Professional Documents
Culture Documents
z rabatem.
www.ksiegarnia.bellona.pl
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01
fax (22) 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
Ilustracja na okładce:
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Redakcja merytoryczna i korekta: Zofia Gawryś
Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik
ISBN 978-83-11-11996-3
HISTORYCZNE BITWY
SŁAWOMIR LEŚNIEWSKI
JENA
I AUERSTÄDT 1806
BELLONA
Warszawa
WSTĘP
można się doszukać już w końcu 1805 r., kiedy Francja zawarła traktaty
sojusznicze z Badenią, Wirtembergią i Bawarią. Napoleon przez system
małżeństw usadowił na ich tronach swoich krewnych i kuzynów.
10 R. B i e 1 e c k i, Encyklopedia wojen napoleońskich. Warszawa 2001,
s. 616.
W kołach wojskowych i w otoczeniu Fryderyka Wilhel
ma zaczęło wrzeć. Najgłośniej swoje oburzenie wyrażali
ci, którzy rok wcześniej optowali za przystąpieniem Prus
do trzeciej koalicji. Teraz ich argumenty padały na bardziej
podatny grunt. Dotychczasowa chwiejna polityka do
prowadziła do osamotnienia Prus i zdała je na łaskę
Napoleona. Ten zaś wcale nie krył swojej arogancji
i całkowitego lekceważenia państwa, które formalnie
pozostawało przecież w sojuszu z jego cesarstwem. Pod
adresem króla i Haugwitza zaczęły sypać się oskarżenia
o tchórzostwo i zdradę; pamiętano mu niefortunne zdanie:
„Francja jest wszechpotężna, a Napoleon jest człowiekiem
wieku. Czegóż mamy się obawiać, gdy się z nim złączy
my”11. wyrażone w liście do posła pruskiego w Paryżu,
Girolamo Lucchesiniego. Pod ich wpływem zdesperowany
dyplomata zaczął się ponownie skłaniać do koncepcji
zawarcia wymierzonego we Francję traktatu z Rosją.
Działał ostrożnie pomny fatalnych doświadczeń, jakie
przyniosły mu ostatnie miesiące. Całkowicie odmienną
taktykę przyjęła natomiast królowa Luiza, która, nie
oglądając się na niezdecydowanego małżonka, stanęła na
czele wojskowo-szlacheckiej partii głośno domagającej
się rozprawy z Napoleonem. Spośród polityków wyróżniali
się w niej ostrością poglądów dwaj ministrowie Karl von
Stein i Karl August von Hardenberg, osobisty wróg
Haugwitza, zarazem jego poprzednik na stanowisku mini
stra spraw zagranicznych. Na temat pobudek kierujących
królową wyrazić miał on później mało elegancką opinię:
„Głupi król pruski wahać się przestał właśnie wtedy,
kiedy powinien był zacząć. Zwyciężyła d... królowej
Luizy! Królowa zmusiła króla, by przystąpił do wojny po
stronie jej rosyjskiego gacha [...] Cóż tu poradzić: nie
szczęściem monarchów jest, że często rządzą nimi k...!
11 S i m m s , The Road to Jena, s. 386, w: Ch. C l a r k , Prusy, Powstanie
s. 469.
14 Tamże.
oficerów żandarmerii gwardii królewskiej demonstracyjnie
ostrzących szable na stopniach ambasady francuskiej. Dla
pruskiej szlachty Bonaparte był szczególnie niebezpieczny
jako bezwzględny wróg ustroju feudalnego i burzyciel
stosunków pańszczyźnianych, stanowiących o jej potędze
ekonomicznej i politycznej. Z kolei armia chciała udowod
nić, że jest godna przypisywanej jej powszechnie renomie
i pokazać, że w starciu z nią wojska Napoleona są bez szans.
Dotychczasowe zwycięstwa Francuzów nie robiły na
Prusakach większego wrażenia. Powszechnie ich lekcewa
żono, podobnie jak i dotychczasowych przeciwników
napoleońskiej armii. Armię Napoleona — co musi zdumie
wać, zważywszy na jej wszystkie wcześniejsze zwycięstwa
— postrzegano w pruskich kołach wojskowych ,jako
rodzaj milicji źle wyszkolonej i niekarnej”15. Stan umysłów
olbrzymiej większości poddanych Fryderyka Wilhelma III
doskonale oddaje cytat: „Wprawdzie Ulm i Austerlitz były
pewnego rodzaju niespodzianką, ale te zwycięstwa były
odniesione nad zniewieściałymi Austriakami i barbarzyńs
kimi Rosjanami”16. Tych ostatnich dość dobrze pamiętano
z czasów wojny siedmioletniej, kiedy półdzikie oddziały
Kozaków wzbudzały popłoch wśród pruskiej ludności.
Pomimo pogardliwego stosunku do dotychczasowych
przeciwników Napoleona, Prusy postanowiły jednak zapew
nić sobie współdziałanie z ich strony. Do Petersburga udał
się z misją książę Ferdynand Brunszwicki i zawarł z carem
tajne przymierze. 30 czerwca Fryderyk Wilhelm złożył
w Charlottenburgu deklarację potwierdzającą sojusz z Rosją.
Król pruski zapewnił w niej, że nigdy „nie przyłączy się
do Francji”. W odpowiedzi na stanowisko Fryderyka
Wilhelma car złożył podobne zobowiązanie i tym samym
20 Tamże.
PRZECIWNICY
ARMIA NAPOLEOŃSKA
ARMIA PRUSKA
oryginalna.
9 R . B i e l e c k i , Wielka Armia, Warszawa 1995, s. 313.
chlubiły się Prusy, była przeżytkiem dawno minionej epoki.
Od zakończenia wojny siedmioletniej, w przeciwieństwie
do wojsk francuskich, nie uczestniczyła w żadnej wielkiej
batalii. Fryderyk Wilhelm III trzymał ją z dala od pól
bitewnych, co z pewnością oszczędziło Prusakom klęsk
i rozczarowań, które stały się udziałem Austriaków. Walki
przeciwko rewolucyjnej Francji w latach 1792-1794 nie
przyniosły ani jednego starcia na miarę późniejszych
wielkich batalii epoki napoleońskiej. Bitwa pod Valmy,
stoczona 20 sierpnia 1792 r., pod względem militarnym
stanowiła ich karykaturę; po obu stronach od ognia ar
tyleryjskiego zginęło nie więcej niż 2000 ludzi, a do walki
w zwarciu nie doszło. Jednak i ona, niezależnie od
prawdziwych przyczyn zagadkowego niezdecydowania
dowodzącego armią pruską Karola Wilhelma Ferdynanda,
księcia Brunszwickiego10, wykazała jej nieudolność i po
twierdziła utratę dawnych walorów. „Armia pruska skost
niała pod wodzą generałów, którzy swe szlify oficerskie
zdobywali już po wojnie siedmioletniej i nigdy nie spraw
dzili swych umiejętności dowódczych w toku wielkiej
wojny. Plany reform przedstawione przed 1806 r. (von
Knesebeck, Schamhorst, von Courbiere) nie dały żadnego
rezultatu”". Wspomniany wyżej generał Gerhard Johann
Schamhorst należał do wąskiej grupy postępowych oficerów
dążących do wprowadzenia radykalnych zmian w armii
w zakresie jej organizacji, dyscypliny i stosunków pomiędzy
kadrą dowódczą i żołnierzami. Poza wymienionymi należeli
do niej August von Gneisenau, Karl von Clausewitz,
Hermann von Boyen. Gneisenau uważał, że dobrymi
żołnierzami mogą być tylko ludzie związani psychicznie ze
15 S. S a l m a n o w i c z , Prusy..., s. 223.
W rzeczywistości przedstawiała ona imponujący widok,
ale jedynie podczas parad. Doskonale wyćwiczony, perfek
cyjnie zsynchronizowany krok marszowy pruskich grena
dierów i ich marsowy wygląd budziły powszechny podziw.
Zewnętrzny sztafaż skrywał jednak spróchniałą od środka
budowlę. W przededniu Jeny „Armia pruska była machiną
ciężką, nieskładną i skomplikowaną”16. Formalnie na jej
czele stal król wspierany przez adiutanturę, naczelne
kolegium wojskowe, liczne urzędy odpowiedzialne za
zaopatrzenie oraz sztab generalny, sprawujący pieczę nad
sprawami związanymi z organizacją i szkoleniem. Dopiero
na krótko przed wojną z Francją wprowadzono formalny
podział na dywizje. Wcześniej, podobnie jak w armii
rosyjskiej, w wojskach pruskich nie istniał ten związek
taktyczny i organizacyjny. Najwyższą jednostkę stanowił
pułk. Projekt wspomnianego już generała Scharnhorsta
z 1801 r., w którym postulował utworzenie osiemnastu
dywizji piechoty i sześciu dywizji kawalerii, został od
rzucony głównie za sprawą wyższych dowódców. Przewo
dził im wiekowy feldmarszałek książę Brunszwicki. Wy
chowany na doświadczeniach bojowych sprzed kilkudzie
sięciu lat nie dostrzegał on potrzeby tworzenia większych
jednostek. Administracją wojskową zajmowały się tzw.
inspekcje, oddzielne dla każdego rodzaju broni, których
obszar działania z grubsza pokrywał się z terenami po
szczególnych prowincji. Piechota miała trzynaście inspekcji,
a jazda siedem.
Twórcą potęgi i sławy armii pruskiej był król Fryderyk II
Wielki, „Stary Fryc”, który zwycięsko przeprowadził Prusy
przez wojnę siedmioletnią w latach 1756-1763 i stał się
wraz ze swoimi wiarusami obiektem podziwu całej Europy.
Pruskich grenadierów uznano za najlepszych na świecie,
a armia Fryderyka zyskała miano niezwyciężonej. Fryde-
16 J. S t a s z e w s k i , Wojsko polskie na Pomorzu w roku 1807, Gdańsk
1958, s. 42.
ryka Wielkiego bez wątpienia należy uznać za militarnego
geniusza, skoro udało mu się wygrać wojnę siedmioletnią,
stojąc na czele zbieraniny, jaką w istocie była jego sławna
armia. Aż do klęski w wojnie z Napoleonem „Rdzeń
żołnierza — jak obrazowo napisał Kukieł — stanowili
zwerbowani cudzoziemcy i szumowiny ludności krajo
wej”17. Kantonalny system werbunkowy, stworzony jeszcze
w latach trzydziestych XVIII w„ choć w założeniu nawią
zywał do nowoczesnej idei powszechnej służby wojskowej,
był źródłem licznych nadużyć i patologii. Opierał się na
przydzieleniu poszczególnym pułkom stałych okręgów
(kantonów), z których mogły wybierać rekrutów. Po raz
ostatni przed wojną z Napoleonem podział kantonowy
został zreorganizowany w 1798 r., choć nowymi zasadami
nie objęto wszystkich prowincji, m.in. Śląska. Dla przy
kładu: na pułk kirasjerów przypadały kantony liczące
7000, na pułk dragonów zaś okręgi mające około 9500
kantonistów. Pułkom piechoty przeznaczano kantony dwu
krotnie liczniejsze. Niektóre rejony, ważne dla państwa np.
ze względu na zlokalizowany na ich obszarze przemysł,
zostały wyłączone z obowiązku dostarczania rekrutów
bądź ich liczba została znacznie obniżona. Z przywileju
takiego korzystały również niektóre miasta: Berlin, Pocz
dam, Magdeburg, Wrocław. Obowiązek wojskowy nie
dotyczył synów szlachty, bogatych mieszczan i jedynaków
chłopów posiadających samodzielne gospodarstwa. Tych,
którzy mieli go spełnić, czekała droga przez mękę. Na
specjalne listy (Kanton Rolle) wpisywano młodych chłop
ców, którzy następnie, po osiągnięciu dojrzałego wieku,
czekali na powołanie do wojska. Pozostawało ono w wy
łącznej gestii oficera werbunkowego działającego w imieniu
pułku. Bez zgody władz wojskowych, całkowicie niezależ
nych w sprawach werbunkowych od władz cywilnych,
40 Tamże, s. 50.
kompanii otrzymywał określony ryczałt, z pieniędzy tych
miał umundurować i wyżywić podległych sobie żołnierzy.
