You are on page 1of 40

Jakub

Nowak
Amnezjak

ISBN: 978-83-64384-65-3

Wydawca:
Powergraph
ul. Cegowska 16/2
01-803 Warszawa
tel. 22 834 18 25
e-mail: powergraph@powergraph.pl
www.powergraph.pl

Copyright 2006-2017 by Jakub Nowak


Copyright 2017 by Powergraph
Copyright 2015-2017 for the cover illustration by Grandfailure via iStock
Copyright 2017 for the cover by Rafa Kosik
Wszelkie prawa zastrzeone.
All rights reserved.

Redaktor prowadzca serii: Kasia Sienkiewicz-Kosik


Redakcja: Kasia Sienkiewicz-Kosik
Korekta: Maria Aleksandrow
Skad i amanie: Powergraph
Ilustracja na okadce: Grandfailure (via iStock)
Projekt graficzny i opracowanie: Rafa Kosik

Wyczna dystrybucja:

Firma Ksigarska Olesiejuk Sp. z o.o. Sp.j.


ul. Poznaska 91, 05-850 Oarw Mazowiecki
tel. 22 721 30 00 / 11

Konwersj do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer


Spis treci
Karnawa
Dziwne dni
Ekumenizm
Rychu
Retro
Ciki metal
Dominiczka mwi:
Zimno, gdy zajdzie
Amnezjak
Wszystkie rozdziay dostpne s w penej wersji ksiki
Karnawa

Karnawa wyruszy z Wenecji pierwszego marca 1875 roku, w dniu rozpocz-


cia nalotw na Warszaw. Kiedy wraz ze wschodem soca haaliwy i pijany
korowd opuszcza wietliste miasto, w stolic nieistniejcego pastwa uderzyy
pierwsze bomby.
Karnawa poszed na pnoc. Peza jak glista po italskich ksistwach, nie-
spiesznie i chaotycznie. ywi si gwatem, posok i ogniem, wysrywa zgliszcza
wsi i miasteczek, sia trupami tych, ktrzy stawali mu na drodze. Pcznia. Rs.
Tuczy si. A w kocu dojrza: peen mordercw, dezerterw i zodziei; maka-
brycznych kuglarzy, zwyrodniaych pokrak i rozpadajcych si kurew. Peen
cynicznych ksiy i fanatycznych grzesznikw; dekadenckich arystokratw, ktrym
byo ju wszystko jedno i obkanych technerw, o ktrych dzieach kryy
legendy. I z tajemniczym, wiecznie pijanym Wodzirejem na czele, krlem chaosu
i przemocy, najbardziej okrutnym i szalonym z nich wszystkich.
Wreszcie karnawa by tak potny, e widoczny nawet na kresowych kach:
gigantyczna, rozwleka kolumna gdzie na widnokrgu, niepokojca rozedrgana
wstga zawsze na granicy pola widzenia. Wtedy wpez do Francji, by poywi
si krwi konajcego kraju. A papie, zimowi kardynaowie i krlowa Woch
wreszcie odetchnli.

