Professional Documents
Culture Documents
MICHAŁ LESZCZYŃSKI
OSTROŁĘKA 1831
V BELLONA
Warszawa
WSTĘP
1988, s. 161.
Królestwa Polskiego najeźdźcom dawała się bardzo we
znaki epidemia cholery.
Skrzynecki chciał wykorzystać nadarzającą się okazję, by
gruntownie zreorganizować siły, nie będąc niepokojonym.
Liczył też na wsparcie Rządu Narodowego, który starał się
o pomoc czy choćby mediację zachodnich mocarstw, deba
tujących w tym czasie w Londynie nad przyszłym kształtem
Europy. Zaopatrzenia w obozie między Dębem Wielkim
a Miłosną było wystarczająco dużo, więc ogólnie wśród
żołnierzy i oficerów panowały raczej dobre nastroje.
Wódz naczelny musiał z tym większym zdziwieniem
odebrać kolejne listy od prezesa Rządu Narodowego, księcia
Adama Jerzego Czartoryskiego, ponaglające go do przejęcia
strategicznej inicjatywy w polu. Skrzynecki w odpowiedzi
starał się uspokoić stołecznych polityków, twierdząc, że
sytuacja militarna sprzyja wybitnie stronie polskiej, w głębi
duszy musiał się jednak domyślać, iż jego pozycja jest
zagrożona. Miał wielu przeciwników wśród członków
sejmu, zwłaszcza w lewicowym Towarzystwie Patriotycz
nym, ale także pewne osoby spośród polskiej generalicji
z chęcią zastąpiłyby go kimś innym na stanowisku naczel
nego wodza.
Być może to właśnie z powodu podobnych podejrzeń
Skrzynecki zagalopował się nieco, wysyłając do Warszawy
list, którego treść była daleka od dyplomatycznej grzeczno
ści. Zarzucał w nim księciu Adamowi, że wtrąca się
w sprawy wybiegające poza kompetencje rządu, co więcej
— także kompetencje samej osoby księcia. Znając charakter
Czartoryskiego, człowieka poczciwego i ugodowego, wódz
naczelny liczył najprawdopodobniej, że na tym skończy się
nagabywanie z jego strony. Mylił się jednak, i to bardzo.
Następny list prezesa Rządu Narodowego był utrzymany
w tonie niemalże ultymatywnym.
Czartoryski sięgnął w nim po najbardziej wymowny
środek nacisku, jakim dysponował — liczby. Wymieniał
wszystkie zasoby, jakie jeszcze pozostały Królestwu do
prowadzenia wojny. Rząd ocenił, że zapasów amunicji,
żywności, mundurów i prochu starczy jeszcze na cztery
miesiące. Jeśli w tym czasie nie doszłoby do rozstrzy
gnięcia, wojna musiałaby się zakończyć klęską, i to
„bez honoru, bez chwały, lecz owszem wśród przekleństwa
i hańby” 2.
Co więcej, książę Adam dysponował lepszym od
Skrzyneckiego rozeznaniem w sprawach międzynaro
dowych. Wiedział, jak bardzo sprawie polskiej zaszko
dziła decyzja sejmu o detronizacji cara Mikołaja I
sprzed kilku miesięcy. Polscy dyplomaci nie mogli
już od tamtej chwili negocjować korzystnych dla Kró
lestwa rozwiązań na gruncie postanowień kongresu
wiedeńskiego, gdyż detronizacja stanowiła ich złamanie.
Streszczając warunki, w jakich musiała funkcjonować
jego dyplomacja, książę żalił się: „Znaleźliśmy wszędzie
rządy nie chcące wcale słuchać naszych przedstawień,
bojące się nawet wchodzić z naszymi agentami w roz
mowy”3. Tylko sprzyjająca polskiemu powstaniu opinia
publiczna we Francji i Wielkiej Brytanii rokowała
jakąkolwiek poprawę na tym froncie.
21 kwietnia wysłannikowi Czartoryskiego, Aleksandrowi
Walewskiemu (nota bene nieślubnemu synowi Napoleona
Bonapartego i przyszłemu ministrowi spraw zagranicznych
Francji), udało się wreszcie odbyć krótką rozmowę z mini
strem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, lordem
Palmerstonem. Anglik jak zwykle unikał zobowiązań wobec
przedstawicieli rozmówcy, jedyną wskazówką odnośnie
zamiarów brytyjskiego rządu była zdawkowa uwaga mini
stra, że dotychczasowych zwycięstw Polaków „nie uważa
2 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1994,
s. 319.
3 J. S k o w r o n e k , Adam Jerzy Czartoryski 1770-1861, Warszawa
1994, s. 292.
za decydujące”4. Płynęła stąd oczywista konkluzja, że jeśli
Polacy chcą liczyć na jakąkolwiek pomoc, najpierw muszą
pomóc sobie sami. Wielka Brytania i Francja z pewnością
nie zapłakałyby, gdyby pozycja potężnej Rosji osłabła na
kontynencie europejskim, nie miały jednak zamiaru ryzyko
wać swojej reputacji, stawiając na przegranego konia.
Na ciężką sytuację powstańców nakładał się jeszcze
jeden problem — sprawa powstania na Litwie. Jakiś czas
wcześniej w polskiej kwaterze głównej gościł wysłannik
litewski i poczyniono pewne obietnice co do wysłania
pomocy walczącym Litwinom5. Abstrahując już od zobo
wiązań moralnych, zawierucha nad Niemnem leżała w stra
tegicznym interesie wojsk polskich.
Tak oto Skrzynecki znalazł się, można by powiedzieć,
pod ścianą. W sensie prawnym mógł zignorować polecenia
rządu, gdyż był odpowiedzialny głównie przed sejmem,
jednak konsekwencje gniewu księcia Czartoryskiego byłoby
trudno zignorować. Jakby na złość z frontu zaczęły nad
chodzić coraz gorsze informacje. Coraz więcej źródeł
potwierdzało wiadomość o fatalnym końcu wyprawy kor
pusu generała Dwernickiego na Ukrainę. Wysłany mu na
pomoc, spóźnioną zresztą, oddział Wojciecha Chrzanows
kiego po kilku potyczkach zamknął się w Zamościu i został
tam unieruchomiony. Chcąc nie chcąc, trzeba było działać.
Wobec tego wódz naczelny, we właściwym sobie buń
czucznym tonie, wysłał do księcia list, który zaczynał się
wiele mówiącym zdaniem: „Znudziliście mnie, więc ruch
rozpoczynam”6. W wojsku polskim znajdowały się wtedy
s. 461.
3 J. W i m m e r , Historia piechoty polskiej do roku 1864, s. 185-186.
s. 143.
12 Tamże, s. 181.
41 B.W. L i n c o l n , Mikołaj I, s.
164.
ARMIA POLSKA
ARMIA ROSYJSKA
12 MAJA
6 D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s. 41—43.
7 L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki, s. 173.
głównej armii podczas ofensywy wiosennej. Wódz naczelny
z radością trzymał go z dala od siebie, Prądzyński zaś
z tym większą chęcią powierzył mu tę nader odpowiedzialną
funkcję, jaką była osłona wyprawy na gwardię. Potrzebował
na tym odcinku właśnie takiej energicznej osoby. Wybór
Umińskiego niósł jednak także i niebezpieczeństwa — ta
jemnicą poliszynela były jego ambicje. Nigdy nie ukrywał,
że widziałby siebie jako wodza naczelnego wojsk polskich.
W rezultacie nominacja ta dała Skrzyneckiemu jeszcze
jeden powód do oglądania się za siebie.
Inne dywizje otrzymały rano jedynie ogólne instrukcje
odnośnie tras i kierunków wieczornego wymarszu8. Leopold
Szumski, porucznik 3. puł, był jednym z tych, którzy
o decyzji wyprawy na gwardię dowiedzieli się praktycznie
„z biegu”. Jego pułk brał wcześniej udział w wyczerpującej
bitwie pod Kuflewem, więc Szumski, ranny w trakcie
walk, spodziewał się dłuższego wypoczynku. „Po takich
trudach wszystko było nad wszelki wyraz zmęczone, tak
konie, jak i żołnierze” — zapisał. Żołnierze 5. puł za
trzymali się na popas w Mińsku, gdzie zauważyli przede
wszystkim małą liczbę sił polskich, jakby dokonał się
niedawno ważny ruch na szczeblu całej armii. „Już po
skromnym popasie mieliśmy wsiadać na koń, gdy nadeszły
nasze furgony [...]. Doczekaliśmy się przecie wódki i tyto
niu, tych arcyważnych potrzeb dla żołnierza w obozie”9.
Odpoczynek nie trwał jednak długo.
Po drugiej stronie frontu feldmarszałek Dybicz sposobił
swoje oddziały do marszu. Całkiem poważnie potraktował
informację, jakoby 13 maja bliżej niezidentyfikowane
oddziały polskie mogły podjąć próbę przedostania się na
Litwę. Poinformował o tym wielkiego księcia Michała,
zalecając ostrożność, sam zaś postanowił podrażnić w nad
chodzących dniach linie nieprzyjacielskie. Liczył praw-
8 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 5 .
9 L . S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów byłego Wojska
Polskiego, Kraków 1892, s. 90.
dopodobnie na to, że uda się zaskoczyć przeciwnika
w trakcie jakiegoś przegrupowania, a może chodziło mu po
prostu o to, by dać żołnierzom jakieś zajęcie, Petersburgowi
zaś dowód swej aktywności.
Tak więc zarówno w obozie polskim, jak i obozie
rosyjskim 12 maja trwał nerwowy rozgardiasz. Tej samej
nocy, gdy żołnierze Skrzyneckiego mieli spakować plecaki
i wyruszyć na zachód, trzon sił rosyjskich zajął pozycje
wyjściowe pod miejscowością Jabłonka i przygotowywał się
do ataku. Dybiczowi nie zależało jednak na pośpiechu.
Rozkazy wymarszu wydał podwładnym dopiero koło 18.00.
Krótki okres pomiędzy wydaniem dyspozycji a terminem
działań nie pomógł porządnemu wykonaniu akcji, cały
manewr przygotowywano zresztą po stronie rosyjskiej z prze
sadną ostrożnością10. Pamiętając o wydarzeniach spod Kufle-
wa, feldmarszałek Dybicz prawdopodobnie nie wierzył, by 13
maja udało mu się coś zdziałać.
Drobnym pocieszeniem dla Rosjan mogły być nadesłane
informacje o zagładzie korpusu polskiego generała Dwer
nickiego, który wysłany jakiś czas temu na Ukrainę, party
ze wszystkich stron przez carskie wojska, musiał wreszcie
pod koniec kwietnia złożyć broń w austriackiej Galicji.
Gdy odczytano wiadomość o tych wydarzeniach w namiocie
głównego dowództwa, wśród rosyjskich generałów rozległo
się ponoć głośne „hurra” 11.
W obozie polskim kończono tymczasem przygotowania
do wymarszu. Ostatecznie około 23.00, kiedy ciemności na
dobre już zasłały otoczenie, armia wyruszyła w drogę.
Pierwszym celem był Serock nad Bugiem. Piechota i jazda
miały zmierzać doń trasą przez Okuniew i Kobyłkę,
artyleria zaś dłuższym łukiem, szosą na Pragę i Jabłonnę.
Podjęto liczne kroki, by zamaskować ruch sił polskich.
Przykładowo, gdy 3. Dywizja Piechoty Antoniego Giełguda
i II Korpus Jazdy Tomasza Łubieńskiego opuściły pozycje
10 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 320.
11 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 378.
w okolicach Kałuszyna, ich miejsce zajęły dwie kompanie
piechoty z dywizji Milberga, które miały utrzymać łańcuch
pozostawionych ognisk12.
Armia całą noc z 12 na 13 maja spędziła, maszerując.
Choć trasa w pewnym punkcie niewiele omijała Pragę,
oficerowie otrzymali kategoryczny zakaz udawania się do
stolicy. Rozkaz nie objął jedynie wodza naczelnego oraz
generała Chłapowskiego, którzy jeszcze tej nocy krótko
przebywali w Warszawie13. W mieście nie zdawano sobie
sprawy z rozmiaru ruchu wojsk, wszędzie szeptano tylko
o wyprawie na Litwę.
Przytaczany już Leopold Szumski tak wspomina wyru
szenie w drogę: „Oddziały, które w wyprawie pułkownika
Dembińskiego udział brały, otrzymały poprzednio rozkaz
wrócenia do swoich pułków i po krótkim spoczynku
w Mińsku ruszyły w pochód. My także, po załatwieniu się
z furażowaniem, pospieszyliśmy za niemi. Dziwiło nas
tylko, żeśmy zaraz od Mińska kierunek marszu zmienili,
udając się na prawo z głównego gościńca, jak również i ta
okoliczność, że naszym furgonom kazano za pułkiem
postępować, z czego widocznem było, że już nie w Pradze,
ale w innej miejscowości furażować będą. To wszystko
różne nasuwało myśli”14. Obyty żołnierz, wobec milczenia
dowódców, cenne informacje zdobywał sam, po drodze,
w dużej mierze dzięki doświadczeniu i znajomości terenu.
19 L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki, s. 173.
Po pięciu godzinach bezowocnych zmagań feldmarszałek
Dybicz, wyraźnie zdenerwowany, rzucił do trzeciego
i czwartego szturmów resztę 1. Dywizji i 3. Dywizję
Piechoty. Ponownie kule i kartacze zdziesiątkowały napas
tników. Rosjanie ponosili wysokie straty zwłaszcza w od
wrocie, przeprowadzanym za każdym razem na otwartym
polu. Parokrotnie Polacy przechodzili do natarcia wręcz.
Opłaciło się zostawienie Tomickiego z kilkoma szwadro
nami ułanów w Jakubowie. 13 maja odparli oni atak
rosyjskiej brygady huzarów, których celem było obejście
lewej flanki polskiego korpusu.
Około 11.00, być może trochę później, Umiński ustąpił
wreszcie z Jędrzejowa20. Skierował się do Janówka, gdzie
jeszcze raz odparł atak nieprzyjaciela, a następnie do
Brzezin, pozostawiając liczącą jeden batalion i osiem
szwadronów straż tylną w Mińsku Mazowieckim.
Ogólnie polskie straty w bitwie miały jakoby wynosić
dwustu kilkudziesięciu zabitych i kilkunastu maruderów
wziętych do niewoli. Dużą stratą była śmierć majora
Serkowskiego, dowódcy batalionu grenadierów, który swą
odwagą wielokrotnie imponował podwładnym i przyjacio
łom. Rosjanie zaś stracili około 1500 żołnierzy21. Wyższe
straty atakujących są w tym wypadku zrozumiałe, choć być
może trochę przesadzone. Istotniejsze było znaczenie bitwy
w skali strategicznej i moralnej. Feldmarszałek, zaskoczony
silnym oporem Umińskiego, stracił chęć do dalszej walki,
wierząc zresztą wciąż, że jest on zapewne jedynie awan
gardą głównej armii Skrzyneckiego. Rosjanie pozostali
więc przez resztę dnia w Jędrzejowie, a 14 maja wycofali
się z powrotem na dawne pozycje.
