciao uderzy w szklany daszek i strzaska go, a potem
uderzy twardo o ziemi.
Strach wyrwa go z odrtwienia. Szczkajc zbami rzuci si w kierunku szafy i jczc,
stkajc, przesun j pod drzwi. Pot zalewa mu oczy, zmywajc makija, ktry
zostawia na szyi botniste smugi. Zapltywat si w sukienk, rozrywa ramiczka
biustonosza. Ruszy biegiem do okna i zablokowa je za pomoc komody. Byt tak
zdyszany, e jego oddech zmieni si w rzenie.

Kto zastuka do drzwi.


Nie odpowiedzia, lecz przynis dwa krzesa, by wesprze szaf.
Ssiedzi z gry zastukali w sufit.
Istotnie haasowa. Mog sobie stuka. Jeli myl, e w ten sposb zmusz go, by si
podda, to si grubo myl!
Z dou zastuka waciciel.
Teraz ju wszyscy si do tego wzili. Ale tracili tylko czas. Ich uderzenia nie miay ju
wadzy nad Trelkovskym. Zabarykaduje si wbrew nim i wbrew prbom oniemielenia
go.
Mimo uderze ze zdwojon sil do drzwi, nadal broni ich za pomoc wszystkich
przedmiotw, ktre wpady mu w rce. Znalaz kbek sznurka i posuy si nim, by
wzmocni cao. Zagrodzi te okno. Szyba rozprysna si na kawaki. Jeli sprbuj
si tdy dosta, to przyszli za pno!
- Przyszlicie za pno! - wrzasn Trelkovsky. - Nie wejdziecie tak atwo!
Pka druga szyba. Rzucali kamieniami.
- Bd si broni, bd si broni a do samego koca. Drogo sprzedam swe ycie! Nie,
panowie, to nie bdzie atwe zwycistwo! Nie jestem baranem na rze!
Reakcja bya natychmiastowa. Przestay rozbrzmiewa uderzenia o ciany i drzwi.
Nastaa cisza.
Pewnie uzgadniali lini postpowania. Trelkovsky wsun si do wntrza szafy, aby by
jak najbliej nich, po czym przyoy ucho do cianki. Nie udao mu si jednak
podsucha rozmowy. Wrci do pierwszego pokoju i przykucn, majc si na
bacznoci. Minuty mijay, a ssiedzi nie dawali znaku ycia. Moe sobie poszli.
Umiechn si. Puapka bya szyta grubymi nimi!
Czekaj pewnie, a otworzy drzwi. Nie ma obawy. Palcem nie kiwnie,
Po dwu czy trzech godzinach bezruchu dosysza odgos. Dwik kropel spadajcych
jedna po drugiej z niedokadnie zakrconego kranu. Z pocztku stara si nie zwraca na
to uwagi, lecz dwik by zbyt denerwujcy. Na palcach podszed do umywalki. Ani
jedna kropla nie spadaa z otwartej paszczy kranu. A mimo to, gdy tylko si odwraca,
dwik si powtarza. eby si przekona, wpatrywa si w kran, dopki znw tego nie
usysza. Ani jedna kropla nie spada do umywalki. To byo gdzie indziej.
Obszed mieszkanie dookoa, trzymajc si blisko cian, aby znale rdo pluskania.
Poszukiwania nie trway dugo.
W drugim pokoju przez szpar w suficie sczyy si krople brunatnego pynu. W

nierwnych odstpach krople rozbijay si w kauy utworzonej przez ich poprzedniczki.


Ksiycowa powiata nadawaa im wygld szlachet- nych kamieni, ciemnych rubinw.
Trelkovsky zapali zapak. Tak, pyn mia odcie czerwonawy. Czyby krew?
Umoczy w nim palec, aby kciukiem zbada gsto. Manewr ten nie dal, niestety,
adnych wynikw. Ocigajc si, postanowi wreszcie sprbowa. Smak by mdy,
nieokrelony.
Przypomnia sobie, e w cigu ostatnich dni pada deszcz. Pewnie deszczwka przecieka
przez dach. Po namyle musia jednak odrzuci to wytumaczenie. Midzy dachem a
sufitem jego mieszkania byo przecie kilka piter. Moe pka rura kanalizacyjna?
Moe...
A jeli to krew winia, ktrego widzia przed chwil na wierzchowcu kata? Jeli to krew
winia, ktremu wanie teraz podrzynaj gardo pitro wyej, aby pokaza
Trelkovsky'emu, co czeka jego?
Krople wci spaday, kaua si powikszaa. Chlup! Chlup! Malutkie fale rytmicznie
zaleway podog niczym przypywy morza. Czyby chcieli zala mieszkanie, aby
Trelkovsky si w nim utopi, utopi we krwi!
Co to za dwik odpowiada teraz pluskowi brunatnych kropel? Wrci do umywalki.
Kran widocznie obluzowa si, gdy z niego te kapay krople. Sprbowa dokrci
mocniej kurek, lecz okazao si to niemoliwe. Uszczelka bya stara.
Oba przecieki odpowiaday sobie. Robio to wraenie dialogu midzy dwiema cieczami.
Odgos budzika stawa si coraz goniejszy. Trelkovsky zda sobie wwczas spraw, e
krople spadajc robiy jedna "tik", a druga "tak". Chtnie zatrzymaby mechanizm tego
budzika, lecz domyla si, e to niemoliwe. W budziku nie ma przecie wycznika.
Kto zastuka do drzwi. Ssiedzi znw atakowali. Szybkim spojrzeniem oceni stan
umocnie. By zadowalajcy. Pozostao jednak troch miejsca midzy cian a komod,
co mogo pozwoli na wprowadzenie przez okno maego dziecka lub, na przykad,
mapy. Poczu si nieswojo.
I oto wanie w chwili, gdy patrzy w to miejsce, z przeraeniem ujrza ma, brunatn,
owosion rczk, ktra wczepia si w doln cz ramy okiennej, tam gdzie szyba
zostaa wybita!
Chwyci n i zacz dga rk szybkimi, mocnymi ruchami. Nie byo krwi. W kocu
rka pucia ram i znikna. Czeka na odgos upadku na szklany daszek, lecz usysza
tylko szyderczy miech.
Wkrtce zrozumia, e ssiedzi z dou mogli bez trudu napdzi mu strachu, posugujc
si rkawiczk umieszczon na kocu dugiego kija. Wsun gow midzy cian i
komod, by zobaczy, co si dzieje na podwrzu.
Ssiedzi wida uyli fortelu z rkawiczk po to, by zwrci jego uwag, gdy zdawali si
czeka tylko na niego. Celem opracowanego przez nich widowiska, zrozumia to szybko,

byo przyprawienie go o obd.


