Professional Documents
Culture Documents
Jacek Bartyzel - Demokracja
Jacek Bartyzel - Demokracja
Jacek Bartyzel
DEMOKRACJA
|TOUYENJ
Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne
RADOM 2 002
SPIS R Z E C Z Y
D em okracja...................................................................................'
„Lud” i „władza ludu” ................................................................9
E galitaryzm ................................................................................23
Historia idei demokratycznej................................................... 43
Odmiany demokracji. D em oliberalizm .................................. 69
D em archia.................................................................................. 89
Demokracja chrześcijańska......................................................97
„Demokratyzacja Kościoła” ................................................... 109
Demolatria, czyli kult dem okracji......................................... 119
Ludu, potężną masz
Władzę i budzisz lęk
W człowieku każdym
Jak tyran.
Lecz łatwowiemyś jest,
Lizusów kochasz
I dajesz się wodzić za nos,
Krzykaczy słuchasz z rozdziawioną gębą
A rozum twój
Zbyt często wychodzi z domu.
7
„LUD” I „W ŁA DZA LUDU”
9
niekonkluzywnych - również dla zwolenników demokracji -
kwestii.
10
mieć - słusznie wyszydzany za semantyczną i stylistyczną
nieudolność, niemniej oddający wiernie opisaną wyżej inten
cję - pleonazm „demokracji ludowej” . Taki jest również sens
pierwszej w dziejach teoretycznej definicji demokracji autor
stwa Platona oraz w ogóle posługiwania się pojęciem „demo
kracja” dla oznaczenia pewnego zjawiska społecznego, któ
rego kulminację stanowi walka ,żyw iołu” demokratycznego
z niedemokratycznym - na przykład przedstawiona w Nie-
•Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego, a ujęta historiozo
ficznie, walka demokracji prowadzonej przez Pankracego
(czyli „Wszechwładcy”) z arystokracją. Największym wro
giem demokracji jest zatem par excellence arystokratyczny
i usankcjonowany tradycją duch h i e r a r c h i i :
11
„lud” przejawiać się może jeszcze na innej, niż przeciwsta
wienie „lud - elita” czy „naród obywatelski - naród etnicz
ny”, płaszczyźnie. Do „ludu” bowiem mogą należeć jedynie
pewne grupy społeczne, spełniające negatywnie warunek
nieprzynależności do panującej wąskiej elity, a pozytywnie
określane przez sposób życia, obowiązki stanu, rodzaj wyko
nywanych zajęć etc. Takie ujęcie definiowało na przykład
„lud” w klasycznej demokracji ateńskiej, w republice rzym
skiej (populus) czy w komunach miejskich późnośrednio
wiecznych i wczesnonowożytnych Włoch, gdzie „ludem”
byli ci, którzy utrzymywali się z własnych warsztatów pracy,
a więc rolnicy, rzemieślnicy, kupcy itp., nie byli nim nato
miast niewolnicy, plebs czy „ludzie luźni”. Podobnie „lud
szlachecki” w Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej oznaczał -
legitymujący się klejnotem herbowym i zobowiązany do
służby wojskowej w pospolitym ruszeniu - ogół stanu rycer
skiego. Podejście „inkluzywne” natomiast ignoruje jakiekol
wiek rozróżnienia tego rodzaju, prowadząc do utożsamienia
symbolu „lud” z pojęciem „każdy”, a dominującą współcze
śnie tendencją r a d y k a l n e g o demokratyzmu jest nawet
koncentracja (krytycznej) uwagi na - choćby tylko potencjal
nym - wyłączaniu kogokolwiek z politycznych uprawnień
wypływających w demokracji z przynależności do „ludu”. W
skrajnych ujęciach pojawiają się nawet postulaty objęcia tymi
uprawnieniami dwóch ostatnich kategorii wyłączanych jesz
cze dotychczasowymi demokratycznymi „standardami”, tj.
dzieci i upośledzonych umysłowo. Trzeba jednak podkreślić,
że pomimo tych wysiłków jeszcze nikomu nie udało się,
i zapewne nikomu i nigdy się nie uda, stworzenie takiej de
mokracji („demokracji ludzkości”), w której nie znano by
pojęcia „obcego” . W ostateczności zawsze pozostaną w tej
roli jacyś „wrogowie demokracji”, jeśli nie rzeczywiści, to
12
przynajmniej desygnowani z potrzeby uzasadnienia koniecz
ności jej „obrony” i „pogłębiania”.
Nie bez znaczenia dla praktyki politycznej, różnicującej
spotykane odmiany demokracji, jest także odzwierciedlona
na poziomie abstrakcji ideologicznej różnica gramatyczna
pomiędzy pojęciem „lud” w językach romańskich oraz nie
mieckim, gdzie słowo to występuje w liczbie pojedynczej, a
w języku angielskim, gdzie ma postać liczby mnogiej. Kon
sekwencją tego zróżnicowania na „Lud” (Peuple) i „ludzi”
(people) jest racjonalistyczny charakter teorii i praktyki de
mokracji w krajach romańskich (lub „mistyczno-organiczny”
charakter pojęcia Volk w Niemczech), a bardziej empiryczny
jej charakter w krajach anglosaskich, gdzie umysły mniej
zajmuje pytanie: „czym jest demokracja?”, a bardziej: „jak
działa demokracja?”.
13
t a r n e j , czyli respektującej rzeczywiste społeczne zróżni
cowanie dostępu do sfery decyzyjnej władzy, zaś udział ludu
w życiu publicznym sprowadza się de facto do periodyczne
go wyrażania poparcia dla tej lub owej, rywalizującej z in
nymi, frakcji politycznego establishmentu, a poprzez tego
rodzaju działanie - wyłonienie rządu. Taką (realistyczną)
„r y w a 1 i z a c y j n ą” koncepcję demokracji wyłożył naj
pełniej austriacki ekonomista i myśliciel polityczny Joseph
Alois Schumpeter:
14
W drugim wypadku doktryna demokratyczna uwikłana
jest w nierozwiązywalną sprzeczność logiczną (autoidentyfi-
kującego demokratów „integralnych”) twierdzenia, iż:
15
doktrynalnej. Różnica ta jest często określana jako przeciw
stawienie ujęcia p r o c e d u r a l n e g o oraz ujęcia a k
s j o l o g i c z n e g o demokracji. Wprawdzie każde ujęcie
proceduralne też musi przyjąć za punkt wyjścia pewien ka
talog zasad mających źródłowo związek z demokratyczną
ideologią, jak również żadne ujęcie aksjologiczne nie może
abstrahować od demokratycznych procedur. Jednak stanowi
sko pierwsze implikuje znacznie większą „elastyczność” po
lityczną, już choćby z tej racji, że nie może wykluczać a
priori przypuszczenia, iż jakieś pożądane cele polityczne
mogą pochodzić spoza obszaru doktrynalnego demokracji,
podczas gdy drugi pogląd wyklucza taką możliwość, stawia
jąc też „czystość” ideologiczną ponad procedury, tym bar
dziej, gdyby okazało się, że ich zastosowanie mogłoby posłu
żyć przeforsowaniu rozwiązań z ideologią demokratyczną
sprzecznych. Na gruncie tego stanowiska jest zatem możliwe
(i często faktycznie zauważalne) oskarżanie „ludu” albo
„większości” wyłonionej bezsprzecznie z procedur właści
wych demokracji o „niedemokratyczność”, albowiem z tego
punktu widzenia „prawdziwa” demokracja może być repre
zentowana przez mniejszość uważającą siebie za jej depozy-
tariuszkę i strażniczkę. Uzasadnienie tego roszczenia też mo
że być różne. Bolszewicy, na przykład, operowali dialektycz
nymi kategoriami „większości zwykłej” i „większości rewo
lucyjnej”, a zwolennicy progresywnego liberalizmu problem
braku akceptacji przez większość dla ich dążeń ideologicz
nych, bądź opowiadania się przez nią za status quo, rozwią
zują oskarżeniem „złej” większości o „populizm”.
Różnicę pomiędzy d e m o k r a c j ą f o r m a l n ą , tj. pew
nym sposobem sprawowania i przekazywania władzy, pole
gającym w pierwszym rzędzie (pozytywnie) na uznaniu
w y b o r u za jedyną legitymowalną metodę doboru przy
wódców politycznych, zaś negatywnie na wykluczeniu przy
16
wódców „z powołania” (teza najdobitniej akcentowana przez
Hansa Kelsena8), a ideologią d e m o k r a t y z m u , wskazują
cą ideał demokracji jako „najlepszy” ustrój na świecie, a w
konsekwencji jako rodzaj „politycznego absolutu”, można
także ująć poprzez wskazanie odmian a n t r o p o l o g i i , na
których budują swe tezy te koncepcje. Do ideologicznego
i „pełnego” demokratyzmu skłaniają się zatem ci (począwszy
od Jean-Jacquesa Rousseau), którzy wierzą w „naturalną”
dobroć człowieka, a więc są antropologicznymi „optymista
mi”. Natomiast za demokracją „formalną” opowiadają się
zazwyczaj (począwszy od Thomasa Jeffersona) antropolo
giczni realiści, dostrzegający w człowieku „zło pierwiastko
we” (Das Radikalbose Immanuela Kanta), którzy akcentują
sprzeczność pomiędzy ustrojem demokratycznym a głęboki
mi skłonnościami natury ludzkiej.
Demokratyzm jeffersonowski nie jest utopijny i nie ocze
kuje, że przez demokrację ludzie staną się indywidualnie lep
si. Oczekuje jedynie, że społeczne skutki tkwiącego w nich
„zła pierwiastkowego” staną się dla całej zbiorowości mniej
dotkliwe. Inaczej mówiąc, demokracja typu jeffersonowskie-
go jest to tama postawiona naturalnym zapędom ludzkim9.
Spór pomiędzy „formalnym” a „treściowym” rozumie
niem demokracji dzieli zresztą nie tylko demokratów, lecz
również oponentów demokracji. Dlatego właśnie możliwa
jest polityczna koegzystencja tych umiarkowanych demo
17
kratów, których satysfakcjonuje formalne „minimum” demo
kracji, z tym odłamem k o n s e r w a t y z m u , którego repre
zentanci (zwłaszcza w krajach anglosaskich) - wychodząc z
założenia, że:
Wielka jest zaraza demokracji, [toteż] przez jakiś czas nie było
wyjścia, jak tylko pozwolić, by się szerzyła101
18
slogan Lincolna, wykazując jego teoretyczną bezwartościo-
wość. Termin „rządy ludu” oznaczać bowiem może całe
spektrum polityki, w tym również „rządy nad ludem” nie
mające z demokracją nic wspólnego. Termin „rządy przez
lud” jest w ogóle nie do sprecyzowania. Wreszcie termin
„rządy dla ludu” pozbawiony jest wprawdzie dwuznaczności,
ale też może desygnować typy reżimów, które głosząc, że
służą „interesom ludu”, w praktyce postępują wręcz przeciw
nie:
19
Zważywszy jednak, że demokracja nowoczesna, oparta na
indywidualistycznym a t o m i z m i e, postrzegającym w
społeczeństwie jedynie zbiór jednostek, wyklucza polityczną
egzystencję wspólnot naturalnych (rodzin, gmin, korporacji,
stanów), nie tylko pogodzenie, ale samo już zidentyfikowanie
interesów „większości” i „mniejszości” ludu jest niemożliwe,
bo poszczególne jednostki nieustannie (i wielokrotnie pomię
dzy następującymi po sobie wyborami) „przepływają” z jed
nej do drugiej kategorii. To, co było ledwie wczoraj „więk
szością”, dziś może być „mniejszością”, a jutro się równowa
żyć, stąd też jedyną metodą identyfikacji zwolenników
i przeciwników grupy rządzącej są sondaże „opinii publicz
nej”. Jednak „meduzowata” płynność i bezforemność wielo
głowego „suwerena” sprawia, że jego aktywni politycznie
„delegaci” siłą rzeczy zaczynają wsłuchiwać się bardziej w
orzeczenia demokratycznych „wyroczni”, tj. instytutów „ba
dania opinii”, niż w głos ludu”, bo ten może dochodzić do
nich wyłącznie w tak zapośredniczony, więc i zdeformowa
ny, sposób. Polityk demokratyczny, podobny złemu jeźdźco
wi, który myśli nie o tym dokąd jechać, lecz aby nie spaść
z konia15, skazany jest zatem na dostosowywanie swoich za
miarów do nastrojów płynnych „większości” i „mniejszości” .
Wyrabia to w nim jedyną odmianę sprawności politycznej,
jaką może się „poszczycić” demokracja - przemyślności w
odgadywaniu zagrożeń dla własnej kariery, płynących od
aktualnych i potencjalnych malkontentów:
20
L iteratura: H.J.S. Maine, Popular Government, London
1886; Spór o terminy polityczne [W. Kosiakiewicz, Demo
kracja, demagogia i demofilia; K. Ehrenberg, Co znaczy
„demokracja”', A. Chołoniewski, Słowo i treść', W. Kosia
kiewicz, Terminy szczątkowe], Warszawa 1914; H.J. Mac
kinder, Democratic Ideals and Reality, London 1919, West-
port 1981 [3]; W.H. Mallock, The Limits o f Pure Democracy,
London 1919; Cz. Znamierowski, Elita i demokracja, War
szawa 1928, 1991 [3]; J. Bobrzyński, Sprzeczności idei demo
kratycznej, Warszawa 1929; H. Kelsen, O istocie i wartości
demokracji [1910], Warszawa [1936], 1985[2]; R.A. Dahl, A
Preface to Democratic Theory, Chicago 1956, 1997[2]; B. de
Jouvenel, Qu'est-ce que la démocratie?, Paris 1958; P. Ba-
chrach, The Theory o f Democratic Elitism: A Critique, Bo
ston 1967; Demokracja a ideal społeczny, W ybór tekstów
(red. J. Ostaszewski), Londyn 1967, Kraków 1987 [II obieg];
C. Pateman, Participation and Democratic Theory, Cambrid
ge 1970; R.A. Dahl, Polyarchy: Participation and Opposi
tion, New Haven 1971; J. Lively, Democracy, Oxford 1975;
L Evola, R. Guénon, Gerarchia e democrazia, Padova 1977;
lord Hailsham [Q. Hogg], The Dilemma o f Democracy. Dia
gnosis and Prescription, London 1978; J.L. Cohen, J. Rogers,
On Democracy, New York 1983; Democratic Theory and
Practice (zb.), Cambridge 1983; R. English, Constitutional
Democracy vs. Utopian Democracy, Washington 1983; B.
Barber, Strong Democracy, Berkeley 1984; C.B. Macpher-
son, Democratic Theory, Oxford 1984; M. Król, Słownik de
mokracji, Kraków 1988; J. Bumheim, Is Democracy Possi
ble?, Cambridge 1985; M. Ossowska, Wzór demokraty
[1944], Lublin 1992; Y.R. Simon, Filozofia rządu demokra
tycznego [1951], Kraków 1993; B. Wolniewicz, Antropolo
giczne podstawy demokratyzmu, w: id., Filozofia i wartości,
Warszawa 1993; P. Krasnodębski, Rozważania o demokracji.
21
Uwarunkowania, istota, interpretacje, Wrocław 1994; G.
