Professional Documents
Culture Documents
CHIMERYCZNY
LOKATOR
(Le locataire chimerique)
Przekad: Tomasz Matkowski
CZ PIERWSZA
NOWY LOKATOR
ROZDZIA I
MIESZKANIE
- Jakie mieszkanie?
- To pitro wyej. Czy mog si widzie z panem Zy?
Stara zostawia Trelkovsky'ego pod drzwiami. Usysza jakie szepty, po czym wrcia i
powiedziaa, e pan Zy go przyjmie. Zaprowadzia go do jadalni, gdzie tamten siedzia
przy stole. Usuwa wanie skrupulatnie resztki jedzenia z zbw. Pokaza palcem, e jest
zajty. Pogrzeba w trzonowym zbie i wycign stamtd strzp misa nakuty na koniec
zaostrzonej zapaki. Przyjrza mu si uwanie i pokn go.
Wtedy dopiero zwrci si do Trelkovsky'ego.
- Widzia pan mieszkanie?
- Tak. Chciabym wanie porozmawia z panem o warunkach.
- Piset tysicy i pitnacie tysicy miesicznie.
- Tak wanie powiedziaa mi pani dozorczyni. Chciabym wiedzie, czy to paskie
ostatnie sowo, poniewa nie mog da wicej ni czterysta tysicy.
Waciciel zrobi znudzon min. Przez dwie minuty z roztargnieniem obserwowa star,
ktra sprztaa ze stou. Wydawao si, e wspomina wszystko, co przed chwil zjad.
Chwilami kiwa gow z aprobat. Powrci do tematu rozmowy.
- Czy dozorczyni mwia panu o wodzie?
- Tak.
- W dzisiejszych czasach bardzo trudno znale mieszkanie. Pewien student da mi
poow tej sumy za jeden tylko pokj na szstym pitrze. I nie ma tam wody.
Trelkovsky odchrzkn, aby jego glos brzmia dwiczniej. On te by znudzony.
- Prosz mnie dobrze zrozumie. Nie prbuj dyskredytowa paskiego mieszkania, ale
nie ma tam kuchni. Z ubikacj te s kopoty. Zamy, e zachoruj, co nie naley do
moich zwyczajw, mwi to od razu, ale zamy, e bd musia wyj zaatwi si w
rodku nocy: no wic, to niewygodne. Z drugiej strony, dam panu wprawdzie tylko
czterysta tysicy, ale dam je gotwk.
Waciciel przerwa mu.
- Tu nie chodzi o pienidze. Nie bd przed panem ukrywa, panie...
- Trelkovsky.
- ...Trelkovsky, e nie mam kopotw pieninych. Nie czekam na paskie pienidze, aby
mc sobie kupi co do jedzenia. Nie, wynajmuj, poniewa mam wolne mieszkanie, a
jest to rzecz, o ktr dzi nieatwo.
- Oczywicie.
- Mam jednak swoje zasady. Nie jestem dusigroszem, lecz filantropem te nie jestem.
Moja cena wynosi pl miliona. Znam innych wacicieli, ktrzy zadaliby siedmiuset
tysicy i mieliby do tego pene prawo. Ja chc piset i nie mam powodu bra mniej.
Trelkovsky z uwag wysucha przemwienia, kiwajc potakujco gow.
- Ale naturalnie, panie Zy. Doskonale rozumiem paski punkt widzenia i uwaam go za
bardzo rozsdny. Ale... czy mog pana poczstowa papierosem?
Waciciel odmwi.
- ...Jestemy ludmi cywilizowanymi. Podyskutujmy, w ten sposb zawsze mona si
dogada. Pan chce piset. W porzdku. Ale jeli kto daje panu piset w cigu trzech
miesicy, te trzy miesice mog zmieni si w trzy lata. Czy sdzi pan, ze jest to
korzystniejsze ni czterysta tysicy od razu?
- Tego nie twierdz. Wiem lepiej od pana, e nie ma nic lepszego ni cala suma od razu,
gotwk. Tylko e ja wol pl miliona gotwk ni czterysta tysicy gotwk.
Trelkovsky zapali papierosa.
- Oczywicie. Nie mam wcale zamiaru twierdzi, e jest inaczej. Jednak niech pan
wemie pod uwag, e poprzednia lokatorka jeszcze nie umara. A jeli wrci? Jeli
bdzie chciaa zrobi zamian? Pan wie, e pan nie ma prawa sprzeciwia si zamianie.
W takim wypadku nie tylko nie dostaby pan piciuset tysicy, lecz nie dostaby pan nic.
Podczas gdy ja daj panu czterysta tysicy. I wtedy nie ma problemu, wszystko zostaje
zaatwione polubownie. Ani pan nie ma kopotw, ani ja. Czy moe mi pan
zaproponowa co lepszego?
- Mae s szans na to, eby doszo do takiej sytuacji.
- By moe, ale trzeba to wzi pod uwag. Podczas gdy z moimi czterystoma tysicami
gotwk nie ma problemu, nie ma sprawy.
- No dobrze, zostawmy na razie t kwesti, panie... Trelkovsky. Jak ju panu
powiedziaem, nie to jest dla mnie najwaniejsze. Czy pan jest onaty? Prosz mi
wybaczy, e o to pytam, ale chodzi mi o dzieci. To jest spokojny dom, a moja ona i ja
jestemy starszymi ludmi...
- Nie takimi znw starymi, panie Zy!
- Wiem, co mwi. Jestemy starszymi ludmi i nie lubimy haasw. Tak wic
uprzedzam pana od razu, jeli jest pan onaty, jeli ma pan dzieci, moe mi pan
zaproponowa milion i te si nie zgodz.
- Prosz si nie obawia, panie Zy. Ze mn nie bdzie pan mial tego rodzaju kopotw.
Jestem spokojny i nie mam ony.
- Z drugiej strony, tu nie jest te dom schadzek. Jeli bierze pan mieszkanie po to, by
przyprowadza dziewczynki, to w takim razie wol dosta dwiecie tysicy, ale da je
komu, kto go naprawd potrzebuje.
- Najzupeniej si z panem zgadzam. Zreszt to mnie nie dotyczy.
Jestem czowiekiem zrwnowaonym, nie lubi sytuacji, ktre naruszaj mj spokj.
- Prosz mi nie bra za ze, e pytam pana teraz o to wszystko, ale lepiej od razu si
dogada, a pniej y w zgodzie.
- To zrozumiae. Ma pan cakowit racj.
- Tak wic zrozumie pan rwnie, e nie bdzie pan mg chowa zwierzt: psw, kotw
ani adnych innych.
- Nie mam zamiaru.
- Prosz posucha, panie Trelkovsky, na razie nie mog panu da odpowiedzi. Tak czy
owak, nie moe by o tym mowy, dopki poprzednia lokatorka yje. Ale jest pan
sympatyczny, sprawia pan wraenie dobrze wychowanego modego czowieka. Mog
panu powiedzie tylko jedno: niech pan przyjdzie jeszcze raz w tym tygodniu, wtedy
bd mg da panu ostateczn odpowied.
Trelkovsky dugo dzikowa, zanim wyszed. Gdy mija strwk, dozorczyni spojrzaa
na niego z ciekawoci, nie okazujc jednak, e go poznaje, i wycierajc machinalnie
fartuchem jaki talerz.
Na chodniku przystan, aby przyjrze si kamienicy. Wysze pitra owietlone byy
wrzeniowym socem, co nadawao jej wygld prawie nowej i wesoej. Zacz szuka
okna "swojego" mieszkania, lecz przypomnia sobie, e wychodzi na podwrze.
Cae pite pitro byo pomalowane na rowo, a okiennice na to w odcieniu
kanarkowym. Nie byo to subtelne poczenie, lecz kolorowa nuta, ktr wywoywao,
brzmiaa wesoo. W oknach trzeciego pitra bya caa grzdka kaktusw, a na czwartym
kraty podwyszay porcz, moe ze wzgldu na dzieci, chocia to mao prawdopodobne,
skoro waciciel ich nie tolerowa. Dach najeony by kominami rnych rozmiarw i
ksztatw. Jaki kot, ktry z pewnoci nie nalea do adnego z lokatorw, spacerowa
po dachu. Trelkovsky dla zabawy wyobrazi sobie, e jest na miejscu kota i e to jego
agodnie grzeje soce. Spostrzeg jednak poruszajc si firank na drugim pitrze, a
wic u waciciela. Oddali si szybko.
Ulice byy prawie puste, jak zwykle o tej porze. Trekovsky poszed kupi kawaek
chleba i par plastrw kiebasy z czosnkiem. Usiad na awce i zastanawia si jedzc.
Cakiem moliwe, e argument uyty w rozmowie z wacicielem okae si suszny i e
poprzednia lokatorka dokona zamiany. Moe wyzdrowieje? Szczerze jej tego yczy. W
przeciwnym razie, by moe zostawi testament. Jakie s w tym wypadku prawa
waciciela? Czy Trelkovsky nie bdzie musia dwa razy zapaci odstpnego, raz
ROZDZIA II
POPRZEDNIA LOKATORKA
N astpnego dnia, w godzinach wizyt, Trelkovsky przekracza bram szpitala SaintAntoine. Ubrany by w swj jedyny ciemny garnitur, a w prawym rku trzyma kilo
pomaraczy zawinitych w gazet. Szpitale sprawiay na nim zawsze przygnbiajce
wraenie. Zdawao mu si, e z kadego okna dobywaj si jki i e momenty, gdy byt
odwrcony plecami, wykorzystywano na wynoszenie trupw. Lekarze i pielgniarki byli
w jego oczach nieczuymi potworami, ale jednoczenie podziwia ich powicenie.
W okienku informacji zapyta, gdzie moe znale pann Choule. Urzdniczka przejrzaa
kartotek.
- Pan jest jej krewnym?
Trelkovsky zawaha si. Jeli zaprzeczy, to moe nie pozwol mu wej?
- Jestem jej przyjacielem.
- Sala dwudziesta sidma, osiemnaste ko. Prosz si najpierw zwrci do przeoonej
pielgniarek.
Podzikowa. Dwudziesta sidma sala bya ogromna jak poczekalnia dworcowa. Cztery
rzdy ek biegy przez ca jej dugo. Wok ek przesuway si mae grupki ludzi,
ktrych ciemne ubrania stanowiy kontrast z biel. Bya to godzina najwikszego
natenia wizyt. Nieustanny szept, przypominajcy szum morza, ktry mona usysze w
muszli, dziaa odurzajco. Zaczepia go przeoona pielgniarek o agresywnie
wystajcym podbrdku.
- Co pan tu robi?
- Czy to moe pani jest przeoon pielgniarek? Nazywam si Trelkovsky. Ciesz si, e
pani widz, gdy pani z informacji powiedziaa, ebym si do pani zwrci. Chodzi o
pann Choule.
- Osiemnaste ko?
- Tak mi powiedziano. Czy mog j zobaczy?
Przeoona pielgniarek zmarszczya brwi. Woya do ust owek i dtugo go ssaa,
zanim zdecydowaa si odpowiedzie.
- Nie naley jej mczy, a do wczoraj bya nieprzytomna. Niech pan idzie, ale prosz
by rozsdnym. Nie wolno z ni rozmawia.