16 kwietnia 1876, Danz ig, kawiarnia Adolfa Ozicka Dugie Poegnanie

Mody pies wzlecia powoli na taras przydworcowej kawiarni. Wynurzy si


niespodziewanie zza stalowych kwiatw oplatajcych barierk i szybowa niepo-
radnie ponad gowami goci. Poszczekiwa cicho do ich speszonych twarzy
zamoni i wiatowcy, w wikszoci nie wiedzieli jednak rzeczy oczywistej
nawet dla najmodszych dzieci z portu w dole: pies musia wskoczy do pneumo-
tunelu i rzucio nim w gr. Kiedy kelner wynis zdezorientowanego zwierzaka
do kuchni, wszystko wrcio do normy. Towarzystwo znw jo obserwowa
kobiet w sukni w maki.
Kilkanacie stolikw, kilkadziesit par ciekawskich oczu. Gwnie Niemcy,
mczyni w podry (wok nich paszcze, walizy i parasole), nerwowo spogl-
dajcy zza fajek, gazet, kieliszkw i filianek na przechadzajc si na kocu
tarasu brunetk.
Bya sama i bya pikna. Purpurowe maki wyrastay wrd plis czarnej tafty
jej sukni, piy si po szczupej talii i krzywinie piersi, by rozkwita na koronce
dekoltu i wok szyi, gdzie kady si na nich ciemne kosmyki upitych wyej
wosw. To nie by strj podrny, i mczyni wiedzieli o tym doskonale. Pocili
si, mimo e dzie by chodny, a soce zachodzio.
Spacerowaa wzdu barierki, gaskaa stalowe re, patrzya w d, na port
i miasto. Obserwowaa przyportowe kamienice i wysokie kominy statkw za
nimi. I dalej, tam gdzie najgbiej, gdzie zacumowane byy dwa kradnce ciepe
wiato pancerne giganty. Trway nieruchomo naszpikowane lufami, jak kanciaste
stalowe jee, chluba marynarki Rzeszy.
Port nie kad si do snu. Transportowce, wozy, wagony, rozbiegani ludzie
i niekoczca si wymiana: wyadunek i zaadunek tysice skrzy pyny
w powietrzu rwnymi rzdami po trajektoriach wytaczanych przez niewidzialne
tunele. I cigy, nucy haas: mewy przekrzykujce si z portowymi syrenami
i metaliczne pomruki te goniejsze szy wibracj z wntrza dworcowej hali. Te
cichsze ze stoczni na wschodzie, gdzie wielkie mechaniczne ptaki niezgrabnie
chyliy si nad wybebeszonymi kadubami.
Kobieta westchna i zatrzymaa si na kocu tarasu. Siedzcy najbliej
pijany Szwed mgby przysic, e pord zapachw zatoki, dworca i tureckiego
tytoniu poczu wo jej perfum. Pachniaa makami i czym jeszcze, co Szwedowi
kojarzyo si z pogrzebami odprawianymi w jego rodzinnej parafii w Falun.
Ju powinien tu by powiedzia mczyzna przy stoliku w cieniu dwor-
cowej ciany. Mia czterdzieci lat, krtkie szpakowate wosy, drogi londyski
garnitur i lask ze stalow rkojeci w ksztacie smoczego pyska.
I zaraz bdzie odpar jego towarzysz, duo starszy i wyszy. Jego ziemi-
sta twarz przypominaaby pomit kartk, gdyby nie umazane kaw gste siwe
wsy. Meinhold nie przepuciby takiej okazji.
Szpakowaty skrzywi si i spojrza na brunetk przy barierce. Staa nieru-
chomo, tyem do wszystkich.
Widziae? Wsacz podsun modszemu Danziger Zeitung. Rozma-
wiali po angielsku. Min ju rok, a jest tego wicej i wicej.
Ostatni stron gazety zajmowa list goczy za Piotrem Ostrowskim, polskim
morderc, spiskowcem, okultyst, masonem, zodziejem i podpalaczem; wrogiem
Rzeszy, pokoju i Sztuki; sprawc plugawego zamachu na Ottona Eduarda
Leopolda, ksicia von Bismarck-Schnhausen, ksicia von Lauenburg, Kanclerza
Rzeszy. Centraln cz ogoszenia stanowia podobizna Ostrowskiego: psycho-
patyczne spojrzenie wyzierajce spod krzaczastych brwi, wykrzywione tuste usta
i skotuniona czupryna nie zostawiay czytelnikowi najmniejszych wtpliwoci, e
ma do czynienia ze skurwysynem w najczystszej postaci.
Cena za jego gow wci ronie powiedzia szpakowaty.
Bo elazny Kanclerz nie zapomina. Mog go caego przerobi na mecha-
ida, ale dopki bi bdzie w nim ludzkie serce, Kanclerz bdzie pamita.
Szpakowaty odoy gazet i westchn. Zastyg na uamek sekundy, utkwiw-
szy wzrok ponad ramieniem wsacza.
Meinhold? spyta starszy.
We wasnej osobie.
Na progu tarasu stao trzech mczyzn. Z przodu bliniacy w mundurach pru-
skich czarnogwardzistw: profesjonalni zabjcy i przyzwoici technerzy. Rozgl-
dali si po kawiarni z wiczon latami podejrzliwoci. Trzeci trzyma si z tyu
i siga im do ramion. Pozbawiony wosw, szyi i wyznacznikw wieku, wygl-
da jak wielkie jajo przystrojone w garnitur, rkawiczki i pstrokate cimy. Na jego
obej piersi kad si wisior: czarny orze wpisany w zoty, zwrcony ku grze
pentagram. Wisior ogasza: oto Herman Meinhold, Cesarski Mistrz Sztuki, uznany
specjalista militarnej biologii mechanicznej.
Jeden z gwardzistw podszed do piknej brunetki. Gdy po kilku zdaniach
ruszyli w stron Meinholda, gocie kawiarni obserwowali ich z milczcym zain-
teresowaniem. Cho yli w wiecie, w ktrym cuda spowszedniay ju dawno,
Mistrz Sztuki publicznie dobierajcy sobie kataryn stanowi widok doprawdy
ekscytujcy.
Herman Meinhold by bowiem pyszny i gupi. A dwaj mczyni przy stoliku
pod cian wanie na to liczyli.
Przybysze i kobieta opucili kawiarni. Niedugo pniej od stolikw poczli
wstawa agenci: dwaj barczyci ortodoksyjni ydzi, po nich niemiecki kupiec
i jego towarzyszka.
Szpakowaty dobrze zapamita umiech wychodzcego grubasa, teraz podsy-
ca nim swoj wcieko. Stary nasuchiwa odgosw z portu. Duski zaraz
powinien zacz przedstawienie.
Nagle niebo zgaso na kilka chwil. Rozlegy cie przepyn bezszelestnie nad
tarasem, zdawaoby si na wycignicie rki. Ludzie odruchowo pochowali
gowy w ramiona i, nerwowo umiechnici, przygldali si cumowaniu brytyj-
skiego ywolotu.
Bioid ldowa na dworcowym dachu. Oplatajca gondol zielona larwa bya
wielkoci dwch lokomotyw. Powoli zbliaa si do pali cumowniczych, Union
Jack rozpostarty na wypenionym gazem wielkim organicznym grzybie arzy si
dumnie i nieco zowieszczo. Bioid wypuci parujce macki, te znalazy pale
i oploty je, przycigajc sterowiec ku pycie ldowiska.
La Rochelle dugo nie wytrzyma powiedzia obojtnie wsacz.
W sierpniu min ju dwa lata.
Szpakowaty wiedzia, e ten spokj to pozr, starzec cierpia. Jego matka
bya Francuzk, wsacz spdzi we Francji p dugiego ycia. Dzi tamten kraj
nie istnia, de facto zdelegalizowany jednym pocigniciem pira brytyjskiej kr-
lowej. Ostatni z bastionw starej Francji wanie pada, od piciu lat oblegany
przez pancerniki Sojuszu. Rok temu, gdy twierdza wci jeszcze trzymaa si
mocno, okrty Sojuszu, nie przerywajc oblenia, zaczy wypeza z wody, by
ldem, ziemi i powietrzem naprze na mury. Dzi niewiele rnio La Rochelle
od zgliszcz Parya czy Warszawy, ale miasto wci jeszcze zdobywao si na
zacity opr.
Wiem, e cierpisz, Franciszku, pomyla szpakowaty. Wszyscy cierpimy.
Wtedy Gdaskiem targny eksplozje. Trzy wybuchy, jeden po drugim, w r-
nych czciach portu, a po nich wystrzay, gdzie na towarowym nadbrzeu.
Kawiarniani gocie, syszc narastajc kanonad, obserwowali nerwowo trzy
rwne smugi pnce si ku ciemniejcemu niebu. Teraz opuszczali taras, cigani
przez cay pluton kelnerw uzbrojonych w niezapacone rachunki.
Dwaj mczyni nie wstali od razu szpakowaty skrupulatnie odlicza pieni-
dze, wsacz przeglda ogoszenia w gazecie. Nie ma popiechu. Ludzie Du-
skiego wanie odbijaj tureckim przemytnikom kradzione karabiny. Niech przy
okazji porzdnie namieszaj. Agnieszka zdy wszystko przygotowa, a informa-
cja o strzelaninie dojdzie do elizjum, jego goci i personelu.
Chodmy powiedzia wreszcie stary wsacz.
Mylisz, e ju?
Nie wiem. Kawa mi si skoczya.

zawszenigdy, Kresy

Piotr Ostrowski duo podruje, rwnie w czasie snu. Zamyka powieki


i coraz czciej trafia na kresowe ki, do krainy wiata, ciszy i przestrzeni. Tam
wszystko jest agodne i takie s jego przechadzki, gdy spaceruje niewysokimi
pagrkami, w mikkiej, sigajcej pasa trawie, nad sob majc pozbawione
soca, bajecznie kolorowe niebo, niczym rozlane na szkle pastelowe farby. Piotr
Ostrowski przechadza si na wietrze, ciepym i odwieajcym, przyglda nie-
licznym falujcym powoli drzewom i szybujcym wysoko ptakom-owadom.
A moe anioom?, po raz kolejny zastanawia si Ostrowski, gdy zadziera
gow wysoko, ku amorficznym sylwetkom. Pytanie nie jest bezzasadne, skoro
zimowi kardynaowie uznali, e Sztuka, ktra tamtego gorcego lata p wieku
temu runa na nich wraz ze niegiem i lodem, jest wielkim, wspaniaomylnym
darem od Boga. Czowiek zosta obdarowany ogromn moc i przyj j
z wdzicznoci i pokor. Cudowna, ale kapryna i wymagajca wiedza, ktra
najpierw zmienia umysy kilkudziesiciu najbardziej oddanych Bogu mczyzn.
Potem szybko zmienia cay wiat, wprowadzajc zupenie nowy porzdek.
Nastao Owiecenie, epoka wielkich przemian i ogromnych moliwoci, czas
uwielbienia Pana i zaciekej walki w obronie Jego imienia. A wraz z Owiece-
niem pojawiy si Kresy, miejsce pomidzy, gdzie czas i przestrze wij si spi-
ralnie jak dwa splecione w ciasnym ucisku we.
Koci, monarchowie i mistrzowie Sztuki skupieni w Zimowym Sojuszu nie
maj wtpliwoci. Kresy to niebiaskie przedpola, zapowied absolutnego spo-
koju i spenienia kluczowa cz Boskiego daru, zachta do podporzdkowania
si Jego woli i woli Kocioa. Co myl inni szaleni prascy Nowi Husyci,
angielskie woterki, czy bywalcy Salonu Koca wiata, tak cyniczni i zachanni, e
niegodni by nazywa ich naukowcami zjednoczonych Sojuszem owieconych
Europejczykw nie interesuje, co o Kresach myli caa ta haastra.
Piotr Ostrowski za to zastanawia si czsto. Tym czciej, od kiedy opuciw-
szy wzniesion wysoko gow, na kresowym horyzoncie dostrzega zowieszczy
cie Karnawau.