Sartori, Teoria demokracji [1987], Warszawa 1994, 1998[2];
R.A. Dahl, Demokracja i je j krytycy [1989], Kraków 1995;
J.A. Schumpeter, Kapitalizm. Socjalizm. Demokracja [1942],
Warszawa 1995; R.D. Putnam, Demokracja w działaniu,
Kraków 1996; R.A. Dahl, O demokracji, Kraków 2000.
EGALITARYZM
23
„gwarancji” socjalnych, „płacy minimalnej”, co prowadzi do
budowy zetatyzowanego „państwa opiekuńczego”.
E g a l i t a r y z m s k r a j n y , zarzucając reprezentan
tom pierwszego kierunku oportunizm i (naganną) kompromi-
sowość, dąży do bezwzględnego zrównania pozycji material
nej (społecznej i ekonomicznej) całej populacji, a w swojej
skrajnie utopijnej postaci chciałby doprowadzić do wyelimi
nowania jakichkolwiek różnic pomiędzy ludźmi, nie wyłą
czając tych, które wynikają z naturalnych talentów, uzdol
nień, poziomu umysłowego, smaku estetycznego, walorów
moralnych i niveau duchowego. W ściślejszych ujęciach wy
różnia się pięć typów równości, z których każdemu odpowia
dają inspirujące je kryteria egalitarnego rozumienia sprawie
dliwości:
1. Równość prawno-polityczna.
2. Równość społeczna.
3. Równość szans jako równość dostępu, to jest jednakowe
uznanie dla jednakowych zasług (wg formuły „kariera dla
talentów”).
4. Równość szans jako równość startu (takie same warun
ki startu), to znaczy takie same początkowe materialne wa
runki dostępu do rozmaitych szans.
5. Ekonomiczna identyczność, to znaczy —albo takie same
bogactwo dla każdego, albo państwowa własność całego
majątku17.
24
s o c j a l i z m u . Trwałą i systematyczną tendencją jest wsze
lako rezygnowanie z egalitarnego radykalizmu stopniowo
przez kolejne odłamy socjalistów, od reformistycznych so
cjaldemokratów z II Międzynarodówki począwszy, a na
„postkomunistach” z krajów byłego bloku sowieckiego skoń
czywszy. W zasadzie, wszystkie liczące się obecnie w demo
kratycznym establishmencie siły polityczne reprezentują (w
różnym natężeniu) umiarkowanie egalitarny s o c j a l l i b e -
r a l i z m . Radykalna postać egalitaryzmu znajduje natomiast
ujście w kontestacyjnych ruchach wywodzących się z tzw.
N o w e j L e w i c y , zwłaszcza lewicowych „antyglobali-
stów”, anarchistów czy ekologistów. To zasadnicze ujednoli
cenie samego egalitaryzmu wynika zapewne z faktu, iż zna
komita większość postulatów egalitarnych, od równości po
litycznej po zrównanie klas, płci, modeli życia, upodobań,
konsumpcji, rozrywki, a nawet tzw. „orientacji seksualnych”,
została albo już w zupełności narzucona współczesnym spo
łeczeństwom, albo odbywa się ich intensywne wprowadzanie
przy bardzo słabym oporze przeciwników egalitaryzmu.
' Odruch egalitarny, u którego podłoża znajdują się nega
tywne emocje zazdrości i zawiści18 względem stojących pod
jakimkolwiek względem wyżej, jest tak stary jak dzieje ludz
kości, o czym zaświadczyć może postać prostaka Tersytesa w
homeryckiej Iliadzie, noszącego wymowne imię „bezczelne
go” (gr. tharsós - bezczelność), podburzającego jątrzącymi
szyderstwami przeciwko królom i wodzom greckich wojow
ników pod Troją. Do pewnego stopnia ideał równości, ale
pojętej homogenicznie, jako równości wolnych mężczyzn-*i
18 „Nie mam szacunku dla pasji równości, która wydaje mi się tylko ide
alizowaniem zawiści” - pisał nowoangielski liberał, wzór elegancji
i smaku, zwany „braminem z Bostonu”, Oliver Wendell Holmes - zob.
The Holmes - Laski Letters: The Correspondence of Mr. Justice Holmes
and Harold J. Laski, 1916-35, Cambridge 1953, t. II, s. 942.
25
-Hellenów, związany był z demokracją grecką, jednak w tym
wypadku wchodziły w grę bardzo ograniczone zespoły rów
ności (isótes), które współcześnie nazywano by raczej rów
nościami „formalnymi”, tj. isonomia (równość wobec prawa
wraz z równą ochroną przez prawa ogólne) i isegoria (równa
wolność przemawiania na zgromadzeniu). I te pojęcia nie
były jednak nierozłącznie związane z demokratyczną formą
ustroju, a już wykluczały się z niepraworządną demokracją
„czystą”, tj. o c h l o k r a c j ą (czyli „rządami motłochu”).
Tak samo dobrze mogły one godzić się z ustrojem arysto
kratycznym, oznaczając wtedy równy udział we władzy tych,
którzy są sobie równi (a nie wszyscy istotnie są sobie równi),
czyli wszystkich aristoi, lub z ustrojem mieszanym, oligar-
chiczno-demokratycznym. Od czasu rozkładu demokratycz
nej polis antycznej, nawet i ten - problematyczny - związek
egalitaryzmu z demokracją uległ zupełnemu rozerwaniu na
prawie dwa tysiąclecia. Jak zauważa teoretyk demokracji:
26
ani tym bardziej egalitaryzmu „soteriologicznego”, podczas
gdy z samej już struktury (i przywoływanych skojarzeń)
wielu przypowieści ewangelicznych wynika, że nieegalitama,
hierarchiczna i autorytarialna relacja w życiu doczesnym:
„pan - sługa”, „władca - poddany”, traktowana jest jako na
turalna, oczywista i prawidłowa, stanowiąc także odwzoro
wanie nadprzyrodzonej relacji: „Bóg - człowiek” i „Stwórca
- stworzenie”. Podobnie, żadnych pierwiastków egalitaryzmu
nie zawierała faktycznie myśl wczesnego chrześcijaństwa,
gdy było ono religią w Imperium Rzymskim nie uznawaną, a
okresowo prześladowaną, i to właśnie pomimo tej przypad
kowej okoliczności, że na początku rozwijało się ono pośród
warstw plebejskich, a nawet niewolników. Nie skaziło go to
jednak w najmniejszym stopniu duchem społecznej i poli
tycznej rebelii, natomiast uwieńczenie procesu chrystianizacji
nawróceniem rzymskiej arystokracji, i wreszcie samych
władców, unaoczniło dobitnie, iż doczesnym celem chrze
ścijaństwa jest ustanowienie społecznego panowania Jezusa
Chrystusa, a nie zniszczenie naturalnego porządku hierar
chicznego.
Rzeczywisty jest natomiast związek pomiędzy egalitary
zmem a przeciwstawiającymi się nauce Kościoła - jak rów
nież Jego hierarchii - h e r e z j a m i , zazębiającymi się tak
że, a niekiedy wręcz pokrywającymi się, z wywrotowymi
ruchami plebejskimi w średniowieczu. Dotyczy to w szcze
gólności: (niektórych) eremitów, inspirowanych gnostyckim
manicheizmem prowansalskich k a t a r ó w, p o n a d t o
waldensów, angielskich lollardów z Johnem W ycliffe'em na
czele oraz czeskich husytów (zwłaszcza w radykalnym odła
mie t a b o r y t ó w ) . Heretycy ci - uważając się za jedynych
„doskonałych” w zepsutym świecie ziemskim i występując
zarówno przeciwko władzy kościelnej, jak świeckiej - odrzu
cali sakramenty, wszelką hierarchię i urzędy, własność pry-
27
watną, sądownictwo, składanie przysiąg etc. Znamienne, że
w ustroju najdłużej działających i najlepiej zorganizowanych
sekt (zwłaszcza katarów) uwidoczniła się już stale odtąd ob
serwowana cecha skrajnego egalitaryzmu, jaką jest poddanie
społeczności „równych” szczególnie bezwzględnej, despo
tycznej, fanatycznej i okrutnej władzy, formułujących dok
trynę egalitaryzmu, „równiejszych” przywódców sekty.
W epoce wczesnonowożytnej (XVI-XVII wiek) bez
względny i wojowniczy egalitaryzm znalazł ujście w rady
kalnych odłamach reformacji, począwszy od a n a b a p t y
s t ó w („nowochrzczeńców”), którzy pod wodzą krawca Jana
Bockelsena z Lejdy oraz piekarza Jana Mathysa z Harlemu
(uważającego się za apostoła powołanego do ustanowienia
Królestwa Bożego za pomocą oręża) opanowali w 1534 roku
Münster w Westfalii, gdzie wprowadzili wspólnotę majątko
wą i wielożeństwo, a Jan z Lejdy kazał się obwołać władcą
Królestwa Nowego Syjonu. Związany początkowo z Marci
nem Lutrem kaznodzieja Thomas Münzer, żądający oddania
władzy „prostemu ludowi” (dem gemeinen Volk) i zaprowa
dzenia wspólnoty dóbr, stał się z kolei ideologiem i przywód
cą krwawej „wojny chłopskiej”, jaka w latach 1524-25 prze
toczyła się przez Niemcy. Jej ekscesy przeraziły i zostały
potępione przez głównego sprawcę protestantyzmu, który w
dziele Przeciwko morderczym i zbójeckim bandom chłopskim
potępił, jako „największe bluźnierstwo”, osłanianie Ewange
lią dokonywanych zbrodni i wezwał zwierzchność świecką
do utopienia „bezbożnego buntu” we krwi. Pacyfistyczną
wersję egalitaryzmu reprezentowali z kolei Bracia Czescy
i polscy a r i a n i e (właściwie: antytrynitarze). Poza refor
macją (i raczej jako rodzaj intelektualnej „zabawy mędrca”)
komunistyczna wizja idealnego społeczeństwa została zary
sowana w renesansowej Utopii (1516) późniejszego męczen
nika wiary katolickiej - Thomasa Morusa (M ore'a).
28
Kolejną - również jeszcze w ąuasi-chrześcijańskiej szacie
- wersją radykalnego egalitaryzmu były skrajne nurty r e
w o l u c j i p u r y t a ń s k i e j w Anglii (1640-60). W anoni
mowym Blasku chwały Syjonu (A Glimpse o f Sion's Glory,
1641) wyróżniony został „prosty lud” jako narzędzie „wiel
kiego dzieła zwiastowania królestwa Syna”, w którym zajmie
on uprzywilejowaną pozycję, zaś w Pytaniach (Queries) do
lorda Fairfaxa (1649) zarysowana została wizja powszechnej
federacji „kongregacji świętych”, zyskujących, oprócz wła
dzy i powszechnej obfitości dóbr, dodatkową satysfakcję w
możliwości fizycznego i psychicznego maltretowania człon
ków obalonej elity. Egalitaryzm prawnopolityczny głosili z
kolei (m.in. w projekcie konstytucji Umowa wolnego ludu
Anglii) od 1645 roku „zrównywacze” (levellers): Richard
Overton i John Lilbume. Jednak w aspekcie równości eko
nomicznej (wspólnego władania ziemią) zradykalizowali ten
program dopiero działający po 1649 roku tzw. „prawdziwi
lewellerzy”, czyli „ k o p a c z e” (diggers), których Deklara
cja ubogiego i uciśnionego ludu Anglii zawierała twierdzenie,
(ż prywatna własność ziemska stanowi naruszenie prawa bo
żego. Głównym ideologiem chłopskiego komunizmu „kopa
czy” był autor dzieła Program ustroju wolności, czyli pra
wowita zwierzchność przywrócona (Warszawa 1959) Gerrard
Winstanley.
Następną fazę rozwoju egalitaryzmu wyznaczały racjona
listyczne i komunistyczne utopie konstruowane przez repre
zentantów o ś w i e c e n i a , którymi byli m.in.: autor Testa
mentu (Warszawa 1955) - ksiądz-ateusz Jean Meslier; (nie
znany z imienia) Morelly, jakiemu przypisuje się autorstwo
Kodeksu natury (Warszawa 1953); nieco bardziej od dwóch
poprzednich umiarkowany autor Zasad praw (I-II, Warszawa
1952) - Gabriel-Bonnot Mably. Szczególny rozgłos i wpływ
(zwłaszcza na promotorów i ideologów rewolucji francu-
29
skiej) zyskał jednak polityczny i ekonomiczny egalitaryzm J.-
-J. Rousseau, ufundowany na koncepcji suwerenności ludu
i w sposób wyraźny związany z tezą o uwarunkowaniu rze
czywistej równości zniesieniem własności prywatnej (O p o
czątku i zasadach nierówności między ludźmi, Warszawa
1784).
Podczas rewolucji we Francji „równość” jako człon ofi
cjalnego hasła: liberté - égalité - fraternité pojmowana była
w oficjalnych dokumentach i w programach głównych sił
rewolucyjnych (łącznie z j a k o b i n a m i ) w zasadzie jako
równość prawnopolityczna i społeczna, w sensie równości
statusu i pozycji wynikających ze zniesienie przywilejów
stanowych. Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 26
VIII 1789 w art. VI głosiła:
30
kładało ujednolicenie stanów, prowincji, korporacji i ich
praw nabytych. Bezwzględny egalitaryzm społeczny i eko
nomiczny pojawił się w łonie skrajnych frakcji rewolucyj
nych, takich jak „egzaltowani” h e b e r t y ś c i (Jacques-
René Hébert), „wściekli” {les enrages) księdza-renegata Ja-
cquesa Roux, a przede wszystkim w czysto komunistycznym
„ b a b u w i z m i e ”, zyskującym nazwę od Gracchusa (wła
ściwie: Franciszka) Babeufa - autora Manifestu plebejskiego
i założyciela (1796) konspiracyjnego S p r z y s i ę ż e n i a
R ó - w n y c h {Conjuration des Égaux). Tak Babeuf, jak au
tor Manifestu Równych Sylvain Maréchal, głosili, iż ludzie
nie tylko r o d z ą s i ę równi, ale powinni również ż y ć
i u m i e r a ć równi. Współzałożyciel i historyk tego ruchu -
Filippo M. Buonarrotti, jego cel zasadniczy opisywał jako:
31
m.in. przez rosyjsko-sowiecki bolszewizm W. I. Lenina, L.
Trockiego i J. W. Stalina, maoizm, polpotyzm i wszystkie
inne odmiany komunistycznego egalitaryzmu w całym świę
cie. Bez względu na swoje cechy szczegółowe, każda postać
egalitaryzmu komunistycznego była materializacją obłąkanej
idei totalnego zrównania ludzi, odgadniętej proroczo przez
Fiodora Dostojewskiego z majaków snutych w kręgach terro
rystycznego n i h i l i z m u rosyjskiego XIX wieku, a
zwłaszcza w Katechizmie rewolucjonisty Siergieja Nieczaje-
wa, określanej potocznie - od nazwiska bohatera powieści
Biesy, głoszącego tę ideę - „szigalewszczyzną”. Na swój
sposób konsekwentna wizja Szigalewa unaoczniała koniecz
ność całkowitego zniszczenia zarówno wszystkich różnic
naturalnych, jak i wszystkich wytworów i osiągnięć kultury,
jeśli projekt zrównania ludzi miałby się naprawdę powieść, a
także niezbędność zaprowadzenia zupełnego zniewolenia
i upodlenia człowieczeństwa:
32
K r y t y k a e g a l i t a r y z m u -„ró w n o ść” jest,ponad
wszelką wątpliwość, ostatnią rzeczą, jaką można by spotkać
w naturze, co przyznają nawet niektórzy, co bardziej reali
styczni, zwolennicy demokracji. Richard Henry Tawney,
parafrazując myśl Rousseau, pisał:
33
być wyprowadzona (a gdyby nie przyznana w teorii, to zasto
sowana w praktyce), iż realizacja równości wymaga koniecz
nie zróżnicowanego potraktowania nierównych.