Tak więc pomimo opanowania miasta przez zmęczonego
przeciwnika to Umiński był faktycznym bohaterem dnia
— utrzymał w tajemnicy odejście większości armii polskiej
20 Historycy nie są co do tego faktu zgodni.
21 L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 262-263.
na wyprawę przeciw gwardii, co było jego priorytetowym
celem, Dybicz zaś znów nic nie uzyskał. Niestety, Umiński
swoim postępowaniem zaraz po bitwie odarł sukces z części
atutów, jakie przyniósł.
W głównej kwaterze polskiej po usłyszeniu pierwszych
strzałów od strony Jędrzejowa chwilowo zapanowała kon
sternacja, jeśli nie drobna panika. Trudno było ocenić
rozmiar zagrożenia na tyłach, Skrzynecki zatrzymał więc
dalszy marsz w stronę Serocka. Wywołało to duże nieza
dowolenie kwatermistrza Prądzyńskiego, który jak nikt
rozumiał, że powodzenie ofensywy przeciw gwardii zależy
od pośpiechu jej wykonania. Upłynęło wiele godzin ner
wowego czekania, nim wreszcie raport Umińskiego odnoś
nie wydarzeń na szosie siedleckiej trafił na biurko wodza
naczelnego. Opóźnienie to trzeba zapewne złożyć na karb
złej organizacji łączności po stronie polskiej, która ucier
piała na skutek pośpiechu w realizacji wyprawy.
Gdy Skrzynecki przeczytał wreszcie raport Umińskiego,
był wściekły. Nie podobało mu się prawie wszystko
w poczynaniach generała — uważał, że atak rosyjski
nastąpił w wyniku opieszałości w ruchach polskich pod
Kałuszynem, wycofanie zaś z Jędrzejowa uznał za przed
wczesne i mogące narazić na szwank całość prowadzonej
operacji. Co więcej, ton, w jakim był utrzymany raport
oraz następne listy Umińskiego, wódz naczelny uznał,
najprawdopodobniej zupełnie przesadnie, za obraźliwy.
Zamiast pochwał posłał Umińskiemu oficjalną naganę22.
Nietrudno się domyśleć, jak zareagował adresat zarzutów.
Konflikt między dwoma generałami miał bardzo istotne
i jak najgorsze konsekwencje w przyszłości.
Wypada jeszcze wspomnieć, że wódz naczelny nie był
osamotniony w swojej krytyce. Obecny przy siłach głównych,
świeżo upieczony generał Henryk Dembiński wspomina
s. 234-235.
29 M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego,
s. 266-267, 276.
prywatny, własnoręczny list do jen. Henryka Kamieńs
kiego, komenderującego dywizją piechoty w korpusie
jenerała Łubieńskiego, zalecający mu, aby w ścisłej ze
mną zostawał harmonii, abyśmy wspólnie w ważniej
szych okolicznościach wspierali radą i czynem jenerała
Łubieńskiego a nade wszystko skłaniali go do energicz
nego działania” 30.
Łubieński otrzymał do dyspozycji na prawym skrzydle
5. Dywizję Piechoty oraz dywizję jazdy generała Józefa
Kamieńskiego (łącznie 11 593 ludzi i 20 dział). „Prze
znaczeniem korpusu Łubieńskiego było udać się do Nura,
gdzie feldmarszałek Dybicz miał most na Bugu, strzec
przeprawy, spalić most, utrudniać ile możności ruchy
feldmarszałka w tym punkcie, nie wdając się jednak
w walną bitwę z nierównymi siłami, a na koniec, gdy
armia nieprzyjacielska przeprawę już uskuteczni, cofać się
w miarę okoliczności wolniej lub spieszniej ku armii
Skrzyneckiego” 31.
Wysłanie tak dużego korpusu do Nura budzi liczne
zastrzeżenia. Był on przecież za mały, żeby nawiązać równą
walkę z Dybiczem, za duży zaś, jeśliby miał pełnić jedynie
rolę obserwacyjną. Co gorsza, jak słusznie zauważył Ludwik
Mierosławski, nie pomyślano o bliższym powiązaniu jego
działań z oddziałem Umińskiego po drugiej stronie Bugu32.
Współdziałając, oddziały mogłyby znacznie wydatniej bloko
wać ruchy Dybicza; mściła się otaczająca operację tajemnica.
Niemalże idealnie środkiem pomiędzy Bugiem a Narwią,
drogą przez Długosiodło na Śniadowo (trakt „furmański”),
miała podążać główna masa uderzeniowa polskiej armii,
która składała się z oddziałów trzech dywizji piechoty (1.,
2. i 3. — razem ponad 24 000 żołnierzy i 38 dział), dywizji
30 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
15 MAJA
16 MAJA
s. 154.
15 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 245.
Historyk Ludwik Mierosławski czyni w tym miejscu
zarzut Jankowskiemu, że nie wykorzystał chwilowego
zamieszania w szeregach nieprzyjaciela, by przebojem
wjechać do Długosiodła, co więcej, nazywa jego po
stępowanie „niezgrabnym” i „lękliwym”16. Ocena ta
nie wydaje się do końca sprawiedliwa. Antoniemu Jan
kowskiemu, weteranowi wojny w Hiszpanii i wyprawy
na Rosję w 1812 roku, z pewnością nie brakowało
odwagi. Prawdopodobnie komenderujący polską awan
gardą generał obawiał się, czy w Długosiodłach nie
napotka na nowe siły nieprzyjaciela. Wszak jeszcze
niedawno stacjonowała tam duża grupa bojowa gwardii
generała Bistroma w sile ponad dywizji.
Pierwsze polskie tyraliery zaczęły zbliżać się do zabu
dowań, gdy do stojących nieopodal Antoniego Jankows
kiego i Dezyderego Chłapowskiego podjechał pędzący
wprost od wodza naczelnego Ignacy Prądzyński. Nie wdając
się w zbędne szczegóły, rozkazał szarżować Długosiodło
jeźdźcom 1. puł. Kwatermistrz generalny liczył zapewne
na efekt zaskoczenia, był on jednak już w tym momencie
niemożliwy.
Do pierwszego ataku przystąpił szwadron majora Hemp-
la, którego miał poprowadzić osobiście Dezydery Chłapow
ski. Ten ostatni pozostawił wiele mówiący opis pierwszego
starcia: „Maszerowaliśmy szóstkami i tak weszliśmy na
groblę, która też nie była szerszą, a zatem formować na
niej plutonów nie można było. Gdyśmy uszli kilkanaście
kroków, piechota moskiewska z poza mostka, który o sto
może kroków była przed nami, rzęsistym nas przywitała
ogniem i spostrzegłem, że dyle z mostu zaczęła zbierać.
Nie było czego czekać, zakomenderowałem: Marsz, marsz!
Koń mój potknął się, przeskakując przez lukę w moście,
z którego dopiero dwa dyle zdążyli zebrać, ale się nie
s. 155.
27 W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 199.
28 S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 411.
kiego, z którego wynikało, że bezpieczeństwo całej operacji
wisi na włosku. Ogólnie nic nie wydawało się iść zgodnie
z planem, a niechętny całej wyprawie wódz naczelny
chłonął złe informacje z podwójną wrażliwością.
Po raz kolejny Prądzyńskiemu udało się jednak przekonać
zwierzchnika do kontynuowania operacji, ale nie bez
zachowania dodatkowych środków bezpieczeństwa. Przede
wszystkim zrezygnowano z marszu na Ostrów, którego
zajęcie odcinało zdecydowanie gwardię od południa, ale też
umieszczało polskie zgrupowania niebezpiecznie między nią
a wojskami Dybicza. Główna armia miała kontynuować
marsz na Wąsewo, dywizja Giełguda, dotychczas krocząca
za Łubieńskim, dostała polecenie obrania jak najkrótszej
marszruty do Sokołowa. Co więcej, dowódca południowego
skrzydła otrzymał rozkaz niezwłocznego zajęcia Nura
z tamtejszym mostem29. Dla podniesienia morale wódz
naczelny rozkazał nagrodzić żołnierzy, którzy w porę zsiedli
z koni i unieśli rannych Potockiego i Wolskiego.
Na prawym skrzydle w opisanym dniu niewiele się
działo. Wcześnie rano dołączył zagubiony Lewiński wraz
z rozkazami, których odbiór dowódca zgrupowania skwap
liwie potwierdził w raporcie datowanym na ten dzień. Przy
okazji zamieścił w nim także niepokojącą wiadomość
o posunięciach Rosjan w regionie. Przybywający z Wysz
kowa książę Giedroyć opowiedział Łubieńskiemu o wyco
faniu stamtąd w kierunku Broku niewielkiego korpusu
generała Nostitza. To oraz wieści krążące wśród napot
kanych chłopów przekonały generała, że Rosjanie mogli
już wiedzieć o zamiarach polskiej wyprawy na gwardię30.
Informacje te były zupełnie przesadzone i wprowadziły
jedynie niepotrzebne zamieszanie w kwaterze głównej,
o czym już wspomnieliśmy. Pod koniec dnia korpus
Łubieńskiego bez większych problemów zajął Brok.
29 B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 27.
30 Tamże, s. 22-23.
Również na lewym skrzydle obyło się bez dramatów.
Wypoczęty oddział generała Dembińskiego szedł raźniej
niż poprzedniego dnia. Choć ciągnął za sobą furgony,
starano się uzupełniać zaopatrzenie w trakcie marszu,
korzystając z obfitości mijanych okolic.
Od Szelkowa do Różana zgrupowanie stopniowo zwięk
szało swą liczebność o obiecane oddziały piechoty z Mod
lina. Szumski, podobnie jak wcześniej jego dowódca,
zauważył, że owe jednostki piechoty „po większej części
kosami były uzbrojone, niewiele więc wzbudzały ufności”31.
Mimo to humory wszystkim dopisywały: „Nie obeszło się
bez konceptów, a wiadomo już starym wiarusom, że przy
każdem spotkaniu kawaleryi z piechotą bez wzajemnych
przymówek się nie obeszło [...]. Najwięcej jednakże żar
towali żołnierze, przechodząc koło dział lekkich, jakby
wiwatówki, bo cztero-funtowych. Zapytano kanonierów:
«Na odpust, czyli na jakie imieniny spieszycie?». Na co
odpowiadali jedni z nich: «Że na chrzest Dybicza»; inni
znów: «Żartujecie sobie zdrowi, będziecie się na nas
miłosiernie oglądali, jak wam będzie za gorąco, by was
ochłodzić»”32.
Wieczorem korpus Dembińskiego dotarł do Różana.
Dembiński pisze w pamiętnikach: „Strawiłem całą noc
prawie na pisaniu raportu i zasiąganiu wiadomości o nie
przyjacielu, przesadne bowiem miałem wyobrażenie o sile
nieprzyjaciela z przyczyny, iż znaczny korpus jenerała
Umińskiego poprzednio punkt ten trzymał w obserwacyi,
i że prócz tego nieprzyjaciel aż do Różana, a czasem
i do Szelkowa posuwał się”33. Wobec niebezpieczeństwa
wrogich podjazdów zwiększono stopień ostrożności w pol
skim obozie.
49 Tamże.
50 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 134.
51 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 108-109.
53 Tamże, s. 186.
54 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej,
s. 28-29.
ze sztabu głównego informacje o postępach reszty armii.
W ich świetle grupa Sackena stawała się drzazgą werżniętą
pomiędzy polskie centrum a lewe skrzydło.
Na szczęście Sacken wiedział niewiele więcej od Dem
bińskiego o swoim przeciwniku. Potwierdził to ujęty przez
oddział jazdy płockiej patrol kozaków. Polski dowódca
musiał coś zrobić: „Zdecydowałem się skorzystać z nie-
wiadomości nieprzyjaciela, i nie uważając na nierówność
sił, w nocy, dla ukrycia tej nierówności, atak rozpocząć”.
Z wiadomości zaciągniętych od okolicznych chłopów
można było mniej więcej zrekonstruować schemat obrony
mostu i miasta. Dostępu do tego pierwszego bronił szaniec
przedmostowy (a w zasadzie grobla), do tego za rzeką
Omulew, która wpadała prostopadle do Narwi poniżej
Ostrołęki, miała stacjonować straż: 200 piechurów i 100
kozaków nocą, dniem zaś piechota sprowadzona z miasta.
„Nieprzyjaciel nie mógł widzieć poruszenia mojego ani
pozycyi, z przyczyny lasku między mną a Omulewem
leżącego [...]. O godzinie 7ej wieczorem uczyniłem następują
ce rozporządzenie: na szosie postawiłem dwa działa w pozy
cyi, ku Omulewu i w asekuracyi tychże dwie kompanie pułku
18go podkomendą kapitana Kosobudzkiego. Miał on rozkaz
bronienia uporczywie pozycji, w razie, gdyby ją nieprzyjaciel
atakował; miał prócz tego dodanych 60 ludzi z jazdy płockiej,
którzy przed Narwią trzymali forpoczty. Z resztą korpusu
cofnąłem się pół mili w tył, przedarłszy się manowcami,
około lOej w nocy stanąłem naprzeciwko brodu na Omulewie
pod wsią Kruki. Już poprzednio poleciłem był kilku wieśnia
kom, aby pod pozorem pracowania w młynie, będącym na
Omulewie, szluzy wszystkie pootwierali, a tem samem wodę
na brodzie zniszczyli” 55.
Żołnierze czwartego batalionu z 4. ppl majora Szpotańs-
kiego rozebrali się i szybko przeprawili w tym punkcie
63 Tamże.
strony Bug, na nim most rzucony, a od naszej strony, silny
oddział piechoty rojącej się, bo bębny biją na alarm” 64.
Postawiony nagle przed faktem pojawienia się znikąd
wojsk polskich komendant rosyjskiego obozu (według
Puzyrewskiego był nim kapitan saperów gwardii Nazi-
mow65) spanikował; wysłał w stronę Lewińskiego par-
lamentariusza z zapytaniem, kim właściwie jest ze swoimi
ludźmi i czego od niego chce.
Polski generał, nie straciwszy rezonu, przedstawił się,
żądając zarazem natychmiastowego złożenia broni przez
garnizon Nura. Otrzymawszy tak stanowczą replikę, komen
dant obozu nakazał części swojej piechoty ustawić się pod
miastem w tyralierę. Ten luźny szyk mógł być co prawda
przydatny, jeśli jego zadaniem było powstrzymywanie
i wiązanie walką nieprzyjacielskiej piechoty, jednak szybka
i stanowcza szarża kawalerii najczęściej nie miała problemu
z jego rozbiciem. Pluton 5. psk dokonał tego bez większych
problemów, biorąc przy okazji do niewoli trzydziestu
saperów rosyjskich 66.
