You are on page 1of 297

http://www.kippin.prv.

pl
PRZEDRUK
HOIMAR VON DITFURTH
NA POCZTKU BYL WODR
(Im Anfang war der Wasserstoff / wyd. orygin. 1972)

Inne ksiki autora wydane w Polsce:


Dzieci wszechwiata
Nie tylko z tego wiata jestemy
Duch nie spad z nieba
Pozwlcie nam zasadzi jabonk
Dziedzictwo czlowieka z neandertalu

SPIS TRECI:
Przedmowa - Maciej Ilowiecki
WSTP. Nowa perspektywa
CZ PIERWSZA: OD PRAWYBUCHU DO POWSTANIA ZIEMI
1. A jednak by pocztek
2. Nasze miejsce przy Socu
3. Ewolucja atmosfery

CZ DRUGA: POWSTANIE YCIA


4. Czy ycie spado z nieba?
5. Elementy budulcowe ycia
6. W sposb przyrodzony czy nadprzyrodzony?
7. ywe czsteczki
8. Pierwsza komrka i plan jej budowy
9. Wiadomoci o jaszczurze
10. ycie przypadek czy konieczno?
CZ TRZECIA: OD POWSTANIA PIERWSZEJ KOMRKI DO
PODBOJU LDU
11. Mae zielone niewolniki
12. Kooperacja na poziomie komrkowym
13. Przystosowanie przez przypadek?
14. Ewolucja w laboratorium
15. Rozum bez mzgu
16. Skok do wielokomrkowoci
17. Wyjcie z wody
CZ CZWARTA: JAK POWSTAA CIEPOKRWISTO I
"WIADOMO"
18. Cicha noc jaszczurw
19. Program z epoki kamiennej
20. Od wszystkich mzgw starsze
CZ PITA: HISTORIA PRZYSZOCI
21. Na drodze do wiadomoci galaktycznej
Ilustracje na wkadkach
Przypisy

Powrt

REGULAMIN KIPPIN
Przedruk jest kopi regulaminu a zarazem pliku oglno-informacyjnego
1. Status KIPPIN.
KIPPIN jest elektroniczn wersj czci zbiorw o tej samej nazwie. W obecnej
formie KIPPIN jest internetowym archiwum zbiorw udostpnianych do uytku
prywatnego. Zbiory udostpniane s nieodpatnie, lecz zgodnie z niniejszym
regulaminem, a samo archiwum KIPPIN ma charakter niedochodowy. Zbiory KIPPIN
mona rwnie nazwa internetow (wirtualn) bibliotek prywatn o charakterze
dydaktyczno-edukacyjnym. Profil teje biblioteki jest specjalistyczny. Zawiera
w sobie szereg elementw z wielu rnych dziedzin naukowych i ich pogranicza.
Ze wzgldu na cakowit odmienno form multimedialnych od form umieszczanych
na materiaach poligraficznych, wszelkie obecne tu treci maj charakter tzw.
przedrukw w stosunku do oryginalnej wersji. Biorc pod uwag uytkowo form
multimedialnych, najwygodniejszym standardem jest jzyk html, ktry zachowuje
tre zgodn z wzorcem poligraficznym, dajc ograniczone moliwoci sztywnego

Poza formalnym regulaminem, poniej moesz znale dodatkowe informacje i


uwagi prywatne z mojej strony. Dowiesz si midzy innymi jak mona wesprze
rozwj archiwum oraz w jaki sposb KIPPIN moe pomc w rozwiniciu
wasnych skrzyde.
Korespondencja
e-mail awaryjny: kippin@poczta.onet.pl
prosz sie upewni pod www.kippin.prv.pl czy nie ma e-maila
gwnego
i jeli jest to korespondowa w miar moliwoci korespondowa
wanie tam

Informacje uzupeniajce
Zanim przejd dalej czuj si zobowizany powiedzie par sw na temat
"dlaczego?". Formalna odpowied brzmi: "uwaam, e kady ma prawo do
darmowego pozyskiwana informacji o charakterze dydaktyczno-edukacyjnym, a
zawarto KIPPIN, w swej internetowej postaci, wedug mnie takie cechy nosi".
Od siebie miabym waciwie nieco wiecej do powiedzenia.
Przede wszystkim "dlatego", e ksiki s w Polsce drogie i bd
prawdopodobnie coraz drosze, a standard ycia niestety ale maleje i tu
rwnie nie zanosi si na popraw. Polacy czytaj coraz mniej. Dlaczego? Bo
nie maj za co. Ja sam mieszkam w regionie najwikszego zagroenia

bezrobociem [te ich hasa tu nie ma zagroe tu JEST bezrobocie] i od


trzech lat nale do tego grona, bez prawa do zasiku. Ilu jest w podobnej bd
analogicznej sytuacji? I niech cz z tych ludzi bdzie chciaa pogbia swoje
zainteresowania. Co dalej? Bo nie samym chlebem czowiek yje, a wegetacja
to nie jest ycie.
Ksigarnie rwnie nie prosperuj najlepiej, zwaszcza w maych miasteczkach,
a o wsiach nie wspominajc ju w ogle. A co za tym idzie szeroka gama
ksiek nie jest w ogle zamawiana, std waciwie nie wiadomo co tak
naprawd jest dostpne na polskim rynku wydawniczym. Ksiki niestety po
okadce ani po krtkiej recenzji nie ocenisz recenzje s po to aby najlepiej
schodzi towar; nie wane czy "rodzynek" czy przysowiowa "kicha". Oceni
ksik znaczy mie j w rkach. Czy ksigarz po raz drugi co dla ciebie
zamwi jak odoysz swj niedoszy nabytek (ktry nie speni oczekiwa) na
pk ze zrezygnowaniem? Czy ksigarz w ogle zdecyduje si co zamwi za
pierwszym razem? Biblioteki te nie inwestuj w literatur z zakresu
proponowanego w KIPPIN, a powody s te same brak pieniedzy. Inna te jest
sprawa, e z czasem pewne ksiki staj si na rynku niedostpne w ogle.
Co pozostaje? Coraz taszy i coraz bardziej dostpny internet (niestety tylko
si wielkich pieniedzy stao si, e standardem wirtualnych ksiek jest zamiast
wszechobecnego html'a, pdf format ktrego obsuga na starych komputerach i
w ogle obsuga jako taka jest utrudniona korzysta si z tego niewygodnie, jest
to nieporczne i potrafi stwarzac problemy z wywietlaniem). Przewag internetu
nad innymi mediami jest globalny dostp; wystarczy saby komputer z
modemmem i telefon nie wane gdzie mieszkasz, czy w maym miasteczku
czy na wsi. Niewtpliw zalet jest te bezporedni dostp dla wielu
uytkownikw jednoczenie.
Drugim powodem dla ktrego zdecydowaem si sprowadzi swoje zbiory do
formy elektronicznej jest zwyke ludzkie niechlujstwo. Ksik wystarczy
poyczy trzem rnym osobom, i waciwie o ile wrci, to niekoniecznie w
stanie nadajcym si do uytku. A kto mi za to zwrci? Z formy elektronicznej
kady moe sobie bezpiecznie korzysta, a ja mam wszystko pod rk w razie
potrzeby. Jak mwiem wiele osb moe korzysta w tym samym czasie z
danego materiau. No i przybywa mi w ten spob znajomych, co jest
zdecydowanym plusem.
Trzeci powd uwaam rwnie za do istotny. Moje dowiadczenie z
internetem nie jest najlepsze. Mimo ogromu witryn internetowych, tak naprawd
polskie zasoby s bardzo ubogie w powaniejsze propozycje. Coraz wicej ludzi
siga po internet i nie da si tego ukry s to w wikszoci ludzie modzi. I nie
da si tego zatrzyma. Nierzadko szukaj samopotwierdzenia, czy oparcia
nawet jeli duchowego. A co zastaj? Oglny baagan, w skad ktrego oprcz
"pereek" wchodz take sterty haaliwych ofert reklamowych, praktyki

nazwijmy je "sektopodobne". Niestety pereek jest mao. Poziom naszego


internetu paranormalnego jest oglnie bardzo niski. Wiele materiaw si
powiela, s fragmentaryczne. A wielu po prostu brakuje... Tyle mwic w
skrcie.
Czwarty powd. Ludzie z upoledzeniami wzroku bd niewidomi. Sam mam
takich znajomych. Co z nimi? Kto im pomoe? Rozwizaniem s ksiki
elektroniczne poczone z syntezerami mowy. Tu wychodzi jeszcze jeden istotny
wtek. Pdf nie zawsze musi wsppracowa z syntezerem mowy (czsto nie
wsppracuje). Dlatego wybraem html w poczeniu z prostot obsugi i bez
zbdnych "bajerw".
Kto po przyjacielsku zasugerowa mi, e "odbieram wydawnictwom i piszcym
chleb" czyli cz dochodu. Nie bya to zoliwa uwaga, gdy od tej osoby
otrzymaem rwnie jedn autorsk ksi na uytek KIPPIN. Nie powiem, e
nie mylaem nad tym wczeniej. Sdz jednak pomijajc fakt i niektrych
ksiek z czasem nie mona nogdzie dosta (czyli nakad nie istnieje) e a
tak le nie jest. Bior pod uwag nastpujce fakty. Oprcz ludzi ubogich,
ktrych najzwyczajniej na ksiki nie sta gdzie wikszo z tej grupy raczej
nie zechce owych ksiek kupi istniej take tacy, ktrzy po zapoznaniu si z
lektur w formie elektronicznej zechc mie firmowy egzemplarz. Rne kieruj
nimi powody. Jednym jest fakt, e z komputera co jak co ale nie czyta si
najlepiej. Dopki nie pojawi si naprawd dobre syntezery mowy nie ma szans
na zrewolucjonizowanie rynku e-book'w. Nie ma to jak poczciwa papierowa
ksika. A wydruk niekoniecznie musi si opaca i moe te by tak, e
wydrukowanie wyszoby droej c, kady chce z czego yj. Ksiki
eletroniczne mog mie te duo wicej bdw. Znam ludzi, dla ktrych ksiaka
w formie elektronicznej ma charakter raczej pogldowy. Znam te ludzi, ktrzy
lubi kupowa ksiki papierowe dla samego ich posiadania pod warunkiem e
warto. Sdz zatem, e KIPPIN w pewien sposb rekompensuje cz strat,
bdc swojego rodzaju promocj zachcajc do kupowania. Wiem e jest
ciko. Obu stronom zarwno sprzedajcej jak i kupujcej. Ale wydaje mi si,
e waniejszym od liczb i zer po jedynce jest rozwj ludzki. Ci ktrzy pisz
te robi to dla ludzi. Bo jeli nie ludzie bd czyta to kto...?
Cae przedsiwzicie powstao i rozwija si dziki yczliwoci ludzkiej.
Poyczony sprzt, pomoc organizacji sieciowej (dziki kYhu, dziki Lambar),
nadsyane materiay (dziki Wam wszystkim przychylnym)... Moj prac
wkadem w KIPPIN byy setki godzin spdzonych przy skanerze, OCR'owaniu,
poprawkach i skadaniu tego do html'a. Peny wymiar godzin pracy. Teraz wiem,
e nie robiem tego na darmo. Pozwolio to na rozwj dla mnie ale i z
korespondencji widz e pomogo rwnie wielu innym. Wierz, e z czasem
uda si pchn to przedsiwzicie na dalszy etap, rozwijajc wtki praktyczne.

Apel do wacicieli praw autorskich oraz osb piszcych.


Moje warunki bytowania s skromne. Nale do grupy spoecznej zwanej
"granic ubstwa". Region zamieszkania nie rokuje rwnie na popraw, a
rzekbym nawet e jest coraz gorzej. Nie bd si tu szczegowo zwierza, bo
moim celem nie jest sztuczne wzbudzanie wspczucia, ale chciabym skoni
czytajcego do gbszych refleksji zanim wyda osd dotyczcy tego co si
znajduje dalej. Wierz, e moje argumenty mog by przekonywujce. W tym
miejscu prosz jedynie o przynajmniej przymknicie oka na istnienie zbiorw
KIPPIN i ich rozwj. Moja proba dotyczy take w szczeglnoci dziaalnoci
majcej na celu "zachcenie do sponsoringu" jak to okrelam. Jak wspomniaem
ju poprzednio powietrzem samym nie umiem y, a do breatharianizmu mi
jeszcze daleko.
Sowo wyjanienia, dlaczego nie zwracam si wpierw do wacicieli praw
autorskich. KIPPIN jest swojego rodzaju rewolucj, tak jak za czasw "czerwonej
inkwizycji" rewolucj bya walka o wolno sowa i pogldw. Dzi kul u nogi
jest biurokracja i niestety pienidze. Czasem sam zastanawiam si co tak
naprawd myl ludzie, piszcy pikne artykuy ubrane w piknych sowach, o
harmonii, rozwoju duchowym, "sprzedawcach ludzkich dusz"... Ilu publicystw
robi to dla idei a ilu... nie.
Zwracanie si "z prob o zezwolenie na wykorzystanie" materiaw wie si z
nastpujcymi problemami. Pienidze i biurokracja to jeden powd. Drugim jest
brak zainteresowania na rozwj przedsiwzi typu KIPPIN (niestety internet
nie zakrad si do naszych domw on si wdar i na dugo jeszcze ma szanse
pozosta). "Kim jest ten may szary czowieczek? zostawmy go na szarym
kocu dugiej kolejki oczekujcych interesantw" zaczynajc, nie miaem
adnego znaczenia strategicznego. Czy kto zwrciby uwag na moje
zapytanie? A jeli nawet to czy odzew byby wystarczajcy aby stworzy
prny projekt? Ile czasu potrwaj negocjacje, co zostanie zadane w zamian,
jakie warunki zostan postawione? I tak dalej. Czy w tych okolicznociach
mogoby powsta cokolwiek, nie pytajc ju nawet "kiedy"? Nie znam si na
takich negocjacjach, nie sta mnie na pokrywanie adnych kosztw; jestem
zwykym szarym czowiekiem, ktry postawi sobie cel. Cz powodw
wymieniem, a nad innymi si jeszcze by moe nawet nie zastanawiaem.
Teraz archiwum ju istnieje, i to od jakiego czasu. Podtrzymuj te zdanie, e
jest to swojego rodzaju wybieg z mojej strony. Jeli zostan zignorowany w
porzdku, jeeli kto zwrci na mnie uwag (w sensie pozytywnym) rwnie w
porzdku. To jest mj dorobek i zarazem pewien punkt wyjcia. Nie chc aby
moja wypowied wydawaa si prowokacyjnie obskurna; z czasem zamierzam z
kadym si skontaktowa i podj stosowne rozmowy odnonie ewentualnej
wsppracy, ale na tym etapie jeszcze nie powinienem.

Mimo zrozumiaego dystansu szczerze zapraszam do wsppracy, szczeglnie


wydawnictwa, redakcje periodykw i osoby piszce bd tumaczce materiay.
W pewnym sensie zbiory KIPPIN wyrobiy sobie renom i wydaje si, e ksiki
ktre trafiaj tu zyskuj na wartoci. Moe to by wic dobra reklama dla
domw wydawniczych ale te dla osb prywatnych. Podkrelam tylko, e ksiki
lub inne materiay zanim tu trafi przechodz przez "cenzora" czyli przeze
mnie. Kto musi.
*

Osoby posiadajce moliwo archiwizowania zbiorw (ksiki, publikacje,


artykuy) lub posiadajce wasne zbiory komputerowe, jeeli zechc wzbogaci
archiwum KIPPIN, mog je przysya. Po przyjrzeniu si materiaom, mog one
zostan zamieszczone w archiwum. Mile widziana okadka oraz informacje o
wydawnictwie, by w przypadku nawizania dialogu z autorami lub wacicielami
praw autorskich, bya moliwa aktualizacja informacji o nich. Materiay prosz
przysya na adres e-mai. W przypadku chci skorzystania z metod klasycznych
(przesyka pocztowa, list), adres kontaktowy rwnie przez e-amil.
Osoby, ktre zechc udostpni posiadane materiay, a nie maj moliwoci
sprowadzenia ich do postaci komputerowej (w kocu s to cikie godziny pracy,
przynajmniej ze skanerem, a pniej z obrbk OCR czytaniem tekstu z
grafiki, a nie kady posiada skaner; wiem co o tym wszystkim), proszone o
przedstawienie swoich propozycji (co chciayby udostpni, w jakiej formie
posiadaj materiay, czy chciay by je wypoyczy, czy wysa ksero) i
ewentualnie adresu, aby byo moliwe nawizanie kontaktu lub ustalenie
warunkw przekazu materiaw. Mile widziana pomoc nieodpatna. Co do
adresw korespondencyjnych, obowizuj te same.
Archiwum mona rwnie wesprze podejmujc si tumaczenia wskazanych
materiaw lub innych ciekawych zbiorw (posiadanych lub znalezionych w
internecie). Bd regularnie zamieszczane propozycje, czekajce na polskie
tumaczenie zwykle z angielskiego (wraz z deklaracjami, ile osb podjo si
tumaczenia i czego).
*

Zapewne s wrd czytelnikw osoby publikujce lub przyszli autorzy przyszych


bestsellerw. Na yczenie, w archiwum KIPPIN, moe zosta zamieszczony
dowolny autorski artyku, ksika lub program. Jest to forma wypromowania dla
tych, ktrzy maj ambicj, ciekawe pomysy lub dowiadczenia, ocierajce si o
wiat paranormalny. By moe zamieszczenie tu swoich publikacji, uatwi
niektrym start. Jeeli stron zainteresuj si powane wydawnictwa, redakcje
czasopism i inni inwestorzy, sdz e zapoznaj si oni zarwno z niniejszymi
sowami jak i zawartoci archiwum biblioteki. By moe przedstawiciele ci

zwrc uwag na niektre propozycje przychodzce od czytelnikw, i kto wie


moe zechc im pomc w wydaniu wasnej ksiki, lub zaangauj do
wsppracy z periodykiem. Zanim jednak dany materia trafi do KIPPIN przej
musi on przez kryterium weryfikacyjne cenzora czyli mnie. Zbiory nie maj
jak na razie charakteru beletrystycznego, to znaczy odpadaj rzeczy typu fabua
fikcyjna / zmylona oglnie. Zachcam do pisania.
Informacja do czytelnikw
Mimo naprawd wcigajcej lektury proponuj dystans w iloci przynamniej
pozwalajcej na zachowanie czujnoci. O tym nie mwi si na co dzie, bo moe
to niektrych zniechci do czytania. Niemniej piszc to, ja nic nie trac, a
zyskuj czyste sumienie, e nadmieniem o tym, czym sam staram si kierowa,
sigajc po now lektur.
Kada z ksiek / publikacji, prezentuje okrelony punkt widzenia, a nie prawd
jedyn prawdziw i ostateczn. Dana tre, posiadajc sw charakterystyczn
atmosfer, jzyk, poziom merytoryczny, pomimo wzbudzanego zachwytu i
zapatrzenia w jej zawarto, jest dowiadczeniem i rozumowaniem jej autora.
Nie naley traktowa jego jako autorytetu tylko dlatego, e jest on autorem
ksiki (publikacji, artykuu); jest on take czowiekiem, zdolnym do tego, co inni
ludzie. A czowiek moe si myli. Kady czowiek moe si myli; taka jest
natura fizycznego istnienia. Dla czytelnika wskazana jest odrobina zdrowego
dystansu, uwzgldniajcego wasny rozsdek i tok mylenia, bazujcy nie tylko
na ideaach, ale i na realiach codziennoci. To, e prawo grawitacji jest
zudzeniem nie oznacza, e kady jest w stanie je od razu pokona. Moe
kiedy. Kady, zalenie od wyksztacenia, wychowania, wiary i sposobu
funkcjonowania logiki, t sam tre zrozumie inaczej ni reszta. Te
niedopatrzenia, mog by powodowane niezrozumieniem intencji autora,
pryzmatem zainteresowa, lub pobienym potraktowaniem jednego wtku na
rzecz innego. Naley wic czyta uwanie, a wielokrotna lektura, za kadym
razem moe wnie co nowego (i ycz samych pozytywnych sukcesw). Moje
sowa, powinny by wzite pod uwag jako informacja, nic wicej.
Jak wczeniej wspomniaem, zamieszczone s tu przedruki treci oryginalnej lub
profesjonalnie (mam nadziej) tumaczonej z oryginau, a nie zredagowane
teksty odnoszce si w okrelony sposb do swych pierwowzorw. Jakiekolwiek
przetwarzanie, interpretowanie oryginalnych treci kaleczy sens oryginau.
Niestety wielu rnych publicystw, maego i duego kalibru, ma tendencj do
reinterpretacji. Wynika to po czci ze specyfiki wykonywanych przez nich
zawodw (uzewntrznianych zainteresowa) i nikogo za to wini nie mona.
Niemniej skutki pojawiaj si w postaci powanych niedopowiedze, mogcych
w konsekwencji dane zagadnienie postawi w zupenie innym wietle. Przykad

podaem w poprzedniej sekcji. Czasem te w oryginale nie chodzi o sam sens


sw, ale o okrelon kompozycj, wywoujc (prowokujc) zaplanowane
reakcje uczuciowo-emocjonalne (wraenia estetyczne). Mylenie ludzkie po
czci opiera si na logice, a po czci na odczuciach. I o to czasami chodzi
autorowi.
Chciabym zwrci uwag na jedn rzecz. Ksiki, niezalenie od stopnia
niebezpiecznoci proponowanych w nich procedur, technik i propozycji, stoj
wszystkie na jednej pce, i rni si gwnie cen. Jest tego bardzo wiele i caa
rnorodno. Nadmiar informacji jest rwnie mocnym sposobem dezinformacji
jak kamstwa, niedopowiedzenia i mieszanie prawdy z faszem. Pord takiego
nawau informacji, trudno jest okreli, co jaki ma charakter. To, co jednym
przyniesie korzyci, innym moe skutecznie zaszkodzi. Niniejsz form
ostrzeenia naley potraktowa nastpujco. Czytajc prezentowane tu
materiay, bez wzgldu na fascynacj i gbok wiar, naley potraktowa je z
odrobin zdrowego dystansu, zwaszcza gdy propaguj one specyficzny rodzaj
zachowa. Nie chc nikogo odstrasza, a zachci do rozwagi. Jej brak
wiadomo jakie moe przynie skutki u osb sabych i/lub niedowiadczonych
psychicznie, bd nazbyt fanatycznie ustosunkowujcych si do nowo
przyswojonych idei. Zmiana wasnej postawy wobec ycia nie polega na
popadaniu ze skrajnoci w skrajno, a jeli ju to w sposb na tyle
kontrolowany, by nie przynie szkd innym ludziom. Pamitajmy, e kady ma
prawo do wolnego wyboru, co zaakceptowa, ale wszyscy jad na tym samym
wzku.

Spis Treci / Dalej


PRZEDMOWA
Hoimar von Ditfurth znowu powraca do idei, ktrej powici sw poprzedni
ksik1: ludzie s dziemi Wszechwiata bo cay "Wszechwiat by
niezbdny, aby nas stworzy i utrzyma".
W tamtej ksice zwiedzalimy razem z autorem przestrzenie kosmiczne,
badalimy struktur Ukadu Sonecznego, gwiazd i galaktyk. Podr pozwolia
nam pozna najcilejsz wspzaleno niezliczonych zjawisk w Kosmosie,
odkry, e sami jestemy tylko czstk nadzwyczaj jednolitej caoci. Owa
cao mogaby wprawdzie istnie bez nas ale bez niej nasza egzystencja
byaby niemoliwa.
Teraz oczekuje nas podr w czasie bodaj bardziej niezwyka i bardziej
obfitujca w dziwne odkrycia. Jej celem ma by zrozumienie i przyjcie
najwaniejszego wniosku, e "historia wiata przebiegaa tak spjnie i logicznie,
i kady nastpny krok wywodzi si nieuchronnie z poprzedzajcego, od
obokw wodorowych prapocztku zaczynajc, a koczc na powstaniu naszej
wiadomoci..." (s. 257). Na pocztku by wodr, najprostszy ze wszystkich
pierwiastkw. I oto dziki prawom natury, dziaajcym przez niewiarygodnie dugi
czas ale przecie skoczony, w niewyobraalnych przestrzeniach ale
rwnie wymiernych, powstao wszystko, co nas dzi otacza, i my sami, byty,
ktre uzyskay wiadomo wasnego istnienia. Rozwj ten by logiczny i
konieczny, skoro ju si zacz; trwa zreszt nadal, by doprowadzi by moe
do jakiej wsplnoty kosmicznych inteligencji.
Trzeba przyzna, i Ditfurth zda do takich wnioskw z niesychan precyzj i
logik. Jest jednym z najlepszych przewodnikw podry w nieznane. Potrafi
prowadzi tak prostymi drogami w labiryncie wspczesnej wiedzy, i cel
uchwycenie jakiego sensu wszechrzeczy wydaje si bliski i niezbyt trudny do
osignicia. Konstruuje wywd tak piknie i przekonywajco, e z najwiksz
atwoci przyjmujemy tezy tej zadziwiajcej ksiki za swoje wasne.
Powiedzmy sobie szczerze: Ditfurth trafia na podatny grunt. Jego wywody i
konkluzje wychodz naprzeciw najpowszechniejszym i najpowszedniejszym
nadziejom, jakie wikszo ludzi ywi wobec nauki. Przecie oczekujemy, e
nauka odpowie na niektre przynajmniej pytania fundamentalne, dotyczce
naszego ycia, e nada sens i cel procesom, ktre zdaj si bezsensowne i
bezcelowe.
Zadaniem nauki jest jednak poszukiwanie tak zwanych obiektywnych
prawidowoci, nie za rozpraszanie naszych rozterek. Co naturalnie nie
oznacza, i stwierdzenia nauki nie mog by pomocne w rozwizywaniu kwestii
natury pozanaukowej, na przykad w szukaniu odpowiedzi na pytanie "po co?".

Zmierzam do tego, eby ostrzec Czytelnika: urzekajce logik wnioski Ditfurtha


oparte s na przesankach naukowych, ale czasami wykraczaj poza sfer, ktr
dzisiejsze nauki cise uznaj za swj teren. Fundamenty s trwae (cho, jak
zobaczymy dalej, i w nich poczynaj si rysowa jakie pknicia) wszake na
takich fundamentach mona budowa rne konstrukcje.
By moe, przedstawiona w tej ksice wizja wiata jest prawdziwa. Na razie
jednak moemy si tylko spiera, czy jest mniej, czy bardziej prawdopodobna.
Ditfurth wprowadza nas na szlaki, ktrymi od najdawniejszych czasw krya
myl ludzka: zaczyna od poszukiwa prapocztku i pramaterii.
Anaksymander z Miletu, Grek yjcy w VI wieku przed nasz er, uwaany jest
za twrc pojcia "arche" zarazem pocztku i gwnej zasady wszechrzeczy.
Pojcie za pierwotnej materii, z ktrej miao uksztatowa si wszystko "ylem"
przewija si przez ca histori filozofii przyrody. Zreszt we wszystkich
staroytnych kosmogoniach, rwnie spoza krgu rdziemnomorskiego,
wystpuje zwykle jaka jedna prazasada, rnie ujmowana, ale majca
wyjania istnienie Wszechwiata i wypeniajcych go bytw. Szukanie
pocztkw, rzeczy najpierwotniejszych, jest zapewne istotn waciwoci
umysu ludzkiego i tym samym nasz trwa potrzeb.
Tak si skada, e wspczesna kosmologia w pewnym zakresie potwierdza
koncepcje zrodzone kiedy z rozmyla nad przyrod. W kadym razie z
przyjmowanego dzi wyjanienia zjawiska "przesunicia ku czerwieni" (dokadnie
i jasno przedstawi je dalej Ditfurth) wynika wniosek, i znany nam Wszechwiat
musia "zacz si" i nawet mona obliczy, jak dawno nastpi w pocztek.
Pewne obserwowane przez astronomw procesy w poczeniu z analizami
teoretycznymi wskazuj zgodnie, i wszystko zaczo si przed trzynastomapitnastoma miliardami lat Notabene, ostatnio wysunito hipotez, i jeszcze
wczeniej przed dwudziestoma miliardami lat.! Wszake oceny ilociowe mog
si zmienia, istot rzeczy jest za fakt, e nasz wiat mia w ogle pocztek.
Co byo na pocztki? Hoimar von Ditfurth przedstawia najpowszechniej dzi
przyjt teori "wielkiego wybuchu" (ang. Big-Bang theory): obecnie istniejcy
Wszechwiat powsta wskutek gigantycznej eksplozji i dotychczas si rozszerza.
Nie prbujmy pyta o cokolwiek wicej. Specjalici, ktrzy nie zechc opuci
staego gruntu nauk cisych, odpowiedz tylko tyle: na pocztku by wybuch, ale
nie wiemy, czego to by wybuch i dlaczego nastpi i, by moe, nigdy nie
bdziemy tego wiedzieli. "Zamiast pyta o przyczyn Wszechwiata uczony pyta
o przyczyn obecnego stadium Wszechwiata" napisa swego czasu filozof
Hans Reichenbach.3 Tak wic nasze pytania o to, co byo przedtem i dlaczego
si wszystko zaczo, wspczeni uczeni uznaj za "niesensowne", najwyej
dodadz co jeszcze bardziej niezwykego: w "chwili pocztkowej" (albo "chwili
zero") nie istnia ani czas, ani przestrze i nie obowizyway znane nam prawa
przyrody, nic wic dziwnego, e nie moemy sensownie rozwaa tego stanu. A

nadto Wszechwiat nie rozszerza si "w przestrzeni" to sama przestrze si


rozszerza...
Nie jest zreszt wykluczone, e po dugim czasie rozszerzania nastpi co w
rodzaju "wielkiego kurczenia", przestrze wraz z materi powrc do
"osobliwoci pocztkowej", by znowu wybuchn... i tak dalej i dalej. Byby to
model Wszechwiata cyklicznego (albo oscylujcego), by moe nawet dla
ludzkich umysw atwiejszy do przyjcia ale ten ostatni wzgld, naturalnie, nie
moe by powodem wybrania tego wanie modelu spord innych.
Na razie pozostaje nam oczekiwa na odkrycie dalszych faktw weryfikujcych
to znaczy potwierdzajcych albo podwaajcych dan teori. W tej sytuacji jest i
tak godne najwyszego podziwu, i nauka potrafi z duym
prawdopodobiestwem okreli, co dziao si zaraz po rozpoczciu "naszego"
wybuchu (przy zaoeniu, e wydarzenie to rzeczywicie nastpio). Kiedy wic
od pocztku upyny zaledwie tysiczne czci sekundy zaczy si pojawia
przerne elementarne czstki i antyczstki materii. W nastpnych tysicznych
owej pierwszej sekundy powstay jdra helu i wodoru. Po upywie kolejnej chwili
tworzyy si gwnie atomy wodoru i tak ju miao si dzia przez duszy czas.
Dopiero duo, duo pniej z wodoru zaczy si tworzy pozostae pierwiastki,
a z nich wszystko, co dzi mieci si w Kosmosie, razem z nami oczywicie.
Na pocztku by wic wodr i historia Wszechwiata jest zarazem "naturaln
histori wodoru".
Wszystko piknie, ale Ditfurth tak prowadzi swj wywd, jakby teoria
wybuchajcego Wszechwiata bya zweryfikowana ostatecznie. Jest to
rzeczywicie teoria najlepiej tumaczca liczne zaobserwowane fakty, wicej,
potwierdzona nawet przez odkrycie przewidywanego przez ni zjawiska
promieniowania resztkowego (tj. promieniowania pozostaego po wybuchu). To
bardzo duo, nie mona nawet wicej wymaga od teorii, wszake... zaczy ju
pojawia si pewne kopotliwe trudnoci.
Koronnym obserwacyjnym dowodem rozszerzania si Wszechwiata jest
"przesunicie ku czerwieni". Od pidziesiciu lat tumaczy si to zjawisko
wanie ucieczk galaktyk i w istocie nie ma na razie lepszego tumaczenia.
Trzeba przecie doda (o czym nie mg jeszcze wiedzie Ditfurth w czasie
pisania tej ksiki), e na sympozjum Midzynarodowej Unii Astronomicznej w
Paryu w roku 1976 grupa wybitnych kosmologw przedstawia 21 argumentw,
przemawiajcych na rzecz innego wyjanienia. Znany fizyk szwedzki Hannes
Alfven (laureat nagrody Nobla z roku 1970) posun si nawet do stwierdzenia,
e teoria "wielkiego wybuchu" "jest tylko wspaniaym mitem". Istnieje te ciekawa
hipoteza niedawno zmarego wybitnego polskiego elektronika Stanisawa
Bellerta: "przesunicie ku czerwieni" jest wynikiem pewnych waciwoci samej
przestrzeni, nie za efektem ucieczki galaktyk.
Nie mog tu przedstawia nowych argumentw ani tym bardziej ocenia ich

prawomocnoci (dodam, e spotkay si z silnym oporem zwolennikw teorii


klasycznej). Niemniej Czytelnik tej ksiki powinien sobie zdawa spraw z
pewnej moliwoci. Ot, gdyby jednak udowodniono, e "przesunicie ku
czerwieni" nie jest wywoane ucieczk galaktyk (czyli rozszerzaniem si
Wszechwiata), ca kosmologi trzeba by budowa na nowo, a by moe
oznaczaoby to rwnie rewolucj w fizyce. Co ciekawe, sam odkrywca
"przesunicia", Edwin Hubble, nie wyklucza takiej moliwoci, by bowiem
prawdziwie wielkim uczonym.
Na razie powtarzam teoria "wielkiego wybuchu" dalej wici triumfy, nie
wykluczone, e poradzi sobie w kocu z argumentami przeciwnikw. Moemy
wic spokojnie kontynuowa z Ditfurthem nasz podr w czasie.
Oto duga ewolucja pierwotnych obokw wodoru doprowadzia midzy innymi do
uksztatowania si u kracw Galaktyki Ukadu Sonecznego i Ziemi. Spord
trzydziestu teorii wyjaniajcych, jak to si stao, Ditfurth przedstawia dwie
najpowszechniej dzi przyjmowane. Dla porzdku wspomn, e w roku 1977
pojawiy si dwie nowe hipotezy. Amerykanie Wil-liam Herbst i George Assousa
(Carnegie Institution w Waszyngtonie) dowodz, i ukady planetarne we
Wszechwiecie mog by efektem wybuchw gwiazd supernowych w obokach
materii kosmicznej. Jeli hipoteza powysza zyska potwierdzenie, wesprze
chyba koncepcj o wieloci ukadw planetarnych, a tym samym i myl Ditfurtha:
nasz ukad jest obiektem raczej typowym, zatem nie powinien si niczym
specjalnym wyrnia w Kosmosie.
Anglik Michael Woolfson powraca natomiast do starej i zdawao si
cakowicie ju przekrelonej koncepcji swego rodaka Jamesa Jeansa. Woolfson
opublikowa pewne nowe dane, wskazujce na moliwo katastrofy kosmicznej
nasze Soce miaoby niegdy "wyrwa pasmo materii" z przypadkiem blisko
mijajcej je "zimnej" gwiazdy (Jeans sdzi, e smuga materii wyrwana zostaa
ze Soca, nie zmienia to jednak istoty rzeczy). Z tego pasma powstay pniej
planety. Zdaniem znawcw, hipoteza powysza do dobrze tumaczy pewne nie
wyjanione dotd osobliwoci Ukadu Sonecznego. Znowu jednak wprowadza
na aren przypadek i wspiera przez to zaoenie, i ukady planetarne s
rzadkoci (bo przecie katastrofy kosmiczne nie mog by regu). Wwczas
rzadkoci w Kosmosie niemal jakim wybrykiem natury musiaoby by
rwnie biakowe ycie...
Rozumiemy, jak duo znaczy wyjanienie przyczyny powstania i mechanizmu
ewolucji Ukadu Sonecznego. Jest osobliwoci wspczesnej astronomii, i w
gruncie rzeczy jej stwierdzenia na temat caych galaktyk i najodleglejszych
gwiazd s waciwie peniejsze i pewniejsze ni wiedza o rozwoju najbliszych
nam planet.
Zatem istnieje ju Soce, s planety i wrd nich Ziemia. Pora na pojawienie
si ycia. Niezwykle sugestywnie pokazuje Ditfurth ewolucj materii martwej i

powolne wyanianie si ycia. Odwanie i zrcznie brnie midzy rafami


koniecznoci i przypadku...
Nie trzeba przypomina, e spr na temat roli przypadku (spr o charakter
determinizmu w przyrodzie) toczy si od dawna i nie jest jednoznacznie
rozstrzygnity. "Wszechwiat nie by brzemienny yciem, podobnie jak biosfera
nie bya brzemienna czowiekiem. Po prostu nasz numer wypad w ruletce w
Monte Carlo. C w tym dziwnego, e podobnie jak kto komu udao si wygra
milion, odczuwamy niezwyko naszej sytuacji" napisa wybitny biolog
francuski, laureat nagrody Nobla Jacques Monod.4 Jego zdaniem ycie
wprawdzie mogo si pojawi, ale bynajmniej nie musiao, wicej nawet
prawdopodobiestwo powstania ycia byo znikome, bliskie zeru. I std ju
wniosek: tak niezwyke, nieprawdopodobne zdarzenie mogo mie miejsce
najwyej raz w cigu miliardw lat trwajcej historii Ziemi i zapewne raz tylko w
caej historii Wszechwiata.
Pogld Monoda krytykowany jest przez wielu wspczesnych biologw, rwnie
Ditfurth (jak wiemy, jest on profesorem neurologii, ma wyksztacenie biologicznomedyczne) rozwija koncepcj absolutnie odmienn: ycie jest nieuniknion
konsekwencj ewolucji materii martwej i w zwizku z tym ma "uniwersaln si
urzeczywistniania si" (s. 128). Skoro za tak, jest najpewniej rozpowszechnione
w Kosmosie.
Monod z jednej strony, Ditfurth za z drugiej reprezentuj opinie do skrajne.
Pogld Ditfurtha bliszy jest materializmowi dialektycznemu w tym sensie, i
uznaje w rozwoju materii obiektywn prawidowo, nie absolutyzuje przypadku.
Mona wszake odnie wraenie, i w rozwaaniach na temat ewolucji ycia
autor nie rozdziela wystarczajco wyranie pewnych odrbnych kwestii.
W pytaniu, czy pojawienie si ycia jest efektem pewnego szczeglnego zbiegu
warunkw, wydarze takich wanie, jakie miay miejsce na Ziemi zawarte jest
zaoenie, i ycie nierozcznie zwizane jest z formami biakowymi, znanymi
nam z autopsji. Do takiego zaoenia uprawnia nas w peni dzisiejsza wiedza, ale
odpowied twierdzca na powysze pytanie oznacza, i sednem rzeczy staje si
ocena ilociowa wystpowania we Wszechwiecie ukadw planetarnych
podobnych do Ukadu Sonecznego. Bowiem tylko w takich miejscach mogy si
ewentualnie pojawi istoty biakowe.
Ale nasze pytanie moemy sformuowa duo oglniej: czy powstanie ycia jest
zawsze koniecznym etapem samorzutnego komplikowania si struktur
materialnych? Odpowied twierdzca oznacza w tym wypadku "wiksze
moliwoci" dla ycia, bo "sposb jego istnienia" nie miaby zasadniczej wagi.
Mogyby istnie formy ycia absolutnie nam obce, niewyobraalne i wobec tego
nie moglibymy ogranicza ich obecnoci okrelonymi warunkami.
Ot Ditfurth zdaje si odpowiada twierdzco na oba pytania, ale "dowd
prawdy" przeprowadza tylko dla odpowiedzi "tak" na pytanie pierwsze. Jest to

zrozumiae, bo weryfikacja drugiej hipotezy jest nieporwnanie trudniejsza.


Przy okazji wic tylko przypomn: fizykochestnik Ilia Prigogine (uczony belgijski
pochodzenia rosyjskiego, laureat nagrody Nobla z roku 1977) przedstawi w roku
1971 "termodynamiczn teori struktur", wedle ktrej w odpowiednich
warunkach tzw. ukady otwarte samorzutnie wytwarzaj bardziej skomplikowane
nowe ukady. Mwic prociej, Prigogine dowid, i odpowiednio zoone
struktury zgodnie z prawami fizyki musz przeksztaca si,; w bardziej zoone,
jeli tylko spenione zostan pewne warunki w ich otoczeniu. Rozwj "w stron
zoonoci" byby wic niejako "obowizkiem" materii. By moe, za wczenie
jeszcze na wyciganie z termodynamicznej teorii struktur zbyt daleko idcych
wnioskw. Niemniej moe ona by pierwszym krokiem do tiznania odpowiedzi
"tak" na nasze drugie pytanie za odpowied zgodn z rzeczywistoci.
Na razie musimy si trzyma Ziemi dosownie i w przenoni. Nie odrzucajc
moliwoci istnienia w Kosmosie zupenie odmiennych form ycia, wrmy
jeszcze do pytania o moliwo wystpowania poza naszym globem
komrkowych istot biakowo-nukleinowych. Ditfurth sdzi, e Wszechwiat jest
waciwie peen takich istot. Nauki przyrodnicze dostarczaj rnych
argumentw porednich za i przeciw. Na przykad bardzo rozbiene s oceny
liczby systemw planetarnych. Chocia byoby dziwne i waciwie niezrozumiae,
gdyby Ukad Soneczny okaza si w Kosmosie wyjtkiem, to jednak
bezporednich dowodw na istnienie licznych systemw planetarnych nauka
jeszcze nie zdobya. Trzeba te pamita o do szczeglnych cechach Ziemi
jako planety. Z drugiej jednak strony niemal kady miesic przynosi ostatnio
odkrycia w dalekiej przestrzeni zoonych substancji biogenicznych (tj. takich,
jakie na Ziemi su do syntezy podstawowych czsteczek ukadw
biologicznych). W obokach midzygwiazdo-wych rozpoznano ju okoo
czterdziestu substancji, m.in. wod, amoniak, formaldehyd, hydrocjanid,
cjanoacetylen, alkohol. W roku 1971 wykryto w obokach kosmicznych zwizek
pokrewny chlorofilowi i hemoglobinie, a w roku 1972 zoony wglowodan
celuloz, podstawowy skadnik bon komrkowych ziemskich rolin! W
meteorytach wykryto liczne zwizki wglowe, m.in. adenin i gwanin wane
skadniki substancji genetycznej DNA. Nie ma wprawdzie na razie adnych
dowodw, i kosmiczne zwizki azotowo-wglowe maj co wsplnego z
ywymi organizmami, ale jest te pewne, e na Ziemi ewolucja ycia korzystaa z
takich wanie zwizkw.
W roku 1977 dwaj uczeni brytyjscy, synny kosmolog Fred Hoyle i nie mniej
wybitny astronom Chandra Wickramasinghe, wystpili z hipotez, e zarodki
ycia kr swobodnie we Wszechwiecie i przenoszone s na ogromne
odlegoci przez komety (powtrzenie starej teorii panspermii Svante Arrheniusa,
jednak w postaci zmodyfikowanej i tym razem lepiej umotywowanej). Hoyle
uwaa, e organizmy z Kosmosu mogy przed miliardami lat zasiedli Ziemi i
przybra znane nam formy. I nie tylko inwazje obcych ustrojw na nasz glob

miayby zdarza si wielokrotnie do dzi wikszo ginie, niszczona


natychmiast przez ycie ziemskie, niektre jednak... wywouj epidemie. (Taka
bya przyczyna zdaniem Hoyle'a m.in. wielu epidemii redniowiecznych.)
Najnowsza (nie zweryfikowana!) hipoteza Hoyle'a i Wickramasinghe'a wspiera
zatem koncepcje Ditfurtha.
Z kolei wybitny genetyk radziecki Nikoaj Dubinin uwaa, e ewolucja substancji
martwych musiaa wprawdzie przygotowa podoe dla rozwoju ycia, ale istoty
yjce mogy pojawi si tylko jeden jedyny raz i tak wanie zdarzyo si na
Ziemi. Ewolucja ycia nie jest automatycznym przedueniem ewolucji materii
musi j zainicjowa jaki "zapon" szczeglny czynnik (oczywicie natury
materialnej), ktrego jeszcze nie znamy. Dubinin skonny jest istnienie ycia
wiza przede wszystkim z Ziemi i uzna to zjawisko za zdarzenie raczej
przypadkowe, cho wystpujce w koniecznym cigu zjawisk. Znakomity
astronom radziecki Josif Szkowski powiada wrcz: "aprioryczne
prawdopodobiestwo powstania ycia na jakiejkolwiek odpowiedniej ku temu
planecie Galaktyki moe by dowolnie mae".5
Zatem wrd twrcw wspczesnej nauki istniej cakowicie rne zdania w
kwestii ycia we Wszechwiecie, pasjonujcej ludzi od czasw najdawniejszych.
U pocztkw by wodr ale ukoronowaniem ewolucji wodoru jest pojawienie si
istot obdarzonych wiadomoci i inteligencj. Spoecznoci takich istot musi by
we Wszechwiecie duo. Wobec tego nastpnym etapem rozwoju bdzie
poczenie wszystkich kultur Drogi Mlecznej "w jeden potny galaktyczny
nadorganizm, wyposaony w wiadomo..." (s. 442). Owa "supergalaktyczna"
wiadomo musi by koniecznym efektem "tego wszystkiego, co si dziao w
minionych trzynastu miliardach lat" (s. 419).
Taka jest kocowa teza Ditfurtha, jej uzasadnieniu powica ostatni ro.-:dzia
ksiki. Jest to niewtpliwie teza pikna i optymistyczna, wychodzca naprzeciw
nadziei, ktr ywi wikszo ludzi. Musimy sobie jednak zdawa spraw, e
tym razem autor zboczy ze szlakw wytyczonych przez nauki cise
wyprowadza nas na szeroki gociniec fantastyki naukowej. Chciabym by
dobrze zrozumiany: nigdy nie uwaaem, e idee, pomysy czy wizje, zrodzone
przez naukow fantazj, s niegodne zastanowienia. Przeciwnie sdz, e s
rdem oywiajcym umysy, wskazuj perspektywy, ktrych nauka
instytucjonalna zwykle nie moe, a czasem nie chce dostrzega. Jednake
zawsze bardzo wane jest cise rozrnienie granicy midzy obszarem
zdobytym ju przez nauk a rozleg krain fantastyki naukowej.
"Niewiadomo kosmiczna" jest w ujciu Ditfurtha pewn poetyck przenoni
chodzi o nawizanie fizycznej cznoci z innymi cywilizacjami w Kosmosie.
Taka staa czno pozwoli wymieni dowiadczenia, pogldy, informacje,
przede wszystkim za pozwoli zespoli moliwoci intelektualne dla

osignicia postpu. Powysza uwaga wydaje mi si potrzebna, poniewa


pojcie zespolonej "nadwiadomoci", noosfery, wystpowao ju w historii myli
ludzkiej. Najpeniej w ujciu idealistycznym wyrazi je w swym systemie
filozoficznym w latach pidziesitych Pierre Teilhard de Chardin, wybitny filozof
i paleontolog. Ditfurthowi przecie jak si zdaje chodzi o co innego, o pewn
konkretn dziaalno istot wiadomych, majc na celu cakowite opanowanie
Kosmosu, stworzenie "cywilizacji wszechogarniajcej".
Na temat moliwoci ycia rozumnego we Wszechwiecie pisze si ostatnio i
mwi coraz wicej. Czytelnicy tej ksiki nale do pierwszego pokolenia
ludzkoci, ktre podjo konkretne techniczne prby nawizania cznoci z
obcymi, planuje odebranie i zrozumienie ich ewentualnych sygnaw. Przyszo
pokae, czy s to prby bezowocne; nie ulega jednak wtpliwoci, e sprawa ta
ma dla nas znaczenie zupenie wyjtkowe. Gdyby rzeczywicie udao si
nawiza kontakt z rozumnymi istotami spoza Ziemi, fakt ten musiaby w sposb
istotny wpyn na ca przysz historie ludzkoci.
Gdyby... Na razie, korzystajc z moliwoci, jakie maj autorzy wstpw, z
ktrych uwagami autorzy ksiek nie mog dyskutowa, sprbuj wykaza
pewne sabe punkty w rozumowaniu Ditfurtha. Tak wic samo zaoenie
wyjciowe, podawane tutaj bez zastrzee o powszechnoci w Kosmosie istot
rozumnych oparte jest na wci niepewnych podstawach. Nie mamy jeszcze
pewnoci, czy poza Ziemi wystpuje ycie w ogle c dopiero ycie
obdarzone wiadomoci. Nie znaleziono dotd adnych dowodw
empirycznych, ktre chociaby porednio mogy zawiadczy o istnieniu we
Wszechwiecie innych cywilizacji (mam na myli dowody uznane przez
wspczesn nauk).
W gruncie rzeczy istnieje tylko jeden, gwny argument za i ciekawe, jest to
argument bardzo dawno ju wysuwany, przewijajcy si stale w historii
rozwaa na ten temat. Wydaje mi si bardzo istotny, bo sprzeciwia si
geocentryzmowi i antropocentryzmowi. W III wieku przed nasz er tak go
sformuowa epikurejczyk Metrodoros: "uwaa Ziemi za jedyny zasiedlony
wiat w bezgranicznej przestrzeni byoby nonsensem rwnie oczywistym, jak
twierdzi, e na ogromnym zasianym polu mgby wyrosn jeden kos
pszeniczny". A w XX wieku naszej ery sawny amerykaski astronom Harlow
Shapley pisa: "Liczby kosmiczne s dostatecznie wielkie, a czas kosmiczny
wystarczajco dugi na to, by nawet skrajnie rzadkie zjawiska zdarzay si
powszechnie."6
Dla Szkowskiego, na ktrego opini raz si ju powoywaem, argumenty tego
typu nie maj wielkiego znaczenia. W cytowanym artykule pisze: "Wniosek, e
jestemy sami, jeli nie w caym Wszechwiecie, to przynajmniej w lokalnym
systemie galaktyk, uzasadniony jest nie gorzej, lecz znacznie lepiej ni
tradycyjna koncepcja wieloci zamieszkaych wiatw." Josif Szkowski znany

jest polskim Czytelnikom z wydanej u nas piknej ksiki Wszechwiat, ycie,


myl7, powiconej omwieniu problemw ycia poza Ziemi. W pracy tej jak
pamitamy autor prowadzi do nieuchronnego wniosku: prawdopodobiestwo
istnienia bytw rozumnych we Wszechwiecie, poza Ziemi, jest bardzo due.
Wydaje si ciekawe, i ten uczony, niegdy jeden z gorliwszych obrocw idei
wieloci cywilizacji pozaziemskich, w ostatnich latach tak radykalnie zmieni
pogld na t spraw!
Nie przytaczam opinii licznych uczonych bdcych zwolennikami tezy, ktrej
broni Ditfurth. Moim celem jest tylko zwrcenie uwagi na istotn rozbieno
pogldw take i w tej kwestii.
Jeli przecie zgodzimy si z zaoeniem o wieloci cywilizacji kosmicznych, w
koncepcji "wsplnoty kosmicznej" pozostanie niestety jeszcze jeden saby punkt.
Mianowicie w problemie technicznej realizacji cznoci midzy orodkami
ycia rozumnego. Utworzenie wsplnej "superkultury" wymaga staej wymiany
informacji. Nonikiem tej informacji musz by fale elektromagnetyczne, bo
szybszego posaca nie znamy. Ale nawet ich gigantyczna szybko jest za
maa wobec rozmiarw przestrzeni kosmicznej. Rozmowa, w ktrej wymiana
myli trwa tysice lat (bo wikszo hipotetycznych cywilizacji moe by od
siebie wzajem odlega o tysice i wicej lat wietlnych8) przestaje mie sens. W
kadym razie traci sens dla istot, ktrych ycie trwa najwyej 100 lat, a caa
historia ich cywilizacji liczy okoo 10 tysicy lat.
Z naszego punktu widzenia moliwe jest wic przechwycenie sygnau od innych
istot rozumnych i wysanie wasnego sygnau do nich. Mona te liczy, e w
"rozsdnych" odlegociach od Soca znajduje si cho jedna obca inteligencja
mimo e nadzieja taka ma bardzo kruche podstawy. Ale niemoliwa jest
normalna, staa czno z wieloma cywilizacjami, jaka byaby konieczna dla
stworzenia ditfurthowskiej kultury midzygalaktycznej.
Chyba e znajdziemy zupenie inne moliwoci przekazywania sygnaw... To
wszake musiaoby oznacza odkrycie nowych, nie znanych jeszcze praw fizyki.
Ditfurth naley do tych popularyzatorw nauki, ktrzy maj indywidualny,
charakterystyczny styl pisarski. Stylem tym przekazuje w sposb jasny
najbardziej zawie sprawy z zakresu wspczesnej wiedzy o przyrodzie.
Przedstawia te wasne, niekiedy bardzo oryginalne przemylenia tych spraw,
wasne wnioski i pomysy. Nie musi trzyma si wycznie tych interpretacji, ktre
obecna wiedza przyjmuje za obowizujce, nie musi te przywoywa tysicy
zastrzee ksika ta nie jest podrcznikiem ani prac naukow. Wszake
powinienem zwrci uwag Czytelnikw na sformuowania autora, ktre wydaj
si dyskusyjne, zbyt daleko idce czy po prostu niejasne (specjalici znajd
zapewne takich sformuowa wicej).
Autor "historii naturalnej wodoru" dowodzi przekonywajco, e prowadzca do
powstania ycia ewolucja materii odbywaa si "samoczynnie, sterowana

wycznie przez waciwoci wynikajce z atomowej budowy uczestniczcych w


tym procesie materiaw oraz przez prawa natury" (s. 121122). Ditfurth jak
myl chce podkreli, i wyklucza w tym procesie udzia jakich czynnikw
zewntrznych, sprawczych. Ale powinnimy sobie zdawa spraw, e w tym
miejscu (a i w niektrych innych) niebezpiecznie zblia si do potpionego ju w
nauce "wulgarnego mechanicyzmu" czy jak by delikatniej powiedzieli dzisiejsi
filozofowie do tzw. redukcjonizmu. Chodzi po prostu o to, i zdaniem
wikszoci biologw, zjawiska i prawidowoci biologiczne nie daj si cakowicie
sprowadzi (zredukowa) do fizyki i chemii, nie daj si wyjani do koca
wycznie na gruncie prawidowoci fizykochemicznych.
Inne znowu ustpy ksiki skaniaj do wraenia, jakby jej autor hodowa
jakiemu "naukowemu pan-teizmowi", jakby obdarzy sam natur swoistym
rodzajem wiadomoci, rozumu. "Moliwo wiadomoci i inteligencji bya
zaoona i daje si stwierdzi na tym wiecie od samego pocztku" pisze we
wstpie (s. 34). Albo:.....denie do celu i przystosowanie, uczenie si i
dokonywanie prb, twrcza inwencja, a take pami i wyobrania wszystko to
istniao ju dawno, zanim pojawiy si mzgi" (s. 31).
Nieporozumienie moe wynikn z faktu, e Ditfurth nadaje tym wszystkim
pojciom nieco odmienne znaczenie ni to, w jakim przywyklimy je uywa.
Wanie dlatego nie powinien si nimi posugiwa w takim ujciu. Lepiej w tym
wypadku mwi o ewentualnych analogiach do funkcji i zachowa waciwych
mzgowi, lepiej tego rodzaju terminy wyjani na gruncie cybernetyki i teorii
systemw. Stwierdzenie, i "moliwe jest istnienie rozumu bez istnienia mzgu"
(s. 2930), jest stanowczo zbyt daleko idc przenoni nie moemy si z nim
zgodzi, nie chcc opuci obszarw nauki.
Oryginaln koncepcj Ditfurtha jest myl, i mzg ludzki jest czym w rodzaju
integratora inteligencji, wyobrani, pamici, ktre ju istniay w przyrodzie przed
mzgiem, e wiadomo ludzka moe by ujmowana jako kombinacje
elementw ju zastanych. Nie wydaje si to zbyt jasne na pewno rwnie autor
nie docenia niesychanie istotnej w rozwoju mzgu i wiadomoci roli zachowa i
dowiadcze spoecznych, w ogle rodowiska spoecznego. "wiadomo" jako
waciwo ludzkiego mzgu nie jest poza tym sum czy kombinacj jakich
elementw jest zasadniczo now jakoci, ktra na Ziemi pojawia si jak
sdzimy wraz z pojawieniem si Czowieka. Dyskusja na ten temat pozostaje
oczywicie otwarta.
Z innych spraw: kiedy Ditfurth powiada, e "istotne i elementarne warunki
naszego bytu zostay z gry ustanowione i zdecydowane ju na pocztku wiata"
(s. 78) albo e "historia wiata jest histori rozwoju tego, co w tym pocztku byo
zaoone" (s. 158) brzmi to tak jak wykadnia skrajnego determinizmu i
przypomina zarzucon od wiekw teori preformacji (wedle ktrej w jaju lub
plemniku tkwi ju cakowicie uksztatowany miniaturowy organizm; Wszechwiat

w pierwszych chwilach swego istnienia byby wic takim "jajem", zawierajcym


wszystko, co si pniej pojawi). Jednake, jak sdz, sformuowanie to jest
tylko niezrcznym wyraeniem bardzo wanej i bardzo trafnej idei, bdcej
osnow tej ksiki. Mianowicie idei, e zrozumienie dzisiejszego stanu przyrody
(i nas, jako jej czci) jest absolutnie niemoliwe bez poznania historii rozwoju
przyrody, wszystkich etapw jej ewolucji.
Nauka zwykle zmierza do syntez. Wspczesna nauka wytrwale zda ku
syntezie najoglniejszej, dajcej jednolity obraz wiata, w ktrym makrokosmos
czyby si z mikrokosmosem, ywe z nieoywionym, przeszo z
teraniejszoci i przyszoci. Wrd przyrodnikw przewaa dzi jednak
pogld, i stworzenie nowych, uoglniajcych teorii mniej zaley od wykrycia
jakich nie znanych jeszcze faktw i prawidowoci, bardziej za od zmiany
naszego sposobu mylenia o faktach ju poznanych. Jednym sowem,
zrozumienie rzeczywistoci musi wiza si z nowym spojrzeniem na
rzeczywisto.
Sdz, i Hoimar von Ditfurth kieruje si takim wanie przekonaniem i chce je
uzasadni. Dlatego wan zalet tej ksiki wydaj mi si prby ukazania
pewnych nawykw mylowych, do ktrych jestemy z wielu wzgldw
przywizani, a ktre utrudniaj rozumienie najnowszych wynikw nauki. Na
przykad, poniewa wiedza o rzeczywistoci podzielona jest na liczne, nieraz
bardzo wskie segmenty (systemy nauczania utrwalaj te podziay), mamy
skonno do rozdzielnego traktowania rwnie samej rzeczywistoci. atwiej na
og przyswaja si "rozczonkowany" i zarazem statyczny obraz wiata; trzeba
czasem sporego wysiku, by dostrzec wielorako powiza, wspzaleno
zjawisk i zmienno wszystkich rzeczy a zwaszcza ich historyczn natur.
Ditfurth stara si pokaza, jak atwo umys poznajcy wpada w zasadzki
antropocentryzmu, jak zawodne jest zaufanie do tzw. zdrowego rozsdku i do
moliwoci wasnej wyobrani. "Niewyobraalno" czegokolwiek nie jest
adnym argumentem przeciw istnieniu "niewyobraalnego". To prawda w XX
wieku postp nauki zmusza do rozwoju rwnie nasz wyobrani. Zaczynamy
zdawa sobie spraw, e w przyrodzie to, co uwaamy za najbardziej dziwne i
nieprawdopodobne, jest bardziej prawdopodobne od tego, co przywyklimy
uwaa za "naturalne" i oczywiste.
Logika sterowanych prawami przyrody przemian Wszechwiata jest dla autora
tej ksiki rdem "nieustajcego podziwu i zachwytu". adna rzecz wyjaniona
w kategoriach wiedzy przyrodniczej nie przestaje by dla niego cudowna
przeciwnie, chciaby nas przekona, i dopiero zrozumienie ujawnia ca
niezwyko wiata.
Dziwienie si toruje drog poznaniu, poznawanie prowadzi do coraz wikszego
zdumienia.
Maciej Ilowiecki

Wstecz / Spis Treci / Dalej


Mojej onie
WSTP
NOWA PERSPEKTYWA
Przed okoo dwudziestu laty genialny amerykaski reyser Orson Welles
wyprodukowa film przygodowy, ktry koczy si point najbardziej oryginaln,
jak kiedykolwiek widziaem w filmach tego typu. W czasie wielkiego "showdown", ostatecznej rozgrywki, superotr Orson Welles sam gra t rol staje
wobec swego miertelnego wroga w wygodnej odlegoci strzau, w jasny dzie,
bez adnej osony, a pomimo to w praktyce jest nieosigalny.
Scena rozgrywa si bowiem na terenie wesoego miasteczka, a dowcip na tym
polega, e granemu przez Wellesa gangsterowi udaje si przywabi swego
przeciwnika do gabinetu luster. Tam cigany staje przed swoim przeladowc,
nieustraszony, w peni widoczny, ale nie w jednej postaci, lecz wielokrotnie
powtrzony w lustrzanych cianach owego wyrafinowanego labiryntu
optycznego.
Pojedynek koczy si tak, jak naleao si spodziewa w tych okolicznociach.
Przeladowca w bezsilnej zoci strzela raz za razem w odbicia swej ofiary.
Wok ronie stos potuczonego szka, a rewolwer jego si oprni, zanim trafi
w posta sam.
Pomys scenariusza by nadzwyczajny i byskotliwy. Trudno sobie wyobrazi
bardziej wyrafinowany sposb kamuflau. Gdy nie istnieje najmniejsza
moliwo ukrycia si, gdy samemu nie mona sta si niewidocznym, jedynym
ratunkiem jest stworzenie dodatkowych pozornych celw dla przeciwnika. Od
wiekw stosuje si takie metody w formie uproszczonej na wojnie, odwracajc
uwag wroga od celw prawdziwych przez atrapy, jak budowa upozorowanych
lotnisk albo czogw z tektury.
Gdziekolwiek natrafiamy na takie sztuczki, kiedykolwiek sami dajemy si nabra
przez taki manewr mylcy, zakadamy, e przyczyn jest zachowanie kierowane
inteligencj. Sdzimy, e wykombinowane i celowe posunicia strategiczne tego
i innego rodzaju mog by jedynie wynikiem wiadomego i bystrego rozmysu.
Tymczasem rozumowanie to wywodzi si z pewnego przesdu. Ten przesd za
jest szeroko rozpowszechniony i ma podstawowe znaczenie, gdy przesania
nam mono zrozumienia przyrody i otaczajcego nas wiata, a co za tym
idzie, take roli, jaka nam w tym wiecie przypada. W przyrodzie bowiem
pojawiay si lady dziaania rozumu ju dawno, zanim istniay mzgi
warunkujce wiadomo.
Zaczniemy od przykadu sucego za dowd: w pnocno-wschodnich Indiach,
w Asamie, yje gsienica motyla, ktra przeksztacajc si w poczwark chroni

si przed swymi poeraczami przez zastosowanie dokadnie tego samego triku,


ktry stanowi point wzmiankowanego filmu. Mowa jest o gsienicy atakusa
Edwardsa, zwanego atlasem, a przez lepidopterologw Attacus edwardsii.
Podobnie jak wikszo gsienic motyli, ta rwnie osnuwa si oprzdem, gdy
nadchodzi czas jej przepoczwarczenia. Ponadto owija si jeszcze liciem.
Ju sam sposb, w jaki to robi, wydaje si wiadczy o podziwu godnej i
wiadomej celu zdolnoci przewidywania. Zielony soczysty li bowiem jest
niezbyt elastyczny i sprysty, aby gsienica potrafia go zwin w ksztat
nadajcy si na powok ochronn. Rozwizuje zatem pierwszy nasuwajcy si
problem w sposb moliwie najprostszy i najbardziej celowy: przegryza ogonek
licia (jednake przedtem osnuwa go, przymocowujc starannie do gazi, aby
nie odpad!). Nieuchronnym skutkiem jest powolne widnicie licia. Innymi
sowy: li usycha, a uschnity zwija si. Dziki temu gsienica po kilku
godzinach rozporzdza znakomit liciow rurk, do ktrej moe wpezn.
Tymczasem tyle. Ale jest to dopiero pocztek caej opowieci, ktry przecie ju
jest dostatecznie zdumiewajcy.
Gdy si bowiem zastanowimy nad sytuacj, w jak do tej pory wprowadzi si
owad, aby moliwie bezpiecznie przeby stadium poczwarki, natrafiamy
natychmiast na pewien problem. Wprawdzie zwidy li jako "opakowanie"
poczwarki chroni j, czynic niewidzialn, ale jasne jest, e jeden suchy li
pord pozostaych zielonych musi rzuca si w oczy. A poniewa istniej
pewne drapieniki, szczeglnie ptaki, ktre przez cay dzie nie zajmuj si
prawie niczym innym, jak tylko poszukiwaniem poywienia, zwaszcza gsienic
motyli, cao mogaby si waciwie koczy tragicznie. Prdzej czy pniej
jaki ptak nieuchronnie zabierze si do zbadania takiego suchego licia i natrafi
na smakowit poczwark. A e ptaki doskonale ucz si z takich dowiadcze,
oznacza to, e odtd drapienik bdzie zwraca szczegln uwag na zwide
licie wiszce samotnie wrd zieleni. Jakkolwiek sprytna byaby sztuczka z
wykonaniem liciowej rurki, wydaje si, e w kocu cao sprowadza jeszcze
wiksze ryzyko dla upionej w swym motylim bycie poczwarki.
Co waciwie powinna zrobi gsienica dla uniknicia tej groby, zanim w swojej
kryjwce podda si odrtwieniu fazy poczwarczej? Przypumy, e mogaby si
nas zapyta o zdanie; jakiej udzielilibymy jej odpowiedzi? Wydaje mi si, e
wikszoci z nas byoby dosy trudno suy dobr rad i znale jakie moliwe
wyjcie z tej sytuacji.
Tymczasem gsienica atakusa take i t trudno rozwizaa w sposb
skuteczny i elegancki. Sedno zastosowanego przez ni rozwizania sprowadza
si do tej samej pointy, ktr znalaz przed dwudziestu laty Orson Welles na
zakoczenie swego filmu. Gsienica po prostu przegryza ogonki jeszcze
dalszych piciu czy szeciu lici i przytwierdza te licie obok tego, do ktrego
sama chce si wprowadzi jako poczwarka. Tak wic w kocu na jednej gazi

wisi sze lub siedem suchych, zwinitych lici obok siebie. Jeden tylko spord
nich zawiera poczwark jako potencjaln zdobycz, tamte s puste. Graj rol
atrapy.
Przyjmijmy teraz, e jaki ptak zwrci uwag na sze zwisajcych obok siebie
suchych lici i zaczyna je bada. Jego szansa znalezienia poczwarki przy
pierwszej prbie wynosi l : 5. Tego rzdu ubezpieczenie od ryzyka stwarza dla
unieruchomionej i pozbawionej przytomnoci poczwarki motyla decydujc
wrcz przewag w wielkiej grze o przetrwanie. Przy kadym nastpnym pustym
liciu ptak coraz bardziej traci ochot do zajmowania si w przyszoci zwidymi
limi.
Sztuczka naszej gsienicy ma rwnie due znaczenie wwczas, gdy ptak
przypadkowo ju przy pierwszej prbie przez szczliwy traf natyka si od razu
na waciwy li. Taki sukces powinien bowiem zachci go do uporczywego
przebadania pozostaych lici w poszukiwaniu zdobyczy. A wtedy ptak
niezawodnie natrafi na nieprzerwany cig pustych losw. Mona zatem sdzi,
e gdy wreszcie opuci owo miejsce, uczyni to pod wraeniem, e do celw
pokarmowych suche licie w sumie jednak nie s wdzicznym obiektem. W
takim przypadku wprawdzie jedna poczwarka si zmarnowaa, ale ptakowi na
przyszo przejdzie ochota do penetrowania zwidych lici, tak e pozostae
gsienice atakusa, oczekujce pod oson podobnego kamuflau przebudzenia
w postaci motyli, nie bd ju przez niego niepokojone.
Tego rodzaju wymdrkowana taktyka samoobrony nawet u czowieka
wydawaaby si szczeglnie wyrafinowanym fortelem, zdradzajcym pokany
zasb inteligencji. Jak jest moliwe, e gsienica potrafi si w ten sposb
chroni, pomimo e budowa jej centralnego ukadu nerwowego, a take jej
zachowanie ka wnioskowa, e nie wykazuje ona inteligencji, e z ca
pewnoci nie ma umiejtnoci przewidywania ani wycigania logicznych
wnioskw?
Nic dziwnego wic, e przyrodnicy starej daty wobec takich obserwacji wierzyli w
"cud". e sdzili, jakoby tutaj niczego nie mona byo wytumaczy ani zbada,
skoro najwyraniej sam Pan Bg wpoi swoim stworzeniom potrzebn wiedz,
troszczc si ojcowsko o ich dobro. Jednake takim postawieniem sprawy
poddawali si jako przyrodnicy. Rwnie nadzwyczaj modne sowo "instynkt" nie
daje nam wyjanienia, pomimo e wielu ludzi tak uwaa. Nie jest bowiem niczym
wicej jak tylko uzgodnionym midzy naukowcami terminem fachowym sucym
okrelaniu pewnych wrodzonych form zachowania.
C waciwie oznacza, jeeli po prostu powiemy aby pozosta przy naszym
przykadzie e opisane zachowanie maskujce jest gsienicy atakusa
"wrodzone"? Sformuowanie jest niewtpliwie poprawne, wyraamy nim take
suszny i znamienny stan faktyczny, e owo osignicie, ktre nas tak zadziwia,
nie pochodzi od samej gsienicy. Ale przecie wiedzie chcemy co zupenie

innego. Wiedzie chcemy, kto wpad na ten zdumiewajco sprytny pomys, e


mona si zamaskowa przez skonstruowanie atrapy. W jakim mzgu zrodzia
si niezwykle oryginalna myl, aby osabi zapa ptakw do poszukiwa przez
tak przewrotne zredukowanie ich szansy znalezienia czegokolwiek.
Etolodzy, ktrych przedmiotem studiw s wrodzone sposoby zachowania, w
wielu wypadkach znaleli ju przekonywajce i zaskakujco wszechstronne
odpowiedzi. Zajmiemy si nimi pniej szczegowo w naszej ksice. Obecnie
wskaemy tylko na jeden wynik ich bada, dotyczcy niezwykle wanego
rozpoznania: wiedzy o tym, e w przyrodzie oywionej istnieje inteligencja nie
zwizana z adnym konkretnym organizmem, mwic inaczej, e moliwe jest
istnienie rozumu bez istnienia mzgu, ktry byby jego siedliskiem.
Nikt nie zaprzeczy, e sposb, w jaki gsienica indyjskiego motyla sporzdza
pokrowce ochronne z lici, jest celowy i e zwierz przez to przewiduje potrzeb
ochrony dla nieruchomej poczwarki, w jak si zamieni, potrzeb, ktra
powstanie dopiero w przyszoci. Nie mona rwnie zaprzeczy, e budowa
atrap zawieszonych obok zajtego przez gsienic miejsca uwzgldnia z
zadziwiajc precyzj zarwno zachowanie si ptakw, jak i szczeglne
warunki, w jakich ptaki si ucz i nabieraj dowiadcze.
Z drugiej strony nie ulega adnej wtpliwoci, e sama gsienica, waciwie
pozbawiona mzgu, nie jest istot inteligentn. Niemniej zachowanie jej w
opisanym przypadku wykazuje okrelone cechy, ktre susznie uwaamy za
waciwe kryteria "inteligencji": celowo, przewidywanie przyszych zdarze,
uwzgldnianie prawdopodobnej reakcji istot ywych odmiennego gatunku.
Wspczeni badacze sposobw zachowania, a wrd nich take laureat
nagrody Nobla Konrad Lorenz, mwi przy takich okazjach mimochodem o
zachowaniu "analogicznym do uczenia si" bd "analogicznym do inteligencji".
Te nasze rozwaania dotycz oczywicie nie tylko tego wakowanego przez nas
przykadu ani te wszelkich innych przypadkw maskowa i mimikry u zwierzt
oraz rolin.1 Wyowiem ten przykad, poniewa demonstruje on szczeglnie
wyranie to, o co mi chodzi. Ale nasz przewd mylowy dotyczy rwnie innych
form biologicznego przystosowania, a nawet jak jeszcze zobaczymy w ogle
caej bez wyjtku dziedziny nie tylko oywionej, ale i nieoywionej przyrody.
Wynika z tego niezwykle fascynujce rozpoznanie o ogromnym wprost
znaczeniu; Bdziemy si jeszcze niejednokrotnie nim zajmowa, a obecnie
pragn je tylko zasygnalizowa przez stwierdzenie, e najwyraniej duch i rozum
wcale nie weszy na scen tego wiata dopiero z czowiekiem. Wydaje mi si, e
ten wniosek jest jedn z najwaniejszych nauk, jakie moemy wycign z
dorobku nowoczesnej wiedzy przyrodniczej. Chciabym w tej ksice
szczegowo udowodni, e denie do celu i przystosowanie, uczenie si i
dokonywanie prb, twrcza inwencja, a take pami i wyobrania wszystko to
istniao ju dawno, zanim pojawiy si mzgi. Musimy przestawi nasze

mylenie: inteligencja nie istnieje dlatego, e przyroda potrafia rozwin mzgi,


ktre by wreszcie umoliwiy powstanie zjawiska "inteligencji" na kocu dugiego
szeregu rozwojowego.
Gdy spojrzymy na dzieje powstania ycia na Ziemi, na powstanie samej Ziemi i
jej atmosfery, na rodzenie si warunkw kosmicznych, stanowicych podoe
tego wszystkiego, gdy spojrzymy bez uprzedze na to, co obecna nauka objawia
z coraz wiksz dokadnoci, wwczas narzuca nam si zupenie inna,
waciwie wrcz przeciwna perspektywa:
Przyroda dlatego moga wytworzy nie tylko ycie, lecz take mzgi i wreszcie
nasz ludzk wiadomo, e duch, wyobrania i denie do celu wystpoway
w tym wiecie ju od zawsze, od pierwszej chwili jego istnienia.
Momentem decydujcym jest to, e pewne zasady, ktre na og wydaj nam si
w sposb oczywisty przynalene do sfery "psychicznej", w rzeczywistoci
dziaaj i daj si udowodni ju w wiecie przed-wiadomym, nawet ju w
wiecie nieorganicznym rozpoznanie to jest prawdopodobnie najbardziej
znamiennym rezultatem nowoczesnej wiedzy przyrodniczej. Wnioski wynikajce
z tego odkrycia stanowi pod pewnym wzgldem rewolucj w zakresie ludzkiego
samopoznania i poznania wiata. Na marginesie zwracamy uwag na to, jak w
tym aspekcie wybija si humanistyczna ranga nauk przyrodniczych, czemu
wci zaprzecza wielu ludzi wyksztaconych, jak z tej perspektywy cakowicie
bezsensowny staje si sztuczny i nierealny podzia wiedzy na nauki
"humanistyczne" i "przyrodnicze".
Punktem cikoci historii opowiedzianej w tej ksice jest odkryty przez
wspczesn nauk fakt, e dawno przed powstaniem czowieka, dawno przed
powstaniem jakiejkolwiek wiadomoci odnajduje si w wiecie i w przyrodzie
lady ducha i inteligencji. Nie chodzi nam przy tym o aspekt ideologiczny
(aczkolwiek rozpoznanie to na pewno pocignie za sob gboko sigajce
konsekwencje w dziedzinie pogldu na wiat). Nie mamy take na myli owego
egzaltowanego i uproszczonego rozumowania, jakoby za porzdkiem
napotykanym wszdzie w przyrodzie kry si przenikajcy t przyrod i
porzdkujcy j duch. Wniosek taki moe jest uzasadniony i nadaje si na temat
dyskusji, ale w tym miejscu nie o tym mowa.
Dopiero gdy wykluczymy takie cakiem prawdopodobne nieporozumienie,
widzimy, o co w istocie chodzi: nauce udao si obecnie zrekonstruowa w
istotnych zarysach przebieg historii wiata. Im wyraniejszy staje si obraz tego
potnego procesu, cigncego si przez miliardy lat, tym janiej pojmujemy, e
zdolno uczenia si, zbieranie dowiadcze, wyobrania, wybircze
prbowanie, spontaniczna inwencja i tym podobne kategorie od pocztku
rzdziy tym procesem. Tutaj znowu mamy na myli nie tylko to, e ten
skomplikowany przebieg wci od nowa jawi si obserwatorowi jako co
celowego, sensownego, rozumnego i przepojonego fantazj. Chodzi nam raczej

o mao do tej pory uwzgldniany fakt, e w dziejach tych owe wymienione


zasady daj si konkretnie przeledzi we wszystkich szczegach wanych dla
ich definiowania.
Okazuje si, e przesdem byo nasze dotychczasowe mniemanie, jakoby
zjawiska tego rodzaju wymagay istnienia mzgu, ktry byby ich motorem.
Przesdem byo szczeglnie, jakoby wyobrania, twrcza inwencja albo te
przewidywanie przyszych moliwoci wymagay istnienia naszego, to jest
ludzkiego mzgu. Obserwacje dokonane nad gsienic indyjskiego atakusa
pouczaj, e tego rodzaju osignicia s na tym wiecie o wiele starsze od
najstarszych mzgw.
Przejawiamy niezomn skonno do uwaania siebie za orodek, w ktrym
koncentruje si wszystko. Badanie rzeczywistoci i wiedza przyrodnicza krok za
krokiem rozpraszaj to zudzenie. Ta sama wiedza ongi przekonaa nas o tym,
e nie yjemy w rodkowym punkcie tarczy i e kulista Ziemia kry wok
Soca, ktre nie jest centrum Wszechwiata.
Jeszcze dzisiaj dla wikszoci ludzi Ziemia jest duchowym centrum wiata,
wierz bowiem gboko w to, e jest ona w caym niewymiernie wielkim
Kosmosie jedynym miejscem, w ktrym rozwiny si ycie, wiadomo i
inteligencja. Obecnie w miar obejmowania badaniami naukowymi obszarw
pooonych poza nasz Ziemi z wolna, lecz nieustannie rozpowszechnia si
rozpoznanie, e taki pogld w rzeczywistoci jest znowu tylko now szat, w
jakiej ukazuje si nam stare urojenie antropocentryzmu.
Przy stawianiu kadego z tych krokw musielimy przeama jaki nawyk
mylowy. W kadym przypadku nowe spojrzenie na rzeczywisto wydawao
nam si z pocztku absurdalne, sprzeczne z t rzeczywistoci. Dawne
pokolenia reagoway te odpowiednio. Giordano Bruno na stosie odpokutowa za
podstawowe odkrycie, wstrzsajce do gbi wiadomoci ludzkoci, e nasze
Soce jest tylko jedn z niezliczonych gwiazd w niewymiernie wielkim
Wszechwiecie.
Podobny los nie spotka Karola Darwina tylko dlatego, e sto lat temu ju nie tak
skwapliwie rzucano na stos niepopularnych wspczesnych. Jego znaczce
odkrycie, e czowiek nie zosta wprowadzony do natury jako szczeglny
przypadek jak gdyby "z zewntrz", lecz e stanowi jej cz skadow, e jest
spokrewniony z wszystkim, co w niej peza i lata i co wraz z nim w toku jednej i
tej samej historii rozwoju powstao owo radykalne odwrcenie perspektywy
powoduje, e wielki angielski uczony po dzie dzisiejszy jeszcze dla wielu jest
podejrzany, a nawet przez wielu znienawidzony.
Dlatego te wydaje si nam zupenie oczywiste i nie wymagajce adnego
dalszego uzasadnienia, e pewne okrelone osignicia, ktre nazywamy
osigniciami "racjonalistycznymi" bd "psychicznymi", mog powsta tylko w
naszych mzgach i e wiat musia obywa si bez nich w epoce, gdy nas nie

byo. Tymczasem historia przyrody nasuwa nam podejrzenie, e jest to znowu


jaki wyraz uroje antropocentrycznych i zapatrzenia we wasny ppek. W
rzeczywistoci bowiem wydaje si, i dlatego tylko rozporzdzamy
wiadomoci i inteligencj, e moliwo wiadomoci i inteligencji bya
zaoona i daje si stwierdzi na tym wiecie od samego pocztku.
W ksice chcemy i po tych ladach, rekonstruujc histori powstania i
rozwoju wiata o tyle, o ile wyniki wiedzy ju dzisiaj na to pozwalaj. Jest to po
prostu nie tylko opowie podniecajca i fascynujca, lecz w toku jej dowiemy
si take czego o nas samych, poniewa tkwi tu od pocztku korzenie naszej
wasnej egzystencji.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


1. A JEDNAK BY POCZTEK
Bya wiosna 1965 roku, gdy Arno A. Penzias i Robert W. Wilson pierwsi usyszeli
echo powstania Ziemi cho o tym nie wiedzieli. Penzias i Wilson pracowali w
komrce badawczej synnej firmy "Bell Telephone" nad skonstruowaniem
specjalnej anteny odbiorczej. S to jeszcze czasy satelitw typu "echo", owych
olbrzymich ku z cienkiej jak papier folii aluminiowej, ktrych bieg po torze mona
byo ledzi goym okiem na nocnym niebie, poniewa ich wypolerowana
powierzchnia odbijaa wiato Soca niczym lustro. "Echa" byy, zgodnie ze sw
nazw, satelitami "biernymi". Same nie dokonyway adnych pomiarw i nie
przesyay adnych przekazw zwrotnych na Ziemi. Wayy niewiele ponad 60
kilogramw, wystrzeliwane byy w postaci zoonych paczuszek na wysoko
1500 kilometrw, gdzie gaz zawarty w nich wydyma je w kule o rednicy 30
metrw.
Te olbrzymie kule, dryfujce wysoko nad ziemsk atmosfer, odbijay nie tylko
wiato soneczne. Miay one przede wszystkim odbija sygnay radiowe ku
powierzchni Ziemi. Dziki tym sygnaom mona byo najdokadniej wymierzy tor
satelitw i zbada drobne odchylenia od normy wynikajce z oporu najwyszych
warstw stratosfery, wystpujcych jeszcze na takiej wysokoci. Wedug zasady
tej w latach 19601966 badano przy uyciu modelu "echa" warunki panujce w
najwyszych warstwach atmosfery ziemskiej.
Naukowcy zbudowali specjalne anteny do prze-chwytywania sygnaw
radiowych odbijanych przez te balonowe satelity; anteny mogy odbiera nawet
bardzo sabe sygnay i byy tak skonstruowane, e w miar monoci
eliminoway wszelkie zakcenia. Zbudowana przez Penziasa i Wilsona antena
wygldaa jak ogromny rg dugoci ponad 10 metrw: na jednym jej kocu
rozwiera si z boku otwr o pokanym formacie 6 na 8 metrw, a drugi koniec
zwa si lejkowato, przechodzc we waciw aparatur pomiarow. Cao
przypominaa nieco owe starowieckie trbki, w ktre dawniej bywali wyposaeni
ludzie upoledzeni suchowo. Zreszt miaa w zasadzie podobn funkcj.
Tym, co wiosn 1965 roku w trakcie wykonywania dowiadcze doprowadzao
niemal do rozpaczy Penziasa i Wilsona, by pewien "excess radio noise", szum
zakcajcy w odbiorniku; pomimo wszelkich wysikw obaj eksperci nie potrafili
odnale rda tego szumu. Powinno im byo to przyj stosunkowo atwo,
wszystko bowiem przemawiao za tym, e przyczyna tkwi w samym przyrzdzie.
Jednake jakkolwiek i w jakimkolwiek kierunku obracali swoj ruchom anten
szum si nie zmienia. Wydawao im si wykluczone, aby zakcenie to
pochodzio z zewntrz, a jednak w aparaturze odbiorczej adnej wady znale
nie mogli.
Dziki przypadkowi fizyk Robert H. Dicke usysza o trudnociach obu technikw

cznoci. Dicke pracowa na synnym uniwersytecie Princeton i od lat zajmowa


si zagadnieniami kosmologii. W zwizku z tym w jego pracowni zbudowano
nowoczesn aparatur do bada i pomiarw promieniowania kosmicznego o
czstotliwoci radiowej. Std te Dicke by obeznany z problemami, ktrymi
zajmowano si w komrce studiw firmy "Bell Telephone". Ponadto oba instytuty
mieciy si niedaleko od siebie, pewnego dnia doszo wic do spotkania.
Skoro tylko Dicke dowiedzia si pierwszych szczegw o charakterze "szumu
zakcajcego", ktry od miesicy tak szarpa nerwy Penziasowi i Wilsonowi,
zaalarmowa natychmiast swoich wsppracownikw i pojecha z1 nimi do
oddziau badawczego "Bell Telephone" w Holmdel. To co mu tam opowiedziano i
co na miejscu zobaczy, od razu usuno wszelkie jego wtpliwoci: tajemniczy
szum, ktry denerwowa jego kolegw z Holmdel, pochodzi jednak z zewntrz.
By zjawiskiem kosmicznym, ktre on sam, Dicke, przepowiedzia ju przed wielu
laty na podstawie teoretycznych rozwaa.
Od lat ju on i jego wsppracownicy daremnie szukali szczegowego dowodu
na istnienie tego rodzaju promieniowania kosmicznego. Tymczasem Pen-zias i
Wilson przez czysty przypadek natknli si na odpowiednie zjawisko, ale do
czasu przyjazdu zespou z Princeton nie zdawali sobie w ogle sprawy z tego, co
im tu z nieba spado. To co ich przyrzdy odbieray na dugoci fal 7,3 cm, w
dziwaczny szum, ktry zdawa si napywa jednoczenie ze wszystkich
kierunkw z jednakow si, dokdkolwiek obracali swoje anteny, nie by
"zakceniem". By wanie elektronicznym odbiciem potnej byskawicy, owego
"prawybuchu", ktry przed mniej wicej trzynastoma miliardami lat by
pocztkiem Wszechwiata. Odkryte przez Penziasa i Wilsona "zakcenie" byo
pierwszym uchwytnym punktem oparcia dla pogldu, e Wszechwiat nie jest
nieskoczony ani w przestrzeni, ani w czasie.
Wskazania na to istniay ju od ponad stu lat. Jednake nikt ich nie rozumia i
nikt nie wyciga nasuwajcych si wnioskw, myl sama bowiem zdawaa si
nie do pomylenia. Dzi jeszcze jestemy w podobnym pooeniu. Kt wobec
widoku nocnego gwiezdnego nieba nie postawi sobie kiedy pytania, czy tam na
grze to wszystko "cignie si w nieskoczono". Nieatwo sobie to wyobrazi,
a ju cakowicie niewyobraalna wydaje si odpowied, e tam w grze, nawet w
jakich najwikszych odlegociach, "gdzie si to urywa". Jake mogaby
wyglda taka kosmiczna granica, skoro wyonioby si natychmiast pytanie o to,
co znajduje si "poza ni"?
Przed tym samym dylematem mylowym stanli nasi przodkowie, gdy podjli
naukowe rozwaania nad wielkoci i trwaniem Wszechwiata. Przedtem, przez
cae wieki, ludziom w ogle pytania takie nie wpaday na myl. W czasach
staroytnych i dugo jeszcze potem, w redniowieczu, uwaano za zupenie
samo przez si zrozumiae, e wiat jest skoczony. Zagadnienie jego granic
byo rozwizywane bardzo prosto: zaraz za sfer planet i gwiazd staych

rozpoczyna si boskie niebo. Jego niewymierno jako siedziby Boga nie


nasuwaa adnych problemw, wszak w powizaniu z Bogiem wszystko byo
niewyobraalne.
Prba odtworzenia sposobu mylenia dawnych epok kulturowych nasuwa wiele
trudnoci. Sdz jednak, e wolno nam si domyla, i wczeni ludzie uwaali
skoczono wiata nie tylko za co koniecznego, ale za rzecz suszn i
sprawiedliw. To, e krlestwo boe, krlestwo potnego Stwrcy, musi by
nieskoczone, nie wymagao adnego uzasadnienia. W tych warunkach rwnie
waciwe zdawao si to, e ziemski wiat czowieka, jako przeciwny biegun
pastwa boego, musi by ograniczony, by przecie jedynie przejciowym
miejscem pobytu miertelnych dzieci Boga.
Tylko na tym tle zrozumie mona gwatowno i agresywno, jak wzbudzi i
na siebie cign Giordano Bruno swoim niebywaym duchowym odkryciem.
Myl sama, e kada gwiazda na niebie jest socem, jak nasze, dzisiaj jeszcze
przyprawia nas o zawrt gowy. Rozumowanie prowadzce do wniosku, e
liczba tych soc, przekraczajca wszelkie granice naszych moliwoci
obserwacyjnych, musi we wszystkich kierunkach by nieskoczenie wielka w
nieskoczenie wielkim Wszechwiecie dla wspczesnych Bruna w kocu XVI
wieku musiao stanowi ogromny szok. Zaamao si dotychczasowe poczucie
bezpieczestwa w wiecie, wprawdzie wielkim, ale w zasadzie dajcym si
jeszcze obj zmysami, w wiecie chronionym i otulonym nieskoczonoci
boskiej wszechmocy.
Przede wszystkim zarzucano heretyckiemu dominikaninowi, e odway si
przypisa Wszechwiatu pewn waciwo, przysugujc wedug najgbszego
wczesnego przekonania tylko Bogu, mianowicie nieskoczono w czasie i
przestrzeni. Byo to niewtpliwe blunierstwo. Sam Bruno musia chyba podobnie
odczuwa swj konflikt. W kadym razie latami uporczywie odmawia
wysuchania mszy witej. Trwa jednak niezomnie przy swoim pogldzie,
wierzc w suszno swego rozpoznania. By zatem w peni przekonany, tak jak
wszyscy jemu wspczeni, e przez twierdzenie o nieskoczonoci
Wszechwiata sta si winny przestpstwa karanego w owych czasach mierci.
Nie umniejszya jego herezji teza, jakoby Kosmos w swej nieskoczonoci i
wiecznej niezmiennoci stanowi form, w jakiej wyraa si sam Bg, jakoby
Wszechwiat wanie dlatego musia by nieskoczony, e by Bogiem.
(Zobaczymy zreszt zaraz, e argumenty uyte w tej dyskusji byy zadziwiajco
nowoczesne i nie straciy nic ze swej aktualnoci w wietle najnowszych odkry
przyrodniczych.)
Pomimo wysokiego poziomu umysowego, na jakim rozgrywa si spr midzy
Giordanem Brunem a wspczesnymi mu teologami i filozofami, zdarzenia, ktre
wreszcie doprowadziy do katastrofy, byy groteskowe i niepotrzebne. W roku
1592 zbiegy filozof wykada w Helmstedt (gdzie w 1576 roku powsta may, ale

bardzo ceniony uniwersytet, ktry istnia do roku 1809) i we Frankfurcie nad


Menem. Tame dotaro do niego zaproszenie od pewnego monego pana z
Wenecji. Dlaczego Bruno zaproszenie to przyj nie wiadomo. Widocznie zbyt
pno spostrzeg, jak dziwaczny kry si za nim zamiar. Wenecjanin spodziewa
si bowiem, e legendarny, osnuty tajemnicz fam uciekinier wprowadzi go w
arkana czarnej magii. Skoro tylko go zawid pod tym wzgldem jego
oczekiwania odda go czym prdzej w race inkwizycji. Po procesie trwajcym
lat siedem odszczepieca spalono publicznie w Rzymie na stosie w dniu 17
lutego 1600 roku.
Los Giordana Bruna dzi jeszcze nie jest nam obojtny. Dziwnej siy symbolu
nabiera fakt, e pierwszy czowiek, ktry wpad na niebyway pomys, jakoby
Wszechwiat, w jakim yjemy, by nieskoczenie wielki, zosta za to twierdzenie
zgadzony przez swoich blinich. Jednake, jakkolwiek tragiczny jest przebieg
caej tej sprawy przy czym w odniesieniu do surowoci wyroku nie wolno nam
zapomina, e wczesne prawo karne jak na nasze dzisiejsze pojcia byo w
ogle bardzo okrutne wspczucie i szacunek dla niewiarygodnego mstwa
tego niezomnego mczennika wiedzy nie mog nam przesania faktu, e w
kocu Giordano Bruno nie mia racji.
Przy uyciu radioteleskopw i obserwatorw satelitarnych astronomowie
przeprowadzaj obecnie dowd na to, e w istocie nieskoczono w czasie i
przestrzeni nadal stanowi przywilej boski bez wzgldu na to, czy si chce w
Boga wierzy, czy te nie. W kadym razie na tym wiecie nieskoczono nie
spenia si w adnej formie i w ogle nie jest moliwa. Dotyczy to rwnie
Wszechwiata jako caoci. Nadzwyczajne znaczenie odkrytego przypadkowo w
1965 roku przez Penziasa i Wilsona "szumu zakcajcego" polega wanie na
tym, e jak potwierdzaj wszystkie do tej pory w zwizku z tym wykonane
badania stanowi pierwszy konkretny tego dowd. Aby zrozumie, dlaczego tak
jest, musimy rozejrze si nieco szerzej.
Take Immanuel Kant w ptora wieku po Giordanie Brunie uwaa za oczywiste,
e wiat jest nieskoczenie wielki i wiecznie niezmienny. Wielu zna synnego
krlewianina tylko jako filozofa. Tymczasem jego wydana w 1755 roku
Allgemeine Naturgeschichte und Theorie des Himmels (Oglna historia,
naturalna i teoria nieba) jest dysertacj astronomiczn jeszcze dzisiaj godn
czytania (oczywicie abstrahujc od nucego i skomplikowanego stylu
pisarskiego owych czasw). Kant wyoy w niej teori powstania ukadw
planetarnych tak zwan "hipotez meteorytw" ktra obecnie, po przeszo
dwch wiekach, zaczyna si potwierdza jako prawdopodobnie prawidowe
rozwizanie. W tej samej pracy znajdujemy take stronice, na ktrych Kant
pierwszy opisuje istnienie i domniemany wygld naszej Drogi Mlecznej i na
podstawie tylko jemu dostpnych rysunkw obserwatorw nieba wyciga
logicznie suszny wniosek, e poza zasigiem naszej wasnej Drogi Mlecznej
musi wystpowa niezliczona ilo podobnych ukadw gwiazdowych.

Ale i ten genialny czowiek, podobnie jak Giordano Bruno, sdzi, e


Wszechwiat jest nieskoczenie wielki, pomimo e jak zaraz wykaemy
stosunkowo atwo udowodni, i tak nie jest. Kant rwnie wierzy w
nieskoczono wiata, zreszt znamienne jest dobitne uzasadnienie tego
argumentem, e wiat jest dzieem Boga, musi wic by rwnie nieograniczony
jak on. "Z tego powodu dziedzina objawienia boskich waciwoci jest rwnie
nieskoczona jak one same", pisze Kant. Innymi sowy, porzuca on w tym
miejscu nagle czysto przyrodnicz argumentacj, skutkiem czego wnioski jego
s, jak dzisiaj wiemy, mylne.
To, e rzecz nie tak si miaa, zawitao po raz pierwszy w gowie pewnemu
lekarzowi, Wilhelmowi Olbersowi, ktry w pocztkach ubiegego stulecia
praktykowa w Bremie. Olbers by zapewne bardzo dobrym lekarzem, sdzc po
tym, e otrzyma ufundowan przez Napoleona pierwsz nagrod za najlepsz
prac na temat "krupu boniastego" (tak wwczas nazywano bonic). Wszystkie
swoje wolne chwile z pasj powica astronomii. Rwnie w tej dziedzinie
Olbers odnosi nieprzecitne sukcesy. Odkry nie mniej ni sze komet i dwie
spord pierwszych czterech planetoid (Pallas j Westa). Ponadto zasyn w
rodowisku astronomw z tego, e opracowa now metod obliczania orbity
komet.
Ten wszechstronny i peen inicjatywy czowiek pewnego dnia zadziwi si nad
cakiem codziennym i nie budzcym wtpliwoci zjawiskiem, nad tym, e w nocy
zapada ciemno. W toku swych astronomicznych rozwaa Olbers natkn si
na osobliw sprzeczno, ktrej widocznie nikt przed nim nie zauway1: jeeli
Wszechwiat jest nieskoczenie wielki i jeeli w nieskoczenie wielki
Wszechwiat wszdzie jest rwnomiernie wypeniony gwiazdami, to waciwie
cae niebo powinno i po zachodzie Soca wieci tak samo jasno jak Soce.
Tok rozumowania naszego lekarza z Bremy by mniej wicej taki: nieskoczenie
wiele gwiazd wytwarza nieskoczenie wielk jasno. Co prawda jasno
gwiazdy dosy szybko maleje w miar oddalania si, a mianowicie w kwadracie
odlegoci. Oznacza to wic, e nasze Soce z dwukrotnie wikszej odlegoci
owietlaoby i ogrzewao nas tylko si jednej czwartej obecnej siy, a take, e
kada gwiazda, w rzeczywistoci rwnie jasna jak Soce, ale tysic razy ode
dalsza, miaaby dla nas ju tylko jedn milionow cz siy wiata naszego
Soca.
Dotd wszystko wydaje si w najlepszym porzdku. Wyglda na to, e
nieskoczenie wielka jasno wytworzona przez nieskoczon liczb gwiazd nie
moe nas w ogle dosign wskutek wzrastajcej odlegoci gwiazd.
Tymczasem Olbers wykaza, e twierdzenie takie jest bdne. w umierzajcy
nasze niepokoje wniosek nie moe by poprawny, poniewa liczba gwiazd
wzrasta jednak w miar wzrostu odlegoci o wiele szybciej, anieli maleje ich
jasno, mianowicie nie w kwadracie, lecz w trzeciej potdze odlegoci.

Sprbujmy teraz przedstawi pogldowo, co to znaczy. Przyjmijmy wic dla


przykadu zupenie dowolnie, e wok Ziemi w zasigu 10 lat wietlnych
wystpuje 100 gwiazd, rozjaniajcych nasze noce swym agodnym wiatem. A
teraz pjdmy krok dalej i wemy pod uwag wszystkie gwiazdy do odlegoci
dwukrotnie wikszej, to znaczy 20 lat wietlnych. Te gwiazdy, ktre teraz nam
przybyy i s przecitnie dwa razy bardziej od nas odlege, maj dla nas przez t
dwukrotnie wiksz odlego ju tylko jedn czwart jasnoci owych 100
gwiazd, ktre stanowiy nasz punkt wyjcia. Jednake a jest to sprawa
decydujca do dwukrotnie wikszej odlegoci, gdy zaoymy rwnomierny
rozdzia gwiazd w przestrzeni, jest ich nie dwukrotnie ani czterokrotnie, lecz a
omiokrotnie wicej, a zatem 800. Jeeli znowu podwoimy odlego i
bdziemy rozpatrywa kulist przestrze o rednicy 40 lat wietlnych otaczajc
Ziemi, okae si, e wprawdzie jasno wprowadzonych do naszego
rozumowania gwiazd maleje do jednej szesnastej (kwadrat czterokrotnej
odlegoci), ale jednoczenie czna liczba gwiazd wzrasta gwatownie, bo 64krotnie (to jest do trzeciej potgi czterokrotnej odlegoci!).
I tak dalej przy kadym zwikszeniu si odlegoci. Liczba gwiazd ronie o wiele
szybciej, anieli maleje jasno poszczeglnych gwiazd. A wynika to po prostu z
tego, e objto kuli, ktr w naszym modelu mylowym otoczylimy Ziemi,
szybciej wzrasta ni jej powierzchnia, ktra jest dla nas powierzchni rzutu
geometrycznego tych gwiazd.
Zatem Olbers rozumowa logicznie, e gdzie kiedy, nawet w najwikszej
odlegoci, musi wreszcie istnie jaka granica, od ktrej poczwszy nadwyka
wzrostu liczby gwiazd nie tylko wyrwna, lecz poniekd "nadrobi" spadek ich
jasnoci. Poniewa w nieskoczenie wielkim Wszechwiecie z pewnoci musi
nastpi przekroczenie tej odlegoci granicznej, cae niebo powinno waciwie
wieci w nocy tak jasno jak w dzie.
Na szczcie moemy problem, ktry tak nka doktora Olbersa, sformuowa
znacznie prociej: wystarczy sobie wyobrazi, e gdyby Wszechwiat istotnie
zawiera nieskoczon liczb gwiazd (mwimy wyranie: nie niewyobraalnie
wiele, lecz nieskoczenie wiele!) wwczas w kadym najmniejszym nawet
punkcie nieba nieskoczenie wiele gwiazd musiaoby mieci si jedna za drug,
a nieskoczenie wiele gwiazd w kadym punkcie nocnego nieba musiaoby
stworzy nieskoczenie wielk jasno, ktra i na Ziemi musiaaby by
nieskoczenie wielka, bez wzgldu na to, na jakich odlegociach gwiazdy te s
rwnomiernie rozmieszczone.
"Z tego wniosek owiadczy Olbers e w nocy waciwie nie powinien w ogle
zapada mrok." Nie byo nikogo, kto mgby mu si sprzeciwi. Jego
rozumowanie, wnioski i obliczenia byy nie do odparcia. Ale naturalnie nie byo
rwnie nikogo nie wyczajc samego Olbersa kto mgby zaprzeczy temu,
e pomimo przeprowadzenia tego niezbitego dowodu co wieczr zapadaj

ciemnoci. Innymi sowy, Olbers takim postawieniem zagadnienia ujawni


klasyczny paradoks.
Z tej dziwnej i dla naukowcw nieco enujcej sytuacji usiowano wybrn przez
hipotez, e Wszechwiat moe nie jest idealnie "przeroczysty". Myl ta w
zasadzie bya uzasadniona. Jak nam dzisiaj wiadomo, istotnie we
Wszechwiecie wystpuj ogromne masy pyu, ktre w postaci rozlegych
ciemnych obokw bd te bardzo drobno rozproszonego tak zwanego pyu
midzygwiazdowego zdecydowanie tumi, a nawet cakowicie pochaniaj
wiato daleko pooonych gwiazd. Zdawao-si wic, e taka koncepcja
cakowicie usuwa wszelkie wtpliwoci. Jeeli bowiem wiato gwiazd nie moe
do nas w peni dotrze, wwczas zaoenia doktora Olbersa, tak teoretycznie
przekonywajce, po prostu nie potwierdzay si w praktyce.
Tym samym wic wydawao si, e przywrcony zosta stary ad i porzdek. Ale
byo to zudzenie. W rzeczywistoci taki wybieg niepostrzeenie wplta nauk w
nowy paradoks. O ile bowiem korzenie postawionego przez Wilhelma Olbersa
problemu tkwiy w nieskoczenie wielkim rozmiarze przestrzennym
Wszechwiata, o tyle omawiana hipoteza, ktra miaa problem rozwiza, bya
niezgodna z zaoeniem o wiecznym trwaniu Kosmosu.
Jeeli bowiem we Wszechwiecie wystpuj ciemne oboki pochaniajce wiato
gwiazd, w takim razie wiato to (takie byoby dzisiaj nasze rozumowanie) dawno
ju musiaoby owe ciemne oboki rozgrza tak silnie, e wieciyby rwnie jasno
jak gwiazdy. Energia wypromieniowana przez gwiazdy musi si przecie gdzie
podzia. We Wszechwiecie nic nie ginie. Jeeli energia ta nie dociera do nas,
bo przechwytuj j oboki pyu, znaczy to, e pozostaje w tych obokach. I nawet
jeeli energia ta byaby bardzo saba, oboki gromadzce j przez nieskoczenie
dugi czas musiayby niewtpliwie prdzej czy pniej wieci same rwnie jasno
jak gwiazdy; problemu Olbersa nie posunlimy wic ani o krok dalej.
Obecnie wiemy ju, gdzie tkwi bd. Ot Wszechwiat nie jest ani
nieskoczenie wielki, ani nieskoczenie dawny. Tym samym odpada decydujca
przesanka paradoksu Olbersa: sednem logicznego rozumowania genialnego
astronoma amatora z Bremy byo pojcie krytycznej "odlegoci granicznej".
Przypominamy: Olbers na podstawie dokonanych przez siebie oblicze
wnioskowa zupenie susznie, e zmniejszanie si jasnoci gwiazd od pewnej
okrelonej odlegoci poczwszy musi by wyrwnane przez
ponadproporcjonalny w miar rosncej odlegoci wzrost liczby gwiazd.
T odlego graniczn mona obliczy. Wynosi ona mniej wicej 1020 bd
wyraajc to inaczej 100 kwadrylionw lat wietlnych. Wobec tej liczby
rozumiemy natychmiast, dlaczego w nocy jest ciemno. Wszechwiat jest o wiele
mniejszy, anieli sdzili Olbers i jego wspczeni. Wszechwiat nie tylko nie jest
nieskoczenie wielki, ale jest stanowczo zbyt may na to, aby
ponadproporcjonalny wzrost liczby gwiazd mg si w ogle da odczu w

sensie przez Olbersa obliczonym. Najwiksza realna dla nas odlego


kosmiczna mieci si w rzdzie wielkoci 13 miliardw lat wietlnych. A stanowi
to tylko okoo jednej dziesiciomiliardowej czci odlegoci granicznej Olbersa.
(Bdziemy jeszcze szczegowo mwi o tym, dlaczego dzi sdzimy, e
obecnie Wszechwiat takie ma wanie rozmiary.) W kadym razie jedno jest
pewne, e co wieczr, gdy si ciemnia, przeywamy namacalny dowd tego, e
Wszechwiat nie jest nieskoczony ani w przestrzeni, ani w czasie.
Znalelimy si wic znowu w intelektualnym potrzasku, ktry by naszym
punktem wyjciowym na pocztku tego rozdziau. Jeeli wiat nie jest
nieskoczenie wielki, jakie waciwie s jego granice? Jak mona sobie
wyobrazi takie ograniczenie wiata, nie stawiajc natychmiast pytania o to, co
si dzieje poza t granic? Innymi sowy, jak naley rozwiza zagadnienie
jakiej ostatecznej granicy, obejmujcej bez wyjtku wszystko, co istnieje w taki
sposb, e nie ma ju adnego "zewntrz"? Niewyobraalno takiej granicy
staa si przecie przyczyn tego, e nasi przodkowie, skoro tylko zaczli si
zastanawia nad tymi sprawami, z tak oczywistoci przyjli pogld, jakoby
wiat by nieskoczony. Widzielimy, e odnosio si to nawet do Olbersa,
pomimo e natrafi on na bezsporny dowd przeciwny.
Kolejnym dowiadczeniem naukowcw byo, e niewyobraalno bywa
argumentem bardzo niewaciwym i problematycznym tam, gdzie w gr wchodzi
zbadanie wiata jako caoci. Odkrycie tego jest nieocenionym dzieem Alberta
Einsteina. Ow oczywisto, z jak do chwili tego wysoce pouczajcego
odkrycia ludzie zawsze zakadali, e otaczajce ich wiat i natura a do samego
dna swych gbi i tajemnic musz by nie tylko zrozumiae, ale ponadto tak
uksztatowane, aby poddaway si wyobraeniowej zdolnoci naszego mzgu,
ow oczywisto z dzisiejszej perspektywy musimy take uwaa za wyraz
pewnego urojenia egocentryzmu. Dotyczy to rwnie uporczywoci, z jak wci
instynktownie skonni jestemy odrzuca jako mylne wszelkie zmysowo
niepostrzegalne wyjanienia pewnych waciwoci wiata, tylko dlatego e nas
nie zadowalaj.
W gruncie rzeczy wiadczy to o bezgranicznej naiwnoci, jeeli oczekujemy, e
cay wiat, jaki zastajemy wok nas, z caym jego bogactwem i wszystkimi
ukrytymi w nim przyczynami, musi mieci si akurat w objtoci naszego
mzgu. Nie wpadlibymy na ten niesychany pomys w odniesieniu do nikogo
innego poza nami. Doskonale rozumiemy, e w stosunku do wszystkich innych
znanych nam form ycia jest to cakowicie wykluczone.
Nie dziwi nas, e mrwka nie wie nic o gwiazdach. Wydaje si nam take
zgodne z natur, i nawet rzeczywisto przeywania mapy jest
niewyobraalnie ubosza od rzeczywistoci otaczajcego j wiata. Gdy si
uwanie obserwuje map, trudno co prawda obroni si przed dziwnie
melancholijnym uczuciem na myl, jak blisko, a jednoczenie jak beznadziejnie

zwierz to w swoim rozwoju duchowym zatrzymao si bezporednio przed


umiejtnoci inteligentnego rozumowania. Ale nikomu z nas nie wpada na myl
uwaa to za jak spraw zagadkow, wymagajc wyjanienia. Akceptujemy
fakt jako co cakowicie naturalnego.
Taki sam stosunek mamy do wasnych przodkw czy te innych form
"przedczowieka". Czowiek neandertalski nic nie wiedzia ani o kodzie
genetycznym, ani o istnieniu atomw, nie mwic ju o zoonej ich budowie. A
przecie ani molekularny mechanizm dziedziczenia, ani struktura atomu nie
powstay dopiero wtedy, gdy odkrylimy je w wiele dziesitkw tysicy lat
pniej. Bez kodu genetycznego take neandertalczyk nie byby si mg
rozmnaa. Waciwoci materiaw, z jakich tworzy swoje prymitywne
narzdzia, ju za jego ycia byy okrelane zrnicowan budow atomw, z
ktrych si ju podwczas skaday.
Tymczasem czowiekowi neandertalskiemu nie nio si jeszcze o takich
dziedzinach otaczajcego go wiata ani o wielu jeszcze innych, ktre s dzisiaj
dla nas spraw codzienn. Nie dlatego, e na nie nie natrafi, nie dlatego, e
zainteresowania czowieka kopalnego szy w innym kierunku. Raczej moemy z
dostateczn pewnoci sdzi, e mzg neandertalski nie by jeszcze do
wysoko rozwinity, aby uchwyci fragmenty rzeczywistoci tak gboko ukryte za
fasad tego, co widoczne. Bez trudu rozumiemy, e wielkie dziedziny wiata nie
mogy w ogle jeszcze istnie w przeywaniu tego przedczowieka, poniewa
mzg jego po prostu nie potrafi ich sobie przyswoi.
Podobne rozpoznanie staje si naraz niezmiernie trudne, gdy chodzi o nas
samych. Nagle zachowujemy si tak, jak gdyby cae miliardy lat
dotychczasowego rozwoju suyy tylko i wycznie uksztatowaniu nas na
naszym obecnym szczeblu rozwojowym. Argumentujemy wwczas tak, jak
gdyby akurat wanie w tej epoce, ktra przypadkowo jest nam wspczesna,
mzg nasz osign najwyszy spord wszystkich moliwych stopni rozwoju,
charakteryzujcy si tym, e wiat cay, ze wszystkimi swoimi waciwociami i
prawidami, mgby si w nim zawrze.
Prawd natomiast jest, e pooenie nasze w porwnaniu z sytuacj czowieka
neandertalskiego w gruncie rzeczy nie zmienio si w stopniu godnym uwagi.
Niewtpliwie moemy odnotowa znaczny postp naszej wiedzy o
waciwociach Kosmosu. Mzg nasz od tego czasu z pewnoci si rozwin, a
nagromadzone w cigu wiekw wyniki prac tysicy badaczy umoliwiy nam
pierwszy wgld w niektre aspekty wiata, niedostpne goym okiem. Ale fen
postp ostatnich stu tysicy lat jest bardzo niky w porwnaniu z niebywaymi
rozmiarami Kosmosu oraz niewyobraalnym skomplikowaniem i obfitoci
obserwowalnych w nim zjawisk.
Dopiero gdy dziki takim rozwaaniom uporzdkujemy sobie nieco odpowiednie
skale, ujrzymy, jak bezgraniczn naiwnoci jest oczekiwa, e wiat we

wszystkich swoich czciach stanie si dla nas zrozumiay i zmysowo


postrzegalny. atwiej bdzie nam uwiadomi sobie, e tak by nie moe
zwaszcza tam, gdzie nasze badania odrywaj si szczeglnie drastycznie od
warunkw znanego nam codziennego otoczenia. Nie jest wic wcale dziwne, e
to, co si dzieje wewntrz atomu, a take na zewntrznych obrzeach
Wszechwiata, jest dla nas niewyobraalne bd "nieprzedstawialne".
Prawdziwie zdumiewa raczej, e w ogle potrafimy sensownie zastanawia si
take nad tymi obszarami Kosmosu, aczkolwiek musimy pogodzi si z tym, e
udaje nam si to tylko przy uyciu duchowych protez, jakimi s abstrakcyjne
formuki i niepogldowe symbole.
Odkrycie, e wiat jako cao jest odmienny od tego, co jest zgodne z naszymi
przyzwyczajeniami i zdolnoci naszej wyobrani oto jedyne w swoim rodzaju
osignicie Alberta Einsteina. Wynikiem jego rozmyla jest legendarna teoria
wzgldnoci, w ktrej nazwie wszystko nieomal jest mylce. Przede wszystkim
nie jest ju teori. Co najmniej od owego dnia w sierpniu 1945 roku, w ktrym
nastpia zagada Hiroszimy, poniewa bez odkrytej przez Einsteina
identycznoci materii i energii nie istniaaby moliwo skonstruowania bomby
atomowej. Niezalenie od tego, od pocztku o tyle nie bya w ogle teori, e
wbrew temu, co wielu ludzi dzisiaj jeszcze mniema nie bya to jaka miaa
spekulacja wymylona przy biurku. Przeciwnie, punktem wyjciowym byy wyniki
dowiadcze, a wic fakty, ktrych nie mona byo zrozumie przy pomocy
znanych do tej pory praw natury. Najwaniejszym punktem wyjcia by
cakowicie zagadkowy podwczas rezultat pewnego dowiadczenia,
przeprowadzonego w roku 1881 w Chicago przez amerykaskiego fizyka Alberta
Michelsona.
Michelson skonstruowa przyrzd optyczny, ktry dziki okrelonemu ustawieniu
zwierciade umoliwia mu pomiar prdkoci wiata pochodzcego od Soca
raz prostopadle wzgldem orbity Ziemi, a drugi raz w takim pooeniu, e
prdko ruchu orbitalnego Ziemi powinna zsumowa si z prdkoci wiata.
Prdko wiata wynosi 300 000 kilometrw na sekund, a prdko Ziemi
wzgldem rda wiata, to jest Soca, tylko 30 kilometrw na sekund.
Dlatego te wynik w pierwszym przypadku powinien wynie wanie 300000, a
w drugim 300030 kilometrw na sekund. Rnica bya bardzo maa. Jednake
Michelson tak znakomicie zbudowa swj przyrzd, e rnica ta musiaa dla
niego by bezspornie wyznaczalna.
Historyczne znaczenie tego dowiadczenia polega na tym, e nie dao ono
oczekiwanego wyniku. W obu przypadkach Michelson otrzymywa t sam
warto 300 000 kilometrw na sekund. Jakkolwiek Amerykanin obraca swj
cenny przyrzd, prdko wasna Ziemi po prostu nie pozwalaa si doda do
prdkoci wiata. Poniewa dowiadczenie byo stosunkowo proste i
przejrzyste, wynik wydawa si cakowicie zagadkowy, trudno byo przecie
wtpi w realno obiegu Ziemi wok Soca.