24 Tamże, s. 430.
25 F.A. von Hayek, Konstytucja wolności, Warszawa - Wrocław 1987, s.
84.
26 Zob. J. Ortega y Gasset, Bunt mas [1930], Warszawa 1995, passim.
34
Uznanie czyjejś wyższości (...) w społeczeństwie demokratycz
nym może być tylko wynikiem dobrowolnego uznania własnej
niższości. Tego rodzaju uznanie nigdy nie jest łatwe (...).
To nieuznawanie wyższości osobistej jest oczywiście pierw
szym krokiem ku ochlokracji. Stanowi ono podłoże dążności ludu
do obierania na przewodników ludzi zupełnie nieprzygotowanych,
których każdy członek masy może uważać za istotnie równych
sobie, albo demagogów, którzy umieją pochlebiać masom, pozwa
lając każdemu ich członkowi wierzyć, iż jest on potencjalnie lub
nawet aktualnie równy największym rzeczywistym przodownikom.
Prowadzi ono lud do niedoceniania talentu i wysiłku i do buntu
przeciwko wszelkim instytucjom, które wymagają długiego i pra
cowitego przygotowania do przodownictwa lub narzucają przo
downikom poważne sprawdziany rzeczywistej wybitności. Pod
jego wpływem stanowiska wymagające wysokich kwalifikacji
uzależnione są nie od kompetencji, lecz od umiejętności zdobywa
nia głosów ludu27.
35
wizm, amerykanizm), których wspólnym mianownikiem jest
p 1 e b e i z m, czyli bunt przeciwko rzeczywistej i zgodnej z
naturą hierarchii, kolejne stopnie tego samego zła, przygoto
wujące nadejście następnych etapów w jednokierunkowym
procesie upadku:
36
stycznej masy nie mającej innego Boga, jak tylko suwerenna eko
nomia31.
Nikt się nie domaga równości, jeśli czuje, że posiada siłę lub
obdarzony jest łaską, które zapewniają mu zwycięstwo w grze sił -
w dziedzinie jakichkolwiek wartości. Ten tylko, kto boi się, że
przegra, domaga się równości jako zasady powszechnej33.
37
jak liberalnych, egalitaryzm jako stan społeczny to przeci
wieństwo i wróg wolności, toteż:
38
(a) różnice te są związane z planem Boga, który chce, by każdy
otrzymywał od drugiego to, czego potrzebuje, i by ci, którzy po
siadają poszczególne »talenty«, udzielali dobrodziejstw tym, któ
rzy ich potrzebują37.
39
W szyscy ludzie są sobie równi ze wzglądu na wspólność po
chodzenia i jednakową naturą, cel ostateczny, który każdego czeka,
prawa i obowiązki, które z tego wynikają. Ale że przymioty
wszystkich nie mogą być równe, że jeden od drugiego różni sią
siłami ducha lub ciała, że bardzo w iele jest różnic charakteru, woli,
natury - dlatego nic sią tak nie sprzeciwia rozumowi, jak chcieć
wszystko jedną miarą mierzyć i ową bezwładną równość zaprowa
dzać w urządzeniach społecznych. Jak doskonałe ciało powstaje z
połączenia i złączenia rozmaitych członków, które kształtem
i przeznaczeniem sią różnią, razem jednak zebrane i w e właściwym
miejscu umieszczone, tworzą całość piękną pod wzglądem siły
i konieczną ze wzglądu na swój użytek, tak i w państwie jest pra
wie nieskończona rozmaitość ludzi, niby części, którzy, gdyby się
mieli za równych i usłuchali tylko swego własnego zdania, to pań
stwo przybrałoby postać niesłychanie dziwaczną; jeśli zaś w szy
scy, utrzymując różnice w stopniach godności, powołaniu, zaję
ciach, zgodnie do powszechnego dobra dążą, wtedy przedstawiają
obraz dobrze zorganizowanego państwa, zgodnie z naturą38.
40
Equality, New York 1967; J. Rees, Equality, New York 1971;
M. Scheler, Resentyment a moralność, Warszawa 1977; J.
Baszkiewicz, Wolność Równość Własność. Rewolucje burżu-
azyjne, Warszawa 1981; D. Rae (ed. by), Equalities, Cam
bridge 1981; A. Flew, The Politics o f Procrustes: Contradic
tions o f Enforced Equality, Buffalo 1981; J. Ortega y Gasset,
Bunt mas [1930], Warszawa 1982, 1995[2]; K. Lorenz, Re
gres człowieczeństwa, Warszawa 1986; J. Bartyzel, Pod he
blem równości, „Ład” 30(1989); Cywilizacja pariasów, w:
Krucjata w obronie Graala, „Szary W ilk” 1(1993); J. Evola,
Orientacje [1950], Chorzów 1993; W. Bemacki, Od moder
nizmu do postmodernizmu, Kraków 2000.
HISTORIA IDEI DEMOKRATYCZNEJ
43
rodowego, na jednostki terytorialne ifyle) i na ich reprezenta
cji oparł władzę administracyjną Rady (Bule) Państwowej.
Klejstenes sprowadził również do funkcji honorowych wła
dzę arystokratycznych archontów (w liczbie dziewięciu, z
których jeden - archont basileus, sprawujący funkcje kulto
we, dziedziczył nawet tytuł królewski). Ze względu jednak na
wciąż poważne kompetencje polityczno-sądowe i powagę
moralną arystokratycznego Areopagu, można twierdzić, że aż
do 462 roku przed Chr., tj. do reform Efialtesa i Perykiesa,
redukujących te uprawnienia do funkcji sądu kryminalnego,
polis ateńska miała formę ustroju „mieszanego” - arysto-
demokratycznego, a dopiero po tej dacie stała się „czystą”
demokracją, zresztą zwieńczoną faktycznym jedynowładz-
twem wybieranego wielokrotnie (od 443 corocznie) „strate
giem” - Pery kiesa39, zaś po jego śmierci (429) weszła nawet
w fazę ochlokracji, manipulowanej przez „demagogów” :
Kleona i Kleofona. Wreszcie, po krótkim epizodzie panowa
nia - wskutek przewrotu oligarchicznego w 404/403 - tzw.
Trzydziestu Tyranów, powróciła demokracja umiarkowana,
która przetrwała aż do końca epoki niezależności Grecji.
Zanim jednak wszedł w użycie termin „demokracja”, w
powszechnym obiegu były, wspomniane już, inne terminy
oddające jej pojmowanie przez Greków, a w szczególności:
isonomia i isegoria. Terminem isonomia posługiwał się też
wyłącznie pierwszy grecki historyk Herodot, a zastępowanie
go w przekładach terminem „demokracja” stanowi nadużycie
tłumaczy, względnie dowodzi ich ignorancji. Według obli
czeń historyków demos Aten liczył około 40-50 tysięcy oby
wateli, lecz normą faktyczną (wnioskowaną z ustalenia quo-
44
rum w sprawie ostracyzmu na 6 tysięcy) było uczestniczenie
zaledwie około 5-10 tysięcy obywateli na zgromadzeniach,
pomimo zachęty materialnej, jaką było refundowanie przez
państwo kosztów zamykania warsztatów pracy na czas obrad.
Świadectwu komediopisarza Arystofanesa (Acharnejczycy)
zawdzięczamy informację o metodzie „mobilizowania” oby
wateli do aktywności politycznej poprzez opasywanie tłumu
przebywającego na agorz;40 w prywatnych interesach sznu
rem powleczonym świeżr czerwoną farbą, pozostawiającą
hańbiący dowód absenteizmu na ubiorach. Uciekanie się do
tego sposobu dowodzi, że problem pasywności politycznej
domniemanie władczego ludu nie jest przypadłością li tylko
demokracji współczesnej, co nasuwa podejrzenie słuszności
generalizacji, iż:
45
W platońskiej hierachii ustrojów demokracja zajmuje
przedostatnie miejsce nawet w porządku ustrojów złych - po
„timokracji”, tj. rządach kłótliwych i chciwych, lecz przy
najmniej dzielnych wojowników, i po „plutokratycznej” oli
garchii. Gorsza od niej jest jedynie t y r a n i a , lecz właśnie
ta powstaje nieuchronnie w następstwie rozkładu demokracji,
będącej „ustrojowym bazarem” i cierpiącej na nadmiar wol
ności, a przede wszystkim na nieuleczalny brak prawdy
(aletheia), zastępowanej bezkrytycznymi mniemaniami
(doxai) czy wręcz sofistycznym fałszem (pseudos).
Platon dał podwaliny tradycji fundamentalnej krytyki de
mokracji, kontynuowanej do naszych czasów przez integral
ny k o n s e r w a t y z m (Louis de Bonald, Joseph de Ma-
istre, Charles Maurras). Przykładowo, dla reprezentującego
ten nurt filozofii politycznej, hiszpańskiego tradycjonalisty
(karlisty) Victora Pradery, demokracja jest ontologiczną ni
cością:
46
skojarzyć z dwiema postaciami demokracji: totalitarną i libe
ralną44.
Twórca drugiej wielkiej teorii politycznej - Arystoteles -
który z kolei dał podwaliny tradycji klasycznego r e p u b l i -
k a n i z m u , umieszczał demokrację w polu dwu krzyżują
cych się klasyfikacji: formalnej (wedle pytania: kto rządzi -
jednostka, niewielu czy ogół?) i etycznej (wedle pytania dla
czyjego dobra rządy te są sprawowane: partykularnego czy
wspólnego?). W zbudowanej tak klasyfikacji ustrojów demo
kracja znalazła się pośród ustrojów złych, realizujących inte
resy partykularne, ale jednak najmniej (w porównaniu z oli
garchią i zwłaszcza tyranią) zdefektowana, określona jako:
47
Z drugiej strony, Arystoteles umieszczał w grupie ustro
jów dobrych (kierujących się dobrem wspólnym), acz jako
„najmniej dobry” (w porównaniu z arystokracją i zwłaszcza
monarchią), umiarkowaną odmianę demokracji, w której nie
lud, lecz „prawo włada”, toteż:
46 Tamże, s. 130.
47 Tamże, s. 135.
48
ny rozkoszy nieodpowiedzialnego podejmowania decyzji,
zaniedbujący natomiast właściwe mu zajęcia. „Najlepsza
demokracja” daje się natomiast zaprowadzić w społeczeń
stwach przeważnie agrarnych, gdzie lud zajmuje się uprawą
roli i hodowlą i nie ma wiele czasu, aby bez koniecznej po
trzeby zjawiać się w mieście, ani zbyt wybujałych ambicji, by
samemu rządzić, zadowalając się wyborem i kontrolą urzęd
ników. Zaletą ludu rolniczego jest więc jego małe zaintere
sowanie polityką, która może dzięki temu pozostawać - na
wet w demokracji - w bardziej kompetentnych rękach:
48 Tamże, s. 214.
49
czas, gdy tłum biednych siłą ciemięży bogatych. W tym wypadku
cały naród staje się jakby jednym tyranem49.
50
Pomijając propagandowo-edukacyjne (dla podniesienia
prestiżu demokracji wśród mas) wykorzystywanie mitu „2,5-
tysiącletniej tradycji demokratycznej” czy „starożytnej Grecji
- ojczyzny naszej demokracji”, rzadko spotykana jednomyśl
ność poważnych zwolenników i przeciwników demokracji
współczesnej panuje natomiast w przedmiocie twierdzenia o
zupełnej „niekompatybilności” demokracji greckiej z demo
kracją nowoczesną. Powszechnie zauważalny jest przede
wszystkim fakt, iż:
51
Konsekwencję tę dobitnie akcentuje zarówno demokrata
liberalny Kelsen:
52
wagi, a w każdym razie nie uzależnia wzajemnej „sympatii”
obywateli ku sobie od rozległości państwa.
53
Różnice są więc tak ogromne, że gdyby nasz hipotetyczny
Ateńczyk znalazł się wśród nas, to stwierdziłby, że nowożytna
demokracja żadną demokracją w ogóle nie jest56.
54
Nasz ustrój polityczny nie jest naśladownictwem obcych praw,
a my sami raczej jesteśmy wzorem dla innych niż inni dla nas.
Nazywa się ten ustrój demokracją, ponieważ opiera się na więk
szości obywateli, a nie na mniejszości. W sporach prywatnych
każdy obywatel i*st równy w obliczu prawa; jeśli zaś chodzi o
znaczenie, to jedii^tkę ceni się nie ze względu na jej przynależ
ność do pewnej grupy, lecz ze względu na talent osobisty, jakim
się wyróżnia; nikomu też, kto jest zdolny służyć ojczyźnie, ubó
stwo albo nieznane pochodzenie nie przeszkadza w osiągnięciu
zaszczytów. W życiu prywatnym nie wglądamy z podejrzliwą cie
kawością w zachowanie się naszych współobywateli. (...)
Kierując się wyrozumiałością w życiu prywatnym, szanujemy
prawa w życiu publicznym; jesteśmy posłuszni każdoczesnej wła
dzy i prawom, zwłaszcza tym niepisanym, które bronią pokrzyw
dzonych i których przekroczenie przynosi powszechną hańbę. (...)
Jesteśmy jedynym narodem, który jednostkę nie interesującą się
życiem państwa uważa nie za bierną, ale za nieużyteczną58.
55
Każdy z nas społem oddaje swoją osobą i całą swoją potęgą pod
naczelne kierownictwo woli powszechnej (volonté générale),
i traktujemy każdego członka jako część niepodzielną całości59.
56
była instytucją odwoływalną, którą częściow o lub w pełni wpro
wadzano lub uchylano zależnie od czasu, miejsca i okoliczności.
W demokracji nowoczesnej definicję sprawiedliwości politycz
nej stanowi demokracja, zaś niesprawiedliwości - brak demokracji.
Po drugie - desygnacja rządzących przez rządzonych stanowi
jed yn ą podstawę prawowitości. (...) W szelka suwerenność, wszel
kie prawo odwołujące się do innej podstawy jest faktycznie bez
podstawne, a więc stanowi tyranię. Od tej pory na uznanie zasłu
guje tylko ta suwerenność i tylko to prawo, które opierają się na
woli ogółu.
W ten sposób demokracja nowoczesna podszywa się pod de
mokrację klasyczną, przebiera się w jej formy i przeciwstawia się
rozróżnianiu ich obu. Uznaje się za praw dziw ą demokrację. Desy-
gnację rządzących miesza z ich prawowitością (légitimité): pra
wo witość wynika z desygnacji (demokratycznej) i stanowi z nią
jedną całość.
