You are on page 1of 331

B RIAN L UMLEY

N EKROSKOP IV
M OWA U MARYCH

Przeozy: Mirosaw Przylipiak


Tytu oryginau: Necroscope IV: Deadspeak
Data wydania oryginalnego: 1990
Wydanie polskie: 1992


SPIS TRESCI

SPIS TRESCI.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Prolog

Streszczenie i chronologia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

NEKROSKOP IV
Mowa Umarych
ROZDZIA PIERWSZY
Zamek Ferenczego . . . . . .
ROZDZIA DRUGI
Poszukiwacze. . . . . . . .
ROZDZIA TRZECI
Odkrycie. . . . . . . . . .
ROZDZIA CZWARTY
Lazardies . . . . . . . . .
ROZDZIA PIATY

Harry Keogh: dawniej nekroskop


ROZDZIA SZSTY
Sandra . . . . . . . . . .
ROZDZIA SIDMY
Mowa umarych . . . . . . .
ROZDZIA SMY
Niemartwi . . . . . . . . .
ROZDZIA DZIEWIATY

Kot i mysz . . . . . . . . .
ROZDZIA DZIESIATY

Syn . . . . . . . . . . . .
ROZDZIA JEDENASTY
Przyjaciele Harryego i inni . .

. . . . . . . . . . . . . . . . .

16

. . . . . . . . . . . . . . . . .

34

. . . . . . . . . . . . . . . . .

52

. . . . . . . . . . . . . . . . .

71

. . . . . . . . . . . . . . . . .

89

. . . . . . . . . . . . . . . . .

110

. . . . . . . . . . . . . . . . .

126

. . . . . . . . . . . . . . . . .

145

. . . . . . . . . . . . . . . . .

166

. . . . . . . . . . . . . . . . .

187

. . . . . . . . . . . . . . . . .

201

ROZDZIA DWUNASTY
Pierwsza i druga krew . . . . . . . . . . . . . .
ROZDZIA TRZYNASTY
Pierwszy kontakt wyzwanie niewolnicy . . . . . .
ROZDZIA CZTERNASTY
Drugi kontakt Horror na Halki adunek negatywny
ROZDZIA PIETNASTY

Trakowie Morze Srdziemne


Cyganie. . . . . .
ROZDZIA SZESNASTY
Mez czyzna z mez czyzna, twarza w twarz . . . . . . .
EPILOG . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . .

222

. . . . . . .

241

. . . . . . .

260

. . . . . . .

283

. . . . . . .
. . . . . . .

305
327

Prolog
Streszczenie i chronologia
1.
Nekroskop I
Ochrzczony jako Harry Snaith w Edynburgu w roku 1957 jest synem kobiety
o nadwrazliwej psychice, Mary Keogh (ktra jest z kolei crka specjalnie obdarzonej rosyjskiej emigrantki), oraz Geralda Snaitha, bankiera. Ojciec Harryego
wkrtce umiera na wylew krwi do mzgu. Pzna jesienia roku 1960 Mary wychodzi powtrnie za ma
z, tym razem za Rosjanina o nazwisku Wiktor Szukszin.
Szukszin opusci ZSRR z etykietka dysydenta, to przypuszczalnie tumaczy poczatkowe

zauroczenie jego osoba ze strony matki Harryego, jednak nie zapobiega


temu, iz niebawem ich zwiazek

staje sie wzorcowym wrecz przykadem mazenskiego niedopasowania.


Zima 1963. Szukszin morduje swoja z one w Bonnyrigg nie opodal Edynburga, wpychajac
ja pod ld zamarzajacej
rzeki. Nastepnie utrzymuje, z e ld zaama
sie podczas jazdy na yzwach; z e nie mozna byo w z aden sposb jej uratowac;
z e omal nie postrada zmysw w wyniku tego wypadku. Ciaa Mary Keogh nigdy nie odnaleziono. Szukszin otrzymuje w spadku jej dom w Bonnyrigg, stojacy

z dala od innych zabudowan, oraz wcale niemaa sumke pieniedzy, pozostawiona


przez pierwszego mez a.
P roku pzniej may Harry (teraz Harry Keogh) przeprowadza sie do swojego wuja do Harden na poudniowo-wschodnie wybrzeze Anglii. Rozpoczyna
edukacje. Dorasta posrd nieokrzesanych dzieciakw w grniczej wiosce. Jest
zamknietym w sobie marzycielem, samotnikiem. Zawiera mao przyjazni (z kolegami ze szkoy, w kazdym razie) i szybko staje sie ofiara rwiesniczej niecheci
i przemocy. Jako nastolatek, popada w konflikt z nauczycielami, wywoany przez
jego introspekcyjne usposobienie i psychiczne wasciwosci. Ale nie brakuje mu
charakteru. Wrecz przeciwnie.
5

Problem Harryego polega na tym, iz odziedziczy po matce talenty mediumistyczne, ktre nastepnie rozwina
(i wcia
z rozwija) w niesychanym stopniu. Nie
nawiazuje

nowych znajomosci czy przyjazni, bowiem dotychczasowe kontakty


w zupenosci mu wystarczaja. Kim sa jego przyjaciele? To zmarli spoczywajacy

w grobach.
Jednego ze szczeglnie uprzykrzonych szkolnych kolegw Keogh pokonuje
dzieki telepatycznej wsppracy z umarym instruktorem szkolenia fizycznego,
specjalista w kwestiach samoobrony.
Trudne zadania z matematyki chopiec rozwiazuje

z pomoca byego dyrektora


szkoy, omal sie przy tym nie zdradzajac.
Tajemnica paranormalnych zwiazkw

Harryego prawie wychodzi na jaw. Nauczyciel jest bowiem synem tego matematycznego opiekuna, wypoczywajacego

na cmentarzu w Harden, i spostrzega, iz


charakter pisma w pracy Harryego dziwnie przypomina mu pismo ojca.
W 1969 roku Keogh zdaje wstepny egzamin do Technical College w West
Hartlepool i w ciagu
nastepnych pieciu lat, uwienczonych zakonczeniem jego formalnej (i ortodoksyjnej) edukacji, stara sie stonowac stosowanie swoich niezwykych talentw i mozliwosci, aby udowodnic samemu sobie, iz jest normalnym,
przecietnym uczniem. . . za wyjatkiem

jednej dziedziny.
Wiedzac,
z e wkrtce bedzie musia sie sam utrzymywac, zabiera sie do pisania. Do czasu zakonczenia szkoy publikuje kilka krtkich opowiadan. Jego
mentorem jest podwczas czowiek, ktry zyska pewien rozgos jako autor byskotliwych krtkich form, niezyjacy
od 1947 roku. Ale to tylko poczatki.

Przed
ukonczeniem dziewietnastu lat Harry publikuje pod pseudonimem swoja pierwsza
duza powiesc : Pamietnik rozpustnika z XVII wieku. Ksia
zka nie staje sie wprawdzie bestsellerem, ale wcia
z ma sie dobrze. Niezwyka jest w niej nie tyle fabua,
ile nieprawdopodobna wiernosc faktom autentycznym. . . dopki, rzecz jasna, nie
wezmie sie pod uwage wspautora ksia
zki, prawdziwego barokowego hulaki, zastrzelonego przez pewnego zniewazanego mez a w roku 1672.
Lato roku 1976. Keogh zajmuje skromne mieszkanie na ostatnim pietrze trzykondygnacyjnego budynku przy biegnacej
wzduz wybrzeza szosie, za Hartlepool
w kierunku Sunderland. Nie ma zapewne nic niezwykego w fakcie, iz ten stary
dom stoi na wprost jednego z najstarszych miejskich cmentarzy. Harryemu nigdy
nie brakuje przyjaci do rozmowy. Co wiecej, tutaj jego talent nekroskopa rozwina
sie w caej peni. Moze teraz prowadzic ozywione rozmowy z niezyjacymi,

nawet na dalekie dystanse. Wystarczy, z e raz porozmawia z danym umarym, lub


tez jest mu przedstawionym, by przy nastepnej okazji mc sie z nim poaczy
c bez
trudu. Zazwyczaj osobiscie odwiedza groby swoich przyjaci. Uwaza bowiem,
z e rozmwcw nalezy darzyc szacunkiem, a w kontaktach zachowac dyskrecje.
Zmarli z kolei, odwzajemniajac
przyjazn , kochaja Harryego. Nazywaja go
swoim farosem, jedynym swiatekiem w ich wiecznej ciemnosci. Przynosi nadzieje tam, gdzie dotad
nie znano takiego sowa. Jest ich jedynym oknem, jedynym
6

miejscem, z ktrego moga patrzec na swiat. W przeciwienstwie do tego, co sadz


a
z yjacy,
smierc nie jest Koncem, ale przejsciem do bezcielesnosci, bezruchu. Ciao
moze byc sabe i podlegajace
rozkadowi, ale umys, sia psychiczna, wola trwaja.
Wielcy artysci, kiedy umieraja, w dalszym ciagu
wizualizuja wspaniae obrazy,
ktrych nie zda
zyli namalowac; architekci planuja fantastyczne, rozciagaj
ace
sie
na cae kontynenty miasta, ktre nigdy nie powstana;
naukowcy kontynuuja badania, ktre rozpoczeli jako ludzie z ywi, a ktrych nigdy nie mieli czasu dokonczyc. Ponadto teraz, dzieki nekroskopowi, moga kontaktowac sie z soba oraz (co
jest moze wazniejsze) zyskiwac wiedze o swiecie cielesnym. A zarazem, choc nie
chcieliby rozmyslnie przysparzac mu kopotw, to jednak wszystkie cierpienia
niezliczonych, niezywych przyjaci sa jego troskami, i na odwrt.
W swoim mieszkaniu w Hartlepool Keogh, w chwilach wolnych od pracy,
podejmuje swoja miosc z czasw dziecinstwa, Brende. Dziewczyna niebawem
zachodzi w cia
ze i zostaje jego z ona. Skoro tylko jego ziemskie zainteresowania poszerzaja sie, natychmiast ponury cien przeszosci urasta do rozmiarw obsesji. Obraz biednej, zamordowanej matki towarzyszy jego nocnym i dziennym
zwidom. W najczarniejszych koszmarach sennych Harry powraca nad zamarznieta rzeke, gdzie dopenia z ywota. Ostatecznie decyduje sie zemscic na Wiktorze
Szukszinie, swoim ojczymie.
W tej sprawie, jak we wszystkich innych, ma bogosawienstwo umarych.
Morderstwo jest przestepstwem, ktrego z adna miara nie toleruja:
znaja mrok
smierci, wiec ktos, kto rozmyslnie zabiera z ycie komus innemu, wzbudza w nich
odraze.
Zima 1976 Harry jedzie do Szukszina i przedstawia mu dowody jego winy.
Podejrzewa, z e ojczym bedzie prbowa sie go pozbyc. Stwarza wiec mu do tego

dogodna sposobnosc . Slizgaj


a sie razem na yzwach po zamarznietej rzece. Kiedy Szukszin zbliza sie do Harryego, by go zabic, ten jest przygotowany. Jednak
obydwaj wpadaja pod ld. Rosjanin ma sie szalenca i z pewnoscia utopi swojego
przybranego syna. . . lecz nie, matka Keogha wstaje ze swego podwodnego grobu
i sciaga
Szukszina w d.
A nekroskop odkrywa swj nowy talent, lub raczej, dopiero teraz uswiadamia
sobie, jak daleko umarli zdolni sa posuna
c sie, aby go ochronic wie, z e moga
nawet powstac z grobu.
Zdolnosci Harryego nie pozostaja niezauwazalne. Zarwno tajna brytyjska
suzba wywiadowcza INTESP, jak i jej sowiecka odpowiedniczka Wydzia
E sa swiadome jego mocy. Jednak jej szef zostaje zamordowany przez Borysa Dragosaniego, rumunskiego szpiega i nekromante. Dragosani rozrywa ciaa zmarych

i wykrada sekrety z ycia i smierci z krwi i wnetrznosci. Cwiartuj


ac
szefa INTESP,
zyskuje dostep do wszystkich tajemnic wywiadu.
Keogh obiecuje scigac i ostatecznie pokonac Dragosaniego, a zmarli oferuja mu wsparcie. Oczywiscie dlatego, iz nawet oni obawiaja sie czowieka, kt7

ry bezczesci zwoki. Jednak ani nekroskop, ani przyjaciele z tamtego swiata nie
wiedza, z e Dragosani jest zainteresowany wampiryzmem; nosi w sobie wampirze
jajo Tibora Ferenczego, rosnace,
stopniowo zmieniajace
jego nature i przejmujace

nad nim kontrole. Co wiecej, Dragosani zamordowa swego kolege, Maksa Batu,
Mongoa, aby ukrasc tajemnice jego Zego Oka. Teraz moze mordowac spojrzeniem. Nekroskop jedzie za nekromanta do ZSRR, do kwatery gwnej sowieckiego Wydziau E, mieszczacej
sie w Zamku Bronnicy. Zastanawia sie jak unicestwic
wampira. Brytyjski wrzbita (agent posiadajacy
zdolnosc wychwytywania pewnych niejasnych szczegw przyszosci) przepowiada, iz Harry bedzie mia do
czynienia z tajemniczym problemem kontinuum Mbiusa.
W Lipsku Harry odwiedza grb Mbiusa. Znajduje zgasego w 1868 roku matematyka i astronoma przy pracy nad rwnaniami z zakresu czasu i przestrzeni. Tu
nikt mu nie przeszkadza i moze w spokoju kontynuowac prace, ktra rozpocza

za z ycia. W ciagu
stu lat sprowadzi cay fizyczny wszechswiat do zestawu matematycznych symboli. Wie, jak zagia
c czasoprzestrzen i wyruszyc na swej wstedze
Mbiusa do gwiazd. Teleportacja: prosty sposb, z eby dostac sie do Zamku Bronnicy lub w jakiekolwiek inne miejsce na kuli ziemskiej.
Caymi dniami Mbius instruuje Keogha, ktry jest coraz blizej wasciwej
odpowiedzi. Teraz potrzebuje jedynie dostatecznie silnego bodzca, impulsu. . .
Wschodnioniemiecka GREPO (Grenz Polizei) podejrzewa Harryego. Na rozkaz Dragosaniego usiuja go aresztowac w Lipskim grobowcu i to jest wasnie
ten impuls. W jednej chwili rwnania uczonego przestaja byc dla niego nic nie
znaczacymi

cyframi i symbolami: staja sie wrotami do niezwykego, niematerialnego swiata kontinuum Mbiusa. Harry, niczym mag, wyczarowuje metafizyczne
drzwi i w ten sposb wymyka sie GREPO. Metoda prb i bedw uczy sie, jak korzystac z tego tajemniczego i dotad
jedynie hipotetycznie dla niego istniejacego,

paralelnego wszechswiata.
Przeciwko zbrojnym mocom Zamku Bronnicy zadanie Keogha wydaje sie niewykonalne. Potrzebuje sprzymierzencw. I znajduje ich. Ziemie, na ktrych zosta
zbudowany zamek, sa podmoke, torfowe. A pod powierzchnia, przechowywane
od czterech wiekw szczatki
Tatarw Krymskich zaczynaja powstawac z martwych.
Z armia z ywych trupw Harry wkracza do zamku i niszczy moce obronne,
znajduje i unicestwia Dragosaniego i jego wampiryczne nasienie. W walce takze
i on zostaje zabity ciao umiera. W ostatniej chwili umys, jego wola, przenosza
sie w metafizyczna przestrzen.
Posuwajac
sie po wstedze Mbiusa w przyszosc , id Harryego zostaje wchoniete przez nieuformowana jeszcze mentalnosc dziecka. . . jego wasnego syna.

2.
Wampiry
Sierpien roku 1977. Przyciagana

do wszystko absorbujacego

umysu Harryego Juniora jak opiek z elaza do magnesu tozsamosc Harryego Keogha jest
narazona na zupene zatarcie. Gdy zmysy dziecka rozwina sie, jak wiele pozostanie z id jego ojca? Czy w ogle cokolwiek pozostanie z nekroskopa?
Jedna z alei wolnosci Harryego lezy w kontinuum Mbiusa. Moze ciagle
uzywac go do woli ale tylko wtedy, kiedy jego may synek spi i tylko jako istota
bezcielesna. To, z e nie posiada ciaa, stanowi dla niego wielki problem. Ponadto,
badajac
nieskonczonosc czasowego strumienia przyszosci, natkna
sie, pomiedzy
miriadami niebieskich nitek z ycia rodzaju ludzkiego, na szkaratna nitke istnienia wampira. Co gorsza, ta nic przecina sie z linia Harryego juz w najblizszej
przyszosci.
Keogh, bezcielesny, jak wszyscy umarli, moze sie wcia
z z nimi porozumiec
i oni ciagle
mu wiele zawdzieczaja. We wrzesniu 1977 rozmawia na krzyzowych
wzgrzach z duchem Tibora Ferenczego bezpowrotnie nalezacego

do swiata niez ywych. Odwiedza takze Faethora Ferenczego. Nawet niezywe wampiry sa kretaczami i niewyobrazalnymi wrecz kamcami; kusza, wyszydzaja i terroryzuja, jesli
tylko moga. Lecz Harry nie ma nic do stracenia, a Tibor duzo do zyskania.
Keogh jest dla niego ostatnim kontaktem ze swiatem. Poza jednym wyjatkiem.

W 1959 roku, jako wampir, Tibor zainfekowa ciez arna kobiete. Uzywajac
caej tajemnej sztuki, dotkna
i napietnowa meski pd, wyrazajac
wole, aby pewnego dnia ten, jeszcze wwczas nie narodzony, powrci na wzgrza w ksztacie
krzyza w poszukiwaniu swego prawdziwego ojca.
I oto nasta rok 1977. Julian Bodescu, nie majacy
jeszcze osiemnastu lat,
jest dziwnym, przedwczesnie dojrzaym i. . . nawet przerazajacym

modziencem.
Znac go zbyt dobrze, to znac strach i odraze. Pietno Ferenczego przejeo nad nim
pena wadze. Jego krew i dusza sa zepsute, staje sie wampirem.
Matka Juliana jest Angielka;
ojciec, Rumun, nie z yje. Matka z synem mieszkaja razem w Harkley House w Devon. Jego z ycie jest nieustanna szamotanina
miedzy stanami lubieznej z adzy

i frustracji, ona zas z yje w ciagym

strachu. Wie,
z e jej syn jest diabem zdolnym do czynienia za, ale zbyt sie go boi, by wystapi
c
z publicznym oskarzeniem. Wcia
z jednak ma nadzieje, z e Julian z biegiem czasu
zmieni sie. I rzeczywiscie, zmienia sie byskawicznie ale nie na lepsze.
Bodescu na wp zgaduje, a na wp wie, kim jest. Nieustannie sni o drzewach
pogra
zonych w bezruchu, czarnych wzgrzach w ksztacie krzyza, grobowcu na
cichej polanie na zboczu pagrka. . . i o Stworze spoczywajacym

w ziemi. Szkaratna nic wampira, ktrym by najpierw Tibor, a teraz jest Julian, przyciaga
go,
skaniajac
do odwiedzenia ojca. A jest to ta sama linia, ktra przecina sie z czy-

sta bekitna nitka z ycia maego Harryego i ktra nekroskop zobaczy, penetrujac

strumien przyszosci w kontinuum Mbiusa.


Wywiadowcy z brytyjskiego INTESP namierzaja Harkley House w Devon.
Wyposazeni w zdolnosci telepatyczne, czekaja na jedno sowo Harryego, z eby
natychmiast zniszczyc Juliana i wszystkie inne zainteresowane osoby, jakie tam
znajda. Zrobia to, poniewaz wiedza doskonale, z e jesli taka istota wymknie sie,
wwczas istnieje olbrzymia grozba, iz wampiryzm rozleje sie wzduz i wszerz
caego kraju, a nawet opanuje swiat.
Takze w Rumunii, Alec Kyle i Feliks Krakowicz, aktualni szefowie szpiegowskich organizacji ESP acz
a siy, aby zniszczyc wszystko, co pozostao po Tiborze Ferenczym w czarnej ziemi krzyzowych wzgrz. Udaje im sie spalic upiorne
szczatki,
ale przedtem wampir przesya Julianowi ostrzezenie. Tibor mia nadzieje, iz Bodescu stanie sie jego ziemskim okretem, na ktrym zjawi sie i na powrt
wiesc bedzie wampirza egzystencje. Ale teraz, kiedy jego ostatnie szczatki
sponey. . .
Tibor odszed na zawsze, jak wszyscy z nieprzebranego tumu umarych. Jednak podobnie jak w ich przypadku, jego dusza pozostaje. Wykorzystujac
sen, opowiada wszystko Julianowi i wina za swe nieodwracalne zniszczenie obcia
za INTESP, i nade wszystko Harryego Keogha. Tylko Keogh sie liczy, poniewaz tylko
on stanowi realne zagrozenie. Wystarczy go zniszczyc. . . i Bodescu bedzie mg
wyapac caa reszte jednego po drugim, w dogodnym dla niego czasie. I przysiega
tak zrobic. Co do zniszczenia Keogha: powinna byc to najprostsza sprawa. Nekroskop jest bezcielesnym id, szstym zmysem wasnego dziecka. Trzeba tylko
usuna
c syna, i ojciec poda
zy za nim.
Tymczasem Harry studiuje historie wampiryzmu. Dowiaduje sie o sposobach
unicestwienia wampirw, o zabytkowych miejscach, ktre trzeba oczyscic z zamieszkaego tam za. Wreszcie inicjuje atak na Harkley House.
Jednakowoz w ZSRR zostaje zamordowany Feliks Krakowicz, Alec Kyle,
szef INTESP staje sie ofiara faszywego oskarzenia o popenienie tego zabjstwa.
Szpiedzy rosyjscy zabieraja Kylea do Zamku Bronnicy, gdzie stosujac
kombinacje zaawansowanej technologii i ESP, drenuja caa jego wiedze.
Po przejsciu najbardziej surowych form prania mzgu i wysysania inteligencji, staje sie umysowym trupem, cielesna powoka pozbawiona kierujacej
nia psychiki. A kiedy to ciao umrze, zostanie porzucone w Berlinie bez z adnych sladw
uszkodzenia. Taki jest przynajmniej plan.
Julian takze nie prznuje. Od duzszego juz czasu hoduje tajemnicze monstrum w piwnicach domostwa. Jego owczarek alzacki jest czyms wiecej niz tylko
psem. Bodescu przemienia w wampiry odwiedzajacych

go krewnych, a nawet
wasna matke. INTESP przypuszcza wreszcie atak, ale dom okazuje sie byc siedliskiem zametu, szalenstwa i koszmaru.

10

Bodescu ratuje sie jednak, wychodzi cao z oczyszczajacych

pomieni. Z zamiarem zabicia maego Keogha kieruje sie na pnoc, do Hartlepool. Dziecko
budzi sie; w jego umysle ukrywa sie istnienie nekroskopa. Potwr staje nad nim,
wyciaga
zbrodnicze rece. . . Nekroskop nic nie moze zrobic. Zapany w wir id
wasnego dziecka, wie, z e zaraz obydwaj umra. Lecz nagle. . .
Idz mwi don may Harry nauczyem sie dzieki tobie wszystkiego, co
wazne. Nie jestes mi potrzebny jako nauczyciel. Ale potrzebuje ciebie jako ojca.
Idz wiec, uciekaj, ratuj sie.
Mentalne przyciaganie,

ktre wia
ze nekroskopa z umysem jego syna, traci na
znaczeniu. Moze on teraz uciec w czasoprzestrzen Mbiusa, ale. . . nie potrafi.
Jestes moim synem powiedzia wiec jakze mgbym pjsc i zostawic
ciebie tutaj. . . z tym!
Jednak may Harry wcale nie zamierza tam zostawac. Posiad caa wiedze
swojego ojca. Jest dojrzaym umysem w ciele dziecka, brakuje mu jedynie doswiadczenia. Obydwaj przenosza sie do kontinuum Mbiusa.
Chopiec zwielokrotni odziedziczony talent w niesychanym stopniu. Harry
staje sie nekroskopem o potez nej mocy. Umarli ze starego cmentarza odpowiadaja na jego wezwanie. Wychodza z grobw. Zataczajac
sie, padajac,
pezajac,

docieraja do domu Brendy Keogh i wspinaja sie po schodach. Bodescu prbuje


uciekac, ale dopadaja go i niszcza przy pomocy wszystkich starych, wyprbowanych metod: koka, dekapitacji, oczyszczajacego

ognia.
Harry Keogh jest wolny, ale czy do konca? Kontinuum Mbiusa w koncu
wchonie jego bezcielesna istote bez reszty. . . lub moze wyrzuci na jakies kosmiczne bezdroza. Choc niematerialny, jest przeciez ciagle
obcym ciaem w tajemniczej pustce matematycznej mgawicy.
Ale oto. . . pojawia sie tajemnicza sia przyciagania

prznia wydra
zonego umysu Aleca Kylea. Harry nie moze oprzec sie energii, jaka ona wytwarza
i ktra nakazuje mu ozywic ciao o umarym umysle.
Wrzesien roku 1977. Harry Keogh, nekroskop i badacz metafizycznego kontinuum Mbiusa, zamieszkuje na stae w ciele innego czowieka. Pozostaje nadal naturalnym ojcem najbardziej nienaturalnego dziecka, dziecka o wzbudzajacej

groze mocy.
Przy pomocy adunkw wybuchowych o wielkiej sile, Harry wysadza Zamek
Bronnicy, a nastepnie, wykorzystujac
wstege Mbiusa, jedzie do domu w poszukiwaniu z ony i syna. . . Okazuje sie jednak, z e jego bliscy znikneli.

3.

Zrdo
W roku 1983 na Uralu ma miejsce incydent perchorski. Wypadek przemysowy, jak mwia Rosjanie, ale ten wypadek ma swoja wymowe. W istocie,
Rosjanie, szukajac
odpowiedzi na amerykanska inicjatywe gwiezdnych wojen,
skonstruowali i poddali prbie bron laserowa, ktra miaa osaniac ich przed wrogimi rakietami. Eksperyment konczy sie niepowodzeniem. Wielkiemu spustoszeniu w ogromnej czesci masywu Uralu towarzyszy wyrwa w samej strukturze czasoprzestrzeni. Suzby wywiadowcze caego swiata, w tym INTESP, pragna dowiedziec sie, co Moskwa ukrywa pod sniegiem, lodem, grami, czym dokadnie
Projekt Perchorsk jest lub by.
Nastepnego roku radary Nowej Ziemi wychwytuja tajemniczy obiekt (moz e UFO?), ktry omija od zachodu Ziemie Franciszka Jzefa i zmierza prosto
w kierunku Wyspy Ellesmerea. Z bazy w Kirowsku, na poudnie od Murmanska,
startuja mysliwce typu Mig. Tajemniczy obiekt niszczy jednak wojskowe maszyny. Szczatki
samolotw spadaja na snieg i ld. Amerykanski system wczesnego
ostrzegania AWACS, melduje, z e migi znikney z ekranw, zapewnie stracone,

ale Moskwa, zapytana przez gorac


a linie, odpowiada ostroznie i niejasno: Jakie
migi? Jaki intruz?
Amerykanie denerwuja sie: Ta rzecz leci z waszej strony; jezeli utrzyma swj
kurs, zostanie przechwycona i zmuszona do ladowania.

Jezeli nie usucha wezwania lub zachowa sie wrogo, moze nawet zostac zestrzelona.
Dobrze brzmi nieoczekiwana odpowiedz to nie jest nasz obiekt. Rbcie
z nim, co chcecie.
Dwa amerykanskie mysliwce wystartoway z Port Fairfield w stanie Maine.
Samoloty AWACS prowadza je na cel. Z predkoscia prawie dwch machw przecinaja Zatoke Hudsona od strony Wysp Belchera w kierunku punktu poozonego
dwa tysiace
mil na pnoc od Churchilla. Samoloty AWACS zostay troche z tyu,
lecz cel jest juz tylko dziesiec tysiecy stp przed mysliwcami. Namierzaja go i. . .
niszcza, nie czekajac
na rozkaz. Wyposazonym w eksperymentalne rakiety powietrze-powietrze typu Firedevils mysliwcom amerykanskim udaje sie to, za co
migi zapaciy najwyzsza cene. Tajemniczy obiekt ponie, wybucha nad Zatoka
Hudsona, wreszcie spada na ziemie. AWACS rejestruje wszystko na tasmie.
Wkrtce eksperci brytyjskiego INTESP zostaja zaproszeni na pokaz filmowy,
z prosba o wyrazenie swych przypuszczen. . . a w rzeczywistosci, cokolwiek powiedza, bedzie docenione.
Jednak biegli prawdziwa opinie zatrzymuja dla siebie, a to ze wzgledu na
zdrowie psychiczne swiata. Dlaczego? Rzecz z Perchorska w oczywisty sposb przypomina, bardzo przypomina, monstrum, ktre Julian Bodescu hodowa
w swych piwnicach, a takze szczatki
Tibora Ferenczego spopielone na wzgrzach
12

w ksztacie krzyza w dalekiej Rumunii. Tyle tylko, z e tamte poczwary byy malutkie, ta zas gigantyczna i. . . opancerzona. Pod skorupa zas znajdoway sie wampiryczne zawiazki.

INTESP zacza
podejrzewac, iz wszystko to jest dzieem Rosjan
z Perchorska. Niesamowity biologiczny eksperyment, ktry prawdopodobnie wyrwa sie spod kontroli.
To w kazdym razie jest jedna teoria. Ale nie jedyna.
INTESP zrecznie umieszcza w Perchorsku acznika,

ktry jest zarazem szpiegiem i telepatycznym przekaznikiem. Zanim zostanie odkryty, Brytyjczycy dowiedza sie dostatecznie duzo, by nabrac przekonania o smiertelnym niebezpieczenstwie pynacym

z tego miejsca. Sprawa okazuje sie na tyle powazna, iz decyduja sie odnowic kontakt z Harrym Keoghem.
Jest rok 1985. Osiem lat po smierci Juliana Bodescu i wysadzeniu w powietrze
Zamku Bronnicy, osiem lat po tym, jak na wp obakana

z ona Harryego oraz


jego nekroskopiczne dziecko uciekli, jak sie wydaje, z tego swiata. Przez ten cay
czas Keogh prbuje ich odnalezc . Nie sa umarli, gdyz w takim razie wiedziaaby
o tym spoecznosc niezywych, a tym samym nekroskop. Nie wie jednak, gdzie
ich szukac. Sprawdzi juz wszystkie mozliwe kryjwki.
Darcy Clarke, terazniejszy szef INTESP, jedzie do Harryego do Edynburga.
Zaczyna opowiadac o Perchorsku, ale nekroskop nie wykazuje zainteresowania.
Kiedy jednak Clarke przechodzi do szczegw, Harry ozywia sie. Jego starzy
przeciwnicy, sowieccy szpiedzy skonstruowali w Perchorsku specjalna cele, zabezpieczona nawet przed metafizycznymi sposobami zbierania informacji. Z caa
pewnoscia ukrywali tam cos wielkiego i nad wyraz niesympatycznego. W grach
stacjonowa oddzia wojska wyposazony w wielka sie razenia. Przeciw czemu?
Ktz miaby atakowac Ural? Kogo chcieli Rosjanie trzymac z dala? Co znajduje
sie w srodku?
Sadzimy,

z e zajmuja sie tam genetyka mwi Clarke z e hoduja tam


wampiry bojowe!
Nawet to przekonuje Harryego tylko w poowie; ostatecznie jednak Darcy
triumfuje.
Brytyjski szpieg, Michael J. Simmons, znika w Perchorsku. Najlepsi wywiadowcy INTESP nie moga go znalezc . Uwazaja, z e z yje, gdyby bowiem zosta
skasowany, ich telepaci wiedzieliby o tym. To przypomina problem nekroskopa. Byc moze, jakims niezwykym zrzadzeniem

losu Harry Junior, Brenda Keogh


i szpieg znajduja sie wszyscy w tym samym miejscu. Aby sie upewnic, z e INTESP
nie chce go uzyc dla wasnych celw, Harry aczy

sie z umysami przyjaci. Pyta,


czy ich nieprzebrane szeregi nie wzbogaciy sie ostatnio o Michaela J. Simmonsa.
Odpowiedz jest przeczaca.
Simmons nie jest niezywy, ale po prostu nie ma go
tutaj.
Harry angazuje sie w badania i odkrywa, iz incydent perchorski wytworzy
w czasoprzestrzeni tak zwana szara dziure prowadzac
a do innego swiata. Oka13

zuje sie, iz ten swiat po drugiej stronie jest prawdziwa wylegarnia wampirw,
istnym z rdem wszystkich wampirycznych mitw i legend.
Nekroskop rozmawia ponownie z od dawien dawna niezywym Augustem Ferdynandem Mbiusem, ze zwodniczym umysem zgasego Faethora Ferenczego
i z niektrymi ze swych umarych przyjaci. Odkrywa wreszcie alternatywny
szlak do swiata wampirw. A cz to za potworny swiat.
Soneczna Kraina jest gorac
a, rozpalona pustynia. Gwiezdna Kraine zajmuje
krlestwo wampirw z zamczyskami wysokimi na kilometr, bliskimi wierzchokom gr, ktre dziela tamten krajobraz. Po stronie sonecznej, Wedrowcy, prawdziwi Cyganie, przemieszczaja sie grupami i plemionami przez zielone podgrze
centralnego ancucha. Aktywni za dnia, krtkie, pene strachu noce spedzaja zagrzebani w norach. Gdyz skoro tylko zajdzie sonce nad Soneczna Kraina, Lordowie wampiry, wychodza na w.
Wedrowcy i Trogowie (prymitywna rasa aborygenw) sa dla wampirw tym,
czym orzechy kokosowe dla mieszkancw wysp tropikalnych na Ziemi. Stanowia
czesc diety, dostarczaja niewolnikw, robotnikw, kobiet. Ich szczatki
sa pozywka
dla bestii wojennych oraz wojownikw, skadin
ad
zreszta modelowanych z przeobrazonych Trogw i Wedrowcw. Groteskowo odmienione, skamieniae ciaa,
dekoruja zawrotnie wysokie, ponure zamczyska Lordw, a nawet suza do wyrobu mebli i zewnetrznych oson chroniacych

dobytek ich wampirzych panw przed


niszczacym

dziaaniem z ywiow.
Plemie wampirze zawsze, skore do bitki, zazdrosne o swe ziemie i stan posiadania, perfidne w dziaaniu, paa bezprzykadna nienawiscia do Rezydenta Ogrodu na Zachodzie.
Po serii koszmarnych przygd grupa Wedrowcw, a wsrd nich Jazz Simmons
i piekna telepatka Zek Fener, docieraja do Rezydenta. Jeszcze przed przybyciem
Harryego Keogha plemie wampirze odkada na bok ktnie i spory, by poaczy
c
siy w przygotowaniu napasci na Ogrd, siedzibe ich wsplnego wroga.
Lady Karen, niegdys przecudna Soneczna, ktrej wampirze zawiazki
nie dojrzay jeszcze w peni, ucieka do Rezydenta i ostrzega go przed nadchodzac
a wojna.
Zaczyna sie bitwa. Lordowie: Szaitis, Menor, Belath, Volse Pinescu, Lesk
i wielu innych, wraz z ich hybrydycznymi wojownikami i Trogami pachokami, staja przeciw Rezydentowi i maej grupce ludzi.
Nekroskop nawiazuje

wspprace z Rezydentem, ktrym jest. . . Harry Junior.


Na skutek czasowego poslizgu Harry nie jest juz tym chopcem, jakiego oczekiwa
spotkac jego ojciec, lecz dorosym czowiekiem w zotej masce, ktry przynis do
tego wasnie swiata swa biedna, szalona matke, by zapewnic jej bezpieczenstwo
i spokj ducha. W pojedynke z aden z Lordw nie mg sie mierzyc z nim i jego
nauka.
Jednak teraz sa zjednoczeni. . . Nekroskop przybywa w sama pore.

14

Uzywajac
z wielka zrecznoscia kontinuum Mbiusa i poaczonych

nekroskopicznych mocy ojca i syna, pokonuja Szaitisa i jego wampirza armie, niszcza
wszystkie wrogie siedliska, za wyjatkiem

zamczyska nalezacego

do Lady Karen.
Keogh odwiedza ja. Stara sie uwolnic Lady od wampira w niej mieszkajacego,

nie
tylko zreszta ze wzgledu na nia sama, ile ze wzgledu na wasnego syna. Rezydent
bowiem zosta zarazony wampiryzmem. Harry uzyje Karen, by sprawdzic teorie,
ktra moze dostarczyc lekarstwa. Wydostaje z jej ciaa wampirzy zarodek i niszczy go. Niestety, jest to zabjcze dla niej. Nasiaka
bowiem za moca, a teraz staa
sie pusta skorupa. Jezeli ktos raz zazna tej niezwykej ekstazy wolnosci, czystej
z adzy

i potegi, juz nigdy nie bedzie potrafi bez tego z yc. Dlatego Lady Karen
rzuca sie z wysmukej baszty swego zamczyska.
Rezydent jednak nadal nosi w sobie wampirzy pierwiastek. Odbudowuje swoja rezydencje, podnosi dom z ruin. Bardziej niz kiedykolwiek czuje na sobie baczne spojrzenie ojca. . .

NEKROSKOP IV
Mowa Umarych

ROZDZIA PIERWSZY
Zamek Ferenczego
Transylwania, pierwszy tydzien wrzesnia 1981.
Nie mineo jeszcze poudnie, gdy dwie wiesniaczki z wioski Halmagiu zmierzay do domu dobrze wydeptanym, lesnym szlakiem.
Ich kosze wypenione byy pierwszymi tego lata jagodami i maymi, niedojrzaymi i dzikimi sliwkami. . . tym lepiej zreszta dla mocnej wdki, aromatycznej
sliwowicy. Kobiety, odziane na czarno, w szerokich chustach, plotkoway radosnie, parskajac
smiechem przy szczeglnie pikantnych historyjkach.
Nie opodal spiralne dymy wznosiy sie w niebo z kominw Halmagiu i rozpyway sie w delikatna mgieke ponad szumiacym

baldachimem wczesnojesiennego lasu. Blizej, pomiedzy drzewami, poney ogniska. Kuchenne zapachy mocno przyprawionego miesa i zup zioowych wisiay w nieruchomym powietrzu.
Dzwieczay mae srebrne dzwoneczki, trzeszczaa gaa
z, na ktrej rozczochrany,
ciemnooki dzieciak zawiesi prowizoryczna hustawke.
Wozy cyganskie tworzyy barwny krag.
W poblizu uwiezione konie szczypay
trawe, a jaskrawe kolory sukien migotay pomiedzy drzewami. Dziewczeta zbieray chrust na ognisko. Z czarnych z elaznych garw poddawanych pieszczocie
pomieni wydobyway sie smakowite opary. Mez czyzni wpatrywali sie w ogien,
c miac
dugie, cienkie fajki. Podrznicy, wedrowcy, Cyganie powrcili w rejon
Halmagiu.
Chopiec koyszacy
sie na linie dostrzeg dwie wiejskie kobiety i zagwizda przenikliwie. Caa krzatanina

cyganskiego obozu momentalnie urwaa sie,


wszystkie czarne oczy zwrciy sie w strone nadchodzacych

wiesniaczek. Mez czyzni z obozu ubrani w skrzane kurty wygladali

groznie, ale w ich wzroku nie


byo wrogosci. Mieli swoje wasne zasady i wiedzieli, jakie wiatry sa dla nich
przychylne. Od pieciuset lat mieszkancy Halmagiu postepowali z wedrowcami
uczciwie, kupowali od nich ozdoby i swiecideka i zostawiali ich w spokoju. Cyganie wiec nigdy nie wyrzadziliby

im rozmyslnie krzywdy.
Dzien dobry paniom! Krl Cyganw powsta ze schodw swojego wozu i skoni gowe. Powiedzcie, prosze, waszym przyjacioom z wioski, z e
17

zastukamy do ich drzwi. Garnki i patelnie najwyzszej jakosci, karty do wrzenia i bystre oczy, ktre sledza los w zakamarkach ludzkiej doni. Przygotujcie
tepe noze i siekiery z uamanymi trzonkami. Wszystko bedzie doprowadzone do
porzadku.

Mamy tez z soba konika czy dwa, ktre moga zastapi


c szkapiny przy
waszych wzkach. Nie pozostaniemy tu dugo, wiec zrbcie z naszej wizyty najlepszy uzytek, zanim wyruszymy dalej.
Witajcie! odpowiedziaa natychmiast starsza z kobiet, jakby bez tchu
w piersiach. Powtrze wszystko w wiosce. Spojrzaa na swoja towarzyszke. Trzymaj sie blisko mnie i nic nie mw szepnea na stronie.
Przechodziy wasnie obok jednego z wozw. Starsza kobieta wyjea may soiczek orzechw laskowych oraz garsc sliwek i poozya to w prezencie na stopniach cyganskiego wozu. Nikt z patrzacych

nie odezwa sie. Wiesniaczki oddaliy


sie, a obz powrci do stanu niespiesznej krzataniny.

Modsza z kobiet od niedawna mieszkaa w Halmagiu.


Dlaczego podarowaas im te owoce i orzechy zapytaa. Syszaam,
z e Cyganie nigdy niczego nie dadza za darmo, nigdy niczego nie robia bezinteresownie, za to czesto cos biora. Czy nie za bardzo ich rozzuchwalasz?
Na pewno nie zaszkodzi dobrze z yc z nawiedzonymi zabrzmiaa odpowiedz. Kiedy pomieszkasz tutaj tak dugo jak ja, zrozumiesz, o co mi chodzi.
Zreszta, oni nie przybyli, z eby krasc i wchodzic nam w droge kobieta wzruszya ramionami juz ja dobrze wiem, dlaczego zjawili sie tutaj.
Tak? powiedziaa modsza z zaciekawieniem.
Tak, wiem. To ta faza ksiez yca, zew, ktry syszeli, ofiara ktra zoza. Zjednuja sobie ziemie, uzyzniaja glebe, bagaja o aske. . . swoich bogw odrzeka
starsza wiesniaczka.
Swoich bogw? To poganie?. . . Jakich bogw?
Nazywaj to Natura, jesli chcesz w gosie Rumunki daa sie syszec irytacja ale nie pytaj o nic wiecej. Jestem prosta kobieta i niczego nie chce wiedziec.
I ty takze nie powinnas byc zbyt ciekawa. Babka mojej babki pamietaa czas, kiedy Cyganie przyszli. Upywa pietnascie miesiecy czy osiemnascie, ale nigdy wiecej niz dwadziescia jeden. Potem znowu wracaja. Wiosna, lato, jesien tylko oni
znaja pore, miesiac,
czas. Ale kiedy usysza zew, gdy ksiez yc jest na wasciwym
miejscu, a samotny wilk wyje wysoko w grach, wwczas wracaja. Odchodzac

zostawiaja zawsze ofiare.


Jaka ofiare? Ciekawosc modszej siegaa zenitu, lecz starsza nie chciaa
nic mwic, tylko gwatownie krecia gowa.
Nie pytaj, nie pytaj.
Jednak modsza dobrze wiedziaa, iz jej rozmwczyni umiera wprost z pragnienia, by podzielic sie tajemnica. Postanowia dac jej czas i niczego na razie
nie dociekac. Po chwili przyszo jej do gowy, z e chyba zanadto oddaliy sie od
najprostszego szlaku od wioski.
18

Czy nie idziemy za droga?


odezwaa sie.
Cicho syknea starsza patrz!
W przeswicie lasu, przed nimi, wyrastao posepne zwaowisko szarej skay
wulkanicznej. yse i kopulaste, z kilkoma pomniejszymi garbami, wysokie niemal na dwadziescia metrw. Za nim widnia pas lesny, a pzniej naga, prostopada
sciana pnaca
sie az do pokrytego jodami paskowyzu prowadzacego

w strone zamglonego, srogiego, niedostepnego masywu Zarundului. Drzewa wok podstawy


zwaowiska zostay sciete, usunieto tez krzewy i poszycie. Na jego szczycie may
kopczyk uozony z ciez kich kamieni stercza niczym wiezyczka albo komin.
Tam zas, na nagiej skale, obrabiajac
nozem trzymana na podoku kamienna
skorupe, siedzia mody mez czyzna. By cakiem pochoniety swoja praca. Patrzy
w d, wydawao sie, z e wprost przed siebie. Kobiety, ktre znajdoway sie nie
dalej niz czterdziesci metrw od niego, musiay byc w zasiegu jego wzroku, ale
nawet jesli je widzia, nie zareagowa. Pracowa w skupieniu.
Co on tam robi? dopytywaa sie modsza zachrypnietym gosem. Jest
bardzo przystojny. . . jakis dziwny. A poza tym, czy to miejsce nie jest zakazane?
Mj Hzak mwi mi, z e ten wielki kamien z kopca, to specjalny kamien i z e. . .
Szsz! towarzyszka znw ostrzega ja, kadac
palec na jej wargach.
Nie przeszkadzaj mu. Oni nie lubia byc podgladani.

Nie, z eby ten tutaj nas usysza. . . ale lepiej uwazac.


Powiedziaas, z e nas nie usyszy? To dlaczego rozmawiamy szeptem? Nie,
ja wiem, dlaczego szeptem: to jest szczeglne miejsce, jak kaplica. Prawie swiete.
Nieswiete! poprawia ja tamta. A, co do tego, z e tamten nas nie
dostrzeze. . . popatrz po prostu na niego! Jego skra nie jest ciemna, lecz szara
jak skaa, chora, umierajaca.
Oczy, geboko zapadniete, pona. Pochoniety jest
kamieniem, ktry rzezbi. Syszy zew, nie widzisz? Jest opetany, zahipnotyzowany,
zgubiony!
Skoro tylko powiedziaa ostatnie sowo, mez czyzna powsta i ustawi mocno swj kamien na obrzezu kopczyka, miedzy dziesiatkami

innych, niczym cege


wienczac
a mur. Dla kazdego przypadkowego swiadka rytuau rzezbienia musiao
byc jasne, z e kazdy gaz zosta zaznaczony w jakis symboliczny sposb. Modsza kobieta otworzya usta, z eby cos powiedziec, ale jej starsza przyjacika raz
jeszcze uprzedzia pytanie:
Jego imie odezwaa sie. Wydra
zy w kamieniu swoje imie i daty,
o ile je zna. Tak jak wszystkie inne imiona i daty wyrzezbione tutaj. Jak wszyscy, ktrzy przed nim odeszli. Ten surowy gaz jest mu nagrobkiem, a kopiec
grobowcem.
Mody Cygan wyprez y sie i spojrza w strone grskich szczytw. Zastyg
w tej pozycji na duzsza chwile, jakby czegos oczekiwa. A wysoko na bekitno-szarym niebie niewielki, ciemny strzep chmury przesoni oblicze sonca. Na ten

19

widok starsza kobieta gwatownie otrzezwiaa. Nieomal ulega hipnozie, stojac

tak nieruchomo. Chwycia okiec towarzyszki i odwrcia jej twarz.


Chodz wyszeptaa bez tchu chodzmy stad.
Nasi mez owie beda sie
martwic, tym bardziej, gdy dowiedza sie, z e Cyganie wrcili.
Spiesznie przemkney w cieniu drzew, odnalazy szlak i wkrtce zobaczyy
skraj lasu i pierwsze drewniane zabudowania Halmagiu. Wyszy na zakurzona
wiejska droge i omotanie w sercach zaczeo ustawac, usyszay dzwiek, ktry
dochodzi gdzies z daleka.
Zblizao sie poudnie. Sonce wyszo zza wystrzepionego oboku. Do pierwszych dni prawdziwej zimy brakowao jeszcze siedem czy osiem tygodni, ale kazda dusza, ktra syszaa ten odgos braa go za zapowiedz zimy. Niektrzy brali
go nawet za cos wiecej.
Rozleg sie z aobny skowyt wilka, powracajacy
echem ze skalnych scian,
przyzywajacy,
tak jak wilki przyzywaja sie od tysiecy lat. Kobiety przystaney,
scisney mocniej kosze, zatrzymay oddech i suchay.
Nie ma odpowiedzi rzeka wreszcie modsza. Jest sam, ten stary wilk.
Teraz tak kiwnea gowa druga tak, sam. . . ale syszano go dobrze,
bad
z pewna. I doczeka sie odpowiedzi niebawem. . . a wraz z nia. . . Starsza
potrzasn
ea gowa i ruszya naprzd.
A wraz z nia?
Modsza zrwnaa sie z tamta i nie dawaa za wygrana.
Starsza popatrzya zimno, zmarszczya brwi.
Musisz nauczyc sie suchac. Anno. Sa rzeczy, o ktrych tutaj zbyt wiele sie
nie rozmawia. Jesli wiec chcesz sie dowiedziec, musisz suchac uwaznie.
Przeciez sucham odpara modsza ale po prostu nie rozumiem, to
wszystko. Powiedziaas, z e stary wilk doczeka sie odpowiedzi niebawem. I. . .
Wtedy?
Tak, i wtedy. . . wymruczaa stara, skrecajac
w kierunku drzwi swojego
domu, gdzie straki
czosnku zwisay z nadproza. A wtedy, nastepnego poranka, nie bedzie juz Cyganw. Nie bedzie po nich sladu, prcz moze, popiow po
ogniskach czy odciskw k ciez kich wozw na szlaku, ktrym odjada. Ich liczba
zmniejszy sie o jednego, ktry odpowiedzia na prastary zew i pozosta.
Modsza kobieta otworzya usta ze zdziwienia i przerazenia.
Tak pokiwaa starsza gowa wasnie to widziaas. Dorzuca swoja
dusze do innych nieszczesnych dusz zapisanych w kapliczce na skale.
Tej nocy w obozie Cyganw.
Dziewczeta w szalonym tancu scigay sie ze skrzypcami, poda
zay za pierwotnym dudnieniem i brzekiem tamburynw. Dugi st ugina sie od jedzenia:
wiazada

krlicze i cae jeze, cienko pokrojone w plastry kiebasy dziczyzny, sery, zakupione lub wymienione w wiosce, owoce i orzechy, cebula duszona w sosie
miesnym, cyganskie wina i ostra, zatykajaca
dech sliwowica.
20

Panowaa atmosfera festynu. Pomienie gwnego ogniska, rozochocone muzyka, strzelay wysoko, rzucajac
blask na rozwibrowane, zmysowe tancerki. Pyney potoki alkoholu. Niektrzy z modszych Cyganw pili z nadziei, inni z leku
przed niepewna przyszoscia. Bowiem szczescie moze nastepnym razem opuscic
tych, ktrzy teraz zostali oszczedzeni.
Ale taka bya kolej rzeczy: nalezeli do Niego do konca Ziemi, do Jego wadzy
i mocy. Ich pakt ze Starym zosta zawarty ponad czterysta lat temu. To za Jego
przyczyna wiodo im sie dobrze poprzez wieki, wiedzie im sie dobrze teraz i beda
szczesliwie z yc w przyszosci. On nis im ulge w ciez kich czasach. W czasach
atwiejszych odczuwali jego ciez ar, lecz zawsze osiaga
rwnowage. Jego krew
bya w nich, a ich w Nim. A krew to z ycie.
Dwoje sposrd Cyganw siedziao w smutku. Nawet teraz, pomiedzy roztanczonymi dziewczetami, w atmosferze pijanstwa i swietowania, byli samotni. Cay
ten haas i rozgardiasz dookoa wydawa sie wymuszona wesooscia, w ktrej oni
nie mogli z adna miara uczestniczyc.
Mody czowiek siedzia na stopniach bogato ozdobionego wozu. Z oseka
i nozem w rekach odbija ostrzem srebrne byski ponacego

opodal ogniska. Z tyu


za nim, w otwartych drzwiach wozu, oswietlona z tym blaskiem lampy, staa jego matka. Pojekujac,
zaamujac
rece, zaklinaa na wszystko Tego, ktry by wrecz
czyms przeciwnym, aby oszczedzi jej syna tej nocy. Modlia sie na przno.
Jedna z melodii skonczya sie i jaskrawe spdnice zatrzepotay, po czym opady, skrywajac
na powrt brazowe,

poyskujace
nogi. Wasaci

mez czyzni saczyli

swoja wdke. Krag


ksiez yca ukaza sie nad grami, uwydatniajac
zamglone kontury szczytw. A gdy wszyscy, z szeroko otwartymi ustami, zwrcili sie w strone
wschodzacej
tarczy, z aosne wycie wilka spyneo do nich z niewidocznych siedzisk skalnych.
Wszystko zastygo. . . lecz zaraz ciemne oczy zwrciy sie w strone modego
mez czyzny na stopniach wozu. Wsta, popatrzy na ksiez yc i szczyty i westchna.

Schowa nz do pochwy. Skierowa sie w strone lesnego gaszczu,

zmierzajac
ku
ciemnosci poza kregiem wozw.
Jego matka przerwaa cisze. Krzyk najwiekszego blu brzmia niczym zwiastun smierci. Rzucia sie naprzd, omoczac
o drewniane schody swego domu
wozu. Zataczajac
sie, z wyciagni
etymi rekami, biega za synem. Ale nie dotara
do niego. Pada na kolana. W spazmatycznych ruchach ramion stumia cae swe
pragnienie.
Dowodzacy
plemieniem krl zstapi,

by usciskac modego czowieka. Obja

go, pocaowa w obydwa policzki. Wybraniec, bez zbytecznych scen, opusci krag

ognia, wszed miedzy wozy i zosta pokniety przez ciemnosc .


Dumitru zakaa matka. Rzucia sie za nim i wpada prosto w ramiona
krla.

21

Spokojnie, kobieto rzek burkliwie, choc jego gos drza niespokojnie.


Wiedzielismy o tym od miesiaca,
patrzylismy, jak sie zmienia. Stary da zew,
a Dumitru odpowiedzia. Wiedzielismy, co sie stanie. Zawsze tak jest.
Ale to mj syn, mj syn jeczaa umeczona kobieta na jego piersi.
Tak odpowiedzia i nagle zy popyney gebokimi bruzdami jego policzkw mj takze. . . mj takze.
Poprowadzi ja, potykajac
a sie, szlochajac
a, do wozu, a muzyka zabrzmiaa
znowu.
Dumitru Zirra wspina sie na obwaowania Zarundului. Ksiez yc oswietla mu
droge, ale nawet bez tej srebrzystej poswiaty, wiedziaby, jak isc . Cos, co tkwio
w nim samym, prowadzio go. Gos w jego gowie, ktry nie do niego naleza,
mwi mu, gdzie stawiac kroki, czego sie chwytac. Prowadziy tam sciezki, o ile
sie je znalazo, lecz miedzy tymi splatanymi

szlakami biegy zawrotne skrty.


Dumiitruuu! zadzwoni mroczny gos, kreslac
jego imie niczym obraz
meki. O, oddany mi, mj synu moich synw. Postaw stope tu, i tam, i tu,
Dumiitruuu. I tu, gdzie przeszed wilk, widzisz jego znak na skale? Ojciec twoich ojcw oczekuje cie, Dumiitruuu. Ksiez yc juz wzeszed i godzina sie zbliza.
Spiesz sie, mj synu, gdyz jestem stary, wysuszony, bliski smierci prawdziwej
smierci! Ale ty mnie uratujesz, Dumiitruuu. A wwczas twoja modosc i sia beda
moiiimiii!
A modosc , ciez ko dyszac,
z rekami pokrwawionymi od wspinaczki, mozolnie wspinaa sie do linii drzew, do najczarniejszej z turni, gdzie mroczne ruiny
wyrastay z ostatniego urwiska. Z jednej strony gardziel tak czarna i stroma, iz
mogaby prowadzic do pieka. Z drugiej, ostatnie z wysokich jode, porastaja
ce pozostaosci jakiejs niegdysiejszej siedziby, wzniesionej w cieniu pionowych
skalnych scian. Dumitru zobaczy to miejsce i przystana
na moment. Dostrzeg
wilka o ponacym

spojrzeniu, stojacego

w zwalonej bramie rumowiska i nie waha


sie duzej. Ruszy naprzd, a dzikie zwierze znaczyo mu droge.
Witaj w moim domu, Dumiitruuu! Lepki gos osiada niczym mu na
jego umysle. Jestes moim gosciem, moim synem. . . przychodzisz z wasnej,
nieprzymuszonej woli.
Dumitru Zirra bezprzytomnie wspia
sie na pierwsze potrzaskane kamienie.
Zagubiony, zdezorientowany, czu sie obco w tym przytaczajacym

miejscu. Ujrza zamek, tego by pewien. W dawnych czasach mieszka tutaj bojar, jeden z Ferenczych Janosz Ferenczy. To byo bezsprzeczne, jako z e od wiekw, od czasu
Grigora Zirry, pierwszego krla Cyganw, Zirrowie przysiegali wiernosc baronowi Ferenczemu i nosili jego znak: nietoperza zrywajacego

sie do lotu z rozpostartymi skrzydami, na ktrych rysoway sie trzy delikatne z ebra. Oczy nietoperza,
czerwone, podobnie jak z ebra na skrzydach, przechodziy w szkarat, naczynie
zas, z ktrego startowa, miao ksztat nagrobnej urny.
22

Tak i teraz mode, geboko zapadniete oczy ujrzay podobny wzr wyzobiony
na potrzaskanej pycie wielkiego kamiennego nadproza. Wiedzia wiec dobrze,
z e stoi na ziemi wielkich prastarych patronw Zirrw i ich wspziomkw. By
to ten sam znak, ktry do teraz zdobi obydwie strony wozu cyganskiego Vasilea Zirry, przemyslnie ukryty w zawiych ornamentach barwnych wozw. Stary
Vasile, ojciec Dumitru, nosi miniature tego herbu na pierscieniu, ktry przekazywano z ojca na syna od niepamietnych czasw. Nastepnym jego posiadaczem
byby Dumitru, gdyby pewnego dnia nie usysza wezwania. . .
Poda
zajacy
nieco z przodu wilk zawarcza gucho, ponaglajac
Dumitru. Ten
jednak przystana,
niepewny, posrd ogromnych kamiennych blokw. Przedni
skraj ruin wyglada

tak, jakby zosta wysadzony przez przepotez na eksplozje


gdzies w wnetrznosci tego miejsca poza krawedz gardzieli. Rumowisko kamiennych blokw i odamkw gineo w mroku. Modzieniec pomysla, z e wielka czesc
wyladowaa

w gardzieli.
Wahasz sie, mj synu. Dobieg go potworny wewnetrzny gos, rozpezajacy
i wymazujacy
wszystkie pytania, domysy, pragnienia. Ten gos cakowicie
przytoczy go i przeja
nad nim wszelka kontrole, podczas ostatnich czterech czy
pieciu tygodni, czyniac
go swym zombi.
Widze, z e jest, jak podejrzewaem, Dumiitruuu. . . masz silna wole. To dobrze! Bardzo dobrze! Sia duszy jest sia ciaa, sia ciaa jest sia krwi. Twoja krew
jest mocna, synu, tak jak w caej twojej rasie.
Wielki wilk znw zawy i Dumitru ruszy dalej za nim.
Modosc szeptaa mu, z e winien uciec z tego miejsca jak najszybciej. Lecz by
bezsilny wobec tego prastarego diabelskiego gosu. Wydawao mu sie, z e kiedys
zozy obietnice i z adna miara nie mg jej zamac, lub tez, z e wypenia wole jakiegos dawno niezyjacego,

szacownego przodka, wole, ktrej nie wolno sie


sprzeniewierzac. Teraz, prowadzony gosem rozlegajacym

sie w jego gowie, pochyla sie o pochye gazy kultowe, to znw szed na czworakach, rozrzucajac

swiezo opade liscie, zdzierajace


wilgotne, szarawe porosty. Odnalaz wreszcie
wask
a pyte z z elaznym koem, ktra unis z atwoscia. Fala smrodliwego powietrza wysza mu na spotkanie, napeniaa puca, przyprawia o jeszcze mocniejszy
zawrt gowy. Skulony pochyli sie nad czarna, dymiac
a otchania i. . . pogra
zy
sie w koszmarnej czelusci.
Tutaj, tutaj, mj synu. . . nisza w scianie. . . pochodnie i zapaki owiniete
w skre. . . tak, za mojej modosci byo tylko krzesiwo. . . zapal jedna pochodnie
i wez jeszcze dwie. . . na pewno bedziesz ich potrzebowa, Dumiitruuu. . .
Schody wykute w tej kamiennej studni miay ksztat spiralny. Dumitru schodzi powoli, zmuszony do ekwilibrystycznych wyczynw tam, gdzie stopnie przegray walke z czasem. Dotar do ozdobnej podogi pokrytej szczatkami

sczerniaej od ognia zaprawy murarskiej. Posuwa sie wsrd dalekich odgosw z wnetrza
ziemi. W d, ciagle
w d, do zowieszczych piekielnych katakumb.
23

Dobra robota, Dumiitruuu. Mroczny gos pochwali go. Gos, ktry


brzmia przerazajaco,
a ktrego wasciciel radowa sie. I raptem. . . Dumitru mgby zerwac sie i wyzwolic. Na uamek sekundy znowu by soba wiedzia, z e stoi
na progu piekie.
Lecz wtedy obca sia scisnea jego mzg niczym imado. Proces, ktry rozpocza
sie piec tygodni temu, nieuchronnie zmierza w kierunku swego logicznego
rozwiazania,

sia jego woli nika niczym pomien wytopionej swiecy.


Rozejrzyj sie. Dumiitruuu. Patrz i ucz sie, jakie sa dokonania i tajemnice
twojego mistrza, synu.
Za plecami Dumitru, na kamiennych schodach, sta wielki wilk o ponacych

oczach. A przed nim. . .


O takich rzeczach kra
zyy miedzy Cyganami legendy, ale ani Dumitru, ani
nikt inny, ktry mgby oglada
c te scene, nie potrzebowa z adnej specjalnej wiedzy czy wyjasnienia poza wasna wyobraznia i instynktem. Trzymajac
wysoko
pochodnie, z szeroko otwartymi oczami i rozdziawiona buzia, modzieniec postepowa naprzd posrd uporzadkowanych

pozostaosci i reliktw chaosu i szalenstwa.


Nie by to jednak ten sam, czysto fizyczny, rodzaj chaosu, co w wyzszych partiach budowli, gdyz te tajemnice krypty nieznacznie tylko ucierpiay. Kataklizm
dotkna
powierzchni. Podziemia przetrway nienaruszone, pokryte sieciami pajeczyn i od p wieku nawarstwiajacym

sie kurzem. Nie, ten zamet mia charakter


mentalny: swiadomosc , z e dokona tego czowiek czy tez, w manierze podan
i mitw, z e dokonay wszystkiego istoty podajace
sie za ludzi.
Krypty wyrzniay sie prastarym kamieniarskim kunsztem. Na scianach, pokrytych z tymi z ykami saletry, wilgoc nie zostawia sladw. Gdzieniegdzie znac
byo wypietrzenia okapnikw. Cienkie laski stalaktytw zwisay z wysoko sklepionych sufitw. Przy scianach, gdzie podoga zostaa mniej wydeptana, gadkie,
kopulaste stalagmity tworzyy guzy i uwypuklenia na szorstkich pytach. Dumitru
nie by archeologiem, ale na podstawie prymitywnego szlifu kamieni i zego stanu zaprawy murarskiej nawet on mg oszacowac wiek zamku, a w kazdym razie
jego tajemniczej czesci, na jakies osiemset lat. Tak w kazdym razie musiao byc
w wypadku owych sodowych osadw, chyba z e roztwr sacz
acy
sie z gry zosta
ponad miare nasycony sola krystaliczna.
Znajdoway sie tam liczne wrota, szerokie na ptora metra i wysokie prawie
na trzy, wszystkie zwienczone masywnymi kamiennymi klinami, ktre w kilku
przypadkach, jak sie wydawao, osiady nieco pod niewyobrazalnym ciez arem.
Sufity zawieszone piec metrw nad posadzka, sklepiay sie w rodzaj gwiezdnego
wzoru. W kilku miejscach wielkie bloki spady, bez watpienia

na skutek wybuchu, ktry nawiedzi to miejsce, pozostawiajac


potrzaskane pyty niczym gliniane
tabliczki uzywane w dawnych czasach przez uczniw.

24

Za wrotami uderzyy chodem wielkie pokoje, a z nich prowadziy dalsze korytarze. Dumitru pogra
zy sie w labiryncie pradawnych pokoi, w ktrych mieszkaniec tego mrocznego miejsca uprawia swe tajemne sztuki. Co zas do natury tych
sztuk. . . Modzieniec dotychczas unika domysw i spekulacji. Ale duzej nie by
o to juz mozliwe. Sciany
pokryte freskami, ktre choc wyblake, opowiaday caa
historie. Wiele komnat zawierao niezaprzeczalne dowody czegos nie tylko bardziej konkretnego, ale bardziej przerazajacego.

Takze gos w jego gowie, okrutny


i peen zachwytu, nie kontentowa sie juz jego ignorancja. Przeciwnie, wyraznie
pragna,
aby Dumitru wszystkiego sie dowiedzia.
Nekromancja, pomyslaes, Dumitru, kiedy pomien pochodni wypar stad

mrok deklamowa gos. Powoanie na powrt do z ycia soli i popiou, aby


dac swiadectwo. Historia swiata, by tak rzec, wysnuta z ksztatu konskiego pyska. Ujawnienie sekretw pokrytych kurzem czasu, a moze nawet przepowiadanie mglistej, odlegej przyszosci. Tak, jasnowidzenie za pomoca zmarych!. . .
Oto, co pomyslaes. No po krtkiej pauzie gos jakby wzruszy ramionami
i jak dotad
miaes racje. Ale nie przeszedes dostatecznie daleko. Nie chciaes patrzec. . . i nawet teraz nie chcesz. Czy jestes aby moim synem, Dumitru, czy paczliwa baba?
Sadziem,

z e to bedzie mocne wino, a okazuje sie, z e Cyganie pedzili


wode przez te lata! Cha, cha, cha! Ale nie. . . z artuje. . . nie zosc sie, mj synu. . .
To jest zosc , nieprawdaz, Dumitru? Nie? Moze strach? Boisz sie o z ycie? Gos
przeszed w szept, dra
zacy
podstepnie niczym krople sabego kwasu. Lecz
przeciez zachowasz z ycie, mj synu we mnie. Krew jest z yciem, Dumiitruuu
i tak bedzie zawsze. . . Ale teraz! Gos ozywi sie, zadzwiecza wesooscia.
Dlaczego posmutnielismy, tak nie wolno! Bedziemy jednoscia i przezyjemy z ycie
razem. Syszysz mnie Dumiitruuu?. . .
Ja. . . ja ciebie sysze odpar modzieniec.
A wierzysz mi? Powiedz to, powiedz, z e we mnie wierzysz, tak jak wierzyli
we mnie ojcowie twoich ojcw.
Modzieniec nie by pewien, czy rzeczywiscie wierzy, ale posiadacz gosu scisna
jego umys.
Tak. . . tak, wierze, jak wierzyli moi ojcowie.

Swietnie
rzek gos, jakby uspokojony. Nie bad
z wiec taki niesmiay,
Dumiitruuu. Nie cofaj sie, nie odwracaj oczu od moich dzie. Te obrazy malowane
i z obione w scianach, te liczne amfory na specjalnych stelazach, sl i prochy
zawarte w tych prastarych naczyniach.
Dumitru poda
zy sladem swiata pochodni. Wszedzie stay czarne debowe stelaze, a na nich, na ich pkach, niezliczone soje, urny: amfory, jak nazywa je
gos. We wszystkich pokojach tej podziemnej kryjwki musiao ich znajdowac sie
tysiace,
ciasno zamknietych, z wyblakymi, pokrytymi patyna wiekw tabliczkami, umieszczonymi tam, gdzie uchwyty stykay sie z szyjami. Jeden ze stelazy by
uszkodzony, prawdopodobnie przez kamienny blok, ktry oderwa sie od sufitu.
25

Amfory pospaday, a niektre z nich popekay. Prochy wydostay sie na zewnatrz,

tworzac
niewielkie stozki, pokryte kurzem dziesiecioleci. Cygan popatrzy na te
szczatki.
..
Popatrz, jakie sa wspaniae, sole z ycia szepta gos w jego gowie, wyraznie w tej chwili zaciekawiony, tak jakby sam jego wasciciel czu respekt wobec tego upiornego zbioru. Pochyl sie, wez je w rece, Dumiitruuu.
Modzieniec nie mg nie usuchac. Wdycha zapach prochw, miekkich jak
talk, ruchomych niczym rtec . Przesypyway mu sie przez palce, nie pozostawiajac

z adnych sladw na doniach. A kiedy tak przestawa z prochami, to cos w jego


gowie jakby wachao,

smakowao sama nature spopielonych istot.


Ach. . . to by Grek, ten tutaj poinformowa gos. Poznaje go, rozmawialismy kilkakrotnie. Kapan z ziemi greckiej, ktry zna podania o Vrykoulakasie. Mwi, z e z nimi walczy, z e przeciwko nim wyprawia sie przez morze do
Modawii, Wallachii, a nawet w te gry. Wybudowa wielki kosci w Alba Julia,
ktry pewnie stoi tam az do dzis. Z niego wyrusza pomiedzy wioski i miasteczka
w poszukiwaniu straszliwego Vrykoulakasa.
Ludzie z miast donosili na swych wrogw, czesto wiedzac
o ich niewinnosci.
W zaleznosci od wadzy czy pozycji oskarzyciela, Czcigodny Arakli Aenos, jak
go nazywano, potwierdza lub odrzuca zasadnosc oskarzen. Na przykad, jezeli
jakis znany bojar utrzymywa, z e taka a taka osoba jest wysysajacym

krew demonem, mozna byo byc pewnym, z e Grek uzna zasadnosc skargi. Lecz jesliby tylko
jakis biedak wznis taka skarge, jakkolwiek dobrze uzasadniona, zostaby zignorowany, ba, ukarany za kamstwo. Oszust i poszukiwacz wiedzm, stary Aenos,
kiedys oskarzy nawet mnie! Musiaem czmychna
c z Wyszehradu, gdzie chcieli
mnie dostac. O, mwie ci, to bya naprawde powazna sprawa.
Lecz. . . czas wielu wystawia rachunek. Popioy do popiow, py do pyu.
Kiedy umar, pochowano starego oszusta w oowianej skrzyni w Alba Julia, obok
koscioa, ktry zbudowa. Co za dobrodziejstwo! Zgodnie z przeznaczeniem nieprzenikalny ow jego trumny wystarcza w zupenosci, aby utrzymac z daleka
robaki i wszelkie masci gryzace
az do czasu, gdy jakies sto lat pzniej, ja go
wykopaem. O tak, rozmawialismy kilkakrotnie. Lecz ostatecznie, czego sie dowiedzia? Niczego! Oszust, szalbierz!
A wiec, wyrwnaem rachunki. Ta kupa pyu, ktra wasnie wachae

s: Arakli
Aenos we wasnej osobie i. . . Ojej, jak krzyyyczaaa, kiedy daem mu z powrotem
ciao i przypiekem tego psa goracym

z elazzzem! Cha, cha, cha!


Dumitru sykna
z przerazenia i gwatownie wyciagn
a
palce z rozsypanych
soli. opota donmi, jakby one takze byy przypieczone goracym

z elazem, uderza o siebie, drzac


wyciera o swe szorstkie spodnie. Zerwa sie i odskoczy od
potuczonych urn, po to tylko, by wpasc na nastepny stelaz, stojacy
za nim. Wyciagn
a
sie jak dugi w kurzu, prochu i pyle. Dzieki temu zamieszaniu na moment

26

przejasnio sie w jego skoowanej gowie. Posiadacz gosu od razu sie zorientowa
i wzmocni uscisk.
Powoli synu, powoli! Ach, rozumiem: myslisz, z e drecze cie bez przyczyny. Sadzisz,

z e znajduje przyjemnosc w takich instrukcjach. Ach nie, uwazam


jedynie, z e musisz znac wage suzby, ktra przyjmujesz. Skadasz mi znaczac
a
oferte: odsieczy, srodkw egzystencji, odnowienia zapasw. Dlatego wiec odpacam ci wiedza. . . na jakkolwiek krtki okres czasu. Teraz wstan, suchaj uwaznie
moich sw i poda
zaj za nimi.
Sciana, podejdz do sciany, Dumitru. Dobrze! Teraz sledz freski oczami i rekami, mj synu. Teraz patrz i ucz sie. Oto jest czowiek. Rodzi sie, z yje, umiera.
Ksia
ze czy wiesniak, grzesznik czy swiety, wszyscy ida ta sama droga. Widzisz
ich wszystkich na obrazkach: bogosawieni i szubrawcy zarwno, mkna chyzo
od kolebki do grobu, od sodkiego, ciepego momentu poczecia do zimnej, pustej otchani rozkadu. Oto dola wszystkich ludzi, wydawaoby sie: zjednoczyc
sie z ziemia, a wszystkie lekcje ich z ycia staja sie bezuzyteczne, a wszystkie ich
tajemnice na zawsze pozostaja ich wasnoscia. . .
Lecz bywaja i tacy, ktrych szczatki
na skutek okolicznosci, w jakich ich chowano jak ten grecki ksiadz,
byc moze pozostaja nietkniete. I inni, poddani
kremacji i pochowani w dzbanie, ktrych spopielone prochy sa czyste, bowiem nie
spotykaja sie z ziemia. Leza tak, potrzaskana kosc czy dwie, garsc pyu, a w tym
caa wiedza ich czasu czuwania, wszystkie tajemnice ich z ycia, a bywa i smierci,
a nawet niekiedy moment przejscia pomiedzy tymi stanami. Wszystkie stracone.
Lecz ty spytasz, co z wiedza zakleta w ksiegach, czy ta przekazywana z ust
do ust albo na wiecznosc utrwalona w kamieniu? Wszak czek uczony, jesli tego
pragnie, moze pozostawic caa swoja wiedze tym, ktrzy przyjda po nim?
Co? Kamienne tablice? Ba! Nawet szczyty grskie wietrzeja, a epoki im
wspczesne ulatuja niczym kurz. Wiedza ustna? Opowiedz czowiekowi jaka
s
historie, a skoro tylko ja powtrzy, juz temat jest zmieniony tak, z e po dwudziestu
razach mozesz jej z goa nie rozpoznac. Ksia
zki? Ledwie wiek przeminie, a wysychaja na pieprz, po dwch stuleciach krusza sie pod palcami, po trzech rozpadaja
sie w nicosc . Nie, nie mw mi o ksia
zkach. Nie ma nic bardziej nietrwaego. Oto,
bya w Aleksandrii najcudowniejsza biblioteka swiata. . . i cz teraz dzieje sie
z wszystkimi ksia
zkami? Odeszy, Dumitru. Odeszy, jak ludzie lat wczorajszych.
Lecz w przeciwienstwie do ksia
zek ludzie nie zostaja zapomnieni. W kazdym
razie, niekoniecznie.
I znw, co sie dzieje, gdy dany czowiek nie pragnie pozostawic po sobie swoich sekretw?
Ale dosc o tym teraz. Popatrz, freski sie zmieniaja. I oto inny czowiek. . .
w kazdym razie, bedziemy nazywac go czowiekiem. Gdyz, co dziwne, nie tylko
kobieta i mez czyzna poczeli go. Popatrz tam. . . oto jego rodzic. . . ale co to jest?
Wa
z? Kret? I oto ten stwr wypuszcza jajo, ktre ten czowiek bierze w siebie.
27

I teraz ta najszczesliwsza osoba nie jest juz czowiekiem, ale. . . czyms jeszcze.
Ach, i spjrz, ona nie umiera, lecz wcia
z idzie naprzd. Zawsze! Byc moze na
zawsze.
Czy rozumiesz, Dumitru? Czy rozumiesz przesanie tych malowide? Tak,
o ile tylko ta niezwyka istota nie zostanie usmiercona przez jakiegos brutalnego
czowieka, ktry posiad wiedze. Lub nie umrze, co niekiedy sie zdarza. Czemuz
nie miaaby z yc wiecznie? Oprcz. . . ta istota jednakowoz czegos potrzebuje. Nie
moze odzywiac sie, jak zwyky czowiek lub raczej zna lepsze z rdo pozywienia.
Krew jest z yciem. . . Czy znasz imie tej istoty, synu?
Ja. . . ja wiem, jak nazywa sie takich ludzi odrzek Dumitru, choc jakiemus przypadkowemu obserwatorowi musiaoby sie wydawac, z e sowa te wypowiedziane sa w pusta przestrzen piwniczna. Grecy nazywaja ich Vrykoulakas, jak wspomniaes. Rosjanie Wieszczy- a my podrznicy, Cyganie,
my nazywamy ich Moroi.
Jest jeszcze inna nazwa rzek gos z dalekiego ladu,

poza czasem
i przestrzenia. To nazwa, jakiej sami wobec siebie uzywaja:
wampiry. Tu na
chwile, byc moze z abominacji, gos zamilk.
Powiedz mi teraz, Dumiitruuu, czy wiesz kim jestem? Och, wiem, jestem
gosem, ktry syszysz w swej gowie, ale jezeli tylko nie jestes szalencem, to gos
musi przeciez miec swoje z rdo. Czy odgades moja tozsamosc , Dumiitruuu?
A moze zawsze ja znaes, co?
To ty jestes Starym Stworem! Dumitru przekna
sline. W gardle czu
suchosc . Nieumarym i nie umierajacym

patronem plemienia Zirra. Nazywasz


sie Janosz, baron Ferenczy!
Tak, mozesz byc wiesniakiem, ale nie jestes gupcem odpowiedzia
gos. Zaprawde jestem nim. A ty pozostajesz w mojej wadzy. Ale najpierw
pytanie: Czy z yje w grupie cyganskiej twojego ojca, Vasilea Zirry, ktos, kto ma
trzy palce u rak?
Dziecko, chopczyk urodzony niedawno, juz po tym, jak byliscie
tutaj uprzednio? Lub moze jakis obcy, ktrego widzieliscie na trasie wedrwki,
kto chcia sie do was przyaczy
c?
Dziwne pytanie, mozna by pomyslec, ale nie dla Dumitru. To bya czesc legendy. Pewnego dnia przyjdzie czowiek z trzema palcami. Trzy szerokie, mocne
palce i kciuk przy kazdej doni. Urodzony w sposb naturalny, bez z adnej interwencji chirurgicznej. Nie sprawiajacy
swoim kalectwem groteskowego wrazenia.
Nie odrzek natychmiast nie nadszed.
Nieomal dao sie syszec niecierpliwe, duchowe chrzakni
ecie. Cygan prawie
widzia gwatowne wzruszenie szerokich potez nych, ramion.
Nie nadszed gos Ferenczego powtrzy jego sowa. Jeszcze nie
nadszed.
Lecz nastrj tej niewidocznej obecnosci by niestay: zmieni sie w mgnieniu
oka. Rozczarowanie przeszo w rezygnacje.
28

I tak wasnie czekam latami. Ale czymze jest czas dla wampira, co?
Dumitru nie odpowiedzia. Przypatrujac
sie wyblakym freskom, doszed do
tej ich czesci, ktra przedstawiaa szczeglnie zatrwazajace
sceny. Rysunki, niczym gobeliny, opowiaday historie w obrazach, ale te obrazy pochodziy wprost
z sennego koszmaru. Na pierwszym, czterech ludzi trzymao jakiegos mez czyzne, kazdy za jedna konczyne. Piaty
oprawca w tureckich spodniach sta obok
ze wzniesionym wysoko zakrzywionym mieczem. Szsty klecza obok, z drewnianym motkiem i ostrym, drewnianym kokiem. Na nastepnym rysunku, ofiara
bya juz bez gowy a koek przyszpili tuw do ziemi. Wielki, oslizgy robak, niczym slimak bez skorupy albo wa
z, wychyna
z otwartej szyi, tak z e ludzie dokoa
odskoczyli w ty przerazeni. Na trzecim obrazie, ludzie otoczyli rzecz kregiem pochodni i palili ja. Obok, na stosie, ponea gowa i ciao jej uprzedniego gospodarza. Przedostatnia scena okazywaa ksiedza, jedna reka koyszacego

kadzielnice,
druga wsypujacego

popioy do urny. Przypuszczalnie by to rytua egzorcyzmu,


oczyszczenia. Lecz jesli tak, to zupenie nieskuteczny. Gdyz na obrazie ostatnim,
z tej samej urny ulatywa czarny nietoperz niczym Feniks z popiow. Zaprawde,
to przeciez znak Ferenczych.
Tak rzek mrocznym gosem Janosz w gowie Dumitru. Kiedy nadejdzie trzypalcy czowiek, prawdziwy syn moich synw, bede mg uciec z jednego
kielicha do nastepnego. Gdyz kielich kielichowi nierwny, Dumiitruuu, a niektre
z nich sa kamienne. . .
W gowie modzienca zaczeo sie znowu rozjasniac. Kierowany swa wola spostrzeg, z e jego pochodnia dopala sie na kamiennym trzymadle na scianie, gdzie ja
umiesci. Odpali nastepna, falujac
nia przez chwile, by wzmc ogien. Zwilzajac

jezykiem suche wargi, przeslizgiwa wzrokiem po miriadach urn, zastanawiajac

sie, w ktrej znajduja sie prochy jego przesladowcy. Jakze atwo byoby ja potrzaskac, rozrzucic py, wsadzic pochodnie w sam srodek tych wrazliwych szczatkw

i sprawdzic, czy spona po raz drugi.


Janosz momentalnie zarejestrowa powrt woli Cygana do z ycia i odczyta
grozbe w umysle, ktrym wada.
Nie tutaj Dumiitruuu, nie tutaj! Co? Chcesz, abym leza wraz z ta caa hoota?
I czy mozliwe, z e sysze u ciebie takie zdradzieckie mysli? Ale wszak, inaczej
nie bybys z tej krwi, nieprawdaz? Susznie zrobies, odpalajac
druga pochodnie: lepiej nie pozwalaj pomieniowi zgasna
c, gdyz trafies w niezwykle mroczne
miejsce. Ponadto istnieje jeszcze rzecz czy dwie, ktre chce ci pokazac, i bedziemy do tego potrzebowac swiata. Patrz, na prawo masz pokj, mj synu. Wejdz
w to sklepione przejscie, jesli aska, i tam odnajdziesz ma prawdziwa kryjwke.
Dumitru mgby prbowac walczyc z soba. . . ale na przno. Wampir wada jego umysem z wieksza niz dotad
skutecznoscia. Zrobi, jak mu polecono.
Wszed sklepionym przejsciem do pokoju, ktry zupenie przypominaby pozostae, gdyby nie jego wyposazenie. Nie dostrzeg tu pek z amforami ani freskw
29

na scianie. To miejsce miao raczej charakter mieszkania niz magazynu. Na scianie wisiay ozdobne tkaniny, a podoge tworzyy zielone kafle aczone

zaprawa.
Na srodku mozaika mniejszych kafli ukadaa sie w profetyczny herb Ferenczego.
Obok masywnego kominka sta prastary st z ciez kiego, czarnego debu.
Warstwa kurzu nie bya tu ciensza niz gdzie indziej, ale cos jednak wyrzniao to pomieszczenie. Na stole znajdoway sie papiery, ksia
zki, koperty, rozmaite
pieczecie, pira, kaamarze: nowoczesne rzeczy w porwnaniu ze wszystkim, co
Dumitru dotychczas tu widzia. Rzeczy Ferenczych? Zakada, z e Stary jest martwy lub niemartwy, lecz wszystko wydawao sie wskazywac inaczej.
Nie lepki wewnetrzny gos barona zaprzeczy nie moje, lecz. . . powiedzmy, mojego studenta. On studiowa moje dziea i nawet mgby by odwaz yc sie studiowac mnie samego. Och, zna wystarczajaco
dobre sowa, jakimi sie
mnie wzywa, lecz nie wiedzia, gdzie mnie szukac, ani nawet, z e w ogle tutaj jestem! Lecz, niestety, juz go nie ma. Najprawdopodobniej jego kosci zdobia gdzies
ruiny na grze. Bede zachwycony, gdy odnajde je ktregos dnia.
Podczas gdy gos Ferenczego snu te mroczne i niejasne wspomnienia, Dumitru Zirra zblizy sie do stou. Lezay tam kopie listw, napisane w nieznanym mu
jezyku. Mg jednak odczytac daty sprzed piec dziesieciu lat i cos niecos z adresw i adresatw zamieszkujacych

odlege miasta. By wiec tam jakis M. Raynaud


z Paryza, niejaki Josef Nader z Pragi, pewien Colin Grieve z Edynburga, a takze
Joseph Curwen z Providence i jeszcze kilku innych z rozmaitych stron. Wszystkie te nazwiska i adresy, jak dowodzi charakter pisma pokrywajacy
zbrazowiae

kartki, zanotowa jeden i ten sam czowiek: niejaki Hutchinson czy Edw.H.
Co zas do ksia
zek, to nic one Dumitru nie mwiy. By wiesniakiem i choc
w czasie licznych podrzy styka sie z rozmaitymi jezykami i dialektami tytuy,
takie jak Turba Philosophorum, Bacona Thesaurus Chemikus, czy Trithemiusa De Lapide Philosophico nic dla niego nie znaczyy.
Ale w jednej z ksiag,
pomimo grubej pokrywy kurzu na jej stronicach, modzieniec zobaczy rysunki, ktre jednak cos dla niego znaczyy, i to cos strasznego.
Tam bowiem w najdrobniejszych i najdrazliwszych detalach ukazano tortury tak
brutalne i okrutne, z e nawet on na wp przeciez zahipnotyzowany przerazi sie i cofna
do tyu. Wwczas jego wzrok przyciagn
ey pozostae rekwizyty:
wielkie kajdany przytwierdzone do scian ciez kimi ancuchami, jakies mocno skorodowane ostre narzedzia i kilka z elaznych koszy na ogien, wcia
z jeszcze zawierajacych

dawno wygase popioy.


Dumiitruuu spiewa radosnie gulgoczacy
gos w jego gowie powiedz
mi teraz: czy byes kiedys spragniony? Czy kiedykolwiek wedrowaes po pustym,
bez kropli wody, i czues, jak twoje gardo zamienia sie w pulsujacy
wrzd, poprzez ktry ledwie mozesz wciagn
a
c powietrze? No, moze kiedys zdarzyo sie
takie, z e czues sie suchy jak sl, co mogoby pomc ci zrozumiec choc odrobine
moja sytuacje. Ach, gdybym tylko mg opisac moje pragnienie, synu!
30

Ale dosyc. Jestem pewien, z e dotarto do ciebie cos z mojej sztuki, mojego
przesania, mocy i przeznaczenia oraz z e wymagania kogos takiego jak ja sa nieskonczenie wazniejsze niz jakiekolwiek kwestie normalnego z ycia i z ywotw.
I oto nadszed czas, by zapoznac cie z koncowa tajemnica, poprzez ktra obaj
doznamy najbardziej wyszukanej ekstazy. Wielki komin. Dumiitruuu. Naprzd!
Cygan ujrza masywnie zbudowany tunel, sczerniay od ognia, sklepiony ukowato i wykonczony wielkim gazem na szczycie. Nie musia sie mocno pochylac,
by wejsc do srodka. Zanim to zrobi, zapali nastepna pochodnie, co Janosz Ferenczy potraktowa jako kolejna oznake zawahania.
Szybko, teraz, Dumitru nalega okropny gos moje pragnienie nie
moze czekac. Jest tak wielkie, z e duzej juz tego nie zniose.
Modzieniec wszed do kominka, podnis pochodnie. Ponad nim wznosi sie
szeroki, okopcony przewd kominowy, ktry agodnie skreca w strone sciany.
Oddalajac
na chwile pomien, Cygan patrzy za jakims swiatem u gry, lecz
panowaa tam tylko ciemnosc . Pomysla, z e tunel musia kilkakrotnie zakrecac
i oczywiscie mg byc przysypany ruinami.
Przyblizajac
na powrt z agiew, Dumitru dostrzeg z elazne szczeble na pochyej tylnej scianie. W dniach swej swietnosci, komin z pewnoscia wymaga czyszczenia od czasu do czasu. A jednak. . . nie byo tu takiego nagromadzenia sadzy,
jakiego mozna by oczekiwac. Gdyby nie lekkie okopcenie, trudno by sadzi
c, z e
komin w ogle by uzywany.
Och, by uzywany, mj synu. Wewnetrzny gos Janosza zacmoka lubieznie. Zobaczysz, zobaczysz. Ale najpierw usun sie troszeczke. Zanim ty
wstapisz,

inni musza zstapi


c. Moi mali ulubiency, mali przyjaciele..
Dumitru wcisna
sie w boczna sciane. Doszed go opot skrzyde, gwatownie
potez niejacy
w grzmot. I oto nagle kolonia maych nietoperzy, ktrych rozpedzone ciaa przypominay pociski, wypada z przewodu kominowego i rozproszya
sie po podziemnych korytarzach. Wylatyway przez duzsza chwile, az wreszcie
na powrt zapada cisza.
Teraz do gry powiedzia Ferenczy, znowu zaciskajac
ucisk na umysle
swego niewolnika.
Szczeble byy szerokie i pytkie, oddalone jeden od drugiego o kilkanascie
centymetrw, mocno osadzone w zaprawie acz
acej
kamienie. Cygan zorientowa sie, iz trzymajac
pochodnie jedna reka, moze bez wielkiego wysiku wspinac
sie. Po dziesieciu szczeblach komin zwez a sie znacznie, a po nastepnej dziesiat
ce nachyli sie jakies czterdziesci piec stopni, przechodzac
tym samym w rodzaj
ukosnego, pnacego

sie ku grze szybu. Na przestrzeni nie wiekszej niz nastepnych kilka metrw szczeble znikay, a na ich miejsce pojawiy sie pytkie schody.
Nastepnie podoga wyprostowaa sie zupenie, a sufit schodzi stopniowo do
wysokosci mniej wiecej trzech metrw.

31

Dumitru znalaz sie w waskim,

surowym, kamiennym i nieskonczenie dugim


pasazu. Czu narastajace
przerazenie, ktre w koncu sprawio, z e zatrzyma sie.
Dygocac,
zlany zimnym potem, z sercem opoczacym

w puapce piersi jak schwytany ptak, z ubraniem klejacym

sie do ciaa, modzieniec skierowa z agiew przed


siebie. W cieniu, poza granica penej jasnosci, byszczaa para z tych, trjkat
nych oczu oczu zdziczaego wilka zawieszonych nad ziemia i odbijajacych

niespokojne swiato pochodni. Spojrzenie wwiercao sie w Dumitru.


Mj stary przyjaciel, Dumiitruuu. Gos Ferenczego rozpez sie po jego
umysle. Podobnie jak Cyganie, on i jego pobratymcy strzega mnie od wielu
lat. Kazdy ciekawski wiesniak mgby tu zawedrowac, gdyby nie te moje wilki.
Czy przestraszyy cie? Sadzie

s, z e jest gdzies pod lub za toba, a on pokazuje sie


z przodu? Ale czyz nie widzisz, z e tu jest moja kryjwka? I to jaka kryjwka, prosze, z jakim wejsciem i wyjsciem? Nie, jesli pjdziesz tym pasazem wystarczajaco

dugo, dotrzesz do dziury wychodzacej


wprost na urwista skae. Tyle tylko. . . z e
nikt nie bedzie wymaga, abys szed tak daleko.
Gos nawet nie stara sie juz maskowac grozby. Ferenczemu nie mozna byo
odmwic konsekwencji. Jego uscisk na umysle i woli spotez nia niczym lodowe
okowy.
Naprzd! zimno rozkaza.
Wielki wilk obrci sie i da susa w zupena ciemnosc . Dumitru ruszy za nim
niepewnym krokiem, a serce walio mu tak, iz niemal mg syszec krew grajac
a
w uszach jak ocean w zwojach konchy. I nie by jednym, ktry mg to syszec.
Ach, mj synu, mj synu. Gos by jednym wielkim woaniem niepohamowanej z adzy.

Twoje serce skacze jak jelen na uwiezi. Jaka sia, jaka modosc ! Czuje to! Ale cokolwiek wywouje w tobie taka panike, bad
z pewien, z e
zbliza sie do kresu, Dumiitruuu. . .
Pasaz poszerzy sie. Po prawej stronie pojawio sie zagebienie, rodzaj rowu
wycietego w solidnym podozu skalnym, ktry pogebia sie z kazdym krokiem.
Dumitru wystawi pochodnie poza krawedz i spojrza w d. A tam, w najgebszej
partii wykopu, ujrza. . . brzeg i cienka szyjke czarnej urny, na wp zasypanej
w ciemnej glebie. Brzeg urny jak mroczna, pogardliwie wydeta buzia, z ustami,
ktre w migoczacym

swietle wydaway sie to wysuwac, to sciaga


c odrazajaco

znajdowa sie jakies ptora metra ponizej poziomu sciezki. Z drugiej strony czary
podoze wykopu podnosio sie. Wyciete w ksztacie litery V jak sluza, opadao
agodnie w kierunku wyzobienia przechodzacego

w wask
a rynienke, ktra prowadzia wprost do otwartego pyska urny. Z drugiej strony litera V wznosia sie
ku grze i ginea w cieniu. Wyzobienia i rynienka nad urna musiay dla kazdego
wyglada
c jak kana sciekowy. Zaciagni
ete byy zastyga czarna warstwa pynu,
ktry musia tu przepywac.
Przez kilka dugich chwil Dumitru sta dygocac,
geboko wciagaj
ac
powietrze. Nie cakiem rozumia, ale czu kazda czastk
a swojego jestestwa, z e jest to
32

ucielesnienie za. Oblepia go zimny, oslizgy pot, a ciaem wstrzasay

dreszcze
przerazenia. Tymczasem sowa przesladowcy pojawiy sie znowu w jego zbaka
nym umysle.
Naprzd, mj synu nagli straszny gos Jeszcze krok czy dwa, Dumiitruuu, i wszystko stanie sie jasne. Ale ostroznie, ostroznie nie wolno ci
omdlewac ani spasc ze sciezki, cokolwiek bys robi!
Jeszcze dwa kroki i przerazony modzieniec ujrza miejsce, gdzie wykop sie
konczy: czarny prostokat
niczym otwarty grb. A kiedy blask pad do srodka, objawia cie caa makabryczna zawartosc . Ostre ky zardzewiaego z elaza wypeniay te koncowa luke od boku do boku, od konca do konca. Co najmniej trzy tuziny.
W jednej chwili Dumitru poja
ich przeznaczenie i okropny plan Ferenczego.
Och? Cha, cha, cha! Zatrwazajacy
smiech wypeni umys Dumitru.
A wiec ostatecznie jest to bitwa woli, nieprawdaz, mj synu?
Wola Dumitru stwardniaa. Walczy o wadze nad wasnym umysem, nad
swymi modymi, silnymi miesniami.
Ja. . . nie. . . zabije sie dla ciebie. . . Stary Diable! wydysza.
Oczywiscie, z e nie, Dumiitruuu. Nawet ja nie moge cie do tego zmusic, nie
wbrew twej woli. Widzisz, czarnoksiestwo tez ma swoje granice. Nie, nie zabijesz
sie mj synu. Ja to zrobie. A prawde powiedziawszy. . . juz to zrobiem.
Modzieniec poczu nagle przypyw siy, jego umys uwolni sie wreszcie
z jarzma. Zwilzy wargi, a oczy, wyzwolone, goraczkowo

patrzyy to w te, to
w tamta strone. Chcia uciekac. Z przodu czeka jednak wilk. A z tyu. . .
A z tyu nadesza fala powietrza jak wiatr poruszony miriadami skrzyde. Nadleciay nietoperze.
Miazdzace
poczucie klaustrofobii spado na Dumitru. Nawet bez nietoperzy,
ktrych powrt wydawa sie nieunikniony, i tak wiedzia, z e nigdy nie znalazby
w sobie tyle odwagi, by powrcic faszywym przewodem kominowym, poda
zac
sladem wasnych stp przez podziemia zamku z ich cmentarnym upem, a nastepnie wspinac sie kamieniami, zwielokrotniajac
kazdy dzwiek klatka schodowa.
Nie, bya tylko jedna droga: naprzd, cokolwiek go tam czekao. Dumitru rzuci
sie wzduz kamiennego wystepu, ktry od razu ugia
sie pod jego ciez arem.
Ahaaa rozleg sie potworny, triumfujacy
gos w jego gowie. Nawet
wielki wilk wazy mniej niz dorosy mez czyzna, Dumitru.
Naprzeciw nabitego c wiekami grobowca, wystep skalny i sciana, na ktrej sie
opiera uchyli sie o dziewiec dziesiat
stopni, rzucajac
Cygana na sterczace
prety.
Przerazliwy krzyk nagego rozbysku swiadomosci i smiertelnego leku urwa sie
raptownie, skoro tylko zardzewiae z elazo wrazio sie w czaszke, kregosup, ale
nie w serce. Ono zas ciagle
drzao, nie przestawao pompowac krwi, a wasciwie wypompowywac jej przez rozliczne rozdarcia podziurawionego, skreconego
ciaa.

33

Czy nie mwiem, z e to bedzie ekstaza, Dumiitruuu? Czy nie mwiem,


z e cie zabije? Napawajacy
sie zwyciestwem gos potwora towarzyszy agonii
modzienca. Bya to juz ostatnia meczarnia zadana przez Ferenczego, ostatnie jego
naigrawanie sie, gdyz Dumitru juz nie mg go syszec.
Ale Janosz nie czu sie rozczarowany. To, co teraz miao nastapi
c, byo dalece
wazniejsze zaspokojenie, jakze dugiego, dokuczliwego pragnienia. Przynajmniej do nastepnego razu.
Krew spywaa w d kanau, tryskaa z rynienki, z pluskiem wpadaa w paszcze urny i nawilgacaa to, co znajdowao sie wewnatrz.

Prastare popioy, sole,


chemiczne skadniki jakiegos czowieka, potwora wchaniay ja, musoway,
pulsoway, tliy sie i dymiy. Wydobyway sie z lubieznego pyska urny.
Po chwili pojawi sie stary wilk. Pogardliwie przeszed pod szemrzacym,

falujacym

sufitem nietoperzy, ostroznie stawia nogi na zapadni, ktra wrcia juz


na swoje miejsce.
Wreszcie przystana
i duzszy moment spoglada
na ucicha juz czare.
Zaskowyta nisko z gebi garda do dou, na wyzobiona pyte. Nastepnie, przeslizgnawszy

sie pomiedzy kolcami, dotar do pustego miejsca na poczatku


wykopu. Wwczas obrci sie i zacza
uwalniac ciao Dumitru z kolcw, podciagaj
ac

po kawaeczku zakrwawione szczatki.

Kiedy skonczy, wyskoczy z dou, ktry nie by tutaj geboki, i wyciagn


a

ciao. Zwlk je do Miejsca Wielu Kosci, gdzie mg najesc sie do syta. Dopenia
wielowiekowego rytuau. Robi to juz przy kilku poprzednich okazjach.
A podobnie przed nim jego ojciec. I jego. . .

ROZDZIA DRUGI
Poszukiwacze
Sawirsin, Rumunia, wieczr pierwszego sierpniowego piatku
1983. Gaststube zajazdu usadowionego na stromym zboczu gry na wschodnich rubiezach
miasta, gdzie szosa wspina sie zawrotnymi serpentynami i mknie pomiedzy sosnami.
Trzech modych Amerykanw, turystw z wygladu,
siedziao przy wyszczerbionym, poczerniaym ze starosci, pokrytym sekami okragym

stole w rogu pomieszczenia. Ubrani byli niedbale. Jeden pali papierosa. Saczyli

miejscowe piwo,
niezbyt mocne, ale mio pobudzajace
apetyt i bardzo odswiezajace.

Przy samym barze dwch starych grali, mysliwych uzbrojonych w strzelby


tak stare, z e nadaway sie tylko do muzeum, zasmiewao sie rubasznie. Poklepywali sie po plecach, wychwalali swe umiejetnosci, nie tylko mysliwskie, przez
ponad godzine, az jeden z nich raptem zmieni sie na twarzy, odepchna
sie od baru i mamroczac
jakies przeprosiny, poda
zy chwiejnym krokiem w strone drzwi,
przez ktre wdziera sie juz niebieskoszary zmierzch. Strzelba lezaa na kontuarze, tak jak ja zostawi. Barman, bez zbytniej delikatnosci, podnis ja i usuna

z zasiegu wzroku, po czym powrci do mycia i wycierania naczyn.


Pozostawiony samemu sobie towarzysz zarycza na nowo smiechem. Walna

z caa sia otwarta donia w kontuar, wychyli sliwowice swojego przyjaciela, po


czym rozejrza sie. Jego wzrok pad oczywiscie na Amerykanw, ktrzy prowadzili niezobowiazuj
ac
a, przyjacielska pogawedke. W istocie ich konwersacja dotyczya jego, ale on o tym nie wiedzia.
Mysliwy zamwi nastepna kolejke, takze dla tych przy stole, cokolwiek pili,
rwniez dla barmana. Koyszac
sie podszed do nich. Barman, zanim wypeni
zamwienie, podnis jego strzelbe i umiesci ja w bezpiecznym miejscu.
Gogosu zabulgota mysliwy gardowo, walac
sie w skrzana kurte na
piersi. Emil Gogosu. A wy? Touristi jestescie?
Mwi po rumunsku z charakterystycznymi dla tych stron wegierskimi naleciaosciami. Wszyscy trzej odwzajemnili jego usmiech, choc dwch z niejakim
niepokojem. Trzeci przetumaczy.
35

Tak, turysci. Z Ameryki, USA. Siadaj, Emilu Gogosu, pogadamy odrzek.


Ech, ech? Wy znacie jezyk, panie? Jest pan przewodnikiem dla tych
dwch? I jak, opaca sie?
Mody czowiek odpowiedzia smiechem.
Mj Boze, nie. Jestem z nimi, jestem jednym z nich, Amerykaninem.
Niemozliwe zawyrokowa Gogosu siadajac.
Co? Jakzesz to, nigdy

niczego takiego nie syszaem. Cudzoziemcy mwiacy


naszym jezykiem? Zarty
sobie ze mnie stroicie, no nie?
Gogosu cae z ycie by rumunskim wiesniakiem. Mia brazow

a, ogorzaa
twarz, siwe, opadajace
w d wasy,
zazcone posrodku od fajki, dugie bokobrody zakrecajace
w kierunku kacikw

warg i z ywe szare oczy pod krzaczastymi,


jeszcze bardziej szarymi brwiami. Nosi skrzana, poatana kurte z wysokim konierzem, a pod nia biaa koszule, ktrej mankiety ciasno opinay nadgarstki. Jego
futrzana caciula, czapka, tkwia mocno pod prawym naramiennikiem kurty. W poowie wypeniona adownica wychodzia spod lewego naramiennika, przebiegaa
przez piers, nika pod prawym ramieniem i zamykaa sie na plecach. Szeroki,
skrzany pas podtrzymywa pochwe z nozem mysliwskim, kilka skrzanych woreczkw i szorstkie spodnie, wetkniete w wysokie, przystosowane do wspinaczki
buty. May czowieczek, wyglada
jednak na krzepkiego. Niewatpliwie

by malowniczym okazem.
Mwilismy wasnie o tobie powiedzia tumacz.
Ech? Och? Gogosu kolejno przyjrza sie kazdemu z nich. O mnie?
Wiec wzbudzam wasza ciekawosc , czy tak?
Nasz podziw odpar sprytnie Amerykanin. Z daleka widac, z e jestes
mysliwym jak sie patrzy. Na pewno znasz dobrze te okolice?
Nikt nie zna ich lepiej odpar dumnie Gogosu. Ale on takze by sprytny
i jego oczy zweziy sie. Szukacie przewodnika, co?
Moze, moze. Pokiwa wolno gowa tamten. Ale sa przewodnicy
i przewodnicy. Poprosisz takiego, aby pokaza ci stary zamek na grze, a on obieca ci wszystko. Zamek samego Drakuli, powie. A pzniej prowadzi cie do kupy
kamieni wygladaj
acej
jak rozwalona obora. Tak, ruiny, Emilu Gogosu, oto, co nas
interesuje. Dla zdjec , obrazw. . . nastroju i atmosfery.
Barman przynis zamwione napitki i Gogosu natychmiast wypi swj.
Ech? Ech? Chcecie zrobic te obrazki? Znaczy, filmy? Stary wampir w swoim zamku, goniacy
dziewuchy z podskakujacymi

cyckami? Mj panie, widziaem


ja takie rzeczy! Znaczy, filmy, na dole, w starym Lugoj, gdzie jest kino. Nie, nie
dziewczyny. . . tutaj nie uswiadczysz rozkoysanych piersi. W najlepszym razie
wyschniete brodawki na kodzie drzewa, chopcy. Ale widziaem filmy. I to jest
to, czego szukacie, tak? Ruiny. . .

36

Na przekr caej wypitej wdce, stary wydawa sie jakby trzezwiec. Jego oczy
uwazniej skupiay sie na przybyszach, gdy badawczo przypatrywa sie kolejno
kazdemu z nich. Zacza
od tumacza. Ten niewatpliwie

wzbudza najwieksza ciekawosc grala, z ta swoja znajomoscia jezyka i w ogle. By wysoki, dugonogi,
waski
w biodrach i szeroki w ramionach. A kiedy Rumun przyjrza mu sie blizej,
zorientowa sie, z e tamten nie jest po prostu Amerykaninem. Nie tylko Amerykaninem, w kazdym razie.
Jak sie nazywasz, ech? Jak sie nazywasz? Mysliwy uja
don modego
czowieka i zacisna
na niej piesc , ale tamten natychmiast wyrwa reke i schowa
ja pod st.
George szybko odpowiedzia, jakby chcac
uspokoic gwatownie pobudzona uwage Gogosu George Vulpe.
Vulpe? zarechota mysliwy i walna
otwarta donia w st, az zatanczyy
kieliszki. Swojego czasu znaem kilku Vulpw. Ale George? Cz to za imie
George do takiego nazwiska jak Vulpe, co? No, bad
zmy z soba szczerzy. . .
masz na mysli Gheorghe, czyz nie?
Czarne oczy tamtego sciemniay jeszcze bardziej i przez moment wydaway
sie nachmurzone.
No, ostry jestes, Emilu powiedzia w koncu przybysz. Tak, kiedys
byem Rumunem. To caa historia, ale nie ma duzo. . .
Stary mysliwy przeszy go wzrokiem.
Jednak opowiedz nalega.
Tamten wzruszy ramionami i opar sie wygodniej na krzesle.
No wiec, urodziem sie tutaj rozpocza
gosem agodnym jak jego zwodniczo spokojna twarz. Usmiechna
sie, byskajac
doskonaym uzebieniem. Takim, jak powinno byc pomysla Gogosu u czowieka dwudziestoszescio
czy siedmioletniego.
Tak, urodziem sie tutaj powtrzy Vulpe ale to tylko odlege, zamglone wspomnienie. Moi krewni byli podrznikami, co tumaczy mj wyglad.

Rozpoznaes mnie po smagej cerze, prawda? I po ciemnych oczach?


A jakze Gogosu skina
gowa i po delikatnych patkach uszu, jakby
stworzonych do zotego kka. Po wysokim czole i wilczych szczekach, ktre nie
sa rzadkoscia pomiedzy Cyganami. Och, twoje pochodzenie jest cakiem oczywiste dla kogos, kto umie patrzec. Wiec, co sie stao dalej?
Stao sie? Wzruszy ramionami. Moi rodzice przeniesli sie do miasta,
osiedli tam, zostali robotnikami zamiast pasozytami, jakimi zawsze byli.
Pasozytami? Naprawde w to wierzysz?
Ja nie, ale wadze tak uwazay. Dano im mieszkanie w Craiowa, obok nowej

trasy kolejowej. Sciany


byy zniszczone i popekane od tych pociagw.

Tynk odpada, ubikacja u kogos na grze przeciekaa. . . ale powiedzieli, z e to i tak za duzo
dla takich brzydzacych

sie pracy pasozytw. Do jedenastego roku z ycia tam sie


37

wasnie bawiem, obok szyn. A wtedy. . . pewnej nocy pociag


sie wykolei. Trafi
prosto w nasz dom, rozwali sciane, przeora cay teren. Ja szczesliwie przezyem,

ale wszyscy moi bliscy zgineli. Zaowaem


wtedy, z e nie zginaem

razem z nimi. Zmiazdzyo mi kregosup i staem sie kaleka. Ktos jednak o mnie usysza,
a w tamtym czasie, w ramach wsppracy, odbywaa sie wymiana lekarzy i pacjentw miedzy zajmujacymi

sie rehabilitacja klinikami rumunskimi i amerykanskimi. Poniewaz byem sierota, miaem pierwszenstwo. Niezle, jak na pasozyta,
co? Tak wiec. . . pojechaem do USA. I oni postawili mnie na nogi. Wiecej, dwoje
ludzi adoptowao mnie nawet. A z e byem tylko maym chopcem i nikogo tu nie
zostawiem, wiec pozwolono mi z nimi zamieszkac.
Aha mrukna
Gogosu i tak zostaes Amerykaninem. Dobra, wierze
ci. . . ale to dziwne, z e Cyganie opuscili bezkresne szlaki. Czasem zostaja wyrzuceni i wedruja wasnymi drogami, ale rzadko kiedy osiedlaja sie w miastach. Co
skonio do tego twoich starych? Sprzeciwili sie cyganskiemu krlowi, czy co?
Nie wiem, byem wtedy chopcem odpar Vulpe. Moze bali sie
o mnie: byem saba, maa istotka, wasciwie karzekiem. W kazdym razie, opuscili obz tej samej nocy, ktrej sie urodziem, zatarli slady i nigdy nie powrcili.
Karzekiem. Gogosu zdziwiony unis brew, pociagn
a
wzrokiem po
caej sylwetce Vulpego, od gry do dou. No, teraz trudno byoby to poznac.
Mwisz, z e zatarli slady? To wszystko tumaczy. Musiay wymkna
c problemy,
tam, w obozie. Zaoze sie, z e twoi rodzice byli potajemnymi kochankami, a ja
przyobiecano innemu. Wwczas ty sie pojawies i twj ojciec wykrad narzeczona. Cz, tak sie zdarza.
To bardzo romantyczna historia odrzek Vulpe. I kto wie, moze prawdziwa?
Boze, jakimi jestesmy grubianinami wybuchna
nagle Gogosu, kiwajac

jednoczesnie na barmana. Ucinamy sobie pogaduszki w naszym starym jezyku,


a twoi dwaj przyjaciele siedza zmieszani, pozostawieni samym sobie. Pozwlcie
postawic sobie jeszcze jedna kolejke i dokonamy maej prezentacji. Chciabym
wiedziec, dlaczego tu jestescie, co moge dla was zrobic i ile mi zapacicie za
zabranie was do prawdziwych ruin.
Teraz nasza kolej na stawianie kielicha powiedzia Vulpe i bez dyskusji. Na Boga, czy naprawde myslisz, z e jestesmy w stanie dotrzymac ci kroku,
Emilu Gogosu? Zwolnij troche, bo bedziesz nas musia wyciaga
c spod stou, zanim jeszcze wszystko uporzadkujemy.

Co zas do prezentacji, to prosze. . .


Tu obja
ramieniem siedzacego

blizej niego Amerykanina.


Ten chudzielec, to Seth Armstrong z Teksasu. To wielki stan. Trzy twoje
Rumunie zmiesciyby sie w jednym Teksasie.

Emil Gogosu by poruszony stosownie do wagi tej informacji. Scisn


a
don
Armstronga i przyjrza mu sie. Teksanczyk, wielki i grubokoscisty, mia szczere
niebieskie oczy, pogodna twarz i rzadkie wosy w kolorze siana. Jego nogi i ra38

miona byy dugie jak tyki. Duzy nos stercza nad szerokimi, wyrazistymi ustami
oraz ciez kim, mocnym podbrdkiem. Mierzacy
prawie dwa metry, nawet siedzac

spoglada
na wszystkich z gry.
Ha! powiedzia mysliwy. Ten Teksas musi byc tak duzy, aby zapewnic jedzenie i mieszkanie dla kogos takiego.
Vulpe przetumaczy, a nastepnie skina
gowa w kierunku trzeciego czonka
grupy.
A to Randy Laverne z Madison, Wisconsin. Nie ma tam, co prawda, tak
wysokich gr, ale wierz mi, potrafi byc nie mniej zimno.
Zimno? powiedzia Gogosu. Ten akurat nie powinien sie tym martwic. Zazdroszcze mu caego tego dobrego miesa przy jego kosciach i wszystkich
tych wysmienitych posikw, ktre musia spozyc, by wyhodowac to ciao. Jednak to nie na wiele sie zdaje przy wspinaczce. Ja potrafie przykleic sie do skay
niczym porost tam, gdzie sia ciez kosci dawno by go pociagn
ea.
Vulpe przetumaczy i Laverne rozesmia sie pogodnie. By z nich najmodszy
i najmniejszy, a w kazdym razie najnizszy. Dwadziescia piec lat, piegowaty na
twarzy, z wyrazna nadwaga i ciagle
godny. Z czupryna rudych, pofalowanych
wosw. Zielone, przyjazne oczy iskrzyy sie od poczucia humoru. Kaciki

ust
i czoo pokrywaa drobna pajeczyna zmarszczek od czestego smiechu. Nie byo
w nim jednak nic miekkiego. Wielkie donie, niewiarygodnie silne, odziedziczy
po ojcu kowalu.
A wiec powiedzia George Vulpe teraz juz sie znamy. A raczej, ty
nas znasz. Ale powiedz cos o sobie, Emilu. Jestes mysliwym, to wiadomo, ale co
wiecej?
Nic wiecej odpar Gogosu. Nie potrzebuje byc kimkolwiek wiecej.
Mam may domek i mia kobiete w Ilia. Latem poluje na dziki i sprzedaje mieso
rzeznikom, a skry szewcom i krawcom. Zima biore futra, zabijam troche lisw,
czasem wynajma mnie, bym zastrzeli jakiegos wilka. I w ten sposb zarabiam na
z ycie. A teraz moze jeszcze bede przewodnikiem. Dlaczego nie? Znam te wyzyny
rwnie dobrze jak grskie ory, ktre maja tam swoje gniazda.
I dziwaczny, zapuszczony zamek? Pokazesz nam jeden z takich?
Zamkw tu nie brakuje odpar Gogosu ale powiedziaes sam, z e sa
przewodnicy i przewodnicy. A podobnie, sa zamki i zamki. I masz racje: kazdy
moze pokazac ci zwalisko gazw i nazwac to zamkiem. Ale ja, Emil Gogosu,
moge pokazac wam prawdziwy zamek.
Armstrong i Laverne pochwycili sedno rzeczy i ozywili sie wyraznie.
Hej, George odezwa sie Armstrong swym charakterystycznym, teksanskim zaspiewem powiedz mu, co rzeczywiscie zamierzamy tam robic. Wytumacz mu, jak blisko by, kiedy mwi o Drakuli, wampirach i tym wszystkim.
W Ameryce Vulpe zwrci sie w strone mysliwego a wasciwie na

caym swiecie, Transylwania i Karpaty Srodkowe


sa gosne. Nie tyle dla ich nie39

zwykego piekna czy posepnego nastroju, ile raczej dla mitw i legend z nimi
zwiazanych.

Mwies o Drakuli, ktry wywodzi sie od okrutnego Vlada. . . ale,


czy nie wiesz, z e kazdego roku turysci tabunami odwiedzaja ziemie wielkiego
Drakuli i zamki, w ktrych rzekomo mieszka? To jest naprawde swietny biznes,
a naszym zdaniem mgby byc jeszcze lepszy.
Ha! powiedzia Gogosu. Cay ten kraj jest przesiakni
ety starymi wierzeniami i przesadami.

Vlad Okrutnik to tego przykad. Stary pochyli sie i sciszy gos. Mgbym was zabrac do starego zamczyska, starego jak same gry,
potrzaskanego siedziska, tak zatrwazajacego,

z e jeszcze dzisiaj omija sie z daleka


to miejsce. Podobnego nagim kosciom w swietle ksiez yca. Trzyma sie w tajemnicy istnienie tej potepienczej kryjwki pomiedzy skaami.
Odchyli sie z powrotem do tyu i z zadowoleniem przyglada
sie wrazemu,
jakie wywoa.
Vulpe zacza
tumaczyc.
Czy to mozliwe? Myslisz, z e to wszystko prawda? cicho zawoa Randy
Laverne.
Mysliwy zrozumia, co tamten mwi. Wpatrywa sie w szeroko otwarte oczy
Lavernea.
Powiedz mu odezwa sie z e ostatniemu czowiekowi, ktry nazwa
mnie kamca, strzeliem prosto w tyek. Powiedz mu takze to: w tych ruinach,
o ktrych mowa, stoi na strazy wielki szary wilk. Wiem to na pewno, bo kiedys
sam prbowaem go zastrzelic.
George zacza
tumaczyc, ale po chwili mysliwy zacza
sie smiac.
Hej, hej, nie tak powaznie. Nie bierzcie sobie moich grzb za bardzo do
serca. Och, wiem, z e moja historia brzmi troche niesamowicie, ale jednak jest to
prawda. Zapaccie mi za mj czas i wysiek, a zobaczycie sami. No, co powiecie?
Vulpe podnis reke ostrzegawczo i Gogosu spojrza na nia z zaciekawieniem.
Juz uprzednio, kiedy chwyci te don, czu, z e jest w niej cos dziwnego. Podobnego wrazenia dozna, gdy obejmowa kosciste ramiona Armstronga. A i sam Vulpe
wydawa sie byc zawstydzony swoimi rekami, jako z e stara sie je trzymac poza
zasiegiem wzroku pozostaych.
Poczekaj powiedzia mody rumunski emigrant, odciagaj
ac
uwage mysliwego sprawdzmy najpierw, czy mwimy o wasciwym miejscu.
Wasciwym miejscu? Gogosu by zbity z tropu. A myslisz, z e jak
wiele takich miejsc istnieje?
Chodzi mi o to wyjasni Vulpe aby sprawdzic, czy moze juz syszelismy cos o tym twoim zamku.
Bardzo watpi
e. Nie znajdziecie go na z adnych nowszych mapach, za to
recze. Nasze wadze chyba mysla, z e jesli zostawia go w spokoju, jezeli po prostu
wystarczajaco
dugo nie beda go zauwazac, to moze w koncu sie rozpynie. Nie,
nie syszeliscie o tym miejscu, na pewno.
40

Sprawdzmy to jednak nalega Vulpe. Widzisz, uczynki, wosci i historia prawdziwego Drakuli mysle o wooskim ksieciu, od ktrego wadca zamczyska wzia
swoje imie sa dobrze znane i absolutnie autentyczne. Pewien
Anglik zamieni nastepnie fakty w fikcje literacka, w ten sposb zapoczatkowuj

ac

legende. Pzniej jeden sawny Francuz takze napisa ksia


zke o zamku w Karpatach i prawdopodobnie przyczyni sie do powstania kolejnej legendy. A wreszcie
takze i pewien Amerykanin zrobi to samo. I otz ten Amerykanin, jego nazwisko nic ci nie powie, sta sie bardzo sawny. Gdybysmy mogli znalezc zamek. . .
historia Drakuli mogaby sie ciagle
powtarzac. Turysci? Ach, wtedy dopiero zobaczybys co nieco touristi, Emilu Gogosu! A kto wie, moze zostabys szefem
przewodnikw, co?
Gogosu miedli w ustach srodek wasw.

Uff fukna
w koncu. W jego oczach az zajasniao z chciwosci. No
dobrze, wiec co chcecie wiedziec? zapyta. Na jakiej podstawie sadzicie,

z e
zamek, o ktrym mwiem, i ten, ktrego szukacie, to jeden i ten sam?
To moze byc prostsze, niz myslisz odpar George. Na przykad od
jak dawna to miejsce lezy w ruinach?
Och, to wyleciao w powietrze zanim sie jeszcze urodziem opowiedzia, wzruszajac
ramionami, i od razu zorientowa sie, z e ta odpowiedz ogromnie
Vulpego podekscytowaa.
Amerykanin juz tumaczy sowa Rumuna przyjacioom i wyraz zaskoczenia,
a nawet zdumienia, pojawi sie takze na ich twarzach.
Wyleciao w powietrze, mwisz? To znaczy, eksplodowao?
Lub zostao zbombardowane, tak. Gogosu zmarszczy brwi. Niektre
z tych murw zostay wysadzone, odrzucone daleko.
Vulpe bezskutecznie stara sie zapanowac nad podnieceniem.
A czy mia nazwe, ten zamek? A co z jego wascicielem, zanim to sie stao?
To moze byc bardzo wazne.
Jego nazwa? Gogosu sciagn
a
twarz w wyrazie skupienia. Poklepa sie
donia po czole, pochyli sie w ty na krzesle, w koncu pokreci gowa.
Ojciec mojego ojca posiada stare mapy. Nazwe tego miejsca zapisano na
nich. Tam wasnie zobaczyem je po raz pierwszy i postanowiem isc i osobiscie
je obejrzec. Ale jego nazwa. . . uleciaa.
Vulpe przetumaczy.
Mapy jak ta? zapyta Armstrong. Rozpostar na stole kopie starej rumunskiej mapy, ktra kiedys wykona. Bya poplamiona piwem, ale poza tym cakiem
w porzadku.

Wygadzi mape, przyjrza sie dokadnie kilku miejscom.


Nie ma powiedzia nie ma mojego zamku. Czyste miejsce. To zrozumiae. Ponure, stare miejsce. Jest tak, jak powiedziaem: chcieliby o tym zapomniec. Legendy? Nie znacie nawet poowy.
41

Aaaach! Rzuci sie po chwili caym ciaem do tyu i chwyci obiema


rekami za gowe.
Jezus krzykna
Laverne. Czy on jest OK?
OK, tak. . . OK zawoa Emil Gogosu. Przypomniaem sobie, George.
To byo. . . Ferenczy!
Jezus powtrzy Laverne, tym razem szeptem.
Zamek Ferenczego. Armstrong siegna
i pochwyci ramie mysliwego.
Gogosu pokiwa twierdzaco
gowa.
Tak jest. I to jest wasnie ten, co?
Vulpe i pozostali opadli na krzesa i gapili sie po sobie. Zachowywali sie jak
oszoomieni, zdezorientowani, a moze po prostu zaskoczeni.
Tak, to jest ten. Zaprowadzisz nas tam? Jutro? Vulpe odezwa sie w koncu.
O, na pewno odrzek Gogosu. Za dobra cene.
I popatrzy na donie Georgea, gdy ten poozy je na stole, skadajac
mape.
Vulpe pochwyci spojrzenie mysliwego, ale tym razem nie prbowa nawet schowac rak,
jedynie nieznacznie unis brwi.
Wypadek? zapyta stary Rumun. Jesli tak, to opatrzyli cie cakiem
zrecznie.
Nie odpowiedzia Vulpe to nie by wypadek. Takim sie urodziem. Po
prostu moi rodzice nauczyli mnie, abym skrywa donie, to wszystko. Wiec robie
tak, ale nie wtedy, gdy jestem z przyjacimi. . .
Wydawao sie, z e wysokie gry opzniaja nieco wschd sonca. A kiedy
wreszcie wychylio sie zza szczytw, zrobio sie goraco
i parno. O smej trzydziesci trzech Amerykanw czekao na Emila Gogosu na zakurzonej drodze obok
zajazdu. Na gowach mieli czapki z przyciemnianym daszkiem, by dac odpr promieniom sonecznym.
Stary mysliwy powiedzia, z e zabierze ich tam o tej godzinie, chociaz nie
byli dokadnie pewni, co przez to rozumia.
Randy Laverne wasnie osuszy maa butelke piwa i postawi ja z jednej strony
schodw prowadzacych

do zajazdu, kiedy usyszeli grzechot i stukot miejscowego


autobusu. Kursoway tak rzadko, z e niemal byy legendarne. Z caa pewnoscia taki
przyjazd zasugiwa na utrwalenie. Seth Armstrong wyja
aparat i zacza
robic
zdjecia. Sfatygowany wz wynurzy sie spomiedzy sosen i zjezdza w d kreta
droga w kierunku zajazdu.
By to prawdziwie cudowny wynalazek: yse opony, roztrzesiona maska nad
strzelajacym

i prychajacym

silnikiem, okna skutecznie ograniczajace


widocznosc .
Emil Gogosu wychyla sie z otwartych przednich drzwi. Z szerokim usmiechem
przyklejonym do smagej twarzy, kiwa na nich, pokazujac,
z e powinni sie zaokretowac. Autobus zatrzyma sie z jazgotem. Kierowca usmiechna
sie, skina

42

gowa i podnis plik brazowych

biletw. Gogosu wysiad i pomg trjce przyjaci przypia


c ich ekwipunek do bagaznika. Wsiedli wreszcie, zapacili za przejazd
i wpadli, a raczej zostali wcisnieci w rozsypujace
sie siedzenia.
OK powiedzia Vulpe, skoro tylko odzyska dech wiec dokad
jedziemy?
Najpierw zapata odpar mysliwy.
Hej, stary zawoa Vulpe mam wrazenie, z e nie ufasz nam za bardzo.
Nie taki znowu stary, mam tylko piec dziesiat
cztery lata powiedzia Gogosu. Na powietrzu twarz szybciej sie starzeje. Tak czy inaczej jednak, wraz
z tym szacownym wiekiem nabyem przekonania, z e czasami lepiej jest wzia
c
wczesniej zapate. I zaufanie nie ma tu nic do rzeczy. Nie chce, abyscie odpadli
od sciany z moimi pieniedzmi w kieszeni, to wszystko. Rozesmia sie na widok
wyrazu twarzy Georgea. Zjezdzamy w d, do Lipowej doda po chwili
gdzie apiemy pociag
do Sebis. Tam bedziemy prbowali zapac jakis wz zmierzajacy
w strone wioski Halmagiu. Tam zaczniemy wspinaczke. Tak naprawde, to
jest zdug. Nie wiecie co to jest? Przeciwienstwo skrtu. Widzicie, ten zamek jest
tylko o, och, moze piec dziesiat
kilometrw lotu wrony, ale my nie jestesmy wronami. Zamiast wiec przecia
c Zarundului, objezdzamy go. Nie mozna go zreszta
przecia
c, nie ma tam drg. A Halmagiu stanowi dobra baze do wspinaczki. Nie
obawiajcie sie zreszta:
to nie jest tak bardzo wspinaczka, w kazdym razie przy
swietle dnia. Jesli stary czowiek jak ja moze to zrobic, to takie modziki jak wy
powinni przemkna
c tamtedy jak kozy.
A nie moglibysmy caej drogi z Sawirsina przebyc pociagiem?

chcia
wiedziec Vulpe.
Gdyby istnia taki w rozkadzie. Ale nie ma. Zreszta, nie bad
z taki niecierpliwy. Dotrzemy tam. Mwiliscie, z e wasz samolot z Bukaresztu odlatuje dopiero
za szesc dni? Wiec dokad
sie spieszyc? Obliczam, z e powinnismy zda
zyc do Sebis przed zmierzchem, jezeli zapiemy poaczenie

w Lipowej. A z Sebis moze


byc autobus do Halmagiu, ktry dowizby nas na miejsce najpzniej do drugiej
trzydziesci. W innym razie bedziemy musieli poszukac jakiegos powozu, bryczki,
czegokolwiek. Wtedy mozemy dotrzec tam pzniej i, byc moze, bedziemy musieli tam przenocowac. Kazda pora po czwartej to dla nas za pzno, chyba z e macie
ochote spedzic noc w grach.
Nie, nie mamy na to wielkiej ochoty.
Ha parskna
Gogosu alpinisci na dobra pogode. Ale pogoda jest naprawde za adna. Cholernie ciepo, jak dla mnie. Nie byoby problemu. Wielka
pucha wegierskiej solonej kiebasy, bochenek czarnego chleba, buteleczka sliwowicy i kilka piw. Co. . . ? Noc pod gwiazdami w zaomie skalnym, z z arzacym

sie
na czerwono ogniskiem i zapachem z ywicy, przekonaaby was, chopcy, do swiata. Wasze puca pomyslayby, z e umary i podaczyy

sie do puc niebianskich!


W ustach Gogosu zabrzmiao to naprawde zachecajaco.