16 kwietnia 1876, Danz ig, eliz jum piewna Orchidea

Szpakowaty i wsacz weszli do hali dworcowej, w haas, smrd i tok, do


pulsujcego wntrza gigantycznego stalowego wieloryba. Dwupoziomowe perony
pene byy podrnych przelewajcych si przez platformy, ruchome schody
i dziesitki wagonw. Lokomotywy sapay jasnym dymem, ktry szed wysoko,
pod ebra dachu, gdzie rozwieway go lecce jedna za drug skrzynie Cesarskiej
Poczty. Nad wszystkim czuwa potny czarny orze z witraa na centralnej cia-
nie dworca. Na prawo by malunek, na ktrym pomienie Ducha witego obja-
wiay Sztuk uczestnikom Zimowego Konklawe. Z malunku po drugiej stronie, dla
rwnowagi, spoziera Otto von Bismarck, dumnie wsparty na stalowym ramieniu
zakoczonym automatycznym motem.
To miejsce ma wiele z katedry, pomyla wsacz, prbujc dotrzyma kroku
eleganckiemu towarzyszowi. Ciasne i jednoczenie oniemielajco przestronne,
zbudowane z przenikajcych si cieni i kolorowych rozbyskw, przypominao
katedr i wanie dlatego mu si nie podobao.
Szpakowaty czu si tu doskonale. Skutecznie napiera do przodu, szybko
wic przedarli si na drug stron dworca. Teraz do elizjum: ku jednemu z bocz-
nych wyj, wybudowanych z myl o katolickich mistrzach i technerach-pedera-
stach. Szpakowaty poprowadzi przez labirynt straganw i sklepikw, z pocztku
penych rnego badziewia, aromatycznego jedzenia i brzydkich ubra, potem
coraz droszych i bardziej przestronnych, a do wskiego korytarza zakoczonego
masywnymi drzwiami.
W progu korytarza minli si z dwoma mczyznami. Jeden mocowa si
z klamr oficerskiego pasa, drugi w biegu zakada paszcz. Dobrze, wiadomo
o strzelaninie dotara i tutaj.
Mylisz, e rzeczywicie nadchodzi koniec wiata? spyta szpakowaty,
przygldajc si Piotrowi Ostrowskiemu, mordercy i spiskowcowi, ypicemu
zowrogo z listu goczego na cianie obok drzwi elizjum.
Myl, e mamy go za sob odpar wsacz. Mde wiato z sufitu petry-
fikowao jego twarz w zniszczony posg.
Szpakowaty zastuka w drzwi. Gdy uchyliy si, weszli do rodka. Chwila
prawdy, nie pierwsza tego wieczoru. Byli w przedsionku wytapetowanym
w jaskrawe, kolorowe kwiaty. Na drodze do drzwi naprzeciw stao dwch
wyrostkw, obaj z nipposkimi mieczami przy pasie, odzianych w kuse czarne
tuniki. Ich ciaa pokryway wzorzyste tatuae.
W elizjum bro palna nie jest dozwolona. Jej uycie bywa ekstremalnie nie-
bezpieczne podczas regeneracji.
Krew stygnie, wos si bieli zacz szpakowaty.
w wiecznoci upadniem to dokoczy stranik, morderca o twarzy
cherubina.
mierdz jak paryskie kurwy, pomyla wsacz i pozwoli sobie na chwil
sentymentalnego rozrzewnienia.
Drugi stranik otworzy im drzwi i, jak na prawdziwego konspiratora przy-
stao, potrzsn zacinit pici. Szpakowaty i wsacz weszli do elizjum.
W rodku byo toczno. I jednoczenie mikko, pastelowo i ciepo.
Przestronny salon zdawa si pozbawiony ostrych krawdzi i zacienionych
miejsc. agodne pomaraczowe wiato wypeniao pomieszczenie jak gsta,
spowalniajca rzeczywisto substancja. Delikatna powiata cieka z sufitu
i parowaa zza ekskluzywnych mebli, lepic si do wysokich, rozrastajcych si
pod sufitem bioidycznych rzeb, szemrzcych arytmiczne melodie wielobarwnych
egzemplifikacji szalonej przyrody Kresw. Subtelne krzywizny schodw wijcych
si ku korytarzom w grze, kolorowe figury z obrazw na cianach i dziesitki
ludzi zatopionych w ogromnych kanapach, obsiadajcych stoliki i bar wszystko
falowao hipnotycznie, ukadajc si w niezapamitywalne wzory. Wzory, ktre
taczc leniwie przed oczami, wymuszay rozlunienie, wolniejsze ttno, relaks.
Elizjum, witynia relaksu, pena bya jego wyznawcw wanych bd
piknych. Ci pikni tu pracowali: kobiety i mczyni we wszystkich moliwych
odcieniach i smakach, na wp rozebrani, umiechnici i odpreni; nawet kelne-
rzy, stranicy i muzyk za fortepianem zawstydzajco atrakcyjni i wiecznie
gotowi. Ci wani to gocie: mistrzowie i technerzy kapani i rzemielnicy
Sztuki, potrzebujcy regeneracji i osigajcy j wanie tutaj, poprzez fizyczn
rozkosz. Pikni ludzie asili si do onierzy, inynierw i profesorw, kusili
zapachem, spojrzeniem i gestem, obiecujc ekstaz i odprenie. Tak te opadli
szpakowatego i jego towarzysza, rozemiane kolorowe motyle, stworzone, by
dawa.
Szpakowaty delikatnie odepchn od siebie blondynk, gaszczc stalowy
smoczy pysk na rkojeci jego laski. Wymin trzymajce si za rce blinita
i obejrza si na wsacza. Starzec odmwi wina kelnerowi niejasnej pci, dogo-
ni szpakowatego. Ruszyli schodami w gr.
Elizjum nie dao za wygran. Porcz, coraz przyjemniejsza w dotyku, zacza
si przymila; gsty chodnik falowa pod stopami jak kresowe any. U szczytu
schodw minli si z kim szpakowaty zapamita tylko ciemnoczerwone wargi
rozcignite w umiechu i jeszcze ciemniejsze sutki. Tak trudno im byo nie pod-
da si presji tego miejsca, ciyy ubrania i obowizki.
Ciya niepodlega Rzeczpospolita.
Wiedzieli, e to ju blisko. Szpakowaty denerwowa si, mimo e zna takie
miejsca doskonale. Pulsowanie w nadgarstkach, przyspieszony rytm serca, wil-
gotne donie chtnie skadajce si w pici.
A, do diaba.
Denerwowa si wanie dlatego, e zna takie miejsca.
No i nie zna drogi.
Wstrzyma oddech, zawoa Agnieszk, otworzy si szeroko i

* * *

lea zakrwawiony na zimnej posadzce. Obolay, z opuchnitymi ustami


i pogruchotanym nosem, rozpaczliwie walczy o kady oddech. Zazawiony
i zasmarkany, patrzy na swoje posiniaczone nogi w porwanych poczochach,
oglda jedn z nich podskakujc nieregularnie, zupenie mu obc. Patrzy na
ksztat przed sob, mczyzn bez twarzy i

* * *

zadygota i opar si o cian. Ale ju wiedzia.