Prowokowało to oczywiście do nadużyć. „Kapitan był
gospodarzem swojej kompanii, dbał o nią, przyodziewał
i żywił. Rząd płacił mu za to, a ponieważ ciągnione tym
sposobem zyski należały do kapitana, można sobie wystawić
(tj. wyobrazić — S.L.) los żołnierzy. Sukno brane na
mundury było jak pajęczyna, spodnie dochodziły zaledwie
do łydek, a wszystko było tak ciasne, że z trudnością
przychodziło się żołnierzowi zapiąć; kamasze czarne za
chodziły poza kolana i przykrywały spodnie. Żołnierz nosił
trzewiki, robione ze starego rzemienia, miał mundur
granatowy, wycięty od przodka, do niego były przyszyte
dwa kawałki sukna białego, mające wyobrażać kamizelkę.
Binda czarna stanowiła chustkę na szyję, a musiała być
koniecznie ciasno spiętą, ażeby krew biedakowi nabiegała
do głowy i nadawała mu cerę czerstwą i zdrową, lubo był
rzeczywiście blady i chorowity dla nędznej strawy, którą
spożywał; każdy żołnierz miał być upudrowany i nosił
harcap, zwykle z konopi uwity, a zawieszony za kołnierz;
na głowie miał kapelusik trójgraniasty i loki, także sztuczne
do kapelusza przymocowane, co go śmiesznej postaci
nabawiało, ponieważ tak samo harcap, jak loki wisiały
nieporuszenie pomimo różnych ruchów głowy. Żołnierz
pruski nie dostawał w owej epoce koszuli ze skarbu (od
armii — S.L.), ale miał przyszyte w rękawach po kawałku
płótna, pokazującego się u rąk, które wyobrażały mankiety.
A zatem jeżeli żołnierz taki nie sprawiał sobie koszuli
z własnego funduszu, nic prócz munduru nie miał na
swojem ciele”41. Do opisu pamiętnikarza należałoby dodać,
że pruscy piechurzy nie mieli płaszczy ani koców. Pomimo
przedstawionej tu mizerii w umundurowaniu, co dowodzi,
iż zewnętrzne upiększenie przykrywało rzeczywiste braki
41 F. G a j e w s k i , Pamiętniki, Warszawa 1958, s. 31-32; pisownia
oryginalna.
i niedoskonałości pruskiej armii, pruscy żołnierze na
pierwszy rzut oka prezentowali się imponująco. Byli
bardziej postawni od niewysokich Francuzów i wydawali
się być od nich silniejsi i bardziej wytrzymali. Lecz to były
jedynie pozory. W rzeczywistości pruski żołnierz był
„sztywny, nieruchawy, uszedłszy pół mili, skoro kolumna
stawała, pokładał się do spoczynku”42. Spostrzeżenia o sła
bej kondycji żołnierzy Fryderyka Wilhelma podziela do
piero co cytowany Franciszek Gajewski. Jednak jego
pamiętnik odsłania całkowicie zaskakującą stronę ich
egzystencji: „Tak żołnierz pruski [...] gdy się rozebrał, był
podobny do chodzącego trupa, częstokroć żebrał po ulicy
i ubiegał się za jakimkolwiek zarobkiem, a czego się nikt
podjąć nie chciał, to chętnie wypełniał pruski żołnierz za
liche wynagrodzenie. Czyścił kloaki po miastach, usługiwał
Żydom, był tragarzem, rąbał drzewo, zgoła posługiwał
każdemu, byle zarobić cokolwiek grosza i uśmierzyć głód
dokuczający”43. Nie tylko zachowane opisy stanową świa
dectwo kiepskiej kondycji wojsk Fryderyka Wilhelma III.
Na jednej z karykatur Aleksandra Orłowskiego, ukazującej
armię pruską, za bardzo grubym oficerem postępują dwaj
cudaczni grajkowie, trójka chudych choć dziarsko masze
rujących grenadierów oraz kilka szeregów pokracznie
wyglądającego żołdactwa, postaci jakby żywcem wyjętych
z gabinetu osobliwości.
Taktyka walki armii pruskiej nie uległa zmianie od
czasów wojny siedmioletniej. Walka w kolumnach i w linii,
z niewielkim zastosowaniem luźnych, osłonowych tyralier,
była podstawowym sposobem prowadzenia boju. Nowością
wprowadzoną przez Fryderyka Wielkiego był szyk skośny,
wynalazek tebańskiego wodza Epaminondasa, służący wraz
z manewrem oskrzydlającym do rozerwania ugrupowania
linearnego wroga. Przed stosowaniem luźnego szyku po-
42 D. C h ł a p o w s k i , Pamiętnik, c z . I , s . 3 .
43 F . G a j e w s k i , Pamiętniki, s . 3 3 .
wstrzymywała Prusaków obawa przed dezercjami; kontrolę
nad żołnierzami łatwiej było utrzymać, wówczas gdy
walczyli w masie, w dużych kolumnach pod bezpośrednim
nadzorem oficerów i mechanicznie wykonywali ich rozkazy.
Bitwa pod Jeną i Auerstadt miała przejść do historii wojen
jako ostatnia wielka batalia stoczona z wykorzystaniem
szyku linearnego. Odtąd wszystkie armie europejskie
zmagające się z wojskami Napoleona przeciwstawiały im
podobną taktykę walki, operując rozrzuconymi w tyraliery
batalionami wspartymi przez kolumny.
Na tle Wielkiej Armii Napoleona armia Fryderyka Wilhel
ma III raziła powolnością manewrów na obszarze działań
wojennych. Jej ruch opóźniały rozbudowane do gigantycz
nych rozmiarów tabory. Do funkcjonowania jednego pułku
liniowego potrzeba było niemal 300 koni, z czego zaledwie
czwartą część używano do obsługi artylerii, przewożenia
żywności i amunicji. Ogromna większość zwierząt była
wykorzystywana przez oficerów jako konie wierzchowe i do
przewożenia ich osobistych bagaży. Jedyną formę postojów
stanowiły biwaki, na każdą noc zataczano obozy. Jednocześ
nie na niedostatecznym poziomie pozostawało ubezpieczenie
marszowe, uzależnione od umiejętnego wystawiania zwiadów
i czat. W rezultacie pruskie wojska poruszały się w terenie
niczym ślepiec, narażając się na nagły, niespodziewany napad
ze strony wroga. Ich mobilność dodatkowo ograniczał system
zaopatrzenia, tradycyjnie oparty na stałych magazynach
ulokowanych w większości na terenie pruskich twierdz.
✓
Najwięcej ich znajdowało się na obszarze Śląska, a w ilości
zgromadzonych zapasów przodowały Wrocław, Głogów
i Nysa. W konsekwencji często to właśnie usytuowanie
magazynów wyznaczało kolejne etapy przemieszczania się
armii, tworząc łamaną linię przemarszów i opóźniając
osiągnięcie wyznaczonego wcześniej celu.
W podsumowaniu krótkiego rozdziału poświęconego Jenie
i Auerstadt Archibald Macdonell, mistrz prostej formy
i zaskakującej puenty, dokonał wiele mówiącego zestawienia:
„Pod Jeną cesarz miał trzydzieści siedem lat, Berthier
— pięćdziesiąt trzy, Davout — trzydzieści sześć, Soult,
Lannes i Ney mieli po trzydzieści siedem lat, Bessieres
i Mortier — po trzydzieści osiem, Murat miał lat trzydzieści
dziewięć.
Książę Brunszwicki miał siedemdziesiąt jeden lat, Hohen-
lohe — sześćdziesiąt jeden, Bliicher — sześćdziesiąt cztery,
Móllendorf — osiemdziesiąt cztery”44. Niewiele młodsi
byli pułkownicy i majorzy. Spośród 66 pułkowników
piechoty aż 28 miało sześćdziesiąt i więcej lat, na 281
majorów zaledwie 5 (!) w dniu bitwy pod Jeną i Auerstadt
nie osiągnęło wieku pięćdziesięciu lat45. Francuscy ofice
rowie analogicznego szczebla byli przy nich prawdziwymi
młodzieniaszkami. Mając na uwadze chociażby powyższe
porównanie, wynik bitew pod Jeną i Auerstadt nie może
dziwić. Starcy czują się o wiele lepiej, zasiadając w ławach
areopagu, niż dowodząc na polu bitwy. Skostniała rutyna
powstrzymująca skutecznie przed nadmiernym ryzykiem
i fantazja popychająca do brawury należą bez wątpienia do
dwóch różnych światów.
ARMIA SASKA
10 Tamże.
„Postanawia przeto skoncentrować wszystkie siły na swem
skrajnem skrzydle, odsłaniając całą przestrzeń od Renu aż
po Bamberg, tak aby móc skupić prawie 200 000 ludzi na
jednym polu bitwy”11. 2 października cesarz stanął w Wiirz-
burgu, a poszczególne korpusy Wielkiej Armii, po wyczer
pujących wielodniowych marszach, pokonując każdego
dnia po trzydzieści i więcej kilometrów, podchodziły do
wyznaczonych pozycji. Dwa dni później I Korpus Ber-
nadotte’a znalazł się pod Lichtenfels, III Korpus Davouta
pod Bambergiem, IV Korpus Soulta pod Ambergiem,
V Korpus Lefebvre’a pod Schweinfurtem, VI Korpus Neya
pod Norymbergą, a VII Korpus Augereau wraz z gwardią
i dywizją Duponta pod Wurzburgiem. Kawaleria odwodowa
stanęła pomiędzy Bambergiem a Schweinfurtem, dywizja
lekkiej kawalerii rozlokowała się natomiast pod Kronach.
Wszystkie te oddziały, będące w stanie w ciągu kilku
godzin utworzyć ugrupowanie marszowe lub bojowe, liczyły
165 000 żołnierzy, z czego 26 000 przypadało na jazdę,
a 7500 stanowiło obsługę parku artyleryjskiego dysponują
cego 270 armatami12. Ta ogromna, doskonale zorganizowana
siła zawisła nad Prusami niczym dzikie zwierzę nad upat
rzoną ofiarą. Jak obrazowo stwierdził Kukieł: „Armia
oczekuje skinienia wodza” 13.
