You are on page 1of 7

1.

Umiejętność połączenia autora z wierszem oraz rozpoznania najpopularniejszych


fragmentów utworów:

Jana Kochanowskiego:
Na lipę Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Fraszk Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
a Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep najpłodniejszy w hesperyskim sadzie.

Na zdrowie Ślachetne zdrowie,


Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie Dobre są, ale —
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!

Na dom w Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;


Czarnolesie Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Tren Tren V Jako oliwka mała pod wysokim sadem
Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim szladem,
Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,
Sama tylko dopiro szczupłym prątkiem wschodząc;
Tę, jesli ostre ciernie lub rodne pokrzywy
Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy,
Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej,
Upada przed nogami matki ulubionej.
Takci sie mej namilszej Orszuli dostało:
Przed oczyma rodziców swoich rostąc, mało
Od ziemie sie co wznióswszy, duchem zaraźliwym
Srogiej śmierci otchniona, rodzicom troskliwym
U nóg martwa upadła. O zła Persefono,
Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?
Tren VII Nieszczesne ochędóstwo, żałosne ubiory
Mojej namilszej cory,
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie?
Żalu mi przydajecie.
Już ona członeczków swych wami nie odzieje,
Nie masz, nie masz nadzieje.
Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany.
Już letniczek pisany
I uploteczki wniwecz, i paski złocone -
Matczyne dary płone.
Nie do takiej łóżnice, moja dziewko droga,
Miała cię mać uboga
Doprowadzić, nie takąć dać obiecowała
Wyprawę, jakąć dała.
Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę,
Ociec ziemie bryłeczkę
W główki włożył. Niestetyż, i posag i ona
W jednej skrzynce zamkniona.
Tren VIII Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknienim swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,
Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.
Nie dopuściłaś nigdy matce sie frasować
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,
To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,
Nie masz zabawki, nie masz rośmiać sie nikomu.
Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.
Adama Mickiewicza: Adama Mickiewicza:
Niepewność Śmierć Pułkownika
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie W głuchéj puszczy, przed chatką leśnika,
płaczę, Rota strzelców stanęła zielona;
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę; A u wrót stoi straż Pułkownika,
Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Tam w izdebce Pułkownik ich kona.
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam; Z wiosek zbiegły się tłumy wieśniacze:
I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Wódz to był wiélkiej mocy i sławy,
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie? Kiedy po nim lud prosty tak płacze
I o zdrowie tak pyta ciekawy.
Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale, Kazał konia Pułkownik kulbaczyć,
Abym przed tobą szedł wylewać żale; Konia w każdéj sławnego potrzebie;
Idąc bez celu, nie pilnując drogi, Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć,
Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi; Kazał przywieść do izby — do siebie.
I wchodząc sobie powtarzam pytanie: Kazał przynieść swój mundur strzelecki,
Co mnie tu wiodło? przyjaźń czy kochanie? Swój kordelas i pas i ładunki;
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu Stary żołnierz, — on chce, jak Czarniecki,
W myśli twojego odnowić obrazu; Umierając, swe żegnać rynsztunki.
Jednakże nieraz czuję mimo chęci, A gdy konia już z izby wywiedli,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci. Potém do niéj wszedł ksiądz z Panem
I znowu sobie zadaję pytanie: Bogiem; 
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie? I żołnierze od żalu pobledli,
A lud modlił się klęcząc przed progiem.
Dla twego zdrowia życia bym nie skąpił, Nawet starzy Kościuszki żołnierze,
Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił; Tyle krwi swéj i cudzéj wylali,
Choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem, Łzy ni jednéj — a teraz płakali,
Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem. I mówili z księżami pacierze.
I znowu sobie zadaję pytanie: Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy;
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie? Już przed chatą nie było żołnierza,
Bo już Moskal był w téj okolicy.
Kiedy położysz rękę na me dłonie, Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza.
Luba mię jakaś spokojność owionie, Na pastuszym tapczanie on leży —
Zda się, że lekkim snem zakończę życie; W ręku krzyż, w głowach siodło i burka,
Lecz mnie przebudza żywsze serca bicie, A u boku kordelas, dwururka. 
Które mi głośno zadaje pytanie: Lecz ten wódz, choć w żołnierskiéj odzieży,
Czy to jest przyjaźń? czyli też kochanie? Jakie piękne dziewicze ma lica?
Kiedym dla ciebie tę piosenkę składał, Jaką pierś? — Ach, to była dziewica,
Wieszczy duch mymi ustami nie władał; To Litwinka, dziewica–bohater,
Pełen zdziwienia, sam się nie postrzegłem, Wódz Powstańców — Emilija Plater!
Skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem;
I zapisałem na końcu pytanie:
Co mię natchnęło? przyjaźń czy kochanie?
Cypriana Norwida: Bolesława Leśmiana:
Moja piosnka II Urszula Kochanowska