Trelkovsky bez wikszych trudnoci znalaz ko z numerem osiemnastym. Leaa na
nim kobieta o twarzy zakrytej bandaami, z lew nog podniesion za pomoc
skomplikowanego systemu bloczkw. Jedyne odsonite oko byo otwarte. Trelkovsky
zbliy si powoli. Nie wiedzia, czy kobieta go dostrzega, gdy nawet nie drgna,
wyrazu jej twarzy nie mona byo wcale dostrzec, tak bya poobwijana. Pooy
pomaracze na nocnym stoliku i usiad na taborecie. Sprawiaa wraenie starszej, ni j
sobie wyobraa. Oddychaa z trudem, a jej szeroko otwarte usta wyglday jak otwr
ciemnej studni. Z zakopotaniem spostrzeg, e brak jej jednego z grnych siekaczy.
- Pan jest jej znajomym?
Podskoczy. Nie zauway przedtem drugiej odwiedzajcej. Czoo jego, i tak ju
wilgotne, pokryo si potem. Czu si jak przestpca, ktremu grozi wydanie przez
niespodziewanego wiadka. Przez gow przelatyway mu najrniejsze,
nieprawdopodobne wytumaczenia. Lecz moda dziewczyna mwia ju dalej.
- Co za historia! Nie wie pan, dlaczego to zrobia? Z pocztku nie mogam uwierzy. I
pomyle, e poprzedniego dnia zostawiam j w tak dobrym nastroju. Co si z ni stao?
Trelkovsky odetchn z ulg. Moda dziewczyna od razu zakwalifikowaa go do
niezliczonej rzeszy znajomych panny Choule. To, co powiedziaa, nie byo pytaniem,
lecz po prostu stwierdzeniem oczywistego faktu. Przyjrza si jej uwaniej.
Przyjemnie byo na ni popatrze, bo chocia nie bya adna, bya podniecajca. Naleaa
do gatunku dziewczt, ktre Trelkovsky wywoywa w wyobrani w najintymniejszych
momentach. W kadym razie, jeli chodzi o ciao, ciao, ktre wietnie mogoby si oby
bez gowy. Byo pulchne, ale nie galaretowate.
Dziewczyna ubrana bya w zielon bluzk podkrelajc piersi, ktrych czubki
uwydatnia biustonosz, a moe jego brak. Niebieska, w odcieniu morskim, spdnica
zadarta bya wysoko ponad kolana, nie z wyrachowania, lecz przez niedbao. Tak czy
owak wida byo spory kawa ciaa nad poczoch przypit podwizkami. To mleczne
ciao, to udo ocienione, lecz niezwykle wietliste obok ciemnych rodkowych partii,
hipnotyzowao Trelkovsky'ego. Z trudem udao mu si oderwa od niego wzrok, aby
spojrze na twarz, ktra bya najzupeniej banalna. Kasztanowe wosy, piwne oczy,
wielkie usta umalowane szmink.
- Jeli mam by szczery - zacz odchrzknwszy - nie jestem tak cakiem jej
wolaby nadal pozosta ze swymi kopotami, gdyby w ten sposb udao si j uratowa.
- Porozmawiam ze Stell - rzek do siebie - moe ona mi cos powie.
Lecz nie wiedzia, jak nawiza rozmow, dziewczyna bowiem cigle pakaa.
Niezrcznie byoby poruszy bez adnych wstpw spraw mieszkania. Zarazem ba si,
e gdy bd wychodzi ze szpitala, wycignie do niego rk, zanim on zdy si
zdecydowa. Na domiar zego poczu nagle siln potrzeb oddania moczu, ktra odebraa
mu zdolno logicznego mylenia. Zmusi si, by i wolno, chocia mia szalon ch
pogna co tchu do najbliszego szaletu. Odwanie zaatakowa:
- Nie powinna pani poddawa si rozpaczy. Chodmy si czego napi, jeli ma pani
ochot. Mam wraenie, e kieliszek czego mocnego postawi pani na nogi. - Przygryz
wargi a do krwi, by powstrzyma ch coraz bardziej monstrualn.
Chciaa co powiedzie, lecz czkawka przerwaa jej w p sowa. Skina wic tylko
gow na znak, e si zgadza, i umiechna si blado.
Trelkovsky by spocony jak mysz. Potrzeba oddania moczu drya mu brzuch niczym
wider. Wyszli ze szpitala. Akurat naprzeciwko bya wielka kawiarnia.
- Moe wstpimy naprzeciwko? - zaproponowa ze le udan obojtnoci.
- Jak pan chce.
Zaczeka, a usid i zamwi, i dopiero wtedy powiedzia: - Przepraszam na chwilk,
musz zaatwi wany telefon. Wrc za dwie minuty.
Gdy wrci, by ju innym czowiekiem. Mia ochot mia si i piewa zarazem.
Dopiero spostrzegszy wilgotn od tez twarz Stelli, pomyla o przybraniu
okolicznociowej miny.
Bez sowa sczyli napoje, ktre przynis kelner. Stell uspokajaa si powoli.
Obserwowa j, czekajc na moment psychologiczny, w ktrym mgby poruszy spraw
mieszkania. Spojrza znowu na jej piersi i ogarno go przeczucie, e bdzie z ni spa.
Dao mu to si, by przemwi.
- Nigdy nie zrozumiem samobjstwa. Nie mam argumentw przeciwko temu, ale
zupenie nie umiem tego poj. Czy rozmawiaycie na ten temat?
Odpowiedziaa, e nigdy o tym nie mwiy, e znaa Simone od bardzo dawna, lecz nie
zauwaya w jej yciu niczego, co mogoby tumaczy ten czyn. Trelkovsky
zasugerowa, e chodzio o zawd miosny, lecz Stell zapewniaa, e to niemoliwe. Nie
syszaa o adnym jej trwaym zwizku. Od czasu przybycia do Parya - jej rodzice
mieszkali w Tours - Simone ya waciwie sama, spotykajc si tylko z kilkoma
przyjacikami. Oczywicie, miaa jedn lub dwie przygody, lecz bez dalszego cigu.
Wikszo wolnego czasu spdzaa na czytaniu powieci historycznych. Bya
sprzedawczyni w ksigami.
Nie byo w tych informacjach nic, co stanowioby przeszkod dla zamiarw
ROZDZIA III
PRZEPROWADZKA
- A, to pan!
- Dzie dobry, panie Zy, widz, e mnie pan poznaje.
- A jake! Przyszed pan w sprawie mieszkania, co? Ma pan na nie ochot, ale cigle nie
chce pan zapaci caej sumy, co? Myli pan pewnie, e to ja ustpi?
- Nie musi pan ustpowa, panie Zy, dostanie pan swoje czterysta tysicy gotwk.
- Ale ja chciaem piset tysicy!
- Nie zawsze ma si to, co si chce, panie Zy. Ja na przykad wolabym, eby ubikacja
bya na tym samym podecie, co mieszkanie, a wcale tak nie jest.
Waciciel wybuchn miechem. Gonym luzowatym miechem, ktremu zawtrowa
wymuszony miech Trelkovsky'ego.
- Spryciarz z pana, co? No dobra, niech bdzie czterysta pidziesit tysicy gotwk i
nie mwmy ju o tym. Jutro przygotuj panu umow o wynajem. Jest pan zadowolony?
Trelkovsky dzikowa wylewnie.
- Kiedy bd mgt wej w posiadanie lokalu?
- Choby zaraz, jeli ma pan ochot, pod warunkiem, e wpaci pan zaliczk. Nie mam
wprawdzie powodu panu nie ufa, ale przecie pana nie znam, no nie? Gdybym mia
zaufanie do kadego, nie zaszedbym daleko w moim zawodzie, sam pan rozumie.
- Ale oczywicie. Jutro przynios swoje rzeczy.
- Jak pan chce. Widzi pan, e ze mn mona zawsze si dogada, pod warunkiem, e si
jest w porzdku i regularnie paci si komorne. Doda poufaym tonem:
- Nie straci pan na tym interesie. Rodzina zmarej zawiadomia mnie, e nie ma zamiaru
zabiera mebli, tak e pan z nich bdzie mg korzysta. Niech pan przyzna, e nie
spodziewa si pan tego. Po zapaceniu odstpnego nie starczyoby panu pienidzy na
meble.
- Och, kilka krzese, szafa, ko i st.
- Ach tak? Wic niech pan sprbuje kupi je w sklepie, zobaczymy, ile pan zapaci. Nie,
niech mi pan wierzy, nie straci pan na tym interesie. Zreszt pan sam o tym wie najlepiej!
- Jestem panu wdziczny, panie Zy!
- Och, wdziczno! - zamia si pan Zy, zamykajc drzwi, wypchnwszy przedtem
Trelkovsky'ego na podest.
- Do widzenia, panie Zy! - krzykn Trelkovsky do zamknitych drzwi.
Nie otrzyma odpowiedzi. Zaczeka jeszcze chwil, po czym zszed powoli ze schodw.
Gdy wrci do dawnego mieszkania, ogarno go wielkie zmczenie. Wycign si na
ku, nie majc siy zdj butw, i lea dugo, z na wp przymknitymi oczyma,
rozgldajc si dokoa.
Przey tu tyle lat, e nie mg oswoi si z myl, i to ju koniec. Nigdy wicej nie
zobaczy tego pokoju, ktry by treci jego ycia. Przyjd inni i zmieni nie do poznania
te ciany, co je zna tak dobrze, zrujnuj porzdek, zabij w zarodku nawet
przypuszczenie, e jaki pan Trelkovsky mg tu przed nimi mieszka. Bez ceremonii, z
dnia na dzie, pjdzie sobie.
Waciwie nie czul si tu ju naprawd jak u siebie. Tymczasowo jego pooenia psua
mu tych kilka ostatnich dni. Przypominao to ostatnie chwile spdzone w pocigu, ktry
wanie wjeda na stacj. Ju nie zadawa sobie trudu sprztania ani ukadania
dokumentw, ani cielenia ka. Nie powodowao to wielkiego nieadu, za mao mia na
to rzeczy, lecz stwarzao wraenie pustki, czego zacztego i porzuconego.
Trelkovsky spa bez przerwy a do rana. Wwczas zaj si pakowaniem dobytku, ktry
bez trudu zmieci si w dwch walizkach. Oddal klucze dozorczyni i takswk pojecha
pod swj nowy adres.
Cay ranek powici na podjcie pienidzy z kasy oszczdnoci i zaatwienie
formalnoci z wacicielem.
W poudnie przekrci klucz w zamku swojego mieszkania. Postawi obie walizki koo
drzwi, lecz nie wszed dalej. Uda si na obiad do restauracji, nic bowiem nie jad od
wczorajszego popoudnia.
Po obiedzie zadzwoni do swojego szefa i oznajmi, e jutro wraca do pracy. Okres
przejciowy dobieg koca.
ROZDZIA IV
SSIEDZI
Trelkovsky czu si jak na mkach. Za kadym razem, gdy podnosili gos, mwi "Ciii!"
tak energicznie, e zaczli go wymiewa i haasowali nadal, specjalnie, eby go
rozzoci. Wwczas znienawidzi ich do tego stopnia, e uzna za zbdne wszelkie
konwenanse.
