You are on page 1of 19

Wiersze z lat 1958 - 1962

***
mam szczcie!
krzycz dzieci
chwytajc pik
z nurtw wody
a ono - na niebie wieci
rozemiane zotem - mode
wycignij rk - zamknij
poncy krek w pici
i gono - gono krzyknij
- mam szczcie "Gazeta Czstochowska" 1956 nr 24

Czowiek z Annapurny
Wycign rce
ponad grzbietami lodowcw
dotkn garbu
A gdy wrciy do niego
bezsilne obolae donie
nie byo palcw
wszystkie dziesi
zostay w niegu
----Czowiek umiecha si
pokazujc kikuty rk
"Gazeta Czstochowska" 1956 nr 24

Dziecku
co to byo - promyk wiosenny
w liciach zaszeleci
wiato si rozzocio
i wybucho fajerwerkiem w pieni
najpierw - kaczek przebija nieg
wiosn
a potem wyrs
biay - malutki
prosto
na niebie wieciy trzy gwiazdki
i pieway
spjrzcie jaki mieszny
jaki may
a on w koysk
plecion mikko

umiecha si - porusza
rczk malek
trzy gwiazdki pochyliy si nisko
ciekawe
i nagle - tylko jedna
a dwie - wiec zielonawo
w rozwartych oczach dziecka

***
nie chwytaam mojej mioci
jak ptaka w rce
nie trzepotaa rozgonie
w moich palcach
jak oswojon kawk
gaskaam po czarnych pirkach
niedbale
jak oswojonej kawce
podsuwaam ziarnka pieszczoty
tyle eby wierkaa
eby skakaa
lecz nie tyle
by w radosnym odruchu
fruna w soce
"Lewary" 1957 nr l

***
ten pocaunek
pachnia jak rozgryziona odyga maku
czerwono posypa si z warg
ten pocaunek
zakwit
w mikkim wgbieniu doni
kiedy si wspiam na palce
dzwoni
w dojrzaym polu
lecz wtedy
nie byo ju mnie
znikam
w tym zotym pocaunku
"ycie Literackie" 1967 nr 43

***
mam ciebie w roztaczonej krwi
w zbach
nitkami nerww zwizanych w supe
czuj - zot namitno twojego ciaa
przecigam po nim rk
lekko
lekko
gn si

zewszd
z koca a do pocztku
i znw
do koca
jestem
porodku ciebie
wspita nad tob
caa - w tobie
"Zebra" 1958 nr 2 (17)

Nad wierszem
Wlej si - bdziemy czyta wiersze
bdziesz powtarza uparcie
"noc jak ciana"
i zobaczysz cian
i na cianie znajdziesz
przyczepione zardzewia pluskiewk
dwa serduszka z czerwonego papieru
rozczulisz si - jakie liczne
geometryczne
idylliczne
kiedy trzepoc
kiedy t krew
do gry i w d
kiedy krzepn
kiedy zdechn
i odrodz si w pocztku wiersza
"ich dwoje"
Wdki
to nic - e w gowie wiatrak
z miesznymi skrzydami
a za oknem
ta ciana - jak noc
wieczr jest taki krtki
dzie jest taki krtki
sowa krtkie
skrzydami wiatraka
bije w gowie - co? noc - ta noc - jak ciana
"Gazeta Czstochowska" 1957 nr 47

L'amour
jak to mwi
l'amour
gupio
a ja mam chustk owizan twarz
bo ty - masz zby
l'amour
psiakrew nie zginaj palcw w bezradne pici
czego chcesz
mnie?

l'amour?
najpikniej
w tych wieczkach
u drzwi cmentarnych
pod rowym anioem
ktry rce amie
l'amour
uklkam ywa
podniosam z ziemi
gar niepotrzebnych zbw
bd jutro spa z trupem
l'amour
dzisiaj
jestem ywa
niespokojnie ywa
przeraliwie ywa
a czas - wypluwa puca
umiera na drtwe suchoty
suchaj - jeli rzucisz
w grb mandolin
nie chc pienidzy
jeli utopisz mandolin
to - eech
l'amour
"Czas Kultury" 1992 nr 1/2

***
pod drzewami - mio
pord ludzi - mio
pord deszczu
i w socu
odmieniaam pory roku
dokd nie przysza
teraz
jest tylko jedna pora roku
wiosna

