Professional Documents
Culture Documents
Pierwsza Wyprawa: A4Questgame Thistroy - PL
Pierwsza Wyprawa: A4Questgame Thistroy - PL
-1 -1
-1 -1
S1/02/01 S1/02/02
2 2
6 -1 +3
+1 +2
S1/02/03 S1/02/04
2 2
8 +3 +4
+3
S1/02/05 S1/02/06
2
+5
10 10
.
6 PZ 5 5
S1/02/07 S1/02/08
1 1-2 1-2
2-4 3-4 3-5 1 3
5 3-5 6 3 3
6 4-6 7 3 5
5-6 8 5 3
1 - 6-9 2 4 9 5 5 -
2 -1 7-9 10+ 8 8 - 3
3 8
4 / 9 PIERWSZA
5 WYPRAWA
.
6 zrodlo- zycia
-
0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
0 1 2 3 0 1 2 3 4 0 1 2 3 4 5
/ / / / / / ( +2)
WALKA Z BOSSEM (Dotyczy drugiego scenariusza „Źródło życia”) - zdobywasz 1 sztukę jedzenia - przerzuć 1 aktywną kość bohatera
Walka z bossem wygląda jak w pierwszej przygodzie (sprawdź w instrukcji
ogólnej) za wyjątkiem: - zdobywasz 1 pkt życia - odzyskaj wykorzystaną kości
walka trwa tylko 2 fazy bohatera. Przerzuć ją i przenieś do
przed rozpoczęciem każdej fazy potwór pożera jedną z Twoich kości - - zdobywasz 1 pkt doświadczenia swojej strefy z aktywnymi kośćmi
odrzuć swoją aktywną kość bohatera z najwyższym wynikiem. Jeśli nie bohatera.
- zdobywasz 1 kryształ
posiadasz aktywnej kości tracisz 1 punkt życia za brak kości, którą boss może zjeść. - odzyskaj wykorzystaną kość
- zdobywasz 1 pkt obrony bohatera. Ustaw ją dowolnym
wynikiem.
- zdobywasz 1 pkt ataku
( na kostce,
+2) żeby
- dodaj 2 do wyniku
X - walcz przeciwnikiem skorzystać
z modyfikatorem X z ATAKU Z DYSTANSU
WYPRAWA
postać o 1 pole do przodu
.
zrodlo- zycia
-
S1/02
A4QuestGame thistroy.pl
.
- ZYCIA!
ZRODLO Borszczur natychmiast przesunął się na bok i wymierzywszy dźgadło w kierunku Korsys,
-
wrzasnął:
Czyli opowieść o łuczniczce pewnej, odważnej i dość siebie pewnej, – Atak!
co ją często bolało i w knieję straszliwą do źródełka pognało. Krzaczor natychmiast wykonał polecenie i skoczył przed siebie, wprost na Korsys. Ta wrzasnę-
Piotr Ferens ła, trochę z zaskoczenia, trochę z przestrachu. Okrzyk nie zabrzmiał zbyt bojowo. Zapewne
dlatego też, napastnik machnąwszy gałęziastymi odnóżami uderzył łuczniczkę prosto w
Korsys Mroczna zamarła nagle w pół kroku i jeła uważnie nasłuchiwać. Jako wytrawna pierś. Korsys poleciała do tyłu i walnąwszy plecami o obelisk, pacnęła tylną częścią ciała
łuczniczka, ćwicząca słuch w rozpoznawaniu różnych rodzajów napinanych cięciw, doskonale prosto w sadzawkę.
wyłapywała wszelkie tonowe niuanse. Odkąd parę godzin temu zagłębiła się w las Siwego Błyskawicznie stanęła na nogi, otrząsnęła się i nałożyła strzałę na cięciwę, po czym posłała ją
Próchniaka nie opuszczało jej dziwne wrażenie, iż ktoś ją śledzi. Owszem mogła to być w kierunku nacierającego Krzaczora. Strzała jednak tylko świsnęła pomiędzy jego liśćmi nie
sprawka fobii, bo Korsys tyle razy była śledzona, że nawet kiedy nikt jej nie śledził, to nadal czyniąc szkody.
