You are on page 1of 31
Jacques Derrida PRZED PRAWEM* [..] tak samo ezyni i wiedza (i nasze prawo nawet ma, powiadaja, uSwigcone fikeje, na ktorych opiera prawde swych wyrokow) [...| Montaigne, Proby, Apologia Rajmunda Sebond' Czasami tytut rozbramiewa jak cytat innego tytutu. Ale gdy juz nazwie cos innego, to przestaje by¢ zwyklym cytatem i odrywa éw drugi tytut pod osfona homonimu. To wszystko byloby niemodliwe bez pewnego stopnia uprzedzenia badZ uzurpacji. Sprdbuje oddaé sprawiedliwos¢ tym mozliwosciom, rozpoczynajac lekture — a lek- tura sprowadza si¢ w tym przypadku do cytowania — opowiadania Kafki zatytulowane- go Vor dem Gesetz — lub tez, po polsku, Przed Prawem. Choé przekiad tytulu moze wy- dawaé sie problematyczny, to w dwéch stowach streszeza % wyprzedzeniem i formali- zuje 0 co chodzi. PRZED PRAWEM Przed Prawem stoi strainik. Przed tym straznikier zjawia sie cztowiek ze ws! | prosi o wpusz- czenie do Prawa. Ale strainik méwi, ze teraz nic moze go wpusci¢. Mezezyzna zastanawia s po czym pyta, ezy w takim razie bedzie mu wolno weis¢ pééniaj. .Motliwe — odpowiada straé- nik — ale teraz nie”. Poniewaz brama do Prawa stoi niezmiennie otworem, a straznik schodzi na bok, mezezyzna pochyla sig, zeby przez brame zajrze¢ do wnetrza. Straznik na. widok tego * J. Derrida, Before the Law, (w.| idem, Acts of Literature, New York—London 1992, rozdz, 5,8. 181-220. 'M. de Montaigne, Apologia Rajmunda Sebond, [w:| idem, Proby, tum. 7, Zelesiski-Boy, Warszawa 2002 — przyp. tum. 414 Jacques Derrida wybucha smiechem i m6 mu zakazowi. Ale pamigtaj: Ja jestem poteany. A jestem zaledwie najniaszym ze strainikow. i: ,Skoro tak cig to korei, sprobuj sie dostaé do srodka wbrew moje- I sala za sala stojy kolejno stradnicy, jeden potedniejszy niz drugi, Juz widok trzeciego nawet dla mnie jest nie do zniesienia”. Takich trudnosci czlowiek ze wsi nie oczekiwal, bo przeciez, myéli sobie, Prawo ma byé dostepne kazdemu i zawsze; ale teraz, wnikliwiej spogladajac na straznika, na jego futro, duzy, spiczasty nos, jego dlugie, cienkie, czarne wasy tatarskie, posta- nawia zaczekaé jednak na wpuszczenie. Straznik daje mu stolek i wskazuje, Zeby siadt obok drawi. Mezezyzna siedzi tam dai i lata. Wiele razy probuje uzyska¢ od strainika pozwolenic wstepu i nuzy go tymi prosbami, Strainik czesto robi mu male przesiuchania, wypytuie 0 jego rodzinne strony io wiele innych spraw, ale bez przejecia, jak wypytuja wieley panowie, a na ko- niece mowi zawsze, ze jeszcze nie moze go wpuscié. Mezczyzna, ktory na te podréz w niejedno sig zaopatrayl, zuzywa na prackupienie straznika wszystko, bez wagledu na wartosé, Tamten wprawdzie to przyjmuje, ale jednoczeSnie mowi: Wszystko przyjmuje tylko po to, bys nie pomy- Slal, ze ezegokolwick zaniedbates”, W ciggu tych wielu lat mezezyzna obserwuje straznika nie- mal bez przerwy. Zapomina o tamtych straznikach i w tym pierwszym widzi jedyng przeszko- de w dostaniu sie do Prawa, Pracklina 6w nieszezesliwy zbieg okolicznosci, w pierwszych la- tach nieoglednie i glosno, pézniej na starosé jud tylko pomrukujgc pod nosem. Dziecinnieje, a poniewad w ciagu wieloletnich studiow nad straanikiem dostrzegt nawet pehily w kolnierzu je- go futra, wie takze pehly prosi o pomoc i wplynigcie na straznika. W koneu slabnie mu wzrok i mozezyzna nie wie, ezy wok6l niego rzeczywiscie pociemnialo, czy go tylko tudza oczy. Za to Ww eiemnosei dostrzega teraz, ze x drzwi Prawa bije nigdy niegasnacy blask. Jui niewicle zycia iu zostaje. Przed Smiercig wszystko, czego doswiadezyt przez. ten caly czas, sktada sie w jego glowie na jedno pytanie, ktérego dotad jeszcze nie zadal strainikowi. Kiwa na niego, poniewad nie moze juz unies¢ dretwiejacego ciata. Straénik musi nisko sie pochylié, bo proporcje w2ro- stu wyradnie odwrécily sie na niekorzyS6 medczyzny. ,Co takiego jeszcze teraz chcesz wie- dzieé? Jestes nicnasycony”, méwi straznik. C2lowick pyta: ,Przeciez do Prawa daza wszysey, wiec ezemu przez tyle lat nikt poza mng nic domagal sie wpuszczenia?”. Straznik dostrzega, ie z. catowiekiem koniec, i zeby odpowied? dotarla jeszcze do jego gluchnacych uszu, wrzesz- czy: ,Tedy nikt inny nic mia! wstepu, bo Lo wejScie byto przeznaczone tylko tobie. Ide, a wejscie zamykam”. 2 Tekst Preed Prawem, podobnie jak pojawiajace sig pod koniec niniejszego eseju fragnenty Proce- su, przytaczam za nowym i jak dotad niepublikowanym przekiadem Jakuba Ekiera, Dla zachowania jako takiej zgodnoSci z leksykalnymi, frazeologicanymi i migdzytekstowymi harcami francuskiego filozofa (ko- jarzacego stowa i frazy Kafki jatami z Kanta i Heideggera, rozbijajaccgo i ponownie skiadajqcogo Kaf- kowskq frazeologie itp.) zmuszony bylem wprowadzi¢ kilka zmian i przeinaczeri, ktore zasadniczo nie amicniajg semantyki tekstu. Pragng ted w tym miejscu podziekowaé Jakubowi Ekierowi za udostepnienie przektadéw i pomoc w rozumieniu niektorych niemieckich fragment6w tokstow Kafld — przyp. tlum Przed Prawem 415 Podkregle teraz nieco grubszq kreskg kilka trywialnych oczywistoSci czy tez domy- stéw, Mam wszelkie powody, aby przypuszczaé, ze od razu chetnie sie na nie zgodzimy, nawet jesli péaniej bede chcial podwazyé warunki takiej zgody. Apelujgc o zgode po- miedzy nami, odwoluje sie, moze nazbyt pochopnie, do wspélnoty wyrastajacej z uczest- nictwa w tej samej kulturze i wpisujacej sie, w danym kontekécie, w ten sam system konwencji. Jakie to oczywistosci? Nasze pierwsze aksjomatyczne zalozenie: przytoczony wlasnie praeze mnie tekst ma wlasng tozsamosé, wyjqtkowoSé i spdjnos¢. Apriorycanie uwazamy je za nienaru- szalne, niezaleznie od tego, jak zagadkowe pozostaja warunki tej tozsamoSci ze soba, wyjatkowoSci i spéjnosci. Opowiesé ma poczatek i koniec, a jej granice czy krawedzie wydaja sie zagwarantowane pewna liczba ustalonych wezesniej kr y te rié w —usta- lonych na bazie pozytywnych norm i konwencji. Zakladamy, ze tekst ten, w naszym mniemaniu wyjatkowy i tozsamy ze soby, istnieje jako oryginalna wersja wlaczona w momencie powstania do niemezyzny. Zasadniczo dopuszczamy — na mocy najbar- dziej rozpowszechnionych przekonan, jakimi dysponujemy — ze tak zwana wersja ory- ginalna tworzy ostateczne odniesienie dla czegos, co mozna by nazwaé prawng osobo- woscia tekstu, jego tozsamoscig, unikalnoscia, prawami etc. To wszystko jest zagwa- rantowane prawem, zbiorem aktéw prawnych, ktére maja wlasng historie, nawet jesli uzasadniajacy je dyskurs sklania sie zazwyczaj ku tezie, iz sq one zakorzenione w pra- wie naturainym, Drugi element tej aksjomatycznej zgody, nierozerwalnie zwiqzany z pierwszym: tekst ma autora. Istnienie sygnatariusza tekstu to nie fikeja, w przeciwieristwie do po- staci wystepujacych w opowiesci. I znowu prawo to wymaga i gwarantuje, ze réznica pomiedzy zakladana rzeczywistoscig autora, noszacego imie i nazwisko Franz Kafka i posiadajacego status obywatelski okreslony przez wladze pafistwowe, to jedna rzecz, a fikcyjne postaci w opowiesci to rzecz inna. Taka réznica zaklada system praw ikonweneji, bez ktérych zgoda, o jakiej tutaj méwie, w pewnym kontekscie — a do pew- nego stopnia go dzielimy — nigdy nie mialaby szansy na zaistnienie i to niezaleznie od tego, czy jest dobrze ugruntowana, czy nie. Mozemy poznaé przynajmniej namacalna historie systemu prawnego, te wydarzenia prawne, kt6re odzwierciedlily jego prac- ksztatcenie w prawo pozytywne. Historia konwencji jest bardzo niedawna, a to wszyst- ko, co gwarantuje — zasadniczo pozbawione statosci i kruche jak artefakt. Jak wiecie, odziedziczyliémy tez takie dzieta, kt6rych sp6jnosé, tozsamose i kompletnosé pozosta- ja problematyczne, nic bowiem nie upowaznia nas do stwierdzenia na pewno, czy nie- dokoftczony charakter dziela wynika z prawdziwego wypadku, czy tez moze jest zamie- rzony i stanowi wytwor Swiadomie skonstruowany przez jednego lub kilku autoréw zy- jacych obecnie lub w przesziosci. Istnieja i istnialy dziela, w ktérych jeden badé kilku autorow odgrywa postacie fikcyjne, a nam nie daje sie zadnych znak6w ezy wyrazistyeh 416 Jacques Derrida kryteriéw, dzieki kt6rym bylibySmy w stanie rozréznié obie te funkeje badé wartoSci. Prayktadem takich probleméw (dzielo skoriczone czy nie, sfingowany badd rzeczywisty brak zakoficzenia, obecnosé autoréw w historii, pseudonimy i pI autorskie) jest Conte du Graal [Opowies¢ 0 Graalu’. Nie chee tutaj niwelowaé rycznych, mozna by¢ przecied pewnym, Ze 0 ile sposéb isinienia dziela jest za kazdym razem niepowtarzalny, o tyle postawione przed chwilg problemy pojawiaja sie w kaz- dym okresie i przy okazji kazdego dziela. Nasz trzeci aksjomat, trzecie zatozenie: w interesujacym nas tekscie, zatytulowa- nym Przed Prawem, istnieje pewna opowies¢ [récit], nalezaca do czegos, co nazywa- my literatura. Jest w tym tekscie cos w rodzaju relacji czy formy narracyjnej; narracja unosi wszystko na swoich barkach; okresla kazdy atom tekstu, nawet jesli nie wszyst- ko figuruje bezposrednio jako czesé narracji. Pomijam kwestie, czy taka narracja jest gatunkiem, sposobem istnienia czy typem tekstu’, i wstepnie stwierdzam, Ze ta oto nar- racja, w tym konkretnym przypadku, nalezy naszym zdaniem do literatury, W tym celu odwoluje sie raz jeszcze do tej samej ugody, pod ktérg sie podpisalismy. Abstrahuje na razie od kontekstualnych domniemari naszej ugody i zaktadam, Ze mamy tu do czynie- nia z czymé, co wydaje sie opowiescig literacka |récit] (stowo récit tez stwarza proble- my przekladowe, bede trzymal je w odwodzie). Czy to wszystko jest zbyt oczywiste badZ trywialne, aby zaslugiwa¢ na naszq uwage? Nie sadze. Pewne opowiesci nie naleza do literatury, dajmy na to, kroniki historyczne czy codzienne serwisy informacyjne. Mégt- bym na przyklad opowiedzieé wam, jak znalaztem sie przed prawem za wykroczenie drogowe: kto§ sfotografowal mnie, kiedy jechatem nocq do domu z nadmierng predko- $ciq. Albo jak mialem pojawié sie przed sadem w Pradze, oskarzony 0 handel narkoty- kami. Kiedy wiec okreSlamy Przed Prawem mianem zjawiska literackiego, to nie cho- dzi o narracje, na prayktad fikcyjna, alegoryczna, mityezna, symbolicana czy parabo- liczng. Istnieja fikeje, alegorie, mity, symbole badé parabole, ktore nie sa, Scigle rzecz biorae, literatura. 06z wiec decyduje o tym, ze Przed Prawem nalezy do czegos, co, jak sadzimy, rozumiemy przez slowo ,literatura’? I kto o tym decyduje? Kto osadza? Aby nadaé ostrogé tym dw6m pytaniom (co? i kto?), powiniencm podkreslié, ze zadne z nich nie bedzie uprzywilejowane i ze dotycza one literatury raczej niz beletrystyki, poezji czy ogdInie sztuki dyskursywnej, choé rozréznienia te pozostaja wysoce proble- matyczne, 9 W odniesieniu do wszystkich tyeh kwestii (rzeczywiSeie lub w sposéb pozorowany niekompletne, Tozproszone autorstwo: ,wydaje sie, Ze problem wiasnosci literackiej w Sredniowieczu nie istnial badz prawie nie istnial” [52]); zob. R. Dragonetti, La vie de la lettre au Moyen Age (Le Conte du Graal), Paris 1980. 4 Por. G. Genette, Genre, types” modes, ,Poetique” 1977, nr 32, 8. 