***
Kiedy Izolda umieraa - Tristan pochyla si nad
szpitalnym kiem - rk mikk i chodn dotyka
rozpalonego czoa. Podawa oddech - z wasnych ust
- i pia Izolda ycie z oddechu kochanka.
Podtrzymywa jej osuwajc si gow, wskie
szczupe plecy. - Obojczyki wychude podnosiy
si spiesznie, aby nady za oddechem. Serce bio
prdko, nierwno. Izolda zaciskaa palce wok rki
Tristana.
Przemw do mnie - prosia - chc sysze twj
gos - jeszcze mog sysze - mwia.
Milcza Tristan - i umara lepa Izolda przyciskajc
usta do rk kochanka.
Ktre mikkie byy i chodne

***
kto pomalowa twoje policzki
e pon
to wit ubarwi moje policzki
czerwono
a kto pociemni twoje renice
e gasn
to zmierzch pociemni moje renice
jasne
a kto ci oddech zatrzyma w krtani
o miy
twoje to usta i twoje rce
sprawiy

Romans na cianie
Brzowy - kakaowy
z oczyma zwonymi pragnieniem
gryz warkoczyki
dziewczynki w kolorowej spdniczce
Paski zielone - ciemne
przeplatane miechem
zapite na guchy zamek
nie spenionej dzy
Niewinne stopki zanurzone w piasku
i usta jak nw
ksiyc - wsk szpilk wiata
przybi ich do ciany nad kiem
Patrzyam rano - chopiec mruy oczy
warkoczyk cienki trzyma w ustach
w poudnie - przemkn pocaunkiem
po jej bledziutkich wargach
Noc - obudzi mnie szelest
ksiyc szeleci
nad splecionymi ciaami
w tym piasku

Modlitwa
Mio ktra zwizaa nam usta
nie zechce rozwiza ust
nie bdzie za
nie bdzie nieprzebagana
Dziedzilia pani miosna
Bstwo najmielszych pogan
Dziedzilio pani miosna
do ciebie - wznosz rce
oczy napeniam zami
modlitw niewypowiedzian

zaklt w szumie lici


dzwonic w szelecie
kropel
do ciebie
Dziedzilio pani miosna
nie chciej
rozwizywa - co zwizane
zrywa
co na wieczno mioci spojone
nie zabieraj
owocw swoich
od naszych ust
Dziedzilio pani miosna

umaremu ksiycowi powicam


we mnie jeszcze
w dwie rce
no spraw
ebym ulega ciepym dreszczem
przecigna si wzdu
ziewna
wzesza
kwitn wiesz
a to jest wanie prawda
zapadam wolno
w miech szloch mier
zielone umiechy kociow
wiee taczce
z linoskoczkiem
zakochana pucia si gwiazda
miech szloch mier
usiada na dachu ostrym
spona
linoskoczek caowa wosy
zwisajce z gotyckiego nieba
potem piersi uniesione koce
pieway ari
e si pn
e wiec
wic je w usta bra
umiech
zachannie
a bezwstydne niebo patrzyo
ciemn gb
otwart na
mier

Modlitwa z tsknoty
Chowanna
przyjd z umarego lasu
powiedz
ustami wyrzebionymi w korze
prawd
o mierci i o mioci
prostsza od twoich sosen
Chowanna
ciepa jak pulsujcy zimowy piec
Chowanna
zniewalasz
barw i kolorem
urzekasz
zapachem widncych lici
twoje piersi wycite w sonie
oddychaj moim oddechem
Chowanna
zgad z powierzchni ziemi
wszystkie nie otwarte drzwi

O tobie
jeste wieczorem brzowy
jeste wieczorem zielony
jeste ty wieczorem
pachniesz cierpko
jak roztarty li akacji
wok jest mikko
od lici szawii i lici rumianka
masz rce twarde
masz rce nie znoszce oporu
trzymasz mj kark rk
posuszestwo moich wosw
jest doskonalsze
od posuszestwa kwiatu
spniona pszczoa
brzczy
przelatujc nisko
nad byskiem twoich oczu
okrgy ksiyc
patrzy z dna stawu
gwiazdy krzycz
jeste zoty wieczorem - jak wieczr
"Wektor" 1957 nr 10

Elster

Elster czym bya gdy ci nie byo


gdy nie byo nawet odbicia na wodzie ktra przemija
chmura rozkrojona twoim skrzydem zrosa si piknie
i pynie nad tob
przemijasz
z ca wspaniaoci ciemnych skrzyde ciepych pir
z ca arocznoci dugiego wskiego dzioba
odchodzisz - odlatujesz
szybka jak piorun zarzucia wdk dzioba
i schwyciwszy zdobycz pierzcha w licie
Elster
woda jest taka sama chocia wydarto jej liskie
podune serce
"ycie Literackie" 1957 nr 36

