You are on page 1of 252

Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.

htm

YSZARD WIĘTEK

ODOWA ŚCIANA
EKRETY POLITYKI ÓZEFA
IŁSUDSKIEGO

KRAKÓW

1998

1 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

2 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Spis treści

WPROWADZENIE

Problematyka badawcza

Rola agentury wpływu w działaniach służb specjalnych

Sprawy japońskie w źródłach i literaturze naukowej

Dokumentacja współpracy z wywiadem austriackim i jej odbicie w historiografii

Problem kontaktów wywiadowczych polsko-niemieckich w badaniach naukowych

Rozdział I

ORGANIZACJA "W IECZORU"

Z genezy myśli politycznej PPS

Długi cień konfliktu japońsko-rosyjskiego na Dalekim Wschodzie

3 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Szukanie możliwości kontaktów

Nowe plany i dalekie podróże

Tokijskie rozmowy

Rozdział II

W OGNIU ZBROJNEJ REWOLUCJI 1905 ROKU

O pieniądze i broń dla PPS

Sprawy polskie w działaniach wywiadu Japońskiego w okresie rewolucji w Rosji w 1905

Koniec wojny i zamknięcie współpracy

Rozdział III

OPERACJA "KONFIDENT

Rewolucyjne rozczarowania

Wywiad wojskowy Austro-Węgier

Pierwsze kontakty w Przemyślu

Ochrona wywiadowcza interesów Rosji

Przygotowania wojenne w Sztabie Generalnym w Wiedniu

Lwowski ślad

Wielka gra Maximiliana Ronge

Rozdział IV

KONSPIRACJA W KONSPIRACJI

Tworzenie podstaw nowoczesnego wywiadu Austro-Węgier przeciwko Rosji

O formułę niepodległości dla ruchu polskiego

Włączenie organizacji "Konfident 'R' " do systemu operacyjnego Biura Ewidencyjnego w Wiedniu

Agentura "Wolfa" rosyjskiej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów .. 537

Zadania wydzielonych agentur w ramach wojennej koncentracji wywiadu Austro-Węgier przeciwko Rosji

Niemieckie plany zrewolucjonizowania Rosji

Rozdział V

NA KRAKOWSKIM SZLAKU

Plany powstańcze w Królestwie Polskim

Puste rubryki sprawozdań - kłopoty z ewidencją "Konfidenta 'R' "

W tajnej służbie Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie

4 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Umowy wywiadowcze w przededniu wojny

Rozdział VI

W OJNA

Kampania strzelecka

Nieudana próba nawiązania bezpośredniego kontaktu z wywiadem niemieckim za parawanem Polskiej


Organizacji Narodowej

Ostatni akord - Oddział Wywiadowczy I Brygady Legionów Polskich

Dylematy rzeczywistości okupacyjnej

ZAMKNIĘCIE

Próba bilansu

Gra toczy się dalej

Wprowadzenie

...Historia bez źródeł dla niej, sumiennie i krytycznie zbadanych i z innymi źródłami zestawionych, jest po
prostu bajką.

Józef Piłsudski

Problematyka badawcza

Józef Piłsudski, w okresie walki o niepodległość, współpracował z wywiadem japońskim, austriackim i


niemieckim. Został wpisany w scenariusz jednego z ogniw różnych sieci wywiadowczych. Zagadnienie to jest
niezwykle trudne do opisania i zdefiniowania. Kwestii powiązań wywiadowczych Piłsudskiego rozstrzygnąć
jednoznacznie się nie da, prawda jest złożona. Jednostronne oceny, formowane w zależności od punktu
widzenia - interesów obcych służb wywiadu albo ruchu polskiego, nie oddają istoty problemu. Piłsudski działał na
styku dwóch rzeczywistości, politycznej i wywiadowczej, gdzie niełatwo jest uchwycić właściwy obraz przeszłości.
Zawsze w takich wypadkach są tajemnice, o których nie dowiemy się nigdy. Współpraca wywiadowcza
Piłsudskiego miała swoje obiektywne uwarunkowania. To, że wiązał się z wywiadami obcych państw, wynikało z
konieczności politycznych, w jakich się znalazł. Cele nadrzędne tych kontaktów określały mu zewnętrzne
zależności rozwoju ruchu niepodległościowego i granice niezbędnego kompromisu dla praktycznej realizacji
zadań politycznych. Inaczej widzieli tę sprawę przedstawiciele służb specjalnych. Wchodzili z nim w układy dla
osiągnięcia własnych korzyści, będąc w zgodzie z wszelkimi kanonami służby wywiadu.

Historycy stawali bezradni wobec tego zagadnienia. "Sprawa kontaktów Komendanta i Z[wiązku] W[alki]
C[zynnej] z austriackim wywiadem K[undschafts-]Stelle - pisał o swoich rozterkach Władysław Pobóg-
Malinowski w liście z 18-20 XII 1961 r. do Kazimierza Sosnkowskiego. - Z tym mam istną rozpacz! ... Ci, co w
swoim czasie mogliby to wyjaśnić, utrwalić, przekazać potomności, uważali to za największą tajemnicę i nie
zostawili nic! ... Komendant tu i tam wspomina o tym, ale jak najbardziej mimochodem, jak najbardziej
ogólnikowo. Uważano to - skoro Komendant nie mówi - za tabu, za jakiś 'wstydliwy zakątek'. Ale jakiż tu 'wstyd'?

5 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Przecież jasną było rzeczą, że Austriacy nie mogli tolerować ZWC i Zw[iązkul Strzeleckiego] tylko dla 'pięknych
oczu'; przecież jasną było rzeczą, że wiążą z tym jakieś swoje rachuby-nadzieje, że chcą to po swojemu, dla
siebie wyzyskać. Gdzież tu i jaki powód do 'wstydu'? Miałem w swoim czasie i mam dotąd mnóstwo zmartwień z
podróżą tokijską Komendanta w 1904 r. O sprawie tej, współpracy z wywiadem japońskim, wiedzieli [bliżej - R. Ś.]
tylko Komendant, St[anisław[ Wojciechowski i [Witold] Jodko[-Narkiewicz]. Umarli - nie powiedziawszy nic. [...]
Dziś - skutek jaki? Komuniści w Polsce, w swej pseudohistorii, mogą najbezkarniej wypisywać i wypisują
nieprawdopodobne brednie, robią z Komendanta zwykłego szpiega, 'płatnego agenta' wywiadu japońskiego". Do
tego w środowiskach emigracyjnych krążą na ten temat fałszywe sądy, głoszone przez Adama Pragiera i Tytusa
Filipowicza. "Co ja - jako biograf i jako historyk - mam [robić], co mogę przeciwstawić tym Pragierowo-
Tytusowym majaczeniom i tym perfidnym komentarzom pseudo-historii komunistycznej w kraju? [...] To samo, a
raczej - gorzej jeszcze z kontaktami ZWC i Zw[iązku] Strzeleckiego] z K[undschafts-]Stelle. Komuniści szaleją.
[...] Co ja mam robić? - pytał na koniec. - Panie Generale, tu nie chodzi o to, bym miał odpowiadać na kierowane
przez historyków do mnie zarzuty, że 'wstydliwie' milczę. Tu chodzi o coś stokroć większego: o to, czy do
potomności przejść ma tylko to, co za Filipowiczem przekaże tej potomności Pragier, i tylko to, co nakłamią
komuniści? Czy też, z myślą o tej potomności, podjąć należy wysiłek przekazania jej, jeśli już nie całej, to
możliwie najpełniejszej prawdy z datami, nazwiskami, szczegółami".

Problem ten przez wiele lat nurtował autora Najnowszej historii politycznej Polski, gdyż stanowił kluczowe
zagadnienie polityki niepodległościowej Piłsudskiego, umożliwiające właściwe zrozumienie wielu decydujących
momentów i rozstrzygnięć w rozwoju polskiej irredenty. Pobóg-Malinowski nie miał jednak wglądu do zachowanej
dokumentacji archiwalnej. Zbiory Instytutów Józefa Piłsudskiego w Londynie i Nowym Jorku pozostawały
dla niego niedostępne, nie mówiąc o źródłach krajowych. Budził wiele kontrowersji swoim pisarstwem
historycznym. Nie chciał pełnić roli wyrobnika przywódczych kół emigracyjnych. Odmawiali mu racji zwłaszcza
przedstawiciele obozu piłsudczyków. "Dla mnie - wyrzucał swoim adwersarzom - Józef Piłsudski nie jest zimnym
posągiem z brązu. Jest W i e l k i m C z ł o w i e k i e m - Ż y w y m W i e c z n i e... [podkreśl. w oryginale - R.
Ś.]". Nie zdążył już zrealizować swoich planów. Samotną batalię przerwała przedwczesna śmierć pisarza.
Władysław Pobóg-Malinowski zmarł w wielkiej biedzie 21 listopada 1962 r. w Genewie. "Instytut Jednego
Człowieka zamknął swoje podwoje" - napisał we wspomnieniu pośmiertnym Aleksander Kawałkowski.

Niniejsze opracowanie ma na celu wypełnienie tej luki w historiografii, podejmując dawne zamysły Poboga-
Malinowskiego i chyląc czoła przed dorobkiem naukowym tego najwybitniejszego biografa Piłsudskiego i
historyka dziejów najnowszych Polski.

Pobóg-Malinowski życie naukowe poświęcił dochodzeniu prawdy. Nie uznawał kompromisów na tym polu,
zwłaszcza, że bardzo krytycznie oceniał ogólną kondycję polskiej historiografii. "Niech sobie inni - bardziej ode
mnie kompetentni - piszą artykuły i rozprawy o 'wyższych' względach narodowych, o kultywowaniu fałszu, o
potrzebie 'krzepienia serc', o naszym narodowym zakłamaniu, o braku u nas ludzi bez kompromisu, czy
wreszcie o braku odwagi nie tyle może na spojrzenie prawdzie w oczy, co na ponoszenie konsekwencji takiego
spojrzenia - pisał 9 VI 1934 r. w głośnym artykule W walce o prawdę. - Ja stwierdzam tu tylko fakt -
historiografia polska nie stoi, niestety, na wysokości swych zadań. A skoro dzisiaj jest aż tak źle, to dlaczego, na
jakiej podstawie wierzyć muszę, że kiedyś, w przyszłości będzie lepiej? Zakłamanie jest w Polsce - na całej
chyba przestrzeni jej dziejów - zjawiskiem trwałym i jaskrawym; nic też nie przemawia za tym, że sprawy, które
będą przedmiotem późniejszych badań, nie będą zawierały sprzeczności i niejasności. Z tym większą więc
słusznością przypuszczać mogę, że i w przyszłości z historiografią polską będzie [tak] źle, jak źle jest dzisiaj, że
być może nawet gorzej...". Jeżeli historiografia II Rzeczypospolitej otrzymała taką cenzurkę, to jak można
podsumować dorobek następnej epoki?

Słowa Poboga-Malinowskiego okazały się prorocze. Długo nie traciły na swej aktualności, nabierając nowych
treści w czasach tzw. demokracji ludowej i realnego socjalizmu. Nawet w najczarniejszych wizjach autor
Najnowszej historii politycznej Polski nie mógł chyba dopuszczać myśli o totalnej indoktrynacji, jakiej poddano
historiografię polską w ostatnich pięćdziesięciu latach. Dotyczyło to przede wszystkim jej komunistycznych
przedstawicieli, ale również wielu historyków, którzy znaleźli się na emigracji i musieli pisać właśnie "ku
pokrzepieniu serc", a nie mieli dostępu do źródeł archiwalnych w kraju. Historiografia okresu Polski Ludowej
dokonała ogromnych spustoszeń w świadomości historycznej Polaków. Nie weryfikowano merytorycznie stanu
wiedzy historycznej. Nazbyt często podejmowano badania w odpowiedzi na zapotrzebowanie ideologiczne
aparatu propagandy władzy komunistycznej. Nie liczono się z faktami, traktując źródła historyczne w całkowicie
dowolny sposób i instrumentalnie. Do dyskusji o przeszłości włączano elementy wyznawanego systemu
wartości, aż postawy wyrosłe na gruncie afirmacji komunizmu przybrały kształt kryterium metodologicznego,
wartościującego przedmiot dociekań naukowych pod kątem zgodności z doktryną tzw. materializmu
historycznego. W poszukiwaniu inspiracji naukowych nadworni historycy PRL utrzymywali bliskie kontakty z
kierownictwem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz aparatu bezpieczeństwa państwa. Powstawały
prace, które fałszowały rzeczywistość historyczną i nie znalazły one dość mocnego odporu w szerszej dyskusji.

6 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

W wielu miejscach prowadziło to do zupełnego wypaczenia obrazu przeszłości, co w efekcie implikowało


szersze zjawiska społeczne - brak szacunku do własnych dziejów i tożsamości historycznej - tak
charakterystyczne szczególnie wśród zwolenników ideologii lewicy, zwłaszcza w jej komunistycznym kształcie.
Pojawiają się nowe opracowania skażone tym błędem genezy i dawnych postaw koniunkturalnych ich autorów,
których stare przyzwyczajenia trwają często w stanie utajonym i ograniczają w dalszym ciągu horyzont
podejmowanych badań naukowych.

Postać Piłsudskiego należała do tych nielicznych wyjątków, które nie dawały się wpisać w schematy
komunistycznej propagandy. Na tyle jednak zafałszowano obraz jego dokonań, opisywanych na tle różnych
doświadczeń Polski Niepodległej, że w efekcie wiedza społeczna o nim funkcjonuje w zasadzie pod postacią
"białej" albo "czarnej" legendy, Komendanta i Pierwszego Marszałka Polski, w oderwaniu od faktów oraz
racjonalnych podstaw, wynikających z oglądu źródeł historycznych. Zrodziło to relatywizm ocen, wyrażanych tak
w stosunku do Piłsudskiego, jak i w ogóle o II Rzeczypospolitej. Kierunek podejmowanych badań wynikał z
odgórnie przyjętych założeń i tez ideologicznych, deprecjonujących dorobek polityczny ruchu
niepodległościowego i jego przywódcy *[Ideologiczną krytykę "piłsudczykowskiej koncepcji walki o niepodległość"
za "kompromisy z ugrupowaniami burżuazyjnymi" i "z celami wojennymi dwóch państw zaborczych"
oraz nieuwzględnianie "możliwości sojuszu z głównym wrogiem caratu - rewolucyjnym ruchem rosyjskim"
zainicjował w historiografii PRL lat pięćdziesiątych Henryk Jabłoński. Henryk Jabłoński, Polityka Polskiej Partii
Socjalistycznej w czasie wojny 1914-1918 r., Warszawa 1958, passim; cyt. s. 92. Jego poglądy na wiele lat
wyznaczały kierunek "dociekań" naukowych nad genezą II Rzeczypospolitej. Warto dla przykładu zacytować
jeden z późniejszych poglądów w sprawie "klasowej" genezy grupy zwolenników Józefa Piłsudskiego: "W
przekonaniu większości członków kształtował się więc ten obóz polityczny niejako w oderwaniu od struktury
klasowej społeczeństwa, od nabrzmiałych i wymagających rozwiązania kwestii społecznych i gospodarczych. W
rzeczywistości oznaczało to aprobatę przywilejów klasowych i rezygnację z przeobrażeń społecznych". Andrzej
Garlicki, Piłsudczycy - sanacja, "Nowe Drogi", IX 1978, nr 9, s. 72. Niektórzy badacze formułowali w tym duchu
własne "założenia metodologiczne" dziejów politycznych II Rzeczypospolitej. "Piszę z pozycji historyka
zaangażowanego w życie Polski Ludowej - notował Andrzej Ajnenkiel we wstępie do jednej ze swoich książek. -
Nie widzę potrzeby bezustannego przypominania prawd oczywistych - czym różni się i na czym polega wyższość
socjalizmu nad minioną formacją kapitalistyczną". Andrzej Ajnenkiel, Polska po przewrocie majowym. Zarys
dziejów politycznych Polski 1926-1939, Warszawa 1980, s. 6.]. Z drugiej strony, historiografia emigracyjna
lansowała idealistyczny obraz czynów Piłsudskiego, bez zwracania uwagi na konsekwencje popełnianych przez
niego błędów oraz zewnętrzne uwarunkowania polskiej irredenty.

O ile trzeba en bloc odciąć się od doświadczeń okresu komunistycznej historiografii i jej wciąż jeszcze licznych
propagatorów oraz kontynuatorów, o tyle należy pamiętać też, że w tamtym czasie przeprowadzono wiele
wartościowych badań źródłowych, o znaczeniu ogólnym oraz regionalnym, które stanowią ważny dorobek
polskiej nauki historycznej, często niezależnie nawet od ich warstwy interpretacyjnej *[Z zagadnieniem tym dość
ściśle łączy się sprawa rozliczeń historycznych z okresem PRL, które jednak wymagają pewnego dystansu
czasowego. Lecz pewne ogólne założenia można już postawić. Zagadnienie dekomunizacji środowisk
historycznych w Polsce jest bardzo szerokie i złożone. W wielu kwestiach merytorycznych dotyka ono z gruntu
fałszywych założeń ideologicznych reprezentowanej przez te środowiska formacji władzy, niweczących rezultaty
podjętych współcześnie badań, które opierały się na tych błędnych przesłankach. Nie ma przede wszystkim
podstawowej definicji dekomunizacji i kryteriów oceny dawnych postaw. Problem współodpowiedzialności
historyków za wprowadzanie "socjalistycznych przemian" w Polsce wymaga dopiero zgłębienia i oceny. Można w
tym miejscu tylko stwierdzić, że brak własnych rozliczeń wśród historyków z okresu PRL po przemianach 1989
r. sugeruje, że prezentowane przez nich w przeszłości poglądy nie były koniunkturalne, a wynikały z
rzeczywistych przekonań, którym cały czas pozostawali wierni.]. Wszystkie przytoczone wyżej oceny mają
charakter uwagi metodologicznej, eliminującej konieczność sygnalizowania w pracy większości, moim zdaniem,
nieprawdziwych opinii zawartych w historiografii peerelowskiej, które łączą się z opisywaną problematyką. Opinie
te wypływały ze względów pozamerytorycznych, z nastawienia ideologicznego albo braków warsztatowych, więc
szczegółowe odnoszenie się do fragmentów takich dzieł niepotrzebnie obciążałoby aparat naukowy pracy.

Tradycja narodowa nie pozwala odnieść do Komendanta określeń "agent" czy "konfident", chociaż z punktu
widzenia mocodawców jego niektórych poczynań działalność ta okresowo nosiła cechy agenturalności i
współpracy na rzecz obcych. Pojęcia "wywiad", "służba wywiadowcza", "dwójka", "agent" itd. rodzą bowiem
negatywne skojarzenia, mają również w polskiej tradycji ujemną rangę moralną. W zasadzie nie rozróżnia się
pozytywnego charakteru powiązań specjalnych od działań negatywnych wywiadu. Współpraca wywiadowcza
sama w sobie była zawsze wstydliwa i oceniana przez ogół negatywnie. Przy Piłsudskim na pierwszy plan
wydobywa się motywy, jakimi się kierował, kiedy podejmował współpracę z obcymi wywiadami, rozgrzeszając go
w podtekście za ten krok i ukrywając istotę zagadnienia. Nie jest wszakże ważne, w jakim celu podejmuje się
współpracę. Wszelkie tłumaczenia i usprawiedliwienia mają zawsze przysłonić właściwy obraz. Dla tajnych służb
liczą się praktyczne rezultaty akcji wywiadowczych. Agentem albo się jest, albo nie. To banalne stwierdzenie

7 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

najlepiej oddaje istotę zagadnienia. Jakie inne określenie można zastosować, gdy ktoś świadomie, na podstawie
umowy wykonuje zadania specjalne na rzecz wywiadu?

Takie są pierwsze skojarzenia, które nasuwają się przy rozpatrywaniu każdego faktu podejmowania współpracy
wywiadowczej. Zagadnienie to należy zawsze oceniać chłodno i beznamiętnie. Jednakże nawet wówczas oceny
te nie oddają istoty podjętego w pracy problemu. Ogólnie rzecz biorąc, Piłsudski z wytrwałością i mistrzostwem
wykorzystywał te możliwości, którymi aktualnie dysponował. Liczył się cel nadrzędny.