Poszed do drugiego pokoju po palta, rozda je, po czym wypchn goci na klatk
schodow. eby si zemci, schodzc haasowali i miali si na cay glos z jego
niepokoju. Z przyjemnoci wylaby im na gowy wrzcy olej. Wrci do siebie i
zamkn drzwi na klucz. Odwracajc si, potrci okciem stojc na stole pust butelk.
Stuka si na pododze, czynic piekielny haas. Skutki nie day na siebie dugo czeka.
Kto gwatownie zastuka w podog. Waciciel!
Trelkovsky czul wstyd. Gboki wstyd, od ktrego zaczerwieni si od stp do gw.
Wstydzi si wszystkich swoich czynw. By postaci ohydn. Nieznone haasy jego
zabaw budziy ca kamienic! Czyby nie mia adnego szacunku dla innych? Czyby
nie by zdolny do ycia w spoeczestwie? Zbierao mu si na pacz. Co moe
powiedzie na swoj obron? Zreszt, czy mona dyskutowa ze stukaniem w sufit? Jak
powiedzie: "No tak, jestem winny, ale istniej okolicznoci agodzce"?
Nie odway si posprzta. Zbyt dobrze wyobraa sobie ssiadw nadstawiajcych
ucha, aby stuka za najmniejszym pretekstem. Zdj buty nie ruszajc si z miejsca, po
czym na palcach poszed zgasi wiato i uwaajc, aby w ciemnociach nie wpa na
jaki mebel, wrci i pooy si na ku.
Jutro trzeba bdzie stawi czoo ssiadom. Czy wystarczy mu odwagi? Na sam myl o
tym poczu si sabo. Co odpowie, gdy waciciel upomni go?
Wcieko tamowaa mu oddech. Poj, jak gupot byo urzdzenie tego spotkania. To
by najlepszy sposb, eby przyspieszy sw zgub. Nie bawi si dobrze, wydal sporo
pienidzy i na dodatek przysporzy sobie kopotw. Zadar ze wszystkimi lokatorami.
adny pocztek.
Wreszcie udao mu si zasn.
Ze strachu przed spotkaniem ssiadw przesiedzia w mieszkaniu cay niedzielny ranek.
Zreszt nie czul w sobie zbyt wiele energii. Bolay go nawet wosy. Przy kadym
spojrzeniu mia wraenie, e oczy wypadaj mu z orbit.
Mieszkanie wygldao jak po przejciu huraganu. Cynicznie ukazywao podszewk
wczorajszego wieczoru. Niczym na play w czasie odpywu, wraki leay tam, gdzie
wyrzuciy je fale: puste butelki, popi zmieszany z sosem na talerzach, z ktrych jeden
by stuczony, rozdeptane nieostronymi obcasami kawaki wdlin na pododze,
niedopaki rozmike od czerwonego wina.
Trelkovsky pozbiera, co mg, lecz kube na mieci byt ju przepeniony. Mg go
wynie dopiero wieczorem. Do tego czasu bdzie musia wdycha, niczym wyrzut
sumienia, mdlcy i obrzydliwy odr mieci-pamitek.
Byo to ponad jego siy. Poczu, e woli nawet walk z ssiadami. Zszed ze schodw
pogwizdujc. Kt mgby mie do niego pretensje, widzc go tak wesoym?
Oczywicie, nikt. Niestety, dokadnie w chwili, gdy dochodzi do drugiego pitra, pan Zy
otworzy drzwi, aby wyj. Trelkovsky nie mg si cofn.
- Dzie dobry, panie Zy - zaatakowa z miejsca - jaka pikna pogoda!
Po czym poufaym tonem:
- Przykro mi z powodu wczorajszego wieczoru, panie Zy. Zapewniam pana, e nigdy ju
nic podobnego si nie powtrzy.
- To dobrze! Zostalimy obudzeni, moja ona i ja, i nie moglimy zasn a do rana.
Zreszt wszyscy pascy ssiedzi si skaryli. Co to ma znaczy?
- Chcielimy uczci... moj przeprowadzk... niesychane szczcie, e udao mi si
znale to wspaniale mieszkanie. Ja i kilku znajomych pomylelimy sobie, e mona by,
nikomu nie przeszkadzajc, jakby to powiedzie... "obla" mieszkanie. Tak wic
chcielimy co zorganizowa, eby obla mieszkanie. No a potem, wie pan, jak to jest,
nawet przy najlepszej woli i szanujc ponad wszystko sen ssiadw, czowiek si
podnieca, bawi. I wtedy podnosi troch glos, pozwala sobie mwi goniej, ni jest to
konieczne. Ale jest mi przykro, naprawd przykro, i obiecuj, e to si wicej nie
powtrzy.
Waciciel spojrza Trelkovsky'emu prosto w oczy.
- Cae szczcie, e pan mi to mwi, panie Trelkovsky, bo nie ukrywam, e w
przeciwnym wypadku przedsiwzibym pewne rodki. Tak, rodki. Nie mog pozwoli,
aby lokator wprowadzi si do kamienicy po to, by sia zamt i wprowadza bezad. Nie,
nie mog na to pozwoli. Tak wic tym razem panu daruj, ale niech to bdzie po raz
ostatni. To i tak o jeden raz za wiele. W dzisiejszych czasach tak trudno zdoby
mieszkanie, e warto chyba stara si, by go nie straci, prawda? No, wic niech pan
uwaa!
W cigu nastpnych dni Trelkovsky stara si nie da ssiadom najmniejszego powodu
do niezadowolenia. Radio mia zawsze nastawione cichutko, a o dziesitej kad si do
ka z ksik i czyta. Odtd chodzi z podniesion gow, by takim samym lokatorem,
jak inni. Prawie takim samym. Czu bowiem mimo wszystko, e nie wybaczono mu
poaowania godnego incydentu zwizanego z przyjciem.
Cho zdarzao si to rzadko, czasem mija jakich ludzi na schodach. Oczywicie, nie
mg wiedzie, czy s to rzeczywicie ssiedzi, czy ich krewni lub przyjaciele
odwiedzajcy ich lub te po prostu domokrni sprzedawcy. Lecz nie chcc uchodzi za
le wychowanego, wola wszystkim mwi "Dzie dobry". Gdy mia na gowie kapelusz,
zdejmowa go i kania si nieco, mwic zalenie od okolicznoci "Dzie dobry panu"
lub "Dzie dobry pani".
Gdy nie mia kapelusza, wykonywa taki ruch, jakby go zdejmowa. Zawsze schodzi z
drogi osobie, ktr mija, i ju z daleka, gdy tylko j dostrzeg, mwi z szerokim
umiechem: "Prosz, pan (lub pani) pozwoli".
Nigdy nie omieszka rwnie powita dozorczyni, ktra zreszt zazwyczaj spogldaa
ROZDZIA V
TAJEMNICE
- Nie syszae jeszcze czego takiego, co? Korzystaj, u siebie nie bdziesz mg tak
zrobi.
W tym momencie kto zastuka do drzwi. Trelkovsky zadra.
- Ssiad? - zapyta trwoliwie.
- Bardzo bym chcia, eby tak byo. Zobaczyby, jak si zaatwia takie sprawy.
Istotnie by to ssiad.
- Bardzo przepraszam, e panu przeszkadzam, widz, e ma pan goci... Czy mgby pan
troch ciszy, ona jest chora... Scope sta si purpurowy ze zoci.
- Ach! Jest chora, tak? Co pan chce, mam przesta y, eby jej zrobi przyjemno?
Mam dla niej umrze? Jeli jest chora, to niech idzie do szpitala! Moe pan sobie
zachowa swoj gadk dla kogo innego, nie ze mn takie numery! Jeszcze mnie pan nie
zna! Bd sucha pyt, kiedy mam na to ochot! I tak gono, jak chc! Jestem guchy i
nie ma powodu, ebym przez wasne kalectwo by pozbawiony muzyki!
Wypchn ssiada i zatrzasn za nim drzwi.
- I niech pan nie prbuje adnych sztuczek - krzykn przez drzwi. - Komisarz policji to
mj znajomy!
Z umiechem odwrci si do Trelkovsky'ego.
- No i co, widziae? Zaatwiem go!
Trelkovsky nic nie odpowiedzia. Nie mg. Byo mu duszno. Nie potrafi znie widoku
czyjego upokorzenia. Wci widzia aosn twarz ssiada, ktry cofa si przed
krzyczcym Scope'em. Widzia bezmiar rozpaczy w jego oczach. Co powie onie, gdy
wrci do siebie? Czy bdzie mimo wszystko prbowa przedstawi siebie w roli
zwycizcy, czy te przyzna si do cakowitej klski?
Trelkovsky by wstrznity.
- No... ale przecie, jeli jego ona jest chora... - zaryzykowa.
- No to co? Mam gdzie jego on. Ja do niego nie chodz, kiedy mnie si to przytrafi, i
w ogle inaczej nigdy bymy z tym nie skoczyli. A tak, wicej ju nie przyjdzie.
Na szczcie wychodzc Trelkovsky nie spotka nikogo na schodach.
Przyrzek sobie, e nigdy wicej ju nie odwiedzi Scope'a.
- Szkoda, e nie widziae twarzy Trelkovsky'ego, kiedy wyrzuciem ssiada za drzwi opowiada Scope Simonowi. - Nie wiedzia, gdzie si podzia!
Wybuchnli miechem. Wydali si Trelkovsky'emu ohydni.
osobowoci.
Wieczorem odczytywa wiadomo w gazecie.
- Ja nawet po pijanemu nie bybym nigdy na tyle nieprzytomny, by piewa arie operowe
o trzeciej nad ranem.
Wyobraa sobie, co staoby si, gdyby mimo wszystko...
I lec samotnie w ku wybucha miechem, tumic jego dwik kodr.
Od tego czasu unika znajomych. Nie chcia, by jego obecno doprowadzia ich do
ostatecznoci. Jeli przestan go widywa, moe si uspokoj. Nie wychodzi ju prawie
wcale. Rozkoszowa si wieczorami spdzanymi w domu spokojnie, bez haasu. Myla,
e ssiedzi uznaj to za objaw dobrej woli. "Jeli kiedy zdarzy mi si, z takiego czy
innego powodu, wywoa jaki haas, przypomn sobie wszystkie wieczory, ktre miny
w absolutnej ciszy, i bd musieli mnie uniewinni."
Poza tym w kamienicy miay miejsce dziwne zjawiska, ktre obserwowa caymi
godzinami. Na prno usiowa je zrozumie. By moe przywizywa zbyt wiele wagi
do drobnych faktw bez znaczenia? Mogo i tak by.
A jednak, gdy wynosi mieci...
mieci Trelkovsky'ego zbieray si caymi dniami.
Poniewa jada gwnie w restauracji, skaday si raczej z papierw ni z substancji
gnijcych, byy tam rwnie kawaki chleba wyniesione po kryjomu z restauracji w
kieszeniach i resztki sera przyklejone do tekturowych pudeek. Wreszcie przychodzia
chwila, gdy Trelkovsky nie mg ju tego odkada. Zbiera wszystkie mieci do
niebieskiego kuba i wynosi do mietnika. Z wypenionego po brzegi kuba wypaday na
schody kawaki waty, skrki od owocw i inne rzeczy. Trelkovsky by zbyt obadowany,
by je podnosi.
- Zajm si tym w drodze powrotnej - obiecywa sobie.
Lecz gdy wraca, niczego ju nie byo. Kto pozbiera mieci. Kto? Kto czyha, a
Trelkovsky przejdzie, aby je wwczas sprztn?