Wśród jeńców znalazł się kolejny już tego dnia niefor
tunny oficer rosyjski, tym razem niejaki podporucznik
Bezborodny — „młody bardzo człowiek, płakał z rozpaczy,
dostawszy się w nasze ręce; gdy przedstawiłem na pociechę,
że to jest los wojny, który każdego spotkać może, powie
dział mi, że nie nad sobą płacze, ale nad stratą trzydziestu
najdzielniejszych starych żołnierzy, okrytych krzyżami za
męstwo w kilku kampaniach okazane” 67.
Potyczka trwała być może godzinę, potem „nadszedł
pierwszy szwadron 5 pułku strzelców konnych z kapitanem
Teleżyńskim i dwa działa nie konne, lecz piesze, wszystko to
71 Tamże, s. 209.
72 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s . 4 9 .
73 N . S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 209.
76 Tamże.
77 B. P a w ł o w s k i, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej,
s. 32-33.
78 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s . 4 9 .
OSACZENIE GWARDII (18-19 MAJA)
18 MAJA
s. 158.
objąć dowództwo, bo powiadano mi, że tam są starsi ode
mnie, np. jen. Tyszkiewicz. Za jenerałem zapewne wyślemy
całą dywizyą — odpowiedział na to nie Skrzynecki, ale
Prądzyński — więc i starszego generała”2. Jeśli generalny
kwatermistrz rzeczywiście użył w trakcie rozmowy tych
słów (pamiętajmy, że Chłapowski spisał pamiętnik już po
powstaniu), były one prorocze. Niewielki korpus Chłapow
skiego (ok. 820 ludzi i 2 działa) opuścił rankiem 18 maja
obóz polski pod Książpolem i skierował się w stronę
Czyżewa na wschodzie. Zniknął na trwałe z głównej areny
działań powstania.
W tym samym czasie traktem z Sokołowa do Ostrołęki
ruszył wspomniany już oddział kapitana Kossa. Rozkazy
tego dnia, pisane osobiście przez wodza naczelnego, pod
wieloma względami nie wystawiają autorowi najlepszej
oceny. Choć do Dembińskiego wysłano zawiadomienie
o zbliżającym się do niego wsparciu z lewego brzegu
Narwi, zrobiono bardzo dużo, by mimowolnie spowolnić
obiecaną odsiecz. Wiele wskazuje na to, że oddział Kossa
był już dosłownie kilka wiorst od Ostrołęki, gdy Skrzynecki
zatrzymał go i kazał ruszyć w tę samą stronę całej dywizji
Giełguda, do której dołączył wkrótce wraz ze sztabem
i adiutantami.
Abstrahując od zasadności użycia 2. Dywizji, która
miała przepędzić Sackena, a być może nawet i zniszczyć
jego korpus (już teraz wiązany przez Dembińskiego walką),
trudno sobie wyobrazić, co mogło spowodować tak nie
odpowiedzialne opuszczenie przez dowódcę większej części
swojej armii i przeniesienie centrum dowodzenia daleko na
północ. Łatwo dostrzec przy tym brak pewnych proporcji
w postępowaniu naczelnego wodza. Pozostawieni nad
Rużem Małachowski, Rybiński i Skarżyński mieli do
dyspozycji mniej więcej 18 000 żołnierzy przeciwko licz
2 D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s . 5 4 .
niejszej, jak wiemy, armii wielkiego księcia, podczas gdy
wódz naczelny zamierzał skierować łącznie prawie 13 000
żołnierzy przeciwko słabemu Sackenowi.
Powodów takiej decyzji mogło być kilka. Po pierwsze,
Skrzynecki, co sygnalizowaliśmy już wcześniej, chyba nie
zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy z małej liczebności sił
Sackena. Po drugie, panowanie nad mostem odwrotowym
w Ostrołęce już wcześniej urosło w mniemaniu naczelnego
wodza do rangi priorytetu, zwłaszcza wobec braku mel
dunków od Łubieńskiego i Umińskiego. Po trzecie, Skrzyne
cki, nad czym biadał wielokrotnie Prądzyński, nie miał
szerszej wizji strategicznej, która pozwoliłaby mu zro-
zumieć, że szybkie zniszczenie gwardii w Śniadowie
oznaczało równoczesną, niemal automatyczną zagładę
korpusu Sackena. Wszystkie hipotezy są oczywiście obar
czone nadrzędnym założeniem, że Skrzynecki w ogóle
chciał pobić gwardię. Do wątpliwości z tym związanych
jeszcze wrócimy.
Na temat ciągnącej 18 maja do Ostrołęki 2. Dywizji
Piechoty i jej dowódcy można powiedzieć tyleż dobrego,
co i złego. Z jednej strony Prądzyński często używa
w odniesieniu do niej określeń „piękna” czy o „najlepszej
naszej artyleryi”3, z drugiej jednak osoba Antoniego Gieł
guda i sposób prowadzenia przezeń ludzi w trakcie kampanii
budzą liczne wątpliwości.
Urodzony na Litwie Giełgud zasłużył się w Księstwie
Warszawskim tym, że wystawił z własnej kieszeni pułk, co
automatycznie dawało mu stopień oficerski. Niegdyś przy
stojny, podobający się damom, na wojnie stracił dużo ze
swej urody. Wśród prostych żołnierzy krążyły legendy
o jego szklanym oku, które właściciel darzył szczególną
troskliwością, czyścił i spryskiwał perfumami4. Podobne
historie nie wzmacniały autorytetu Giełguda jako dowódcy,
3 I . P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 135 i 159.
4 M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 195.
dyscyplina wśród jego żołnierzy uchodziła zresztą za
dość niską.
Idąca początkowo z Łubieńskim 2. Dywizja Piechoty
(7070 ludzi oraz 18 dział) skręciła w Broku na Ostrów
Mazowiecki i 17 maja dotarła do Sokołowa na tyłach
głównej armii polskiej. Wówczas, mniej więcej przed
południem następnego dnia, znalazła się na trakcie wiodą
cym na północ w stronę Ostrołęki. Oprócz Skrzyneckiego
towarzyszyli jej między innymi wyraźnie sfrustrowany
Prądzyński oraz znani już nam adiutanci naczelnego wodza:
Kruszewski, Gawroński i Zamoyski. W drodze do miasta
słyszano dobiegającą z oddali kanonadę 5.
Dembiński miał w istocie tego dnia mnóstwo pracy.
Zapowiadający się początkowo pomyślnie atak na Ostro
łękę w nocy z 17 na 18 maja nie przyniósł spodziewanych
rezultatów. Sformowana w trzech kolumnach piechota
polska szybko zajęła szaniec przedmostowy oraz tak
zwane Nowe Miasto na prawym brzegu Narwi, jednak
pośród ciemności nie sposób było dalej się posunąć.
Nieco po północy żołnierze przebywający pośród muro
wanych domów Nowego Miasta usłyszeli odgłosy rąbania
drewna po drugiej stronie rzeki. Niechybnie oznaczało to,
że Rosjanie mają zamiar zrzucić kluczowy dla powodzenia
całej operacji most. Dembiński nakazał żołnierzom ot
worzyć ogień z broni ręcznej w tamtym kierunku, co
ponoć przegoniło na jakiś czas robotników, w sukurs
przyszedł im jednak około 1.00 ogień kartaczowy rosyj
skich dział. Polacy podsunęli więc działa stojące dotych
czas nad Omulewem. Dembiński przyznaje: „Szczęście,
żem te ruchy w nocy mógł wykonać, ogień bowiem redut
nieprzyjacielskich poza Narwią będących byłby mi wiele
szkody narobił”6. Rozpoczęła się kanonada, która trwała
nieprzerwanie do rana.
5 Tamże, s. 135.
6 H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik: Henryka Dembińskiego, s. 189-190.
W posiadaniu nieprzyjaciela znajdowały się trzy reduty
na drugim brzegu Narwi. Walka od początku nie była
równa, gdyż Rosjanie dysponowali, oprócz ciężkich 12-
funtowych armat, artylerią konną, która na przemian raziła
polskie prawe skrzydło oraz most. Szumski, stojący dzielnie
wraz z 3. puł pod miastem, wspomina: „Nieprzyjaciel
wszakże miał na całej linii pozycyę górującą nad naszą,
przytem działa ciężkie, dlatego w krótkim czasie zdemon
tował dwa nasze lekkie działa [...]. Stojące w miejscu
szwadrony nasze, były jakby tarczą dla dział nieprzyjaciel
skich i one też zwróciły na nas gwałtowny ogień. Teraz
jedynie te domki, które mieliśmy przed sobą, stały się jaką
— taką ochroną przynajmniej od strzałów rdzennych,
chociaż nie żałowano nam dla odmiany i granatów”. Nie
była to najlepsza pozycja dla kawalerii, mimo to pułk
musiał ją utrzymywać do 9.00, chociaż „ci [...], co nas
chłodzić mieli, od dawna już zamilkli”7.
O wspomnianej godzinie już cztery z sześciu dział
Dembińskiego zostały wykluczone z walki, a do tego
„amunicya prawie zupełnie była wypotrzebowaną”8. Polski
dowódca musiał, chcąc, nie chcąc, cofnąć się nieco poza
zasięg rosyjskich armat. Pozostawił jedynie dwa ostatnie
działa, 12-funtówki, na straży mostu i czekał, ponieważ
mniej więcej w tym czasie otrzymał meldunek z kwatery
głównej, że od rana w kierunku Ostrołęki maszeruje cała
dywizja piechoty.
Mijały kolejne godziny, a obiecana odsiecz nie nad
chodziła. Około 11.00 Sacken, ośmielony chwilową bez
czynnością Polaków, skierował kilka kompanii piechoty
i trochę jazdy w stronę ujścia Omulewa, gdzie ponoć
znajdował się bród. Gdyby uderzył w tym miejscu sta
nowczo, niechybnie zdobyłby tabory Dembińskiego i zmu
sił jego korpus do pospiesznej rejterady. Jak jednak
7 L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s . 9 8 .
8 H . D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 191.
w większości przypadków tej wojny, przezorność znów
zatryumfowała nad smakiem ryzyka.
Zdesperowany polski dowódca postanowił wysłać do
kwatery głównej kuriera z prośbą o amunicję i posiłki:
„Przez cały czas, gdy na ziemi leżąc pisałem kartkę
o nadesłanie amunicyi i kół do dział zdemontowanych,
cztery razy kule nieprzyjacielskie padające obok mnie
zasypały mi kartkę ziemią”9. Gdy wreszcie Dembiński
wysłał kuriera Artura Gołuchowskiego z listem, zmorzony
pracowitą nocą postanowił się zdrzemnąć.
Oczekiwana w Ostrołęce dywizja faktycznie zwlekała
z nadejściem. Gawroński pisał jak zwykle optymistycznie:
„Idziemy wesoło, na przodzie eskorta nasza Krakusów,
prowadzi ją podpułkownik Szydłowski, śpiewają żołnie
rze”10. Odgłosy kanonady z oddali skłoniły Skrzyneckiego
do większej ostrożności, spowolnił marsz i przybył w oko
lice Ostrołęki dopiero między 14.00 a 15.00. Sackena
dawno już tam nie było, najprawdopodobniej zaalarmował
go wcześniej nieniepokojony na południu oddział Kossa.
O 13.00 ostatnie rosyjskie oddziały opuściły miasto, kierując
się w stronę Miastkowa, 19 km na północny wschód 11.
Jak niewiele wiedziano o sytuacji w Ostrołęce, najlepiej
ilustruje fragment pamiętnika Kruszewskiego, który wspo
mina, jak w pierwszej chwili tyraliery 2. Dywizji nawiązały
krótką walkę ogniową z siłami Dembińskiego, stojącymi
na przedmieściach. Dopiero osobista interwencja autora
pamiętnika przerwała wymianę strzałów 12.
Po ponad trzech dobach maszerowania osobno oddziały
lewego skrzydła i centrum wojsk polskich ponownie
nawiązały bezpośrednią łączność. Wraz z miastem w ręce
9 Tamże, s. 192.
10 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa,
s. 159.
11 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 250.
12 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 109.
Polaków wpadło 600 korców owsa, kilkanaście tysięcy
cetnarów soli i podobna ilość sucharów. Oprócz tego
pewien polski urzędnik wręczył Dembińskiemu 15 000
złotych ze sprzedaży soli, które ukrył przed Rosjanami,
zakopawszy je pod ziemią 13.
Dowódca lewego skrzydła, który spostrzegł siły wodza
naczelnego z wieży ratusza, wyjechał Skrzyneckiemu na
spotkanie. Pewien dobrze wykonanego zadania zaprezen
tował przybyszom ostrołęckie zdobycze. Niestety, atmosfera
rozmowy była daleka od kurtuazyjnej. Dembiński, który
już od 14.00 był panem miasta, miał pretensje do sztabu za
opieszałość w przeprowadzeniu odsieczy, której spodziewał
się co najmniej pięć godzin wcześniej. W odpowiedzi
Prądzyński wybuchł złością i złajał generała za to, że
zupełnie niepotrzebnie powystrzelał prawie całą oddaną
mu do dyspozycji amunicję artyleryjską. Wściekły generał
odparł zarzut stwierdzeniem: „Nie wiem [...] jak miasto
położone za rzeką bez strzelania atakować można” 14.
Zarzut kwatermistrza generalnego faktycznie wydaje się
niesłuszny. Choć z pewnymi stratami, Dembińskiemu udało
się w końcu opanować Ostrołękę, a wraz z nią most, mimo
że mocno uszkodzony po ostrzale. Dysponując poza tym
małą liczbą karabinów, dowódca lewego skrzydła Polaków
nie mógł nawiązać walki z Rosjanami po drugiej stronie
rzeki inaczej niż za pomocą dział. Dembińskiemu należało
się, zamiast cierpkich słów, wyróżnienie, gdyż podjął
walkę pomimo przekonania o dość znacznej przewadze
liczebnej przeciwnika, co było absolutnym ewenementem
wśród polskich dowódców powstania.
Prądzyński nie myślał jednak w tym momencie podob
nymi kategoriami. Dawało mu się we znaki rozdrażnienie
z powodu oporu wodza naczelnego wobec jego koncepcji.
Trudno chyba sobie wyobrazić, jaki musiał przeżywać
13 H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 193.
14 Tamże, s. 195.
stres, widząc powolną erozję pierwotnych założeń wyprawy
na gwardię. Przy czym sprawca jego zmartwień pozostawał,
choćby z racji swojego stanowiska, bezkarny. Pod ręką byli
tylko podwładni, często cieszący się większym mirem
u wodza naczelnego. „Żałować potrzeba — pisał później
Dembiński — że człowiek wyższych talentów, jakim
niezaprzeczalnie był Prądzyński, tak drobnej pasyi, jaką
jest zazdrość, ulegał” 15.