W nastpnych latach niejednokrotnie powtarzano dowiadczenie z tym samym


(negatywnym) rezultatem; dla fizykw bya to nierozwizalna amigwka.
Dopiero Einstein w 1905 roku wpad na wyjanienie, wygldajce zrazu na
absurd, ktre jednak w kocu doprowadzio go do opracowania synnej "teorii".
Mona rzec, i Einstein dlatego rozwiza problem dowiadczenia Michelsona,
e za punkt wyjcia nie wzi wcale oczekiwanego przez wszystkich wyniku, lecz
przyj za podstaw swoich rozwaa otrzymywany rezultat aczkolwiek
dziwaczny jako fakt, pomimo e zdawa si on urga wszelkim zasadom ,
logiki.
Powszechnie oczekiwano, jako rzeczy zupenie oczywistej, e prdko Ziemi
moe by dodawana do prdkoci wiata. Sytuacja byaby zatem rwnie prosta,
jak na przykad czowieka, ktry spaceruje sobie korytarzem wagonu jadcego
pocigu popiesznego. Jeeli zaoymy, e pocig jedzie z szybkoci 100
kilometrw na godzin, a podrny idzie 5 kilometrw na godzin w kierunku
jazdy, wwczas pieszy porusza si w stosunku do terenu, przez ktry pocig
jedzie, z prdkoci 105 kilometrw na godzin. Mona to zmierzy i wynik
bdzie wanie taki. W opisane j " sytuacji obie poszczeglne prdkoci, pocigu
i spacerujcego w nim podrnego, sumuj si. Wynik odpowiada wic znanej z
klasycznej mechaniki zasadzie dowolnego sumowania prdkoci, ktra wydaje
si cakowicie sama przez si zrozumiaa.
W wietle tej zasady zupenie niezrozumiae byo wic, dlaczego tego wyniku
dodawania nie otrzymuje si przy Michelsonowskim dowiadczeniu. Prawda, e
jedna z dwch dodawanych prdkoci prdko wiata bya w tym
dowiadczeniu niewspmiernie wiksza od obu prdkoci w przykadzie z
pocigiem popiesznym. Ale zdawao si, e rnica ta nie moe zaway na
zasadzie dowiadczenia ani na oczekiwanym wyniku.
Genialny pomys Einsteina polega na hipotezie, e rzdy wielkoci owych
prdkoci w obu dowiadczeniach mogyby moe jednak mie co wsplnego z
zasad tych dowiadcze chocia wydaje si to zupenie niezwyke i
niewyobraalne. Moe wiat w zasigu tak bardzo wielkich prdkoci jak
prdko wiata jest inny anieli to, co znamy przykadajc skal naszego
wiata codziennego?
W trakcie tych rozwaa zrodzia si ponadto u Einsteina wzrastajca nieufno
wobec pozornej logiki zasady dowolnego sumowania prdkoci. Wprawdzie na
pierwszy rzut oka zasada ta bya przekonujca i zdawaa si nie wymaga
adnych wyjanie. Ale gdy si j konsekwentnie przemylao do koca,
prowadzia w przypadkach kracowych do wynikw nasuwajcych due
wtpliwoci. Dowolne dodawanie oznacza przecie, e w zasadzie mona do
siebie dodawa poszczeglne prdkoci tak dugo, e w kocu dochodzi si do
prdkoci nieskoczenie wielkiej. Tymczasem w rzeczywistoci nie powinny
waciwie istnie prdkoci nieskoczenie wielkie, rozumowa Einstein dalej,

gdy oznaczaoby to, e wszystkie, najwiksze nawet odlegoci w przestrzeni


Wszechwiata mog zosta pokonane bez adnego nakadu czasu,
"momentalnie" (to jest wanie z nieskoczenie wielk prdkoci), a jest to
wyrany absurd. Tym samym znaleziony zosta punkt wyjcia do decydujcego
kroku, ktry pierwszy postawi Einstein: jeeli nie istniej nieskoczenie wielkie
prdkoci, to istnie musi jaka najwiksza prdko, najwysza prdko
graniczna, ktrej nie moe przekroczy nikt i nic, adna materia i adne
promieniowanie.
Jeli tak jest, to wyjanienie niezrozumiaego do tej pory rezultatu dowiadczenia
Michelsona leao jak na doni. Wyniku jego w ogle ju nie trzeba byo
tumaczy. Wystarczao przyj, e wanie prdko wiata jest ow
najwiksz, niczym innym w Kosmosie nie dajc si przewyszy prdkoci.
W takim razie jasne si stao, dlaczego nie mona ju byo do niej dodawa
adnej innej prdkoci. Einstein zakoczy swoje rozwaania stwierdzeniem, e
dowiadczenie Michelsona mona zrozumie tylko przy zaoeniu, e nic
nawet samo wiato nie moe si porusza prdzej ni okoo 300 000
kilometrw na sekund. W toku naszych bada nad przyrod w cigu ostatnich
stuleci musielimy si wci od nowa oswaja z tym, e rzeczywisto nie jest
taka, jak sdzilimy. Dowiedzielimy si, e grom i byskawica nie s tworem
zagniewanych bogw, lecz niewidzialnych i niewyobraalnych pl
elektromagnetycznych. Przyzwyczailimy si do tego i wycignlimy std
pewne korzyci. Przykady takie mona dowolnie mnoy, poczwszy od
odkrycia kulistego ksztatu Ziemi a do nieoczekiwanego stwierdzenia, e
Wszechwiat jest skoczony.
W adnym z tych przypadkw nie zastanawialimy si duej nad tym, dlaczego
tak jest. To samo powinno dotyczy sprawy prdkoci wiata. Nikt nawet sam
Einstein nie odpowie nam na pytanie, dlaczego prdko wiata jest
najwysz z wszystkich moliwych prdkoci. Po prostu tak jest. Dowodem tego
dowiadczenie Michelsona, a nam nie pozostaje nic innego, jak fakt ten przyj,
nawet gdyby jego skutki miay by najbardziej sprzeczne z naszymi utartymi
wyobraeniami. Nawet gdyby byy sprzeczne z nasz logik. Nasza logika
bowiem i sia naszej wyobrani s ludzkie. Prdko wiata natomiast i jej
osobliwoci s cechami Wszechwiata. A rzeczy te wcale nie musz sobie
wzajemnie odpowiada.
Rozpoznanie to jest decydujcym przeomem wywoanym przez teori
wzgldnoci. Kto je zrozumie, ten uchwyci znaczenie tej rewolucyjnej teorii. Od
czasu Einsteina pewne jest, e odpowied na pytanie, co wewntrznie spaja
wiat, wyglda inaczej, ni ludzie oczekiwali przez dziesitki wiekw: odpowied
ta jest niepogldowa. Nikt nie moe powiedzie, dlaczego prdko wiata w
pozbawionej powietrza przestrzeni wynosi wanie 299 792,5 kilometrw na
sekund (taka jest obecna najdokadniejsza warto) i dlaczego akurat ta
warto okrela najwiksz prdko moliw na tym wiecie.2 Musimy si

pogodzi z tym, e tak jest. To samo dotyczy wszystkich konsekwencji


nieuchronnie wynikajcych z tego odkrycia.
Konsekwencje te tworz waciw tre teorii wzgldnoci. Nie moemy tu
szczegowo rozpatrywa kadej z nich. Poniewa s zmysowo
niepostrzegalne, byoby to moliwe tylko z pomoc skomplikowanych wzorw
matematycznych. Pragn wic na jednym jedynym przykadzie wykaza w
najprostszej formie, dlaczego fakt, e prdko wiata jest najwiksz
prdkoci, ma tak brzemienne w skutki znaczenie: ot jeeli we
Wszechwiecie nie ma moliwoci szybszego nawizywania kontaktw bd
dokonywania obserwacji, to na przykad pojcie "jednoczesnoci" staje si
bezsensowne.
Mwic dokadnie, astronomowie nasi na niebie obserwuj waciwie zjawy.
Ciaa niebieskie, ktre ogldaj bd fotografuj swymi przyrzdami, cile
biorc, w ogle ju nie istniej. W zwizku ze skoczonoci prdkoci wiata
bowiem widzimy odleg od nas na przykad o 10 lat wietlnych gwiazd, tak
jaka bya 10 lat temu. Dla praktyki obserwacji astronomicznych jest to zwykle bez
znaczenia. Ale przecie w gruncie rzeczy ma to ogromne znaczenie, e ani tej,
ani wszystkich innych gwiazd nigdy w aden sposb nie bdziemy mogli ujrze
w takiej postaci, jak maj naprawd w chwili obserwacji.
Zamy sobie teraz, e dziki przypadkowi u nas na Ziemi, a "jednoczenie" na
jednej z planet owej o 10 lat wietlnych od nas oddalonej gwiazdy nastpuj
wielkie wybuchy wulkaniczne. Co. oznacza wtedy waciwie owo
"jednoczenie"? Ani my, ani aden hipotetyczny obserwator na dalekiej planecie
nie moglibymy przey tych wybuchw jednoczenie. Obraz eksplozji
potrzebuje 10 lat do przebycia odlegoci midzy planetami, a skoro prdko
wiata jest najwiksz prdkoci w ogle moliw, nie ma niczego, co mogoby
nas lub tamtego obserwatora poinformowa w czasie krtszym o tym, e i kiedy
u partnera nastpi wybuch.
Jeeli sobie raz gboko przemylimy t sytuacj, zobaczymy, e ona sama ju
powoduje, i pojcie "jednoczesnoci" staje si bardzo blade i waciwie
sztuczne. Naturalnie mona wstecz, na podstawie znanej odlegoci midzy
obiema planetami, z pozycji kadej z nich sprawdzi, czy erupcje sprzed
dziesiciu lat nastpiy istotnie w tym samym czasie. Ale nigdy, z zasady, nie
mona tego przey czy te bezporednio obserwowa. Szans tak miaby
tylko przypadkowy obserwator ogldajcy wybuchy wulkaniczne z jakiego
trzeciego ciaa niebieskiego, znajdujcego si dokadnie porodku drogi midzy
obiema planetami. Obserwator taki mgby rzeczywicie ujrze eksplozj obu
wulkanw jednoczenie, chocia on rwnie nie przeyby tego jednoczenie z
zajciem obu tych wydarze, lecz zgodnie ze sw rodkow pozycj dopiero
w pi lat pniej.
Zanim przedwczenie pogodzimy si z ow ograniczon "jednoczesnoci",

powinnimy wiedzie, e wie si z tym jeszcze jedna zasadnicza komplikacja.


Zamy, e koo owej planety z naszym trzecim obserwatorem, pooonej w
rodku drogi, przelatuje bardzo szybki statek kosmiczny. W tej samej chwili, w
jakiej obserwator na planecie widzi "jednoczenie" oba wybuchy wulkaniczne
(jak mwilimy z picioletnim opnieniem), statek kosmiczny wanie take
mija t rodkow planet. Pilot jego znajduje si wic w tym momencie take
dokadnie w rodku midzy Ziemi a dalek planet. Leci on nieomal z
prdkoci wiata z powrotem ku Ziemi i rwnie obserwuje oba "zdarzenia". I
c widzi?
Pomimo e pilot w czasie swego lotu kosmicznego w tym momencie czyni
obserwacje z tego samego miejsca, co jego kolega na planecie bdcej w
spoczynku nie widzi on wcale obu wybuchw wulkanicznych jednoczenie.
Wskutek bowiem zawrotnego tempa, w jakim pdzi w kierunku ziemskiego
wulkanu, wychodzce stamtd promienie wiata trafiaj do jego oczu
zdecydowanie wczeniej ni promienie tamtego wulkanu, od jakiego si oddala z
t sam prdkoci. Teraz powsta ju zamt straszliwy. Kto wic teraz ma
"racj"? Obserwator na planecie w spoczynku czy te pilot w swoim pdzcym
statku kosmicznym? Pierwszy twierdzi, e widzia jednoczesny wybuch obu
wulkanw. Pilot gwatownie mu zaprzecza i gotw jest nawet udowodni
zdjciami filmowymi, e wulkan na Ziemi wybuchn wyranie wczeniej od
tamtego. Ktry z nich ma racj? Ktry z nich relacjonuje prawidowo "rzeczywist
sytuacj"?
Einstein udzieli salomonowej odpowiedzi: "obaj". Nie mona uzna adnego z
obu miejsc obserwacyjnych za uprzywilejowane, za "jedynie waciwe". Nie
istnieje adne kryterium, ktre uprawniaoby nas do takiej decyzji. Jedyny
moliwy w tym przypadku logiczny wniosek polega moe wycznie na
stwierdzeniu, e w rzeczywistoci "jednoczesno" nie istnieje, w kadym razie,
gdy w gr wchodz bardzo wielkie odlegoci i bardzo wielkie prdkoci.
Jednoczesno dwch zdarze zaley od tego, czy i z jak prdkoci porusza
si obserwator. Czas zaley wic tutaj od "stanu przestrzennego" (a mianowicie
od prdkoci) obserwatora. W zwizku z tym wszystkie wypowiedzi o czasie
musz uwzgldnia te warunki przestrzenne. Innymi sowy: czas jest powizany
z przestrzeni ("wzgldno"). Std nazwa teorii wzgldnoci. Czas i przestrze
s wzajemnie od siebie zalene. Konsekwentne kroczenie raz obran drog
doprowadzio Einsteina do odkrycia, e czas przy prdkociach zblionych do
prdkoci wiata pynie wolniej i e materia w rzeczywistoci jest tylko pewn
form stanu energii. A w dziesi lat pniej, w 1915 roku, doszed do
przekonania, e przestrze rwnie, tak jak czas, nie moe by uwaana za
"absolutn". Podobnie jak czas zaleny jest od przestrzeni, tak samo cechy
przestrzeni okrelane s (i podlegaj zmianom) przez zawart w niej materi.
Poniewa za Wszechwiat wszdzie jest wypeniony dosy rwnomiernie
materi, musi by "zakrzywiony" odpowiednio do iloci i rozdziau tej materii.

Dlaczego tak jest, mona znowu udowodni tylko trudnymi wzorami


matematycznymi. Nam wystarczy, gdy powiemy, e obecnie na caym wiecie
nie ma ju adnego powanego fizyka ani matematyka, ktry by jeszcze wtpi w
te wyniki teorii wzgldnoci. Kto musi si przyzna, e mu si nie udaje
wyobrazi sobie czegokolwiek pod pojciem "zakrzywionej przestrzeni", niechaj
si nie obawia, e jest to objaw braku inteligencji czy wyksztacenia. Einstein te
nie by lepszy. Nie ma czowieka, ktry mgby sobie wyobrazi zakrzywienie
przestrzeni. Ale wzory matematyczne wykazuj, e przestrze jest zakrzywiona.
Wzory matematyczne maj wiele podobiestwa do sond kosmicznych
wystrzeliwanych przez naukowcw, ktrzy dotarli do granicy wydolnoci naszej
wyobrani i ywi nadziej, e sondy przynios im sensown odpowied na
pytanie dotyczce prawdy o naszym wiecie, prawdy znajdujcej si poza t
granic. Gdy Einstein sprbowa za pomoc swoich wzorw dowiedzie si
czego o cakowicie niewyobraalnym sposobie, w jaki Wszechwiat nie bdc
nieskoczony moe by ograniczony, otrzyma odpowied, e przestrze tego
Wszechwiata jest zakrzywiona i dlatego adnych granic nie potrzebuje.
Aczkolwiek wynik ten jest cakowicie zmysowo niepostrzegalny, jest on
nadzwyczaj zadowalajcy. Dlaczego tak jest, mona sobie przynajmniej w tym
przypadku uprzytomni na podstawie pewnego porwnania. Istnieje bowiem na
kolejnym niszym poziomie w peni analogiczna i zmysowo postrzegalna
sytuacja przestrzenna: jest ni powierzchnia kuli. Powierzchni kuli mona
uwaa za paszczyzn dwuwymiarow, tak zakrzywion w kolejnym wyszym
(to jest trzecim) wymiarze, e jest ona powierzchni zamknit w sobie. Wskutek
tego zakrzywienia powierzchnia kuli nie jest nieskoczenie wielka, pomimo e
nie ma adnych granic. Jakkolwiek poczenie tych dwch waciwoci moe si
w pierwszej chwili wydawa paradoksalne, kady zdoa si atwo przekona, e
tak wanie jest, patrzc na zwyczajny globus.
Z wzorw Einsteina wynika, e zupenie podobnie nasz trjwymiarowy
Wszechwiat jest zakrzywiony w kolejnym wyszym (a w tym przypadku byby to
czwarty) wymiarze, tak e jest zamknity w sobie, nie majc adnej granicy. Ten
wynik dlatego jest tak zadowalajcy, e wreszcie uwalnia nas z owego
umysowego potrzasku, o jakim tylokrotnie ju wspominalimy. Pomimo e sobie
tego nie umiemy wyobrazi, moemy jednak obecnie przynajmniej wiedzie, e
Wszechwiat moe by jednoczenie nieograniczony, a zarazem nie by
nieskoczenie wielki. Wielu ludzi odczuje zmysow niepostrzegalno takiego
rozwizania jako przykro. Ale po tym wszystkim, comy tymczasem rozwayli,
nie powinno nas to ju tak bardzo zdumiewa. Mwic o zagadnieniu granic
Wszechwiata obracamy si przecie naprawd ju na samych kracach
zdolnoci pojmowania naszych mzgw, wyhodowanych w warunkach
ziemskich.
Std te musimy wystrzega si tego, aby chcie wyczyta jeszcze wicej z

owego porwnania, za pomoc ktrego usiowalimy wytumaczy sobie


informacj naszej "matematycznej sondy kosmicznej". Z pewnoci kusi nas,
aby przykad ten uwaa za dowd realnoci czwartego wymiaru. Jeeli nasz
trjwymiarowy Wszechwiat ma by zakrzywiony "w kolejnym wyszym
wymiarze", to naleaoby sdzi, e ten "kolejny wyszy wymiar" chyba musi
naprawd istnie. Niemniej trzeba tu zachowa du wstrzemiliwo.
Porwnaniem z powierzchni kuli wytumaczylimy sobie niezrozumia dla nas
informacj wzoru, ale nikt nie wie, czy tym samym ju nie wypaczylimy
oryginalnego przekazu. Std niesuszne byoby sdzi, e z owej
przetumaczonej na zrozumiay jzyk wiadomoci, a wic modelu mylowego
powierzchni kuli, mona bdzie jeszcze odczyta dalsze prawidowe informacje.
Doszlimy bowiem chyba definitywnie do pewnej nieprzekraczalnej dla naszych
mzgw, granicy, poza ktr nawet dostarczone przez matematyk "sondy" nie
wnios ju adnej informacji do znanego nam swojskiego wiata.
Musz si przyzna, e niekiedy przyapuj si na dziwnej myli, e moe jednak
jaki obserwator z czwartego wymiaru przyglda si temu, jak darninie si
trudzimy, aby sobie wyobrazi "zakrzywion przestrze", i jak przy tym raz po raz
obijamy si wcale nie o granice Wszechwiata, lecz naszego wasnego mzgu.
Moe wwczas jego rwnie nachodzi uczucie melancholii, gdy sobie
uwiadamia, jak blisko, a jednoczenie jak beznadziejnie zatrzymalimy si w
naszym rozwoju umysowym bezporednio przed moliwoci wyobraenia
sobie take i czwartego wymiaru.
Tak wic po upywie ponad trzystu lat od gwatownej mierci Giordana Bruna
(ktrego miejsce ka-ni dawno, bo w 1889 roku, uczczono postawieniem
pomnika) nauka ludzka znalaza odpowied na pytanie, jak zbudowany jest
Wszechwiat jako cao: jest zamknity w sobie, wic nieograniczony, lecz
skoczony.3
W zwizku z tak budow Wszechwiata jaki wyimaginowany statek
kosmiczny, ktry mgby dostatecznie dugo leoie przed siebie dokadnie po
prostej, po upywie bardzo dugiego czasu (prawdopodobnie po 25 do 30
miliardw lat) niewtpliwie powrciby znowu do swego miejsca startowego.
Nawet gdyby pilot i kapitan sterowali zawsze najdokadniej prosto przed siebie,
wynik nie ulegby adnej zmianie z tej samej przyczyny, dla ktrej na powierzchni
kuli, na przykad na naszym globie, jeli si idzie dostatecznie dokadnie prosto
przed siebie, nie mona unikn tego, aby powrci do punktu wyjcia.
Pasaerowie owego utopijnego statku kosmicznego, dokdkolwiek by lecieli, nie
czuliby nigdy jakiegokolwiek skrpowania swobody ruchu. Z kadego punktu
swej podry widzieliby podobny obraz: nieprzebran liczb gwiazd i drg
mlecznych rwnomiernie rozdzielonych w przestrzeni we wszystkich kierunkach,
dokd tylko sigayby ich moliwoci obserwacji. Pasaerowie nie zauwayliby
tego, e w toku swej podry, wskutek szczeglnych waciwoci przestrzeni,

jak przemierzaj, lecieliby zawsze tylko na trasach, ktre w czwartym wymiarze


s zakrzywione i biegn z powrotem do punktu wyjcia. Mzgi ich bowiem nie
potrafi uchwyci takiego "zakrzywienia przestrzeni".
Wszystkie problemy zdaway si wic rozwizane w sposb zadowalajcy,
wszelkie sprzecznoci usunite. Einsteinowska odpowied na prastare pytanie
jest jednym z najwspanialszych osigni ducha ludzkiego. Jest ona tym
bardziej podziwu godna, e znajduje si waciwie prawie ju poza zasigiem
naszego rozumu. A jednak istnia pewien drobny szczeg, ktry drani
Einsteina. Gdy zajmowa si nowym jzykiem wzorw, pozwalajcym na
opisanie zakrzywienia Wszechwiata, za kadym razem przy dokadniejszym
rozpatrzeniu wynikao, e Wszechwiat ten waciwie nie moe by stay.
Jakkolwiek by liczy, rezultat by zawsze taki sam. Wzory wskazyway na to,
jakoby zakrzywiony w opisany sposb Wszechwiat nie mg by trway.
Matematyczne symbole zawierajce zakodowane waciwoci Wszechwiata
mwiy, e albo ten skoczony i zakrzywiony Wszechwiat musi si zapa w
sobie, albo rozlecie na wszystkie strony.
Jest to naprawd niebywaa rzecz, e informacj t mona byo wyczyta ju z
wzorw Einsteina, zanim istniaa najmniejsza nawet wskazwka na to, e tak
moe by istotnie. Gdy si zna dalszy przebieg sprawy, wwczas ten historyczny
fakt staje si oszaamiajcym przykadem niesamowitej wrcz skutecznoci, z
jak "matematyczne sondy kosmiczne" mog przebada dziedziny niedostpne
naszej wyobrani.
Sam Einstein w owym czasie nie mia jeszcze penego zaufania do swoich
wzorw. Uzyskana informacja wydawaa mu si nazbyt nieprawdopodobna.
Wola do rwna swoich sztucznie wstawi dodatkow liczb, ktr wiadomie
dobra tak, aby usun informacj, ktra mu przeszkadzaa. Liczb t,
wprowadzon pomidzy liczne czony swoich skomplikowanych rwna, nazwa
"czonem kosmologicznym" (kosmologia to jest to, o czym tutaj cay czas
mwimy, nauka o budowie Wszechwiata). Wszystkim jego kolegom po fachu
manipulacja ta wydawaa si przekonywajca i dopuszczalna. Przecie nie
mona byo chyba wtpi w stao i cigo Wszechwiata. Musiaa wic
istnie jaka sia przyrody, odpowiadajca wprowadzonemu dodatkowo przez
Einsteina "czonowi kosmologicznemu", sia, ktra jest przyczyn, e
Wszechwiat pomimo swego zakrzywienia jest trway. Przyjdzie czas, e sia ta
zostanie odkryta.
Po tym wszystkim, comy tutaj mwili, nie pozbawiony pikanterii jest fakt, e
wielki Einstein wstawi dodatkowo do swego wzoru "czon kosmologiczny" po
prostu dlatego, e wstyd to nawet gono powiedzie nie potrafi sobie
"wyobrazi", e wiat nie jest trway. Miaoby si wrcz ochot powiedzie, e to,
co nastpio zaraz potem, byo kar za t niekonsekwencj.
Krtko przed kocem pierwszej wojny wiatowej w Mount Wilson w Kalifornii

odbyo si, po dziesicioletnim okresie budowy, powicenie nowo


skonstruowanego teleskopu zwierciadlanego. Przyrzd ten mia zwierciado o
rednicy 2,5 metra i by przez trzydzieci lat najwikszym teleskopem na Ziemi.
Dziki niemu w 1926 roku udao si szefowi obserwatorium Edwinowi P.
Hubble'owi "rozoy" mgawic Andromedy na pojedyncze gwiazdy. By to
pierwszy w dziejach nauki przeprowadzony dowd, e owe niewidzialne goym
okiem tak zwane spiralne mgawice, pojawiajce si w niezliczonych ilociach na
fotograficznych pytach astronomw, s systemami drg mlecznych
(galaktykami), pooonymi daleko poza nasz wasn Drog Mleczn.
Nic dziwnego, e w nastpnych latach uwaga astronomw dysponujcych
nowym olbrzymim teleskopem skierowana bya przede wszystkim na owe
obiekty niebieskie. I znowu wanie Hubble dokona kolejnego sensacyjnego
odkrycia, wysuwajc twierdzenie o synnej "ekspansji Wszechwiata".
Ju od 1912 roku gromadziy si pewne obserwacje przemawiajce za tym, e
linie widmowe mgawic spiralnych oglnie przesunite s chyba zbyt daleko w
kierunku fal duszych, a wic czerwonej czci widma. Obecnie Hubble i jego
wsppracownicy w trakcie systematycznych bada przeanalizowali szczegowo
owo przesunicie linii widmowych ku czerwieni. Potwierdzio si przy tym, e w
praktyce mona je zaobserwowa w widmach wszystkich mgawic spiralnych.
Jednake najwaniejszy moment w odkryciu Hubble'a polega na udowodnieniu,
e przesunicie linii widmowych ku czerwieni jest tym wyraniejsze, im wiksza
jest odlego badanej mgawicy. Z tego rezultatu dugoletnich bada Hubble
wycign wreszcie w 1929 roku jedyny moliwy i do tej pory obowizujcy
wniosek: przesunicie ku czerwieni, zgodnie z tak zwanym zjawiskiem Dopplera,
naley uwaa za przejaw ruchu ucieczki wykonywanego przez wszystkie
mgawice.4 Zatem wszystkie mgawice spiralne z wielkimi prdkociami oddalaj
si od siebie we wszystkich kierunkach. A prdko ich jest w stosunku do siebie
tym wiksza, im bardziej s od siebie odlege.
W przypadkach kracowych owe prdkoci ucieczki s niewiarygodnie wielkie.
Przy tym najbardziej od nas oddalone obiekty od wielu lat nie s ju wcale
adnymi mgawicami spiralnymi, lecz dosy tajemniczymi tak zwanymi
"kwazarami". Kwazar jest to utworzona z angielskiego skrtu ("Quasar")
sztuczna nazwa, ktra ma w zasadzie wyrazi, e w gr wchodzi "ciao emitujce
promienie o czstotliwoci radiowej", z wygldu podobne do gwiazdy. Kwazary z
pewnoci nie s gwiazdami, natomiast do tej pory nie wiadomo, jaki to moe
by rodzaj cia niebieskich. Niektrzy astrofizycy przypuszczaj, e natrafilimy
tutaj, "na kracu wiata", na galaktyki w bardzo wczesnym stadium rozwoju. Dla
nas wane jest tylko, e owe kwazary emituj tak ogromnie silne promieniowanie
o czstotliwoci radiowej, e mona wykaza ich obecno w odlegociach o
wiele wikszych anieli najdalsze nawet mgawice spiralne, wytropione na pycie
fotograficznej nawietlanej przez dugie godziny.

Najbardziej odlege mgawice spiralne, jakie si jeszcze zaznaczaj na pycie


fotograficznej, s od nas oddalone mniej wicej o jeden do dwch miliardw lat
wietlnych. Prdko ich oddalania si wynosi ju jakie 50 000 do 60 000
kilometrw na sekund. Jakkolwiek prdko ta wydaje nam si zupenie
fantastyczna, prdko kwazarw jeszcze znacznie j przewysza. Wszelkie
rekordy bije pewne quasi-gwiazdowe rdo radiowe odlege od nas o jakie 8
miliardw lat wietlnych. Jego prdko ucieczki wynosi 80 procent prdkoci
wiata, to jest 240 000 kilometrw na sekund.
Gdy zechcemy podsumowa obraz naszego Wszechwiata w wietle odkrycia
Hubble'a, ujrzymy widok potnej eksplozji, przekraczajcej swym rozmiarem
wszelkie moliwoci wyobrani. Einstein, gdy usysza o odkryciu Hubble'a, bez
sowa usun "czon kosmologiczny" ze swych rwna. Korekta ta bowiem nie
bya potrzebna. Jego wzory gosiy prawd: Wszechwiat nie tylko nie jest
nieskoczony, nie jest take trway. Nie tylko nie zajmuje nieskoczonej
przestrzeni, ale nie trwa wiecznie.
Nie potrzeba przecie uzasadnia tego, e eksplodujcy bd, jak mawiaj
astronomowie w nieco sztywnym jzyku naukowcw, "ekspandujcy"
Wszechwiat jest przeciwiestwem Kosmosu stabilnego, e waciwoci jego
zmieniaj si w kadej upywajcej chwili, chociaby tylko to, e materia w nim
zawarta wskutek szybko wzrastajcego rozprzestrzeniania stale si rozrzedza.
Tym bardziej nie potrzeba uzasadnia, e ruch eksplozji Wszechwiata nie moe
trwa od dowolnie dugiego bd nieskoczenie dugiego czasu. Innymi sowy:
naukowcy natknli si na fakty, ktre musiay nasun myl, e wiat mia swj
pocztek.
Moliwo ta wydaa si wielu ludziom nauki tak rewolucyjna, tak "nienaukowa"
albo aby uy ulubionego okrelenia wielu uczonych tak "szczeglna", e
powstao mnstwo teorii dla ominicia owej sensacyjnej konsekwencji,
przypominajcej prastare mity i przekazy religijne. My tutaj wcale nie musimy si
wdawa we wszystkie te, nieraz bardzo skomplikowane teorie i "modele wiata",
poniewa tymczasem opisane przez nas odkrycie Penziasa i Wilsona raz na
zawsze rozstrzygno problem. wiat naprawd kiedy si zacz.
Teraz rozumiemy, dlaczego odkryte w 1965 roku w laboratorium "Bell
Telephone" promieniowanie o dziwnych waciwociach wywoao tak sensacj
wrd naukowcw. Wystarczy pomyle o metodzie rachunkowego okrelania
stanw z przeszoci na podstawie dotychczasowych pomiarw ruchw ucieczki
poszczeglnych mgawic spiralnych. Dokonano tego w setkach przypadkw.
Przypomnijmy sobie: mgawice najbliej pooone s najpowolniejsze, im
wiksze ich oddalenie, tym wiksza jest take ich prdko.
Moe jest tak po prostu dlatego, e najszybsze mgawice od pocztku miay
najwiksz prdko i dlatego najdalej poleciay? Skoro tylko powzito taki
pomys i dokonano odpowiednich oblicze na podstawie odlegoci i prdkoci

poszczeglnych mgawic, natychmiast okazao si, e obraz eksplozji naley


istotnie rozumie dosownie. Przed mniej wicej trzynastoma miliardami lat
wszystkie te mgawice, caa w tym Wszechwiecie zawarta materia (a z ni i
przestrze samego Wszechwiata), musiay by skoncentrowane w jednym
punkcie. Wraz z wychodzc z tego punktu potn eksplozj, ktrej dalszy cig
przeywamy jeszcze dzisiaj w formie opisanej przez nas ekspansji
Wszechwiata, przed jakimi trzynastoma miliardami lat wiat zacz istnie.5
Do 1965 roku bya to jeszcze teoria. Co prawda wszystkie szczegy byy
cudownie do siebie dostosowane i skaday si na jednolity, zamknity w sobie
obraz. Pniej mona byo powiedzie, e wynikajca z wzorw Einsteina
prognoza tego, e Wszechwiat kiedy musi bd zapa si, bd rozcign,
stanowi moe rwnie dobitne wsparcie susznoci teorii "prawybuchu" (czyli
"Big-Bangu", jak naukowcy angielskiego obszaru jzykowego onomatopeicznie
nazwali to dramatyczne wydarzenie). Pomimo to poszukiwano bezporedniego
dowodu. Wymyli sobie mona duo rzeczy. Ale nawet to, co jest sensowne i
logiczne, niekoniecznie musi naprawd istnie. Zaznaczamy na marginesie, e
jest to punkt widzenia, ktry czsto nie dociera do wielu ludzi zajmujcych si z
amatorstwa rozwaaniami filozoficzno-przyrodniczymi. A szkoda, czsto nie
rozumiej bowiem, dlaczego ich teorie i konstrukcje mylowe nie znajduj
aprobaty zawodowych kapanw wiedzy.
atwo to wytumaczy. Nie dzieje si tak dlatego, e jak wielu sdzi
naukowcy s zanadto zarozumiali, aby uzna zasugi outsidera. Sprawa polega
raczej na tym, e kady uczony wie z wasnego, nieraz gorzkiego
dowiadczenia, jak bardzo daremne jest mozolne ustanawianie teorii i
wznoszenie budowli mylowych, ktre same w sobie s logicznie zwarte i
bezsporne.
W niektrych przypadkach bywa wrcz tragiczne, e tyle czasu i energii zuywa
si na opracowanie "teorii" o tajemnicy ycia, powstaniu materii i tym podobnych
problemach. Naturalnie, kada teoria musi sama w sobie by wolna od
sprzecznoci i przekonujca. Ale to, czy posiada jakkolwiek warto, zaley
wycznie od tego, czy w otaczajcym nas wiecie istnieje jaki fakt, jakie
obserwowalne zdarzenie, ktre moe stanowi dla niej oparcie, albo te, czy
mona z niej wyprowadzi tak prognoz, ktra da si sprawdzi
dowiadczalnie.
Dlatego te, pomimo przesunicia linii widmowych ku czerwieni, pomimo wzorw
Einsteina, naukowcy nie byli zadowoleni. Wszystko wprawdzie wskazywao na
to, e wiat nasz w potnej byskawicy powsta z niczego, ale kt mg by
cakowicie pewny, czy przesunicie linii widmowych ku czerwieni pochodzce od
mgawic spiralnych istotnie brao si ze zjawiska Dopplera, a nie miao innej, nie
wyjanionej jeszcze przyczyny? A moe Einstein jednak mia racj, kiedy wczy
do swoich rwna "czon kosmologiczny"? Potrzebowano wic koniecznie

jakiego dowodu.
Gdy si chce co znale, trzeba przede wszystkim wiedzie, czego naley
szuka. Jak mgby wyglda dowd realnoci prawybuchu sprzed 13 miliardw
lat? Jednym z fizykw zajmujcych si intensywnie tym zagadnieniem by Robert
H. Dicke z Princeton. Prbowa on obliczy warunki, ktre musiay panowa w
pierwszych sekundach istnienia wiata. Nastpnie usiowa std wyprowadzi
charakterystyk jakich objaww, ktre daoby si dzisiaj jeszcze odnale.
Dicke doszed wreszcie do wniosku, e z byskawicy owego wybuchu musiao do
tej pory jeszcze pozosta promieniowanie termiczne, charakterystyczne dla
temperatury okoo 3 stopni Kelvina. Rwna si to tylko 3 stopniom powyej
absolutnego zera, to znaczy minus 273,15 stopni Celsjusza. "3 stopnie wicej
anieli nic." Niezalenie od tej temperatury promieniowanie zgodnie z
osobliwoci swego powstania powinno by izotropowe. Innymi sowy:
powinno ono wypenia cay obecny Wszechwiat cakowicie rwnomiernie, a dla
obserwatora pozornie dobiega jednoczenie ze wszystkich kierunkw.6
Moemy ju w tym miejscu zrozumie, jak Dicke doszed do tej drugiej prognozy.
Nie wolno nam tylko podda si kuszcemu paralogizmowi, jakoby gdzie dzisiaj
we Wszechwiecie istnia punkt, z ktrego wiat rozda si do swych obecnych
rozmiarw. Chocia jest to dla nas i zawsze pozostanie niewyobraalne, nie
wolno nam zapomina, e w owym czasie Kosmos sam by tylko punktem i e to
wanie ten punkt si rozcign. Dlatego te Dicke twierdzi, e Wszechwiat
musi jeszcze teraz by wypeniony cakowicie rwnomiernie pozostaym po
wybuchu promieniowaniem.
W konkretnych warunkach obserwacji musi to oznacza, e przyrzdy powinny
wykazywa promieniowanie ze wszystkich kierunkw i o jednakowym nateniu.
W zasadzie zjawisko to powinno by dokadnie takie samo w kadym dowolnym
miejscu Wszechwiata; Dicke jeszcze doda, e rozumujc logicznie dla
takiego promieniowania pochodzcego od pocztkw wiata nie powinno w
caym Kosmosie by adnego uprzywilejowanego punktu. Teoretycznie rwnie
byo to cakowicie poprawne. Brzmiao co prawda nieco akademicko, poniewa
wniosku tego jak si zdawao nigdy nie bdzie mona sprawdzi. Tak wic
intensywno odpowiadajca 3 stopniom Kelvina i opisana izotropowo
stanowiy list goczy poszukiwanego promieniowania. Trudnoci techniczne byy
ogromne. W Princeton niebawem rozpoczto budow odpowiednich anten. I
wanie w tym czasie Dicke przypadkowo dowiedzia si o dziwnym
zakcajcym szumie, z jakim mczy si zesp w "Bell Telephone". Cig dalszy
jest nam znany. Penzias i Wilson nie wiedzc o tym i nie zamierzajc tego
odkryli poszukiwane promieniowanie.
Caa sprawa nie bya a tak przypadkowa, jak by si mogo wydawa. Przypadek
nie polega na tym, e pracownicy "Bell Telephone" swymi aparatami
przechwycili resztkowe promieniowanie prawybuchu, lecz na tym, e wiadomo

o tym dotara do Dicke'a, ktry mg im powiedzie, o co chodzi. Ostatecznie nie


jest a tak trudno wytropi owo resztkowe promieniowanie. Wiemy obecnie, e
powoduje ono nawet cz tego "optycznego szumu", tego "opadu nienego",
jaki widujemy na ekranie naszych telewizorw, wwczas gdy po zakoczeniu
programu aparat pozostaje wczony i jest jak gdyby "na jaowym biegu". W
takiej postaci wic echo powstania wiata dotd jeszcze przenika do naszych
domw.
W ubiegych latach astrofizycy potrafili zreszt odnale t rwnomierno,
izotropowo owego promieniowania odpowiadajcego temperaturze 3 stopni
Kelvina, w bardzo rozmaitych miejscach Wszechwiata, potwierdzajc tym
samym ostatnie przewidywanie Dicke'a, ktre wydawao si czyst teori. Udao
im si udowodni obecno czsteczek cyjanu w obokach gazowych odlegych
o setki lat wietlnych i przebada fizyczny stan tych czsteczek na podstawie
analizy widmowej przewitujcego wiata gwiazd znajdujcych si poza nimi.
Dotyczy to obecnie co najmniej omiu rnych i daleko od siebie pooonych
kosmicznych obokw gazowych. We wszystkich przypadkach bez wyjtku
analizowane czsteczki byy w stanie wzbudzenia odpowiadajcym
promieniowaniu charakterystycznemu dla temperatury dokadnie 3 stopni
Kelvina.
Od 1965 roku wiemy wic, e wiat nasz mia swj pocztek, od ktrego mino
prawdopodobnie mniej wicej trzynacie miliardw lat. Wedug tego, co wiemy,
w czasie tym powsta Kosmos w byskawicy tak potnej, e naukowcy dzisiaj
jeszcze mog "usysze" jej echo. Jakie byy przyczyny tej byskawicy i co byo
przedtem?
Niektrzy uczeni licz si z moliwoci, e obecne rozprzestrzenianie si
wiata przebiega w sposb hamowany. Wiele przemawia za t wersj
zmniejszania si szybkoci ekspansji, po prostu jako skutku wzajemnego
przycigania wszystkich mas znajdujcych si w Kosmosie. Jakkolwiek nika
byaby sia przycigania na tak wielkich odlegociach, jej dziaanie w cigu
bardzo, dugich okresw bezsprzecznie daje si odczu.
Std prbuje si teraz przy uyciu najwikszych radioteleskopw uzyska wgld
w przeszo dla stwierdzenia, czy moe prdko ucieczki mgawic w
pierwszych miliardach lat istnienia wiata nie bya jednak wiksza ni dzisiaj.
Taki wynik stanowiby dowd hamowanego przebiegu ekspansji. Badania te s
w zasadzie atwiejsze do przeprowadzenia i mniej tajemnicze, anieli si w
pierwszej chwili moe zdawa. Trzeba tylko w tym celu sign dostatecznie
daleko w przestrze. Znajdujemy tam bowiem mgawice i kwazary wykazujce
waciwoci sprzed dwu, szeciu lub wicej miliardw lat, to jest z czasu, gdy
wysay one wiato, ktre dzisiaj odbieramy. Badania tego rodzaju prowadz
przede wszystkim Martin Ryle i jego wsppracownicy w Anglii. Ich wyniki nie s
jeszcze jednoznaczne. Zale one w duym stopniu od moliwie precyzyjnego

okrelenia odlegoci mgawic, a wanie w odniesieniu do tych najdalszych


obiektw jest to obecnie jeszcze sprawa bardzo niepewna.
W przypadku hamowanej ekspansji ruch ucieczki powoli, w cigu wielu miliardw
lat musiaby wreszcie usta, po czym rozpoczby si proces w kierunku
przeciwnym. Od tej chwili pod wpywem samego tylko cienia wszystkie masy
w caym Wszechwiecie zaczyby wpada na siebie z rosnc prdkoci. Tym
samym po ekspansji nastpiaby kontrakcja Wszechwiata. W fazie tej
astronomowie przy badaniu widma bardzo daleko pooonych galaktyk
stwierdzaliby nie przesunicie linii widmowych ku czerwieni, lecz pozorne
skrcenie dugoci fal, a wic przesunicie linii widmowych ku fioletowi.
W cigu tej kontrakcji prdko zderzajcych si ze sob mas stale by si
zwikszaa. W kocu wszystkie niezliczone galaktyki Wszechwiata, kada
zoona ze stu lub wicej miliardw soc, kada z nich zawierajca milionkrotne
ycie w niewyobraalnej rnorodnoci form, stopiyby si ze sob w toku jednej
olbrzymiej kolizji. Cay Wszechwiat zginby w gigantycznej implozji.
Jednake znowu w kilka miliardw lat pniej, gdy z rozbitej potg eksplozji
materii kosmicznej powstan nowe gwiazdy na nowym niebie, a na nich z kolei
ycie i nowe kultury ta sama byskawica zostaaby odkryta przez astronomw
owych kultur i zinterpretowana zupenie inaczej: nie jako upadek dawtiiejsze-go
wiata, lecz jako pocztek wasnego Kosmosu.
Czy moe rzeczywicie tak jest? Czy przed "Big-Bangiem" istnia ju kiedy inny
Wszechwiat? A my zagospodarowalimy si na gruzach jego klski? Czy gruzy
naszego wiata w jakiej niewyobraalnie dalekiej przyszoci suy bd za
materia wyjciowy nowego Kosmosu, ktrego jeszcze nie ma?
Naukowcy sdz, e taki model "pulsujcego Wszechwiata" jest
prawdopodobny. Trwanie jego pulsacji oceniaj na mniej wicej 80 miliardw lat.
Byby to czas upywajcy midzy dwoma wybuchami kosmicznymi, byby to w
pewnym sensie czas trwania poszczeglnego, "indywidualnego" Wszechwiata.
Nie widzimy adnego powodu, dla ktrego nie miaoby si tak cign bez
koca, dlaczego Wszechwiat z Wszechwiatem nie miayby sobie na tym
wiecie w ten sposb podawa rk w nie koczcym si acuchu a do kresu
wszelkiego czasu. Moe istotnie tak jest.
Tym samym jednak nasze pytanie o pocztek znowu zostao odsunite bez
odpowiedzi. Jeeli przed naszym wiatem istnia inny wiat, od ktrego dzieli nas
nieprzekraczalna bariera prawybuchu, a przed nim jeszcze inny i tak dalej
wwczas wydaje si, e przyczynowy acuch biegncy ku pocztkowi zagubi
si w nieskoczonoci. Moe jednak jest tak, e adnego pocztku nie byo. Co
prawda po tym, czegomy si na ten temat w tym, rozdziale dowiedzieli,
stracilimy nieco zaufanie do pojcia nieskoczonoci. A jak bdzie ono
wyglda, gdy sprbujemy sign myl wstecz, wzdu szeregu przyczyn a
do pierwszego pocztku pierwszego wiata tego nikt nam. powiedzie nie

moe. Tutaj pytania nasze gubi si cakowicie w nieznanym.


Tymczasem pytanie o pocztek dla kadego z nas ma jeszcze jedno zupenie
inne znaczenie. Wiedzie chcemy nie tylko, kiedy i w jaki sposb powsta wiat,
wiedzie chcemy take, dlaczego powsta. "Dlaczego w ogle co istnieje?"
bd, mwic inaczej: "Dlaczego nie jest tak, e jest nic?"
Gdy o to zapytamy przyrodnika, usyszymy lakonicznie, e na pytanie to nie ma
odpowiedzi. Gdy bdziemy nalega, zapytany moe sta si nawet niegrzeczny.
Od jego temperamentu zaley, czy zbdzie nas owiadczeniem, e pytanie jest
"bez sensu", czy nas wymieje, czy wyprosi sobie dalsze pytania ze strony
takiego laika. Reakcja ta zwizana jest z pewn chorob zawodow, na ktr
cierpi wikszo przyrodnikw naszego pokolenia i ktr naley uwaa za
dalszy skutek ich wielowiekowych zaciekych walk z teologami i filozofami.
Gdy bowiem rozmawiamy z przedstawicielami nauk przyrodniczych na takie
tematy, musimy pamita o minionych dziejach bada nad przyrod. Giordano
Bruno i Galileusz nie s jedynymi, lecz tylko najsynniejszymi uczonymi, ktrzy
swymi badaniami cignli na siebie zagroenie ycia. Niebezpieczniejsza, nie
dla badaczy osobicie, lecz dla rozwoju ich wiedzy, jest tkwica jeszcze dzisiaj w
ludziach pewna skonno, objawiajca si w toku dyskusji o zagadnieniach
przyrodniczych, wobec kadej napotykanej wikszej przeszkody intelektualnej;
jest ni skonno do rezygnowania z dalszego mylenia na rzecz jakiego
pozornego, metafizycznego lub nadprzyrodzonego, rozwizania.
Przez cae wieki chemicy, nie zastanawiajc si gbiej, ywili przekonanie, e
do powstania substancji organicznych (w odrnieniu od zwizkw
nieorganicznych, mineraw itp.) niezbdna jest tajemnicza, naukowo
nieuchwytna "sia yciowa", obecna tylko w organizmach ywych. Trwao to,
dopki Fryderyk Wohler w swoim laboratorium w 1828 roku po raz pierwszy nie
zsyntetyzowa zwizku organicznego mocznika.
Przykadw jest mnstwo. Czy bdzie to wyrafinowana mimikra indyjskiej
gsienicy, o ktrej bya mowa we wstpie, czy te problem powstania ycia na
Ziemi, ktrym bdziemy si jeszcze zajmowa zawsze przy takich i podobnych
problemach czai si pokusa uniknicia wysiku dalszego mylenia, koniecznoci
cierpliwego oczekiwania na wyniki dalszych mozolnych bada w sposb
nadzwyczaj prosty, przez uznanie owych problemw za "nie do wyjanienia na
drodze naukowej" i zadowolenie si jakim "wyjanieniem" nadprzyrodzonym.
Poniewa przyrodnicy take s ludmi, oni rwnie nie byli nigdy uodpornieni na
tak pokus. Tote raz po raz jej ulegali. Z czasem jednak zauwayli, e z reguy
najwikszych odkry udao im si dokona wtedy, gdy nie ustpowali, gdy nie
rezygnowali zbyt prdko, gdy przeciwnie cierpliwie dalej szukali przyczyn
wanie w takich przypadkach, kiedy "cud" zdawa si jedyn odpowiedzi. Tylko
tym tumaczy mona uporczywo i wyrobion przez cae pokolenia

samodyscyplin, dziki ktrym konsekwentnie wywiczyli si wreszcie w tym,


aby nie ufa adnemu "cudowi" i odrzucali kade nadprzyrodzone wyjanienie.
Zbyt wiele mieli gorzkich dowiadcze w przeszoci.
Std cakowicie zrozumiae jest, e jedn z cech metody przyrodniczej jest
postawa Wyraajca si w tym, aby udawa, jakoby istniay tylko rzeczy
obiektywnie wymierne, i prbowa, jak daleko mona dziki nim zaj. Od kiedy
naukowcy przybrali konsekwentnie tak w gruncie rzeczy prost (chocia
naturze ludzkiej raczej z urodzenia obc) postaw, przekonali si, e osignli
tym bardzo wiele, o wiele wicej, anieli si im samym kiedykolwiek nio.
Jednake doprowadzio to do tego, e takie nastawienie u wielu z nich stao si
rodzajem idee fixe, pewn "profesjonaln nerwic", chorob zawodow. Take i
poza rodowiskiem naukowym ten historyczny rozwj odbi si na postawie wielu
"nowoczesnych" wyksztaconych ludzi, bez wiadomoci, gdzie tkwi korzenie
tego ich nastawienia. Wikszo dawno zapomniaa, e pierwotnie ta
wewntrzna postawa bya wyrazem wiadomej metody pracy, obranej ze
zrozumiaych przyczyn. Reaguj oni niechci lub drwin, gdy stawia si ich
wobec spraw i problemw spoza zasigu rzeczy wymiernych i wywaalnych,
wierz bowiem, e musz gosi pogld, i takie obszary rzeczywistoci w ogle
nie istniej.
Na pewno suszne jest, e rozwaania metafizyczne nie powinny plta si
wrd przyrodniczych bada naukowych. Przyrodnik, ktry amie t zasad,
staje si zwykym gadu. Ale wiedza o przyrodzie nie ogarnia jeszcze caej
rzeczywistoci. A Albert Einstein rozpoznanie to wprowadzi do nauki nawet jako
zasad.
Std te kady ma prawo sam wyrobi sobie wasne zdanie o tym, dlaczego
istnieje wiat, a nie po prostu nic. Nauki przyrodnicze tego ju nie rozwi. A
jeeli kto z bezspornego faktu, e wiat istnieje, chce wycign wniosek o
przyczynie tego istnienia zaoenie takie w adnym punkcie nie jest sprzeczne
z nasz wiedz naukow. aden uczony nie rozporzdza ani argumentem, ani
faktem, ktre mogyby by sprzeczne z tym zaoeniem. Nawet wtedy gdy w gr
wchodzi przyczyna, ktra jake mogoby by inaczej najwyraniej znajduje
si poza tym naszym trjwymiarowym wiatem.
Niewane wic, z jakiego powodu, faktem jest, e wiat ten istnieje. Istnieje ju
tak dawno, e tutaj na Ziemi podobnie jak niewtpliwie na niezliczonych innych
ciaach niebieskich powsta mogy ycie i wiadomo, a wreszcie kultura.
Kultura wanie w naszej epoce wzniosa si na szczebel, ktry pozwala nam po
raz pierwszy wiadomie rozpozna ten przebiegajcy od miliardw lat proces
rozwoju. Po niewyobraalnie dugich okresach niewiadomoci jestemy - w
kadym razie na tej planecie pierwszymi istotami yjcymi, ktre odkryy siebie
jako tymczasowy produkt kocowy potnych dziejw. Jestemy pierwszymi
ludmi, ktrym dana zostaa moliwo zrekonstruowania wstecz a do pocztku

wiata L- co najmniej w zarysie tego, co za nami, w celu poznania warunkw,


jakim my sami i nasze rodowisko zawdzicza swoje powstanie.
Otwiera to przed nami zupenie now drog do samozrozumienia. Do tej pory
prbowalimy pozna istot czowieka zawsze tylko na podstawie przebiegu
tego, co zwyko si bezmylnie nazywa "histori", a nawet "histori wiata".
Innych rde nie byo. Odkrycie historii przyrody z jej niesychanym rozwojem od
prawybuchu do powstania naszej wiadomoci ujawnia nam. obecnie, jak bardzo
niky by ten wycinek, z ktrego dotd wycigalimy wnioski o caoci.
Historia nie jest to tylko nastpowanie kolejno po sobie dynastii, wypraw
wojennych i kultur. Prawdziwa historia siga daleko szerzej. Rozpoczyna si od
"Big-Bangu", powstania wodoru i pierwszych cia niebieskich, i std przebiega
spjnie i logicznie przez tworzenie si planet z ich atmosfer, powstanie ycia i
mzgw a do pojawienia si wiadomoci i inteligencji, do powstania historii w
rozumieniu konwencjonalnym i do powstania nauki. Nie rozpoznanym jeszcze
przez historykw zadaniem przyszoci jest nawizanie zakresu ich bada do
biegu dziejw w tym przyrodniczym sensie, a take dokonanie prby
wyprowadzenia z tej prawdziwej historii wiata podstawowych prawide rozwojw
historycznych.
Owa wszechogarniajca "historia naturalna" tak pragnbym j nazwa
zawiera bowiem korzenie naszego bytu, a wic i klucz do jego zrozumienia. To,
co si wtedy, przed niewyobraalnie dawnymi czasy, gdy nie istniaa jeszcze
myl, a c dopiero myl o czowieku, rozegrao, wwczas ju stworzyo podoe
i ramy wszystkiego, co pniej miao si z tego pocztku wyoni. To, co stao si
wtedy, tworzy form, ktra wycisna pitno na nas i naszym rodowisku.
Niesusznie wierzylimy przez wieki cae, /e znalelimy si na tym wiecie jak
gdyby zupenie gotowi, zapici na ostatni guzik. Przeciwnie, wiat ten zrodzi nas
w procesie swego powstawania jako jedna ze swych czci.
Z tej przyczyny istotne i elementarne warunki naszego bytu zostay z gry
ustanowione i zdecydowane ju na pocztku wiata. Gdy w oboku eksplozji "BigBangu", w pierwszych minutach po pocztku, protony i elektrony poczyy si w
atomy wodoru, owej tak cudownie zdolnej do rozwoju pramaterii wszystkiego, co
miao nadej, ju byo pewne, e stao i trwanie nie bd z tego wiata.
Nieustajca zmiana i rozwj, cechy przypisane temu wrd eksplozji
rozwijajcemu si Wszechwiatowi, si rzeczy musiay dotyczy wszystkiego, co
ten nowo narodzony Wszechwiat kiedykolwiek wytworzy.
wiat, ktry sam jest skoczony i cigle si zmienia, nie moe wszak mieci w
sobie ani nieskoczonoci, ani trwaoci.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


2. NASZE MIEJSCE PRZY SOCU
Nie wiemy dokadnie, jak powstaa Ziemia. Jest to stwierdzenie, ktre u wielu
ludzi wywoa zdumienie. I susznie. Nauka, ktra bd co bd dojrzaa do tego,
e obecnie potrafi ju obserwacjami tropi lady pocztku wiata, powinna bya
dowiedzie si jeszcze znacznie wicej o tej maej planecie, na jakiej sama
siedzi. Pomimo to pocztek Ziemi, podobnie jak w ogle powstanie Ukadu
Sonecznego, wci jeszcze w znacznym stopniu ginie w mroku niewiedzy i jest
niezrozumiay.
Brzmi to paradoksalnie, ale gwne trudnoci w rozwikaniu problemu powstania
naszej planety zwizane s wanie z tym, e na niej siedzimy i e pozostae
planety naszego Soca znajduj si stosunkowo blisko nas, s wic atwo
dostpne dla naszej aparatury. Std znamy doskonale wszystkie ich bardzo
rnorakie waciwoci. Teoria powstania tych cia niebieskich musi wic
uwzgldni i wyjani wszystkie te cechy. Mona by zrazu sdzi, e mnogo
danych i szczegw o ciaach niebieskich pooonych najbliej nas musi
oznacza rwnie wielk mnogo wskazwek o sposobie, w jaki powstay.
Tymczasem wcale tak nie jest. Nasz Ukad Planetarny jest bowiem jedynym, jaki
znamy. Planety nie wiec same z siebie, lecz podobnie jak nasz Ksiyc
tylko padajcym na nie i odbijanym wiatem Soca. Poza tym nawet najwiksze
spord nich s co najmniej dziesi razy mniejsze od samowieccej gwiazdy
staej, jak jest Soce. Jest to powd, dla ktrego do tej pory jeszcze nie
potrafimy najczulszym nawet przyrzdem obserwacyjnym zbada ukadw
planetarnych innych gwiazd. Waciwie to w tych warunkach musimy si
przyzna, e dotd nie potrafimy bezporednio udowodni, e w ogle istniej
inne gwiazdy, okrane podobnie jak nasze Soce nie rozarzonymi
planetami.
W zasadzie byoby wic zupenie moliwe, eby nasz Ukad Planetarny by nie
tylko jedynym, jaki znamy, ale w ogle jedynym ukadem wystpujcym w
Kosmosie. Z drugiej strony stara i wyprbowana praktyka naukowcw kae w
bardzo maym tylko stopniu zakada prawdopodobiestwo "niepowtarzalnoci"
jakiego obserwowanego zjawiska. Czyli inaczej jest jak najbardziej
nieprawdopodobne, aby Soce nasze zajmowao tak szczegln pozycj
pord miliardw gwiazd staych naszego Ukadu Drogi Mlecznej nie mwic
ju wcale o niezliczonych innych ukadach drg mlecznych, czyli galaktykach.
W tej sytuacji badacze, wobec tych niezliczonych znanych im faktw
dotyczcych planet naszego Soca, nie mog sobie pozwoli na adne
"wypowiedzi statystyczne". Oznacza to, e nie wiedz nigdy, czy jaka liczba
albo jaki inny fakt. stwierdzany przez nich w Ukadzie Sonecznym jest wanie
"typowy dla ukadu planetarnego", czy te jest raczej jakim przez czysty

przypadek powstaym stanem rzeczy, wystpujcym wycznie w naszym


Ukadzie Sonecznym, W pierwszym przypadku odkryta waciwo
stanowiaby przydatny kamyczek do mozaiki jakiej teorii powstania. Natomiast
w drugim przypadku, przeciwnie, naleaoby strzec si przed wbudowaniem jej
do teorii, poniewa wystpuje jedynie przypadkowo, niekoniecznie musi wic by
zwizana z prawami prowadzcymi do powstania ukadu.

Tak wic obfito wszelkich danych i zjawisk jest dla astronomw raczej rdem
zamtu anieli wskazwk w sprawie powstania Ziemi i wszystkich innych
planet. Stosunkowo znacznie wicej wiemy w tej mierze o naszym Ukadzie
Drogi Mlecznej, chocia jest niewyobraalnie o tyle wikszy i chocia o tyle mniej
znamy dotyczcych go szczegw. Jednake astronomowie mogli
sfotografowa i najrozmaitszymi metodami przebada oraz przeanalizowa
niezliczone tysice takich ukadw drg mlecznych. Daje im to moliwo
ujmowania galaktyk w grupy, porwnywania ich waciwoci i nakrelenia
wiarygodnego obrazu tego, jak wyglda "typowy" ukad drogi mlecznej i jakie
prawa stanowi podoe jego waciwoci.
Skonstatujmy najpierw kilka faktw wymagajcych wyjanienia, zanim
zabierzemy si do zbudowania teorii powstania Ukadu Sonecznego, a tym
samym naszej Ziemi. Najwaniejszym zjawiskiem jest niewtpliwie to, e
wszystkie znane nam dziewi planet, od Merkurego poczwszy, a na Plutonie
skoczywszy, okra Soce w tym samym kierunku i e tory, jakie przy tym
zarysowuj w przestrzeni, wszystkie le w tej samej paszczynie (zob. rysunek
po lewej). Zgodnie z tym, co dzisiaj wiemy o prawach mechaniki nieba,
teoretycznie rwnie dobrze byoby moliwe, aby planety obiegay Soce w
najrniejszych paszczyznach i w rozmaitych kierunkach (zob. rysunek po
prawej). Skoro tak nie jest i jeeli ponadto wsplna paszczyzna wszystkich ich
torw jest prawie cakowicie zbiena z rwnikiem Soca trudno uwierzy, aby
to byo spraw przypadku.
Wszyscy naukowcy zgodni s co do tego, e wytumaczy mona to tylko

hipotez, i Soce samo swoim obrotem w decydujcym stopniu przyczynio si


do powstania Ukadu Planetarnego, ktry je obecnie otacza. W tym miejscu
zaczynaj si pitrzy trudnoci. Przecie wydaje si, e kolejn, logicznie std
wynikajc hipotez powinno by, e Soce i planety powstay w toku tego
samego procesu z ogromnego oboku gazu i pyu midzygwiazdowego, oboku
kurczcego si pod dziaaniem wasnej grawitacji. Poniewa kurczcy si w taki
sposb obok si rzeczy wpada w coraz szybszy obrt z tych samych
powodw, dla ktrych ywiarka przy piruecie przyciski do siebie ramiona
powstaj odpowiednio wielkie siy odrodkowe, ktre z wolna, ale niezawodnie
przeksztacaj coraz prdzej wirujcy twr w obracajcy si dysk.
Pozornie nic atwiejszego do zrozumienia jak cig dalszy: dziki tej samej sile
odrodkowej od zewntrznego obrzea olbrzymiego dysku odrywa si z czasem
gazowa materia. Oderwane czci po oddzieleniu poruszaj si nadal, wszystkie
w tym samym kierunku i w tej samej paszczynie. Innymi sowy, zaczynaj w
opisany sposb obiega punkt rodkowy dysku, kurczcego si wci w centrum
ukadu. One rwnie kurcz si coraz bardziej ku wasnemu punktowi cikoci,
tworzc w ten sposb zarodki przyszych planet, podczas gdy gwna masa
dysku w kocu staje si Socem.
Chocia opis ten brzmi nadzwyczaj piknie i przekonujco musi by cakowicie
bdny. Wrd wielu bowiem znanych nam waciwoci naszego Ukadu
Sonecznego wystpuj niestety take takie, ktrych absolutnie z t teori
pogodzi nie mona. Najwaniejsz jest tak zwany "paradoks momentu pdu".
Astronomowie nazw t okrelaj trudny, z punktu
widzenia mechaniki nieba, do wytumaczenia fakt, e Soce ze swym olbrzymim
rozmiarem wprawdzie stanowi prawie 99,9 procent cznej masy caego Ukadu
Sonecznego, zawiera natomiast zaledwie 2 procent jego momentu pdu.
Przyjrzyjmy si bliej, o co tu chodzi, aby zrozumie, dlaczego jest to tak wany
argument przeciwko uprzednio naszkicowanej, a tak przekonujcej teorii
powstania. Sprawa jest w gruncie rzeczy bardzo prosta. Gdy pod dziaaniem siy
odrodkowej od jakiego wirujcego dysku stopniowo odrywaj si okruchy
masy, to zgodnie z prawami mechaniki prdko obrotu centralnego dysku na
zasadzie wspomnianego efektu piruetu musi by wiksza od prdkoci obiegu
oderwanych okruchw. One bowiem w chwili oderwania si nabray prdkoci
waciwej dla ich miejsca na zewntrznej krawdzi dysku. Nie znamy adnych
si, ktre mogyby pniej spowodowa wzrost prdkoci ich obrotu. Tymczasem
gwna, centralna masa ukadu, a wic dysk, z ktrego zgodnie z omawian
teori miaoby w kocu powsta Soce, take po oderwaniu si poszczeglnych
planetowych zarodkw podlega dalszej koncentracji. Prdko jego obrotu
powinna si zatem dalej zwiksza. W wyniku kocowym moment pdu ciaa
rodkowego, to znaczy Soca, powinien wic znacznie przewysza moment
pdu wszystkich planet na ich rozmaitych orbitach.

Niestety w przypadku Ukadu Sonecznego dzieje si wrcz przeciwnie.


Powiadamy "niestety", gdy tym samym tak przekonujca i prosta teoria o
wsplnym powstaniu z zamknitego wirujcego praoboku, bez adnego wpywu
z zewntrz zostaa obalona. Astronomowie obliczyli, e gdyby rozwizanie to
byo poprawne, Soce musiaoby obraca si co najmniej dwiecie razy prdzej,
anieli jest w istocie.
Jak powsta wic Ukad Soneczny? Istnieje obecnie ponad 30 (trzydzieci!)
przernych teorii prbujcych odpowiedzie na to pytanie. Sama liczba jest
dobitnym wyrazem panujcej tu bezradnoci. Mnogo pogldw za wynika
std, e kada spord tych teorii usiuje wyjani jedn okrelon osobliwo
naszego Ukadu. Z zasady wynik zaprzecza z kolei innej jakiej waciwoci, dla
ktrej wytumaczenia tworzy si znowu now teori i tak dalej. Do tej pory adna
z tych prb nie potrafia da przekonujcego i jasnego wytumaczenia caoci.
Pomimo to musimy tutaj krtko omwi dwie z owych teorii. Pierwsz dlatego, e
swego czasu bya ywo dyskutowana, nie tylko w rodowisku fachowym, i dotd
w szerokim krgach uznawana jest za obowizujc. Fakt, e w rzeczywistoci
dawno ju zostaa odrzucona, wydaje mi si wany dlatego, e porednio jest
ona cile powizana z pytaniem, czy w innych rejonach Kosmosu rwnie
powstao ycie. Mowa jest o "teorii katastrof", opracowanej przez znanego
angielskiego astronoma Jamesa Jeansa.
Jeansowi zaleao przede wszystkim na wyjanieniu "nadwyki" momentu padu
planet. Poniewa jak widzielimy przebieg wydarze w samym Ukadzie nie
uzasadnia tego zjawiska, wydawao si logiczne, e poszukiwa naley jakiej
siy, ktra mogaby pochodzi z zewntrz. W rachub wchodzia waciwie tylko
inna gwiazda staa. Takie rozumowanie naprowadzio Jeansa na pomys, e
moe kiedy, przed wielu miliardami lat, jakie obce soce w czasie swego lotu
przez Kosmos przypadkowo tak bardzo przybliyo si do naszego Soca, e
wzajemna sia przycigania obu gwiazd wyrwaa z ich cia rozarzone masy.
Wskutek impetu takiego spotkania masy te mogy zosta wyrzucone wszystkie w
tym samym kierunku, na orbit wok Soca, a nastpnie, po ochodzeniu,
zgci si w dzisiejsze planety.
Jak widzimy, "hipoteza spotkania" Jeansa bardzo elegancko rozwizuje
paradoks momentu pdu. Tym, co wybuchajcym ze Soca masom gazowym,
ktre potem stan si planetami, nadaje dodatkowy rozpd, jest po prostu impuls
dany przez pdzc obc gwiazd i przeniesiony jej siami przycigania. Teoria
ta doskonale wyjania take zbieny kierunek obiegu wszystkich planet wok
Soca, jak rwnie to, e wszystkie tory planet znajduj si w tej samej
paszczynie. Nawet fakt, e o obrotu Soca pochylona jest mniej wicej o
sze stopni w stosunku do paszczyzny torw planet, w wietle tej teorii jest
bardziej zrozumiay anieli bez zakcajcego dziaania z zewntrz. Jakkolwiek
nachylenie to jest bardzo niewielkie, nie powinno ono waciwie wystpowa

wcale, gdyby masy pniejszych planet byy z bryy Soca po prostu wyrzucane
na zewntrz przez siy odrodkowe.
Nic wic dziwnego, e hipoteza Anglika cieszya si w latach trzydziestych
powszechnym zainteresowaniem. Oywiona w zwizku z tym dyskusja dotyczya
jednoczenie take dalszego wniosku, nieuchronnie z hipotezy tej wynikajcego.
Jeeli Jeans mia racj a wiat cay podwczas wierzy, e prawdopodobnie tak
jest w takim razie moe w caym Kosmosie ycie istnieje tylko w naszym
Ukadzie Sonecznym. Poszczeglne gwiazdy s we Wszechwiecie tak bardzo
od siebie odlege, e takie kosmiczne "prawie zderzenie" moe nastpi
wyjtkowo rzadko. Obliczenia astronomw wykazyway, e obca gwiazda
musiaa nieomal otrze si o nasze Soce, aby mc wyama ze dostateczn
ilo materii na dostatecznie du odlego. Wobec ogromnych odstpw
pomidzy gwiazdami takie "spotkanie po stycznej" zaj mogo w caej naszej
Drodze Mlecznej z jej 200 miliardami gwiazd najwyej zaledwie kilka razy od
czasu istnienia Wszechwiata, a moe w ogle tylko ten jeden jedyny raz.
Jeeli wic tylko takim zdarzeniem mona byo wytumaczy istnienie "typowego"
ukadu planetarnego, to nasz Ukad byby rezultatem cakowicie
nieprawdopodobnego przypadku. Moe jest w ogle jedyny w caym Kosmosie.
(Niechaj nam wolno bdzie tutaj wtrci, e nawet przy tak kracowo
pesymistycznej perspektywie musiayby istnie co najmniej dwa ukady
planetarne: oprcz naszego jeszcze ukad planetarny owej gwiazdy, ktra przed
niewiadomym czasem miaa wej w tak bliski kontakt z naszym Socem, gdy
przy tym spotkaniu musiaoby z ni sta si to samo, co z naszym centralnym
ciaem niebieskim.) A poniewa ycie moliwe jest tylko na planetach
skadajcych si ze staej zimnej materii, nigdy za na poncym atomowym
arem oboku gazowym gwiazdy staej wydawao si, e Jeans cakowicie
niechccy dostarczy jednoczenie swoim wyjanieniem przekonujcego
dowodu, e egzystencja nasza w Kosmosie a przynajmniej w naszej Galaktyce
jest jedyna w swoim rodzaju.
Dzisiaj wiadomo nam,. e teoria spotkania Jeansa take jest bdna. Budzi wiele
rnych zastrzee. Podamy dwa najwaniejsze spord nich: dokadne
przeliczenie si i wzajemnych oddziaywa wystpujcych w trakcie zaoonej
kosmicznej katastrofy dawno wykazao, e nasz Ukad Planetarny, gdyby byt
swj zawdzicza przejciu obcej gwiazdy, musiaby by znacznie mniejszy.
Mgby siga zaledwie poza tor Merkurego, tymczasem najdalsza planeta,
Pluton, obiega Soce w odlegoci okoo stokrotnie wikszej.
Drugie zastrzeenie jest nie mniej wakie. Materia wyrwana ze Soca musi mie
temperatur Soca. Temperatury na Socu s bardzo rne, zalenie od tego,
na jakiej gbokoci si je mierzy.7 W rodkowym punkcie Soca, a wic w
centrum poncego tam ognia atomowego, wynosz one niewyobraalne 15
milionw stopni. Na powierzchni Soca za jest "tylko" od 5000 do 6000 stopni.

Poniewa temperatura niezwykle szybko wzrasta tu pod powierzchni, gazowa


materia, wyrwana ze Soca przez dziaajce od zewntrz siy cienia,
musiaaby mie temperatur co najmniej jakich 100 000 stopni.
Tak gorcy obok gazowy za nie moe by trway w wolnym Wszechwiecie.
Nie miaby najmniejszej nawet szansy skurczenia si do postaci planety. Zanim
bowiem zdyby si w tym celu dostatecznie ochodzi ulotniby si w prni
na wszystkie strony.
Stabilne w takich lub wyszych jeszcze temperaturach moe by dopiero ciao
gazowe o rozmiarze Soca, kiedy przy nagromadzeniu tak potnych mas
wasna sia cienia jest do wielka, aby oprze si cinieniu promieniowania
napierajcemu na zewntrz.
Z teorii spotkania take wic nic nie wyszo, jakkolwiek liczne umysy przez
pewien czas ogromnie ni byy zajte. Wobec tego uczeni zaczli teraz od nowa
interesowa si teori, ktrej zalek przed dwustu laty stworzy Immanuel Kant i
ktrej nadano troch niezrozumia nazw "hipotezy meteorytw". Naszkicujemy
j teraz pokrtce w tej formie, w jakiej dzisiaj jest omawiana przez fachowcw, a
wic z nowoczesnymi uzupenieniami i zmianami, ktre do niej wprowadzono,
przede wszystkim dziki pracom C. F. von Weizsackera, Rosjanina O. J.
Szmidta i Anglika Freda Hoyle'a.
Zupenie odmiennym punktem wyjciowym tej teorii jest zaoenie, e Ziemia,
podobnie jak wszystkie inne planety, powstaa "na zimno". Nie jest jeszcze
wyjanione, czy gazowe i pyowe czstki, z jakich si utworzya, przez jakie
zdarzenie zostay oderwane od Soca, czy te stanowi jak gdyby resztki
pozostae po powstaniu Soca, czy wreszcie jak przypuszcza radziecki
astrofizyk Szmidt pochodz z gbi Kosmosu i zostay tylko przez Soce
przechwycone. W kadym razie tym, z czego wytworzyy si rwnolegle i
jednoczenie Soce i planety, byby zgodnie zreszt z wersj teorii
sformuowan przez Kanta chaotyczny praobok gazowego wodoru i czstek
pyu.
Przede wszystkim skad chemiczny Ziemi wyranie przemawia za tym, e
powierzchnia naszej planety w cigu caej historii swojego ywota nigdy nie
moga mie temperatury wyszej anieli kilkaset stopni Celsjusza. Zarodkiem
naszej Ziemi by wic gaz i py. Przy czym gaz prawie wycznie wodr w
znacznej mierze ulotni si w przestrze Wszechwiata na zasadzie zwykej
dyfuzji, tak e z czasem coraz bardziej zwiksza si wzgldny udzia staego
pyu, skadajcego si z najrozmaitszych pierwiastkw.8 Dlatego te coraz
czciej zdarzao si, e czstki pyu przypadkowo si zderzay, a nastpnie
"zlepiay". Gdy w taki sposb powstao ju kilka wikszych okruchw, dziaa
zacza sia przycigania, co spowodowao, e proces ten znacznie si
przypieszy.
Cae to wydarzenie mogo si rozegra jakie pi sze miliardw lat temu.

Bardzo trudno oceni, jak dugo trwao. Rzd wielkoci na pewno jest zbliony do
"wielu milionw lat". Natomiast faza kocowa, "zbieranie" ostatnich powstaych
okruchw przez najwikszy spord nich, ktry mia si sta zarodkiem
pniejszej Ziemi, bya jak na pojcia astronomiczne do krtka, trwaa
moe tylko przez 80 000 do 100 000 lat.
Zdaniem amerykaskiego astronoma Harolda C. Ureya, wszyscy moemy dzisiaj
jeszcze na wasne oczy ujrze lady tej ostatniej fazy powstania Ziemi: na
Ksiycu. Urey ju na dugo przed pierwszymi lotami na Ksiyc twierdzi, e
kratery na Ksiycu s efektem uderze okruchw materii pozostaych po
narodzinach Ziemi. Obecnie wiemy, e wikszo ksiycowych kraterw
rzeczywicie nie jest, jak dawniej sdzono, pochodzenia wulkanicznego, lecz jest
skutkiem kosmicznych trafie. Ponadto otworzyy si tymczasem moliwoci
okrelania wieku ska na powierzchni Ksiyca; ku zdumieniu ekspertw (ktrzy
liczyli si z mniej wicej dziesiciokrotnie niszymi wartociami) okazao si, e
zalegajce Ksiyc rumowiska skalne wykazuj dokadnie ten sam wiek co
Ziemia. Moe wic Urey, ktrego pogldy swego czasu natrafiy na gorcy
sprzeciw, mia jednak racj.
C. F. Weizsacker w dosy skomplikowanej teorii uzupeniajcej potrafi
uprawdopodobni sposb, w jaki przez powstawanie wirw oraz efekt tarcia,
pomimo niezalenego od siebie tworzenia si poszczeglnych planet, mogy w
kocu powsta wsplne kierunki obiegu na tej samej paszczynie torw. A Fred
Hoyle niedawno opracowa zacztki hipotezy, dziki ktrej moe w przyszoci
uda si zrozumie, jak wymieniona ju przez nas "nadwyka" momentu pdu
planet, jeszcze we wczesnej fazie gazowej naszego Ukadu, zostaa
przeniesiona przez potne pola magnetyczne ze Soca ku zewntrznym
rejonom.
W zwizku z tym wszystkim istniej moe widoki na to, e w niedugim ju czasie
bdziemy dysponowali modelem mylowym, ktry pozwoli nam zrozumie, jak
przed okoo szeciu miliardami lat powsta nasz Ukad Soneczny, ze swymi
dziewicioma planetami. W tej chwili wszystko jednak jest w toku formowania
si, nie mona wic jeszcze wyklucza duych niespodzianek w przyszoci.
Jedyne, co wydaje si definitywnie ju rozstrzygnite, to odrzucenie wszystkich
dawnych domysw, jakoby we wczesnym okresie naszej Ziemi istnia "odcinek
ycia gwiazdo-podobny", a wic rozarzone stadium pocztkowe naszej planety.
Zobaczymy jeszcze, e okoliczno ta ma decydujce znaczenie dla naszego
obecnego samopoczucia, mwic cile: dla moliwoci zasiedlenia Ziemi.
W gronie swego planetarnego rodzestwa Ziemia niewtpliwie otrzymaa
miejsce uprzywilejowane. Jest ona zlokalizowana w najkorzystniejszym miejscu
naszego Ukadu. Moe naleaoby dla sprawiedliwoci doda, e dotyczy to
rwnie obu jej ssiadw, Marsa i Wenus. Co prawda, jak na nasze pojcia,
warunki na obu tych planetach nie s szczeglnie mie. Na adnej z nich nie

moglibymy y nawet przez krtki czas bez zastosowania kosztownych


urzdze ochronnych. Nie moemy jednak stanowczo twierdzi, aby ycie na
tych planetach z zasady i raz na zawsze byo wykluczone. Musimy przecie
pamita, e nasza ziemska miara nie jest w adnym razie obowizujc miar
kosmiczn. To co nam wydaje si nieznone, dla organizmu o odmiennej
konstrukcji moe by nie tylko cakowicie znone, ale wrcz bardzo korzystne.
Trzeba jednak w tym miejscu zakreli pewne granice naszej fantazji, jeeli nie
mamy si cakowicie zgubi w nie kontrolowanych spekulacjach. Rozsdek kae
nam zakada, e ycie, w kadej formie, nawet zupenie obcej nam i
niewyobraalnej, zwizane jest z przemian materii. Jakkolwiek by si
definiowao pojcie ycia, wyobrazi je sobie mona tylko jako form wyrazu
bardzo skomplikowanej materialnej (cielesnej) struktury, w ktrej bd w
powizaniu z ni rozgrywaj si nieustannie liczne procesy i przemiany. Taka
skomplikowana struktura zakada trwao odpowiednio wielkich czsteczek o
odpowiednio zoonej budowie. Tym samym zostaje ustalona co najmniej grna
granica temperatury. Przy bardzo wysokich temperaturach wszystkie czsteczki
rozkadaj si znowu na poszczeglne skadniki atomowe.
Na podstawie podobnych rozwaa mona rwnie uzyska pewn wskazwk
co do najniszej temperatury granicznej. Jak mwilimy, ycie zakada
moliwo staych przemian, cig zmian stanw cielesnych. Zatem ycie w
wyobraalnej dla nas formie zwizane jest wyranie z wod ciek jako
rozpuszczalnikiem, jako orodkiem, w ktrym przebiega mog owe cige,
przede wszystkim chemiczne, procesy. Aby wic wnie ze sob ycie, a przede
wszystkim aby je w ogle kiedy mc zrodzi, planeta musi stworzy wpierw
"rodowisko temperatury", w jakim przynajmniej niekiedy (na przykad w
okrelonych porach roku albo w pewnych fazach rozwoju geologicznego)
wystpuje woda w stanie ciekym.
W dalszym cigu tej historii, ktr tu prbujemy zrekonstruowa, bdziemy
jeszcze musieli upora si z problemem, jak mogo powsta ycie na Ziemi i czy
stao si to w sposb naturalny, czy nadprzyrodzony. Zajmiemy si wtedy take
okolicznociami, w jakich ycie mogoby si rozwin w warunkach innych
anieli ziemskie.
Teraz, gdy chodzi o rekonstrukcj tego Ukadu, ktry jest nasz kosmiczn
ojczyzn, mamy prawo za podstaw przyjmowa tylko szczeglne warunki,
wane dla nas. Oznacza to, e aby moliwe byo ycie, wymagana temperatura
musi si mieci, mwic z grubsza, gdzie midzy punktem zamarzania a
punktem wrzenia wody. Jedynym wchodzcym w rachub rdem ciepa jest
znajdujca si w centrum Ukadu gwiazda, ktr ochrzcilimy imieniem
"Soce".9 Poniewa promieniowanie jej od wielu miliardw lat pozostaje nieomal
niezmienne, jak midzy innymi wykazuj skamieniae lady w skorupie ziemskiej,
temperatura przede wszystkim zaley od odlegoci pomidzy Socem a jego

rozmaitymi planetami, a prcz tego take od atmosfery danej planety.


Gdy pod tym ktem widzenia pozwolimy poszczeglnym czonkom naszego
Ukadu przedefilowa przed nami, zrozumiemy wyranie, jak idealne jest
miejsce, w ktrym znajduje si Ziemia. Niechaj w takim powizaniu ta
uprzywilejowana lokalizacja wanie naszej planety nie budzi nieufnoci wobec
rozumowania, w ktre si tutaj zapuszczamy. Skoro ju istniejemy, moe jako
jedyni, przynajmniej jako jedyna wysza forma ycia w naszym Ukadzie, skoro
powstalimy na Ziemi, sytuacja tej planety w Ukadzie Sonecznym musiaa od
pocztku by uprzywilejowana. W przeciwnym razie bylibymy si rozwinli na
innej planecie albo te nie mielibymy obecnie w ogle okazji do zastanawiania
si nad tym zjawiskiem.
Zacznijmy nasz krtki przegld od najbardziej wewntrznej planety, pooonej
najbliej Soca, od Merkurego. Biegnie on po orbicie utrzymujcej redni odstp
od Soca nie wikszy ni 58 milionw kilometrw. W porwnaniu z tym jestemy
na Ziemi oddaleni od Soca prawie trzykrotnie, mianowicie mniej wicej 150
milionw kilometrw. Odpowiednio "wysoka jest take temperatura na sonecznej
stronie Merkurego. Wynosi ona midzy 300 a 400 stopni Celsjusza. Poniewa
planeta ta jest ponadto za maa (tylko ptora ra wiksza od Ksiyca), aby
utrzyma atmosfer tumic wahania temperatury, ciepota na jej stronie nocnej
spada gwatownie a do minus 120 stopni. Takich barbarzyskich waha nie
wytrzymaby nawet astronauta wyposaony w najnowoczeniejsze ubranie
ochronne.
Co prawda na naszym "wewntrznym" ssiedzie, na planecie Wenus, panuj
rwnie temperatury wysokoci co najmniej 400, a prawdopodobnie ponad 500
stopni. Pomimo wielkiej odlegoci od Soca okoo 100 milionw kilometrw
temperatura podnosi si do tego stopnia wskutek istnienia bardzo gstej
atmosfery, wywierajcej na powierzchni Wenus cinienie mniej wicej stu
atmosfer. Ow, ze sw temperatur topnienia 327,5 stopni Celsjusza,
wystpowaby wic na powierzchni Wenus w stanie ciekym.
W tych warunkach nie moe by mowy o ldowaniu jakiejkolwiek zaogi w
kadym razie nie za naszego ycia. A w przyszoci byoby to chyba take bez
sensu. W tak skrajnym rodowisku rzeczywicie wyjtkowo roboty miayby chyba
lepsze moliwoci prowadzenia bada anieli najbardziej nawet chroniony
czowiek. Czowiek musiaby si bowiem skry w tak grubym, izolujcym
termicznie pancerzu, e obserwowaby obce otoczenie Wenus tylko porednio,
za pomoc sztucznych zmysw. A to moliwe jest rwnie dobrze i bez adnych
ogranicze przez system cznoci odpowiednio zbudowanej sondy-robota. Nie
ma wic waciwie adnego powodu, dla ktrego czowiek miaby dy do tego,
aby stop dotkn powierzchni tej planety.
Pomimo tego piekielnego rodowiska nie wolno nam jednak teraz, kiedy
rozpatrujemy moliwo powstania ycia w znanej nam postaci, zaszeregowa

Wenus do planet wrogich yciu i raz na zawsze wyczonych z wszelkiej szansy


zasiedlenia. Jak jeszcze zobaczymy, Ziemia nasza w swojej fazie pocztkowej
prawdopodobnie przebya bardzo podobny etap rozwoju. Wiele przemawia za
tym, e Wenus naley uwaa jak gdyby za "zdoln do zapocztkowania ycia
planet w stadium zarodkowym". Zakadajc niczym nie zakcony rozwj,
mona odway si na przepowiednie, e take w tym miejscu naszego Ukadu
Sonecznego w przecigu dalszych jednego-dwu miliardw lat mog rozwin
si ywe organizmy.
Jest to co prawda okres bardzo dugi. A prawdopodobnie taki przedbiologiczny
ukad w rozwoju Wenus jest szczeglnie podatny na zaburzenia powodowane
biologicznymi zanieczyszczeniami z zewntrz. Przy tym Wenus ma wyjtkowo
pechowe pooenie w ssiedztwie planety ju zasiedlonej przez ras szczeglnie
aktywn i dn wiedzy. S to przyczyny, dla ktrych na powierzchni Wenus
szansa nie zakconego rozwoju przez potrzebny do tego bardzo dugi okres jest
bardzo nika. Zanim planeta ta, w odlegym jeszcze czasie, bdzie moga
osign swj teoretycznie moliwy cel, ziemskie sondy przestrzenne, automaty
badawcze i rne egzobiologiczne dowiadczenia doprowadz niechybnie do
czego w rodzaju "kosmicznego poronienia".
Na powierzchni naszego "zewntrznego" ssiada, Marsa (rednia odlego od
Soca 228 milionw kilometrw), temperatury na rwniku wahaj si od plus 25
do minus 70 stopni Celsjusza. To brzmi ju stosunkowo znonie. Co prawda
atmosfera jest nadzwyczaj rzadka. Cinienie jej odpowiada cinieniu atmosfery
ziemskiej na wysokoci od 30 do 40 kilometrw. (Od jakich 4 kilometrw wzwy
alpinici potrzebuj maski tlenowej.) Jest to wystarczajcy powd, dla ktrego na
Marsie nie moglibymy oddycha, nie mwic o tym, e atmosfera jego prawie
wcale nie zawiera tlenu, lecz w przewaajcej mierze dwutlenek wgla i
(prawdopodobnie) azot.
Jednake w sumie warunki s tu znacznie mniej skrajne anieli na przykad na
Ksiycu, na ktrym przecie ludzie ju kilkakrotnie przebywali i zachowywali si
aktywnie. Naturalnie, na Marsie w gr wchodziby rwnie tylko pobyt
przejciowy dla celw rozpoznawczych, pod ochron skomplikowanego ubioru
kosmicznego z zamknitymi ukadami klimatyzacyjnymi i oddechowymi.
Nie wolno nam z tego w adnym razie wyciga wniosku, e nie utworzyy si
'tam jednak jakie samodzielne marsjaskie formy ycia. Sami zostalimy tak
precyzyjnie dostosowani do zupenie szczeglnych warunkw ziemskich w toku
niesychanie mozolnego biologicznego procesu rozwoju, e jestemy skonni
kade najmniejsze odchylenie od tych warunkw z gry uzna za niekorzystne
dla wszelkiego ycia. Tymczasem jest to usankcjonowane nawykiem, lecz
bdne uprzedzenie. O tym, czy na Marsie istnieje ycie, dowiemy si moe, gdy
pierwsza bezzaogowa sonda wylduje na tej planecie i przekae nam wyniki
automatycznych bada gleby bd te w dalszym etapie przywiezie prbki

tej gleby na Ziemi [autor pisa to przed wyldowaniem pierwszego pojazdu


kosmicznego na Marsie (przyp. red. poi.)].
W tym miejscu wtrcimy pewne wyjanienie, nie wszyscy bowiem rozumiej,
dlaczego badania prbek marsjaskiej gleby stanowi mog skuteczn metod
znalezienia wskazwek co do istnienia jakich form ycia na Marsie. Wedug
tego, co nam wiadomo, aden gatunek organizmw nie moe powsta i
przetrwa w izolacji. Przestrze yciowa, w jakiej egzystuje, musi by staa i
oferowa zawsze podobne warunki yciowe, pomimo e poszczeglne
organizmy same podlegaj nieustannie oywionemu procesowi przemiany
materii i wci od nowa powstaj i gin. To za jest moliwe tylko wtedy, gdy
tworz si wielkie zamknite obiegi, w ktrych powstaje wci nowy pokarm, a
organiczne substancje martwych jednostek, ulegajc rozpadowi, rozkadaj si
na poszczeglne skadniki budulcowe i w ten sposb suy mog budowie
nowych jednostek. Do utrzymania skomplikowanego acucha takich obiegw
konieczna jest nieomal nieprzebrana mnogo rozmaitych gatunkw istot
ywych. Na Ziemi acuchy te od rolin poczwszy, przez zwierzta rolinoerne
i misoerne, a nastpnie reducentw gnilne bakterie glebowe cign si
waciwie nieprzerwanie, a do najdalszych zaktkw dostpnej yciu
przestrzeni.
Jeeli zatem na Marsie wystpuj jakiekolwiek fermy ycia, podlegajce
chociaby w najmniejszym stopniu tym prawom, jakie obowizuj znane nam
ziemskie istoty yjce, to w kadej prbce marsjaskiej gleby, pobranej w
odpowiednim miejscu, powinny si znajdowa przynajmniej mikroorganizmy. A
poniewa nawet owe mikroorganizmy byyby zdane na obecno biologicznych
obiegw w swoim rodowisku pozytywny wynik bada takiej prbki gleby
przemawiaby za tym, e przy dokadniejszych badaniach Marsa, inn ju
metod, moemy spodziewa si pewnych rewelacji.
Negatywny wynik bada natomiast nie wiadczyby jeszcze o niczym.
Aczkolwiek jest to dla nas cakowicie nie do wyobraenia, nikt nie moe
zaprzeczy, e istnieje moliwo, aby na Marsie powstay ywe istoty,
podlegajce zupenie innym prawom ni te, ktre zna nasza ziemska biologia. W
takim przypadku moe ladw tego ycia wcale nie naley poszukiwa w glebie
Marsa. Samo ju oczekiwanie na przysze rozstrzygnicie pytania, na ktre
nawet najbystrzejsze rozumowanie nie moe da odpowiedzi, o to, czy forma
biologiczna, jedyna, jak znamy obecnie, jest wycznie moliw form, czy te
stanowi tylko ziemski przypadek szczeglny samo to powoduje, e przysza
ekspedycja na Marsa moe sta si przygod intelektualn nie dajc si z
niczym porwna. Ostatecznej odpowiedzi udziel nam dopiero loty zaogowe,
zaplanowane na nadchodzce dziesiciolecie.
Niczego nie dowodzi, e na fotografiach Marsa, przekazanych przez
dotychczasowe sondy, nie odkrylimy ladw ycia. Susznie wskazywano dla

porwnania na dostarczone przez "Nimbusa", "TIROS-a" i wszystkie inne satelity


meteorologiczne fotografie powierzchni Ziemi. Wrd wielu tysicy zdj
sporzdzonych tak metod jest zaledwie kilka, na ktrych dowiadczony
fachowiec moe znale informacj, e Ziemia ewentualnie mogaby by
zamieszkana, a przecie trudno o wiksze przeksztacenie powierzchni tej
planety anieli to, jakiego dokonaa nasza cywilizacja.
Gdy zapytujemy, gdzie w Ukadzie Sonecznym poza nasz Ziemi mogoby
istnie ycie, jedyne dwie rozsdne odpowiedzi, jakie obecnie moemy poda,
brzmi: w niewyobraalnie dalekiej przyszoci moe na Wenus, oraz z bardzo
maym prawdopodobiestwem ju teraz na Marsie. Gdy bowiem sigamy poza
Marsa do Jowisza, to warunki panujce tam, w odlegoci ponad 770 milionw
kilometrw od Soca, s tak skrajne, e ycie, nawet w postaci najdalej
spokrewnionej z naszym, staje si niemoliwe. Ta najwiksza spord planet
otoczona jest gst, nie-przenikaln dla naszych przyrzdw atmosfer, ktrej
najwysze warstwy ozibione s do minus 120 stopni i prawdopodobnie skadaj
si przewanie z ozibionego amoniaku i metanu. To samo w zasadzie dotyczy
nastpnych planet: Saturna, Urana, Neptuna i Plutona (ten ostatni oddalony jest
o blisko 6 miliardw kilometrw od Soca, ktre z jego perspektywy wyglda ju
tylko jak jasna gwiazda).
Tak wic na miejscu numer 3 liczc od rodka, w przyjemnej i odpowiedniej
odlegoci 150 milionw kilometrw od punktu cikoci powstajcego Ukadu,
uformowaa si przed jakimi piciomaszecioma miliardami lat z mas pyu
midzygwiazdowego planeta, na ktrej dzisiaj yjemy. W pierwszej fazie swego
bytu bya ona tylko sabo spojon pik, wielokrotnie wiksz od dzisiejszej
Ziemi. Tymczasem wzrastajcy ciar powodowa nie tylko coraz wiksze
zapadanie si, a przy tym gstnienie. Wzrost cinienia wywoywa jednoczenie
coraz silniejsze rozgrzewanie, ktremu sprzyja rwnie rozpad radioaktywnych
pierwiastkw zawartych w tym zrazu chaotycznym skupieniu masy.
Skutkiem rozgrzania bywa zwykle nieporzdek. W tym wypadku wyjtkowo
dziao si przeciwnie. Gdy bowiem materia powstajcej planety rozgrzewaa si
coraz silniej, a we wntrzu staa si wreszcie rozarzona i pynna, sia cikoci
zacza segregowa rozmaite substancje zawarte w tej olbrzymiej pice wedug
ich ciaru. Tumaczy to, dlaczego Ziemia ma jdro z metali cikich. Stopniowe,
ale gruntowne przemieszanie wszystkich rozmaicie porozrzucanych czci
skadowych nastpi musiao wwczas nie tylko we wntrzu nowego ciaa
niebieskiego, ale podobnie rwnie we wszystkich innych jego warstwach, ktre
znalazy si w zasigu jego siy przycigania i przez to przyczyniy do jego
powstania.
To samo dotyczyo jego powierzchni. Wprawdzie jak wspominalimy ju w
zestalonej skorupie ziemskiej wystpuje wiele zwizkw chemicznych, ktre nie
byyby mogy si osta, gdyby temperatury tutaj rwnie osigny takie wartoci

jak te, ktre dzisiaj jeszcze panuj w najwikszych gbiach Ziemi. Z drugiej
strony jednak istniejce struktury geologiczne wykazuj, e i najbardziej
zewntrzne warstwy Ziemi przynajmniej przejciowo musiay by tak gorce, e
miay posta gstej cieczy, ktr chyba najatwiej wyobrazi sobie przez
porwnanie do wieo wypywajcej lawy.
Jake jest poruszajce, gdy sigajc myl wstecz, uwiadomimy sobie, e
kady z tych czynnikw mia doprawdy decydujce znaczenie dla przyszego
rozwoju. Odlego od Soca wynoszca 150 milionw kilometrw. Rozmiar,
ktry wskutek wynikajcego ze rozgrzania umoliwi powstanie metalicznego
jdra Ziemi. Zawarto pierwiastkw radioaktywnych, ktra przyczynia si do
rozgrzania wanie w takim stopniu, aby czci skadowe skorupy ziemskiej
mogy stopi si w spoist powierzchni. Z drugiej strony udzia tych
pierwiastkw by dostatecznie may, aby powstajce tu zwizki chemiczne w
wyniku nazbyt silnego rozgrzania nie rozpady si bez reszty na swoje czci
skadowe.
Dlaczego wanie ten ostatni punkt jest tak wany, zrozumiemy natychmiast, gdy
pomylimy, e przecie do tego momentu rozwoju Ziemia nie moga wycign
najmniejszych nawet korzyci z przypadajcego jej uprzywilejowanego miejsca
w Ukadzie Sonecznym. To, co sprbowalimy dotd zrekonstruowa w grubych
zarysach, to powstawanie planety o ksztacie zblionym do kuli, o jako tako
wygadzonej i przemieszanej wskutek procesw stapiania powierzchni, zoonej
ze skalistych mas bazaltu i granitu.
Jednake zawieszona w najkorzystniejszym nawet miejscu wolnej przestrzeni
kula o powierzchni z goych ska nie tylko jest jaowa, ale pozostaje taka. Tym,
czego Ziemi jeszcze brakowao, bya, atmosfera. Skd miaa si wzi?
Odpowied jest rwnie prosta jak zaskakujca: Ziemia j wypocia.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


3. EWOLUCJA ATMOSFERY
Fakt, e Ziemia w tym momencie swego rozwoju, do jakiego doszlimy w naszej
opowieci, nie moga jeszcze mie atmosfery, wida jak na doni. Wszystkie
gazowe skadniki ulotniy si prawie bez reszty w wolnej przestrzeni, podczas
gdy niezliczone czstki pyu w cigu dugich milionw lat skupiy si w ciao
wielkoci planety. W ten sposb prcz bardzo nieznacznych ladw
wszystkie lejsze pierwiastki w ogle zaginy, jeli a jest to punkt
najistotniejszy nie zostay przytrzymane przez chemiczne zwizanie si z
pierwiastkami ciszymi.
Najprawdopodobniej jest to najprostsze wytumaczenie tego, e udzia
pierwiastkw ciszych w przypadku Ziemi jest o wiele wyszy anieli przecitny
rozkad w Kosmosie. Na przykad przeszo poowa masy Soca to wodr, a
prawie 98 procent to wycznie dwa najlejsze pierwiastki wodr i hel. Tylko
mniej wicej 2 procent jego cznej masy pozostaje dla wszystkich innych
pierwiastkw. W odrnieniu od tego samo jdro Ziemi, zoone z metali
cikich, prawdopodobnie przede wszystkim z elaza i niklu, wielkoci
odpowiada mniej wicej poowie rednicy ziemskiej.
Rwnie w skorupie ziemskiej, a take obecnie w morzach i atmosferze
udzia pierwiastkw lekkich i najlejszych jest znaczny. Istnieje przy tym jeden
znamienny wyjtek. S nim gazy szlachetne.
Ich najwaniejsz waciwoci jest niemono czenia si w zwizki
chemiczne z innymi pierwiastkami. Stosunkowo rzadkie wystpowanie gazw
szlachetnych stanowi zatem poredni dowd na opisane przez nas powstanie
Ziemi "w sposb zimny". Ponadto potwierdza nam dzisiaj rwnie fakt, e w tej
fazie rozwoju Ziemi wszystkie lejsze pierwiastki mogy utrzyma si tylko dziki
poczeniu z pierwiastkami ciszymi. (Jest to szansa, ktra nie bya dana
gazom szlachetnym.) Przetrwa za tego rodzaju zwizki mogy tylko wtedy, gdy
temperatury, przynajmniej w skorupie ziemskiej, utrzymyway si w granicach
umiarkowanych. Rozwaania te naprowadzaj nas teraz na obraz Ziemi, ktrej
wntrze w kocu osigno stan pynnego rozarzenia, podczas gdy graniczca
z pust przestrzeni skorupa ziemska zacza ju z wolna stygn. Obraz ten
opiera si dzisiaj na wiarygodnych podstawach. Midzy innymi take dlatego, e
opis taki zgodny jest z obecnym stanem rzeczy. Zewntrzna cz jdra Ziemi
do tej pory jest rozarzona i pynna. A gbokie warstwy skorupy ziemskiej wci
jeszcze s dosy gorce, aby wykarmi liczne wulkany, rozrzucone po caej
powierzchni Ziemi.
Ziemia w zasadzie a po dzie dzisiejszy zawdzicza swoje ciepo nie tylko
Socu. ar jej wntrza, rozgrzanego przez cinienie i radioaktywno, wytwarza
obecnie jeszcze strumie ciepa sigajcy powierzchni. Nawet wic bez istnienia

Soca temperatura na powierzchni Ziemi nie spadaby do chodu przestrzeni


Wszechwiata. Oczywicie, niewiele by nam to dao, gdy ciepo wasne Ziemi
jest znikome. Ocenia si, e jej promieniowanie wynosi najwyej okoo jednej
milionowej kalorii na centymetr kwadratowy powierzchni w cigu sekundy. T
strat 3000 razy, redniodobowo, przewysza pobr ciepa dostarczanego przez
promieniowanie Soca. W sumie wic dla bilansu cieplnego na powierzchni
Ziemi miarodajna jest jednak wycznie moc Soca.
Tymczasem to ciepo wasne Ziemi miao ongi, podobnie jak dzisiaj, pewn
znacznie waniejsz konsekwencj, a mianowicie wulkanizm. Dziaalno
wulkanw znamy obecnie ju tylko jako atrakcj turystyczn bd z meldunkw
prasowych o katastrofach. Std wielu moe zaskoczy stwierdzenie, e Ziemia
nigdy nie byaby moga pokry si yciem, gdyby od pocztku nie miaa
wulkanw.
To, co wyrzucaj "plujce ogniem gry", to nie tylko rozarzone masy lawy, lecz
take, dawniej i teraz, wielkie iloci pary wodnej, a prcz tego azot, dwutlenek
wgla, tlen, metan i amoniak. Innymi sowy: wulkany byy jak gdyby porami,
ktrymi planeta nasza dosownie wypocia przytrzymane w skorupie ziemskiej
lejsze pierwiastki, tak bardzo wtedy potrzebne na powierzchni ozibiajcej si
Ziemi. Bez wulkanw Ziemia nie byaby nigdy otrzymaa atmosfery z lekkich
substancji gazowych, bez wulkanizmu nie byoby take oceanw. Iloci materii
transportowane przez wulkanizm z wntrza Ziemi s wiksze, anieli sobie to
wielu ludzi uwiadamia. Geolodzy oceniaj teraniejsz liczb aktywnych
wulkanw na mniej wicej piset, a ilo ska rocznie przez nie przenoszonych
na powierzchni na ponad 3 kilometry szecienne. W cigu owych czterech do
czterech i p miliarda lat, ktre prawdopodobnie upyny od stwardnienia
skorupy ziemskiej, tworzy to w sumie ilo odpowiadajc cznej objtoci
wszystkich kontynentw. Podobny rzd wielkoci odnosi si do wulkanicznej
produkcji gazw. Poniewa skadaj si one w 97 procentach z pary wodnej,
opadajcej z biegiem czasu w wielkie zagbienia powierzchni Ziemi, nietrudno
wyobrazi sobie powstanie oceanw w taki wanie sposb. Wolno przy tym
zaoy, e liczba wulkanw i ich aktywno w owych pradawnych czasach, gdy
Ziemia bya znacznie gortsza, bya o wiele wiksza anieli dzisiaj.
Para wodna, uchodzca z tych wentylw wolno ozibiajcej si skorupy,
zwanych wulkanami, opadaa wic w wielkie zagbienia powierzchni ziemskiej,
tworzc w ten sposb pierwsze praoceany. Proces ten, ktry na pewno musia
trwa kilkadziesit tysicy lat, naley sobie prawdopodobnie wyobraa jako
wydarzenie dosy dramatyczne. Gdy bowiem para wodna pierwotnej atmosfery
zacza si kondensowa, a wreszcie nawet spada w postaci kropli,
temperatura skorupy wynosia jeszcze wiele ponad 100 stopni Celsjusza. Kiedy
wic w historii Ziemi po raz pierwszy pada deszcz, Ziemia jeszcze wcale
wskutek tego nie zmoka: spadajce krople przy zderzeniu z powierzchni,
podobnie jak si dzieje na gorcej pycie kuchennej, przemieniay si

natychmiast znowu w par wodn, ktra ponownie unosia si ku grze. W ten


sposb zawarte wci w skorupie ziemskiej ciepo byo transportowane jeszcze
skuteczniej i szybciej ni dotd do grnych warstw atmosfery, skd mogo
wypromieniowywa w wolny Wszechwiat. Korzystajc z tej uciekajcej z
wulkanw pary wodnej, planeta nasza w tej fazie dziejw przypieszya swoj
histori, a wic swoje ochodzenie.
Gdyby w owej przejciowej epoce caa istniejca dzisiaj na powierzchni
ziemskiej woda znajdowaa si, pod postaci pary wodnej, w atmosferze,
cinienie powietrza na Ziemi wynosioby prawie 300 atmosfer, a zatem trzysta
razy wicej anieli obecnie. Trzeba z tego jednak co skreli, gdy wody
musiao jeszcze wwczas by mniej anieli teraz. Mimo wszystko, gdy
prbujemy wyrobi sobie pogld na stan powierzchni ziemskiej w tej epoce,
otrzymujemy obraz koszmarny: niewiarygodnie gsta atmosfera, ktrej ogromna
zawarto pary wodnej nie pozwala na przeniknicie nawet ladu wiata
sonecznego. Trwajce nieprzerwanie tysicami lat oberwania chmur, ktrych
siy nie moemy sobie wyobrazi. Do tego temperatury powyej 100 stopni
Celsjusza, a powierzchnia Ziemi nieustannie otulona gorc par wodn.
Jedynym rdem wiata s byskawice szalejcych bez przerwy burz.
Astronauta, ktry kiedykolwiek natrafiby na planet, gdzie takie panuj warunki,
ominby j z daleka. Nie tylko wystrzegaby si ldowania, lecz na pewno
skreliby taki obiekt z listy planet nadajcych si do zamieszkania.
Tymczasem to wanie jest stan, w ktrym planeta zamierza pokry si yciem.
W przypadku Ziemi jak wiemy istotnie tak si stao, a liczne zbienoci
pozwalaj nam raz jeszcze powrci do tej myli, e ssiadujca z nami Wenus
znajduje si w tym wanie stadium przygotowa.
Droga prowadzca do ycia jest duga i wymaga miliardw lat. Ale przyrodzie si
nie pieszy. Liczba czynnikw, ktre musz si zbiec, aby mona ca t drog
przeby do koca, liczba "szczliwych przypadkw" nawet do tego momentu,
do ktrego przeledzilimy dotychczasowe dzieje Ziemi, urosa do pokanych
rozmiarw: odpowiedni odstp od gwiazdy bdcej dostarczycielem energii,
ktra sama na okres kilku miliardw lat musiaa osign stadium stabilizacji.
Dalej, orbita nie zanadto ekscentryczna (a zatem mniej wicej kolista) dla
zapewnienia jakiego minimum jednolitych warunkw na powierzchni. Wreszcie
rozmiar nie za may, aby umoliwi rozgrzanie bryy planety, ale te i nie za
duy, gdy zbytnie rozgrzanie spowodowaoby utrat wikszoci pierwiastkw
lejszych, ktre pniej tak wan odegraj rol.
Jak zobaczymy, liczba niezbdnych czynnikw, zawio ukadw i warunkw,
jakie musz zosta spenione, aby rozwj mg postpowa poza t faz,
wzrasta teraz gwatownie, a w kocu wrcz zawrotnie.
Gdy obecnie, podejmujc od nowa wtek naszej historii, zastanowimy si nad
skadem atmosfery, ktr Ziemia krtko po narodzinach produkowaa przez

swoje wulkany, uderza nas, e atmosfera ta nie moga zawiera wolnego tlenu.
Para wodna, gazowy wodr, azot, dwutlenek wgla, metan, amoniak,
prawdopodobnie take dwutlenek siarki oto wszystkie gazy, ktre z
rozarzonych gbi Ziemi wydobyway si na powierzchni, aby utworzy
pierwsz powok powietrzn naszej planety. Wolnego tlenu wrd nich nie byo.
Atmosfera o takim skadzie wydaje nam si dzisiaj nie tylko miercionona, lecz
nawet absolutnie yciu wroga. Tymczasem pocztek przy innych warunkach
startu nie by w ogle moliwy. W rzeczywistoci bowiem wanie brak wolnego
tlenu w ziemskiej praatmosferze by jednym z wielu i jednym z pozornie
dowolnych warunkw, ktre musiay zosta spenione, jeeli miao doj z
czasem do rozwinicia si ycia. My, ludzie dzisiejsi, nie potrafilibymy przey
ani jednej chwili w atmosferze zoonej z azotu, dwutlenku wgla i metanu. To
samo dotyczy innych rnorodnych form ycia, ktre wraz z nami istniej na
Ziemi. Ale historia ycia nie jest jak do niedawna nawet nauka wierzya
histori jakiego pierwszego, prymitywnego zalka ycia, na przykad jakiej
prakomrki, coraz bardziej si rozwijajcej na scenie planety, ktrej
powierzchnia przypadkowo "sprzyjaaby yciu" i ktra w cigu caego procesu
pozostawaaby nadal nie zmieniona.
"Sprzyjanie yciu" jest pojciem bardzo wzgldnym i zmiennym. Nie wolno nam
cigle popenia tego bdu, aby za sprzyjajce yciu uwaa wycznie to, co
nam suy, a kade najmniejsze nawet odchylenie zaraz uzna za zasadnicze
pogorszenie sytuacji. Ponadto obecny stan Ziemi jest przecie w kadym swoim
szczegle rezultatem pewnego rozwoju, w ktrego toku od pocztku ycie i
ziemskie rodowisko wzajemnie si warunkoway, zmieniay i na siebie
oddziayway w nieustajcym sprzeniu zwrotnym, jak gdyby wedug prawide
gry w ping-ponga.
W wyniku tego nie tylko dostosowanie wszystkich znanych nam form ycia do
otoczenia wypado optymalnie. Na skutek tego dziaania powierzchnia Ziemi
zostaa przeksztacona przez zrodzone na niej procesy biologiczne w ten sposb
i w takim wymiarze, ktry dopiero teraz stopniowo zaczyna si odsania oczom
naukowcw. Ziemia, taka jak znamy, produkt tego rozwoju, oddalia si
prawdopodobnie od stanu "naturalnego", w jakim znajdowaa si przed
pocztkiem historii ycia na jej powierzchni, nie mniej ni ktrakolwiek z wielu
istniejcych na niej wielokomrkowych istot yjcych od organizmu
kambryjskiego, ktry by jej przodkiem w prostej linii. Samo ycie w
zdumiewajcym stopniu potrafi aktywnie stworzy warunki sprzyjajce jego
rozwojowi. Bdziemy jeszcze szczegowo o tym mwili.
"Sprzyjanie yciu" nie jest wic, jak wikszo sdzi, adn waciwoci albo
raczej adn okrelon kombinacj okrelonych waciwoci, jakie planeta
wykazuje bd nie. Kombinacje czynnikw rodowiskowych umoliwiajcych
ycie s, gdy nie mamy na myli wycznie znanych nam form ycia,

prawdopodobnie o wiele liczniejsze, anieli kiedykolwiek nio si naszej


ziemskiej fantazji.
Mwic inaczej: w toku naszej opowieci natrafimy jeszcze na znaki, ktre
otworz nam oczy na to, e zdolno przystosowania zjawiska zwanego yciem
nawet do warunkw rodowiskowych, ktre nam wydaj si skrajne i
zwichrowane, w fantastycznym wrcz stopniu przekracza wszystko, co do tej
pory uwaalimy za moliwe.
Z tych wszystkich przyczyn sd, jakoby beztlenowa, skadajca si z dwutlenku
wgla, metanu i wodoru atmosfera nieoywionej jeszcze pra-Ziemi bya trujca i
yciu wroga, byby przedwczesny i bdny nawet wwczas, gdybymy wtrnie
nie wiedzieli najdokadniej, e planeta, na ktrej ongi panoway takie warunki,
zrodzia potem niezmierne bogactwo ycia'. Faktem jest, e stosunkowo wiee
odkrycie, i ziemska powoka powietrzna pierwotnie nie moga zawiera
znaczniejszych iloci tlenu, umoliwio biochemikom rozwizanie starego
paradoksu i jednoczenie udzielio odpowiedzi na pewne podstawowe pytanie z
dziedziny bada nad yciem, ktre od wiekw byo przedmiotem oywionych
dyskusji.
Paradoks polega na nastpujcej, wydawaoby si, nierozwizalnej,
sprzecznoci: wszystkie ziemskie istoty yjce (z wyjtkiem niektrych
pasoytw i nielicznych gatunkw bakterii) s w swej przemianie materii zdane
na tlen niezbdny przy produkcji energii. Z drugiej strony wszelka nieoywiona
substancja organiczna jest przez wolny tlen (wanie wskutek jego nadzwyczaj
wysokiej aktywnoci chemicznej) utleniana, a wic niszczona. Jak wobec tego w
takich okolicznociach mogo w ogle powsta ycie? Jakkolwiek prbowano
wyobrazi sobie naukowo ten proces, w kadym przypadku powstanie
pierwszego ywego organizmu musiaa poprzedza duga epoka "abiotycznej
genezy organicznych makroczsteczek", mwic zwyczajnie: okres, w ktrym
powstay wszystkie owe zoone i wraliwe czsteczki organiczne, co w postaci
jak gdyby kamykw budulcowych utworzyy podoe powstania pierwszych,
jeszcze bardzo prymitywnych yjcych struktur.
Jak zatem te zoone czsteczki, aminokwasy i polipeptydy, kwasy nukleinowe i
porfiryny, mogy pozosta stabilne i przetrwa do chwili, w ktrej na nastpnym,
nie mniej zagadkowym etapie poczyy si wreszcie w ywe organizmy?
Wedug wszelkich zasad chemii wolny tlen ziemskiej powoki powietrznej
powinien by rozoy je prdzej, anieli mg je wytworzy jakikolwiek
niebiologiczny proces.
Odpowied znalaza si w wyniku bada bardzo starych pokadw kruszcw.
Geologom udao si odkry w tego rodzaju zoach lady wietrzenia. Gboko
pod powierzchni byy wic lady, ktre bezspornie wiadczyy o tym, e badane
prbki przed bardzo dawnymi czasy musiay by wystawione na swobodne
dziaanie si klimatycznych na powierzchni Ziemi. A jednak skay te, ktre przed

dwoma czy trzema miliardami lat na skutek procesw amania si skorupy


ziemskiej dostay si do gbin i tam spoczyway odcite od dopywu powietrza
nie wykazyway takich zmian chemicznych, jakie w podobnych warunkach, w
zwizku z obecnoci tlenu w dzisiejszej atmosferze, powinny byy natychmiast
zaj. Na przykad tlenek elaza obecny w tych skaach, ktre kiedy znajdoway
si na powierzchni, zawiera dwuwartociowe elazo. Teraz jeden z pierwszych
procesw wietrzenia polega na tym, e zwizek taki przemienia si w tlenek
trjwartociowego elaza. To samo stwierdzono w niektrych innych zwizkach,
na przykad mineraach zawierajcych elazo i siark.
W taki sposb przed paru laty zosta odkryty cakowicie nieoczekiwany fakt, e
obecna atmosfera naszej Ziemi wcale nie jest atmosfer pierwotn. Dalsze
badania i rozwaania naukowe doprowadziy z czasem do rozpoznania, o ktrym
ju mwilimy, a mianowicie, e atmosfera ta powstaa dziki wulkanizmowi.
Teraz wreszcie zrozumiano, jak byo moliwe, e potrzebne do rozwoju ycia
wielkie czsteczki mogy powsta, a przede wszystkim przetrwa. Teraz
wreszcie biochemicy mogli da odpowied na odwieczne pytanie, dlaczego
pomimo usilnych poszukiwa nigdzie na Ziemi nie mona byo znale ladw
wskazujcych na to, jakoby dzisiaj jeszcze, na naszych oczach odbyway si
"pranarodziny", a wic powstawanie prymitywnych organizmw z
nieorganicznych kamykw budulcowych, a nie przez dzielenie si ywych
komrek.
Niemono wykazania takich cigych pranarodzin w teraniejszoci
wprowadzaa biologw przez dugi czas w niemae zakopotanie. Jeeli bowiem
przy tym zjawisku wszystko odbywao si w sposb przyrodzony, a zatem nie
nadprzyrodzony, jeeli wic wszelka yjca substancja na Ziemi powstaa pod
dziaaniem praw natury, nie byo waciwie adnego powodu, dla ktrego nie
miaoby si to nadal nieustannie wydarza. Teraz wreszcie poznano przyczyn,
dla ktrej tak nie jest: tlen w obecnej atmosferze ziemskiej raz na zawsze
uniemoliwia powtrzenie si tej fazy ewolucji ywej materii.
Wiemy dzisiaj take, e cay zawarty w naszej atmosferze tlen zosta wytworzony
w miar upywu historii Ziemi przez roliny zielone drog fotosyntezy; zatem nikt
inny, lecz ycie samo, skoro tylko zakorzenio si na Ziemi, odcio w ten sposb
wszelk moliwo jakiego innego nowego pocztku, jakiego powtrnego
startu do ycia na zasadzie jakiej, kto wie, moe zupenie innej koncepcji
biologicznej. Tak jak gdyby zaleao mu na tym, aby ewentualnym konkurentom
czy rywalom uniemoliwi pojawienie si w zarekwirowanym ju rodowisku.
Odtd wszystkie inne biologiczne warianty nie bd miay ju na Ziemi adnych
szans. Posugujc si metafor w czasie tym Kain po raz pierwszy zabi Abla.
Mwiem ju, e rozkwit ycia, "ewolucja biologiczna", by niezwykle cile
spleciony z przebiegajc jednoczenie i rwnolegle ewolucj rodowiska, w
jakim ycie zaczynao si rozprzestrzenia. To, e ewolucja, rozwj ycia, jest w

duej mierze rwnoznaczna z przystosowaniem wszystkich istniejcych w


danym momencie organizmw do rnorakich moliwoci i koniecznoci ich
otoczenia, z przystosowaniem nabierajcym stopniowo coraz wicej
zrnicowa i odcieni to obecnie jest dla biologa truizmem.
Natomiast dotd jeszcze nie tak powszechnie przyjte jest przekonanie, e
zachodzi tu, w kadym razie w odniesieniu do wczesnej fazy rozwoju ycia,
rwnie proces przeciwny: w tym najpierwszym okresie ewolucji rodowisko
take nie mona tego wyrazi inaczej dostosowao si w sposb
zdumiewajcy do wymaga ycia wanie wstpujcego na scen. Nie chodzi mi
tutaj w adnym razie tylko o owe bardzo wyrane zmiany, jakie ycie w tym
pierwszym rozdziale swoich dziejw spowodowao w rodowisku, nadajc mu
tak form, ktra dla stwarzaa lepsze moliwoci rozwoju. O tym bdzie
jeszcze mowa pniej.
Waniejsze natomiast i bardziej znamienne jest to, e dawno ju na powierzchni
pra-Ziemi, na pewno wieleset milionw lat przed wystpieniem pierwszych
organicznych struktur mogcych uchodzi za ywe, rozpocz si pewien cig
rozwojowy, przy czym wydaje si, e przebiega on tak, aby nie tylko umoliwi
powstanie ycia, ale uczyni je wrcz nieuniknionym.
W tym miejscu musimy nakaza sobie najdalej idc ostrono. Nie ma
wikszego przestpstwa wobec naukowego mylenia jak teleologiczna
interpretacja jakiego stanu faktycznego. "Teleologiczny" znaczy tyle co
"skierowany na cel". Byoby to porzucenie gruntu argumentacji naukowej,
gdybymy pod uwag brali tak moliwo, e zmiany na jeszcze nieoywionej
pra-Ziemi nastpiy po to, aby spowodowa powstanie ycia na Ziemi, gdybymy
wierzyli, e moemy je "wyjani" mwic, jakoby powstanie ycia byo ich
"celem".
"Wyjania" w nauce znaczy zawsze: sprowadza co do przyczyn,
wyprowadza co z tych przyczyn. Przyczyny za zawsze i bez wyjtku
wyprzedzaj w czasie oddziaywanie z nich wynikajce. Std przyczyna
wprawdzie moe mie skutek, jednake adna sia na wiecie nie potrafi nigdy
wywrze wpywu na zwizek pomidzy oddziaywaniem a przyczyn stanowic
jego podoe. Droga prowadzi zawsze i wycznie od przyczyny do
oddziaywania. Nie ma powizania w odwrotnym kierunku. Gosz to
niewzruszalnie prawida logiki. Zatem przyczyna nie "wie" nic o oddziaywaniu,
ktre powoduje. Dlatego nigdy nie mona "wyjani" adnego procesu przez
wywoany przeze rezultat. Na tym polega caa wielko, ale take
ograniczono wiedzy przyrodniczej, e przy uyciu tak uformowanej aparatury
pojciowej zadaniem jej jest wyjanianie przyrody, w ktrej wystpuje ycie. A
wic wyjanianie takiej przyrody, w ktrej ewolucja przebiega jako proces, w jego
toku za jak widzimy spogldajc wstecz z bezbdn logik powstaj coraz
bardziej zoone struktury organiczne z coraz bardziej wydajnymi funkcjami i

wzrastajc samodzielnoci wobec nieoywionego otoczenia. Zieje tu przed


nami pewna sprzeczno, ktr bdziemy si jeszcze niejednokrotnie zajmowali.
Najpierw musimy sobie jednak w peni uzmysowi samo zjawisko jako takie. Jak
ju mwilimy, pozorne sprzecznoci nie pojawiaj si dopiero w zwizku z
rozkwitem ycia. Przedtem jeszcze zosta uruchomiony pewien proces
rozwojowy, bez ktrego nigdy ewolucja biologiczna nie byaby moga si
rozpocz. Szczeglnie wyranie wskazuje na to zjawisko, ktre uczeni od kilku
lat okrelaj jako "ewolucj atmosfery". Zobaczmy, co si pod tym pojciem
kryje, a potem sprbujmy je zrozumie.
Histori, o ktrej traktuje ta ksika, musimy teraz podj w tym miejscu, w
ktrym bya mowa o rozwoju Ziemi w fazie podobnej do obecnej fazy Wenus.
Nikt nie wie, jak dugo planeta nasza pozostawaa w tym stanie. Moliwe, e bya
to tylko stosunkowo krtka faza przejciowa. Niektrzy geolodzy, a wrd nich
Francuz Andre Cailleux i A. Dauvilier, oceniaj trwanie tej epoki na 100 000,
moe nawet tylko 60000 lat.
Po tym okresie ochodzenie skorupy ziemskiej posuno si o tyle, e woda
spadajca w postaci deszczu z przesyconej par wodn atmosfery ju nie
wyparowywaa od razu. Zacza gromadzi si w formie ciekej, tworzc
praoceany. Gdy ten proces si skoczy, Ziemia, przed jakimi czterema i p
miliardem lat, miaa ju z grubsza wygld podobny do obecnego obrazu naszej
planety, widzianego z duej odlegoci, na przykad na fotografiach
dostarczanych w ostatnich latach przez nasze sondy kosmiczne.
Atmosfera bya teraz czysta i przejrzysta. Na niebieskim niebie pojawiay si
chmury. Oceany i kontynenty miay rozmiary podobne do dzisiejszych.
Oczywicie, e suchy ld by wwczas zupenie inaczej rozmieszczony na
powierzchni ziemskiej, anieli ukazuj nam to obecne nasze mapy i globusy.
Midzy innymi nie rozpocza si wtedy jeszcze "wdrwka kontynentw". ycia
nie byo. Ld cigle jeszcze skada si w zasadzie z- ostygych mas Ziemi
pochodzenia wulkanicznego, nagich ska granitu i bazaltu. Wichry i deszcze
wanie rozpoczy swoje dzieo rozmywania, erozji i wietrzenia, ktre z wolna
przemieniao powierzchni pierwotnych ska w py i piasek.
Jak ju udowodnilimy, w atmosferze nie mogo by tlenu. Miao' to swoje
znaczenie nie tylko jak rwnie ju wyjanialimy dla monoci ycia
pierwszych organicznych kamykw budulcowych. Prawdopodobnie stanowio to
w ogle nieodzowny warunek ich powstania. Tlen jest bowiem
najskuteczniejszym filtrem atmosferycznym, ochron przed pochodzcym od
Soca promieniowaniem nadfioletowym.
Promieniowanie to, o falach krtszych od fal wiata widzialnego, jest
szczeglnie bogate w energi. Gdyby powierzchnia ziemska dzisiaj nie bya w
znacznym stopniu ode izolowana przez nasz obfitujc w tlen atmosfer, nie
moglibymy tutaj wcale' wyy. Jak wiadomo, to co powoduje bolesne oparzenia

soneczne, gdy nie jestemy przyzwyczajeni do napromieniania przez Soce, to


wanie w stosunkowo bardzo nieznaczny udzia tych promieni, ktre mimo
wszystko jeszcze do nas przenikaj. Wiemy take z dowiadczenia, e to ryzyko
jest znacznie wiksze w wysokich grach, co podkrela jeszcze znaczenie
atmosfery jako filtra promieniowania nadfioletowego.
Jeli chodzi o prehistori ycia, to promieniowania nadfioletowego, ktre moe
by odfiltrowane przez tlen, dotyczy podobna regua jak samego tlenu.
Promienie nadfioletowe s tak niebezpieczne dla wszystkich organizmw
zbudowanych z biaka (a innych nie znamy), e w salach operacyjnych i
pewnych laboratoriach mikrobiologicznych uywa si z dobrym skutkiem lamp
nadfioletowych do dezynfekcji, a zatem do niszczenia mikroorganizmw
bakteryjnych.
Tymczasem w pradziejach Ziemi wanie ta cz promieniowania sonecznego
bya zrazu niezbdna. Tylko ona moga dostarczy energii potrzebnej do
powizania zawartych w wczesnej atmosferze nieorganicznych zwizkw w
owe wielkie czsteczki, ktre pniej tworzyy kamyki budulcowe ywych
organizmw.
Mwic krtko: promieniowanie nadfioletowe byo potrzebne jako rdo energii
do budowy pierwszych organicznych kamykw budulcowych ycia. Jednake z
chwil, gdy ju istniay, naleao je natychmiast uwolni spod wpywu tego
promieniowania, ktre w przeciwnym razie byoby je w nastpnej chwili
ponownie rozoyo. Przykad ten znowu wykazuje bardzo dobitnie, jak
nadzwyczaj skomplikowane i ostre byy warunki ju w tym stadium rozwoju,
dugo przed pojawieniem si na Ziemi pierwszych ladw ycia.
Dziki prbom rekonstrukcji prowadzonym przez nowoczesn nauk moemy
przeywa fascynujce zjawisko, jak martwa materia na powierzchni pra-Ziemi,
nie kierowana adnymi innymi siami poza prawami natury, rozwijaa si
speniajc wszelkie wymagane warunki. Przyjrzyjmy si teraz szczegowo, jak
si to odbyo w tym momencie, do ktrego doszlimy.
Nadfioletowe promieniowanie Soca padao prawie bez przeszkd na
powierzchni Ziemi, a wic rwnie na powierzchni praoceanw.
Natychmiastowe konsekwencje tego byy dwojakie. Obficie wystpujce w
atmosferze i zawierajce wgiel, azot oraz tlen czsteczki metanu, dwutlenku
wgla i amoniaku, podobnie jak kilka innych jeszcze prostych zwizkw, dawno
ju byy obecne w dosy duych steniach we wszystkich wodach stojcych, to
znaczy w oceanach i morzach. Czciowo dostay si tam przez to, e wiatr i
fale nieustannie mieszay wysze warstwy wody z zalegajcym nad nimi
powietrzem. Gwnie jednak zostay one zapewne wypukane z atmosfery w
czasie tysicy lat oberwania chmur w poprzedniej epoce historii Ziemi.
Promieniowanie nadfioletowe Soca mogo dociera a kilka metrw w gb

wzbogaconej o owe czsteczki wody. W warstwie o takiej gruboci dao to


wymienionym czsteczkom bodziec do czenia si w wiksze kamyki
budulcowe. Jednake ta sama energia, ktra to zdziaaa, w nastpnej chwili
rozkadaa znowu wielkie czsteczki na ich skadniki pocztkowe. Tak zosta
uruchomiony proces krenia, nie koczce si budowanie i rozpad, ktry
niewtpliwie rozgrywa si u powierzchni wszystkich wd.
Tego rodzaju zamknity obieg jest waciwie klasycznym przykadem sytuacji
bez wyjcia. Wedug obecnego stanu wiedzy istniej dwie przyczyny, dziki
ktrym w tym szczeglnym przypadku rozwj nie stan w miejscu i wyj mg
poza to stadium. Przede wszystkim krenie, jak wspominalimy, przebiegao
tylko w pobliu powierzchni wody, w warstwie o gruboci moe dziesiciu, na
pewno nie wicej ni pitnastu metrw. Na wikszych gbokociach
promieniowanie nadfioletowe nie mogo ju oddziaywa z dostateczn si,
poniewa warstwy wody znajdujce si powyej zaczynaj odtd gra rol
skutecznego filtra.
Wobec tego cz wielkich czsteczek powstaych na skutek 'dziaania promieni
nadfioletowych zawsze moga si schroni w tych gbszych rejonach wd.
Mwic cilej, nie do uniknicia byo, aby cz z nich, zanim doszo do
rozpadu, nie zostaa przez normalne ruchy wirowe wody przepdzona w gbiny,
do ktrych promieniowanie nadfioletowe ju nie sigao. Niezalenie wic od
kreniowego charakteru procesu ich powstawania, rozgrywajcego si na
najwyszym pitrze, owe wielkie czsteczki, tak wane dla dalszego rozwoju,
prawdopodobnie wci dalej nagromadzay si poniej warstw wody poddanych
dziaaniu promieniowania nadfioletowego.
Drugi proces natomiast, inicjowany jednoczenie przez promieniowanie
nadfioletowe rwnie na powierzchni wody, by przyczyn, e czsteczki nie byy
skazane na pozostanie raz na zawsze w owych gbiach. Energia tych
krtkofalowych promieni jest tak wielka, e potrafi rozoy nawet czsteczki
wody na ich czci skadowe. Std prawdopodobnie na powierzchni mrz i
oceanw pra-Ziemi musiao nastpi to, co naukowcy okrelaj mianem
fotodysocjacji (dosownie: "rozpad pod dziaaniem wiata") wody: zwizek H2O
zosta rozszczepiony na wolny wodr i wolny tlen.
Uwolniony wodr, najlejszy z wszystkich pierwiastkw, unosi si waciwie bez
przeszkd w grne warstwy atmosfery, a si w kocu gubi w wolnym
Wszechwiecie. Tlen pozosta. Jest on jednak, jak ju mwilimy, szczeglnie
skutecznie dziaajcym filtrem promieni nadfioletowych. Dlatego te proces
dysocjacji nie przebiega ani w sposb cigy, ani jako cz pewnego cyklu, lecz
wedug zasady sprzenia zwrotnego: ulega samorzutnemu zahamowaniu, z
chwil gdy atmosfera osigaa okrelon zawarto tlenu, zawarto
dostateczn do odparcia promieniowania nadfioletowego w takim stopniu, e
dalsze wytwarzanie tlenu drog fotodysocjacji ustawao.