Ssiedzi?
Czy nie byo w ich interesie raczej zaatakowa go, obrzuci wyzwiskami i zagrozi
najgorszymi represjami za to, e pobrudzi schody? Niewtpliwie ssiedzi nie
przepuciliby tak wspaniaej okazji, by go tyranizowa.
Nie, to by kto inny... lub co innego.
Czasem Trelkovsky podejrzewa szczury. Wielkie szczury, ktre z piwnicy lub kanaw
wyszy na poszukiwanie poywienia. Szmery, ktre czasem sysza na schodach, zdaway
si potwierdza t hipotez. Lecz jeli tak byo, czemu szczury nie grasoway
rzeczywicie nie wykonyway adnej czynnoci, a ich twarze nie byy mu znane. W
dodatku nie byli to nigdy ci sami ludzie, nikogo nie ujrza po raz drugi.
Aby si przekona, jak to wyglda w rzeczywistoci, podczas gdy ktra z postaci
wykonywaa swj niezrozumiay obowizek, Trelkovsky pobieg do ubikacji. Przyby za
pno. Powcha: adnego zapachu. W otworze, na rodku biao emaliowanego kwadratu
ani ladu zabrudzenia.
Na prno jeszcze wiele razy usiowa zaskoczy przybyszw. Przybiega zawsze po ich
wyjciu. Pewnego wieczoru zdawao mu si, e odnis sukces. Drzwi nie otworzyy si,
zamknite na may elazny haczyk, ktry gwarantowa uytkownikom samotno.
Trelkovsky czeka cierpliwie, zdecydowany nie odchodzi, dopki nie zobaczy, kto by
w rodku.
Nie musia zbyt dugo czeka. Pan Zy wyszed majestatycznie, zapinajc spodnie.
Trelkovsky umiechn si do niego przyjanie, lecz pan Zy nie raczy odpowiedzie.
Oddali si z gow podniesion do gry, jak czowiek, ktry nie ma si czego wstydzi,
Co robi pan Zy w tym miejscu? Z pewnoci ma ubikacj we wasnym mieszkaniu.
Czemu z niej nie skorzysta?
Trelkovsky zrezygnowa z wyjanienia tajemnic. Ograniczy si do obserwacji i
wysuwania hipotez, z ktrych adna go nie zadowalaa.
ROZDZIA VI
WAMANIE
Z nowu kto stuka. Tym razem ssiad z gry. A przecie nie spowodowa zbyt
wielkiego rumoru. Oto, co si zdarzyo...
Tego wieczoru Trelkovsky wrci prosto z biura. Nie czul godu, a poniewa by bez
pienidzy, postanowi powici wieczr na uporzdkowanie swego niewielkiego
dobytku. Istotnie, cho mieszka tu ju od dwch miesicy, nie udao mu si jeszcze
wyj z etapu prowizorki pierwszych dni. Zaraz po przyjciu otworzy wic obie swoje
walizki, po czym, nie zajmujc si nimi wicej, obejrza swoje mieszkanie krytycznym
okiem. Okiem inyniera, ktry prowadzi roboty na wielk skal.
Poniewa byo jeszcze wczenie, odsun szaf od ciany, usiujc jednak robi przy tym
jak najmniej haasu. Dotychczas nie odway si na to. Ukad mebli by dla niego do tej
pory rwnie nienaruszalny jak pooenie cian. Co prawda, pamitnego dnia, gdy
urzdzi oblewanie mieszkania, przestawi ko do wikszego pokoju, lecz ko to
niezupenie mebel.
Za szaf dokona pewnego odkrycia. Pod grub pokryw wenistego kurzu, ktry
oblepia cian, zobaczy otwr. Na wysokoci okoo metra i trzydziestu centymetrw
nad ziemi wydrona bya maa jamka, wewntrz ktrej dostrzeg kulk szarej waty.
Zaintrygowany, przynis owek, z ktrego pomoc udao mu si watk wycign.
Byo tam jeszcze co. Przez chwil grzeba owkiem, a wydoby przedmiot, ktry
wypad na jego lew do: by to zb. cisej mwic - siekacz.
Dlaczego ogarno go nagle niezwykle podniecenie, gdy przypomnia sobie szeroko
otwarte usta lecej na szpitalnym ku Simone Choule? Ujrza dokadnie dziur po
grnym siekaczu, niczym wyom w szacu uzbienia, przez ktry przenikna mier.
Machinalnie turlajc zb na doni, zastanawia si, dlaczego Simone Choule woya zb
do dziury w cianie. Niejasno przypomnia sobie dziecinne wierzenie, wedug ktrego
tak schowany zb zamienia si w podarek. Czyby poprzednia lokatorka do tego stopnia
zachowaa wierzenia malej dziewczynki? A moe nie miaa ochoty, i Trelkovsky
rozumia j lepiej ni ktokolwiek inny, rozsta si z kawakiem siebie samej? Czy by to
rodzaj mini grobu, na ktry od czasu do czasu przychodzia, by nabra nowych sil, na
ktry, kto wie, przynosia moe kwiaty. Trelkovsky przypomnia sobie teraz histori
pewnego czowieka, ktry straciwszy rk, odcit w wypadku samochodowym, wyrazi
yczenie pochowania jej na cmentarzu. Wadze odmwiy. Rka zostaa spalona.
Dziennik nie donosi, co byo potem. Czy ofierze wypadku nie pozwolono te zabra
popiou? I jakim prawem?
Oczywicie zb czy rka, gdy ju zostay oddzielone, nie stanowiy czci osobnika. Nie
byo to jednak takie proste.
- Od jakiego momentu - zastanawia si - osobnik nie jest ju tu, gdzie nam si zdaje?
Zabieraj mi rk, bardzo dobrze, mwi: ja i moja rka. Zabieraj mi obie, mwi: ja i
moje dwie rce. Zabieraj mi nogi, mwi: ja i moje koczyny. Zabieraj mi odek,
wtrob, nerki, zakadajc, e jest to moliwe, mwi: ja i moje wntrznoci. Ucinaj mi
gow: co powiedzie? Ja i moje ciao czy ja i moja gowa? Jakim prawem moja gowa,
ktra w kocu jest tylko czci ciaa, miaaby sobie przywaszczy tytu "ja"? Dlatego,
e zawiera mzg? Lecz s przecie larwy, robaki, czy ja wiem co jeszcze, ktre nie maj
mzgu. Czy dla tych stworw istniej gdzie w takim razie jakie mzgi, ktre mwi: ja
i moje robaki?
Trelkovsky chcia wyrzuci zb, lecz w ostatniej chwili zmieni zdanie. W kocu
zamieni tylko kawaek waty na nowy, czyciejszy.
Lecz od tego czasu obudzia si w nim ciekawo. Zacz bada teren, milimetr po
milimetrze. Jego wysiek zosta nagrodzony. Pod ma komdk znalaz paczk listw i
stos ksiek. Wszystko byo czarne od kurzu. Trelkovsky oczyci je najpierw za pomoc
szmatki. Wszystkie ksiki okazay si powieciami historycznymi, a listy bez znaczenia,
Trelkovsky obieca sobie jednak, e je pniej przeczyta. Na razie zapakowa znalezisko
we wczorajsz gazet, po czym wszed na krzeso, aby pooy je na szafie. Nastpia
katastrofa. Paczka wysuna mu si z rk i z haasem upada na podog.
Na reakcj ssiadw nie trzeba byo dugo czeka. Nie zdy jeszcze zej z krzesa, gdy
rozlego si wcieke walenie w sufit. Wic byo ju po dziesitej? Spojrza na zegarek:
dziesita dziesi.
Peen goryczy rzuci si na ko, gotw nie ruszy si ju tego wieczoru, aby nie
sprawi im przyjemnoci, dostarczajc pretekstu. Rozlego si pukanie do drzwi.
- To oni!
Trelkovsky przeklina ogarniajc go panik. Sysza bicie swego serca niczym echo
odpowiadajce uderzeniom w drzwi. Trzeba byo jednak cos zrobi. Potok przeklestw i
stumionych obelg popyn mu z ust.
A wic znw bdzie musia si tumaczy, usprawiedliwia, przeprasza, e yje! Bdzie
musia by wystarczajco mikki, by wygna nienawi i osign obojtno. Bdzie
musia powiedzie mniej wicej tak: Nie zasuyem na wasz nienawi, prosz na mnie
spojrze, jestem tylko nieodpowiedzialnym zwierzciem, ktre nie potrafi stumi
odgosw swojego gnicia, czyli swojego ycia, nie tracie wic na mnie czasu, nie
brudcie sobie pici, tukc mnie na kwane jabko, pozwlcie mi istnie. Oczywicie,
nie prosz was, bycie mnie kochali, wiem, e jest to niemoliwe, gdy nie jestem
przyjemny, lecz dajcie mi w jamunie wystarczajco duo pogardy, aby mnie nie
zauwaa.
Znw zastukano do drzwi.
Poszed otworzy. Od razu zobaczy, e nie jest to ssiad. By nie do arogancki, nie
do pewny siebie, mia zbyt wiele niepokoju w oczach. Zdawa si by zaskoczony
widokiem Trelkovsky'ego.
- Czy to mieszkanie panny Choule? - wyjka.
- Tak, to znaczy bylo. Jestem nowym lokatorem.
- A wic wyprowadzia si? - Trelkovsky nie odpowiedzia.
- Zna pan moe jej aktualny adres?
Trelkovsky nie bardzo wiedzia, co powiedzie. Przybysz najwidoczniej nic nie wiedzia
o losie Simone Choule. Czy czyy go z ni wizy przyjani? Przyjani czy mioci?
Czy mg tak prosto z mostu powiedzie mu o samobjstwie?
- Prosz, niech pan wejdzie, nie bdzie pan przecie stal na schodach.
Tamten wymamrota jakie podzikowanie. By wyranie przestraszony.
- Mam nadziej, e nic jej si nie stao? - spyta cienkim gosem.
Trelkovsky skrzywi si. eby tylko nie zacz krzycze lub co w tym rodzaju.
Ssiedzi nie przepuciliby takiej okazji. Chrzkn.
- Prosz, niech pan siada, panie...
- Badar, Georges Badar.
- Bardzo mi przyjemnie, panie Badar, nazywam si Trelkovsky. Widzi pan, stao si
nieszczcie.
- O mj Boe, Simone!
Prawie krzykn. "Mwi si, e prawdziwe cierpienie jest nieme - pomyla Trelkovsky. Oby to bya prawda."
- Dobrze pan j zna?
- Powiedzia pan "zna"! A wic nie yje!!!
- Popenia samobjstwo ponad dwa miesice temu.
- Simone... Simone...
Mwi teraz ciszej. Jego cienkie wsiki dray, wargi konwulsyjnie zachodziy na siebie,
jabko Adama walio w nakrochmalony konierzyk koszuli.
- Wyskoczya przez okno. Zechce pan spojrze... - Wpad w ton dozorczyni.
- Upada na szklany daszek na pierwszym pitrze. Nie zgina na miejscu.
- Ale dlaczego? Dlaczego to zrobia?
- Nie wiadomo. Zna pan jej przyjacik Stell? (Bader pokrci przeczco gow). Ona
te nie wie, a przecie bylajej najlepsz przyjacik. Tak, to okropne. Napije si pan
czego?