Obecnie, rozpatrując rzecz od strony służb wywiadu Japonii, Austro-Węgier i Niemiec, zaangażowanych we
współpracę z Piłsudskim, najlepiej pasowałoby do niego określenie agenta wpływu politycznego, który działał po
zbieżnej linii interesu polskiego oraz zewnętrznego, wykonując zadania specjalne przy pomocy tworzonych przez
siebie organizacji wywiadowczych. Dla szczególnie cennych współpracowników wywiadu, ze względu na
naturę ich stosunków ze służbami specjalnymi i wysoką pozycję społeczną albo polityczną, współcześnie lub
później, klasyczne określenie "agent" czy "konfident" nie miało i nie ma zastosowania. W wypadku Piłsudskiego
byłaby to owa "służba panów" dla wywiadu. Jak mawiali dawniej Niemcy: "Nachrichtendienst ist des
Herrendienst. Anglicy powiedzieliby natomiast: "Honourable correspondent. Terminologia ta na początku XX
wieku stawała się już nieprecyzyjna. Wywiad austriacki wprowadził do kanonów sztuki własną formułę, przyjętą
na określenie specjalnych kontaktów dla tej kategorii tajnych współpracowników, których nie obejmowała
podstawowa ewidencja sieci konfidencjonalnej - "zaufanych ludzi" ("Gewährsmänner"). Do tej właśnie kategorii
osób współpracujących ze służbami wywiadu Japonii, Austro-Węgier i Niemiec zaliczał się Piłsudski.

Dla oficerów wywiadu może tylko wyglądem, zachowaniem, usposobieniem i pozycją społeczną nie przypominał
"pana". Na codzień nie był mężczyzną eleganckim, wykwintnie ubranym. Nie przywiązywał zresztą do tego
specjalnej wagi, ubierając się stosownie do sytuacji. Odbiegał od stereotypu dżentelmena, wymuskanego, z
chusteczką w mankiecie. Umiał wszakże zadbać o swój zewnętrzny wizerunek. Wtapiał się naturalnie w
środowiska, w których się obracał. W razie potrzeby umiał być niezwykle chłodny w obejściu, wyglądać
wytwornie i szykownie, ukazując swoje drugie oblicze, całkowicie odmienne od utrwalanego w legendzie
konspiracyjnej. Charakteryzował go, typowy dla socjalisty, ogólny nieład i brak stabilizacji życiowej,
czym przypominał awanturnika życiowego, o powiązaniach z "półświatkiem". Miał silny, zdecydowany charakter,
o skłonnościach do megalomanii. Typ przywódcy owianego legendą konspiracyjną. Uczciwy. Bez wyższego
wykształcenia i zawodu. Nie miał stałych źródeł dochodu. Utrzymywał się z pieniędzy niewiadomego
pochodzenia. Żonę traktował jako "towarzyszkę" i opiekunkę, a nie jak kobietę, z którą utrzymywał normalny
związek małżeński. Zdradzał ją. Kierował organizacją rewolucyjną, zajmował się przemytem broni i druków
socjalistycznych, przekraczał nielegalnie granice państw, organizował i brał osobiście udział w napadach z
bronią w ręku. W "pracy konspiracyjnej i organizacyjnej okazał się mistrzem" - pisano współcześnie w
raporcie Oddziału Informacyjnego Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie. Zyskiwał przy bliższym
poznaniu. Przedostatni szef wywiadu Austro-Węgier, gen. Oskar Hranilovic von Czvetassin pozostawił w swoich
papierach krótką charakterystykę Piłsudskiego: "Urodził się Litwinem, jest fanatycznym polskim patriotą, nie jest
organizatorem, zawadiaka, konspirator, czyste ręce". Jednym słowem, wymarzony dla służb specjalnych
kandydat na agenta politycznego.

Piłsudski postępował tak, jak większość przywódców - rewolucjonistów rosyjskich, na czele z Władimirem
Iljiczem Leninem (Uljanowem), Karolem Radkiem-Sobelsohnem, Jakubem Haneckim-Fürstenbergiem oraz
Wiktorem Michajłowiczem Czernowem, Władimirem Lwowiczem Burcewem czy Aleksandrem Siefeldem.
Słabość polskiej irredenty, niezdolność do samodzielnego, efektywnego działania ruchu niepodległościowego
wiodła do kompromisów z tymi siłami, które dla własnych interesów mogły wspomóc akcję polską. Nośnikiem
tych kompromisów były służby specjalne państw zaangażowanych w stosunki z Polakami. Za pośrednictwem
wywiadu Austro-Węgier i Niemiec Piłsudski chciał prowadzić grę polityczną dla rozwinięcia irredenty polskiej.
Wielką zasługą Piłsudskiego było włączenie do bieżącej polityki tych państw sprawy polskiej, właśnie przez
wykorzystanie wypracowywanych powiązań wywiadowczych, jako głównego zagadnienia w stosunkach z Rosją i
czynnika rozstrzygającego pozytywnie kwestię przyszłości Królestwa Polskiego, niezależnie od rzeczywistych
intencji wojskowych kontrahentów austriackich i niemieckich oraz obiektywnych procesów historycznych i
konieczności dziejowych.

O zawieranych umowach wywiadowczych decydował Piłsudski i brał za nie osobiście odpowiedzialność,


ograniczając krąg swoich współpracowników zorientowanych w istocie tych układów do grona kilku osób, które
rozwijały potem te kontakty, na podstawie ogólnych wskazań i ustaleń oraz bieżących instrukcji Komendanta.
Współpracę wywiadowczą prowadzono zawsze w ścisłej konspiracji. Piłsudski ręczył słowem honoru tajemnicę
kontaktów wywiadowczych. "Piłsudski - pisał Ignacy Daszyński w Pamiętnikach - wszedł w owym czasie w
styczność ze Sztabem Generalnym Austro-Węgier i miewał konferencje z wojskowymi austriackimi we Lwowie i
w Przemyślu. Uznał za potrzebne wtajemniczać mnie stale w treść tych rozmów. Stosunek jego do sztabowców
nie miał w sobie żadnej cechy zależności od armii austriackiej. Było w tym raczej wiele pouczających wykładów o

8 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

stosunkach w Rosji, co dla ogromnej większości wojskowych austriackich stanowiło przedmiot sensacyjnych
odkryć...". Piłsudski odpowiedział Daszyńskiemu w Poprawkach historycznych. "O ile pierwsza część jest
prawdą - pisał - chociaż nieścisłą [spotkania odbywały się głównie w Krakowie i w Wiedniu - R. Ś.], o tyle ostatni
frazes jest zupełnie fałszywy, gdyż ani razu z p[anemj Daszyńskim w tej kwestii nie rozmawiałem, nie uważając
dla siebie za możliwe wtajemniczać jego w te sprawy. Przede wszystkim z w i ą z a n y b y ł e m o b u s t r o n n
ą w y m i a n ą s ł o w a h o n o r u, ż e s i ę n a z e w n ą t r z n i k o m u o t y c h r o z m o w a c h n i e m
ó w i [podkreśl. moje - R. Ś.], a nie zwykłem łamać kiedykolwiek słowa honoru". Tajemnicę utrzymywano także
przed zwykłymi członkami organizacji. Ujawnienie prawdy groziło kompromitacją o łatwych do przewidzenia
skutkach. Dla szerokich rzesz uczestników ruchu rewolucyjnego i niepodległościowego obowiązywał wzorzec
rewolucjonisty, który w dużym stopniu wypełniała legenda Piłsudskiego. Środowiska socjalistyczne były
specjalnie wyczulone na punkcie kontaktów policyjnych. Sprzeniewierzenie się etosowi rewolucjonisty przez
współpracę z policją, żandarmerią albo wywiadem wojskowym prowadziło w najlepszym wypadku do śmierci
politycznej i zepchnięcia na margines życia. Relacja Daszyńskiego najlepiej oddaje potoczny i naiwny sposób
rozumienia tych kwestii przez bliskie Piłsudskiemu kręgi polityczne.

Jednakże w innym miejscu Piłsudski mijał się całkowicie z prawdą, przedstawiając genezę swych kontaktów ze
sztabem austriackim i ich uwarunkowania. "W oczekiwaniu wojny, zastanawiając się nad położeniem Polski,
która stać się miała teatrem wojny i której synowie stanąć by musieli z bronią w ręku do bratobójczej walki,
przyszedłem do przekonania - stwierdzał 25 VII 1918 w załączniku do listu do księcia Zdzisława
Lubomirskiego (list datowany z Magdeburga 22 VII 1918) - że interesy mojej ojczyzny wymagają czynnego
wystąpienia po stronie mocarstw centralnych w ich wojnie z Rosją. Wobec tego, gdy mi zaproponowano,
wszedłem w stosunki ze sztabem cesarskiej i królewskiej armii austro-węgierskiej. W stosunkach tych
trzymałem się następujących wytycznych, którym do końca pozostałem wierny. Po pierwsze - żadnej pieniężnej
zależności, po drugie - żadnych umów politycznych. Pierwsze jest zupełnie zrozumiałym. Drugie wynikało z
podstawowych zasad ruchu strzeleckiego, który unikał brania na siebie i swoją odpowiedzialność spraw
politycznych, pozostawiając to rządowi swej ojczyzny, umowom tego z innymi rządami i wreszcie nakazom w
stosunku do wojska, które z góry zupełnie tym nakazom posłuszeństwo ślubowało".

Otóż: 1.) za owym "sztabem" austriackim stały agendy wywiadu Sztabu Generalnego - Biuro Ewidencyjne w
Wiedniu i jego oddziały służb terenowych przy dowództwach korpusów w Przemyślu, Krakowie i Lwowie
(Główne Ośrodki Wywiadowcze), a utrzymywane kontakty z oficerami Sztabu Generalnego miały o tyle
charakter sztabowy, że dotyczyły współpracy wywiadowczej; 2.) inicjatywa nawiązania kontaktów
wywiadowczych z przedstawicielami Biura Ewidencyjnego wyszła od Piłsudskiego; 3.) istniała zależność
finansowa zbrojnego ruchu Piłsudskiego od sztabu austriackiego - ruch ten otrzymywał pieniądze z dotacji Biura
Ewidencyjnego w Wiedniu, pomijając olbrzymie subsydia Ministerstwa Wojny i Sztabu Generalnego, a
później Naczelnej Komendy Armii, na wyposażenie oddziałów strzeleckich i legionowych w broń, amunicję,
umundurowanie, żołd itd. (Legiony Polskie podlegały szefowi wywiadu Naczelnej Komendy Armii); 4.) to właśnie
Piłsudski zabiegał o układy polityczne przy swoich rozmowach sztabowych, a Austriacy konsekwentnie
odmawiali włączania tych kwestii do zawieranych umów wywiadowczych.

Wypowiedź Piłsudskiego miała charakter polityczny. Stanowiła element gry Piłsudskiego w czynionych wówczas
zabiegach o jego uwolnienie z Magdeburga i włączenie do życia politycznego Królestwa Polskiego.
Zawierała elementy argumentacji politycznej, jaką kierował się Piłsudski przy podejmowaniu współpracy
wywiadowczej, wskazując możliwą płaszczyznę porozumienia z władzami okupacyjnymi. Nie miała jednak nic
wspólnego z oceną merytoryczną niedawnej przeszłości.

Przede wszystkim został ustalony przez autora zaszyfrowany kryptonim operacji wywiadowczej - "Konfident 'R' "
(w skrócie: "R"), podjętej przez Biuro Ewidencyjne Sztabu Generalnego w Wiedniu dla oznaczenia specjalnych
kontaktów z przedstawicielami polskiego ruchu rewolucyjno-niepodległościowego. Za kryptonimem "Konfident 'R'
" kryje się agentura zbiorowa, której trzon stanowił Piłsudski oraz kilka osób z jego najbliższego
sztabu. Tożsamość Piłsudskiego, występującego pod tym kryptonimem jako osoby kierowniczej organizacji "R",
nie ulega wątpliwości, o czym szczegółowo traktuje rozprawa.

Celem opracowania jest ukazanie ram, w których dochodziło do kontaktu i współpracy operacyjnej z wywiadami
Japonii, Austro-Węgier i częściowo Niemiec, jako, z jednej strony, elementu techniki działań politycznych
Piłsudskiego, a z drugiej, przejawów dążeń tych państw do zdobycia za jego pośrednictwem możliwości
oddziaływania na polski ruch niepodległościowy. Podejmowane zabiegi wywiadowcze doprowadziły w efekcie do
wytworzenia specjalnej agentury politycznej, którą obecnie określamy mianem agentury wpływu. Jest to w
pewnym sensie sytuacja modelowa dla danych warunków zbieżności różnych interesów i wykorzystania ich dla
własnych celów przez wspieranie polityki działaniami wywiadu.

Przedstawienie całości problematyki jest niemożliwe, ze względu na ogromne braki źródłowe. Analiza
dostępnego materiału dokumentacyjnego pozwala wszakże na opisanie wzajemnych stosunków i powiązań oraz

9 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

efektów współpracy Piłsudskiego z wywiadami Japonii, Austro-Węgier i Niemiec w zakresie wystarczającym dla
konstrukcji rozwiązania modelowego agentury wpływu w ówczesnych polskich realiach - braku własnego
państwa i zależności akcji niepodległościowej od obcych mocarstw, podobnie jak wszystkich innych ruchów
wolnościowych narodów środkowo-wschodniej i południowej Europy, które znalazły się w granicach Rosji,
Austro-Węgier i Niemiec. Praca ma charakter teoretyczno-poglądowy. Przywołana baza źródłowa stanowi
materiał analityczny dla opisania mechanizmu tworzenia się agentury wpływu Japonii, Austro-Węgier i Niemiec
w polskim ruchu niepodległościowym.

Zakres chronologiczny i rzeczowy pracy wyznacza okres uaktywnienia i koncentracji czynnej służby
wywiadowczej tych państw w kreowaniu, przez działania specjalne, określonej rzeczywistości politycznej na
gruncie polskim, jako przedpola do zmian politycznych zewnętrznej zależności Królestwa Polskiego.
Bezpośrednie zaangażowanie wywiadu Japonii w sprawy polskie, w kontekście współpracy z PPS i Piłsudskim,
przypada na okres wojny z Rosją od lutego 1904 do sierpnia 1905 r. Wywiad austriacki aktywnie
wspomagał działania Piłsudskiego od końca 1908 r. Po wkroczeniu wojsk Niemiec i Austro-Węgier do Królestwa
Polskiego w sierpniu 1914 r. służby wywiadu tych państw stopniowo przechodziły na pozycje biernej obserwacji
rzeczywistości, wchodząc w zakres zadań kontrwywiadowczych - zabezpieczenia zaplecza frontu i podstaw
władzy okupacyjnej. Stąd podjęte przez Piłsudskiego na jesieni 1914 r. starania o zbliżenie z Niemcami na
dotychczasowych zasadach współpracy wywiadowczej z Austro-Węgrami nie odniosły skutku. Program
zrewolucjonizowania ziem polskich w Rosji po wybuchu wojny został porzucony. Spadek po tych planach, w
postaci Legionów Polskich, odziedziczyły Austro-Węgry. Formalnie i faktycznie operacyjna współpraca
wywiadowcza Piłsudskiego ze sztabem austriackim kończyła się wraz z zarządzeniem Naczelnej Komendy Armii
z 25 marca 1915 r., o likwidacji Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Analiza materiału źródłowego
doprowadzona jest wszakże do listopada 1918 r., gdyż wydarzenia następujące od wiosny 1915 r. miały
bezpośredni związek z całym wcześniejszym okresem współpracy wywiadowczej Piłsudskiego z Austro-
Węgrami i Niemcami, w swoich konsekwencjach negatywnych i pozytywnych.

Najwięcej problemów przy opracowaniu tematu nastręczało udokumentowanie i opisanie wszystkich kontaktów
wywiadowczych związanych z osobą Piłsudskiego. Rzadko kiedy można było posiłkować się wynikami innych
badań. W okresie międzywojennym był to temat "tabu" *[Ograniczenia te dotyczyły przede wszystkim
problematyki austriackiej. Marian Romeyko wspominał: "Po przewrocie majowym 1926 r. wszelkiego rodzaju
'rewelacje' z lat 1910-1914, nawet gdyby je istotnie ujawniono (zwłaszcza jeśli chodzi o współpracę z
wywiadem austriackim), zostałyby uznane w wojsku za nieprawdziwe, sfabrykowane i godzące w autorytet
najwyższych czynników w państwie, a ponadto zrodzone w umysłach wariatów lub ludzi będących na obcym
żołdzie. W owym czasie jedynie przebąkiwano coś niecoś o [Józefie] Rybaku, który, mimo że był oficerem
wywiadu austriackiego w Krakowie, jako Polak okazywał bardzo dużo życzliwości i pomocy Strzelcowi. Ale tylko
tyle". Marian Romeyko, Przed i po maju. Warszawa 1983, s. 295.]. Na podejmowanych później poszukiwaniach
naukowych w dużym stopniu ważyły względy ideologiczne. Jednak główny problem stanowiła baza źródłowa.

Dokumentację wywiadowczą przeważnie niszczono. Jednym z najważniejszych zadań kierowniczego aparatu


wywiadu było zawsze zapewnienie bezpieczeństwa tajnym współpracownikom i ochrona przed możliwością
ujawnienia agentury z poziomu centrali. Sprawa ta należy do kwestii podstawowych funkcjonowania służb
specjalnych i nieodłącznie wiąże się z problemem bezpieczeństwa państwa. Zdekonspirowanie pojedynczego
agenta lub jego "siatki" nie stanowi istotnego zagrożenia dla całości działań wywiadu, ale ujawnienie podstaw
agentury nie tylko ją unieszkodliwia, lecz przede wszystkim umożliwia przeciwnikowi wniknięcie w zakres i
charakter zadań, zasięg zainteresowań i wpływów oraz metody prowadzonej penetracji. Daje wreszcie
sumaryczny obraz działalności operacyjnej wywiadu, którego nowe wcielenie nie będzie wiele odbiegać od
starego. Wszelka dokumentacja wojskowa nieprzyjaciela, a w szczególności jego archiwa wywiadowcze
stanowią zawsze niezwykle cenny łup wojenny. Dlatego akta agenturalne są specjalnie chronione, a gdy
dochodzi do przewrotu politycznego, wojny, albo upadku państwa, niszczone w pierwszej kolejności, a te, które
ocalały, nawet sprzed wielu dziesięcioleci, nie udostępnia się badaczom. Ogranicza to znacznie historykom
możliwość dotarcia do prawdy.

Wszystkie te ograniczenia źródłowe występują w przypadku dokumentacji opisywanych kontaktów


wywiadowczych. Dodatkowe trudności wiążą się z charakterem działalności politycznej Piłsudskiego,
prowadzonej w warunkach konspiracji, niemal przez cały okres 25 lat, kiedy przewodził Polskiej Partii
Socjalistycznej i ruchowi strzelecko-niepodległościowemu, a później służył w Legionach Polskich i rozwijał
Polską Organizację Wojskową. W walce podziemnej nie myślano o prowadzeniu zwykłej kancelarii i archiwum.
Dokumentację gromadzono w stopniu niezbędnym dla normalnego funkcjonowania organizacji, ale zapewniając
zakonspirowanie rozwijanych działań. Wiele dokumentów, w obawie przed rewizją czy kompromitacją, niszczono.
Wiele informacji w ogóle nie utrwalano na papierze. "A wszystko przecie w owe czasy - notował Piłsudski w
1929 r. we Wspomnieniu o Grzybowie - odbywało się tak konspiracyjnie, bez żadnych listów, bez żadnych
depesz, telefonów, że teraźniejsi ludzie wyobrażenia nawet nie mają [...]".