43

Zobaczymy powiedzia Vulpe. Tymczasem, zapacimy ci poowe


teraz, a reszte, gdy zobaczymy te obiecane ruiny.
Wyciagn
a
plik lei i odliczy banknoty prawdopodobnie wiecej pieniedzy,
niz Gogosu mg zarobic przez cay miesiac.
Nastepnie dorzuci jeszcze garsc
miedziakw. Rumun przeliczy to wszystko starannie i schowa w bezpiecznym
miejscu. Stara sie utrzymac beznamietny wyraz twarzy, ale byo to ponad jego
siy, wiec w koncu usmiechna
sie szeroko i zwilzy wargi.
Dzieki temu przez chwile poczuje sie jak wisnia w nalewce powiedzia. Przez krtka chwile, rozumiesz? doda.
O tak, rozumiem przytakna
Vulpe, usmiechna
sie i rozpar na swojej
powce siedzenia.
Z tyu dochodziy przenikliwe, podekscytowane gosy Armstronga i Lavernea. Na przedzie stara kobieta trzymaa na kolanach wielka druciana klatke wypeniona swarliwymi kurczakami. Dwch modych, krepych rolnikw siedziao
zgarbionych po drugiej stronie przejscia miedzy fotelami i dyskutowao zawziecie kwestie pomoru drobiu, czy cos rwnie pasjonujacego,

odwoujac
sie przy tym

do zbrazowiaego

ze starosci Zycia wsi rumunskiej. Na tylnych siedzeniach autobusu podrzowaa jakas rodzina. Wszyscy bardzo eleganccy, jakby zawstydzeni
swa niestosownoscia, wyraznie nie na miejscu w niemal nowoczesnych garniturach i modnych sukniach przypuszczalnie w drodze na wesele. Dla amerykanskich podrznikw wszystko to musiao byc niezwyke i wspaniae, ale dla
samego Georgea byo to. . . jak dom rodzinny. Jak powrt do domu.
Przez cay czas od momentu, kiedy wysiad z samolotu dwa tygodnie temu
czu cos, o czym sadzi,

iz nie wypalio sie ze szczetem podczas pietnastu dugich lat. Od czasu, gdy jego lekarz zabra go do Ameryki. Chcia zreszta, aby sie
wypalia ta caa gorycz, ktrej dozna z chwila osierocenia. Przez pierwsze lata
w Ameryce nienawidzi Rumunii, nie mg nawet o niej pomyslec, by natychmiast nie popasc w geboka depresje. To stanowio jedna z przyczyn, dla ktrych
tu przyjecha. Pragna
wzruszeniem ramion zrzucic z siebie caun tego miejsca
i powiedziec: Nie byo tu nic dla nich. . . nic dla mnie. . . uciekem. Mwiac

krtko, spodziewa sie, z e to miejsce, ten kraj, podziaa nan przygnebiajaco,


z e
bl pojawi sie z caa sia ale po raz ostatni a potem stanie sie naprawde wolny, wszystko to ostatecznie uleci w zapomnienie. Sadzi,

z e bedzie mg wysia
sc
z samolotu, rozejrzec sie dookoa, wzruszyc ramionami i powiedziec do samego
siebie: Komu to potrzebne?
Jednak pomyli sie.
Bl, jaki w nim tkwi, szybko ulecia. Nie czu wyobcowania. Przeciwnie,
wydawao mu sie, z e Rumunia momentalnie wziea go we wadanie. Powiedziaa
mu: Byes jego czescia. Byes krwia z krwi tej prastarej ziemi. Twoje korzenie
sa tutaj. Znasz to miejsce i ono zna ciebie. Szczeglnie tutaj, na tych kretych
duktach, lesnych trasach i wysokich przejsciach, na tych polanach, skalnych tur44

niach i posepnych samotniach. Takie miejsca mia we krwi. Kiedy wsuchiwa sie
w skupieniu, mg usyszec je, powstajace,
potez niejace
jak przypyw na dalekim
wybrzezu i wzywajace
go. Tak, cos wzywao go, na pewno.
Powiedz mi jeszcze raz. Gogosu dzga go w z ebra.
Co? Powiedziec ci, co?
Dlaczego tutaj jestescie? Po co to wszystko? Bo niech mnie diabli, jesli
rozumiem tych wszystkich miosnikw wampirw!
Nie Vulpe potrzasn
a
gowa to jest powd, dla ktrego oni sa tutaj.
Mwiac
to, pochyli gowe do tyu, wskazujac
dwjke siedzac
a z tyu.
Ale dla mnie by to tylko jeden z powodw. W istocie. . . przypuszczam,
z e tak naprawde chciaem poznac miejsce swojego urodzenia. To znaczy, jako
chopiec mieszkaem w Craiowa, ale to nie to samo, co znalezc sie pod grami.
Ujrzaem je i jestem zadowolony. Wiem, co tu jest grane i co ze mna jest grane.
Moge stad
zaraz wyjechac i nie przejmowac sie tym wiecej.
A inny powd twojego przyjazdu tutaj? nalega mysliwy.
Chodzi o romans. Vulpe wzruszy ramionami, westchna
i rozpocza
najlepszy ze swoich wystepw. To jest cos, co powinienes atwo zrozumiec, Emilu
Gogosu. Co, ty? Rumun? Mwiacy
jezykiem romanskim, na ziemi tak penej romansu jak ta? Nie mam przy tym na mysli miosci chopca i dziewczyny lecz
romans tajemnicy, historii, mitw i legend. Mrowienie w krzyzu, gdy zastanawiamy sie nad nasza przeszoscia, kiedy rozwazamy, kim bylismy i skad
przyszlismy.
Tajemnica gwiazd, swiaty poza zasiegiem naszego poznania, miejsca, ktre nasza
wyobraznia zna, ale ktrych nie potrafi nazwac ani opisac, ktre istnieja tylko
w starych ksiegach i na strzepkach zbutwiaych map. Jak wtedy, gdy raptem przypomniaes sobie nazwe zamku.
Jest to poszukiwanie sladw dawnych legend, a to zaraza ludzi jak goraczka.

Naukowcy jezdza w Himalaje w poszukiwaniu Yeti albo poluja na Wielka Stope


w lasach Ameryki Pnocnej. Jest takie jezioro w Szkocji, gdzie kazdego roku
czesza gebie echosondami, aby znalezc potwierdzenie istnienia tego, ktry przez y czas.
To jest zauroczenie skamielinami, dowodami, z e swiat trwa tutaj i z ywe stworzenia istniay tutaj przed nami. To jest ta wasciwa czowiekowi pasja poszukiwania istoty rzeczy, do odwracania kazdego, najmniejszego kamienia, do dra
zenia
kazdego zbiegu okolicznosci tak dugo, az stanie sie jasne, z e nic nie jest przypadkowe, a wszystko ma nie tylko przyczyne, ale i skutek. To jest synchronia dusz.
Mistycyzm potykania sie o nieznane, aby uczynic to znanym, bycie pierwszym,
ktry znajduje powiazanie.

Naukowcy badajacy
skamieniae szczatki
ryby, o ktrej sadzili,

z e wymara
szesc dziesiat
milionw lat temu, nagle dowiaduja sie, z e ten sam gatunek cia
gle bywa wyawiany z gebokich wd przybrzeznych Madagaskaru. Kiedy ludzie
zainteresowali sie mitycznym Drakula, okazao sie, z e bya taka postac prawdzi45

wa Vlad. . . i chcieli sie o nim dowiedziec jak najwiecej. A wszak mg doskonale pozostac w zupenym zapomnieniu, gdyby pewien autor rozmyslnie czy
nie nie wla wen z ycie. I teraz wiemy o nim wiecej niz kiedykolwiek.
W Anglii w VI wieku byc moze istnia krl Artur i ludzie do dzis szukaja
sladw po nim! Szukaja usilniej niz kiedykolwiek. A przeciez jest mozliwe, z e
by tylko legenda.
Wasnie teraz w Ameryce, dokadnie po drugiej stronie kuli ziemskiej, istnieja
liczne stowarzyszenia zajmujace
sie wyjasnianiem takich zagadek. Ja, Armstrong
i Laverne jestesmy czonkami jednego z nich. Naszymi bohaterami sa dawni autorzy powiesci grozy, ktrych ty nie powazasz specjalnie, a ktrzy mieli bardzo
mocne poczucie tajemnicy i starali sie poprzez swoje pisanie zaszczepic je innym.
I oto piec dziesiat
lat temu z y amerykanski pisarz, ktry stworzy niezwykle mroczna powiesc , caa zanurzona w tajemnicy. Wspomina w niej o zamku
w Transylwanii, ktry zosta nazwany zamkiem Ferenczego. Wedug tej powiesci zamek zosta zniszczony przez nadnaturalne siy pod koniec 1920 roku. Moi
przyjaciele i ja przybylismy tutaj, by sprawdzic, czy da sie odnalezc te kupe gruzw. I ty naraz mwisz, z e to prawda, i z e mozesz nam to pokazac. Oto doskonay
przykad tej synchronii, o ktrej ci wasnie mwiem.
Ale jezeli romans wypenia czesc twojej duszy. . . wwczas jest to nawet cos
wiecej. O tak, wiemy, z e nazwisko Ferenczy nie jest tutaj niczym niezwykym.
To sa pozostaosci przeszosci, wiemy, z e istniay rody bojarskie na Wegrzech,
Wooszczyznie, ktre nosiy to nazwisko. Przebadalismy te sprawe, jak widzisz.
Ale napotkac ciebie. . . to naprawde cudowne. I nawet jezeli ten zamek okaze sie
nie tym, czego szukamy, to i tak bedzie to cudowne. A jaka
z historie opowiemy
na zebraniu naszego stowarzyszenia, skoro tylko wrcimy?
Gogosu poskroba sie w gowe i popatrza bez wyrazu.
Rozumiesz?
Ani sowa powiedzia mysliwy.
Vulpe westchna
geboko, odchyli sie do tyu i zamkna
oczy. Byo jasne, z e
straci czas. Poza tym nie spa zbyt dobrze ostatniej nocy i mia nadzieje, z e utnie
sobie drzemke w autobusie.
W porzadku,

nie przejmuj sie tym wymamrota.


O nie, nie przejmuje sie wcale. Gos Gogosu zabrzmia z emfaza.
Romanse? Mam to juz za soba. Dostaem swoja czesc i skonczyem z tym. Co?
Dugonogie dziewuchy z kiwajacymi

sie cyckami? Ha! Stare diaby, krwiopijcy


Moroi, moga miec tego do woli w swych ponurych zamkach, nie dbam o to!
Ummm odpowiedzia Vulpe, oddychajac
geboko.
Co? Gogosu spojrza na niego. Ale mody Amerykanin juz spa. Albo
udawa. Rumun fukna
i odwrci wzrok. Vulpe otworzy jedno oko i spojrza na
starego mysliwego, zamkna
je znowu i pozwoli swoim myslom wedrowac. A po
chwili zasna
naprawde. . .
46

Podrz minea szybko dla Georgea. Spedzi ja nieobecny dla swiata zewnetrznego, pogra
zony w swiecie swoich snw. . . dziwnych snw w wiekszosci. A im
bardziej zbliza sie do celu podrzy, tym dziwniejsze staway sie te marzenia.
Surrealne, tu wydaway sie paradoksalnie realne. Co tym bardziej wydawao
sie dziwne, z e nie byy wizualne, lecz cakowicie suchowe.
Vulpe czu, z e ziemia wzywa go. Woanie przybierao rozmiary obsesji. Nie
chodzio tu o caa Rumunie, czy tez Transylwanie na osobnych prawach, lecz

o okreslone miejsce, specyficzne genius loci. Zrdem


tego mentalnego przycia
gania by oczywiscie obiecany przez Gogosu zamek.
Wiem, z e jestes juz blisko rozleg sie potworny szept krew krwi mojej, ciao mego ciaa, dziecko moich dzieci. Czekam, jak czekaem wieki, czujac

nad soba zadumane gry. I. . . oto swiato w moich ciemnosciach. Z gra c wierc
wieku temu ta swieca zamigotaa pomieniem. Pojawi sie on w dniu twoich uro
dzin i rs w sie wraz z toba. Ale wtedy. . . cz za rozpacz! Swieca
zostaa zabrana
daleko. Jej swiato skarlao do rozmiarw maej, z arzacej
sie drobinki, a pzniej
zgaso zupenie. Sadziem,

z e twj pomien umar. Lub moze. . . nie zgas, ale po


prostu znalaz sie poza moim zasiegiem. Wytez yem wiec caa moc i znalazem
ledwo migocacy
pomyk na dalekiej ziemi a moze tylko chciaem w to wierzyc.
Nie miaem pewnosci, wiec pozostawao mi jedynie czekac dalej.
Ach! atwo jest czekac, kiedy jest sie martwym, mj synu, i wszelka nadzieja
uleci. Gorzej, gdy jest sie niemartwym i schwytanym pomiedzy pulsujacy
tumult
z yjacych,

a bezkresna cisze unikanego i okrytego hanba grobu. Ni tu, ni tam nie


mieszkajac,
byc pozbawionym chway wasnej legendy, pozbawionym nawet naleznego miejsca w sennych koszmarach ludzi. . . Umys staje sie wwczas zegarem, odmierzajacym

mijajace
samotnie godziny i trzeba nauczyc sie regulowac
wahado, gdyz inaczej wyleci ono ze swej orbity. Tak, gdyz mzg jest doskonale
wywazony. Pozwl mu tylko isc w zawody, a zaraz popeka jak skorupa i w koncu
popadnie w szalenstwo.
Poznaem ten strach. Batem sie, z e w swej samotnosci popadne w szalenstwo
i strace marzenie o zmartwychwstaniu, nadzieje na. . . na istnienie, jak kiedys istniaem.
Ach! Czy przestraszyem cie? Czy czuje drzenie? Przodek, pradziad. . . nie,
twj prawdziwy ojciec, oto, kim jestem. Ta sama krew, ktra kra
zy w twoich z yach, kiedys kra
zya w moich. Jest to rzeka z yciowej ciago
sci. Ba, moglibysmy
nawet byc jednia!
O, tak! I zaprawde, bedziemy. . . przyjacimi, zobaczysz.
Przyjacimi. . . z posiadoscia?
mamrota przez sen Vulpe. Przyjacimi. . . z duchem posiadosci?
Z duchem. . . ? Ach! Rozumiem! Myslisz, z e jestem echem przeszosci.
Stronica historii na zawsze wydarta z ksia
zek przez pochliwego czowieka.
Mrocznym pismem runicznym, zamazanym, wykreslonym z marmurowego menhiru legendy i rozrzuconym niczym drobinki kurzu, poniewaz nie byo piekne.
47

Ferenczy odszed i jego kosci dawno popekay. Jego bezsilne widmo spaceruje
pomiedzy rozsianymi ruinami, pokruszona, a niegdys wspaniaa kamieniarska robota jego zamku. Krl umar niech z yje krl! Ha! Nie mozesz poja
c, z e ja

jestem, z e ja. . . pozostaje! Ze spie, jak ty, i tylko trzeba mnie obudzic!
Ty jestes snem odpar Vulpe. A ja jestem tym, ktry musi sie obudzic!
Snem? O, tak! Snem, ktry siegna
przez ocean, by sciagn
a
c ciebie wreszcie do domu. Mocarny sen, ktry, mj synu, moze wkrtce okazac sie rzeczywistoscia, Gheorrrghe. . .
Gheorghe! Emil Gogosu szarpa go brutalnie za okiec. Na Boga, co
za spioch!
George! Seth Armstrong i Randy Laverne w koncu go obudzili. Jezu,
przespaes prawie cay dzien!
Co? Ech?
Sen Vulpego odpywa jak fala, pozostawiajac
go bezradnym wobec z ywiow
jawy. A zarazem, moze przez ten lek, ktry przezy, cos nie dawao mu spokoju.
Z kims rozmawia, tyle pamieta, i jeszcze to, z e wszystko wydawao sie bardzo
rzeczywiste. Jednak teraz. . . nie mia nawet pewnosci, czego to wszystko dotyczyo.
Potrzasn
a
gowa i zwilzy jezykiem suche wargi.
Gdzie jestesmy?
Juz prawie na miejscu, chopie odpowiedzia Armstrong. Dlatego
obudzilismy cie. Czy na pewno czujesz sie dobrze? Nie masz goraczki,

czy czegos
takiego? Moze cos cie gryzie?
George znowu pokreci gowa, tym razem przeczaco.

Nie, wszystko w porzadku.

Tylko, zdaje sie, gonie uciekajacy


sen. W efekcie straciem orientacje.
Pamiec powracaa falami: zapac pociag
do Lipowej, podczepic sie do jakiegos rozklekotanego wozu do Sebis, pacac
kilka groszy ekstra za mozliwosc rozwalenia sie na kupie somy w sredniowiecznym wzku na drewnianych koach,
ciagnionym

przez osy, zmierzajacym

wprost do Halmagiu.
Nasz kierowca jedzie Laverne pokazywa palcem do Virfurileo, gdzie
jest jego dom i koncowy przystanek. A Halmagiu jest tam. Wskaza inna strone.
Najwyzej siedem czy osiem kilometrw powiedzia na to Gogosu.
W zaleznosci od tego, jak szybko zechcecie zasuwac, mozemy byc tam nawet za
godzine. Zostanie nam duzo czasu, by strzasn
a
c z siebie kurz, zjesc cos, wlac co
nieco do garde i wspia
c sie na gre przed zapadnieciem zmroku. Mozemy wzia
c
jedzenie z soba, rozbic obozowisko, jesc i spac miedzy ruinami. Cz to byaby za
historia do opowiadania w Ameryce, co? W kazdym razie, decyzja nalezy do was.
Strzasn
eli z dzba somy z ubran, wspieli sie po bagaze, i pomachali na poz egnanie kierowcy. Autobus odpowiedzia zgrzytem blach na zakrecie, po czym

48

znikna.
Randy Laverne otworzy butelke piwa, pociagn
a
i poda ja Georgeowi,
ktry przepuka usta.
Dojechalismy westchna
Armstrong, nastepujac
na piety rozpromienionemu Gogosu. A jesli tylko to miejsce speni chociaz w poowie nasze oczekiwania. . .
Jestem tego pewien powiedzia cicho Vulpe i zmarszczy brwi, jako z e
naprawde by o tym przekonany.
No, wkrtce sie dowiemy, George rzuci Laverne, wyciagaj
ac
swoje
krtkie nogi, aby nada
zyc za pozostaymi.
A z tajemnej kryjwki rozleg sie gos:
O, tak. Wkrtce, zaraz, mj synu. Wkrtce, zaraz, Gheorrrghe. . . usysza Vulpe.
Wedrwka nie bya ucia
zliwa dla Amerykanw, ktrzy w poprzednim tygodniu przebyli wielokrotnie duzszy dystans. Dotarli do Halmagiu po poudniu,
znalezli kwatere na nastepna noc (nie najblizsza, gdyz Gogosu namwi ich jednak, by spedzic te w grach). Umyli sie, zmienili obuwie i zebrali sie na maa
przekask
e na otwartej, drewnianej werandzie domu, ktra wychodzia wprost na
gwna ulice wioski.
Musicie pamietac szepna
im na boku ich przewodnik, gdy negocjowali
ceny kwater o tym, z e macie do czynienia z prostymi wiesniakami. Nie sa tak
doswiadczeni jak ja ani tak przyzwyczajeni do stylu z ycia cudzoziemcw, mieszkancw miast i innych dziwacznych typw. Sa prymitywni, podejrzliwi i przesadni!

Pozwlcie wiec, z e ja bede z nimi rozmawia. Uprawiacie wspinaczke, to


wszystko. Nie, nawet nie to, po prostu. . . wedrujecie po grach. I nie idziemy do
z adnego Zarundului, ale Metalici.
Co za rznica? zapyta go Vulpe w czasie posiku. No, miedzy Zarundului a Metalici?
Stary mysliwy wskaza na pnocny wschd, nad dachami chaup, na ostre
zeby zamglonych szczytw, zoconych promieniami sonca.
To jest Metalici powiedzia a Zarundului jest za nami. Szary. . . zawsze szary. Szarozielony na wiosne, szarobrazowy

na jesieni, szary zima. I ma sie


rozumiec, biay. Zamek znajduje sie dokadnie na linii drzew, u podnza skalnej

sciany. Sciana
zamyka go z tyu, a z przodu jest gardziel. Domostwo, siedliszcze.
Chodzi mi o to Vulpe by cierpliwy dlaczego miejscowi nie mieliby
wiedziec, dokad
sie udajemy.
Rumun wierci sie na krzesle.
Mwiem juz, z e sa przesadni.

Nazywaja te gry grami Szgany, bo wedrowne plemiona cyganskie darza je szczeglnym szacunkiem. Miejscowi nigdy
sie tam sami nie wspinaja i prawdopodobnie nie chcieliby, abysmy my to robili.
Chodzi o ruiny?
49

Nie potrafie powiedziec, nie wiem, nie dbam o to. Ale kilka zim temu,
kiedy prbowaem zastrzelic tego starego wilka. . . ludzie potraktowali mnie jak
tredowatego. Na pogrzu grasuja lisy, ktre czynia szkody w obejsciach, ale oni
nie poluja na nie ani nie zastawiaja puapek. To takie ich dziwactwa, to wszystko. Dziadkowie opowiadaja historie o duchach, aby utrzymac modych z daleka,
rozumiecie? Stary wampir w zamku!
Ale oni na pewno zorientuja sie, w ktra strone ruszymy.
Nie, bo pjdziemy dookoa.
To znaczy, z e nie wchodzimy przypadkiem na teren bedacy
wasnoscia
rzadu,
czy cos takiego? Nie ma tutaj z adnego poligonu wojskowego ani niczego
w tym rodzaju? dopytywa sie Vulpe.
Na Boga, nie. Gogosu zdawa sie byc wyprowadzony z rwnowagi.
Jest tak, jak powiedziaem, to wszystko. Musicie pamietac: jezeli ktos mody
umrze tam w grach i nie widac wyraznej przyczyny smierci, to wiesniacy cia
gle jeszcze wkadaja mu zabek

czosnku do ust, zanim nasuna wieko trumny. Tak,


a czasem robia nawet o wiele wiecej. Zostaw wiec to tak, jak jest, zanim doprowadzisz do tego, z e ja sam zaczne sie bac, dobrze?
Ciagle
sysze to sowo: Szgany. Co to takiego? odezwa sie Seth Armstrong.
Gogosu zrozumia bez tumaczenia. Odwrci sie do Armstronga.
W Niemczech jest Zigeuner powiedzia amana angielszczyzna.
Tutaj jest Szgany. Ludzie drogi.
Cyganie rzuci Vulpe, kiwajac
gowa. Tak jak i ja.
Obrci sie i popatrzy do tyu, na z ty kurz wnetrza gospody, na pokoje,
przeszywa sciany, jakby jego wzrok nie by krepowany materia. Pochylajac
gowe do tyu, patrzy na szare, niewidoczne stad
szczyty Zarundului, ktre wyrastay zaledwie kilka kilometrw stad.
Marszczac
brwi, rysowa je gdzies w swej
swiadomosci.
Moze miejscowi maja racje i istnieja takie miejsca, do ktrych czowiek nie
powinien isc mysla.
I niesyszalny, chichotliwy, tajemniczy, mroczny i zowieszczy gos powrci.
O tak, na pewno sa, mj synu. Ale ty pjdziesz, Gheorrrghe, ty pjdziesz. . . zagrzmia w myslach Georgea.
Wspinaczka poczatkowo

bya atwa. Dochodzia piata


po poudniu, i sonce
z wolna zblizao sie do zamglonej przeeczy miedzy szczytem Codrului i zachodnim krancem ancucha Zarundului. Gogosu ufa, z e osiagn
a ruiny przed zmierzchem, znajda miejsce na obz wewnatrz
zwalonych murw, rozpala ognisko, zjedza i w koncu zasna w samym sercu legendy.

50

Sam nigdy bym sie na to nie odwazy przyzna, postepujac


wzduz grani w kierunku komina u potrzaskanej podstawy urwiska. Na Boga, nie. Ale
w czwrke, wszyscy krzepcy i rzescy? Czegz sie bac?
Vulpe na koncu liny, zatrzyma sie, by przetumaczyc i rozejrzec sie dookoa.
Towarzysze nie mogli tego widziec, ale wyraz jego twarzy znamionowa niejakie
zagubienie. Zdawao mu sie, z e zna to miejsce. Deja vu? Pozwoli pozostaym
oddalic sie nieco.
Dobrze, a czego tutaj sie bac? Armstrong odwrci sie, by wspomc
Lavernea, ktry dysza i sapa.
Jedynie wasnej wyobrazni odrzek Gogosu, ktry odczyta pytanie
z modulacji gosu. Ona jest zdolna wyczarowac nie tylko ducha wojownika
z przeszosci, ale takze caa kupe banalnych zagrozen z terazniejszosci. Tak, wielka jest sia ludzkiego umysu, gdy pozostawimy go samemu sobie. Tam, w grze istnieje wiele powodw dla dzikich harcw wyobrazni, zapewniam was. Ale
oprcz tego. . . W zimie mozna ujrzec przygodnego wilka, ktry zapuszcza sie
tutaj z pnocnych Karpat. W tonie jego gosu dao sie syszec jakby niedbae
wzruszenie ramionami. Sa niegrozne. Szare bestie. Chyba, z e w stadach. . .
Stary mysliwy przystana
u podstawy komina, odwracajac
sie, by sprawdzic,
czy inni poda
zaja jego sladami.
Vulpe porzuci gran i posuwa sie wzduz podstawy urwiska w kierunku zaomu, za ktrym przestaliby go widziec.
Hej zawoa mysliwy dokad
sie wybierasz, Gheorghe?
Mody Amerykanin popatrzy w gre i do tyu. Twarz mia blada w cieniu
urwiska, a czoo sciagni
ete, skupione.
Zanadto sie meczysz, przyjacielu odkrzykna,
a jego gos baka

sie
miedzy zaomami. Po co sie wspinac, kiedy mozna isc , co? Znalazem stary
szlak, bardzo atwy. Droga, byc moze, jest duzsza, ale szybsza i przyjemniejsza
dla rak
i kolan! Spotkamy sie, gdy twj szlak i mj zejda sie znowu, w poowie
drogi.
Jaki twj szlak? Gogosu w pierwszym momencie by zbity z tropu,
a nastepnie poirytowany. A, juz rozumiem prawie zawy szedes juz ta
droga przedtem, co?
Ale Vulpe juz znikna
za zaomem.
Nie jego gos przybieg zwielokrotniony echem to instynkt, jak sadz
e.
Ha fukna
Gogosu instynkt. Szybko zwatpi,

kiedy tylko szlak sie


zatrze, a cienie zaczna podpezac. Pamietaj moje sowa, nie trzeba bedzie wiele
czasu, a bedzie widzia wilka za kazdym krzakiem. Na Boga, dopiero bedzie sie
spieszy, by nas dogonic.
Myli sie jednak. W godzine pzniej, kiedy zapada juz zmrok i stromizna
wydawaa sie zaostrzac, osiagn
eli krawedz paskowyzu i zobaczyli Georgea wy-

51

ciagni
etego i z ujacego

gaazk
e. Wyglada,

jakby czeka juz na nich od duzszego


czasu.
Dalsza droga jest atwa zawoa.
Rumun popatrzy spode ba, Armstrong jedynie skina
gowa, a Laverne by
spocony i zy.
Jesli sie ma szczescie krzykna
a gdybys sie zgubi, to co?
Vulpe wydawa sie byc zdziwiony rozdraznieniem w gosie przyjaciela.
Zgubi? Ja. . . w ogle nie braem tego pod uwage. Faktycznie, zdaje sie,
z e przywykem do rzeczy tego rodzaju.
Nikt nie odpowiedzia, wiec odpoczywali w milczeniu przez kilka nastepnych
minut. W koncu Gogosu wsta.
No, jeszcze p godzinki i jestesmy na miejscu. Skoni sie sztywno
przed Vulpem. Jezeli zechciabys nas poprowadzic. . . ?
Ale na przno sili sie na sarkazm. Vulpe wyszed na czoo i bez wysiku
poprowadzi ostatni odcinek wspinaczki. Weszli na szczyt dokadnie w momencie,
gdy sonce znikao za zachodnim ancuchem.
Widok by wspaniay. Z niebieskoszarych dolin wylewaa sie mga, dymy
z kominw zasnuway niebo tam, gdzie odlege granie przechodziy wasnie ze
zotej w szara barwe. Czterej mez czyzni stali na skraju porosnietej sosnami przeeczy, pomiedzy rzedami szczytw. Gogosu wskaza palcem.
Tedy powiedzia idziemy pod gre, miedzy drzewami, az dotrzemy
do gardzieli. Tam, gdzie gra rozdwaja sie, naprzeciw urwiska. . .
Ruiny zamku Ferenczego uprzedzi go Vulpe.
Mysliwy przytakna.

Musimy rozbic obz i rozpalic ognisko, zanim sie cakiem sciemni. Czy
wszyscy sa gotowi?
Ale George Vulpe juz poda
za do przodu.
Kiedy tak szli, peen grozy skowyt wilka spyna
po nasyconym z ywica powietrzu, przechodzac
stopniowo w z aobne zawodzenie.
Cholera! zakla
Rumun, potkna
sie i zatrzyma. Pochyli gowe na jedna
strone, weszy i sucha w skupieniu.
agn
Wycie nie powtrzyo sie. Sci
a
strzelbe z plecw.
Syszeliscie? I mozecie w to uwierzyc? Mwia, z e zapowiada sie ciez ka
zima, kiedy wilki przychodza tak wczesnie.
Upewni sie, czy jego bron jest zaadowana.

ROZDZIA TRZECI
Odkrycie
Godzine przed pnoca mga otulia ruiny zamku, wypenia puste miejsca, tak
z e pradawne, poszarpane mury wydaway sie unosic na powierzchni agodnie falujacego,

mlecznego morza. Pod byszczacym

ksiez ycem George Vulpe dorzuca


do ognia gaezi zebranych o zmierzchu, sledzi iskry strzelajace
w niebo.
Vulpe zgosi sie ochotniczo na pierwsza warte. Jako z e przespa prawie cay
dzien, wybr i tak padby na niego. Wprawdzie Emil Gogosu twierdzi, z e nie
ma potrzeby trzymac strazy, ale zarazem nie mia nic przeciwko temu, z eby to
ktrys z Amerykanw robi za koguta. Vulpe mia byc pierwszy, po nim Seth
Armstrong od drugiej do wp do piatej,
a nastepnie Laverne do sidmej. Wtedy
mia obudzic Rumuna. To pasowao staremu mysliwemu. O tej porze bedzie juz
widno, a on i tak nie mia w zwyczaju wylegiwac sie w zku.
Gogosu i Armstrong szybko zasneli. Pierwszy wtuli sie w koc i wcisna

w szczeline miedzy wystajacymi

z ziemi gazami. Drugi znikna


w spiworze, gowe oparszy na kamieniu, ktry przedtem owina
swoja kurtka. Laverne w zasadzie nie spa. Zjad zbyt duzo gotowanych kiebasek wegierskich i miejscowego
czarnego chleba. Gwatowne skurcze brzucha nie pozwalay mu pogra
zyc sie we
snie. Leza w cieniu zamkowego muru w spiworze uozonym na posaniu z sosnowych gaazek.

Zwrcony twarza do ognia, odczuwa w psnie obecnosc siedzacego

nie opodal Georgea, jego ruchy, gdy siega ta czy inna gaazk
a gebiej
w z arzace
sie z to i czerwono wegle.
Nie zdawa sobie jednak sprawy ze zowrogiej zmiany, jaka nastepowaa
w przyjacielu, ktry stopniowo pogra
za sie w dziwnych marzeniach na jawie.
Odpywa w widmowych obrazach nakadajacych

sie na migotanie pomieni. Nie


mg tez wiedziec o hipnotycznym, wampirycznym podszepcie, ktry przymilnie
wslizgiwa sie w swiadomosc i podswiadomosc Vulpego.
Jednak, kiedy jedna z gaezi przepalia sie i upada z haasem w sam srodek
ognia, Laverne przebudzi sie zupenie. Usiad. . . w sama pore, by ujrzec ciemny
cien odchodzacy
w jeszcze wieksza ciemnosc poprzez wyrwe w starym murze.
Cien porusza sie z niepowstrzymanym, sztywnym uporem jak lunatyk, powodu53

jac
zawirowania w pezajacym

mlecznym puchu. Laverne wiedzia, z e ten cien


mg nalezec jedynie do Georgea, jako z e jego spiwr leza pusty nie opodal
pochyego gazu w unie ogniska.
Amerykanin szybko otrzezwia. Rozpia
spiwr, poszuka butw i wciagn
a

je. Sciagn
a
ciasno sznurwki i zawiaza
niezborne wezy. Ciagle
otrzasaj
ac
sie
z psnu, spieszy sie jednak. Byo cos w sposobie, w jaki Vulpe sie porusza.
Nie ukradkiem, ale jednak po cichu. . . Wasciwie przez cay dzien by jakis taki:
spa przez caa podrz, a nawet kiedy nie spa, nie cakiem by z nimi. A sposb,
w jaki wspia
sie na ta gre, sugerowa, jakby robi to w kazdy piatek
rano przed
sniadaniem.
Laverne podszed do Gogosu i Armstronga, chcac
ich obudzic. . . ale zawaha
sie. To wymagaoby czasu, a George mgby w kazdej chwili spasc wprost do gardzieli albo roztrzaskac gowe o jedno ze sklepionych przejsc w rzedach walacych

sie murw. Zna wasna sie i wiedzia, z e bedzie w stanie sam poniesc Georgea,
gdyby do tego przyszo. Postanowi zaja
c sie tym wszystkim sam. Pomysla, z e
nie wolno budzic przyjaciela, jesli rzeczywiscie jest lunatykiem.
Ostroznie postepujac
przez zalegajac
a na kilkanascie centymetrw przygruntowa mge, Laverne poda
zy trasa Vulpego, przeszed ta sama wyrwa w murze
i odwiedzi ruiny. Zapali podreczna latarke i skierowa strumien swiata przed
siebie. Teren podnosi sie nieco, a sztaple zwalonych kamieni wystaway z poscieli mgielnej jak wyspy na jakims dziwnym, biaym morzu.
George Vulpe zatrzyma sie na chwile i obejrza. Jego oczy przypominay
ogromne latarnie, gdy odbiy elektryczne swiato Lavernea. Jego oczy. . . i oczy
czegos jeszcze. Ukazay sie tylko przez moment, a pzniej znikney niczym wyaczone

z arwki. Para slepi, nisko przy ziemi, trjkatnych

i zdziczaych. . .
Randy chaotycznie szpera strumieniem swiata to w te, to w tamta strone, by
wreszcie, przykleknawszy,

zatoczyc pene koo. Nic nie zobaczy, jezeli nie liczyc


zniszczonych murw, stosw kamieni, pustych, sklepionych przejsc i bram oraz
atramentowych ciemnosci dookoa. Z tyu ujrza tylko przyjazna une obozowego
ogniska podobna latami morskiej w mroku nocy.
Pomysla, z e mieli racje, nie rozpoczynajac
zwiedzania tego miejsca o zmierzchu. Okazao sie zbyt rozlege i zbyt niebezpieczne. Obawia sie, z e zrobi bad,

nie budzac
pozostaych.
Wilk? Lub moze po prostu jego rozgoraczkowana

wyobraznia. Moze lis, to


bardziej prawdopodobne. W podziemiach tych ruin musi byc mnstwo miejsca
na legowisko dla zwierzat.
Gogosu wspomina, z e miejscowi nie strzelaja ani nie
zastawiaja side na lisy.
Laverne wyja
scyzoryk z dugim ostrzem. Otworzy go i zwazy w doni.

Swietny
do otwierania listw, odbierania jabek czy strugania drzewa. Ale lepsze
to niz nic. Chryste, dlaczego nie obudziem pozostaych? pomysla.

54

George wyszepta gosno Laverne, postepujac


naprzd George, na
rany Chrystusa! Gdzie jestes, do diaba?
Doszed do rogu zwalonej sciany, za ktra znikna
Vulpe. Dalej rozciaga
sie
duzy, osrebrzony swiatem ksiez ycowym obszar, ktry mg stanowic kiedys zamkowa sien. W drugim jego koncu, za gruzowiskiem odpadego ze scian kamienia
i upkowych dachwek, widac byo od pasa w gre ludzka sylwetke. Randy rozpozna Georgea. Postac ruszya do przodu i w d, sztywnym krokiem robota,
tak, z e wystawaa tylko gowa i ramiona. Jeszcze krok i gowa przypominaa
kragy
kamien na szczycie stosu gruzw. Jeszcze jeden i Vulpe znikna
z zasiegu
wzroku.
Dziura w ziemi czy na wp zasypana studnia schodw? Gdzie ten idiota
chce isc ? Skad
wie, jak isc ? zastanawia sie Laverne.
George znowu zawoa, tym razem troche gosnej, i ruszy za przyjacielem.
Za gruzowiskiem znajdowa sie niewielki obszar kilku starannie oczyszczonych pyt kamiennych, spomiedzy ktrych wyzieraa niemo czarna dziura, prowadzaca
wprost do trzewi tego miejsca. Z jednego konca tego otworu wystawaa
lekko pochylona poduzna pyta, ktra, widac, zostaa przed chwila podniesiona
za z elazne kko na jej osi. Laverne skierowa swiato latarki do wewnatrz,
zobaczy schody prowadzace
w d. Na fali zatechego powietrza przypynea splatana

mieszanina zapachu spalenizny, pizma i innych, trudniej rozpoznawalnych woni.


Na chwile migneo z te swiateko, ktre zreszta natychmiast znikneo w nieznanych gebiach.
Brzuchaty mody Amerykanin zawaha sie przez chwile, ale sia tajemnicy
bya tak wielka, z e nie mg sie jej oprzec.
George. Jeszcze raz powtrzy zachrypym szeptem, wciskajac
sie
w otwr.
Straci poczucie czasu, kierunku, jakakolwiek

orientacje. Co gorsza, wacznik

latarki wyraznie sie poluzowa, skutkiem czego strumien swiata co i rusz przygasa. Laverne musia energicznie potrzasa
c latarka.
Waskie

kamienne schody prowadziy w d, spiralnie owijajac


sie wok solidnego rdzenia. Z przodu tej spirali panowaa tylko ciemnosc i brzmiao gebokie
echo. Randy nie chcia nawet myslec, jak daleko by polecia, gdyby potkna
sie
lub poslizgna.
By pewien, z e nic takiego mu sie nie przydarzy. Zastanawia sie,
w jaki sposb George Vulpe mg posuwac sie naprzd w swym somnambulicznym transie. O ile by to somnambulizm.
W koncu schody zawiody do miejsca naznaczonego sladami eksplozji i ognia.
Sciany byy spalone i poczerniae, a dookoa walay sie misternie z obione kamienne bloki. I nastepna pyta suzaca
za drzwi, a dalej schody prowadzace
w d,
ciagle
w d.

55

Momentami Laverne mg dostrzec pomien pochodni, ponizej na nie dajacej

sie okreslic gebokosci. Czu zapach dymu niesionego wraz z ciagiem

powietrza
w gre. Ale ani razu nie doszed go nawet najmniejszy dzwiek z miejsca, w ktrym znajdowa sie Vulpe, ktry, nawiasem mwiac,
musia znac doskonale droge,
skoro tak atwo i w ciszy pokonywa wszystkie puapki i przeszkody. W jaki sposb mg znac je tak dobrze, byo inna sprawa. Amerykanin wiedzia, z e jego
gniew rosnie proporcjonalnie do gebi, w jaka zstepowa. Z caa pewnoscia stali
sie wraz z Sethem Armstrongiem ofiarami jakiegos gigantycznego kawau, w ktry Gogosu by prawdopodobnie zamieszany nie mniej niz Vulpe. Od momentu
gdy ostatniej nocy spotkali starego mysliwego, wszystko wygladao

tak, jakby cae przedsiewziecie zostao z gry opracowane i przygotowane. Przez kogo? A czyz
George nie urodzi sie tutaj? Czy nie mieszka w Karpatach, czy gdzies w Rumunii? I w koncu to zejscie Vulpego w czarne trzewia tego zamczyska, w czasie gdy,
jak pewnie sadzi,

wszyscy spali. . . Cz za maa niespodzianke planowa teraz?


I dlaczego szed tak daleko? Jezeli wiedzia o tym miejscu i by tutaj uprzednio,
prawdopodobnie jako chopiec, to czy nie mg sie ta wiadomoscia podzielic z innymi? Sprawa nie staaby sie przez to mniej fascynujaca.

Zamek Ferenczego fukna


Laverne sam do siebie. Gwno. I ciekawe,
jak mocno musia podszmalcowac Gogosu, aby ten zgodzi sie odegrac swoja role
w tej caej farsie?
Zy jak diabli doszed do konca schodw.
George! O co ci, do licha, chodzi?
Jego krzyk zamiesza powietrzem, straci
strumyczki kurzu, ktre sypney sie
z niewidocznych sufitw. Echo zas powrcio szybko, w znieksztaconej, wykoslawionej postaci. Laverne nerwowo oglada
miejsce, do ktrego dotar.
Znajdowa sie w krypcie, o scianach zdobionych freskami, licznych ukowato
sklepionych wyjsciach, poczerniaych od wieku debowych pkach, uniach i amforach, girlandach pajeczyn i pokadach kurzu. Na posadzce slady stp. Najswiezsze mogy nalezec jedynie do Vulpego. Laverne poszed tropem. Dostrzeg przed
soba pomien pochodni, ktry zamigota na chwile i oswietli krzywizne sklepienia.
Skubany! mysla Laverne. Musiabys byc guchy, aby nie syszec, z e
jestem tu za toba. Masz diablo duzo do tumaczenia, chopie. A jesli nie bedziesz
chcia. . .
Z tyu i z gry, ze schodw pnacych

sie wzwyz, da sie syszec miekki odgos


ap i z aosne zawodzenie. Kamyk, poruszony fala dzwieku, zlecia obijajac
sie
gosno o stopnie. Potem znw nastaa cisza. Trzesac
sie jak lisc na wietrze, oblany zimnym, lepkim potem, Laverne wycelowa snop swiata w kierunku studni
schodw.
Nie dostrzeg tam nikogo ani niczego. Moze tylko jakis cien, szybko umykajacy
przed wzrokiem.
56

Potykajac
sie przebieg przez wielkie pomieszczenie wykadane ozdobnymi
pytami i przez niskie przejscie dosta sie do dalszych pokoi. Jego zdyszany oddech i wyguszony kurzem odgos krokw zdaway mu sie dudnic jak grom, ale
teraz nawet nie stara sie juz zachowac ciszy. Chcia skrcic dystans i dowiedziec
sie wreszcie, co Vulpe tam robi. una pochodni towarzysza pojawia sie znowu,
wraz z zapachem spalonej z ywicy. Laverne rzuci sie w tym kierunku, depczac
pokady kurzu, prochw, soli i substancji chemicznych, ktre lezay porozsypywane
na pododze.
Ta komnata rznia sie od innych. Amerykanin zatrzyma sie u wejscia i skierowa do srodka sabnacy
strumien swiata. Ujrza splesniae tkaniny dekoracyjne
na scianach, podoge z kafli uozonych w mozaike ilustrujac
a jakis dziwny, staroswiecki motyw. Biurko z gruba pokrywa kurzu, zawalone ksia
zkami, papierami,
i przyborami do pisania. Masywny kominek i przewd kominowy, i. . . migoczacy

odblask pomienia pochodni.


Vulpe wszed. . . do srodka? pomysla z przerazeniem.
George? wydysza Laverne. Szybko przecia
pokj i przystana,
by
skierowac sabe swiato latarki pod nisko zawieszony sufit. W srodku, wcisniete w specjalne trzymado na tylnej scianie, dopalaa sie pochodnia. . .
Nagle jakas reka uderzya w ramie Lavernea.
Jezus Maria wrzasna.
Wyprostowa sie gwatownie i walna
potylica
w kamien u szczytu sklepienia. Zataczajac
sie odbieg do tyu, a swiato latarki na
krtka chwile uwiezio Vulpego. Sta jak duch, ciagle
wyciagaj
ac
reke w kierunku
przyjaciela. Laverne opad na kolana, ostroznie pomaca czaszke. Don pomazaa
sie krwia. Czu mdosci i zawroty gowy. Mia szczescie, z e nie roztrzaska sobie
czaszki. Ale wsciekosc szybko zastapia

bl. Przyszed do siebie i skierowa strumien swiata tam, gdzie przed chwila ujrza Vulpego. Dostrzeg jedynie sabnacy

odblask z tego ognia.


Amerykanin z trudem pokustyka. Pragna
spuscic lanie Georgeowi.
Tym razem juz wolniej, zaciskajac
zeby, z powrotem podszed do kominka.
Pochylony wslizgna
sie do srodka i od razu dostrzeg metalowe szczeble na tylnej scianie przewodu kominowego. Z gry dochodziy go dzwieki skrzypienie
butw i niski kaszel.
Co idzie do gry pomysla musi zejsc na d. Chcia nawet zaczekac
tutaj, ale rozleg sie straszny krzyk.
Laverne nigdy dotad
nie sysza takiego wrzasku. Przypomnia zgrzyt sczepianych razem dwch wielkich kamiennych powierzchni i narasta do wibrujacego

falsetto crescendo, by urwac sie nagle na najwyzszym tonie. A gdy jego echo
ucicho, zostao zastapione

przez jakby z samego garda dobywajace


sie odgosy.
Vulpe odchodzi. Dzwiek przypomina dawienie sie, rodzaj powolnego, przedsmiertnego rzez enia. Wosy Lavernea stay deba. Nie wiedzia, co prawda, jak
brzmi przedsmiertne rzez enie, ale czu, z e to ostatni dech jego przyjaciela.
57

O Jeeezu jekna
i rzuci sie z oskotem w gre, po szczeblach do miejsca, gdzie przewd kominowy przechodzi w poziomy korytarz. Dwadziescia czy
dwadziescia piec krokw z przodu lezaa pochodnia Georgea. Ciagle
migotaa
niespokojnie i wydzielaa czarny dym, bakaj
acy
sie po krawedzi wykopu wycietego w kamiennej pododze, po prawej stronie korytarza.
George! Laverne przyspieszy i zaraz zatrzyma sie gwatownie. Z drugiej strony dopalajacej
sie z agwi, tam, gdzie ani jej swiato, ani swiato latarki,
nie mogo siegna
c, unosiy sie w powietrzu beznamietne trjkatne
oczy.
Amerykanin nie by specjalnie odwaznym czowiekiem, ale nie czu sie tez
tchrzem. Jakiekolwiek stworzenie czaio sie z przodu lis, wilk czy zdziczay pies musiao obawiac sie ognia. Chwyci wiec kopcac
a sie pochodnie, po
czym pomacha nia nad gowa, by rozniecic na powrt pomien. W przelocie dostrzeg cos szarego, chykiem umykajacego,

podobnego do psa. Pochwyci tez


widok czegos w wykopie. . . Czegos, co wcisneo go w sciane jak cios ogromnej
piesci. Ciez ko dyszac,
przerazony czujac,
jak krew scina mu sie w z yach
wystawi latarke poza krawedz wykopu. Jego niedowierzajace
oczy ujrzay oze
nabite c wiekami i sylwetke przyjaciela ukrzyzowana. George Vulpe podrygiwa
konwulsyjnie z nadzianym policzkiem, szyja, opatkami i ramionami, przeszyty
przez plecy, posladki i uda. Krew barwia rdzawe c wieki i spywaa zbiegajacymi

sie strumieniami w kana i dalej do kamiennej rynienki.


O Boze! wychrypia Laverne.
Ak. . . ak. . . ak. . . odpowiedzia Vulpe ostatkiem si.
Z gebi korytarza wielki szary wilk zawarcza i powoli wyszed z cienia. Vulpe
by skonczony. Armia pielegniarek z tona bandazy nie byaby w stanie zatamowac
krwawienia. Randy takze nie mg go uratowac ani od tego oza nabitego c wiekami, ani od dzikiego zwierza. Bez czucia w nogach zacza
sie wycofywac niczym
krab, bokiem, plecami w kierunku pytkich schodw prowadzacych

do faszywego przewodu kominowego. Krew Vulpego zaczea skapywac z wyzobionej kamiennej rynienki do pyska urny.
Otyy Amerykanin jeszcze przyspieszy. . . i raptownie zatrzyma sie, trzesac
sie jak galareta. Z przodu czyha wilk. Pomiedzy nimi umierajacy
czowiek
na swym ozu tortur nabitym c wiekami i teraz. . . teraz pojawio sie cos jeszcze.
Wstrzyma oddech, odwrci gowe niczym koowrt na zardzewiaym trzpieniu.
Poczatkowo

nie rozumia, co sie dzieje. Wszystkie kontury zatary sie, stay sie
dziwnie ruchome. Sufit wydawa sie obnizac, korytarz zwez ac, podoga
podnosic od. . . czegos. Oczy Lavernea, wielkie jak latarnie, powiekszyy sie jeszcze bardziej, gdy kilka maych kawakw tego niezwyczajnego ciaa oderwao sie
od ruchomych scian i ruszyo gwatownie w jego kierunku w trzepoczacym,

stromym nurkowaniu. Nietoperze! Kolonia nietoperzy! Cae ich krocie przylgney do


scian, podogi i sufitu, nic sobie nie robiac
z grymasu obrzydzenia na twarzy Lavernea.
58

Amerykanin znowu odwrci gowe. Wilk sta nieruchomo. Caa jego uwage
pochaniaa urna. Zimny jak smierc, z trudem apiacy
powietrze Laverne poda
zy
sladem jego wzroku. Spojrza, a jego krew nieomal zastyga, zmysy wiroway, ale
zarazem mia dziwna pewnosc , z e nie osmieli sie zemdlec. Nie w tym koszmarnym miejscu i na pewno nie teraz. Urna zaczea czkac. Oboczki oparw, niczym
mae kka dymu, wydobyway sie z jej lubieznej gardzieli. Czarny sluz, z bulgotem wydobywajacy
sie ze srodka, tworzy na powierzchni zimnego obrzeza bable,

niczym stygnaca
smoa. W miare jak krew Vulpego bya konsumowana, cos formowao sie i rozwijao w srodku. Dziaaa jak katalizator, przeksztacaa to, co
znajdowao sie wewnatrz.

Zahipnotyzowany przerazeniem Laverne mg tylko patrzec. Upstrzona, niebieskoszara macka sluzu, pokryta siecia karmazynowych z yek, wychynea z rozwartej paszczy urny wprost w kamienna rynienke. Wyciagaj
ac
sie, przeslizgiwaa
sie niczym wa
z ta sama trasa, ktra spywaa krew, do miejsca, gdzie leza Vulpe.
Jakby swiadoma i odczuwajaca,
okra
zya jego prawa noge dookoa zgietego kolana, przetoczya sie wzduz podziurawionego uda i brzucha, podpeza ku drgajacej

piersi. Vulpe ciagle


dysza.
Ak. . . ! ak. . . ! argh! Agonia juz wziea go w posiadanie, ogarniajac
odretwieniem kolejne poacie ciaa, a utrata krwi dopeniaa dziea.
W jakis sposb, dobywajac
ostatnich resztek si z broniacych

sie jeszcze zakamarkw woli, Vulpe zdoa oderwac twarz od szpili, ktra przeszya jego prawy

policzek i dolna szczeke. Swiadomy


konca, zobaczy wznoszac
a sie nad piersia,
paska, kiwajac
a sie majestatycznie, slepa gowe kobry. Jego zakrwawione usta
otworzyy sie przypuszczalnie w okrzyku grozy, ktry jednak nie wydoby
sie a ta rzecz-pijawka od razu wslizgnea sie w ciemna jame miedzy rozwartymi szczekami, w d naprez onego przewodu pokarmowego. Ciaem mez czyzny
wstrzasn
ey konwulsje. Kaciki

ust peky, rozdary sie, gdy to pofadowane, pulsujace


monstrum wlewao sie w niego.
Urna bya juz pusta, jedynie slady sluzu paroway tam, gdzie przeslizgna
sie
ogon stworzenia-pijawki. Usta Vulpego wcia
z jeszcze byy zatkane, a z nosa dobywaa sie piana zmieszana z krwia. Szyja obrzmiaa od tej gwatownej napasci,
a trzypalczaste donie wyszarpney sie z c wiekw i pochwyciy pracego

do garda potwora. W koncu jednak bestia dostaa sie do srodka. George Vulpe wcia
z
podrygiwa na szpilach, rzuca gowa w obie strony, rozpryskiwa dookoa krew.
O Jezu, o wielki Boze jekna
Laverne. Umrzyj, na rany Chrystusa!
baga przyjaciela. Niech sobie idzie. Nie ruszaj sie.
George Vulpe, jakby go usysza, pozwoli temu odejsc i. . . nagle znieruchomia.
Caa scena zastyga w bezczasie. Wielki wilk-monument zagradzajacy
droge
z przodu, nietoperze, wydrenowane i w obrzydliwy sposb wypenione powtrnie ciao przyjaciela. Jedynie migocaca
pochodnia w reku Lavernea zdawaa sie
59

miec w sobie troche z ycia, ale i ona takze gasa. Amerykanin obrci sie w kierunku sciany nietoperzy i rzuci sie do przodu. Lecz one nie ucieky, ale przylgney do
pochodni, zdusiy pomien skwierczacymi

ciaami. Z tuzin martwych lub dogorywajacych

nietoperzy spado na podoge, lecz natychmiast podpezy, nadleciay


nastepne.
Laverne by na granicy szalenstwa. Wrzeszcza chrapliwie, zaamujacym

sie
gosem. Chwyta powietrze w puca i krzycza znowu. Wali na oslep piesciami,
wymachiwa gasnacym

swiatem latarki na wszystkie strony, nie dajac


sobie najmniejszej szansy, by cokolwiek zobaczyc.
Nie widzia wiec Georgea, jak wyszarpuje sie z c wiekw i staje wyprostowany, ani tego, jak jego rany przestaja krwawic i same sie zablizniaja. Nie dostrzeg
tez tego, jak Vulpe wychodzi z wykopu, piesci starego wilka za uszami i usmiecha
sie. Laverne runa
na posadzke, gdy raptem wyrosa przed nim znajoma postac. . .
ale z jarzacymi

sie na czerwono oczami i cakowicie obcym, zakrzepnietym od


flegmy gosem.
Przyszedes tu przyjacielu, z wasnej nieprzymuszonej woli. A teraz zdaje
sie. . . krwawisz? Nozdrza Vulpego otworzyy sie szeroko, weszac,
a oczy zamieniy sie w gorejace
szpary w nienaturalnie bladej twarzy. Doprawdy, krwawisz. Ktos musi koniecznie przyjrzec sie tej ranie, zanim cos tam wlezie.
Emil Gogosu obudzi sie i zobaczy kogos kleczacego

obok. By to Gheorghe. Jedna reka wytrzasa


z mysliwego resztki snu, a druga kad mu na ustach,
nakazujac
milczenie.
Ciii! ucisza go.
Co? O co chodzi? wyszepta Gogosu, wpatrujac
sie w mrok. Przygasajace
ognisko odbijao sie czerwonymi refleksami od oczu Vulpego.
Juz swit? Niemozliwe!
Nie swit odpowiedzia tamten zachrypym i jakby naglacym

szeptem.
Cos innego. Wyprostowa sie. Wez swoja strzelbe i chodz.
Gogosu wyplata
sie z koca, siegna
po bron i rzesko stana
na nogach. Z duma
stwierdzi, z e nie odczuwa amania w kosciach.
Chodz powtrzy Vulpe, postepujac
ostroznie, by nie obudzic Armstronga.
Gdy opuscili krag
ogniska i pogra
zyli sie w ciemnosciach, mysliwy chwyci
Vulpego za ramie.
Twoja twarz powiedzia czy to krew? Co tu sie dzieje, Gheorghe?
Nic nie syszaem.
Krew, tak odpowiedzia tamten. Trzymaem warte. Usyszaem cos
miedzy tymi drzewami i poszedem sprawdzic. Mg to byc pies albo lis, a nawet
wilk. Zaatakowa mnie. Chyba ugryz mnie w twarz. I wcia
z tu jest. Szed za mna,
gdy wrciem po ciebie.
60

Ciagle
tu jest? Gogosu rozglada
sie dookoa. Ksiez yc by teraz troche
nizej, a jego zote swiato przebijao przez chmury. Mysliwy nic nie widzia, ale
mody mez czyzna wcia
z pokazywa droge.
Pomyslaem, z e mgbys go zastrzelic powiedzia Vulpe. Mwies,
z e prbowaes juz kiedys zastrzelic wilka gdzies tutaj.
To prawda odpar Rumun, z trudem nada
zajac
za prowadzacym.

Nawet go trafiem. Syszaem jego skowyt i widziaem slady krwi.


No odpowiedzia tamten to teraz masz kolejna okazje.
Co? Mysliwy zdziwi sie. Cos tu byo nie w porzadku.

Stara sie pochwycic wzrok swego towarzysza w bladym swietle ksiez yca. Co sie dzieje
z twoim gosem, Gheorghe? Czyzbys pokna
z abe? Tak toba to wstrzasn
eo?
To prawda powiedzia Vulpe. Doznaem chyba szoku.
Gogosu zatrzyma sie. Zacza
cos podejrzewac.
Nie widze z adnego wilka. W jego tonie pobrzmiewao oskarzenie.
Ani wilka, ani lisa, ani. . . czegokolwiek innego.
Och,? Tamten takze przystana.
A to co?
Wskaza palcem. Cos szarego poruszyo sie w ciszy, nisko przy ziemi, tam,
gdzie swiato ksiez yca rzucao blask, pomiedzy drzewami. By tam i zaraz znikna,
a jako potwierdzenie doszo ich ciche warczenie.
Cholera zakla
Gogosu szary.
Pochylony rzuci sie do przodu, ocierajac
sie o Vulpego. Ten pobieg za nim,
zrwna sie i reka wskaza inny kierunek.
Jest tam rzuci chrapliwie.
Gdzie, gdzie? Boze, ty sam masz oczy wilka.
Tedy szczekna
tamten chodzmy.
Wyszli spomiedzy drzew i dotarli do osypiska spietrzonego u podnza skay.
Modsza postac oddychaa z atwoscia, ale mysliwy apczywie poyka powietrze.
O Boze dysza moje nogi nie sa tak mode, jak twoje.
Co? Vulpe zwrci ku niemu. Och, zapewniam cie, z e sa, Emilu
Gogosu. W rzeczy samej, o cae wieki modsze.
Ech? Co?
Tam powiedzia, jeszcze raz wskazujac
palcem. Pod tamtym drzewem.
Mysliwy popatrzy, przyozy strzelbe do ramienia, ale nic nie widzia.
Pod drzewem? zdziwi sie przeciez tam nic nie ma. Ja. . .
Daj mi to powiedzia Vulpe i nie czekajac
na odpowiedz, zabra strzelbe. Emilu, czy jestes pewien, z e postrzelies wtedy wilka?
Co? Mysliwy by dotkniety do z ywego. Ile razy mam ci to powtarzac? Tam do licha, prawie go miaem. Ide o zakad, z e jeszcze nosi szrame.
Spokojnie, spokojnie odpowiedzia tamten gosem mrocznym jak
noc. Nie ma potrzeby sie zakadac, Emilu, gdyz ja widziaem to wyzobie61

nie w jego boku, gdzie twoja kula spalia mu skre. I tak, jak ty go pamietasz, tak
i on pamieta ciebie!
W jednej chwili mysliwy zorientowa sie, z e to nie jest George Vulpe. Wejrza geboko w ocieniona twarz, zasycza z przerazenia i skurczy sie cay. Zobaczy nagle wilka sprez onego do skoku na szczycie osypiska. Zwierze warkneo,
skoczyo. Gogosu chwyci za swa strzelbe, ktra Vulpe wydawa sie trzymac tak
lekko. . . Z rwnym powodzeniem mgby chwycic za z elazna krate w oknie celi.
Wilk powali mysliwego na ziemie. Mez czyzna wydoby z siebie rozpaczliwy krzyk, ale straszne zeby zacisney sie na tchawicy. Szkaratna krew popynea
goracym

strumieniem. . .
Pozwolies mi tyle spac! odezwa sie Armstrong.
Ksiez yc juz zaszed, przygruntowa mga zniknea, ognisko dogorywao.
Skarzysz sie? odpowiedzia siedzacy
nie opodal mez czyzna.
Nie. Armstrong potrzasn
a
gowa w odpowiedzi, uwalniajac
sie od resztek snu. Zdaje sie, z e byem zmordowany. To pewnie ta wysokosc .
Dobrze odpar tamten. Ciesze sie, z e ci sie dobrze spao. Sen jest koniecznoscia, chociaz marnotrawna. Dlaczego spimy, skoro mamy z ycie do przez ycia, co! Ja nie zamierzam znowu zasypiac przez. . . och, dugi czas.
Co? zapyta i siad zdziwiony.
Wychudy szary wilk, leza na brzuchu niczym pies, z apami wyciagni
etymi do przodu, wpatrywa sie wprost w oczy Armstronga. Pysk bestii, drgajacy

z podniecenia, ocieka szkaratem.


Jezu Chryste! Armstrong gwatownie cofna
stopy, ktre zaplatay

sie
w dole poy spiwora.
Nie ruszaj sie zakomenderowa ten, ktry dla Amerykanina by ciagle

Georgeem Vulpem. Rb, co ci mwie, wwczas on nie zaatakuje, a ja nie


pociagn
e za spust.
Geor. . . Geor. . . George! wykrztusi wreszcie Armstrong. To jest
przeciez cholerny wilk!
Cholerny, tak odrzek tamten.
Wiec za. . . za. . . zastrzel skurwiela! Twarz Armstronga wygladaa

trupioblade w bekitnawej poswiacie gwiazd.


Ech? Siedzacy
czowiek pochyli gowe z zaciekawieniem na jedna strone, jakby nie dosysza. Mam go zastrzelic? Nie, nie sadz
e. Podnis sucha
gaa
z i cisna
ja w z arzace
sie popioy, pomiedzy ktrymi tanczyy jeszcze malutkie pomyki ognia. Strzeliy iskry, pomienie ozywiy sie i Armstrong zobaczy
zakrwawione dziury w ubraniu tamtego, jego poorana, ale szybko zablizniajac
a
sie twarz oraz przypominajace
otchan piekielna oczy.
Chry. . . Chry. . . Chryste wydysza ten wielki, mocny mez czyzna.
George, co tu sie u diaba dzieje?
62

Nie ruszaj sie powtrzy tamten z lekko pochylona gowa. Na duga


chwile utkwi wzrok w przerazonej twarzy Armstronga, studiujac
ja uwaznie.
Jestes duzym i silnym mez czyzna, a ja nie moge byc sam na tym swiecie.
Nie teraz i jeszcze nie przez jakis czas. Musze sie rozmaitych rzeczy dowiedziec,
udac w rozmaite miejsca, mam sprawy do zaatwienia. Potrzebuje instrukcji. Musze zostac nauczony, zanim sam bede mg. . . uczyc? Przejaem

troche z umysu
Gheorghea, rozumiesz, zanim wypeni umowe. Ale to nie wystarczy. Byc moze
byem zbyt niecierpliwy. Ale to zrozumiae.
Georghe Armstrong zwilzy kompletnie zaschniete wargi suchaj,
George. Wyciagn
a
drzac
a don do tamtego, ale pysk wilka otworzy sie ukazujac
potworne ky.
Powiedziaem, z ebys sie nie rusza przypomnia czowiek ze strzelba.
Jezeli szary rozumie moje polecenie, dlaczego ty nie pojmujesz? A moze jestes
gupcem, wobec czego trace swj czas? Co? Czy trace czas? Czy powinienem to
zrobic, po prostu pociagn
a
c za cyngiel i zacza
c wszystko od nowa?
Ja. . . Ja juz sie nie ruszam! wydysza Armstrong. Jego gos przechodzi
w zachrypniety szept. Kropelki lodowatego potu spyway mu z czoa. Juz sie
nie ruszam. I. . . i nie obawiaj sie, George. Pomoge ci.
Och, wiem, z e pomozesz odrzek ten. . . ten obcy. . . wcia
z wlepiajac

w rozmwce karmazynowe oczy.


Zrobie, cokolwiek powiesz zarzeka sie Armstrong cokolwiek zechcesz.
Tak, to takze przytakna
tamten. Bardzo dobrze, zacznijmy od czegos
prostego. Patrz mi w oczy, Armstrong.
Odsuna
na bok lufe strzelby, aby mc pochylic sie, przyblizajac
przerazajac
a,
mesmeryczna twarz.
Patrz geboko, Seth. Patrz pod skre moich powiek, w krew i mzg, w pejzaz mojej duszy. Oczy sa oknami duszy, przyjacielu, wiedziaes o tym? Wrotami
marzen, namietnosci i aspiracji. Oto, dlaczego moje oczy sa czerwone. Tak, gdyz
dusza za nimi zostaa rozdarta na strzepy i zjedzona przez szkaratna pijawke!
Jego sowa wzbudziy lek, ale, co gorsza, respekt, peznacy
paraliz, znuzenie
nadmiernym napieciem. Armstrong wiedzia, z e to jest hipnotyzm. Czu, jak jego
umys sie pogra
za. Ale Vulpe, czy kto tam istnia w jego ciele, mia racje: Seth
Armstrong by silny. I zanim jego wola zostaa cakowicie podporzadkowana,

odtraci
strzelbe, tak z e nagle zostaa skierowana w strone wilka, i siegna
do garda
swego przesladowcy.
Chce dostac. . . kawaek. . . ciebie, George wydysza.
Palce Teksanczyka zacisney sie na tchawicy Vulpego. Trzy palce lewej reki
przeciwnika zahaczyy kacik

warg Armstronga i szarpney. Amerykanin zawy


z blu, zacisna
zeby na maym palcu Vulpego i odgryz go w okolicy kykcia.

63

Strzelba wypalia, porazajac


nagym hukiem, ktry zaraz powrci zwielokrotnionym echem. Wielki wilk wiedzia cos niecos o strzelbach. Cay i zdrowy, z najezona sierscia uciek skowyczac.

Vulpe zerwa sie na nogi. Armstrong wyplu jego palec, ktry zwisa mu z ust
na cienkiej nitce sciegna. Teksanczyk mia teraz we wadaniu bron i wiedzia, jaki
z niej zrobic uzytek. Skierowa strzelbe w strone szalenca, ale ten odzyska siy
i kopnieciem wytraci
mu ja z rak.

Armstrongowi udao sie jakos uwolnic ze spiwora, a kiedy podnosi sie, poczu, z e cos przylgneo do jego twarzy i porusza sie. Stwr, ktry kiedys by Georgeem Vulpem, zarykiwa sie ze smiechu. Teksanczyk podnis reke, natkna
sie
na zwisajacy
palec i pochwyci go. A ten, niczym z ywe stworzenie, wspia
sie po
policzku i nacisna
kacik
prawego oka. Armstrong wy, rycza i jecza, gdy palec
wysadzi gake oczna, wszed do srodka. Z okiem koyszacym

sie na policzku,
mez czyzna tanczy i wrzeszcza. Nie mg usuna
c tej rzeczy, ktra niczym robak
rya nore w jego gowie.
Jezus Maria krzycza, padajac
na kolana i trac
krawedz pustego oczodou. O Boze wybekota, gdy wreszcie urwa podskakujace
oko i wampirze
ciao zapuscio czuki w jego mzg.
Na kolanach, spazmatycznie, slepo, powlk nogi w kierunku ognia. Wstrza
sany dreszczem zatrzyma sie. Zakaszla, znowu wzdrygna
sie i pad do przodu
niczym sciete drzewo.
Vulpe podskoczy, zdrowa reka chwyci go za konierz i pociagn
a,
przewracajac
go na plecy.
Ach, nie, Seth powiedziao to cos, stojac
nad nim. Dosyc juz tego.
Jezeli sie poparzysz, leczenie zabierze duzo czasu.
Ge. . . o. . . o. . . orge krztusi sie Armstrong.
Nie, nie, mj przyjacielu, juz nigdy wiecej powiedzia potwr, usmiechajac
sie oblesnie od teraz nazywaj mnie Janosz.
Ponad piec i p roku pzniej. Balkon pokoju hotelowego w Rodos.
Sona bryza wiaa od morza ze strony Turcji, rozrzedzajac
bekitne dymy
z kominw, ostre piekarniane wyziewy, zapachy barw sniadaniowych, odory kolektorw sciekowych, i w ogle, rozpraszajac
swiadectwa ludzkiego bytowania
w tym centralnym porcie starozytnej Grecji.
Bya poowa maja 1989, wiec sezon turystyczny dopiero sie zacza.
Sonce,
wygladaj
ace
jak ognista kula, wspieo sie na jedna trzecia wysokosci w swej wedrwce po niewiarygodnie niebieskim sklepieniu nieba.
Trevor Jordan wypi jedna czy dwie metaxy za duzo poprzedniej nocy. Ale
byo jeszcze wczesnie, ledwie minea sma, i mia nadzieje, z e za chwile dojdzie
do siebie.

64

Na sniadanie zjad gotowane jajko z kawakiem grzanki, a teraz zabiera sie do


trzeciej filizanki kawy angielskiej byskawicznej, nie zas tej ciemnobrazowej

lury pitej przez Grekw z filizanek o wielkosci naparstka. Kopot z metaxa, jak
odkry, na tym polega, iz bya bardzo tania i szalenie atwo wchodzia w gardo.
Szczeglnie, jezeli sie patrzyo na taniec brzucha w takim miejscu jak Bekitna
laguna nad zatoka Trianta.
Jordan stekna
i delikatnie potar czoo opuszkami palcw, po raz szsty czy
sidmy w ciagu
ostatniej pgodziny.
Okulary soneczne powiedzia do czowieka, ktry siedzia obok, podobnie jak on wystrojonego w szlafrok i klapki. Musze kupic jedna pare. Ten
blask moze wypalic oczy.
Wez moje odpar Ken Layard, usmiechajac
sie i podajac
nad skromnym
sniadaniowym daniem pare tanich, ciemnych szkie w plastykowej oprawie.
A pzniej kupisz mi nowe.
Zamwisz jeszcze kawy? jekna
Jordan. Powiedzmy, wiadro?
Zdawao mi sie ostatniej nocy, z e troche przesadzasz odpowiedzia tamten. Dlaczego nie powiedziaes mi, z e nigdy przedtem nie byes na greckiej
wyspie?
Pochyli sie nad porecza balkonu, przyciagn
a
wzrok kelnera usugujacego

innym rannym ptaszkom na nizszym tarasie, unis pusty dzbanek po kawie i potrzasn
a
nim sugestywnie.
Skad
o tym wiesz? zapyta Jordan.
to dla ciebie cos nowego? Nikt, kto odwiedzi wyspe wcze O czym? Ze
sniej, nie pije metaxy w ten sposb ani ouzo zreszta.
Ach! przypomnia sobie Jordan zaczelismy od ouzo!
Ty zaczae
s od ouzo sprostowa Layard ja chonaem

atmosfere, koloryt lokalny. A ty sie upijaes.


Tak, ale czy dobrze sie bawiem?
Layard znowu sie usmiechna
i wzruszy ramionami.
No. . . znikad
nas nie wyrzucono. Przypatrywa sie koledze i dolegliwosciom, jakie tamten sam sobie sprokurowa.
Doswiadczony, ale zmienny w nastrojach telepata Jordan, potrafi zmobilizowac sie, kiedy zachodzia taka potrzeba. Zazwyczaj jednak by atwy w obejsciu,
atwo czytelny, jakby prbowa udzielic innym swego rodzaju fizycznej rekompensaty za swj metafizyczny talent. Jego twarz odzwierciedlaa to nastawienie:
swieza, owalna, otwarta, niemal chopieca.
Misja, ktra wypenia, nie wyrzniaa sie niczym szczeglnym, choc z pewnoscia sprawa bya powazna. Wiedzia, iz poprzedniej nocy zachowa sie nie cakiem prawidowo. Zaozy szka soneczne, zmarszczy brwi i wyprostowa sie na
swym bambusowym krzesle.
Ale nie sciagn
aem

na nas uwagi ani nic rwnie gupiego?


65

O Boze, nie odpar tamten. Zreszta, nie pozwolibym na to. Bylismy


po prostu turystami, dobrze sie bawilismy, to wszystko. Za duzo sonca za dnia,
za duzo napitkw w nocy. Tam, do licha, krecio sie wystarczajaco
duzo Brytyjczykw, przy ktrych wygladae

s trzezwy jak niemowlak!


A Manolis Papastamos Jordan odezwa sie ze skrucha ten musia
mnie wzia
c za durnia!
Papastamos by ich miejscowym acznikiem,

drugim czowiekiem w dowdztwie brygady antynarkotykowej w Atenach. Chcia osobiscie poznac obydwu
przyjaci i zorientowac sie, czy moze cokolwiek zrobic, aby uatwic im zadanie. Ale dowid jednoczesnie, z e mozna z nim konie krasc .
Nie. Layard pokreci gowa. W rzeczy samej, uleg wpywom jeszcze
bardziej niz ty! Powiedzia, z e doaczy

do nas na scianie przybrzeznej o dziesiatej

trzydziesci, z eby obejrzec miejsce postoju Samotraki ale watpi


e w to. Kiedy wyrzucilismy go w hotelu, wyglada
fatalnie. Z drugiej strony, oni naprawde
maja wspaniae organizmy, ci Grecy. W kazdym razie, lepiej, jak bedziemy bez
niego. On wie, kim jestesmy, ale nie wie, jacy jestesmy. Dla niego jestesmy od
ce i podatkw, lub moze z Nowego Scotland Yardu. Byoby trudne skupiac sie na
rozmowie z Manolisem i jednoczesnie tworzyc mentalna rakiete. Na Boga, lepiej,
z eby pozosta w zku.
Jordan wyglada
i czu sie odrobine lepiej. Okulary soneczne okazay sie jednak pomocne. Przyniesiono swieza kawe, ktra Layard nala do filizanek. Jordan
przyglada
sie jego swobodnym ruchom. Tak, jak starszy brat. Opiekuje sie mna,
jakbym by zasmarkanym dzieciakiem. Zawsze tak byo, dzieki Bogu! pomysla.
Layard zajmowa sie wrzeniem. Nie potrzebowa jednak szklanej kuli. Wystarczya mapa lub przeczucie, co do poozenia jego zwierzyny ownej. By rok
starszy od Jordana, wysoki, o kwadratowej twarzy, ciemnych wosach i cerze.
Ponizej czoa, pooranego latami koncentracji, jego ciemnobrazowe

oczy patrzyy
bystro i siegay daleko.
Obserwujac
Layarda z dyskrecja, jaka zapewniay mu ciemne szka, Jordan
cofna
sie mysla o dwanascie lat, do Harkley House w Devon w Anglii, gdzie zostali partnerami i po raz pierwszy pracowali jako zesp. Wtedy, jak i teraz, byli
czonkami INTESP, najtajniejszej ze wszystkich tajnych suzb, ktrej dziaalnosc
znaa tylko garstka ludzi ze szczytw wadzy. Inaczej niz teraz jednak, ich wczesne zadanie trudno byoby nazwac rutynowym. Zaprawde, nic rutynowego nie
dotyczyo sprawy Juliana Bodescu.
Wspomnienia, swiadomie wyparte na ponad dekade, teraz gwatownie powrciy, w fantastycznej peni barw wyprysy w ESP obdarzonym umysle Jordana.
Raz jeszcze dzierzy kusze na wysokosci piersi i celowa przed siebie,
w kierunku drzwi, zza ktrych dochodzio syczenie strumienia spadajacej
wo-

66

dy i dziewczecy gos mruczacy


pozbawiona wyraznej linii melodie, i zastanawia
sie, czy to jest puapka.
Otworzy kopnieciem drzwi od kabiny z prysznicem i stana
jak wmurowany.
Helen Lake, kuzynka Juliana Bodescu, skonczona pieknosc , bya zupenie naga.
Staa bokiem do niego, a jej ciao lsnio w strugach wody. Skierowaa gowe w jego strone i wpatrywaa sie oczami wytrzeszczonymi z trwogi. Kolana ugiey sie
pod nia, powieki trzepotay.
Alez to po prostu przestraszona dziewczyna! powiedzia do siebie, zanim jej mysli naznaczyy sie w jego telepatycznym umysle.
Podejdz, kochany myslaa. Ach, dotknij mnie chociaz, obejmij. Jeszcze
troszke blizej, kochany. . .
Wtedy, odskakujac
od niej, spostrzeg nz w jej doni i szalenczy bysk w demonicznych oczach. Bez z adnego widocznego wysiku wabia go do siebie. Nie
pozostawao mu nic innego, jak pociagn
a
c za cyngiel. Zareagowa odruchowo
jej z ycie albo jego.
Grot przygwozdzi ja do sciany wyozonej kafelkami. Krzyknea jak przekleta
dusza. Gwatownym ruchem uwolnia sie od popekanych kafelkw i gipsu, miotajac
sie w waskiej

studni kabiny kapielowej.

Wcia
z jeszcze trzymaa nz. Jordan
mg jedynie stac z wybauszonymi oczami i mamrotac oderwane sowa modlitwy, patrzac,
jak ona zbliza sie do niego znowu, az. . .
Ken Layard zaszed z tyu Layard z miotaczem pomieni. Dysze skierowa
prosto w strone prysznica, by zamienic wszystko w parzac
a, parujac
a kuchenke
cisnieniowa.
Boze, poratuj! wydysza ciez ko Jordan, tak samo jak wtedy. Z najwyzszym trudem odepchna
od siebie te przekraczajace
miare ludzkiej wytrzymaosci wspomnienia i niepewnie wrci do terazniejszosci. U zarania mentalnego
konfliktu, kryzysu, jego kac wydawa sie podwjnie dokuczliwy. Oddycha geboko, masowa opuszkami palcw czubek gowy, gdzie odczuwa jakby rozszczepienie.
Chryste, skad
to sie wzieo? gosno zastanawia sie.
Oczy Layarda byy szeroko rozwarte, pochyli sie nad stoem i pochwyci
przedramie Jordana.
Ty takze? zapyta.
Jordan zama niepisane prawo obowiazuj
ace
agentw INTESP zajrza do
mzgu Layarda. Wycofujac
sie, czu jeszcze echo podobnych wspomnien i od
razu przerwa poaczenie.

Tak, ja takze odpar.


Wyczytaem to z twojej twarzy powiedzia Layard. Nie widziaem
cie takim ani razu od. . . od tego czasu. Moze to dlatego, z e znowu pracujemy
razem?
67

Pracowalismy razem mnstwo razy. Jordan opad z powrotem na krzeso, nagle owadniety uczuciem wyczerpania. Mysle, z e to jest cos, co wtedy
zostao zduszone i musiao wydobyc sie na zewnatrz.
Tak, to zabrao troche czasu,
ale teraz, mam nadzieje, pozbyem sie tego na dobre.
Ja tez zgodzi sie Layard. Obydwaj w tym samym czasie?
I dlaczego teraz? Czy moze byc miejsce bardziej odmienne od Harkley House
niz to, w ktrym sie teraz znajdujemy?
Jordan westchna
i siegna
po kawe. Jego reka troszeczke drzaa.
Moze kazdy z nas pochwyci to od drugiego i wzmocni? Wiesz, co mwia
o wielkich umysach myslacych

podobnie?
Layard rozluzni sie i skina
gowa.
Szczeglnie umysy jak nasze, co?
Powtrnie skina
gowa z odrobina niepewnosci.
No, moze i masz racje. . . odrzek.
Przed dziesiat
a przybyli na przystan. Siedzieli na drewnianej awce, z ktrej
erozciaga
sie wspaniay widok na mielizny i przystan Mandraki az do Fortu Swi
tego Mikoaja. Po ich lewej stronie, na podwyzszonym cyplu, sta Bank Grecki,
ktrego biae sciany i bekitne okna odbijay sie w stojacej
wodzie. Po prawej
strome i dalej w ty rozciagao

sie Nowe Miasto Rodos. Mandraki, bedac


przede
wszystkim pytkim cumowiskiem, nie suzyo za port handlowy, ktry znajdowa sie o c wierc mili na poudnie, w zatoce historycznego, malowniczego, ufortyfikowanego jeszcze przez uczestnikw wypraw krzyzowych Starego Miasta, za
wielkim falochronem zakonczonym warownia. Wedug informacji, jakie posiadali, przemytnicy narkotykw cumowali tutaj i zaopatrywali sie w wode i pozywienie, przed ostatnim skokiem na Krete, do Woch czy Hiszpanii.
Niewielkie ilosci z ywicy z konopi indyjskich byy podrzucane noca tutaj
i w innych portach po drodze. Ale wielka masa wszelkiego dobra i gwny
adunek, jaki stanowia kokaina, pyna
do Walencji w Hiszpanii. Stamtad,
ostatecznie, przerzucano towar do Anglii. Zadaniem agentw INTESP byo okreslic:
(a) jak wielkie ilosci biaego proszku znajdoway sie na statkach; (b) jezeli ilosci
byy niewielkie, to czy wczesne aresztowania mogyby wskazac droge do narkotykowych magnatw?; (c) gdzie ten adunek ukrywano, skoro juz znalaz sie na
pokadzie.
Nie dalej jak kilka miesiecy temu pewien statek zosta dokadnie przetrza
sniety w porcie Larnaka na Cyprze, bez z adnego efektu. Lecz oczywiscie, sprawa
znalaza sie w rekach grecko-cypryjskiej policji, ktrej brakowao prawdopodobnie maego drobiazgu koordynacji dziaan i inteligencji.
Tym razem miaa to byc poaczona

akcja, konczaca
sie w Walencji, jeszcze
przed rozadowaniem towaru. I, co wiecej, tym razem statek drewniana, szerokodenna, przewalajaca
sie na falach beczka starego Greka, zwaca
sie dumnie
68

Samotraki, miaa byc przetrza


snieta do ostatniego nitu. Jordan i Layard mieli
poda
zac za nia wzduz caej jej trasy.
Wystrojeni w sprzedawane turystom jako amerykanskie czapki z szerokimi
daszkami, w jasnych koszulkach z krtkimi rekawami, marynarskich spodniach
i skrzanych sandaach, czekali na przybycie swojej zwierzyny. Jak na ludzi,
ktrzy mieli zataic wasna tozsamosc , taki ubir mgby sie wydac dziwaczny,
ale na tle pstrokacizny grup turystycznych, mg byc z atwoscia uznany za zbyt
konserwatywny. A tego tez musieli unikna
c.
Przez jakis czas milczeli. Wisia nad nimi jakis dziwny nastrj. Jordan wini
za to metaxe, a Layard nazbyt tuste jedzenie. Cokolwiek to byo, kolidowao
troszeczke z ich ESP.
Chmurzy sie poskarzy sie Jordan i zmarszczy brwi. Nastepnie wzruszy ramionami. Nie wiesz, co mam na mysli, prawda?
Oczywiscie, wiem odpar Layard. W dawnych czasach nazywalismy to mentalnym smogiem, pamietasz? Rodzaj przytumionych zakcen umysowych, ktre znieksztacaja albo nawet blokuja obrazy? Albo zaciemniaja je rodzajem. . . no, wilgotnej, przydymionej mgy! Kiedy siegam i szukam Samotraki, doznaje uczucia gestniejacej
mgy w moim umysle. Wilgoc, ciemnosc , smog.
Ale jak to wytumaczyc w miejscu takim jak to? To niezwyke. I to nie bierze sie
z tego statku, ale nie wiem zewszad.

Jak dawno temu natknelismy sie na innych esperw? Jordan popatrzy


na niego.
Masz na mysli nasza prace? Prawie za kazdym razem, gdy dziaamy za
granica. Do czego zmierzasz?
Nie myslisz, z e inni agenci moga namierzac sie na ta sama robote? Na
przykad Rosjanie albo Francuzi?
To mozliwe. Tym razem Layard zmarszczy brwi. W ZSRR problem
narkotykw narasta, a Francja tkwi w tym bagnie od lat. Ale zastanawiaem sie,
co bedzie, jezeli oni sa po drugiej stronie? To znaczy, jezeli sami przemytnicy
korzystaja z usug esperw? Moga sobie na to pozwolic, to fakt.
Jordan przytkna
do oczu lornetke i bacznie obserwowa linie brzegowa, od
fortu na falochronie, az do wyrastajacego

zza masywnych murw centrum Starego


Miasta.
Czy prbowaes to sledzic? zapyta. Poza wszystkim ty jestes wrzbita. Ale jezeli o mnie chodzi to mam przeczucie, z e z rdo jest gdzies tam.
Bystre oczy Layarda poda
zyy sladem lornetki towarzysza. Duzy, biay motorowiec koysa sie leniwie na kotwicy w waskim,

pogebionym kanale Mandraki.


Z tyu za nim mae stateczki chybotay sie przycumowane do przystani albo wpy
way i wypyway, w wiekszosci wypenione po burty turystami. Cwier
c mili dalej
place targowe i ulice Starego Miasta tworzyy rj, ktrego pracowite buczenie wy-

69

dobywao sie spomiedzy licznych kosciow i biao-ztych domw, skapanych

w sonecznym swietle poranka.


Layard wpatrywa sie dugie chwile, po czym strzeli palcami, usiad wygodnie i usmiechna
sie caa geba.
To jest to powiedzia w koncu. Trafies za pierwszym razem.
Tak? Jordan patrzy na niego.
Oczywiscie, musiaoby to byc gorsze dla ciebie niz dla mnie. Gdyz ja tylko
znajduje. Ja nie czytam w myslach.
Czy zechciabys wyjasnic?
Wyjasnic co? Layard wyraznie by z siebie zadowolony. Twoja mapa
Starego Miasta jest taka sama jak moja. Tyle tylko, z e ty prawdopodobnie do
swojej nie zajrzaes. Dobra, wybawie cie z kopotu. Tam, na wzgrzu, jest azyl
dla umysowo chorych.
Co ta. . . zacza
Jordan, ale zaraz opusci lornetke i walna
sie donia
w kolano. To musi byc to powiedzia. Zbieramy echo tych wszystkich
chorych biedakw zamknietych tam!
Na to wyglada
przytakna
Layard. A teraz, skoro juz wiemy, co to
jest, powinnismy sprbowac wymazac to i skupic sie na naszym zadaniu.
Popatrzy na morze i momentalnie spowaznia.
Szczeglnie, z e wasnie przybywa Samotraki, odrobine za wczesnie, zdaje sie.
Jest tam? Jordan natychmiast porzuci niedbaa poze.
Za piec , najdalej dziesiec minut. Skina
Layard. Wasnie ja wychwyciem. Ide o zakad, z e w ciagu
kwadransa rzuci tu kotwice.
Obydwaj mez czyzni ze zdwojona uwaga zaczeli obserwowac wejscie do przystani, skutkiem czego stracili z pola widzenia prywatny biay motorowiec, na pokadzie ktrego nastapi
nieoczekiwany wybuch aktywnosci. Maa dka z pokadem osonietym przed promieniami sonca przewioza niewielka grupe. Dwch
mez czyzn przeszo na pokad lsniacego

biaego statku, ktry zaraz po tym podnis kotwice. Potez ne maszyny zadudniy. Jacht obrci sie dookoa wasnej osi
i leniwie przesuwa sie wzduz pogebionego kanau. Czarne przysony, zdobione
fantazyjnym ornamentem rzucay cien na przedni pokad, gdzie ubrana na czarno postac wypoczywaa na lezaku. Wysoki czowiek w bieli sta przy barierce,
patrzac
w kierunku wyjscia z przystani. Na jego prawym oku widniaa czarna
przepaska.
Biay, wypoczynkowy motorowiec ciagle
znajdowa sie na marginesie uwagi
esperw. Obydwaj patrzyli przez lornetki. Jordan sta, opierajac
sie o mur, gdy za
falochronem, w zasiegu wzroku, pojawia sie Samotraki.
Oto ona. Odetchna
geboko. Dokadnie miedzy nogami Starego
Chopca.

70

Wysa swoje telepatyczne fale nad woda, starajac


sie siegna
c do umysw
kapitana i zaogi. Chcia wiedziec, gdzie schowano kokaine. . . jezeli ktrys z nich
mysli o tym teraz. . . albo o jej ostatecznym przeznaczeniu.
Jakie nogi Starego Chopca? Gos Layarda dotar do niego z duzej odlegosci, chociaz ten sta wprost za nim. Koncentracja Jordana osiagn
ea taki stopien, iz nieomal cakowicie wymazaa swiat zewnetrzny.
Collosus odburkna
Jordan. Helios. Jeden z Siedmiu Cudw Staro
z ytnego Swiata.
Oto, gdzie sta dokadnie tam, okrakiem nad ujsciem przystani,
az do 224 roku przed nasza era.
Wiec jednak ogladae

s mape rzuci Layard.


Stara Samotraki wpywaa, lsniacy,

nowoczesny motorowiec wypywa.


Pierwszy z nich zosta przysoniety przez drugiego, gdy zrwnay sie i obydwa
rzuciy kotwice.
Gwno zakla
Jordan. Znowu ten dym. Nic przez niego nie widze.
Czuje to odpar Layard.
Jordan skierowa szka na lsniac
a sylwetke biaego statku i odczyta jego nazwe z kaduba: Lazarus.
Jest piekny zacza,
i zesztywnia. W samym centrum jego pola widzenia,
ubrany na czarno czowiek na przednim pokadzie siedzia teraz wyprostowany,
widac byo ty jego gowy. Patrzy na stara Samotraki. Ale gdy Jordan zatrzyma na nim lornetke, jego gowa o dziwnym ksztacie obrcia sie. Jej nieznany
wasciciel patrzy prosto w oczy espera z odlegosci prawie stu piec dziesieciu metrw. Staneli twarza w twarz, pomimo dystansu i tego, z e obydwaj nosili czarne
okulary.
Co? Potez ny gos wewnetrzny, w caej peni wyry swe zaskoczenie na
umysle Jordana. Zodziej mysli? Mentalista?
Jordan dysza ciez ko. Prbowa wycofac sie, ale tamten pochwyci go jak wielkie imado i sciska. Esper opad na mur i patrzy na tamtego. Ich spojrzenia sploty sie w jedno. Jordan tak sie natez a, by oderwac wzrok, by przeorientowac swoje
mysli, iz zacza
wibrowac. Wydawao mu sie, z e solidne, stalowe sztaby zostay
wystrzelone z ukrytych z renic tamtego, i poprzez wode, poprzez soczewki lornetki, przedostaway sie wprost do mzgu. Wdrazay sie w jego umys, az przeniosy
jasne, czytelne posanie.
Kimkolwiek jestes, wkroczyes do mojego umysu z wasnej, nieprzymuszonej woli. Niech. . . tak. . . bedzie! rozleg sie potez ny gos mysli.
Layard zerwa sie na rwne nogi, zaniepokojony i zdumiony. Chociaz nie doswiadczy wiele, lub zgoa nic, z telepatycznego szoku i trwogi, jednak wystarczao mu popatrzec na Jordana, by wiedziec, z e dzieje sie cos strasznego. Z gowa
pena mentalnego dymu, trzaskw, zakcen, rzuci sie w strone mdlejacego

telepaty w sama pore, aby poprowadzic go na awke, gdzie ten pad bez czucia. . .

ROZDZIA CZWARTY
Lazardies
Tej samej nocy.
Lazarus sta przycumowany do kei. Rzuca ciemne odbicie na wode gadka jak szko. Trzech czy czterech czonkw zaogi zeszo na lad,
pozostawiajac

tylko wartownika. Wasciciel jachtu siedzia przy oknie na pietrze w najpodlejszej tawernie Starego Miasta, spogladaj
ac
w kierunku falochronu. Na dole kilku
turystw pio tania brandy czy ouzo, a miejscowe aziki, przniaki i wyrzutki
wszelkiej masci, z artoway sobie z nimi po angielsku, dowcipkujac
sobie z nimi
po grecku i naciagaj
ac
na drinki.
Przebyway tam tez trzy czy cztery pospolicie wygladaj
ace
angielskie dziewczyny ze swymi greckimi przyjacimi. Ubrane najgorzej jak tylko mozna, wypatryway okazji. Tanczyy, czy raczej snuy sie w takt muzyki bouzuki, by przy jej
nagych wybuchach podrywac sie do bardziej szalenczego plasu
w towarzystwie
obapujacych

je, spotniaych i smierdzacych

cia marynarzy.
Gra bya oddzielona od takich atrakcji. Tutaj wasciciel tawerny zaatwia
niekiedy swe szemrane interesy, popija albo gra w karty ze znajomymi. Nikogo
z nich nie byo jednak w poblizu tej nocy. Tylko moda grecka kurewka samotnie
siedziaa w alkowie prowadzacej
do jej niewielkiego pokoju z zkiem i miednica
oraz czowiek, nazywajacy
siebie Jiannim Lazaridesem, ktry zaja
miejsce przy
oknie.
Opasy, ze szczeciniastym zarostem wasciciel, Nikos Dakaris, suzy Lazaridesowi dobrym, czerwonym winem. Dziewczyna czekaa tutaj bezczynnie, poniewaz miaa podbite oko i nie mogaby wabic klientw na nabrzezu. A raczej,
mogaby, ale nie robia tego. W ten sposb chciaa odpacic sie Dakarisowi za lanie, jakie jej spuszcza, ilekroc musia skrobac pieniadze

na apwke dla miejscowego konstabla za przywilej udostepniania prostytutce miejsca do pracy. Gdyby
nie fakt, iz od czasu do czasu potrzebowa kobiety, prawdopodobnie w ogle nie
pozwoliby jej tu przebywac. Pacia za pokj w naturze, raz czy dwa w tygodniu, w zaleznosci od nastroju Dakarisa, a na dodatek oddawaa takze czterdziesci
procent dochodw.
72

Lazarides takze mia swoje powody, by tu pozostac. Przyby na spotkanie


z greckim kapitanem Samotraki i jego kohorta, aby dowiedziec sie, jak i dlaczego publicznosc zostaa zaproszona do ogladania

krytej operacji przewozu


narkotykw. W istocie zreszta zna juz odpowiedz, jako z e wyciagn
a
ja z gowy
Trevora Jordana. Teraz jednak chciaby ja usyszec z ust samego Pawlosa Themelisa, kapitana Samotraki, aby nastepnie zdecydowac, jak sie wyplata
c z tej caej
afery i odzyskac niezgorsza forse, jaka wadowa w ten pewny interes. Pienia
dze i wadza byy w tej epoce bogami nie mniej swietymi niz bstwa wszystkich
poprzednich wiekw. Bogami ludzkiej zachannosci, o czym Lazarides mia wiecej niz tylko niejasne wyobrazenie. I doprawdy, zna atwiejsze, bezpieczniejsze,
pewniejsze sposoby robienia i wydatkowania pieniedzy na tym ogromnie skomplikowanym swiecie.

Bogactwo wiele znaczyo dla Lazaridesa, ale nie dlatego z e by chciwy. Swiat,
w ktrym z y, okaza sie bardziej zatoczony i zanosio sie, z e bedzie jeszcze bardziej, a kazdy wampir mia swoje potrzeby. W dawnych czasach bojar zostaby
obdarowany ziemia przez jakiegos marionetkowego ksiecia czy kogos takiego.
Wybudowaby zamek i egzystowa w odosobnieniu oraz, najlepiej, w anonimowosci. Anonimowosc i dugowiecznosc chadzay reka w reke w dawnych czasach. Sawny czowiek nie moze sie zanadto pokazywac, jezeli ma z yc duzej niz
wynosi czas z ycia przecietnej istoty ludzkiej. Ale w tamtych dniach informacje
rozchodziy sie powoli i czowiek mg miec synw. Kiedy umiera, zawsze na
podoredziu by jeden z nich, gotowy wskoczyc w jego buty. Podobnie teraz, z tym
maym wyjatkiem,

z e ani informacje, ani czowiek nie podrzowali powoli, przez


co swiat tak bardzo sie zmniejszy. Bogaty czowiek mg jednak kupic sobie oddalenie, a tym samym anonimowosc i doglada
c interesw, tak jak przed wiekami.
Co pociagao

jednak za soba nastepne pytanie, jak stac sie bardzo zamoznym?


Cz, Janosz Ferenczy sadzi,

z e znalaz odpowiedz juz ponad czterysta lat temu, ale teraz, w przebraniu Lazaridesa, nie by juz tego taki pewien. W tamtych
czasach bron inkrustowana drogimi kamieniami albo bryka zota zapewniaa bogactwo. Teraz takze, tyle tylko, z e ludzie chcieli znac pochodzenie takiej rzeczy.
W dawnych wiekach bojarskie ziemie i wosci nalezay do bojara, bez z adnych dodatkowych pytan. Dzisiaj jednak, takie byskotki jak rekojesc wysadzana diamentami albo solidna, zota korona scytyjska, nazywana skarbami historii, niczego
mu nie gwarantowaa. Nikt nie mg ich sprzedac, nie poddajac
sie uprzednio
wielu badaniom dociekajacym

ich pochodzenia.
Janosz doskonale zna z rdo swego bogactwa, gdyz czowiek, ktry odkry
i wydoby te skarby tu i teraz, by tym samym, ktry zakopa je w ziemi ponad
czterysta lat temu. Czy mozna sie lepiej przygotowac do ponownego przyjscia na
swiat, gdy przewiduje sie dugi, dugi okres wszechogarniajacego

mroku? Miejsca zmieniaja sie, natura zbiera swoje z niwo. Trzesienie ziemi nawiedzaja lad,

skarby wpadaja gebiej, a stare oznaczniki przewracaja sie lub zostaja zniszczone.
73

wczesni rysownicy map utracili swa niewiarygodnosc , a swietna pamiec najswietniejsza z mozliwych pamiec wampira troszeczke wyblaka w obliczu
wiekw. . .
Janosz westchna
i popatrzy na swiata przystani, latarnie odmierzajace
przestrzen oceanu. Siedzia tutaj, przy oknie, spogladaj
ac
na przystan w pamietajacym

swietne czasy Rodos. Obmierzy gospodarz zszed juz na d, by raczyc gosci


ouzo i brandy zakrapiana woda oraz, z eby policzyc swoje zyski. Muzyka bouzuki
wcia
z dochodzia, zmieszana z wybuchami prostackiego smiechu, rzekomi kochankowie ciagle
tanczyli i obapiali sie, a moda kurewka niezmiennie siedziaa
w swej alkowie.
Minea dziesiata,
a Janosz zapowiedzia, z e o tej porze skontaktuje sie ze
swym amerykanskim niewolnikiem. Nala sobie odrobine wina, dobrego, mocnego i czerwonego, i patrzy, jak szklanica zabarwia sie krwawo. Tak, krew bya
z yciem, ale nie w miejscu takim jak to. Wino jedynie potrafio agodzic poczucie pieczenia, suchosci. Odzywao sie pragnienie wampira, pragnienie ktre byo
zabjcze, jesli nie mozna byo go ugasic.
Kurewka usyszaa brzek szka. Rozejrzaa sie po izbie. Janosz poczu jej
wzrok i odwrci gowe. Dziewczyna zauwazya, iz by wysoki, dobrze ubrany.
Zastanowia sie przez moment nad ciemnymi okularami chroniacymi

jego oczy.
Jednak z tej odlegosci nie moga dostrzec, jak szorstka i porowata jest jego skra,
jak szerokie i miesiste usta, jak nieproporcjonalnie duga czaszka, uszy i trjpalczaste donie. Pomyslaa, z e wyglada
na wadczego, silnego i na pewno nie nalezy
do biednych.
Usmiechnea sie, wstaa, wyprostowaa. Tym wystudiowanym ruchem osia
gnea pozadany

efekt uwydatnienia piersi i przeciea izbe w kierunku okna. Obserwowa, jak koyszac
sie w biodrach, nadchodzi. Z twojej wasnej, nieprzymuszonej woli pomysla.
Wypije pan to wszystko? zapytaa, unoszac
znaczaco
brwi. Wszystko
sam. . .
Nie odpowiedzia od razu, dwuznacznym tonem potrzebuje tylko
troche. . . tego.
Jego gos moze odrobine ja zaskoczy. Brzmia jak pomruk, jak guche dudnienie. Tak geboki, z e przenika do szpiku kosci. A jednak nie by nieprzyjemny,
choc zawiera w sobie taka sie, z e machinalnie zrobia krok do tyu. On zas, skoro
tylko to spostrzeg, usmiechna
sie, choc chodno, i wskaza na butelke.
Jestes wiec spragniona?
Zastanawiaa sie, czy jest Grekiem. Zna jezyk, ale mwi nim tak, jak w niektrych starych grskich wioskach, do ktrych powiew nowych czasw nigdy nie
dociera. Pomyslaa, z e byc moze wiele razy opuszcza kraj i stad
ten dziwny akcent.
Moge? zapytaa, choc nie lezao to w jej zwyczaju.
74

Bezwzglednie odrzek. Jak powiedziaem, moje prawdziwe wymagania ida w innym kierunku.
Nie wiedziaa, czy to aluzje. Musia przeciez wiedziec, kim ona jest. Wahaa
sie, czy zaprosic go przez alkowe do swego pokoju za zasona.
Nie powiedzia, nieznacznie potrzasaj
ac
gowa. Teraz musisz zostawic mnie samego. Mam inne sprawy na gowie i moi przyjaciele zaraz tu beda.
Wychylia duszkiem wino, a on z usmiechem napeni powtrnie jej szklanke.
A teraz idz powtrzy.
Nie potrafia oprzec sie tej komendzie. Powrcia na awe pod alkowa. Nie
moga oderwac od niego wzroku. By tego swiadomy, komenderowa jej uwaga.
Po chwili wyprowadzi dziewczyne ze swej swiadomosci i wysa swe wampirze zmysy wzduz nabrzeza, na molo, i dalej w mrok, gdzie masywne sciany
wyrastay wprost z nieruchomej wody. Mimo ciemnosci dostrzeg stosy naprawianych sieci, wiecierze do owienia homarw, pywaki i naczynia w ksztacie amfor,
suzace
do apania osmiornic, i. . . oczywiscie, znalaz jak zawsze wiernego Armstronga czekajacego

na rozkazy swego pana.


Syszysz mnie, Seth?
Jestem tu, gdzie powinienem wyszepta Armstrong w mrok, jakby rozmawia sam z soba. Nie wspomnia o godzie, ktry Janosz mg wyczuc tak jak
bl. Potrzeby pana musza stac zawsze na pierwszym miejscu, ale z drugiej strony,
czowiek nie moze zapominac, z e wierny pies zasuguje na nagrode. Armstrong
mia zostac wynagrodzony pzniej.
Poszukuje teraz espera, Anglika zwiez le tumaczy Janosz. Przysle
go do ciebie. Towarzyszy mu bez watpienia

drugi Brytyjczyk. Ten nie bedzie nam


potrzebny, gdyz moze jedynie popsuc moje plany. Jeden z nich powie nam tyle
samo, co dwch. Rozumiesz mnie?
Armstrong rozumia doskonale i znw Janosz wyczu gd.
Nie zostawisz na nim z adnego sladu ani nic od niego nie zabierzesz, ani
nic mu nie dasz! Czy mnie syszysz, Seth?
Rozumiem.
Dobrze! Uwazam, z e powinien otrzymac oguszajacy
cios, powiedzmy,
w kark? Ma wpasc do wody, tam, gdzie jest gebia. Bad
z wiec czujny, bo jezeli wszystko dobrze pjdzie, to zaraz go do ciebie sprowadze.
Bez dalszych ceregieli, wysa swe wampirze zmysy, by pezy wsrd jasnych
swiate Nowego Miasta. Szpera w hotelach i tawernach, wewnatrz
i dookoa barw, kioskw z goracymi

daniami. Zadanie nie byo trudne. Umysy, ktrych szuka, rzniy sie od innych i emitoway troche mocy. Jeden z nich zosta juz rozpoznany, uszkodzony, nieomal zniszczony. Zaiste, mia zostac zniszczony ze szczetem, ale jeszcze nie teraz. Janosz chcia dowiedziec sie wszystkiego, wyciagn
a
c
od niego kazda sekretna mysl.

75

Umys mentalisty czy telepaty, jak to teraz nazywaja, szpiegowa go, a jesli nawet nie jego osobiscie, to operacje przemycenia narkotykw, w ktrej bra udzia.
Zarejestrowa wystarczajaco
duzo, by stac sie niebezpiecznym. Janosz czu, z e
ten szpieg mentalny wie, kim on jest. Nie mg ujawnic swej wampirzej natury
tutaj, w tym nowoczesnym swiecie. Niektrzy mogliby co najwyzej taka informacje wyszydzic, ale inni nie. W mzgu telepaty pobrzmieway odbicia, ktre
wskazyway, z e zna wielu podobnych Ferenczemu.
Janosz przechwyci fale przestraszonych mysli. Zna ich won. Rozpozna je
jak rozpoznaje sie znajoma twarz. Zatrwozone, lekliwe mysli, posiniaczone i sponiewierane, ale znowu powracajace
do swiadomosci. Ferenczy przy wart do nich
jak pies mysliwski do tropu, wslizgna
sie do tego dygocacego

umysu. . .
Ken Layard pielegnowa Trevora Jordana w jego pokoju hotelowym. Telepata
leza tu juz dobre dwanascie godzin. Pierwszych szesc niczym zwoki, z potez na
dawka srodkw uspokajajacych

zaaplikowanych przez greckiego lekarza; cztery


nastepne w stanie zblizonym do letargu; pozostae dwie rzucajac
sie, pocac
i pojekujac
w szponach jakiegos nie dajacego

mu spokoju snu.
Co zas do przyczyny kopotw, mogo to byc cokolwiek, zdaniem doktora. Za
duzo promieni sonecznych, podniecenie, alkohol, moze jakis insekt. Albo zwyka
migrena. Twierdzi, z e nie ma czym sie przejmowac. Turysci zawsze padaja ofiara,
jak nie tego, to tamtego. Layard zblizy sie do zka przyjaciela.
Co? Tak. . . tak. . . dobrze. Usysza gos Jordana.
Telepata szeroko otworzy oczy, nastepnie wyprostowa sie do pozycji siedza
cej. Na stoliku koo zka sta soik z woda. Layard nala do szklanki i poda Jor agn
danowi, ale ten wydawa sie go nie zauwazyc. Jego oczy byy szkliste. Sci
a

nogi z zka i siegna


po ubranie przewieszone przez porecz krzesa. Wrzbita
zastanowi sie, czy przyjaciel ma zamiar spacerowac we snie.
Trevor powiedzia cicho, ujmujac
jego ramie czy wszystko. . . ?
Co? Jordan zwrci sie w jego kierunku, zamruga gwatownie oczami. Tak, wszystko w porzadku.

Ale. . .
Ale? Layard ponagli go.
Jordan jednak w dalszym ciagu
ubiera sie. Byo w nim cos, co upodabniao go do robota. Zadzwoni telefon. Odebra Layard. Dzwoni Manolis Papastamos i chcia sie dowiedziec, jak Jordan sie czuje. Grecki obronca sprawiedliwosci
wkroczy na scene zaledwie w kilka sekund po zapasci telepaty, pomaga Layardowi dostarczyc go tutaj i wezwa lekarza.
Trevor czuje sie lepiej brzmiaa odpowiedz na pene niepokoju pytanie. Tak sadz
e. W kazdym razie, wasnie sie ubiera. A co z waszej strony?
Papastamos mwi po angielsku tak samo jak po grecku: jak szybkostrzelny
karabin maszynowy.

76

Obserwujemy obydwa statki, ale nic mwi. Jezeli cokolwiek przedostao sie na lad
z Samotraki, to nie mogo byc tego bardzo duzo i na pewno
nie ciez ki asortyment, jakiego bysmy oczekiwali. Sprawdziem takze Lazarusa.
Nie widac tu z adnego zwiazku.

Jego wascicielem jest Jianni Lazarides, archeolog


i poszukiwacz skarbw, z nieposzlakowana reputacja. Czy tez. . . powiedzmy, z e
nic na niego nie mamy. Jesli idzie o zaoge Samotraki: kapitan i pierwszy oficer
zeszli na lad.
Mogli wzia
c z soba co najwyzej niewielkie ilosci sabych prochw.
W tej chwili ogladaj
a kabaret i pija kawe i brandy. Ale wiecej kawy niz brandy.
Widac chca zachowac trzezwosc .
Jordan w tym czasie skonczy sie ubierac i skierowa sie w strone drzwi. Porusza sie jak zombi. Mia na sobie ten sam strj, co rano. A noce byway wietrzne.
Widac nie zanadto zastanawia sie, zakadajac
lekkie, swobodne ciuchy.
Trevor? Myslisz, z e dokad
idziesz? zawoa za nim Layard. Jordan popatrzy za siebie.
Pawa
Na przystan. Brzmiaa automatyczna odpowiedz. Brama Sw.
i dalej, wzduz mola, do wiatrakw.
Halo? Halo? Papastamos by wcia
z na linii. Co sie dzieje?
On mwi, z e idzie do wiatrakw na molo powiedzia Layard. Ide
za nim. Cos mi tu nie gra. Czuje to przez cay dzien. Przepraszam, Manolis, ale
musze odozyc suchawke.
Zobaczymy sie na miejscu rzuci szybko Papastamos, ale do Layarda
dotara tylko poowa, jako z e natychmiast rozaczy

rozmowe. Narzuci marynarke


i poda
zy sladem Jordana, ktry sztywnym krokiem zszed do hallu hotelowego,
mina
drzwi i pogra
zy sie w srdziemnomorskiej nocy.
Nie zaczekasz na mnie? zawoa za nim, ale Jordan nie odpowiedzia.
Raz obejrza sie i wwczas Layard zobaczy nieprzytomne oczy. Nie zamierza na
niego czekac ani na nikogo innego.
Layard nieomal zrwna sie ze swym przypominajacym

robota towarzyszem,
gdy ten przechodzi przez ulice, kierujac
sie w strone nabrzeza. Nagle zabyso
czerwone swiato, zawyy silniki. Motorowery i samochody ruszyy niczym na
motocrossie, z brawura i bojowoscia tak charakterystyczna dla greckich uzytkownikw drg. W jednej chwili Layard zosta oddzielony od Jordana nieprzerwanym potokiem pojazdw. Gdy wreszcie swiata zmieniy sie na powrt, nie byo
juz sladu po telepacie, wchonietym przez tum przewalajacy
sie po ulicach. Idac

pospiesznie, Layard zdawa sobie sprawe, z e straci trop. Wiedzia jednak dokad

tamten zmierza.
Jordan czu, z e walczy z tym ze wszystkich si. Zdawa sobie jednak sprawe, z e
to daremne. To tak, jakby sie upic w nieznanym miejscu, wsrd nieznanych ludzi,
a nastepnie lezec na plecach i patrzec na wirujacy
sufit. Przez cay czas sysza
siebie uwiezionego we wasnej czaszce jak mucha zapana w butelke, bzyczaca

77

wsciekle i uderzajaca
o szklane scianki naczynia. Sysza siebie powtarzajacego

w kko: O, Boze, zatrzymaj to! O, Boze, zatrzymaj to! O, Boze. . . zatrzymaj. . .


to! Bya to powtrka z pierwszego gwatownego doswiadczenia z alkoholem.
Zdarzyo sie to na samym poczatku
jego studiw uniwersyteckich, gdy nagle przerazliwie zateskni za domem. Kilku kumpli, studentw, z artownisiw pragnacych

zabawic sie jego kosztem, wzmocnio drinki. Nastepnie wyprbowali na nim


kilka sztuczek. Nic szczeglnie wystepnego: natarli mu rzem policzki, ustom
nadali ksztat uku Kupidyna, zaozyli ponczochy i podwiazki,

a na ptaka nakleili
emblemat Mickey Mouse.
Kiedy sie obudzi, zdretwiay z zimna, nagi, skacowany, nie wiedzia, co sie
stao. Chcia umrzec. Ale w dzien czy dwa pzniej, juz na trzezwo, dorwa ich.
Kazdego z osobna stuk na kwasne jabko. Od tego czasu zawsze odwoywa sie
do siy fizycznej, gdy nie znajdowa innego sposobu.
Nie wiedzia jednak, co ma pocza
c teraz. Z samym soba, z umysem i ciaem,
ktre nie usuchayby go. Jordan zdawa sobie sprawe z tego, z e ktos za tym stoi,
potrzasaj
ac
nim jak lalka na sznurkach i nic nie mg na to poradzic.
Dosc ! powtarza sam sobie. Wez sie w garsc . Usiad
z. . . podnies rece. . . schowaj gowe w doniach. . . czekaj na Kena. Zrb cokolwiek, ale z wolnej,
nieprzymuszonej woli.
Ach. . . Ale ona nie jest wolna! To ty przybyes jako szpieg, dokonaes
inwazji na mj umys! Wiec teraz pacisz cene. Naprzd: idz tak, jak idziesz. Prosto do wiatrakw zabrzmia straszliwy, dzwieczny, magnetyczny gos w jego
gowie. Ta wola, ktra nakadaa sie na jego wole, ten telepatyczny, hipnotyczny
rozkaz kogos czy czegos tak potez nego, z e wszelkie prby oporu przemieniay
w uragowisko.

Jordan odnosi wrazenie, jakby mia nogi z gumy nieomal dygocace,


uginajace
sie w kolanach gdy stara sie je powstrzymac. Z rwnym
powodzeniem mgby powstrzymywac przeciwstawne adunki magnetyczne albo
c me lecac
a w strone swiecy. Poda
zy wiec nabrzezem w strone mola. Starozytne
wiatraki wyoniy sie wkrtce z mroku na tle ciemnego oceanu.
Ubrany cay na czarno, Seth Armstrong czeka skulony w mroku falochronu, ktry w tym miejscu przypomina zanikowe blanki. Przepusci potykajacego

sie Jordana przodem i popatrzy w strone mrugajacego

swiatami Starego Miasta


Rodos. Usysza szybkie kroki biegnacego

czowieka i zasapany gos.


Trevor? Na rany Chrystusa, zwolnij wreszcie! Myslisz, z e gdzie. . . ?
Armstrong zaatakowa. Layard zobaczy jak cos wielkiego, czarnego, niezgrabnego, wychodzi z cienia. Ze szczeliny w czarnej kominiarce wyzierao na
niego jedno oko. Dyszac
zatrzyma sie gwatownie, odwrci na piecie i wwczas
potez ny cios w kark rzuci go na wyslizgane brukowce. Pad bez czucia u podstawy falochronu. Jordan, czujac,
z e ucisk na jego woli sabnie, odwrci sie.
Zobaczy wielka, ciemna postac Armstronga niczym modliszka pochylona
nad bezwadnym ciaem Layarda, widzia nastepnie, jak jego przyjaciel jest dzwi78

gany w gre na potez nych ramionach i wyrzucany przez otwr strzelniczy. Jeszcze
chwila i dobieg go plusk, a nastepnie szemranie wody stopniowo wygadzajacej

swoja tafle. W koncu, gdy czarna postac zwrcia sie ku niemu. . .


Strumien latarki przecia
noc, smaga ja na lewo i prawo niczym biay nz
czarna karte. Krzyk Manolisa Papastamosa, nie mniej ostry, przeszy cisze.
Trevor, Ken, gdzie jestescie? zawoa.
Ostroznie! zakomenderowa obcy gos w umysle Jordana, ale by to zaledwie szept, i tym razem wcale nie do niego adresowany. Nie dominowa juz, lecz
zaledwie doradza. Jordan wiedzia, z e jego telepatyczny umys po prostu usysza instrukcje przeznaczona dla kogos innego, a mwiac
scislej, dla czowieka
w czerni.
Nie pozwl, by cie zapano lub rozpoznano!
Jordan wiedzia bardzo dobrze, z e Layard nie umie pywac. Zmusi wiec swe
nogi, aby zaniosy go do otworu strzelniczego. Ciagle
czu obecnosc obcego.
Papastamos nadbieg. Jego maa, szczupa sylwetka wynurzya sie z mroku.
Jordan zobaczy, jak niezgrabny stwr o duzych konczynach cofa sie w cien.
Man. . . Manolis! wydusi z kompletnie zaschnietego garda krzyk, a raczej skrzypniecie. Uwazaj!
Grecki strz porzadku

zatrzyma sie.
Trevor? Rzuci strumien swiata wprost w twarz Jordana.
Nagle silny cios spad na twarz Papastamosa. Ten polecia w ty i rozozy sie
jak dugi. Wypusci z doni latarke. Czowiek w czerni ucieka molem w kierunku miasta. Papastamos rzuci po grecku soczyste przeklenstwo, chwyci latarke
i skierowa ja za oddalajac
a sie postacia. Strumien swiata zapa wyduzona ludzka sylwetke, rzuci na sciane falochronu jej cien. Papastamos by uzbrojony w cos
wiecej niz tylko latarke.
Jego beretta szczeknea piec razy w krtkich odstepach, wysyajac
strumien
oowiu za umykajacym

cieniem. Rozleg sie krzyk blu i pojekiwanie. Odgos


krokw jednak nie usta.
M. . . Manolis! Jordan nie przestawa walczyc z z elazna obejma na swej
woli. Ken. . . jest. . . w. . . wodzie!
Grek zerwa sie, podbieg do falochronu. Z dou dochodzio gulgotanie i ciez ki, przerywany oddech, chlupot wody zagarnietej wiosujacymi

ramionami. Nie
myslac
ani chwili o wasnym bezpieczenstwie, Papastamos wspia
sie na falochron i skoczy. . .
Siedzacy
przy oknie na grnym poziomie tawerny Dakarisa Janosz Ferenczy
zagarna
szklanke z winem swa trjpalczasta donia i scisna
tak mocno, az gruchneo szko. Wino, kawaki szka i nieco krwi przecisney sie przez ciasno zwarte
palce. Jezeli czu jakis bl, nie da tego poznac na posepnej, szarej twarzy, za
wyjatkiem

moze nerwowego tiku szarpiacego

kacikiem

ust.
79

Janosz. . . panie. Armstrong mwi z odlegosci niewiele wiekszej niz


trzysta metrw. Jestem postrzelony!
Ciez ko?
W plecy. Nie bedziesz mia ze mnie pozytku, zanim nie wykuruje sie. Dzien
czy dwa.
Czasami mysle, z e nigdy nie miaem z ciebie specjalnego pozytku. Wracaj
na dz. Uwazaj, aby cie nie widziano.
Ja. . . ja nie dostaem telepaty.
Wiem, gupcze. Bede musia sam sie tym zaja
c.
Wobec tego bad
z ostrozny. Czowiek, ktry do mnie strzela, to policjant.
Ach? A skad
o tym wiesz?
Poniewaz strzela do mnie. Jego bron. Zwykli ludzie jej nie nosza. Ale
nawet bez tego domysliem sie od razu, jak go zobaczyem. Policjanci na caym
swiecie wygladaj
a tak samo.
Jestes prawdziwa bomba informacyjna, Seth. Mysli wampira byy przepojone sarkazmem. Ale rozumiem cie. A poniewaz teraz, byc moze, nie bede
mg dostac tego zodzieja mysli w swoje rece, musze znalezc jakis inny sposb, by go. . . przeegzaminowac. Zdolnosci telepatyczne stana sie jego przeklenstwem. Jego umys rejestruje swiadomosc innych ludzi, co dotychczas czynio
z niego gruba rybe w stawie. Ale teraz ma do czynienia z rekinem. Byem szpiegiem mentalnym piec wiekw przed tym, zanim on sie urodzi.
Wracam na pokad potwierdzi Armstrong.
Dobrze! Jezeli ktos z zaogi jest na ladzie,

sciagnij

go z powrotem.
Janosz wyrzuci tamtego ze swych mysli. Powrci do Jordana, ktry dowlk
sie do starozytnych wiatrakw i ciez ko usiad, oswietlony ksiez ycowa i gwiezdna
poswiata. Jordan by wyczerpany, duga bitwa z nieznanym przeciwnikiem pozostawia w jego gowie pustke, nie na tyle jednak, aby nie mg docenic z kim sie
zetkna.

Ostatni raz doswiadczy czegos podobnego jesienia 1977, w Harkley House


w Devon. Julian Bodescu. Tylko Harry Keogh potrafi oczyscic tamto grzezawisko. Zastanawia sie, czy teraz pojawio sie to samo. Czy wraz z Kenem Layardem
odczuwali obecnosc tego. . . tej istoty, zanim jeszcze nie pojawia sie przed nimi
w caej okazaosci? Wszystkie wrazenia zaczynay sie teraz ukadac, a obraz, kt
ry tworzyy, by straszny. Zywica
konopi indyjskich, kokaina, to zwyka rzecz,
zupenie nieszkodliwa w zestawieniu z tym.
INTESP. Geboki, kipiacy
gos brzmia znowu w gowie Jordana, a jego
mentalne szpony zaciskay sie na jego umysle.
Co to jest INTESP?
Przygwozdzony samym ciez arem telepatycznej mocy wampira, Jordan mg
tylko wic sie, gdy potwr rozpocza
drobiazgowy, bolesny przeglad
wszystkich
jego najbardziej sekretnych mysli. . .
80

Janosz mgby tak egzaminowac Jordana caa noc, gdyby mu nie przerwano.
Wyjrza przez okno w d i zobaczy brodatego, brzuchatego Pawlosa Themelisa,
kapitana Samotraki, przechodzacego

przez ulice w kierunku tawerny Dakarisa.


Troche sie spzni na spotkanie z czowiekiem, ktrego nazywa Jiannim Lazaridesem. Jednak przyby i Janosz przerwa eksploracje umysu Jordana.
Tego ranka znalaz sie pod obserwacja zodzieja mysli, wysa wasne czuki
i zada cios tamtemu. To bya instynktowna reakcja, ktra jednak daa wampirowi czas do namysu. Jordan okaza sie silny i wyszed z tego. Postanowi wiec
zaatakowac jego mzg jeszcze raz innym rodzajem broni takim, z ktrego
angielski szpieg nie wyjdzie.
Zapuszczajac
swe wampirze zmysy w gab
psychiki Jordana, Ferenczy natrafi na wrota poczytalnosci, zaryglowane i okratowane. Przekreci jednak klucz,
rozwar kraty, wypchna
rygle i otworzy te drzwi.
Pawlos Themelis i jego pierwszy oficer weszli na pietro. Zobaczyli grecka
prostytutke zbierajac
a odamki szka ze szklanicy Janosza i oferujac
a mu swoja.
Siedzac
nieruchomo, chwyci dziewczyne za reke.
Teraz idz rozkaza.
Kiedy przemykaa obok zwalistego przemytnika narkotykw, ten zapa jej
ramie donia wielka jak bochen chleba, obja
wok talii i podcia
stopy. Obali ja
tak, z e spdnica zakrya jej pena furii twarz. Poweszy chwile miedzy jej nogami.
Czyste majtki! zarycza. Z rozcieciem! Dobrze! Zobaczymy sie pzniej, Ellie!
Na pewno nie! Splunea na niego. Zbiega ze schodw, przeciea tawerne i wyprysnea na ulice. Ochrypy gos Nikosa Dakarisa sciga ja, gdy znikaa
w mroku nocy.
Przyprowadz ich tutaj z ywych, dziewczyno. Przyprowadz ich, abym mg
zobaczyc kolor ich pieniedzy! woa.
Towarzyszya temu salwa grubianskiego smiechu, po ktrej muzyka bouzuki ruszya jeszcze z wawiej. Pawlos Themelis zaja
miejsce naprzeciw czowieka,
ktrego zna jako Jianniego Lazaridesa. Krzeso zaskrzypiao, gdy siada, okciami opadajac
na st. Jego kapitanska czapka z daszkiem bya przekrzywiona na
jedna strone, co, jak sobie wyobraza, nadawao mu pirackiego wdzieku.
Tylko jedna szklanka, Jianni? zahucza. Lubisz pic w samotnosci?
Spznies sie! Janosz nie mia czasu na z arty.
Pierwszy oficer, niski, krepy, prawdziwa torpeda ludzka, pozosta u szczytu
schodw.
Szklanki, Nikos zawoa do Dakarisa i butelke brandy. Tylko szybko,
parakalo!
Nastepnie chwyci krzeso i przynis je do stou przy oknie.
I co, wytumaczy sie? zwrci sie do Themelisa.
Za ciemnymi okularami oczy Ferenczego zweziy sie.
81

Co? Czy jest cos, co powinienem tumaczyc?


No, no, Jianni! W gosie Themelisa brzmiaa przygana. Miaes
przyjsc na nasz pokad dzisiaj rano nie opodal przystani, a nie koysac sie na twoim slicznym biaym stateczku, jakby cie uzadlio

w dupe! Mielismy stana


c obok
siebie, miaes przyjsc i zobaczyc towar, z ktrego kilogram by dla ciebie, gdybys
potrzebowa. Gdzie twj wartosciowy wkad w nasze wsplne przedsiewziecie?
Pokaz zaufania z obu stron, jakby nie patrzec. Taki by plan, na ktry przystaes.
Tyle tylko. . . z e nie wypali. Wzrok Themelisa, dotad
pogodny, sta sie ciez ki,
a gos stwardnia. A pzniej, kiedy przycumowalismy dz i zastanawiaem
sie, co to za cholerne kurestwo, otrzymaem wiadomosc , z e spotkamy sie tutaj,
wieczorem. Czy jestes wiec pewien, z e nie masz sie z czego tumaczyc?
Wytumaczenie jest proste odszczekna
Jianni. Plan nie powid sie,
bo bylismy obserwowani. Przez ludzi z brzegu, z lornetkami. Przez policjantw!
Themelis i jego zastepca popatrzyli na siebie.
Policjantw, Jianni?
Wiesz to na pewno? Themelis unis krzaczasta brew.
Tak odpar Janosz, gdyz istotnie wiedzia to na pewno. Wzia
informacje
od angielskiego zodzieja mysli. Tak, jestem tego pewien. Nie mogem sie pomylic. I chciabym ci przypomniec, z e od samego poczatku
tego przedsiewziecia
nalegaem na absolutna anonimowosc i izolacje od wszystkich jego trybikw. Ja
nie moge byc wystawiony na jakiekolwiek sledztwo albo dochodzenie. Myslaem,
z e to jest jasne.
Teraz Themelis zmruzy oczy, skrzywi szyderczo usta. . . i odwrci sie w kierunku Dakarisa, ktry wspina sie po schodach.
Hmm. Przypominajacy
pocisk towarzysz Themelisa chrzakn
a,
gdy Dakaris stawia na stole szklanki i butelke brandy. Co sie stao, Nick? Czy musiaes po to posyac?
Bardzo smieszne rzuci Dakaris przez ramie na odchodnym. Ale
juz nie tak bardzo, gdy wezmie sie pod uwage, z e niektrzy z moich klientw
wasnie mi paca. Z przyjacimi zawsze dojde do adu, ale klienci bez forsy,
ktrzy zarazem obrazaja mnie. . . ?
Poszed na d.
Themelis skorzysta z okazji, aby uporzadkowa

c mysli.
To nic nowego, byc obserwowanym przez policje. Kazdy jest obserwowany
przez policje. Musisz trzymac swe nerwy na wodzy, to wszystko, i nie wpadac
w panike.
Umiem doskonale trzymac nerwy na wodzy powiedzia Janosz Ferenczy. Tylko z e, o ile sie nie myle, na pokadzie Samotraki znajduje sie kokaina
wartosci dziesieciu milionw funtw brytyjskich albo dwu miliardw drachm. Co
oznacza dwiescie miliardw leptw. Piec set lat temu czowiek mg kupic cae
krlestwo za taka sume i jeszcze wynaja
c armie do pilnowania. A ty mi mwisz
82

o trzymaniu nerww na wodzy i nie panikowaniu? Pozwl wiec, z e ci cos powiem,


gruby przyjacielu: rznica miedzy odwaga i tchrzostwem polega na rozwadze.
Miedzy czowiekiem bogatym a kieszonkowcem na tym, by umiec w pore
odejsc od z le uozonych planw.
Gdy to mwi, twarze pozostaej dwjki sciagn
ey sie jeszcze bardziej, skonfundowane i przejete. Mwiac
szczerze, kapitan Samotraki (ktrego przestepcza natura zawsze braa gre nad rozwaga, rezultatem czego bya seria wyrokw),
zastanawia sie, co u licha tamten gledzi. Za modu Themelis zbiera monety. Ale
lepty? Wedug jego wiedzy ostatnie zostay wybite w 1976 roku w dwudziestkach i piec dziesiatkach

ze wzgledu na ich maa wartosc . Przeliczac mase obecnych pieniedzy na lepty, to musiao byc oznaka szalenstwa! Trzeba by chyba
piec setke, by kupic jednego papierosa! A to uzycie sowa loch zamiast wiezienie. . . co zrobic z tym czowiekiem? Wiedzia, z e nikt nie moze wyglada
c tak
modo i myslec tak archaicznie.
Pomagier Themelisa sadzi

mniej wiecej to samo. Z wszystkiego, co Lazarides powiedzia, jego koncowe wyrazenie intencji uwydatniao sie z caa
przejrzystoscia. Lazarides chce sie wycofac.
Tylko bez grzb, Jianni, czy jak sie tam naprawde nazywasz warkna

teraz. Nie nalezymy do tych, ktrych mozna atwo przestraszyc. Nikt nie odchodzi od nas. Trudno jest chodzic z przetraconymi

nogami.
Ferenczy gadzi szklanke palcami lewej doni, patrzac
raczej na Themelisa niz
na jego mocnego w gebie kompana. Wreszcie jego trzypalczasta don zatrzymaa
sie, a gowa odwrcia sie wolno, az mg wejrzec prosto w oczy tamtego. Jakby
skuli sie na niskim krzesle moze ze strachu. Jego lewa reka zeslizgnea sie
niczym wa
z z dugiego, waskiego

stou i zwisa z boku. Rzezimieszek nieomal


czu intensywnosc spojrzenia Janosza celujacego

prosto w niego poprzez ciemne


okulary.
Zarzucasz mi, z e wam groze ? odpowiedzia w koncu Janosz gosem
cichym i gebokim. Osmielasz sie myslec, z e znizabym sie do grzb wobec
kogos takiego, jak ty? I co wiecej, jakby tamtego nie byo dosyc, ty z kolei grozisz
mi? Masz czelnosc grozic. . . mi?
Martw sie o swoje kosci sykna
tamten. Jego wargi cofney sie, odsaniajac
z te zeby. Przesuna
sie na krawedz krzesa i pochyli do przodu, wypychajac

gowe do przodu. Ty wyszczekany, wypindrzony, nadety bekarcie!