Na razie Skrzynecki rozdzielił antagonistów. Dotych
czasowe siły Dembińskiego zostały przydzielone do po
mniejszych zadań, on zaś miał stanąć na czele konnej
awangardy dywizji Giełguda, która w godzinach popołu
dniowych wyruszyła w pościg za Sackenem. Oprócz tego
pojedynczy batalion piechoty otrzymał polecenie pozostania
w Ostrołęce i czuwania nad naprawą uszkodzonego mostu.
Podczas pościgu za Sackenem na drodze do Miastkowa
miał miejsce mały epizod, który w liście do matki Włady
sław Zamoyski określił mianem „istnej bitwy morskiej”16.
Mniej więcej pół mili za Ostrołęką do jadącego wraz ze
szwadronem 4. psk Ignacego Kruszewskiego przyskoczyli
okoliczni chłopi z informacją: „że pięć berlinek czyli
statków krytych płynie niedaleko na Narwi z magazynami
rosyjskimi, że to nam bardzo łatwo będzie zabrać, że tylko
mała ilość piechoty na nich się znajduje”17. Najwyraźniej
Sacken, nie chcąc opóźniać swego pochodu, wysłał część
zaopatrzenia w górę Narwi.
Jako najwyższy stopniem oficer w pobliżu Kruszewski
postanowił pokusić się o tak tłustą zdobycz. Rozkazał
pozostać części szwadronu na drodze, po czym z drugą
grupą strzelców konnych skręcił w stronę Narwi, wysyłając
równocześnie prośbę do wodza naczelnego o posiłki,
w razie gdyby Rosjanie eskortujący berlinki stawiali opór.
15 Tamże.
16 W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 200.
17 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 109.
Nad rzeką Kruszewski dokonał kolejnego podziału sił,
zostawiając za sobą pięćdziesięciu ludzi w rezerwie pod
dowództwem kapitana Działyńskiego. Lodzie transportowe
faktycznie znajdowały się niedaleko: „Wychodząc z krza
ków, widzę pięć berlinek, płynących wolno pod wodę, a na
każdej z nich po kilkunastu żołnierzy od piechoty. Moi
strzelcy, zaczynają strzelać z karabinków, a ja wysuwam
się na łąkę nad brzeg rzeki, powiewam chustką i wołam na
Moskali: «kryczy pardon!». Lecz zamiast odpowiedzi oficer,
na pokładzie pierwszej berlinki stojący, bierze od żołnierza
karabin, składa się do mnie, za nim wszyscy inni zmierzają
do mnie i palą”.
Najwyraźniej morale Rosjan nie upadło jeszcze tak
nisko, jak zapowiadałaby to rejterada gwardii i Sackena.
Kruszewski z ledwością uniknął trafienia: „Jak rój pszczół
kule koło głowy mi świsnęły, rzadko byłem w większym
niebezpieczeństwie [...]. Cofnąłem się przecież nieuszko
dzony w krzaki — przybył i Działyński z rezerwą,
eskortowaliśmy ich ponad rzeką, utrzymując ciągły ogień,
ale bez żadnego skutku, nędzne nasze karabinki kawaleryj
skie nie trafiły ani jednego. Już oni zaczęli się zbierać, by
wysiąść na brzeg i na nas bagnetami uderzyć, gdy
nareszcie przybywa dwie kompanie piechoty wskutek
mojej posyłki. Skoro Moskale ujrzeli długie karabiny i te
zmierzone ku nim znad brzegu rzeki, oficer zawołał
«pardon!» — poddali się. Kilku uciekło na drugą stronę
Narwi, rzuciwszy się w wodę, a około 60-ciu dostało się
w niewolę”18. Majowa „bitwa morska”, którą zdecydowa
nie wygrali Polacy, zakończyła się pojmaniem jeńców
oraz zdobyciem bliżej nieokreślonej ilości korców owsa
i oporządzenia piechoty. Całą chwałę zań zebrał jednak
dziwnym trafem działający nieopodal podpułkownik Szyd
łowski, a nie adiutanci naczelnego wodza, na co żali się
18 Tamże, s. 110.
w pamiętnikach Kruszewski. W spóźnionym pościgu za
Sackenem 2. Dywizja Piechoty dotarła tego dnia do
Rydzewa, 4 km od Miastkowa.
Działania Polaków z 18 maja wypada ocenić bardzo
negatywnie. O ile koncepcję opanowania Ostrołęki i bieg
nącej przez nią drogi odwrotowej można jeszcze obronić,
o tyle wykonanie manewrów, tempo oraz organizacja
działań ze strony naczelnego wodza i jego sztabu nie
wytrzymują krytyki. Bardziej stanowcze działania na lewym
skrzydle pozwoliłyby rozbić oddział Sackena, poprzestano
jednak jedynie na przestraszeniu go. Natomiast ruchy
centrum sił polskich nad Rużem uległy tego samego dnia
zupełnemu zamrożeniu, co w połączeniu z podzieleniem sił
poprzez odłączenie dywizji Giełguda narażało armię na
groźne niebezpieczeństwo w przypadku ataku liczniejszej
i skupionej w jednym miejscu gwardii.
Na szczęście przeciwnikiem Skrzyneckiego w tym rejonie
nie był nieprzewidywalny Dybicz ani uparty Toll, lecz
wielki książę Michał Pawłowicz. Wiele wskazuje na to, że
nawet nie rozważał on działań zaczepnych przeciw Pola
kom. Dowódca gwardii wciąż jeszcze chyba nie otrząsł się
z szoku, jaki wywarł na nim nagły wypad głównej armii
Skrzyneckiego z pozycji pod Warszawą. Jak dosadnie
stwierdza Mierosławski: „Wielki Książę jakoby magnety-
zowany od szesnastu godzin fatygującem spojrzeniem
naszych bateryj, nie poczuł, nie zrozumiał tej ewolucyi
szybkiej a zmiennej jak załam światła w obłoku”19, którą
było rozproszenie sił przeciwnika. Ponadto wciąż obowią
zywały go rozkazy brata Mikołaja dotyczące oszczędzania
żołnierzy gwardii.
Owemu dziwnemu paraliżowi decyzyjnemu Michała
Pawłowicza należy zapewne przypisać karygodne zanie
dbanie, jakim było wypuszczenie Sackena w kierunku
19 MAJA
s. 159.
23 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej,
s. 29-33.
24 W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 202.
Zadecydowały o tym brzemienne w skutki wydarzenia
w nocy z 18 na 19 maja.
Wówczas, kończąc długą, prowadzoną do późnych
godzin rozmowę, wódz naczelny wyraził wreszcie zgodę
na rozpoczęcie następnego dnia ataku na gwardię. Prądzyń
ski szybko uchwycił się tej upragnionej decyzji. Nie
zważając na zmęczenie, zabrał się do pracy. Razem
z Kruszewskim zajęli jeden z pokoi troszyńskiej posiadłości
i nie wyszli stamtąd póki nowy, gruntownie zmodyfikowany
plan batalii nie był gotowy. W myśl jego założeń Małacho
wski, Skarżyński i Rybiński mieli atakować od frontu
— pierwsi dwaj przez Kłeczków, by związać walką
przeciwnika, ostatni przez Jakać, a potem na wschód, by
odciąć gwardii drogę na Białystok. Obejście lewej flanki
nieprzyjaciela po wydarzeniach 18 maja było już znacznie
trudniejsze, toteż główną siłą przełamującą musiała być
wzmocniona oddziałem Dembińskiego 2. Dywizja Piechoty
Giełguda, maszerująca od strony Miastkowa na prawym
skrzydle wielkiego księcia 25.
Plan miał istotne mankamenty. Przede wszystkim tworzył
oddzielne grupy manewrowe — o ile komunikacja pomię
dzy Rybińskim a Małachowskim była jeszcze możliwa,
o tyle Giełgud musiał działać bez kontaktu z pozostałymi
oddziałami, co zwiększało wydatnie znaczenie koordynacji
posunięć poszczególnych grup armii, ta zaś, co Prądzyński
zapewne miał na uwadze, pamiętając ofensywę wiosenną,
nie stanowiła najmocniejszej strony wojsk polskich. Co
więcej, w nowym planie dużo zależało od tego, jak zachowa
się wielki książę. Podzielenie armii na trzy kolumny
manewrowe przynajmniej w teorii ułatwiało mu odwrót.
Mimo to nowy plan kwatermistrza generalnego wypada
ocenić wysoko, zważywszy, ile czasu miał na jego sporzą
dzenie. Prądzyński potrafił w błyskotliwy sposób uchwycić
Henryk Dembiński
Henryk Kamieński
Ignacy Prądzyński
Kazimierz Małachowski
Ludwik Kicki
Ignacy Kruszewski
Maciej Rybiński
Tomasz Łubieński
Józef Bem
Ludwik Michał Pac
Wielki książę
Michchał
Iwan Osipowicz Witt
Iwan Szachowski
Karol Wilhelm
von Toll
Piotr Piotrowicz
Pahlen
naczelnym, dalej pisał rozkazy, jednak bez przekonania, co
od razu dało się odczuć. Do zdezorientowanych oddziałów
kierowano kilkakrotnie sprzeczne rozkazy, z których można
było wysnuć jedynie dość mglistą myśl przewodnią.
Giełgud otrzymał rano nakaz zajęcia Łomży. Z Rydzewa,
gdzie nocowała jego dywizja, do wskazanego miejsca było
około 22 km dogodną szosą kowieńską. Niedaleko wsi
Chojny Stare Giełgud otrzymał kolejny list od wodza
naczelnego, w którym zawiadamiał go tym razem o silnym
oddziale Rosjan w okolicach Kleczkowa na południu
i nakazywał baczenie na swoje prawe skrzydło30. Giełgud,
już bez tych dezorientujących instrukcji bardzo ostrożny
dowódca, szedł na Łomżę zupełnie podłamany. Widok
miasta — umocnionego i zapełnionego Rosjanami — ode
brał mu resztę odwagi. Wówczas otrzymał trzeci list
z kwatery głównej, który nakazywał co prawda uderzenie
na Łomżę, ale miało ono być prowadzone przez... generała
Dembińskiego! Dembiński faktycznie został poprzedniego
wieczora mianowany dowódcą awangardy 2. Dywizji
Piechoty, ale w chwili, kiedy Giełgud z duszą na ramieniu
obserwował umocnienia Łomży, był jeszcze daleko z tyłu
ze swoją kawalerią. Oprócz natarcia Skrzynecki nakazywał
też Giełgudowi pozostawienie części swojego korpusu we
wsi Chojnę, aby uważała na Rosjan z Kleczkowa 31.
Z zupełnie niepasujących do rzeczywistości poleceń
wodza naczelnego jednooki generał wykoncypował w końcu
najwygodniejszy dla siebie tok postępowania. Postanowił
wycofać się w kierunku Miastkowa, by odnaleźć Dembiń
skiego. Dopiero wzmocniony jego kawalerią i doświad
czeniem miał zamiar ruszyć ponownie na majaczącą
z oddali Łomżę. Plany przedstawił na zwołanej pospiesznie
radzie wojennej, która prawie jednogłośnie (sprzeciwił się
30 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 138.
31 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej,
s. 44-45.
jedynie pułkownik Valentin d’Hauterive) zaakceptowała
zaproponowaną wykładnię 32.
Dembiński przez większość dnia był zajęty w Ostrołęce
rozdzielaniem zadań pomiędzy różne części swojego nie
wielkiego korpusu. W myśl poleceń z kwatery głównej
pozostawił batalion piechoty na straży mostu na Narwi.
Oprócz tego musiał jeszcze wysłać mały oddział pułkow
nika Sierakowskiego (dwa bataliony 18. ppl, jazdę płocką
oraz dwa działa) na północny wschód, aż za Narew, gdzie
miały zablokować drogę z Łomży na Rajgród33. Dopiero
po zestawieniu rozkazów, jakie 19 maja otrzymali Dem
biński i Giełgud, wynurza się mimo wszystko pewna
spójna koncepcja działań w tym dniu. Ich zgranie w czasie
wyszło jednak, jak widzimy, fatalnie.
Tak więc do Miastkowa Dembiński wyruszył dopiero
około 15.00 wraz z batalionem 4. psp, szwadronem kawa
lerii oraz dwoma 12-funtowymi działami. Dotarł tam
dopiero o 20.00, a więc bardzo późno. W mieście wiele
nasłuchał się od mieszkańców na temat pospiesznej rej
terady Sackena poprzedniego dnia. Ponoć carski dowódca
również zużył w Ostrołęce całą amunicję artyleryjską.
Pokrzepiony tą nowiną Dembiński już miał zamiar kłaść
się spać, gdy od strony Łomży ujrzał wyłaniającą się
w oddali kolumnę wojska — była to 2. Dywizja Piechoty.
„Wyszedłszy naprzeciwko, spotkałem generała Rolanda,
pułkownika Piętkę i innych oficerów sztabowych. Z naj-
większem zdziwieniem zapytałem: «co ich do odwrotu
zmusza, czy otrzymany rozkaz, czy przemagające siły
nieprzyjaciela?». Z uczuciem boleści, którego wyrazić nie
umiem, dowiedziałem się, że ani pierwsze, ani drugie [...]”.
Dalsze wypytywanie tylko zdenerwowało oficerów, którzy
chyba dopiero teraz zdali sobie sprawę z absurdalności
32 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III,
s. 423-424.
33 H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 195-196.
własnych posunięć. Na zarzut, że nie przyszedł im z pomo
cą, Dembiński odparował, iż z garstką kosynierów i dwoma
działami raczej nie uczyniłyby różnicy pod Łomżą, na
koniec dodał tylko, że żałuje: „żem nie wziął poczty,
i osobiście do panów nie przybył, gdyż dalibóg podobnego
błędu [jak wycofanie się spod Łomży — przyp. aut.] nie
byłbym dopuścił”.
Za swoimi oficerami nadjechał Giełgud. „Nieśmiały,
niepewny, czy nie zrobił grubego błędu” zaczął wypytywać
Dembińskiego, co teraz wypada zrobić, swoje postępowanie
zaś tłumaczył tym, „że się uważał za słabym, a pozycyę
Łomży nader mocną”34. Dembiński z właściwą sobie
energią nakłonił go do powrotu pod Łomżę, zaoferował
się także, że sam, zgodnie z rozkazem kwatery głównej,
poprowadzi awangardę korpusu. Generał Giełgud, za
dowolony, że ma z kim wreszcie podzielić odpowie
dzialność, przystał na to. 2. Dywizja Piechoty dostała
godzinę wypoczynku, po czym ruszyła już po raz drugi
w ciągu tej samej doby w kierunku Łomży, tym razem
pośród ciemności, która umożliwiała lepsze ukrycie swojej
liczebności przed wrogiem.