Ruszy pustym korytarzem, lecz po kilku krokach zawrci. Wsacz wci sta
przy schodach, tpo wpatrzony w falujcy w dole tum.
Szpakowaty zna to puste spojrzenie. Wzrok niewolnikw dawicych si
wyperfumowan wen.
Wyrastajca z porczy seledynowa rolinka zapiewaa do nich cicho. Spi-
skowiec zignorowa j i pocign wsacza w gb korytarza. Tam rozejrza si
i widzc, e s sami, z caej siy da mu w pysk.
Kiedy wsacz z trudem podnis si z kolan, szpakowaty wzruszy ramionami.
Przepraszam powiedzieli jednoczenie i umiechnli si nerwowo.
Ruszyli w gb korytarza, ku prywatnej czci elizjum: cesarskiego salonu,
w ktrym dzi, poprzez pikn kataryn przyby prosto z Waszyngtonu, regenero-
wa si mia sam Herman Meinhold, nieoceniony mechabiolog Rzeszy.
Drzwi byy mocne, bez wtpienia zamknite od wewntrz, z tabliczk infor-
mujc o zakazie wstpu. Wsacz zerkn na towarzysza. Szpakowaty spojrza
w gr, na wskro przez pokryty perwersyjnym freskiem sufit.
Nacisn klamk.
Salon by przestronny, ciemny i przytulny jak moskiewskie kazamaty. Sabe
wiato wydobywajce si przez otwarte drzwi jednej z sypial i dziwnie przero-
nite meble nadaway pomieszczeniu groteskowy i jednoczenie funeralny cha-
rakter. Wraenia dopeniay lece na rodku salonu zwoki czarnogwardzistw.
Szpakowaty stara si im nie przyglda. Trupy, ktre zostawiaa za sob
Agnieszka, niepokoiy go. Wyglday, jakby kto pozbawi je koci i da do
zabawy nieludzko silnemu, rozbrykanemu trzylatkowi. Czarnogwardzici musieli
by doskonaymi onierzami i zaawansowanymi bojowymi technerami, tego wie-
czoru z pewnoci naadowanymi po uszy. Szpakowaty pokrci gow. Czarno-
gwardzici, w dodatku bliniacy. Z jego on nie mieli adnych szans.
Stana w progu sypialni, czarna sylwetka na janiejszym tle. Szpakowaty
i wsacz minli ciaa onierzy i poszli ku niej.
Herman Meinhold siedzia na pododze w kcie sypialni. Nagi, owietlony
mizernym wiatem ciennej lampy, jeszcze bardziej ni godzin temu kojarzy si
z wielkim jajem. Przyjrza si uwanie wchodzcym mczyznom, wykrzywi
wargi w niejasnym umiechu.
Tego si nie spodziewali. Meinhold musia wiedzie, e umrze tej nocy.
Obejrza to, co Agnieszka zrobia z jego ludmi, i wci nie okazywa strachu.
Dentelmeni ze stolika pod cian. Mia niski, przyjemny gos. Fran-
cuzi?
Szpakowaty by pod wraeniem. Dobrze, e bya Agnieszka.
Polacy wyjani Meinholdowi. Moj on ju zdy pan pozna.
Spojrzeli na ni. Staa przy wysokim oknie, zza cikich kotar obserwowaa
miasto.
To jest pan Franciszek Michalski kontynuowa szpakowaty. Ja
jestem Piotr Ostrowski.
To mia by decydujcy cios. Najbardziej odraajce w caej Rzeszy nazwi-
sko zawiso midzy nimi.
Cios poszed w gard: Meinhold tylko unis brwi. Po chwili znw gardzi
i nienawidzi.
Mylaem, e pan jest wyszy, Herr Ostrowski.
Piotr Ostrowski wzruszy ramionami.
Cigle mi to mwi.
Doprawdy? Meinhold zerkn na Agnieszk i zachichota.
Podoga skrzypiaa cicho pod miejcym si Niemcem.
A teraz porozmawiamy, panie Meinhold powiedzia w kocu Piotr
Ostrowski. Porozmawiamy o tym, gdzie znajd Paulusa.
Mit.
Sucham?
Paulus to mit. Nie istnieje.
Gdzie znajd Paulusa?
Dlaczego miabym to wiedzie?
Bismarck szuka go caymi latami. I tej zimy nagle przesta.
Wic ju go ma.
Wtedy nie byby w Gdasku.
auj paskiej ony, Herr Ostrowski westchn Meinhold. Gdyby
nie to najcie, dowiedziaaby si, jak smakuje porzdna, niemiecka Wurst.
Ostrowski poczeka i wreszcie zapyta po raz trzeci:
Gdzie znajd Paulusa?
Jaka licha ta gadzina. Mechabiolog wskaza na rkoje laski Ostrow-
skiego. Lichutka.
Franciszek Michalski odchrzkn z gbi pokoju.
Agnieszko powiedzia Ostrowski, patrzc Meinholdowi w oczy.
Potem zaczeka, a ona omieszy trzydzieci lat wytonych prac nad szczel-
noci elizjw.
Poczuli to wszyscy trzej. Zatykajca uszy fala zimna, gdy Agnieszka Ostrow-
ska sigaa poprzez Kresy. Gdzie na kocu ulicy sypno szybami po bruku.
Podesza do ma i podaa mu duy, chodny przedmiot. Ostrowski wzi go
ostronie, nie dotykajc jej doni. Gdy odwrci si do Meinholda, wiedzia ju,
e Niemiec powie im wszystko.
Oczy Meinholda mwiy, e niedowierza temu, co widzi. I e si boi. Nagi
czowiek boi si caym ciaem, i tak wanie ba si Herman Meinhold: bezsku-
tecznie chowa si za krgymi ramionami, wciskajc mikkie plecy w kt
sypialni.
Ostrowski z trudem powstrzyma umiech. To jednak prawda! Dugie mie-
sice cikiej, niebezpiecznej pracy nie poszy na marne. I pomyle, e
z pocztku w to nie wierzyli on, Michalski, Duski i inni. Niedowierzali,
mylc, e to niemiecki fortel, plotka, podrzucona, by wyprowadzi ich w pole.
Bo czy moliwe, aby wielki Herman Meinhold cierpia na tak szalon przypa-
do? Czy w dzisiejszych czasach, owieconym wieku Sztuki, pary i zmiany,
moe w ogle istnie tak groteskowa fobia?
Nie wniesiesz broni palnej do elizjum, nie sprowadzisz jej poprzez kresowe
pola. Ostrowski mia wiadomo, e Agnieszka dokonaa niemoliwego, nie
pierwszy zreszt raz. Co w tym dziwnego, skoro sama bya niemoliwoci?
To nie podziw dla jej wyczynu kaza Meinholdowi wpatrywa si w rzecz,
ktr Agnieszka podaa mowi. Ju nawet nie strach, lecz pierwotne, nielo-
giczne, odbierajce rozum i si przeraenie. Herman Meinhold miertelnie i nie-
wytumaczalnie ba si bowiem karabinw.
Stojcy nad nim Piotr Ostrowski trzyma dugi i ciki, stary dobry karabin
Dreysea.

Z gowy pana Piotra

Piotr Ostrowski ma wietn pami. Dobrze pamita swj pord.