10 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

O wiele gorzej przedstawiała się kwestia odtworzenia bezpośredniej działalności obozu narodowo-
demokratycznego, gdy łączyła się ona z opisywaną w książce tematyką. Bez większych przeszkód można
odnieść się do myśli politycznej i głównych motywów programowych Narodowej Demokracji. Nie ma natomiast
porównywalnych źródeł dla omówienia tego typu zamierzeń Romana Dmowskiego i jego najbliższych
współpracowników, które oddawałyby ich bieżące, praktyczne posunięcia, tak, jak przy Piłsudskim i jego ruchu.
Piłsudski miał zawsze do dyspozycji swego rodzaju biuro, z którego, pomimo warunków konspiracyjnych, niemal
każdego dnia wychodziły jakieś dokumenty. Dzięki temu w ogóle możliwy jest tutaj historyczny opis. Lecz gdy
historyk staje bezradny wobec braku źródeł, wtedy posiłkuje się ogólnymi albo wtórnymi przekazami
dokumentacyjnymi. Taka sytuacja zaistniała przy podjętych próbach przedstawienia działań politycznych
grupy Dmowskiego. Pośrednie przesłanki dyktowały sądy krytycznego, negatywnego traktowania dokonań tego
kręgu w kontekście podjętej problematyki. Być może rzeczywistość wyglądała inaczej, ale źródła milczą na ten
temat.

W zakresie głównego wątku rozważań, opracowanie niniejsze ukazuje zaledwie wierzchołek "góry lodowej", ale
też oddaje istotę i skalę problemu. Nieliczne zachowane dokumenty pozwalają tylko w skromnym zakresie
na weryfikację zawartych w nich danych. W zasadzie prezentuję tu jedynie informacje potwierdzone w różnych
źródłach. O wielu sprawach nie dowiemy się jednak nigdy. Taka jest natura funkcjonowania służb specjalnych,
pomijając fakt niszczenia jej dokumentacji w przeszłości, celowych przemilczeń i deformacji późniejszych
opisów, przede wszystkim polskich oraz austriackich, a także kompletnego milczenia źródeł niemieckich. Wiele
dokumentów Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio (Kempeitai) i Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego w
Wiedniu zostało zniszczonych.

Przyjęte w niniejszej pracy ustalenia opierają się na szerokiej kwerendzie archiwalnej i bibliotecznej, a selekcję
zbieranego materiału określała granica styku rzeczywistości politycznej, w jakiej się obracał Piłsudski, i działań
obcych służb wywiadowczych wokół niego. Wyniki tych poszukiwań sumują wiedzę o samym Piłsudskim oraz
powiązanych z nim operacjach wywiadowczych Japonii, Austro-Węgier i Niemiec. Najważniejsze
dokumenty zostały odnalezione. Szczegółowo omawiam źródła, które bezpośrednio odnoszą się do tematu
pracy. Pełny wykaz wykorzystanych archiwaliów i literatury zamieszczono w bibliografii na końcu książki.

Temat kontaktów wywiadowczych Piłsudskiego ze sztabami wojskowymi Japonii, Austro-Węgier i Niemiec nie
doczekał się odrębnej monografii. Problem ten wzmiankowano tylko w wybranych zbiorach dokumentów
albo poruszano incydentalnie, na marginesie głównego przedmiotu rozważań.

Rola agentury wpływu w działaniach służb specjalnych

Od najstarszych czasów starano się podstępem i inteligencją wydobyć od wroga jego tajemnice. Przemianom w
sztuce wojennej towarzyszyły stopniowe zmiany w organizacji wywiadu. Funkcje informacyjne wywiadu mieszały
się często z zadaniami dezinformacyjnymi i inspiracyjnymi, podejmowanymi dla osiągnięcia celów politycznych.
W procesie tym tak zmieniały się metody penetracji wywiadowczej i kontroli informacyjnej przeciwnika, aż
wyodrębnił się specjalny aparat zadaniowy tajnych służb w urzędach nadzorujących politykę wewnętrzną i
zagraniczną państwa, który mógł praktycznie i nieoficjalnie realizować zamierzenia i cele polityczne władzy,
ważne z punktu widzenia jego racji stanu.

W Europie do końca XVIII wieku ukształtował się system biur wywiadowczych, powoływanych na czas wojny,
jako samodzielnych jednostek, które wyodrębniano z ogólnej organizacji armii w korpus oficerów wywiadu
przy sztabie naczelnego wodza. Aparat kierowniczy służby wywiadowczej rozbudowywano w polu. Taka
organizacja wywiadu wynikała ze zwyczaju nierozdzielania głównych sił, a także z długiego okresu osiągania
stanu gotowości wojennej oraz koncentracji, opóźnianej uciążliwymi marszami pieszymi wojska. Rezultaty
działalności wywiadu opracowywano w zależności od potrzeb i zestawiano w jedną całość w postaci
periodycznych raportów, które stawały się podstawą decyzji głównego dowództwa. Przełom w sztuce wojennej
za czasów rewolucji francuskiej, porzucenie starej taktyki linearnej i dzielenie wielotysięcznych armii na korpusy,
które mogły działać samodzielnie, w dogodnym momencie, zmieniając powolny pochód masy żołnierzy w gotową
do boju jednostkę taktyczną, albo łączyć się dopiero na polu bitwy z innymi korpusami, stawiał nowe wymagania
także aparatowi wywiadowczemu. Skrócenie okresu przygotowań do wojny, różne i rozległe rejony
koncentracji oraz operacji wojskowych, rozbudowa fortyfikacji i umocnień ziemnych wymuszały prowadzenie
wywiadu wojskowego także podczas pokoju, głównie przez pozyskanych do współpracy zaufanych ludzi w tych
miejscach, które nadawały się do obserwacji przygotowań i przebiegu działań wojennych.

Kolejny przełom w dziedzinie wojskowości i wywiadu dokonał się w drugiej połowie XIX wieku. Prawie we
wszystkich krajach europejskich wprowadzono powszechny obowiązek służby wojskowej, co wynikało z
konieczności wykorzystywania możliwie całego potencjału obronnego narodów w razie wojny. Niezwykle ważnym
czynnikiem militarnym stawała się też kolej. Od drożności sieci kolejowej zależała sprawność mobilizacji. Czas
niezbędny do przejścia od okresu pokoju do stanu wojny maksymalnie skracano, nawet do kilku dni, aby jak

11 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

najwcześniej rozpocząć koncentrację na zagrożonej granicy. Zmuszało to do prowadzenia nieprzerwanej


działalności wywiadowczej w okresie lal pokoju, co pozwalało ustalić stopień przygotowań obcej armii. Przy tak
krótkim czasie osiągania stanu gotowości wojennej niemożliwe już było po wypowiedzeniu wojny rozciągnięcie w
nieprzyjacielskim kraju koniecznej sieci agenturalnej dla niezbędnej kontroli informacyjnej na froncie.

Wraz z rozwojem szpiegowskiego rzemiosła zmieniały się o nim wyobrażenia, wytwarzając mylne stereotypy na
temat pracy wywiadu. Szpiegostwo jeszcze w końcu XIX wieku było dla szerokich mas czymś na
pograniczu legendy i fantazji. Pracę wywiadu poznawano zazwyczaj z najgorszej strony. Szpiegostwo oznaczało
sprawy "podejrzane" i "brudne". Odrzucano bez wyjątku cele, środki oraz osoby zajmujące się tego rodzaju
działalnością. Wokół wywiadu narastały mity złej legendy i chorobliwej fantazji. Zainteresowanie szpiegostwem
wzmogło się zwłaszcza po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Zapotrzebowanie na wiadomości i sensacje
z tej dziedziny wypełniały fantastyczne opowiadania i awanturnicze powieści oraz filmy szpiegowskie,
utrwalające nieprawdziwy obraz rzeczywistości pracy wywiadu. Pojawiły się masowo utwory osób rzekomo
służących w wywiadzie, albo byłych oficerów i agentów. Pod pozorem prawdziwych przeżyć i udziału we
wszystkich ważnych wydarzeniach przedstawiano afery, które niewiele miały wspólnego ze szpiegostwem.
Zniekształcano fakty, ubarwiano teksty zmyślonymi historiami, zupełnie nieprawdopodobnymi z punktu widzenia
sztuki wywiadu. Niektórzy autorzy, rzeczywiście pracujący kiedyś w wywiadzie, z różnych powodów przedstawiali
w swoich pamiętnikach tylko część prawdy, wiele faktów i zdarzeń przemilczali. Doprowadziło to w sumie do
powstania całkowicie fałszywego obrazu służby wywiadowczej w świadomości społecznej. Wykreowano prosty
wizerunek szpiega - superagenta, obdarzonego szczególnymi przymiotami fizycznymi i umysłowymi,
prowadzącego samodzielnie wielkie operacje wywiadowcze. Tymczasem rzeczywistość była bardziej złożona.

Na przełomie XIX i XX wieku zmienił się zakres działań wywiadowczych, ukształtował się nowoczesny wywiad.
Rozpoznanie sięgało głęboko w sferę militarną, polityczną i gospodarczą przeciwnika. Głównym zadaniem
wojskowych służb specjalnych było możliwie dokładne poznanie wszystkich czynników, które miały wpływ na siły
zbrojne krajów będących potencjalnymi albo faktycznymi wrogami, jako podstawy do podejmowania
własnych decyzji sztabowych w ewentualnym konflikcie. Za pośrednictwem tajnych służb starano się utrudnić i
zdezorganizować mobilizację przeciwnika. Przygotowywano na dużą skalę dywersję i sabotaż. Działania tajnych
służb wojskowych wspomagał wywiad polityczny. Carska Ochrana upowszechniła system prowokacji politycznej,
opierający się na własnej agenturze i olbrzymich subwencjach finansowych. Od czasów rewolucji 1905 roku w
Rosji wprowadzano w coraz większym zakresie do operacji wywiadowczych motyw dywersji politycznej o
cechach agentury wpływu, jako własny czynnik destrukcji na wrogim terenie.

Ostatecznym celem każdego wywiadu stała się dokładna znajomość sytuacji panującej u przeciwnika, aby
poznać wszelkie dyspozycje przed wykonaniem operacji. Zamierzeń tych nie mógł wykonać nawet
najlepszy agent. Tego rodzaju zadaniom można było sprostać tylko dzięki wieloletniej pracy. Potrzebne dane
mógł zebrać i opracować wyłącznie cały, rozbudowany aparat wywiadu, nawet jeśli wykorzystywał informacje
udzielane przez osoby należące do najwyższego dowództwa, bowiem one również znały tylko wycinki
rzeczywistości. Nie mógł dostarczyć ich agent działający w pojedynkę. Różni awanturnicy, podróżnicy, gwiazdy
filmowe, piękne kobiety i wspaniali mężczyźni istnieli tylko w wyobraźni pisarzy, dziennikarzy i reżyserów. Dla
wyższego dowództwa ich informacje bywały zwykle bezwartościowe. Opinia społeczna nie zdawała sobie sprawy
z charakteru i potrzeb służby oraz wynagrodzenia współpracowników wywiadu. Znane są konkretne kwoty, które
wypłacano pracownikom wywiadu i różnym agentom. Nie mają one nic wspólnego z bajecznymi gażami oficerów
wywiadu i szpiegów z powieści sensacyjnych. Rozbudzono przez to wiarę w magiczną moc służb wywiadu i ich
możliwości finansowe. Z tego też powodu wiele osób decydowało się na współpracę wywiadowczą, łudząc się
wizją łatwego życia, albo spełnienia określonych celów osobistych, przede wszystkim ekonomicznych lub
politycznych. Nie brano pod uwagę okoliczności, że wywiad realizuje wyłącznie własne zadania, a interesy jego
pomocników nie mogą być celem działania, pozostają zawsze na dalszym planie. "Ile wydało się pieniędzy na
takich ludzi - wspominał ppłk Clemens von Walzel, w latach 1904-1914 szef sekcji angielskiej w Biurze
Ewidencyjnym Sztabu Generalnego w Wiedniu - którzy zawsze obiecywali, że przyniosą absolutnie pewne
informacje! Byli to nie tylko szarzy, przeciętni obywatele, lecz także osoby wysoko postawione, posłowie i
delegaci 'nie zbawionych' narodów, wreszcie różne, żądne przygody i silnych wrażeń kobiety, widzące się w roli
głównego szpiega. Wszyscy ci ludzie nie zdawali sobie zupełnie sprawy z oczekujących ich zadań,
żądali pieniędzy i w najlepszym wypadku znikali raz na zawsze, niekiedy okazywali się na domiar złego
podwójnymi agentami".

W rzeczywistości wszystko wyglądało bardziej przyziemnie. Praca wywiadu polegała na żmudnym i


drobiazgowym gromadzeniu wyrywkowych informacji, które dopiero po pewnym czasie układały się w logiczną
całość. Ośrodek dyspozycji operacyjnej dla całej machiny wywiadu znajdował się zawsze w jego centrali,
realizującej zadania wywiadowcze w odpowiedzi na zlecenia najwyższych ośrodków decyzyjnych w państwie i w
armii. Na sukces wywiadowczy nakładały się działania wszystkich ogniw zdobywania, ewidencji i analizy danych.
Agentura dostarczała tylko informacji podstawowych. Tysiące takich informacji docierało do central wywiadu,
gdzie je następnie systematyzowano i opracowywano. Jeżeli wciąż brakowało jakiegoś fragmentu układanki,

12 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

zlecano właściwej filii wywiadu zdobycie uzupełniających danych. Wszystkie informacje uznawano za
wiarygodne tylko wówczas, gdy znajdowały potwierdzenie w niezależnych źródłach. W ten sposób, krok po
kroku, budowano obraz przyszłych działań wojennych.

Nowoczesne wywiady mają szeroko rozbudowane specjalne kontakty, które nie mieszczą się w kanonie
zwykłych agentur. Są to kontakty wyższego rzędu, szczególnego znaczenia i pod specjalnym nadzorem. Należą
do sfery rzeczywistości trudno uchwytnej dla postronnego obserwatora, gdzie decyzje, przyporządkowane
instytucjonalnie różnym ciałom i organizacjom poza wywiadem, udaje się dostrzec dopiero w fazie wykonania.
Oficer wywiadu, prowadzący operacyjnie kontakt specjalny, działa według słownych instrukcji i na podstawie
bezpośrednich uzgodnień z agentem, przeważnie bez śladu dokumentacyjnego. Ta kategoria tajnych
współpracowników nie ma ścisłego określenia. Oddanie łącznej charakterystyki grupowej tej struktury utrudnia
duże zróżnicowanie i zindywidualizowanie operacji wywiadowczych, odmienność lokalnych warunków działania
oraz różnorodność motywów podejmowanej współpracy. W tamtych czasach, jak się wydaje, najliczniejszą grupę
stanowili agenci działający z pobudek ideowych, ale korzystający z materialnego wsparcia tajnych służb, głównie
dla utrzymania organizacyjnych form reprezentowanego ruchu i jego propagandy. Później zastąpili ich płatni
agenci. Z takich właśnie związków rozwinął się w XX w. wywiad polityczny. Agentury wpływu stały się elementem
wspomagającym operacje wywiadu strategicznego, który w sposób planowy i zorganizowany tworzył z
nich odrębny system dezinformacyjno-inspiracyjny przeciwnika *[Nie ma w oficjalnym obiegu prac naukowych
poświęconych ściśle zagadnieniu kształtowania się agentury wpływu. W dostępnej powszechnie literaturze
problematyka ta jest rozpatrywana w szerszym kontekście podejmowanych współcześnie działań
dezinformujących i propagandowych różnych służb wywiadu, a także w nawiązaniu do opisywanych konkretnych
operacji wywiadowczych, które zawierały w sobie elementy zadań specjalnych wywierania wpływu. Zob. La
désinformation arme de guerre. Textes de base présentés par Vladimir Volkoff, Paris 1986; tamże podstawowa
bibliografia, s. 279-280; tłumaczenie polskie: Dezinformacja oręż wojny. Opracował Vladimir Volkoff. Przełożył
Anatol Arciuch, Warszawa 1991. Zob. też: Ladislav Bittman, The Deception Game. Czechoslovak Intelligence
in Soviet Political Warfare, Syracuse 1972; idem. The KGB and Soviet Disinformation. An Insider's View.
Foreword by Roy Godson, Washington 1985; Władysław Michniewicz, Wielki bluff sowiecki, Chicago 1991.
Ostatnio także: Peter Schweizer, Victory czyli zwycięstwo. Tłumaczenie Igor Apiński, Warszawa 1994.
Zagadnienia socjologiczne z dziedziny psychologii społecznej omówione zostało w pracy: Robert Cialdini,
Wywieranie wpływu na ludzi Teoria i praktyka Przekład Bogdan Wojciszke, Gdańsk 1996.].

Agenci wpływu (agents d'influence, agents of influence) przez inicjowane operacje propagandowe i
dezinformacyjne starają się wpływać na życie publiczne i polityczne swojego otoczenia w kierunku pożądanym
dla kierownictwa tajnych służb, z którymi podejmowali współpracę wywiadowczą. Dezinformacja za
pośrednictwem agentury wpływu stała się głównie domeną działania sowieckich służb specjalnych. Organa
bezpieczeństwa i wywiadu Związku Radzieckiego tworzyły w tym zakresie całe struktury operacyjne, które były
powiązane z aparatem władzy Kremla. Agentury komunistyczne instalowano w krajach, gdzie ZSRR chciał mieć
swoje wpływy i możliwość destrukcji politycznej. Od czasów zimnej wojny agentury wpływu stanowią najbardziej
niebezpieczną broń wywiadów mocarstw. Sięgają najgłębiej ukrytych tajemnic. Dotykają prawdziwych motywacji
zachowań jednostek i zbiorowości społecznych, wśród których podejmuje się ważne decyzje państwowe i
polityczne. Ukryte struktury obcych wywiadów stanowią potencjalnie najgroźniejszą formę kontroli wywiadowczej
dla mniejszych krajów (jak Polska), których organizmy państwowe nie są wystarczająco silne i odporne
na zewnętrzną penetrację wielkich sąsiadów albo bloków mocarstw, kształtujących wygodny dla siebie układ sił w
poszczególnych rejonach świata. Od wielu lat Zarząd Operacyjny Centralnej Agencji Wywiadowczej - jak
zauważył Ronald Kessler, jeden z wybitniejszych znawców zagadnienia - "prowadzi tajne akcje, zmierzające do
wywierania wpływu na obce rządy i przywódców innych krajów lub do ich obalenia za pomocą tajnego
finansowania opozycji, szkolenia 'partyzantów', operacji paramilitarnych i propagandy" *[Ronald Kessler, CIA od
środka. Przekład Zbigniew Zemler, Warszawa 1994, s. 31. Zob. też: Bob Woodward, Veil - Tajne wojny CIA.
Przełożyła Dagmara Jakubowska, Kraków 1997, passim; Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, KGB. Przełożył
Rafał Brzeski, Warszawa 1997, passim.].

Agent wpływu politycznego działa w interesie własnym, osobistym lub grupowym, oraz w interesie służb
specjalnych, z którymi jest powiązany. Wykonuje zadania specjalne przy pomocy organizacji, które funkcjonują
poza wywiadem. W razie konieczności otrzymuje wspomaganie aparatu klasycznego wywiadu. Jest to agent
wpływu wyższego rzędu, podejmujący osobiście decyzje z wysokiego poziomu władzy w strukturach państwa lub
wpływowej organizacji, albo działający bezpośrednio przy osobie lub kierowniczej grupie osób, na które
skoncentrowane są wysiłki tajnych służb, dla zdominowania i przejęcia kontroli nad reprezentowaną formacją lub
układem politycznym. Podstawą działalności wywiadu jest agentura. Stanowi ona o sile i skuteczności działań
specjalnych.

Tajnych współpracowników klasycznego wywiadu agenturalnego uwidaczniano w wewnętrznej ewidencji


konfidentów. Natomiast współpracownicy agentur wpływów byli wprowadzani do sieci konfidencjonalnej pod

13 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

postacią agentury zbiorowej, przez jej trzon albo kontakt operacyjny, na hasło lub kryptonim. W aktach
operacyjnych odnotowywano sam kontakt, a współpracownicy ci pozostawali niewidoczni dla zwykłej ewidencji,
tożsamość ich skrywano na zasadach podwójnego rejestru konfidentów. Za jedną lub kilkoma osobami
wprowadzonymi w bezpośredni kontakt wywiadowczy stał cały zastęp świadomych lub nieświadomych
współpracowników, tworzących anonimową dla ewidencji agenturę wpływu. Zwykle tylko przywódcy organizacji,
która korzystała z zewnętrznego wsparcia obcego wywiadu, orientowali się w charakterze tych związków,
działając w imię wspólnych interesów politycznych.