Podwrko pokryte byo wielk iloci skrzy. Ustawione byy na podobiestwo drapaczy
chmur, ktre mona oglda na pocztwkach przedstawiajcych Nowy Jork. Na kadej
skrzyni przykucn ssiad. Jedni zwrceni byli w jego stron twarz, inni bokiem, jeszcze
inni tyem. Od czasu do czasu obracali si powoli wok wasnej osi, by zmieni pozycj.
Nagle jaka stara kobieta, w ktrej Trelkovsky rozpozna t sam pani Dioz, ktra
chciaa nakoni go do podpisania petycji, wyprostowaa si. Ubrana bya w dug,
fioletow sukni z wielkim dekoltem, ktry odsania wiksz cz jej wyschnitej
piersi. Z ramionami wzniesionymi do nieba zacza taczy ociale, przeskakujc ze
skrzyni na skrzyni. Za kadym razem, gdy zmieniaa skrzyni, wydawaa gony
okrzyk. "Jup"! wrzeszczaa i przenosia si na inne pudo, "Jup"! i przeskakiwaa na
nastpne.
Trwao to do chwili, gdy z kolei ysy ssiad, przykucnity na najwyszej skrzyni,
wyprostowa si i pomacha masywnym dzwonkiem wydajcym niskie tony. Wwczas
ssiedzi popiesznie zeszli z cokow i wyszli, zabierajc skrzynki ze sob. Na
opustoszaym podwrzu ukaza si ten sam, co przedtem, may chopiec. Na ramieniu
mia dugi kij z zawieszon na kocu klatk z ptakiem. Za nim dreptaa kobieta odziana
w szeroki czerwony ornat i pochylaa si nad klatk. Przedrzeniaa ptaka i straszya go
dla zabawy. Chopiec przeszed przez cae podwrko, nie ogldajc si ani razu.
Po nich przyszy kobiety w ciy, starcy siedzcy okrakiem na innych starcach idcych
na czworakach, mae nieprzyzwoite dziewczynki i psy wielkie jak cielaki.
Trelkovsky uczepi si rozsdku jak pijany potu. W duchu powtarza sobie tabliczk
mnoenia i bajki La Fontaine'a. Rkoma wykonywa skomplikowane czynnoci,
wiadczce o dobrej koordynacji ruchw. Odmalowa sobie nawet dokadny obraz
sytuacji politycznej Francji na pocztku XIX wieku.
Wreszcie nasta dzie. Wraz z nim skoczyy si czary.
Pniej Trelkovsky zmy resztki makijau z twarzy, zmieni damskie przebranie na
wasne, po czym odsun szaf. Rzuci si caym pdem w kierunku schodw i zbieg po
nich, nie ogldajc si za siebie. Jaka rka chciaa go zatrzyma, lecz biegi tak szybko,
e musiaa puci. Przebieg pdem obok budki dozorczyni, na ulicy jeszcze
przyspieszy.
Jaki autobus sta pod czerwonym wiatem. Wskoczy na tylny pomost w chwili, gdy
rusza.
Rezygnowa z wynajmu, z oszczdnoci utopionych w odstpnym.
Jedyn szans ratunku bya teraz ucieczka.

ROZDZIA XV

UCIECZKA

U cieka, bardzo dobrze, ale dokd?


Trelkovsky gorczkowo przebiega myl znajome twarze, aby znale t, ktra
przyszaby mu z pomoc. Lecz fizjonomie ich okazyway si dziwnie odpychajce lub
obojtne.
Nie mia przyjaci. Nikt si nim nie interesowa. Ach nie! By niesprawiedliwy, istnieli
przecie ludzie, ktrzy interesowali si jeszcze jego losem, lecz ci pragnli tylko jego
szalestwa, a potem mierci.
Po co ucieka, skoro to bezcelowe? Czy nie lepiej z wasnej woli wycign szyj w
stron kata? W ten sposb zaoszczdziby moe sobie wielu niepotrzebnych cierpie.
Czul si potwornie zmczony.
Jedno imi pojawio si nagle w jego pamici, jak noc wz na drodze. Imi to
byszczao jak gwiazda. Stella.
Ona, ona by go nie odepchna. Przyjaby go po prostu, bez jednego niepotrzebnego
sowa, bez niedomwie. Odkry w sobie nagle dla niej nieskoczon czuo. Oczy
zalniy mu zami, tak bardzo by wzruszony. Biedna maa Stella. Samotna i delikatna,
Stella, jego dobra gwiazda.
Wyobrazi j sobie idc samotnie wzdu pustej play. Morze zamierao u jej stp.
Posuwaa si z trudem, musiaa by bardzo zmczona. Z jake daleka musiaa
przychodzi, biedna maa Stella! I oto nagle zjawia si dwch ludzi w dugich butach i w
hemach. Zbliaj si do niej bez sowa, zuchwali i bezczelni. Ona rozumie ich zamiar.
Baga, pada na kolana, aby skuteczniej ich prosi, lecz oni patrz na ni zoliwie.
Wyjmuj rewolwery i posyaj kule prosto w jej gow. Biedne ciao kurczy si,
nieruchomieje. Stella nie yje. Podpywajce fale mocz d jej spdnicy. Biedna Stella!
Trelkovsky, przejty wspczuciem, musia ratowa si chusteczk, by w peni da upust
zom, ktrych nie mg powstrzyma. Tak, schroni si u Stelli.
Dugo bdzi po dzielnicy, w ktrej mieszkaa, gdy nie pamita ju nazwy ulicy. Teraz
by o wiele mniej pewny, jak go przyjmie. Po pierwsze, mogo jej nie by. Wyobrazi
sobie, czym byyby jej zamknite drzwi dla niego, ktry wszed na schody, ktry zapuka
do jej drzwi z szalon nadziej. Nikogo! A on by puka, puka jeszcze, nie mogc
zdecydowa si na odejcie. Nie odwayby si oddali w obawie, e otworzyaby po
jego odejciu. Przekonywa samego siebie, e powinien wyobrazi sobie wszystkie
moliwe rozwizania, aby nie da si zaskoczy przez los. Byo to stare wierzenie
Trelkovsky'ego. Zawsze myla, e los wtrca si tylko w sposb niespodziewany. Tak
wic przewidywanie oddalao ze niespodzianki losu. Przebiegi w myli moliwoci
niepowodze, ktre mogy go spotka.
Moe nie jest sama. Uchyli drzwi, zmarluchowato otulona w szlafrok, i nie