Pamita pacz matki i wasny, gdy poczu wprawne, szorstkie donie aku-
szerki. I wrzask, ktry rozleg si chwil potem. A wrzeszczay wszystkie aku-
szerka, suce i, gdy go jej pokazano, rwnie matka. Dary si wniebogosy, bo
urodzi si jego brat.
Ostrowski pamita, e kobiety sowicie przekupiono, by milczay. I rzeczywi-
cie zamilky. Akuszerk znaleziono kilka dni pniej w jej ku. Leaa umazana
fekaliami i wymiocinami, a jej opuchnita twarz miaa barw wieego szczy-
pioru. Jedna ze sucych przepada bez wieci, druga powiesia si w rupie-
ciarni na dworkowym strychu. Na belce obok dyndaa Dagmara Ostrowska, matka
bliniakw.
Piotr Ostrowski pamita jej pogrzeb w upalne wrzeniowe popoudnie, jedno
z tych, gdy z woni Bugu wiatr nis polem wiey zapach nadchodzcej jesieni.
Pamita, e nie zosta zabrany na pogrzeb, ale jednoczenie pamita robaki oy-
wiajce wie, mokr gleb. I zacit twarz ojca, ziemist, mimo zachodzcego
soca malujcego okolic ognistymi jaskrawociami.
Pamita, e tego samego wieczoru zosta ochrzczony. Mody ksidz ochrzci
go w obecnoci ojca i wysokiego mczyzny o twarzy schlastanej tuzinem blizn.
Pamita, e ksidz by pijany i czsto si egna. Szczeglnie, gdy chrzci dru-
giego syna Tadeusza i Dagmary Ostrowskich. Piotr nigdy wicej nie ujrza brata,
ksidza ani ojca chrzestnego.
Ojca, pogodnego mczyzn pachncego alkoholem i cik prac, Piotr
Ostrowski pamita dobrze. Mieszka z nim w podhrubieszowskim majtku do
smego roku ycia. Potem, by uchroni syna przed nadcigajc nawanic, Tade-
usz Ostrowski wysa go najdalej, gdzie mg. May Piotr trafi do Londynu na
tydzie przed tym, jak moda Europa przebudzia si z wrzaskiem, chwycia za
sztandar i bro, by z pieni na ustach rzuci si do boju. A po roku krwawych
walk daa si zarn.
Nazwali to Przebudzeniem Ludw, ktre uderzyy z furi w nieokrzepnity
Zimowy Sojusz. Ptorej dekady po Owieceniu wikszo Zimowych Kardyna-
w wci ya i coraz lepiej wykorzystywaa now wiedz. Przebudzenie oka-
zao si Sojuszowi dramatycznie potrzebne i niespodziewanie przydatne. Nie
do, e scementowao wymuszony alians, to jeszcze zapewnio gwatowny roz-
wj Sztuki. Powstacy uderzyli bowiem w stary porzdek i now nauk, skwapli-
wie wieszajc francuskich filozofw, gorliwych apostow Owiecenia, i cina-
jc pierwszych praktykw: niemieckich, austriackich i woskich technerw.
Sojusz zareagowa szybko, skutecznie i z okrutn fantazj, wyprbowujc na cha-
otycznych i sabo uzbrojonych powstacach (i znacznym odsetku pechowcw sto-
jcych po owieconej stronie) nowe techniki zabijania. To wtedy po raz pierwszy
monstrualne rogonosy tratoway oddziay wroga, armatnie kule niosy morow
mg, a karabinowe pociski gotoway krew w yach.
Piotr Ostrowski przey wwczas wasn rewolucj. Z nadbuaskiej wsi tra-
fi do metropolii pulsujcej rytmem setek fabryk. Londyn da mu nowe ycie.
I opiekunw kosmopolityczny odprysk rodu matki: dobroduszn famili Skonec-
kich, arliwych wyznawcw teorii narodowowyzwoleczych. Da te edukacj,
za ktr hojnie i bez alu paci stary Ignacy Skonecki. Ale Londyn podarowa
Piotrowi co wicej siebie: wszystko to, co dorastajcemu chopcu oferowa
moe miasto tej wielkoci, jeli tylko chopiec mie bdzie do odwagi i swo-
body, by si nim zachysn.
To wanie w Londynie, kilka lat pniej, Piotr dowiedzia si, jak zgin
jego ojciec. Tadeusz Ostrowski zosta rozstrzelany za kierowanie akcj niszczenia
pierwszych, wtedy wci nieformalnych elizjw w Kongreswce. Londyscy
opiekunowie Piotra nie chcieli uwierzy, e ten zwalisty mczyzna o agodnej
twarzy mia na rkach krew prawie stu Polakw i osobicie zastrzeli kilkanacie
modych kataryn. Piotr Ostrowski, pamitajcy pogrzeb matki i pijanego ksidza
egnajcego si nad jego bratem bliniakiem, nie mia wtpliwoci, e tak wa-
nie byo.

24 kwietnia 1876, miejsce spotkania: tajne

Krtka msza zakoczya si adoracj Najwitszego Sakramentu. Gdy dwu-


dziestu mczyzn podnioso si z klczek, sucy poprowadzi ich do salonu.
Franciszkanin, ktry odprawi liturgi, poszed z nimi. Wdrowali wskimi kory-
tarzami, zimnymi przestronnymi galeriami i kolejnymi schodami, wci w d
i w ponurym pmroku. Ostrowski nie byby zaskoczony, gdyby okazao si, e
nagle znaleli si pod wielk drukarni Messera, sze przecznic od klubu, do
ktrego o zachodzie soca weszli z Franciszkiem Michalskim.
Salon okaza si przestronn bibliotek o niepokojco wysokim stropie.
Lampy na stolikach pomidzy fotelami tworzyy owal dwudziestu kilku wietlnych
punktw, rozjaniajcych zbiory uoone na cikich dbowych pkach. Przypo-
minao to Ostrowskiemu celtyckie rytuay odprawiane dawno temu przez jedn
z jego modzieczych angielskich kochanek. Tysice woluminw pachniao, Piotr
Ostrowski smakowa ten zapach. Lubi ksiki, cho nie lubi ich czyta.
Mczyni stoczyli si wok zakonnika, ktry niespodziewanie wyczarowa
barek na kkach w ksztacie Wawelu. Po chwili rozsiedli si w fotelach z kie-
liszkami w doniach, signli po cygara, fajki i pochylili ku sobie pochmurne
oblicza. Polacy, patrioci, spiskowcy przygotowujcy wielkie powstanie.
I jak Pozna, Wojciechu?
Cae koszary po mojej stronie. Do koca maja bdziemy gotowi.
Dobrze. My te koczymy. Tylko z ydami negocjowa trudno, bo
Jak Bg da, to i ja do lata gotowy bd.
potrzebuj tych wschodnich technerw do prac przy Nowym Jeruzalem.
No i nieatwo im wmawia, e my Chorwaci.
Wic niech da. Musi, panie Zakrzewski, musi Bg da.
Przecie wy sami nie wierzycie, e oni to przedstawienie chorwackie
kupuj. Szczcie, e z Sojuszem im teraz nie po drodze. Papie pogodzi si nie
moe, e mu si zjedaj i miasto pod nosem buduj. A oni s ostroni. Zbroj
si. Chowaj za mur.
No co te ksidz Robimy, co moemy, dzie i noc si po wsiach jedzi,
czyta ludziom, tumaczy
Nie ma si co dziwi. Poradzi sobie Sojusz z Francj? To
Wanie dziki ydom.
i z nimi daby rad.
Inna ta ich Sztuka, jaka
Prawda, inna.
S ju plany rozbicia oblenia warszawskiego?
A co Londyn?
I tak si toczyo. Paday kolejne pytania i przestrogi, paday solenne zapew-
nienia, raczej zaklcia i modlitwy ni chodne deklaracje. Ostrowski niecierpli-
wi si. Pi wino i milcza, zatopiwszy si w fotelu i gstym, nikotynowym dymie.
Sucha tych wszystkich drugorzdnych od dawna spraw.
Na Wschodzie wszystko ukada si pomylnie. Wojna wybuchnie lada
dzie.
Ale Mikoaj zostawi tu armie Suworina i Pietrowa. Dwie wicej, ni
mylelimy.
Pietrowa przeniesie, jak tylko te hordy rozpoczn ofensyw.
Nie przeniesie. Wtedy bdzie za pno.
Syn wrci z Nipponu, widzia ludzi-ptaki.
Boskie Podmuchy?
Jedz jakie ajno, ktre wybucha, gdy pka odek. A potem wyskakuj
ze sterowcw, rozpocieraj sztuczne skrzyda i szybuj. Jeden na piciu trafia
w ma ruchom dk. Eksploduje co drugi.
Mikoaj wie, e czasu coraz mniej. W Moskwie strzelaj, do kogo popad-
nie.
Boi si, skurwysyn.
Gdy tylko skocz ka szerokie tory, da pod Warszaw behemota. Cae
wsie szy w powietrze, jak go Iwanow prbowa.
Do Warszawy nie dojad.
Ufam, panie Duski.
I tak si toczyo, Ostrowski pi wino, milcza, patrzy po obecnych. Stary
Michalski, oddany przyjaciel, wci krzywi si, gdy sucha, e mu ydzi w uko-
chanej Francji Nowe Jeruzalem buduj. Przystojny, pewny siebie Duski, bysko-
tliwy i odwany, i przywizany do niepotrzebnej przemocy. Poczciwy, zrzdzcy
spoecznik Michaowski, ksidz Buczkowski, pedagog i esteta, cyniczny fabrykant
Maciejewski wszyscy mwili wiele, nie mwic jednoczenie najwaniejszego.
e tym razem ma si uda, bo nie popeni bdu sprzed wierwiecza i bd
mie Sztuk po swojej stronie. Dlatego odnajd Paulusa, jak zadecydowa gospo-
darz spotkania i mzg caego spisku. Zreszt imi gospodarza rwnie nie pado,
kryli wok niego bezosobowymi formami i zawoalowanymi omwieniami. Co
w tym dziwnego, skoro by dla nich jedn z legend, patriotycznym mitem, rwnie
odlegym, obcym i nieprzeniknionym, co Bg, do ktrego modlili si przed
godzin? Wczeniej widzia go tylko franciszkanin Micha, jego rzecznik i posa-
niec. Za chwil pana Adama ujrze mia Piotr Ostrowski.
Gdy nadszed czas, przyszed sucy, a towarzystwo poegnao Ostrowskiego
milczeniem. Kolejne korytarze, kolejne schody, wreszcie due, bogato rzebione
drzwi, na ktrych Matka Boska z Dziecitkiem na rku spogldali czule na husari
szarujc na rosyjskie pancerne rogonosy. Sucy otworzy drzwi.
Mistrz czeka.
Przekraczajc prg, Ostrowski wytar o spodnie mokre od potu donie.
W rodku byo ciepo i czerwono, byy kable i szafa. Dziesitki kabli, pnczy,
lin, rur i rurek wyrastay z mechatych cian koloru krwi. Spltane w pulsujce
biomechaniczne warkocze, cigny do starej szafy, w ktrej suficie i cianach
nikny rwnymi rzdami. Zza jej uchylonych drzwi dobiega ledwie syszalny
mechaniczny pomruk.
Piotr przekn lin, podszed do szafy i j otworzy.
Zaskrzypiao.
Ostrowski szarpn si do tyu.
W rodku wisiao ciao. Mumia waciwie, sucha i zmarszczona niczym stare
jabko, z ma, jakby niemowlc gow, zwieszon na wiotkiej szyi.
Nie moe by!
Wisiaa w chrystusowej pozie na szemrzcych kablach, rurkach i odygach,
szczelnie oplatajcych jej wiotkie rce, nogi i zapadnit pier. mierdziaa
zepsutym jedzeniem.
On nie jest tak stary!
Ostrowski przyglda si zaschnitym wypryskom na czubku niewielkiej
gowy. Milcza, nic nie rozumiejc.
Dotknij mnie zaskrzeczaa mumia.
Pokojem zakoysao.
Dotknij mnie powtrzya z wysikiem, wysokim, starczym i jednocze-
nie dziecicym gosem. Jeden z wypryskw na jej gowie pk, uwalniajc gsty,
ty pyn.
Ostrowski odetchn gboko i dotkn mumi. Wtedy powdrowali daleko.