***
Mog si speni tu - pasko
rozsypa dziesi palcw po twoim ciele
kadym dotkniciem spra minie
w yach - potoczy brunatn krew
mog ubarwi twoje czoo
czerwieni lipcowego wschodu
i rzsy - zakrci na zbach tak piknie
jak wiatr - gazie drzew
mog szybkimi pocaunkami
zwiza ci w drgajcy wze
i wolno
rozgina palce
z ktrych wychodzisz ty
inny
z obudzonym bogiem w piersi
gotw zawadn wiatem
zwinitym w kbek
nisko - u twoich ng
"Zebra" 1957 nr 12

Pocztek
W mdlcosodkim zapachu
odnalelimy usta
bardzo niewielkie zgubione
pod upiornym zachodnim socem
deszcze
umyy nasze bose nogi
wic wstpilimy
nie plamic nieba
w niebo
"Wspczesno" 1958 nr 23/13

***
Odkd ci poznaam, nosz w kieszeni szmink,
to jest bardzo gupie nosi szmink w kieszeni,
gdy ty patrzysz na mnie tak powanie, jakby
w moich oczach widzia gotycki koci. A ja nie
jestem adn wityni, tylko lasem i k - dreniem
lici, ktre garn si do twoich rk. Tam z tyu
szumi potok, to jest czas, ktry ucieka, a ty
pozwalasz mu przepywa przez palce i nie chcesz
schwyta czasu. I kiedy ci egnam, moje umalowane
wargi pozostaj nie tknite, a ja i tak nosz
szmink w kieszeni, odkd wiem, e masz bardzo
pikne usta.

***
mwisz - na mier
mwisz - na wieczno
a jeli zmienisz si w drzewo
czy mog liczy na to e wzejdziesz
pod moim oknem
a jeli - w szyb
czy bdzie mona kocem jzyka
podrani twoje dzwonice jestem
a jeli - w wiatr
czy bd traw ktr rozszumisz
a jeli - w wiato
czy bd noc ktr rozproszysz
a jeli - dniem
czy dobr chmur osonisz
moj zmczon gow
jak j wemiesz lekko
we wosy
pieszczot palcw zwinnych
wszepczesz
trwam

Na dzie zarczyn.
misterium z Szekspira
Otello ciemn gow tuk o cian
wyrywa krte wosy
z metafizycznej gowy
Desdemona biaa i prosta
mia w rce batystow chustk
Desdemona obojtna
patrzya w noc
mia takie delikatne opatki
porose lekkim nalotem mchu

gdy przyciskaa piersi


do twardych eber
czua
napite blem koce
drapiene
pragnce
samobjczo ulege
pokorne
chropaw smug
ciarnej zieleni
podpierajce mrok
Desdemona cigna ptno
z podgitych ng
wzgrki kolan
zabysy
w chodnym ksiycu
upiona ziele ud
opatek pierzaste koce
skulone obojczyki
ciao
sfalowane zowieszczo
w krajcy niebo uk
Otello guchej nocy
kry od ciany do ciany
Desdemona ustami
chona szyj kochanka
cienkim palcem
obrysowaa brwi
powiek
upia oczy
na rzsach siada
po linii nosa
na wargi
w brzku rozkwita pszczoa
wessaa si zabjczo
w gboko ywy
misz
odrzucia rce
zniky
dugie niespokojne nogi
wszystkie wosy
odbiegy
eby zamieszka
w chichocie wiatru
na palcach
odszed
zapach
dwik
barwa
zostaa niczym
byskiem
przywarta
do jego wiecznych ust
aksamitnia urod
zdradzia

przeciga si
prgowanym sonecznym grzbietem
o - mia umiech
i rce
na wskich biodrach wspite
oczy patrzce
w oczach
taczc seledynow noc
Desdemona
lampa
Desdemona
gwiazda
Desdemona
soce
gasa
w cieniu pochmurnych warg
wyowionym za wosy z rzeki
omdlaym ranem
biega
brzow kor wiecc
wracaa - zmarze drzewo
w topniejcy poudniem czas
mieszka wiatr
w zgwaconym ptnie
rk
prostowaa fady
modlia si do schodw
ostronie przyczajon pit
eby ugaska
drzemicy w szparach podogi
aroczny wszechwiat
w palcach
gniota czerwon chustk
wic j w wze
splta
na odchylonej w d szyi
a gdy jedwabnie opada
przyklkn
ustami
dotkn
otwartych warg
istniaa

