You are on page 1of 3

Szczodry Wieczór, Szczodre Gody, Szczodruszka, Godowe Święto, Koliada, Kracun, Stanie Słońca,

Zimowy Obrót Słońca – to wszystko nazwy słowiańskiego świętowania zimowego przesilenia.


Obrzędy w różnych częściach Słowiańszczyzny dotyczą tego samego: uczczenia narodzin Nowego
Słońca.

Zimowe przesilenie, w tym roku 21 grudnia, to czas, gdy po najdłuższej nocy dni zaczynają rosnąć.
Dlaczego ten czas jest tak niezwykły?
Rozpraszając nocne ciemności, Słońce pokonuje chaos i śmierć. Swaróg, słowiański demiurg,
wykuwając z grudki złota Nowe Słońce – swego syna Daźboga – występuje tu jako prawodawca.
Wyznacza prawo i porządek. To triumf jasności, życia i ładu – nad ciemnością, chaosem, śmiercią i
nieporządkiem. Wzrastające wraz z długością dnia Słońce symbolizuje nowe życie. Zimowe
przesilenie to także moment, kiedy zaczyna się zima – pora Marzanny, śmierci i odradzającego się
życia.
Dlatego jest to czas niezwykły. Jak Szczodre określił Witold Klinger: „jest to wieczór cudowny i
straszny zarazem”. Bo następowało wtedy czasowe zerwanie lub zawieszenie obowiązujących zwykle
stosunków zależności, zasad współżycia społecznego oraz wzorów postępowania. Służba zasiadała
przy jednym stole z gospodarzami, co normalnie się nie zdarzało. Podobne wydarzenia działy się w
całej Europie. W czasie skandynawskiego święta Yul zrównywano kary za zabicie człowieka wolnego z
karą za zabicie niewolnika. W czasie rzymskich Saturnaliów niewolnicy ucztowali razem z panami.
Młodzież urządzała harce, figle, bezkarnie psociła. Starano się umieścić wóz lub inny sprzęt na dachu
stodoły, wynoszono w pole wrota. W czasie mszy zszywano ubrania stojącym obok siebie osobom,
doczepiano rybie ogony, kości. Gospodarze odwiedzający swoich sąsiadów starali się ukraść coś, aby
zapewnić sobie szczęście w nowym roku.
Dodatkowo na naszym świecie przebywają wtedy dusze Przodków. Fragment pieśni ukraińskiej
pokazuje, jak można to rozumieć:
Oj, zasiadł Jezus wieczerzać –
Szczodry Wieczór, święty wieczór
Przyszła doń Boża Matka:
Daj synu, rajskie klucze
Odemknę raj i piekło
Wypuszczę grzeszne dusze.