Lewa reka Janosza znalaza sie poza zasiegiem wzroku, przysonieta krawedzia stou. Ale zamiast cofna
c sie, Janosz takze pochyli twarz do przodu.
Nagle ruchem tak szybkim i pynnym jak rtec , wampir wystrzeli swa duza,
dugopalczasta donia na odlegosc prawie metra. Pod stoem zapa tamtego za
krocze tak geboko, az jadra
same wpady mu do reki. Krecac
i sciskajac
jednoczesnie, Ferenczy potrzebowa jedynie zewrzec swe przypominajace
duta paznokcie
i szarpna
c ze swa wielka sia, by wykastrowac tamtego.
83

Pierwszy oficer kapna


zebami, sztywno wyprostowany na krzesle, donmi
wczepi sie w st. Wi sie, stekajac,
a jego oczy wychodziy z orbit. By o maa
chwile od zostania eunuchem i nie mg nic zrobic.
Wampir wzmocni ucisk i powoli wycofywa pod stoem reke. Jego ofiara zsunea sie z krzesa i wpada pod przymocowany do podogi st, trzymajac
sie obiema rekoma jego krawedzi, aby utrzymac rwnowage i zagodzic bl. Ale reka
Janosza ciagle
go tam trzymaa; i wcia
z swidrowa go oczami. Twarz wampira,
wczesniej poszarzaa z wsciekosci, teraz po prostu usmiechaa sie sardonicznie.
Gulgocac,
zalany strumieniami ez pynacych

oczu, ktre pokryte delikatna siecia


z yek przypominay marmur, udreczony bandyta wiedzia, jak beznadziejna bya
jego sytuacja. I nagle oswiecio go, iz nie tylko jest mozliwe, z e Janosz zrobi to
cos niewyobrazalnego, ale, z e to jest cakiem prawdopodobne.
Nie, nie wykrztusi.
Ferenczy czeka. Odczyta z mysli tamtego, jak i z jego wilgotnej, zmietej
twarzy oznaki poddania sie. Jednym skoordynowanym ruchem wykona ostateczny skret, scisna,
a nastepnie odepchna
tamtego.
otr z oskotem pad na plecy. Rzez ac
i kajac
zwina
sie jak embrion, z donmi
pomiedzy udami. I tak pozosta, wstrzasany

dreszczami, jeczac
z wielkiego blu.
Wszystko to przeszo niezauwazone przez ludzi na dole tawerny, gdzie zorba z towarzyszacym

jej klaskaniem i przytupywaniem pochonea wszystko inne.


Zreszta rzecz caa odbya sie bez wielkiego haasu.
Pawlos Themelis by biay jak sciana, a jego obrosnieta twarza targay skurcze.
W pierwszej chwili nie wiedzia, co sie dzieje, a kiedy zorientowa sie, byo juz po
wszystkim. Lazaridesowi nie spad nawet wos z gowy. Pynnym ruchem wsta
i zawis nad stoem.
Jestes gupcem, Themelis mrukna
a tamten jest jeszcze wiekszym.
Ale. . . umowa jest umowa i za wiele wozyem w ten interes, aby go teraz porzucac. Tak wiec zdaje sie, z e musze przez to przebrna
c. W porzadku,

ale przynajmniej pozwl, z e udziele ci pewnej rady: na przyszosc bad


z ostrozniejszy.
Zrobi ruch, jakby chcia wychodzic, a Themelis usuna
sie szybko z jego drogi.
Ale z lekiem wydusi z siebie nam wcia
z potrzeba twoich pieniedzy,
albo przynajmniej troche zota, aby dokonczyc robote.
Janosz przystana.
Wygladao,

z e zastanawia sie przez moment.


O trzeciej nad ranem odrzek kiedy caa straz przybrzezna i rozmaici
obroncy prawa beda w swoich zkach, podnies kotwice. Spotkamy sie trzy mile
morskie na wschd od Mandraki. Tam dokonczymy interesw. Zgoda?
Themelis skina
gowa.
Mozesz na to liczyc powiedzia. Stara Samotraki bedzie tam.
Jego kompan zas ciagle
skreca sie z blu i steka, rozmazujac
na pododze
ciemna plame potu. A Ferenczy, odchodzac,
nawet na niego nie spojrza.
84

Minea jedenasta i ulice Starego Miasta w okolicy nabrzeza znacznie ucichy.


Dugimi krokami Janosz oddala sie szybko od tawerny Dakarisa, starajac
sie isc
miejscami zacienionymi. Greccy policjanci schowani w jeszcze gebszym cieniu
zignorowali jego osobe. Bowiem ich zwierzyna
by Pawlos Themelis.
Mieli za zadanie sledzic go, sprawdzac, z kim sie spotyka i czy nie rozprowadza towaru, ale nie zatrzymywac. W gre wchodzia duza stawka i puszczajac

topr w ruch, ktos tam, na grze, chcia miec pewnosc , z e spadnie on nie tylko na
kapitana i zaoge Samotraki, lecz na caa organizacje. Byo cakiem oczywiste,
z e Nikos Dakaris takze mia w tym swj udzia, a jego zatecha tawerna stanowia
prawdopodobnie punkt dystrybucyjny. Mwiac
krtko, szczescie nie opuszczao
Janosza Ferenczego.
Rozmarzeni greccy policjanci nie byli jedynymi, ktrzy widzieli go, jak
opuszcza tawerne. Patrzya nan takze Ellie Touloupa, z punktu obserwacyjnego na pierwszym pietrze, o jeden budynek dalej, gdzie stare kamienne sklepienie
wspierao wask
a uliczke. Widziaa, jak wychodzi, sledzia jego trase: w kierunku
mola w porcie, do ktrego przybijay szalupy przewozace
na lad
ludzi ze statkw
i odzi wypoczynkowych. Ellie zrobia may wywiad o Lazaridesie i wiedziaa, z e
lsniacy,
biay Lazarus naleza do niego. Zastanawiaa sie, czy mia kobiete na
pokadzie. Lecz jesli tak, po co miaby siedziec na ladzie,

pijac
samotnie w tak
obskurnej budzie, jak knajpa Dakarisa? Moze ma problemy? W kazdym razie,
uwazaa go za bardzo podniecajacego,

a kto wie, moze i skapnie przy tym troche


grosza? Ba, mogaby nawet spedzic noc na jego statku.
Tak biegy jej mysli. Zgasia papierosa, zesza na parter i ruszya poprzez labirynt uliczek brukowanych kocimi bami w kierunku miejsca, gdzie mogaby go
zapac. I w istocie spotkaa go, na skrzyzowaniu otoczonym wysokimi murami,
tuz przy przystani. Janosz od razu wyczu jej obecnosc . Bya zdyszana, a jej wysokie obcasy zeslizgney sie po brukowcach. Zatrzymaa sie nagle w mroku. Czua,
z e mg ja nawet spostrzec (choc byo dla niej zagadka, jak w tych ciemnych okularach w ogle cokolwiek widzia), gdyz zwolni kroku i zwrci gowe prosto
w jej kierunku.
Wwczas. . . doznaa dziwnego wrazenia. Chciaa, by wiedzia, z e ona tu stoi,
ale zarazem baa sie tego. Pragnea stana
c bez ruchu, wstrzymac dech, w nadziei,
z e on przejdzie obok. Albo. . .
To ty powiedzia, robiac
krok w kierunku cienia, w ktrym sie skrya.
Ale tu jest pusto, Ellie, a u Nicka na pewno czekaja na ciebie klienci.
Wysza z cienia. Staneli blisko siebie, ledwo widoczni w mroku starych kamiennych murw.
Myslaam, z e moze mogabym pjsc z toba na twoja dz rzeka bez
tchu.
Delikatnie wepchna
ja na powrt w ciemnosc , az opara sie plecami o mur.
Nie, nie mogabys odpowiedzia, powoli koyszac
przeczaco
gowa.
85

To, ach! Wciagn


ea gwatownie powietrze, gdy jego reka objea ja w talii, tuz nad biodrami. To. . . moze chciabys przeleciec mnie tutaj, teraz, przy
tej scianie?
A czy powinienem pacic za cos, czego tak bezsprzecznie pragniesz?
Juz zapacies. Jej oddech stawa sie coraz goretszy, gdy wolna reka
rozpina jej bluzke. Twoje wino. . .
Tanio sie cenisz, Ellie. Zadar jej spdnice i przysuna
sie blizej.
Tanio? wydyszaa dla ciebie jest za darmo!
Za darmo? Oddajesz sie za darmo? Ach, swiat jest peen niespodzianek!
Dziwka, a jaka niewinna.
Rozstawiajac
nogi, wciagn
ea go i jeszcze mocniej rozwara, gdy w nia
wszed. Potez ny, wypeni ja caa i wcia
z nabrzmiewa. Nigdy przedtem czegos
takiego nie doznaa, ani nawet nie bya zdolna sobie wyobrazic. Pomyslaa, z e
jest jakims bogiem, jakims fantastycznym Priapusem.
Kim. . . jestes wyszeptaa, wiedzac
bardzo dobrze, kim jest. Czym. . .
jestes? poprawia sie.
Ferenczy, w peni pobudzony, jedna reka sciska jej piersi, a druga siegna
pod
nia. Ciagle
potez nia: nie grubia, lecz wyduza sie. Jego palce odnalazy odbyt
i takze wydaway sie rosna
c.
Ach! Ach! Ach! dyszaa, z oczami szeroko otwartymi i byszczacymi

w ciemnosci.
Znasz legende o Vrykoulakasie? Zabra lewa reke z jej piersi i zdja

ciemne okulary, zakrywajace


mu dotad
oczy, ktre teraz rozjarzyy sie szkaratem
jak wegliki.
Wciagn
ea powietrze caa objetoscia puc, ale zanim zda
zya krzykna
c, jego
szczeka objea dolna poowe jej twarzy. Jezyk takze napiera, w d jej targanego
konwulsjami garda.
No, widze, z e znasz legende! Dobrze, a teraz znasz tez rzeczywistosc .
Niech wiec tak bedzie! rozleg sie gos w jej gowie.
Wampiryczna materia wnikaa w kazda jame ciaa dziewczyny, pozostawiajac

wkniste zawiazki,

ktre zagrzebyway sie w jej z yach i arteriach jak robaki


w glebie, bez niszczenia struktury. Zanim jeszcze stracia swiadomosc , Janosz
zacza
zaspokajac gd.
Jutro znajda ja tutaj i powiedza, z e umara na zosliwa anemie, i nawet najbardziej drobiazgowe badania nie wykryja nic, co by podwazao te wersje. Nie
bedzie tez z adnych pozostaosci tego najsmakowitszego z zespolen. Janosz zatroszczy sie bowiem o to, by z adna jego czastka

nie zostaa w niej, z adna ktra


mogaby pzniej przysporzyc mu kopotw. Co zas do z ycia, ktre zabra. . . Byo
tylko jednym z wielu. . .

86

Trzy i p godziny pzniej. Trzy mile od miasta Rodos.


Samotraki tkwia nieruchomo. Rzecz niezwyka, w ciagu
ostatnich dziesieciu czy pietnastu minut woda zabulgotaa, pojawiy sie strzepki pary, ktre przeszy w mgieke, a nastepnie w gesty tuman. Biae, wilgotne oboki przewalay
sie przez pokady statku, a widocznosc spada do zera. Pierwszy oficer, ciagle

osabiony potyczka z Janoszem Ferenczym wezwa Pawlosa Themelisa na gre.


Kapitan by w rzeczy samej zaskoczony.
Co? wykrzykna.
Przeciez to idiotyzm. Czy cos z tego rozumiesz?
Tamten potrzasn
a
gowa.
Idiotyzm, jak mwisz. Mgbys oczekiwac czegos takiego w pazdzierniku,
ale to za szesc miesiecy.
Przeszli na pomost sterniczy, gdzie jeden z czonkw zaogi prbowa uruchomic sygna mgowy.
Daj spokj powiedzia do niego Themelis. Nie dziaa. Na Boga, to
jest przeciez Morze Egejskie! Sygna mgowy? Nigdy tego nie uzywaem. Rury sa
pene rdzy. Para pjdzie w dziury i tyle z tego bedzie. Zrb wiec cos pozytecznego
i zwieksz cisnienie w kotwicach. Musimy sie stad
ruszyc.
Ruszyc zdziwi sie oficer. Dokad?

W diaby! szczekna
Themelis. Jak myslisz, gdzie? Tam, gdzie cos
widac, gdzie bedzie mae prawdopodobienstwo, z e Lazarus wytoczy sie nie
wiadomo skad
i przetnie nas na p!
O diable mowa mrukna
tamten, a jego mae, swinskie oczka z nienawiscia przywitay biay, lsniacy
ksztat, ktry niczym duch pojawi sie obok. Da
caa wstecz i zastyg wsrd delikatnego plusku fal.
Szara, spowita we mgle zaoga Lazarusa podaa cumy. Statki zostay sczepione lewymi burtami. Stare opony, niczym girlandy zwieszajace
sie wzduz
bocznego poszycia Samotraki, zadziaay jak bufory, oddzielajac
dwa kaduby.
Wszystko to odbyo sie jedynie przy swietle lamp pokadowych, w ciszy tak niezwykej, z e nawet skrzypniecie opon, sciskanych i pocieranych miedzy burtami,
zdawaa sie tumic mga.
Chociaz Lazarus by nowoczesnym statkiem o kadubie ze stali, rwnie szerokim jak kadub Samotraki ale trzy metry duzszym, to jednak siedzia w wodzie gebiej. Pokady znajdoway sie na tej samej wysokosci i przy nieomal bezwietrznej pogodzie nie byo nic prostszego, jak sucha stopa przejsc z jednego
statku na drugi. A jednak zaoga biaej jednostki, w liczbie osmiu, staa wzduz
relingu. Tymczasem ich dowdca i jego amerykanski towarzysz schowali sie nieco

z tyu. Swiata
kabiny, rozproszone przez mge, rzucay srebrna poswiate. W Themelisie i jego ludziach narasta niepokj. Cos tutaj byo nie w porzadku,

cos wiecej niz ta niesamowita, nienaturalna mga.


Ten kutas Lazarides mrukna
cicho pomagier Themelisa wkurwia
mnie.
87

Themelis prychna
szyderczo.
Co za delikatnosc , Christos. Trzymaj swoje jaja z dala od niego, a wszystko
bedzie w porzadku.

Tamten zignorowa drwine.


Mga go opatula ciagn
a
drzac.
Wydaje sie wprost z niego wychodzic!
Lazarides i Armstrong skierowali sie w strone furty w burcie. Zatrzymali sie
tam, pochyleni do przodu, badawczo penetrujac
pokad Samotraki. Nie ma
miedzy nimi rznicy, jezeli idzie o wzrost mysla Themelis ale jest znaczna
w stylu i noszeniu sie. Amerykanin powczy nieco nogami, jak mapa, a prawe oko przykrywaa mu czarna opaska. W rece trzyma elegancka, czarna teczke
w nadziei na duza ilosc pieniedzy. Lazarides sta za nim, sztywny, jakby kij pokna,
skrywajac
sie nawet teraz za ciemnymi okularami mimo nocy i mgy.
Jestescie wiec, Jianni. Themelis otrzasn
a
sie z ponurej depresji, ktra zaczynaa go ogarniac, rozozy ramiona, rozejrza sie dokoa i kiwna
gowa
z zadowoleniem. W koncu zacisze, co? W samym sercu mgy, z dala od caego
tego cholerstwa! A wiec. . . witam na pokadzie starej Samotraki.
Lazarides usmiechna
sie wreszcie.
Zapraszasz mnie na pokad?
Co? zapyta Themelis, zdziwiony. Alez oczywiscie! Jak inaczej moglibysmy dokonczyc interesw?
Rzeczywiscie, jak? przytakna
tamten posepnie.
Przechodzac
na Samotraki, zdja
okulary. Armstrong poda
zy za nim z reszta ludzi, przeskakujac
przez nadburcie. Zaoga cofnea sie stoczona, wiedzac
juz
teraz na pewno, z e cos jest nie w porzadku.

Marynarze z Lazarusa wygladali

jak ognistoocy zombi, a ich wdz. . .


Pawlos Themelis, widzac
przemiane, jaka dokonaa sie na twarzy czowieka, ktrego nazywa Lazaridesem, pomysla, z e to oczy pataja mu figla. Jednak
pierwszy oficer goraczkowo

wyszarpna
pistolet z kabury pod pacha. Za pzno.
Armstrong juz sta nad nim. Wyrzna
go w reke teczka w momencie, gdy bron
nachodzia na cel. Chwyci go za ramie i obrci pistolet w kierunku jego gowy.
Wsadzi mu lufe do ucha.
Ha parskna.

Ofiara, widzac
jedynie oczy Amerykanina, ponace
jak siarka, rozdwojony,
karmazynowy jezyk, trzepoczacy
w czelusci jego ust. . . zastyga.
Ten, tam zwrci sie Janosz do Themelisa niemal swobodnym tonem
by gupcem.
Co stanowio zarazem sygna dla Armstronga, by pociagn
a
c spust. Gowa
Christosa w uamku sekundy zamienia sie w szkaratna miazge, a jego ciao jak
obszarpana, szmaciana lalka zwiso przez porecz nadburcia. Po chwili zeslizgneo
sie pomiedzy burtami, wyplute w mge miekko pokrywajac
a powierzchnie morza.

88

Matko przenajswietsza! wykrzykna


Themelis, rwnie bezradny jak jego ludzie. Ferenczy podszed do niego. Grek cofna
sie i znowu, nie dowierzajac

wasnym oczom, konstatowa dugosc gowy i szczek tamtego, zeby w potwornych ustach, niesamowity, szkaratny pomien w jego strasznych oczach.
J. . . J. . . Jianni Themelis w koncu zmusi swj mzg do pracy. Jianni,
ja. . .
Pokaz mi te kokaine. Janosz uja
jego ramie z elaznym usciskiem, wraz ajac
palce geboko. Ten, och, jakze wiele wart biay proszek.
To, to jest na dole. . . Odpowiedz Themelisa bya ledwie westchnieniem.
Nie potrafi, nie mia smiaosci, oderwac wzroku od twarzy tamtego.
Wiec zaprowadz mnie na d. Ferenczy rozkaza po chwili.
Jeszcze pod pokadem, Themelisa dochodziy krzyki zaogi. Co, Christos
gupcem? Moze, ale przynajmniej nie dowiedzia sie, co go zabio! pomysla. Po chwili jego krzyk doaczy

do reszty. . .
Czterdziesci minut pzniej silniki Lazarusa zakaszlay i statek odbi sie od
martwo koyszacej
sie na falach Samotraki. Mga podnosia sie, gwiazdy zaczynay przezierac. Wkrtce horyzont zarzowi sie brzaskiem dnia. Kiedy Lazarus
oddali sie na c wierc mili, potez na eksplozja rozerwaa powietrze. W gre strzeli
sup ognia. Skrecone, opoczace
szczatki
stateczku wpady do morza i tam zgasy.
Nie byo juz Samotraki.

ROZDZIA PIATY

Harry Keogh: dawniej nekroskop


Harry obudzi sie ze swiadomoscia, z e cos sie zdarzyo lub zaraz sie zdarzy.
Leza na olbrzymim, starym zku. Trzyma w rekach opase, oprawione na czarno tomisko. Ksiega wampirw, tak zwany traktat o faktach, ktry analizowa
podstawy za wampirw przez wieki az do wspczesnosci. Dzieo stanowio lekka lekture dla nekroskopa. Nikt bowiem na swiecie z jednym wyjatkiem

nie wiedzia wiecej o legendzie, z rdach i rzeczywistosci wampiryzmu niz Harry


Keogh. Tym wyjatkiem

zas by jego syn, rwniez Harry. Przebywa jednak w zupenie innym swiecie. . .
Harryego nawiedza wcia
z stary, dokuczliwy sen. Splata jego z ycie i miosc
sprzed pietnastu lat z obecnymi zdarzeniami, zamieniajac
je wszystkie w surrealny kalejdoskop erotyzmu.

Sni,
z e kocha Helen, przezywa pierwsze, niesmiae (duchowe, jak i fizyczne)
doswiadczenia erotyczne. Wielbi swa z one, Brende, prawdziwa mioscia. Wizje
oniryczne, jakkolwiek dziwne i przemieszane, byy mu sodkie, znajome i czue.
Ale sni takze o Lady Karen i jej wyniosym siedlisku w krainie wampirw.
Wydawao sie prawdopodobne, z e wasnie to przerazajace
wspomnienie przebudzio go.
Gdzies pomiedzy wyonio sie takze marzenie o Sandrze, jego nowej, mia
nadzieje, trwaej miosci.
Sandra. . . kochali sie przedtem kilkakrotnie, choc rzadko w satysfakcjonujacy

sposb. Zawsze w jej mieszkaniu w Edynburgu, w zielonej poswiacie przyciemnionej lampki nocnej.
Nie satysfakcjonujace
dla Harryego w kazdym razie. Oczywiscie, nie mg
mwic za dziewczyne. Podejrzewa, z e bya w nim zakochana.
Nigdy nie wyraza swego niezadowolenia. Nie dlatego, z eby jej nie ranic, lecz
dlatego przede wszystkim, iz to ujawnioby jego defekt. Defekt, a jednoczesnie
cos paradoksalnego. Gdyz przypuszcza, z e w porwnaniu z innymi mez czyznami
(Harry nie by na tyle naiwny, by wierzyc, z e nie miaa innych) musia sie Sandrze
wydawac istota nadludzka.
90

Potrafi kochac sie z nia godzine, czasami duzej, zanim doprowadza siebie
do szczytu. Nie czu sie bynajmniej nadczowiekiem, w kazdym razie nie w tym
sensie. Po prostu, kochajac
sie z nia w zku, widzia oczyma wyobrazni inne
kobiety. Przyjacike znajomego albo jaka
s dziewczyne z okadki czy cos takiego.
Nawet maa Helen z czasw dziecinstwa albo z one, Brende, z czasw modosci.
Defekt Harryego bez watpienia

wydawa sie czyms niesamowitym dla Sandry. Zaiste, nekroskop powinien uwazac sie za szczesciarza, kazdy to mwi. Byc
moze zimne, zielone, przycmione swiato odwracao jego uwage: nie przepada
za tym kolorem.
A jej oczy byszczay jak szmaragdy.
Obudzi sie w zku, w swoim wiejskim domu nie opodal Bonnyrigg niedaleko
Edynburga. Poczu ciez ar ksia
zki trzymanej w doni. . . wiec moze to zabarwio
jego sny. Wampiry. Krlestwo wampirw. Lordowie. Nie byoby w tym naprawde
nic zaskakujacego:

wspomnienia zabarwiay jego sny od dobrych kilku lat.


Za oknem wstawa brzask. Blade strumienie zielonoszarego swiata,
przefiltrowanego przez waskie

szczeliny w z aluzjach, wzbogacay atmosfere pokoju ledwo widoczna, akwarelowa mgieka, zawiesina wyblakych podmorskich
pigmentw.
Nekroskop odzyska penie swiadomosci, powrci do z ycia, gdy poczu, czy
raczej usysza alarmowy dzwonek. Wosy staney mu deba.
Sucha w napieciu: mruczenie z rur centralnego ogrzewania reagujacych

na
polecenie czasomierza, pierwszego idiotycznego swiergotu zaspanych ptakw
w ogrodzie, odgosw leniwie przeciagaj
acego

sie swiata. Harry z radoscia wita


swit. Szczesliwy, z e noc minea bezpiecznie, a nowy dzien stoi na progu. Ale tym
razem czu, z e cos sie stao. Przeszy wzrokiem blada, zielona mgieke, wytrzeszczajac
oczy w kierunku otwartych drzwi sypialni. Oszoomiony jeszcze, dojrza
jakis zamazany, nieokreslony ksztat o nieostrych konturach.
Kazdy, kto kiedykolwiek budzi sie po dobrym pijanstwie, wiedziaby, jak czu
sie Keogh. Na wp wiesz, gdzie sie znajdujesz, ale chciabys przeniesc sie w jakiekolwiek inne miejsce. Wiesz, kim jestes, ale nie masz pewnosci, z e to naprawde
ty. Czesc syndromu nigdy wiecej. Harry jednak nic nie pi.
Innym doznaniem, ktre nieodmiennie porazao go przy okazji takich jak to
przebudzen ktre kilkakrotnie bardzo go przestraszyo by paraliz. Wiedzia, z e jest to tylko stan przejscia od snu do jawy, tym niemniej ba sie. Sia wymusza stopniowe posuszenstwo na swoich czonkach, zaczynajac
zazwyczaj od
doni lub stopy. Leza teraz sparalizowany, sposrd wszystkich czesci ciaa wada jedynie oczami. Zmusi je, by wpatryway sie w mrok za otwartymi drzwiami
sypialni.
Cos sie zdarzyo. Cos wyrwao go ze snu. Cos pozbawio go satysfakcji wytrysniecia w Sandre. Cos znajdowao sie w domu. . .

91

To tumaczyoby dzwonek w jego gowie, dreszcze przeszywajace


ciao, sabnac
a erekcje. W powietrzu unosiy sie perfumy. Cos poruszao sie w cieniu za
drzwiami sypialni. Cos zblizao sie do drzwi, przystaneo poza zasiegiem wzroku.
Harry chcia zawoac: kto tam?, ale paraliz nie pozwoli mu. Moze troche
zaszemra. Jakis ksztat czesciowo wynurzy sie z cienia. Poprzez te podmorska
zawiesine widzia pepek, dolna czesc brzucha z ciemna gestwa wosw onowych,
krago
sc kobiecych bioder i zwienczenie ud, bielejace
nad wykonczeniem czarnych ponczoch. Staa (kimkolwiek bya) zaraz za drzwiami, jej delikatne ciao
przezierao w sabym, sacz
acym

sie swietle. Gdy tak patrza, nogi poruszyy sie,


biodro wysuneo. Spodziewa sie, z e za sekunde ujrzy duze i dojrzae piersi. Sandra miaa drobne piersi.
Gos Harryego ciagle
odmawia posuszenstwa, mg jednak wreszcie poruszyc palcami lewej doni. Wiedzia, z e Sandra musi go widziec. Jego sen mia sie
spenic. Krew zaczea na powrt omotac mu w tetnicach. W tyle gowy pojawiy
sie niesmiae pytania, na ktre sam sobie szybko odpowiedzia.
Dlaczego przysza? mysla. Oczywiscie dla sexu. Jak dostaa sie do
srodka?
Nie pamieta, z eby da jej klucz. Sadzi,

z e moze chciaa najpierw zobaczyc go


w peni pobudzonego. Moze nie zamierzaa go wyrywac ze snu, zanim nie znajdzie sie z nim w zku. Zastanawia sie, dlaczego tak dugo zwlekaa z pokazaniem
mu, z e potrafi byc seksualnie agresywna. Zdarzao sie jej i przedtem przejmowac
inicjatywe, ale nigdy do tego stopnia. Byc moze wyczuwaa jego niepewnosc
obawiajac
sie, z e moze miec jakies podwjne mysli lub podejrzewaa, iz nigdy
nie dozna z nia peni rozkoszy.
Keogh intensywnie wpatrywa sie w mglista postac, az oczy zaszy mu zami. Wyciagn
a
lewa reke, szarpna
sznur od z aluzji, by odcia
c dopyw sabego,
zielonoszarego swiata. Pokj pogra
zy sie w zupenym mroku. Jedynie brzask
przedzierajacy
sie przez szczeliny w z aluzji rysowa zielony wzr na scianie.
Ruszya do przodu. W ponczochach, koszulce trykotowej podwinietej az do
pepka. Seksowna, pynea w jego kierunku przez mrok, poruszajac
niespiesznie
biodrami. Wesza kolanami na zko, delikatnie oswietlona paskami szmaragdowego switu, rozwara uda, przesunea sie do przodu. Ciemna szczelina bya widoczna w gestwinie jej wosw. Zachowywaa sie tak cicho. I tak lekko. zko
wcale nie ugieo sie pod nia. Jak ona to robi? pomysla Harry.
Zaczea opuszczac sie na niego, powoli. Ciemna szczelina poszerzya sie,
w miare jak jej ciao nachodzio na cel.
Harry wygia
sie w uk, usiujac
ja dosiegna
c. . . Nie czu jednak kolan obejmujacych

jego uda. Czyzby bya bezcielesna? przerazi sie.


I wtedy, nagle, z adza

uleciaa w mgnieniu oka. Instynktownie, intuicyjnie rozpozna, z e to nie Sandra. A co gorsza, nie potrafi powiedziec, co to jest?
Po omacku znalaz sznur lampy i pociagn
a
go.
92

Oslepiajace
swiato zalao pokj.
W tej samej chwili szczelina w gestwinie jej wosw onowych rozwara sie
niczym mechanizm. Dwa rzedy biaych, lsniacych,

ostrych niczym szpilki zebw


wystaway z rozdziawionych warg.
Harry krzykna,
rzuci sie do tyu. Grzmotna
gowa w rame zka. Rekami
bi na oslep, prbujac
roztrzaskac jej twarz, siegna
do garda. . . lecz przeszywa
powietrze. Powyzej pepka, pustka, i ponizej ud, pustka.
Ona. . . okazaa sie jedynie dolna partia brzucha, wagina wyposazona w zeby
ludozercy, ktre zaciskay sie na nim. Goraca
czerwona krew bryzgaa dokoa, gdy
ta rzecz raczya sie jego genitaliami, siorbiac
i mlaskajac,
jakby to byy smakowite
pomyje. I nagle otworzyo sie z trzaskiem karmazynowe oko i patrzao na niego
z oczodou, ktry Keogh omykowo wzia
za pepek.
I to wszystko, Harry? Doktor David Bettley, empata INTESP, juz na
emeryturze z powodu sabego zdrowia, przyglada
sie pacjentowi spod krzaczastych brwi.
A to mao? odpar tamten, poruszony. Na Boga, jak dla mnie az nadto! Nie mysl, z e sie chwale, ale przestraszyc mnie naprawde nie jest atwo. Tylko
z e ten cholerny sen wydawa sie tak. . . realny. Wszyscy miewamy koszmary, ale
ten. . .
Pokreci gowa, a jego ciaem wstrzasn
a
mimowolny dreszcz.
Tak, widze, jak to na ciebie podziaao odrzek Bettley z zatroskaniem. Kiedy powiedziaem i to wszystko, to nie dlatego, bym lekcewazy
twj przypadek. Pytam po prostu, czy nie zdarzyo sie jeszcze cos?
Nie Harry pokreci gowa gdyz wasnie wtedy sie obudziem. Czy
moze masz na mysli moja reakcje? Tak, tu sie nie mylisz! Czuem sie saby, byem
w szoku. Wyprzniem sie nie wstydze sie przyznac, z e ledwie zda
zyem do
ubikacji. Nie chce byc wulgarny, ale ten sen dosownie wypedzi ze mnie cae
gwno.
Tu przerwa, opad na krzeso i zatraci nawet te odrobine wigoru. Wyglada

na zmeczonego pomysla Bettley.


Po chwili jednak Harry z niejakim wysikiem wyprostowa sie i popatrza
przed siebie.
Po tym wszystkim. . . zapaliem swiata i obszedem cay dom z tasakiem
w reku. Szukaem tego monstrum wszedzie, godzine, dwie, az nasta dzien. Przez
prawie cay ten czas drzaem jak lisc . Dopiero gdy dreszcze ustay, przekonaem
sam siebie, z e to by tylko sen.
Niespodziewanie rozesmia sie, ale jego smiech jeszcze teraz tumi niepokj.
Hej! O may wos nie wezwabym policji. Mozesz to sobie wyobrazic? Jestes psychiatra, jak sadzisz,

jak potraktowaliby moja historie? Moze powinienem


by odwiedzic ciebie dzien lub dwa wczesniej?
93

Bettley zaplt palce i wejrza geboko w oczy tamtego. Mez czyzna mia czterdziesci trzy, moze czterdziesci cztery lata, jednakze Bettley wiedzia, z e jego dusza jest o piec lat modsza od zewnetrznej powoki. Byo rzecza niesamowita miec
do czynienia, a nawet tylko patrzec na kogos takiego jak Harry Keogh. Doktor bowiem spotyka te twarz wczesniej, gdy nalezaa jeszcze do Aleca Kylea.
Bettley pokreci gowa, rozmyslnie unikajac
wzroku Harryego. To spojrzenie
potrafio byc niekiedy tak bardzo przepenione uczuciem.
Harry posiada niegdys ciao mocne, swietnie zbudowane. Po caym tym zajsciu w Zamku Bronnicy wszed w powoke zasiedziaego szefa INTESP, dosc
marna zreszta. Podda swe nowe ciao ostremu rezimowi, doprowadzajac
je do
szczytu doskonaosci. A przynajmniej, zrobi z nim wszystko, co byo mozliwe,
uwzgledniajac
jego wiek. Oto dlaczego ta powoka wygladaa

najwyzej na trzydziesci siedem lat. Osiagn


a
prawie idea, gdyz dusza, ktra w niej mieszkaa liczya piec lat mniej.
Rozumiesz wiec cos z tego? zapyta Keogh. Czy to mogoby byc
czescia mojego problemu?
Twojego problemu? powtrzy Bettley. O tak, z caa pewnoscia. O ile,
rzecz jasna, wprowadzies mnie w peni w sytuacje.
Harry podnis brwi pytajaco.

Chodzi o twoje uczucia w stosunku do Sandry. Wspominaes o niejakiej


ambiwalencji, braku pozadania,

a nawet o sabnacej
potencji. Mozliwe, z e przenosisz reakcje na nia, obwiniajac
ja za to, z e juz nie jestes. . . przerwa.
Nekroskopem? dokonczy Harry niepewnie.
Mozliwe. Doktor wzruszy ramionami. Ale. . . z drugiej strony, twj
stosunek do tej zmiany takze wydaje sie byc ambiwalentny. Czasami mam wraz enie, iz jestes zadowolony, z e to wszystko przeszo, i nie mozesz juz rozmawiac
z. . . z. . .
Z umarymi rzuci Harry cierpko. No, masz racje w poowie. Czasami dobrze jest byc po prostu normalnym, zwyczajnym. Przeciez wiekszosc ludzi
uznaaby mnie z jakiegos dziwolaga,
a nawet potwora. Ale zarazem w poowie sie
mylisz. Opad znowu na krzeso, zamkna
oczy.
Bettley na powrt zacza
go badac wzrokiem.
Falujace,
rdzawo-brazowe

wosy Harryego przeplatay sie z licznymi siwymi pasemkami, co przydawao mu wygladu


erudyty, uczonego. Lecz w dziwnym
i egzotycznym przedmiocie.
Przedstawiciel czarnej magii? mysla Bettley. Czarodziej XX wieku?
Nekromanta? Nie, po prostu nekroskop, czowiek, ktry rozmawia ze zmarymi
lub moze rozmawia.
Rzecz jasna, posiada takze inne talenty. Doktor patrza na niego. Wspomnia

miejsca, w ktrych ten czowiek bywa. Srodki,


jakich uzywa, by sie tam dostac,
i by wrcic z powrotem. Zastanawia sie, czy jakis inny czowiek kiedykolwiek
94

uzywa niejasnych pojec matematycznych jako. . . statku kosmicznego albo wehikuu czasu.
Harry otworzy oczy i zapa badawcze spojrzenie Bettleya. Nic nie powiedzia, jedynie odwzajemni spojrzenie. Doktor by dobrym fachowcem, a przy
tym dyskretnym. Wszyscy tak mwili. Mia wiele zalet nie do przecenienia. Musia miec, inaczej INTESP nigdy by go nie zatrudni. Czy tamten wcia
z dla nich
pracuje? Harry znw sie zastanowi. Nienawidzi podstepw.
Bettley zmusi sie, by wrcic do pracy.
A wiec myle sie w poowie powiedzia. Chciabys odzyskac swoje
uzdolnienia, byc znowu dziwolagiem

by uzyc twoich wasnych sw, Harry.


Ale co zrobisz z tymi uzdolnieniami, jezeli je odzyskasz?
Harry usmiechna
sie krzywo.
Wiesz, ledwie znaem swoja matke odpar sennym, rozmarzonym gosem. Byem za may, po prostu dzieciak, kiedy umara. Poznaem ja. . . pzniej. I brakuje mi jej. Najlepszym przyjacielem chopca jest jego mama, wiesz?
I. . . mam wiele przyjaci, tam, w dole.
W ziemi?
Tak. Prowadzilismy tam ciekawe rozmowy.
Bettley z trudem powstrzyma sie od wzruszenia ramionami.
Brakuje ci rozmw z nimi?
Oni mieli swoje problemy, chcieli odswiezyc swoje poglady,
zastanawiali
sie, jak potoczyy sie wspczesne im zdarzenia. Niektrzy bardzo sie martwili o bliskich, ktrych zostawili. Czasem mogem ich pocieszyc. Ale wiekszosc
z nich czua sie po prostu samotna. Po prostu! Wiedziaem, co to dla nich znaczy. Taka samotnosc to przeklenstwo. Potrzebowali mnie; byem dla nich kims
waznym i przypuszczam, z e. . . brakuje mi ich.
Ale to w najmniejszym stopniu nie tumaczy twego snu. Lekarz zamysli sie. Moze on nie ma wytumaczenia. . . Stracies przyjaci, uzdolnienia,
te twoje wasciwosci, ktre czyniy cie wyjatkowym.

A teraz obawiasz sie, z e


mozesz utracic swoja meskosc .
Harry zwezi powieki i skupi sie. Przeszy Bettleya wzrokiem.
Wyjasnij to.
A czy to nie jest oczywiste? Bezcielesna kobieca istota martwa rzecz
pozera to, co czyni ciebie mez czyzna. Ona bya twoim lekiem. Jej wampirza natura wziea sie z twoich przeszych doswiadczen. Nie lubisz tego stanu normalnosci,
i im duzej musisz go znosic, tym bardziej sie boisz. Wszystko wia
ze sie z twoja
przeszoscia, Harry. To, co dotad
utracies sprawia, z e boisz sie utracic cokolwiek
jeszcze. Stracies matke, kiedy byes dzieckiem, stracies z one i dziecko w jakims nieosiagalnym

miejscu, stracies tak wielu przyjaci, i nawet wasne ciao!


A w koncu, utracies swe uzdolnienia. Koniec ze wstega Mbiusa, koniec rozmw
ze zmarymi, koniec z nekroskopem. . .
95

Harry zmarszczy czoo.


To co powiedziaes o wampirach, przypomniao mi o czyms powiedzia. A nawet o kilku rzeczach.
No, dalej ponagli go Bettley.
Musze troche sie cofna
c podja
Harry do czasw, kiedy byem dzieciakiem. Juz w szkole odkryem, z e jestem nekroskopem. Nie lubiem tego specjalnie. Miewaem zawroty gowy, a nawet powazniejsze dolegliwosci. To znaczy,
z e to przyszo do mnie w sposb naturalny. Ale jeszcze wczesniej ja. . . no, widziaem rzeczy.
Bettley by empata. Teraz docierao do niego cos z tego, co czu Harry. Podejrzewa, z e stanie sie cos waznego. Spojrza na wskaznik po swojej stronie biurka:
pali sie, a wiec tasma biega.
Jakie rzeczy? zapyta, kryjac
niecierpliwosc .
Byem dzieckiem, kiedy mj ojczym zabi moja matke odpowiedzia
tamten. Morderstwa oczywiscie nie widziaem na wasne oczy. Nie mogem tez
zrekonstruowac tego zdarzenia z przypadkiem posyszanych rozmw, poniewaz
relacja Szukszina nieprawdziwa zostaa powszechnie uznana. Nikt go nie
podejrzewa o to zabjstwo z wyjatkiem

mnie. Ujrzaem wszystko we snie,


ktry wwczas czesto powraca: on trzymajacy
ja pod lodem, dopki prad
jej nie
poniesie. I widziaem pierscien na jego palcu: oko kota wtopione w gruba, zota
obraczk
e. Pietnascie lat pzniej wrciem w tamto miejsce.
Ale byes nekroskopem i odczytaes to z umysu swej niezyjacej
matki,
nieprawdaz? Bettley poczu mrowienie w krzyzu.
Harry pokreci gowa.
Nie, poniewaz nawiedzi mnie ten koszmar na dugo przed tym, zanim po
raz pierwszy swiadomie rozmawiaem ze zmarymi. Czy wiesz, z e moja matka
bya medium i jej matka tez? Moze cos po nich przejaem.

Ale skoro tylko mj


talent talent nekroskopa rozwina
sie, reszta zdolnosci zostaa zepchnieta,
zatracona.
A teraz myslisz, z e to wszystko ma jakis zwiazek
z tym najnowszym snem?
Wiesz przeciez, z e czowiek niewidomy czesto rozwija rodzaj szstego
zmysu? A ludzie kalecy od urodzenia nadrabiaja swoje przyrodzone braki w inny
sposb?
Oczywiscie odpar doktor. Niektrzy z najwiekszych muzykw swiata
byli gusi albo slepi. Ale co. . . ? Tu strzeli palcami. Rozumiem. Myslisz, z e
utrata innych uzdolnien sprawia, z e ten. . . ten, ktry zanik, pojawi sie od nowa.
Czy tak?
Moze pokiwa gowa moze. Tyle tylko, z e teraz nie widze juz rzeczy z przeszosci, lecz z przyszosci. Ale niewyraznie, bezksztatnie. Chyba z e
w snach.

96

Jasnowidz, oto, czym, jak sadzisz,

sie stajesz? Jednakze, co to ma wsplnego z wampirami, Harry? Bettley zmarszczy czoo.


To by mj sen odpowiedzia tamten cos o czym zapomniaem albo
nie chciaem pamietac, zanim ty mi tego nie przyblizyes. Ale teraz pamietam
wyraznie. Wiecej, widze to wyraznie.
Dalej.
Taki drobiazg odrzek Keogh.
Ale najlepiej, jak wyciagniemy

to na swiato dzienne, prawda?


Byc moze. Zamysli sie. Widziaem czerwone nitki. Szkaratne nitki
z ycia wampirw! doda gwatownie.
We snie? Bettley drza, gesia skrka pokrya jego plecy i ramiona.
W zielonych paskach swiata rzucanych przez szczeliny z aluzji. Paski
na jej brzuchu i udach, przez moment, zanim ten piekielny stwr przywar do
mnie. Szmaragdowe, zielonkawe. Kiedy moja krew zaczea bryzgac, zmieniy sie
w czerwone. Czerwone linie przepywajace
przez jej ciao w zamglona przeszosc ,
a takze w przyszosc . Skrecone, czerwone nitki pomiedzy bekitnymi nicmi z ycia
ludzkiego. Wampiry!
Lekarz nic nie powiedzia, czeka, czu przerazenie i fascynacje spywajace

z jego rozmwcy, wypeniajace


gabinet. Nagle Keogh potrzasn
a
gowa. Wsta
gwatownie i skierowa sie chwiejnym krokiem ku drzwiom.
Harry? zawoa za nim Bettley.
W drzwiach Harry odwrci sie.
Marnuje twj czas powiedzia. Jak zwykle. Popatrzmy prawdzie
w oczy, moges miec racje, a ja boje sie wasnego cienia. Litowanie sie nad samym
soba, gdyz nie jestem juz nikim niezwykym. I moze strach, bo wiem, co mogoby
czekac na mnie, ale czego prawdopodobnie tam nie ma. Do licha, dawno mina

juz czas, kiedy mogem cokolwiek z tym zrobic.


To nie bya strata czasu. Bettley zaprzeczy.
W kazdym razie, dziekuje powiedzia Keogh i zamkna
za soba drzwi.
Lekarz wsta i podszed do okna. Nekroskop opusci budynek i ruszy wzduz
Princes Street w samym sercu Edynburga. Postawi konierz paszcza, obrci sie
plecami do wiatru i zamacha na takswke.
Bettley powrci do biurka, usiad i westchna.
Teraz to on czu i sie sabo. Sia
psychiczna Keogha, nieomal namacalne echo jego obecnosci, juz zanikao. Empata przewina
tasme z rozmowa i wykreci specjalny numer do kwatery gwnej
w Londynie. Poczeka na sygna, a nastepnie poozy suchawke na specjalnym
uchwycie obok magnetofonu pod blatem biurka. Za nacisnieciem guzika, rozmowa z Harrym popynea wprost do centrali INTESP. Podobnie, jak wszystkie mysli
doktora. . .

97

Na tylnym siedzeniu takswki w drodze do Bonnyrigg Harry rozluzni sie


i zamkna
oczy. Poozy gowe na oparciu i stara sie przypomniec sobie cos z tego
drugiego snu, ktry nawiedza go od trzech czy czterech lat, a ktry dotyczy
Harryego Juniora. Pamieta istote tego snu, ale szczegy zatary sie. Posikujac

sie wasciwa wampirom sztuka fascynacji, hipnotyzmu, Harry Junior I uczyni


swego ojca eks-nekroskopem, jednoczesnie pozbawiajac
go mozliwosci wstepu
i manewrowania w kontinuum Mbiusa.
Zniszczybys mnie, gdybys mg. Sysza znw gos swego syna, jak
pyte grana po raz setny. Nie zaprzeczaj, gdyz widze to w twoich oczach, czuje
w twym oddechu, czytam w twym umysle. Znam dobrze twj umys, ojcze. Prawie tak dobrze, jak ty sam. Przemierzyem wszystkie jego zakamarki, pamietasz?
Wiesz, z e nigdy nie wyrzadzibym

ci krzywdy. Nie chce cie zniszczyc, lecz


jedynie wyleczyc.
Tak jak wyleczyes Lady Karen? I gdzie ona teraz jest, ojcze?
To nie brzmiao jak oskarzenie; nie byo w tym sarkazmu ani goryczy. To
po prostu stwierdzenie faktu. Lady Karen popenia samobjstwo, o czym mody
Keogh wiedzia wystarczajaco
dobrze.
Caa rzecz za mocno na nia podziaaa. Harry nie dawa za wygrana.
Poza tym bya wiesniaczka, bez twojego rozumu. Nie potrafia zrozumiec, co zyskuje, lecz jedynie to, co, jak jej sie wydawao, traci. Nie musiaa sie zabijac,
moze bya. . . niezrwnowazona?
Wiesz, z e to nieprawda. Po prostu nalezaa do wampira. A ty wyprowadzies go z niej i zabies go. Myslaes, z e to bedzie jak zabicie tasiemca, przeciecie
czyraka czy usuniecie nowotworu. Twierdzisz, z e ona nie pojmowaa, co zyskuje.
Wiec powiedz mi teraz ojcze, co twoim zdaniem Lady Karen zyskiwaa?
Wolnosc Harry krzykna
w desperacji i z nagego leku przed samym soba. Na Boga, nie prbuj udowodnic, z e popeniem bad.
Nie jestem cholernym
morderca!

Nie, nie jestes. Ale jestes czowiekiem owadnietym obsesja. I boje sie ciebie. A jesli nie ciebie, to celw, ktre sobie wyznaczasz, twoich ambicji. Chcesz
miec swiat twj swiat wolny od wampiryzmu. Bardzo szlachetny cel. Ale
kiedy juz go osiagniesz.

. . co wtedy? Czy mj swiat bedzie nastepny? Obsesja,


tak, ktra wydaje sie w tobie narastac, w miare jak we mnie rosnie wampir. Jestem
nim teraz, ojcze, a nie ma nic bardziej nieugietego, jak wampir za wyjatkiem

samego Harryego Keogha!


Czy nie wiesz, jak bardzo jestes dla mnie niebezpieczny?
Znasz wiele tajemnych sztuk wampirw i wiesz, jak je zniszczyc. Umiesz
rozmawiac ze zmarymi, przemieszczac sie w kontinuum Mbiusa a nawet
w samym czasie, jakkolwiek efemerycznie. Kiedys uciekem od ciebie, z twojego
swiata. Ale teraz, na tym swiecie, walczyem o swoje wasne terytoria i zdobyem
je. Naleza do mnie i nie opuszcze ich. Nie bede juz uciekac. Jednak nie moge po
98

prostu zakadac, z e nie zechcesz tutaj przybyc, ani nie odwazybym sie podja
c ryzyka, z e przybywszy tu, bedziesz niezadowolony. Jestem wampirem. Nie zamierzam duzej znosic twoich eksperymentw. Nie bede krlikiem doswiadczalnym
dla jakichkolwiek metod leczenia, ktre mozesz wymyslic.
A co ze mna?
Harry wwczas podnis gos. Czy bede bezpieczny?
Jestem dla ciebie zagrozeniem, tak powiedziaes. Ile czasu trzeba, aby wampir
wewnatrz
ciebie dojrza i abys ty wyruszy za mna?

To sie nie zdarzy, ojcze. Rzeczywiscie, posiadam wiedze. Bede kontrolowa


siebie, jak madry
naogowiec kontroluje swj nag.
A jezeli to wyrwie sie spod kontroli? Ty takze jestes nekroskopem.
A w przestrzeni Mbiusa nie ma takiej rzeczy, ktrej bys nie umia zrobic, takiego miejsca, do ktrego bys sie nie mg udac, wszedzie niosac
z soba zaraze.
Jaka biedaczyna przejmie teraz jajo od ciebie, synu?
Harry Junior ciez ko westchna
i zdar swa zota maske. Rany wyniesione z bitwy w Ogrodzie juz sie zablizniy i stay sie prawie niezauwazalne. Jego wampir
musia sie porzadnie

napracowac przy operacji, formujac


ciao tak, jak wedug
najgorszych obaw ojca, pewnego dnia zacznie formowac jego wole.
A wiec, jak widzisz, sytuacja jest bez wyjscia powiedzia. A jego oczy
przybray ksztaty wielkich, karmazynowych kul.
Nie! wydysza gosno Harry. Byy to ostatnie sowa, jakie powiedzia
przed dugim okresem niebytu, z ktrego obudzi sie dopiero w kwaterze INTESP.
Co jest, szefie? Szofer o surowej twarzy, wyraznie zdziwiony, spojrza
do tyu. Nie miao byc Bonnyrigg? Mam nadzieje, z e tak, bo jestesmy na miejscu!
Szara rzeczywistosc wdara sie w strumien majakw Harryego. Siedzia
sztywno wyprostowany, poblady. Zwilzy suche wargi i popatrzy przez okna takswki. Rzeczywiscie, przybyli na miejsce.
Tak, tak, Bonnyrigg, oczywiscie wymamrota. Zamysliem sie, to
wszystko.
Pnocny Londyn, pzny kwiecien 1989.
Mocno podniszczone mieszkanie na parterze, w skadin
ad
pnacej
sie w gre
dzielnicy Highgate, nie opodal Hornsey Lane. Dwch mez czyzn, z pozoru rozluznionych, wiodo cicha rozmowe nad szklaneczkami w obszernym pokoju otoczonym pkami penym ksia
zek i rozmaitych drobnych souvenirw zagranicznego,
gwnie europejskiego, pochodzenia.

Nikoaj Zarow
by cienki jak czarodziejska rzdzka, biay jak mleko, nieomal zniewiesciay w swoich afektacjach. Pali przez lufke marlboro z oderwanym filtrem. Mwi po angielsku wysmienicie, choc nieznacznie sepleni. Jego
ciemne, geboko osadzone oczy, skryte za ciez kimi powiekami, upodabniay go
niemalze do narkomana, skrywajac
w ten sposb nature jego czujnego i chodno
99

kalkulujacego

umysu. Rzadkie, ciemne, zaczesane do tyu wosy pokryte byy


jakims antyseptycznym, woniejacym,

rosyjskim specyfikiem. Pod waskim

prostym nosem znajdoway sie wargi, nie mniej waskie.

Ostry podbrdek dopenia


jego wiotka powierzchownosc . U prawdziwych mez czyzn pokusa patrzenia na
niego z gry byaby cakiem na miejscu, ale ci zazwyczaj nie decydowali sie na
kuszenie losu. Rosjanin budzi w ludziach niepokj.
Wellesley ba sie go rwniez, choc stara sie to ukryc. Jako wasciciel mieszkania niepokoi sie, z e ktos mgby zobaczyc jego goscia lub nawet sledzic go.

Mez czyzna bra udzia w grze wywiadw, podobnie jak Zarow,


choc z pozoru
kazdy z nich pracowa dla innego szefa.
Norman Harold Wellesley by nieco nizszy od Rosjanina, troche lepiej zbudowany i rumiany. Jednak nie jego sylwetka ani czerwone plamy na twarzy stawiay
go w gorszej pozycji. Wewnetrzne poruszenie w tym momencie nie brao sie z rznic w wygladzie,

ani nawet kulturowych rozbieznosci rasy i typu, ale po prostu

i zwyczajnie ze strachu. Strachu spowodowanego tym, o co prosi Zarow.


Musisz wiedziec, z e to jest niewykonalne, na dobra sprawe niemozliwe! odpowiedzia.
Sowa zdaway sie wybuchac w jego ustach, choc wypowiada je cichym tonem, na zimno, a nawet z domieszka racjonalnej perswazji. Miao to suzyc od
wiedzeniu Zarowa
od jego zamiarw. Pragna
przynajmniej zmodyfikowania ich
odrobinke, nawet przy penej swiadomosci, z e Rosjanin nie by wcale autorem

prby, ktra przedkada, lecz jedynie posancem. Zarow


wyraznie oczekiwa
takiej reakcji.
Bad
odpar rwnie cicho, z jakims zimnym usmieszkiem, by zrwnowazyc wybuch rozmwcy. Nie tylko jest to cakowicie mozliwe, ale wrecz
konieczne. Jezeli, jak wynika z twojego raportu, Harry Keogh jest na progu rozwiniecia nowego rodzaju, dotychczas nawet nieprzeczuwalnych, uzdolnien, to trzeba
mu w tym przeszkodzic. To przeciez cakiem proste. On by prawdziwa zmora dla
sowieckiego pionu ESP, Normanie. Kleska, mentalny huragan. . . psyklon? Och,
nasz Wydzia E przetrwa, dziaa pomimo wszystkich jego wysikw, lecz w za
sadzie Zarow
wzruszy ramionami z drugiej strony, moze powinnismy byc
mu wdzieczni. Jego, noo, sukces, sprawi, z e lepiej niz kiedykolwiek uswiadomilismy sobie potege parapsychologii, jej wage dla dziaalnosci szpiegowskiej. Ale
problem na tym polega, z e jako orez , daje ona waszej stronie zbyt wielka przewage juz na starcie. Dlatego musi odejsc .

Jezeli Wellesley zwrci jakakolwiek

uwage na argumenty Zarowa,


to nie da
tego poznac po sobie.
Przypomnij sobie rozpocza
to znaczy, prawdopodobnie powiedziano ci, z e moje wstepne zobowiazanie

miao niewielkie znaczenie? W porzadku,

zawdzieczam twoim szefom co nieco jestem ich duznikiem ale nawet teraz
nie jest to dug tych rozmiarw. A ponadto, przyjacielu, stopa procentowa wydaje
100

mi sie zbyt wysoka. Przekracza moje ograniczone mozliwosci spaty. Obawiam


sie, z e to jest odpowiedz, Nikoaj, ktra musisz zabrac z soba do Moskwy.

Zarow
westchna,
odstawi szklanke i opar sie na fotelu.
Wyciagn
a
dugie nogi, skrzyzowa rece na piersiach i zacisna
wargi. Pozwo
li, by ciez kie powieki opady jeszcze bardziej. Zrenice jego ciemnych oczu zamigotay i przez kilka nastepnych chwil bada wzrokiem Wellesleya, siedzacego

po
przeciwnej stronie maego okolicznosciowego stolika.
Czerwona czupryna Anglika bya mocno przerzedzona. Mia czterdziesci piec
lat, o szesc wiecej od Rosjanina. Tego nieatrakcyjnego czowieka wyrzniay usta:
spokojne, ksztatne, przykrywajace
wspaniae, nieskazitelne zeby, i bladoniebieskie oczy, nadto okrage
i rozmarzone. Nadmiar kolorw twarzy uwydatniay dugie, z te piegi.

Ach, odprez enie obwiesci Zarow.


Glasnost! Oto do czego nas doprowadzono, z e musimy pertraktowac z duznikami. Tak, w starych dobrych czasach
po prostu posalibysmy komornikw! A moze jakichs chuliganw? Ale teraz. . .
metody gentlemanw: bankructwo, upadosc ! Normanie, bardzo sie boje, z e jestes na krawedzi bankructwa. Twoja przykrywka niebawem uformowa usta
w tube i pykna
serie idealnych kek z dymu papierosowego peknie.
Przykrywka? Oczy Wellesleya zweziy sie podejrzliwie, a kolory policzkw jeszcze sie pogebiy. Nie mam przykrywki. Jestem tym, na kogo wygladam.

Widzisz, popeniem kiedys bad


i rozumiem, z e musze za niego zapacic. W porzadku.

Nie mam jednak najmniejszego zamiaru zabijac dla was. O tak,


chcielibyscie tego, z ebym zamieni malenki dug w potez ny debet. Ale nic z tego
nie bedzie, Nikoaj. Idz wiec, towarzyszu, i daj mi spokj. Zrb ze mnie bankruta, jezeli to jest wasza grozba. Strace prace, a moze i wolnosc na chwile, ale
nie na zawsze. Jesli zatancze, jak mi zagracie, juz po mnie. Wpadbym wtedy po
uszy. Cz byoby nastepnym razem, co? Jeszcze wieksza zdrada? Nastepne morderstwo? To szantaz i dobrze o tym wiecie, ale ja nic nie mam. Zostawmy wiec
grzecznosci, jakie mi wyswiadczyes we wdziecznej pamieci. I to wszystko.

Bluff usmiechna
sie Zarow
bardzo adnie zagrany, bez watpienia.

Ale jednak bluff. Jestes kretynem, wtyczka.


Wtyczka donie Wellesleya zacisney sie spazmatycznie no moze
i byem, ale nigdy aktywna. Nie zrobiem nic zego.

Zarow
znowu sie usmiechna,
a raczej wykrzywi twarz w grymasie. Nieznacznie wzruszy ramionami i skierowa sie w strone drzwi.
To bedzie, oczywiscie, twoja wersja.
Wellesley zerwa sie na nogi i dopad wyjscia pierwszy.
Dokad
idziesz, do diaba? Przeciez niczego jeszcze nie zaatwilismy!
Powiedziaem wszystko, co miaem powiedziec odpar Rosjanin i stana

bez ruchu. Po chwili siegna


i zdja
swj paszcz z wieszaka. A teraz jego
gos sta sie gebszy, a kaciki

ust opady odchodze.


101

Wyja
z kieszeni paszcza cienkie, czarne, skrzane rekawiczki i naciagn
a
je.
Czyzbys chcia mnie zatrzymac, Normanie? Uwierz mi, to byby bad

z twojej strony.
Wellesley nigdy nie mia przekonania do rozwiaza
n siowych; a i teraz wierzy
tamtemu az za bardzo. Cofna
sie wiec.
I co bedzie teraz?

Zamelduje o twojej powsciagliwo

sci. Zarow
mwi wprost. Przekaze ,
z e nie uwazasz swojego dugu za znaczacy
i chcesz, aby go wymazano. A oni
odpowiedza:
Nie, my chcemy, z eby to jego wymazano. Twoje akta dostana sie
do kogos z dowdztwa jakiegos wydziau waszego wywiadu i. . .
Moje akta? Wyblake oczy Normana zaczey nerwowo mrugac. Kilka
swinskich zdjec ze mna i jaka
s kurwa, zrobionych przez faszywe lustro w parszywym moskiewskim hotelu dwanascie lat temu? W tamtych czasach takie rzeczy to
bya normalka! Robio sie to codziennie. Wreszcie zrzuce z siebie cay ciez ar tej
starej. . . sprawy. I co wtedy zrobi wasza strona, co? To nie wszystko. Wymienie
nazwiska, twoje przede wszystkim, i nie bedzie juz kurierskiej roboty dla ciebie,
Nikoaj!

Zarow
ze smutkiem pokreci gowa.
Twoje akta sa nieco grubsze, Normanie. Nagromadzio sie tam peno smakowitych kaskw,

informacji wywiadowczych, jakie przekazywaes nam przez te


wszystkie lata. Zrzucic z siebie ciez ar? Wyobrazam sobie, z e bedziesz to robi
albo przynajmniej prbowa to robic przez adnych kilka nastepnych lat.
Smakowite kaski?

Wellesley zrobi sie purpurowy. Nie daem wam


nic. Zupenie nic! Jakie kaski?

Zarow
patrza, jak tamten drzy niczym lisc , drzy z wsciekosci i bezsilnosci.
Usmiech Rosjanina powoli powrci.
Wiem, z e nie daes nam nic powiedzia cicho. Jak dotad,
o nic cie
nie prosilismy. Ja wiem rwniez, z e jestes mniej lub bardziej niewinny, ale ludzie,
ktrzy rzadz
a, nie wiedza tego. A teraz, wreszcie, o cos cie prosimy. Mozesz wiec
albo spacic dug, albo. . . wzruszy ramionami to w koncu twoje z ycie,
przyjacielu.

Zarow
siegna
w kierunku klamki, ale Norman chwyci go za reke.
Musze to przemyslec wydysza.
W porzadku,

tylko nie mysl zbyt dugo.


Wellesley pokiwa gowa i gosno przekna
sline.
Nie wychodz tedy. Lepiej tylnymi drzwiami zawoa.

Przeprowadzi Zarowa
przez mieszkanie.
Jak sie tu dostaes? Chryste, jezeli ktos ciebie widzia, ja. . .
Nikt mnie nie widzia, Normanie. A poza tym nie jestem tutaj specjalnie
znany. Byem w kasynie przy Cromweel Road. Przyjechaem takswka i wysia-

102

dem kilka blokw stad.


Przespacerowaem sie, a teraz znowu troche sie przejde,
zanim zapie nastepna takswke.
Wellesley przepusci go przez tylne drzwi i poprowadzi ciemna sciezka do

furtki. Zarow,
zanim zamkna
za soba drzwiczki, wyciagn
a
z kieszeni paszcza
koperte i poda ja.
Kilka zdjec , ktrych nigdy przedtem nie widziaes powiedzia to
tak dla przypomnienia, abys nie decydowa sie nazbyt dugo. Troszeczke nam sie
spieszy, rozumiesz. I nie prbuj mnie szukac; sam cie znajde. Teraz bede mia
duzo czasu. . . Mgbym sobie moze znalezc jaka
s mia, czysta kurewke zachichota sucho. A jesli twoja paczka sfotografuje mnie z nia. . . zatrzymajcie te
fotki na pamiatk
e.
Kiedy odszed, Wellesley powlk sie z powrotem. Nala sobie nowego drinka
i usiad. Wyciagn
a
z koperty fotografie. Dla kazdego, kto nie zna sie na tym,
byyby to powiekszenia zwyczajnych, przypadkowych zdjec . Wellesley zna sie
jednak na tym, podobnie zreszta jak kazdy agent czy oficer brytyjskiego wywiadu, a zreszta, kazdego wywiadu. Fotografie przedstawiay Wellesleya wraz z duzo
starszym od niego mez czyzna. Ubrani w paszcze i rosyjskie czapy futrzane, spacerowali razem i rozmawiali, majac
w tle kopuy Placu Czerwonego grujace
nad
dachami. Na innym zdjeciu pili wdke, siedzac
na schodach jakiejs daczy. Wygladao

na to, z e byli bliskimi przyjacimi.


Starszy przyjaciel Normana mg miec okoo szesc dziesiatki.
Jego skronie
byy siwe, ale od pokrytego licznymi zmarszczkami, wysokiego czoa, przebiega
pas czarnych, lsniacych

wosw. Pod kasztanowymi, czarnymi brwiami, byszczay mae oczy. Z kacikw

ust rozchodziy sie pajeczyny zmarszczek, jak u osb


nawykych do czestego smiechu. Mocne rysy nadaway znamiona twardosci tej
przyjemnej i wesoej twarzy. By przyjemnym facetem na swj sposb i przyjemnie morderczym na inne sposoby. Usta Wellesleya bezgosnie wymwiy jego
nazwisko: Borowic.
Towarzysz genera Grigorij Borowic powiedzia gosno. Ty stary
skurwielu! Boze, jakim byem gupcem.
Jedno zdjecie byo szczeglnie interesujace,
chocby ze wzgledu na scenerie:
Wellesley i Borowic stali na dziedzincu jakiejs starej posiadosci czy zamku, miejscu zrujnowanego dziedzictwa i zmieszanych stylw architektonicznych. Blizniacze wiezyczki minaretw wystrzeliway w gre ze spadzistych dachw jak nadpsute, falliczne grzyby. uszczace
sie, spiralne ornamenty i powyginane parapety dopeniay oglnego wrazenia rozkadu i opuszczenia. Ale w istocie o zamku
mozna byo powiedziec wszystko, lecz nie to, iz by opuszczony.
Anglik nigdy nie znalaz sie tam w srodku i nie wiedzia, co sie tam miescio,
w kazdym razie nie wtedy. Dopiero niedawno pozna prawde. Dowiedzia sie
o Zamku Bronnicy, gwnej kwaterze sowieckiego szpiegostwa mentalnego. Nie-

103

sawnym miejscu, ktre Harry Keogh straci


w piekielne otchanie. Szkoda tylko,
z e nie zrobi tego kilka lat wczesniej, to wszystko. . .
Nastepnego ranka, Darcy Clarke spzni sie do pracy. Zdarzy sie powazny wypadek samochodowy na Horth Circular, awaria swiate sygnalizacyjnych
w centrum miasta, i wreszcie jakis palant zaparkowa przerdzewiaego grata na
jego miejscu. Juz chcia spuscic powietrze z k, kiedy nadszed wasciciel. Przerwa wscieky potok sw Clarkea zwiezym odpieprz sie i odjecha.
Roztrzesiony, skorzysta z windy dyskretnie schowanej w tylnej czesci skad
inad
zupenie zwyczajnie wygladaj
acego

budynku hotelowego. Wjecha na ostatnie pietro, gdzie w dzwiekoszczelnych, antywamaniowych, odpornych na wszelkie mechaniczne, ziemskie i metafizyczne ingerencje pomieszczeniach miescio
sie INTESP.
Wszed do srodka i zrzuci z ramion paszcz. Oficer, ktry peni suzbe ostatniej nocy, wasnie zbiera sie do domu.
Czesc , Darcy. Abel Angstrom obrzuci go krtkim spojrzeniem. Cia
gle w biegu, co? No, teraz dopiero pobiegniesz!
Clarke skrzywi sie i powiesi paszcz.
Nic, co ze, nie jest nam obce mrukna.
Co sie dzieje?
Szef wyjasni Angstrom. Oto, co sie dzieje. Przyszed o wp do
sidmej rano, zamkna
sie w swoim biurze z aktami Keogha. Pije kawe galonami.
Ciagle
patrzy na zegarek i chwyta kazdego, kto przychodzi po smej. Pyta tez
o ciebie, wiec na twoim miejscu zaozybym kamizelke kuloodporna.
Dziekuje za ostrzezenie stekna
Clarke i skierowa sie do toalety.
Poprawi krawat przed lustrem i nagle poczu jak ogarnia go wsciekosc .
Co jest, do jasnej cholery? chrapliwym gosem zwrci sie do swego
odbicia. Czym ja sie przejmuje? Pieprzone popychado, Clarke! A jego wysokosc pragnie mnie widziec! Szlag by to trafi. Cakiem tak samo, jak w cholernym
wojsku! Po czym celowo przekrzywi krawat, rozczochra wosy i przyjrza sie
sobie znowu. Tak, duzo lepiej. A wasciwie, czego miabym sie bac?
Niczego, gdyz Clarke posiada psycho-talent, ktrego nikt jeszcze na dobre nie
wyprbowa. On chroni go przed kopotami, jak matka ochrania swoje dziecko.
By niemal deflektorem. Omijay go pociski. Potrafi spacerowac po polu minowym. Stanowi przeciwienstwo kogos, komu zdarzaja sie przykre wypadki. Z kazdej, nawet smiertelnej sytuacji wychodzi cao. Kiedy jednak mia wykrecic z arwke, wyacza

prad.

Co ma byc, to bedzie pomysla, kierujac


kroki ku Sanctum Sanctorum.
Zapuka do drzwi.
Kto tam? Usysza gburowaty gos.
Darcy Clarke powiedzia gosno. Arogancki skurwiel pomysla.
Wejdz, Clarke. Gdzie, do diaba, sie podziewasz? Pracujesz tutaj czy nie?
104

Clarke chcia odpowiedziec.


Siadac! Usysza.
Clarke wola stac. Mia juz dosc po szesciu miesiacach

pracy pod dowdztwem nowego szefa INTESP. Doszed do wniosku, z e nie chce pracowac dla tego
nieznosnego skurwiela. Sir Keeman Gormley by gentelmenem w kazdym calu.
Alec Kyle przyjacielem. Pod nadzorem Clarkea sekcja dziaaa skutecznie
i przyjaznie w kazdym razie w stosunku do swoich przyjaci. Ale ten typ
okaza sie. . . zwyczajnym prostakiem. Gburem. Prymitywem. Nie potrafi zarza
dzac ludzmi. Nie by wrzbita, telepata, deflektorem. Jedyny talent stanowi jego
umys. Nieprzenikniony: z aden telepata nie mg wen wtargna
c.
Szef siedzia za biurkiem.
Mwiem. . .
Tak, syszaem ucia
Clarke. I odpowiedziaem tym samym: dzien
dobry.
Teraz Wellesley popatrzy do gry i Clarke ujrza jego upstrzona na czerwono
twarz. Zobaczy takze akta Harryego Keogha, porozrzucane po caym biurku.
I po raz pierwszy sie zastanowi, o co tu wasciwie chodzi.
Norman od razu wyczu nastrj Clarkea. Wiedzia, z e zbliza sie prba si.
Niebezpieczenstwo tego wisiao w powietrzu od momentu, kiedy obja
funkcje
szefa. Wola sie jednak wstrzymac. . . na razie.
W porzadku,

Darcy powiedzia, agodzac


ton widac obydwaj mamy
dzisiaj pieski dzien. Jest pan moim zastepca, pamietam o tym, i sadzi

pan, z e
nalezy mu sie stosowne powazanie. W porzadku,

ale kiedy sprawy z le ida


i kiedy wszyscy tutaj jestesmy dla siebie mili i peni powazania ja jestem tym,
na ktrego spada caa wina. Jakkolwiek by pan na to nie patrzy, ciagle
jeszcze
kieruje ta firma. A przy pracy tego rodzaju. . . czy trzeba tumaczyc sie ze zych
manier? Tyle, jesli chodzi o mnie. A co sprawio, z e pan dzisiaj wsta lewa noga?

Co? Kiedy po raz ostatni nazwa mnie Darcy? Na rany Chrystusa, czyzby
prbowa wreszcie zachowac sie rozsadnie?

mysla Clarke.
Da sie uagodzic czesciowo i usiad.
Byy diabelne korki i jakis pajac zaja
moje miejsce na parkingu odrzek
wreszcie. To na poczatek.

Czekam takze na telefon z Rodos od Trevora Jordana i Kena Layarda, w sprawie przemytu narkotykw. Co i podatki oraz Nowy
Scotland Yard beda chciay wiedziec, jakie sa postepy w tej sprawie. Prosze do tego dodac z tuzin pytan od naszego ministra odpowiedzialnego za udzia szpiegw
mentalnych w pracy nad nie rozwiazanymi

wiekszymi przestepstwami, czynnosci


zwiazane

z prowadzeniem biura, nadzr nad ambasada radziecka i. . .


No, z ambasada od razu moze pan dac sobie spokj. Wellesley szybko
wszed mu w sowo. To dziaanie rutynowe, nieistotne. Kilku dodatkowych
Iwanw w kraju? Rosyjska delegacja? Co z tego? Boze, mamy wiecej na talerzu

105

niz monotonna, rutynowa harwke. Ale nawet bez tego. . . tak, widze, z e tkwi pan
po szyje.
Tak, cholera odpar Clarke i szybko sie pogra
zam. Nie uwazabym
wiec wcale za obrazliwe, gdyby po prostu kaza mi pan sie wyszczac i zabrac
do roboty. Raczej bybym panu za to wdzieczny. Sadz
e jednak, z e nie wzywaby
mnie pan, gdyby cos pana nie dreczyo.
Na pewno nikt nie mgby panu zarzucic, z e owija pan w bawene, prawda? powiedzia Norman. Przez chwile patrzy nieruchomo, w sposb wydawaoby sie nieco mniej wrogi. Przyglada
sie siedzacemu

naprzeciw.
Przy caym swoim niesamowitym talencie Clarke nie by osoba cieszac
a oczy.
Nikt by nie przypuszcza, z e mg kiedys piastowac stanowisko szefa czegokol
wiek, nie mwiac
juz o najtajniejszym wydziale brytyjskim. Sredniego
wzrostu,
lekko przygarbiony, z niewielkim brzuszkiem i na dodatek w srednim wieku
wyglada
przecietnie. Jego wnetrze natomiast byo. . . medium.
Kierowa dawniej INTESP. Bra udzia w kilku naprawde mocnych numerach
i zna Harryego Keogha.
Keogh powiedzia Wellesley, a to nazwisko wykrzywio mu usta, jakby
byo gorzkie. Oto, co mnie dreczy.
Oto, co! Jakby Keogh by jakims dziwacznym urzadzeniem

albo rzecza, a nie


istota ludzka
pomysla Clarke.
Cos nowego o Harrym?
Szef przeglada
raporty Bettleya osobiscie i zatrzymywa kazda informacje dla
siebie.
Moze tak, moze nie odpowiedzia. Czy wie pan, co by sie stao,
gdyby odzyska swoje uzdolnienia?
Pewnie Darcy odrzek szybko straciby pan prace.
Nieoczekiwanie Wellesley usmiechna
sie. Ale usmiech szybko znikna
z jego
twarzy.
Zawsze dobrze jest wiedziec, na czym sie stoi. A wiec mysli pan, z e przejaby
kierownictwo nad INTESP, tak?
Z jego talentami, on sam mgby stanowic INTESP. Brzmiaa odpowiedz. I raptem twarz Clarkea rozjasnia sie. I pan powiedzia, z e on je odzyskuje?
Przez moment Norma n nie odpowiedzia.
By pan jego przyjacielem, prawda? zapyta.
Jego przyjacielem? Esper zmarszczy brwi, zagryz dolna warge, jakby
zmarkotnia. Nie mg uczciwie powiedziec, z eby kiedykolwiek by przyjacielem
Harryego, ani nawet, z e chcia nim zostac. Swego czasu widzia kilku towarzyszy
Harryego w akcji i ciagle
snio mu sie to po nocach. Bylismy. . . znajomymi,
to wszystko. Widzi pan, wiekszosc prawdziwych przyjaci Harryego to swego

106

rodzaju, no, umarli. Wzruszy ramionami. Swego rodzaju oto, co ich


okreslao.
Wzrok Wellesleya bardziej jeszcze spochmurnia.
I rzeczywiscie robi to wszystko, o czym zapewniaja te dokumenty? Rozmawia ze zmarymi? Wywoywa zwoki z grobw? Nie mam watpliwo

sci, co
do telepatii. Widziaem w dziaaniu naszych specjalistw rozszyfrowujacych

na
przykad sprawy kryminalne, jakimi wydzia zajmowa sie w ciagu
ostatnich szesciu miesiecy. Nie watpi
e tez w pana szczeglny talent, Darcy. Ale to? Szef
zmarszczy czoo. Cholerny. . . nekromanta?
Clarke pokreci przeczaco
gowa.
Nekroskop. Harry nie byby zadowolony wiedzac,
z e nazywa go pan nekromanta. Kiedy przebrnie pan przez te papiery, dowie sie o Dragosanim. Nekromancie. Zmarli bali sie go i brzydzili sie nim. Harryego kochali. Tak, rozmawia
z nimi i wywoywa ich z grobw, jezeli ich potrzebowa. Ale nie wywiera z adnej
presji.
Wellesley widzia, z e Clarke zblad. Ale nie mia zamiaru ustapi
c.
By pan tam, w Hartlepool, na akcji konczacej
sprawe Bodescu. Czy widzia pan te rzecz!
Clarke wzruszy ramionami.
Widziaem wiele. . . rzeczy. I czuem ich zapach. Potrzasn
a
gowa, jakby chcia sie oczyscic ze wspomnien przekraczajacych

ludzka wytrzymaosc .
A wiec jaki jest pana problem, Norman? OK, od czasu, kiedy pan tu jest, zajmujemy sie gwnie monotonna, rutynowa robota. Co zas do tego, z czym zetkneli
sie Harry Keogh, Gormley, Kyle i wszyscy inni. . . mam po prostu nadzieje, z e to
juz jest przeszosc , to wszystko.
Szef ciagle
nie wyglada
na przekonanego.
A nie mg to byc zbiorowy hipnotyzm, iluzja, jakis rodzaj tricku czy oszustwa?
Clarke znowu przeczaco
pokreci gowa.
Posiadam mechanizm obronny, pamieta pan? Mozna oszukac mnie, ale nie
moja podswiadomosc , ktra nie ucieka przed nieszkodliwymi iluzjami, ale tylko przed prawdziwymi niebezpieczenstwami. Jest pewne jak diabli, z e on trzyma
mnie z daleka od zmarych i nie-zmarych, i wszystkiego, co mogoby mnie pozbawic mojej pieprzonej gowy.
Przez chwile wydawao sie, z e Wellesley nie wie, co na to odpowiedziec.
Czy zdziwi to pana w koncu podja
z e byem zupenie nieswiadomy mojego talentu? Cae z ycie, znaczy, do momentu, kiedy zaczaem

sie starac
o prace tutaj. Poniewaz nikt nie zdaje sobie sprawy, z e posiada talent negatywny.
Gdyby ludzie na co dzien czytali w umysach innych, wwczas bybym wybrykiem natury, dziwnym czowiekiem, ktry nie potrafi tego robic. Wiedziaem jedynie, z e interesuje mnie parapsychologia, metafizyka. Z tego powodu omykowo
107

zaczaem

sie starac o przeniesienie tutaj. Wasi ludzie zaczeli sprawdzac, czy sie
nadaje, i wykryli, z e trzymam swj umys jak w sejfie.
Clarke wyglada
na zainteresowanego, nie wiedzia, z e tamten kamie.
Do czego pan zmierza?
Sam nie wiem dokadnie. Chyba staram sie wytumaczyc, dlaczego, bedac

szefem INTESP, mam tyle problemw z uwierzeniem w to, co tutaj robimy. A kiedy jeszcze staje twarza w twarz z przypadkiem takim jak Harry Keogh. . . chodzi
mi o to, z e to jest nadnaturalne!
Clarke usmiechna
sie szeroko.
Wiec, mimo wszystko jest pan istota ludzka powiedzia. Nie tylko
pana wprawia to w zakopotanie? Wszyscy, ktrzy tu kiedykolwiek pracowali,
mieli takie same watpliwo

sci. Gdybym tylko otrzymywa funta za kazdym razem, kiedy o tym mysle o wszystkich dwuznacznosciach, niekonsekwencjach
i jawnych sprzecznosciach do diaba, bybym bogaczem! Roboty i romantycy?
Supernauka i zjawiska nadnaturalne? Telemetria i telepatia? Skomputeryzowany
rachunek prawdopodobienstwa i przepowiadanie przyszosci? Satelity szpiegowskie i wrzbici? Oczywiscie, z e czuje sie pan nieswojo. Ale to wasnie na tym
polega, na niczym innym gadzety i duchy!
Wellesleyowi odrobine poprawi sie humor. Udao mu sie pozyskac Clarkea,
przynajmniej raz. A dla jego zamysw byo to niezbedne.
A teleportacja? zapyta. To takze jeden z dawnych talentw Keogha?
Clarke skina
gowa.
My to tak nazywamy odpar ale Harry odczuwa wszystko inaczej. Po
prostu korzysta z drzwi, o ktrych nikt inny nie wiedzia. Wchodzi w drzwi tutaj
i. . . wychodzi gdzie indziej. Chciaem namwic go kiedys do udziau w sprawie
Perchorska i pojechaem specjalnie do Edynburga. Keogh powiedzia, z e zgadza
sie. Zaryzykuje, jezeli ja takze wezme w tym udzia. Jezeli mia zmierzyc sie
z nieznanym, to chcia, z ebym i ja tego posmakowa. Zabra mnie tam na czyms,
co on nazywa kontinuum Mbiusa. To bya naprawde mocna rzecz. Nie chciabym
tego powtrzyc.
Sadz
e, z e ma pan susznosc . Norman ponownie westchna.
Jezeliby
odzyska swe talenty, musielibysmy zaproponowac mu moje miejsce. Nie miaby
pan nic przeciwko temu, prawda?
Clarke w odpowiedzi wzruszy ramionami.
No, niech pan nie bedzie hipokryta, Darcy. Wellesley pokiwa gowa
ze zrozumieniem. To przeciez jasne jak sonce. Wolaby pan miec jego lub
kogokolwiek innego za szefa niz mnie. Ale wydaje sie pan nie zdawac sobie
sprawy, z e ja tez jestem caa dusza za tym. Nie rozumiem pana ani ludzi, ktrzy tu
pracuja, i nie sadz
e, abym kiedykolwiek zrozumia. Chce stad
odejsc , ale wiem,
z e minister sprawujacy
nad nami piecze nie pozwoli na to, dopki nie znajde

108

kogos, kto by mnie zastapi.


Pana? Nie, poniewaz wwczas wygladaoby

na to, z e
popeniono bad,
zastepujac
pana kims innym. Ale Harry Keogh. . .
Harry otrzyma najlepsza pomoc, jaka moglismy mu dac powiedzia
Esper. Hipnotyzowalismy go, prbowalismy psychoanalizy, przeszed nieomal
pranie mzgu. Bez rezultatu. Cz jeszcze moze pan dla niego zrobic?
Wazniejsze, co my mozemy dla niego zrobic, Darcy.
Sucham?
Ostatniej nocy w Edynburgu rozmawiaem dugo z panna Markham i. . .
Jest w tym wszystkim cos, o czym naprawde nie moge myslec wtraci

impulsywnie Clarke. Dlaczego sie tego dopuscilismy?


I ona powiedziaa mi, abym porozmawia z Davidem Bettleyem kontynuowa niewzruszenie Wellesley poniewaz martwi sie o Keogha. Rozumie
pan? Ona naprawde z ywi szczere uczucia w stosunku do niego. Czy moze pan
sadzi,

z e byoby lepiej dla niego, gdyby pozosta sam? W koncu ona zaspokaja az
dwie potrzeby jedna, Harryego Keogha, i druga nasza. Poinformuje nas, co go
dreczy.
Sodka sztuka szpiegostwa mentalnego fukna
Clarke.
Tak wiec skorzystaem z jej rady i porozmawiaem z Bettleyem. Wyciagn
a
em go z zka. Skontaktowabym sie z nim zreszta, tak czy inaczej, ze wzgledu
na niektre z jego ostatnich meldunkw i nagran. Mogo z nich wynikac, z e po
pierwsze, w Keoghu zaczyna rozwijac sie jakis nowy, dziwny talent, albo tez, z e
jest na granicy zaamania. W czasie tej rozmowy Bettley wspomnia, w jaki sposb Keogh odkry te, no, rzecz Mbiusa. . . ?
Kontinuum Mbiusa.
Wasnie. By o krok od tego, ale potrzebowa bodzca. I otrzyma, dzieki
wschodnio-niemieckiej GREPO, ktra osaczya go, gdy rozmawia z Mbiusem
nad jego grobem w Lipsku. GREPO wyzwolia jego matematyczny geniusz. Teleportowa sie czy tez skorzysta z kontinuum aby im uciec. Wasnie dlatego
leza tutaj te akta: chciabym sprawdzic, czy to dokadnie tak byo. I dlatego, dla
pewnosci, pytam o to pana.
A wiec?
Oto, jak to widze ciagn
a
Wellesley Keogh przypomina komputer,
ktry cierpi na zanik mocy. Informacje, ktrych potrzebuje i z ktrych INTESP
chciaby skorzystac nie sa juz w jego zasiegu. To znaczy, prawdopodobnie ciagle

gdzies tam kra


za, ale znajduja sie jakby w stanie przejsciowym, w zawieszeniu.
I jak dotad
nie potrafilismy potrzasn
a
c wystarczajaco
mocno, aby je uwolnic.
Co pan proponuje?
Wcia
z nad tym pracuje. Ale moim zdaniem, gdybysmy tylko uzyli wasciwego bodzca. . . przy odrobinie szczescia mgby sie powtrzyc Lipsk. Widzi
pan, Keogh miewa ostatnio senne koszmary. Ale moze nie sa jeszcze wystarczajaco
przerazajace,
co?
109

Chce pan go przestraszyc?


Chce go przestraszyc prawie na smierc. Tak blisko smierci, z e ucieknie
w kontinuum Mbiusa!
Clarke siedzia nieruchomo przez duga chwile.
No i co pan o tym mysli? Szef pochyli sie ku niemu.
Szczerze?
Oczywiscie.
Mysle, z e to smierdzi odrzek Clarke. Mysle tez, z e jezeli zamierza
pan przechytrzyc Keogha, to powinien pan ubezpieczyc sie dodatkowo. Wreszcie
mam nadzieje, z e wszystko sie uda. Inaczej bedzie po mnie. Niezaleznie od tego,
jak to sie skonczy, przestane z panem wsppracowac.
Wellesley usmiechna
sie z lekka.
Ale pragnie pan, abym stad
odszed, prawda? Nie bedzie wiec pan. . . mi
przeszkadza?
Nie. Przeciwnie. Stanowczo chce brac w tym udzia. W ten sposb upewnie
sie, czy Harryego naprawde czeka przeom.
Wellesley ciagle
sie usmiecha. O tak, na pewno przezyje przeom mysla. Przeom na caego, az do konca.
By jednym z garstki ludzi na swiecie, ktry mg cos takiego pomyslec
szczeglnie tutaj, w gwnej kwaterze INTESP. Nikt nie potrafi rozproszyc czarnej zasony skrywajacej
jego umys. . .

ROZDZIA SZSTY
Sandra
Sandra Markham miaa dwadziescia siedem lat, odznaczaa sie niepospolita
uroda. Bya neofitka sztuki telepatycznej. Jak dotad
potrafia kontrolowac swj
talent tylko w niewielkim stopniu. Niewykluczone, z e to samo odczuwa Harry
Keogh. Czasami czytaa w jego umysle rzeczy, ktre z caa pewnoscia nie miay
prawa sie tam znajdowac ani zreszta u z adnego zdrowego psychicznie czowieka.
Kochaa sie z Harrym ledwie przed godzina, po czym on od razu zasna.
Sandra pogodzia sie juz z tym. Wiedziaa, z e spi zazwyczaj trzy do czterech godzin,
co mu w zupenosci wystarczao, by zregenerowac siy.
Przypatrujac
sie bladej, odprez onej, niemal chopiecej twarzy Harryego, nie
widziaa jeszcze oznak szybkich ruchw gaek ocznych, ktre swiadczyyby o marzeniach sennych. Korzystajac
z tego, wypoczywaa takze. Wasnie sen Harryego
by tym, co interesowao ja najbardziej. W kazdym razie prbowaa to sobie wmawiac.
Pracowaa dla INTESP. Czasami z aowaa tego, ale w ten sposb zarabiaa na
chleb. Tak naprawde nie byo sie specjalnie na co uskarzac, dopki nie zetknea sie
z Harrym. Poczatkowo

traktowaa to zadanie jak kazde inne nowy czowiek, do


ktrego nalezao sie zblizyc i dowiedziec sie o nim jak najwiecej. Az w pewnym
momencie on przesta byc po prostu zadaniem do wypenienia, a sta sie sposobem
na z ycie. W koncu zaczea podejrzewac, i wcia
z tak mysli, z e sie w nim zakochaa.
Z caa pewnoscia praca nad osoba Harryego bya bardziej interesujaca
niz
podsuchiwanie umysw przestepcw umysw zbyt twardych, by prawo mogo je zamac w poszukiwaniu obcia
zajacych

informacji, ktrych nie dao sie


uzyskac bardziej ortodoksyjnymi metodami. Byaby to cakiem satysfakcjonujaca

praca, gdyby nie musiaa zagebiac sie w ich tak ohydne z ycie. Zycie tych ludzi
czesto przypominao szambo, poznaa wiec az nadto dobrze smrd kanaw sciekowych. A niekiedy szczeglnie, gdy w gre wchodzio brutalne morderstwo
albo gwat fetor potrafi sie utrzymywac przez dugi, dugi czas.

111

Harry Keogh mia najbardziej delikatny umys, z jakim sie do tej pory zetknea. Ten czowiek bardzo nie lubi wyrzadza
c krzywdy komukolwiek ani czemukolwiek.
Czytaa jego akta, wkradaa sie w jego mysli. Dowiedziaa sie, z e zabi wielu ludzi. On jednak pamieta i z aowa prawie kazdego z nich. Czesto nachodzia
go tesknota, by wrcic i powiedziec im, z e bardzo mu przykro. Przesladoway
go koszmary senne. Sandra ledwie moga uwierzyc w poowe z rzeczy mu przypisywanych. Jej talent by paranormalny, to prawda, ale to, co nekroskop mg
zrobic i co uprzednio robi byo nadnaturalne. I przy tym uzywa swoich
mocy najlepiej, jak umia. Zabi w ten sposb wielu ludzi, lecz nigdy z adnego nie
zamordowa.
Sandra znaa mordercw, jednakze oni w niczym nie przypominali Keogha.
Ich mysli byy gebokie i ciemne, skebione jak wzburzone morze, pene mielizn
i wirw, jego zas byy jak czysta z rdlana woda przemykajaca
wok wyszlifowanych kamieni grskiego strumienia. I w tej samej chwili, lezac
tak obok niego,
Sandra wiedziaa juz, jak go okreslic. On mg byc tylko jednym z dwch: osobnikiem kompletnie amoralnym albo w sposb naturalny niewinnym. Ale to nie
brak moralnosci czyni go niewinnym. Krwawym niewinnym, a jednak bez skazy. Harry Keogh nie potrafi sobie poradzic z przeszoscia i w koncu zdecydowa
sie na spotkanie z Bettleyem. Sandra nie moga znalezc odpowiedzi na dreczace

ja pytania, kim w tej rozmowie by Bettley: ksiedzem, Judaszem, a moze spowiednikiem. Czua, z e konsekwencje tego spotkania zawaza na jej znajomosci
z Keoghem. Sadzia,

iz on na wp ja podejrzewa. To tumaczyoby, dlaczego nigdy nie zachowywa sie tak, jak by tego chciaa. To potworne znalezc mez czyzne
takiego jak Harry, po to tylko, z eby odkryc, iz sposrd wszystkich mez czyzn on
jest prawdopodobnie jedynym, ktrego nie moga miec.
Nagle za na siebie sama czujac
wewnetrzny przymus, by odrzucic przykrycie i wyskoczyc z zka, ale zarazem troszczac
sie, aby nie zakcic mu snu
ostroznie odsunea sie od niego i wyslizgnea z poscieli. Nastepnie nago posza do
azienki. Nie byo jej ani zimno, ani goraco.
Czua, z e musi cos zrobic. W dzien
byaby to najgorsza rzecz na swiecie: spacer do parku. Wierzya, z e cos z ich bajkowego swiata przenika do jej daleko mniej elizejskiej egzystencji. A kiedy ta
mysl nadesza, uswiadomia sobie, z e Harryemu wydaaby sie diablo negatywna,
skoro potrzebowaa czyjejs niewinnosci, aby rwnowazyc wasne winy.
Ugasia pragnienie, chlapnea zimna woda pod ramiona i na piersi, gdzie gwatowna miosc pozostawia na jej ciele krople potu, wytara sie do sucha szorstkim
recznikiem i popatrzya krytycznie na swe odbicie w lustrze.
W przeciwienstwie do Harryego nie dostrzegaa w sobie naiwnosci. Ale trudno o to, gdy ludzkie umysy w kazdej chwili moga sie przed toba otworzyc i opotac jak stronice ksia
zki, a ty nie masz dosc siy, by sie odwrcic, i czytasz wszyst-

112

ko, co tam jest zapisane. Inni telepaci INTESP, jak Trevor Jordan, mieli wiecej
szczescia. Ze wzgledu na charakter swojej pracy musieli ukierunkowac talent.
Sandra potrzasn
ea gowa. Mimowolnie zaczea biadolic nad sama soba. Spojrzaa na swoje odbicie w lustrze. Miaa duze, zielonkawo-niebieskie, badawczo
spogladaj
ace
oczy i may, ksztatny nos. Mae uszy, ledwie widoczne w czuprynie
miedzianych wosw, i dugie kosci policzkowe, schodzace
w d delikatna krzywizna do kragego,

niewydatnego podbrdka. Oczywiscie, bya swiadoma wasnej


urody. Kiedy dostrzegaa zainteresowanie jej osoba, usmiechaa sie jasno, nieprzymuszenie, jakby w nagrode. Fizjonomie Sandry atwo byo wzia
c za wymuskana
twarz z byszczacej
okadki popularnego magazynu. Ale blizszy wglad
ujawnia
rozliczne oznaki jej charakteru. Dwadziescia siedem lat z ycia nie przeszo bez
sladu, z kacikw

oczu rozchodziy sie linie smiechu, lecz nie brakowao i innych


zmarszczek, biegnacych

rwnolegle i horyzontalnie po jej czole, a swiadczacych,

jak wiele razy krzywia twarz w gniewie lub zmartwieniu. Bya szczesliwa, z e te
linie nie uposledzay jej urody.
Ciao kobiety mozna by uznac za prawie doskonae w takim stopniu, w jakim
ona sama mogaby sobie tego z yczyc. Wydawao jej sie, z e jest zbyt obfita u
gry, czasami tez myslaa, iz jej nogi sa stanowczo zbyt dugie.
Tak, mozesz uwazac to za wady powraca do niej gos Harryego z poprzedniego spotkania ale ja jestem goracym

wielbicielem twoich cudownie


kobiecych ksztatw.
Gdy sie kochali, lubi, jak oplatywaa go dookoa nogami albo kiedy pozwalaa piersiom koysac sie obok jego ust. Jej duze, asymetryczne brodawki wydaway
sie byc dla niego przedmiotem nieustajacej
fascynacji, przynajmniej wtedy, kiedy oddawa sie cakowicie ich miosnym spotkaniom. Ale stanowczo zbyt czesto
bywa zupenie gdzie indziej. I teraz dotara do niej nastepna prawda: zbyt czesto
uzywaa seksu, jakby w obawie, z e on przestanie sie nia interesowac.
Nagle zmrozona, zgasia swiato w azience i wrcia do sypialni. Harry leza
tak, jak go zostawia, na lewym boku. Jego oddech by wcia
z geboki i rwnomierny, powieki nieruchome. Krtkie, nieoczekiwane, telepatyczne rozjasnienie
pokazao nieskonczone, puste ciemnie snu, przez ktre dryfowa w poszukiwaniu
drzwi. Pojawio sie i zniko, a wwczas Sandra westchnea. W snach Harryego
zawsze byy drzwi, byc moze pozostaosc po kontinuum Mbiusa, ktre przywoywa matematycznie z innego wymiaru rzeczywistosci.
Kiedy konczymy sie kochac powiedzia jej kiedys mam czasem uczucie, z e to by sen albo opowiadanie przeczytane w zbiorze basni. Nierealne, wymyslone doswiadczenie pozacielesne. Ale wtedy az nadto dobrze przypominam
sobie, jak naprawde wygladao

istnienie bezcielesne, i wiem, z e to naprawde sie


naprawde
zdarzyo. Jak to wytumaczyc? Czy snias kiedys, z e umiesz latac? Ze
wiesz, jak sie lata?

113

Tak odpara wtedy, swym agodnym, edynburskim szkockim akcentem


czesto i bardzo plastycznie. Biegne w d stromego zbocza, by wystartowac, nastepnie podrywam sie do gry, lece nad wzgrzami Pentland, nad wioska, w ktrej
sie urodziam. Czasami boje sie, ale pamietam, iz wiem zawsze dokadnie, jak to
sie robi!
No wasnie Harry by podekscytowany budzisz sie i prbujesz to zatrzymac, nie chcesz, by tajemnica uleciaa wraz ze snem. A kiedy sie rozbudzisz
zupenie, z przykroscia przypominasz sobie po raz kolejny, z e jestes przywiazany

do ziemi. Tak westchna,


a fala ozywienia odpynea to jest to samo, co mi
sie zdarza. Cos powracao z dugiej serii snw w dziecinstwie, ale wypalio sie
i odeszo na zawsze.
Tym lepiej dla ciebie, Harry pomyslaa wtedy. Ten swiat by niebezpiecznym miejscem. Teraz jestes bezpieczny. Jednoczesnie okaza sie niezbyt
uzyteczny dla INTESP i na pewno nie dlatego, z e ona poswiecaa mu tyle uwagi.
Przeciwnie, oni pragneli, by odzyska swoja moc, niewazne jak. Ona miaa byc
osoba, dzieki ktrej mia sie wyrwac z marazmu.
Wslizgnea sie do zka, jego reka automatycznie spoczea na jej piersi. Keogh
by szczupy, swietnie umiesniony. Bardzo dba o swoja kondycje. Jest cae lata
starsze ode mnie powiedzia jej kiedys powaznym tonem i dlatego musze
sie o to ciao troszczyc. Trudno uwierzyc, z e kiedys rzeczywiscie nie nalezao do
niego. Ale ona wtedy nie znaa go, ani tez tamtego mez czyzny, i bya z tego raczej
zadowolona.
Ummm? zamrucza teraz, gdy przytulia sie do niego.
Nic wyszeptaa w ciemnosc pokoju. Ciii.
Ummm. . . powtrzy i instynktownie przygarna
ja do siebie. Nigdy
z nikim nie czua sie tak niesamowicie. Przy wszystkich jego lekach, kiedy byli
razem, miaa wrazenie, jakby przywieraa do skay. Dotykaa jego piersi, bardzo
delikatnie, aby go nie obudzic, i prbowaa wprowadzic go w gebszy sen. Po
chwili rwniez zasnea.
Haaaarry. . . ! Matka Harryego Keogha, wzywaa go ze swego podwodnego grobowca, ale nie moga sie do niego przebic. Od jakiegos czasu jej sie to
nie udawao i wiedziaa dlaczego, ale to nie powstrzymywao jej przed kolejnymi prbami. Harry, jest ktos, kto bardzo chce z toba porozmawiac. Mwi, z e
byliscie przyjacimi i z e to, co chce ci powiedziec, jest bardzo wazne.
Keogh sysza ja, ale nie mg odpowiedziec, gdyz rozmawianie ze zmarymi zostao mu zabronione. Gdyby kiedykolwiek prbowa zamac ten zakaz lub
chocby tylko rozwaza taka mozliwosc , wwczas jeszcze raz usyszaby wewnatrz

siebie ten nieodparty gos, przydajacy


siy poleceniom, za moca ktrych jego wadza nekroskopa staa sie bezuzyteczna.

114

Pod kara blu nie wolno ci, Harry! Gosy umarych zostayby znieksztacone nie do rozpoznania woa Harry Junior. Faethor Ferenczy, Tibor i Julian
Bodescu, byc moze byli ostatnimi. Wielka jest potega wampirw, ojcze! A jesli
jest ich wiecej, ukrytych gdzies na swiecie, jak wiele czasu im zajmie, by cie odszukac. . . lub tobie, by ich znalezc ? Ale oni beda cie szukali tylko wtedy, gdy
beda miec powody, by sie ciebie bac. Dlatego wasnie teraz usuwam te powody
ze szczetem! Rozumiesz?
Robisz to tylko dla siebie odpowiedzia Harry. Nie ze strachu o mnie,
lecz o siebie. Boisz sie, z e pewnego dnia wrce, odkryje ciebie w twoim gniezdzie
i zniszcze. Mwiem ci, z e nie bybym w stanie tego zrobic. Ale, oczywiscie, moje
sowo ci nie wystarcza.
Ludzie sie zmieniaja, ojcze. Ty takze mgbys sie zmienic. Jestem twoim synem, ale jestem tez wampirem. Nie moge ryzykowac, z e pewnego dnia nie
zechcesz mnie znalezc z mieczem, kokiem, w pomieniach. Powiedziaem juz
przedtem: jako nekroskop, jestes niebezpieczny, ale bez zmarych jestes bezsilny.
I bez nich nie masz wstepu do kontinuum Mbiusa. Nie mozesz wrcic tutaj ani
szukac mnie w innych miejscach. Tak, masz racje, to jest nastepny powd, dla
ktrego nakadam na ciebie te ograniczenia.
Wiec skazujesz mnie na tortury. To nieuniknione, poniewaz zmarli kochaja
mnie. Oni beda do mnie mwili!
Moga prbowac, ale nie usyszysz ich, ani im nie odpowiesz. Niniejszym
odmawiam ci tego uzdolnienia.
Przeciez jestem nekroskopem. Rozmawianie ze zmarymi to mj nawyk.
A co bedzie, gdy sie zestarzeje? Kiedy dotre do zmarych jako stary czowiek, co
wtedy? Czy takze bede musia cierpiec? Do konca mych dni?
Nawyki sa po to, by je zwalczac, Harry. Powtarzam po raz ostatni, a jesli
mi nie wierzysz, sprbuj. Nie wolno ci rozmyslnie rozmawiac ze zmarymi, a jesli oni przemwia do ciebie, musisz natychmiast wymazac ich sowa z pamieci.
W przeciwnym razie poniesiesz konsekwencje. Tak bedzie.
A caa matematyka, jakiej nauczy mnie Mbius, czy ja takze mam zapomniec?
Juz ja zapomniaes. To jest najbardziej bezposrednie ograniczenie, jakie na
ciebie nakadam. Nie chce byc bowiem atakowany na moim wasnym terytorium.
Od teraz, koniec dyskusji. To. . . juz. . . stao sie.
Wwczas Harry poczu gwatowny ucisk w gowie. Krzykna
z blu. Zapada
ciemnosc . . .
Odzyska przytomnosc w Londynie, w kwaterze gwnej INTESP. To byo
cztery lata temu. Powiedzia im wszystko i dopomg w skompletowaniu swoich
akt i akt wszystkich operacji, w ktrych bra udzia. Nie by juz nekroskopem. Nie
mg juz narzucac swej metafizycznej woli fizycznemu swiatu. INTESP nie imao juz z niego pozytku. Ale nawet po tym, jak wyprbowali wszystkie mozliwe
115

sposoby, aby przy wrcic jego personalne dyspozycje, by dziwnie spokojny, zupenie pewien, z e nie pozostawia go samemu sobie. By dla nich zbyt cenny jako
nekroskop. Nigdy o nim nie zapomna, a jesli tylko beda mogli przywrcic jego
moc, zrobia to. Podobnie postapi
a jego przyjaciele, nieprzeliczone tumy zmarych. Przyjaciele Harryego, jego prawdziwi towarzysze pomiedzy przewazajac
a
wiekszoscia liczyli zaledwie okoo setki. Reszta rwniez wiedziaa o nim. Dla
nich pozostanie zawsze jedynym swiatekiem w ich wiecznych ciemnosciach.
Harry. Mj biedny may Harry. Jeden z nich, zdecydowanie dla Keogha
najwazniejszy, znowu prbowa do niego przemwic. Dlaczego mi nie odpowiesz? Zawsze pozostaniesz dla mnie maym Harrym.
Poniewaz nie moge chcia odpowiedziec, ale nie odwazy sie, nawet we
snie. Gdyz raz sprbowa, na brzegu rzeki, i zapamieta to az za dobrze.
Pojecha tam po powrocie do swego domu niedaleko Bonnyrigg. Szukszin
wepchna
Mary pod ld i pozostawi jej ciao, ktre spyneo z pradem

do zakola
zamarzajacej
rzeki. Tam opado na dno i zmieszao sie z muem, wodorostami
i szlamem. I tu pozostao, az pewnej nocy Harry da jej okazje do zemsty. Od tego
czasu spoczywaa w spokoju, a jej szczatki
byy stopniowo wymywane. Ale duch
ciagle
sie tam znajdowa.
Przyby tam, by patrzec na spokojna, geboka i ciemna wode, na trzciny i gliniasty brzeg. Dawno nie uzywane sciezki biegy wzduz rzeki, zarastajac
chwa
stami i krzewami jezyn. Spiew
ptakw dochodzi z cienistych wierzb i kolczastej
tarniny. Oprcz jego starego domostwa znajdoway sie tu jeszcze trzy inne, z ktrych dwa stay oddzielnie w duzych, otoczonych murami ogrodach, dochodzacych

prawie do rzeki. Obydwa byy puste, a trzecie, w sasiedztwie,

od kilku lat wystawiano na sprzedaz. Od czasu do czasu ludzie przyjezdzali, ogladali

je i odjezdzali,
krecac
gowami. Byo to samotne miejsce, dlatego Harry je lubi. Zazwyczaj rozmawia tutaj z matka i nie musia sie obawiac, z e ktos zobaczy go, siedzacego

samotnie i mamroczacego

bez sensu do siebie.


Nie wiedzia, czego oczekiwac tym razem, konwersacja bya zakazana, a kazda prba zamania ograniczenia naozonego na jego mzg zostanie ukarana. Istniaa jedna jedyna rzecz, ktrej INTESP nigdy nie wyprbowa, gwnie dlatego,
iz nie chciano posuwac sie tak daleko. Szefem by wwczas Darcy Clarke, i jego instynkt przestrzega go przed popychaniem Harryego zbyt daleko. Ale tu,
nad rzeka, duch niewinnej kobiety nie mg oprzec sie pokusie porozmawiania
z synem.
Na poczatku
bya tylko samotnosc , szmer rzeki, spiew ptakw. W chwile pzniej obecnosc Harryego zostaa zauwazona.
Harry? Przebudzona, bez tchu pojawia sie w jego umysle. Harry,
czy to ty, mj synu? Och, wiem, z e tak. Przyjechaes znowu do domu, Harry!
To byo wszystko, co powiedziaa, to wystarczyo.

116

Mamo, nie wykrzykna,


zrywajac
sie na nogi, i chwiejnym krokiem
prbowa biec. Ktos zapali rzymskie ognie w jego czaszce, a ich kule ogniste
rozerway sie wprost w miekkiej tkance mzgu. To jego syn-wampir przyrzek
mu i to wasnie przeprowadzi. Zmierzch zasta Harryego w dugich trawach nad
brzegiem rzeki, bolesnie odzyskujacego

przytomnosc w swiecie, w ktrym, jak


wiedzia teraz ponad wszelka watpliwo

sc , nie by juz nekroskopem. Nie mg juz


komunikowac sie ze zmarymi. A w kazdym razie nie rozmyslnie. Lecz gdy
sni. . .
Haaarry. Gos matki wzywa go znowu, odbijajac
sie echem w bezkresnych, splatanych

ciemniach jego, skadin


ad
pustego snu. Jestem tutaj, Harry,
tutaj. Zanim sie zorientowa, skreci, przekroczy drzwi i znowu sta na brzegu
rzeki, tym razem oblany jasnym ksiez ycowym swiatem. Czy to ty, synu?
Jej sciszony gos powiedzia mu, z e ona ledwie moze w to uwierzyc. Naprawde
przyszedes do mnie?
Nie moge ci odpowiedziec, mamo! chcia wyszeptac, ale milcza.
Alez wasnie mi odpowiedziaes, Harry odrzeka i on wiedzia, z e to bya
prawda. Zmarli nie musza posugiwac sie wypowiedzianym sowem. Wystarczy
je pomyslec, jezeli ma sie talent. Harry zwali sie na brzeg rzeki, zwina
niczym
embrion, schowa gowe w ramiona i czeka na bl, ktry nie nadchodzi.
Och, Harry! zawoaa od razu. Czy myslisz, z e po tym pierwszym
razie skrzywdziabym cie rozmyslnie lub sprawia, bys sam sie skrzywdzi?
Mamo, ja. . . sprbowa znowu, zrywajac
sie na nogi i wyrzekajac
ja
nie rozumiem!
Rozumiesz, mj synu, rozumiesz. Bez watpienia.

Tyle z e zapomniaes.
Co zapomniaem, mamo?
Zapomniaes, z e byes tu juz przedtem, w snach, wiec to, co zrobi ci mj
wnuk, tutaj sie nie liczy. Teraz wezwij mnie, Harry, abysmy mogli porozmawiac
i przespacerowac sie.
Zastanawia sie, czy rzeczywiscie mg z nia rozmawiac we snie. Nawyk do
tego poprzednio sniac
i czuwajac
zarwno, ale teraz. . .
Jest tak samo, synu. Trzeba ci tylko za kazdym razem przypomniec.
Nie wolno ci rozmyslnie rozmawiac ze zmarymi zauwazy inny gos,
nie nalezacy
do matki, dochodzacy
raczej z zakamarkw pamieci niz jego spia
cego umysu a jezeli mwia do ciebie, musisz wymazac ich sowa z pamieci.
W przeciwnym razie poniesiesz konsekwencje.
Gos mego syna westchna,
pojawszy

wreszcie. A wiec, jak wiele


razy rozmawialismy, mamo? To znaczy, od czasu, gdy to zaczeo byc dla mnie
niebezpieczne. . . przez ostatnie cztery lata, powiedzmy? I gdy zaczea mu odpowiadac, wezwa ja. Wynurzya sie z wody, przyjea jego don. Wyciagn
a
na
brzeg moda kobiete, jaka bya w dniu smierci.

117

Tuzin, dwadziescia, piec dziesiat


razy. Wzruszya ramionami. Trudno
powiedziec, Harry. Coraz trudniej sie do ciebie przebic. Och, jak bardzo tesknilismy za toba.
My? Uja
jej don i szli razem ciemna sciezka wzduz rzeki, a wysoko
nad nimi ksiez yc swieci na niebie upstrzonym chmurami.
Ja i wszyscy twoi przyjaciele, zmarli. Wielu z nich pragnie usyszec znowu
twj agodny gos, synu. Inni zaczna wypytywac, co powiedziaes. A reszta bedzie
chciaa wiedziec, jak ci leci i co sie z toba stao. Co zas do mnie: jestem jak
wyrocznia. Ze mna rozmawiasz przede wszystkim. Lub tez rozmawiaes. . .
Sprawiasz, z e czuje sie tak, jakbym zama jakies stare przyrzeczenie
odpar a przeciez nigdy takiego nie skadaem. Poza tym nic na to nie poradze, z e nie moge juz z wami rozmawiac. Na czym miaaby polegac ta trudnosc
w dostaniu sie do mnie? Wezwaas mnie i przyszedem. Co w tym trudnego?
Nie zawsze przychodzisz, Harry. Czasami czuje cie tutaj, krzycze do ciebie,
a ty sie wycofujesz. Za kazdym razem okres wyczekiwania miedzy wizytami wyduza sie, jakby ci juz nie zalezao albo jakbys o nas zapomnia. A moze rozmowa
z nami staa sie nawykiem, ktry teraz pragniesz. . . zwalczyc?
Nic z tego nie jest prawda wybuchna
Harry. A jesli nawet to prawda odrzek juz ciszej to nie moja wina. Mj umys sponie, jezeli bede kusi
los.
Wobec tego momentalnie wyczu w jej gosie jakies zdecydowanie,
a zimne palce zacisney sie mocniej na jego doni cos trzeba z tym zrobic. To
znaczy z twoja sytuacja, poniewaz przysparza ona zbyt wielu kopotw, umarli
leza niezadowoleni w swoich grobach. Czy pamietasz, jak ci mwiam, Harry, z e
ktos chce z toba porozmawiac? I jak wazne jest to, co chce ci powiedziec?
Tak, pamietam. Kto to jest i cz moze byc tak waznego?
Nie przedstawi sie, a jego gos dochodzi z wielkiej odlegosci.
Harry poczu, z e krew stygnie mu w z yach. Pamieta az za dobrze, jak zmarli,
w okreslonych okolicznosciach, moga odczuwac bl. Sir Keenan Gormley, zamordowany przez sowieckich esperw, by przesuchiwany przez Borysa Dragosaniego, nekromante. Po smierci odczuwa bl.
Czy to. . . jest tak? zapyta teraz i wstrzyma oddech w oczekiwaniu na
odpowiedz.
Nie wiem zwrcia sie do niego i patrzya mu prosto w oczy ale to
cos, z czym sie nigdy dotad
nie spotkaam. Lecz Harry, boje sie o ciebie! Och,
synu, synu, mj biedny may Harry. Tak bardzo, bardzo sie o ciebie boje. Tesknie
za toba i tesknia za toba wszyscy zmarli, ale jezeli miaoby cie to wystawic na
niebezpieczenstwo, wwczas obejdziemy sie bez tego.
Mamo, czy jestes pewna, z e nie wiesz, kim jest ten, ktry prbowa sie ze
mna skontaktowac? Czy na pewno nie wiesz, gdzie on teraz przebywa? Czu,
z e ona czegos unika.
118

Nie wiem uciekaa przed jego wzrokiem ale ten gos. . . Och, tak,
wiem, gdzie jest. Wszyscy zmarli to wiedza. On jest w piekle!
W piekle? zapyta, agodnie obracajac
sie tak, z e stali twarza w twarz.
Popatrzya mu w oczy, otworzya usta, lecz zamiast sw wydobyo sie stamtad
bulgotanie, Zakaszlaa dawiaco,
plunea krwia. . . Wyprez ya sie, opucha,
wyrwaa sie z jego osabego uscisku. Zobaczy w jej ustach cos rozdwojonego,
co nie byo ludzkim jezykiem. Jej skra poszarzaa i w ciagu
sekundy upodobnia sie do penego dziur, wiekowego pergaminu. Ciao odpadao od kosci patami
niczym przegniy caun i rozsypywao sie w py, odsaniajac
czaszke. Krzyknea
w trwodze, odwrcia sie i odbiega. Zatrzymaa sie na chwile przy zakolu i popatrzya do tyu. Psujacy
sie i rozpadajacy
szkielet smia sie z niego. Wwczas
Keogh zobaczy, z e jej oczy zajarzyy sie karmazynowo w swietle ksiez yca, a zeby stay sie ostrymi, zagietymi kami.
Mamooo!. . . krzycza za nia sparalizowany strachem.
Haaaarry! Obcy gos dochodzi z bardzo daleka.
Harry wcia
z wierci sie na brzegu, patrzy to w te, to w tamta strone, przewierca wzrokiem srebrzyste swiato ksiez yca. Ale nie byo tam nikogo.
Zaszokowany naga metamorfoza matki, co do ktrej nie mia watpliwo

sci,
iz moga byc jedynie powaznym ostrzezeniem, w pierwszej chwili nie potrafi
odpowiedziec. Rozpozna bezmiar rozpaczy, blu i beznadziei w tym gosie, ktry
niezmiennie go przyzywa.
Harry, na Boga! Jezeli tylko tam jestes, odpowiedz, prosze. Wiem, z e nie
powinienes, wiem, z e sie boisz, ale musisz. To znowu sie dzieje, to znowu sie
dzieje!
Gos zanika, sab, jego telepatyczna potencja gasa. Jezeli Keogh mia kiedykolwiek zgebic te sprawe, mg to zrobic jedynie teraz.
Kim jestes? zapyta. Czego chcesz ode mnie.
Haaarry! Harry Keogh! Pomz nam! gos odchodzi, miesza sie z szumem wiatru.
Jak? zawoa. Jak moge wam pomc? Nie wiem nawet, kim jestescie. Ale w jego gowie bakao

sie niejasne podejrzenie, z e wie z kim ma do


czynienia. Rzadko sie zdarzao, by zmarli mwili do niego, jezeli przedtem nie
istnia jakis rodzaj wzajemnych relacji. Zazwyczaj on ich znajdowa, po czym
zmarli byli zdolni odnalezc go ponownie. Dlatego podejrzewa, z e musia znac
tego wasnie lub tych wasnie uprzednio, prawdopodobnie za z ycia.
Na Boga, znajdz nas i skoncz z tym wreszcie.
Jak moge was znalezc ! krzykna.
Zbierao mu sie na pacz z bezsilnosci.
Sabiutki, zanikajacy
szept, jednak wystarczajaco
silny, by zawezwac wiejacy

wiatr, uderzy w Harryego z taka sia, z e mez czyzna musia pochylic sie w jego
strone. Wtedy nastapio

finaowe zaklinanie, ktre zmrozio krew eks-nekroskopa


i wyrwao go na powrt w swiat jawy.
119

Znajdz nas i zniszcz nas! baga nieznany gos. Skoncz z tymi szkaratnymi nitkami teraz, zanim urosna w sie. Znasz sposb: ostra stal, drewniany
koek, oczyszczajacy
ogien. Zrb to, Harry. Prosze. . . zrb. . . to!
Keogh przebudzi sie. Sandra przywara do niego, starajac
sie go przytrzymac
na zku. By przemoczony od zimnego potu. Obejmowaa go za szyje, a pod
piersia czua jego walace
serce.
Juz dobrze, juz dobrze. To tylko zy sen, koszmar, nic wiecej.
Co? Cay drza.
Juz dobrze powtarzaa to tylko zy sen.
Sen? W jego oczach pojawia sie jakas posepna wizja. Odepchna
ja
agodnie, wciagn
a
geboko powietrze i zesztywnia. Nie rzuci to byo
cos wiecej niz zwyky sen, znacznie wiecej. Chryste, musze to zapamietac!
Za pzno. Sen juz sie cofa, spywa w d do korzeni podswiadomosci.
On by o. . . rozpaczliwie potrzasn
a
gowa, rozsnuwajac
zawiesine wasnego potu o mojej matce. Nie, nie o niej. . . ona w nim bya. To. . . ostrzezenie?
Tak, ostrzezenie i. . . cos jeszcze.
Sen odchodzi, wypierany wbrew jego woli przez wole kogos innego. Wole
czy zapis jego syna, przez post-hipnotyczne polecenia, ktre wszczepi w mzg
Harryego.
Minea czwarta w nocy. Harry spa jakies trzy godziny, Sandra troche krcej.
Kiedy wreszcie uspokoi sie i zaozy szlafrok, zrobia mu filizanke kawy. Prbowaa przywoac ten sen, nalegaa, z eby sobie przypomnia. . . przeklinajac
siebie
w duchu, z e wszystko przespaa. Gdyby czuwaa, mogaby chociaz zapac jakies
migawki z tego doswiadczenia, ktre go tak przerazio. Do jej obowiazkw

nalez ao pomc mu uporzadkowa

c jego umys i odzyskac, co utraci.


Bez sensu. Potrzasn
a
gowa po dugich minutach cierpliwego wypytywania. Sen ulecia. I bardzo dobrze, na przyszosc musze byc. . . ostrozny.
Sandra nie zapytaa, dlaczego musi byc ostrozny, poniewaz znaa odpowiedz.
Kiedy popatrzya na niego znowu, jego pene uczucia oczy byy utkwione w nia,
a gowa przechylia sie lekko na bok.
Jezeli wyrzucisz to z siebie, bedziesz sie czu z tym lepiej. Jej kamstwo
miao przynajmniej pozory logiki. Kiedy opowie sie koszmar, to przestaje on
byc taki straszny.
Och? Wiec w ten sposb rozumiesz koszmary, tak?
Prbuje jedynie ci pomc.
Ale ja powtarzam, z e nie pamietam, a ty ciagle
nalegasz. To by tylko sen
i nikt nie wyciaga
z taka zawzietoscia snw z kogos innego. W kazdym razie nie
bez przyczyny. Cos tu jest nie w porzadku,

Sandro, i mysle, z e wiem o tym od


jakiegos czasu. Stary Bettley mwi, z e to moja wina, lecz teraz nie jestem tego
taki pewien.
120

Przyjea sowa Harryego w milczeniu, udaa obrazona i odsunea sie. Ale tak
naprawde to on zosta zraniony, a bya to ostatnia rzecz, jakiej pragnea. W nie najlepszych nastrojach poozyli sie ponownie do zka i odwrceni do siebie plecami
po chwili zasneli.
Godzine pzniej obudzia sie znowu. Harry dalej spa, wyczerpany fizycznie
i psychicznie. Konczyny mia jak z oowiu, oczy nieruchome, oddech geboki, powolny i regularny. Nie sni juz wiecej. Lezac
obok niego, Sandra czua, z e sa sobie
obcy. Kochali sie ostatniej nocy i byo im bardzo, bardzo dobrze. Rozmyslajace

tym, siegnea w d. Chwile pzniej zostaa wynagrodzona, gdy czonek zesztywnia i pulsowa jej w palcach. Zwierzeca reakcja, wiedziaa to, a jednak bya mu
wdzieczna.
Jej lojalnosc wystawiono na powazna prbe. INTESP pacio rachunkami, ale
do z ycia potrzebowaa czegos wiecej niz sowite zarobki. Pragnea Harryego. To
nie byo zadanie do wypenienia, juz od dawna. Zbliza sie czas, kiedy zmuszona bedzie to przerwac, powiedziec do diaba z wywiadem i wszystko mu
wyjasnic.
Mysli Sandry, dryfujac,
zaczey sie ukadac w wielobarwna mozaike.
Zanim znowu zapada w sen, doszy ja jakies haasy z ogrodu od strony rzeki.
Powolne, leniwe szmery. Bya rozespana, ale te odgosy nie daway jej spokoju.
Trwaa wiec na granicy gebokiego snu i wzbraniaa sie przed zanurzeniem wen.
Ale w miare jak pierwsze, blade, niesmiae promienie dnia zaczey przeswiecac
przez z aluzje w pokoju Harryego, dzwieki powoli umilky. Usyszaa znajome
skrzypniecie furtki w starej, wykonczonej ukowato bramie w ogrodzie, a nastepnie cos, co mogo byc szuraniem stp, i juz nic wiecej.
Rankiem Harry, ubrany w szlafrok, przynis tace z parujac
a filizanka kawy
i sucharami.

Swietnie
powiedzia po prostu. Mielismy ciez ka noc.
Naprawde? szepnea rozespana i zauwazya, z e by wcia
z blady, ale
nie wyglada
juz na tak zmeczonego. Zdawao sie, z e dostrzega jakis nowy bysk
w jego spojrzeniu. Kocham cie powiedziaa, stawiajac
filizanke na maym,
sypialnym stoliku. Zapomnij o wszystkim innym, pamietaj tylko to. Nic na to
nie poradze i nie chce tego, ale po prostu cie kocham.
Ja. . . ja nie wiem odrzek.
Patrzac
na nia, siedzac
a w ten sposb na zku, zarzowiona od snu, z bolesnie
nabrzmiaymi sutkami, nie mg jej nie pozada
c. Znaa to spojrzenie, wiec wycia
gnea reke i pociagn
ea za koniec paska od szlafroka. Jego penis by juz sztywny
i porusza sie jak z ywa istota. Przywarli do siebie. Dotyka ja tam, gdzie, jak wiedzia, lubia najbardziej. Byo lepiej niz kiedykolwiek, a ich kawa wystyga. . .

121

Pzniej siedzieli przytuleni czule na werandzie.


A teraz mgbym sie mierzyc z porzadnym

sniadaniem powiedzia Harry.


Zjesz jajecznice na boczku? Pomyslaa, z e moze najgorsze juz mineo.
Byaby zdolna powiedziec mu wszystko teraz, bez z adnej obawy. Czy bedzie
wystarczajaco
ciepo na zewnatrz?

zapytaa i zajea sie przygotowaniem posiku.

Srodek
maja? Harry wzruszy imionami. Moze nie jest az tak goraco.
Ale sonce juz wzeszo i niebo jest czyste, wiec. . . powiedz, z e jest raczej
orzezwiajaco
niz zimno.
Dobra. Odwrcia sie do lodwki, ale on stana
przy niej i chwyci ja za
ramie.
Ja to zrobie, dobrze? odpar. Zdaje sie, z e uwielbiam robic dla ciebie
sniadanie.

Swietnie.
Usmiechnea sie.
Otworzya wielkie okna, wychodzace
na otoczony wysokim murem ogrd,
i zobaczya od razu, z e furtka pod kamienna brama jest nie domknieta. Pamietaa
skrzypienie o brzasku. Myslaa, z e to podmuch wiatru, choc nie wydawao jej sie,
by noc bya specjalnie wietrzna.
Przesza przez werande. Ogrd by prawdziwa puapka soneczna, wydawa
sie sciaga
c wszystkie promienie wczesnoporannego, majowego sonca. Mury domu juz sie nagrzay. Nie byoby to wcale ze miejsce do z ycia pomyslaa
gdyby tylko Harry o nie zadba.
W istocie, niewiele zrobi w domu i dookoa przez te ostatnie cztery czy piec
lat. Doprowadzi centralne ogrzewanie i przynajmniej prbowa uporzadkowa

c
ogrd.
Wesza na trawnik i skierowaa sie ku z wirowej sciezce. Jedna czesc ogrodu
otoczono niskim kamiennym murkiem. Zobaczya, z e w grnej warstwie muru
brakowao kilku kamieni i od razu przypomniaa sobie odgosy, jakie syszaa
w psnie. Gdyby ta czesc ogrodzenia zostaa wysadzona przez nabrzmiaa od
rosy czy deszczu glebe, wwczas szczatki
lezayby nie opodal. Niczego takiego
jednak nie dostrzega, jedynie rozebrana grna warstwe. W caym swym z yciu
nie widziaa, by ktos wslizgiwa sie cichaczem po to jedynie, by krasc kamienie.
Podesza do furtki i wyjrzaa na porosniety trzcina brzeg rzeki. Zamknea bramke
i podpara ja poowa cegwki, a nastepnie przystanea i wciagn
ea nosem poranne powietrze. Przez chwile wydawao jej sie, z e poczua jakis dziwny zapach. . .
Ale rwnie szybko zapach znikna.
Byc moze to bya przyczyna nocnego szurania i sapania: miejscowe stworzenia nocne, weszace
jaka
s padline lezac
a gdzies
w trzcinach na brzegu rzeki.
Zmarszczya czoo, poda
zya wzrokiem wzduz sciezki prowadzacej
do domu i nareszcie zobaczya, co sie stao z kamieniami z muru. Oczywiscie, mu122

siao to byc dzieo Harryego. Uozy z nich kilka liter. Zanim jeszcze zda
zya
odczytac ich sens, na werandzie pojawi sie Keogh z parujacym

dzbankiem kawy,
filizankami, mlekiem i cukrem na tacy.

Sniadanie
za piec minut oznajmi. Zanim zda
zysz nalac mi kawy,
bede z powrotem z jedzeniem.
Od razu uleciaa jej z gowy sprawa z kamieniami i skierowaa sie w strone
ogrodowego stolika.
O co chodzi z tymi kamieniami? przypomniaa sobie, gdy jedli sniadanie.
Hmm? Harry unis brwi. Z kamieniami?
W ogrodzie na trawniku.
Tak przytakna
kamienie okalaja trawnik. I co z nimi?
Nie nalegaa na trawniku! Kamienie uozone w litery. Co to, Harry,
czyzbys przekazywa potajemne informacje pilotom jumbo lecacym

do Edynburga, czy cos w tym guscie? Usmiechnea sie z artobliwie.


Na trawniku? Zatrzyma widelec zjedzeniem w p drogi do ust. Potajemne informacje. . . Opusci widelec, zmarszczy czoo. Na jakim trawniku?
Jak to, przeciez tam! Pokazaa palcem. Idz i sam zobacz. Zrobi tak,
a z wyrazu jego twarzy wywnioskowaa, z e nic o tym nie wiedzia. Doaczya

do niego i razem przygladali

sie zadziwiajacej
kamiennej legendzie. Bya prosta,
jakby nie dokonczona.
KENL
TJOR
RO
Informacje? powtrzy Harry, wasciwie sam do siebie. Wpatrywa sie
tak jeszcze przez chwile, po czym nerwowo zwilzy wargi i rozejrza sie szybko
po ogrodzie, rzucajac
badawcze spojrzenie to tu, to tam. Sandra zastanawiaa sie,
czego szuka. Nastepnie scich, znowu zblad, wyraznie czyms bardzo przejety.
Harry zapytaa czy cos. . . ?
Raczej czu, niz sysza jej gos.
Ech? Popatrzy na nia. Nie, nic. Musiay tu byc jakies dzieciaki.
Przeniosy kilka kamieni jaka sprawa?
Zasmia sie, ale nie wypado to naturalnie.
Harry podjea znowu ja. . .
W kazdym razie, miaas racje przerwa jej obcesowo tu jest cholernie
zimno. Chodzmy do srodka.
Kiedy jednak pozbierali naczynia ze sniadania, zobaczya, jak Keogh weszy
w powietrzu, dziwnie zaniepokojony.
Cos martwego powiedziaa, a on az podskoczy.
Co?
123

W trzcinach, przy rzece, cos martwego. Na sciezce jest peno robakw, az


zleciay sie ptaki.
Jej sowa same w sobie brzmiay zupenie niewinnie, lecz Harry wyglada
na
zaszokowanego.
Jedza je. . . powtrzy. I nie mg juz ani chwili usiedziec spokojnie.
Sandra wziea wiec od niego naczynia i posza do kuchni. On zas przemierza
duzymi krokami werande, rzucajac
spojrzenia przez okno na ogrd. Po chwili
wrcia i spostrzega, z e Harry podja
juz jaka
s decyzje, prbowa tez przybrac
mniej zatroskany wyglad.