389-421; tekst w nieco zmienionej wergji ukazai sig w ksigice Genelie'a /niroduction a Uarchitexte, Paris 1979. Przed Prawem aly Azatem takie oto podwdjne pytanie: Kto osqdza i decyduje o tym iwedle Jakich kry- teriow, zc ta opowieSé nalezy do literatury? Od razu powiem, ze nie potrafig udzielié, tudzied nie chowam w zanadrzu, odpo- wWiedzi na takie pytanie. By¢ moze pomyslicie, ze prowadze was ku Czysto aporetycznej konklugji, a przynajmniej ku przesadnym i problematycanym konstatacjom; ktos mégi- by dodaé, ac kwestia zostata Zle sformutowana, Ze gdy mowa jest o literatui rze, nie mo- Zemy mowi¢ o przynaleanosci dzieta do jakiej Klasy ezy jakiegos obszaru, ze nie ma czegos takiego jak literacka esencja czy Sciéle literacka domena, kt6ra moglibysmy pre- cyzyjnie okreslié; ezy tez ze nazwa literatury nigdy zapewne nie bedzie wiasna, ze nie podpadnie pod zadne kryteria, czytelny koncept czy odniesienie i ze 2 tego powodu ,li- teratura” ma cos wspélnego z dramatem nazywania, prawem nazwy/imienia i nazwa/ imieniem prawa. Niewatpliwie bedziecie mieli racje. Jednak mnie samego interesuje nie tyle ogdinos¢ tych praw czy problematycznych konkluzjj, ile wyjatkowoSé procesu, kt6- ty, w toku wyjatkowego dramatu, przyzywa je przed jedyny w swoim rodzaju korpus, przed ten oto tekst, praed Przed Prawem. Istnieje niepowtarzalnosé stosunku do pra- wa, prawo niepowtarzalnosci, ktére musi wejsé w kontakt z generalng czy uniwersalna, istota prawa, a przecied nigdy nie jest w stanie tego dokonaé. No i ten wlasnie tekst, ten jeden jedyny tekst (co z pewnoscig zauwazycie) nazywa badé relacjonuje na sw6j Spo- 6b konflikt bez spotkania pomigdzy prawem i niepowtarzalnoscia, ten paradoks badé te zagadke bycia-przed-prawem; wszak greckie slowo ainigma oznacza czesto relacje, opowies¢, tajemnicze stowa bajki: ,Takich trudnosci eztowiek ze wsi nie oczekiwal, bo przeciez, mysli sobie, Prawo ma byé dostepne kaddemu i zawsze [..]”. Odpowied2, jesli mozemy ja jeszcze tak nazwaé, znajduje sie na koficu opowiesci, znaczacej rownie? ko- niec c2lowieka: ,.Straznik dostrzega, ie x ezlowiekiem koniec, i zeby odpowieds dotar- Ja jeszeze do jego gtuchnacych uszu, , Wrzeszezy: »Tedy nikt inny nie mial wstepu, bo to wejscie bylo przeznaczone tylko tobie. Ide, a wejscie zamykamo", Nie zamierzam dawaé tu Zadnych odpowiedzi; moja jedyng ambicja bedzie nadanic ostrosci— choéby wiazalo sie to z ryzykiem znieksztalcenia — temu podwéjnemu pytaniu (kto decyduje, kto osqdza —i jakim prawem — co nalezy do literatury?), a przede wszyst- kim powotanie przed prawo samej wypowiedzi tego podwéjnego pytania czy ted, jak to sig dzis czesto méwi we Frangji, podmiotu aktu jego wypowiedzi. Taki podmiot utrzymy- watby, Ze czyta i rozumie tekst zatytulowany Przed Prawem. jako pewng opowiesé, i zwy- czajowo okreslitby ja mianem literatury; bytby przekonany, ae wie, czym jest literatura, a tak uzbrojony, zastanawialby sie tylko: co ted upowaznia mnie do stwierdzenia, ze ta relacja to zjawisko literackie? Badd okreslenia jej mianem yliteratury”? Chodzi zatem 0 przywolanie tego pytania, podmiotu tego pytania i wyznawanego przezen systemu aksjomatéw lub konwencji ,przed prawem’, praed Przed Prawem. Co to mialoby znaczyé? 418 Jacques Derrida Nie uda nam sie zniwelowaé niepowtarzalnosci idiomu. Zjawié sie przed prawem — w niemieckim, francuskim czy angielskim idiomie znaczy pojawié sie badZ by¢ przypro- wadzonym przed sedziéw, przedstawicieli badz straznikow prawa, w celu bycia osqdzo- nym lub éwiadczenia w trakcie procesu. Proces, wyrok (Urtezl) to jest miejsce i scene- ria — oto ezego trzeba, aby moglo zajSé takie wydarzenie: ,zjawiC sie przed prawem”. »Przed Prawem”, wyrazenie wziete przeze mnie w cudzysléw, jest tutaj tytulem opowiadania. To czwarte aksjomatyczne zalozenie, ktére dodaje do naszej listy. Sadzi- my, ze wiemy, czym jest tytul, zwlaszcza tytui dziela. Umieszeza sie go w konkretnym miejscu, jasno okreSlonym i uregulowanym przez konwencjonalne prawa: na poczatku tekstu, w okreSlonej odlegtoSci ponad giéwnym tekstem, a w kazdym razie przed nim. Zazwyczaj tytul jest wybierany przez autora badd tez jego/jej przedstawicieli, be- dacych wiascicielami tekstu. Tytut nazywa i gwarantuje tozsamosé, sp6jnos¢ i granice oryginalnego dziela, ktérego jest tytulem. Jest oczywiste, ze sila i waga tytutu maja za- sadniczy zwiqzek z czym$ takim jak prawo, niezalednie od tego, czy mamy do czynienia 7 tytulami w ogéle czy tez z konkretnym tytuiem dziela, literackiego badz W tytule nazywajacym prawo (Przed Prawem) kryje sie juz rodzaj intrygi, troche tak jak gdyby prawo juz wezeSniej nadalo sobie tytut albo jak gdyby slowo ,tytul” juz wezesniej pod- stepnie umiescito sie w tytule. Zawiesmy na chwile te intryge. Podkresimy za to topologie. Kolejny intrygujacy aspekt: sens tytulu zapowiada to- pologiczng wskazéwke, przed prawem. Ta sama wypowied#, to samo miano (gdyz tytul jest pewnym mianem), w kazdym razie ta sama grupa stow, nie posiadataby war- toSci tytulu, gdyby pojawily sie one gdzie indziej, w miejscach nieprzewidzianych kon- wencja, na przykiad w innym kontekscie lub w innym miejscu w tym samym kontekécie. W takim przypadku na prayktad wyrazenie ,Vor dem Gesetz” pojawia sig po raz pierw- szy lub, jeéli wolicie, po raz drugi na poczatku opowiesci, jako czeS¢ pierwszego zda- nia, ,Vor dem Gesetz steht ein Turhuter”, ,Przed Prawem stoi straznik”. Choé moze- my zalozyé, ze za tymi dwoma wydarzeniami tej samej frazy kryje sig to samo znacze- nie, to sq to raczej homonimy niz synonimy, wszak nie nazywaja tej samej rzeczy, nie posiadaja tego samego odniesienia czy tej samej wartoSci. Po obu stronach niewidzial- nej lini oddzielajacej tytul od tekstu tytul nazywa tekst w calosci, ktrej jest w sumie nazwa, wiasna i tytulem, tekst za$ oznacza pewna sytuacje, miejsce, gdzie posta¢ jest umieszczona w wewnetrznej geografii opowiesci. Tytuljest pr zed tekstem i pozosta- je zewnetrzny, jesli nie w stosunku do fikoji, to praynajmniej w stosunku do zawartosci fikeyjnej narracji. Drugi z czlonéw te jest na poczatku tekstu, przed nim, ale takze iw nim; to pierwszy wewnetrzny element fikeyjnej zawartosci narracji. Ale chociaz znajduje sie na zewnatrz fikcyjnej narracji badé opowiadanej histori, tytut (Przed Prawem) pozostaje fikcja, kt6ra réwniez nosi podpis autora badé jego/jej przedstawi- ciela. Rzec by mozna, ze tytul nalezy do literatury nawet wtedy, gdy ta przynaleznosé Przed Prawem 419 nie posiada ani struktury, ani statusu tego, czego jest tytulem i wobec ezego pozostaje zasadniczo odmienna. Przynaleznosé tytulu do literatury nie oznacza, Ze nie ma on mocy prawnej. Na przyklad tytul ksiazki pozwala nam umiescié ja w bibliotece, przy- znaé jej prawa autorskie, tudziez okresli¢ procesy i wyroki, ktére moga sie z tym wia- zaé ete. Ta funkeja nie dziata jednak jak tytul dziela nieliterackiego, dajmy na to, pod- recanika fizyki czy prawa. Poniasza proba odczytania tekstu zatytulowanego Przed Prawem bedzie zabar- wiona jednym z moich zeszlorocznych seminariéw, kiedy to sqdzilem, ze udato mi sig rozsuplaé opowies¢ Kafki. Po prawdzie, to opowiesé Kafki zamknela w uscisku moja probe dyskursu na temat prawa moralnego i poszanowania prawa w Kantowskiej dok- trynie rozumu praktycznego, takoz na temat pogladéw Heideggera i Freuda na prawo moralne i poszanowanie w kantowskim sensie tego stowa. Nie miejsce tu na opisywanie szezegolow tej potyczki; aby jednak zaznaczyé najwazniejsze tytuly i topor, zauwaze, ie pierwsza kwestia dotyczyta osobliwego statusu przykladu, symbolu i typu w Kantow- skiej doktrynie. Kant méwio ty polo gii, a nie schematyzmie rozumu praktycznego; o symbolicznym przedstawieniu dobra moralnego (pi¢kno jako symbol moralno- ; Krytyka wladzy sqdzenia, 59); a wreszcie 0 poszanowaniu, ktére, cho¢ nie zwra- ca sie nigdy ku rzeczom, niemniej jednak wymierzone jest w osoby 0 tyle, o ile stanowig one przykiad prawa moralnego: poszanowanie to ma sw6j poczatek tylko w prawie moralnym, ktore nigdy si¢ nie ujawnia, jest jednak jedyng prayezyng tego poszanowa- nia. Potem zainteresowaio mnie wyrazenie ,jak gdyby” (als ob) pojawiajace sie w dru- gim sformutowaniu imperatywu kategorycaznego: ,Postepuj tak, jak gdyby maksyma twej woli zawsze mogia mieé zarazem wadnosé jako pryncypium prawodawstwa po- wszechnego”*, Owo ,jak gdyby” umoéliwia nam pogodzenie rozumu praktycznego z hi- storycang teleologig i mozliwoscia nieograniczonego rozwoju. Usilowatem pokazac, w jaki sposéb sformutowanie to bodaj wprowadza narracyjnos¢ i fikeje do najglebszego rdzenia mySli prawnej, dokladnie w momencie gdy mysl ta poczyna méwié i podwazaé podmiot moralny. Chociaz moc prawa wydaje sie wykluczaé wszelaka, historycznosé i empiryczna narracyjnosé, i to w chwili kiedy jej racjonalnosé wydaje sie obca jakiej- kolwiek fikeji czy wyobraéni — nawet wyobraZni transcendentalnej — to jednak wcigz zdaje sie ona aprioryeznie dawaé schronienie tym pasozytom*. Moja uwage przyciagne- 51, Kant, Krytyka praktycenego rozunu, tum., przedmowa i przyp. J. Galecki, Warszawa 1984, s, 53. (Gatecki przeklada als ob jako ,aby” - dla zachowania logiki wywodu zmienilem to slowo na doslowne ttu- maczonia ,jak gdyby” — przyp. tum.) “W tym momencie seminarium omawialismy Heideggerowskg interpretacje ,poszanowania” w odnie- sieniu do wyobradni transcendentalnej, Por M. Heidegger, Kant i problem metafizyki, tum. B. Baran, War- szawa 1991, zwlaszcza road, 90. 420 Jacques Derrida ty tea dwa inne motywy zwigzane z opowiescia Kafki: motyw wyniesienia i wzniosiosci, odgrywajacy w tekScie zasadnicza role, oraz motyw strzezenia i stradnika’. W najog6l- niejszych zarysach to wiaSnie postuzyio mi za kontekst do lektury Przed Prawem. By- ta to zatem przestrzen, w ktérej trudno orzec, czy opowiesé Kafki jest propozycja po- teznej filozofieznej elipsy lub ted czy czysty, praktyczny rozum zawiera element fanta- styki bad fikeji narracyjnej. Jedno z pytan mogtoby bramieé tak: a co wtedy gdy prawo, samo nieprzenikniete literatura, dzieli jednak 2 przedmiotem literackim warunki swe] mozliwosci? Aby nadaé temu pytaniu zwiezta postaé, bede méwito zjawieniu sie, wpraw- nym sensie tego slowa, kiedy to opowies¢ i prawo zjawiaja sie razem i kiedy jedno jest wezwane przed drugie: opowieS¢, jako pewien rodzaj relacji, jest zlaczona z pra- wem, ktére relacjonuje, a czyniac to, zjawia sie przed prawem, ktore z kolei zjawia si¢ przed opowiescia. A przeciez, jak zauwazymy w trakcie lektury, nic wiasciwie nie przed- stawia sie nam w tym zjawieniu; to, Ze daje sie nam opowiesé do czytania, nie znaczy jeszcze, ze bedziemy mieli jej dow6d czy doswiadezenic. Wydaje sie, 2e prawo jako takie nigdy nie powinno przejsé w opowies¢. Aby nabraé mocy kategorycznej, prawo musi byé pozbawione historii, genezy czy jakiejkolwiek mozliwej derywacji. Takie byloby prawo prawa. To chyba Kant pierwszy przypo- mnial nam, Ze czysta moralnosé nie posiada histori, wewnetranej histori. Wszelkie opowieSci na jej temat moga dotyczyé jedynie okolicznoSci, zdarzefi zewnetranych w7gledem prawa, a w najlepszym razie sposobéw jego objawienia, Jak pojawiajacy sie w opowiesci Kafki czlowiek ze wsi, narracje chcialyby zblizyé sie do prawa, uobecni¢ je, nawiazaé z nim relacje, wstapié w nie i staé sie jego c ze $ cig —ale Zadnej z tych rze- czy nie osiagaja. Historia tych manewréw bylaby wytacznie zapisem tego, co wymyka sie opowieSci i do kofica pozostaje nieosiagalne. Ale rzeczy nieosiagalne w swej skryto- Sci prowokuja, Aby mieé cos wspdlnego z prawem czy tez prawem praw, posrednio albo na zasadzie bliskiego kontaktu, trzeba zapytaé, gdzie jest jego miejsce i skad pochodzi. Mowig ,prawo praw”, gdyz w opowiesci Kafki nie wiadomo, 0 jakie prawo chodzi — mo- ralne, sadowe, polityezne, naturalne etc. Tak wiec to, co pozostaje