Zachowało się to także w tradycji polskiej stawianiem pustego nakrycia na wieczerzy wigilijnej. A
skoro już jesteśmy przy wieczerzy, ludowo zwanej „pośnikiem”. Jest to jeden z elementów obchodów
Szczodrych Godów. Rytualna uczta, w której bierzemy udział razem z duszami naszych Przodków, bo
to dla nich zostawiamy to puste nakrycie. Obecnie twierdzi się, że wolne miejsce jest pozostawione
dla nieznanego wędrowca. Tylko jak w takim razie wytłumaczyć zwyczaj, znany np. ze Śląska, gdzie
zabronione było wstawanie od wigilijnego stołu w czasie wieczerzy? Nawet jeśli ktoś puka do drzwi.
Jak w takim razie można było wpuścić wędrowca do domu? A wstanie od stołu przed zakończeniem
posiłku zapowiadało śmierć w rodzinie.
Przy wieczerzy należało tak usiąść, aby każda postać rzucała cień. Brak cienia to także zapowiedź
śmierci w przyszłym roku. Obowiązkowo należało spróbować wszystkich potraw, aby nie zaznać
głodu.
To czas przepełniony magią. Tu wszystko nawiązuje do starosłowiańskich obrządków i zwyczajów.
Dotyczy to potraw (jak maku, miodu, grzybów, słodkiego kołacza), siana/słomy pod obrusem, a
nawet wspólnego, rodzinnego łamania się chlebem przed wieczerzą.
Zajmijmy się teraz specjalnymi produktami spożywanymi wtedy.
Mak, który w kulturze ludowej uchodził za produkt niezwykły – znano jego usypiające, wręcz
halucynogenne właściwości – był wykorzystywany do sporządzania silnych wywarów właśnie w czasie
obrzędów związanych z kultem Przodków. Taki napój umożliwiał przenikanie się rzeczywistości z
Tamtym Światem, pomagał łączyć się z tymi, którzy odeszli. Mak ułatwiał zasypianie, a przecież sen
jest bratem śmierci.
Grzyby były roślinami niezwykłymi, pochodzącymi z aekumeny, z przestrzeni niezwykłej i
nieokiełznanej, spoza świata ludzkiego – z lasu. Podobnie traktowano miód, wierząc, że pszczoły
wchodzą w kontakt z zaświatami. Tłumaczy to obecność miodu jako jedynego produktu
odzwierzęcego, jadanego w czasie pośnika. Wszelkie pozostałe produkty są typowo wegańskie.
Jadano kilka rodzajów kaszy, która miała zapewnić bogactwo w przyszłym roku (będziemy mieli tyle
pieniędzy, ile ziaren kaszy zjemy. Podobna potrawa pt. „ile nieprzeliczalnych ziaren, tyle szczęścia”
jest też w tradycji celtyckiej). Przy kaszach także podnoszono do góry włosy, by tak wysoko wyrastało
proso, tatarka itp. Przy jedzeniu kapusty ściskano sobie wzajemnie głowy, aby tak twarde były
przyszłe główki kapusty. Orzechy miały zapewnić siłę fizyczną i zdrowe zęby, szczególnie, jeśli łupano
je w zębach. Jabłka jedzono, aby nie bolało nas gardło.
Ciekawy zwyczaj występował przy jedzeniu grochu. Gospodarz wychodził przed dom z garścią grochu
i wołał:
Wilczku, wilczku, chodź do grochu!
A jak nie przyjdziesz teraz,
To przyjdź aż na drugi rok.
Chodź wilku do grochu!
Jak mi przyjdziesz do grochu –
To mi chodź i do roku!
Wilczku, wilczku, chodź do pośniczku!
Bo jak nie przyjdziesz do nas,
To aż na drugi rok!
Wilczku chodź do nas na obiad!
Jak nie przyjdziesz dzisiaj –
Nie chodź cały rok!
Po wypowiedzeniu tych słów, rzucano grochem przed siebie. Rytuał ten miał zapewnić
bezpieczeństwo rodziny i dobytku przez wilkami.
Swoje znaczenie ma też podawane w wielu regionach wigilijne ciasto – słodki kołacz. Nazwa jego
pochodzi od koła, symbolu szczęścia, powodzenia, wskazuje na bezpośredni związek z kultem
solarnym. A przecież Szczodre Gody to święto solarne.
W kącie izby stał diduch. Był to ostatni snop zboża zebrany z pola. Po wieczerzy splatano z niego
powrósła, którymi opasywano się w pasie i w nogach, aby nie bolały w nowym roku. Takimi
powrósłami także obwiązywano drzewa w sadzie, aby dobrze rodziły.
Po wieczerzy rozpoczynał się czas kolędowania. Miało ono zapewnić urodzaj, płodność, zdrowie oraz
szczęście małżeńskie. W kolędowaniu ożywia się głęboka wiara w spełnienie się życzonego, w siłę
dobrego, życzliwego słowa. Kolędy są przede wszystkim poetycko wyrażonym błogosławieństwem.
Najstarsza znana polska kolęda gospodarska pochodzi z 1544 roku, z „Ludyceji wiesnych” wydanych
przez Macieja Zajcowica.
Krążyły w czasie kolędowania grupy przebierańców wcielające się w postacie mityczne i symboliczne.
Jedną z najważniejszych był turoń. Dawniej chodzono z żywym turem (mamy o tym nawet
wspomnienia w wydatkach dworu Zygmunta Augusta), później z kukłą go symbolizującą. Śpiewano na
pewno wtedy kolędę zapisana przez Zoriana Dołęgę Chodakowskiego „O turze, co złote różki ma”:
Wyszła sobie przed ganeczek
I wyjrzała w szczere pole,
W szczere pole na Podole,
I zobaczyła zwierza tura,
Zwierza tura, co złote różki ma.

W niektórych regionach Polski chodzono z kozą, mającą podobne do turonia znaczenie magiczne:
Gdzie koza stąpnie nogą,
Tam żyto wyrośnie kopą,
Gdzie uderzy rogiem,
Tam żyto wyrośnie stogiem.
Gdzie koza nie bywa,
Tam żyto nie rodzi.
Obrzęd, którego główną postacią jest turoń/koza, ujawnia tajemnicę życia, jego cykliczność. W
pewnym momencie turoń zostaje zabity i po krótkiej chwili wskrzeszony. Tak jak przyroda odradza się
po zimie.
Po odśpiewaniu kolęd gospodarskich i zapewnieniu dobrych plonów, przechodzono do drugiego celu
wizyty kolędniczej, szczególnie jeśli były w chacie niezamężne dziewczęta. „Ośpiewywano” je,
śpiewając im kolędy dziewczęce takie jak „Tam na górejce, na zieleniejce…”, „Lipka zielona”, „Trzej
młodzieńcy przez podwórzec jechali” czy „W niedzielę rano jasne słoneńko...”. Dziewczyna tańczyła z
prowadzącym kolędę.
Podobne obrzędy odbywały w innych krajach słowiańskich. Gdzieniegdzie chodzono z radłem i
symulowano orkę i siew.
Ważnym elementem świętowania był całkowity zakaz przędzenia, motania, tkania, szycia, „bo by się
diabeł schował w kądzieli”. W jednym ze średniowiecznych kazań zachowała się wzmianka, że w Boże
Narodzenie kobiety nie przędą, bo czynią to wtedy „siwilije” (Boginki, rusałki). Powiązanie z tymi
czynnościami demonów wodnych (podlegających siłom chaosu) i zakaz takich czynności miały
zapobiec przeszkodzeniu w uporządkowaniu nowego świata.

Bibliografia:
S. Czernik „Polska epika ludowa”
Z. Grzegorzewic „O Bogach i ludziach”
F. Kotula „Hej, Leluja”
F. Kotula „Przeciw urokom”
F. Kotula „Z sandomierskiej puszczy”
P. Kowalski „Kultura magiczna”
L. Pełka „Polski rok obrzędowy”
J. i R. Tomiccy „Drzewo życia”
A. Zadrożyńska „Światy, zaświaty”

You might also like