Wiec jakie sa twoje plany na dzisiaj? zapyta. Czy bedziesz rysowac?


To tylko kilka sw, ale powiedziay jej wiele.
Sandra bya projektantka mody dla pozoru. W rzeczywistosci, rwniez projektowaa modne stroje kobiece i miaa na swoim koncie nawet kilka maych sukcesw, ale gwnie bya to fasada przykrywajaca
jej prace dla INTESP. Ostatniej
nocy powiedziaa Keoghowi, iz nie ma nic w planie na dzisiaj i ten dzien mogliby
spedzic razem. Teraz, z powodw wiadomych tylko jemu, wyraznie chcia zostac
sam.
Chcesz, abym sobie posza? Nie potrafia ukryc rozczarowania.
Sandro zrezygnowa z tej niezdarnej prby zachowania pozoru musze
cos przemyslec. Potrafisz to zrozumiec?
A ja ci w tym przeszkadzam? Tak, potrafie to zrozumiec. Harry, ta sprawa
z kamieniami w ogrodzie. Ja. . .
Suchaj wtraci
sie nie wiem prawie nic o kamieniach, prcz tego, z e
sa one tylko maa czastk
a. . . czegos.
Czastk
a czego, Harry? Musia syszec, jak bardzo ja to zainteresowao.
Nie wiem. Jego gos wydawa sie ciagle
szorstki. Pokreci gowa, po
czym rzuci jej badawcze, niemal oskarzajace
spojrzenie. Moze powinienem
spytac o to ciebie, co? To znaczy, moze ty wiesz lepiej, co sie tu wasciwie dzieje?
Nic nie odpowiedziaa i zaczea zbierac swoje rzeczy. Narzuci na siebie jakies
ubranie i poczeka na nia w samochodzie.
Ruszyli boczna droga, przejechali przez kamienny most i waczyli

sie do ruchu
na szosie do Bonnyrigg. Z wioski moga zapac autobus do Edynburga. Robia
tak juz przedtem i nie stanowio to wielkiego kopotu. Nie zamierzaa rozmawiac
z nim.
Zobaczymy sie wieczorem? Czy mam tu przyjechac? Wysiadajac
z samochodu, niespodziewanie usyszaa sama siebie.
Nie. Potrzasn
a
gowa. Sandra. . . Wzruszy bezsilnie ramionami. Nie wiem. Naprawde nie wiem.
Zadzwonisz do mnie?
Tak odrzek i nawet zdoby sie na usmiech. Sandro. . . czy wszystko
w porzadku?

124

Kochanie pochylia sie i pocaowaa go przez otwarte okno samochodu naprawde nie martw sie niczym.
W Edynburgu Darcy Clarke i Norman Wellesley czekali nieopodal gregorianskich domostw, gdzie mieszkaa Sandra. Siedzieli w zaparkowanym samochodzie
Wellesleya, z dwoma innymi pracownikami INTESP. Kiedy wynurzya sie zza rogu, wysiedli z wozu i przywitali ja w drzwiach wejsciowych jej domu. Bez sowa
zaprosia ich do srodka.
Mio nam znowu pania widziec, panno Markham. Skina
gowa Wellesley.
Jak tam sprawy, Sandro. Clarke zmusi sie do usmiechu.
Dokonaa krtkiego wgladu
w jego umys. By strapiony i peen niepokoju,
ale nie dostrzega nic szczeglnego. Z pewnoscia chodzio o Keogha, bo z innej
przyczyny tych dwoje nie przychodzioby tutaj.
Kawy? zapytaa i nie czekajac
na odpowiedz, udaa sie do kuchni.
Tak, najwyzsza pora na kawe powiedzia Wellesley. Ale tak naprawde, to jestesmy strasznie zajeci i nie bedziemy zanadto przeduzac naszej wizyty.
Jezeli wiec mozemy przystapi
c od razu do rzeczy. . . Czy zamierzaa sie pani spotkac z Keoghem dzis wieczr? Bedzie pani w jego zku, czy on w pani? pyta
Wellesley. Znowu rzniecie wieczorem, prawda?
Byo w tym czowieku cos, co zawsze Sandre irytowao. I fakt, z e jego umys
by nieprzenikniony nie emitowa nawet najsabszego z arzenia dodatkowo
rozdraznia kobiete. Jej zimny wzrok wyszed naprzeciw spojrzeniu Wellesleya.
Moze do mnie zadzwoni odpara beznamietnie.
Chodzi o to, z e wolelibysmy, abys sie z nim dzis wieczorem nie spotykaa, Sandro wkroczy Clarke pospiesznie, zanim Wellesley zda
zy powiedziec
cokolwiek. A to dlatego, z e my zamierzamy sie z nim spotkac. I chcielibysmy
unikna
c, no wiesz, kopotliwej konfrontacji.
Nalaa kawe i usmiechnea sie do Darcyego. Zawsze go lubia i nie chciaa
stawiac go w niezrecznej sytuacji w obecnosci jego szefa. Ich szefa, choc juz nie
na dugo. Nie, jesli tylko sprawy potocze sie zgodnie z jej planem.
Rozumiem. Wiec co sie dzieje?
Nic, czym musiaaby pani zaprzata
c sobie gowe. Zby ja Wellesley.
Takie rutynowe dziaania. A do tego scisle tajne.
Raptem ona takze zaczea sie obawiac o Harryego. Miaa zamiar odpowiedziec im o ostatnich wydarzeniach, ale wycofaa sie. Byo cos w ich nastawieniu,
szczeglnie Wellesleya, co ostrzegao ja, z e to nie jest dobry moment. A poza tym
to wszystko i tak umiesci w comiesiecznym raporcie wraz z rezygnacja.
To byoby na tyle. Wellesley wsta. Wiec do nie zobaczenia! Kiwna
gowa, przesa jej skrzywiony pusmiech i skierowa sie w strone drzwi.
Wiec jesli on zadzwoni, to pani cos wymysli, prawda?
125

Czua, z e caa drzy z przejecia, ale Clarke uja


w pokrzepiajacym

uscisku
jej reke tuz nad okciem, jakby chcia powiedziec: Wszystko w porzadku.

Bede tam.
Nie moga zrozumiec, dlaczego Darcy by tak przejety. Rzadko widywaa go
w takim stanie. . .

ROZDZIA SIDMY
Mowa umarych
Wysadzi Sandre w Bonnyrigg. Jadac
z powrotem, zatrzyma sie przy sklepiku
i kupi sobie paczke papierosw. Popatrzy na reszte, ale jej nie przeliczy nie
potrafi.
Harry Junior bowiem odebra ojcu umiejetnosc posugiwania sie cyframi. Dlatego tez eks-nekroskop w z aden sposb nie mg skorzystac z kontinuum Mbiusa. Sandra pilnowaa nawet pacenia jego rachunkw, gdyz inaczej pewnie i tam
popeniaby bedy. Mozna by sie zastanowic, jaka wartosc miaa teraz jego instynktowna matematyka, rwnanie Mbiusa. Harry zastanawia sie, czy to by
sen, fantazje, czy wymys jego wyobrazni. Pamieta wszystko, ale kiedy prbowa wytumaczyc to Sandrze, mysl przybieraa postac marzenia albo historii przeczytanej w ksia
zkach dziecinstwa, teraz szybko zacierajacej
sie w pamieci. Nie
wiedzia, czy rzeczywiscie dokona tych wszystkich rzeczy. A jesli tak, to czy
chce odzyskac zdolnosc rozmawiania ze zmarymi, przekraczania drzwi, ktrych
istnienia nikt inny nie przeczuwa? Podrzowac szybko jak promien swiata w metafizycznej czasoprzestrzeni.
Wrci do domu. Wyszed do ogrodu i popatrzy na kamienie:
KENL
TJOR
RO
Zarejestrowa ich pozbawiona znaczenia legende w swoim umysle. Nastepnie
przyprowadzi taczke i wrzuci je do niej. Jesli ktos prbowa mi cos powiedziec,
to dlaczego mu to utrudniac? pomysla.
Keogh uda sie do pokoju na poddaszu. Duze, zakurzone pomieszczenie z maym oknem, nagimi z arwami zwisajacymi

z belek stropowych oraz dugimi rzekami pek z ksia


zkami penio role kaplicy jego obsesji. I, oczywiscie, same zawarte w ksiegach fakty i fikcje, mity i legendy, wszystkie ostateczne potepienia
i nieodparte dowody potwierdzajace,
zaprzeczajace
lub stojace
gdzies posrodku
badan Harryego emanoway mroczna tajemnica. Historia, wiedza, sama natura. . .
wampiryzm. Nie przyszed tutaj jednak po to, by zagebiac sie w miazmaty odle127

gych czasw, krain i legend. Uwaza bowiem, z e mina


juz czas studiw i prznego usiowania zrozumienia natury rzeczy. Sny o czerwonych nitkach pomiedzy
bekitnymi czesto gosciy w jego podswiadomosci. Wierzy im.
Wielka jest potega wampirw, ojcze! Nie wiedzia, czy to echo, szept,
skrobanie myszy, czy. . . pamiec ? Jak wiele czasu im zajmie, zanim ciebie
odnajda?

Nie, przyszed tu, by popatrzec na ksia


zki. Taktyke przeciwnika mozna studiowac przed atakiem, a nie wtedy, gdy syszy sie juz walenie do drzwi. Wierzy
swym onirycznym wizjom.
Zdja
ze sciany egzemplarz broni wcia
z skutecznej, choc jej ksztat niewiele
sie zmieni przez szesnascie wiekw. Pokrage
ostrze sierpa poyskiwao niczym
brzytwa.
Do konca dnia nic szczeglnego sie nie wydarzyo. Wiekszosc tego czasu
Keogh spedzi zastanawiajac
sie nad swoim poozeniem (nie by juz nekroskopem, nie mia juz dostepu do kontinuum Mbiusa) i nad sposobami, dzieki ktrym mgby odzyskac swe uzdolnienia. Mia nadzieje, z e byc moze rozmowa
z Mbiusem potrafiaby ustabilizowac jakis matematyczny z yrokompas, ktry zosta uszkodzony. Mbius jednak nie z y od z gra stu lat, a Harryemu nie wolno
byo rozmawiac ze zmarymi pod grozba mentalnego cierpienia. Tylko zmarli mogli szukac drg dojscia do niego. Podejrzewa, z e kontaktowa sie z nimi w snach.
Nie wolno byo mu jednak postepowac zgodnie z tym, co mu mwili. Nic zreszta
nie pamieta. Czu, z e ostrzegali go.
W kazdym mez czyznie, kobiecie i dziecku bekitna nic z ycia rozwija sie
natomiast o czerwonych nitkach przez przeszosci i biegnie w przyszosc . Sni
platajacych

sie z niebieskimi.
Wiedzia, z e cos nadciaga,
cos strasznego. Reszta przypominaa chinska amigwke bez rozwiazania,

labirynt bez wyjscia, kwadratowy pierwiastek z minus


jeden, ktrego wartosc mozna wyrazic jedynie w abstrakcji. A bya to amigwka, ktra analizowa az do granicy wyczerpania i do ktrego nawet nie podchodzi,
poniewaz, jak wszystkie matematyczne pojecia, po prostu nic dla mnie nie znaczyo.
Wieczorem siada i oglada
telewizje, gwnie dla relaksu. Zastanawia sie,
czy nie zadzwonic do Sandry, ale ostatecznie nie zrobi tego. Wiedzia, z e ja takze
cos dreczy. Poza tym, jakie mia prawo wciaga
c ja w. . .
I tak mija czas. Wieczr przechodzi w noc. Harry drzema w fotelu. Obudzi go dzwiek oklaskw. Na ekranie zobaczy Amerykanina, gospodarza chat-show, rozmawiajacego

z otya dama. Program nazywa sie Interesujacy


ludzie
czy cos takiego i Harry oglada
juz go kiedys, zazwyczaj bez zbytniego zainteresowania. Teraz jednak wychwyci sowo pozazmysowy, ekstrasensoryczny,

128

i od razu poderwa sie w fotelu. Ekstrasensoryczna percepcja ESP fascynowaa go


w kazdej formie.
Wiec uporzadkujmy

to mwi chudy jak szkielet gospodarz do otyej


damy. Ogucha pani w wieku osiemnastu miesiecy i nigdy nie uczya sie pani
mwic, tak?
Tak odpara otya dama ale mam przeciez te niezwyka pamiec i oczywiscie syszaam wiele razy rozmawiajacych

ludzi zanim ogucham. W kazdym


razie, nie rozwineam zdolnosci mwienia, wiec byam nie tylko gucha, ale i niema. I tak trzy lata temu wyszam za ma
z. Mj ma
z jest technikiem w studiu nagran. Zabra mnie tam pewnego dnia. Patrzyam, jak pracuje, i nagle poaczyam

oscylatory jego maszynerii z gosami i dzwiekami instrumentw nagrywanej grupy.


Nagle narodzia sie idea dzwieku, czy tak?
Dokadnie tak. Otya dama usmiechnea sie. Oczywiscie, przedtem
uczyam sie znakowego jezyka czy daktylologii, ktre sama dla siebie nazywaam mowa niemych, i wiedziaam rwniez, z e niektrzy niesyszacy
moga prowadzic zupenie normalne rozmowy, ktre znw nazywaam mowa guchych. Ale
nigdy tego nie prbowaam, poniewaz nie rozumiaam dzwieku! Wie pan, moja
guchota bya zupena. Absolutna. Dzwiek istnia jedynie w pamieci!
I wtedy zobaczya pani tego hipnotyzera?
Rzeczywiscie. To byo bardzo ciez kie. On jednak zna mowe niemych. Zahipnotyzowa mnie wiec i przywoa wszystkie rozmowy, jakie syszaam, bedac

dzieckiem. A kiedy przebudziam sie. . .


Moga pani mwic?
Tak jak pan teraz mnie syszy, tak!
Naprawde, to ci dopiero mowa! Nie tylko artykuuje pani wszystkie dzwieki, ale jeszcze prawie nie ma akcentu! Pani Zdzieniecki, musze powiedziec, z e
to jest niezwykle fascynujaca
historia, a pani jest na pewno jednym z najbardziej
interesujacych

ludzi, jakich goscilismy w naszym programie.


Kamera uchwycia jego chuda, usmiechnieta twarz, a on ukoni sie w niepowstrzymanym zachwycie.
Tak, prosze panstwa! A teraz przejdziemy do. . .
Harry wyaczy

odbiornik. Kiedy ekran zgas, dopiero spostrzeg, jak sie zrobio ciemno. Dochodzia pnoc. Temperatura w domu spadaa, gdyz czasomierz
wstrzyma dopyw pradu
do systemu centralnego ogrzewania. Zazwyczaj o tej
porze Harry leza juz w zku. . .
Pomysla, z e moze obejrzaby jeszcze jeden wywiad z jakims interesujacym

czowiekiem. Nie pamieta, z eby waczy

odbiornik, ale kiedy pojawi sie obraz. . . Keogh zosta wciagni


ety przez ekran do srodka i tam napotka Jacka Gadue, czy ja tam brzmiao jego imie.

129

Witaj w programie, Harry! Przywita go Jack. I nie mamy watpli


wosci, z e bedziesz dla nas bardzo interesujacy!
A wiec, jestem czyms w rodzaju
wielbiciela tego, no, miejsca, ktre tutaj masz. Mwies, z e jak to sie nazywa?
Wyciagn
a
mikrofon w kierunku Harryego.
To jest kontinuum Mbiusa, Jack powiedzia Keogh, odrobine nerwowo. I ja naprawde nie powinienem znalezc sie tu.
To ci dopiero mowa! W tym programie wszystko przejdzie, Harry. Masz
najlepszy czas, synu, wiec nie bad
z niesmiay!
Czas? zastanowi sie Harry. Kazdy czas jest najlepszy. Czy wasnie
czas cie interesuje? W takim razie popatrz tutaj.
Uja
Gadue pod okiec i poprowadzi go przez drzwi czasu przyszego.
Interrrresujace!
odpowiedzia tamten z aprobata, kiedy ruszyli w przyszosc , w kierunku dalekiej, bekitnej mgieki, ktra stanowia przeduzenie ludzkosci przez trzy ziemskie wymiary uniwersum czasoprzestrzennego.
A czym sa te miriady bekitnych nitek, Harry?
Nitki z ycia rodzaju ludzkiego wyjasni Keogh. Czy widzisz tam? Ona
wasnie przeistacza sie w byt. Czysty, lsniacy,
nieomal oslepiajacy
jest jej bekit.
To noworodek, z duga, duga droga przed soba. A ta tutaj, stopniowo zanikajaca

i gasnaca
z szacunkiem sciszy gos to stary czowiek bliski smierci.
To ci dopiero mowa! powiedzia Gadua z respektem. Ale, oczywiscie, wiesz o tym wszystko, prawda Harry? To jest, o smierci, i tym wszystkim?
Czyz nie jestes tym, ktrego nazywaja nekro. . . jak mu tam?
Nekroskopem, tak Harry przytakna
a w kazdym razie, byem nim.
I co to jest dla prawdziwego talentu, chopcy? Gadua bysna
zebami.
Dla Harryego Keogha, czowieka, ktry mwi o zmarych, i on jest jedynym,
ktremu oni odpowiadaja, najuprzejmiej, jak umieja!
Widzicie, darza go czyms
w rodzaju miosci. A wiec znw zwrci sie do Keogha jak nazywasz ten
rodzaj konwersacji, Harry? Mam na mysli, no, kiedy rozmawiasz ze zmarymi?
Rozumiesz, przed chwila rozmawialismy z pania Zdzieniecki, ktra opowiadaa
nam o mowie niemych, mowie guchych i. . .
Mowa zmarych ucia
Harry.
Mowa zmarych? Naprawde? To ci. . . dopiero. . . mowa! A wiec, jezeli
nie byes jednym z najbardziej interrr. . . Przerwa i zerkna
gdzies za plecy
Keogha.
Hmm? odezwa sie Harry.
Jeszcze jedno pytanie, synu powiedzia naglacym

tonem Gadua, a jego


przymruzone oczy utkwione byy w cos, co znajdowao sie poza polem widzenia
Harryego. To jest, powiedziaes nam wystarczajaco
duzo o bekitnych nitkach
z ycia, ale jakie jest w tym wszystkim znaczenie linii czerwonych?
Harry dra
zy przestrzen szeroko otwartymi oczami i ujrza nagle szkaratna
nic, nachylajac
a sie ku niemu.
130

Wampir wrzasna
i wypad z fotela. W drzwiach dostrzeg sylwetke
czegos, co mogo byc tylko jednym: tym, o czym wiedzia, z e po niego przyjdzie.
Badz
ac
po omacku, Harry przewrci may stolik, straci
lampke nocna.
Wreszcie odnalaz. . . orez , ktry wczesniej tego dnia przygotowa. Waczy

swiato. Przyklekna
za fotelem, podnis poyskujac
a, metalowa kusze i zobaczy, jak
najgorsza mara z jego snw wchodzi do pokoju.
Nie mogo byc watpliwo

sci: ciemnoszary kolor ciaa, rozdziawione szczeki,


wilcze uszy i kurta z wysokim konierzem. To wampir. . . z komiksu dla dzieci pomysla Harry zlany potem. Mimo to, jego palce zacisney sie na spuscie.
Zareagowa natychmiast. Ciao, ktre wytrenowa do granic doskonaosci pracowao tak, jak je zaprogramowa w setkach prb symulacyjnych tej konkretnej
sytuacji. I chociaz ockna
sie momentalnie i wiedzia, z e to oszustwo strzaa z twardego drewna juz opuszczaa kusze. W ostatnim uamku sekundy Harry
sprbowa zapobiec nieszczesciu, podrywajac
bron do gry.
Wellesley, widzac
kusze jego w rekach, parskna
piana przez plastykowe zeby
w odruchu i cofna
sie. Strzaa minea o centymetr prawe ucho, przesza konierzyk kurty i rzucia go na sciane. Wbia sie geboko w tynk i przyszpilia Wellesleya.
Jezu Chryste, ty idioto, to ja. Wyplu zeby i wrzeszcza. Bardziej jednak niz do Keogha, te sowa adresowane byy do Clarkea, ktry znajdowa sie
gdzies na zapleczu pogra
zonego w ciemnosciach domu. Krzyczac
jednoczesnie
Wellesley siegna
do paszcza pod kurta i chwyci rekojesc swego browninga.
Harry naciagn
a
powtrnie cieciwe i umiesci zapasowa strzae w ozu zamka.
Niczym w zwolnionym tempie, ktre wynikao z szybkosci jego wasnych poczynan, widzia, jak Wellesley przyjmuje pozycje strzelecka. Nie mg uwierzyc, z e
ten czowiek do niego wystrzeli. Dlaczego? Z jakiej przyczyny? A moze Wellesley boi sie, z e znowu uzyje kuszy? pomysla z przerazeniem. Rzuci wiec
swa bron na siedzenie fotela i podnis rece do gry. Teraz Wellesley mg byc
juz pewny swego. Oczy bysney mu pozadliwie,

a kykiec zbiela na bezpieczniku


pistoletu automatycznego. Usmiechna
sie szeroko.
Keogh, ty szalencu. . . nie. . . nie! wycharcza.
A wwczas. . . trzy rzeczy stay sie prawie jednoczesnie.
Pierwsza: gos Clarkea, ktry Harry rozpozna natychmiast. Wellesley, wyaz stamtad
krzycza w tej chwili. Wypieprzaj stamtad!
I oskot jego krokw z korytarza, a nastepnie przeklenstwa, gdy wpad na doniczki.
Druga: Harry odgad wreszcie intencje Wellesleya, rzuci sie z powrotem do
tyu, za fotel. Usysza wscieky swist pocisku, ktry mina
go o centymetr. Dzwigna
sie, by chwycic znowu kusze. Spostrzeg jak twarz Wellesleya nagle traci
wyraz niezrozumiaej zawzietosci zmieszanej z morderczymi zamiarami, a przybiera najczystszej trwogi.

131

Trzecia: brzek tuczonego szka i suche pekniecia drewnianych supkw


okiennych, gdy cos ciez kiego, mokrego, niezgrabnego, wpado przez zamkniete
drzwi na werande. Cos, co sciagn
eo uwage Wellesleya.
Jezus! Jezus! Jezus! krzycza szef INTESP, strzelajac
nad gowa Harryego. Za szklanymi drzwiami, zataczajac
sie od uderzen pociskw, ale jednak
wcia
z utrzymujac
sie na nogach, stao cos, a wasciwie ktos. Harry czu, z e to
przyjaciel. W dawnych czasach bowiem wszyscy umarli sprzyjali nekroskopowi.
Ten, ktry wszed, by wzdety, wilgotny, nietkniety, martwy od niedawna, ale
wystarczajaco
dugo, by smierdziec. A za nim wtacza sie nastepny trup, zszarzay, zasuszony, niemal zmumifikowany. Ubrani w zmurszae stroje pochwne,
trzymali kamienie i tak zblizali sie do Wellesleya, przygwozdzonego do sciany,
szarpiacego

cyngiel pustego pistoletu.


Harry czeka skulony, ruszajac
niemo ustami, jakby chcia wszystkiemu zaprzeczyc. Tymczasem oni zblizyli sie do oszalaego ze strachu, bedacego

na granicy obedu szefa INTESP.


W tym momencie do pokoju wpado swiato z korytarza i wtoczy sie Darcy
Clarke. Jego zdolnosc przezycia ktrej nikt poza nim samym nie wyczuwa
krzyczaa w nim, by sie natychmiast stamtad
wynosi, niemal fizycznie go wypieraa. Z trudem ja przemg. Ostatecznie, wrogosc zmarych nie przeciw niemu
bya skierowana, ale przeciw jego szefowi.
Harry! wrzasna,
kiedy zobaczy, co sie dzieje. Na Boga, kaz im
przestac!
Nie moge odkrzykna
Harry. Wiesz, z e nie moge.
Przynajmniej jednak potrafi wejsc miedzy nich. Rzuci sie do przodu i w jakis
sposb przedosta sie pomiedzy zmarych a bekocacego

i sliniacego

sie Wellesleya.
Nie! Wracajcie, skad
jestescie! To pomyka! krzykna
Harry, powodowany jakims samobjczym odruchem. A przynajmniej, stara sie tak krzyczec.
Ale doszed tylko do wracajcie skad.
. . , gdyz nie wolno mu byo zwracac sie
do zmarych. Szczesliwie dla Wellesleya, zmarli mogli go suchac.
Keogh chwyci sie rekami za gowe, zama sie wp i pad na ziemie jak
marionetka, ktrej nagle obcieto sznurki. Obydwaj zmarli odrzucili kamienie, odwrcili sie i odeszli z powrotem w noc.
Wellesley odzyska znowu gos, gos peen obedu.
Widziaes, widziaes? bekota. Nie wierzyem, ale teraz sam to zobaczyem. Wezwa ich przeciwko mnie. To potwr, na Boga, potwr. Ale to twj
koniec, Keogh!
Wyrzuci pusty magazynek na dywan i wasnie wyjmowa z kieszeni peen,
kiedy Clarke grzmotna
go z caej siy. Bron wyleciaa z rak
Wellesleya, a on sam
zwis na wbitej w sciane strzale. Rozleg sie tupot stp i do pokoju wpado dwch
ludzi z grupy wsparcia. Darcy na pododze, trzyma w ramionach Harryego, ktry
132

sciska kurczowo gowe rekami, dysza z niewypowiedzianego blu i zeslizgiwa


sie w geboka, ciemna studnie miosiernej niepamieci. . .
Wiele zdarzyo sie w ciagu
dziewieciu godzin, jakich potrzebowa Harry, by
odespac te potworna historie. Wezwano lekarza dyzurnego, z eby go zbada, a takz e, by zaaplikowa Wellesleyowi srodek uspokajajacy.
Clarke skontaktowa sie
z Sandra, gdyz uzna, z e powinna zostac we wszystko wprowadzona.
Nasta brzask i zarwno Harry, jak i Wellesley zaczeli odzyskiwac przytomnosc . Zadzwoni oficer dyzurny z gwnej kwatery.
Darcy oczywiscie poinformowa o wszystkim INTESP. Zameldowa o wszystkim, co sie wydarzyo, i o swoim w tym udziale. Jednoczesnie przesa swa rezygnacje na rece ministra. Zasugerowa tez, z e mozna by zacza
c od zastapienia

Wellesleya, ktry bez watpienia

by teraz strzepem czowieka.


Sandra, pena niepokoju, przybya na miejsce. Wytumaczy jej wszystko. Powiedziaa wiele dobitnych sw, ale nie czua potrzeby obwiniania go, poniewaz
wiedziaa, jak bardzo on sam siebie obwinia. Zamiast wiec awanturowac sie i tracic kontrole nad wasnym zachowaniem, przesiedziaa po prostu przy Harrym
reszte nocy az do rana.
Kiedy wszyscy wypili juz trzecia filizanke kawy, zadzwoni telefon z kwatery
gwnej i poproszono Clarkea. Rozmawia dugo, a kiedy skonczy, musia usia
sc
na minute i przemyslec wszystko.
Przeniesli Wellesleya z zka Harryego na gre, gdzie jeden z ludzi pilnowa
go. Keogh pozosta na obitej skra kanapie w gabinecie, gdzie to wszystko sie
wydarzyo. Roztrzaskane drzwi werandy owineli kocem, by powstrzymac nocny
chd. Sandra, Darcy i grupa operacyjna INTESP czekali, az nekroskop obudzi
sie.
Darcy jednak po rozmowie telefonicznej, mia cos niecos do zrobienia, a szybkosc , z jaka zmieniay sie okolicznosci, odjea mu dech. Sandra widziaa caa game zmiennych nastrojw na jego twarzy w czasie tej rozmowy. Wychwytujac
stan
zamieszania w jego umysle, a takze ulgi i jednoczesnie moze szoku, zapragnea
dowiedziec sie czegos wiecej.
O co chodzi? zapytaa.
Darcy poparzy na nia i jego przekrwione, zmeczone oczy nabray bardziej
przytomnego wyrazu. Odwrci sie do drugiego agenta.
Eddy, idz na gre i dotrzymaj Joemu towarzystwa, dobrze? A kiedy Wellesley sie obudzi, powiedzcie mu, z e jest aresztowany.
Co? Tamten patrzy na niego z niedowierzaniem.
Darcy pokiwa gowa.
Oficer dyzurny by na linii, ma zezwolenie naszego ministra. Wyglada
na
to, z e nasz kumpel, Norman Harold Wellesley przechadza sie troszeczke z pewnym podejrzanym typem z ambasady rosyjskiej! Jest zawieszony od teraz. Mamy
133

dostarczyc go do M15, co sprawia, z e z powrotem obejmuje dowdztwo. Przynajmniej na teraz poinformowa Clarke.
Eddy poszed na gre.
Ale to tylko czesc problemu. Nieszczescia chodza parami. Mamy wielki
kopot doda.
My? Sandra zdziwia sie i pokrecia gowa. Nie, mnie to nie dotyczy,
cokolwiek by to byo. I myslaam, z e ciebie tez. No tak, twoja dymisja moze
zostac odrzucona, ale moja nie. Skonczyam z INTESP.
Rozumiem odpar miaem na mysli, z e to ja mam kopot, a nie my. To
jest nie tylko sprawa zawodowa, ale i osobista. I obawiam sie, z e nie bede mg
odejsc , dopki nie doprowadze tego do porzadku.

Ale ty nie chcesz nic o tym


syszec, jak rozumiem?
Suchanie nic nie kosztuje odrzeka.
Chodzi o Kena Layarda i Trevora Jordana podja.
Byli na Morzu

Egejskim, na wyspie Rodos. Sledzili przemyt narkotykw przez Morze Srdziemne. I zdaje sie, z e sie przejechali.
Jak powaznie? Sandra zetknea sie kiedys z tymi dwoma i wiedziaa cos
niecos o ich talentach i wysokiej skutecznosci.
Bardzo powaznie. Darcy potrzasn
a
gowa. I. . . to niesamowite. Musze to sprawdzic osobiscie. Byli moimi najlepszymi przyjacimi.
Niesamowite? powtrzya za nim. Byli?
Clarke przytakna.

Przez kilka ostatnich dni Trevor skarzy sie na niewielkie dolegliwosci.


Mysleli, z e przesadzi z alkoholem, czy cos z tych rzeczy. A teraz podobno jest
majaczacym

szalencem. Przebywa w szpitalu dla psychicznie chorych na Rodos!


Przedostatniej nocy, nie, jeszcze jedna noc wczesniej, Ken Layard zosta wyowiony z zatoki, z wielkim guzem na gowie. Musia o cos walna
c i dozna wstrzasu

mzgu, to wszystko. Tyle tylko, z e jego stan nie poprawia sie. To mi podejrzanie
wyglada.

Co? Keogh wyrzuci z trudnoscia to sowo z ust, w ktrych czu smak


trucizny.
Podskoczyli do niego. Darcy pomg mu usia
sc , Sandra tulia jego gowe w ramionach.
Czy wszystko w porzadku,

Harry? Gaskaa go po gowie i caowaa


w czoo.
Uwolni sie, zwilzy usta.
Bad
z kochana i zrb mi filizanke kawy wyszepta. Nazwiska
zwrci sie do Dracyego, kiedy wysza z pokoju.
Co?
Wymienies nazwiska kilku ludzi powtrzy Harry, z niejaka trudnoscia
dostosowujac
jezyk do ksztatu gosek. Ludzi, o ktrych syszaem i ktrych
134

spotkaem w INTESP. Zmarszczy brwi. Boze, moja geba cuchnie! W nagym bysku przypomnienia jego oczy rozszerzyy sie. Ten idiota prbowa
mnie zastrzelic! I wtedy. . . Gwatownie sie wyprez y i rozejrza po wszystkich
rogach pokoju.
To byo ostatniej nocy uspokoi go Darcy, wiedzac,
czego tamten szuka. I. . . nie ma ich juz. Odeszli, jak im kazaes.
Niepokj ustapi
z twarzy Harryego, dajac
miejsce goryczy czowieka zdradzonego.
Ty tez tu byes rzuci oskarzycielsko razem z Wellesleyem.
Darcy nie zaprzeczy.
Tak powiedzia lecz po raz ostatni. Suchaem rozkazw lub staraem sie, ale to nie jest wytumaczenie. Byem tu, a nie powinienem. Ale od tego
momentu. . . mam jeszcze jedna rzecz do zrobienia i rozstaje sie z INTESP na dobre. Nie mysle, aby robota szpiegowska bya w moim stylu, Harry. Co sie tyczy
Wellesleya: sadz
e, z e nie sprawi nam wiecej kopotw.
Co? Harry poblad smiertelnie. Nie mw mi, z e. . .
Nie, nic mu nie zrobili. Darcy pokreci gowa. Powiedziaes im, by
odeszli, i oni odeszli. Wtedy zemdlaes.
Sandra wrcia z kawa.
No i co z nazwiskami? zapytaa.
Harry pociagn
a
tegi yk goracej
kawy, ostroznie poruszy gowa.
O Boze, moja gowa!
Wyjea z torebki piguki i podaa mu. Wzia
je, pokna
i popi.
Tak, nazwiska powtrzy. Nazwiska ludzi z INTESP. Rozmawialiscie o nich?
Darcy opowiedzia mu o Layardzie i Jordanie, a w miare jak mwi, twarz
nekroskopa nachmurzya sie i pociemniaa. Darcy skonczy. Harry spojrza na
Sandre.
I co?
Wzruszya ramionami. Wygladaa

na zmieszana.
Do czego zmierzasz, Harry?
Powiedz mu o kamieniach w ogrodzie wyjasni.
Momentalnie zrozumiaa, o co mu chodzi.
Ken L! I T. Jor! wyszeptaa.
Darcy osupia.
Zechcielibyscie moze powiedziec cos wiecej? poprosi.
Keogh wsta, zakoysa sie i skierowa w strone drzwi werandy. Mia na sobie
pizame.
Ostroznie ostrzeg go Darcy. Jest tam wcia
z peno szka. Nie napracowalismy sie zanadto przy sprzataniu.

135

Udali sie do ogrodu. Harry na bosaka przeszed przez trawnik i wskaza na


swiezo uozone kamienie.
Tutaj powiedzia. Oto, co oni robili, gdy Wellesley mnie atakowa.
Moglibyscie sprbowac to wytumaczyc.
Harry zaprotestowaa Sandra natychmiast. Ja nie miaam z tym nic
wsplnego.
Ale pracujesz dla INTESP, prawda?
Juz nie odpara. Postaraj sie zrozumiec, Harry. Najpierw byes dla
mnie po prostu zadaniem, choc innym, niz mi zawsze dawali. Poza tym, to co
robiam, byo w twoim interesie; tak mi mwili. Ale oni nie zaplanowali ani ja nie
zaplanowaam tego, z e sie w tobie zakocham. Ale tak sie stao i teraz moga sie
wypchac ze swoja praca.
Usmiechna
sie swoim sabym usmiechem i zachwia sie. Chwycia go i podtrzymaa.
Nie powinienes wcale wstawac. Wygladasz

strasznie.
Troche kreci mi sie w gowie, to wszystko odpar. Syszaem, o czym
rozmawialiscie, kiedy sie obudziem. I, do diaba, zdaje sie, z e od poczatku
wiedziaem, z e do nich nalezysz. Ty i stary Bettley. I co z tego? Tez kiedys nalezaem.
I, popatrzmy prawdzie w oczy, pomagaja mi jak tylko moga!
Czyz nie?
Darcy ciagle
przyglada
sie kamieniom.
Czy to znaczy, z e? zapyta. Caa trjka popatrzya na niekompletny wyraz:
ROI
Rodos przytakna
Harry. Nie zda
zyli dokonczyc D ani napisac O i S.
Teraz to wszystko sie skada.
Ale w co? powiedzieli jednoczesnie Sandra i Darcy. Harry popatrza na
nich i nie prbowa nawet ukryc swojego strachu.
W cos, o co modliem sie, aby sie nigdy nie zdarzyo, a czego jednoczesnie
spodziewaem sie od czasu powrotu z Gwiezdnej Krainy odpar. Zadrza.
Wejdzmy do srodka doda po chwili.
Wellesley obudzi sie. Pomysla, z e musi zejsc na d i stana
c twarza w twarz
z Harrym. Wiedzia, jak wiele mia szczescia, z e nie zosta morderca, wiedzia
tez, z e to Harry nie pozwoli swym zmarym przyjacioom zabic go, chociaz
miaby pene prawo i nikt nie mgby go za to winic. Opowiedzia wiec Clarkeowi wszystko, caa historie: jak zosta zwerbowany przez Grigorija Borowica
ze wzgledu na swj negatywny talent (fakt, z e jego umys by nieprzenikniony)
i jak peni role wtyczki dopki nie sprbowali go uaktywnic.
Wellesley twierdzi, iz najbardziej interesowa ich Keogh, choc niewatpliwie

poswiecali tez niemao czasu na reszte INTESP. Dostarcza im szczegw na temat jego postepw. Ale kiedy zaczeo sie wydawac, z e Harry jest na krawedzi
136

nowych rzeczy, zapragneli sie go pozbyc. Harry ze swa dawna moca albo z nowymi uzdolnieniami, o ktrych oni nigdy nawet nie syszeli, staby sie po prostu
zbyt niebezpieczny.
Darcy wyda swym ludziom rozkazy, by zabrali eks-szefa z powrotem do Londynu. Odby duga sesje telefoniczna z ministrem. Jednym z tematw by Nikoaj

Zarow,
sowiecki acznik

Wellesleya. Przebywa ciagle


gdzies poza ich zasiegiem
i na razie, niestety, musiao tak pozostac. Immunitet dyplomatyczny. Nie mogli
go nawet zdja
c. Ostatecznie postanowiono zozyc protest do sowieckiej ambasady, domagajacy
sie wydalenia agenta, za, jak zwykle, dziaalnosc sprzeczna
z. . . .
Kiedy udajesz sie na Rodos? zapyta Harry.
Zaraz, natychmiast, jak zapie samolot. Juz teraz by mnie tu nie byo, ale
najpierw chciaem miec pewnosc , z e z toba jest wszystko w porzadku.

Uznaem,
z e przynajmniej tyle ci jestem winien, a przypuszczalnie duzo wiecej. Chce odebrac stamtad
Trevora i Kena, kiedy tylko beda mogli byc przewiezieni. Chce tez
sprawdzic, czy mozna ustalic, z czym sie zetkneli. Ich grecki acznik

ciagle
tam
jest i moze bedzie mg mi w tym pomc. Popatrzy na Keogha badawczo.
I mam nadzieje, z e ty takze pomozesz mi, Harry, co do tych. . . informacji, jakie
otrzymaes, i wszystkiego.
Harry skina
gowa.
Mam pewne podejrzenia rzek ale mdlmy sie lepiej, abym sie myli.
Widzisz, ja wiem, z e zmarli nigdy nie skrzywdziliby mnie. Ta sprawa jest tak
wazna dla nich lub dla mnie, z e wprost kusza mnie do rozmowy! Ale mj syn
zrobi diablo dobra robote. Nie pamietam z adnego szczegu z moich snw i nie
moge prbowac ich wyjasnic. Co zas do kontinuum Mbiusa. . . Boze, nie potrafie
dodac dwa do dwch, tak z eby nie wyszo piec .
Darcy Clarke mia osobiste doswiadczenie z kontinuum Mbiusa. Harry zabra go tam raz, lub raczej przewiz. Stad,
z tego domu, do kwatery gwnej INTESP. Przebyli ponad trzysta mil. Darcy uczestniczy w wycieczce, ktrej nigdy
nie powtrzy. Jeszcze teraz, po tylu latach, tkwia w jego pamieci.
Na wstedze Mbiusa panowaa ciemnosc . Pierwotna Ciemnosc , jaka istniaa, zanim nasta wszechswiat. Miejsce negatywnosci, gdzie Ciemnosc kadzie sie
na obliczu gebi. Byc moze miejsce, z ktrego Bg wyda rozkaz: Niech Be
dzie Swiato.
I sprawi, z e fizyczny wszechswiat oddzieli sie od metafizycznej
przni.
Nie byo tam powietrza, ale nie byo tez czasu, wiec Darcy nie musia oddychac. A podobnie, nie istniaa tez przestrzen. Obydwa te podstawowe wspczynniki swiata materialnego pozostaway nieobecne. Harry stanowi dla Darcyego
ostatnia wiez z Bytem i Ludzkoscia. Czu uscisk reki nekroskopa. Czu, z e posiada jakies niewielkie rozumienie tego miejsca. Na przykad: wiedzia, z e jest

137

to realne, z e nie ma sie czego bac, poniewaz jego talent nie sprzeciwi sie. Wiec
nawet w stanie zametu i bliski paniki, by zdolny analizowac swoje wrazenia.
Przy braku przestrzeni zdarzao sie nigdzie, ale tym samym brak czasu sprawi, z e byo to wszedzie i zawsze. Zarazem jadro

i krawedzie, wnetrze i zewnetrze, gdzie nic sie nigdzie nie zmienio, jak za sia woli. Ale tam wola nie
istniaa, chyba z e wniesiona przez kogos takiego jak Keogh. Harry by tylko czowiekiem, ale rzeczy, ktre czyni dzieki kontinuum Mbiusa byy. . . Bogu podobne.
Darcy pomysla o Bogu, ktry uczyni Wielka Zmiane z bezksztatnej przni
i stworzy wszechswiat. A wtedy mysl takze zaistniaa. . .
Harry przywid go na prg drzwi czasu przyszego. Wygladaj
ac
za zewnatrz,

zobaczyli chaos milionw, bilionw nitek czystego, bekitnego swiata, wyrytych na tle czarnej, aksamitnej wiecznosci. Odcisnietych na niebie, odcisnietych
w Czasie. Dwie z nich wzbudzay najwieksza groze. Splecione, skrecone bekitne
serpentyny bray poczatek
z Darcyego i Harryego, wychodziy z nich i uciekay
gdzies w przyszosc . . .
Bekitne nitki z ycia ludzkosci, caego rodzaju ludzkosci, rozpostarte w czasie
i przestrzeni. . . Wwczas Harry zamkna
te drzwi i otworzy inne, drzwi przeszosci. Miriady neonowych nitek z ycia znajdoway sie i tutaj, ale tym razem nie
rozwijay sie w zamglona przestrzen, lecz kurczyy i zwez ay, zmierzajac
w kierunku odlegego, oslepiajacego,

bekitnego punktu.
W oglnosci, to wypalio najsilniejszy slad w pamieci Darcyego: fakt, z e widzia samo swiato poczecia ludzkosci. . .
Tak czy owak gos Harryego, zdecydowany, przywoa go do terazniejszosci jade z toba. Na Rodos, znaczy sie. Mozesz potrzebowac mojej rady.
Darcy popatrzy na niego zdumiony. Nie widzia go takim od. . . dawna.
Jedziesz z. . . ?
To sa takze moi przyjaciele rzuci Keogh. Och, nie znam ich moze
tak dobrze jak ty, ale wierzyem w nich kiedys, a oni wierzyli we mnie, w to co
robiem. Brali udzia w sprawie Bodescu. Maja swoje uzdolnienia i posiadaja bezcenne doswiadczenie. . . rzeczy. Poza tym, wydaje mi sie, z e zmarli chca, z ebym
jecha. I w koncu, nie mozemy sobie pozwolic, by cokolwiek stao sie ludziom
takim jak tych dwch. Nie teraz.
Nie mozemy sobie pozwolic? Jakie my, Harry?
Ty, ja, cay swiat.
Czy jest az tak z le?
Byc moze. Dlatego z toba jade odrzek nekroskop.
Sandra popatrzya na nich obu.
Ja tez zdecydowaa.
Nie. Darcy potrzasn
a
gowa. Jezeli naprawde jest tak, jak on mysli,
to nie jedziesz.
138

Ale jestem telepatka!


zaprotestowaa. Moge byc przydatna w kontakcie z Trevorem Jordanem. On i ja potrafilismy czytac w sobie nawzajem jak
w otwartych ksia
zkach. Pamietaj, z e on jest takze moim przyjacielem.
Harry uja
ja pod ramie.
Nie syszaas, co mwi Darcy? Trevor jest szalencem. Jego umys uszed
z niego.
A co to znaczy, Harry? prychnea z dezaprobata. Umysy nie moga po
prostu uchodzic i nikt nie powinien wiedziec tego lepiej od ciebie. On nigdzie
nie uszed, lecz stao sie z nim cos zego. Moze bede moga zajrzec do niego
i pomc mu.
Marnujemy czas! Darcy by podenerwowany. OK, zdecydowane:
jedziemy we trjke. Jak wiele czasu potrzebujesz na przygotowanie?
Jestem gotowy. Z miejsca odpowiedzia Harry. Piec minut, by zapakowac kilka rzeczy.
Ja tylko wpadne po mj paszport, po drodze przez Edynburg Sandra
wzruszya ramionami. Reszte moge sobie kupic tam.

Swietnie
odpar Darcy. Dzwonisz po takswke, a ja pomagam Harryemu pakowac sie. Jezeli zostanie nam troche czasu, wprowadze kwatere gwna w sytuacje, zadzwonie z lotniska. Ruszajmy.
Niezliczone tumy zmarych w grobach odetchney z ulga, przynajmniej w tej
chwili. Harryemu wydao sie, z e usysza to masowe westchniecie, i zadrza. Nie
ze strachu czy grozy. By to orzezwiajacy
dreszcz znajomosci rzeczy. Lecz oczywiscie jego przyjaciele, jego z yjacy
przyjaciele, nic o tym wszystkim nie wiedzieli.
Niepostrzezenie dla caej trjki, na lotnisku w Edynburgu z egna ich Nikoaj

Zarow.
Natomiast Wellesley obserwowa dom Harryego w Bonnyrigg.
Widzia, co wyszo z ogrodu i powloko sie do rozupanych grobowcw na
cmentarzu odlegym o p mili. Widzia to i wiedzia kim on by, a jednak twarz
mu poszarzaa. To jednak nie przeszkodzio mu zaszyfrowac informacji i przesac
do komrki KGB w ambasadzie. Sowieckie agencje wywiadowcze dowiedziay

sie, z e Harry Keogh jest w drodze nad Morze Srdziemne.


Minea szsta trzydziesci po poudniu czasu lokalnego, kiedy Manolis Papastamos przywita ich na lotnisku w Rodos. W czasie podrzy takswka do tego
historycznego miasta, opowiedzia im o wszystkim, co sie zdarzyo. Nie widzac

zwiazku,

nie wspomnia o Jiannim Lazaridesie.


Co sie dzieje teraz z Kenem Layardem? Chcia wiedziec Darcy.
Papastamos by niewysoki, szczupy, muskularny, opalony. Jego czarne, pofalowane wosy lsniy. Stosownie ubrany i zazwyczaj peen werwy, teraz wyglada

na zmeczonego i udreczonego.

139

Nie wiem, co to jest! Wykona serie pytajacych,

rozpaczliwych ruchw
ramionami, wyciagn
a
przed siebie rece.
Nie wiem i obwiniam sie za to! Ale. . . nie byo ich atwo zrozumiec, tych
dwch. Policjanci? Dziwni policjanci? Wydawali sie wiedziec tak duzo, tacy pewni niektrych rzeczy, ale nigdy nie tumaczyli mi, skad
wiedza.
Sa bardzo szczeglni zgodzi sie Darcy. Ale, co z Kenem?
Nie umia pywac, mia guza na gowie. Wyciagn
aem

go z zatoki na skay,
wypompowaem sona wode, pobiegem po pomoc. Jordan, zupenie nieprzydatny, siedzia na molo pod starymi wiatrakami i mamrota cos do siebie. Nagle. . .
zwariowa! I tak juz pozostao. Ale Layard, ten by OK. Jedynie guz na gowie.
A teraz. . .
Teraz? pochwyci Harry.
Teraz mwia, z e moze umrzec! Papastamos wyglada,

jakby mia sie


rozpakac. Zrobiem wszystko, co mogem, przysiegam!
Nie obwiniaj siebie, Manolis uspokaja go Darcy. Cokolwiek sie
stao, to nie twoja wina. Czy mozemy go zobaczyc?
Oczywiscie, jedziemy wasnie do szpitala. Mozecie tez zobaczyc Trevora,
jesli chcecie. Ale wzruszy ramionami nie skorzystacie na tym wiele. Mj
Boze, tak mi przykro.
Szpital znajdowa sie nie opodal Papalouca, jednej z gwnych ulic Nowego
Miasta.
Jedna czesc , oddzia, klinika i przychodnia sa przeznaczone gwnie dla
turystw wyjasnia Manolis, w czasie gdy takswka mijaa brame. Teraz
nie maja tam duzo pracy, ale w lipcu i w sierpniu nie moga sie po prostu opedzic.
Zamane kosci, udary soneczne, uzadlenia,

rany ciete i siniaki. Ken Layard lezy


w jedynce.
Poprosi kierowce, aby poczeka i poprowadzi ich do bocznego skrzyda. Recepcjonistka siedziaa u wejscia i obcinaa paznokcie. Na widok Papastamosa zerwaa sie na nogi i wyciszonym gosem tumaczya mu cos po grecku. Papastamos
zaczerpna
powietrza i zblad.
Niestety, przyjechalismy za pzno. On nie z yje! Popatrzy kolejno na
Sandre, Darcyego i Harryego i potrzasn
a
gowa. Nic nie moge poradzic.
Przez chwile takze i oni byli zbyt wstrza
snieci, by cokolwiek mwic. Harry
przerwa milczenie.
Czy moglibysmy jednak go zobaczyc? odezwa sie.
Harry mwi chodno, co korespondowao z jego jasnoniebieska marynarka,
biaa koszula i spodniami. On, jak i reszta, spa w samolocie, odrabiajac
zalegosci. I pomimo wydarzen z przedostatniej jeszcze nocy wygladao,

z e znis to
lepiej od pozostaych. Mia twarz spokojna. Inaczej niz u Sandry i Darcyego, Papastamos nie dostrzeg na niej smutku. Facet z zimna krwia, ten Harry Keogh
pomysla wiec.
140

Myli sie jednak. Po prostu Harry nauczy sie patrzec na smierc inaczej. Ken
Layard mg umrzec tutaj umrzec fizycznie, dla tego cielesnego swiata ale
nie by martwy do konca. Nekroskop wiedzia, z e Ken moze nawet teraz szuka
z nim kontaktu, desperacko pragnac
porozmawiac przy pomocy mowy zmarych.
Tyle tylko, z e Harryemu nie wolno byo go suchac i nie wolno byo odpowiadac,
nawet, gdyby usysza.
Zobaczyc go? odrzek Papastamos. Oczywiscie. Ale dziewczyna mwi, z e najpierw lekarz chce z nami porozmawiac. Tam jest jego biuro.
Poprowadzi ich chodnym korytarzem, do ktrego swiato wpadao ukosem
przez wysokie, waskie

okna.
Lekarza niskiego, ysawego mez czyzne, znalezli w jego malutkim gabinecie, nucacego

i stemplujacego

dokumenty. Kiedy Papastamos przedstawi ich,


doktor Sakellarakis od razu spowaznia, okazujac
im szczere wspczucie z powodu straty przyjaciela.
Ten guz na gowie pana Layarda potrzasaj
ac
smutno gowa, odezwa sie
swoim na wp przyzwoitym angielskim ja boi sie, z e to jest wiecej niz tylko
guz, panowie, pani. Jest moze uszkodzenie w srodku? To nie jest pewne przed
sekcja, oczywiscie, ale ja mysli, to spowodowao smierc. Uszkodzenie, wylew
krwi, cos. . . Znowu potrzasn
a
gowa i ze smutkiem wzruszy ramionami.
Czy mozemy go zobaczyc? znowu zapyta Harry. Kiedy bedzie sekcja?
Grek znowu wzruszy ramionami.
Dzien, dwa, jak tylko da sie zaatwic. Ale szybko. Do tego czasu polezy
w kostnicy?
Kiedy dokadnie umar? Harry by niezmordowany.
Dokadnie? Do minuty? Nie wiadomo. Jedna godzina, ja mysli. Okoo. . .
no, tysiac
osiemset godzin?
Szsta czasu miejscowego wyjasnia Sandra. Bylismy wtedy w samolocie.
Czy musicie przeprowadzic sekcje? Keogh nienawidzi nawet samej
mysli o tym. Wiedzia, jaki efekt nekromancja wywiera na zmarych, jak bardzo
sie jej lekali. Dragosani by nekromanta. Brzydzili sie nim. Oczywiscie, sekcja
wygladaaby

inaczej. Layard nic by nie czu w rekach patologa, ktry braby sie
do rzeczy ze znawstwem chirurga, a nie oprawcy, lecz mimo wszystko Harryemu
sie to nie podobao.
Takie jest prawo. Lekarz rozozy rece.
Layard leza na szpitalnym zku na kkach, przykryty przescieradem. Darcy
ostroznie odsoni pachte, by popatrzec na twarz denata. Cofna
sie momentalnie.
Tak samo Sandra. Rysy Layarda wykrzywia upiorny grymas.
To spazm poinformowa Sakellarakis, kiwajac
gowa. Miesnie scia
gniete. Przed pogrzebem go poukadaja. Wtedy zasnie porzadnie.

141

Harry nie cofna


sie. Przeciwnie, sta nad Layardem i wpatrywa sie wen.
Esper by szary, zimny, zesztywniay w rigor mortis. Szczeki czerwieniy sie
otwarte, a grna warga z lewej strony podniosa sie, odsaniajac
byszczace
zeby. Caa twarz wydawaa sie sciagni
eta w lewo, jakby chcia w ostatnim krzyku
wyrazic sprzeciw wobec czegos niewiarygodnego, nie do zniesienia. Oczy mia
zamkniete, ale na powiekach pod brwiami Harry dostrzeg blizniacze naciecia.
Nieznaczne, ale ciemne, odznaczay sie wyraznie na tle oglnej bladosci ciaa.
Czy on by. . . ciety? Harry spojrza na lekarza.
Spazm przytakna
tamten. Oczy otwieraja sie. Tak sie zdarza. Ja robie
mae ciecia w miesniach. . . bez problemu.
Harry zwilzy usta, zmarszczy czoo, intensywnie wpatrywa sie w rozlegy,
silny guz, ktry zaczyna sie na czole Layarda i znika we wosach. Poyskujaca

skra peka w srodku. Ciao biae jak rybi brzuch przeswitywao przez niewielka
ranke. Keogh przyjrza sie guzowi, wyciagn
a
reke, jakby chcia go dotkna
c, ale
zrezygnowa i odwrci sie.
Ten wyraz jego twarzy mrukna
to nie spazm miesniowy, ale najczystsze przerazenie.
Darcy Clarke cofna
sie. Nie przestawa sie cofac dopki nie znalaz sie na
korytarzu. Oszoomiony, utkwi oczy w sylwetce na wzku. Sandra doaczya

do
niego.
Darcy, co to jest? zapytaa zduszonym gosem.
Nie wiem przekna
sline ale to nie jest normalne! Jego talent juz
dziaa, ostrzega go.
Papastamos zasoni na powrt twarz Layarda. Wyszli wraz z Sakellarakisem
na korytarz.
Nie spazm, pan mwi? Lekarz popatrzy na Harryego i przekrzywi
gowe. Pan wie o tych rzeczach?
Tak, wiem cos niecos o zmarych przytakna
nekroskop.
Harry jest. . . specjalista. Darcy odzyska juz panowanie nad soba.
Ach powiedzia Sakellarakis lekarz!
Prosze posuchac. Keogh uja
go za ramie i mwi gosem penym powagi. Sekcje trzeba przeprowadzic dzis wieczorem. A nastepnie on musi zostac
spalony!
Spalony? Chodzi o kremacje?
Tak, o kremacje. Musi byc zamieniony w popi. Najdalej jutro.
O Boze! wybuchna
Papastamos. I Ken Layard by panskim przyjacielem? Dziekuje za takich przyjaci!
Zimny pot pokry czoo Harryego.
Mysle, z e on nie jest martwy odpar.
Pan nie. . . Ale ja to wiem na pewno. Szanowny pan. . . on jest na pewno
martwy!
142

Nie martwy! Keogh zakoysa sie.


Oczy Sandry stay sie ogromne. Harry straci nad soba kontrole. Zaszokowany,
mwi zbyt duzo.
To. . . taki angielski zwrot! wesza szybko. Nie martwy: nie martwy,
ale po prostu nieobecny. Starzy przyjaciele po prostu. . . odchodza. To Harry mia
na mysli. Ken nie jest martwy, lecz po prostu w rekach Boga.
Albo diaba! pomysla Harry.
To religia Layarda doda Darcy wymaga, aby zosta spalony, poddany
kremacji, w ciagu
doby od momentu smierci. Harry chce tylko miec pewnosc , z e
wszystko bedzie tak, jak z yczyby sobie tego Ken.
Ach! Manolis Papastamos ciagle
nie by do konca przekonany, ale zdawao mu sie, z e przynajmniej zaczyna rozumiec.
W takim razie musze pana przeprosic, Keogh.
W porzadku

odpar Harry czy mozemy zobaczyc teraz Trevora Jordana?


Jedziemy od razu. Skina
gowa Papastamos. Szpital dla psychicznie
chorych znajduje sie na Starym Miescie. To niedaleko Pythagoras Street. Prowadza go zakonnice.
Znw skorzystali z takswki i znalezli sie na miejscu w ciagu
dwudziestu minut. Sonce juz zachodzio i chodna bryza od morza przynosia ulge po upalnym
dniu.
Nawiasem mwiac,
czy mozesz nam zaatwic jakis nocleg? Przyzwoity
hotel? zapyta Darcy w czasie jazdy.
Lepiej odpar Papastamos. Sezon turystyczny dopiero sie zaczyna,
wiele willi jest jeszcze pustych. Znalazem dla was swietne miejsce od razu, jak
tylko sie dowiedziaem, z e przyjezdzacie. Zabiore was tam zaraz po odwiedzinach
u biednego Trevora.
W szpitalu musieli zaczekac, az siostra znajdzie wolna chwile posrd rozlicznych obowiazkw

i zaprowadzi ich do jego celi.


Ubrany w kaftan bezpieczenstwa, siedzia w gebokim skrzanym fotelu o wysokich oparciach. Nogi zwisay mu kilka centymetrw nad ziemia. W tej pozycji
nie mgby wyrzadzi
c sobie krzywdy. Wydawao sie, z e spi. Korzystajac
z pomocy Papastamosa jako tumacza, siostra wyjasnia, z e aplikowano mu agodny
srodek uspokajajacy
w regularnych odstepach czasu. Nie chodzio o to, z e Jordan
jest agresywny, lecz raczej o to, z e przerazliwie czegos sie boi.
Prosze jej powiedziec, z e moze nas z nim zostawic powiedzia Harry do
Greka. Nie bedziemy tu dugo i znamy droge do wyjscia.
Papastamos zrobi, o co go proszono. Siostra wysza.
I pan takze, Manolis, prosze.
Co?
Darcy poozy mu reke na ramieniu.
143

Bad
z kumplem, Manolis, i poczekaj na nas na zewnatrz.
Wierz mi, wiemy,
co robimy.
Ten wzruszy ramionami z gorycza i wyszed. Darcy i Harry popatrzyli na
Sandre.
Czy czujesz sie na siach? zapyta Darcy.
To powinno byc atwe odpara troche zaniepokojona. Jestesmy z tej
samej gliny. Miaam wiele doswiadczen z Trevorem, i wiem, jak sie do niego
dostac.
Przyjea pozycje za plecami Jordana, kadac
rece na oparciu fotela. Ostatnie
promienie sonca zaczey blednac
w malutkich, wysokich, umieszczonych w wykuszach, zdobionych witrazami oknach celi.
Sandra zamknea oczy. Zapada cisza. Jordan siedzia przytwierdzony do fotela. Jego piers wznosia sie i opadaa, powieki drzay, gdy tak sni czy rozmysla.
Lewa reka, obwiazana

kaftanem bezpieczenstwa przy biodrze, takze nieznacznie


drzaa. Harry i Darcy stali i patrzyli, swiadomi wzbierajacego

mroku i zanikaja
cego swiata.
Bez ostrzezenia Sandra znalaza sie w srodku. Wydaa zduszony krzyk i odskoczya w ty od fotela tak, z e zderzya sie ze sciana. Jordan otworzy gwatownie
oczy, pene przerazenia. Rzuci gowa w prawo i lewo, dostrzeg dwch esperw
stojacych

przed nim. Przez te krtka chwile pozna ich.


Darcy! Harry! stekna.

Nagle, tak cakiem po prostu, Keogh uzmysowi sobie, kto w Bonnyrigg przychodzi do niego w snach bagac o pomoc.
Po chwili blada twarz Jordana zaczea kurczyc sie i drzec w potwornych spazmach wysiku i cierpienia. Prbowa cos powiedziec, ale nie dano mu szansy.
Drgawki ustay. Rozgoraczkowane

oczy zamkney sie, gowa zwisa i pogra


zy
sie znowu. Powraca do swych koszmarnych snw.
Ha. . . Ha. . . Haarrrry! wyjaka
ostatnie sowo. Podskoczyli do Sandry,
resztkami si opierajacej
sie o sciane.
Przestaa ciez ko dyszec i rzucia sie w ramiona Keogha.
Co to byo? zapyta ja Harry widziaas?
Widziaam potwierdzia, przeykajac
gwatownie. On nie jest szalony, Harry, tylko uwieziony.
Uwieziony?
W swoim wasnym umysle, tak. Jak niewinna, skamlajaca
o z ycie, przeraz ona ofiara wrzucona do lochu.
Ofiara czego? chcia wiedziec Darcy.
O Boze, Boze! szeptaa. Spojrzaa na zwisajacego

w fotelu Trevora Jordana.


Darcy poczu, z e jego krew scina sie w z yach pod wpywem nawiedzonego
swiata bijacego

z jej oczu.
144

Potwora odpowiedziaa Sandra ktry w nim siedzi. Tej rzeczy, ktra


znajduje sie tam w srodku wasnie teraz. Rozmawia z nim, wypytuje go. . . o nas!

ROZDZIA SMY
Niemartwi
Zapada zmierzch. By to dopiero poczatek
sezonu, stosunkowo nieliczni tu
rysci przechadzali sie, zadziwiajac
barwnoscia i pomysowoscia strojw. Swiata
miasta zapalay sie juz tu i wdzie, gdy trjka Anglikw pedzia takswka do
wynajetej dla nich willi. Siedzacy
z przodu obok kierowcy Manolis Papastamos,
zachowywa sie wyjatkowo

cicho. Darcy przypuszcza, z e Grek poczu sie zignorowany, odstawiony na boczny tor. Nalezao to jakos zaagodzic. Papastamos
ciagle
by im potrzebny. Bez jego wsppracy powodzenie akcji mogoby stana
c
pod znakiem zapytania.
Willa znajdowaa sie w otoczonym wysokim murem ogrodzie drzew cytrynowych, migdaowych i oliwkowych. Okna wychodziy na morze i promenade Akti
Canari, biegnac
a wzduz brzegu i dalej, w kierunku portu lotniczego. Zbudowana
zostaa na planie kwadratu, dach miaa paski. Od skrzypiacej
furtki z kutego z elaza z wirowa sciezka prowadzia do drzwi, gdzie na maym ganku matowa lampa

rzucaa swiato spod sosnowego zadaszenia. Swiato


przyciagn
eo juz roje ciem,
ktre z kolei zwabiy tu kilka jaszczurek, przypatrujacych

sie teraz ze sciany, jak


Papastamos zgrzytliwie przekreca klucz w zamku. Grecki policjant oprowadzi
swych bardzo niezwykych, zagranicznych gosci po ich tymczasowym miejscu
zamieszkania.
Nie byo to moze najlepsze miejsce, ale dawao jednak namiastke prywatnosci. Do dyspozycji uzytkownikw pozostawiono kuchnie i wszystko, co potrzebne do gotowania. Zarekomendowano im tez z p tuzina znakomitych tawern. Na
dole obejrzeli dwie sypialnie, kazda wyposazona w dwa pojedyncze zka, stoliczki i lampki nocne oraz wbudowane szafy. Obok znajdowa sie przestronny
salon i czytelnia z oszklonymi drzwiami na letnia werande kryta pra
zkowanym
ptnem. I wreszcie maa ubikacja i azienka. Wanne zastepowaa cofnieta wneka
z prysznicem.
Papastamos skonczy oprowadzac i przyja,
z e nie bedzie juz tej nocy potrzebny. Wyszed do czekajacej
na niego takswki.

146

Manolis, doprawdy nie wiemy, jak ci dziekowac powiedzia za nim Darcy. To jest, jak ci sie mozemy odpacic za to wszystko? Och, mozemy zapacic,
oczywiscie, mozemy, ale musisz nam powiedziec jak, ile. . . i tak dalej.
Tamten wzruszy ramionami.
To jest w gestii greckiego rzadu.

To bardzo mio z twojej strony ciagn


a
Darcy. Bez ciebie bysmy
sie naprawde pogubili. Szczeglnie w momencie takim jak ten, gdy tak wiele
rzeczy nas dreczy. Layard i Jordan, oni naprawde sa, czy byli, jednymi z naszych
najblizszych przyjaci.
Papastamos w koncu sie odwrci.
Moimi takze powiedzia ze wzruszeniem. Znaem ich tylko dzien czy
dwa, ale byli naprawde miymi ludzmi! A zapewniam cie, z e nie kazdy czowiek,
z ktrym sie spotykam, jest miy.
Rozumiesz wobec tego jak my sie czujemy podchwyci Darcy. My,
ktrzy znalismy ich od dawna.
Papastamos przez chwile milcza, po czym znowu wzruszy ramionami, moze
skruszony.
Tak, oczywiscie, z e rozumiem. Czy moge cos jeszcze dla was zrobic?
O, tak. Darcy wiedzia, z e juz jest miedzy nimi w porzadku.

Jak powiedziaem, bez ciebie pogubilibysmy sie tutaj. Chcielibysmy, z ebys uzy wszystkich swoich wpyww, by ta sekcja sie odbya, i aby natychmiast po tym ciao
biednego Layarda zostao poddane kremacji, najszybciej, jak to bedzie mozliwe.
To przede wszystkim. Bedziesz rwniez musia miec pod kontrola ten gang przemytnikw narkotykw, jako z e teraz jestes tu jedyna osoba, ktra cokolwiek wie
na ich temat. Przyleci tutaj od nas pare osb w tej sprawie i beda prosili ciebie, bys
ich wprowadzi. I w koncu, jezeli to w ogle mozliwe., czy myslisz, z e mgbys
zaatwic dla nas jakis samochd?
Nie ma sprawy odpowiedzia tamten, ekspansywny jak zawsze bedzie tu jutro rano.
Wobec tego, to wszystko na teraz. Darcy usmiechna
sie. Wierzymy
po prostu w to, z e robisz swoje. A i ty musisz nam wierzyc, z e robimy to, co do nas
nalezy. Kazdy z nas jest fachowcem, ale tez kazdy w innej dziedzinie, Manolis.
Papastamos nagryzmoli numer na skrawku papieru.
Mozecie mnie tu zapac o dowolnej porze powiedzia. Jezeli mnie
nie bedzie, to powiedza wam, gdzie jestem.
Darcy jeszcze raz podziekowa mu i z yczy dobrej nocy. Kiedy takswka odjechaa, wrci do srodka przez skrzypiac
a furtke. . .
Caa trjka wyszli cos zjesc i porozmawiac.
Ale dlaczego poza domem? dopytywa sie Darcy, kiedy znalezli tawerne
wychodzac
a na cicha uliczke.
147

To mogoby byc nazbyt intymne wyjasni Harry.


Nazbyt intymne? Sandra ciagle
wygladaa

na oszoomiona po spotkaniu
z kims niewyobrazalnym w umysle Trevora Jordana.
Tutaj sa ludzie. Harry prbowa tumaczyc cos, czego sam nie by pewien. Inne mysli, inne umysy. Wytumiajace
to aktywnosci mentalnej. Wy
dwoje powinniscie rozumiec to lepiej ode mnie. Nie chce, z eby sie o nas dowiedziano, to wszystko. Wy, esperzy, myslicie, z e jestescie zreczni? Na pewno tak
jest, ale wampiry tez posiadaja moc!
Na dzwiek sowa wampir Darcy Clarke natychmiast przypomnia sobie
sprawe Bodescu. Tym razem znowu poczu znajome mrowienie w krzyzu.
Sadzisz,

z e to z tym sie zetknelismy? zapyta. Jakis nastepny Bodescu?


Gorszy odpowiedzia Keogh. Bodescu przypomina otwarta ksiege.
Nie wiedzia, co sie z nim dzieje. Co prawda, niewinnym nie by juz wtedy, gdy sie

narodzi. Ztodzib,
dziecko, ktre uczy sie biegac zanim jeszcze umie chodzic.
I popenia bedy, ciagle
sie przewraca. Az jeden z tych upadkw okaza sie dla
niego fatalny. Ten jednak, z ktrym teraz mamy do czynienia, jest inny.
Harry zapytaa Sandra skad
ty to wszystko wiesz? Skad
wiesz,
z czym mamy do czynienia? Tak, czuam tam jakis umys obok umysu Trevora, potez ny, przesiakni
ety zem. . . ale czy to nie mg byc inny telepata? Oni
zajmowali sie sprawa przemytu narkotykw, Ken i Trevor. A co, jezeli ekstraklasa
przestepcw zaozya swoje wasne oddziay ESP?
Watpi
e odpar Harry. Z tego, co wiem o esperach, oni nie pracuja dla
innych ludzi.
Sucham? Darcy by zaskoczony. Alez wszyscy to robimy. Ken, Trevor, Sandra, ja. Takze i ty.
Pracuja dla sprawy wyjasni Keogh dla idei, kraju, zemsty. A nie
dla korzysci innych ludzi. Czy ty bys tak robi, gdybys by tak potez ny jak ten,
z ktrym zetknea sie Sandra? Sprzedabys swj talent gangowi bandytw, ktrzy
zamordowaliby cie w momencie, kiedy by zaczeli sie ciebie bac, a zaczeliby na
pewno?
A Gerenko, ktry. . .
Szaleniec, megaloman ucia
Harry. Nie, nawet nekromanta Dragosani pracowa dla sprawy, zmartwychwstania starej Wooszczyzny. Przynajmniej
do czasu, zanim kontrole przeja
jego wampir. Suchaj: ilu ludzi wie, z e posiadasz swj talent, Darcy? A ty, Sandra, jak wielu ludzi wie, z e jestes telepatka?

Ja sam wiem o tym dopiero od kilku godzin. Nie rozgaszaas tego przeciez dookoa, prawda? Wierzcie mi, ci, ktrzy o tym mwia, sa oszustami. Mediumisci,
zginacze yzek, mistycy i guru wszyscy zarwno sa oszustami.
Chcesz powiedziec Darcy fukna
szyderczo z e my wszyscy, esperzy,
to rwne chopaki, tak?
148

Nic z tych rzeczy! Harry potrzasn


a
gowa. Nie, gdyz na tym swiecie
jest peno podosci, nawet miedzy wami, esperami. Ale pomysl: jezeli jestes pody
i wyksztacies w sobie pewna zdolnosc , dlaczego miabys sprzedawac ja komus
innemu? Czy nie uzybys jej raczej potajemnie, by uczynic siebie potez nym?
Rzeczywiscie odpar Darcy zastanawiaem sie czesto, dlaczego tego
nie robia?
To znaczy ludzie z INTESP.
Nie ulega watpliwo

sci, z e niektrzy robia podja


Keogh. Nie, nie
mwie o ludziach z INTESP, ale o innych, o ktrych nic nie wiemy. Na pewno
jest wiele straconych talentw na tym swiecie. Skad
mozemy wiedziec, czy tak
zwany rekin biznesu nie jest wasnie takim talentem? Czy ten czowiek zrobi
swj pierwszy milion dzieki jakiejs zyce do interesw, czy moze dlatego, z e
istnieje jakies szczeglne cos, ktre prowadzi jego reke? Cos, o czym on sam moze
nawet nie wiedziec? Czy bohater wojenny jest rzeczywiscie tak odwazny, jak w to
wierzymy, czy tez ma jak ty, Darcy, czy nawet Gerenko jakiegos anioa
strza, ktry go strzeze? Czy wiecie, z e kasyna gry maja listy ludzi, ktrych do
siebie nie wpuszczaja, gdyz ci maja szczeglny dar wygrywania, i nieprzyzwoita
wiekszosc z nich jest bogata jak Krezus?
To wszystko brzmi pieknie zauwazy Darcy Ale to wcia
z nie sa to
dowody, z e ten tam, to wampir!
Dowody jeszcze nie przyzna Harry. Ale poszlaki, bardzo mocne
poszlaki.
Takie jak? zawiesia gos Sandra.
Sandro, ty najbardziej zblizyas sie do wampirw. Czytaas bowiem moje
akta. Czytaas je, prawda? To jest standardowy tekst w INTESP, rodzaj instrukcji
na wypadek nastepnego razu. A ja naprawde znam sie na tym, o czym mwie,
i Darcy tez. Nie chce byc nieprzyjemny dla ciebie, ale mysle, z e powinnas przede
wszystkim siedziec i suchac. I to szczeglnie ty wasnie, bo jeszcze nie wiemy,
czy wtedy, gdy go widziaas tam, w umysle Trevora, jednoczesnie on nie widzia
ciebie?
Sandrze niemal dech zaparo, wyprostowaa sie sztywno na krzesle. Harry siegna
przez st i poozy reke na jej doni.
Przepraszam, ale teraz moze zdajesz sobie sprawe, co napawa mnie niepokojem. Nie chce, z eby cokolwiek stao sie tobie!
Ale rzeczywiscie wspomniaes o poszlakach wtraci
sie Darcy.
Zanim Harry zda
zy odpowiedziec, przyszed kelner przyja
c zamwienie. Darcy zazyczy sobie peen zestaw, Sandra saatke i sodkosci, a nekroskop jedynie
porcje kurczaka i duzo kawy.
Peen z oadek

zawsze dziaa na mnie usypiajaco


wyjasni. A alkohol
jeszcze bardziej. Chce, z ebyscie zrozumieli, jak smiertelnie powaznie te sprawe
traktuje. Ale jezeli rzeczywiscie masz ochote na te brandy, nie krepuj sie, Darcy.

149

Esper popatrzy na szklaneczke zawierajac


a suszna miare zocistego pynu
i odstawi ja.
Poszlaki? rozpocza
Harry. Przez ponad cztery lata zmarli nie prbowali sie ze mna kontaktowac. A jesli nawet, to nie byem tego swiadomy. Och,
moja matka, byc moze, odwiedza mnie w snach. Jestem nawet tego pewien, gdyz
taka jest natura matki. A tym razem, nieoczekiwanie, wystawili mnie na niebezpieczenstwo. To bowiem, z e zaatakowali Wellesleya, byo kwestia przypadku. Po
prostu znalezli sie tam w chwili, kiedy on zamierza mnie zamordowac. Ale znalezli sie tam, przynoszac
wiadomosc . A robili to albo dla mojej matki, albo dla
siebie samych, z powodu ich zainteresowania moja osoba, albo tez dla Kena i Trevora, ktrzy juz uprzednio prbowali dotrzec do mnie w moich snach.
Prbowali dotrzec do ciebie droga telepatyczna?
Nie wiedziaem o tym.
Darcy zmarszczy brwi.
Ja tez nie, do momentu, kiedy Ken Layard przebudzi sie, zobaczy nas
i przemwi. Gos wewnetrzny brzmi dla mnie tak samo jak realny, Darcy. Jeszcze w Szkocji snio mi sie, z e jacys ludzie usiuja mnie osiagn
a
c, ale nie wiedziaem, kim sa. Kiedy tylko usyszaem gos Layarda, momentalnie rozpoznaem
go. Ken jest wrzbita, on mnie odnalaz. A Trevor jest telepata, on pomg przesac wiadomosc . Dlaczego do mnie? Poniewaz jestem tak zwanym ekspertem
od tego, z czym, ich zdaniem, mieli tu do czynienia. A mogli miec rozeznanie,
poniewaz oni takze brali udzia w sprawie Bodescu.
Darcy przytakna
i zwilzy wyschniete wargi. Unis swa brandy i wzia
malutki yk, po to tylko, by przepukac usta.
W porzadku

a inne poszlaki?

Swiadectwo moich wasnych zmysw odpar Harry ktrych, podobnie jak wy, mam wiecej niz piec .
Juz nie wtracia

Sandra i od razu zamilka, obawiajac


sie, z e on z le to
przyjmie.
Nie musze rozmawiac ze zmarymi, z eby odrznic zwoki od z ywego czowieka.
A to co znowu? odezwa sie Darcy. Tak samo kazdy z nas!
Czy kiedykolwiek spacerowaes noca po cichej, pustej ulicy? zapyta
Keogh. I raptem wiesz, z e ktos tam jest? Jestes cakiem pewien, widzisz pomien zapaki w ciemnym kacie,

gdzie ktos zapala papierosa? Czy, kiedy bawies


sie w chowanego i szukaes innych dzieciakw, czues dokadnie miedzy opatkami, z e ktos na ciebie patrzy? A kiedy sie odwrcies, tam naprawde ktos by?
To znaczy, nie ten szsty zmys, o ktrym wiesz, z e go posiadasz, ale po prostu
rodzaj czucia, ktre idzie z trzewi?
Darcy skina
gowa potakujaco.

No wiec, tak kontynuowa Harry jak ty czujesz obecnosc z ywych ludzi, tak ja wyczuwam zmarych. Wiem, kiedy znajduje sie w towarzystwie zmar150

ego czowieka. I dlatego moge stwierdzic definitywnie, z e Ken Layard do nich


nie nalezy. Nawet gdybym mg rozmawiac ze zmarymi, nie mgbym porozmawiac z Kenem. Gdyz on nie jest martwy. Nie jest takze z ywy, ale gdzies pomiedzy.
Jest niemartwy, jest we wadzy kogos innego i powstanie znowu, tym razem jako
wampir, o ile przedtem go nie zniszczymy. Oto, dlaczego mwi do mnie we snie,
dlaczego baga mnie: Znajdz go, skoncz z nim, zniszcz go.
A kiedy on i Trevor nie mogli sie do ciebie dostac, prawdziwi zmarli przyniesli wiadomosc od nich, tak? zapyta Clarke.
Tak potwierdzi Harry uozyli litery z kamieni, tam, w moim ogrodzie.
Mj Boze Sandra zadrzaa przeciez o may wos sprzeciwiabym
sie Wellesleyowi, Harry. Byabym tam z toba, kiedy on przyszed. I kiedy oni
przyszli. Potrzasn
ea gowa. Nie wydaje mi sie, bym to moga wytrzymac. . .
widziec tamte rzeczy.
Siegna
przez st i mocno scisna
jej reke.
To nie sa po prostu rzeczy odpowiedzia. Oni byli z ywymi ludzmi, kiedys. A teraz sa umarymi ludzmi. A wszak wiekszosc gleby, piasku, nieba
i morza, ktre pokrywa te planete, byo z ywe w tym czy innym czasie! Taka jest
natura rzeczy, z ycie jest tylko jednym z etapw, przez ktre przechodzimy. Ale
zmarli tak mnie powazaja, z e potrafia nawet przekroczyc naturalny porzadek.

A to przekroczenie naturalnego czyni z nich. . . nadnaturalnych? zapyta


Darcy.
Prawdopodobnie tak odpowiedzia Keogh, zwracajac
ku niemu pene
ciepa oczy. Ale czy kiedys nie myslelismy tez o wampirach jako nadnaturalnych? Wreszcie pozwoli sobie na szczery, choc skapy
usmiech. Wiesz,
Darcy, jak na szefa INTESP jestes diablo sceptyczny. Czy nie na tym wasnie to
wszystko zawsze polegao? Gadzety i duchy? Fizyczne i metafizyczne? Naturalne
i nadnaturalne?
Nie jestem sceptyczny odpar Darcy poniewaz za duzo z tych rzeczy
widziaem. Lubie tylko miec wszystko uporzadkowane,

nic wiecej.
A czy ja uporzadkowaem

to dla ciebie?
Chyba tak. Wiec. . . dokad
zmierzamy?
Na razie donikad.
Badamy, co wiemy, prbujemy ustalic, czego nie wiemy. Staramy sie tez przygotowywac na nadchodzace.
Ale mwiac
szczerze, na
waszym miejscu po prostu bym sie z tego wycofa.
Co? Darcy przestraszy sie, z e nie dosyszy.
Ty i Sandra. Powinniscie zapac najblizszy samolot do domu, wrcic do
centrum INTESP i stamtad
uzyc caej mocy, jaka jest mozliwa. Powinnismy postepowac tak samo jak w sprawie Bodescu, dopki nie dowiemy sie dokadnie,
o co tu chodzi.
Darcy pokreci gowa przeczaco.

151

Wdepnelismy w to razem. A cae INTESP moge tu zaraz miec. Moze powinienem ci przypomniec: wpadanie w tarapaty nie jest moim zwyczajem. Mj
anio strz? A poza tym, co tu mozesz zdziaac w pojedynke? Sandra ma racje,
Harry. Jestes eks-nekroskopem. To juz nie dziaa. Jezeli chodzi o uzdolnienia,
nie jestes juz nikim waznym. Jak sam zauwazyes, to co stao sie w Bonnyrigg,
byo najzwyklejszym zbiegiem okolicznosci. Zmarli nie beda tutaj spieszyli ci
z pomoca za kazdym razem. Spjrz wiec prawdzie w oczy, z naszej trjki jestes
najsabszy. Nie jest tak, z e to ty nas nie potrzebujesz. W tym samym stopniu my
nie potrzebujemy ciebie.
Harry wbi wen wzrok.
Potrzebujecie mojej fachowosci powiedzia. I Sandrze grozi naprawde powazne niebezpieczenstwo. Ona nie powinna byc blisko mnie i. . . nagle
przerwa. Ale za pzno, krzywda juz zostaa wyrzadzona.

Harry nigdy nie by


dobry w zwodzeniu innych.
Blisko ciebie? zapytaa. Co to znaczy, Harry?
Tym razem to jej don chwycia go za reke. Westchna,
popatrzy w bok.
Widzisz, mamy tu wampira odpowiedzia wreszcie. Prawdopodobnie
ze starej gwardii. Ciagle
powtarzam, i zechciejcie mnie w koncu posuchac, z e
wampiry to potega! Sandro, zajrzaas do gowy Jordana i wiesz, z e siedziao w niej
cos, co torturowao go, wypytywao go, szczeglnie o nas. Do tej chwili to cos
przypuszczalnie wie o INTESP wszystko, co mozna tylko wiedziec. O tym, jak
postapili
smy z Tiborem Ferenczym i Julianem Bodescu i. . . do licha, wszystko,
czego tylko zapragnie wiedziec! Ale przede wszystkim dowie sie o mnie. Jezeli
nie od razu, to wkrtce. A wtedy po mnie przyjdzie. Nie moze sobie pozwolic,
by nie przyjsc , gdyz wie, z e jego maska w koncu peknie. A ja jestem Harrym
Keoghem, nekroskopem, i jestem niebezpieczny. Zabijaem wampiry. Docieraem
do samych z rde wampiryzmu i niszczyem je.
Gdzies w moim umysle zamkniete sa tajniki mowy zmarych i kontinuum
Mbiusa. Z caa pewnoscia po mnie przyjdzie. A takze po was dwoje, jezeli zostaniecie ze mna. Teraz, Darcy. . . w porzadku,

twj talent chroni cie. Ale jednak


jestes tylko czowiekiem z ciaa i krwi. Urodzies sie i mozesz umrzec. A pamietaj, z e to cos wie o twoim uzdolnieniu! I jezeli jest sposb, aby sie ciebie pozbyc,
a jeszcze lepiej, wykorzystac, on go znajdzie.
Ale to na pewno jest moja mocna strona nie poddawa sie Darcy. Ja
wiem, jak go zabic.
Tak? zdziwi sie Harry. A jak go znajdziesz? Myslisz, z e bedzie
leza nieruchomo i czeka, az go przebijesz? Czowieku, on nie bedzie czeka,
az go znajdziesz, on sam ciebie poszuka! Poszuka nas! Raz jeszcze powtarzam:
w porwnaniu z nim Julian Bodescu by raczkujacym

amatorem.
Wobec tego moge tu sciagn
a
c posiki. Jutro w poudnie moze tu byc dziesiatka
naszych najlepszych ludzi.
152

agn
Sci
a
c ich tu na rzez? Frustracja Harryego przechodzia w zosc .
Rozmawia z ludzmi tak inteligentnymi jak tych dwoje, a musia wszystko tumaczyc, jakby byli dziecmi. Ale w porwnaniu z sia wampirw oni naprawde byli
dziecmi, zupenie niewinnymi dziecmi. Czy nie rozumiesz, Darcy sprbowa jeszcze raz z e oni go nie znajda?
Nie wiedza, kim jest ani gdzie go szukac.
W takim razie bawimy sie w chowanego. Sandra podniosa gos, ujawniajac
kazdemu, kto zechciaby patrzec, caa swa niewinnosc i brak doswiadczenia. Schowajmy sie i pozwlmy mu grac. Albo zblizymy sie do niego systemem eliminacji. Albo. . .
Mozemy skorzystac z naszych telepatw wtraci
sie Darcy tak
jak w sprawie Bodescu. Przerwa gwatownie, a po jego czaszce przebieg
dreszcz. Jezus! powiedzia dajac
jaskrawy dowd, z e cos ze skali tego problemu i cos z rozmiarw grozy nagle do niego dotaro. Nasi telepaci!
powtrzy.
O, mj Boze wykrztusia Sandra.
Harry pokiwa gowa i powoli opad na krzeso.
Widze, z e wreszcie zaczynacie myslec powiedzia, wasciwie bez sar
kazmu. Telepatia? Swietny
pomys, Darcy, tyle tylko, z e nasz przeciwnik go
przechwyci, i wkrtce moze miec wasnego. Tak, a Ken Layard jest jednym z najlepszych, jacy sa.
Przyniesiono jedzenie. Darcy i Sandra, posepni i zamysleni, ledwie tkneli posiek. Harry szybko nasyci gd. Zapali papierosa, wypi kawe.
Moze dojsc do tego, z e bedziemy musieli spalic Kena wasnorecznie
powiedzia Darcy po chwili.
Rozumiesz wiec, dlaczego tak sie spieszyem. Harry przytakna.

Jaka jestem gupia! rzucia nagle Sandra. Czuje sie taka gupia! Te
zupene idiotyzmy, ktre wygadywaam!
Nie, nie jestes gupia zaprzeczy Keogh. Jestes po prostu lojalna,
odwazna i ludzka. Nie potrafisz myslec jak wampir. Wszystko sie sprowadza do
tego, by byc tak podstepnym jak oni. Nie mysl, z e to jest przyjemnosc . Wierz mi,
z e nie. Same tylko prby myslenia tak, jak oni, moga wpedzic cie w chorobe.
W kazdym razie waczy

sie Darcy zgadzam sie z toba. Sandra musi


sie z tego wycofac.
Tak Harry skina
gowa i nie powinna bya nigdy sie w to mieszac.
Ale musielismy przybyc tutaj, z eby dowiedziec sie wszystkiego. Musisz zrozumiec, kochanie, jak bardzo by nam to utrudniao sprawe. Och, Darcy da sobie
rade, zawsze tak jest, ale ja nie bybym w stanie nawet myslec poprawnie, majac

ciebie obok. Przez cay czas zamartwiabym sie o to, co moze cie spotkac.
I co miaabym robic powiedziaa gosno Sandra. Siedziec w domu
i udzic sie nadziejami?
153

Darcy pokreci gowa.


Nie, koordynowaabys pod moja nieobecnosc dziaania wywiadu. Teraz,
kiedy Wellesley wypad z gry, a ja jestem tutaj, sprawy musza sie scisle zazebiac.
Ty znasz sytuacje z pierwszej reki, wiec bedziesz wprost nieoceniona jako nasz
acznik,

a wasciwie aczniczka.

Ponadto bedziesz przez cay czas na biezaco,

z dnia na dzien, z wydarzeniami. W istocie, bedziesz, zdaje sie, miaa tyle zajec ,
z e nie starczy ci czasu, by martwic sie o Harryego.
Wiesz, z e on ma racje? doda Keogh.
Jedno, co moge powiedziec: przynajmniej nie bede sie musiaa martwic
o takie rzeczy, jak. . . jak spalenie biednego Kena!
Darcy spojrza na Harryego.
A co z tym? Jak wiele mamy czasu, zanim. . . ?
Do tego moze dojsc jedynie wtedy, jezeli miejscowe wadze nie poczynia
odpowiednich krokw odpowiedzia Harry. Mysle jednak, z e tutaj, gdzie
jest tak goraco,
powinni byc szybcy w tych sprawach.
Darcy zmarszczy czoo.
Ale czy nie ma z adnego oficjalnego ostatecznego terminu?
Pytasz: kiedy on wstanie i pjdzie, tak? Harry pokreci gowa. Nie,
nie ma takiego terminu. Ile czasu zabrao to Georgeowi Lakeowi, wujowi Juliana
Bodescu?
Trzy doby z miejsca odpowiedzia Darcy. Tylko co go pogrzebali
i zaraz zacza
wykopywac sie z powrotem.
Przestan! krzyknea Sandra. Jej oczy az pojasniay z przerazenia.
Harry popatrzy na nia, wspczu jej ale musia mwic dalej.
Lake by przykadem podrecznikowym podja
ale nie sadz
e, by ist
niay tu jakies sztywne reguy. Zadne,
w ktre bym wierzy, w kazdym razie.
Wyprostowa sie na krzesle i rozejrza sie dookoa. Ale, wiecie, wasnie pomyslaem, z e dla turystw musimy stanowic z aosny widok! A poza tym, to miejsce
sie zapenia. Proponuje wrcic do naszej willi. Moge sie przeciez mylic co do zalet tumu. Byc moze tam bedziemy rwnie bezpieczni, jak tutaj. Musimy przeciez
zaplanowac nasze dziaania.
Droge powrotna przebyli w milczeniu. W takiej odlegosci od centrum Rodos
i na samym poczatku

sezonu nie byo tu wielkich tumw. Lsniaca


tafla morza
po prawej stronie i Droga Mleczna rozsiana jak diamentowy py nad gowami
mogyby uczynic to miejsce bardzo romantycznym. Zmierzali z wirowa sciezka
do drzwi domu i nawet monotonne, pene otuchy nawoywania maych greckich
sw nie potrafiy ich podniesc na duchu.
Gdy weszli do srodka, Darcy sprawdzi okna na grze, a Harry zaja
sie tylnym
wejsciem. Wszystkie drzwi byy solidne, opatrzone mocnymi zamkami i zasuwami. Okna z zewnatrz
wyposazone w okiennice, a od wewnatrz
w zamki przeciwwamaniowe.
154

Nie mogoby byc lepiej powiedzia Darcy, kiedy zebrali sie znowu razem dookoa stou w salonie.
Och, mogoby sprzeciwi sie Harry. Przypomnij mi jutro, bym kupi
troche czosnku.
Oczywiscie skina
gowa esper. Wiesz, cakiem o tym zapomniaem.
To tak bardzo nalezy do fikcji literackiej, z e nie potrafie uzmysowic sobie, z e to
jednak jest prawda.
Czosnek powtrzy Keogh tak. W Sonecznej Krainie Wedrowcy
nazywaja go kneblasch. To jest rdzen tej nazwy w ziemskich jezykach. Po niemiecku jest knoblauch, a po cygansku gnarblez. Skrzywi twarz w zmeczonym, pozbawionym wesoosci usmiechu. Jeszcze jedna bezuzyteczna informacja.
Bezuzyteczna? oburzya sie Sandra. Mysle, z e byoby swietnie, gdybys przekaza nam wszystkie bezuzyteczne informacje, jesli mozesz.
Harry wzruszy ramionami.
Wiele mozesz wyciagn
a
c z tego, co Darcy nazywa fikcja literacka.
Ale
jesli to jest to, czego pragniesz. . . Znowu wzruszy ramionami. Musisz tylko pamietac, z e nie ma nic pewnego z wampirami. I nikt, acznie

ze mna, nie
wie na ich temat wszystkiego. Nie wiem nawet jednej dziesiatej.
Ale wiem, z e
im bardziej zblizasz sie do z rda, do samego rdzenia wampiryzmu, tym skuteczniejsze staja sie rozmaite trucizny. Czosnek wzbudza w nich wstret. Brzydza sie
jego smrodem, tak jak my brzydzimy sie smrodem odchodw. Wrecz choruja od
niego. Po stronie gwiezdnej Lardis Lidescu smaruje swj orez czosnkowym olejem. Wampir zraniony taka bronia, wszystko jedno, czy to strzaa, miecz czy nz,
bedzie cierpia nieznosnie. Nierzadko zainfekowana w ten sposb czesc ciaa odpada, a na jej miejsce wyrasta nowa.
Darcy i Sandra popatrzyli po sobie skonsternowani, ale nic nie powiedzieli.
Nastepnie srebro kontynuowa Harry szkodzi im, jak rtec czy ow

nam. Zebym
nie zapomnia: musimy kupic pare tych ozdobnych greckich noz ykw do ciecia papieru, srebrnych lub posrebrzanych. Darcy, widziaes strzay,
ktre pakowaem wraz z kusza?
Zrobione sa z twardego drzewa, natarte olejem
czosnkowym, a na czubku maja srebro. I nie pytajcie mnie, prosze, czy mwie
powaznie. W Gwiezdnej Krainie Wedrowcy polegaja na tych rzeczach i dzieki
nim pozostaja przy z yciu!
Gwiezdna Kraina mysla Darcy, przypatrujac
sie Harryemu. Obcy,
rwnolegy swiat wampirw. Widzia to, by tam i powrci. Przezy to wszystko.
A teraz siedzi tutaj, cakowicie ludzki i tak atwy do zranienia, i stara sie wyjasnic
te rzeczy nam. I jakos nie wpada w zosc , i jakos nie zaamuje sie ani nie piekli.
I nigdy nie rezygnuje.
Wampiry powiedziaa Sandra i na dzwiek tego sowa wstrzasn
a
nia
dreszcz. Opowiedz nam o nich, Harry. Och, wiem, z e wszystko jest w aktach
155

w Londynie. Ale kiedy to pochodzi wprost od ciebie, jest inaczej. Wiesz o nich
tak duzo, a mwisz, z e wiesz tak mao.
Powiem wam kilka cakowicie pewnych rzeczy odpar Harry. Sa
kretaczami w stopniu przekraczajacym

ludzka wyobraznie. Sa kamcami wszyscy razem i kazdy z osobna. W prawie kazdej sytuacji wampir raczej skamie niz
powie prawde chyba, z e w gre wchodzi jakas zupenie podstawowa dla nich
wartosc . Sa specjalistami w zbijaniu argumentw, mistrzami w sztuce dwuznacznych i odbierajacych

ochote na cokolwiek zagadek, gier sownych, amigwek


i paradoksw, faszywych porwnan i paraleli. Sa do nieprzytomnosci zazdrosne,
skryte, pyszne i zaborcze. Jesli zas chodzi o ich przywiazanie

do z ycia czy tez


smierci sa najbardziej nieugietymi stworzeniami od czasw Stworzenia!
Swoje z rdo maja w moczarach na wschd od centralnego ancucha gr, ktry oddziela Gwiezdna Kraine od Sonecznej. Legenda gosi, z e od czasu do czasu
wynurzaja sie z tych mokrade w formie monstrualnych slimakw czy pijawek,
by przyssac sie do czowieka czy zwierzecia. O stopniu ich inteligencji w tej fazie nic nie mozna powiedziec. Ale uporczywosc cechuje je od samego poczatku.

Zywia sie krwia gospodarza i tworza z nim przerazajac


a symbioze. Gospodarz
zmienia sie, fizycznie i psychicznie. Sam bezpciowy, wampir przyjmuje pec
gospodarza, i wyksztaca w nim te z adz
e krwi, dzieki ktrej ostatecznie obydwaj
utrzymuja sie przy z yciu.
Powiedziaem, z e gospodarz zmienia sie fizycznie. Tak jest w istocie, gdyz
materia cielesna wampira rzni sie od naszej. Posiada bowiem zdolnosc regeneracji. Gdy wampir straci palec, reke czy noge, w odpowiednim czasie wyrosnie mu
druga. To nie jest tak niezwyke, jak mogoby sie wydawac. Rozgwiazda robi to
nawet lepiej. Potnij rozgwiazde na czesci i wrzuc do morza, a kazda czesc rozrosnie sie w nowa caosc . A podobnie ogon jaszczurki czy segmenty tasiemca. Ale
wampir nie jest tasiemcem. Lesk Przerosniety, obakany

Lord, straci w bitwie


oko i rozkaza nastepnemu wyrosna
c na plecach!
Jako z e wampir rozwija sie wraz z gospodarzem, sia i wytrzymaosc tego
ostatniego wzrastaja niepomiernie. A podobnie sfera emocjonalna. Poza mioscia,
idei ktra jest wampirom cakowicie obca, wszystkie inne namietnosci wyrastaja
w szalenstwo. Nienawisc , chuc, rzadz
a wojny, gwatu, tortur, zniszczenia swych
przeciwnikw i pobratymcw. Ale ten bezmiar za jest temperowany przez ich
predylekcje do utajnienia, anonimowosci. Gdyz wampir wie, z e kiedy zostanie
odkryty, czowiek nie spocznie, dopki go nie zniszczy. To dotyczy szczeglnie
tego swiata, oczywiscie, w ich wasnym sa, lub byli, Lordami. Byli, zanim Rezydent i ja nie doprowadzilismy ich krlestwa do ruiny. Ale i przedtem nadarzya
sie okazja. Mj syn i ja. . . nie zniszczylismy ich wszystkich. Czasem chciabym,
aby tak sie stao.
A wiec. . . kiedy trafili tu po raz pierwszy, w jaki sposb przybyli? Pierwszy
z nich, na tym swiecie? Kto wie? Wampiry wystepuja we wszystkich legendach
156

stworzonych przez czowieka. Przybyy do starozytnego kraju Dakw, do Rumunii i do Modawii, na Wooszczyzne. Co na jedno wychodzi. Rumunia dla nas
pokrywa sie lub jest blisko Danube. Tam jest Brama, tunel pomiedzy rznymi
wymiarami rzeczywistosci, ale szczesliwie niedostepny. Albo prawie niedostepny. Skorzystaem z niego, kiedy udawaem sie do Gwiezdnej Krainy. Dziao sie to,
zanim Harry Junior odar mnie z moich uzdolnien. Harry usiad gebiej i westchna.
Czas i wydarzenia doganiay go. Wyglada
na bardzo zmeczonego. Co
jeszcze? zapyta.
Sandra nie moga oprzec sie fascynacji tym tematem.
A co z ich cyklami z yciowymi, czasem trwania ich z ycia? Kiedy czytaam
dokumenty INTESP, wszystko wydawao sie tak nieprawdopodobne. Powiedziaes, z e wywodza sie z mokrade. Ale w jaki sposb sie tam znalazy?
To tak, jakby zapytac, czy pierwsze byo jajko, czy kura odrzek Keogh. Mokrada sa ich poczatkiem,

to wszystko. A dlaczego aborygeni sa w Australii? Dlaczego jaszczury Komodo spotykamy tylko w Komodo? Co zas do ich
z yciowych cykli. . .
Zaczynaja w mokradach jako ogromne pijawki. Tak w kazdym razie ja to rozumiem. Przeksztacaja sie w ludzi albo zwierzeta, zazwyczaj w wilki. Nawiasem
mwiac,
wedug mojej teorii mityczny wilkoak jest w rzeczywistosci takze wam
pirem. Dlaczego nie? Zywi
sie surowym, czerwonym miesem, a jego ugryzienie
moze stworzyc nastepnego wilkoaka, prawda? Oczywiscie, z e tak, gdyz ukasze
nie jest jednoczesnie przeniesieniem jaja, ktre zawiera zarwno kody wilka, jak
i wampira.
Raptem gorejace
spojrzenie Harryego sposepniao jeszcze bardziej.
O Boze! wyszepta, potrzasaj
ac
gowa w zadumaniu. Ilekroc o tym
mysle, nie moge nie wspomniec o moim synu. Gdzie on teraz jest? Zastanawiam
sie. Ciagle
w Gwiezdnej Krainie, Lord wampirzy? Czym teraz jest, to dziecko
Brendy i moje? Gdyz wampir Harryego pochodzi z wilka.
Przez duga chwile pene uczucia oczy Keogha byy zamglone, odlege, nieobecne. Zamruga, otrzasn
a
sie, powrci do tego miejsca w czasie i przestrzeni,
w ktrym znajdowao sie jego ciao.
Ich cykle z yciowe. Przepuka gardo i mwi dalej. Bardzo dobrze.
Przesledzilismy, jak dotad,
przejscie od stadium pijawki do pasozyta w ludzkim
lub zwierzecym ciele. Ale nazwaem te relacje symbioza, gdyz, co trzeba docenic,
nastepuje wzajemna wymiana korzysci. Pasozyt otrzymuje schronienie i uczy sie
z umysu gospodarza. A gospodarz przejmuje od wampira jego zdolnosc do gojenia ran, zawiazki
materii cielesnej, umiejetnosc przezycia i, oczywiscie, dugowiecznosc . W koncu wampir sczepia sie z wnetrzem swego gospodarza, staje sie
jego nierozdzielna czescia. Dwie jednostki, a nawet umysy, zachodza na siebie
i staja sie jednym. Ale na poczatku

pasozyt zatrzymuje pewna indywidualnosc .


Kiedy nie w peni dojrzay wampir czuje, z e nad gospodarzem wisi skrajne, nie157

uniknione niebezpieczenstwo, moze nawet prbowac z niego uciec. Tak wasnie


zrobi wampir Dragosaniego, gdy go zniszczyem. Ale na przno, to takze zniszczyem. . . W agodny, miekki gos Harryego wkrado sie drzenie, a na twarzy
pojawi sie znowu ten wyraz, mroczny, posepny i trudny do okreslenia. I znowu, niedojrzay wampir moze byc wyprowadzony z gospodarza, jezeli zna sie
sposb. Ale zawsze z. . . niszczycielskim skutkiem dla gospodarza.
Obydwoje w lot chwycili, z e mwi o Lady Karen i jego ponury nastrj przesta
byc zagadka. A on zobaczy w ich oczach bysk wspczucia i zrozumienia.
O czym to ja mwiem? A tak, cykl z yciowy. Bedziecie skonni myslec,
z e caa reszta jest czystym ekstraktem niesamowitosci, ale czy naprawde tak jest?
Spjrzcie na gady, z aby i traszki. Albo c my i motyle. Albo, jesli kto mia szczescie
zetkna
c sie z pasozytem, z motylica watrobow

a?
Czy moze byc cos bardziej koszmarnego?! Tym jednak, co czyni z wampira cos znacznie gorszego, jest diabelska
inteligencja oraz fakt, z e ostatecznie jego wola staje sie dominujaca,
silniejsza niz
wola gospodarza. Nie jest to wiec tak naprawde wymiana wzajemnych korzysci,
ale cakowite podporzadkowanie.

A teraz sprawa jaja. Faethor Ferenczy przekaza


je Tiborowi z Wooszy przez pocaunek. Wydoby je dugim, rozdwojonym jezykiem z gebi swojego garda i umiesci geboko w krtani Tibora. I od tej chwili
Tibor, dzielny wojownik, by zgubiony.
Przygwozdzony kokiem, skuty ancuchem i spalony, niemartwy przez piec set lat, Tibor uzy wici swej pierwotnej materii cielesnej i upusci jajo na kark
Dragosaniego. Spado niczym z ywe srebro, przeszo przez skre i przylgneo do
kregosupa, nie zostawiajac
nawet sladu. I wtedy Dragosani. . . on takze by zgubiony. Tak wiec Faethor by wampirem. Przekaza jajo Tiborowi i ten takze sta
sie wampirem! Tak, i podobnie byoby z Dragosanim, gdyby nie to, z e poozyem
temu kres.
Jajo wiec przenosi sam rdzen wampirzy. Moze byc przekazane przez pocaunek, stosunek seksualny, lub tez po prostu cisniete w kogos, kto zosta wybrany
gospodarzem. Dragosani zosta wiec namaszczony przez samego Tibora Ferenczego, Stwora spoczywajacego

w ziemi. Tyle tylko, z e Tibor, jak wszystkie wampiry, by kamca!


Tak, ten Stary Diabe zaledwie musna
embriona Juliana Bodescu i dziecko zostao naznaczone zepsuciem i zwampiryzowane zanim sie jeszcze
urodzio! I posiado wszystkie stygmaty wampirze. Kazdy znak i symptom, wa
czajac
w to najwazniejsza zdolnosc zmiany ksztatu. Julian by wampirem!
Ale. . .
Czy wyksztaciby swoje wasne jajo? Nie wiem. To jest zupenie paradoksalne, czyli wasciwie dokadnie takie, jakiego sie nalezy po nich spodziewac.
Harry zamilk. Sandra i Darcy siedzieli i suchali tego wszystkiego w osupieniu.
Nie mniej kopotliwa jest ich rznorodnosc powiedzia Darcy. Wydaje sie, z e Bodescu zarazi swa matke jaka
s maa czastk
a siebie. Nie wiemy jaka
158

ani w jaki sposb, ale, u diaba, nie moge powiedziec, abym tego z aowa. On
hodowa cos potwornego w piwnicach Harkley House, niewiarygodne monstrum,
ktre zamordowao jednego z naszych esperw. A wyhodowa je z wasnego zeba
madro
sci! Bezmyslna, pierwotna materia. Zainfekowa swego wuja, ciotke i kuzynke. Zdaje sie, z e zwampiryzowa ich wszystkich, na tak wiele rznych sposobw. Nawet swojego cholernego psa!
Tak. Harry pokiwa powoli gowa. To wszystko to nie jest jeszcze nawet poowa. Darcy, wampiry z Gwiezdnej Krainy posiadaja zdolnosci, o ktrych
wampiry z Ziemi, naszej Ziemi, jak sie wydaje, zapomniay, dzieki Bogu! Potrafia wzia
c ciao, ciao Wedrowca albo Troga, i w okreslonym czasie uformowac
je wedle swojej woli. Mwiem, czy wspominaem, o bestiach gazowych, ktre
hoduja dla metanu, ktry te wytwarzaja. Robia takze wojownikw, takich, z e nie
uwierzylibyscie, nawet widzac
na wasne oczy!
Ja widziaem przypomnia mu Darcy.
Na filmie odrzek Harry tak, ale nie widziaes takiego, jak spada na ciebie z nieba, wyposazony w smiercionosna bron. I nie widziaes koscistych, chrzastkowatych

stworzen projektowanych specjalnie dla ich skr, wiazade

i szkieletw, za pomoca ktrych powiekszaja i zaopatruja swe wyniose siedziby.


I, na Boga, nie widziaes, ani nawet nie potrafisz sobie wyobrazic syfoniarzy!
Sandra zamknea oczy, podniosa do gry reke.
Nie! zawoaa.
Czytaa o stworach zwanych syfoniarzami w aktach Keogha. Byo to cos,
o czym z caa pewnoscia nie chciaa syszec od Harryego. Wiedziaa o wielkich,
agodnych, mieczakowatych stworach na wyzynach zamkw wampirzych. Ich z yy zwisay setki metrw w d wewnatrz
wydra
zonych kosci i zasysay wode ze
studni. Wiedziaa tez, z e wszystkie te rzeczy i stworzenia byy kiedys ludzmi,
zanim dokonaa sie metamorfoza.
Nie powtrzya jeszcze raz.
Tak powiedzia Darcy. Sandra ma racje. I w ogle nie byo chyba
najlepszym pomysem zagebiac sie w to wszystko teraz. Nie bede mg spac,
Bg to widzi.
I tak, jakby sie umwili, wyciagn
eli ze swych sypialni trzy pojedyncze zka
i ustawili je dookoa stou, przygotowujac
sie w ten sposb do spania w jednym
pokoju. To moze nie wygladao

zbyt przyzwoicie, ale byo bezpieczne.


Harry wyja
z torby podrznej kusze i zaozy na nia strzae. Zaadowana bron
umiesci pomiedzy zkiem swoim a Darcyego. Nastepnie wyciagn
a
sie na fotelu i nakry kocem. W chwile pzniej w pokoju panowaa juz ciemnosc i cisza.
Jedynie mgieka szarego swiata przesaczaa

sie przez szczeliny w z aluzji.


Jakie plany na jutro, Harry? zapyta Darcy i ziewna.

Zatroszczyc sie o Kena Layarda. Bez wahania odrzek Keogh. Odwiezc Sandre na samolot do domu i zobaczyc, co da sie zrobic dla Trevora Jorda159

na. Trzeba jak najszybciej wydobyc go stamtad.


Oddalenie od wampira powinno
osabic jego wpyw. To takze zalezy od miejscowej wadzy, od tego, co powiedza.
Ale poczekajmy z tym wszystkim do rana. Teraz bede szczesliwy, jezeli uda mi
sie zasna
c.
Och, na pewno nam sie uda powiedzia Darcy.
Czyzbys sie czu. . . beztrosko?
Beztrosko? Jeszcze czego! Ale nie ma nic takiego, co by mi w tej chwili
szczeglnie zaprzatao

gowe.

Swietnie odpowiedzia Harry. Dobrze jest miec obok siebie kogos


takiego jak ty, Clarke.
Sandra juz spaa. . .
Harryemu rzeczywiscie udao sie zasna
c. Wasciwie, byy to strzepy snu, seria krtkich drzemek, nie przekraczajacych

dziesieciu do pietnastu minut. . . przez


pierwszych kilka godzin w kazdym razie. Gdzies przed brzaskiem wyczerpanie
zmogo go wreszcie i zapad w gebszy sen. Zmarli, ktrzy nie mogli komunikowac sie ze swiadoma czescia jego umysu, mogli teraz przynajmniej prbowac sie
do niego przebic.
Pierwsza przybya matka, ktrej gos dochodzi do niego z oddali, saby niczym szept niesiony powiewem snu.
Haaarry! Czy spisz, synu? Dlaczego nie odpowiadasz? pytaa.
Ja. . . nie moge, mamo! wydysza, oczekujac,
z e za chwile umys jego
pochwycony zostanie w straszliwym uscisk, a z racy
kwas poleje sie na zakonczenia nerww. Wiesz o tym. Jezeli tylko sprbuje z toba porozmawiac, on
natychmiast zesle ten straszliwy bl.
Ale przeciez mwisz do mnie, synu! Po prostu znowu wszystko zapomniaes. Tylko na jawie nie mozesz ze mna rozmawiac. Ale nic nam nie przeszkodzi,
kiedy spisz. Nie masz sie czego bac z mojej strony, Harry. Wiesz przeciez, z e
nigdy bym ciebie nie skrzywdzia. Nie rozmyslnie.
Ja. . . teraz pamietam powiedzia Harry, ciagle
nie cakiem pewien.
Ale, tak czy inaczej, co z tego. Kiedy sie obudze, i tak nie bede pamieta, co do
mnie mwisz. Nigdy nie pamietam. Zakazano mi.
Ach, lecz znalazam juz przedtem sposoby, aby to omina
c i moge znowu
sprbowac. Nie cakiem dokadnie wiem jak, gdyz czuje, z e jestes daleko ode
mnie, ale sprbowac moge. A jesli nie ja, to moze ktos inny z twoich przyjaci.
Mamo drza przestraszony musisz powiedziec im, aby przestali. Nie
potrafisz nawet wyobrazic sobie blu, jakiego za ich przyczyna doznaem, ani
kopotw, w jakie mnie wpedzili! A mam teraz wystarczajaco
duzo wasnych problemw.

160

Och, wiem, z e masz, synu, dobrze wiem odpara. Ale sa problemy


i problemy, i niekiedy rznia sie rozwiazaniami.

Nie chcemy, abys zabra sie do


ich rozstrzygania ze zej strony, nic wiecej. Rozumiesz?
Pogra
zony we snie nie rozumia nic prcz tego, z e ktos kochajacy
go robi
wszystko, by mu pomc, choc sam tkwi w bedzie, sam by zwodzony.
Mamo! Nagle poczu do nich wszystkich zosc . Naprawde bardzo
chce, abyscie chociaz starali sie zrozumiec. Musicie wbic sobie do gowy, z e wystawiacie mnie na niebezpieczenstwo. Ty i reszta zmarych, tak jakbyscie prbowali mnie zabic.
Och, Harry westchnea geboko, wzburzona. Harry wiedzia, z e wstydzia sie za niego. Jak w ogle mozesz mwic takie rzeczy, synu. Zabic ciebie?
O niebiosa, nie. Prbujemy wasnie ratowac ci z ycie.
Mamo, ja. . . wyszepta Keogh.
Haaarry. Rozpywaa sie znowu w niebycie, powracaa tam, gdzie jej
miejsce, niewyrazna i odlega. Naraz sygna jej mowy sta sie mocniejszy.
Widzisz, synu mwia nie martwimy sie juz wiecej o ciebie w ten
sposb. Nie jest juz dla nas bardzo bolesne myslec, z e pewnego dnia mozesz
umrzec. Wiemy, z e tak sie stanie, gdyz taki jest los wszystkich. A z twoja pomoca
zrozumielismy, z e smierc nie jest tak czarna, jak sie ja maluje. Ale jest jeszcze
jeden stan miedzy z yciem a smiercia, Harry. Zostalismy ostrzezeni, z e bakasz

sie
zbyt blisko niego.
Niesmierc! Tym razem to on zaczerpna
geboki yk powietrza, jako z e
sen gwatownie zblizy sie do rzeczywistosci. Ostrzezeni? Przez kogo?
Och odpowiedziaa miedzy zmarymi jest wiele prawdziwych talentw, synu. Sa tacy, z ktrymi mozesz rozmawiac i im ufac, nie obawiajac
sie
ich sw, i tacy, z ktrymi absolutnie nigdy nie powinienes rozmawiac! Niekiedy
zdarzao ci sie dziaac bez nalezytej przezornosci, Harry. Tym razem. . . jeden. . .
zo. . . zgubiony. . . ciemny jak. . . na zawsze!
Jej mowa zmarych rwaa sie, zanikaa, gasa. Ale by pewien, z e to co mwia,
byo wazne.
Mamo? zawoa za nia w zbierajace
sie mgy sennego marzenia.
Mamo?
Haaarry! Jej odpowiedz bya najdalszym odbiciem, sabnacym

i. . . odesza.
Cos musneo twarz Keogha. Wzdrygna
sie i podciagn
a
w fotelu.
Co. . . ? wysapa, na wp spiac.
Czy to jakis opot? Czy cos poruszyo
powietrze w pokoju?

Ciii szepnea Sandra ze swojego zka, gdzies w ciemnosci. Snie


s.
Znowu o swojej matce.
Harry pamieta, gdzie jest i co tu robi, wiec wsuchiwa sie przez chwile w cisze i ciemnosc pokoju.
161

Nie spisz? zapyta po chwili.


Nie odpowiedziaa. A chcesz, z ebym spaa?
Tak. Idz spac.
Znowu pogra
zy sie w snach. Raz jeszcze poczu ten nieznaczny podmuch
powietrza. Ale sen wzia
go juz w swoje posiadanie. . .
Tym razem gos przyszed z samego serca mgy, ktra wylewaa sie z marzen.
Wilgotna i oblepiajaca
jak mgy, ktre zna z rzeczywistosci. Zabrzmia czysty
gos, choc odlegy. Mroczny, geboki, z metalicznym przydzwiekiem i grobowy
jak dzwon piekie. Wychodzi z mgy i wydawa sie otaczac Harryego, napierajac

na jego umys nekroskopa ze wszystkich stron.


Ach! Ulubieniec zmarych zacza
i Harry momentalnie go rozpozna.
Wreszcie odnalazem cie, wbrew nieroztropnym wysikom tych, ktrzy chronili
cie od bardzo starego, bardzo niezywego stwora.
Faethor odpowiedzia Harry. Faethor Ferenczy!
Haaarry Keeooogh pia tamten, a jego gos az bulgota. Robisz mi
wielki zaszczyt, Harry, z takim naciskiem wymawiajac
moje imie! Czy czuje w tobie respekt? Czy drzysz przed Potega, ktra kiedys przedstawiaem? A moze co
innego? Moze strach? Jak to? Co, strach? W kims, kto zawsze by tak nieustraszony? Powiedz mi wiec: co cie tak odmienio, synu?
Nie synu, Faethorze z miejsca odpowiedzia Harry, w swoim dawnym
duchu. Moje imie jest czyste. Nie staraj sie go zbrukac.
Achch! Usmiechnea sie gulgoczaca,
syczaca
potwornosc w jego umysle. To juz lepiej. Duzo lepiej jest poruszac sie po znanym terrrenie.
Czego chcesz, Faethorze? Keogh by podejrzliwy i ostrozny.
Czy podsuchaes zmarych szepczacych,

z e wpadem w tarapaty i przychodzisz ze mnie szydzic?


Tarapaty? Faethor uda zdumienie, nie na tyle jednak, by ukryc przebijajacy
sie sarkazm. Ty wpades w tarapaty? Czy to mozliwe? Z taka iloscia przyjaci? Z nieprzeliczonymi tumami zmarych gotowych prowadzic cie i w kazdej
chwili suzyc rada?

Nawet we snie Harry zna sie na wampirach, takze tych nieszkodliwych,


dawno zgasych.
Faethorze powiedzia jestem pewien, z e znasz te sprawe az za dobrze. Ale poniewaz pytasz, wiec ci odpowiem: nie jestem juz nekroskopem, za
wyjatkiem

snw. Rozkoszuj sie wiec moim poozeniem ile dusza zapragnie, gdyz
jest to przyjemnosc , ktra skonczy sie natychmiast, skoro sie obudze.
Jaka gorycz! odpar Faethor. A poza tym myslaem, z e jestesmy
przyjacimi, ty i ja.
Przyjacimi? Harry o may wos nie wybuchna
smiechem, ale zapanowa nad tym. Pomysla, z e lepiej jednak nie prowokowac niepotrzebnie wrogosci z adnego z nich, nawet tak bardzo umarego i na wieki pogrzebanego, jak
162

Faethor. Jak to rozumiec? Zmarli sa moimi przyjacimi, a oni czuja do ciebie


odraze!
A wiec odrzucasz mnie powiedzia tamten choc kur nie zapia jeszcze
trzy razy.
To wielkie bluznierstwo! krzykna
Harry i poczu szeroki, bezwstydny
usmiech Faethora.
Alez oczywiscie. Przeciez ja jestem wielkim bluznierstwem! W oczach
niektrych.
W oczach wszystkich mwi Keogh. W oczach samej normalnosci,
Faethorze. Teraz zostaw mnie, jezeli masz sobie kpic.
Jaka krtka masz pamiec ! warkna
tamten. Kiedy potrzebowaes rady,
przyszedes do mnie. Czy odprawiem cie wtedy? A kto zniszczy twoich wrogw
w grach?
Pomoges mi, poniewaz to pasowao do twoich celw, dla z adnej innej
przyczyny. Towarzyszyes mi, z eby uderzyc Tibora i w ten sposb zemscic sie
po raz drugi, nawet zza grobu! Zrzucies Iwana Gerenko w przepasc , ochraniajac

swj zamek, poniewaz to on spowodowa jego zniszczenie. Nie zrobies dla mnie
nic. Tak naprawde, i teraz to widze wyraznie, bardziej ty mnie wykorzystaes niz
ja ciebie.
Wiec! kapna
Faethor nie jestes taki gupi, jak myslaem! Bez wat
pienia, miaes z tego wiecej, Keogh! Ale nawet jesli racja jest po twojej strome,
to jednak musisz przyznac, z e korzysc bya wzajemna.
Teraz Harry by juz pewien, z e wampir nie przyby tu, aby z niego szydzic.
Chodzio o cos wiecej. Faethor wyraznie da to do zrozumienia swoim sposobem
wyrazania sie, uzyciem sw wzajemna i korzysc . Harry zastanowi sie, czy
ta obecna wymiana sw tez okaze sie wzajemnie korzystna? Czego ten potwr
chce i, co wazniejsze, co jest gotw dac w zamian?
No, dalej, Faethorze ponagli go Harry. Czego chcesz ode mnie?
Wstydz sie! zagrzmia wampir. Wiesz, jak lubie dobra dyskusje:
sie przekonywania nieodpartych, logicznych argumentw, zreczna manipulacje
sowami, spieranie sie o cene przed dobiciem targu. Czy chcesz mi odmwic tych
bahych przyjemnosci?
Do rzeczy, Faethorze zniecierpliwi sie Keogh. Powiedz, czego
chcesz i ile to jest dla ciebie warte. Dopiero wtedy, jesli okaze sie, z e moge to
zrobic i ciagle
patrzec na siebie w lustro, mozemy sie targowac.
Ba! odpowiedzia tamten. Syszaem od zmarych, z e przyszy na
ciebie ciez kie czasy. Tak, przyznaje, wiem, z e zostaes pozbawiony swojej mocy.
Tak, to prawda, z e jestem pariasem miedzy zmarymi, ale czasem, kiedy rozmawiaja, lubie przypadkiem usyszec, o czym jest mowa. Wiele mwiono o tobie,
Harry, i ja to przypadkiem podsuchaem. Nie tylko nie wolno ci uzywac wiecej

163

mowy zmarych ani nie posiadasz tez juz atwosci natychmiastowego przemieszczania sie. Czy to wszystko prawda?
Tak.
Dobrze. Harry czu, jak Faethor sucho sam sobie przytakna.
Teraz, ja nie wiem nic na temat tej. . . teleportacji? W tej dziedzinie wiec nie moge
ci pomc. To polega na cyfrach, jak sadz
e. Jednoczesnym rozwiazaniu

wielkiej
ilosci skomplikowanych rwnan. A tutaj musze sie przyznac do porazki. Nie miaem z tym stycznosci od tysiecy lat, a nawet w moich najlepszych dniach nie by
ze mnie z aden matematyk. Ale jesli chodzi o mowe zmarych, to tu moglibysmy
dojsc do porozumienia.
Harry stara sie nie pokazac po sobie, jakie to na nim wywaro wrazenie.
Porozumienia? Myslisz, z e mgbys mi to przywrcic? Nie wiesz chyba,
co mwisz. Specjalisci badali mj przypadek. W stanie jawy nie moge rozmawiac
ze zmarymi, w tym samym stopniu, jak nie moge wlewac sobie kwasu do ucha.
To znaczy, moge, ale rezultat bedzie ten sam. Wiem, bo prbowaem, raz!
Dobrze powtrzy Faethor. Z szeptania zmarych wywnioskowaem
tez, z e ta niegodziwosc zostaa ci wyrzadzona

przez twojego rodzonego syna w jakims innym niz ten swiecie. Zdumiewajace!

Znalazes wiec swoja droge tutaj,


prawda? Tak, i cierpiaes. . .
Faethorze przerwa przejdz do sedna.
Sedno jest oczywiste. Tylko wampir mg w ten sposb wkroczyc do twojego umysu, i to tylko jeden z najmocniejszych miedzy nimi. To sztuka fascynacji hipnotyzm w wykonaniu wielkiego mistrza okaleczya cie, Harry. Ach,
i pochlebiam sobie, z e kiedys byem takim mistrzem.
Mwisz, z e mozesz mnie wyleczyc?
Faethor zachichota mrocznie, gdyz wiedzia dobrze, z e Keogh pokna
przynete.
Co jest napisane, moze by wymazane odrzek. Umiesz to teraz docenic. I tak samo, co zostao skrzywione, moze zostac wyprostowane. Oddaj sie
tylko w moje rece, a zrobie to, co trzeba.
Harry cofna
sie.
Oddac sie w twoje rece? Wpuscic ciebie do mojej gowy, jak Dragosani
wpusci Tibora do swojej? Czy myslisz, z e zwariowaem?
Mysle, z e jestes w rozpaczliwej sytuacji.
Faethorze, ja. . .
Teraz ty posuchaj przerwa dawno wygasy wampir. Mwiem
o wzajemnych korzysciach i o zmarych szepczacych

w ich grobach. Ale niektrzy z nich nie tylko szepca. W grach Metalici i Zarundului sa i tacy, ktrzy
krzycza w przerazeniu. On zawadna
zmarymi, nawet ich kosc mi i prochami.
Tak, a ja znam jego imie i poczuwam sie do odpowiedzialnosci.

164

Teraz juz Harry zosta pochwycony mocniej niz kiedykolwiek. Postanowi dac
wampirowi pena satysfakcje.
Faethorze powiedzia mwisz, z e jeden z wampirw zstapi
do nas.
Ale to juz wiedziaem przedtem. Gdzie wiec moja korzysc ? Czy mam oddac sie
w twoje rece za takie byle co? Czy myslisz, z e zwariowaem?
Nie, mysle, z e sie poswiecies wykarczowaniu tego, co nazywasz plugastwem. Zniszczybys to, zanim ono ciebie zniszczy. Zrobibys to dla bezpieczenstwa i normalnosci twojego swiata, a ja uczynibym to. . . jedynie dla wasnej
satysfakcji. Gdyz nienawidze tego jednego tak, jak nienawidziem Tibora.
Kim on jest? zapyta Harry, wbrew rozsadkowi

majac
nadzieje, z e zapie
tamtego na bedzie i wyczyta wasciwa odpowiedz z jego zaskoczonego umysu.
Faethor jednak tylko zacmoka z dezaprobata i Keogh wyczu, jak tamten,
posmutniay, z rozczarowaniem kreci gowa.
Niepotrzebnie, mj synu powiedzia cicho gdyz z checia powiem ci
jego imie. Dlaczego nie? I tak nie bedziesz go pamieta, kiedy sie obudzisz. Jego
imie, jego najbardziej znienawidzone i okryte pogarda imie brzmi. . . Janosz.
Tyle byo jadu w tym gosie, z e Harry wiedzia, z e to prawda.
Twj syn westchna,
kiwajac
gowa. Twj drugi syn, po Tiborze.
Janosz Ferenczy. Teraz przynajmniej wiem, z kim mam do czynienia, jezeli nie
z czym.
Jego z kim brzmi Janosz powiedzia Faethor a bez mojej pomocy
jego z czym zniszczy cie nieodwoalnie.
Opowiedz mi wiec o nim poprosi Harry. Powiedz mi o nim wszystko, co mozesz, a ja postaram sie zrobic reszte. Targowaes sie dobrze. Nie moge
ci odmwic.
Masz naprawde krtka pamiec powiedzia wampir. Bedzie trwac
tylko tak dugo, jak twj sen!
Keogh wiedzia, z e to jest prawda i jego bezsilnosc przerodzia sie w gniew.
Wiec o co ci chodzi? Czy naprawde tylko o to, z eby ze mnie drwic?
Nic a nic, przyszedem dobic targu. I jest dobity. Przyjdziesz do mnie tam,
gdzie leze , i znowu porozmawiamy, wwczas jednak, bedziesz pamietac!
Ale nie bede pamieta tym razem krzykna
Harry.
Ach, bedziesz, bedziesz. Sabnacy
gos Faethora dochodzi echem z tumanu mgy. Bedziesz pamieta przynajmniej cos z tego. Zadbaem o to, Harry.
Zadbaem o to, Haaarry Keeoooghu!
Harry? Ktos, pochylony nad nim, sta obok jego zka. Harry!
Natarczywa reka Sandry spoczywaa na jego ramieniu.
Darcy Clarke spieszy odpowiedziec na walenie do drzwi, gdzie Manolis Papastamos domaga sie, by go wpuszczono. Pierwsze swiata brzasku z uporem
poszukiway szczelin w z aluzjach.

165

Keogh poderwa sie, zatoczy jak pijany i omal nie przewrci swego krzesa.
Na szczescie Sandra bya na miejscu i go podtrzymaa. Przytuli ja do siebie.
Darcy i Manolis w chwile pzniej weszli do pokoju.
Straszne! Straszne! powtarza Grek, podczas gdy Darcy otwiera okno
i odsania z aluzje, aby wpuscic do srodka blade swiato wstajacego

dnia. Pokj
nabra z ycia, nagle. . . Manolis drzac
a reka wskaza na duza tapete pokrywajac
a
czesc sciany. Tapeta ruszaa sie.
Boze wszechmogacy!
jekna
Darcy, a Sandra jeszcze mocniej przywara
do Harryego.
Tapeta przedstawiaa panorame z pasem bekitnego nieba nad brazowymi

grami i biaymi wioskami, ale na niebie, literami wysokimi na p metra, wypisane


byo imie: FAETHOR. Wypisane setka cia nietoperzy.
Faethor. Harry wydysza gosno to imie. Zaklecie, ktrego moc rozproszya zwarte w szyku futrzaste nietoperze. Nie wieksze niz uskrzydlone myszy, odryway sie od materiau, wiroway wok pokoju i w koncu ucieky przez
otwarte okno.
Wiec to prawda powiedzia Manolis Papastamos, ktry, choc biay
i drzacy,
pierwszy zapanowa nad nerwami. Wszystko sie skada w caosc .
Myslaem, z e Ken Layard i Trevor Jordan to dziwni policjanci, ale wy jestescie
o stokroc dziwniejsi. Ale to dlatego, oczywiscie, z e scigacie niezwykych przestepcw.
Sandra chwycia telepatyczna migawke z jego umysu i zorientowaa sie, z e
on wie.
Powinniscie byli mi powiedziec od razu westchna,
opadajac
na krzeso. Jestem Grekiem, a niektrzy z nas rozumieja te sprawy.
A ty, Manolis? zapyta Darcy. A ty?
Och, tak przytakna
tamten. Wasz przestepca, wasz morderca to
Vrykoulakas. To wampir.