Z gowy pana Piotra

Piotr Ostrowski nie wierzy w mio od pierwszego wejrzenia. Sypia ze


swoj przysz on dobre p roku, zanim w ogle j polubi. Robi to regularnie
i czsto, wic ceni si wysoko, a Agnieszka pacia bez prb zbijania ceny. Przez
drugie p roku interesowa si ni jednak coraz bardziej, co nie byo atwe,
skoro najmniejsza cz jej ciaa, kady gest, odruch czy jk by mu znajomy bar-
dziej ni wasny. Ale udao si i po wyganiciu umowy Piotr i Agnieszka nie
rozstali si, jak odgraali si wczeniej. Wzili lub, gdy tylko kontrakt przesta
obowizywa. I cho Ostrowski nie wierzy w mio od pierwszego wejrzenia,
wtedy uwierzy w mio a po grb. Czas mia pokaza, e bdzie to mio
trwajca duej.
Wynaja go na rok, bo czekao j dwanacie miesicy cikiej pracy. Bya
jednym z najlepszych badaczy nowej nauki w Krlewskiej Akademii Sztuki, ale
jednoczenie bya badaczem najbardziej niedocenianym. Jej polskie pochodzenie
i uroda nie pomagay bdc jedn z najlepszych biotechnerw na Wyspach (jako
kobieta nie miaa szans na ciek mistrzowsk nawet w Londynie), Agnieszka
Potocka stanowia kuriozum w skali caej Akademii. Kuriozum, ktre lekcewa-
ono, ale i ktrego si obawiano. Szczeglnie odkd w miecie gono zrobio si
o woterkach, domagajcych si praw wyborczych dla kobiet i przyczajcych si
do coraz mielszych pokrzykiwa o demokratyzacj Sztuki.
Agnieszka nie miaa szans na prac przy militarnych badaniach czy eksplora-
cji Kresw (w tym czasie opracowywano alternatywne do modlitwy, snu
i medytacji wejcia), jej ostatnim projektem bya praca nad modyfikacjami
warzyw. Program przewidywa rok bada, potrzebowaa wic regularnej
zewntrznej regeneracji. Zdecydowaa si na kataryna.
Poznaa go na polskim balu u Skoneckich. Arogancki trzydziestolatek, absol-
went Royal Military Academy, byskotliwy, pyskaty i uparcie umiechnity, mimo
miotanych przez ni zoliwoci. W dodatku zdawa si zupenie pozbawiony
lnienia, co znaczyo, e byby bezpiecznym katarynem. Po dwch godzinach
zaciekych pojedynkw na nieistotne sowa i istotne gesty Agnieszka Potocka,
pijana bardziej ni jej si wydawao, zaproponowaa mu roczny kontrakt. Rzuci
cen. Zgodzia si. Nie naleaa do ludzi cofajcych wypowiedziane sowo.
Przez rok wszystko si zmienio. By lub, cudowny kwiecie, cudowny maj,
po nich cudowne dni czerwca: pierwszy, drugi i trzeci. Czwarty by zy. Czwar-
tego dnia widzia j po raz ostatni. Zanim wyjechaa, kochali si. A wtedy wok
nich z nieba zaczli spada ludzie.
Wywalczya sobie wyjazd do Wiednia, na seminarium powicone biomody-
fologii. Piotr zosta w Londynie, pan Skonecki zorganizowa mu wanych goci:
polskich emigrantw ze zburzonego Parya.
Dzie przed jej wyjazdem udali si na poegnanie do Krlewskich Ogrodw
w Kelneday. Czwartego czerwca egnali si o wicie, w akademickim Ogrodzie
Julii, wrd setek nowych kwiatw o wyrazistszych kolorach i intensywniejszych
zapachach, taczcymi mikko na wietrze, piewajcymi do ptakw i gorcego
czerwcowego soca. On caowa jej uda, ona pachniaa podaniem, a kwiaty
mruczay razem z ni. Potem przewrcia go na plecy i, miejc si, usiada na
nim. A wtedy kilka metrw od nich z bezchmurnego nieba z wrzaskiem run czo-
wiek. Uderzy o ziemi, opryskujc Agnieszk wntrznociami.
Jej krzyk, drugi huk, po nim trzeci i czwarty. I przejmujca cisza.
Wytarli si, ubrali i, wci oszoomieni, obejrzeli ciaa. Zupenie roztrza-
skane, spady z bardzo wysoka. Mczyni w wielkich przyciemnianych goglach,
skrzanych kaskach, ubrani w uniformy eksploratorw Akademii. Ekspedycja
badajca kresowe wiszce mosty. Tamtego ranka ich misja zakoczya si oczy-
wistym niepowodzeniem.
Wieczorem Agnieszka wyjechaa. A trzy tygodnie pniej skoczy si wiat
Piotr Ostrowski dowiedzia si, co zrobiono jego onie. By moe wszystko
potoczyoby si inaczej, gdyby wtedy nie byo przy nim Franciszka Michalskiego
i innych goci z Parya. Ale byli. Wzili go ze sob i pozwolili dziaa.