Samoregulujcy charakter tego procesu doprowadzi ponadto do tego, e


wynikajcy z niego udzia tlenu w atmosferze prawdopodobnie ustali si z du
dokadnoci na pewnej okrelonej wartoci. W pewnym momencie produkcja
tlenu wygasaa. Skoro tylko stenie tlenu spadao ponownie poniej tej wartoci
(na przykad przez procesy utleniania na powierzchni, co pozbawiao atmosfer
tlenu), byo to oznak, e skuteczno nadfioletowego filtru ustaje. Natychmiast
rozpoczynaa si w zwizku z tym foto-dysocjacja wody. Utrzymywaa si ona
tak dugo, dopki ponownie nie zostao osignite dokadnie to samo pierwotne
stenie tlenu.
Ten wzorcowy przykad sprzenia zwrotnego naukowcy nazwali "efektem
Ureya" na cze amerykaskiego chemika, laureata nagrody Nobla Harolda C.
Ureya, ktry odkry ten decydujcy etap ewolucji atmosfery ziemskiej.
W tym miejscu wtrcimy moe par sw na temat sposobw, jakimi prowadzi
si obecnie badania nad procesami, ktre dokonay si przed czterema i wicej
miliardami lat w powietrznej powoce naszej planety. Pomimo lotnoci tego
orodka rozwj pozostawi pewne lady, gwnie w okruchach skalnych
wczesnej powierzchni ziemskiej, czciowo zachowanych w warstwach
osadowych w wielkich gbinach mrz. Opowiadalimy ju, w jaki sposb dziki
temu odkryto cakowicie nieoczekiwany fakt, e atmosfera nasza pierwotnie w
ogle nie zawieraa tlenu. Dalsze wnioski wyprowadza si porednio z przebiegu
ewolucji biologicznej, ktra si wkrtce (operujc miar okresw geologicznych)
rozpocza. Jak zobaczymy za chwil z opisu, jest ona tak cile zwizana z
ewolucj atmosfery, e pewne osobliwoci jej przebiegu pozwalaj na
wyciganie wnioskw o skadzie atmosfery.
Wszystkie ustalenia wykraczajce ponad to, a wic take odkrycie efektu Ureya,
s rezultatem teoretycznego rozumowania. Formuowane zatem do tej pory
przez naukowcw sdy o wydarzeniach z tych niewyobraalnie dawnych czasw
(a sprbuj je teraz cznie opisa), w wielu szczegach moe bdnie albo
niedokadnie, oddaj to, co si rzeczywicie podwczas dziao. Bd moe
jednak dotyczy naprawd tylko szczegw, nie naruszajcych zasadniczego
biegu zdarze. Uzyskalimy przecie dotd ju kilka zupenie uchwytnych
ladw. W zwizku z tym rozporzdzamy pewnymi staymi liczbami i danymi jako
punktem wyjciowym. Wreszcie wiemy, co z tego dugiego procesu rozwoju do
tej pory wyniko.
Caa sprawa sprowadza si wic do zrekonstruowania, posusznej prawom
natury, ewolucji od tego, co na pewno wiemy o przeszoci, do teraniejszoci.
Jest to zadanie trudne i mozolne. Jednake wobec tego, co si dotd udao w tej
mierze osign, okazja do popenienia jakich zasadniczych bdw nie jest
zbyt wielka. Wielorakie aspekty i podziemne nurty rozwoju byy od pocztku
nazbyt skomplikowane i nazbyt ze sob splecione, aby ich przebieg dopuszcza
wiele dowolnych i rnych interpretacji. Zatem tam, gdzie nauka po cierpliwych

poszukiwaniach i przymiarkach w ogle znalaza wyjanienie jakiego odcinka


procesu rozwojowego, mamy prawo zaufa, e jest to wyjanienie waciwe.
Powracamy zatem do "ewolucji atmosfery". A wic w wyniku efektu Ureya
oddziaywanie promieniowania nadfioletowego na powierzchni ziemsk prdzej
czy pniej samo si wykluczyo. Od tej chwili poczwszy powstae dotd w
wodzie makroczsteczki byy chronione przed ponownym rozpadem pod
wpywem czci promieniowania sonecznego o tej czstotliwoci. Faza
cyklicznego procesu budowania i rozpadu bya skoczona. Co byo dalej?
Nastpny krok, wynikajcy znowu z powstaej sytuacji zwizanej z
waciwociami istniejcego obecnie "materiau" i jego reakcji na prawa przyrody
w konsekwencjach swoich jest wrcz oszaamiajcy. Po raz pierwszy zmusza
nas do wyjcia poza zasig poznania naukowego i do zajcia pozycji
filozoficznych.
Geofizycy Lloyd V. Berkner i Lauriston C. Marshall z uniwersytetu Dallas w
Teksasie przed kilku laty podjli trud przeoenia mechanizmu efektu Ureya na
konkretne liczby. Sam Urey bowiem ograniczy si do stwierdzenia
nieuchronnoci faktu, e w istniejcych warunkach musia si pojawi
samohamujcy mechanizm sprzenia zwrotnego. Zarwno dla niego, jak dla
jego wsppracownikw oczywiste byo rwnie, e przez w mechanizm
samoregulacji zawarto tlenu w atmosferze musiaa oscylacyjnie ustali si na
okrelonej wartoci. Jednake nikt nie wiedzia, jak wyraa si ta warto w
konkretnych liczbach i procentach, zreszt wydawao si, e nie ma to adnego
zasadniczego znaczenia.
Dopiero Berkner i Marshall zabrali si za pomoc komputerw do
skomplikowanych oblicze tej wartoci. Nie obiecywali sobie zreszt adnego
emocjonujcego olnienia po ujawnieniu tej liczby. Po prostu potrzebowali jej.
Obaj amerykascy uczeni s twrcami teorii ewolucji atmosfery ziemskiej w
takiej formie, w jakiej j tutaj przedstawiamy i jaka jest obecnie przyjta przez
wikszo naukowcw. Dla stworzenia tak szeroko zakrojonej teorii wymieniona
liczba stanowia naturalnie nieocenion pomoc. Miaa ogromne znaczenie jako
stay punkt wyjcia do dalszych rozwaa i do sprawdzenia wewntrznej
spoistoci caej konstrukcji mylowej.
Obliczenia wykazay, e efekt Ureya musia w praatmosferze doprowadzi do
stenia tlenu wynoszcego dosy dokadnie 0,1 procent, a wic okoo jednej
tysicznej wartoci stenia obecnego. Nikt si nie zdziwi, e byo to tak mao.
Fotodysocjacja wody nie jest bardzo wydajnym rdem tlenu. Poza tym tlen jest
tak skutecznym filtrem promieniowania nadfioletowego, e niewielkie nawet
stenia wystarczay do zahamowania jego dalszej produkcji. Take sama liczba
zrazu nie wydawaa si szczeglnie osobliwa. Niespodzianka nastpia dopiero
wtedy, gdy dwaj Amerykanie na podstawie otrzymanego wyniku przystpili do
obliczania profilu czstotliwoci powstae-go filtra atmosferycznego promieni

nadfioletowych.
Chodzi tu o rzecz nastpujc: promieniowanie nadfioletowe nie skada si tylko
z fal o jednej dugoci, ale z fal odpowiadajcych nawet dosy szerokiemu
pasmu czstotliwoci. Dugo fal wietlnych mierzy si w nauce w
angstremach. Jeden angstrem odpowiada jednej dziesiciomilionowej milimetra.
Zakres wiata widzialnego w obrbie caego widma promieniowania
elektromagnetycznego stanowi stosunkowo bardzo wskie pasmo. Widzimy
tylko takie fale elektromagnetyczne, ktre maj dugo co najmniej 4000
angstremw (fale takiej dugoci odbieramy jako fioletowe). Najdusze fale,
sygnalizowane nam przez nasz wzrok jako wiato, nie s nawet dwukrotnie
dusze, licz sobie bowiem 7000 angstremw i postrzegamy je jako ciemn
czerwie.
Wysokoenergetyczne i krtkofalowe promieniowanie nadfioletowe, niewidoczne
ju dla naszych oczu, ssiaduje z falami, ktre odbieramy jako fioletowe (std
jego nazwa), i rozciga si std przez znacznie szersze pasmo fal, sigajce
tylko do dugoci 100 angstremw. Z kolei nastpuje teraz pynne przejcie do
promieniowania rentgenowskiego o falach jeszcze krtszych.
Promieniowanie nadfioletowe nie jest wic form energii absolutnie jednolit. Na
przykad pszczoy przy prbach tresury doskonale rozrniaj rozmaite zakresy
czstotliwoci. Musimy si zatem domyla, e zwierzta te mog postrzega
rnorakie czstotliwoci pooone w obrbie widma promieniowania
nadfioletowego w jaki zrnicowany sposb, odpowiadajcy naszemu
odbieraniu barw. Tymczasem promieniowanie nadfioletowe o rozmaitych
czstotliwociach wywiera zupenie rny wpyw na rozmaite czsteczki.
Wspomniana przez nas ju niejednokrotnie fotodysocjacja wody dokonuje si na
przykad gwnie pod dziaaniem promieniowania nadfioletowego o zupenie
innej dugoci fal anieli dajmy na to zniszczenie czsteczek biaka albo
okrelonego zwizku chemicznego. Mwic inaczej, chemiczne skutki dziaania
promieniowania nadfioletowego zale, wic ostatecznie od tego, jakie
czstotliwoci przewaaj w danym promieniowaniu.
Rozumiemy zatem doskonale, dlaczego Berknerowi i Marshallowi tak bardzo
zaleao na tym, aby dowiedzie si, z jak si przeksztacona wskutek efektu
Ureya pierwotna atmosfera odpieraa pochodzce od Soca promieniowanie
nadfioletowe we wszystkich jego rozmaitych zakresach fal (to wanie
rozumiemy pod pojciem "profil czstotliwoci" jakiego filtru). Odkrycie tego
bowiem stanowioby decydujcy krok naprzd w pracy nad ich teori.
Wiedzieliby, ktre z wielkich czsteczek nagromadzonych w pramorzach i
atmosferze byy nadal najsilniej zagroone przez przenikajce, cho w
mniejszych dawkach, promieniowanie nadfioletowe. A take przeciwnie
interesowao ich zbadanie, jakie czstotliwoci promieniowania nadfioletowego
najpewniej byy odpierane, gdy mona by z tego od razu odczyta, jakie zwizki

chemiczne w tej fazie rozwoju miay najwiksze szans na "pomnoenie", to jest


chemiczne wzbogacenie si z tej prostej przyczyny, e byy najskuteczniej
chronione.
Moemy sobie dzisiaj wyobraa, e obu amerykaskim uczonym serca zaczy
bi mocno, gdy ich komputery wreszcie wyrzuciy z siebie rezultat. Okazao si
bowiem, e wytwarzany automatycznie i nieuchronnie przez efekt Ureya tlen, w
steniu 0,1 procent obecnej wartoci, wsplnie z pozostaymi panujcymi w
wczesnej atmosferze warunkami, stworzy filtr, ktry stanowi najsilniejsz i
najbardziej skuteczn oson w zakresie dugoci fal midzy 2600 a 2800
angstremw. A nie jest to jaka dowolna warto. S to liczby, z jakimi kady
wspczesny chemik organik czy te biochemik jest doskonale obeznany. Jest to
bowiem dokadnie zakres promieniowania, na ktry biaka (proteiny) i kwasy
nukleinowe (ktre w jdrze komrki magazynuj plan budowy organizmu, czyli
kod genetyczny) s najbardziej wraliwe.
Trzeba sobie teraz dobrze zda spraw, co to znaczy. Od tego momentu
dziejw, do jakiego dotarlimy w naszym opisie, powstanie Ziemi, jej ustalenie
si w mniej wicej obecnej formie, jest ju odlege o jaki miliard lat. Materia,
ktry suy jej powstaniu, pochodzi z gbi Kosmosu. Skada si z
konglomeratu zwizkw nieorganicznych, zawierajcych jednak wszystkie
pierwiastki, dzisiaj jeszcze wystpujce na Ziemi. Pierwiastki te za byy
pochodnymi pra-pierwiastka, wodoru, pierwszego i najlejszego spord
wszystkich pierwiastkw. Jemu naley si rola pramaterii, poniewa wedug
tego, co nam wiadomo, wodr by pierwszym i jedynym pierwiastkiem
wyonionym z pocztkowego "Big-Bangu". Wszystko zaczo si od wodoru, od
olbrzymich obokw wodorowych, ktre pod dziaaniem wasnego ciaru skupiy
si w gwiazdy pierwszego pokolenia. W rodku tych soc pierwszej, dawno
minionej generacji gwiazd powstaway krok za krokiem w cigu niewiarygodnie
dugich okresw wszystkie cisze pierwiastki przez czenie si jder lejszych
atomw. Potne katastrofy, w ktrych cz owych starych gwiazd wreszcie
ulega zagadzie w wybuchach supernowych, zwrciy te pierwiastki znowu
wolnemu Wszechwiatowi w postaci drobnego pyu.
Od "Big-Bangu" przemino dziesi miliardw lat, a z pyu tego utworzyo si
nasze Soce i jego planety, a wic take Ziemia, na ktrej osignlimy obecnie
szczebel rozwoju pozwalajcy nam zastanawia si nad tym, jak si to wszystko
stao. Po powstaniu Ziemi warunki dalszego rozwoju natychmiast bardzo si
ograniczyy i wyspecjalizoway. Teraz istniao ju ciao niebieskie o pewnej
masie, ktrego sia grawitacyjna, przez t mas ustanowiona, pod okrelonym
cinieniem zgniataa powok gazow otulajc jego powierzchni. Ustalony ju
odstp tej nowej planety od Soca i jego widmo, rozmiar oraz produkcja energii
doprowadziy na niej do zupenie okrelonych warunkw temperatury i
promieniowania. Decydujc rol odgrywa take skad chemiczny powoki
atmosferycznej, ktra wytryskiwaa z wulkanw ozibionej skorupy ziemskiej:

tyle a tyle pary wodnej, tyle a tyle dwutlenku wgla, taka ilo metanu i taka te,
cile okrelona, dawka amoniaku.
Wszystkie te proporcje byy stae. Stanowiy niezmienne odtd skutki dugiej
historii, ktra do tej pory upyna. Nie dajca si teraz ju zrekonstruowa liczba
przypadkw narzucia w tym momencie tak, a nie inn warto, ten, a nie inny
cile okrelony rzd wielkoci. Wszystko to odbyo si samoczynnie, sterowane
wycznie przez waciwoci wynikajce z atomowej budowy uczestniczcych w
tym procesie materiaw oraz przez prawa natury.
Teraz wszystkie te w najrozmaitszy sposb ze sob splecione acuchy
wydarze, rozegranych przez niewiadom i martw materi, sterowanych
przypadkiem i prawami natury, spowodoway w pierwotnej atmosferze Ziemi
efekt Ureya. I nagle okazao si, e wszystkie te wielorakie warunki, przypadki i
wpywy w toku wspdziaania, ktrego ju obecnie nie potrafimy przeanalizowa,
wytworzyy pewn liczb, a mianowicie 0,1 procent zawartoci tlenu (w stosunku
do wartoci obecnej), nie wicej i nie mniej. Liczb, ktra dziaajc w powizaniu
ze szczeglnymi waciwociami naszego Soca (gwiazdy stae rwnie maj
swoje charakterystyczne cechy indywidualne) oznaczaa, e teraz na Ziemi
zapanoway warunki stwarzajce jednoznaczne uprzywilejowanie dla dwch
najwaniejszych elementw budulcowych wszelkiego pniejszego ycia, dla
biaka i kwasw nukleinowych. Wane jest, abymy jednoczenie pamitali, e w
tym momencie historii Ziemi owe dwa niezbdne dla ycia budulce, wyraajc
si naukowo owe biopoli-mery, w ogle jeszcze nie istniay. Nie byo nawet
jeszcze ich bezporednich prekursorw.
Aby wyrazi to jeszcze dobitniej: opisan tutaj faz rozwoju zrozumiemy w caym
jej znaczeniu dopiero wtedy, gdy sobie uzmysowimy, e oba te podstawowe
polimery, biako i kwasy nukleinowe, nie miay do tej chwili najmniejszej nawet
szansy na to, aby kiedykolwiek powsta w dostatecznych ilociach. S one tak
skomplikowane, a jednoczenie struktura ich jest tak wysoce wyspecjalizowana,
e czysto przypadkowe ich namnoenie byoby cakowicie, wrcz astronomicznie
nieprawdopodobne. Byoby wprost nie do pomylenia.
Mamy wic przed sob konkretny przykad owego wspomnianego ju krtko
paradoksu, na jaki przyrodnik nieustannie natrafia przy badaniu procesw ycia.
Zarazem jest to przykad jednego z typowych, a do znudzenia powtarzanych
zarzutw ze strony wielu, ktrzy z gry odrzucaj moliwo, e wiedza
przyrodnicza wyjani, jak powstao ycie. Ich prawdziwe motywy s bardzo
rne. Zwykle w gr wchodzi utrwalony przez dug tradycj przesd, jakoby
moliwo naukowego i przyczynowego wyjanienia problemu ycia i czowieka
musiaa obali koncepcj "duszy" w sensie religijnym, a ponadto take istnienie
jakiego Boga, tym samym sens religijnoci w ogle.
Zastanawiajce jest, jak wielu ludzi na podou tej prawie zupenie niewiadomej
obawy (zwykle pokrywanej innymi motywami) wrcz odmawia bliszego

zajmowania si pewnymi faktami i dowodami, jednoczenie namitnie potpiajc


ich rzekom "bezduszno", niedoskonao i "tendencj materialistyczn". Przy
niezliczonych okazjach stale przekonywaem si, e tacy ludzie, ktrzy uywajc
powyszych argumentw odrzucali na przykad darwinizm, w rzeczywistoci
wcale tego, co byo przedmiotem ich atakw, nie znali dostatecznie dobrze, aby
sobie w ogle mc wyrobi wasne zdanie. W kadym przypadku okazywao si,
e po prostu skwapliwie przyswoili sobie negatywne w stosunku do sprawy
przesdy i powtarzali je bez adnego wasnego uzasadnienia.
Aczkolwiek ich poczucie zagroenia jest nawet dopuszczalne i zrozumiae,
reakcja taka zdumiewa. Dziw tylko, e ci ludzie sami nie zadaj sobie pytania, co
mog by warte tajemnica czy "cud", ktre tylko tak dugo pozostaj tajemnic,
jak dugo nie przyjmuje si do wiadomoci adnej prby przyrodniczego jej
wytumaczenia. Najbardziej zaskakujca przy tym jest oczywisto, z jak tylu
ludzi uwaa, e zjawisko przyrody, ktre udao si wyjani w sposb naukowy,
od tej chwili nie moe ju by przedmiotem podziwu i zachwytu.
Czy rdem nieustajcego podziwu i zachwytu nie moe by samo bogactwo
wielostronnych powiza i nieogarniona liczba zjawisk przyrody, o ktrych nie
nioby si nam do tej pory bez wielowiekowych wysikw naszych uczonych?
Od rozmiarw Kosmosu i prawide ewolucji gwiazd a do budowy atomw i
tajemniczych zwizkw midzy materi a energi, od procesw zachodzcych w
komrkach, w ktrych zmagazynowany jest plan budowy ywego organizmu, do
odkrycia przebiegw elektrycznych w naszych wasnych mzgach liczba
przykadw podziwu godnych zjawisk przyrodniczych, jakie poznalimy dziki
rezultatom bada naukowych, nie ma koca. Nie baczc na te fakty,
zadziwiajco wielu ludzi nie przestaje powtarza wci bezsensownej formuki,
e nauka pozbawia wiat czaru i odziera go z cudownoci. A przecie tylko
nauka odsonia nam w ogle zdumiewajc peni tego, czym jest natura.
Ideologiczni przeciwnicy mylenia w kategoriach przyrodniczych chciwie wprost
rzucaj si na kady argument, ktry wydaje si dowodzi niemonoci
naukowego wyjanienia jakiegokolwiek zjawiska. Ulubionym przykadem a przy
obecnym stanie wiedzy take trafnym jest statystyczna niemoliwo czysto
przypadkowego powstawania ywych struktur. Istotnie, wobec nadzwyczajnego
wyspecjalizowania budowy kadej czsteczki biaka i jej funkcji biologicznej nie
sposb wyjani, jego powstania przez przypadkowe spotkanie si wielu
pojedynczych atomw, z ktrych si skada; musiayby one wszystkie natrafi na
siebie we waciwej kolejnoci, we waciwym momencie, w stosownym miejscu i
charakteryzowa si przy tym odpowiednimi cechami elektrycznymi i
mechanicznymi.
Jak widzielimy, w kocu dua liczba przypadkw w pewnej chwili wykluczya
dalsze lepe dziaanie przypadku. Pomimo ogromnych brakw i tymczasowoci
naszego naukowego rozpoznania przebiegu tych dziejw, ktre usiuj tutaj

opisa, odkrywamy nagle w tym miejscu historii rozwoju pewien ukad, ktry
pozwala nam si domyla, w jaki sposb przyroda pokonaa wielki paradoks
powizania przypadku z rozwojem: przed mniej wicej czterema miliardami lat
powstaa na powierzchni Ziemi sytuacja jednostronnie korzystna wanie dla
powstania obu najwaniejszych elementw budulcowych ycia, a tym samym
wrcz prowokujca do coraz wikszego gromadzenia si ich na powierzchni
Ziemi.
Co naley sdzi o tej zaskakujcej konsekwencji dotychczasowego przebiegu
wydarze? Czym j wytumaczy? Wydaje mi si, e istniej tutaj trzy
zasadnicze moliwoci, nie przeczce w niczym temu, czego do tej pory
dowiedzielimy si o wiecie na drodze naukowej. Zatem kademu pozostawia
si swobod akceptowania tego wyjanienia, ktre zdaje mu si najbardziej
przekonywajce. Kolejno podam krtko wszystkie trzy moliwoci. Postaram si
uczyni to jak najbardziej obiektywnie, ale pragn zaraz zaznaczy, e mam
wrd nich swoj ulubion koncepcj, a wybr mj chciabym potem uzasadni.
Pierwsza moliwo to zadowolenie si tym, aby rwnie i konsekwencj czysto
przypadkowego od tego momentu przebiegu historii wiata i Ziemi uzna za
przypadkow. Jakkolwiek w najwyszym stopniu nieprawdopodobny byby taki
ukad, ktry kae spojrze na powstanie biaka i kwasw nukleinowych jako na
rzecz prawie nieuniknion, Wszechwiat jest tak ogromny, e nawet i tej
koncepcji nie mona zdecydowanie wykluczy. Liczba planet w Kosmosie jest
tak olbrzymia, e przypadek taki kiedy, raz mg si by wydarzy gdzie we
Wszechwiecie po dziesiciu czy wicej miliardach lat. Nawet jeli rozwaania
statystyczne stanowczo przemawiaj przeciwko takiemu wyjtkowi, statystyka
nie moe w zasadzie wykluczy jednego jedynego przypadkowego wydarzenia
tego rodzaju.
Jeeli tak jest, konsekwencje wida jak na doni. Ziemia byaby wwczas prawie
na pewno jedynym oywionym ciaem niebieskim wrd wszystkich
wystpujcych we Wszechwiecie miliardw ukadw drg mlecznych z setkami
miliardw soc w kadym z nich. Przypadek powstania biaka i kwasw
nukleinowych byby bowiem tak bardzo nieprawdopodobny" e w caym
Kosmosie, nawet tak ogromnym, jaki jest, nie mogoby si to chyba ju wicej
powtrzy. Uczeni zreszt niejednokrotnie wycigali taki wanie wniosek. Co
prawda obraz tej niewyobraalnej, bezgranicznej samotnoci i tego wyizolowania
w olbrzymich gbiach Kosmosu musi przeraa nas swym zimnem i budzi lk.
Ale nie jest to powany argument. Przyroda nie kieruje si naszymi yczeniami.
To, e historia powstania Ziemi przebiegaa we wszystkich szczegach wanie
tak, a nie inaczej, e powstanie zoonego budulca ywych organizmw musiao
przy tym nastpi jak gdyby w pewnym stopniu przymusowo, mona sobie po
drugie oczywicie wytumaczy rwnie bezporedni ingerencj jakiej siy
nadprzyrodzonej. Mona bezsprzecznie przyj jako zaoenie, e owo tak
cudownie przewidujce przystosowanie warunkw na powierzchni Ziemi do

potrzeb ycia, ktre pojawio si dopiero o tyle pniej, nastpi mogo tylko
dziki temu, e jaki stojcy poza przyrod wszechmocny stwrca powzi
zamiar, aby pozwoli powsta yciu na Ziemi. Nikt, aden uczony, nie moe
zaprzeczy, e jaki Bg miaby wadz uksztatowania rozwoju zgodnie z tym
swoim zamiarem.
Chocia te dwie koncepcje wydaj si z gruntu odmienne, jednake wynikaj
obie z tych samych przesanek. W obu przypadkach zakada si, e polimery,
ktrych powstaniu w warunkach pra-Ziemi sprzyja efekt Ureya i jego skutki, s
jedynym budulcem, dziki ktremu mogoby si pniej na Ziemi zakorzeni
ycie. Przecie cay problem, cay ten paradoks przeomowego momentu historii
Ziemi, o ktrym tak obszernie tu mwimy, powstaje jedynie i tylko przez i to, e
do tej pory przyjlimy milczco, jakoby ycie bez podstawowych kamykw
budulcowych, biaka i kwasw nukleinowych, byo nie do pomylenia. Tylko
dlatego przecie ogarnia nas zdumienie nad tym, e rozwj wrd wszystkich
moliwych drg poszed wanie t, ktra najbardziej uprzywilejowaa te dwa
budulce, a nie jakiekolwiek inne spomidzy kombinacji atomw wystpujcych w
nieomal nieograniczonej liczbie.
Nie wyobraamy sobie i nie znamy ycia nie zbudowanego na biaku i nie
posugujcego si do rozmnaania zwizkami kwasw nukleinowych, ktre
przenosz plany budowy ywych struktur z pokolenia na pokolenie. Ale czy jest
to argument dostatecznej wagi? Czy nie jest to znowu klasyczny przykad
interpretacji antropocentrycznej? W chwili, w ktrej na to pytanie odpowiemy
twierdzco, zawita nam, e istnieje jeszcze trzecie wyjanienie.
Moe ta osobliwa sytuacja w dziejach Ziemi, ktra wynika z efektu Ureya, wcale
nie jest tak nieprawdopodobna, wcale nie jest tak "skierowana na cel", jak
sdzilimy dotd? Wszystkie problemy i paradoksy rozwizuj si w momencie,
w ktrym uwolnimy si od jednostronnej perspektywy stanowiska
antropocentrycznego i porzucimy nasz ziemski punkt widzenia, co wmawia nam,
e ycie moliwe jest jedynie, gdy rozporzdzamy biakiem i kwasami
nukleinowymi jako materialnym budulcem. Wtedy bowiem nagle natrafiamy na
przekonujce i bardzo proste wytumaczenie, ktre jednake pociga za sob
powane konsekwencje.
Tym razem do wytumaczenia nie potrzeba ani adnej "celowej" nadprzyrodzonej
ingerencji, ani niezadowalajcej hipotezy przypadkowoci, ktrej wprawdzie nie
mona obali adnym dowodzeniem, ale ktra jest kracowo
nieprawdopodobna. Owo najprostsze wyjanienie polega na skromnym
pogldzie, e w tym przypadku rwnie wszystko odbyo si w sposb naturalny:
skoro tylko przed czterema miliardami lat sytuacja na Ziemi tak si rozwina, e
sprzyjao to formowaniu si biaka i kwasw nukleinowych oba te polimery
nieuchronnie musiay nadal powstawa w nieprzecitnej mnogoci. A gdy potem
na Ziemi rozpoczo si ycie, budowao si ono z tego budulca tylko i jedynie

dlatego, e byy to jedyne dwa rodzaje czsteczek dostatecznie zoonych, a tym


samym dostatecznie zdolnych do przeksztacania si, ktre istniay w
wystarczajcej iloci.
W takim ujciu nie ma nic paradoksalnego ani niezrozumiaego, gdy jeszcze
dodatkowo powiemy, e ycie mogo byo w swoim rozwoju uczyni taki sam
krok, wykorzystujc szereg innych czsteczek (dostatecznie zoonych i
zdolnych do przemian). Taki pogld jest co prawda obcy naszej wyobrani, jest
jednak o wiele bardziej przekonujcy i mniej brutalny anieli zaoenia, ktre
musielimy przyj przy obu poprzednich prbach wyjaniania.
Jeeli na cao problemu spojrzymy od tej strony, odpada konieczno
wyjaniania, jak si to stao, e rozwj na powierzchni pra-Ziemi poszed w takim
kierunku, ktry doprowadzi akurat do powstania owych "niezbdnych" kamieni
budulcowych biaka i kwasw nukleinowych. Sam fakt rozwoju tych dwch
czsteczek i jego przyczyny opisalimy ju szczegowo. Nie ma w tym nic
tajemniczego ani paradoksalnego. ycie po prostu dlatego posuyo si tymi
dwoma elementami, e adnymi innymi nie rozporzdzao.
Znamienna konsekwencja tego wyjanienia, niewtpliwie najbardziej
zadowalajcego i prawdopodobnego, wypywa z odwrcenia naszego
rozumowania. Powiemy wic, e Ziemia najoczywiciej pokrya si yciem nie
dlatego, e akurat w tym miejscu i o ile monoci tylko w tym miejscu Kosmosu
spenione zostay, na skutek nieprawdopodobnego splotu przypadkw,
szczeglne warunki, moe jedyne w swoim rodzaju, stwarzajce przyjazne yciu
rodowisko. Jest raczej tak, e najwidoczniej ycie na Ziemi dlatego istnieje, e
samo zjawisko ycia posiada tak uniwersaln si urzeczywistniania si, i
ewolucja biologiczna moga si rozpocz nawet w tak skrajnych i jedynych w
swoim rodzaju warunkach, jak te, ktre panoway na pra-Ziemi, gdzie jako punkt
wyjcia suy mogy tylko dwie odpowiednie czsteczki, wanie biako i kwas
nukleinowy. Zanim ostatecznie porzucimy ten temat, musimy jeszcze krtko
uzasadni, dlaczego ostatnie przytoczone wyjanienie jest w oczach przyrodnika
bardziej prawdopodobne i zadowalajce anieli druga moliwo interpretacji
tych powiza. W wyniku pewnej od wiekw trwajcej jednostronnoci naszego
ideau wyksztacenia, zrodzonej z przypadkw w dziejach naszego ducha,
spoeczestwo wykazuje dzisiaj taki stan wiadomoci, ktry i w tej sprawie kae
znowu obawia si powstania pewnego nieporozumienia; grozi ono na kadym
kroku temu, kto zechce porusza si na pograniczu midzy nauk a filozofi
przyrody.
Dlatego pragniemy teraz wyranie wypowiedzie to, co wydaje si samo przez
si zrozumiae: ostatnie wyjanienie przewysza w oczach przyrodnika
wymienion na drugim miejscu moliwo bynajmniej nie dlatego, e pozwala
wykluczy myl o istnieniu Boga i Stworzyciela wiata. Oczywicie, wielu jest
przyrodnikw, ktrzy w Boga nie wierz. Jednake trudno byoby udowodni, e

liczba ich jest wysza anieli niewierzcych filologw klasycznych czy te


uczniw szk rednich.
Ostatnie wytumaczenie jest po prostu dlatego bardziej zadowalajce z punktu
widzenia przyrodniczego, e nie potrzebuje adnych faktw nadprzyrodzonych
(a wic nie dajcych si udowodni). Nauka przyrody jest przecie prb tego,
jak daleko mona doprowadzi zrozumienie wiata i natury, posugujc si przy
wyjanianiu tylko uchwytnymi i wymiernymi procesami oraz wpywami, ktre
mona obiektywizowa.
Jednake przez to nic nie zostao powiedziane take ze stanowiska
przyrodnika o tym, czy moe za tymi procesami i wpywami, za tym, co
naturalne, nie kryje si jaka rzeczywisto, na przykad jaki Bg, ktry w ogle
dopiero umoliwia wszystkie zjawiska naturalne i uzasadnia wszelkie prawa,
wedug ktrych one na naszych oczach przebiegaj.
Moemy przytoczy jeszcze trzeci argument przemawiajcy za ostatnio podan
koncepcj. Jeeli si wierzy w Stwrc wiata i przedstawia go jako
wszechmocnego, nie wolno zakada, e jest skazany na "szachrowanie".
Mwic inaczej: wydaje si trudne do pogodzenia z religijnym przekonaniem o
wszechmocy Stwrcy wiata, jeeli si sdzi, i stworzony przez tego Boga wiat
jest tak niedoskonay, e aby naleycie funkcjonowa, musi by zdany na jego
nieustajc ingerencj. Nikt nie moe dzisiaj ju wtpi w to, e gwiazdy, Ziemia
i atomy powstay w toku naturalnego rozwoju i wedug rozumnych prawide. Czy
wobec tego wanie w oczach wierzcego nie wygldaoby na jaki bd
konstrukcyjny wiata, gdyby akt stworzenia nie mg wyj poza to stadium
rozwojowe bez ponownego bodca "z zewntrz"?
Cigle jeszcze jestemy skonni uwaa nieoywion, nieorganiczn przyrod za
prostsz, atwiej zrozumia i mniej tajemnicz anieli dziedzina tego, co yje. W
naszym naiwnym wyobraeniu wiat przedstawia si zawsze jako rodzaj sceny,
na ktrej ludzko, otoczona statystujc jej pozosta przyrod oywion,
odgrywa dramat swoich dziejw. Kt wtpi w to, e mechanika kulis jest
prymitywniejsza i atwiejsza do poznania anieli ycie duchowe tych, ktrych
dziaanie tworzy waciwy tok akcji?
Tymczasem obraz ten jest faszywy. Znieksztaca prawd naszej pozycji w
przyrodzie. Im gbiej nauka przenika natur, tym wyraniej okazuje si, jak
wadliwa jest pozornie przekonujca metafora o scenie i dziaajcych na niej
aktorach. Im bardziej wzrasta nasza wiedza o przyrodzie, tym dobitniej nas
poucza, e to, co uwaalimy za biern scen, w swojej strukturze i swoich
funkcjach jest nie mniej zoone ni my sami. Waciwoci czstek
elementarnych i prawa, pod ktrych wpywem one stwarzaj wszystko, co skada
si na nasz wiat, cznie z wasnym naszym ciaem, s rwnie tajemnicze i
trudne do zbadania jak budowa ywej komrki.
Nie tylko to. Take pod innym wzgldem musimy przyzwyczai si do nowej

perspektywy, do innej hierarchii spraw. Jak zaznaczalimy na pocztku tej


ksiki, jedn z jej myli przewodnich jest rozpoznanie, e decyzje o pewnych
swoistych formach ycia, a take o wielu innych sprawach, ktre zdaj si nam
charakterystyczne dla naszego ludzkiego jestestwa, zapaday o wiele wczeniej,
ni mylelimy dotd. W niewiarygodnym wrcz stopniu nie docenialimy wpywu
owego rozwoju, ktry w cigu miliardw lat wytworzy ycie, a wreszcie take
wiadomo wpywu na to, co rozwj w stworzy. Musimy si dopiero nauczy
spogldania na siebie jako na rezultat tej ewolucji. Jej prawa i jej historyczny
przebieg stanowi form, ktra wycisna pitno na nas i naszym wiecie a do
najdrobniejszych szczegw.
Przed chwil poznalimy zarwno nieoczekiwany, jak przekonujcy dowd
wspierajcy ten pogld. Sd, jaki wyrobilimy sobie o konsekwencjach efektu
Ureya w pierwotnej atmosferze, sprowadza si przecie do stwierdzenia, e
atmosfera pierwotna ju setki milionw lat temu, zanim rozpocza si ewolucja
biologiczna, przez sam swj skad zadecydowaa o tym, z jakich kamieni
budulcowych powstanie przysze ycie. Przypadkowe warunki (skad chemiczny
atmosfery jako skutek jej wulkanicznego pochodzenia oraz opisane wzajemne
oddziaywanie fotodysocjacji i uwolnionego przez ten proces tlenu) przesdziy o
wyborze spord prawdopodobnie bardzo licznych moliwych czsteczek
jedynych dwch obecnie nam znanych po prostu dlatego, e zredukowana
zostaa w drastyczny sposb szansa powstania jakichkolwiek innych polimerw.
Za chwil, przy kocu tego rozdziau, gdy krtko wspomnimy o innych funkcjach
spenianych przez atmosfer ziemsk, natrafimy jeszcze na dalszy wyrazisty
przykad tych powiza. Podziwu godne jest, jak wiele zada rozwizuje ta
stosunkowo przecie cieniutka powoka gazowa naszej planety. W zestawieniu z
prostot jej skadu i jej wasnoci fizycznych mao znajdziemy w naszym
otoczeniu elementw przewyszajcych j sw wielostronnoci.
Bez atmosfery Ziemia nie nadawaaby si do zamieszkania, nie tylko dlatego e
jedynie atmosfera umoliwia nieustajc wymian tlenu i dwutlenku wgla
midzy nami i wszystkimi czonkami wiata zwierzcego z jednej strony a
wiatem rolinnym z drugiej. Ten obieg tlenu stanowi rdo energii dla nas i
dla wszystkich yjcych obecnie form zwierzcych, niezbdne do podtrzymania
waciwej ciau przemiany materii. Zreszt jest jeszcze wicej powodw, dla
ktrych Ziemia bez atmosfery byaby niezdatna do zasiedlenia przez ycie w
znanej nam formie.
Opisalimy ju szczegowo znaczenie atmosfery jako filtra promieni
nadfioletowych. Moliwe od kilku lat, dziki uyciu rakiet, badania nad skadem
promieniowania sonecznego w obszarach znajdujcych si poza osaniajc
nas atmosfer wykazay, e energia, jak Soce wypromeniowuje w zakresie
czstotliwoci nadfioletowej, jest wystarczajca do cakowitego zniszczenia
wszelkiego ycia na Ziemi. Zatem bez atmosferycznego filtra tlenowego Soce

wysterylizowaoby powierzchni ziemsk ze skutkiem rwnym, temu, jaki w sali


operacyjnej osiga silna lampa nadfioletowa.
Zdjcia powierzchni Marsa sporzdzone przez dotychczasowe sondy planetarne
przypominaj nam dobitnie, jak niezbdna jest dostatecznie gsta powoka
atmosferyczna dla ochrony przed uderzeniami meteorw. Astronomowie
przypuszczaj, e powierzchnie wszystkich cia niebieskich naszego Ukadu
Sonecznego, zblionych do naszej Ziemi pod wzgldem wielkoci i gstoci, ale
nie otoczonych atmosfer, s w podobny sposb poznaczone trafieniami
meteorytw. Oprcz naszego Ksiyca i Marsa dotyczyoby to wic Merkurego i
Plutona, a prawdopodobnie rwnie wikszoci spord dwudziestu dziewiciu
ksiycw krcych wok wielkich planet, Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna.
Pomimo swej zwiewnoci atmosfera nasza jest nadzwyczaj skuteczn tarcz
ochronn nawet przeciwko masywnym okruchem meteorw, poniewa pociski
kosmiczne, w zwizku ze sw du prdkoci wlotow, jak wiadomo, tak silnie
rozgrzewaj si przez tarcie powietrza, e z maymi wyjtkami spalaj si ju
wysoko ponad Ziemi.
Ponadto atmosfera nasza (podobnie jak oceany) jest najlepszym urzdzeniem
klimatyzacyjnym Ziemi. Dziaa przede wszystkim jak potny bufor cieplny, ktry
potrafi du cz ciepa wypromieniowanego przez Soce w cigu dnia
zmagazynowa na czas nocnych ciemnoci. Bez tego efektu rnice
temperatury midzy stron dzienn a stron nocn Ziemi byyby rwnie jaskrawe
jak na Ksiycu. Ale atmosfera przenosi rwnie ciepo na powierzchni, tam i z
powrotem. W ten sposb przebiegajce w niej prdy termiczne, czyli wiatry,
nieustannie wyrwnuj nazbyt ostre rnice temperatur w rozmaitych rejonach
Ziemi. Owe prdy termiczne oprcz tego transportuj na wielkie odlegoci
potne masy wody, a mianowicie par wodn wznoszc si, pod dziaaniem
promieniowania sonecznego z oceanw i wilgotnych terenw, aby im potem w
innym miejscu pozwoli opada w postaci deszczw. Bez atmosfery nie byoby
deszczw, nie byoby w ogle zjawiska pogody.
Tymczasem wiatry i pogoda s z kolei najwaniejszymi przyczynami erozji,
procesw wietrzenia. Z perspektywy dnia codziennego wietrzenie widzimy tylko
jako proces rozkadu, nieunikniony, pocigajcy za sob jedynie skutki ujemne.
A przecie bez trwajcego od milionw lat dziea erozji powierzchnia ziemska
byaby jeszcze dzisiaj, podobnie jak w chwili ostygnicia przed czteremapicioma miliardami lat, nag ska wulkaniczn. Co najwyej jej wierzchnie
warstwy zostayby zmielone na drobny py przez erozyjne dziaanie trwajcego
od zarania dziejw bombardowania' przez najmniejsze meteoryty; znamy
przecie taki obraz z Ksiyca. Tymczasem gleba, piasek, glina i wszystkie inne
odmiany gruntu, ktre dopiero spowodoway to, e Ziemia jest yznym, bogatym
w ycie ciaem niebieskim s produktem wiatrw i pogody, s w ogle moliwe
wycznie jako skutek istnienia atmosfery i jej dynamicznych waciwoci.

Gdy wic w ten sposb zestawimy wszystko, do czego przyczynia si atmosfera


ziemska, a co stanowi nasze codzienne, swojskie otoczenie, otrzymujemy
zdumiewajco obszern list jej zasug. A musimy jeszcze na zakoczenie
poszerzy ten spis o pewien niezwykle wany fakt zupenie innego rodzaju,
zwizany z naszym codziennym przeywaniem w sposb jeszcze o wiele
bardziej bezporedni i "bliszy ciau". Jednake wanie dlatego musimy w tym
miejscu sign nieco dalej i pj przez chwil drog okrn. Te rzeczy
bowiem, ktre znamy z naszego codziennego dowiadczenia, tylko pod
niezwyczajnym ktem widzenia mog si nam ukaza w takim dystansie, jaki
jest potrzebny do rozpoznania ich osobliwoci. W tym przypadku chodzi o
zaskakujcy zapewne dla wielu fakt, e atmosfera ziemska i jej szczeglny skad
zdeterminoway rwnie mierniki naszego przeywania estetycznego.
Dlaczego tak jest, uzmysowi nam najlepiej pewien przykad wieej daty,
dostarczony przez wspczesne badania przestrzeni kosmicznej. Na myli mam
nie rozpoznany waciwie dotd fakt, e do dzisiaj nie wiemy, jak barw ma
powierzchnia Ksiyca.
Znamienne jest, e stwierdzenie to nie stracio na aktualnoci, pomimo e w
ostatnich latach sporzdzone byy przez najrniejsze bezzaogowe sondy
niezliczone barwne fotografie Ksiyca, a ponadto take ludzie wielokrotnie go
ogldali. W tym miejscu musimy jednak uczyni pewne zastrzeenie (jak potem
zobaczymy, nie tak bardzo wywiechtane, jak by si zdawao), e owo ogldanie
powierzchni Ksiyca nie mogo by a tak bardzo bezporednie.
Promieniowanie soneczne uderza bowiem z tak si w pozbawion atmosfery
powierzchni naszego satelity, e widoku jej nie moe znie oko nie chronione.
Astronautw zabezpiecza si wic przed tym filtrami sonecznymi wbudowanymi
do hemw kosmicznych. Trzeba byo take w znacznym stopniu obniy czuo
bon, na ktrych fotografowano powierzchni Ksiyca. Lecz oba te rodki
zaradcze rzutuj take w rozmaity sposb na odtworzenie barw, zalenie od
stosowanej metody i od stopnia zredukowania czuoci.
Wynik tej nieuniknionej "porednioci", z jak musimy si pogodzi przy
obserwowaniu Ksiyca, jest nam wszystkim znany. Gdy przy ogldanej w
jakim czasopimie serii kolorowych fotografii odnielimy wraenie, e skay na
Ksiycu maj barw niebiesko-zielonkaw, nastpne publikowane zdjcia
mog nas cakowicie zbi z tropu. Na nich bowiem nagle ten sam obiekt ukazuje
si w kolorze ochry, a moe biaawo-szarym.
Nie staniemy si ani troch mdrzejsi, gdy aby wreszcie spraw wyjani
zabieramy si do protokow zawierajcych ustne relacje astronautw. Jeden z
nich opisuje jako "zielonawe jak ser" to samo, co drugi nazywa niebieskoszarym,
a inny znowu tawobiaym. Absolutnie nie wiadomo, co z tych rnic w
przeywaniu barw w owym pozaziemskim rodowisku naley przypisa filtrowi
wietlnemu, a co jest subiektywnym wynikiem rnicy w przeywaniu kolorw,

okrelanych w nieznanym, obcym owietleniu bez monoci porwnania z


barwami znanego, swojskiego otoczenia.
Jednake do tego momentu wci jeszcze nie poruszylimy waciwego
problemu. Nadal, pomimo tych wszystkich drobnych niedorzecznoci, nie
wtpimy w to, e powierzchnia Ksiyca, obiektywnie biorc, musi mie jaki
"prawdziwy" wygld, jak "prawdziw" barw. Z opisanych uprzednio powodw
cigle jeszcze istniej dla nas w tej dziedzinie jakie drobne niezgodnoci.
Wierzymy jednak, e w zasadzie musz si one da usun i e w zasadzie
obiektywne stwierdzenie "waciwej" barwy ska ksiycowych powinno by
moliwe.
Ale jak tu wykry t "prawdziw" barw, jak j zdefiniowa? Jaka bona byaby
do tego celu "waciwa", jaki filtr pozwoliby ludzkim oczom, ktre nie chronione
nie wytrzymuj tego widoku, ujrze j nie sfaszowan? To, e problem ten jest o
wiele bardziej zasadniczy, niby si zdawao, bdziemy musieli sobie
uwiadomi najpniej z chwil, gdy dla rozwizania wszelkich trudnoci
wpadniemy wreszcie na pozornie tak prosty pomys, jak zbadanie tu na Ziemi
jednego z kamieni przywiezionych z Ksiyca.
Kto jednak przez chwil gbiej pomyli nad t moliwoci, musi ze zdumieniem
przyzna, e znowu niq nam to nie da. Wprawdzie teraz moemy wreszcie
bezporednio oglda goym okiem kamie z Ksiyca. Ale przecie tutaj na
Ziemi widzimy go w wietle pewnego soca, przefiltrowanym przez nasz
atmosfer, a wic w warunkach kracowo rnych od naturalnego rodowiska
owego kamienia na Ksiycu. Atmosfera bowiem odfiltrowuje okrelone dugoci
fal wiata 'z rozmait si, a s to dugoci fal, ktre ten sam kamie na
pozbawionym atmosfery Ksiycu rwnie by odbija, ktre wic w jego
naturalnym otoczeniu take "nale" do jego wygldu.
Powiem krtko: jeeli konsekwentnie przemylimy cay ten problem, dochodzimy
do zupenie nieoczekiwanego przekonania, e nigdy nie bdziemy wiedzieli, jak
kamie z Ksiyca "naprawd" wyglda. Ostateczn przyczyn tej niemonoci
jest to, e oczy nasze, rozwijajc si w cigu setek milionw lat, przystosoway
si optymalnie, a tym samym tak cile, do warunkw wietlnych panujcych na
powierzchni Ziemi, e tylko w warunkach ziemskich mog one dostarczy nam
obrazu "waciwego".
Znaczenie tego mona sobie bardzo atwo uzmysowi za pomoc maego
dowiadczenia. Prawie u kadego czowieka skala barw, w obrbie ktrej oczy i
mzg przekadaj rozmaite fale elektromagnetyczne widzialnego wiata na
nasze przeywanie, nie jest w obu oczach dokadnie tak samo "wycechowana".
Aby si o tym przekona, wystarczy wzi zwyk kartk biaego papieru i przy
dostatecznym owietleniu oglda j na przemian najpierw jednym, a potem
drugim okiem. Przy uwanym wykonywaniu dowiadczenia stwierdzimy, e ten
sam papier widziany jednym okiem ma jakby inny ton (moe nieco czerwonawy)

anieli ogldany drugim okiem (kiedy wydaje si na przykad troszeczk bardziej


niebieskawy). Mona sobie teraz dugo i cakowicie bezowocnie ama gow
nad tym, ktre z oczu "poprawnie" oddaje "prawdziwy" ton papieru.
Przyczyn braku odpowiedzi na to pytanie jest to, e barwy, a szczeglnie
pojcie "biaoci", istniej tylko w naszym postrzeganiu. To, e pomieszanie
wszystkich barw tczy wytwarza cznie wraenie "bieli", a wic przeycie
"bezbarwnoci", wynika std, e nasze oczy w cigu procesu samego
powstawania jak gdyby "zdecydoway si" na to, aby przecitne owietlenie na
powierzchni ziemskiej, wytworzone przez wiato soneczne w warunkach naszej
atmosfery, interpretowa jako "neutralne pod wzgldem ubarwienia". Wszystko
to sprowadza si jak gdyby do ustalenia pewnego punktu zerowego. Pod
wzgldem biologicznym jest to niezwykle uzasadnione. Oznacza bowiem, e
jako barwa, a tym samym jako dodatkowa informacja o otoczeniu, zostaje nam
zasygnalizowane tylko to, co odbiega od owego owietlenia przecitnego. Ale
jest to uzasadnione tylko dotd, dopki warunki rodowiska pozostaj nie
zmienione. Ju na Ksiycu, w wietle tego samego Soca, ale nie
podlegajcym tutaj wpywowi filtra atmosfery ziemskiej z jej przez przypadek i
histori uformowanym skadem, punkt zerowy naszego optycznego ukadu
postrzegania przestaje obowizywa.
Cae to rozumowanie wskazuje na to, e nasze przeywanie barw, wraz ze
wszystkimi uczuciowymi i estetycznie wartociujcymi reakcjami zwizanymi dla
nas nierozcznie z kolorem, porednio odzwierciedla osobliwo jedynego w
swoim rodzaju skadu naszej atmosfery. cilej trzeba by powiedzie, e na
naszej zdolnoci widzenia pitno swoje wycisny optyczne warunki panujce na
powierzchni ziemskiej w zwizku ze szczeglnym skadem widmowym wiata
sonecznego i dziaaniem atmosferycznego filtra.
Gdy sobie przypomnimy to, co mwilimy o wygldzie ska ksiycowych,
moemy posun si jeszcze o krok dalej; nie tylko nigdy nie bdziemy wiedzieli,
jak kamie z Ksiyca "naprawd" wyglda. To, czego nauczylimy si na
naszym przykadzie, nie dotyczy wycznie obiektw pozaziemskich. W
rzeczywistoci nie wiemy take nawet, jak sami "naprawd" wygldamy. Jedyne,
co znamy, i jedyne, co kiedykolwiek zna bdziemy, to nasz wygld w wietle
pewnej gwiazdy staej o typie widma G 2 V, ktrej maksimum jasnoci pooone
jest w tym zakresie widma i ktra owietla nas z odlegoci 150 milionw
kilometrw poprzez filtr atmosfery.10
Na zakoczenie jeszcze ostatnia uwaga o stosunku pomidzy widzialnym
wiatem a atmosfer naszej Ziemi. Znaczna wikszo fal caego widma
sonecznego zatrzymuje si w gazowej powoce naszej planety. Std w ogle
dokadniej znamy promieniowanie krtkofalowe naszego Soca, jego produkcj
energii w zakresie promieni gamma i rentgenowskich dopiero od czasu, kiedy
nowoczesna technika rakietowa umoliwia nam prowadzenie bada ponad

nasz atmosfer.
Promieniowanie soneczne zostaje w duej mierze powstrzymane take w
dugofalowej czci widma. Para wodna tworzy w atmosferze najskuteczniejszy
filtr dla promieniowania cieplnego graniczcego z zakresem widma
promieniowania widzialnego; wiemy to znowu z codziennego dowiadczenia:
chmury przecie wyranie powstrzymuj ciepo pochodzce od Soca silniej
anieli jasno soneczn. Jednake tutaj, w zakresie dugich fal, istnieje pewien
wyjtek, pewne "okno" w atmosferze, otwarte dla promieni spoza widzialnego
zakresu. Wyjtek ten dotyczy ultrakrtkich fal radiowych. Przenikaj one bez
przeszkd przez nasz atmosfer, rwnie przez zawart w niej par wodn.
Jest to przyczyna, dla ktrej moemy swobodnie przeprowadza w tym zakresie
dugoci fal badania radioastronomiczne take przy zacignitym chmurami
niebie.
Abstrahujc od tego wyjtku, zadziwiajco maa wizka widzialnego wiata jest
jedyn czci widma sonecznego, ktra moe dociera przez atmosfer a do
powierzchni Ziemi. Zdanie to jest bezspornie poprawne. A pomimo to takie
sformuowanie stawia rzeczywist sytuacj na gowie. Oczywicie naleaoby
tutaj posuy si sformuowaniem wrcz odwrotnym: nie jest tak, e akurat
widzialny wycinek widma sonecznego moe promieniami przenika nasz
atmosfer. Naturalnie jest wrcz przeciwnie, tak, e ten stosunkowo bardzo may
wycinek szerokiego zakresu czstotliwoci promieniowania sonecznego, ktry
przypadkowo moe przenika atmosfer ziemsk, wanie z tego powodu sta
si dla nas widzialnym zakresem tego widma, to znaczy wiatem.
W tej jedynej sytuacji tak wyjtkowo wyranie przed oczami mamy ow dziwn
dwuznaczno tych tak licznych "przypadkw", od ktrych roi si w prehistorii
ycia na Ziemi, e wrcz niepodobna nie dostrzec jedynej susznej interpretacji
stanu faktycznego. W tej sytuacji nikt nie mgby chyba wpa na niezrozumiay
zda si pomys, aby zadziwi si nad zupenie niewiarygodnym przypadkiem,
e atmosfera ziemska wykazuje akurat taki skad, ktry prawie wycznie
przepuszcza widzialne dla nas wiato soneczne. Nikt nie odczuje rwnie
potrzeby tumaczenia nieprawdopodobnej przypadkowoci tak celowego
zrzdzenia dziaaniem nadprzyrodzonym czy te w ogle jak dodatkow
hipotetyczn konstrukcj.
Tutaj take obowizuje zasada, e cudu naley szuka tam, gdzie jest. A polega
on. w tym wypadku na tym, e ycie potrafio urzdzi si w owych warunkach
specjalnych, ktre byy ustalone na Ziemi od setek milionw lat, dugo przedtem,
zanim pojawi si pierwszy jego zalek.
Wziutkie tylko pasmo caego zakresu widma sonecznego moe przenikn
atmosfer. Dlatego wic ycie, niezliczone miliony lat pniej, posuyo si t
czci promieniowania sonecznego, aby stworzeniom swoim dostarczy
orientujcych informacji optycznych o ich rodowisku. W taki sposb powstao

"widzenie".
Wolno nam wic chyba przykad ten uzna za dodatkowe jeszcze potwierdzenie
tego, e interpretacja, na jak zdecydowalimy si w odniesieniu do
oddziaywania efektu Ureya, jest naprawd najbardziej przekonujca. Kto si
dziwi, e efekt ten uprzywilejowa "akurat" biaka i kwasy nukleinowe, ten widzi
sprawy z niewaciwej perspektywy.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


4. CZY YCIE SPADO Z NIEBA?
Pogld, e ycie na Ziemi mogoby pochodzi z nieba, niewtpliwie zasuguje na
rozwaenie. Nie chodzi w tym wypadku o wyjanienie powstania ycia na Ziemi
w sensie metafizycznym, lecz absolutnie dosownym. Od kilku lat bowiem
naukowcy z NASA, amerykaskiej agencji do spraw astronautyki, zastanawiaj
si powanie nad tym, czy ycie ziemskie nie stanowi jak gdyby odnogi
pozaziemskich form ycia. W tym miejscu musimy zaraz zapobiec pewnemu
nieporozumieniu. Nie tylko nie zajmujemy si adnymi wyjanieniami
metafizycznymi, lecz nie zamierzamy rwnie popiera niedopuszczalnej
fantastyki pewnych zrcznych producentw bestsellerw, takich jak Charroux
czy jeszcze zrczniejszy jego plagiator Daniken. Jakkolwiek "teorie" o
prehistorycznym skrzyowaniu si naszych przodkw z pozaziemskimi
kosmonautami mog prezentowa si atrakcyjnie w literaturze rozrywkowej, nie
wolno takich bzdur bra powanie.1 Abstrahujc od wszystkich biologicznych
sprzecznoci, tego rodzaju spekulacje nie wniosyby w tym miejscu naszej
ksiki niczego do zagadnienia powstania ycia na Ziemi. Zakadaj one
przecie z gry istnienie co najmniej jakich prymitywnych praludzi.
Myl, e ycie mogoby pochodzi z nieba, mwic cilej: z otchani Kosmosu,
staa si co prawda od nowa aktualna w zwizku z dowiadczeniami balonowymi
i rakietowymi, ktre przed kilku laty przeprowadzili amerykascy mikrobiolodzy.
Zleceniodawc bya NASA, midzy innymi odpowiedzialna za to, aby
zorganizowane przez ni dowiadczenia kosmiczne nie pocigny za sob
adnego "midzyplanetarnego skaenia" zarazkami bd innymi
mikroorganizmami.
Zagroenie, jakie mona by wywoa takim midzyplanetarnym "zawleczeniem
zarazkw", ma dwojaki charakter. Powracajca rakieta czy sonda planetarna,
ktra wykonujc swe zadanie mikko ldowaa na innym ciele niebieskim, na
przykad na Marsie, mogaby przywie stamtd mikroskopijnie drobne
organizmy, o ile na obcej planecie istniej samoistne formy ycia.
Prawdopodobiestwo, aby organizmy te wywoay na Ziemi jak epidemi, jest
bardzo nike. W odniesieniu do moliwoci zakaenia ziemskich form ycia przez
pozaziemskie zarazki przytoczy mona w zasadzie podobne zastrzeenie jak
to, ktre doprowadza do absurdu tez Danikena o skrzyowaniu rozmaitych
planetarnych ras. Wanie ze wzgldu na swoj pozaziemsk "inno" taki
pozaziemski zarazek zapewne nie byby grony dla tutejszego ycia.
Najprawdopodobniej nie mgby si w ogle osiedli i rozmnaa w tak bardzo
obcym mu ziemskim organizmie, obojtne, zwierzcym czy rolinnym. A to
wszak byoby warunkiem szerzenia si epidemii.
Jednake to, co w odniesieniu do wyszych form ycia jest cakowicie

niemoliwe skrzyowanie midzy obcymi gatunkami w przypadku


mikroorganizmw jest co najwyej tylko w bardzo znacznym stopniu
nieprawdopodobne, jak poucza nas midzy innymi nadzwyczajnie plastyczna
przystosowawczo ziemskich gatunkw wirusw. Jakkolwiek mae byoby
ryzyko, musi ono by powanie brane pod uwag przez odpowiedzialne
instytucje, gdy skutki zakaenia przez pozaziemski zarazek byyby
przypuszczalnie straszliwe.
Fakt, e dzisiaj jeszcze istniej na Ziemi ludzie, zwierzta i roliny, pomimo e w
naszym rodowisku roi si od niezliczonych mikroskopijnie maych zarazkw,
bierze si wycznie z tego, e wszystkie istoty wysze dawno ju rozwiny
mechanizmy obronne (zdolno do reakcji immunologicznych), chronice je
przed wszelkimi moliwymi zarazkami. Tymczasem dla pozaziemskiego wirusa,
ktry by si tutaj mg osiedli, ziemskie formy ycia stanowiyby poywk,
wystawion cakowicie bezbronnie na przenikanie zarazkw. Wielkie epidemie
redniowiecza, duma i cholera, byyby dziecic zabawk w porwnaniu z tym,
co by si wwczas dziao.
Jak wiadomo, wanie taka pomimo e bardzo nieprawdopodobna moliwo
skonia NASA do trzymania przez kilka tygodni w cisym odosobnieniu
astronautw powracajcych z pierwszych lotw na Ksiyc, pomimo e z gry
byo waciwie prawie zupenie wykluczone, aby na Ksiycu istniay
mikroorganizmy. Przy oczekujcych nas lotach na Marsa rodki ostronoci
bd na pewno jeszcze o wiele surowsze.
Drugim aspektem midzyplanetarnego zawleczenia zarazkw jest znacznie
groniejsze niebezpieczestwo zakaenia pozaziemskich przestrzeni yciowych
przez ziemskie mikroorganizmy. Niebezpieczestwo to jest groniejsze po prostu
dlatego, e i w tym wypadku wiadomo z ca pewnoci, i zarazki, jakie
mogyby zosta zawleczone, rzeczywicie istniej. Wobec tej moliwoci jedyna
wtpliwo polega na tym, e nie moemy z gry wiedzie, czy miejsca, do
jakich w celach badawczych kierujemy nasze midzyplanetarne sondy, s
zasiedlone obcymi formami ycia, czy te nie. Gdyby bowiem byy, zagraa im
zdziesitkowanie przez niewidoczne, towarzyszce naszym sondom zarazki z
takich samych powodw, ktre wywouj obaw przed zawleczeniem w kierunku
odwrotnym. Takiego ryzyka take nikt zbyt lekkomylnie nie wemie na siebie.
Kto zechciaby stan cynicznie na stanowisku, e w tym wypadku
niebezpieczestwo nie dotyczy nas samych, co najmniej zapomina, e przecie
w interesie bada kosmicznych nie ley zniszczenie, ju przy pierwszym
spotkaniu, owych form ycia, ktrych w najbliszych latach bdziemy
poszukiwa z tak niesychanym nakadem i wysikiem.
Ale nawet wwczas, gdy w gr wchodzi przebadanie planet z ca pewnoci
nieoywionych, konieczna jest staranna sterylizacja uywanych pojazdw.
Przypominam raz jeszcze przykad Wenus i przyczyny, ktre przemawiaj za

tym, e owa ssiadujca z nami planeta mogaby si znajdowa w jak gdyby


embrionalnej fazie rozwoju. Przebadanie takiego planetarnego rodowiska
prebiotycznego miaoby niezwykle doniose znaczenie dla nauki i dla naszego
samozro-zumienia. Uzyskalibymy przecie konkretny wgld w warunki mogce
doprowadzi do powstania ycia i mono przeledzenia caego procesu
ewolucji.
Mielibymy jedyn w swoim rodzaju szans stwierdzenia przez obserwacj, w
jakich punktach rozwj w odbiega od kierunku, w ktrym przebiega tu u nas na
Ziemi. Po raz pierwszy moglibymy si wic dowiedzie, jakie etapy tego
rozwoju s potrzebne i niezbdne, a jakie inne dowolne, a zatem przypadkowe
i historycznie uwarunkowane. S to przecie pytania wane i fascynujce.
Gdybymy znali odpowiedzi na nie, mielibymy po raz pierwszy pewien punkt
wyjcia do problemu, jak dalece ycie w swoim rozwoju moe odbiega od form
powstaych na Ziemi, jedynych, jakie dotd znamy.
Tymczasem wszystkie te oszaamiajce i urzekajce perspektywy byyby raz na
zawsze utracone, gdyby chocia jeden z Ziemi pochodzcy zarazek mia si
przedosta na Wenus. Jeeli bowiem istnieje tam rzeczywicie jakie
"prebiotyczne" rodowisko, jeeliby wic tam na przykad ju powstay wielkie
czsteczki organiczne, ale jeszcze nie organizmy wenusjaskie zdolne do
reprodukcji przybycie ziemskiego mikroorganizmu na Wenus rwnaoby si
dokonaniu po-siewu na bulionowej poywce. Ziemski zarazek zastaby tam do
wyywienia i rozmnaania si warunki optymalne i mgby korzysta z nich bez
adnej obcej konkurencji.
W takiej sytuacji nie byoby wtpliwoci, e na Wenus rozwinie si ycie (a w
cigu dalszych miliardw lat take wysze jego formy). Jednake rwnie
niewtpliwe byoby, e punktem wyjcia staby si zawleczony z Ziemi zarazek
ze wszystkimi biologicznymi waciwociami, charakterystycznymi dla
ziemskiego organizmu. Wszystkie przysze wenusjaskie formy ycia nie byyby
wwczas niczym innym jak organizmami ziemskimi w owej szczeglnej formie
przystosowania, jak narzucioby im rodowisko panujce na Wenus.
Oczywicie, e to take byoby niezwykle interesujce. Ale odsunoby
moliwo udzielenia odpowiedzi na wymienione przed chwil nieporwnywalnie
waniejsze i bardziej fundamentalne pytania prawdopodobnie a do takiego
bardzo odlegego momentu, w ktrym uda si moe kiedy ludzkoci opuci
nasz Ukad Soneczny i poszukiwa tych odpowiedzi na planetach jakiego
obcego soca.
ywimy nadziej, e s ludzie, ktrzy pragn zapobiec skaeniu powierzchni
Wenus ziemskimi zarazkami nie tylko z tych powodw. To, czy naszymi
dowiadczeniami kosmicznymi zamkniemy drog przyszego rozwoju jakiej
pozaziemskiej formie ycia znajdujcej si w tym wczesnym stadium, czy te
nie, powinnimy bowiem uwaa za problem moralny. Gdy si pomyli, e ju co

najmniej dwa razy ziemskie sondy kosmiczne wyldoway na powierzchni


Wenus, trudno nie martwi si o to. Wedug wszystkiego, co nam wiadomo,
szansa, aby jaka sonda kosmiczna moga opuci Ziemi w stanie naprawd
sterylnym, a wic wolnym od ywych zarazkw, jest co najmniej wtpliwa.
Z omawianych przyczyn Amerykanie i Rosjanie przed kadym startem
dezynfekuj swoje sondy kosmiczne z najwysz osigaln starannoci. W
pierwszych latach prb kosmicznych Amerykanie czynili to nieraz tak
gruntownie, e uwaa si to nawet za przyczyn pewnych niepowodze. W
kadym razie chodziy pogoski, jakoby niektre z wczesnych amerykaskich
sond ksiycowych dlatego zawiody, e czci ich elektronicznych urzdze
zostay uszkodzone przez poprzedzajc start sterylizacj ciepln. Tymczasem
owe choroby wieku dziecicego zostay ju opanowane. Moemy z penym
zaufaniem przyj, e zarwno amerykaskie, jak i radzieckie sondy wedug
wszelkich ludzkich moliwoci pozbawione s zarazkw, w chwili gdy startuj z
Przyldka Kennedy'ego lub z Bajkonuru. Czy stan taki utrzymuje si, gdy
osigaj wolny Wszechwiat i podaj ku swym kosmicznym celom to ju
zupenie inna sprawa.
Aby tam dotrze, musz najpierw przeby ziemska atmosfer. Jej jaowo za
nie jest najlepsza. Mwilimy ju krtko o dowiadczeniach balonowych i
rakietowych przeprowadzanych przez NASA; celem ich byo zbadanie
panujcych tam warunkw. Przy wsppracy mikrobiologw skonstruowano
"puapki na bakterie", ktrymi systematycznie przeczesywano wysze warstwy
atmosfery ziemskiej. Rezultat tych oww okaza si poniekd niespodziank
nawet dla fachowcw. We wszystkich rejonach stratosfery znaleziono
najrniejsze zarazki w liczbie znacznie wikszej, anieli sobie mg wyobrazi
jakikolwiek specjalista. Na wysokoci 15 kilometrw w 1000 metrw
szeciennych powietrza wykrywano rednio 100 rozmaitych mikroorganizmw.
25 kilometrw nad Ziemi byo ich jeszcze 15. Wprawdzie w miar wzrostu
wysokoci przecitna liczba stale si zmniejszaa, ale nawet na wysokoci 50
kilometrw jak udowodniy dowiadczenia atmosfera naszej planety jeszcze
cigle nie jest naprawd jaowa.
Nikt dotd nie wie, jak wielka jest groba, aby opuszczajcy Ziemi czon rakiety
w trakcie przebijania si przez atmosfer "pozbiera" kilka z tych zarazkw.
Nawet gdyby tak byo, nie wiadomo wcale, czy zarazki mogyby osadzi si na
samej sondzie. Podczas startu znajduje si ona przecie w powoce ochronnej i
zostaje odstrzelona przez ostatni stopie rakiety dopiero poza ziemsk oson
powietrzn. Wobec tych wszystkich niewiadomych czynnikw nikt obecnie nie
moe powiedzie z ca pewnoci, czy istotnie nasza technika astronautyczna
nie zanieczyszcza wanie Ukadu Sonecznego ziemskimi bakteriami.
A moe pytanie to wcale nie jest tak wane, jak do tej pory sdzono? Moe
mikrobiolodzy z NASA ami sobie gowy nad problemem, ktry w ogle nie

istnieje? Wyniki wspomnianych dowiadcze prowadzonych przy uyciu balonw


stratosferycznych i rakiet sondaowych dopuszczaj rwnie moliwo, e
ziemskie bakterie wcale nie s zdane na nasz technik, aby dotrze do Marsa
albo nawet do dalszych jeszcze planet. Wobec wynikw owych dowiadcze
musimy bowiem postawi pytanie, jak waciwie zarazki dostay si do grnych
warstw stratosfery, a na wysoko 50 i wicej kilometrw ponad powierzchni
Ziemi?
Zrazu pomylano o skutkach wybuchw wulkanw albo prb atomowych.
Zwizane z tym niezwykle silne prdy wstpujce powietrza mogy byy wynie
mikroorganizmy na takie wysokoci. Okazao si jednak, e nie mona tym
wyjani w sposb zadowalajcy niezmiennych zawsze rezultatw wielu
dowiadcze przeprowadzanych w najrniejszych rejonach Ziemi. Wybuchy
wulkaniczne czy atomowe byyby doprowadziy do lokalnych koncentracji
zarazkw w grnych warstwach atmosfery. Tymczasem nie byo o tym mowy.
Gdziekolwiek si szukao, rozdzia mikroorganizmw by zawsze podobny.
Dotyczy rwnomiernie caej atmosfery a do najwyszych jej warstw. Im duej
prowadzono prby, tym silniejsze stawao si przewiadczenie
zainteresowanych naukowcw, e mikroorganizmy, ktrych obecno
stwierdzano w stratosferze, widocznie stanowiy "normalny" skadnik tych
najwyszych ziemskich warstw powietrznych.
Najwidoczniej wystarczaj ju normalnie istniejce wiry powietrzne i prdy
atmosferyczne, "termiczne wiatry wstpujce", aby zawlec mikroskopijnie drobne
i odpowiednio lekkie organizmy a na stratosferyczne wysokoci. Najwidoczniej
s one nawet do lekkie na to, aby gdy ju raz dotary, unoszc si utrzymywa
tam przez czas duszy. Moe zreszt na tym wcale si nie koczy ich podr.
Pewne jest, e bardzo drobna cz atmosfery ziemskiej, najbardziej
zewntrzna, rozrzedzona warstwa gazowej powoki naszej planety, stale
dyfunduje w gb wolnego Wszechwiata. Niewielkie lady naszej atmosfery
gubi si tutaj nieustannie w pustej przestrzeni. Przy omawianiu zjawiska
fotodysocjacji wspominalimy ju, e powstajcy w tym procesie wolny wodr
ulatnia si, a skutek jest taki, i wolny tlen zaczyna gromadzi si w niszych
warstwach atmosfery.
Wynika z tego nieuchronnie, e bardzo niewielka cz mikroorganizmw
rwnie poddaje si temu najbardziej skrajnemu prdowi atmosferycznemu i
take jest wypdzana w wolny Wszechwiat. Co si tam z nimi dzieje? Pewien
zesp uczonych niemieckich sprbowa w ostatnich latach znale na to
odpowied. W tym celu pracownicy specjalnego instytutu do spraw aerobiologii z
siedzib w Grafschaft koo Kolonii wypucili w roku 1968 rakiety badawcze w
Afryce pnocnej. Naukowcy postarali si o kilka francuskich rakiet typu
"Veronique" i przebudowali ich gowice na mini-laboratoria bakteriologiczne. Za
pomoc tych rakiet wystrzelili bakterie, grzyby i zarodniki najrniejszych
gatunkw rolin a na wysoko ponad 350 kilometrw. Tam, daleko poza

ostatnimi nawet resztkami ziemskiej atmosfery, w wolnym Wszechwiecie,


organizmy te byy wystawione bez adnej osony na zimno, prni,
promieniowanie kosmiczne i nie filtrowane wiato soneczne. Sens kilkakrotnie
powtarzanych dowiadcze polega na zbadaniu, czy owe mikroskopijne
organizmy wytrzymuj jeszcze tak drastyczne pozaziemskie warunki.
Mikroorganizmy wykazay w tych dowiadczeniach znaczniejsz wytrzymao,
anieli mona si byo spodziewa. Wikszoci z nich lodowaty chd przestrzeni
kosmicznej minus 150 stopni i mniej jeszcze nie przeszkadza wcale. Nie
byo to niespodziank. Dowiadczenia laboratoryjne na Ziemi dawno ju
wykazay, e niektre mikroorganizmy mog przetrzyma bez szkody
ochodzenie prawie a do granic absolutnego zera (minus 273 stopnie
Celsjusza). Zapadnia one wwczas w stan mierci pozornej. Ich przemiana
materii zdaje si wygasa. Gdy si je po dniach, tygodniach czy te miesicach
przenosi z powrotem w korzystne warunki rodowiska, rosn i rozmnaaj si od
nowa.
Tymczasem obiekty dowiadczalne badaczy z Grafschaft znosiy bez
uszczerbku take prni przestrzeni kosmicznej, a czciowo rwnie nawet
nie filtrowane promieniowanie nadfioletowe Soca. Skrajnie krtkie promienie
nadfioletowe stanowiy z pewnoci najpowaniejsze zagroenie. Jednake
niektre ze sprowadzonych z powrotem na Ziemi organizmw potrafiy obroni
si take przed tym niebezpieczestwem przez rodzaj "odruchu udawanej
mierci". Nie jest cakiem wyjanione, jaki trik z dziedziny przemiany materii
wchodzi tutaj w gr. Bakterie, ktre pod wpywem promieniowania
nadfioletowego popady w stan "mierci pozornej'', utrzymyway si w nim
jeszcze po powrocie na Ziemi. Do ponownego ycia zbudziy je pewne zabiegi,
a mianowicie tym razem krtkie napromieniowanie w zakresie dugoci fal 3800
angstremw. Ale potem zachowyway si ju tak, jak gdyby nigdy nic si nie
stao.
Wszystkie te dowiadczenia razem wzite dowodz, e w grnych warstwach
stratosfery obficie wystpuj mikroskopijne organizmy najrniejszych gatunkw,
spord ktrych wiele potrafi przetrzyma nie chroniony pobyt w przestrzeni
kosmicznej. Poniewa naley przyj, e maa liczba ich stale odpywa z
najbardziej skrajnych warstw powoki powietrznej w woln przestrze, cig
dalszy jest ju tylko zadaniem rachunkowym. Bakterie i inne mikroorganizmy
potrafi by tak mae i tak lekkie, e skoro tylko raz opuciy atmosfer, zostaj
dalej popdzane cinieniem wiata sonecznego.
Jeeli spojrzymy na nasz Ukad Soneczny oczami mikrobiologa, Ziemia wyda
si ogniskiem zakaenia, ktre nieustannie "rozsiewa". Ten rozsiew zarazkw
za, jak wspominalimy, podtrzymywany jest przez wiato Soca.
Prawdopodobnie zatem nie dokonuje si rwnomiernie na wszystkie strony, lecz
zawsze w kierunku od Soca. Wenus jest wic, podobnie jak Merkury, jako

planeta patrzc od nas "wewntrzna", zabezpieczona przed tym


mechanizmem infekcji kosmicznej. Jest to jeszcze dodatkowo powd, dla
ktrego naley istniejce moe na niej "prebiotyczne" rodowisko broni przed
zakaeniem ze strony naszych dowiadczalnych lotw kosmicznych.
Mars natomiast i wszystkie inne planety mogyby by objte tym z Ziemi
pyncym prdem zarazkw. Obliczenia dokonane w zwizku z tym przez
naukowcw z NASA ujawniy zdumiewajcy rezultat. Dotyczy on teoretycznie
moliwego trwania kosmicznego przenoszenia zarazkw. Lot kosmiczny
mikroorganizmw napdzany wiatem bije o wiele dugoci konstruowane przez
ludzi rakiety. Podczas gdy nasza nowoczesna sonda kosmiczna, na przykad
typu "Mariner", przy przecie stosunkowo znacznej bliskoci Marsa, potrzebuje
omiu miesicy do osignicia zewntrznie ssiadujcej z nami planety,
mikroorganizmy mog pokona t sam tras w cigu kilku tygodni. Jest zatem
zupenie prawdopodobne, e cay nasz Ukad Soneczny, z wyjtkiem jedynie
Wenus i Merkurego, dawno ju jest zasiedlony przez mikroorganizmy ziemskie w
tych wszystkich miejscach, w ktrych w ogle moliwe jest ycie.
Dr Carl Sagan, wsppracownik NASA, obliczy jeszcze inn moliw tras
podry mikroorganizmw, ktra w zwizku z naszym tematem musi nas
szczeglnie interesowa. Jeeli rozmiar owych najmniejszych istot yjcych
wynosi tylko pi tysicznych milimetra albo mniej, to cinienie wiata
sonecznego powinno wystarczy, aby je cakowicie wyrzuci z naszego Ukadu i
pozwoli im dryfowa ku obcym ukadom planetarnym. Czas takich podry
naturalnie wzrasta gwatownie odpowiednio do rnicy midzy odlegociami
midzyplanetarnymi a odlegociami midzygwiazdowymi. Nie liczyoby si go
ju w tygodniach i miesicach, lecz w tysicach lat. Nikt nie moe powiedzie,
czy mikroorganizmy przeyyby rwnie i to. Jakkolwiek nieprawdopodobne by
si to mogo wydawa, uczeni tego nie wykluczaj.
Dla nas jest to dlatego tak wane, e kosmiczny lot l owych organizmw, jeeli
si odbywa, nie przebiegaby oczywicie tylko w jednym kierunku. Jeeli
pochodzce z Ziemi zarazki mog dziki opisanemu mechanizmowi
rzeczywicie ldowa na planetach obcych soc, to naturalnie Ziemia take
mogaby stanowi cel kocowy dla zarazkw z Wszechwiata.
Czy wic przed trzema i p miliardem lat ycie wanie w taki sposb dotaro na
Ziemi? Czy bya to inwazja kosmicznych jednokomrkowcw, ktre zajy
Ziemi w prebiotycznej fazie jej rozwoju i stanowiy zawizek caego
pniejszego ycia, a take powstania nas samych? Czy wic ycie ziemskie
podwczas naprawd dosownie spado z nieba?
Moliwo taka od pewnego czasu stanowi znowu przedmiot powanej dyskusji
midzy naukowcami. Myl sama nie jest nowa. Po raz pierwszy powzi j w
pierwszych latach naszego stulecia synny szwedzki naukowiec Svante
Arrhenius. Byy to czasy owego pokolenia uczonych, ktre jeszcze nie przyszo

do siebie po wstrzsie spowodowanym odkryciami wielkiego Francuza Ludwika


Pasteura, zwizanymi z zagadnieniem samordztwa. Pasteurowi w toku
mozolnych i cierpliwych bada udao si udowodni, e we wszystkich tych
przypadkach, w ktrych do tej pory dyskutowano nad moliwoci powstania
prymitywnych jednokomrkowcw z nieoywionej gnijcej materii, ju przed
rozpoczciem dowiadczenia w naczyniach znajdoway si mikroskopijne
zarodniki bd te e w toku dowiadczenia dostay si tam z powietrza.
Wielu uczonych, pod wraeniem tych sensacyjnych dowiadcze, zwtpio wic
w ogle w istnienie "samordztwa". Z drugiej strony byo ju take zupenie
pewne, e Ziemia nie moga by od zawsze pokryta yciem. Skd wic ycie to
mogo si wzi? Z tego dylematu Arrhenius wybrn hipotez o zasiedleniu
modej Ziemi przez mikroorganizmy z Kosmosu.
Od czasu bada biologw z NASA i niemieckiego zespou z Grafschaft wiadomo,
e ta miaa spekulacja mylowa bya czym wicej anieli fantastycznym
pomysem. Dane uzyskane przez badaczy Kosmosu mwi wprawdzie tylko o
tym, e to, co sobie wymyli szwedzki uczony, jest teoretycznie moliwe. Czy
jego przypuszczenie zgodne jest z rzeczywistoci to ju inna sprawa. Bardzo
powane argumenty przemawiaj przeciwko temu. Zobaczymy w dalszym cigu,
e wydaje si, jakoby Kosmos, gbie Wszechwiata istotnie uczestniczyy w
powstaniu ziemskiego ycia. Ale z wielu rnych przyczyn jest prawie zupenie
wykluczone, aby przed trzema i p miliardem lat ycie, jak gdyby cakowicie
gotowe, w postaci w peni rozwinitych nawet najbardziej prymitywnych
jednokomrkowcw spado z nieba.
Przede wszystkim nie wolno pomin tego, e teoria szwedzkiego chemika
oczywicie nie rozwizuje problemu samordztwa, lecz jedynie go odsuwa w
zasie. Nawet zgodnie z t teori, jeeli nie na Ziemi, to przecie gdzie kiedy
musiao to ycie powsta po raz pierwszy. Nic wic nie zmieniao si w samym
problemie, gdy si go zgodnie z propozycj Arrheniusa odpowiednio przenosio
na dalek planet jakiego nieznanego soca.
Ale nawet zupenie niezalenie od tego pogld, e kiedy jaka rozwinita forma
ycia w postaci takiego kosmicznego zawizku moga osiedli si na Ziemi jako
zacztek wszystkich pniejszych istot ywych jest mao przekonujcy w
wietle przebiegu ewolucji. Trudno obecnie wtpi w to, e takie zasiedlenie z
gbi Wszechwiata jest w zasadzie nie do pomylenia. Moe na wielu planetach
Kosmosu rzeczywicie w taki sposb powsta pierwszy zalek ycia. Jednake
wszystko przemawia przeciwko temu, aby tak miao by w przypadku naszej
Ziemi.
Jak na to bowiem, caa dotd przez nas opisana historia nazbyt gadko i
logicznie przechodzi w epok powstania ycia. Wszystkie objawy, wszystkie
znaleziska i argumenty wci od nowa potwierdzaj, e nie by to nagle
wystpujcy proces, ktry by bez adnego przejcia pozwoli pojawi si na

powierzchni Ziemi zupenie nowemu zjawisku. Powstanie ycia na Ziemi


rozegrao si raczej w formie pewnego przebiegu ewolucyjnego, postpujcego
niewyobraalnie powoli, a jednoczenie nieskokowo i z niewiarygodn wrcz
(oceniajc retrospektywnie) logik.
Co najmniej miliard lat, a moe dwa upyny, zanim ewolucja chemiczna
zamienia si w ewolucj organiczn. Zanim cignce si krok za krokiem,
szczebel po szczeblu powstawanie coraz wikszych i bardziej zoonych
czsteczek przeszo gadko i pynnie w faz ewolucji coraz bardziej zoonych
jednostek materialnych, ktre ju musimy nazwa oywionymi, poniewa
potrafiy si podwaja. Przejcie nastpowao rzeczywicie tak stopniowo i
gadko, e w wietle najnowszych bada zupenie niemoliwe stao si ju
przecignicie sensownej linii rozdzielajcej t faz, ktra przebiegaa jeszcze w
sposb nieoywiony, od graniczcej z ni fazy waciwej ewolucji biologicznej.
Musimy si teraz nieco bliej przyjrze temu, co si szczegowo w tej epoce
rozgrywao na powierzchni modej Ziemi.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


5. ELEMENTY BUDULCOWE YCIA
W tej tak bardzo odlegej przeszoci istniay ju wszystkie pierwiastki, ktre
obecnie znamy na Ziemi. Jednake nie istniay one jak gdyby same dla siebie, w
formie czystej i wyizolowanej. Znajdoway si natomiast w bardzo licznych,
najrnorodniejszych zwizkach chemicznych. Kilka z nich wymienialimy ju, a
mianowicie gazowe skadniki pierwotnej atmosfery: amoniak, metan, dwutlenek
wgla i woda. Ponadto wystpoway jeszcze niezliczone mineray samej skorupy
ziemskiej; wymieniamy tutaj tylko drobn cz, jak krzemiany i wglany glinu,
elaza i magnezu, zwizki siarki i azotu.
Wane jest, abymy pamitali o tym, e nie jest to tak samo przez si
zrozumiae, jak by nam si z przyzwyczajenia mogo zdawa. Nie wiemy
przecie, dlaczego wyoniona z prawybuchu materia miaa tak siln tendencj do
czenia si w bardziej kompleksowe, mniej proste struktury, a jednoczenie do
przeksztacania coraz to nowymi sposobami swych ujawniajcych si na
zewntrz: waciwoci. Po prostu tak jest. Teoretycznie nie byoby adnej
sprzecznoci w tym, gdyby materia tej zdolnoci nie miaa. Gdyby pierwszy z
wszystkich pierwiastkw, wodr, by pozosta stay i niezmienny. Gdyby wic
historia Kosmosu a po wsze czasy ograniczaa si do mechanicznych zmian
obokw wodoru wypeniajcych ca przestrze kosmiczn, do ich zbijania si
pod wpywem wasnego ciaru, do podobnego jak u gwiazd rozarzania si w
wyniku wzrostu cinienia wewntrznego, wreszcie do nastpujcego potem
rozpynicia si w nie koczcym si obiegu zamknitym.
Wanie w zwizku z tym musimy sobie przypomnie, e wszystko zaczo si
od wodoru. A wodr zawiera w sobie nieoczekiwane moliwoci. Istotnie,
wszystko, o czym do tej pory mwilimy w tej ksice, a take wszystko, co
bdziemy jeszcze rozpatrywa a do ostatniej jej stronicy, w gruncie rzeczy nie
jest niczym innym jak tylko histori przemian i przeksztace, jakim pod wpywem
praw natury zacz ulega wodr, po tym, jak "Big-Bang" wyrzuci go we
Wszechwiat.
Istniaa wic przestrze, istnia czas i istniay prawa natury. Najbardziej podziwu
godnym spord wszystkich faktw na tym zadziwiajcym wiecie jest, e
starczyo owych warunkw, aby wodr podda cigemu procesowi przemian, z
jakiego z biegiem czasu wyonio si wszystko, co wok nas postrzegamy, nie
wyczajc nas samych. To, e ten cudowny, cho stosunkowo skromny zestaw
warunkw wyjciowych wodr plus czas plus przestrze plus prawa natury
wystarczy na to, aby powsta mg cay wiat, jest najbardziej podstawowym i
najbardziej wzruszajcym odkryciem caej dotychczasowej nauki. e pocztek
ten by moliwy, jest najwiksz spord wszystkich tajemnic.
Historia wiata jest histori rozwoju tego, co w tym pocztku byo zaoone.

Wiedza przyrodnicza daje si urzeczywistni, poniewa wszystko, co si do tej


pory dziao, zrodzio si z owej naprzemiennej gry, przebiegajcej od pocztku
wszelkich czasw pomidzy wodorem a rnorakimi wytworami jego
przeksztace w czasie i przestrzeni i pod -wpywem praw natury. Wiedza
przyrodnicza dlatego potrafi dzisiaj przewietli t dwustronn gr i zaczyna j
obecnie krok za krokiem rekonstruowa, e cao odbywaa si zgodnie z
ustalonymi reguami.
Jednake na czym same te reguy si opieraj, dlaczego s one takie, a nie inne
i jak. si to dzieje, e pozornie tak prosto zbudowany atom wodoru zawiera w
sobie moliwoci caego Wszechwiata na te pytania wiedza przyrodnicza ju
odpowiedzie nie moe. Jest to rwnie niemoliwe jak to, abymy mogli
odpowiedzie na pytanie, co czulimy przed naszym urodzeniem. Wiedza
przyrodnicza bowiem staa si moliwa dopiero w chwili powstania tych regu, nie
moe wic stawia pyta o ich przyczyn. W tym konkretnie uchwytnym punkcie
wiata nauki przyrodnicze natrafiaj na rzecz z zasady nie do wyjanienia. Atom
wodoru i prawa natury s ju obiektami niedostpnymi wiedzy przyrodniczej.
Patrzc na spraw bezstronnie, s one widom oznak tego, e wiat nasz ma
zacztki, ktre w nim samym tkwi nie mog.
Z punktu widzenia chronologii pierwsz konsekwencj zdumiewajcych
waciwoci atomu wodoru byo powstanie co najmniej dziewidziesiciu jeden
dalszych (ciszych i bardziej zoonych) pierwiastkw. Moemy tutaj pomin,
e pniej powstao przejciowo jeszcze kilka stosunkowo niestabilnych
pierwiastkw o bardzo duej masie atomowej i odpowiednio krtkim ywocie.
Jak doszo do powstania tych dziewidziesiciu jeden pierwiastkw, opisaem
ju szczegowo w innym miejscu (zob. w tej sprawie take przypis na s. 88):
proces przebiega w rodku pierwszych soc powstaych z wodorowych obokw
owego pocztku po prostu przez wychwyt masy. W ich wntrzu etapami
zespalay si atomy pierwiastkw ciszych, aby w kocu wskutek potnych
wybuchw gwiazd powrci ponownie do wolnej przestrzeni w postaci pyu
midzygwiazdowego. Z tego pyu, ktry ostatecznie zawiera wszystkie istniejce
dzisiaj pierwiastki, po nieskoczenie dugich okresach rozwoju powstay wreszcie
ukady planetarne, a wic soca, okrane przez bardzo liczne mniejsze
ozibione ciaa niebieskie.
Wszystko to odtwarzamy tutaj w krtkich hasach, poniewa w tym miejscu
naszych rozwaa bardzo jest istotne, abymy pamitali, e ten rozwj take nie
jest niczym innym, jak skutkiem wynikajcym "cakowicie naturalnie" z
waciwoci wodoru. "Naturalnie" za oznacza, e to co powstao pod dziaaniem
praw natury, powsta musiao. Dotyczy to rwnie dalszych dziejw, a do
uformowania si pra-Ziemi, dotyczy zarwno ozibienia jej skorupy, jak
rozgrzania jej wntrza i wynikajcego std wulkanizmu. Te etapy z kolei
pocigny za sob nieuchronny skutek, to jest powstanie pierwotnej atmosfery i
pra-oceanw.

Jakkolwiek w owym stadium obraz powierzchni pra-Ziemi jest bardzo rnorodny


i skomplikowany z wod i ldem, wiatrami i pogod, ze zmian pr roku
spowodowan ukonym ustawieniem ziemskiej osi obrotu, z rytmem dni i nocy
nikomu nie wpadoby na myl domaga si jakiego nadprzyrodzonego
wyjanienia tego zdumiewajcego umiaru i porzdku, tej zoonej zazbiajcej
si struktury, powstaej i unoszcej si tam, w wolnej przestrzeni. Kady krok
ewolucji a do owego stadium wynika jednoznacznie z poprzedniego, z chwil
gdy stosuje si do "reguy gry", a wic prawa natury. Skoro si raz zaoy
wodr z jego zadziwiajcymi waciwociami i doda do tego prawa natury, dalszy
przebieg wydaje si wrcz konieczny, pod warunkiem istnienia dostatecznego
czasu i przestrzeni. "Cud" zawarty jest w warunkach wyjciowych, sam przebieg
jest "naturalny".
Gdy sobie uzmysowimy rozmiar tego porzdku, skomplikowanie owych struktur i
zjawisk na powierzchni pra-Ziemi (przypomnijmy sobie jako jedyny przykad raz
jeszcze chociaby efekt Ureya!) spokj i obojtno, z jak na og
przyjmujemy ten rodzaj "naturalnoci", musi wywoa zdumienie. Tym bardziej e
wci jeszcze w odniesieniu do nastpnego kroku rozwojowego wikszo ludzi
daje si przekona, upierajc si zaciekle przy tym, e w tym miejscu wszelkie
"naturalne" wyjanienie jest cakowicie wykluczone. Tymczasem ten nastpny
krok rozwoju ni jest niczym innym jak dalszym cigiem czenia si maych
jednostek materii w struktury, ktre wykazuj waciwoci pozwalajce okrela
je jako "oywione".
Wcale nieatwo jest wyjani, dlaczego dla tylu ludzi a tyle trudnoci wie si z
tym rwnie koniecznym dalszym cigiem rozwoju. Czy dlatego, e pojawia
si tutaj co zasadniczo nowego, wanie owo zjawisko, ktre nazywamy
"yciem"? Ale przecie to samo, tylko w postaci mniej zoonej, pojawia si na
kadym z poprzednich etapw. Bo czy ktokolwiek z nas naprawd potrafi sobie
wyobrazi, e woda jest zwizkiem wodoru i tlenu? Jedno i drugie jest
niewidocznym gazem. W nich rwnie na podstawie szczeglnych cech
budowy elektronowych powok atomw, z jakich si skadaj tkwi tendencja do
niepozostawania w izolacji, do czenia si ze sob. Elektryczne waciwoci
powok tych atomw s takie, e za kadym razem cz si dwa atomy wodoru
z jednym atomem tlenu.
Reakcja nastpuje bardzo gwatownie, a towarzyszy jej wydzielanie ciepa.
Gotowo, szczeglnie tlenu, do czenia si w tej formie z wodorem jest tak
wielka, oba pierwiastki s chemicznie tak aktywne jak powiada naukowiec e
reakcj wywouje nawet stosunkowo may dopyw energii. Cao jest po prostu
spalaniem, czyli utlenieniem wodoru. Rezultat, a wic jak gdyby popi bdcy
skutkiem tego procesu spalania, jest czym cakowicie nowym, nie majcym w
naszym wyobraeniu i dla naszego zmysowego przeywania ju nic wsplnego
z obiema substancjami wyjciowymi. Jest nim woda.

Powrmy jednak do konkretnej sytuacji zwizkw chemicznych zawartych w


atmosferze i w oceanach pra-Ziemi. One take nie byy wcale kocowym etapem
rozwoju. Jak mia wykaza dalszy przebieg, moliwoci nowych, jeszcze bardziej
skomplikowanych pocze dalekie byy od wyczerpania. Co byo wic potem?
A do poowy lat pidziesitych cae pokolenia uczonych gowiy si
bezskutecznie nad tym zagadnieniem. Wyprbowywali oni najrniejsze
sposoby skomplikowanych syntez chemicznych i dyskutowali jeszcze bardziej
skomplikowane hipotezy. Pomimo to nikt nie mia trafnego pogldu na to, jaki
mg naprawd by dalszy cig dziejw. Problem polega na wyjanieniu, jak z
prostych substancji podstawowych, a wic metanu, amoniaku, wody i dwutlenku
wgla (zob. najwyszy rzd rysunku na s. 164165) mogy powsta ciaa
biakowe i kwasy nukleinowe oraz wszystkie inne zoone kamienie budulcowe
ycia, bez tego, aby istniay ywe istoty produkujce je.
Problemem byo wic abiotyczne powstanie biologicznie niezbdnych polimerw.
Wydawao si, e prawie nie ma rozwizania. Wiadomo byo, e owe
biopolimery, jak je rwnie nazywano, wytwarzane s obecnie wycznie przez
istoty yjce, zwierzta i roliny. Tutaj za koniecznie potrzebne byo wyjanienie
ich istnienia jako warunku powstania istot yjcych, ktrych w ogle jeszcze nie
byo.
Wszystko to razem tak bardzo przypominao sytuacje bez wyjcia, e znaleli si
tacy naukowcy. ktrzy cofajc si na poprzednie pozycje zaczli znowu wtpi w
samo zaoenie, na jakim oparte byy te wysiki, to znaczy w to, e musi istnie
naturalne wytumaczenie i dla przejcia od materii nieoywionej do oywionej.
W tych krytycznych okolicznociach decydujcy krok uczyni w roku 1953 pewien
student chemii z Chicago, Stanley Miller. Podszed do zagadnienia z tak
rozchestan beztrosk, jak mie moe tylko pocztkujcy. Wbrew
rozpowszechnionemu pogldowi taka postawa take w nauce prawie nigdy nie
pozwala csign celu. Tymczasem Stanley Miller okaza si jednym z rzadkich
wyjtkw.
Wobec zawioci sprawy synni biochemicy dosownie przecigali si w
skomplikowaniu sposobw syntezy, jakimi usiowali wyprodukowa podstawowe
biologiczne kamyki budulcowe. Stanley Miller obra drog odmienn. Zebra
sobie najwaniejsze skadniki, ktre, jak mu powiedziano, miay by zawarte w
atmosferze pierwotnej. Wzi wic metan i amoniak, nic wicej, wymiesza je na
chybi trafi z wod i zamkn roztwr w szklanej kolbie. Teraz potrzebne byo mu
ju tylko rdo energii. Gdy si bowiem chce doprowadzi do powstania zwizku
chemicznego, naley z reguy doprowadzi w jakiejkolwiek formie energi do
reagentw, a wic do substancji, ktre maj poczy si w zwizki. Zapaka
take zapala si dopiero wtedy, gdy si j potrze (doprowadzi ciepo tarcia jako
energi).
Charakterystyczne jest, jakie rozwaano do tej pory formy energii. Kalifornijski

biochemik i laureat nagrody Nobla, Melvin Calvin na przykad podj ju w


roku 1950 podobne dowiadczenia, uywajc jako rda energii jonizujcego
promieniowania z wielkiego akceleratora elektronw. Tym sposobem udao mu
si w kadym razie uzyska kwas mrwkowy i aldehyd mrwkowy (zob. drugi
rzd rysunku na s. 164165). Ale nie byy to naturalnie jeszcze substancje
wane pod wzgldem biologicznym. Poza tym dowiadczenie jego nie dowodzio
niczego, gdy pra-Ziemia na pewno nie rozporzdzaa akceleratorami.