zaproponuje, eby wszed. On zostanie na podecie, zakopotany, nie wiedzc, jak


przybra postaw. W kocu ucieknie, czerwony z zaenowania, zy na ni i na siebie.
Moe rwnie by chora, otoczona rodzin lub przyjacimi. Nie pozna go wskutek
gorczki i skupi si na nim podejrzliwe spojrzenia, jakby by kim, kto przyszed, by
popeni zy czyn.
Nie byo rwnie nic niemoliwego w tym, by drzwi otworzy jaki lub jaka
nieznajoma.
- Czy zastaem pani Stell? - spytaby niemiao.
- Stella? Nie znam. Stella jak? Ach, poprzednia lokatorka. Wczoraj wyjechaa! Nie, ju
nie wrci. Wyprowadzia si. Jestemy nowymi lokatorami. Nie, nie znamy jej nowego
adresu.
Tymczasem otworzya mu Stella we wasnej osobie. Troch tawej ropy zlepio si w
kcikach jej oczu. Wydzielaa wo ka i wyschnitego potu. Jedn rk
przytrzymywaa obie poy szlafroka.
- Nie przeszkadzam ci? - zapyta gupio.
- Nie, wanie spaam.
- Chciabym ci prosi o pewn przysug.
- Jak?
- Czy mog zosta z tob dwa lub trzy dni? Tylko si nie krpuj. Jeli nie moesz,
powiedz od razu. Nie bd mia do ciebie alu.
Stella, zaskoczona, wyja kocami palcw kawaki tej ropy spomidzy powiek, aby
lepiej go widzie.
- Nie, to mi nie przeszkadza. Masz jakie kopoty?
- Tak, no, nic powanego. Nie mam ju mieszkania.
Umiechna si.
- Nie spae w nocy. Wygldasz na zmczonego. Poo si z powrotem do ka. Jeli
chcesz spa...
- Tak, dzikuj.
Rozebra si powoli, moliwie jak najwolniej. Dzielna maa Stella! Chciaby
rozkoszowa si jej uprzejmoci i prostot. Zachowaa si dokadnie tak, jak na to
liczy. cigajc skarpetki zauway, e ma brudne nogi.
- Opucz troch twarz - powiedzia.

Bya w ku, leaa ju z powrotem.


Gdy zbliy si do niej, miaa zamknite oczy. Czy spaa? Czy te moe chciaa mu
pokaza, e pozwala mu si pooy, ale tylko po to, eby spa. Nie musia zbyt dugo
zadawa sobie tego pytania, gdy ju jej delikatne rce przebiegay jego ciao.
Rzuci si na ni peen wdzicznoci.
Przez grzeczno otworzy jedno oko, gdy wstaa. Z wdzikiem pocaowaa go w ucho.
- Id do pracy - mrukna. - Wrc wieczorem okoo smej. Lepiej nie pokazuj si na
oczy ssiadom. Jeli bdziesz wychodzi, rb to tak, eby ci nie widzieli.
- Dobrze!
Wysza. Od razu odechciao mu si spa. Wyplta si z tego. Jest uratowany! Mia
fantastyczne poczucie bezpieczestwa. Obejrza mieszkanie, umiechajc si bogo.
Wszystko tu byo dobre. Byo czysto i uspokajajco. Dzie spdzi na czytaniu i na
spacerach po pokoju. Nie wychodzi nawet po to, by zje. Musiaby by naiwny, aby
opuci to cudowne schronienie.
Stella wrcia o wp do smej. Niosa siatk pen zakupw. Dwie butelki wina wesoo
obijay si o siebie, jakby chcc wznie toast.
- Nie mam czasu na gotowanie - wytumaczya, zdejmujc palto - wic kupuj konserwy.
Konserwy to moja specjalno - dodaa miejc si.
Przyglda si temu, co robia, tak rozrzewniony, e a prawie przez to smutny.
- Uwielbiam konserwy.
Wodzi za ni oczami, gdy podchodzia i oddalaa si. Przypomina sobie jej piersi, jej
uda. Dawaa mu to wszystko do dyspozycji, nie targujc si. Przypomnia sobie rwnie
jej plecy i ramiona. Wszystko to byo zajte przygotowywaniem dla niego kolacji.
Cudowna Stella! A jednak nie pamita ju jej ppka. Przymkn oczy, chcc go sobie
przypomnie. Na prno! Zapomnia.
Nakrywaa wanie do stou. Bya odwrcona do niego plecami. Zbliy si do niej cicho.
Zaskoczy j pocaunkiem w rami. Rce jego uwiziy jej piersi, a potem zaczy si
powoli posuwa w d. Znalaz zapicie bluzki. Rozpi j. Zatrzaski spdnicy ustpiy
jeden po drugim. Oczy jego doszy do poziomu ppka. Ucaowa go namitnie, po czym
przyjrza mu si, aby zanotowa wszystkie szczegy i wbi je sobie w pami. Pochylia
si, chcc zobaczy, czym jest zajty. Podejrzewaa go o cakiem inne zamiary. Nie
chcia jej rozczarowa.
Nastpnego dnia, gdy Stella bya w pracy, kto zapuka. Nie poszed otworzy. Przybysz
jednak nie rezygnowa. Puka do drzwi nadal, nie denerwujc si, wci w tym samym
rytmie. Byo to irytujce. Trelkovsky na paluszkach zbliy si do drzwi i spojrza przez
dziurk od klucza. Zobaczy tylko kawaek palta, zapitego na do okrgym brzuchu.

- Jest tam kto? - dopytywa si przybysz. Trelkovsky poblad straszliwie. Krew ucieka
mu z twarzy, z karku, a nawet z ramion.
Pozna ten glos. To by gos pana Zy.
A wic ledzili go!
Niemoliwe! By wystarczajco ostrony. Wic?
Czyby pan Zy znal osobicie Stell? Czyby wiedzia, e Trelkovsky schroni si u niej?
Lecz w takim wypadku dowie si o tym niedugo. Ale przecie Stella nie znaa jego
adresu i nie miaa adnego powodu, by przypuszcza, e pan Zy go zna. Albo jeszcze...
Zadra.
A jeli Stella go wydaa? Jeli zdradzia go z wyrachowaniem, aby ukara go za to, e j
okama? Lecz jak moga zdoby jego adres? Nagle wykrzykn. W kieszeniach!
Przeszukaa mu kieszenie, ohydny szpieg! Musia tam przechowywa jeden lub dwa
listy, z ktrych si wszystkiego dowiedziaa. Bya przyjacik Simone Choule, znaa
ssiadw, musiaa zrozumie, co znacz "kopoty Trelkovsky'ego". Aby si zemci,
wydaa go. Bo jeli pan Zy rzeczywicie zna Stell, to powinien wiedzie, e ona w cigu
dnia pracuje i e w tej chwili nie ma u niej nikogo. Przyszed wic wycznie dla
Trelkovsky'ego...
Albo jeszcze...
Hipoteza, ktr ju rozpatrywa, a potem odrzuci, bya jednak suszna. Stella naley do
ssiadw.
Od samego pocztku miaa za zadanie nagoni go, zapdzi na rze. Myl ta przerazia
go. Bya zbyt monstrualna, zbyt okropna. Lecz im duej si nad ni zastanawia, tym
bardziej wydawaa mu si oczywista. Da si oszuka od samego pocztku. Jake by
naiwny.
I to on mwi "biedna maa Stella, "droga maa Stella", powinien by ugry si w jzyk!
Litowa si nad swoim katem! Dlaczego nie litowa si nad panem Zy i nad wszystkimi
ssiadami, skoro ju zacz?
Jego czuo dla Stelli!
Musiaa si niele mia z jego czuoci, ajdaczka! Kto wie, moe to wanie ona zabia
Simone Choule. Jej najlepsza przyjacika? Niech to mwi komu innemu!
Pan Zy zrezygnowa z pukania. Trelkovsky sysza, jak jego kroki wahaj si, oddalaj,
powracaj, a potem definitywnie znikaj.
Znowu trzeba byo ucieka. A pienidze? Z wciekoci zacz przeszukiwa