czuła się śledzona. Tymczasem, z kniei wprost na polanę wypadł Drzewiak w całej swej okazałości. Stąpał w
W tym właśnie momencie, jej bystry wzrok wyłapał pewne poruszenie w gęstym listowiu. pośpiechu i hałaśliwie. Idąc wbijał pniakowate stopy w ziemię zostawiając w niej głębokie
Coś jakby ruch drzewa. I to nie gałęzi, ale całego pnia! Cofnęła się i z uwagą bliżej przyjrzała odciski. Idąc, pomrukiwał i chrząkał, co dało się słyszeć jako stłumione dudnienie. Jego
rozłożystemu klonowi. Mimo dokładnej analizy nie odkryła niczego niezwykłego. Postukała muskularne ramiona, pokryte były licznymi wypustkami oraz mchowym nalotem.
w pień, ale nic się nie stało. – Czego tu szukasz!? – zagrzmiał basowym głosem Drzewiak stając u brzegu źródła.
Ruszyła więc dalej, lecz owo niepokojące odczucie wcale nie zmalało. Wręcz przeciwnie! Rosło – Właśnie! Czego!? – zawtórował mu Krzaczor.
w siłę, wzmacniało się i pęczniało jak budujące wewnątrz ciała beknięcie, które prędzej czy – Ale, że kto!? Ja!? – łuczniczka udał godne podziwu zadziwienie.
później trzeba wypuścić. Stawało się to z minuty na minutę coraz bardziej nieznośne. Wciąż i – A KTO! – huknął na nią Drzewiak. – Pałętasz się po lesie. Po co pytam!
wciąż coraz dokuczliwiej dręcząc świadomość łuczniczki, która z tego powodu zaczęła już ner- – Posłuchajcie… eee… może wyciszmy emocje, dobra? – zaproponowała Korsys chcąc
wowo przełykać ślinę. Co prawda ostrzegano ją, że las żyje, że las obserwuje, że las podąża nieco zyskać na czasie.
za wędrowcem, ale sądziła, że to tylko takie gadanie. Teraz, skłonna była uznać, iż być może
– Emocje? Co to są emocje? – Drzewiak spojrzał na Krzaczora, który jedynie wzruszył gałęzio-
jednak nie do końca.
watymi ramionami i mruknął:
Mimo wszystko, bez względu na okoliczności, zamierzała dopiąć celu swojej podróży. Wszak
– Mnie się pytasz?
nie bez istotnej przyczyny zapuściła się w te leśne ostępy. Ryzykowała niemało, ale powód
– Co to są emocje?! – zapytał napastliwie Drzewiak.
jaki nią kierował, był nader ważki. Zamierzała odnaleźć, ukryte gdzieś tutaj legendarne
źródło życia. Z tego co się dowiedziała, dzięki raptem kilku kroplom jego wód, mógła pozbyć – Eee… nooo emocje to takie… – łuczniczka zawahała się. – Jakby to powiedzieć…
się w końcu Klątwy Tkliwego Jelitka, na którą cierpiała od dzieciństwa. Kiedy tylko o tym – Mów bo cię gruchnę prosto w ten chudy łeb – zagroził.
pomyślała, jej system trawienny zabulgotał ostrzegawczo, a Korsys skrzywiła się. Nigdy nie – To są właśnie emocje.
miała pewności, kiedy ta uciążliwa przypadłość ją zaatakuje. Spowodowało to, iż żywiła się – Co? Walnięcie w łeb?
głównie sucharami, które popijała wodą. Wpłynęło to dość radykalnie na jej wygląd; – Też, ale…
z zaokrąglonej rumianej dziewki, stała się chudym patykiem. Nagle Korsys olśniło jak może się obronić. Złapała strzałę, nałożyła na cięciwę, jednocześnie
Zmierzchało z wolna i chłód jął wkradać się w leśne ostępy. Korsys poprawiła umieszczony przekręcając końcówkę jej trzonu aktywując zmyślny mechanizm. Grot zapłonął jasnym pło-
na plecach świstołuk i kołczan pełen strzał o grotach z podwójnymi ostrzami. Postanowiła mieniem, a Korsys niezwłocznie skierowała ostrze w grupkę przeciwników, kolejno mierząc w
poszukać miejsca na noc. Była już zmęczona i głodna. Rozpali niewielkie ognisko, coś zje i każdego z nich. Strzała tańczyła lekko, przesuwając się z jednej postaci na drugą.
pójdzie spać. – I co leśne dupki? Może teraz sobie pokrzyczycie, co!?