ukryte i niewidocz- ne we wszelakim prawie, jest zapewne samym prawem, czyms, co nadaje prawom ich moc prawng, ich bycie-w-prawie. To pytanie i to poszukiwanie sa nieuchronne i spra- wiaja, Ze podr6z ku miejscu i pochodzeniu prawa jest nieunikniona. Prawo udziela sie, stawiajac opdér i nie zdradzajac wiasnego pochodzenia i umiejscowienia. Ta cisza i ta nieciggtosé tworza zjawisko prawa. Aby byé w prawie, kt6re powiada ,musisz” i ,nie * Jeden z wielu praykladéw: w ,Zakoftczeniu” Krytyki praklycenego rozumu filozofia naxwana zo- slaje strazniezka [Ay/bewahrerin] czyste] nauki moralnosei; jest takde ,waska furika” [enge Pforte], kié- ra wiedzie do nauk mgdrosei. Przed Prawem 421 wolno ci”, nalezy dzialaé tak, jakby nie miaio ono histori albo przynajmniej nie bylo juz uzaleznione od historycznego przedstawienia. A takze daé sie weiagnaé i sprowokowaé przez historie tej nie-historii. Pozwolié kusié sie tym, co niemozZliwe: jakas teoria o po- chodzeniu, a wie i braku pochodzenia, prawa, na przyklad prawa moralnego. Freud (wiadomo, ze Kafka go czytal, chociaz to austro-wegierskie prawo z poczatku XX wic- ku nie jest tu istotne) wynalaz! koncepcje — tudzied slowo — ,stlumienia” jako odpo- wiedé na pytanie o pochodzenie prawa moralnego. Stalo sie to, jes: zanim Kafka na- pisal Vor dem Gesetz (1919), choé ten stosunek niezbyt nas interesuje, i ponad dwa- dzieScia pieé lat przed stworzeniem drugiej topografil i teorii superego. Od czasu listow do Fliessa Freud zaczyna relacjonowa¢ swoje intuicje i przeczucia z jaka$ nieokreSlo- ng goraczkowoscia, jakby znajdowat sie na progu objawienia: ,Inne przeczucie méwi mi, jakbym juz wiedzial [moje podkreSlenie — J.D.] — a przeciez weale nie wiem — Ze juz niedlugo odkryje Zrédlo moralnosci” (list z 31 maja 1897; 249)*. Nastepu- Ja zapisy snéw, a cztery miesigce pézniej inny list méwi o ,pewnej intuicji, iz nie ma w nieswiadomoSci wskazéwek co do istnienia rzeczywistosci, tak Ze nie sposéb odr6z- nié prawdy od fikeji, ktéra zostala przepojona afektem” (21 wrzeSnia, 1897; 264). Kilka tygodni pézniej Freud pisze w liscie: [...] po przerazajaco bolesnej pracy kilku ostatnich tygodni wydalem na swiat now czastke wie- day. Prawde powicdziawszy, niezupelnie nowa; pojawiala sie i znikala juz wezeSnicj; ale tym 1a- zem pozostala i ujrzata Swiatle dzienne, ‘To doSé dziwne, ale juz znacznie wezesniej miatem przeczucie, Ze to sie wydarzy, Na praykiad pisatem Ci kiedys latem, ze chee odkryé Zrodto zwy- czajnego sttumicnia scksualnego (moralnosci, wstydu i tak dalej), a potem przez diugi czas nie udawaio mi sie to. Przed wakacyjnym wyjazdem powiedziaiem Ci, ze moim najwazniejszym pa- cjentem jester ja sam; a kiedy juz wrécitem z wakaoji, nagle zaczeta sie, bez wezesni h anak6w, moja autoanaliza. Kilka tygodni temu przyszlo pragnienie, aby zastapi¢ stlumienie wie- dzg 0 zasadniezej rzeczy kt yjqccj sie za stlumieniem [moje podkreslenie — J.D.]; i wia- Snie tym zajmuje sig obcenic (14 listopada 1897; 278-279). Nastepnie Freud zastanawia sie nad koncepejq sttumienia, a wlasciwie hipoteza méwigca, ze jest ono z pochodzenia organiczne i zwiqzane z pozycjq wyprostowana, to mnaczy z pewnym wywyzszeniem’. PrzejScie do pozycji wyprostowanej wywyzsza czio- wieka, zwiekszajac dystans pomiedzy nosem a obszarami scksualnymi (analnymi badz * The Complete letiers of Sigmund Freud to Withetr Ft Cambridge, Mass. 1985 9 Argument ten powwinien byé ezytany razem z tym, co Freud méwi pédniej o Kancie, kategorycanym imperatywie, prawie moralnym w nas i gwiaédzistym niebie ponad nami. 1881-1904, tum., red. J.M. Masson, 422 Jacques Derrida genitalnymi). Dystans ten uszlachetnia wyniesienie czlowieka i pozostawia Slady: op6z- nia jego dziatanie. Opéénienie, roznica, uszlachetniajgce wywyzszenie, odwrécenie zmystu zapachowego od smrodu w obszarach seksualnych, stiumienie — oto poczatki moralnosci: Méwiac obcesowo, pamie¢ Smierdzi tak samo jak smiordzacy przedmiot; i tak jak my z odraza odwracamy nasz zmyst wechu (glowe i nos), tak przedswiadomosé i pocaucie swiadomosei od- wracaja sie od pamieci. To jest stlumienic. Aco daje nam awykic stlumionie? Cos, co, pozostawione sobie, prowadzi do leku; jesli zas jest psychicznie zwigzune, prowadzi do odrzucenia — to znaczy staje sig afektywng podstawa wielu takich intelektualnych proceséw rozwoju jak moralnosé, wstyd i tym podobne. A wszystko to powstaje Kosztem wygaslej (fikcyjnej) seksualnosci (14 listopada 1897; 280). dJakkolwiek ubogie jest poczatkowo pojecie stlumienia, jedynym podanym przez Freuda przyktadem ,proceséw intelektualnych” zwiqzanych ze stlumieniem jest prawo moralne badé poczucie prayzwoitoSci. Schemat wywyzszenia, ruchu w gore, wszystkie- go, co znaczy przedrostek nad (iiber), jest rownie decydujqcy jak schemat oczysz- czenia, odwrécenia sie od nieczystosci i tych obszaréw ciala, ktore Smierdza i sa, niety- kalne. Odwrocenie to ruch w gére. Stlumienie wytwarza wysokosé (a wiec wielkos¢) i czystosé jako zaczatki moralnosci — sq one w absolutny sposéb le ps ze, daja pocza- tek wartosciom i sadom wartosciujacym. Freud doprecyzowal to w Zarysie psychologti naukowej, a poiniej w innych odniesieniach do imperatywu kategorycznego, gwiaddzi- stego nieba nad nami ete. A zatem od samego poczatku Freud, podobnie jak inni, cheial napisa¢ historie pra- wa. Podazal jego Sladami i opowiedzial Fliessowi swoja wlasna historie (ktéra nazwal auto-analiza), historie Sladu, za ktorym podazal, tropige prawo. Wywachai pochodze- nie prawa, a w tym celu musial wywacha¢ zmyst zapachu, W ten sposéb pchnal do przodu wielka narracje, niekoriczacq sie autoanalize, aby zdaé relacje z pochodzenia prawa, innymi slowy, pochodzenia tego, co wylamuje sig z wlasnych pierwocin i w ten sposdb przerywa opowles¢ genealogiczng. Prawo nie toleruje wlasnej histori i ingeru- je jako absolutnie pierwotny porzadek, porzadek absolutny i oderwany od jakiegokol- wiek pochodzenia. Zjawia sie jako cos, co nie pojawia si¢ jako takie w toku historii. W tadnym razie nic moze powstaé za sprawg histori, od ktérej moglaby sie zaczaé ja- kakolwiek opowiesé. Gdyby byla jakakolwiek historia, nie datoby sie jej ani przedstawi¢, ani zrelacjonowa¢: bytaby to historia ezegos, co nigdy sie nie zdarzyto. Freud to wyczut, miat nosa do takich spraw, mial nawet, jak powiada, ,przeczucie”. I powiedziat o tym Fliessowi, temu Fliessowi, z ktérym rozwijal juz niesamowita opo- wieSé o nosach, ktéra trwata po kres ich przyjaani, przybrawszy na koniec forme pocz- Przed Prawem 423 téwki z dwiema linijkami". Gdybysmy chcieli podazyé tym tropem, musielibySmy po- wiedzieé co$ o ksztalcie nosa, ktéry jest duzy i spiczasty. Dato to asumpt wszelkiego ro- dzaju dyskusjom w kregach psychoanalityeznych, choé byé moze zbyt malo uwagi poswiecono wloskom, ktére nie zawsze sq calkowicie skryte w nozdrzach i czasem trze- ba je obcinaé. Jesli teraz, nie zwazajac na zadne relacje istniejace pomigdzy Freudem i Kafka, umiescicie sig przed ,Przed Prawem’” i przed straénikiem [7urhuter| i jesli bedziecie go obserwowaé tak jak czlowiek ze wsi, co zobaczycie? Jaki moment przyciagnie waszq uwage do tego stopnia, Ze skupicie sie tylko na nim? Z pewnoscig nadmierne owlosie- nie, naturalne badd sztuczne, wokél wystajacych ksztattéw, przede wszystkim wystaja- cego nosa. Wszystko jest bardzo czarne, a nos symbolizuje strefe genitaing, opisang, za pomocg ezarnych barw, cho€ przecied nie zawsze jest ona mroczna. Sytuacja czlowie- ka ze wsi jest taka, Ze nie zna on prawa bedacego prawem miasta, prawem miast i bu- dynkéw chronionych bramami i granicami, przestrzeni zamknietych 2a drawiami. Jest zdumiony obecnoscig straznika prawa, jakiegos mieszczucha, wpatruje sig w niego. Takich trudnoSci eztowiek ze wsi nie oczekiwal, bo przeciez, mysli sobie, Prawo ma byé dostep- ne kademu i zawsze; ale teraz, wnikliwiej [genauer' spogladajac na straznika, na jego futro [ir seinem Pelzmantel| [s turalnych|, duzy, spi nos, jego dlugie, cienkie, czarne wasy tatarskie, postanawia zacze- kaé jednak {doslownie: entschliesst er sich, doch tieber zu warten, bis er die Erlaubnis zum Fintritt bekommt, postanawia, ze wybiera czekanie] na wpuszczenie, e owlosienie miasta i prawa, kt6re dodane zostanie do wioséw na- Sekwencja jest wspaniale zrytmizowana. Nawet jesli wydaje sie, Ze mamy tu do ezy- nienia z prosta narracja i chronologicanym przeciwstawieniem, to bliskos¢ i wybor deta- lisktaniaja do logicznego wnioskowania. Gramatyczna struktura zdania implikuje rzecz nastepujaca: gdy tylko (ads, w chwili gdy) czlowiek ze wsi dostrzega straznika z wielkim spiczastym nosem i nadmiarem czarnych wtos6w, postanawia czeka¢, osadza, Ze lepiej poczekaé, Dopiero na widok tego owlosionego cypla, przed takim nadmiarem ciemnego lasu otaczajacego pétwysep, obszar badé wypuktos¢ nosa, czlowiek podejmuje decyzje, w wyniku dzivnej, acz caikowicie naturalnej konsekwencji (moglibysmy powiedzie¢: sniesamowitej”, unheimlich). Cay decyduje sig zrezygnowaé z wejScia po tym, jak naj- wyradniej pragnal wejs¢? Bynajmniej: decyduje sie na odlozenie decyzji, postanawia nic "W 1997 x Flies opublikowal ksiaéke zatytulowang Relacgje pomigdzy nosem i kobiecymi genitatia: i, Specjalista w kwestiach uszu, nosa i gardla wielce cenil sobie swe spekulacje na temat nosa i biscksu- alnoSei, analogii pomiedzy nosowyrni i genitalnymi blonami sluzowymi u mezozyzn i kobiet, a takze obr79- kiem nosowych blon Suzowych i rytmem menstruacyjnym. 424 Jacques Derrida nie postanawia¢, zwleka i odkjada, a przez caly ten czas czeka. Ale na co? Na ,pozwole- nie wejscia”, jak jest napisane? Ale nie umknie waszej uwadze, ze odméwiono mu takie- go pozwolenia i Ze uczyniono to w formie odtozenia: ,Mozliwe, ale nie teraz”. Badémy réwnie cierpliwi. Ale nie sqdicie, ze podkreslam te opowies¢ po to, aby was zwiesé, aby zmusié was do czekania w przedpokoju literatury czy fikeji, a potem zapro- ponowaé wiasciwa filozoficzng analize kwestii prawa i jego poszanowania badz tez kwestii imperatywu kategoryeznego. Czy nie jest tak, Ze to, co szachuje nas (jak sza- chowalo czlowieka ze wsi) przed prawem, rowniez nas paralizuje i powstraymuje w ob- liczu opowiesci: czy nie chodzi tu 0 jego modliwosé i niemozliwos¢, jego czytelnosé i nieczyteinosé, jego niezbednoS¢ i zakaz, o kwestie relacji, repetycji i historii? Na pierwszy rzut oka wydaje sie to spowodowane zasadniczo niedostepnym cha- rakterem prawa, faktem, #e nigdy nie ma pozwolenia na ,pierwszy rzut oka”, jak wska- zuja juz na to dublet tytutu i incipit. W pewnym sensie Vor dem Gesetz to opowies¢ 0 tej niedostepnosci, o braku dostepu do opowiesci, historia o niemozliwej historii, mapa za- kazanej Sciezki: Zadnej legendy, zadnej metody, zadnej Sciezki, zadnego dostepu do prawa, do jego wydarzenia, do topos u jego pojawienia sie. Taka niedostepnosé in- tryguje czlowieka ze wsi, poczawszy od momentu, kiedy uwaznie przyglada sig strazni- kowi, ktéry sam jest lustratorem, nadzorca i wartownikiem, sama istota czujnosci czy tei nawet sumienia. Czlowiek ze wsi prosi 0 wejScie: czyz nie definiujemy prawa wla- Snie w kategoriach jego dostepnosci: jest ono, czyz nie musi ono byé ,za- wsze i dla kazdego”? To mogtoby wywolaé problem przyktadnosci, zwlaszcza w Kantow- skim pojeciu ,poszanowania”: Kant podkresla, iz jest ono tylko efek tem prawa, wy- wodzi sie jedynie z prawa i zdaje si¢ odpowiadaé na wezwanie tylko przed prawem, dotyezy 