W najwyszym rzdzie te] podwjnej strony przedstawione s


schematycznie najwaniejsze czsteczki zawarte w atmosferze
ziemskiej, w najniszym rzdzie kilka spord pochodzcych od
nich kamykw budulcowych, w tym wytworzone sztucznie przez
Stanleya Millera aminokwasy: glicyna, alanina i kwas asparaginowy.
Rzd rodkowy ukazuje niektre etapy przejciowe rozwoju.
Wszystkie czsteczki skadaj si z czterech tylko rnych
pierwiastkw. Kada kulka odpowiada jednemu atomowi.
Nasz student Miller postanowi skopiowa moliwie dokadnie autentyczn
sytuacj rwnie i w wyborze rda energii do uruchomienia swojej reakcji.
(Cae zaoenie jego dowiadczenia polegao po prostu na tym, aby odtworzy
warunki, ktre musiay podwczas panowa na Ziemi, a potem czeka, co z tego
wyniknie.) Jakie wic istniay w tym czasie na pra-Ziemi naturalne rda energii?
W gr wchodzio przede wszystkim nadfioletowe wiato Soca oraz
wyadowania elektryczne (byskawice), ktre z opisanych ju przez nas przyczyn
musiay by zapewne szczeglnie gwatowne i dugotrwae. Miller zdecydowa
si na byskawice. Przyczy wic do swoich szklanych kolb przewd wysokiego
napicia i postara si o to, aby zawarta w nich mieszanina bya trafiana iskrami
silnych wyadowa, po czym pozostawi aparatur swemu losowi, zamkn
pracowni i poszed spa.
Wedug tego, co wiemy, upyno co najmniej kilka tuzinw, prawdopodobnie
kilka setek milionw lat, zanim w warunkach, jakie Stanley Miller sprbowa
naladowa w swojej maej kolbie szklanej, "cokolwiek si stao". Mamy prawo
podejrzewa, e mody czowiek nie by o tym fakcie dostatecznie
poinformowany. W przeciwnym razie trudno byoby zrozumie, e nie potrafi
pohamowa swojej niecierpliwoci ju po dwudziestu czterech godzinach. Po
tym bowiem miesznie krtkim czasie Stanley Miller wyczy generator
wysokiego napicia produkujcy byskawice. Nastpnie przela do probwki swj
dowiadczalny roztwr, na ktry oddziaywa byskawicami, i peen nadziei zacz
szuka, co si w nim mogo wydarzy.
W opisanych okolicznociach brzmi to zupenie niewiarygodnie, ale
poszukiwania Millera nie tylko byy uwieczone sukcesem ich rezultat
przekracza najmielsze oczekiwania. Doprowadzona sztucznymi byskawicami
energia pozwolia powsta, w tak prostej mieszaninie amoniaku, metanu i wody,
w cigu zaledwie dwudziestu czterech godzin, poza szeregiem innych zwizkw,

od razu trzem najwaniejszym aminokwasom: glicynie, alaninie i asparaginie


(najniszy rzd zestawienia na s. 1641(35). A byy to ju trzy spord cznie
tylko dwudziestu kamykw budulcowych, z jakich skadaj si wszystkie rodzaje
biologicznego biaka wystpujce na Ziemi.
Biako, jeszcze przed niewielu dziesitkami lat uchodzce wrd biologw za
tajemnicz "materi ycia", skada si z dugich acuchw powizanych ze sob
aminokwasw. Liczba czonw (aminokwasw), z ktrych zestawione s owe
acuchy, moe wynosi od 100 do okoo 30 000. Zajmiemy si za chwile
dokadniej ich budow w nieco odmiennym kontekcie. W tym miejscu
pragniemy jeszcze podkreli, e spord wielu moliwych i dajcych si
chemicznie wyprodukowa aminokwasw tylko i jedynie dwadziecia ma
znaczenie biologiczne. Wszystkie rodzaje biaek, wystpujce u ludzi, zwierzt i
rolin, a jest ich wiele milionw, s zbudowane (abstrahujc od rzadkich
wyjtkw) z tego samego zestawu owych dwudziestu aminokwasw. Wszystkie
rnice pojawiajce si pomidzy rozmaitymi rodzajami biaek, a z nich bior si
take wszystkie rnice ich biologicznych waciwoci, zale tylko i wycznie
od kolejnoci, w jakiej w dugim acuchu czsteczki danego biaka, czyli
proteiny, nastpuj po sobie poszczeglne spord zawsze tych samych
dwudziestu czony: aminokwasy.
Nikt nie wie, dlaczego jest wanie dwadziecia, ani wicej, ani mniej,
aminokwasw, z ktrych ziemska natura zbudowaa swoje istoty yjce. Moe
daoby si jednak obecnie poda pewn przyczyn, dlaczego we wszystkich
ziemskich organizmach znajdujemy stale wanie owych dwadziecia, a nie
adne inne. Nasze wnioski w wietle dotychczasowego przebiegu ewolucji, a
take wynik Millerowskiego dowiadczenia ukadaj si nam tutaj w zupenie
okrelone przypuszczenie.
Zrazu wyglda to znowu na niebyway przypadek, e Miller w 1953 roku w
trakcie swego synnego ju obecnie eksperymentu z miejsca otrzyma trzy
aminokwasy, wszystkie nalece do zestawu kamykw budulcowych natury. Jak
naley sobie tumaczy to, e aden z trzech, choby dwa', choby jeden z nich
nie nalea do kategorii o tyle liczniejszych aminokwasw, ktre w ywych
organizmach nie wystpuj? Ale i wobec tego "przypadku" wystarczy tylko
zastosowa znan recept, ktra tak czsto ju bya nam pomocna w podobnych
sytuacjach. Take i ten aspekt dowiadczenia Millera ukae si nam natychmiast
w innym wietle, skoro tylko wyjdziemy z prostego zaoenia, e glicyna, alanina
i asparagina powstay w tym dowiadczeniu po prostu dlatego, e
prawdopodobiestwo, aby w danych warunkach z materiaw wyjciowych
powstay wanie te czsteczki, byo szczeglnie due.
Niekoniecznie trzeba by chemikiem, aby wiedzie, e pewne pierwiastki cz
si szczeglnie atwo z innymi okrelonymi pierwiastkami, e wic powstanie
pewnych zwizkw chemicznych jest bardziej prawdopodobne anieli

okrelonych innych zwizkw. Jest to w peni uzasadnione z punktu widzenia


nauk przyrodniczych i wie si z kolei z pewnymi osobliwymi waciwociami
struktury powok elektronowych atomw reagujcych ze sob. "Chemicznie
reagowa" ze sob, czyli "wchodzi ze sob w zwizki chemiczne", nie oznacza
nic innego jak to, e rnorako zbudowane powoki elektronowe rozmaitych
atomw jak gdyby si ze sob splataj.2
Reakcja nastpuje szczeglnie atwo wtedy, gdy powoki obu atomw, ktre
maj si ze sob zwiza, dobrze s do siebie dostosowane. W innych
przypadkach reakcja przebiega bardzo powoli albo te tylko przy doprowadzeniu
wikszych iloci energii z zewntrz. (Jest to jedna z przyczyn, dla ktrych
nauczyciel chemii zwykle musi rozgrzewa probwk nad palnikiem
bunsenowskim, gdy chce w klasie szkolnej zademonstrowa reakcj
chemiczn.) W atomach innych pierwiastkw otaczajce je powoki elektronowe
s tak cakowicie zamknite, e w normalnych warunkach atomy te w ogle nie
mog reagowa z atomami innego pierwiastka.
Wszystko to, moe inaczej wyraone, kademu z nas dobrze jest znane. Owe
rnice w "gotowoci do reakcji" rozmaitych pierwiastkw stanowi na przykad
kryterium, wedug ktrego dzielimy metale na szlachetne i nieszlachetne. Tak
wic elazo jest (stosunkowo) nieszlachetnym metalem, gdy atwo reaguje
chemicznie z tlenem (rdzewieje). Srebro ju o wiele trudniej wchodzi w reakcje.
"Szlachetniejsze" od niego jest zoto, ale platyna jeszcze je przewysza swoj
odpornoci na dziaanie zwizkw i pierwiastkw chemicznych. Innym
przykadem byyby gazy szlachetne (hel, neon, argon itp.), ktre przydomek swj
rwnie zawdziczaj temu, e z reguy nie wchodz w zwizki z innymi
pierwiastkami. To, e owa odporno nadaje pierwiastkowi charakter
"szlachetny", siga zreszt czasw redniowiecznej alchemii, przeniknitej w
wysokim stopniu wyobraeniami magicznymi. Okrelenie jest zrozumiae, gdy si
pomyli, e pierwiastek nie reagujcy chemicznie pozostaje z tego wanie
powodu "czysty" i stay (niezmienny).
Takie same rnice w gotowoci do reakcji wystpuj, z przyczyn w zasadzie
podobnych, take w odniesieniu do caych zwizkw atomw (czsteczek), ktre
maj reagowa z innymi zwizkami atomw, czyli czsteczkami. Tak wic na
przykad powstanie trzech wyprodukowanych przez Millera aminokwasw odbyo
si tak, e skadniki wyjciowe, metan, amoniak i woda, przez wyadowania
byskawicowe zostay zniszczone, cakowicie rozoone. Nastpnie okruchy tak
powstae cz si ze sob od nowa. Jednake przy tym spotykaj si ponownie
w poprzedniej formie nie tylko dawni partnerzy reakcji (oczywicie, i to si
dzieje). Ale z maej czci okruchw powstaj nowe zwizki, a pord nich, ze
stosunkowo niewielkiej czci, rwnie zwizki o wiele wiksze i bardziej
zoone.
Od gotowoci do reakcji rozmaitych okruchw czsteczek, od ich wzajemnego

"powinowactwa" wycznie zaley, jakie z tego powstan rodzaje zwizkw i z


jak czstoci. Skoro w dowiadczeniu Stanleya Millera pord tych wikszych
zwizkw znalazy si take trzy "naturalne" aminokwasy, naley z tego
wyprowadzi wniosek, e okruchy czsteczek wyjciowych ze wzgldu na swoj
atomow i molekularn budow wykazuj szczegln skonno do czenia si
wanie w takie aminokwasy.
Wyniki bada radioastronomicznych ostatnich lat rwnie dostarczaj danych o
tym, jak wielka i w jakim stopniu uniwersalna jest gotowo dziewidziesiciu
dwch wystpujcych w Kosmosie pierwiastkw do czenia si wanie w owe
czsteczki, o ktrych tak obszernie tutaj mwimy. Systematyczne badania
prowadzone w wolnym Wszechwiecie (a wic nie w atmosferach obcych cia
niebieskich na przykad) ujawniy tam obecno przede wszystkim grupy OH
(jako "szcztka" czsteczki wody), nastpnie take amoniaku, metanu, co
najmniej dwch zwizkw wglowo-siarkowych, a ostatnio nawet
reprezentujcego ju nastpny po nich szczebel rozwoju aldehydu
mrwkowego.
Owe wyniki s nie tylko potnym dowodem tendencji prawie wszystkich
pierwiastkw do czenia si. Podkrelaj one ponadto wysokie
prawdopodobiestwo powstania omawianych przez nas szczeglnych
czsteczek. Poza tym pozwalaj rwnie snu pewne przypuszczenia, e moe
cz zawartych w pierwotnej atmosferze czsteczek dostaa si do niej z gbi
Kosmosu. Moe niektre z tych zwizkw, tak wanych dla pniejszego
rozwoju ycia, powstay w Kosmosie, a dopiero potem przydryfoway na Ziemi.
Oznaczaoby to, e wprawdzie ycie samo nie spado z nieba, ale spada
stamtd przynajmniej cz tych zwizkw chemicznych, z ktrych ycie wzio
swj pocztek.
Gdy si rozwaa tak moliwo, nowego, dodatkowego znaczenia nabieraj
gigantyczne rozmiary Kosmosu, niewyobraalne ju i nie dajce si przedstawi
rozlegoci przestrzeni midzy poszczeglnymi gwiazdami. Moe ogromy te s
jednym z koniecznych warunkw powstania ycia na powierzchniach planet.
Wolno chyba sdzi, e dopiero takie przestrzenie s dostatecznie wielkie na to,
aby sta si "gleb pod zasiew" wystarczajco yzn, by powstay niezbdne
iloci owych czsteczek potrzebnych do osignicia opisanego tutaj etapu
rozwoju. Moe tylko w tej bezbrzenej midzygwiazdowej dali, pod dziaaniem
promieniowania kosmicznego i energii z innych rde powstaj odpowiednie
iloci owych czsteczkowych kamieni budulcowych.
Jakkolwiek czsteczki te s niezwykle rzadko rozsiane w przestrzeni, ich
absolutna ilo musi by niesamowicie wielka, zreszt stosownie do rozmiarw
kosmicznych. Zagszczenie ich do stenia potrzebnego w dalszych reakcjach
nie byoby w adnym razie jak zagadkow spraw. Jasne jest, e czsteczki
musz si coraz bliej ku sobie przesuwa, w miar jak w cigu upywajcych

milionw lat przyciga je sia cienia planet ich otoczenia kosmicznego.


W tym procesie planety przejmoway wic rol jder kondensacji. Mona sobie
atwo wyobrazi, jak nastpuje nagromadzanie czsteczek, gdy planeta
stopniowo przyciga do siebie i zbiera na swojej powierzchni wszystkie zwizki
powstae w przestrzeni opanowanej przez jej si przycigania.
Od kilku lat radioastronomowie co par miesicy zawiadamiaj o odkryciu
nowych zwizkw chemicznych, wytropionych w wolnym Wszechwiecie przez
ich gigantyczne teleskopy. Gdy zapoznajemy si z dotychczasowymi
meldunkami, moemy miao przewidywa, e w najbliszych latach usyszymy o
odkrywaniu zwizkw coraz bardziej zoonych. Dowiadczenie to umocni
przypuszczenia, e naszkicowany tutaj proces odegra wan rol w prehistorii
ycia ziemskiego. Jakkolwiek rozwino si ono z pewnoci w sposb
niezaleny i samodzielny, nie jest wykluczone, e bez tego molekularnego
deszczu z Kosmosu ycie nie byoby mogo zagniedzi si na naszej planecie.
Bez owego procesu "wzbogacania si" z kosmicznych przestrzeni powierzchnia
Ziemi moe nie byaby zdoaa w dostpnym jej czasie nagromadzi krytycznej
iloci biologicznych polimerw, ktre musimy uwaa za warunek nastpnego
kroku rozwojowego.
W kadym razie pewne jest, e dowiadczenie Stanleya Millera nasuwa bardzo
wiele tematw do przemylenia. Przede wszystkim wykazuje w sposb
zdumiewajcy, jak w gruncie rzeczy prosto przebiegao w atmosferze pierwotnej
owo do tej pory tak tajemnic osonite abiotyczne powstanie niezbdnych do
ycia biopolimerw. Jednoczenie wypywa std take wniosek, e osobliwa
gotowo, a wic "chemiczne powinowactwo" istniejcych materiaw
wyjciowych, sprzyjajce czeniu si w zwizki, ktre dzisiaj s nam znane jako
elementy budulcowe ycia, musiao by szczeglnie due. Wyraajc to samo
inaczej: owe biopolimery najwidoczniej tylko dlatego stay si budulcem
pniejszego ycia, e pierwiastki bdce progenitur wodoru tak s
uformowane, i uprzywilejowuj powstanie wanie takich zwizkw. Tworzenie
si pierwszych kamykw budulcowych ycia nie jest wic ani zagadkowe, ani
niewytumaczalne. Gdy jako dane przyjmiemy atom wodoru z jego cudown
zdolnoci do rozwoju oraz prawa natury z ich faktycznymi waciwociami
szczeglnymi a jakie inne stanowisko moglibymy zaj wwczas rozwj
taki staje si wrcz konieczny. Wyranie podkreliy to wyniki najrniejszych
bada przeprowadzonych po ogoszeniu rezultatw dowiadczenia Staneya
Millera.
Mona sobie doskonale wyobrazi, jaka bya reakcja wiata fachowcw na to
dowiadczenie. W niezliczonych laboratoriach na caym wiecie eksperci zabrali
si do odtwarzania pozornie tak niebywale prostych warunkw dowiadczenia i
do ponownego przeprowadzania eksperymentu modego Amerykanina.
Oczywicie, midzy badaczami wielu byo takich, co mu nie wierzyli i

dowiadczenie powtarzali tylko dlatego, aby zaprzeczy jego wynikom i wykaza


Millerowi rda jego bdw, ktrych jak im si zdawao sam nie zauway.
Stao si jednak> inaczej. Ani jeden spord wielu sprawdzajcych nie trafi w
prni, wszyscy zawiadamiali o powodzeniu dowiadcze. Wobec tego zaczto
wprowadza rne zmiany. Wyprbowywano coraz to inne materiay wyjciowe i
stosowano coraz nowe rda energii. Rezultat by zawsze jednakowy: obok
wielu jeszcze przypadkowych zwizkw chemicznych powstaway aminokwasy,
cukry, pochodne puryn i inne czsteczki, od dawna znane biochemikom jako
skadniki istniejcych obecnie istot ywych.
Im wicej wyprbowywano elementw wyjciowych, im duej wystawiano
najrozmaitsze roztwory na dziaanie zastosowanej formy energii, tym wiksza
bya liczba zwizkw powstajcych w wyniku tych prb. Ju po paru latach
mona byo wypeni cae ksigi ich wyliczaniem i opisywaniem. W pewnych
okrelonych warunkach powstao ponad siedemdziesit rozmaitych
aminokwasw w toku jednego dowiadczenia prowadzonego przez kilka dni.
W szklanych kolbach tworzyy si cukry, adenina i inne budulce kwasw
nukleinowych, nawet porfiry-ny (chemiczne szczeble wstpne zielonego
barwnika lici, czyli chlorofilu, tak wanego pod wzgldem biologicznym)3,
wreszcie kilku naukowcw zgosio nawet abiotyczne powstanie kwasu
adenozynotrjfosforowego, znanego kademu biochemikowi pod skrtem ATP
jako najwaniejsze rdo energii wszystkich yjcych na Ziemi komrek. Gdy
uczeni cignli swoje dowiadczenia przez czas duszy, znajdowali nawet
pojedyncze polimery, a wic zwizki wieloczsteczkowe zoone z aminokwasw
oraz z tak zwanych nukleotydw, elementw budulcowych kwasw
nukleinowych. Nawet w tych skrajnie uproszczonych warunkach laboratoryjnych i
w cigu niezwykle krtkiego czasu, w jakim przeprowadzano dowiadczenia,
powstae w sposb abiotyczny elementarne budulce wykazyway z kolei
tendencj do czenia si z podobnymi sobie w dugie acuchy czsteczek, czyli
w polimery, z ktrych skadaj si biaka i kwasy nukleinowe.
Do tych wszystkich dowiadcze naturalnie uywano zawsze jako reagentw,
bez wzgldu na wszelkie warianty w innym zakresie, tylko najprostszych
materiaw wyjciowych, a wic substancji, ktrych wystpowanie na
powierzchni pra-Ziemi byo bezsporne nawet dla sceptykw. Miller wzi metan,
amoniak i wod. Jego nastpcy prowadzili dowiadczenia z dwutlenkiem wgla,
azotem, cyjanowodorem i innymi zwizkami nieorganicznymi. Wydawao si
cakowicie bez znaczenia, jakich chwytano si materiaw wyjciowych.
Najwaniejsze byo, aby mieszanina zawieraa wgiel, wodr i azot, a wic te
pierwiastki, ktre tworz gwne skadniki wszelkiej ywej materii.
Take rodzaj rda energii zdawa si zupenie niewany. Przy zastosowaniu
wiata nadfioletowego wynik by rwnie dobry jak przy uytych przez Millera
wyadowaniach elektrycznych. Inni eksperymentatorzy korzystali ze zwykego

wiata, a i wtedy dowiadczenia si udaway. Ten sam wynik osigano przy


uyciu promieni rentgenowskich albo po prostu wysokiej temperatury.
Wymienione, a take bardzo liczne inne biologiczne budulce tworzyy si, nawet
gdy uczeni na swoje roztwory reakcyjne oddziaywali ultradwikami.
Jakimikolwiek rodkami usiowano naladowa warunki pierwotnej Ziemi,
nieomal w kadym przypadku tworzyy si zoone czsteczki, ktrych
abiotyczna geneza, to jest powstanie bez udziau ywych istot, wydawao si do
tej pory tajemnicze i nie do wyjanienia nie tylko wielu poprzedzajcym
pokoleniom badaczy, ale rwnie tym, ktrzy teraz przeprowadzali omawiane
dowiadczenia. Sam fakt, e materia w ogle jest taka, i w znanych nam
warunkach nieustannie si w ten sposb rozwija pozostaje nadal czym
cudownym. A przy tym wszystko to, jak po raz pierwszy wykazao zdumiewajce
dowiadczenie Millera, odbywa si cakowicie "naturalnie", przez co naley
rozumie, e procesy przebiegajce w szklanych kolbach eksperymentatorw
wywodz si najoczywiciej z rzdzcych tym wiatem praw natury.
Dowiadczenia te stanowi szczeglnie przekonywajcy przykad na to, e rzecz
rozumiana i wyjaniona w kategoriach wiedzy przyrodniczej w adnym razie nie
przestaje by cudowna, wbrew wszelkim bezmylnym, a przy tym niestety
rozpowszechnionym przesdom.
Naley przyzna, e w podobny sposb nie udao si do tej pory wytworzy w
laboratoriach wszystkich podstawowych skadnikw chemicznych wystpujcych
w obecnych organizmach.4 Jednake nie byoby mdrze, aby z tego powodu
wci jeszcze przeczy, e w zasadzie taka abiotyczna geneza jest moliwa i e
nie ma adnej przyczyny, dla ktrej nie miaoby to dotyczy rwnie innych
zwizkw chemicznych uczestniczcych w powstaniu ycia, nawet jeeli nie
zostao to jeszcze bezporednio udowodnione.
Moemy wic przyj, e powierzchnia pra-Ziemi w kocowym okresie tej epoki
bya pokryta zoonymi zwizkami chemicznymi, wrd nich take tymi, ktre
obecnie znamy jako kamienie budulcowe substancji oywionej. Niebawem
pomidzy nimi musia si rozpocz pewien proces, nazwany przed kilku laty
przez naukowcw "ewolucj chemiczn". Pojcie ewolucji jest w tym miejscu o
tyle uzasadnione, e wszystko za tym przemawia, i ju w owym stadium historii
rodowisko zaczo dokonywa doboru, podobnego pod wzgldem praw i
oddziaywania do tej selekcji, ktra w nie dajcej si wwczas jeszcze
przewidzie, nieprawdopodobnie odlegej przyszoci miaa posun naprzd
przeksztacenie i dalszy rozwj gatunkw istot yjcych.
Nie naley bowiem wcale uwaa za "celowy" faktu, e powstaa tylko adenina i
pochodne puryn, jako czony acucha przyszych kwasw nukleinowych, albo
tylko aminokwasy, z ktrych znacznie pniej powsta miay rozmaite proteiny,
czyli biaka. Wszystkie te istniejce obecnie bioczsteczki i wiele jeszcze
innych byy wwczas prawdopodobnie zagubione pomidzy znacznie
pokaniejszymi ilociami najrozmaitszych innych zwizkw chemicznych.

Zdecydowana wikszo tych zwizkw nie odegraa ju potem adnej


znaczniejszej roli w dalszym rozwoju prowadzcym do powstania ycia.
O tym, jakie czsteczki zapocztkoway dalszy rozwj, a jakie odpady w
przedbiegach, decydowao ju wtedy rodowisko. Jest to wanie proces, ktry
nazywamy ewolucj: cigy rozwj, ktrego kierunek i tempo okrelane jest przez
to, e pewne warunki rodowiska dokonuj doboru spord istniejcej oferty.
Musimy si przyzna, e do tej pory niewiele znamy szczegw przebiegu
ewolucji chemicznej w tej tak bardzo odlegej epoce historii Ziemi. I znowu
musimy tutaj wystrzega si gboko zakorzenionego przesdu, ktry by kaza
nam dziwi si teraz temu i zapytywa, jak si to mogo sta, e wrd
niezliczonych zwizkw chemicznych wystpujcych na pierwotnej Ziemi
wanie te, ktre byy decydujce pod wzgldem biologicznym, najwyraniej
miay najwiksz szans powstania i reagowania ze sob.
Jak pamitamy, trzeba przyj wrcz odwrotny sposb rozumowania. Cao
rozwoju, a take etap, o jakim mwimy, moemy ogarn prawdziwie i bez
wypaczenia perspektywicznego tylko ze stanowiska przeciwnego owemu
przesdowi. Pomimo daleko idcej swobody myli fantazja ludzka jest widocznie
tak uformowana, e nie potrafimy sobie wyobrazi czego, czego nie byo.
(Nawet najstraszliwsze legendarne potwory Hieronymusa Boscha przy bliszym
poznaniu okazuj si zestawione z czci ciaa realnych zwierzt.)
Nie mamy zatem najmniejszego wyobraenia o tym, jakie inne czsteczki
istniejce na Ziemi przed czterema miliardami lat mogy byy rwnie dobrze
posuy jako kamienie budulcowe ycia. Nie moemy si take nawet
domyla, jakie formy przyjoby ycie ludzkie (i jakie byoby naznaczone tymi
formami oblicze Ziemi), gdyby wycig byy wygray inne biopolimery, a nie owe
nam znane. Logika i prawdopodobiestwo przemawiaj za tym, e od pocztku
moliwo taka istniaa.
Jednake gdy w owej epoce coraz bardziej zoone zwizki zaczy
nagromadza si na powierzchni Ziemi, nie wszystkie miay podobn szans
przetrwania.
Ju wwczas nadzwyczaj zindywidualizowane waciwoci ziemskiego
rodowiska uprzywilejoway jedne, a powodoway szybki rozkad innych. O
szczegach wiemy bardzo niewiele. W postaci efektu Ureya poznalimy jeden
przynajmniej przykad mechanizmu powstaego z przypadkowego zbiegu
okolicznoci dziejowych, ktry w owym czasie rozpocz selekcj na korzy
aminokwasw i pochodnych puryn.
Moemy wic teraz nieco cilej sformuowa, e przed mniej wicej czterema
miliardami lat Ziemia nie tylko bya po prostu pokryta najrozmaitszymi i po czci
bardzo kompleksowo zbudowanymi czsteczkami. Czsteczki te musiay
ponadto jeszcze wystpowa nadzwyczaj obficie. Czas powstania ich wynosi
wiele setek milionw lat. W trakcie tego dugiego okresu mogy przebiega owe

reakcje, ktre w dowiadczeniu Stanleya Millera zdolne s wytworzy w cigu


kilku zaledwie dni wymiernie iloci tego rodzaju zwizkw. Dowiadczenie to
pozwala rwnie domyla si, e pewne czsteczki, ktre potem nabray
znaczenia jako budulec ycia, moe od pocztku wystpoway w ilociach
ponadprzecitnych. Wydaje si, e istniejce podwczas na Ziemi warunki
sprzyjay tendencji do czenia si materii wanie w owe zwizki.
Poza tym do nagromadzenia tych czsteczek przyczyni si prawdopodobnie
fakt, e mogy one same powstawa w wolnym Wszechwiecie i najwidoczniej
po dzie dzisiejszy nadal tam powstaj. Od czasu narodzin naszej planety
musiay wic ze wszystkich stron spada na ziemsk powierzchni niczym yzny
deszcz kosmiczny.
Ale te molekularne opady nie tylko osiaday po prostu, cznie ze zwizkami
powstaymi samodzielnie, na powierzchni Ziemi. Od pocztku bowiem rozpocz
si dobr, ktry powodowa relatywnie wikszy przyrost cile okrelonych
czsteczek. A byy nimi, jake mogoby by inaczej, owe czsteczki, ktre
dzisiaj jako kamienie budulcowe ycia odrniamy od wszystkich innych
istniejcych i moliwych zwizkw chemicznych. Gdy wic w taki sposb
bioczsteczki mnoyy si coraz bardziej na skorupie pra-Ziemi, zwikszao si
jednoczenie prawdopodobiestwo stykania si ich ze sob.
Bardzo duo czasu upyno od tej chwili. Od powstania wiata mino w tej fazie
ju prawie dziesi miliardw lat, a od powstania Ziemi prawie dwa miliardy lat.
Po tym wic niezmiernie dugim czasie przesiane przez ewolucj chemiczn
aminokwasy, puryny, cukry i porfiryny zaczy ze sob wzajemnie reagowa na
powierzchni pierwotnej Ziemi. Gdy si pomyli o tej ogromnej prehistorii toczcej
si a do tego momentu, czy naprawd potrzeba jeszcze wprowadzenia
jakiego nadprzyrodzonego czynnika, aby zrozumie, e rozwj nie mg si
nagle zatrzyma w tym miejscu?

Wstecz / Spis Treci / Dalej


6. W SPOSB PRZYRODZONY CZY NADPRZYRODZONY?
Nikt nie wie, jak wygldaa pierwsza na Ziemi powstaa struktura molekularna,
ktr mona by zakwalifikowa jako "oywion". A co w ogle rozumiemy przez
ten przymiotnik? Wcale nie jest atwo odpowiedzie na to pytanie, co zdarza si
czsto z definicjami rozgraniczajcymi. Trudno taka wystpuje we wszystkich
wypadkach, gdy prbujemy dokona systematycznego podziau mnogoci
zjawisk przyrodniczych.
Nie podlega naturalnie dyskusji, e kamie jest martwy, ameba za, czyli pezak,
ywa. Jednake z chwil gdy zbliamy si do obszaru granicznego pomidzy
oboma stanami, rozrnienie zaraz zaczyna nasuwa komplikacje. Znanym
szablonowym przykadem s wirusy. Czy wirus jest organizmem ywym, czy te
naley zalicza go do przyrody nieoywionej?
Wirusy s to przedziwne twory, skadajce si waciwie tylko z kbka dugiej
nici, acuchowej czsteczki kwasu nukleinowego, objtej otoczk biakow.
Mwic inaczej: nic, tylko izolowany zawizek dziedziczny, gen, otoczony
jedynie ochronn powok. Brak jakiegokolwiek ciaa! Tak widziane, wirusy s
jak gdyby najskrajniejsz abstrakcj tego, co yje. Nie s zdolne do niczego,
dosownie do niczego wicej, jak tylko do rozmnaania si.
A s przy tym tak radykalnie zredukowane do tej jedynej i ostatecznej potrzeby,
e zupenie bezcielesne nie rozporzdzaj nawet w tym celu wasnymi
narzdami. Jedyn struktur, jako tako podobn do narzdu, ktr mona
odkry przy uyciu mikroskopu elektronowego, s haczykowate twory na ich
biakowej powoce, dziwnie przypominajce ksztaty techniczne. One to
umoliwiaj wirusom przyczepienie si do ywej komrki i przewiercenie jej
cianki. Gdy to nastpi, powoka biakowa kurczy si i dziki temu wstrzykuje
zawart w niej czsteczk kwasu nukleinowego do wntrza zaatakowanej
komrki.
W tym jednym jedynym dziele speniony zostaje cay sens ycia wirusa.
Wstrzyknity gen komrka wprowadza do swego aparatu rozrodczego.
Poniewa aparat ten nie odrnia obcego genu od wasnego, zaczyna,
posuszny swemu wrodzonemu programowi (w tym przypadku wrcz
samobjczo), produkowa gen wirusowy dopty, dopki zainfekowana komrka
wskutek tego si nie udusi i nie rozpuci. Daje to nowo powstaym genom
wirusowym (ktre przez komrk wykonujc zawarty w nim nakaz zostaj
jeszcze wyposaone w powok biakow i urzdzenia przyczepne) szans
zaatakowania nastpnej komrki znowu wycznie i tylko w celu ponownego
namnoenia si.
Zdolno rozmnaania si, wytwarzania identycznych kopii siebie samego, jest

bez wtpienia swoistym kryterium tego, co yje. Tymczasem wirusy ograniczyy


si do tej jednej funkcji tak dalece, e ich samych nie mona ju okreli mianem
ywych. Potrafi si bowiem rozmnaa tylko z pomoc jakiej komrki,
poniewa w sposb wrcz niezrwnany zredukoway swoj egzystencj do tego
stopnia, e musz jak gdyby wypoycza sobie od ywej komrki nawet sucy
temu rozmnoeniu mechanizm.
Wirusy nie s wic odpowiednim modelem, gdy usiujemy sobie wyobrazi, jak
mogy wyglda pierwsze ziemskie formy ycia. Jeszcze przed kilku dziesitkami
lat uwaano za moliwe, e wanie wirusy odegray tak rol i e mogyby one
dzisiaj jeszcze reprezentowa istniejc form przejciow midzy materi
oywion i nieoywion. Ale gdy dowiedziano si bliszych szczegw o ich
dziwnie monotonnym "yciorysie" i o warunkach potrzebnych do spenienia
jedynej funkcji, z jakiej si wirus skada, hipotez t trzeba byo odrzuci. Wirusy
w swoim pasoytniczym istnieniu zdane s na obecno ywych komrek. Nie
mog wic by same pierwotnymi formami ycia. Raczej naley je uwaa za
wysoko wyspecjalizowane i w pewnym sensie ponownie zdegenerowane pne
formy rozwojowe. Niemniej s one nadal nadzwyczaj pouczajcym przykadem
trudnoci zwizanych z definiowaniem pozornie tak jednoznacznej i prostej
rnicy midzy "martwym" a "ywym"; przykad ten obowizuje te w strefie
poredniej midzy tymi dwoma obszarami przyrody. Wirusy wykazuj bardzo
dobitnie, jak zawodne jest w tych okolicznociach specyficzne biologiczne
pojcie zdolnoci rozmnaania si.
Biolodzy w ostatnich latach uzgodnili pewne kryteria, aby doprowadzi jednak do
obowizujcej definicji tego, co ywe. Jednym z nich jest zdolno
"przeksztacania energii w sposb uporzdkowany", innym zdolno
"przenoszenia informacji o sposobie, w jaki dokonuje si uporzdkowane
przeksztacanie energii na inny identyczny ukad". Ju sama forma tej definicji,
tak abstrakcyjna, skomplikowana i obca (podaj j tutaj wedug publikacji
amerykaskiego biochemika i laureata nagrody Nobla Melvina Calvina),
wiadczy wyranie o tym, jak trudne jest to zadanie. Waciwa przyczyna
trudnoci jest w gruncie rzeczy do czytelna: takie rozrnienia, jak midzy
"martwym" a "ywym", wytyczaj granice, ktrych w rzeczywistoci w przyrodzie
nie ma. Granice te s sztuczne. Nale do siatki pojciowej, ktr zarzucilimy
na natur, aby nie straci panowania nad bogactwem jej zjawisk.
Wszystko to przypomina siatk geograficzn na mapie, ktra ma nam w naszej
pieszej wdrwce uatwi orientacj (a take wzajemne porozumiewanie si co
do punktw krajobrazu, o jakie wanie nam w danej chwili chodzi). Nikomu z
nas nie wpadoby na myl, aby ten podzia siatkowy uwaa za cech krajobrazu
albo wicej jeszcze sprbowa odnale go w terenie.
Podobnie jest z rnic midzy nieoywionym a oywionym. Trudnoci, na jakie
natrafiamy, gdy rozrnienie midzy tymi pojciami chcemy przeprowadzi w

pobliu przejcia z jednego stanu materii w drugi tkwi w samej istocie rzeczy.
Polegaj one na tym, e po prostu nie ma tutaj wyranej granicy. Albo te,
formuujc inaczej: niemono jednoznacznego i oglnie obowizujcego
zdefiniowania ycia jest jeszcze jednym dowodem na to, e przez pojawienie si
ycia nie wyonio si na Ziemi nic zasadniczo nowego. Nic, czego szans nie
byyby ju zaoone w pocztkach. ycie jest zjawiskiem, ktrego powstanie
przebiegao tak logicznie, tak koniecznie i tak bezskokowo, e nikt nie moe
dokadnie powiedzie, w jakim punkcie "si zaczyna".
Niezalenie od tych trudnoci zasadniczych, o pierwszych formach ycia
istniejcych na Ziemi wiemy tyle co nic. Najstarsze skamieliny, odkryte do tej
pory, s to odciski i odbitki bezjdrowych jednokomrkowcw podobnych do
glonw. Licz sobie ponad trzy miliardy lat. Aczkolwiek prymitywne, reprezentuj
ju dosy zoone i misternie zorganizowane formy ycia. Pomidzy nimi a
powstaymi abiotycznie molekularnymi elementami budulcowymi, biopolimerami,
w naszej wiedzy o ewolucji istnieje wci jeszcze luka. Nie znamy owych form
rozwojowych, ktre musiay wystpowa midzy tymi dwoma stadiami. Wydaje
si, e nie zostawiy one adnych ladw.
Zreszt w tych warunkach nie ma w tym nic nieoczekiwanego. Czas owych istot
przejciowych jest od nas odlegy o jakiej cztery miliardy lat. Nic wic dziwnego,
e trudno odnale ich lad, jeli w ogle jeszcze gdzie istnieje. Z drugiej strony
jednak wanie ta luka dziaa na wielu ludzi z jak szczegln si przycigania,
widzimy bowiem, e nie mog oprze si pokusie szukania "cudu" wanie w
niej, a wic dopatrywania si nadprzyrodzonej ingerencji, bez ktrej ich
zdaniem nie mogo si obej przy powstaniu ycia.
Temu, kto chciaby si kurczowo uczepi takiego przekonania, niepodobna
zaprzeczy posugujc si faktami, poniewa faktw dotyczcych tego okresu
przejciowego nie znamy. Gdy wic kto upiera si przy zdaniu, e wanie
dokadnie w czasie odpowiadajcym owej przerwie w naszej wiedzy przestay
przejciowo obowizywa prawa natury, aby ustpi miejsca powstaniu ycia
przewiadczeniem jego trudno bdzie zachwia.
Tymczasem historia myli ludzkiej poucza nas na bardzo licznych przykadach,
jak wielkim bdem jest naduywanie Pana Boga bd spraw
transcendentalnych jako winnych grzechu takich luk. Kilka spord tych
przykadw podalimy ju w pierwszej czci ksiki. Duga i smutna historia
sporw midzy teologi a wiedz przyrodnicz dlatego przede wszystkim tak
silnie nadwtlia autorytet przedstawicieli Kocioa, e trzymali si oni przez cae
wieki tej wanie taktyki, z uporem, ktry z dalszej perspektywy wprost trudno
zrozumie.
Skoro tylko naukowcy wyjanili jakie zjawisko przyrodnicze, teologowie mawiali:
"Dobrze, dobrze, macie racj; ten szczeg, ktry zbadalicie, rzeczywicie
wydaje si moliwy do wytumaczenia w kategoriach racjonalnych,

przyrodniczych. Ale spjrzcie, jak olbrzymi jest wiat w caoci. Nie moecie
zaprzeczy, e istnieje ogromna liczba zjawisk i powiza, ktrych my ludzie
pomimo wszelkiego postpu w naukach nigdy nie potrafimy zrozumie i
wyjani, a to dlatego, e wiat jako cao nieskoczenie przekracza zdolno
pojmowania naszego rozumu, e ostatecznie opiera si na podou
transcendentalnym."
Argumentacja jest o tyle suszna, e rozum istoty, ktrej zdolnoci s wyrazem
wyspecjalizowanego przystosowania do warunkw jednego tylko ciaa
niebieskiego, z pewnoci nigdy nie potrafi cakowicie ogarn wiata. Ale
teolodzy popeniali zawsze ten sam bd, e chwytali si rzekomej
niewytumaczalnoci okrelonych zjawisk z dziedziny oglnego dowiadczenia
ludzkiego jako dowodu prawdziwoci istnienia Boga. A to nie mogo si skoczy
dobrze.
Wiedza zawsze jest tylko tymczasowa. Dotyczy to oczywicie take wiedzy o
tym, jaki w przyszoci moe by i jaki bdzie postp nauki. Kto zatem opiera si
na zasadniczej niewytumaczalnoci pewnych zjawisk przyrodniczych, musi
liczy si z ryzykiem, e prdzej czy pniej nauka moe mu zaprzeczy. To
wanie jest owo gorzkie dowiadczenie, ktre w ostatnich wiekach raz za razem
spotyka musiao teologw.
Nie pomg im najbardziej nawet gwatowny opr. Naukowcy bezbdnie i
wytrwale zmuszali ich do kolejnego poddawania wszystkich bastionw. Nie
byoby to zreszt tak katastrof, gdyby teolodzy owych pozycji, ktrych ju nie
mogli utrzyma, z tak wielkim naciskiem nie byli poprzednio ogaszali jako
nieodpartych dowodw obecnoci Boga na wiecie.
Wszystko zaczo si od twierdzenia, e niebo w dosownym znaczeniu stanowi
siedzib Stwrcy wiata. Myl t podejmowali niezliczeni teolodzy, filozofowie i
piknoduchy, ktrym "cuda przyrody" wanie ze wzgldu na swoj tak oczywist
niewytumaczalno suyy za dowd istnienia Boga. Jednym z bardzo wielu
przykadw jest opublikowana w 1713 roku rozprawa Traite de l'existence de
Dieu. Autorem jej by Francois de Fenelon, liberalny teolog, czonek Akademii
Francuskiej. Fenelon nieustannie kieruje uwag swoich czytelnikw na celowo
wszystkich urzdze w przyrodzie, na ruchy cia niebieskich i wynikajc std
dla czowieka zmian dni i nocy, na budow ciaa zwierzt, tak zdumiewajco we
wszystkich szczegach dostosowan do warunkw, w jakich musz one pdzi
swj ywot, na dobroczynne waciwoci wody spadajcej z nieba w postaci
deszczu, na zgrabno, z jak roliny dostosowuj si do zmian pr roku, do lata
i zimy. Wszystko to zdaje mu si tak cudowne i godne wyliczania, poniewa
najwidoczniej nie istnieje adne naturalne wytumaczenie tych zadziwiajcych
harmonii i zrzdze. Fenelon zapytuje wic wci od nowa swych czytelnikw,
czy mona w ogle znale jeszcze wyraniejsze lady obecnoci Boga na
wiecie.

Od czasu napisania tego traktatu mino dwiecie pidziesit lat. Niemniej a


dziw bierze, dla ilu ludzi dzisiaj jeszcze jego wzruszajca argumentacja uchodzi
za rozumn, pomimo wszystkich zych dowiadcze, ktre z ni mieli jej
przedstawiciele, przede wszystkim teolodzy. Wszystkie te cuda bowiem, jedne
po drugich, zostay przez przyrodnikw przebadane i wyjanione. Astronomowie
udowodnili, e nie ma w niebie takiego miejsca, w jakim mgby przebywa Bg.
Chemicy w swoich laboratoriach zaczli sztucznie wytwarza coraz bardziej
zoone substancje organiczne. A wreszcie ewolucjonici, z Karolem Dar-winem
na czele, potrafili nawet celowo naturalnego przystosowania ywych
organizmw do ich rodowiska wyjani za pomoc tak stosunkowo prostych
mechanizmw jak mutacja i selekcja.
Kto w tych warunkach, posuszny autorytetom synnych wzorcw (albo po prostu
dlatego, e tak go nauczono), nadal trwa przy swoim zdaniu, e cud jest
identyczny z tym, co niewytumaczalne i nieosigalne dla wiedzy, a take przy
tym, e tylko takie cuda mog dowodzi istnienia Boga, ten stale znajdowa si w
odwrocie. "Cuda" jego ustpoway jeden za drugim pod zda si
niepowstrzymanym naporem nauki. A poniewa kocielne autorytety przedtem z
takim naciskiem gosiy, e kady z tych cudw wiadczy o istnieniu Boga,
musiao to budzi wraenie, jakoby nauka swoimi wyjanieniami przystpia do
wypdzania Boga z tego wiata. W ten sposb teologowie sami zaoyli sobie na
szyj stryczek, za ktry naukowcy zaczli teraz pociga.
Nie ma adnej wtpliwoci, e przypisywana jeszcze do tej pory nauce opinia o
wrogim wobec wiary stanowisku w duej mierze zostaa wywoana nieszczsn
argumentacj samego Kocioa. Kto reprezentuje zgubny pogld, jakoby Bg by
obecny tylko w nie wyjanionej i rzekomo nie dajcej si wyjani czci wiata,
tego nauka bdzie stale poucza, e owa cz Bogu pozostawiona zmniejsza
si z roku na rok. Do tego sprowadza si zoliwe powiedzenie o "godzie
mieszkaniowym Boga", sformuowane podobno przez zoologa Ernsta Haeckla,
zajadego przeciwnika Kocioa.
Jakkolwiek argumentacja Kocioa bya bdna, przyrodnicy zarazili si tym
nieporozumieniem. Wielu z nich, moe nawet wikszo popeniaa ten sam bd
z t sam uporczywoci, tyle tylko, e z przeciwnym znakiem. Wraz z kadym
nowym krokiem na drodze poznania, jaki udawao im si postawi, nabierali
przekonania, e zmniejsza si prawdopodobiestwo istnienia jakiego Boga,
moliwo tego, e w ogle poza fasad rzeczy widzialnych mogaby si kry
jaka transcendentalna rzeczywisto. Czy teologowie sami nie zapewniali ich,
e w Boga wierzy naley dlatego, e cuda przyrody przekraczaj rozum ludzki?
Czy nie wskazywali nawet na cile okrelone konkretne zjawiska, ktrych
niewytumaczalno bya porczeniem obecnoci nadprzyrodzonej istoty? Jeeli
wic wszystkie te zjawiska okazay si dostpne dla naukowej analizy, to
przecie wynika std logiczny wniosek, e do wyjanienia ich Bg sta si
zbdny. "Sir, ta hipoteza nie bya mi potrzebna" z dum odpowiedzia Laplace,

gdy Napoleon I zapyta go, dlaczego nie wspomnia o Bogu w swoim synnym
dziele o powstaniu Ukadu Planetarnego.
Wane jest, abymy zwrcili uwag na dwuznaczno tej odpowiedzi. apice z
pewnoci mia racj w tym sensie, e jest nienaukowo i bdnie, gdy przy
badaniu zjawiska przyrody, w celu "wyjanienia" go, odwouje si do
nadprzyrodzonej ingerencji, zamiast cierpliwie doszukiwa si zwizkw
przyczynowych, stanowicych jego podoe. Gdyby wic swoj wypowiedzi
chcia tylko wyrazi to, e potrafi wytumaczy problem bez hipotezy o
nadprzyrodzonej ingerencji duma jego byaby uzasadniona i suszna.
Ale Francuz nada oczywicie swojej odpowiedzi jeszcze zupenie odmienny
sens. Tylko dlatego sowa jego do tej pory zachoway si w pamici. apice, jak
chyba wikszo uczonych w jego czasach, wierzy w zasadnicz
wytumaczalno caego Wszechwiata. I to bya przyczyna, dla ktrej ju nie
wierzy w Boga. Teologom udao si przekona jego i ludzi mu wspczesnych,
e jedno wyklucza drugie.
Taki wniosek jest dzisiaj jeszcze szeroko rozpowszechniony. Przed kilku laty
angielski laureat nagrody Nobla Peter Medawar na zadane mu pytanie, czy
wierzy w Boga, mia podobno odpowiedzie: "Of course not, I am a scientist."
Zrozumie mona bezgraniczn pytko tej lakonicznej argumentacji tylko
wtedy, gdy si uwzgldni opisan tutaj histori nieporozumienia, z ktrego
wypywa taki wniosek.
A wszystko jest skwitowaniem tego, e dawno ju minione pokolenie teologw
zanadto chciao sobie uatwi spraw. Nawet jeli podoem bya dobra wiara i
jak najlepsze intencje, wszystko to okazao si nie tylko bdne, lecz wrcz
fatalne. Nie trzeba by teologiem, aby zrozumie absurdalno argumentacji
sprowadzonej do twierdzenia, e wiat jest rozszczepiony na dwie czci, z
ktrych jedna jest przyrodzona, a druga nadprzyrodzona, tym bardziej gdy si
jednoczenie bywa zmuszanym do uzalenienia przebiegu granicy midzy tymi
dwoma obszarami natury od dziejowego przypadku, ktrym jest osignity w
danej chwili stan wiedzy przyrodniczej.
Kto uwaa, e musi broni swej wiary przed nauk przez to, e wycofuje si ze
swymi przekonaniami religijnymi na pole nie wyjanionych resztek wiata, ten w
gruncie rzeczy reprezentuje pogld, e kompetencja Boga ogranicza si do tej
nie wyjanionej czci. Mnie ten argument w ustach wierzcego wydaje si
bardzo dziwnym zacienieniem pojcia boskiej wszechmocy. Dlaczego to, co
rozum nasz potrafi obj, ma si znajdowa poza zasigiem aktu stworzenia?
Czy nie jest to znowu tylko urojenie antropocentryzmu, ktre tutaj kusi niektrych
do naiwnego identyfikowania granicy midzy jak gdyby wieck czci
Wszechwiata a rzekomo zasadniczo odmienn, bo nadprzyrodzon dziedzin,
z granic ustanowion dla zdolnoci pojmowania naszego mzgu? Kademu
musi by pozostawiona decyzja o tym, czy za potrzebne uwaa zaoenie

przyczyny Wszechwiata lecej poza sfer naszych dowiadcze, czy te nie,


jak pragnie nazw przypisa tej przyczynie i jakie wyciga wnioski ze swej
decyzji. Ale ten, kto raz ju zaoy ow przyczyn, powinien chyba uzna j za
dotyczc caego wiata, niezalenie od wielkoci obszaru, ktry ludzki mzg
zdolny jest ogarn akurat dzisiaj, na przypadkowo osignitym szczeblu
rozwoju.
Zreszt pierwotny zamys naturalnie nie by taki. Wszystko jest, jak ju mwiem,
skutkiem tego, e w przeszoci niektrzy teologowie chcieli sobie spraw
zanadto uatwi. e wobec ludzkoci, ktr drczy zacza niepewno wiary,
usiowali Boga nie tylko zwiastowa, ale i udowadnia. Skutki s straszliwe. Przy
wszystkich polemikach na tematy religijne zarwno zwolennicy, jak i przeciwnicy
powouj si po dzi dzie na wiedz jako koronnego wiadka. Tymczasem
adna ze stron nie ma do tego najmniejszego prawa. Dla religijnego, wierzcego
czowieka wyobraenie, e postp nauki rozciga si take na dziedzin
stworzenia, nie powinno stanowi adnych trudnoci. Dlaczego nie miaby
dotyczy tej dziedziny? Jeeli rzeczywicie istnieje stwrca wiata, jak gosz
rne religie, to faktu jego istnienia nie moe narusza sprawa poziomu, jaki
biologia molekularna na Ziemi przypadkowo akurat osigna.
Jeeli natomiast uczony reprezentuje stanowisko ateistyczne, jest to jego
suszne i niezaprzeczalne prawo. Nikt nie ma w rku niczego, co by mogo
pogld taki obali. Ale jeeli uczony taki sdzi, e potrafi przekonanie to
uzasadni naukowym rozpoznaniem, wwczas nawet jeli jest laureatem
nagrody Nobla pada ofiar owego bdu mylowego, o jakim mwimy.
O tym wszystkim pamita powinien kady, kto skonny jest wszy jak
tajemnic kryjc si za ow luk w naszej wiedzy o pierwszych ziemskich
formach ycia. Nauka wspczesna na pewno jeszcze nie dosza do swego
kresu. Jeeli uwzgldnimy, e od pocztku nieprzerwanej historii ludzkoci
mino zaledwie kilka tysicy lat i e w toku tej historii naukowy sposb mylenia
wyksztaci si stopniowo dopiero w cigu ostatnich stuleci, wolno nam nawet
reprezentowa pogld, e nauka, a tym samym wiedza o nas samych i
otaczajcym nas wiecie, tkwi jeszcze w swoich pocztkach. Zatem jest zupenie
zrozumiae, e wiedza ta jest niepena i e wystpuj w niej luki. Oczywicie nie
mona nikomu przeszkodzi w wypenianiu tych luk fantazj i spekulacjami
odpowiadajcymi jego zaoonym z gry pogldom, a jednoczenie
potwierdzajcym pozornie jego przesdy. Kto jednak rozpatruje dotychczasowe
dzieje nauki bez uprzedze, tak jak uczynilimy na tych ostatnich stronach,
bdzie si wystrzega takiej puapki.
Z drugiej strony nasza ignorancja w omawianej sprawie nie jest znowu tak
cakowita. Jakkolwiek wiedza nasza jest jeszcze bardzo moda, jednak w
ostatnich latach ujawnia pewne wstpne informacje o owej mglistej fazie dalekiej
przeszoci, w ktrej odbyo si przejcie od nieoywionej do oywionej materii.

W wiecie tym nic nie ginie. Nic, co si kiedykolwiek wydarzyo, nie przeszo bez
pozostawienia chociaby nikych ladw. Chodzi o to, aby lady te odnale i
nauczy si je odczytywa. A w tej sztuce nauka w ostatnim czasie miaa kilka
zdumiewajcych sukcesw.
Tak wic na przykad uczeni w ostatnich latach odkryli midzy innymi
pierwsze lady tego tak susznie interesujcego nas szczebla wczesnego
rozwoju ycia sprzed trzech i p miliarda lat. Ponadto udao im si take ze
ladw tych wyprowadzi pewne wiadomoci o przebiegu owego tak wanego
etapu. Pierwszym echem tej zamierzchej przeszoci, ktre dziki najnowszym
pracom zaczyna do nas dociera, jest odgos bezlitosnej rozgrywki. Technika,
jak posuguj si badacze dla przechwycenia tego echa, jest fascynujca. Ale
jeszcze bardziej rewelacyjne jest miejsce, w jakim odnaleziono lad: to my sami.
Kady z nas, podobnie jak kada inna istniejca dzisiaj ywa istota, bez wyjtku,
nosi w sobie lad tego, co dziao si na Ziemi podwczas, przed prawie
czterema miliardami lat.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


7. YWE CZSTECZKI
Na amerykaskim wybrzeu wschodnim w stanie Maryland ley maa
miejscowo o licznej nazwie Silver Spring. Mieszka tam Margaret Dayhoff, tu
po pidziesitce, ona fizyka i matka dwch dorastajcych crek. Ktokolwiek
zetknie si przelotnie z t kobiet, ktra promienieje atmosfer macierzysk,
ulegnie moe jej ciepemu czarowi, ale na pewno nie wpadnie mu na myl, e
oto ma przed sob jednego z najbardziej oryginalnych uczonych amerykaskich.
Pani Dayhoff jest profesorem biochemii i pracuje na stanowisku zastpcy
kierownika naukowego w synnej Narodowej Fundacji do Bada Biochemicznych
amerykaskiego centrum naukowego Bethesda.
Niezwyke jest take wyposaenie laboratorium, w jakim pracuje pani profesor
Dayhoff. Ani ona, ani nikt z jej wsppracownikw nigdy nie bierze do rki adnej
probwki. W pracowniach kierowanego przez pani Dayhoff wydziau biochemii
nie ma ani odczynnikw, ani preparatw biologicznych. Jedynymi narzdziami
pracy jej zespou s: znakomity nowoczesny komputer i zestaw dodatkowych
urzdze obliczeniowych. Niezwyka atmosfera tej niezwykej pracowni
biologicznej jest wynikiem sensacyjnego pomysu jego kierowniczki: pani Dayhoff
bada nie ywe zwierzta, lecz przemian materii dawno wymarych organizmw
rodowiska.
Zrazu zakrawa to na zupen fantazj, tymczasem jest to czysta prawda, ktr
naley nawet rozumie cakowicie dosownie. Nowoczesne elektroniczne aparaty
obliczeniowe pozwoliy wczy do dziedziny powanych bada naukowych owe
problemy, ktrych przed kilku laty aden realnie mylcy uczony nie odwayby
si wzi na warsztat. Warunkiem sta si oczywicie oryginalny twrczy pomys
wykorzystania do tego celu elektronicznych narzdzi, ktrych szybko liczenia
przekracza wszelkie ludzkie skale i moliwoci. Pani Dayhoff przed kilku laty na
taki pomys wpada. Od tej pory pracuje ona z kilkoma osobami nad tym pozornie
fantastycznym zadaniem, z uporem, a obecnie ju take z powodzeniem.
Specjalici na caym wiecie z rosnc uwag rejestruj jej wyniki.
Rozwizanie zagadki nazywa si "analiz sekwencji swoistych cia biakowych".
Brzmi to bardzo zawile. Istotnie, taka analiza sekwencji w laboratorium
chemicznym wymaga niezwykle wysokiego poziomu sztuki
eksperymentatorskiej. Jednake sam zasad bardzo atwo zrozumie. Moemy
w tym celu miao nawiza do pewnego pojcia, mianowicie do pojcia
"lenistwa reakcji", waciwego wikszoci procesw chemicznych.
Owo lenistwo reakcji jest dla nas o tyle szczliwe, e bez niego wiat nasz nie
mgby by stay. Gdyby elazo rdzewiao w cigu paru sekund, gdyby tlen w
kadym przypadku i bez dopywu energii mg si wiza z wodorem, gdyby
wszystkie pierwiastki chemiczne i czsteczki, ktre istniej, mogy w kadej

chwili bez przeszkd ze sob reagowa powierzchnia Ziemi byaby wielkim


kipicym chemicznym chaosem.5 W takich warunkach nie utrzymaaby si adna
struktura i aden porzdek. Ale i przeciwnie, cakowity brak zdolnoci do reakcji,
wiat skadajcy si jak gdyby wycznie z pierwiastkw szlachetnych, byby'
rwnoznaczny ze wiatem niezdolnym do jakichkolwiek zmian, a wic rwnie
do rozwoju.
Na marginesie naszego waciwego toku mylowego moemy w tym miejscu
odnotowa, e najwidoczniej pewien rodzaj "redniej" gotowoci do wzajemnej
reakcji u najczciej wystpujcych pierwiastkw i czsteczek naley do
najbardziej podstawowych zaoe, na jakich opiera si nasze ycie. Bez owej
zdolnoci rnorodnych pierwiastkw do wzajemnego oddziaywania i do
wchodzenia ze sob w zwizki nigdy nie byoby doszo do rozwoju, ktrego
rezultatem jestemy midzy innymi my sami. Jednake konieczna jest jaka
grna granica szybkoci, z jak przebiegaj owe procesy, inaczej bowiem w toku
tego rozwoju nie byyby powstay twory istniejce dosy dugo na to, aby suy
jako podny punkt wyjcia do nastpnego kroku.
Ale "rednia" szybko reakcji jest pojciem wzgldnym. Nie mamy adnych
obiektywnych miernikw pozwalajcych nam decydowa o tym, kiedy moemy
tutaj mwi, e co dzieje si "szybko", a jakie tempo uzna mamy za "powolne"
naturalnie abstrahujc od znaczenia szybkoci dla nas samych i dla stabilnoci
naszego wiata. Tempo jakiego procesu oceniamy w kocu zawsze tylko w
relacji do tego rzdu wielkoci, ktry jest nam wrodzony jako nasze wasne
trwanie ycia.
Jedna sekunda dlatego przemija dla nas prdko, e w cigu naszego ycia, w
kadym razie do chwili, w jakiej osigamy wiek sdziwy, upywa okoo dwch i
p miliarda takich sekund. A milion lat tylko dlatego jest dla nas dugim okresem,
e sami nie moemy przey nawet dziesiciotysicznej czci tego czasu. A z
kolei trwanie ycia uzalenione jest od narzuconego przez prawa natury tempa,
w ktrym zwizki chemiczne, z jakich si sami skadamy, ulegaj przemianom i
musz by zastpowane.
Z tego wic punktu widzenia przecitne tempo, z jakim zwizki i pierwiastki
chemiczne ze sob reaguj, stanowi nie tylko warto wyjciow dla tempa
wszystkich procesw rozwojowych na tym wiecie, lecz take waciw norm
tego, co nam wydaje si "szybkie" bd "powolne". Nie wiemy, dlaczego reakcje
chemiczne przebiegaj wanie z tak, a nie inn konkretn szybkoci. Ale
szybko ich przebiegu jest pramiar wszelkiego czasu biologicznego, rwnie i
naszego przeywania czasu.
Powrmy jednak do waciwego tematu. Oddalilimy si ode mniej, anieliby
si mogo zdawa. Nieunikniony zwizek pomidzy celem, jakim jest nadanie
ywemu organizmowi przynajmniej pewnej staoci w przebiegu rozwoju, a z
gry dan szybkoci przemian chemicznych stawia przyrod przed

problemem pozornie paradoksalnym. Aspekt staoci, "relatywnego trwania"


jednostki powoduje denie do wytwarzania organizmw, ktrych trwanie ycia
niezalenie od wszystkich rnic midzy poszczeglnymi gatunkami musi by
w sumie stosunkowo krtkie, "krtkie" w stosunku do tempa przemian
chemicznych.
Z drugiej strony jednak yjcy organizm, aby istnie przez nawet najkrtszy
okres, potrzebuje niesychanej rnorodnoci niezwykle zoonych reakcji
chemicznych, skadajcych si cznie na jego przemian materii, ktre z kolei
w porwnaniu z czasem trwania jego ycia przebiega musz nadzwyczaj
szybko. Tylko wwczas bowiem zostaje zapewniona owa ruchliwo, owa
nieustajca przystosowawcza orientacja wrd zmieniajcych si warunkw
rodowiska, a take stae zaopatrzenie organizmu w energi z najrniejszych
jej rde w otoczeniu.
Aby wic wytworzy organizm i utrzyma go przy yciu, przyroda musi w
pewnym stopniu pracowa jednoczenie w dwch zupenie rnych skalach
czasu. Budulec, z jakiego zestawia yjcy organizm, musi by dostatecznie
trway, aby organizm rozporzdza dostatecznie dugim czasem, w ktrym moe
wzrosn i dojrze, nabra ewentualnie pewnych dowiadcze i si rozmnoy.
Bez owych funkcji rozwj stanby w miejscu. Tymczasem dla ich zapewnienia
musz w organizmie zachodzi procesy chemiczne przebiegajce milionkro
prdzej anieli "normalnie".
Na przykadzie nauczyciela chemii, ktry rozgrzewa swoj probwk nad
palnikiem bunsenowskim, aby pokaza klasie przebieg reakcji chemicznej,
widzielimy, e przypieszenie takich reakcji jest w zasadzie moliwe. Jednake
zadaniem, ktre speni musi przyroda, jest osignicie jeszcze o wiele
wikszego tempa przemian chemicznych w ywej komrce, a wic w
temperaturze ciaa oraz w neutralnym, korzystnym dla tkanki rodowisku, co
wyklucza prac z substancjami agresywnymi, takimi na przykad jak kwasy czy
zasady.
Znamy zdumiewajce liczby wiadczce o tym, w jakim stopniu udao si
naturze rozwiza to zadanie. W ostatnich latach powstaa moliwo mierzenia
szybkoci, z jak w komrce przebiegaj okrelone przemiany chemiczne.
Niemiecki chemik Manfred Eigen otrzyma za t prac nagrod Nobla w 1967
roku. Uzyskane przeze w wyniku pomiarw wartoci zaskoczyy nawet
fachowcw. Poszczeglne reakcje o znaczeniu biologicznym zachodz w cigu
stutysicznych uamkw sekundy. Znaczy to, e reakcje te przebiegaj w
komrce milionkro, a nieraz i miliard-kro szybciej, anieli "waciwie" powinno
by.
Przypieszenie reakcji chemicznych o taki rzd wielkoci jest osigniciem, ktre
znacznie przekracza wszystkie moliwoci naszej obecnej wiedzy chemicznej,
chocia metody jej wydaj si rozwinite do niewyobraalnych nieomal granic.

Przyroda ju przed czterema miliardami lat wytworzya pewn technik


rozwizywania tego zadania, a bez uporania si z nim powstanie ycia byoby
nie do pomylenia.6 rodkiem, jakim si posuya, s tak zwane enzymy.
Enzymy to biaka o zupenie swoistej budowie. Dziaaj one jako katalizatory.
Pod nazw t chemik rozumie substancje, ktre zdolne s przyspieszy reakcje
chemiczne, same nie wic si z nowo powstaym zwizkiem. Katalizatory
takie, jak na przykad enzymy (istniej rwnie katalizatory nieorganiczne),
dziaaj przez sam swoj obecno. Same nie ulegaj przemianom i nie
zuywaj si. Tylko ich obecno wystarcza, aby doprowadzi w cigu
dziesiciotysicznych uamkw sekundy do przebiegu pewnych reakcji, ktre w
zwykych okolicznociach nigdy by nie zaszy. Dalsz cech charakterystyczn
owych zdumiewajcych chemicznych "wyzwalaczy" czy te porednikw reakcji
jest fakt, e ilo enzymu potrzebnego do uruchomienia okrelonej reakcji jest
niewyobraalnie maa. Wewntrz komrki z reguy wystarcza do tego kilka
czsteczek.
Cho wszystkie te waciwoci s zadziwiajce, od kilku lat nie kryj one ju
adnych tajemnic. Chemia jest ju tak rozwinita, e wiemy dzisiaj, w jaki sposb
enzym, bez zuywania si, dokonuje swego nadzwyczajnego dziea. Odbywa si
to tak, e czsteczka enzymu wie si na krtk chwil z czsteczk
substancji, ktra ma reagowa (tak zwanego substratu).
Wspominalimy ju, e zwizki chemiczne pomidzy rozmaitymi substancjami
powstaj przez to, e nastpuje jak gdyby elektryczne poczenie powok
elektronowych uczestniczcych w przemianie atomw bd czsteczek.
Gotowo, a tym samym szybko, z jak poczenie nastpuje, zaley po
prostu od tego, w jakim stopniu stany adunkw w powokach atomw obu
uczestniczcych substancji do siebie wzajemnie "pasuj".
Ot caa tajemnica dziaania enzymu polega na tym, e zmienia on stan
elektryczny w elektronowych powokach substratu. Jego wasny "ustrj
elektryczny" jest tak skonstruowany, e oddziauje na stan powoki elektronowej
substratu i doprowadza go dokadnie do takiej formy, ktra odpowiada
optymalnej gotowoci do przemiany fizycznej bd reakcji chemicznej. Wszystko
to odbywa si z szybkoci charakterystyczn dla procesw przenoszenia
adunkw elektrycznych, a wic w zasadzie wspmiern z prdkoci wiata.
Przy owych bardzo maych rozmiarach, ktre na poziomie molekularnym
wchodz w gr, oznacza to, e konfiguracja w powoce elektronowej substratu
zmienia si w cigu milionowych czci sekundy, skoro tylko enzym si z nim
zwiza. Od tej chwili jednak substrat znajduje si w stanie odpowiadajcym jego
najwyszej w ogle moliwej, zgodnie z prawami natury, gotowoci do reakcji.
Std, jeeli oczywicie istnieje odpowiedni partner, reakcja chemiczna midzy
oboma uczestniczcymi zwizkami zajdzie ju po upywie czci stutysicznego
uamka sekundy. Jednake skutkiem tego a jest to dalsze wyrafinowanie

czsteczka enzymu ju nie pasuje do powoki nowej czsteczki utworzonej przez


ni sam. Odskakuje ona wic, sama zupenie nie zmieniona, od powoki tej
nowej czsteczki i gotowa jest natychmiast, jak przystao na prawdziwy
katalizator, powtrzy ten sam proces z tak sam szybkoci na nowym
substracie.
W taki sposb enzymatycznie katalizowane reakcje stanowi podoe naszej
przemiany materii, to jest caego zespou owych procesw, na ktrych polega
ycie. Umoliwiaj one pozornie paradoksaln sytuacj, w jakiej organizm
zestawiony z chemicznych kamykw budulcowych wykazuje przejciowo stao,
pomimo e midzy nim a otoczeniem, a take w nim samym, nieustannie
przebiegaj z wielk szybkoci reakcje chemiczne.
Gdy chcemy zrozumie, w jaki sposb funkcjonuje ywy organizm, na przykad
nasze wasne ciao, rozpoczynamy z reguy od badania funkcji i wspdziaania
jego czci, czyli narzdw. Badamy wic, jak puca przez ruch oddechowy
doprowadzaj wci od nowa powietrze do przebiegajcych w nich cienkich
naczy krwiononych. Dziki badaniom chemicznym moemy stwierdzi, e
krew pynca od jelita cienkiego do wtroby wchona substancje odywcze,
ktre w wtrobie s chemicznie przetwarzane i uwalniane od szkodliwych
produktw rozkadu. Wreszcie odkrywamy, e porzdek funkcjonalny tych
wszystkich czci, ich harmonijne wspdziaanie jest zapewnione dziki
centralnemu sterowaniu przez mzg, ktry dziki elektrycznie przekazywanym
bodcom nerwowym i przenonikom chemicznym, tak zwanym hormonom,
skupia w jedn zamknit cao wszystkie poszczeglne funkcje zarwno
wewntrzne jak i zewntrzne.
By to zatem pierwszy stopie poznania w dziejach medycyny i w ogle biologii.
Jednake niedugo trwao, zanim zauwaono, e na tym poziomie niewiele daje
si osign.
W jaki bowiem sposb tlen z powietrza dostaje si do krwi, ktra najwyraniej
rozprowadza go po caym ciele? Co rozgrywa si w wtrobie, co to waciwie
znaczy konkretnie, gdy si mwi, e wydala ona produkty rozkadu? A jak
funkcjonuje mzg, jak przewodzi impulsy nerwowe do wszystkich rejonw ciaa,
z jakich miejsc wychodz owe tak rnorodne rozkazy, ktrymi ten zwierzchni
wobec wszystkich narzd zespala organizm pod wzgldem funkcjonalnym?
Przy ledzeniu tych problemw biolodzy, posugujc si mikroskopem, odkryli
poziom komrkowy, ukryty poza widzialnymi formami i nie dajcy si ju
uchwyci goym okiem. Okazao si, e wszystkie narzdy, wszystkie ywe
tkanki s zoone z mikroskopijnie drobnych komrkowych kamykw
budulcowych. Jednake najwaniejszym odkryciem byo stwierdzenie, e kady
narzd skada si z komrek jedynego w swoim rodzaju typu. Wystarczaa
najmniejsza prbka, wystarczaa jedna jedyna tylko komrka, aby fachowca
zorientowa, czy chodzi o kawaek wtroby, czy jest to prbka puc, czy te

komrka mzgowa.
To za doprowadzio do nadzwyczaj owocnego rozpoznania: komrki rnych
narzdw najwyraniej dlatego miay rne formy i tak swoisty charakterystyczny
wygld, aby mc spenia cakowicie odmienne funkcje. Zatem przez odkrycie
komrki natrafiono na ukryty za widzialn fasad organizmu wymiar (poziom
komrkowy), ktry obecnie umoliwia nie tylko zrozumienie, jak funkcj peni
kady poszczeglny narzd, ale i ponadto, jak funkcja ta powstaa.
Przed zdumionymi oczami biologw otworzy si nowy wiat. Ujrzeli, jak komrki
krwi we woskowatych (kapilarnych) ttniczkach pucnych wchodz w
najcilejszy kontakt z cieniutk bon, a po drugiej stronie przepywa bogate w
tlen powietrze oddechowe. Zobaczyli w swoich mikroskopach, jak si kurcz
komrki mini i jak, z konsekwencj waciw sile tego skurczu, s one uoone
dokadnie rwnolegle jedne przy drugich w liczbie wielu tysicy, aby na rozkaz
jednego z wrosych w nie nerww mc skrci si zwarcie i jednoczenie.
Widzieli, jak komrki wtroby ukadaj si w gruczoowate przewody, na ktrych
zewntrznej stronie naczynia krwionone oddaj substancje odywcze, podczas
gdy w gruczoowaty kana wydziela do swego wntrza prze-filtrowane odpady
odprowadzane do drg ciowych i dalej zwrotnie do jelita. Znaleli dugie,
sigajce p metra i doprowadzone do kadego punktu ciaa wypustki komrek
nerwowych, ktrymi przebiegay sygnay elektryczne, wysyane przez
komrkowe, znowu cakowicie odmiennie zbudowane orodki mzgowe.
Odkrycie tego nowego wymiaru pozwolio naukowcom na zupenie nowe
zrozumienie, czym jest ycie. Spojrzenie przez mikroskop ukazao im nagle ycie
widzialnych ludzi, zwierzt i rolin jako wynik wspdziaania tuzinw lub nawet
setek miliardw niewidzialnych pojedynczych komrek, ktre tak si kracowo
wyspecjalizoway w podziale pracy, e adna z nich sama w sobie nie jest ju
zdolna do ycia. To, co naleao zrozumie, to byy funkcje poszczeglnych
komrek i sposb ich wspdziaania. Wytumaczenia ycia nie odnajdzie si w
dziedzinie tego, co widzialne. Wydawao si, e ostateczn tajemnic ycia
zdobdzie ten, kto ustali, dlaczego i pod wpywem jakich czynnikw wszystkie te
niezliczone komrki, ktre przecie w kadym poszczeglnym organizmie
pochodz od jednej jedynej zapodnionej komrki jajowej, mogy si tak
docelowo rozwin w tak wiele rnych typw komrek z ich wysoko
wyspecjalizowanymi funkcjami.
Ten problem zrnicowania komrek do tej pory nie zosta rozwizany. Ale
biolodzy odkryli tymczasem, e tajemnicy ycia nie da si rozwika rwnie na
poziomie komrkowym. Nawet jeli badania nad komrk wystarcz do
zrozumienia funkcji narzdu, droga do wyczerpania wszystkich pyta jest
jeszcze daleka. Bo jake waciwie funkcjonuje komrka? W jaki sposb
spenia ona swoje zadanie, jakie czynniki porzdkuj rnorako jej funkcji w
jedn zamknit cao?

Biolodzy uwiadomili sobie, e dla znalezienia odpowiedzi na te pytania naley


siga jeszcze gbiej, poniej wymiaru komrki, widzialnej ju tylko pod
mikroskopem. To by pierwszy sygna tego, co si dzisiaj nazywa biologi
molekularn. Nastpn, niej lec warstw, na jakiej spodziewano si znale
podstawy istnienia i funkcjonowania komrki, by wymiar czsteczki. W tej
dziedzinie, pooonej gboko pod poziomem komrkowym, musiay przebiega
procesy stanowice w prawdziwym tego sowa znaczeniu podoe wszelkiego
ycia. Poniewa dotd nie wiemy nic o istnieniu warstwy znajdujcej si jeszcze
poniej tego poziomu, mamy prawo zaoy sobie, e wanie na nim wreszcie
mona bdzie postawi wszystkie zwizane z problemem ycia pytania w
ostatecznej ju formie.
Biologia na poziomie molekularnym (czyli biologia molekularna) nie wyrosa
jeszcze poza swoje pocztki. A jednak pierwsze jej kroki obdarzyy nas
rewolucyjnym wrcz rozpoznaniem. Jest to chyba take pewnym dowodem na
to, e badania biologiczne dotary tutaj rzeczywicie do ostatniego, prawdziwie
podstawowego dla wszelkiego ycia poziomu. Oprcz odkrycia tak czsto
omawianego kodu genetycznego (magazynowania w okrelonych czsteczkach
genach jdra komrki planu budowy i cech wrodzonych yjcego organizmu)
naley tutaj take wyjanienie sposobu dziaania enzymw.
Obecnie wiemy nie tylko, na czym polega tajemnica enzymatycznego
katalizowania reakcji. Biolodzy molekularni spenetrowali nawet w pewnych
przypadkach, jak s zbudowane poszczeglne enzymy i jakim to osobliwociom
budowy zawdziczaj swoje zdolnoci katalityczne. Musimy si temu przyjrze
nieco dokadniej. Poznamy przy tej okazji nie tylko najbardziej wysunite
pozycje, do ktrych dotary badania nad problemem ycia. Jak zapowiadalimy,
dowiemy si przy tym rwnie porednio czego o powstaniu ycia, o tym, co
przed niewyobraalnymi czterema miliardami lat musiao si rozegra na Ziemi.
Wtedy nie tylko zrozumiemy to, e pani Dayhoff potrafi przy uyciu maszyn
liczcych uzyska informacje o przemianie materii wymarych gatunkw
zwierzt. Natrafimy bowiem take na fantastycznie wrcz wygldajc
moliwo, e kiedy, w dalekiej zapewne przyszoci, uda si moe w
laboratoriach stworzy od nowa wymare zwierzta prawiata, legendarnego
ptaka archeopteryksa, jaszczury, a moe take naszych dawniejszych przodkw
pazy; tym samym moglibymy zbada prehistori Ziemi bezporednio i
dowiadczalnie.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


8. PIERWSZA KOMRKA I PLAN JEJ BUDOWY
Enzymy, podobnie jak biaka w ogle, nie s niczym innym jak acuchowymi
czsteczkami zoonymi z aminokwasw. Te aminokwasy za, stanowice
poszczeglne czony takiej acuchowej czsteczki, naley sobie wyobraa jako
acuchy krtkie. Jednake owe czony aminokwasowe w jednej czsteczce
enzymu nie s uoone wzdunie, jeden za drugim, lecz s "nawleczone"
poprzecznie, tak e koce ich odstaj wokoo na wszystkie strony, podobnie jak
szczecina szczotki do butelek. Poniewa s to koce rozmaitych aminokwasw,
powoki ich maj odpowiednio rozmaite adunki. A rne elektryczne adunki albo
wzajemnie si odpychaj, albo przycigajTe na caej dugoci acucha enzymu nieregularnie rozmieszczone elektryczne
siy przycigajce i odpychajce powoduj, e enzym nie jest starannie
rozcignity, lecz zwinity w pozornie bezadny kbek. Przez to pewne
aminokwasy, ktre pierwotnie, we wknie czsteczki, byy mniej lub bardziej od
siebie oddalone, nagle znajduj si obok siebie. Ten efekt skbienia ma
decydujce znaczenie dla dziaania enzymu. Ustawione w taki sposb obok
siebie pewne aminokwasy tworz bowiem tym samym jak gdyby "haso"
czsteczki enzymu, jego "centrum aktywne".
To, ktre spord dwudziestu aminokwasw, jakie przyroda zatrudnia, tworz
centrum aktywne danego enzymu, a take ich kolejno skada si na
swoisto enzymu, a wic decyduje o tym, z jakim substratem moe si on
zwiza i jakiej reakcji chemicznej ten substrat ulegnie. Do tej pory mwilimy
tylko, e enzym moe w ogromnym stopniu zwikszy szybko reakcji
chemicznej. Tymczasem co najmniej rwnie wana pod wzgldem biologicznym
jest swoisto wszystkich enzymw. Skad ich centrw aktywnych, zupenie
rny w kadym przypadku, mona porwna obrazowo z rnicami
wystpujcymi midzy mniej lub bardziej skomplikowanymi zbatymi naciciami
pira rnych kluczy. Spord nich take zawsze tylko jeden pasuje do cile
okrelonego zamka, ktry tylko nim mona otworzy. Enzymy s kluczami
przemiany materii. Kady z nich oddziauje na cile okrelony substrat i
powoduje zajcie cile okrelonej przemiany chemicznej.
Istniej wic enzymy, ktre nie robi nic innego, jak tylko przenosz tlen. Inne
cz pewne aminokwasy w okrelone szeregi (doprowadzajc tym samym do
powstania okrelonych biaek). Inne znowu spajaj nukleotydy w czsteczki
kwasu nukleinowego. Jeszcze inne przenosz wodr bd cae grupy metylowe.
S takie enzymy, ktre rozszczepiaj czsteczki skrobi lub te zmieniaj
struktur przestrzenn innych czsteczek w cile ustalony sposb, wany pod
wzgldem biologicznym.
Nietrudno znale przyczyn owego wysoko wyspecjalizowanego

zrnicowania, ktre prowadzi do tego, e wikszoci reakcji biochemicznych


odpowiada jeden waciwy im enzym, mogcy wywoa tylko t, a nie inn
przemian chemiczn, i to z reguy jednego jedynego okrelonego substratu.
Wystarczy uzmysowi sobie konkretn sytuacj biologiczn, w jakiej enzymy
speniaj swoje zadanie. Wystarczy pamita take, e rednica przecitnej
pojedynczej komrki liczy sobie tylko mniej wicej jedn dziesit milimetra. W
tej malekiej przestrzeni musz w kadej sekundzie przebiega obok siebie setki
i tysice reakcji chemicznych, wzajemnie sobie nie przeszkadzajc.
Rozpad cukru gronowego na kwas mlekowy, przy czym wywizuje si cz
energii potrzebnej do pracy naszych mini, odbywa si w trakcie nie mniej ni
jedenastu rnych, kolejno po sobie nastpujcych przemian chemicznych.
Kada z nich jest inicjowana przez wasny enzym. Nakady przyrody s w tym
wypadku niewtpliwie ogromne. Ale jaki mona sobie wyobrazi inny sposb,
ktry pozwoliby w tak ciasnej przestrzeni przebiega tylu najrnorodniejszym,
najbardziej skomplikowanym chemicznym procesom jednoczenie i w
uporzdkowanej formie?
Biologowie znaj dzisiaj ju ponad tysic rozmaitych enzymw. Wszystkie s
acuchami zoonymi zawsze z tych samych dwudziestu aminokwasw. Rni
je jedynie i tylko kolejno, sekwencja, w jakiej tych dwadziecia aminokwasw
tworzy acuch czsteczki enzymu. Ta sekwencja aminokwasw za, na
zasadzie wystpujcego jednoczenie uszeregowania wymienionych ju
adunkw elektrycznych, okrela z waciw fizyce precyzj sposb, w jaki
acuchowa czsteczka zwija si w kbek. To z kolei decyduje o tym, ktre
aminokwasy dugiego wkna zo si w centrum aktywne czsteczki (o tym
wic, jaki bdzie wygld pira danego "klucza" przemiany materii). Ze wzgldu
na takie powizania sama kolejno, w jakiej czony aminokwasw tworz
enzym, rozstrzyga, gdzie i w jaki sposb wkroczy on w przemian materii
komrki.
Biolodzy molekularni mwi zatem, e swoiste dziaanie enzymu jest
zakodowane w jego sekwencji aminokwasw. To samo mona take wyrazi
inaczej, a mianowicie, e w jednej czsteczce enzymu, w formie cile
okrelonej sekwencji aminokwasw, zmagazynowana jest informacja o tym, jak
przemian enzym moe spowodowa i jakiego substratu.
Poziom molekularny jest obszarem pooonym znacznie poniej zjawisk
widzialnego wiata. Realno jego znana nam jest od bardzo niedawna. Dopiero
od niewielu dziesitkw lat biolodzy molekularni porednio odsaniaj, w toku
mozolnej pracy i dziki stworzonym przez siebie pomysowym metodom, warunki
panujce w tej rzeczywistoci, tak gboko ukrytej poza fasad codziennego
widzialnego wiata. Niebywaym wprost odkryciem, ktrego znaczenia wci
jeszcze w peni poj nie potrafimy, jest ujawnienie tego, i ju na tym
podstawowym, tak od nas odlegym poziomie magazynowane s rnorodne

informacje uporzdkowane w taki sposb, e pewne znaki, a take ich kolejno,


oznaczaj co okrelonego, co nie jest identyczne z samym znakiem
magazynujcym. Powrcimy jeszcze niejednokrotnie do rozpatrywania
konsekwencji tego faktu.
Odkrycie poziomu molekularnego jako waciwego, ostatecznego podoa
wszystkich yjcych organizmw zmienio nasze rozumienie tego, czym jest
ycie, w sposb nie mniej radykalny anieli uprzednio odkrycie komrki.
Pierwszy szczebel rozpoznania pozwoli spojrze na ludzi i zwierzta jako na
rodzaj skomplikowanych maszyn. Skadali si bowiem z narzdw, ktrych
funkcje wreszcie, po wielowiekowych poszukiwaniach, zostay naukowo
wyjanione. Wspdziaanie tych wszystkich narzdw tworzyo z kolei organizm
w sposb tak si zdawao podobny, chocia naturalnie o wiele bardziej
zoony, w jaki na przykad cylinder, kocio wodny, palenisko, korbo-wd, zawory
i koo zamachowe, harmonijnie i prawidowo wspdziaajc, tworz maszyn
parow.
Jednake potem si rzeczy wyonio si pytanie o sposb funkcjonowania
poszczeglnych narzdw. Doszo wic z kolei do odkrycia ich komrkowej
budowy, a tym samym zupenie zasadniczo zmienia si cao obrazu. W
wietle tego nowego odkrycia ludzie, zwierzta, a take roliny objawili si nagle
jako widome, wskutek swych rozmiarw, rezultaty poczenia wielkiej liczby
mikroskopijnie drobnych komrek. Jako rodzaj kolonii miriadw komrek,
zwizanych ze sob w pewien zhierarchizowany ukad przez wysoko
wyspecjalizowany podzia pracy. A hierarchia ta bya tak daleko posunita, e
adna z komrek poza obrbem organizmu, ktry cznie tworzyy, nie bya ju
zdolna do ycia.
Tymczasem zupenie inaczej objawia si nam to, co yje, gdy patrzymy z
perspektywy poziomu molekularnego. Co prawda musimy si tutaj posugiwa
fantazj i wyobrani, adne bowiem optyczne urzdzenie pomocnicze, nie
wyczajc mikroskopu elektronowego, nie umoliwi nam ujrzenia na wasne
oczy owych jednostek, z ktrych na tym szczeblu skada si ycie, w ich funkcji.
W tym miejscu spoczywa ono na najbardziej elementarnej warstwie
rzeczywistoci. Jednostkami, z ktrych zdaje si tutaj skada, a ktrych cechy
pozwalaj uzasadni i zrozumie jego istnienie i funkcjonowanie s
poszczeglne czsteczki. Trudno sobie wyobrazi jeszcze niszy poziom
pojmowania.
Gdy myl przeniesiemy si na ten poziom, zobaczymy, e ycie jest tym
samym, czym nieprzerwana, niezmordowana aktywno wielu tysicy
czsteczek enzymw, ktre w kadej sekundzie w najmniejszej przestrzeni
powoduj miliony przemian chemicznych. Ujrzelibymy wok siebie nie
koczcy si gszcz niezliczonych acuchowych czsteczek, wicych si z
czsteczkami substratw, przeksztacajcych je, aby w stutysicznym uamku

sekundy powtrzy potem t sam gr z now czsteczk substratu.


Prawdopodobnie odnielibymy zrazu wraenie, e znajdujemy si w rodku
zupenego chaosu i zamieszania.
Gdybymy jednak potrafili nawet przy tej bliskoci obserwacji zachowa
mono oglnego spojrzenia na cao, stwierdzilibymy niebawem, e te
pozornie chaotyczne zdarzenia przebiegaj w rzeczywistoci wedug bardzo
surowych prawide. Cao wcale nie jest chaosem, lecz toczy si z tak sam
precyzj, jak wykazuj na przykad ruchy tysicy pojedynczych gimnastykw
wykonujcych na ogromnym stadionie masowe wiczenia. Gdy si stoi pord
nich, odnosi si wraenie zamtu. Dopiero z dalszej odlegoci, z trybuny,
widzimy, e wszystko to razem tworzy rytmiczny, uporzdkowany wzr.
Podobnie swoiste czynnoci wszystkich niezliczonych czsteczek enzymw w
poszczeglnej komrce s ze sob tak zestrojone, e komrka w swoim
rodowisku moe utrzyma si na pozycji jednostki zdolnej do speniania funkcji.
Zadaniem jednej grupy enzymw jest przy tym wytwarzanie biaek, ale rwnie
cukrw, tuszczw i pewnych powstajcych z ich pocze zwizkw i z czego
skada si komrka we wszystkich swoich czciach.
Inna grupa kieruje przemian materii w ciele komrkowym. Suce temu celowi
komrki utrzymuj w ruchu przemiany chemiczne, z ktrych komrka czerpie
energi. Porednicz one w pobieraniu z otoczenia dostarczajcych energi
czsteczek, w rozkadzie ich wewntrz plazmy komrkowej oraz w zastpowaniu
i wymianie skadnikw komrki, ktre ulegy uszkodzeniu.
Skoro przeniknlimy zasady tego porzdku, dojdziemy moe do przekonania,
e niezmordowana aktywno wszystkich tych niezliczonych czsteczek suy w
kocu tylko temu, aby stworzy i zachowa rodowisko zapewniajce moliwie
nie zakcone i skuteczne utrzymanie caej tej aktywnoci. Wszystkie owe
czsteczki cznie realizuj w pewnym zamknitym obiegu jak gdyby jeden
jedyny cel, jakim jest zachowanie wasnej egzystencji i funkcjonowanie wrd
fizycznych i chemicznych obcie ze strony rozmaitych otaczajcych je
czynnikw. Gdy wia spogldamy z tego poziomu, komrka ukazuje si nam
jako najmniejsza moliwa zamknita w sobie jednostka, w obrbie ktrej takie
odgraniczenie od otoczenia daje si urzeczywistni.
Wyjanione jest dzisiaj take rdo porzdku panujcego w tym molekularnym
wiecie. Znajduje si ono w jdrze komrki. Tutaj plan jej budowy i
funkcjonowania jest zmagazynowany we wszystkich szczegach. I znowu nie
naley sobie tego wyobraa tak, jakoby istnia jaki szkic komrki i jej
szczegw. W jdrze komrkowym nie ma nigdzie adnego zmniejszonego do
molekularnych wymiarw odbicia rzeczywistej komrki. Zreszt po co? Jake
"plan" w takiej dosownie formie mgby kiedykolwiek sta si biologicznie
skuteczny i zosta przetumaczony na jzyk rzeczywistoci?
Plan ten wystpuje tutaj znowu w postaci symboli, czyli znakw, ktre oznaczaj

co, co z nimi samymi nie jest identyczne. Przyroda w jdrze komrki rozwizaa
owo abstrakcyjne zadanie rwnie w taki sposb, e potrzebne informacje s
magazynowane w sekwencjach, a wic przez kolejno mniejszych jednostek;
uderza nas podobiestwo do tego, jak my w naszym wiecie, astronomicznie
przecie wikszym, moemy dziki naszej wiadomoci zdolnej do abstrakcji
magazynowa sowa i pojcia przy uyciu pisma.
W naszym pimie, na przykad w tekcie tej ksiki, take zmagazynowane s
informacje o nieomal dowolnej rnorodnoci przez zastosowanie okrelonej
liczby znakw (25 liter) w takiej formie, e pewne okrelone sekwencje liter (to
znaczy wyrazy) oznaczaj pewne pojcia. Tutaj rwnie znaki i znaczenia nie s
identyczne. Powizanie ich jest jedynie wynikiem historycznego przypadku bd
(jak na przykad sprawa przejcia z pisma gotyckiego na aciskie) wynikiem
pewnego porozumienia.
Znak A nie ma absolutnie nic wsplnego z dwikiem, z jakim go czymy.
Wanie dlatego musimy dopiero mozolnie uczy si jego znaczenia w szkole.
Take sekwencja liter sowa "natura" nie jest zupenie zwizana z pojciem,
ktre magazynujemy przez t kolejno liter. To jest przyczyn istnienia wielu
rnych jzykw, te same pojcia bowiem mog by magazynowane przez
ogromn mnogo dwikw i kolejno znakw, ktrych jeden czowiek nigdy
nie potrafi ogarn. Liczba moliwoci zakodowania tego samego pojcia
wedug zasady okrelonego nastpstwa 25 liter jest wrcz astronomicznie
wielka.
Fakt ten, odwrotnie, umoliwia nam rwnie wyciganie wnioskw o
pokrewiestwie, gdy natrafiamy na sekwencj liter "Natur" albo "natur" dla
pojcia, ktre sami okrelamy sowem "natura". Wobec niewyobraalnie wielkiej
liczby moliwoci zaszyfrowania pojcia przez pismo i mow, podobiestwo
takie pomidzy sekwencjami nie moe by przypadkowe. Jedynym wyjanieniem
jest przypuszczenie, e trzy narody, ktre si posuguj t form szyfru dla tego
samego pojcia, musiay w cigu swoich dziejw mie ze sob najcilejszy
kontakt, e w kocu wedug wszelkiego prawdopodobiestwa pochodz one ze
wsplnego pnia.
Jak wiadomo, jzykoznawcy stworzyli na tej zasadzie ca odrbn nauk
pozwalajc na podstawie analizy porwnawczej rdzenia sw (sekwencji
gosek) opracowa z du dokadnoci drzewa genealogiczne i tablice
pokrewiestwa midzy najrozmaitszymi kulturami ludzkoci. Rekonstruuj oni
obecnie dziki temu ze zdumiewajc obfitoci szczegw stosunki midzy
ludmi i kontakty midzy kulturami sprzed dziesitkw tysicy i wicej lat, a
przecie nie pozostay ju po nich adne inne lady. W tym aspekcie sowa staj
si istniejcymi jeszcze "skamieniaociami" prehistorycznych zblie
kulturowych.
Po tej dygresji (ktrej waciwe znaczenie zrozumiemy za chwil) powrmy

znowu do jdra komrki zawierajcego jej plan budowy. Jak uczylimy si


wszyscy w szkole, ten plan budowy, stanowicy repertuar wszystkich cech
dziedzicznych komrki, zmagazynowany jest w genach, ktre cz si w jdrze
komrki w widoczne w pewnych warunkach pod mikroskopem chromosomy.
Podziwu godnym osigniciem biologw molekularnych jest odkrycie
szczegowej formy, w jakiej plan jest zapisany w tej czci komrki. Natrafili oni
tutaj rwnie na znaki, ktrych uszeregowanie, czyli sekwencja, zawiera
informacje o wszystkich czciach skadowych i cechach komrki. Tylko e tutaj
nie byy to aminokwasy, ktre tworzyy czony, jak w przypadku nalecych do
biaek enzymw, lecz inne jednostki molekularne, a mianowicie nukleotydy
zawierajce zasady. acuchow czsteczk, skadajc si z takich
nukleotydowych czonw, chemik nazywa kwasem nukleinowym.
W czsteczkach kwasu nukleinowego jdra komrki plan jej budowy jest
zmagazynowany w formie tak czsto obecnie wymienianego kodu
genetycznego. Mwic cile, w przypadku czsteczek magazynujcych chodzi
o tak zwany kwas dezoksyrybonukleinowy, DNA (poza pewnymi wirusami,
ktrych plan budowy zawarty jest w troszeczk odmiennej czsteczce, w kwasie
rybonukleinowym RNA). Zasady czonw nukleotydowych su za litery. Gdy
si pamita o nieprawdopodobnej wielorakoci form ycia, zdumiewa musi
niewielka liczba tych zasad: jest ich tylko cztery, a jednak dziki nim przyroda
zakodowuje cechy i wygld wszystkich form ycia, ktre kiedykolwiek na Ziemi
wystpoway i po wszelkie przysze czasy wystpowa bd.
Przypomnijmy sobie jednak, e istnieje tylko dwadziecia aminokwasw, ktre
tworz materia budowlany kadej ywej komrki. Tymczasem produkcja ich
moe by bez trudu sterowana przez instrukcj, w ktrej wystpuj cztery tylko
litery (naturalnie w dowolnych powtrzeniach), jeli si uwzgldni, e z czterech
liter mona utworzy nie mniej ni 64 rozmaite trzyliterowe sowa.
Przyroda obraa zupenie tak sam drog. Zawsze trzy zasady (jednostki
trjnukleotydowe, tak zwane przez biologw molekularnych "kodony") koduj
jeden spord dwudziestu aminokwasw majcych suy jako element
budulcowy. Poniewa za pomoc czterech rnych zasad mona utworzy nie
20, lecz cznie 64 rozmaite kombinacje trjek kodujcych, istnieje waciwie
nawet nadwyka 44 trjek.
Niezwyk emocj przeywamy dowiadujc si, co przyroda z nimi zrobia: 41
nadliczbowych trjek kodujcych uywa do tego, aby pewne aminokwasy
zakodowa podwjnie bd nawet potrjnie. (W jdrze komrki istniej wia dla
nich dwa bd trzy rne znaki, ktre wszystkie oznaczaj to samo.) Ze
zdumieniem musimy sobie uzmysowi, e przyroda najwyraniej postpia tutaj
wedug porzekada "co dwch, to nie jeden". Biologowie molekularni odkryli
bowiem, e w "nadmiar" zakodowania dotyczy tych aminokwasw, ktre s
szczeglnie wane pod wzgldem biologicznym.

A pozostae trzy trjki? Su one interpunkcji. Zupenie dosownie! W bardzo


dugiej acuchowej czsteczce DNA znajduj si zawsze w tych miejscach, w
ktrych "instrukcja budowy" przeznaczona dla biaka, na przykad enzymu, jest
zakoczona, rozpoczyna si za wskazwka dla innej proteiny. Dziki tej
technice interpunkcji jedna czsteczka DNA moe w swoim acuchu zoonym z
wielu milionw trjek nukleotydowych zawiera plan budowy kilku, w pewnych
wypadkach nawet bardzo wielu rnych biaek, bez obawy, aby poszczeglne
wskazania si ze sob zleway.
W sumie wic ycie na poziomie molekularnym przedstawia si nastpujco:
zawarty w jdrze komrkowym DNA zmagazynowa w formie szyfru trjkowego
cile okrelone sekwencje aminokwasw. Wedug tego wzorca komrka moe
utworzy wszystkie potrzebne biaka, a wic budulec do odnowienia swojej
wasnej struktury, a przede wszystkim enzymy. Poniewa jednak, jak
widzielimy, kolejno aminokwasw w enzymie jednoczenie ustala ich
specyficzn funkcj chemiczn, DNA jdra komrkowego za porednictwem 64
moliwych trjek kodujcych decyduje w penym zakresie nie tylko o budowie,
lecz take o wszystkich funkcjach komrki.
Ile przy tym moe by wariantw (przy uyciu "pisma" skadajcego si z
czterech liter!), wykazuje nam nastpujce rozumowanie: cztery litery (zasady
pozwalaj na wykorzystanie rozmaitych trjek kodujcych. Umoliwiaj one
nawet przezorne kilkakrotne kodowanie najwaniejszych spord dwudziestu
aminokwasw. Jeeli teraz przyjmiemy, e enzym ktry ma zosta utworzony
przez DNA z tych dwudziestu aminokwasw, zawiera sto czonw
(aminokwasw), to przy takim zaoeniu liczba wariantw cech owego enzymu
wielokrotnie przekracza nawet astronomiczny rzd wielkoci.
atwo to udowodni. Jeeli mona dowolnie szeregowa dwadziecia
rozmaitych aminokwasw w stu pozycjach (przy czym oczywicie moliwe i
dopuszczalne jest dowolne powtarzanie tego samego aminokwasu), to
rezultatem, wedug wszelkich zasad arytmetyki, bdzie liczba 20100 rozmaitych
moliwoci. Innymi sowy, w opisanych warunkach mona wic utworzy 20100
enzymw z rozmaitymi sekwencjami! aminokwasw, a tym samym z rnorakimi
cechami) biologicznymi.
20100 jest liczb z ponad 100 zerami. Ta niewyobraalna liczba nie ma ju
nazwy. Pojcie o tym, jaki rzd wielkoci wchodzi tu w gr, da nam moe
porwnanie z dziedziny astronomii. Od czasu "Big-Bangu" mino mniej wicej
1016 sekund. A wic 1 z 16 zerami wystarcza na to, aby wyrazi liczb sekund,
ktre upyny od powstania wiata.
Inny przykad: fizycy oceniaj, e cay Wszechwiat moe zawiera okoo 1080
atomw. Liczba rnych enzymw, ktre mona zbudowa z dwudziestu
rozmaitych aminokwasw, przy dugoci acucha stu czonw, jest wic na
pewno niewyobraalnie wiksza anieli liczba wszystkich atomw w caym

Wszechwiecie.
Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by wyobrazi sobie moliwo
magazynowania wszelkich predyspozycji, cech, funkcji, wreszcie budowy
wszystkich istot yjcych, ktre kiedykolwiek wystpoway w przeszoci Ziemi
bd bd kiedykolwiek wystpowa w przyszoci na naszej planecie; a przy
tym w opisanych warunkach nie trzeba obawia si adnego ograniczenia liczby
wariantw i stopnia swobody dalszego rozwoju. W ten sposb DNA jdra
komrkowego dyktuje za pomoc 64 tylko rozmaitych "sw" kodu, czyli trjek
nukleotydowych, form i funkcj komrki, a przy wielokomrkowej istocie yjcej
jeszcze ponadto plan budowy caego organizmu.
Jednake stosunek pomidzy DNA a enzymami, a wic pomidzy "central
sterujc" w jdrze a zoonymi strukturami biakowymi tworzcymi ciao
komrki, nie jest a tak jednostronny, jak by si nam mogo zdawa do tej pory.
Gdy bowiem dalej obserwujemy procesy molekularne, odkrywamy, e kwasy
nukleinowe jdra swoje istnienie zawdziczaj rwnie enzymom. DNA jest
take zoon ogromn czsteczk, ktra przez przyrod moe by zbudowana,
utrzymana i rozmnaana tylko dziki swoistej katalitycznej aktywnoci
specjalnych enzymw.
Komrka jako najmniejsza yjca jednostka prezentuje si z tej perspektywy
jako aparat molekularny, ktry przez to sprzenie zwrotne midzy enzymami a
DNA staje si zamknit w sobie funkcjonaln jednostk. Kwasy nukleinowe
steruj wytwarzaniem enzymw i innych biaek, a enzymy z kolei buduj biaka (i
inne skadniki komrki), ale rwnie kwasy nukleinowe. Ten jedyny w swoim
rodzaju . dialektyczny stosunek pomidzy kwasami nukleinowymi a biakami jest
jeli nasze molekularno-bio-logiczne rozpoznanie pozwala ju na jaki sd
wedug wszelkiego prawdopodobiestwa elementarnym rdem, najbardziej
pierwotnym podoem tego, co nazywamy yciem. Jeeli pomimo wszelkich
zastrzee, jakie wysun mona z przyczyn zasadniczych wobec tego rodzaju
rozgranicze, zechcemy jednak przecign granic midzy jeszcze
nieoywionymi a oywionymi strukturami materialnymi, wanie tutaj znajdujemy
chyba najbardziej sensowne ku temu miejsce.
Kwasy nukleinowe s najwidoczniej czsteczkami wykazujcymi optymalne
waciwoci magazynujce. Biaka za ze wzgldu na swoj zmienno i inne
cechy nadaj si, w warunkach biologicznych, szczeglnie do roli kamieni
budulcowych. W pierwszej czci tej ksiki rozwaalimy obszernie, jak w cigu
wczesnej historii Ziemi mogo doj do abiotycznego powstania i nagromadzenia
tych dwch rodzajw czsteczek na jej powierzchni. Kiedy, przed okoo trzema i
p, moe czterema miliardami lat te dwie czsteczki musiay na siebie natrafi w
takich okolicznociach, ktre pozwoliy po raz pierwszy zadziaa ich
fantastycznej gotowoci do wzajemnego uzupeniania si. Do dzisiaj nie wiemy
nic o tym, jakie to mogy by okolicznoci. Niewtpliwie jednak ich zetknicie si

wzniecio inicjujc iskr, ktra rozpocza to, co dzisiaj nazywamy ewolucj


biologiczn.
Nastpny krok musia polega na tym, e samo-utrzymujcy si, w
naszkicowany przez nas sposb, zamknity obieg kwasw nukleinowych i biaek
zosta wyizolowany z otoczenia. To rwnie nie stao si na pewno za jednym
zamachem, lecz od prapocztku posuwao si wieloma drobnymi krokami.
Zasada okrelana przez nas obecnie terminem "selekcja przez rodowisko" ju
wtedy odegraa rol decydujc.
Struktury molekularne rozmaitej wielkoci i o rnym stopniu skomplikowania,
uzupenione dodatkowym powizaniem wzajemnie podtrzymujcych si biaek i
DNA, prawdopodobnie pozostaway w tym czasie szczeglnie dugo w stanie
nienaruszonym i funkcjonalnie sprawne w takich momentach, gdy jakiekolwiek
przypadkowe okolicznoci pozwalay im na trzymanie swego chemicznego
obiegu z dala od wszelkich zakcajcych wpyww. Nawet niewielki postp,
drobne zabezpieczenia doprowadzay automatycznie do przeduenia okresw,
w jakich mechanizm biako-DNA pozostawa w danym przypadku nietknity. A
warunki takie byy zawsze rwnoznaczne z przyrostem kompleksw
molekularnych znajdujcych si w tym korzystnym pooeniu. Z tego prostego
powodu kompleksy czsteczek wykazujce t konstruktywn osobliwo z wolna
i automatycznie zaczy wystpowa czciej anieli kompleksy skdind
podobnie zbudowane, ktre nie miay tego ulepszenia.
Tymczasem na osignitym nowym poziomie postpu gra zacza si od
pocztku. Uprzywilejowane zwizki czsteczek, ktre jako rezultat
rozpoczynajcego si procesu izolacji od otoczenia przebiy si w porwnaniu z
upoledzonymi pod tym wzgldem konkurentami i wysuny na plan pierwszy,
obecnie stanowiy norm. Ale norma ta, jako "przestarzaa", zostaa niebawem
usunita w cie, skoro tylko pojawiy si pierwsze struktury, ktrym w jakiej
dziedzinie jeszcze si lepiej udao izolujce usamodzielnienie. A to wanie
biologowie nazywaj ewolucj: lepsze jest wrogiem dobrego.
Chyba tak naley sobie wyobraa pierwsze kroki na drodze do komrki,
najmniejszej jednostki wszystkich yjcych form. Pierwsze komrki nie miay
jeszcze ani jdra, ani organelli (czci komrkowych wyspecjalizowanych w
rnych funkcjach na podobiestwo narzdw). Byy to prawdopodobnie tylko
mikroskopijnie mae woreczki, wypenione mieszanin biaka i kwasw
nukleinowych. Cao bya otoczona bon, zapewniajc oson przed
niepodanymi wpywami z zewntrz, ale jednoczenie przepuszczajc pewne
drobne czsteczki, niezbdne do nieprzerwanego dziaania automatu DNAbiako jako surowce i dostawa energii ("pokarmy"). Musiaa to wic by bona
pprzepuszczalna, obecnie nadal charakterystyczna dla wszystkich ywych
komrek, bez wzgldu na udoskonalenia osignite w innym zakresie w cigu
trzech miliardw lat postpujcego rozwoju.

Nie wiemy dotd, jak przebiegaa droga od zrazu jeszcze "nagiego" (i


odpowiednio podatnego na zewntrzne, zakcenia) aparatu biakowonukleinowego do pierwszej komrki, zamknitej bon, a przez to w znacznym
stopniu uniezalenionej od otoczenia. Pewny jest jedynie fakt, e droga taka
zostaa przebyta. Ponadto istniej wskazwki wiadczce o tym, e take i ten
tak decydujcy etap rozwoju odbywa si w sposb cakowicie naturalny.
Zwizki molekularne o wielkoci kompleksu DNA-biako wykazuj z przyczyn
czysto fizycznych skonno do otaczania si cienk powok wodn.
Elektryczne adunki, rozmieszczone na powierzchni takiej czsteczki, nadaj tej
wodnej otoczce stosunkowo znaczn wytrzymao i bonkowaty charakter.
Nawet wtedy gdy czsteczka pywa w roztworze wodnym, zachowuje ona t
wodn warstw powierzchniow. Wwczas wystarcza obecno drobnych
zupenie ladw pewnych tuszczopodobnych substancji (lipidw) w roztworze,
aby otoczk wzmocni.
Lipidy rozpocieraj si na powierzchni pomidzy dwiema warstwami,
najchtniej przybierajc posta cieniutkiej bony molekularnej. Podobnie
zachowuj si take i tutaj, w strefie granicznej midzy wodnym roztworem, w
ktrym pywa czsteczka, a jej wodn otoczk. Czsteczki lipidowe, posuszne
odmiennym adunkom elektrycznym na obu swych kocach, ukierunkowuj si
przy tym dokadnie w taki sposb, e jeden ich koniec wystaje do otaczajcego
roztworu, podczas gdy drugi wskazuje do wewntrz, na czsteczk, ktr teraz
cznie otaczaj.7
Tym samym wic powstaa ju pierwsza powoka wok kompleksu DNA-biako, i
to powoka, ktra pod wielu wzgldami ma nawet podobne waciwoci jak
typowa biologiczna bona z jej charakterystyczn pprzepuszczalnoci. Tak
prymitywn bon jak opisana molekularna warstwa lipidowa mona bez trudu
wytworzy dowiadczalnie w laboratorium. Gdy si bada jej waciwoci, okazuje
si, e dla niektrych czsteczek bywa ona przepuszczalna, dla innych
natomiast stanowi nieprzepuszczaln barier. Wolno nam z tego chyba
wycign wniosek, e rwnie w wany krok, ktry w modoci ycia by
wstpem do usamodzielnienia si pojedynczej komrki, wyoni si ze
stosunkowo prostych waciwoci warstwy granicznej, pojawiajcych si w
sposb nieunikniony i zgodny z prawami natury. Wszelkie dalsze kolejne etapy
byy ju skutkiem wymienionej zasady selekcji, ktra do chwili obecnej miaa
przecie ponad trzy miliardy lat na cige udoskonalanie bony komrkowej i
wszystkich innych czci skadowych komrki.
Ot i wszystko, co moemy obecnie powiedzie istotnego o powstaniu
pierwszej ywej komrki. Nie jest to zbyt wiele. Ale wydaje mi si, e i to ju
wystarcza do rozpoznania, i ycie rwnie w postaci pierwszej komrki nie
spado z nieba w adnym znaczeniu tego sowa.
Pierwsze komrki, ktre pojawiy si na Ziemi, z pewnoci nie powstay dziki

temu, e nadprzyrodzona instancja wkroczya bezporednio w nie zakcony do


tej pory, "naturalny" przebieg i jak gdyby wysadzia te komrki midzy kulisy
przyrody. Ta pierwsza komrka nie spada z nieba take i w innym sensie, nic
si bowiem wraz z ni nie objawio nowego, nic, co by rnio si zasadniczo i w
istocie swej od tego wszystkiego, co dziao si w cigu poprzedzajcych
miliardw lat.
Gdy chcemy rozumie histori trwajc od pocztkw wiata, od prawybuchu
przed prawdopodobnie trzynastoma miliardami lat, jeeli nie chcemy straci
wszelkiej szansy pojcia jej prawdziwego znaczenia, musimy stale pamita o
tym, e chodzi tu naprawd o "histori" w pierwotnym znaczeniu tego pojcia: o
zamknity w sobie, wewntrznie ze sob powizany, logiczny rozwj, w ktrym
kady poszczeglny krok wynika z poprzedzajcego wedug rozumnych
prawide. Nie ma adnej wtpliwoci, e pierwsza ywa komrka bya take
prawowitym potomkiem wodoru.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


9. WIADOMOCI O JASZCZURZE
Zebralimy wic wreszcie wszystkie przesanki potrzebne nam do zrozumienia tego, co pani
Dayhoff robi w swoim naszpikowanym komputerami laboratorium w Bethesda i w jaki sposb
mona metod porwnawczej analizy sekwencji aminokwasw powoa do ycia przeszo
wprawdzie dzisiaj i w najbliszym czasie tylko w sensie przenonym, ale kiedy, w jakiej dalekiej
przyszoci moe zupenie dosownie.
Dziki bardzo znacznemu udoskonaleniu techniki analizy chemicznej udao si w ostatnim
dziesicioleciu wykry konkretn sekwencj, ktr tworz aminokwasy w acuchu okrelonego
enzymu. Trzeba sobie dokadnie uzmysowi, co to znaczy. Enzym taki moe mie siedemdziesit,
sto albo nawet jeszcze wicej czonw. Niewiarygodnym wrcz osigniciem jest wic nie tylko
zidentyfikowanie kadego z jednym z dwudziestu moliwych aminokwasw, lecz take okrelenie
kolejnoci, w jakiej po sobie nastpuj w niewidocznym malutkim pamie czsteczek.
Na przykadzie enzymu, ktremu biologowie nadali nazw "cytochromu c", przyjrzymy si nieco
dokadniej, co z tym wynikiem mona w nauce pocz i jakie nowe rozpoznania taka technika
analityczna udostpnia naukowcom, a tym samym nam wszystkim. Tak samo mona zreszt
zbada kady inny enzym. Cyto-chrom c stanowi szczeglnie odpowiedni przykad dlatego po
prostu, e zosta u wikszoci gatunkw zwierzt najlepiej t now metod przebadany.
Cytochrom c jest enzymem oddechowym. Jego swoiste dziaanie polega na porednictwie w
przekazywaniu do wntrza komrki tlenu dostarczanego przez krew. Jak wykazuje ilustracja na s.
223, prawie u wszystkich istot ywych skada si on ze stu czterech czonw, w niektrych
wyjtkowych przypadkach czonw jest o kilka wicej. Dwadziecia aminokwasw, z jakich
zoony jest rwnie cytochrom c, przedstawiem na ilustracji (s. 223) za pomoc dwudziestu
rnych symboli graficznych. Niewane jest, jakie aminokwasy oznaczone s jakimi symbolami.
Wane tylko, e schemat nasz oddaje ujawniony przez uczonych stan faktyczny o tyle, e te same
symbole oznaczaj zawsze te same aminokwasy znajdujce si we waciwym miejscu
czsteczki.
Gdy si porwna zestawione na ilustracji sekwencje, odpowiadajce jedenastu rnym gatunkom,
od razu uderza zupenie niezwyke stwierdzenie: zestawienie wykazuje, e w komrkowym
(wewntrznym) oddychaniu przenoszenie tlenu do wntrza komrki u wszystkich badanych form
ycia, od czowieka poczwszy, a na drodach piekarnianych skoczywszy, jest katalizowane
przez jeden i ten sam enzym. Stwierdzenie to obowizuje bez wyjtku nie tylko w odniesieniu do
cytochromu c i nie tylko wobec uwzgldnionych na ilustracji gatunkw, lecz dotyczy wszystkich
innych enzymw, ktrych struktura zostaa ju objaniona, i wszystkich gatunkw przebadanych
przy uyciu tej techniki.
Gdy si dokadnie przyjrzymy schematowi, zobaczymy, e w adnej z jedenastu linijek sekwencje
nie s w stu procentach zgodne. Ale wobec istnienia ogromnie wielkiej liczby rozmaitych
moliwoci rozmieszczenia aminokwasw na stu pozycjach wida, e podobiestwa s tak
przytaczajce, i nie mog by przypadkowe. Ten, kto zajmie si schematem bardziej
szczegowo, dostrzee zaraz jeszcze jeden rys charakterystyczny: liczba rnic w sekwencji
aminokwasw wzrasta stale, od najwyszej do najniszej linijki. Cytochrom c czowieka rni si
od cytochromu c rezusa tylko jednym jedynym aminokwasem. Pomidzy czowiekiem a psem
liczba rnic wzrasta ju do jedenastu i tak dalej od linijki do linijki.
Z tych osobliwoci wynika szereg niezwykle znaczcych wnioskw. Pierwszy polega na
stwierdzeniu, e najwidoczniej wszelkie ycie na Ziemi wywodzi si z jednego pnia.
Jednokomrkowce, ryby, owady, ptaki i ssaki, podobnie jak my sami i wszystkie roliny, musz
pochodzi od jednej jedynej praformy ycia, jednej prakomrki, ktra bya wsplnym przodkiem
wszystkich istniejcych dzisiaj form ycia. Kiedy, w zamierzchej przeszoci, gdy ycie zaczynao

zapuszcza korzenie na tej planecie, musiaa wic istnie taka chwila, w jakiej przyszo
wszystkich dzi nam znanych form ycia uzaleniona bya od szans przetrwania tej jednej,
mikroskopijnie maej komrki.