***
Zamknij oczy
poo palce
na opornych powiekach
zanij
tak wiatr
pieci

nieruchome drzewa
oczekujce gucho
najlejszego z pocaunkw
mierci

Poemat asocjacyjny z motywem o czarownicach


po co si jedzie do Bremen
po mio
po mier
tam si rozciga pustynia z kwitncego zapachu
tam wiatr przeciga siebie
w gonitwie od lici do lici
sdziwe soce
podparo usta
pleni zielonym cieniem
wieczr
przymruonymi oczyma patrzy
Bremen
Bremen
czy to tak
niedue
ponad nim tkliwo chmury
wzdu bioder
owinite rk rzeki
ktra a tu
zesza
po stopniach gr
boso
po ostrych kamieniach biega
ranic stopy
o wystajce z dna
pega
wzdu wysokich brzegw brwi
trzepotaa
skrzydem duej seledynowej my
gdy zwabiona wiatem ganie
woaa - spiesz si
woaa - prdzej
woaa
przeganiajc zgiekliwy tupot serca
koysa si wiat
na nitce rudego zapachu
krzak jaminu
otwiera oczy
ta pszczoa
we wntrzu kwiatu mid pia
dzie umiera
krwawic
otwart arteri soca

droga do Bremen skrca w niebo


Bremen
lepe oko soca
zachodzi czerwon mg
Bremen
niebo grzbiet pry
pomruk
Bremen
bysk rozwizuje wiat
umiecha si Bg
motyw o czarownicach
czarownice maj oczy
z cienkiego zielonego szka
czarownice maj wosy
z gniazda zotego pajka
nitkami gwiazd
zwisajce w noc
o wicie
sfruwaj na d wosy
do ng traw
zamylonych nad snem ziemi
czarownice palcami ze srebra
aby wieciy
dotykaj nabrzmiaych ust
od ust
przesyaj pocaunki topielcom
czarownice chwiej
smukymi nogami
oparte
o leniwy bok wzgrza
przechylone na liciu
w wodzie
przegldaj zachwycone twarze
czarownice wszystkowiedzce
poszeptuj do siebie piewnie
Bremen
Bremen
to jest to w czym zakochaa si rzeka
na wznak
pooyo si ciao ziemi
pasko rozlege
porose
kosmat sierci pszenic
kosw drobne namitne koce
dotykiem ciepym
pieci wiatr
po drobno rozprysy fiolet pocaunkw
po rce w ksiycowym chodzie
po usta w pustynnym zapachu
suchym
po wiatr
ktry drzewom

w upione lici uszy


wszepta ksiyca umiech
po biodra w socu
po zmierzch
Bremen wniebowstpione
na pochylonej w d twarzy
w oczach zamknitych
taczy
miodem poyska
ziemia obiecana
dosiga
w czworokcie kwadracie wyobrani
waciwie nic
waciwie wiat
waciwie co?
Bremen

Aurelia
umiech ksiyca
trzymaa w palcach
a niej bya noc
przecigajca si
futrem ywej drapienej pantery
plamki zota
migotay szorstko
oddech ciki
dosiga jej fruwajcych ng
wic unosia pity
i wyej
pia si
po brunatnym pniu nieba
umar umiech
z tsknoty za ni odchodzc
tysic gwiazd
zaczo gorczkowo mruga oczyma
pantera zdziwiona
zblada tak mocno
e wit
wchon jej nieruchome ciao

***
Carmen z r w zbach
siedzi na ku - pacze
kolczyki cikie
nasuchuj

usta
Carmen podpara brod rk
patrzy
powieki cienkie
na oczach
gasn
Carmen - brwi podwjn
zgit
przekrelia noc
popyna
w poprzek pustego ka
szept
szept nieustanny
cichszy
od stukotu serca
dreszczem wrd krtych wosw
upucia r
ley
w otwartych oczach
umare kolczyki
wiec

O umiechnitym tygrysie
obudzony
soce renice zwa
w ostr smug
ziewn
zmruy lepia
w lepiach
taczce drobno drzewa
zaszeleciy limi
pochyliy si rozchwiane gazie topoli
wstk srebrnego blasku
ziewn
paznokciem z ksiycowego chodu
dotkn sennego ciaa ziemi
odpowiedziaa gucho
namitnym szeptem wdrujcego piasku
niej
poprzez lici pochyo
trawy ostre
rozcinay wzdu
ogromne soce
w taczcy py poudnia
w nabrzmiae sob
dojrzewajce
upiorne
zawise gronie nad chmurnym ciaem morza
samobjczo drce
kolicie
rozpryse w agonii rybich usek