ROZDZIA DZIEWIATY

Kot i mysz
Rozumiem, z e nie mieliscie do mnie zaufania, ale powinniscie miec
mwi Papastamos. Co? Myslicie, z e Grecy sa w tych sprawach ignorantami?
Akurat Grecy, sposrd wszystkich ludzi? Widzicie, byem chopcem w Faestos na
Krecie, urodziem sie i mieszkaem tam do trzynastego roku z ycia. Wtedy przyniosem sie do mojej siostry do Aten. Ale nigdy nie zapomne mitw z tej wyspy
ani tego, co tam widziaem i syszaem. Czy wiecie, z e jeszcze teraz sa w Grecji
takie miejsca, gdzie kadzie sie zmarym srebrne monety na oczach, z eby sie nie
otworzyy? Ha! Naciecia na powiekach Layarda. On mia oczy przez cay czas
otwarte!
Manolis zwrci sie do niego Darcy skad
moglismy wiedziec? Gdybys wzia
setke ludzi i powiedzia im, z e polowaes na wampira, jak wielu z nich
by ci uwierzyo?
Tutaj, w Grecji, na wyspach greckich, dziesieciu do dwudziestu.
Brzmiaa odpowiedz. Nie sposrd modych, ale starszych, ktrzy pamietaja.
Ale w grach, w grskich wioskach Karpatos na przykad albo Krety, a jeszcze lepiej w Santorin nawet siedemdziesieciu pieciu na stu! A to dlatego, z e
stare sciezki wolno zarastaja w takich miejscach. Spjrzcie tylko na mape. Szesc set mil stad
jest Rumunia! Czy myslicie, z e mieszkancy tamtego kraju nie syszeli
o Vrykoulakasie, wampirze? Nie, nie jestesmy niewinnymi dziecmi, przyjaciele!
Bardzo dobrze powiedzia na to Harry. Nie tracmy wiecej czasu.
Wiesz, rozumiesz, wierzysz zgoda. Musimy cie jednak ostrzec, z e mity i legendy potrafia sie bardzo rznic od rzeczywistosci.
Nie jestem taki pewien. Potrzasn
a
gowa Manolis. A w kazdym razie, doswiadczyem tez rzeczy realnej. Trzydziesci lat temu, kiedy byem chopcem, panowaa jakas dziwna choroba. Dzieci saby. A na wyspie, na oddalonych
tam cakiem samotny przez
kamiennych wzgrzach, mieszka stary ksiadz.
Zy
wiele lat. Powiedzia, z e jego samotnosc to kara za grzechy i nie osmiela sie zbliz ac do ludzi. Pewnego dnia znaleziono go niezywego w jego samotni. Pogrzebano
go tam. Ale niedawno ksiadz
z naszej wioski poszed tam z innymi ludzmi, z ojca167

mi chorych dzieci, i wykopali go. By tusty, czerwony, i usmiecha sie! Jak z nim
postapili?

Dowiedziaem sie tego pzniej. Przeszyli mu serce drewniana dzida.


Nie moge byc tego cakiem pewny, nie, ale tej nocy poneo wielkie ognisko na
wzgrzach, a jego una widoczna bya wiele mil stamtad.

Mysle, z e powinnismy powiedziec Manolisowi wszystko uznaa Sandra.


Powiemy zgodzi sie Harry ale najpierw moze on nas poinformuje,
dlaczego nas odwiedzi.
Ach! Manolis wzdrygna
sie. O Boze, ten wampir, ktrego scigacie. . .
teraz jest ich dwch!
Ken Layard jekna
Keogh.
Oczywiscie, biedny Ken. Dzis rano, przed godzina, dostaem telefon.
Dzwonili z kostnicy. Znalezli nagie ciao pracownika zajmujacego

sie pogrzebami. Ma zamany kark. A ciao Kena Layarda znikneo. Spojrza na Harryego. Przypomniaem sobie, jak mwies, z e Layard jest niemartwy, i chcesz,
aby go bardzo szybko spalono. Ale to jeszcze nie wszystko.
Dalej, Manolis zacheca go Darcy.
Samotraki zniknea z przystani tej samej nocy kontynuowa Grek
kiedy miaa miejsce ta caa sprawa na molo pod starymi wiatrakami i kiedy wyowiem Layarda z morza. Dzis rano rybacy przywiezli liczne kawaki spalonego
wraka. To jest, to bya, Samotraki! Ale i to jeszcze nie wszystko. Dziewczyna, prostytutka, umara na ulicy jakies trzy, cztery dni temu. Zbadano jej zwoki.
Doktor powiedzia, z e mogo byc kilka przyczyn: niejedzenie, jak to nazywacie,
ze odzywianie? A moze zasaba, lezaa caa noc w bocznej uliczce i umara od
chodu? Ale najbardziej prawdopodobne, z e to anemia. Ha! Znacie taka anemie?
W caym ciele ani kropli krwi? Mj Boze, anemia!
Jak zaraza jekna
Harry. Ona tez musi byc spalona.
Bedzie obieca Grek. Dzisiaj. Mozecie mi wierzyc, dopilnuje tego.
Nie zblizylismy sie jednak ani na jote wkroczya Sandra do stwierdzenia, kto jest tym wampirem ani co zrobi Kenowi. A ja w szczeglnosci chciabym wiedziec, jak te nietoperze sie tutaj dostay. . .
Harry wskaza na kopulasty kominek, ktrego tunel mkna
w ceglanej scianie.
Tu przynajmniej nie ma wielkiej tajemnicy powiedzia. A co do Layarda, jest teraz we wadaniu tego monstrum i zaleznie od siy jego woli, suzy mu
mniej lub bardziej wiernie. Co zas do tozsamosci wampira: mysle, z e otrzymalismy pewna wskazwke, ktra warto przesledzic. Zdaje sie, z e moge znac kogos,
kto zna odpowiedz.
Jaka wskazwke? Manolis zwrci sie wprost do Harryego. Nie ma
wiecej tajemnic. A takze, to sowo uozone na scianie przez nietoperze: co ono
znaczy?
To jest wasnie wskazwka odpar Keogh. Faethor zaaranzowa to
w ten sposb, abym nie mg sie pomylic. Chce, z ebym pojecha go odwiedzic.
168

Ze zmarszczonym czoem Manolis przenosi badawczy wzrok z twarzy na


twarz.
Ten Faethor, ktry aranzuje takie sprawy i w taki sposb. On jest. . . czym?

Zadnych
wiecej tajemnic? Usmiechna
sie cierpko Harry. Manolis,
nawet gdybysmy mogli przesiedziec tu cay dzien, to i tak byoby to za mao, by
opowiedziec ci wszystko. A nawet gdybysmy dali rade i tak bys nie uwierzy.
Nawet ty.
Sprbuj! Brzmiaa zdecydowana odpowiedz. Moze w samochodzie?
Najpierw ubierzcie sie, zawioze was na sniadanie, a nastepnie na posterunek policji w miescie. Tam bedzie najbezpieczniej. Po drodze wszystko mi opowiecie.
Dobrze, opowiemy zgodzi sie Darcy. Pod warunkiem, z e bedziemy
postepowac tak, jak sami uznamy za stosowne. I, Manolis, musimy miec pewnosc ,
z e nie pisniesz swka.
Cokolwiek usyszabym. Skina
gowa tamten. I jezeli bede mg
wam tylko w czyms pomc, zrobie to. Jestescie fachowcami. Ale prosze, nie tracmy wiecej czasu. Pospieszcie sie.
Ubrali sie najszybciej, jak potrafili.
Po poudniu Manolis Papastamos wprowadzi ich plany w czyn.
Skoro tylko wiedzia, co nalezy robic, nie marnowa czasu.
Keogh zosta teraz posiadaczem stosownie zuzytego, wymietego paszportu
greckiego, zaopatrzonego w stempel wizy rumunskiej. Oficjalnie by miedzynarodowym handlarzem antykw (co wywoao na twarzy Harryego kwasny
usmiech) o nazwisku, ktre nie powinno mu sprawiac nazbyt wielkich kopotw Hari Kiokis.
Sandra otrzymaa bilet na samolot do Londynu, wylatujacy
z Rodos o dziewia
tej dziesiec wieczorem, Darcy mia zostac na miejscu i wsppracowac z Manolisem. INTESP zostao wprowadzone w sytuacje na tyle, na ile byo tylko mozliwe.
Na razie jednak Darcy nie wezwa na pomoc z adnego espera. Najpierw chcia
rozpoznac skale zagrozenia i dopiero wtedy, bezposrednio przez Sandre, sciagn
a
c
odpowiednie posiki.
Samolot Harryego do Bukaresztu przez Ateny odlatywa o drugiej trzydziesci. Majac
jeszcze godzine w zapasie, jedli lunch na wysokim tarasie tawerny wychodzacej
wprost na przystan Mandraki. Tutaj znalaz ich miejscowy policjant,
ktry przynis wiadomosc dla Papastamosa.
Gruby i spocony mez czyzna o krzywych nogach i pokryty licznymi bliznami,
przyjecha na ulice pod ich tarasem na maym motorowerze, ktry niemal cakowicie przysoni wielkimi plecami.
Hej, Papastamos krzykna
policjant, machajac
gruba reka. Hej! Manolis!
Chodz na gre odkrzykna
Manolis. Napijesz sie piwa dla ochody.
169

Za chwile nie bedzie ci tak chodno, inspektorze zawoa tamten, wchodzac


do tawerny i gramolac
sie na gre.
O co chodzi?
W szpitalu tamten odzyska oddech i w swiszczacej
greczyznie zacza
opowiadac w kostnicy zbieralismy zeznania na temat tych zaginionych
zwok. Zerkna
na towarzyszy Manolisa i na grecka mode wzruszy przepraszajaco
ramionami. To znaczy, na temat okolicznosci towarzyszacych

sprawie
tego zmarego Anglika. Zbieralismy zeznania od kazdego, tak jak polecies. Bya
tam dziewczyna, recepcjonistka, ktra miaa suzbe tej nocy, kiedy uratowaes mu
z ycie. Zeznaa, z e ktos odwiedzi go wwczas wczesnym rankiem. Opisaa go,
i to wasnie uznaem za interesujace.

Wyciagn
a
z kieszeni koszuli zmiety, poplamiony potem formularz przesuchania i poda go pod stoem. Manolis szybko przetumaczy, co tamten powiedzia i przeczyta zeznanie. Nastepnie przeczyta drugi raz bardziej szczegowo
i jego czoo zmarszczyo sie.
Posuchajcie tego powiedzia. Musiao byc okoo czyta na gos
szstej trzydziesci rano, kiedy wszed ten mez czyzna. Powiedzia, z e jest kapitanem i z e jeden z czonkw jego zaogi zagina.
Sysza, z e ktos zosta wyowiony
z morza i pomysla, z e to moze jego czowiek. Zaprowadziem go do pokoju pana
Layarda, ktry spa po zazyciu srodkw uspokajajacych.

Zobaczywszy go, Kapitan powiedzia: Ach nie, to nie mj. Niepotrzebnie zawracaem pani gowe.
Odwrciam sie wiec do wyjscia, ale on nie poszed za mna.
Kiedy popatrzyam do tyu, on dotyka reka guza na gowie pacjenta. Powiedzia: Biedny czowiek. Jaka brzydka rana. Mimo wszystko, ciesze sie, z e to nie
mj.
Powiedziaam, z e nie wolno mu dotykac pacjenta i pokazaam droge do wyjscia. To byo dziwne: chociaz powiedzia, z e przykro mu z powodu Layarda, przez
cay czas sie usmiecha w sposb bardzo szczeglny. . .
Harry, suchajac,
wyprostowywa sie na krzesle.
A opis? zapyta.
Manolis odczyta opis i zamysli sie.
Kapitan, bardzo wysoki, szczupy, dziwny, noszacy
ciemne okulary nawet
o brzasku. Zdaje sie. . . zdaje sie, z e go znam powiedzia niepewnie.
Gruby policjant przytakna.

Tez tak mysle odezwa sie. Kiedy obserwowalismy spelunke Dakarisa, widzielismy, jak stamtad
wychodzi.
Ha! Manolis walna
piescia w st. Dakarisa? To jest o spluniecie od
miejsca, gdzie znalezlismy ta biedna kurewke! Przepraszam, Sandro doda.
Kim on jest? zapyta Harry.
Ech? Popatrzy na niego Manolis Kim? Zrobie nawet wiecej i pokaze
ci, gdzie. On jest tam. Wyciagn
a
reke.
170

Luksusowy biay motorowiec przecina wody przystani. Odlegosc nie bya na


tyle duza, aby ostry wzrok Harryego nie mg odczytac nazwy.
Lazarus! sapna.
A nazwisko wasciciela?
Prawie takie samo odpar Manolis. Jianni Lazarides.
Jianni? Twarz Keogha raptownie sciagn
ea sie, pokrya zmarszczkami,
poszarzaa.
Johnny! Manolis wzruszy ramionami.
John powtrzy jako echo Harry.
Janosz! W gowie Harryego odezwa sie gos jak wspomnienie.
Nekroskop chwyci gowe w donie, czujac
bl przeszywajacy
jego czaszke.
Ostry, ale krtkotrway, nie taki straszny jak atak w penej skali, lecz zaledwie
ostrzezenie. Ale to potwierdzio jego najgorsze podejrzenia. Gdyz imie Janosz
mg usyszec jedynie od zmarych, moze od samego Faethora, z ktrymi nie
wolno mu byo rozmawiac.
Znam go powiedzia, skoro tylko odzyska mowe. I teraz jestem
pewien, z e susznie czynie, jadac
do Faethora.
Ale czemu, jezeli juz znamy naszego czowieka? zapyta Darcy.
Poniewaz nie znamy go jeszcze wystarczajaco
dobrze odpowiedzia
Harry, korzystajac
z tego, z e bl szybko odchodzi. I poniewaz to Faethor go
spodzi, wiec wie lepiej niz ktokolwiek inny, jak nalezy z nim postepowac.
Nic sie nie zmienia powiedzia Harry podczas jazdy na lotnisko samochodem dostarczonym przez Manolisa. Wszystko zostaje. Jade do Ploesti
sprawdzic, czy uda mi sie czegos dowiedziec od Faethora. Spedze tam caa noc,
nawet spiac
w tamtejszych ruinach, jezeli bedzie trzeba. To jest jedyny pewny
sposb, jaki moge wymyslic, aby sie z nim skontaktowac. Sandra wraca wieczorem do domu. Definitywnie! Teraz, kiedy ten Lazarides Janosz Ferenczy
sprawuje kontrole nad Kenem Layardem, moze zlokalizowac kazdego, kogo tylko
chce. Kazdy, kto jest zwiazany

ze mna znajduje sie w niebezpieczenstwie, szczeglnie tutaj, na terytorium wampira. . . przerwa i spojrza w okno. Darcy,
zostaniesz z Manolisem, dowiesz sie wszystkiego, czego mozna o Lazaridesie, jego zaodze i Lazarusie. Cofnij sie do samego poczatku,

do momentu, kiedy po
raz pierwszy pojawili sie na scenie. Manolis moze byc tu bardzo pomocny. Poniewaz Janosz sam wybra grecka tozsamosc , nie powinno wadzom greckim sprawic
wiekszych kopotw ustalenie jego pochodzenia i wszystkiego, co sie z tym wia
z e.
Ach powiedzia Manolis, patrzac
na twarz Harryego w lusterku
jeszcze jedno. On ma podwjne obywatelstwo. Greckie i rumunskie.
O Boze westchnea Sandra. Harry, on moze poruszac sie zupenie
swobodnie tam, gdzie ty mozesz jechac, zachowujac
najwieksza ostroznosc .
Harry zacisna
usta, pomysla o tym przez chwile.

171

No, byc moze odpar i chyba powinienem by tego oczekiwac. Ale


to tez niczego nie zmienia. Zanim sie dowie, z e tam jestem i sprbuje pojechac za
mna, bede juz z powrotem. Poza tym nie mam wyboru.
Boze, jestem taki bezradny z ali sie Grek, gdy parkowa samochd i wysiadali. Gos wewnatrz
mwi mi: Aresztuj tego potwora na pokadzie jego
statku! Ale wiem przeciez, z e to niemozliwe. Rozumiem, z e nie mozemy wzbudzic jego czujnosci, zanim nie dowiemy sie o nim wszystkiego. Poza tym Ken jest
w jego rekach i. . .
Oszczedz nam tego wtraci
sie Keogh, idac
w strone stanowiska odpraw. Nic nie mozemy dla niego zrobic. Utkwi gorejacy
wzrok w Manolisie. Jedynie go zniszczyc, co byoby aktem miosierdzia. Ale nawet wtedy nie
oczekuj, z e ci podziekuje. Podziekuje? Boze, nie! Najpierw wyrwie ci serce!
W kazdym razie waczy

sie Darcy masz zupena racje, z e jeszcze


nie mozemy go ruszyc. Opowiadalismy ci o Julianie Bodescu. By niewinnym
dzieckiem w porwnaniu z Lazaridesem. Tak przynajmniej uwaza Harry. Ale kiedy dowiedzia sie, z e go namierzamy. . . kazdy z nas z y w piekielnym strachu,
zanim tamten ostatecznie nie wyziona
ducha.
To jest akademicka dyskusja. Manolis wzruszy ramionami. Co? Powinienem zwrcic sie do naszego rzadu
i powiedziec: wyslijcie nasze kanonierki,
aby zatopiy okret z wampirem! Nie, to zupenie niemozliwe. Ale jezeli Lazarus
zacumuje znowu w porcie, moge ulec pokusie powybierania jego zaogi sztuka po
sztuce.
Jezeli bedziesz mg ich odizolowac, zidentyfikowac bez watpliwo

sci jako
wampiry i zbierzesz dobry zesp wspierajacy,
ktry nie bedzie sie tego ba, wtedy
tak powiedzia Harry. Ale mozesz tez spowodowac, z e Lazaridesa zaczna
swierzbic rece i tym samym wywoasz cos, nad czym nie zdoasz zapanowac.
Nie martw sie odpowiedzia Manolis. Nie zrobie nic, zanim nie usysze twojego naprzd.
Harryemu pozostao tylko pietnascie minut do odlotu.
Gdybysmy wczesniej o tym pomysleli powiedziaa Sandra mogabym udac sie z toba do Aten i stamtad
do domu. Wszystko to potoczyo sie tak
szybko i ja. . . Wcale mi sie nie podoba, z e lecisz w ten sposb, cakiem sam,
Harry.
Przytuli ja mocno i pocaowa, po czym odwrci sie do Darcyego i Manolisa.
Suchajcie, wrce na pewno, obiecuje wam to. Ale gdybym sie spzni,
konczcie beze mnie, najlepiej, jak umiecie. I z ycze szczescia.
Uwazaj na siebie, Harry odrzek Darcy.
Sandra znowu go objea, po czym cofna
sie, skina
gowa na pozegnanie.
Odwrci sie i poszed przez zakurzona hale w kierunku pasa startowego.

172

Keogha obserwowa mez czyzna ubrany w krtkie bermudy i biaa koszule bez
konierzyka. By to Grek, od czasu do czasu swiadczacy
drobne usugi Rosjanom.
Teraz pozostawao mu jedynie ustalic, dokad
Harry sie udaje i przekazac to dalej.
Samolot dotar do Bukaresztu o piatej
czterdziesci.
Port lotniczy wraz z przylegosciami roi sie od uzbrojonych z onierzy w szarozielonych bluzach, oliwkowych spodniach i podbitych buciorach. Ich obecnosc
wydawaa sie zupenie bez sensu, a oni sami bakali

sie bez celu.


Kiedy Harry przechodzi przez odprawe celna, urzednik stemplujacy
paszporty ledwie na niego spojrza. Wszystkie oczy zwrcone byy w strone trzech czy
czterech czonkw jakiejs zagranicznej delegacji.
Zapa takswke, rzuci torbe podrzna na tylne siedzenie.
Do Ploesti, prosze powiedzia.
Sucham? Ploesti?
Wasnie.
Pan Anglik?
Nie, Grek. Ale nie mwie po waszemu. I, na Boga, mam nadzieje, z e ty
nie mwisz po grecku! pomysla.
Ha! Jest smiesznie! Obydwaj mwimy po angielsku, tak?
Kierowca wyglada
niechlujnie i smierdziao mu z ust. Wydawa sie jednak
przyjacielsko usposobiony.
Tak odpar Keogh to rzeczywiscie jest zabawne. Czy pan przyjmuje
dolary? Amerykanskie? Pokaza kilka zielonych.
Ech? Ech? Dolary? Oczy tamtemu zabysy. Pewnie, na Boga. Biore to. Ploesti jest, nie wiem, jakies szesc dziesiat
kilometrw. Jest, tego, dziesiec
dolarw?
Czy to pytanie?
Jest dziesiec dolarw? Usmiechna
sie szeroko.
Dobrze! Harry poda pieniadze.

Teraz bede spa oswiadczy, wyciagn


a
sie wygodniej, zamkna
oczy. Nie mia zamiaru spac, ale tym bardziej nie
mia zamiaru rozmawiac.
Rumunski krajobraz by monotonny. Nawet na przeomie wiosny i lata nie
widziao sie tu wiele zieleni. Peno brazu
i szarosci: sterty piachu i cementu, tanich pustakw i cegie. Stanem budownictwa moga Rumunia wspzawodniczyc
z nadmorskimi regionami Hiszpanii, Turcji i wysp greckich razem wzietych. Tyle
z e tutaj nie miao to nic wsplnego z turystyka.
Groteskowe, nieludzkie mechanizmy rolno-przemysowej polityki Causescu:
oszczednosci czynione metoda staczania jak najwiekszej ilosci ludzi pod jednym

dachem. Zegnajcie
autonomio wiesniacza, wiejskie z ycie i wy, malownicze osady.

173

Witajcie brzydkie, przysadziste bloki. I lejce politycznego nadzoru sciagane

coraz
ciasniej.
Spod pprzymknietych powiek, Harry przyglada
sie migajacym

za oknem
obrazom.
Obie strony szosy z Bukaresztu do Ploesti przypominay prawdziwie powojenny krajobraz. Grupy buldozerw w huku, wypluwajac
trujac
a, niebieskawa mgieke spalin, wymazyway mae osady wiejskie pozostawiajac
na ich miejscu puste,
botniste akry ziemi. Inne maszyny stay bezuzyteczne, lub moze zuzyte, obok
masywnych z elaznych koparek z czerpakami podniesionymi do gry i wystajacy
mi w przd, jakby na strazy. I tam, gdzie kiedys byy wsie, teraz pozostay tylko
ziemia, gruz i spustoszenie.
Ponad dziesiec tysiecy wsi w starej Rumunii zagadna
kierowca, byc
moze czujac,
z e Harry nie spi. Ale stary prezydent Nicholae uwaza, z e to o piec
tysiecy za duzo. Co za szaleniec! Zrwnaby z ziemia gry, gdyby tylko ktos mu
powiedzia, jak sie do tego zabrac!
Harry nie odpowiedzia, przytakiwa tylko, ale jednoczesnie zastanawia sie,
co z siedziba Faethora na peryferiach Ploesti? Czy ja takze Causescu zrwna z ziemia?
Obawia sie, z e byc moze juz to sie stao.
Jesli tak, to jak miaby ja odnalezc ? Ostatnim razem przyby tu wstega Mbiusa, nakierowujac
sie na telepatyczny gos Faethora (a raczej jego nekroskopiczny
gos, gdyz Harry mg w ten sposb rozmawiac tylko ze zmarymi, nie by bowiem, scisle rzecz biorac,
telepata).
Faethor mwi do mego, a on szed sladem
jego gosu.
Teraz byo inaczej: musia odnalezc to miejsce. Co zas do jego precyzyjnej
lokalizacji: wiedzia tylko, z e ptaki tam nie spieway, a drzewa, krzewy i jezyny
wzrastay bez kwiatw i rozwiay sie bez owocw. Pszczoy bowiem omijay to
miejsce z daleka. Samo zas miejsce stanowia pyta nagrobna Faethora z wyrytym
epitafium:

Ta Istota bya Smierci


a!
Jej egzystencja
bya zaprzeczeniem

Zycia.
Z tego powodu lezy Tutaj,

gdzie samo Zycie


odmawia
Uznania go.
Takswka minea tablice oznajmiajac
a, z e do Ploesti pozostao jeszcze dziesiec kilometrw, Harry otrzasn
a
sie, ziewna
i uda, z e cakiem sie budzi. Popatrzy na kierowce.
Na peryferiach Ploesti stay kiedys stare, bogate domy. Siedziby starej arystokracji. Czy pan wie, o co mi chodzi?
174

Stare domy? Tamten zdziwi sie. Arystokracja?


Nastaa wojna i zostay zbombardowane ciagn
a
Harry. Zamienione w kupe gruzw. Wadze nigdy nie ruszay tego miejsca, pozostawiy go jako
rodzaj pomnika przeszosci, przynajmniej do teraz.
Ach! Juz wiem lub wiedziaem. Ale to nie przy tej drodze, nie. Przy starej
drodze na zakrecie. Prosze mi szybko powiedziec czy tam wasnie chce pan
jechac?
Tak. Pewien mj znajomy mieszka tam.
Mieszka?
Ciagle
mieszka, o ile wiem poprawi sie Harry.
Trzymac sie! zawoa szofer, odbijajac
kierownica mocno w prawo.
Skrecili z szosy na brukowana kocimi bami droge.
To tutaj powiedzia kierowca. Jeszcze minuta i przejechabym, musia
zawracac i cofac sie. Stare domy, stara arystokracja, tak. Wiem. Ale pan przyby
tu w sama pore. Jeszcze rok, i juz byoby po tym. Po panskim przyjacielu tez. Oni
po prostu rozwalcuja te stare mury, a jesli kto tam jeszcze mieszka, bedzie musia
sie wyniesc albo jego tez rozwalcuja. Buldozery niebawem tu beda, tylko czekac
i patrzec. . .
Przejechali prawie kilometr. Harry wiedzia, z e jest na miejscu. Pokrycia starych domostw wyrastay z prawej i lewej. Rozpaday sie, chociaz z kilku kominw
unosi sie dym.
Moze mnie pan tu wysadzic powiedzia pasazer.
Wysiad z samochodu.
A co z autobusami? zapyta jeszcze. Gdybym zosta u przyjaciela na
noc, w jaki sposb bede mg wrcic do miasta jutro rano?
Trzeba sie cofna
c do gwnej drogi, na Bukareszt brzmiaa odpowiedz. Przejsc na prawa strone i isc dalej. Przystanki autobusowe sa co kilometr. Nie mozna ich przegapic. Tylko prosze nie wychylac sie z dolarami. Prosze, tu ma pan troche drobnych. Banie, grecki przyjacielu. Banie i leje inaczej
ludzie beda zastanawiac sie, co jest grane.
Pomacha reka i odjecha w chmurze pyu.
Harry posucha swego instynktu. Niebawem miao okazac sie, z e wysiad
w odlegosci kilometra od celu. Czas i droga nie duzyy mu sie, bo czu, z e po
suwa sie w dobrym kierunku. Sladw
ludzkiego bytowania nie byo wiele: dymy
z odlegych kominw i kilku starych wiesniakw, ktrzy mineli go, zmierzajac

w przeciwna strone. Wygladali

na wyniszczonych do cna. Przed soba pchali wzek wyadowany szczatkami

mebli i rzeczami osobistymi.


Przypomnia sobie o kanapkach z salami i niemieckim piwie schowanym
w torbie. Zboczy z drogi ku bramie starego cmentarza. To miejsce ostatecznego postoju nie przerazao go, przeciwnie, czu sie tam jak w domu.

175

Harry szed wzduz rzedw pozapadanych, pozbawionych opieki, pokrytych


porostami pyt, az dotar do tylnego muru, daleko od drogi. Wspia
sie nan, tam
gdzie wypade z niego kamienie utworzyy rodzaj schodw i ulokowa sie wygod
nie. Swiato
przeswitywao ukosnie przez liscie drzew, dajac
mu do zrozumienia,
z e za godzine sonce juz sie schowa. Przedtem chcia znalezc siedzibe Faethora.
Ale nie martwi sie. Czu, z e musi byc blisko.
Spozywajac
kanapki i pociagaj
ac
sodkawe piwo, ogarnia wzrokiem morze
pochyych pyt. Dawniej mieszkancy tego miasta nie daliby mu chwili spokoju.
Znalazby sie tu pomiedzy przyjacimi, przepychajacymi

sie, by mu powiedziec,
co mysleli przez te wszystkie lata. I nie miaoby znaczenia, z e sa Rumunami,
gdyz mowa zmarych jak jej blizniacza siostra, telepatia jest uniwersalna,
nieograniczona.
Teraz nie wolno mu byo sie z nim kontaktowac. Postanowi jednak znalezc
sposb, by porozmawiac z Faethorem.
Skoro tylko to imie przebiego mu przez mysl, chmura przesonia sonce
i cmentarz okry cien. Harry zadrza i po raz pierwszy odwrci sie i spojrza za
siebie na okolice cmentarza. Rozciagay

sie tam puste pola, poprzecinane kepami


jezyn, wiejskimi drozynkami i sciezkami. Miejscami teren by pagrkowaty i naznaczony ruinami. Blizej gwnej drogi ziemia nasiaka
woda. Znac, z e buldozery
wykonay juz tam swoja prace, zakcajac
naturalny bieg podziemnych strumieni.
Harry ogarnia ten teren okiem pamieci, nakadajac
na siebie to, co widzia
teraz, i to, co widzia niegdys. Dwa obrazy zlay sie w jeden. Wiedzia, z e takswkarz mia racje: jeszcze rok, a moze tylko miesiac,
i byoby za pzno. Pomysla, z e
jeden z tych rozpadajacych

sie stosw gruzw by na pewno siedziskiem Faethora


i byc moze wkrtce buldozery zrwnaja go z ziemia na zawsze.
Znowu zadrza, zeskoczy z muru na druga strone i ruszy szlakiem ruin. A kiedy wieczr przeszed w zmierzch, dotar do miejsca, ktrego szuka. Ptaki trzymay sie na odlegosc , spiewajac
swe dzwieczne wieczorne piesni w drzewach
i krzakach o setki metrw stamtad.
Nie bzyczay tu pszczoy, a pomiedzy listowiem nie przeswityway kwiaty. Nawet tak powszechne pajaki
trzymay sie z dala
od ostatniego na swiecie miejsca nalezacego

do Faethora. To wydawao sie byc


szczeglnie wazna przestroga, a jednak Harry musia ja zignorowac.
Miejsce nie byo dokadnie takie, jakim je pamieta. Zakcenie naturalnego
obiegu wody sprawio, z e ziemie poprzecinay z yki nieruchomych strumykw,
a kazde najmniejsze zagebienie zamieniao sie w kauze . Typowe mokrada, normalnie roioby sie tutaj od komarw, ale teraz. . . Przynajmniej nie musia sie martwic, z e podczas snu zostanie pokasany.

Wyja
z torby spiwr i przygotowa sobie posanie na trawiastym wzgrku
pomiedzy niskimi, pokrytymi bluszczem scianami. Kiedy sie poozy, okazao
sie, z e nie jest tak cakowicie sam. Przynajmniej mae rumunskie nietoperze nie
obawiay sie tego miejsca. Poderway sie bezgosnie i uleciay, by polowac gdzie
176

indziej. Byc moze na swj sposb skaday hod temu prastaremu, diabelskiemu
Stworowi, ktry tutaj spoczywa.
Harry wypali papierosa. Cisna
niedopakiem, ktry jak may meteoryt przecia
mrok i z sykiem dokona z ywota w kauzy. W koncu zaciagn
a
zamek spiwora.
Uozy sie najwygodniej, jak mg, i przygotowa sie na spotkanie z tym, co tylko
jego sny mogy wyczarowac. . .
Harry? Potworny, gulgoczacy
gos zjawi sie od razu, wkraczajac
do jego
spiacego

umysu bez z adnych wstepw. Wyglada


wiec na to, z e przybyes.
Gos rozlega sie z tak bliska i tak wibrowa, jakby to mwi ktos z yjacy.

Harry jednak nie wyczu w nim z adnej satysfakcji. W swoim snie, jakkolwiek
usilnie by nie prbowa, nie mg sobie przypomniec, co tu wasciwie robi.
Zna upiorny gos Faethora wystarczajaco
dobrze. Nie wiedzia, dlaczego
wampir zdecydowa sie go szukac. Milcza wiec, gdyz pamieta, z e nie wolno
mu rozmawiac ze zmarymi.
Co, znowu to samo? Faethor niecierpliwi sie. Suchaj, Harry: to
nie ja ciebie szukaem, ale dokadnie odwrotnie. To wasnie ty odwiedzasz mnie
tu, w Rumunii. Jezeli zas chodzi o to, z e nie mozesz ze mna rozmawiac czy,
generalnie, ze zmarymi to jest to cel twojego przyjazdu. Moze za moja sprawa
odstanie sie to, co sie stao?
Ale. . . jezeli do ciebie przemwie Harry przerwa i czeka na powalajacy

atak blu, ktry nie nastapi


przyjdzie ten bl i. . .
A przyszed? Nie, poniewaz spisz i snisz. Na jawie nie mozesz ze mna rozmawiac. Ale nie jestes na jawie. Teraz powiedz, bagam, mozemy kontynuowac?
Harry przypomnia sobie, z e kiedy spa, mowa zmarych nie moga mu zaszkodzic.
Przyszedem. . . by dowiedziec sie wszystkiego o Janoszu Ferenczym!
Zaiste odpar Faethor to jeden z powodw, dla ktrych tutaj jestes.
Ale nie jedyny. Zanim jednak rozwazymy je wszystkie, najpierw mi odpowiedz:
czy przybyes tu ze swej wasnej nieprzymuszonej woli?
Jestem tutaj z koniecznosci powiedzia Harry poniewaz w moim
swiecie znowu pojawiy sie wampiry.
Ale czy przybyes tu jako wolny czowiek, tak jak sam tego chciaes? Czy
tez zostaes zmuszony sia, zwabiony albo zniewolony, wbrew twoim naturalnym
pragnieniom?
Keogh by juz cakiem przebudzony i bardziej swiadomy wampirzych podstepw. Co wiecej, w sztuce sownych gier dorwnywa Stworowi spoczywajace
mu w ziemi i wiedzia, z e byy one tylko forma werbalnego manewrowania.
Zmuszony? powiedzia. Nie, nikt mnie tu nie pcha. Zniewolony?
Przeciwnie, moi przyjaciele chcieli mnie zatrzymac! Ale zwabiony? Tylko przez
ciebie, Stary Diable, tylko przez ciebie.

177

Przeze mnie? Faethor udawa niewiniatko.

Jak to? Ty masz problem,


a ja znam odpowiedz? Ktos dosta sie do twego umysu, chwyci twoje zwoje
mzgowe i zaplata
na nich wezy. Ja, byc moze, potrafie je rozwiaza
c, jesli bede
czu ku temu skonnosc . Ktrej moge nie czuc, tak dugo, jak mnozysz przeszkody
i czynisz oskarzenia! Odpowiedz wiec mi predko: jak ciebie zwabiem? W jaki
sposb?
Tak jak ja to rozumiem, sowo zwabic ma kilka znaczen. Przymilac sie
lub przekonywac pochlebstwem. Baamucic, udzic obietnicami. Uwodzic, aby
osiagn
a
c wasna korzysc . Takie sa znaczenia tego sowa. Ale kiedy wampir neci. . .
wtedy przedmiot tego przedsiewziecia jest daleko mniej jasny. A konsekwencje
nader czesto powazne.
Harry wyczuwa wsciekosc Faethora oraz zdumienie, z e zwyka istota ludzka
osmiela sie prbowac isc z nim w zawody w jednej z jego wasnych dyscyplin.
Wyczuwa rwniez u wampira wzruszenie ramion znamionujace
obojetnosc i moz e nawet nieodwoalnosc decyzji.
No dobrze odezwa sie Faethor to mwi wszystko! Nie wierzysz
mi. Trudno, twoja podrz posza na darmo, obudz sie i odejdz stad!
Myslaem,
z e jestesmy przyjacimi, ale myliem sie. A wobec tego. . . cz mnie obchodzi,
z e w twoim swiecie pojawiy sie wampiry? Do diaba z twoim swiatem i z toba,
Keogh!
Harry nie zamierza dac sie tak atwo zwiesc . Jego rola byo teraz uderzyc
w tony bagalne przed publicznoscia, ktra stanowi Faethor. Stwr nie wzywaby
go tutaj tylko po to, by natychmiast odprawic tak lekko. Bya to po prostu taktyka
wampirw, nic wiecej. Sztuczka dla zyskania przewagi. Ale bywaja sny niezwykle
jasne i realne jak samo z ycie, i ten wasnie do nich naleza. A w jego ramach
riposty Harryego nabray ostrosci brzytwy.
Przedyskutujmy to bez ogrdek, Faethorze powiedzia nagle. Olsnio
mnie, z e spotykajac
sie z soba od czasu do czasu, nigdy jednak nie spotkalismy
sie twarza w twarz. A czuje pewnosc , z e gdybym tyko mg spojrzec w twoje
powazne, uczciwe oczy, od razu czubym sie w twojej obecnosci swobodniej i nie
musiabym sie tak pilnowac!
Och? powiedzia tamten jakby zdziwiony. Ciagle
jeszcze tu jestes?
Mgbym przysiac,
z e nasza rozmowa sie skonczya. A moze mnie nie zrozumiaes? Wiec pozwl, z e wyraze sie jasno: wynos sie!
Teraz z kolei Harry wzruszy ramionami.
Bardzo dobrze. Niewielka strata. Spjrzmy prawdzie w oczy, nigdy nie
mogem polegac na tym, co mwies.
Co? Faethor wpad we wsciekosc . A ile razy towarzyszyem ci? I jak
czesto pomagaem ci wtedy, kiedy mogem. . . Powinienem by pozwolic ci upasc .
Rozmawialismy juz o tym wczesniej odrzek Keogh z niezmaconym

spokojem. Czy musimy odgrywac to znowu? Jesli moja pamiec mnie nie za178

wodzi, zgodzilismy sie poprzednim razem, z e nasze wczesniejsze zwiazki


daway

nam wzajemna
korzysc . Zaden z nas nie zyska wiecej niz drugi. Zejdz wiec
z tego wysokiego konia i powiedz szczerze, dlaczego tak nalegasz na ten zowieszczy rytua, z e powinienem przyjsc do ciebie z wasnej wolnej woli? A jezeli
przyznam to, jakie wwczas przyjmuje zobowiazania,

co?
Ach! westchna
Faethor po chwili. Gdybys to tylko mg byc ty,
Harry, zamiast tego wscieko-krwistego Tibora albo podstepnego, zdradzieckiego
gbura Janosza! Gdybym tylko dobiera mych synw bardziej starannie, co? Do
licha, tacy jak ty i ja mogliby rzadzi
c swiatem razem! Lecz. . . za pzno, gdyz
Tibor otrzyma moje jajo, a Janosz by krwia z krwi mojej. A teraz nie pozostao
mi juz ni iskry, ni nasienia, by uformowac nastepnego.
Gdybym choc przez chwile pomysla, z e ci pozostao, Faethorze. Harry
na sama mysl zadrza. Wierz mi, z e nie byoby mnie tutaj!
Ale jestes tutaj, i bardzo cie prosze, przestrzegaj protokou, tego prastarego
rytuau, o ktrym mwisz tak nieprzyjaznie i podejrzliwie.
Wiec teraz ty mnie prosisz odpar Harry a ja ciagle

zadaje sobie
pytanie, jaki masz w tym interes?
O tym takze juz rozmawialismy! krzykna
Faethor. No, ale skoro
musze sie powtarzac: ten pd z mojej krwi, to dziecko mojej czowieczej strony,
Janosz, znowu spaceruje po ludzkim swiecie, i ja nie moge tego zniesc ! Kiedy
Tibor ze wszystkich si pragna
wstac i pjsc , kto pomg ci go powstrzymac, co?
A zrobiem to, gdyz brzydziem sie tego psa! A teraz przysza kolej na Janosza.
Pytasz, jaki mam w tym interes? No wiec, kiedy go zniszczysz, pamietaj, aby mu
powiedziec, z e jego ojciec ci pomg, i jeszcze teraz smieje sie w swym grobie.
To mnie zupenie zadowoli.
Co? Harry mwi powoli i bardzo ostroznie. Ale to oczywiscie byoby kamstwo, gdyz ani czastka

ciebie nie lezy w z adnym grobie. Sponae


s
w ogniu, ktry zniszczy twj dom, czyz nie?
Przeciez wiesz, z e tak! wykrzykna
tamten. Ale ciagle
jestem tutaj,
poprzez swj gos, gdyz jak inaczej mgbym z toba rozmawiac? To mj duch,
moja dusza, echo gosu, ktry dawno zanik, oto, co syszysz. To twj talent, twoja
zdolnosc do rozmawiania ze zmarymi, powinna byc wystarczajacym

dowodem
mojego ostatecznego zgasniecia.
Harry milcza przez chwile. Wiedzia, z e to by cios za cios, cos za cos, i z e
niczego nie otrzyma, jezeli wpierw czegos nie da.
Faethor zdecydowanie chcia i mocno nalega, by ta wymiana odbya sie wedug jego regu. I byo jasne, z e w koncu wampir to osiagnie,

gdyz bez niego


przypadek Keogha stawa sie beznadziejny.
Aha! Teraz rozumiem! wybuchna
wreszcie tamten. Boisz sie mnie,
Harry! Mnie, dawno zgasej istoty, spalonej i stopionej w pogorzelisku! Ale cze-

179

mu teraz? Co sie zmienio? Nie jestesmy sobie obcy. Nie pierwszy raz przeciez
wystepujemy razem we wsplnej sprawie.
Nie odpar Harry ale to jest na pewno pierwszy raz, kiedy dziele
z toba posanie. Byem juz tutaj przedtem, tak, ale wtedy nie spaem. A w innych przypadkach rozmawiaem z toba z wielkiej odlegosci, posugujac
sie mowa
zmarych i nie moges mi zagrozic. A jesli czegokolwiek nauczyem sie na temat
wampirw, Faethorze, to wasnie tego, z e im wydaja sie bardziej bezbronne, tym
bardziej sa niebezpieczne.
Ta dyskusja prowadzi donikad,
nie mozemy sie porozumiec powiedzia
wampir, nieomal w rozpaczy.
Keogh wiedzia, z e Faethor nie ustapi
ani troche. Oznaczao to, z e pozosta
tylko jeden sposb przeamania impasu.
Dobrze powiedzia jeden z nas musi zacza
c. Moze jestem gupcem,
ale. . . tak, przyszedem tutaj z wasnej nieprzymuszonej woli.

Swietnie!
Wampir od razu chrzakn
a
i Harry nieomal fizycznie czu, jak
tamten cmoka z zadowoleniem. Madra

i konstruktywna decyzja. I dlaczego


nie? Jezeli ja mam szanowac twoje obyczaje, to dlaczego ty nie miabys szanowac
moich, co?
Uwielbiay wygrywac, te stworzenia, nawet w takich maych sprawach, jak
walka na sowa. Byc moze zreszta ostatecznie wyszo to na dobre, jako z e teraz
Faethor mg popchna
c sprawe naprzd.
Teraz wiec mozemy wystepowac na rwnych prawach. Pragnae
s rozmawiac ze mna twarza w twarz? Niech tak bedzie.
Dotychczas sen Harryego by pusty, szary i jednostajny. Miejsce bez materii, jedynie wymiana mysli. Teraz szarosc zawirowaa i raptem przemienia sie
w pokryta gruba pierzyna mgy rwnine, oswietlona waziutkim

sierpem ksiez yca.


Harry siedzia na zniszczonym murze, a stopy opatulay mu keby pary.
Faethor pojawi sie na kupie gruzu. Ciemna postac w sukniach pochwnych
z kapturem, ktry rzuca cien na twarz. Tylko oczy poney w tej czarnej plamie
i wygladay

jak mae szkaratne lampki.


Czy to bardziej ci odpowiada, Keogh?
Znam to miejsce odpar Harry.
Oczywiscie, z e znasz, bo to jest to samo miejsce.
Widze, z e buldozery juz wykonay swoja robote. Harry rozejrza sie
dokoa. To twoje terytorium jest, zdaje sie, jedynym, ktre pozostao!
Tak, ale tylko na chwile powiedzia Faethor. Ruiny otoczone botami wkrtce maja zamienic sie w kompleks przemysowy. I nawet gdyby jakies
uszy mogy mnie usyszec, kto zechce wwczas suchac? Przez caa te kakofonie dzwiekw i chaos mechanizmw? Jak nisko upady moce, Harry, z e zostaem
sprowadzony do tego? I moze teraz rozumiesz, dlaczego Tibor musia cierpiec
i dlaczego w koncu zosta zniszczony. Dlaczego Janosza musi spotkac to samo.
180

Mogli miec wszystko, a zamiast tego wybrali walke ze mna. I ja miabym nawiedzac to miejsce. Nie kochany i nie pamietany, podczas gdy jeden z nich znowu
powrci do z ycia i moze stac sie potega?
A nawet Potega?
Nie, nie spoczne, dopki nie bede mia pewnosci, z e Janosz jest tak znikomy, a nawet jeszcze mniejszy
niz ja, ktry jestem niczym.
I ja mam byc twoim narzedziem?
A czy nie tego pragniesz? Czy nasze cele nie zbiegaja sie?
Tak zgodzi sie Harry. Z tym, z e ja chce tego dla bezpieczenstwa
swiata, a ty dla zaspokojenia samolubnej niecheci. Oni byli twoimi synami, Tibor
i Janosz. Cokolwiek w nich jest, co wzbudza twa nienawisc , przyjeli to od ciebie.
Dziwny to ojciec, co morduje wasnych synw dlatego, z e sa zanadto do niego
podobni.
Faethor spojrza na niego ponuro, a jego gos sta sie znaczaco
uszczypliwy.
Czyzby, Harry, czyzby? I ty jestes ekspertem, prawda? Ach, oczywiscie!
Na pewno rozumiesz te problemy. Syszaem, z e masz syna, tez. . .
Keogh nic nie mwi, nie znajdowa odpowiedzi. Byc moze zniszczyby swego syna, gdyby mg, a przynajmniej zmieniby go. Ale czy nie prbowa takze
zmienic Lady Karen?
Faethor z le zrozumia jego milczenie: jak znak, z e posuna
sie za daleko. Szybko wiec zmieni temat.
Ale tutaj okolicznosci sa inne. A poza tym ty jestes czowiekiem, a ja
wampirem. Nie mamy z soba nic wsplnego, poza wsplnym celem. Skonczmy
wiec z krytyka, oskarzeniami i tym podobnymi bzdurami, jako z e mamy przed
soba duzo pracy.
Harry z zadowoleniem przyja
te propozycje.
Fakty sa proste powiedzia. Obydwaj chcemy pozbyc sie Janosza, na

zawsze. Zaden
z nas nie moze tego zrobic sam. Dla ciebie to cakiem niemozliwe.
Podobnie dla mnie, poniewaz nie wadam mowa zmarych. Mwisz, z e mozesz
skoro wampir mnie jej pozbawi, to tylko wampir moze mi
mi ja przywrcic. Ze
ja oddac. W porzadku,

wierze ci. Ale, co to za soba pociaga?

Faethor westchna.
Odwrci z arzace
sie na czerwono oczy i popatrzy na pokryta mga rwnine.
Przechodzimy do tej czesci, w ktrej twj opr bedzie szczeglnie gwatowny. Wiem to, ale nie da sie tego unikna
c.
Powiedz rzek krtko Harry.
Kopot znajduje sie w twojej gowie. Stworzenie inne niz ty sam, odwiedzio labirynty twojego umysu i dokonao tam pewnych zmian. Powiedzmy, z e
w twoim domu poprzestawiano meble. Teraz musi tam wejsc ktos inny i znw
doprowadzic to miejsce do porzadku.

Chcesz, z ebym ciebie wpusci do wasnej gowy?

181

Musisz mnie tam zaprosic odpar Faethor ja musze przyjsc tam z wasnej nieprzymuszonej woli.
Keogh przywoa na mysl wszystko, co wiedzia o wampirach.
Kiedy Tibor dosta sie do umysu Dragosaniego powiedzia stara
sie kierowac nim po swojemu. Wkracza w sprawy Dragosaniego. Kiedy dotkna

z ywego embriona, ktry mia sie stac Julianem Bodescu, to wystarczyo, by odmienic to dziecko cakowicie i zamienic je w potwora. I znw, Tibor by w umysle
Juliana, zdolny porozumiewac sie z nim i prowadzic go nawet na wielkie odlegosci. W tej chwili, mj przyjaciel na wyspie Rodos ma w swojej gowie wampira
twojego syna, Janosza, a przynajmniej jest pod jego kontrola. Ten przyjaciel przez ywa pieko grozy i meki. I ty chcesz, bym wpusci ciebie do mojego umysu?
Mwiem, z e sie bedziesz przed tym wzbrania.
Kiedy raz sie na to zgodze, skad
moge miec pewnosc , z e to sie nie powtrzy, kiedy nie bede tego chcia?
Musze ci przypomniec, z e odlegosc usuwaa Dragosaniego z zasiegu niebezpieczenstwa. Nawet gdyby to, co mwisz, byo mozliwe, to czy zamierzasz pozostac w Rumunii na zawsze? Nie, masz bowiem swoja wasna droge do przejscia,
ktra usuwa cie spod mojego wpywu. I musze ci dalej przypomniec: Tibor by
niemartwym potworem w ziemi. Rzeczywisty, dotykalny, nietkniety, we wszystkich czesciach. Ja natomiast jestem jedynie zjawa, kims, kto umar i odszed na
zawsze. Tak, duch: pusty, niematerialny i bez z adnych skutkw w kazdym przypadku.
Chyba, z e dla nekroskopa.
Chyba, z e dla ciebie. Cien Faethora przytakna.
Czowieka, ktry
rozmawia i przyjazni sie ze zmarymi. Tak w kazdym razie byo.
Jak sie wiec do tego zabierzemy? zapyta Harry. Nie jestem telepata
z umysem jak otwarta ksia
zka.
W pewnym sensie jestes powiedzia Faethor. Czy to nie rodzaj telepatii: umiec rozmawiac ze zmarymi? A kiedy byes bezcielesny, czy nie porozumiewaes sie z z ywymi?
To byo dziwne zgodzi sie Harry. Uzywaem mowy zmarych
w przeciwnym kierunku. Bedac
bezcielesnym, nie posiadaem gosu, wiec nie
mogem rozmawiac z z ywymi z tymi, ktrzy mieli ciao tylko w taki sam
sposb, jak rozmawiaem ze zmarymi!
Faethor znowu skina
gowa.
W twoim umysle jest wiecej, niz przypuszczasz, Harry! I mwie, z e moge
tam wejsc , jak Tibor wszed do Dragosaniego! Ale bez komplikacji.
Keogh czu rozochocenie Faethora. Nie mia jednak odwrotu.
Co musze zrobic? zapyta.
Nic. Odprez sie po prostu. Zasnij snem bez snw. A ja odwiedze twj
umys odrzek wampir.
182

Harry poczu czar Faethora, jego hipnotyzm oddziaujacy


nan i opar sie mu.
Poczekaj! Jeszcze trzy sprawy. A jesli twoje sztuczki powioda sie, to moze
i czwarta, pzniej.
Nazwij je.
Po pierwsze, naprawisz niegodziwosc uczyniona na moim umysle i przywrcisz mi mowe zmarych, jak uzgodniono. Po drugie, wyposazysz mnie w rodzaj obrony przeciw telepatii Janosza, gdyz widziaem, co on potrafi wyrabiac
z umysami takimi jak moje. Po trzecie, sprawdzisz, czy jest jakis sposb, abym
mg odzyskac dostep do kontinuum Mbiusa. To jest ostateczna bron przeciw
Janoszowi i ona przechyliaby szale zwyciestwa na moja strone.
A czwarta rzecz? zapyta Faethor.
Kiedy, jezeli odzyskam swoja mowe zmarych, bede mg odnalezc ciebie.
I wtedy, mam nadzieje, z e po raz ostatni, bede mg cie prosic o pomoc. Chodzi
o uwolnienie umysu mojego przyjaciela, Trevora Jordana, ktry teraz znajduje
sie we wadaniu Janosza.
Jesli chodzi o to ostatnie, jezeli bedzie mozliwe, zostanie zrobione we wasciwym czasie. Ale, niestety, dostep do tej machiny teleportacji? Zobaczymy, co
sie da zrobic. Ale mam tu watpliwo

sci. To nie jest moja domena. Nic o tym nie


wiem. Jak moge rozwiaza
c zagadke w jezyku, ktrego nie znam? Jezyk matematyki jest mi obcy. Natomiast mowa zmarych jest czyms, co moge doprowadzic
do porzadku,

poniewaz ja rozumiem. Nawet umarli od setek lat, moi Cyganie,


odpowiedzieli na moje wezwanie i powstali z grobw! Wreszcie, prosisz o jaka
s
ochrone przed sztuka Janosza, przed szpiegowaniem umysw. No, to nie jest atwa rzecz. Nie jest to z aden prezent, ktrym mgbym cie obdarowac. Ale pzniej
powiem ci, jak zwalczac ogien przy pomocy ognia. Moze ci to pomc. . . jezeli
wytrzymasz z ar, jaki wtedy powstaje.
Faethorze Keogh juz wasciwie pogodzi sie z losem zastanawiam
sie, czy podziekuje ci za to, kiedy juz bedzie po wszystkim? Czy bedzie kiedys
koniec tym podziekowaniom? A moze przeklne cie na wiecznosc . Czy bedzie
kiedys koniec tym klatwom?

Mimo wszystko, moze snujesz po prostu intryge, aby


mnie zniszczyc, jak zawsze niszczyes wszystko, czego sie dotykaes? A jednak. . .
zdaje sie, z e nie mam wyboru.
To nie jest cakiem prawda, Harry odpar Faethor. Niszczyem? Tak,
robiem to, ale powoaem takze kilka istot do z ycia. Nie jest tez tak, z e nie masz
wyboru. Naprawde, wydaje mi sie, z e to jest najprostsza rzecz. Zaufaj mi, jako
twemu doswiadczonemu i szczeremu sprzymierzencowi, albo odejdz stad
i czekaj, az Janosz cie odnajdzie. A kiedy ten czas nadejdzie, stan naprzeciw niego jak
dziecko, nagie i niewinne wobec wszystkich jego sposobw i podstepw.
Dosyc juz rozmawialismy wtraci
sie Harry. I obydwaj wiemy, z e
pozostao mi tylko jedno wyjscie. Nie tracmy wiecej czasu.

183


Spij
powiedzia Faethor swoi mentalnym gosem, mrocznym i gebo snem bez snw, Harry. Pozostaw wszystkie
kim jak bezdenna kauza krwi. Spij
i wpusc mnie do srodka. Ach, ale
wrota twojego umysu otwarte dla mnie. Spij
nawet jesli szczerze tego pragniesz, to i tak napotkam tam drzwi zamkniete, dla
mnie i dla ciebie! To sa te, ktre musze otworzyc. Za nimi znajduja sie twoje ta
lenty, ktre twj syn przed toba ukry. Spij,
Harry. Obydwaj zostalismy zdradzeni,
ty i ja, przez krew z krwi naszej, kosc z naszej kosci. To przynajmniej bardzo nas
aczy.

Bedziesz. . . moca. . . znowu. . . Haaarry Keeoooghu!


Zawirowania mgy tworzyy sie wok ng Faethora, ktry wsta i, zdawao
sie, popyna
tam, gdzie Harry opad na zwalonym murze. Od dawna niezywy
wampir wyciagn
a
reke w kierunku twarzy Keogha. . . Biay szkielet doni wystawa z wystrzepionego rekawa jak wiazka

cienkich patyczkw. Kosciste palce


dotkney bladego czoa Harryego i stopiy sie z jego czaszka.
W oczodoach Faethora z arzyy sie szkaratne ogniki i teraz ich swiato zostao
przeniesione pod opuszczone powieki spiacego,

jak czerwone swiece za matowe


szko. Wampir znalaz sie w przytomnosci najbardziej sekretnych spraw nekroskopa: jego mysli, wspomnien, namietnosci.
Zbudz sie! rozkaza Faethor.
Harry wyszed ze snu. Poruszy nieco gowa w kapturze spiwora. Cos w poblizu wydao miekki, pekajacy
odgos. W sabym swietle brzasku zobaczy okrag

czarnych purchawek, ktre wyrosy obok niego przez noc. Gniy juz, otwieray
sie z cichym mlasnieciem na najmniejszy ruch, uwalniajac
przy tym chmury zarodnikw drazniace
powonienie.
Przez chwile jeszcze sen pozostawa w jego umysle, ale juz rozwiewa sie.
Walczy, by go zatrzymac. . . ale na przno. Wiedzia, z e rozmawia z duchem
Faethora Ferenczego. Nic wiecej. Nie czu sie inaczej niz w chwili, gdy kad sie
spac.
Och? odezwa sie Faethor. Czy jestes tego pewien, Harry Keoghu?
Jezus. Harry przerazi sie. Kto. . . ? Rozejrza sie dookoa, ale
nikogo nie dostrzeg.
Czy myslaes, z e mgbym cie zawiesc ?
Mowa umarych! wyszepta nekroskop.
Zostaa ci zwrcona. Patrz, jak Faethor Ferenczy dotrzymuje sowa.
Harry rozpia
spiwr i wsta, pogra
zajac
sie w rozproszonej mgle. Nastepnie
przysiad znowu. Nie czu blu w gowie, nikt nie rozlewa kwasu na jego mzg.
Wydawao sie, z e talent zosta mu przywrcony w caosci. Pozostao jedynie go
wyprbowac.
Faethorze? powiedzia, ciagle
skurczony w srodku i oczekujacy
uderzenia. Czy to byo. . . trudne?

184

Wystarczajaco
trudne. W gosie wampira dao sie syszec zmeczenie.
Caa noc mozoliem sie, by oczyscic twj dom z tego utrapienia, Harry. A teraz
mozesz sam ocenic skale mego sukcesu.
Keogh z sercem podchodzacym

do garda prbowa wyczarowac drzwi


Mbiusa. . . na przno. Rwnania rozwijajace
sie, przeksztacajace,
zwielokratniajace
w oniesmielajacym

tempie na komputerowych ekranach jego umysu pozostaway mu zupenie obce. Nie rozumia z adnego z nich z osobna, a co
dopiero jako caosciowe pojecie.
No cz, jestem ci wdzieczny. Nie potrafie powiedziec, jak bardzo jestem ci
wdzieczny. Ale nie we wszystkim powiodo ci sie rwnie dobrze.
Odpowiedz Faethora, z naozonym na nia, a dajacym

sie wyraznie odczuc,


wzruszeniem ramion, brzmiaa na wp przepraszajaco:

Ostrzegaem cie, z e moze tak byc. Och, znalazem okolice tego problemu,
mozesz byc pewny, i nawet udao mi sie otworzyc kilka drzwi. A za nimi. . .
Tak?
Nie byo nic! Ani czasu, ani przestrzeni, zupenie nic. Bardzo przerazajace

miejsca i dziwi mnie, z e one istnieja wasnie w twoim umysle, w twoim cakowicie ludzkim umysle! Czuem, z e jeden krok, przekroczenie progu, a zostabym
wciagni
ety i zgubiony na zawsze poza granicami wszechswiata. Nie trzeba dodawac, z e nie zrobiem tego kroku. A poza tym, skoro tylko otworzyem te drzwi,
natychmiast sie zatrzasney. Za co nie byem im niewdzieczny.
Harry pokiwa gowa.
Zagladae

s do kontinuum Mbiusa powiedzia. Skoro skonczyem tutaj, teraz musze jego odszukac. Mam na mysli Mbiusa. Tak jak ty jestes mistrzem
w swojej dziedzinie, tak on jest prawdziwym autorytetem w swojej. Dotychczas
szukanie go byo bezcelowe, gdyz bez mowy zmarych i tak nie mgbym z nim
nawiaza
c kontaktu.
Zrobisz to teraz, z miejsca. Faethor by zafascynowany. Interesuje
sie geniuszami. Wszyscy prawdziwi geniusze sa spokrewnieni, Harry. Bo jakkolwiek odlege od siebie sa ich talenty, w jakichkolwiek dziedzinach pracuja, to
obsesja pozostaje ta sama. Oni da
za do wyeliminowania niedoskonaosci. Gdy
Mbius osiagn
a
granice czystych liczb, ja sam poszukiwaem najczystszego za.
Stoimy po przeciwnych stronach wielkiej zatoki, a jednak jestesmy pewnego rodzaju bracmi. Tak, i byoby fascynujace
spotkac go.
Nie! Harry automatycznie potrzasn
a
gowa i wiedzia, z e Faethor to
wyczu. Nie bede go szuka teraz. W koncu tak, ale nie teraz. Musze przekonac
sie, z e moja mowa zmarych jest tak dobra, jak niegdys, wtedy moze.
Jak chcesz. A teraz? Idziesz poszukac Janosza?
Harry zwina
spiwr i wepchna
go do torby.
To tez, w koncu odpowiedzia. Ale najpierw musze wrcic do przyjaci na Rodos i zobaczyc, jak im idzie. A jeszcze przedtem, musisz mi wyjasnic
185

pewne rzeczy. Chce wiedziec wszystko o Janoszu, im lepiej zna sie swoich nieprzyjaci, tym atwiej ich pokonac. Chce tez wiedziec, jak sie przed nim bronic.
Oczywiscie odpowiedzia Faethor. Bezwzglednie! Zapomniaem, z e
mamy jeszcze przed soba prace. Ale, zobacz tylko, jaki entuzjazm wzbudzio we
mnie to, z e powracasz na swoje szlaki. Ach, ale ide za szybko! I z caa pewnoscia masz racje: musisz miec kazdy mozliwy orez do dyspozycji, jezeli chcesz go
pokonac. Co zas do tego, jak sie przed nim obronic, to nie jest to atwe. Te rzeczy sa w wampirach wrodzone, ale trudne do nauczenia. Tutaj nawet najczystszy
instynkt nie wystarcza, gdyz to trzeba miec we krwi. Gdybysmy mieli dla siebie
cay tydzien. . .
Nie! Harry znowu pokreci gowa. To niemozliwe. Czy nie mozesz
tego rozozyc na najprostsze czynniki? Jezeli nie jestem za gupi, moze bym cos
poja.

Moge tylko sprbowac brzmiaa opowiedz.


Harry zapali papierosa, usiad na wypchanej torbie.
Dalej ponagli.
Faethor znowu wzruszy ramionami.
Janosz jest bez watpienia

najznakomitszym telepata zacza


a to znaczy: zwodzicielem, magiem, hipnotyzerem, jakiego kiedykolwiek znaem. Dlatego najpierw sprbuje inwazji na twj umys. Jak wspomniaem i co sie rozumie
samo przez sie, twj umys jest wspaniale wyposazony, Harry. Oczywiscie. Przeciez jestes nekroskopem! Ale, gdy ty zaprawiaes sie tylko w dobrze, Janosz, jak
i ja w swoim czasie, uczy sie tylko zego. A poniewaz ty wiesz, z e on jest zy,
wiec boisz sie go i tego, co moze ci zrobic. Rozumiesz?
Oczywiscie. Nic z tego nie jest dla mnie nowe.
U kazdego, kto jest mniej zaznajomiony z drogami wampirw, lek, ktry
Janosz wywouje, czysta zgroza, jest tak wielki, z e paralizuje ofiare. Ale ty jestes
ekspertem na swoich wasnych prawach. Czy znasz powiedzenie, z e najlepsza
forma obrony jest atak?
Tak, syszaem je.
Podejrzewam, z e w tym przypadku powinno sie sprawdzic.
Powinienem go zaatakowac? Swoim umysem?
Zamiast cofac sie, kiedy czujesz, z e jest w poblizu, sam go poszukaj! Wkroczy do twojego umysu? Wkrocz do jego! Bedzie oczekiwa, z e sie go przestra
szysz. Bad
z zuchway! Smiej
sie z tych grzb i sam uderz! Ale nade wszystko, nie
pozwl, by jego zo osabio cie. Kiedy rozewrze nad toba swoje wielkie szczeki,
idz wprost w nie, gdyz on jest sabszy w srodku.
Czy to wszystko?
Jezeli mwibym wiecej, obawiam sie, z e mogoby ci sie pomieszac. I kto
wie? Moze wiecej dowiesz sie o Janoszu z jego historii, niz z moich usiowan.
Co wiecej, jestem zmeczony duga, nocna praca. Pytaj mnie o to, co byo, prosze
186

bardzo, ale nie o to, co ma dopiero nastapi


c. To prawda, byem uwaznym obserwatorem dziejw, ale, jak moje obecne poozenie dowodzi, stanowczo zbyt czesto
sie myliem.
Harry mysla nad tym, czego sie dowiedzia od Faethora. Nad jego rada,
jak
sie zachowac w wypadku mentalnego ataku Janosza. Ktos mgby uznac dziaanie zgodne z takimi instrukcjami za akt samobjczy. Nekroskop nie by tego taki
pewien. Zreszta, nie chcia specjalnie nad tym deliberowac. Byo oczywiste, z e
niczego wiecej sie nie dowie.

Swiato
dnia wyraznie rozmiekczyo entuzjazm wampira. Harry wsta, przeciagn
a
sie i rozejrza dookoa.
Mga zrzeda zupenie. Posepne domostwa stay w oddali za z ywopotem.
Z innej strony sylwetki koparek i buldozerw zastygy jak dinozaury na szarym
horyzoncie. Jeszcze godzina i zarycza destrukcyjnym z yciem, jakby sonce miao
natchna
c ich przeguby do penego zgrzytw ruchu.
Harry popatrzy na ziemie dookoa, na to miejsce, gdzie Faethor umar tej
nocy, gdy Ladislau Giresci ucia
mu gowe posrd ruin wstrzasanego

wybuchami
bomb, ponacego

domu. Widzia rozkadajace


sie juz purchawki, ich zarodniki
na glebie i posrd trawy, niczym czerwone plamy. Oczyma duszy zobaczy tez
Faethora, szkielet w stroju pochwnym, w jakim pojawi sie we snie.
Czy jestes gotowy opowiedziec mi historie Janosza? zapyta Harry, wydawao sie, nikogo.
To nie bedzie wysiek, ale przyjemnosc odpowiedzia tamten od razu.
Przyjemnoscia byo spodzic go i wielce wyszukana rozkosz dao mi zepchniecie
go znowu w niebyt!
Ale najpierw. . . Czy pamietasz historie Tibora w jego wczesnych dniach? Jak
pozbawi mnie zamku? I jak ja, zraniony najbolesniej, uciekem w kierunku zachodnim? Pozwl wiec, z e ci przypomne.
A byo to tak. . .

ROZDZIA DZIESIATY

Syn
Tibor z Wooszy, ten przeklety niewdziecznik, ktremu daem swe jajo, imie
i sztandar i ktremu zapisaem w spadku zamek, ziemie, a takze wadze nad wampirami, zrani mnie powaznie.
Ponacy,
zrzucony z murw mojego wasnego zamku, doswiadczyem najwyzszej meki. Miriady nietoperzy opotay skrzydami, gdy leciaem w d. Zostay
popalone i zginey. Ja natomiast przeleciaem przez drzewa, krzaki i ogarniety
pomieniami jak pochodnia stoczyem sie zboczem gardzieli, az na samo dno. Ale
mj upadek zosta osabiony przez listowie i ostatecznie spoczaem

w pytkiej
kauzy, ktra uratowaa moje bliskie stopienia sie wampirze ciao.
Znalazem sie tak blisko prawdziwej smierci, jak tylko wampir dojsc moze
i pozostac niemartwy, wydaem z siebie rozpaczliwy krzyk do wiernych Cyganw, ktrzy rozozyli sie obozem w dolinie. Przybyli, wyciagn
eli moje ciao ze
zbawiennej wody i opatrzyli. Poniesli mnie przez gry na zachd, na Wegry. Chroniony od wstrzasw,

osaniany przed parzacymi

promieniami sonca, dotarem


w koncu do miejsca wypoczynku. Tak, i to by dugi wypoczynek: czas przymusowej emerytury, podreperowania zdrowia, uformowania na nowo zmaltretowanego ciaa; zaprawde, dugi, dugi wypoczynek! Tibor poharata mnie strasznie!
Miaem poamane wszystkie kosci, plecy, kark, czaszke i konczyny, piers wgnieciona, serce i puca na wierzchu, skre zdarta przez gazy i ostre gaezie. Popalona
ogniem. . . nawet wampir we mnie by poparzony, obity i posiniaczony.
Cay ten dugi okres rekonwalescencji spedziem w niedostepnym grskim
ustroniu, cay czas pod opieka moich Cyganw, ich synw i ich sodkich, piersiastych crek takze. Powoli mj wampir wykurowa sie. Az nadszed wasciwy
czas, by opuscic me gniazdo i poczynic plany co do dalszego z ycia.

Swiat,
w ktrym sie znalazem okaza sie straszny, wszedzie wojny, wielkie
cierpienia, gd i zarazy, ale czuem sie tam wysmienicie, gdyz byem wampirem. Na granicy z Wooszczyzna odkryem ruiny domostwa i ze zwalonych gazw zbudowaem sobie may zamek. Przyprowadziem Cyganw, Wegrw i Woochw, osiedliem ich i paciem dobre pieniadze,

tak z e szybko zostaem za188

akceptowany jako posiadacz ziemski i wadca. W ten sposb stworzyem mae


imperium na tamtym terenie.
Co zas do Wooszy, w zasadzie unikaem wyprawiania sie tam, gdyz by tam
juz jeden, ktrego sia i okrucienstwo odbijay sie gosnym echem: zaciez ny wojewoda o imieniu Tibor, ktry walczy dla ksia
zat
wooskich. Nie z yczyem sobie
spotkania z nim, gdyz prawdopodobnie nie bybym w stanie sie opanowac, co mogoby miec fatalne skutki, jako z e wyrs na potege nieporwnanie wieksza niz ja.
Nie, moja zemsta musiaa czekac. . . czymze w koncu jest czas dla wampira, co?
Zaczaem

popadac w marazm, zzeraa mnie nuda. Staem sie niespokojny, spetany, przytoczony. Taki byem, pozadliwy,

silny, o niejasnej wadzy i bez z adnej


mozliwosci ukierunkowania mojej energii. Zbliza sie dzien, by isc dalej. . .
I wtedy, w roku 1178, nastapi
zwrot. Od kilku juz lat syszaem opowiesci
o kobiecie, ktra bya prawdziwa obserwatorka czasu, co znaczy, z e miaa wadze
przepowiadania przyszosci. Wreszcie moja ciekawosc siegnea szczytu i postanowiem spotkac sie z nia. Nie nalezaa do grupy moich Cyganw, wiec musiaem
czekac, az wyprawi sie w grskie rejony znajdujace
sie pod moja kontrola. Chcac

skierowac jej wedrwki na wasciwe szlaki, wysaem posancw, ktrzy mieli


opisac, z jaka goscinnoscia spotka sie ona i jej grupa w moich posiadosciach.
Przyjeci zostana z najwyzszym szacunkiem i dobrze opaceni za wszelkie usugi,
jakie zechca mi wyswiadczyc. A kiedy czekaem na przybycie tej domniemanej
wyroczni, postanowiem wyprbowac niewielki talent jaki posiadem, i wyczytac
z przyszosci jakies nike slady moich wasnych drg.
Zmieszaem i spaliem tajemne zioa, po czym wdychajac
ich wyziewy zapadem w sen i staraem sie wysledzic, co zdarzy sie miedzy mna a ta oszukancza
wiedzma, Marilena. Takie byo jej imie.
Miaem suszne powody, by interesowac sie utalentowanymi ludzmi i odnajdywac ich, skoro tylko nadarzaa sie sposobnosc . Mj syn Tibor przebywa nie opodal juz od kilku ludzkich pokolen i mg przyczynic sie do powstania wszelkiego
rodzaju anomalii. Poszukiwaem wiec wszelkich odstepstw od normy i pochlebiaem sobie, z e odkryem niemao szarlatanw. Ale gdybym napotka prawdziwy talent, a w jego z yach pulsowaaby krew wampira, wwczas ktos taki byby
zgubiony! Dla stworzenia takiego jak ja, krew to z ycie, ale najsodszym nektarem
jest ten saczony

na otarzu niemartwego wampirzego ciaa.


Mozesz sobie wyobrazic moje zdumienie, kiedy onejromancja w koncu przyniosa efekty i sniem o mrocznym aniele miast o wiedzmie, ktrej sie spodziewaem. Widziaem ja w snach: sliczne dziecko, niewinne, jak myslaem, lecz jak
bardzo sie myliem. . . Przysza do mnie naga, cudownie kobieca, bez skazy. Miaa
ciemne oczy i ciemne, lsniace
wosy. Wargi czerwone jak wisnie.
Dwa wieki miney od czasu, gdy Tibor zniszczy mj zamek, zgwaci moje
wampirze kobiety i posa je do piachu. Ostatnimi laty smakowaem miekkich cia
Cyganek, spuszczajac
sie w takie cyganskie odaliski, na jakie miaem ochote. Nie
189

byo w tym nic z miosci, to sowo mozna byo stosowac do innych, nigdy nie
do mnie. Ale teraz. . . ? Bya we mnie tez ludzka strona i od czasu do czasu ona
braa gre w moich snach.
Patrzyem na te sodka, zmysowa Ksiez niczke Podrzniczego Ludu oczami
zamglonymi ludzka saboscia. Drzenie w moich ledzwiach nie byo wscieka poz adliwo

scia wampira. I, co za wstyd, moje sny byy wilgotne, a ja lezaem w poscieli rozanielony jak chopak gaszczacy
piersi swej pierwszej dziewczyny!
Niestety nie wiedziaem, czy jest to prawdziwe i wiarygodne przewidywanie
przyszosci, czy jedynie sen? Z tego powodu, aby upewnic sie co do efektw
moich poszukiwan, noc za noca zastawaa mnie palacego

zioa i ukadajacego

sie
do wybiegajacych

w przyszosc marzen. Byy zawsze takie same, tyle tylko, z e


im lepiej sie poznawalismy, Marilena i ja, tym wiecej rozkoszy sprawiaa nam gra
miosna, a ja stawaem sie co raz bardziej zakochany; az wreszcie zrozumiaem, z e
zamiast ulotnego snu musze miec prawdziwa kobiete, inaczej zwariuje. I wasnie
wtedy przysza do mnie.
Nalezaa do szczepu Grigora Zirry, zwanego krlem Zirra. W istocie Marilena bya crka Grigora. Miaem wiec racje, nazywajac
ja ksiez niczka
Podrzniczego Ludu.
Nadeszli zimowa pora, pod koniec stycznia. Jak siegam pamiecia, nie przypominam sobie rwnie wsciekego mrozu. Moi Cyganie ustawili wozy w ciasnych
skupiskach blisko moich murw, otoczyli je wielkimi blokami sniegu pokrytego
poyskliwa powierzchnia lodu, rozbili namioty i trzymali w nich zwierzeta, dla
ciepa bijacego

z ich cia. Oni wczesniej wiedzieli, z e zima bedzie ciez ka, to ma


drzy ludzie! Pracowali dugo i ciez ko, magazynujac
w jaskiniach karme dla zwierzat.
Ale ludziom i ich zwierzetom trudno byoby przetrzymac te zime bez opieki
bojara. Drzwi mojego zamku stay dla nich otworem, a sienie dobrze opalaem.
Mj grog i cierpkie czerwone wino, dawaem na kazda ich prosbe, jak i ziarno do
pieczenia chleba. Nie kosztowao mnie to nic. Te rzeczy tak czy inaczej nalezay do Cyganw, gdyz w porach urodzajw oddawali je mi, a ja ich przeciez nie
potrzebowaem.
Pewnego przedpoudnia przyszed do mnie jakis czowiek. Polowa w grach,
w moich grach. Nie odmawiaem Cyganom tego przywileju, z trzech dzikw
czy bekasw, jakie ustrzelili, jedna sztuka nalezaa do mnie, i tak dalej. w nieznajomy powiedzia mi o szczepie Zirra, z e zostali w poblizu pochwyceni przez
lawine, ktra porwaa ich wozy! Tylko garstka przezya rozproszona po zwaowisku. Wiedziaem, z e to prawda. Ostatniej nocy znowu zagebiem sie w swoje
zioowe sny, ale tym razem pozbawione uciech cielesnych, a zamiast tego wypenione rozpaczliwymi krzykami umierajacych.

Poniewaz w moim snie nie byo


Marileny, zastanawiaem sie. . . czy jest jedna z nich?
Wezwaem wiec przywdce moich ludzi.

190

Nie opodal snieg pochwyci dziewczyne. Ten czowiek wie, gdzie ona jest.
Idz odnalezc ten szczep i przyprowadz tutaj rozkazaem. I pospiesz sie, bo
jesli sie spznisz i ona umrze, uznam, iz moja goscinnosc jest trwoniona na takich
jak ty. Czy to jasne?
Po poudniu mj przywdca i jego ludzie wrcili. Zameldowa, z e ze wszystkich, ktrych byo okoo piec dziesieciu, odnalaz przy z yciu tylko samego Grigora
Zirre i z tuzin jego ludzi.
Kaz swoim kobietom opatrzyc ich i nakarmic, daj im wszystko, czego potrzebuja zarzadziem.

Na niczym nie oszczedzaj. Maja sie tu czuc swobodnie. Rozumiem, z e stracili wszystko. Pozostali bez zapasowych ubran, wozw,
przykryc? Bardzo dobrze, zakwateruj ich na zamku. Znajdz im ciepe, osobne pokoje.
Twoi ludzie moga z le to przyja
c, panie odpowiedzia tamten z e traktujesz tych obcych tak dobrze. Musimy ustepowac tym, ktrzy nie sa ci winni
posuszenstwa.
Jestes szczery i lubie cie za to odparem. Bede wiec tez szczery.
Syszaem o tej kobiecie, Marilenie Zirra, iz jest przyjemna. Jezeli to sie okaze
prawda, niewykluczone, z e zapragne jej. Wy, Cyganie, nie jestescie jedynymi,
ktrzy czuja w nocy zimno! Dlatego traktuj jej ludzi z szacunkiem, szczeglnie
ojca i rodzine, jezeli ktos przezy. Nie chciabym, aby mnie uznali za zimnego
i okrutnego czowieka.
Co? Ciebie, panie? doda bez sladu emocji w gosie. Zimny? Okrutny? Ktz mgby w to uwierzyc?
Czy prbujesz sie ze inna spoufalic? Powiem ci uczciwie, nie sadz
e, bys
zasmakowa w takiej poufaosci. Dlatego, jesli mwisz do mnie pewne rzeczy,
i w taki sposb, byoby lepiej, abys sie usmiechna.
Wbiem w niego wzrok,
obnizyem gos tak, z e poczu sie nieswojo.
Panie szepna
drzac
ja nie chciaem. . .
Sza! uspokoiem go. Jestes bezpieczny, jestem w dobrym nastroju.
Teraz suchaj dobrze. Kiedy ludzie Zirry beda mieli sie lepiej, wrcisz tu i zaprowadzisz mnie do ich pomieszczen. A teraz idz.
Poszedem do nich, lecz nie byem zadowolony. Zrozumiaem, z e trzeba wiele czasu, by ludzie Zirry wykurowali sie po tak ciez kich przejsciach. Na razie
siedzieli w swoich achmanach i trzesli sie, odpowiadajac
zdawkowo na nasze
pytania. Jedna brudna kupka achw lgnaca
do ognia wygladaa

identycznie jak
druga. Rozzosci mnie ten widok. Czuem, z e zawiodem sie na mojej onejromancji. Nienawidziem porazek.
Ktry z was jest Grigorem Zirra?
zapytaem wreszcie po dugiej chwili
milczenia.
Wsta mez czyzna niepokazny, blady. Na jego twarzy malowao sie cierpienie
po stracie wielu ludzi ze szczepu. Nie by stary, ale nie wyglada
tez modo.
191

Jestem Ferenczy przedstawiem sie. To mj zamek. Dookoa sa moi


ludzie, Cyganie, jak i wy. Moge dac wam schronienie. Syszaem, z e miedzy wami
jest obserwator czasu. Chciabym go poznac. Gdzie wiec jest ta wiedzma czy
czarownik?
Twoja goscinnosc jest rwnie wielka, jak twoja legenda odpowiedzia. Niestety, pogra
zony w gebokim smutku nie moge w peni wyrazic
swojej wdziecznosci. Cos dzisiaj we mnie umaro. Moja z ona zostaa zmieciona w przepasc . Teraz mam tylko crke, dziecko, czytajace
przyszosc z gwiazd,
z doni ludzkiej i z wasnych snw. To nie wiedzma panie, ale prawdziwy obserwator czasu, moja Marilena.
A gdzie ona jest?
Popatrzy na mnie ze strachem w oczach. Jednoczesnie poczuem delikatne
szarpniecie za rekaw i az wzdrygnaem

sie na mysl, z e ktos osmieli sie mnie


dotkna
c. Nawet nikt z moich ludzi nie tkna
mnie palcem od czasu, gdy wstaem
z oza bolesci! Wtedy zobaczyem, iz jedna z tych kupek achw stoi obok mnie.
Spogladaa

wielkimi, ciemnymi oczami, a jej usta w kolorze wisni, jasne jak krew,
nieznacznie drzay. Na moim ramieniu spoczywaa jej drobna raczka,

z trzema
jedynie palcami, tak jak to widziaem w moich snach!
Ja jestem Marilena, panie odezwaa sie. Wybacz, prosze mojemu
ojcu, gdyz kocha mnie i boi sie o mnie. Zdarzaja sie na tych ziemiach ludzie
nieufni wobec tajemnic, poniewaz nie potrafia ich ogarna
c. Sa tez nieprzyjazni
kobietom, ktre zwa wiedzmami.
Moje serce zaomotao! Nie moga byc nikim innym! Znaem ten gos! Przejrzaem na wskros jej achmany i ujrzaem ksiez niczke z moich snw.
Ja. . . cie znam wyznaem sabym gosem.
I ja ciebie, panie. Widziaam cie w mojej przyszosci. Czesto. Nie jestes
wiec mi obcy!
Nie znajdowaem sw. A jesli znajdowaem, to nie potrafiem ich wypowiedziec. Ale. . . wszak byem Ferenczym! Czy wypadao tanczyc, smiac sie, pochwycic ja i wirowac dookoa komnaty? Miaem na to wielka ochote, ale nie
chciaem zdradzac sie ze swoimi uczuciami. Staem tak jak razony piorunem,
oniemiay niczym ostatni gupiec.
Jezeli chcesz, abym czytaa ci przyszosc , panie, musisz mnie stad
zabrac.
Za duzo tu smutku, by sie skoncentrowac. I jeszcze ciagy
ruch, nerwy i niepokj.
Och i mnstwo maych rzeczy, ktre przeszkadzayby mi sie zagebic w przyszosc . Odosobnione miejsce. . .
Zaiste, to prawda! Chodz ze mna przerwaem Marilenie.
Panie! Zatrzyma nas jej ojciec. Ona jest niewinna! szepna
bagalnie.
W mojej gowie od razu zrodzia sie odpowiedz: Kamliwy cyganski psie!
Co? Ona wylizaa cae moje ciao do czysta! Strzelaem moim nasieniem w jej
192

gardo co noc przez cay miesiac,


znecony jej jezyczkiem i drobnymi, trjpalczastymi raczkami!

Niewinna? Jezeli ona jest niewinna, to kim ja jestem! Tak, ale


jakze bym mg to powiedziec? Przeciez tak naprawde dotychczas tylko sniem
o romansie z Marilena.
Ojcze! zgania go, zanim mogem zrobic cos wiecej niz przeszyc go
wzrokiem. Widziaam moja przyszosc , ojcze, i nie wyczytaam tam z adnej
krzywdy. Nie z rak
Ferenczego.
Przebacz mi, panie rzek Zirra, spuszczajac
gowe. Zamiast mwic
jak czowiek, ktry tak wiele ci zawdziecza, mwiem jedynie jak ojciec. Moja
crka ma dopiero siedemnascie lat, a my znalezlismy sie pomiedzy obcymi. Zirrowie juz dosyc dzisiaj stracili. Ach! Ach! Nic nie miaem na mysli! To ta rozpacz.
Moja dusza jest pogra
zona w blu. Nic nie miaem na mysli. To ta rozpacz!
szlochajac
opad.
Nie lekaj sie. Pochyliem sie i poozyem mu reke na gowie. Ten,
kto skrzywdzi ciebie lub kogos z twoich ludzi w domu Ferenczego, bedzie mia
ze mna do czynienia.
Zdawao mi sie, z e uspokoiem go tymi sowami, wiec poprowadziem Marilene na moje pokoje. . . Tam zas nareszcie zostalismy sami. Zrzuciem z niej paszcz
futrzany i stanea przede mna w stroju wiesniaczym. Teraz bardziej przypominaa ksiez niczke, ktra widziaem w snach. Moje oczy poney z adz
a na jej widok.
A ona bya tego swiadoma.
Jak to mozliwe powiedziaa w zadumie. Naprawde cie znam. Moje
sny nigdy nie byy rwnie przekonywajace!

smy te same
Masz racje odrzekem Nie jestesmy sobie. . . obcy. Snili
sny.
Masz wielkie blizny stwierdzia tutaj, na ramieniu, i po tej stronie.
I nawet ja, Ferenczy, zadrzaem, gdy mnie dotknea.
A ty odrzekem masz malutki czerwony pieprzyk, jak kropla krwi,
na srodku plecw.
Obok ognia, huczacego

w wielkim kominie, znajdowaa sie kamienna wanna.


Nad ogniem koysa sie kocio wypeniony gorac
a woda. Podesza tam i odkrecia
kurek. Woda pocieka do wanny.
Jestem brudna po podrzy wyszeptaa zalotnie. Rozebraa sie i wykapa
em ja, a ona wykapaa

mnie.
Jak to sie ma do prywatnego przepowiadania przyszosci? zachichotaem. Ale kiedy otworzya sie i juz miaem w nia wejsc , zawahaa sie.
Ach gwatownie zaczerpnea powietrza. Nasze wsplne sny nie powiedziay nic o moim braku doswiadczenia. Mj ojciec mwi prawde, panie.
Przyszosc nadchodzi szybko, ale jeszcze ciagle
jestem dziewica.
Ach odpowiedziaem jeknieciem na jekniecie, delikatnie torujac
sobie
droge do przodu. Czy nie bylismy takimi wszyscy, dawno temu?
193

Mj wampir wprost szala we mnie, ale powstrzymaem go i kochaem ja jak


zwyky czowiek. W innym wypadku ten pierwszy raz byby jednoczesnie ostatnim. . .
Pozwl teraz, z e wyoze wszystko otwarcie. Tylez dla czczej ciekawosci, co
i z innych powodw, odszukaem w moich onejroidalnych snach Marilene, zakochaem sie w niej i uwiodem ja. Lub moze obydwoje siebie nawzajem uwiedlismy. Zapewne dziwisz sie, jak ona, niewinne dziecko, moga mnie uwiesc . I zaraz
odpowiem: poniewaz sny sa bezpieczne! Cokolwiek by sie zdarzao w snach, nic
sie nie zmienia po przebudzeniu. Moga folgowac wszystkim swoim seksualnym
fantazjom, bez zbierania plonw tych marzen. Ja, Faethor Ferenczy, nauczyem
sie snic na dugo przedtem, zanim zostaem wampirem. Zaprawde, kiedy byem
tylko czowiekiem! Rzeczy, ktre nachodziy mnie w modosci, od czasu do czasu powracay w moich snach: stare leki, emocje i namietnosci. Jestem pewien,
iz moje przesanie nie zagubio sie. Wszyscy wiemy, z e dugo po tym, jak jakies wydarzenie rozmyo sie i stracio jakakolwiek

wage, mozemy przywoac je


i odswiezyc w snach. Czesto przypominaem sobie moment konwersacji, kiedy
otrzymaem jajo mojego ojca i uczyniono mnie wampirem. Tak, i takie sny ciagle

jeszcze mnie przerazay! Ale w swietle poranka strach szybko przemija, ulatywa
w szara mge czasu, do ktrej zreszta naleza, i nie byem juz modziencem, lecz
na powrt Ferenczym.
Spotkanie ze snami Marileny znaczyo wiecej niz zwyky przypadek. Poszukiwaem jej, a kiedy wreszcie odnalazem, marzyem, jak kazdy mez czyzna, by
poznac ja cielesnie. Miaem moce wampirw, a ona uchodzia za przepowiadaczke. To byy talenty pokrewne telepatii i naprawde dzielilismy nasze wizje i ta
droga poznalismy nasze ciaa. Wszystkie nasze niesmiae pieszczoty, a pzniej
przebogate akty miosne, odbyway sie w innym swiecie ducha, wyobrazni.
Kiedy wiec poaczyli

smy sie, byo to jak spotkanie zazyych kochankw. Marilena nie wiedziaa, z e prowadziem ja w tych snach za pomoca wampirzego
magnetyzmu, omamw i tych wszystkich sztuk, od tak dawna praktykowanych
przeze mnie. Myslaa, z e jestesmy normalnymi kochankami. Ale nie byem tak
gupi, by wszystko powiedziec i ryzykowac odarcie jej ze zudzen. Moga ci rwniez przyjsc na mysl watpliwo

sc , jak ona, wspaniaa, moda dziewczyna, kraga

i jedrna, znajdowaa jakakolwiek

swiadoma rozkosz z taka poszarpana bliznami,


prastara bestia, jak ja, kims dzikim, okrutnym i przerazajacym?

Ale wtedy bez


watpienia

przywoabys caa swoja wiedze na temat siy wampirzego hipnotyzmu


i uzna, z e znalazes rozwiazanie

zagadki. Powiedziabys: Bya zabawka w jego


rekach. Wyjasniam, z e nie byem wcale tak groteskowy, jak mgbys sobie wyobrazac. Za sprawa niewielkiego doprawdy wysiku mogem wyglada
c tak staro
lub tak modo, jak tylko miaem na to ochote. Dla Marileny staem sie modym, nie
wiecej niz czterdziestoletnim mez czyzna. Ciao pokryte bliznami zachowaem ze
zwykej prznosci. Sprawiao mi przyjemnosc nosic slady dawnych bitew. Licz194

ne okaleczenia przypominay mi rwniez o tym, ktry sie do wiekszosci z nich


przyczyni, podsycay nienawisc . Mogem pozwolic mojemu wampirowi naprawic cakowicie te znieksztacenia, ale nie zrobiem tego ze wzgledu na Tibora.
Musisz mi wybaczyc, z e tak dugo opowiadaem o Marilenie, ale. . . sprawio mi to przyjemnosc . Z kim bowiem innym miabym sie jeszcze podzielic
wspomnieniami? Nikt, poza nekroskopem, ich nigdy nie pozna. . . Domyslasz sie
z pewnoscia, z e Janosz narodzi sie z tego zwiazku.

By synem z mojej krwi, zrodzonym z miosci, z pozadania

owej kobiety. Owoc penego z aru poaczenia,

mj
naturalny syn. Nie wiedziaem, czy to jest w ogle mozliwe, ale postanowiem
pocza
c z ycie niepodatne na wpywy wampira. Robiem to dla Marileny, aby moga stac sie normalna matka. Gdyby sie nie udao i mj syn wyrsby na wampira, wwczas nauczybym go wszystkich tajemnych sztuk. Wyruszybym w swiat,
a on zostaby i broni przed wrogami mojego zamku i moich gr. Pamietasz, z e
uprzednio miaem rwnie wielkie oczekiwania co do tego niewdziecznika, Tibora
z Wooszczyzny. No cz, taka jest, jak sadz
e, natura wszystkich wielkich ludzi,
iz ciagle
prbuja od nowa. Janosz, kiedy sie urodzi, wydawa sie normalny. By
z nieprawego oza, co wprawio Grigora Zirre w zakopotanie, ale dla mnie nie
miao najmniejszego znaczenia. Posiada trzy palce, jak przed nim Grigor i Marilena. To taki kaprys natury, przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Po jakims czasie stao sie jasne, z e poniosem porazke. Moja sperma, ktra z takim wysikiem staraem sie ochronic od karmazynowego wpywu, jednak
zostaa skazona, choc nieznacznie. Janosz nie by prawdziwym wampirem, ale
w jego z yach pynea wampirza krew. Odziedziczy moja zdolnosc do wystepku, lecz niewiele mia w sobie sprytu i ostroznosci. Jednak ja byem jego ojcem
i na mnie spada obowiazek

przedstawienia mu natury rzeczy. I pokazaem mu,


a gdy nalezao uzyc siy, by powstrzymac syna w jego wedrwkach lub nakierowac na wasciwy kurs, nie cofaem sie takze i przed tym. Jednak. . . pomimo to
wyrs na osobnika przewrotnego, dumnego, upartego i bez potrzeby okrutnego.
Jego jedyna dobra strona, w ktrej pozosta wierny moim naukom, by sposb,
w jaki sprawowa wadze nad Cyganami. Nie tylko szczep Zirry, ludzie jego matki, ktrzy znowu rosli w sie, ale takze moi Cyganie kochali go bardziej niz mnie!
Ranio mnie to troche i staem sie zazdrosny. I nie jest wykluczone, z e z tego
powodu byem dla niego surowszy.
Powiem jeszcze jedna rzecz na jego korzysc : kocha swoja matke. Jest to bardzo przydatne kazdemu dziecku, ale niekonieczne, gdy juz sie jest mez czyzna.
Rozumiesz, co mam na mysli. . . ? W ciagu
dziesieciu lat wiele wydarzyo sie na
swiecie. Saladyn pogruchota krlestwa frankonskich krzyzowcw. Zowrogi Tibor, wojewoda, za zoto marionetkowych ksia
zat
walczy na przeciwlegej granicy
Wooszy. W ziemi tureckiej, za Morzem Greckim, Mongoowie przygotowywali
sie do bitwy. Wojny szalay na granicy wegierskiej. Wybrano kolejnego, trzeciego juz, papieza. I gdzie, prosze, by Faethor Ferenczy w tym wielkim porzadku

195

wszechrzeczy? Zdziecinniay, jak wielu na pewno myslao, zajmowa sie swoim


zamkiem w grach. Uczy swego bekarta dobrych manier, podczas gdy jego niegdys sawni Cyganie pili za duzo i wylegiwali sie w zku do pzna.
Czas pyna
niepostrzezenie dla mnie. Ale pewnego ranka zbudziem sie, rozejrzaem sie dookoa. Byem oszoomiony, zagubiony, zdumiony! Dwadziescia
lat przeszo niczym bysk pioruna i nawet tego nie zauwazyem. Uswiadomiem
to sobie z caa moca. To by rodzaj letargu, choroby, dziwnego, rzuconego na mnie
uroku. Cos, co ludzie zwa mioscia.
Tak, i to odpowiednio pomniejszyo moja
range. Nie byem w niczym lepszy od jakiegos nedznego bojara wasciciela kamiennego kurnika na wyniosej skale. Udaem sie do Marileny i poprosiem, aby
odczytaa moja przyszosc . Miaem wzia
c udzia w wielkiej i krwawej wyprawie
krzyzowej, powiedziaa, i ona nie stanie mi na drodze. Nic z tego nie rozumiaem.
Nie stanie mi na drodze? Jakze to, nie wytrzymaaby rozaki
ze mna!
O jakiej wyprawie krzyzowej mwia? Ale potrzasn
ea jedynie gowa. Nic wiecej nie widziaa
ponad to, z e bede walczy w jakiejs straszliwej swietej wojnie. Po tym wyznaniu
jej moc wieszcza, wrzenie z doni, astrologia, jakby ja opusciy. Ach! Skad
ze
miaem wiedziec, z e odczytaa tez swoja wasna, jakze tragiczna, przyszosc . Zastanawiaem sie nad krwawa wyprawa krzyzowa i doszedem do wniosku, z e mj
udzia w niej nie jest wykluczony. Informacje rozchodziy sie wtedy powoli i niektre wcale do mnie nie docieray. Poczuem sie odciety od swiata i wszystkie
moje frustracje powrciy ze zdwojona sia. Janosz mia okoo dwudziestki, sta
sie mez czyzna, zleciem mu wiec opieke nad domem i incognito wyruszyem do
Szeged. Zrobiem to w sama pore. Miasto przygotowywao sie do odparcia ataku
frankonskich krzyzowcw. Wielka flota Frankw i Wenecjan zblizaa sie i krl
rozesa posancw do wszystkich bojarw, aby stawili sie uzbrojeni, ze swoimi
ludzmi. Marilena prawidowo odczytaa moja przyszosc . Zwoaem oddanych mi
Cyganw.
Przyaczcie

sie do mnie powiedziaem im. Zbieram maa armie, zoz ona z najlepszych. Udamy sie do Zara i jeszcze dalej! Kto by biedny, bedzie
bogaty. Walczcie pod moim godem, a uczynie z was bojarw. A jesli mnie zawiedziecie, skoncze z wami, obrcicie sie w py, a imiona wasze zostana zapomniane.
Przed bojem wrciem jeszcze do domu. Bedac
przez tych kilka dni z dala od
Marileny, moje instynkty wyostrzyy sie, bystrosc zwielokrotnia w przewidywaniu krwawej uczty. Moi poddam w grach obrosli tuszczem, ale wiedziaem, jak
ich doprowadzic do porzadku.

W ostatnia noc, wzbiem sie wysoko na skrzydach,


siegnaem

w ciemnosc swym wampirzym zmysem i wezwaem caa moda krew


Cyganw Ferengi, gdziekolwiek byli, by przyaczyli

sie do mnie w drodze do


Zara. Wiedziaem, z e sysza mnie w swoich snach i przybeda tam. Strzasn
awszy

z siebie dwadziescia lat gnusnosci, unosiem sie pomiedzy ksiez ycem a grami,
towarzyszyo mi wycie wilkw, az w koncu wyladowaem

miekko na kruzgankach wasnego zamku, gdzie na powrt skurczyem sie do rozmiarw czowieka.
196

Udaem sie na poszukiwanie mojej kobiety i mojego syna. Tak, i znalazem ich. . .
razem!
Pozwl, iz przerwe te opowiesc , gdyz musze ci cos wyjasnic. Powiedziaem,
z e Janosz nie nosi w sobie nic z wampira. Tak rzeczywiscie myslaem. Och, jakze
sie myliem. On mia dusze najprawdziwszego wampira. Z mocy swoich rodzicw
odziedziczy takze telepatie. Ilez razy przez te wszystkie lata prbowaem czytac
w jego myslach, bez powodzenia? Sa wprawdzie ludzie odporni, ich umysy sa
zamkniete, strzezone przed takimi talentami, jak mj. Czasami, kiedy Janosz by
szczeglnie uparty, prbowaem go hipnotyzowac. Na przno jednak, gdyz moje
oczy nie mogy wejrzec w niego. W koncu wiec zaprzestaem prb. Rzeczywista
przyczyna moich porazek byo to, iz Janosz posiada sie tej miary, z e stawaem
sie bezradny. Ale nie, nie byo to az tak skomplikowane, po prostu okaza sie mocniejszy. Co wiecej, odziedziczy rwniez po matce zdolnosc odgadywania przyszosci. Potrafi widziec przyszosc , przynajmniej ksztaty rozmyte i niewyrazne,
jak wspomnienia, ktre z upywem czasu blakna. A teraz wrce do wydarzen tamtej nocy.
Powiedziaem, z e moje instynkty wyostrzyy sie bardziej niz kiedykolwiek
w ciagu
ostatnich dwudziestu lat. Przemierzaem wiec zamkowe korytarze przeczuwajac
cos niedobrego. Szedem ostroznie, chciaem byc niewidzialny, niesyszalny. Lecz niepotrzebne. . . Janosz by zbyt pochoniety, pies! Jego matka nie
zdawaa sobie sprawy z tego co robi. Ale znowu wyprzedzam wydarzenia. . . Nie
wiedziaem, z e to mj syn. Przypuszczaem, z e tym mez czyzna jest jakis Cygan. Byem zdumiony! Jeden z moich ludzi w sypialni Marileny, w srodku nocy?
Chciaem pokazac jak wysoko cenie jego odwage, wpychajac
mu jego wasne
flaki do garda. Tak myslaem, kiedy wszedem do pokoju Marileny. Wampirze
zmysy podpowiedziay mi, z e nie jest sama. Musiaem uzyc caej swej siy, by
powstrzymac zeby, ktre juz zaczynay przybierac ksztat ostrza kosy, raniac
przy
tym dziasa.

Poczuem tez, jak moje paznokcie wyciagaj


a sie w chitynowe sztylety i to takze bya reakcja, ktra ledwie kontrolowaem. Delikatnie, bezszelestnie, sprbowaem otworzyc drzwi do sypialni, lecz okazao sie, z e sa zamkniete. Moje najgorsze podejrzenia osiagn
ey szczyt, a goraca
krew zawrzaa. Och,
mogem oczywiscie wywalic te drzwi, ale w ten sposb ostrzegbym ich zbyt
szybko. A poza tym chciaem wszystko zobaczyc na wasne oczy. Wyszedem na
balkon, uformowaem z doni i ramion rodzaj boniastych talerzy niczym przyssawek i przemiesciem sie w strone okna Marileny. Wewnatrz
zaciagni
ete byy
zasony. Wspiaem

sie tam i rozchyliem je nieznacznie, tak iz powstaa szczelina.


Wewnatrz
lampa oliwna rzucaa nieco swiata. Nie potrzebowaem tego zreszta,
gdyz widziaem w ciemnosci rwnie dobrze, jak inni ludzie w penym blasku dnia.
Zobaczyem Marilene, naga jak dziwke, lezac
a na plecach na drewnianym stole.
Nogami obejmowaa mez czyzne, ktry sta wyprostowany pomiedzy jej udami,
wyprez ony tak, z e posladki mia niczym zacisniete piesci, i wchodzi w nia, jakby
197

wbija klin. Wtedy, poprzez omot mojego serca i oskot w mzgu, przez ryk mych
rozwscieczonych emocji, usyszaem jej zdyszany gos.
Ach, Faethorze. Wypenij mnie caa, mj wampirzy kochanku, jak tylko ty
potrafisz!
To wspomnienie rozwsciecza mnie jeszcze teraz, kiedy jestem jedynie gosem
zza grobu. . . Fakt, z e wziaem

sobie kobiete na stae nie uczyni mnie ani troche


mniej wampirem. Miewaem juz przedtem kobiety, mozesz byc pewien. Ale nigdy
przedtem z adne stworzenie nie sprawio mi tyle zadowolenia. Tak wiec, chociaz
rozmyslnie nie podporzadkowaem

sobie Marileny ani jej nie zwampiryzowaem,


pozostawaem wampirem we wszystkich swych myslach, nastrojach i dziaaniach.
Zdecydowaem nie raczyc sie jej krwia, a takze, ograniczyc do absolutnego minimum ilosc mojej materii cielesnej przedostajacej
sie do jej ciaa, wyaczywszy,

rzecz jasna, stosunki. Szukaem pozywienia gdzie indziej. Nie musiaem jednak
pic krwi, tak dugo, jak kontrolowaem pragnienie wystarczaa i zwyczajniejsza
strawa. Chyba z e stworzenie wewnatrz
mnie szczeglnie domagao sie z yciodajnego napoju wampirw. Mogem wiec przepedzac dugie okresy, nie rozdzielajac

sie z Marilena. Ale czasami wstawaem noca, zmieniaem ksztat i szybowaem


nad zamkowymi murami w poszukiwaniu wasnych uciech. Moja pani dawno juz
odgada prawdziwa nature swojego kochanka. Byo zreszta powszechnie wiadome miedzy Cyganami, z e szczep Ferengi suzy wampirzemu panu. Ona bya zazdrosna o tych, z ktrymi od czasu do czasu biesiadowaem. Budzia sie, kiedy
wychodziem z zka.
Faethorze! Opuszczasz mnie tej nocy? szlochaa. Czy lecisz do jakiejs kochanki? Dlaczego tak z le mnie traktujesz? Czy moje ciao ci nie wystarczy? Wez je i uzywaj do woli, ale nie zostawiaj mnie samej i paczacej!

Szukam czowieka dla jego krwi! Mwisz, z e jestem niewierny? Przez


wszystkie pory roku, noc po nocy, leze obok ciebie w zku i rozporzadzasz

mna
wedle swoich zachcianek. Czy kiedykolwiek opusciem sie w obowiazkach?

Ale
krew jest z yciem, Marileno. . . czy tez chcesz, abym sie rozsech jak mumia w tych
poscielach, tak z e gdy pewnego ranka obudzisz sie i wyciagniesz

ku mnie reke,
pod dotknieciem twej doni rozsypie sie w py?
Ty. . . idziesz. . . do. . . kobiet! Szukasz czowieka dla jego krwi? Nie, ty
szukasz kobiet dla ich okragych

posladkw, spiczastych piersi i goracego,

parujacego

ona. Wyschna
c na mumie, naprawde! Masz w sobie sie dziesieciu mez czyzn i ich wytrzymaosc ! Czy jestes tak przepeniony meskim nasieniem, Faethorze, iz musisz roztrwonic je, bo inaczej wybuchniesz? Wiec daj je mnie. Daj,
wypije je z ciebie, a twoja niestaosc wyparuje.
Ilekroc wiec w ten sposb mnie usidlaa, kochaem sie z nia, by dowiesc , z e
z adna inna mnie nie pociaga.
Tak, a ona piescia mnie caa noc, by miec pewnosc , z e zostane przy niej w zku. Nie trzeba dodawac, z e to jedynie wzmagao
moje z niej zadowolenie. Ale zdarzao sie, z e musiaem wstac i isc . Wtedy po198

sugiwaem sie pewnym specyfikiem, ktry, zmieszany z winem, utrzymywa ja


nieruchoma. Mogem tez gaskac ja i hipnoza wprowadzac w geboki sen, a nastepnie opuszczac dom na caa noc. Oczywiscie, Marilena miaa racje, okamywaem ja. Niekiedy tylko szukaem ludzi dla ich z yciowej siy, ale prawdziwym
przysmakiem jest krew kobiety. Kiedys Tibor powiedzia mi: Mozesz dla dziewczyny zrobic cos wiecej, niz tylko ja zjesc . Tak, i ten Wooch mia racje. Nie
chodziem do kobiet moich Cyganw. Nawet przed Marilena odwiedzaem je tylko dla dobrego samopoczucia, a nie by zaspokoic gd. Byli moimi ludzmi i nie
naduzybym nigdy ich zaufania. Ale znajdowaem upodobanie w damach niektrych zniewiesciaych bojarw. Dookoa byo wwczas peno zamkw i bogatych
domw, a mez czyzni z tych siedlisk rwnie czesto przebywali w domu, jak poza
nim. Na swiecie prowadzono wiele wojen, jak wspomniaem wczesniej. Pamietam, z e jedna z takich moich dam bya osobistoscia z krlewskimi koneksjami,
Elspa z Batorych. Tak, i zo, ktre jej wszczepiem, zaznaczyo sie pzniej w caej
historii tego rodu. Jedna z przedstawicielek tego rodu, o imieniu Elzbieta, zostaa
wydana za ma
z jako dziecko za ksiecia Nadazdy. Dziwnym zbiegiem okolicznosci, jego imie brzmiao Ferenczy! Wiem, co myslisz! No, a czemu nie? Kazirodztwo ciaa, ducha i krwi takze nalezy do wampirzego obyczaju. Ach, ten rd
Batorych. Elzbieta, krwawa ksiez na przynajmniej jest legenda, podczas gdy ja
jestem nicoscia. Tak wiec poprzez kazirodztwo wracamy do Janosza. Na czym to
ja skonczyem. . . By wiec tam, tkwi w niej po sama nasade, postekujac
jak buhaj
i rozpryskujac
pot i nasienie. W sypialni panowa baagan, porozrzucane w nieadzie czesci ubiorw i poscieli, wraz z innymi oznakami, jawnie dowodziy, z e ich
kopulacja nie ograniczaa sie do krtkiego zespolenia. Miaa czerwone piersi od
miedlenia, a jej wilgotne uda rozchylay sie ochoczo. Tyle widziaem zza zasony.
Ale bodaj wazniejsze byo to, co syszaem. Syszaem Marilene wzywajac
a jej
wasnego syna moim imieniem, Faethor! W tamtej chwili chciaem rzucic sie ku
nim i zabic obydwoje. Och, pragnaem

tego, mozesz byc pewien! Nie rozumiaem


jednak, dlaczego nazwaa go Faethorem? Wwczas on podnis ja ze stou i wtedy
zobaczyem jej twarz. Jakze bya nieobecna, na przekr zwierzecej, wydawaoby
sie, z adzy.

Jej oczy osadzone w kompletnie bladej twarzy. . . Poznaem od razu,


z e zostaa otumaniona i zahipnotyzowana. Wtedy, po raz pierwszy, uswiadomiem sobie, jak bardzo Janosz jest zachanny i do jakiego stopnia wyprowadzi
mnie w pole. Zrozumiaem, dlaczego moje wampirze wadze na niego nie dziaay. Posiada bowiem wasne moce, ktre przez cay czas trzyma przede mna
w ukryciu. Zrozumiaem tez niechec Marileny. Nie chciaa mnie puszczac w te
noce, kiedy musiaem sie odzywic. Zrozumiaem to wszystko, co do mnie mwia, a co wydawao sie byc pozbawione sensu. Miewaa ze sny, kiedy nie byem
z nia, ale nigdy nie moga zapamietac, czego dotyczyy ani dlaczego budzia sie
posiniaczona, obolaa, wyczerpana jak po straszliwej pracy. Tak, straszliwej. On
pracowa i uzywa jej, kazac
jej wierzyc, z e to ja jestem tym pozadliwym

kochan199

kiem! Udawa mnie, aby popenic gwat na wasnej matce! Wpadem do pokoju.
Na scianie wisiay skrzyzowane miecze. Zerwaem je i skoczyem ku Janoszowi. Chciaem rozcia
c go przez srodek, ale zobaczy mnie i skierowa swa matke
w kierunku ciosu. Jej czaszka rozpada sie na dwie czesci, mzg pociek, a ona
opada w jego uscisku. Moja furia na moment wyparowaa ze mnie i kiedy Janosz
odrzuci Marilene, pochwyciem ja i ukoysaem w ramionach. On zas, bekocac,

uciek z pokoju, pozostawiajac


mnie sam na sam z upiornymi zwokami. . .
Jak dugo przesiedziaem tak, tulac
te, ktrej juz nie byo, nie potrafie powiedziec. Wiele szalonych mysli przelatywao mi przez gowe. Mogem umiescic
w niej czastk
e mojego wampira, by wzmocni sie w niej i wyleczy rany. Bya
martwa, ale nie musiaa taka pozostac. . . moga stac sie niemartwa! Tyle tylko,
z e wtedy zostaaby zmieniona, juz nie byaby moja Marilena, ale jakims nedznym
suga na kazde wezwanie. . . wampirem. Nie mogem zniesc mysli, z e nie mogaby posiadac z adnej woli poza moja. Gdybym umia otworzyc ja i dokonac aktu
nekromancji, dowiedziec sie wszystkiego o hanbiacych

postepkach mojego bekarta. Nawet jezeli, opetana, nie pamietaa, jak z nia postepowa, to jej duch wiedzia
wszystko. Nie potrafiem jednak tego zrobic. Wiedziaem, z e nawet zmary cierpi
strasznie pod dotykiem nekromanty, a nie chciaem sprawiac jej wiecej blu. Ach,
gdybym tylko mia talent nekroskopa, co? Ale w owym czasie nie znaem nawet
tego pojecia. Siedziaem wiec tak bardzo dugo, az jej krew i mzg zaschy na
mnie, a jej ciao zesztywniao. Rozpacz troche zelzaa i zaczaem

myslec. Caa
wsciekosc powrcia ze zdwojona sia. Zabibym Janosza, oczywiscie, zadajac

mu straszne cierpienia. Musiaem go jednak najpierw odszukac. Pozbieraem sie,


wezwaem Grigora Zirre i innych przywdcw. Niektrzy z nich spali w nizszych
partiach mojego zamku, gdzie w lzejszych czasach pozwoliem im prawie nieprzerwanie rezydowac. Pokazaem ciao Marileny Grigorowi.
To zrobi twj wnuk powiedziaem zrodzony z nieczystej krwi Zirrw. Od tej pory bad
zcie przekleci! Nie jestescie wiecej gosc mi w domu Ferenczego. Zabieraj sie i wszystkich twoich i idzcie stad
na zawsze. Od tej chwili
strzezcie sie spotkania na moich wosciach.
Kiedy odszed, zwrciem sie do tego z moich przywdcw, ktry kiedys by
ze mna wprost, spoufalony i swobodny w jezyku.
Jak mogy sprawy zajsc tak daleko? zapytaem. W czasie mojej nieobecnosci, czy nie trzymaes pieczy nad moja wasnoscia?

Alez panie odrzek przeciez to swemu synowi zlecies komende nad


domem i posiadosciami. Wzruszy ramionami. Nie zaznaem twojego zaufania, czy przychylnosci, juz od lat, panie.
Czy ty nie nalezysz do szczepu Zirry? Chrzakn
aem,

gdy zeby wampirze wyrosy z mej szczeki i szpony przemieniy sie w noze. A czy ja nie

200

jestem Ferenczy? Od kiedy to musze prosic o cos, co wynika z mojego urodzenia


i rozkazywac cos, co zawsze byo twoim obowiazkiem?

Mwiem bardzo spokojnie, jednak wszyscy cofneli sie troche, poza tym jednym, do ktrego kierowaem sowa i przytrzymywaem za ramie. Wtedy. . . wyciagn
a
nz i zrobi ruch, jakby chcia mnie przeszyc! Ja jedynie usmiechnaem

sie
na swj zowrogi sposb i powstrzymaem go oczami. Trzesac
sie, upusci ostrze.
Ja. . . ja zawiodem twoje zaufanie, panie! Wygnaj mnie tez, prosze, pozwl
mi odejsc z Zirrami! zawoa.
Pokazaem mu zeby w poszarpanych, krwawiacych

dziasach,

otworzyem
szeroko usta, by mg zobaczyc czarna czelusc . Wiedzia, z e moge zacisna
c szczeki na jego twarzy i rozerwac ja. Podprowadziem go do okna.
Wygnac ciebie? powtrzyem za nim. A dokad
chciabys isc ?
Dokadkolwiek!

dysza. Wszystko jedno, panie, gdzies tam.


Gdzies tam? powiedziaem, wygladaj
ac
przez okno. Niech bedzie!
Nie zda
zy sie nawet odezwac. Pochwyciem go i cisnaem

w d. Wrzasna

raz jeszcze, zanim jego kosci pogruchotay sie o skay. Pomniejsi przywdcy rwniez chcieli uciec, ale przestrzegem ich przed tym.
Tylko sprbujcie uciec, a odnajde was, co do jednego, i wyrwe wam serca.
Staneli wiec nieruchomo.
Teraz idzcie, znajdzcie mego syna rozkazaem po chwili. Znajdzcie
go i przyprowadzcie, a ja sie nim zajme. Nastepnie zgromadzcie sie tutaj, gdyz
bede chcia z wami porozmawiac o waznych sprawach. Wyruszamy na wielka
wyprawe krzyzowa. Faethor Ferenczy powstanie i znowu stanie sie potega na tym
swiecie, a kazdy z was zrobi fortune. . .

ROZDZIA JEDENASTY
Przyjaciele Harryego i inni
Odlegy szczek metalu na moment oderwa Harryego od opowiesci dawno
zgasego wampira. Przeprosi na chwile i zlustrowa wzrokiem ugr ubitej, boniastej ziemi. Rozpadajace
sie czesciowo domy i posepny horyzont. Nawet sonce
grzejace
go w kark i wyciagaj
ace
oboki pary z zastygych kauzy nie mogo rozproszyc beznadziejnosci i smutku zawartych w tej scenie. Grupa stalowych dinozaurw w ruchu, dziwne sylwetki spowite w chmury kurzu i niebieskich spalin.
Buldozery na pewno nie wybieray sie tu, ale ich widok przy pracy przypomnia
Harryemu o godzinie. Minea dziewiata.
Musia jeszcze wrcic do Bukaresztu,
samolot powrotny do Aten mia zarezerwowany na dwunasta czterdziesci piec .
Harry? powiedzia Faethor, gosem sabym jak westchnienie. Czuje
sonce na ziemi i to mnie osabia. Czy mam mwic dalej, czy odozymy to do
nastepnego razu?
Keogh zastanowi sie. Dowiedzia sie juz cakiem duzo o Janoszu, wampirze o niezwykej sile. Ale zgodnie z tym, co powiedzia Faethor, jego syn nie
by wampirem w najpeniejszym sensie tego sowa, w kazdym razie nie by nim
osiemset lat temu. Czu, z e informacji o tych stworzeniach nigdy nie jest za duzo.
A szczeglnie, jesli jego z ycie i z ycie innych, moze od tego zalezec.
Cakiem susznie powiedzia Faethor. Dobrze wiec, mwie dalej.
Zwiez le, jesli to tylko mozliwe. . .
Cyganie znalezli tego psa, roztrzesionego, w grocie wysoko na skaach. Udaem sie tam i wywoaem go. Podszed do wejscia, pki skalnej urywajacej
sie
w przepasc . Janosz, choc mody, by duzy i bardzo silny. Tak ogromny jak Tibor
za modu. Przestraszy sie, ale nie tchrzy. Ucia
gaa
z i zaostrzy jej koniec.
Nie podchodz blizej, ojcze ostrzeg bo przeszyje twoje wampirze
serce.
Ach, mj synu odrzekem bez nienawisci przeciez juz to zrobies.
Co? Myslaem, z e mnie kochasz! A nawet wiedziaem to. Wiedziaem tez, z e
kochasz swa matke, choc nie jak bardzo ja miujesz. Lecz cz tak naprawde
wiem o tobie, poza tym, z e jestes moim synem?
202

I postapiem

krok do przodu.
Wiesz przynajmniej tyle, z e zabije cie cofna
sie dyszac
z e zabije cie,
jesli sprbujesz mnie ukarac!
Ukarac ciebie? Pozwoliem swym ramionom opasc , a gowie przekrzywic sie w smutny sposb. Nie, chodzi mi tylko o wytumaczenie. Jestes z mego ciaa, Janosz. Co? Miabym ukarac wasnego syna, wasnie teraz, kiedy jestem
najbardziej samotnym stworzeniem na swiecie? Och, byem zy, ale czy tak trudno
to zrozumiec? I co moja wsciekosc mi daa, co? Twoja matka nie z yje i odesza
od nas na zawsze, jestesmy wiec obydwaj bez tej, ktra tak kochalismy. Nie ma
juz we mnie zosci.
Wiec ty nie. . . nie nienawidzisz mnie?
Nienawidzic ciebie? Wasnego syna? Znowu pokreciem gowa. Ja
po prostu nie rozumiem. Pragne cie zrozumiec, Janosz. Wytumacz, dlaczego to
zrobies, abym mg cie lepiej poznac. Znowu podszedem kawaek w gab

pieczary.
On jeszcze sie cofna,
ale wcia
z trzyma swoja wcznie wymierzona wprost
we mnie. I naraz, jakby z peknietej tamy, wylay sie z niego sowa.
Znienawidziem cie! krzykna.
Byes dla mnie zimny, okrutny i obojetny, i zawsze. . . inny. Byem jak ty, i nie jak ty. Tak bardzo chciaem istniec jak
ty soba caym, a nie mogem. Czesto podpatrywaem, jak twoje ciao zmieniao sie
w cieniutkie pokrycie i podrywao niczym suchy lisc na wietrze. Ilekroc jednak
sam tego prbowaem, zawsze padaem na ziemie. Chciaem wzbudzac w sercach ludzi twj lek. Spojrzeniem. Sowem czy mysla. Ale nie byem wampirem
i wiedziaem, z e jezeli tylko sprbuje, zabija mnie jak zwyczajnego wroga. Wiec
zamiast tego, musiaem okazywac przyjazn tym, ktrymi gardziem, wkraczac do
ich umysw, kazac im kochac mnie, aby zyskac ich posuszenstwo. Staem sie
troche do ciebie podobny, ale nigdy nie mogem byc toba, wiec znienawidziem
cie.
Pragnae
s byc mna?
powtrzyem za nim.
Tak, poniewaz ty posiadasz moc!
Sam masz wystarczajaco
duzo mocy powiedziaem. Wielkiej mocy!
Fantastycznej mocy! Za co musisz mi podziekowac. A ty skrywaes ja przede mna
przez tyle lat!
Nie skrywaem jej odrzek pogardliwie. Demonstrowaem ja!
Za jej
pomoca trzymaem cie z dala od mojego umysu i woli. Nawet w peni rozwiniete,
pozostaway dla ciebie tajemnica. Myslaes, z e mj umys jest gorszy, niezdolny
poznac sie na twoich talentach i dlatego dla nich nieuchwytny, z e jestem taki czysty zaiste, pusty i jaowy z e z aden rylec nie pozostawi na mnie sladu. Kiedy
wiec odkryes, z e nie mozesz narzucic sie memu umysowi, nie powiedziaes:
Ho, ho, on jest silny, ale Ha! On jest saby. To byo twoje ego, ojcze, ktre
jest rozlege, ale zawodne.
203

Tak pokiwaem gowa w zadumie, gdy skonczy to jest znacznie


powazniejsze, niz podejrzewaem, Janosz. Naprawde posiadasz pewna moc.
Ale nie twoja moc! odpowiedzia. Ty jestes. . . czyms zmiennym,
tajemniczym, zawsze innym. A ja pozostaje zawsze taki sam.
No, i tu trafies powiedziaem, wzruszajac
ramionami. Ja jestem
wampirem.
A ja pragnaem

byc powiedzia ale staem sie tylko dziwnym czowiekiem. P na p. . .


Ale czy to ciebie tumaczy? zapytaem. Czy to jest wystarczajacy
powd? Nienawidzic mnie za swoje wasne braki byo jednym bedem, ale dopeniac
to rozcinajac.
..
Tak! wtraci
krtko. Wasnie dlatego. Chciaem byc taki, jak ty, a nie
mogem, wiec nienawidziem. Dlatego bezczesciem i przeciagaem

na swoja strone to wszystko, co byo cenne dla ciebie. Najpierw Cyganw, ktrym kazaem
kochac siebie jezeli nie bardziej, to przynajmniej tak samo, jak ciebie. Nastepnie
twoja kobiete.
Teraz z premedytacja ja sie cofnaem,

a on poda
zy za mna, w kierunku wyjscia z jaskini.
W swoim pragnieniu stania sie mna powiedziaem zdecydowaes
robic rzeczy, ktre ja robiem i poznac to, co ja znam. Nawet do tego stopnia, by
poznac wasna matke cielesnie?
Myslaem, z e ona mogaby. . . uczyc mnie rzeczy. . .
Co? prawie sie rozesmiaem. Spraw cielesnych, Janosz? To zadanie
ojca, nieprawda?
Nic od ciebie nie chciaem, jedynie stac sie toba.
Nie moges sprbowac byc do mnie bardziej przywiazany

i w ten sposb
wyzwolic moja czuosc ?
Co? To tak, jakby szukac sodyczy w kostce soli! odrzek Janosz.
Jestes twardy powiedziaem mu niskim gosem. Byc moze, mimo
wszystko nie jestesmy od siebie tak daleko. I chciabys stac sie wampirem. Ach,
ale musisz sie tyle nauczyc, zanim ten dzien nastanie.
Co? Cien niedowierzania przemkna
przez jego twarz.
Ach! Wzniosem ostrzegawczo reke. Teraz, kiedy by urzeczony, mogem go atwo scia
c. Tak, wcale nie tak daleko. I powiem ci cos, mj och,
jak gupi, zazdrosny, niecierpliwy synu. To co zrobies, nie jest wcale rzadkoscia.
Ani tez wystepne, ani niezwyke. Nie w kategoriach moich ani innych mi podobnych. Co, kazirodztwo? Wszak wampiry zawsze pieprzyy sie, i to na wiecej niz
sto sposobw! Powiem ci cos, Janosz: bad
z szczesliwy, z e urodzies sie czowiekiem. Gdybys tylko by innym wampirem. . . och, wiedziabym, jak ci najlepiej
dogodzic. Tak, i wtedy poznabys, co to gwat!

204

Moje sowa powinny go przestrzec. Nie byem bowiem wcale taki skonny
wybaczyc mu, jakby sie mogo wydawac. Uczyniem mu p obietnice, a on chcia
tej drugiej poowy.
Powiedziaes. . . czy to miao znaczyc. . . nauczysz mnie byc wampirem?
Cos w tym guscie odpowiedziaem i jego wcznia, uprzednio sztywna,
zaczea sie chwiac.
Kiedy zaczniemy? zapyta Janosz.
Nie tak szybko! odrzekem. Najpierw musisz mi powiedziec jak daleko sam zaszedes. Twierdzisz, z e pragniesz byc taki jak ja. To znaczy wampirem. Bardzo dobrze, ale przeciez sam c wiczyes, prawda? A wiec, co osiagn
ae
s?
Zapytaj mnie lepiej o to, czego nie osiagn
aem.

Caa reszta jest moja.


Dobrze wiec, co ci umkneo?
Nie potrafie odmienic mego ciaa, ksztatu, latac.
To jest kwestia panowania woli nad materia cielesna, ale tylko wtedy, jesli jest to materia cielesna wampira. Twoja nie jest. . . Ale. . . sa sposoby, aby to
zmienic. Co jeszcze?
Jestes zrecznym nekromanta. Kiedys zamordowaes samotnego podrznego przechodzacego

nie opodal. Ukryem sie w sekretnym miejscu i widziaem,


jak otwierasz jego ciao i rozrywasz poszczeglne jego partie, by wydobyc caa
jego wiedze o zewnetrznym swiecie. Wdychaes gazy jego wnetrznosci. Ssaes jego oczy, by poznac, co widziay. Wcieraes krew z jego poprzecinanych uszu we
wasne uszy, aby syszec, co one syszay! Pzniej przechodzia w poblizu grupa
Cyganw, wykradem od nich maa dziewczynke i uzyem jej w ten sam sposb.
Ale niczego sie nie dowiedziaem. Rozchorowaem sie tylko.
Wampiry przoduja w nekromancji odpowiedziaem. Tak, to rzadka
sztuka. Nawet tego mozna sie nauczyc. Gdybys mnie wpusci do twojego umysu,
poinstruowabym cie. W tym sam mi przeszkodzies, Janosz. Czy jest cos jeszcze?
Twoja wielka sia powiedzia. Widziaem, jak ukaraes pewnego czowieka. Podnioses go do gry i cisnae
s jak kawaek drewna. Podgladaem

cie
tez. . . w zku. Inni wiele razy by oklapli, a twoja energia bya nieposkromiona.
Myslaem, z e ona zna jakis sekret. Jaka
s masc czy sztuczke, ktra utrzymuje twoja twardosc . To jeszcze jeden powd, dla ktrego do niej poszedem. Pragnaem

poznac twoje tajemnice.


Tym razem z kolei to ja chciaem czegos sie dowiedziec.
Czy ona cos podejrzewaa? spytaem.
Nigdy. Potrzasn
a
gowa. Moje oczy ujarzmiy ja bez reszty. Wiedziaa tylko to, co chciaem, by wiedziaa, robia tylko to, co jej poleciem.
I kazaes jej myslec, z e jestes mna warknaem

aby nie prbowaa


niczego ukrywac!
Wyciagn
aem

reke, by go chwycic i w tej samej chwili ten pies wejrza w mj


umys. Do tej pory chroniem go przed nim, ale gdy mysl o nim razem z Marilena
205

powrcia, kurtyna podniosa sie. Zobaczy moje mysli i zamiary, uchyli sie przed
moim chwytem i dzgna
mnie wcznia. Byem na krawedzi przepasci. Uchyliem
sie szybko, tak z e orez podar mi szate i przeora opatke. Wyrwaem mu wcznie
i uderzyem go. Poharatao mu twarz i wybio zeby. Rzuci sie do tyu i wyrzna

gowa w sufit jaskini. Upad. Oszoomiony, nic nie mg zrobic, kiedy taszczyem go na sama krawedz. Jego gowa bezwadnie zwisaa, ale oczy mia otwarte
i patrzy, jak pozwalam dziaac mojemu wampirowi, jak jego furia zmienia moje
oblicze.
A wiec? Chrzakn
aem,

a moje zeby wychyney zza krwistych warg.