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam


Podnoszą z ziemi przez uszanowanie pustkowie,
Dla darów nieba, Bóg długo patrzał na mnie i głaskał po
Tęskno mi, Panie. głowie.
— „Zbliż się do mnie, Urszulo! Poglądasz,
* jak żywa…
Zrobię dla cię, co zechcesz, byś była
Do kraju tego, gdzie winą jest dużą szczęśliwa”.
Popsować gniazdo na gruszy bocianie, — „Zrób tak, Boże — szepnęłam — by w
Bo wszystkim służą, nieb Twoich krasie
Wszystko było tak samo, jak tam — w
Tęskno mi, Panie.
Czarnolasie!” —
* I umilkłam zlękniona i oczy unoszę,
By zbadać, czy się gniewa, że Go o to
Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony proszę?
Są jak odwieczne Chrystusa wyznanie: Uśmiechnął się i skinął — i wnet z Bożej
„Bądź pochwalony!” łaski
Tęskno mi, Panie. Powstał dom kubek w kubek, jak nasz —
Czarnolaski.
* I sprzęty i donice rozkwitłego ziela
Tak podobne, aż oczom straszno od
Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej, wesela!
Której, już nie wiem, gdzie leży mieszkanie, I rzekł: „Oto są — sprzęty, a oto — donice.
Równie niewinnej… Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni
Tęskno mi, Panie. rodzice!
I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w
* niebie,
Do beztęsknoty i do bezmyślenia, Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić
ciebie!”
Do tych, co mają tak za tak, nie za nie 
I odszedł, a ja zaraz krzątam się, jak mogę,
Bez światłocienia, —
Tęskno mi, Panie. Więc nakrywam do stołu, omiatam podłogę
* —
I w suknię najróżowszą ciało przyoblekam
Tęskno mi ówdzie, gdzie któż o mnie stoi? I sen wieczny odpędzam — i czuwam — i
I tak być musi, choć się tak nie stanie czekam…
Przyjaźni mojej! Już świt pierwszą roznietą złoci się po
ścianie,
Tęskno mi, Panie.
Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi
pukanie…
Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie
dzwoni!
Serce w piersi zamiera… Nie!… To — Bóg,
nie oni!…
Kazimierza Wierzyńskiego: Zbigniewa Herberta:
Zielono mam w głowie Pan od przyrody

Nie mogę przypomnieć sobie


Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
na klombach mych myśli sadzone za młodu jego twarzy
Pod słońcem co dało mi duszę błękitną
i które mi świeci bez trosk i zachodu. stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem
Rozdaję wokoło mój uśmiech, bukiety złoty łańcuszek
rozdaję wokoło i jestem radosną popielaty surdut
wichurą zachwytu i szczęścia poety i chudą szyję
co zamiast człowiekiem powinien być do której przyszpilony był
nieżywy krawat
wiosną!
on pierwszy pokazał nam
nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy

on nas wprowadził
przez złoty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka

on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz

z jego namowy
w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem
gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło

w drugim roku wojny


zabili pana od przyrody
łobuzy od historii

jeśli poszedł do nieba –


może chodzi teraz
na długich promieniach
odzianych w szare pończochy
z ogromną siatką
i zieloną skrzynką
wesoło dyndającą z tyłu

ale jeśli nie poszedł do góry –

kiedy na leśnej ścieżce


spotykam żuka który gramoli się
na kopiec piasku
podchodzę
szastam nogami
i mówię:
– dzień dobry panie profesorze
pozwoli pan że mu pomogę –
przenoszę go delikatnie
i długo za nim patrzę
aż ginie
w ciemnym pokoju profesorskim
na końcu korytarza liści

Wisława Szymborska: Adam Zagajewski:


Nic dwa razy Walizka.

Nic dwa razy się nie zdarza


i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli


najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,


nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię


ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,


odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,


z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, wpółobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
2. Znajomość biografii poetów:
Jan Kochanowski (XVI),
Adam Mickiewicz (XIX ),
Cyprian Kamil Norwid (XIX),
Zbigniew Herbert (XX),
Wisława Szymborska XX ( notatki z lekcji).

3. Umiejętność logicznego zdefiniowania oraz rozpoznania w teście


wiersza następujących środków stylistycznych (poetyckich):
epitet,
porównanie,
przenośnia (metafora),
ożywienie(animizacja),
uosobienie(personifikacja),
apostrofa,
anafora,
paradoks,
pytanie retoryczne,
przerzutnia,
archaizm,
neologizm;
zdrobnienie,
hiperbola;
umiejętność rozpoznania i nazwania rymów (dokładnych/niedokładnych;
męskich/ żeńskich; sąsiadujących, przeplatanych, okalających);
umiejętność rozpoznania liryki bezpośredniej i pośredniej;
SŁOWNICZEK  podr. 351

4. Znajomość pojęć i gatunków zaliczanych do liryki:


fraszka,
tren;
podmiot liryczny;
wiersz stroficzny,
wiersz wolny,
wiersz biały.

5. Umiejętność analizy (budowa) i interpretacji (treść - sens, znaczenie)


wybranego utworu poetyckiego.

You might also like