You are on page 1of 4

Leonardo di Chirico

Utrata wiarygodności Kościoła Rzymsko-Katolickiego


1 października 2018 r.

Publiczny wizerunek Kościoła Rzymsko-Katolickiego wyłaniający się ze skandali na tle


wykorzystywania seksualnego to obraz pękającej budowli przechodzącej okres
wewnętrznych wstrząsów.
Zarzuty wobec czołowych postaci (kardynałów, biskupów, księży) oraz instytucji
(seminariów, szkół, samej Kurii Watykańskiej) obciążonych zarówno wykorzystywaniem
dzieci, jak i tuszowaniem tych spraw podkopują moralną, duchową i instytucjonalną
wiarygodność Rzymu.
Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat światło dzienne ujrzały okropne historie: najpierw w
Irlandii, potem w Australii, następnie w Chile, a ostatnio w USA (gdzie raport Sądu
Najwyższego Stanu Pensylwania ujawnił systemowe nadużycia jakich dopuszczali się księża)
i w Niemczech (z ostatnim raportem donoszącym o 3677 dzieciach, które były molestowane
przez katolickich księży od lat czterdziestych ubiegłego wieku). To tylko pięć krajów gdzie
ujawnienie traumatycznych dowodów oznaczało, że skandale nie mogły być dłużej
ukrywane. A najprawdopodobniej nie osiągnęliśmy jeszcze wierzchołka tej góry. Szerokie
echo tych wydarzeń odbiło się w Watykanie kiedy były nuncjusz Carlo Maria Vigano
oskarżył dużą część Kurii Rzymskiej o ukrywanie skali nadużyć i wezwał Franciszka do
rezygnacji z powodu niezdolności właściwego postępowania wobec skandali seksualnych.

Problem systemowy

Kryzys związany z seksualnym nadużyciami zyskuje na rozgłosie w dramatyczny sposób od


czasów Benedykta XVI. Jego powiększającemu się zasięgowi, przerastającemu siły Papieża
Ratzingera, zawdzięczamy jego nagłą rezygnację. Kościół Rzymsko-Katolicki próbował
początkowo odnieść się do problemu używając analogii „czarnej owcy”, tłumacząc, że to
straszne, ale odizolowane przypadki, a Kościół radzi sobie z nimi. Ale ogrom i zasięg
zjawiska pokazał, że problem nie jest jedynie regionalny lub ograniczony do indywidualnych
przypadków, ale jego źródło leży w kulturze i strukturze samego Kościoła. Stąd ostatni list
Franciszka do katolików z 20 sierpnia wzywający do skruchy i przewidujący ścisłe procedury
rekrutowania kandydatów na księży, zapobiegające takim przypadkom, a także ściganie
winnych.
Metafora”czarnej owcy” jest jednak nieadekwatna. Problem jest systemowy i
wszechobecny. Ogrom skandali stawia wyzwanie doktrynie nieomylności Kościoła
Rzymskiego, tzn. poglądowi, że Kościół nigdy nie myli się, a jedynie jego „synowie” jako
jednostki popełniają błędy. Przeciwnie, to Kościół jako całość zostaje postawiony przed
pytaniem o molestowanie dzieci przez jego przywódców.
W związku z tym wyłania się kilka problemów. Jeśli około połowa księży jest aktywna
seksualnie (jak wykazuje praca „Seks i Watykan”) strukturalny problem jest ewidentny. To
coś więcej niż tylko upadek wielu jednostek. To porażka całego systemu: jego doktryn,
praktyki, polityki itd. Według słów wspomnianego wcześniej Carla Marii Vigano, byłego
nuncjusza w USA: „Homoseksualne układy obecne w Kościele powinny zostać
wyeliminowane(…) Homoseksualne środowiska szeroko rozpowszechnione w wielu
diecezjach, seminariach, zakonach itd. działają w zmowie milczenia i kłamstwa z siłą macek
ośmiornicy, oplatają niewinne ofiary oraz powołania kapłańskie, oplatają cały Kościół”.
Jak Kościół powinien odnieść się do kwestii homoseksualizmu wśród księży? Czy
hierarchiczna struktura Kościoła powinna zostać użyta do obrony ofiar oraz do przyjęcia
mechanizmów autoobrony? Wciąż są to zasadnicze otwarte pytania.