Lecz zaraz przypomnia sobie, e nie ma w mieszkaniu nic do picia.
- Zejdmy na d. Zapraszam pana na drinka. To panu dobrze zrobi. Dwie przyczyny
skoniy Trelkovsky'ego do zrobienia tej propozycji. Pierwsz by niepokojcy stan
modego czowieka i jego straszliwa blado. Drug - lk przed wybuchem, ktry
cignby na niego gromy ze strony ssiadw.
W kawiarni dowiedzia si od Badara, e by on przyjacielem Simone z czasw
dziecistwa, e zawsze j potajemnie kocha, e wanie ukoczy sub wojskow i
zdecydowa si wyzna jej sw mio i pragnienie polubienia jej. Badar byt modym
czowiekiem, nijakim i szalenie banalnym. Swj szczery bl wyraa za pomoc zda
zaczerpnitych z tanich powieci. Gotowe formuy, ktrych uywa, byy w jego
przekonaniu jeszcze jednym hodem zoonym zmarej. By wzruszajcy! Przy drugim
kieliszku koniaku zacz mwi o samobjstwie. "Chc si poczy z t, ktr kocham bekota gosem, w ktrym brzmiao kanie - dla mnie ycie nie ma ju adnej wartoci."
"Ale nie - odpowiada Trelkovsky, ktry przej styl swego rozmwcy - jest pan mody,
zapomni pan." "Nigdy" - odpowiada Badar. "Na wiecie s inne kobiety, moe nie
zastpi jej, lecz zapeni pustk w paskim sercu. Niech pan podruje, niech pan robi
cokolwiek, lecz niech pan sprbuje dziaa, zobaczy pan, e pan z tego wyjdzie."
"Nigdy!"
Wyszedszy z kawiarni, udali si do innej, potem do jeszcze innej. Trelkovsky nie mia
opuci zrozpaczonego. Ca noc tak si bkali i przez cay czas na dug litani skarg
modego czowieka Trelkovsky odpowiada cisym rozumowaniem. Nareszcie o wicie
Trelkovsky wymg na Badarze, e odoy wykonanie swego projektu. Wydar mu
obietnic, e bdzie y co najmniej przez miesic, zanim podejmie nieodwoaln
decyzj.
Wracajc samotnie do domu, Trelkovsky podpiewywa. By wycieczony i nieco pijany,
lecz w wietnym humorze.
Styl wymienionych zda serdecznie go ubawi. Wszystko byo tak czarujco sztuczne!
Tylko rzeczywisto go rozbrajaa.
W pobliu domu otwierano wanie kawiarni. Trelkovsky wszed tam, aby zje
niadanie.
- Mieszka pan naprzeciwko? - spyta kelner.
- Tak, mieszkam tu od niedawna.
- Zajmuje pan mieszkanie tej, ktra popenia samobjstwo?
- Tak, zna j pan?
- No pewnie. Przychodzia kadego ranka. Nawet nie czekaem, a co zamwi.
Przynosiem jej czekolad i dwie kanapki. Nie pia kawy, bo to j za bardzo
denerwowao. Kiedy mi powiedziaa: "Jak wypij rano kaw, nie mog spa przez dwa
dni."
- Kawa rzeczywicie denerwuje - przyzna Trelkovsky. - Ale jestem do niej zbyt
przyzwyczajony, nie mgbym si ju bez niej oby.
- Tak pan mwi, bo nie jest pan chory, lecz z chwil, gdy si ju nie moe, przestaje si
j pi.
- Moliwe - rzeki Trelkovsky.
- Na pewno. Fakt, e s tacy, ktrym szkodzi czekolada, wtroba... wie pan, ale ona, ona
nie miaa nic z tych rzeczy.
- Moliwe - przyzna Trelkovsky.
- To jednak smutne, gdy moda kobieta si zabija, ot tak, nie wiadomo dlaczego.
Prawdopodobnie bez powodu. Jakie chwilowe zaamanie, ma si wszystkiego do i
siup! wdruje si na tamten wiat. Poda panu czekolad?
Trelkovsky nie odpowiedzia. Rozmyla znowu o poprzedniej lokatorce. Wypi
czekolad nawet si nie spostrzegszy, zapaci i wyszed. Wchodzc na swoje pitro,
zauway, e drzwi do jego mieszkania s uchylone. Zmarszczy brwi.
- Dziwne, byem przecie pewien, e zamknem drzwi.
CZ DRUGA
SSIEDZI
ROZDZIA VII
BITWA
naley.
Gocie ocigali si troch, lecz wida byo, e dugo nie wytrzymaj i zejd.
Z dou wzbijay si okrzyki.
- Id tamtdy, a ja pjd tdy. Jak ktrego zapiesz, to mnie woaj. No, schodcie
wreszcie, bydlaki jedne!
- Widz jaki cie tam, o tam! Niech ja ci tylko zapi, ty cierwo!
- Gnoje, zobaczymy, czy teraz te jestecie tacy odwani!
Trelkovsky nie cieszy si ju. By wstrznity. Widzia, e nienawi tych ludzi nie jest
udawana. Oni nie artowali. Czuo si, e instynktownie zaczynaj si znw
zachowywa jak na wojnie, e nagle przypominaj sobie to, czego nauczono ich w
wojsku. Nie byli ju spokojnymi lokatorami, lecz zabjcami w akcji.
Z twarz przyklejon do okna Trelkovsky ledzi rozwj wydarze. Oba mskie glosy,
pokonawszy okrn tras, poczyy si ze sob.
- Nic nie widziae?
- Nie, zapaem jednego w korytarzu, ale powiedzia: "To nie ja, to nie ja!", wic
pozwoliem mu odej.
- Nie chc zej, bydlaki! Ale i tak w kocu bd musieli i do domu i wtedy damy im
w mord.
Okna na czwartym pitrze otworzyy si z trzaskiem.
- Sami tego chcielicie! Schodzimy, nie martwcie si. Moecie udawa cwaniakw, zaraz
si przekonamy!
Mimo sporej odlegoci Trelkovsky usysza, jak po schodach zadudniy liczne kroki,
podczas gdy na podwrku dwa gosy szalay z radoci.
- No! Dugo to trwao, ale w kocu id! Skujemy im mordy, tym bydlakom, tym gnojom,
damy im tak nauczk, e pozamykaj te parszywe ryje!
Do starcia musiao doj w bramie, niedaleko mietnikw, gdy Trelkovsky usysza, jak
kilka z nich wywrcio si z oskotem wrd krzykw wciekoci i przeklestw. Potem
kto na dole zacz biec, prbujc dosta si na schody. Jaka posta dogonia zbiega i
rzucia si dziko na niego. Obaj mczyni potoczyli si, spleceni w ucisku. Szamotali
si i rzucali z nieprawdopodobn wprost zrcznoci. Wreszcie jeden z nich wzi gr i
chwyciwszy gow przeciwnika, zacz metodycznie wali ni o ziemi.
Syrena policyjnego wozu zaguszya piskliwe krzyki kobiet. Policjanci w mundurach
wtargnli na podwrko. W okamgnieniu teren opustosza. Syrena ucicha w mroku nocy,
zapanowa spokj.
Tej nocy Trelkovsky'emu nio si, e wstaje z ka, odsuwa je od ciany i w miejscu
zasonitym przez jedn z jego cianek odkrywa drzwi. Zdziwiony, otwiera je i wchodzi
do dugiego korytarza, a waciwie piwnicy. Korytarz opada coraz niej i rozszerza si,
zakoczony za jest wielk pust sal bez drzwi i okien. ciany s cakiem nagie. Znw
idzie korytarzem, wraca do drzwi za kiem i tu spostrzega, e drzwi te s zaopatrzone
od strony podziemia w now, byszczc zasuw. Porusza ryglem, ktry dziaa
doskonale, bez zgrzytw, nie skrzypi. Ogarnia go fala strachu, zadaje sobie pytanie, kto
zaoy zasuw, skd ten kto si wzi, dokd poszed, dlaczego zostawi drzwi otwarte?
Rozlego si stukanie do drzwi. Trelkovsky zbudzi si raptownie.
- Kto tam? - zapyta.
- To ja - odpowiedzia jaki kobiecy gos. Ubra si w stary szlafrok i poszed otworzy.
Na progu staa kobieta w towarzystwie dziewczyny lat okoo dwudziestu. Z wyrazu jej
oczu Trelkovsky wyczyta od razu, e dziewczyna jest niemow.
- Czego panie sobie ycz?
Kobieta, ktra musiaa mie okoo szedziesiciu lat, zatopia swe czarne oczy w oczach
Trelkovsky'ego. W rku trzymaa jak kartk.
- Prosz pana, czy to pan zoy na mnie skarg?
- Skarg?
- Tak, skarg o zakcanie ciszy nocnej.
Trelkovsky by zdumiony.
- Nigdy nie skadaem adnej skargi!
Kobieta wybuchnia paczem. Wspara si o dziewczyn, ktra wci usilnie wpatrywaa
si w Trelkovsky'ego.
- Kto zoy na mnie skarg. Dzi rano dostaam to pismo. Nigdy nie robi haasu. To
ona haasuje. Ca noc.
- Jaka "ona"?
- Stara, to za starucha, prosz pana. Chce mi zaszkodzi. Bo moja crka jest kalek i ona
to wykorzystuje.
Kobieta uniosa spdnic dziewczyny. Wskazaa Trelkovsky'emu but ortopedyczny, w
ktrym tkwia lewa stopa.
- Ma do mnie pretensje, bo moja crka jest kalek. A teraz dostaam ten list, poniewa
zakcam cisz nocn! Wic to nie pan, prosz pana, zoy t skarg?
ROZDZIA VIII
STELLA
- Mam jeszcze ksik, ktr mi poyczya. Powie Michela Zevaco. Nie przeczytaem
jej jeszcze.
- Nie lubia tegorocznej mody. Uwaaa, e jest pozbawiona stylu. Oprcz Chanel,
wszystko wydawao si jej okropne.
- Mwia mi, e chce sobie kupi czwart symfoni Beethovena w wydaniu klubowym.
- Nie znosia zwierzt.
- Nie, ona si ich baa.
- Nie lubia amerykaskich filmw.
- Miaa pikny gos, lecz nie do wyrobiony.
- W czasie urlopu bya na Lazurowym Wybrzeu.
- Baa si uty.
- Nic nie jada.
Trelkovsky maymi, regularnymi yczkami pi alkohol ze swego kieliszka. Nie
rozmawia, lecz sucha z zapartym tchem. Kada informacja bya dla niego odkryciem.
Tak wic nie lubia tego? Popatrz, popatrz! A lubia tamto! Co podobnego! Umrze
majc tak sprecyzowane gusty! Byo to z jej strony niekonsekwentne. Doszed do tego,
e zadawa pytania, aby dowiedzie si wicej szczegw. W duchu porwnywa jej
upodobania z wasnymi. Gdy si pokryway, odczuwa z tego powodu niedorzeczn
rado. Zdarzao si to jednak do rzadko. Na przykad nie cierpiaa jazzu, ktry on
lubi. Przepadaa za Colette, on za nigdy nie mg si zmusi, by przeczyta choby
jedn stron. Nie lubi Beethovena, zwaszcza jego symfonii. Lazurowe Wybrzee byo
czci Francji, ktra najmniej go pocigaa. Nadal dopytywa si z uporem,
wynagradzany najmniejszym podobiestwem gustw.