Podczas gdy Wielka Armia była gotowa do ataku,
w pruskim dowództwie brakowało jednolitej koncepcji
wojny z Napoleonem. 5 października rozpoczęła się w Er-
furcie wielka rada wojenna, która miała potrwać dwa dni.
Poza królem i książętami z jego rodu stawili się na niej
wszyscy pruscy ministrowie i najwyżsi dowódcy z księciem
Brunszwickim, Hohenlohem i marszałkiem Mollendorfem.
Ponownie doszło do gorszących awantur i ostrych sporów.
Kłócili się między sobą politycy i wojskowi. Obaj dowódcy
11 M. K u k i e ł , Wojny napoleońskie..., s. 119; pisownia oryginalna.
12 Tamże, s. 120.
13 Tamże.
Napoleon Bonaparte
14 Patrz załącznik nr 6.
15 A. T h i e r s , Historia Konsulatu i Cesarstwa, s. 525; M. K u k i e ł
wskazuje 7 października jako początek marszu Francuzów przez Las
Frankoński, Wojny napoleońskie..., s. 125.
w stosunku do oddziałów VI Korpusu. Przed tą kolumną
postawiono wstępny cel — dotarcia 9 października do Hof.
Drogą na Saalfeld pomaszerowała lewa kolumna złożona
z korpusów Lannesa i Augereau, które wyruszyły z Cobur-
ga. Choć liczyła jedynie 40 000 ludzi, również i ona
rozciągnęła się w marszu na około 40 kilometrów. Oddziały
Lannesa i Augereau posuwały się trochę dłuższą i trudniej
szą dla artylerii drogą i to spowodowało, że zostały
nieznacznie w tyle w stosunku do dwóch pozostałych
kolumn. Ugrupowanie, w jakim Wielka Armia przemiesz
czała się przez Las Frankoński, przypominało wspomniany
już wcześniej „czworobok batalionowy z dwustu tysięcy
ludzi”, wzajemnie się ubezpieczający, gotowy zarówno do
odparcia niespodziewanego ataku, jak i do przeprowadzenia
błyskawicznej koncentracji wszystkich sił. Straż przednia
każdej z kolumn była na tyle silna, aby samodzielnie
skutecznie móc stawić czoła nawet dużo mocniejszemu
przeciwnikowi i prowadzić bój opóźniający aż do nadejścia
pozostałych jednostek, a następnie przejść do działań
zaczepnych. Każde ze skrajnych ugrupowań, zważywszy,
że dzieliła je odległość nie więcej niż 70 kilometrów,
mogło się w ciągu zaledwie jednego dnia doczekać pomocy
ze strony sił głównych.
Jako pierwszy Las Frankoński przekroczył Murat i na
tychmiast rozpuścił swoje oddziały na kształt wachlarza
pomiędzy Saalfeld i Hof. Ich zadaniem było oczyszczenie
okolicy z nieprzyjacielskich jednostek. Francuzów spotkała
niespodzianka — Prusacy nie bronili wylotów wąwozów
schodzących ku Saksonii. Dopiero w okolicy Saalburga,
mniej więcej w połowie drogi między Hof i Saalfeld,
marszałek natknął się na nieprzyjaciela. Były to oddziały
generała Tauentziena. Prusacy nie zamierzali jednak wda
wać się w poważniejszy bój i bronić przeprawy przez rzekę
oraz Saalburga. Doszło jedynie do krótkiej wymiany ognia
artyleryjskiego, która żadnej ze stron nie wyrządziła
większej szkody. Kiedy Murat podciągnął piechotę, Tauen-
tzien wycofał się w kierunku Schleitz. W tym czasie
podjazdy przyniosły doniesienia o obecności nieprzyjaciela
na lewo od Saalfeld. Chodziło o korpus księcia Ludwika
Ferdynanda, który jednak nie podejmował żadnych ruchów
wskazujących na zamiar zamknięcia drogi lewej kolumnie
Wielkiej Armii. Rankiem 9 października Murat i Bemadotte
opuścili Saalburg, przekroczyli Salę i podeszli pod Schleitz.
Początkowo wydawało się, że Tauentzien nie zamierza
uciekać. Jego korpus, liczący około 9000 ludzi i rozwinięty
do bitwy, czekał na Francuzów u podnóża pobliskiej góry.
Około południa na miejscu znalazł się Napoleon i osobiście
dał rozkaz do ataku. Rozpoczął go generał Maison na czele
27. pułku lekkiej piechoty. Wkrótce wsparli go żołnierze
dwóch pułków liniowych, 94. i 95., z dywizji Droueta.
Prusacy, choć w tym momencie dysponowali olbrzymią
przewagą liczebną, niemal bez walki oddali Schleitz
i rozpoczęli pospieszny odwrót. Tauentzien zorientował się
szybko, że ma do czynienia z awangardą głównej armii
wroga i zbytnie zaangażowanie w bój może go kosztować
utratę całego korpusu. Murat, zapalczywy jak zawsze
w podobnych sytuacjach, ruszył za uciekającym nieprzyja
cielem na czele 4. pułku huzarów. Tauentzien rzucił
przeciwko nim kilka szwadronów jazdy. Huzarzy, kilka
krotnie atakowani przez liczniejszą kawalerię wroga, znale
źli się w opresji, z której wyratowali ich strzelcy konni
z 5. pułku i piechurzy z 27. pułku, którzy w tym czasie
nadciągnęli na pole walki. Ci ostatni, sformowani w czworo
bok, przesądzili o jej wyniku, morderczą salwą dezor
ganizując szarżę pruskich huzarów i saskich dragonów
i zmuszając ich do odwrotu. Na karkach uciekającej
nieprzyjacielskiej jazdy Murat rzucił się na piechotę
Tauentziena. W jej szeregach powstała niemożliwa do
opanowania panika. Wielu pruskich żołnierzy, nie myśląc
o stawianiu oporu, porzucało broń i uciekało w bezładzie,
usiłując jak najszybciej oderwać się od wroga. Jedynie
słabość sił, jakimi dysponował marszałek Murat, uratowała
ich przed pogromem. Jednak ta pierwsza większa potyczka
przyniosła im bardzo bolesne straty. Obok około 300
zabitych i rannych 400 żołnierzy pruskich dostało się do
niewoli, utracili też znaczną ilość broni16. To pierwsze
zwycięstwo w wojnie z Prusami wprawiło Napoleona
w doskonały humor. Podobnie jak fakt, że po wyjściu
z wąwozów Lasu Frankońskiego nie musiał natychmiast
stawać do bitwy, Prusacy nie zakłócali mu koncentracji
wszystkich sił. Potwierdzało to dane wywiadu donoszącego
o rozproszeniu nieprzyjacielskich wojsk i stwarzało per
spektywę pokonania ich częściami. O swoich odczuciach
po pierwszych starciach i najbliższych planach cesarz pisał
w liście do marszałka Soulta rankiem 10 października:
„Przełamaliśmy wczoraj 8000 żołnierzy, którzy z Hof
cofnęli się do Schleitz, gdzie oczekiwali posiłków w nocy.
Jazda ich była zrąbana i półkownik wzięty w niewolę.
Przeszło 2000 karabinów i kaszkietów znaleziono na polu
bitwy. Wzięliśmy tylko 200 lub 300 jeńców, ponieważ
była noc i oni rozpierzchli się po lasach. Spodziewam się
znacznej ich liczby dziś rano. [...] Skłonny jestem myślić,
że nikogo nie masz przed sobą, może nawet ani tysiąca
ludzi aż do Drezna [...] Marszałek Lannes dzisiaj dopiero
przybywa do Saalfeld, chybaby nieprzyjaciel znajdował się
tam w bardzo znacznej sile. Tak więc dni 10 i 11 stracone
są dla pochodu na przód. Jeżeli nastąpi moje połączenie
się, posunę się aż do Neustadt i Triplitz. Potem, cóżkolwiek
bądź zrobiłby nieprzyjaciel, jeżeli będzie atakował, mocno
się z tego ucieszę; jeżeli pozwoli siebie atakować, nie
omieszkam tego. Jeżeli pójdzie przez Magdeburg, będziesz
wprzód niżeli on w Dreźnie. Bardzo pragnę bitwy. Jeżeli
nieprzyjaciel chce mnie atakować, to dla tego, że bardzo
21 Tamże, s. 133.
runku Weimaru, ale bez wyraźnego rozkazu Napoleona nie
chciał wchodzić w kontakt bojowy z armią Hohenlohego.
W godzinach popołudniowych, po przybyciu do Jeny,
Bonaparte mógł się przekonać osobiście o obecności wroga;
do miasta dochodził dobrze słyszalny odgłos wystrzałów
karabinowych, a w oddali majaczyły jego stanowiska.
Wiele wskazywało na to, że Prusacy nie zamierzają uciekać
i nazajutrz przyjmą bitwę. Z kwatery Napoleona wyruszyli
liczni kurierzy z rozkazami dla marszałków. Soult, Ney,
Augereau i gwardia zostali zmobilizowani do szybszego
marszu na Jenę, gdzie wraz z jednostkami Lannesa stwo
rzyliby potężną pięść uderzeniową. Davout i Bernadotte
mieli zamknąć potrzask, w jakim znalazł się przeciwnik,
uderzając na jego tyły i lewe skrzydło. Czas jednak uciekał
i w nocy 14 października Napoleon dysponował jedynie
częścią swojej armii. Do boju mógł rzucić zaledwie 50 000
piechoty i 5000 jazdy22. Reszta miała nadejść w godzinach
rannych (Ney, większa część korpusu Soulta i kawalerii
odwodowej — łącznie około 33 000 piechoty i 7300 jazdy)
lub koło południa (Davout i Bernadotte — łącznie około
47 000 piechoty i 6500 jazdy)23. Układanka, jaka powstała
w głowie Napoleona, była dość precyzyjna, ale równie
dobrze mogła się rozpaść, gdyby któryś z jej podstawowych
elementów nie dopasował się do pozostałych. Tym elemen
tem mogło się właśnie okazać zbyt późne nadejście
kolejnych korpusów Wielkiej Armii na pole bitwy.
Pojawienie się pod Jeną podjazdów z korpusu Lannesa
wywołało zamieszanie w armii księcia Hohenlohego. Zdawa
ło się przy tym potwierdzać, że główne siły wroga nadchodzą
od strony Saalfeld oraz Rudolfstadt. Kiedy wieczorem 12
października napłynęły informacje o obecności znacznych sił
10 Tamże.
Francuzi, ale zostali z niego wyparci przez część batalionu
grenadierów Borckego, zajmujących pozycję na prawym
skrzydle Holtzendorffa. Ten niewielki sukces nie wpłynął
znacząco na dalsze wypadki. Wkrótce jego oddziały
zostały zepchnięte ku Nerkewitz. Około godziny 10.00.
Holtzendorff rozpoczął zwrot zaczepny w kierunku Al-
tengönny z myślą o połączeniu się z głównymi siłami.