Podobne manewry musiały robić na prostych żołnie
rzach fatalne wrażenie. Wśród niektórych oficerów chęć
do walki musiała być jednak wielka, skoro zaraz puł
kownicy Kiekiemicki i Valentin d’Hauterive zapropo
nowali, że osobiście poprowadzą nad ranem pierwsze
kolumny do ataku 35.
Równie bezładnie wyglądała sytuacja na głównym fron
cie zmagań. Jak już wspominaliśmy, gwardia wielkiego
księcia już o 9.00 opuściła Śniadowo. Ariergarda Rosjan,
którą dowodził generał Bistrom, wycofała się w tym
samym kierunku dopiero o 14.00 (w nocy zdążyła jeszcze
dojść do Gaci), ale i tak nikt jej nie ścigał. Dowódcy
34 Tamże, s. 196-198.
35 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 424.
dywizji nad Rużem słali do kwatery głównej w Troszynie
meldunki o wycofywaniu się przeciwnika, a także zapytania,
co mają w związku z tym robić 36.
Skrzynecki znów nie stanął na wysokości zadania — naj
pierw rozkazał Małachowskiemu, Rybińskiemu i Skarżyń
skiemu postępować za nieprzyjacielem, a potem odwołał
rozkazy, na koniec zaś rozkazał każdemu ze zgrupowań
zatrzymać się w miejscu, gdzie zastał je ostatni rozkaz37.
W rezultacie każdy z polskich dowódców robił tego dnia
to, co uważał za stosowne; armia poruszała się: „Bez
rozkazu i bez wodza, lecz naturalnym tylko instynktem
wiedziona [...] za uchodzącym przeciwnikiem” 38.
Ostatecznie Jankowski wraz z 1. Dywizją Piechoty
Rybińskiego, maszerując „żółwim krokiem”, dotarł o zmie
rzchu do Śniadowa, 3. Dywizja Małachowskiego nocowała
niewiele za nimi, od strony Kleczkowa, III Korpus Kawa
lerii zaszedł zaś 19 maja pod Kruki.
Skrzynecki przez cały dzień (19 maja) nie ruszał się
z Troszyna. Gawroński wspomina, że około 14.00 podano
przepyszny obiad, na którym goszczono między innymi
wspomnianego już, wziętego do niewoli pod Jakacią,
księcia Zasiekina39. Po obiedzie wódz naczelny wciąż
debatował nad możliwościami rozbicia gwardii, zbierał
informacje od Załuskiego — nic jednak, jak wiemy, nie
przedsięwziął. Nasuwa się tylko pytanie: czy wiedział, jaką
okazję właśnie wypuszcza z rąk?
Prądzyński, po raz kolejny już w trakcie tej wojny, nie
zdobył się na żaden otwarty protest: „Po gniewie i rozpaczy
s. 160.
[...], nastąpiło między nim a naczelnym wodzem wzajemne
dąsanie się”. Widząc, co się dzieje, Władysław Zamoyski
wysłał tego samego dnia dramatyczny list do swojego
wuja, księcia Czartoryskiego, w którym prosił: „przyjedź
wuju kochany, przyjedź przemówić, może nawet w imię
rządu. [...] Wszystkie warunki są po temu, żebyśmy gwardye
doszczętnie zniszczyli. Ale strasznie się obawiam, że
poprzestaniemy na poturbowaniu ich i że damy im się
wymknąć” 40.
Przynajmniej noc po 19 maja przyniosła jakiś pozytyw.
Wysłany przez idącego na Łomżę Giełguda podjazd pobił
w okolicy Szczepankowa szwadron dragonów gwardii,
biorąc ponoć sześćdziesięciu jeńców 41.
20 MAJA
s. 162.
15 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 113.
obserwacje wskazywały na to, że przeciwnik zgrupował
tam większe siły. W oczekiwaniu na resztę oddziałów
Skrzynecki zajął jeden z budynków na wzgórzu. Tam
odbyła się krótka narada pomiędzy nim a generałami
Jankowskim, Skarżyńskim, Kickim oraz niższymi rangą
oficerami. Jankowski, choć nie krył się z krytyką ostatnich
poczynań kwatery głównej, otrzymał zadanie wypędzenia
Rosjan z lasu 16.
Do dyspozycji miał wówczas jedynie dwa bataliony 2. ppl
(z 1. Dywizji Piechoty), które pospiesznie formowały
kolumny batalionowe pod osłoną baterii czternastu dział
rażących kartaczami przedpole lasu. Gdy artyleria umilkła,
do akcji weszli piechurzy, wymieniając strzały z dobrze
ukrytymi za drzewami rosyjskimi żołnierzami. Jankowski,
któremu nigdy nie brakowało fantazji, zachęcał swoich ludzi
do wysiłku, sam dając dowody ogromnej odwagi w obliczu
świszczących wokół kul. Nie zdołał jednak złamać oporu
przeciwnika, który powoli, acz sukcesywnie wciągał pierwszy
batalion 2. pułku w głąb lasu. Gdy Polacy byli już wystar
czająco oddaleni od wsi, Poleszko wsparł nagle swój czołowy
batalion dwoma rotami drugiego batalionu i nadspodziewanie
mocnym kontratakiem odepchnął nadchodzących Polaków17.
Zaskoczenie było kompletne. W ręce Rosjan dostała się
nawet pewna liczba jeńców; niewiele brakowało, a jednym
z nich byłby Jankowski 18.
Nadspodziewanie silny opór przeciwnika skłonił Skrzy
neckiego do większej intensyfikacji działań. Jankowski
miał ponownie atakować od czoła, tym razem wsparty
drugim batalionem 2. ppl oraz strzelcami podlaskimi.
Równocześnie generał Kicki, ze swoją brygadą jazdy i 1.
psp, otrzymał rozkaz obejścia lasu od prawej i przecięcia
przeciwnikowi drogi odwrotu w okolicach wsi Rudki.
16 Tamże.
17 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 254.
18 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 428.
Równolegle do Kickiego, ale większym lukiem, poruszał
się, jak wiemy, wraz z większą częścią III Korpusu Jazdy
i artylerią konną Bema generał Kazimierz Skarżyński.
Liczono, że uda mu się przeciąć potencjalną drogę odwrotu
Poleszki pod Mężeninem, od którego Rudki oddzielała
kolejna partia gęstego lasu 19.
Gdy Jankowski ponownie wszedł do walki, w Kołomyi
pojawiła się silna brygada generała Bogusławskiego (ponad
4000 żołnierzy) z 3. Dywizji Piechoty. Wchodzące w jej
skład 4. i 8. ppl (dawny pułk Skrzyneckiego) miały opinię
elitarnych, toteż od razu postanowiono je wykorzystać.
Bogusławski miał obejść z nimi tym razem prawą flankę
Poleszki, zatem niezwłocznie ruszył w drogę 20.
Tymczasem walka w lesie znów przybrała na sile. W jej
trakcie doszło do dramatycznego wydarzenia, opisanego
przez Kruszewskiego: „Wielu ludzi nam ginęło — między
rannymi widziałem z wzruszeniem powracającego z lasu
poetę Suchodolskiego (brata znanego malarza, Januarego),
kula przerwała mu brzuch — szedł sam wyprostowany
z pogodną twarzą, śpiewając pieśni narodowe dosyć silnym
głosem, a ręką wstrzymywał flaki, aby mu się nie wysnuły
[sic!]. Nie przeżył tej rany — cześć pamięci patryoty!
Rozognił niejedno serce swemi piosenkami [...]”21. Pomimo
dużej ofiarności atak Polaków został odparty, gdy Rosjanie
wprowadzili do walki resztę rezerwowych rot.
Aby podtrzymać słabnące natarcie, Skrzynecki wprowa
dził do walki nowo przybyły 12. ppl (brygada Muchow-
skiego) z 1. Dywizji Rybińskiego. Byli to przeważnie
niedoświadczeni rekruci, uzbrojeni w kosy, ale mimo to
nie zlękli się przeciwnika 22.
22 Tamże.
Tymczasem Poleszko również otrzymał posiłki. Bistrom
przysłał mu z Mężenina pułk strzelców fińskich, którzy
tak dobitnie udowodnili swą skuteczność pod Długosiod
łem, oraz rozkaz utrzymania pozycji do zapadnięcia
zmroku23. Wsparcie przyszło w samą porę, gdyż rychło
dało się słyszeć z prawej strony strzały brygady Bogu
sławskiego.
Szczęśliwie dla Rosjan, czy to z powodu powoli zapa
dającego w lesie mroku, czy też ogólnego rozgardiaszu
wywołanego walką, idące z różnych stron jednostki polskie
nie rozpoznały się i zaczęły do siebie strzelać. Zamieszanie
dodatkowo pogłębiały decyzje podejmowane przez nie
których oficerów, o czym pisał wiele lat później Józef
Tadeusz Chamski, wspomniany już gorący zwolennik
Skrzyneckiego, który pod Rudkami pełnił funkcję dowódcy
plutonu woltyżerów 4. pułku w stopniu podporucznika.
Opisuje on dowódcę swojego batalionu, podpułkownika
Józefa Borzęckiego: „Ten sztabsoficer, tęgi chwat, ale
jeszcze tęższy szuler, a zwykły iść w bój pod dobrą datą,
skoro jenerał Bogusławski, zwinąwszy bataliony w kolum
ny, kroczył od wsi Rutek ku lasowi, co przedzielał dwie
walczące z sobą linie, [...] mniemał przez zapał butelkowego
bohaterstwa, że to pułki nieprzyjacielskie, zaraz tedy
wrzasnąwszy «hurraa, za mną wiara, hurraa!» z dobytym
pałaszem puścił się galopem na koniu z pola w las rąbać,
siekać... drzewka i krzaki. [...] Za nim inni dowódcę
batalionów chwacko, by nie zostać w tyle, lubo trzeźwi,
lecz podchwyceni raptownie, w mniemaniu, że Borzęcki
zoczył rzeczywiście Moskali, choć nie widzieli nic przed
sobą, zaczęli również krzyczeć «hurraa!» i galopować
w las. Na koniec żołnierze z kolumn ochoczo kopnęli się
oślep [...] i wbiegłszy hurmem za przewodnikami w las,
rozsypali się po lesie, gdzie w gąszczu w pięć minut tak
21 MAJA
56 Tamże, s. 88-89.
więc zapamiętał i później wspominał to pierwsze, jak się
wyrażał, poznanie się nasze” — napisał Zamoyski 57.
Znaczenie niemal całodniowej kanonady okazało się
symboliczne. Polacy nie byli w stanie zapobiec zniszczeniu
mostu, ale nie ponieśli również wielkich strat. Co prawda,
Puzyrewski twierdzi, że Rosjanom udało się zniszczyć
jedno polskie działo i dwa jaszczyki amunicyjne, Jab
łonowski dementuje jednak te dane, konkludując:, Jedynym
rezultatem tej czynnej kanonady było zabicie krowy, którą
strażnicy w stajni zapomnieli” 58.
Niewielkimi potyczkami pod Złotorią i Tykocinem
zakończył się ostatecznie trwający dwa dni forsowny i nie
do końca logiczny pościg za gwardią Michała Pawłowicza.
Straciła ona w toku całej operacji — od momentu nawią
zania kontaktu bojowego z Polakami — łącznie 38 oficerów
i 689 szeregowych59, co trzeba uznać za wynik wysoce
rozczarowujący, biorąc pod uwagę rozmach wyprawy
polskiej. Oddziały wielkiego księcia zostały w końcu
wymanewrowane poza terytorium Królestwa Polskiego,
nie straciły jednak prawie nic ze swojej wartości bojowej
i wciąż stanowiły poważne zagrożenie dla powstania.
Straty Polaków w ludziach były podobne60, choć pod
minowanego zaufania żołnierzy do swoich dowódców nie
sposób obiektywnie zmierzyć.
Większość armii polskiej spędziła noc z 21 na 22 maja
w Tykocinie. Dla wielu rannych służby medyczne zor
ganizowały szpital w miejscowym klasztorze bernardynów.
Józef Patelski był tam zaledwie chwilę, a i tak widok, jaki
tam zastał, wrył mu się głęboko w pamięć: „Jakiż wzrusza
jący obraz nędzy i cierpień ludzkich przedstawiał wówczas
74 S . B a r z y k o w s k i , Historyapowstania listopadowego, t . I V , s . 3 .
75 B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej,
s . 66-67.
DZIAŁANIA NA POZOSTAŁYCH FRONTACH
WYPRAWY NA GWARDIĘ (14-22 maja)
roku, s . 5 5 .
52 J . W y b r a n o w s k i , Pamiętniki jenerała Wybranowskiego, t . I ,
26 Tamże.
Młody rosyjski oficer ubolewał nad tym, że musi walczyć
z Polakami, stwierdził nawet: „Kto ja jestem? oczywiście
niewolnik, nie mający do wyboru służyć lub nie. Kto u nas
nie służy carowi, ten niczym nie jest, nie jest człowiekiem
[...]. Wy jesteście bohaterami, ale nie wiecie, co to za siły
na was idą. Niestety, one was zgniotą”27. Przyjacielską
wymianę zdań przerwało nadjechanie rosyjskiego pułkow
nika. Zamoyski zdążył już jednak obejrzeć nieprzyjacielskie
pikiety i doszedł do wniosku, że pod Nadborami znajduje
się jedynie gwardia.
Kwatera główna zareagowała na te rewelacje lękliwie i,
co gorsza, niezbyt konsekwentnie. Około 12.00 przebywa
jący jeszcze w Nadborach Prądzyński wysłał generałowi
Rybińskiemu zawiadomienie: „Od godziny przeszło znaczne
masy nieprzyjaciela przybywają do wsi Jakać i rozwijają
się przed frontem generała Łubieńskiego, który stoi pod
Nadborami. Wnosić wypada, że inne jego kolumny po
stępują ku Czerwinowi... [...]. Zechcesz Generał zachować
jak największą ostrożność... Zamiarem Wodza Naczelnego
nie jest przyjmować walnej bitwy po tej stronie Narwi
[podkreślenie autora listu]. Skoroby więc nieprzyjaciel
rozwinął przed nami znaczne siły, wojsko przejdzie mosty
pod Ostrołęką”28. Z treści listu wynika, że Łubieński ze
swoim korpusem jazdy i piechotą Kamieńskiego miał
stanowić straż tylną całego wojska i wycofywać się
w kierunku wspomnianego miasta.