0s6b tylko do takiego stopnia, do jakiego daja one przyklad tego, 2e prawo mo- ze byé poszanowane. Zatem nigdy nie jest sie dopuszczonym wprost do prawa badz os6b, nigdy nie jest sie be zpoSrednio przed Zadna z tych wiadz; co do objazdu, ten moze byé nieskoficzony: sama uniwersalnos¢ prawa przekracza wszelkie skoficzo- ne granice i ponosi to ryzyko. Ale zostawmy to teraz, bo zbytnio oddalilibySmy sig od naszej opowiesci. Prawo, mySli sobie czlowiek ze wsi, powinno byé dostepne zawsze i dla kazdego. Powinno byé uniwersalne. Na takiej samej zasadzie mozemy powiedzieé, iw istocie mé- wimy tak po francusku (nud n'est censé ignorer la lot), ze nieznajomosé prawa nie jes wymowkg, nikomu nie wolno nie znaé prawa, prawa pozytywnego; pod warunkiem Ze nie jest sie analfabeta, potrafi przeczytaé tekst bad przekazac¢ to zadanic i te umiejet- nosé prawnikowi, reprezentantowi prawa. Chyba ze umiejetnosé czytania sprawia, iz prawo jest jeszcze bardziej niedostepne. Czytanie tekstu moze rzeczywiscie ujawnié, ze jest on nietykalny, doslownie niewyczuwalny, wiaSnie dlatego ze jest czytelny, iz tego samego powodu nieczytelny w takim stopniu, w jakim obecnos¢ eayé ni Przed Prawem 425 w nim jasnego i dostepnego sensu pozostaje rownie zakryta co jego pochodzenie. W ta- Kioto sposéb niecaytelnosé nie przeciwstawia sie juz ezytelnosci. Byé moze cztowiek jest catowiekiem ze wsi dopéty, dopdki nie umie ezytaé; a jesli nawet umie, to moze jest weiad spetany nieezytelnoscia dokladnie wewnatrz tego, co samo daje sig ezytac. Chee ujrzeé badé dotknaé prawa, chce podejs¢ i ,wstapic” w nie, byé moze dlatego, ze nie wie, iz prawa nie oglada sie i nie dochodzi, lecz odszyfrowuje. To moze pierwszy znak niedostepnosci prawa, znak zwioki, kor, narzuca ono ezlowiekowi ze wsi. Brama nie jest zamknieta, jest ,otwarta jak zwykle” (méwi tekst), ale prawo pozostaje niedostep- ne; ijesli zakazuje wstepu lub zamyka brame wiodaca do genealogicznej historii, to tak- de wamaga tesknote za poczatkiem i zadze genealogii, ktore wyczerpuja sie zarowno przed procesem narodzenia prawa, jak przed pokoleniem rodzic6w. Badania historyc2- ne prowadza te relacje ku niemodliwemu ujawnieniu miejsca i zdarzenia, jakiegos zajscia, gdzie prawo rodzi sie jako zakaz. Prawo jako zakaz: zostawmy na boku te formule, zawiesmy jg na chwile. Kiedy Freud wykracza poza sw6j wstepny schemat pochodzenia moralnosci i nazy- wa imperatyw kategoryczny w kantowskim sensie, czyni to najwyraZniej w historycz- nych ramach. Opowiesé {récét] odwotuje sie wstecz ku unikalnej historycznosci jakie- gos zdarzenia, mianowicie 2abéjstwa pierwotnego ojca, jak to jest wyraznie powiedzia- ne pod koniec Totem: i tabu (1912): Ujelismy pierwsze prawidla moralnoéei i ograniczenia moraine spoleczenstwa pierwotnego jako reakeje na czyn, ktéry dai jego sprawcom pojecie zbrodni. Zatowali tego czynu [ale jak i dlacze- go, jesli nustepuje to przed moralnoseigiprzed prawem J.D i postanowili pnie powi- nien byé powtorzony oraz Ze nie powinien przynosié zysku. Ta tworeza swiadomosé winy nie wy- gasla w nas, Spotykamy j4 — w ej aspolecznych oddzialywaniach —u neurotykéw, stwarzajacych nowe prawidla moraln ‘iggle ograniczenia jako wyraz skruchy za praestepstwa juz popelnio- ne lub jako Srodki zapobiegaweze przeciwko praestepstwom, ktére jeszcze moéna popelnié™. Mawiac o uczcie totemicanej i ,pierwszym swigcie ludzkosci” (s. 361), upamietnia- jacym zabéjstwo ojca i pochodzenie moralnosci, Freud podkresla ambiwalentny stosu- nek syna do ojca; w odruchu ezegos, co nazwe precyzyinie skrucha, dopisuje note. Ta nota jest dla mnie waana. Tlumaczy nadmiar ezulosci zwigkszeniem horroru dodanego do zbrodni poprzez jej bezcelowosé: ,zaden z syn6w nie mégl bowiem zrealizowac swe- go pierwotnego ayczenia, by zaja¢ miejsce ojca” (s. 362), Zabdjstwo nie udaje sie, gdyz 1, Freud, Totem i tabu. Kilka zgudnosei w Zyciu psychicanyim deikich i neurotykiw, Pisina spo tecrno, thum. M. Poreba, R. Res7ke, [w:] idem, Dziela, t. 4, ved. i oprac. R. Reszke, Warszawa 1998, s, 373 374. Dalsze oznaczenia cytatw 2a ty edycja. 426 Jacques Derrida martwy ojciec jest jeszcze potedniejszy. Czy’ najlepszym sposobem usmiercenia go nie jest utrzymywanie go przy zyciu (w skoriczonosci) — i cayz morderstwo nie jest najlep- szym sposobem na utrzymywanie go przy Zyciu? Freud dopowiada: taka poragka sprzy- ja moraine} reakcji. W ten sposdb moralnosé zaczyna sie od bezcelowej zbrodni, ktéra wistocie nikogo nie zabija, kt6ra przychodzi zbyt wezeSnie lub zbyt pézno i nie ktadzie kresu zadnej zwierzchnosci; w rzeczy samej, nie zapoczatkowuje niczego, jako ze skru- cha i moralnosé musialy byé mozliwe pr zed zbrodnia. Freud zdaje sie lgnaé do caywistoscl jakiegos wydarzenia, ale to wydarzenie ma charakter nie-wydarzenia, wy darzenia niczego badz pseudowydarzenia, ktére jednoczesnie comaga sie i anuluje narracje, Aby taki ,czyn” badZ tez ,bezczyn” byt efektywny, musi byé jakos wysnuty 7 fikeji. Wszystko zdarza sie jak gdyby. Mimo to wina jest odezuwalna i bolesna: y2marly [ojciec] stal sie teraz silniejszy, niz byl za zycia — zjawisko to mozemy widzicé idzis, obserwujac losy ludzkie” (s. 362). Poniewaz marly ojeiec jest poteznicjszy od oj- ca Zywego, poniewaz dzieki Smierci zyje mu sic lepiej, a—w sposdb nieubtaganie logiez- ‘yjac, bylby martwy, bardziej Zywy w swej martwocie niz post mortem, zabdjstwo ojca nie jest wydarzeniem w zwyczajnym sensie tego siowa. Tak jak pochodzenie pra- wa moralnego, Nikt by go nie napotkal we wlaSciwym dla niego miejscu zdarzenia, nikt by go nie dojrzat w jego dzianiu sie. Zdarzenie bez zdarzenia, ezyste zdarzenie, kiedy nic sig nie dzieje, zdarzeniowosé zdarzenia, ktéra jednoczeSnie domaga si¢ relacji w swej fikcji i niweluje ja. Nic nowego sie nie dzieje, a przeciez owo nic nowego daje po- ezatek prawu, dwom fundamentalnym zakazom totemicznym: zakazowi morderstwa ikazirodztwa. | przeciez to czyste i tak tez domniemane wydarzenie znaczy niewidzial- ne rozdarcie w histori. Przypomina fikeje, mit, bajke, a jego relacja ma taka strukture, ze wszelkic pytania co do intencji Freuda sq zaréwno nieuniknione, jak bezcelowe (,Wierzyi w to czy ted nie? czy sadzil, ze doszto do prawdziwego i historycznego mor- derstwa?”, ete). Struktura tego wydarzenia jest aka, Ze nic musi sie ani w nie wierzyé, ani nie wierzyé, Kwestia istnienia historycznego odpowiednika wiary, podobnie jak traci racje bytu, a w kazdym razie ulega nieodwracalnemu roz- epieniu, Dornagajye sic opowiesei i odrzucajac ja, to pseudowydarzenie nosi zna- inie fikeyjnej narracji (fikeja narragii i fikeja jako narracja: fikcyjna narracja jako kopia narracji, nie zag jedynie jako narracja wymyslonej histori), Jest to nie tylko poczatek prawa, ale i poczaick literatury — podobnie jak martwy ojciec, opowiedziana historia, gluchy telefon bez autora czy kofiea, a przeciez nieunikniona i niezapomniana opo- wiesé. Fantastyezna czy nie, wysnuta 4 wyobradni czy nie (cho¢by transcendentalnej wyobraZni), naglasniajaca badd Uumiaca te fantazje — tak czy inaczej nie umniejsza usyjnej koniecznosci tego, o czym méwi: swojego prawa. Prawo to jest jeszcze bardziej pra ace i fantastyczne, unheimlich i niesamowite, niz gdyby promienio- walo z czystego rozumu, chyba ée tenze rozum bedzie podtaczony do fantastyki nie- kw ia samej wi bexdys ‘azaj Przed Prawem 427 Swiadomosei. Jak w 1897 roku, kiedy Freud (powtérze raz jeszcze) mowil o swojej ,in- tuicji co do braku w podswiadomosci slad6w istnienia rzeczywistosci, tak iz nie mozna odréznié prawdy od fikeji, ktora zostata przepojona afektem”. JeSli prawo to jest fantastyezne, jesli jego miejsce i zdarzenie maja cechy bajki, to das Gesetz pozostaje zasadniczo niedostepne, nawet wtedy gdy prawo uwidacznia sie cay tez gdy obiecuje zjawienie sie. Jesli rozumieé opowies¢ Kafki jako usitowanie dotar- cia do prawa, usytuowania sie przed nim, twarza w twarz, 2 poszanowaniem, badz tez jako probe przedstawienia sie mu i wstapienia w nie — to staje sig ona niemozliwa opo- wiescig 0 niemodliwosei. Opowiesé o zakazie jest zakazang opowiescia. Czy czlowiek ze wsi cheial wejsé do prawa czy tez po prostu dotrzeé do micjsca, gdzie prawa sie strzede? Nie odpowiemy na to pytanie, i byé moze nie ma wiasciwie wy- boru, gdy2 prawo prezentuje sie jako swego rodzaju miejsce, topos i dzianie sig. W kad- dym razie eztowiek ze wsi, a jest on takze czlowiekiem zyjacym przed prawem, podobnie jak natura egzystuje przed miastem, nie chce sta¢ przed prawem, tak jak ro- bito straznik, Ten bowiem ted stoi przed prawem. To moze oznaczaé, Ze respek- tuje je: staé, zjawiaé sie przed prawem znaczy szanowaé je i podporzadkowa¢ sie mu, tym bardziej ze poszanowanie oznacza trzymanie na dystans, na drug iej stro- nie, oznacza tea zakaz kontaktu badé penetracji. Ale to mogtoby znaczyé, ze tojac przed prawem, straznik wymusza poszanowanie dla niego. Majac obowigzek inwigilo- wania, trzyma stra przed prawe m, bedac od niego odwréconym, w istocie nie do- rastajac do niego, nie stojac do niego »przodem”; jest wartownikiem strzegacym wej- Scia do budynku i trzymajacym na dystans (czym budzi szacunek) tych, ktorzy przy- szli, aby ukazaé sie przed zamkiem. A zatem inskrypeja ,przed prawem” jeszcze raz podwaja sie: stosownie do swego tekstowego usytuowania byla w pewnym sensie podwéjna juz wezeSniej, jako tytul badé incipit. Nastepnie raz jeszcze podwaja si¢ w tym, co méwi badé opisuje: chodai mianowicie o podzial terytorium i absolutna opo- zycje w sytuacji wzgledem prawa. Dwaj bohaterowie opowiesci, straznik i cztowick ze wsi, 83 w réwnym stopniu przed prawem, ale poniewaz, staja naprzeciw siebie tylko tak moga ze soba rozmawiaé — ich pozycja ,przed prawem” jest opozycja. Jeden z nich, strainik, odwraca sie od prawa, a jednoczesnie stoi przed nim (Vor dem Gesetz steht ein Turhuter). Z kolei eztowiek ze wsi tei stoi przed prawem, ale w przeciwstawne} po- ji, moana bowiem zalozyé, ze stoi on twarza Ww twarz wobec prawa (chce bowiem wejS¢). Obaj bohaterowie sq, obecni przed prawem, ale i naprzeciwko siebie, po dwéch stronach linii inwersji, ktora w tekScie znaczy oddzielenie tytutu od tekstu narracji. Po- dw6jna inskrypcja ,Vor dem Gesetz” obejmuje z dwéch stron niewidzialng inie, kt6ra dzieli, oddziela i sama z siebie czyni podzicnym unikalne wyradenie. Rozszczepia lini¢. CoS takiego moze zdarzyé sie tylko wtedy, gdy powstanie jakaS wiadza z nadanym tytutem, w jej tematycznej i sadowej funkcji. To tlumaczy, dlaczego interesuje mnie ra- 428 Jacques Derrida czej opowies¢ pod takim tytutem niz odpowiedni fragment w Procesie, pojawiajacy sig oczywiscie bez tytulu i bedacy wszystkim, tylko nie identycznym powtorzeniem Przed Prawem. W jezyku niemieckim, podobnie jak w angielskim i francuskim, fraza ,przed prawem” opisuje zazwyczaj pozycje podmiotu, ktéry 2 poszanowaniem i postusznie stawia sie przed przedstawicielami badz straznikami prawa. Stawia sie przed przed- stawicielami: mozna rzec, ze prawo nigdy sig w tej osobie nie uobecnia, choé przeciez fraza ,przed prawem" zdaje sig znaczyé ,w obecnosci prawa”. Cztowiek znajduje sie wige w obliczu prawa, nawet na nie nie patrzac; moze byé wiec w jego obliczu, a zara- zem nigdy nie wejs¢ 2 nim w kontakt. Poczatek incipitu wpada w nurt zdania, ktorego oderwana wersja moglaby byé tytulem (Vor dem Gesetz”, ,Vor dem Gesetz steht ein Turhuter”), te stowa zaczynaja Znaczyé cos calkowicie