Przedstawiony obok schemat podaje skad cytochromu c u jedenastu rnych


gatunkw od czowieka do drody piekarnianych. Cytochrom c jest enzymem, a
wic biakiem o swoistym dziaaniu biochemicznym: jest on niezbdny do
przenoszenia tlenu przy oddychaniu wewntrznym kadej komrki. Podobnie jak
kade biako, Cytochrom c jest czsteczk acuchow zoon z aminokwasw.
Dwadziecia aminokwasw, z jakich si skada, przedstawione s w naszym
schemacie przy pomocy dwudziestu rnych symboli graficznych. Dziki temu wida
na pierwszy rzut oka, e nawet w przypadku zupenie rnych gatunkw te same
aminokwasy znajduj si uderzajco czsto w tych samych miejscach czsteczki. Przy
uwanym obejrzeniu schematu okazuje si, e zbieno jest tym wiksza, Im bliej
porwnywane gatunki s ze sob spokrewnione i odwrotnie. Midzy czowiekiem a
rezusem istnieje (w tym jednym enzymie) tylko jedna jedyna rnica (w pozycji 58).
Gdy na schemacie porwnujemy ze sob czowieka i psa, znajdujemy ju rnice w 11
miejscach acucha czsteczek liczcego cznie 104 czony. I tak dalej od linijki do
linijki. (Gatunki uszeregowane s na schemacie w porzdku oddalania si
pokrewiestwa.) Ale nawet przy porwnywaniu ludzkiego cytochromu c z
cytochromem c drody wystpuje jeszcze zdumiewajco wielka liczba zgodnych ze
sob czonw acucha. Rozwaania statystyczne dowodz, e nie moe to by
spraw przypadku. Przeciwnie, schemat Jest Jednym z najbardziej postrzegalnych i
przekonywajcych dowodw na to, e wszelkie ycie ziemskie pochodzi z Jednego
pnia, e wszystkie ziemskie organizmy, od czowieka do drody piekarnianych,
musz by ze sob spokrewnione.
Wniosek taki wycign moemy na tej samej podstawie i z tak sam wiarygodnoci, z jak
jzykoznawcy z nastpstwa podobnych gosek wnosz o wsplnym podou kulturowym i wsplnej
historycznej przeszoci porwnywanych przez siebie jzykw. Zgodno sekwencji aminokwasw
w cytochro-mie c, przebiegajca przez wszystkie biologicznie znane gatunki, stanowi
niezaprzeczalny dowd pochodzenia tych wszystkich gatunkw od wsplnego przodka. Nie ma
adnego innego wytumaczenia tego stanu rzeczy, potwierdzajcego si wci od nowa w toku
bada wszystkich enzymw. Te inne enzymy s naturalnie inaczej zbudowane anieli cytochrom
c, ale rwnie w zasadzie s identyczne u wszystkich gatunkw (abstrahujc od odkrywanych tutaj
take znamiennych drobnych rnic).
Waciwie do tej pory badania nad enzymami tylko potwierdziy pewn hipotez, ktra zrodzia si
ju w zwizku z odkryciem kodu genetycznego. "Jzyk" tego kodu jest rwnie taki sam dla
wszystkich form ycia. Okrelona trjka ssiadujcych zasad nukleotydowych, odpowiadajca
okrelonemu aminokwasowi, "oznacza" ten aminokwas w caej przyrodzie oywionej, bez wzgldu
na to, czy chodzi o bakteri, kwiat, ryb czy te czowieka. Ow identyczno, ten
"midzynarodowy" charakter kodu genetycznego, wytumaczy mona byo tylko zaoywszy, e
wszystkie obecne organizmy musz mie jednego praojca, po ktrym widocznie odziedziczyy
(pord niezliczonych moliwych) wanie t form "tumaczenia" aminokwasw na szyfr trjkowy.
Jednake gdy w przypadku kodu genetycznego konkretne przetumaczenie u wszystkich gatunkw
byo identyczne, dosowne i bez wyjtkw, w przypadku enzymw, a wic take cytochromu c,
wystpuj jednak .drobne rnice midzy poszczeglnymi gatunkami. Gdy uczeni zaczli
zajmowa si tymi rnicami, caa sprawa staa si naprawd niesychanie interesujca.
Pierwsze pytanie dotyczyo naturalnie przyczyny tych rnic. Prakomrka, ktra po raz pierwszy

zsyntetyzowaa enzym cytochrom c i wczya go do procesu oddychania wewntrznego,


niewtpliwie przekazaa jego sekwencj w pierwotnej formie caemu swemu bezporedniemu
potomstwu. Jak wic doszo do rnic, ktre w tej sekwencji stwierdzamy obecnie u rnych
gatunkw? Odpowied jest bardzo prosta: przez mutacje, to znaczy przez nagle wystpujce skoki
dziedziczne.
Od pocztku byo wiadomo, e wymiana aminokwasw nie moe nastpi w kadym dowolnym
miejscu czsteczki enzymu bez drastycznych konsekwencji. Mutacje powodujce tak wymian
nie mog na przykad pojawia si w aminokwasach tworzcych centrum aktywne enzymu.
Poprawniej naleaoby powiedzie: wprawdzie nie ma takiej siy na wiecie, ktra mogaby
zapobiec temu, aby rwnie w tym miejscu, decydujcym o funkcji enzymu, nie nastpiy zmiany
mutacyjne, ale pewne jest, e wyniky z takiej mutacji wariant sekwencji nigdy nie moe podlega
dziedziczeniu. Zmiana w centrum aktywnym nieuchronnie niszczy funkcj enzymu. ywa istota,
ktrej cytochrom c w zwizku z tak mutacj sta si niesprawny, ginie wskutek wewntrznego
uduszenia si, nie moe wic przekaza tej mutacji swojemu potomstwu.
Zatem wszystkie sekwencje aminokwasw danego enzymu, ktry obecnie badamy u rozmaitych
gatunkw, niezalenie od istniejcych midzy nimi wszystkich innych odmian mutacyjnych, musz
by ze sob zgodne przynajmniej pod wzgldem skadu swoich centrw aktywnych. Ale take w
innych miejscach czsteczki moliwo mutacyjnej wymiany aminokwasw zaley od
szczeglnych warunkw. W adnym wypadku nie jest ona dowolnie wielka. Z przyczyn fizycznych
i chemicznych nie kady aminokwas zgadza si rwnie dobrze z kadym innym jako ssiadem w
acuchu. Ponadto naley rwnie uwzgldni, e od aminokwasw spoza obrbu centrum
aktywnego zaley rodzaj skbienia caej czsteczki, wany dla prawidowego uksztatowania tego
centrum. Z tego rwnie wynikaj zupenie okrelone ograniczenia. Niektre aminokwasy mog
podlega wymianie nie wpywajc na skbienie czsteczki, inne natomiast mog by wymieniane
tylko na cile okrelone i podobnie zbudowane aminokwasy. Z tych wielorakich i w swoich
szczegach bardzo zoonych powiza mona dzisiaj ze zdumiewajc dokadnoci obliczy
prawdopodobiestwo takiej wymiany aminokwasw w cile okrelonym miejscu enzymu.
Obliczenia s tak skomplikowane, e przeprowadzi je mona wycznie przy uyciu komputerw.
To jest przyczyna, dla ktrej w pracowniach kierowanego przez pani Dayhoff wydziau nie ma
probwek, za to bardzo wiele jest elektroniki.
Pani profesor Dayhoff i jej wsppracownicy sami dawno ju nie prowadz adnych analiz
sekwencji enzymw. Zesp wyspecjalizowa si wycznie w obliczaniu prawdopodobiestwa
mutacji powodujcych rnice na podstawie niezgodnoci wystpujcych w sekwencjach tego
samego enzymu u rnych gatunkw. "Prawdopodobiestwo okrelonej mutacji" bowiem jest to
jedynie inny wyraz dla okrelenia czasu, ktry musi upyn do chwili, gdy mutacja taka nastpuje.
Innymi sowy, pani Dayhoff odkrya co w rodzaju zegara, ktry pozwala jej retrospektywnie
mierzy tempo, w jakim przebiegaa filogeneza.
Aby to zrozumie, musimy raz jeszcze przyjrze si s. 223. Nie wykorzystalimy bowiem
wszystkich informacji tkwicych w ilustracjach. W naszym schemacie gatunki s uszeregowane w
kolejnoci odpowiadajcej liczbie rnic w sekwencji aminokwasw. Zaczynajc od gry, od
czowieka, liczba ta wzrasta z kad linijk. Nie jest na pewno przypadkiem, e zaoona przez
nas kolejno zgadza si dokadnie z oddalaniem si stopni pokrewiestwa. Cakowita wymiana
aminokwasu przez mutacje musi potrwa jaki czas. Im wic duej dwa gatunki rozwijay si
samodzielnie, niezalenie od siebie, im wicej przemino czasu od ich ostatniego wsplnego
przodka, tym wiksza musi by liczba mutacji, ktra dotkna kady z nich oddzielnie. Tym
wiksza jest zatem take liczba rnic sekwencji w budowie ich enzymw.
Musimy wiec uzna za wyraz stosunkowo bliskiego pokrewiestwa, jeeli nasz enzym oddechowy,
cytochrom c, tylko jednym jedynym aminokwasem spord stu czterech rni si od cytochromu c
rezusa. Fakt, e nasze pokrewiestwo biologiczne z psem nie jest a tak cise, odczyta moemy
z tego, e rozbieno dotyczy tutaj ju jedenastu pozycji aminokwasw. Ryba jest z nami bliej

spokrewniona anieli bakteria, ale dalej ni kura. Nawet drode piekarniane zaliczy musimy do
krewnych, wprawdzie bardzo dalekich, ale nalecych do tej samej rodziny form ycia co my.
Pokrewiestwa tego nie moemy si w adnym razie wyprze, gdy spojrzymy na du, pomimo
wszelkich rnic, liczb pozycji aminokwasw tej niepozornej istoty yjcej podobnych do
naszego wasnego enzymu, czego przypadkowi przypisa nie mona.
Tymczasem pani Dayhoff nie zadowala si samym stwierdzeniem takiej hierarchii pokrewiestwa
pomidzy rozmaitymi gatunkami (stworzonej zreszt na innych podstawach dawno jeszcze przed
powstaniem enzymologii). Pracuje ona na liczbach absolutnych. Komputery mwi jej, jak dugo
przecitnie trwa wymiana aminokwasu w takim czy innym miejscu czsteczki, a take czy
wymiana ta nastpia bezporednio, czy te uczestniczya w niej zmieniajca si liczba innych
aminokwasw. Po uwzgldnieniu take wielu rnych aspektw i skomplikowanych okolicznoci
pani Dayhoff wreszcie obliczya, e my i kura jeszcze przed 280 milionami lat musielimy mie
wsplnego przodka, e upyno 490 milionw lat od oddzielenia si naszych ziemnowodnych
przodkw pazw od ryb, e wreszcie przed 750 milionami lat musiaa na Ziemi istnie ywa
istota, ktra bya wsplnym praojcem nie tylko wszystkich ssakw, lecz rwnie owadw.
Aczkolwiek ju sama moliwo stworzenia takiego "kalendarza ewolucji" wydaje si zupenie
fantastyczna, pani Dayhoff i jej wsppracownicy nie poprzestaj na tym. Przy uyciu niezwykle
trudnych metod statystycznych i kombinatorycznych rozpoczli oni rekonstrukcj skadu enzymu
owych rnych wsplnych praojcw. Udowodnili ju przekonywajco na kilku przykadach, e jest
to w zasadzie moliwe. Praca ich jest tak ogromnie mozolna i wymaga tyle czasu przede
wszystkim dlatego, e dla osignicia podanego wyniku obliczenia trzeba przeprowadza nie
tylko na podstawie jednego, lecz moliwie najwikszej liczby enzymw.
Przysze moliwoci tych bada mog naprawd przyprawi o zawrt gowy. W miar bowiem jak
w najbliszych dziesitkach lat dziki metodzie pani Dayhoff uda si zrekonstruowa repertuar
enzymw kadego wymarego gatunku, bdziemy si rwnie dowiadywa czego o rodowisku i
zachowaniu odtwarzanego organizmu.
Okrelenie wieku za pomoc izotopw radioaktywnych oraz innymi metodami pozwala ju od
pewnego czasu na datowanie nawet bardzo dawnych skamieniaoci. Zbudowany na podobnej
zasadzie "termometr paleontologiczny" informuje nas o temperaturze mrz, w ktrych kotoway si
jaszczury i inne zwierzta pra-Ziemi.8 Coraz bardziej zdumiewaj postpy kompleksowoci, z jak
naukowcy wycigaj na wiato dzienne i pozwalaj od nowa przemawia takim czy innym ladom
przeszoci. Zesp Dayhoff odkry drog prowadzc do rezultatw, ktre dzisiaj wydaj si
jeszcze nierealne.
Gdybymy wic, kroczc t drog, mieli kiedykolwiek pozna repertuar enzymw na przykad
jaszczura, wiedza ta pozwoliaby, przynajmniej w naszych gowach, oy zachowaniu i sposobowi
bytowania tego legendarnego gada w formie tak kompletnej, e dzisiaj a niewyobraalnej.
Sekwencja aminokwasw kadego z jego enzymw warunkuje ich biochemiczne oddziaywanie.
Suma tych wszystkich oddziaywa enzymatycznych umoliwia zrekonstruowanie przemiany
materii wymarej istoty we wszystkich szczegach i osobliwociach.
Moglibymy zatem stwierdzi, z czego skada si pokarm, do jakiego przystosowany by w
praziemski olbrzym. Moglibymy odczyta temperatur otoczenia, ktra mu najbardziej
odpowiadaa, a take prdko sygnaw przebiegajcych tu i tam w jego nerwach, tym samym
za jego czas reakcji. Enzymy odpowiedzialne za procesy chemiczne w siatkwce jego oka
zdradziyby nam, jak to wymare przed 150 milionami lat zwierz widziao swoje rodowisko.
Moliwe, e pewnego dnia, ktry co prawda zawita moe w bardzo jeszcze odlegej przyszoci,
taka rekonstrukcja nastpi nie tylko w gowach uczonych, ktrym udao si odtworzy repertuar
enzymw. Wobec cisego i wiadomego zwizku pomidzy enzymami a sekwencj zasad
nukleotydowych w DNA, ktra steruje swoist sekwencj ich budowy, t sam w zasadzie metod
moliwa byaby rwnie rekonstrukcja kodu genetycznego jakiego jaszczura.

Pierwsze geny i enzymy zostay ju z dobrym skutkiem zsyntetyzowane w laboratoriach. "Z


dobrym skutkiem" oznacza tutaj, e sztucznie wytworzone czsteczki acuchowe w toku prby
zwizanej z tym biologicznym eksperymentem rozwiny odpowiadajc ich sekwencji
biochemiczn aktywno i w ogle zachoway si pod kadym wzgldem podobnie jak ich
naturalne wzorce.
Dla tego, kto bez uprzedze rozpatruje omawiane tu przez nas zagadnienia, pierwsze udane
syntezy s jeszcze jednym dowodem na to, e dziaalno i powstanie enzymw przebiega bez
udziau tajemniczych si znajdujcych si poza zasigiem nauki. Z drugiej strony syntezy te
pozwalaj snu fantastyczne myli o tym, e kiedy, w dalekiej przyszoci, mogaby pojawi si
szansa odtworzenia metod biochemiczn, w opisany sposb, zrekonstruowanych genw
wymarej istoty z praczasw.
Czy wic rzeczywicie pewnego dnia ujrzymy przed sob jaszczury? Czyby istniaa moliwo
stworzenia ich od nowa w laboratorium przez syntez ich genw? Obecnie zadanie takie musimy
uzna za niewykonalne wobec nieprawdopodobnej wprost liczby informacji potrzebnych na to, aby
dokadnie pozna sekwencje czsteczek co najmniej wielu tysicy genw. Ale widzimy wszak, e
trudnoci te sprowadzaj si do kwestii ilociowej, ktr kiedy w przyszoci z pomoc
komputerw mona bdzie rozwiza.9
A jednak, nawet gdyby wszystkie te przeszkody kiedy miay by pokonane, biolodzy przyszoci
nie bd mogli po prostu powoa do ycia wymarych legendarnych stworze i zapeni nimi
jakiego "paleontologicznego zoo". Nie potrafiliby tego w adnym razie, nawet gdyby mieli w
kieszeniach kompletny plan genetyczny jaszczura. ycie bowiem nie jest procesem przemiany
materii przebiegajcym w izolacji i zwizanym z jednym tylko osobnikiem. Wanie ten nasz
wyimaginowany przykad stanowi znakomit okazj do przypomnienia sobie, w jakim stopniu ycie
jest jednoczenie zamknitym nierozerwalnie procesem krenia pomidzy organizmem, w ktrym
zachodzi przemiana materii, a jego rodowiskiem. Biochemik przyszoci musiaby przede
wszystkim wyhodowa archaiczne roliny jako pokarm, od ktrego byliby uzalenieni mieszkacy
jego ogrodu zoologicznego. Potrzebna byaby rwnie sztuczna archaiczna atmosfera, co najmniej
z mniejsz zawartoci tlenu anieli obecnie. Dalej, w opisany uprzednio niesychanie mozolny
sposb, naleaoby "wyliczy", a nastpnie wyhodowa niezliczone praziemskie mikroorganizmy.
Zakadamy przecie, e prawidowy rozwj rolinoercw w pradziejach zaleny by od tych
najdrobniejszych istot jako symbiontw w nie mniejszym stopniu ni rozwj wszystkich obecnie
yjcych.
Przy bliszym poznaniu cae przedsiwzicie okazaoby si nie koczcym acuchem coraz to
nowych, w rnoraki sposb ze sob powizanych zaoe pouczajcym modelem aktywnego
wspdziaania otoczenia, czyli rodowiska, z procesem, ktry nazywamy yciem. Wreszcie dla
utrzymania biologicznej rwnowagi takie zoo musiaoby by niezwykle rozlege. Spenienie tych
wszystkich warunkw wymagaoby poza tym ogromnie dugiego czasu. Ponadto w trakcie prby
urzeczywistnienia tego fantastycznego zamiaru niewtpliwie pojawiayby si na kadym kroku
nowe problemy i trudnoci, ktrych nikt nie potrafiby przewidzie.
Nie pozbawiona ironii, ale w kocu i susznoci jest wic myl, ktrej nam odrzuci nie wolno, e
biolodzy przyszoci na postawione swoim komputerom pytanie o warunki potrzebne do realizacji
tego projektu odebraliby odpowied nastpujc: "Wecie ciao niebieskie o rednicy mniej wicej
12 000 kilometrw i liczcie si z czasem trwania dowiadczenia od trzech do czterech miliardw
lat."
Przy takich przesankach eksperyment ju raz bd co bd zakoczy si pomylnie.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


10. YCIE PRZYPADEK CZY KONIECZNO?
Jak wielkie jest prawdopodobiestwo, e dwadziecia rnych aminokwasw w
wyniku czystego przypadku utworzy acuch zoony ze stu czterech czonw w
tej samej dokadnie kolejnoci jak ta, ktra wystpuje w cytochromie c?
Odpowied brzmi: 1 do 20104. Co przetumaczone na jzyk potoczny znaczy, e
jest to niemoliwe.
Ot i drugie oblicze przypadku, ktry przed chwil potrafi tak usunie da nam
dowd pokrewiestwa istniejcego pomidzy wszystkim, co yje na Ziemi. Skoro
tak wydatnie wykorzystalimy go do tego celu, nie wolno nam teraz wykrca si
od pytania, czy taki stopie nieprawdopodobiestwa nie przeczy aby
wszystkiemu, co do tej pory usiowaem udowodni w tej ksice: samoistnoci
przebiegu rozwoju we Wszechwiecie oraz cakowicie naturalnemu i
nieodzownemu powstaniu ycia w toku tego rozwoju.
Dlatego powtarzamy raz jeszcze zupenie wyranie: prawdopodobiestwo
powstania cytochromu c przez prosty przypadek wynosi czysto rachunkowo 1 do
20104. Oznacza to, e gdyby w kadej sekundzie, ktra upyna od pocztku
wiata, powstawa nowy, dotd jeszcze nie istniejcy enzym, to liczba wszystkich
urzeczywistnionych kombinacji wyniosaby na dzie dzisiejszy dopiero 1016.
Nawet wtedy gdyby wszystkie istniejce w caym Wszechwiecie atomy
znajdoway si w acuchach enzymw, a kady atom byby inny,
niepowtarzalny, we Wszechwiecie wystpowaoby "tylko" 1080 rnych
czsteczek acuchowych. Prawdopodobiestwo, aby pord nich znajdowaa
si jedna jedyna czsteczka cytochromu c wynosioby nawet w takim ukadzie
tylko 1 do 1024 (1 do 1000 kwintytionw). Oczywicie dotyczy to z zasady take
powstawania wszystkich innych enzymw oraz rwnie niezbdnych do ycia
kwasw nukleinowych.
Wydaje si, e w wietle tak sformuowanego rachunku nieodparcie musi si
nasun nastpujcy wniosek: albo ycie jest stanem tak kracowo
nieprawdopodobnym, e jako skrajny, wyjtkowy przypadek powsta mogo tylko
raz jeden w caym Kosmosie, i to wanie tutaj na Ziemi, jako zjawisko pod
kadym wzgldem absolutnie dla tego Kosmosu nietypowe. Albo te istniej
jednak jakie metafizyczne czynniki, ktre wydobyy powstanie ycia z dziedziny
czystej przypadkowoci. Oba te wnioski s szeroko rozpowszechnione i w
najrozmaitszych wersjach powtarzane a do znudzenia.
Znanym przykadem jest typowa wypowied uczestnika dyskusji, powtarzajca
si po kadym wykadzie na temat powstania ycia, ktry w ironicznym tonie
zapytuje wykadajcego, jak dugo na przykad naleaoby wstrzsa 1000
trylionw atomw metali, aby przez to "dziki przypadkowi" powsta Volkswagen.
Ulubionym wariantem jest take pytanie, ile czasu potrzebowaoby sto map, aby

przez bezadne stukanie na stu maszynach do pisania odtworzy "przypadkowo"


jeden tylko sonet Szekspira.
Tego rodzaju zarzuty wal jak taran. Posugujcy si nimi dyskutant moe
zawsze liczy na aplauz. Pomimo to nie s to argumenty, ktre mona bra
powanie. Tym, ktrzy ich uywaj, miaoby si ochot zaleci lektur Sherlocka
Holmesa: "Ale Holmesie powiada Watson przecie to jest zupenie
niemoliwe." "Brawo odpowiada mu Sherlock Holmes niezwykle suszna
uwaga, musiaem widocznie w jakim punkcie bdnie przedstawi spraw."
Sposoby, ktrymi prezentuje si na og obliczenia majce demonstrowa
nieprawdopodobiestwo powstania ycia na Ziemi, bez wyjtku polegaj na
bdzie mylowym. Musimy si temu przyjrze nieco bliej, gdy niezalenie od
logicznego bezsensu tego dowodzenia sam argument statystyczny jest w tym
powizaniu oglnie przyjty w najbardziej miarodajnych koach. W niedawno
opublikowanej ksice uy go angielski zoolog W. H. Thorpe w celu co jest
dosy znamienne zaprzeczenia monoci wyjaniania zjawisk biologicznych
prawami natury.10 Najwybitniejszym za przypadkiem niewaciwej argumentacji
w tej sprawie, na jaki natrafiem w ostatnich czasach, jest rozumowanie
francuskiego biologa, laureata nagrody Nobla Jacquesa Monoda.11 Rwnie
niemiecki fizyk Pascual Jordan bez enady uywa podobnego w zasadzie
"acucha dowodw" dla uzasadnienia swego przekonania o tym, e w caym
Kosmosie prawdopodobnie ycie istnieje tylko na Ziemi.12
Na j jaskrawi j ten bd mylowy wystpuje w "dowodzeniu" Thorpe'a. To
wanie Thorpe midzy innymi uywa porwnania ze stukajcymi na maszynie
mapami, ktre "przypadkowo" maj wyprodukowa sonet Szekspira. Nie widzi
on tego, e owo porwnanie w decydujcym punkcie stawia na gowie cay
problem, ktry przyroda musiaa w swoim czasie rozwiza. Zadaniem przyrody
nigdy nie byo dokadne odtworzenie w sposb przypadkowy i we wszystkich
szczegach tego, co ju istniao na przykad okrelonej sekwencji
aminokwasw. A przecie tylko przy takim zaoeniu cae to obliczenie,
posugujce si gigantyczn liczba 20104, mogoby mie jaki sens.
Tymczasem w przyrodniczej rzeczywistoci dziao si wrcz przeciwnie.
Korzystajc raz jeszcze z tak czsto wakowanego, a w tym powizaniu
cakowicie niedorzecznego mapiego przykadu: przyroda nigdy nie bya skazana
na wyczekiwanie momentu, w ktrym stado map przypadkowo powtrzy co, co
w jakikolwiek sposb byoby z gry dane. Raczej pozwolia ona "mapom"
przypadkowych procesw na powierzchni Ziemi dowolnie stuka przez czas
zdecydowanie ograniczony (powiedzmy: przez kilka setek milionw lat). Po
upywie takiego mniej wicej okresu spord niezliczonych do tej chwili
pozapisywanych stronic jak gdyby z caym spokojem wybraa sobie kilka takich,
w ktrych rozdzia liter przez czysty przypadek odbiega od przecitnej. Tych
kilku stron moga potem uy do swoich celw, poniewa rozmieszczenie liter

odbiegajce od przecitnej odrniao je od innych, a zatem umoliwiao


selektywne wykorzystanie ich do okrelonych funkcji.
Przeniesione do rzeczywistoci przyrodniczej oznacza to, e w prapocztkach
najskromniejsze nawet zadatki katalitycznego oddziaywania wystarczay do
uruchomienia ewolucji. Nie byo przecie jeszcze adnych konkurentw! W
takich warunkach, wedug obecnej naszej wiedzy, wystarczay prototypy enzymu
o dugoci czterdziestu, pidziesiciu czonw, w ktrych tylko kilka nielicznych
aminokwasw musiao znajdowa si v; cile okrelonych miejscach. Mona to
udowodni dowiadczalnie. Jakkolwiek mae byyby uzyskane rnice szybkoci
przemian chemicznych, zadecydoway one o owym nieznacznym nawet
uprzywilejowaniu najszybszej z nich, czego automatycznym skutkiem byo
pomnoenie tego jednego typu czsteczek.
Gdy si za punkt wyjcia przyjmie tak jedyn realn sytuacj, dochodzi si do
zupenie odmiennych liczb. Teraz nagle wystarcza kilka milionw polipeptydw
(acuchw aminokwasowych o niewielkiej dugoci), aby da szans powstania
jednego protoenzymu, a problem cay w dym si obrci. Przy tworzeniu si
kwasw nukleinowych, ktre w statystycznych rozgrywkach mylowych tego typu
take stanowi ulubiony przykad, przyroda bya nawet jeszcze mniej
skrpowana. W przypadku enzymu sekwencja czonw acucha mimo wszystko
nie jest tak cakowicie dowolna, poniewa z ksztatu przestrzennego czsteczki
musi wynika okrelone chemiczne dziaanie, nawet jeli jest bardzo sabe.
Natomiast przy zakodowaniu DNA nie istnieje nawet ten ograniczajcy warunek.
Tutaj przyroda zgodnie z tym, co dotd w tej sprawie wiemy swobodnie
moga rozmaitym zasadom i acuchom zasad w pewnych sekwencjach
nadawa oportunistycznie kade znaczenie oferowane przez przypadek. W tym
miejscu zatem argumentacja statystyczna jest cakowicie bezsensowna.
Aby raz jeszcze wyrazi to w cakiem prostej formie: zupenie suszne jest
twierdzenie, e cay okres istnienia wiata nie wystarczyby na to, aby cytochrom
c (bd jakikolwiek inny wystpujcy dzisiaj enzym) mg przez przypadek
powsta od nowa w dokadnie takiej samej formie. Ale nigdy, w adnym
momencie, przyroda nie miaa tego za zadanie. Wytworzya natomiast przez
przypadkowe procesy bardzo wielk liczb najrozmaitszych czsteczek, spord
ktrych kilku uya potem dla wszczcia ewolucji biologicznej, tych, ktre
przypadkowo wykazyway (z pocztku zapewne minimalne) katalityczne
oddziaywanie wobec jakiego substratu.
Podobnie jednostronnie jak Thorpe argumentuje Jacques Monod, ktry zakocha
si w swoim heroicznym wyobraeniu, e czowiek, rezultat niepowtarzalnego
przypadkowego rozwoju, "jak Cygan zajmuje miejsce na krawdzi
Wszechwiata": "Obecna struktura przyrody oywionej nie wyklucza hipotezy,
przeciwnie, czyni j nawet prawdopodobn, e decydujce wydarzenie [pierwsze
pojawienie si ycia na Ziemi] przytrafio si tylko jeden jedyny raz. Oznaczaoby

to, e prawdopodobiestwo apriorystyczne tego wydarzenia byo prawie rwne


zeru."
Twierdzenie to jest niezaprzeczalnie suszne. Tylko e nie dowodzi niczego. W
pierwszym jego zdaniu bowiem kryje si niedopuszczalne uoglnienie, a drugie
zawiera jedynie bana. Gdy przygldamy si bliej dowodzeniu Monoda,
natrafiamy na ten sam bd mylowy co u Thorpe'a. Tyle e u Francuza nie jest
on tak widoczny.
Niedopuszczalne uoglnienie: Monod powiada, e pojawienie si na Ziemi ycia
"jako takiego" wedug wszelkiego prawdopodobiestwa byo zdarzeniem
jednorazowym. Uoglnienie na tym polega, e autor nie podaje nastpujcego
uzupenienia: "...ycie w tej szczeglnej formie, w jakiej rozwino si na Ziemi".
Bez tego dodatku zdanie to, w kontekcie, w jakim uywa go Monod, zawiera
bowiem ciche i cakowicie nie udowodnione (a zatem niedopuszczalne)
twierdzenie, jakoby ycie mogo na Ziemi zosta urzeczywistnione tylko w znanej
nam formie albo wcale nie. Drugie zdanie za jest o tyle beztreciwe, e w
ogle nie istnieje adne zdarzenie, ktrego prawdopodobiestwo przed jego
nastpieniem nie byoby "prawie rwne zeru".
Zastosujmy dla uproszczenia zupenie prymitywny przykad. Wemy
przysowiow ceg spadajc przez przypadek z dachu. Uderza ona o bruk i
rozpada si na setki duych, maych i zupenie drobnych odamkw. Gdy si
nastpnie przyjrzymy, w jakim ukadzie odamki te uoyy si na bruku, musimy
doj do przekonania, e konkretny przypadek tej dachwki by wydarzeniem
niepowtarzalnym, jedynym w caym Kosmosie. Jak dugo wiat bdzie istnia,
wedug wszelkiego prawdopodobiestwa nigdy nie dojdzie ju do tego, aby
ponowny upadek cegy spowodowa dokadnie taki sam rozrzut odamkw na
bruku. Innymi sowy: prawdopodobiestwo tego zdarzenia, tego, e przebiegnie
ono wraz ze wszystkimi konkretnymi skutkami wanie tak, a nie inaczej, przed
jego zajciem byo "prawie rwne zeru".
Wszystko to jest cakowicie suszne, ale w gruncie rzeczy te cakowicie bez
znaczenia. Nabraoby dopiero wtedy pozornego znaczenia, gdybymy z tych
rozwaa milczco wycignli nieprawidowy wniosek, e skrajne
nieprawdopodobiestwo obserwowanego przez nas przypadku powoduje, e
spadanie cegie w ogle staje si zdarzeniem prawie niemoliwym. A taki
wanie wniosek wyciga Monod.
To, co Monod mwi, sprowadza si waciwie do tego, jakoby ycie, ktre
postrzegamy wok nas, najwyraniej byo rezultatem jednorazowego
przypadkowego rozwoju. (Kiedy w prehistorii musiaa istnie taka chwila, w
ktrej cae obecne ycie zaleao od szansy przeycia jednej jedynej konkretnej
prakomrki.) Prawdopodobiestwo, aby ycie w tej formie, w jakiej przyjo si
dzisiaj na Ziemi jako rezultat rozmnoenia si i rozwoju potomkw tej jednej
konkretnej prakomrki, zostao przez czysty przypadek wznowione bd te

powstao w innym miejscu Kosmosu, jest "prawie rwne zeru". Do tego momentu
nic nie mona zarzuci takiemu rozumowaniu. Ale Monod twierdzi dalej
(aczkolwiek nie wypowiadajc si wyranie, lecz tylko midzy wierszami): jeeli z
takiego punktu widzenia ycie na Ziemi stanowi przypadek wyjtkowy, oznacza
to jednoczenie, e wedug wszelkiego prawdopodobiestwa nigdzie poza tym w
Kosmosie nie wystpuje. A to jest niesuszne.
Jest to rwnie bdne, jak bdny byby wniosek, e cegy w zasadzie nigdy z
dachw spada nie bd, poniewa nie jest moliwe, aby przypadek jednej
konkretnej cegy mg si powtrzy we wszystkich szczegach. Wniosek taki
byby dopuszczalny tylko wwczas, gdyby Monod potrafi udowodni, e cegy
mog spada wycznie w ten jeden okrelony sposb i z takim samym
konkretnym skutkiem. A o tym przecie nie moe by mowy. Jest to znowu
milczce (a wic nie udowodnione) zaoenie Monoda: rozumuje on tak, jak
gdyby ycie w jakiejkolwiek formie odbiegajcej od tej, ktr znamy, byo
cakowicie nie do pomylenia, a wic z ca pewnoci wykluczone.
Taki sam zarzut musimy postawi konkluzjom Pascuala Jordana w tej dziedzinie.
Jordan rwnie reprezentuje pogld, e ycie jest zjawiskiem przyrody, ktre
naley uwaa za niezmiernie rzadkie i niezwyke w skali kosmicznej, a moe
nawet za szczeglny przypadek urzeczywistniony tylko na Ziemi. Jego gwnym
argumentem jest "monofilogenetyczne" pochodzenie wszelkiego ycia na Ziemi,
fakt wsplnego pochodzenia od jednego jedynego zawizku w pradziejach. Jego
uzasadnienie: jak nieprawdopodobne, jak skrajnie rzadkie jest zjawisko ycia,
wyprowadzi mona chociaby z tego, e w cigu miliardw lat na Ziemi udao
si przyrodzie najwidoczniej tylko jeden raz stworzy warunki do powstania ycia
w jednym jedynym izolowanym zawizku.
Zupenie nie mog zrozumie, jak moe tak argumentowa czowiek, ktry w tej
samej pracy przedstawia pogld (cakowicie suszny), e w toku historii ycia na
pewno kilkakrotnie powtrzyo si wymieranie duej liczby najrozmaitszych jego
form. Ani jednym sowem Jordan nie wspomina o moliwoci wystpienia w
cigu niezliczonych miliardw lat take nowych zacztkw, nowych wci prb
zakorzenienia si ycia na Ziemi. Dlaczego zamyka on oczy na t moliwo,
wicej, na prawdopodobiestwo, aby przed mniej wicej czterema miliardami lat
abiotycznie powstaway cigle nowe kompleksy czsteczek, ktre potrafiy w taki
czy inny sposb, w krtszym czy duszym czasie utrzyma si na zasadzie
opisanego przez nas w poprzednim rozdziale zamknitego obiegu?
Prawd jest, e wszystkie dzisiejsze istoty yjce pochodz z jednego pnia.
Omawialimy szczegowo wyrane lady tego globalnego pokrewiestwa. Ale
jake z tego moe wyciga tak jednostronny wniosek mieszkaniec planety,
ktra przeya cakowite wyganicie rodu jaszczurw, wymarcie mamuta,
zniknicie niezliczonych innych gatunkw i rodzajw ktre musiay ustpi
grujcym nad nimi i lepiej przystosowanym konkurentom? Czy nie jest

znacznie bardziej prawdopodobne, e wsplny przodek caego dzisiejszego


ycia ziemskiego by jedynym, ktry przey trwajce setki milionw lat
bezlitosne wspzawodnictwo?
Uniwersalno kodu genetycznego, nie dajca si wytumaczy adn
przypadkow zbienoci aminokwasw w acuchach enzymw, i wszystkie
inne wiadectwa pokrewiestwa genetycznego nie musz koniecznie, jak bez
adnej dyskusji zakada Jordan, stanowi dowodu, e inaczej by nie mogo. O
wiele bardziej prawdopodobne jest zaoenie, e we wczesnej historii Ziemi
istniaa wielka liczba najrozmaitszych zacztkw, najrniejszych "projektw"
ycia, z ktrych w roli zwycizcy pozosta jeden jedyny (najbardziej efektywny).
Gdyby raz jeszcze wszystko mogo si zacz od nowa, gdyby jaki demon
cofn zegar czasu o cztery miliardy lat i powierzchnia Ziemi ponownie stanaby
przed zadaniem zapenienia si yciem, na pewno nie wynikoby raz jeszcze to
samo. Dokadne powtrzenie byoby istotnie zupenie nieprawdopodobne.
Szansa, aby te same trjki nukleotydowe oznaczay te same aminokwasy, aby z
tego wytworzyy si sekwencje znanych nam enzymw, a wic take podobne
przebiegi przemiany materii, ponadto aby ewolucja z astronomicznego bogactwa
istniejcych moliwoci powoania do ycia istot ywych z komrek, w
zmiennych warunkach rodowiska, miaa doprowadzi dokadnie znowu do
znanych nam form ptakw, ryb, owadw i ssakw taka szansa bez wtpienia
byaby "prawie rwna zeru".
Z drugiej strony nie ma adnego obliczenia i adnej statystyki, ktre mogyby
obali pogld, e Ziemia mimo wszystko ponownie pokryaby si yciem.
Wszystko, co do tej pory rozwaylimy, tendencja i przebieg dziesiciu miliardw
lat historii, jakie byy upyny do chwili, o ktrej mwimy wszystko za tym
przemawia. Prbowaem wykaza, e pogldy Thorpe'a, Monoda i Jordana
oparte s na przesdach, a nie na uzasadnionych tezach. Moemy zatem by
zupenie pewni, e rozwj biegncy od tak dawnych czasw nie urwaby si w
tym miejscu, dlatego e przypadek i statystyka nie pozwalaj, aby dalszy,
przebieg powtrzy si dokadnie tak samo we wszystkich swoich szczegach.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


11. MAE ZIELONE NIEWOLNIKI
Ten kto patrzy przez mikroskop na dzisiejsz komrk, widzi od razu, e ma
przed sob co wicej anieli po prostu woreczek wypeniony biakiem. Przy
dostatecznym powikszeniu w mikroskopijny twr prezentuje si jako wysoce
skomplikowany i zoony organizm. Peny obraz wszystkich jego czci
skadowych odsoni nam dopiero mikroskop elektronowy. Elementarny kamyk
budulcowy przyrody oywionej dzisiaj, po trzech miliardach lat ewolucji
biologicznej, z pewnoci nie jest struktur prost.
W wikszoci komrek wystpuje obecnie szereg wysoce wyspecjalizowanych
organelli. Tym fachowym terminem biolog okrela znajdujce si w ciele komrki
twory o charakterystycznym ksztacie, wyranie rozpoznawalne i odgraniczone.
Wiemy obecnie, e z ksztatem tym kadorazowo zwizana jest rwnie
charakterystyczna funkcja. Zatem w przypadku czci skadowych komrki w gr
wchodz struktury analogiczne do narzdw (organw) wielokomrkowej istoty
yjcej. Std ich nazwa.
Najbardziej wyrazist i zdecydowanie najwiksz spord tych struktur jest jdro
komrkowe. Mona by je nazwa jest to wprawdzie analogia bardzo swobodna
mzgiem komrki. W nim bowiem kwasy nukleinowe powizane s w geny, te
za z kolei w chromosomy, sterujce budow, przemian materii i wszystkimi
innymi funkcjami komrki wedug dziedzicznie utrwalonego planu. Uczylimy si
w szkole, e nieprawdopodobna precyzja, z jak chromosomy niby w balecie
bezporednio przed kadym podziaem komrki rozszczepiaj si i formuj
stojce naprzeciwko siebie w zwierciadlanym odbiciu ukady, stanowi warunek,
aby kada z nowo powstaych komrek otrzymaa swoj "kopi" niezbdnego do
ycia planu.
Inne wane organelle nazwane zostay przez biologw mitochondriami,
rybosomami, chloroplastami i rzskami. Poznanie budowy i funkcji tych oraz
innych organelli dowiodo, e nawet w tak pozornie prostej komrce wystpuje
daleko idcy podzia pracy.
Mitochondria okrelane s przez naukowcw mianem "silnikw" komrkowych.
Na powierzchni cienkich grzebieni, z jakich s zbudowane, przebiegaj
prawdopodobnie przede wszystkim procesy enzymatyczne, z ktrych organizm
komrki pobiera energi do swoich rnorakich funkcji i aktywnoci. Rybosomy
natomiast s w tym malekim tworze syntetyzujc fabryk. Produkuj one pod
cis komend jdra wszystkie potrzebne komrce biaka, a wic enzymy i
biaka budulcowe. W ostatnich latach udao si wykaza, e rybosomy posiadaj
uniwersaln zdolno wytwarzania kadego rodzaju biaka. Jakikolwiek byby
rodzaj biaka, ktre jdro u nich "zamawia", zawsze przestawiaj one
niezwocznie produkcj na dany program.

W tym miejscu trzeba pokrtce wyjani, w jaki sposb biolodzy dokonali tej
sztuki, aby zbada we wszystkich szczegach funkcje tak drobnych czci
skadowych komrki. (Rybosomy na przykad s tak mae, e bywaj widoczne w
postaci kuleczek tylko na mikrofotografiach elektronowych.) Naukowcy wymylili
w tym celu wyrafinowan metod, dziki ktrej mog jak gdyby demontowa
yw komrk, nie uszkadzajc przy tym jej poszczeglnych czci. Najpierw
niszcz zewntrzna bon komrkow. Istniej na to rne sposoby.
Wyprbowan metod jest zastosowanie ultradwikw niszczcych powok
komrki. Ostatnio stosuje si jednak zwykle enzymy rozpuszczajce bon
komrkow (na przykad enzym zwany lizozymem). Naturalnie nie bierze si do
tego pojedynczej komrki, lecz cae prbki tkanek, zawierajce wiele milionw
komrek.
Po obrbce ultradwikami bd lizozymem ma si przed sob tak zwany "ukad
bezkomrkowy". Nie jest to nic innego jak homogeniczna breja, w ktrej
swobodnie pywaj wszystkie skadniki komrki uwolnione ze swych bon. Gdy
si dokadniej bada taki ukad bezkomrkowy, mona si przekona, e
wikszo procesw przemiany materii typowych dla badanej tkanki przebiega w
niej nadal bez zmiany. Jest to dowd na to, e odpowiedzialne za te procesy
organelle s wci jeszcze nietknite i funkcjonuj.
Nastpny etap polega na izolacji tego rodzaju organelli (mitochondriw,
chloroplastw, rybosomw itp.), ktrych funkcja ma by badana. atwo to
powiedzie. Co zrobi, aby wydoby owe malutkie narzdy komrkowe z tej
mazi powstaej pod dziaaniem ultradwikw? Metody chemiczne s oczywicie
wykluczone. Powodowayby one bezsprzecznie uszkodzenie owych delikatnych
tworw. Take rczne "wyowienie ich" pod mikroskopem, na przykad przy
uyciu mikromanipulatora, byoby nazbyt uciliwe, aby w tym krtkim czasie,
jakim si dysponuje do chwili obumarcia organelli, mona byo wyizolowa iloci
wystarczajce do zbadania jego funkcji.
W tej sytuacji biolodzy wpadli na pomys, aby do oddzielenia od siebie
poszczeglnych skadnikw wykorzysta rnic ciaru pomidzy rozmaitymi
pod wzgldem wielkoci organellami. Gdy si umieci bezkomrkowy ukad w
probwce i przez jaki czas pozostawi j w spoczynku, wwczas najpierw
osadzaj si na dnie najwiksze fragmenty komrki, a wic na przykad strzpy
bony i kawaki jdra. Gdy si nastpnie ostronie zleje ciecz znajdujc si nad
tym osadem, uzyska si ju w tej cieczy oddzielenie pozostaych lejszych
skadnikw roztworu od grubszych fragmentw.
Teraz z kolei zwiksza si si powodujc osadzanie przez odwirowanie
probwki z pynem. Przy niskiej zrazu liczbie obrotw osadzaj si nastpne pod
wzgldem ciaru skadniki komrki, na przykad stosunkowo due chloroplasty.
Potem znowu zlewa si roztwr, a reszt odwirowuje ponownie przez
dwadziecia do trzydziestu godzin, zwikszajc raz po raz szybko obrotw. W

ten sposb otrzymuje si stopniowo osady skadnikw komrkowych o coraz


mniejszym ciarze.
Gdy si cay ten zabieg wykonuje z dostateczn dokadnoci i wpraw,
wwczas poszczeglne osady, czyli frakcje, zawieraj zawsze tylko jeden rodzaj
organelli dosy czysto wyizolowanych. Co prawda, aby t metod
frakcjonowania komrki mona byo otrzyma rwnie szczeglnie mae
rybosomy, trzeba byo zbudowa specjalne ultrawirwki, ktre przy 5000 obrotw
na sekund osigaj siy odrodkowe przekraczajce 200 000 razy si
przycigania Ziemi Dopiero wtedy take i drobniutkie kuleczki rybosomw racz
si nagromadza w postaci osadu na dnie probwki w wirwce.
Gdy si dziki tej metodzie uzyskao moliwie czyst frakcj rybosomow,
mona przystpi do zaplanowanego dowiadczenia. W zasadzie postpuje si
tak, e dodaje si do tej frakcji inne, w podobny sposb uzyskane, frakcje
komrkowe i bada to, co si wtedy dzieje. Jeli si na przykad do frakcji
rybosomowej doda kwasy nukleinowe, w ktrych zakodowane s struktury
biaek, to zoony teraz z rybosomw i kwasw nukleinowych bezkomrkowy
ukad zaczyna natychmiast wytwarza odpowiednie ciaa biakowe (oczywicie
przy zaoeniu, e mieszanina zawiera potrzebne do ich budowy aminokwasy).
W takich warunkach produkcja ta naturalnie nie jest tak wydajna jak w
nienaruszonej komrce, nic dziwnego zreszt, wobec opisanej poprzednio
gwatownej procedury i w stosunkowo tak nienaturalnych warunkach.
Tylko dziki tej metodzie badania poszczeglnych frakcji komrkowych moliwe
byo w ogle stwierdzenie, e rybosomy s organellami waciwymi dla syntezy
biaek. Ponadto t sam technik przeprowadzono dowd na "midzynarodowy"
charakter kodu genetycznego, o czym mwilimy. Mona bowiem do frakcji
rybosomowej, pochodzcej na przykad z wtroby krlika, doda kwasy
nukleinowe (cilej: DNA) z kadego dowolnie dobranego rda, a wic ptaka,
ryby czy bakterii; rybosomy "rozumiej" zawart w DNA informacj, nie maj
adnych trudnoci w przetumaczeniu i w kadym przypadku natychmiast
rozpoczynaj produkcj biaek zgodnych z danym programem. Taki rezultat
dowodzi nie tylko uniwersalnoci kodu genetycznego, lecz zarazem take
wymienionej ju zdolnoci rybosomw do podporzdkowania si kademu
nieomal programowi kwasu nukleinowego.
W normalnych okolicznociach taka gitko jest bardzo korzystna. Jeden
jedyny "typ maszyny" wystarcza komrce do wytworzenia tych wszystkich tak
rnych biaek, ktre s jej potrzebne. Z drugiej strony jednak typowe dla
niewiarygodnej zdolnoci przystosowawczej ywych organizmw i ich tendencji
do wykorzystywania wszystkich wystpujcych w otoczeniu moliwoci jest to,
e w toku ewolucji powstay rwnie takie organizmy, ktre cign zyski wanie
z tej podatnoci rybosomw na podporzdkowanie si programowi. S nimi
poprzednio ju wspomniane wirusy. Nie bdzie przesad, jeli powiemy, e owa

wszechmoc rybosomw stanowi podstaw egzystencji tych najdziwaczniejszych


moe spord wszystkich ziemskich istot yjcych.
Wszechstronno rybosomw w powizaniu z uniwersalnoci kodu
genetycznego pociga bowiem za sob pewn swoist konsekwencj.
Rybosomy nie tylko produkuj biaka wystpujce w komrce, z jakiej same
pochodz. Gdy do frakcji rybosomowej czowieka dodaje si DNA jdra
komrkowego jeowca, owe ludzkie rybosomy zaczynaj natychmiast wytwarza
biaka jeowca, a wrd nich take takie, ktre u czowieka w ogle nie
wystpuj. A jeeli pewnego dnia uda si zsyntetyzowa DNA i wyposay je w
program przeznaczony dla takiego biaka, ktre! w przyrodzie nie wystpuje,
wwczas rybosomy, ktre zostay poczone ze sztucznym DNA,
najprawdopodobniej rozwi bez trudu take taki przeciwny naturze problem
produkcyjny.
Jeeli biaka s czym podobnym do sw o goskach z aminokwasw, to
rybosomy mona porwna do maszyn do pisania, ktre pozwalaj napisa
przy uyciu zawsze tych samych liter dowoln w zasadzie liczb
najrozmaitszych sw. Wirusy wykorzystuj t moliwo. Na s. 179180
spisaem krtko niezwyky yciorys wirusa. Ograniczyem si tam dci
stwierdzenia, e wirus potrafi spowodowa, aby komrka wytwarzaa geny
wirusa zamiast czsteczek potrzebnych jej samej, pomimo e w kocu od tego
ginie. Teraz zrozumiemy lepiej, jak to jest moliwe. Wirusy s to waciwie
"zawizki dziedziczne bez ciaa". Skadaj si wycznie z wkna kwasu
nukleinowego, zawierajcego swoje wasne zakodowanie oraz plan budowy
powoki obejmujcej to wkno. Jeeli wic wirus zakaa jak komrk, dzieje
si to jak ju take wspominalimy w taki sposb, e przywiera on do cianki
komrki, przewidrowuje j, nastpnie przez powsta dziurk jego kwas
nukleinowy (a wic "on sam", jeli si abstrahuje od powoki) przenika do
komrki.
Wstrzyknity kwas nukleinowy zostaje teraz przez komrk przeniesiony tam,
gdzie si powinien znajdowa w przyzwoicie funkcjonujcej komrce, a wic do
jdra komrkowego. Ale skoro tylko wirusowy kwas nukleinowy si tam dosta,
wie si po prostu z jednym z licznych kwasw nukleinowych komrki,
tworzcych tutaj program sterowania ni, rezultat za jest taki, e cay program
komrki gwatownie ulega zmianie w sposb brzemienny w skutki.
Wyjanienie tego procesu rozwizao jedn z najwikszych zagadek trapicych
wirusologw przez dziesitki lat. Poza wszystkimi trudnociami wynikajcymi z
niezwykle maych rozmiarw obiektu (widocznego wycznie pod mikroskopem
elektronowym) gnbi ich rodzaj "efektu zjawy": skoro tylko wirus zakazi komrk
znika bez ladu. Dopiero po upywie okoo dwudziestu minut, gdy
zaatakowana komrka zaczynaa ju zamiera, badacze natrafiali znowu na
wirusy. Ale teraz byo ich ju kilkaset, a byo to potomstwo intruza,

zsyntetyzowane tymczasem przez zakaon komrk. Zrazu tajemnic


pozostawao to, co stao si z samym wirusem.
Nic dziwnego, e trudno znale wirusa, ktry przenikn do komrki! W tym
momencie pozosta z niego tylko "adunek uytkowy", wkno kwasu
nukleinowego. A odkrycie tego wkna w jdrze komrkowym z jego setkami
tysicy czsteczek kwasu nukleinowego znaczy tyle co odnalezienie krtkiego
zdania, ktre kto przyczepi do niepenego wiersza na jakiej stronie
dwudziestotomowej encyklopedii. Wirus w, a wic odcinek acucha kwasu
nukleinowego, do ktrego si teraz zredukowa, sta si w tej chwili czci
zawartego w jdrze komrkowym programu i w takim sensie rzeczywicie "znik".
Nie trzeba by prawnikiem, aby zrozumie, e jedno pniej wtrcone zdanie
moe w pewnych okolicznociach zmieni sens caego dugiego tekstu, a nawet
nada mu znaczenie przeciwne. A to wanie jest w chwyt, z ktrego wirus yje.
Jego kwas nukleinowy (a wic on sam, jako e nie skada si z niczego wicej!)
wcza si do "tekstu" programu utworzonego z kwasu nukleinowego komrki w
takim miejscu, e nadaje temu programowi zupenie odmienny sens: teraz
komrka nagle poleca swoim rybosomom syntetyzowanie enzymw (w tej
sytuacji uniwersalno rybosomw niespodziewanie staje si fatalna!), ktre z
materiau ciaa komrkowego tworz wirusowe kwasy nukleinowe i powoki.
Odbywa si to wszystko z byskawiczn szybkoci. Ju w jakie dwadziecia
minut pniej w komrce powstaj setki nowych wirusw, wierne odbicia owego
intruza, ktry w opisany sposb "znikn". Komrka, lepo posuszna nowemu,
znieksztacajcemu sens programowi swego jdra, sama si zrujnowaa,
zuywajc wasn substancj do produkowania potomstwa wirusa. Umiera i
rozpada si. Dziki temu uwalniaj si nowo powstae wirusy, ktre t swoj
niesamowit zdolno mog obecnie wykorzystywa w nowych komrkach.
T dygresj o dziwacznym sposobie bytowania wirusw wtrciem do opisu
najwaniejszych organelli komrki nie tylko po to, aby stworzy okazj do
zilustrowania funkcji rybosomw. W jednym z dalszych odcinkw tej ksiki
bdziemy jeszcze potrzebowali tych nowych, dokadniejszych wiadomoci o
wirusach. Jakkolwiek bowiem fantastyczny jest sposb, w jaki wykorzystuj one
wszechstronno rybosomw komrkowych i jednolity jzyk kodu genetycznego,
caa historia wcale si na tym nie koczy. Od kilku lat mno si dowody na to,
e egoistyczna taktyka wirusw odgrywa rol jednej z osobliwoci "rodowiska",
ktra waciwie umiejscowiona moe w ostatecznym rezultacie przynie
zyski rozwojowi caoci. Nie jest wykluczone, e zarwno my, jak i wszystkie
inne wysze formy ycia na Ziemi zawdziczamy tej bezprzykadnej technice
rozmnaania si wirusw ni mniej ni wicej, tylko po prostu fakt naszej
egzystencji.
Tymczasem powrmy jednak raz jeszcze do komrki i jej organelli. Omwilimy
ju jdro komrkowe, mitochondria i rybosomy. Pozostay nam rzski i

chloroplasty. Wprawdzie lista, nawet z nimi, jeszcze nie bdzie kompletna, ale
dla naszego cigu mylowego wystarczy, jeli ograniczymy si do tych
najwaniejszych typw organelli.
Aby pozosta przy analogii do narzdw: rzski [autor podaje tutaj opis budowy i
dziaania rzsek, chocia pniej (s. 276) bdzie relacjonowa hipotez
uzyskania przez komrki wici, ktre wszak nie s z rzskami identyczne (przyp.
red. poi.)] porwna mona do koczyn istot wyszych. Su one do poruszania
si tym komrkom, ktre je maj (nie dotyczy to bowiem oczywicie wszystkich).
Ich rytmiczne i zsynchronizowane ruchy pozwalaj owym podobnym do wosw
wyrostkom pracowa jak wiosa., dziki ktrym komrka swobodnie pywajca w
wodzie porusza si stosunkowo szybko. Nie wymaga uzasadnienia, e takie
urzdzenie przynosi nieocenione korzyci (przy poszukiwaniu pokarmu, ale
take w ucieczce).
Zaraz zobaczymy, jak z innej strony porwnanie rzsek z koczynami bardzo
kuleje, gdy wybiegajc w naszej opowieci naprzd krtko spojrzymy na to,
co si w dalszym toku ewolucji w niektrych przypadkach stao z rzskami.
Jedno z najwaniejszych i z pewnoci najbardziej rozpowszechnione ich
zastosowanie odnajdujemy w tak zwanym nabonku migawkowym. Wierzchnia
warstwa (nabonek) bon luzowych nosa i drg oddechowych, w d, a do
najdelikatniejszych rozgazie oskrzeli, utworzona jest u nas i u wielu innych
istot ywych z paskich komrek, ktrych wolna powierzchnia pokryta jest
niezliczonymi krtkimi rzskami. Na caej dugoci naszych drg oddechowych
rytm, w jakim owe mikroskopijne woski poruszaj si tam i z powrotem, tak jest
zsynchronizowany, e po caej luzowej bonie oddechowej nieustannie
przebiegaj fale, zawsze w tym samym kierunku, podobnie jak po koysanym
wiatrem anie zboa.
Ruch jest przy tym ukierunkowany z dou ku grze, od wewntrz ku gardzieli,
ustom i nosowi. Przyczyna jest jasna. Tym sposobem nabonek migawkowy
wyrzuca z puc kurz i inne obce ciaa, ktre wtargny wraz z powietrzem
oddechowym. To, e naogowi palacze musz czsto kaszle, midzy innymi
jest zwizane z tym, e dym szybko uszkadza nabonek migawkowy, ktry nie
moe wtedy peni swojej funkcji oczyszczania. Skutkiem bywaj czsto drobne
infekcje bony luzowej, zwikszone wytwarzanie luzu i podranienie
powodujce kaszel.
To, e rzski nabonka migawkowego obecnie take s identyczne z rzskami
swobodnie pywajcych jednokomrkowcw, jest absolutnie oczywiste. W
zasadzie jest przecie obojtne, czy kto wprawia w ruch swobodnie pywajc
d za pomoc wiose, czy te d si przymocowuje, a nastpnie wytwarza
prdy w otaczajcej j wodzie przez wiosowanie. Komrki nabonka
migawkowego naszej oddechowej bony luzowej umieszczone s nieruchomo w
wy-cice tkankowej, uderzenia rzsek nie mog ich wic ruszy z miejsca. Za

to dziki swojej aktywnoci wytwarzaj rwnomierny przepyw w wilgotnej


warstwie powlekajcej bon luzow i w ten sposb wyrzucaj obce ciaa.
Analogia do koczyn zawodzi jednak cakowicie wobec odmiennych, po czci
zdumiewajco nowych zastosowa, jakie ewolucja w innych przypadkach
znalaza dla rzsek. Wiele wic przemawia za tym, e wiatoczue komrki
wzrokowe siatkwki u zwierzt wyszych s specjalnie rozwinitymi potomkami
rzsek. Do tej pory jest cakowicie nie wyjanione, w jaki sposb w cigu
milionw lat nastpi moga taka niespodziewana przemiana funkcji.
Ostatni typ organelli, ktry musimy tutaj jeszcze omwi, otrzyma nazw
chloroplastw. "Chloros" po grecku oznacza "zielony". A wic w wolnym
przekadzie: chloroplasty s to struktury, ktre potrafi wytwarza zielony
barwnik. Chloroplasty s tak due (bd co bd od piciu do dziesiciu
tysicznych milimetra rednicy), e mona je swobodnie oglda take przez
mikroskop optyczny, a zatem odebra rwnie wraenia kolorystyczne
(mikroskop elektronowy dostarcza tylko fotograficznych powiksze czarnobiaych). Widzi si je wic jako mae, wyranie zielono zabarwione ciaka w
ksztacie soczewki, znajdujce si w plazmie komrki.
Wane jest przy tym, e nie wszystkie komrki maj chloroplasty.
Rozpowszechnienie tego typu organelli siga bowiem do pewnej cile
okrelonej i dobrze nam znanej granicy, przebiegajcej przez cay obszar
przyrody oywionej. Chloroplasty zawdziczaj swoj zielon barw zawartoci
chlorofilu, barwnika lici. Ziele wszystkich lici, traw, igie i glonw wywoana
jest wycznie barw niezliczonych drobnych chloroplastw, znajdujcych si w
komrkach tych i prawie wszystkich innych rolin. Chloroplasty wystpuj wic
tylko w komrkach rolinnych. Waciwie powinno si powiedzie nawet
odwrotnie: wystpowanie jednego bd wicej (zwykle jest ich od dziesiciu do
dwudziestu) chloroplastw w komrce stanowi o tym, e jest ona komrk
rolinn. W chloroplastach bowiem zachodzi w proces przemiany materii zwany
fotosyntez, ktry roliny zielone tak zasadniczo rni od zwierzt.
Tym samym chloroplasty s owymi organellami, z ktrych komrka rolinna
pobiera istotn cz paliwa napdzajcego silniki zwane mitochondriami,
Chloroplasty wytwarzaj to paliwo, wykorzystujc formy energii dostarczanej im
dosownie "bez drutu", bo w postaci fal elektromagnetycznych emitowanych
przez Soce. Innymi sowy: te nadzwyczaj wane organelle potrafi wchania w
siebie wypromieniowywane przez Soce wiato i wykorzystywa je jako rdo
siy do budowy materiau organicznego.
Materia ten budowa mog z wody (pobieranej korzeniami z gleby) i dwutlenku
wgla (czerpanego z atmosfery). Chloroplasty potrafi wic zoy z tych dwch
prostych nieorganicznych czsteczek wiele kompleksowo zbudowanych
zwizkw organicznych (przede wszystkim skrobi, ale rwnie tuszcze i
biaka). Jak ogromne jest ich znaczenie, zrozumiemy natychmiast, gdy sobie

uzmysowimy, e te mikroskopijnie mae zielone organelle s jedynymi na caej


Ziemi tworami, ktre to potrafi.
Zaopatrzenie w materia organiczny, na ktry jako pokarm i materia budulcowy
zdane s wszystkie ywe istoty, byoby w praczasach ustao, gdyby nie istniay
chloroplasty, przemieniajce energi wiata sonecznego w energi wizania
chemicznego ukryt w czsteczkach organicznych. Wytwarzan przez nie na
caej Ziemi roczn produkcj substancji organicznych ocenia si na ponad 200
miliardw ton. Posiadanie chloroplastw jest tym, co powoduje, e roliny s
niezbdnym warunkiem caego ycia zwierzcego.
Ludzie i zwierzta musz radzi sobie bez chloroplastw (zobaczymy jeszcze,
e ma to take i dobre strony). Nie mog wia po prostu y ze wiata
sonecznego. W budowaniu swego ciaa i w ywieniu si s bowiem zdane na
istnienie substancji organicznych, ktrych dostarczy im mog wycznie roliny.
A wic jdro, w ktrym skoncentrowany jest materia genetyczny, do tego
mitochondria i rybosomy, wreszcie gdy chodzi o roliny jeszcze chloroplasty,
a w niektrych przypadkach rwnie rzski oto w przyblieniu najwaniejsze
elementy standardowego wyposaenia "nowoczesnej" komrki. Wszystko razem
stanowi ju niewtpliwie nadzwyczaj wszechstronn i wyspecjalizowan
organizacj (ktra zreszt jest w rzeczywistoci o wiele bardziej zoona anieli
to, co zostao tutaj pokrtce naszkicowane). Mamy wszelkie powody, aby sdzi,
e tak wyposaona komrka musi mie za sob dug drog rozwoju. W takim
mniemaniu utwierdza nas take to, e jeszcze dzisiaj istnieje bardzo wiele
prociej, w pewnym stopniu "archaicznie" zbudowanych komrek, ktre pdz
swj ywot bez jdra i bez wyranie odgraniczonych organelli.
Do tych prymitywnych komrek zaliczaj si bakterie i niektre glony, tak zwane
sinice. Ze sw prost, prawie nie rozczonkowan budow odpowiadaj one
prawdopodobnie jeszcze dzisiaj w znacznym stopniu formie w naszym
wyobraeniu waciwej pierwszym w ogle komrkom. Jeeli wic teraz
bdziemy dalej rekonstruowali ow histori, ktra rozpocza si od "Big-Bangu"
i w pniejszym swoim przebiegu wyonia nasz teraniejszo, musimy sobie w
tym miejscu zada pytanie, w jaki sposb mg dokona si rozwj od
bezjdrowych prakomrek do wyej rozwinitych typw komrek z ich
odgraniczonym jdrem i wyspecjalizowanymi organellami.
Jest to znowu taki moment, ktry jeszcze do niedawna otoczony by cakowit
niewiedz. Do tej pory moglimy jako szczliwie przezwyciy wszystkie
przeszkody. Naturalnie, e natrafialimy na mnstwo luk. Nic w tym dziwnego.
Trzeba przecie cigle pamita, e upyno zaledwie sto lat, od kiedy ludziom
w ogle pierwszy raz na myl przyszo, e musiaa istnie taka historia jak ta,
ktr usiuj tutaj zrelacjonowa. I tak jest godne podziwu, e potrafimy dzisiaj
jednak odtworzy w istotnych zarysach przebieg tych najobszerniejszych
spord wszystkich dziejw.

Jeeli powiadam, e szczliwie przezwyciylimy wszystkie przeszkody, mam


na myli, e dotd w adnym miejscu naszej opowieci nie zabrnlimy w lepy
zauek. Bez wzgldu na wszystkie nie rozstrzygnite pytania i nie znane jeszcze
szczegy potrafilimy tam, gdzie brakuje nam dotychczas dowodw, znale
przynajmniej prawdopodobne drogi wyjcia i przekonywajce moliwoci
dalszego procesu rozwojowego. Nie natrafilimy dotd nigdzie na taki moment,
ktry by w sposb zasadniczy podwaa tez tej ksiki. twierdzenie, e historia
wiata przebiegaa tak spjnie i logicznie, i kady nastpny krok wywodzi si
nieuchronnie z poprzedzajcego, od obokw wodorowych prapocztku
zaczynajc, a koczc na powstaniu naszej wiadomoci, ktra przejawia
obecnie pierwsze oznaki rozumienia rzeczywistego charakteru tej historii.
Miejsce, do ktrego dotarlimy obecnie, jeszcze przed paru laty mogo uchodzi
za taki lepy zauek. Od archaicznej bezjdrowej komrki nie ma bowiem
adnego widocznego przejcia do wyej rozwinitego typu z
wyspecjalizowanymi organellami. Mogoby nas to irytowa tym bardziej, e jak
wspomniaem, w archaiczny typ komrki istnieje obecnie. Bakterie i sinice
reprezentuj go z niezomn ywotnoci i wieoci. Natomiast wszystkie
yjce istoty wysze, cznie z wielokomrkowymi rolinami i nawet cznie z
wikszoci jednokomrkowcw (pierwotniakw), skadaj si z komrek
wyposaonych "postpowo", jak to poprzednio opisaem. Gdzie wic s formy
przejciowe pomidzy tymi dwiema konstrukcjami przyrody, ktre by nam
wyjaniy, jak z prymitywnych form komrkowych wyoniy si wyej rozwinite?
Nikt do tej pory ich nie odnalaz.
Dopiero w ostatnich czasach zaczyna wita moliwo rozwikania take tej
zagadki. Teraz, retrospektywnie, przestajemy si dziwi, e owe formy
przejciowe, ktrych brak odczuwalimy tak bolenie, byy nie do odnalezienia.
Prawdopodobnie bowiem nigdy nie istniay. Wedug aktualnych pogldw wydaje
si. e nastpny rodzaj komrki wcale nie rozwin si z poprzedniego, a
pomimo to ewolucja i tutaj przebiegaa w sposb cigy. Wkroczya tylko na
drog, o ktrej nikt nie pomyla.
Tym etapem ewolucji, ktry prowadzi od bezjdrowej prakomrki do
udoskonalonego typu komrki wyszej bdziemy musieli si stosunkowo
dokadniej zaj w nastpnych rozdziaach tej ksiki. Z pewnoci warto to
zrobi. Natkniemy si bowiem na now zasad historii rozwoju ycia na Ziemi, a
bez jej poznania dalszy przebieg, ktry poprzez "odkrycie" ciepokrwistoci w
kocu doprowadzi do powstania ludzkiego mzgu, pozostaby niezrozumiay.
Dotyczy to zreszt rwnie rozwaa ostatniej czci tej ksiki o przyszym
przebiegu rozwoju, wybiegajcym poza nasz teraniejszo. Do ich
uzasadnienia potrzebne nam bdzie rwnie to, co zrozumiemy dopiero przy
bliszym spojrzeniu na swoisty sposb, w jaki powstaa komrka wysza.
Teraz, ex post, okazuje si, e rozwizanie problemu zostao sformuowane ju

przed prawie siedemdziesiciu laty przez rosyjskiego botanika, barona


Merekowskiego. Co prawda wycznie jako przypuszczenie, jako mniej lub
bardziej odwana spekulacja mylowa, na ktrej poparcie w pocztkach naszego
stulecia nie byo absolutnie adnych dowodw. Nie mona wiec mie za ze, e
wczesny wiat naukowy zareagowa obojtnoci na t prb wyjanienia ze
strony Rosjanina. Take w nauce istnieje nadmiar spekulacji i hipotez. To co si
liczy, to jedynie dowody.
Merekowski wpad na pomys, e zawarte w badanych przez niego komrkach
rolinnych chloropla-sty moe z pochodzenia wcale nie byy organellami a wic
prawowitymi czciami komrki, w ktrych wntrzu wykonyway swoj
fotosyntetyczn dziaalno. Wygldem przypominay mu glony pokrewne
wymienionym ju przez nas sinicom, a mianowicie pierwotne zielenice. Byy to
take bezjdrowe prymitywne jednokomrkowce bez organelli, ktre jednak ju
dokonay "odkrycia" fotosyntezy.
Te pierwotne zielenice nie maj, jak mwilimy organelli, a wic take
chloroplastw. A moe byy one same, w caoci, chloroplastami? Skoro
Merekowski wpad na t niezwykle oryginaln myl, argumentowa dalej mniej
wicej tak: fotosynteza jest niezwykle zoonym procesem chemicznym. Byoby
wic zgodne z zasad ekonomii w przyrodzie, gdyby przyj zaoenie, e
przyroda tylko raz jeden stworzya tak trudny do zmontowania mechanizm.
Drobniutkie pierwotne zielenice opanoway t sztuczk. Czy mona uwaa za
prawdopodobne, e zupenie inne twory, a mianowicie chloroplasty, cakowicie
niezalenie od tego nauczyy si raz jeszcze od nowa tego samego trudnego
procesu?
Merekowski wycign z tego czym prdzej wniosek, e pierwotne zielenice i
chloroplasty s ze sob identyczne. Rosjanin rozumowa dalej, e najwidoczniej
szereg innych komrek (ktre dziki temu stay si przodkami dzisiejszych rolin)
zawadno pierwotnymi zielenicami i wcielio je w siebie, aby mc wykorzysta
ich aktywno przysparzajca pokarmu. Chloroplasty nie s zatem niczym innym
jak pierwotnymi zielenicami, ktre w roli niewolnikw musz produkowa w ciele
obcych komrek substancje pokarmowe.
Rosjanin by tak upojony tym pomysem, e w sposb bardzo nieostrony
prbowa swoj teori wytumaczy nawet rnice sposobu bytowania rolin i
zwierzt. "Przyczyna dzy krwi u lwa tak gosi sprowadza si w kocu do
tego, e zwierz to musi sobie samo upolowa swj pokarm. Roliny tylko
dlatego s tak zgodne i bierne, e trzymaj w swoich komrkach nieprzebran
liczb malekich zielonych niewolnikw, ktrzy za nie speniaj to zadanie."
Koledzy po fachu wymiali Merekowskiego za jego "fantazjowanie".
Niewtpliwie rosyjski botanik posun si zbyt daleko w swoich prbach
interpretacji. Ale niedawno pojawiy si pierwsze dowody potwierdzajce jego
pogld o pochodzeniu chloroplastw: s one istotnie "maymi zielonymi

niewolnikami".

Wstecz / Spis Treci / Dalej


12. KOOPERACJA NA POZIOMIE KOMRKOWYM
Jeeli zechcemy zrozumie, jak doszo do niewoli chloroplastw, musimy
rozejrze si nieco szerzej. Przede wszystkim raz jeszcze trzeba sobie
uzmysowi, jaka bya sytuacja w rodowisku, w ktrym bezjdrowe prakomrki
musiay si utrzyma. Pyway one w oceanach modej Ziemi. Na suchym ldzie
nie byyby mogy ani powsta, ani przetrwa. Tylko woda stwarzaa rodowisko,
w ktrym mogy byy zachodzi wszystkie reakcje chemiczne i spotkania na
poziomie molekularnym, niezbdne do powstania najpierw biopolimerw, a
potem pierwszych komrek. Poza tym na staym ldzie nadfioletowe
bombardowanie Soca byo jeszcze tak nielitociwe, e adna spord owych
zoonych czsteczek, na jakich zasadza si ycie, nie byaby tam dostatecznie
trwaa.
W owych praoceanach pyway wic najrozmaitsze organiczne czsteczki i
polimery, a wreszcie take powstae z nich prymitywne komrki, stanowice
pierwsze ziemskie twory, ktre zaczy prowadzi egzystencj mniej lub bardziej
od otoczenia odgraniczon. Potrzebne im do tego energi i surowce mogy one
pierwotnie pobiera zapewne tylko z zasobw wielkich czsteczek powstaych
abiotycznie w ich otoczeniu. Innymi sowy: pierwsze ywe istoty na Ziemi(
zaledwie si pojawiy, zaczy poera materia, z ktrego dopiero co same
powstay.
Rozpatrywalimy ju skomplikowan kolejno zdarze, ktre doprowadziy do
powstania tych wielkich czsteczek i polimerw. Musiay upyn setki milionw
lat, zanim namnoyy si one w praoceanach do takiego stopnia, by umoliwi
poczenie si w pierwsze kompleksy DNA-biako, ktre poznalimy w roli
funkcjonalnych szkieletw najwczeniejszych komrek. Niewtpliwie znacznie
atwiej byo rozoy je ponownie, aby do wasnych celw wykorzysta zwolnion
przez to energi wiza chemicznych. Tote proces ten przebiega
nieporwnywalnie szybciej.
Zatem dalsza mozolna i dugotrwaa abiotyczna budowa tego rodzaju budulca
czsteczkowego stana teraz prawdopodobnie (po raz pierwszy!) wobec
"arocznoci" ywych komrek. Zgodnie z logik naley wic sdzi, e w owej
fazie, krtko po powstaniu pierwszych struktur, stenie organicznych
czsteczek w praoceanach musiao si znowu gwatownie zmniejszy. Mwic
dobitnie, pierwsze komrki poczy podcina ga, na ktr si dopiero co z
takim trudem dostay.
Pokarmu wic z czasem coraz to ubywao. Proces abiotycznego powstawania
nowych czsteczek by zbyt trudny i zbyt powolny, aby mc trwale podoa
takiemu nie znanemu do tej pory zapotrzebowaniu. Nad yciem, co si zaledwie
ukazao na powierzchni Ziemi, ju zawiso niebezpieczestwo, ktre zdawao si

nieodwracalne. Fakt, e moemy sobie dzisiaj roztrzsa to zagadnienie,


wiadczy o tym, e jakie wyjcie jednak si wreszcie znalazo. Jakie ono byo?
Tego te nie wiemy dokadnie. Najbardziej prawdopodobna odpowied, jak
dzisiaj na to pytanie znaleli uczeni, wie si z rnicami, ktre ' jak wolno si
nam domyla musiay wystpowa pomidzy prakomrkami. Wprawdzie owe
pierwsze komrki miay pochodzenie wsplne w tym sensie, e powstay
abiotycznie ("bez rodzicw"), ale nie znaczy to, e byy jednolite pod wzgldem
budowy i funkcji. Co prawda byy wszystkie chyba otoczone bon jako
zewntrzn powok. Bez takiego odgraniczenia trudno sobie wyobrazi
"samodzieln" przemian materii (to znaczy mniej lub bardziej niezalen od
procesw chemicznych w otoczeniu).
Ale przecie ju sam skad chemiczny tych bon dopuszcza znaczne moliwoci
powstawania wariantw. A od nich z kolei zaley selekcja, jakiej bona dokonuje
spord czsteczek wymienianych midzy wntrzem komrki a otoczeniem.
Zrnicowana budowa bon rozmaitych komrek jest zatem rwnoznaczna z
zasadniczymi rnicami w ich przemianie materii (a tym samym rwnie ich
wydolnoci funkcjonalnych). Prawdopodobnie w tej pierwszej populacji komrek
rnice ich wyposaenia w protoenzymy byy jeszcze wiksze.
Waciwie to nawet nie mamy pewnoci, czy wszystkie one pierwotnie dziaay
wedug zasady mechanizmu DNA-biako, o ktrym mwilimy. To, e dzisiaj ju
nie znamy innych komrek, niczego pod tym wzgldem nie dowodzi. Pragn
podkreli, e nie jest w adnym razie niemoliwe, przeciwnie, jest nawet dosy
prawdopodobne, i wwczas, na pocztku wielkiej gry o przetrwanie zwanej
ewolucj, istniay take komrki, ktre dziaay wedug zupenie odmiennych
zasad i dopiero w toku dalszych etapw rozwojowych musiay odpa jako
zwycieni konkurenci, Zobaczymy jeszcze, e tego rodzaju selekcja, czyli
dobr, pozostaa po dzie dzisiejszy ow zasad porzdkowania, ktra w toku
filogenezy doprowadzia do powstawania coraz to nowych, a przede wszystkim
coraz wyej rozwinitych form ycia. Dlaczego wic nie mielibymy zaoy
takiej zasady konkurencji rwnie przy pierwszym decydujcym kroku tej
biologicznej historii?
Pord wielu rozmaicie zbudowanych i rozmaicie funkcjonujcych komrek
pierwszej epoki ycia musiay wedug wszelkiego prawdopodobiestwa
znajdowa si rwnie takie, ktrych plazma zawieraa czsteczki porfiryn.
Wspominaem ju, e owe zwizki chemiczne szczeglnie atwo powstaj w
sposb abiotyczny (poniewa ich czci skadowe najwidoczniej wykazuj z
przyczyn zarwno fizycznych, jak i chemicznych due powinowactwo).
Dowodem tego s chociaby dowiadczenia Millera i jego naladowcw, a take
sensacyjne odkrycie porfiryn w wolnym Wszechwiecie (zob. przypis na s. 172).
Jeeli wic porfiryny z tego powodu stosunkowo czsto wystpoway pord
czsteczek w praoceanach, wolno nam przyj, e zostay one uyte przez

niektre z podwczas powstaych komrek jako materia budulcowy. Dziao si


to znowu zupenie przypadkowo i zrazu byo bez znaczenia. Nabrao go jednak
natychmiast, skoro tylko rozpocz si pierwszy oglnoziemski kryzys
pokarmowy wskutek zaburzenia rwnowagi midzy abiotyczn dostaw
nowych organicznych czsteczek a zapotrzebowaniem na nie ze strony dopiero
co powstaych komrek.
Porfiryny bowiem, znowu cakowicie przypadkowo, wykazuj zdolno do
absorbowania, "poykania" wiata w widzialnym zakresie widma (a wic wanie
w tym zakresie, ktry prawie w kadych warunkach atmosferycznych dociera bez
przeszkd do powierzchni Ziemi). A poniewa wiato, podobnie jak wszystkie
fale elektromagnetyczne, nie jest niczym innym jak szczegln form energii,
oznacza to, e czsteczki porfiryn mog wchania w siebie energi zawart w
widzialnym promieniowaniu Soca.
Wobec tego nagle zabysa nieoczekiwana szansa dla komrek, ktre
przypadkowo zawieray czsteczki porfiryn. Ich do tej pory cakowicie nie
znaczca waciwo (zawarto porfiryn) zamienia si teraz nagle w wyniku
radykalnej zmiany warunkw rodowiska w decydujc przewag. (Jest to
mechanizm typowy, ktry do dzisiejszego dnia napdza ewolucj!) W czasie gdy
ich bezporfirynowe koleanki byy wszystkie zagroone mierci godow i
niewtpliwie tam, gdzie tylko pojawia si okazja, zaczynay jedna drug poera,
owe komrki byy jedynymi, ktre dysponoway dodatkowym rdem energii.
Mwic obrazowo, znalazy si nagle w sytuacji tych nielicznych
uprzywilejowanych, ktrzy w czasie klski godu otrzymuj paczki ywnociowe,
przysyane przez zagraniczn organizacj opiekucz.
Gdy nawet nie zastanawiajc si nad tym, w jaki sposb owi szczliwi
posiadacze porfiryn mogli byli wykorzysta dostarczan im bezpatnie przez
Soce energi wietln moemy by zupenie pewni, e z tej sytuacji
wycignli dla siebie korzy. Tak pobierana energia pozwalaa im przecie
oszczdza konwencjonalnie pochaniany pokarm. Jest to zupenie niewtpliwe,
zgodne z zasad fizycznego prawa zachowania energii. A prawa te dotycz
rwnie organizmw ywych. Gdyby tak nie byo, nie bylibymy zdani na
odywianie si.
Dla naszego toku mylowego bardzo jest korzystne, e moemy tutaj
zastosowa to prawo, nikt bowiem do tej pory nie wie dokadnie, jakie to procesy
chemiczne pozwoliy spoytkowa energi wietln komrkom zawierajcym
porfiryny. Pomimo bada trwajcych przez dziesitki lat nie zosta rwnie
cakowicie wyjaniony tak wany dla ycia proces fotosyntezy, ktry rozwin si
do dnia dzisiejszego z owych prymitywnych zacztkw. Ale z wymienionych ju
powodw moemy pomimo to by pewni, e w opisanym wspzawodnictwie
take dla wczesnych prymitywnych "poykaczy wiata" otwara si nagle nowa
droga ywienia.

Pierwsze komrki, ktre dysponoway now technik, prawdopodobnie nie


uniezaleniy si dziki niej od ywienia si materiaem organicznym w takim
stopniu, jak to miao nastpi pniej u rozwinitych w peni rolin. By to
przecie zaledwie pierwszy krok. Ale jakkolwiek maa bya korzy, w opisanych
warunkach zapewnia ona decydujc przewag. Podczas gdy liczba wszystkich
innych komrek prawdopodobnie musiaa z braku pokarmu coraz bardziej
spada, ten typ komrki zacz si rozmnaa.
Tym samym coraz czstsze staway si take przypadki, gdy bezporfirynowe
komrki poeray takie, ktre zawieray porfiryny. Mogo si to dzia w takiej
formie, jak jeszcze obecnie napotykamy pord jednokomrkowcw, a
mianowicie przez to, e pochaniay one zdobycz jako cao przez szpar w
swojej bonie, magazynoway j w swym plazmatycznym ciele, a potem
przystpoway do rozpuszczania jej, aby wczy do wasnej przemiany materii
potrzebne jako pokarm czsteczki ofiary. Prawdopodobnie tak wanie stao si
podwczas' niezliczon ilo razy.
Ale musiaa take zaj pewna liczba, moe bardzo niewiele, takich przypadkw,
kiedy proces przebiega inaczej. Kiedy owe, zapewne znacznie drobniejsze
(inaczej nie mogyby przecie zosta w opisany sposb pokonane) komrki
zawierajce porfiryny rwnie byway poykane i przejmowane przez plazm
komrek wikszych i kiedy na tym rzecz si koczya. Z jakich przyczyn, na
skutek jakich zbiegw okolicznoci, komrka zdobyczna w tych wyjtkowych,
rzadkich wypadkach (a moe w ogle tylko w jednym wypadku?) nie zostaa
rozpuszczona. Moe komrce, ktra j poara, zabrako akurat enzymu
potrzebnego do zniszczenia bony komrki z porfiryn.
Cao znowu bya skutkiem przypadkowego zbiegu rozmaitych okolicznoci.
Milion razy zdobycz bya trawiona. Ten jeden raz to nie nastpio. I znowu w tym
jednym wyjtkowym przypadku brak enzymu polujcej na zdobycz komrki sta
si niespodziewanie punktem wyjcia do decydujcego kroku w ewolucji: drobny
upolowany organizm wcignity przez wiksz komrk do jej plazmy utrzyma
si przy yciu. Nadal wic przemienia wiato soneczne w energi wiza
chemicznych za pomoc swoich czsteczek porfiryn, tak jak to mia w zwyczaju.
Przez to owa niestrawna zdobycz nabraa dla owcy zupenie nowej wartoci.
Ten jeden decydujcy raz nie zowi on zwykego pokarmu, ktry go tylko
przejciowo nasyci, lecz zdoby kapita, ktry od tej chwili bieco procentowa.
Wielu uczonych sdzi obecnie, e mniej wicej w ten sposb powstaa pierwsza
komrka rolinna. Pierwsza komrka, ktra bya w stanie uchroni ziemskie
ycie przed bezporednio groc mu mierci godow, poniewa dla
uzyskania pokarmu dostarczajcego energii nie bya (w kadym razie nie
wycznie) zdana na coraz skpiej wystpujce czsteczki organiczne swego
otoczenia; sama potrafia przez wykorzystanie wiata sonecznego budowa z
nieorganicznego materiau te konieczne do ycia czsteczki.

Teraz wytworzy si nowy stan rwnowagi: zarwno same komrki porfirynowe


jak i "wacicielki niewolnikw" mogy rozmnaa si bez przeszkd rwnie w
rodowisku stopniowo coraz uboszym w zwyky pokarm. Stay si one
protoplastami pierwotnych zielenic i dzisiejszych rolin. A w miar jak wzrastaa
ich liczba, pojawia si znowu szansa przetrwania dla niektrych innych jeszcze
komrek typu "bezporfirynowego". Dotyczyo to w kadym razie tych, ktre
potrafiy w por wyspecjalizowa si w czysto rozbjniczym bytowaniu i
zaanektowa "poykaczy wiata" jako swj standardowy pokarm.
Wydaje si, e w taki sposb powstali podwczas pierwsi przodkowie wszystkich
obecnych zwierzt (a wic take naszych wasnych praojcw). Jestemy wobec
tego dalekimi potomkami komrek, ktre w owym czasie najpierw zostay przez
rozwj skrzywdzone, bo nie dopuszczone do postpu osiganego przez
wcielanie komrek z porfirynami. Ci nasi protoplasci tylko dlatego przetrwali, e
jako pokarm zaczli wykorzystywa yw substancj organiczn. Zrazu byy to
wprawdzie przede wszystkim ciaa komrek rolinnych poykajcych wiato. Ale
prawdopodobnie nie trwao zbyt dugo, gdy w "zwierzcy" typ komrki, kolej
rzeczy zmuszony do prowadzenia egzystencji rozbjniczej, odkry, e blini take
stanowi zdatny do uytku pokarm.
Pozostay wic tylko pierwotne zielenice, dalej te komrki, ktre je w siebie
wcieliy jako chloroplasty, oraz komrki bezporfirynowe, odywiajce si innymi
ywymi komrkami. Wszystkie inne komrki i biologiczne struktury owej
pierwszej godziny musiay zapewne podwczas zgin z braku poywienia. Nie
pozosta po nich aden lad. Zniky w Hadesie wraz z niezliczonymi zarodkami
ycia, o ktrych Pascual Jordan twierdzi, e nigdy nie istniay.
Taki tok mylowy moe nasuwa nam przypuszczenie, e ju wwczas, gdy
przed trzema i p miliardami lat ycie dopiero zaczynao si pieni na Ziemi,
zapada pewna decyzja, ktrej konsekwencje wyciskaj zasadnicze pitno na
naszym obecnym zachowaniu i dzisiejszym spoeczestwie. Przymus
posugiwania si innymi yjcymi organizmami jako pokarmem mg bardzo
atwo sta si zarodkiem wszystkich pniejszych form agresywnoci. Moe taki
bieg spraw i wypywajce z niego skutki pozwol nam nawet atwiej zrozumie,
dlaczego pozbawienie poywienia i skonno do agresji tak mocno s ze sob
zwizane. Krg si zamyka, gdy pomylimy o tym, e ostateczne rozwizanie
problemu wyywienia wiata zostanie znalezione dopiero wtedy, gdy tajemnica
fotosyntezy bdzie cakowicie wyjaniona naukowo.
Ludzko tak si dzisiaj rozrosa, e rwnowaga pomidzy dostaw pokarmu
organicznego a wzrastajcym zapotrzebowaniem zaczyna znowu ulega
zaburzeniom (po raz pierwszy od trzech i p miliarda lat). Dzisiaj rwnie
jedynym wyjciem jest jak najprdzej nauczy si wykorzystywania energii
sonecznej do produkcji ywnoci. Gdy rozwiemy zagadk fotosyntezy,
bdziemy mogli z "opnieniem" kilku miliardw lat powtrzy dziki rodkom

techniki w krok, ktry najdawniejsze pierwotne zielenice postawiy ju przed tylu


laty. Bdziemy mogli uniezaleni si od zwierzcego i rolinnego poywienia i
sami wytwarza ywno organiczn zasadniczo w dowolnych ilociach z
wody, atmosferycznego dwutlenku wgla i niektrych mineraw glebowych. Czy
wiadczyoby o nadmiarze optymizmu, gdybymy wierzyli, e taka moliwo nie
tylko uwolni ludzko raz na zawsze od wszelkich kopotw ywnociowych, ale
take e zwizane z tym oswobodzenie od rozbjniczego sposobu odywiania
si uatwi jej usunicie nadmiernej skonnoci do agresji, ktrej wzrost napawa
nas obecnie tak wielk trosk?
Z drugiej strony ogromna, trwajca miliardy lat droga okrna, ktra w takim
wypadku doprowadziaby nas w kocu znowu do tego prastarego rozwizania,
na pewno nie bya daremna. Niewyobraalnie dugi "czas bezchloroplastowy"
wymusi na rozwoju zwierzt, a tym samym i naszym, nieprzebran liczb
skomplikowanych funkcji i wydolnoci (z tego punktu widzenia prawie wszystkie
zdaj si funkcjami zastpczymi i wydolnociami okrnymi), z ktrych roliny,
yjce jako "wacicielki niewolnikw", mogy miao zrezygnowa. Gdy sobie
przypomnimy zdanie barona Merekowskego, musimy stwierdzi, e lew rni
si od roliny nie tylko swoj dz krwi, ale w nie mniejszym stopniu swoj
ruchliwoci, swymi narzdami zmysw, swoj "wiadomoci", wreszcie
zdolnoci szybkiego reagowania na zmiany otoczenia, a szybko t zapewnia
wycznie przewodnictwo nerwowe istoty ciepokrwistej oddychajcej tlenem.
Od pewnego czasu istniej uchwytne wskazania, e droga rozwojowa, ktr na
tych ostatnich stronach naszkicowaem, jest czym wicej ni tylko niestworzon
bajk. Badania ostatnich lat dostarczaj wci nowych informacji wspierajcych
pogld, e zdarzenia mogy istotnie tak wwczas przebiega. Jedn z
najwikszych rewelacji jest sposb, w jaki yjcy dzisiaj jeszcze
jednokomrkowiec pantofelek Paramecium bursaria postpuje z glonami
Chlorella (potomkami owych pierwotnych zielenic).
Paramecium bursaria ma te wszystkie organelle, ktre z komrki czyni twr
nowoczesny i wysoko rozwinity. Ale nie ma chloroplastw. Aby si odywia,
jest wic skazane na obecno organicznych czsteczek jako pokarmu. Nie
potrafi sam budowa ich z substancji nieorganicznych. Jest zatem zwierzciem
gdybymy chcieli przyj za punkt wyjcia dychotomiczny podzia przyrody
oywionej na krlestwo rolin i krlestwo zwierzt.1 Tymczasem dokadne
obserwacje tego jednokomrkowca wykazay, e takie etykietki bardzo wte
miewaj podstawy.
To dziwaczne zwierztko, pantofelek, nauczyo si bowiem wcigania w siebie
okrelonej liczby chlorelli, ktre pomagaj mu w wyywieniu. Liczba wciganych
glonw (zwykle trzydzieci do czterdziestu) jest najwyraniej utrwalona
dziedzicznie w zalenoci od typu pantofelka. Pewne ciekawe dowiadczenia
dowodz, e w tym przypadku nie o chloroplasty chodzi, lecz wyranie nadal o

samodzielne zielone glony.


Uczonym udao si pod mikroskopem ostronie wydoby drobne zielone ciaka z
yjcego pantofelka. aden ze skadnikw dzisiejszej komrki rolinnej nie
przeyby takiego zabiegu. Tymczasem co si okazuje: Paramecium bursaria
dalej rozwijao si wspaniale, a wyswobodzone ze zielone ciaka rwnie rosy,
ywiy si i rozmnaay. Byy to wanie samodzielne Monera, a mianowicie glony
Chlorella, a nie adne samodzielne organelle.
Nastpne interesujce odkrycie polegao na stwierdzeniu, e pozbawiony swoich
glonw pantofelek tylko dopty si rozwija i mg rozmnaa przez podzia,
dopki mia w swoim otoczeniu dostatecznie duo organicznego poywienia.
Gdy eksperymentatorzy przestawali dostarcza mu takiego pokarmu umiera
mierci godow. Pozornie nie ma w tym nic szczeglnego. Tymczasem wynik
ten natychmiast si zmienia, skoro tylko do roztworu, w ktrym pywa pantofelek,
wprowadza si w typ chlorelli, w jakim dane Paramecium bursaria si
wyspecjalizowao. Przy pierwszym kontakcie pantofelek od razu pochania jeden
glon. I nawet jeli jest najbardziej wygodniay, nie trawi go. Przeciwnie, glon
doskonale si rozwija, a po krtkim czasie zaczyna si nawet w plazmie
pantofelka rozmnaa przez podzia.
Najbardziej zdumiewajcy jest ostatni rezultat dowiadczenia. Wyglda nieomal
na to, e pantofelek umie liczy: pochonita chlorella w opisywanym
dowiadczeniu dzieli si bowiem dokadnie dopty, dopki nie powstanie liczba
"niewolnikw" charakterystyczna dla danego typu Paramecium. Z t chwil
rozmnaanie ustaje. Musimy wic zaoy, e jakie sterujce rozkazy
pantofelka (prawdopodobnie i w tym wypadku przekazywane przez specjalne
enzymy) reguluj rozmnaanie si pochonitych glonw stosownie do jego
wasnych potrzeb. Nie musimy chyba dodawa, e zasiedlony "przepisow"
liczb chlorelli pantofelek moe naturalnie przetrzyma bez trudnoci okres
brakw pokarmowych. Dziki swym foto-syntetycznym zdolnociom jego
"niewolnicy" troszcz si w dostatecznym stopniu o wytwarzanie potrzebnych
materiaw podstawowych. Ciekawe wreszcie jest, e taki pantofelek, ktry ju
wszed w posiadanie typowej dla siebie liczby glonw, nie tylko pochania, ale
bez adnych oporw trawi nowe chlorelle, gdy na nie natrafi. Widocznie znajduje
on jako chemicznie swoich "staych lokatorw", aby mc ich odrni od
normalnej zdobyczy.
Dziki temu przykadowi biologowie uzyskali wic pewien model, ktry nam
dzisiaj jeszcze pogldowo ukazuje, jak przebiega ten etap ewolucji, ktry od
bezjdrowych prakomrek doprowadzi do komrek wyszych wyposaonych w
organelle. Decydujc rnic pomidzy t drog dalszego rozwoju a drog,
ktrej si tak dugo daremnie poszukiwao, jest to, e wyej zorganizowane
komrki nie s jak mona byo sdzi lepiej rozwinitymi bezporednimi
potomkami bezjdrowych prakomrek, lecz s rezultatem jak gdyby

symbiotycznego poczenia rozmaitych prakomrek o rnym wyspecjalizowaniu


funkcji i wydolnoci.
Retrospektywnie znowu nietrudno zrozumie, e prociej i atwiej byo przeby
tak drog ni w cigu caych pokole dy do wytwarzania, jednej za drug,
rozmaitych funkcji i wydolnoci w komrkach tego samego rodzaju. Ta
zastosowana przez przyrod metoda przypomina troch nowoczesne metody
budowy domw z elementw prefabrykowanych. Komrki, ktre potrafi si w
swojej funkcji uzupenia, cz si i zaczynaj wspdziaa. W ten sposb
prakomrka moga naby okrelonych wydolnoci cakowicie gotowych
("prefabrykowanych"), w postaci wyspecjalizowanej komrki siostrzanej, unikajc
koniecznoci przejcia mozolnego (i niepewnego) procesu wyksztacania samej
wszystkich funkcji (bd rezygnowania z nich). Zobaczymy jeszcze, e opisana
tu historia powstania dotyczy nie tylko chloroplastw, lecz prawdopodobnie
rwnie innych organelli komrkowych.
Istnieje jeszcze jedno odkrycie, ktre pozwala hipotez, e wszystko wanie tak
przebiegao, uwaa dzisiaj prawie za dowiedzion. W ostatnich latach
znaleziono w chloroplastach komrek wyszych (zreszt take ju i w
mitochondriach) takie DNA, ktre rni si od DNA komrki, do jakiej
przynaley dana organella. Zdaniem wikszoci naukowcw odkrycie to stanowi
ostateczny dowd na to, e co najmniej te dwie organelle musiay pierwotnie by
samodzielnie yjcymi komrkami. Tylko wtedy bowiem, jeeli takie jest ich
pochodzenie, a nie s one same jedynie budulcem, mona zrozumie to, e
zawieraj w sobie wasny plan budowy, odmienny od planu obejmujcej je
komrki.
W tym miejscu trzeba chyba zwrci uwag, e twierdzenie, jakoby organelle
komrkowe prowadziy "ywot niewolniczy", jest nieco przesadzonym
dramatyzowaniem sytuacji. Jak bardzo jednostronne byoby takie stanowisko,
wynika porednio take z dowiadcze nad Paramecium bursaria. Ten
jednokomrkowiec dlatego przecie sta si tak radonie przez biologw
przyjtym przypadkiem modelowym, e jego skadniki a wic samo
Paramecium i zawarte w nim chloroplasty mona utrzyma przy yciu rwnie
w stanie rozdzielonym. Ju to wiadczy o charakterze tych chloroplastw jako
pierwotnie samodzielnych glonw. Znalezienie za tego dowodu dlatego trwao
tak bardzo dugo, e moliwo takiego dzielenia jest rzecz wyjtkow.
We wszystkich innych badanych do tej pory przypadkach a uczeni
przeprowadzali od czasw Merekowskiego wci od nowa takie dowiadczenia
po dokonaniu rozdziau ginie w najkrtszym czasie nie tylko komrka, ale take
izolowana organella. Mwilimy ju o tym, e chloroplasty, rybosomy i
mitochondria jako odwirowana frakcja komrkowa daj si do celw badawczych
utrzyma przy yciu tylko przejciowo.
adna organella dzisiejszej komrki nie potrafi ju prowadzi prawdziwie

samodzielnego ycia, ywi si i rozmnaa o wasnych siach. Z tego wolno


wnioskowa, e organella dawno potrafia dla siebie wycign korzyci z nowej
sytuacji. Podobnie jak pasoyt, zrezygnowaa z podtrzymywania wielu wanych
dla ycia funkcji, w zwizku z czym w zakresie tych funkcji pasoytuje na swoim
"gospodarzu". Co prawda nie moemy dzisiaj jeszcze powiedzie, o jakie funkcje
tu konkretnie chodzi. Jednake to, e zapewne tak jest, wynika logicznie z faktu,
e adna organella nie jest ju zdolna do samodzielnego bytowania.
Tymczasem uyte w tym miejscu pojcie pasoytnictwa jest wyrazem
jednostronnego i nieobiektywne-go spojrzenia na sytuacj i efektem
niedopuszczalnej oceny, ktrej ofiar pada tym razem organella. Przecie
organella take suy ywicielowi przez swoj fotosyntetyzujc dziaalno. Ze
zwizku korzystaj wic obaj uczestnicy. Tak form kooperacji biolog okrela
mianem symbiozy. Zgodnie wic z pogldem, ktry w wietle opisanych tutaj
najnowszych osigni nauki zaczyna przewaa, komrki "postpowe" s
rezultatem symbiotycznego poczenia si rnorakich wyspecjalizowanych
komrek bezjdrowych.
Teraz musz jeszcze na dowd, e sprawa nie dotyczy wycznie chloroplastw,
krtko zrelacjonowa, co jak nam si zdaje wiemy ju o powstaniu innych
organelli komrkowych. W tym celu moemy znowu nawiza do konkretnej
historycznej sytuacji, jak hipotetycznie przyjlimy dla praoceanw w owej
epoce.
Opis tej sytuacji przerwalimy w momencie, gdy pierwszy globalny kryzys
ywnociowy zosta przezwyciony dziki masowemu pojawieniu si
pierwszych typw komrek zawierajcych chloroplasty. Stwierdzilimy take, e
ich tak szybko osignita przewaga otworzya nowe moliwoci ycia innemu
typowi komrek, a mianowicie tym komrkom bez chloroplastw, ktre dotd
jeszcze nie byy zginy z godu i w por przestawiy si na rozbjniczy sposb
odywiania.
Tymczasem tak szczliwe pojawienie si nowego pokarmu pocigno za sob
rwnie nowe problemy. Pokarm w nie nadawa si ju do tak prostego i
biernego poykania w kadej chwili jak nieoywione, abiotycznie powstae wielkie
czsteczki, ktre do tej pory stanowiy poywienie. Wiele rolinnych
jednokomrkowcw na pewno byo ju wtedy bardzo wawych i ruchliwych, na
przykad glony wyposaone w biczykowate cienkie wici, bakterie obsadzone
rzskami albo te takie, ktre skrcone w ksztacie korkocigu posuway si
naprzd obrotowym lub wijcym si ruchem.
Znowu zmienio si rodowisko wane jest bardzo, abymy na ten aspekt
zwrcili szczegln uwag! tym razem w sensie decydujcej zmiany
waciwoci, cechujcych niezbdny do ycia pokarm. Sta si on bowiem
ruchomy. Aby skutecznie upolowa tak zdobycz, trzeba byo samemu by
ruchliwym. Zmiana rodowiska bya rwnoznaczna z nowym wymaganiem, z

przymusem rozwinicia nowej cechy, nabycia nie posiadanej dotd zdolnoci


pod grob zagady.
Na c si moga przyda najwikszej komrce jej przewaga, jeeli zdobycz po
prostu od niej odpywaa? W owej fazie znowu pomary niezliczone komrki,
poniewa ich predyspozycje ju nie odpowiaday nowo powstaym
waciwociom pokarmu, poniewa nie potrafiy dostosowa si do tej zmiany
rodowiska. Jednake i tym razem pewnej liczbie komrek chocia wedug
wszelkiego prawdopodobiestwa znowu bardzo nieznacznej udao si w por
przestawi. Uzyskay one pewne narzdzie, ktre umoliwio im szybkie
poruszanie si, a tym samym skuteczny pocig za umykajc zdobycz;
narzdziem tym byy wici.
Te organelle rwnie nie zostay wytworzone stopniowo przez komrki, ktre
dzisiaj je maj, w toku trudnego i powolnego procesu rozwoju, lecz zostay
nabyte jako "gotowa jednostka", wedug zasady symbiotycznego wspdziaania.
Partnerkami, ktre w tym wypadku wniosy t potrzebn wydolno do
spoecznoci, byy krtki (Spirochaeteae). Tak biologowie nazywaj owe drobne
bezjdrowe bakterie, zbudowane na podobiestwo korkocigu, posuwajce si
ruchem obrotowym i wijcym.
Take w tym wypadku obie strony zyskay na tej kooperacji. Godna komrka, do
ktrej powierzchni po raz pierwszy przywar krtek, nagle zostaa wprowadzona
w ruch dostatecznie szybki na to, aby zwikszy jej szans przy poszukiwaniu
pokarmu. Mae krtki za mogy si teraz odywia szcztkami komrek, ktre
byy zbyt due na to, aby spirochety mogy same sobie da z nimi rad. Zreszt
dla tego przypadku nabycia wici odnaleziono tymczasem rwnie formy
przejciowe wrd obecnie yjcych jednokomrkowcw. Ponadto za
wiarygodnoci tej drogi rozwoju przemawiaj odkryte przy zastosowaniu
mikroskopu elektronowego zbienoci w ultrastrukturze wici i dzisiaj jeszcze
wolno yjcych krtkw.
Wreszcie ostatni przykad tej zasady kooperatywnego czenia si na poziomie
komrkowym. Dotyczy on mitochondriw i jest moe pod pewnymi wzgldami (w
kadym razie z naszego ludzkiego punktu widzenia) najwaniejszy.
Przypominamy: mitochondria s to organelle, ktre nazywa si take "silnikami
komrki", poniewa zachodz w nich procesy oddychania dostarczajce energii.
Przecie oddychanie oznacza "spalanie", bd, mwic cilej jzykiem chemii:
rozkad za pomoc tlenu czsteczek wikszych (przede wszystkim cukru
gronowego) na mniejsze (mianowicie wod i CO2) przy jednoczesnym uzyskaniu
uwalniajcej si energii wiza.
Ale c miay teraz robi mitochondria (potrafi one jak widzimy uwolni
energi przy uyciu tlenu) w praatmosferze, w ktrej jak to szeroko
omawialimy w ogle nie byo wolnego tlenu? Gdzie nawet nie powinno byo
by wcale wolnego tlenu, gdy jego utleniajca sia nie byaby dopucia do

powstania tych wszystkich wielkich czsteczek i biopolimerw, ktre pozwoliy


osign ten etap, do jakiego doszlimy obecnie?
Gdy zadamy sobie takie pytanie, rozumiemy od razu, e rwnie mitochondria
musiay by znowu jak odpowiedzi na zmian warunkw rodowiska;
przystosowawcz reakcj dopiero co powstaego ycia na nowe wyzwanie;
kryzysem, ktry domaga si waciwej odpowiedzi, poniewa alternatyw byaby
nieuchronna zagada. Wszystko, czego wolno nam si dzisiaj z rnych
uzasadnionych przyczyn domyla w kwestii powstania mitochondriw,
przemawia za susznoci tej hipotezy. Wyglda na to, jakoby mitochondria
stanowiy odpowied na miertelne, zagraajce wszelkiemu yciu
niebezpieczestwo ze strony innego typu organelli, o jakim wanie mwilimy
ze strony chloroplastw.
Dla lepszego rozumienia trzeba w tym miejscu znowu wtrci ma dygresj.
Musimy si bowiem przynajmniej krtko zaj zagadnieniem, skd waciwie
czerpay swoj energi yciow komrki w beztlenowej jeszcze praatmosferze.
Odpowied jest stosunkowo prosta, istniej bowiem do dzi potomkowie owych
pierwotnych yjcych beztlenowe (anaerobowych) komrek. Moemy wic
szczegowo bada ich przemian materii. Wynik: beztlenowce zdobywaj
energi napadow nie przez oddychanie tlenowe, lecz (abstrahujc od wyjtkw)
przez proces rozkadu okrelany jako "fermentacja".
Czsteczk typow, o stosunkowo duej energii wiza, a jednoczenie atwo
rozkadajc si, jest cukier gronowy glukoza. Tote glukoza jest jednym z
najwaniejszych i najbardziej rozpowszechnionych rodkw spoywczych. Do
rozkadu glukozy komrka niekoniecznie potrzebuje tlenu. Nawet dzisiejsze
tlenowce zaatwiaj wci jeszcze pierwszy etap rozkadu glukozy beztlenowe, a
dopiero potem przechodz do spalania tlenowego.
Wszystkie yjce komrki bowiem rozkadaj glukoz (podobnie jak inne suce
za pokarm czsteczki) "na raty", w wielu kolejno po sobie nastpujcych
etapach. W pierwszej chwili wydaje si to niepotrzebnym utrudnieniem. Ale
trzeba sobie uzmysowi, e gwatowny, nastpujcy jednorazowo rozkad
czsteczki glukozy na jego produkty, wod i dwutlenek wgla, wyzwoliby tak
znaczn ilo ciepa, e adna ywa komrka nie zniosaby tego. Dlatego
komrki si nie piesz. Kada z naszych komrek rozkada "pokarm
energetyczny", glukoz, w cigu nie mniej ni dwch tuzinw kolejno po sobie
nastpujcych stadiw. Kady z nich wyzwalany jest, w wiadomy nam ju
sposb, przez wasny enzym. Umoliwia to komrce kontrol nad tempem
rozkadu, a tym samym nad uwalnianiem energii chemicznej rozkadanej
czsteczki, ponadto nie dopuszcza, aby rozkad glukozy bieg jak reakcja
acuchowa.
Mniej wicej dziesi pierwszych etapw czstkowych przebiega anaerobowo,
beztlenowe, rwnie w komrce organizmu oddychajcego tlenem. W tym

procesie glukoza jest jednak rozkadana tylko do stanu produktu przejciowego,


tak zwanego kwasu pirogronowego. Bez tlenu rozkad w tym miejscu ustaje.
Dalszy rozkad, a tym samym uwolnienie energii chemicznej wci jeszcze
zawartej w kwasie pirogronowym, moliwy jest tylko przy udziale tlenu. Ta
pierwsza, beztlenowa faza oddychania jest identyczna z procesem, ktry
biochemik nazywa fermentacj.
Jest to, gdy si zastanowimy, niezwykle pouczajce stwierdzenie. Uzupenia je
odkrycie, e ten pierwszy etap rozkadu cukru gronowego nie odbywa si w
mitochondriach, lecz w bezorganellowych ("archaicznych") obszarach plazmy
komrkowej. Wreszcie w czciowy rozkad, przebiegajcy wedug zasady
fermentacji anaerobowej, jest identyczny z procesem przemiany materii, z
ktrego wikszo yjcych jeszcze dzisiaj beztlenowcw czerpie sw energi
napdow. Tyle tylko potrafi. Doprowadzaj wycznie do wytworzenia kwasu
pirogronowego (bd substancji pokrewnych). Dalej nie umiej ju wykorzysta
cukru gronowego jako pokarmu. Jest to bowiem niemoliwe bez tlenu.
Wszystkie te odkrycia pozwalaj wysnu wniosek, e proces przemiany materii
zwany fermentacj jest najstarsz, pierwotn form rozkadu glukozy. On to
pomaga odywia si prakomrkom dostosowanym do beztlenowej atmosfery.
To, e wskutek takiego niepenego rozkadu wykorzystanie poywienia byo
bardzo niedoskonae, nie odgrywao adnej roli, dopki istniay dostateczne iloci
pokarmw, a funkcje komrek nie zuyway zbyt wiele energii.
Tymczasem warunki ponownie si zmieniy. "wiat, ktry sam jest skoczony i
cigle si zmienia, nie moe wszak mieci w sobie ani nieskoczonoci, ani
trwaoci" (zob. s. 78). Jeeli w sferze kosmicznej, gdzie dziaaj "tylko" siy
fizyczne, nie istnieje adna rwnowaga, jake moglibymy zaoy utrzymanie
si jej na powierzchni ziemskiej w owych warunkach, ktre stay si tak
niezwykle skomplikowane?
To, e porzdek tym razem wyrwa si z zawiasw, przypisa trzeba dziaalnoci
chloroplastw. Opisaem ju, jak pojawienie si ich uratowao komrki praczasw
od zagady wskutek braku pokarmu; wspomniaem take, e speniaj one po
dzi dzie t niezbdn funkcj biecej dostawy poywienia. Jak kada rzecz,
rwnie dziaalno chloroplastw ma dwa oblicza. Fotosynteza nie tylko staa
si sposobem czerpania i magazynowania energii, lecz jednoczenie jak kady
inny proces przemiany materii wytwarzaa produkty rozkadu.
Zrazu nie stanowio to adnego problemu. Pierwsze, wstpne szczeble
przemiany energii promienistej w chemiczn, znacznie prymitywniejsze i
oczywicie mniej wydajne anieli w peni rozwinita fotosynteza epok
pniejszych, jeszcze nie wytwarzay produktw rozkadu, ktre powodowayby
zmiany w otoczeniu. Ale w cigu dalszych milionw lat stopniowo pojawiay si
nowe wci i coraz efektywniej pracujce typy chloroplastw. Na ostatnim
szczeblu postpu, ktry zosta wreszcie osignity zapewne dopiero po bardzo

dugim okresie rozwoju, niezbdny do procesu fotosyntezy wodr wytwarzay


same chloroplasty przez rozkad czsteczek wody (H2O).
Osignita tym samym nowoczesna forma fotosyntezy zdaje si optymalnie
wykorzystywa ten sposb zdobywania energii. O ile nam wiadomo, nie mg on
ju do dnia dzisiejszego by jako zasadniczo udoskonalony. O jego
efektywnoci mwi ponadto sukces, ktry na tym ostatnim etapie osigny
komrki, a ktry odczytujemy z bardzo starych skamieniaoci. Wynalazek
fotosyntezy w jej ostatecznej postaci doprowadzi do gwatownego rozmnoenia
si pierwotnych zielenic, a o rozmiarach tego rozrostu wiadcz dzisiaj
imponujce osady powstae z ich szcztkw. Jednake swoisty proces, ktry sta
si przyczyn tego sukcesu, wydziela tlen jako produkt rozkadu. Pierwotne
zielenice i utworzone z nich chloroplasty rozkaday, jak mwiem, wod na jej
czci skadowe. Wodoru potrzeboway do fotosyntezy. Tlen pozosta.
Chloroplasty nie miay dla zastosowania.
Zatem pojawienie si w peni dojrzaych chloroplastw oznaczao pocztek
koca atmosfery pierwotnej. Skoro w takiej masie, do jakiej rozmnoyy si w
zwizku z odniesionym sukcesem, produkoway one wolny tlen, to w nie znany
dotd gaz musia si odtd nagromadza w atmosferze. Od tego momentu
zawarto tlenu w atmosferze ziemskiej musiaa wzrasta stale i
niepowstrzymanie. Skutkiem byo zagroenie na skal wiatow wszystkich
dotd powstaych form ycia. Nie byo ani jednego organizmu przygotowanego
na pojawienie si tlenu, ktry wystpowa przedtem w znikomych ilociach.
Sprawa bya tym draliwsza, e tlen dziki swej znacznej aktywnoci chemicznej
grozi zaatakowaniem w najkrtszym czasie wszelkiej substancji organicznej.
Dotyczyo to oczywicie wszystkich organizmw, ktre nie mogy si broni
specjalnymi rodkami ochronnymi, jak na przykad enzymami inhibitujcymi,
przed si utleniania tego nowego skadnika atmosfery. Innymi sowy, tlen, gdy
po raz pierwszy zjawi si na Ziemi, by gazem stanowicym miertelne
niebezpieczestwo dla wszelkiego ziemskiego ycia.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


13. PRZYSTOSOWANIE PRZEZ PRZYPADEK?
Po wielokrotnie powtarzajcych si kryzysach pokarmowych doszo teraz do
najwikszej spord wszystkich katastrof. Jakkolwiek wiedza nasza o tej tak
bardzo dawnej epoce nie jest kompletna, wszyscy naukowcy s zgodni co do
tego, e w tamtym czasie, w wyniku klski, ktra nawiedzia cay wczesny
wiat, prawie wszystkie powstae ju formy ycia musiay ulec zagadzie.
Pomary one wskutek zatrucia tlenem. Przeyy tylko bardzo nieliczne, ratujc
dla nastpnej kolejnej epoki cenne dowiadczenia, zdobyte do tej pory przez
ycie. Wydawao si, jakoby jaki zy duch zasnu nasz planet trujcym
obokiem.
Tym razem przyczyna take nie przysza z zewntrz. Podobnie jak w przypadku
wszystkich poprzednich kryzysw, wywoao j samo ycie. Ziemia nie jest
"scen". rodowisko nie jest tylko biernym tem, na ktrym "rozgrywa si" ycie.
Jego pojawienie si z gruntu przemienio Ziemi. A zmiany te z kolei zwrotnie
oddziayway na ycie i wpyway na przyjty przez nie kierunek rozwoju.
Przypomnijmy sobie w tym miejscu, e dialog pomidzy yciem a rodowiskiem
ziemskim rozpocz si od tego, e rodowisko zrodzio ycie. Zatem owo w
wyobraeniu tak wielu ludzi bierne rodowisko byo partnerem aktywnym,
sprawczym, ktry w ogle cay dialog zainicjowa. Beztlenowa atmosfera dziki
dziaaniu promieniowania nadfioletowego i innym rodzajom energii spowodowaa
powstanie coraz bardziej zoonych czsteczek, a wreszcie biopolimerw w
pocztkowo jeszcze jaowych wodach praoceanw. Skoro tylko utworzyy si z
nich pierwsze yjce komrki, stenie biopolimerw zmniejszao si
nieustannie. Stanowiy one bowiem obecnie pokarm, byy zatem zuywane
szybciej, anieli mogy od nowa powstawa.
Skutkiem tego wpywu, ktry ycie bezporednio od chwili pojawienia si
wywierao na rodowisko, by wspomniany pierwszy kryzys pokarmowy. Zosta
on opanowany dziki temu, e ubogie w pokarm rodowisko spowodowao
ujawnienie si i szybkie rozmnoenie nowego typu komrek. Byy nimi
"poykacze wiata", komrki zawierajce porfiryny, ktre potrafiy utrzyma si
rwnie w tym uboszym w pokarm organiczny otoczeniu dziki temu, e z
pomoc wiata sonecznego same budoway niezbdne zwizki organiczne. W
rodowisku wzbogaconym teraz o komrki tego typu przetrwa mogo jednak
rwnie kilka rodzajw komrek, nadal zalenych od pokarmu organicznego. W
tym celu musiay si tylko przestawi na ywienie innymi yjcymi komrkami.
Zdawao si wic, e w kocu zostaa osignita pewna rwnowaga.2 Ale byo to
tylko mylce zudzenie. Owe komrki bowiem, uprawiajce fotosyntez i
stanowice drog wyjcia z pierwszego kryzysu, wanie przez sw now
aktywno przygotowyway nastpn gron zmian rodowiska: powodoway

zmiany w atmosferze ziemskiej, ktra do tego momentu wydawaa si tak


stabilna i zaufania godna. Pierwszy raz od czasu istnienia Ziemi w jej powietrznej
powoce zaczo gromadzi si coraz wicej tlenu.
Teraz ju wystarcz nam hasa wywoawcze, aby opisa, jak niebezpieczestwo
zostao tym razem przezwycione. Wzorzec, wedug ktrego ycie zareagowao
na ponowne i znowu pozornie beznadziejne zagroenie, w gwnych swych
zarysach prawie nie rni si od historii poprzednich przypadkw. Znowu
pojawia si nowy typ komrki. Teraz s to bakterie, ktre dziki pewnym nie
znanym do tej pory enzymom s chronione przed nowym skadnikiem atmosfery,
przed tlenem.
I znowu na tym si nie koczy. Podobnie jak w tamtych przypadkach, ycie i tym
razem nie zadowala si bynajmniej samym odparciem niebezpieczestwa.
Zmiana rodowiska zdaje si stanowi zawsze nie tylko niebezpieczestwo, lecz
jak gdyby wyzwanie, pobudzajce fantazj rozwoju. Nowe bakterie, niewraliwe
na tlen, rozmnaajce si szybko kosztem mniej szczliwych, "starowieckich"
komrek, odkrywaj prdzej czy pniej moliwo wykorzystania dla siebie
wikszej aktywnoci chemicznej tlenu a przecie pierwotnym i najpilniejszym
zadaniem bya tylko obrona przed ni.
Sztuki tej z pewnoci dokonao znowu bardzo niewiele spord astronomicznie
wielkiej liczby bakterii, moe tylko tuzin, a moe nawet jedna jedyna. Jedna
jedyna bakteria wystarczaaby w tej sytuacji. Jej nowa zdolno wykorzystywania
tlenu jako dostawcy energii potrzebnej do przemiany materii musiaa nada jej
tak fantastycznie wielk przewag nad wszystkimi konkurentami, e jej
potomstwo, ktre talent ten odziedziczyo, miao nieporwnywalnie wiksze
szans przeycia. A oznacza to, e nowy, bardziej rozwinity typ komrki,
pierwszy tlenowiec w historii Ziemi, opanowa widowni dziejw w cigu niewielu
tysicy wiekw.
Przewaga tej pierwszej oddychajcej bakterii polegaa w kocu take tylko na jej
zdolnoci otwarcia sobie pewnego rda energii, ktre do tej pory wydawao si
nieosigalne. W przypadku komrek zawierajcych porfiryny w gr wchodzio
odkrycie, e mona "nacign" Soce jako dostarczyciela energii. W
porwnaniu z tym odkrycie pierwszych oddychajcych bakterii wydaje si nader
skromne. Sprowadza si ono do "poznania", e kwas pirogronowy, odpadowy
produkt kocowy komrek yjcych z fermentacji, zawiera nie wykorzystane
jeszcze iloci energii. Mog one suy wycznie temu, kto nauczy si
obchodzi z tlenem.
"Oddychanie" oznacza po prostu dalsze rozkadanie tego i innych produktw
kocowych rozkadu fermentacyjnego przy udziale tlenu, przy czym jest to tym
razem rozkad ostateczny i zupeny, a do nie dajcych si ju zuytkowa
kamykw budulcowych, CO2 i wody. Kto potrafi oddycha, ten opanowa w
proces zdobywania energii, o cae niebo przewyszajcy proces fermentacji

(poniewa waciwie dopiero oddychanie zamyka niepeny proces rozkadu,


jakim jest fermentacja). Czy mona si wic dziwi, e od tej pory tlenowce
bray gr w wycigu? Kto pozna te rozwizania, ten zrozumie, dlaczego
(abstrahujc od zanikajcych wyjtkw, a mianowicie istniejcych dzisiaj jeszcze
beztlenowych gatunkw bakterii) wszystkie obecne yjce zwierzta, czy to
ameby, czy sonie, komary czy muchy oddychaj.
Zdumiewa moe tylko, jak si to stao, e wszystkie formy ycia potrafiy
przyswoi sobie t skomplikowan chemiczn form wytwarzania energii przez
oddychanie tlenowe. Ale znowu odpowied brzmi, e oczywicie wystarczao
"odkry" oddychanie tylko kilka razy, moe tylko jeden jedyny raz. Komrka,
ktrej si to udao, a take jej przez nieustanne podziay komrkowe powstae
potomstwo przekazay i t zdolno w taki sposb, e day si symbiotycznie
pochon wikszym komrkom.
Take i w tym przypadku skorzysta na tym ywiciel. Mia bowiem udzia w
energii uwolnionej przez oddychajc bakteri. Ale i bakteria wycigna korzy
otrzymaa ochron, ktrej udzielaa jej wiksza komrka ywicielska. Jest to
zgodnie z tym, co nam do tej pory wiadomo historia powstania mitochondriw,
owych organelli, w ktrych do dnia dzisiejszego przebiega wewntrz komrki
proces oddychania.
Mitochondria s wic silnikami komrki, poniewa wci jeszcze tylko w nich
moe zachodzi cakowity rozkad czsteczek pokarmowych przy udziale tlenu.
Ciao komrkowe, plazma, take w dzisiejszej komrce potrafi zaledwie
sfermentowa pokarm, rozoy go niecakowicie, tylko do wymienionych ju
produktw porednich. Cae nasze wdychanie na nic by si nam nie zdao,
gdyby w kadej z niezliczonych komrek, z ktrych si skadamy, nie znajdoway
si setki maych mitochondriw, ktre jedyne potrafi co pocz z tlenem
wchanianym przez nasze puca.
Wszystko to jest zrozumiae, dostpne naszemu rozumowi, pomimo e w
szczegach luki naszej wiedzy mog by nawet bardzo wielkie. Zasada
powstawania komrki wyszej, z jej organellami wyspecjalizowanymi w cile
okrelonych wydelnociach, przez poczenie si bezjdrowych prakomrek
rnorodnie wyspecjalizowanych, jest zgodna ze znanymi nam prawami natury
podobnie jak kady spord wielu etapw rozwojowych, ktre nastpoway jeden
po drugim od czasu pr wybuchu. Ilustracja 16 ukazuje wyranie, jak tendencja
ta moga doprowadzi do powstania przodkw dzisiejszych rolin, zwierzt i
pozostaych form ycia.
Brak nam dotd bezporedniego wyjanienia tego, e DNA, nosiciel planu
budowy komrki, skupio si w odrbn, wasn organell i odgraniczyo w
obrbie plazmy komrkowej w postaci jdra. Faktem jest bezsprzecznie, e
wszystko to przebiegao zgodnie. Poniewa jest to regua bez wyjtkw i
poniewa jdro komrkowe jest szczegem bardzo wyranym, atwo

rozpoznawalnym pod mikroskopem, bez potrzeby specjalnego barwienia czy


innych zabiegw, biologowie uywaj go jako znaku rozpoznawczego
rnicujcego oba rodzaje komrek. Mwi wic o komrkach bezjdrowych,
gdy na myli maj prymitywne komrki bez organelli; komrki wysze,
wyposaone w rozmaite organelle, nazywaj za komrkami jdrowymi.
Dotd jeszcze nie udzielilimy sobie odpowiedzi na pytanie dotyczce innej
kwestii, ktr w naszych wyjanieniach przywoywalimy niejednokrotnie ostatnio
bez wnikania w jej swoist problematyk. Przy rekonstrukcji dziejw
powstawania pierwszych oddychajcych komrek (a take innych organelli z
wyspecjalizowanymi funkcjami) zadowolilimy si bowiem oglnym
sformuowaniem, e wystarczao, jeeli spord niezliczonych
jednokomrkowcw kilka nielicznych, moe tylko jeden jedyny, wykazywao
now zdolno, nagle tak gwatownie potrzebn.
Wszystko to jest z pewnoci poprawne w tym sensie, e cay dalszy przebieg
by ju tylko skutkiem rozmnaania si tej jednej komrki, ktra dziki nowej
wydolnoci zyskiwaa odpowiedni przewag. Tymczasem sporn spraw jest
naturalnie pytanie, w jaki waciwie sposb komrka taka osigna t
zdumiewajc i tak nadzwyczajnie celowo dostosowan wydolno.
Jest to znowu jeden z tych problemw, na ktry tak skwapliwie powouj si
wszyscy ci, co z jakichkolwiek powodw upieraj si, e opowiedziana tu w
grubszym zarysie historia jest w pewnym sensie jak gdyby "nie z t e g o wiata",
pomimo e czemu oni przecie nie zaprzeczaj przebiegaa na powierzchni
naszej Ziemi. Nawet jeli wydarzyo si to tylko jeden jedyny raz (a byoby to
wszak wystarczajce), to wyjanienia wymaga, jak si to stao, e jaka komrka
nagle potrafia oddycha, i to wanie w takiej chwili, w ktrej zdolno ta staa
si tak gwatownie potrzebna do dalszego rozwoju ycia. Nawet jeeli bya to
tylko jedna jedyna komrka, stajemy tutaj w obliczu podstawowego problemu,
decydujcego o wszelkiej biologicznej ewolucji: w jaki sposb taka komrka
moga by dostosowana do jakiej cechy rodowiska, o ktrej nic jeszcze
"wiedzie" nie moga, wtedy gdy powstaa przez podzia komrki macierzystej?
adna komrka nie moe "nauczy si" w cisym tego sowa znaczeniu
nowej funkcji biologicznej. Nie jest moliwe, aby komrka w chwili powstania
jeszcze nie opanowaa funkcji takiej jak oddychanie czy fotosynteza, i nabya jej
dopiero w cigu dalszego ycia. Takie funkcje bowiem wymagaj okrelonych
cielesnych "urzdze". W naszym przykadzie, to jest w oddychaniu, s nimi
specjalne enzymy. I to nowe enzymy, wyzwalajce procesy biochemiczne, ktre
stanowi podstaw oddychania, ktre, mwic inaczej, umoliwiaj komrce
celowe obchodzenie si z tlenem.
Takie urzdzenia, czyli enzymy, albo si ma, albo si ich nie ma. S one czci
skadow odziedziczonego planu budowy i s zakodowane w jdrze komrki
przez DNA (albo te nie). Nikt nie moe ich si "nauczy". Oznacza to wic

jeeli nasze dotychczasowe rozumowanie byo poprawne e przed mniej


wicej trzema miliardami lat musiaa istnie co najmniej jedna komrka, ktra z
gry, od chwili swego powstania, czysto przypadkowo rozporzdzaa wszystkimi
enzymami potrzebnymi do obchodzenia si z tlenem dokadnie wtedy, kiedy
tlen wystpi w atmosferze ziemskiej.
Tak wic znowu pojawia si tutaj przypadek, ktry ju w dotychczasowym
przebiegu historii tak czsto i pod tak rozmaitym przebraniem wan odgrywa
rol. Natrafiamy na teraz w jego najczystszej, najbardziej bezlitosnej i
prowokujcej postaci. W tym wypadku bowiem nie chodzi ju o zagadnienie
samego prawdopodobiestwa jakiego zdarzenia przed jego nastpieniem.
Dowiedzielimy si przecie przy innej okazji, e gdy obszar moliwoci
dalszego rozwoju jest dostatecznie albo dowolnie wielki, przypadek ma
stosunkowo mae znaczenie.
Prawdopodobiestwo spadnicia dachwki na bruk w pewien cile okrelony
sposb moe by nawet bardzo nike; mimo to nawet najbardziej sofistyczny
rachunek prawdopodobiestwa nie podwaa ani faktu upadku dachwki, ani
dalszego cigu historii, poniewa jest zupenie obojtne, w jaki szczeglny
sposb i z jakim indywidualnym skutkiem dachwka na bruk spada.
Kracowemu nieprawdopodobiestwu tego szczeglnego przypadku
odpowiadaj liczne inne moliwoci realizacji tego zdarzenia. W jaki tam
sposb wic dachwka na pewno spadnie. Ta te logika rzdzia powstaniem
enzymw i innych biaek, pomimo niezaprzeczalnego faktu, e owe specjalne
zakodowania i sekwencje aminokwasw, ktre nasi biochemicy dzisiaj
odkrywaj, s wrcz astronomicznie nieprawdopodobne. Ale w czasie gdy
powstaway, istniao prawie dowolnie wiele moliwoci zaszyfrowania rozmaitych
biaek przez DNA.
Tymczasem w tym momencie, do ktrego dotarlimy, po raz pierwszy sprawa
ma si zupenie inaczej. Dalszy cig rozwoju nie jest ju wcale dowolny. W
okresie liczcym ju miliardy lat rozwj sam wytycza sobie coraz bardziej
konkretny kierunek, zacieniajc stopniowo coraz bardziej swobod dziaania na
przyszo. Gdy wczesna historia ycia na Ziemi osigna etap, w ktrym
zawarto tlenu w ziemskiej atmosferze nieustannie wzrastaa, moliwoci tego,
co si od tej chwili miao sta, wcale ju nie byy dowolnie wielkie.
Przeciwnie: jeden jedyny, cile okrelony pierwiastek, tlen, ze swymi
charakterystycznymi i typowymi waciwociami, wyciska pitno na rodowisku,
na ktre zdane byo ycie. Na to, aby dotrzyma kroku radykalnym zmianom
warunkw ycia, naleao bezsprzecznie rozwin wydolnoci rwnie
specyficzne, jak indywidualne byy cechy tego nowego zjawiska w otoczeniu. Nie
ma wszak dowolnie wielu chemicznych metod opanowania tak agresywnego
pierwiastka, jakim jest tlen. W warunkach biologicznych istnieje moe nie
wiemy tego z ca pewnoci tylko jedna, ktr znamy, poniewa zostaa

wwczas na Ziemi zrealizowana.