Wyruszywszy z Troszyna, kwatera główna połączyła się
w lesie z maszerującą w stronę Ostrołęki 3. Dywizją
Piechoty Małachowskiego. Być może przejeżdżając obok
kolumn swojego wojska, wódz naczelny przypomniał sobie,
jak ponad dwadzieścia lat wcześniej szedł w podobnej
kolumnie po pierwsze laury. Gawroński pisze: „Złączyliśmy
27 W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 215-216.
28 B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 106.
się z wojskiem w lesie; wódz naczelny, jadąc z g-łem
Prądzyńskim wśród wojska, rozmawia ciągle z żołnierzami,
przypominając im różne dawniejsze wypadki”29. Wówczas
z pewnością wszystko wyglądało prościej. Do Ostrołęki
rezerwa armii dotarła mniej więcej po południu. To
najprawdopodobniej tutaj Skrzynecki doszedł do wniosku,
że nad ranem przeszacował siły nieprzyjaciela 30.
Następny rozkaz wydał ogółowi wojsk dopiero około
17.00. Utrzymał go w bardziej zdawkowym tonie niż
poprzednie zawiadomienie. Informował, że cała rezerwa
Ludwika Paca (3. Dywizja Piechoty, III Korpus Jazdy
i artyleria rezerwowa) przeszła już przez Narew w Ostro
łęce. Rybińskiemu polecono zmierzać za nią natychmiast
po otrzymaniu rozkazu. Grupa Łubieńskiego zaś, tak jak
poprzednio, otrzymała zadanie osłaniania tyłu armii, dodat
kowo w drodze na północ miała zabrać ze sobą także
oddziały Węgierskiego i Bogusławskiego 31.
Giełguda tymczasem pozostawiono w Łomży. Skiero
wano nawet do niego specjalny rozkaz, zakończony
słowami: „Gdyby JW. Generał miał być atakowany
w Łomży, Wódz Naczelny jest gotów dać mu pomóc.
Rachuję przecież na to, że Generał potrafisz dać tam
dzielny odpór, mając dobrą dywizję i stanowisko umoc
nione szańcami dobrze wykonanymi”32. Przytoczony frag
ment świadczy o tym, że Prądzyński wciąż liczył się
z możliwością przeprowadzenia planu tykocińskiego z wa
riantem przyjęcia bitwy w oparciu o Narew włącznie.
Problem polegał na tym, że nowy kompromis, zawarty ze
Skrzyneckim — wycofanie większości sił za rzekę — wy
roku, s . 5 9 .
pułkownika Romana Wybranowskiego53. Łubieńskiemu
udało się wyprowadzić swój korpus z najgorszej opresji,
Ostrołęka stała przed nim otworem, a za nią zbawienny
nurt Narwi. Każdy, kto myślał, że bitwa dobiegła końca,
grubo się mylił.
Większość sił polskich była tego dnia bezpiecznie
rozlokowana po prawej stronie rzeki. Jak już wspominaliś
my, nad tutejszą płaszczyzną górowały od zachodu piasz
czyste wzniesienia. Jedno z nich, szczególnie wysokie
i przecinające trakt biegnący na północny zachód od wsi
Antonie, zajęła z rozkazu Prądzyńskiego 3. kompania dział
pozycyjnych majora Turskiego (dwanaście dział) oraz część
1. kompanii dział pozycyjnych kapitana Soleckiego (sześć
dział). Za nią, w odległości około 1,5 km od mostów,
ukryły się w lesie 3. i 1. Dywizje Piechoty. Żołnierze
Małachowskiego byli wysunięci bardziej na wschód, nie
opodal miejsca, gdzie trakt rozgałęział się na północ
i zachód — 8. ppl i 5. psp stały tuż za wzgórzem
w pierwszym rzucie, batalion weteranów czynnych i legia
litewsko-wołyńska zaś z tyłu. 1. Dywizja Piechoty stacjo
nowała dalej od wzgórza, między krawędzią lasu a niewiel
ką, płynącą pionowo rzeczką Piasecznicą. Brygada Mucho-
wskiego (12. i 2. ppl, batalion strzelców podlaskich) stała
z przodu, Langermanna natomiast (1. psp, 16. ppl) bardziej
w tyle. Pozycję Rybińskiego osłaniała 1. lekka bateria
piesza kapitana Łapińskiego (dwanaście dział).
Druga część 1. kompanii dział pozycyjnych (sześć
dział), pod dowództwem kapitana Zawadzkiego, stanęła
na przeciw mostów nad Narwią, dosłownie kilkanaście
kroków u ich wylotu. Ustawienie dział tak blisko po
tencjalnej przeprawy budzi pewne wątpliwości — znaj
dowały się dość wyraźnie na linii strzału artylerii Tur
skiego i Soleckiego. Co więcej, w razie pospiesznego
56 Tamże, s. 46-50.
57 Z samego rana 26 maja Prądzyński otrzymał oficjalną nominację na
szefa sztabu w zastępstwie Wojciecha Chrzanowskiego ( S . B a r z y k o w
s k i , Historya powstania listopadowego, t. IV, s. 22). Może stąd to
chwilowe ożywienie generała?
Prądzyńskim, rozpatrujący się na karcie sztabowej wielkiej.
Obiad w polu na trawniku robiono, wszystko przygotowane
do spoczynku”. Chyba najbardziej przejętą osobą na
prawym brzegu Narwi była pewna niemiecka gospodyni,
częstująca kawą generała Dembińskiego: „w wielkiej
niespokojności będąc z powodu, że miasto opuszczamy
i miała słuszna bardzo trwogę”. Gawroński twierdzi nawet,
choć jest w swojej opinii osamotniony, że postój całej
armii miał początkowo trwać nawet dwa dni.
Kwaterę główną przeniesiono z samego rana do wsi Kruki
na zachód od Ostrołęki, za wypływającą z Omulewa rzeką
Piasecznicą. Tam około 9.00 przybył generał Dembiński:
„kazano wystąpić hufcowi poznańskiemu, który miał pójść
w marsz z g-łem Dembińskim za Sackenem i dalej nawet,
gdyby się udało [...]. Po wystąpieniu Poznańczyków na plac
miał do nich wódz naczelny przemowę pożegnalną, rachując
na ich dobrą konduitę, że gdy oddani pod nowe dowództwo,
idąc może aż na Litwę, tam uformują tyle pułków, ile dziś
liczą szwadronów”58. W tym samym czasie często przez nas
przywoływany Ignacy Kruszyński został awansowany na
stopień majora. Choć na pewno zadowolony z awansu, nie
daje tego po sobie poznać w swoich pamiętnikach, wspomina
jedynie: „pospieszyłem przeto po konia i złączyłem się ze
sztabem, gdy gener. Skrzynecki przemawiał do Poznańczy
ków. Było to koło godziny 8-mej, wtem dają się słyszeć
strzały armatnie; nic w tem nie było dziwnego, lecz ogień
zaczyna się powiększać i zbliżać. — naczelny wódz, będąc
już na koniu, jedzie w stronę Ostrołęki [ale bez Prądzyńskie-
go! — przyp. aut.] przez ciekawość pewno bez żadnej myśli,
aby jechał na batalię” 59.
Po drodze do mostów Skrzynecki spotkał porucznika
Mycielskiego, który jechał wraz z raportem od Łubieńs
58 F. S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa,
s. 174-175.
59 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 120.
kiego i być może jeńcami, których ten ostatni ujął pod
Rzekuniem. W ten sposób wódz naczelny dowiedział się
nie tylko o rozmiarach sił rosyjskich na lewym brzegu
Narwi, ale także o wycofaniu całego korpusu obserwacyj
nego w stronę Ostrołęki. Jego reakcja okazała się nie tylko
instynktowna, ale też w dużej mierze irracjonalna. Od
działowi Bogusławskiego (4. ppl, batalion weteranów
czynnych oraz czwarta bateria lekkokonna) nakazał bronić
miasta do upadłego, dowództwo nad nim zaś powierzył
generałowi Ludwikowi Pacowi, dotychczas nominalnie
kierującemu rezerwą armii 60.
Najprawdopodobniej adiutanci Skrzyneckiego jeszcze
notowali rozkazy, gdy na mostach pojawiły się pierwsze
szwadrony II Korpusu Jazdy, wysłanego przodem przez
Łubieńskiego. Jadący wraz z 5. psk Napoleon Sierawski
wspomina, jak ujrzał wodza naczelnego, dodaje przy tym:
„Jakby jednomyślnie, nie powitaliśmy go żadnym zwykłym
okrzykiem”. Trudno się temu dziwić. Mniej więcej od
momentu bitwy pod Nurem II Korpus Jazdy cały czas
zasłaniał tyły głównej armii, płacąc za to ciągłym po
czuciem zagrożenia i niedostatkiem. Jego żołnierze nie
czuli się zobowiązani do uprzejmości względem zwierzch
nika. Pragnęli tylko i wyłącznie odpoczynku: „Dążyliśmy
raźno do przeprawy za Narew, w przekonaniu, że nas
oczekuje niezawodny wypoczynek i że Rossyanom poka
żemy zęby zza rzeki” 61.
Tych samych nadziei nie mogli żywić „czwartacy” ani
ich dowódca. Stanisław Jabłonowski, pod którego pieczą
pozostawała skromna artyleria oddziału mającego bronić
Ostrołęki, zapisał wiele lat później: „Generał Bogusławski
przyjeżdża do mnie i powiada mi: «Już ostatnia dywizya
nasza przeszła na drugą stronę Narwi, a ja sam zostawiony
jestem z moim oddziałem. Mam rozkaz trzymania się do
60 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 4 .
61 N . S i e r a w s k i , Pamiętnik -Napoleona Sierawskiego, s. 217.
upartego i bronienia się do późnej nocy, a wtenczas, jeżeli
żyć będziemy i do niewoli nas nie zabiorą, przejedziemy
przez most i po przejściu naszem zniszczymy go, a zatem
w kapitanie i w pańskich działach głównie nasza obrona.
Moja piechota niezawodnie panu placu dotrzyma i armat
nie odstąpi. Pamiętaj, kapitanie, że jesteśmy pocztem
straconym»”62. Bogusławski, weteran spod Smoleńska
i Grochowa, z pewnością nie miał złudzeń co do możliwości
stawienia skutecznego oporu całej armii Dybicza przez
4500 ludzi. Uczepił się najwyraźniej myśli o zrzuceniu
mostów, chociaż trudno powiedzieć, czy Skrzynecki, dyk
tując rozkaz, w ogóle o nich myślał.
Jak już wspomniano, z samego rana 26 maja podjęto
pewne prace nad zrzuceniem mostów. Gawroński wzmian
kuje, że belki na nim zostały poluzowane: „aby go łatwiej
w razie potrzeby zrzucić, do czego wyznaczeni byli od
saperów oficerowie i ludzie”. Przygotowania do zrzucenia
przepraw potwierdził generał Jakub Lewiński, który jako
ostatni z korpusu Łubieńskiego przeszedł Narew: „chciałem
przejechać przez most na palach, ale dla zdjętego już po
części pokładu, wrócić się musiałem i przebyłem Narew po
moście tratwianym [...]. Z zadziwieniem spostrzegłem, iż
prócz obwinięcia palów słomą żadnego innego przygoto
wania do zniszczenia stałego mostu nie zrobiono”63. Podob
ne niedopatrzenia z pewnością prowokowała ogólna dez
orientacja polskiej kwatery głównej.
Ta sama dezorientacja spowodowała zapewne pozo
stawienie Bogusławskiego w Ostrołęce, chociaż źródła
zgodnie twierdzą, że po odejściu stamtąd 5. Dywizji
Piechoty na ściągnięcie „czwartaków” i spalenie mostów
pozostało jeszcze dosyć czasu, nim zaatakowali Rosjanie.
62 S . J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, s. 93-94.
63 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s . 6 0 .
Ostrożnie rachując, Wacław Tokarz mówi o 30 minutach,
Jabłonowski twierdzi nawet, że piechota zdążyła złożyć
broń w kozły, wszystkie zaś bagaże Bogusławskiego,
a także zbędne jaszcze artyleryjskie zdążono bez problemu
przeprawić na drugą stronę rzeki 64.
Do pomocy obrońcom Skrzynecki przysłał jedynie
drugi batalion 8. ppl, który wraz z czwartym batalionem
4. ppl miał stanowić drugą linię obrony miasta oraz
osłaniać odwrót przez mosty. Ze względu na małą liczbę
ludzi Bogusławski nie mógł obsadzić wzgórz okalających
Ostrołękę, co być może przedłużyłoby opór. Swoje siły
polski dowódca rozstawił następująco: trzeci batalion
4. ppl przy drodze do Goworków, najbardziej ku północy;
batalion weteranów czynnych rozłożył się w centrum,
przy wylocie trasy na Ławy; pierwszy i drugi bataliony
4. ppl stanęły na południu, na przeciw drogi ku Rze
kuniowi. Korzystając z sugestii odchodzącego generała
Łubieńskiego, podzielono skromną artylerię oddziału:
dwa działa 4. baterii lekkokonnej pod dowództwem
porucznika Rupniewskiego stanęły na wysokim wzgórzu
między centrum a lewym skrzydłem polskiego ugru
powania, pozostałe zaś cztery armaty umieszczono na
wzniesieniach wieńczących południowy skraj miasta 65.
Rosjanie początkowo nie prowadzili efektywnego po
ścigu. Potrzebowali czasu na uporządkowanie sił, zwłaszcza
że część z nich znajdowała się od 32 godzin w niemal
nieustannym marszu. Stąd najwyraźniej półgodzinna luka
w działaniach między Ławami a Ostrołęką. W końcu
Dybicz nakazał posuwanie się dalej. Pierwsze kroczyły
dwie brygady karabinierów i grenadierów 3. Dywizji pod
konnej, s. 99-100.
obronę w jego zabudowaniach. Żołnierze 4. ppl i batalionu
weteranów zaczęli wybijać okna w mieszkaniach, baryka
dować od środka drzwi — każdy dom musiał być od tej
chwili twierdzą. Zwłaszcza trzeci batalion „czwartaków”
zajął szczególnie mocną pozycję obronną w klasztorze
bernardynów nieopodal rynku. Była to, jak już wspo
mnieliśmy, jedyna murowana budowla wewnątrz Ostrołęki.
Natarcie drogą z Rzekunia, prowadzone przez pułki
grenadierów astrachańskich i Sworowskich, ugrzęzło,
przyszpilone do ziemi rzęsistym ogniem ukrytych w do
mach żołnierzy pierwszego batalionu 4. ppl oraz wetera
nów czynnych. Za pierwszą linią Rosjan szło także silne,
złożone w dużej mierze z zaprawionych w boju karabi
nierów, zgrupowanie Bistroma. Wzięło ono na siebie rolę
kolumny obchodzącej i po uprzednim wyminięciu pierw
szej linii Polaków uderzyło od południa na stojący
w odwodzie drugi batalion 4. ppl. Atak był na tyle
piorunujący i wściekły, że Polacy wycofali się w nieładzie,
odsłaniając niebezpiecznie połączenie Ostrołęki z mostami.