odmiennego, moze nawet prze- ciwnego tytulowi, ktéry jednakze je odtwarza, tak jak to sie czesto dzieje wtedy, dy wiersz bierze tytul od poczatku pierwszej linijki. Powtérze tutaj, Ze struktura i funkeja obu tych wydarzen, obu zajs¢ o takim samym znaku, to bez watpienia dwie rézne rze- czy, ale poniewaz, te dwa odmienne, a zarazem identyczne wydarzenia nie sq powigza- ne narracyjna sekwencja czy logika wywodu, nie mozna powiedzie¢, ze jedno po- prazcdza drugie wjakimkolwiek porzadku. W swoim porzadku oba zachodzq pierw- sze | gaden z tych dwéch homoniméw, a moze synoniméw, nie cytuje drugiego. Takie tytulujace zdarzenie narzuca na tekst swe prawo i miano, ale jest to coup de force, na prayklad w odniesieniu do Procesu, 2 kt6rego nasza opowieS¢ zostala wydarta, aby utworzyé zupeinie inng instytucje. Nie silac sig na sekwencje narracyjna, zdarzenie to otwiera scene i daje poczatek topograficznemu systemowi prawa, antycypujacemu te dwie odwrotne wzgledem siebie i przeciwstawne sobie pozycje, antagonizmy dwu po- staci, ktérych dotyczy to w rownym stopniu. Utytulowane zdanie opisuje tego, ktory od- wraca sie od prawa (odwracaé sie znaczy takze ignorowaé, lekcewazy¢, a nawet naru- sza¢) — nie po to aby prawo samo sie ukazywato czy tez aby ktos sie wobec niego sta- wil, ale przeciwnie, po to aby zapobiec jakiemukolwiek przedstawieniu, Drugi, stojacy twarza do prawa, widzi tyle co ten pierwszy. Zaden z nich nie jest w obecnoSci prawa. Dwaj jedyni bohaterowie opowiesci sq Slepi i oddzieleni tak od siebie, jak od prawa. Ta- ki jest spos6b istnienia ich zwiazku, ich relacji, ich narracji: slepota i oddzielenie, swe- g0 rodzaju bez-2wiqzek |sans-rapport]. Nie wolno nam bowiem zapominaé, ze strazni- ka dzielg od prawa inni straznicy, jeden poteaniejszy niz drugi” (einer machtiger als der andere): Ale pamigtaj: Ja jestem potezny. A jestem zaledwie najnizszym ze straz- nikéw [najnizszym w hierarchii, der wnterste]. | sala za sala stojq kolejno straznicy, je- den potezniejszy niz drugi. Juz widok trzeciego nawet dla mnie jest nie do zniesienia” (den Anblick |...] ertragen). Cztowieka ze wsi spotyka najmniej wazny ze straznikéw. Pierwszy w porzadku narragji jest ostatnim w porzadku prawa iw hierarchii jego przed- stawicieli. I ten pierwszy-ostatni straznik nigdy nie widzi prawa: ba, nic moze zniesé Przed Prawem 429 widoku straznikow znajdujacych sie przed nim, wezeSniej od niego i ponad nim. Jest to wpisane w nadany mu tytul straznika. Jest na pelnym widoku, dostrzegany na- wet przez cziowieka, ktéry ~ wedle swego widzimisie — decyduje sie nie decydowaé lub tez sadzi, ze nie musi przestawaé sadzi¢. Uzywam tutaj slowa. ,czlowiek” na okresienie cezlowieka ze wsi, jak to sie czasem dzieje w opowiesci, ktéra sugeruje, iz byé moze straznik nie jest juz cztowiekiem, a ,czlowiek” jest zar6wno Czlowiekiem, jak i kimkol- wiek, anonimowym podmiotem prawa, Tenze postanawia wiec, ze wolatby ,poczekac”, doktadnie w chwili kiedy jego uwage przyciaga owlosienie i spiczasty nos straznika. Je- go postanowienie, Ze nic nie jest postanowione, daje poczatek opowiesci i podtrzymu- je ja. A przeciez nigdy nie odm6wiono mu pozwolenia: zostalo ono jedynie odtozone, przetozone, odroczone. Wszystko jest kwestia czasu, a jest to czas opowies dnak sam ¢zas pojawia sie dopiero w odroczeniu przedstawienia, w prawie zwioki badé po- stepie prawa, zgodnie z anachronig relacji. Obecny zakaz prawa nie jest zakazem w sensie obowiazkowego przymusu, jest, pewna différance'. Bo choé straznik wyrzekl slowo ,pdznicj”, to dodat: ,Skoro tak cie to korci, sprébuj sie dosta¢ do Srodka, wbrew mojemu zakazowi”, WezeSniej powiedziat jedynie: ,nie teraz”. Potem najawyczajnie] odsuwa sie i pozwala czlowiekowi ze wsi za- gladnaé do Srodka przez drawi, ktore zawsze pozostaja otwarte, znaczac granice bez stawiania przeszkody czy bariery. Jest to jakis znak, ale nic pewnego, nieprzezroczy- stego ezy niedajacego sie przekroczy¢. Pozwala on ukazaé sie wnetrzu (das Innere) — moze niekoniecznie prawu, ale wewnetrznym przestrzeniom, najwyradniej pustym i prowizorycznie zakazanym. Drawi sa fizycznie otwarte, straznik nie zakazuje wejscia sity, Jest raczej tak, Ze to jego dyskurs dziala na granicy, nie zakazuj4c bezposrednio, ale przerywajac i opdiniajac przejscie, powstrzymujqe wehodzaccgo. Czlowiek posia- da naturalna, fizyezng wolnosé, aby penetrowaé przestrzenie, jesli nie prawo. Musimy zatem przyznaé, ze to on sam zakazuje sobie wejscia. Musi sam siebie naktonié, daé so- bie rozkaz, nie tyle podporzadkowaé sie prawu, ile raczej nie zgtaszaé do nie- go akcesu, prawo bowiem mowi mu: Nie dochodé (do) mnie. Rozkazuje ci, abyS jeszcze (do) mnie nie dochodzil. Jest tam i w tym, Ze ja jestem prawem, a ty podporzad- kujesz si¢ mojemu rozkazowi, nie nawigzujac nawet ze mna kontaktu. Prawo bowiem to zakaz(ane) [énterdit]. Rzeczownik i przydawka. Takie bytoby przerazajace podwojne zwiqzanie jego zachodzenia. Jest zakazem: to nie znaczy, 2e " Stynny noologizm stworzony praez Derride. Stowo ma oznaczaé ruch i przebieg rbdnicy, roznicowa- nie sig i jednoczesne podleganie temu procesowi. [stniejacy polski praeklad tego slowa ~ .réiznia” - zbyt nachalnie sugeruje, Ze. mowa jest o jakims zywiole bad przestrzent, podczas gdy slowo uizywane przez fi- lozofa ma rozbrajaé (pordiniat) kaida metaforyke i kaide obrazowe skojarzenie. Diateyu zostaje pray slo- wie francuskim — prayp. tum. 430 Jacques Derrida zakazuje, tylko Ze samo jest zakazane, jest zakazanym miejscem. Zakazuje siebie iprzeczy sobie, umieszezajac cztowieka w jego wlasnym zaprzeczeniu®: nie modna byé »W”" prawie, a jeSli chce sie wejsé w pelen poszanowania zwigzek z prawem, nie wol- no mieé zwiazkuzprawem, trzeba przerwaé te relacje. Trzeba wejsé w relacje jedynie z przedstawicielami prawa, jego praykladami, jego straznikami. Aci sq tylez postaficami, co zawalidrogami. Musimy pozostaé w niewiedzy co do te- go, kim, czym albo gdzie jest prawo, nie mozemy wiedzieé, kto to jest lub co to jest, gdzie i jak sic ukazuje, skad praychodzi i skad przemawia. Taki wlasnie jest praymus poprzedzajacy musy i zakazy prawa. Ci falt, jak pisano w Sredniowieczu na koficu opowiesei. Taki jest wiec proces i wyrok, proces i Urteil, pierwotne rozspojenie prawa. Prawo Jest zakazane. Ale ten popadajacy w sprzecznosé zakaz daje ezlowiekowi wolnoS¢ sa- mookreslenia, chocby nawet wolnos¢ ta odwolywala sicbie, dajac sobie zakaz bycia ow” prawie, Przed prawem eztowiek jest podmiotem prawa poprzez samo zjawienie sie przed nim. To oczywiste, ale skoro jest pr zed prawem, poniewaz nie moze ow” nim byé, jest rowniez poza prawem (jest wyjetym spod prawa). Ani pod prawem, ani w prawie. Podmiot prawa, ale i wyjeiy spod prawa. Schyla sie, aby zajrzeé do wnetrza, mozemy wiec na razie zalozy¢, ze jest wyzszy od otwartych drawi — i kwestii rozmiaru nie mozemy bynajmniej zlekcewazy¢, Praygladnawszy sie straznikowi dokladniej, po- stanawia czekaé na pozwolenie, ktére jest jednoczesnie dane i odroczone, choé aluzja uczyniona przez pierwszego straznika pozwala sadzi¢, ze zwioka bedzie nieskoriczo- na. Za pierwszym straznikiem stoi nieokreslona — byé moze nieprzeliczona— liczba in- '* Zaprzeczenie to nic jest chyba po prostu sprzecznoscig w jakims prawie, kt6re samo przez siebie zaklada, a tym samym urzec7ywistnia wykroczenie, aktywny badé rzeczywisty 2wigzek 2 grzechem, z tym ‘wiasnie wystepkiem. Praed Prawem daje poczatek — poruszenie bai drzenie miedzy Starym i Nowym Te- siamentem — tekstowi, kt6ry jest rownoezesnie archiwizowany i zmieniany, takiemu tekstowi jak na przy- Kiad List do Reymian, 7. Potrzeba wigcej vzusu na przcanalizowanie awigzkw istniejacych pomiedzy tymi dwoma tekstami. Pawel przypomiina swoim braciom, tym, co Prawo znajq", %e ,Prawo ma moe nad ezlo- wiekiem, dopéki on Zyje”. A smieré Chrystusa bylaby Smierciq tego starego prawa, na mocy ktorego ,zna- my” grzech; umarli razem 2 Chrystusem, wyzwalamy sig spod jarama tego prawa, umieramy dia niego, a praynajmuniej dla wielkiej epoki jego ,litery”, i stuzymy mu w nowym ,duchu”, Pawel dodaje tez, Ze kiedy byt bez prawa, ayt; kiedy 2as zjawilo sig prawo i praykazanic, umarl. Ci falt: formuta, 7a pomoca ktérej Sredniowieczny pisarz oznaczat koniec dziela, jeszcze praed po- daniem tytulu badé swego imienia i nazwiska, stusznie nie pojawia sie w Opowiesci o Graalu, nieukoniczo- nym romansie Chrétiena de Troyes. Wywodzgce sie od lacitiskiego czasownika Jfallere” francuskie slowa Jailir” (,upadac” i ,oszukiwaé") i Jfalloir” (,by¢ potrzebnym”, ,brakowaé”) sq ted obecne w starofrancu- skiej formule ¢i fait, posiadajgcej anaczenie ,tutaj kofiozy sie”, ale zachowujacej znaczenia ,braku" i ,po- razki”, .W taki sposdb dziclo koticzy sie w punkcie, w ktérym zaczyna go brakowaé” (B. Dragonetti, La vie de la lettre au Moyen Age..., op. cit., 8. 9). W swojej ksigice Dragonetti wysuwa teze, de ,Opowiest o Gra alu to dzieto calkowicie ukoficzone” (ébidem).. Pred Prawem 431 nych, coraz to potezniejszych, znaczqcych coraz SciSlejszy zakaz, posiadajacych coraz wicksza moc odraczania. Ich potencja to différance, bezterminowa différance, trwaja- ca przez dni i lata”, w gruncie rzeczy az po kres (tego) cztowieka. Différance do smier- ciidla smierci, niemajaca kresu wiasnie dlatego, ze osiagnela kres. Dyskurs prawa, re- prezentowany przez straznika, nie méwi ,nie”, lecz ,jeszcze nie”, w niezbyt okreslony sposéb. Dlatego wiasnie opowies¢ Kafki jest idealnie zakofiezona, a zarazem ucicta, w brutalny — ktoS mégiby rzecz: pierwotny — sposéb przerwana. Opéénieniu ulega nie to czy tamto doswiadezenie, dostep do jakiejs przyjemnosci czy jakiegos wielkiego dobra, do posiadania czy penetracji czegos lub kogo$, Wejécie do prawa odraczane jest w nieskoriczonosé, a% do momentu smierci — a przecied to wia- Snie prawo dyktuje te zwloke. Prawo zakazuje w taki spos6b, ze podejmuje i odwieka gre différance, odniesienie, zwigzek, relacje. Nie wolno i nie da sig dotrze¢ do poczat- ku differance: nie wolno jej przedstawiaé, odtwarzaé, a przede wszystkim penetrowa¢. Takie jest prawo prawa, proces jakiegos prawa, o kt6rego przedmiocie nigdy nie powie- my: ,Oto on”, tutaj czy tam. Nie jest ono ani naturalne, ani instytucjonalne; nigdy nie mozna do niego dotrzeé, samo nigdy nie dociera do glebin swego pierwotnego i wlasci- wego dziania sig. Jest nawet bardziej sofizmatyczne, by tak rzec, od konwengji konwen- cjonalnosci, kt6ra konwencjonalnie przypisuje sie sofistom. Jest nieodmiennie herme- tyczne; to znaczy jest tajemnica, ktérg jakas kasta — na przyktad szlachta wspominana przez Katke w Zur Frage der Geselze — oglasza za swoja z wyboru. Ta tajemnica jest niczym — i ta tajemnica musi by¢ dobrze strzezona. Niczego nie ma, nic sie nie przed- stawia, ale to ,nic” musi byé dobrze strzezone. Zadanie trzymania strazy przypada wudziale szlachcie. Poza tym jest ona niczym i, jak sugeruje tekst W Awestit naszych praw, ludzie ci zdaliby sie na wszelkiego rodzaju ryzyko, aby pozbawi¢ sie tego obo- wiazku. Nic by nie zrozumieli z istoty prawa. Jeéli szlachta jest potrzebna, to tylko dla- tego ze ta istota nie posiada istoty, nie moze byé ani tutaj, ani tam. Jest obsceniczna, a zarazem nieprzedstawiaina — i przypada szlachcie w obowiqzku. Do tego trzeba byé szlachcicem. Chyba ze jest sie Bogiem. Mamy tu bowiem do czynienia z sytuacja, kiedy weale nie chodzi 0 proces, wyrok, werdykt czy