Uczestniczyli w nim huzarzy Schimmelpfenniga, grena
dierzy Dohny i bateria artylerii Schulemburga. O niepo
wodzeniu zarówno tego manewru, jak i załamaniu się
pruskiej obrony zadecydował atak Francuzów pod Rödi
gen. Brygada Candrasa ruszyła gwałtownie do przodu
i nie zdołali jej zatrzymać ani pruscy kirasjerzy, ani saska
lekka jazda z pułków księcia Jana i księcia Klemensa.
W decydującym momencie piechurów skutecznie wsparł
8. pułk huzarów generała Guyota, jedyny oddział jazdy
z korpusu Soulta walczący pod Jeną. Jego ludzie trzykrot
nie rzucali się do szarży, nim wreszcie udało im się
złamać wroga i zmusić go do pierzchnięcia z pola walki.
Było krótko po 10.00, kiedy rozbici Sasi pociągnęli za
sobą kirasjerów i odsłonili lewą flankę. Sytuację starał się
ratować pułkownik Borcke, któremu udało się powstrzy
mać atak Francuzów i nawet na krótko zmusić ich do
cofnięcia się. Dzięki jego grenadierom większość piechoty
generała Holtzendorffa zdołała wycofać się przez Ner
kewitz drogą na Stobrę. Nie miał tego szczęścia generał
Sanitz, 20 innych oficerów i około 400 żołnierzy z różnych
jednostek, którzy dostali się do niewoli. Francuzi zdobyli
również sześć armat". Jednak i oni ponieśli bolesne
straty. Kiedy 36. pułk zajmujący centrum ugrupowania
dywizji Saint-Hilaire’a deptał po piętach uciekającemu
wrogowi, zginął jego dowódca pułkownik Dutheillet de
Lamothe. Chwilę potem Francuzi zagarnęli baterię Schu-
12 Tamże.
13 A. T h i e r s, Historia Konsulatu i Cesarstwa, s. 542; inaczej ocenia
siły Neya F.-G. H o u r t o u l l e , wskazując liczbę 4000 piechoty i 1100
jazdy; Jena, Auerstaedt..., s. 40.
ataku 10. pułk szaserów. Jego celem stała się nieprzyjaciel
ska bateria artylerii konnej Steinmetza. Strzelcy sfor
mowali szyki do uderzenia pod osłoną lasu i udało im się
z boku zaskoczyć wroga. W okamgnieniu dopadli pruskich
stanowisk i wybili obsługę armat. Aż siedem armat
dostało się w ich ręce. Gwałtowne uderzenie wywołało
chwilowe zamieszanie w szeregach nieprzyjacielskich
oddziałów, które cofnęły się o kilkaset metrów. Francuzom
udało się opanować wzgórze Dornberg. Pierwszy impet
ich ataku powstrzymała jednak pruska artyleria. Pod jej
osłoną Hohenlohe przygotował szybką i zarazem potężną
odpowiedź na niespodziewane uderzenie. Do boju wysłał
kilkadziesiąt szwadronów własnej kawalerii. Dotychczas
stała ona dobrze ukryta za linią obrony poza Vierzehn-
heiligen i Isserstedt. Wielka liczba pruskich kirasjerów
i dragonów z pułków Henckela i Prittwitza opadła strzel
ców i huzarów z 3. pułku, których Ney rzucił im z pomocą.
Początkowo Francuzi zdołali odepchnąć wroga, ale szybko
jego przewaga liczebna doszła do głosu i szaserzy pomie
szani z huzarami musieli się schronić za linię własnej
piechoty. Na jej czoło wystąpili grenadierzy i woltyżerzy,
którzy błyskawicznie sformowali dwa czworoboki. W jed
nym z nich znalazł schronienie Ney. Francuzi wytrzymali
kilka szarż, nie pozwalając na rozerwanie swojego szyku
i dziesiątkując regularnymi salwami nieprzyjacielską jazdę.
W pewnym momencie przewaga atakującego zawzięcie
wroga była jednak tak duża, że wydawało się, iż los
„rudzika”, jak powszechnie we francuskiej armii nazywano
Neya ze względu na kolor jego włosów, jest przesądzony.
Bonaparte nie dał jednak zginąć swojemu najdzielniej
szemu marszałkowi.
Niespodziewane wznowienie bitwy przez Neya nie tylko
rozsierdziło Napoleona, ale również postawiło go w przy
musowej sytuacji. Musiał porzucić myśl o późniejszym
natarciu z użyciem większych sił i ratować popędliwego
marszałka z opresji, w jakiej się znalazł w wyniku własnej
nierozwagi. Cesarz, obserwujący walkę Neya ze wzniesienia
nieopodal Vierzehnheiligen najpierw posłał mu z pomocą
generała Clausela Bertranda, szefa sztabu w dywizji gene
rała Kleina z rezerwy kawalerii, z dwoma pułkami drago
nów z korpusu Lannesa. Jednocześnie Lannes otrzymał
rozkaz natychmiastowego podciągnięcia swojej piechoty
pod Vierzehnheiligen, a Augereau przyśpieszenia ataku na
Isserstedt i i wsparcia z lewej strony walczących w osamot
nieniu oddziałów Neya. Cesarz nakazał także przybliżyć
się artylerii gwardii i pokryć ogniem niebezpieczną lukę,
jaka powstała we francuskim centrum. Zbliżała się 11.00,
kiedy nieprzyjacielska kawaleria zaczęła się w nią wlewać,
omijając dwa słabiutkie czworoboki Neya. Tuż za nią
posuwała się piechota generała Grawerta i towarzyszące jej
baterie lekkiej artylerii w szykach przypominających raczej
manewry lub paradę — z prawą flanką wysuniętą do
przodu, lewą cofniętą i lasem chorągwi na froncie atakują
cych oddziałów. W rezerwie Hohenlohe pozostawił jedynie
pięć batalionów generała von Dyhema i cztery bataliony
Cerriniego. Łączność prawego skrzydła z dywizją saską
zajmującą pozycje na wzgórzu Schnecke zapewniało dzie
sięć szwadronów saskiej jazdy ustawionej za Isserstedt.
W pruskich i saskich szeregach z ust oficerów i żołnierzy
padały wypowiadane z zaciekłością słowa: „Pomścić Saal
feld! Pomścić księcia Ludwika Ferdynanda!”14. Wydawało
się, że nadszedł stosowny do tego moment. Po obu stronach
wyczuwało się, że bitwa zbliża się do kulminacyjnego
punktu. Stało się jasne, że kto teraz wykaże więcej
determinacji i wytrzyma nadchodzący nieuchronnie kryzys,
ten zwycięży. Francuzi bez trwogi przyjęli atakującego
wroga. Jego natarcie powstrzymała dywizja Gazana, po
przedzająca resztę sił Lannesa. Zdziesiątkowani, ale
17 Tamże, s. 64.
dopiero w okolicy Kappelendorfu. Od epicentrum bitwy
dzieliło go wówczas jeszcze około pięciu kilometrów.
Przybyły w tym czasie do kwatery Rlicheła generał
Chrystian Massenbach nakazał mu natychmiast podjąć
marsz na Vierzehnheiligen i niezwłocznie zaatakować
nacierających wściekle Francuzów. Korpus Rüchela
wszedł do akcji dopiero około 13.30 i w praktyce z jednym
już tylko możliwym do wykonania zadaniem: powstrzy
mania rozwijającego się pościgu wroga. W tym momencie
linia jednostek francuskich wysuwała się poza rejon
Kötschau, Kleinromstedt i Hermstedt. W pobliżu Gros-
sromstedt oddziałom Rüchela udało się na krótko po
wstrzymać kawalerię i artylerię konną Lannesa. Chwilowy
sukces przekreślił generał Saint-Hilaire, którego dywizja
tworzyła prawą flankę Wielkiej Armii. Rüchel, poddany
coraz większemu naciskowi od frontu i zagrożony oskrzyd
leniem od północy z rejonu Kleinromstedt przez oddziały
Saint-Hilaire’ego, mógł jedynie się wycofać. Do osłony
odwrotu użył niemal całej kawalerii, ale ogień francuskiej
artylerii i piechoty bezlitośnie dziesiątkował pruskie
szwadrony. Jego ofiarą padł również generał, śmiertelnie
ugodzony kulą w pierś. Reszty dokonała francuska jazda,
która niczym taran uderzyła w przeciwnika i rozdarła go
na strzępy. Kirasjerzy d’Hautpoula, którzy do akcji weszli
około 14.00, w krótkim, ale intensywnym boju potwierdzili
swoją dotychczasową renomę. Promienie słońca grały
refleksami na ich pancerzach i hełmach, ale groźne
piękno towarzyszące ich szarży dostrzegli tylko nieliczni
uczestnicy starcia. Zresztą Prusacy nie mieli na to zbyt
wiele czasu. Pozbawione wsparcia kawalerii oddziały
Rüchela złamały linię i zaczęły się mieszać z żołnierzami
z innych uciekających jednostek. Nie było już mowy
o zorganizowanej obronie. Pękły dyscyplina i posłuszeń
stwo wobec oficerów. Żołnierze, każdy z osobna, myśleli
już tylko o własnym ratunku. Cała ta zdezorganizowana
i zdemoralizowana rysującą się klęską, przerażona masa
uciekała w kierunku Weimaru.
Była 15.00. Bitwa pod Jeną została rozstrzygnięta.
Najbliższe godziny miały odpowiedzieć na pytania, czy
Hohenlohe wyniesie głowę z pogromu i czy wraz z nią
zdoła uratować resztę armii. Głowę zdołał uratować, ale na
ocalenie armii, zadanie o wiele trudniejsze, nie miał już
większego wpływu.
Swoje ocalenie książę Hohenlohe zawdzięczał saskim
sojusznikom. Kiedy jego zdziesiątkowane oddziały szukały
ratunku w ucieczce, głównodowodzący prusko-saską armią
wycofywał się w otoczeniu grenadierów batalionu „von
Winkel”, którzy nie ulegli dezorganizacji i jako jedni
z nielicznych w całej armii byli w stanie przeprowadzić
uporządkowany odwrót. Tak oto ten epizod opisał puł
kownik Eduard von Höpfner, autor książki Der Krieg
1806-1807: „Pruskie oddziały, wycofujące się w kierunku
Weimaru, były w kompletnej rozsypce. Jedyną jednostką,
jaka nie uległa dezorganizacji, był saski batalion grena
dierów Winkla, z którym był książę Hohenlohe i którym
przez moment nawet dowodził. To były straszne chwile,
gdy klęska i chaos były wszędzie, batalion stał jednak
niczym kamień. Otoczony przez uciekających sojusz
ników, którzy pozbyli się swojej broni, i którzy nie mieli
zamiaru dłużej słuchać rozkazów swoich dowódców.
Atakowani przez nieprzyjaciela ci ludzie wycofywali się
w pełnym porządku przy dźwiękach piszczałek i bębnów.
Batalion sformował pełny otwarty czworobok i, gdziekol
wiek nieprzyjaciel podszedł na niewielką odległość,
grenadierzy stawali, aby dać odpór wrogom. Ani kawale
ria, nieustannie szarżująca na wycofujących się Sasów,
ani też nieustępliwy ogień francuskich tyralier nie mogły
ich wzruszyć [...]”18.