ciao ziemi
prgowane ciao morza
w cigym niedosycie zwarte
przez tsknicy wszechwiatem wiatr
uniesione koce wsw
przestrze
rozjaniona lekkim fioletem ta
drobne fale przestrg
o zoty brzeg dzwoni
pierwsza: eby by paski
druga: eby by ulegy
trzecia: eby by umiechnity
odchodz
wieczr
w kosmatym wtym ciele gsienicy
ktra mae pociemniae z rozpaczy niebo
niesie na podunym grzbiecie
przyklka rozpakana noc
na zielonym liciu wszechwiata
nabrzmiaymi wargami
modlimy si do zmierzchu
o zielony - mwimy
milczy
barwy zakrzepego umiechu
otwiera powieki snu
o seledynie - sucha
o jasny fiolecie nieba
z dreszczem tych ostroktnych gwiazd
szed
poprzez zwarte kolana
taki dreszcz - taki chd - taki wiatr
przylge
do wasnego przestrachu
taki bl
kolana nie otwarte
kolana zamknite
pasmem zielonych poszeptw
strzeone przez wysokich stranikw - trawy
umiech?
niebo zatacza krgi
na srebrnej nitce
chwiejne
z upitym wewntrz bogiem
taczy
niebo niewielkie
w poddartej kusej spdnicy
okrutne usta karmi
zapachem cierpkim
szerokolistnych makw
mae niebo zduszone za gardo
z nkami uniesionymi w gr
wic gdy ju zby

szalona biel wulkanicznych stokw


zagbi
fruwao pierze
krwi ociekajce
zoto pir ptasich
napenio ziemi
pomiennie
pochylone nad grobem soce
ostatni akt
w midzygwiezdnej przestrzeni
istnienie
zacinite w pici wiata
i nic
wygldajce z przerw sonecznych palcw
zoto - utopione w mroku
popi
popi
rozproszony na popi wiat
ebrzcy o strzpek materii
na wypieszczon myl
o kilka podunych kamieni
na spiczasty kapelusz dachu
o troch granitowych koci
na wygity grzbiet gry
o bysk
na umiech po umarym socu
niedociga przestrze
milczy
noc
mruy lepe oczy gwiazd
prgowany tygrys tymczasem
oblizywa wsy po dniu

***
Beatryx
dotknij twojego ciaa
idca na rusztowanie
czujesz
ten zgrzyt ten zgrzyt
to minie
napite do ostatka
na smukych cignach dzwoni
rytm rytm
nogi
raz i raz
usta
chd wzdu krgosupa
w skonie szyi posusznym
odyga karku zgita
umiech?
Beatryx
cikie wosy
rozchichotane wiatrem
soce mieszka

pord ich ywych skrtw


Beatryx - soce
zostanie gdy odejdziesz

***
ten kwiat
zawstydza mnie
gorzk umiejtnoci zapachu
nie potrafi
w zocie prostoty
patrze w twarz wschodzcemu socu
nie umiem
zamkn soca
w barwie moich sw
jak on
zamyka w ciepej obecnoci patkw
wic z obojtnoci zajad
unicestwiam
jego wietlist mdro
rwc patki
patek po patku

Z przepowiedni
apostoowie na oboku
urnli si w sztok
wiat
zacz si chwia
z boku na bok
jako e myl - wyobraenie apostow
nieomylne jest i istotne
a ludzie
ulicami idc
chwytali w nastawione rce
czerwone cegy
kwity
transakcje na kadym rogu
Piotr - podtrzymujcy wp
t wit
z rkoma
jak dwa zoto spadajce licie
dar si na cay gos
alleluja
jeszcze
p na p
i moe by z sokiem
a ludzie wspierali niebo
rozstawionymi palcami ng

***
oczekiwanie jest nasz por
a najlepiej czeka na ciebie
tyle wieczorw
zakwito na rozemianym niebie
jestemy tacy sami
trzymamy si za rce
i nawet kot pod piecem zamilk
i sucha jak pada deszcz
pluszcza krople - to twoje nogi
idziesz do mnie przez zote kaue
twarz ci zmoka - scauj deszcz
chod chod
w moje rce ciepe
w moje rce oczekujce
w moje usta zachanne
jak deszcz
"ycie Literackie" 1967 nr 43

*** Morzem jeste


Morzem jeste
morzem przeklcie zielonym
w ktrym ja muszla
o smaku dojrzaych ananasw
zatapiam gow
wpadam po koce wosw
gin
wyrzucona na brzeg
szumi
echem twoich
nikncych
krokw

You might also like