orzeczenie — i to jest jeszcze bardziej przerazajace. Istnieje jakies prawo, prawo, ktérego nie ma, ale ktére istnieje. Jednak wyrok nie zapada. W tym innym sensie czlowiek naturalny jest nie tylko podmiotem prawa poza prawem, ale podlega zarazem, w spos6b nieskoficzony i jednoczeSnie skoriczony, domniemaniu winy; nie tyle jako podmiot winny zaocznie, ale jako podmiot oczekujacy na wyrok, kté- ry wcigz jest przygotowywany i odwlekany. Osqdzony zaocznie: czekajacy na osqdze- nie, stawiajacy sie przed prawem, kt6re oznacza jedynie ,pézniej” IjeSli dotyczy to istoty prawa, to nie posiada ono istoty. Wymyka sie istocie bytu be- dacego obecnoscia. Jego ,,prawda” jest owa nie-prawda, ktora Heidegger nazywa praw- 432 _ Jacques Derrida dq prawdy. Jako taka, jako prawda bez prawdy, strzeze ona siebie, strzeze bez trzymania sirazy, strzezona przez straznika, ktéry niczego nie strzeze, stojac przed otwartymi drzwiami — otwartymi na nic. Tak jak prawda, prawo to byloby samym strze- zeniem (Wahrheit), jua tylko strzezeniem. Tym jednym spojrzeniem pomiedzy strazni- kiem i ezlowiekiem. Ale poza spojrzeniem, poza bytami (prawo nie jest niczym obecnym) prawo przy- azywa w ciszy. Poprzedzajac nawet Swiadomosé moralna, wymusza odpowiedZ, wzywa do odpowiedzialnosci i strézowania. Wprawia w ruch straznika i ezlowieka, te dziwna, pare, przyciagajac ich do siebie, a potem przed soba zatrzymujac. Domyka przed soba, to bycie-ku-Smierci. Jedno niewielkie omskniecie i straznik prawa (Huter) praypomi- natby pasterza Bycia (Hirt). Wierze w potrzebe takiego ,rapprochement”, jak to sie u nas m6wi, ale pod ta bliskoscig, moze zreszta metonimig (prawo jako inna nazwa By- cia, Bycie jako inna nazwa prawa; w obu przypadkach ,transcendentne”, jak méwi Hei- degger w odniesieniu do Bycia), jest by¢ moze weigz ukryta badé strzezona otchian ja- kiejs réznicy. Opowiesé (0 tym, co nigdy nie zachodzi) nie méwi nam, jakiego rodzaju prawo przejawia sie w swej nicjawnosci: naturalne, moralne, sqdowe, polityczne? Jesli chodzi o rodzaj, to w jezyku niemieckim mamy rodzaj nijaki, das Gesetz, ani meski, ani Zefiski. W jezyku francuskim rodzaj Zeriski decyduje 0 semantycznym skazeniu, ktérego nie sposdéb zapomnieé, tak jak nie mozna zlekcewazyé jezyka jako podstawowego medium prawa. W Szaleiistwie dnia Maurice’a Blanchota mozemy odnalea¢ widmo prawa: ko- biecg ,sylwetke”, ani mezczyzne, ani kobiete, lecz wlaSnie kobieca sylwetke, ktéra za- czyna towarzyszyé pseudonarratorowi zakazanej badé niemodliwej narracji (taka jest cata historia tej nie-historii). Narracyjne ,ja” zastrasza Prawo. Wydaje sie, ze przelek- nione jest wlasnie Prawo i ze to ono chylkiem sie wymyka. JeSli za§ chodzi 0 narratora — to kolejna analogia bez zwigzku z tekstem Przed Prawem — relacjonuje on zjawienie sie przed przedstawicielami prawa (policjantami, sedziami, lekarzami), ludzmi doma- gajacymi sie od niego zdania relacji, ktérej zdaé nie moze, choé wlasnie ja zdaje, kiedy relacjonuje te niemozliwosé. Amy nie wiemy, kim lub czy m jest prawo, das Gesetz. Byé moze w tym miejscu zaczyna sie literatura. Tekst filozoficany, naukowy czy historyczny, tekst. zawierajacy informacje czy wiedze, nie porzucilby nazwy na rzecz stanu niewiedzy, a jesliby to zro- bil, to jedynie przez. przypadek, nie w sposdb istotowy badZ konstytutywny. Tutaj nie zna si¢ prawa, nie jest sie z nim w poznawczym zwiazku; nie jest ono ani podmiotem, ani przedmiotem, przed ktérym zajeloby sie jakas pozycje. Niczego nie da sie utrzy- maé przed prawem. Nie jest ono kobieta badz postacia kobieca, nawet jesli mezczyzna — homo i vir — pragnie wejsé w nie i je spenetrowac (wlasnie to jest pulapka prawa). Nie jest tez mezczyanq; jest neutralne, poza redzajem piciowym i gramatycznym, i dla- Przed Prawem 433 tego pozostaje obojetne, nieporuszone, niechetne do odpowiadania tak badé nie. Pozwala czlowiekowi na swobodg wyboru, pozwala mu czekaé, opuszcza go. Jest nija- kie, ani Zefiskie, ani meskie, obojetne, nie wiemy bowiem, czy jest to (godna poszano- wania) osoba czy rzecz, ktog lub co$. Prawo tworzy sie (bez ujawniania, a wigc nie two- r2a¢ siebie) w przestrzeni takiej niewiedzy. Straznik nadzoruje ten teatr niewidzialno- Sci, a czlowiek ze wsi chce zajrzeé do Srodka, pochyla sig wiec. Awigc prawo jest niskie, nizsze od niego, ¢zy tez z szacunku pochyla sig on przed ezyms, co autor Sza- letstwa dnia nazywa ,kolanem” Prawa? Chyba ie rzeczywiScie prawo siedzi z zalozo- nymi rekami czy tez, jak méwimy o prawie i jego przedstawicielach, jest ,zasiedziale”. ‘A zatem prawo nie chce powstaé i to kolejny pow6d, dla kt6rego tak trudno stawiC sig przed nim. Wrzeczy samej, cala scenografia opowiesci byaby dramatem powstawa- nia i siadania. Na poczatku, w miejscu powstania opowiesci, straznik i czlowiek ze wsi stoja naprzeciw siebie. Na koficu tekstu, na niekonezacym sig, ale praerwanym koricu opowiesci i historii, na kresach czlowieka, u kresu aycia tego ezlowieka, straznik jest anacanie wyzszy od swojego rozméwcy, i teraz on musi sig pochylié ze swe] przytta- ¢zajacej wysokosci; a historia prawa znaczy wylaniajaca sie dominacje badé rézni- ce wysokosei (Grossenunterschied), kt6ra stopniowo awraca sie przeciw ezlowiekowi ze wsi i zdaje sie odmierzaé czas opowiesci. W miedzyczasie, w Srodku opowiesci, kto- ry jest tez Srodkiem zycia czlowicka, kiedy tylko postanawia czekaé, straznik daje mu stoteczek i usadza go na nim. Czlowiek ze wsi zostaje, ,siedzac dniami i latami”, przez cale zycie. W konicu dziecinnieje, jak to sie méwi. R6anica wzrostu moze réwniez wska- zywaé na zwiazki miedzypokoleniowe. Dziecko umiera staro jak male dziecko (na czte- rech, dwéch, a potem trzech nogach — i pamietajcie o stoleczku) przed straznikiem, kt6ry rosnie, powstaje, nadzoruje. Prawo milczy, nic nam sie o nim nie méwi. Nic, tylko jego nazwa, tylko zwyezajowa nazwa i nic wiecej. Po niemiecku nazwa zaczyna si¢ duza litera, jak imie wiasne. Nie wiemy, co to jest, kto to jest, gdzie to jest. Czy jest to jakas rzecz, osoba, dyskurs, gios, dokument, a moze po prostu jakies nic, bez przerwy odraczajace dostep do siebie, awiec zakazujace sie bie, po to aby tym samym staé sie ezymé lub kims? W kofeu to stare dziecko prawie Slepnie, ale chyba o tym nie wie: ,mezezyzna nie wie, czy wokét niego rzeczywiscie pociemnialo, czy go tylko tudzg oczy. Za to w ciemno- Sci dostrzega teraz, ze z drzwi Prawa bije nigdy niegasnacy blask”. To najbardziej reli- gijny moment tekstu. Jest tutaj pewna analogia z prawem judaistycznym. Hegel relacjonuje opo- wies¢ o Pompejuszu i interpretuje ja na sw6j sposdb. Ciekaw tego, co skrywa sic 2a drzwiczkami tabernakulum mieszezacego Swiete Swigtych, triumwir podszed! do wewnetrznej czesci Swiatyni, centrum [Mitielpunkt] kultu. Tam, powiada Hegel, szukat on 434 Jacques Derrida jakiegos byta, jakiejé zasady, nad ktéra méglby medytowaé, czegos znaczacego [sinnvolles], co nakazaloby mu szacunek; a kiedy mySlal, ze dostepuje tajemnicy [Geheimmnis], przed ostatnim spektaklem, poczul sig zawiedziony, rozczarowany, oszukany [getauscht]. Odnalazi to, czego szukal, W ,Puste) przestrzeni”, z czego wywnioskowal, ze prawdziwa tajemmica byla dla nich, ‘Aydow, nieprzenikniona; byta niewidzialna i niewyezuwalna [urgesehen und ungefiihit]) Straznik na straéniku. Ta réénicujaca topika [topique différantielle] jest odra- czana, straznik po strazniku, i podlega dychotomii wysokosci i niskosci, dalekoSci i bliskoSci (fori/da), teraéniejszosci i pééniejszosci. Ta sama topika bez wlasnego miejsca, ta sama atopika (atopique], to samo szalefistwo odracza prawo jako takie nic, ktre siebie zakazuje, i rodzaj nijaki, ktéry niweluje przeciwienstwa. Ta atopika niweczy to, co sie zdarza, samo wydarzenie, Takie zniweczenie rodzi prawo, ,przed” jako ,przed” i ,przed” jako ,poza”. Dlatego jest i nie ma miejsca na opowies¢. R6zni- cujaca atopika wypycha powtérzenie opowiesci pr zed prawo. Nadaje mu to, co odbiera: tytul opowiesci. Odnosi sie to zar6wno do tekstu podpisanego przez Kafke i zatytulowanego Przed Prawem, jak ido tego fragmentu Procesu, ktry zdaje sie relacjonowaé zgola te sama historie, streszezajac caly Proces w scenie Przed Pra- wem. Chcialoby sie - juz poza granicami tej interpretacji -— zrekonstruowaé te opowiesé bez opowiesci w eliptyeznej kopercie Krytyki rozwmu praktycenego Kanta badé Tole- mu ¢ tabu Freuda, ale jakkolwiek daleko zaszlibySmy w tym kierunku, nigdy nie wyja- SnilibySmy przypowiesci o relacji zwanej ,literackq”, odwotujac sie do semantycznych tresci wywodzacych sig z filozofii badé psychoanalizy czy te do jakiegoS innego Zrédta wiedzy, Widzieligmy, diaczego tak musi byé: fikeyjna natura tej ostatniej opowiesci, kté- ra okrada nas z kazdego zdarzenia, tej czystej opowieSci czy tez opowieSci bez opowie- Sci, ma tylez do czynienia z filozofig, naukg badé psychoanaliza, co 2 literatura. Koficze. Oto ostatnie slowa straznika: ,lde, a wejScie zamykam”, zamykam drzwi, koficze (Ich gehe jetzt und schliesse ihn). Istnieje pewien kod medyczny, w ktérym sformutowanie ante portas odnosi sic do miejsca przedwezesnego wytrysku — Freud utrzymuje, ze dal jego kliniezny opis, sym- ptomatologie i etiologie. W tekécie badé przed tekstem zatytulowanym Vor dem Gesetz (przyimek vor wpisany jest, przede wszystkim, wtytule umieszezonym w miej- scu ,przed prawem”) cos zachodzi lub nie, ma miejsce i nie-miejsce ante portas — mo- ze to jest wlasnie hymen w prawie/z prawem', wejécie [Bintrité] w prawo? Odroczenie '* Kolejne wieloznaczne i nieprzetlumaczaine slowo pojawiajace sig ezesto w tekstach Derridy. Hy- men to raréwno ,wezel matietiski”, jak { ,blona dziewicza” - w slowie tym zaznacza sie wige nierozstrzy- galny paradoks i to on ,znaczy” tutaj przede wszystkim — przyp. tum. Przed Prawem 435 ai po kres 2ycia starego dziecka, staruszka, moze byé odczytane jako brak penetracji przy przedwezesnym wytrysku badé braku wytrysku. Rezultat, to znacay wyrok i wnio- sek, jest taki sam. Tabernakulum pozostaje puste, a rozplenienie Smiertelne. Relacja 2 prawem pozostaje przerwana, jest bez-zwiazkiem [sans-rapport], ktorego nic nalezy wymuszaé zbyt szybko w kategoriach seksualnego i genitalnego paradygmatu coitus interruptus, impotencji i nerwic, jakie Freud w nim rozszyfrowat. Czy to nie miejsce, aby zakwestionowaé cos, co spokojnie nazywamy seksualnymi relacjami w kontekscie wyzutej z histori historii prawa? Moana byé pewnym, ze tak zwane z2wykle rozkosze [joudssances} nie wymkna sig tej procedurze. N’y a-t-il pas liew, powiedziatem po francusku, i bodaj nie da sig tego przelozyé. Znaczylo to: ,musi” byé zakwestionowane. Francuski idiom, ktry ustanowil tutaj pra- wo, rowniez je wypowiada: il y a liew de znaczy tl faut, ,2aleca sie, irzeba, jest dobra pora...”