Nieprawdopodobiestwo zdarzenia, od ktrego teraz wszystko zaleao, tu
przed jego nastpieniem byo prawie rwnie wielkie, jak jest obecnie, gdy si
patrzy wstecz i uwzgldni inne moliwoci. Mwic prociej: rozwj byby
wwczas uleg definitywnemu zahamowaniu, gdyby w tym momencie historii
Ziemi nie bya si pojawia co najmniej jedna komrka, ktra czysto przypadkowo
od chwili swego powstania posiadaa dokadnie takie nowoczesne enzymy, jakie
byy potrzebne do oddychania. Powiedzmy sobie wyranie: komrka ta musiaa
mie odpowiedni zestaw enzymw ju w chwili powstania, a wic zanim w ogle
zetkna si po raz pierwszy z tlenem w atmosferze.
Czy taka zbieno, powstaa z czystego przypadku, jest w ogle moliwa? Oto
podstawowe pytanie wszelkiej ewolucji biologicznej. Przy jego rozstrzyganiu
rozchodz si pogldy wielkich umysw. Odpowied "tak" jest czym w rodzaju
wyznania wiary wspczesnego przyrodnika. Gdyby chcie by zoliwym, mona
by powiedzie, e waciwie nie ma on innego wyjcia, jak na to pytanie
odpowiedzie twierdzco. Postawi sobie przecie za cel wyjanianie zjawisk
przyrodniczych w sposb rozumowy, a wic wyprowadzanie ich z praw natury,
bez uciekania si do pomocy nadprzyrodzonej ingerencji.
Wydaje si zrazu, e w tym miejscu, przy tej prbie zapdzi si definitywnie w
lep uliczk.3 W co waciwie w tych samemu sobie naoonych warunkach
wyjciowych przyrodnik ma teraz wierzy, jak nie w przypadek? Jake inaczej
mona wyjani z punktu widzenia przyrodoznawstwa, e dla dobra dalszego
rozwoju nagle pojawia si komrka, ktra umie oddycha? Dokadnie w tej
chwili, kiedy jest to nie tylko sensowne, lecz kiedy ta skomplikowana reakcja
chemiczna jest absolutnie niezbdna do kontynuowania ycia na Ziemi?
Jak wiadomo, biolog posugujcy si argumentami przyrodniczymi w tej
przymusowej sytuacji radzi sobie stawiajc podwjn hipotez. Zakada, e przy
podziaach komrki wci zachodz mutacje, a wic wystpujce przypadkowo
drobne zmiany zmagazynowanego w jdrze komrkowym dziedzicznego planu
budowy. Musi take przyj dodatkowo drugie zaoenie, e liczba komrek, w
ktrych takie mutacje zachodz, jest dostatecznie wielka, aby wrd tych
przypadkowych mutacji, znowu przypadkowo, znalaza si take i ta, ktra w
danym momencie wanie potrzebna jest ewolucji, a wic dalszemu rozwojowi
ycia.
Tego rodzaju nagromadzenie celowych przypadkw wystawia nasz dobr wiar
na cik prb. Mamy bowiem wierzy, e przy podziale komrki oraz
towarzyszcym mu podziale i podwojeniu DNA (obie komrki potomne
potrzebuj przecie kopii planu budowy i funkcji) w pewnym maym procencie
zachodz cigle drobne "bdy": po podziale w jednej z komrek potomnych
jaka trjka nukleotydw nagle znajduje si na niewaciwym miejscu, inna
zostaa wymieniona bd cakowicie wypada i tym podobne inne kombinacje.

Dotd nie ma w tym jeszcze nic szczeglnego. Przeciwnie, byoby to nawet


bardzo dziwne i sprzeczne z wszelkim oczekiwaniem, gdyby w skomplikowanym
procesie podziaw komrkowych podwojenie DNA zawsze, bez wyjtku, we
wszystkich przypadkach przebiegao bez takich maych awarii. Ale przecie
wiara nasza ma siga jeszcze znacznie dalej, jeeli pragniemy da sobie rad
bez nadprzyrodzonego "kierownictwa" w tym caym procesie; ka nam wierzy
w twierdzenie biologw, e bez wzgldu na to, co przyniesie ze sob
przyszo pord tych planw budowy, zmienionych przez przypadkowe
zrnicowania, znajdowa si maj nie tylko niewypay (ktre bez wtpienia
stanowi przewaajc wikszo wszystkich zachodzcych mutacji), lecz take
warianty, ktre czysto przypadkowo (bo jakeby inaczej!) "pasuj", ktre si wic
nadaj do opanowania nowych bd do tej pory nie uwzgldnianych warunkw
rodowiska.
Czy moe cay problem traci nieco na ostroci przez niebywale dugie okresy,
ktre tu wchodz w gr? Wydaje si poyteczne i suszne, ebymy w tym
miejscu sprbowali sobie uzmysowi tempo, w jakim nastpoway poszczeglne
kroki, ktre tutaj rozpatrujemy. Od prawybuchu do tej pory mino jak wolno
domniemywa na podstawie przesanek omwionych na pocztku tej ksiki
mniej wicej trzynacie miliardw lat. Upyno wicej ni poowa tego okresu, bo
okoo omiu miliardw lat, zanim przyjcia i odejcia rnych pokole
gwiazdowych zrodziy wszystkie te pierwiastki, z ktrych si skada nasz
dzisiejszy wiat i zanim si wreszcie z nich utworzy nasz Ukad Soneczny, a
wraz z nim Ziemia.
Jakie cztery i p miliarda lat temu ozibienie skorupy ziemskiej posuno si o
tyle, e powsta mogy praoceany i pierwotna atmosfera, a w nich rodzi si
procesy, ktre opisalimy jako ewolucj chemiczn. Mniej wicej trzy i p
miliarda lat temu powstay zapewne pierwsze bezjdrowe komrki. Jednake
pocztek ewolucji wyszych wielokomrkowych istot yjcych rozpoczyna si
dopiero mniej wicej w trzy miliardy lat pniej, a wic dopiero okoo szeciuset
do siedmiuset milionw lat przed dzisiejszymi czasy.
S to naturalnie bardzo niedokadne rachuby. W zasadzie powinny jednak
oddawa waciw skal wielkoci. Ot z naszego przegldu wynika
niespodziewany wniosek, e czas rozwoju jednokomrkowego ycia na Ziemi by
cztery czy pi razy duszy od tego, ktry by potrzebny, aby od pierwszych
prymitywnych wielokomrkowcw oceanw prekambryjskich doprowadzi do
pazw, zjawiska ciepokrwistoci i wreszcie do powstania czowieka.
Co najmniej wic przez cay miliard lat przyroda marudzia z rozwiniciem
skomplikowanego procesu podziau komrkowego. Naley przyj, e rwnie
dugo trwao najprawdopodobniej przejcie od bez-jdrowych do wyszych,
jdrowych komrek, rozwj fotosyntezy, a take nabycie zdolnoci oddychania
tlenowego. Odpowiednio do tego poniewa toczce dialog ycie i rodowisko

koresponduj ze sob w zwierciadlanym odbiciu take katastrofy, o ktrych


mwilimy na poprzednich stronicach, przebiegay w tempie zwolnionym.
Miliard lat na udoskonalenie podziau komrkowego. Taki sam niewyobraalnie
dugi czas na coraz doskonalsze "dopracowanie" fotosyntezy. A "tylko" szesetsiedemset milionw lat na dug drog od pierwszych bezkrgowych
wielokomrkowcw do czowieka. Rnica jest diametralna. Zajmiemy si ni
jeszcze pniej, gdy kryje si za tym fakt wany dla tezy tej ksiki. Obecnie
zaley mi tylko na tym, aby zwrci uwag, e rwnie stopniowy wzrost
zawartoci tlenu w powietrzu a do stenia o znaczeniu biologicznym musia
by procesem trwajcym setki milionw lat.
A wia czas, ktry ycie miao do dyspozycji na przystosowanie si do nowych
zmian rodowiska, by ogromnie dugi. Zatem szans przypadkowego powstania
pierwszej oddychajcej komrki ewolucja moga zaczerpn nie tylko z
astronomicznie wielkiej liczby komrek jednej zaledwie epoki Ziemi, lecz ze
wszystkich komrek, ktre dzieliy si w cigu setek milionw lat. Liczba mutacji,
w ktrych przez czysty przypadek zdarzy si mogo to "waciwe", to
bezwzgldnie konieczne w obliczu tego, co miao nastpi, bya odpowiednio
wrcz niewiarygodnie wielka.
Ale czy to rozpoznanie co nam daje? Jeli mamy by zupenie szczerzy,
musimy zaprzeczy. Dla naszej ludzkiej zdolnoci wyobrani pytanie, czy
porzdek moe, czy te nie moe pojawi si przez przypadek, czy
skomplikowana funkcja biologiczna moe, czy nie moe by przypadkowym
rezultatem dowolnie zachodzcych, nie ukierunkowanych mutacji pytanie takie
jest kwesti nie ilociow, lecz spraw zasadnicz. Twierdzenie, e jest to
moliwe, dziaa jak prowokacja, niezalenie od tego, jak dugi byby czas, w
ktrym teoretycznie trzeba by wyczekiwa takiego zdarzenia.
Tote jedynymi, ktrzy wierzyli, e co takiego istnieje, byli do niedawna ci
biolodzy, ktrzy zajmowali si specjalnie problemami ewolucji. Oni nie mogli tego
pytania unikn. Nie mogli go od siebie odsun, poniewa natykali si na nie
codziennie w toku pracy. Wierzyli wic w przypadek, w powstawanie wci
nowych, coraz bardziej celowych i stopniowo doskonalonych biologicznych
planw budowy i funkcji jako rezultat przypadkowych i nie ukierunkowanych
mutacji. Wierzyli, nie umiejc tego waciwie udowodni. Istniao wiele
wskazwek, na ktre mogli si powoywa, ale dowodu nie mieli.
W gruncie rzeczy wierzyli w t moliwo po prostu dlatego, e innej nie byo
jeeli nie chcieli zbacza z prostej drogi argumentacji naukowej. Mogo si wic
zdawa, e ta ich wiara niewiele wicej jest warta od wiary ich krytykw, ktrzy z
takim samym uporem twierdzili, e powstanie porzdku i celowego
przystosowania na loterii mutacji przez czysty przypadek jest cakowicie
niemoliwe.
W tym podstawowym zagadnieniu rozwoju ycia na Ziemi niewiele si zmienio

do dzi w zakresie argumentw pro i contra, ktre mona przytoczy i ktrych


mona teoretycznie broni. W teorii oba stanowiska mog by prezentowane i
reprezentowane przez ludzi inteligentnych z tak sam si przekonania i bez
logicznych sprzecznoci. W tych warunkach jest to naprawd szczliwy zbieg
okolicznoci, e amerykaski biolog i laureat nagrody Nobla Joshua Lederberg
potrafi wymyli dowiadczenie, ktre raz na zawsze rozstrzygno t wan
kwesti.
Na sztuczk czarodziejsk wyglda w pierwszej chwili fakt, e istnieje moliwo
dowiadczalnego badania problemu, czy nie ukierunkowane mutacje mog
przypadkowo doprowadzi do sensownych biologicznych wydolnoci i
przystosowa. Tymczasem dowiadczenie takie jest nie tylko moliwe, lecz tak
proste, e kady dobry nauczyciel biologii moe je zademonstrowa swoim
uczniom. Trzeba byo tylko, aby kto wpad na waciwy trop, jak problem ten
bada. Joshua Lederberg taki pomys powzi przed dwudziestu laty.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


14. EWOLUCJA W LABORATORIUM
Gdy si pragnie dowiadczalnie przebada zjawisko ewolucji, potrzebna jest
dua liczba yjcych organizmw i czas ycia wielu ich pokole. Liczba yjcych
obiektw dowiadczalnych musi by bardzo znaczna, poniewa procentowa
liczba mutacji, a wic suma przypadkw, w ktrych przy podziale komrki, w
toku podwajania si DNA, pojawiaj si bdy, jest znikoma. Gdyby byo inaczej,
aden yjcy gatunek nie mgby si utrzyma przez wicej pokole. (A gdyby
bdw w ogle nie byo, wwczas z kolei przez dugie okresy nie mogyby
zachodzi adne zmiany gatunku, nie byoby wic ewolucji.)
Dowiadczenie za musi obj wiele pokole, poniewa mutacje zachodz tylko
przy rozmnaaniu si (przy podziale komrki) i dopiero porwnanie ze sob co
najmniej dwch pokole moe wykaza, czy i jakie zaszy mutacje. Nastpnie,
obserwujc dalszy przebieg dowiadczenia, trzeba take oceni, czy pord tych
mutacji wystpuj takie, ktre zasuguj na miano "celowych". Musiayby to by
mutacje, ktre wywouj jakie nowe bd zmienione funkcje organizmu,
powodujce, e jest on lepiej przystosowany do swego rodowiska anieli jego
nie zmutowani wspplemiecy.

Moliwie dua liczba yjcych organizmw tego samego gatunku i okres


obserwacji obejmujcy wiele pokole a wic zrazu wydaje si, e jeden tylko

uczony nie mgby nawet tego procesu obserwowa, a c dopiero zbada


dowiadczalnie. Jednoczenie wymagane do eksperymentu warunki s bardzo
atwo dostpne. Naley dobra obiekty dowiadczalne moliwie mae, aby mc
obserwowa jak najwiksz ich liczb na maej przestrzeni. Ponadto trzeba
wybra takie istoty, ktrych trwanie ycia jednej generacji jest moliwie krtkie.
Oba te zaoenia speniaj w sposb wrcz idealny bakterie. Te drobnoustroje s
tak mae, e wiele milionw osobnikw mona umieci wygodnie na poywce
jednej tylko pytki Petriego ("pytk Petriego" bakteriolog nazywa pask okrg
miseczk szklan o rednicy okoo 10 centymetrw, do ktrej wlewa si
galaretowat poywk, na jakiej maj rosn bakterie). Przecitne trwanie
jednego pokolenia dla wikszoci gatunkw bakterii wynosi tylko okoo
dwudziestu minut. Co dwadziecia minut wic kada spord milionw komrek
bakterii dzieli si na pytce Petriego na dwie komrki potomne. Poniewa
genetyczny aparat magazynujcy dziaa u wszystkich ziemskich form ycia, a
wic take u bakterii, wedug takiej samej zasady, owe drobnoustroje stanowi
idealny obiekt dowiadczalny do bada prowadzonych przez genetykw, a wic
biologw specjalizujcych si w analizowaniu procesw dziedziczenia.
S to przyczyny, dla ktrych na caym wiecie istniej tak liczne instytuty
naukowe zajmujce si wycznie genetyk bakterii. "Midzynarodowy"
charakter kodu genetycznego gwarantuje naukowcom pracujcym w tych
instytucjach, e odkrycia, ktrych dokonuj na tych stosunkowo prostych
obiektach dowiadczalnych, odnosz si rwnie do wszystkich innych
ziemskich istot ywych, z czowiekiem wcznie. Joshua Lederberg swoje pniej
tak rozsawione dowiadczenie z uyciem stempli, majce na celu zbadanie
prawide rzdzcych mechanizmem ewolucji, przeprowadzi take na bakteriach.
Szczeglnym zjawiskiem, ktrym posugiwa si jako "modelem ewolucji", bya
tak zwana oporno.
Kady wie, e lekarze usilnie ostrzegaj przed zaywaniem antybiotykw
natychmiast po pojawieniu si pierwszych objaww grypy czy zwykego
zapalenia garda. Tak czynic moemy doprowadzi do tego, e wyhodujemy we
wasnym ciele bakterie, ktre ju nie reaguj na antybiotyki, ktre jak mwi
lekarze stay si oporne na antybiotyki. Oznacza to w praktyce, e jeli
bdziemy lekceway ostrzeenia lekarzy, ryzykujemy, e pewnego dnia
zachorujemy na zapalenie puc, ktre nie da si ju wyleczy antybiotykami.
Bakterie, ktre wywoay zapalenie, bd sobie kpiy z penicyliny, tetracykliny i
wszelkich innych antybiotykw.
Fakt, e firmy farmaceutyczne ju od wielu lat wymylaj i wprowadzaj na rynek
wci nowe antybiotyki, jest take skutkiem tego zjawiska nabywania opornoci.
Liczba szczepw bakteryjnych, ktre ju nie reaguj na aden ze znanych
antybiotykw, na caej kuli ziemskiej stale wzrasta. Jeeli lekarze chc w
przyszoci nadal zwalcza skutecznie infekcje wywoane tymi opornymi

szczepami, musz mc siga do coraz innych, nowych rodzajw antybiotykw.


W oczach biologa zwalczanie zakaenia lekami anty-biotycznymi w rodzaju
penicyliny i jej pochodnych ukazuje si wic jako pojedynek midzy technik
medyczn czowieka, ktry z "egoistycznych motyww" dy do zniszczenia
bakterii, a zdolnoci przystosowania owych drobnoustrojw, ktre, jak kade
yjce stworzenie, za wszelk cen chc przey.
Zjawisko opornoci bakterii byo dla lekarzy gorzkim rozczarowaniem. Gdy w
czasie ostatniej wojny zaczto stosowa jako rodek leczniczy odkryt ju w
1928 roku przez angielskiego bakteriologa sir Aleksandra Fleminga penicylin,
rezultaty byy tak fenomenalne, e wielu lekarzy powanie wierzyo, i zblia si
dugo oczekiwane ostateczne zwycistwo nad mikroskopijnymi zarazkami
chorobotwrczymi. Jednostronnie, zgodnie ze swoim zawodem, wychowani w
myleniu kategoriami interesu swoich pacjentw, a zatem usprawiedliwieni,
zupenie stracili z oczu to, czym naprawd jest infekcja, gdy si na zjawisko to
spojrzy nie z lekarskiego, lecz z biologicznego punktu widzenia.
Dla bakterii organizm, ktry zainfekowaa i w ktrym si rozmnaa, nie jest
niczym innym jak rodowiskiem, do ktrego jest przystosowana i ktrego
potrzebuje do swej egzystencji. Nie "chce" ona wcale szkodzi zaatakowanemu
organizmowi. Gdy pacjent umiera na chorob zakan, jest to pod wzgldem
biologicznym katastrof nie tylko dla niego, lecz w nie mniejszym stopniu dla
drobnoustrojw, ktre w tym nieszczciu zawiniy, gdy razem ze swym
"ludzkim rodowiskiem" musz bezapelacyjnie take same zgin.
Objawy choroby zakanej s jednoczenie wyran oznak tego, e ycie w
kadej formie oddziauje na swoje rodowisko, powodujc w nim zmiany. Odnosi
si to rwnie do rodowiska, ktre samo jest ywym organizmem. Gdy si
patrzy z takiej perspektywy, ingerencja lekarza stanowi w gruncie rzeczy prb
naruszenia bezpieczestwa "mieszkacw" ludzkiego organizmu i o ile
monoci doprowadzenia do ich wymarcia przez nag zmian warunkw
rodowiska, do ktrego s przystosowane.
Jeeli wic lekarz wstrzykuje pacjentowi choremu na zapalenie puc penicylin,
usiuje tym samym stworzy w "wiecie" owych bakterii, ktre zwalcza, sytuacj
dokadnie porwnywaln z t, w ktrej znalazy si yjce na Ziemi prakomrki,
gdy w atmosferze ziemskiej nagle i w sposb nieprzewidziany pojawi si tlen
jako nowy skadnik. Ziemskie ycie podwczas nie wymaro, poniewa zgodnie
z teori biologw wskutek szczliwego przypadku przystosowanej do nowych
warunkw mutacji, istniaa jedna (bd kilka) komrek, ktre byy oporne na tlen.
Fakt, e ju w krtkim czasie po wprowadzeniu penicyliny pojawiy si pierwsze
oporne szczepy bakteryjne, wiadczy o tym, e ewolucja przebiega jeszcze po
dzie dzisiejszy.
Zatem zarysowaa si nagle fascynujca szansa przeanalizowania owego
procesu ewolucji i wszystkich szczegw jego mechanizmu. Czy w przypadkach

opornych bakterii bya to rzeczywicie przystosowawcza zmiana ywych


organizmw na drodze mutacji? Czy mutacje te zachodz naprawd czysto
przypadkowo, czy te moe istniej jednak jakie "kierujce" wpywy rodowiska,
wskutek ktrych mutacje dostosowuj si celowo do zmian otoczenia? A moe
by to wpyw samej penicyliny, ktra wywoaa w bakteriach skuteczne, celowo
przeciwko temu antybiotykowi skierowane mutacje, a tym samym eliminowaa
owo tak gorszce pojcie przypadku?
Odpowiedzi na wszystkie te pytania musiay tkwi w zjawisku nabywania
opornoci. Ale w jaki sposb naleao do tych odpowiedzi dotrze? Lederberg
rozwiza ten problem na drodze moliwie najprostszej. Nala pynn poywk na
pytk Petriego i pozwoli jej zastygn w galaretowat mas. Nastpnie posia
bakterie jednego gatunku, powiedzmy gronkowce, i da im si namnaa w
cieplarce dopty, dopki pytka nie pokrya si cakowicie nieomal widocznymi
maymi plamkami, drobniutkimi koloniami gron-kowcw. W opisanych warunkach
na jednej pytce Petriego mieci si mniej wicej 100 000 takich punkcikowatych
kolonii.
Po tych przygotowaniach Lederberg przystpi do waciwego dowiadczenia.
Do powierzchni porosej koloniami poywki przycisn teraz na chwil okrgy
drewniany stempel, ktry uprzednio obcign cienkim aksamitem i ktry mia
dokadnie rednic pytki Petriego. Na aksamicie goym okiem nadal nie byo nic
wida. Ale bakteriolog wiedzia, e po tym krtkim dotkniciu co najmniej kilka
bakterii z kadej spord niezliczonych kolonii musiao przylgn do cieniutkich
woskw aksamitnej powoki. Tote teraz przycisn z kolei swj stempel do
poywki na drugiej pytce Petriego: ta poywka nie zawieraa adnych bakterii,
ale za to penicylin w niewielkim steniu. T drug pytk umieci take w
cieplarce, aby przeszczepionym na ni za pomoc aksamitnego stempla
bakteriom umoliwi namnaanie si, a tym samym ponowne rozrastanie do
widocznych maych kolonii.
Gdy nastpnego dnia amerykaski bakteriolog wyj swoj pytk dowiadczaln
z cieplarki i obejrza, stwierdzi, e na jej poywce tylko w czterech miejscach
powstay mae kolonie. Pozostaa powierzchnia poywki bya przejrzysta jak
szko i bez bakterii. A wic spord mniej wicej 100 000 kolonii gronkow-cw
pierwszej pytki Petriego tylko cztery potrafiy zasiedli poywk zawierajc
penicylin. Musiao to by potomstwo czterech bakterii, ktrym penicylina nie
mogo zaszkodzi. Podczas gdy przeniesieni przez aksamitny stempel
przedstawiciele wielu milionw innych gronkowew wymarli, cztery oporne
kolonie rozrastay si swobodnie na poywce z penicylin, a objy cay "wiat"
drugiej pytki Petriego, ktra teraz ju nie rnia si niczym od pierwszej.
Jednake w odrnieniu od niej zawieraa ona obecnie wycznie gronkowce
oporne na penicylin.
W jaki sposb cztery oporne bakterie uzyskay zdolno przeycia w rodowisku

przepojonym antybiotykiem? Lederberg od pocztku tak zaprogramowa swoje


dowiadczenie, aby mc analizowa ten problem. Nie bez powodu uy on
stempli do przeszczepienia. Dziki temu bowiem przenis take na poywk
drugiej pytki dokadnie ukad przestrzenny wszystkich kolonii pierwszej pytki.
Innymi sowy: uczony mg po dokonaniu dowiadczenia dokadnie stwierdzi, z
jakich kolonii pierwszej pytki pochodziy cztery oporne bakterie.
To badanie sprawdzajce pozwolio zakoczy definitywnie owo tak pozornie
proste dowiadczenie. Lederberg sporzdzi teraz du liczb pytek Petriego z
poywk zawierajc penicylin i na kad z nich przeszczepia prbki spord
niezliczonych maych kolonii swojej wolnej od trucizny pytki wyjciowej. Rezultat
dokadnie odpowiada jego oczekiwaniom i pogldowi tych wszystkich biologw,
ktrzy zawsze byli przekonani o przypadkowym charakterze mutacji. Ilekro
Lederberg prbowa wyhodowa bakterie pierwszej pytki na poywce z
penicylin, ani jedna z przeszczepionych prbek nie wyrastaa. Nigdy na zatrutej
dla gronkowew poywce nie tworzyy si owe typowe mae kolonie z
wyjtkiem czterech znamiennych przypadkw: efekt uzyskiwa zawsze i tylko
wtedy, gdy bra prbki z czterech malekich plamek, ktrych reprezentanci od
pocztku posiadali oporno i dlatego wyroli na zatrutej poywce.
Interpretacja tego wyniku dopuszcza tylko jeden wniosek. W tych czterech
miejscach pierwotnej pytki musiay ju od pocztku dowiadczenia znajdowa
si oporne bakterie. A wic bakterie, ktre byy niewraliwe na antybiotyk
penicyliny, zanim si po raz pierwszy z nim zetkny. Musiay one wic naby tej
wydolnoci ju przedtem, w wyniku przypadkowej "pasujcej" mutacji.
Dowiadczenie udowodnio take, e odpowiedni mutacj wywoa nie kontakt z
samym lekiem, wykazao, i na poywce zawierajcej penicylin wyhodowanie
chociaby jednej spord wielu milionw innych bakterii, ktre nie byy ju
zmutowane przed przeszczepieniem, nie byo moliwe.
Najwaniejsza osobliwo tego dowiadczenia polega na tym, e wynik jest
zawsze taki sam, ilekolwiek razy by si je powtarzao z coraz nowymi bakteriami.
Bez wzgldu na to, jakiego si uyje antybiotyku, w kadym przypadku na
zatrutej poywce wyrastaj pochodzce od kilku nielicznych bakterii kolonie
mutantw, ktre okazuj si przypadkowo przystosowane do nowego
rodowiska.
Znaczenie tego dopiero wtedy docenia si w peni, gdy si uwzgldni, jak bardzo
skomplikowane s wydolnoci, z ktrych bierze si owa oporno. Penicylina,
tetracyklina i wszystkie inne antybiotyki, ktre obecnie istniej, s truciznami
dziaajcymi nadzwyczaj swoicie. "Swoicie" oznacza tutaj, e atakuj one tylko
cile okrelone zwizki chemiczne, e blokuj tylko zupenie cile okrelone
etapy przemiany materii. Bez takiej swoistoci oddziaywania antybiotyk nie
mgby stanowi leku, poniewa oczywicie zakcaby take funkcje komrek
ludzkiego organizmu, a zatem szkodzi im. Lecznicza przydatno antybiotykw

polega wanie na tym, e zakcaj one funkcje przemiany materii bd


rozpuszczaj skadniki bony komrkowej, waciwe komrkom bakterii, a nie
komrkom ludzkiego organizmu. Zabezpieczenie si przed niszczcym
dziaaniem antybiotyku moe si wic uda komrce bakteryjnej tylko przez
przestawienie skomplikowanych funkcji przemiany materii. Niektrym z nich
udaje si nawet dziki przypadkowym mutacjom wytwarza takie enzymy,
ktre rozpuszczaj zagraajce im antybiotyki. Na "loterii mutacji" powstaje wic
celowo dziaajcy chemiczny oraz obronny o niezwykle skomplikowanej funkcji.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


15. ROZUM BEZ MZGU
Nawet jeeli si zna dowiadczenie Lederberga i w peni pojo jego
konsekwencje, zawsze jeszcze bardzo trudno wyobrazi sobie, jak mogo
wyglda w szczegach osignicie tych rezultatw. W procesie powstawania
czowieka, w cigu dugich okresw geologicznych i pod wpywem wanie tej
ewolucji zdolno naszej wyobrani zostaa z oczywistych przyczyn nastawiona
tak bardzo na zachowanie przyczynowo umotywowane i skierowane na cel, e
dla owych trudnoci w kocu miarodajne zdaj si powody, ktrych szuka
naley w naszej konstytucji psychicznej. Nie potrafimy uzmysowi sobie tego
przez samoobserwacj z tych samych logicznych przyczyn, dla ktrych baron
Munchhausen nie potrafi sam wycign si z grzzawiska za wasn czupryn.
Z drugiej strony jednak dowiadczenie Lederberga ze stemplami dowodzi
niezbicie, e "mona", e powstanie porzdku, celowego przystosowania i
nabycie nowych nadrzdnych funkcji yciowych przez nie ukierunkowane
mutacje jest moliwe. Prosz sobie przypomnie, i nie po raz pierwszy
zmuszeni jestemy przyzna, e na tym wiecie i w znanej nam ziemskiej
przyrodzie istnieje mnstwo zjawisk, ktrym nie moe podoa zdolno naszej
wyobrani, ktre umykaj zdolnoci postrzegania naszego rozumu, pomimo e
realno ich nie budzi adnych wtpliwoci. Bez wzgldu na to, czy chodzio o
granice Wszechwiata, od czego rozpoczlimy nasz opowie, czy o pozornie
banalne dowiadczenie, e poczenie dwch gazw daje w wyniku ciecz zwan
wod, czy te o rol mutacji w dalszym rozwoju istot ywych cigle musielimy
si godzi z tym, e wyobraalno i zmysowe postrzeganie nie s dobrymi
argumentami, gdy chodzi o objanienie wiata.
Dowiadczenie Lederberga informuje nas rwnie zupenie jednoznacznie o
pewnym fakcie przyrodniczym, ktry musimy uzna za obowizujcy i
zaakceptowa, bez wzgldu na to, czy go rozumiemy i czy nas przekonuje. Od
dawna zreszt istniej ju pewne obserwacje, mogce uchodzi za klasyczne,
ktre wykazuj, co prawda na prostszych.! bardziej przejrzystych przykadach,
e te same prawida, ktre tutaj zostay odkryte w odniesieniu do bakterii, rzdz
rwnie rozwojem innych form ycia, z wyszymi wcznie.
Synnym przykadem jest historia krpaka brzozowca (Biston betularius) w
uprzemysowionych rejonach Anglii. Krpak brzozowiec jest motylem.
Zasadnicz barw jego skrzyde bya od niepamitnych czasw srebrna biel, na
ktrej widnia cieniutki zielonkawoszary rysunek. Jednym sowem, skrzydeka
wyglday jak may kawaek kory brzozowej. Prawie miaoby si ochot
powiedzie: "jake celowe", bowiem motyl ten co zreszt wyraa jego nazwa
przebywa najchtniej na brzozach i normalnie przez swj wygld jest na korze
tych drzew nadzwyczaj dobrze chroniony przed wrogami, to jest ptakami.

Maskujcy rysunek krpaka "naladuje" tak doskonale wygld kory brzozowej,


e na takim tle prawie nie sposb dostrzec znajdujcego si tam zwierzcia.
Jakie znaczenie moe mie sowo "naladuje" w tym kontekcie? Krpak
brzozowiec na pewno nie wyobraa sobie absolutnie swojego wasnego
wygldu. Stan rozwoju jego malutkiego mzgu wyklucza rwnie moliwo, aby
cokolwiek wiedzia o owieckim zachowaniu si ptakw czy te o celowoci barw
ochronnych. Ale nawet gdyby motyl rozporzdza tymi cakowicie dla siebie
nieosigalnymi informacjami, na nic by mu si one nie przyday. Nawet bowiem
gdyby wszystko wiedzia, nie mgby wycign z tego adnych praktycznych
wnioskw i na przykad dowolnie zmieni swojego wygldu.
Pomimo to w przecigu tysicy wiekw ten gatunek motyli przybra
powierzchowno, ktrej celowo nie mogaby by lepsza, gdyby zwierzta te
potrafiy si wiadomie i umylnie maskowa. Jak to jest moliwe? Darwinici, a
wic biolodzy, ktrzy usiowali wyprowadzi postp ewolucji ze zmiennej gry
midzy poda mutacji a selekcj przez rodowisko, twierdzili, e rwnie w
przypadku owego motyla te czynniki musiay doprowadzi do powstania
ochronnego zabarwienia. Szczliwy zbieg okolicznoci umoliwi bezporednio
udowodnienie tego wanie w tym przypadku.
Jeszcze bowiem za ycia pierwszych darwinistw. a wic w drugiej poowie
ubiegego stulecia, nastpia bardzo drastyczna zmiana w rodowisku krpaka
brzozowca, ktra dotychczasow celowo jego wygldu nagle przeobrazia w
cech przeciwn. Byy to pocztki uprzemysowienia. Dla krpaka skutki tej
ludzkiej ingerencji w rodowisko naturalne byy katastrof. Na terenach
przemysowych kora wszystkich brzz zacza nabiera coraz ciemniejszej
barwy wskutek obficie opadajcej tam sadzy.
Konsekwencje dla motyli byy oczywiste. Skoczya si nagle "ochronno" ich
ubarwienia. Biaawe skrzyda janiay na zabrudzonej korze drzew i stanowiy dla
ptakw widoczne z daleka tarcze celownicze. Wydawao si jedynie kwesti
czasu, e nieszczsny gatunek motyli wymrze jako ofiara zmiany swego
rodowiska, do ktrego ju nie by dostatecznie przystosowany, podobnie jak
przydarzao si ju wiele razy innym gatunkom w historii Ziemi.
Jednake w tym wypadku stao si inaczej. Powoli, zrazu niezauwaalnie, potem
coraz czciej motyle te, dziesitkowane w tak przeraajcym tempie przez
ptaki, a wic coraz rzadsze, zaczy przybiera barwy ciemniejsze dopty,
dopki w zdumiewajco krtkim czasie, bo w cigu niewielu dziesitkw lat, nie
wyglday znowu zupenie tak samo jak kora drzew, na ktrych nadal chtnie
przebyway. Motyle stay si teraz rwnie szarawobrzowe, byy wic znowu
chronione przed swymi przeladowcami. Tote liczba ich zacza wzrasta i
niebawem osigna stan sprzed zmiany. Rwnowaga zostaa przywrcona.
Na oczach biologw rozegra si tutaj wyranie fragment ewolucji. Przy bliszym
rozpatrzeniu owa tak inteligentna i noszca niewtpliwie znamiona celowoci

reakcja krpaka na grone zmiany rodowiska okazaa si zgodnie z tym, co


darwinici od dawna twierdzili rezultatem wspdziaania mutacji i selekcji.
Jak wykazay potem przegldy starych zbiorw motyli, w okolicach tych zawsze
wystpowaa maa liczba krpakw brzozowcw ciemno zabarwionych. Liczba ta
bya bardzo zmienna, ale nigdy nie przekraczaa jednego procentu wszystkich
krpakw. Jednake odbiegajce od normy ciemno ubarwione motyle pojawiay
si stale. "Loteria mutacji", wytwarzajca w miar upywu czasu przypadkowo i
dowolnie wszelkie moliwe warianty, raz po raz wyaniaa wic midzy innymi
taki "typ ciemny" krpaka brzozowca jako osobliwo dziedziczn. Nie
ukierunkowany, przypadkowy charakter zmian mutacyjnych staje si tutaj
szczeglnie wyrany, gdy si pomyli, e zjawisko to powtarzao si nieustannie
przez tysice lat, a wic w okresie, kiedy ten ciemniejszy wariant wydawa si
niecelowy na przyszo, tym samym za jak gdyby cakowicie "bezsensowny".
Jak dowodzi kracowa rzadko wystpowania tej odmiany w starych zbiorach,
nie moga ona te nigdy utwierdzi swej pozycji ani si rozmnoy. Zmienio si
to w chwili, gdy charakteryzujcy si optymalnym przystosowaniem stosunek
rwnowagi pomidzy kr-pakiem brzozowcem a jego rodowiskiem zosta
zniweczony przez nowy czynnik rodowiskowy, ktrym byo uprzemysowienie i
wywoane tym zabarwienie kory brzz na czarno. Z t chwil motylom grozio
wymarcie. Byyby one te zupenie na pewno wymary, gdyby pord
niewtpliwie bardzo duej liczby rozmaitych mutantw, zawsze oferowanych
rodowisku jak by dla przeprowadzania prby jakoci, nie znalaz si w do tej
pory cakowicie nieprzydatny typ ciemny.
"Mutabilno" nadaje gatunkowi ow plastyczno, ktra stwarza szans
dostosowania si do zmienionej sytuacji w rodowisku. Oczywicie, nie w
kadym przypadku to, co potrzebne, bywa akurat w por pod rk. Wwczas
gatunek ginie. Krpak brzozowiec mia szczcie. Jako gatunek mg si
przystosowa. Oczywicie ani jeden spord osobnikw tego motyla nie zmieni
swego wygldu. Jakeby to mogo nastpi? Stao si natomiast to, co
ewolucjonici nazywaj doborem: rodowisko dokonao selekcji spord
oferowanych zmutowanych wariantw. Wyranie mwic: teraz, na ciemnych
pniach, przez ptaki poerane nie byy ju tak jak dawniej przede wszystkim
rzadkie mutanty. Ofiar paday nagle jasne, do tej pory "normalne" motyle, a
ciemne byy chronione.
Reszt ju opowiedzielimy. Ciemne krpaki korzystay odtd z ochrony
celowego przystosowania i odpowiednio si rozmnaay. Dzisiaj, w sto lat
pniej, reprezentuj one w angielskim okrgu przemysowym, w ktrym
dokonano tych obserwacji, "normalny" typ krpaka. Nie musimy chyba mwi o
tym, e wrd nich dzisiaj, wprawdzie bardzo rzadko, stale mona obserwowa
jasno ubarwione mutanty, a wic mutacje "bezsensowne", ktre jako niecelowe
nie mog ani swej pozycji utwierdzi, ani si rozmnoy.

Tak proste s wic rodki, dziki ktrym przyroda potrafi doprowadzi do tego,
aby jaki gatunek jako cao "zachowywa si" w sposb, o ktrym trudno
powiedzie co innego ni to, e jest to sposb inteligentny.
W tym momencie wikszo ludzi prawdopodobnie bdzie si wzdraga przed
uyciem przymiotnika "inteligentny". Dlaczego? Przyczyn jest naturalnie to, e
w potocznej mowie uywamy okrelenia "inteligentny" wycznie wtedy, gdy
mamy na myli planujce i przewidujce zachowanie si czowieka. Z tego
codziennego przyzwyczajenia wynika dla nas regua, e inteligencja i wyobrania
wystpowa mog tylko wtedy, gdy istnieje mzg dostatecznie wysoko
rozwinity do operowania tym, co rozumiemy pod tymi terminami. Jednake
pomimo i wydaje si to tak oczywiste, powinnimy nasz sd w tej sprawie
podda raz krytycznemu przemyleniu.
Czy nie dowiadczylimy ju wielokrotnie, w chwili gdy usiowalimy uwolni si
od perspektywy naszej codziennoci, e przyzwyczajenie jest zym doradc,
kiedy prbujemy stworzy sobie waciwy obraz wiata i naszej w nim pozycji?
Czy naprawd wolno nam odmwi jakiemu zachowaniu, jakiej reakcji na
zmieniajce si warunki rodowiska waloru celowoci, dziaania przemylanego,
a wic inteligentnego - w momencie gdy stwierdzamy, e nie istnieje mzg, w
ktrym przymioty te mogy si wylgn? Jakkolwiek myl taka jest niezwyka,
nie wtpi, e pozbawione przesdw rozpatrzenie historii przyrody zmusi nas
dzisiaj do przyznania, e istnieje rozum bez mzgu.
Take Attacus edwardsii, atlasem zwany motyl indyjski, zawdzicza
zdumiewajc sztuk maskowania si, dziki ktrej przeywa stadium
poczwarcze, tylko tak pozornie prostemu wspdziaaniu mutacji i selekcji. Na
pierwszych stronach tej ksiki opisaem, z jakim wyrafinowaniem, jakim wrcz
zda si niewiarygodnym trikiem ten may owad oszukuje swoich wrogw. Kto
przypatrzy si acuchowi wydarze, na ktrego kocu wreszcie bezbronna
poczwarka, otoczona pustymi atrapami, owinita w zwidy li, "znika" z oczu
swoich poeraczy, ten poczuje si znowu zmuszony do uywania terminw,
ktre zazwyczaj rezerwujemy dla inteligentnego zachowania.
W kocu bdziemy musieli pogodzi si z tym, e gsienica, przez celowe i
skomplikowane przygotowanie lici sucych maskowaniu, stosuje rodki
zapobiegawcze wobec ryzyka, ktre wystpi dopiero w przyszoci. Trud, ktry
podejmuje, jej samej adnej nie przyniesie korzyci. Stwarzana przez ni
ochrona dotyczy poczwarki, w jak si dopiero zamieni. Dziaanie gsienicy nie
jest wic zwizane z konkretn sytuacj, w jakiej si znajduje. Jest czym wicej
ni reakcj na aktualny bodziec rodowiska. Jest w obiektywnym, nie
ograniczonym znaczeniu tego sowa "przewidujce".
Nikt nie zaprzeczy, e istnieje bardzo wiele moliwoci maskowania si przez
zasonicie widoku i e prba zwikszenia efektu przez zbudowanie atrap
stanowi szczeglnie wysoko rozwinit strategi. Samo pojcie celowoci ju

tutaj nie wystarcza do opisu i wyjanienia. Dzieje si bowiem wicej anieli to, co
niezbdne. W tym przypadku spord wielu moliwoci maskowania, takich jak:
ubarwienie ochronne, wynalezienie otoczenia dostosowanego do wasnego
wygldu, zwyke ukrycie si, przykrycie materiaem dobranym z otoczenia itp.
wyowiony zosta pewien cile okrelony sposb i doprowadzony do perfekcji
przez technik tworzenia atrap. Czy takie zachowanie moemy w ogle nazwa
inaczej jak "pomysowe" czy te "dyktowane wyobrani"?
Pewne jest wreszcie, e zachowanie gsienicy wyzwala u istot ywych innego
gatunku take zupenie okrelone zachowanie, ktre z perspektywy gsienicy
naley oceni jako podane bd celowe. Musimy take przyzna, e gsienica
nie mogaby si pod tym wzgldem zachowa zrczniej, nawet gdyby cokolwiek
wiedziaa o psychologii ptakw. Spreparowanie puapki psychologicznej, sucej
odparciu potencjalnego przeladowcy przez powtarzajce si frustracje,
zasuguje oczywicie patrzc obiektywnie niewtpliwie na ocen
"pomysowe".
Przewidujce, wiadczce o wyobrani, pomysowe czy zachowaniu, ktre
spenia takie zaoenia, mamy prawo odmwi zakwalifikowania do kategorii
zachowa inteligentnych? Czy mamy zrezygnowa z uywania tych epitetw
tylko dlatego, e nie udaje nam si odnale mzgu, ktry by t inteligencj w
sobie mieci? Nie mam adnych wtpliwoci, e gdy taki wycigamy wniosek,
ulegamy znowu zudzeniu uroje antropocentrycznych.
Jake groteskowy jest sposb, w jaki czsto bezmylnie oceniamy nasze
pooenie. Czy nie zachowujemy si tak, jak gdyby miliardy lat dotychczasowej
historii Wszechwiata suyy tylko i wycznie temu, aby wytworzy nas i nasz
teraniejszo? Jak gdyby historia Ziemi, powstanie i dalszy rozwj ycia w
cigu co najmniej trzech miliardw lat, jak gdyby cay ten potny proces
osign dzisiaj swj cel i swoje zakoczenie w nas. Czy nie jest o wiele
bardziej realne, jeeli zaoymy, e historia, ktrej przebieg prbowalimy sobie
w tej ksice uzmysowi przynajmniej w zarysie, nie zatrzymaa si akurat
dzisiaj, za naszego ycia? e bdzie wybiegaa dalej w przyszo, ku jakiemu
celowi, o ktrym nie wiemy nic?
Inteligencji, ktr rozporzdzamy bez adnej wasnej zasugi, musimy uy do
tego, aby wydosta si z grzzawiska przyzwyczaje mylowych sugerowanych
nam przez codzienne dowiadczenia. Nasza teraniejszo nie jest niczym
innym, jak zdjciem migawkowym dowolnie wychwyconym z filogenetycznego
rozwoju, rozsadzajcego wszelkie ludzkie i wszelkie ziemskie skale. Nikt nie
moe nam powiedzie, dlaczego yjemy wanie dzisiaj, a nie przed tysicami lat
albo w jakiej dowolnie odlegej przyszoci.
Gdy pomylimy o dugich tysicach stuleci guchej i jeszcze nic o sobie nie
wiedzcej wiadomoci przed-czowieka, a wic o psychicznej strukturze
czowieka z historycznie wcale nie tak bardzo odlegej przeszoci, powinnimy

odczuwa wdziczno. Wdziczno za to, e moemy przeywa przynajmniej


pocztek, pierwszy brzask nowej epoki ludzkiej wiadomoci, charakteryzujcej
si tym, e czowiek po raz pierwszy odkry siebie jako rezultat pewnego
filogenetycznego rozwoju, sigajcego wstecz, a do kosmicznego wybuchu, w
jakim nasz Wszechwiat rozpocz istnienie.
Znaczenie tego rozpoznania jest powaniejsze, anieli wikszo ludzi sdzi.
Ten ostatni szczebel ludzkiej samowiedzy mona by nazwa odkryciem trzeciej
rzeczywistoci.
Pierwszym stopniem rzeczywistoci jest wiat naiwnego bezrefleksyjnego
dowiadczenia. Jest nim rodowisko, w ktrym jestemy czynni bd zmczeni,
godni lub syci, ktre nas kuszco pociga albo przez swoj obco przejmuje
lkiem. Jest to wiat, w ktrym obecno nasz uwaamy za co samo przez si
zrozumiaego, wiat, w ktrym wszystko odnosi si perspektywicznie do nas
samych i w ktrym antropocentryczne zudzenie stanowi jedno z zaoe
przetrwania. Krtko mwic, jest to wiat, w ktrym yj wszystkie zwierzta i
jeszcze po dzie dzisiejszy dzieci.
Nastpny etap, ktry osigna ludzka wiadomo, otworzy wiat obiektywny;
wobec niego nosiciel takiej wiadomoci mg nabra refleksyjnego dystansu i
dziki swemu rozumowi i swojej technice mg nim manipulowa. W wiecie tym
istniej nie tylko uczucia i afekty, lecz ponadto take wiedza i odpowiedzialno,
nadzieja i dbae przewidywanie. Ten drugi stopie rzeczywistoci obejmuje
rwnie to, comy z tego wiata zrobili, od wytworw sztuki poczwszy a po
zjawisko, ktre nazywamy cywilizacj.4
Najnowsz, dopiero co przez nas zdobyt wiedz o przyczynach naszej
egzystencji rozpatrywa trzeba na tle tych szczebli rozwojowych. (Cigle naley
pamita o tym, e rozpoznanie to liczy sobie zaledwie sto lat.) Odkrycie, e
jestemy przynajmniej tutaj na Ziemi najbardziej do tej pory
skomplikowanym, najwyej rozwinitym rezultatem pewnej cigej historii,
toczcej si od trzynastu miliardw lat to poznanie otwiera nam oczy na nowy,
trzeci wymiar rzeczywistoci.
Zaczynamy rozumie, e nie jestemy jak sdzilimy dotd umieszczeni w
tym wiecie po to, aby suy nam za scen (do wykazania si, do sprawdzenia
si, do samourzeczywistnienia, do wytworzenia "historii" i do tym podobnych
wszelkich innych domniemanych celw). Jestemy przeciwnie czci tego
wiata, zawsze i nadal do przynalen, podleg jego prawom i wprowadzon w
nurt pewnego rozwoju, o ktrym wiemy tyle co nic i na ktry nie mamy
najmniejszego wpywu, rozwoju, ktry prowadzi daleko poza nas. wiat, a take
Ziemia nie powstay po to, aby nas nosi. Nasz znany codzienny wiat nie jest
ani kresem, ani celem, nie jest rwnie uzasadnieniem owych dziejw, ktre
odkrylimy tak niedawno.
Sformuujmy sobie to tak, e jestemy waciwie tylko neandertalczykami jutra.

Istniejemy poniekd po to, aby moga nastpi przyszo. Z takiego stanowiska


w adnym razie nie moe uchodzi za samo przez si zrozumiae, abymy
czasowi i szczeblowi rozwoju odpowiadajcemu przypadkowej chwili naszej
egzystencji mogli przypisywa w ogle jakikolwiek sens (nawet najbardziej
problematyczny i wci od nowa kwestionowany). Skoro ju raz myl ta w gowie
zawita, trudno nie odczu zgrozy wobec moliwoci, e w naszej prehistorii
istnie mogy dugie epoki, kiedy wiadomo bya ju o tyle rozwinita, e
pojawia si mogy lk i zwtpienie, a take wiedza o mierci, ale za mao, aby
zdoby si na jakie skpe przynajmniej kojce odpowiedzi.
Kt moe wiedzie, ile z naszych dzisiejszych lkw i koszmarw stanowi
dziedzictwo tej nieuniknionej epoki przejciowej, ktr dzisiaj jeszcze wleczemy
za sob. Nasz los jest lepszy, znalelimy si przecie nie wiemy dlaczego
na dalszym, bardziej zaawansowanym miejscu historii. Ale jednoczenie z tym
przewiadczeniem odkrywamy take prowizoryczny tylko charakter, przejciow
natur naszej wasnej epoki i oczywicie rwnie naszej wasnej struktury.
Nie mamy przecie najmniejszego pojcia o tym, do jakich moliwoci mgby
si dalej rozwin nasz rd cielenie, a przede wszystkim duchowo. Do istoty
rzeczy naley, e nie moemy wiedzie, jaki wygld przybraby ten nasz wiat w
wiadomoci, ktra przewyszaaby nasz obecn w takim samym stopniu jak
ten, ktry nas dzieli od wiadomoci neandertalczyka. Jedyne, co odkrylimy, to
fakt, e w przyszoci owa inna wysza rzeczywisto bdzie istniaa, poniewa
obecny stan naszej wiadomoci jest take tylko etapem przejciowym, a rozwj
pjdzie dalej.
Takie poznanie nie moe pozostawa bez wpywu na ocen naszego pooenia,
tego, co nazywamy teraniejszoci bd z perspektywy naszego codziennego
horyzontu naszym "wiatem". Z chwil gdy uzmysowimy sobie przejciowy
charakter, historyczn natur tego wszystkiego, co si skada na nasz codzienny
wiat, nie moemy ju nie zauwaa, e oto staje przed nami pewne zadanie, a
jego znaczenie przewysza wszelkie moralne i humanitarne zobowizania i cele,
wyprowadzane z naszej obecnej sytuacji dziejowej. Jest to zadanie nie tylko
przerastajce zreszt wszystkie te zobowizania i cele, o ktrych tak trudno nam
nieraz pamita, lecz je waciwie w sobie mieszczce.
Zadaniem naszym jest zadba o to, aby z naszej winy rozwj nie urwa si w
naszych czasach. Odpowiedzialno za to, aby przyszo moga nastpi,
gruje nad wszystkimi innymi zobowizaniami i celami. Naturalnie, e rozwj ten
rozgrywa si w skali kosmicznej. Nie zatrzymaby si, gdyby ludzko miaa
kiedy zej z tego wiata.5 Ale tylko do nas samych naley decyzja, czy nasz
gos bdzie jeszcze brzmia w momencie, gdy przyszo przezwyciy obecne
stadium planetarnej izolacji.
Na kocu tej ksiki wyjanimy jeszcze dokadniej, co przez to mamy na myli.
Zanim jednak do tego dojdziemy, musimy znale kilka brakujcych istotnych

przesanek. Zanim sprbujemy naszkicowa, jak drog obierze rozwj poza


krgiem naszej teraniejszoci, musimy zrekonstruowa jeszcze wicej
szczegw tej czci dziejw, ktre ju upyny. O przyszej historii przyrody
moemy snu uzasadnione domysy i sensowne spekulacje mylowe w takiej
mierze i dopiero wtedy, gdy bdziemy mieli jasne pojcie o prawidach i
tendencjach rzdzcych t histori w jej przeszoci.
W tym samym stopniu wic jak zdanie, e nasza teraniejszo miaaby mie
jak swoist warto, wydaje si wtpliwe, z chwil gdy rozpoznajemy nasz
epok jako migawkowe zdjcie wychwycone z nadrzdnego rozwoju w skali
kosmicznej w tym samym stopniu bdny jest zapewne pogld, uwaany do tej
pory za sam przez si zrozumiay, e inteligencja i wyobrania weszy do tego
wiata dopiero wraz z czowiekiem. Jaka niewiarygodna arogancja, dajca si
usprawiedliwi tylko najwysz chyba, prawdziwie antropocentryczn
naiwnoci, tkwi w bezmylnej oczywistoci, z jak zakadamy, e Wszechwiat,
e dzieje przyrody i ewolucja ycia na Ziemi przez trzynacie miliardw lat
musiay przebiega bez ducha, bez twrczej wyobrani i bez inteligencji tylko
dlatego, e jeszcze nie byo nas.
Naturalnie, przed pojawieniem si czowieka wszystkie te osignicia nie byy
jeszcze skupione w indywidualnych mzgach, nie wystpoway jeszcze jako
zdolnoci poszczeglnych istot ywych obdarzonych wiadomoci. (W kadym
razie nie na naszej planecie.) Ale musimy si strzec przed wyprowadzaniem std
uproszczonego pogldu, jakoby mogy one by skuteczne i urzeczywistnione
wycznie w takiej formie. W tym miejscu naszych rozwaa jest jeszcze za
wczenie, aby szczegowo poda owe wskazwki, ktre przemawiaj za tym,
e mzg nasz nie jest jak zakadamy zawsze bez dalszego przemylenia
sprawy narzdem, ktry te osignicia psychiczne wytwarza jak gdyby z
niczego.
Im gbiej wnikamy w tajniki historii przyrody, tym wyraniej widzimy, e nasz
duch take nie spad z nieba. Stwierdzenie to naley rozumie w podwjnym
znaczeniu tych sw: duch nasz jest take z tego wiata i jest take wynikiem
jego historii, ktr tutaj prbuj opowiedzie. Co prawda, ta jej cz jest do tej
pory jeszcze bardzo niekompletna, co nas zreszt nie powinno dziwi. Istniej
jednak ju pewne przesanki wspierajce logiczn skdind myl, e take duch
nie pojawi si w jakim momencie rozwoju znienacka, z dnia na dzie, ale e
podobnie jak inne funkcje stanowi rezultat pewnego przygotowawczego
rozwoju, posuwajcego si stopniowo przez niezmiernie dugie okresy.
Mzg nasz prawdopodobnie nie jest wcale takim narzdem, za jaki go zawsze
uwaamy: narzdem, ktrego podstawowa funkcja polegaaby na "wytwarzaniu"
i umoliwianiu takich sprawnoci psychicznych, jak inteligencja, wyobrania i
pami. Nawet ten niewielki zasb wiedzy o rozwoju, ktry doprowadzi do nas
samych i naszego mzgu, pozwala raczej przypuszcza, e mzg (take u

zwierzt) jest narzdem, ktry scala (integruje) owe sprawnoci w


poszczeglnych organizmach i pozostawia je do ich indywidualnej dyspozycji. A
jest to aspekt, ktry jakkolwiek niezwyky otwiera now drog badaniom nad
psychogenez, to jest powstawaniem w toku historii przyrody wymiarw
psychicznych i wiadomoci.
Taki punkt wyjcia prowadzi te do twierdzenia, e owe osignicia i funkcje,
ktre zwyklimy nazywa psychicznymi, musiay take istnie (i dzisiaj istniej)
poza indywidualnymi mzgami, jako wyizolowane funkcje. Jeeli tak jest,
oznacza to, e inteligencja, wyobrania, zdolno do krytycznego wyboru
spord danych moliwoci, a take pami i twrcza inwencja s starsze od
wszystkich mzgw. Jest to na pewno sprzeczne z naszymi zakorzenionymi
wyobraeniami. Ale im duej zajmujemy si tym, co obecnie ju wiemy o historii
przyrody, tym silniejszego nabieramy przekonania, e wanie taka jest prawda.
Jak mwiem, uzasadnienie tego twierdzenia musimy odoy do dalszego
rozdziau. Moemy jednak ju tutaj rozpatrzy, na pierwszym przykadzie, jak
naley sobie wyobraa tak wyizolowan egzystencj pojcie to w pierwszej
chwili brzmi rzeczywicie niezwykle i paradoksalnie jednej z wymienionych
funkcji, a wic na przykad wyizolowane istnienie wyobrani czy inteligencji poza
mzgiem, a tym samym poza wymiarem psychicznym.
W tym miejscu przyjdzie nam to atwo i stosunkowo szybko. Zanim bowiem
opucilimy nurt naszych chronologicznych rozwaa (a mianowicie przy
"stemplowym" dowiadczeniu Lederberga oraz nastpujcej po nim relacji o
przystosowaniu si krpaka brzozowca do terenu uprzemysowionego), aby
zastanawia si nad historyczn przypadkowoci owej chwili, w jakiej yjemy, i
nad zagadnieniem powstania pierwszych "duchowych" zasad w przyrodzie ju
mwilimy o takim wanie osigniciu: o "inteligentnych" skutkach
wspdziaania mutacji i selekcji.
Jednym z powodw dygresji (dalszy powd podamy pniej) byo zreszt to, e
pozwala ona nam raz jeszcze spojrze na to, o czym mwilimy, ale ju z
nowego i nieoczekiwanego punktu widzenia. Wydaje mi si, e teraz, po tej
dygresji, mniej moe nieporozumie wywoa moje stwierdzenie, e zasada
mutacji jest antycypacj psychicznej kategorii "wyobrani", a selekcja sprawuje
funkcje "krytycznego wyboru".
Przystosowanie si krpaka brzozowca do zmian warunkw otoczenia, noszce
cechy wiadomej celowoci, wyrafinowane zamaskowanie poczwark, o ktre
przewidujco dba gsienica atlasa, a take zdolno gronkowcw do
unieszkodliwienia broni "chemiczn" aplikowanego im sztucznie przez
czowieka antybiotyku wszystko to s osignicia, ktre wywouj wrcz
przemone wraenie umiejtnoci uczenia si i inteligentnego zachowania. We
wstpie zwrciem ju uwag na to, e niektrzy uczeni, midzy innymi Konrad
Lorenz, wobec takich przykadw mwi o reakcji "analogicznej do inteligencji".

Ot twierdz, e takie pojciowe ograniczenie ("analogiczny do inteligencji"


zamiast "inteligentny") nie jest niczym innym jak wyrazem pewnego przesdu, a
mianowicie skutkiem przekonania, e osignicie tego rodzaju nazwa mona
"inteligentnym" tylko wtedy, gdy wynika z indywidualnej wiadomoci. Z chwil
gdy uwolnimy si od tego zacienienia, caa rnica bdzie polegaa ju tylko na
tym, e w jednym przypadku (tym, ktry odpowiada znaczeniu sowa w mowie
potocznej) uczy si osobnik, a w drugim cay gatunek bd okrelona
populacja (podczas gdy poszczeglne osobniki, obojtne, bakterie czy motyle,
okazuj si w tej sytuacji jeszcze cakowicie niezdolne do uczenia si).
Jest to co wicej anieli zwyky spr o sowa. Gdy si raz odrzuci
rozpowszechniony przesd, zyskuje si widok na nie znan do tej pory
moliwo zrozumienia, e osignicia psychiczne mog powstawa w trybie
takiego samego rozwoju jak ten, ktremu podlega reszta przyrody. Gdy si
zarzuci pogld, e reakcj tylko wtedy nazwa wolno inteligentn, kiedy jest
reakcj osobnika, nie za gdy stanowi reakcj gatunku, wwczas znikaj
wszelkie trudnoci w wyobraeniu sobie, jak powstaj poszczeglne sprawnoci,
ktre potem wszystkie razem, w jakim o wiele pniejszym momencie, scalone
przez indywidualne mzgi oznaczaj pocztek "psychicznego" szczebla rozwoju.
Pojawia si wic moliwo pojmowania mzgu jako narzdu, ktrego waciwa
wydolno w aspekcie ewolucji mogaby polega na tym, e integruje on w
zamknity w sobie, indywidualny repertuar zachowa pewne okrelone
moliwoci reakcji, powstae niezalenie od siebie i ju zastane. Pragnbym w
tym miejscu podkreli, e wydaje mi si nie bez znaczenia, i taki przebieg
stanowiby analogi do sposobu, w jakim kilka miliardw lat wczeniej bezjdrowe jeszcze prakomrki nabyy funkcji decydujcych dla ich dalszego
rozwoju przez to, e wchony w siebie odpowiednio wyspecjalizowane komrki
jako organelle.
Nie chciabym jednak znowu wyprzedza biegu wydarze. Na zakoczenie tych
rozwaa chc rzuci jeszcze myl, ktra nasuwa si zawsze w zwizku z tymi
moliwociami. Grozi nam stale, e cudu szukamy w niewaciwym miejscu. W
wiecie, ktry jest niewtpliwie peen cudownoci, podziw ogarnia nas czsto nie
tam, gdzie trzeba.
Tak jest i tutaj. Przyznajmy szczerze, e w zachwytach nad przyrod nazbyt
czsto wspbrzmi silna nuta protekcjonalnoci. Obawiam si, e gdy
podziwiamy celowo planu budowy jakiej roliny albo gdy przygldamy si z
zachwytem, jak ptak buduje sobie gniazdo, cz naszego uznania dzisiaj
jeszcze wypywa ze zdumienia tym, i nie posiadajca mzgu rolina albo
nieinteligentny ptak mog przyczynia si do powstania celowych tworw.
Zaskakuje nas, e "bezwiadoma" przyroda moe by zdolna do
skomplikowanych osigni, kryjcych si za tak pospolitymi zjawiskami.
Nasz podziw jest w tych przypadkach z pewnoci suszny i uzasadniony. Ale

powinnimy podej krytycznie do jego motyww. Podejrzewam, e w sprawie


naszej pozycji w przyrodzie powinnimy z gruntu przestawi nasze mylenie.
Jest to wrcz groteskowo faszywa ocena sytuacji, jeeli jako "inteligentne"
jednostki sdzimy, e osignicia przyrody naley uwaa za zdumiewajce i
zagadkowe przede wszystkim dlatego, e powstaj bez udziau wiadomej siebie
inteligencji.
Wydaje mi si, e stajemy tutaj przed zadaniem przeamania naszego
samozrozumienia, a wag tego zadania porwna mona do przeomu
kopernikowskiego. Czas najwyszy, abymy wobec dzisiejszego stanu wiedzy o
przyrodzie przestali zamyka oczy na prawd, e jej siy twrcze, jej wyobrania i
zdolno uczenia si w niepojtym stopniu przekraczaj nasze wasne zdolnoci
(ktre s tylko ich sabym odbiciem).

Wstecz / Spis Treci / Dalej


16. SKOK DO WIELOKOMORKOWOSCI
Musimy teraz podj od nowa wtek naszej chronologicznej relacji w miejscu, w
ktrym opucilimy go na pocztku naszej dugiej dygresji.
Odbieglimy od tematu, poniewa natrafilimy na pytanie, jak mona by
wytumaczy zdumiewajc zdolno ywych komrek przystosowania si do
nieoczekiwanych zmian otoczenia. Konkretnego przykadu dostarczyo nam
zagroenie komrek przez pojawiajcy si po raz pierwszy w ziemskiej
atmosferze tlen (on z kolei by nieuniknionym skutkiem dziaalnoci takich
komrek, ktre przezwyciyy poprzedni kryzys pokarmowy przez chwytanie
wiata sonecznego).
I wanie mitochondria, wyspecjalizowane bakterie pochonite przez wiksze
komrki jako symbionty naday zagroonym komrkom zdolno obchodzenia
si z nowym gazem atmosferycznym. Do dnia dzisiejszego mitochondria
speniaj to zadanie we wszystkich oddychajcych tlenowo ywych istotach na
tej Ziemi. Z ich pomoc ycie potrafio nie tylko obroni si przed owym gazem,
dziaajcym pierwotnie jak trucizna, lecz nawet wykorzysta dla swego dobra
jego tak gron aktywno chemiczn.
Nie wolno nam zapomina o prehistorii tego dzisiaj jeszcze aktualnego stanu,
gdy z obecnego punktu widzenia zajmujemy si waciwociami owego
yciodajnego i tak absolutnie niezbdnego skadnika atmosfery. Gdy bowiem
rozpatrujemy t sytuacj historycznie, wwczas na tym konkretnym przykadzie
moemy zrozumie, w jakim stopniu my sami jestemy produktem
przystosowania do rodowiska, w ktrym ongi ycie musiao si jako urzdzi.
Owa niezbdno, ten symboliczny, wrcz nieodzowny do ycia charakter, jaki
dzisiaj przypisujemy gazowi zwanemu "tlen", jest niezwykle dobitnym miernikiem
radykalizmu, z jakim przystosowanie to zostao wymuszone. Ale jednoczenie
dowodzi doskonaoci tego przystosowania: gaz, pierwotnie miertelny, w
wiadomoci istot zrodzonych z tego przystosowania nabiera sensu
rwnoznacznego z "tchnieniem ycia". Jest to doprawdy nieprzecigniony
rekord.
Rozprawilimy si take przy tej okazji szczegowo ze spraw wyjanienia
owych tak skomplikowanych przystosowa i poznalimy mechanizm
wspdziaania mutacji i selekcji, ktry je wytwarza. Dua rozpito
przypadkowej poday mnogoci dziedzicznych wariantw, z jakich rodowisko i
jego zmiany dobieraj kadorazowo nieliczne warianty "celowe", stwarza rodzaj
elastycznoci, potrzebnej do przeycia w wiecie, ktry nigdy dugo nie
pozostaje stabilny.
Jakkolwiek wci wydaje si niewiarygodne, aby tak pozornie prosty mechanizm

mia wystarczy do wytumaczenia rnorodnoci istniejcych form ycia oraz


pojawiania si i zanikania rozmaitych, wci nowych gatunkw, to jednak nie ma
dzisiaj ju adnych rozsdnych argumentw przeciwko tej tezie.6 Mechanizm ten
wyjania ponadto wanie take rnorako form ycia i fakt, e nie moe
istnie jedna jedyna "optymalna" jego forma. Bogactwo i rozmaito warunkw
oraz cech rodowisku waciwych daje bowiem odpowiednio wielkiej liczbie
rnych wariantw form i funkcji szans wykazania swojej celowoci w
odniesieniu do tych wanie warunkw rodowiska, a wic take szans
urzeczywistnienia si.
Zatem rodowisko powoduje jak gdyby biologiczn rnorako,
odzwierciedlajc jego wasn rozmaito. A poniewa z kolei ycie wyciska w
coraz wikszym stopniu pitno na rodowisku i poniewa dla kadej
poszczeglnej ywej istoty wszystkie inne otaczajce j organizmy nale do jej
rodowiska cznym rezultatem jest dialogowy efekt samoumacniania, ktry,
skoro tylko przemina duga faza rozbiegu, musia doprowadzi wrcz do
eksplozji w rozprzestrzenianiu si ycia na Ziemi.
W naszej chronologicznej narracji osignlimy dotd wanie w punkt
startowy, w ktrym musiao si rozpocz owo nieustajce przypieszenie
dalszego przebiegu. W dziejach Ziemi moemy go umiejscowi w epoce odlegej
od nas mniej wicej o miliard lat, kiedy rozwj wyszych komrek jdrowych, z
ich wielostronnym i wysoko wyspecjalizowanym wyposaeniem wntrza, by ju
zakoczony.
W tym czasie osignity zosta pewien poziom rozwoju, ktry niewtpliwie
rozpoczyna nowy rozdzia. W niewyobraalnie dugich epokach
poprzedzajcych, trwajcych co najmniej dwa miliardy lat, rozwj, jakkolwiek
zdawa si z wolna i w mkach poda naprzd, przechodzi jeden kryzys za
drugim. Mwilimy ju o tym. Wprawdzie ycie nie weszo na plan po raz
pierwszy w tym sensie, e nie zjawio si na Ziemi bez etapu przejciowego, bez
cigncej si prehistorii, niemniej przynioso ze sob tyle nowych czynnikw, tak
skomplikowane nowe oddziaywania, e musiay chyba upyn dwa miliardy lat,
zanim na powierzchni Ziemi zostaa przywrcona jako tako staa rwnowaga.
Wszystkie poprzednie kryzysy byy tak powane, e kady mg oznacza kres
rozwoju. Nie wolno nam w adnym razie pomin istnienia take i takiej
moliwoci. Aczkolwiek fantazja procesu mutacji jest bardzo wielka, jak tego
dowodzi chociaby dowiadczenie Lederberga (jako jeden z bardzo wielu
przykadw), ale wydolno jej na pewno nie jest nieograniczona. Gdyby byo
inaczej, yyby jeszcze wrd nas jaszczury. Gdy wic pierwsze prakomrki
poera zaczy z kolei abiotycznie powstae z trudem, w cigu miliardw lat
wielkie czsteczki i biopolimery, a tym samym je w przeraajco krtkim czasie
dziesitkowa (czyme innym mogyby zaspokoi swoje zapotrzebowanie
energetyczne i wyywi si podwczas na pra-Ziemi?), niezawodnie wyniky std

kryzys pokarmowy mg by bardzo atwo sta si pocztkiem koca.


Pojawienie si w por chloroplastw, owych "poy-kaczy wiata", oznaczao
wyjcie z sytuacji, ktra zdawaa si bez wyjcia. Jednake aktywno ich
spowodowaa natychmiastowe zakcenie rwnowagi pomidzy yciem a jego
ziemskim rodowiskiem, jak wspominalimy ju przez wytwarzanie coraz
wikszych iloci tlenu, bez ktrego chemiczny proces fotosyntezy nie jest
moliwy. Tym razem ratunek nadszed ze strony mitochondriw.
W ten sposb zapewne rozwj ycia w cigu prawie dwch miliardw lat
przebiega wrd kryzysowych drgawek, niczym krzywa gorczki, przy czym
moemy by zupenie pewni, e znana nam jest zaledwie drobna cz tych
niebezpieczestw, przez ktre naleao w tym czasie przebrn. Nie ulega
wtpliwoci, e podobne przeszkody i lepe zauki istniay rwnie na
poszczeglnych etapach podziau komrki. Wskazuje na to chociaby tylko czas
co najmniej jednego miliarda lat, jaki musia upyn, zanim zosta wystarczajco
udoskonalony w proces o decydujcym znaczeniu dla rozmnaania si
organizmw i wczenia mechanizmu mutacji.
Wreszcie, po nieprawdopodobnie dugim czasie nieustajcych kryzysw i
powtarzajcej si wci od nowa masowej zagady typw komrek
niedostatecznie zdolnych do przystosowania si zostaa osignita nowa
rwnowaga. W cztery miliardy lat po powstaniu Ziemi pewne byo, e ycie
definitywnie zagniedzio si na tej planecie.
W morzach Ziemi rozmnaay si niezliczone drobne jednokomrkowce, kady z
nich stanowi organizm o wysoko wyspecjalizowanych wydolnociach.
Chloroplasty dbay o to, aby pokarmu byo odtd zawsze pod dostatkiem.
Mitochondria umoliwiay wykorzystywanie produkowanego przez samo ycie
tlenu jako rda energii, przy czym wydajno tego rda przekraczaa
wszystko, co do tej pory istniao, a zatem otwierao to moliwoci biologicznych
osigni, ktre miay usun w cie wszystko, co minione. Wyszukany
mechanizm podziau jdra gwarantowa niezawodne przekazywanie kadej
nastpnej generacji "dowiadcze" nabytych w cigu miliardw lat w postaci
najrnorodniejszych form przystosowania.
Z drugiej strony fizyczne i chemiczne warunki na powierzchni Ziemi nie
dopuszczay cakowitej bez-bdnoci owego mechanizmu podziau komrki ani
towarzyszcego mu podwojenia magazynujcej czsteczki DNA.
Promieniowanie, emitowane wskutek rozpadu naturalnych pierwiastkw
radioaktywnych skorupy ziemskiej, a take promienie z Kosmosu (przede
wszystkim pochodzce z Drogi Mlecznej tak zwane promieniowanie kosmiczne)
powodoway bardzo drobny procent nieznacznych zmian w poszczeglnych
czsteczkach DNA jder komrkowych. Przez to zmienia si w niewielkim
stopniu, ale zawsze bardzo rozmaicie, sens informacji, jak czsteczki owe miay
przekazywa. W taki sposb rodziy si mutacje, a wraz z nimi, w toku oboplnej

gry ze rodowiskiem proces ewolucji biologicznej.7


Tymczasem w rodowisku pojawio si take pewne wane uatwienie,
wprowadzone znowu przez ycie, pewne decydujce poszerzenie zasigu
przyszych moliwoci, ktry dopiero od tej pory naprawd ju obejmowa ca
kul ziemsk. To rwnie byo zwizane z tlenem, aczkolwiek jego stenie w
atmosferze ziemskiej w owej epoce, odlegej mniej wicej o miliard lat, wci
jeszcze nie dorwnywao obecnej wartoci. Pomimo to pierwiastek ten ju
podwczas odgrywa rol nie tylko w nowym sposobie uzyskiwania energii, lecz
w nie mniejszym stopniu stanowi tarcz ochronn. Dotd ycie byo cigle
jeszcze zacienione do wzgldnie ograniczonej warstwy wody oceanw.
Na gbokociach poniej pidziesiciustu metrw sia promieniowania
sonecznego prawdopodobnie ju nie wystarczaa do utrzymania
fotosyntetycznej aktywnoci wczesnych komrek: aktywno ta nie bya
przecie jeszcze w peni dojrzaa. Ze wzgldu za na niszczycielskie
promieniowanie nadfioletowe Soca wraliwe komrki nie mogy si dotd
zblia do powierzchni wody na odlego mniejsz ni pi dziesi metrw. I
to rwnie zmienio si obecnie cakowicie. Wobec niezwykle silnej skutecznoci
tlenu jako filtra promieni nadfioletowych wystarczay obecnie wzgldnie
niewielkie iloci nowego gazu, aby zasadniczo zmniejszy w niebezpieczny
udzia promieniowania sonecznego. Dopiero teraz wic ycie mogo opanowa
naprawd ca powierzchni planety, nie tylko powierzchnie wd, lecz ponadto
szeroki obszar suchego ldu chocia bya to moliwo, ktra z
najrozmaitszych przyczyn miaa jeszcze przez dalszych .500 milionw lat
pozosta cakowicie teoretyczna.
Gdy zechcemy to wszystko krtko podsumowa, ujrzymy sytuacj spokojn i
ugruntowan. ycie zakorzenio, urzdzio i zadomowio si na Ziemi; stao si
odtd trwaym skadnikiem naszej planety. Jednake cile biorc
najdziwniejsze w tym obrazie, niezalenie od wszelkich szczliwie
przezwycionych przeszkd i niebezpieczestw, jest nie to, e do tego doszo.
Najbardziej zdumiewa, e na tym si nie skoczyo.
Ju kiedy, w pewnym o wiele wczeniejszym momencie rozwoju, zdziwio to
nas. Byo to wtedy, gdy natknlimy si na fakt, e wywoane przez wzajemne
przyciganie si mas skupienie atomw wodoru, rozdzielonych we
Wszechwiecie w postaci delikatnych obokw, nie spowodowao po prostu
powstania i rozbynicia gwiazd, rozgrzanych przez ich wasne cinienie
wewntrzne. Przeciwnie, stao si tak, e w centrum gwiazd wystpiy zjawiska,
ktre doprowadziy nieuchronnie do zespalania si poszczeglnych atomw
wodoru, a nastpnie take coraz ciszych jder atomowych, dziki czemu
powstaa mnogo nowych pierwiastkw, a wic substancji wykazujcych cechy
i moliwoci, ktrych dotd we Wszechwiecie nie byo.
Stwierdzilimy wtedy, e nie ma odpowiedzi na pytanie, dlaczego historia wiata

nie miaaby si po wsze czasy ograniczy do historii powstawania i zaniku wci


nowych pokole gwiazd z wodoru w nieustannym i nie koczcym si
powtarzaniu. Nigdy nie bdziemy tego wiedzie. To, e stao si inaczej, e
powstay nowe, inne pierwiastki, ktre otwary rozwojowi nowe, nieoczekiwane
horyzonty, sprowadza si do zdolnoci przemieniania si prapierwiastka
wodoru. Natomiast pochodzenie wodoru, a tym samym przyczyny osobliwoci
jego cech znajduj si dla nas poza jakim pocztkiem, poza ktry nauka ju nie
potrafi siga, stawiajc sensowne pytania.
Dlaczego atom wodoru posiada te szczeglne waciwoci, w jaki sposb
powsta i jak si dosta do naszego wiata oto pytania, na ktre nie ma
naukowej odpowiedzi, podobnie jak na pytanie o pochodzenie czasu czy
przyczyny praw natury. Natrafiamy tutaj musimy to znowu niezwykle dobitnie
podkreli w pewnym konkretnym punkcie na niezaprzeczalny fakt, e wiat
nasz, e obszar, w ktrym przeywamy rzeczy i w ktrym moemy zadawa
naukowe pytania, nie obejmuje wszystkiego, co istnieje. Jednoczenie
rozpowszechnienie pewnego przesdu, ktry zdaje si nie do wykorzenienia,
zmusza nas do wyranego powtrzenia i wskazania palcem, e to wspczesna
wiedza przyrodnicza gwarantuje nam, e tak wanie jest. To co filozofia czy
metafizyka mogy jedynie zakada bd czego day wspczesne
przyrodnicze badania podstawowe podsuwaj nam wprost pod nos.
Byo ju jedno stadium, wobec ktrego mielimy okazj zdziwi si, e rozwj nie
stan w miejscu, w etap, kiedy na wyszym poziomie powtrzyo si to, co nas
susznie zdumiewao w reakcji atomu wodoru: powstae stopniowo nowe
pierwiastki nie tylko wzbogaciy Wszechwiat o dalsze dziewidziesit jeden
substancji wykazujcych nowe waciwoci. Okazay si one ponadto zdolne do
tworzenia najrozmaitszych zwizkw midzy sob i z wodorem, od ktrego
pochodziy, a rnorako tych zwizkw jest nie do ogarnicia i do dnia
dzisiejszego nie wyczerpana. To rwnie nie byo ani konieczne, ani moliwe do
przewidzenia (czy te do wyjanienia). e tak si stao, musimy znowu przyj
do wiadomoci jako fakt niewytumaczalny.
Na chronologicznie kolejnym szczeblu doszo do symbiotycznego czenia si
rozmaicie wyspecjalizowanych prakomrek. Opisalimy ten proces szczegowo,
poniewa ma on decydujce znaczenie dla wszystkiego, co nastpuje potem, nie
musimy wic teraz ponownie wnika w ten temat. W tym miejscu mona to
czenie si opisa nastpujco: zda si, jakoby rzdzia tutaj zasada, pod ktrej
dziaaniem rozwj postpuje naprzd dlatego, e na nowo osignitym szczeblu
organizacji powtarza si, kadorazowo z pojawieniem si nowych moliwoci, to
co ju okazao si skuteczne na poprzednich etapach rozwoju. Powtarzam, e
nie naley tego mylnie rozumie jako "wyjanienie", lecz e przez takie
sformuowanie prbuj tylko uprzystpni to, co si naprawd wwczas stao.
Podobnie jak w tych minionych ju przypadkach dziao si take w owej epoce

konsolidacji ycia ziemskiego, do ktrej ostatnio dotarlimy i ktra jest od nas


odlega o jaki miliard lat. W oceanach roio si ycie mrowiy si
jednokomrkowce, ktrych skomplikowana organizacja wiadczya o pewnym
szczytowym punkcie dotychczasowego rozwoju. ycie i rodowisko, po
niezliczonych kryzysach, wreszcie ze-stroiy si w harmonijnej wzajemnej
rwnowadze i uspokoiy. Co wic waciwie przemawiao za tym, e cigle
jeszcze nie nadchodzi kres? Jak mona znale dzisiaj, retrospektywnie, kiedy
w peni znamy wszystko, co potem si stao przyczyn tego przekonania, e
rozwj nie mg si zatrzyma, e znowu musia pozostawi za sob wszystko,
co zostao osignite tak niewiarygodnym nakadem czasu i zdolnoci
przystosowawczych?
Na to take nikt nie moe da odpowiedzi. Jedyne, co wiemy, to historyczny fakt,
e ponownie powtrzyo si to, co si przedtem ju niejednokrotnie dziao:
istniejce zoone komrki jak si niebawem miao okaza nie tylko
wzbogaciy ziemsk scen o now zasad (zjawisko rnorako
wyspecjalizowanych materialnych struktur uprawiajcych przemian materii),
lecz ponadto przygotoway nowy skok rozwoju przez przejawienie zdolnoci do
czenia si ze sob.
Na tym szczeblu rezultatem byo brzemienne w skutki powstanie pierwszych
wielokomrkowych istot ywych. Jak do tego doszo i jakie ten skok spowodowa
fantastyczne wrcz poszerzenie moliwoci dla wszystkiego, co yo nietrudno
ju opisa. Niemniej zjawisko to jest fantastyczne i cudowne. Poj moemy je
tylko dlatego i o tyle, e przy jego opisie to, co do tej chwili zostao przez rozwj
osignite, bdziemy przyjmowali po prostu jako dane. W tych warunkach atwo
oczywicie operowa istniejcym materiaem. Jeeli nie chcemy zatraci
proporcji, nie wolno nam jednak ani przez moment zapomnie, jakiej
fantastycznej prehistorii materia ten zawdzicza swoj egzystencj.
Tak decydujce dla dziejw ycia na Ziemi przejcie od jednokomrkowcw do
wielokomrkowych istot ywych nietrudno bdzie zrozumie, gdy uwiadomimy
sobie, e pojcia "czenia si" nie naley tutaj bra dosownie. Pierwsze
wielokomrkowce wedug wszelkiego prawdopodobiestwa nie byy dosownie
wynikiem poczenia si istniejcych pojedynczych komrek, tak samo jak
wszystkie wielokomrkowce w cigu caej nastpujcej potem historii Ziemi, a
po dzie dzisiejszy. adna ywa istota wysza w taki sposb nie powstaje.8
Jak wszyscy wiemy, odbywa si to raczej tak, e okrelona komrka pierwotna,
ktr z reguy nazywamy komrk jajow, zaczyna si dzieli i e komrki
powstae przez cigy podzia tej komrki jajowej ju si od siebie nie oddzielaj,
tak jak si to dziao u jednokomrkowcw przez miliardy lat. Wszystko
przemawia za tym, e to samo dziao si przy powstaniu pierwszych, jeszcze
prymitywnych wielokomrkowcw, a wic przed mniej wicej miliardem lat.
Jeden z wielu dowodw stanowi organizmy, ktre do dnia dzisiejszego

zachoway t posta przejciow jak gdyby trwale. Podobnie jak bakterie i


niektre prymitywne glony s jeszcze obecnie yjcymi przedstawicielami
archaicznych bezjdrowych prakomrek, podobnie jak istnieje jeszcze bardzo
wiele rozmaitych gatunkw wyej rozwinitych jednokomrkowcw, ktre
konserwatywnie zachoway jednokomrkowy sposb bytowania podobnie
take wystpuj dzisiaj prymitywne organizmy, ktre jak gdyby stany w
rozwoju, pozostajc w owym stanie przejciowym (ktry rwnie musia si
cign przez kilkadziesit milionw lat).
DNA jder komrek, z ktrych si te organizmy skadaj, wiernie
zmagazynowao to, co komrki te osigny, i zachowao przez niewyobraalnie
dugi cig pokole a do czasw teraniejszych. Z jakich tam przyczyn nie
pojawi si tutaj acuch nastpujcych po sobie mutacji, ktre mogy byy je
wyprowadzi z tego obojnaczego stanu midzy jednokomrkowcem a
wielokomrkowcem. Biolog musi by za to wdziczny. "ywe skamieniaoci"
tych gatunkw stanowi dla niego jedyn szans prowadzenia bada nad tymi
archaicznymi formami ycia.
Jednym z ulubionych przykadw uczonych jest w tej dziedzinie mikroskopijnie
may wielokomrkowiec, nazwany przez nich pandorin. Nosicielka tego
dwicznego imienia pomimo swej wielokomrkowoci nie jest waciwie
"prawdziwym" wielokomrkowym organizmem. Wanie ta komplikacja
powoduje, e pandorin jest obiektem tak interesujcym. Mona by j okreli
jako koloni komrek, ktra jeszcze nie osigna rangi zoonego osobnika.
Pandorina skada si z szesnastu zielonych komrek glonowych powstaych
przez czterokrotny podzia komrki pierwotnej. Galaretowata otoczka tej komrki
pierwotnej nie ginie i zamyka szesnacie komrek potomnych, nadajc im
posta kulistego tworu.
Za tym, e ma to charakter kolonii, przemawia brak wyranej hierarchii, czyli
podziau pracy pomidzy poszczeglnymi komrkami. Wprawdzie wystajce na
wszystkie strony mae wici wsplnie wybijaj takt, w zwizku z czym
mikroskopijny twr moe si w wodzie porusza w sposb znonie
uporzdkowany, ale tutaj wszystkie szesnacie komrek jest jeszcze zawsze
rwnouprawnionych. Kada z nich potrafi to wszystko, co potrafi jej komrki
siostrzane. A przede wszystkim brak jakiegokolwiek ladu, e komrki, aby si
rozwin, zdane s wzajemnie na siebie, co jest waciwe niepodzielnoci, ktra
prawdziwemu osobnikowi indywiduum nadaje jego charakter. Gdy si pod
mikroskopem oddzieli od siebie komrki pandoriny, pojedyncze komrki mog
y dalej i kada z nich moe utworzy nowe kolonie.
Pandorina rozmnaa si w naturze take przez podziay wszystkich swoich
komrek, tak e w kocu kolonia macierzysta rozchodzi si "bez reszty" na
szesnacie nowych kolonii. Fakt, e pomimo to mamy w tym wypadku do
czynienia z pierwszym krokiem w kierunku wielokomrkowoci, przejawia si w

tym, e kolonia skada si zawsze z szesnastu (a nie omiu ani trzydziestu


dwch) komrek. Liczba etapw podziaw stanowi wic ju tutaj pewn
nadrzdn wielko, obowizujc wszystkie uczestniczce komrki.
Jednake najdobitniejszy dowd na to, e maej kolonii glonowej przypisa
trzeba rol pioniersk, znajdujemy w tym, i pandorina ma bliskich krewnych,
ktrzy zupenie wyranie prezentuj kolejne fazy, dalsze kroki na tej samej
drodze. Niczym poszczeglne kadry tamy filmowej, przyroda zachowaa lady
przebiegu prowadzcego ongi od jednokomrkowca do zoonego z wielu
komrek osobnika.
Nastpn faz filmu stanowi eudorina. W niej poczone s w koloni ju
trzydzieci dwie komrki. U niektrych gatunkw zaznaczona jest nawet wyrana
o ciaa: ruch naprzd odbywa si zawsze w tym samym kierunku ciaa. Komrki
pooone z tej strony, a wic "z przodu", s nieco mniejsze. Jednoczenie
typowe dla tych swobodnie poruszajcych si glonw plamki oczne komrek
pooonych z przodu s lepiej wyksztacone anieli plamki oczne komrek
tworzcych "ruf" pywajcej kolonii, przy czym ich wraliwo na wiato z
natury swej stosunkowo niewiele ma wsplnego ze sterowaniem.9 Ale na tym si
koczy podzia pracy u eudoriny. Take i w tej kolonii w zasadzie wszystkie
komrki jeszcze potrafi wszystko.
Pierwszym prawdziwie wielokomrkowym osobnikiem, ktry pojawia si na tej
drabinie rozwoju, jest synny wolwoks, czyli toczek. Jest on zespoem wieluset,
czsto nawet wielu tysicy wyposaonych w wici komrek glonowych, ktre w
toku podziau jednej pojedynczej komrki pierwotnej tworz wierzchni
warstw wzgldnie duej kuli, widocznej nawet goym okiem w postaci
zielonkawego ziarenka. Techniczna nieomal symetria tych glonowych kuleczek
na pierwszy rzut oka moe nawet mniej anieli w przypadku pandoriny czy te
eudoriny wskazuje na to, jakoby to by osobnik, a wic jakobymy tu mieli przed
sob po raz pierwszy prawdziwy organizm wielokomrkowy. Tymczasem
wraenie to jest mylne. Toczek jest ju pod kadym wzgldem prawdziwym
wielokomrkowcem, pierwszym przykadem typu organizmu znajdujcego si na
nastpnym, wyszym szczeblu rozwoju.
Pomimo idealnej prawie kulistoci, u toczka wystpuje zupenie jednoznaczna
orientacja ciaa: podczas pywania zawsze ten sam biegun jest skierowany do
przodu. Plamki oczne komrek tworzcych ten biegun s znowu wyranie lepiej
wyksztacone anieli pozostae, szczeglnie anieli plamki komrek poowy kuli
skierowanej do tyu. Wszystkie wici owych tysicy komrek, z ktrych skada si
toczek, uderzaj w zgodnym rytmie. A umoliwiaj to cienkie poczenia midzy
wszystkimi komrkami, delikatne pasma biakowe, pozostae po podziaach
komrki pierwotnej. Naley sdzi, e w nich przebiegaj tam i z powrotem
potrzebne do tej synchronizacji impulsy.
Jednake decydujcy w tej klasyfikacji jest przede wszystkim wyranie czytelny

podzia pracy midzy poszczeglnymi komrkami. Najdobitniej wystpuje on w


odniesieniu do podstawowej biologicznej funkcji rozmnaania si. U toczka po
raz pierwszy zdolna do podziau jest nie kada dowolna komrka. Moliwo t
ma tylko wzgldnie niewiele komrek pooonych w tylnym kocu powierzchni
kuli. Fakt ten sprawia, e pozostae liczne komrki toczka mogy sta si
komrkami somatycznymi. Z tym z kolei zwizane jest, e u tego pierwszego
przedstawiciela osobnikw zoonych z wielu komrek stykamy si po raz
pierwszy w rozwoju ze zjawiskiem miertelnoci.
Oczywicie, mier istniaa take ju przedtem, pojawia si wraz z yciem. W
pierwszej chwili moe to brzmie makabrycznie, ale w przeciwnym wypadku ju
od miliardw lat na Ziemi byoby nie do wytrzymania. Nietrudno to udowodni.
Jedna jedyna bakteria mogaby, dzielc si tylko co 30 minut, doprowadzi
teoretycznie w cigu 24 godzin do ponad 200 bilionw potomstwa. (Zapomina
si stale, do jakiego wyniku doprowadza w najkrtszym czasie pozornie tak
prosty szereg geometryczny jak 2, 4, 8, 16, 32 itd.)
Na szczcie nigdy do tego nie doszo. Po prostu nie ma przestrzeni
dostatecznie wielkiej dla tak nieograniczonego rozrodu. Bakterie oczywicie
rwnie gin. Ale jest to zawsze, podobnie jak u wszystkich jednokomrkowcw,
jak gdyby "mier wskutek wypadku". Jednokomrkowce nie starzej si i nie
umieraj z przyczyn wewntrznych. S one, jak powiada biolog, potencjalnie
niemiertelne. Gdy rozmnaaj si przez podzia, kada powstaa poowa tworzy
now "mod" komrk potomn. Nie ma przy tym "trupa".
Po raz pierwszy u toczka jest inaczej. Pierwszy w dziejach prawdziwy
wielokomrkowiec dostarcza rwnie pierwszego trupa. Gdy toczek si
rozmnaa, dzieli si zaczynaj pooone w okolicy tylnego bieguna komrki
generatywne, jedyne, ktre s jeszcze zdolne do dzielenia si. Odrywaj si one
przy tym od powierzchni i zapadaj we wntrze kuli, gdzie rozrastaj si w nowe
kuleczki. W kocu uzyskuj wolno przez to, e kula macierzysta pka i ginie.
Tylko komrki suce rozmnaaniu s tu wic jeszcze niemiertelne. Pozostae
tworz ciao zdolne do ycia jedynie przez czas ograniczony. Tak ju pozostao
w podkrlestwie wielokomrkowcw po dzie dzisiejszy, dotyczy to rwnie i
nas. Spord wielu niezliczonych komrek, z jakich skada si nasze ciao,
jedynie suce rozmnaaniu komrki rozrodcze s (przynajmniej potencjalnie)
niemiertelne. W rzeczywistoci moliwo ta realizuje si take tylko w
odniesieniu do tych bardzo nielicznych, ktrym udaje si poczy z komrk
rozrodcz drugiej pci, a nastpnie rozbudowa si w nowe ciao.
Z punktu widzenia tego szczebla rozwoju, do jakiego dotarlimy teraz w naszym
opisie, mona by wic odnie wraenie, e ciao organizmu zoonego z wielu
komrek, a wic i nasze wasne ciao, jest w gruncie rzeczy tylko czym w
rodzaju "opakowania". e jest przejciow powok dla waciwego adunku
uytkowego, a mianowicie potencjalnie niemiertelnej komrki rozrodczej, ktr

trzeba zachowa i przekaza poprzez pokolenia. e jest wehikuem


przeznaczonym do chronienia tej komrki rozrodczej i dania jej okazji oraz czasu
do dzielenia si.
Myl t mona snu dalej jeszcze. Mona by si zastanawia, czy moe w kocu
ciao nasze, przez skal sukcesu, z jakim si biologicznie utwierdza i przebija w
swoim rodowisku, gra tylko rol aparatury wskanikowej czy te kontrolnej dla
komrek rozrodczych lub mwic cilej dla zawartego w nich DNA,
aparatury sucej sprawdzeniu celowoci wszelkich pojawiajcych si mutacji.
Ale jaki sens chcemy w takim razie nada pojciu celowoci biologicznej? Jak
inaczej moe si objawia celowo, jeeli nie przez wzrost powodzenia
organizmu sprawdzajcego si w swoim rodowisku? A zatem mikrokosmos
miaby suy makrokosmosowi, DNA organizmowi, a nie przeciwnie.
Spekulacje tego rodzaju mog wic by zabawne. Tkwi w nich pewien aspekt,
na ktry zbyt mao si zwraca uwagi. Niemniej nie wolno zapomina, e
wszystkie tego rodzaju rozwaania s jednostronne, wypywaj bowiem z
horyzontu ograniczonego, z zawonego punktu widzenia jednego jedynego,
dowolnie wychwyconego szczebla rozwoju.10
Korzyci biologiczne z wielokomrkowoci mona byo wic osign tylko za
cen ograniczonego trwania ycia. Samo to pozwala wnioskowa, e musiay
one by niezwykle due. Najprostsz korzyci, jakiej moe sobie przysporzy
istota wielokomrkowa, jest przede wszystkim wielko ciaa, nieomal dowolnie
rosnca w porwnaniu z jednokomrkowcem. Wystarczy raz zobaczy, jak
may owad miota si bezradnie na powierzchni kropi wody, aby si przekona,
e w tym wiecie napi powierzchniowych ju sama wielko ciaa moe
zapewnia przewag. S naturalnie jeszcze inne przyczyny. Jeeli nawet
powiedzenie, e "wielcy poeraj maych", w przyrodzie nie obowizuje
bezwzgldnie, to jednak w zasadzie mona przyj, e z kolei wielcy s
stosunkowo dobrze zabezpieczeni przed poarciem przez maych. Jednake
najwaniejsze i najbogatsze w skutki moliwoci, ktre za sob pocigno
ewolucyjne przejcie od istot jednokomrkowych do wielokomrkowych,
wynikaj z zasady podziau pracy midzy poszczeglnymi komrkami, z jakich
jest zoony organizm. Zaznacza si ona ju u toczka. Do jakich kracw te
moliwoci rozwiny si w przebiegu ewolucji, poucza nas przelotny tylko rzut
oka na niektre typy komrek, z jakich sami si skadamy.
Gdy rozpatrujemy przykady zestawione na ilustracji 16, trudno wprost uwierzy,
e te wszystkie tak nadzwyczaj rnie zbudowane i funkcjonujce typy komrek
s u kadego z nas wynikiem nieustannych podziaw jednej jedynej
zapodnionej komrki jajowej. Nawet biologowi trudno nie tyle w to uwierzy (jest
to bowiem sprawa bezsporna) ile zrozumie to. Jak si dzieje, e jedna tylko
komrka przy podziale pozwala powstawa tak licznym, bogato zrnicowanym
komrkom, jest waciwie pomimo pewnych przesanek do tej pory naukowo

niemal nie rozwizan spraw.


Zagadnienie polega na tym, e w jdrze kadej spord komrek naszego ciaa,
czy to bdzie komrka nerwowa czy gruczoowa, skrna czy nerwowa, wskutek
doskonaego (nieomal) funkcjonowania procesu podziau jdra, znajduje si
kompletna kopia wszystkich czsteczek DNA (a zatem wszystkich genw), ktre
byy zawarte w komrce jajowej i ktre wszystkie s produktem jej podziau. Przy
kadym z niezliczonych stadiw podziaowych, kiedy stopniowo powstaj owe
czsteczki DNA, s one dokadnie
podwajane i za kadym razem rwnomiernie dzielone midzy obie tworzce si
poowy komrki. Zatem kada z komrek naszego ciaa zawiera o wiele wicej
informacji, anieli waciwie potrzebuje do spenienia swego wyspecjalizowanego
zadania. Kada mieci w sobie peny, nie skrcony plan budowy caego naszego
ciaa.
Tylko dziki temu ci spord biologw molekularnych, ktrzy zajmuj si
przepowiadaniem przyszoci, mogli w ostatnich latach wpa na fantastyczny
wrcz pomys, e w zasadzie mona by doprowadzi do powstania czowieka od
nowa z jednej komrki jego ciaa. e mona by w ten sposb z kadego z nas
stworzy poniekd "dodatkowo" jego monozvgotycznego bliniaka. Ten pomys
doprowadzi nastpnie do dalszych spekulacji nad tym, czy kiedy w przyszoci
ludzie moe dojd do tego, aby metod gbokiego zamraania przechowywa
wasne komrki skry jako pewien rodzaj zabezpieczenia przed nieszczliwymi
wypadkami i po takiej katastrofie mc zmartwychwsta przynajmniej jako
"bliniak". (Zob. w tej sprawie raz jeszcze przypis na s. 230.)
Naturalnie, e myl owa (abstrahujc cakowicie od tego, czy jej realizacja w
ogle byaby podana) jeszcze przez dugi czas pozostanie utopia. A co jest
znamienne nie tylko dlatego, e wyhodowanie ludzkiego zarodka poza ciaem
matki jest chwilowo niemoliwe, ale take dlatego, e o wiele wiksze trudnoci
sprawiayby problemy zwizane z wymienionym przez nas zagadnieniem
rnicowania.
Wyobramy sobie przypadek komrki, ktra ma wyrosn na komrk
wtrobow. Powstaje ona w pewnym momencie w zarodku przez podzia nie
wyspecjalizowanej komrki. Zawiera rwnie peny, nie skrcony plan budowy
organizmu, ktrego cze stanowi. Jednake spord wszystkich
skomplikowanych szczegw tego planu obchodzi j tylko ten bardzo drobny
wycinek, ktry obejmuje przepisy o wygldzie i funkcjonowaniu komrki
wtrobowej. Gdy wic komrka po podziale wzrasta, wolno jej tylko "odczyta" i
uwzgldni ten may wycinek. Wszystkie inne zawarte w planie przepisy budowy
musi jak gdyby pomin.
Biologowie stwierdzili przynajmniej to, e w praktyce wanie tak si to odbywa.
Liczne acuchy DNA, kady zawierajcy plan budowy i zoony z kolejnych
odcinkw genw, tworz w jdrze komrki wizki, tak zwane chromosomy. W

pewnych przypadkach mona pod mikroskopem rozpozna w chromosomie,


ktre geny s wanie aktywne, a ktre drzemi bezczynnie. U niektrych
owadw geny, ktre staj si aktywne, czyli zabieraj si do wydawania
rozkazw, nabrzmiewaj w sposb widoczny. Te miejsca chromosomw, w
ktrych si znajduj, rozszerzaj si w wyrane zgrubienia, tak zwane "puffy" (od
angielskiego sowa "puff" wzdcie).
Wiadomo wic, e spord wszystkich genw komrki bardzo znaczna
wikszo nie jest aktywna. Zawarte w nich informacje s zablokowane.
(Prawdopodobnie znowu przez inne geny, ktre biologowie nazywaj
represorami.) Widocznie jest to nawet w pewnym stopniu stan normalny. Gdy
gen ma si uaktywni, to znaczy gdy informacja, jak reprezentuje, staje si
potrzebna, nastpi musi zdjcie blokady (prawdopodobnie znowu przez swoiste
geny, ktre to potrafi). Waciwie, patrzc na to wstecz, jest to cakowicie
zrozumiae: jasne, e sam plan budowy nie moe wystarcza. Zawiera on
przecie tylko jak gdyby porzdek przestrzenny, a komrka potrzebuje ponadto
harmonogramu.
Najlepszy plan budowy jest nieprzydatny, jeeli jednoczenie nie wiadomo, od
czego naley rozpocz budow, i jeeli nie ma si wyranych wskaza, kiedy i
w jakiej kolejnoci poszczeglne czci planu maj by realizowane. W
przypadku budowy domu jest to dla nas zupenie oczywiste. Trzeba rozpocz
od fundamentw, a do wznoszenia dachu przystpi mona dopiero wtedy, gdy
wymurowane s poszczeglne kondygnacje. Nie wolno rwnie nakada na
ciany tynkw, dopki nie s uoone przewody elektryczne. Kada budowa
wymaga nie tylko przestrzegania dokadnego planu przestrzennego, lecz take
trzymania si cile okrelonej kolejnoci wielu poszczeglnych faz, w jakich
budynek powstaje.
To samo obowizuje budowle przyrody, a wic rwnie kad poszczegln
komrk. Niestety wiemy tyle co nic o tym, co tutaj zapewnia ten porzdek w
czasie. Kto mwi komrce, kiedy i jakie ma "odczyta" szczegy planu, a jakie
inne ma pomin tego biologowie dotychczas nie odkryli. Jest cakowicie
niejasne, jak si to dzieje, e poszczeglne geny s odhamowywane we
waciwym momencie i we waciwej kolejnoci, kto blokuje bd aktywuje genyrepresory i ich kontrpartnerw. (Wydaje si logiczne chocia sposb
wykonania jest jeszcze bardzo mao wyjaniony e to osignity kadorazowo
stan budowy sam wyzwala nastpny niezbdny etap.)
Pewne jest w kadym razie, e sterowanie aktywnoci, dokadnie w ten sposb
zsynchronizowane w przestrzeni i czasie, w miar potrzeby wcza czy te
wycza geny poszczeglnych komrek i e rnicowanie poszczeglnych
komrek rwnie tak si odbywa. Jeeli wic jaka komrka ma si sta
komrk wtrobow, nastpuje po prostu aktywizacja tylko tych genw (we
waciwej kolejnoci), ktre s potrzebne do zrealizowania tej czci planu

budowy, a wszystkie inne geny komrki pozostaj zablokowane na cay okres jej
ycia. (Nie potrzebuj chyba raz jeszcze zwraca uwagi na to, jaki ogrom nie
rozwizanych problemw kryje si za tym maym sowem "po prostu".)
Powiedzmy sobie wic aby naprzd zamkn ten temat e w praktyce na nic
si nam nie przyda bezsporna wiedza o tym, e w kadej z naszych komrek
skry zawarta jest informacja genetyczna o caym naszym ciele. Aby z jednej z
tych komrek skry wyhodowa w laboratorium bliniaka czowieka,
eksperymentator musiaby wiedzie, jak zdj blokady wszystkich zawartych w
tej komrce genw (u czowieka co najmniej kilka milionw), przy czym
odblokowanie to musiaoby nastpi celowo i dokadnie we waciwej kolejnoci
w czasie. Jest to zadanie, ktre pozostanie chyba absolutnie nie do rozwizania
jeszcze dla kilku pokole biologw.
Przyroda natomiast zna t zasad od nieprawdopodobnie dawnych czasw. Bez
tej moliwoci nie byaby moga doprowadzi do powstania nawet
jednokomrkowca. Rozmnoenie go bowiem przez podzia ju zakada dokadny
podzia jdra wraz z jego genononymi sznurami chromosomw, a wic proces,
ktry ju przy innej okazji, ze wzgldu na jego niebywa precyzj w czasie,
porwnywalimy do ukadu baletowego.
Teraz, na szczeblu wielokomrkowoci, opanowanie klawiatury genw umoliwia
przyrodzie wyspecjalizowanie poszczeglnych elementw budowlanych komrki
organizmu wyszego do ostatecznych granic moliwoci biologicznych. Kto
panuje nad rejestrami genw, ten moe w kadej poszczeglnej komrce
wyszuka odpowiednie geny i "gra" na tych, ktrych potrzebuje do osignicia
podanych cech i swoistych funkcji. Wynikiem jest zrnicowanie komrek, a
wic fakt, e rozmaite komrki wyszej istoty yjcej mog si midzy sob tak
nadzwyczajnie rni w zalenoci od penionych funkcji.
Na tym polega decydujcy postp, ktrym jest skok do wielokomrkowoci w
historii ycia. Dziki wyspecjalizowanym w ten sposb kamykom budulcowym
mona dla okrelonych funkcji i sprawnoci budowa narzdy o nie spotykanej
dotd doskonaoci. Polega to po prostu na tym, e wzgldnie mae elementy
budowlane pozwalaj konstruowa wzgldnie due narzdy w sposb bez
porwnania bardziej wyrafinowany i wszechstronny, anieli byo to moliwe przy
uyciu wzgldnie duych elementw budowlanych w ciele istot ywych, ktre
same skaday si tylko z jednej jedynej komrki. Jest to ta sama zasada, ktra
uzalenia jako obrazu od gstoci rastra, a tym samym od liczby punktw w
obrazie. Przy zym druku gazetowym (stosunkowo nieliczne bd stosunkowo
rzadkie punkty rastrowe) uzyskuje si o wiele mniej szczegw i odcieni anieli
w przypadku filmu fotograficznego o wysokim stopniu rozdzielczoci, z
mikroskopijnie drobnymi punktami barwnymi.
Powrcimy raz jeszcze do plamek ocznych, na ktre natrafilimy u
jednokomrkowcw (a take raz jeszcze do przypisu na s. 335). Nie ma adnej

wtpliwoci, e te mae, pochaniajce wiato plamki pigmentowe, nawet jeeli


s to tylko drobne ziarenka barwnika, speniaj u jednokomrkowcw w zasadzie
to samo zadanie, co o tyle pniej dopiero powstae oczy wyszych istot. Zreszt
wanie temu zawdziczaj one swoj nazw. Naturalnie, s nieporwnywalne z
okiem w cisym sensie o tyle, e chociaby z przyczyn czysto fizycznych nie
mona nimi jeszcze uchwyci obrazu otoczenia, co zreszt na tym stopniu
rozwoju byoby przecie bez znaczenia, skoro nie istnieje centralny ukad
nerwowy, ktry wiedziaby, co pocz z takim odbiciem.
Jednake niewtpliwie plamki oczne jednokomrkowcw s ju odbiornikami
wiata. Wprawdzie w bardzo skromnym zakresie, poniewa poykaj one
padajce na nie wiato i std w organizmie, do jakiego nale, rzucaj cie. S
one organellami, ktre chwytaj wiato i przewodz bodce, nawet jeeli bodce
te to tylko cienie padajce na nasad wici i oddziaujce na jej aktywno.
Wszystko to razem jednak tak wspgra, e funkcjonuje jako automatyczne
sterowanie, ktre pozwala na to, aby dany jednokomrkowiec dy do
poytecznego dla wiata.
Cao jest mikroskopijnym cudem ewolucji. Umoliwia istocie jednokomrkowej
orientacj wedug waciwoci optycznych jej otoczenia. Nawet jeli ta
stosunkowo tak prosta aparatura pozwala tylko na prymitywne rozrnianie
midzy "janiej" a "ciemniej", stanowi ona jednak niewtpliwie pierwszy krok w
kierunku owej szczeglnej funkcji, ktr mamy na myli, gdy mwimy o widzeniu.
Wane jest dla naszego toku mylowego, abymy sobie w tym miejscu wyranie
uzmysowili, e przyroda ten pierwszy krok ku widzeniu postawia ju na
szczeblu jednokomrkowoci. To znaczy w tym okresie, kiedy w ogle nie byo
mowy o oczach w sensie nam znanym. Co prawda ta pierwsza, omackiem
poszukiwana droga nie zaprowadzia zbyt daleko. W jednokomrkowcu nie byo
jeszcze nic wicej ni opisane optyczne odruchy sterownicze. Tworzywo nie
wystarczao do tego, aby zasad kontynuowa i rozbudowa. Jednake wtedy
gdy rozwj uczyni nastpny krok, prowadzcy do zbudowanego z wielu komrek
organizmu wyszego, wtedy mona tak powiedzie adnych nie byo ju
hamulcw. Stao si to, co si sta musi, gdy na przykad wynalazca, ktry przez
dugi czas nosi w sobie pewien pomys, nagle dostaje do rki elementy
umoliwiajce mu wreszcie przeobraenie swej myli w czyn. Podobnie
zareagowaa wynalazczym ewolucja, gdy nagle na tym szczeblu rozwoju zostaa
jej dana szansa zbudowania odbiornika wiata z licznych, swoicie
wyspecjalizowanych pojedynczych komrek.
Na ilustracji 9 pokazana jest droga, ktra w tych warunkach doprowadzia
przyrod od zwykego zmysu wiata do naszego oka, wraz z tymi wraeniami
zmysowymi, ktre wydoskonalony stopniowo narzd mg przekazywa na
coraz dalszych osiganych szczeblach rozwoju. Kady z tych stopni jest
sprawdzalny i udokumentowany przez yjce jeszcze obecnie zwierzta na

rozmaitych poziomach organizacji.