24 kwietnia 1876, Kresy

Zastanawiasz si, Piotrze Ostrowski? Dociekasz, czy to, co widziae


w szafie, to byem ja?
Nie, ja
Tak. To byem ja.
Pan.
Zatem ktry z nas jest bardziej mn?
Sucham?
Trucho w szafie czy mczyzna w modnym kubraku, stojcy teraz przed
tob?
Prosz mi wybaczy, ale takie kubraki wyszy z mody dwadziecia lat
temu.
Pan Adam uwanie przyjrza si Ostrowskiemu. Ostrowski przyglda si
panu Adamowi. Czy pan Adam tak kiedy wyglda? Czy tak si nosi? Paryski
krawiec, turecki szewc, nienobiay jedwab pod szyj. Gdy zdecydowanym
ruchem odgarnia czupryn z czoa, kiedy pamita, by wydatny podbrdek trzy-
ma wysoko, ciao pana Adama anonsowao: oto wieszcz.
Moesz mi mwi: panie Adamie powiedzia pan Adam z umiechem,
ktry Piotrowi wyda si lekcewacy.
Ostrowski milcza. Mczyzna z jedwabiem pod szyj zakomenderowa:
Przejdmy si.
I poszli kresow k, w gstej, agodnej trawie koloru dojrzaych pomara-
czy. Ostrowski rozejrza si. Kresy nieznacznie rniy si od tych, do ktrych tra-
fia we nie: pagrki byy wysze, roliny wiksze i czciej wystpujce. I tylko
przyjemny, odwieajcy chd pozosta ten sam.
Urodziem si siedemdziesit osiem lat temu powiedzia pan Adam
i wskaza na wzgrze, ku ktremu ruszyli. Sztuka doda i zamilk. Ostrowski
poj, e nie czas na pytania.
Sztuka. Gdy tylko przysza, rzuciem si na ni podj pan Adam.
Rzuciem, rzec mona, arocznie. Gdziem nie trafi, najpierw bya ona, na Pou-
dniu, w Paryu czy na Wschodzie. Szybko zrozumiaem, e czas literatury mija. e
literatura poczeka. I wszdzie studia, ksigi, modlitwy i medytacje. Przemiany,
kreacje, destrukcje. To dla mnie czas wielkich sukcesw i wzrusze. I poraek, po
ktrych pracuj wicej i wicej. To Sztuka uczynia mnie tym, czym zastae mnie
tam, w sanktuarium. I tym, kim jestem tu i teraz, z tob, Piotrze Ostrowski. Pan
Adam zatrzyma si, rozoy rce. Wiele straciem. I zyskaem wiele. Spoj-
rza w rnobarwne niebo. Niezbadane s wyroki.
Boskie?
A c innego da mogo t olbrzymi moc? T niewyobraaln si?
Sztuka to wspaniay bat, to lnicy, czysty kij, nawoujcy do samodyscypliny
i pokory. Wiele wymaga, bo stanowi zaiste wielk obietnic. Daje nam Kresy,
rajskie przedsionki, musi wic wymaga wiele.
A praktyki w elizjach? spyta Ostrowski.
Uniesiona brew pana Adama pokazaa Piotrowi, jak przyziemne to byo pyta-
nie.
Sztuka i Kresy zmusiy nas do rewizji obrazu czowieka i wiata wyja-
ni pan Adam, ruszajc przed siebie. Dlaczego nie mielibymy wic zrewido-
wa boskiego obrazu? Nie pierwszy zreszt raz?
Ostrowski dotrzymywa kroku.
Widzisz, Piotrze, z dou trudno o pen perspektyw. Franciszek Michalski
na ten przykad, twj wierny druh i przyjaciel, od kilku lat naley do pewnego sto-
warzyszenia, rzec mona niekoniecznie ostentacyjnego, ktre zapamitale oddaje
si cikiej pracy wyrzynania co zdolniejszych ludzi Sztuki. Niezalenie od ich
pochodzenia czy strony, dla ktrej pracuj. Pan Michalski i jego tajemni przyja-
ciele s nieliczni, dobrze zorganizowani i skuteczni. Pan Adam umiecha si
szeroko. Dziwi si, e pan Franciszek w ogle zaszczyci mnie dzi sw
obecnoci. Szczerze mwic, jestem pod wraeniem. To na swj sposb akt
odwagi.
Piotr czu napywajce fale gorca.
Franciszek?
Mwiem, z dou wida niewiele. To wszystko jest bardziej skompliko-
wane, ni wam si wydaje. Duo bardziej. Mylicie, e trzeba uderzy w zabor-
cw, mocno i zdecydowanie, jak nigdy przedtem i e to wystarczy. Bo tym razem
nie wystpimy przeciw Sztuce, tym razem Sztuka bdzie z nami. Paulus. Twoja
ona. Hm tym razem to my bdziemy Sztuk. I Moskwa sobie nie poradzi, zajta
wojn na Wschodzie. Austro-Wgry rozpadn si wreszcie, a Rzesza nas nie
powstrzyma, bo bdziemy gry, a puszcz nas wolno.
Piotr sucha.
Wci liczycie podj pan Adam kto wie, moe i susznie, e
Zimowy Sojusz odpuci i da nam cho cz tego, co zechcemy, bo zajty pacyfi-
kowaniem Francji, przestraszy si potgi Nowego Jeruzalem i szantau Brytyjczy-
kw. Moe tak bdzie. A moe nie.
Weszli na szczyt niewielkiego wzniesienia. Pan Adam wyd wargi i patrzy
na horyzont. Piotr zrozumia, e na co czekaj.
I wtedy zdarzyo si: zza wzgrza przed nimi poczy wypeza ku niebu
wietliste linie. Pi, nie, sze zocistych szlakw wdrapywao si ku wielo-
barwnemu sklepieniu. A gdy byy wysoko, Ostrowski nie umia oceni jak bardzo,
ale gdy byy naprawd wysoko, rozbysy jeden po drugim, po czym znikny, nie
zostawiajc ladu.
Pikne powiedzia.
Prawda? zgodzi si pan Adam.
To byy czyje modlitwy?
W pewnym sensie. Pan Adam umiechn si. To byli terroryci.
Och. Ostrowski nie umia ukry zaskoczenia. Terroryci?
Terroryci. Godzin temu z wiedeskiego dworca wystartowa ywolot do
odzi. Kiedy wylduje, w najdroszej z kabin, tej z wyjciem na Kresy, znajd
sze cia. Bogaci fabrykanci, Polacy, Niemiec, Austriacy. Wszyscy, sprawiedli-
wie, z wypalonymi mzgami.
Ich przedsibiorstwa pracuj dla Sojuszu?
Nie. Rozpdzali strajki. Gazem i kulami.
Te wietliste linie to terroryci?
Powiedzmy, e ich dobra wola. Duo dobrej woli szeciu modych m-
czyzn z Drezna. Pracowali na to miesicami. Pan Adam odwrci si do
Ostrowskiego. Rozumiesz teraz? Ju dawno nie ma jednej linii podziau.
Jest caa szachownica. Jakby.
Szachownica! Ba! Na t szachownic, skomplikowan jak nigdy wcze-
niej, nakada si kolejna. Na nie jeszcze jedna. Wemy pana Franciszka Michal-
skiego. Chce bi si o Polsk z Niemcami i Moskalami. Nienawidzi ydw,
chyba si ich boi, ale pomaga kupowa od nich formuy i hodowlin. ydzi sprze-
daj je tylko dlatego, e polskie uderzenie w Rzesz jest im na rk, bo wtedy
wydr jej jak najwicej cierwa Francji. I tene Michalski rano spiskuje przeciw
Niemcom, a wieczorami wojuje przeciw Sztuce. I powinnimy go jeszcze spyta,
co sdzi o dzkich amistrajkach. Albo brytyjskich kobietach, ktrym zachciao
si sprawdza, jak wygodne s mskie portki. Bo prdzej czy pniej przestan
by tylko powodem do kpin przy cygarze. Nie ma jednej linii podziau. Nie moe
by, do diaba. Obud si!
Piotr nie wiedzia, co odpowiedzie. Patrzy w horyzont, w biegnce donikd
wiszce mosty.
Witaj w nowych czasach, Piotrze Ostrowski.
Pan Adam przetar chustk mokre od potu czoo.
To wszystko dzieje si za szybko powiedzia Piotr.
Dopiero bdzie szybko. Bo dopiero teraz zaczynamy sobie jako radzi.
To pierwsza dekada, gdy w miar bezpiecznie odrywamy si od ziemi. I zaledwie
druga, gdy nowe roliny nie truj, bro czciej trafia w cel, ni wybucha
w rkach strzelajcego. Wci uczymy si Sztuki, regeneracji, Kresw. I siebie na
nowo. Bo wci pudujemy.
I pudowa bdziemy.
No oczywicie! Doce to, na twoich oczach powstaje nowa fizyka, nowa
filozofia i teologia! I czasem nawet umarli wracaj pan Adam skoczy szep-
tem.
Ostrowski poczu, e si czerwieni.
Warszawa mrukn wreszcie.
Co: Warszawa?
Warszawa ponie.
Pan Adam pokrci gow.
Warszawa ganie. Ale prawda. Moskale nie mieli prawa eksperymento-
wa w ten sposb. Sztuka nie jest dla barbarzycw. Igrali z ogniem, tote ogie
sprowadzili.
Na cae miasto. Tam wci s Polacy.
Poluj na siebie, jedz si nawzajem. Optani albo
Polacy.
szaleni. Pewnie jedno i drugie. Czcz ze, obce bstwa. Bij pokony
przed potworami w ich wasnych gowach.
Polacy. Pon dwudziesty rok.
Warszawa ganie powtrzy pan Adam. Znw by cierpliwy i spokojny.
A grzybsta przestaje rosn.
Grzybsta wci idzie w gr.
Tylko dlatego, e Bismarck wesp z Aleksandrem odcili to nieszczsne
miasto od wiata i wal w nie, czym popadnie! Tylko dlatego grzybsta jeszcze nie
pocza si cofa. Im taka Warszawa jest potrzebna. Im potrzebny symbol. Symbol
potgi wasnej i potgi Sztuki.
I poligon.
I poligon zgodzi si pan Adam i umiechn si do czego za plecami
Ostrowskiego. A nam potrzeba Paulusa. Wykorzystamy jego potencja i z Bo
pomoc wygramy.
Piotr odwrci si. Na kresowym horyzoncie pez cie karnawau.
Meinhold nie kama powiedzia pan Adam. Tam go znajdziemy.
Jeli Sojusz nie bdzie pierwszy.
Nie bdzie. Domylaj si, e ma go Wodzirej, ale nie mog go dosta.
Wodzirej nie chce pertraktowa, Sojusz boi si ich zbombardowa, wic prbuj
inaczej. Przedwczoraj Niemcy znw uderzyli. O wicie, pozorujc atak ydow-
skich gwardzistw. Skoczyo si jak zwykle. Kilkudziesiciu Niemcw, ktrym
udao si uciec, cay dzie rzygao ywymi robakami. A o zachodzie soca
pomarli.
Wic skd ta pewno, e Wodzirej bdzie rozmawia z nami?
Bdzie rozmawia z tob.
Bo myli, e prbowaem wykoczy Bismarcka?
Wodzirej musi wiedzie, e ten zamach by fars.
Wic dlaczego chce wanie mnie?
Bo tam jest twj brat bliniak powiedzia spokojnie pan Adam.
I Wodzirej o tym wie.
Kresy ruszyy. Zawiroway szaleczo, szybciej i szybciej, z Piotrem Ostrow-
skim w rodku. Wci sta i patrzy na pana Adama, prbujc go sucha, lecz
jego gowa krzyczaa, e Kresy oyy i szalej, rzucajc nim coraz gwatowniej.
Pan Adam tumaczy co, ale pan Adam by daleko, w wielkiej mierdzcej szafie
stojcej w mechatym pokoju koloru krwi. Ostrowski sucha i nie sysza. Znw
by na pogrzebie matki, widzia, jak egna j ojciec i jak egnaj j brzozy, wrd
ktrych spocza. Znw chrzcili go w ciemnym pokoju mczyni o zacitych twa-
rzach, wychylali kolejne butelki i egnali si raz za razem, lejc wod na gowy
Piotra i jego brata.
Jego brat yje? Jest w Karnawale? I skd o tym wszystkim wie ten czowiek?
Kalejdoskop szalonych zych snw dopad go nagle, po czterdziestu latach.
Dopad i cisn za gardo, odbierajc oddech i rozum.
Pan Adam zrozumia, zamilk i poczeka.
Jak si tam dostan? Piotr Ostrowski ledwo pozna wasny gos. Chry-
ste, tak bardzo chcia si napi. Zabij mnie, jak tylko podjad na odlego
strzau.
Wiem. Tote zaryzykujemy i sprbujemy inaczej. Przez miejsce, z ktrego
do Karnawau jest pono najbliej.
Ostrowski wcale nie chcia zada tego pytania.
C z tego, e nie chcia.
Co to za miejsce?
Mczyzna z jedwabiem pod szyj umiechn si jeszcze szerzej.
Warszawa.