Mody czowiek, u ktrego si znaleli, poprosi do taca jedn z dziewczt. Drugi
poprosi Stell. Trzeci mody czowiek, ktry nie taczy, usiowa nawiza z
Trelkovskym rozmow, lecz ten nie odpowiedzia. Po pierwszym tacu Stella podesza i
spytaa, czy chciaby z ni zataczy. Zgodzi si. Nie mia wprawy w taczeniu, lecz
pomogo mu to, e by pijany. Przetaczyli kilka spokojnych melodii bardzo powoli,
ocierajc si o siebie. Trelkovsky'ego zupenie teraz nie obchodzio, co sobie pomyl
modzi ludzie. W trakcie taca, szepczc mu do ucha, spytaa, czy chce, eby do niego
przysza. Potrzsn przeczco gow. Co sobie pomyli, jak si dowie, gdzie mieszka!
Nic nie powiedziaa, ale domyli si, e jest uraona. Z kolei on jej szepn: "A nie
moglibymy pj do pani?" Umiechna si, rozpromieniona. "Tak. Mona i tak."
Musiaa by wzruszona, gdy cisna nieco silniej jego rami. Nie mg jej zrozumie.
W jej mieszkaniu wszystko zdradzao jej pe. Na cianach wisiay reprodukcje obrazw
Marie Laurencin, lakierowane muszelki, zdjcia wycite z czasopism dla kobiet. Na
pododze lea dywan z rafii. Puste butelki ozdabiay bufet. By tylko jeden pokj, ko
ROZDZIA IX
PETYCJA
D ozorczyni czyhaa widocznie na jego powrt, gdy kiwna mu zza szyby strwki.
Podniosa ruchome okienko i krzykna goniej, ni to byo konieczne:
- Panie Trelkovsky!
Nie potrafia wymwi s pomidzy v i k i mwia "Trelkovky". Podszed z miym
umiechem na ustach.
- Rozmawia pan z pani Dioz?
- Nie. A dlaczego?
- W takim razie powiem jej, e pan ju wrci. Przyjdzie z panem porozmawia.
- W jakiej sprawie?
- Zobaczy pan, zobaczy pan.
Zatrzasna okienko, aby nie przedua rozmowy. Pokiwaa tylko gow w gr i w d
w charakterze poegnania, po czym, nie zajmujc si nim wicej, odwrcia si, by
skoczy przygotowywanie posiku stojcego na piecyku.
Nieco zaintrygowany, Trelkovsky wszed do mieszkania. Rzuci paszcz na ko,
przycign krzeso do okna i usiad. Siedzia tak przez pl godziny. Nie robi nic, nie
myla o niczym, pozwala tylko, by przez gow przebiegay mu wspomnienia kilku nic
nie znaczcych zdarze minionego dnia. Strzpy zda, gesty bez znaczenia, twarze
widziane w metrze.
Nastpnie wsta i chodzi z pokoju do pokoju, dopki nie przyszo mu na myl, by
zatrzyma si przed maym lustrem, ktre zawiesi na cianie nad zlewem. Przyjrza si
sobie przez chwil obojtnie, pochyli gow w prawo, w lewo, podnis j i zobaczy
szeroko rozwarte otwory nozdrzy, potem przesun do po twarzy, bardzo wolno.
Czubkiem palca wyczul may wosek na grnej krawdzi nosa. Opar si nosem o lustro,
by go dojrze. May brzowy wlos stercza wrd porw skry. Wrci do ka i wyj
paczk zapaek z kieszeni paszcza. Wybra starannie dwie, ktrych koce, po przeciwnej
stronie ni siarka, byy najrwniej przycite. Podszed do lustra i posugujc si
zapakami niczym szczypcami, zacz wyrywa wos. Zapaki jednak zsuway si, a
moe le chwyta nimi wos, w kadym razie ten w ostatniej chwili si wymyka. Dziki
cierpliwoci w kocu jednak udao mu si. Wos by duszy, ni przypuszcza.
Z nudw wycisn kilka wgrw na czole, lecz robi to bez przekonania. Wycign si
na ku, zamkn oczy, ale nie spa. Opowiedzia sobie histori.
"Jad konno na czele dziesiciu tysicy rozwcieczonych, zaporoskich kozakw. Od
trzech dni nasze konie bij step rozszalaymi kopytami. Przeciw nam zza horyzontu
zblia si z szybkoci byskawicy dziesi tysicy wrogich jedcw. Nie zbaczamy ani
o milimetr. Zderzenie obu oddziaw jest straszliwe. Ja jeden pozostaem w siodle.
Wycigam krzyw szabl i tn kbic si na ziemi mas ludzk. Nawet nie patrz, kogo
dosigaj moje ciosy. Rbi i tn. Wkrtce caa rwnina pokryta jest ju tylko krwawymi
szcztkami. Wbijam obcasy butw w boki konia, ktry ry z blu. Wiatr ciska mi gow
jak kominiarka. Za sob sysz krzyki dziesiciu tysicy kozakw... nie, za sob sysz...
nie. Id ulicami miasta, noc. Odwracam si na odgos krokw. Widz kobiet, ktra
usiuje si wyrwa podpitemu marynarzowi. Chwyci jej sukienk i rozdar. Kobieta jest
pnaga. Podbiegam do brutala i jednym pchniciem przewracam go na bruk. Nie
podnosi si ju. Kobieta zblia si do mnie... nie, kobieta ucieka... nie. Metro o szstej
rano. Zatoczone. Na stacji ludzie usiuj wej do wagonw. Oparci o grn krawd
drzwi, popychaj poladkami tych, ktrzy s w rodku. Podbiegam i pcham porzdnie.
Tum, ktry jest wewntrz, rozsadza otaczajce go ciany i wysypuje si na tory. Pocig
nadjedajcy z przeciwnego kierunku miady kbic si mas podrnych. Posuwa
si w rzece krwi."
Czy kto puka? Tak, kto zapuka.
To pewnie tajemnicza pani Dioz.
Stara kobieta stojca na progu przyprawia go o wstrzs. Wok oczu miaa czerwone
obwdki, usta pozbawione byy warg, a nos dotyka niemal czubka brody.
- Musz z panem porozmawia - owiadczya zdumiewajco jasnym gosem.
- Prosz, niech pani wejdzie!
Bez enady podesza a do drzwi drugiego pokoju, przez ktre rzucia kilka
ukradkowych spojrze. Nie patrzc na Trelkovsky'ego, podaa mu kartk papieru w
kratk. Wzi j i stwierdzi, e pokryta jest licznymi podpisami. Na odwrocie byo kilka
linijek tekstu, starannie wypisanych fioletowym atramentem. Bylo to owiadczenie, e
niej podpisani protestuj przeciwko pewnej pani Gaderian, ktra haasuje po godzinie
dziesitej. Stara skupia uwag na twarzy Trelkovsky'ego i obserwowaa, jak zareaguje.
- No i jak? Podpisuje pan?
Trelkovsky poczu, e blednie, zupenie jakby przejecha przednimi zbami po kawaku
aksamitu.
C za cynizm, proponowa mu co takiego! Zapewne po to, by pokaza mu, co go
czeka! Chciano go zmusi do podpisania za pomoc ohydnego szantau. Najpierw ona,
potem on, a jeli nie zechce podpisa, pierwszy poniesie konsekwencje swej odmowy.
Poszuka na licie podpisu pana Zy. By na naczelnym miejscu, otoczony obwdk
czystego papieru na znak szacunku.
- Kim jest ta pani Gaderian? - wykrztusi z trudem. - Nie znam jej.
Stara mkna ze zoci.
- Tylko j si syszy po dziesitej! Chodzi, haasuje, zmywa naczynia w rodku nocy.
Wszystkich budzi. Lokatorzy maj przez ni ycie nie do zniesienia.
- Czy nie mieszka czasem z mod kalek dziewczyn?
- Nic podobnego! Mieszka z czternastoletnim synem. obuzem, ktry przez cay dzie
zabawia si, skaczc na jednej nodze!
- Jest pani pewna? To znaczy, chciaem powiedzie, czy jest pani zupenie pewna, e nie
mieszka ona z mod dziewczyn?
- Ale oczywicie. Niech pan spyta dozorczyni. Kady panu powie.
Trelkovsky wcign gboko powietrze.
- Przykro mi, ale nie podpisuj adnych petycji. Zreszt ta kobieta nigdy mi nie
przeszkadzaa, nigdy jej nie syszaem. Gdzie ona waciwie mieszka? - Stara nie
odpowiedziaa na ostatnie pytanie.
- Jak pan chce. Nie zmuszam pana. Ale jak potem obudzi pana w nocy, niech pan do
- Zaatwiam si na schodach!
Parskna miechem.
- Tak, zrobiam kup na caej klatce schodowej.
Jej oczy byy sprytne, jak u maej dziewczynki.
- Na wszystkich pitrach, wszdzie. To w kocu ich wina, mogli mnie nie przyprawia o
biegunk. Ale przed paskimi drzwiami nie narobiam dodaa. - Nie chciaam panu
sprawia kopotw.
Trelkovsky by przeraony. W uamku sekundy zda sobie spraw, e brak nieczystoci
przed jego drzwiami nie tylko go nie uniewinni, lecz bdzie najgorszym oskareniem.
Ochrypym gosem zapyta:
- Czy... czy dawno?
Zagdakaa.
- Teraz. Dosownie przed chwil. Jak to jutro zobacz, to dopiero zrobi miny! A
dozorczyni bdzie musiaa posprzta! Dobrze im tak, dobrze im tak!
Zamachaa rkami. Sysza jeszcze, jak gdakaa, schodzc ostronie ze schodw.
Przechyli si przez porcz, by sprawdzi. Nie skamaa. Wzdu schodw cigna si
zygzakiem ta smuga. Zapa si za gow.
- Na pewno powiedz, e to ja! Musz znale jakie wyjcie. Musz!
Nie mg przecie zabra si teraz do sprztania tego wszystkiego. W kadej chwili mg
go kto zaskoczy. Przyszo mu na myl, by samemu zrobi przed swoimi drzwiami, lecz
nie chciao mu si. Pomyla te, e inny kolor i konsystencja mogyby go zdradzi.
Wreszcie znalaz rozwizanie.
Pokonujc wstrt, wzi z mieszkania kawaek tektury i nabra na niego troch
ekskrementw z wyszego pitra. Serce walio mu motem w czasie tej ekspedycji,
ogarn go strach i obrzydzenie. Wyrzuci zawarto tekturki na podest przed drzwiami
swojego mieszkania. Potem poszed do ubikacji pozby si tektury.
Wrci ledwo ywy. Nastawi budzik na wczeniejsz godzin ni zazwyczaj. Nie mia
ochoty by wiadkiem sceny, ktra nastpi po odkryciu.
Lecz rano nie byo ju ladu wydarze z zeszego dnia. Silny zapach chlorku unosi si z
wilgotnych jeszcze drewnianych stopni.
Trelkovsky wypi czekolad i zjad dwie kanapki w kawiarni naprzeciwko.