Jakkolwiek skomplikowane byoby nasze oko, droga prowadzca do niego
zostaa przebyta w miesznie krtkim stosunkowo czasie kilkuset milionw lat.
Jest to znacznie mniej anieli okres, ktrego potrzebowaa przyroda na przykad
do przebudowania mechanizmu podziau komrki u jednokomrkowca.
Mamy tu wic przed sob drug zapowiedzian ju przez nas i prawdopodobnie
najwaniejsz przyczyn tego ogromnego, wzrastajcego w porwnaniu z
poprzedzajcymi epokami przypieszenia tempa ewolucji w cigu ostatnich
600800 milionw lat. Wydaje si, jakoby w cigu tej niewiarygodnie dugiej
poprzedzajcej epoki wszystkie istotne decyzje ju byy zapady. Skoczy si
czas poszukiwa. Wszystkie podstawowe zasady wprawdzie w postaci
zawizkw lub zacztkw s stworzone. Teraz trzeba je wykorzysta i
nieustannie udoskonala, posugujc si tak wybitnie ulepszonymi nowymi
moliwociami.
Natkniemy si jeszcze niejednokrotnie na przykady przemawiajce za takim
ujciem. Obecnie przypomnimy tylko spraw przewodzenia bodcw u
jednokomrkowcw wyposaonych w wici. Fakt, e kierunek i intensywno
uderzania ich wici s skoordynowane, mona wytumaczy tylko tym, e musi
istnie pomidzy nimi rodzaj poczenia, ktre sprzga ze sob ich rytm. Dzisiaj
nie mamy jeszcze pojcia o tym, o jakie tu moe chodzi poczenie. Mikroskop
optyczny ani elektronowy niczego nam tu nie odkrywaj. Moe drog
sygnalizacyjn tworzy chemicznie tylko wyspecjalizowane, a wic niewidoczne,
wkno plazmy komrkowej czce wici. Jednake jakkolwiek wygldaoby
rozwizanie tego problemu, pewne jest, e znowu mamy tu do czynienia z
antycypacj zasady, ktr odnajdujemy w jej dojrzaej formie dopiero u
wielokomrkowych istot ywych: zasady przewodzenia bodcw.
Znowu wic nie jest tak, jak czsto bezmylnie sdzimy, e dopiero
wyspecjalizowana komrka nerwowa umoliwia przenoszenie bodcw w
organizmie, a tym samym jego spoisto i sterowanie rnymi jego funkcjami. W
rzeczywistoci jest wanie przeciwnie. Przewodzenie bodcw istniao od
zawsze. Nawet najprymitywniejszy jednokomrkowiec nie byby zdolny do ycia
bez sensownego zsynchronizowania rnych swoich funkcji. Natomiast
niewiarygodne moliwoci tkwice w tej zasadzie istotnie mogy by
wykorzystane dopiero wwczas, gdy pojawiy si komrki nerwowe, dziki
ktrym powsta mogo w organizmie dokadne kojarzenie informacji i z ktrych
potem, o wiele pniej, mg zosta skonstruowany centralny orodek informacji
i rozkazw, to znaczy mzg.
Gdy si patrzy z takiej perspektywy, pierwsze 400500 milionw lat
wielokomrkowoci, a take filogeneza ryb, may i skorupiakw, gbek,
robakw i meduz (do tej pory ycie wszak istnieje wycznie w wodzie!)
dostarcza wci nowych przykadw tego samego stanu rzeczy; przykadw, w

niektrych przypadkach wrcz, zda si, fantastycznego udoskonalania funkcji,


sprawnoci i sposobw zachowania, ktre w zacztkach wystpoway ju na
szczeblu jednokomrkowca. Rzecz oczywista, e "nowe" powstaje w
nieogarnionej wrcz rnorakoci. Ale w kadym przypadku, bez wzgldu na to,
czy jest to szczeglny narzd czy specjalna funkcja, zawizek znajdujemy ju w
podkrlestwie jednokomrkowcw.
Byoby nuce, gdybymy chcieli poza ju opisanymi przykadami omawia
dalej jeszcze wszystkie szczegy. Zreszt nie przysporzyoby naszemu
tematowi przewodniemu nowych punktw widzenia, gdybymy w kadym
przypadku mieli teraz nakrela konkretn drog, ktra od jednokomrkowcw
prowadzia do ryb, skorupiakw czy te robakw. Kogo szczegy te interesuj (a
s one dostatecznie interesujce), moe sobie o tym poczyta w kadej dobrej
ksice z dziedziny biologii.11 Jeeli si przyjmie materia wytworzony przez
komrk wysz jako zaoenie i do tego doda proces ewolucji popdzanej
naprzd przez mutacj i selekcj, wwczas nie ma ju adnych zasadniczych
trudnoci w zrozumieniu rozwoju, ktry wyoni rozmaito yjcych w wodzie
zwierzt.
Kt nie dojrzy tutaj analogii do pierwszego etapu rozwoju, powtrzenia sytuacji,
ktrej opisem rozpoczlimy nasz ksik? Powiedzielimy tam, e jeeli si
przyjmie wodr i jego zdumiewajce waciwoci jako zaoenie, a do tego doda
prawa natury, przestrze i czas to mona z tego, przynajmniej w grubych
zarysach, wyprowadzi histori toczc si od pocztku wiata, ktra prowadzi
na Ziemi a do nas samych. Fakt, e stao si to moliwe, jest tak mi si zdaje
najbardziej fascynujcym odkryciem naszych czasw. Dlatego te historia ta
stanowi podstawowy temat tej ksiki.
Stwierdzenie wic, e wszystko, co kiedykolwiek powstao i kiedykolwiek w
przyszoci powstanie, od samego pocztku jako moliwo byo zawarte w
atomie wodoru, jest najdoniolejszym odkryciem wspczesnej wiedzy
przyrodniczej, poniewa kadego z nas, kto nie chce si gwatownie odci od
tego rozpoznania, zmusza do uznania faktu, e wiat ten, wraz ze sw histori,
ma przyczyn, ktra w nim samym tkwi nie moe. Poza zasigiem tego
jedynego faktu kady ma swobod uoenia sobie tego, co chce sdzi o tej
przyczynie, ktra owemu wedug nas z niczego powstaemu atomowi
najprostszego spord wszystkich pierwiastkw nadaa takie moliwoci
rozwoju, e obejmuj one zarwno nasz egzystencj i nasz zadum nad tym,
jak cay Wszechwiat.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


17. WYJCIE Z WODY
Dlaczego waciwie tak dugo trwao, zanim ycie, ktre ju od dawna byo
mocno zasiedziae na Ziemi, objo w posiadanie ca powierzchni naszej
planety? Zdobycie ldu nastpio dopiero jakie 500 milionw lat temu. Dlaczego
ycie tak pno postawio ten krok? Odpowied jest bardzo prosta: poniewa do
dnia dzisiejszego nie ma adnego przekonujcego argumentu biologicznego,
ktry by uzasadnia jego celowo. Pytanie nasze musimy wic dokadnie
odwrci: czym naley sobie wytumaczy to, e ycie w ogle poderwao si do
tego gwatownego i brzemiennego w skutki skoku, ktry wyrzuci je z wody, jego
kolebki i naturalnej ojczyzny, na suchy ld?
To, e woda wydaje nam si dzisiaj ywioem wrogim i zagraajcym naszemu
yciu, jest raz jeszcze przejawem owej skrupulatnoci, z jak przyroda
dostosowaa nas do w gruncie rzeczy cakowicie nienormalnych warunkw
bytowania, na ktre zdany jest organizm w wolnym powietrzu. Przejcie z
jednego ywiou w drugi jest spord wszystkich etapw rozwojowych, jakie
dotd omawialimy, najbardziej zagadkowym chociaby dlatego, e w chwili, w
ktrej si dokonao, nie przynioso adnych korzyci, tylko straty,
niebezpieczestwa i utrudnienia.
Jaki hipotetyczny obserwator, ktry by si przyglda wysikom i stratom
towarzyszcym prbom wydobycia si ycia z wody, na pewno z politowaniem
pokiwaby gow. Jest bowiem niezrozumiae, czemu cae to kosztowne
przedsiwzicie miaoby suy. Pewne byo ponadto, e bdzie ono wymagao
rozwinicia wielu dodatkowych a skomplikowanych biologicznych wydolnoci i
urzdze, ktre do tej pory byy zupenie niepotrzebne.
Przede wszystkim wic sprawa ciaru wasnego ciaa. W wodzie tego problemu
nie byo. Wskutek znacznej zawartoci wody w ciaach wszystkich istot ywych
ich ciar waciwy jest niewiele wyszy od 1. Nieznaczna nadwyka daje si
atwo wyrwna, na przykad przez pcherzyki powietrzne bd temu podobne
urzdzenia. Std te mieszkaniec morza jest podtrzymywany przez swj ywio.
Nawet najpotniejszy wieloryb w wodzie prawie nic nie way. Natomiast
mieszkaniec ldu, w kadym razie taki, ktry wznis si ponad poziom rozwoju
robakw, limakw i wy, zuywa do czterdziestu procent cznej energii swojej
przemiany materii jedynie do najzwyklejszego celu, jakim jest noszenie swego
ciaru. Doprawdy, nieatwo odkry przyczyn, dla ktrej rozwj poszed
podwczas w kierunku przynoszcym te i inne straty. Z pewnoci nie moe
tutaj by mowy o celowoci biologicznej w potocznym znaczeniu tego pojcia.
Zmiana ta miaa jeszcze inne braki i inne pocigaa za sob ryzyko. Do tej pory
woda, niezbdna jako rozpuszczalnik we wszystkich procesach przemiany
materii, wystpowaa w iloci nieograniczonej. Na ldzie staa si towarem

deficytowym. Trzeba byo wic rozwin liczne, skomplikowane i nowoczesne


mechanizmy pozwalajce na moliwie najoszczdniejsze obchodzenie si z t
ciecz, ktra nagle zacza by tak cenna. Do tego doda trzeba znaczenie
wody jako orodka wydalania odpadw przemiany materii. Mieszkaniec morza
moe dowolnie przepukiwa swoje ciao i je w ten sposb oczyszcza. Teraz
naleao wynale nowe sposoby przemiany materii, aby mc ograniczy
zuycie wody.
Jednake istota yjca, ktra porywa si na skok z wody na ld, nie tylko zostaje
nagle obciona wasnym ciarem. Poznaje nie tylko niebezpieczestwo
wysychania, a tym samym po raz pierwszy uczucie pragnienia. Ponadto zostaje
wystawiona na nie znane do tej pory wahania temperatur, groce zaburzeniami
przemiany materii: na zmiany pomidzy ciepem dnia a nocnym ochodzeniem, a
take jeszcze silniej na rnice temperatur towarzyszce zmianom pr roku.
Jako organizmy od tak dawna ju wyobcowane ze rodowiska wodnego,
zapomnielimy, e problem ten poprzednio w ogle nie istnia. Zaledwie niewiele
metrw pod powierzchni oceanw temperatura przez cay rok wynosi plus 4
stopnie Celsjusza, a na jej rwnomiernoci mona z caym zaufaniem polega.
Owa stao wydawaa si take do tej pory jednym z niezbdnych,
podstawowych zaoe ycia. Przypomnijmy sobie, e temperatura jest przecie
motorem wszelkich reakcji chemicznych. Zatem stao temperatury oznacza
pewno, e wszystkie reakcje chemiczne bd przebiega z szybkoci
niezmienn, a wic tak, jak mona wkalkulowa. Przemiana materii za jest
sum niezliczonych pojedynczych reakcji chemicznych. O ile trudniejsze musi
by utrzymanie ich porzdku pod obcieniem waha temperatury zewntrznej!
cznie wic wyjcie z wody rwnao si porzuceniu waciwego ywiou ycia.
To co nazywamy dzisiaj zdobyciem ldu, wydawaoby si podwczas jakiemu
obserwatorowi tak samo nieracjonalne, jak dzisiaj wielu ludziom pd do
ldowania na Ksiycu. Wyjcie z wody oznaczao opuszczenie wygodnego,
bezpiecznego spokoju na rzecz rodowiska, ktre na pocztku tego
awanturniczego przedsiwzicia zdawao si adnych nie rokowa szans.
Widziany z wody suchy ld przedstawia si wwczas yciu rwnie obco i wrogo,
jak nam obecnie powierzchnia Ksiyca.
Analogia ta siga dalej, niby si zrazu zdawao. W obu przypadkach mamy do
czynienia z tym samym problemem: z problemem przeycia w obcym,
miertelnym dla naszej konstytucji rodowisku biologicznym. Szczegowsze
rozwaania wykazuj take, e podobne byy w obu przypadkach nie tylko
wsplne im ryzyko i wyrzeczenia, lecz take rozwizania. Jest to tym bardziej
znamienne, e w pierwszym wypadku byy to rozwizania biologiczne, ktre daa
wynalazczym ewolucja przez mutacj i dobr, podczas gdy dzisiaj do zdobycia
Wszechwiata uywamy rodkw technicznych powstaych dziki naszym
uczonym.

Natrafiamy tutaj ponownie na jedno z owych podobiestw, jedno z powtrze


tego samego motywu na rnych szczeblach rozwoju, o ktrych ju
niejednokrotnie bya mowa. Co sdzi naley o tym nowym przykadzie,
bdziemy rozpatrywali dopiero w ktrym z pniejszych rozdziaw, bdzie nam
bowiem atwiej zrozumie cao, gdy poznamy przedtem jeszcze kilka dalszych
zaoe. Obecnie chcemy tylko na konkretnych szczegach udowodni, jak
zdumiewajco daleko sigaj tutaj owe analogie. Potrzebna jest do tego znowu
maa dygresja, ktra nam wyjani, w jaki sposb naukowcy obecnie jeszcze
potrafi zbada, dziki jakim biologicznym przestawieniom si i wynalazkom
udao si przyrodzie przed 500 milionami lat zdoby ld.
Moemy przy tym nawiza do pewnego dowiadczenia poonych, e nowo
narodzone dziecko, ktre jest silnie owosione, wedug wszelkiego
prawdopodobiestwa urodzio si przedwczenie i jest jeszcze niedojrzae.
Obserwacja ta jest suszna. Wie si ona z tym, e mniej wicej w czwartym
miesicu kady ludzki zarodek otrzymuje najprawdziwsze gste futro, ktre
nastpnie, przed waciwym terminem przyjcia na wiat, zanika. Jaki sens
moe mie takie futro, istniejce tylko w okresie rozwoju w ciele matki, w ktrym
przecie ochrona przed nadmiernym ochodzeniem na pewno nie jest
potrzebna?
To futro, ktre wszyscy przejciowo mamy na sobie przed urodzeniem, nie jest
niczym innym jak "wspomnieniem" naszych genw o okresie odlegym o
kilkanacie milionw lat, gdy rd nasz jeszcze nie dojrza do stadium czowieka i
posiadanie futra byo rzecz normaln. Gdy w cigu dugich miesicy ciy
rozwijamy si z zapodnionej komrki jajowej a do zdolnego do ycia
czowieczka, represory i czynniki odhamowujce graj na rejestrach naszych
genw, aby w toku dobrze zharmonizowanego skomplikowanego przebiegu w
czasie pozwoli produktom podziau komrki jajowej we waciwym porzdku
przestrzennym sta si tymi wielu rozmaitymi rodzajami komrek, ktre maj
utworzy nasze ciao.
Owe jeszcze nie znane prawie czynniki, uczestniczce w tej grze, zachowuj si
przy tym podobnie jak deklamujcy ucze, ktry zawsze, gdy si zatnie, musi
zaczyna wiersz od pocztku, bo inaczej w ogle nie ruszy z miejsca. Take
przy powstawaniu nas samych wcale nie od razu w rejestrach genw nastpuj
uderzenia w te klawisze, ktre intonuj ostatni zwrotk, a mianowicie ukad
ciaa ludzkiego. Wydaje si, e jak w przypadku ucznia tylko wtedy moe si
uda, jeeli przedtem zostan oddeklamowane wszystkie inne zwrotki, podobnie
i my w rozwoju zarodkowym odtwarzamy wszystkie poprzedzajce plany budowy
naszych ludzkich przodkw.
Nie odbywa si to naturalnie ani bez luk, ani ze skrupulatnym przestrzeganiem
wszystkich szczegw, lecz raczej z pewnym popiechem i dosy pobienie.
Niemniej jednak wszyscy w pierwszych tygodniach naszego bytu mamy ogon,

ktry na dugo przed urodzeniem ulega uwstecznieniu do drobnej pozostaoci


(ko ogonowa). Przejciowo mamy nawet skrzela, najdobitniejsze
przypomnienie tego, e rwnie i nasza galeria przodkw siga wstecz, do
pramorza, poprzez protoplastw mapopodobnych, gryzoniopodobnych, wreszcie
pazopodobnych. Co prawda, szczeliny skrzelowe ludzkiego zarodka s tylko
zaznaczone przejciowo i nie s rozwinite do stopnia zdolnoci funkcjonalnej.
To byoby ju nazbyt nieracjonalne. Ale wspomnienie genw siga w tym
miejscu jednak tak daleko, e te embrionalne skrzela s nawet jeszcze otoczone
charakterystyczn siatk cienkich naczy krwiononych, ktrych zadaniem u
mieszkaca mrz jest odbieranie tlenu z wody omywajcej skrzela.12 Dalsze
wspomnienie filogenetyczne przejawia si w ukadzie naszych oczu na pocztku
i na kocu okresu zarodkowego. W pierwszym odcinku tej fazy rozwojowej s
one jeszcze pooone po bokach gowy, co odpowiada wczeniejszym,
zwierzcym szczeblom rozwoju. Dopiero pniej, w okresie embrionalnym, oczy
wdruj ku przodowi, aby umoliwi charakterystyczne dla prymatw wyszych,
a szczeglnie dla czowieka, nakadanie si na siebie obu pl widzenia, a co za
tym idzie, widzenie plastyczne, przestrzenne.13
Wskutek tego oczywicie ani przez chwil w naszym rozwoju zarodkowym nie
jestemy ani ryb, ani gadem, ani zwierzciem futrem pokrytym, lecz od
pocztku tworzcym si czowiekiem. Niemniej owo wspominanie naszych
genw stanowi nieodparty dowd pochodzenia od zwierzcych przodkw i
pokrewiestwa ze wszystkimi zwierztami.
Tymczasem, pomimo e jest to wszystko niezwykle interesujce, owe wspominki
embrionalne czowieka s w rozwaanym tutaj zakresie dla uczonego cakowicie
nieprzydatne. Aluzje te s zbyt pobiene, aby mona z nich byo czerpa wiedz
o sposobie, w jaki nasi przodkowie biologicznie dokonali skoku z wody na ld.
Na szczcie, pewien przymus powtarzania, w ktrego toku powstajcy osobnik
powtarza biologiczn histori powstania swego gatunku przynajmniej przez
napomykanie wystpuje nie tylko u czowieka. Na szczcie, istnieje nawet
kilka przypadkw, w ktrych ten skok, to przejcie od ycia w wodzie do
bytowania pod otwartym niebem dzisiaj jeszcze przebiega realnie, w formie
indywidualnego rozwoju.
Najbardziej znanym przykadem jest aba. Jak wszyscy wiemy, zwierz to w
pierwszej fazie swego ycia przebywa w wodzie jako kijanka, dopki nie
przemieni si w ab yjc na ldzie. Tak wic w niedugim okresie kada aba
dokonuje owego przestawienia si, dla jakiego ewolucja potrzebowaa swego
czasu co najmniej 50, a prawdopodobnie nawet 100 milionw lat. Ale, naturalnie,
kto si raz lekcji nauczy, ten moe ju dziaa szybciej. Geny aby znakomicie
opanoway materia nauczania, dzki czemu zwierz to moe obecnie, niczym w
przypieszonym filmie, pokaza uczonym to, co si dziao ongi.
Gdy si bliej rozpatruje poszczeglne kroki biologicznego przestawienia si,

ktre tutaj, na naszych oczach, przemieniaj zwierz wodne w mieszkaca ldu,


nie mona nie zauway analogii do techniki astronautycznej. Porwnywalne
problemy wywouj wszak porwnywalne rozwizania, zupenie niezalenie od
tego, jaka dziedzina wchodzi w gr.
Jedno z tych rozwiza polega najwidoczniej na tym, aby niezbdne do
przeycia warunki biologiczne, w miar monoci, po prostu zabra ze sob w
obce rodowisko. Potne nakady techniczne lotw kosmicznych dotycz jak
wiadomo w duym stopniu usiowa utrzymania w kabinie zaogi warunkw
zblionych do ziemskich; naley do tego przede wszystkim stae zaopatrzenie w
tlen.
Dziwnie wzruszajcy jest moment, gdy studiowanie przeobrae, ktrym
podlega kijanka w toku "stawania si ab", otwiera czowiekowi nagle oczy na
to, e przyroda przed wielu setkami milionw lat signa ju do tego samego
rozwizania. Ju podwczas najprostszym sposobem okazao si widocznie
zabrar nie ze sob owego orodka, w ktrym od powstania rozgrywao si
wszelkie ycie, a mianowicie wody. Pierwszym warunkiem tego byo
wytworzenie takiej skry, ktra nie dopuszczaaby do wyparowania wody.
Kijanka na wolnym powietrzu wysycha w bardzo krtkim czasie. abie pobyt pod
wolnym niebem nic ju nie szkodzi, poniewa w czasie przeksztacania si
sprawia sobie skr, ktra zatrzymuje wod jej ciaa, podobnie jak ubir
kosmiczny astronauty pracujcego na powierzchni Ksiyca niezbdny do
ycia tlen [aba nie Jest najlepszym przykadem zwierzcia w peni ldowego,
poniewa pazy (zwane dawniej ziemnowodnymi) nie potrafi egzystowa w
rodowisku cakowicie suchym. Pierwszymi historycznie krgowcami, ktre
przeszy w peni do ycia na suchym ldzie, byy dopiero gady (przyp. red. poi.)].
Jednake z t wod, uratowan i wyprowadzon na suchy ld, naley obchodzi
si nader oszczdnie. Tym samym pojawia si problem wydalania, ktry zrazu
wydaje si bez wyjcia. Mieszkaniec morza produkty kocowe rozkadu pokarmu
i inne odpady swojej przemiany materii wydzieli moe w tej chwili, w ktrej
powstaj one w jego ciele. Ma do tego wody pod dostatkiem. Natomiast na
suchym ldzie nie mona sobie ju pozwoli na tak rozrzutne obchodzenie si z
tym pynem. Jakie jest wic wyjcie?
W astronautyce charakteryzuje je haso wtrnej obrbki. Jak wiadomo, technicy
od duszego czasu opracowuj rne sposoby uporania si z problemem
odpadw podczas lotw kosmicznych. W odniesieniu do izolowanej we
Wszechwiecie kabiny pojazdu kosmicznego w gr wchodz nie tylko resztki
ywnoci i zuyty materia, ale przede wszystkim wydaliny zaogi. Nie mona
sobie tutaj rwnie pozwoli po prostu na wyrzucanie odpadw za burt,
poniewa zawieraj one zbyt duo cennej wody. Technicy lotw kosmicznych
myl wic o tym, aby produkty wydalania i odpady, ktre maj zosta usunite
z kabiny, uprzednio doprowadzi do moliwie silnego stenia, a wic pozbawi

je wody, ktr mona by po oczyszczeniu zuy ponownie.


Przyroda przystpia podobnie do rozwizania tego zadania, chocia stosowaa
rodki biologiczne. Typowym dla mieszkacw morza produktem kocowym
rozkadu biaka jest amoniak. Kijanka jeszcze nie musi martwi si o to, e
zwizek ten jest trujcy. Wydala go rwnie prdko, jak w jej ciele powstaje. aba
ju sobie na taki luksus nie moe pozwoli. W czasie przeobraenia powstaj
wic w kijance nowe enzymy, ktre obrabiaj wtrnie amoniak przetwarzajc go
dalej, a do typowego prawie dla wszystkich mieszkacw ldu mocznika. Jest
on nietrujcy, zatem moe by wydalany od czasu do czasu w stosunkowo
znacznym steniu i ze strat niewielkich ju iloci pynu. Ta zasada stania
produktw wydalniczych, oszczdzajca wod, zostaa pniej u ciepokrwistych dalej rozwinita, a do granic moliwoci biologicznych. Nie jest to
przypadek, e, nie liczc mzgu, nerki nasze s narzdami zuywajcymi
najwicej tlenu i e pod mikroskopem komrki nerkowe wykazuj szczegln
obfito mitochondriw. Praca, ktr cigle wykonuj, jest ogromna.
Nasze nerki wchaniaj okoo 150 litrw moczu pierwotnego, ktry po prostu
przescza si z krwi. Tak wielka ilo pynu jest wic potrzebna, aby rozpuci
produkty rozkadu powstae w naszym ciele w cigu jednego dnia i przerzuci je
z ukadu krenia do nerek. Prosz sobie tylko wyobrazi, co by to oznaczao,
gdybymy byli zmuszeni do obrotu pynami w takim rozmiarze. Na szczcie,
nerki staj ten pierwotny mocz dziki wchanianiu zwrotnemu. Mwic janiej,
nerki powoduj, e pierwotny produkt filtrowania ulega bardzo silnemu steniu,
wobec czego ponad 90 procent zawartej w nim wody moe powrci do ukadu
krenia. W kocu wic wystarcza nam dziennie wydalenie pynu w iloci
niewiele wikszej ni litr na to, aby pozby si wszystkich trujcych odpadw
przemiany materii.
Jak widzimy, ycie na ldzie jest trudne i kosztowne. Std raz jeszcze stawiamy
pytanie: waciwie dlaczego? Im duej rozmylamy nad tym pytaniem, tym
bardziej zagadkowy wydaje nam si zrazu ten etap ewolucji. Czy nie wyglda
cakiem na to, e pod tym wzgldem istnieje take analogia do wysikw, ktre
obecnie podejmujemy jedynie i tylko po to, aby odwiedzi ciaa niebieskie, na
ktrych utrzyma si moemy jedynie przez krtki czas, i to dziki kosztownym
technicznym urzdzeniom ochronnym? Czy w przypadku astronautyki nie jest
rwnie trudno znale odpowied racjonaln na pytanie o cel caego
przedsiwzicia? Znale przekonujce uzasadnienie dla tak oczywistej
dysproporcji midzy istotnie astronomicznym nakadem si a wtoci tego, co w
najlepszym razie mona bdzie osign?
Gdy zechcemy zrozumie pojawiajce si tu zalenoci i znale odpowiedzi na
nasze pytania, musimy si przedtem zaj jeszcze jednym wynalazkiem
przyrody oywionej, ktry take jest wynikiem wyjcia z wody. Jest nim
wynalezienie ciepokrwistoci. Bliszemu rozpatrzeniu tej cakowicie nowej

zasady i jej ta warto powici oddzielny rozdzia. Przyczyny i skutki tego


zjawiska wiksze maj bowiem znaczenie, anieli mona by w pierwszej chwili
sdzi.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


18. CICHA NOC JASZCZURW
Oglnie biorc, w wodzie byo prawie tak jak w jakim eldorado. Byo si
niesionym, i to nie tylko w dosownym znaczeniu. Od samego pocztku ycie
pozwalao si biernie nie przez swoje rodowisko, i na dobre mu to wyszo.
Komrki, podobnie jak i pniejsi mieszkacy morza, skutecznie przystosoway
si do rnych warunkw oferowanych im przez otoczenie.
wiato soneczne nie byo od zawsze, ani "z natury" yciu przyjazne. Przez dugi
czas komrki musiay si ukrywa przed jego niszczycielsk si gboko pod
powierzchni wd. Ale proces adaptacji do owego promieniowania, ktre
przecie byo niepodwaalnym faktem, w kocu doprowadzi do przeksztacenia
jego wpywu w dziaanie pozytywne. Od chwili gdy nauczono si
wykorzystywania tej tak gronej ongi siy jako rda energii, obowizywa
zacza nowa skala. Skutkiem tego byo nawet powstanie optycznie sterowanych
automatyzmw ruchowych, ktre miay dba o spoytkowanie kadej odrobiny
wiata sonecznego.
Podobnie dziao si przedtem jeszcze z tlenem, ktrym ycie, jak gdyby
niechccy, samo przepoio ziemsk atmosfer. Wszystko podwczas
wskazywao przejciowo na zblianie si katastrofy. Niezliczone formy ycia,
przystosowane do innego rodzaju rodowiska, wyginy. Wreszcie jednak
zdolno do bezwarunkowego przystosowywania si podoaa i temu zagroeniu.
I tym razem sukces by tak zupeny, e od tej pory tlen odgrywa rol
niezbdnego nieomal skadnika powietrza oddechowego.
Rnorakie byy take formy przystosowania do fizycznych waciwoci cieczy, w
ktrej trzeba byo y. Poniewa w niewielkiej ju odlegoci od brzegu nie
mona byo dosign dna, najlepsz metod, bez naruszenia zasady biernego
poddawania si panujcym warunkom, byo unoszenie si w wodzie przez
zrwnanie wasnego ciaru waciwego z ciarem waciwym wody. W tym
celu zostay z czasem wytworzone pcherze pawne, otoczone cienk siatk
drobnych naczy krwiononych, ktre mogy zarwno oddawa, jak i wchania
gazy, a wic i tlen. Tym samym powsta zdumiewajcy i wyrafinowany aparat do
nurkowania: pojemnik powietrza, w ktrym cinienie (wobec czego i sia wyporu)
mogo by zmieniane w miar potrzeby i ktry dziki temu pozwala na wygodne
unoszenie si na rnych gbokociach.1
Od pocztku istnieli naturalnie rwnie specjalici od dna, a wic formy
przystosowane do bytowania na staym podou. Wreszcie pojawiali si take
liczni reemigranci: zwierzta, ktre po milionach lat jak gdyby znuyy si staym
pobytem na dnie morskim i powracay do wolnej toni wd. U niektrych z nich,
na przykad u paszczki, owa prehistoria jest dzisiaj jeszcze widoczna. Zdradza j
nie tylko paska forma tych zwierzt, ktra pozostaa po ich bytowaniu na

gruncie, lecz take to, e co dla ryby jest zupenie niezwyke s cisze od
wody.
Przyczyn tego jest, e pcherze pawne, ktre one rwnie dawniej posiaday,
w cigu wielu milionw lat ycia na morskim dnie ulegy uwstecznieniu. W fazie
przystosowywania si stay si uciliwe przez swoj si wyporu. Gdy wic
paszczki potem znowu powrciy do toni wodnej, musiay wynale now
metod, aby w tym ywiole mc si porusza we wszystkich kierunkach.
Istnieje pewne prawido wyprowadzone z dowiadczenia, tak zwane prawo Doia
od nazwiska synnego belgijskiego paleontologa ktre powiada, e jeli
narzd uleg zanikowi, nigdy ponownie nie powstaje w toku dalszej ewolucji,
nawet wtedy gdy wydaje si, e dla nowego przestawienia sposobu bytowania
byoby to jak najbardziej celowe czy podane.2 Std doszo do tego, e
paszczki nauczyy si lata. Owe dziwaczne zwierzta dosownie lataj pod
wod, przy czym uywaj zewntrznych brzegw swoich spaszczonych cia jako
skrzyde, w ktrych nieustannie przebiegaj falujce ruchy od przodu do tyu.
Jest to latanie w tempie zwolnionym, poniewa woda jest gstsza od powietrza.
Ale paszczka, ktra choby na chwil przestanie uderza krawdzi swego
ciaa, natychmiast w wodzie opada na d.
Wobec takiej prehistorii i takich sukcesw zasady bezwarunkowego
przystosowywania si trudno si dziwi, e ycie po wyjciu z wody nadal
stosowao t sam recept. Istoty ywe, ktre wyemigroway na suchy ld,
znowu ca swoj zdolno przystosowawcz kieroway na to, aby podda si
panujcym tam obcym warunkom i podobnie jak do tej pory z biedy
wycign poytek. Udao im si to znowu w stopniu zdumiewajcym i
przynoszcym zaszczyt wynalazczyni ewolucji.
Jednake pod wolnym niebem owa bezwarunkowa gotowo do poddawania si
istniejcym warunkom pocigna za sob bardzo dziwny skutek. Po raz
pierwszy ycie zostao teraz przeniesione do otoczenia, ktrego jedn z
charakterystycznych cech byy nieustanne okresowe wahania temperatury. W
rytmicznej zmianie, uzalenionej od dnia i nocy, bywao stale na przemian raz
ciepo, raz zimno.
Oczywiste jest, e istoty ldowe zostay take wcignite w owe wahania. A
oznaczao to, e kadego wieczora, gdy Soce zachodzio i Ziemia si
ochadzaa, aktywno ich saba, a wreszcie zwierzta odrtwiae z zimna
traciy przytomno. Moliwe, e w okolicach rwnika, a take w okresach
upaw, nie kadej nocy dochodzio do tak skrajnych sytuacji. Jednake w
zasadzie wahania w intensywnoci ycia byy podwczas na caej kuli ziemskiej
nieuniknione, a w wyszych szerokociach geograficznych, na pnoc i poudnie
od rejonw podzwrotnikowych, prawdopodobnie w odstpach
dwunastogodzinnych cae ycie musiao ulega zatrzymaniu po nastaniu
nocnego chodu.

Kadego wieczora wic cae ycie gaso. Noc w lasach jaszczurw panowaa
martwa cisza. owcy przerywali polowanie. Zdobycz zamieraa w trakcie
ucieczki. Godny przestawa si poywia. Dopiero gdy nastpnego ranka Soce
pojawiao si na niebie, Czar pryska. Spostrzegamy to dzisiaj jeszcze,
obserwujc kad jaszczurk i kad salamandr. Jak wszystkim wiadomo,
dzieje si to dlatego, e zwierzta te s "zimnokrwiste".
Okrelenie to jest z gruntu faszywe. Tote utrudnia ono zrozumienie waciwej
istoty zjawiska. Zwierzta te bowiem nie s wcale zimne, lecz temperatura ich
ciaa nie jest dla nich swoista i to jest tutaj spraw decydujc. Po prostu
przejmuj one biernie warto temperatury otoczenia, co jest wyrazem ich
tradycyjnego poddawania si warunkom rodowiska. Naukowy termin fachowy
"poikilotermiczno", czyli "zmiennocieplno", znacznie lepiej oddaje stan
faktyczny.
W cigu dugich miliardw lat, kiedy ycie toczyo si w wodzie, rzecz ta nie
pocigaa za sob adnych odczuwalnych konsekwencji. Jak pamitamy, do
rajskich warunkw tego bytowania naleaa rwnie wygoda staoci
temperatury. Obecnie skoczyo si to raz na zawsze. Std w nowym otoczeniu
wszelkie ycie nagle zostao poddane nieuniknionemu
dwudziestoczterogodzinnemu cyklowi aktywnoci i letargicznego odrtwienia.
W tym potnym okresie, ktry upyn midzy momentem, gdy pierwsze pazy
opuciy wody, a kocem panowania jaszczurw, Ziemia przez swj obrt
narzucia ten rytm wszelkiemu yciu, wystpujcemu na jej kontynentach. Cao
nie miaa adnego sensu, nie przynosia adnych korzyci biologicznych, nie
moga by spoytkowana do jakiegokolwiek bd ewolucyjnego postpu. By to
po prostu nieunikniony, tpy wynik faktu, e szybko wszystkich reakcji
chemicznych maleje przy obnianiu si temperatury i e poniej pewnej
okrelonej granicy tak silnie zwolnione reakcje nie pozwalaj ju na efektywn
przemian materii. lepe konsekwencje tego faktu wyciskay swoje pitno na
wszystkim, co yo na kontynentach, przez okres 300 milionw lat.
Czyby to by powd, dla ktrego dzisiaj jeszcze wieczorem jestemy zmczeni?
Pomimo wszelkich wysikw do tej pory nie udao si fizjologom odkry
przekonywajcej przyczyny tego, e musimy spa. Z punktu widzenia
biologicznego nie jest to absolutnie konieczne. Czy nie jest wystarczajco
charakterystyczne, e mieszkacy mrz nie potrzebuj snu? Gdy wia wraz z tak
wielu innymi istotami ldowymi co nocy tracimy we nie przytomno, moe
budzi si w nas wspomnienie genowe o dziwacznym sposobie spdzania! nocy,
do jakiego zostay zmuszone jaszczury. Nie tak atwo pozby si
przyzwyczajenia trwajcego przez 300 milionw lat.
A wic w owych czasach zwierzta ldu "postrzegay" (w cakowicie pierwotnym
znaczeniu tego sowa) waciwie tylko poow ogromnie dugiego okresu. W
czasie drugiej poowy pozostaway nieruchome i nieprzytomne. Nie byo to dla

nich absolutnie szkodliwe. W przeciwnym razie ewolucja z pewnoci nie byaby


przez tak dugi czas wytrzymaa tego dziwacznego rytmu. Co prawda, w stanie
odrtwienia spowodowanego chodem byy one dosownie unieruchomione. Ale
dotyczyo to wszystkich, nie pocigao wic niebezpieczestwa dla
ktregokolwiek spord nich. Nikt nie by ani uprzywilejowany, ani
pokrzywdzony. Zobojtnienie obejmowao zawsze wszystkich jednoczenie.
Zmiana oraz radykalne skutki tej zmiany wystpiy, kiedy nagle, po dugim
bardzo okresie, pojawili si pierwsi przedstawiciele nowego rodzaju krgowcw,
ktrych przypadek mutacji w kocu obdarzy rewolucyjn wrcz now
waciwoci. Jakie enzymy, jakie krtkie spicia w ich organizmach
spowodoway, e spalali oni przyjmowane przez siebie pokarmy dostarczajce
energii szybciej, anieli byo konieczne. Nadwyka energii, ktra nie bya wic
zuywana przez aktywno tych zwierzt) z koniecznoci przemieniaa si w
ciepo i zacza rozgrzewa ich ciaa.
Na tym przykadzie znowu rozpoznajemy znakomicie w samowolny, nie
ukierunkowany charakter kadej mutacji, a wic natur materiau, na jaki w
swych wynalazkach zdana jest ewolucja. Nadwyka spalania pokarmu jest
oczywicie zrazu spraw wysoce nieracjonaln. Wyglda bezwzgldnie na
mutacj negatywn, oddziaujc ujemnie (to jest zmniejszajc szans
przetrwania). Moemy nawet by przekonani, e takie i temu podobne mutacje
wystpoway raz po raz ju przedtem i zostay przez selekcj odsiane jako
niekorzystne. W praktyce musiao to przebiega tak, e osobniki, >u ktrych
pojawiy si takie mutacje, przez swoje zwikszone zapotrzebowanie na pokarm
byy tak bardzo upoledzone wobec konkurentw, e miay mniejsze powodzenie
przy rozrodzie i wychowie potomstwa. Std ten nowy wariant prawdopodobnie
wymiera ju po kilku pokoleniach.
Jednake o tym, czy mutacj naley ocenia jako korzystn, czy nie, czy suy
ona danemu osobnikowi, czy te mu szkodzi w kocu decyduje przecie
rodowisko. Ot owo nadmierne spalanie pokarmw, ktre przedtem, w innych
warunkach, wydawao si tak bezsensowne, nagle w rewirach jaszczurw i wielu
innych gadw, gdy dodatkowo wystpiy jeszcze inne okolicznoci, nabrao cech
rewelacyjnej wprost korzyci. Wynikajce std rozgrzanie organizmu usuno
bowiem wywoan zimnem nocn martwot, ktra od niepamitnych czasw
ogarniaa nieuchronnie cae pozostae ycie. Nietrudno odgadn, co to
oznaczao.
Kady z nas ju chyba kiedy imaginowa sobie, co by si dziao, gdyby wiat
cay znalaz si w stanie odrtwienia, gdyby czas nagle stan, a tylko on sam
czuwa i mg si porusza. Mona to sobie wyobrazi tak, e wszystkie ulice i
domy byyby pene "ywych obrazw", a wic ludzi zamarych w takiej pozycji, w
jakiej wanie zasta ich sen, bezbronnych i niewiadomych, wystawionych na
nasze ciekawe spojrzenia. Jak gboko takie fantazje tkwi w naszej

wiadomoci dowodzi fakt, e napotykamy je wci od nowa w bajkach i mitach.


Taka sytuacja ywcem wzita z bajki staa si naraz prawd dla pierwszych istot
ciepokrwistych w historii Ziemi. Przypuszczamy dzisiaj, e byy nimi drobniutkie,
do myszy podobne gryzonie. Berliski paleontolog Walter Kiihne niedawno z
anielsk icie cierpliwoci odsia milimetrowe zbki tych zwierzt od caych ton
pustynnego piasku, w ktrym do tej pory, nie zauwaane z powodu maych
rozmiarw, leay pord koci jaszczurw.3
Wskutek powstaej przez mutacje awarii w ich przemianie materii, maluchom tym
otwar si nagle nowy wymiar: bya nim noc. Ciepo ich ciaa pozwolio im wstpi
na obszar do tej pory yciu niedostpny. Mona sobie doskonale wyobrazi, jak
owe mae istoty w ksiycowe noce mrowiy si wokoo olbrzymich, jak posgi
nieruchomych gadw, ktre przez tak dugi czas byy niezaprzeczalnymi panami
Ziemi. A to si teraz skoczyo.
Nie wiemy, czy pierwsze ciepokrwiste gryzonie rzeczywicie przyczyniy si
aktywnie i bezporednio do wyginicia jaszczurw, co niebawem nastpio. Nie
jest to wykluczone. Nikt nie mgby im przeszkodzi, aby w czasie nocnych
wypraw zjaday jaja gadw, ktre stay si poywieniem tak atwo dostpnym.
Najmniej mogy temu przeszkodzi same jaszczury. Ale nawet jeeli nie byo
takiego konkretnego powizania, jasne jest, e nowa koncepcja musiaa
oznacza kres wycznego panowania wielkich rozmiarw.
Waciwy charakter postpu stanie si lepiej zrozumiay, jeeli za punkt wyjcia
przyjmiemy nie potoczny, lecz naukowy termin. Termin "ciepokrwisto" nie
trafia w sedno sprawy. "Ciepo" jest spraw wzgldn. W stosunku do lodu
jaszczur take by zawsze ciepy. Homojotermiczno, "staocieplno" bya
zjawiskiem decydujcym. Z pewnoci wynalazek ten nie uda si od razu, za
jednym zamachem. Pierwsze pokolenia ciepokrwistych ulegay prawdopodobnie
nadal wyranym wahaniom temperatury swego ciaa, co stwierdzamy jeszcze
obecnie u niektrych prymitywnych ssakw (na przykad u australijskich
torbaczy).
Punktem cikoci jest zdolno do aktywnego utrzymania staej temperatury
wasnej. Wymaga to wprawdzie wicej energii, ale wystpujcy obecnie obficie
tlen dostarcza jej w ilociach wystarczajcych, a te nakady si opacay. Po raz
pierwszy od 300 milionw lat ycie zaczo si uwalnia od jarzma waha
temperatury swego rodowiska.
Znaczenie tej nowej wydolnoci miao okaza si o wiele wiksze, anieli si w
pierwszej chwili zdawao. Staa temperatura wasna nie tylko udostpnia noc.
Przyznane przez ni wolnoci sigaj znacznie dalej. Wynalezienie
ciepokrwistoci w historii ycia ziemskiego stanowi akt usamodzielnienia si.
ycie zaczyna si uniezalenia, "nabiera dystansu" do swego rodowiska.
Wydaje si, jakby od tej pory zaczo si broni przed dalszym biernym
przyjmowaniem wszystkich zmian otoczenia.

Rewolucyjn wako tego zdarzenia zrozumiemy w peni, gdy pomylimy o jego


skutkach. Widzielimy ju na kilku przykadach, e wydaje si, jakoby istniay
pewne tendencje do powtrze na rnych szczeblach rozwoju. W ich toku
powstaje "nowe", nieraz nieprzewidziane, i to w takim stopniu, e czsto nieatwo
wykry, i jest to powtrzenie zasady napotykanej w odmiennej formie na
wczeniejszych etapach. Jedn z owych zasad, ktre poznalimy, bya
tendencja do czenia si, a wic zasada rozwoju polegajca na tym, e
wystpujce na kadym uprzednio osignitym szczeblu jednostki elementarne
cz si, przy czym powstaj z nich nowe zoone jednostki, ktre stanowi z
kolei elementarne kamyki budulcowe nastpnego wyszego szczebla.
Tak wic przy poczeniu si atomw wodoru w gwiazdy powstaway przez fuzj
jder pierwiastki, ktre nastpnie czyy si w zwizki chemiczne, tworzc w ten
sposb nowe, nie znane dotd materiay. Z wyspecjalizowanych bezjdrowych
prakomrek powstay dziki symbiotycznemu czeniu si komrki wysze,
wyposaone w organelle; komrki te wykazyway tak wielk zdolno do
przemian, e mogy z nich zosta skonstruowane jednolicie funkcjonujce
indywidualne organizmy wielokomrkowe. Mona wic rzeczywicie ca
histori, ktra w nieprzerwanym cigu od atomu wodoru doprowadzia do nas
samych, opisa w aspekcie dziaania owej tendencji do czenia si.4
Ale nie jest to tendencja jedyna. Ogromne znaczenie, ktre ma wynalezienie
ciepokrwistoci dla naszej myli przewodniej, polega na tym, e kieruje nasz
uwag ku drugiej jeszcze tendencji historii, tej, ktr retrospektywnie
odnajdziemy take chocia oddziauje ona mniej jaskrawo na dawniejszych
stopniach rozwoju. Jest ni tendencja do usamodzielniania, do odgraniczania, do
dystansowania si od rodowiska.
Gdy zechcemy, moemy j ju odnale w najoglniejszej formie w pierwszych
fazach nieorganicznego rozwoju. Na przykad w spowodowanym grawitacj
skupianiu si jednorodnego oboku wodoru, ktry by pocztkiem wszystkiego, w
liczne, samodzielne, ostro odgraniczone ciaa niebieskie, z ktrych kade od tej
chwili ma swoj wasn histori. Albo te w wywoanym osobliwoci stanw
modej Ziemi (jak na przykad efektem Ureya) nagromadzeniu kilku nielicznych,
cile okrelonych zwizkw chemicznych, ktre w ten sposb zaczynaj si
odcina od chaosu dowolnej mieszaniny wszystkich innych czsteczek, aby w
toku dalszych dziejw wytworzy pierwsze yjce struktury.
Najwyraniej zasada ta objawia si przy powstaniu komrki. W gbszym
znaczeniu komrka nie jest niczym innym jak najczystszym uosobieniem wanie
owej zasady odgraniczania si od rodowiska. Przykad komrki dowodzi, e bez
tego odgraniczania si ycie nie jest w ogle moliwe. Zamknicie agregatu
DNA-biako pprzepuszczaln bon, co stanowi pierwszy krok do komrki,
dowodzi bezspornie faktu, e tylko zamknite (wzgldnie) ukady s zdolne do
ycia. Nie trzeba chyba szczegowo uzasadnia, e uporzdkowana przemiana

materii moliwa jest jedynie wtedy, gdy tworzce j cznie procesy chemiczne
s oddzielone od bezporedniego wpywu procesw przebiegajcych w
otoczeniu.
Zatem ycie od pierwszej chwili znajduje si w stanie pewnego napicia wobec
swego rodowiska, od ktrego musi si zdystansowa, aby mc si utwierdzi.
Powiedzmy tutaj na marginesie, e to z samej zasady niezbdne wyodrbnianie
si wtrnie stwarza konieczno nawizywania nowych kontaktw,
ukierunkowanych i zdolnych do doboru technik cznoci, pozwalajcych na
orientacj bez jednoczesnego ograniczania przez nowe formy oddziaywania
mozolnie osignitego stopnia niezalenoci. Odbudowanie cznoci ze
rodowiskiem uwzgldniajcej owe szczeglne wymagania oto waciwe
zadanie wszystkich narzdw zmysw, nawet najzwyklejszego "odbiornika
bodcw". Dopiero na tym tle funkcja ich staje si w peni zrozumiaa.
Pragnbym w tym miejscu wyrazi przypuszczenie, e rwnie i wyjcie z wody,
fakt, e ycie podjo si trudnych i penych ryzyka przenosin na ld, bdziemy
mogli naprawd poj tylko wtedy, gdy krok ten potraktujemy take jako wyraz
tej samej tendencji pojawiajcej si teraz na wyszym szczeblu rozwoju W takim
aspekcie jasne staje si to, co do tej pory zdawao si nieracjonalne i niecelowe.
Gdy bowiem takie przyjmiemy zaoenie, zrozumiemy, e to wanie wygoda
bytowania w wodzie bya tym, co w krok wyzwolio.
Rajskie warunki s to jednoczenie zawsze takie warunki, w ktrych wasna
konstytucja jednostki wspyje harmonijnie ze stanem rodowiska. Jest to
rwnie ten rodzaj bezpieczestwa i spokoju, w ktrym osobnik rozpywa si
biernie w rodowisku, pozwalajc si nie jego rytmowi. Nie ma wic w tym nic
dziwnego, e raj zawsze naley do przeszoci. Jest , on wspomnieniem
prymitywniejszego szczebla rozwoju, w ktrym indywiduum byo wolne od
wysiku niesienia siebie, od koniecznoci trzymania si w ryzach.
Wiem oczywicie dobrze, e podwczas, w okresie pierwszych krokw na ldzie,
nie byo tam jeszcze adnych konkurentw. Nikt nie przeczy, e ta okoliczno
miaa bezcenne korzyci dla pierwszych pazw i ryb dwudysznych. Ale
doprawdy potrzeboway takiej szansy. Cae przedsiwzicie byo i bez tego ju
dosy karkoomne. Musz natomiast zaprzeczy, jakoby mona byo udowodni,
e w brak konkurencji (ktry zreszt trwa niedugo) wystarcza jako wyjanienie,
e sama tylko korzy std wypywajca miaaby zrwnoway wszystkie
niebezpieczestwa, wszystkie wysiki i cae te niewyobraalnie wielkie nakady
na wytworzenie niezliczonych biologicznych "przerbek", ktrych wymagao owo
przesiedlenie.
To, co na pierwszy rzut oka wydawao si tak bezsensowne i niecelowe, ukazuje
si w zupenie innym wietle, szczeglnie wtedy, gdy si uwzgldni nastpujce
bezporednio potem etapy. I tym razem bowiem po wygnaniu z raju pojawia si
zdolno poznania. Nie trzeba uzasadnia, e w wodzie nigdy nie-byoby doszo

do wynalezienia ciepokrwistoci. Mutacja prowadzca do nieracjonalnego


spalania pokarmu i wynikajcej std nadwyki energii zostaaby w tym
rodowisku niewtpliwie i bez wyjtku odsiana jako ujemna. Zatem
homojotermicno, to znaczy krok do aktywnego utrzymywania staej
temperatury wasnej, jest z historycznego punktu widzenia porednim skutkiem
zdobycia ldu z jego rytmicznymi wahaniami temperatury, wywoanymi przez
czynniki astronomiczne.
Ta homojotermicno z kolei jest bezwzgldnym warunkiem urzeczywistnienia
zasady usamodzielniania, dystansowania si na poziomie wyszym,
najwyszym w ogle do tej pory osignitym przez rozwj o ile oczywicie
moemy to osdzi tutaj z perspektywy Ziemi: ciepokrwisto jest bowiem
podstawowym zaoeniem rozwoju zdolnoci do abstrakcji, tej najdobitniejszej
formy zdystansowania si od rodowiska, ktra umoliwia obiektywizujce
spojrzenie na to wanie rodowisko.
Aby zrozumie te zalenoci, wystarczy przez zwyk samoobserwacj
uzmysowi sobie, jakiemu zaburzeniu natychmiast ulega nasza mono oceny
czasu, gdy \v chorobie dostajemy gorczki, a wic cierpimy na podwyszon
temperatur. Ocena obiektywnego trwania jakiego procesu w otoczeniu
wymaga wanie tej staoci "wewntrznych" warunkw jako podstawy pomiaru.
Stao t mona osign tylko wwczas, gdy organizm jest niezaleny. Dopki
wydarzenia w rodowisku absorboway organizm, nie mogo by mowy o
obiektywnym postrzeganiu. Liniaem, ktry sam podlega wahaniom wielkoci
uzalenionym od temperatury, nie mona stwierdza, a c dopiero mierzy,
wielkoci zalenych od waha temperatury w rodowisku.
Jest to przyczyna, dla ktrej stao temperatury wasnej jest jednym z
najelementarniejszych warunkw rozwinicia si zdolnoci do obiektywnego
kontaktu ze wiatem, takiego, jaki w najwyszej swojej formie zosta
urzeczywistniony na szczeblu zdolnoci do abstrakcji. W tym aspekcie na pewno
nie uznamy za przypadek, e orodek regulujcy, ktry cile, z dokadnoci do
dziesitej czci stopnia, czuwa nad utrzymaniem temperatury naszego ciaa,
mieci si w najstarszej czci naszego mzgu.
Dotyczy to take innego jeszcze ukadu regulujcego organizmw wyszych, a
dzieje jego rozwoju nadzwyczaj obrazowo potwierdzaj te powizania. Poniewa
historia tego ukadu konkretnie uzmysawia nam wzrastajce usamodzielnienie,
w stopniowy postp odgraniczajcego dystansowania si od rodowiska, moe
ona znakomicie posuy do wsparcia przedstawionej przez nas tezy. Chodzi o
histori legendarnego "trzeciego oka". Podobnie jak wiele innych mitw, ten
rwnie zawiera ziarnko prawdy. Trzecie oko rzeczywicie istniao i po dzie
dzisiejszy jeszcze po czci wystpuje u niektrych zwierzt w odmienionej
formie. Nie miao ono oczywicie nigdy adnego zwizku z jakimikolwiek siami
nadprzyrodzonymi. Zadaniem jego byo jedynie stworzenie pierwotnego kontaktu

ze rodowiskiem.
Pierwotno tego kontaktu jest niewtpliw przyczyn, e narzd ten
Wystpowa, a w niektrych wypadkach jeszcze obecnie wystpuje, tylko u ryb,
pazw i gadw. Jest to charakterystyczne, e od czasu przestawienia si na
zasad ciepokrwistoci, a wic u ptakw i i ssakw, ju go nie zastajemy.
Jednake i w tych grupach zwierzt nie zanikn bez reszty, lecz zosta w sposb
niezwykle ciekawy i pouczajcy przebudowany i dalej rozwinity.
Znany niemiecki zoolog Karl von Frisch ju przed kilkudziesiciu laty zwrci
uwag na dziwne dziury czy te kanay odkrywane w sklepieniu czaszek
wymarych gadw. Pooenie i ksztat tych otworw budziy podejrzenie, e za
ycia badanych zwierzt mogy one zawiera narzd podobny do oka,
umieszczony tu ponad mzgiem i prawdopodobnie skierowany ku grze, a wic
w stron nieba. Mona byo snu mgliste domysy co do moliwych funkcji oka w
takim miejscu czaszki. Ale gdy raz ju zwrcono uwag na ewentualno
istnienia takiego oka i podjto systematyczne poszukiwania, niebawem odkryto
je rwnie u niektrych gatunkw dzisiaj jeszcze yjcych jaszczurek.
Od zewntrz stwierdzi mona u nich owo "oko ciemieniowe" w postaci maego
jasnego pcherzyka na szczycie sklepienia czaszki tylko przy bardzo dokadnym
ogldaniu lub uyciu lupy. Jednake gdy si bada jego budow pod
mikroskopem, okazuje si, e maleki ten twr jest mini-okiem, chocia bardzo
prymitywnym: jest ono pustym pcherzykiem, ktrego grna cianka jest
przezroczysta i nieco wystaje nad zewntrzne sklepienie czaszki, a ktrego dno
skada si ze wiatoczuych komrek; od komrek tych prowadz wkna
nerwowe do mzgu. Wprawdzie mae i w caym swym zaoeniu jeszcze nader
prymitywne, ale niewtpliwie jest to ju oko.
C mona ujrze okiem, ktre nieustannie spoglda nieruchomo w gr?
Odpowied jest prosta: Soce. Ciemieniowe oko gadw jest cigle jeszcze tylko
wyej rozwinitym "odbiornikiem wiata". Nic mona nim widzie we waciwym
tego sowa znaczeniu, zreszt nie takie ma ono zadanie. Tymczasem budowa
jego pozwala doskonale pozna, jak dotd przebiegaa droga do "widzenia".5
Skierowane ku niebu oko ciemieniowe u gadw prawdopodobnie steruje
aktywnoci zmieniajc si w rytmie nastpstwa dni i nocy. Oznacza to, e owe
zmiennocieplne zwierzta jednak doprowadziy do tego, e ju nie tylko daj si
rozgrzewa i ochadza, zalenie od temperatury rodowiska. Ich przemiana
materii a jest to bezspornie pewne udoskonalenie i racjonalizacja zostaje
najwidoczniej automatycznie hamowana, w chwili gdy umieszczony w sklepieniu
czaszki odbiornik wiata sygnalizuje stan Soca, ktry zapowiada nadejcie
nocy, a tym samym chodu paraliujcego dalsz aktywno.
Moliwe, e ten sam sygna wietlny wyzwala ponadto jeszcze co w rodzaju
odruchu powrotu do domu, a wic reakcji zapobiegajcej niebezpieczestwu, e
zwierz zostanie zaskoczone odrtwieniem wskutek zimna, zanim dotrze do

swej bezpiecznej kryjwki. Niektrzy uczeni przypuszczaj, e narzd ten


rwnie wyzwala instynktowne poszukiwanie cienistego miejsca, w chwilach gdy
zwierzciu grozi nadmierne rozgrzanie przez bardzo intensywne promieniowanie
soneczne.
Niezwykle ciekawe i frapujce s zmiany, ktre narzd ten przeszed w dalszym
rozwoju. W ostatnich dziesiciu latach odkryto go u bardzo wielu ryb. Tutaj nie
wykazuje on ju prawie adnego podobiestwa do oka. (Przy porwnaniu tym
naley pamita, e wspczesn ryb kostn w porwnaniu z jaszczurk naley
uzna za organizm pod wielu wzgldami dalej posunity w rozwoju ewolucyjnym,
pomimo e pozosta w wodzie.)
Take u ryb jest to may pcherzyk. Jednake cianek jego nie tworz ju
komrki zmysowe, lecz prawie wycznie komrki gruczoowe, pomidzy ktrymi
pooone s bardzo nieliczne tylko komrki wraliwe na wiato. U ryb koci
sklepienia czaszki nad owym narzdem s te zamknite. Ale wanie w tym
miejscu powierzchni czaszki zanik barwnik skry, wskutek czego powstaje tu
jasna plama ciemieniowa przepuszczajca wiato.
Udowodniono tymczasem na podstawie licznych dowiadcze, e i ten, ju
gruczoowaty raczej, twr take reaguje na wiato. U niektrych ryb nawietlanie
go wywouje zmiany w ubarwieniu powierzchni ciaa, ktre przystosowuj ryb
do wygldu jej otoczenia. Dowiadczenia wykonane z rybami lepymi dowodz,
e owa reakcja maskowania jest rzeczywicie wywoana przez to oko
ciemieniowe, zamienione ju prawie w gruczo. Ponadto naley przypuszcza, e
tutaj rwnie aktywno zwierzcia, dziki optycznemu pobudzaniu gruczow
maego pcherzyka, zostaje przystosowana do dziennych i zalenych od pr
roku rytmw zrnicowanej jasnoci i cyklu dobowego.
Narzd ten odnajdujemy take u czowieka, tyle tylko, e u nas nie ma on ju nic
wsplnego z okiem. Zamieni si cakowicie w gruczo. Anatomiczne i
filogenetyczne badania nie dopuszczaj ju adnej wtpliwoci, e nasza
szyszynka wytworzya si w cigu milionw lat z oka ciemieniowego ryb i gadw.
Pokrewiestwa tego dowodzi w sposb przekonujcy rwnie porwnanie
funkcji.
Co prawda, funkcja szyszynki jeszcze do tej pory w wielu szczegach nie jest
cakowicie wyjaniona. Pewne jest jedno, e narzd ten take jako gruczo
spenia w ludzkim organizmie zadanie sterowania dugoterminowymi rytmami w
czasie. Znamienne jest przy tym, e w naszym przypadku w gr wchodz ju nie
rytmy wywoane zmianami rodowiska, do jakich ciao nasze miaoby si
przystosowa. Wydaje si, e to, czym szyszynka steruje, s to rytmy wzrostu,
dojrzewania i starzenia si. Zapalenia i guzy tego gruczou mog na przykad
wywoa przedwczesne dojrzewanie. A wic nawet w postaci u nas wystpujcej
narzd ten zachowa zadanie porzdkowania okrelonych procesw cielesnych
w czasie. Jednake sterujce sygnay nie pochodz ju tutaj od wiata

zewntrznego, lecz od wasnego organizmu.


Gdy wic porwnujemy ze sob oko ciemieniowe gada i ludzk szyszynk i gdy
uwzgldniajc jednoczenie pozycj przejciow, jak ten sam narzd zajmuje
u wyej rozwinitych ryb przedstawimy sobie obrazowo historyczn drog
rozwoju czc je, otrzymujemy konkretny przykad tendencji do odgraniczania
si od rodowiska: gad ze swym okiem ciemieniowym jest jeszcze biernie
"przymocowany", niczym na linie holowniczej, do okresowo wystpujcych zmian
swego rodowiska. Przejmuje on po prostu od tego rodowiska swj wewntrzny
porzdek w czasie. Na drodze do czowieka owo okno na wiat zewntrzny
zamyka si. Lina holownicza zostaje odcita. Narzd wprawdzie zachowuje
funkcj koordynacji w czasie procesw ciaa, ale rdo bodcw sterowniczych
znajduje si teraz w samym osobniku.
Moe owe otwory pomidzy szwami czaszkowymi niemowlcia, ciemiczko, s
naszym wspomnieniem genowym o tych odlegych czasach, kiedy szyszynka u
naszych praprzodkw bya take jeszcze odbiornikiem wiata, a wic narzdem,
ktry musia by dla wiata dostpny. Dzisiaj susznie uwaa si za oznak
dojrzewania, jeeli te okna w czaszce modego czowieka zasklepiaj si
wczenie i ostatecznie.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


19. PROGRAM Z EPOKI KAMIENNEJ
Tylko dlatego mona wprowadzi czowieka w stan narkozy, nie umiercajc go
jednoczenie, e rozmaite czci naszego mzgu z rn wraliwoci reaguj
na paraliujce zatruwanie rodkami oglnie znieczulajcymi. Std normalna
narkoza dawnego typu, polegajca na wdychaniu pary eteru, przebiegaa w
okrelonych nastpujcych po sobie stadiach, co potwierdzi kady, kto mia
jeszcze pecha by usypianym t dawno ju zarzucon metod.
Owe klasyczne stadia narkozy s skutkiem tego, e mzgu rwnie dotyczy
dowiadczenie, i modsze, "nowoczeniejsze" i bardziej rozwinite przyrzdy i
aparaty atwiej uszkodzi w ich funkcji anieli starsze, mniej skomplikowane, a
wic odpowiednio mocniejsze urzdzenia. (Rakieta przeznaczona do lotu na
Saturna jest bardziej podatna na awarie i atwiej podlega zakceniom funkcji
przez wpywy zewntrzne ni Volkswagen.)
W przypadku sztucznego paraliowania mzgu przez narkoz ujawnia si to w
ten sposb, e jako pierwsza niknie wiadomo. Jest to niewtpliwie
najmodsza spord funkcji tego skomplikowanego narzdu, nabyta u samego
koca historii rozwoju. Nic dziwnego wic, e stawia ona najmniejszy opr
trucinie narkozy.
Ostatnim, nie bardzo przyjemnym uczuciem, ktrego doznawa pacjent usypiany
starowieck mask do narkozy eterowej, zanim jego wiadomo przestawaa
dziaa, by wybuch panicznego lku. Skoro tylko nastpuje utrata przytomnoci,
usypiany zaczyna si dziko rzuca i wierzga, a czasami take gono krzycze.
Owo stadium podniecenia powoduje, e przed rozpoczciem narkozy wie si
nogi i rce pacjenta.
Sam pacjent nic ju nie wie o swoim szalestwie. Zanika jego wiadomo, a
tym samym jego zdolno do krytycznego mylenia i wgld w cel caej sytuacji,
w jakiej si znalaz. Jego pkule mzgowe, najwysza, a u czowieka
jednoczenie najwiksza cz mzgu, s sparaliowane. W tej przymusowej
sytuacji rzdy przejmuje kolejno niszy odcinek mzgu: najwyszy odcinek tak
zwanego pnia mzgu. Jest to starsza cz mzgu, ktra ju u ryb i gadw jest
w peni wyksztacona. Jako starsza i mniej skomplikowana, jest ona odpowiednio
take bardziej odporna, a wic wci jeszcze zdolna do speniania swojej funkcji.
W niej zakotwiczone s instynkty i popdy, umiejscowione tam jako wrodzone
reakcje, gotowe do automatycznych odpowiedzi na waciwe bodce
rodowiska.
U dorosego czowieka, ktry potrafi "si opanowa", automatyczne przebiegi
tych reakcji s normalnie kontrolowane przez pkule mzgowe i utrzymywane w
ryzach, odpowiednio do dokonywanej przez te pkule oceny sytuacji. Jednake

w stadium podniecenia ta nadrzdna instancja krytyczna nie dziaa. Pie mzgu


wystpuje wic jako wadza absolutna, rejestruje narkoz jako sytuacj
wzrastajcego zatruwania przez wpywy zewntrzne (zreszt ze swego
niezdolnego do krytyki poziomu cakowicie susznie) i wyzwala przez to
popdowe pogotowie reakcji maksymalnej obrony i ucieczki. Std pynie w
niepokj nieprzytomnego ju pacjenta, ktry robi tak przykre wraenie na
obserwatorze.
W tym stadium chirurg naturalnie nie moe operowa, pomimo e wraz ze
wiadomoci przeywanie blu ju zostao u pacjenta wyczone. Anestezjolog
wic sczy dalej na mask eter, ktry tam wyparowuje i ktry pacjent wdycha.
Narkoza przez to si pogbia, a znaczy to, e stenie eteru we krwi wzrasta,
wskutek tego wycza si teraz rwnie pie mzgu oraz wyzwalane przeze
popdowe sposoby zachowania. Pacjent si uspokaja. Operacj mona
rozpocz. Sztuka anestezjologa za polega na tym, aby utrzyma narkoz w
tym stadium przez cay czas trwania zabiegu chirurgicznego.
Pkule mzgowe i grna cz pnia mzgu s teraz sparaliowane. Ale nawet
w tym stadium najnisza, najstarsza cz pnia mzgu jeszcze pracuje. W niej
mieszcz si automatyczne orodki sterownicze krenia, oddychania, regulacji
temperatury i innych wanych dla ycia funkcji przemiany materii. I w tej sytuacji
utrzymuj one jeszcze upionego przy yciu. Tylko dlatego, e ta najstarsza
cz mzgu jest mniej wraliwa i silniejsza od pozostaych odcinkw,
waciwych dla odczuwania blu i wiadomoci, tylko dlatego mona czowieka
upi narkoz nie zabijajc go.6
Taki przebieg narkozy stanowi dla nas dowd, e rne czci naszego mzgu
s filogenetycznie w rnym wieku i e rnicom wieku odpowiada wzrastajce
skomplikowanie budowy. Jeeli takie ujcie funkcjonalne powiemy z
anatomiczn budow naszego mzgu, zobaczymy, e narzd ten jest
nawarstwiony w kolejnoci podobnej do osadw geologicznych: na dnie ley to,
co stare, nad tym nastpuj po sobie struktury kolejno coraz nowsze.
Na samym dole natrafiamy w mzgu na orodki regulacji tych funkcji, ktre krok
za krokiem byy uwalniane przez organizmy od suprematu rodowiska i
przejmowane w cigu dugiej historii ich rozwoju i usamodzielniania si. Istnieje
wic taki orodek (nagromadzenie komrek nerwowych), ktry reguluje
gospodark wodn. Tutaj znajduje si nadzr nad zdolnoci nerek do
zagszczania oraz uzgadnianie tej funkcji z zawartoci wody w tkankach, tutaj
take przebiega koordynacja wytwarzania potu i potrzeby przyjmowania pynw,
ktr przeywamy w formie pragnienia.
W tej samej warstwie pooony jest rwnie orodek wymienionej ju przez nas
regulacji temperatury, ktry uniezalenia organizm ciepokrwisty od waha
temperatury otoczenia, a tym samym zapewnia stae tempo przemiany materii i
niezmienne warunki wewntrzne, stanowice podstaw innych, wyszych form

indywidualnej niezalenoci wobec rodowiska. Orodek ten nazywano


niejednokrotnie "okiem termoregulacji", poniewa "postrzega" on temperatur
krwi przepywajcej w jego okolicy, a nastpnie, niczym termostat centralnego
ogrzewania, uruchamia odpowiednie mechanizmy regulujce.
Gdy jest nam za ciepo, pijemy wicej i wyparowujemy ciepo przez zwikszone
wydzielanie potu. Krzyuj si tu funkcje gospodarki wodnej i regulacji
temperatury, ktre take musz by ze sob skoordynowane, podobnie jak z
zasady wszystkie funkcje kadego organizmu. W cieple czerwienieje nam twarz:
skrne naczynia krwionone automatycznie rozszerzaj si po to, aby krew
moga przenie moliwie duo ciepa z wntrza ciaa na powierzchni, skd
zostaje wypromieniowane na zewntrz. Dziki temu mechanizmowi ukad
krenia, oprcz wszystkich pozostaych funkcji, staje si skutecznym
urzdzeniem klimatyzacyjnym naszego ciaa.

Regulacja w odwrotnym kierunku, gdy bywa zimno, powoduje, e wygldamy


blado. Gdy za marzniemy, a wic doznajemy uczucia, e temperaturze naszego
ciaa grozi spadek poniej normy, zaczynamy dre: oko termiczne wcza teraz
orodek wyszy, ktry potrafi uruchomi nie kontrolowane ruchy mini, aby
wytworzy w nich dodatkowe ciepo przez dodatkowe spalanie pokarmw. Z tym
zwizany jest wikszy apetyt w czasie chodw, podczas gdy w gorce dnie
letnie wyranie jadamy mniej.
W tej samej czci mzgu, gbokiej, a wic odpowiednio starej, znajduje si
co teraz ju nikogo nie bdzie dziwi szyszynka (zob. ii. powyej). Bye oko

ciemieniowe, przemienione w gruczo, jest u nas odgraniczone od wiata


zewntrznego mocno zamknitym sklepieniem czaszki. Ale hormony tego
gruczou wci jeszcze steruj przebiegiem czasowym okrelonych procesw
rozwoju ciaa, aczkolwiek obecnie niezalenie ju od sygnaw pochodzcych ze
rodowiska.
Nad tym rejonem pooone s grne czci pnia mzgu, wielkie zwoje pnia
mzgu oraz wzgrze, potne nagromadzenie komrek nerwowych, setki
milionw komrek, tworzcych tutaj orodki bardzo wielu pniej dopiero
nabytych funkcji i moliwoci reagowania. Funkcje tych czci mzgu mona
okreli w grubym, ale trafnym uproszczeniu, mwic, e cay ten obszar jest
rodzajem komputera, w ktrym zmagazynowane s w postaci programw
dowiadczenia niezliczonych wygasych pokole. Programy maj tutaj form
cile powizanych, podobnych do pojedynczych scen zachowa, ktre mog
by uruchamiane przez okrelone bodce zewntrzne lub wewntrzne (widok
wroga czy te partnera seksualnego, wydzielanie okrelonego hormonu).
Poznalimy ju odpowiedni przykad przy opisie stadium podniecenia w trakcie
narkozy. W tym wypadku objawy zatrucia i wicego si z tym wygasania
funkcji rozkazodawczej kory pkul mzgowych wyzwalaj program "obrony i
ucieczki". Dowiadczenia przeprowadzane na kurach przez zmarego w 1962
roku etologa Ericha von Holsta wykazuj szczeglnie wyranie automatyzm,
waciwy sposobom zachowania programowanym w tej czci mzgu.
Holst wpuszcza w mzgi upionych zwierzt cienkie jak wos druciki, izolowane
delikatn powok lakieru, z wyjtkiem kocw, ktre pozostaway czyste. Druciki
wrastay i w ogle nie przeszkadzay zwierztom; niektre z nich wiele lat biegay
swobodnie z drutami w gowie. Gdy Holst ustawia koce drucikw tak, e
znajdoway si w omawianej tutaj przez nas czci mzgu, i przepuszcza przez
drut saby prd o charakterze i sile impulsu nerwowego, kury jego zamieniay si
natychmiast w zdalnie sterowane roboty: za naciniciem guzika, skoro tylko
eksperymentator wcza prd, wykonyway niczym z tamy program, ktry
by zmagazynowany w miejscu, gdzie w mzgu znajdowa si nie izolowany
koniec drutu.
Byway wic kury, ktre nagle, ubezpieczajc si wzrokiem, spoglday w dal, a
nastpnie coraz bliej na ziemi pod nogami, a wreszcie z penym przeraenia
gdakaniem wykonyway ruchy wymijania, potem za czsto atakoway
uderzeniami dziobw i pazurw wroga, ktrego w ogle nie byo. Innymi sowy: w
tym wypadku bieg program "obrona przed wrogiem naziemnym", a wic
widocznie repertuar zachowania gboko kurze wrodzony. Nikt nie moe
powiedzie, jak kura przeywaa ow scen wyzwolon przez uderzenie prdu.
Czy wic zdawao si jej, e widzi zjaw wroga w postaci zbliajcego si
tchrza, asicy czy te jakiejkolwiek innej.
Pewne jest tylko, e zwierz zachowuje si tak, jak gdyby cae wydarzenie byo

rzecz najnaturamiejsz w wiecie. Gdy eksperymentator wreszcie wycza


prd, zwierz takie rozglda si wokoo z ulg, ale te nieco zdumione, jak
gdyby chciao sprawdzi, gdzie nagle podzia si w wrg, z ktrym musiao tak
zaarcie walczy. A potem przychodzi zakoczenie, nad ktrym warto si nieco
zastanowi: kura wydaje triumfalny okrzyk zwycistwa.
Dlaczeg by nie? Po cikiej walce wrg znikn. Kura nic nie wie o fizjologii
mzgu. Skd mogoby jej wpa na myl, e zniknicie wroga nie jest skutkiem
jej wasnej siy? Ale nie udmy si. Przyczyna mylnej oceny sytuacji przez
zwierz dowiadczalne ma w rzeczywistoci to o wiele gbsze. aden mzg nie
ma najmniejszej nawet szansy stwierdzenia, czy impuls nerwowy, trafiajcy w
jeden z jego orodkw, pochodzi ze rda naturalnego, czy sztucznego.
Dotyczy to nie tylko mzgu kury. Gdyby kto z nami zagra w t sam gr, nie
mielibymy rwnie najmniejszej moliwoci wykrycia syntetycznego charakteru
przey, ktre wyzwoliby w nas prd. Nawet to bowiem, co potocznie nazywamy
"rzeczywistoci", istnieje w naszych pkulach mzgowych rwnie tylko w
formie co prawda niewyobraalnie skomplikowanego wzorca impulsw
elektrycznych.7
Tak wic kury Ericha von Holsta walczyy za naciniciem guzika, na elektryczny
rozkaz zaczynay tokowa albo czyci sobie upierzenie, jady bd rwnie nagle
byy syte. Kady si spa lub ubezpieczay si, przeszukujc swoje otoczenie z
oznakami czujnoci i lku. S to wic wszystko sposoby zachowania wrodzone i
jak dobitnie dowodzi tego dowiadczenie zmagazynowane w okrelonych
miejscach mzgu jako programy w stanie penego pogotowia. S to standardowe
odpowiedzi na sytuacje, ktre czsto wystpuj w yciu tych zwierzt.
Zachowania te s wyrazem dowiadczenia, zbieranego nie przez jednostk, ale
przez niezliczone osobniki tego gatunku w cigu wielu milionw lat, kiedy
gatunek si rozwija pod wpywem mutacji, spord ktrych rodowisko
dokonywao doboru. Ten sam proces ewolucji z wolna i stopniowo rozbudowywa
take opisane programy zachowa, przystosowujc je coraz lepiej do
przecitnych wymaga rodowiska zwierzt.
Podobnie jak bezjdrowa prakomrka dla poprawienia swoich szans przetrwania
stopniowo nabywaa w formie cakowicie gotowej pewnych specjalnych
funkcji, na przykad oddychania, czy fotosyntezy, przez to e pochaniaa jako
organelle odpowiednio wyspecjalizowane komrki (takie, ktre ju miay za sob
okrelone dowiadczenia) tak w tym przypadku wielokomrkowy osobnik
korzysta z dowiadcze licznych innych wspplemiecw. Mutacja i selekcja
postaray si o to, aby dowiadczenia te utrwali w podou dziedzicznym.
Wynikiem jest wrodzony i znakomicie wywaony asortyment wyprbowanych,
przez minione pokolenia ju wielokrotnie sprawdzanych szablonw zachowania.
Naukowiec okrela wrodzone dowiadczenia tego rodzaju mianem instynktu. U
czowieka rwnie jeszcze odnajdujemy owe instynkty. Tylko e nie rzdz one

nami w tak silnym stopniu jak u wikszoci zwierzt. Nieporozumieniem s


napotykane nieraz narzekania na "brak instynktu" u czowieka. Zanikanie z
biegiem czasu wyposaenia w instynkty jest tym, co naszemu rodowi w ogle
dao szans rozwinicia si w istot inteligentn.
Utracilimy wprawdzie t pewno i spokj, z jakim na przykad ptak wdrowny
we waciwym czasie wyrusza nieomylnie na poudnie, aby unikn zimna,
pomimo e nie moe wiedzie, i ono nadejdzie. Ale kto chce osign zdolno
uczenia si samemu, zamiast po prostu przejmowa standardowe odpowiedzi
jako wrodzone dziedzictwo, ten musi zrezygnowa take i z takiego wygodnego
posania w rodowisku.
Poniewa posiadamy kor pkul mzgowych umoliwiajc nam uwiadomienie
sobie nas samych, przeywamy nasze instynkty. Przeywamy je jako nastroje i
popdy, jako lki, ale i radoci, jako gd i pragnienie, jako seksualn si
przycigania. Jako to, co nazywamy "piknoci" jakiego okrelonego
czowieka, albo te jako wstrt oduczwany na widok olizgej skry aby.
Ow automatycznie uruchamian reakcj przeywamy rwnie w formie nie
kontrolowanej wraliwoci, z jak reagujemy na cielesne dotknicia obcego
czowieka w przepenionym pomieszczeniu. Albo te niechci, ktra tak atwo
nas ogarnia na widok czowieka jak nam si zdaje "odmiennego", przy czym
niech ta znowu atwo przemieni si moe w uczucie wrogoci albo uczucie
zagroenia, co zreszt jest tylko odwrotn stron medalu. adnej przy tym nie
odgrywa roli, czy ten sygna "odmiennoci", wyzwalajcy reakcj, wywoany jest
dugimi wosami chuligana czy te niezwykymi dla nas cechami przedstawiciela
innej rasy ludzkiej.
W takich i niezliczonych innych przypadkach odpowiadamy automatycznie,
wrodzonymi nam reakcjami, na ktre nie mamy wpywu, ktrym si poddajemy
albo ktre prbujemy opanowa racjonalnie, to znaczy przy uyciu naszej kory
mzgowej. Std mwimy, e gniew nas "ponosi", e rado czy al nas
"ogarnia". Na pewno niemaa cz naszych problemw w dziedzinie kontaktw
z blinimi, zarwno w obszarze ycia prywatnego jak i politycznego midzy
narodami, sprowadza si w gruncie rzeczy do tego, e takie reakcje pojawiaj
si samoczynnie, wanie instynktownie, i e wiadomego wysiku wymaga
odkrycie ich w nas samych, a nastpnie opanowanie.
Nie byoby to takie trudne, gdyby w gr nie wchodzio dziedzictwo tak prastare.
To, co si przy tym w nas porusza, s to programy pochodzce z epoki
kamiennej i z wielu milionw lat j poprzedzajcych. "Rada", ktrej, nie
proszone, udzieli nam chc instynktowne odruchy, tak bardzo nie zasuguje na
zaufanie, dlatego e wyrosa z gleby dowiadcze zbieranych w wiecie, ktry
od dawna nie jest ju naszym wiatem.
Rd nasz w cigu ostatnich milionw lat rozwoju stopniowo odcina si od
rajskiego spokoju i bezpieczestwa stworzonego przez przemony ukad

nieomylnych instynktw. Zamiast tego otworzy nam si nowy wymiar


wiadomego poznania, ryzykowna moliwo uczenia si samemu i zbierania
indywidualnych dowiadcze. Wydaje si jednak, e nie osignlimy przy tym
jeszcze nowej stabilizacji. W obecnym stadium rozwoju cigle nazbyt atwo
ulegamy skonnoci, by odpowiada na problemy naszego cywilizowanego
wiata, ktry zbudowalimy nasz kor mzgow, programami, ktre mogy byy
by celowe w epoce kamiennej.
Blaise Pascal powiada o sytuacji czowieka, e ju nie jest on bydlciem, a
jeszcze nie anioem. Przyrodnicze, biologiczne rozwaania nad stadium rozwoju
naszego rodu, ucielenionym w nas wspczesnych, potwierdzaj diagnoz
wielkiego filozofa. Przypomina nam ona ponownie, e z pewnoci nie jestemy
kresem, a tym bardziej celem rozwoju, lecz jedynie uczestnikami pewnego
stadium przejciowego, i e czy chcemy, czy te nie zostaa na nas naoona
odpowiedzialno za to, aby nie zasypa wejcia na drog dalszego cigu
dziejw.
Przyczyn tego, e nasz mzg jest w opisany sposb chronologicznie
nawarstwiony, jest po prostu to, e w trakcie swego rozwoju wzrasta podobnie
jak rolina. Na grnym kocu rdzenia krgowego, w ktrym, niby w grubym
kablu, poczone s wszystkie z ciaa wychodzce i do ciaa dce nerwy,
wyrs zrazu dolny pie mzgu, sterujcy funkcjami wegetatywnymi,
niezbdnymi dla kadego wielokomrkowca.
Po dojrzeniu tej czci mzgu, setki milionw lat pniej, utworzy si na niej
nowy pk, ktry w podobnie dugim okresie wytworzy wielkie skupienia komrek
nerwowych grnego pnia mzgu. Dalszy przebieg ukazuje ilustracja 15.
Powtrzyo si znowu to samo: na grnej czci pnia mzgu zaczai wyrasta
may twr, ktry u ryb suy jeszcze prawie wycznie zmysowi powonienia. W
toku dalszego rozwoju rozrs si potem do niespodziewanych rozmiarw. Po
raz pierwszy u mapiatek sta si tak wielki, e jako pkule mzgowe otuli
wszystkie pozostae czci narzdu, zajmujc jednoczenie stopniowo pozycj
nadrzdn wobec wszystkich ich funkcji.
U czowieka ten przyrost wielkoci jest tak znaczny, e kora mzgowa mieci si
we wntrzu czaszki ju tylko dziki silnemu pofadowaniu powierzchni. Temu
potnemu przyrostowi wielkoci odpowiada w zachowaniu posiadacza tego
narzdu niespotykany dotd rozmiar swobd: pojawienie si umiejtnoci
samozastanowienia i po raz pierwszy w historii ycia zdolno do obiektywnego
poznawania rodowiska jako wiata przedmiotowego oraz zdolno do
planowanego obchodzenia si z nim.
wiadomo samego siebie. Zamiast rodowiska, ktrego cechy dyktuj
prawida zachowania wiat zobiektywizowany, ktrego przedmiotami mona
manipulowa. Przewidujca wyobrania wciga do kalkulacji przysze moliwoci
i skutki wasnego dziaania. Swoboda zachowa, posunita tak daleko, e

podmiot moe stawia opr nawet wrodzonym programom swoich instynktw i


postpowa wbrew nim w przypadku, gdy normy obyczajowe i etyczna
odpowiedzialno jako nowe mierniki ka mu to uzna za wskazane.8 S to
takie wymiary rzeczywistoci, jakich do tej pory nie byo. Wraz z ludzk kor
pkul mzgowych ycie na Ziemi osigno nowy szczebel rozwoju.
Wszystko to jest niewtpliwie nowe i nacechowane rewolucyjn oryginalnoci.
Ale i ta faza rozwoju nie unosi si swobodnie w pustej przestrzeni, jak nam si
zawsze wydaje, poniewa jestemy tymi, ktrzy j reprezentuj. Ten stopie
ewolucji jest take tylko czonem toczcej si od miliardw lat historii. Spoczywa
on na tym wszystkim, co go wyprzedzio. Jego take w caej rozcigoci dotyczy
to, co nam si nieustannie potwierdzao przy przechodzeniu z jednego szczebla
na drugi, gdy mowa bya o wczeniejszych etapach tych samych dziejw:
moliwoci na nowo otwierane przez kadorazowo osignity poziom rozwoju s
zawsze wynikiem poczenia podstawowych osigni, ktre ju istniay na
poprzednim niszym szczeblu.
Nie ulega wtpliwoci, e ludzkie pkule mzgowe udostpniaj rzeczywisto,
ktrej przedtem na Ziemi nie byo. Ale nawet te tak oryginalne i nowoczesne
wydolnoci naszego mzgu zbudowane s na fundamencie wydolnoci bardzo
dawnych. Duch nasz nie spad z nieba. On rwnie ma swoj bardzo dug
prehistori.
Szukajmy wic ladw przeszoci na obecnie osignitym szczeblu ludzkich
pkul mzgowych i ich zdumiewajcych wydolnoci. W jednym z poprzednich
rozdziaw ju, wyprzedzajc, wyjaniem, jakie przyczyny przemawiaj za
hipotez, e te osignicia, ktre w potocznej mowie nazywamy psychicznymi,
wystpuj w formie wyizolowanej take i poza mzgiem. Wnioskowalimy dalej,
e wobec tego mzg naley uwaa nie za narzd, ktry wydolnoci owe
wytworzy jak zawsze zakadalimy milczco lecz za ten organ, ktry te
dawno ju przedtem powstae wydolnoci po raz pierwszy w gowach
poszczeglnych osobnikw poczy.
Pogld ten w odniesieniu do pnia mzgu ponownie potwierdziy nam omwione
na ostatnich stronach programy zachowa, w tej czci mzgu w stanie
gotowoci przechowywane. Osadzi si tutaj koncentrat dowiadcze
niezliczonych przodkw. A jak wygldaj lady przeszoci w przypadku
wydolnoci pkul mzgowych? Sprbujmy dokona kolejnego przegldu tego,
co mona dzisiaj w tej sprawie powiedzie.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


20. OD WSZYSTKICH MZGW STARSZE
W poowie lat szedziesitych profesor Georges Ungar, farmakolog
uniwersytetu Baylor w Houston, w Teksasie, wykona seri dowiadcze, ktrych
pierwszy etap przypomina nieco starochiskie metody tortur. Profesor zamyka
codziennie na kilka godzin biae myszy w sojach Wecka, a nad ich otworem
zwisaa swobodnie w powietrzu pytka metalowa. W odstpach kilku sekund w
pytk jak w gong uderza may moteczek sterowany przerywaczem. Za kadym
razem dwik gonego i jasnego uderzenia rozbrzmiewa tak raptownie jak
wystrza z pistoletu.
Wida byo po zachowaniu myszy, jak bardzo to byo nieprzyjemne. Wzdrygay
si ze strachu za kadym razem, gdy motek nad ich gowami trafia w metal. Ale
myszy take si przyzwyczajaj. Gdy amerykaski farmakolog swoj niemi
procedur kontynuowa przez cae dnie i tygodnie, przeraenie zwierzt z
czasem malao, pomimo nie zmienionych warunkw dowiadczenia. Z wolna
przywykay do obrzydliwie nagego haasu. Wreszcie adna z myszy ju nie
reagowaa, bez wzgldu na si, z jak eksperymentator pozwala motkowi wali
w metalow pytk.
W ten sposb profesor Ungar wytrenowa cae tuziny, a w kocu setki myszy.
Skoro tylko zwierzta przyzwyczaiy si do dwiku, umierca je. Nastpnie
wyjmowa ich mzgi i konserwowa metod gbokiego zamraania. Gdy uczony
zebra wreszcie dostateczn liczb mzgw myszy, przyzwyczajonych do
przeraliwego odgosu, rozmrozi owe mzgi, w ktrych zdaniem jego w
jakiej formie to przyzwyczajenie musiao tkwi, i zacz w nich poszukiwa RNA,
a wic okrelonego kwasu nukleinowego.
Kilka byo powodw, dla ktrych Ungar z tak starannoci usiowa wycign
moliwie duo RNA z rozmroonych mzgw swoich myszy. Ju w czasie
ostatniej wojny szwedzki biolog Holger Hyden zwrci uwag na analogi midzy
biologicznym zjawiskiem dziedziczenia a psychologiczn funkcj pamici. Szwed
argumentowa, e przez dziedziczenie przekazywane jest to, czego dany
gatunek nauczy si w toku swego rozwoju. Dziedziczenie tak dowodzi Hyden
nie jest zatem niczym innym jak "pamici gatunku".
W tym czasie zdawano sobie ju dokadnie spraw ze znaczenia, jakie naley
przypisywa dwom rodzajom kwasu nukleinowego DNA (kwasowi
dezoksyrybonukleinowemu) i RNA (kwasowi rybonukleino-wemu; DNA rni si
od RNA wycznie brakiem jednego jedynego atomu tlenu), jako materialnym
nosicielom podoa dziedzicznego. Std Hyden wpad na jak si zrazu zdawao
cakowicie awanturniczy pomys, e RNA mgby by take nosicielem
indywidualnej pamici, innymi sowy, e stanowi on moe substancj, z jakiej
skadaj si nasze wspomnienia.9

Jeeli ta fantastyczna czsteczka potrafi zmagazynowa plan budowy czowieka,


od koloru jego oczu poczwszy, a na jego osobistych uzdolnieniach i
predyspozycjach w caej ich swoistoci skoczywszy (bd, jako RNA, plan ten
przenie z jdra komrkowego do plazmy, a w niej do gotowych na jego
przyjcie rybosomw), czy nie moe ona rwnie rejestrowa i przechowywa
wspomnie caego ludzkiego ycia? Hyden zacz wic trenowa szczury.
Zwierzta, aby dosta si do swego pokarmu, musiay balansowa po silnie
napitym drucie. Jednoczenie inna grupa kontrolna otrzymywaa pokarm bez
przymusu zdawania takiego egzaminu. Badania przeprowadzone po
zakoczeniu dowiadczenia day wynik nastpujcy: trening zdawa si wyranie
zwiksza zawarto RNA w mzgach szczurw.
Nastpnym, ktry podj ten wtek i cign go dalej, by psycholog James
McConnell z Ann Arbor. McConnell obra wypawki jako obiekt dowiadczalny. Z
ogromn cierpliwoci potrafi nauczy owe prymitywne zwierzta, e bodziec
wietlny zapowiada lekkie uderzenia prdem elektrycznym. Gdy uruchamia oba
te bodce, jeden po drugim, w odstpach kilku sekund, a nastpnie ponawia je
co kilka minut, robaki po tygodniach pojy powizanie i wzdrygay si za kadym
razem, gdy wczano wiato, zanim jeszcze porazi je prd.
Gdy McConnell zabi wytrenowane w ten sposb robaki, poci na kawaki, a
nastpnie poda jako pokarm wypawkom nie wytrenowanym, uzyska
zdumiewajcy wynik: najwyraniej "niedowiadczone" osobniki w swoim
kanibalistycznym posiku przejmoway take nabyte przez trening dowiadczenia
skonsumowanych wspplemiecw. Uczyy si bowiem zadania o treci
"uderzenie elektryczne nastpuje po bysku wiata" w cigu uamka czasu
normalnie na to potrzebnego, a co wydaje si wrcz sensacyjne niektre z
nich umiay t lekcj od pierwszego dnia poczwszy.
Poniewa amerykaski psycholog zna ju badania Hydena, on rwnie
wyekstrahowa nastpnie RNA z cia wytrenowanych wypawkw i wycig ten
wstrzykiwa innym. Skutek by identyczny. Najwidoczniej wic take przez
zastrzyk bya przekazywana cz treci treningu martwych robakw. Czyby
wic RNA istotnie byo substancj, z ktrej skadaj si indywidualne
"wspomnienia"?
Ogaszane przez McConnella sprawozdania z wykonywanych w kocu lat
pidziesitych dowiadcze wzbudziy sensacj na caym wiecie. Jest rzecz
zrozumia, e pierwsze reakcje byy sceptyczne, wicej nawet, nieprzychylne.
Wszystko razem wydawao si nazbyt fantastyczne. Przez dugi czas tylko pisma
humorystyczne traktoway owe dowiadczenia "powanie". "Spoywajcie
waszych profesorw" brzmiao zalecenie, ktre w tym czasie mona byo
wyczyta w kadej prawie uniwersyteckiej gazetce. Ale z czasem po
pierwszych niepowodzeniach zaczy napywa stopniowo z innych
laboratoriw na caym wiecie wiadomoci potwierdzajce pierwsze wyniki.

Teraz spr zaczto toczy wok problemu, czy to, co si przenosio, byo moe
tylko udoskonaleniem cakowicie oglnej zdolnoci do uczenia si, czy te
rzeczywicie szczegln, zupenie konkretn treci pamici. Rozwizania tej
kwestii naleao poszukiwa u zwierzt wyszych, ktre mona by nauczy
odpowiednio skomplikowanych zada. Jednym z uczonych, ktrzy zaryzykowali
powicenie wielu lat na przygotowanie i przeprowadzenie serii dowiadcze
zmierzajcych do celu, jaki wydawa si tak bardzo nieprawdopodobny by
Georges Ungar z Houston.
Po raz pierwszy Ungar osign sukces, gdy w 1965 roku wstrzykn
"niedowiadczonym" myszom koncentrat RNA pochodzcy z mzgw myszy
wytrenowanych. Myszy, ktrym wstrzyknito wycig, okazay si niewraliwe na
przeraajcy dwik gongu, a przynajmniej lk ich by o tyle sabszy, e
przyzwyczajenie pojawiao si u nich niewspmiernie szybciej, niby to nastpio
w trybie normalnym. Zatem w tym wypadku zastrzyk przekaza przyzwyczajenie
do bodca, ktrego zwierzta dowiadczalne same nigdy nie przeyy.
Ale uczony z Houston nie zadowoli si jeszcze takim dowodem. W niczym nie
ujmujc wagi zagadnieniom przyzwyczajania, uczony chcia koniecznie
przenosi prawdziwe treci pamici. W tym celu wytrenowa on szczury tak, aby
wbrew wrodzonemu instynktowi swego gatunku omijay pomieszczenia ciemne i
przebyway wycznie w wietle. Nauka polegaa znowu na wymierzaniu lekkich
uderze prdu elektrycznego, gdy zwierzta zachowyway si niezgodnie z
zamiarami eksperymentatora.
Szczury siedziay pojedynczo w maych klatkach, z ktrych kada podzielona
bya na ciemne i jasno owietlone przedziay; w kadym przedziale znajdowa si
pojemnik z pokarmem. Normalny szczur w takiej sytuacji pobiera poywienie
wycznie w ciemnym karmniku, szczury bowiem s zwierztami aktywnymi w
nocy. Tymczasem Ungar zwierzta swoje szybko od tego odzwyczai,
wyposaajc klatki w bardzo proste urzdzenie automatyczne, ktre kademu
szczurowi prbujcemu posuy si pojemnikiem w ciemnym pomieszczeniu
wymierzao lekkie uderzenie elektryczne, idce od maego rusztowania w
pododze klatki. Poniewa szczur jest zwierzciem niezwykle inteligentnym,
osobniki dowiadczalne w bardzo krtkim czasie nauczyy si tego, czego si
nauczy miay. Od tej pory definitywnie unikay wszystkich ciemnych przedziaw
swoich klatek i przebyway wycznie w czciach jasnych, czego nigdy nie
robiby normalny szczur w naturalnych warunkach.
Znamy ju dalszy cig dowiadczenia. Z mzgw owych szczurw, ktre
nauczyy si, e w odrnieniu od pozostaego szczurzego wiata, w klatkach
profesora Ungara wstpowanie na ciemne obszary nie jest wskazane, zosta
znowu spreparowany wycig moliwie obfitujcy w RNA. Jeeli byo tak, jak
przypuszcza Ungar, e substancja, z jakiej utworzone s wspomnienia, ma jaki
zwizek z RNA, wwczas lk przed ciemnoci, ktrego wyuczyy si

wytrenowane szczury, powinien by teraz zawarty w RNA.


Gdy eksperymentator wstrzykn roztwr szczurom nie uczonym, hipoteza jego
potwierdzia si w sposb wprost niebyway: prawie wszystkie zwierzta, ktre
otrzymay dawk wycigu, zachowyway si tak, jak gdyby wiedziay, e w
ciemnych przedziaach czyhaj na nie elektryczne uderzenia prdu, pomimo e
nigdy adne z nich nie byo w owych dowiadczalnych klatkach. Tym samym po
raz pierwszy zostao udowodnione, e cakowicie swoiste wspomnienia mog
by przenoszone z jednego osobnika na drugiego.
Z jakiej wic substancji skadaj si te wspomnienia? Jeszcze dzisiaj daleko do
zakoczenia dyskusji nad tym zagadnieniem. Ungar po wieloletnich
skomplikowanych dowiadczeniach uzyska w roku 1971 z wycigu mzgw
tysicy szczurw, ktre wy-trenowa w lku przed ciemnoci oprcz wielkich
iloci RNA chemicznie czyst substancj, ktr nazwa skotofobin (co
oznacza w przyblieniu "wyzwalacz lku ciemnoci"). Nie jest to przy tym kwas
nukleinowy, lecz ciao biakowe. O tyle nas to nie powinno dziwi, e przecie w
jdrze komrkowym DNA przekazuje take swoje informacje w ten sposb, e
za porednictwem RNA kae powstawa biakom (enzymom), ktrych
szczeglna budowa jest potem ucielenieniem danej informacji.
Czy wic za kadym razem, kiedy co przeywamy, co postrzegamy albo gdy
podejmujemy jak myl, w mzgu naszym za pomoc RNA zostaje
wyksztacony jaki biakowy kamyk budulcowy, ktrego jedyna w swoim rodzaju
struktura stanowi jak gdyby "odbicie" danego przeywania, niezatarty lad
(engram), pozostawiony w naszym mzgu przez owo przeycie czy myl? Czy to
wanie jest podoem naszej pamici, magazynem, z ktrego jeszcze po wielu
latach pobieramy przebieg jakiego spotkania, dwik melodii czy wygld
twarzy, ktre sobie chcemy przypomnie? Wiele dzisiaj za tym przemawia.
Wedug ostatnich wiadomoci Ungarowi podobno udao si nawet wytworzy w
laboratorium substancj pamici, ow "skotofobin". (Take w tym przypadku
jest to jedna spord dowolnie wielu sekwencji aminokwasw, ktra w
czsteczce "oznacza" t jedn okrelon informacj.) Podobno szczury, ktrym
wstrzyknito sztuczn skotofobin, rwnie boj si ciemnoci i przejawiaj
zamiowanie do jasno owietlonych przedziaw swoich klatek. Byby to punkt
szczytowy caego cigu eksperymentw, jego skrajna, chocia nie skrajnie
logiczna, konsekwencja: moliwo istnienia syntetycznie wytworzonych
wspomnie.
Waciwie dlaczego nie? Skoro musielimy si ju pogodzi z tym, e nasze
przeywanie jest w rzeczywistoci skomplikowanym odwzorowaniem
elektrycznych stanw pobudzenia w naszych mzgach (z, czego wynikaaby
mono sztucznego wytwarzania takich przey przez doprowadzenie
impulsw elektrycznych), dlaczego mielibymy uwaa za wykluczone, aby
mona byo wspomnienia produkowa w trakcie procesw chemicznych? Myl o

praktycznych skutkach takiej procedury w dalszej przyszoci przyprawia o


zawrt gowy. Ale tego zastrzeenia naturalnie wysuwa nie mona.
Pomimo to bd si strzeg przed wspieraniem si w dalszej swojej argumentacji
na szczegach wynikw dowiadcze Ungara. Ten nowy i ciekawy nurt bada
biologii molekularnej nad pamici jest jeszcze zbyt mao rozwinity. Argument,
ktry w tym miejscu jest wany dla biegu naszej myli, mona zaczerpn ze
znacznie skromniejszego pogldu fragmentarycznego, wyprowadzonego z
rezultatw dowiadcze zarwno Ungara jak i innych badaczy, ktrzy w ostatnim
dziesicioleciu zaczli przeprowadza prby "przenoszenia pamici".
Przy caym sceptycyzmie wobec niektrych szczegw i pewnych interpretacji
jedno wydaje si obecnie ju pewne, a mianowicie, e kwasy nukleinowe, a
przede wszystkim RNA, "co maj wsplnego z pamici". Nie mona ju chyba
wtpi w to stosunkowo skromne rozpoznanie. A wystarcza ono do
argumentacji, o jak mi tutaj chodzi.
Gdy na fakt, e RNA "ma co wsplnego z pamici", a wia z indywidualn
zdolnoci do pamitania, spojrzymy z perspektywy filogenetycznej, dochodzimy
do pewnego wniosku o nadzwyczaj doniosym znaczeniu. Okazuje si bowiem,
e tak czsto i susznie podkrelana ekonomia przyrody objawia si ju w
trakcie budowy pierwszych mzgw. Gdy w owym czasie przed powiedzmy
wspaniaomylnie miliardem lat ewolucja przystpia do wytwarzania
pierwszych prymitywnych mzgw i gdy w dalszym cigu okazao si korzystne,
aby organizm zaopatrzony w t central rozdzielcz naby zdolnoci do zbierania
wasnych dowiadcze, wwczas ewolucja nie musiaa si trudzi rozwijaniem
tej zdolnoci od nowa.
Nie byo to wcale potrzebne. Nadarzaa si znacznie wygodniejsza moliwo
osignicia celu. Wystarczyo sign do pewnej zasady, ktra ju istniaa, do
pewnego wynalazku dokonanego przez ewolucj dobre dwa miliardy lat
wczeniej. Najwyraniej wykorzystaa ona po prostu metod, dziki ktrej od
samych pocztkw ycia z doskonaym skutkiem magazynowaa informacje, aby
mc je dalej przez pokolenia przekazywa jako podoe dziedziczne. "Pami"
gatunku i zdolno do "pamitania" u jednostki s to wydolnoci nie tylko
analogiczne. Dowiadczenia Ungara i jego kolegw odkryy, e polegaj one na
zasadniczo identycznym mechanizmie molekularnym. Jeeli w skotofobinie
profesora Ungara rzeczywicie w postaci lku ciemnoci zawarte s
dowiadczenia trenowanych przez niego szczurw, byby to szczeglnie
jaskrawy dowd na rzecz twierdzenia, e wspomnienia mog istnie take poza
indywidualnymi mzgami. W naszych rozwaaniach wcale nie potrzebujemy a
tak namacalnego dowodu. Wystarczy nam znajomo faktu, e dziedziczenie i
pami reprezentuj rne formy zastosowania tej samej zasady biologicznej.
Oznacza to bowiem, e pierwsze mzgi wcale nie musiay dopiero rozwija
psychicznego zjawiska pamici bd je w jaki tajemniczy sposb tworzy.

Zasada istniaa, w peni gotowa. Mzg musia tylko cao wcieli w siebie,
niczym prefabrykowany element budowlany. Podobnie jak prakomrki zrobiy to
z organellami.
A wic tutaj, na szczeblu kory pkul mzgowych, powtrzyo si ponownie to, co
dziao si raz po raz od pocztku dziejw: gotowe prefabrykowane elementy
poczyy si niczym mae kamyki budulcowe, tworzc dziki temu mozaik
kolejnego wyszego szczebla. Rewolucyjna nowo w odniesieniu do omawianej
tutaj funkcji nie polegaa wic na tym, jakoby umiejtno pamitania pojawia
si po raz pierwszy na Ziemi przez powstanie mzgw. Pami jest od
wszystkich mzgw starsza. Tak jak mwilimy ju przy okazji innych, gbiej
pooonych czci mzgu, osignicie kory pkul mzgowych sprowadza si
tylko do tego, aby t prastar funkcj uczyni przydatn dla jednostki.
Z tego punktu widzenia powstanie kory pkul mzgowych wydaje si konieczn
nieomal konsekwencj wynikajc z logiki dotychczasowego przebiegu. W
kadym razie w dziedzinie pamici kora pkul mzgowych okazuje si znowu
prawowitym potomkiem wodoru. Musz przyzna, e w odniesieniu do innych
funkcji psychicznych nie mona jeszcze tego pogldu rwnie wico uzasadni.
Natrafiamy tutaj znowu na jedn z tych luk naszej wiedzy, o ktrych ju tak
czsto bya mowa, ale nad ktrymi powtarzam to raz jeszcze mniej
powinnimy si zdumiewa anieli nad tym, e dostpna nam jest w ogle
orientacja w historii, ktr prbowaem zestawi w tej ksice. Niemniej poza
tym, co przytoczylimy, istniej rwnie inne wskazwki wspierajce pogld,
ktry uzasadnia cay do tej pory opisany rozwj, e rwnie szczebel
reprezentowany przez nasze pkule mzgowe stanowi wynik czenia si
podporzdkowanych jednostek.
Jeeli zostalimy ju przekonani, e nasza psychiczna zdolno pamitania jest
waciwie tylko zastosowaniem pewnej funkcji biologicznej, ktra istniaa dawno
przed powstaniem mzgw i wiadomoci, moe nam si zrazu zdawa, e
dotarlimy tym samym do ostatecznej granicy. A mianowicie do ostatecznej
granicy ustpstw, do jakich moemy si posun, jako jedyne yjce na Ziemi
istoty, ktrym w caej rozcigoci dostpny jest wymiar psychiczny. Moe bdzie
si nam zdawa, e ju wystarczajco przezwyciylimy nasz przesd
antropocentryczny, rozpierajc nas dum z tego, e jako "istoty duchowe"
rnimy si do wszelkich innych form ycia. Ale jest to tylko zudzenie.
Niewtpliwie czeka nas jeszcze w przyszoci kilka podobnych niespodzianek jak
ta, ktr sprawiy nam w ostatnich latach badania nad pamici.
Gdy wic nawet pod naporem argumentw bdziemy wreszcie gotowi uzna, e
zjawisko pamici nie jest ograniczone do tak zwanej sfery psychicznej, to na
pewno w pierwszej chwili stanowczo zaprzeczymy, jakoby to samo mogo
dotyczy moliwoci wymiany dowiadcze. Jasne, e nie tylko ludzie
wymieniaj midzy sob to, czego si nauczyli i dowiedzieli. Podobn

umiejtno wykazuje, chocia w znacznie mniejszym stopniu, rwnie wiele


zwierzt. Ale dotyczy to wycznie najwyej rozwinitych zwierzt, tych, ktre
maj mzgi o tak postpowych cechach budowy, e chtnie przyznajemy im
jakie, by moe skromniejsze, uczestnictwo w "wymiarze psychicznym".
Jednake prawdziwa wymiana dowiadcze, "wyuczonych lekcji", poza tym
wymiarem wydaje nam si niemoliwa, nawet wrcz niewyobraalna.
Tymczasem pewne genialne uzupenienie teorii ewolucji, opublikowane w 1970
roku przez amerykaskiego uczonego Normana G. Andersona, zdaje si
podwaa take i ten rzekomy rezerwat naszego ducha. Anderson jako pierwszy
sformuowa pewn koncepcj ju od kilku lat wiszc w powietrzu, e tak zwana
"wirusowa transdukcja" moga odegra decydujc rol w procesie ewolucji. Ten
skomplikowany termin okrela nastpujcy, rzeczywicie niezwyky, stan
faktyczny: wirusy, poniewa "waciwie" nie yj, do namnaania wykorzystuj
urzdzenia nalece do zaatakowanej przez siebie komrki. Na s. 179181
zajmowalimy si szczegowo dziwacznym yciorysem tych niesamowitych
istot. Stwierdzilimy wtedy, e wirus przeprogramowuje komrk przez wizanie
swojego materiau dziedzicznego z jej dziedzicznym materiaem, zmuszajc j
przez to do zuywania wasnej substancji przy budowie wielu nowych wirusw,
ktre po wyrojeniu si atakuj nowe komrki.
W roku 1958 amerykaski biolog Joshua Lederberg otrzyma nagrod Nobla za
odkrycie dokonane w 1952 roku, e przy owym zachowaniu si wirusw wcale
nie tak rzadko dochodzi do transdukcji materiau genetycznego z jednej komrki
do drugiej. "Transdukcja" oznacza dosownie tyle co "przenoszenie". Mona by
to w tym wypadku rwnie trafnie przetumaczy jako "zawleczenie". Chodzi
bowiem o to, e wirusy przez swj dziwaczny sposb rozmnaania raz po raz
zabieraj ze sob fragmenty DNA komrkowego, z jakim si wi, i wskutek
tego zawlekaj je "niechccy" do nastpnej zakaanej przez siebie komrki.
Biolodzy molekularni niebawem odkryli, e owe w taki sposb midzy komrkami
tu i wdzie przenoszone fragmenty DNA nieraz bywaj nawet dosy dugie.
Czasami dugo ich jest taka, e transdukcja wirusowa oznacza przeniesienie
trzech, czterech, a nawet piciu kompletnych genw (zawizkw dziedzicznych),
ktre zostaj zatem jak gdyby przeflancowane w caoci z jednej komrki do
drugiej. Ale dopiero Anderson w 1970 roku wpad na to, co taki mechanizm
oznacza dla ewolucji: mianowicie nieustann, dokonywan za porednictwem
wirusw, wymian genetycznych dowiadcze pomidzy wszystkimi istniejcymi
na Ziemi gatunkami. Kady postp genetyczny, kady wynalazek, dziki ewolucji
dokonany przez jakkolwiek z niezliczonych istot yjcych naszej planety, mg
prdzej czy pniej zosta odczytany przez kady inny gatunek.
Badaczom nagle jak gdyby spady uski z oczu. Dopiero teraz pojli prawdziwe
znaczenie identycznoci kodu genetycznego u wszystkich gatunkw. w
"midzynarodowy" charakter jzyka, w ktrym spisane s w DNA wszystkie

nabyte przez mutacje i selekcj funkcje oraz plan budowy, umoliwia wszystkim
organizmom uczestniczenie w tej wymianie dowiadcze, obejmujcej
najwyraniej cay wiat tego, co yje. A wic zawsze gdy jaka komrka
przetrzymuje atak wirusa (a komrki rozporzdzaj bardzo skutecznymi
mechanizmami obrony), uzyskuje ona szans skontrolowania ewentualnie
zawleczonych przez agresora genw pod wzgldem ich przydatnoci do
wasnych celw.
Jeeli wic ewolucja organizmw okrelonego gatunku moe w ten sposb
korzysta z genetycznego postpu i wynalazkw wszystkich innych istot
yjcych na tej Ziemi (prosz pomyle chociaby o uniwersalnej przydatnoci, a
wic wymienialnoci tysicy wymaganych do przemiany materii enzymw!),
wwczas odpada take zarzut, ktry dotd ewolucjonistw ze rodowiska
badaczy przyrody wprawia nieco w zakopotanie. Jakkolwiek okres trzech
miliardw lat, ktrymi rozporzdzaa ewolucja ycia ziemskiego, wydawa si
niewyobraalnie wielki, jest on jednak stosunkowo krtki na to, aby przypadkowy
mechanizm mutacji i selekcji pozwoli z jednokomrkowcw powsta istotom
wielokomrkowym, z organizmw morskich pazom i gadom i aby posun
rozwj jeszcze dalej, do wytworzenia rodu ludzkiego.
Argumenty przemawiajce za tym, e to mutacje i selekcja napdzaj ewolucj i
pozwalaj powsta z niszych form formom wyszym, s niezbite.
Niejednokrotnie omawialimy je w tej ksice. Dlatego te biolodzy ewolucjonici
nie ustpowali, gdy od czasu do czasu wyliczano im, jak krtki w rzeczywistoci
by ten okres na Ziemi. Ale bywali nieco speszeni wobec tego rodzaju zarzutw.
Wymiana genw za porednictwem wirusw usuna cay problem w sposb
absolutnie przekonywajcy. Jeeli kady wynalazek, kiedykolwiek dokonany
przez ewolucj, przedstawiany jest prdzej czy pniej innym istotom yjcym
do askawego wykorzystania, oznacza to, e postp ewolucyjny musia
dokonywa si wielokrotnie szybciej, anieli dotd wydawao si moliwe.
Gdy mylimy o wirusach, nie powinnimy jednostronnie bra pod uwag tylko
najbliszej fali grypy bd innych uciliwych skutkw zakaenia wirusowego.
Powinnimy natomiast pomyle o tym, e te mae twory w cigu swego
dugiego marszu poprzez wszystkie gatunki i rodzaje niczym wiejskie plotkary
(i z podobn do nich skutecznoci) przez miliardy lat niezmordowanie dbay o
to, aby adna genetyczna nowo nie pozostaa tajemnic ukryt przed
kimkolwiek, kto moe z ni potrafi co pocz. Wyglda prawie na to, e dzisiaj,
pi miliardw lat po powstaniu Ziemi, w ogle jeszcze mogoby nas nie by,
gdyby wirusy w cigu tego caego czasu nie byy utrzymyway w ruchu owej
genetycznej wymiany dowiadcze.
O tym, e rwnie i zdolno wyobrani nie jest bynajmniej ograniczona do
wymiaru psychicznego, jak si zwykle milczco zakada, bya ju mowa, kiedy
zajmowalimy si problemem, w jaki sposb krpak brzozowiec mg

doprowadzi do przybrania barw ochronnych, a indyjski motyl atlas do sztuczki


z budow atrap. Naturalnie, mona odci si od takiego punktu widzenia,
mwic po prostu, e sowo "wyobrania" okrela wycznie zjawisko
psychiczne. Byoby to jednak ograniczanie tego pojcia, ani potrzebne, ani
celowe.
Bezsporna jest analogia formalna, podobiestwo midzy dziaaniem mutacji i
selekcji z jednej strony a woln gr naszych pomysw, spord ktrych
dokonujemy krytycznego wyboru wobec koniecznoci ich spoytkowania w
wiecie realnym z drugiej. Analogia ta jest tak znaczna, e uzasadnione
wydaje mi si przypuszczenie, narzucone przez filogenetyczny pogld na
spraw, e i w tym wypadku w gr wchodz znowu tylko rne formy, w jakich
urzeczywistnio si to samo w gruncie rzeczy zjawisko na dwch rozmaitych
szczeblach rozwoju. Nie powinno nas zatem zdziwi, jeeli przyszli biochemicy
kiedy natrafi (na pewno w bardzo jeszcze odlegej przyszoci) jako na
cielesn podstaw naszej indywidualnej wyobrani w naszych mzgach na
pewne procesy, odpowiadajce tym od przypadku zalenym procesom, ktre
rozgrywaj si w czsteczce DNA, wwczas gdy nastpuje mutacja.
Nie miaoby to zreszt adnego wpywu na prawidowo naszych rozwaa.
Zasada biologiczna dla swego urzeczywistnienia moe znakomicie posugiwa
si bardzo rnorakim materiaem. Z drugiej strony psychologiczne skutki
takiego odkrycia, gdyby kiedy miao si uda, mogyby by nie pozbawione
pikanterii. Mona bowiem ju z gry przewidzie, e wielu takich, ktrym rola
przypadku w ewolucji cigle jeszcze jest sol w oku, w tym momencie
zrewidowaoby natychmiast bardzo skwapliwie swj pogld. Procesy mutacyjne
jako podstawa naszej wyobrani to oczywicie byoby dla nich zupenie co
innego. Tutaj nagle zasmakowaliby w zjawisku przypadku, ktry ich zawsze tak
razi na wszystkich innych poziomach ewolucji. Gdyby bowiem napotykali go we
wasnym mzgu, nie omieszkaliby powoywa si na jako na koronnego
wiadka swojego roszczenia do rozporzdzania woln wol.
W zwizku z tym, o czym teraz mwilimy, pozostaje nam jeszcze wspomnie o
zdolnoci do tworzenia abstrakcji, a wic o takiej sile duchowej, ktr susznie
uwaamy za szczeglnie wysoko rozwinite, swoicie ludzkie osignicie, a
zatem trudno dostpne dla rozumowania filogenetycznego, ktre tutaj prbuj
przeprowadzi. Ale i w tym przypadku mona odnale owe filogenetyczne
szczeble przygotowawcze, wyraz tej samej zasady na niszych poziomach
rozwoju. Nie jest to nawet trudne, z chwil gdy uwolnimy si znowu od
antropocentrycznego przesdu, e zjawiska duchowe, znane nam z naszych
wasnych przey, nie mog mie analogii czy te podstaw w historycznie nas
poprzedzajcych epokach rozwoju.
Tego, e take i w zwizku ze zdolnoci do abstrakcji w gr wchodzi wycznie
uprzedzenie, dowiadczyli midzy innymi etolodzy, powicajcy si

interesujcemu, ale i bardzo trudnemu zadaniu oddzielania u badanych zwierzt


wyszych wyuczonych sposobw zachowania od wrodzonych (instynktowych).
Fryburski biolog Bernhard Hassenstein pisa przed kilku laty o pewnej bardzo
typowej obserwacji, wanej dla naszego rozumowania, ktr ze wzgldu na jej
obrazowo pragnbym tutaj zacytowa dosownie.
Hassenstein pisze10: "Znany mi ornitolog ustawi w duym pokoju klatk dla
ptakw, ktrej drzwi byy stale otwarte, tak e mieszkacy jej mogli swobodnie
wlatywa i wylatywa; byy nimi dzierzby, a wic ptaki rodzime, nalece do
grupy piewajcych. ciany klatki wykonano z siatki o szerokich otworach. Ptaki
byy oswojone ze swym opiekunem i przyjmoway pokarm z jego rki,
szczeglnie ulubiony przysmak mczniki.
Sytuacja, w jakiej to, co wrodzone, i to, co wyuczone, walczyo ze sob o
przewodnictwo, bya nastpujca: ptak znajdowa si w klatce. Opiekun wzi
mcznika i pokaza go zwierzciu od zewntrz, przy cianie klatki pooonej po
przeciwnej stronie otwartych drzwiczek. Ptak natychmiast podlecia i prbowa
nieustannie a zawzicie dosta si przez siatk do mcznika naturalnie bez
powodzenia. Najwidoczniej nie pomyla w ogle o drodze okrnej w ty, przez
otwarte drzwi. Wydawao si, jakoby drogi tej w ogle nie zna. Ale niebawem
okazao si, e tak nie byo: opiekun z mcznikiem powoli oddala si od siatki i
od ptaka, tak e cel tego odsun si teraz nieco dalej. Gdy opiekun znalaz si
w pewnej okrelonej odlegoci, ptak nagle odwrci si z wyranym
rozeznaniem ukadu przestrzennego i docelowo wylecia do pokoju przez
drzwiczki po stronie przeciwnej, a stamtd eleganckim ukiem skierowa si
wprost na opiekuna, od ktrego otrzyma swego mcznika.
Opisan tutaj scen mona byo powtarza dowolnie czsto. Widok ulubionego
przysmaku w cakowitej bliskoci wyzwala pd do bezporedniego zdobycia
pokarmu, a wic do zachowania instynktowego, w stopniu tak intensywnym, e
ptak nie potrafi si ode uwolni, aby osign cel na znanej mu drodze
okrnej; gdy bodziec sab, jednake nie ustawa zupenie, dowiadczenie, czyli
znajomo drogi okrnej, mogo przebi si swoim wpywem na zachowanie."
Tyle jeli chodzi o Hassensteina.
Natrafiamy wic ponownie na tendencj do dystansowania si, do oderwania si
od rodowiska, o ktrej ju niejednokrotnie bya mowa. W tak obrazowo
opisanym zachowaniu ptaka objawia si tendencja podobna do tej, ktr
napotykalimy ju czsto w zupenie innej formie na starszych, niszych
szczeblach rozwoju: przy powstawaniu bony komrkowej, ktra nadaa
zamknitemu przez siebie agregatowi przemiany materii pewn samodzielno
wobec rodowiska czy te przy wynalezieniu ciepokrwistoci, ktre
wyswobodzio jednostk spod jarzma okresowych waha temperatury otoczenia
(aby przypomnie dwa tylko przykady).
Gdy obserwacj Hassensteina ustawimy w tym kontekcie, nietrudno nam

bdzie rozpozna zdolno ptaka do wyzwolenia si w pewnych okrelonych


okolicznociach od konkretnej fascynacji aktualnym bodcem jako wstpny
stopie do sprawnoci, ktra zaprowadzi kiedy daleko ponad ten cigle jeszcze
stosunkowo skromny stopie oswobodzenia si od rodowiska: jako zdolno do
abstrakcji.
Przecie w gruncie rzeczy nawet osignicie najwikszego geniusza myli
ludzkiej polega wycznie na tym, e udaje mu si uzyska wobec rodowiska
taki dystans, ktrego do tej pory nie osign aden z jego poprzednikw czy
wspczesnych: oderwanie si od wizji, od konkretnego, danego stanu
faktycznego. To wanie umoliwia mu poznanie wsplnych, jednakowych
elementw poza rnorakimi objawami otoczenia, poznanie wicego
nadrzdnego prawida poza fasad tego, co widoczne.
Jak wiadomo, Newtona przedstawia si czsto z jabkiem w rku, czynic aluzj
do anegdoty, zgodnie z ktr widok jabka spadajcego z drzewa pozwoli mu
ujrze, e ta sama sia, ktra wywoaa upadek jabka, powoduje obieg planet
wokoo Soca, a mianowicie sia cikoci. Bez wzgldu na to, czy epizod ten
taki mia przebieg, czy inny, anegdota trafia w sedno dziea Newtona z podziwu
godn precyzj. Genialno osignicia polega wanie na tym, e wielki
angielski uczony potrafi oderwa si od konkretnego wiata widzialnego i ujrze
prawido ukryte za tak zewntrznie rnymi objawami.
Z jednej strony jabko, ktre spada w sadzie na traw. Z drugiej strony ruchy
gwiazd, ktre na nocnym niebie zakrelaj swoje wielkie krgi wok Soca.
Jaka jest sia tej abstrakcji, jakie wyzwolenie si od konkretnie zastanego
obszaru rzeczy widzialnych! Na osignitym obecnie szczeblu jednostka
doprowadzia swoj zdolno odgraniczania si od rodowiska do takiego
stopnia, e umoliwia to jej wyswobodzenie si z niewoli dostpnych zmysom
przejaww rodowiska, ktra do tej pory wydawaa si nieunikniona. Odtd wiat
nie jest ju akceptowany biernie, tak jak widzi go naiwne postrzeganie, odtd
stawia si pytania o podstaw, na ktrej spoczywa.
W tym momencie rozwoju, w ktrym wyzwolenie si od rodowiska osigno w
kocu stopie wyznaczony przez zdolno do abstrakcyjnego mylenia, rodzi si
nowe zjawisko. Jest nim wiadomo, zdolno do samozastanowienia,
bezsprzecznie nowa moliwo wejrzenia w siebie i pojmowania siebie jako "ja".
Nie wiemy, czym jest wiadomo, brakuje nam oczywicie kolejnego wyszego
poziomu, z ktrego moglibymy spoglda na to zjawisko, aby je poj.
Jednake to, czego o powizaniach wystpujcych pomidzy rozmaitymi
szczeblami rozwoju nauczylimy si na niej pooonych poziomach, moe
omieli nas do ostronego sformuowania myli, e wiadomo jest wynikiem
poczenia pamici, zdolnoci do uczenia si, zdolnoci do wymiany
dowiadcze, wyobrani i umiejtnoci abstrakcyjnego mylenia, ktre w
poprzedzajcych je fazach rozwojowych powstay zrazu w oderwaniu od siebie.