Niedługo potem siedziała pod rozłożystym dębem, a płomyki oblizywały gałązki i wesoło Ogień był najgroźniejszym wrogiem lasu i każdy ze stojących wiedział jaki czeka go koniec,
trzaskały, rzucając wokół złotawe poblaski. Cienie wysokich drzew skakały jakby próbowały jeżeli dosięgnie go płonąca strzała.
ugryźć ogień. Łuczniczka uszczupliła nieco prowiantowe zapasy i zorientowała się, że o dziwo, – Ahem – chrząknął borszczur. – Chyba nie spalisz całego lasu, co?
niemal ciągła niedyspozycyjność przewodu pokarmowego jakby nieco zmalała. Przymknęła
– Nie wiem. Może. Jestem wysoce nieobliczalna – poczuła jak jej jelita znów poczynają lekko
oczy i powoli zaczęła pogrążać się we śnie.
dokazywać. Nieco pobladła, ale wytrzymała.
Ruszyła skoro świt i szła cały dzień. Z wolna zaczynała już tracić nadzieję na odnalezienie
– My po prostu chcemy wiedzieć co tutaj robisz – zadudnił Drzewiak.
źródła, czy choćby jakiejkolwiek wskazówki o nim, kiedy to wlazła na, otoczoną drzewami, po-
lankę która w całości porośnięta była trawą i kolorowymi kwiatami. Jej uwagę przykuł wysoki – Dobra – Korsys pokrótce wyjaśniła cel swojej wizyty, a kiedy skończyła, cała trójka zaczęła
kamienny obelisk opleciony po części pnącym się bluszczem, a tu i ówdzie obłożony miękkim chichotać.
mchem. Podeszła bliżej. Na jej powierzchni dojrzała obce jej znaki. Z pewnością zostały wyryte – Co jest?
bardzo dawno temu. Poniżej, niewielka sadzawka błyszczała mętną wodą w żywych promie- – Ty tępa dziewko! – huknął na niego Drzewiak. – To las jest źródłem. LAAAS!
niach słońca. Kucnęła i zanurzyła dłoń w wodzie, w której widać było niebieskie niebo. – Właśnie – zawtórował mu Krzaczor.
Dokładnie w tym samym momencie, ktoś stanął za jej plecami. Odbicie dziwnej sylwetki za- – Las? Jak to las? A to? – wskazał na źródło.
falowało w zmąconej tafli. Sprawiało to wrażenie jakby ten ktoś chciał ją połknąć. Łuczniczka – A to!? A to jest sadzawka pod obeliskiem – wyjaśnił niezwykle uprzejmym tonem
wstała powoli i odwróciła się. borszczur.
Metr przed nią stało stworzonko, które rozpoznała z niegdyś oglądanych rycin jako borszczu- – Doprawdy?
ra. Istota ta, swoim wyglądem przypominała upakowaną w zbyt przyciasne ciałko, napęcz-
niałą wiewiórkę. Był niziutki, raptem z metra cięty, miał złe spojrzenie, władczo zadarty ryjek
i mocno zaciśnięcie szczęki. Spomiędzy warg od czasu do czasu dobywała się krągła bańka
KONIEC
powietrza uwięziona w otulinie galaretowatej śliny. W sprawnej łapce, borszczur dziarsko
trzymał mini-dźgadło złożone z krzywego drzewca i prymitywnie ociosanego kamienia
przymocowanego poszarpanym sznurkiem. Oczy w kształcie nad wyraz kolistym, nadawały
mu wyraz mocno sprzeczny z pozostałą sylwetką; jakby twarz zdziwionego oseska wciśnięto
prosto w szczurzy pysk. Po chwili dołączył do niego kolejny stwór. Poruszał się w dziwny
sposób; cały korpus balansował na gałęziowatych odnóżach, które gięły się niepomiernie
przy każdym kroku. Szczupły długi ni to pysk, ni to twarz, zakończony był niezwykle ostro,
dwoma podłużnymi kreskami nosowych otworów. Małe oczka kryły się powyżej, pośród
drobnych zielonych listków. Zwinne i niezwykle długie palce nieustannie się poruszały. Korsys
natychmiast rozpoznała w tej postaci Krzaczora – niezwykle szybkiego i bardzo niebezpiecz-
nego osobnika.
Obaj uważnie ją obserwowali i nie był to bynajmniej wzrok o przyjacielskim wyrazie.
– Tylko spokojnie – powiedziała półszeptem Korsys, jednocześnie starając się niezauważenie
sięgnąć po łuk.