A wiec, staniesz sie wampirem. Pokazaem mu moja don, ktra zmienia sie
w szpon pierwotnej bestii. Bedziesz taki jak ja. Ale musze ci uswiadomic,
Janoszu, z e jezeli w ogle jestes czowiekiem, to tylko przez wzglad
na twoja
matke. Chciaem, aby miaa dziecko, a daem jej potwora. Ale nazwaes siebie
p na p i miaes racje. Nie jestes ani tym, ani tamtym. Bezuzytecznym i dla
ludzi, i dla bestii. Pragniesz mc ksztatowac wasne ciao? Niech tak bedzie!
Zebraem plwocine z flegmy, piany i krwi na koncu swego rozdwojonego jezyka. Strzeliem nia w jego rozdziawione usta i zrobiem mu may masaz garda,
zanim ja umiesciem dostatecznie geboko. Krztusi sie i dawi, az oczy wyszy
mu na wierzch, ale nie mg nic zrobic.
Juz! Zasmiaem sie obaka
nczym smiechem. Niech to rozwija sie
w tobie i formuje rozciagliw

a materie, ktrej tak pragniesz, i przeksztaci twoje


wasne ciao na te mode. Bedziesz potrzebowa wampira w sobie, chocby po to,
by naprawi twoje poamane kosci!
I bez dalszych ceregieli zrzuciem go w przepasc . . .
Janosz by ciez ko poamany. Wszystkie kosci, tak jak mu przyrzekem, a do tego ciao porozrywane na skaach. Jako czowiek, umarby. Posiada jednak czastk
e
mnie, a teraz tym bardziej. To co plunaem

w niego, rozwijao sie szybciej niz rak.


Ale w przeciwienstwie do nowotworu, to oszczedzio, a wasciwie uratowao jego
nedzne z ycie. Zostanie poskadany, bedzie z yc i suzyc mi. Zanim ruszyem na
Wegry i dalej, do Zara, rozkazaem tym Cyganom, ktrych opuszczaem: Pielegnujcie go dobrze. Kiedy dojdzie do siebie, przekazcie mu moje polecenie. Ma
tu zostac i pilnowac mego zamku i wosci, tak aby mnie serdecznie witano, kiedy
bede wraca. Do tego czasu jest tu panem i jego wola ma byc wykonywana. Tak
ma byc!
Wtedy wyruszyem na wyprawe krzyzowa, ktrej przebieg i wyniki znasz. . .
Poniewaz gos Faethora znowu zamiera, Harry rozejrza sie dookoa. Buldoz ery pracoway z mozoem. Tylko o jakies dwiescie metrw stamtad
jakas stara
pozostaosc domostwa runea w tumanach kurzu. Harryemu wydao sie, z e ziemia zadrzaa. Faethor takze to poczu.
Czy myslisz, z e moga dojsc dzisiaj az tutaj?
206

Nie sadz
e. Nekroskop pokreci gowa. Wydaja sie pracowac bez planu i chyba zbytnio sie nie spiesza. Czy to w jakis sposb wpynie na ciebie, jezeli
zniweluja to miejsce?
Wpynie na mnie? Nie, nic nie jest w stanie na mnie oddziaywac, gdyz
mnie juz nie ma. Ale to cholernie utrudnia podsuchiwanie zmarych, ten cay
omot na wierzchu.
Harry wyczu ohydny usmiech dawno zgasego potwora, tak jak ten potwr
z kolei wyczuwa, z e nie ma ucieczki od betonowego grobowca. Nowego sposobu
spoczynku, prawdopodobnie w samym sercu jazgoczacego

kompleksu fabrycznego. Usmiech, gdyz Faethor nigdy nie zaakceptowaby troski Harryego, a i nawet
nie przyjaby
jej do wiadomosci.
Mam nadzieje, z e wszystko bedzie dobrze odrzek Keogh. A teraz
w droge. Dowiedziaem sie od ciebie duzo i jestem oczywiscie wdzieczny za dar
mowy zmarych, ktry mi wrcies. Jesli bede mg, poacz
e sie z toba znowu.
Noca, rzecz jasna, i prawdopodobnie z daleka tak, abys mg dokonczyc swoja opowiesc . Wiem, z e po Czwartej Wyprawie Krzyzowej wrcies do Wooszy,
skonczyes z Tiborem i musiao zajsc cos wiecej miedzy toba a Janoszem. Poniewaz on teraz dopiero co powsta, wiec ktos go musia przedtem posac do piachu.
Podejrzewam, z e to ty, Faethorze.
Harry poczu posepne skiniecie gowa wampira.
A co raz zostao zrobione, moze byc zrobione jeszcze raz, z twoim udziaem doda.
Bardzo prosze, Harry, o kazdej porze. Mimo wszystko jest to nasz wsplny cel, zmienic go na powrt w py. A teraz ruszaj w droge. Chciabym chwile
odpocza
c w spokoju.
Harry podnis swa torbe. Jego stopa z plaskiem rozgniota gnijacego

grzyba.
Aromat siegna
go w jednej trujacej
smudze.
Tfu! Nie mg powstrzymac sie od okrzyku obrzydzenia. Faethor wyapa ten krzyk i byc moze zobaczy tez cos z przyczyny.
Co? powiedzia. Grzyby? mentalny gos zabrzmia nerwowo.
Grzyby, muchomory, fungus, cokolwiek. Nekroskop wzruszy ramionami. Na soncu i tak wyparuja.
Poczu drzenie Faethora. Jego zdanie byo bezmyslnie okrutne. Ale. . . do
diaba!. . . dlaczego miabym sie przejmowac losem niezywej, zepsutej i tak zej
istoty, jak wampir? pomysla.
Do widzenia powiedzia, opuszczajac
zrujnowany dom Faethora.

Zegnaj
odpowiedzia ten nieukojony duch. I, Harry, nie zwlekaj
z tym, co masz zrobic. Czas moze decydowac. . .
Harry odczeka chwile, ale Faethor nie rozwina
tej mysli. . .

207

Keogh wspia
sie na cmentarny mur i zeskoczy w d miedzy dziaki i poprzekrzywiane pyty.
Harry? Harry Keogh? zawoa ktos.
Odskoczy i rozejrza sie dookoa. Ale. . . nie dostrzeg nikogo.
Oczywiscie, z e nie, gdyz to brzmiaa jego mowa zmarych. Bez tego straszliwego cierpienia, ktre juz automatycznie przywyk z nia kojarzyc. Odmawiano
mu prawa do korzystania z tego makabrycznego talentu tak dugo, z e teraz trzeba
byo troche czasu, by od nowa przyzwyczai sie do niej.
Czy ciebie przestraszyem? pyta gos jakiejs zmarej duszy. Przepraszam. Syszelismy, jak rozmawiaes z tym niezywym stworem, ktry sucha.
Wiedzielismy, z e to musisz byc ty, Harry Keogh, nekroskop. Ktz bowiem inny
sposrd z ywych mgby rozmawiac ze zmarymi? I ktz inny zechciaby rozmawiac, a nawet okazywac przyjazn . Tylko ty, Harry Keoghu, ktry nie masz wrogw wsrd Przewazajacej
Wiekszosci.
Och, mam kilku odpowiedzia w koncu Harry z wahaniem. Ale oglnie, moje stosunki ze zmarymi ukadaja sie cakiem dobrze.
I naraz, cay cmentarz, by tak rzec, ozy. Dotad
panowaa tu cisza, bolesna
pustka, kamuflujaca
spetane. . . cos. Ale teraz to cos rozsadzio swoje okowy, jak
rzeka rozsadza brzegi w czasie powodzi. Setka gosw naraz zaprzatn
ea uwage
nekroskopa. Zmarli zadawali mnstwo pytan. Jak maja sie ci, ktrych zostawili
w swiecie z ywych? Co dzieje sie w tym zabieganym swiecie bytw cielesnych,
gdzie dusza zamieszkuje w ciele? Czy Harry mgby dostarczyc wiadomosc do
tego. . . dobrze pamietanego i kochanego ojca, matki, siostry, kochanki? I tak dalej. Mgby spedzic cae z ycie, dajac
odpowiedzi i wypeniajac
prosby i polecenia
mieszkancw tego cmentarza. Wyemitowa z siebie te mysl i oni od razu uznali
jej susznosc . Cay ten grobowy rozgardiasz szybko ucich.
Nie o to chodzi, bym nie chcia stara sie wytumaczyc ale nie moge. Widzicie, dla z ywych umarliscie, odeszliscie na zawsze. I nie liczac
moich
kolegw, pozostaje jedynym, ktry wie, z e ciagle
tutaj jestescie, tylko w innej postaci. Czy sadzicie,

z e to by w czymkolwiek pomogo, gdyby wszyscy wasi wcia


z
z yjacy
przyjaciele i ukochani dowiedzieli sie, z e wy tez ciagle.

. . trwacie? Nie
pomogoby. To jedynie pogebioby ich bl. Mysleliby o was jak o wiez niach jakiegos rozlegego, straszliwego wiezienia poza ciaem! Wiem, z e to jest ciez kie,
ale nie az tak ciez kie szczeglnie teraz, kiedy nauczyliscie sie miedzy soba porozumiewac. Ale nie moge tego powiedziec z ywym, ktrych zostawiliscie, gdyz
ci wszyscy, ktrzy przestali juz was opakiwac i powrcili do tego, co im zostao
z ich wasnego z ycia, zaczeliby znowu od poczatku.

I obawiam sie, z e najbardziej


skorzystaliby ludzie z faszywymi talentami nekroskopw.
Oczywiscie, masz susznosc , Harry odpowiedzia ich rzecznik. Ale
to jest taka rzadka, zaprawde jedyna radosc , rozmawiac z kims nalezacym

do
z yjacych!

Lecz czujemy twj pospiech i nie zamierzamy zatrzymywac cie.


208

Jak to na was wpynie wypytywa Keogh kiedy zniszcza wszystko


dookoa? Wiem, ciagle
tu bedziecie, bez wzgledu na to, co sie stanie, ale czy nie
martwi was, z e wasze groby zostana naruszone?
Pozostawia je w spokoju! odezwa sie zmary prezes Rady Planowania
Przestrzennego w Ploesti. Ten cmentarz zaopatrzony jest w pieczec ochronna.
Wiele cmentarzy zostao ostatnio zamienionych w kupe gruzw, ale przynajmniej
ten umkna
przed szalenstwem Causescu. Pochlebiam sobie, z e przyczyniem sie
do tego. Czonkowie mojej rodziny, Berciu, byli tu chowani od stuleci! A rodzina powinna sie trzymac razem, prawda? Ale nie myslaem, z e osobiscie na tym
skorzystam. W kazdym razie, nie tak szybko. A tymczasem w dziewiec dni po
przyznaniu cmentarzowi ochronnego statusu, umarem na atak serca.
Czy jest tu ktos jeszcze, kto niedawno umar? zapyta Keogh.

Wiedzia z doswiadczenia, z e ci znajdowali sie w najgorszym stanie. Smier


c
bowiem stanowia ogromny wstrzas.
Dla nich przynajmniej musia znalezc czas.
Po chwili ciszy, para gosw, smutnych, modych i bardzo zagubionych znalaza
siy.
O tak, Harry odezwa sie jeden z nich. Jestesmy bracmi Zaharia. Ion
i Alexandru waczy

sie drugi. Zginelismy w wypadku, przy budowie naszej


drogi. Cysterna roztrzaskaa sie i paliwo z niej zalao nas. Sponelismy. Obydwaj
mielismy swiezo poslubione z ony. Gdyby tylko mozna byo przekazac im, z e nic
nie czulismy, z adnego blu.
Ale. . . musieliscie czuc! Harry nie potrafi ukryc zaskoczenia.
Tak odpowiedzia jeden z nich ale wolelibysmy, aby myslay, z e nie.
W przeciwnym razie przez wszystkie noce, do konca z ycia, beda sie wsuchiway
w krzyk swoich ponacych

mez w. Przynajmniej tego chcielibysmy im oszczedzic.


Nekroskop by poruszony, ale nic nie mg dla nich zrobic. Jeszcze nie teraz,
w kazdym razie.
Suchajcie powiedzia byc moze bede mg wam pomc. Nie teraz,
ale w przyszosci. Kiedy ten moment nadejdzie, dam wam znac. Nie moge wam
obiecac niczego wiecej.
Harry odpowiedzieli mu chrem, a ich gosy nakaday sie na siebie
to jest wiecej niz duzo! Daes nam nadzieje, bo wiemy, z e mamy przyjaciela tam,
gdzie sami nie mozemy dotrzec. Wszyscy z nieprzeliczonych tumw zmarych
powinni miec takie szczescie. I naprawde maja to szczescie, z e to wasnie ty posiades moc.
Wyszed z cmentarza na zakurzona droge. Poda
zy w prawo, na Bukareszt.
Za nim podniecone grobowe gosy cichy, rozmawiajac
teraz miedzy soba, o nim
raczej niz z nim. Wiedzia, z e zyska wielu nowych przyjaci. O kilometr dalej spotka jednak dwch, ktrzy nie byli jego przyjacimi. Wrecz przeciwnie.
Czarny samochd mina
go, jadac
tam, skad
wasnie przychodzi. Rozleg sie pisk
209

hamulcw. Wz gwatownie zawrci. Harry poczu, z e znalaz sie w kopotach.


Samochd zatrzyma sie. Z wnetrza wyskoczyli ludzie. Nie mieli mundurw, ale
Harry rozpozna ich. W szarych garniturach i filcowych kapeluszach o miekkich
krawedziach, ktre jakby z ywcem wypozyczyli z lat trzydziestych, reprezentowali rumunski ekwiwalent KGB: Securitate. Jeden may, chudy, o rysach szpicla.
Drugi wysoki, sztywny, zgarbiony. Ich twarze, ukryte w cieniu kapeluszy, byy
niemal bez wyrazu.
Dowd osobisty warkna
ten mniejszy, wyciagaj
ac
reke i strzelajac
palcami.
Legitymacja suzbowa powiedzia drugi, wolniej. Papiery, dokumenty, pozwolenia.
Obydwaj mwili po angielsku, ale Harry by tak strasznie zaskoczony, z e
wpad atwo w ich prosta puapke.
Ja. . . ja mam tylko paszport odpowiedzia, rwniez po angielsku i siegna
po niego do kieszeni marynarki. Zanim jednak zda
zy sie pochwalic swoim
podrobionym greckim paszportem, ten may i chudy wymierzy wen pistolet automatyczny.
Ostroznie, jesli aska, panie Harry Keogh! wycedzi. Pochwyci dokument i poda go temu wiekszemu. May ze znawstwem obmacywa Harryego,
sztywniak otworzy paszport i studiowa go. Po chwili poda go swemu towarzyszowi, ktry zerkna
szybko nan, nie spuszczajac
wzroku z zatrzymanego. Obydwaj usmiechneli sie szeroko, zimno i bez humoru. Keogh wiedzia, z e wpad
i nic nie mg na to poradzic. Ostatni raz cos takiego mu sie przytrafio, kiedy
uda sie na rozmowe z Mbiusem, na lipskim cmentarzu. Przy tamtej okazji uciek
w kontinuum. Zdarzyo mu sie tez kiedys korzystac ze znajomosci sztuki walki,
przekazanej mu przez kilkunastu zmarych mistrzw. Tak, ciagle
by fachowcem,
z latami praktyki. Dawniej, duzo modszy, mniej doswiadczony, atwiej wpada
w panike. Teraz odbiera to ze spokojem. W ciagu
tych lat bowiem, Harry doswiadczy rzeczy tak przerazajacych,

z e tych dwch bandytw nie potrafioby ich


sobie nawet wyobrazic.
A wiec pomylilismy sie powiedzia sztywniak, nieco gardowa, ale bardzo dobra angielszczyzna, szczeglnie z tym nalotem sarkazmu. Pan nie jest
jednak Harry Keoghem, ale greckim obywatelem o nazwisku. . . Hari Kiokis?
Ach, handlarz antykami, rozumiem? Ale Grek, ktry mwi tylko po angielsku?
Ten drugi, o twarzy szpicla, by bardziej bezposredni.
Gdzie zatrzymaes sie ostatniej nocy, Harry? Wrazi lufe pistoletu geboko miedzy z ebra Harryego. Jaki zdrajca udzieli ci schronienia, co, panie
szpiegu?
Ja. . . nie zatrzymywaem sie u nikogo odpowiedzia nekroskop niecakiem zgodnie z prawda. Wskaza na swoja torbe. Spaem na powietrzu. Tu jest
mj spiwr.
210

Wyzszy z nich wzia


od niego torbe, otworzy i wyja
spiwr. Twarz agenta
wykrzywia sie. Wydawao sie, z e jest jakby zbity z tropu.
Ach, rozumiem powiedzia po chwili panski acznik

sie nie ujawni,


a wiec musia pan dac sobie jakos rade. Wobec tego moze nam pan powie, kto
mia sie z panem spotkac, co?
Nikt odrzek Harry, a pomys w jego gowie zacza
nabierac ksztatw. Po prostu spanie pod goym niebem jest tanie, a przy okazji zapie sie
troche swiezego powietrza, to wszystko. A poza tym, co to wasciwie panw obchodzi? Widzieliscie panowie mj paszport i wiecie, kim jestem, ale kim, do diaba, wy jestescie? Jezeli policjantami, chciabym zobaczyc jakis rodzaj waszych
identyfikatorw.
W czasie, gdy osupiali patrzyli na niego i na siebie, siegna
mowa zmarych
do umysw swoich nowych przyjaci na cmentarzu. Przemwi cicho do Iona
i Alexandru Zaharia, a to, co im przekaza, byo proste i zwieze.
Jestem zagrozony przez dwch ludzi odezwa sie Keogh. Wasi ziomkowie, obawiam sie: Securitate. Bez waszej pomocy zaatwia mnie.
Harry zdoa tyle z siebie wydobyc, zanim may nie kopna
go w krocze. W pore jednak dostrzeg zamiar tamtego i udao mu sie unikna
c najgorszego, ale mimo
to upad na zakurzona droge i zwina
sie w udawanym blu.
Otz to! powiedzia agent gosem zimnym i wypranym z emocji.
Widzisz, widzisz? Zdenerwowaes Corneliu! Naprawde musisz sie starac. Lepiej
z nami wsppracowac. Nasza cierpliwosc nie jest bezgraniczna.
Podszed do bagaznika samochodu, otworzy go i wrzuci tam rzeczy Harryego. Podrobiony paszport schowa do kieszeni.
Ale, co my mozemy zrobic, Harry. Doszed go zatroskany gos Iona
Zaharii. Moglibysmy sprbowac. . . ale jestes zbyt daleko. Nie dojdziemy na
czas.
Nie odpowiedzia Keogh zostancie, gdzie jestescie. Odkopcie sie tylko, nic wiecej. Wy i wszyscy ci, ktrzy, no, zachowali jeszcze ksztat i ktrzy chca
pomc. Ale nie mozolcie sie, by do mnie dojsc . Zdaje sie z e wiem, jak przyprowadzic tych skurwieli do was.
Marynarka zawoa may, chudy. Szybko!
Nekroskop usiad, zrzuci marynarke, zanim zdarto mu ja z plecw.
Rozczarowaes nas, naprawde powiedzia ten drugi. Cakiem powaznie spodziewalismy sie, z e bedziemy musieli cie zastrzelic. Opowiadali nam
o tobie takie rzeczy! Takie problemy sprawiaes naszym przyjacioom. A tymczasem. . . nie wydajesz sie zbyt niebezpieczny, Harry. Moze twoja reputacja jest
niezasuzona?
Harry porzuci mysl o zwodzeniu ich. Wiedzieli bardzo dobrze, kim jest, jesli
nawet nie. . . czym.

211

To byo dawno temu powiedzia. Teraz nie jestem taki gupi. Wiem,
kiedy gra jest skonczona.
Z haasem minea ich ciez arwka zmierzajaca
w strone Bukaresztu. Z tyu, na
awach wzduz burt, siedziay dwa rzedy mez czyzn i kobiet, gwnie wiesniakw
w podeszym wieku. Ich oczy byy wyprane z nadziei. Ledwie zerkneli na Harryego, ktry klecza w kurzu z para bandytw nad soba. Mieli wasne kopoty.
Bezdomni nedzarze, zniszczeni przez slepa, beztroska polityke rolno-przemysowa Causescu.
Tak, dla ciebie gra jest na pewno skonczona, przyjacielu ciagn
a
wysoki. Wiesz, oczywiscie, z e poszukuja cie za szpiegostwo, sabotaz i morderstwo? Wyja
kajdanki. Tak duzo, z e lepiej bedzie, jak cie troche unieruchomimy. Ostroznosci nigdy nie za wiele. Wygladasz

wprawdzie nieszkodliwie
i jestes nieuzbrojony, ale. . .
Zatrzasna
kajdanki, spinajac
rece Harryego razem.
Bilet powrotny na Rodos szpicel przetrzasn
a
kieszenie zatrzymanego papierosy i zapaki i duzo amerykanskich dolarw. To wszystko.
Wrzucili Keogha na tylne siedzenie samochodu. May siad obok. Wysoki zaja
miejsce za kierownica.
Jechaes wiec na lotnisko powiedzia swietnie, podrzucimy cie. Jest
tam taki may pokoik, w ktrym poczekasz na samolot z Moskwy. Nasze zadanie
sie na tym skonczy.
Nie chwytam tego powiedzia Harry, szczerze zaskoczony. Od kiedy
to Securitate tak mocno przyjazni sie z KGB? Myslaem, z e sowiecka Glasnost
i pierestrojka nie daja sie pogodzic z tym, co robi Causescu? A moze wy dwaj,
jako grupa, jestescie mieczem o dwch ostrzach, co? Pracujecie dla dwch szefw, panowie, tego. . . ?
Zamknij sie! Szpicel poskroba pistoletem z ebra Harryego.
Nie, niech mwi. Wzruszy ramionami kierowca. Bawi mnie odkrywanie, jak mao oni wiedza na Zachodzie i jak bardzo opieraja sie na domysach.
Panie Keogh, prosze mi mwic Eugen. Dlaczego nie, nasza znajomosc bedzie
trwaa krtko. Dziwi pana, z e Rosja ma przyjaci w Rumunii? Do licha, zaraz
pan powie, z e juz nie ma ruskich agentw w Anglii, Francji czy Ameryce! Nie,
nie wierze, by by pan tak naiwny.
Jestescie. . . z KGB? Harry zmarszczy czoo.
Nie, jestesmy Securitate, jesli nam to pasuje. Ale widzi pan, w porwnaniu
z lejami ruble zawsze byy mocniejsze i bardziej stabilne. Musimy myslec o naszej
przyszosci, prawda? Wszyscy przejdziemy na emeryture, wczesniej czy pzniej.
Znowu popatrzy przez ramie, usmiechna
sie krzywo do Harryego.
W twoim przypadku, wczesniej doda drugi.
Rosyjscy esperzy znowu podnosili swa obrzydliwa gowe. Pamietali Zamek
Bronnicy az za dobrze i pragneli sie Harryemu odpacic. Musieli sie go potez nie
212

bac. Najpierw ta zwariowana intryga w Bonnyrigg, a teraz to. Mia zostac przemycony po cichu z Rumunii do ZSRR, przekazany sowieckiemu Wydziaowi E. Taki
przynajmniej zosta przygotowany scenariusz. Powiedziao to Keoghowi wiele.
Domysli sie, z e jezeli chciano go wywiezc z Rumunii, to znaczy, z e rumunskie
wadze na pewno nic o nim nie wiedza. Dla nich by Kiokisem, statecznym biznesmenem z Grecji. To miao sens. KGB skontaktowao sie ze swoimi ludzmi
w Rumunii, z takimi, na ktrych mogo polegac. Aranzowanie innej formy ekstradycji trwaoby zbyt dugo.
Ee, Eugen? powiedzia Harry. Zdaje sie, z e waszym gwnym zadaniem byo zapac mnie. Dlaczego wiec nie zrobiliscie tego wczoraj na lotnisku?
Chcieliscie unikna
c publicznosci?
To by jeden z powodw odpowiedzia tamten przez ramie. Chcielismy tez upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i odkryc twoje kontakty. Mimo

wszystko musiaes przyjechac tutaj, z eby sie z kims spotkac. Sledzili


smy wiec
twoja takswke. Ale, niestety, guma. Takie rzeczy sie zdarzaja. Pzniej zapalismy takswke i ten pokaza nam, gdzie wyrzuci ciebie. Powiedzia tez, z e bedziesz czeka na poranny autobus do miasta. I to byo przygnebiajace!
Tyle jezdzenia w te i tamta od samego rana. W ostatecznosci, oczywiscie, zostalibysmy
zmuszeni wrcic do Bukaresztu i czekac na ciebie na lotnisku. Dzisiaj jest tylko
jeden samolot do Aten. Ale, szczesliwie, nie okazao sie to konieczne.
Nie byo z adnego kontaktu wyrzuci z siebie nagle Harry. Miaem po
prostu. . . zostawic pewne instrukcje i zabrac pewne informacje.
Stawia na to, z e prawie nic o nim nie wiedza, oprcz tego, z e ma byc zatrzymany dla ich rosyjskich szefw. Poza tym mieli coraz mniej czasu. Do teraz
jego przyjaciele na cmentarzu powinni byc juz prawie gotowi na przyjecie gosci.
Eugen zahamowa, zatrzyma samochd.
Zostawies instrukcje? Tam gdzie byes? zapyta.
Tak skama Harry.
A informacje, ktre zabraes? Gdzie one sa?

Nie znalazem ich tam. Dlatego czekaem caa noc, z eby zabrac je rano.
Ale ciagle
ich nie byo.
Eugen odwrci sie do tyu i swidrowa Harryego wzrokiem.
Jestes bardzo otwarty, przyjacielu. Rozumiem, z e to wszystko ma zwiazek

z nasza wiejska piat


a kolumna, tak?
Harry przybra wyglad
przestraszonego, co wcale nie byo trudne. Nie wiedzia nic o rumunskiej piatej
kolumnie, ale zna sie cos niecos na psychice takich,
jak ci, bandytw.
Cos w tym stylu odrzek. Ale. . . mwiliscie, z e macie pokj na lotnisku? Doszedem do wniosku, z e lepiej bedzie, jak powiem wam wszystko tutaj.
Nie chciabym, z eby towarzysz Corneliu mia to ze mnie wyciagn
a
c na osobnosci.

213

Wielki wstyd. Corneliu chrzakn


a
i wzruszy ramionami. I tak moge
ci dowalic.
Czy pokazesz nam te przesyke? zapyta Eugen.
Tak, o ile uatwi mi to z ycie odpowiedzia Harry.
Ha! zadrwi Corneliu. To ten twardziel? Czy wszyscy angielscy
szpiedzy to panienki?
Harry wzruszy ramionami. W istocie wiedzia bardzo mao na temat zwykych szpiegw z Anglii. Zna natomiast esperw: szpiegw superpercepcjonistw. Eugen zawrci. Jechali w milczeniu, az Harry kaza zatrzymac samochd
u wejscia na cmentarz.
To tutaj powiedzia. Przesyka.
Wysiedli z wozu. Corneliu pistoletem zacheci Keogha, by szed przodem.
Wiec ten szed i wysa swoja mowe zmarych.
Juz jestesmy zawoa. Przynajmniej jeden z nich ma pistolet. . . wymierzony we mnie. W chwili, gdy was zobaczy, bedzie zaskoczony. Wtedy planuje go rozbroic. Czy zrozumieliscie?
Jestesmy gotowi, Harry. Z miejsca odpowiedzieli bracia Zaharia. Jest
z nami kilku innych. Nie wiemy, czy sie nadadza, ale. . . w ilosci sia, prawda?
Nie widze was! Harry zaniepokojony rozejrza sie dookoa. Czy
schowaliscie sie?
Pozostali sa ledwo przykryci ziemia, Harry powiedzia Ion Zaharia.
A my czekamy w naszych grobowcach, w naszych sarkofagach.
Harry pamieta, z e Ion i Alexandru zostali pochowani we wsplnym sarkofagu, przykrytym marmurowa pyta. Nie sprzeciwiali sie, kiedy uprzednio, rozmawiajac
z nimi, przysiad tam na pare chwil.
Naprzd, Keogh! warkna
Corneliu, popychajac
go alejka miedzy rzedami nagrobkw. Gdzie jest ten liscik?
Tam. Harry wskaza palcem do przodu. Podszed do duzego grobowca
i stana,
patrzac
na masywna pyte. Ja musiaem podwazyc ja z jednej strony,
ale razem powinnismy przesuna
c ja z atwoscia. Mia nadzieje, z e agenci nie spostrzegli sie, z e powietrze wok nich zrobio sie ciez kie, a odr narasta z sekundy
na sekunde. Nie osmieli sie jednak zapytac.
Och? Eugen usmiechna
sie bezradosnie. Jeszcze bezczeszczenie grobw, tak? Do diaba, powinienes sie wstydzic, Keogh. Wysyac listy do zmarych?
Oni nie moga ci odpowiedziec, wiesz?
Jakze sie mylisz pomysla Harry, gdy wraz z wysokim agentem naprez y sie nad pyta. Nagle, z wielka atwoscia, zeslizgnea sie na bok. Nekroskop
spodziewa sie tego, wiec wstrzyma oddech, ale Corneliu i Eugen nie. Zamkniete
w grobowcu gazy uwolniy sie z sykiem.
Boze! Eugen zatoczy sie do tyu, rekami zasaniajac
sobie nos i usta.

214

Corneliu, ktry sta nieco dalej, zaczerpna


powietrza i wytrzeszczy oczy.
Bron w jego doni natychmiast zmienia cel z plecw Harryego na cos, co najpierw usiado, nastepnie wstao, wreszcie wyszo z ciemnej czelusci grobowca.
Zanim jednak zda
zy nacisna
c spust, Keogh zama mu nadgarstek kopniakiem,
na ktry, zdawao sie, zbiera siy od lat. Pistolet poszybowa, a w slad za nim
Corneliu wprost w poparzone, pokryte pecherzami, niebieskie i grobowo-szare
rece braci Zaharia. Ci chwycili go. Wpatrywali sie wen wybauszonymi, martwymi oczami, grozac
sczerniaymi kosc mi zebw w sciagni
etych, popalonych
szczekach. Drugi agent, Eugen, bekocac
przedziera sie przez zarosniete jezynami stare cmentarne dziaki w kierunku wyjscia. Nawet nie przystana,
by sie
obejrzec. . . dopki nie wpad na cos, co na niego czekao. To byli ci pozostali,
o ktrych bracia Zaharia wspomnieli. Pezajace,
spazmatycznie drgajace
czesci
zwok sprawiy, z e Eugen zamar w bezruchu. Jedna z cmentarnych postaci bya
kobieta, ktra stracia z ycie w strasznym wypadku. Dawno pochowana, z piersiami gnijacymi

na brzuchu, ciaem odpadajacym

w groteskowych kawakach. Staa


jednak prosto na swych kikutach i z jaka
s nadnaturalna sia przywara do roztrzesionych ud Eugena, ktry wrzeszcza o zmiowanie. Stara sie odepchna
c upiorna
twarz od swojej przepony. W koncu mu sie to udao i stos pacierzowy zwok
kobiety przerwa sie. Jej gowa odpada do tyu, odsaniajac
robaki kebiace
sie
w gardle, z erujace
na gnijacym

miesie i porwanych sciegnach. Seria spazmatycznych kopniec i podskokw zrodzonych z najczystszej trwogi, Eugen uwolni sie
wreszcie od rozpadajacego

sie tuowia i siegna


do kieszeni. Wyciagn
a
pistolet
automatyczny, zwolni bezpiecznik i wymierzy bron w kierunku tych nieprawdopodobnych, ozywionych ludzkich szczatkw.

Harry nie chcia, by pistolet wystrzeli. Zmarli w locie pochwycili obawy nekroskopa, jakby je wypowiedzia.
Kupa obrzydlistwa, ktra bya beznoga kobieta poderwaa sie znowu i nadziaa na
bron Eugena. Obslizge rece wciagn
ey lufe w mazista jame jej karku. Wasnym
tuowiem wyguszya pierwszy strza, a Harry dopilnowa, aby nie byo nastepnego. Zaszed agenta od tyu. Zacisna
skute kajdankami rece i jednym ciosem
pozbawi go przytomnosci. Nastepnie wykopna
pistolet z jego doni. Padajac,

Eugen widzia twarz nekroskopa pogra


zajac
a sie w ciemnosci.
Kilka minut pzniej agent odzyska przytomnosc . Przekonany, z e wszystko
to byo jedynie szczeglnie wyrazistym i przerazajacym

koszmarem. . . otworzy
oczy i rozejrza sie dookoa.
O Boze! O. . . mj. . . Boze! wybuchna.

Nie mdlej zawoa Harry. Nie zostao mi wiele czasu, a chce sie
jeszcze pewnych rzeczy dowiedziec. Jezeli nie otrzymam potrzebnych informacji,
ci umarli ludzie moga sie na ciebie zdenerwowac.
Harry. . . Keogh! wydysza Eugen. Ale ci ludzie. . . oni sa martwi!

215

Wasnie to powiedziaem odrzek Keogh. Widzisz, w tym miejscu


twoi sowieccy przyjaciele zrobili bad.
Powiedzieli ci, kim jestem, ale nie czym
jestem. Nie powiedzieli ci, jak wielu mam przyjaci ani z e oni wszyscy sa martwi.
Tamten wymamrota po rumunsku cos, co przeszo w histeryczny bekot.
Uspokj sie przerwa mu Harry i mw po angielsku. Zapomnij, z e ci
ludzie nie z yja. Mysl o nich po prostu jako o moich przyjacioach, ktrzy zrobili
wszystko, aby mnie ochronic.
Boze, czuje ich smrd! jekna
Eugen.
Suchaj, zamierzaes przekazac mnie ludziom z KGB, ktrzy torturowaliby
mnie, z eby wyciagn
a
c interesujace
ich rzeczy, a nastepnie by mnie zabili. Dlaczego wiec miabym ci pobazac? Albo wiec wezmiesz sie w garsc i zaczniesz
odpowiadac na moje pytania, albo zostawie cie z nimi.
Eugen walczy przez chwile z samym soba, a nastepnie usiad. Czu martwe,
sztywne palce na swoich ramionach.
Powiedz mi tylko jedno poprosi. Czy zwariowaem? Boze, nie moge
oddychac!
To nastepna sprawa odpowiedzia Harry. Im duzej tu jestes, tym
bardziej igrasz ze swoim zdrowiem. Choroby mnoza sie w zwokach zmarych,
Eugen. Ty nie tylko czujesz ich zapach, ale takze wdychasz je!
Gowa Eugena opada. Nekroskop uderzy go w twarz. Dwa razy, mocno, obiema stronami doni. Oczy agenta otworzyy sie, popatrzyy z furia, pene strachu,
Ion Zaharia trzyma go. Klecza wewnatrz
otwartego grobowca, wychylajac
sie
i krepujac
rece Eugena, ktry siedzia plecami do sarkofagu. Patrzy na niego
wyblakymi oczami. Za nim inni zmarli uformowali pkole. Niektrzy z nich byli zmumifikowanymi fragmentami, uwiedymi, pomarszczonymi, suchymi jak papier. Wszyscy ruszali sie, trzesli, wygrazali, choc w milczeniu. Inna grupa zebraa
sie wok lezacego

z twarza w ziemi Corneliu, ktry zemdla w wyniku szoku


i blu z przetraconego

nadgarstka. Eugene patrzy przerazony, sparalizowany.


Czy oni mnie zabija?
zapyta drzacym

gosem.
Nie, jesli odpowiesz na moje pytania odrzek Keogh.
Wiec pytaj.
Po pierwsze, mgbys mi to zdja
c.- Harry wyciagn
a
rece, ciagle

jeszcze skute kajdankami. Zmarli sa doskonali, kiedy zatrzymuja i nie pozwalaja


wyjsc , ale juz nie tak bardzo przy drobiazgowej robocie. Nie sa tak zreczni jak
z ywi.
Ion Zaharia niechetnie uwolni reke Eugena, by ten mg wyja
c kluczyk z kieszeni. Po chwili Harry zosta uwolniony. Wsta wiec i roztar nadgarstki.
Nie chcesz mnie chyba tutaj zostawic? Twarz Eugena bya biaa.

216

To zalezy od ciebie. Harry wzruszy ramionami. Najpierw odpowiedz


na moje pytania, a wtedy zobaczymy, co zrobic z toba i twoim niesympatycznym,
maym przyjacielem.
Podszed do Corneliu, odzyska swj bilet lotniczy, papierosy i zapaki. Nastepnie wrci, przyklekna
i zabra Eugenowi swj paszport.
Chce wiedziec, czy bede mg nadal z tego korzystac? A moze na lotnisku
czekaja na mnie wasi ludzie? Innymi sowy: czy dziaaliscie w pojedynke, czy tez
inni z Securitate takze pracuja dla KGB?
Nie wiem, byc moze odpowiedzia Eugen. Ale tym razem dziaalismy na wasna reke. Skontaktowali sie z nami przez telefon. Powiedzieli, ktrym
samolotem przylecisz z Aten. Mielismy cie zwina
c i zatrzymac do czasu, az ktos
sie po ciebie zgosi. Samolot z Moskwy przylatuje o trzynastej.
A wiec. . . czy moge po prostu wrcic do Bukaresztu i wsia
sc do mojego
samolotu?
Eugen popatrzy kwasno i nic nie powiedzia, az Ion zblizy do niego swa
szkaradna twarz i podnis ostrzegajaco
palec.
Tak. Na Boga! wydysza.
Boga? zdziwi sie Harry, siegajac
do kieszeni agenta po kluczyki do
samochodu. Harry nie by pewien, czy jeszcze wierzy w Boga. Nie potrafi zrozumiec, dlaczego zmarli wierzyli, nie bedac
w niebie, ktre im obiecano. Ale jednak
wierzyli, o czym przekona sie w kilku rozmowach. Bg by nadzieja, Keogh nie
nazywaby bluznierstwem samego faktu wypowiedzenia imienia boskiego nadaremnie, mimo to zeby mu zgrzytay, ilekroc sysza taki wykrzyknik z ust kogos
takiego jak Eugen.
A ty wiesz o Nim wszystko, prawda? doda.
Co? zapyta tamten. O kim?
Tego sie wasnie Harry spodziewa: Eugen nic o Nim nie wiedzia.
No wiec, ide juz powiedzia ale obawiam sie, z e wy bedziecie musieli
tu zostac. Ty i Corneliu. Nie moge pozwolic wam odejsc , przynajmniej nie teraz.
Pozostaniecie wiec czcigodnymi gosc mi moich przyjaci tak dugo, az znajde sie
dostatecznie daleko. Kiedy bede juz bezpieczny w powietrzu, dam tym ludziom
znac, z e moga was uwolnic, a takze siebie samych.
Ty. . . dasz im znac? Eugen znowu zacza
sie trza
sc i nie mg tego
opanowac. Jak ty dasz. . . ?
Zawoam powiedzia Harry z bezradosnym usmiechem. Nie martw
sie, usysza.
A jezeli on zacznie pierwszy woac? zapyta Ion Zaharia, kiedy Harry
wychodzi z cmentarza.
Wtedy go ucisz odpowiedzia Harry. Ale postaraj sie go nie zabijac.
Zycie jest drogocenne, sam to wiesz najlepiej. Pozwl wiec przezyc im to, co im

217

jeszcze z z ycia zostao. A poza tym oni nie sa warci, by przestawac z takimi, jak
wy. . .
Harry wrci do Bukaresztu. Zaparkowa samochd na parkingu portu lotniczego i wcisna
kluczyki w ziemie kwietnika ustawionego w sali rezerwacji
miejsc. Nastepnie, piec minut po czasie, poda swj paszport i bagaz. Nikt nie
zwrci na niego specjalnej uwagi. Samolot Olympia Airlines wystartowa dokadnie z jedenastominutowym opznieniem, o dwunastej piec dziesiat
szesc . Kiedy skierowa swj tepy nos na poudnie, w kierunku Bugarii i Morza Egejskiego,
trud Harryego zosta wynagrodzony widokiem odrzutowca Aerofotu podchodza
cego do ladowania.

Na jego pokadzie znajdowao sie paru jasnookich chopakw,


ktrzy za wszelka cene chcieli dostac nekroskopa w swoje rece. Czterdziesci minut pzniej, widzac
przez okrage
okienko Morze Egejskie, Harry siegna
mowa
zmarych do cmentarza na rubiezach Ploesti.
Jak leci? zapyta.
Bardzo dobrze, Harry. Nikogo tutaj nie byo, a ci dwaj nie stanowia problemu. Ten duzy w koncu zemdla. Jego may przyjaciel odzyska przytomnosc ,
otworzy oczy i znowu odjecha.
Ion, Alexandru i wy wszyscy. Wprost nie znajduje sw, by wam podziekowac powiedzia nekroskop.
Nie ma potrzeby. Czy mozemy po prostu zostawic tych i. . . zakopac sie
z powrotem?
Harry instynktownie skina
gowa. Rozozy swoje siedzenie i wyciagn
a
sie
wygodnie. To wystarczyo zmarym na rumunskim cmentarzu, ktrzy udali sie do
swoich miejsc spoczynku.
Jeszcze raz dziekuje powiedzia Harry, usuwajac
z gowy resztki mysli
i pozwalajac
sobie na may relaks. Po raz pierwszy od. . . co najmniej doby.
Harry sprbowa zapac Faethora. Jezeli mg tak atwo poaczy
c sie z innymi,
kontakt z od dawna niezywym ojcem wampirw nie powinien stanowic z adnego
problemu. Po kilku sekundach koncentracji uzyska poaczenie.

Harry? Widze, z e jestes bezpieczny. Ach, ty sobie dasz rade w kazdych


okolicznosciach! odezwa sie wampir.
Wiesz, z e miaem kopoty?
Jak ci juz przedtem mwiem: niekiedy cos sysze. Czy cos chcesz?
Pomyslaem, z e moglibysmy sobie zaoszczedzic nieco czasu mwi
Harry. Nie mam w tej chwili nic do roboty. Pomyslaem wiec, z e moze teraz
byby dobry moment, abys mi opowiedzia reszte historii Janosza.
Nie ma wiele do opowiadania. Ale jesli chcesz. . . ? odrzek Faethor.
Chce.
Wiec dobrze, mj synu. Niech tak bedzie. Wampir westchna.

218

Jak juz powiedziano, nie byo mnie trzysta lat. Trzy wieki krwi. Wyprawa
krzyzowa daa tylko poczatek.

Pzniej suzyem Dzyngis Chanowi i jego wnukowi, Batu. W 1240 Kijw zmieniem w popi. W koncu by najwyzszy czas, by
umrzec. . . i powrcic jako Fereng Czarny, syn Ferenga! Nastepnie pod Hulego
w 1258 pomogem zniszczyc Bagdad. Ach, te lata upiestwa, rozlewu krwi i gwatu! Mongoowie tracili na znaczeniu, wiec na przeomie wieku opusciem ich, by
walczyc za Islam. O tak, byem Otomanem! Ja, Turkiem, muzumanskim ghazi!
Ach, co znaczy byc zaciez nym! Z Turkami jeszcze przez ptora wieku syciem
sie krwia, smiercia i caym bogactwem, jakie niesie z soba wojna. W koncu jednak
mieszkaem juz wsrd nich zbyt dugo i trzeba byo zostawic ich sprawe. Wrciem wiec i posaem Tibora do piachu. Nastepnie udaem sie w niezmienione
i nie podlegajace
zmianom gry, aby odnalezc Janosza i zobaczyc, w jakim stanie
utrzyma dla mnie zamek. Cay czas jednak miaem uszy otwarte. Uszy wampira
sa czuymi receptorami, mozesz byc pewien. Bardzo niewiele im uchodzi. Tak,
a szczeglnie odbieray wiadomosci o moich synach, Tiborze i Janoszu. O tym
pierwszym wiesz. A co z tym drugim? Janosz po prostu by chciwy. W czasie
mej nieobecnosci zajmowa sie wieloma sprawami, ale gwnie zodziejstwem.
Czy to cie dziwi? Nie powinno. Barbarzynscy piraci wyrosli z malutkich ksia
z atek
w czasie chrzescijansko-muzumanskiego konfliktu wypraw krzyzowych.
Teraz jest znowu z eglarzem. Och, zna morze wystarczajaco
dobrze. On, ktrego
zawodem jest teraz wydobywanie skarbw z dna morskiego i wykopywanie ich na
okolicznych wyspach. Ha! I kto, pytam, kto wiedziaby lepiej, gdzie ich szukac,
niz on, ktry je ukry ponad piec set lat temu! I po co to wszystko byo, mozesz
pomyslec, to chomikowanie orzeszkw, jakby miaa nadejsc jakas sroga zima?
Ale tak wasnie byo! Tak, wasnie taka zima, gdyz Janosz wiele pracowa nad
swoja sztuka patrzenia w przyszosc , a to, co tam widzia, wcale mu sie nie podobao. Bez watpienia,

najpierw dostrzeg mj powrt. Nie musia wcale patrzec,


by wiedziec, jak z nim postapi
e! Robi wiec zapasy na nastepny raz, wykraczaja
cy daleko poza godzine mojej zemsty. Chodzi o czas obecny, oczywiscie, kiedy
znowu porusza sie po swiecie ludzi. Ale, mgbys zapytac, zemste za co? Marilene straciem trzy czy cztery wieki wczesniej i mogem go zabic od razu. Czemu

wiec? Po pierwsze, za dezercje. Zeby


stac sie piratem, musia opuscic mj dom.
Po drugie, za sposb, w jaki postapi
z moimi Cyganami. Juz na samym poczatku

mojej nieobecnosci wypedzi plemie Ferengi i przywrci do ask tych brudnych


Zirrw, ktrych przeklaem.

Po trzecie wreszcie, za sposb, w jaki mnie wita,


kiedy w koncu powrciem. Zebraem wiernych mi Cyganw, ktrzy pamietali
mnie, mimo wielu lat wygnania. Nie tych samych, nie, bo ci juz dawno zamienili
sie w py, ale synw ich synw. Ach, oni pamietaja legendy!
Niestety, kiedy przybyem na miejsce, zastaem ruine. No, moze nie az tak,
ale prawie. Blanki waliy sie. O wykopy nikt nie dba. Oglnie, wszystko byo
w marnym stanie. Pozostawione samemu sobie miejsce bardzo ucierpiao. Janosz,
219

skonczywszy na razie z piractwem, zwrci sie ku innym zajeciom. Musia gdzies


mieszkac. A tak, jak ja prbowaem sledzic jego kariere, tak i on sledzi moja.
Wiedzia, z e nadchodze. Straz czuwaa na zewnatrz.
Wezwano mnie. Powiedziaem, kim jestem i. . . zostaem napadniety! Mieli zaostrzone z erdzie z twardego
drzewa i kusze z drewnianymi strzaami. Nosili dugie, zakrzywione, tureckie noz e. Mieli tez srebro, czosnek. Przygotowali beczki z olejem i pochodnie. Uciekem
im. Na wysokie skay, o wiele mil stamtad.
Kustykaem w pospiechu, wydajac
jakies okrzyki blu. Wiedzieli, z e jestem ranny i z e zaraz mnie pochwyca. Janosz
wysa za mna wszystkich swoich ludzi. Ale. . . ja jedynie ich wabiem. Co, Faethor Ferenczy, z podkulonym ogonem, uciekajacy
przed hoota Zirrw?
Ha! W czasie, gdy oni wszyscy byli zajeci poscigiem, moja niewielka, ale
wierna armia podesza pod zamek, zajea blanki i wykopy. A wysoko na szczytach
zwrciem sie ku scigajacym

mnie. Rozesmiaem sie. Usmierciem kilku z nich,


rzuciem sie w czarna czelusc nocy i poszybowaem do mojego zamku jak za
dawnych czasw. Tam zastaem Janosza juz schwytanego. Powaliem go na kolana. Nastepnie powitaem Zirrw, wracajacych

w nieadzie do domu. Niewielu


uszo rzezi. Ci, ktrzy przezyli, rozpierzchli sie po okolicy, by stac sie na powrt
podrznikami, jak za dawnych czasw. . .
To wasnie wtedy odkryem kilka mniejszej rangi zainteresowan Janosza, ktrym oddawa sie, kiedy mnie nie byo. Wtedy tez zobaczyem, jak bardzo go nie
doceniaem. Mj zamek zosta zbudowany na fundamentach innego, wczesniejszego domostwa, piwnice ktrego Janosz odkopa. Zadba o to, by byy bardzo
rozlege. Siegay ska. W jakim celu? Tutaj lezaa miara mego lekcewazenia. Janosz powiedzia mi, z e pragna
zostac wampirem. . . ach, ale jak tego pragna!

W tych czasach nekromancja bya sztuka. Posiadali ja i praktykowali takze niektrzy zwyczajni ludzie, ale bez wrodzonego wampirom instynktu. Janosz wiedzia, z e jestem zrecznym nekromanta i chcia pjsc w moje slady. Nie zgodziem
sie jednak nauczyc go moich technik. Wwczas postanowi odkryc swoje wasne
metody. Bez watpienia

konsultowa sie z wieloma nekromantami, by poznac ich


sposoby. Rozlege piwnice zamku byy mroczne, tajemne, a ich schody i przejscia, znane jedynie Janoszowi i garstce jego ludzi, z ktrych wszyscy albo zgineli,
albo uciekli.
Zszedem z nim na d, zobaczyc, czym sie zajmowa i tam odkryem grobowe
upy z caej Wooszczyzny i Transylwanii oraz okolicznych ziem. Nie, nie skarby
jako takie, ale wasnie grobowe upy! Czy wiesz, z e w czasach prehistorycznych
ludzie mieli zwyczaj palic swoich zmarych i zakopywac wazy z ich prochami?
Oczywiscie, wiesz, bo ten obyczaj przetrwa. Jeszcze do teraz jest tylez palenia,
co zakopywania zmarych. Trakowie pochowali w ten sposb bardzo wielu swoich
zmarych. Janosz ich wszystkich wygrzeba.

220

I znowu zapytasz: w jakim celu? Aby wydobyc z nich tajemnice! By przywrcic zmarych do z ycia i nekac dla ich historii! Aby przyoblec ich popioy w ciaa,
ktre mg torturowac! Trakowie posiadali mnstwo zota, a, jak powiedziaem,
Janosz by chciwy. Nic nowego, prawda? Sto, dwiescie, trzysta lat pzniej nekromanci wcia
z wywoywali dusze, aby odkryc ich skarby. Dwaj z waszych, Edward
Kelly i John Dee, nalezeli do takich, ale obydwaj byli oszustami. Zetknaem

sie
z nimi w moich czasach. Metode Janosza cechowaa prostota: najpierw przeniesc
urne do krypt zamku, gdzie za pomoca sztuk, ktre opanowa, prochy mogy byc
zrekonstruowane. Nastepnie skuc biedaka ta droga przywoanego i torturowac go
dla wiedzy o jego pobratymcach, poozeniu ich grobw i o ukrytych schowkach.
Realizujac
te polityke, Janosz zgromadzi prawdziwe cmentarzysko ukradzionych naczyn, urn i lekythoi, tak, z e mg nimi zapenic kilka obszernych pomieszczen. Zaintrygowany, zazadaem,

by zademonstrowa mi swa sztuke. Gdyz,


jak rozumiesz, nie bya to nekromancja w pojeciu wampirw, ale cos nowego
przynajmniej dla mnie. I Janosz, wiedzac,
z e ciagle
znajduje sie w moich rekach,
i starajac
sie mi dogodzic, przysta na to. Wysypa prochy na podoge i uzywajac

dziwnych sw w Inwokacji Mocy wyczarowa z tych spopielonych szczatkw

Trakijke o niezwykej pieknosci. Jej jezyk by skrajnie archaiczny, ale nie poza
mozliwoscia zrozumienia. W kazdym razie, nie poza moja mozliwoscia rozumienia, gdyz ja byem wampirem i ekspertem od jezykw. Co wiecej, wiedziaa, z e
nie z yje i z e to jest bluznierstwo. Bagaa Janosza, by nie wykorzystywa jej znowu. Z tego wywnioskowaem, z e ten mj bekart nie tylko przyobleka zmarych
w ich wczesniejsze ksztaty, ale niektrych z nich wykorzystywa wiecej razy i to
nie tylko w celu wywiedzenia sie o poozeniu ich zakopanych skarbw.
Byem tak podniecony, z e posiadem ja, zanim pozwoliem mu ja zredukowac
z powrotem do popiow!
Musisz mnie tego nauczyc powiedziaem mu. To jest twoja ostatnia
szansa, by odkupic liczne grzechy wobec mnie.
Zgodzi sie i pokaza mi, jak mieszac razem pewne substancje chemiczne
i prochy ludzkie, a nastepnie starannie napisa grupy sw na naciagni
etej skrze. Pierwsza grupa, wzduz skierowanej w gre strzaki, bya sama inwokacja,
a druga bya dewokacja.
Brawo wykrzyknaem,

kiedy juz to miaem. Musze to teraz wyprbowac.


Jak widzisz wskaza na liczne urny i soje masz szeroki wybr.
W rzeczy samej powiedziaem uroczyscie, gaszczac
sie po brodzie.
I, zanim zorientowa sie w moich zamiarach, wyciagn
aem

spod paszcza drewniany koek. Przebiem go. Nie miao to wcale go zabic, nie, gdyz mia w sobie
wampira. Jedynie go unieruchomio. Wwczas wezwaem na d kilku swoich zaufanych ludzi i spaliem Janosza. Charcza, plu piana, jecza, a na koniec nawet
troche krzycza. Kiedy jego popioy, podstawowe sole z yciowe, ostygy, przesia221

em je, dodaem kilka chemikaliw. . . i uzyem jego wasnej magii, aby powoac
ogniska, miogo znowu. Czy wtedy krzycza? Mozesz mi wierzyc, z e tak! Zar
siernie krtki bl, by niczym w porwnaniu z meka nie do zniesienia wynikajac
a
z faktu, z e teraz cakowicie i na wiecznosc wszed w moje wadanie. Tak myslaem. . . Lecz niestety, jego krzyk nie wynika z uswiadomienia tego, ale z rozdarcia, rozdziau bytu, co wytumacze za chwile. Och, widziec te chmury dymu,
podnoszace
sie z jego suchych, zakurzonych pozostaosci. Wielkie oboki dymw
i oparw. . . a z nich Janosz! Potykajacy
sie, nagi, krzyczacy.
Ale. . . cud! Nie by
sam. Z nim, ale cakowicie oddzielnie, istnia jego wampir. Moja plwocina rozrosnieta do stworzenia o niewielkiej lub zgoa z adnej wasnej inteligencji. Pijawka,
slimak, wa
z, liszka, wszystko razem nienawyke do poruszania sie o wasnych
siach. Kwilio, choc nie wiem, jak. Znaem za to rozwiazanie

zagadki: palac
Janosza spaliem dwa stworzenia, a powoujac
go znowu takze ozywiem dwa, ale
oddzielnie! Wtedy. . . wpadem na pomys. Przyzwaem moich przerazonych ludzi. Rozkazaem im uja
c Janosza i przytrzymac go przy ziemi.
Wiec chcesz zostac wampirem, tak? powiedziaem, podchodzac
do niego z mieczem. A wiec bedziesz. To stworzenie jest wampirem, ale ma bardzo
mao mzgu. Bedzie wiec miao twj! krzyknaem

znowu.
Odjaem

mu gowe. Nastepnie rozciaem

czaszke i wyjaem

jego z ywy, ociekajacy


mzg. Reszty z pewnoscia mozesz sie domyslic. Przy pomocy metody Janosza, ale trzymajac
jego ciao oddzielnie, przemieniem jego gowe i wampira
w jedna kupke popiou, ktra nastepnie umiesciem w urnie pomiedzy innymi.
Rozesmiaem sie, i smiaem sie tak, az zaczaem

krzyczec! Jesli dzieki jakiemus


szczesliwemu zbiegowi okolicznosci bedzie mg powrcic, powrci jako. . . jako
co? Bystry slimak? Inteligentna pijawka? Do licha, byoby zabawne przywoac go
znowu i sprawdzic!
Lecz niestety, nic z tego nie wyszo, gdyz w koncu Janosz to uniemozliwi.
Skra, na ktrej zapisa zaklecia, bya skalpem zdartym z jakiejs nieszczesnej
ofiary. Kiedy juz pozbyem sie Janosza, skra takze rozkruszya sie na py. Sowa
Mocy stay sie zawie i nie zapamietaem ich, poza pojedynczym imieniem staroz ytnego bstwa obszarw zewnetrznych. Jednak wcia
z jeszcze miaem ciao mego
bekarta. Spaliem je takze, tak, po raz drugi. Rozsypaem szczypty popiow na
cztery strony swiata, a reszte rozsiaem na wiatr. I to by juz koniec. Skonczyem
z Janoszem. A teraz takze skonczyem moja opowiesc . . .

ROZDZIA DWUNASTY
Pierwsza i druga krew
Faethor skonczy. W gosnikach zapowiedziano, z e samolot podchodzi do la
dowania.
Faethorze, za dziesiec minut bede na ziemi zawoa Harry. Zauwaz yem, z e stopniowo sabniesz. Zaraz udam sie na Rodos. Jest to wiec prawdopodobnie moja ostatnia okazja, by kilka rzeczy powiedziec.
Chcesz cos powiedziec?
Harry przedstawi sobie Faethora podnoszacego

powieki.
Po pierwsze. . . jestem ci winien podziekowanie mwi Harry ale po
drugie, nie moge powstrzymac sie od mysli, z e bez ciebie na samym poczatku,

nic by sie nie wydarzyo. Mam na mysli Tibora, Dragosaniego, Juliana Bodescu,
a teraz Janosza. W porzadku,

mam wobec ciebie dug, ale tez ciagle


pamietam,
z e byes istota o czarnym sercu. Przysporzyes swiatu tylu potworw. Bybym tez
kamca, gdybym ci nie powiedzia, z e moim zdaniem jestes najwiekszym monstrum z nich wszystkich!
Uwazam to za komplement odpowiedzia Faethor bez wahania. Czy
jest cos jeszcze, co chciabys wiedziec?
Tak, pare rzeczy odrzek Harry. Jezeli zniszczyes Janosza, jak udao
mu sie powrcic? To znaczy, jaka sztuczke zastosowa. Jaka ciemna magie sobie
pozostawi, ktra go powoaa z powrotem na swiat? I dlaczego czeka tak dugo?
Dlaczego teraz?
Czyz to nie jest oczywiste? Faethor wydawa sie byc szczerze zdumiony naiwnoscia Harryego. Wybieg wzrokiem daleko w przyszosc zacza

wampir i uozy swoje plany stosownie do tego. Wiedzia, z e go zniszcze, kiedy


wrce w gry. Wiedzia tez, z e jesli zjawi sie za mojego trwania, znajde sposb,
by zrobic to znowu. Musia wiec czekac, az odejde z tego swiata. Czas to taka
drobnostka dla wampira, Harry. Co zas do tej jego sprytnej sztuczki. . .
To ci przekleci Zirrowie! Tak, wiem, z e to oni. Mamrocza w swoich grobach
jak i inni. Powiem ci, co sie zdarzyo.

223

Dugo po tym, jak mnie ani moich nie byo juz w zamku, jeden z ludzi Janosza
powrci i umiesci jego wampirze prochy w tajemnym miejscu przygotowanym
na stosowna ewentualnosc . W czasie trzystu lat mojej nieobecnosci Janosz wyuczy sie rznych sztuk magicznych. Mia wwczas kobiete Zirra, ten mj bekart.
Zasia swoje ziarno bardzo daleko i geboko. Trzypalcy syn jego syna mia pewnego dnia poczuc nieprzeparta chec wspiecia sie do zamku w wysokich grach. . .
Tym, ktry mia zejsc w d, mia byc Janosz! Tak to zaplanowa i tak tez sie
stao. . .
Wszystkie skarby, jakie zrabowa ze starozytnych grobw, nigdy ich nie
znalazes? naciska Harry. Nie przeszukaes wasnego zamku?
Troche szukaem brzmiaa odpowiedz Faethora. Ale czy nie suchaes? Skarby zostay gdzie indziej zakopane lub zatopione w morzu. Teraz dopiero
moze je wydobyc.
Rzeczywiscie skina
Harry zapomniaem.
Co zas do przeszukania caego miejsca ciagn
a
wampir nie, nie zrobiem tego, nie kazda dziure, jaka ten pies wykopa. Nie czuem juz, z e to jest moja posiadosc , ale z e zostaa skalana przez niego. Wszedzie czuem jego zapach,
a nawet smak. Zamek posiada jego pietno, nikczemny znak wyryty w kamieniu:
nietoperz o czerwonych oczach powstajacy
z urny. Korzysta z tamtego miejsca
i uczyni go wasnym. Nie chciaem z nim miec wiecej do czynienia. Mwiac

krtko, wyprowadziem sie. Co zas do mojej pzniejszej historii, ona ciebie nie
dotyczy.
A wiec zamek wcia
z stoi odezwa sie Harry. A w jego fundamentach. . . co? Czy cokolwiek pozostao z upw grobowych Janosza, eksperymentw z nekromancja?
Zastanawia mnie to. Gdyz mimo wszystko wyglada
na
to, z e stamtad
wasnie przyby w swoim najnowszym wcieleniu. . .
Faethor wiedzia, z e Harry mysla o innym zamku w Karpatach, ale po
stronie rosyjskiej, w regionie dawniej zwanym Korwaty, a teraz przez niektrych
nazywanym Bukowina. Tam tez Faethor mia swj dom, dawno, dawno temu. To
co pozostawiono w ziemi, krzyczao i jatrzyo

sie straszliwie niebezpiecznie.


Rozumiem twj niepokj odpar wampir ale mysle, z e jest nieuzasadniony. Nie ma juz mojego miejsca na wyzynach ponad starymi Halmagiu i Yiriurilio. Zostao zmiecione wspaniaym uderzeniem pioruna w pazdzierniku 1928.
Tak, pamietam odpowiedzia Harry. Syszaem o tym od Ladislau
Giresci. Wygladao

to na eksplozje na przykad metanu nagromadzonego w podziemiach. To brzmi prawdopodobnie. Ale jesli szczatki
Janosza przetrway, kto
moze powiedziec, czy nie przetrwao cos jeszcze?
Ale, jak ci tumaczyem powiedzia Faethor Janosz poczyni przygotowania. Wszystko inne mogo przepasc , kiedy jego dom sie rozlecia, ale on nie.
Moze Cyganie zabrali prochy w jakies inne miejsce i przyniesli z powrotem do-

224

piero wtedy, kiedy dom leza w gruzach, nie wiem. Moze zrobili to wtedy, kiedy
dom by wasnoscia kogos innego. Znowu nie potrafie powiedziec.
Jakiego innego? zapyta Harry.
By jeden inny, tak. Opowiem ci o nim. Faethor westchna.
W cia
gu XV, XVI, XVII a nawet XVIII wieku zacza
tak zwany cywilizowany
swiat sta sie bardziej swiadomy istnienia wiedzm i czarnej magii. Wiedzmy, nekromanci, demony, wampiry i tym podobne stworzenia, prawdziwe czy
wymyslone, winne i niewinne byy przesladowane przez niezmordowanych poszukiwaczy. Sprawdzane torturami i niszczone. Prawdziwy wampir nigdy dotad

nie by swiadomy swojej smiertelnosci ani wielkiego wroga caego swego rodzaju, jakim jest rozgos! Szczeglnie wiek XVI nie okaza sie dobrym czasem dla
kogos, kto zosta uznany zbyt starym, odmiennym, z yjacym

samotnie. Lub chocby tylko wybijajacym

sie. Mwiac
krtko, anonimowosc zawsze bya dla wampira
synonimem dugowiecznosci.
Teraz, w drugiej poowie XVII wieku poszukiwacze czarownic uaktywnili sie
w Ameryce. Z miejsca o nazwie Salem wygnano czowieka o imieniu Edward
Hutchinson. Otrzyma mj stary dom w grach i zamieszka tam. . . stanowczo
zbyt dugo! By diabolita, nekromanta, a przypuszczalnie tez wampirem. Postapi

nieostroznie zatrzymujac
sie zbyt dugo w jednym miejscu i to nabrao rozgosu!
Studiowa historie tego miejsca i przybra kilka znamienitych pseudonimw:
oprcz Edwarda zwyk tez tytuowac sie baronem, Janoszem a nawet Faethorem, a w koncu zdecydowa sie na barona Ferenczego. Wasnie tym, jak
sobie atwo wyobrazic, zwrci na siebie moja uwage. Poczuem sie dotkniety.
Takze zreszta samym przebywaniem jego w tym zamku. Myslaem sobie, z e pewnego dnia, kiedy zmienia sie okolicznosci, a pietno Janosza z latami spowieje,
moze bede mg tam powrcic. Wampiry, jak wiesz, przywiazuj
a sie do miejsc.
Przyrzekem wiec sobie, z e kiedy nadejdzie mj czas wyboru i okolicznosci pozwola, wyrwnam rachunki z panem Hutchinsonem.
Okolicznosci jednak nigdy nie stay sie sprzyjajace.
Musiaem dbac o wasna egzystencje na tym ciagle
kipiacym,

zmieniajacym

sie swiecie. W ten sposb


przez dwiescie czy wiecej lat ten obcy czowiek mieszka w zamku, ktry wybudowaem. Mnie natomiast przyszo z yc samemu w domu w Ploesti.
Jak juz powiedziaem, nabra pewnego rozgosu. Niewatpliwie

zostaby wezwany do Bukaresztu, by sie wytumaczyc, gdyby nie ta potez na eksplozja, ktra
skonczya na zawsze z nim i jego pracami. Co zas do Janosza, moge tylko przypuszczac, z e leza w swym soju czy urnie w sekretnym miejscu, czekajac
na swj
czas i pewnego Cygana, o doniach z trzema palcami, ktry przyjdzie i go wybawi.
Ja zas. . . powrciem tam raz, gdzies w 1930. Nie pytaj, dlaczego. Moze
chciaem zobaczyc, co pozostao z tego miejsca. Mgbym nawet tam moze zamieszkac, gdyby nadawao sie do mieszkania. Ale nie, znak Janosza trwa wcia
z
w kamieniu, jego pietno w zaprawie murarskiej, jego znienawidzona pamiec w sa225

mej atmosferze ruin. Sam Janosz bowiem wcia


z tam istnia! Wtedy jednak o tym
nie wiedziaem.
Zdaje sie, z e w koncu Janosz znalaz sie blizej z rde wampiryzmu niz kiedykolwiek mgbym podejrzewac. Choc mj przeglad
ruin w roku 1930 by bardzo
pobiezny, to jednak znalazem tam dowody pewnych prac, ktre. . . ale dosc . Obydwaj jestesmy zmeczeni i nie poswiecasz mi caej uwagi. Jednak, nic straconego.
Wiesz to, co najistotniejsze. Reszta poczeka do nastepnego razu.
Masz susznosc powiedzia Harry jestes zmeczony. Wyczerpanie nerwowe, jak sadz
e.
Obieca sobie, z e przespi sie troche. I sowa dotrzyma. . .
Samolot wyladowa.

Na lotnisku Harryego przywita wprost obezwadniaja


cy z ar soneczny. Wraz z innymi pasazerami uda sie do odprawy celnej. Czu
w srodku, z e cos tu jest nie w porzadku.

Serce zabio mu mocniej, kiedy za barierka sali przylotu zobaczy czekajacych

na niego Manolisa Papastamosa i Clarkea.


Na ich twarzach rwniez byo wypisane, z e cos sie stao. Przy caym sonecznym
blasku i z arze wygladali

zimno, blado, niezdrowo.


Patrzy na nich. Stara sie wyczytac z ich oczu odpowiedz. Wreszcie prawie
wyrwa swj podrobiony paszport z rak
urzednika. Pospieszy ku nim. Brakuje
Sandry, ale nic dziwnego, gdyz teraz juz jest w Londynie. . . czy nie? pomysla.
A gdzie Sandra? zapyta Harry.
Popatrzeli na niego z niepokojem.
Odpowiedzcie poprosi, zadziwiajaco
spokojny.
Opowiedzieli wiec. . .
Dwadziescia jeden godzin wczesniej.
Darcy eskortowa Sandre na lotnisko. Zosta z nia, az do rozpoczecia odprawy. . . prawie. Gdyz w ostatniej chwili musia pjsc do WC. Toalety znajdoway
sie w pewnej odlegosci od drzwi wejsciowych. Wychodzac
stamtad,
musia przebiec caa dugosc terminalu, by pomachac jej na pozegnanie. Zanim znalaz odpowiednie miejsce, ostatni z pasazerw znikna
juz w drzwiach samolotu. Jednak
pomacha i tak, myslac,
z e moze ona widzi go przez okienko. Samolot wystartowa, a Clarke wrci samochodem do willi i zacza
sie pakowac. Czynnosc te
przerwa mu telefon od Manolisa. Grek pomysla, z e od momentu, kiedy Sandra
zostaa ze sprawy wyaczona,

Darcy nie powinien mieszkac sam. Grecki policjant


wynaja
pokoje w hotelu w centrum miasta. Zanim wyjecha, by przeprowadzic
Darcyego na nowe miejsce, postanowi zadzwonic na lotnisko i upewnic sie, z e
Sandra bezpiecznie odleciaa. I wwczas dowiedzia sie, z e nie zgosia sie nawet
do odprawy.

226

Co? Darcy nie mg uwierzyc. Ale ja tam byem. To znaczy. . . poszedem do. . .
Tak?
Gwno! zakla
Darcy, gdy prawda do niego dotara.
Byes w gwnie?
Nie, w cholernej toalecie jekna
Darcy co w tym wypadku na jedno
wychodzi. Manolis, czy nie rozumiesz? To zadziaa mj talent, w moim imieniu.
Przeciw tej biednej dziewczynie.
Twj talent?
Mj anio strz, cos, co trzyma mnie z dala od kopotw. To nie jest cos,
co mgbym kontrolowac. Dziaa na rzne sposoby. Tym razem dostrzegem niebezpieczenstwo gdzies w poblizu i. . . i musiaem isc do tej cholernej toalety!
Teraz Manolis zrozumia i poja
caa groze sytuacji.
Porwali ja?
wysycza ta kreatura Lazarides i jego wampiry, sciagn
eli
pierwsza krew?
Tak, na Boga! odpowiedzia Darcy z adne inne wytumaczenie nie
przychodzi mi do gowy.
Manolis wyrzuci z siebie dugi potok sw w rodzimej greczyznie. Przeklenstwa, jak domysli sie Darcy.
Suchaj, poczekaj na mnie, bede za chwile powiedzia Grek.
Nie odpar Darcy spotkajmy sie tam, gdzie bylismy poprzedniej nocy.
Chryste, musze sie napic!
Dobrze odrzek Papastamos. Pietnascie minut. . .
Darcy by przy trzeciej metaxie, kiedy Manolis przyjecha.
Chcesz sie upic? powiedzia. To nie pomoze.
Nie odpar Darcy po prostu potrzebuje usztywniacza. I wiesz, o czym
ciagle
mysle? Co powiem Harryemu. Wasnie o tym!
To nie twoja wina wspczu mu Manolis i musisz przestac o tym
myslec. Harry wraca jutro. Do tego czasu kazdy policjant na wyspie bedzie szuka Lazaridesa, jego zaogi i statku, i Sandry, oczywiscie. Wydaem rozkazy, zanim tutaj przyjechaem. Powinienem tez od rana miec komplet informacji o tym
swinskim Vrykoulakasie. Nie tylko z Aten, ale rwniez z Ameryki. Prawa reka
Lazaridesa, czowiek o nazwisku Armstrong, jest Amerykaninem.
Darcy popatrzy na Manolisa. Chryste, dzieki ci za tego czowieka! pomysla.
Darcy nie by tajnym agentem, ani nawet policjantem. Zwiaza
sie z INTESP
nie dlatego, z e potrzebowali jego talentu, lecz dlatego z e wszelkie takie niesamowite i ezoteryczne moce ich interesoway. Nie mg jednak uzyc go jak telepaci
i wrzbici uzywali swoich. Poza specjalnymi przypadkami pozostawa wasciwie bezuzyteczny. W kilku sytuacjach Darcyemu wydawao sie nawet, z e talent
uzy jego. Z pewnoscia stanowio to dla niego przyczyne zego samopoczucia. Na
227

przykad, przy sprawie Bodescu, kiedy jego talent trzyma go w spokoju i bezpieczenstwie, kosztem innych esperw. Darcy ciagle
jeszcze nie mg sobie tego
wybaczyc. I teraz znowu zdarzyo sie to samo. Gdyby Papastamos nie panowa
nad sytuacja. . .
Co, twoim zdaniem, powinnismy teraz robic? zapyta Clarke.
A co mozemy robic? odpowiedzia Grek. Dopki nie wiemy, gdzie sa
Lazarides i dziewczyna, nic nie mozemy zrobic. A nawet wtedy bede potrzebowa
zezwolenia, by ruszyc na te kreature. Chyba, z e. . . zawsze mgbym oswiadczyc,
z e miaem mocne podejrzenia zwiazane

z przemytem narkotykw, i osaczyc go


nawet bez pozwolenia! Ale lepiej, z ebysmy wiedzieli o nim wszystko. Harry Keogh tez moze miec jakies pomysy. Na teraz wiec wzruszy ramionami, ale
ciez kawo i z widocznym rozdraznieniem nic.
Ale. . .
Nie ma z adnych ale. Mozemy tylko czekac. Wsta. Chodz, wezmiemy twoje rzeczy.
Pojechali do willi i tam Darcy poczu dziwna niechec do opuszczenia samochodu.
Wiesz co? powiedzia czuje sie bardzo zmeczony. Mysle, z e to te
nerwy.
Mysle, z e to ta metaxa! odpar cierpko Manolis.
Podeszli do drzwi. Nagle Darcy zorientowa sie, z e to nie by z aden z tych
powodw. Chwyci Greka za ramie.
Manolis, ktos jest w srodku wyszepta ochryple.
Co? Manolis spojrza na niego. Skad
wiesz?
Wiem, poniewaz nie chce tam wejsc . Odezwa sie mj anio strz, mj
talent. Ktos tam czeka na nas, a przynajmniej na mnie. To moja wina. Kiedy wychodziem, byem w takim stanie, z e zostawiem drzwi otwarte.
A teraz jestes pewien, z e ktos tam jest, tak? Gos Manolisa by jedynie
powiewem oddechu.
Grek wyja
pistolet, zaozy tumik i przeadowa.
Boze, tak! Teraz z kolei Darcy mwi bezgosnie. To tak, jakby ktos
prbowa mnie zawrcic i dac kopa w tyek, abym sie stad
wynosi do diaba!
Najpierw nie chciaem wysia
sc z samochodu, a teraz z kazdym krokiem to sie
nasila. I wierz mi, jest nieubagany.
A wiec bedzie mj powiedzia Manolis, pokazujac
Darcyemu pistolet. Bo on jest takze nieubagany! Wyciagn
a
reke i dotkna
drzwi, ktre
otworzyy sie cicho. Idz za mna obrci sie bokiem, nieco sie skuli i wslizgna
do srodka.
Wszystkie wadze Darcyego, kazde wkienko jego ciaa, krzyczay: Uciekaj! Wszed jednak za Manolisem do srodka. Nie chcia zrobic z siebie tchrza
tym razem.
228

Manolis waczy

swiato. Gwny salon by pusty, wyglada


tak, jak go Darcy
zostawi.
Gdzie? zapyta szeptem Grek.
Darcy rozejrza sie po pokoju.
No i co? Manolis niecierpliwi sie.
Darcy poozy palec na wargach, przemkna
do zek i wysuna
walizke Harryego. Zamki byy otwarte. Podnis pokrywe, wyja
kusze, zaadowa ja. Podkrad sie do drzwi sypialni. Otworzyy sie z trzaskiem, odtracaj
ac
Darcyego na
bok. Seth Armstrong sta we framudze. Wystarczyo popatrzec na niego, groznego, podobnego do mapy, z eby nie miec watpliwo

sci co do jego odmiennosci. Co


do faktu, z e by czyms mniej albo wiecej niz czowiekiem. W przycmionym swietle jego lewe oko, ogromne, z arzyo sie na z to, podczas gdy prawe ukryte byo
pod przepaska.
Stac! Nie ruszac sie krzykna
Grek.
Armstrong tylko usmiechna
sie posepnie i ruszy ku Manolisowi sprez ystym
krokiem.
Zastrzel go! zawoa Darcy. Na rany Chrystusa, strzelaj!
Manolis nie mia wyboru, gdyz Armstrong juz nad nim sta. Wypali dwukrotnie. Najpierw w ramie, a nastepnie w brzuch. Armstrong nawet nie drgna.

Chwyci Manolisa i cisna


nim o sciane. Pistolet poszybowa w powietrzu.
Hej, ty! krzykna
Darcy w szoku. Ty pieprzony wampirze.
Armstrong podciagn
a
Manolisa do wasnych stp, pochyli nad nim swa szkaradna twarz. Wtedy Darcy, mierzac
w serce, pociagn
a
za spust kuszy. To zaatwio sprawe. Strzaa wesza. Amerykanin dawiac
sie i krztuszac
prbowa chwycic
bet i wyrwac go. Grot ugodzi blisko serca, ktre pompowao wampirza krew.
Manolis podnis sie z podogi. Siegna
po pistolet. Wycelowa po raz drugi i wadowa cztery pociski w saniajacego

sie wampira. Teraz kule odniosy lepszy


efekt. Kazda, niczym uderzenie kafara, odrzucaa Armstronga do tyu. Ostatnia
cisnea go na okno, przez ktre, wraz z deszczem okruchw szka i szczatkw

potrzaskanej z aluzji, wylecia na zewnatrz.


Darcy zaadowa kusze. Potykajac
sie
wybieg do ogrodu, a Manolis zaraz za nim. Armstrong leza pasko na plecach,
szarpiac
strzae. Darcy nie ryzykowa. Z odlegosci nie wiekszej niz metr wysa
drugi bet. Przebi wampirze serce. Ciao przyszpili do ziemi i unieruchomi.
Czy on. . . czy jest skonczony? zapyta Manolis drzacym

gosem.
Spjrz na niego. Darcy oddycha ciez ko Czy wyglada
na skonczonego? Nie, jeszcze nie.
Armstrong leza prawie nieruchomo. Kurczy palce, szczeki zgrzytay, a jego
ponace,
z te oko, sledzio ich, chodzacych

dokoa. Przepaska zsunea mu sie


i pusty oczod tchna
czernia.
Uwazaj na niego zakomenderowa esper i wbieg do domu. Po chwili
by z powrotem, niosac
ostry jak brzytwa tasak o dugim ostrzu.
229

Co? Manolis krzykna


nerwowo.
Koek, miecz i ogien! odpowiedzia Darcy.
Dekapitacja?
I to z miejsca. Jego wampir juz go kuruje. Popatrz, nie ma krwi. Zwykego
czowieka twoje pociski rozerwayby na strzepy. A ten dosta szesc i nawet nie
krwawi! Dwie strzay, jedna w samym sercu, a jego rece ciagle

pracuja. Oczy
takze. . . i jego uszy!
Clarke mia racje. Armstrong sysza ich rozmowe i jego obrzydliwie wybauszone lewe oko obrcio sie i wpatrywao sie w tasak w rece Darcyego. Od nowa
zacza
bulgotac, jego ciao wirowao przy ziemi. Prawa pieta rozkopywa glebe
ogrodu.
Darcy przyklekna
obok. Wampir prbowa go odpedzic spazmatycznymi ruchami prawej reki. Nie mg jednak siegna
c, nie potrafi zmusic swych konczyn
do wasciwego funkcjonowania. Piana, flegma i krew wypeniy gardo potwora.
Po chwili opad i znieruchomia.
Darcy zacisna
zeby, podnis tasak. . .
Nagle bona z jamy prawego oka Armstronga wybrzuszya sie i peka. Niebieskoszary, pulsujacy
palec wypez na policzek.
Jezus! Darcy przewrci sie na plecy, omal nie zemdla. Manolis przeja

ciez ar sprawy. Wypali w twarz Armstronga, szarpiac


spust swego pistoletu. Po
chwili wyja
tasak ze sztywnych palcw espera i silnym uderzeniem odja
wampirowi gowe. Darcy odwrci sie i zwymiotowa.
Teraz. . . musimy spalic. . . tego skurwiela! zawoa.
Manolis tez by do tego skory. Lampy dziaay na nafte, a w kuchni staa zapasowa puszka tego paliwa. Zanim Darcy zdoa zapanowac nad swoim z oadkiem,

szczatki
Armstronga juz poney.
Nigdy nie wiadomo powiedzia Clarke, wycierajac
usta chusteczka.
Moze w nim siedziec znacznie wiecej niz tylko ten obrzydliwy paluch!
Mam nadzieje, z e tak tego nie zostawiliscie powiedzia Harry. Nafta
moga nie spalic go caego.
Manolis zaatwi worek do zwok wyjasni Darcy. Zawiezlismy go do
kotowni w przemysowej czesci miasta. Powiedzielismy, z e to sparszywiay pies,
pieca spali jego kosci
ktry przyczoga sie do naszego ogrodu, by umrzec. Zar
na py.
A wiec wzielismy druga krew warkna
Harry z taka niezwyka dla niego
srogoscia, z e pozostali popatrzeli na niego zaskoczeni.
Darcy zda
zy zauwazyc, z e jego oczy sa pene uczucia, a moze wasnie bardziej bezduszne niz kiedykolwiek.
Harry, co do Sandry. . . zacza
znw sie tumaczyc.

230

To nie bya twoja wina przerwa mu nekroskop. Jezeli w ogle czyjas, to moja. Powinienem osobiscie dopilnowac, z eby zostaa z tego wyaczona.

Ale my nie mozemy teraz o niej myslec, a mi o niej myslec nie wolno, jezeli mam
zachowac zdolnosc koncentracji. Manolis, czy informacje, na ktre czekaem, dotary?
Wielkie mnstwo informacji odpowiedzia tamten. Prawie wszystko,
za wyjatkiem

tego, co najwazniejsze.
Grek prowadzi samochd, a Darcy i Harry siedzieli z tyu. Zblizali sie do
centrum Nowego Miasta Rodos. Nie minea jeszcze szsta po poudniu, ale na
ulicach krecio sie juz troche turystw.
Popatrzcie na nich powiedzia Harry zimnym gosem. Sa szczesliwi.

Wesela sie i stroja. Przez cay dzien mieli bekitne niebo i bekitne morze. Swiat
jest piekny. Nie wiedza, z e pomiedzy caym tym bekitem wija sie szkaratne nitki.
Nie uwierzyliby, nawet gdyby im powiedziano.
Masz racje Harry odezwa sie esper.
Powiedz wszystko, czego sie dowiedziaes. Harry zwrci sie do Greka.
Lazarides odnosi wielkie sukcesy jako archeolog zacza
Manolis.
Nabra rozgosu cztery lata temu, dzieki kilku waznym znaleziskom na Krecie,
Lesbos i Skiros. Przed tym. . . nie mamy na niego duzo. Ale on rzeczywiscie posiada obywatelstwo greckie i rumunskie. To bardzo dziwne, jezeli nie zupenie
wyjatkowe.

Wadze w Atenach sprawdzaja to, ale. . . to jest Grecja. Wszystko


musi troche potrwac. A ten Lazarides ma przyjaci wysoko. Moze kupi sobie
to obywatelstwo? Na pewno miaby na to forse, jezeli pogoski sa prawdziwe.
Pogoski? Jest ich peno! Mwi sie, z e on trzyma albo sprzedaje pozbawionym
skrupuw kolekcjonerom, co najmniej poowe wydobywanych przez siebie skarbw, a takze, z e jest, jak to wy mwicie, Midasem? Wszystko, czego sie dotknie,
zamienia sie w zoto, wystarczy mu spojrzec na jaka
s wyspe, by wiedziec, czy jest
tam jakis skarb. W tej chwili jego ludzie kopia w starym zamku krzyzowcw na
Halki!
Wszystko rozumiem Harry skina
gowa i wytumacze wam pzniej.
Co jeszcze?
Manolis skreci z zatoczonej szosy w lewo w boczna uliczke. Nastepnie znowu w lewo i zatrzyma sie na niewielkim, prywatnym parkingu na tyach swojego
hotelu.
Porozmawiamy w srodku powiedzia.
Mia tam dobry, przestronny pokj. Wasciciel hotelu najwyrazniej zawdziecza cos miejscowej policji i Manolis z tego korzysta. Mwiac
przygotowywa
chodne drinki o niewielkiej zawartosci alkoholu. Jak na Greka, obficie sie poci.
Darcy raz i drugi zwrci na to uwage, a Manolis wzruszy ramionami.
Jestesmy przestepcami wyjasni. Przepraszam przestepca. Jestem
morderca i przejmuje sie tym.
231

Armstrong? zdziwi sie Harry. W caym swoim z yciu nie zrobies nic
bardziej waznego?
Ale jednak to zrobiem i ukryem to, i to mnie martwi.
Daj spokj nalega Harry. Byc moze zrobisz to znowu, szybciej, niz
myslisz. Opowiedz mi wiecej o Lazaridesie.
Manolis skina
gowa.
Zakupi wyspe zacza
no, wasciwie skae, na Dodekanezach, niedaleko Sirny. Co to za wyspa? Malutka plaza i kie skalny sterczacy
wprost z morza.
Ale planuje zbudowac tam dom, na paskowyzu. W czasie wypraw krzyzowych
staa tam wieza, faros. Co on tam zrobi, mozna tylko zgadywac. Nie ma tam wody.
Wszystko trzeba bedzie dostarczac droga morska. Bedzie tam bardzo samotny!
Gniazdo powiedzia Harry lub cos zblizonego. Ciagle
pragnie zostac
wampirem!
Ech?
Niewazne. Dalej.
Manolis znowu wzruszy ramionami.
Trzyma may, prywatny aeroplan kontynuowa Grek. Jest tam teraz pas startowy. Lata tym samolotem do Aten, na Krete i jeszcze gdzie indziej.
Kto wie, moze nawet do Rumunii? Niekiedy mozna spotkac jego dz niedaleko
Karpatos. Nie martw sie, mam tam czowieka. Kazaem szukac statku Lazaridesa.
Oczekuje telefonu w kazdej chwili. . .
Cos jeszcze? Keogh by bardzo, bardzo blady. Wyglada,

jakby sonce
wcale go nie tkneo.
O Armstrongu powiedzia Manolis. Piec i p roku temu wybra
sie z kilkoma amerykanskimi przyjacimi na wycieczke gdzies do Europy. . . to
wszystko, co wiem, gdzies do Europy. W grach zdarzy sie wypadek, czy cos takiego i kilku ludzi zgineo. Armstrong przezy, ale nie wrci do Ameryki. Skonczy tu, w Grecji, i wystapi
o greckie obywatelstwo. A poza tym pracuje dla
Lazaridesa.
I to tyle? zapyta nekroskop posepnie.
To tyle odpar Manolis. Ach, jeszcze jedno. Mam pozwolenie na
sciganie tego psa Vrykoulakasa az do pieka.
Nie spalismy wiele ostatniej nocy odezwa sie Darcy. Manolis spedzi
mnstwo czasu dzwoniac
do Aten. Popchnelismy narkotykowa strone tej sprawy
najdalej, jak byo mozna. Teraz mozemy uzyc caej siy, jaka jest potrzebna, by
znalezc i zatrzymac Lazaridesa i jego paczke.
Jezeli ich znajdziemy. Harry jak echo powtrzy sowa Manolisa.
Dwch czy trzech z nich mozemy znalezc bez trudu! powiedzia
Grek. Na Halki, gdzie kopia w ruinach.
Harry skina
gowa.

232

To bedzie rwnie dobre miejsce do startu, jak kazde inne. Chciabym tez
zobaczyc ten skalny kie na Dodekanezach. W porzadku,

teraz ja wam powiem,


czego sie dowiedziaem i zobaczycie sami, jak to do siebie pasuje. Ale ostrzegam,
to jest cakiem niewiarygodna historia.
Opowiedzia im wszystko, a oni suchali zafascynowani.
Odzyskaem wiec moja mowe zmarych zakonczy co jest krokiem
we wasciwym kierunku.
Jestes bardzo zimny powiedzia do niego Manolis. Pomyslaem tak
od razu, jak cie spotkaem. Mwisz o krokach we wasciwym kierunku, podczas
gdy Sandra, twoja dziewczyna. . .
Manolis zatrzyma go Harry. Nie ma czowieka, ktry straci wiecej
niz ja. Nie, nie robie z siebie meczennika, po prostu stwierdzam fakt. To sie zaczeo, kiedy byem dzieckiem, i trwa do teraz. Utraciem prawie kazda osobe, jaka
kochaem. Utraciem nawet mojego syna w innym swiecie, dla innego wyznania.
Tego samego przekletego wyznania wampiryzmu! A im wiecej tracisz, tym
bardziej ciebie to pochania. Zapytaj jakiegos naogowego gracza. Oni nie graja,
by wygrac, ale by stracic.
Harry Darcy wzia
go za reke spokojnie.
Daj mi skonczyc. Wiec ja takze graem, aby wygrac. Ale to jest diabelska
gra, kiedy wszystkie karty sa znaczone przeciwko tobie. Chcesz, z ebym paka za
Sandra?
Moze i bede, pzniej. Chcesz, z ebym sie rozklei, aby ci pokazac, jaki
zacny ze mnie gosc ? Tak, kochaem Sandre, tak sadz
e. Ale teraz jest juz za pzno,
z eby cos zrobic. Ona jest po prostu nastepna istota, ktra straciem. To jest jedyny
sposb, w jaki moge do tego podchodzic i wcia
z dziaac. Tyle tylko, z e moze teraz
zaczne znowu wygrywac. My moze zaczniemy wygrywac. Nie Sandra, poniewaz
ona jest martwa. A jesli nie jest, to lepiej, z eby bya. Teraz znam tego Janosza
Ferenczego i wiem o czym mwie. Nazywasz mnie zimnym, ale nie wiesz, jak
pone w srodku. A teraz prosze, wyswiadcz mi grzecznosc : przestan sie martwic
o Sandre. Juz za pzno. To jest wojna i ona jest ofiara wojny. Teraz my musimy
oddac cios, skoro jeszcze mamy szanse!
Przez dugie chwile Manolis nic nie odpowiada.
Mj przyjacielu odezwa sie w koncu z yjesz w wielkim napieciu.
Dzwigasz na barkach wielki ciez ar, a ja jestem wielkim gupcem. Nie moge miec
nadziei, z e dowiem sie, czym to jest dla ciebie. Nie jestes zwyczajnym czowiekiem, a ja nie miaem prawa mwic do ciebie tak, jak mwiem, ani myslec tego,
co myslaem.
Harry wsta. Manolis spostrzeg, z e jego pene uczucia oczy zasnuwa mga.
Kopna
krzeso i nierwnym krokiem poda
zy do azienki. . .

233

Pzniej.
Szczeglna nienawiscia w tym wszystkim mwi Keogh napawa
mnie to, z e on sie z nas smieje. Z nas wszystkich, z rodzaju ludzkiego, a ze mnie
moze bardziej niz z innych. To jest wampirze ego. Nazwa siebie Lazarides, po
biblijnym azarzu, wskrzeszonym do z ycia przez Chrystusa. W zaleznosci od
waszych wierzen, to samo w sobie moze byc bluznierstwem. Ale na tym nie poprzesta. Aby wbic nam to do gowy i dowiesc swych racji nazwa swa dz tym
samym imieniem! Prowokuje nas, bysmy go odkryli, krzyczy: Hej, patrzcie, wrciem!. amie pierwsza zasade wampirw i szuka rozgosu na kilka sposobw.
I sadz
e, z e robi to rozmyslnie.
Ale dlaczego? zapyta Darcy.
Poniewaz moze sobie na to pozwolic! brzmiaa odpowiedz. Poniewaz
ludzie juz nie wierza w wampiry. Nie mysle o nas, ale o ludziach w oglnosci.
W dzisiejszym swiecie moze sobie pozwolic na rozgos, poniewaz do pewnego
momentu nic mu z naszej strony nie grozi. Ale robi to rwniez dlatego, z e wie, iz
ci, ktrzy wierza w wampiry powstana przeciw niemu.
Uwazasz, z e. . . on chce otwartego starcia?
O tak, bo widzia przyszosc ! W tym by zawsze najlepszy, ta droga udaremni plany Faethora. Wie, z e musi dojsc do otwartego starcia, prowadzi wiec
wszystko tak, aby uzyskac jak najlepsza pozycje. Uzyje przeciwko mnie mojej
wasnej broni i przeciw kazdemu, kto jest ze mna. Ma Kena Layarda, wiec moze
kazdego z nas zlokalizowac. Okaleczy Trevora Jordana, abysmy nie mieli z niego
pozytku. Porwa Sandre nie z urazy, ani tez z chciwosci czy z adzy,

ale dlatego, z eby mnie lepiej poznac, poniewaz wtedy bedzie swiadom nie tylko mojej siy, ale
i moich sabosci. Ostatniej nocy zas wysa swego niewolnika, Armstronga, aby
was wyprbowa i ewentualnie zniszczy. Chcia pozbawic mnie w ten sposb
ostatniej podpory.
Ale jezeli on moze oglada
c przyszosc , to czy nie zobaczy, z e dostaniemy
Armstronga? Manolis uzy swej policyjnej logiki. A wobec tego, dlaczego
tak po prostu go poswieci?
Test odpar Harry jak powiedziaem. Nie patrzy na to jak na poswiecenie. Wampiry nie maja przyjaci, jedynie niewolnikw. A poza tym Armstrong by tylko jednym z graczy Janosza. Ma ich duzo wiecej. Kena Layarda
na przykad, ktry moze zrobic to wszystko, co Armstrong, i jeszcze wiecej. Ale
rozumiem twoje pytanie: po co prowokowac potyczke, ktrej nie mozna wygrac,
tak?
Tak.
Harry potrzasn
a
gowa.
Przyszosc nie jest taka powiedzia. Nie jest atwo czytelna ani bezpieczna. Nie mozna jej unikna
c. A jeszcze musisz pamietac, z e nic nie jest pewne,
zanim sie nie wydarzy. By kiedys czowiek, rosyjski esper, o imieniu Igor Wadik.
234

Spotkaem go raz w kontinuum Mbiusa. W z yciu by przepowiadaczem, czyta


przyszosc . A kiedy umar, robi to dalej, i w koncu sta sie panem czasu przyszego i przeszego. Tak jak przestrzen bya otwarta ksia
zka dla Mbiusa, tak czas
sta sie boiskiem Wadika. Bezcielesny, przemierza rzeke czasu. Powiedzia mi,
z e kiedy z y, uwaza swoja przyszosc za nietykalna. Nie czyta w niej, bo czu,
z e byoby to kuszeniem losu. Nie chcia wiedziec, kiedy, czy tez jak jego czas
nadejdzie, gdyz zdawa sobie sprawe, z e jedynie trwozyby sie coraz bardziej.
Ostatecznie jednak w chwili niepewnosci i leku zama te zasade i przepowiedzia wasna smierc. Zdawao mu sie, z e wie, z ktrej strony swiata to nadchodzi.
Uciek przed tym. Pomyli sie jednak i wpad wprost w to! Postapi
jak czowiek,
ktry przechodzi przez tory kolejowe, widzi zblizajacy
sie pociag
i skacze, by
przed nim uciec. . . wprost pod koa innego pociagu.

To znaczy, z e Janosz nie moze ufac temu, co wyczyta z przyszosci?


zapyta Darcy.
Moze ufac tylko do pewnego stopnia odrzek nekroskop. Widzi tylko
oglny schemat zdarzen, a nie drobne szczegy. A cokolwiek ujrzy, wie, z e i tak
nie moze tego unikna
c. Na przykad, wiedzia, z e Faethor go zniszczy, ale popatrzy dalej, do momentu, kiedy powrci. Nie mg powstrzymac Faethora i tak
naprawde wcale nie prbowa, gdyz nieuchronne jest z definicji nieuniknione.
Manolis stara sie nada
zyc za tym wszystkim. Poczu jednak niejaka beznadziejnosc sytuacji.
Ale, jak wobec tego mozesz w ogle myslec o pobiciu tej kreatury? Wydaje
mi sie, z e jest. . . niezwyciez alna! zapyta.
Harry usmiechna
sie obcym, ponurym usmiechem.
Niezwyciez ony? Nie bybym tego taki pewien. Ale jestem pewien, z e on
chce, abysmy tak mysleli. Zapytaj samego siebie: jezeli on jest niezwyciez ony,
to dlaczego sie nami w ogle przejmuje? I dlaczego tak sie mnie leka? Nie, Igor
Wadik mia racje: przyszosc nigdy nie jest pewna i prawde tylko czas pokaze.
A poza tym, co to za rznica? Jezeli ja go nie odnajde, on sam mnie poszuka.
Harry pokiwa gowa. Otwarte starcie zbliza sie. I teraz to Janosz ciagnie

za
sznurki. Mozemy miec jedynie nadzieje, z e ta manipulacja go przerosnie, z e zrobi
taki sam bad,
jak Igor Wadik. . . i wejdzie pod nadjezdzajacy
pociag.

O godzinie smej wieczorem Manolis odebra telefon. Okazao sie, z e aeroplan Lazaridesa wystartowa o trzeciej w nocy z Karpatos, w nieznanym kierunku.
Na pokadzie obok Lazaridesa znajdowali sie mez czyzna i kobieta. Prawdopodobnie Sandra i Ken Layard.
Harry przygotowa sie na przyjecie podobnej wiadomosci. Nie by wiec tak
bardzo wstrza
sniety, ale raczej zaskoczony.
Co to znaczy: w nieznanym kierunku? Czy przepisy lotnicze nie wymagaja
jakiegos objasnienia? Czy nie poda trasy podrzy, nie przechodzi przez odprawe
celna czy cokolwiek takiego.
235

Powtarzam, to jest Grecja. Manolis z achna


sie. A Karpatos to maa wyspa. Port lotniczy. . . to zwyka szopa! Istnieje dopiero od roku czy dwch,
a nie byoby go w ogle, gdyby nie turysci. Mwisz odprawa celna? Jezeli jestes Grekiem, wylatujesz! A o trzeciej rano! Patrzcie no, i tak mnie zadziwia, z e
ktokolwiek zada sobie tyle trudu, by tak dokadnie zapamietac godzine!
Ciez ka sprawa powiedzia Darcy. Mg odleciec dokadkolwiek.

Harry potrzasn
a
gowa.
Potrafie go znalezc . Problem tylko na tym polega, z e trudno bedzie do
niego dotrzec. Teraz musze porozmawiac z Armstrongiem.
Wytraci
tym Manolisa i Darcyego z rwnowagi. . . na chwile. Darcy pierwszy przyszed do siebie, poniewaz widzia juz przedtem nekroskopa przy pracy.
Chcesz, z ebysmy ciebie do niego zabrali?
Tak, i to od razu. Nie dlatego, z e czas ciagle
jest decydujacy.
Koa zostay
wprawione w ruch i wasciwy moment na dziaanie sam nadejdzie, na pewno.
Ale jezeli miabym teraz jedynie siedziec i przebierac palcami. . . zwariowabym
chyba.
To znaczy, zamierzasz rozmawiac ze zmarym czowiekiem? Manolis
nareszcie zrozumia.
Tak, w kotowni. Tam wasnie jest, i zawsze juz bedzie, od teraz.
A. . . czy on bedzie rozmawia z toba?

Rozmawianie ze mna nie sprawia zmarym z adnych kopotw odrzek


Harry. Armstrong juz nie jest w niewoli Janosza. Moze nawet miec ochote
wyrwnac rachunki. A pzniej, wieczorem, musze poaczy
c sie z kims innym.
Mbius? zastanowi sie Darcy.
On sam przytakna
Keogh. Wampir zaplata
mj umys i odja
mi
mowe zmarych. Trzeba byo nastepnego wampira, by przywrcic tam porzadek.

Ale sprawca szkody okaza sie takze wielki matematyk: mj syn, ktry odziedziczy po mnie talenty. I kiedy przebywa w moim umysle, zamkna
pewne drzwi.
Teraz nie znam sie na liczbach. Byc moze Mbius moze zwrcic mi te zdolnosc .
Jesli tak sie stanie, Janosz nie bedzie mg narzekac na brak zainteresowania z mej
strony.
Kotownia ciagle
pracowaa. Mody grecki robotnik szuflowa odpady drzewne wprost w czerwone i z te trzewia wsciekej i huczacej
bestii. Nad ich gowami
smuga dymu z gasnacymi

iskrami czarnymi falami wypywaa z wysokiego komina. Darcy i Manolis staneli z jednej strony, przygladaj
ac
sie pracy palacza. Harry
usiad na kracie kawaek od nich, wpatrzony przed siebie i prawie nieobecny. Jego
umys jednak nie by nieobecny. Instynkt nekroskopa upewni go, z e dusza Setha
Armstronga jest tam. Rzeczywiscie, po chwili usysza jego zawodzenie.
Armstrong powiedzia miekko Harry juz jestes z tego wyaczony.

Zostaes uwolniony. Skad


wiec ten z al?
236

kanie i zawodzenie ustao od razu.


Harry Keogh? Martwy gos Armstronga by peen zaskoczenia i niedowierzania. Mwisz do mnie?
Och, rozmawiaem z o wiele gorszymi od ciebie, Seth. A poza tym domyslam sie, z e staes sie jeszcze jedna ofiara. Nie sadz
e, bys mg zapobiec temu.
Nie mogem, och, nie mogem odpowiedzia tamten z jawna ulga.
Przez piec i p dugich lat byem po prostu. . . mucha w jego pajeczynie. By
moim panem. Nic, co zrobiem, nie wynikao z mojej wasnej wolnej woli.
Wiem powiedzia Harry ale oni lubia udawac, z e tak jest. Kamstwem
uspokajaja wasne sumienie. To nieprawda bowiem, z e nalezysz do nich z wasnej
nieprzymuszonej woli.
Sumienie? Duch Armstronga przesiakni
ety by gorycza. Nie rozumiesz mnie, Harry. Kreatury takie jak Janosz Ferenczy nie zawracaja sobie gowy
takimi drobiazgami!
A wiec jestes rad, z e sie od niego uwolnies? Skad
wiec te z ale. Nalezysz
teraz do nieprzeliczonego swiata zmarych. Co, jak wielu z nich mi mwio, nie
jest tak ze, jak mgbys pomyslec.
Och? powiedzia Armstrong. Uczciwie myslisz, z e zmarli beda chcieli miec ze mna cokolwiek wsplnego?
Harry pomysla przez chwile.
Co najmniej dwoje przychodzi mi do gowy. A moze i wiecej. Co z twoimi
rodzicami, Seth?
Umarli kilka lat temu, tak. Ale. . . czy myslisz. . . ?
Mysle, z e kiedy sie pozbierasz, to mgby byc dobry pomys, by sprbowac
ich osiagn
a
c powiedzia Harry. Co zas do Przewazajacej
Wiekszosci, kto
wie? Moze nie potepiaja cie az tak bardzo, jak myslisz? Na pewno moge wstawic
sie za toba.
I zrobibys to?
Dlaczego nie? Zapytasz o mnie zmarych odpar Harry kiedy przyjdzie czas. Sadz
e, z e ci powiedza, z e nie jestem takim najgorszym typem. Ale
przedtem mozesz mi oddac pewna przysuge.
Mysli Armstronga znowu napeniy sie gorycza.
Nic za nic, co? Nawet to.
Nie, z le mnie zrozumiaes, Seth powiedzia Keogh. Mozesz mi odmwic, to nie zrobi z adnej rznicy. I tak poprosze, aby obeszli sie z toba lekko.
Jestes martwy i spalony. Oni wszyscy swietnie wiedza, nie mozesz zostac juz bardziej ukarany.
Co chcesz wiedziec?
Janosz uszed zacza
Harry z Rodos i prawdopodobnie w ogle z wyspy. Zabra z soba kobiete. Powiedziabys, zdaje sie, moja kobiete. Chce wiedziec,
gdzie jest.
237

Ona stanowi przynete, wiesz o tym?


Och tak, wiem. Ale i tak za nim pjde.
Wiec idz do Rumunii.
Keogh jekna.
To by najgorszy z mozliwych scenariuszy.
Wasnie stamtad
wrciem powiedzia nie bedzie atwo wybrac sie
tam znowu.
Tym niemniej, tam wasnie go znajdziesz. W zamku na wyzynach nad Halmagiu. Jestes jego jedynym z yjacym

wrogiem i najwiekszym z mozliwych wrogw. Ale, Harry. . . mam nadzieje, z e nie kochaes tej dziewczyny.
Przestan! Keogh zacisna
zeby, potrzasaj
ac
gowa, odpedzi upiorne obrazy, powoane do z ycia sowami Armstronga. Nie mw mi o tym.
Armstrong milcza. Nekroskop wyczu jego wspczucie i nawet. . . wyrzuty
sumienia.
To ty ja dla niego porwaes, prawda?
Armstrong znw zaka.
To zmienia wszystko? powiedzia, ale byo to stwierdzenie faktu, a nie
pytanie. Tak, on dosta sie do jej umysu, a ja ja zabraem.
Harry nie miota sie, nie przeklina, ale po prostu wsta i odszed ze zwieszona
gowa.
Darcy i Manolis poda
zyli za nim, patrzac
na niego. O nic nie pytali. Palenisko
pieca syczao i huczao.
W hotelu Harry sprbowa poaczy
c sie z Mbiusem. Siegna
swa swiadomoscia nekroskopa do miejsc, ktre zna doskonale. Odwiedzi w myslach cmentarz
w Lipsku, gdzie smiertelne szczatki
Augusta Ferdynanda Mbiusa spoczyway od
stu dwudziestu lat.
Sir? powiedzia Harry, okazujac
nalezny szacunek. August? To ja,
Harry Keogh. Wiem, z e upyneo troche czasu od chwili, kiedy bylismy w kontakcie, ale mam nadzieje, z e mgbym znowu z toba porozmawiac.
Czeka, ale odpowiedz nie nadesza. Tylko bolesna pustka. Tego mniej wiecej sie spodziewa. Czowiek, ktry nauczy go korzystac ze skadin
ad
cakowicie
hipotetycznego piatego

wymiaru, znajdowa sie teraz gdzies na zewnatrz.

Harry
nie potrafi powiedziec, jak dugo Mbius by nieobecny ani kiedy moze wrcic.
O ile w ogle powrci. Uczony by jego jedyna nadzieja. Prbowa wiec godzine,
dwie, az wreszcie Darcy zastuka do drzwi.
Jak poszo? zapyta, kiedy nekroskop otworzy drzwi. Harry pokreci
przeczaco
gowa.
Jestem godny powiedzia.
Jedli we trjke w tawernie poleconej przez Manolisa. W trakcie posiku, Harry
naszkicowa dalszy mozliwy rozwj wydarzen.

238

Manolis powiedzia musze dostac sie na Wegry. Najpierw Budapeszt,


a stamtad
do Halmagiu przez granice. To jest odlegosc jakichs stu piec dziesieciu
mil. Kiedy juz tam sie znajde, moge podrzowac szosa lub pociagiem.

Oczywiscie, jako turysta. Jak wiele czasu zajmie zaopatrzenie mnie w odpowiednie
dokumenty?
Manolis wzruszy ramionami.
Nie potrzebujesz z adnych. Twj angielski paszport mwi, z e jestes autorem. Masz grecka pieczec wjazdu. Jestes prawdziwym turysta albo pisarzem
zbierajacym

materiay. Mozesz po prostu poleciec do Budapesztu z Aten. Nawet


jutro, jesli chcesz. Nie ma problemu.
To takie proste?
Wegry to nie Rumunia. Ograniczenia sa tutaj mniej surowe. Rumuni uciekaja na Wegry kazdego dnia. Kiedy wyruszasz?
Za trzy albo cztery dni odpar Harry. Natychmiast, jak skonczymy
tutaj. Jezeli chodzi o Janosza, czas nie jest juz najwazniejszy. Sadz
e, z e on po prostu zagrzebie sie w grach Transylwanii i bedzie na mnie czeka. Wie, z e w koncu
tam przyjde.
Manolis popatrzy na niego.
Czas nie najwazniejszy wymamrota Grek, potrzasaj
ac
nieznacznie gowa.
W porzadku

powiedzia Keogh z miejsca, ostrym, niezwyczajnym u niego tonem. Wiem, co cie martwi. Suchaj, postaram sie to wytumaczyc najprosciej, jak potrafie. I wtedy, na rany Chrystusa, dajmy wreszcie temu spokj! Albo
Janosz juz zwampiryzowa Sandre, albo nie. Jezeli nie, to trzyma ja jak asa w rekawie. A jezeli on ja zmieni. . . wtedy, majac
chocby tylko cien szansy, zrobie
wszystko, aby ja zabic! Dla niej samej. Ale jezeli skupie sie na Sandrze, z pominieciem wszystkiego innego, to w ogle nie bede mg poprawnie myslec. A my
naprawde, kazdy z nas, musimy dobrze kombinowac. A wiec, Manolis, wiem, z e
uwazasz mnie za zimnego goscia, ale czy przynajmniej wszystko jest jasne?
Manolis pokreci gowa.
Nie zimnego powiedzia tylko bardzo silnego. Widzisz, Harry, niektrzy z nas nie sa tak silni.
Mysle, z e ty sobie poradzisz powiedzia Keogh i podnis do ust szklanke czerwonego wina.
A wiec za trzy, cztery dni wyruszysz na Wegry, tak? odezwa sie Darcy. Myslisz, z e powinnismy wyapac pozostaych?
Dokadnie tak odpar Harry. Ludzie czy wampiry Janosza kopia na
Halki. Inni moga siedziec na jego wyspie, a do tego jeszcze zaoga statku. Razem daje to wcale niemaa liczbe ludzi. Nie wiemy ponadto, w jakim stopniu sa
niebezpieczni. Jezeli wszyscy sa wampirami, to mozemy miec problemy. Sadz
e
jednak, z e nie wieksze niz z Armstrongiem.
239

Jezus. Przezegna sie Manolis. Czy nie myslisz, z e ten Amerykanin


by wystarczajaco
twardy?
O tak, bez watpienia

powiedzia nekroskop. Ja tylko gosno mysle,


przypominajac
sobie to, co widziaem w Gwiezdnej Krainie. Manolis, widziaes,
jak skuteczna potrafi byc kusza miotajaca
strzay z twardego drewna. Czy na Rodos mozna znalezc jakis taki specjalny orez ?
Kusze? Nie sadz
e. Chyba, z e. . . podwodne!
Ze stalowymi strzaami, tak?
Tak, stalowymi strzaami przytakna
Manolis, zastanawiajac
sie, co Harry ma na mysli.
Czy mozna je gdzies tu pokryc srebrem? Czy jest tu fabryka albo zakad,
ktry poozyby warstwe srebra na harpunach?
Manolis otworzy szeroko oczy.
Oczywiscie rozpromieni sie.

Swietnie,
kupmy wiec sobie dwie czy trzy takie wysokiej jakosci kusze
podwodne. Czy mozemy zostawic to tobie? zapyta Keogh.
Uprawiam ten rodzaj owiectwa i znam sie na tym. Najlepszy model nazywa sie Champion, woski wyrb z pojedyncza lub podwjna guma. Grot z metalowa zapadka, ktra otwiera sie w momencie uderzenia. . . Beda tak skuteczne,
jak twoja kusza.
Gumy? Darcy Clarke nie interesowa sie wodnymi sportami.
Maja gumowe wyrzutnie wyjasni Harry dla wiekszej mocy. Sa bardzo skuteczne, ale wolno sie aduja, a wiec potrzebujemy typ z pojedyncza guma,
o bardzo duzej sile. Manolis, lepiej kup z p tuzina. I Darcy, mysle, z e jest czas,
aby wezwac dodatkowa pomoc. Nie bedzie chyba zbyt trudno znalezc trzech czy
czterech ochotnikw sposrd twoich ludzi w Londynie.
INTESP? odpar Darcy. Oni tylko czekaja na jedno moje sowo.
Wezwe gosci ze sprawy Bodescu. Zajme sie tym od razu.
Dobrze. Keogh skina
gowa. Musimy zacza
c zanim oni tutaj sie
zjawia. Naszym pierwszym celem bedzie Halki. Wiemy, z e jest tam tylko pare
kreatur Janosza. I wasciwie, nie mamy jeszcze pewnosci, z e to rzeczywiscie sa
kreatury! Moga to byc po prostu ludzie, skuszeni zapata, nie zdajacy
sobie sprawy, dla kogo czy wasciwie dla czego, pracuja. Manolis, jak wiele czasu zajmie
pokrycie harpunw srebrem?
Jeden dzien.
Ile potrwa podrz na Halki?
Szybka odzia Grek wzruszy ramionami dwie godziny, najwyzej
dwie i p. Wyspa znajduje sie kilka mil od Rodos, ale az piec dziesiat
mil wzduz
brzegu. Halki to maa kropka. Po prostu skaa na morzu. Jedne wioska z kilkoma
maymi tawernami, jedna krtka szosa, troche gr i jeden zamek z czasw wypraw
krzyzowych.
240

Jutro jest sroda powiedzia Keogh. Jezeli dabys rade umwic nas
z pilotem odzi na czwartek rano, moglibysmy tam dotrzec przed poudniem. Czy
jest szansa w tej chwili odwiedzic tam skalny kie, ktry Janosz kupi na Dodekanezach?
Manolis potrzasn
a
gowa.
To zabraoby wieksza czesc dnia. Proponuje, abysmy zaatwili Halki
w czwartek rano i prosto stamtad
udali sie na Karpatos, by przyjrzec sie zatoce,
w ktrej zakotwiczy Lazarus. Nawiasem mwiac,
zarwno Halki, jak i Karpatos leza na czyms, co nazywa sie Morze Karpackie! Ten wampir lubi sie czuc
jak u siebie w domu, co?
To chyba tylko zbieg okolicznosci odrzek Harry. Zabawny, co prawda, ale nic ponadto. Natomiast zgadzam sie z tym, co powiedziaes. W kazdym
razie, posiki z INTESP powinny przybyc tutaj najpzniej w czwartek wieczorem.
Duzy stek Harryego, na wp surowy i bez warzyw, na pewno juz wystyg.
Nie tkna
go jeszcze, choc pozostali dawno skonczyli jedzenie. Od dawna juz nie
jad tak zimnego i surowego miesa. Nie mg sobie przypomniec, od jak dawna.
Wino o gebokim odcieniu czerwieni takze byo niezgorsze. Jezeli nie mozesz
ich pobic, przyacz
sie do nich? pomysla.
Manolis mimo wszystko mia racje, nazywajac
go zimnym. . .
W hotelu oczekiwaa na nich wiadomosc . Siostra przeozona ze szpitala dla
psychicznie chorych prosia o telefon od inspektora Papastamosa. Manolis zadzwoni natychmiast. Mwi do suchawki swa zwyczajna, szybkostrzelna greczyzna, z dugimi przerwami miedzy kazdym wybuchem. Darcy i Harry obserwowali jego ulegajac
a kolejnym przemianom twarz. Najpierw ostrozna i badawcza,
nastepnie zdumiona i w koncu radosna.
Trevor Jordan ma sie znacznie lepiej! krzykna,
usmiechajac
sie szeroko. Jest swiadomy, rozmawia cakiem do rzeczy! Nakarmili go, a nastepnie dali
jeszcze jeden zastrzyk, aby spokojnie przespa noc. Zanim zasna,
powiedzia, z e
chce sie z toba zobaczyc, Harry.
Darcy i Harry popatrzyli po sobie w zamysleniu.
Rozumiesz cos z tego? zapyta Clarke.
Moze. . . moze odlegosc usunea go poza zasieg Janosza? Keogh odezwa sie po chwili. Myslaem, z e jego stan jest trway. . . z e umys zosta okaleczony tak jak mj. Ale. . . moze Janosz nie potrafi zrobic czegos takiego. Moze
nie jest az tak dobry. A zreszta, co za rznica? Pozostaje nam tylko czekac do
rana, z eby to wyjasnic. . .

ROZDZIA TRZYNASTY
Pierwszy kontakt wyzwanie niewolnicy
Przed zasnieciem Keogh prbowa znowu poaczy
c sie z Mbiusem. Bez efektu. Mowa umarych powedrowaa do grobu Mbiusa w Lipsku, ale nikt nie odpowiada. Jedna z przyczyn, dla ktrych Keogh odracza poscig za Janoszem, bya
nadzieja na odzyskanie zdolnosci posugiwania sie liczbami, a przez to dostepu
do kontinuum Mbiusa. Taki mia plan, ktry. . . wydawa sie jednak zbyt trudny
do zrealizowania.
Nadszed sen. Troski przeniosy sie w sfere marzen. Harry, uwolniony od pomniejszych problemw i odwracajacych

uwage spraw swiata na jawie, dalej emi


towa swoje mysli ponad Wielka Ciemna Zatoka, przez ludzi zwana Smierci
a.
Wielu z niezliczonych zmarych syszao go. Odpowiedzieliby, pocieszyli, ale nikt
nie smia. Nikt z nich nie by tym, kogo on szuka.
Jednakze pomiedzy zmarymi bya osoba, ktra kochaa go bardziej niz pozostali i czua przed nim o wiele mniejszy respekt.
Harry? Jej mowa zmarych musnea go. Czy mnie syszysz, synu?
Nekroskop westchna
i przerwa poszukiwanie Mbiusa. Jego matka samym
tonem wymuszaa posuch.
O co chodzi, Mamo?
O co chodzi? Czy tak sie do mnie odzywasz?
Mamo znowu westchna
i sprbowa wytumaczyc jestem zajety. Nie
zdajesz sobie sprawy, jak bardzo to jest wazne.
Tak myslisz?- odpowiedziaa. Naprawde myslisz, z e nie zdaje sobie
sprawy? No, zdaje sobie, na tyle chociaz, by wiedziec, z e tracisz swj czas!
acy
Spi
umys Keogha igra z jej sowami, ale nie znalaz dla nich z adnego
wytumaczenia.
Co?! Tak do tego podchodzisz? Wyadowujesz na mnie swoja niecierpliwosc ? Zmarli moga cie wynosic pod niebiosa, ale oni nie znaja ciebie tak dobrze,
jak ja. I Harry, ty. . . jestes. . .
Mamo, ja. . .

242

Ty, ty, ty! Zawsze ty! Czy tylko ty sie liczysz? Kim jest ten ja, o ktrym
zawsze mwisz, Harry? I dlaczego nigdy nie mwisz my? Dlaczego zawsze
musisz myslec, z e jestes sam? Ze wszystkich ludzi ty akurat nie jestes sam. Od
miliona lat ludzie umieraja i kada sie w ciemnosci. Snuja rozmyslania i poda
zaja
tropami wasnej wyobrazni. Jeden oddzielony od drugiego, ale zaczeni

wsplnym pogladem,

z e smierc jest pozbawionym powietrza, swiata (takze i blu),


bezlitosnym wiezieniem. . . I oto pojawia sie mae, jasne swiateko o imieniu Harry Keogh, ktre mwi: Dlaczego nie rozmawiacie ze mna?
Ja was wysucham.
A wtedy bedziecie mogli rozmawiac tez z soba!
Aaaaa! Objawienie!
Nekroskop milcza. Nie wiedzia, co odpowiedziec. Nigdy jej takiej nie sysza, nawet kiedy spa. Nigdy nie traktowaa go w taki sposb.
Dlaczego jestem za? Nie do wiary! Przez cae lata nie moges ze mna
rozmawiac. A teraz w koncu. . .
Zdao mu sie, z e zrozumia, wiedzia, iz ona ma racje.
Mamo powiedzia inni potrzebuja zapewnienia, z e w smierci jest
jeszcze cos wiecej niz tylko samotnosc . Potrzebna jest im takze swiadomosc , z e sa
bezpieczni od takich jak Dragosani, Ferenczy czy inni tego rodzaju. Ale zmarych
jest tak wielu, z e nie zdoam z nimi wszystkimi rozmawiac.
Milczaa.
Jezeli wiec zdarza sie tak, z e sie z toba nie kontaktuje, to tylko dlatego,
z e cos bardzo, bardzo waznego mam do zrobienia. I mamo, tak bedzie zawsze. . .
mamo?
Och, wiem o tym synu. Tylko, z e ja. . . tak bardzo sie o ciebie martwie.
A zmarli. . . oni wcia
z o ciebie pytaja. Narazaja sie na kopoty. Czy nie rozumiesz, z e wszyscy chcemy ci pomc? I czy nie rozumiesz, z e miedzy nami sa
specjalisci ze wszystkich dziedzin, talenty ktre marnujesz?
O co chodzi, mamo? zapyta. Z tymi zmarymi? I co miaas na mysli
mwiac,
z e trace swj czas?
Prbujesz skontaktowac sie z Mbiusem, oto, co miaam na mysli odpowiedziaa natychmiast. Gdybys tylko by askaw pozostawac ze mna w kontakcie, wiedziabys! Do licha, prbowalismy zapac Mbiusa dla ciebie od momentu,
gdy tylko odzyskaes mowe zmarych!
Mbiusa jednak tam nie ma. Przebywa. . . Moze byc gdziekolwiek. Dokadnie gdziekolwiek! odezwa sie Keogh.
Wiemy o tym odpowiedziaa owo gdziekolwiek jest bardzo rozlege. Jeszcze go nie znalezlismy. Jezeli otrzyma twoja wiadomosc , mamy nadzieje,
z e zjawi sie natychmiast. Tymczasem nie musisz sie tym zajmowac. Mozesz poswiecic sie innym sprawom.
Mamo powiedzia Harry nie rozumiesz. Suchaj, Mbius znajduje
sie prawdopodobnie w swojej czasoprzestrzeni. Zmarli, nawet zmasowane mysli

243

wszystkich zmarych nie mogyby go tam dosiegna


c. To miejsce nie nalezy do
tego wszechswiata. Wiec nie tylko ja trace swj czas, lecz takze wy tracicie wasz!
Synu odpara kiedy Harry Junior odebra ci mowe zmarych i matematyczna intuicje, to czy poplata
tobie rwniez rozum?
Co?
Jesli korzystasz z kontinuum Mbiusa, jak wiele czasu w nim spedzasz?
Od razu spostrzeg, z e ona ma racje. Zastanawia sie, czy logika jest w ludzkim
mzgu poaczona

ze zdolnoscia operowania liczbami? Czy mody Harry ograniczy za jednym zamachem wadze jego umysu?
Bez czasu odrzek To jest natychmiastowe. Mbiusa nie spotkaem
w kontinuum. Uzywa wstegi po to, by dostac sie tam, dokad
chcia.
Po cz wiec tracic czas kierujac
mowe zmarych w jego grb w Lipsku?

Jest tak, jak powiedziaes: on przebywa gdzies na zewnatrz.


Smier
c nie odmienia
astronoma. Zwrcmy wiec nasze mysli na zewnatrz,
ku gwiazdom! I jesli on tam
jest, w koncu go znajdziemy.
Mamo, co ja bym bez ciebie zrobi? zawoa Keogh.
Ja tylko wskazuje ci wasciwa droge, Harry. Radze ci zaja
c sie tez innymi
sprawami.
Takimi jak?
Masz dostep do najbogatszej biblioteki na swiecie. Do ksia
zek, ktre nie
tylko zawieraja wiedze, ale jeszcze potrafia ja przekazac. Umysy zmarych tylko
czekaja, abys z nich czerpa wiedze. Tak jak uczyes sie od Mbiusa, tak mozesz
sie uczyc od wszystkich pozostaych.
Harry dawno temu podobny pomys odrzuci. Dragosani takze uczy sie od
zmarych. Tibor Ferenczy naucza go za. Podobnie nekromanta, Dragosani ukrad
talenty od Maksa Batu i tajemnice sowieckiego Wydziau E od Grigorija Borowica. Jednak w koncu z adna z tych zdobyczy mu nie pomoga. Wiecej, Ze Oko Batu
uczestniczyo w jego zniszczeniu. Niektrych spraw, jak na przykad przyszosci,
Harry wola nie znac. Matka oczywiscie natychmiast odczytaa jego mysli.
Moze i masz racje wtracia

ale powinienes zawsze o tym pamietac.


Tutaj sa talenty, Harry, i jezeli kiedys znajdziesz sie w potrzebnie, beda na kazde
twoje wezwanie. . .
Jej gos sab, odchodzi. Keogh utrudzony, odprez y sie, uwolni i pogra
zy
gebiej we snie.
Haaaarry? odezwa sie Mbius. Harry poznaby jego mowe zmarych
wszedzie.
August Ferdynand? Czy to ty? Szukaem cie odrzek Keogh.
Wiem Harry. Byem. . . tam. Ale to ty miaes racje, a oni sie mylili. Odwiedziem czasoprzestrzen. Mysli twoich zmarych przyjaci osiagn
ey mnie, kiedy
sie stamtad
wynurzyem. Dlaczego dopiero teraz odzywasz sie, Harry?

244

To nie bya moja wina odpowiedzia Keogh. Nie mogem byc z toba
w kontakcie. Ktos mi odebra. . . mowe zmarych. Zostaem odciety od wszystkich. To jeden z powodw, dla ktrych musze porozmawiac z toba teraz. Widzisz,
straciem nie tylko mowe zmarych, ale takze zdolnosc korzystania z kontinuum
Mbiusa. A teraz potrzebuje tego, jak nigdy przedtem.
Kontinuum? Potrzebujesz tego? Mbius nie by cakiem soba. Och,
wszyscy tego potrzebujemy, Harry. Zaprawde. Bez tego nie ma nic! To jest
wszystkim!. . . przepraszam, Harry, ale musze juz tam wrcic.
W porzadku

odpowiedzia nekroskop rozpaczliwie, czujac,


z e mysli
Mbiusa zmierzaja w innym kierunku. Przysiegam, z e nie zawracabym ci
gowy, gdyby to nie byo absolutnie niezbedne, ale. . .
To. . . to mwi do mnie! Gos Mbiusa przeszed w przepojony naboz enstwem szept, dryfujacy,
znikajacy.
Sadz
e, z e wiem, co to jest. Musze. . .
teraz. . . isc . . . Haaarry!
Jeszcze chwila i odszed. Znikna
i nie pozostao nawet echo. Wiedzia, z e
Mbius powrci do miejsca wyzszego od najwyzszych. Do kontinuum Mbiusa.
Keogh zosta pozostawiony samemu sobie i mg przespac noc, ktra choc
pozbawiona snw, nie daa mu jednak wytchnienia.
Nastepnego ranka mieli odwiedzic Trevora Jordana. Wyruszyli samochodem
Manolisa. Harryego wcia
z cos dreczyo.
Manolis powiedzia jestem idiota!
Powinienem o tym by pomyslec
wczesniej.
Pomyslec o czym, Keogh? zapyta Grek.
KGB wiedziao, z e jade do Rumunii. Wiedzieli o tym wczesniej, niz ja sam.
Czekali juz przy ladowaniu.

Ktos musia im to powiedziec. Ktos stad,


z Rodos.
Przez chwile Manolis patrzy bez wyrazu, ale zaraz usmiechna
sie szeroko
i walna
donia w udo.
Harry zacza
jestes bardzo niezwykym czowiekiem ze skrajnie osobliwymi uzdolnieniami ale chyba nigdy nie bedziesz prawdziwym policjantem! Wczoraj, kiedy opowiadaes nam te historie, sadziem,

iz rozumie sie samo


przez sie, z e musze dojsc do takiego wasnie wniosku. I doszedem. Nastepnie
zapytaem samego siebie, kto jeszcze spoza twojego najblizszego kregu wiedzia
o tej podrzy. Odpowiedz: nikt, za wyjatkiem

urzednika na lotnisku. Miejscowa


policja wasnie to sprawdza. Jezeli jest odpowiedz, oni ja znajda.
Dobrze zgodzi sie Keogh ale zmierzam do czegos innego. Nie pragne, z eby ktos czeka na mnie takze na Wegrzech.
Rozumiem twoja troske. Grek skina
gowa. Miejmy nadzieje, z e
miejscowi chopcy dobrze sie spisza.
Ani Manolis, ani Harry, ani Darcy, nie mogli wiedziec, z e dokadnie w tym
samym momencie policja rozmawiaa na lotnisku z mez czyzna obsugujacym

sta245

nowisko informacji pasazerskiej. Z nim i jego bratem, co do ktrego sami juz


od dawna z ywili pewne podejrzenia. Nie bardzo przejmowali sie odpowiedziami,
jakie otrzymywali, wiedzieli bowiem, z e w koncu i tak dostana te wasciwa.
W szpitalu dla psychicznie chorych siostra przywitaa caa trjke i zaprowadzia do pokoju Jordana. Pomieszczenie przypominao cele wiezienna. Mae,
z wysokimi, zakratowanymi oknami i drzwiami zaopatrzonymi w judasza, zamykanymi z zewnatrz.