mieszkanie Stelli. Wywrci szuflady, zrzuci pociel, zerwa reprodukcje zawieszone na


cianach. W starej torebce znalaz troch pienidzy. Nieduo, ale wystarczajco, by pj
do hotelu. Przywaszczy je sobie bez najmniejszych skrupuw. Zasuya sobie na to,
dziwka!
Cicho otworzy drzwi, zbada wzrokiem schody i nie zauway niczego podejrzanego. W
kilka chwil pniej by ju na ulicy.
Wsiada w wiele takswek, aby umkn ewentualnemu pocigowi. Gdy mia pewno, e
mu si to udao, wszed do pierwszego hotelu, ktry zobaczy, hotelu Flandres,
pooonego za dworcem pnocnym, i wynaj tam pokj.
W ksice hotelowej podpisa si faszywym nazwiskiem, pan Trelkof, z Lilie. Na
szczcie nie zadano od niego dowodu. Odzyska nadziej. Moe uda mu si uciec,
mimo wszystko.

ROZDZIA XVI

WYPADEK

T relkovsky chodzi wzdu i wszerz pokoju. Czasem zblia si do okna, ktre


wychodzio na co w rodzaju studni, o cianach podziurawionych innymi oknami. Pokj
znajdowa si na szstym pitrze, lecz mimo takiego pooenia by sabo owietlony,
gdy groway nad nim okoliczne domy. Wyszed tylko po to, by uda si do ubikacji,
znajdujcej si na kocu ciemnego korytarza. Zasn wczenie.
Oczywicie obudzi si w rodku nocy, cay zlany potem. Przey wanie seri
okropnych koszmarw. Z otwartymi oczyma wpatrywa si w ciemno, chcc znale w
niej co, co by go uspokoio. Lecz rzeczywisto bya co najmniej tak samo grona jak
koszmary. Ciemno, ktra pochona wntrze, wygldaa na prowokacj. Z tej nicoci
musiao zrodzi si co monstrualnego i nieznanego. Pokj sta si wylgarni potworw.
Na razie nic jeszcze nie mona byo dostrzec, lecz stan ten z pewnoci nie mia trwa
dugo. Niczym w naczyniach poczonych, przeraenie Trelkovsky'ego przelewao si z
jego penego umysu do pustego pokoju. Przeraenie to, przechodzc z jednego zbiornika
w drugi, mogo si zmaterializowa. Wwczas potwory przeczuwane przez
Trelkovsky'ego oyj i wkrtce zaczn poera ich twrc. Nie naleao myle, bya to
zbyt niebezpieczna czynno.
Nad ranem podj decyzj: kupi bro.
Oczywicie, atwo byo powiedzie, a trudniej wykona. Naczyta si do
przygodowych powieci, by wiedzie, e jest do tego potrzebne pozwolenie na bro.
Kady rusznikarz, do ktrego si zwrci, zada go. W braku pozwolenia,
najzwyczajniej w wiecie odmwi sprzedania rewolweru. Kto wie, czy nawet nie
zaprowadzi go na komisariat lub czy pod jakimkolwiek pretekstem nie zatrzyma a do
przyjcia policji. Jeli chodzi o zoenie podania o pozwolenie na bro, to jak je

umotywowa? Jeeli opowie o spisku ssiadw, wezm go za wariata. Moe nawet bd


chcieli zamkn w szpitalu psychiatrycznym. Lepiej dziaa nieoficjalnie.
Wyszed z hotelu, przemykajc si pod cianami. Zwiedzi jeden po drugim najbardziej
podejrzane bary w dzielnicy. Za kadym razem ju, ju mia zapyta kelnera, czy nie ma
na sprzeda jakiego pistoletu, lecz nie mg si zdoby na odwag. Paci szybko,
wychodzi jak zodziej i robi nastpn prb w kawiarni naprzeciwko lub w kawiarni
obok. Wczesnym popoudniem da za wygran. By troch pijany, gdy wychyla
kieliszek po kieliszku alkoholu w kadym odwiedzanym lokalu, chcc wyglda na
bywalca. Nie jad nic od prawie dwudziestu czterech godzin i alkohol uderzy mu do
gowy.
Gdy straci ju wszelk nadziej, kupi sobie zabawk. Sysza, e niektre dziecinne
pistolety na rut mog powanie zrani. Potwierdzay to czsto zdarzajce si wypadki.
Midzy innymi przypomnia mu si wypadek maego chopca, ktry przez tak zabawk
straci wzrok. Skoro wic niechccy mona byo narobi tyle szkd, na pewno uda si
osign duo lepsze wyniki, dziaajc z rozmysem. Ekspedientka w sklepie wyjania
mu dziaanie pistoletu. Nie pozwoli go zapakowa, tylko wsun do kieszeni. Gdy
wychodzi, ekspedientka patrzya za nim, umiechajc si pobaliwie.
Blisko broni dodawaa mu otuchy. ciska j w rku. Paa chci rozebrania jej oraz
wyprbowania, lecz nie zrobi tego, gdy nikt nie miaby wtpliwoci, e chodzi o
zabawk. Przyspieszy kroku, chcc jak najszybciej wrci do hotelu.
Podskoczy na odgos krzykw. Domyli si, e grozi mu jakie niebezpieczestwo.
Sign szybko rk do kieszeni, lecz nie zdy chwyci za bro. Uderzenie rzucio go o
kilka metrw dalej. Poczu ciepo chodnicy, lecz samochd w por zdoa si zatrzyma.
By to duy, amerykaski krownik szos, niezbyt ju nowy. Nikle nie miay poysku,
jeden reflektor by stuczony, farba odazia patami. Botnik nosi lady uderzenia.
- Zniszczyem karoseri - pomyla Trelkovsky. - ebym tylko nie mia kopotw.
Chcia si rozemia, lecz bl mu nie pozwoli. Jacy ludzie zbliyli si i toczyli wok
niego. Nie mieli jeszcze odwagi go dotkn, lecz z pewnoci zaraz to zrobi. Chcieli jak
najszybciej stwierdzi, co mu si stao. Trelkovsky powinszowa sobie, e ma czyste
nogi. Dziki temu nie bdzie mia si czego za chwil wstydzi w szpitalu. Jaki
mczyzna przebi si przez tum.
- Jestem lekarzem. Prosz mnie przepuci. Przecie mwi, e jestem lekarzem.
Odsucie si. Jemu potrzeba powietrza.
Trelkovsky zaciska zby przez cay czas, gdy go ostronie obmacywano. Lekarz
sprbowa nawiza z nim rozmow.
Boli pana? Syszy mnie pan? Gdzie pana boli? Nie moe pan mwi?
Po co si wysila. Sprawiao mu przyjemno, e moe nie odpowiada, gdy kto si do
niego zwraca. Zreszt by zupenie bezwolny, niezdolny do najmniejszego wysiku.
Ograniczy si do czekania na to, co nastpi, bez specjalnej ciekawoci. Wszystko to nie
dotyczyo go. Sprbowa dojrze samochd, ktry go potrci. Jk wyrwa mu si z ust.