. Z nakazu prawa. Czyé nie to wlaSnie méwi stratnik? Czy to nie ,jest tu dla ciebie miejsce” [,7/ ya lieu pour tot, ici”|. Jest miejsce dla ciebie? Nie wiemy na co, ale jest miejsce. Mu- sisz.l y a lieu. Straznik jest nie ante portas, ale ante portam. Niczego nie zakazujac, nie strzeze on drawi w ogéle, ale tych drzwi. I podkresla wyjatkowos¢ tych pojedyn- caych drawi. Prawo nie jest ani wielorakie, ani, jak niektorzy wierza, uniwersalne. Jest zawsze idiomem, i tak oto mysl Kanta ulega doprecyzowaniu. Jego drawi dotycza tylko ciebie, dich, Loi — drawi wyjatkowe, przeznaczone i okreSlone specjalnic dla ciebie (nur fir dich bestimmt). W chwili gdy cztowiek zbliza sie do swego kresu, na krotko przed $miercia, straznik pokazuje mu, Ze nie osiggnie swego celu czy ted, cel nie osiggnie je- go. Cztowiek dochodai do kresu, nie siegajac kresu. Wejscie jest przeznaczone dla nie- go i tylko na niego czeka; udaje mu sig zblidyé, ale nie udaje wejs¢; nie umie przekro- czy progu. Tak przebiega relacja ze zdarzenia: dochodzi do tego, ze nie umie zajsé, udaje jej sie nie wydarzyé. Straznik uswiadamia sobie, ze calowiek ze wsi jest bliski kre- su, krzyczy wiec, aby dotrzeé do slabnacego ucha: ,Tedy nikt inny nie mial wstepu, bo to wejscie bylo przeznaczone tylko tobie. Ide, a wejScie zamykam”. I to jest ostatnie stowo, konkluzja badé zamknigcie opowiesci. Tekst bylby drawiami, wejSciem (Zingang) zamknigtym wiaSnie przez straznika. I aby zamknaé argument, zaczne od tej sentencji (postanowienia, wyroku), od tej kon- Ktugji straznika. Zamykajgc ten obiekt, zamyka tekst. Ktory nie zamyka sig jednak na nic. Historia Przed Prawem méwi ezy opisuje tylko siebie, siebie jako tekst. Czyni jedy- nie — badé réwniez — to. Nie w niezawodnej, spekulatywnej refleksji bedacej refleksem jakiejs niczym niezaposredniczonej refleksji — musze podkresli¢ ten punkt ~ ale w nie- ezytelnosci tekstu, jeSli rozumie sie przez to niemoznosé dotarcia do wiasciwego zna- ezenia i by¢ moze niespdjnej zawartosci, ktorej zazdrosnie strzeze. Tekst sam siebie strzeze, sam sie podtraymuje — jak prawo méwiace tylko 0 sobic, to znaczy 0 braku toZ- 436 Jacques Derrida samoSci z samym soba. Ani nie zachodzi, ani nie pozwala doj: tworzy prawo i pozostawia czytelnika przed prawem. Doktadnie tak. Jestesmy pr zed tym tekstem, ktéry nie méwigc nic konkretnego i nie przedstawiajac zadnej rozpoznawalnej tresci poza sama historia, 2 wyjatkiem bez- kresnej différance trwajacej do Smierci, pozostaje mimo to wyraznie niepoznawalny. Niepoznawalny: a wiee niedostepny, niezdobyty, nieuchwytny do korica, niezrozumialy — ale rownied taki, ktérego nie mamy prawa dotknaé. To ,oryginalny” tekst, jak m6- wimy; nie wolno, bezprawne jest zmienianie badz przeksztaicanie go, dotykanie jego formy. Pomimo obeenej w nim nietozsamosci jego sensu badé przeznaczenia, pomimo zasadniczej nieczytelnosci jego forma” przedstawia i dokonuje sie jako swego rodzaju prywatna tozsamosé, ktérej nalezy sie absolutne poszanowanie. Gdyby ktos chciat zmienié jedno slowo ezy zdanie, jakis sedzia mégtby zawsze oskarzy€ go/ja 0 narusze- nie, pogwatcenie badé naciagnigcie tekstu. Zly przektad zawsze bedzie wezwany, aby stawit sie przed oryginalem, ktéry najwyrazniej odgrywa role punkiu odniesie- nia, jest bowiem autoryzowany przez autora badz jego/jej przedstawicieli, jest tez okreslony tytulem, ktéry cywilnym prawem jest jego nazwa wiasna, umieszezonym mie- dzy pierwszym i ostatnim stowem. Kazdy, kto narusza oryginalng tozsamosé tego tek- innym. Jest prawem, stu, moze by¢ weawany do stawienia sie przed prawem. Cos takiego moze przydarzyé sie kazdemu czytelnikowi w obliczu tekstu, krytykowi, wydawcy, tlumaczowi, spadko- biercom badz profesorom. Wszyscy oni sq zatem réwnoczeSnie straznikami i ludémi ze wsi. Po obu stronach granicy. Jak powiedziatem, tytul i pierwsze stowa. A wiec: ,Przed Prawem”, doktadnie tak, i ponownie: ,,przed prawem”, Ostatnie slowa sq takie: ,Jde, a wejscie zamykam”, ,Ja” straznika to takze ,ja” tekstu badd prawa, ogloszenie, ze przepisany w testamencie kor- pus jest tozsamy ze soba i Ze korpus ten nalezy do dziedzictwa, ktére wypowiada wiasng nietozsamos¢é. Zaréwno tozsamoS¢, jak jej przeciwiefistwo sq nienaturalne; naturalny jest efekt jakiegos werdyktu sqdowego. Ten zas (bez wahania nazwiemy go pismem, ak- tem i podpisem ,pisarza”) stawia przed nami, przedktada badd przedstawia jakis tekst, ktéry narzuca prawo, przede wszystkim z szacunku do siebie. Dokladnie w mo- mencie swego zdarzenia tekst tworzy i oglasza prawo, kiére go chroni i czyni niepozna- walnym. Czyni i méwi w taki spos6b, ze relacjonuje swoje czyny, czyniac to, o ezym sie méwi. Taka mozliwos¢ ukryta jest w kazdym tekscie, nawet jesti nie przyjmuje on tak wy- raziscie autotematycznej formy jak w naszym przypadku. Opowiesé Kafki, jednoczesnie alegoryczna i tautologiczna, rozwija sie poprzez naiwnie referencyjna, strukture narracji, ktora wyprowadza nas poza déwigajacy ja portal, wewnetrana granice graniczaca z ni- ezym, znajdujaca sie przed niczym, przedmiot niemodZliwego doswiadczenia. Devant la lot, ditle titre. Vor dem Gesete, tytul méwi. Devant la lot, ditle titre. Vor dem Gesetz, méwitytul. Przed Prawem 437 ‘Tekst nosi tytul i unosi sie na nim. Gdyby mia! wiasciwy przedmiot, to czy nie byl- by efektem wytworzonym przez gre tytulu? Czy nie bylby eliptycznym pokazywaniem i zastanianiem zniewalajqcej operacji danego tytutu? W dodatku drzwi odrywaja od siebie tytut. Jest on umieszczony pomiedzy wyraze- niem ,.Przed Prawem” jako tytulem bad nazwa wlasnq i tym samym wyrazeniem jako incipitem, tak wiec podwaja poczatek. Jak widzielismy, incipit nalezy do tekstu i nie ma ani tej samej wartosci, ani tego samego odniesienia co tytul, ale gua incipit jego zwig- zek z samym tekstem jest wyjatkowy. Znaczy granice gwarantujaca, tozsamos¢ korpusu. Pomiedzy dwoma wydarzeniami ,Przed Prawem”, w samym powtorzeniu, biegnie linia oddzielajaca obie granice. Podwaja granice, dzielac linie. Jednak homonim pozostaje nieporuszony, jakby nic sie nie zdarzyto. Jak gdyby nic nie zaszto. Konze. Przerywam w tym miejscu ten typ analizy, ktory zaprowadzilby nas znacz- nie dalej, i powracam do mojego pierwszego pytania. Co pozwala nam sadzié, ze ten tekst naledy do , literatury’; i w ogdle co to jest lite- ratura? Obawiam sig, ze nie padnie zadna odpowied?; czyz pytanie to nie zdradza raz jeszcze rustykalnej naiwnosci eztowieka ze wsi? Samo w sobie byloby to niewystarcza- Jace, aby zdyskwalifikowaé pytanie, jako Ze umys! (tego) czlowieka niewzruszenie do- maga sie swoich praw; w kazdym wieku jest niestrudzony. desli odjaé z tego tekstu wszystkie elementy mogace nalezeé do innego rejestru (codzienne informacje, historia, wiedza, filozofia, fikeja etc. — wszystko, co nie jest w konieczny sposéb zwiqzane z literatura), to niejasno odezujemy, ze obecna w tym tekScie praca zachowuje istotowy zwiazek z gra obramowan i paradoksalna, logika granic, co wprowadza swego rodzaju zaktécenie w ,normalnym” systemie odniesien, a jednoczesnie uj awnia zasadnicza strukture referencjainosci. Jest to zakryte ob- jawienie referencjalnosci, ktéra nie czyni odniesien, w ogdle nie odnosi sie, w kazdym razie nie bardziej niz zdarzeniowosé zdarzenia bedaca sama zdarzeniem. Jesli wychodzi z tego jakies dzieio, to jest to chyba gest w strone literatury. Byé mo- ae gest niewystarczajacy, ale konieczny: nie ma literatury bez poszezegdélnego dziela, bez absolutnie pojedynczego dokonania, a ta nieunikniona niewymiernosé przypomina Taz jeszcze czlowieka ze wsi i jego pytanie, kiedy niepowtarzalne krzyzuje sie z uniwer- salnym, kiedy kategoryeznosé weiaga idiomatyke, a przecied kazda literatura musi to ezynié. Cztowiek ze wsi miat problem ze zrozumieniem, Ze wejécie jest pojedyneze badé wyjatkowe, podczas kiedy powinno byé uniwersalne, a takie w istocie byto. Miat pro- blem z literaturg. Jak mozemy sprawdzié to odejmowanie? Sam Proces daje nam dowéd na poparcie przeciwnej tezy. Odnajdziemy w nim te sama z awarto§s ¢, ale inaczej skadrowana, 2 innym systemem granic, a przede wszystkim bez wlasnego tytutu, nie liczac tytulu ja- 438 Jacques Derrida kiejé kilkusetstronicowej ksiqzki. Z punktu widzenia literatury, ta sama zawartoS¢ daje poczatek zupelnie odmiennemu dzielu. Réznica zachodzaca miedzy jednym dzielem a drugim to ani zawartos¢, aniforma (znaczaca ekspresja, zjawiska jezykowe badz retoryczne). To ruchy obramowania i referencjalnosci. Oba te dziela stajg sie, na stykach fantastyczngj filiacji, metonimicznym odczyta- niem drugiego; kazde staje sie czeScia, ktéra jest absolutnie niezalezna od drugiego iza kazdym razem wieksza od calosci; tytulem drugiego. Ale to jeszcze nie wszystko. Jesli obramowanie, tytui i strukiura referencjaina sq niezbedne do pojawienia sie dzie- la literackiego jako takiego, takie warunki mozliwoéci sq nadal zbyt ogélne i odpowia- dajq innym tekstom, ktérym raczej nie przypisalibySmy wartoSci literackiej. Mozliwosci te daja tekstom moc czynienia prawa, poczqwszy od ich wlasnego prawa. Pod warunkiem wszakze ze sam ten tekst moze zjawié sig przed prawem innego, potezniej- szego tekstu, strzezonego przez potezniejszych straznikéw. W rzeczy samej, tekst (na przyklad tak zwany tekst literacki, a zwlaszcza ta opowieS¢ Kafki), przed ktérym my, czytelnicy, zjawiamy sie jak przed prawem, ten tekst, strzezony przez swoich strazni- kOw (autora, wydawce, krytykow, akademikow, archiwistow, bibliotekarzy, prawnikéw i tak dalej), potrafi ustanowié prawo jedynie wowezas, gdy zagwarantuje go potezniej- szy system praw (,potezniejszy straznik”), zwlaszeza zbiér praw i konwencji spolecz- nych legitymujacy wszystkie te rzeczy. Jesli tekst Kafki méwi to wszystko o literaturze, potezna elipsa, ktéra nam daje, nie nalezy w calosci do literatury. Miejsce, z ktérego méwi do nas o prawach literatury, o prawie, bez ktérego literacka specyfika nie nabralaby ksztaltu czy istoty, nie moze byé po prostuwewnatrz literatury. Niewatpliwie trzeba mySleé¢ [il y a lieu de penser] razem historyeznosé prawa i hi- storyeznosé literatury. Jesli méwie o ,literaturze”, a nie poezji czy beletrystyce, to po to aby podkreslié hipoteze, ze stosunkowo nowoezesny charakter literatury jako takiej zachowyje Scisly i zasadniczy zwigzek z pewnym okresem w histori prawa. W innej kulturze albo w Europie w innym okresie histori pozytywnego prawa, jawnej badz nie- jawnej legislacji wlasnosci dziel, na przykiad w Sredniowieczu badé wezesniej, tozsa- mosé tego tekstu, jego gra z tytulem, z podpisami, z granicami tego lub innych tekstow — caly ten system ram i kadréw dzialaiby inaczej i na innych konwencjonalnych gwa- rancjach, Nie zeby w Sredniowieczu byt on pozbawiony ochrony i nadzoru instytucjo- nalnego. Ale ta ochrona w inny sposdb regulowala tozsamoéé dziet, ktére 2 o wiele mniejszymi oporami poddawano transformatywnym inicjatywom kopistéw i innych »straznik6w”, przeszczepom dokonywanym przez spadkobiercéw badZ innych ,auto- réw” (anonimowych lub nie, pod maskg pseudonimu lub nie, bardziej lub mniej rozpo- znawalnych osobnik6w lub grupy). Jakakolwiek jednak jest struktura prawnej, a wiec i politycznej insiytucji chronigcej dzielo, ono samo zawsze jest i pozostaje przed Przed Prawem 439 prawem. Jedynie na warunkach prawnych dzielo posiada istnienie i istote, a ,litera- turq” staje sie tylko w pewnym okresie prawa regulujacego takie kwestie jak prawa wlas- nosci do dziela, tozsamos¢ tekst6w literackich, wartosé podpiséw, réznica migdzy tworezoscia, wytwarzaniem i odtwarzaniem etc. Méwigc najogélniej, prawo to ustalilo sie miedzy koficem XVII i poczatkiem XIX wieku w Europie. A przeciez koncepcja lite- ratury, kt6ra daje oparcie takiemu prawu, pozostaje niejasna. Pozytywne prawa, 0 kté- rych tu sie méwi, odnoszg sig takze do innych sztuk i nie rzucaja krytycznego Swiatla na swoje zalozenia konceptualne. Istotne jest to, ze te niejawne zalozenia to kolejny thumek ,straznikéw", krytykéw, akademikéw, teoretykéw literatury, pisarzy i filozofow. Wszyscy oni muszq odwolywaé sie do jakiegos prawa i stawiaé przed nim, aby obserwo- wat je, a jednoczeSnie byé przez nie obserwowanym. Wszyscy naiwnie zapytuja je 0 wy- jatkowosé i uniwersalnosé, a kazda odpowieds zawiera w sobie différance: (nigdy) wie- cej prawa i (nigdy) wiecej literatury [plus de lot et plus de littérature]. W tym sensie tekst Kafki méwi nam chyba o byciu-przed-prawem dowolnego tekstu. Czyni to za pomoca elipsy, przedktadajac ja, i rownoczesnie wycofujac. Nalezy nie tylko do literatury danego okresu, jako ze sam jest praed prawem (kt6re oznajmia), przed pewnym typem prawa. Tekst ten odwoluje si¢ tez nie wprost do literatury, opisujge sie- bie jako efekt literacki — i tym samym wykraczajac poza literature, o ktérej méwi. Ale czyz cata literatura nie wykracza sila rzeczy poza literature? {Mais n'y a-t-il pas lieu, pour toute littérature, de déborder la littérature?