Widac lekarze mieli jeszcze pewne obawy. Siostra zajrzaa


przez wizjer, usmiechnea sie i ruchem palca przyzwaa Harryego. Ten poszed
za jej przykadem i zajrza do pokoju. Jordan duzymi krokami przemierza ograniczona przestrzen w te i z powrotem, z rekami zaozonymi z tyu. Nekroskop
zastuka. Tamten od razu stana
w miejscu. Twarz mia ozywiona, czujna i wyczekujac
a.
Harry? zawoa. Czy to ty?
Tak, to ja odpowiedzia. Poczekaj chwileczke.
Siostra przekrecia klucz w zamku i caa trjka wesza. Ona zostaa na zewnatrz.

W srodku, Jordan uscisna


don Darcyego. Poklepa po plecach Manolisa, po
czym stana
bez ruchu i powoli przesa im powitalny usmiech.
A wiec powiedzia mamy z powrotem nekroskopa w druzynie, tak?
Na chwile odpowiedzia Harry, odwzajemniajac
usmiech. Przestraszyes nas, Trevor. Myslelismy, juz, z e on pogruchota ci umys.
Darcy Clarke po wstepnym uscisku doni, dyskretnie wycofa sie.
Przepraszam na moment.
Szybko wyszed na korytarz, a za nim Manolis. Stana
obok siostry, a wasciwie opar sie o sciane, z twarza kompletnie zbielaa.
O co chodzi? sykna
Manolis. Widziaem juz ten wyraz na twojej
twarzy.
Wywoaj tu Keogha wyszepta Darcy. Szybko!
Siostra wygladaa

na zaniepokojona. Darcy ostrzeg ja, kadac


palce na wargach.
Harry Manolis wsadzi gowe do pokoju i mwi swobodnie mgbys
wyjsc do nas na chwilke?
Czy masz cos przeciwko? Harry unis brwi i spojrza na Jordana.
Nie, wcale nie. Tamten potrzasn
a
gowa i usmiechna
sie dziwnie.
Nekroskop wyszed.
O co chodzi? zapyta.
Darcy zamkna
drzwi i przekreci klucz. Patrza przerazony na Harryego.
To wszystko jest nie tak! wyjasnia. Cos. . . jest z nim nie w porzadku.

A wasciwie, nic nie jest z nim w porzadku!

Keogh badawczo studiowa sciagni


eta, drzac
a twarz Darcyego.
246

Twj talent?
Tak. Tu nie czuc Trevora. Widac go, ale nie czuc. Mj anio strz go nie
czuje. On nie pozwoli mi tam zostac.
Harry? Dobieg ich gos Jordana zza zamknietych drzwi. Co sie tam
przeduza? Suchaj, musze ci cos powiedziec, ty i ja, w cztery oczy!
Manolis szybko zareagowa.
Bedziemy tu czekac szepna.

Ale odezwa sie Darcy niepewnym gosem czy to go powstrzyma?


pokaza na pistolet w reku Keogha.
Nekroskop skina
gowa.
On nie jest wampirem odpar. Wsadzi pistolet do wewnetrznej kieszeni
marynarki, przekreci klucz i wszed do srodku.
Tam zas Jordan siedzia w fotelu. Ruchem reki wskaza Harryemu krzeso naprzeciwko. Keogh usiad. . . ale ostroznie, przezornie, nie spuszczajac
oczu z tamtego.
A wiec powiedzia w koncu oto jestem. Cz to za wielka tajemnica,
Trevor?
I nagle zacza
tamten, ciagle

usmiechajac
sie swoim niesamowitym,
chytrym usmiechem juz sie tak o mnie nie martwisz.
Harry zauwazy, z e mez czyzna ukada sowa powoli, ostroznie, upewniajac

sie, z e wyartykuowa je nalezycie. W tym momencie domysli sie, jaki jest kopot
Jordana i postanowi to sprawdzic.
O nie, martwie sie o ciebie zmusi sie do usmiechu. Prawde mwiac,
nie uwierzybys, jak bardzo. Trevor, czy pamietasz, jak wy, ludzie INTESP
woaliscie na Harryego Juniora, kiedy sie nim opiekowaliscie?
Dziwnie przymilny wyraz zeslizgna
sie z twarzy Jordana. Rysy sposepniay
mu i wyostrzyy sie. Z oczu wyjrzaa pustka. Trwao to tylko chwile albo dwie.
Po czym. . . ozywienie powrcio.
Oczywiscie. Szef, tak na niego woalismy odrzek Jordan.
Zgadza sie przytakna
Harry i siegna
do kieszeni po pistolet ale jakos
dugo sobie to przypominaes. A przeciez wasnie ty szczeglnie go lubies. Czy
naprawde musiabys to sobie przypominac? Moze dopytywaes sie o to?
Wyciagn
a
pistolet. Trevor ruszy. Przedtem jego gesty wydaway sie byc tak
powolne, jak nurt wielkiej rzeki. Teraz jednak. . . Szybko jak byskawica, lewa
reka siegna
do garda Harryego, a prawa wepchna
pistolet z powrotem do marynarki.
Refleks nie zawid nekroskopa. Kiedy Jordan zerwa sie z fotela, Harry kopna
go miedzy nogi. . . Bezskutecznie, gdyz umys, ktry kontrolowa ciao tamtego, po prostu odsuna
bl. W rewanzu Jordan uwolni gardo Harryego i uderzy
go piescia twarda jak z elazo. Zanim oczy Keogha odzyskay po tym ciosie ostrosc

247

widzenia, napastnik na wp podnis go z krzesa i zaatakowa gowa. W ostatniej chwili Keogh zda
zy odwrcic twarz, ale cios zadany w skron z sia mota
oguszy go. Zanim odzyska czucie, Jordan posadzi go z powrotem na krzesle
i wyszarpna
z wewnetrznej kieszeni reke z pistoletem.
Drzwi otworzyy sie z hukiem i do pokoju wpad Manolis. Za nim Darcy,
opierajacy
sie wszystkim wysikom swego nieufnego talentu. Chrzakaj
ac
wsciekle, Trevor po raz ostatni sprbowa wyrwac pistolet z doni Harryego. Grek odepchna
go, a nastepnie piescia powali na ziemie.
Keogh poderwa sie i wycelowa w czoo Jordana.
Nie zmuszaj mnie krzykna
do opetanego czowieka, gosem ostrym jak
brzytwa.
Mez czyzna usiad, rozejrza sie wsciekle.
To nie ja byem zagrozeniem! warkna
gosem, ktry nie przypomina
juz gosu Jordana. To wy zagroziliscie mi!
To prawda odpowiedzia Harry nie zaatakowaes mnie osobiscie,
jeszcze nie, ale zrobibys to, predzej, czy pzniej. . . Janoszu Ferenczy! Zrobi
pistoletem gest nakazujacy
tamtemu wstac.
Janosz w ciele Trevora posucha. Podnis sie, patrzac
rozjuszony na otaczajac
a go trjke.

Swietnie,
Harry Keoghu mrukna
wreszcie. A wiec wiesz, kim jestem. Bardzo dobrze, podstepy na bok, w koncu sie spotkalismy. Chciaem cie
poznac i chciaem, z ebys i ty pozna moja moc. Widzisz, z jaka atwoscia opanowaem ten mzg? Telepatia? Ha! Trevor Jordan by najzwyklejszym amatorem!
Ty. . . ty sie osmielasz! Tamten postapi
do przodu.
Harry zacisna
zeby i przezornie wycelowa bron wprost miedzy oczy tamtego. . . ktry usmiechna
sie krzywo. Opetany zatrzyma sie niechetnie w p kroku.
Zachwia sie.
Co. . . ? Harry przymruzy oczy.
Ja. . . troche nadwerez yem to bezwolne, obwise cielsko chrzakn
a
Janosz Ferenczy z garda Jordana. Pozwl mi usia
sc .
Siadaj przyzwoli nekroskop. Tamten opad na fotel. Siedzia, kiwajac

sie z osabienia. Keogh raz jeszcze zaja


miejsce naprzeciw niego.

Smiao teraz, Janosz powiedzia. Dlaczego chciaes sie ze mna zoba


czyc? Zeby
mnie zabic?
Zabic cie? Zasmia sie przeciagle.

Gdybym tak rozpaczliwie pragna

twojej smierci, wierz mi, z e juz bys nie z y! Ale nie, chce ciebie miec z ywym!
Poczekaj! zblizy sie Manolis. Harry, mwisz, z e to jest Janosz Ferenczy? To jest naprawde Vrykoulakas?
Janosz-Jordan chmurnie zmarszczy twarz.
Greku, jestes gupcem! zawoa.
Manolis jeszcze sie zblizy, ale Darcy chwyci go za ramie.
248

To jego umys powiedzia jego telepatia kontrolujaca


ciao Trevora.
Zabij go! porywczo rzuci Manolis.
O to wasnie chodzi odpar Keogh. Nie zabilibysmy jego, ale biednego Jordana.
Janosz znowu zasmia sie.
Jestesmy bezradni szydzi. Mgbym sobie stad
wyjsc , czemu nie?
Zachowujecie sie jak mae dzieci! Przesta sie smiac i popatrzy groznie na Harryego. A wiec to ty jestes tym wszechmocnym nekroskopem, tak? Czowiek,
ktry rozmawia ze zmarymi, sawny zabjca wampirw? No, dla mnie jestes niczym.
Naprawde? zdziwi sie Harry. I dlatego tu jestes, z eby mi to powiedziec? W porzadku,

wiec juz powiedziaes. A teraz zmiataj stad


do swego zamku
w Karpatach i zabieraj swj brudny umys pijawki z gowy mojego przyjaciela.
Oczy w gowie Jordana patrzyy z taka wsciekoscia, z e zdaway sie wyskakiwac z oczodow. Jego rece, zacisniete na poreczach fotela, drzay.
To. . . bedzie. . . dla. . . mnie. . . wielka przyjemnosc , spotkac cie znowu,
Harry Keoghu odpar, zgrzytajac
zebami. Ale jak mez czyzna z mez czyzna,
twarza w twarz.
Harry by wysmienitym retorem. Wiedzia, jak miotac ciez kie obelgi.
Mez czyzna z mez czyzna?
fukna
z pogarda. Wznosisz sie na zabawne wyzyny, Janosz. Twarza w twarz? Do licha, na tym swiecie karaluchy stoja
wyzej od ciebie!
Manolis opad na kolano za krzesem Keogha i siegna
po bron.
Daj go mnie krzycza i powiedz tylko, co chcesz wiedziec, a wierz
mi, ja na pewno to z niego wydusze!
Odchodze teraz odrzek Janosz ale odchodze w przeswiadczeniu, z e
ty sam do mnie przyjdziesz. Otworzy usta, rozesmia sie i zakreci jezykiem
jak szaleniec. Jest to rwnie pewne jak to, z e dzis wieczr. . . ach, dzis wieczr!
Sodka Sandra bedzie sie wia w moim zku w erotycznych spazmach.
Zasmia sie gosno i skuli w fotelu. Powieki opady, gowa przechylia sie na
jedna strone, usta otworzyy sie. Z ich kacika

pocieka piana. Lewa reka, zwisajaca


z poreczy, lekko drzaa. Darcy i Manolis spojrzeli na siebie. Keogh rozluzni
chwyt na kolbie beretty. . .
Oczy Jordana nagle sie rozwary. Znowu zarechota, skoczy i wyrwa pistolet.
Ach, cha, cha! Dzieci, zwyczajne dzieci! wrzeszcza.
Po chwili wozy sobie lufe do prawego ucha i pociagn
a
za spust. Harry odskoczy, przewracajac
przy tym swoje krzeso. Na Darcyego i Manolisa spad
rzesisty deszcz krwi i ludzkiego mzgu. Lewa strona czaszki Jordana rozerwaa
sie na strzepy. Krzyczac
z przerazenia obydwaj instynktownie rzucili sie w ty.
W otwartych drzwiach siostry miosierdzia zasaniay usta rekami i z trudem
apay powietrze. Widziay wszystko.
249

Och, mj, B. . . B. . . Boze! Darcy wypad z pokoju, pozostawiajac


Harryego i Manolisa, wlepiajacych

wzrok w zakrwawione ciao Jordana. . .


Nekroskop i Darcy pozostawili przekazanie sprawy miejscowej policji (by to
prosty i oczywisty przepadek samobjstwa i mogli to potwierdzic swiadkowie).
Do hotelu wrcili pieszo.
Nie minea jeszcze dziesiata,
ale juz byo goraco
jak w piekarniku, z ar la
sie z nieba. Rozpala kamienne uliczki Starego Miasta. Darcy rzuci marynarke
i obmy sie w fontannie.
W hotelu wzieli prysznic. Keogh opatrzy swoje siniaki, po czym przez prawie
caa godzine siedzieli i nie robili nic. . . Manolis doaczy

do nich na krtko przed


poudniem.
Co teraz? chcia wiedziec czy postepujemy dalej zgodnie z planem?
Tak i nie odpar Harry. Wy dwaj udacie sie do Halki jutro, nastepnie
Karpatos. Zobaczycie, co da sie tam zrobic. Dostaniecie tez wkrtce wsparcie
z INTESP. Ale ja nie moge czekac. Musze sie policzyc z tym skurwielem. Za to,
co powiedzia o Sandrze. Nie moge z tym z yc. Musze zrobic z tym porzadek.

Lecisz na Wegry? Manolis wyglada


na wyczerpanego.
Tak odpowiedzia. Widzisz, kiedy Sandra zostaa porwana, pomyslaem, z e to bez rznicy: po prostu zostanie wampirem i nie mozna jej pomc. Nie
braem pod uwage, z e on moze ja wykorzystac w ten sposb. No, moze rzeczywiscie ona sama juz nie cierpi, ale ja tak. A wiec. . . musze leciec. Nie tyle juz nawet
dla niej, co dla siebie samego.
Darcy pokreci gowa.
To niedobry pomys wtraci.

Patrz, Janosz specjalnie drazni cie.


Wyzwa na pojedynek, ktrego, jak uwaza, nie mozesz wygrac. I ty na to idziesz.
Teraz jest czas na uspokojenie gry, na wybiegniecie mysla wprzd, czas na plany
i przygotowania. To nie jest czas, by dziaac pochopnie i dac sie zabic! Wiesz, jak
trudno bedzie sie dostac do Janosza. Ale rwniez zdajesz sobie sprawe z tego, z e
jezeli go zostawisz w spokoju, predzej czy pzniej on sam do ciebie przyjdzie.
Wtedy ty bedziesz mg dyktowac warunki.
Harry przyaczy

sie Manolis sadz


e, z e Darcy moze miec racje. Ja
wcia
z nie wiem, dlaczego ten maniak zabi siebie, a nie ciebie. To co teraz planujesz. . . jest zwyczajnym zakadaniem sobie sznura na szyje!
Byc moze zgodzi sie Harry ale musze to rozegrac tak, jak to widze.
Janosz pokaza mi, jaki jest potez ny! Zrani moje serce, ale nie chcia zabic.
Jest tak, jak powiedzia: on chce mnie miec z ywego. Jestem nekroskopem. Posiadam niezwyke talenty. W mojej gowie zamkniete sa tajemnice, do ktrych
Janosz chce dotrzec. Och, on moze rozmawiac z niektrymi ze zmarych, biedny
skurwiel, na ten swj potworny sposb nekromanty. Nie potrafi jednak zdobyc
ich szacunku. Jest przny, jak oni wszyscy. Wiec. . . nie spocznie, dopki nie sta250

nie sie najpotez niejszym wampirem, jakiego kiedykolwiek na swiecie widziano.


I wasnie dlatego szuka sposobu, z eby ukrasc moje zdolnosci.
Zdaje sie, z e wy dwaj bedziecie mieli wystarczajaco
duzo kopotw. Nie martwcie sie o mnie, martwcie sie o siebie. Manolis, jak z tymi podwodnymi kuszami?
Chciabym cie tez prosic, z ebys zarezerwowa dla mnie miejsce w samolocie do
Aten. Gdzies, powiedzmy, na jutro rano, z poaczeniem

do Budapesztu.
Hola! wtraci
sie Darcy. Zmienies temat troszeczke za szybko, Harry.
Popatrzmy prawdzie w oczy, naprawde nie ma porwnania miedzy tym, co nam
sie tu kroi, a tym, naprzeciw czego ty staniesz w Karpatach. Poza tym Manolis
i ja jestesmy razem, a najpzniej jutro wieczorem przybeda posiki. A ty bedziesz
zdany na samego siebie.
Keogh popatrzy na niego i usmiechna
sie.
Na samego siebie? Naprawde nie, Darcy odrzek. Mam wielka ilosc
przyjaci w bardzo wielu miejscach. Jeszcze nigdy mnie nie opuscili.
Na Boga, tak! Ciagle
zapominam, kim. . . czym. . . jestes pomysla Darcy.
Przyjaciele? zdziwi sie Grek, ktry zagubi sie w tej wymianie zdan.
Na Wegrzech, w Rumunii?
Tam tez powiedzia Harry i wzruszy ramionami. Wszedzie.
Wsta. Ide do pokoju. Sprbuje poaczy
c sie z paroma ludzmi. . .
Wszedzie? powtrzy Manolis, gdy tamten odszed. Darcy pokiwa gowa i mimo obezwadniajacego,

srdziemnomorskiego z aru, zadrza.


Nekroskop ma wielu przyjaci wyjasni. Na caym swiecie, cmentarze sa ich pene.
Keogh znowu prbowa poaczy
c sie z Mbiusem. Jednak bez powodzenia.
Chcia tez rozmawiac z Faethorem, z eby sprawdzic kilka rad, ktrych dawno zgasy wampir mu udzieli, a ktre teraz wydaway sie wysoce podejrzane. Sadzi,

z e to palacy
z ar poudniowego sonca, lejacy
sie z nieba rumunskiego tak jak
i z greckiego, powstrzyma Faethora. Rozczarowany siegna
po koniec myslami
do szpitala dla psychicznie chorych na Rodos, gdzie Trevor Jordan leza teraz
w kostnicy, w spokoju, po zakonczeniu swoich ziemskich prac i poza zasiegiem
nedznego fizycznego swiata. W tym przynajmniej miejscu odnis sukces.
Czy to ty, Harry? Zmary gos Jordana naznaczony by niepokojem.
Alez oczywiscie, ktz inny mgby to byc? Ciesze sie, z e przychodzisz. Chce, bys
wiedzia, z e to nie byem ja. To znaczy, ja bym nigdy nie mg. . .
Oczywiscie! przerwa Harry, mwiac
gosno, jak to mia zwyczaj robic, gdy czas, okolicznosci i miejsce na to pozwalay. Wiem o tym, Trevor. To
jest jedna z przyczyn, dla ktrych chciaem z toba mwic. Musisz pozwolic odpocza
c swojemu duchowi. My wszystko rozumiemy. Janosz uzy ciebie, wykorzysta. Przekaza swoje mysli i przerazajace
czyny. Musia cie jednak zamordowac,
aby sie podwjnie upewnic, z e za nim pjde!
251

Harry zawoa Jordan to juz sie stao i wiem, z e nie da sie tego
odwrcic. Och, przypuszczam, z e to dotrze do mnie pzniej, kiedy uswiadomie
sobie, jak wiele straciem. Mysle, z e oni, to znaczy my wszyscy musimy przez
to przejsc . Ale w tej chwili interesuje mnie tylko zemsta. Po stokroc wole byc
martwy niz niemartwy, we wadzy tego potwora!
Jak biedny Ken Layard.
Tak, jak Ken.
Harry wyczu drzenie martwego czowieka.
Jest cos innego, z czym musze zrobic porzadek

westchna.
Ken nalez y teraz do Janosza, ale z e Sandra jest jego. . .
Przez chwile tylko pusta, zmartwiaa z grozy cisza przepenia jego umys.
O Boze, Harry. . . tak mi przykro!
Harry czu wspczucie tamtego. Milcza pogra
zony w smutku.
Boze, to wydaje sie niemozliwe podja
w koncu Jordan, mwiac
tylez do
Keogha, co do siebie. Wyprawilismy sie do Grecji, by znalezc troche proszkw

i popatrz, co znalezlismy. Smier


c, zniszczenie i. . . zaraze, ktra moze wybuchna
c
w kazdej chwili. Harry, jego umys to wielki, czarny, nieodparty wir.
A to jest nastepna rzecz, o ktrej chciaem z toba porozmawiac zacza

nekroskop. Jego panowanie nad toba, nawet na odlegosc . Jak cos takiego mogo sie zdarzyc? Byes przeciez telepata.
W tym sedno odpar Jordan z gorycza. Harry, jestesmy wszyscy jak
radiostacje, to znaczy, nasze umysy. Wiekszosc z nas operuje na bardzo osobistych czestotliwosciach. Mwimy tylko do siebie. Przesyamy do siebie mysli.
Wiekszosc z nas. Telepaci natomiast maja ten dar, z e potrafia dostroic sie do dugosci fal innych ludzi. Ale Janosz jest stacja wyzszego rzedu, z wieksza iloscia
funkcji. Zap tylko jego fale, a on zaguszy jej emisje, pjdzie po twoim sygnale i dosownie przejmie go. Im twj sygna jest mocniejszy, tym szybciej on go
zlokalizuje. I tym silniej uderzy. To takie proste.
Sadzisz,

z e dosta sie do ciebie, poniewaz jestes telepata?


W takim razie
zwykli ludzie byliby bezpieczni?
Nie moge tego powiedziec z caa pewnoscia, ale tak mi sie wydaje. Jedno
jest jasne: z takim umysem musi byc takze potez nym hipnotyzerem. W istocie
posiada wszystkie zwyke i niezwyke moce wampirw!
To znaczy, z e cos, co powiedzia mi Faethor, jest bzdura.
Faethor? Rozmawiaes znowu z tym skurwielem o czarnym sercu? Harry,
to on jest ojcem Janosza!
Wiem odpar Harry ale trzeba z nim mwic, z eby go poznac.
No, mysle, z e sam wiesz najlepiej, co robisz. Ale nigdy nie wpuszczaj
Janosza do swojego umysu. Trzymaj skurwiela z daleka, bo jezeli raz sie tam
wedrze, zostanie na dobre!
Dokadnie przeciwnej rady udzieli mu Faethor.
252

Zapamietam twoje sowa powiedzia Keogh. Trevor, czy cokolwiek


moge dla ciebie zrobic? Jakies wiadomosci?
Zostawiem kilku przyjaci. Chciabym im cos przekazac. Ale nie w tej
chwili. Moze bedziesz mg do mnie powrcic. Taka w kazdym razie mam nadzieje.
Trevor, w z yciu byes telepata. Twj talent jest tutaj takze skuteczny. Nie
bedziesz, nie pozostaniesz nigdy sam. Zobaczysz, czy nie mam racji. I jeszcze
ostatnia rzecz.
Tak?
Chciabym miec pewnosc , z e zostaniesz poddany kremacji. I wtedy, jezeli
wszystko pjdzie jak trzeba, bede chcia zatrzymac twoje prochy.
Harry powiedzia Jordan po pewnej chwili czy ktos kiedykolwiek
nazwa ciebie cmentarzologiem? Rozesmia sie nerwowo. Do diaba, nie
dbam o to, co stanie sie z moimi prochami! Choc mysle, z e bede mg czesciej
z toba rozmawiac, prawda? To znaczy, stojac
na twoim kominku?
Mysle, z e tak rzek Keogh.
Harry ciagle
nie mg sie poaczy
c ani z Mbiusem, ani z Faethorem. Monolis
i Darcy wrcili z miasta. Przywiezli kusze. Woski model Champion z bardzo
silna, pojedyncza gumowa wyrzutnia.
Widziaem kiedys czowieka przypadkowo postrzelonego w udo czyms takim opowiada Grek. Musieli otworzyc mu noge i wykroic z niego harpun!
Groty sa teraz srebrzone. Odbierzemy je wieczorem.
A mj lot do Aten? Postanowienie Harryego byo silne jak zawsze.
Jutro o drugiej trzydziesci. Jezeli nie bedzie kopotw z przesiadka, wyla
dujesz w Budapeszcie okoo szstej czterdziesci piec . Ale obydwaj bardzo bysmy
chcieli, z ebys zmieni decyzje. Manolis westchna.

To prawda popar go Darcy. Jutro w nocy nasi ludzie z INTESP beda


tutaj. Prbuje tez skontaktowac sie z Zek Fener i Jazzem Simmonsem w Zakinthos. Skompletujemy diablo dobry zesp, Harry. Absolutnie nie ma potrzeby,
z ebys lecia sam na Wegry. Ktos mgby ci towarzyszyc przynajmniej przez czesc
drogi. Powiedzmy, dobry telepata albo przepowiadacz przyszosci.
Zek Fener? Na dzwiek tego imienia Harry wbi wzrok w Darcyego
i zmarszczy czoo. I Michael Simmons? Och, oni na pewno beda chcieli w tym
wzia
c udzia, bez watpienia!

Po chwili przekaza informacje Trevora Jordana o niezwykej mocy pozazmysowej wampira.


Czy nie zdajesz sobie sprawy, kim jest Zek Fener? Jest najlepsza telepatka
na swiecie. Tylko pozwl jej umysowi stana
c przeciw Janoszowi, a on zawadnie
nia!
Co zas do Jazza. . . by swietnym towarzyszem w Gwiezdnej Kraninie, ale tu

253

nie jest strona gwiezdna. Prawda jest taka, z e nie mam odwagi zabierac ktregokolwiek z naszych utalentowanych ludzi przeciw Janoszowi. On ich powyapuje
po kolei i uzyje dla wasnych celw. Musze zaatwic wszystko w pojedynke. Zbyt
wielu dobrych ludzi przezyo juz zbyt wiele.
Oczywiscie, masz racje przytakna
Darcy. Ale ty jestes nasza najwieksza szansa, naszym asem atutowym, Harry. Dlatego trudno tak puscic cie bez
sowa i pozwolic, z ebys nadstawia karku. Bez ciebie. . . Tak, szukalibysmy po
omacku, dokoa, w ciemnosci.
Nie bede sie z toba spiera powiedzia cicho Keogh. Ja sam za siebie
odpowiadam.
Jego gos nis nute ostatecznego rozstrzygniecia i determinacji. . .
Wieczorem wyszli po posrebrzane harpuny. W drodze powrotnej zatrzymali
sie w tawernie, by sie napic i posilic. Jedli przez chwile w ciszy.
Wszystko wrze, czuje to odezwa sie Darcy. Mj talent modli sie,
z eby jutro nigdy nie nadeszo, ale sam wie, z e bezskutecznie.
Harry podnis gowe znad duzego, surowego steku.
Najpierw przespijmy te noc, dobrze? Jego sowa zabrzmiay ponuro,
twardo i niezwyczajnie.
Nekroskop nie mg o tym wiedziec, ale czekaa go ciez ka noc. Zanim jeszcze
jego gowa dotknea poduszki, zosta od razu owadniety dziwnymi snami. W zasadzie realnymi, ale nieuchwytnymi i tajemniczymi, ktrych prawdopodobnie
nie bedzie pamieta na jawie.
Od czasu, gdy jego talent nekroskopa rozwina
sie, zna dwa rodzaje snw.
Realne, podswiadome przetasowania zdarzen i wspomnien ze swiata jawy,
ktrych kazdy mg doswiadczyc.
Metafizyczne przesania w formie przestrg, omenw, a niekiedy wizji i krtkich wejrzen w wydarzenia, ktre dawno przeminey i w inne, ktre dopiero miay
nadejsc . Te drugie zapowiedziay rozwj mowy zmarych, umozliwiajac
umarym
infiltracje jego spiacego

umysu. Nauczy sie oddzielac te dwa rodzaje. Wiedzia,


ktre byy wazne i ktre powinien pamietac, a ktre mogy zostac zapomniane.
Niekiedy jednak nachodziy na siebie, gdy rozmowa ze zmarym przyjacielem
przeistoczya sie w realny sen albo w koszmar. Mogo to tez atwo dziaac
w druga strone, kiedy meczacy
sen bywa kojony interwencja umarego przyjaciela.
Tej nocy Harry doswiadczy wszelkich mozliwych koszmarw sennych.
Zaczeo sie to zreszta niewinnie, lecz w miare upywu czasu. . . Gdyby ktos
dzieli z nim pokj, zobaczyby go przewracajacego

sie i drzacego.

W koncu te zmagania zmeczyy nekroskopa, zapad gebiej w sen i jak to


sie czesto zdarzao, wkrtce znalaz sie na pogra
zonym w mroku cmentarzu. Nie
uczyni jednak najmniejszego gestu, by sie przedstawic, lecz wedrowa pomie254

dzy obrosnietymi zielskiem, popekanymi nagrobkami, srebrzonymi ksiez ycowa


poswiata.
Przygruntowa mga przewalaa sie pomiedzy wystajacymi

korzeniami karowatych drzew i zamienia dobrze wydeptane sciezki miedzy cmentarnymi dziakami w splatajace
sie mleczne wsta
zki. Harry w milczeniu wybiera droge oswietlona lunarna lampa, a mga niemal oblepiaa mu kostki.
Nagle zorientowa sie, z e nie jest w tym miejscu sam. Poczu taki chd, jak
nigdy przedtem na z adnym polu pochwnym. Wstrzyma oddech i sucha, ale.
nawet bicie jego wasnego serca wydawao sie zatrzymywac w tym strasznym
miejscu. Nie by to nadnaturalny chd i cisza, lecz sama natura ciszy. Sami zmarli
pozostawali w milczeniu. Lezeli skamieniali w grobach, porazeni groza czegos,
co kra
zyo nad nimi.
Keogh pragna
stamtad
uciec. Naglia go niezwyczajna mu potrzeba oddalenia
sie od miejsca, ktre powinno stanowic dla niego bezpieczna przystan na wzburzonym morzu snu. Zarazem jednak ciagn
eo go w strone pokrytego mga rogu
cmentarza, gdzie zielona, wilgotna roslinnosc piea sie bujnie w kebach oparw.
Wyziewy grobowe pomysla jak zimny oddech zmarych, przesaczaj

a
cy sie ku grze!
Cos zachlupotao mu pod stopa, jak rozgnieciony pek wodorostw. Harry popatrzy w d. Sta na samej granicy zielonosci roslin i czerni wieczornej otchani.
Nienaturalna mga unosia sie ku grze, prawdopodobnie z jakiejs prastarej kamiennej mogiy. Na ziemi az roio sie od czarnych grzybw.
Czyj to grb zastanawia sie z ktrego te trujace
grzyby czerpia swoje
zepsute soki z yciowe? Przeszed przez kurtyne wilgotnej, lepiacej
sie zieleni.
Ciez kie liscie i opierajace
sie bluszcze z niechecia go przepusciy. Wynurzy sie
po drugiej stronie. . . Wydawao mu sie, z e znalaz sie w zupenie innym miejscu.
Nie byo tu pomnikw ani pochylonych, omszaych nagrobkw, ani zarosnietych dziaek, ale. . . bagno.
Keogh sta na krawedzi szerokiego, zamglonego trzesawiska. Gnijace
drzewa,
zmurszae pnie wydzielay straszliwy odr. Wszedzie dokoa, gdzie tylko wystawaa kepa na wp twardej ziemi, pomarszczone, czarne muchomory rosy w chorobliwych, wstretnych gromadach, uwalniajac
zabjcze, czerwone zarodniki.
Chcia umkna
c, wrcic po sladach. Odkry jednak, z e wrs w ziemie, przycia
gniety tajemnicza sia tredowatego, czarnego bagna. Nagle trzesawisko zadrzao,
z wolna utworzyy sie mae zmarszczki, jakby cos duzego ruszao sie pod sama
powierzchnia. W nastepnej chwili z gebin bagiennych wyrosa. . . parujaca
pyta
nagrobna, wraz z wasna prostokatn
a dziaka obrzydliwie ruszajacej
sie ziemi.
Az do tego momentu sen Harryego, choc niespokojny, pyna
jak jakis dziwny
balet w zwolnionym tempie. Natomiast jego pozostaa czesc nabraa szarpiacej

nerwy szybkosci i dzikosci.

255

Pragna
odwrcic sie i biec. Mg jednak tylko patrzec, jak botnista maz odpada od pyty grobowej ujawniajac.
. . tozsamosc jego mieszkanca:
HARRY KEOGH: NEKROSKOP
Kopiec cmentarny nagle sie rozerwa, wyrzucajac
paty ziemi we wszystkich
kierunkach. A tam, w otwartym grobie lezaa podobizna czy tez groteskowa karykatura samego Harryego. . . Ozdobiona wszedzie dojrzewajacymi,

penymi zarodnikw grzybami.


Keogh prbowa krzykna
c, ale. . . jego sobowtr wykona te prace za niego.
Z przerazliwym pluskiem, to cos usiado w szeroko otwartym grobie, otworzyo
z te, wypenione ropa slepia i wrzeszczao, zanim nie przegnio w czarny, gulgoczacy
pien.
Harry wznis don do oczu, by obronic sie przed widokiem tej rzeczy i. . .
jego reka pokrya sie guzkami niczym potwornymi czerniakami rozwijajacymi

sie
i wyrastajacymi

z rozkadajacego

sie ciaa. Dopiero teraz zobaczy, dlaczego nie


mg uciekac. Zapusci bowiem korzenie i sam by jakims hybrydalnym grzybem,
ktrego czukowate palce ng wczepiy sie w brzeg rozkadajacej
sie gleby ponad
niespokojnie falujacym

grzezawiskiem.
Obrci wiec twarz do ksiez yca i zacza
woac, nie ciaem przemienionym
w zabjczego grzyba, ale dusza.
Chryste! Och, Chryste!
Zanim butwiejaca,
grzybiczna bona zda
zya zabliznic mu oczy, spostrzeg, z e
ksiez yc sta sie czaszka, ktra smieje sie do niego z krwawego nieba. Purpurowe
sklepienie zagrzmiao. Ksiez yc-czaszka wyciagn
a
na d szkieletowate ramiona,
wyrwa go z wsysajacego

bagniska i przywrci konczynom ludzkie ksztaty.


Haaarry! zanuci ksiez yc gosem Sandry. Harry! Och, dlaczego mi
nie odpowiadasz?
Nekroskop rzuca sie w zku i poci. Wysya rozedrgana mowe zmarych
w nocny mrok.
Nie, nie, Harry przybieg znowu naglacy
mentalny gos Sandry. Nie
potrzebuje tego, poniewaz nie jestem martwa. Moze lepiej, gdybym bya. Popatrz
tylko na mnie teraz, popatrz na mnie teraz!
Zmusi sie do otwarcia oczu. Popatrzy i prbowa pogodzic sie z niezwykoscia tego, co ujrza.
Gotycka scena przerazaa. Harry jednak dobrze zna ludzi bioracych

w niej
udzia. Sandre, chodzac
a wielkimi krokami w te i z powrotem, zaamujac
a rece
i rwac
a wosy z gowy. Kena Layarda, skulonego nad drewnianym stoem, dziwnie

osunietego i zgietego. Sciskaj


acego

gowe szponowatymi rekami i wpatrujacego

sie goraczkowo

w nieodgadnione zakamarki wasnego umysu. Teraz stworzenie


Janosza.
Keogh istnia w sposb niematerialny i bezcielesny. Pozna to od razu, po tym
samym bezczuciu niebytu, ktrego doswiadczy w tych dziwnych czasach mie256

dzy smiercia fizycznego Harryego Keogha, a inkorporacja jego ducha i umysu


przez Aleca Kylea. By wiec tu nie ciaem, ale jedynie duchem. Niewiarygodne,
zaiste niemozliwe poza obszarem snw i bez pomocy metafizycznego kontinuum
Mbiusa. A jednak swoim instynktem nekroskopa Harry pozna, z e to jest cos
wiecej niz tylko sen.
Zbada swoje otoczenie.
W sklepionej wnece z surowego kamienia stao masywne zko z baldachimem. Poza tym w pokoju znajdowao sie niskie legowisko z wypchanymi soma
materacami i zaplesniaymi kocami. Szerokie drewniane krzesa i nieheblowany st, wielki kominek i sczerniay przewd kominowy oraz zbutwiae tkaniny
na ponurych kamiennych scianach. Nie byo tu okien, a jedynie solidne debowe
drzwi z z elaznym okuciem. Zaryglowane od zewnatrz.

Swiato
pochodzio od dwch stopionych swiec, sczepionych woskiem ze stoem, przy ktrym Layard siedzia skulony w goraczkowej

koncentracji. Pomien
migotliwie rozjasnia sklepiony sufit, z saletrowymi krysztaami zaskorupiaymi
w zaprawie acz
acej
masywne, z obione kamienne bloki. Podoga bya uozona
z kamiennych pyt. Atmosfera zimna i nieprzyjazna, a caa scena przesiakni
eta
groza lochu. To miejsce byo lochem albo czyms tak podobnym, z e wasciwie nie
stanowio to rznicy. Lochem w ruinach zamku Ferenczego.
Harry? Gos Sandry by cichym, zaleknionym szeptem, zduszonym
z obawy przed obudzeniem. . . czyjejs czujnosci.
Zatrzymaa sie. Mimowolny dreszcz przerazenia wstrzasn
a
jej ciaem. Szeroko otwartymi ustami zaczerpnea powietrza i z wysikiem wysunea twarz ku
przodowi, wbijajac
wzrok w pustke.
Harry, czy to. . . ty?
Ken Layard podnis gowe.
Masz go? zapyta.
Jego twarz bya posepna, skrecona niewyobrazalnym cierpieniem. Zroszona
zimnym potem zatrzymujacym

sie na brwiach. Kiedy sie odezwa, obraz zacza

sie koysac, a Harry, wbrew wasnej woli. . . wymykac.


Nie pozwl, z eby sie wyslizgna! syknea Sandra.
Podbiega do stou, chwycia gowe Layarda w donie, uzyczya mu wasnej
woli, wspierajac
jakis pozazmysowy wyczyn, ktrego dokonywa. Pokj znowu
zastyg. Bezcielesny nekroskop w koncu zrozumia.
Jak na razie nie zostali jeszcze cakowicie zniewoleni przez Janosza. Ciagle

musia ich pilnowac, zamykac. A poniewaz wiedzieli, z e zostali skazani na suzbe


u niego jako niemartwe wampiry, poaczyli

swoje ESP w ostatnim wysiku, by


sie mu oprzec, dopki jeszcze przynajmniej czesc ich dusz i umysw do nich
nalezaa. Ken Layard uzy swojego talentu, by zlokalizowac i przytwierdzic
Harryego do jego zka w hotelu na Rodos. Sandra poda
zya tropem podanych
przez Layarda namiarw, z eby nawiaza
c z nekroskopem telepatyczne poaczenie.

257

Z ich mocami, wzmocnionymi i zwielokrotnionymi przez zwiazki


wampiryczne,
jakie Janosz im wszczepi, powiodo im sie ponad oczekiwanie. Nie tylko odnalezli Harryego i nawiazali

z nim kontakt, ale dali mu telepatyczny i wzrokowy


dostep do ich lochu wiezienia.
Sandra miaa na sobie jaka
s przeswiecajac
a halke. Na piersiach i posladkach
widac byo ciemne plamy, ktre mogy byc jedynie siniakami. Strj Layarda stanowi szorstki koc, zwiniety w rodzaj sutanny.
Musiao byc bardzo zimno w tym potajemnym schowku starego zamku. Keogh jednak susznie przypuszcza, z e chd nie ma juz do nich dostepu.
Harry! Harry! syknea znowu, zwracajac
wzrok wprost ku jego bezcielesnej obecnosci. Wiem, z e cie mamy! Dlaczego wiec nie odpowiadasz?
Strach i bezsilnosc maloway sie w jej wielkich, okragych

oczach.
Wy. . . mnie macie szepna
wreszcie. Musiaem tylko przywykna
c,
nic wiecej.
Harry! Gwatownie wypuscia powietrze, ktre w zimnie lochu zamienio sie w kab
pary. Mj Boze, naprawde cie mamy!
e czy cos w tym
Sandra powiedzia, juz z ywiej. Ja teraz spie. Sni
rodzaju. Ale moge sie obudzic lub zostac obudzonym w kazdej chwili. Po tym. . .
moze bedziemy mogli sie poaczy
c, a moze nie. Zrobiliscie to, nawiazali
scie ze
mna kontakt dla jakiejs przyczyny, wiec lepiej bedzie, jezeli od razu przejdziesz
do rzeczy.
Jego sowa, tak zimne, odlege, puste wydaway sie ja oszoamiac. Nie by
takim, jakiego oczekiwaa. Podesza do stou i opada na krzeso obok Layarda.
Harry powiedziaa on mnie uzy, zmieni, zatru. Gdybys kiedykolwiek mnie kocha, co czubys teraz? Krzyczabys! A ty nie krzyczysz.
Nie czuje nic odpar. Brak mi odwagi, by cokolwiek czuc. Rozmawiam z toba, ale nie patrze do srodka.
Schowaa gowe w doniach i rozpaczliwie zakaa.
Zimny, taki zimny. Czy kiedykolwiek, kiedykolwiek w swoim z yciu byes
czuy?
Sandro odpar jestes wampirem. I chociaz pewnie o tym nie wiesz,
juz zdradzasz cechy wampira. Rzadko rozmawiaja, zazwyczaj uprawiaja sowne
gry. Graja na uczuciach, ktrych same ani nie znaja, ani nie rozumieja jak
miosc , uczciwosc , honor. I na innych, ktre rozumieja az za dobrze, jak z adza

i nienawisc . Da
za do zamazania problemw, a przez to, stepienia umysw swoich oponentw. A dla wampira kazde stworzenie, ktre nie jest jego niewolnikiem,
jest jego oponentem. Odnalazas mnie, bez watpienia

dlatego, z e chcesz mi powiedziec cos waznego, ale teraz wampir w tobie opznia to, sciaga
cie z kursu.
Nigdy mnie nie kochaes! oskarzya go, wypluwajac
sowa i odsaniajac

odmienione zeby.

258

Wtedy dopiero spostrzeg, jak bardzo jej oczy, a takze oczy Kena Layarda byy
z te i zdziczae.
Harry przyjrza sie teraz dokadniej dwojgu wiez niom Janosza. Zobaczy, jak
dobrze wampir wykona swoje dzieo. Oprcz oczu, ich ciaa niewiele w sobie
miay ludzkiego z ycia. Byli niemartwi. Uroda Sandry, dotychczas naturalna, nabraa charakteru cakowicie nieziemskiego. Layard wyglada
jak trjwymiarowa
papierowa postac, czesciowo zgnieciona.
Alez ja zostaem pogruchotany, Harry! Layard popatrzy do gry i mwi w powietrze. Na Karpatos, kiedy Janosz by zajety, chwyciem wyrzucone
przez morze drzewce i prbowaem go przebic. Przywoa swoich ludzi z Lazarusa, ci zwiazali

mnie, poozyli na plazy, i ciskali we mnie gazy z urwiska!


Przestali dopiero wtedy, kiedy byem cay poamany i zasypany. Zawiazek

wampirzy, ktry jest we mnie, leczy mnie teraz, ale juz nigdy nie dojde cakiem do
zdrowia.
Litosc wypenia Harryego po brzegi i grozia, z e go cakiem pochonie, wiec
sia odepchna
ja od siebie.
Dlaczego mnie wezwaliscie? Aby mi cos doradzic, czy tez osabic z alem
i wyrzutami sumienia? Strachem o siebie samych? Czy nalezycie do siebie, czy
tez cakowicie do niego?
W tej chwili odpowiedzia Layard nalezymy do siebie. Na jak dugo. . . kto wie? Az on wrci. A po tym. . . zmiana wcia
z sie dokonuje i nie mozna
jej odwrcic. Masz racje, Harry: jestesmy wampirami. Chcemy ci pomc, ale ta
mroczna sia w nas miesza nam szyki.
Nie robimy postepw zauwazy Harry.
Powiedz tylko, z e mnie kochaes! bagaa Sandra.
Kochaem cie powiedzia nekroskop.
Kamca! syknea.
Harry czu sie rozdarty.
Ja nie potrafie kochac odpar w jakiejs desperacji i po raz pierwszy
w z yciu zda sobie sprawe, z e to prawdopodobnie jest prawda. Dawno, dawno
temu, byc moze, ale pzniej juz nigdy. Manolis Papastamos mia mimo wszystko
racje: Harry by zimny.
Sandra skurczya sie.
Nie ma w tobie miosci odrzeka czy mamy ci wiec doradzic, jak
najlepiej nas zabic?
Ale czy to nie o to chodzi? zapyta Layard. A czy nie tego wasnie
chcemy, teraz, kiedy jeszcze mamy wybr?
Czyzby? Och, czy naprawde? Chwycia jego zamana reke. Myslaam, z e nie chce juz z yc, nie w ten sposb. Ale teraz nie wiem, nie wiem. Harry,
Janosz. . . mnie. . . zna. On mnie zna. Nie ma takiej jamy w moim ciele, ktrej nie
wypeni. Brzydze sie nim. . . ale zarazem go pragne! I to jest najgorsze: pozada
c
259

potwora. Co wiec, jesli wygrasz? Czy bedzie to dla mnie oznaczao to samo, co
dla Lady Karen?
Nie! Ta mysl go odrzucia. Nie mgbym zrobic czegos takiego jeszcze raz. Nie tobie ani nikomu innemu, nigdy. Jezeli wygram, nie zadam blu.
Tyle, z e ty nie mozesz wygrac jekna
Layard.
Mgby! On mgby! Sandra az podskoczya. Moze Janosz sie myli!
W czym? Harry czu, z e byc moze znalaz rozwiazanie.

Myli sie
w czym?
Popatrzy w przyszosc wyjasnia Sandra. To jest jeden z jego talentw. Wyczyta z przyszosci zwyciestwo dla siebie.
A co widzia? Co, dokadnie?
nadejdziesz odpowiadaa i z e bedzie ogien i smierc, i grzmot, wy Ze
acy,
starczajacy,
by obudzic zmarych. Zyj
martwi i niemartwi zostana w to wa
czeni. Z chaosu wyjdzie tylko jeden zwyciezca, najstraszliwszy, najpotez niejszy
ze wszystkich wampir!
Paradoks zaka Layard teraz znasz przyczyne, dla ktrej nie wolno
ci tu przychodzic.
Harry pokiwa gowa.
Tak to zawsze jest, kiedy sie czyta w przyszosci wyszepta. Nagle drzwi
lochu otworzyy sie z trzaskiem. Stana
w nich Janosz, potez ny jak szatan, zy
jak pieko. Z jego oczu strzelay smiertelne ognie. Upiorna postac pogra
zya sie
w ciemnosciach.
Wiedziaem, z e sie z nim poaczycie!

A co zrobiliscie dla siebie, bez wat


pienia mozecie zrobic dla mnie. Wiec tak bedzie!

ROZDZIA CZTERNASTY
Drugi kontakt Horror na Halki
adunek negatywny
Harry spa bardzo niespokojnie. W pewnej chwili poaczenie

z Sandra i Layardem zostao przerwane, jakis inny gos wtargna


brutalnie do jego podswiadomosci.
Harry? Czy krzyczaes? Czy wzywaes jego imie, Harry, nadaremnie?
To by Mbius, ale podmuch i szept jego mowy zmarych powiedzia nekroskopowi, z e astronom baka
sie i badzi
jak poprzednio.
Jego imie? wymamrota Harry, wcia
z rzucajac
sie i przewracajac
w oblepiajacej
go poscieli. Stopniowo dochodzi do siebie. Masz na mysli swoje
imie? Mozliwe. Ale to byo wczesniej.
Nie, jego imie nalega Mbius.
Nie wiem, o czym mwisz. Harry by zbity z tropu.
Ach westchna
Mbius, czesciowo z ulga, ale przede wszystkim z rozczarowaniem. Przez chwile myslaem, z e doszedes do tego samego wniosku.
Byoby to mozliwe, prawdopodobne, poniewaz, jak wiesz, zawsze uwazaem cie
za rwnego sobie, Harry.
Rwnego sobie? odpowiedzia w koncu. Nie ma sposobu, abym mg
kiedykolwiek wspia
c sie tak wysoko. Tym bardziej teraz, kiedy juz nie jestem
tym czowiekiem, co dawniej. Co zreszta stanowi przyczyne, dla ktrej ciebie
szukaem.
A, tak! Teraz sobie przypominam. Mowa zmarych? Cos o niezdolnosci
posugiwania sie cyframi?
Umys Mbiusa, poczatkowo

zamglony, rozjasni sie, ukazujac


cos z wasciwej mu krystalicznej czystosci rozumowania. Harry naciska na swoja sprawe.
Nie potrafie posugiwac sie cyframi: nie potrafie rozwiazywa

c rwnan:
nie mam juz dostepu do kontinuum Mbiusa. Potrzebuje twojej wstegi jak nigdy
przedtem.

261

Nieliczacy!
powiedzia tamten, najwyrazniej zdumiony. Nie moge sie
z tym pogodzic? Jakzebym mia w to uwierzyc? Byes moim najlepszym uczniem.
Masz, sprbuj raz jeszcze.
Wypisa skomplikowana matematyczna sekwencje na ekranie umysu Harryego. Nekroskop przypatrywa sie kazdemu symbolowi i liczbie po kolei.
Bez celu powiedzia.
Zdumiewajace!
krzycza Mbius. Daem ci bardzo proste zadanie,
Harry. Wyglada
na to, z e twoja uomnosc jest powazna.
To wasnie ci mwiem. Keogh usiowa zachowac cierpliwosc . I dlatego wasnie potrzebuje twojej pomocy.
Powiedz tylko, co chcesz, abym zrobi.
Keogh westchna
z zadowolenia. Wydawao mu sie, z e w koncu sciagn
a
na
siebie caa uwage Mbiusa. Szybko opowiedzia, jak Faethor dosta sie do jego
mzgu i rozplata
poaczenia,

ktre tam znalaz, a ktre wywoyway straszliwe


cierpienia, ilekroc prbowa uzyc mowy zmarych.
Faethor by prawdopodobnie jedynym, ktry mg to naprawic wyjasni. Odzyskaem moja mowe zmarych. Jednak obszary odpowiadajace
za
moje podstawowe i instynktowne rozeznanie w liczbach zostay zamkniete niemal cakowicie. Oto, co tam zasta: zamkniete drzwi, okratowane i zaryglowane
z caa moja matematyka w srodku. Faethor nie jest uczonym, ale jednak, sia woli,
sforsowa jedne z tych wrt. Tylko na chwile, poniewaz zaraz zatrzasney sie. To
jednak wystarczyo. Za nimi wirowaa. . . wstega Mbiusa!
Niezwykle fascynujace!
odrzek astronom. Wyglada
na to, z e bedziemy musieli zacza
c nasza edukacje od poczatku.

Miaem nadzieje, z e moze znajdzie sie jakis duzo szybszy sposb powiedzia Keogh. Widzisz, potrzebuje twojej pomocy natychmiast, poniewaz
inaczej jest wielce prawdopodobne, z e pozegnam sie z tym swiatem. Faethor mg
poruszac sie tylko po tych obszarach, w ktrych by ekspertem. Pomyslaem wiec,
z e skoro ty. . .
Ale Harry Mbius wydawa sie wstrza
sniety ja nie jestem wampirem!
Twj umys nalezy do ciebie, jest nienaruszalny, i. . .
Ale nie na dugo wtraci
sie Harry. Nie mozesz mi odmwic! Auguscie Ferdynandzie, musze stana
c przeciw czemus cakowicie potwornemu i potrzebuje pomocy. Nie prosze o to dla siebie, ale dla wszystkich i dla wszystkiego.
Jezeli bowiem przegram, mj przeciwnik dostanie nawet twoja czasoprzestrzen.
Wierz mi, nie przesadzam. Prosze sprbuj otworzyc drzwi liczb w mojej gowie,
inaczej on to zrobi!
Tak?
Mbius przez chwile milcza.
Harry, tam przeciez sa wszystkie twoje tajemnice, ambicje, najbardziej osobiste mysli.
262

A takze moje pragnienia, wystepki, grzechy. Ale to nie jest peep-show,


Auguscie. Nie musisz patrzec tam, gdzie nie chcesz.
Dobrze wiec. Jak sie do tego zabierzemy?
Auguscie Ferdynandzie jestes jedynym czowiekiem pomiedzy zmarymi,
ktry moze dotrzec do kazdego miejsca w trjwymiarowej przestrzeni. Podrz owaes miedzy gwiazdami i po dnie najgebszych oceanw. Dzieki znajomosci kontinuum wyszedes z mrocznego grobu. Wyczyszcze swj umys, zapadne
w sen, i zaprosze cie do srodka. Powiem: Mbiusie, wejdz do mojego umysu.
Wejdz z wasnej nieprzymuszonej woli i rb, co jest konieczne do. . .
Achch! zagrzmia czarny, lepki, gulgoczacy,
cakowicie przytaczajacy

gos Janosza Ferenczego. Cz to za wystawne zaproszenie. Nigdy nie pozwole,


by mwiono, z e ci odmwiem!
Mbius zosta zmieciony w jednej chwili.
Harry, sparalizowany, nie mg nic zrobic. Czu Ferenczego wewnatrz
swojej
duszy, tak jak ryba czuje hak w skrzelach. Wydawao mu sie z e jakis nagi slimak
wpez przez ucho, aby wyzrec mu mzg.
Och? westchna
Janosz, napawajac
sie przerazeniem swego gospodarza. Czy nie czuem przed chwila, jak sie paszczysz? A moze staraes sie
usuna
c mnie? Czy to bya miara twojej siy? Jesli tak, to zaiste nie ma sie tutaj
czego bac! Wstydz sie, Harry. Zapraszasz mnie i od razu wyrzucasz. Jakim ty
jestes gospodarzem?
Moje. . . zaproszenie. . . nie byo dla ciebie! Harry zmusi swj mzg do
pracy. Prbowa wbic sobie do gowy, z e to jest po prostu jeszcze jeden wampir.
Janosz zas spad na jego mysl jak sep na padline.
Nie zostaem zaproszony? Alez twj umys by otwarty jak krocze dziwki. . . i tak samo kuszacy!

Keogh ustawi rozgoraczkowany

umys w pozycji obronnej. Niemal czu zapach wystepnego oddechu wampira i sysza odgos jego zowieszczych krokw
w najbardziej sekretnych korytarzach umysu.
Czy wcia
z zarzucasz mi, z e smierdze? rozesmia sie najezdzca. Do
czego to porwnaes mnie ostatnim razem? Do martwej swini! A przeciez wiesz,
z e ja jestem niemartwy. . .
Nekroskop jeszcze przed chwila czu sie zduszony, ale teraz jakby ktos otworzy szeroko okno i wywia pajeczyny z jego mysli. Harry napeni puca tym
niezwykym, wyimaginowanym powiewem i poczu sie mocniej. Z tej, o wiele
korzystniejszej, choc zagadkowej pozycji, zastanowi sie nad zuchwaoscia wampira, ktry osmieli sie wtargna
c do jego wnetrza.
Wszystkie z tych najswiezszych mysli byy strzezone, wiec Janosz wzia
milczenie Harry ego za oznake najczystszego przerazenia.
A wiec to jest ten wszechpotez ny nekroskop zarechota wampir.

263

Harry niezmiennie pilnowa swoich mysli. Znowu poczu ten szczeglny po ac


wiew pewnosci siebie. Spi
mg jednak kontrolowac swj umys tylko w poowie.
Wiesz, z e moge kierowac twoja wola mwi Janosz. Moge cie zamac, jak zamaem tego gupca Jordana.
Mozesz tak sobie myslec odpowiedzia Harry beznamietnie. Ale pamietaj: przyszedes tutaj z wasnej nieprzymuszonej woli.
Co? Ferenczy zaniepokoi sie.
Nagle, poza podejrzeniami Janosza, Harry jakby usysza gos Faethora.
Zamiast cofac sie, odsuwac radzi wampir kiedy czujesz, z e jest w poblizu, sam go poszukaj! Wkroczy do twojego umysu? Wkrocz do jego! Bedzie
oczekiwa, z e sie go przestraszysz? Bad
z zuchway! Bedzie ci grozi? smiej sie
z tych grzb i sam uderz! Ale nade wszystko, nie pozwl, aby jego zo osabio
cie. Twj umys jest o wiele silniejszy niz przypuszczasz, Harry. . .
Janosz zacza
cos podejrzewac.
Posiadasz nadzwyczajny talent nekroskopa, Harry odezwa sie. Pragne go posia
sc .
Masz przynajmniej prznosc wampira odrzek Harry ale sama prznosc nie wystarczy. Potrzeba jeszcze srodkw, czynw.
Znasz nas. . . dobrze powiedzia Janosz z wiekszym niz dotad
rozdraznieniem.
Zmieniasz zdanie?
Co powiedziaes?
Spokojnie, nie tak nerwowo. Suchaj, czuje, jak drzysz. Co, boisz sie? Jak
to? Czy nie wkroczyes sia do mojego umysu? Gdzie jest mj opr? Jestes tutaj,
w twierdzy samego mojego jestestwa. W twierdzy, do ktrej atwiej jest wejsc ,
niz sie z niej wydostac! Harry z trzaskiem zamkna
dostep do swego umysu.
Te nedzne bariery, ktre wznioses krzycza Janosz. Jestem otoczony
drzwiami. Mam jednak wystarczajac
a sie, by je rozwalic, by je wyrwac z zawiasw!
Kiedy rozewrze na ciebie swoje wielkie szczeki, idz wprost w nie, poniewaz
on jest sabszy w srodku! Harry pomysla o radach Faethora.
Rozwal je odpowiedzia wyrwij je z zawiasw, jesli sie osmielisz!
Janosz osmieli sie. Ruszy przez umys Harryego, gruchoczac
wszystkie bariery, jakie ten wznis na jego drodze. Wyrywa przegrody i ekrany jego najgebszego Jestestwa. Trwaa tam caa przeszosc Harryego, jego miosci i nienawisci,
nadzieje i aspiracje. Wszystko to tratowa wampir grasujacy
teraz w najsekretniejszych zakamarkach id. W kazdym z tych miejsc potwr mgby sie na chwile zatrzymac, zabawic sie. Sprawic, by Harry smia sie, paka, krzycza albo. . .
umar.

264

Co? Co? Rozesmia sie, dotarszy do miejsca umocnionego bardziej niz


wszystkie dotychczasowe razem wziete. Do licha, to musi byc bardzo drogocenny dom! Co za niebywae tajemnice zostay tam zebrane, co Keogh? Czy tutaj
znajduja sie ciemnie twoich talentw?
Zanim Harry mg odpowiedziec, jesliby odpowiedzia, Janosz wyrwa dwoje
drzwi.
Za pierwszymi trwaa ostateczna Nicosc . Przez chwile Janosz apa rwnowage na progu kontinuum Mbiusa. A za drugimi. . . czeka Faethor Ferenczy,
przycupniety tam, skad
kierowa rozgrywka Harryego. Teraz wzbudzi w Janoszu najwyzsze przerazenie. Najezdzca cofna
sie. Faethor wynurzy sie teraz w caej okazaosci ze swej kryjwki i z ywioowo prbowa wypchna
c tamtego przez
drzwi do wiecznosci, a jednoczesnie w czasoprzestrzen Mbiusa. Janosz prycha
w szoku, zdumieniu i niewierze. Wewnatrz
w zasadzie ludzkiej istoty, natkna
sie
nie tylko na niepoznawalny i przerazajacy
koncept, ale takze na potworny i obcy umys swego dawno zgasego ojca. Strach pobudzi go do dziaania. Wyrwa
sie z objec Faethora, pluna
w niego strumieniem na wp czytelnych sprosnosci
i umkna.
Wyama sie z id Harryego i po chwili juz go nie byo. Nie poczyni
z adnych powazniejszych szkd.
Faethorze! warkna
Harry gosem posepnym i zgrzytliwym. Gosem
uwolnionym od wpywu swego sekretnego lokatora. Faethorze! zawoa
znw.
Nie byo odpowiedzi, poza moze dalekim, cichym chichotem, lub moze ukradkowym furkotem skrzyde nietoperza, odbitym od scian najgebszej, najciemniejszej jaskini.
Och, ty skurwielu. . . ty kamco! skowyta Harry. Jestes tam w srodku! Byes tam od chwili, kiedy cie wpusciem. Ale ja potrafie znalezc cie i wyrzucic. . .
Nie ma potrzeby, mj synu przyszed daleki, saby szept Faethora.
Pierwsza bitwa zostaa stoczona i wygrana. Sonce wstaje, ja. . . odchodze!
O smej pietnascie miasto Rodos dopiero budzio sie ze snu, Harry by juz na
molo przystani Mandraki, gdzie odprowadza swoich przyjaci. Darcy i Manolis pomachali mu, gdy ich dz przecinaa niewiarygodnie bekitne lustro Morza
Egejskiego. Skina
jedynie gowa i patrzy za nimi, dopki nie znikneli mu z oczu.
W duchu z yczy im szczescia.
Nastepnie przejecha samochodem do plazy Kritika i pywa godzine, po czym
wrci do hotelu i wzia
prysznic. Na zewnatrz
temperatura w soncu dochodzia do siedemdziesieciu stopni. Harry poozy sie w chodnej poscieli. Odprez a
sie, z wolna wyczyszczajac
swj umys i pozwalajac
mu sie swobodnie unosic. . .
Skierowa swe mysli w strone Faethora.

265

I dopad go w swoim mzgu, zanim tamten zda


zy usuna
c sie z widoku. Wampir w jego umysle i palace
sonce wysoko na niebie. Keogh powinien by wiedziec, z e duchy nie pona. Skwar soneczny mg przysporzyc Faethorowi kilku
zych snw, ale nie mg zrobic mu fizycznej krzywdy. Nic fizycznego bowiem
w Faethorze nie zostao.
Ty Stary Diable! powiedzia nekroskop na zimno, gdyz nie byo to wyzwisko, lecz jedynie stwierdzenie faktu. Ty stary skurwielu, ty stary kamco.
Wiec tak, jak Tibor przyczepi sie do Dragosaniego, tak ty chcesz przykleic sie do
mnie, co!
Mysle o tym. Faethor zrezygnowa z chowania sie i Harry czu go tak
blisko, jakby sta zaraz obok zka. Fait accompli, Harry. Przywyknij do tego.
Harry potrzasn
a
gowa i usmiechna
sie bezradosnie.
Pozbede sie ciebie odrzek. Wierz mi, Faethorze, pozbede sie ciebie,
chocbym mia przy tym pozbyc sie samego siebie.
Samobjstwo? zacmoka wampir. Nie Harry, nie ty. Jakzesz to, przeciez jestes rwnie nieugiety, jak ci, ktrych scigasz i niszczysz! Nie zabijesz sam
siebie, kiedy istnieje jeszcze szansa zabic nastepnego z nich.
To znaczy, nastepnego z was? Ale mozesz sie mylic, Faethorze. Jestem tylko czowiekiem i moge atwo umrzec. Kula w mzg, jak Trevor Jordan. . . Nawet
bym o tym nie wiedzia, wierz mi, to kuszace.

Nie ma w twoich myslach rzeczywistego zamiaru samobjstwa wampir


wzruszy ramionami wiec po co udawac? Czy myslisz, z e mi tym zagrozisz?
Jak mozesz mi zagrozic, Keogh, skoro juz jestem martwy?
Ale z yjesz we mnie, prawda? Suchaj, cos ci powiem: tak naprawde nie
wiesz, co tkwi w moich myslach. Moge je ukryc, nawet przed toba. To jest mowa zmarych. Nauczyem sie nia tak posugiwac, by trzymac me mysli z dala od
zmarych. Zrobiem to, z eby ich nie ranic, ale moge atwo uzyc tego dla innych
celw. Przez chwile Harry wyczu niepewnosc Faethora. Pokiwa gowa ze zrozumieniem. Widzisz? Ja wiem, co ciebie gnebi, Stary Diable. Ale ty nie wiesz,
co mnie dreczy, jezeli to przed toba schowam. . . wiec?
Gdzies geboko w psychice Harryego, ojciec wampirw poczu sie otoczony
przez nicosc . Wydawao mu sie, z e jakis gruby koc okry go szczelnie albo z e
wrci do ziemi nie opodal Ploesti, gdzie jego ze soki zostay zozone tej nocy,
kiedy Ladislau Giresci zabra mu z ycie.
Widzisz? powiedzia Keogh, pozwalajac
promieniowi swoich mysli zalsnic w srodku. Moge cie odgrodzic.
Nie, Harry. Mozesz mnie tylko przysonic. Ale jezeli sie zapomnisz, wrce.
Na zawsze?
Przez chwile Faethor milcza.
Nie, bo zawarlismy umowe. Tak dugo, jak ty sie bedziesz jej trzymac, bede
i ja. Kiedy Janosz przestanie istniec wwczas i ty sie mnie pozbedziesz.
266

Przysiegasz?
Na ma dusze! Faethor zagulgota jak mroczne trzesawisko i przesa
niematerialny usmiech.
Bede trzyma cie za sowo! Jego mentalny gos by zimny jak przestrzen
miedzygwiezdna. Pamietaj, Faethorze, bede cie trzyma za sowo. . .
Manolis prowadzi motorwke. Okra
zyli przyladek

Koumbourno i wyprzedzili narciarzy wodnych nie opodal plazy Kritika. Okoo dziewiatej
mineli cypel Minas i pozostawiajac
lad
z lewej strony, wzieli kurs na Alimnie. Darcy obawia sie,
z e moze miec kopoty z z oadkiem,

ale morze byo nadzwyczaj spokojne. Mgby z atwoscia radowac sie wystawnymi wakacjami. Oczywiscie, gdyby nie mia
cakowitej pewnosci, z e zmierza w strone okropienstwa. Para delfinw harcowaa
przed tnacym

wode dziobem odzi. Przemkneli miedzy skaami Alimni i Makri,


i po chwili Halki (Manolis twierdzi, z e powinno byc Khalki, dla kredowej powierzchni, od ktrej wziea swa nazwe) wynurzya sie przed nimi.
Po dziesiatej
przybyli na przystan i zacumowali dz. Manolis ucia
sobie pogawedke z dwoma ogorzaymi rybakami naprawiajacymi

sieci. W czasie gdy zadawa z pozoru pozbawione znaczenia pytania, Darcy kupi mape w maym kiosku
na nabrzezu i studiowa plan wyspy. Nie musia zreszta wiele studiowac. Wyspa
bya duza skaa, osiem na cztery mile. Na zachodzie, gdzie jedyna droga zasugujaca
na te nazwe bakaa

sie jakby bez celu, wyrastay dzikie i opuszczone grskie


grzbiety. Darcy wiedzia, z e jego i Manolisa miejsce przeznaczenia znajduje sie
wasnie tam na wyzynie. Wasciwie nie potrzebowa do tego mapy: jego talent
powtarza mu to przez cay czas od momentu, gdy zstapi
na lad.

Skonczywszy rozmowe z rybakami, Manolis doaczy

do niego.
Nie ma transportu powiedzia. Bedzie stad
ze dwie mile, nastepnie
wspinaczka i oczywiscie musimy niesc ten nasz, jak to nazwac, kosz piknikowy?
Wyglada
to na dugi, goracy
spacer, przyjacielu, i cay czas pod gre.
Darcy rozejrza sie dokoa.
A co to jest? zapyta jezeli nie transport?
Trjkoowy dziwolag,
grzechocac
jak maszyna parowa i ciagn
ac
wzek na
czterech kkach, wynurzy sie z waskiej

uliczki, by zaparkowac w centrum


miasta, to jest na nabrzezu. Kierowca szczupy, may Grek w wieku okoo
czterdziestu pieciu lat, wysiad z pojazdu i wszed do sklepu spozywczego. Na
imie mia Nikos: by wascicielem tawerny i pokojw przy plazy na przewez eniu
cypla poza miastem. Interes kreci sie teraz powoli, mg wiec ich zawiezc na koniec drogi za niewielka opata. Kiedy Manolis wymieni sume tysiaca
pieciuset
drachm, oczy tamtego zajarzyy sie jak lampy.
Po drodze Nikos zatrzyma sie w tawernie, by wyadowac zakupy. Otworzy
dwie butelki piwa dla swoich pasazerw, po czym kontynuowali jazde.
Czego sie dowiedziaes? zapyta Darcy.
267

Jest ich dwch odpowiedzia Manolis. Schodza wieczorem kupowac mieso, surowe mieso, i niekiedy butelke wina. Siadaja razem, rozmawiaja
niewiele. Jedzenie przyrzadzaj

a sobie u gry, na miejscu. . . o ile w ogle je przyrzadzaj

a. Manolis wzruszy ramionami i popatrzy na Darcyego. Pracuja


gwnie noca. Kiedy wiatr wieje w dobra strone, tutejsi czasami sysza wybuchy.
Nic wielkiego, nieduze adunki, by rozkruszyc niektre skay i usuna
c gruz. Za
dnia. . . nie widac, z eby zbyt wiele robili. Wyleguja sie w jaskiniach.
A co z turystami? dopytywa sie Darcy. Czy nie przeszkadzaja?

A w ogle, jak ten Lazarides czy Janosz to sobie zaatwi? To znaczy, z tym kopaniem w ruinach. Czy twj rzad
zwariowa? To przeciez. . . to jest historia.
Jak widac, Vrykoulakas ma przyjaci odrzek Grek. Poza tym oni
wasciwie nie kopia w ruinach. Zamek jest osadzony na bardzo stromej skale.
W dole znajduja sie pokady skalne i pieczary. Tutejsi wiesniacy uwazaja, z e tamci
to wariaci. Co, tam skarby? Py, kamien i nic wiecej.
Darcy pokiwa gowa.
Ale Janosz wie lepiej, co? Spjrzmy prawdzie w oczy, jezeli je zakopa, to
powinien wiedziec, skad
je wykopac.
Manolis zgodzi sie.
Co zas do turystw, jest ich teraz moze ze trzydziestka. Spedzaja czas w tawernach, na plazy, na waesaniu sie. Sa w koncu na wakacjach, no nie? Niektrzy
wspinaja sie do zamku, ale nigdy na druga strone. I nigdy noca.
To dziwne powiedzia Darcy po chwili.
Co takiego?
Idziemy tam, w gre, z eby ich zabic.
Tak odpowiedzia Manolis Ale tylko wtedy, jezeli okaze sie to konieczne. To znaczy, jezeli oni rzeczywiscie sa. . .
Darcy zadrza mimowolnie i popatrzy na poduzny kosz wiklinowy stojacy

miedzy nimi. Wewnatrz


byy kusze, drewniane koki, kusza Harryego Keogha
i galon paliwa w plastikowym pojemniku.
Sa, sa. Pokiwa gowa. Mozesz mi wierzyc, z e to prawda.
Pietnascie minut pzniej Nikos zatrzyma swj wehiku u stp wzniesienia. Po
lewej stronie biegy sciezki stromo do gry przez ruiny ulic starozytnego, dawno
opuszczonego miasta. Nad ruinami jasnia biay klasztor, a jeszcze wyzej, na samej koronie gry. . .
Zamek! wyksztusi Manolis.
Nikos i jego wspaniay trjkoowy wz niezgrabnie zakrecili i odjechali grzechoczac
i podskakujac.

Darcy osoni oczy i ja


przypatrywac sie zowieszczym murom zamku stoja
cego tu na strazy od wielu wiekw.
Ale. . . czy tam jest droga?
268

Tak kiwna
gowa Manolis. Szlakiem kz. Same serpentyny, ale bezpieczne. Przynajmniej tak twierdza rybacy.
Niosac
pomiedzy soba kosz, przystapili

do wspinaczki. Juz za klasztorem,


a przed rozpoczeciem ostrego podejscia, zatrzymali sie i popatrzyli do tyu. W dolinie mogli dojrzec granice dawno opuszczonych upraw i skorupki starych domw, gaje i sady oliwne dawno juz zdziczae i przywrcone naturze.
Gabki.

Manolis poczu sie w obowiazku

wytumaczyc. Ci ludzie
utrzymywali sie z owienia gabek.

Ale kiedy gabki


wyszy, to wyszli i ludzie.
Teraz, jak widzisz, sa tu gwnie ruiny. Moze pewnego dnia turystyka przywrci
tu z ycie, co?
Darcy mia w gowie jednak inne wazne sprawy.
Naprzd powiedzia.
Wyzej natkneli sie na ochrowe gazy, z te obsuwiska, wijace
sie sciezki grskich kozic i zawrotne urwiska. W koncu jednak znalezli sie w cieniu ogromnych
murw i pod masywnym, pochyym, kamiennym nadprozem weszli do samych
ruin. Darcy mia racje, gdy mwi o historycznej wartosci tego miejsca. Nalezao
do Starozytnej Grecji, Cesarstwa Bizantyjskiego.
Odkryli stosy kamiennych szczatkw

w pamietajacej
czasy krzyzowcw kaplicy. Na jej scianach wcia
z jeszcze dao sie zauwazyc wyblake wizerunki swietych z wypowiaymi aureolami. Wreszcie staneli na skraju ruin, patrzac
w d na
Zatoke Tracka. Z tej wysokosci otwiera sie fantastyczny widok na linie brzegowa
Halki i sasiaduj

ace
wyspy.
Tam w dole powiedzia Manolis. Tam wasnie sa. Patrz, widzisz te
slady wykopalisk, to ciemne pasmo gruzw na zwietrzaej skale? To oni. Teraz
musimy znalezc zejscie w d. Darcy, czy wszystko w porzadku?

Znowu dziwnie
wygladasz.

Oni. . . tam sa powiedzia. Czuje sie wrosniety w ziemie. Kazdy krok


jest ciez ki jak ow. Chryste, mj talent to tchrz!
Czy chcesz tu chwilke odpocza
c? zapyta Grek.
Na Boga, nie! Jezeli teraz sie zatrzymam, juz dalej nie pjde. Naprzd!
Po drodze znalezli kilka pustych opakowan po papierosach, jakies napisy wyryte na skaach, slady ciez kich buciorw odcisniete w piaszczystej glebie. Zejscie
w d nie byo trudne. Wkrtce natkneli sie na zardzewiaa taczke i zamany kilof,
lezace
na szerokiej pce naturalnego zwietrzaego pokadu. Lezay tam stosy kamiennych szczatkw,

wykopane z rozdziawionych paszcz kilku grot. Zachowujac

cisze, podeszli do jaskini zdradzajacej


najswiezsze slady pracy i zatrzymali sie
u jej wejscia. Wyjeli kusze i zaadowali je.
Jestes pewien, z e bedziemy ich potrzebowali? Manolis zapyta szeptem.
O tak! twarz Darcyego nabraa szarosci.
Manolis ruszy w kierunku odpowiadajacego

echem wejscia.
Zaczekaj! rzuci Darcy. Bedzie bezpieczniej wywoac ich.
269

I dac im znac, z e jestesmy? nie dowierza Grek.


W swietle sonecznym bedziemy mieli przewage. Darcy przekna
sline. A poza tym moja chetka, by stad
natychmiast spieprzac, podskoczya o kilka adnych stopni, co prawdopodobnie znaczy, z e oni juz o nas wiedza.
Mia racje. Z mroku jaskini wynurzy sie cien i zbliza sie ostroznie ku wyjsciu. Popatrzyli na siebie szeroko otwartymi oczami, odbezpieczyli kusze i podniesli je ostrzegawczo. Czowiek w jaskini wcia
z szed naprzd. Wysuna
jedno
ramie przed siebie, skuli sie, jakby gotowy do skoku.
Manolis wyplu potok bekotliwych greckich przeklenstw, wyrwa swa berette
z kabury pod pacha i przerzuci kusze do lewej reki. Mez czyzna, potwr, wampir,
wychodzi ku nim z ciemnosci. Teraz mogli mu sie lepiej przyjrzec. By wysoki,
szczupy i wyglada
na obszarpanca. Nosi kapelusz o szerokim rondzie, obwise
spodnie i koszule, ktrej nie zapiete rekawy opotay dookoa nadgarstkw. Wyglada
jak najprawdziwszy strach na wrble, ktry zszed ze swojego kija. Jednak
wcale nie wrble straszy.
Tylko. . . jeden z nich? wydysza Darcy i poczu, jak wosy staja mu
deba.
Jaskiniowiec rzuci sie do przodu. Pistolet Manolisa wypali, Darcy obejrza sie i zobaczy drugie. . . stworzenie, zamierzajace
sie na nich. Tak jak kolega
z jaskini, nosi kapelusz o sflaczaych brzegach i w ich cieniu widac byo jego z te, wystepnie zdziczae oczy. Co gorsza, twarz mia wykrzywiona wsciekoscia,
a nad gowa trzyma kilof i mierzy nim wprost w plecy Darcyego.
Esper, a moze jego talent, obrci sie na przyjecie ataku, i nacisna
spust kuszy. Harpun polecia prosto do celu w piersi wampira. Uderzenie zatrzymao go.
Upusci kilof, chwyci strzae, opar sie o sciane. Darcy, przez chwile zmrozony,
mg jedynie patrzec jak tamten sania sie na nogach, skowycze i pluje krwia.
W jaskini, Manolis zakla
i wystrzeli po raz drugi i jeszcze raz, kierujac
sie
coraz gebiej w mrok.
Nagle rozleg sie nieludzki krzyk i zaraz. . . slizg srebra po metalu i miesiste
pacniecie harpuna wchodzacego

w ciao.
Darcy w jednej chwili uswiadomi sobie, z e zarwno jego, jak i Manolisa
kusze byy teraz puste. Pochyli sie, by chwycic harpun z kosza, a wtedy tamten
potwr, chwiejac
sie, postapi
do przodu i kopna
cay bagaz. Kosz z zawartoscia
wylecia poza krawedz pki.
Jezus zawy Darcy, gardem szorstkim i suchym jak papier scierny.
Ponacooka

istota znw sie ku niemu obrcia. Wampir zatrzyma sie, rozejrza i dostrzeg kilof lezacy
przy pnacej
sie w gre skae. Ruszy, by go pochwycic,
ruszy takze Darcy. Jego talent krzycza: Uciekaj, uciekaj, uciekaj! Ale ten rykna:
Odpieprz sie! i polecia jak szaleniec w kierunku schylajacego

sie wampira.
Sia rozpedu przewrci to cos i sam porwa kilof.

270

Narzedzie byo ciez kie, ale strach sprawi, z e Darcy czu, jakby trzyma w rekach zabawke.
Manolis wyszed chwiejnym krokiem z jaskini w sama pore, by zobaczyc, jak
esper zatacza zdobycznym orez em smiercionosny uk i wali szerszym koncem
obosiecznej gowicy wprost w czoo swego niemartwego przeciwnika. Potwr
wyda z siebie gulgoczace,
zdawione dzwieki, opad na kolana i osuna
sie na
sciane.
Benzyna! wykrztusi Manolis.
Wyrzuci ja odpar esper skrzypiacym

gosem.
Manolis wychyli sie znad krawedzi. Jakies dwadziescia metrw nizej, na zboczu gry, u podoza skalnego skoku, leza wiklinowy kosz. Pokrywa zsunea sie
i kilka przedmiotw sie wysypao.
Zostan tu, trzymaj straz, ja to przyniose powiedzia Manolis. Wreczy
Darcyemu pistolet i zacza
schodzic. Esper jednym okiem patrzy na wampira
z kilofem w gowie, a drugim na rozdziawiona paszcze jaskini. Stworzenie, z ktrym mia do czynienia nie byo martwe. Powinno, oczywiscie, ale byo niemartwe. Wampirza protoplazma pracowaa bez przerwy, z rozpaczliwym pospiechem
kurujac
jego rany. Na oczach Darcyego ciao tamtego przeszed dreszcz, z te
oczy otworzyy sie, a drzaca
reka popeza ku tkwiacemu

w piersi harpunowi.
Zaciskajac
zeby. Darcy podszed blizej. Jego anio strz skowyta, strzyka
adrenalina w naczynia krwionosne i wy: Uciekaj, uciekaj! Ale on, guchy na
wszelkie ostrzezenia, chwyci tylec strzay i szarpa nim w ciele wampira tak dugo, az ten zgrzytna
zebami, zakaszla krwia, opad w ty i znowu znieruchomia.
Darcy cofna
sie, na nogach trzesacych

sie jak galareta i. . . zastyg na moment.


Cos chwycio go za kostke. Odwrci sie i popatrzy w d. Potwr z jaskini wyczoga sie i teraz trzyma jego noge w z elaznym uscisku. Strzaa przeszya szyje
wampira zaraz pod grdyka, prawa strone twarzy mia odstrzelona. Jedno szalone
oko ciskao gromy z oczodou miedzy strzepami czerwonego miesa. Darcy omal
nie zemdla. Zamiast tego jednak rozsadnie

przechyli sie do tyu i usiad. Celujac

dokadnie miedzy wasne stopy, wyprzni pistolet Manolisa. Trafi w wykrzywiona grymasem ptwarz.
W tym momencie wrci Manolis. Szarpnieciem otworzy wieko kosza, ktry
ciagn
a
za soba, i wyja
kusze Harryego Keogha. Zaadowa ja, w sama pore. . .
poniewaz to cos spoczywajace
pod sciana wyrwao kilof z wasnej gowy i teraz
prbowao wyciagn
a
c harpun z piersi.
Jezus! Och, Jezus! krzykna
Manolis. Podszed do potwora prychajace
go krwia zmieszana z piana, wycelowa bron i wrazi strzae prosto w serce.
Darcy tymczasem odsuna
sie tyem od swojego przeciwnika. Manolis poda
mu reke i pomg wstac.
Konczmy z tym, pki jeszcze mozemy wydysza.

271

Zaciagn
eli wampiry z powrotem do jaskini, tak daleko, jak sie odwazyli, i biegiem wrcili do sonca. Darcy nie mg jednak zrobic nic wiecej. Talent zamrozi jego dalsze dziaanie.
W porzadku

zrozumia Manolis. Sam to zrobie.


Esper odczoga sie wzduz skalnej pki i siad, cay sie trzesac.
Grek wzia

benzyne i znikna
w otworze jaskini. Chwile pzniej pojawi sie znowu, pozostawiajac
za soba cieniutki slad rozlewanego paliwa. Tyem cofa sie w kierunku
Darcyego. Nastepnie odrzuci daleko pusty pojemnik i wyja
zapalniczke. Przytkna
pomien do benzynowego sladu.
Niebieski ognik, tak saby, z e prawie niewidoczny, pobieg wzduz wystepu
i prosto w paszcze jaskini. Rozleg sie charakterystyczny syk i jezyk ognia, niczym gigantyczna pochodnia wyskoczy z jaskini. I zaraz. . . straszliwa eksplozja
stracia

lawine kamieni i odamkw skalnych ze zbocza nad pka. Wstrzas


by
tak silny, z e Manolis potkna
sie i usiad obok espera.
Co za. . . ? odezwa sie Darcy.
Manolis mia usta szeroko otwarte. Zwilzy jezykiem wyschniete wargi.
Materiay wybuchowe odrzek. Musieli trzymac tam adunki.
Wstali i powlekli sie ku miejscu, gdzie przed chwila jeszcze byo wejscie do
jaskini. W dole gazy odbijay sie o stromizny zbocza i wpaday do morza. Setki
ton skay zwalio sie, cakowicie zagradzajac
wejscie do jaskini. Byo oczywiste,
z e nic z ywego nigdy stamtad
nie wyjdzie.
Zrobione powiedzia Manolis, a Darcy znalaz dosc siy, by przytakna
c.
Grek nagle spostrzeg, z e miedzy gruzem byszczy sie cos z tego. Obok wejscia do wysadzonej jaskini znajdowaa sie inna, mniejsza grota. Wcia
z wyrzu
caa z siebie keby kurzu i rozrzedzone opary dymu. Sciana pomiedzy dwoma
podziemnymi wykopami zostaa zburzona, a jej potrzaskane, kamienne odamki
lezay na skalnym wystepie. Pomiedzy nimi lezao jednak tez cos wiecej.
Darcy i Manolis ruszyli do przodu, z eby lepiej sie przyjrzec temu, co eksplozja
wyniosa na swiato dzienne. W odamach zwalonej sciany, starannie zapakowany i przytwierdzony do sprytnie wyzobionego, kamiennego bloku, leza skarb,
ktrego szuka Jianni Lazarides alias Janosz Ferenczy. Ten sam skarb, ktry on
osobiscie zozy tutaj przed wiekami. Zmienione ksztaty gry, rzezbionej i z obionej przez nature w czasie burz i trzesien ziemi, zbiy go z tropu i pomieszay
mu szyki. Stary zamek stanowi punkt orientacyjny, ale nawet jego masywna sylwetka nadkruszya sie i zmienia przez te dugie lata.
Pomyli sie jednak nie wiecej niz o dwa, trzy metry.
Mez czyzni stali w osupieniu pomiedzy pyem i potrzaskana skaa. Patrzyli
na skarb Trakw: niewielkie czarki i kubki z pokrywkami. . . bogato zdobione
obraczki,

naszyjniki i spinki. . . hem z brazu,


wypchany po brzegi kolczykami,
sprzaczkami

do pasw i napiersnikami. . . nawet wypuky pancerz ze szczerego


zota.
272

Wreszcie do Manolisa dotaro, co znalezli.


I co my teraz z tym zrobimy? zapyta.
Zostawimy to tutaj. Darcy wyprostowa sie. To nalezy do duchw.
Nie wiemy, jak wiele kosztowao Janosza dostarczenie i zakopanie tego ani gdzie
i jak to zdoby. Ale jest na tym krew, to pewne. W koncu ktos zacznie szukac tych
dwch. Niech wadze sie tym zajma. Nie chce nawet tego dotykac.
Masz racje powiedzia Manolis. po chwili ruszyli w droge powrotna.
Po dwunastej obydwaj byli juz w wiosce. Manolis napenia zbiorniki na droge
na Karpatos. Zjawili sie jego znajomi rybacy zapytali, jak tam kopacze.
Odpalali adunki odpar Manolis po chwili wiec im nie przeszkadzalismy. Ale zbocza sa tam bardzo strome i atwo mozna spasc .
Zasmarkane wazniaki skomentowa jeden z rybakw. Oni nie zawracaja sobie gowy nami, wiec i my nie przejmujemy sie nimi.
Skonczywszy tankowanie, Manolis kupi litr ouzo. Usiedli wszyscy dookoa
stou na zewnatrz
tawerny i rozprawili sie z butelka.
W godzine pzniej ich dz odbia od kamiennego nabrzeza.
Potrzebowaem tego powiedzia Grek.
Ja tez zgodzi sie Manolis i westchna.
Ta wstretna robota kompletnie
czowieka wysusza.
Manolis spojrza na niego i przytakna.

A jeszcze duzo wiecej przed nami, zanim bedziemy mieli to z gowy, przyjacielu. To jest, zdaje sie, dobra rzecz z tym tanim ouzo, co? Pomysl tylko, za to
cae zoto, ktre tam zostawilismy, moglibysmy kupic gorzelnie!
Darcy odwrci sie do tyu i ujrza skalne szczyty Halki. Wyspa powoli znikaa
za horyzontem. Tak, i moze bedziemy z aowac. . . pomysla.
Z Halki na Karpatos byo nieco ponad szesc dziesiat
mil trasa wybrana przez
Manolisa. Wola pozostawac we wzrokowym kontakcie z ladem

i utrzymywac
rozsadn
a predkosc , by nie przemeczac silnika.
Kiedy skay Klenia i Karavolas zostay za nimi, wzia
kurs poudniowo-zachodni i oddali sie od Rodos, zmierzajac
ku Karpatos.
To oznaczao otwarte morze i z oadek

Darcyego da o sobie znac. Po tym


wszystkim, co przeszed, nie zamierza jednak teraz wymiotowac. Przynajmniej
jego talent nie ostrzega go o katastrofie odzi ani o niczym podobnym. Aby oderwac przyjaciela od jego dolegliwosci, Manolis opowiedzia mu kilka szczegw
o wyspie.
Druga co do wielkosci na Dodekanezach zacza.
Lezy dokadnie
w poowie drogi miedzy Rodos a Kreta. Tak jak Halki ciagnie

sie ze wschodu
na zachd, tak Karpatos z pnocy na poudnie. Jest z piec dziesiat
kilometrw

273

duga, ale tylko osiem szeroka. To taki grzebien podwodnych gr, nic wiecej.
Nieduze miejsce, z yje tam niewielu ludzi. Ale posiada pena wstrzasw

historie.
Czy to dobrze? zapyta Darcy, ktry ledwie sucha.
O, tak. Prawie wszyscy rzadzili

wyspa w tym czy innym czasie. Arabowie,


etego Jana,
woscy piraci z Genui, Wenecjanie, krzyzowcy z zakonu Rycerzy Swi
Turcy, Rosjanie, a nawet Anglicy! Ha! My, Grecy, odzyskalismy ja dopiero po
siedmiu wiekach!
Esper nie odpowiada.
Darcy? Czy wszystko w porzadku?

Jako tako. Kiedy bedziemy na miejscu?


Jestesmy prawie w poowie drogi, przyjacielu. Jeszcze godzina albo niewiele wiecej. Koo pasa startowego powinnismy znalezc Lazarusa. Mozemy na
niego popatrzec, ale to wszystko. Lub tez moze uda nam sie wywoac na pokad
kogos lub cos i zobaczymy, co o nim myslec.
W tej chwili nie mysle o nikim odpar Darcy.
Manolis jednak pomyli sie. Lazarusa tam nie byo. Przeszukali mae zatoczki na poudniowym krancu wyspy, ale nie znalezli sladu biaego statku. Cierpliwosc Greka szybko sie wyczerpaa. Po krtkim czasie, kiedy stao sie jasne, z e
szukaja na przno, skierowa dz na pnoc, na pytka wode i piaszczysta plaze
Amoupi. Zakotwiczy w miejscu, z ktrego mogli przeprawic sie na brzeg. W tawernie przy plazy zjedli grecka saatke i rozpili maa butelke retsiny. Kiedy Darcy
zasna
pod drewnianym zadaszeniem z rozszczepionych bambusw, Manolis odetchna
geboko, usiad wygodnie i zapali papierosa. Wypali kilka, podziwiajac

opalone, jedrne piersi angielskich dziewczat,


kapi
acych

sie w morzu. Wypi jeszcze jedna butelke retsiny, az nadszed czas, by obudzic Darcyego.
Zaraz po piatej
ruszyli z powrotem ku Rodos.
Tego wieczora, zesztywniali, umeczeni, ogorzali od sonca i wody morskiej,
Darcy i Manolis zastali w hotelowym hallu cztery czekajace
na nich osoby. Byo
troche zamieszania. Darcy zna dobrze dwch przyjezdnych, gdyz Ben Trask i David Chung pracowali dla niego. Natomiast Zekintha Fener (teraz Simmons) i jej
ma
z, Michael lub Jazz byli mu obcy, zna ich tylko ze syszenia. Esper spodziewa sie czterech osb i odpowiednio do tego dokona rezerwacji, ale z tej akurat
grupy oczekiwa tylko dwch. Stosujac
sie do rady Harryego wysa wiadomosc
do Zek i Jazza, by trzymali sie od tej sprawy z daleka, ale albo ta wiadomosc nie
dotara, albo postanowili ja zignorowac. Dwaj brakujacy
ludzie byli pracownikami INTESP. Konczyli wasnie robote w Anglii. Mieli przyleciec tutaj natychmiast
po zamknieciu tamtej sprawy.
Przyjezdni rozlokowali po pokojach swoje bagaze i przedstawiwszy sie sobie
nawzajem, wrcili gotowi do rozmowy o interesach. Manolis zabra wszystkich
274

do raczej drogiej tawerny na drugim koncu miasta, gdzie nalezao spodziewac sie
zalewu turystw.
Ustawili tam krzesa dookoa stou. Darcy szybko dokona prezentacji, wyszczeglniajac
talenty poszczeglnych czonkw grupy.
Para mazenska, Zek i Jazz Simmons, podrzowaa w Gwiezdnej Krainie
z Harrym Keoghem. Zek bya telepatka o znaczacej
mocy i autorytetem w sprawach wampirw. Doswiadczona jak mao kto, zetknea sie z potez nymi umysami
w cakowicie obcym swiecie wampirw. Uwage przyciagaa

jej zgrabna sylwetka,


piekne wosy i niebieskie oczy. Grecka matka daa jej imie od Zante lub Zakhitos,
wyspy, na ktrej ja urodzia. Ojciec pochodzi ze Wschodnich Niemiec, zajmowa
sie parapsychologia.
Jazz Simmons nie posiada z adnych szczeglnych talentw, poza tymi, w ktre
wyposazya go ziemska Natura, oraz tymi, w ktrych brytyjski wywiad ze znawstwem go wyszkoli. Po pobycie w Gwiezdnej Krainie zdecydowa sie porzucic
robote wywiadowcza. Mia niesforna czerwona czupryne, kwadratowa szczeke
ponizej lekko zapadnietych policzkw, szare oczy, donie twarde, choc artystycznie wyszczuplone, i dugie rece, ktre przydaway mu wygladu
nieco niezbornego
i topornego. Chudy, zosta wytrenowany do granic doskonaosci w nadzorowaniu,
pilnowaniu, ucieczce i unikach, walce w warunkach zimowych, sztuce przezycia,
posugiwaniu sie wszelakim orez em (w mistrzowskim stopniu) i niszczeniu. Niegdys brakowao Jazzowi jedynie doswiadczenia, ale te zdoby w najlepszym lub
najgorszym mozliwym miejscu, w Gwiezdnej Krainie.
Natomiast David Chung by wrzbita, a Ben Trask wykrywaczem kamstw.
Chung mia dwadziescia szesc lat. Naleza do INTESP od szesciu lat i w tym
czasie rozwina
w sobie w wysokim stopniu umiejetnosc pozazmysowego lokalizowania narkotykw, przede wszystkim kokainy. Gdyby nie zosta zaangazowany
w dalekosiez na sprawe w Londynie, jest wielce prawdopodobne, z e to on, a nie
Ken Layard, przybyby tutaj uprzednio.
Ben Trask mia szare oczy, nadwage i obwise ramiona, a ubiorem swym nadawa sobie wyglad
poniekad
z aobny. Jego specjalnoscia bya Prawda. Kiedy w jego obecnosci pojawio sie kamstwo albo rozmyslnie zwodnicze rozumowanie,
wychwytywa je natychmiast. INTESP wynajmowaa go policji w specjalnych
przypadkach. Ben Trask zna swietnie wszystkie tajemnice zagranicznych ambasad w Londynie. Bra tez udzia w sprawie Bodescu.
Czekali na zamwiony posiek, a Darcy przedstawi caej grupie obraz sytuacji. Nastepnie chcia wiedziec, dlaczego Jazz i Zek zaprosili sie do udziau w tej
sprawie.
To Harry, prawda? Harry Keogh? odpowiedzia Jazz. Zawsze na
niego stawiamy. Jezeli Harry ma problemy, bezcelowym jest mwienie mi i Zek,
abysmy sie wycofali.

275

To bardzo lojalnie z waszej strony powiedzia Darcy ale, tym razem,


to sam Keogh nalega, by trzymac was od tego z dala, dla was samych. Nie chodzi
o to, bym mia do was pretensje. . . brakuje mi pary dobrych rak,
a wy wypeniacie
zamwienie idealnie. Harryego przerazaa ogromna moc pozazmysowa Janosza
Ferenczego. Zabi juz Trevora Jordana i kontroluje Kena Layarda. Widzicie wiec,
z e Harry mia sie czego obawiac. Martwi sie przede wszystkim, co sie stanie, gdy
Janosz natrafi na ciebie, Zek. Jednakze potwr ten ukrywa sie w Rumunii, wedug
naszej najlepszej wiedzy. Harry pojecha tam go zniszczyc. Darcy wzruszy
ramionami. Jesli o mnie chodzi, jestem zachwycony, z e mam was w zespole!
Kiedy wiec caa zabawa sie zacznie, to znaczy, dla nas? David Chung
pali sie do roboty.
Dla ciebie jutro odpowiedzia Darcy. Przynajmniej faza aktywnej
suzby. Wieczorem w hotelu, kiedy skonczymy tutaj, bedzie czas na plany i przygotowania. Wtedy rozpracujemy w szczegach, najlepiej, jak potrafimy, kto, co

bedzie robi. Sledzi


wzrokiem kelnera, pchajacego

przed soba wyadowany


wzek. W tej chwili zas proponowabym rozkoszowac sie jedzeniem i odprez yc sie cakowicie. Mozecie bowiem byc pewni, z e jutro czeka nas pracowity
dzien.
Darcy Clarke i jego zesp wybiegali mysla w przd, planujac
nastepny dzien,
natomiast Harry Keogh wspomina ten, ktry sie wasnie skonczy.
Lot do Aten nie obfitowa w wydarzenia. Na pokadzie samolotu do Budapesztu Harry zamkna
oczy, z mocnym postanowieniem przespania sie z godzinke. . .
Poczu je od razu, gdy tylko zacza
sie koysac na powierzchni sennego marzenia: obce sondy dotykajace
jego umysu. Zmusi sie do pozostania czujnym
i obudzonym, zarazem ukrywajac
ten fakt przed telepatycznymi talentami, ktre
go odnalazy. To mg byc tylko Ken Layard i Sandra. Zostali kompletnie zniewoleni przez Janosza Ferenczego. Harry musia walczyc z soba, aby natychmiast
z obrzydzeniem nie odskoczyc od oslizgych, zatechych mysli wampirw. Ale
pamieta, co powiedzia mu Faethor i, co dziwne, uzna, z e to prawdopodobnie
dobra rada. Zamiast cofac sie, odsuwac, kiedy czujesz, z e jest w poblizu, sam go
poszukaj! Wkroczy do twojego umysu? Wkrocz do jego pomysla.
Kiedy wiec niepewnosc wampirzych wywiadowcw, co do przedmiotu ich
namiaru zmniejszya sie i zaczeli skwapliwie mu sie przypatrywac, natychmiast
on z kolei zacza
przypatrywac sie im. A wasciwie, przemwi do nich szeptem.
Ken? Sandra? odezwa sie cicho. Wiec on ma zapewniona wasza
wspprace. Oczekiwaem was. Wiedziaem, z e was uzyje, z e tak naprawde bez
was nie poradziby sobie. Co, on? Twarza w twarz, jak mez czyzna z mez czyzna?

Nie ma mowy. Wasz wampirzy superman jest tchrzem! Boi sie, z e podczogam
sie do niego w nocy. Jeden czowiek przeciw niemu, i wszystko, na co go stac, to
schronic sie w siedlisku zarazy w grach. Tak sie mnie boi. Ostrzegaliscie mnie,
276

z e czyta przyszosc i zobaczy wasne zwyciestwo. No wiec, mozecie mu ode


mnie przekazac, z e przyszosc nie zawsze rozwija sie w ten sposb.
Achch! On nasss czujeee! Sandra, syczaa w umysle Harryego jak
wa
z. Wie o nas. Jego mysli sa silne. Jego ukryta sia wychodzi na powierzchnie.
Miaa racje i Keogh czu caa tego niezwykosc . Sta sie mocniejszy i nie zna
z rda tej nowej z ywotnosci. Zastanawia sie, czy to Faethor.
Umys Kena Layarda trzyma sie Harryego jak wiazka

fal radiowych. Harry


zas pozwoli swojemu umysowi zeslizgna
c sie po tej wiazce

az do jego z rda
i wyjrzec oczami Layarda.
Keogh wszed tam ciaem. . . i by w ciele Layarda. Znajdowali sie w tym
samym podziemnym pomieszczeniu, co poprzednio. Sandra siedziaa naprzeciw
niego (naprzeciw Layarda) przy stole, a Janosz wsciekle przemierza pokj w te
i z powrotem.
Gdzie on jest? Co mysli? Oczy potwora zajrzay sie czerwono, gdy
zwrci je ku Sandrze. Byo jasne, z e sie niepokoi, ale stara sie to ukryc pod
maska wsciekosci.
Jest na pokadzie samolotu odpowiedziaa Sandra i zbliza sie.
Tak szybko? To szaleniec! Czy nie wie, z e zginie? Czy nie rozumie, z e
moje plany zwiazane

z jego osoba wykraczaja poza moment smierci? Jakie sa


jego mysli?
Ukrywa je przede mna.
Janosz zatrzyma sie nagle. Gwatownym ruchem zblizy do niej swa na wp
urodziwa, na wp odrazajac
a twarz.
Ukrywa swoje mysli? A ty jestes zodziejem mysli? Robisz ze mnie durnia?
Czy nie ostrzegaem, czym to sie dla ciebie skonczy, jezeli ciagle
bedziesz mi
rzucaa kody pod nogi? Jeszcze raz pytam: jakie sa jego mysli?
Pan wampirw pochyli sie nad stoem i podpar obiema rekami, wbijajac

wscieky wzrok w przerazone oczy dziewczyny. Jego wargi odwiney sie do tyu
jak pomarszczony od nierwnych zebw pysk jakiejs martwej, miesozernej bestii,
grozac
jej az zanadto. Nie znalaza jednak odpowiedzi.
On, on jest dla mnie za silny powiedziaa.
Za silny dla ciebie? Janosz by w furii. Za silny? Suchaj: w podziemiach tego zamku leza popioy mez czyzn-satyrw, ktrzy w swoich najlepszych
dniach panoszyli sie caymi bandami na tej ziemi, gwacac
kobiety, zabijajac
mez czyzn i dzieci! Tak, a kiedy zdarzao sie, z e wykonczyli wszystkich, wtedy nawet
zwierzeta gospodarskie nie byy ponizej ich z adzy.

Od dwch tysiecy lat, niektre


z tych stworzen, ktrych ledzwia sa teraz pyem, a kosci prochem, obchodza sie
smakiem. Ale dobrze ci radze: zrb to, o co cie prosze, zanim sie pokusze, aby ich
podniesc i polecic im, by cie odpowiednio poinstruowali! Nie konczaca
sie meka,
Sandro, tak. Ustawie ich naprzeciw ciebie w kolejce, i tak, jak oni beda ciebie
277

rozrywac, tak twj wampir bedzie naprawia szkody! Wyobraz sobie tylko, twoje
sodkie ciao wymywane caym ich plugastwem!
Harry patrzy na niego oczami Layarda, zebra flegme z jego garda i pluna

wampirowi w twarz. Potwr zatoczy sie, chwyci pazurami za twarz.


Czy jestes rwnie guchy, jak obakany,

Janoszu Ferenczy? Odezwa sie


Keogh gosem Layarda Ona nie moze wejrzec w moje sprawy, poniewaz ja
jestem tutaj i obserwuje twj umys!
Layard, wstrza
sniety i zaskoczony chwyci sie za gardo. Janosz podszed
chwiejnie do stou.
Co? wbi wscieky, szalony wzrok w Layarda. Co? Podnis szpony.
Naprzd szydzi Harry uderz. Zranisz swojego niewolnika, a nie tego,
ktry nim dowodzi!
To ty? wyrzuci z siebie Ferenczy.
Harry wykrzywi twarz Layarda w szerokim, pozbawionym wesoosci usmiechu.
Wiesz co? powiedzia ta twoja fascynacja moim umysem nie jest
tylko chorobliwa i denerwujaca.
Podejrzewam, z e jest takze zarazliwa. Myslaem,
z e czegos sie nauczyes, ale najwyrazniej byem w bedzie. Bardzo dobrze. . . popatrzmy wiec, co sie dzieje w twojej gowie!
Wypusc go zaskowyta Janosz, chwytajac
gowe w szpony i odskakujac

od stou. Odeslij stad


nekroskopa. Nie chce go w swoich myslach!
Nie martw sie uspokoi go Keogh gosem Layarda. Naprawde myslaes, z e chce sie kapa
c w szambie? Jedno pamietaj, Janoszu Ferenczy, chciaes
odkryc moje plany. Dobrze, zaraz ci je przedstawie. Ide, po ciebie, Janosz. A, jak
sam teraz widzisz, nasze siy sa mniej wiecej rwne.
Wycofa sie z umysu Layarda i otworzy oczy. Samolot bra kurs na pnoc
i nieco na zachd, na Budapeszt. Harry by w peni usatysfakcjonowany. Niecay tydzien temu w Edynburgu zastanawia sie nad nawiedzajacymi

go niejasnymi
i przerazajacymi

obrazami przyszosci. Czu, z e wkrtce rozwinie nowe, dziwne


talenty. Teraz doswiadcza uczucia susznosci wasnych racji. Jego wadze nekroskopa rosy w sie, wypeniajac
wyrwe stworzona przez Harryego Juniora. Tak
przynajmniej sobie tumaczy. . .
W poowie lotu Harry uzy mowy zmarych i znalaz Mbiusa, odpoczywaja
cego na lipskim cmentarzu. Astronom od razu go pozna. Harry, wywoywaem
ciebie, ale nie otrzymaem odpowiedzi. Musze przyznac, z e troche sie baem z toba aczy
c. Ten ostatni raz. . . napedzi mi niezego stracha, Harry.
Keogh skina
gowa.
Teraz wiec wiesz, z kim mam do czynienia. No, w tej chwili pogoniem
mu kota. Nie jest pewien, co jeszcze moge zrobic: ale wie, z e jego plany przeciw
278

mnie musza byc raczej fizyczne niz mentalne. Fizycznie jestem bardzo podatny
na rany. Dlatego wasnie potrzebuje twojego kontinuum.
Dobrze, otwrz wiec przede mna twj umys odrzek Mbius.
Wejdz z wasnej nieprzymuszonej woli powiedzia Harry.
W chwile pzniej poczu niesmiae ruchy Mbiusa w labiryncie ciemnic swojego umysu.
Jestes jak otwarta ksia
zka odrzek Mbius. Mgbym wszystko wyczytac, gdybym chcia.
Znajdz stronnice, ktre sa spiete poprosi Harry. Rozklej je dla mnie.
To jest ta czesc , ktra utraciem. Otwrz tylko te drzwi, a bede mia dostep do
moich atutw.
Mbius przeszed dalej, zagebi sie w groty ponadziemskiego umysu.
Zamkniete? Powiedziabym z e naprawde zostay zamkniete, i to przez mistrza w swoim fachu. Harry, nie ma tu zwyczajnych zamkw, rygli ani krat. Stoje
na progu twojej wiedzy. Tutaj rzeczywiscie znajduje sie z rdo twojej intuicyjnej matematyki, ale jest zapieczetowane symbolami, ktrych ja nawet nie umiem
zidentyfikowac! Ktokolwiek to zrobi. . . by geniuszem!
Harry odpowiedzia posepnym skinieniem gowy.
Tak, by. Ale Faethor Ferenczy i jego syn, Janosz, obydwaj potrafili otworzyc te drzwi czysta sia woli.
Oni sa wampirami, Harry. A ja byem tylko czowiekiem. Zdeterminowanym i cierpliwym czowiekiem, ale nie gigantem.
Nie potrafisz tego zrobic? Harry wstrzyma oddech.
Na pewno nie sia woli. Byc moze rozumem.
Rb wiec, co mozesz rzuci Keogh, z ulga wydychajac
powietrze.
Moge potrzebowac twojej pomocy odrzek astronom.
Jak moge ci pomc?
Kiedy bede pracowa, ty mozesz studiowac.
Studiowac co? zapyta nekroskop.
Liczby powiedzia Mbius, zdziwiony A cz by innego?
Ale ja znam sie na nich gorzej niz mae dziecko zaprotestowa Harry.
Przeciez dla mnie samo sowo liczba jest tylko zamazanym i kopotliwym pojeciem.
A jednak studiuj je odpar Mbius i waczy

ekran przed wewnetrznym okiem Harryego. Proste dodawania czekay na rozwiazanie.

Niekompletna
tabliczka mnozenia patrzya wsciekle na Keogha biaymi, pustymi miejscami na
oczy, oczekujac,
z e on wydrukuje odpowiedzi na jej z renicach.
Ja. . . ja nie znam tych pieprzonych odpowiedzi! jekna
nekroskop.
Wiec popracuj nad nimi! krzykna
Mbius. Mia w koncu dosyc wasnych problemw.

279

Cztery rzedy przed Harrym, po drugiej stronie przejscia miedzy fotelami, ktos
odwrci sie, by przyjrzec sie jego spiacej,

bladej, udreczonej twarzy. Mez czyzna


odznacza sie dziewczeca wiotkoscia i zniewiesciaym zachowaniem. Pali marlboro w lufce, a jego geboko osadzone oczy pod ciez kimi powiekami byy czarne
jak jego mysli.

Nikoaj Zarow
zawali sprawe w Anglii i musia poniesc konsekwencje. Gdzie

nie dali rady Norman Harold Wellesley i rumunska Securitate, tam posano Zarowa. Jego szefowie postawili sprawe jasno: Jedz do Grecji i sam zabij Keogha.
A jesli zawiedziesz. . . nie masz po co wracac.
O szstej trzydziesci wieczorem Harry Keogh, turysta, by juz daleko od budapesztanskiego lotniska, w pociagu
jadacym

na wschd. Wysiad w miejscowosci


o nazwie Mezobereny. Odtad
mia sie przemieszczac autobusem, takswka, wozem konnym, piechota, wedle potrzeby.
Na peryferiach Mezobereny znalaz may hotel i wynaja
tam pokj na noc.
Wybra to miejsce na nocleg, poniewaz nie opodal znajdowa sie stary cmentarz,
zajmujacy
kilka akrw ziemi. Gdyby bowiem odwiedzili go nocni goscie albo nawiedziy sny sterowane przez jego nieprzyjaci, wola miec zmarych po swojej
stronie. Z tej tez przyczyny, zanim poozy sie do zka, stana
przy oknie i przesa mowa zmarych swe mysli do spoczywajacych.

Oczywiscie, usyszeli nekroskopa, ale ledwie mogli uwierzyc, z e on naprawde tam jest. Peni pytan, ciekawi
odpowiedzi, dostarczyli mu zajecia do pzna.
Niepostrzezenie minea pnoc. Harry by zmuszony powiedziec im, z e jest
zmeczony i z e musi odpocza
c, zebrac siy przed nadchodzacym

dniem. Cz za
mistrzowskie niedopowiedzenie! pomysla, kadac
sie do zka.
Harry nie zauwazy czowieka, ktry poda
za za nim od dworca kolejowego
do hotelu i wynaja
pokj obok.

Wczesniej Nikoaj Zarow


sucha, jak nekroskop krzata
sie po pokoju, i kiedy

podszed do okna, Rosjanin zrobi to samo. Swiato nocnej lampy padao na droge,
rzucajac
tam cien Harryego.

Wtedy dopiero Zarow


zauwazy cmentarz. Przeszy go dreszcz. Zaciagn
a
zasony, zapali papierosa i siad na krawedzi zka. Wiedzia o talencie Keogha. By
w Bonnyrigg, kiedy Wellesley prbowa zabic go, i widzia, co wyszo z ogrodu,
kiedy atak zdrajcy nie powid sie. Do tego, pamieta kilka szczegw z raportu
Securitate. Pomysla, z e moze to jednak mimo wszystko nie najlepsze miejsce ani
czas na morderstwo.
Ale wydawa sie to idealny czas, by wyprbowac orez . Otworzy sekretny
schowek walizki i wyja,
a nastepnie zozy, czesci niewielkiego, automatycznego
pistoletu. Magazynek z nabojami powedrowa do kolby, a zapasowy do kieszeni.
Mia tam rwniez nz z osmiocalowym ostrzem, cienki jak srubokret i garote
skadajac
a sie z dwch raczek

i osiemnastocalowej struny pomiedzy nimi.


280


Kazda z tych metod wystarczyaby, ale Zarow
musia miec pewnosc , z e kiedy nadejdzie pora, uwinie sie szybko ze swoja robota. Keoghowi nie wolno dac
najmniejszej sposobnosci skontaktowania sie z kimkolwiek lub czymkolwiek.
I znowu pojawi mu sie przed oczami obraz tych dwu ludzi obserwowanych
nad rzeka nie opodal Bonnyrigg, wychodzacych

z domu Keogha. Pamieta, jak


sie poruszali, kazdy krok by wysikiem nadnaturalnej woli, i jak jeden z nich
wydawa sie gubic po drodze wasne szczatki,

ktre pzniej o wasnych siach


przemieszczay sie za nim w noc.
Byo jeszcze dosc wczesnie. Rosjanin wozy paszcz i uda sie do baru hotelowego, by zamwic drinka.
A wasciwie kilka drinkw. . .
Tak jak Harry na jawie rozmawia ze swoimi nowymi przyjacimi w miejscu
spoczynku, tak i teraz rozmawia z nimi we snie. Kontakt jednak sta sie daleko
mniej spjny.
Nekroskop nie spa az tak geboko, by nie czuc umysu Kena Layarda przeslizgujacego

sie po nim. Nie by tak odlegy od swiata na jawie, by nie odrznic


banalnej plotki od trafiajacych

sie tu i wdzie kaskw

o rzeczywiscie duzej wadze.


Kiedy wiec jego mowa zmarych wychwycia nowy gos, instynktownie wiedzia,
z e to powazna sprawa.
Stosownie do tego przeprowadzi wywiad.
Kim jestes? Czy mnie szukasz? zapyta.
Harry Keogh? Nowy gos nasili sie. Dzieki Bogu, znalazem cie!
Czy ja ciebie znam? Harry zachowa ostroznosc .
W pewnym sensie odpowiedzia tamten spotkalismy sie. A wasciwie, prbowaem cie zabic!
Teraz Harry rozpozna go i wiedzia, dlaczego nie skojarzy tego wczesniej.
Rzecz bya prosta, ten gos aczy

mu sie z z yciem, az do teraz.


Wellesley? zapyta. Ale. . . co sie stao?
Pytasz, dlaczego jestem martwy? Dali mi niezy wycisk, Harry. Nie w sensie fizycznym, ale mnstwo wypytywania, wiesz? Im bardziej sie we mnie zagebiali, tym lepiej rozumiaem, jakim byem gwnem. Nie mogem tego zniesc .
Duga odsiadka, brak zawodu, do ktrego mgbym wrcic, brak realnych perspektyw. To brzmi jak wytarte banay, wiem, ale byem strzepem czowieka.
Wiec. . . powiesiem sie. Uzyem pary skrzanych sznurwek. Baem sie, z e sie
zerwa, ale wytrzymay.
Harry nie potrafi sie zmusic, z eby go z aowac. Jednak ten czowiek okaza sie
zdrajca.

Czego wiec ode mnie chcesz? Zebym


ci powiedzia, jak mi przykro? Zaofiarowa ci ramie, na ktrym mgbys sie wypakac? Mam miedzy zmarymi
mnstwo przyjaci, ktrzy nie prbowali mnie zabic!
281

To nie dlatego tu jestem, Harry odpar Wellesley. Ostatecznie przeciez mam to, na co zasuzyem. Tak jest ze wszystkimi. Przyszedem by powiedziec, z e z auje. To wszystko. Przeprosic cie, z e nie byem silniejszy. Przepraszam, z e zawracaem ci gowe. Po prostu, kiedy odbieraem sobie z ycie, nie wiedziaem, z e mj ciez ki czas dopiero sie rozpoczyna.
Zacza
sie wycofywac.
Co takiego? Twj ciez ki czas? Nekroskop zrozumia, co tamten ma na
mysli. Zmarli nie chca sie z toba komunikowac, tak? zapyta.
Wellesley wzruszy ramionami. By kompletnie przybity.
Cos w tym stylu. Ale jak powiedziaem: mamy to, na co zasugujemy. Przepraszam, z e zawracaem ci gowe, Harry.
Nie, czekaj. . . Harry wpad na pomys. Suchaj, co bys powiedzia
na mozliwosc wyrwnania ze mna rachunkw? I ze zmarymi w oglnosci?
Czy jest na to sposb? zapyta Wellesley z nadzieja.
Mozliwe.
Powiedz.
Masz ten negatywny rodzaj talentu, prawda? zacza
Keogh.
Prawda. Nikt nie moze wejrzec w mj mzg. Ale. . . jak sam rozumiesz, on
umar razem ze mna odpar Wellesley.
Byc moze nie. Harry potrzasn
a
gowa. Widzisz, to co teraz robisz, to
nie jest telepatia, ale mowa zmarych. Mozesz ja sam kontrolowac. Nie musisz ze
mna rozmawiac, jesli nie chcesz. A tamta zdolnosc bya nie kontrolowana. Nawet
nie wiedziaes, z e taka posiadasz. Gdyby ktos inny tego nie zauwazy, nie odkry,
z e twj umys jest kamienna sciana, nigdy bys sie o tym nie dowiedzia, Czy tak?
Chyba tak. Ale do czego zmierzasz?
Nie jestem pewien odrzek Harry. Nie jestem nawet pewien, czy to
jest w ogle mozliwe. Ale to byoby cholernie korzystne, gdybym mia ten twj
talent!
Z pewnoscia odpowiedzia Wellesley. Ale, jak wasnie zaznaczyes,
to nie by talent, a rodzaj adunku negatywnego. Pracowa sam, bez mojej wiedzy
i wspuczestnictwa.
Moze i tak, ale gdzies w twoim mzgu znajduje sie mechanizm, ktry tym
rzadzi.

Chciabym po prostu zobaczyc, jak on dziaa, nic wiecej. Wtedy, gdybym


mg to w jakis sposb nasladowac, nauczyc sie wacza
c to i wyacza
c wedle
wasnej woli. . .
Chcesz wejrzec do mojego umysu? nie dowierza Wellesley. Mwisz, z e istnieje sposb, z eby to zrobic?
Byc moze istnieje odpar Harry. Z twoja pomoca. Teraz powiedz, czy
czytaes moje akta?

282

Tak, oczywiscie Wellesley zachichota kwasno. Swojego czasu uwaz aem, z e sa fantastyczne. Pamietam, jak jeden z esperw, widzac
te akta na moim
biurku, powiedzia: Nie bybym wniebowziety, rozmawiajac
z tym facetem!
Wcale niezle! Rozesmia sie Harry. Ale w chwile pzniej znowu spowaznia. A czy czytaes o Dragosanim, jak skrad Ze Oko Maksa Batu?
Tak, to tez odpowiedzia Wellesley. Ale on je wycia
z jego serca,
czyta w jego wnetrznosciach, smakowa jego krwi.
Tak, w istocie przytakna
Harry ale to wcale nie musi sie odbywac
w ten sposb. Widzisz, na tym zawsze polegaa rznica miedzy mna a typem Dragosaniego. Jest to rznica miedzy nekromanta a nekroskopem. On bra wszystko
sia. Torturowa. Ja natomiast robie inaczej, tylko pytam.
Wszystko co mam, oddam ci z checia zadeklarowa Wellesley.
Usun wiec ze swego umysu wszystkie mysli i zapros mnie odpowiedzia Harry. Odprez sie, jakbym by hipnotyzerem wprowadzajacym

cie w stan
snu, i powiedz do mnie: wejdz z wasnej nieprzymuszonej woli. I to wszystko!
Dobrze! Wellesley wyraznie sie zaangazowa. Sprbujmy wiec. . .

ROZDZIA PIETNASTY

Trakowie Morze Srdziemne


Cyganie
Chwile pzniej przyszed Mbius.
Harry? Przepraszam, chopcze zacza
astronom z e byem tak dugo,
ale te mentalne drzwi sprawiy mi wiele kopotu. Jednak, jak sam wiesz, im trudniejszy problem, tym bardziej mnie pociaga.
Odbyem wiec konferencje z kilkoma
przyjacimi i razem zdecydowalismy, z e to jest nowa matematyka.
Co takiego? Harry by zbity z tropu. Jacy przyjaciele?
Drzwi w twoim umysle sa zapieczetowane liczbami! wyjasni
Mbius. Zostay zapisane w symbolach, jak rodzaj algebry. Stopniem swojej
trudnosci nie ustepuja najbardziej skomplikowanym rwnaniom rwnolegym.
Dalej.
No wiec kontynuowa uczony nie mgbym nigdy liczyc na to, z e rozwia
ze je sam. Chyba z e postanowibym nad tym pracowac najblizsze sto lat! Jest
to bowiem rodzaj zadan, ktre moge byc rozwiazane

jedynie metoda prb i bedw. Zozyem wiec wizyte pewnym kolegom po fachu i przekazaem to im.
Mbius westchna.
Harry, przede mna byli inni. A niektrzy z nich nawet dobry
kawa czasu przede mna. Ale, jak wiesz, nie odeszli. Oni wcia
z tam sa. Zajmuja
sie po smierci tym samym, czym za z ycia. Przekazaem wiec im pewne fragmenty
problemu. A pozwl sobie powiedziec, z e nie byo to atwe. Jednak, szczesliwie,
wszyscy o tobie syszeli i, ku mej wielkiej radosci, przyjeli mnie jak kolege, choc
modszego.
Modszego?
W kompani takich ludzi jak Arystoteles, Ptolemeusz, Kopernik, Galileusz,
Izaak Newton, Ole Christensen, Roemer. . . nawet ja jestem mody. A Einstein
zwyczajnym goowasem.

Pomiedzy nimi wszystkimi by jeden czowiek, do ktrego bardzo chciaem sie zblizyc, ale nie miaem odwagi. I wiesz co? On sam
mnie znalaz! Wyglada
na urazonego, z e sie do niego nie zwrcono.
Kto to taki? Harry zapyta goraczkowo.

Pitagoras!
Ciagle
tutaj? Keogh by zaskoczony.
284

I ciagle
jest Wielkim Mistykiem, ciagle
utrzymuje, z e Bg jest ostatecznym
rwnaniem. . . Mbius znizy gos. I kopot w tym, z e nie jestem juz wcale
pewien, czy on sie myli.
Pitagoras? W mojej sprawie? Moja matka mwia mi, z e wielu ludzi chce
mi pomc. Ale Pitagoras? Harry nie mg sie nadziwic.
Tak, poniewaz dla niego jest to sprawa najwyzszej wagi. Czy nie zdajesz
sobie sprawy, kim by Pitagoras i co zrobi? Do licha, w szstym roku przed nasza
era, kad podwaliny pod filozofie liczb! By gwnym adwokatem teorii, z e liczba
jest istota wszystkiego, metafizyczna zasada racjonalnego porzadku

we wszechswiecie. Co wiecej, jego naczelna doktryna teologiczna bya metempsychoza!


I to ma cos wsplnego ze mna?
Keogh pogubi sie.
Drogi chopcze, wcale nie suchasz westchna
Mbius. A wasciwie nie, suchasz, suchasz! To tylko ta twoja przekleta niezdolnosc posugiwania sie cyframi czyni cie slepym na to, co mwie! Po dwch i p tysiacach

lat,
jestes z ywym dowodem wszystkiego, czemu Pitagoras oredowa. Ty, Harry: jedyny w swiecie czowiek z krwi i kosci, ktry narzuci swj metafizyczny umys
fizycznemu uniwersum.
Keogh prbowa poja
c to, co Mbius mwi, ale to wcia
z pozostawao nieuchwytne.
Harry, wyamiemy te drzwi. Potrzeba nam tylko czasu.
Jak wiele czasu? zapyta nekroskop.
Godziny, dni, tygodnie. Nie ma sposobu, by sie dowiedziec odrzek
uczony.
Na wyzynach na Halmagiu, blisko ruin zaniku, Janosz Ferenczy, syn Faethora,
miota sie z wsciekosci. Przenis Sandre i Kena Layarda na pochyy grzbiet wyrastajacej
w niebo skay, trzysta metrw ponad ruchomym osypiskiem i stromymi
urwiskami zbocza gry. Nocne wichry zawodziy dookoa wysokiej grani, grozac

caej trjce zrzuceniem w d.


Cicho! pogrozi z ywioom. Spokj!
Kiedy wiatr ucich, a chmury przemkney zaleknione przed obliczem ksiez yca, Janosz zwrci sie do swoich poddanych.
Ty! przycisna
Layarda, chwyci go za kark jak kocica swoje kocie i popchna
na skraj przepasci. Raz juz poamaem ci kosci. Czy musze zrobic to
znowu? Mw: gdzie on jest? Gdzie jest Harry Keogh?
Layard wierci sie w z elaznym uchwycie, wyciagn
a
reke na pnoc.
By tam, przysiegam: Mniej niz sto mil, mniej niz godzine temu. Czuem
go tam. By. . . silny, jak latarnia morska! Ale teraz nie ma nic.
Nic? sykna
Janosz, zwracajac
Layarda twarza do siebie. Czy jestem
gupcem? Byes utalentowanym czowiekiem, ale teraz, kiedy staes sie wampirem, twoje wadze niepomiernie sie wzmocniy. Wiec jak mozesz twierdzic, z e go
285

zgubies? Jak on moze tam byc, a zaraz znowu nie byc? Czy on idzie naprzd, nawet w nocy? Czy jest gdzies pomiedzy? Mw! Szarpna
tamtym, az trzasney
kosci.
On tam by! pisna
Layard. Czuem go, w jednym miejscu, gdzie
prawdopodobnie zatrzyma sie na noc. Znalazem go, przeslizgiwaem sie po nim,
ale nie odwazyem sie zatrzymac na nim z obawy, z e pjdzie moim sladem do
ciebie. Spytaj tylko dziewczyne. Ona ci powie, z e to prawda!
Jestescie wsplnikami! Janosz rzuci go na kolana, chwyci przejrzysta
halke Sandry i zdar ja z niej. Skulia sie, naga. Jej oczy swieciy z to w bladym
owalu jej czaszki. Po chwili jednak wyprostowaa sie.
On mwi prawde powiedziaa. Nie mogam wejsc do umysu nekroskopa, gdyz wwczas on mgby wejsc do mojego, a poprzez niego do twojego. Ale kiedy czuam, z e spi, pomyslaam, z e moge zaryzykowac i zerkna
c tam.
Sprbowaam i. . . juz go nie znalazam. Prawdopodobnie zamkna
sie szczelnie.
Ferenczy przypatrywa sie jej dugie chwile. Szkaratny wzrok pona
na niej
i penetrowa, az przekona sie, z e mwia tylko i wyacznie

prawde.
A wiec nadchodzi warkna
W porzadku,

to jest to czego chciaem.