Po trzecie - w konsekwencji poprzednich zasad władza demo
kratyczna staje się w demokracji nowoczesnej władzą nieograni
czoną. (...) Kiedy prawo witość władzy opiera się wyłącznie na
desygnacji tego, komu powierzono jej wykonanie, władza ma pra
wo robić wszystko: bo któż miałby prawo ją ograniczyć? Tak na
prawdę hamują ją przyzwyczajenia, tradycje, rzeczywistość, prze
ciwstawne poglądy. Żadne z nich jednak nie wynika z praw (no
woczesnej) demokracji, ta zaś stara się je znieść poprzez nieustan
ną demokratyzację społeczeństwa61.
61 Tamże, s. 8-9.
57
zyczny bunt, poprzez który człowiek chce sobie samemu nadać
własne prawo moralne, odchodząc od tego, które otrzymał od Bo
ga. W 1789 apostazja ta nabrała charakteru kolektywnego. Stała się
podstawową zasadą polityki. Demokracja nowoczesna to demokra
cja klasyczna w stanie grzechu pierworodnego62.
58
natychmiast dodatkiem o „przekazaniu” tej władzy przez lud
cesarzowi64.
Rzeczywiste oddziaływanie posiadły jednak dopiero, po
cząwszy od XVII wieku, ideologiczne pomysły zrodzone w
kręgu radykalnego skrzydła herezji kalwińskiej - angloame-
rykańskiego p u r y t a n i z m u . Nie znaczy to jednak, iżby
sam Kalwin, a nawet wszyscy purytanie, skłaniali się ku de
mokracji. Przeciwnie - na przykład duchowy przywódca
pierwszej kolonii nowoangielskiej w Massachusetts, pastor
John Cotton stwierdzał:
59
Rozpoznanie to potwierdza również m.in. G. P. Gooch,
wskazujący na F u n dam en tal O rd e rs o f C o n n ecticu t z 14 I
1638 jako na pierwszą pisaną konstytucję współczesnej de
mokracji67.
Pomimo tego, aż po pierwsze dziesięciolecia XIX wieku
samo słowo „demokracja” w publicystyce politycznej poja
wia się bardzo rzadko, jeszcze rzadziej aprobatywnie, a sto
sunkowo najczęściej ze wskazaniem na jego „archaiczność”
bądź „egzotyczność”. Przykładowo, D ictio n n a ire u n iversel
Antoine'a Furetière'a z 1690 roku zauważa, iż „demokracja
kwitła jedynie w republikach Rzymu i Aten”, a D ictio n n a ire
d e l'A c a d ém ie fra n ç a is e z 1762 podaje, że „niektóre kantony
w Szwajcarii są autentycznymi demokracjami” . W podobnym
(i pejoratywnym) sensie wspominali o demokracji prawo
dawcy liberalizmu (John Locke, Monteskiusz), a nawet sam
twórca nowożytnej ideologii demokratycznej - Rousseau, nie
koncentruje wokół tego pojęcia swojego wywodu o „suwe
renności ludu”. Uznając wprawdzie, że:
G d y b y is tn ia ł lu d z ło ż o n y z b o g ó w , m ia łb y rząd d e m o k r a ty c z n y
(•••).
T ak d o s k o n a ły rząd n ic n a d a je s ię d la lu d z i68.
Co więcej -
B io r ą c w y r a z y w z n a c z e n iu ś c is ły m , p r a w d z iw a d e m o k r a c ja
n ig d y n ie istn ia ła i n ig d y n ie b ę d z ie is tn ie ć . S p r z e c iw ia s ię to p o
60
rządkowi naturalnemu, ażeby wielka liczba rządziła, a mała była
rządzoną69.
69 T am że, s. 64.
70 Cyt. za: P. R onsavallon, Historia słowa „demokracja" we Francji,
„N ow a R es P ublica” 1996, nr 5 (9 2 ), s. 68.
71 C yt. za: tam że, s. 72.
61
częściej pojawiając się jedynie jako antonim słowa „arysto
krata”. Robespierre (i tak stosunkowo najczęściej odwołujący
się do pojęcia „demokracja”) głosił zamiar zbudowania r e
publ i ki :
62
Ustrój obywatelski w każdym państwie winien być republikań
ski75.
75 I. Kant, Wieczny pokój, W arszaw a bdw , cyt. za: G. Sartori, dz. cyt., s.
362.
76 T am że, s. 353.
77 R .R . Palm er, The Age of Democratic Revolution - The Challenge, Prin
ceton 1959, s. 19.
63
robek nowożytnego konstytucjonalizmu, tak w wersji kon
serwatywnej t o r y s ó w (William Blackstone), jak arysto-
kratyczno-liberalnej w h i g ó w (John Locke), oraz teorii
trójpodziału władz (Locke, Monteskiusz). Ich podstawową
intencją, zasadniczo spełnioną w oryginalnym tekście kon
stytucji, było nadanie „wolnej republice” ustroju harmonizu
jącego pierwiastek quasi-monarchiczny (w instytucji prezy
denta) z arystokratycznym (Senat jako reprezentacja „natu
ralnej” arystokracji) i umiarkowanie demokratycznym (Izba
Reprezentantów), z kluczową w architektonice tego ustroju
rolą Sądu Najwyższego jako strażnika bezosobowych Rzą
dów Prawa („n o m o k r a c j i”). Ustrój taki miał zabezpie
czać republikę przed jej zdegenerowaniem się w tyranię, oli
garchię lub właśnie demokrację, identyfikowaną z ochlokra-
cją.
Indywidualnie poglądy „Ojców-Założycieli” były wpraw
dzie dość zróżnicowane - od kryptomonarchizmu G eorge'a
Washingtona i Alexandra Hamiltona, poprzez konserwatyw
ny republikanizm Johna Adamsa i liberalny republikanizm
Jamesa Madisona, aż po liberalny demokratyzm Thomasa
Jeffersona - niemniej ani ustrój przez nich wypracowany nie
był demokracją, ani ich rozumienie demokracji nie pokry
wało się z kanonem „demokratycznej wiary” w demokracji
nowoczesnej. Słowo „demokracja” nie pada też ani razu w
tekście konstytucji amerykańskiej, zaś jej autorzy nie uważali
jej za demokratyczną. Dla właściwej naszym czasom „demo
kratycznej pruderii” mogą, a nawet muszą być wstrząsające
określenia: „czereda”, „bydło” czy „motłoch”, przewijające
się nieustannie w wypowiedziach Founding Fathers, ilekroć
mówili oni o „ludzie”. „Lud - toż to tylko ogromna bestia” -
mawiał Hamilton, zaś Adams demokrację definiował - zdra
dzając tym wpływ Thomasa Hobbesa - jako przedpolityczny
64
„stan natury”, poprzedzający ustanowienie jakiejkolwiek
konstytucji. Madison wreszcie twierdził, że:
65
powszechnego dobrobytu. Są to środki mające zapewnić narodowi
przywódców, którzy będą stawiali trwałe dobro nad przemijające
korzyści ogółu lub części społeczeństwa. Gdy te środki przestają
być skuteczne, a prawodawca, wykonawca władzy lub sędzia stają
się narzędziami namiętności ludu lub rządzącej większości, w ów
czas władza państwowa, bez względu na formę, staje się demokra
cją i odtąd zagrożona jest wolność publiczna7980.
66
ama) „spełnieniem” celu (telos) historii w demokratyczno-
liberalnym kapitalizmie, zaś zdaniem bardziej powściągli
wych i rozważniej szych (jak Samuel P. Huntington z jego
teorią „zderzania się cywilizacyj”) przed demokracją stają
ciągle nowe zadania i wyzwania. W schemacie Huntingtona
pierwsza fala demokratyzacji trwała przez stulecie 1828-
1926, druga przypadła na lata 1943-62, trzecia, zapoczątko
wana portugalską „rewolucją goździków” (1974) i wzmożona
po 1989, trwa nadal. Bardziej szczegółowy i podzielony na
niniejsze odcinki, lecz zasadniczo zbieżny ze schematem
Huntingtona, „rozwój poliarchii” prezentuje Dahl. W obu
wypadkach podstawowym kryterium „przejścia” do demo
kracji jest powszechność i równość prawa wyborczego, jak
również faktyczna swoboda i brak „nieobiektywnych” ogra
niczeń w korzystaniu z tego prawa.
67
Finley, Democracy, Ancient and Modern, New Brunswick
1973, London 1985[2]; M. Crozier, S.P. Huntington, J. Wa-
tanuki, The Crisis o f Democracy, New York 1975; A. de
Tocqueville, O demokracji w Ameryce [1835-40], Warszawa
1976, wyd. pełne: Kraków 1996; A. Lijphart, Democracy in
Plural Societies, New Haven 1977; J. Madiran, Les deux
démocraties, Paris 1977; J. Linz, A. Stepan (red.), The Break
down o f Democratic Regimes, Baltimore 1978; G.B. Powell
Jr., Contemporary Democracies, Cambridge 1982; N. Bob-
bio, II futuro della democrazia, Torino 1984; A. Lijphart,
Democracies: Patterns o f Majoritarian and consensus
government in Twenty-one Countries, New Haven-London
1984; T. Vanhanen, The Emergence o f Democracy: A Com
parative Study o f 119 States, 1850-1979, Helsinki 1984; J.
Ekes, Złota demokracja, Warszawa 1987; J.-F. Revel, Jak
giną demokracje, Warszawa 1987 [II obieg]; R. Legutko,
Krytyka demokracji w filozofii politycznej Platona, Kraków
1991; D.J. Boorstin, Amerykanie: fenom en demokracji
[1973], Warszawa 1995; S.P. Huntington, Trzecia fala demo
kratyzacji, Warszawa 1995; P. Rosanvallon, Historia słowa
„demokracja” we Francji, „Nowa Res Publica” 5(1996).
68
ODMIANY DEMOKRACJI. DEMOLIBERALIZM
69
ny, a nie antagonistyczny. Natomiast przyznawanie bez
względnego, lub przynajmniej warunkującego pozostałe,
prymatu „demokracji politycznej” znamionuje na ogół demo
kratyczną „prawicę” : demokratów liberalnych, liberałów
i „przyłączonych” do demokracji konserwatystów.
Otwarcie związane z presupozycjami ideologicznymi,
bądź antropologicznymi, są natomiast takie określenia jak:
demokracja l i b e r a l n a , demokracja n a r o d o w a , de
mokracja l u d o w a (i traktowana jako jej dalsze, planowa
ne i spodziewane stadium: demokracja s o c j a l i s t y c z n a ) ,
demokracja c h r z e ś c i j a ń s k a . Wreszcie, wyjątkowo,
określenie demokracja t o t a l i t a r n a nie jest autoidenty-
fikacją pozytywną reprezentantów danego kierunku, lecz
wprowadzone zostało do obiegu krytycznego przez J. L.
Talmona82 jako ujemna kategoria oceniająca, specyfikująca
radykalno-utopijny nurt demokracji, wywodzący się od rus-
sowskiej doktryny „woli powszechnej”, po raz pierwszy wy
próbowany przez j a k o b i n ó w , a kulminujący w b o l
sze w izmie.
Dominującą tendencją, tak w akademickiej politologii, jak
w demokratycznej propagandzie i w języku potocznym, jest
zawężanie pojęcia „demokracja”, na ogół także z intencją
dowiedzenia wyłącznej „prawdziwości” tego modelu demo
kracji, do systemu demokracji liberalnej, nazywanej również
(choć raczej przez przeciwników i z zabarwieniem pejora
tywnym) d e m o l i b e r a l i z m e m . Ta zbitka pojęciowa
(w rozszerzeniu: demokratyczny liberalizm), powstała z gr.
słowa demokratia i łac. słowa liberalis („dotyczący wolno
ści”), wskazuje na ideologię fundującą system, którego pier
wiastkami składowymi są wyselekcjonowane zasady demo
70
kracji, takie jak suwerenność ludu, rządy większości, po
wszechne i równe prawo wyborcze, oraz liberalizmu (auto
nomia jednostki, prawa człowieka, gwarancje praw mniejszo
ści).
„Wynalezienie” terminu „demoliberalizm” - użytego w
sensie bezwzględnie pejoratywnym - przypisuje się najczę
ściej „przyłączonemu” do faszyzmu epigonowi włoskiej pra
wicy liberalnej, zwanej „historyczną” (destra storica), neo-
idealistycznemu filozofowi Giovanniemu Gentile. Deprecjo
nując pod tym pojęciem liberalizm lewicowy, progresistow-
ski, radykalny i antynarodowy, Gentile (idąc w tym konse
kwentnie za G. W. F. Heglem) pragnął jednak zachować wła
śnie sens pozytywny dla pojęcia „liberalizm” (rozumianego
jako zidentyfikowanie wolności jednostki z wolnością jed
nostki w państwie, a nie przeciw państwu), toteż wybierając
faszyzm, uważał go za logiczną i konieczną kulminację libe
ralizmu. Nie sposób natomiast ustalić pierwszego przypadku
użycia aprobatywnego terminu „demoliberalizm”, chociaż
bezsprzeczne jest, iż inicjatorami połączenia demokracji z
liberalizmem byli w pierwszym rzędzie ci progresywistyczni
liberałowie, którzy jednocześnie dali się poznać jako etyczni
u t y l i t a r y ś c i , mniemający, iż demokracja jest ustrojem
dającym maksimum k o r z y ś c i i zapewniającym najwię
cej indywidualnego „ s z c z ę ś c i a ” największej liczbie
jednostek: Jeremy Bentham, John Stuart Mili i Leonard T.
Hobhouse. Synteza taka wymagała, z jednej strony, porzuce
nia przez demokratów „metafizycznej” konstrukcji „woli
powszechnej” i antyparlamentaryzmu oraz bezwzględnej
opcji na rzecz demokracji bezpośredniej, z drugiej zaś strony
- wyrzeczenia się przez liberałów elitaryzmu i jego wykład
nika w postaci wyborczych cenzusów.
Do zespolenia demokratyzmu i liberalizmu przyczynił się
także „zrezygnowany” konserwatysta liberalny - Alexis de
71
Tocqueville w drugiej fazie swoich poglądów, po 1848 roku,
kiedy to odszedł od s o c j o l o g i c z n e g o ujęcia demo
kracji jako ekspresji idei równości, przeciwstawnej arysto
kratycznej idei wolności i implikującej socjalistyczną nie
wolę. W ten sposób Tocqueville:
72
z mu, względnie „totalitaryzmu zimnego”, czyli charaktery
zującego tzw. państwo opiekuńcze. Wskutek tego nacisku
demoliberalizm, który w XIX wieku łączył się wciąż jeszcze
z liberalizmem ekonomicznym (leseferyzmem), współcześnie
stał się „liberalizmem socjalnym”, już nie tylko akceptują
cym, ale wręcz inicjującym etatyzm i interwencjonizm go
spodarczy. Tym samym stał się on w wielu wypadkach wręcz
nieodróżnialny od socjaldemokracji - zwłaszcza od kiedy
część socjaldemokratów, widząc oczywiste bankructwo so
cjalizmu, zbliżyła się od drugiego krańca do demoliberalnego
centrum, proklamując (Tony Blair, Gerhard Schroder) tzw.