Pozna czowieka, ktry siedzia nieruchomo za kierownic. By to jeden z ssiadw.


- Boli go.
- Posuchajcie, jak jczy.
- Trzeba go gdzie przenie.
- Tu obok jest apteka.
Ochotnicy podnieli Trelkovsky'ego, by zanie go do apteki. Dwch policjantw
przyczyo si do lekarza, idcego na czele pochodu. Pooono go na oczyszczonej
naprdce ladzie.
- Czy czuje pan bl? - powtrzy lekarz. Nie odpowiedzia. Zanadto by zajty ssiadem,
ktry te wanie wszed do apteki. Zobaczy, jak podchodzi do jednego z policjantw i
zaczyna z nim po cichu rozmawia.
Lekarz przystpi do dokadniejszego badania. W kocu zawyrokowa.
- Mia pan szczcie. Wszystkie koci s cale. Nawet nie skrci pan nogi. Jest tylko
troch zadrapa, ktre znikn za par dni. Wyleczymy pana z tego. Uderzenie byo
jednak mocne. Bdzie pan musia polee troch w ku, zanim stanie pan na nogi.
Z pomoc aptekarza wysmarowa Trelkovsky'ego maci i oblepi go plastrami.
- Oczywicie, dobrze by byo, eby pan zrobi przewietlenie. Ale to nic pilnego. Gdyby
pana rzeczywicie bolao, to bymy pana usyszeli. Grunt, eby pan jak najwicej
wypoczywa. Gdzie pan mieszka?
Trelkovsky by przeraony. Co odpowiedzie? Gos zabra ssiad.
- Ten pan mieszka w tym samym domu, co ja. Odwioz go. To mj obowizek.
Trelkovsky sprbowa podnie si i uciec, lecz czyje rce przytrzymay go i uwiziy.
Wyrwa si, lecz na prno.
- Nie - zacz baga - nie chc z nim wraca.
Mczyzna umiechn si, jakby mia przed sob rozkapryszonego dzieciaka.
- Ale, niech si pan uspokoi. Przyznaj, e zawiniem wzgldem pana. Tym bardziej
naturalne jest, e chc to naprawi. Podwioz pana, a potem porozmawiamy o
odszkodowaniu.
Odwrci si w kierunku policjanta, z ktrym przed chwil rozmawia.
- Czy jestem jeszcze potrzebny, panie wadzo? Ma pan moje nazwisko i adres?
- Jest pan wolny. Przylemy panu wezwanie. Zajmie si pan nim?

- Tak. Czy mgby mi pan pomc go zanie?


Trelkovsky znw zacz si wyrywa.
- Nie, nie pozwlcie, eby on mnie zabra. A mojego nazwiska i adresu nie bierzecie?
- Ju to zrobilimy. Ten pan byt tak uprzejmy, e nam poda.
- To morderca! On mnie zabije!
- To skutek szoku - powiedzia kto.
- Bdzie spa, zrobi mu zastrzyk.
- Nie - wrzasn Trelkovsky. - Tylko nie zastrzyk! Tylko nie zastrzyk! Oni mnie zabij.
Nie pozwlcie im! Ratujcie mnie!
Szlocha.
- Prosz was, ratujcie mnie. Zabierzcie mnie byle gdzie, ale nie pozwlcie mnie zabi.
Zrobiono mu zastrzyk. Poczu, e jacy ludzie unosz go, e id szybkim krokiem.
Chciao mu si spa. Zastrzyk. Chcia jeszcze protestowa. Ze wszystkich sil broni si
przed snem. By w samochodzie. Samochd ruszy. Wielkim wysikiem woli udao mu
si odpdzi sen. jakby kurczowo uchwyci si ostatniego szczebla wiadomoci.
Samochd jecha coraz szybciej. Jak we mgle widzia plecy kierowcy. Wwczas
przypomnia mu si pistolet. Obrci si powoli, by uwolni kiesze, w ktrej byt
schowany. Rka mu draa, lecz za bro chwyci do pewnie. Wycelowa j w kark
ssiada.
- Niech pan natychmiast zatrzyma. Jestem uzbrojony. - Mczyzna rzuci niespokojne
spojrzenie w lusterko. Wybuchn miechem.
- Kogo chce pan tym nastraszy? Czy to prezent dla paskiego dzieciaka?
Trelkovsky z wciekoci nacisn na spust. Raz, drugi raz, a potem bez przerwy.
miech kierowcy stawa si coraz goniejszy i wydawa si wrcz niesamowity.
Malutkie pociski uderzay o jego kark, odbijay si i ldoway na pododze samochodu.
- Do, dosy - zacharcza kierowca. - Przez pana pkn ze miechu.
Trelkovsky cisn pistolet w boczn szybk. Roztrzaska si na drobne kawaki.
Mczyzna odwrci si i rzek szyderczo:
- Prosz nie paka, kupi pan sobie inny!
Samochd zwolni. Zatrzyma si przed bram kamienicy. Ssiad wysiad i zatrzasn za

sob drzwiczki. Podeszo do niego dwch innych ssiadw. Mwili cicho. Trelkovsky,
zrezygnowany, czeka na ich decyzj. Czy zabij go od razu? Byo to mao
prawdopodobne. Otworzy drzwiczki i wyskoczy z samochodu. Wpad wprost w
rozstawione ramiona czwartego ssiada, ktry szybko go unieruchomi.
- Zaniesiemy pana do mieszkania - rzek ironicznie. - Bdzie pan mg sobie odpocz.
Musi pan duo odpoczywa, eby stan na nogi. Niech pan si na mnie oprze, miao. Ja
bardzo lubi oddawa przysugi.
- Niech pan mnie puci! Rozkazuj, eby pan mnie puci! Ratunku...
Dwa potne policzki uciszyy go. Maa grupka ssiadw powikszya si o pana Zy i
dozorczyni. Wszyscy patrzyli na niego zoliwie, nie kryjc radoci.
- Ale ja nie chc wej na gr. Dam wam wszystko, co chcecie, dam wszystko, co mam,
tylko zostawcie mnie!
Mczyzna, ktry go trzyma, potrzsn gow.
- Wykluczone. Pjdzie pan teraz grzecznie do mieszkania. I bez wybrykw, bo bdzie
le. Sysza pan, co lekarz powiedzia. Musi pan odpoczywa, wic bdzie pan
odpoczywa. Zobaczy pan, to panu dobrze zrobi. No, niech pan wchodzi.
Fachowym chwytem mczyzna wykrci mu rk do tyu i zacz naciska.
- No, teraz stajemy si grzeczniejsi. Zaczynamy zachowywa si rozsdnie. To dobrze,
tylko tak dalej. No, prosz naprzd. Jeszcze jeden krok za mamusi, jeden krok za
tatusia. No, naprzd.
Krok za krokiem Trelkovsky przeszed przez bram i zacz wchodzi na schody.
Mczyzna wymiewa go.
- Nie chcielimy przyj, co? Dlaczego? Przestao si panu u nas podoba? Znalaz pan
co innego? A przecie w dzisiejszych czasach nieatwo o mieszkanie. Z "odstpnym"?
Moe jaka fikcyjna zamiana? No, zreszt to me moja sprawa. - Jednym szturchniciem
popchn Trelkovsky'ego tak, e ten rozcign si jak dugi na rodku pierwszego
pokoju. Drzwi zatrzasny si za nim. Klucz obrci si dwa razy w zamku. "To" miao
chyba nastpi dzisiejszej nocy.