Byo jeszcze wczenie. Powolutku poszed piechot do biura. Idc obserwowa
przechodniw. Twarze mijay go w odstpach niemal regularnych, jakby ich waciciele
stali na ruchomym chodniku. Twarze o wielkich, wyupiastych oczach niczym u
ROZDZIA X
CHOROBA
B y chory. Od kilku dni nie czul si dobrze. Jego plecami wstrzsay dreszcze; szczki
mu dray, rozpalone czoo zrasza zimny pot. Z pocztku prbowa nie przyjmowa tego
do wiadomoci, udawa, e wszystko jest w porzdku. W biurze obejmowa gow
rkami, by nie sysze w niej szumu. Wejcie na najmniejsze schodki doprowadzao go
do stanu opakanego. Nie, tak duej by nie mogo, by wykoczony.
Jakie paskudztwo dostao si do mechanizmu i naraao na szwank jego istnienie. Co to
byo? Pirko przeszkadzajce w zazbieniu si dwch trybw? Rozregulowana
przekadnia? Czy moe bakterie?
Lekarz rejonowy, do ktrego si uda, nie powiedzia mu, co jest przyczyn awarii.
Zadowoli si zapisaniem mu na wszelki wypadek sabej dawki antybiotyku i maych
tych tabletek, ktre naley zaywa dwa razy dziennie. Poleci mu rwnie pi duo
jogurtu. Brzmiao to jak art.
- Ale tak, to konieczne, zapewniam pana, duo jogurtu. Zaludni pan sobie z powrotem
jelita. Niech pan zajrzy do mnie w tygodniu.
Wracajc do domu, Trelkovsky wstpi do apteki. Wyszed z niej, majc w kieszeniach
mae tekturowe pudeka, ktre niejasno dodaway mu otuchy.
Zaraz po wejciu do mieszkania otworzy pudeeczka i wycign z nich kartki.
Przeczyta dokadnie. Lekarstwa, ktre mu zapisano, miay wiele niezwykych zalet.
Lecz nastpnego dnia wieczorem nie czu si lepiej. Jego agodny optymizm zmieni si
w ponur rozpacz. Rozumia ju, e lekarstwa nie s cudowne, a kartki doczone do nich
to zwykle ulotki reklamowe. Prawd mwic wczeniej wiedzia ju o tym, lecz nie mg
powstrzyma si od wyprbowania ich, dopki nie przekona si na wasnej skrze.
Lea w ku. Byo mu bardzo gorco, lecz czul, e i tak za mato. Nacignita a na
brod pociel bya zmoczona lin na wysokoci ust. Nie mia siy, by mruga
powiekami. Oczy mial albo otwarte, nie patrzc na nic konkretnego, albo, gdy odczuwa
swdzenie, spuszcza na nie elazn kurtyn skry, ktra zabarwiaa ciemno na
purpurowo, gdy patrzy w kierunku okna.
Kurczy si w pocieli. Ostrzej ni kiedykolwiek odczuwa wiadomo siebie samego.
Znal dobrze swoje wymiary. Przez tyle godzin obserwowa i odmalowywa swoje ciao,
e teraz czul si jak przyjaciel, ktry spotyka drugiego przyjaciela w nieszczciu. Stara
si zajmowa jak najmniej miejsca, by choroba nie miaa gdzie si rozwija. Przyciska
ydki do ud, kolanami prawie dotyka splotu sonecznego, okcie przyciska do bokw.
Jego obsesj byo dbanie o to, by opierajc gow w pewien sposb na poduszce, nie
sysze bicia wasnego serca. Obraca si dziesi razy, zanim wreszcie znalaz t
szczliw pozycj guchego. Nie mg bowiem znie tego potwornego dwiku,
wiadczcego o kruchoci jego istnienia. Czsto zadawa sobie pytanie, czy serce
kadego czowieka nie musi wykona jakiej okrelonej liczby uderze w cigu caego
ycia. Gdy pomimo wysikw wci sysza, jak drgajce serce szamocze mu si w
piersi, po prostu chowa si pod kodr. Nakrywa si z gow i szeroko otwartymi
oczyma obserwowa swe ciao skulone w mroku. Widziane w ten sposb, przybierao
posta wielk i masywn. Ostry i przejmujcy zwierzcy zapach fascynowa go. Czu, e
go to darnie uspokaja. Potrzebowa swego zapachu, aby by pewnym, e istnieje.
ROZDZIA XI
ODKRYCIE
CZ TRZECIA
POPRZEDNIA LOKATORKA
ROZDZIA XII
BUNT
W sklepie pachniao kurzem i brudn bielizn. Znajdujca si w nim stara kobieta nie
zdawaa si by zdziwiona wygldem Trelkovsky'ego. Pewnie bya przyzwyczajona.
Dugo przebiera peruki, ktre mu proponowaa. Ceny byy wysze, ni przypuszcza.
Mimo to zdecydowa si na najdrosz. Gdy j przymierzy, wosy owiny go niczym
futro. Nie byo to nieprzyjemne. Wyszed ze sklepu, nie zdejmujc jej. Wosy delikatnie
chostay go po twarzy jak chorgiew. Wbrew temu, czego si spodziewa, przechodnie
nie ogldali si za nim. Na prno szuka w ich wzroku siadw wrogoci. Nie, byli
obojtni. I rzeczywicie, dlaczego miaoby by inaczej? Czy przeszkadza im w
czymkolwiek? Czy przeszkadza im zachowywa si wedug ich zwyczajw? Tak
dziwacznie przystrojony przeszkadza im mniej, gdy nie by ju penoprawnym
obywatelem, rezygnowa z prawa gosu. Jego zdanie nie miao ju znaczenia. Na gowie
mia nie chorgiew, lecz pokrowiec. Pokrowiec, ktry wstydliwie zakrywa jego
haniebne ycie. A wic skoro tak byo, posunie si do ostatecznoci. Owinie cae swe
ciao bandaami, aby nie widziano rany, w ktr si zmieni.
Naby sukienk, bielizn, poczochy i par butw na wysokich obcasach. Wrci do
mieszkania w popiechu, aby si przebra.
- Szybciej - mwi do siebie - niech wszyscy zobacz, w co si zmieniem przez nich.
Niech si przestrasz i zawstydz. Niech nie maj odwagi spojrze mi w oczy.
Prawie wbieg na schody. Zamykajc drzwi, nie mgi si powstrzyma i wybuchn
miechem. Lecz jego glos brzmia zbyt grubo. Zacz dla zabawy mwi falsetem.
Pomrukiwa, a potem wykrzykiwa idiotyczne zdania.
- Ale tak, moja droga, ona nie jest wcale taka moda, za jak pragnie uchodzi, urodzia
si w tym samym roku, co ja. Zdaje si, e zaszam w ci.
Uycie czasownika w formie eskiej wydao mu si nagle szalenie podniecajce.
Wymwi: zaszam... zaszam...
Potem sprbowa innych sw.
- Zadowolona... Niezadowolona... dobrze zbudowana... istniejca... szczliwa...
Zdj ze ciany lustro, aby lepiej obserwowa kolejne etapy swego przeobraenia.
Rozebra si cakowicie. By nagi, nie zdj tylko peruki. Chwyci brzytw i krem do
golenia i starannie ogoli nogi, od ud a po kostki. Na biodrach zapi pas z
podwizkami, nastpnie wcign poczochy i zaczepi je, gadkie i napite, o mae
gumowe aparaciki. W lustrze widzia odbicie swych ud i prcia, ktre wisiao pomidzy
nimi. Przeszkadzao mu. Schowa je midzy cinitymi udami. Zudzenie byo idealne,
niestety, musia wci zaciska uda i mg si porusza tylko maymi kroczkami. Mimo
to udao mu si wcign mae, przezroczyste koronkowe majteczki, ktrych dotyk by o
wiele przyjemniejszy ni dotyk zwykych kalesonw. Nastpnie zapi biustonosz
wypchany sztucznymi piersiami, potem woy halk i sukienk, i wreszcie buty na
wysokich obcasach.
W lustrze odbijaa si posta kobiety. Trelkovsky byt zachwycony. Wcale nie byo
trudno stworzy kobiet. Przeszed po pokoju, krcc biodrami. Z tyu, gdy patrzy przez
rami, byo to jeszcze bardziej niepokojce. Odegra numer, ktry widzia kiedy w
music-hallu. Skrzyowawszy z przodu ramiona, uchwyci rkami tali tak, e z tyu
miao si wraenie, i jest to spleciona para. Wraenie byo niezwykle sugestywne,
wzmocnione jeszcze dziki przebraniu. To jego rce, jego wasne rce pieciy
nieznajom. Lew rk zadar sukienk. Prawa wlizna si przez wycicie i rozpinaa
biustonosz. Ogarno go podniecenie, jakby trzyma w ramionach prawdziw kobiet.
Powoli rozebra si do naga. Do tka pooy si tylko w poczochach i pasie z
podwizkami...
Potworny bl wyrwa go ze snu. Chcia zawy, lecz dwiki zmieniy si w krople krwi.
Krew bya wszdzie. Pociel bya przesiknita mieszanin liny i krwi. Usta widrowa
nieznony bl. Nie mia poruszy jzykiem, by odkry rdo blu. Chwiejc si
podszed do lustra.
Oczywicie! Powinien by si tego spodziewa. W ustach mia dziur. Brakowao
grnego siekacza!
kanie wydobyo mu si z garda, pocigajc za sob wkrtce mdoci. Wymiotowa nie
mylc o tym, tak jak i paka, chodzc po mieszkaniu. Zgroza go przytaczaa. Strach
sta si dla niego zbyt wielki i wystpowa z brzegw.
Kto?
Czy przyszo ich kilku, jeden usiad mu moe na piersi, podczas gdy inni grzebali mu w
ustach? Czy te wydelegowali jednego kata, ktry sam wykona operacj? A zb, gdzie
by teraz zb?
Zacz szuka w zakrwawionej pocieli, lecz na prno. A potem nie musia ju szuka.
Wiedzia, gdzie znajduje si jego siekacz. Wiedzia to z tak pewnoci, e nawet nie
poszed od razu sprawdzi. Najpierw przepuka usta. Dopiero potem odsun szaf i
wycign z dziury siekacze, oba zakrwawione. Potoczyy si razem po jego doni i na
prno dugo im si przyglda, nie mg odrni tego, ktry nalea do niego.
Machinalnie przesun rk po szyi i poplami j czerwieni.
Kiedy wypchn go z okna? To, co robi, byo niebezpieczne. Im szybciej si zmieni,
rozumia to teraz dobrze, tym szybciej nastpi egzekucja. Zamiast wspomaga plany
ssiadw, powinien je powstrzymywa z caych sil.
Jake by szalony! Da im do zrozumienia, e metamorfoza jest zakoczona, i oni
atwowiernie dali si przekona. Powinien by, wrcz przeciwnie, udowodni im, e do
koca jeszcze daleko, e czeka ich jeszcze duo pracy. Wcale nie tak atwo zmieni
Trelkovsky'ego w Simone Choule! On im to udowodni.
Ubra si tym razem w mski strj i szybko zszed po schodach. Czyby przypadek? Pan
Zy otworzy drzwi w momencie, gdy koo nich przechodzi. Spojrza na niego surowo,
bez umiechu.
- Niech mi pan powie, panie Trelkovsky, czy pamita pan, co panu mwiem na temat
mieszkania?