Nie ma jednego wzorca agentury wpływu politycznego. Można mówić jedynie o założeniach ogólnych i
właściwościach rozwijanej sieci wywiadowczej, która w zderzeniu z rzeczywistością przybiera określony kształt,
właściwy dla indywidualnych cech i uwarunkowań politycznych. Agentura wpływu jest strukturą ściśle powiązaną
z polityką państwa lub państw, kontrolujących ją za pośrednictwem aparatu klasycznego wywiadu. Przy
budowie agentury wybiera się na początku ugrupowanie reprezentujące określoną opcję polityczną, które może
być nośnikiem wspólnego programu, a w dłuższej perspektywie zabezpieczać własne interesy polityczne. Przez
polityczne i materialne wsparcie doprowadza się następnie do rozbudowy obserwowanego ugrupowania i jego
bazy, osłabiając jednocześnie konkurencyjne grupy polityczne, i wprowadza się "swoich" ludzi w elity rządzące.
Pierwsze kontakty inicjowały związki o charakterze czysto wywiadowczym przedstawicieli ruchu, przez których
prowadzono potem operacyjnie agenturę.

Po wyodrębnieniu działań specjalnych ze struktur operacyjnych wywiadu oraz włączeniu czynnika


ideologicznego do zagadnień wywiadowczych w okresie zimnej wojny, system agentur wpływu uformował się w
oddzielną grupę zadaniową tajnych służb. Agentura wpływu, jako wyodrębniona kategoria operacyjna
wywiadowczych struktur dezinformacji i inspiracji, działa systemowo i stanowi element gry wywiadowczej w walce
o wpływy polityczne, łącząc w sobie elementy pracy klasycznego wywiadu i kontrwywiadu. Wywiad za
pośrednictwem agentury wpływu tworzy przedpole do zmian politycznych, przeprowadzanych w interesie jej
zewnętrznych lub wewnętrznych mocodawców z ośrodków dyspozycji władzy.

Mechanizm ten rozwinął się ostatecznie w tym kierunku, że operacyjne kontakty wywiadowcze utrzymywane są
zwykle poza podstawową strukturą danego ugrupowania, którego kierownictwo może nawet nie zdawać
sobie sprawy z "prowadzenia" go z zewnątrz przez obcy wywiad albo organa bezpieczeństwa własnego państwa
i faktycznego źródła pochodzenia środków materialnych, otrzymywanych na bieżącą działalność. Tajne służby
mogą w ten sposób wpływać od wewnątrz na działalność określonej organizacji lub ruchu politycznego, mając na
celu wszczepienie temu ruchowi obcych poglądów lub koncepcji ideologicznych. Agentury wpływu instaluje się
również dla samej kontroli poczynań organizacji, bez modyfikacji jej działań od zewnątrz. Współpracowników
wywiadu o skrywanej tożsamości zastąpili agenci o podwójnej tożsamości. System agentur wpływu został
znacznie rozbudowany i stanowi dominujący przedmiot działań wywiadów mocarstw, przede wszystkim w
okresach przesileń politycznych. Na operacje specjalne nakłada się wiele agentur obejmujących różne
środowiska polityczne i opiniotwórcze. Stają się one nieświadomym przekaźnikiem informacji, gdy chodzi o
zakamuflowanie rzeczywistości lub pogłębienie albo odwrócenie istniejących tendencji politycznych. Z ośrodków
głównej dyspozycji wywiadu wychodzą akcje tworzenia faktów politycznych, korzystnych z punktu widzenia
własnych interesów.

Wszystko to sprawia, że agenci wpływu należą do osób o najściślej strzeżonej tożsamości w ewidencji wywiadu.
Działają w określonym systemie powiązań, często o charakterze publicznym. Wobec tych osób nie ma
zastosowania określenie superagenta, profesjonalisty pracującego w samotności, jak to może mieć miejsce w
wypadku klasycznego wywiadu. Agent wpływu politycznego nigdy nie działa w pojedynkę, funkcjonuje z racji
oficjalnie pełnionych obowiązków w określonym systemie zależności i powiązań wywiadowczych i służbowych
oraz prywatnych koneksji i znajomości. W takiej grupie musi być przynajmniej jedna osoba, która spełnia funkcje
kontrolno-informacyjne agentury. W tym sensie agentura wpływu jest pojęciem umownym, oznaczającym
bardziej system politycznej kontroli informacyjnej, niż konkretną osobę lub krąg osób pozostających ze sobą w
nieformalnym układzie i powiązaniach wywiadowczych. Nie można przy tym mówić o dążeniu do absolutnej
kontroli informacyjnej (wyłączając z tego jedynie późniejsze systemy totalitarne). Z reguły chodziło zawsze o
działania stymulujące wydarzenia o szerszym zakresie albo sprzyjanie lub wspomaganie naturalnych
politycznych tendencji rozwojowych w miejscach zainteresowań tajnych służb.

Agentury wywiadowcze działają stale, ale wyłonione z nich agentury wpływu mogą być uaktywniane czasowo, w
okresach ważnych rozstrzygnięć politycznych, w formie jednorazowych akcji specjalnych, które zostają
wyodrębnione z innych operacji prowadzonych w dłuższej perspektywie czasowej. Zdarza się, że centrale
wywiadowcze prowadzą "podwójną" i nieszczerą grę wobec podległych agentur, które wbrew własnym intencjom
i dążeniom stają się narzędziem destrukcji politycznej na terenie swojego działania. W klasycznych już i
dominujących obecnie rozwiązaniach, głównie dla uwiarygodnienia stworzonej legendy, pozostawia się
prowadzonemu agentowi duży margines własnej swobody i inicjatywy w zakresie kompetencji merytorycznych
wykonywanych funkcji służbowych lub politycznych. W zasadzie tylko ogólny kierunek jego działań zostaje

14 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

podporządkowany dyrektywom operacyjnym wywiadu. Wtedy służby specjalne włączają się do rozwiązań
praktycznych powstałych kwestii politycznych. Agent wpływu staje się nośnikiem albo adresatem przekazu
inspirująco-dezinformacyjnego dla całego układu władzy, podporządkowanej grupy politycznej albo jednostki
urzędowej spełniającej funkcje publiczne.

Przejawy działania agentury wpływu stają się widoczne w dłuższej perspektywie czasowej, przede wszystkim w
tych newralgicznych miejscach struktur władzy, gdzie uwidoczniona zostaje nieskuteczność jej aparatu
przy wypełnianiu szerszych funkcji publicznych wobec wyraźnej promocji własnego interesu grupowego, a także
związany z tym brak rezultatów podejmowanych oficjalnie zadań i pozorne zaangażowanie w ich rozwiązywanie,
bez realnych i praktycznych odniesień do rzeczywistości. Agentura wpływu zawiera w sobie drzemiącą siłę,
która w ogóle może się nie ujawnić, kiedy nie zaistnieją odpowiednie warunki albo potrzeby, dla których została
stworzona, ale zwykle jest jak bomba z opóźnionym zapłonem, eksplodująca we "właściwym" czasie, niosąc w
perspektywie zniszczenia w ogromnych obszarach aktywności politycznej, wojskowej albo gospodarczej
przeciwnika.

Korzenie systemu wywiadowczej i politycznej kontroli informacyjnej przeciwnika sięgają pierwszych lat XX wieku.
Sumaryczny obraz działalności operacyjnej, wniknięcie w zakres i charakter zadań, zasięg zainteresowań i
wpływów oraz metody prowadzonej penetracji przez agenturę wpływu, którą chce się zidentyfikować daje
dopiero ujawnienie jej podstaw, najlepiej z poziomu centrali, gdzie możliwy jest wgląd w jej dokumentację
aktową. Początek procesu tworzenia się agentur wpływu można zaobserwować na przykładzie powiązań
wywiadowczych Józefa Piłsudskiego, który stał się centralnym punktem odniesienia dla podejmowanych
ówcześnie działań uaktywnionych struktur kontrolnych i inspiracyjnych tajnych służb Japonii, Austro-Węgier i
Niemiec, wspierających dla własnych celów wywiadowczych i dywersyjnych oraz destrukcji politycznej
skierowany przeciwko Rosji polski ruch rewolucyjno-niepodległościowy.

Sprawy japońskie w źródłach i literaturze naukowej

Pomimo dużych zniszczeń w dokumentacji działań Kempeitai w Europie w okresie wojny rosyjsko-japońskiej
1904-1905 r. zagadnienie powiązań wywiadu japońskiego z ruchami rewolucyjnymi i wolnościowymi w Rosji, w
tym z Polską Partią Socjalistyczną, jest opisane stosunkowo najobszerniej. Wszystkie zachowane dokumenty
japońskie zostały już w zasadzie rozpoznane i opisane. Toteż, dla potrzeb niniejszego opracowania,
przyjąłem aktualne ustalenia historiografii o zaangażowaniu Kempeitai w sprawy europejskie w obrębie podjętej
tu tematyki, posiłkując się publikacjami źródłowymi z zachowanej dokumentacji japońskiej. Niewielkie zaplecze
źródłowe tego tematu powoduje, że wszyscy autorzy zajmujący się nim poruszają się w obrębie tych samych
ustaleń faktograficznych. Wydaje się, że tylko analiza materiałów polskich może jeszcze wzbogacić
dotychczasową wiedzę ogólną.

Należy przy tym zauważyć, że cechą charakterystyczną wszystkich opisów, a zwłaszcza w historiografii
zachodniej, jest pomniejszanie wagi zagadnienia polskiego, gdy dla działań wywiadu japońskiego w Europie
znaczenie tych spraw było ogromne, o czym najlepiej świadczą wyniki podejmowanych zamierzeń, w porównaniu
do podobnych przedsięwzięć względem innych grup politycznych walczących przeciwko caratowi i Rosji, które
współpracowały ze służbami Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio.

Siady działań Kempeitai można przede wszystkim odnaleźć w archiwum MSZ w Tokio. Przechowały się tam akta
z okresu wojny japońsko-rosyjskiej 1904-1905 r., a wiele dokumentów już opublikowano. Tajne materiały
japońskiego Sztabu Generalnego spalono pod koniec II wojny światowej. Przepadły wówczas najcenniejsze akta,
w tym raporty oraz sprawozdania finansowe płk. Motojiro Akashi, japońskiego attache wojskowego w
Petersburgu, Paryżu, Bemie i Sztokholmie, kierownika całej operacji z ramienia Sztabu Generalnego na terenie
Europy, a także podstawowa dokumentacja dotycząca spraw polskich, kontaktów z PPS, wizyty Piłsudskiego w
Tokio w 1904 r., pomocy w dostarczeniu broni i materiałów wybuchowych dla rewolucjonistów polskich.

Spalono również oryginał zbiorczego raportu płk. Akashi z działalności w Europie Rakka ryusui. Na szczęście
niektóre papiery płk. Akashi ocalały i trafiły później do zbiorów Biblioteki Kongresu (Kokkai toshokan) i Biblioteki
Narodowego Instytutu do Spraw Obrony (Boeikenkyujo toshokan) w Tokio. Dochowały się tam dwa odpisy
Rakka ryusui. Przechowała się także kopia raportu, którą wnuk płk. Akashi, Motoaki Akashi przekazał w 1985
r. do Biblioteki Kongresu w Tokio. Inny egzemplarz tej wersji raportu trafił także do zbiorów bibliotecznych
jednego z fakultetów (Kyoyogakubu) Uniwersytetu Tokio. Rakka ryusui stanowi podstawowy dokument,
umożliwiający określenie roli wywiadu japońskiego w wydarzeniach rewolucyjnych 1904-1905 r. w Rosji.

W Bibliotece Kongresu w Tokio znajdują się również papiery ambasadora Japonii w Austro-Węgrzech, Nobuaki
Makino, który utrzymywał kontakt z przedstawicielami PPS w Wiedniu. Pamiętniki Makino, pozwalają określić
horyzont polityki Japońskiej w Europie. Granice wspierania ruchów wyzwoleńczych w Rosji wyznaczały bowiem

15 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

interesy Niemiec i Austro-Węgier, z czym rząd tokijski generalnie musiał się liczyć.

Wiele szczegółów z życia Akashi przynosi jego biografia pióra Tokuji Komori. Dokumenty japońskie szeroko
wykorzystał w swoich badaniach John Albert White, który opisując działania dyplomatyczne rządu tokijskiego,
podkreślił dużą efektywność oraz szeroki zasięg wpływów wywiadu japońskiego w Europie, jako jednego z
głównych czynników, który przesądził o zwycięstwie w wojnie z Rosją. Naświetlił przy tym związki Kempeitai z
polskim ruchem rewolucyjnym i narodowym. Oddzielne studium o tajnej historii wojny rosyjsko-japońskiej
poświęcił Hisao Tani. Historyk japoński, Chiharu Inaba zajął się szczegółowo działaniami Japonii przeciw
Rosji w Europie, planem powstania w Petersburgu w 1905 roku, powiązaniami wywiadu japońskiego z grupami
opozycji antyrosyjskiej i współpracą wojskową polsko-Japońską.

Zachowała się natomiast spora część materiałów niektórych organizacji i osób związanych porozumieniem z
akcją Kempeitai w Europie, w tym korespondencja, którą kierowali Japończycy do swych tajnych
współpracowników ze środowisk emigracji rosyjskiej oraz ruchów rewolucyjnych i wolnościowych w Rosji. Chodzi
przede wszystkim o przechowywane w Archiwum Narodowym w Helsinkach (Valtionarkisto) i w Abo Akademis
Bibliotek w Turku/Abo papiery Konni Zilliacusa, działacza Fińskiej Partii Aktywistów, Jonasa Castrena,
przywódcy Fińskiej Partii Konstytucyjnej, Julio Reutera, profesora Uniwersytetu w Helsingforsie, i Carla Gustava
von Mannerheima, potomka arystokratycznej rodziny fińskiej pochodzenia szwedzkiego, zawodowego oficera
armii rosyjskiej, później regenta i prezydenta Finlandii, którzy utrzymywali bliski kontakt z płk. Akashi. Archiwalia
te zostały gruntownie spenetrowane przez historyków, a wyniki badań ogłoszono drukiem. Na czoło wysuwają
się tutaj opracowania Michaela Futrella, Williama R. Copelanda, Olavi K. Falta i Antti Kujala. Publikacje te
uzupełniają wcześniejsze prace Zilliacusa oraz biografia Zilliacusa pióra innego fińskiego "aktywisty", Hermana
Gummerusa.

Odrębną grupę materiałów stanowią akta Polskiej Partii Socjalistycznej, dokumentujące kontakty kierownictwa
partii z przedstawicielami japońskiego Sztabu Generalnego i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Dokumenty
polskie najpełniej obrazują technikę kontaktu oraz działania wywiadu japońskiego, angażującego jednostkową
organizację rewolucyjną w walkę przeciwko Rosji, w ramach ogólnej koncepcji podminowania dywersją polityczną
europejskiego zaplecza wojny na Dalekim Wschodzie. Stosunki te otoczone były największą tajemnicą.
Wiedziało o nich tylko kilka osób. Materiały gromadzono w jednym miejscu, poza głównym ciągiem dokumentacji.
Zebrano je w oddzielną paczkę i składowano w oddziale londyńskim archiwum PPS, którym przejściowo
zajmował się Tytus Filipowicz, jeden z najbliższych współpracowników Piłsudskiego. Po ostatecznej likwidacji
placówki partyjnej w Londynie w latach 1905-1907 dawnym archiwum londyńskim PPS opiekował się Michał
Wilfred Woynicz, znany bibliofil i antykwariusz, posiadający rozległe stosunki w wyższych sferach w Anglii, w
Europie i w Stanach Zjednoczonych, w przeszłości związany z "Proletariatem", skazany na zesłanie w Syberii
Wschodniej, gdzie podczas pobytu w Tunce poznał się i zaprzyjaźnił z Piłsudskim. Ustalono, że Woynicz odda
archiwum, jeżeli otrzyma upoważnienie dwóch spomiędzy trzech osób: Witolda Jodki-Narkiewicza, Stanisława
Wojciechowskiego i Piłsudskiego. Akta utworzonego w 1903 r. tzw. wiedeńskiego oddziału archiwum PPS
trzymał, jako depozyt, Leon Wasilewski, najpierw w Krakowie, potem, w czasie I wojny światowej, w Wiedniu, a
następnie w Warszawie.

Starania o sprowadzenie do kraju archiwum londyńskiego podjął prezydent Wojciechowski. Archiwum


przewieziono do Warszawy w 1924 r. Złożono je w Belwederze, wówczas siedzibie prezydenta
Wojciechowskiego. W Londynie została tylko część poufnej korespondencji Piłsudskiego oraz niektóre kopiały
korespondencyjne PPS. Wojciechowski "zastrzegł sobie - notował ówczesny prezes Instytutu Badań
Najnowszej Historii Polski - aby mu oddać paczkę z archiwum PPS, zawierającą korespondencję i
papiery, dotyczące stosunków z Japończykami w 1904 r.". Innego zdania był Piłsudski, który wydał dyspozycję
przejrzenia archiwum i usunięcia z niego niektórych dokumentów. Zadanie to powierzył Wasilewskiemu, którego
wezwał na rozmowę 4 października 1924 r. do mieszkania Kazimierza Świtalskiego w Warszawie, gdzie zwykle
zatrzymywał się przyjeżdżając z Sulejówka. W trakcie rozmowy Piłsudski wręczył Wasilewskiemu swoje
upoważnienie: "Upoważniam p. Leona Wasilewskiego do przeglądnięcia archiwum londyńskiego i do podjęcia
stamtąd w moim imieniu rzeczy ze mną związanych". Chodziło zwłaszcza o dokumenty sprawy stosunków z
Japończykami w latach 1904-1905, której wówczas nadano w PPS kryptonim "Wieczór". Przy okazji Piłsudski
zrelacjonował Wasilewskiemu swoje rozmowy w Tokio, nawiązując do polecenia Wojciechowskiego. "Może oni
[t.j. Stanisław Wojciechowski. Witold Jodko-Narkiewicz i Aleksander Malinowski - R. Ś.] coś tam robili - zbył
ogólnikiem Wasilewskiego - dlatego Wojciechowski chce wycofać te papiery". Wojciechowski należał do
ścisłego grona pięciu osób wprowadzonych w bezpośredni kontakt z Japończykami (oprócz niego byli Piłsudski.
Jodko-Narkiewicz, Malinowski i Filipowicz). Odpowiadał za sprawy finansowe. Od przedstawicieli Kempeitai
otrzymywał osobiście pieniądze, za które organizował zakup broni i materiałów wybuchowych. Uznał widocznie,
że akta londyńskie są dla niego kompromitujące. Nie mogły przecież przedostać się do opinii publicznej
informacje o tym, że głowa państwa otrzymywała w przeszłości pieniądze od obcego wywiadu.

16 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Wasilewski, wykonując dyspozycje Piłsudskiego, wyłączył z archiwum PPS część dokumentacji "Wieczoru".
Wykonał odpisy z ważniejszych papierów, niektóre później opublikował. Dokumenty włożył do zalakowanej
koperty i objął je klauzulą zakazu udostępniania do badań naukowych, jako akta specjalnego znaczenia. "Z
Archiwum PPS - głosił odręczny napis na kopercie - Sprawa 'Wieczoru' (nie do użytku historycznego). L.
Wasilewski".

Paczkę tych materiałów miał później w ręku biograf Piłsudskiego, Władysław Pobóg Malinowski, ale nie mógł ich
wykorzystać. "W archiwum PPS - pisał - niejednokrotnie miałem w ręku zalakowaną i opieczętowaną kopertę,
zawierającą najpoufniejsze listy i dokumenty w tej sprawie". Wasilewski udostępnił mu tylko swoje odpisy.
Właściwe archiwum Polskiej Partii Socjalistycznej złożył pod opiekę Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS.

Nic sposób już dzisiaj ustalić, jakie dokumenty miał faktycznie w ręku Wasilewski i czy wszystkie umieścił w owej
kopercie. Być może niektóre przekazał Piłsudskiemu i Wojciechowskiemu. Nie wiadomo czy Piłsudski i
Wojciechowski usunęli jakieś dokumenty. Można tylko przypuszczać, że zniszczono zobowiązania o charakterze
osobistym Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza lub Wojciechowskiego. W zachowanych dokumentach nie ma
tekstu zasadniczej, wyjściowej umowy, precyzującej zasady współpracy wywiadowczej między Kempeitai a PPS.
Wszak porozumienie nie mogło polegać na ustnych uzgodnieniach w Sztabie Generalnym podczas wizyty
Piłsudskiego w Tokio, a zobowiązania finansowe Japończyków musiały opierać się na jakiejś formalnej
podstawie. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby Japończycy wypłacali pieniądze na akcję PPS bez formalnych
ustaleń.