ROZDZIA XVII

PRZYGOTOWANIA

T relkovsky podnis si z trudem. Cale ciao mia obolae. Jzyk jego natkn si na
zamany zb i teraz zawzicie wygadza jego brzegi. Wyplu na podog cienk struk
krwi. Struga wyduaa si, wyduaa z podogi do jego ust, a w kocu staa si jedn

lini, jedn wyimaginowan nitk, ktra nie chciaa si zerwa.


Komoda, szafa i krzesa byy w takim stanie, w jakim je zostawi. Z powodu zbitych szyb
w mieszkaniu by przecig. Ssiedzi nie zakneblowali mu ust. To by z ich strony bd.
Zaczerpn powietrza w puca, by krzycze. Nie zdy. Kaskada muzyki popyna ze
wszystkich okien kamienicy. Aparaty radiowe, nastawione na cay regulator, odbieray
dziewit symfoni Beethovena. Krzykn, lecz jego woanie utono w powodzi
dwikw. Chciaby przynajmniej nie sysze tej wstrtnej muzyki, lecz na prno.
Wpadaa wraz z przecigiem, korzystajc z tego, e nie ma szyb.
Dziewita symfonia eksplodowaa. Szalaa z radoci niczym gupia marionetka.
Dziewiciuset chrzystw i wykonawcw cieszyo si z przyszej mierci
Trelkovsky'ego. By to zapewne dyskretny ukon w kierunku Simone Choule, ktra tak
bardzo lubia Beethovena. Opanowaa go wcieko. Zacz systematycznie niszczy to,
co zostao po Simone Choule. Listy i ksiki. Szarpa, dar na drobne kawaki papieru te
dokumenty, ktre go urzeky. Miotaa nim bezsilna wcieko zwierzcia schwytanego
w puapk. Nie mg zapa oddechu. Chwil pniej dosta czkawki. Poszed wycign
ze schowka dwa siekacze. Na rk wypady mu dwa ky. Spojrza na nie z przeraeniem i
pobieg wyrzuci je przez okno.
Lecz gdy wychyli si, by cisn je moliwie jak najdalej, uwag jego przykuo
widowisko odbywajce si w ubikacji naprzeciwko.
Wesza tam wanie jaka kobieta, ktrej nigdy przedtem nie widzia. Uklka na
fajansowej pododze i zanurzya gow w ohydnej dziurze. Co robia? Podniosa gow.
Jej twarz miaa zwierzcy wyraz. Wlepia wzrok w Trelkovsky'ego i umiechna si
odraajco. Nie odrywajc od niego oczu zanurzya rk w dziurze, wycigna j pen
ekskrementw i miao pomazaa nimi twarz. Do ubikacji weszy inne kobiety i
wszystkie postpiy w ten sam sposb. Znajdowao si tam teraz okoo trzydziestu
umazanych kobiet. Za lufcikiem zacignito czarn zason, ktra ukrya przed nim
reszt sceny.
Trelkovsky'emu kleiy si oczy i nie mia siy broni si przed czarami. Wiedzia, e
celem ich byo nadszarpnicie jego odpornoci, lecz nie mg przed nimi uciec. By za
saby, zbyt zmczony, za bardzo chory.
Cig dalszy odbywa si teraz na podwrzu. Jeden z ssiadw jedzi na rowerze ubrany
w granatowy roboczy kombinezon. Zakrela koa i semki. Za kadym razem, gdy
przejeda pod oknem Trelkovsky'ego, posya mu szeroki umiech i mruga
porozumiewawczo. Do siodeka przywizany by sznur, cigncy woskowy manekin
przedstawiajcy kobiet. By to taki sam manekin, jakich uywa si do prezentowania
sukni na wystawach sklepowych. Manekin podskakiwa na nierwnociach terenu,
ramiona poruszay si, co sprawiao wraenie, e kuka yje. Wosk szybko si jednak
kruszy i wleczony po ziemi manekin bardzo si niszczy. Kobieta znikaa, jakby j
zera jaki kwas. Gdy za rowerem pozostay ju tylko obie nogi, ssiad skoni si
ironicznie Trelkovsky'emu i znikn.
Po nim zjawio si dwch ludzi nioscych olbrzymi ryb nadzian na kij. Dwaj
mczyni obeszli kilka razy podwrko, po czym rzucili ciar na ziemi. Spojrzeli
Trelkovsky'emu prosto w oczy. Nie patrzc, co robi, wypatroszyli ryb. Wntrznoci

gromadziy si i szybko utworzyy koo nich ma kupk. Rozemieli si wwczas


wesoo i ozdobili sobie nimi gowy. Wyplatali wiece z rybich wntrznoci, zawieszali je
sobie na uszach i wok szyi. Wreszcie odbiegli, podskakujc jak mae dziewczynki.
Jeden z nich pojawi si wkrtce znowu. D w olbrzymi trb. Dwiki, ktre
wydawa, przypominay puszczanie wiatrw.
Z bramy wyszed lew z koron. Oczywicie, bya to tylko skra, w ktrej znajdowao si
dwch ssiadw. Na lwie siedzia may chopiec, ktrego Trelkovsky ju widzia. Dwie
ubrane na biao kobiety wyszy lwu na spotkanie. Przez dziur w skrze wsuny si do
rodka i po podskokach zwierzcia Trelkovsky pozna, e w rodku musi odbywa si
orgia. Czowiek z trb chwyci lwa za ogon i odcign go z pola widzenia.
Pojawio si trzech ludzi w maskach. Trelkovsky ze zgroz spostrzeg, e jedna z masek
jest do niego podobna. Trzej mczyni znieruchomieli, tworzc ywy obraz o niejasnym
znaczeniu. Trwali tak blisko godzin. Nadszed wieczr, a po nim zapada noc.
W bramie zadudniy koskie kopyta.
Trelkovsky zadra.
Usysza drapanie do drzwi.
Ju? To niemoliwe, kat dopiero zsiad z konia. Kto wsun pod drzwi bia kartk
papieru. Dosysza jakie szepty, lecz nie mg ich zrozumie.
Kto chcia mu pomc? Czyby mia w kamienicy jakiego sprzymierzeca? Nieufnie
podnis kartk. By to pachncy perfumami papier listowy. Rozoy go starannie.
Kobiecym charakterem napisano tam trzy linijki. Nie mg rozszyfrowa ich znaczenia.
Musiao to by po hebrajsku lub w sanskrycie. ciszonym gosem zapyta przez drzwi:
- Kim pani jest?
Do jego uszu dosza niezrozumiaa odpowied. Powtrzy pytanie, lecz usysza tylko
odgos cichej ucieczki. Pewnie ju do niego id.
Istotnie, w chwil pniej w zamku obrci si klucz.