Trzecią Drogę, aprobującą w zasadzie gospodarkę rynkową.
W sferze moralno-obyczajowej demoliberalizm wykazuje
z kolei stale przybierającą na sile tendencję do akceptacji
p e r m i s y w i z m u , a nawet nihilizmu, do czego skłania go
właściwe mu egzaltowanie „t o 1 e r a n c j i”, i to w znacze
niu tzw. tolerancji pozytywnej (afirmatywnej), jak równie:
podatność na nadawanie egoistycznego i roszczeniowego
znaczenia „p.r a w o m c z ł o w i e k a ” (Humań Rights),
rozpoznawanym przez Jeana Madirana jako „prawa człowie
ka bez Boga”85. Ten wysoki stopień współczesnej identyfika
cji demoliberalizmu ze zjawiskiem „politycznej poprawno
ści” (Political Corectnesś), świadomie niedookreślanego
wymogu „otwartości” oraz gromkiego „antyfaszyzmu” na
daje demoliberalizmowi jednoznaczny odcień liberalizmu
l e w i c o w e g o i otwarcie wrogiego cywilizacji klasyczno-
-chrześcijańskiej.
Chociaż złączenie demokracji z liberalizmem jest współ
cześnie bezsprzecznym faktem, podobnie ja k zdobycie przez
ideologię demoliberalną statusu ideologii „panującej” (resp.
73
ideologii „klasy panującej” w demokracji, legitymizującej
panowanie demokratycznego establishmentu), nie jest ono
wcale oczywiste i „naturalne”. Pierwotnie panowała bowiem
wzajemna wrogość „czystego” demokratyzmu i „czystego”
liberalizmu. Wychodzący z tezy o „suwerenności ludu”,
przejawiającej się wyłącznie w „woli powszechnej” (volonté
générale), „integralny” demokratyzm à la Rousseau akcep
tował jedynie osobisty, niepodzielny, permanentny i kolek
tywny sposób przejawiania „woli” przez lud, czyli d e m o
k r a c j ę b e z p o ś r e d n i ą . Kategorycznie odmawiał on
natomiast aprobaty dla jakkolwiek (indywidualistycznie czy
organicznie, tj. stanowo) rozumianej idei r e p r e z e n t a c j i ,
względnie „delegowania” przez nominalnie suwerenny lud
uprawnień władczych na jego przedstawicieli w parlamencie,
wyłaniającym z kolei rząd w węższym sensie, czyli tzw. wła
dzę wykonawczą. Pojmowanie s u w e r e n n o ś c i przez
Rousseau (identyczne zresztą ze stanowiskiem „absoluty-
stów”, tyle że wskazujące podmiotowo na innego i kolektyw
nego suwerena), zasadzało się bowiem na twierdzeniu:
74
Antyparlamentaryzm Rousseau nakazywał mu dziwić się
„głupocie ludu angielskiego, który uzbroiwszy swych posłów
w najwyższą władzę, nie dodał do niej żadnego wędzidła”,
i który sądząc, „że jest wolny, myli się bardzo” :
87 T am że, s. 86.
88 C yt. za: G. Sartori, dz. cyt., s. 4 7 0 .
75
reprezentanci włoskiej destra storica: Benedetto Croce, Gui
do De Ruggiero, Guglielmo Ferrero). Znamienny jednak dla
jego przedstawicieli jest rażący niekonsekwencją rozziew
pomiędzy ostrością teoretycznej (metapolitycznej) krytyki
demokracji, wykazującej jej polityczną, etyczną i nawet on-
tologiczną nicość, a zdradzającym upadek „wiary liberalnej”
kapitulanctwem propozycji praktyczno-politycznych. Spro
wadzały się one z reguły do zabiegów o „wykrojenie” z
„rozległego wspólnego [z demokracją] terenu” swego rodzaju
„doświadczalnego poletka wolności”, które liberałowie mo
gliby „uprawiać na swój sposób”89, względnie o takie „prze
organizowanie” głosowania powszechnego, „by je obronić
przed własnymi jego błędami”90.
Z innych pozycji, lecz z podobnym - rozbijającym się o
mur demokratycznego samozadufania - zerowym rezultatem,
demoliberalną symbiozę usiłowali powstrzymać ci (umiar
kowani) konserwatyści, którzy - jak Peter Viereck - marzyli
o „zarystokratyzowaniu” demokracji, przekonując (bardziej
siebie samych, niż „przemawiając do głuchych”), że:
76
lub - jak John H. Hallowell92 - pragnęli skłonić demokrację
współczesną do uczynienia swym fundamentem klasyczno-
-chrześcijańską koncepcję „dobra wspólnego”, a przez to do
powrotu raczej do koncepcji umiarkowanej i „zmieszanej” z
arystokracją „politeji”, niżeli do demokracji zarazem „peł
nej”, moralnie „neutralnej” (czyli relatywistycznej, któremu
to pojęciu pozytywny sens nadawał świadomie apologeta
demokracji współczesnej Kelsen) i liberalnej. Konserwatyści
- demokraci pokroju Hallowella - pragnęli jednocześnie od
ciąć demokrację „politeiczną” od nowożytnego liberalizmu,
postrzeganego przez pryzmat „anarchistycznej” i ignorującej
społeczną naturę człowieka idei autonomii jednostki, osta
tecznie zaś, zdegenerowanego „upadkiem” w p o z y t y
w i z m p r a w n y , który uniemożliwił ufundowanie „praw
naturalnych” (w tym również „praw człowieka”) na niekon
wencjonalnej podstawie.
„Inplantami” odrzuconymi lub zignorowanymi przez de
mokrację okazały się także zdążające w podobnym kierunku
„neoklasyczne”. teorie personalistów katolickich (Jacques
Maritain93 i jego uczeń Yves R. Simon94), którzy postulowa-
n ąp rzezn ich d e m o k r a c j ę p e r s o n a l i s t y c z n ą , mają
cą przezwyciężyć utylitaryzm i egoizm d e m o k r a c j i i n
d y w i d u a l i s t y c z n e j , wspierali bardzo dyskusyjną rein-
terpretacją filozofii politycznej św. Tomasza z Akwinu oraz
scholastyków renesansowych (kard. Kajetan, szkoła z Sala
manki) jako zawierającą rzekomo „opcję preferencyjną” na
77
rzecz demokracji. Podobny los spotkał nowszą - zgłoszoną w
odpowiedzi na ogrom destrukcji dokonany przez postmoder
nizm - propozycję (bardzo zresztą nieśmiałą) „uszlachetnie
nia” demokracji przez reanimację klasycznego r e p u b l i
k a n i z m u, zgłoszoną przez Thomasa L. Pangle'a95.
78
wym rezultatem jest okrzepnięcie już nie demokracji liberal
nej (opartej o domniemaną równowagę wolności i równości),
lecz l i b e r a l n e j d e m o k r a c j i m a s o w e j . Może
ona być nazwana również „demokracją numeryczną”, a więc
taką, która (zmultiplikowana właśnie o niemożliwą w staro
żytności „masowość”) jest odpowiednikiem zdegenerowanej
postaci demokracji antycznej, tj. „ochlokracji”.
Rezultat ten stanowi potwierdzenie wszystkich, w dużym
stopniu antycypacyjnych zaledwie, bo formułowanych jesz
cze w czasie, gdy demokracja miała znacznie bardziej umiar
kowaną postać, konserwatywnych bądź arystokratyczno-
-liberalnych krytyk demokracji jako „rządów liczby” („cy-
frokracji”). Jest on także argumentem przemawiającym za
sceptycyzmem w stosunku do nadziei na utrzymanie „elitar
nego” i ograniczonego charakteru demokracji, a tym samym
na przechowanie najcenniejszych wartości dziedzictwa
przeddemokratycznego, albowiem „demokratyzacja” prze
kreśla możliwość samoograniczania się demokracji na po
ziomie koegzystencji z instytucjami niedemokratycznymi w
ramach formuły klasycznego republikanizmu i „rządu mie
szanego” (regimen commixtum). Dotyczy to zwłaszcza nie
słabnącej wrogości demokracji do jedynej instytucji, która we
współczesnym świecie liberalnym wyróżnia się jeszcze tym,
że jest zbudowana na fundamencie z samej swojej natury
niedemokratycznym, tj. Kościoła katolickiego - i to bez
względu na wszelkie ustępstwa, jakie wobec mentalności
demokratycznej poczynili Jego reprezentanci. Samo istnienie
Kościoła we właściwej Mu postaci jest jednak dla mentalno
ści demokratycznej w ścisłym tego słowa sensie „skandalem”
niemożliwym do tolerowania, czego następstwem jest wzma
gający się nacisk świata laickiego na wzmożenie procesów
dostosowawczych Kościoła do demokracji. Współczesny
79
filozof i publicysta (Ryszard Legutko) konstatuje na tę oko
liczność, iż:
80
i r ó w n o ś ć p r a w a w y b o r c z e g o , czyli zasada: „jeden
człowiek —jeden głos” (one man - one vote). Nie przeczy to
jednak obserwacji empirycznej, iż faktycznie, jak w każdym
ustroju, również i w demokracji „numerycznej” rządzi mniej
szość, zatem jest ona, i musi być, „oligarchią”, tyle że „w
ustroju demokratycznym skład osobowy grupy oligarchicznej
jest zmienny”99. Nieuchronność o l i g a r c h i z a c j i każ
dej, najbardziej nawet radykalnej demokracji, jak również
obowiązywalność w każdym ustroju odwiecznego podziału
na mniejszość rządzącą („klasę polityczną”, „elitę” lub „oli
garchię” w techniczno-socjologicznym sensie tych słów) i
większość rządzoną była wnikliwie analizowana przez repre
zentantów (G. Mosca, V. Pareto, R. Michels, G. Sorel) jednej
z realistycznych szkół w teorii demokracji, których James
Bumham nazwał „makiawelianami - obrońcami wolno
ści” 100. W zależności od społeczno-ekonomicznych uwarun
kowań czasu i miejsca oligarchizacja ta może polegać na do
minacji przemysłowo-finansowej p l u t o k r a c j i („władzy
bogatych”), W coraz większym stopniu kosmopolitycznej
i g l o b a l i s t y c z n e j , albo na „podboju państwa” przez
demagogicznych „obrońców mas pracujących”, czyli przez
oligarchię s y n d y k a l n ą (na przykład peronizm w Ar
gentynie, w dużej mierze także III RP). Wszędzie jednak
istotnym składnikiem d e m o o l i g a r c h i i jest p a r t i o -
k r a c j a i - w coraz większym stopniu - „nowa klasa”
m e d i a l n a , zlewająca się tak ściśle z „klasąpolityczną”, że
uprawnione staje się mówienie o istnieniu jednej „klasy po-
lityczno-medialnej”. Wysoce wyrafinowane metody kreowa
nia ąuasi-rzeczywistości „wirtualnej”, zwłaszcza przez tele
81
wizją, i techniki manipulowania świadomością oraz zacho
waniami masowego „elektoratu”, jak również totalna inwa-
zyjność - przeniesionych do tzw. kampanii wyborczych ze
świata biznesu - technik m a r k e t i n g o w y c h , sprowa
dzających rytuał głosowania do wyboru „lepszego proszku”,
upoważnia też do stwierdzenia, że aktualnym „najwyższym
stadium” liberalnej demokracji masowej jest de facto d e -
m o t e l e k r a c j a , obracająca w nicość wszystkie ideolo
giczne presupozycje demokratycznej mitologii, na czele z
„suwerennością ludu”.
Totalność zawładnięcia pojęciem „demokracja” przez de
mokrację liberalną osiągnięta została tedy za cenę ąuasi-
-teoretycznej „łataniny” niespójnych pojęć obu ideologii, co
zresztą przestaje być „problematyczne” w epoce zaniku
i lekceważenia filozofii politycznej w ogóle, wspartych nawet
ąuasi-teoretycznym argumentem ideologów p o s t m o d e r
n i z m u (zwłaszcza Richard Rorty) o zbędności filozofii w
demokracji z racji istotowego antydemokratyzmu tej pierw
szej. Pomimo sprowadzenia demokratycznej polityki w zwy
kłych warunkach do „czystego” administrowania ludźmi
i rzeczami, niespójność ta ujawnia się jednak i odzywa w
periodycznych k r y z y s a c h p a r l a m e n t a r y z m u , będą
cych niczym innym, jak wewnętrznym - raz utajonym, raz
wypływającym na powierzchnię - konfliktem pomiędzy
komponentą demokratyczną a komponentą liberalną w de-
moliberalizmie:
82
sowa w istocie zawiera elementy liberalne, jest socjal-liberalną-
-demokracją101.
83
zy, powodować musi i nieustannie powoduje wewnętrzne
tarcia obu komponent102.
Istnienie wskazanego wyżej napięcia nakazuje (wbrew
współczesnemu uzusowi) o d r z u c i ć w teorii demokracji
r o s z c z e n i e zwolenników demokracji liberalnej do „mo
nopolizacji” pojęcia „demokracja”. Zresztą, nawet ci polito
lodzy, dla których (pozytywnie postrzegana) „demokracja”
oznacza tyle, co „demokracja liberalna”, czują się niekiedy
zobowiązani przynajmniej do rozważania hipotezy „innej”
demokracji, acz zwykle dochodzą do konkluzji, że te inne
modele (na przykład Rousseau, Marksa czy Lenina) stanowią
jedynie konkurencyjny demokratyczny „nad-ideał”103. Lepiej
umotywowane, bo uwzględniające wieloznaczność pojęcia
„demokracja”, wydaje się jednak stanowisko Schmitta, w
którego ujęciu:
84
Bolszewizm i faszyzm, jak każda dyktatura, są antyliberalne,
lecz niekoniecznie antydemokratyczne (...).Wola ludu może [bo
wiem] wyrazić się równie dobrze, a może nawet lepiej przez
okrzyk, przez acclamatio, przez oczywistą, zgodną obecność (.Da-
seiń), niż przez statystyczny aparat, kształtowany z tak troskliwą
dokładnością od połowy stulecia. Im mocniejsza jest siła uczuć
demokratycznych, tym pewniejsze przekonanie, że demokracja to
coś innego, niż system rejestracji tajnego głosowania. Dla demo
kracji bezpośredniej, nie tylko w sensie technicznym, lecz także
życiowym, parlamentaryzm zrodzony z liberalnego sposobu my
ślenia wydaje się sztuczną maszynerią, podczas gdy metody dyk
tatorskie i cesarskie mogą pochodzić z acclamatio ludu i bezpo
średnio wyrażać substancję i siłę demokracji.104105.
85
L iteratura: F. Guizot, O demokracyi [1849], Leszno
1849; J.S. Mili, O rządzie reprezentacyjnym [1861], Kraków
1866, 1995[2]; Z. Balicki, Demokratyzm i liberalizm, Lwów
1886; G. Mosca, Il principio aristocrático ed il democrático
nel passato e nell'avvenire, I-II, Roma 1902-03; W.E.H.
Lecky, Democracy and Liberty, I-II, New York 1903; L.
Hobhouse, Democracy and Reaction, London 1904; Ch.