3 J. S n o p k i e w i c z , Armia saska..., s . 2 2 .
4 M. K u k i e ł , Wojny napoleońskie..., s. 136.
5 A. T h i e r s, Historia Konsulatu i Cesarstwa, t. III, s. 546.
6 D . C h a n d l e r , Jena 1806, s . 6 5 .
7 J. S n o p k i e w i c z , Armia saska...,s . 2 2 .
doskonale wypełnili swój żołnierski obowiązek i walczyli
z większą zaciekłością niż liczniejsi od nich Prusacy. Do
wodzą tego również podane wyżej straty w saskim korpusie
oficerskim.
W przeciwieństwie do Kukiela, który pisząc o Auerstadt
wskazał jedynie zdobycie przez Francuzów 115 nieprzyja
cielskich armat8, Bielecki określił straty Prusaków ponie
sione w bitwie z korpusem Davouta na 13 000 zabitych
i rannych oraz 3000 jeńców; podał również identyczną jak
u Kukiela liczbę armat zdobytych przez żołnierzy marszał
ka9. O stratach poniesionych przez Francuzów pod Auer
stadt, powtarzając myśl Kukiela, Bielecki napisał enig-
matycznienie, że „Poległa jednak lub została ranna czwarta
część korpusu Davouta”10. Dokładne dane na temat strat
Francuzów pod Auerstadt, opierając się na raporcie Davou-
ta, podał Hourtoulle: 258 zabitych, rannych, jeńców i za
ginionych oficerów i 6790 żołnierzy. Dywizja Gudina
straciła 134 oficerów i 3500 żołnierzy, dywizja Moranda
98 oficerów i 2189 żołnierzy, a dywizja Frianta 20 oficerów
i 900 żołnierzy11. Autor ten określił straty Prusaków
w dużym przybliżeniu — pomiędzy 10 000 a 15 000
zabitych i rannych, 3000 jeńców oraz 150 utraconych
armat12. Pod Jeną i Auerstadt do francuskiej niewoli
powędrowało ponad dwudziestu generałów, pośród zabitych
znalazł się bohaterski generał Ruchel, a książę Brunszwicki
w wyniku doznanych ran zmarł niedługo po bitwie. Ciężko
ranni zostali książę Henryk i książę Wilhelm Pruski.
Bardzo poważne rany odniósł również wiekowy feldmar
szałek Móllendorf, choć akurat w jego przypadku już samo
wyruszenie w pole stanowiło prawdziwe wyzwanie.
KTO ZWYCIĘŻYŁ?
marszałek..., s. 138.
7 Tamże.
8 Odziedziczone po przodkach nazwisko Ludwika Mikołaja Davouta,
które zmienił podczas Rewolucji, brzmiało d’Avout. Jego rodzina należała
do najznakomitszych rodów szlacheckich Burgundii; pierwsze zachowane
w dokumentach informacje dotyczące d’Avoutow pochodzą z 1278 r.
9 A. M a c d o n e l l , Napoleon i jego marszałkowie, s. 104.
Cesarz potrafi odnosić wielkie zwycięstwa, okrywać się
chwałą i sprowadzić pokój na kontynent. Nie zamierzał więc
dzielić się tym wielkim zwycięstwem nad tak cenioną armią
pruską z jednym ze swoich pomocników”10. Prawdziwego
potwierdzenia swoich zasług doczekał się Davout ze strony
Prusaków. W ich wojskowej terminologii od początku
przyjęło się określenie Jena-Auerstadt do opisania przebiegu
walk 14 października. Nie ulegało też dla nich najmniejszej
wątpliwości, która z tych bitew miała większe znaczenie. Byli
przekonani, że to właśnie pod Auerstadt ponieśli cięższą
porażkę i właśnie tam odebrano im możliwość kontynuowa
nia wojny. Kiedy w 1867 r. król pruski odwiedził paryski
Pałac Inwalidów i marszałek Conrobert, prezentując widnieją
cego na portrecie Davouta, określił go jako księcia Eckmiihl,
Wilhelm szybko dopowiedział: „Marszałku, nie wymienił pan
wszystkich tytułów Marszałka Davouta; nazywano go też
Diukiem Auerstadt. Prusy nie zapomniały!”11. Rzeczywiście,
trudno było zapomnieć człowieka, który wylał kubeł zimnej
wody na rozgorączkowane pruskie głowy i w kilka godzin
obrócił wniwecz wielkie wojenne plany. Być może najwięk
szy pomnik chwały Davouta stanowi opinia, że wygrał on
bitwę, w której nie sposób było zwyciężyć, Napoleon
natomiast odniósł zwycięstwo w starciu, które w praktyce
było nie do przegrania.
Generał Antoine
Charles Lasalle
d’Erlona”, który wyłączył nieszczęsnego generała z udziału
w bitwie pod Ligny i być może zadecydował o losach
Francji i Napoleona pokonanego dwa dni później pod
Waterloo, tak podobne emocje wśród nich wywołuje
zachowanie marszałka Bemadotte’a. Jego korpus 14 paź
dziernika 1806 r. stacjonujący pomiędzy Jeną i Auerstadt
nie wsparł swoimi 20 000 żołnierzy i ponad trzydziestoma
armatami ani cesarza, ani rozpaczliwie potrzebującego ich
pomocy Davouta.
Reputacja Bemadotte’a po bitwie pod Jeną i Auerstadt
ogromnie ucierpiała. Potępienie spotkało go ze strony
cearza i armii. Rozsierdzony do żywego Napoleon miał
wypowiedzieć słowa: „Powinienem go rozstrzelać! Powi
nienem postawić go przed radą wojenną, która skazałaby
go na śmierć, lecz wolę pozostawić go jego własnemu
sumieniu, wydać na potępienie przez armię!”12. W przeko
naniu żołnierskich mas marszałek, opuszczając kolegę
w potrzebie, utracił honor; fakt, że kilka lat później jako
król Szwecji wystąpił przeciwko Francji i swoim dawnym
towarzyszom broni, jedynie potwierdził w ich przekonaniu
tę ocenę. Najbardziej zadziwiający stosunek do Bemadotte’a
miał sam Davout. W żadnej oficjalnej korespondencji, ale
również w prywatnych listach nie skrytykował go za jego
zachowanie, choć szczerze go nienawidził.
Zwolennicy Bemadotte’a, starając się usprawiedliwić
zachowanie marszałka, imali się różnych sposobów, prezen
tując mniej lub bardziej sensowne argumenty. Twierdzono,
że Davout nie zwracał się do niego o pomoc, a rozkazy
cesarza skierowały I Korpus na Domburg, zatem Bernadotte
ściśle je wypełnił. Wywody jego obrońców nie wytrzy
mują jednak krytyki. Jeden z adiutantów Davouta Trobriand
opisał rozmowę, jaką odbył feralnego dnia z Bemadottem,
który poproszony w imieniu Davouta o pomoc, miał
12 Tamże, s. 135.
arogancko odpowiedzieć: „Wracaj do swojego marszałka
i powiedz mu, że jestem tutaj, więc nie ma powodu do
strachu. Ruszaj!”13. Szkopuł w tym, że rewelacje Trobrianda
doczekały się publikacji dopiero w 1861 r., list zaś,
w którym adiutant miał relacjonować swojemu dowódcy
słowa Berandotte’a, nie zachował się w żadnej kopii i nie
wspominał o nim nigdy sam Davout. Jeżeli nawet jednak
relacja Trobrianda nie znajduje potwierdzenia w innych
dokumentach i jej wiarygodność chociażby z tego powodu
może być podważana, to bez wątpienia przeciwko marszał
kowi przemawia fakt, iż nie ruszył w kierunku, skąd
dochodził huk artyleryjskiej kanonady. Było oczywiste, że
w sytuacji, w której I Korpus nie miał dostatecznego
rozeznania ani konkretnych rozkazów — jedynym w pełni
racjonalnym zachowaniem był marsz ku odgłosom bitwy.
Tylko to dawało możliwość wzięcia w niej udziału i zaan
gażowania w walkę niebagatelnej siły 20 000 żołnierzy.
Było to w każdym razie rozwiązanie powszechnie wówczas
praktykowane, z całą pewnością lepsze niż bezczynność.
Ale być może Bemadotte rzeczywiście nie słyszał huku
dział... Macdonell przywołuje przykład potężnego ostrzału
artyleryjskiego przed bitwą pod Ypem w 1917 r., kiedy
huk dział był doskonale słyszalny w miejscowości odległej
aż o 130 mil, ale zupełnie niesłyszalny w rejonach
oddalonych o 50 mil, co dowodzi, iż dźwięk w terenie
może się różnie rozchodzić14. Zróżnicowane ukształtowanie
terenu w połączeniu z panującymi warunkami atmosferycz
nymi może spowodować znaczne wygłuszenie hałasu.
Właśnie taki skutek mogła przynieść gęsta mgła, jaka
przez cały ranek 14 października zasnuwała pole bitwy pod
Jeną i Auerstadt. Tyle tylko, że mgła przed południem
podniosła się, a odległość dzieląca korpus Bernadotte’a od
miejsca walki była kilkakrotnie mniejsza niż dystans,
13 Tamże, s. 136.
14 A. M a c d o n e 11, Napoleon i jego marszałkowie, s. 103.
o którm pisze Macdonell. Marszałek mimo to nie słyszał
kanonady, która wyraźnie docierała do uszu wielu jego
podkomendnych... A może po prostu był przygłuchy...
Istnieje jeszcze jedna hipoteza dotycząca przyczyn
niezrozumiałego z pozoru zachowania Bernadotte’a. Zwo
lennicy nie tyle spiskowej teorii dziejów, co raczej do
szukujący się mechanizmów ludzkich działań w sferze
psychicznych przeżyć, pewnie uzasadniliby jego postępo
wanie głęboką osobistą urazą, jaką żywił zarówno wobec
Napoleona, jak i Davouta. Być może to właśnie animozje
sprzed lat, które przerodziły się z czasem w niechęć,
a następnie w ledwo skrywaną nienawiść, powstrzymały go
przed podjęciem właściwej decyzji, paraliżując skutecznie
jego wolę i chęć działania.
UWAGI O JENIE I AUERSTADT
Z PUNKTU WIDZENIA TAKTYKI I STRATEGII
1974, s. 113.
zniszczyć armię pruską pod Jeną. Wszystkie skomplikowane
plany operacyjne związane z przemieszczeniem setek
tysięcy ludzi po nierównym terenie i po kiepskich drogach,
dla których opracowania późniejsze generacje utworzyły
olbrzymie sztaby generalne, Napoleon obmyślał i prze
chowywał we własnej pojemnej głowie”5.
Fakt, że Prusakom przyszło zmierzyć się właśnie z Napole
onem, nie zaś z jakimkolwiek innym wodzem, zaważył także
na ocenach dokonanych przez Carla von Clausewitza. Pisząc,
że „książę Brunszwicki zdecydował wyczekiwać za Saalą na
dalszy przebieg wypadków, jeśli oczywiście można nazwać
indywidualną decyzją to, co się działo w tej wielogłowej
kwaterze głównej i w tym okresie zamieszania i najwyższego
niezdecydowania”6, słynny teoretyk wskazał trzy możliwości,
jakie miała do wyboru pruska armia. Mogła uderzyć na
przeciwnika podczas forsowania rzeki albo, gdyby poniechali
przeprawy i zatrzymali się na prawym brzegu Sali, zaatako
wać jego linie komunikacjne lub też „przesunąć się szybkim
marszem flankowym i zagrodzić mu drogę pod Lipskiem”7.