Zagrożonemu drugiemu batalionowi „czwartaków” musieli
ruszyć na pomoc weterani z pierwszej linii, zupełnie
jakby nie była ona już i tak wystarczająco płytka. Punkt
ciężkości walk przesuwał się tym samym coraz bardziej
w kierunku rynku, gdzie do obrońców dołączył jeszcze
batalion 8. ppl 72.
Ostrołęka zaczynała coraz bardziej przypominać piekło.
Po nieustannej kanonadzie zabudowania stanęły w ogniu,
który cały czas się rozprzestrzeniał. Jabłonowski wspomina:
„Cóż za okropny widok! Miasto palić się zaczynało,
mieszkańcy, nie wiedząc co ze sobą robić, z domów
płomieniem zajętych uciekali na ulicę i rynek, gdzie wrzała
bitwa [...]. Nieszczęśliwa ludność, słaniając się pod murami
domów, Bogu się polecała i z rezygnacyą okropnego
konnej, s. 101.
74 A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 273-274;
Polscy ułani
Polski piechur
Żołnierze rosyjscy
załącznik nr 1.
83 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 46.
Dość powiedzieć, że pomysł był nieco desperacki
na tym etapie bitwy. Neymanowski znajdował się na
swojej pozycji za daleko od mostów, by strzelać kar-
taczami, w razie gdyby Rosjanie podjęli próbę forsowania
przeprawy. Z kolei cztery działa Swiderskiego naprzeciw
pływaka znajdowały się zbyt nisko, aby nawiązać równą
walkę z działami przeciwnika po drugiej stronie rzeki.
Tych zaś było w istocie coraz więcej. Na północ od
Ostrołęki generał Gerbel zajął okoliczne wzgórki, roz
stawiając tu na razie cztery działa. Toll, wysłany jak
pamiętamy do asekuracji lewego skrzydła Rosjan, roz
stawił początkowo na południe od miasta dwa działa
lekkie, jednak stopniowe dosyłanie nowych baterii zwię
kszało systematycznie tę liczbę. Do końca bitwy Rosjanie
krzyżowali ogień około 28 dział na swoim prawym
skrzydle i do 34 na lewym84. Była to potężna siła,
która dosłownie zmiatała walecznych Polaków.
Po zachodniej stronie rzeki saperzy zabrali się wreszcie
za zrzucanie mostów, ale robili to bez przekonania, pod
rosnącym ostrzałem tak armatnim, jak i karabinowym.
Początkowo nic nie zapowiadało szturmu Rosjan, Neyma-
nowskiemu udało się nawet ponoć uciszyć na swoim
odcinku dwa lekkie działa Tolla. Rosnące natężenie ognia
rosyjskiego zrobiło jednak swoje: „Najprzód kilkunastu
saperów odeszło, za nimi wszyscy robotnicy, tak, że
w końcu kilku saperów zaledwie z litości zrzucili parę bali
i most tak opuścili”85 — pisał w raporcie podporucznik
Frankowski.
Widząc taki obrót sytuacji, feldmarszałek Dybicz,
być może naglony przez zawsze energicznego Tolla,
wydał kolejny doniosły rozkaz tej wojny — nakazał
grenadierom zdobyć mosty bronione przez Polaków.
Jako pierwszy ruszył drugi batalion pułku astrachańskiego
84 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 273.
85 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 162.
pod dowództwem generała Grabbego. By podnieść morale,
przed straceńczym atakiem nakazano wystąpić z oddziału
kawalerom Orderu św. Jerzego. To oni mieli prowadzić
kolegów do natarcia.
Jak nietrudno się domyśleć, straty Rosjan w trakcie
przeprawy były ogromne, o czym wspomina obserwujący
ją Jabłonowski: „nieprzyjacielskie pułki grenadyerów Ast-
rachanu i Suwarowa, rozpoczynając pochód kolumn, pod
morderczym ogniem 24 dział polskich [widocznie baterie
Turskiego i Soleckiego wspierały tę kanonadę — przyp.
aut.] most mimo strat nadzwyczajnych przebyły [...]. Co
tam ich naginęło, ile w nurty Narwi wpadło!”86. Mimo
wysokich strat pułk astrachański znalazł się w końcu po
drugiej stronie rzeki.
Równolegle na zachodnim brzegu generał Pac usilnie
starał się ponownie sformować swoje siły. Ten ekscentryk
i magnat, który „majątek nie na krocie, lecz na miliony
rachował”87, był w swoim żywiole. Jeździł wciąż na koniu
pomiędzy niedobitkami, nawoływał. Kogo mógł, odsyłał
za załom szosy na północy, aby tam, z dala od rosyjskich
pocisków, sformować nową kolumnę uderzeniową. Były to
jednak starania od początku zdane na niepowodzenie — gdy
Pacowi w końcu udało się zebrać część czwartego batalionu
4. ppl i pchnąć go do szturmu na forsujących most Rosjan,
zauważył, jak nikłe siły prowadzi: ,,przy by wszy na czoło
mostu, ujrzałem się tylko z dwoma oficerami i kilkunastu
żołnierzami. Ci, lubo biegiem zmęczeni, mężnie jednak
z bagnetem nacierali” — wspominał później. Niekorzyst
nego stosunku liczebnego nie zmienił też dzielny major
Majewski, który przyprowadził do walki o mosty resztkę
trzeciego batalionu 4. ppl 88.
86 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, s. 105.
87 M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 181.
s. 177.
93 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 65.
Rosyjski przyczółek, zogniskowany w rejonie szańca
przedmostowego, nie był wtedy jeszcze wszechmocny, ale
był wzmacniany z każdą minutą. Dybicz posłał na pomoc
drugiemu batalionowi pułku astrachańskiego pierwszy
batalion tegoż samego pułku, dwa bataliony pułku suworow-
skiego oraz ponad dwa szwadrony ułanów gwardii (łącznie
około 2249 piechurów, 374 kawalerzystów oraz działo
konne)94. Większość sił przybyła mostem pływakowym,
gdyż główny wciąż był naprawiany. Dowodzący przyczół
kiem generał Martynow chodził pomiędzy żołnierzami
i dodawał im ducha słowami: „Pamiętajcie, dzieci [...]
trzymać się ostro, nie cofać do rzeki, a po pięciu nadziewać
na bagnet”95. Wciąż chybotliwe mosty opóźniały przysyła
nie posiłków, ale rosyjski dowódca mógł liczyć na silne
wsparcie artylerii z drugiego brzegu Narwi, skąd strzelało
już przynajmniej kilkanaście dział Tolla i Gerbela.
Do ataku na przyczółek 8. ppl szedł wzdłuż traktu do
Antonii (pierwszy batalion po prawej stronie drogi, trzeci
po lewej), torując sobie drogę pomiędzy źle ustawionymi
działami Turskiego. Pokonując tę drogę, musiał najpierw
zejść ze wzniesienia, a później iść odkrytą równiną, gdzie
był idealnym celem dla dział przeciwnika, gdyż nie
dysponował liczącym się wsparciem artyleryjskim. Natęże
nie rosyjskiego ognia armatniego zmusiło polskich dowód
ców do rozluźnienia dotychczas zwartych kolumn uderze
niowych i wysyłania coraz większej liczby kompanii do
walki tyralierskiej. Prowadząc luźną walkę ogniową, 8. ppl
wypchnął chwilowo Rosjan na bezpieczną odległość, ratując
w ten sposób artylerię Turskiego. Żołnierze obu stron byli
w pewnym momencie tak blisko siebie, że słyszano
wzajemne obelgi (np. „precz, wy moskale”). W walce
wręcz oprócz karabinów używano także kamieni i piasku.
Polakom nie udało się jednak zepchnąć Rosjan dalej.
94 Tamże, s. 63.
95 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 276.
Działa przeciwnika wstrzelały się bowiem w atakujących
i na odważny pułk zaczął spadać grad stali. W bardzo
krótkim czasie stracił on 23 proc. oficerów oraz 15 proc.
szeregowych. Niewspierane żadnym odwodem natarcie
przerodziło się w paniczną ucieczkę. Wraz z 8. ppl
w stronę zbawiennych wzgórz na zachodzie uciekła
także niefortunna bateria Turskiego, tracąc na rzecz
Rosjan cztery z dwunastu dział96.
Starcie o przyczółek nie wygasło jeszcze, gdy stanęła
wreszcie gotowa reszta 3. Dywizji Piechoty, tj. brygada
Węgierskiego (5. psp, drugi batalion weteranów czynnych,
a także legia litewsko-wołyńska). Wysyłanie jej do ataku
było już w tym momencie mocno dyskusyjne. Zdawał
sobie z tego sprawę Prądzyński, który, jak sam twierdził,
znalazł się wówczas przy boku Skrzyneckiego: „Przybyłem
w chwili, gdy już obie baterye wycofały się z akcyi,
a Węgierski ruszał ze swą brygadą. Na to zrobiłem uwagę,
że atak ten wydaje się mi zbyt słabym i przedwczesnym.
«Dobrze więc, — rzekł wódz naczelny, — wstrzymaj pan
Węgierskiego»; gdy jednak ruszyłem się, aby wydać ten
rozkaz, odwołał mię znowu, mówiąc: «Z pomocą boską
atak może się uda, a więc niech idzie»” 97.
Na czele tak zwanych dzieci warszawskich, tą samą
drogą co przed chwilą 8. ppl, szedł słynny 5. psp. W drugiej
linii asekurowały go: na lewym skrzydle legia litewsko-
-wołyńska, na prawym zaś batalion weteranów czynnych.
Ponownie rozpoczęto natarcie kolumnami, po raz kolejny
trzeba było też rozpuszczać kompanie w tyralierę, gdy kule
armatnie zaczęły wyrywać krwawe bruzdy w polskich
szeregach. Przez cały czas panowało przy tym straszne
zamieszanie, gdyż nikt nie rozpoznał wcześniej terenu
walk. Mimo tych przeciwności polscy żołnierze atakowali
odważnie. Z szeregów legii litewsko-wołyńskiej, złożonej
96 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 65—66.
97 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 152-153.
głównie z ochotników zza rosyjskiej granicy, można było
nawet usłyszeć pieśń Dalej bracia do bułata! 98.
Szyk nowego ataku był od początku wybrany nietrafnie.
Ogień artyleryjski przeciwnika zmusił brygadę Węgier
skiego do skręcenia na prawo od szosy i ciągłego roz
wijania kolumny w szyk luźniejszy. W miarę zbliżania
się do grobli, stanowiącej szaniec przedmostowy, dało
się słyszeć krzyki, że oto wycofuje się okaleczony
8. ppl, a Rosjanie zdobyli działa Turskiego. Węgierski
oddzielił zatem trzeci batalion od 5. psp i rzucił go
na lewo, by odbić cztery armaty.
Gwałtownością swojego uderzenia Polacy zaskoczyli
unoszących działa Rosjan, zadając im spore straty (utracili
między innymi dwóch oficerów). Dowodzący 5. psp
pułkownik Czołczyński tak wspomina wykonanie zadania
przez swój trzeci batalion: „Żołnierze moi z męstwem do
zdziwienia walczyli. Widziałem w rękach ich ozdoby
oficerów rosyjskich i krzyże polskie, które z nich zdjęli”.
Utracone działa Turskiego szczęśliwie udało się odzyskać,
trzeci batalion „dzieci warszawskich” musiał jednak pozo
stać na miejscu po lewej stronie szosy, aby pomóc artylerii
w odtoczeniu zguby". Osłabiło to główny atak na szaniec
przedmostowy, w którym wzięły udział cztery bataliony
(pierwszy i drugi 5. psp, drugi weteranów czynnych oraz
legia litewsko-wołyńska), choć być może w pierwszym
rzucie nawet tylko trzy, gdyż legia pozostawała nieco
w tyle. Nieopodal linii nieprzyjacielskich dowodzenie nad
atakującymi przejął Ludwik Pac, pragnący najwyraźniej
wciąż wykonać zadanie zepchnięcia Rosjan do rzeki.
Wspominał ten atak później: „Tam prócz korpusu oficerów,
którym chlubną winien jestem oddać zaletę męstwa, od
znaczył się jeden z młodych oficerów, który zapewne
poległ w tej uporczywej walce, i dobosz nazwiskiem
98 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 66.
99 Tamże, s. 67.
Cudny, który wraz ze mną nieustraszenie postępowali 30
kroków przed kolumną, wśród najgęstszego ognia ręcznego
i kartaczowego”100. Polacy, tak jak poprzednio 8. ppl,
zepchnęli żywym ogniem karabinowym Rosjan z szosy za
groblę, znów jednak trafili w krzyżowy ogień baterii zza
rzeki. Jak pisał w raporcie adiutant Paca, Gerszow: „Do
starcia się bagnetem kolumn nie przyszło. Nasi trzy razy
nacierali i trzy razy wracali. Generał Pac zostaje ranny
dwiema kulami karabinowymi”101. Rana Paca była poważna:
„odebrawszy dwa postrzały karabinowe, przez osłabienie
z powodu krwi uchodzącej zmuszony byłem opuścić plac
bitwy. Oddaliłem się z żalem, iż nie mogłem dopiąć
zamierzonego celu i być dłużej świadkiem waleczności
podkomendnych moich” 102.
Według Gerszofa brygada Węgierskiego dwukrotnie
jeszcze powtarzała natarcie po pierwszym niepowodzeniu,
wsparta jedynie trzecim batalionem 5. psp, który chyba
jednak nie zdążył zakończyć zadania po lewej stronie
szosy. Za swoją determinację brygada zapłaciła dużymi
stratami, do których przyczyniła się zwłaszcza tragiczna
pomyłka w trakcie drugiego z ataków. Ktoś krzyknął
wtedy: „kawalerja nieprzyjacielska uderzy na nas!”,
widząc najwyraźniej ułanów gwardii, poruszających się
na rosyjskim przyczółku. Do żadnego ataku kawalerii
nie doszło, piechota zaś, która instynktownie sformowała
czworoboki, stała się od razu wybornym celem dla
rosyjskiej artylerii. Zginęli wówczas wszyscy dowódcy
batalionów 5. psp (majorowie Piotrowski, Koszutski
i Laskowski), ciężkie rany otrzymali natomiast dowódca
pułku weteranów czynnych podpułkownik Kierwiński,
majorowie Gałczyński i Krzyżtoporski, a także Węgierski.
Zwłaszcza wyłączenie z walki Kierwińskiego, który
100 Tamże.
101 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 165.
102 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 67.
szedł odważnie w pierwszym szeregu, musiało wpłynąć
fatalnie na morale żołnierzy 103.