Maurras, Libéralisme et libertés. Démocratie et peuple, Paris
1905; É. Seillière, L'impérialisme démocratique, Paris 1907;
G. De Ruggiero, Storia del Liberalismo Europeo, Bari 1925,
Milano 1966[3]; M. Starzewski, Demokracja a totalizm,
Warszawa 1938; C.J. Friedrich, Constitutional Government
and Democracy, Boston 1941; J.L. Talmon, The Origins o f
Totalitarian Democracy, London 1952, Harmondsworth
1986[2]; J. Bentham, Wprowadzenie do zasad moralności
i prawodawstwa [1789], Warszawa 1958; J.S. Mill, Utylita-
ryzm. O wolności [1863, 1859], Warszawa 1959; R. Aron,
Démocratie et Totalitarisme, Paris 1965; C.B. Macpherson,
The Real World o f Democracy, Oxford 1966; C.B. Macpher
son, The Life and Times o f Liberal Democracy, Oxford 1977;
B. Sobolewska, M. Sobolewski, M yśl polityczna X IX i X X w.
Liberalizm, Warszawa 1978; J. Maritain, Humanizm inte
gralny [1936], Londyn 1981; M. Druon, Réformer la Démo
cratie, Paris 1982; J. Madiran, Les droits de l'homme sans
Dieu DHDS, Paris 1988, 1995[6]; J.H. Hallowell, Moraine
podstawy demokracji [1943], Warszawa 1993; J. Maritain,
Człowiek i państwo, Kraków 1993; J. Gray, Liberalizm, Kra
ków 1994; S. Holmes, Rediscovering Liberal Democracy,
Chicago 1994; T.L. Pangle, Uszlachetnianie demokracji,
Kraków 1994; F. Sarda y Salvany, Liberalizm jest grzechem
[1886], Poznań 1995; D.W. Treagold, Wolność. Zarys histo
rii, Warszawa 1996; A. Bloom, Umysł zamknięty. O tym, ja k
szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze
86
dzisiejszych studentów, Poznań 1997; S. Holmes, Anatomia
antyliberalizmu, Kraków 1998; D. Beetham, Democracy and
Human Rights, Cambridge 1999; C. Schmitt, Teologia poli
tyczna i inne pisma, Kraków 2001.
D E M A R C fflA
89
rytet w stosunku do demokracji, gdyż - w przeciwieństwie do
niej - nie wymagają żadnego teoretycznego uzasadnienia
i moralnego usprawiedliwienia. Gdy natomiast odwróci się tę
hierarchię zasad, kiedy -
90
nia, by rząd autorytarny opierał się na zasadach liberalnych.
Nadto, dla demokraty-doktrynera ż y c z e n i e w i ę k s z o
ś c i jest wystarczającą podstawą uznania przedmiotu tego
życzenia za dobry sam w sobie. Liberał natomiast przyznaje
większości jedynie prawo podejmowania pewnych decyzji,
lecz nie godzi się uznawać w niej autorytetu rozstrzygającego
0 tym, jaka to ma być decyzja i czy jest ona d o b r y m pra
wem. Rozróżnienie to jest tymczasem słabo uświadomione z
powodu rozpowszechnionego posługiwania się słowem „de
mokratyczny” w znaczeniu o g ó l n e j p o c h w a ł y , co
sugeruje (bezpodstawnie), iż każde poszerzenie demokracji
jest zawsze korzystne dla ludzkości, podczas gdy w rzeczy
wistości nie tylko że pewne ograniczenia są nieuniknione
1 konieczne, ale również wręcz niezbędne dla jej zachowania
w ogóle. Demokracja we własnym interesie musi, zdaniem
Hayeka, uznać, że nie jest praźródłem s p r a w i e d l i w o ś c i ,
ta zaś nie jest koniecznie popularnym poglądem na każdą
konkretną sprawę. Przekonanie to idzie jednak u liberała w
parze z wiarą, że:
91
c y j n y c h ” (formalnych), na rzecz tzw. s p o ł e c z n e j
s p r a w i e d l i w o ś c i , identyfikowanej z konkretnymi inte
resami partykularnymi. Narzędziem tych interesów stały się
klasowe p a r t i e polityczne i z w i ą z k i zawodowe. Ich
dominacja doprowadziła do powstania i rozrostu ustawodaw
stwa faworyzującego pewne (niezamożne) warstwy społe
czeństwa, co zwichnęło zasadę równości wobec prawa, a
zamiast przyrostu wolności zaowocowało zwiększeniem
p r z y m u s u realizowanego w formie podatków, ubezpie
czeń i innych sposobów uzyskiwania przez rząd „sprawie
dliwszego” niż rynkowy podziału dochodu narodowego. Nie
ustanny nacisk zorganizowanych lobbies ubezwłasnowolnia
demokratyczny rząd, a sferę polityki zamienia w pole roz
grywek o udział w dystrybucji puli dóbr wypracowanych
przez społeczeństwo.
Do powstania takiej sytuacji przyczynił się także inny de
fekt demokracji parlamentarnej, jakim jest przyznanie ciałom
przedstawicielskim (parlamentom) dwu zupełnie odrębnych
zadań: stanowienia prawa, czyli o g ó l n y c h n o r m po
stępowania, i uchwalania ustaw będących k o n k r e t n y m i
d y r e k t y w a m i dla rządu. Rząd schodzi wówczas do
podrzędnej rangi komitetu wykonawczego parlamentu, za
miast zachowywać - jak w teorii trójpodziału władz - pozy
cję równorzędnej „władzy wykonawczej” . Jeżeli te dwie od
rębne funkcje skupione są w jednym ciele przedstawiciel
skim, to cierpi na tym przede wszystkim legislacja ogólna,
gdyż parlamentarzyści, z reguły niekompetentni w kwestiach
prawnych, najwięcej czasu i energii zużywają na kontrolę
i narzucanie swojej woli rządowi, co wymaga mniejszej
kompetencji, a za to łatwiej przyczynia poklasku.
Zasadnicza myśl koncepcji „demarchii” zawiera się tedy
odpowiednio w konieczności r o z d z i e l e n i a obu
f u n k c j i legislacyjnych, jako warunek uzdrowienia parla-
92
mentaryzmu i samej demokracji, oraz rozróżnienia dwóch
t y p ó w n o r m : prawa ogólnego i stałego oraz dyrektyw
rządu, regulujących kwestie bieżące. Te dwa rodzaje norm
winny być wypracowywane przez dwa zupełnie różne ciała.
Legislacja ogólna (stanowienie praw fundamentalnych) po
winna zostać powierzona I z b i e U s t a w o d a w c z e j ,
składającej się ze szczupłego grona osób cieszących się za
służenie, ze względu na zalety umysłu i charakteru, wysokim
autorytetem i nie związanych z partiami politycznymi. Izba ta
składałaby się z osób dojrzałych (pomiędzy 45. a 60. rokiem
życia), wybieranych przez elektorów odpowiadających temu
samemu cenzusowi wiekowemu, którzy głosowaliby tylko
jeden raz w życiu. Wybrani legislatorzy sprawowaliby swój
urząd przez piętnaście lat, z tym, że skład Izby byłby odna
wiany co rok w 1/15 części. Tym samym, Izba ta byłaby każ
dorazowo reprezentacją jednego pokolenia w życiu danego
społeczeństwa, podejmującego tę zasadniczą decyzję w wie
ku, w którym jest już oczywiste, kim człowiek stał się w ży
ciu, co z nimf uczynił i do czego doszedł. Wskazane kryteria
wybieralności i wybierania oraz metoda wyboru przez
„s e l e k t o r a t ” zapewniałyby, zdaniem pomysłodawcy,
należyty dystans ustawodawców do bieżących zagadnień
politycznych oraz namiętności i interesów partykularnych.
Do zastrzeżonych kompetencji Izby Ustawodawczej należa
łyby: ustanawianie i rewizja prawa cywilnego, rodzinnego,
karnego, handlowego, zatwierdzanie prawa podatkowego,
przepisów budowlanych, prawa i bezpieczeństwa pracy itp.
„Zwykłe” funkcje kontrolne w stosunku do rządu byłyby
natomiast w gestii drugiego zgromadzenia, nazwanego I z b ą
R z ą d o w ą , wyłanianą z wyborów powszechnych i bezpo
średnich, na ogólnych zasadach demokratycznych i wedle
orientacji partyjnych. Wykluczyć należałoby, według Hay-
eka, jedynie zasiadanie w tej izbie etatowych pracowników
93
rządu, urzędników i wszystkich tych, którzy otrzymują od
rządu jakąś pomoc (na przykład w postaci zasiłków dla bez
robotnych), gdyż jest rzeczą nierozsądną, aby kontrolować
mieli ci, co sami mają podlegać kontroli, albo ci, których
wolę krępuje uzależnienie od rządu. Nadto, w wykonywaniu
swoich zadań Izba Rządowa winna być zobligowana do prze
strzegania praw ustanowionych przez Izbę Ustawodawczą.
Jedynie ta zasada może bowiem urealnić postulat zastąpienia
suwerenności parlamentu s u w e r e n n o ś c i ą p r a w a .
Hayek zastrzegał, że nie pretenduje do tego, by jego pro
pozycja miała być traktowana jako ,jedynie słuszny” system
sanacji obecnego parlamentaryzmu. Przyznawał poza tym, że
- z samej natury projektodawstwa - ma ona charakter pewnej
utopii. Formułowanie takich „utopii przemiany” nie przynosi
jednak, jego zdaniem, wstydu myślicielowi liberalnemu -
pomimo jego zasadniczej niechęci do „inżynierii społecznej”
i „konstruktywizmu”, gdyż tylko w ten sposób można zrozu
mieć wady obecnego systemu i przydać siły perswazyjnej
analizom teoretycznym. Poza tym, mogą one okazać się
przydatne i realistyczne w wypadku katastrofy. Koncepcję
„demarchii”, w której zasadnie można też upatrywać jeden z
wariantów teorii „rządu mieszanego”, jak również jedną z
prób „uszlachetnienia” (arystokratyzacji) demokracji, przy
jęto jednak bardzo chłodno, tak w świecie akademickim, jak
politycznym, z grzeczną obojętnością. Również konserwaty
ści (jak na przykład Michael Oakeshott) nie okazywali dla
niej entuzjazmu, wskazując na nazbyt racjonalistyczny cha
rakter terapii proponowanej przez Hayeka.
94
nomie Philosophy, London 1979; E. Hoppmann (red.), Fried
rich August von Hayek, Baden-Baden 1980; W. Karpiński,
Droga do wolności, w: id., Chusteczka Imperatora, Londyn
1983; E. Butler, Hayek, London 1983; J. Gray, Hayek on Li
berty, Oxford 1984; F.A. Hayek, Dyscyplina reguł abstrak
cyjnych, „Zdanie - Suplement 3” 9(1987); F.A. von Hayek,
Konstytucja wolności [1960], Warszawa-Wrocław 1987 [II
obieg, wyd. niepełne]; Ph. Nemo, La société selon F. A. H a
yek, Paris 1988; G. Sorman, Prawdziwi myśliciele naszej
epoki, Warszawa 1990; Przesłanie Hayeka. Wywiad z dr. J.
Grayem, „Antyk” 8(1991); J. Godło w-Legiędź, Doktryna
społeczno-ekonomiczna Friedricha von Hayeka, Warszawa
1992; I. Człowiekowski, Friedrich Hayek - konstytucyjny
liberał, „Myśl Polska” 24(1993); F.A. Hayek, Zmienne poję
cie prawa, „Znak - Idee 6” [1995]; J. Shearmur, Hayek and
after, Hayekian liberalism as a research programme, London
1996.
DEMOKRACJA CHRZEŚCIJAŃSKA
97
definicję, chrześcijańsko-demokratyczne (potocznie: „cha
deckie”) ugrupowania polityczne.
Pojęciowy zamęt wokół pojęcia „demokracja chrześcijań
ska” nie tylko nie uległ rozjaśnieniu, lecz nawet rozszerzył
się jeszcze na sferę instytucjonalną po ogłoszeniu (15 V
1891) encykliki Rerum novarum (O kwestii socjalnej) papie
ża Leona XIII. Jej przesłanie liberalni i lewicujący działacze
katoliccy przedstawiali bowiem jako aprobatę Kościoła dla
demokracji politycznej (resp. demokratycznego ustroju pań
stwa) i zachętę do tworzenia demokratycznych partii katolic
kich. Było to jaskrawą nadinterpretacją, która nie mogła być
usprawiedliwiana niezrozumieniem, zważywszy i jasne potę
pienie założeń demokratycznej teorii „suwerenności ludu” w
całym szeregu wcześniejszych encyklik tego samego papieża
(Diuturnum illud, 1881; Immortale Dei, 1885; Libertas,
1888), i wyraźne przypomnienie w samej Rerum novarum,
że:
98
katolicką. Dotyczy to w szczególności pisma „La Cultura
Sociale” i Narodowej Ligi Demokratycznej we Włoszech,
którymi kierował don Romolo Murri, oraz pisma i ruchu „Le
Sillon” („Bruzda”) we Francji, których charyzmatycznym
przywódcą był Marc Sangnier. Ten ostatni wywodził, jakoby:
99
Tym doktrynalnym aberracjom „demokracji chrześcijań
skiej” przeciwstawili się natychmiast wierni tradycyjnej na
uce Kościoła przedstawiciele katolicyzmu społecznego. Je
den z faktycznych współautorów Rerum novarum, twórca
tzw. pizańskiej szkoły ekonomicznej i teoretyk k o r p o r a -
c j o n i z m u - Giuseppe Toniolo, zdefiniował „demokrację
chrześcijańską” jako:
(...) nie wyklucza [ona], nie umniejsza, ani nie odrzuca natural
nej, historycznej hierarchii klas, ani nie stwarza między nimi roz
łamów i przeciwieństw115.
100
chociaż nie jest on szczególnie nieodzowny i nie oznacza dla nas
(...) niczego nowego. Z naukowego punktu widzenia chrześcijań
ska demokracja jest niczym innym, jak tylko badaniem problemów
społecznych w celu rozwiązywania ich na podstawie doktryny
ewangelicznej i historycznych tradycji Kościoła. Z praktycznego
punktu widzenia chrześcijańska demokracja oznacza działalność
skierowaną przede wszystkim na zaspokojenie religijnych i gospo
darczych potrzeb narodu, jego wychowanie religijne i obywatel
skie, zorganizowanie ludu chrześcijańskiego w żywą siłę zdolną do
obrony własnej i całego społeczeństwa przed knowaniami i napa
ściami socjalizmu i bezbożnictwa116.
101
Dążenie do samodzielnej partii demokratycznej oznaczałoby
wprowadzanie zamętu do programu papieża i zaciemnienie jego
treści"7.
117 G.B. Paganuzzi, List do biskupa Tortony Mons. Bandiego, cyt. za:
tamże, s. 77.
118 Leon XIII, Graves de communi, cyt. za: tamże, s. 89-90.
102
n y m , tj. jako demokratyczną teorię „suwerenności ludu”
i pochodzenia władzy od ludu, co się tyczy natomiast zna
czenia w z g l ę d n e g o , tj. konkretnej formy ustrojowej,
jest ona dopuszczalna, lecz w żadnym razie preferowana
i zalecana;
2° „demokracja chrześcijańska” nie jest również demokra
cją s p o ł e c z n ą w tym znaczeniu, iżby dopuszczała
„walkę klas” i dążenie do społeczno-ekonomicznego egalita
ryzmu, a przeciwnie - uznaje ona naturalną h i e r a r c h i ę
i nakazuje s o l i d a r y z m społeczny.