W pierwszych dwóch przypadkach Prusacy dysponowali
wielką przewagą strategiczną i taktyczną, którą zapewniało
im położenie w oparciu o potężną dolinę Sali i szeroka
podstawa operacyjna, podczas gdy Francuzi zostali wciśnięci
pomiędzy nich a neutralne Czechy i brakowało im miejsca do
rozwinięcia wojsk. „W obu pierwszych wypadkach uważano
pozycję na lewym brzegu Saali za prawdziwą pozycję
flankującą i bezspornie miała ona jako taka bardzo duże
zalety; co prawda — zajęcie pozycji flankującej przez wojsko
mało pewne siebie, wobec bardzo przeważającego wroga
— wobec Bonapartego — było posunięciem nader śmiałym”8.
Trzecie rozwiązanie ze względu na osłonę, jaką
5 M. Ho w a r d , Wojna w dziejach Europy, s. 119.
6 C. von C l a u s e w i t z , O wojnie, red. A. Rudnickij, b.r.wyd., s. 377.
7 Tamże.
8 Tamże; podkreślenie Clausewitza, s. 378.
dawała Sala, także nie mogło być uznane za niekorzystne.
Książę Brunszwicki wybrał właśnie to rozwiązanie, tyle
tylko, że, jak pisze Clausewitz, uczynił to zbyt późno.
„Bonaparte był już w trakcie przekraczania Saali i bitwy
pod Jeną i Auerstaedtem musiały być stoczone. Książę
usiadł wskutek swego niezdecydowania pomiędzy dwoma
stołkami; dla wysunięcia się naprzód opuścił swoje pozycje
za późno, a dla stoczenia celowej bitwy — za wcześnie.
Niemniej jednak silna natura tej pozycji wywarła swój
wpływ w ten sposób, że książę Brunświcki mógł pod
Auerstaedtem zniszczyć prawe skrzydło swego przeciw
nika, podczas gdy książę Hohenlohe mógł się jeszcze
wymknąć z kleszczy po krwawej bitwie odwrotowej; ale
pod Auerstaedtem nie odważono się na wywalczenie
zwycięstwa niechybnego, a pod Jeną sądzono, że można
liczyć na zwycięstwo całkiem niemożliwe” 9.
Bitwy pod Jeną i Auerstadt okazały się wielkim sukcesem
taktycznym Napoleona i jego armii, ale znaczenie strategi
czne miał dopiero pościg za pobitymi wojskami Fryderyka
Wilhelma III. O ile starcie z 14 października jedynie
złamało przeciwnika, dezorganizując go i odbierając mu
ducha walki, o tyle kilkutygodniowa ucieczka przed po
ścigiem doprowadziła do niemal całkowitego fizycznego
unicestwienia. Żadna inna napoleońska kampania nie
spowodowała podobnych skutków. W roku 1805 Bonapar
temu udało się wyeliminować jedną z austriackich armii,
tym razem zniszczone zostały niemal całe siły zbrojne
walczącego z nim państwa. O ostatecznym wyniku zade
cydował postępujący rozkład pruskiej armii i nadzwyczajna
szybkość marszu korpusów Wielkiej Armii w pogoni za
wrogiem. „Im dalej ten pościg się rozwija, tym większy
jest rozkład przeciwnika, tym mniejsza jego siła odporna,
tym śmielej mogą uderzać grupy pościgowe” 10.
9 Tamże, podkreślenia Clausewitza.
10 M. K u k i e ł , Wojny napoleońskie..., s. 142.
Najkrótszej analizy bitew po Jeną i Auerstadt dokonał
generał Camon. Warto ją przytoczyć w całości. „14-go
Cesarz znajduje przed sobą, w Jenie, armję Hohenlohego
i improwizuje plan następujący.
Walka wiążąca i na zużycie: Augereau, Lannes, Ney.
Natarcie obchodzące przeciw lewemu skrzydłu: dywizja
Saint-Hilaire’a z korpusu Soulta w zamian korpusów
Davouta i Bernadotte’a, które przybyć nie mogą.
Natarcie główne (na lewe skrzydło): gwardia i trzy
pospiesznie przywołane dywizje jazdy odwodowej (Nan-
souty, d’Hautpoul, Klein).
Odwód ogólny: Bernadotte, jeśli nadąży.
Armja Hohenlohego jest rozbita. Tego samego dnia
Davout zatrzymuje armję króla pod Auerstadt i odrzuca ją
na armję Hohenlohego.
Pościg taktyczny oddaje w nasze ręce bezmała całość sił
pruskich; pościg strategiczny pozwala wymknąć się zaled
wie paru tysiącom ludzi”".
Camon nie uniknął kilku przekłamań, wysyłając gwardię
i dragońska dywizję generała Kleina do głównego natarcia,
trafnie jednak wskazał zasadnicze elementy planu Na
poleona.
2 Tamże.
Korpusy Soulta i Bemadotte’a maszerowały dziennie
średnio 25 i 26 kilometrów3.
Marszałkowie ścigający wroga mieli uczynić wszystko,
aby wypełnić życzenie cesarza; chciał on, aby z pruskiej armii
„ani jeden człowiek nie ocalał”4. Oczekiwanie Napoleona
zaczęło się spełniać w błyskawicznym tempie. Już nazajutrz
po bitwie kawaleria Murata wzięła do niewoli kilkanaście
tysięcy Prusaków. Zdarzyło się, że przed kilkoma francuskimi
huzarami skapitulował cały szwadron wroga. Największą
aktywność po Muracie wykazywał Bemadotte. 17 października
oddziały marszałka dopadły pod Halle korpus odwodowy
księcia Wirtemberskiego i pokazały, że w niczym nie ustępują
innym jednostkom Wielkiej Armii. Prusacy, dysponując
16 000 ludzi, nie wytrzymali francuskiego natarcia i po
utracie 5000 żołnierzy, którzy dostali się do niewoli, i 30
armat uszli za Łabę5. Uciekinierzy spod Halle połączyli się
z resztkami wojsk uchodzących z rejonu Jeny i wspólnie,
różnymi drogami, przekroczyli góry Harzu. Pierwszy etap
ucieczki wyznaczał teraz Magdeburg. Fryderyk Wilhelm
wybrał inną drogę. W niewielkiej asyście ruszył do Berlina,
a następnie do Kostrzynia nad Odrą. Pruscy dowódcy właśnie
za Odrę postanowili poprowadzić armię, licząc, że rzeka
osłoni ich przed Francuzami, a na jej prawym brzegu spotkają
się z armią rosyjską. 20 października tłumy pruskich żołnierzy
w liczbie około 40 0006 dotarły do Magdeburga. Książę
Hohenlohe, kóry przejął dowództwo nad wszystkimi siłami,
postanowił iść na Prenzlau i Szczecin, aby tam przekroczyć
Odrę. Miał on ominąć Berlin i pozostawić go bez obrony.
Zaszczyt wejścia do Berlina przed wszystkimi innymi
marszałkami i przed samym cesarzem przypadł Davoutowi.
Stało się to 25 października. Był to swoisty ukłon ze strony
15 J. T u 1 a r d, Murat, s. 107.
wielbicielowi tytoniu, wręczył na pamiątkę wielką por
celanową fajkę.
O zdobyciu Szczecina długo rozprawiano w obu armiach.
Napoleon powiadomiony o niezwykłych okolicznościach
towarzyszących opanowaniu potężnej twierdzy napisał w liś
cie do Murata, że chyba przyjdzie mu rozwiązać korpus
inżynierski i przetopić armaty oblężnicze, skoro z tak
dobrym skutkiem zastępuje je lekka kawaleria. Brygada
Lasalle’a zaś zyskała piękną i napawającą jej żołnierzy
dumą nazwę — la brigade infemalne (piekielna brygada).
W dość podobnych okolicznościach padła również Szpan-
dawa (Spandau). Jej strachliwy gubernator tak bardzo
wziął sobie do serca pogróżki ze strony Lannesa, że
zrezygnował z obrony doskonale zaopatrzonej twierdzy.
Macdonell wspomina o zabawnym zdarzeniu, jakie
podczas pościgu za uciekającą armią Fryderyka Wilhelma
przytrafiło się marszałkowi Augereau. Jego żołnierze
wzięli do niewoli batalion pruskiej gwardii i zapewne nie
byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była to
jednostka, w której przed dwudziestu laty służył ich
dowódca! Augereau niezadowolony ze służby na swoje
szczęście zdezerterował i zrobił nadzwyczajną karierę
w armii Napoleona. Jego dawni koledzy natomiast prze
ważnie wciąż mieli te same stopnie co wówczas. To
niezwykłe spotkanie, obok wspomnień i odrobiny gorzkiej
refleksji, przyniosło pruskim gwardzistom również po
garści złota, gdyż Augereau okazał się nad wyraz hojny
dla starych kompanów 16.
Ścigając Prusaków, francuscy dowódcy nie przebierali
w środkach. Kiedy uciekający na północ Blucher postanowił
schronić się na neutralnym terytorium i 5 listopada wpro
wadził wojska do Lubeki, marszałkowie Napoleona ani
przez moment nie zawahali się i ruszyli za nim.
3 E . H a l i c z , Geneza..., s . 5 7 .
4 Ch. S u m m e r v i l l e , Polska kampania Napoleona, s . 3 5 .
5 Tamże.
11 Tamże, s. 190.
sojuszniczych oddziałów nad Wisłą — sprawiła, że
Fryderyk Wilhelm wycofał się z negocjacji i nie ratyfi
kował warunków rozejmu.
Napoleon był przygotowany na takie rozwiązanie. Jego
wojska w tym czasie dzieliły się na dwa ugrupowania.