W 1930 r. połączone części archiwum londyńskiego i wiedeńskiego PPS przekazano do Instytutu Badań
Najnowszej Historii Polski w Warszawie. Koperta Wasilewskiego pozostała w Belwederze. Resztę papierów
londyńskich PPS sprowadził do kraju w 1932 r. Filipowicz. We wrześniu 1939 r. archiwum belwederskie
ewakuowano do Rumunii. Dnia 17 października 1939 r. w Baile Herculane mjr Bolesław Waligóra z Centralnego
Archiwum Wojskowego otworzył kopertę Wasilewskiego, aby sprawdzić jej zawartość. Później koperta trafiła
wraz z innymi archiwaliami do Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, gdzie znajduje się do chwili
obecnej.

Wacław Jędrzejewicz, jeden z założycieli Instytutu nowojorskiego i kronikarz Piłsudskiego, opublikował w 1974 r.
wybrane dokumenty z tego zespołu. Niestety, praca nie ma charakteru naukowego. Część dokumentów została
ocenzurowana, a wydawca nie zaznaczył skrótów *[Wacław Jędrzejewicz, Sprawa "Wieczoru". Józef Piłsudski
a wojna japońsko- rosyjska 1904-1905, "Zeszyty Historyczne", Paryż 1974, z. 27, s. 3-103. Jaskrawym
przykładem stosowanych przez wydawcę skrótów jest publikacja planu organizacji sieci wywiadowczej w Rosji,
bez załączonego na końcu projektu zbiorczego raportu wywiadowczego Józefa Piłsudskiego z terenów Syberii.].
Lecz największym mankamentem publikacji jest pominięcie przez autora całych partii dostępnej dokumentacji,
która wprost mówiła o współpracy wywiadowczej i wymianie informacji między Polakami a Japończykami.
Dodatkowo fakt ten nie został wzmiankowany w uwagach edytorskich, dając błędny obraz faktycznego stanu
zachowania źródeł do Sprawy "Wieczoru".

Pełne odczytanie i zrozumienie treści akt zdeponowanych w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku
umożliwia dopiero połączenie ich z dokumentami z głównego archiwum PPS. Podstawowy zrąb akt PPS znalazł
się ostatecznie w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Zbiór Wasilewskiego stanowi uzupełnienie
przechowywanej tam dokumentacji, złożonej przede wszystkim z różnych pism zachowanych w kopiałach
Komitetu Zagranicznego PPS w Londynie, a także korespondencji partyjnej Witolda Jodki-Narkiewicza,
Aleksandra Malinowskiego, Michała Kacpra Turskiego, Bolesława Antoniego Jędrzejowskiego, Leona
Wasilewskiego, Stanisława Wojciechowskiego, Tytusa Filipowicza, Jamesa Douglasa, Aleksandra Sulkiewicza i
Aleksandra Dębskiego. Dopełnieniem tych zbiorów jest opublikowana ostatnio korespondencja polityczna
Piłsudskiego z okresu PPS (do 1914 r.).

Pamiętać wszakże trzeba, że nie wszystkie materiały zachowały się, o czym częściowo już wspomniałem.
Świadomie niszczono w tamtych czasach niektóre partie dokumentów, Jak na to wskazują dopiski w listach
Jodki-Narkiewicza. Można tu przytoczyć ogólne uwagi Poboga-Malinowskiego, piszącego o tych brakach w
dokumentacji, które w istotny sposób ograniczały jego badania. "Znacznej części listów, źródła w tym wypadku
jedynego i niezastąpionego - pisał Pobóg-Malinowski w 1935 r. - brak, [Witold] Jodko-[Narkiewicz] bowiem
kilkakrotnie i kategorycznie żądał ich zniszczenia; w ocalałych i zachowanych ostrożność posunięta jest tak
daleko, że sens poszczególnych zdań gubi się i tonie w wielkiej tajemnicy; Jodko[-Narkiewicz] np., sam niezwykle
ostrożny, irytuje się parokrotnie na Malinowskiego za zbyt konspiracyjny i tajemniczy sposób przelewania myśli
na papier - i dla niego niejeden szczegół był orzechem nie do zgryzienia. Sytuacja badacza (...) trudna jest tym
bardziej, że cała sprawa musiała być bardzo szczegółowo omawiana w Londynie, późniejszą więc
korespondencję zamykano w granicach ostrożnych napomknień, niewyraźnych przypomnień, tajemniczych
powoływań się na to lub owo".

17 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Z zagadnieniem tym wiązał się ściśle problem rozszyfrowania części korespondencji. Wiele informacji
zapisywano bowiem szyframi cyfrowymi, które uniemożliwiały odczytywanie ukrytych tekstów, jeśli nie były w
tamtym okresie deszyfrowane. "Z rozpaczliwymi nieraz wysiłkami - ubolewał dalej Pobóg-Malinowski - połączone
były próby odczytania ustępów, zaszyfrowanych według kilku nie używanych dotąd, a różnych systemów".
Zmagał się z tym również Jędrzejewicz, ale także bez rezultatów. Dopiero odkrycie właściwych kluczy kodowych
i dopasowanie ich do tekstów pozwoliło mi złamać dawne szyfry PPS i odczytać w pełnym zakresie zachowaną
korespondencję partyjną. Klucze te podaję w dalszej części pracy.

Zbiory archiwalne PPS uzupełniają nieliczne publikacje i drobne wzmianki o charakterze wspomnieniowym
uczestników wyprawy tokijskiej: Piłsudskiego, Filipowicza, Jamesa Douglasa i Romana Dmowskiego oraz innych
osób wprowadzonych w kontakt z Japończykami, w tym Wojciechowskiego, Wasilewskiego i Mieczysława
Dąbkowskiego, a także Michała Sokolnickiego i Stanisława Grabskiego. Z literatury pamiętnikarskiej
warto jeszcze odnotować krótkie zapiski we wspomnieniach Ignacego Mościckiego i Walerego Sławka.

Historiografia i publicystyka polska omawiane zagadnienie przedstawiała w zwykły dla siebie sposób, w
oderwaniu od zewnętrznych uwarunkowań, w zgodzie z "białą" albo "czarną" legendą Piłsudskiego, niemal
wyłącznie w kategoriach stosunków politycznych i nieoficjalnych kontaktów dyplomatycznych polsko-japońskich.
Pierwsze informacje w literaturze historycznej o kontaktach Piłsudskiego z przedstawicielami władz Japonii w
1904 r. pojawiły się nazajutrz po odzyskaniu niepodległości, w pracach znanych publicystów, Józefa
Dąbrowskiego i Wilhelma Feldmana. Najobszerniej wizytę Piłsudskiego w Tokio i stosunki z Japończykami
opisał Władysław Pobóg-Malinowski, prezentując w zasadzie stanowisko zwolenników koncepcji późniejszego
Komendanta. Z odmiennych pozycji kontakty polsko-japońskie ocenili Zygmunt Wasilewski, Tadeusz Bielecki i
Jędrzej Giertych, którzy ukazali motywacje przeciwnego Piłsudskiemu obozu Narodowej Demokracji,
koncentrując się na zapatrywaniach i działaniach samego Dmowskiego. Pewne znaczenie porównawcze mają
artykuły Adama Pragiera i Jana Frylinga. Wszystkie prace traktują problem powierzchownie. Pominięto w nich
wiele wątków, jak np. udział Turskiego w kontaktach z Akashim.

Po drugiej wojnie światowej ukazało się wiele opracowań przekrojowych poświęconych dziejom najnowszym
Polski, powstało dość dużo wycinkowych monografii i szkiców z dziejów PPS i rewolucji 1905 r.. Pojawiły się
biografie naukowe Piłsudskiego i Dmowskiego. Autorem najważniejszej pracy o Piłsudskim w całym okresie PRL
jest Andrzej Garlicki *[Andrzej Garlicki, Józef Piłsudski 1867-1935, Warszawa 1988, s. 83-88 (dalej cyt. to
wyd.). Zob. też idem, U źródeł obozu belwederskiego, Warszawa 1979, s. 124-131.]. Jego biografia stanowiła
pewien przełom dla historiografii krajowej, chociaż łączyła się z głównym nurtem propagandy Polski Ludowej, a
autor nie wyszedł poza ogólnie znane fakty życiorysowe Piłsudskiego, ujęte w formule dyskredytacji
jego dokonań, nie wnosząc ostatecznie nowych elementów wiedzy na temat działalności swego bohatera.
Szkoda, że autor nie podjął głębszych badań źródłowych, które weryfikowałyby wyniki jego dotychczasowych
dociekań, przynajmniej w zakresie problematyki omawianej w niniejszej pracy. Siłą rzeczy pozostaje niesławny
wizerunek propagandowy Piłsudskiego, jako wyraz dążeń historiografii PRL.

We wszystkich prowadzonych dotychczas badaniach problem kontaktów Piłsudskiego z wywiadem Japonii


ukazywano w kontekście szerszych zjawisk politycznych. W zasadzie publikacje te nie wnoszą nic nowego
do tematu, powtarzając wcześniejsze ustalenia Poboga-Malinowskiego, Lerskiego i Jędrzejewicza. Odrębną
pozycję stanowią napisane przez Stanisława Lewickiego w ujęciu popularnym szkice z dziejów wywiadu
japońskiego w latach 1890-1945, gdzie autor poświęcił płk. Akashi kilka stronic, ale bez uwzględnienia polskiego
aspektu działań Kempeitai.

Historiografia okresu Polski Ludowej ugruntowała błędny pogląd o fiasku misji Piłsudskiego do Tokio. W
najbardziej typowy sposób ujął to Jerzy Holzer. "W lipcu 1904 r. - pisał w Szkicu dziejów PPS - Piłsudski
podczas swego pobytu w Japonii przeprowadził rozmowy z politykami i wojskowymi, ale propozycji pomocy dla
polskiego ruchu powstańczego nie potraktowali oni poważnie". Najdalej w swych uproszczeniach poszli
Aleksandra i Andrzej Garliccy. Obowiązujące poglądy w tym zakresie podsumowali następująco: "W czerwcu
[1904] Piłsudski pojechał do Tokio, by przekonać Japończyków do idei poparcia antyrosyjskiego powstania w
zaborze rosyjskim i tworzenia legionu polskiego z jeńców-Polaków. Koncepcje te zostały przez Japończyków
odrzucone" *[Aleksandra i Andrzej Garliccy, Józef Piłsudski. Życie i legenda Warszawa 1993, s. (41).]. Każdy
cytowany wyżej wywód jest nieprawdziwy. Na razie można tylko stwierdzić, że Piłsudskiemu we wszystkich
kontaktach PPS z Japończykami chodziło głównie o wsparcie materialne i uzyskał je. Sprawa legionów stanowiła
tylko jeden z argumentów przetargowych, i nic więcej, w zasadniczej dyskusji na temat pomocy japońskiej dla
PPS. Piłsudski wcale też nie myślał wówczas o powstaniu. Na odwrót! To właśnie przedstawiciele Japonii
zamierzali doprowadzić do powstania zbrojnego na terenie całej Rosji, gdzie ruch polski miał wypełnić własne
zadania.

Ostatnią grupę omawianych w tym miejscu źródeł stanowią akta Ochrany. Stosunkowo późno, bo dopiero w
listopadzie 1904 r., zarządzono w Oddziale Zagranicznym Ochrany w Paryżu bezpośrednią obserwację płk.

18 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Akashi, aby dociec jego związków z ruchem rewolucyjnym w Rosji. Zaważył przypadek. W październiku 1904 r.
specjalny agent Ochrany w Paryżu, Iwan Fiodorowicz Manasiewicz-Manujłow otrzymał z Departamentu Policji w
Petersburgu polecenie obserwacji działacza gruzińskiego, Gieorgija Diekanozi. Manasewicz-Manujłow, zwrócił
uwagę na bliskie stosunki Diekanozi z płk. Akashi w Sztokholmie. Dość szybko zorientowano się, że odkryto
główny trop konspiracji Kempeitai przeciw Rosji w Europie.

Wyniki inwigilacji japońskiego attache wojskowego okazały się rewelacyjne. Raporty z Paryża przyjmowano w
Petersburgu z niedowierzaniem. Część informacji była nieprawdziwa, ale i tak obraz kontaktów płk. Akashi
budził poważne zaniepokojenie Piotra Iwanowicza Raczkowskiego, jednego z najzręczniejszych agentów
wywiadu rosyjskiego, wówczas wicedyrektora Departamentu Policji i szefa jego oddziału politycznego, a w
przeszłości wieloletniego kierownika agentury paryskiej Ochrany. Już po zakończeniu wojny Raczkowski
zdecydował się na skompromitowanie płk. Akashi przez ujawnienie jego kontaktów rosyjskich. W czerwcu 1906
r. w Petersburgu ukazała się broszura Iznanka riewolucyi. Wydawca Aleksiej Siergiejewicz Suworin zaopatrzył
tekst w fotokopie korespondencji płk. Akashi z Diekanozowem i Zilliacusem. Opublikowane dokumenty
pochodziły z raportów Manasiewicza-Manujłowa dla Raczkowskiego. Podobny charakter miało
wydawnictwo Pawła Pawłowicza Rumiancewa Finlandija woorużajetsa.

Ogłoszone dokumenty spotkały się u współczesnych z niedowierzaniem. "Kiedy mówiliśmy - pisał w


pamiętnikach Suworin - że pieniądze dla rewolucji rosyjskiej przyszły zza granicy, [wszyscy] śmiali się z tego".
Kwestionowano wiarygodność dokumentów. W odpowiedzi na ukazanie się Iznanka riewolucyi znany publicysta
Wasilij Wodowozow przyznał na łamach pisma "Nasza Żyzń", że opublikowana korespondencja nie
zostawiałaby najmniejszych złudzeń, gdyby ustalono jej prawdziwość. "Oszczerstwo!" - wołał. Wspomaganie i
kierowanie z zewnątrz masowymi ruchami społecznymi wykraczało daleko poza przyjęte reguły uprawiania
polityki, wydawało się wręcz niewiarygodne i nie mieściło się w wyobraźni współczesnych. Nawet Władysław
Studnicki, znany publicysta i polityk, orientujący się dosyć dobrze w zakamarkach polityki polskiej i w działaniach
japońskich w Europie, odnosił się z rezerwą do rewelacji Suworina i Rumiancewa. W końcu Suworin
zaproponował autorom opublikowanej korespondencji wypowiedzenie się na temat jej wiarygodności. "Wszyscy
oni są żywi - pisano w notce redakcyjnej 'Nowoje Wriemia' z 9 VII 1906 r. - i niech spróbują dowieść, że
wydrukowane facsimile, to nie ich listy!". Nikt jednak na to wezwanie nie zareagował. Najbardziej Iznanka
riewolucyi zaszkodziła płk. Akashi. Kompromitowały go nie tyle powiązania z rosyjskimi rewolucjonistami, co
głębokość przeniknięcia agentów Ochrany do tworzonej konspiracji. Wkrótce został odwołany do kraju (opuścił
Europę 18 XI, do Tokio przybył 28 XII 1906 r.).

Przez długi czas kwestia autentyczności drukowanych przez Suworina listów pozostawała nierozstrzygnięta,
gdyż najważniejszych akt Ochrany nie udostępniano badaczom. Toteż historiografia rosyjska i sowiecka
podchodziła bardzo ostrożnie do zagadnienia związków Japończyków z ruchem rewolucyjnym w Rosji w latach
1904-1905, albo w ogóle je pomijała, nie mając potwierdzenia tych faktów w źródłach. Tylko Aleksandr Lwowicz
Galperin napomknął ogólnikowo o japońskich oficerach, kupujących broń w różnych zakładach w Niemczech,
Szwecji i Wielkiej Brytanii, oraz "jakiś tajnych machinacjach" japońskich attaches wojskowych w Niemczech i
Danii, a A. Wotinow wspomniał jedynie o działalności "szpiegowsko-wywiadowczej" Japończyków przeciwko
Rosji w latach wojny 1904-1905 z terytorium Niemiec, Szwecji i innych krajów europejskich. Sporadycznie
posiłkowano się wynikami badań innych historyków. Dopiero otwarcie archiwów moskiewskich na przełomie lat
osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych umożliwiło bliższe wejrzenie w stosunki Japończyków z
przedstawicielami ruchu narodowego i rewolucyjnego w Rosji w okresie wojny 1904-1905 r. Wyniki tych
poszukiwań przedstawia opublikowana w 1993 r. zbiorowa praca rosyjskich historyków Dmitrija Borisowicza
Pawłowa, S. A. Pietrowa i I. W. Dieriewianko Tajny russko-japonskoj wojny. W załączeniu do pierwszej części
książki Pawłow i Pietrow opublikowali facsimile raportu Manasiewicza-Manujłowa do Raczkowskiego o wynikach
obserwacji płk. Akashi od 16 XI 1904 do 29 VI 1905 r.. Zebrane przez Dieriewianko dokumenty w drugiej
części pracy odsłaniają działania tajnych służb Rosji na Dalekim Wschodzie pod czas wojny rosyjsko-japońskiej
1904-1905 r..

Cały dorobek historiografii w zakresie spraw polskich próbował ostatnio podsumować Hiroshi Bando. Jego
opracowanie Polacy wobec wojny japońsko-rosyjskiej nawiązuje wyraźnie do ustaleń polskiej
historiografii komunistycznej, traktującej każdy przedmiot badań naukowych w kategoriach ideologicznych.
Przede wszystkim jednak praca jest powierzchowna i poświęcona głównie analizie polskiej myśli socjalistycznej.
Pomimo dostępu do archiwaliów PPS, które są przechowywane w Archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w
Nowym Jorku oraz Archiwum Akt Nowych w Warszawie, historyk japoński nie wyszedł poza powszechnie znane
fakty, chociaż możliwości pozwalały na głębszą analizę problemu i wyznaczenie nowych standardów wiedzy.

Warto również odnotować artykuł Franka W. Thackeray'a, który stanowi przykład całkowitego niezrozumienia
spraw polskich, tak charakterystyczny dla części historiografii zachodniej *[Frank W. Thackeray, Piłsudski,
Dmowski and the Russo-Japanese War: An Episode in the Diplomacy of a Stateless People, [w: ] Eastern

19 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Europe and the West. Selected Papers from the Fourth World Congress for Soviet and East European
Studies, Harrogate. 1990. Edited by John Morison, London 1992, s. 52-67. Wystarczy odnotować pogląd
autora, który uważał, że za kontakty wywiadowcze polsko-japońskie był odpowiedzialny Witold Jodko-
Narkiewicz, gdyż znał się na sprawach międzynarodowych, władał obcymi językami, a Józef Piłsudski "mało
interesował się takimi kwestiami". Ibidem, s. 55.].

Dokumentacja współpracy z wywiadem austriackim i jej odbicie w historiografii

Bardziej niż skromny jest dorobek historiografii w zakresie powiązali służb wywiadu Austro-Węgier i Niemiec z
akcją niepodległościową Piłsudskiego. Ma to bezpośredni związek ze stanem badań nad historią
Kundschafts stelle Biura Ewidencyjnego w Wiedniu i Nachrichtendienst Oddziału III B w Berlinie oraz olbrzymimi
brakami w bazie źródłowej.