Za najściślejszy synonim „demokracji chrześcijańskiej” w
rozumieniu Leona XIII uznać należy słowo „d e m o f i 1 i a”,
tj. „miłość do ludu”. Pierwszym komentatorem, który użył
tego określenia, był, najprawdopodobniej, francuski monar
chista z Action française - Henri Vaugeois. Jest przy tym
rzeczą znamienną, że te społeczne i polityczne ruchy katolic
kie, które trzymały się najściślej wskazań Rerum novarum,
Graves de commuai i następnie Qudragesimo anno (15 V
1931) papieża Piusa XI, nie przybierały w nazwach niebez
piecznie wieloznacznego terminu „demokracja chrześcijań
ska”, lecz określenie „ c h r z e ś c i j a ń s k o - s p o ł e c z n e ”,
jak na przykład austriacka Christlichsoziale Partei ks. Ignaza
Seipla i Engelberta Dollfussa czy (po II wojnie światowej)
bawarska Christlich-Soziale Union (CSU), albo nawet porzu
cały tę nazwę, jak Akademickie Centrum Demokracji Chrze
ścijańskiej ks. Manuela Gonçalvesa Cerejeiry (późniejszego
kardynała i patriarchy Lizbony) i Antonia de Oliveiry Salaza-
ra (późniejszego twórcy korporacyjnego Estado Novo), które
w 1917 roku zmieniło nazwę na Portugalskie Centrum Kato
lickie.
Przywódcy Sillon i Lega Democrática Nazionale zostali
ekskomunikowani przez papieża św. Piusa X, przy czym
Sangnier podporządkował się formalnie Kościołowi i rozwią-
103
zał organizację, nie wyrzekając się jednak swoich demokra
tycznych poglądów, natomiast don Murri zbuntował się
otwarcie, a po I wojnie światowej został nawet działaczem
partii faszystowskiej i przestrzegał Mussoliniego przed za
warciem Układów Laterańskich. Kolejne partie chadeckie,
powstałe w okresie międzywojennym, jak Włoska Partia Lu
dowa (popolari) czy Demokratyczna Partia Ludowa we Fran
cji, były nieco bardziej umiarkowane od swych poprzedni
czek, i nie weszły w konflikt z Kościołem, mimo to trudno
uznać je za reprezentatywne dla integralnej doktryny katolic
kiej. Wbrew szeroko rozpowszechnianemu a błędnemu
mniemaniu poparcie Kościoła dla partii chadeckich po II
wojnie światowej (Democrazia Cristiana we Włoszech, Re
publikański Ruch Ludowy we Francji czy CDU/CSU w
RFN) było ograniczone i uwarunkowane okolicznościami
czasu i miejsca, takimi jak rozbicie tradycyjnej prawicy kato
lickiej i konserwatywnej w Europie Zachodniej, poddanej
represjom po „zwycięstwie demokracji”. Warunkowa była
również - na płaszczyźnie doktrynalnej - akceptacja
u s t r o j u d e m o k r a t y c z n e g o w przemówieniu bożona
rodzeniowym Piusa XII z 1944 roku, w którym papież ten
rozpatrywał, Jak im i zasadami powinna się kierować demo
kracja, by móc uznać się za prawdziwą i zdrową demokra
cję”. Otóż, w świetle „katolickiej doktryny o pochodzeniu
i sprawowaniu władzy”,
104
oraz być umieszczone w „absolutnym porządku” bytów
i celów, który „nie może mieć innego pochodzenia, jak Bóg
osobowy, nasz Stwórca” 119.
119 Cyt. za: J. Madiran, Demokracja według Piusa XII, „Sprawa Polska”
1992, nr 10, s. 17.
120 Tamże, s. 17.
121 Tamże, s. 16.
122 R. Buttiglione, Chrześcijanie a demokracja, Lublin 1993, s. 45.
105
Chociaż chadecja nie ponosi całej winy za ten stan rzeczy,
będący następstwem splotu różnych okoliczności, niezależ
nych od polityków, to jednak ma w tym procesie udział
z powodu tolerowania we własnym łonie l i b e r a l n e g o
m o d e r n i z m u , oznaczającego w sensie politycznym po
gląd, że:
106
demokracyi chrześcijańskiej we Francyi 1892-1907, Poznań
1910; Ch. Maurras, La Démocratie religieuse, Paris 1921; A.
Piasecki, O chrześcijańskiej demokracji we Francji, Lublin
1927; J. Maritain, Christianisme et démocratie, New York
1943; R. Murri, Democrazia cristiana, Milano-Roma 1945;
R. Havard de la Montagne, Histoire de la Démocratie chré
tienne, Paris 1948; G. Toniolo, Democrazia Cristiana - Con
cetti e Indirizzi, Città del Vaticano 1949; S. Jacini, Storia del
Partito Popolare Italiano, Milano 1951; M. Einaudi, F. Go-
guel, Christian Democracy in Italy and France, Notre Dame
(Washington DC) 1952; F.J. Powers, Papal Pronoucements
on the Political Orders, Westminster (USA) 1952; L. Biton,
La Démocratie chrétienne dans la politique française, An
gers 1954; G. Tupini, I democratici cristiani, Milano 1954;
G. Candeloro, Il Movimento Cattolico in Italia, Roma 1955;
J. Meinvielle, De Lammenais à Maritain, Paris 1956; J.
Rovan, Le catholicisme politique en Allemagne, Paris 1956;
M. Vaussard, Histoire de la Démocratie Chrétienne (France
- Belgique - Italie), Paris 1956; M.P. Fogarty, Christian D e
mocracy in Western Europe, Notre Dame (Washington DC)
1957; L. Ambrosoli, Il primo movimento democrático cri
stiano in Italia, Roma 1958; C. Giovanini, Política e religio-
ne nel pensiero della Lega Democrática N aziom ie (1905-
1915), Roma 1958; G. Quadrotta, Democrazia Cristiana Ita
liana, Roma 1959; J. de Fabrègues, Le Sillon de Marc San-
gnier, Paris 1960; J.B. Duroselle, Początki katolicyzmu spo
łecznego we Francji, Warszawa 1961; R. Webster, Christian
Democracy in Italy, London 1961; J. Stefanowicz, Chrześci
jańska demokracja, Warszawa 1963; L. Bedeschi, I pionieri
della Democrazia C ristiam , Milano 1966; S. Zoppi, Romolo
Murri e la prima Democrazia C ristiam , Firenze 1968; E.A.
Rossi, Dal Partito Popolare alla Democrazia C ristiam , Ro
ma 1969; J. Stefanowicz, Don Murri, Warszawa 1970; K.
107
Grzybowski, B. Sobolewska, Doktryna polityczna i społeczna
papiestwa 1789-1968, Warszawa 1971; La Démocratie Chré
tienne dans le monde. Résolutions et déclarations de organi
sations internationale démocraties chrétiennes de 1947 à
1973, Roma 1973; J. Stefanowicz, W kręgu Marca Sangnie-
ra, Warszawa 1973; G. Andreotti, La Democrazia Cristiana
1943-1948, Roma 1975; Cz. Strzeszewski, Ewolucja katolic
kiej nauki społecznej, Warszawa 1978; Historia katolicyzmu
społecznego w Polsce 1832-1939, Warszawa 1981; R. Calde
ra, Co to je st chrześcijańska demokracja, Warszawa 1990; R.
Buttiglione, Chrześcijanie a demokracja, Lublin 1993.
„DEMOKRATYZACJA KOŚCIOŁA”
109
króla Anglii Kościoła anglikańskiego - i zastąpienia jej przez
wybieralnych pastorów („ministrów”) gminy wyznaniowej.
Konsekwencją tego faktu na obszarach, gdzie utrzymała się
dominacja głównych nurtów „pierwszej” Reformacji, było
albo uzależnienie danego „kościoła” od państwa (luteranizm,
anglikanizm), albo zaprowadzenie rządów „teokratycznej”
oligarchii (kalwinizm), a w antyestablishmentowych nurtach
i sektach radykalnych (jak purytanizm oraz nurty „drugiej”
i „trzeciej” Reformacji) - samoizolacja od społeczeństwa
i pogrążenie się w nastrojach millenarystycznych, sprzyjające
postawom rewolucyjnym.
W świecie katolickim analogiczne do ustroju gmin prote
stanckich i antyhierarchiczne tendencje zaczęły się ujawniać
zrazu w niewielkich, lecz dobrze zorganizowanych i wpły
wowych kręgach intelektualistów należących do nurtu k a
t o l i c y z m u l i b e r a l n e g o , a przekonanych o konieczno
ści co najmniej kompromisu z ideologią rewolucji 1789 roku,
jeśli nie wprost przejścia na jej pozycje. Szczególnym rady
kalizmem wyróżniał się tu ongiś ultramontanin i rojalista,
następnie liberał, a w końcu demokrata i socjalista „chrze
ścijański” oraz odstępca od Kościoła - Felicité-Hugues-René
de Lamennais. Rozprzestrzenianie się „katolikoliberalizmu”
zostało jednak na pewien czas wyhamowane dzięki ogłosze
niu (1864) przez papieża bł. Piusa IX encykliki Quanta cura
wraz z dołączonym do niej Syllabusem potępionych błędów
„nowoczesnej cywilizacji” oraz dzięki wzmocnieniu autory
tetu Głowy Kościoła przez zdefiniowanie na Soborze Waty
kańskim I dogmatu o nieomylności papieża w rzeczach wiary
i moralności.
W zasadzie, wyjąwszy kilku radykałów, takich jak La
mennais czy Sangnier, aż do drugiej połowy XX wieku ega-
litaryści nie ośmielali się kwestionować otwarcie hierar
chicznej natury Kościoła i żądać zaszczepiania demokracji w
110
Nim samym, koncentrując się na walce o zdobycie uznania
Urzędu Nauczycielskiego dla demokracji politycznej i spo
łecznej oraz pogodzenia się z modelem porewolucyjnego
państwa liberalnego, a wycofania poparcia dla państwa kato
lickiego. Zamiar zdemokratyzowania samego Kościoła ujaw
niony został dopiero w wypowiedziach przedstawicieli tzw.
n o w e j t e o l o g i i , kontynuującej i rozwijającej wątki natu-
ralistycznego m o d e r n i z m u , potępionego encykliką św.
Piusa X Pascendi Dominici gregis już w 1907 roku, a mimo
to konspirującego nadal przeciwko Kościołowi. Pochodzący
głównie z Francji (o. Yves Congar OP, o. Marie-Dominique
Chenu OP), krajów niemieckojęzycznych (ks. Hans Kling, o.
Karl Rahner SJ, ks. Johannes Metz) oraz Holandii (o. Edvard
Schillebeeckx OP) „nowi teologowie” tworzyli, zdaniem
wielu obserwatorów, dobrze zorganizowaną „konspirację
nadreńską”. Jako eksperci sprzyjających „nowinkom” prała
tów, zdołaji oni uzyskać nadzwyczajny wpływ na przebieg
i ustalenie treści dokumentów Soboru Watykańskiego II, za
równo tych, które określały stosunek Kościoła do świata
(Gaudium et spes) i nowe pojęcie „wolności religijnej” (D i
gnitatis humanae), jak i samą naturę Kościoła (Lumen gen
tium), wprowadzając do nich szereg ujęć i akcentów otwie
rających drogę zarówno bezwarunkowej akceptacji demokra
cji politycznej, naturalistyczno-rewolucyjnej ideologii praw
człowieka i laickiego państwa liberalnego, jak również de
mokratyzacji Kościoła. Wzorce i kierunek zmian pożądanych
przez promotorów „demokratyzacji” zdradzają wypowiedzi
przyrównujące Vaticanum II do „Rewolucji Francuskiej w
Kościele” (kard. Suenens), a nawet do Rewolucji Październi
kowej, którą Kościół miał przejść „pokojowo” (o. Congar).
Niejedno z tych ujęć przeniknęło również do nowego Kodek
su Prawa Kanonicznego z 1983 i nowego Katechizmu Ko
ścioła Katolickiego z 1992 roku. Nie zadowalają one przy
111
tym najbardziej radykalnych progresistów, żądających, aby z
demokratyzacji Kościoła uczynić proces nieprzerwany i cią
gle „pogłębiany” . Faktycznie zachodzi on w rozmaitych sa
mozwańczych strukturach „oddolnych” Kościołów partyku
larnych, takich jak ruch „My jesteśmy Kościołem” w krajach
niemieckojęzycznych, przybierając w wielu wypadkach po
stać otwartej rebelii w stosunku do hierarchii i jawnego kwe
stionowania fundamentalnych prawd wiary.
„Demokratyzacja Kościoła” jest żądaniem rozumianym
bardzo szeroko, dotyczącym każdego wymiaru i aspektu ist
nienia oraz działania Kościoła, począwszy od zredefiniowa-
nia samych podstaw e k l e z j o l o g i i - przede wszystkim
przez wysunięcie na plan pierwszy pojmowania Kościoła
jako „Ludu Bożego”. Znalazło to także odzwierciedlenia w
strukturze i układzie nowego KPK i KKK, gdzie rozdziały
poświęcone „Ludowi Bożemu” poprzedzają i przesłaniają
definicje hierarchicznego ustroju Kościoła. Co więcej, defini
cja Kościoła jako „Ludu Bożego” poprzedza również defi
niowanie Go jako mistycznego „Ciała Chrystusa” i „Świątyni
Ducha Świętego”, a więc tego, co stanowi o Jego wymiarze
nadprzyrodzonym. Powoduje to niebezpieczeństwo pojmo
wania Kościoła jako wyłącznie ludzkiej struktury, ujmowanej
w perspektywie jedynie s o c j o l o g i c z n e j , pozbawionej
wizji nadprzyrodzonego misterium, a wówczas:
112
Wydobyte ze Starego Testamentu określenie „Lud Boży”
(oznaczające tam Izrael zjednoczony z Bogiem modlitwą
i dochowywaniem wierności) przez przypisanie mu nadmier
nej, pierwszoplanowej, a tym bardziej wyłącznej wagi, może
prowadzić do porzucenia nowotestamentowej wizji Kościoła,
jako communio sancłorum, tj. wszystkich wszczepionych w
Ciało Chrystusowe poprzez chrzest i zjednoczonych pod
władzą Piotra jako wikariusza Chrystusa:
113
s t a n t y z a c j ą ”, a ściślej wręcz upodobnieniem do skraj
nych sekt „independenckich” protestantyzmu - „wolnych
kościołów” chroniących się, zazwyczaj w Ameryce Północ
nej, również przed organizacją kościelną wspólnot „pierw
szej” Reformacji. Inklinacja ku posługiwaniu się terminem
„Lud Boży” jest też dobrze udokumentowaną cechą egalitar
nych i millenarystycznych sekt heretyckich przed Reforma
cją, negujących sakramenty i potrzebę istnienia ich wyświę
conych szafarzy126. Radykalni kontestatorzy Tradycji (w tym
sam największy „guru” neomodemistycznej „nowej teologii”
- K. Rahner) skłonni są rozciągać pojęcie „Ludu Bożego”
także na tych, którzy nie należą „w pełni” do wspólnoty Ko
ścioła katolickiego, a nawet na całą ludzkość:
114
„dają” mu władzę. Podobnie biskup otrzymuje swą władzę,
wraz z sakrą, z góry, nie zaś od diecezjan, a tak samo pro
boszcz od biskupa, a nie od parafian. Tradycja katolicka nie
zna pojęcia „kolegialności” w sensie określenia natury wła
dzy w Kościele, które pojawiło się dopiero w 1951 roku w
wypowiedziach o. Congara. Biskupi, zgromadzeni wokół
papieża, tworzą rzeczywiście „kolegium”, ale jako wspólnotę
zjednoczoną więzami wiary i miłości, jako jedność moralną
osób, lecz nie w znaczeniu jurydycznym. Zgodnie z definicją
Soboru Florenckiego, powtórzoną przez Yaticanum I, a opie
rającą się na oczywistym świadectwie Pisma św., jedynie
Biskupowi Rzymu -
115
Zaaprobowana już w konstytucji Lumen gentium modyfi
kacja pojęcia władzy w Kościele, polegająca na przyznaniu
Kolegium Biskupów (choćby i w łączności z papieżem) tej
samej najwyższej jurysdykcji zwyczajnej i stałej129, przeciw
stawia się de facto orzeczeniom Soboru Watykańskiego I i
encykliki Leona XIII Satis cognitum. W praktyce prowadzi to
do paraliżu władzy zwierzchniej w Kościele, której postano
wienia bywają ignorowane, nawet w wypadkach oczywistego
kwestionowania prawd wiary przez kontestatorów.
