Ponad nim na ośnieżonych szczytach mieszkają potężni bogowie, A poniżej w dolinach – liczni gospodarze z zaufaniem do nauk, Biała jedwabna zasłona zakrywa góry w tle Przede mną rozciągają się lasy ze wszystkim, czego można zapragnąć I rozpościerają się przestronne górskie łąki. Owady uwijają się brzęcząc Wokół kwiatów o słodkim zapachu. Na brzegach stawów i oczek wodnych Wodne ptaki wykręcają szyje. W bujnym listowiu drzew Ćwierka wdzięczny rój ptaków. Tańczące krzewy kołyszą się na wietrze, Na wierzchołkach drzew, co pną się wysoko Małpy wykonują swoje akrobacje. Rozsiane po górskich łąkach w delikatnej zieleni Pasą się niezliczone czworonogi Od strzegących ich pasterzy Dobiega śpiew i dźwięki fletu. Ci, których zniewoliło światowe pożądanie Oblekają ziemię w codzienną krzątaninę. Ja, jogin, obserwuję to wszystko Z mojej cennej skały, co wszystko opromienia. Widzę wszystkie zjawiska jako przykłady przemijalności, Medytuję, iż wszystko, co postrzegam zmysłami Jest jak woda w mirażu, Postrzegam życie jako sen i iluzję. Praktykuję współczucie dla wszystkich, Którym brak tego zrozumienia, Przyjmuję niebu podobną otwartość jako pożywienie I medytuję bez jakiegokolwiek rozproszenia. W taki sposób doświadczam wielu różnych rzeczy. Ach, wszystkie zjawiska samsary w trzech światach Nie istnieją, choć się przejawiają – jakie to zdumiewające!