Największych spustoszeń w archiwach wywiadu Austro-Węgier i Niemiec dokonano pod koniec I wojny
światowej. Kiedy w październiku 1918 r. waliły się mury monarchii Habsburgów, gen. Maximilian Ronge, szef
Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego w Wiedniu (Evidenzbureau des k.u.k. Generalstabes) i Oddziału
Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii w Baden (Nachrichtenabteilung des k.u.k. Armeeoberkommandos -
NA AOK), wydał dyspozycje zniszczenia archiwów wszystkich central, w tym szczególnie ewidencji agentów. Z
polecenia gen. Rongego zniszczono w Wiedniu i w Baden listy i kartoteki konfidentów, pokwitowania pieniężne i
wykazy kasowe, powycinano wszystkie nazwiska konfidentów z dziennika podawczego Biura Ewidencyjnego,
tak, aby uniemożliwić ewentualne odtworzenie agentury wywiadu Austro-Węgier. Szef Evidenzbureau i
Nachrichtenabteilung AOK kierował się względami lojalności wobec swoich współpracowników. "Gdy podpisanie
zawieszenia broni z Włochami [3 XI 1918 r. - R. Ś.] otworzyło możliwość przesunięcia włoskich placówek
[wywiadowczych] - wspominał później Ronge - powstała pilna potrzeba uchronienia wielu dokumentów przed
dostaniem się w ręce wroga. Skromne siły nie wystarczały do przejrzenia obejmującego około 300 000 pozycji
rejestru Oddziału Informacyjnego. Skrzynia za skrzynią wędrowały więc do wielkiego łaziennego pieca w hotelu
Herzogshof [w Baden]".

Gdy 12 listopada 1918 r. proklamowano w Wiedniu Niemiecko-Austriacką Republikę dokumentacja Biura


Ewidencyjnego była w trakcie niszczenia. Monarchia Habsburgów przestała istnieć, ale jej urzędnicy po kryjomu
dalej niszczyli dokumentację największych tajemnic Austro-Węgier. Spalono rejestry wszystkich agentów
Evidenzbureau, pracujących dla wiedeńskiej centrali oraz oddziałów terenowych, w tym około 2 000 kart
ewidencyjnych (pod koniec wojny na służbie znajdowało się tylko około 600 agentów). "Biuro [Ewidencyjne w
gmachu Ministerstwa Wojny przy Stubenring - R. Ś.] - pisał dalej Ronge - tworzyło zamkniętą całość z wyjściem
oficjalnym i tajnym. Gdy po przewrocie nowa władza chciała przeszkodzić w wywiezieniu lub spaleniu 'ważnych
dokumentów', przed żelaznymi drzwiami postawiono podwójny posterunek milicji. Każdy opuszczający Biuro był
dokładnie przeszukiwany. Tymczasem przy drugim, [tajnym] wyjściu, skrzynia za skrzynią, pełnych akt, mogących
skompromitować naszych pomocników, żyjących teraz w nowych państwach, wędrowały do krematoryjnego
pieca" [w sąsiednim budynku]. "Po zawaleniu się imperium - dodawał w innym miejscu - wszystkie w zasadzie
dokumenty zostały spalone i 'najpiękniejsze sprawy' obróciły się w popiół i poszły z dymem". Spalono wówczas
niemal wszystkie materiały dokumentujące powiązania Piłsudskiego z Biurem Ewidencyjnym.

Część dokumentacji Biura Ewidencyjnego trafiła do osobistego archiwum Rongego, w tym przede wszystkim
jego współczesne notatki. Całość tego prywatnego zbioru przejął w 1938 r. Walter Schellenberg, jako szef
SD, czyli wywiadu SS (Sicherheitsdienst der SS). Spuścizna Rongego znalazła się ostatecznie w dyspozycji
jego wnuka, historyka Gerharda Jagschitza i jest obecnie przechowywana w wiedeńskim Archiwum Wojny. Przez
wiele lat zbiór ten był utajniony i nie udostępniany do badań naukowych. Jedyną osobą, która może
rozporządzać dokumentacją Rongego jest ciągle Jagschitz, który pierwszy raz wyraził zgodę na korzystanie z
notatek swojego dziadka Georgowi Markusowi, austriackiemu biografowi Alfreda Redla.

Dla wywiadu Austro-Węgier pracowało wiele osób, które po wojnie zajęły wysokie stanowiska wojskowe i
polityczne w krajach sukcesyjnych byłej monarchii Habsburgów - w Polsce, Czechosłowacji, Jugosławii i we
Włoszech. Ronge mógł uchronić te osoby od kompromitacji. Dodatkowo, możliwość ujawnienia pozostawionych
sieci agenturalnych, także w Rumunii i w Rosji, zagrażała bezpieczeństwu osobistemu oficerów wywiadu i
agentów. Obawy Rongego o los swoich współpracowników były w pełni uzasadnione. "Niestety - pisał w
pamiętnikach - tym dzielnym ludziom, którzy nie czynili nic innego, jak tylko spełniali swój obowiązek, po
przewrotach w państwach sukcesyjnych niejednokrotnie wyrządzano krzywdę. Byli prześladowani, pozbawiani
wolności osobistej lub zmuszani do śpiesznej ucieczki i skazywani na długie, ciężkie wygnanie". Przy tym
"kierownicy większych placówek usiłowali oczywiście wstępować do likwidowanego Wydziału Informacyjnego
Naczelnej Komendy Armii. Nie wszystkim to się udało, a w większości przyniosło tylko prześladowania i
zagrożenia życia ze strony nowych władców dopiero co powstałych tworów państwowych. [...] Najgorzej wiodło
się naszym oficerom wywiadu w nowej Polsce. Jedynie najszybsza ucieczka chroniła przed gwałtowną śmiercią

20 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

lub okrutnymi katuszami. Ciężki był los kierownika placówki w Piotrkowie, ppłk. [Friedricha] Lofflera. Major
[Ludwik] Morawski, Polak, został w Krakowie potraktowany wręcz haniebnie. Przez długi czas wszystkie próby
dowiedzenia się czegoś o jego losie pozostawały daremne". Tajne archiwa kryły w sobie zbyt wiele tajemnic z
niedawnej przeszłości i dokumentów kompromitujących osoby zaangażowane w tworzenie nowej rzeczywistości
politycznej w tych państwach.

Główne dyrektywy wykonawcze w sprawie Piłsudskiego wychodziły z Biura Ewidencyjnego. Jednakże akta
operacyjne centrali wiedeńskiej zostały tak zdekompletowane, że w oparciu o ocalałe archiwalia nie można było
nic bliżej powiedzieć na ten temat. W dokumentacji Evidenzbureau pozostawiono jedynie materiały
drugorzędne. Właściwe akta zniknęły. Dokumenty prowadzonej z Piłsudskim operacji wywiadowczej i wszystkie
inne materiały operacyjne Biura Ewidencyjnego dotyczące jego osoby najprawdopodobniej zniszczono.
Przepadły również zestawienia i raporty kasowe Biura Ewidencyjnego i ośrodków wywiadu we Lwowie i w
Krakowie oraz pokwitowania na wypłacane pieniądze na cele ruchu Piłsudskiego.

Historycy penetrujący Archiwum Wojny w Wiedniu odkryli drobne ślady związków Piłsudskiego z wywiadem
austriackim. Dochowały się tylko zdawkowe wpisy w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego. Plonem
tych poszukiwań był przygotowany przez Stefana Arskiego i Józefa Chudka zbiór dokumentów Galicyjska
działalność wojskowa Piłsudskiego 1906-1914. Publikacja zbiegła się w czasie z setną rocznicą urodzin
Piłsudskiego i została przyjęta przez część społeczeństwa, przyzwyczajonego do mitu Komendanta, nieufnie,
jako dzieło propagandy komunistycznej, zwłaszcza że jej autorzy należeli do czołowych badaczy, usłużnych
wobec systemu indoktrynacji PRL. Pojedyncze dokumenty zachowały się w odpisach, które trafiły do innych
zespołów w wyniku urzędowego obiegu korespondencji, albo zawieruszyły się w niewłaściwych teczkach. Tak
było w wypadku dokumentu otwierającego zbiór, mianowicie raportu szefa sztabu X korpusu w Przemyślu, płk.
Franza Kanika dla szefa Sztabu Generalnego w Wiedniu, gen. Friedricha von Becka o odbytej 29 września
1906 r. konferencji z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem, podczas której rozmówcy polscy przedstawili w imieniu
PPS ofertę współpracy wywiadowczej przeciwko Rosji. Propozycja ta zapoczątkowała późniejsze kontakty
wywiadowcze Piłsudskiego ze sztabem austriackim. Rozmowy płk. Kanika z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem
protokołował kpt. Walerian Wasylkowicz-Witwicki, zastępca kierownika HK-Stelle w Przemyślu. Protokół zaginął,
ale Witwicki złożył w 1919 r. relację ze spotkania.

Nasuwała się więc konieczność rozszerzenia kwerendy na archiwa terenowych oddziałów Biura Ewidencyjnego
w Galicji, gdzie utrzymywano z Piłsudskim bezpośredni kontakt operacyjny. Trop ten okazał się właściwy, chociaż
i tutaj zachowały się tylko szczątki archiwów.

Podstawową ekspozyturą wywiadu Austro-Węgier na Królestwo Polskie i Rosję były od 1908 r. Główne Ośrodki
Wywiadowcze (Hauptkundschafts-stelle - w skrócie: HK-Stelle; popularnie "kasztelania") we Lwowie, Krakowie i
Przemyślu. Od 1913 r. oddziały wywiadu we Lwowie i w Przemyślu prowadziły działalność o charakterze
pomocniczym w stosunku do placówki krakowskiej. Pierwsze próby nawiązania łączności z wywiadem
austriackim Piłsudski podjął w październiku 1906 r. w Przemyślu, za pośrednictwem tamtejszego biura
HK-Stelle. Oficerem prowadzącym Piłsudskiego od jesieni 1908 r. był kpt. Gustaw Iszkowski, oficer Sztabu
Generalnego, szef HK-Stelle we Lwowie (1908-1912), później organizator wywiadu na terenach okupowanych w
Królestwie Polskim, jako kierownik placówki wywiadu w Jędrzejowie, a następnie w Olkuszu (1915), potem
oddziału wywiadowczego (Nachrichtenabteilung) Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Kielcach (1915) i w
Lublinie (1915-1916), oraz attache wojskowy w Hadze (1916-1918). Od wiosny 1909 r. kontakt operacyjny z
Piłsudskim przejął także kpt. Sztabu Generalnego Józef Rybak, jako kierownik HK-Stelle w Krakowie (do 6 VIII
1914 r.). Po wybuchu wojny w sierpniu 1914 r. Rybak sprawował dalej nadzór nad działaniami Piłsudskiego, jako
delegowany oficer Sztabu Generalnego i Naczelnej Komendy Armii dla zachowania łączności z Piłsudskim i
oddziałami strzeleckimi w polu. Jednocześnie Piłsudski utrzymywał kontakt wywiadowczy z ppłk. Janem
(Johannem) Nowakiem (Novakiem), szefem oddziału wywiadowczego Grupy Operacyjnej Kummera, której
podlegały oddziały strzeleckie.

Nowak był oficerem Sztabu Generalnego przydzielonym do Evidenzbureau. W latach 1911-1913 sprawował
funkcję zastępcy kierownika Biura, wcześniej służył we Lwowie, jako zastępca szefa sztabu XI korpusu, w
listopadzie 1914 r. przeszedł do Sztabu Generalnego, od 1915 do 1916 r. kierował referatem rosyjskim w Biurze
Ewidencyjnym, dowodził 31 pułkiem piechoty (1916), wreszcie został attache wojskowym w Sofii (1916-1917).
Piłsudski porozumiewał się też z placówką HK-Stelle w Krakowie, którą po Rybaku przejął na dwa miesiące kpt.
Bayer, oficer Sztabu Generalnego, a po nim, w końcu października 1914 r., kpt. Ludwig Vinzenz Morawski,
oficer Sztabu Generalnego, dotychczasowy zastępca szefa ośrodka krakowskiego (1911-1914). Pośredniczył
w tych kontaktach Walery Sławek. Legiony Polskie podporządkowano nowej centrali wywiadu w polu -
Nachrichtenabteilung AOK. Zwierzchnikiem nowej formacji był szef Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego i
Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii gen. Hranilovic von Czvetassin (1914-1917), z którym
Piłsudski wszedł w bezpośredni kontakt.

21 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Pod koniec października 1918 r. służba wywiadowcza Austro-Węgier została rozwiązana lub uległa
samolikwidacji. Część urzędów i biur została w Austrii, a to, co pozostało po oddziałach wywiadowczych na
innych terenach (biura, akta itp.), przejęły wojskowe władze państw sukcesyjnych. Archiwa Głównych Ośrodków
Wywiadowczych w Krakowie, Lwowie i w Przemyślu (1908-1918) oraz lubelski Oddział Informacyjny
Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Polsce, a także jego ekspozytury w Piotrkowie i Kielcach, które
ukierunkowane były niemal wyłącznie na zbieranie informacji politycznych z Królestwa Polskiego, uległy w
zasadzie zdekompletowaniu, albo całkowitemu zniszczeniu, jak większość dokumentacji innych placówek
terenowych oraz central wywiadowczych w Wiedniu i w Baden.

W Galicji i w Królestwie Polskim nie zdążono już wykonać rozkazu gen. Rongego o likwidacji archiwów
wywiadowczych. W Krakowie, Przemyślu, Lublinie, Kielcach, Piotrkowie i ostatecznie we Lwowie władzę
przejęli Polacy. W dniach przewrotu stosowano instrukcje na wypadek niebezpieczeństwa. Część akt
zniszczono lub wywieziono do Wiednia, gdzie razem z dokumentacją Biura Ewidencyjnego spalono je później w
tajemnicy. Ale większość akt pozostawiono na miejscu. Jedynie mjr Sztabu Generalnego Vinzenz Haużvić, szef
Oddziału Informacyjnego przy wojskowym generał-gubernatorze Polski w Lublinie (1916-1918), zniszczył
najważniejszą dokumentację i przez Niemcy wyjechał do Czechosłowacji, by tam organizować wywiad. Na
marginesie nasuwa się pytanie, jakie tajemnice zabrał ze sobą i przekazał je południowym sąsiadom? W Pradze
objął kierownictwo resortu wywiadu, po kilku latach otrzymał szlify generalskie i przejął dowództwo 5 dywizji
piechoty w Budweis. Pozostała część archiwów polskich placówek wywiadu Austro-Węgier została rozproszona,
albo przepadła potem przy zabezpieczaniu ich przez Wojsko Polskie i w zawieruchach wojennych.

Oddziałem HK-Stelle w Krakowie niemal przez cały okres wojny 1914-1918 r. kierował ppłk Morawski, który
odziedziczył wszystkie tajemnice wywiadowcze sprzed wojny. Wiedział o współpracy Piłsudskiego i jego grupy z
kpt. Rybakiem. Był wprowadzony w kontakt z Piłsudskim, prowadził m.in. sprawy organizacji strzeleckich. "Ten
wiedział i to bardzo dużo - wspominał później Rybak - Mogę stwierdzić, że wiedział niewiele mniej ode mnie,
tym bardziej, że gdy odszedłem [z kierownictwa Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie - R. Ś.] miał do
swojej dyspozycji archiwum, gdzie leżały akta Piłsudskiego, Sławka i Prystora".

W czasie pertraktacji dowódcy austriackiego w Krakowie, gen. Siegmunda Benigni z Polską Komisją
Likwidacyjną 31 października 1918 r. Morawski sprzeciwiał się oddaniu Komendy Wojskowej miasta władzom
polskim. Nie obyło się bez momentów dramatycznych. W pewnej chwili Morawski "wyciągnął rewolwer i
oświadczył - relacjonował hr. Zygmunt Lasocki, szef administracji cywilnej w Krakowie - że jest Polakiem, jednak
jako oficer, nie zwolniony od przysięgi, broni składać nie może, a gdyby kto chciał ją przemocą odbierać, położy
go trupem, a następnie siebie zastrzeli". Opór wynikał stąd, że nie chciał, aby archiwum HK-Stelle dostało się w
niepowołane ręce. Ostatecznie gen. Benigni zrzekł się władzy wojskowej w Krakowie na rzecz PKL. Morawski
nie miał wyjścia, został zmuszony do przekazania urzędu i biur nowym władzom. Jeszcze tego samego dnia
archiwum HK-Stelle przejął dowódca twierdzy Kraków z ramienia Polskiej Komisji Likwidacyjnej, gen. Bolesław
Roja, który miał w tym interes osobisty. Jak utrzymuje Ronge, przed wojną Roja był agentem Ochrany
warszawskiej, później pisał raporty dla Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie. Roja przejrzał zaraz
archiwum i usunął swoje raporty *[Antoni Stawarz, Gdy Kraków kruszył pęta. Kartki z pamiętnika oswobodzenia
Krakowa w 1918 r. Wstępem i objaśnieniami zaopatrzył dr Jan Czapliński, Kraków 1939, s. 13. Józef Rybak
relacjonował opowiadanie naocznego świadka tych wydarzeń, Józefa Poznańskiego, swego byłego
współpracownika, a później zastępcy kierownika Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie: "Którejś nocy
wezwał (Bolesław] Roja [Ludwika] Morawskiego do HK-Stelle i zażądał wydania teczki ze swoimi aktami.
Morawski odmówił [...] i wyciągnął przeciwko Roji rewolwer. Oczywiście rozbrojono go i aresztowano. Roja
odnalazł swoje papiery i zniszczył je z dużą satysfakcją. Grzebiąc w aktach odnalazł i papiery [Józefa]
Piłsudskiego". Pamiętniki generała Rybaka s. 153.]. Archiwum przeglądał również Mieczysław Ścieżyński, który
na polecenie Piłsudskiego miał je zabezpieczyć przed zniszczeniem. "Zaraz po objęciu władzy w Krakowie przez
Polską Komisję Likwidacyjną - pisał hr. Lasocki - polecono opieczętować archiwum krakowskiego oddziału
K[undschafts-]Stelle i oddano je pod nadzór wojskowości. [...] Gdy chciano przystąpić do zbadania aktów
K[undschafts]-Stelle i wydelegowano w tym celu komisję, okazało się, że pieczęcie były pozrywane i widocznie
wiele aktów zaginęło".

Roja przede wszystkim przejął ok. 250 teczek ewidencyjnych konfidentów, pracujących dla HK-Stelle w
Krakowie, które Morawski trzymał w szafie pancernej w swoim biurze. Były to prawdopodobnie jedyne teczki
ewidencyjne współpracowników wywiadu Austro-Węgier, jakie w ogóle ocalały z wojny. Zastanawia
niefrasobliwość szefa krakowskiej ekspozytury wywiadu. Akta ewidencyjne są zawsze najpilniej strzeżone i w
razie zagrożenia ujawnienia podlegają zniszczeniu w pierwszej kolejności, tak, jak to zrobiono w centralach w
Wiedniu i Baden oraz terenowych placówkach wywiadu rozpadającej się monarchii Habsburgów. Być może była
to cena wolności, jeśli nie wręcz życia. "Mimo gwałtowań ulicy - pisał potem Roja - i szantaży
sztabowych przystawek o doraźny wymiar 'sprawiedliwości' na poszczególnych dostojnikach polskich starego
reżimu - domagano się 'doraźnego wymiaru sprawiedliwości' na dyrektorze c.k. policji [Rudolfie] Krupińskim i

22 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

ppłk. wywiadu austr[iackiego] [Ludwiku] Morawskim - nikomu włos z głowy nie spadł. [...] Nie uważałem za
wskazane, w tych pierwszych dniach niepodległości Polski zaczynać sprawowania władzy od wymierzania
'sprawiedliwości doraźnej'. Należało to nieco na później odłożyć i nie na własną rękę uskutecznić". Polacy
przejęli władzę w Krakowie dzień wcześniej i wizyta gen. Roji nie mogła zaskakiwać, a niewiele też potrzeba
czasu na zniszczenie 250 papierowych arkuszy wraz z dokumentacją. Dzięki temu jednak akta te dochowały się
do naszych czasów. Po 1918 r. teczek ewidencyjnych nie wyjawiono szerszej publiczności. Można
przypuszczać, że były badane w Oddziale II Sztabu Generalnego WP.

W powojennej rzeczywistości Morawski stawał się człowiekiem bardzo niebezpiecznym. Znał osobiście
wszystkich współpracowników wywiadu austriackiego, wciągniętych do ewidencji ośrodka krakowskiego. W
czasie wojny sprawował faktyczną władzę w mieście, był jednym z najlepszych oficerów wywiadu Austro-Węgier.
Mieszkał cały czas w Krakowie (ul. Szlak nr 5, od 1919 r. Plac na Groblach nr 19). Chciał wstąpić do Wojska
Polskiego. W Dowództwie Okręgu Generalnego w Krakowie nie chciano go nawet zarejestrować. Wniósł też 9
stycznia 1919 r. podanie do Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie. Wszystkie prośby pozostawały bez
odpowiedzi.