Chwiejący się przyczółek rosyjski otrzymał w tym
samym czasie pierwsze posiłki. Z pomocą dotarł generał
Fiodor Berg z czterema batalionami piechoty (3. pułkiem
karabinierów i pułkiem grenadierów ekaterynosławskich)
i czterema działami. Jego żołnierze własnoręcznie obwiązali
powrozami most pontonowy, uzyskując wreszcie w ten
sposób trwałą przeprawę104. Rosyjski dowódca, widząc
zamieszanie w szeregach przeciwnika, rzucił aż osiem
batalionów do natarcia na jego lewe skrzydło. Tworzący je
5. psp nie wytrzymał i podał tyły, tracąc znów cztery
niedawno odzyskane z trudem działa.
Być może właśnie ta strata, oprócz zwykłej żołnierskiej
przekory, zmobilizowała brygadę Węgierskiego do trzecie
go, ostatniego już ataku. I on załamał się ostatecznie,
jednakże legia litewsko-wołyńska oraz batalion weteranów
zdołały w ferworze walki odbić z rąk rosyjskich tyralierów
trzy z czterech dział Turskiego (ponoć wyróżnił się
szczególnie niejaki porucznik Byczyński z legii litewsko-
-wołyńskiej), ostatnie zaś, które utknęło w nadrzecznym
piasku, zagwożdżono 105.
Dopiero teraz resztki sił żołnierzy brygady Węgierskiego
uległy wyczerpaniu. Poniosła ona duże straty. 5. psp stracił
podczas bitwy ostrołęckiej ogółem 552 żołnierzy (zabitych,
rannych i wziętych do niewoli — 28 proc. stanu) oraz 16
oficerów (25 proc.), legia litewsko-wołyńska zaś 163
szeregowych (28 proc.) i 4 oficerów (33,3 proc.). Stosun
kowo najmniejsze straty poniósł batalion weteranów czyn
nych — 24 proc. oficerów i 0,08 proc. żołnierzy niższych
stopniem, ale razem z batalionem broniącym wcześniej
Ostrołęki z szeregów tego elitarnego pułku ubyło 9 oficerów
103 Tamże, s. 67-68.
104 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 277.
105 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 68.
oraz 227 szeregowych106. Ich poświęcenie nie przyniosło
żadnych trwałych skutków, wyłączając być może czysto
moralne wrażenie, jakie zrobiło ono na Rosjanach.
Analizując natarcie całej 3. Dywizji Piechoty z 26 maja
pod Ostrołęką, trudno oprzeć się wrażeniu, że w razie
lepszego zgrania (rzucenia do walki od razu siedmiu
batalionów), a także solidnego wsparcia artyleryjskiego
(błędnie ulokowana bateria Turskiego zrobiła więcej za
mieszania niż pożytku) mogło ono wypchnąć Rosjan
z przyczółka. Zawiodło też „przygotowanie” ataku. Nie
sformowano piechoty wcześniej, choć czasu od starcia
Łubieńskiego pod Rzekuniem, ba, nawet od szturmu
Dybicza na Ostrołękę, było dosyć. Skrzynecki nie zbadał
też właściwie terenu, na którym miała się toczyć bitwa.
Nie wybrał miejsca, która miała obsadzać artyleria, co
więcej, pozbawił ją w krytycznym momencie amunicji.
Wszystkie argumenty udowadniają w całej rozciągłości,
jak mało liczył się z możliwością bitwy 26 maja.
1990, s. 82.
— odpowiadają! — Serce mi się ścisnęło, uczułem ból
w piersiach niesłychany, bo Kicki był naszym ulubieńcem.
W powyższym ataku kula działowa wyrwała mu cały kłąb
prawy ciała i wywlekła wnętrzności”130. Do ubolewania
nad stratą popularnego generała przyłącza się Szumski:
„Wiadomość ta lotem błyskawicy rozeszła się po brygadzie
i niewypowiedzialny smutek sprawiła”131. Bohater spod
Grochowa i Domanic nie męczył się długo, został po
chowany nieopodal pola bitwy wraz z niejakim majorem
Ołtarzewskim: „Obu na tyłach, w płaszcze obwiniętych,
w wykopany dół piaskowy złożono i zasypano a żołnierze
z gałązek choiny uwity krzyżyk, w tę mogiłę wetknęli.
Taka to śmierć żołnierza... taki jego obrzęd pogrzebowy!”
— pisze z goryczą porucznik 5. psk w pamiętnikach 132.
Rozmiaru tragedii dopełnia jeszcze fakt, że Kicki zginął
dokładnie pięć miesięcy po ślubie z Natalią Biszping.
Nigdy nie dane mu było zobaczyć swojej córki 133.
s. 181-182.
148 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 80.
Wycofującą się 5. Dywizję widział bardzo dobrze
Szumski: „przykro było patrzeć na te [bataliony], które
z czoła linii schodziły; pot zmięszany ze sadzą od ciągłych
strzałów spływał strumieniem czarnym po twarzach żoł
nierzy, a przytem widocznym był po nich upadek sił
z wysilenia zupełny”. Wtem porucznik 3. puł ujrzał
zmierzający w stronę jego oddziału kondukt. „Widocznem
już było, że ofiarą jest jakiś wysokiej rangi oficer, czterech
bowiem żołnierzy niosło nosze, a obok nich szło dwóch
oficerów. Tą ofiarą był jenerał dywizyi Kamieński, któremu
kula armatnia obydwie nogi powyżej kolan urwała [...].
Jeden z oficerów, idących obok tego żałobnego konduktu,
ciągle się nachylał do konającego, zapewne, by usłyszeć
ostatnią jego wolę. Widok to był nad wszelki wyraz
bolesny, nawet w owej chwili zupełnego zobojętnienia” 149.
Kamieński nie miał tyle szczęścia co Kicki. Jego
śmierć była długa, a także bardzo bolesna. Swoim adiu
tantom miał powiedzieć: „umieram i nie żałuję, bo
dla ojczyzny — ale ze smutkiem bo i bitwa haniebna
i bez zwycięstwa” 150.
2 Tamże, s. 316.
Rosjan walką, podczas gdy 1. i 3. Dywizje Piechoty,
niczym siły marszałka Neya, zaszłyby go od prawej flanki
i przecięły na pół — nie znajdujemy wystarczających
dowodów na poparcie podobnej tezy. Równie zdolny polski
sztabowiec, generał Jakub Lewiński, pisze w pamiętnikach:
„Szczerze wyznaję, że mi dziś jeszcze niepodobna pojąć,
jaka myśl przewodniczyła wydaniu bitwy ostrołęckiej.
Wyraźna niedeterminacya co do celów i zamiarów cechuje
całą tę operacyą”3. Zupełnie jakby chciał uciąć w ten
sposób dalszą dyskusję na temat głębszego sensu bitwy na
błoniach ostrołęckich. Zresztą im więcej faktów przytoczy
my, tym więcej frapujących pytań się rodzi: po co zo
stawiono Łubieńskiego na lewym brzegu Narwi? dlaczego
zaniedbano środków, by zniszczyć mosty? Dlaczego wresz
cie Skrzynecki przez cały dzień uderzał głową w mur,
chociaż pozycje do urządzenia zasadzki miał całkiem dobre?
Na pewno zawiódł całkowicie polski system dowodzenia.
Skrzynecki i Prądzyński po prostu nie potrafili współ
pracować harmonijnie, ich spór miał zresztą głębsze, kom
petencyjne podłoże, co słusznie podkreślał Chłapowski:
„podczas naszej wojny skład sztabu głównego, przejęty
z organizacyi wprowadzonej za księcia Konstantego, był
złym i pociągał złe skutki za sobą. Szefostwo sztabu było
rozdwojone [...]. Wprawdzie po wymarszu Chrzanowskiego
do Zamościa został Prądzyński sam jeden, ale przyjął
rosyjskie urządzenie, korespondował wprost z szefami
sztabów korpusowych i raporta odbierał. Jenerał Umiński,
który krótko tylko za w. księcia służył i więcej do francuzkiej
orgaznizayi był przyzwyczajonym, powiadał mi, że jak
tylko się o tem dowiedział, natychmiast zakazał takowej
korespondencyi, której przez jakiś czas ani się domyślał”.
Zgodnie z francuskimi wzorami kładziono większy nacisk
na jedność w dowództwie, szef sztabu był w tej konfiguracji
3 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s. 61-62.
jedynie wykonawcą woli zwierzchnika — Polacy w 1831
roku jakby o tym zapomnieli, choć podobne rozwiązanie
sprawdziło się niegdyś świetnie w wojnie z Austrią w 1809
roku. „W wojsku rosyjskiem przeciwne temu urządzenie
pochodzi z niedowierzania, dają zawsze głównie dowodzą
cemu do sztabu oficerów takich, którzy go pilnują i o każdym
jego działaniu donoszą albo wprost monarsze, albo prze
znaczonemu do tego powiernikowi. Są to jakby szpiegowie
przy dowodzącym”4 — tłumaczy Chłapowski.
Wpływ generalnego kwatermistrza na przebieg wyprawy
na gwardię był bez wątpienia doniosły, choć niejednokrotnie
dwuznaczny, co trzeba z przykrością przyznać. Prądzyński
dość często korespondował z innymi generałami, pomijając
zwierzchnika, w podobny sposób jak to opisywał Chłapow
ski. Tak było między innymi, i tu szkodliwość podobnego
działania uwidacznia się najbardziej, w nocy między 25
a 26 maja, kiedy to nakazał korpusowi Łubieńskiego
pozostać na lewym brzegu Narwi.
Skrzynecki z kolei udowodnił w toku tej operacji, że na
wodza naczelnego po prostu się nie nadaje. Nie potrafił
koordynować działań poszczególnych korpusów, zasada
ekonomii sił była mu obca, co pokazują najlepiej jego
działania przeciwko Sackenowi w Ostrołęce. Nie miał
wreszcie tak zwanej wyobraźni przestrzennej, na mapę
spoglądał zawsze lękliwie, obawiając się przeciwnika
z każdej strony. Forsowny pościg za gwardią 19-22 maja,
a także sposób prowadzenia bitwy pod Ostrołęką zdradziły
kolejną dyskwalifikującą wadę Skrzyneckiego. W momen
cie napięcia działał on niezwykle emocjonalnie, nie licząc
się z potencjalnymi stratami. Skromne siły powstania nie
mogły sobie pozwolić na takiego dowódcę.
Reasumując, obaj dowódcy zawiedli podczas wyprawy
na gwardię. Nasuwa się tu wobec tego dość przewrotny
4 D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s. 104-105.
wniosek, który najlepiej ujął Władysław Zamoyski: „Tak
to raz jeszcze objawiło się błędne pojęcie o pożądanej
u nas «zgodzie i jedności». Na brak jedności zwykliśmy
ciągle narzekać, wszyscy nam go zarzucają: był on w istocie
zbyt częstem piętnem dziejów naszych, chociaż nam nie
brakło nigdy upominania się wzajem do «zgody». Niestety,
nie dość jest chcieć zgody; nie zdobywa się jej, chcąc
sprzeczne zdania pogodzić. Zdania z konieczności muszą
być rozmaite, jedność nie w zdaniach, ale w czynach
objawiać się powinna”5. Gdyby przez cały czas wódz
naczelny trzymał się planu Prądzyńskiego, być może
wygrałby wojnę i zapewnił Królestwu Polskiemu przynaj
mniej autonomię. Gdyby zaś zrealizowano koncepcję
Skrzyneckiego, armia polska zapewne długo jeszcze sie
działaby bezpiecznie pod Jędrzejowem albo w obrębie
murów Warszawy i nie doznała może tak gwałtownego
upustu krwi, jak 26 maja nad Narwią. Czy więc można
powiedzieć, że paradoksalnie to „kompromis” zgubił sprawę
polską podczas wyprawy na gwardię?
ARMIA POLSKA
Oddzielne korpusy:
Twierdze:
załoga Warszawy, generał bryg. Julian Bieliński — około
8243 ludzi,
załoga Modlina, generał bryg. Ignacy Ledóchowski
— około 5490 ludzi,
załoga Zamościa, generał bryg. Jan Krysiński — około
3820 ludzi.
ARMIA ROSYJSKA
1. Dywizja Kirasjerów:
pierwsza brygada — 8 szwadronów (1445 koni),
druga brygada — 8 szwadronów (1573 konie),
bateria dział ciężkich — 8 dział.
Wstęp ................................................................................. 5
Tło historyczne — maj 1831 roku ..................................... 10
Walczące strony, teren działań oraz plan wyprawy na
gwardię .......................................................................... 17
Napoleońska sztuka wojenna ......................................... 17
Główni dowódcy polscy ................................................ 23
Główni dowódcy rosyjscy ............................................. 33
Armia polska ................................................................. 38
Armia rosyjska ............................................................... 47
Położenie armii oraz plany kampanii ............................ 53
Początek wyprawy (12-14 maja) ....................................... 63
12 maja ......................................................................... 63
13 maja ......................................................................... 68
14 maja ......................................................................... 75
Kierunki działań wojsk polskich (15-17 maja) .................. 82
15 maja ......................................................................... 82
16 maja ......................................................................... 87
17 maja ......................................................................... 97
Osaczenie gwardii (18-19 maja) ........................................ 113
18 maja ......................................................................... 113
19 maja ......................................................................... 124
Pościg za gwardią (20-22 maja) ........................................ 134
20 maja ......................................................................... 134
21 maja ......................................................................... 145
22 maja przed południem .............................................. 158
Działania na pozostałych frontach wyprawy na gwardię
(14-22 maja) ................................................................... 163
Działania głównej armii rosyjskiej ................................ 163
Bitwa pod Nurem ........................................................... 170
Działania korpusu Umińskiego ...................................... 182
Bitwa pod Ostrołęką (26 maja) .......................................... 186
Odwrót armii polskiej z Tykocina w kierunku Ruża
(22-24 maja) ................................................................... 186
25 maja — w przededniu bitwy ..................................... 194
Pierwsza faza bitwy — ustąpienie Łubieńskiego
i obrona Ostrołęki ......................................................... 207
Druga faza bitwy — obrona mostów, natarcia 3. Dy
wizji Piechoty ................................................................ 226
Trzecia faza bitwy — natarcie 1. Dywizji Piechoty
oraz szarże kawalerii ...................................................... 236
Czwarta faza bitwy — kontratak Rosjan ....................... 246
Piąta faza bitwy — szarża artylerii konnej Bema,
koniec bitwy ................................................................... 253
Odwrót armii polskiej na Pragę ..................................... 263
Zakończenie ....................................................................... 268
Aneks: Skład walczących armii ......................................... 273
Bibliografia ........................................................................ 282
Wykaz ilustracji ................................................................. 289
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek
z rabatem.
www.ksiegarnia.bellona.pl
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01
fax (22) 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
ISBN 978-83-11-11997-0