Chciaem? Sandra usmiechnea sie do niego chytrze. Czas przeszy?
Zmarszczy brwi, chwyci ja za ramie i rzuci na ziemie obok Layarda. Nastepnie zwrci twarz na pnocny-zachd i wyciagn
a
ramiona w mrok.
Niech mga spocznie w dolinach zaintonowa. Wzywam puca ziemi, by oddychay dla mnie, aby zasnuy oparami jego sciezki. Wzywam moich
towarzyszy, by go odnalezli i uczynili mi wiadomymi wszystkie jego poczynania.
Wzywam skay, aby mu sie opary.
I to go zatrzyma? Sandra rozpaczliwie usiowaa pohamowac swa wampirza zosliwosc .
Janosz zwrci na nia swe karmazynowe spojrzenie i wtedy zobaczya, z e jego
nos spaszczy sie i zwina
w ryjek nietoperza, a czaszka i szczeki wilczo wyduz yy.
Nie wiem odpowiedzia w koncu, a jego straszny gos wibrowa. Ale
jesli nie, to mozesz byc pewna, z e wiem, co go zatrzyma.
Z trzema wampirzymi niewolnikami (dozorcami, ktrzy pod jego nieobecnosc
pilnowali gruzowiska i ukrytych w niej tajemnic) Janosz zszed w d, do zapomnianych trzewi ziemi, do zupenie porzuconego miejsca. Uzy swych zdolnosci,
by powoac z popiow tracka dame. Przyku ja naga do sciany i powoa jej mez a, wodza wojownikw, ktry, jeszcze teraz olbrzymi, w swoim czasie musia byc
uwazany za Goliata.
Podejmowa juz tych dwoje uprzednio. Porzuci okradanie grobw jakies piec set lat temu, a jego upodobania w torturach i nekrofilii tez wypaliy sie w tej samej,
odlegej epoce.
286

Tracki wojownik wcia


z zatacza sie oszoomiony i zdezorientowany, krzyczac

w oparach i purpurowym dymie swej reanimacji. Janosz sku go i zaciagn


a
przed
oblicze jego pani. Na jej widok tamten uspokoi sie w jednej chwili. Oczy nabrzmiay mu zami. Krople popyney w d po stwardniaych, zarosnietych, zeszpeconych krostami policzkach.
Bodrogk odezwa sie Ferenczy jezykiem tamtego a wiec rozpoznajesz swoja z one, tak? I widzisz, jak dbaem o jej prochy? Ona powstaje ubrana
w swe ciao rwnie doskonale, jak za z ycia. Ty natomiast, powracasz popalony, pokryty szramami, zeszpecony krostami, bowiem twoje prochy wysypay sie
z urny. Moze powinienem byc ostrozniejszy przy zbieraniu twoich popiow. Ach,
ale musisz zrozumiec, miaem z twojej kobiety o wiele wiecej pozytku niz z ciebie. Poniewaz, kiedy ty moges jedynie dac mi zoto, ona daa mi. . .
Ty psie! hukna
tamten potez nym gosem. Wychyli sie do przodu, prbujac
dosiegna
c wampira.
Janosz wyciagn
a
szklany kubek przed oczy Bodrogka.
Stj teraz spokojnie i suchaj rozkaza szorstkim gosem. Sam widzisz, z e twoja ulubiona z ona jest bliska doskonaosci. Jak dugo taka pozostanie,
zalezy wyacznie

od ciebie. Zab
czasu nie nadkruszy jej urody przez dwa tysiace

lat i bedzie tak dalej tak dugo, jak ja zechce i ani chwili duzej.
Ferenczy mwi, a jego kreatury przytwierdziy ancuchy Bodrogka do sciany.
Pilnujcie go rozkaza.
Nastepnie uja
szklana paeczke i zanurzy w pynie znajdujacym

sie w kubku,
po czym szybkim ruchem prysna
krople na szeroka piers Traka.
Bodrogk popatrzy na wasne ciao. Otworzy szeroko usta i wybauszy oczy
na widok dymu unoszacego

sie z jego gesto owosionej piersi. Kwas pali skre,


wzera sie az do kosci. Wojownik krzykna
straszliwie z caa sia, pad na kolana
w nieznosnym cierpieniu zadanej mu tortury.
Ostatnia z szesciu z on jakie mia w z yciu, zawoaa do Janosza, by oszczedzi
mu blu. Paczac
obwisa w ancuchach. Trak podnis sie z wysikiem. Oczami
czerwonymi od meki i nienawisci wpatrywa sie w oprawce.
Wiem, z e ona jest martwa powiedzia tak jak i ja. Wiem tez, z e
jestes upiorem i nekromanta. Ale zdaje sie, z e nawet po smierci istnieje hanba
i bl. Dlatego, aby jej tego oszczedzic, mw, czego chcesz ode mnie. Jezeli znam
odpowiedz, dam ci ja. Jezeli bede mg cos uczynic, uczynie to.
Dobrze prychna
Janosz. Szesciu twoich ludzi spoczywa tu w urnach
pochwnych. Wysypie ich prochy teraz z lekythoi i przywrce ich do z ycia. Mianuje ich swoja straza, a ty bedziesz kapitanem.
Wiecej cia do torturowania?
Co? Ferenczy wykrzywi twarz. Alez, powinienes byc mi wdzieczny!
To przeciez twoi towarzysze broni z czasw, gdy walczyliscie ramie w ramie.
Moze znw staniecie do boju. Nie mam bowiem pewnosci, czy mj przeciwnik
287

przyjdzie sam. Mam nawet bron, ktra nosiliscie w tamtych minionych latach,
i ktra z wami zozono do grobw. A wiec, jak widzisz, znowu narodzisz sie jako
wojownik. Teraz obudze straze. Twoja z ona zostanie tutaj. Niech no tylko jakis
zdradziecki Trak podniesie na mnie reke. . . na niej sie to zemsci.
Janosz! Bodrogk dalej wpatrywa sie w niego. Zrobie wszystko, o co
mnie prosisz. Ale choc za z ycia stoczyem wiele krwawych walk, byem uczciwym czowiekiem. I ta uczciwosc skania mnie teraz do udzielenia ci rady: pilnuj
sie dobrze. Och, wiem, z e jestes wampirem i dysponujesz ogromna moca, ale
znam rwniez swoja sie, a jest ona wielka. Gdybys nie mia tutaj Sofii skutej
ancuchami, wwczas, mimo tego caego kwasu, rozerwabym ciebie na strzepy.
Tylko ona mnie powstrzymuje.
Ferenczy rozesmia sie zowieszczo.
To sie nigdy nie stanie powiedzia. Ale ja takze bede z toba szczery:
kiedy juz wszystko zostanie zaatwione, i to zaatwione po mojej mysli, wwczas
zamienie was znowu w proch, zmieszam wasze szczatki
i rozrzuce je na wiatr.
To musi wystarczyc odrzek tamten.
Tak sie stanie rzek Janosz.
Na morzu Egejskim, nie opodal Rodos, Darcy Clarke i jego ekipa na pokadzie
odzi mineli Tilos i skrecili na zachd w strone Sirny. Patrzac
na bekitna tafle
wody, Darcy zastanawia sie w mysli nad planami sporzadzonymi

ostatniej nocy
i szuka sabych punktw.
Przypomina sobie, jak David Chung siad przy stole w pokoju hotelowym,
a inni otoczyli go kregiem i przygladali

sie jego wystepowi. Rodzice Chunga byli narkomanami. Kokaina wyniszczya ich mzgi i ciaa, w koncu zabia oboje.
Od chwili wiec, gdy Chung doaczy

do INTESP, wymierzy swj talent przeciw


wszystkim, ktrzy z eruja na ludzkim nieszczesciu. Dawano mu od czasu do czasu
takze inne zadanie.
Ostatniej nocy posuzy sie odrobina znienawidzonej przez siebie substancji,
snieznobiaej kokainy. Na stole lezaa duza mapa Dodekanezw, a na niej cieniutka, brazowa

bibuka papierosowa z biaym proszkiem.


Chung prosi o cisze i przez kilka minut siedzia, oddychajac
geboko, co pewien czas zwilzajac
palec, by zabrac kilka drobinek i przeniesc je na jezyk. Nagle. . . jednym dmuchnieciem straci
bibuke i lezac
a na niej trucizne, przygwozdzi mape palcem.
Tutaj! powiedzia. Straszne mnstwo tego swinstwa.
Manolis Papastamos i Jazz Simmons nagrodzili go spontanicznymi oklaskami,
ale Zek, Darcy i Ben Trask nie wydawali sie zdziwieni. Oczywiscie, takze i na
nich zrobio to wrazenie, ale zajmowali sie ESP (pozazmysowa percepcja)
od
wielu lat, wiec niewiele mogo ich zaskoczyc.

288

Manolis popatrzy uwazniej na mape, na miejsce, ktre wskazywa Chung,


i pokiwa gowa.
Wyspa Lazaridesa odezwa sie. Teraz wiemy, gdzie jest ukryty Lazarus. Na jego pokadzie znajduje sie cae gwno, jakie ten Vrykoulakas ukrad
ze starej Samotraki.
Mieli dotrzec na wyspe godzine po wschodzie sonca, kiedy wampirza zaoga
biaego statku bedzie mniej skonna do dziaania, i zniszczyc Lazarusa, potwory
i wszystko inne.
David Chung odegra juz swoja role i teraz mg jedynie wygrzewac sie na
soncu i czekac az praca zostanie zakonczona.
Bedziemy na miejscu za p godziny. Czy chcesz to jeszcze raz przeleciec? Manolis przywoa Darcyego do rzeczywistosci.
Esper potrzasn
a
gowa.
Nie, kazdy z was zna swoja robote. Ja tym razem jestem zwyczajnym pasazerem, przynajmniej dopki nie dostaniemy sie na wyspe i do siedziby Janosza.
Zek rozpiea zamek lekkiego, jednoczesciowego kombinezonu. Pod spodem
miaa z ty kostium kapielowy,

bardzo skapy
i nie pozostawiajacy
pola dla wyobrazni. Z jej bekitnymi oczami, jasnymi wosami rzucajacymi

zote byski i pomiennym usmiechem nie byo chyba mez czyzny, z ywego czy martwego, ktry
mgby oderwac od niej wzrok!
Jej ma
z spojrza na nia i usmiechna
sie.
Co cie tak bawi? zapytaa go, zadzierajac
gowe.
Myslaem odpar Jazz z e naszym zadaniem jest zatopic tych gosci
razem z ich statkiem, a nie sciaga
c ich tutaj twoim widokiem.
Nauczyam sie tego od Lady Karen w Gwiezdnej Krainie powiedziaa. Jezeli uda mi sie rozproszyc ich uwage, wy bedziecie mogli wykonac swoja
robote atwiej i bezpieczniej.
Och, zostana rozproszeni, nie ma watpliwo

sci! zapewni ja Manolis.


Ben Trask w tym czasie otworzy maa walizeczke z przegrodami i wyja
cztery lsniace
metalowe dyski z zamontowanymi zegarami i bezpiecznikami. Zamocowa je do pasw akwalungowych w miejsce oowianych ciez arkw.
Ciagle
nie wiem, jak udao sie wam wywiezc miny z Anglii powiedzia
Manolis.
W bagazu dyplomatycznym. Trask wzruszy ramionami. Mozemy
byc cichymi partnerami, ale jednak mimo wszystko jestesmy czescia brytyjskich
suzb wywiadowczych.
Skaa przed nami! krzyknea Zek ze swej gumowej maty na dachu kabiny przy przedniej szybie. Pokazywaa palcem. Manolis, czy to jest to?
Tak jest Grek przytakna
Darcy, mozesz przeja
c ster?
Esper przeja
prowadzenie odzi i nieco zwolni. Manolis i Jazz przebrali sie
w kombinezony petwonurkw. Ben Trask zdja
kurtke i zaozy okulary sonecz289

ne oraz kapelusz somkowy. W swojej hawajskiej koszuli przypomina bogatego,


gupkowatego turyste. Podpyneli blizej wyspy. Roso na niej troche krzeww, trawy. Usytuowana centralnie ponad wzniesieniami brzegowymi wyrastaa stromo
na jakies szesc dziesiat
metrw osmagana wiatrem, z ta skaa.
dz okra
zya pwysep.
Zostancie na dole krzykna
Darcy do Jazza i Manolisa w kabinie.
Was tu nie ma. Jest tu nas tylko troje.
Zek wyciagn
ea sie zmysowo na dachu kabiny i naozya okulary soneczne.
Darcy skierowa dz wprost w wejscie do maej zatoki. A tam, zakotwiczony. . .
koysa sie biay statek, Lazarus. Trask otworzy butelke piwa i zwilzy usta.
Jednoczesnie obserwowa wyspe. To byo jego zadanie, podczas gdy Darcy i Zek,
na rzne, wasciwe im sposoby, przeswietlali Lazarusa.
Wyspa to wasciwie malutka plaza obramowana dwiema skalnymi ostrogami
wychodzacymi

w morze oraz cakiem niemal nagie, kamienne zbocze, pnace


sie
ku centralnej skale. Z tej strony szczyt skay wyglada
na zniszczone fortyfikacje
albo jakiegos rodzaju faros, ze zniszczonymi erozja pozostaosciami schodw. Ale
w poowie gry znajdowaa sie rozlega paszczyzna, jakby w minionych wiekach
skaa rozszczepia sie w pionie przez srodek i grna poowa jednej czesci odpada.
Masywne mury zbudowane na obwodzie paszczyzny od jednej skalnej sciany
do drugiej wskazyway, z e miejsce to musiao byc warownia krzyzowcw. Stare
mury w niektrych miejscach zwaliy sie, ale byo widac, z e powstaja juz nowe.
Widac tez byo rusztowania, przyklejone zarwno do nizszej, jak i wyzszej czesci
skay.
Darcy tymczasem przyglada
sie Lazarusowi. Biay statek sta niedaleko od
plazy na gebokiej wodzie w srodku maej zatoki. Na pokadzie pod czarna przesona siedzia czowiek. W chwili kiedy dz motorowa pojawia sie, wsta i wzia

do reki lornetke. Nosi miekki kapelusz o szerokim rondzie i okulary soneczne.


Nie wychodzi z cienia, przyozy lornetke do oczu i skierowa ja na dz motorowa.
Zek podpara sie na okciu i pomachaa znaczaco
reka. Obserwator z pokadu jednak zignorowa ja. Darcy jeszcze zwolni, zacza
okra
zac statek szerokim
koem.
Ahoj, tam! zawoa w strone biaej jednostki, a jego angielski przybra
brzmienie wasciwe wyzszym sferom. Ahoj, na pokadzie Lazarusa!
Mez czyzna podszed do drzwi kabiny, znikna
w nich do poowy, po czym
wrci na poprzednie miejsce. Teraz skierowa lornetke na Zek, ktra bez przerwy machaa. Dziewczyna poczua na sobie jego wzrok i mimo palacego

z aru
sonecznego zadrzaa. Drugi mez czyzna, ktry mgby byc bratem-blizniakiem
pierwszego, doaczy

do niego i razem w milczeniu patrzyli na okra


zajac
a ich
dz. . . gwnie jednak obserwowali Zek.

290

Darcy jeszcze troche zwolni. Trzeci mez czyzna wyszed z wnetrza biaego
statku. Ben Trask wsta i wznis ku nim butelke.
Napijemy sie? krzykna,
imitujac
podrabiany akcent Darcyego.
Zek przypatrywaa sie nie tylko temu, co dziao sie na pokadzie ale i pod nim.
Naliczya ich razem szesciu. Trzech spao. Wszyscy byli wampirami.
Nagle jeden ze spiacych

poruszy sie i obudzi. Mia czujny umys. By bardziej wampirem niz pozostali. Zanim Zek zda
zya zasonic telepatyczny zwiad,
on zobaczy ja.
Jedziemy. Jeden z nich mnie przejrza powiedziaa do Darcyego.
Do zobaczenia! krzykna
Ben Trask, kiedy Darcy zawrci dz i szybko
ruszy w kierunku odlegego konca pwyspu zamykajacego

zatoke.
Poza zasiegiem wzroku ludzi z Lazarusa, Darcy zwolni i pozwoli odzi
koysac sie w poblizu obrosnietej wodorostami, pasko zakonczonej, wystajacej

z morza rafy. Jazz i Manolis wyszli z kabiny, zaozyli maski, ustawili zawory dopywu mieszanki. Nabrali jeszcze kilka oddechw swiezego powietrza i skoczyli
do wody.
Jazz zawoaa Zek uwazaj na siebie!
Petwonurkowie zanurzyli sie i zaraz w tym miejscu pojawi sie rj babelkw.

Zeszli na piec metrw i skierowali sie z powrotem w strone Lazarusa.


Darcy zwrcia sie do niego dziewczyna trzymaj sie troche dalej tym
razem. Beda teraz uwazali, jestem tego pewna.
Kiedy Lazarus znowu pojawi sie w zasiegu wzroku, Ben Trask klekna

i z torby pod siedzeniem wyciagn


a
doskonay pistolet maszynowy. Zozy go
i pewnym ruchem wsuna
magazynek peen dziewieciomilimetrowych kul. Pooz y bron pomiedzy stopami i przykry ja torba.
P mili od celu Darcy zmniejszy szybkosc i bardziej sia rozpedu niz maszyn zbliza sie do biaego statku. Na jego pokadzie panowao teraz ozywienie.
Widoczna tam trjka spiesznie chodzia wzduz burt, przystajac
co kilka krokw
i uwaznie przypatrujac
sie wodzie. Jazz i Manolis mogli sie tam znalezc w kazdej
chwili. Mez czyzni na pokadzie zebrali sie w jednym punkcie przy barierce i Zek
znowu poczua lornetke wymierzona w jej prawie nagie ciao. Ale tym razem zainteresowanie nie miao podoza seksualnego. Nagle rozleg sie grzechot wycia
ganego ancucha kotwicznego Lazarusa i odgos startujacych

maszyn. Z kabiny
wybieg na pokad czwarty mez czyzna. . . trzyma masywny karabin maszynowy.
Jezus! wrzasna
Ben Trask.
Czowiek z karabinem maszynowym, zasypa mniejsza dz gradem oowiu.
Zek byskawicznie stoczya sie z dachu. Ledwie zda
zya schronic sie w maej kabince, a przednia szyba rozprysa sie w drobiazgi, Trask zerwa sie i odpowiedzia
ogniem. Strzelec z Lazarusa zosta odrzucony do tyu, jakby uderzony kafarem.
Odbi sie od wspornika na pokadzie, przeama przez barierke i z pluskiem wpad
do wody.
291

Darcy okra
zy juz biay statek dookoa i teraz zwieksza odlegosc , kierujac

sie na otwarte morze. Nagle Zek wybiega z kabiny, chwycia koo sterowe
i skrecia nim mocno.
Patrz! Och, patrz! krzyczaa.
Czowiek z karabinem na pokadzie Lazarusa strzela wprost do wody,
w cos, co powoli oddalao sie od burty.
Trzymaj ster! rykna
Darcy, skoczy do miejsca, z ktrego Trask prowadzi ostrza, i wyszarpna
spod siedzenia druga torbe. adowa drugi karabin.
Wscieky swist pociskw przeszy powietrze. Trask krzykna
i zatoczy sie do
tyu, w ostatniej chwili unikna
wypadniecia za burte. W jego lewym ramieniu
widniaa dziura na wylot, ktra w nastepnym momencie zamienia sie w szkarat
i trysnea krwia. . .
Lazarus wycofa sie tyem z zatoki i zacza
obracac sie wok wasnej osi.
Woda kipiaa, wsciekle ubijana przez srube.
Nie zdoali zatrzymac statku wampirw. Zek pospieszya do Traska, by zobaczyc, czy moze cos dla niego zrobic. Mia skrzywiona blem twarz.
Wszystko w porzadku.

Owin to tylko, nic wiecej powiedzia zduszonym


gosem.
Petwonurkowie wynurzyli sie z wody. Zek zdzieraa wasnie koszule z plecw
Traska, prbujac
zaozyc bandaze. Darcy skierowa dz w strone Jazza. Pomg
mu wgramolic sie na dz. Po chwili podpyna
Manolis. W tym momencie jednak
silnik zgas.
Zalany krzykna
Darcy.
Lazarus obrci sie. Pulsowanie maszyn stawao sie coraz gosniejsze i szybsze. Pru wprost na mniejsza dz z cakiem oczywistymi intencjami. Manolis
spojrza na wodoodporny zegarek na przegubie.
Powinien juz wyleciec! krzykna.
Miny, powinny juz. . .
Kiedy Lazarus znalaz sie w odlegosci znacznie mniejszej niz piec dziesiat

jardw, miny rzeczywiscie eksplodoway. Nie jednym poaczonym

wybuchem,
ale czterema. Dwie pierwsze wybuchy na rufie, w odstepie sekundy czy dwch.
Maszyny przerway prace, ale biay statek sia rozpedu suna
do przodu. Wtedy
rozerway sie kolejne miny, podczepione pod przednia czescia kaduba. To zupenie zmienio obraz sytuacji. Rufa juz pogra
zaa sie w morzu, szybko nabierajac

wody, a dzib podskoczy w gre na grzbiecie spienionej wody, nastepnie opad


z hukiem. W tym momencie wybuchy maszyny. Statek przeama sie i jego tylna
czesc otwara sie. Gorace
metalowe szczatki
pofruney w gre, w ognistej kuli
ponacego

paliwa. Wielki okrag


dymu wzbi sie w niebo niczym ostatnie tchnienie. Lazarus wreszcie podda sie, osiad geboko w wodzie i zatona.
Morze
wypuscio keby pary, woda bulgotaa jeszcze przez kilka sekund, po czym zapada cisza. . .
Po nim! powiedzia Darcy, kiedy odzyska oddech.
292

Tak. Skina
gowa Jazz Simmons. Ale upewnijmy sie lepiej.
Manolis uruchomi wreszcie silnik, ktry sapiac
popchna
dz do miejsca,
gdzie znikna
Lazarus. Na powierzchni rozposcieraa sie plama oleju, woda
mienia sie kolorami teczy. Nagle z wody wychynea gowa odchylona do tyu,
a za nia powoli wypynea dolna czesc sczerniaego ciaa. Koysao sie tak na
wodzie niczym ukrzyzowany czowiek, z szeroko rozprostowanymi ramionami.
Wpatrywali sie wen wstrza
snieci, az nagle jego oczy otworzyy sie i wbiy w nich
wscieky wzrok, a on sam zakaszla krwia, flegma i sona woda.
Grek nie mysla wiele, tylko wyaczy

silnik, pochyli kusze i wrazi harpun


wprost w dawiac
a sie piers wampira. Kreatura rzucia sie raz i drugi, po czym
znowu znieruchomiaa na powierzchni. Wcia
z jednak nie mogli miec pewnosci.
Przyciagn
eli go wiec do samej burty. Zek przywiazaa

oowiane ciez arki do jego


stp, zepchnea je do wody i ciao potwora zanurzyo sie i zniko im z oczu.
Geboka woda skomentowa Manolis beznamietnie. Nawet wampir
ma tylko krew i kosci. Jesli nie oddycha, nie przezyje.
Ben Trask, biay jak sciana, trzas
sie i ledwo panowa nad soba.
A co z tym, ktrego zmiotem za burte? zapyta.
Grek zawrci dz na srodek zatoki, gdzie uprzednio sta zakotwiczony Lazarus. Darcy krzykna
i wskaza reka na cos niepozornie rozgarniajacego

wode.
Postrzelony wampir przeby juz p drogi do ladu.
Zblizyli sie don, przeszyli go
harpunem i wyciagn
eli na morze, gdzie postapili
tak samo, jak z poprzednim.
Teraz jest juz po nich parskna
Ben Trask.
Niezupenie przypomniaa mu Zek, wskazujac
na wyrastajac
a z morza
z tobiaa skae. Jest ich jeszcze dwch tam, na grze. Poozya reke na czole,
zamknea oczy i zmarszczya brwi. I. . . moze byc cos jeszcze. Ale nie jestem
pewna, co.
Przybili do plazy. Grek z kusza i ze swoja beretta czu sie szczesliwy. Darcy
mia swj erkaem, ktrym umia sie dobrze posugiwac, a dziewczyna wziea druga kusze. Jazz zadowoli sie bronia Harryego Keogha. Chcieli tez wzia
c jeszcze
jeden karabin maszynowy, ale Ben Trask zosta wyaczony

z dalszej akcji. Mia


zostac i pilnowac odzi.
Zaczeli wspinaczke. Trasa bya atwa, bowiem cienka warstwa ziemi zostaa scisnieta miedzy gazami, a w bardziej stromych miejscach wycieto schody.
W poowie podejscia zatrzymali sie dla zaczerpniecia tchu i popatrzyli do tyu.
Ben obserwowa ich przez lornetke. Do tej pory nie zauwazyli z adnych sladw
z ycia, jednak kiedy podeszli do podnza skay, Jazz wychwyci ruch u gry, w starozytnym otworze strzelniczym.
Natychmiast sciagn
a
Zek i ruchem reki nakaza Darcyemu i Manolisowi
skryc sie posrd bezadnie porozrzucanych gazw.
Jezeli te stworzenia na grze maja bron wyjasni moga nas powystrzelac jak kaczki.
293

Ale nie maja, bo juz dawno by to zrobili odpar Grek. Zapaliby nas,
kiedy przybijalismy do plazy albo podczas walki z Lazarusem.
Ale oni nas obserwowali powiedziaa Zek. Czuam ich.
A teraz czekaja na nas tam. Jazz pokaza oczami na wyniose, oslepiajaco
biae sciany.

Slizgamy
sie po bardzo cienkim lodzie zwrci sie do pozostaych Darcy. Mj talent mwi mi, z e zaszlismy juz wystarczajaco
daleko.
Od scian odbi sie przerazliwy krzyk. Odwrcili sie i ujrzeli Bena Traska poda
zajacego

zboczem za nimi.
Zatrzymajcie sie! krzycza. Poczekajcie!
Dotar na odlegosc trzydziestu czy czterdziestu metrw, upad w cieniu gazu
i przez chwile odpoczywa.
Obserwowaem fortyfikacje przez lornetke. krzykna
po chwili. Cos
sie tam nie zgadza, i to bardzo. Podejscie wyglada
atwo po tych starych schodach, ale takie nie jest. To oszustwo, puapka.
Jazz wrci sie, spotka Bena w p drogi i wzia
od niego lornetke.
Co masz na mysli, mwiac
o puapce?
To jest tak, jakbym uczestniczy w policyjnym przesuchaniu wyjasni
Ben. Wyczuwam, kiedy podejrzany kamie, nawet jezeli nie wiem, na czym to
kamstwo polega. Nie pytaj mnie wiec, co tam jest nie w porzadku,

tylko wierz
mi na sowo.
W porzadku

odpar Jazz. Wracaj na dz. Bedziemy bardzo uwazac.


Ben zawrci. Jazz skierowa lornetke na kamienne schody, pnace
sie stromym zygzakiem od podstawy skay do starozytnego muru. Blisko celu stos gazw i odamkw wypietrza sie z ziejacego

czernia pyska jaskini, oddzielony od


schodw i krawedzi masywna siatka rozpieta miedzy geboko osadzonymi z elaznymi supami. Z tego wypietrzenia zwisay prawie niewidoczne kable, ktre, znikay w ponurym mroku jaskini. Simmons przyjrza sie im dokadniej. Przewody
detonujace?
Bardzo mozliwe pomysla. Powrci do pozostaych.
Zdaje sie, z e mamy kopoty powiedzia albo bedziemy je mieli, gdy
tylko wejdziemy na te schody.
Przedstawi swoje przypuszczenia. Darcy wzia
od niego lornetke, wystawi
gowe zza zasony i sprawdzi powierzchnie skay.
Jezeli Ben mwi, z e tu sie cos nie zgadza, to na pewno tak jest.
Nie ma sposobu, aby przecia
c te kable gdyba Jazz. Ci tam, na grze,
maja przewage. Mogliby zapac nawet mysz wspinajac
a sie po tych schodach.
Suchajcie odezwa sie Manolis. Niech mysla, z e dalismy sie nabrac.
Jak? zapyta Darcy.
Zaczniemy wchodzic na gre odpowiedzia Grek ale troszeczke sie
zka zakreca
rozciagniemy,

tak z e jeden z nas wysforuje sie dobrze do przodu. Scie


zaraz pod jaskinia z gazami. A przed samym zakretem jest duza dziura na zboczu
294

sciany. Wiec jeden z nas minie zakret, inni poda


za za nim zawziecie. Te kreatury
na grze przezyja dylemat, czy nacisna
c guzik i zaatwic jednego czowieka, czy
tez czekac na innych. W tym momencie ten na przedzie przyspieszy, a pozostali
udadza, z e ida naprzd. Wampiry nie beda mogy czekac, poniewaz jeden juz im
sie wymkna,
wiec nacisna guzik. Bum!
A moze powiedzia Darcy z nagle poblada twarza zostawimy to do
wieczora i. . .
Czy to twj anio strz? Manolis spojrza z niesmakiem. Widziaem
juz ten grymas na twojej twarzy!
A wiec, kto twoim zdaniem ma robic za zajaca?
zapyta Darcy.
Sucham? odezwa sie Grek.
Kto idzie pierwszy i ryzykuje, z e go zdmuchna ze sciany prosto do pieka?
Manolis wzruszy ramionami.
A ktzby? Ty, oczywiscie!
Ten twj talent naprawde dziaa? nie dowierza Jazz.
Tak, jestem deflektorem. Darcy skina
gowa i westchna.

W czym wiec problem?


Problem jest w tym, z e mj talent nie wacza
sie i wyacza,

ale pracuje bez


przerwy. On robi ze mnie tchrza. Chociaz wiem, z e jestem chroniony, nie zapale sztucznych ogni inaczej, jak tylko na odlegosc . Ty mwisz: Naprzd Darcy,
waz na schody. Ale on mwi: Uciekaj do diaba, synu. Uciekaj do cholernego
diaba.
Musisz wiec zapytac sam siebie odpar Jazz kto tu jest szefem ty
czy on.
W odpowiedzi Darcy ponuro skina
gowa, wsuna
magazynek do erkaemu.
Podszed do podstawy schodw i zacza
wspinac sie. Pozostali obserwowali go
przez chwile, po czym ruszy Manolis. Jazz poczeka, az tamten nie bedzie mg
go usyszec.
Zek, zostajesz tutaj rozkaza.
Co? Popatrzya na niego. Po doswiadczeniach z Gwiezdnej Krainy
mwisz mi, z e mam cie zostawic?
Nie dziaam sam. A poza tym, co tam zrobisz z ta marna, podwodna kusza?

Trzeba, z ebys zaczekaa tutaj, Zek. Jezeli jedna z tych bestii minie nas, twoim
zadaniem bedzie ja zatrzymac.
To tylko pretekst odpara sam powiedziaes, z e na niewiele moge
przydac sie z kusza?

Kochanie, ja. . .
Dobrze! Czekaja na ciebie.
Pocaowa ja i ruszy za tamtymi dwoma. Poczekaa, az dojdzie do schodw
i zacznie wspinaczke. Wysza z ukrycia i poda
zya za nim. . .

295

Darcy przystana
przed samym zakretem, gdzie waskie

kamienne schody skrecay w lewo i piey sie nierwno przez czesc sciany bezposrednio pod grozna jaskinia. Oddycha ciez ko, nogi trzesy sie jak galareta, jednak nie z powodu trudnej
wspinaczki, ale dlatego z e o kazdy metr drogi musia walczyc ze swoim talentem.
Popatrzy do tyu i kiedy Manolis i Jazz pojawili sie na widoku, pomacha im.
Nastepnie mina
zakret i z determinacja ruszy do przodu.
Przechodzac
obok skalnej szczeliny, czu nieodparta chec schronienia sie. Nie
zatrzyma sie jednak. Popatrzy do gry i wzdrygna
sie. Druciana siatka, powstrzymujaca
napr ska, gazw i kamieni, bya niecae trzy metry od niego.
Przyspieszy i opusci teren bezposredniego niebezpieczenstwa. Nastepnie obejrza sie i dostrzeg Jazza i Manolisa wynurzajacych

sie zza zakretu. W tym momencie poslizna


sie na kamykach i zjecha w d.
Czu, iz jego stopy zwisaja nad krawedzia, chwyci sie wystajacej
skay i w tej
samej chwili juz wiedzia, z e to sie stanie.
Gwno wrzasna
i przyklei sie do sciany. Oguszajaca
eksplozja rozerwaa cisze, a podmuch powietrza omal nie wyrzuci go w gre.
Skalne odamki latay wszedzie tak, jakby caa gra sie rozleciaa. Oguchy
i walczacy
o oddech w dawiacym

pyle i kamiennych szczatkach,

Darcy mg
jedynie lezec i czekac. Minea minuta, moze dwie. Haas ucich. Esper popatrzy
za siebie. . . Jazz i Manolis, nie baczac
na niebezpieczenstwo, gramolili sie do
gry po zasanych gruzem schodach.
Przed nim jednak dwch mez czyzn schodzio szybko w d. Darcy podpar sie,
by stana
c na nogi i zobaczy ich. Pomiennoocy, powarkujacy,
wyszli, by przyja
c
najezdzcw twarza w twarz. Jeden z nich trzyma pistolet, a drugi dugi na
prawie dwa metry trjzab
z zabjczymi ostrzami. Erkaem espera zosta przywalony gruzem i odamkami kamieni. Wampir uzbrojony w pistolet zatrzyma sie
i wymierzy. Cos swisneo i stworzenie celujace
w Darcyego upuscio bron i zatoczyo sie na sciane. Twarde drewno przeszyo jego piers. Potwr zakrztusi sie,
wyda niesamowity, syczacy
okrzyk i zwali sie na ziemie.
Drugi podja
dzieo. Zaatakowa espera swa straszliwa bronia. Udao mu sie
jednak jakos odtraci
c zabjcza potrjna gowice i. . . nagle pojawi sie Manolis.
Padnij! wrzasna
grecki policjant. Rozlegy sie trzy suche strzay beretty.
Syk wampira przemieni sie w krzyk wsciekosci i blu. Trafiony z bliska, napastnik zachwia sie na schodach. Darcy wyrwa mu z rak
trjzab
i trzasna
drzewcem
w piers. Potwr, skowyczac
i kajac,
stoczy sie w d, az do podstawy skay.
Jazz Simmons podszed blizej.
Na d, czy go gry? zapyta dyszac.

Na d odpowiedzia z miejsca Darcy. I nie obawiajcie sie, to nie jest


kwestia mojego talentu. Po prostu wiem, jak trudno zabic te bestie! Popatrzy
na swoich przyjaci. A gdzie jest Zek? zapyta.
Na dole odpar Jazz.
296

Jeszcze jeden powd, aby natychmiast wracac powiedzia Darcy.


Zek wasnie w tej chwili mijaa zakret. I kiedy zobaczya, z e wszyscy sa cali,
westchnea z ulga.
Przyniesli benzyne ze statku i spalili ciaa wampirw. Troche odpoczeli przed
wyruszeniem na gre, do starych fortyfikacji. Janosz przygotowa tam obszerne
schronienie, zowieszcze i zatrwazajace.

Zek, pozwalajac
prowadzic sie swojemu telepatycznemu talentowi, przez zway zaprawy murarskiej, przez przejscia w na wp wzniesionych murach, obok
gebokich otworw strzelniczych dajacych

wspaniay widok na zakrzywiona linie


morskiego horyzontu, zaprowadzia esperw do tajemniczych drzwi. Otworzyli
je i zobaczyli wyzarte zebem czasu schody prowadzace
w d, do lochu krzyzowcw. Sklecili pochodnie i poda
zyli w kierunku cuchnacego

serca skay. Na dole


znalezli niskie ocembrowania dwch przykrytych studni, ktre zapaday w jeszcze wieksza ciemnosc . Tutaj wasnie Zek zaczea chrapliwie oddychac i drzac

opara sie o sciane.


Co jest? zapyta Jazz.
W studniach wydyszaa. Takie same miejsca jak to widziaam
w gniazdach w Gwiezdnej Krainie. W tych miejscach Lordowie-wampiry trzymali swoje. . . zwierzeta!
Studnie zamkniete byy zbitymi z desek pokrywami. Manolis przyozy ucho
do jednej z pokryw, ale nic nie usysza.
Cos w studniach? zapyta, marszczac
czoo.
Zek przytaknea.
Teraz milcza, boja sie, czekaja. To moga byc syfoniarze albo bestie gazowe,
albo jeszcze cos innego. Nie wiedza, kim jestesmy, ale boja sie, z e przysya nas
Janosz! To sa. . . stwory Janosza, wyrose z niego.
Jak ta ohyda, ktra Julian Bodescu hodowa w swojej piwnicy odezwa
sie Darcy. Ale. . . na to przynajmniej mozna bezpiecznie popatrzec. Gdyby
byo inaczej, wiedziabym o tym.
Manolis i Jazz zdjeli pokrywe z jednego z szybw i staneli przy krawedzi. Popatrzyli w d, w styksowe ciemnosci, ale niczego nie mogli dojrzec. Jazz wzruszy ramionami, wystawi pochodnie i wypusci ja z reki.
Rozleg sie ryk i skowyt. Kwilenie i plucie, i obakana

wrzawa. Na chwile,
tylko na chwile, ponaca
pochodnia, padajac,
odsonia caa potwornosc dna suchej studni. Zobaczyli oczy, rozdziawione szczeki i zeby. Cos niewypowiedzianie strasznego przewalao sie tam na dole, podskakiwao i bekotao. Po chwili
pochodnia zgasa. Przy niesabnacych

dzwiekach tego olbrzymiego tumultu Jazz


i Manolis zasuneli pokrywe okropnego tunelu.
Bedzie nam potrzebne cae paliwo, jakie zdoamy zgromadzic powiedzia Grek.
297

I duzo tego budowlanego drzewa dorzuci Jazz.


I moze jeszcze miny przyaczy

sie Darcy. Musimy miec pewnosc ,


z e zatkalismy te studnie raz na zawsze. Najwyzszy czas doprowadzic te sprawy
do porzadku.

Wyszli na swieze powietrze. Zek kurczowo chwycia mez a za reke.


Ale jezeli to stanowi miare tego, co Janosz moze stworzyc tutaj, w krtkim
czasie, pomysl tylko, co mg zrobic tam, w grach Transylwanii.
Boze, nie chciabym byc teraz Harrym Keoghem. . . za z adne skarby
wyszepta Darcy.
Harry obudzi sie z dziwna pewnoscia, z e stao sie cos strasznego. Nieludzkie
krzyki dzwieczay mu w uszach, huczacy
ogien pona
w jego oczach. Kiedy jednak podnis sie w zku, uswiadomi sobie, z e te wrzaski to tylko poranne pianie
kogutw, a ogien by blaskiem sonca padajacym

przez wychodzace
na wschd
okna.
Teraz, kiedy juz nie spa, doszy go odgosy sniadania i zapachy pozywienia
rozchodzace
sie z kuchni.
Wsta, umy sie i ogoli. Szybko ubra sie. Juz mia schodzic na d, kiedy
usysza dziwne znajome dzwonienie, skrzypienie, niespieszny stukot kopyt. Podszed do okna, wychyli sie i zaskoczy go z ar promieni sonecznych. Zmarszczy

czoo. Zte,
gorace
swiato draznio go, wywoywao swedzenie.
W dole, droga, jechay rzedem konskie zaprzegi, cztery czy piec w jednej linii.
Cyganie zmierzali ku odlegym grom. Harry poczu naga wiez krwi, gdyz to takz e byo jego przeznaczenie. Zastanowi sie, czy przekrocza granice, czy pozwoli
im sie na to! Causescu bowiem nie darzy Cyganw wielka sympatia.
Keogh patrzy, jak mijaja go, i zobaczy, z e ostatni wz przystrojono girlandami i z aobnymi wiencami o dziwnych ksztatach, utkanymi z winorosli i kwiatw
czosnku. Jego mae okienka zostay cakowicie zasoniete. Obok szy kobiety, cae
w czerni, ze spuszczonymi gowami, przezywajace
swa bolesc w milczeniu. Wz
by karawanem, a jego mieszkaniec dopiero co zmar. Harry poczu z al.
Czy wszystko w porzadku?

odezwa sie gosem zmarych.


Mysli nieznajomego byy spokojne, uporzadkowane,

ale jednak wtargniecie


Harryego zaskoczyo go.
Nie myslisz, z e to niegrzecznie z twojej strony powiedzia przerywac
mi w ten sposb?
Przepraszam odpowiedzia ale martwiem sie o ciebie. To oczywiscie
stao sie niedawno. . . i nie wszyscy zmarli zachowuja stoicki spokj w tej sytuacji.
Chodzi o smierc? Ach, ale ja oczekiwaem jej od dawna. A ty musisz byc
nekroskopem?
Syszaes o mnie? W takim razie na pewno wiesz, z e nie chciaem byc niegrzeczny. Nie zdawaem sobie sprawy, z e moje imie dotaro do ludw podrznych.
298

Zawsze myslaem o was jako o oddzielnej rasie. To znaczy, macie wasne sciezki,
ktre nie zawsze zgadzaja sie z. . . Nie. Znowu nie to chciaem powiedziec. Moze
masz racje, z e jestem nieokrzesany.
Tamten zachichota.
Wiem wystarczajaco
dobrze, co chciaes powiedziec. Ale zmarli sa zmarymi, Harry, a teraz, kiedy nauczyli sie rozmawiac z soba, robia to. Zwykle wspominaja bez realnego kontaktu ze swiatem z ywych, nie liczac
ciebie, oczywiscie.
Jestes uczonym czowiekiem powiedzia Keogh i bardzo madrym.

Nie odczujesz wiec smierci ciez ko. Jakim byes za z ycia, takim bedziesz po smierci. Wszystkie sprawy, nad ktrymi zastanawiaes sie z yjac,
ale ktrych nie potrafies do konca rozwiaza
c, mozesz teraz gruntownie przemyslec.
Starasz sie poprawic moje samopoczucie odpar tamten i ja to doceniam, ale naprawde nie ma potrzeby. Zestarzaem sie. Teraz jestem w drodze
do miejsca pod grami, gdzie moi przodkowie Wedrowcy powitaja mnie z radoscia. Oni takze byli cyganskimi krlami w swoim czasie. Z niecierpliwoscia
oczekuje, iz usysze prawdziwa historie naszej rasy. Mysle, z e musze za to podziekowac, gdyz bez ciebie lezeliby tam wszyscy jak prastare, wysuszone ziarno
na pustyni, pene ukrytych mozliwosci, ksztatw i barw, ale niezdolne nadac im
formy. Dla zmarych byes deszczem na pustyni.
Harry wychyli sie jeszcze bardziej z okna, by odprowadzic wzrokiem karawan znikajacy
za zakretem zakurzonej drogi.
Ciesze sie, z e cie spotkaem powiedzia. Gdybym wiedzia, z e byes
krlem, od razu okazabym ci stosowny szacunek.
Harry! Mysli tamtego przypyney z powrotem do nekroskopa, ktry
tym razem wyczu w nich zakopotanie. Wydajesz mi sie byc bardzo rzadka
osoba:
dobra, wspczujac
a, madr
a, choc jestes tak mody. I mwisz, z e rozpoznaes we mnie starsza madro
sc . Prosze cie wiec, abys zechcia przyja
c rozsadn
a
rade od madrego,

starego krla Cyganw. Idz dokadkolwiek,

ale nie tam, dokad

idziesz. Rb cokolwiek, ale nie to, co postanowies.


Keogh nie na z arty zaniepokoi sie. Cyganie posiadaja dziwne talenty, a zmarli
nie sa pozbawieni swoich.
Przepowiadasz moja przyszosc ? Juz bardzo dawno nie robiem srebrem
znaku krzyza na doni zmarego.
Srebrem, tak! Moje donie nie poczuja juz jego dotyku, ale bad
z pewien, z e
moje oczy czuja jego ciez ar! Nie, ty sam przezegnaj sie srebrem, Harry, sam sie
przezegnaj.
Teraz nekroskop nie by tylko zaskoczony, ale tez podejrzliwy. Zastanowi
sie, co ten martwy, stary czowiek wie i co mu prbuje powiedziec. Nie skrywa
swoich mysli i krl Cyganw wychwyci je z atwoscia.
Powiedziaem juz za duzo. Niektrzy uznaliby mnie za zdrajce. Dobrze,
niech sobie tak mysla. Masz racje, jestem stary i martwy, wiec moge sobie ostatni
299

raz pofolgowac. A ty okazaes sie uprzejmy i smierc sprawia, z e nie musze sie
lekac konsekwencji.
Twoje ostrzezenie jest czyms zowieszczym odrzek Harry. Nie otrzyma
jednak odpowiedzi. Tylko niewielka, opadajaca
chmura kurzu wskazywaa droge
zaprzegw.
Moja trasa jest ustalona! zawoa za nim Harry. To jest droga, ktra
musze przejsc !
W odpowiedzi przypyneo westchnienie. Tylko westchnienie.
W kazdym razie, dziekuje odpowiedzia Keogh westchnieniem na westchnienie.
O jedenastej przed poudniem Harry wymeldowa sie z hotelu w Mezobereny.
Na poboczu szosy czeka na takswke. Mia z soba tylko torbe podrzna, a w niej
doprawdy niewiele bagazu: spiwr, mape okolicy w bocznej kieszeni i paczuszke
z kanapkami przygotowanymi przez crke wasciciela zajazdu.
Sonce grzao bezlitosnie, a zakurzone szyby starej takswki zdaway sie jeszcze wzmacniac jego dziaanie. Palio skre Keogha, powodujac
podraznienia.
Przy pierwszej nadarzajacej
sie okazji, w wiosce o nazwie Bekes, nekroskop poprosi o krtka przerwe i kupi letni kapelusz somkowy z szerokim rondem.
Z Mezobereny do miejsca, w ktrym chcia wysia
sc , niedaleko granicy rumunskiej, byo jakies dwadziescia kilometrw. Zanim pozwoli kierowcy odjechac, spyta, czy jego mapa odpowiada rzeczywistosci i czy przejscie graniczne
naprawde znajduje sie o dwa do trzech kilometrw stamtad,
w miejscowosci o nazwie Gyula.
Tak, Gyula powiedzia takswkarz, wykonujac
nieokreslony ruch reka
wzduz drogi. Gyula. Zobaczy pan ze wzgrza.
Harry patrzy, jak samochd zawraca i odjezdza. Zarzuci torbe na ramie i ruszy pieszo. Mg dojechac takswka blizej do granicy, ale nie chcia, by widziano, z e podrzuje w ten sposb. Pieszy mniej rzuca sie w oczy na wiejskiej drodze.
A wies, jak to wies. Lasy, zielone pola, uprawy, z ywopoty, pasace
sie zwierzeta. Z przodu wyrasta centralny masyw Transylwanii, mroczny, zowrogi grozny i budzacy
szacunek. W odlegosci jakichs trzydziestu kilometrw, gdzie droga
przecinaa pasmo niskich, pofadowanych wzgrz, Harry dostrzeg szaroniebieskie wierzchoki i kopuy. Widzia takze przejscie graniczne, pomalowany w biao-czerwone paski szlaban i drewniany domek na mode austriacka.
Keogh nie przejmowa sie specjalnie granicami, nie wtedy, kiedy mia dostep
do kontinuum Mbiusa, ale tym razem jednak mia problem. Wiedzia, z e trudno
bedzie sie przedostac przez granice ta wasnie droga. Jego nieskomplikowany plan
jednak uwzglednia to. Teraz wiedzia dokadnie, gdzie sie znajduje i mg po
prostu kontynuowac turystyczne azikowanie, spedzajac
cay dzien w jakiejs maej
wiosce czy siodle, i wybrac bezpieczna trase do Rumunii. Wiedzia, z e Securitate
300

z duza gorliwoscia utrzymywaa rodakw w kraju, ale nie zauwazy, aby zbyt
wiele robiono w celu utrzymania cudzoziemcw na zewnatrz.
Zreszta, kto oprcz
jakiegos szalenca chciaby sie tam za wszelka cene dostac?
U podstawy wzgrza do gwnej szosy dochodzia droga trzeciej klasy, na
wp utwardzona. Przecinaa na pnoc gesto zalesiony teren. I mniej niz o kilometr przez las. . . musiao znajdowac sie Gyula. Harry dostrzeg mgieke bekitnego dymu unoszac
a sie z kominw, lsniace,
baniaste kopuy, prawdopodobnie
kosciow. Wygladao

to na spokojne miejsce i nadawao sie dla jego planw idealnie.


Zszed ze wzgrza i skreci w lewo miedzy drzewa. Znowu usysza te na wp
znajome dzwoneczki i w cieniu lesnego gaszczu

ujrza te same cyganskie zaprzegi, ktre przejezdzay pod hotelowym oknem rano. Musiay przybyc tu niedawno,
bo podrznicy wcia
z jeszcze rozbijali obz. Jeden z mez czyzn, w ciez kich, czarnych butach, skrzanych spodniach i rdzawej koszuli sta przy pochylonym ogrodzeniu, z ujac
z dzbo trawy. Harry podszed do niego. Ten usmiechna
sie, skina

gowa.
Hej, wedrowcze! Idziesz sam. Dlaczego nie usia
sc na chwile i nie przepukac garda? Wyciagn
a
do Harryego poduzna, szczupa butelke sliwowicy.
Slivas byy ostre tego roku, gdy to pedzili.
To bardzo mio z twojej strony odpowiedzia Keogh. Co to, mwisz
moim jezykiem? doda zaraz.
Tamten usmiechna
sie szeroko.
Wieloma jezykami. Troszeczke, w prawie wszystkich. Jestesmy wedrowcami, wiec czego bys oczekiwa?
Harry wszed z nim do obozu.
A skad
wiedziaes, z e jestem Anglikiem?
Bo nie jestes Wegrem! Niemcy niezbyt czesto sie tu pojawiaja. A gdybys by Francuzem, to byoby was dwch albo trzech, w szortach, na rowerach.
A zreszta, nie wiedziaem. I gdybys mi nie odpowiedzia, dalej bym nie wiedzia,
nie na pewno. Ale. . . wygladasz

na Anglika.
Keogh przyglada
sie wozom cyganskim. Ich zawiym, interesujaco
rzezbionym ornamentom. Rzne symbole tak wystylizowano, z e wydaway sie stanowic
jednosc z ozdobnymi zawijasami. Zostay jakby celowo ukryte w projekcie caosci. Przypatrujac
sie blizej, ale ciagle
zachowujac
postawe przygodnego obserwatora, zobaczy, z e ma susznosc , z e one rzeczywiscie zostay ukryte.
Skupi swe zainteresowanie na wozie pogrzebowym, ktry sta troche na uboczu. Dwie kobiety w z aobnych strojach siedziay na jego stopniach, z gowami
opuszczonymi w smutku.
Zmary krl powiedzia Harry i katem

oka dostrzeg, z e jego nowy przyjaciel drgna.


Rzeczy zaczynay mu sie skadac w caosc , jak fragmenty dzieciecej
ukadanki.
301

Skad
wiesz?
Keogh wzruszy ramionami.
Pod tymi wiencami, kwiatami i czosnkiem jest dobry, bogaty wz, ktry
w sam raz nadaje sie dla krla Cyganw. Wiezie jego trumne, tak?
Dwie odpar tamten, patrzac
na Harryego inaczej, moze z pewna ostroznoscia.
Och?
Druga jest dla jego z ony. To ta chudsza tam, na schodkach. Jej serce krwawi. Nie mysli, z e pozyje dugo.
Usiedli na wysadzonych korzeniach rozozystego drzewa. Keogh wyciagn
a

kanapki. By godny, ale chcia poczestowac nimi swego cyganskiego przyjaciela, w rewanzu za dobra sliwowice.
A gdzie ich pochowacie? zapyta w koncu.
Tamten skina
gowa na wschd, ruchem dosyc swobodnym, ale Harry czu na
sobie jego ciemne spojrzenie.
Och, pod grami.
Widziaem tam przejscie graniczne. Przepuszcza was? zapyta nekroskop.
Cygan usmiechna
sie, a zoty zab
bysna
w przezierajacym

miedzy drzewami
soncu.
To bya nasza trasa dugo zanim powstay przejscia graniczne, lub chocby
drogowskazy. Myslisz, z e zechcieliby zatrzymac pogrzeb? Co, ryzykowac scia
gniecie na siebie cyganskiej klatwy?

Harry usmiechna
sie i pokiwa gowa.
Ten numer ze stara cyganska klatw
a dobrze dziaa, co?
Ale tamtemu wcale nie byo do smiechu.
Dziaa! powiedzia po prostu.
Keogh rozejrza sie wok, przyja
znowu butelke i pociagn
a
tegi yk. Wiedzia, z e inni czonkowie ludu cyganskiego na niego patrza, ale ukradkiem, jednoczesnie pracujac
przy rozbijaniu obozu. Czu w nich napiecie i odnalaz siebie
w dwch umysach. Wydawao mu sie, z e znalaz sposb na przekroczenie granicy. W rzeczy samej, wierzy, z e Cyganie chetnie go przemyca, wiecej niz chetnie,
czy bedzie tego chcia czy nie.
Nie czu z adnej urazy do tego mez czyzny ani do tych ludzi, ktrzy, jak teraz mia uzasadnione przekonanie, znalezli sie tu wasnie po to, aby go zapac
w puapke. Nie czu z adnego strachu przed nimi. Zaiste, ba sie teraz mniej niz
w jakimkolwiek momencie swojego z ycia. Zastanawia sie, czy powinien ze spokojem, a nawet pasywnie, brna
c w te puapke, czy tez raczej prbowac opuscic
obz? Czy powinien uczynic jaka
s aluzje do sytuacji, ujawnic swe podejrzenia,
czy tez dalej grac niewinnego? Jedno byo pewne: Janosz chcia go miec z ywego,
twarza w twarz, mez czyzna z mez czyzna. To znaczyo, z e ostatnia rzecza, jaka
302

Cyganie zrobia, bedzie wyrzadzenie

mu krzywdy. Pomysla, z e teraz, kiedy mieli go na widelcu, byoby lepiej po prostu poozyc sie i pozwolic sie potworowi
podwiezc , przynajmniej kawaek.
Kiedy rozewrze na ciebie swoje wielkie szczeki, idz wprost w nie, gdyz on
jest sabszy w srodku. . .
Czy to ja tak pomyslaem? Harry uzy mowy zmarych. Czy to znowu
ty, Faethorze?
Prawdopodobnie to my obydwaj odpowiedzia z gebi jego wnetrza gulgoczacy
gos.
Harry pokiwa gowa do siebie samego.

A wiec to ty. Swietnie,


zagramy wiec to po twojemu.
Dobrze wierz mi, z e ty. . . my panujemy nad sytuacja odrzek Faethor.
Czy myslisz, z e mgbym tu chwile odpocza
c? zapyta Harry Cygana
siedzacego

obok. Tu jest spokojnie, wiec odpoczabym

sobie, popatrzy na
mape i zaplanowa reszte wycieczki.
Dlaczego nie? odpar tamten. Na pewno z adna krzywda nie spotka
cie. . . tutaj.
Harry wyciagn
a
sie, gowe opar na torbie podrznej i zacza
przyglada
c sie
mapie. Halmagiu znajdowao sie moze o szesc dziesiat
mil stamtad.
Sonce osia
gneo zenit, niewiele ponad godzine temu. Pomysla, z e jezeli podrznicy wyruszyli dalej o drugiej po poudniu, i jezeli utrzymuja stae tempo szesciu mil
na godzine, mogliby dotrzec do Halmagiu okoo pnocy. By dziwnie spokojny, z e znajda sposb, aby przeszmuglowac go przez granice. Tak samo, jak mia
pewnosc , z e widzia znak czerwonookiego nietoperza podrywajacego

sie do lotu,
wmalowany w ornamenty krlewskiego wozu pogrzebowego.
Keogh zamkna
oczy i wpatrujac
sie w swoje wnetrze, skierowa mysli ku
Faethorowi.
Sadz
e, z e odstraszyem Janosza, kiedy zagroziem, z e wejde do jego umysu.
To byo bardzo smiae odpowiedzia tamten od razu. Zreczny bluff.
Ale popenies bad
i miaes naprawde szczescie.
Wypeniaem tylko twoje instrukcje! zaprotestowa Harry.
Wobec tego nie wyraziem sie wystarczajaco
jasno odrzek Faethor.
Chodzio mi po prostu o to, z e twj umys jest twoim zamkiem, jezeli wiec on
prbowaby tam wtargna
c, musisz postarac sie poja
c jego rozumowanie, musisz
wejrzec w jego umys. Nie znaczyo to, dosownie, z e masz wchodzic do srodka!
To byoby zreszta niemozliwe. Nie jestes telepata, Harry.
Och, ja o tym wiedziaem az za dobrze przyzna nekroskop ale Janosz nie by taki pewien. Widzia jakies dziwne rzeczy w moim umysle, mimo
wszystko. Nie najmniejsza okazaa sie twoja tam obecnosc . A jezeli ty mi doradzaes, to on musia oczywiscie postepowac ostroznie. Ostatnia rzecza, ktrej by
303

pragna,
jestes ty w jego umysle. A jednak, przypuszczam, z e masz racje, i to by
bluff. Ale czuem sie. . . mocny! Czuem, z e mam mocna karte.
Jestes mocny odpowiedzia Faethor. Ale pamietaj, miaes dodatkowa
sie dziewczyny i Layarda. Uzyes ich wzmocnionych talentw.
Wiem o tym odpar Harry ale czuem sie nawet potez niejszy. Czuem,
z e to byo wszystko moje. I przypuszczam, z e gdybym by prawdziwym telepata,
dostabym sie do srodka. Chocby po to, by uczynic Janoszowi to, co on zrobi
Trevorowi Jordanowi.
Czu aprobate Faethora.
Brawo! Ale nie biegaj, dopki nie umiesz chodzic, mj synu. . . Pojedziesz
z Cyganami, z plugawymi Zirra?
W jego wielkie szczeki odpar Harry. Tak, mysle, z e tak. Jezeli nie
moge dostac sie do jego umysu, to dostane sie do jego ciaa. Moze stepie mu
kilka zebw po drodze. Ale odpowiedz mi na to Faethorze. Odstraszyem go od
wszelkich rodzajw mentalnej inwazji albo uwiedzenia, wiec co zrobi teraz? Co
ty bys zrobi, gdybys by nim?
Co mu pozostaje? odrzek wampir. W operowaniu mocami, tymi
mocami, ktre pragnie ci ukrasc , uwaza ciebie za rwnego sobie. Musi wiec
najpierw podbic cie fizycznie. Co ja bym zrobi, na jego miejscu? Zamordowa
ciebie, a wtedy, z pomoca nekromancji, wyrwabym twa wiedze prosto z twoich
wrzeszczacych

flakw!
Twoja. . . sztuka powoli powiedzia Keogh. Tibora? Dragosaniego?
Ale Janosz jej nie posiada.
Ale posiada cos innego, te prastara, obca magie. Moze zredukowac cie do
popiow. Powoac cie znowu z chemicznej esencji, torturowac, az staniesz sie
wrakiem niezdolnym sie bronic. I wtedy wkroczy do twojego umysu i wezmie,
co chce.
Syszac
to, Harry nie czu sie juz mocny. Poza tym sliwowica okazaa sie silniejsza, niz mysla, a ykna
jej cakiem sporo. Nagle dozna niezwyczajnego mu
alkoholowego uniesienia, a jednoczesnie poczu ciez ar koca rzuconego na ciao.
Pod drzewami byo chodno, a ktos dba o jego dobre samopoczucie. Otworzy
nieznacznie oczy i zobaczy cyganskiego przyjaciela. Mez czyzna pokiwa gowa, usmiechna
sie i odszed.
Zdradziecko sprytne, te psy skomentowa Faethor.
Ach odpar Keogh wszak zostali dobrze poinstruowani. . .
Harry nie odczuwa naglacej

potrzeby snu, jednak pozwoli sobie zapasc


w drzemke.
Juz od dwch czy trzech dni odczuwa sabosc , jakby dochodzi do zdrowia po
jakiejs niewielkiej infekcji wirusowej. Ale dziwna to dolegliwosc , ktra z jednej
strony czyni go silnym, a z drugiej osabia. Przypuszcza, z e moze to ta zmiana
wody, powietrza, mentalnej dziaalnosci, w ktra by zaangazowany, waczaj

ac

304

mowe zmarych, tak niedawno mu przywrcona. Moga to byc kazda z tych rzeczy. . . albo tez cos zupenie innego.
Pozwoli uniesc sie fali snu. Znalaz sie w swiecie mokrade, gr i gniazd
wyrzezbionych w kamieniu, kosci i. . . Nagle przyby z wizyta Mbius.
Harry? Czy wszystko w porzadku,

chopcze?
Jasne odpowiedzia. Tylko odpoczywaem. Wszystkie siy, jakie moge zebrac. . . bede ich potrzebowa. Bitwa rozegra sie noca, stary przyjacielu.
Mbius zosta zbity z tropu.
Uzywasz dziwnych sposobw wyrazania sie. I nie cakiem to samo czujesz.
Sen Harryego w Gwiezdnej Krainie rozwia sie, i od razu mowa zmarych
Mbiusa wywara na nim wieksze wrazenie.
Co? zapyta. Czy cos mwies? Sposoby wyrazania sie? Nie czuje
tego samego?
Juz lepiej! uczony odetchna
z ulga. Do licha, przez chwile myslaem,
z e rozmawiam z cakiem inna osoba.
Pomiedzy stanem snu i czuwania, Harry zwezi oczy.
Moze i tak byo odrzek nekroskop.
Odszuka w swoim umysle Faethora i owina
go w koc samotnosci.
Tam powiedzia. Moge trzymac go tam, kiedy rozmawiamy.
Jakis dziwny lokator? zapyta astronom.
Tak, i wielce nie kochany i nie chciany. Ale teraz przykryem jego szczurza
nore. Zdecydowanie wole prywatnosc . A wiec z czym przybywasz, Auguscie?
Prawie znalezlismy rozwiazanie

odpowiedzia z miejsca tamten. Kod


jest juz zamany, Harry. Wkrtce bedziemy mieli odpowiedz. Przybywam niosac

ci nadzieje. I prosic, abys poczeka z walka jeszcze przez chwile, tak, abysmy. . .
Za pzno przerwa nekroskop. Teraz albo nigdy. Dzis wieczorem
stane naprzeciw niego.
Ejze, wydajesz sie peen entuzjazmu z tego powodu.
Zabra, co byo moje, rzuci mi wyzwanie, obrazi mnie strasznie odpowiedzia Harry. Spaliby mnie na popi, torturami wydobywaby ze mnie
tajemnice. Mgby wkroczyc w kontinuum Mbiusa! A to nie jest jego terytorium.
Oczywiscie, z e nie! Ono nie nalezy do nikogo. Ono po prostu jest. . .
Mowa umarych Mbiusa znowu zrobia sie spiaca,
co kazao nekroskopowi
skonsolidowac sie i skupic w obrebie wasnego jestestwa.

ROZDZIA SZESNASTY
Mez czyzna z mez czyzna, twarza w twarz
Harry! Ktos szarpa go za ramie. Harry, zbudz sie!
Keogh od razu przeszed ze snu do czuwania. Czu sie tak, jakby dopiero co
opusci kontinuum Mbiusa. Zobaczy Cygana, ktrego wczesniej spotka. Zaniepokoi sie, z e tamten zna jego imie. Po chwili dotaro do niego, iz Janosz z pewnoscia uczuli wszystkich swoich ludzi na jego osobe.
O co chodzi? zapyta nekroskop.
Spaes godzine wyjasni Cygan. Wkrtce wyruszamy. Poza tym jest
tu ktos, kogo powinienes zobaczyc.
Tak?
Czy jakis twj przyjaciel szuka cie?
Zastanawia sie, czy to Darcy Clarke albo ktos z pozostaych przylecia tutaj
za nim z Rodos. Potrzasn
a
gowa.
Nie, nie wydaje mi sie odpowiedzia.
W takim razie wrg, ktry cie sledzi? Podrzuje samochodem.
Widziaes go? Chciabym wiedziec, ktz to taki?
Chodz ze mna powiedzia mez czyzna. Ale ostroznie.
Ruszy przez las w kierunku z ywopotu. Harry szed za nim, przygladaj
ac
sie
Cyganom obozujacym

nie opodal. Ich rzeczy byy juz spakowane. Sposobili sie


do dalszej drogi.
Tam wskaza przewodnik Harryego.
Po drugiej stronie szosy za kierownica volkswagena garbusa siedzia mez czyzna i obserwowa wejscie do obozu. Harry nie zna go, ale. . . Przyjrza sie mu
jeszcze raz i przypomnia sobie. Lecieli razem samolotem. Nekroskop zapamieta
ten jego z mijowaty, zniewiesciay image. Czowiek ten mg byc wtyczka Wydziau E na Rodos.
Niewykluczone, z e to wrg. Po tych sowach w reku Cygana bysna

gotowy do akcji nz.


Cyganie nie bardzo przejmuja sie takimi cichociemnymi podgladaczami.

306

Harry obawia sie, z e nz by przeznaczony dla niego, na wypadek, gdyby


prbowa uciec.
Co teraz? zapyta Keogh.
Patrz odrzek.
Moda Cyganka w jaskrawej sukni sza szosa w kierunku samochodu. Nikoaj

Zarow
wyprostowa sie za kierownica. Pokazaa mu kosz wypeniony ozdbkami
i swiecidekami i cos powiedziaa. On pokreci gowa. Nastepnie pokaza jej banknoty i zacza
ja wypytywac. Wziea pieniadze,

pokiwaa ochoczo gowa i wskazaa

na las. Zarow zmarszczy czoo i znw zada pytanie. Dziewczyna tupnea noga
i jeszcze raz wyciagn
ea reke w strone Gyuli, wzduz lesnego traktu.
Kierowca skina
gowa, waczy

silnik i odjecha w chmurze pyu.


Wiec by to wrg. A dziewczyna wykiwaa go stwierdzi nekroskop.
Tak. Teraz ruszamy w droge.
My? Harry spojrza pytajaco.

My, wedrowcy odpowiedzia. A ktzby inny? Gdybys obudzi sie


wczesniej, zjadbys z nami. Ale wzruszy ramionami zostawilismy ci troche
zupy.
Podszed do nich mez czyzna z miska i drewniana yzka i wreczy to Harryemu.
Stj! odezwa sie w jego gowie gos zmarego krla Cyganw.
Trucizna? zapyta Harry. Twoi ludzie prbuja mnie otruc!
Nie, chca tylko z ebys sie oddali na godzine czy dwie. Przez chwile poczujesz niewielki bl gowy, ktry wkrtce minie. Jezeli zjesz te strawe, przeniesiesz
sie na druga strone granicy, miedzy prastare wzgrza i skaliste granie nalezace
do
starego Ferenczego.
Niech i tak bedzie. Keogh usmiechna
sie i zjad przygotowany dla niego
posiek. . .

Nikoaj Zarow
dotar do Gyuli, przejecha p miasta i w koncu zrozumia, z e
da sie oszukac. Zawrci i popedzi z powrotem w kierunku obozu.
Wedrowcw jednak juz tam nie zasta. Kierowca zakla,
wjecha na gwna
droge i przycisna
gaz do dechy. Po chwili zobaczy, jak pierwszy z zaprzegw
spokojnie mija przejscie graniczne.
Zahamowa z piskiem. Wyskoczy z wozu i wpad do straznicy. Policjant graniczny siedzacy
za podwyzszonym biurkiem chwyci czapke z duzym daszkiem

i wcisna
ja sobie na gowe. Popatrzy wsciekle na Zarowa,
a ten odwzajemni mu
to spojrzenie. Przez zakurzone, poplamione przez muchy okno widac byo, jak
ostatni wz mija podniesiony szlaban.
Kim jestes, Wegrem czy Rumunem? rykna
Rosjanin.
Tamten by mody, mia wielki brzuch i czerwona twarz. Transylwanski wiesniak, ktry wstapi
do Securitate, bo to mu sie wydawao atwiejsze niz upraw307

nianie roli. Niewiele zarabia, ale przynajmniej mg tego czy owego przetrzepac.
I lubi to, lecz nie znosi odgrnych kontroli.
Kim pan jest? Skrzywi sie, a jego swinskie oczka bysney zowrogo.

Bazen! wscieka sie Zarow.


Cyganie tak sobie po prostu chodza?

Czy to nie jest przejscie graniczne? Czy prezydent Causescu wie, z e ta hoota
przekracza jego granice, nie pytajac
nawet o pozwolenie? Rusz swoja tusta dupe.
W tych zaprzegach ukrywa sie szpieg.
Twarz policjanta zmienia sie. Obcy, mimo chropowatego akcentu, mg byc
wysokiej rangi oficerem Securitate; przynajmniej tak sie zachowywa. Wiesniak
nie domysla sie nawet, o co chodzio z tymi szpiegami.

Jeszcze bardziej czerwony na twarzy, wyskoczy zza biurka. Zarow


wyprowadzi go z budki, wskoczy do samochodu i z trzaskiem otworzy drzwi po stronie
pasazera.
Wsiadaj wrzasna.

Wedrowcy nie przysparzaja nam problemw prbowa tumaczyc policjant. Nikt ich nigdy nie sprawdza. Przeciez przechodza tedy od lat! Wioza
jednego ze swoich, z eby go pochowac. Nie mozna przeszkadzac w pogrzebie.
Idiota. Rosjanin nacisna
mocno peda, zrwna sie z ostatnim zaprzegiem i zacza
wyprzedzac kolumne. Czy kiedys zadaes sobie trud, by sprawdzic, do czego moga byc zdolni? Nie, oczywiscie, nie! Wiec mwie ci, jest z nimi
angielski szpieg o nazwisku Harry Keogh, poszukiwany w Zwiazku

Radzieckim
i w Rumunii. A teraz wjecha do twojego kraju i masz szanse awansowac, ale
tylko wtedy, jezeli zastosujesz sie do moich polecen.
Tak, rozumiem wymamrota tamten, choc tak naprawde bardzo mao
rozumia.
Czy masz bron?
Co? Tutaj? Do kogo miabym strzelac?
Nikoaj zahamowa gwatownie. Samochd stana
w poprzek drogi, przez

pierwszym zaprzegiem. Kolumna zatrzymaa sie, a Zarow


i policjant graniczny
wyskoczyli z samochodu. Czowiek z KGB wskaza na przykryte wozy, z ktrych
zeskakiwali na droge zaskoczeni Cyganie.
Przeszukaj je rozkaza wiesniakowi.
Ale czego mam szukac? powiedzia tamten, wcia
z zagubiony.
Przeszukaj kazdy zakamarek, w ktrym mozna ukryc czowieka warkna

Zarow.
Ale. . . jak on wyglada?

Mez czyzna bezradnie rozozy rece.


Gupiec! krzykna
Rosjanin. Na pewno nie wyglada
na pieprzonego
Cygana.
Wsciekosc wedrowcw rosa w miare jak Rosjanin i jego pomagier z Securitate podchodzili kolejno do kazdego wozu, z trzaskiem otwierali drzwi i patrzyli

308

do srodka. Kiedy zblizyli sie do ostatniego wozu, pogrzebowego, grupa Cyganw


zatarasowaa im droge.
Agent KGB zacza
wymachiwac pistoletem w ich kierunku.
Z drogi. Jezeli bedziecie przeszkadzac, nie zawaham sie go uzyc. To jest
sprawa bezpieczenstwa panstwowego, moga z niej wynikna
c powazne konsekwencje. Otwierac te drzwi.
Cygan, ktry rozmawia uprzednio z Harrym Keoghem wystapi
naprzd.
Jedziemy pochowac naszego krla. Nie mozesz wejsc do jego wozu.

Zarow
przystawi mu lufe do szczeki.
Otwieraj natychmiast krzykna
albo pochowaja was dwch!

Drzwi odblokowano i Zarow


zobaczy dwie trumny lezace
obok siebie na niskich, przymocowanych do podogi kozach. Wszed po schodach do srodka. Policjant graniczny i Cygan weszli z nim.
Otwrz ja. Nikoaj wskaza na pierwsza trumne.
Bad
z przeklety! szepna
Cygan. Po kres twoich dni, ktry jest juz
predki, bad
z przeklety.

Trumny byy sabej konstrukcji, zbite z cienkich desek. Zarow


odda pistolet
zesztywniaemu z przerazenia policjantowi, w zamian za sprez ynowiec z kosciana raczk
a. Za nacisnieciem przycisku wysuneo sie osiem cali ostro zakonczonej

stali. Nie zwlekajac,


Zarow
podnis reke i energicznie wbi nz w miejsce, gdzie
powinna znajdowac sie twarz zmarego.
Z trumny rozlegy sie przytumione westchnienia, a nastepnie walenie i skrobanie w pokrywe. Cygan wytrzeszczy ciemne oczy, przezegna sie i cofna
sie do
tyu.

Zarow
nie zwrci na to uwagi. Nie zwrci tez uwagi na intensywny zapach,
ktry rozszed sie dokoa. Z dzikim usmiechem, jednym szarpnieciem uwolni nz
i wsuna
go pod krawedz pokrywy, podwazajac
ja w kilku miejscach, az odskoczya. Wwczas wozy kosciana raczk
e w zeby, uja
pokrywe w obie rece i sciagn
a

ja do poowy.
Ktos unis wieko do gry. . . ale nie by to Harry Keogh.
Rosjanin zblad i wybauszy oczy, gdy Vasile Zirra, kaszlac
i chrzakaj
ac

w swej trumnie, wyciagn


a
sztywna reke, by chwycic Zarowa i podniesc sie!
Boze! wykrztusi czowiek z KGB. Boze!
Nz wypad mu z doni wprost do trumny. Stary, niezywy krl Cyganw
chwyci go i wbi w lewe oko Nikoaja, az ostrze zachrobotao o potylice.

Zarow
pusci piane z ust. Z jego garda dobyo sie rzez enie, upad i tak zastyg.
Pozostali powrcili do swoich zajec . Z przodu kolumny Cyganie juz pchali samochd nieszczesnika do przydroznego rowu. Nieokrzesany prostak z Securitate
bieg w kierunku swej straznicy.
Nie mam z tym nic wsplnego, nic, nic! wrzeszcza w niebogosy.

309


Jeden z wedrowcw przeszed nad ciaem Zarowa,
popatrzy peen strachu na
starego krla w trumnie, znowu sztywnego. Przezegna sie i umiesci pokrywe
z powrotem na jej miejscu.
Ktos da znak do wymarszu i kolumna wrcia na szlak.
P mili dalej, gdzie rw przydrozny zarosy krzaki jezyn i pokrzywy, pozby
li sie ciaa Nikoaja Zarowa.
Wypchniete z wozu, wypado do rowu i znikneo
w gaszczu

zieleni.
Harry, zjadajac
zupe z narkotykiem nie zapomnia jednoczesnie wprowadzic
do gry talentu Wellesleya i tym samym odcia
c swj umys od wpyww z zewnatrz.
Cyganska mikstura dziaaa szybko. Nie pamieta nawet, jak zataszczono
go do wozu pogrzebowego i zozono na spoczynek w drugiej trumnie. Ale owa
izolacja miaa tez swoje sabe strony. Przede wszystkim, nikt nie mg sie z nim
kontaktowac. Bra to oczywiscie pod uwage, wierzac
Vasile Zirra, ktry mwi
o krtkotrwaym dziaaniu narkotyku. Ale stary krl nie powiedzia mu, z e nalez y wzia
c yzke czy dwie tej strawy i w efekcie nekroskop zaaplikowa sobie zbyt
duza dawke.
Powoli odzyskiwa przytomnosc . W p drogi miedzy swiadomym i podswiadomym swiatem usuna
osone Wellesleya i dryfowa pomiedzy szmerem mowy
zmarych. Vasile Zirra, lezacy
ledwie o kilka cali od niego, pierwszy rozpozna
powrt Harryego do z ycia.
Harry Keogh? martwy gos starego czowieka by naznaczony smutkiem
i rozgoryczeniem. Jestes modym zuchwalcem. Pajak
czeka, aby cie zapac,
a ty rzucasz sie wprost w jego siec! Poniewaz byes dla mnie uprzejmy i zmarli
cie kochaja, wystawiem na szwank moja pozycje, aby cie przestrzec, a ty mnie
zlekcewazyes. Teraz wiec zapacisz kare.
Na wzmianke o karze Harry powrci do rzeczywistosci. Choc nie otworzy
jeszcze oczu, wywnioskowa, z e jeszcze sa w drodze.
Zjades caa zupe przypomnia mu Vasile. Halmagiu jest blisko!
Znam dobrze te ziemie. Czuje ja. Zbliza sie pnoc, gry wynurzaja sie.
Keogh przelak
sie, kiedy odkry, z e znajduje sie w skrzyni, ktra moga byc
tylko trumna.
Musieli cie w ten sposb przewiezc przez granice. Nie, to nie twj grb,
ale jedynie twoja kryjwka uspokoi go Zirra.

Nastepnie opowiedzia Keoghowi o Zarowie.


I ty mnie obronies? Nekroskop zapyta z niedowierzaniem.
Ty masz moc, Harry wzruszy tamten ramionami. Zrobiem to rwniez dla niego. . .
Dla Janosza Ferenczego? Harry chcia sie jeszcze upewnic.
Kiedy daes sie uspic, oddaes sie w rece jego ludzi. Zirrowie sa jego ludzmi, synu.
310

Wobec tego, Zirrowie sa tchrzami! Na samym poczatku,

dugo przez toba, zaiste, ponad siedem dugich wiekw temu Janosz oszuka ich. Omami ich,
oczarowa, pozyska za pomoca hipnozy i innych talentw, jakie odziedziczy po
swym diabelskim ojcu. Kaza im kochac siebie, ale po to tylko, by mc sie nimi posugiwac. Przed Janoszem, prawdziwe wampiry byy zawsze lojalne wobec
swej cyganskiej czeladzi i tym zasuzyli na wieczny szacunek. Janosz, co wam
da? Nic oprcz trwogi i smierci. Nawet martwi, ciagle
sie go lekacie.
Szczeglnie martwi! przysza odpowiedz. Czy nie wiesz, co on moze
mi zrobic? On jest Feniksem powstaym z piekielnych pomieni. Moze mnie takz e wskrzesic, jesli zechce, z moich prochw! Te stare kosci, to stare ciao, dosyc
sie juz nacierpiay. Wielu dzielnych synw Zirra poszo w te gry, by uagodzic
wielkiego bojara. Nawet mj wasny syn, Dumitru, odszed od nas w czasie tych
dugich lat. Tchrze? Co moglibysmy zrobic, my, ktrzy jestesmy zaledwie ludzmi, wobec potegi wampirw?
On nie jest wampirem! Och, pragnie tego, ale to wasnie ta sama esencja
wampiryzmu ciagle

mu umyka powiedzia Harry. Co nalezao uczynic?


Ty z grupa twoich ludzi powinienes pjsc do jego zamku w grach, znalezc go
i skonczyc z nim. Moglibyscie to zrobic dziesiec , dwadziescia, a nawet setki lat
temu! Tak, a teraz ja musze to zrobic.
Nie jest prawdziwym wampirem? Tamten by zdumiony. Alez on. . .
Bad!
Posiad wasna forme nekromancji, ale to nie jest prawdziwa sztuka.
On zmienia ksztaty w pewnych granicach. Ale czy moze uformowac sie w listek
powietrzny i latac? Nie, korzysta z samolotu. To oszust, potez na, niebezpieczna,
sprytna bestia, lecz nie jest wampirem.
Jakkolwiek go nazwiesz, okaza sie zbyt silny dla mnie i moich ludzi.
Wobec tego zostaw mnie. Poszukam pomocy gdzie indziej zirytowa sie
Keogh.
Co ty wiesz o wampirach odpowiedzia urazony, stary krl Cyganw.
Nekroskop zignorowa go i wysa swa mowe zmarych na cmentarz w Halmagiu. A stamtad
jeszcze wyzej, do starego, zrujnowanego zamku na wyzynach.
Czarne nietoperze towarzyszyy niczym eskorta cyganskiej kolumnie zaprzegw wspinajacej
sie posrd zamglonego krajobrazu Transylwanii. Te same nietoperze fruway nad zwalonymi murami zamku Ferenczego.
Janosz rwniez tam by.
Wyglada
jak wielki nietoperz. Wciaga
nozdrzami zapach nocy i z satysfakcja
obserwowa mge spowijajac
a doline. Niemal postrada zmysy ze szczescia, gdyz
ludzie Zirra prowadzili do niego dugo oczekiwanego Harryego Keogha.
Moi ludzie maja go zwrci sie do swoich wampirzych niewolnikw,
Sandry i Kena Layarda. Maja nekroskopa i wioda go do mnie. On spi, upojony

311

narkotykiem, i to jest bez watpienia

powd, dla ktrego nie mozecie go namierzyc


ani wejrzec w jego mysli. Wasze talenty sa karowate i ograniczone.
Ach! Layard zaczerpna
gwatownie powietrza. Tam. . . tam on jest.
Gdzie on jest? Janosz chwyci go za ramie.
Layard przymkna
oczy, koncentrowa sie.
Blisko powiedzia. Tam, na dole. Blisko Halmagiu.
Ferenczy spojrza pytajaco
na Sandre. Kobieta przylgnea do pozazmysowego
strumienia Layarda i poda
zya jego sladem.
Jest tam. Sandra skinea powoli gowa.
A jego mysli? Janosz niecierpliwi sie. O czym nekroskop teraz mysli? Czy jest tak, jak podejrzewaem? Czy sie boi? Ach, on jest utalentowany,
lecz cz za pozytek z ulotnych talentw wobec absolutnej siy? On rozmawia ze
zmarymi, tak, ale moi Cyganie sa z ywi. Mam wiec przewage.
Tak, rozmawia ze zmarymi pomysla Janosz. Nawet z moim ojcem,
ktry od czasu do czasu gosci w jego umysle! A to znaczy, z e tak jak ja znam
nekroskopa, ten pies zna mnie! Nie moge sobie pozwolic na chwile odprez enia.
To nie skonczy sie zanim. . . Moze powinienem rozkazac zabic go teraz i ozywic w odpowiednim momencie. Nie, nie tedy droga, jezeli mam byc prawdziwym
wampirem, musze zabic go osobiscie, a nastepnie skonic, by uzna we mnie pana!
Sandra przytulia sie do Kena i odebraa sygnay mowy zmarych Harryego.
Ferenczy zauwazy to, podszed do kobiety, potrzasn
a
nia.
A wiec? zapyta drzacym

gosem.
On. . . on rozmawia ze zmarymi!
Jakimi zmarymi? Gdzie?
Na cmentarzu w Halmagiu wydyszaa. W twoim zamku!
Wiesniacy bali sie mnie od wiekw, nawet, kiedy byem pyem w soiku.
Nie znajdzie wsrd nich sprzymierzencw. A zmarli w moim zamku? Tam sa
gwnie Zirrowie zarechota obrzydliwie. Oddali swoje z ycie do mojej dyspozycji. Nie beda sie wiec go suchac po smierci. On marnuje czas!
Sandra, pomimo swej wampirzej siy, jeszcze zadrzaa.
On. . . on rozmawia z wieloma, i nie byli to Cyganie lecz wojownicy. Syszaam tylko szemranie ich niezywych umysw, ale wszyscy pona nienawiscia
do ciebie!
Co? Przez chwile Janosz sta osupiay, po czym wybuchna
smiechem,
ktry raczej przypomina wycie. Moi Trakowie? Moi Grecy, Persowie, Scytowie? Oni sa pyem, najmarniejszym prochem ludzkim! Tylko straznicy, ktrych
powoaem sie licza. Och, zapewniam cie, nekroskop moze sprawic, z e zwoki
poderwa sie do marszu, ale nawet on nie moze zbudowac ludzi z garstki pyu.
A nawet gdyby mg, ja wszak natychmiast zozybym ich z powrotem do ziemi! Mam go, jest w rozpaczy i poszukuje nieprawdopodobnych sprzymierzen312

cw. Niech sobie z nimi rozmawia. Znowu sie rozesmia. Chodzmy, trzeba
poczynic pewne przygotowania.
Cyganie prowadzili Harryego przez las obok skalnego urwiska. Rece mia
zwiazane

z tyu i co chwila sie potyka. Gowa bolaa go potwornie, ale gdy zbliz yli sie do podnza gry, od razu wyczu obecnosc ulotnych zjaw, niegdys ludzi,
wszedzie dokoa.
Keogh pozwoli swej mowie zmarych nawiaza
c z nimi kontakt i po chwili zorientowa sie, z e byo to tylko echo gosw Zirrw, z ktrymi rozmawia w Miejscu Wielu Kosci, geboko w ruinach zamku Ferenczego. Dolna czesc wzgrza
otulaa mga, jednak kopulasta kapliczka odbijaa jasne swiato ksiez yca. Ludzie rzezbili kamienie, swoje wasne kamienie nagrobne. Wspinali sie na wyzyny
i skadali z siebie ofiare potworowi.
Ludzie? szepna
Harry, sam do siebie. Jak barany na rzez!
Mowa zmarych Keogha bya syszana, zgodnie z jego intencja, i z zamku na
wyzynach spynea odpowiedz.
Nie wszyscy z nas. Ja na przykad, walczybym z nim, lecz on siedzia
w moim umysle. Mozesz mi wierzyc, kiedy mwie, z e nie poszedem do Ferenczego z wasnej woli. Nie bylismy takimi tchrzami, jak myslisz. Powiedz, czy
widziaes kiedys ige kompasu zwrcona na poudnie? Z rwna atwoscia Zirrowie, wybrani przez swego pana, mogli sie mu sprzeciwic.
Kim jestes? zapyta nekroskop.
Dumitru, syn Vasile.
No, ty przynajmniej mwisz bardziej przekonywajaco
niz twj ojciec!
Cyganie popychali Harryego bezceremonialnie przez pierwszy odcinek wspinaczki. Jeden z nich wsadzi mu palec miedzy z ebra.
Co tam mamroczesz? Czy to twoje modlitwy? Za pzno na to, kiedy Ferenczy cie juz wezwa. Zasmia sie.
Harry powiedzia Dumitru Zirra gdybym mg ci pomc, zrobibym
to. Jednak w Miejscu Wielu Kosci zostaem okaleczony przez wilka, ktry suzy
bojarowi Janoszowi. Odgryz mi nogi do kolan. Mgbym sie czogac, gdybys
mnie wezwa, ale nie potrafie walczyc. Tylko powiedz, a zrobie, co w mojej mocy.
To znaczy, z e w koncu natrafiem na mez czyzne odpowiedzia Keogh,
tym razem w milczeniu, ma sposb wasciwy jedynie jemu. Lez w spokoju,
Dumitru Zirra, gdyz potrzebuje czegos wiecej niz starych kosci, by stana
c naprzeciw Janosza.
Wspinaczka staa sie teraz trudniejsza i Cyganie przecieli rzemienie, krepujace

nadgarstki Harryego. Zamiast tego zaozyli mu na szyje dwie petle.


Przewrc sie tylko teraz, Angliku, a sam sie powiesisz rzek do mego
jakis Cygan. W najlepszym razie wyciagniesz

sobie troche szyje!


Harry nie zamierza sie przewracac.
313

Mowa zmarych wywoa Mbiusa.


August? Jak idzie?
Juz prawie tam jestesmy, Harry! odpowiedz nadesza z lipskiego cmentarza. Jeszcze godzina, dwie, najwyzej trzy.
Postaraj sie w p godziny poprosi nekroskop. Byc moze nie zostao
mi duzo wiecej czasu.
Inne gosy z cmentarza w Halmagiu stoczyy sie w nekroskopicznym umysle
Keogha.
Harry Keogh, odsuwasz sie od nas. Wielkim kamca by ten, kto nazwa cie
przyjacielem zmarych!
Prosiem was o pomoc. Odmwiliscie mi. To nie moja wina, z e swiat zmarych trzyma was w pogardzie! odpowiedzia gosno Keogh.
Cyganie, szturmujacy
gre w swiate ksiez yca, popatrzeli po sobie.
Czy to jest szaleniec? Ciagle
mwi do siebie!
Harry otworzy wszystkie korytarze we wasnym umysle. Usuna
bariery wewnatrz
i zewnatrz,
i od razu Faethor naskoczy na niego z wsciekoscia:

Idioto! Jestem jedynym, ktry moze ci pomc, a ty trzymasz mnie na dystans. Dlaczego to robisz, Harry?
Poniewaz ci nie wierze odpowiedzia po cichu. Twoje motywy, twoje
metody. . . Nie wierze w ani jedna rzecz, jaka mwisz czy obiecujesz, Faethorze. Jestes nie tylko ojcem wampirw, ale tez ojcem kamcw. Ale masz jeszcze
szanse.
Szanse? Jaka szanse?
Wynos sie z mojego umysu i wracaj na swoje miejsce w Ploesti.
Nie wczesniej, niz caa rzecz zostanie doprowadzona do samego konca!
rzek Faethor Ferenczy.
A jaka moge miec pewnosc , z e dotrzymasz sowa?
Nie mozesz, nekroskopie!
Wiec siedz w ciemnosci powiedzia Harry, odcinajac
go ponownie.
Byli juz w poowie wspinaczki. . .
Na Rodos minea pierwsza trzydziesci w nocy. Darcy Clarke i jego zesp siedzieli dookoa stou w jednym z pokoi hotelowych. Odzyskali siy po wykonanej
robocie, rozmawiali o niedawnych przezyciach. Wszyscy jednak zdawali sobie
sprawe z tego, z e ich udzia w tym boju by doprawdy minimalny, gdyz najwiecej
zalezao od powodzenia misji nekroskopa.
Kiedy wrcili z pznego posiku, Zek wpada na doskonay pomys. Ona bya
telepatka, wiec razem z Davidem Chungiem mogoby mi sie udac zapac Harryego Keogha i sprawdzic, co sie z nim dzieje.
To jest wasnie to, czego Harry nie chcia! Suchaj, jezeli Janosz wedrze sie
w twoje mysli sprzeciwia sie Darcy.
314

Czuje, z e bedzie za bardzo zajety Harrym, aby myslec o czymkolwiek innym ucieka Zek. Zreszta, chce to zrobic. Na skale Lady Karen, w Gwiezdnej Krainie, moje zadanie polegao na czytaniu w umysach wielu przedstawicieli
wampirw. Nikt nie podejrzewa, z e sie tam dostaam, a jesli nawet, to i tak nic
z tego nie wyniko. W taki sam sposb rozegram to teraz.
Ciagle
mysle o biednym Trevorze powiedzia Darcy i o Sandrze. . .
Trevor Jordan nie spodziewa sie niczego odpara Zek. A Sandra
bya niedoswiadczona, a jej talent nierwny. Nie deprecjonuje jej, stwierdzam po
prostu fakt.
Ale. . .
Nie! uciea Fener. Jezeli David jest chetny, musimy to zrobic. Harry
znaczy wiele dla Jazza i dla mnie.
Na to Darcy odwoa sie do Jazza Simmonsa.
Jezeli ona mwi, z e to zrobi, to na pewno tak postapi
powiedzia Jazz.
Hej, nie przeceniaj moich mozliwosci! Jestem tylko jej mez em.
Darcy w koncu uleg, choc nie bez zastrzezen. Tak naprawde by bowiem zainteresowany tym, co sie dzieje z Harrym, nie mniej niz wszyscy pozostali.
Trjka, ktra nie braa bezposredniego udziau, Darcy, Jazz oraz Ben Trask,
siada dookoa stou i w skupieniu patrzya na Zek i Davida. Chung mia oczy
zamkniete, oddycha geboko, rece trzyma na lezacej
na stole kuszy Harryego.
Zek znajdowaa sie w podobnym stanie.
Siedzieli tak, czekajac,
az Chung namierzy nekroskopa za posrednictwem rzeczy do niego nalezacej.

Trwao to dosyc dugo, zanim kontakt zosta nawiazany.

David Chung nabra powietrza w puca, a Zek wyprez ya sie gwatownie na


krzesle. Jej oczy pozostay zamkniete przez kilka dugich sekund.
Nagle gwatownie wstaa, oderwaa sie od Chunga i nierwnym krokiem cofnea sie do stou. Jazz od razu podbieg do niej.
Zek jego gos by niespokojny co sie dzieje?
Przez chwile patrzya nieprzytomnie, potem przytulia sie do mez a. Czu, jej
drzenie.
Tak, ze mna wszystko w porzadku.

Ale Harry. . .
Odszukaas go? Darcy takze podnis sie z krzesa.
O tak! David Chung skina
gowa. Odszukalismy go. Czego sie dowiedziaas, Zek?
Kobieta uwolnia sie z ramion Jazza. I nic nie powiedziaa.
Czy z nim wszystko dobrze? zapyta Darcy i wstrzyma oddech w oczekiwaniu na odpowiedz.
Tak, dobrze, dotar bezpiecznie do miejsca swego przeznaczenia. Widziaam tez, z e zbliza sie decydujacy
moment. Ale. . . cos tam nie gra.
315

Nie gra? To znaczy, z e znalaz sie w niebezpieczenstwie? denerwowa


sie Clarke.
W niebezpieczenstwie? O tak, ale niekoniecznie w takim, o jakim myslisz. Fener nie potrafia tego sprecyzowac.
Sprbuj to wytumaczyc.
Nie, nie moge powiedziaa, krecac
gowa. Jeszcze nie. Zreszta, moge
sie mylic.
Musisz nam pomc! Rozdraznienie Darcyego roso. Harry stanie naprzeciw Janosza Ferenczego osobiscie, mez czyzna z mez czyzna!
Jezeli juz teraz
ma kopoty, zanim sie jeszcze spotkali, to co bedzie pzniej? Czy zdoa przezwyciez yc te trudnosci?
Znowu dziwnie na niego spojrzaa, w walce jeden na jednego nie jest niczym
wielkim wybrac miedzy nimi.
Przez dugi czas milczaa. . .
Zostawiwszy zamglone doliny daleko ponizej Harry stapa

po skapanych

w swietle ksiez yca zboczach. Wiedzia, z e wspinaczka dobiega kresu i niebawem


stanie twarza w twarz z piekem. Idac
tu, mia nadzieje, z e zbierze z miejscowych
zmarych wasna armie, z ktra wkroczy do siedziby Janosza. Ale nawet zmarli
sie bali. Teraz zostao juz niewiele czasu i jeszcze mniej nadziei.
Zaamanie nerwowe? Ty? Mbius wyapa jego mysli. Nie, nigdy!
A szczeglnie teraz, kiedy jestesmy juz tak blisko. Musze wejsc do twojego umysu, Harry.
Wejdz z wasnej nieprzymuszonej woli odpowiedzia Keogh.
Tamten bardzo szybko wszed i wyszed. By podniecony jak nigdy przedtem.
Wszystko pasuje! Wszystko pasuje! zawoa. Kiedy przyjde nastepnym razem, jestem pewien, z e otworze te drzwi.
Ale jeszcze nie teraz?
Obawiam sie, z e nie.
Wobec tego, na nastepny raz moze nie byc juz czasu.
Nie poddawaj sie, Harry.
Nie poddaje sie. Takie po prostu sa fakty.
Przysiegam, z e bedziemy mieli odpowiedz w ciagu
niewielu minut! W tej
chwili, sprbuj sam sobie pomc.
Sam sobie pomc? Jak? zapyta nekroskop.
Wymysl jakis problem liczbowy. Zadaj sobie zadanie matematyczne. Przygotuj sie do odzyskania swojej sprawnosci liczenia.
Nie wiem nawet, jak matematyczny problem wyglada.

A wiec ja ci zadam. Wielki matematyk milcza przez chwile. Suchaj zacza


faza pierwsza: jestem niczym. Faza druga: urodziem sie

316

i w pierwszej sekundzie mojej egzystencji osiagam

obwd okoo 372000 mil. Faza trzecia: po drugiej sekundzie mj obwd jest dwa razy wiekszy! Pytanie: kim
jestem?
Jestes wariatem odpowiedzia Harry. Jeszcze przed minuta przysiag
bym, z e to ja nim jestem, ale teraz czuje sie zupenie dobrze. W kazdym razie,
w porwnaniu z toba.
Harry?
Harry rozesmia sie tak gosno, z e az Cyganie, pokonujacy
ostania stromizne
podskoczyli.
Szaleniec zaszemrali tak, Ferenczy doprowadzi go do szalenstwa!
Nekroskop znowu zwrci do mowy zmarych.
Auguscie, rozmawiasz z kims, kto nie umie policzyc palcw u swoich stp
tak, z eby wyszo dziesiec , a kazesz mu rozwiazywa

c amigwki wszechswiata?
Cakiem blisko, Harry odpowiedzia Mbius cakiem blisko. Tylko
tak trzymaj, a ja bede z powrotem najszybciej, jak to tylko mozliwe.
Pytanie Mbiusa utkwio mu w pamieci. Nie mg mu jednak poswiecic teraz
uwagi.
Grupa wspinaczy pokonaa urwisko. Gdzies tutaj, na tym wysmaganym wiatrem, skapo
porosnietym paskowyzu, znajdoway sie ruiny zamku Ferenczego.
Tam czeka Janosz.
Nagle przemkneo w swietle ksiez yca kilka postaci. Najpierw zobaczyli ich
dwaj prowadzacy
Zirrowie, nastepnie Harry, a na koncu trzej Cyganie ciez ko dyszacy
za jego plecami. Wszyscy cofneli sie, wstrza
snieci, z trudem apiac
powietrze. Nekroskop wiedzia jednak, z e stoi przed zmarymi.
Ujrzeli siedmiu wielkich Trakw, niezywych od z gra dwch tysiecy lat, a teraz powstaych z urn na z yczenie Janosza. Mieli na sobie szczatki
uzbrojenia. Ich
hemy byy przerazajace,
obliczone na wzbudzenie trwogi. Wypuke, poyskujace

brazem,

z owalnymi otworami na oczy, ciemnymi teraz, w migotliwym swietle


pochodni. Z zakrzywionymi, schodzacymi

w d flanszami, chroniacymi

szczeki
wojownika. Na przd wystapi
ogromny rycerz. Popatrzy na Harryego Keogha
i tchrzliwie kulac
a sie za nim piatk
e.
Uwolnic go powiedzia Bodrogk. Jego mowa bya zamierzcha, ale sposb, w jaki jego miecz z brazu
dotkna
sznura, nie pozostawia z adnych watpliwo
sci.
Rzecznik Cyganw podszed ostroznie do Harryego i nieco poluzowa petle
na szyi.
Jestescie. . . stworzeniami Ferenczego? zapyta.
Bardogk nie zrozumia. Patrzy to tu, to tam, marszczy czoo, zastanawia sie,
o co tez moze chodzic. Harry odczyta jego zakopotanie i pospieszy z pomoca.
On chce wiedziec, czy to Janosz was przysa.

317

Ogromny Trak podszed, a Cyganie nerwowo cofneli sie. Bodrogk chwyci


sznury na szyi Keogha i rozerwa je jak nitki. Przedstawi sie.
A wiec, to ty jestes nekroskopem, ukochanym przez wszystkich zmarych
na swiecie.
Nie przez wszystkich potrzasn
a
gowa Harry gdyz miedzy zmarymi
sa tchrze, tak jak i miedzy z ywymi. Jezeli nie moge ich poznac, poniewaz oni
boja sie poznac mnie, to nie moge tez okazywac im przyjazni. A poza tym nie za
bardzo pragne byc kochanym przez niewolnikw.
Ludzie Bodrogka postapili

do przodu, przyparli stoczonych Cyganw do


brzegu urwiska. Ich potez ny dowdca zdja
hem i cisna
go na bok.
Mia kark byka, twarz sroga, caa zarosnieta. Reszta ciaa bya jednak wycienczona niewypowiedzianym cierpieniem. Wynedzniay, znekany wyglad
lepiej niz
sowa mwi o tym, jak Janosz traktowa jego i jego ludzi.
Syszaem jak rozmawiasz ze zmarymi powiedzia Bodrogk. Musisz
wiedziec, z e sudzy Janosza nie sa tchrzami.
Wiem, z e Trakowie w podziemiach zamku sa prochem i dlatego nie moga
mi pomc. Powiedzieli mi, z e zrobiliby to, ale nie moga, poniewaz tylko sam
Janosz moze ich na nowo powoac. Bowiem tyko on jeden zna odpowiednie sowa.
Z drugiej strony. . . ty i twoja szstka nie jestescie prochem.
Nazywasz nas tchrzami? Ciez ka reka Bodrogka spoczea na ramieniu
Harryego blisko szyi, a wielki miecz z brazu
poruszy sie w drugiej rece.
Wiem tylko, z e niektrzy cierpia odpowiedzia Harry. Przyszedem,
wiec, z eby go zabic i usuna
c jego pietno na zawsze.
Czy jestes wojownikiem, Harry?
Keogh podnis gowe i zacisna
zeby. Nigdy nie ba sie zmarych, wiec i teraz
sie nie przestraszy.
Tak.
Bodrogk usmiechna
sie dziwnym, smutnym usmiechem.
Co to za ludzie? Zapali ciebie i przyprowadzili tutaj, tak? Jak ofiarna
owieczke.
Oni naleza do Ferenczego przytakna
nekroskop.
Tamten popatrzy na niego i wejrza w dusze Harryego.
Wojownik bez miecza, co? Masz, bierz mj. Wozy mu miecz do reki.
Spojrza groznie na Cyganw i skina
na swoich ludzi. Szesciu trackich wojownikw przyskoczyo do Zirrw z mieczami i zmietli ich w przepasc jak plewy. Ich
ciaa poleciay w geboka, ciemna gardziel, odbijajac
sie od scian urwiska.
Wreszcie przyjaciel. Pokiwa gowa Harry. Miaem nadzieje, z e moze
uda mi sie w koncu kilku spotkac.
Ty albo oni odpowiedzia Bodrogk. Zamordowac wartosciowego
czowieka albo zarzezac sfore psw. Niewola u Ferenczego albo wolnosc . Niewielki wybr. Podjaem

jedyna decyzje godna mez czyzny. Gdybym jednak przez


318

chwile sie zastanowi. . . wypadki mogyby potoczyc sie inaczej. Przez wzglad
na
moja z one. . .
I zaraz wytumaczy, co ma na mysli.
Wziae
s na siebie wielki ciez ar odrzek Harry, oddajac
miecz.
Zmarli do mnie woali wyjasni Bodrogk. Caymi tysiacami

krzyczeli, bagali o twoje z ycie. Tak, a szczeglnie gos twojej matki.


Dziekuje Bogu za ciebie, mamo! pomysla Keogh.
Tak, twoja matka powiedzia tamten. Ona mnie przekonaa do poowy, a Sofia zrobia reszte.
Twoja z ona?
Tak potwierdzi Bodrogk, prowadzac
z powrotem w kierunku ruin zamku. Powiedziaa mi: Gdzie sie podzia twj honor, ty, ktry byes tak potez ny?
Wobec tego mamy z soba wiele wsplnego, twoja pani i ja. . . Bodrogk, juz
mam to, o co mi chodzio, ale ona musi byc twoja. Walcz tylko z Sofia w sercu,
a nie mozesz przegrac.
W gebi duszy, niewidziany i niesyszany, modli sie, z eby to bya prawda.
Nie mam planu przyzna.
Bodrogk zasmia sie, choc ponuro.
Wojownik bez miecza i w dodatku bez planu kampanii! odrzek Bodrogk. Chwyci ramie nekroskopa. Nie z yje juz od dawna, Harry, ale za z ycia
byem krlem wojownikw, wodzem armii. Wieki, ktre upyney nie mogy pozbawic mnie strategicznych zdolnosci.
Harry popatrzy na Traka. Szed wielkimi krokami, posepny, ponury, martwy
i zmartwychwstay.
Ale czy zdolnosci wystarcza, skoro wampir moze po prostu zamruczec
kilka sw, aby z powrotem zamienic ciebie w py? Bedzie chyba lepiej, jesli mi
powiesz, w jaki sposb dziaa jego magia. Czy masz jakis plan.
Sowa dewolucji moga byc wypowiedziane tylko przez Pana, przez Maga powiedzia Bodrogk. Janosz nim jest. On musi skierowac swoje sowa,

wymierzyc nimi w cel, jak strzaa. Zeby


trafic, musi najpierw zobaczyc ofiare.
Dlatego. . . pjdziemy na niego oddzielnie! Podejdziemy i wkroczymy do zamku
ze wszystkich stron. Nie moze porazic nas wszystkich jednoczesnie. Niektrzy
z nas padna, tak. Cz z tego? Umarlismy juz przedtem. Pragniemy zgina
c, i tak
pozostac! Kiedys Janosz zajmie sie niektrymi z nas, inni a szczeglnie ty,
Harry, moga z yc wystarczajaco
dugo, by zaja
c sie nim.
Harry pokiwa gowa.
To rwnie dobry plan, jak kazdy inny powiedzia. Ale on na pewno
nie jest sam?

319

Ma swoich wampirzych niewolnikw odpowiedzia Bodrogk. Pieciu.


Trzech, ktrzy byli Cyganami, i dwch, ktrzy ostatnio do niego doaczyli.

Jedna
z nich jest kobieta. . .
Sandra jekna
Harry, czujac
sabosc .
I drugi czowiek, podobnie utalentowany ciagn
a
Bodrogk Janosz
zama go, aby wymusic na nim posuszenstwo. Co zas do kobiety: postapi
z nia
tak, jak zawsze postepuje z kobietami, pies!
A wiec nimi takze trzeba bedzie sie zaja
c odrzek nekroskop.
Rzeczywiscie, i to zaraz!
Zaraz? zapyta Harry.
Czekaja na nas, tam, pod drzewami, za ktrymi rozciagaj
a sie te zwalone,
przeklete ruiny. Mam oddac cie w ich rece, a oni z kolei zaprowadza cie do ich
pana.
Harry popatrzy na skrecone, wysmagane wichrem sosny pochylone w strone
ostatniego przed szczytem urwiska. W cieniu ich listowia, zobaczy z te, zdziczae pomienie wampirzych oczu. Powrci do prawdziwej mowy zmarych.
Czy wiesz, jak z nimi postepowac? zapyta.
A ty? Pytanie dorwnao pytaniu.
Koek, miecz, ogien odpar Harry ponuro.
Miecze mamy powiedzia Bodrogk. Ogien tez, w pochodniach, ktre
niosa moi ludzie. A koki? Tak. . . wycielismy kilka, czekajac
na was przy urwisku. A wiec, jak widzisz, za moich dni takze istniay wampiry. Pozwl wiec, z e
sie tym zajmiemy.
Niemartwi niewolnicy Janosza wyszli spomiedzy drzew. Ich dugie rece wy
ciagn
ey sie po Harryego. Usmiechneli sie na swj chorobliwy sposb. Zaden
z nich nawet nie sni, z e Bodrogk moze zdradzic. Skoro tylko otoczyli nekroskopa, Trakowie rzucili cie na nich i scieli.
Wszystkie trzy wampiry zostay pozbawione gw, rzucone na ziemie, przeszyte kokami. Ludzie Bodrogka przeniesli ciaa swych ofiar na stos. Podozyli
ogien pod wyschniete na pieprz, pokryte z ywica drzewa. Nagle Harry zobaczy
przemykajac
a, zgieta postac. W nastepnej chwili Ken Layard wszed w zasieg
blasku ogniska.
Harry! westchna.
Harry! Bogu dzieki!

Swiato
ksiez yca oswietlio jego pozka skre. Rozozy szeroko ramiona,
zamkna
oczy i zwrci twarz ku nocnemu niebu.
Keogh odwrci sie i ujrza wysoka, ciemna postac stojac
a na granicy ruin.
Janosz! wyszepta.
Ludzie Bodrogka rozprawili sie szybko z Layardem. Oni rwniez dostrzegli
w mroku ruin wampira, jego szkaratne, ponace
oczy. Janosz wskaza na nich
palcem i straszliwy, ujadajacy
gos wypeni przestrzen nocy.
OGTHROD AI E GEB L EE H YOGSTHOTH!. . . zawoa.
320

Dwaj wojownicy bedacy


celem Janosza krzykneli, skurczyli sie. Janosz dokonczy dewolucji, a ciaa ich opady na ziemie w postaci pyu.
Harry rozejrza sie dokoa. Bodrogka i pozostaej mu czwrki nigdzie nie dostrzeg. Wilk, ktry stanowi czesc eskorty, ale ktry trzyma sie z tyu za oddziaem Trakw, teraz czoga sie ku niemu, zaganiajac
go w kierunku pana zamku.
Nekroskop schyli sie i podnis miecz jednego ze zdematerializowanych Trakw.
Poczu jego znaczny ciez ar. Nie mg miec nadziei, z e posuzy sie nim. Odszuka wzrokiem Janosza. Dostrzeg cien niknacy
szybko w ciemnosci ruin. Ruszy
naprzd. Wilk skoczy za nim i kapna
zebami. Poczu chrzest amanej czaszki
bestii. Uja
bron w dwie rece. . . i ku jego zdumieniu wilk odskoczy skowyczac!

Zanim Harry zda


zy zastanowic sie, co to znaczy, Bodrogk wyszed z ukrycia
i celnym cieciem odja
zwierzeciu gowe. Keogh spojrza w serce zrujnowanej
budowli i dostrzeg Janosza stojacego

po drugiej stronie zwalonego muru. Potwr


wlepia wzrok w Trakw.
Uwaga! krzykna
nekroskop.
OGTHROS AI E. . . rozpocza
Janosz szeleszczac
a rune dewolucji. Zanim jeszcze skonczy, nastepny wojownik krzykna
i rozkruszy sie w dymiac
a
kupe pyu.
Nekroskop pospieszy za Janoszem, ozywiony pragnieniem zemsty. Wampir
znikna,
odwrci swoja dziwaczna gowe i popatrzy za siebie. Harry dostrzeg
karmazynowe lampy ponace
w jego oczach. Byo w nich wypisane wyzwanie,
ktremu nekroskop nie mg sie oprzec.
Znalaz tajemne wejscie nad prowadzacymi

w d schodami i prawie bez zastanowienia rozpocza


zejscie. Gos z tyu zatrzyma go. Obejrza sie i zobaczy
nadchodzacego

Bodrogka i jego pozostaych wojownikw.

Harry hukna
ogromny Trak bedziesz pierwszy na dole. Spiesz
sie!
Chron moja Sofie!
Harry skina
gowa i wyruszy w d studni spirala schodw.
Wampir pojawi sie znikad,
wykopna
miecz z rak
i rzuci Harrym o sciane
z ogromna sia.
Keogh zgas jak swieca. . .
Harry. . . Haaarry! krzyczaa do niego matka, wielka ilosc przyjaci
i znajomych, wszyscy zmarli na caym swiecie. Ich gosy zawodziy, wypeniy
go, penetroway prg podswiadomosci i otulay go swym ciepem.
Mama? odpowiedzia poprzez bl. Mamo. . . jestem ranny!
Wiem, synu powiedziaa, gosem przepenionym uczuciem. Czuje
to. . . my wszyscy to czujemy. Lez spokojnie, Harry.
Lezenie w niczym nie pomoze, mamo odrzek. Ani to cae zgrzytanie
zebami, ktre mnie stamtad
dochodzi. Zamierzam wszystkich was odcia
c. Musze
sie obudzic. A kiedy to zrobie, bede potrzebowa pomocy, z eby przezyc.
321

Alez zmarli moga ci pomc, synu! zawoaa. Jeden z nich, ktry


prbuje sie wasnie z toba poaczy
c, zna czesc odpowiedzi. Mbius? Musiaa
mwic o Mbiusie pomysla.
Nie, nie on. Harry poczu jej przeczacy
ruch gowa. Ktos inny, ktos,
kto znajduje sie duzo blizej ciebie. Tyle tylko, z e niewiele z niego zostao, Harry.
Nie usyszysz go w tym wszystkim. Poczekaj, zobacze, czy da sie ich uciszyc.
Cofnea sie, przemwia do innych. Mentalny zgiek szybko rozproszy sie
i zapada niezwyka cisza.
Harry? zabrzmia saby gos.
Czy mnie szukasz? zapyta nekroskop. Kim jestes?
Jestem niczym westchna
tamten. Nawet nie kwileniem, nawet nie
duchem. Tak, Harry, nawet zmarli z trudnoscia sysza mj gos! Nazywam sie
George Vulpe, piec lat temu, wraz z przyjacimi odkryem zamek Ferenczego.
Harry pokiwa gowa.
Zabi ciebie, prawda?
Zrobi wiecej, niz tylko to jekna
tamten gosem sabszym niz szelest
suchego, martwego liscia. Zabra mi z ycie, ciao, nie pozostawi. . . nic! Nawet
miejsca spoczynku.
Keogh czu, z e to jest bardzo wazne.
Czy mozesz wytumaczyc? zapyta.
Rozmawiaem z niejednym Zirra w Miejscu Wielu Kosci powiedzia
George Vulpe. Kiedy Ferenczy leza w urnie, to oni wasnie z ywili go i odnawiali jego siy wasna krwia. Ale ja byem inny. Miaem tylko trzy palce u doni!
Harry odetchna
geboko.
Wiec to byes ty!
On ma moje ciao podja
znowu tamten. A ja nie moge spocza
c. Na
wiecznosc .
Czym on by? chcia wiedziec Harry. To znaczy, jak sobie ciebie
przywaszczy, wyprowadzi z twojego ciaa?
Moja krew wyciagn
ea go z urny. Byem synem jego synw, z klanu Zirrw.
Ale nie wiedziaem o tym. Tylko moja krew wiedziaa.
Wyszed z urny? naciska Keogh. Jako esencjonalne sole?
Moja krew go przeksztacia odrzek Vulpe.
Harry potrzebowa pomocy, by zrozumiec. Zdja
zasone z Faethora.
Niech cie cholera, Keogh! wscieka sie bezcielesny wampir.
Cicho! krzykna
Harry. Wytumacz, co ten czowiek mwi.
Faethor zna historie Vulpego.
A czy to nie oczywiste? Janosz przedsiewzia
srodki ostroznosci. Kiedy
zredukowaem jego mzg i jego wampira do prochw, zawsze wierni Zirrowie
ukryli go w sekretnym miejscu, az do czasu, kiedy mg przeprowadzic te. . . te

322

metempsychoze. Ale nie by to po prostu transfer umysu. Pijawka Janosza powstaa z prochu. Samo to stworzenie weszo do tego wasnie ciaa! I teraz. . .
Keogh znowu go zamkna.

George powiedzia dziekuje za pomoc. Nie wiem, co dobrego z tego


dla mnie wyniknie, ale w kazdym razie dziekuje.
Jedyna odpowiedzia stao sie westchnienie, szybko przechodzace
w nicosc . . .
Harry walczy uporczywie, by wydobyc sie ze stanu nieswiadomosci. Kiedy
juz prawie mu sie to udao, nadszed Mbius.
Harry krzycza uczony. Mamy to! Sadzimy,

z e mamy to!
Wszed do umysu nekroskopa.
Czy jestes gotowy!
Nigdy nie byem bardziej gotowy odpowiedzia Harry.
To nie o to chodzi powiedzia Mbius. Chodzi o to, czy jestes przygotowany mentalnie?
Przygotowany mentalnie?
Harry. Moge otworzyc te drzwi. Tam, w srodku, jest inny wszechswiat.
Harry, nie chciabym, z eby wessa cie twj wasny umys.
Wessa? Keogh potrzasn
a
gowa. Nie nada
zam.
Patrz. . . czy rozwiazae

s mj problem?
Problem? Raptem Harry poczu, jak kipi w nim gniew. Twj pieprzony problem? Kiedy miabym miec czas, twoim zdaniem, na rozwiazywanie

pieprzonych problemw?
Harry, otwieram te drzwi. . . teraz!
Nekroskop nic nie poczu.
Udao sie? zapyta z niepokojem.
Tak, udao sie odetchna
Mbius. I jesli masz rwnania, bedziesz
mg zrobic reszte.
Ale ja nie czuje z adnej rznicy.
Otworze wiec nastepne drzwi!
Ostry bl przeszy umys nekroskopa i. . . Harry obudzi sie. Zimny pyn pali
mu twarz, dosta sie do garda. Wywoywa kaszel. Alkohol. Z pewnoscia atwo
zamienia sie w ciao lotne. Parowa, spowijajac
wszystko wok w migoczace

oboki. Nekroskop z najwyzszym wysikiem opar sie na rekach i kolanach, stara


sie nie wdychac wyzieww, ktre wznosiy sie do przewodu kominowego, bezposrednio nad jego gowa. . .
Klekna
w niecce czy zagebieniu wycietym w twardej skale. Pomysla, z e
musi znajdowac sie w samych trzewiach zamku, w samym podozu skalnym. Przy
przeciwlegej scianie, skad
grubo ciosane schody prowadziy na wyzsze poziomy,
wsta. . .

323

Janosz wysoko w grze trzyma ponac


a z agiew, a jego szkaratne oczy odbijay jej blask. Wargi w ohydnym usmiechu odsoniy potworne zeby.
Wiec obudzies sie, nekroskopie powiedzia Janosz. To dobrze.
Chciaem, z ebys poczu ogien, ktry uczyni ciebie moim na zawsze!
Popatrzy na pochodnie w swym reku, a nastepnie na podoge. Harry poda
zy
sladem jego wzroku, na pytkie koryto czy kanalik, wyzobiony w skale.
Harry rzuci sie ku krawedzi pytkiego basenu. Tapla sie w pynie, chwyci za
brzeg i podciagn
a
sie. W uszach dzwiecza mu obakany

smiech Janosza. Zobaczy, jak ten powoli opuszcza z agiew.


Mj problem, Harry! krzycza Mbius w histerycznym przerazeniu.

Keogh zwalczy strach. Wyobrazi sobie serie liczb, instynktownie przekadajac


obwody na srednice:
Intuicyjny talent matematyczny, wreszcie mu przywrcony, dokona reszty.
Kim jestem? zawy Mbius, gdy ogien pochodni Janosza dotkna
pynnego lontu.

Swiatem!
wykrzykna
gosno Harry. Czymze innym mozesz byc?
Tylko swiato rozchodzi sie z taka predkoscia od niczego do srednicy 744 000 mil
w ciagu
dwch sekund!
Ogien sykna,
przebieg przez caa podoge groty jaskrawo-niebieskim pomieniem.
Jakie swiato? Mbius zawoa jak oszalay.

Byes niczym, zanim nastaes krzycza Harry. Dlatego. . . jestes Swiatem Pierwotnym!
Tak Uczony radowa sie w umysle Harryego. A mym z rdem byo
kontinuum Mbiusa! Witaj znowu, Harry!
Ekrany zajarzyy sie w umysle Keogha w tym samym momencie, kiedy niecka
przeksztacia sie w pieko. Zatykajacy
dech w piersiach z ar rozszed sie z jezyka
bekitnego ognia, ktry buchna
wprost w komin nad gowa. Pynny ogien opali
324

Harryemu wosy i twarz, ubranie zajeo sie pomieniem. Trwao to moze jedna
dziesiat
a sekundy, zanim Keogh nie przedstawi sobie drzwi Mbiusa i nie rzuci
sie w nie.
Wiedzia, dokad
isc . Wywoa drugie wrota i wypad z kontinuum. Okopcony,

poparzony, ale z ywy. Zywy


jak nigdy przedtem. Peen uniesienia i wiecej niz
uniesienia. . .
Janosz przekona sie, z e Harry Keogh jest niezwyciez ony. Nekroskop
uszed. . . Wampir zastanawia sie, czy wrci i kiedy, i jakie to przerazajace
Moce
przywiedzie z soba.
Wspia
sie po schodach. Mina
nizsze partie splatanych

podziemi zamku, by
w koncu wynurzyc sie w masywnie sklepionym pomieszczeniu. Stay tam urny,
soje i lekythoi. I nagle. . . ujrza przed soba Harryego, Bodrogka i pozostaych
Trakw.
Janosz cofna
sie i przycupna
przy scianie.
Jestes prochem! warkna
na Bodrogka i wyciagn
a
palec. Ogromny przywdca Trakw wraz z dwoma swoimi wojownikami rzuci sie w sklepione wrota
innego pomieszczenia, ale trzeci uwiaz
w podmuchu dewokacji.
OGTHROD AI F, GEB L EE H
YOG SOTHOTH, NGAH NG AI Y
ZHRO! wyrecytowa Janosz.
Poddany dewolucji czowiek wyrzuci w gre rece i westchna.
. . po czym
upad w chmurze szarozielonych pyw.
Janosz zarycza swym obakanym

smiechem, skoczy, by podniesc miecz upadego wojownika. Ruszy na Harryego. Nekroskop jednak by magiem, panem na
wasnych prawach. W jego umysle, w tym dokadnie momencie, krzyczac
z urn,
tysiace
gosw mowa zmarych uczyo go Sw Mocy. Harry wyciagn
a
palce
w kierunku stojacych

wok urn.
Y AI NG NGAH, YOG SOTHOTH,
H EE L GEB, A AI THRODOG,
UAAAH! wypowiedzia rune inwokacji.
Sklepione pomieszczenie w jednej chwili wypenio sie fetorem i purpurowym dymem, ktry przysoni Harryego, Janosza i reszte. Z tego zametu i zaduchu przyszy krzyki torturowanych. Trakowie, Persowie, Scytowie i Grecy zostali
powoani do z ycia w formie dalekiej od doskonaosci.
Janosz przebieg wsrd potykajacych

sie, stekajacych

szeregw, gdy tamci


rozbijali sie i jak grzyby wyrastali z nicosci. Wycelowa jednak palcem w jaka
s
grupe i posa ja z powrotem. Nekroskop natychmiast znowu powoa ich z pyu. Nie byo sposobu, by wampir mg wygrac. Nie mg wykrzykiwac sw tak
szybko, jak trzeba, i szeregi zmartwychwstaych wojownikw zaciskay sie wok
mego.
325

Janosz uciek na schody, znikna


z widoku. Ohydnie niekompletna armia poda
zya za nim, ale Harry przestrzeg.
Zostancie rozkaza. Wasza rola jest skonczona. Umrzecie i bedziecie
spoczywac w pokoju.
Pobogosawi ich i obrci w proch wszystkich za wyjatkiem

krla wojownikw, Bodrogka.


Zabra go z soba. Przestapili

razem drzwi Mbiusa. . . i znalezli sie znowu


w ruinach zamku Ferenczego.
Czekali. Po chwili nadszed Janosz, chrzakaj
ac
i skowyczac.
Zobaczy ich,
zakrztusi sie ze strachu, wymiotujac
rzuci sie do ucieczki.
By wyczerpany. Brakowao mu tchu. Chwiejac
sie doszed do skalnej sciany
za zamkiem i sciezka zacza
sie wspinac do gry. . . W poowie drogi napotka
ponownie Harryego i Bodrogka. Ogromny Trak dzwiga topr.
Janosz wznis karmazynowe oczy. W caym jego z yciu bya tylko jedna sztuka wampirw, ktrej nie udao mu sie opanowac ani nawet podrobic. Teraz musia
sprbowac. Unis w gre ramiona i wyrazi wole przemiany. Jego ubir rozerwa
sie. Ciao rozciagn
eo w duzy koc, pat powietrzny z jego materii cielesnej. Jak
nietoperz noca, rzuci sie ze sciezki na zboczu.
Powiodo mu sie. Lecia ze strzepami porwanego ubrania, furkoczacymi

dokoa jak niezwyke skrzyda. Lecia tak. . . az topr cisniety przez Bodrogka nie
zagrzeba sie w jego krzyzu.
Harry i Bodrogk zeszli w d i odszukali ciao potwora. Dawi sie i kaszla
krwia, ale juz zdoa uwolnic sie od topora, a wampirza plazma juz go kurowaa.
Nekroskop uklak
obok niego i popatrzy mu w oczy. Mez czyzna z. . . mez czyzna?

Twarza w przerazajac
a, przerazona twarz.
Ty psie! Wybauszone oczy Janosza krwawiy.
Masz ludzkie ciao odpowiedzia Harry bez emocji ale twj umys
i wampir wewnatrz
ciebie powstay z popiow w urnie.
Wyciagn
a
przed siebie reke.
Popi do popiou, Janosz, i proch do prochu! OGTHROS AI E, GEB L EE
H!
Wampir krzykna,
wykreci sie, zakrztusi i odzyska ludzki ksztat.
YOG SOTHOTH, NGAHNN G AI Y Nekroskop mwi dalej.
Nie! zawy Ferenczy Nieee!
Harry wypowiedzia ostanie sowo, a ciao Janosza skrecio sie w konwulsjach
krtkotrwaego, ale niewypowiedzianego cierpienia. Wi sie szalenczo, wibrowa,
az wreszcie zastyg. Gowa opada mu do tyu, jego straszliwa paszcza otworzya
sie, swiata zgasy w jego oczach. Masywna piers osiada i wyda z siebie ostatnie,
dugie westchnienie. Nie uszo z niego powietrze, ale chmura czerwonego pyu,
ktra rozproszya sie na wietrze.

326

Dama Bodrogka, Sofia, i Sandra wyszy z ruin. Pojawiy sie niczym zjawy.
Harry pamieta swoje niejasne wejrzenia w przyszosc tej caej sprawy. Obce
stworzenie, ktre przyszo do niego noca, pozadaj
ac
go, pragnac
jego.
Rzucia sie w jego ramiona. kaa na jego piersi. Tulac
ja mocno, usysza
sowa Sofii.
Ona mnie uratowaa! powiedziaa. Ta dziewczyna-wampir znalaza
mnie tam, gdzie Janosz mnie ukry, i uwolnia mnie!
Ostatni akt jej wolnej woli, zanim potworna goraczka

w jej krwi zagarnie ja


caa dla siebie pomysla Harry.
Piekne, prawie nagie ciao Sandry byo zimne. Nekroskop wiedzia, z e nie
mozna go ogrzac. Sandra usyszaa jego mysl i odsunea sie troszeczke. Chwycia cienki, ostry koek, odupany ze starego debu. Wbia pod piers i przeszya swe
serce. Zrobia ostatni krok do tyu i upada.
Bodrogk, widzac
cierpienie Harryego, dokonczy reszty. . .

EPILOG
Caa noc Harry przesiedzia samotnie w ruinach, sam na sam ze swoimi myslami, z Faethorem uwiezionym we wasnym wnetrzu i niezliczonymi zmarymi.
Nie pozwoli nikomu stac sie swiadkiem wasnego blu. Mysla, z e potrafi
byc zimny, ale nie potrafi. Mysla, z e ciemnosc i cienie beda mu przeszkadzac,
a tymczasem noc daa mu schronienie.
O swicie odszuka Bodrogka i jego dame. Ukryli sie w osonietym miejscu,
rozpalili ognisko, i teraz przytuleni wpatrywali sie we wschd sonca. Powitali
Keogha z jakims smutkiem, ale tez z wyraznym postanowieniem.
To nie musi nastapi
c powiedzia. Wybr nalezy do was.
Nasz swiat jest o dwa tysiace
lat za nami odrzek Bodrogk. Od tego
czasu. . . modlilismy sie o spokj wiele razy. Posiadasz ogromna moc, nekroskopie.
Harry pochyli gowe, wymwi tajemnicze sowa pozegnania i patrzy, jak ich
prochy acz
a sie. Jak podmuch wiatru zabiera je z soba. . .
Wszed znw miedzy ruiny i uwolni Faethora.
Co? wscieka sie ten ojciec wampirw. A wiec jestem twoim ostatnim ratunkiem, Keogh? Wystepujesz o moja pomoc teraz, kiedy wszystko inne
zawiodo?
Nic nie zawiodo odpowiedzia Harry.
Uczyni wwczas cos dziwnego, nawet w jego kategoriach. Rozmyslnie okama martwego czowieka.
Janosz jest ranny, umiera powiedzia.
Furia Faethora nie znaa granic.
Beze mnie? Powalies go beze mnie? zawy. Nie wie, z e maczaem
w tym palce? Chce poczuc bl tego psa!
Faethor wyama sie z umysu Harryego i znalaz Janosza. . . martwego. Pozna prawde.
Nekroskop natychmiast uruchomi talent Wellesleya, aby zatrzymac wampira
na zewnatrz.

Mwiem, z e sie ciebie pozbede powiedzia.


328

Gupiec! miota sie Faethor. Wkrtce bede tam znowu, nie bj sie.
Tylko zluzuj swoje straze, a wtargne do twych mysli, nekroskopie!
Dobilismy targu. Harry argumentowa racjonalnie. Ja wypeniem
swoja czesc . Wracaj na swoje miejsce, Faethorze, do Ploesti.
Z powrotem do zimnej ziemi, po tym jak zaznaem twego ciepa? Nigdy!
Czy nie rozumiesz, co sie stao? Janosz niewiele sie pomyli, odczytujac
przyszosc . Wiedzia, z e wampirzy pan, najwiekszy z nich wszystkich, zstapi,
kiedy
wszystko sie dokona. Ja jestem tym wampirem, Harry, w twoim ciele.
Czowiek nie powinien czytac w przyszosci sentencjonalnie rzek Keogh gdyz jest to pokretna rzecz. No, a teraz czas na mnie.
Dokadkolwiek

pjdziesz, tam i ja pjde.


Keogh wzruszy ramionami i otworzy drzwi Mbiusa.
Pamietasz Dragosaniego? zapyta i przekroczy prg.
Faethora przeszy dreszcz, wszed jednak za Harrym.
Dragosani by gupcem powiedzia chepliwie. Nie pozbedziesz sie
mnie tak atwo.
Jeszcze jest czas powiedzia Harry. Moge ciebie jeszcze zabrac do
Ploesti.
Do diaba z Ploesti.
Harry otworzy drzwi czasu przeszego i rzuci sie przez nie, razem z wampirem.
Nie pozbedziesz sie mnie, nekroskopie!
Patrzyli na przeszosc caej Ludzkosci. Na miriady neonowych nitek z ycia
znikajacych

w oddali, w jaskawobekitnym poczatku.

Dokad
mnie zabierasz? Faethor znw zaskowyta.
Widzisz, widzisz tam? zawoa Harry. Te czerwona nitke miedzy niebieskimi? Zaiste, szkaratna nic. . . twoja, Faethorze. A widzisz, gdzie sie urywa?
Tam Ladislau Giresci odja
ci gowe tej nocy, kiedy zbombardowano twj dom.
Oto, gdzie zatrzymaa sie twoja nic z ycia, i zrobibys madrze,

zatrzymujac
sie
wraz z nia.
Zabierz. . . zabierz mnie stad!
Faethor dysza, bulgota, przylgna
do
Harryego jak bezcielesna pijawka.
Harry wszed w kontinuum Mbiusa i wybra drzwi czasu przyszego, gdzie
biliony niebieskich nitek z ycia rozwijay sie, pedzac
w oslepiajac
a, bez konca rozprzestrzeniajac
a sie przyszosc . Popyna
miedzy nie, i zosta zaraz pochwycony
przez strumien czasu.
Widzisz te nic, rozwijajac
a sie ze mnie? zapyta. To moja przyszosc .
I moja powiedzia wampir z uporem, ale juz spokojniej.
Ale patrz, ona jest zabarwiona czerwienia doda Harry. Czy widzisz
to, Faethorze?

329

Widze, gupcze. Ta czerwien to ja, dowd na to, z e juz na zawsze jestem


czescia ciebie.
Bad
powiedzia nekroskop ja moge sie cofna
c, poniewaz moja nic
nie jest przerwana. Poniewaz mam przeszosc , moge sie na nia nawina
c. Ale twoja
przeszosc urwaa sie w Ploesti. Nie masz linii z ycia, Faethorze.
Co? zabrzmia koszmarny gos tamtego.
Nagle nekroskop zatrzyma sie, stana
w miejscu, a duch Faethora wystrzeli
w przyszosc .
Harry! wykrzykna
tamten w najwyzszej trwodze. Nie rb tego!
Ale to juz sie stao zawoa za nim Keogh. Nie masz ciaa ani przeszosci, niczego, Faethorze, za wyjatkiem

najduzszej, najbardziej samotnej przy


szosci, jaka kiedykolwiek bya udziaem jakiegokolwiek stworzenia. Zegnaj!
Harry!. . . Haaarry!. . . Haaaaaarrry!. . .
Nekroskop zamkna
metafizyczne drzwi i odcia
go. Na zawsze. Zanim jednak sie zatrzasney, spojrza na swoja bekitna linie z ycia, ktra gdzies w oddali
przemienia sie w. . . szkarat.
Czowiek nie powinien nigdy czytac w przyszosci, gdyz jest to pokretna
rzecz. . .

You might also like