Pierwsze, w sile około 70 000 żołnierzy pod ogólnym
dowództwem Murata, tworzyły oddziały Davouta, Lan-
nesa, Augereau i część jazdy odwodowej12. Cesarz nakazał
posuwać się im w kierunku stolicy Polski, licząc się
z koniecznością stoczenia bitwy z Rosjanami na lewym
brzegu Wisły. W skład drugiego ugrupowania wchodziły
korpusy Bernadotte’a, Soulta i Neya oraz pozostała część
jazdy, w łącznej sile około 80 000 ludzi13. Mogły się one
pojawić na pierwszej linii frontu na przełomie listopada
i grudnia. Napoleon opuścił Berlin i ruszył w ślad za armią,
której awangarda podchodziła do Warszawy. Jako pierw
szy osiągnął miasto Murat. Jego wjazd spotkał się ze
wspaniałym przyjęciem mieszkańców, a urzeczony nim
marszałek zaczął rozmyślać o polskiej koronie. „[...] Murat
był zahipnotyzowany tą myślą, a społeczność Warszawy
była nim szczerze oczarowana, kiedy jechał przez miasto
na czele swoich wspaniałych szwadronów z falującymi
piórami i złotymi lamówkami przy mundurze. Książę
Poniatowski podarował mu szablę Stefana Batorego,
a Murat przyjął to za dobry znak”14. Bennigsen nie bronił
polskiej stolicy. Doszło jedynie na jej przedpolach do kilku
potyczek kawaleryjskich. Rosyjski wódz wycofał swoje
oddziały na Pragę i odciął się od wroga, paląc za sobą
most. Następnie wydał im rozkaz marszu w kierunku
Pułtuska, gdzie mieściła się jego kwatera główna. Zamie
rzał zająć teren leżący w widłach Narwi i Wkry i tam
zaczekać na armię Buxhöwdena. Jednocześnie zabez
12 M. K u k i e ł , Wojny napoleońskie..., s. 146.
13 Tamże.
14 A. M a c d o n n e 11, Napoleon i jego marszałkowie, s. 110.
pieczył drogi w kierunku na Białystok i Grodno. Tym
samym uchylił się od wykonania dyspozycji Fryderyka
Wilhelma — zgodnie z pierwotnymi ustaleniami wład
ców Prus i Rosji to właśnie w jego rękach miało
spoczywać ogólne dowództwo nad siłami sprzymierzo
nych — i nie skoncentrował wojsk zdecydowanie bar
dziej na północ, w okolicy Olsztyna, Szczytna i Dział
dowa. Zapewniłoby to lepszą osłonę Prusom Wschodnim
oraz Gdańskowi. W praktyce zadanie to wypełniał jedy
nie zajmujący pozycje w okolicy Lidzbarka Welskiego
słaby liczebnie korpus Lestocąa, przegradzający drogę na
Królewiec.
Jak się wydaje, Rosjanie i Prusacy popełnili duży błąd,
nie decydując się na zablokowanie przepraw przez Wisłę.
Skazałoby to masy wojsk francuskich na przebywanie na
obszarze bardzo ubogim w zasoby, wśród narastających
trudności aprowizacyjnych i z ograniczonymi możliwoś
ciami znalezienia wystarczającej ilości kwater, na dodatek
w przededniu nadciągającej ostrej polskiej zimy. Dla
Francuzów, wychowanych w ciepłym klimacie i już potęż
nie zmęczonych marszami po rozległych bezdrożach po
między Odrą i Wisłą, sytuacja taka stanowiłaby nie lada
wyzwanie. Nie doszło do niej, ponieważ Bennigsen opuścił
Pragę i Murat bez kłopotów mógł przerzucić swoje oddziały
na drugi brzeg Wisły. Niezwłocznie przystąpił do odbudowy
mostu, która jednak się przeciągała; ukończono ją dopiero
w połowie grudnia. Przeprawa pod Warszawą, otwierając
drogę na prawy brzeg Wisły, nie przyspieszyła jednak
ofensywy. Należało jeszcze sforsować Narew lub Bug.
Davout, nie mając dość środków przeprawowych, nie
zdołał tego uczynić pod Okuninem, nie powiodły się
również podobne próby w rejonie Serocka. Wojska od
dzielone od wroga lodowatymi wodami i stłoczone na
małym obszarze zaczęły cierpieć z powodu głodu i wzma
gającego się zimna.
To, co nie udało się w okolicy Warszawy, powiodło się na
wysokości Torunia. Operujący tam korpus Neya 6 grudnia
przekroczył Wisłę i zdobył miasto, otwierając sobie przedpole
do dalszych działań. Podobna sztuka udała się Davoutowi
pięć dni później. Najpierw marszałek zajął sporą wyspę
u ujścia Wkry do Narwi, a następnie w obecności nie
przyjaciela sforsował rzekę pod Okuninem i zdołał na tyle
zabezpieczyć przyczółki mostowe, aby oprzeć się rosyjskim
kontratakom. Podobne działania podjęte pod Modlinem
chwilowo się nie powiodły. Niebawem jednak Davout został
wsparty przez korpus Augereau, który w rejonie Kazunia
przeprawił się na łodziach. Rosjanie nie podjęli poważniej
szego przeciwdziałania i się cofnęli. Cesarz Francuzów
podejrzewał, że Bennigsen chce połączyć się z armią Buxcho-
wdena i dopiero wówczas zdecyduje się przystąpić do walnej
bitwy. Nie wziął przy tym pod uwagę bardzo korzystnej dla
siebie okoliczności, jaką stanowiła wzajemna niechęć obu
carskich dowódców do współdziałania ze sobą. Napoleon
postanowił dopaść wroga oddzielnie i rozkazał swoim kor
pusom wyruszyć w kierunku Pułtuska. Centrum ogromnego
ugrupowania mieli stanowić Augerau i Soult, prawe skrzydło
Davout, Murat i Lannes, lewe zaś Ney i Bemadotte; w rezer
wie, zajmując pozycje w Warszawie, pozostawała gwardia
cesarska. Termin ataku na pozycje wroga wyznaczył cesarz
na 23 grudnia. Pierwszy wszedł do akcji, jak to często
bywało, korpus Davouta. Jego dwaj zajadli dywizjonerzy
Friant i Morand uderzyli z rejonu przyczółka pod Pomiecho-
wem na wieś Czarnowo bronioną przez generała Ostermanna-
-Tołstoja. W nocnym boju, za cenę znacznych strat, udało im
się odepchnąć wroga i zrobić miejsce dla pozostałych
oddziałów. Sukces odniósł również Augereau przeprawiający
się przez Wkrę pod Kołozombem. Bennigsen, który zamierzał
iść na pomoc Ostermannowi, na wieść o skali nieprzyjaciel
skiej ofensywy nakazał swoim oddziałom cofnięcie się na
Pułtusk. Tym samym rachuby Napoleona się potwierdziły.
Poza ogólnym zarysem sytuacji obie strony nie dysponowały
dokładnymi informacjami na swój temat. Nastał okres fatalnej
pogody — po lekkich mrozach nadeszła odwilż z marznącą
mżawką i przelotnymi dokuczliwymi śnieżycami. Drogi
zamieniły się w błotną topiel, co bardzo utrudniło zwiadowi
kawaleryjskiemu zdobywania wiadomości o ruchach prze
ciwnika. W takich warunkach 26 grudnia doszło do dwóch
jednoczesnych bitew, które jednak poza krwawymi stratami
poniesionymi przez obie armie niczego nie rozstrzygnęły.
Na stojące w Pułtusku i jego okolicach wojska Bennigsena
wpadł Lannes, który nie dysponował artylerią i miał
trzykrotnie mniejsze siły15. Pomimo to przez cały dzień,
z pomocą nadesłanej przez Davouta dywizji Gudina, udało
mu się utrzymywać inicjatywę i nie dać się rozbić. Walkę
przerwała burza śnieżna. W nocy chory i lekko ranny
Bennigsen wydał swoim oddziałom rozkaz wycofania się
w kierunku Ostrołęki. Francuzi stracili około 4000 żoł
nierzy, straty Rosjan były nieznacznie wyższe16. W tym
samym czasie, kiedy Lannes walczył pod Pułtuskiem,
w odległości zaledwie 20 kilometrów, pod Gołyminem,
doszło do starcia pomiędzy awangardą armii Biixchowdena
i dywizji Doktorowa dowodzoną przez księcia Golicyna
z częścią sił Augereau i Davouta, wspieranych jazdą
Murata. Francuzi w decydującym momencie bitwy dys
ponowali dwukrotną przewagą liczebną, ale nie mogli jej
w pełni wykorzystać z powodu ukształtowania terenu
— gęsty las i bagna. Sprawy nie ułatwił im także Golicyn,
doskonale dowodząc oddziałami liczącymi około 18 000
żołnierzy17. Cofając się pod naporem silniejszego przeciw
nika na Maków, rosyjski dowódca wciągnął w zasadzkę
dragonów generała Jeana Rappa, późniejszego gubernatora
Gdańska, zadając im duże straty. Walki ustały wraz
15 M. K u k i e ł , Wojny napoleońskie..., s. 151.
16 Ch. S u m m e r v i l l e , Polska kampania Napoleona, s. 66-67.
17 Tamże, s. 67; R. B i e l e c k i , Encyklopedia..., s. 193.
z nadejściem zmierzchu. Książę wycofał się w porządku,
pozostawiając w rękach wroga 10 armat i tracąc około
1000 ludzi. Straty Francuzów wyniosły około 600 żołnierzy
w zabitych i rannych 18.
Bitwy pod Pułtuskiem i Gołyminem zakończyły kam
panię 1806 r. Główne masy wojsk rosyjskich wycofały się
w kierunku Tykocina. Samodzielnym dowódcą obu armii
był już od kilku dni Bennigsen. Zastąpił on nieudolnego
feldmarszałka Kamińskiego, który opuścił wojska i wyjechał
do Ostrołęki. Nominację i Order św. Jerzego III klasy
Bennigsen zawdzięczał pełnemu zmyśleń raportowi o bitwie
pod Pułtuskiem, w którym powiadomił cara o wielkim
zwycięstwie nad Francuzami; ich liczbę pomnożył trzy
krotnie, a Lannesa zastąpił samym cesarzem. Jego relacja
wzbudziła zachwyt na carskim dworze, gdzie nie zamierza
no weryfikować doniesień sprytnego generała. Napoleon
początkowo chciał ścigać Rosjan, ale ostatecznie zrezyg
nował z tego pomysłu. Wielka Armia była wykrwawiona,
jej żołnierze fizycznie wyniszczeni. Ciągłe przemarsze,
niedożywienie, przenikliwy chłód spowodowały liczne
przypadki śmierci z wyczerpania. Przed Bożym Narodze
niem zmarło z tego powodu około 100 francuskich żoł
nierzy19. Przyzwyczajeni do mrozów Rosjanie lepiej niż
Francuzi znosili trudy kampanii, ale i im dawały się we
znaki warunki atmosferyczne. Decyzje swoich dowódców
o przejściu na leże zimowe jedni i drudzy przyjęli z radoś
cią. Okazała się ona jednak przedwczesna.
Spokój, jaki zapanował na froncie, zburzył marszałek Ney.
Nie tylko przeniósł swoje leża z wyznaczonego rejonu Mławy
i Działdowa w kierunku Szczytna i Olsztyna, ale w związku
z ruchem oddziałów Lestocqa i odsłonięciem przez niego
Królewca, podjął samowolną próbę zawładnięcia tą twierdzą.