Więcej niż kwestia moralna

Oczywiście każda instytucja, każdy kościół, każda społeczność jest podatna na upadki. W
tym znaczeniu problem nie dotyczy tylko Kościoła Rzymskokatolickiego. Pan Jezus
przestrzega nas przed wydawaniem hipokrytycznego sądu wobec innych, tak jakbyśmy sami
byli niepodatni na uchybienia. Jeśli jesteśmy kuszeni do powiedzenia „Pozwól, że wyjmę
drzazgę z twego oka”, powinniśmy być gotowi na ewentualne wyjęcie „belki z naszego
własne oka” (Mat. 7:4).
Biorąc powyższe pod uwagę, odrażająca skala zjawiska wskazuje jednak na coś większego
niż tylko zaniedbanie.
Oto co mówi przywołany wcześniej raport Sądu Najwyższego Stanu Pensylwania:
„Były do tej pory raporty wskazujące na temat wykorzystywania seksualnego dzieci w
Kościele Katolickim. Ale nigdy na taką skalę. Dla wielu z nas, te wcześniejsze historie
wydarzyły się gdzie indziej, daleko. Teraz znamy prawdę: wydarzały się wszędzie.
Słyszeliśmy zeznania dziesiątków świadków dotyczących wykorzystywania seksualnego
przez księży. Przejrzeliśmy pół miliona stron wewnętrznych dokumentów diecezji. Zawierały
one podstawy do wiarygodnych zarzutów przeciw ponad trzystu drapieżnym księżom.
Ponad tysiąc dziecięcych ofiar było do zidentyfikowania na podstawie własnych
dokumentów Kościoła. Wierzymy, że prawdziwa liczba – tych, których świadectwa zaginęły
lub którzy bali się otwarcie wystąpić, mierzona jest w tysiącach. Większość ofiar to chłopcy;
ale zdarzały się też dziewczynki. Niektóre ofiary to nastolatki; wiele przed okresem
dojrzewania. Niektórzy byli odurzani alkoholem lub nakłaniani do oglądania pornografii.
Niektórzy byli zmuszani do masturbowania napastników lub byli przez nich dotykani.
Niektórzy byli gwałceni oralnie, waginalnie lub analnie. Ale wszystkie przypadki zostały
„zamiecione” w każdej części stanu przez przywódców kościoła, którzy ponad wszystko
postanowili chronić sprawców i ich instytucję.”

In Persona Christi?

Moralny i instytucjonalny kryzys? Tak, ale również coś więcej. Można zastanawiać się czy
znaczący czynnik (nie jedyny, ale często przeoczany) określający obecną moralną katastrofę
nie leży w samym sercu teologii Kościoła Rzymskiego. Chodzi o rzymskokatolicką teologię
kapłaństwa, a w szczególności organicznego związku kapłana z Chrystusem. Kapłan, poprzez
swój urząd, działa in persona Christi, czyli w osobie Chrystusa, tak, jak by był samym
Chrystusem. W rzymskim katolicyzmie kapłan działa w osobie Chrystusa przez
wypowiadanie słów przez które chleb staje się ciałem Chrystusa, a wino staje się Jego
krwią. Kapłan działa w osobie Chrystusa przez wypowiadanie słów rozgrzeszenia w
sakramencie pokuty. Księża i biskupi działają w osobie Chrystusa jako głowa z racji swego
przywództwa w Kościele. Księża nie tylko reprezentują Chrystusa, ale działają tak jakby byli
Nim.
Ta doktryna jest ugruntowana w rzymskokatolickim rozumieniu relacji Chrystusem i
Kościołem. Według Rzymu to on sam kontynuuje i przedłuża wcielenie Chrystusa. W swojej
niezrównanej pracy na temat rzymskokatolickiej teologii, Gregg Allison pisze o „korelacji
Chrystus-Kościół” będącej osią całej doktryny katolickiej („Rzymsko-Katolicka teologia i
praktyka” str.55-56). Kościół działa in persona Christi ponieważ kontynuuje on wcielenie po
wniebowstąpieniu Chrystusa, tak, jak gdyby był Chrystusem, roszcząc sobie Jego autorytet,
domagając się Jemu należnego posłuszeństwa, panując w Jego imieniu i w Jego
zastępstwie.
Kiedy osoba duchowna i „szeregowy” wierny funkcjonują w takich ramach teologicznych,
naturalnym wynikiem staje się „kontrola” sumienia, a konsekwencją stworzenie stanu
emocjonalnego uzależnienia i poddania. Kiedy ksiądz (i Kościół, który go upełnomocnia i
ochrania) działa in persona Christi może myśleć, że jest poza ziemską odpowiedzialnością.
Jego stan kapłański jest poniekąd wyższy od podległego mu, zwykłego wiernego. Ponadto,
zgoła imperialna, odgórna hierarchiczna struktura Kościoła Rzymskiego dostarcza wysokiej
rangi duchownym dodatkowego teologicznego uzasadnienia do wykorzystywania ludzi z
niższej warstwy kościelnej.
Oczywiście istnieją też inne teologiczne i historyczne przyczyny, które wytłumaczyć mogą
obecne nadużycia, ale teologia formułując postrzeganie księży działających in persona
Christi odegrała rolę w stworzeniu duchowej i kulturowej atmosfery władzy, w której
nadużycia są tolerowane. Czy Kościół kiedykolwiek zmieni swój pogląd na kapłaństwo, jako
wyizolowany, wyższy stan działający w zastępstwie Chrystusa?
Jak argumentował Marcin Luter w swej „Odezwie do szlachty narodu niemieckiego” z 1520
r. Kościół Rzymski potrzebuje biblijnej reformy swej teologii kapłaństwa opartej na korelacji
Chrystus-Kościół. Według Biblii oraz reformy protestanckiej, tylko Chrystus jest głową
Kościoła, a wszyscy wierzący obdarowani są rolą kapłańską. Żaden z nich nie jest nadrzędny
wobec drugiego. Duch Święty, nie instytucja lub grupa ludzi, jest jedynym, o którym można
powiedzieć, jako działającym in persona Christi. Tej poważnej reformy Rzym potrzebował
niegdyś i wciąż potrzebuje dzisiaj. Czy zamiast bronić swego tradycyjnego wizerunku, który
stracił wszelką wiarygodność, Kościół Rzymski otworzy się na zmiany?

Tłum. Dariusz Egielman

You might also like