Zupenie na pewno wiadomo jest czym nowym. Podobnie jak woda jest
wielk nowoci, gdy si j rozpatruje z poziomu odrbnych atomw. A pomimo
to oba zjawiska s rwnie bezspornie rezultatem kombinacji "starego". W
przypadku wody byy to dwa pierwiastki gazowe. W przypadku wiadomoci s
to poszczeglne funkcje przez nas wyliczone, a take zapewne jeszcze bardzo
liczne inne, ktre dotd nie ujawniy nam si tak wyranie; wszystkie one na
obecnie osignitym szczeblu rozwoju po raz pierwszy w poszczeglnych
organizmach podlegaj czeniu ze sob przez mzgi.
W przeywaniu jednostek wyposaonych w t wiadomo pochodzce od
rodowiska bodce zmysowe przemieniaj si w cechy istniejcych obiektywnie
przedmiotw. Tam gdzie pie mzgu potrafi tylko sygnalizowa wypywajce ze
rodowiska bodce, oznaczajce przynt bd zagroenie, i bezporednio
wyzwala odpowiadajce tym znaczeniom reakcje, tam zdolne do abstrakcji
pkule mzgowe rejestruj jakociowe waciwoci realnych rzeczy w wiecie
obiektywnie istniejcym.
Owo umoliwione dopiero przez pkule mzgowe przeywanie rzeczy w stanie
niezmiennego trwania (zamiast bodcw rodowiska, ktrych znaczenie zmienia
si w szerokim zasigu, w zalenoci od biologicznej konstytucji podmiotu)
stanowi podstaw nadawania przedmiotom ich nazw. To za jest pocztkiem
mowy. Stao przedmiotw pozwala nam wynajdywa okrelenia i stosowa je
do nich, cho z nimi samymi nazwy te nie s identyczne. W taki sposb powstaj
symbole jzykowe, stwarzajce rewolucyjn moliwo manipulowania sowami,
bez tego albo zanim aby realne, okrelane tymi nazwami przedmioty same
musiay by uruchamiane.
I to jest rwnie niewtpliwie co nowego. Ale w tym miejscu powinnimy
pamita o tym, e ewolucja nadzwyczaj skutecznie stosuje t sam zasad ju
od wielu miliardw lat na poziomie pooonym grubo poniej wiadomoci: szyfr
trjkowy DNA, w ktrego kolejnoci zmagazynowane s w jdrach naszych
komrek wszystkie nasze cechy i predyspozycje, tworzy litery pisma, ktre nie
jest identyczne z tym, co oznacza, a wic nie jest identyczne z nami samymi.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


21. NA DRODZE DO WIADOMOCI GALAKTYCZNEJ
Jaki bdzie cig dalszy? Byoby sprzeczne ze zdrowym rozsdkiem, gdybymy
w tym punkcie rozwoju, w ktrym jestemy, nie postawili ponownie tego pytania.
Gdybymy je stumili tylko dlatego, e w naszej opowieci dotarlimy do nas
samych, to jest do teraniejszoci. Wskazywalimy wszak ju uprzednio na
cakowicie wzgldny charakter tej teraniejszoci. Jest ona przecie jeeli
spojrzymy na ni na tle cznego rozwoju jakim fragmentem caoci, dowolnie
dobranym tylko przez przypadek naszej wasnej egzystencji.
Naturalnie, e mona by t faz rozwoju, do jakiej naleymy, nazwa epok
zupenie szczegln, skoro po okresie ewolucji przebiegajcej od trzynastu
miliardw lat poza wiadomoci czowiek jest pierwsz istot yjc, ktra jako
samodzielny podmiot wykazuje zdolno do obiektywnego postrzegania i
rozpoznawania wiata wyonionego przez te przepotne dzieje. A jest to
osignicie niewielu ostatnich tysicleci.
Mona by nawet przypisa szczeglne znaczenie naszemu pokoleniu, poniewa
obecnie yjcy s pierwszymi ludmi, ktrzy dostrzegli histori zrekonstruowan
w tej ksice i ktrzy zaczynaj rozumie, e stanowi ona przeszo, z jakiej si
wywodzimy. Jest to rzeczywicie pewien punkt zwrotny, ktrego znaczenia nie
wolna nie docenia. Ale kt moe stwierdzi, e nie dotyczyo to w rwnej
mierze dawniejszych zwrotnych punktw w nurcie rozwoju? Na przykad
wynalezienia ciepokrwistoci czy te wyjcia z wody na ld? Lub pierwszej
kolonii komrek, ktrej czonkowie osignli specjalizacj i podzia pracy, lub
wreszcie pierwszej bony lipidowej, ktra obja agregat DNA-biako, przez co
stworzya zacztek wszelkich komrek?
Gdybymy przerwali opis rozwoju na chwili teraniejszej, byby to znowu nawrt
do starego przesdu, sugerujcego, e my wspczeni jestemy met i celem
wszelkiego dziaania i e minione 13 miliardw lat nie suyo niczemu innemu,
jak tylko stworzeniu nas i naszej teraniejszoci. Tymczasem rozwj poprzez
nas bdzie si cign dalej. A w tym dalszym swoim przebiegu bdzie
urzeczywistnia takie moliwoci, ktre wyprzedz to, co reprezentujemy i co
potrafimy rozpozna, w tym stopniu jak my wyprzedzilimy wiat
neandertalczyka.
Moe nie rozegra si to wcale na Ziemi. Naturalnie nigdy nie dowiemy si, jak
bdzie si ksztatowa to, co w mowie potocznej okrelamy mianem historii, przy
czym na myli mamy oczywicie to, co ludzie zdziaaj i spowoduj w cigu
najbliszych setek, najwyej tysicy lat. Nie ma adnych naukowych przesanek,
ktre pomogyby nam przewidzie, co ludzie zrobi w przyszoci, jak si rozwin
ludzkie spoeczestwa i jakie idee bd wpywa na decyzje przyszych pokole.
Nie moemy wic rwnie wiedzie, czy ludzko bdzie istniaa dostatecznie

dugo, aby uczestniczy w tej przyszoci, o jakiej tutaj mwimy.


Prognozy krtkoterminowe "krtkoterminowe" w sensie filogenetycznych
przebiegw nie s wic moliwe. Ale przecie nawet ju wobec tej skali czasu,
w jakiej rozpatrywalimy miniony tok wydarze, wszystko, co zwyklimy nazywa
histori, kurczy si i tak do znikomych, nierozpoznawanych rozmiarw. W
ksice naszej musielimy si zadowoli tylko bardzo oglnym zarysem
rekonstrukcji przeszoci, a wic zdarze, ktre od pocztku wiata, od czasu
owego prawybuchu, doprowadziy do naszej teraniejszoci. Najmniejsze
przedziay czasowe, z jakimi mielimy do czynienia, byy odmierzane w okresach
tuzinw jeli nie setek milionw lat.
Jeeli si teraz take ograniczymy do operowania miar o takiej skali potrafimy
doj do pewnych wnioskw w dziedzinie dalszego przebiegu ewolucji i
powiedzie co sensownego o przyszoci, do jakiej zmierza. Nie potrzebuj
chyba zaznacza, e nasze rozwaania od tej chwili stan si z koniecznoci
bardziej spekulatywne od tych, ktre snulimy do tej pory. Jest zupenie jasne,
e o najdawniejszych nawet dziejach mona mwi ze znacznie wiksz doz
pewnoci anieli o przyszych. Istniej jednak pewne punkty zaczepienia, na
ktrych moemy si oprze i ktre usprawiedliwiaj nasze starania w tej mierze.
Narzdziem naszym s tendencje i prawida poznane w zwizku z
dotychczasowym przebiegiem ewolucji. Zastosowanie ich umoliwia nam
przeduenie drogi rozwoju ku przyszoci.
Najbliszym etapem, ktry w zwizku z nasz prb moemy przewidzie, jest
przejcie od dotychczasowej kultury planetarnej do kultury midzyplanetarnej, a
na dalsz met galaktycznej, obejmujcej coraz szersze obszary caej Drogi
Mlecznej. Na ostatnich stronach tej ksiki chc uzasadni, dlaczego jestem
przekonany, e hipoteza ta jest czym wicej anieli nie wic spekulacj
mylow. Jednoczenie si pojedynczych kultur planetarnych w coraz wiksze
komunikujce si ze sob zwizki jest zupenie wyranie logiczn, wrcz
konieczn kontynuacj tego wszystkiego, co si dziao w minionych trzynastu
miliardach lat.
Stwierdzilimy, e wystpuj dwie tendencje, znamionujce charakter caego
dotychczasowego rozwoju, Jedn z nich byo czenie si pierwiastkw
(najmniejszych jednostek funkcjonalnych), przynalenych do poprzedzajcego
szczebla rozwoju, co pozwalao na powstawanie pierwiastkw chronologicznie
najbliszego szczebla wyszego. Drug tendencj byo denie owych
pierwiastkw, ktrych struktura w miar upywu historii stawaa si coraz bardziej
zoona, do rosncego odgraniczania si, do coraz bardziej radykalnego
dystansowania si od istniejcego i zastanego rodowiska, od ktrego, zda si,
uciec nie mona.
Gdy zaczniemy poszukiwa w naszej teraniejszoci ladw owych dwch
tendencji, snujcych si przez cao dziejw niby nieprzerwana ni, prdzej czy

pniej niechybnie natrafimy na zjawisko lotw kosmicznych. Im wicej


bdziemy si zastanawia, tym silniej narzuca si nam przypuszczenie, e tylko
na tym tle mona wyjani ow tak rozumowo niewytumaczaln gotowo
posuwania si a do ostatecznych granic gospodarczego i politycznego
rozsdku, po to aby opuci Ziemi i dotrze do innych obcych cia niebieskich.
Znane s potoczne argumenty, ktrymi zwolennicy lotw kosmicznych usiuj
usprawiedliwi icie astronomiczne nakady na ten cel. Powtarza si je i
przeuwa a do obrzydzenia.
A przecie dawno ju nikt nie wierzy w militarne znaczenie zdobycia Ksiyca
czy te innych planet. Dalsza rozbudowa rakiet strategicznych postpowaaby na
pewno w tempie jeszcze o wiele groniejszym, gdyby na ten poaowania godny
cel powicano take jeszcze rodki pochaniane przez loty kosmiczne. Nikt do
tej pory o ile mi wiadomo nie potrafi uzasadni, dlaczego o tyle bardziej
skutecznie wzrasta presti polityczny jakiego narodu przez osignicia w
dziedzinie kosmonautyki anieli przez postpowe rozwizanie na przykad
problemw szkolnictwa i zdrowia czy te inne przedsiwzicia w tym rodzaju.
Im duej si nad tym zastanawiamy, tym blisza staje si myl, e w owym
dziwnym naporze na Kosmos wyraa si tendencja, z ktr w najrniejszych
formach spotykalimy si w dawniejszych fazach rozwojowych: tendencja do
odgraniczania si od otoczenia, oderwania i dystansowania si od istniejcego
rodowiska. Jestem gboko przekonany, e zarwno oczywista niemono
zahamowania wszelkiego rodzaju lotw kosmicznych, jak i dziwnie sprzeczna z
tym trudno racjonalnego ich uzasadnienia pochodz std, e przez nie ujawnia
si, tym razem w nowym przebraniu technicznym, ten sam pd, z ktrym
zetknlimy si ju na paszczynie biologicznej, gdy mwilimy o wyjciu z
wody na ld.
Owa analogia, owo pokrewiestwo obu zjawisk potwierdza si rwnie, gdy
spojrzymy wstecz z perspektywy teraniejszoci, i w takim odwrceniu staje si
tym bardziej przekonywajce: oddzielone od siebie okresem 500 milionw lat i
tyloma szczeblami rozwoju su zawsze przebiciu si tej samej tendencji za
pomoc rodkw bdcych do dyspozycji w danej sytuacji. W obu przypadkach
wystpuje oderwanie si od jedynego do tej pory wyobraalnego rodowiska. W
obu przypadkach zostaj zastosowane metody, ktre gdy sobie przypomnimy
s zdumiewajco do siebie podobne. W obu przypadkach wreszcie niebywae
nakady caego przedsiwzicia s na rozum biorc cakowicie
nieproporcjonalne do celu, w kadym razie do celu uchwytnego w chwili
rozpoczcia si caej przygody.
Pamitamy, e to z pocztku tak pozornie bezsensowne oderwanie si ycia od
wd doprowadzio w sposb zupenie nieoczekiwany do wynalezienia
ciepokrwistoci, a w dalszym cigu do otwarcia nowej rzeczywistoci
historycznych i kulturowych powiza. Kt odway si w tych warunkach uzna

plany astronautyki za pozbawione sensu tylko dlatego, e istotnie nie daj si


rozumowo uzasadni w granicach znanych nam obecnie horyzontw? Kt
moe z gry przewidzie, jakie nowe rzeczywistoci odsoni si temu, komu
uda si oderwa od Ziemi? A pomimo to ju dzisiaj wiemy, e loty kosmiczne
prowadz jedynie do lepego zauka, e nie wskazuj drogi do dalszej ewolucji.
Jeeli kogo takie stwierdzenie zdziwi po tym wszystkim, co rozwaalimy
uprzednio, niechaj wemie pod uwag, e w ksice tej mwilimy dotychczas
wycznie o udanych prbach ewolucji. ledzilimy zawsze tylko losy tych, ktrzy
przetrwali, poniewa tylko oni tworz nieprzerwany acuch wydarze
skadajcych si na histori. Tymczasem nie ma adnej wtpliwoci, e istniaa o
wiele wiksza liczba dzie chybionych, takich prb ewolucji, ktre trafiay w lep
uliczk, bez adnych szans na kontynuacj Nie moe zreszt by inaczej, jeli
si uwzgldni, e zanim pojawia si krytycznie selekcjonujca wiadomo,
postpowi suy mogy wycznie z przypadku zrodzone nowoci, a te z kolei
zapewnia mogy szans kontynuacji jedynie dziki swej wielkiej liczbie. Tylko
wwczas bowiem powstawao prawdopodobiestwo, e co najmniej kilka
spord nich stanie si kluczem do przyszoci. W uwzgldnionych przez nas
najmniejszych przedziaach czasowych wielu milionw lat wystpoway wic
nieustannie potne wahnicia, pozornie chaotyczne pomieszania
najrnorodniejszych, czciowo nawet sprzecznych ze sob zacztkw.
Dopiero pniej mona byo rozpozna, ktre z nich toroway drog ku
przyszoci. Jednake tamte, przez ewolucj zaniechane czy te porzucone
zacztki utrzymyway si nieraz bardzo dugo. W wielu wypadkach fakt, e jaka
odnoga znajdzie si pewnego dnia w lepym zauku, byby nie do stwierdzenia
przez wiele milionw lat. Przykadw na to dostarcza ogromna mnogo
gatunkw zwierzt i rolin, ktre w dawnych epokach przez dugie okresy
ksztatoway obraz Ziemi, a ktrych potomstwa dzisiaj nie spotykamy.
Ale istniej rwnie gatunki, ktre pomimo e niewtpliwie dotyczy ich take
zjawisko "lepego zauka", odnosz znaczne sukcesy i zdaj si osiga
praktycznie nieograniczon dugowieczno. Najwyrazistszym przykadem tego
s owady. Swj nawet liczony wedug miernikw geologicznych niezwykle
powany wiek 400 milionw lat zawdziczaj przede wszystkim
nieprawdopodobnej obfitoci gatunkw oraz przejawiajcej si w tym mnstwie
wariantw zdolnoci przystosowania do najdziwniejszych nawet warunkw
rodowiska. Sukcesu ich przetrwania dowodzi imponujca wrcz relacja, a
mianowicie: osiemdziesit procent wszystkich wystpujcych na Ziemi gatunkw
organizmw stanowi owady. Z kadych piciorga zwierzt tylko jedno nie jest
owadem!
Pomimo to przedstawiciele gromady szczyccej si takimi osigniciami
znajduj si w sytuacji bez wyjcia. Bd w ich dziejach pojawi si bardzo
wczenie i nigdy ju potem nie mg by naprawiony. A polega on na tym, e
przodkowie owadw, w czasie gdy potrzebowali podparcia dla swego ciaa

skadajcego si z coraz wikszej liczby komrek, "zdecydowali si" na szkielet


zewntrzny. Ujawniona dopiero w toku dalszej historii i brzemienna w skutki
wada tej konstrukcyjnej zasady (samej w sobie tak przekonywajcej, bo
stwarzajcej dodatkow ochron) na tym polega, e ju bardzo wczenie kadzie
tam wzrostowi.
Dlatego wycig wygray gatunki, ktre rozwizay ten sam problem przez
rozwinicie szkieletu wewntrznego. Dopiero bowiem przy przekroczeniu pewnej
minimalnej wielkoci jednostka rozporzdza dostateczn liczb poszczeglnych
komrek pozwalajcych jej w peni wyczerpa wszelkie szans
wielokomrkowoci. Dotyczy to przede wszystkim dalszego rozwoju centralnego
ukadu nerwowego. Owady, pomimo powanego wieku, gwnie dlatego
pozostay "gupie", e w jamach tworzonych przez ich chitynowy pancerz po
prostu za mao byo miejsca dla takiej liczby komrek nerwowych, ktra jest
niezbdna do wytworzenia dostatecznie skomplikowanej konstrukcji mzgu.
Dlaczego zajmujemy si w tym miejscu w ogle filogenetycznymi problemami
owadw? Przyczyn jest kilka. Jedyna bowiem w swoim rodzaju zdolno
przystosowania tych istot ywych doprowadzia w opisanej sytuacji lepego
zauka do bardzo ciekawego zjawiska: do tego, e pewne okrelone,
niejednokrotnie przez nas omawiane tendencje rozwojowe pojawiaj si u nich w
bardzo osobliwej formie. Wydaje si, e ewolucja prbowaa tym tendencjom,
ktrym w danym przypadku zamyka prost drog nieodwoalne ograniczenie
rozmiarw poszczeglnych jednostek, mimo wszystko dopomc w przebiciu si
innymi drogami.
Na myli mam zjawisko spoeczestw owadw. Te przeniknite cis
organizacj zwizki stu tysicy bd (u niektrych gatunkw termitw) miliona
pojedynczych zwierzt przy bliszym poznaniu zdaj si jak gdyby powtrzeniem
przejcia od jednokomrkowca do wielokomrkowca. Spoeczestwo mrwek
pod wielu wzgldami bardziej przypomina zamknity w sobie organizm anieli
koloni poszczeglnych jednostek.
Podobnie jak komrka wielokomrkowego osobnika, pojedyncza mrwka nie jest
ju zdolna do ycia poza zwizkiem swego "pastwa". Midzy poszczeglnymi
czonkami tworzcymi nadorganizm spoeczestwa mrwek (termitw, pszcz)
nastpia daleko posunita specjalizacja w podziale pracy: rozmnaanie, zapadnianie, ywienie, a w niektrych przypadkach take obrona zostaj powierzone
odpowiednio wyspecjalizowanym osobnikom, ktre w surowej hierarchii caoci
odgrywaj raczej rol cile wbudowanych elementw funkcjonalnych ni
samodzielnych jednostek, Gdy uwzgldnimy wszystkie te osobliwoci, nasuwa
nam si myl, jakoby w stosunku do tej gromady zwierzt przyroda dya do
wyrwnania nie dajcej si ju naprawi wady ograniczenia wielkoci
poszczeglnych jednostek przez powtrzenie tego kroku, ktry doprowadzi od
pojedynczej komrki do osobnika, Jak gdyby sama usiowaa zuy

poszczeglne jednostki, ktrym drobne rozmiary nie pozwalay na dalszy rozwj


wewntrznej struktury, jako materia do budowy organizmu nadrzdnego, nie
podlegajcego temu ograniczeniu blokujcemu rozwj.
Z porwnania yjcych obecnie gatunkw wynika, e i ta prba zostaa
zahamowana na bardzo wczesnym etapie ewolucji. Niemniej trudno uwaa za
przypadek, e owe utworzone przez spoeczestwa owadw "nadorganizmy"
osigaj wyniki najwysze spord tych, jakie napotykamy w tej gromadzie:
wysoko rozwinit opiek nad potomstwem, wyrobione poczucie czasu,
umiejtno komunikowania si, ktra kae nawet uczonym mwi na przykad o
"jzyku pszcz", oraz co charakterystyczne zdolno do utrzymywania w
swoich budowlach zadziwiajco dokadnie staej temperatury za pomoc czynnej
regulacji.1
Nawet wic w tym przypadku przebia si tendencja do "jednoczenia na
wyszym poziomie" i nawet tutaj rezultatem byo powstanie wyszych funkcji, do
czynnej kontroli temperatury wcznie. Przykad ten dlatego taki jest dla nas
wany, e wspiera bardzo silnie nasz pogld na charakter wymienionych
tendencji rzdzcych rozwojem. Potwierdzenie to jest tym bardziej
przekonywajce, e tendencje te objawiaj si tutaj nawet w odniesieniu do
cakowicie bezwartociowego, a co najmniej nieodpowiedniego obiektu.
Ponadto przykad wykazuje nam, e zjawisko, ktre w wietle dotychczasowej
historii wydaje si oczywiste i konsekwentne, wcale nie musi wyznacza drogi,
jak rozwj bdzie kroczy w przyszo. Poniewa do tej pory zajmowalimy si
w tej ksice przypadkami, w ktrych tak byo, dygresja nasza o
spoeczestwach owadw bya w tym miejscu potrzebna. A e nie jest to zasada
oglnie obowizujca, ilustruje wanie nadorganizm spoeczestwa owadw,
gdzie stwierdzamy wprawdzie istnienie zacztkw pewnych postpowych
tendencji rozwojowych, lecz ktrych dalszy rozwj pomimo to co najmniej od 100
milionw lat uleg stagnacji, uwiz w lepej uliczce.
Wobec tego wic a tym samym podejmujemy obecnie znowu nasz waciwy
wtek wobec tego nie stanowi adnej sprzecznoci, jeeli stwierdzamy, e loty
kosmiczne, prba opuszczenia Ziemi w poszukiwaniu nowych wiatw, s
wprawdzie logiczn i nieuchronn kontynuacj rozwoju, a jednak mog
zakoczy si tylko w lepej uliczce. W wietle wszystkiego, co rozwaalimy w
tej ksice, wszystkich podstawowych kierunkw i tendencji, jakie wyuskalimy
obecne denie czowieka do "dystansowania si" od Ziemi przez loty
kosmiczne jest nieuniknionym, logicznym i prawidowym trendem rozwojowym.
Jestem przekonany, e w inaczej niezrozumiay upr, z jakim nasze
technokratyczne spoeczestwo wgryzo si w to przedsiwzicie, ktrego sens i
korzy tak trudno racjonalnie uzasadni, nie jest niczym innym jak tylko
wyrazem tej tendencji rozwojowej i e wszyscy jeszcze ulegamy jej
ponadindywidualnemu wpywowi. Jake mogoby by inaczej? Jake mzg

nasz mgby by posuszny reguom i prawom innym ni te, ktrym


zawdziczamy swoje wasne istnienie?
Aczkolwiek tendencja, ktra nas pcha do tego, aby opuci Ziemi, sama w
sobie jest logiczna, to astronautyka nie jest waciwym rodkiem do podjcia tej
prby. Wszystko, co nam obecnie wiadomo o rozwoju, ktry od pocztkw
istnienia Ziemi przywid nas do chwili obecnej, uprawnia do pogldu, e
przyszy rozwj ludzkoci o ile jeszcze wwczas bdzie istniaa doprowadzi
do przebicia planetarnego horyzontu, w ktrym do tej pory bya nieuchronnie
uwiziona. I chocia moe to w pierwszej chwili brzmie paradoksalnie,
astronautyka z pewnoci nigdy tej moliwoci nie stworzy.
Wszechwiat jest zbyt ogromny na to, aby mg przez kogokolwiek, nawet w
najdalszej przyszoci, zosta "zdobyty". Jego gwiazdy i ukady planetarne s
zbyt od siebie oddalone na to, aby kiedykolwiek mogo doj do fizycznego
kontaktu midzy powstaymi na ich powierzchni cywilizacjami (moe oprcz
pojedynczych wyjtkowych przypadkw w najbliszym ssiedztwie).
Mona to bardzo prosto udowodni. Ogranicz si do dwch tylko argumentw.
Pierwszy pochodzi od Edwarda Verhulsdonka i jest przez swoj obrazowo
szczeglnie przekonywajcy.2 Verhulsdonk powiada nam, e przekucie szpilk
fotografii mgawicy Andromedy (ssiadujcej z nami galaktyki odlegej o 2
miliony lat wietlnych) wywiercioby otwr, ktrego nigdy aden zaogowy statek
kosmiczny nie mgby przeby w poprzek.
Stwierdzenie to dopomaga nieco naszej wyobrani, ktra nas tak szybko
zawodzi wobec odlegoci kosmicznych; podmy teraz pod to kilka liczb, a
otrzymamy obraz nastpujcy: najwiksza rednica pokazanej na fotografii
mgawicy spiralnej wynosi mniej wicej 150 000 lat wietlnych. Odpowiada temu
na fotografii odcinek dugoci 15 centymetrw. Skoro szpilka nasza w tym
obrazie przebia otwr wielkoci l milimetra, to w rzeczywistoci otwr ten miaby
rednic liczc okoo 1000 lat wietlnych.
Jeeli nawet cakowicie nierealnie zaoymy, e dysponujemy pojazdem
kosmicznym, ktry od chwili startu porusza si z prdkoci wiata, to znaczy,
ktry w ogle nie musi najpierw przypiesza, a potem hamowa i tak nigdy za
ycia nie osignlibymy przeciwlegej krawdzi otworu, cho na fotografii
wydaje si tak maleki. Poza tym, niezalenie od zaoonych przez nas zupenie
utopijnych moliwoci technicznych, musielibymy doy co najmniej stu lat, aby
takim pojazdem kosmicznym pokona na fotografii przestrze tylko jednej
dziesitej milimetra. Powiedzielimy, e rozwaajc widoki na przyszo
bdziemy si posugiwa skal czasu, ktrej uywalimy w rozumowaniu o
przeszoci. Musimy wic przy operowaniu naszym argumentem bra rwnie
pod uwag niewyobraalne wrcz moliwoci postpu techniki astronautycznej
w cigu kilku przyszych tysicy wiekw albo w jeszcze dalszej przyszoci.
Czsto przytaczane w zwizku z tym problemem "zamraanie astronautw" i tym

podobne metody nie posun nas ani o krok naprzd, skoro i tak zaoylimy
sobie ju prdko wiata.
A jaka byaby sytuacja, gdyby statki kosmiczne przewoziy nas z prdkoci
ponadwietln? Albo te co by si stao, gdyby fizyka przyszoci stworzya
moliwo opuszczenia naszej trjwymiarowej przestrzeni i przerzucenia
przedmiotw lub ludzi jednym skokiem, w jednej chwili, przez "nadprzestrze" do
najdalszych punktw tego Wszechwiata? Czy moemy cakowicie wykluczy
takie lub podobne moliwoci opisywane przez autorw powieci utopijnych, gdy
myl o milion lat wybiegamy w przyszo?
Tymczasem wcale nie musimy sobie ama gowy nad tym, czy w tego rodzaju
medytacjach chodzi o bezpodstawne fantazje, czy te o prawdopodobne
przysze moliwoci. Uwolni nas od tego amerykaski autor Artur C. Clarke,
publikujc przed paru laty dysertacj, w ktrej raz na zawsze definitywnie
doprowadzi do absurdu ide podboju Wszechwiata przez zaogowy lot
kosmiczny.3 Spjrzmy wic raz jeszcze na obraz mgawicy Andromedy. Jest ona
nie tylko naszym kosmicznym ssiadem, a wic obcym ukadem drogi mlecznej
pooonym najbliej naszej Drogi Mlecznej, do ktrej naley Soce. Jest rwnie
bardzo podobna do naszej Galaktyki. Skada si bowiem take mniej wicej z
200 miliardw gwiazd staych ("soc"), z ktrych wedug wspczesnych ocen co
najmniej sze procent, podobnie jak nasze Soce, jest okrane przez planety,
na ktrych mogo powsta ycie.
Sze procent 200 miliardw byoby to wic 12 miliardw ukadw
planetarnych rwnie w obrbie naszej Drogi Mlecznej. Argumentacja Clarke'a
odrzuca na moment wszelkie ograniczenia natury technicznej i zakada, e do
podry w obrbie naszej Drogi Mlecznej nie potrzebujemy w ogle ju adnego
czas u, e potrafimy wic przenie si w cigu jednej sekundy do kadego
dowolnego punktu tego Ukadu. Ponadto przyjmujemy dodatkowo jeszcze
oszaamiajce zaoenie, e w tej samej jednej jedynej sekundzie potrafimy
stwierdzi nie tylko to, czy gwiazda, na ktrej si znajdujemy, ma swj ukad
planetarny, lecz take w przypadku odpowiedzi twierdzcej czy istniej tam
istoty inteligentne. Wreszcie zakadamy rwnie, e w tej samej cigle sekundzie
moemy cao i zdrowo powrci z ow informacj do naszego ziemskiego
punktu wyjcia.
Potrzebowalimy wic zawsze tylko jednej sekundy na przebadanie jednej
gwiazdy staej oraz ewentualnie jej caego ukadu planetarnego. Jakie wwczas
byyby widoki? Odpowied jest druzgocca: nawet przy opisanych, absolutnie
fantastycznych zaoeniach moglibymy w cigu szedziesiciu lat pracowitego
ywota, w ktrym codziennie przez osiem godzin przeprowadzalibymy w kadej
sekundzie taki lot zwiadowczy, przebada tylko 0,3 procent gwiazd naszej
Galaktyki. Do spenetrowania owych 200 miliardw gwiazd dysponowalimy
bowiem 600 milionami sekund.

Jeli do tego prostego rachunku dodamy jeszcze fakt, e w otaczajcym nas


Kosmosie wystpuje co najmniej kilkaset miliardw ukadw gwiazdowych
podobnych do naszego czy do mgawicy Andromedy, wwczas nawet
najwikszy entuzjasta przyszoci zrozumie wreszcie, e nasza metoda
kosmicznych lotw zaogowych nigdy nie udostpni nam przestrzeni
Wszechwiata. Nawet jeeli myl ta pozbawia nas wszelkich zudze, musimy
sobie uwiadomi, e tkwimy w "kosmicznej kwarantannie".
Rozpoznanie to w pierwszej chwili bolenie nas rozczarowuje. Wydaje si nie
tylko prowokujce, ale wrcz bezsensowne. Czy jest do pomylenia, aby rozwj
toczcy si nieustannie i w sposb logiczny od trzynastu miliardw lat teraz, w
tej fazie, mia si rozbi o granic nie do pokonania? W obecnym momencie
naszych dziejw, gdy po zajciu kuli ziemskiej obejmujemy j mniej lub bardziej
jednolit kultur, nie moemy ju duej wtpi, e podjcie kontaktw z innymi
kulturami planetarnymi stanowioby kolejny waciwy szczebel rozwoju.
Ale przecie nie po raz pierwszy dochodzimy do punktu, w ktrym sytuacja
wydaje si beznadziejna. Jedynym susznym wnioskiem, jaki moemy wycign
z przeprowadzonych tutaj rozwaa, jest to, e astronautyka, zaogowe loty
kosmiczne w najbliszym czasie musz natrafi na swoj granic i e granica ta
jest ju widoczna. Prawdopodobnie nawet wnukowie nasi doyj tego, e plany
lotw kosmicznych zostan zamroone na osignitym wwczas etapie. Dokd
bowiem mieliby waciwie lata astronauci, gdy wewntrzne i zewntrzne planety
naszego Soca, a do Plutona wcznie, bd ju zbadane?
Nastpny skok, ktry musiaby prowadzi od naszego Ukadu Sonecznego do
najbliszego ssiadujcego z nami soca, jest tak ogromny, e miao mona
przewidywa przerw kilku wiekw do chwili, w ktrej mona bdzie si na
odway. Poniewa rozbieno midzy nakadami na takie midzygwiazdowe
przedsiwzicie (nawet przy uyciu napdu jonowego i fotonowego musiaoby
ono trwa kilka dziesitkw lat) a szans uzyskania jakichkolwiek efektw
wzrastaaby wprost proporcjonalnie do odlegoci, jak naleaoby pokona (przy
tym wszystko mogoby okaza si daremne, gdyby badane soce nie miao
wasnych planet) sdz, e jest bardzo nieprawdopodobne, aby taka prba w
ogle kiedykolwiek dosza do skutku.
Pomimo to loty kosmiczne z pewnoci nie s wcale takie bezsensowne, jak
twierdz ich krtkowzroczni przeciwnicy. S one uzasadnione nie tylko dlatego,
e wyraaj prawida rzdzce wszelkim rozwojem. Maj rwnie nadzwyczajne
znaczenie praktyczne. Bardzo jeszcze niedawno, moe dziesi czy
dwadziecia lat temu, ludzie wyksztaceni po prostu wymiewali kadego, kto
odnosi si powanie do pogldu, e nie tylko tu na Ziemi, ale na planetach
innych soc moe istnie ycie, wiadomo i inteligencja. Autorytet uczonego
koczy si z chwil, gdy odway si choby tylko na dyskusj o takich
moliwociach.

To si wyranie zmienio. Znacznie wzrosa liczba tych, ktrzy zaczynaj


rozumie, e twierdzenie, jakoby spord wszystkich niezliczonych planet we
Wszechwiecie orientacyjnie 12 miliardw ukadw planetarnych w samej
naszej Drodze Mlecznej tylko jedna Ziemia bya zamieszkaa, nie jest niczym
innym jak powtrzeniem starego przesdu, e Ziemia stanowi punkt centralny
Kosmosu. Do uwolnienia si z tego przesdu na pewno przyczynio si w duym
stopniu zainteresowanie lotami kosmicznymi, skieroway one bowiem uwag
ogu na przestrzenie kosmiczne nad naszymi gowami. Jest to zasuga, ktr
trzeba doceni. Przekonanie o istnieniu pozaziemskiego ycia i planetarnych
kultur na obcych ciaach niebieskich moe zreszt opiera si nie tylko na tym
jednym argumencie, e wiara, jakobymy w caym bezgranicznie wielkim
Wszechwiecie byli jedynymi mylcymi istotami, jest wprost mieszna i zakrawa
na arogancj. Znaczna cz tej ksiki suya przecie udowodnieniu, e
rozwj od atomw przez tworzone z nich czsteczki a do pierwszych komrek i
dalej jeszcze przebiega w sposb cigy i wypywa z wewntrznej
prawidowoci, bez nadprzyrodzonej ingerencji z zewntrz. e prowadzi
bezbdnie i nieuchronnie od nieorganicznego do organicznego, a std do
biologicznego poziomu.
Za rzecz najcudowniejsz uznalimy przy tym fakt, e na pocztku istnia jeden
pierwiastek wodr oraz e w swojej budowie atomowej i strukturze ktrych
pochodzenie pozostanie dla nas na zawsze tajemnic zawiera on wszystkie
zaoenia potrzebne do zrodzenia z biegiem czasu tego, co dzisiaj istnieje, nas
samych i caego Wszechwiata. Mwilimy wic, e histori, ktr w tej ksice
opowiadalimy, okreli mona jako dzieje nieustajcych przemian wodoru.
Wci od nowa widzielimy, z jak si przebijay si i rozwijay moliwoci ukryte
w tym cudownym atomie, przede wszystkim w takich chwilach dziejowych, gdy
szczeglne okolicznoci lub krytyczne sytuacje przejciowo sprawiay wraenie,
e rozwj dobiega kresu.
Jakie mog by w tych warunkach przyczyny, ktre kazayby nam wtpi w to,
e ten zadziwiajcy i cudowny atom wodoru nie rozwin w podobny sposb
tkwicych w nim moliwoci take i na planetach innych soc? Skoro w jego
historii tu na naszej Ziemi ze skomplikowanych czsteczek wytworzyo si ycie
z tak sam nieuchronnoci, z jak dawno przedtem z poczenia tego
wodoru z tlenem powstaa woda jakie rozsdne przesanki pozwoliyby nam
wtpi, e to samo w zasadzie rozegrao si rwnie w niezliczonych innych
miejscach Wszechwiata, wszdzie tam, gdzie tylko warunki temu sprzyjay?
Niewtpliwie tylko "w zasadzie to samo". Przecie w cigu naszej opowieci
natknlimy si niejednokrotnie take na zjawisko przypadku, ktry przestawia
dalszy przebieg na drog niekonieczn, a zatem nieoczekiwan. Poznalimy
samowol konkretnych okolicznoci, takich jak szczeglne, jedyne w swoim
rodzaju widmo promieniowania naszego Soca, czy te rwnie swoisty skad
pierwotnej atmosfery; okolicznoci te rodziy pewne warunki, a jednoczenie na

zawsze wykluczay inne.


Poniewa tak si dziao niemal od pierwszej chwili, a odtd przez cay
upywajcy czas prawie w kadej chwili wci od nowa liczba nigdy nie
urzeczywistnionych moliwoci na samej Ziemi przekracza w stopniu
niewyobraalnym bardzo ma w porwnaniu z tym liczb szans zrealizowanych.
Gdyby wszystko miao si raz jeszcze rozpocz, gdyby pra-Ziemia raz jeszcze
powstaa i gdyby znowu, w dokadnie takich samych warunkach wyjciowych,
miaa przed sob cztery miliardy lat, wynikoby std na pewno co cakowicie
odmiennego. Gdyby tak prb mona byo powtarza dowolnie wiele razy,
wygld Ziemi w kocowym rezultacie bezsprzecznie nie byby taki, jak ten, do
jakiego jestemy przyzwyczajeni, prawdopodobnie nawet nie zachodzioby
najmniejsze podobiestwo.
Nawet wic wtedy, gdy jestemy przynajmniej nieco zorientowani w warunkach
startu, wyobrania nasza zawodzi. A c dopiero wobec konkretnych form, jakie
przybra wodr w warunkach pozaziemskich, w stosunku do moliwoci, jakie si
objawiy, gdy w materia wyjciowy i zrodzone z niego pierwiastki rozwijay si w
innym polu grawitacyjnym, w atmosferze innej ni ziemska, pod
promieniowaniem innego, obcego soca.
Kto, wolny od wszelkich uprzedze, przemyli sobie wszystkie te przesanki do
koca, moe doj tylko do jednego wniosku: tam na grze, nad naszymi
gowami, roi si od ycia, wiadomoci i osigni ducha. Nawet jeli przyjlimy
zaoenie, e tylko 6 procent gwiazd naszej Drogi Mlecznej ma swoje planety, na
ktrych mogo powsta ycie a jest to ocena niezwykle ostrona wedug
pogldu wikszoci wspczesnych astronomw oznacza to, e w naszym
tylko Ukadzie Gwiazdowym istnieje 12 miliardw cia niebieskich potencjalnie
brzemiennych yciem. Jeelibymy rwnie ostronie przyjli wielko ryzyka,
ktre tamuje faktyczny rozwj tkwicych w wodorze moliwoci, i zaoyli, e
rozwj wiadomego siebie ycia do form. wyszych mg przebiega tylko na
jednej jedynej spord 100 000 planet, w samej naszej Drodze Mlecznej przy
takiej szansie, zaledwie l : 100 000! istniaoby oprcz naszej ziemskiej jeszcze
120 000 innych kultur planetarnych.
To, e liczba ta wydaje nam si niewiarygodnie wielka, bierze si std, e
wszystkie panujce w Kosmosie warunki s niewiarygodne dla naszej wyobrani
szkolonej na stosunkach ziemskich. A gdy jeszcze w zwizku z t podan liczb
uwiadomimy sobie, e w samym tylko zasigu wspczesnych teleskopw
wystpuje z ca pewnoci kilkaset miliardw ukadw drg mlecznych, ktrych
dotyczy musi podobne zaoenie doprawdy w gowie si krci!
Ograniczmy si wic tylko do warunkw naszej wasnej Drogi Mlecznej. 120 000
planetarnych kultur oto najskromniejsza rachuba, stanowica dla nas punkt
wyjcia. A zatem ponad 100 000 rozmaitych zacztkw, a wolno nam sdzi, e
kady odby w swoisty szczeglny sposb dug drog a do uwiadomienia

sobie swojej egzystencji, a do tego momentu, w ktrym zacztek ten, podobnie


jak my sami w naszej epoce, uwiadomi sobie przeszo wasn i wsplnego
nam wszystkim Wszechwiata. 100 000 rozmaitych odpowiedzi na to samo
pytanie, kada z innego punktu widzenia, wychodzca z innych zaoe i
odmiennych rde motywacji. Kada z tych odpowiedzi uzasadniona, a wic
poprawna, a jednoczenie odzwierciedla Ona tylko jeden jedyny aspekt, ledwie
maleki wycinek caej rzeczywistoci.
Jak znajdujemy odpowied, jeli w wietle takiej wizji teraz po raz ostatni
postawimy pytanie, dokd zaprowadzi nas przyszo? Jeeli dotychczasowy
rozwj bdzie si posuwa nadal t sam drog, nastpny krok moe sprowadzi
si tylko do zjednoczenia owych niezliczonych kultur planetarnych, do
poczenia si tych wszystkich rozrzuconych na caej naszej Drodze Mlecznej, a
obecnie jeszcze odizolowanych odpowiedzi czstkowych. Wwczas na tym
szczeblu, w odniesieniu do indywidualnie wyspecjalizowanych kultur, powtrzy
si to, co tak dawno temu stao si z poszczeglnymi komrkami, gdy zaczy
si czy w wielokomrkowe organizmy, aby w peni mc wykorzysta siy
zawarte w bogactwie ich specjalizacji.

Na pocztku marca 1972 roku wysano z Przyldka Kennedy'ego


pierwsz sond kosmiczn, ktra opuci nasz Ukad Soneczny.
"Pionier X" ma zbada Jowisza. Podczas gdy sonda bdzie
przelatywaa w pobliu Jowisza, jego potna masa tak silnie
przypieszy j i wytrci z toru, e "Pionier X" definitywnie umknie
przed si przycigania naszego Soca i na praktycznie
nieograniczony czas zacznie dryfowa swobodnie przez obszary

Drogi Mlecznej.
Czy od tej pory nie mona uwaa sondy za rodzaj wysanej z Ziemi
"kosmicznej poczty butelkowej"? Jakkolwiek znikoma byaby szansa
wobec niewyobraalnie wielkiej pustki midzy poszczeglnymi
ukadami sonecznymi naszej Drogi Mlecznej, Istnieje minimalna
moliwo, e "Pionier X" po locie trwajcym miliony lat zostanie
przechwycony przez si przycigania Jakiego obcego soca.
Gdyby za jedn z planet tego soca zamieszkiway Inteligentne
istoty yjce, ktre stworzyy rozwinit kultur techniczn l ktre
odnajd nasz sond (jak udowodnilimy w tekcie, wicej jest
danych na to, anieli wikszo ludzi dzisiaj jeszcze mniema), czy
nie byoby wrcz niewybaczalne, gdybymy nie postarali si o to,
aby w potencjalny odbiorca otrzyma take jak Informacj o
nadawcy "kosmicznej poczty butelkowej"? Takie rozumowanie
zachcio konstruktorw "Pioniera X" do wyposaenia sondy w ma
metalow pyt, na ktrej powierzchni wyryto obrazki i znaki
pokazane na naszym rysunku. Rysunek pary czowieczej informuje o
wygldzie nadawcy i jego dwupciowoci (przy czym oczywicie nie
wiadomo, czy pozaziemski odbiorca w ogle bdzie wiedzia, co z
tym pocz), umieszczenie rysunkw obu ludzkich figur na tle
szkicowego obrysu sondy ma przekaza prawdziw skal postaci.
Na dolnym brzegu pyty widzimy wyranie rysunek Ukadu
Sonecznego nadawcy, jego ojczystej planety jako miejsca startu
sondy oraz toru jej lotu.
Binarne symbole (jasne dla kadego matematyka) obok planet l do 9
przekazuj dane astronomiczne. Absolutn warto uytych do tego
liczb okrela symbol promieniujcego atomu wodoru na grnej
krawdzi obrazu: czstotliwo jego drga wynosi w caym
Kosmosie 70 nanosekund przy dugoci fal 21 centymetrw. Za
pomoc tak ustalonych wartoci obiektywnych promienista figura
porodku wskazuje w sposb precyzyjny miejsce l dat nadania.
Poszczeglne promienie bowiem podaj kierunek, w jakim z pozycji
nadawcy widoczne s pulsary, ktrych czstotliwo wasna podana
jest obok promieni, znowu przy uyciu symboli binarnych. Poniewa
jednak czstotliwo pulsara w miar czasu regularnie si
zmniejsza, odbiorca na podstawie porwnania tych danych z
wartociami zmierzonymi przez siebie w chwili przechwycenia sondy
moe zrekonstruowa sobie nie tylko miejsce startu, lecz take czas
przelotu aparatu.
Gdyby pokazana na naszej ilustracji pyta przez szczliwy
przypadek istotnie miaa kiedy wpa w rce (?) jakiego

pozaziemskiego odbiorcy, prawdopodobnie od Jej startu minie sto


albo i wicej milionw lat. Informacje za, ktre "Pionier X" ma na
wszelki wypadek przechowywa przez tak dugi okres, s naturalnie
stosunkowo skpe. Pomimo to pyta ma znaczenie historyczne: po
raz pierwszy w dziejach czowiek wycign tutaj praktyczne wnioski
ze swego rozpoznania, e z pewnoci nie tylko on jeden istnieje w
Kosmosie.
Jednake jak widzielimy loty kosmiczne nie bd mogy dokona tego
zjednoczenia. Powiedzmy na marginesie, e jest to moe nawet szczliwa
okoliczno. Wedug wszelkich regu prawdopodobiestwa bowiem w obecnym
stanie jestemy dla okoo poowy innych galaktycznych kultur planet jeszcze
niedorozwinit, przeywajc wczesny wit swoich dziejw. A kto wie, czy owi
tak niewyobraalnie nad nami grujcy konkurenci nie s rwnie mao pokojowo
nastrojeni jak my? W takim razie ta "kosmiczna kwarantanna", nad ktr tak
ubolewamy, mogaby by w ogle jednym z warunkw naszej egzystencji.
Tymczasem istnieje moliwo poszukiwa i nawizania kontaktw przez fale
radiowe. Co prawda uyte do tego sygnay radiowe nawet w obrbie naszej
Drogi Mlecznej wdrowayby setki i tysice lat. Ale przenoszone przez nie
wiadomoci i informacje nie starzej si. Std naukowcy dyskutuj ju powanie
nad sposobami dostpnymi naszej jeszcze bardzo ograniczonej technice
cznoci; zajmuj si t spraw tak wybitni astronomowie jak wykadajcy w
Cambridge Fred Hoyle czy te Sebastian von Hoerner, Amerykanin
niemieckiego pochodzenia, ktry pracuje w Green Bank w Stanach
Zjednoczonych, przy jednym z najwikszych radioteleskopw na Ziemi. W wielu
publikacjach tych i innych autorw znajdujemy pomysy bardzo
przekonywajcych rozwiza problemu porozumienia si, konkretne propozycje
dotyczce formy wiadomoci, ktre przekazywane na falach radiowych, mogyby
by rozumiane przez istoty na innych planetach, co do ktrych zakadamy, e
maj tylko umiejtno logicznego mylenia, a poza tym adnej innej wsplnej z
nami waciwoci.4 Na podstawie omawianej uprzednio hipotezy o nadrzdnoci
znacznej przynajmniej liczby naszych przyszych partnerw naukowcy susznie
rozumuj, e w niektrych miejscach naszej Drogi Mlecznej powinny istnie
mniejsze zjednoczenia, w jakie obecnie ju poczyy si bardziej rozwinite
kultury.
Czy wobec tego nie nasuwa si myl, e przynajmniej niektre z tych nadkultur
dzisiaj ju moe wysyaj sygnay poszukiwawcze, ktrych jedynym celem jest
znalezienie nowych partnerw i umoliwienie im kontaktu? Sygnay te byyby
niewtpliwie szczeglnie jaskrawe i tak zaprojektowane, aby nawet znacznie
mniej rozwinita kultura musiaa rozpozna, e stanowi jak inteligentn
informacj. Czy wic opierajc si na takich rozwaaniach nie byoby rzecz
sensown i opacaln, aby ju teraz wszcz planowe poszukiwania?

Naukowcy z Green Bank ju przed kilku laty dziaali w tej sprawie przez par
miesicy, jednake daremnie. Potem zaniechano dalszych prb, poniewa
obliczenia statystyczne i astronomiczne wykazay, e anteny, jakimi
dysponowano, nie byy dostatecznie wielkie, aby wyowi wystpujce
ewentualnie sygnay kontaktowe spord zakcajcych szmerw
spowodowanych silnym promieniowaniem we Wszechwiecie. Tymczasem w
roku 1971 w Effelsberg koo Bonn dokonano powicenia najwikszego na kuli
ziemskiej sterowanego radioteleskopu z anten o rednicy 100 metrw. Po raz
pierwszy byby to aparat dostatecznie wielki do prowadzenia skutecznych
poszukiwa.

Nikt nie moe przewidzie, kiedy dojdzie do pierwszego kontaktu. Moe za kilka,
a moe dopiero po upywie tysicy lat. Rozwj nie liczy si z nasz
niecierpliwoci. Ale kiedy, pewnego dnia, odbierzemy tutaj na Ziemi sygna, a
nadawc bdzie inteligencja, ktra rozwina si na ktrym z innych cia
niebieskich. Dla Ziemi wydarzenie to bdzie oznaczao pocztek przemian,
wobec ktrych caa dotychczasowa historia zda si tylko czekaniem na t jedn
chwil. Odtd ludzko zostanie wcignita w pewien proces, w ktrym coraz
liczniejsze poszczeglne kultury planetarne bd si czyy w coraz wiksze
zwizki przez wymian wiadomoci. A wreszcie kiedy, w jakiej przyszoci, od
ktrej dziel nas jeszcze miliony lat, wszystkie kultury caej Drogi Mlecznej przez
sygnay radiowe, jak gdyby przez impulsy nerwowe, bd poczone w jeden
potny galaktyczny nad-organizm, wyposaony w wiadomo, a tre tej
wiadomoci blisza bdzie prawdzie anieli wszystko, co do tej pory istniao we
Wszechwiecie.

Wstecz / Spis Treci / Dalej


ILUSTRACJE NA WKADKACH

1. Bakteriofag T2 na grze po lewej jako mikrofotografia elektronowa w


oryginale, na caej ilustracji ]ako trjwymiarowa rekonstrukcja rysunkowa na
podstawie licznych mikrofotografii.
Dziwna posta tego drobnego tworu o ksztacie jak gdyby technicznym (rysunek
ukazuje wirus w blisko milionowym powikszemu!) odpowiada niesamowitej
jednostajnoci funkcji tej maej "maszyny bojowej", ktre] agresywny sposb
rozmnaania si pokazany jest schematycznie na il. 5.

2. Schemat kwasu dezoksyrybonukleinowego (DNA). Gdyby zastosowa


przyjt na ilustracji skal, acuch DNA miaby dugo kilkuset kilometrw. Na
tej dugoci nastpuj po sobie kolejno cztery te same litery, jednake wedug
stale zmieniajcego si wzorca. Konkretne uszeregowanie tego wzorca stanowi
pismo, czyli szyfr, w jakim przyroda zakodowuje plan budowy caej ywej istoty.

3. Pokazane na ilustracji drzewo genealogiczne nie jest rezultatem


konwencjonalnych bada paleontologicznych, na przykad wynikiem porwna
skamieniaych znalezisk. Jest ono wynikiem dokonanej przez komputer analizy
skadu jednego biaka (cytochromu c).

4. Budowa nowoczesnej wyszej komrki nie jest prosta. W naszym schemacie


narysowane s tylko niektre spord najwaniejszych organelli, ktre w tej
najmniejszej ywej jednostce przejy pewne swoiste funkcje, podobnie jak
organy w organizmie wyszym, wielokomrkowym.

5. Wirus (w tym przypadku bakteriofag T2) atakuje komrk bakterii, aby si


rozmnoy.

6. Mikrofotografia elektronowa pokazuje eudorin, kolonie, zoon z 32 komrek

glonu. Na zdjciu wida, jak woskowate cienkie wici poruszajce koloni wystaj
z tej otoczki biakowej.

7. Wolwoks, czyli toczek, najbardziej pierwotny, yjcy jeszcze dzisiaj organizm


wielokomrkowy. Kada z tych kulek, skadajca si z kilku tysicy komrek,
reprezentuje prawdziwego osobnika. adna z komrek, z jakich skada si
toczek, sama w sobie nie ma ju zdolnoci wyycia.

8 Powstanie komrek wyszych przez czenie si wyspecjalizowanych


komrek. U dou, po prawej bezjdrowa prakomorka bez organelli. Obok, po
lewej, bakterie tlenowe. Pochonite bakterie przemieniy si w mitochondria.
Komrka uzupeniaa le. dalej przez pochanianie krtkopodobnych bakterii.
Jednoczenie skupiaa swj materia genetyczny w jdrze. Dalsza droga do
organizmw wielokomrkowych tu si rozwidla. Te komrki, ktre pochony
mae zielone glony jako chloroplasty (po lewej, na grze), stay si. przodkami
rolin wyszych. Wszystkie inne komrki (po prawej, u gry) i ich
wielokomrkowe potomstwo pozostay zdane na odywianie si sposobem
rozbjniczym i std zaliczaj si do zwierzt.

9. Najwaniejsze etapy rozwojowe, ktre doprowadziy w toku filogenezy do


powstania naszych oczu.

10. Mocno powikszony chromosom jdra komrki linianki, pochodzcej od


ochotki. Najciekawsze na tym zdjciu s zgrubienia, wystpujce w formie
piercienia tylko na niektrych cile okrelonych odcinkach. Biolodzy nazywaj
je "puffami". S one wyran oznak tego, e znajdujce si w owych miejscach
geny s wanie aktywne.

11. Specjaln metod udaje si doprowadzi do uwydatnienia DNA zawartego w


"gwce" bakteriofaga T2 (zob. il. 1) i jego rozprzestrzenienia si w paszczynie
tak, e moe by fotografowany przez mikroskop elektronowy. Na zdjciu wida
wyranie oba koce dugiej nitkowatej czsteczki, w ktrej zmagazynowany jest
plan budowy i wszystkie wydolnoci wirusa.

12. Mikrofotografia elektronowa mitochondrium, owej organelli, w ktrej


wytwarzana jest energia napadowa yjcej komrki, przede wszystkim w
procesie oddychania wewntrznego, a wic przez rozkad czsteczek
pokarmowych za pomoc tlenu. Liczne grzebienie s bardzo charakterystyczne
dla "wysokoenergetycznego" mitochondrium: na nich umiejscowione s enzymy,
ktre stopniowo dokonuj rozkadu.

13. Piciotygodnowy ludzki zarodek, wielkoci 8,8 mm. Rozpozna mona ju


wyranie gow z prawym okiem, koczyny i zawizek rdzenia krgowego.
Ponadto w tym wczesnym stadium istniej ju zacztki kilku ukw skrzelowych,
ktre potem ulegaj rozwojowi wstecznemu bd te przemianie w inne czci
ciaa: na przykad w kosteczki suchowe, w uchw i w czci krtani. Zawizek
krgosupa przedua si tu jeszcze w ogon. Znaczenie tych archaicznych
zawizkw w zarodkowym rozwoju kadego czowieka objaniamy szczegowo
w tekcie.

14. Te trzy schematy demonstruj zwizek midzy wzajemnym ustawieniem obu


oczu a poziomem rozwoju danej istoty yjcej. Przy bocznym ustawieniu oczu
(przykad: ryba) wprawdzie moliwe jest stae "widzenie wokoo", ale pola
widzenia obu oczu prawie nie zachodz na siebie, widzenie przestrzenne nie jest
wic moliwe. Oczy s tutaj jeszcze raczej optycznym systemem
ostrzegawczym. U myszy widzimy form przejciow. U czowieka
urzeczywistniona jest druga skrajno: przy rezygnacji z uchwycenia ponad
poowy horyzontu nastpuje prawie cakowite zachodzenie na siebie pl
widzenia obu oczu, a tym samym stereoskopowe, przestrzenne i rzeczowe
widzenie w jednolitym polu widzenia.

15. Schemat najwaniejszych etapw rozwoju mzgu. Rysunki w swym ukadzie


od gry do dou odpowiadaj wzrastajcemu poziomowi rozwoju. Pierwsz
istot, u ktrej pkule mzgowe przecigny w rozwoju wszystkie starsze
czci mzgu, jest mapiatka.

16. Przykady specjalizacji komrek. U gry, po lewej: Komrki skry. Obok:


Komrki gruczou, ktre uoyy si w taki sposb, e porodku powstaje rodzaj
szybu, przewodu wyjciowego wyprowadzajcego ich wydzieliny. U dou, po
lewej: Komrki miniowe, ktrych rwnolegy ukad zapewnia sumowanie si si
przy wsplnym skurczu. Obok: komrki tkanki cznej, ktrych ukad siatkowy
oraz mocna elastyczna konsystencja reprezentuje zadanie poczenia moliwie
duej zawartoci z optymaln ruchliwoci.

Wstecz / Spis Treci


PRZYPISY
Przedmowa
1 H. von Ditfurth, Dzieci Wszechwiata, Warszawa 1976.
2 Hipoteza D. Schramma i K. Halnebacha z uniwersytetu chicagowskiego, oparta na ocenie ilociowego stosunku w
Kosmosie izotopw renu promieniotwrczego Re187 i trwaego Re185.
3 H. Heichentach, Powstanie Filozofii naukowej, tum. H. Krahelska, Warszawa 1960, s. 214.
4 J. Monod, Le hasard et la necessite, Paris 1970.
5 J. Szkowski, Po wozmonoj unikalnosti razumnoj yzni wo Wsielennoj, "Woprosy filosofii" 1976, nr 6.
6 H. Shapley, Crusted Stars and Selfheatlng Planets, "Matematlca y Fisica Teorica" 1962, t. 14, nr 12.
7 J. Szkowski, Wszechwiat, ycie, myl, Warszawa 1965.
8 Wielko tego rzdu jest prawdopodobna (cho Istniej Inne oceny) pamitajmy, e Soce ley u kracw
Galaktyki, w odlegoci okoo 35 tysicy lat wietlnych od jej rodka.
WSTP
1 Osobom interesujcym si tym tematem polecamy znakomit ksik W. Wicklera "Mimikry" (Kindler Verlag,
Monachium 1971), z ktrej zreszt pochodzi cytowany przykad.
CZ PIERWSZA: OD PRAWYBUCHU DO POWSTANIA ZIEMI
1 Wyjtek stanowi tutaj wolno praktykujcy uczony Jean Philippe Loys de Cheseaux z Lozanny, ktry jakie
siedemdziesit lat przed Olbersem wpad na t sam myl, ale ukry j w suplemencie do swojej ksiki i wicej si
tym tematem nie zajmowa.
2 W ostatnich latach uczeni dyskutowali co prawda o moliwoci Istnienia tak zwanych tachionw, hipotetycznych
czstek elementarnych, ktre byyby prdsze od wiata. Abstrahujc od tego, e nigdy nie byo adnych wskazwek
na to, i czstki te rzeczywicie istniej, inicjator tej hipotezy, amerykaski fizyk Richards P. Feynman, niedawno
sam odci si od tego pomysu.
3 Teoretycznie mona skonstruowa take inne (midzy innymi "otwarte") modele, wiata. Wolno nam jednak tutaj i
w dalszych naszych rozwaaniach ograniczy si do opisanego przykadu, gdy w wietle wszystkich nowszych
obserwacji jest on bezwzgldnie najbardziej prawdopodobny.
4 Zjawisko Dopplera: kady zauway ju kiedy, e klakson przejedajcego samochodu brzmi wyej, gdy pojazd
si do nas zblia, a przechodzi ku niszemu dwikowi, gdy samochd si. od nas oddala. Przyczyn jest to, e
zakadajc obiektywnie jednakow wysoko dwiku klaksonu w trakcie zbliania si wicej drga powietrza na
sekund dociera do naszego ucha, anieli odpowiadaoby to wysokoci dwiku, podczas gdy w fazie nastpnej,
gdy trbicy samochd si oddala, tych drga na sekund jest mniej (poniewa wskutek ruchu oddalajcego si
samochodu kada poszczeglna fala dwikowa musi odby nieco dusz drog do naszego ucha ni fale w fazie
pierwszej). Zasad t mona wykorzysta rwnie w sensie przeciwnym i z zamknitymi oczami stwierdza, czy
trbicy samochd zblia si czy te oddala, pod warunkiem, e znana jest dokadna wysoko dwiku klaksonu
(obiektywnie zmierzona w czasie spoczynku). Za pomoc dokadnych pomiarw wysokoci dwiku mona by nawet
dokadnie obliczy prdko samochodu.
Ot zasad t mona take zastosowa do fal wietlnych, jeeli prdko zbliania si lub oddalania ("ucieczki")
rda wiata bdzie dostatecznie dua. Wywoane ruchem wraenie skracania (przy zblieniu) lub wyduania si
(przy "ruchu ucieczki") dugoci fal wietlnych wyraa si w takim przypadku przesuniciem wypromieniowanego
wiata w obrbie czci widma o falach, krtszych (niebieskich) bd te duszych (czerwonych). Tymczasem w
widmie kadego rda wiata, a wic take dalekiej mgawicy spiralnej, zawsze wystpuj linie wywoane
promieniowaniem atomu cile okrelonych pierwiastkw. Kada z nich odpowiada okrelonej dugoci fal, znajduje
si wic w cile okrelonym miejscu widma, znanym astrofizykom. Na podstawie stopnia, w jakim Jedna bd (gdy
Jest to rozpoznawalne) wicej Unii widma mgawicy spiralnej przesunitych jest w kierunku niebieskiego bd
czerwonego koca widma astronom moe obliczy z du dokadnoci prdko, z jak dana mgawica do nas
si przyblia lub si od nas oddala ("ucieka"). Christian Doppler by austriackim fizykiem, ktry w poowie ubiegego
wieku pierwszy opisa t zasad na przykadzie fal dwikowych.
5 Jeeli to prawda, w takim razie zbliamy si obecnie naszymi radioteleskopowymi obserwacjami ju do "kraca
wiata", nic bowiem nie moe porusza si prdzej od wiata. Nawet Jeli si zakada, e najszybsze mgawice
spiralne leciay od pocztku wiata z prdkoci wiata, nie mogy one polecie dalej anieli odlego, jak mogo
przeby wiato w czasie, ktry od tej chwili upyn: to znaczy trzynastu miliardw lat. Dlatego te odlego ta jest
najwiksz dzisiaj moliw odlegoci kosmiczn. "Dzisiaj" dodalimy dlatego, e warto ta w procesie trwajcej

ekspansji Wszechwiata nadal stale wzrasta.


6. Trzeci teoretycznie postulowan waciwoci poszukiwanego promieniowania byo, aby jego widmo
odpowiadao widmu promieniowania "ciaa doskonale czarnego", doskonaego rda promieniowania (tzn. w dane]
temperaturze wypromieniowujcego najwiksz moliw ilo energii). Spenienie tego trzeciego warunku przez
obserwowane promieniowanie jest co prawda do tej pory wtpliwe.
7 Oczywicie temperatur wntrza Soca nie potrafimy zmierzy bezporednio adnymi astronomicznymi
przyrzdami. Jak pomimo to mona ustali, jakie warunki istniej we wntrzu Soca i jak powstao Soce oraz
ukady drg mlecznych skadajce si z miliardw soc, opisaem szczegowo w ksice Dzieci Wszechwiata
(wyd. poi. Warszawa 1976, 1978).
8 Py ten stanowi pozostao po gwiazdach poprzedniego "pokolenia gwiazdowego", ktre w potnych
eksplozjach supernowych w cigu dugich okresw Jedna po drugiej giny. W tym procesie atomy pierwiastkw
ciszych we wntrzu tych gwiazd, utworzone przez zespalanie atomw pierwiastkw lejszych, zostay oddane
wolnej przestrzeni, gdzie powstay z nich nowe ciaa niebieskie gwiazdy i planety. W taki sposb tak si dzisiaj
sdzi stopniowo zostay zbudowane wszystkie dziewidziesit dwa pierwiastki wystpujce obecnie w przyrodzie
z najlejszego l najprostszego spord atomw, z wodoru, jedynego, ktry istnia od pocztku wiata. Wszelka
materia, ktra nas otacza, a take ta, z ktrej sami si skadamy, tak zostaa wytworzona przed ogromnie odlegymi
czasy w centrum pewnego soca nalecego do generacji gwiazd, ktra dawno ju ulega zagadzie. Jak si to
odbyo, obszernie wyjaniem rwnie w ksice wymienionej w poprzednim przypisie. Na pytanie, skd pochodzi w
wodr, bdcy pocztkiem, nie ma Ju przyrodniczej odpowiedzi, podobnie jak na rozpatrywane Ju w tej ksice
pytanie, co byo przed pocztkiem wiata, przed "Big-Bangiem", i co go spowodowao.
9 W zasadzie Istniej Jeszcze inne rda ciepa. Najwaniejszym jest rozgrzanie wskutek rozpadu pierwiastkw
radioaktywnych. Jak jeszcze zobaczymy pniej, proces ten nawet odgrywa decydujc rol w rozgrzaniu wntrza
Ziemi. Ale we wntrzu planety powstaj take pokane iloci ciepa wskutek cinienia bdcego rezultatem si
grawitacyjnych. Nowe badania Jowisza wykazay, e ten rodzaj wytwarzania ciepa w przypadku takiego olbrzyma (o
masie 318 razy wikszej ni Ziemia) rzutuje w sposb wymierny na bilans cieplny: Jowisz wyranie wypromieniowuje
wicej ciepa, anieli byoby to moliwe wycznie przez oddanie przechwyconej energii sonecznej.
Mimo to suszne jest, e tutaj, gdy chodzi o granice temperatury na powierzchni planety jako wycznej przestrzeni
yciowej nadajcej si do zamieszkania, traktujemy Soce Jako jedyne wchodzce w rachub rdo ciepa.
10 Jeszcze jednym przykadem cisego zwizku zachodzcego midzy skadem atmosfery ziemskiej a pewnymi
typowo ludzkimi osobliwociami budowy naszego ciaa moe by dwik ludzkiego gosu. Wykazay to dobitnie
szeroko zakrojone dowiadczenia, dokonywane niedawno w sztucznie zestawionej atmosferze, majcej umoliwi
nurkom i astronautom bezpieczn prac. Jak wiadomo, gos czowieka przemawiajcego w atmosferze tlenowohelowej, to znaczy takiej, jakiej uywa si przy prbach gbinowego nurkowania, nabiera zawsze skrzeczcego
brzmienia, podobnego do gosu myszki Miki. W takiej atmosferze, w ktrej hel zastpuje obecny normalnie w
atmosferze azot, zmienia si przede wszystkim prdko dwiku. Tym samym jednak zmieniaj si take
waciwoci rezonansowe powietrza, ktre przy mwieniu wprowadzone jest w drganie przez wizada gosowe w
krtani. Tymczasem budowa i rozmiary naszej krtani dostosowane s do waciwoci atmosfery normalnej.
CZ DRUGA: POWSTANIE YCIA
1 W Jednym z dalszych rozdziaw tej ksiki, w ktrym zajmiemy si perspektywami rozwoju ludzkoci na
przyszo, uzasadnimy szczegowo, dlaczego raczej nie Jest moliwe, aby si dwie rozmaite cywilizacje w
Kosmosie kiedykolwiek spotkay fizycznie. Poza tym, Jak wiadomo, "krzywka" w obrbie ziemskich form ycia
nastpi moe tylko midzy bardzo blisko spokrewnionymi gatunkami, a wic chociaby dlatego jest wykluczona
midzy naszymi ludzkimi przodkami a istotami pozaziemskimi (porwnaj w tej sprawie take obszernie opisane dalej
swoiste cechy kodu genetycznego).
2 Jest to naturalnie due uproszczenie. W gr wchodz tutaj procesy elektryczne na poziomie atomowym i
molekularnym. Wedug naszej obecnej wiedzy najwaniejszy typ zwizku chemicznego powstaje przez uwsplnienie
elektronw dwch rozmaitych atomw znajdujcych si w powokach elektronowych. Jednake dla naszego
rozumowania cakowicie wystarcza metafora uyta w tekcie.
3 Charakterystyczne jest, e za pomoc wspomnianej ju metody radioteleskopowej niedawno odkryto take w
wolnym Wszechwiecie porfiryn (czterobenzoporfiryn).
4 Oczywicie, przy uyciu nowoczesnych metod syntezy chemicznej mona Je dzisiaj nieomal wszystkie wytworzy
take sztucznie. Jak wiadomo, w ostatnich latach udao si. to nawet w odniesieniu do caych genw, a w jednym
przynajmniej wypadku rwnie do enzymu, a wia do biologicznie czynnych czsteczek, ktrych budowa jest
nieporwnywalnie bardziej zoona ni struktura podstawowych elementw budulcowych omawianych w tym miejscu
tekstu. Fakt ten w powizaniu z naszym wywodem nie jest bez znaczenia, wykazuje bowiem bezspornie, e ju w
przypadku tych czsteczek, bez wzgldu na ich szczeglne funkcje biologiczne, w gr wchodz zwizki rzdzce si
takimi samymi chemicznymi i fizycznymi prawami jak wszystkie Inne substancje. Jednake przy tego rodzaju

syntezach stosuje si zarwno materiay wyjciowe, jak i sposoby postpowania, ktre w naturalnych warunkach nie
istniej.
5 Formuujc cile] l naukowo musielibymy powiedzie, e w takich warunkach wszystkie istniejce w Kosmosie
zwizki chemiczne w najkrtszym czasie dyyby do utworzenia mieszaniny stanowicej roztwr i znajdujcej si w
rwnowadze termodynamicznej. Od tej chwili pod wzgldem chemicznym ju nic by si nie dziao. Po stosunkowo
krtkie] fazie "chemicznego pieka" nastpiaby ostateczno "grobowej ciszy termodynamicznej".
6 Wydaje si nam wskazane, aby teraz powtrzy raz jeszcze, e uytych w tym i innych miejscach sformuowa nie
naley rozumie tak, jakoby (w odniesieniu do omawianego miejsca w tekcie) przyroda rozwina rodki
przypieszenia reakcji chemicznych (albo nawet szukaa ich, a potem znalaza) po to, aby mc stworzy ycie.
Zanim ycie istniao, przyroda nic o nim nie "wiedziaa". Gdy wic ycie byo jeszcze spraw przyszoci, przyroda
nie moga mie adnych "informacji", ktre pozwoliyby jej w jakikolwiek sposb "uwzgldni" warunki, ktre stanowi
miay zaoenie tego ycia. Na s. 110 wyjanialimy, dlaczego tego rodzaju teleologiczny (skierowany na cel) pogld
jest niedopuszczalny. Powtarzam to dlatego, e w tekcie uywam stale pewnych sformuowa, ktre mog by
mylnie rozumiane jako teleologiczne. Pragn wic tutaj wyranie stwierdzi, e w adnym razie nie to mam na myli.
Owe sformuowania, ktre przyznaj to mog by le rozumiane, s uyte tylko dlatego, e jzyk nasz jest
zbudowany absolutnie "antropocentrycznie". Std owe pozornie teleologiczne sformuowania stanowi najlepsz
metod moliwie krtkiego i najprostszego wyjaniania skomplikowanych stanw faktycznych. Mwic inaczej:
gdyby prbowa, pod wzgldem jzykowym, w kadym opisie jeszcze bra pod uwag take kwesti waciwych
powiza czy procesw przyczynowo-pochodnych sposb prezentacji tematu staby si niezwykle zawiy, a tym
samym niepotrzebnie utrudnia zrozumienie.
7 Dodatek dla czytelnika, ktry uzna to wyjanienie za nie do szczegowe: cile biorc, czsteczki lipidw
zachowuj si tak, jak opisano w tekcie, tylko w warstwie granicznej midzy rnicymi si orodkami. Natomiast
przy powierzchni granicznej midzy dwoma orodkami wodnymi, Jak w przypadku omawianym w tekcie, warstwa
lipidw jest zbudowana bimolekularnie (z dwch czsteczek). W tej podwjnej warstwie czsteczki zwracaj si
zawsze ku sobie kocami hydrofobowymi, przeciwne za ich koce, zwane hydrofilowymi, wystaj z obu stron na
zewntrz, ku otaczajcemu orodkowi wodnemu.
8 Skamieniae pancerze wapienne maw l skorupiakw yjcych w tych pradawnych morzach zawieraj,
niezalenie od zwykego tlenu o ciarze atomowym 16, mae iloci izotopu tlenu o ciarze atomowym 18.
Stwierdzono, e tlen 18 tym atwiej ulega zwizaniu, im chodniejsze jest otoczenie. Utrwalony w kopalnych
skorupach wapiennych stosunek tlenu 16 do tlenu 18 pozwala wic na obliczenie (z dokadnoci do kilku stopni
Celsjusza) temperatury wody w czasie powstawania badanego pancerza wapiennego.
9 O tym, e spekulacje tego rodzaju (oczywicie dzisiaj jeszcze nic ponadto) s traktowane przez niektrych
naukowcw powanie, jako szansa na przyszo, wiadczy pewien przykad ze Stanw Zjednoczonych. Niedawno
czytalimy w prasie, e amerykaski biolog T. C. Hsu z Uniwersytetu Teksas rozpocz systematyczne zamraanie
komrek skry zwierzt nalecych do zagroonych wymarciem gatunkw. Myl przewodnia zaoenia takiego
"gboko zamroonego zoo" jest jasna: w jdrach zamroonych komrek, podobnie Jak w kadej komrce, tkwi
peny plan budowy organizmu, z ktrego pochodzi prbka skry. Jest wic w tym zamiar, by zakonserwowa metod
gbokiego zamraania t informacj dziedziczn dla przyszego pokolenia biochemikw, ktre moe na tej
podstawie potrafi powoa do ycia dawno ju wtedy wymare gatunki.
10 H. W. Thorpe, Der Mensch in der Evolution (Czowiek w ewolucji), Monachium 1969; zob. szczeglnie s. 6176.
11 J. Monod, Zufall und Notwendigkeit (Przypadek l konieczno), Monachium 1971. Moje krytyczne uwagi w tym
miejscu tekstu nie odnosz si oczywicie do caej ksiki Monoda. Jednake dla obrony swojej wasnej tezy Jestem
zmuszony rozprawi si. z argumentami tych autorw, ktrzy reprezentuj pogld, e ycie Jest moliwe i
wyobraalne tylko w znanej nam l na Ziemi urzeczywistnionej formie, w adnej innej nie. Take w przypadku
Monoda krytyka moja dotyczy wycznie tego aspektu Jego ksiki.
12 P. Jordan, Sind wir alleln im Kosmos? (Czy jestemy sami w Kosmosie?), Monachium 1970, s. 151165.
CZ TRZECIA: OD POWSTANIA PIERWSZEJ KOMRKI DO PODBOJU LDU
1 Taki podzia caego wiata przyrody oywionej na dwie dziedziny waciwie nie Jest zadowalajcy. Problemem
szczeglnym byy w tej sytuacji zawsze grzyby: dopki l rozrniao tylko zwierzta l roliny, trzeba byo Je lepiej
czy gorzej zalicza do rolin. Z drugie] strony jednak grzyby nie zawieraj chlorofilu, s wic, podobnie Jak
zwierzta, zdane na odywianie si substancjami organicznymi. Nie mog Ich jednak, tak jak zwierzta,
wykorzystywa same przez rozkadanie wasnymi enzymami. Grzyby prowadz wic ywot pasoytniczy bd na
martwej substancji organicznej (plenie), bd na ywych zwierztach czy rolinach, zabierajc im pokarm Ju
przetrawiony. Wobec tych trudnoci zakwalifikowania, a take po czci wobec opisanych w tym miejscu tekstu
nowych zdobyczy wiedzy, od kilku lat naukowcy zgodnie z propozycj amerykaskiego biologa R. H. Whittakera
dziel przyrod oywion ju nie na dwa, ale na pi samodzielnych "krlestw": 1. Krlestwo Monera. Monerami
biolodzy nazywaj wszystkich dzisiaj Jeszcze istniejcych przedstawicieli najbardziej pierwotnego i

najprymitywniejszego typu komrek, "komrki bezjdrowe" (czyli Prokaryota). Zalicza si wic tu wszystkie bakterie
oraz sinice. 2. Krlestwo Protlsta, do ktrych naley wielka liczba najrniejszych Jednokomrkowcw typu
"postpowego", wyposaonych w samodzielne Jdro i wyspecjalizowane organelle. Pozostae trzy wiaty tworz
wszystkie zbudowane z wielu komrek istoty yjce, skadajce si ze zrnicowanych, wyspecjalizowanych l wyej
rozwinitych potomnych form pochodzcych od Protista. Mianem "rolin" okrela si teraz wycznie te
wielokomrkowce, ktrych komrki zawieraj chloroplasty, ktre wic (przewanie) odywiaj si dziki fotosyntezie.
"Zwierztami" nazywa si wielokomrkowce, ktre do wyywienia musz pobiera gotowe ju organiczne
substancje, ktre wic musz poera roliny bd bezporednio, bd poerajc ywice si nimi zwierzta.
Wreszcie grzyby, ktre przy tym podziale otrzymay wasne, pite "krlestwo".
Podzia ten na pewno stanowi pewien postp. To, e nie jest jeszcze zupenie zadowalajcy, wynika chociaby z
faktu, e wirusy nadal nie maj swego jednoznacznego miejsca.
2 Do dzisiejszego dnia i na pewno take w najdalszej przyszoci stosunek pomidzy yciem a Jego rodowiskiem
Jest stosunkiem wzajemnej rwnowagi. Rwnowaga ta w cigu milionw lat ustalia si na Ziemi tak optymalnie, e
wywouje na nas uspokajajce wraenie rodowiska stabilnego i godnego zaufania. Wanie takie odczucie sugeruje
nam zawsze bdne pojcie o roli rodowiska Jako biernej sceny ycia. Dopiero przed paru laty wikszo z nas
uzmysowia sobie prawdziwe powizania przez dyskusje nad problemami rodowiskowymi. Nawet Jeeli
rwnowaga midzy ziemskim yciem a warunkami na powierzchni naszej planety w minionych epokach rozwoju
ustalia si pomylnie, stabilno naszego rodowiska wbrew wszelkim pozorom nie jest, take obecnie, adn
wartoci absolutn, niezalen od naszej aktywnoci. Nowe waciwoci ycia, jak objawiajca si dopiero od kilku
pokole zdolno czowieka do technicznego manipulowania swoim rodowiskiem, stanowi dzisiaj nieuniknione
zagroenie tej rwnowagi, zupenie tak samo jak w owych epokach historii Ziemi, o ktrych mowa w tym miejscu.
3 Naturalnie, wszystkie te rozwaania dotycz rwnie niemal dowolnie wielkiej liczby innych etapw ewolucji.
Abstrahujc od tego, e omawiany tutaj przykad po prostu chronologicznie naley do przebiegu relacjonowanej
historii, jest on szczeglnie pouczajcy, poniewa rzadko kiedy kategoryczno i swoisto wymaga, ktre trzeba
speni, daje si uchwyci tak obrazowo jak w tym przypadku, kiedy s one stworzone przez pojawienie si jednego
jedynego nowego skadnika atmosfery.
4 Przejcie od pierwszej, prymitywnej do drugiej, bardziej postpowej, czyli "wyszej" formy wiadomoci musiao
nastpi w historii naszego rodu przed dawnymi czasy wedug naszej obecnej wiedzy przed co najmniej 300
tysicami lat jako wynik wzgldnie powoli przebiegajcego ewolucyjnego procesu dojrzewania. Uwaam za
moliwe, e biblijna opowie o wygnaniu z raju, a wia ze wiata, w ktrym czowiek y ufnie pomidzy
zwierztami, do wiata, w ktrym zosta wystawiony na skutki poznania dobra i za z wszelkimi wynikajcymi std
konfliktami stanowi ubrane w mitologiczn szat wspomnienie tego rewolucyjnego przeomu samozrozumiena
czowieka, przeomu, ktry nastpi w prehistorycznych czasach.
5 To niezaprzeczalne twierdzenie jest jednym z najciszych zarzutw, ktre musi si postawi tezom Teilharda de
Chardina, tak skdind wspaniaym i godnym podziwu. W swojej ksice Czowiek w Kosmosie (Monachium 1965)
Chardin pisze: "Raz jeden i tylko raz w cigu swego planetarnego bytu Ziemia moga okry si yciem. Podobnie
ycie raz jeden l tylko raz jeden byo zdolne przekroczy prg wiadomej jani. Jeden jedyny czas kwitnienia myli, a
take jeden jedyny czas kwitnienia ycia. Od tej pory czowiek stanowi najwyszy wierzchoek drzewa. Nie wolno
nam o tym zapomnie. Tylko w nim, z wyczeniem wszystkiego innego, skupiaj si odtd nadzieje przyszoci
noosfery, a znaczy to nadzieje biogenezy, a wreszcie i kosmogenezy. Nie moe on wic nigdy przedwczenie si
skoczy ani stan w miejscu, ani przepa, chyba e jednoczenie rwnie Wszechwiat miaby si rozbi o swoje
przeznaczenie!"
Przy caym szacunku dla tego wielkiego czowieka trzeba jednak powiedzie, e wniosek kocowy, zawarty w
ostatnim zdaniu, stanowi wzorcowy przykad mylnej antropocentrycznej interpretacji przez milczce i bezzasadne
zaoenie, e w caym niewymiernie olbrzymim Wszechwiecie ycie i wiadomo mogy rozwin si tylko na
Ziemi, i wyprowadzony std zdumiewajcy wniosek, jakoby los caego Wszechwiata zalea od przebiegu historii
ludzkoci.
6 Kto interesuje si szczegowym uzasadnieniem darwinistycznego wyjanienia ewolucji, tego kierujemy do ktrej
z licznych odpowiednich publikacji, zrozumiaych take dla laika. Chciabym tutaj szczeglnie poleci znakomite mae
dzieo Darwin hat recht gesehen (Darwin oceni to trafnie) Konrada Lorenza (wydane w formie kieszonkowej).
Pragn take raz jeszcze wskaza na moj ksik Dzieci Wszechwiata, w ktrej o wiele szczegowiej
przedstawiem zaleno ewolucji od mutacji i selekcji, anieli to moliwe w powizaniu z tematem omawianym w tej
ksice. Poruszyem tam rwnie zagadnienie wymierania caych gatunkw oraz opisaem wpywy kosmiczne, ktre,
jak wynika z nowszych bada astronomicznych i geologicznych, oddziauj na rodzaj i tempo ewolucji, wkraczajc w
ten sposb z Wszechwiata w przebieg ycia ziemskiego.
7 Bardzo jest charakterystyczne i ciekawe z punktu widzenia pogldu reprezentowanego w tej ksice, e zasada
ewolucji (Jako rezultat przypadkowej poday l doboru przez rodowisko) nie ogranicza si wcale tylko do dziedziny
biologicznej ani nie pojawia si po raz pierwszy w dziejach dopiero z ni. Przypomnijmy sobie, e odegraa ona ju

decydujc rol przy abiotycznym powstaniu biopollmerw, a wic setki milionw lat przed ukazaniem si pierwszej
ywej komrki: pord niezliczonych chemicznie moliwych zwizkw powstaych na powierzchni pra-Ziemi od
pocztku gromadziy si te, ktre wykazyway najwiksz trwao w istniejcych warunkach rodowiska. Jak wic
mwilimy szczegowo w pierwszej czci tej ksiki, konsekwencje efektu Ureya selektywnie uprzywilejoway
kwasy nukleinowe i aminokwasy. W tym wypadku zatem rozwj zosta posunity naprzd w pewnym okrelonym
kierunku przez to, e indywidualne cechy praatmosfery wypray pord dowolnie i przypadkowo powstaych
zwizkw chemicznych (abstrahujc tutaj od pewnych skutkw okrelonych powinowactw chemicznych) kilka
nielicznych, jako "pasujce", i pozwoliy przez to z "chemicznego chaosu" sytuacji pierwotnej powsta pewnemu
charakterystycznemu porzdkowi.
Wreszcie chcielibymy w tym miejscu wspomnie przynajmniej, e ziemskie rodowisko, przez tak zwane
radioaktywne promieniowanie ta naszego naturalnego otoczenia, uczestniczy zgodnie z tym, co dzisiaj wiemy
rwnie w duej mierze w wyznaczaniu czasu trwania naszego ycia. Przyczyn tego, e yjemy siedemdziesitosiemdziesit lat, a nie tylko dwadziecia albo a piset, jest rwnie liczba procentowa wyzwalanych w naszym
organizmie mutacji, okrelona intensywnoci tego promieniowania. Przy biecym odnawianiu si tkanek naszego
ciaa, przez podzia komrek tworzcych te tkanki, w miar upywu lat sumuj si powstae w ten sposb bdy
podwajania, a wreszcie w coraz wikszej liczbie komrek osigaj one rozmiar, ktry powoduje coraz wiksze
uszkodzenie zdolnoci funkcjonowania komrek l tkanek. Istniej przekonujce wskazwki na to, e to powizanie
jest Jedn z przyczyn, dla ktrych si starzejemy. Na pewno nie jest to powd jedyny. Przecitne trwanie ycia Jest
take wielkoci utrwalon dziedzicznie (i jako taka indywidualnie zrnicowan, co jest udowodnione). Z drugiej
strony jednak nawet to dziedziczne ustalenie redniego trwania ycia ludzkiego zostao w toku ewolucji okrelone
prawdopodobnie czciowo take przez napromienienie powierzchni Ziemi. Istnieje bowiem zwizek biologiczny
pomidzy trwaniem pokolenia (to znaczy indywidualnym trwaniem ycia istot spokrewnionych ze sob) jakiego
gatunku a waciwym temu gatunkowi odsetkiem mutacji. Nie moemy si tutaj wdawa w szczegy, ale
powizanie takie jest w zasadzie swej atwo zrozumiae: na pewno istnieje co w rodzaju optymalnego odsetka
mutacji jakiego gatunku. Zbyt wiele mutacji zagraa jego trwaoci, zbyt mao jego zdolnoci przystosowania. Przy
danej z gry przyczynie, wyzwalajcej mutacje (jest ni stae promieniowanie ta), w odsetek mutacji jest midzy
innymi take zaleny od okresu, w ktrym komrki rozrodcze danego gatunku wystawione s na dziaanie tej
przyczyny, innymi sowy, od trwania fazy podnoci danego gatunku. To trwanie podnoci za z kolei znajduje si w
pewnym wywaonym stosunku do caego trwania indywidualnego ycia.
8 Byy co najmniej jeszcze dwie prby podjte przez przyrod oywion przezwycienia szczebla
jednokomrkowoci. Jedn jest obserwowana u wielu glonw i grzybw tendencja do dzielenia si jder
komrkowych bez nastpujcego potem podziau komrki. Wynika z tego jedno czne ciao protoplazmatyezne z
licznymi jdrami. Drug prb tworz tak zwane "lunie" (plazmodia) prymitywnych rolin luzowcw. cz si
one przejciowo w cigu swego cyklu yciowego w wielokomrkowe, wsplnie poruszajce si skupienia, w ktrych
mona rozpozna ju pewien podzia funkcji pomidzy rozmaitymi komrkami. Jednake adna z tych prb nie
wysza poza prymitywne zacztki.
9 Wszystkie opisane tu komrki maj chloroplasty. S wobec tego zielonkawo ubarwione, naley je zatem zalicza
do przodkw rolin, pomimo e w oczach laika ich aktywna ruchliwo zdaje si przeczy takiej klasyfikacji.
Natomiast zgodna z ni jest objawiajca si w ich zachowaniu pozytywna reakcja foto-taktyczna (fototaksja
dodatnia). Termin ten okrela po prostu ich tendencj do wypywania z ciemnoci ku jasnoci. Ta cakowicie
automatyczna reakcja gwarantuje, e komrki te, yjce w zasadzie z fotosyntezy, kieruj si w miar monoci
zawsze tam, gdzie wiato soneczne jest najintensywniejsze.
Niezbdne do takiej reakcji "odbiorniki wiata" utworzone s przez mae plamki pigmentowe o czerwonawym
wygldzie; kada komrka ma jedn tak plamk. Pochaniaj one wiato emitowane przez Soce. Jednake
inaczej ni w przypadku chloroplastw przechwycone promieniowanie nie jest wykorzystywane Jako rdo energii,
lecz do wyzwalania rozkazw sterujcych. Najwyraniej sia uderzenia wici rozmaitych komrek tworzcych tak
koloni dopty si zmienia, dopki pooone na przedzie (w kierunku pywania) plamki pigmentu nie zarejestruj
maksymalnej siy nawietlenia. W ten sposb kolonia poda zawsze ku najwikszej jasnoci.
10 Przed kilku laty przypadkowo natrafiem na pierwopis pewne] ksiki (o ile mi wiadomo nigdy si ona nie
ukazaa), w ktrej spekulacja na temat prymatu ONA, jako waciwego celu wszelkiej ewolucji, bya posunita a do
ostatecznych konsekwencji zamknitego pogldu na wiat. W niektrych szczegach byo to niezwykle pomysowo l
dowcipnie przeprowadzone. Tak wic na przykad autor reprezentowa pogld, e przyroda wycznie l jedynie
dlatego zainicjowaa ca ewolucj na Ziemi, aby wytworzy w kocu czowieka, a wraz z nim cywilizacj techniczn.
Jednake nie z tej przyczyny, jakoby czowiek i jego osignicia cywilizacyjne miay stanowi cel sam w sobie.
Wrcz przeciwnie. Cao naprawd nie bya jakoby niczym innym jak (nieuniknion) gigantyczn drog okrn, na
ktr przyroda musiaa wkroczy, aby DNA stworzy moliwo opuszczenia Ziemi i zakorzenienia si na innych
ciaach niebieskich. Szczytem cywilizacji bowiem jest technika astronautyczna. Prdzej czy pniej czowiek
nieuchronnie bdzie musia wpa na pomys (nie wiedzc wcale o tym, e tym samym podporzdkowuje si
nadrzdnym "celom" DNA) wysania we wszystkie strony Wszechwiata bezzaogowych sond zaadowanych
czsteczkami DNA. Gdy to nastpi, ludzko moe wygin, poniewa zostanie speniony sens jej egzystencji, ktry

miaby polega tylko na przechowaniu DNA w komrkach rozrodczych czowieka i zapewnieniu im


midzyplanetarnego rozsiewu. W tym aspekcie tendencja do popierania i rozwijania techniki lotw kosmicznych,
tendencja, ktra tak czsto wydaje si nieracjonalna, ujawnia si taki by chyba wniosek kocowy autora jako
wyraz popdowego naporu, ktremu czowiek musi ulega z takich samych przyczyn, z jakich spenia take swoje
zadanie indywidualnego rozmnaania si (A. Menzel, Das Anblitz der Zukunft [Oblicze przyszoci], tekst nie
publikowany).
To, e pomimo bogactwa pomysw i wewntrznej logiki cao robi niezwykle mieszne wraenie, bierze si
naturalnie z niebywaej jednostronnoci sposobu rozumowania, ktry tutaj znowu uwzgldnia wycznie punkt
widzenia jednego tylko szczebla rozwoju. Nicolai Hartmann byby to niewtpliwie nazwa wykroczeniem przeciwko
"strukturze warstwowej", to Jest niedopuszczaln prb wyjaniania caoci jakiego zjawiska przez doprowadzenie
do absolutu regu i kategorii jednej z jego czci.
11 Kogo Interesuje nie tyle ten konkretny szczeg, lecz przykady zdumiewajcych l czsto rzeczywicie
niewiarygodnych wrcz osigni mechanizmu ewolucji temu raz Jeszcze polecamy wymienion Ju na s. 30
ksik W. Wicklera "Mimikry". Z najrozmaitszych przyczyn wanie ta szczeglna forma przystosowania, ktr
okrela si terminem mimikra, dostarcza szczeglnie wyrazistych i obrazowych przykadw.
12 Owe otwory i uki skrzelowe, ktre wszyscy przed naszym urodzeniem posiadamy, nie s zreszt tak cakowicie
poniechane l nie zaniky bez siadu. Przyroda musi budowa z tego materiau, jakim kadorazowo dysponuje, l nie
moe czyni skokw, ktre by uszkadzay zdolno ycia Jakiego organizmu, nawet na najkrtszy okres fazy
przebudowy. Uya wlec u czowieka otworw skrzelowych midzy Innymi wwczas, gdy szo o dodatkowe
wbudowanie uszu do czaszki. Nasz przewd suchowy, ktry czy bon bbenkow z wolnym powietrzem. Jest
przebudowanym otworem skrzelowym. Wyjania to take, dlaczego jama naszego garda poczona Jest z uchem
rodkowym: pierwotnie wszystko to tworzyo powizany ze sob (l znacznie szerszy) kana, przez ktry woda
wpywajca do ust przechodzia obok (wymienionej w tekcie) siatki naczy krwiononych skrzeli, ktra z kolei t
wod pozbawiaa tlenu, zanim wypywaa ona znowu na zewntrz po obu stronach czaszki.
13 Warto sobie wyranie uzmysowi, e i dlaczego boczne ustawienie oczu, z oddzielnym dla kadego oka polem
widzenia, Jest charakterystyczne dla wzgldnie niskiego poziomu rozwoju, tak e przy porwnywaniu dwch rnych
gatunkw zwierzt mona z tej cechy wycign wnioski o rnicy usytuowania na* drzewie genealogicznym. W tym
miejscu, na przykadzie odmiennego objawu, pojawia si znowu temat szeregu rozwojowego, prowadzcego od
zwykego odbiornika bodcw wietlnych do rozwinitego w peni narzdu postrzegania optycznego. Nawet tutaj,
przy kocu tego szeregu, bezporednio przed wykoczeniem narzdu, wystpuj Jeszcze rnice szczebla: oczy,
ktre widz bocznie i tym samym pozwalaj na optyczn "orientacj wokoo", znajduj si na prymitywniejszym
stopniu rozwoju optycznego systemu ostrzegawczego ni para oczu, ktrych pola widzenia prawie na siebie
zachodz. Dopiero gdy to nastpi, powstaje moliwo widzenia stereoskopowego, czyli plastycznego. Dopiero
wtedy wic optyczne postrzeganie moe przekazywa przeywanie przestrzennego i przedmiotowego wiata.
CZ CZWARTA: JAK POWSTAA CIEPOKRWISTO I "WIADOMO"
1 To urzdzenie do nurkowania, gdy pniej, na suchym ldzie, ju nie byo potrzebne, wcale nie zostao po prostu
poniechane i nie zaniko. Jak wspominalimy (zob. przypis na s. 355), przyroda jest zawsze zdana na wykorzystanie
materiau, ktry ma. W zdumiewajco pomysowej przemianie funkcji dawny pcherz pawny pazw i gadw, ktre
przeniosy si na ld, zosta wykorzystany na puca. Potrzebna do tego przebudowa nawet nie bya tak bardzo
znaczna. cile biorc, opleciony cienkimi ttniczkami worek powietrzny zawsze suy przyjmowaniu gazw z krwi i
oddawaniu ich do krwi. Gdy w wodzie cel tego urzdzenia polega na ustawieniu pcherza pawnego pod mniejszym
lub wikszym cinieniem, obecnie to samo urzdzenie, skoro powstao poczenie z jam ustn, byo
wykorzystywane do przyjmowania atmosferycznego tlenu do krwi i oddawania dwutlenku wgla z krwi. Puca ludzkie
s take przebudowanymi pcherzami pawnymi naszych morskich przodkw.
2 Nietrudno to wytumaczy, gdy si pomyli, czym w ewolucji Jest wynalazek: stworzeniem narzdu bd funkcji
przez mutacj i selekcj. Selekcja moe dokonywa doboru zawsze tylko spord ofert mutacyjnych akurat
wystpujcych w danym momencie. Mutacje za nie s skierowane na cel, lecz o czym naley stale pamita
przypadkowe i dowolne. Jest zatem wicej ni nieprawdopodobne, aby w toku ewolucji okrelonego gatunku taka
sama sytuacja w odniesieniu do obu tych czynnikw moga si dokadnie powtrzy.
3 Nasuwa si tutaj pytanie, jak naukowcy na podstawie skpych i wycznie kostnych pozostaoci mog decydowa
o tym, czy w poszczeglnym przypadku w gr wchodzi zmiennocieplny organizm zimnokrwisty, czy te osobnik
ciepokrwisty. Istnieje na to kilka sposobw. Konkretn wskazwk ciepokrwistoci s wszelkie oznaki sierci jako
okrycia ciaa. Futro bowiem "grzeje" tylko na zasadzie termosu, to znaczy, e moe zachowa tylko ciepo, ktre ju
istnieje. Std na nic nie zdaoby si jaszczurce, gdyby j na noc ubra w futro. Dalsz wskazwk Jest
wyksztacenie kostnego sklepienia podniebennego, ktrego istoty zimnokrwiste Jeszcze nie maj. Ta cecha Jest
szczeglnie interesujca, stanowi bowiem widomy przykad tego, e kada zmiana konstrukcji take w ywym
organizmie pociga za sob wiele zmian w caym planie budowy. Kostne sklepienie podniebienia udoskonala
dokadne rozdzielenie obszaru oddechowego od jamy ustnej. Umoliwia to dalsze swobodne oddychanie rwnie w

czasie ucia pokarmw. Stanowi nieocenion korzy dla organizmu cepokrwistego z jego intensywniejsz
przemian materii i odpowiednio do tego zwikszonym zapotrzebowaniem na tlen (kady moe si o tym atwo
przekona na podstawie samoobserwacji).
4 W tym miejscu moe ml kto zarzuci, e jest to tylko opis formalny o charakterze tak bardzo oglnym, e taka
interpretacja mogaby dotyczy kadego dowolnie dobranego rozwoju, a zatem nie ma adnej wartoci
heurystycznej. Ale za takim zarzutem kryje si znowu antropocentryczne niezrozumienie historycznych
(filogenetycznych) powiza. Odparbym taki argument pytaniem, jak wobec tego naley sobie tumaczy, zgodnie z
tym rzekomo apriorystycznie tylko moliwym opisem formalnym, e pierwiastki mogy si czy na rozmaitych
szczeblach. Zarzut zakada bowiem, e jest to rzecz sama przez si zrozumiaa, i atomy potrafi czy si w
czsteczki, i e to samo dotyczy zdolnoci poszczeglnych komrek do wizania si w wielokomrkowe organizmy, i
tak dalej. Tymczasem jest wrcz przeciwnie, cho nie moemy ju tutaj poda adnego wyjanienia: ow cig
tendencj do czenia si musimy zaakceptowa jako pewien aksjomat rozwoju, podobnie jak istnienie l szczeglny
charakter praw natury.
5 Jednake oko ciemieniowe nie tak drog obrao do rozwinitego w peni optycznego narzdu postrzegania;
wobec cakowicie nieprzydatnego pooenia oka ciemieniowego na sklepieniu czaszki byoby to te bez sensu.
Pomimo to narzd ten moe suy za pogldowy model stadium przejciowego od prostego odbiornika wiata do
rozwinitego w peni oka ze zdolnoci widzenia. Pokrewiestwo wynika chociaby z tego, e oba rodzaje oczu
filogenetycznie wyrosy z tej samej czci mzgu: oba uwypukliy si z midzymzgowia jako pcherzykowate pki.
Chyba jest jasne, e ewolucja spord tych zacztkw wyksztacaa dalej do stopnia narzdw wzroku tylko takie, w
ktrych ze wzgldu na Ich pooenie w czaszce tkwiy odpowiednie moliwoci.
6 Przy obecnie stosowanych rodkach oglnego znieczulenia pacjent ju nie przeywa tego tak nieprzyjemnego
przejcia od pierwszego do drugiego stadium narkozy. Dziki tym rodkom potrzebn do operacji gboko narkozy
uzyskuje si tak szybko, e niespokojne stadium podniecenia nie wystpuje w ogle, nawet obiektywnie. Jednake
tych nowoczesnych rodkw rwnie dotyczy zasada, e przydatno ich jest tym wiksza, im wikszy Jest odstp
pomidzy steniem wymaganym do dostatecznie gbokiej narkozy a steniem, przy ktrym take nisza cz
pnia mzgu z pooonymi tam wanymi dla ycia orodkami regulacji zostaje objta narkoz. Odstp pomidzy tymi
dwoma steniami anestezjolog okrela jako zakres dziaania rodka oglnie znieczulajcego.
7 Bardzo wszechstronnie potwierdziy to operacje mzgu, ktre ze wzgldu na cakowit nieczuo tego narzdu
mog by wykonywane przy miejscowym znieczuleniu. Sabe bodce elektryczne w zakresie orodka wzroku na
korze pkuli mzgowej w okolicy potylicznej wyzwalaj zmienne przeycia optyczne, poczwszy od barwnych
byskw wietlnych a do przesuwajcych si scen obrazowych. Gdzie indziej, szczeglnie w okrelonych miejscach
pnia mzgu, wyzwala mona nastroje, ktre mog by tak bardzo silne, e pacjent w czasie operacji, lec na stole
z otwartym mzgiem, wybucha gromkim miechem. aden z pacjentw nie ma przy tym uczucia, e jest to sytuacja
sztuczna czy te tylko nienaturalna. aden z nich nie przeywa bodca elektrycznego jako tego, czym w istocie jest,
to znaczy jako bodca elektrycznego. Zalenie od miejsca mzgu, ktre jest dranione, wszyscy pacjenci
przeywaj zabieg jako realne optyczne postrzeganie, jako "prawdziwy", nagle ogarniajcy ich nastrj czy te w jaki
inny podobny sposb.
8 Z przyczyn cakowicie zrozumiaych stalimy si obecnie bardzo nieufni wobec wszelkich tradycyjnych wartoci nie
mogcych si wylegitymowa. Wie si z tym skonno do omieszania rnych form ascezy i wstrzemiliwoci,
rozpowszechnionych w dawnych wiekach, spord ktrych jedna jeszcze nadal istnieje w postaci celibatu ksiy w
Kociele katolickim; traktujemy to zjawisko wycznie Jako wyraz zabobonu, a nawet krytykujemy Jako metod
autorytarnego ucisku. Ale nie wolno nie zauwaa, e pod pewnym wzgldem takie tendencje maj swoje
uzasadnione : zdolno tumienia instynktowych wrodzonych sposobw zachowania z motyww racjonalnych jest
moliwoci zastrzeon wycznie czowiekowi spord wszystkich istot ziemskich. Dopiero jego pkule mzgowe
s dostatecznie wysoko rozwinite, aby rozporzdza impulsami pochodzcymi z pnia mzgu. Z tego punktu
widzenia zdolno dziaania "wbrew naturze" jest najbardziej ludzk z wszelkich ludzkich moliwoci. Takie
rozwaania mog nam wyjani, dlaczego asceza, w kadej formie, w wielu kulturach i we wszystkich czasach
cieszya si wielkim uznaniem i nadawaa pewien autorytet ascetom. Uwagi te naturalnie z drugiej strony nie
dostarczaj argumentw modnej obecnie dyskusji nad tym, czy w dzisiejszym spoeczestwie suszne Jest, aby
kolektywnie narzuca pewne formy wstrzemiliwoci.
9 Z przyczyn, ktrymi nie musimy si tutaj zajmowa, od pocztku byo raczej nieprawdopodobne, aby to zadanie
magazynowania indywidualnych treci pamici mogo by realizowane przez DNA.
10 B. Hassenstein, Aspekte der "Frelheit" Im Verhalten von Tieren (Aspekty "wolnoci" w zachowaniu zwierzt),
"Universitas", grudzie 1969.
CZ PITA: HISTORIA PRZYSZOCI
1 Nestor nauki o pszczoach Kar! von Frlsch opisuje, e w ulu, w miejscach wylgu, pszczoy utrzymuj sta
temperatur z dokadnoci nie ustpujc dziaaniu ludzkiego organizmu, a Jest to osignicie nie spotykane poza
tym w wiecie zimnokrwistych zgodnie zreszt z t nazw. Zwierzta uzyskuj ocieplenie przez przysuwanie si

blisko do siebie l zwikszony ruch, ochodzenie za przez rozprowadzenie wody i jej przypieszone parowanie
wywoane wachlowaniem skrzydami. (K. von Frlsch, Biologie, wyd. III, Monachium 1987, . 196.)
2 Zob. E. Verhtilsdonk, Das kosmische Abenteuer (Przygoda kosmiczna), Knecht Verlag 1964.
3 Zob. A. C. Clarke, Im huchsten Grade phantastlsch (Fantastyczne w najwyszym stopniu), Dusseldorf 1964.
4 W sprawie innych kultur planetarnych i przyszych moliwoci jednoczenia si przez czno radiow zob.: F.
Hoyle, Of men and galaxies (O ludziach i galaktykach), Washington Press 1964. Rozwaania nad niezbdnymi
cechami mldzygwiazdowych przekazw radiowych i zaoeniami poszukiwa kontaktw midzyplanetarnych zob.:
Meyers Handbuch ttber das Weltall, wyd. IV, Mannheim 1967. Poniej przykad przekazu, jaki ktrego dnia
moglibymy odebra z planety obcego ukadu sonecznego, przy zaoeniu, e prawida logicznego mylenia
abstrakcyjnego s jednakowe w caym Kosmosie:
111100001010010000110010000000100000101001000001100101100111100000110000110100000000100001000
010000100010101000010000000000000000000100010000000000101100000000000000000001000111011010110
101000000001010010000110010000111010101010000000001010101010000000001110101010111010110000000
010000000000000000010000000000000100010011111100000111010000010110000011100000001000000000100
000001000000011111000000101100010111010000000110010111110101111100010011111001000000000001111
1000000101100011111110000010000011000001100001000011000000011000101001000111100101111
Komputerowa analiza wykae natychmiast, e nastpowanie po sobie cznie 551 impulsw i braku impulsw nie
jest przypadkowe i e musi tu w gr wchodzi jaki przekaz zawierajcy informacj. Ale jak naley wiadomo
odszyfrowa? Pierwszy krok polega na ustaleniu, e 551 jest wynikiem mnoenia liczb pierwszych: 19 i 29. Wtedy i
tylko wtedy mona znaki uszeregowa w prostokcie bez reszty, gdy si je napisze Jedne pod drugimi (w
formacie, ktrego podstaw jest bok krtszy) w 29 wierszach, z ktrych kady zawiera 19 liczb {zob. s. 440). Jeeli
teraz zastpimy kad "l" czarnym kamykiem mozaikowym, a dla kadego "0" pozostawimy przerw, otrzymamy
obraz pokazany na s. 441, ktry zawiera zadziwiajco wiele informacji:
Posta na dole obrazu przedstawia najwyraniej nadawc, przy czym dowiadujemy si, e on rwnie jest
prymatem. Na lewej krawdzi obrazu od gry Soce, ku doowi 9 planet, ukad soneczny nadawcy, po stronie
prawej, obok pierwszych piciu planet liczby 1 do 5 w zapisie binarnym. Obok czwartej planety widnieje ponadto
(wypeniajc kart a do krawdzi prawej) przedstawiona w zapisie binarnym liczba 7 miliardw powizana z
obrazem nadawcy ukonie przebiegajc lini; taka jest liczba ludnoci na tej jego planecie ojczystej. Wiadomo,
e cywilizacja jego zna loty kosmiczne, wynika z tego, e obok drugiej i trzeciej planety obcego ukadu pojawiaj si
liczby 11 i 3000, ktre naley interpretowa jako informacj o istnieniu maych kolonii czy te stacji obserwacyjnych
na tych ciaach niebieskich. Po prawej stronie u gry symbole atomw wgla i tlenu: s to wic rwnie w ojczynie
autora wiadomoci najwaniejsze pierwiastki (od ktrych zaley przemiana materii?). Wreszcie po prawej stronie
"obrazu czowieczka" jeszcze dwa znaki w ksztacie litery T, sigajce dokadnie od gowy do ng nadawcy po obu
stronach liczby 31 (znowu w zapisie binarnym). Nadawca jest wic tak naley odczyta t informacj 31 razy
wikszy od "czego". O jak tu moe chodzi jednostk? Jedyn wielkoci identyczn dla nadawcy i odbiorcy jest
dugo fal, na jakiej wiadomo zostaa wypromieniowana i odebrana. Obca istota jest wic najprawdopodobniej 31
razy wiksza od uytej dugoci fal. Takiego "przekazu" do tej pory nikt jeszcze nie wysa ani nie odebra. Chodzi
tylko o pewien "model" zaprojektowany przez amerykaskiego naukowca Franka D. Drake'a w celu wykazania i
przebadania moliwoci porozumienia si na drodze radiowej z partnerem, od ktrego nie mona oczekiwa adnej
wsplnej waciwoci poza zdolnoci do logicznego mylenia. Istnieje zreszt sprawdzian dla tego modelu: zesp
naukowcw, ktrym przedoono do rozwizania ow informacj po prostu jako cig liczb, bez adnych dodatkowych
wyjanie rozgryz ten orzech w cigu dziesiciu godzin.

You might also like