| Czym bylaby literatura bedaca tylko soba, literatura? Gdyby byla soba, nie bylaby jua sobq. To takze czes¢ elip- sy yPrzed Prawem’”. Z pewnoscig nie daloby sie méwi¢ 0 ,literackosci" jako o czymé na- lezacym do literatury, tak jak zjawisko badé przedmiot, cho¢by i dzieto, zawiera sie w pewnym polu, domenie, obszarze o wyrazistych obrysach i niepodzielnych tytulach. Dzieto, opus, nie naley do tego pola, lecz przeksztatca je. Byé mode literatura zajela obecnie — w konkretnych historyeznych uwarunkowa- niach, nie tylko jezykowych - pozycje, kt6ra jest zawsze otwarta na jakas wywrotowa legislacje. Zajmowalaby to miejsce przez jakis czas, sama nie bedgc w petni wywroto- wa, a czesto wrecz przeciwnie. Taka wywrotowa legislacja wymaga, aby samoSwiado- mosé nigdy nie byla ani zapewniona, ani uspokajajaca; zaklada tez moc wytwarzania poprzez artykulacje zdan prawa, tego prawa, jakim moze byé literatura, nie zas prawa, ktéremu literatura podlega. Tak wiec, w pewnych okreslonych warunkach, moze ona udyé mocy prawnej tkwiacej w jezykowej artykulagji, aby obejS¢ istniejace prawa, kt6- rym jednakowos zawdziecza ochrone i od kt6rych czerpie warunki swego pojawienia sig. Jest tak z powodu referencyjnej wieloznacznosci pewnych struktur jezykowych. Pod takimi warunkami literatura moze bawié sie (z) prawem, powtarzajac je przy jednoczesnym obchodzeniu go badé omijaniu. Warunki te, bedace takze konwen- cjonalnymi warunkami kazdej wypowiedzi, 33 2 pewnoscia nie tylko czysto jezykowe, 440 Jacques Derrida choé kazda konwencja moze zrodzi¢ definicje lub kontrakt natury jezykowej. Dotykamy tutaj jednego z najtrudniejszych punkt6éw w calej tej problematyce: musimy odzyskaé Jezyk bez jezyka, jezyk poza jezykiem, te dynamike sil, ktére sq nieme, ale zostaly juz nawiedzone przez pismo, w jakim ustalone sq warunki jakiej§ wypowiedzi, podobnie jak zasady gry i granice wywrotowoSci. W tej ulotnej chwili, kiedy bawi sie (2) prawem, literatura przekracza litera- ture. Jest po obu stronach linii oddzielajacej prawo od bezprawia, dokonuje wytomu w byciu-przed-prawem, jest (tak samo jak cziowiek ze wsi) ,w obliczu prawa”, a jed- noezesnie ,uprzedza prawo’ [,devant la loi” i ,avant la lot”). Uprzedza bycie-przed- -prawem, ktére dotyezy takze straznika. Ale czy w takim nieprawdopodobnym miejscu mogiaby sie wydarzyé? Czy mialaby prawo do [y aura-t-il lew de] miana li- teratury? Trudno nazwaé to sceng kategorycznej lektury. Zaryzykowalem glosy, mnozy- Jem interpretacje, zadawalem iomijalem pyiania, zarzucalem w polowie prace de- szyfracji, zagadki pozostawilem nietkniete; oskarzalem, uniewinnialem, bronitem, chwalilem, wzywatem do stawienia sie. Scena lektury zdawala sie koncentrowaé wo- két izolowanej opowieSci. Jednak pray wszystkich metonimicznych i paralelnych zwiazkach, kt6re opowiesé ta mogla mieé z tekstem W kwestii naszych praw czy z Listem Swietego Pawta do Rzymian, 7, ta egzegetyczna dramatyzacja jest byé mo- ze, i to przede wszystkim, ulamkiem, momentem, fragmentem Procesu. Ten ostatni adazylby juz wytworzyé pewna mise-en-abyme wszystkiego, co dotad uslyszeliscie, chyba ze Przed Prawem dokonuje tego samego poprzez potezniejsza elipse, ktéra obejmowalaby Proces, a razem z nim i nas. Chronologia nie ma tutaj wiekszego zna- ezenia, nawet jesli — jak wiemy — Kafka opublikowat za zycia jedynie tekst pod tytu- lem Przed Prawem. Strukturalna moZliwosé takiej contre-abyme rzuca wyzwanie takiemu porzadkowi. W Procesie (rozdziai 9, W katedrze) tekst skladajacy sie na Preed Prawem — oczy- wiscie poza tytulem — jest relacjonowany w cudzystowie przez ksiedza. Ten ksigdz jest nie tylko narratorem, ale réwnied kims eytujacym badé opowiadajacym hi- storie. Cytuje dzielo, ktore nie nalezy do tekstu praw w Pismach, lecz, jak méwi, do »pism wprowadzajacych do Prawa”: ,Ulegasz zludzeniu co do sqdu — rzeki ksiqdz — Pi- sma wprowadzajgce do prawa méwiq o tym ztudzeniu tak: przed Prawem stoi...”, itd. Caly rozdziat jest olsniewajaca sceng egzegezy talmudycznej, dotyczacej opowieSci Przed Prawem, dokonujacej sie miedzy ksiedzem i K. Godzinami mozna by studiowaé jej fakture, jej zmieniajace si¢ plany. Najogélniejsze prawo tej sceny polega na tym, ze tekst (opowiadanie w cudzyslowach — Przed Prawem, jesli wolicie), zdajacy sie przed- miotem hermeneutyeznego dialogu pomiedzy ksiedzem i K., jest takze, w najdrobniej- saym szczegdle, programem tej egzegetycznej klétni, ktora, wywoluje; ksiadz i K. sa bo- Przed Prawem 441 wiem na zmiane straznikiem i cztowickiem ze wsi, zamieniaia sie miejscami praed pra- wem, naSladuja drugiego, zmierzajq ku drugiemu. Nie brakuje najmniejszego detalu —ijeSti chcecie, moglibysmy to sprawdzié podczas kolejnego seansu wytrwalej lektu- ry. Nie cheg was tu trayma¢ do koftca dnia czy waszych dni, choé przecied siedzicie, ito nie u drawi, a w samym zamku. Po prostu zakoficze kilkoma cytatami, ktore roz- rauce jak biate kamyczki sypane na Sciezke lub kamyki na grobie rabbiego Loewa ~ grobie, ktéry ponownie widzialem w Pradze kilka miesigcy temu, bezposrednio przed aresztowaniem i dochodzeniem bez procesu, kiedy to przedstawiciele prawa pytali mnie miedzy innymi 0 to, czy filozof, kt6rego zamierzatem odwiedzi¢, jest ,kafkolo- giem” (wezeSniej powiedzialem, #e przyjechalem do Pragi rowniez po to, aby is¢ po $ladach Kafki); wybrany z urzedu obrofica powiedziat do mnie: ,Musi sig Pan czué jak w opowiesci napisanej przez Kafke”; wychodzac, rzeki: ,Prosze nie bra¢ tego zbyt powainie, ale potraktowaé to jako literackie doswiadczenie”. A kiedy powiedzialem, ie nigdy nie widzialem narkotykéw, ktére rzekomo odkryto w mojej walizce, zanim jeszcze zobaczyli je sami celnicy, oskaryciel powiedzial: Tak mowig wszyscy hand- larze narkotykow”. Oto zatem moje biale kamyczki. Kwestia wezeSniejszego osadu i uprzedzenia. — Ale ja nie jestem winien — odpowiedziai K. -— To pomytka. Jak w ogdle mode byé winien extowiek? Pras jestesmy tutaj wszyscy ludami, jeden tak samo jak drugi. — Slusznie — odrzekt ksiadz — tyle ze tak mawiajg, winni. — Czy nawet ty przedwezeSnic wyrokujesz o mnie? — spytal K. — Nie wyrokuje o tobie praedwozesnie — odrzeki ksiqdz. ~ Dzigkuje ci — odpowiedzial K. — Ale wszyscy inni uezestniey tego postepowania przed- wezeSnie o mnie wyrokuja. Swoje uprzedzenic wpajajq tez osobom postronnym. Jestem w coraz trudnicjszej sytuacji. — Mylnie rozumies2 fakty —r2eKi ksiqda. — Wyrok nie zapada w jednej chwili, postepowanie przechodai w wyrok stopniowo. Kiedy juz ksigdz opowiedziat K. historie bez tytulu — historie ,przed prawem”, wzietaz dziel wprowadzajacych do prawa, K. dochodzido wniosku, ze ,straz- nik ludzil czlowieka ze wsi’. Na co ksigdz — do pewnego stopnia utozsamiajacy sig ze straznikiem — rozpoczyna obrong straznika w formie diugiej lekcji w talmudycznym stylu, rozpoczynajacej sie od stow: ,Masz za mato szacunku dla Pisma i przeinaczasz te ksigzke”. W trakcie tej lekcji, pomiedzy innymi rzeczami szcaegélnie wartej lektury Przed Prawem — przy calej nieczytelnosci tego tekstu — ksiadz ostrzega: ,Interpreta- torzy méwia o tym: trafne pojmowanie danej rzeczy nic do korica wyklucza. jej mylne ro- zumienie”. 442 Jacques Derrida Drugi etap: ksiqdz przekonuje K., kt6ry zaczyna utodsamiaé sie ze straznikiem iusprawiedliwia go. Ksigdz natychmiast odwraca interpretacje i zmienia miejsca iden- tyfikacji: — Mnasz te historie dokladniej i dtuzej ode mnie — powiedzial K. Chwile milezeli, po ezym K. spytat: — Wiec uwazasz, ze nic hudzil mezeayzny? —Nie zrozum Zle moich stow ~ odrzekl ksiadz. - Ukazuje ci tylko, jakie sa na to poglady. Nie przykladaj do nich zbytniej wagi. Pismo jest niezmienne, a w takich pogladach nieraz wyraza sie tylko rozpacz nad jego niezmiennoScig, W danym wypadku istnieje nawet poglad, zgodnie z kté- rym zludzeniu ulega odawierny. ~To dosyé skrajny poglad — powiedzial K. - Czym sig go wzasadnia? Otrzymujemy zatem drugg egzegetyczno-talmudyczng czestotliwos¢ od ksiedza, kt6éry w pewien spos6b jest rownoczeSnie opatem i rabinem, swego rodzaju Swietym Pawlem, Pawlemz Listu do Raymian, gdzie przemawia wedlug prawa, 0 prawie i przeciw prawu, ,ktérego litera jest przestarzala”; on tez powiada, ze ,gdy nie ma pra- wa, grzech jest w stanie Smierci”: ,,Kiedys i ja prowadzitem zycie bez prawa. Gdy jednak zjawito sig przykazanie — grzech ozyl, ja za8 umariem” (Rz 7). Uzasadnienic — odrzel! ksigdz — bierze za punkt prostodusznosé stragnika. Méwi sie, ze nie zna on wnetrza prawa, lecz tylko przestrzefi przed wejsciem, gdzie musi stale robié ob- chéd. Uwaza sie, ze ma dziecinne wyobrazenia o wnetrzu i ze sam czuje strach przed tym, czym chee nastraszyé mezcayzne. Ba, czuje wigkszy strach niz eztowiek ze wsi... Prosze przecaytaé samemu reszte tej nieprawdopodobnej sceny, gdzie ksiadz-ra- bin niezmordowanie dzieli na czworo wlos opowiesci, a proces deszyfracji wywleka na- wet najmniejsza, pchelke. Wszystko jest ogarniete bez zrozumienia [fout y comprend, sans comprendre|, en abyme, Przed Prawem, na przyktad blask bijacy od niby-to-tabernakulum (,Lampa w ego reku dawno zgasta. Raz tylko na wprost niego statua ktéregos ze Swietych mig- neta przeblyskiem srebra i na powrét zamienila sie w ciemnosé [byé moze chodzi 0 Swietego Pawla]. Nie chcac byé wiecej zdanym na ksiedza, K. spytat: — Czy nie jeste- Smy blisko glownego wejScia? — Nie — odrzeki ksiqdz. — JesteSmy od niego daleko. Cheiatbys jud is¢?”), albo tez, w takiej samej contre-abyme jak Preed Prawem, K. pro- si opata, aby poezekal, i prosba ta jest bodaj tym samym, co proszenic ksiedza-inter- pretatora 0 zadanie pytania samemu. To K. prosi go 0 zadanie pytania (,— Zaczekaj, prosze! — Czekam. — C2yzbys juz nic ode mnie nie chciat? — spytat K. — Nie. — odpart Przed Prawem 443 duchowny”). Nie zapominajmy, ze opat, podobnie jak straznik z opowiesci, jest przed- stawicielem prawa i réwniez straznikiem, jest wszakze wieziennym kaptanem. I przy- pomina K. nie o tym, kim jest, straznikiem badd kaplanem wiezieh, ale ze to K. musi naj- pierw zrozumieé i powiedzieé samemu, kim on, ksiadz, jest. Ostatnie stowa rozdziatu: — Najpierw ty zrozum, kim jestem — odrzeki ksiadz. — Jestes kapelanem wiezienia — odpowiedzial K. i podszed! blizej do ksiedza; nie byt w ban- ku tak pilnie potrzebny, jak to przedstawial, i Smiato mégl jeszeze zostaé, — A zatem wchodze w skiad sadu — rzek! ksiadz. — Wiec jak mialbym czegos od ciebie cheieé? Sad nic od ciebie nie chce. Przyjmuje cig, Kiedy praychodzisz, a kiedy odchodzisz, od- prawia cie [1988] Preekiad Jacek Gutorow

You might also like