Wobec tego zwrócił się 8 marca do DOG w Krakowie i 9 kwietnia 1919 r. do likwidującego się Ministerstwa
Wojny w Wiedniu o przeniesienie w stan spoczynku. Przez wiele miesięcy nie wypłacano mu należnych
poborów. Znalazł się w trudnej sytuacji materialnej. Interweniował w Emerytalnej Komisji Likwidacyjnej przy
Ministerstwie Spraw Wojskowych, otrzymał zaliczkowo część pieniędzy. Ministerstwo Wojny w Wiedniu pismem
z 21 października 1919 r. zawiadomiło Morawskiego o przeniesieniu w stały stan spoczynku z dniem 1 grudnia
1918 r. i określiło wymiar rocznej emerytury. Morawski automatycznie przeszedł w stan spoczynku w Wojsku
Polskim. Ministerstwo Spraw Wojskowych podjęło decyzję o wyrównaniu wszystkich należności (20 XI 1919).
Gdzieś jednak ta decyzja utknęła. "Bezpowodowe wstrzymanie przez dwa miesiące wypłaty prawnie mi
należących i tak już marnych poborów - pisał Morawski 8 stycznia 1920 r. w kolejnym zażaleniu do Ministerstwa
Spraw Wojskowych w Warszawie - jest, uwzględniając obecne stosunki drożyźniane, czynem co najmniej
nieludzkim. Sądzę, że zażalenie moje osiągnie należyty skutek, powodując natychmiastowe wypłacenie
moich należności, i przeciąganie dalsze sprawy nie zmusi mnie do szukania innej, do celu prowadzącej drogi".
Dla ludzi obeznanych z przeszłością Morawskiego aluzja była aż nadto czytelna. Pismo wpłynęło formalnie do
Sekcji Wojenno-Likwidacyjnej Ministerstwa Spraw Wojskowych dnia 26 stycznia. Dwa dni później wydano
polecenie uregulowania zaległości.

Tymczasem, 19 stycznia 1920 r. Morawski został nagle wezwany telegraficznie do Dowództwa Okręgu Etapów
Lwów (formalnie podlegał pod DOG Kraków) i otrzymał przydział do dowództwa 6 armii gen. Wacława
Iwaszkiewicza. Sposób powołania do wojska był ewidentnie nienaturalny. Podjął służbę w Oddziale II armii
Iwaszkiewicza. Szybko zdobył uznanie przełożonych. "Podpułkownik Ludwik Morawski - pisał we Lwowie 16
lutego 1920 r. gen. Juliusz Albinowski - przedsięwziął od wstąpienia do Wojska Polskiego szereg czynności
przeglądowych we wschodnich powiatach Małopolski, z wielką gorliwością i znajomością służby, jest to siła
niezwykła i zasługująca na szczególne uwzględnienie". Od 12 marca 1920 r. przeszedł pod komendę kpt.
Walerego Sławka, najbardziej zaufanego człowieka Piłsudskiego. Sławek objął stanowisko szefa Oddziału II
dowództwa Frontu Południowego przy dowództwie 6 armii we Lwowie, a 25 maja 1920 r. został szefem sztabu
dowództwa Okręgu Etapów na Ukrainie (22 IV 1920 r. mianowany majorem).

Nie wiadomo czy spotkanie Morawskiego i Sławka w Oddziale II było przypadkowe, ale fakt ten jest znamienny i
daje dużo do myślenia. Zwłaszcza że w tym samym czasie w sztabie 6 armii przebywał inny wysoki oficer Biura
Ewidencyjnego, płk Henryk Karol Zemanek, w czasie wojny kierownik Grupy Rosyjskiej Nachrichtenabteilung
AOK, który był zorientowany we wszystkich operacjach wywiadowczych przeciwko Rosji i znał kulisy
współpracy Piłsudskiego ze Sztabem Generalnym i Naczelną Komendą Armii. Zemanek 7 marca 1920 r. objął
kwatermistrzostwo 6 armii.

Morawski zginął w niewyjaśnionych okolicznościach kilka miesięcy później, 6 lipca 1920 r. w Czarnym Ostrowie,
postrzelony na podwórzu kwatery dowództwa. Można jeszcze dodać, że we wrześniu 1920 r. szefem sztabu 6
armii został na krótko płk Jan Marian Hempel, w przeszłości następca Iszkowskiego na stanowisku kierownika
HK-Stelle we Lwowie.

Prawdopodobnie całą zachowaną dokumentację ośrodków wywiadowczych w Krakowie, Przemyślu, Lwowie i


Lublinie przejęły w grudniu 1918 r. Zarządy Archiwalne przy terytorialnych dowództwach Wojska Polskiego
(Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich na Galicję Wschodnią, następnie Dowództwa Okręgów Generalnych,
potem Dowództwa Okręgów Korpusów), razem z innymi aktami wojskowymi i administracyjnymi austriackich
urzędów, dowództw i jednostek wojskowych stacjonujących do 1918 r. na obszarze Galicji i Królestwa Polskiego.
Nie jest wykluczone, że archiwa placówek wywiadowczych zostały wyodrębnione w Zarządach Archiwalnych, lub
też wcześniej - zanim tam trafiły, po przejęciu przez polską administrację wojskową, a następnie przekazane do
Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie, a potem do Oddziału II Sztabu Generalnego, gdzie uległy

23 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

rozproszeniu, a po 1939 r. zaginęły. Niestety, nie ma na ten temat bliższych informacji. Nie wiadomo też nic o
losach archiwów ośrodków wywiadowczych w Galicji i Królestwie Polskim po 1918 r.

Należy dodać, że Zarządy Archiwalne zostały podporządkowane nowoutworzonemu Centralnemu Archiwum


Wojskowemu w Warszawie. Przed 1924 r., kiedy to zakończono likwidację Zarządów Archiwalnych
Okręgów Korpusów, wszystkie akta wojskowe austriackie odesłano do CAW w Warszawie. Do wybuchu wojny w
1939 r. akta te umieszczone były w Forcie Legionów na Żoliborzu w Warszawie. Na jesieni 1939 r. Niemcy
wywieźli je do Wiednia, a stamtąd zimą 1944/1945 r. do Znojna. Do Warszawy wróciły wraz z innymi aktami
austriackimi, w stanie bardzo przetrzebionym, na przełomie lat 1949/1950 i zostały złożone w magazynach
Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie (AGAD). Nie ma żadnych śladów, że przed 1939 r. w aktach
tych znajdowały się wyodrębnione archiwa ośrodków wywiadu Austro-Węgier w Polsce, i nie ma tych
archiwaliów w obecnym wielkim zbiorze austriackich i niemieckich akt wojskowych w AGAD, obejmującym
nieuporządkowane i nieopracowane zespoły: Wojskowe Generalne Gubernatorstwo w Lublinie, Komenda 1
korpusu w Krakowie, Komenda 11 korpusu we Lwowie, Komenda Miasta Lwowa, Komenda Wojskowa w
Krakowie, Dowództwo Twierdzy Kraków, Dowództwo Operacyjne 2 armii austriackiej, Oddziały
Kwatermistrzowskie armii austriackiej, Wywiad 3 i 7 armii austriackiej, 9 armia niemiecka, Wywiad Cesarsko-
Niemieckiej Armii Południowej, a także Komendy Stacji Etapowych austriackich. Archiwalia te dopełniają
szczątki niemieckich akt intendentury VI korpusu we Wrocławiu (Intendentura Korpusu VI Armii we Wrocławiu.

Omawianego zbioru z wydzielonych zespołów wywiadu Austro-Węgier nie ma również w wykazie akt władz
austriackich, przekazanych do Polski w latach 1933-1938, na podstawie układu archiwalnego polsko-
austriackiego z 26 października 1932 r..

Akta wytworzone w kancelariach ośrodków wywiadowczych w Galicji i w Królestwie Polskim występują w


zbiorach AGAD tylko sporadycznie, w ramach większych zespołów, w stanie szczątkowym albo jako wynik
obiegu akt urzędowych w innych jednostkach organizacyjnych. Są to w zasadzie akta drugorzędne. Archiwa
placówek wywiadowczych w Przemyślu, Piotrkowie i w Kielcach zaginęły niemal całkowicie. Stosunkowo
najwięcej dokumentów pierwszej kategorii z archiwów lwowskiego i krakowskiego zachowało się w zbiorach poza
Archiwum Głównym Akt Dawnych. Fragment akt ośrodka wywiadowczego we Lwowie z lat 1915-1918 znajduje
się w Bibliotece Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, ale archiwalia te wykraczają poza zakres
tematyczny niniejszego opracowania. Najważniejsza wydaje się kolekcja dokumentów z materiałów Kazimierza
Świtalskiego, znajdujących się w zbiorach prywatnych i w Archiwum Akt Nowych w Warszawie.

Archiwum służb wywiadu Austro-Węgier w Polsce z papierów Świtalskiego obejmuje zbiór akt terenowych central
wywiadowczych w Krakowie, Lwowie, Przemyślu i Lublinie z lat 1908-1918 (pojedyncze dokumenty dotyczą
okresu wcześniejszego). Akta stanowią fragment pierwotnych archiwów, które uległy zdekompletowaniu lub
zniszczeniu albo znajdują się w szczątkach w AGAD. Ocalały zbiór ma charakter wyjątkowy. Procent
zachowania akt trudny jest dzisiaj do ustalenia, przypuszczalnie jest on bardzo nikły. Prawdopodobnie jednak
zachowały się dokumenty najcenniejsze, w tym duża część ewidencji agentów. Materiał aktowy stanowi odbicie
podstawowych funkcji i prac służb wywiadu Austro-Węgier. Ocalał podstawowy zrąb akt, umożliwiający
odtworzenie sieci agenturalnej, organizacji i obsady personalnej ośrodków wywiadowczych w Krakowie i we
Lwowie. Zachowały się liczne opracowania polityczne dotyczące sytuacji na ziemiach polskich.

Nie da się już ustalić czy omawiany zbiór archiwaliów Świtalskiego został wyodrębniony z pozostałości aktowej
urzędów austriackich, przejętej przez władze polskie w 1918 r., czy też stanowił bliżej nieznaną kolekcję, która
przed 1939 r. trafiła w jego ręce, zapewne w związku z pracami historycznymi w Instytucie Józefa Piłsudskiego
w Warszawie. Najbardziej prawdopodobna wydaje się ta ostatnia wersja.

Po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. Świtalski ukrył część swojego wielkiego archiwum z okresu współpracy z
Piłsudskim, w tym zbiór akt wywiadu austriackiego. Wojna i późniejsze wydarzenia przetrzebiły archiwum. Nie
jest wykluczone, że zaginęła też część akt wywiadowczych. Po wojnie Świtalski przystąpił do porządkowania
swoich papierów, powrócił do prac historycznych nad spuścizną Piłsudskiego. Archiwum wywiadu pozostawił w
ukryciu, wyłączył z niego tylko kilkadziesiąt dokumentów historii Legionów Polskich i sprawy polskiej w okresie I
wojny światowej. Dokumenty te, wraz z całym domowym archiwum, wpadły w ręce Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego, przy aresztowaniu Świtalskiego w listopadzie 1948 r., w jego mieszkaniu w Zalesiu Dolnym koło
Warszawy, gdzie mieszkał od 1945 r. Dokumenty wywiadu austriackiego wyłączono z akt śledztwa MBP i
przekazano później, razem z innymi materiałami Świtalskiego, do Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych,
a następnie do Centralnego Archiwum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w
Warszawie - obecnie Oddział VI Archiwum Akt Nowych. Cały ten zbiór akt Świtalskiego nie był nigdy
udostępniany, nie wpisano go do ksiąg inwentarzowych CA KC PZPR, przechowywany był w specjalnej szafie
pancernej (razem z archiwum Bolesława Bieruta).

Reszta pierwotnego zbioru dokumentów wywiadu Austro-Węgier znalazła się w rękach Świtalskiego, po jego

24 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

wyjściu z więzienia w 1955 r. Po śmierci Świtalskiego w 1962 r. papiery te przechowała wdowa po nim, Janina
Świtalska. Zbiór ten zawiera najważniejsze ocalałe materiały z lat 1910-1912, dotyczące pierwotnych kontaktów
Piłsudskiego z oddziałem HK-Stelle we Lwowie. Dokumenty te określały zasady współpracy organizacji
Piłsudskiego z Biurem Ewidencyjnym, które wypracował Iszkowski.

Omówioną wyżej kolekcję akt dopełnia zebrana przez Świtalskiego korespondencja polityczna Piłsudskiego z lat
1908-1914. Znajdują się w niej m.in. listy do Walerego Sławka w sprawach kontaktów z kpt. Rybakiem. Zachował
się również tekst memoriału Piłsudskiego z 1912 r. dla Rybaka z planem organizacji powstania w Królestwie
Polskim. Podobny memoriał skierował Piłsudski do Rybaka w połowie 1913 r. Memoriał ten przechowywany jest
w innym zespole, w dokumentach Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Materiały te
ukazują ścisłą zależność możliwości realizacji zamierzeń politycznych Piłsudskiego od austriackich
władz wojskowych.

Najcenniejsze dokumenty o związkach Piłsudskiego z wywiadem austriackim od 1912 r. przechowały się w


Archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, w zbiorze austriackich akt wojskowych dotyczących
ruchu strzeleckiego i Legionów Polskich. Podstawą tego zbioru jest owa słynna teczka "Geheim" kpt. Rybaka,
zawierająca najważniejsze materiały dokumentujące współpracę Piłsudskiego z wywiadem austriackim od
grudnia 1912 do sierpnia 1914 r. Autentyczność dokumentów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Wszystkie mają
odpowiednie oznaczenia kancelaryjne i nie mogły być wytworzone poza właściwym urzędem. Teczka ma jeszcze
oryginalne, grube okładki, oklejone zielonym płótnem. Znajdują się w niej m.in. teksty dwóch umów
wywiadowczych, jakie Piłsudski zawarł z kpt. Rybakiem w połowie grudnia 1912 i pod koniec lipca 1914 r.
Umowy te nie były do tej pory znane bliżej historykom, poza ogólnikową relacją samego Piłsudskiego. "Istotnie
rzecz się miała - pisał w Poprawkach historycznych, odpowiadając Daszyńskiemu na opisaną przez niego w
Pamiętnikach działalność Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych - jak następuje: w drugiej
połowie 1912 r. Austria, widząc nadzwyczaj usilne przygotowania do wojny, czynione przez Rosję, zdecydowała
przerwać te przygotowania za pomocą odpowiedniego, prawie wojennego nacisku na Rosję. Tak
przynajmniej twierdzili mi panowie z Generalnego Sztabu, z którymi miałem kontakt, a którzy, uprzedzając
wypadki, zaczęli omawiać ze mną zupełnie już praktycznie sprawę mego wystąpienia wspólnie z armią
austriacką. Dodam od razu, że warunki, do których w owe czasy się dogadałem, były co najmniej dziesięć razy
lepsze, niż te, z którymi miałem do czynienia w lipcu 1914 r.".

"Teczka Rybaka" znajdowała się pierwotnie wśród archiwaliów belwederskich. które wywieziono z Warszawy we
wrześniu 1939 r. do Rumunii, a później znalazły się, wraz z innymi zespołami, w Instytucie Józefa Piłsudskiego w
Nowym Jorku. Nie wiadomo, w jaki sposób materiały te trafiły do archiwum Belwederu przed 1939 r. Nie ma na
ten temat żadnych informacji. Możliwe wydają się przynajmniej trzy wersje.

1.) "Teczka" przez cały okres wojny 1914-1918 r. pozostawała w archiwum ośrodka wywiadowczego w Krakowie
i na przełomie października i listopada 1918 r. przejął ją gen. Roja od ppłk. Morawskiego, razem z innymi tajnymi
aktami.

2.) "Teczka" stanowiła część opisanej wyżej kolekcji Świtalskiego.

3.) "Teczkę" przekazał w sierpniu 1914 r. mjr Morawski albo mjr Rybak kapitanowi Włodzimierzowi Zagórskiemu,
oficerowi Sztabu Generalnego, który z ramienia szefa Oddziału Informacyjnego AOK, płk. Hranilovica von
Czvetassin, objął w Komendzie Legionów Polskich funkcję szefa sztabu. Dla nikogo nie było tajemnicą, że kpt.
Zagórski reprezentował służby wywiadu Austro-Węgier i sprawował bezpośredni nadzór nad Legionami
Polskimi. Do wybuchu wojny służył w sekcji rosyjskiej Biura Ewidencyjnego w Wiedniu, gdzie zapewne zetknął się
ze sprawą współpracy Piłsudskiego i jego grupy z wywiadem austriackim. Jeśli rzeczywiście odziedziczył
"teczkę Rybaka", fakt, że znalazła się potem w archiwum belwederskim, może zawierać w sobie sekret
tragicznych losów późniejszego generała Wojska Polskiego. Przeciw tej wersji mogą przemawiać wszakże nie
ujawnione nigdy losy pokwitowań, wystawionych przez Piłsudskiego i jego współpracowników na wypłacane im
pieniądze z kasy Biura Ewidencyjnego. Pokwitowania miał przechowywać u siebie po wojnie Zagórski
*[Zachowała się na ten temat następująca relacja: "W pierwszej połowie 1924 r. - wspominał mjr Marceli Kycia,
adiutant gen. Tadeusza Rozwadowskiego - polecił mi gen. Rozwadowski zgłosić się do gen. Włodzimierza
Zagórskiego i przechować jego dokumenty w zalakowanej, grubej kopercie. Z końcem tego roku gen. Zagórski,
odbierając ode mnie ten pakiet, oświadczył mi, że są to dowody pobierania pieniędzy przed pierwszą wojną
światową przez [Witolda] Jodkę-Narkiewicza, [Walerego] Sławka i [Józefa] Piłsudskiego z różnych źródeł
austriackich". Marceli Kycia, Notatki z pamiętnika: O bitwie warszawskiej, "Komunikaty Towarzystwa im.
Romana Dmowskiego", Londyn 1971, z. 1, s. 422. "Od ś.p. generała [Włodzimierza] Zagórskiego - pisano w
ulotce endeckiej Prawda o gen. Zagórskim z września 1927 r. - domagano się wydania lub wskazania miejsca
przechowywania kwitów na ogółem 2 000 koron, w których Józef Piłsudski kwitował odbiór tej sumy od
osławionej austriackiej K[undschafts]-Stelle [...]. Kwity te zabrał generał Zagórski dla siebie na wszelki wypadek,

25 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

jako oficer austriackiego Sztabu Generalnego, przydzielony do K-Stelle. Owe 2 000 koron otrzymał Józef
Piłsudski za współpracę z 'obcymi agenturami' na ziemiach polskich w czasie wielkiej wojny. Generał Zagórski
odmówił wydania tych kwitów [...]". Cyt. za Zbigniew Cieślikowski, Tajemnice śledztwa KO-1042/27. Sprawa
generała Zagórskiego, Warszawa 1983, s. 336. Zob. też Jerzy Rawicz, Generał Zagórski zaginął. Z tajemnic
lat międzywojennych, Warszawa 1963. Według innej relacji, jedno z pokwitowań Józefa
Piłsudskiego przechowywał u siebie Wincenty Witos, który miał zbierać różne dokumenty kompromitujące
współczesnych mu polityków. "Perłą tego zbioru - twierdził Stanisław Linowski w listopadzie 1965 r. - był kwit na
20 000 marek, otrzymanych od wywiadu niemieckiego, podpisany przez Józefa Piłsudskiego w 1913 r. Trudno
dziś zbadać, jaką drogą po upadku mocarstw centralnych ten kwit z archiwum wywiadu niemieckiego przeszedł w
ręce [Wincentego] Witosa i ciężko zaważył na jego losie. Ludzie marszałka [Józefa Piłsudskiego] proponowali
wykupienie tego kwitu; podobno był nawet napad na Witosa w Wierzchosławicach". Biblioteka Jagiellońska (dalej
cyt. BJ), rkps przyb. 130/67: Stanisław Linowski, Kulisy dziejów, t. 2, s. 33. Jednakże rozpoznane do tej pory
źródła milczą na temat bezpośrednich kontaktów Piłsudskiego z wywiadem niemieckim przed 1914 r. Nie ma
żadnych danych, które potwierdzałyby relację Linowskiego, co podważa jej wiarygodność, zwłaszcza że autor
nie podaje źródła swoich informacji. Nie wspomina o tym również biografia przywódcy chłopskiego: Andrzej
Zakrzewski, Wincenty Witos. Chłopski polityk i mąż stanu. Warszawa 1978.] i stanowiłyby w tym wypadku
integralną część zestawu dokumentów Rybaka albo raczej innego, właściwego zbioru akt mjr. Ronge.
Podstawowe dokumenty dotyczące Piłsudskiego znajdowały się bowiem w rękach szefa Biura Ewidencyjnego,
który osobiście koordynował całą akcję i był adresatem wszelkiej korespondencji z tym związanej. Być może sejf
Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku kryje w sobie tajemnicę tych pokwitowań, ale autor nie był w stanie
tego stwierdzić.