ROZDZIA XVIII

OPTANIEC

B yo ju cakiem jasno, gdy ciao Trelkovsky'ego przechylio si przez parapet okienny.


Rozbio nowiutki szklany daszek, ktry rozprysn si na tysic kawakw, po czym
uderzyo w ziemi, przybierajc groteskow poz.

By cakowicie przebrany za kobiet. Podwinita suknia odsaniaa podwizki. Twarz


mia wymalowan. Peruka, ktra przesuna si w czasie upadku, zasaniaa czoo i jedno
oko.
Nadbiegli ssiedzi. Na ich czele dozorczyni i pan Zy, lamentujc i gestykulujc z
rozpacz.
- On rzeczywicie nie ma szczcia - rzek pan Zy. - Wczoraj wypadek samochodowy, a
dzisiaj...
- To wszystko wina wczorajszego szoku.
- Trzeba zadzwoni na policj.
Nieco pniej przed kamienic zatrzymay si samochd policyjny i karetka pogotowia.
- Pan to ma abonament na samobjstwa - rzek kierowca samochodu, ciskajc rk
waciciela, ktrego dobrze zna.
- C pan chce, dopiero co kazaem naprawi ten szklany daszek. Dwaj pielgniarze
skwapliwie zbliyli si z noszami. By z nimi lekarz. Podeszli do nieruchomego ciaa.
Lekarz pokrci gow z obrzydzeniem.
- No, no, co za maskarada! Przebra si, eby popeni samobjstwo! Nagle, na oczach
osupiaych pielgniarzy, lekarza, policjantw i ssiadw, ciao poruszyo si. Usta
otworzyy si i wypyno z nich troch krwi.
Usta powiedziay:
- To nie samobjstwo... ja nie chc umiera... To morderstwo!...
Pan Zy umiechn si smutno.
- Biedny mody czowiek. Majaczy.
Lekarz potrzsn gow z jeszcze wikszym obrzydzeniem.
- Te sobie wybra chwil, eby chcie y! Jak si chce y, to si nie wyskakuje przez
okno.
Usta Trelkovsky'ego potwierdziy z jeszcze wiksz sil:
- Mwi wam, e to morderstwo. Wypchnito mnie... Ja nie wyskoczyem przez okno...
- Ale tak, ale tak - rzeki lekarz. - To morderstwo. Policjanci zamieli si szyderczo.
- Wyskoczy przez okno, bo by w ciy!
Lekarzowi nie spodoba si ten art. Dal pielgniarzom znak, eby pooyli ciao na
noszach.

Z zaskakujc si Trelkovsky odepchn ich. Rykn histerycznym gosem.


- Zabraniam wam dotyka mnie. Nie jestem Simone Choule!
Wsta chwiejnie, potkn si i odzyska rwnowag. Osupieli widzowie nie mieli
interweniowa.
- Wyobraalicie sobie, e wszystko odbdzie si najzwyczajniej w wiecie. Ze moja
mier bdzie czysta. Mylilicie si. Bdzie brudna, obrzy- dliwa! Nie popeniem
samobjstwa. Nie jestem Simone Choule. To morder- stwo. Ohydne morderstwo.
Patrzcie, to krew!
Splun.
- To krew. Zabrudz ni wasze podwrko. Jeszcze nie umarem. Jestem bardzo ywotny!
Popakiwa jak may chopiec. Lekarz i pielgniarze zbliyli si niezdarnie.
- No, nieche pan nie robi scen, niech pan idzie z nami, bdziemy pana leczy. Prosz
wsi do karetki.
- Nie dotykajcie mnie. Wiem dobrze, co si kryje za waszymi biaymi fartuchami i wasz
czystoci. Brzydz si wami. Wasz bia karetk te si brzydz. Nigdy nie uda wam
si doczyci tych wszystkich brudw po mnie! Banda mordercw! Kaci!
Zataczajc si, Trelkovsky ruszy w kierunku bramy. Tum ssiadw przepuci go,
przeraony, jakby ujrza ducha. miejc si szyderczo poprzez zy, Trelkovsky
potrzsn wzniesionym lewym ramieniem. Pokropi ich krwi.
- Pobrudziem was? Przepraszam, wiecie, to moja krew. Powinnicie byli przedtem
zabra mi krew, ebym nie mg was pobrudzi. Zapomnielicie o tym, co?
Tum szed za nim w przyzwoitej odlegoci. Policjanci pytajco spogldali na lekarza.
Czy mieli go uciszy si? Lekarz potrzsn przeczco gow.
Krew i zy bulgotay w gardle Trelkovsky'ego.
- Sprbujcie zabroni mi mwi. Nabrudz wam tu.
Zawy. Gos mu si zaama, lecz zaraz zacz cign wyszym tonem.
- Kaci! Mordercy! Bdcie pewni, e narobi haasu. Bdzie adny skandal! Sprbujcie
mnie uciszy! Moecie, wali w ciany, nic mnie to nie obchodzi!
Plu na wszystkie strony, skraplajc krwi i lin tych, ktrzy podeszli za blisko.
- Kaci! Jeli chcecie mnie uciszy, to musicie mnie najpierw zamordowa! Ale
uwaajcie! Poplami was.