ROZDZIA XIII
DAWNY TRELKOVSKY
ROZDZIA XIV
OBLENIE
ROZDZIA XV
UCIECZKA
- Jest tam kto? - dopytywa si przybysz. Trelkovsky poblad straszliwie. Krew ucieka
mu z twarzy, z karku, a nawet z ramion.
Pozna ten glos. To by gos pana Zy.
A wic ledzili go!
Niemoliwe! By wystarczajco ostrony. Wic?
Czyby pan Zy znal osobicie Stell? Czyby wiedzia, e Trelkovsky schroni si u niej?
Lecz w takim wypadku dowie si o tym niedugo. Ale przecie Stella nie znaa jego
adresu i nie miaa adnego powodu, by przypuszcza, e pan Zy go zna. Albo jeszcze...
Zadra.
A jeli Stella go wydaa? Jeli zdradzia go z wyrachowaniem, aby ukara go za to, e j
okama? Lecz jak moga zdoby jego adres? Nagle wykrzykn. W kieszeniach!
Przeszukaa mu kieszenie, ohydny szpieg! Musia tam przechowywa jeden lub dwa
listy, z ktrych si wszystkiego dowiedziaa. Bya przyjacik Simone Choule, znaa
ssiadw, musiaa zrozumie, co znacz "kopoty Trelkovsky'ego". Aby si zemci,
wydaa go. Bo jeli pan Zy rzeczywicie zna Stell, to powinien wiedzie, e ona w cigu
dnia pracuje i e w tej chwili nie ma u niej nikogo. Przyszed wic wycznie dla
Trelkovsky'ego...
Albo jeszcze...
Hipoteza, ktr ju rozpatrywa, a potem odrzuci, bya jednak suszna. Stella naley do
ssiadw.
Od samego pocztku miaa za zadanie nagoni go, zapdzi na rze. Myl ta przerazia
go. Bya zbyt monstrualna, zbyt okropna. Lecz im duej si nad ni zastanawia, tym
bardziej wydawaa mu si oczywista. Da si oszuka od samego pocztku. Jake by
naiwny.
I to on mwi "biedna maa Stella, "droga maa Stella", powinien by ugry si w jzyk!
Litowa si nad swoim katem! Dlaczego nie litowa si nad panem Zy i nad wszystkimi
ssiadami, skoro ju zacz?
Jego czuo dla Stelli!
Musiaa si niele mia z jego czuoci, ajdaczka! Kto wie, moe to wanie ona zabia
Simone Choule. Jej najlepsza przyjacika? Niech to mwi komu innemu!
Pan Zy zrezygnowa z pukania. Trelkovsky sysza, jak jego kroki wahaj si, oddalaj,
powracaj, a potem definitywnie znikaj.
Znowu trzeba byo ucieka. A pienidze? Z wciekoci zacz przeszukiwa
ROZDZIA XVI
WYPADEK
sob drzwiczki. Podeszo do niego dwch innych ssiadw. Mwili cicho. Trelkovsky,
zrezygnowany, czeka na ich decyzj. Czy zabij go od razu? Byo to mao
prawdopodobne. Otworzy drzwiczki i wyskoczy z samochodu. Wpad wprost w
rozstawione ramiona czwartego ssiada, ktry szybko go unieruchomi.
- Zaniesiemy pana do mieszkania - rzek ironicznie. - Bdzie pan mg sobie odpocz.
Musi pan duo odpoczywa, eby stan na nogi. Niech pan si na mnie oprze, miao. Ja
bardzo lubi oddawa przysugi.
- Niech pan mnie puci! Rozkazuj, eby pan mnie puci! Ratunku...
Dwa potne policzki uciszyy go. Maa grupka ssiadw powikszya si o pana Zy i
dozorczyni. Wszyscy patrzyli na niego zoliwie, nie kryjc radoci.
- Ale ja nie chc wej na gr. Dam wam wszystko, co chcecie, dam wszystko, co mam,
tylko zostawcie mnie!
Mczyzna, ktry go trzyma, potrzsn gow.
- Wykluczone. Pjdzie pan teraz grzecznie do mieszkania. I bez wybrykw, bo bdzie
le. Sysza pan, co lekarz powiedzia. Musi pan odpoczywa, wic bdzie pan
odpoczywa. Zobaczy pan, to panu dobrze zrobi. No, niech pan wchodzi.
Fachowym chwytem mczyzna wykrci mu rk do tyu i zacz naciska.
- No, teraz stajemy si grzeczniejsi. Zaczynamy zachowywa si rozsdnie. To dobrze,
tylko tak dalej. No, prosz naprzd. Jeszcze jeden krok za mamusi, jeden krok za
tatusia. No, naprzd.
Krok za krokiem Trelkovsky przeszed przez bram i zacz wchodzi na schody.
Mczyzna wymiewa go.
- Nie chcielimy przyj, co? Dlaczego? Przestao si panu u nas podoba? Znalaz pan
co innego? A przecie w dzisiejszych czasach nieatwo o mieszkanie. Z "odstpnym"?
Moe jaka fikcyjna zamiana? No, zreszt to me moja sprawa. - Jednym szturchniciem
popchn Trelkovsky'ego tak, e ten rozcign si jak dugi na rodku pierwszego
pokoju. Drzwi zatrzasny si za nim. Klucz obrci si dwa razy w zamku. "To" miao
chyba nastpi dzisiejszej nocy.
ROZDZIA XVII
PRZYGOTOWANIA
T relkovsky podnis si z trudem. Cale ciao mia obolae. Jzyk jego natkn si na
zamany zb i teraz zawzicie wygadza jego brzegi. Wyplu na podog cienk struk
krwi. Struga wyduaa si, wyduaa z podogi do jego ust, a w kocu staa si jedn
ROZDZIA XVIII
OPTANIEC
ssiedzi nie dali si ruszy. Warczeli i szczerzyli zby. Lekarz i pielgniarze nie poszli
wyej. Nie zaleao im na wziciu udziau w tej ponurej komedii. Zaczli rozmawia z
policjantami o swoich wraeniach. Na trzecim pitrze ssiedzi otoczyli Trelkovsky'ego.
Lnice narzdzia byszczay w ich rkach. Narzdzia te, o ostrych krawdziach,
wyglday na chirurgiczne. Wepchnli Trelkovsky'ego do jego pokoju.
- Ach, wic jednak lubimy krew! Gdzie jest pan Zy? Aha, jest tutaj! Naprzd, panie Zy!
Niech pan przyjdzie po swoj cz. A dozorczyni? Dzie dobry, pani dozorczyni! A
pani Dioz? Dzie dobry, pani Dioz! Przychodzicie ykn sobie kwart dobrej krwi!
Wybuchn optaczym miechem. Narzdzia bysny w rkach ssiadw. Plama krwi
na jego podbrzuszu zacza si powiksza.
Ciao Trelkovsky'ego po raz drugi przechylio si przez parapet okienny i upado
pomidzy szcztki szklanego daszku na podwrzu.
EPILOG
T relkovsky nie umar, jeszcze nie. Bardzo powoli wynurza si z przepaci bez dna. W
miar jak przychodzi do siebie, odzyskiwa wiadomo swego ciaa i zaczyna
odczuwa bl, ktry zjawia si ze wszystkich stron, z wszystkich kierunkw
jednoczenie, aby rzuci si na niego jak wcieky pies. Nie wierzy, e bdzie zdolny
stawi mu czoo. Z gry uzna si za pokonanego. Lecz zaskoczya go wasna
wytrzymao. Bl trzyma, a jednak agodnia i w kocu zacz odpywa, fala po fali,
aby zupenie znikn.
Wyczerpany walk, znowu zasn. Obudziy go jakie gosy.
- Wysza z letargu.
- Ma jeszcze szans, eby si z tego wyliza.
- Po tym wszystkim, co przesza, byby to istny cud!
- Wyczerpaa nasze zapasy krwi!
Powoli, zachowujc niezwyk ostrono, otworzy jedno oko. Dostrzeg niewyrane
sylwetki. Biae cienie poruszay si w biaym pokoju. Musia znajdowa si w szpitalu.
Lecz o kim rozmawiay te postacie?
- Stracia bardzo duo krwi. Cale szczcie, e ma do czsto spotykan grup... w
przeciwnym wypadku...
- Trzeba jej troch podnie rami. Bdzie jej wygodniej.
Poczu, e kto zaczyna cign jego rk, bardzo daleko, o cae kilometry od niego.
Czul si teraz rzeczywicie lepiej. A wic to o nim bya mowa w zdaniach, ktre przed
chwil podsucha! Ale dlaczego, okrelajc go, uywano rodzaju eskiego?
Dugo si nad tym zastanawia. Byo mu bardzo ciko zebra myli. Chwilami, chocia
nadal myla, sam nie wiedzia ju o czym. Mzg jego pracowa si bezwadnoci,
potem przypomina sobie i z trudem podejmowa tok rozumowania.
Przypuszcza, e artuj z niego. Umylnie mwiono o nim jako o kobiecie, aby wymia
jego dziwaczne przebranie. Omieszano go wbrew wszelkiej sprawiedliwoci. Poczu do
nich tak siln nienawi, e a mu pociemniao w oczach. Nerwowe drgania przebiegay
jego ciao, budzc na nowo upiony bl. Podda si cierpieniom.
Pniej poczu si troch lepiej. Znajdowa si w innym, biaym pomieszczeniu, o wiele
obszerniejszym ni poprzednie. Nadal nie mg si rusza. W polu widzenia dostrzeg
inne ka, na ktrych rozcigay si podune ksztaty. Nagle sala zapenia si
kobietami i mczyznami, ktrzy rozproszyli si wok ek.
Kto zbliy si do niego. Posysza szelest papieru. Kto pooy paczk po lewej
stronie, na nocnym stoliku. Potem zobaczy mczyzn siadajcego przy nim.
Z pewnoci majaczy. Cae szczcie, e zdawa sobie z tego spraw. W przeciwnym
wypadku wpadby w panik. Mczyzna by do niego uderzajco podobny. To po prostu
drugi Trelkovsky, cichy i pospny, usiad przy ku. Zastanawia si, czy rzeczywicie
siedzi tu jaki czowiek, ktrego z powodu gorczki widzi inaczej, czy te osoba ta jest
cakowitym zudzeniem? Pragnby zbada ten problem. Bl waciwie ju min. Czul
si pogrony w czym mikkim i wenistym i stan ten nie by nieprzyjemny. Byo to
tak, jak gdyby przypadkiem odnalaz wewntrzn rwnowag. Zjawa nie tylko nie
przeraaa go, lecz nawet uspokajaa. Obraz by pocieszajcy, gdy zdawa si
wydobywa z lustra. Och, jake by chcia przejrze si w lustrze!
Usysza szepty, po czym jaka gowa pojawia si w polu widzenia. Twarz t pozna od
razu. To bya Stella. Z ustami wykrzywionymi umiechem, ktry odsania dwa ky
nienaturalnej wielkoci, powiedziaa powoli, jak gdyby spodziewaa si, e trudno mu
bdzie zrozumie jzyk, ktrym si posuguje:
- Simone, Simone, poznajesz mnie? To ja, Stella... twoja przyjacika Stella, poznajesz
mnie?
Z ust Trelkovsky'ego wydoby si jk, z pocztku stumiony, pniej narastajcy, ktry
przeszed w krzyk nie do zniesienia.