Wraz z awangardą pojawił się nawet w Bartoszycach,
18 Tamże.
19 Ch. S u m m e r v i l l e , Polska kampania Napoleona, s . 3 9 .
odległych od Królewca w prostej linii zaledwie o 60 kilomet
rów. Planowany zaskakujący wypad jazdy i kompanii wybor
czych piechoty nie doczekał się jednak realizacji. Stało się tak
nie tylko w związku z powtórnym przesunięciem się pruskiego
korpusu i zablokowaniem drogi na północ. Ambitny marszałek
został przywołany do porządku przez cesarza, który udzielił
mu ostrej reprymendy, i musiał się podporządkować rozkazowi
nakazującemu wycofanie się na południe. Ney nie miał dużo
czasu na snucie rozważań o utraconej szansie zdobycia
kolejnego wojennego lauru. Interwencja Napoleona niemal
w ostatnim momencie uratowała go przed poważnym niebez
pieczeństwem. 20 stycznia 1807 r. rozpoczęła się bowiem
ofensywa wojsk Bennigsena, któremu car rozkazał wyrzucić
Francuzów za linię Wisły20. Zasilony posiłkami mógł on
wystawić do boju około 90 000 żołnierzy. Ney zdołał się
wywinąć pomiędzy idącymi ku Wiśle jednostkami wroga, ale
sztuka ta nie udała się Bernadotte’owi, który napotkał Rosjan
w okolicach Morąga i w ciężkiej walce musiał się przebijać
ku głównym siłom Wielkiej Armii. Napływające do kwatery
głównej informacje przekonały Napoleona o skali i kierunku
nieprzyjacielskiej ofensywy. Cesarz błyskawicznie zorientował
się, iż manewr wroga ku dolnej Wiśle może w konsekwencji
przynieść mu zgubę. Ney i Bernadotte, cofając się, mieli
pociągnąć go za sobą, a w tym samym czasie pozostałe
korpusy otrzymały rozkaz do przygotowania oskrzydlającego
ruchu, który pozwoliłby dopaść Bennigsena pomiędzy Wisłą
i Łyną. Zapewne carski generał wpadłby w zastawioną
misternie pułapkę, gdyby nie fatalny przypadek. W jego ręce
dostał się jeden z francuskich kurierów, a wraz z nim poczta
zawierająca niezaszyfrowane rozkazy. W rosyjskiej kwaterze
szybko połapano się w sytuacji i zarządzono natychmiastowy
34 Tamże, s. 163.
Bennigsenowi jasność myślenia. Dokonując przeprawy na
lewy brzeg Łyny, bez zapewnienia sobie możliwości
szybkiego odwrotu z powodu braku mostów i dostatecznej
liczby dużych łodzi, kierował swoją armię w śmiertelną
pułapkę. Frydland ze względu na swoje wąskie uliczki oraz
wyjście na równinę, ograniczone wodami jeziora i strumie
niem, stanowił wręcz wymarzone miejsce do otoczenia
i zniszczenia nieprzyjacielskiej armii. I Bennigsen, mając
za plecami rzekę, a przed sobą teren nienadający się do
rozwinięcia wojsk i wykorzystania przewagi liczebnej,
w niepojętym zaślepieniu poprowadził ją na rzeź. Wszystko
dokonało się pomiędzy wczesnym rankiem a wieczorem,
choć zasadnicza bitwa trwała około sześciu godzin. Począt
kowa materialna przewaga Rosjan nie przyniosła im
powodzenia z powodu ograniczeń terenowych i doskonałej
postawy wiarusów Lannesa. Później siły zaczęły się wyrów
nywać, a rosyjskie oddziały, coraz bardziej zaangażowane
w walkę, straciły możliwość wycofania się z zachowaniem
porządku. Kiedy wieczorem na polu bitwy znalazło się
80 000 napoleońskich żołnierzy, los Bennigsena i jego
armii został przesądzony. W potwornej rzezi, w jaką
zamieniła się walka w okolicy Frydlandu i w samym
mieście, główna rola przypadła artylerii. Żelazna ulewa
spychała Rosjan ku Łynie. „Trzydzieści dział generała
Senarmonta wybiło dziurę w rosyjskiej linii. Nie mogąc się
dłużej utrzymać, zostali odrzuceni w kierunku miasta
[.,.]”35. Rzadko spotykaną walecznością popisał się mar
szałek Ney, który obok Lannesa najbardziej zapracował na
sukces. Podczas wściekłych kontrataków wyginęła niemal
cała piesza gwardia carska z generałami Pahlenem i Mar-
kowem. Całe szeregi trupów skąpane we krwi po ciosach
bagnetami leżały w niemal równych liniach. Setki Rosjan
utonęło w nurtach Łyny, wielu zginęło w płomieniach
1912, s. 113.
4 Był to tymczasowy Rząd Narodowy powołany w Warszawie przez
s. 17-20.
13 G. Z y c h , Jan Henryk Dąbrowski..., s. 341.
swoim koncie zanotowali podobny wyczyn. Podczas walk
14 i 15 maja Polacy uczestniczyli w odparciu wojsk
rosyjskich próbujących przyjść z odsieczą Gdańskowi.
Poza piechotą w akcji znalazła się także kawaleria Sokol-
nickiego. W czasie krwawego boju zginął szef batalionu
podpułkownik Parys, ale, jak donosił jego dowódca major
Downarowicz, „śmierć jego przyczyniła się wielce do
zwycięstwa, bo batalion, widząc go zabitym, z wściekłością
rzucił się na szeregi nieprzyjacielskie”14. Podczas zażartej
walki legioniści nie przebierali w środkach, o czym bez
ogródek i w sposób szokujący zaświadcza jej uczestnik,
generał Ignacy Giełgud: „Polacy i Francuzi nie chcieli
dawać pardonu. Naszym podobał się bardzo sposób zabija
nia bagnetem, bo mniej fatyguje, nie mając potrzeby
nabijania broni”15. Podczas dwudniowych bojów Francuzi
i Polacy stracili około 280 ludzi, ale straty wroga były
kilkakrotnie wyższe, a jego klęska w praktyce skazała
Gdańsk na kapitulację. Łącznie w czasie walk o twierdzę
polskie pułki, liczące na początku oblężenia wraz z Legią
Północną około 7500 ludzi, utraciły nie mniej niż 1650
zabitych i rannych16. Niespodziewana pochwała dla Pola
ków walczących pod Gdańskiem wyszła z ust jej pruskiego
komendanta, generała Kalckreutha. Już po kapitulacji
twierdzy wyraził on publicznie podziw dla ich męstwa
i pochwalił dowodzących nimi oficerów. Epizod opisany
przez Giełguda nie wpłynął na jego ocenę, co dowodzi, że
ówczesne spojrzenie na wojnę odbiegało zasadniczo od
dzisiejszego.
Polacy walczyli również pod inną potężną pomorską
twierdzą — Kołobrzegiem. Początkowo, od lutego 1807 r.,
jej blokadę prowadziły jednostki włosko-francuskie. Roz-
Piechota liniowa
Pułk „Prinz Clemens”
Pułk „Kurfirst”
Pułk „Prinz Xavier”
Pułk „von Thümmel”
Pułk „Prinz Friedrich August”
Pułk „von Bevilaqua”
Pułk „von Low”
Pułk „Niesemeuschel”
Pułk „Prinz Maximilian”
Pułk „von Rechten”
Łącznie: 20 batalionów
Grenadierzy
Batalion „Lecoq”
Batalion „Hundt”
Batalion „Winkel”
Batalion „Thiollaz”
Batalion „Metzsch”
Batalion „Lihteheyn”
Łącznie: 6 batalionów
Kawaleria lekka
Regiment huzarów (8 szwadronów)
Pułk szwoleżerów „Prinz Albrecht” (4 szwadrony)
Pułk szwoleżerów „von Polentz” (4 szwadrony)
Pułk szwoleżerów „Prinz Clemens” (4 szwadroy)
Pułk szwoleżerów „Prinz Johann” (4 szwadrony)
Łącznie: 24 szwadrony
Kawaleria ciężka
Pułk karabinierów (4 szwadrony)
Pułk kirasjerów „Kochtzki” (4 szwadrony)
Łącznie: 8 szwadronów
Artyleria
1 bateria — kapitan Bonniot (6 dział 12-funtowych,
2 haubice 8-funtowe)
2 bateria — kapitan Hausmann (6 dział 8-funtowych,
2 haubice 8-funtowe)
3 bateria — kapitan Ernst (6 dział 8-funtowych, 2 haubice
8-funtowe)
4 bateria — kapitan Tiilmann (6 moździerzy 4-fun-
towych, 2 działa 4-funtowe)
5 bateria — kapitan Kotach (6 moździerzy 4-funtowych,
2 działa 4-funtowe)
6 bateria — kapitan Hoyer (6 dział 4-funtowych, 2 moź
dzierze 4-funtowe)
bateria artylerii konnej — prucznik von Grossmann
(6 dział 4-funtowych, 2 moździerze 4-funtowe)
Łącznie: 7 baterii, 56 dział
Dywizja Margogneta
(25. pułk lekkiej piechoty, batalion grenadierów i batalion
woltyżerów)
Brygada kawalerii Colberta (10. pułk szaserów i 3. pułk
huzarów)
Łącznie: 4000 piechoty i 1100 jazdy
Kwatera cesarska
Bamberg, 6 października 1806 roku
Żołnierze!
ŹRÓDŁA
OPRACOWANIA
Napoleon Bonaparte
Fryderyk Wilhelm III
Książę Karol Brunszwicki
Książę Fryderyk Ludwik Hohenlohe
Gerard von Schamhorst
Żołnierze pruscy w 1806 r.
Pruska lekka piechota
Pruska ciężka kawaleria
Piechota saska
Kawaleria saska
Armia pruska w karykaturze A. Orłowskiego
Strzelec rosyjski
Ludwik Ferdynand Pruski
Marszałek Joachim Murat
Marszałek Louis Nicolas Davout
Generał Charles Morand
Generał Nicolas Charles Oudinot
Generał Edouard Adolphe Mortier
Marszałek Jean Baptiste Bernadotte
Marszałek Michel Ney
Kwatera Napoleona w Würzburgu
Bitwa pod Jeną
Ewakuacja rannych spod Jeny
Napoleon wśród gwardzistów
Bitwa pod Jeną
Bitwa pod Auerstädt
Ranny książę Karol Brunszwicki
Generał Antoine Charles Lasalle
Kapitulacja garnizonu Szczecin
Wkroczenie Francuzów do Berlina
Generał Jan Henryk Dąbrowski wkracza do Poznania
Książę Józef Poniatowski
Walki w Lubece
Kapitulacja Gebharda von Blüchera
Starcie pod Prenzlau
Bitwa pod Pruską Iławą
Kapitulacja Gdańska
Bitwa pod Frydlandem
Spotkanie Napoleona i Aleksandra I na Niemnie
Napoleon, Fryderyk Wilhelm III i królowa Luiza w Tylży
Nadanie konstytucji Księstwu Warszawskiemu przez Napoleona
SPIS TREŚCI
Wstęp ........................................................................................................ 5
Krach finezyjnej polityki ....................................................................... 8
Przeciwnicy ............................................................................................ 22
Wojna ..................................................................................................... 54
Jena ........................................................................................................ 79
Auerstadt ............................................................................................. 102
Straty ................................................................................................... 120
Mity Jeny i Auerstadt ........................................................................ 123
Uwagi o bitwie pod Jeną i Auerstadt ............................................... 132
Pościg ................................................................................................... 137
Wojna polska ...................................................................................... 151
Tylża .................................................................................................... 176
Udział Polaków w wojnie 1806-1807 ................................................ 181
Załączniki ............................................................................................ 196
Bibliografia ......................................................................................... 221
Mapy .................................................................................................... 225
Wykaz ilustracji .................................................................................. 232