Zataczajc si cigle, doszed do schodw. Zacz wchodzi na stopnie. Ssiedzi stali si


bardziej zuchwali. Znajdowali si teraz dokadnie za nim.
- Nie zbliajcie si, bo was pobrudz.
Splun na nich. Cofnli si popieszenie.
- Uwaajcie na wasze pikne odwitne ubrania. Zacie swoje czerwone ubrania
robocze, swoje kombinezony katw. W przeciwnym wypadku bdzie wida krew. To
trudno schodzi, wiecie? Poprzednim razem poszo atwiej, prawda? Ale ja nie jestem
Simone Choule!
Dotar na pierwsze pitro. Splun na otwart do i pomaza ni drzwi znajdujce si po
lewej stronie.
- Kaci! Sprbujcie to wyczyci! Porzdnie nabrudziem, co?
Z trudem skierowa si do drzwi po prawej stronie. Przejecha po nich zakrwawionym
ramieniem, po czym splun na klamk. Odamek zba wypad mu z ust.
- Ha! ha! Teraz bdziecie czyci!
Ssiedzi warczeli za jego plecami.
Rozdar grn cz sukienki i gboko rozdrapa sobie pier. Krew pocieka z rany.
Zebra jej troch w lew do i potrzsn nad wycieraczk.
- Trzeba bdzie zmieni wycieraczk. Krew jest na niej.
Upad i na czworakach zacz wdrapywa si po schodach na drugie pitro. Na stopniach
pozostaway za nim struki krwi.
- Bdziecie musieli wymieni schody, krew jest na nich. Nigdy wam si nie uda usun
caej tej krwi.
Jeden z ssiadw cichaczem chwyci go za nog, chcc go pocign do tyu.
- apy przy sobie, morderco!
Prychn jak rozzoszczony kot, po czym plun mu w twarz. Ssiad puci nog i
popieszenie zacz si wyciera.
- Jak dotkniecie, to si poplamicie. Kto lubi krew? Nikt. A przecie lubicie jada krwiste
befsztyki, przepadacie za potrawk z krlika we krwi, delektujecie si krwaw
nadziewan kiszk, cenicie te krew Pana Naszego. Wic dlaczego nie chcecie dobrej
krwi Trelkovsky'ego?
Na drugim pitrze rwnie wybrudzi drzwi krwi i lin. Policjanci, mimo rozkazu
lekarza, trzymali w rkach paki. Mieli wielk ochot uciszy optaca. Zwarty tum
ssiadw uniemoliwia im jednak jakkolwiek akcj. Sprbowali ich rozepchn, lecz

ssiedzi nie dali si ruszy. Warczeli i szczerzyli zby. Lekarz i pielgniarze nie poszli
wyej. Nie zaleao im na wziciu udziau w tej ponurej komedii. Zaczli rozmawia z
policjantami o swoich wraeniach. Na trzecim pitrze ssiedzi otoczyli Trelkovsky'ego.
Lnice narzdzia byszczay w ich rkach. Narzdzia te, o ostrych krawdziach,
wyglday na chirurgiczne. Wepchnli Trelkovsky'ego do jego pokoju.
- Ach, wic jednak lubimy krew! Gdzie jest pan Zy? Aha, jest tutaj! Naprzd, panie Zy!
Niech pan przyjdzie po swoj cz. A dozorczyni? Dzie dobry, pani dozorczyni! A
pani Dioz? Dzie dobry, pani Dioz! Przychodzicie ykn sobie kwart dobrej krwi!
Wybuchn optaczym miechem. Narzdzia bysny w rkach ssiadw. Plama krwi
na jego podbrzuszu zacza si powiksza.
Ciao Trelkovsky'ego po raz drugi przechylio si przez parapet okienny i upado
pomidzy szcztki szklanego daszku na podwrzu.

EPILOG

T relkovsky nie umar, jeszcze nie. Bardzo powoli wynurza si z przepaci bez dna. W
miar jak przychodzi do siebie, odzyskiwa wiadomo swego ciaa i zaczyna
odczuwa bl, ktry zjawia si ze wszystkich stron, z wszystkich kierunkw
jednoczenie, aby rzuci si na niego jak wcieky pies. Nie wierzy, e bdzie zdolny
stawi mu czoo. Z gry uzna si za pokonanego. Lecz zaskoczya go wasna
wytrzymao. Bl trzyma, a jednak agodnia i w kocu zacz odpywa, fala po fali,
aby zupenie znikn.
Wyczerpany walk, znowu zasn. Obudziy go jakie gosy.
- Wysza z letargu.
- Ma jeszcze szans, eby si z tego wyliza.
- Po tym wszystkim, co przesza, byby to istny cud!
- Wyczerpaa nasze zapasy krwi!
Powoli, zachowujc niezwyk ostrono, otworzy jedno oko. Dostrzeg niewyrane
sylwetki. Biae cienie poruszay si w biaym pokoju. Musia znajdowa si w szpitalu.
Lecz o kim rozmawiay te postacie?
- Stracia bardzo duo krwi. Cale szczcie, e ma do czsto spotykan grup... w
przeciwnym wypadku...
- Trzeba jej troch podnie rami. Bdzie jej wygodniej.
Poczu, e kto zaczyna cign jego rk, bardzo daleko, o cae kilometry od niego.

Czul si teraz rzeczywicie lepiej. A wic to o nim bya mowa w zdaniach, ktre przed
chwil podsucha! Ale dlaczego, okrelajc go, uywano rodzaju eskiego?
Dugo si nad tym zastanawia. Byo mu bardzo ciko zebra myli. Chwilami, chocia
nadal myla, sam nie wiedzia ju o czym. Mzg jego pracowa si bezwadnoci,
potem przypomina sobie i z trudem podejmowa tok rozumowania.
Przypuszcza, e artuj z niego. Umylnie mwiono o nim jako o kobiecie, aby wymia
jego dziwaczne przebranie. Omieszano go wbrew wszelkiej sprawiedliwoci. Poczu do
nich tak siln nienawi, e a mu pociemniao w oczach. Nerwowe drgania przebiegay
jego ciao, budzc na nowo upiony bl. Podda si cierpieniom.
Pniej poczu si troch lepiej. Znajdowa si w innym, biaym pomieszczeniu, o wiele
obszerniejszym ni poprzednie. Nadal nie mg si rusza. W polu widzenia dostrzeg
inne ka, na ktrych rozcigay si podune ksztaty. Nagle sala zapenia si
kobietami i mczyznami, ktrzy rozproszyli si wok ek.
Kto zbliy si do niego. Posysza szelest papieru. Kto pooy paczk po lewej
stronie, na nocnym stoliku. Potem zobaczy mczyzn siadajcego przy nim.
Z pewnoci majaczy. Cae szczcie, e zdawa sobie z tego spraw. W przeciwnym
wypadku wpadby w panik. Mczyzna by do niego uderzajco podobny. To po prostu
drugi Trelkovsky, cichy i pospny, usiad przy ku. Zastanawia si, czy rzeczywicie
siedzi tu jaki czowiek, ktrego z powodu gorczki widzi inaczej, czy te osoba ta jest
cakowitym zudzeniem? Pragnby zbada ten problem. Bl waciwie ju min. Czul
si pogrony w czym mikkim i wenistym i stan ten nie by nieprzyjemny. Byo to
tak, jak gdyby przypadkiem odnalaz wewntrzn rwnowag. Zjawa nie tylko nie
przeraaa go, lecz nawet uspokajaa. Obraz by pocieszajcy, gdy zdawa si
wydobywa z lustra. Och, jake by chcia przejrze si w lustrze!
Usysza szepty, po czym jaka gowa pojawia si w polu widzenia. Twarz t pozna od
razu. To bya Stella. Z ustami wykrzywionymi umiechem, ktry odsania dwa ky
nienaturalnej wielkoci, powiedziaa powoli, jak gdyby spodziewaa si, e trudno mu
bdzie zrozumie jzyk, ktrym si posuguje:
- Simone, Simone, poznajesz mnie? To ja, Stella... twoja przyjacika Stella, poznajesz
mnie?
Z ust Trelkovsky'ego wydoby si jk, z pocztku stumiony, pniej narastajcy, ktry
przeszed w krzyk nie do zniesienia.

You might also like