Z gowy pana Piotra

Piotr nie uwierzy, gdy dosta wiadomo, e Agnieszka Ostrowska nie yje.
e ycie ony zakoczyo si na brudnej pododze gospodarczego pomieszczenia
wiedeskiej Akademii. e zostaa zakatowana na mier. I e nie znaleli tego,
kto to zrobi.
Zudzenia prysy kilka dni pniej, o pnocy, w trakcie niespokojnego pijac-
kiego snu, w drodze do Wiednia. Gdy pancerny ekspres przedziera si przez po-
nce zgliszcza szarpicej si ostatnimi siami Francji, Piotr Ostrowski trafi
daleko.
Lea, lecz zamiast podrnej pocieli, bya zimna posadzka. Zakrwawiony,
obolay, z opuchnitymi ustami i pogruchotanym nosem, rozpaczliwie walczy
o kady oddech. Zazawiony i zasmarkany, patrzy na swoje posiniaczone nogi
w porwanych poczochach, oglda jedn z nich podskakujc nieregularnie,
zupenie mu obc. Patrzy na ksztat przed sob, mczyzn bez twarzy, zapinaj-
cego spodnie. Patrzy, jak tamten siga po niepozorny n.
Przebudzi si z krzykiem. Zwymiotowa na buty picego obok pana Fran-
ciszka, jednym haustem dokoczy flaszk i znw zwymiotowa. A wtedy zrozu-
mia.
Pniej, przez kolejne lata, to wracao. Dziesitki razy, im zacieklej si bro-
ni, im bardziej rozpaczliwie stara si uciec, tym czciej znw lea tam, w kan-
ciapie, zdany na ask widziada bez twarzy i przeywa mier ony.
A wreszcie Agnieszka wrcia.

Zapraszamy do zakupu penej wersji ksiki

You might also like