Na poziomie Kościołów lokalnych ujemną konsekwencją
„demokratyzacji” jest - nieuzasadniony teologicznie - roz
rost znaczenia Konferencji Episkopatów. Zaprzecza on samej
istocie Kościoła katolickiego, opartego na strukturze episko-
palnej, a nie na „federacji” Kościołów narodowych, jak rów
nież zasadzie, że w każdej diecezji jest tylko jeden nauczyciel
i pasterz wiary, pozostający w łączności z namiestnikiem
Chrystusa i innymi biskupami. Nawet w myśl postanowień
Vaticanum 11 i nowego KPK (kanon 336) żadna Konferencja
Biskupów nie posiada sama z siebie misji nauczania, nie mo
że też występować ważnie w imieniu wszystkich biskupów,
jeśli nie posiada zgody każdego z nich, a jej decyzje i doku
menty przez nią wydawane mogą posiadać tylko takie zna
czenie, jakie nadają im poszczególni biskupi. Paradoksalnie,
postulowane na Soborze wzmocnienie roli i odpowiedzialno
ści biskupów zostało w praktyce przytłumione ekspansywną
dominacją coraz bardziej zbiurokratyzowanych Konferencji
i podległych im sekretariatów oraz innych urzędów specjal
nych. Konferencje te upodabniają się nieuchronnie do świec
kich instytucji demokratycznych i funkcjonują jak parla
menty (z Radami Episkopatów jako ich organami wykonaw
116
czymi), z rotacyjnością i kadencyjnością przewodniczących
(przy zupełnym zaniku znaczenia, sprowadzonej do czysto
symbolicznej pamiątki, godności Prymasa Kościoła lokalne
go), niezliczonymi głosowaniami, a w konsekwencji z wy
tworzeniem się podziałów i „stronnictw” na wzór świeckich
partii politycznych, etatyzacją aparatu obsługującego bieżącą
działalność biur Konferencji, uprzywilejowaniem grup „eks
perckich” i powstaniem lobbies, pojawieniem się czysto
świeckiej troski o „wizerunek medialny” i public relations.
To zainfekowanie Kościołów morbus democraticus potwier
dza dawną intuicję Ch. Maurrasa co do współwystępowania
a n a r c h i i i b i u r o k r a c j i w każdej demokracji, również
religijnej, a zaprzeczenia znamiennej dla tradycyjnego katoli
cyzmu rzymskiego innej parze: dyscyplinie i autonomii130.
Ostatecznie, „demokratyzacja Kościoła” oznacza posta
wienie demokratycznego prawa Liczby ponad prawem Praw
dy; podważa m o n a r c h i c z n ą strukturę władzy w Ko
ściele i zapoznaje pouczenia św. Pawła Apostoła: „nie masz
władzy jak od Boga” {nihil est potestas nisi a Deó), i papieża
św. Leona I Wielkiego: „Lud należy nauczać, a nie iść za
nim” (populus est docendus non seąuendus).
117
1970; J. Ploncard d'Assac, As origens do progressismo cri-
stäo, Lisboa 1974; J. Ploncard d'Assac, L'Église occupée,
Paris 1975, 1983[2]; Codex Iuris Canonici auctoritate Ioan-
nis Pauli PP. I l Promulgatus * Kodeks Prawa Kanonicznego.
Przekład polski zatwierdzony przez Konferencją Episkopatu,
Poznań 1984; Raport o stanie wiary. Z Ks. Kardynałem Jose
phem Ratzingerem rozmawia Vittorio Messori, Kraków -
Warszawa-Struga 1986; Breviarium fidei. Wybór doktrynal
nych wypowiedzi Kościoła, Poznań 1989; E. Voegelin, Lud
Boży, Kraków 1994; Abp M. Lefebvre, Kościół przesiąknięty
modernizmem, Chorzów - Poznań 1995; Ks. M. Poradowski,
Trzydziestolecie Drugiego Soboru Watykańskiego, Wrocław
- Poznań 1996; Abp M. Lefebvre, Oni Jego zdetronizowali.
Od liberalizmu do apostazji. Tragedia soborowa, Warszawa
1997; Leon XIII, Encyklika Satis cognitum, O jedności Ko
ścioła, w; Encykliki Leona XIII, Słupsk 1997, [osobno] War
szawa 2000; Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1998;
B. Wrighton, On Collegiality, „Angelus” April 1998; P. kar
dynał Gasparri, Katechizm katolicki dla osób dorosłych, które
pragną zdobyć pełniejszą znajomość nauki katolickiej, War
szawa 1999; T. Grzybowski, „Duch kolegialny” a hierar
chiczny ustrój Kościoła, „Zawsze Wierni” 27(1999); Ks. H.
Seweryniak, Święty Kościół powszedni, Warszawa 1999; D.
von Hildebrand, Koń trojański w mieście Boga, Warszawa
2000; D. von Hildebrand, Spustoszona winnica, Warszawa
2000; T. Molnar, Religia, Kościół, nowoczesność, „Arcana”
2001 nr 37(1); T. Molnar, Pałac, Kościół i społeczeństwo
cywilne, „Fronda” 25/26(2001); R.M. Wiltgen SVD, Ren
wpada do Tybru. Historia Soboru Watykańskiego II, Poznań
2001.
118
DEMOLATRIA, CZYLI KULT DEMOKRACJI
131 S. Dzierzgowski, Król źródłem władzy, „Pro Fide Rege et Lege” 1928,
nr 3, s. 52.
132 A. de Tocqueville, Wspomnienia, Wrocław 1987, s. 147.
133 Tamże, s. 214.
119
Przekonanie o destrukcyjności sączenia w społeczeństwo
„trucizny demokratycznej” (morbus democraticusm ) żywio
ne jest natomiast przez bezkompromisowych wrogów demo
kracji, wedle których - jak Charlesa Maurrasa - „demokracja
jest złem, demokracja to śmierć” {la démocratie est mal, la
démocratie est la mort), albowiem:
120
chrystianizowanego świata. Również ci obrońcy demokracji,
którzy usiłują zbudować odpowiadającą wymogom krytycz
nego myślenia jej teorię, dają wyraz trudnościom będącym
prostym następstwem faktu, że kult „dwulicowego bożka —
współczesnego Lelum-Polelum” (demokracja - prawa czfo-
wieka) opiera się na poznaniu typu eikasia (iluzji), obrażają
cym rozum137. Sam „guru” demoliberalizmu - Kelsen, nie
waha się przyznać, że fundament demokracji składa się z
samych f i k c j i :
121
Sartori z kolei przyznaje, że w „erze zamętu” demokracja
stała się:
122
To jest istotny sens tego systemu politycznego, który zwiemy
demokracją, i który tylko dlatego mamy prawo przeciwstawiać
absolutyzmowi, że jest wyrazem politycznego relatywizmu143.
123
Nie tylko nie przywiązuje serc obywateli do państwa, lecz od
rywa je od wszystkich rzeczy ziemskich. Nie znam nic bardziej
przeciwnego duchowi społecznemu. (...)
Chrystianizm jest religią na wskroś duchową, zajętą wyłącznie
sprawami niebios; ojczyzna chrześcijanina nie jest z tego świata.
Wykonuje on wprawdzie swą powinność, lecz wykonuje z głęboką
obojętnością na powodzenie lub na niepowodzenie swych wysił
ków 146.
124
gijne, lecz jako przekonania socjalne, bez których niepodobna być
dobrym obywatelem i wiernym poddanym148.
125
wanego”, sentymentalnego i bezkonfesyjnego chrześcijań
stwa, choć takie chrześcijaństwo - przemilczające dogmat
extra Ecclesia nulla est salus - jeszcze toleruje. Jej „dogmaty
pozytywne” wcale nie są „proste i nieliczne”, jak pragnął
Rousseau, lecz nieustannie komplikują się i rozbudowują,
ogarniając także coraz to nowe obiekty ich obowiązywalności
(na przykład „równouprawnienie orientacji seksualnych”).
Żelaznym punktem pozostaje natomiast „dogmat negatywny”
nietolerancji. O r g i a s t y c z n y charakter kultu demokra
cji przeczuł zresztą w swojej wizji Ciemnych Wieków Demo
kracji wybitny pisarz amerykański Herman Melville:
126
(theologia civilis), można orzec, że sam jej postulat nie im
plikuje koniecznie jednego wzorca realizacji.
Może ona bowiem przejawiać się co najmniej w dwojaki
sposób:
a) występować jedynie w funkcji sformalizowanego (zry-
tualizowanego) kultu publicznego, bez zgłaszania roszczenia
do bycia „religią prawdziwą” (religio vera), w którą należy
szczerze i koniecznie wierzyć - tak, jak w Rzymie imperial
nym, gdzie kultu „boskich” cezarów nie traktowali poważnie
nawet sami zainteresowani, a jego cel był czysto polityczny:
zapewnienie spoistości uniwersalnego i „wielokulturowego”
imperium oraz Pax Romana',
lub przeciwnie -
b) do pozycji takiej aspirować, dążąc do utożsamienia tłte
ologia civilis z tym, co było nazywane i uchodziło za sferę
kompetencji (tj. orzekania o prawdzie) theologia naturalis,
będącej w kulturze religijnej antyku domeną poszukiwań
filozofów151. __
Rozróżnienie powyższe, acz teoretycznie zasadne, w
praktyce zachowywało ważność jedynie dopóty, dopóki dwie
zasadnicze odmiany demokracji - totalitarna i liberalna, uj
mowane również jako „lewica” i „prawica” z s e k u l a r y -
z o w a n e g o g n o s t y c y z m u 152 - pozostawały ze sobą, w
okresie „zimnej wojny”, we wzajemnie nienawistnym zwar
ciu. Z chwilą jednak, gdy na placu boju pozostała jedynie
zwycięska „gnostycka prawica” (tj. demokracja liberalna),
straciły uzasadnienie samoograniczające ją (w okresie zagro
żenia atakiem „gnostyckiej lewicy”) hamulce. Pojawiło się w
niej za to dążenie do zniszczenia tolerowanych dotąd we wła
127
snym łonie pierwiastków niegnostyckich (tj. przed- i niede
mokratycznych), a tym samym - proklamowanie i egzekwo
wanie od wszystkich wymogu traktowania demokratycznej
theologia civilis także jako religio vera. Przejawem tej ten
dencji jest pasja, o znamionach obsesji, do „monitorowania”
- zarówno przez rządy państw demokratycznych, jak struktu
ry ponadpaństwowe, a nawet przez samozwańcze inicjatywy
prywatne - wszystkich innych państw i reżimów pod kątem
drobiazgowo analizowanego stopnia ich „demokratyczności”.
Znamienny dla podszywającego demokratów s t r a c h u
0 trwałość demokracji jest również postulat153 poddawania
wojskowych nieustannej indoktrynacji demokratycznej.
To przykrawanie wszystkich i wszystkiego do „prokru-
stowego łoża” demokracji jest oczywistym dowodem d e
m o k r a t y c z n e j p y c h y (hybris), nieznanej żadnemu
innemu historycznemu ustrojowi. W przeszłości było rzeczą
nie do pomyślenia, aby na przykład monarchie odmawiały
prawowitości suwerennym republikom, albo jedna monarchia
domagała się od innych, by te upodobniły się do spełnianych
przez nią „standardów” jedynowładztwa. W nowoczesnej
demokracji liberalnej tego rodzaju pluralizm jest wykluczony
1 daje powód do oskarżenia o łamanie demokratycznych
„standardów” i praw człowieka. Każdy rząd, który nie może
wykazać się demokratycznym typem legitymizacji, jest ex
definitione nieprawowity i potępiony przez demokratyczne
ius gentium. Otwarcie zostało sformułowane nawet (w po
tocznym określeniu „doktryny Albright”, przez uderzającą
analogię do „doktryny Breżniewa”, uzasadniającej podobne
roszczenie demokracji totalitarnej) „prawo” rządów demo-
128
kratycznych154 do zbrojnej interwencji w „obronie demokra
cji”, wymierzonej w rządy i społeczeństwa uznane za niede
mokratyczne. Bożek Demosu jest „bogiem zazdrosnym”,
dlatego „najważniejszą prawdą naszych czasów” jest stwier
dzenie, iż:
154 W praktyce: dem okratycznego p aństw ą-hegem ona, tj. Stanów Z jed n o
czonych.
155 J. Z adencki, Wobec despotyzmu wolności, K raków 1995, s. 173.
156 N . G ôm ez D âvila, Na straconym posterunku, „Stańczyk” 1996, nr 1, s.
5 6-57.
129
W rzeczy samej, (świecki) teolog wiemy tradycyjnej na
uce Kościoła (Michael Davies), ukoronowanej encykliką pa
pieża Piusa XI Quas Primas o Społecznym Królowaniu
Chrystusa, potwierdza spostrzeżenie, iż teza o pochodzeniu
władzy od ludu i spoczywaniu władzy w woli większości jest
bałwochwalczym oddawaniem czci
130
„Dyskusje o demokracjiargumenty za i przeciw; intelektualnie
bezwartościowe, ponieważ nie wiemy; o czym mówimy”. Precyzyjna i błys
kotliwa analiza demokracji dokonana przez Jacka Bartyzela sprawia, iż po
wyższe spostrzeżenie Bertranda de Jouvenela nie musi już dłużej być
prawdziwe - modny termin „demokracja” przestaje być wieloznacznym
i nieostrym „słowem-pułapką” - źródłem semantycznego zamętu, a rzeczy
wista debata o problemach ustrojowych staje się możliwa.