Wobec tego najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja pierwsza. Przemawiają za nią stosowane wówczas
zasady praktyki archiwalnej, blokujące wypływ oryginalnych akt z kancelarii, w której gromadzono dokumenty
prowadzonej sprawy.

Wobec tak dużych braków źródeł aktowych, szczególnego znaczenia nabiera literatura wspomnieniowa. Na
czoło wysuwają się prace ostatnich kierowników Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego i Oddziału
Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii. O swojej służbie w wywiadzie pisali: gen. August Urbański von
Ostrymiecz, szef Biura Ewidencyjnego w latach 1909-1914, oraz gen. Oscar Hranilovic von Czvetassin, szef
Biura Ewidencyjnego oraz Oddziału Informacyjnego AOK od 1914 do 1917 r.. Na specjalne podkreślenie
zasługują prace gen. Maximiliana Ronge, kierownika sekcji wywiadu w Biurze Ewidencyjnym (1907-1917),
ostatniego szefa tego Biura i jednocześnie Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii w
latach 1917-1918, które należą do światowej klasyki fachowej literatury o wywiadzie. Duże znaczenie mają
również wspomnienia gen. Józefa Rybaka, kierownika HK-Stelle w Krakowie (1909-1914), po wybuchu wojny
delegowanego z ramienia Oddziału Informacyjnego AOK do utrzymania łączności z oddziałami strzeleckimi
Piłsudskiego w polu, formalnie szefa Oddziału Informacyjnego sztabu 1 armii austriackiej. Niezwykle cenne,
chociaż powierzchowne, są także wspomnienia płk. Waltera Nicolai, twórcy nowoczesnego wywiadu
niemieckiego i jego szefa w latach 1912-1918. Autor pominął wszakże wątek kontaktów polskich z wywiadem
austriackim i niemieckim.

Warto jeszcze odnotować prace innych osób, związanych z wywiadem Austro-Węgier i Niemiec z tego okresu,
pomieszczone w wydawnictwach Kämpfer an vergessenen Fronten i Die Weltkriegsspionage oraz
wspomnienia Maxa Wilda, Heinricha Benedikta i urywki pamiętników Ericha Rodlera, ogłoszone przez Petera
Broucka. Niezastąpionym źródłem wiedzy o armii austro-węgierskiej są pamiętniki Franza Conrada von
Hötzendorfa, Carla Bardolffa i Edmunda Gleise von Horstenau.

Szkoda, że ppłk Gustaw Iszkowski, główny wykonawca zamierzeń Rongego w pierwszym okresie współpracy z
Piłsudskim, nie zostawił po sobie żadnych zapisek na ten temat. Koniec wojny zastał go na placówce
attache wojskowego w Hadze. W Holandii założył rodzinę. Żona wniosła duży majątek do małżeństwa i nie
musiał martwić się o przyszłość. Na wiosnę 1919 r. przyjechał do Polski, zapewne aby zlikwidować swoje dawne
sprawy. Piłsudski zaprosił go zaraz do Warszawy, usiłując nakłonić do wstąpienia do Wojska Polskiego.
Iszkowski miał odmówić. Wyjechał do Francji, osiadł w Antibes koło Cannes. W 1919 r. jego nazwisko znalazło
się na tajnej, "czarnej liście" Ministerstwa Spraw Wojskowych, obejmującej oficerów, którym odmawiano
przyjęcia do Wojska Polskiego. "Ostatecznie pułkownik Iszkowski wolał nie powrócić do kraju; nie miał widocznie
czystego sumienia w odniesieniu do legionowych początków" - zauważył złośliwie Aleksander Pragłowski.
Dawny szef lwowskiej HK-Stelle pozostał we Francji (zm. w 1952 r.).

Żadnych pamiętnikarskich notatek nie pozostawił również płk Julian Piotr Dzikowski, oficer Biura Ewidencyjnego
o najdłuższym stażu pracy w wywiadzie Austro-Węgier (1892-1913, 1914-1916), długoletni szef
kancelarii kierownika Grupy Wywiadu Evidenzbureau i zastępca mjr. Alfreda Redla oraz mjr. Maximiliana
Ronge. Dzikowski był głównym pomocnikiem i właściwym architektem planów Rongego prowadzenia akcji

26 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

wywiadowczych w Rosji.

Po wojnie został przyjęty do Wojska Polskiego, na podstawie dekretu Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego.
Od razu znalazł się na "bocznym" torze służby wojskowej. Początkowo dowodził Stacją Zborną Oficerów
oraz Rezerwą Oficerów i Urzędników przy Dowództwie Okręgu Generalnego w Krakowie (1918-1919), a później
obozem internowanych w Dąbiu (1919-1920). Wszystkie pełnione funkcje nie odpowiadały przygotowaniu
fachowemu Dzikowskiego i dalekie były od jego możliwości. Po przeniesieniu w stan spoczynku w 1921 r.
zamieszkał na stałe w Bydgoszczy (zm. w 1929 r.).

Najbardziej wartościowa jest książka Rongego Zwolf Jahre Kundschaftsdienst. Ronge przez wiele lat
przygotowywał się do spisania wspomnień, opierając się o własne, współczesne notatki oraz nieliczne
przechowane dokumenty, a także materiały z rozmów z dawnymi współpracownikami. Na marginesie wielkich
problemów politycznych i militarnych południa Europy, które stanowią zasadniczy temat pamiętników, Ronge
pisze również o sprawach polskich. Ostatni szef służb specjalnych Austro-Węgier ujawnił, jako pierwszy,
kontakty z wywiadem austriackim przed 1914 r. przywódców Polskiej Partii Socjalistycznej i polskiego ruchu
niepodległościowego - Józefa Piłsudskiego i jego najbliższych współpracowników. Jak już wspomniano,
tajemnicę tych kontaktów wiązała wymiana słowa honoru z Piłsudskim. Tym zapewne należy tłumaczyć
ogólnikowość informacji Rongego na temat kontaktów z Komendantem. "Ze względu na możliwość narażenia
na kłopoty osób jeszcze żyjących - podkreślał - o szpiegostwie piszę z dużą powściągliwością. Musiałem
poprzestawać na tych przypadkach, gdzie wyrok i śmierć pozwalają już odkryć karty. Mam świadomość, że wiele
pikanterii i uroku przepada bezpowrotnie, gdy z konieczności zadowalam się stwierdzeniem, iż moje informacje
pochodzą z 'poufnego' źródła lub po prostu od konfidentów. Nawet tak delikatne napomknienia mogą dać
fachowcom wystarczająco wiele punktów zaczepienia, by jeszcze dziś móc oskarżyć lub skompromitować
krewnego jakiejś wysoko postawionej osobistości, która zupełnie nieświadomie oddała nam nieocenione usługi,
gdyż pozwoliła sobie na gadatliwość w rozmowie z kimś na pozór godnym absolutnego zaufania. (...) Wywiad
wymaga oczywiście jak najściślejszego zachowania tajemnicy. Kupczenie sekretami i żądza plotek są od tego
nader odległe. Dokument, raport, potem pieniądze, potem następne zlecenie - to była cała praca podczas
spotkań z moimi najlepszymi agentami. Niestety, konieczna dyskrecja sprawia, że nie wolno mi napisać czegoś
więcej o miejscach i bliższych okolicznościach tych spotkań. Zrozumiałe, że musiały one odbywać się
niepostrzeżenie".

Nawet przy takich ograniczeniach treści książka miała utrudniony obieg w Polsce przed 1939 r. Chodziło o owe
"punkty zaczepienia" w sprawie Piłsudskiego. Dzieło Rongego znalazło się na nieoficjalnym "indeksie ksiąg
zakazanych". Książkę przemilczano "w Polsce tak dalece - skarżył się później Władysław Pobóg-Malinowski - iż
gdy - zdaje się w 1931 r. - chciałem napisać recenzję - perswadowano mi, bym tego poniechał". Książka
była długo niedostępna w zbiorach polskich. Nie było szans na jej wydanie w Polsce. Po kraju krążyły nieliczne
egzemplarze książki, albo odpisy tłumaczeń niektórych jej fragmentów, przyprawiając o rumieńce twarze
czytelników, przywykłych do "mitu" Pierwszego Marszałka Polski, bojownika bez skazy, walczącego o
niepodległość z wszystkimi zaborcami. Także w Polsce Ludowej książka Rongego była niedostępna. Nawet tak
wytrawny historyk i wpływowy polityk komunistyczny, jak Henryk Jabłoński, nie miał jej w ręku, korzystał tylko z
wyciągów i kopii fotograficznych fragmentów. Stefan Arski, publicysta, jeden z twórców komunistycznej "czarnej
legendy" Piłsudskiego, posługiwał się egzemplarzem bibliotecznym Archiwum Wojny w Wiedniu. Obecnie w
Centralnej Bibliotece Wojskowej w Warszawie przechowywany jest unikatowy egzemplarz pierwszego wydania
książki Rongego Kriegs- und Industrie- Spionage z biblioteki Piłsudskiego (sygn. 92 440; na okładce wklejony
Exlibris Józefa Piłsudskiego biblioteki belwederskiej). Egzemplarz drugiego wydania - Zwölf Jahre
Kundschafisdienst znajduje się również w zbiorach CBW i dostępny jest także w Bibliotece Uniwersyteckiej
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dopiero niedawno ukazała się polska edycja pamiętników Rongego.

Bliżej o współpracy Piłsudskiego z wywiadem austriackim mówił tylko Rybak, który mógł merytorycznie odnieść
się do zagadnienia, ze znajomością faktów oraz kanonów służby. Przełożeni wypowiadali się o nim zawsze z
wielkim uznaniem. Wzorowemu wypełnianiu obowiązków zawdzięczał kolejne awanse. Po wybuchu wojny, 6
sierpnia 1914 r. objął na kilka tygodni znaczące stanowisko szefa Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy
Armii przy dowództwie l armii, jednej z sześciu armii Austro-Węgier na froncie. To wyróżnienie zawdzięczał
Rongemu. który bardzo pozytywnie oceniał jego pracę w wywiadzie krakowskim. Ronge jeszcze po wielu latach
wymieniał jego nazwisko pośród kilku najlepszych oficerów wywiadu Austro-Węgier. "Rybak, oficer wywiadu I-go
korpusu w Krakowie - pisał w 1935 r. ostatni szef Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego i Oddziału
Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii - pozostawał jeszcze podczas pokoju w nieoficjalnym kontakcie z
emigrantami rosyjskimi, wśród których znajdował się Piłsudski; po wojnie światowej podjął służbę w Wojsku
Polskim, stał się współpracownikiem Marszałka i został mianowany generałem armii [sic!]. Bardzo ceniony za
swoją pracę, opuścił nas w październiku 1914 roku. Żałowaliśmy wielce jego odejścia". Pochwał nie szczędził
także Piłsudski. "Silny charakter i wola, ambitny, opanowany i skryty - pisał w opinii o Rybaku w grudniu 1922 r. -
Zna stosunki wojskowe i personalne, jak rzadko kto w wojsku. Pamięć wyśmienita. Człowiek o niespożytej pracy i

27 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

umiejący zmusić innych do wielkich wysiłków. Charakter stworzony do dowodzenia, zepsuty przez długie użycie
go w biurach, gdzie z powodu nieodpowiedniości jego charakteru do zajęcia nabył dużo cech nieprzyjemnych i
dla dowódców, i dla podwładnych. Często się boję, że z tego powodu już przy dowodzeniu zawodzić zacznie.
Już się zanadto przyzwyczaił do dowodzenia pośredniego, bez widzenia żołnierza, oficera i materiału
wojennego. Z tego też powodu może być w operacjach nieśmiały i zanadto papierowy. Szkoda tego charakteru,
być może, na zawsze zepsutego przez sztabową robotę. [...] Zwykle dość nie lubiany przez podwładnych. Jest to
jeden z wybitniejszych oficerów, których otrzymaliśmy w dziedzictwie po armiach zaborczych". Ile w tej ocenie
było wspomnień przeszłości, nie sposób określić. Na pewno Piłsudski miał dla Rybaka wiele szacunku i
sympatii.

Pamiętniki generała Rybaka to publikacja szczególna. Należy do największych fałszerstw historycznych PRL.
Sprawa ta jest złożona i niejednoznaczna. Głównymi fałszerzami pozostawali animatorzy całego
przedsięwzięcia z kręgów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i PZPR. Było to wszakże oszustwo
szczególnego rodzaju, bardzo charakterystyczne dla stylu uprawiania historii w minionym okresie.

Wspomnienia Rybaka były spisywane w Krakowie, najprawdopodobniej od końca 1949 oraz w 1950 r. Obszerne
fragmenty Pamiętników ukazały się w 1951 r. w tygodniku "Świat" w Warszawie. Wydanie książkowe zostało
przygotowane do druku w 1952 r. w Spółdzielni Wydawniczo-Oświatowej "Czytelnik". Z nieznanych bliżej
powodów wstrzymano jednak druk książki. Nie można oprzeć się wrażeniu, że wydawcy czekali z publikacją
Pamiętników do śmierci ich bohatera (Józef Rybak zmarł w Krakowie 8 maja 1953 r.). Jeszcze w 1952 r.
zmieniono skład drukarski tekstu, redukując materiał ilustracyjny książki. Ostatecznie Pamiętniki generała
Rybaka ukazały się w lutym 1954 r..

Przez wiele lat książka uchodziła za dzieło propagandy PRL. Historycy niechętnie powoływali się na nią, nie
mogąc zweryfikować zawartych w niej treści. Stawiane na wyrost opinie o "niezwykłej bałamutności"
Pamiętników, jako źródła historycznego, brały się z nieznajomości faktów oraz zachowanych dokumentów. Raził
język Pamiętników, nieodpowiedni dla oficera armii austro-węgierskiej i generała Wojska Polskiego, oraz styl,
pamfletu politycznego, jakim posługiwał się autor posłowia, Jan Kancewicz, tak charakterystyczny dla wczesnej
epoki realnego socjalizmu. Obecnie, z perspektywy aktualnych ustaleń, należy w wielu miejscach oddać
sprawiedliwość zarówno Rybakowi, jak i Kancewiczowi, który wziął odpowiedzialność, jako historyk, za
prawdziwość publikowanego tekstu. W zakresie podjętego tematu Rybak dotknął zaledwie istoty problemu,
mówiąc o związkach Piłsudskiego z oddziałem Sztabu Generalnego w Krakowie.

W warstwie informacyjnej Pamiętniki są w zasadzie prawdziwe, pomimo wielu przeinaczeń i potknięć


merytorycznych. Z całą pewnością należy przypisać Rybakowi autorstwo większości przywołanych w tekście
faktów, gdyż nikt inny ich nie znał, a komuniści nie dysponowali taką wiedzą historyczną, która pozwoliłaby im na
podanie wielu szczegółowych informacji, które znalazły się w publikacji. Jednakże Pamiętniki spisywała osoba
trzecia, która nadała tekstowi specyficzny charakter, fałszując tekst w warstwie stylistycznej.

Zastrzeżenia budzi również sam tytuł publikacji, podpowiadający autorstwo Rybaka. Od strony formalnej
wszystko byłoby w porządku, gdyby tytuł uzupełniono o notę edytorską, z podaniem informacji o
okolicznościach powstania Pamiętników i osobie lub osobach, które je opracowały. Brak tej adnotacji podważa
dodatkowo wiarygodność tekstu, jako przygotowanego samodzielnie przez Rybaka.

Generalnie więc publikacja została sfałszowana, ale jej autorzy posługiwali się autentycznymi wypowiedziami
Rybaka, które obudowali własnym komentarzem, odpowiadając na zapotrzebowanie propagandy
komunistycznej. To jednak nie koniec. Najciekawszy wydaje się udział samego Rybaka w owym fałszerstwie.

Rybak wypowiadał się zapewne pod przymusem i presją psychiczną. Znalazł się w bardzo trudnej sytuacji
osobistej, indagowany przez funkcjonariuszy MBP i PZPR, najpierw w więzieniu w Warszawie, a następnie,
po wyjściu na wolność, poddany ścisłej inwigilacji w Krakowie. Nie był do końca szczery w swoich
wypowiedziach, na co wskazują liczne niedopowiedzenia, wikłanie wątków, skrywanie wielu istotnych faktów z
przeszłości. Wystarczy powiedzieć, że ukrył informacje o innej wydzielonej agenturze, obejmującej Partię
Socjalistów-Rewolucjonistów. Nie trzeba dodawać, jaką burzę propagandową mogliby wywołać komunistyczni
ideologowie Kremla, budujący mit dokonań bolszewickiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, gdyby
informacje te dostały się do ich wiadomości.

Niewątpliwie Rybak doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był oficerem wywiadu o wybitnej inteligencji i
niezwykle precyzyjnym umyśle. Specjalizował się w sprawach rosyjskich i polskich. Znał wagę faktów w walce
politycznej. Wiedział, że prawda o powiązaniach Piłsudskiego z wywiadem Austro-Węgier wcześniej czy później
wyjdzie na jaw. Można sądzić, że nie oceniał negatywnie dawnych kontaktów z Piłsudskim, gdyż faktycznie w
niczym mu one nie ujmowały.

28 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Ostatecznie Rybak wyszedł z tego pojedynku zwycięsko, wyprowadził w błąd swoich komunistycznych
prześladowców, a nawet zakpił sobie z nich, podając np. fałszywy kryptonim kontaktu z Piłsudskim ("Konfident 'S'
"). Z jednej strony musiał operować faktami, dając pozory dobrej woli i pełnej otwartości. Mówił o wielu
nieznanych dotąd szczegółach współpracy z Piłsudskim, ale w taki sposób, że faktycznie zaciemniał obraz tych
kontaktów. Z drugiej strony mógł dać świadectwo prawdzie, lecz tylko w zakamuflowanej formie. W rezultacie
zdołał przemycić wiele wskazówek, które obecnie, po lekturze innych źródeł oraz odrzuceniu wszystkich
przeinaczeń dokonanych przez osoby rejestrujące jego wypowiedzi, pozwalają dotrzeć do prawdy.

Na podstawie treści kierowanych do niego pytań przy spisywaniu wspomnień mógł łatwo określić stan wiedzy
swoich interlokutorów o kontaktach wywiadowczych Piłsudskiego. Historycy, a właściwie propagandziści
komunistyczni, nie znali podstawowych faktów, operowali ogólnikami. To mogło wówczas wystarczać, gdyż w
zasadzie aparat propagandy PRL specjalizował się wyłącznie w zewnętrznych opisach zjawisk historycznych,
bez wnikania w ich wewnętrzne przyczyny oraz istotne uwarunkowania. Przez to historiografia komunistyczna
funkcjonowała w najbardziej karykaturalnej, wręcz tandetnej i odpustowej formie. Pamiętniki generała Rybaka
wpisywały się w tę konwencję uprawiania historii. Z reguły wystarczała bowiem ogólna wymowa ideologiczna
przypadkowo dobranych faktów i zdarzeń. Tak też rysował się obraz Piłsudskiego, jako agenta na usługach
obcego wywiadu - wizerunek budowany według klasycznych wzorów propagandy komunistycznej, kwiecisty w
formie, zwłaszcza językowej, ale pusty w treści. Zresztą Rybak wszystko zagmatwał do tego stopnia, że
praktycznie bez dodatkowej dokumentacji nie było szans na rozhermetyzowanie jego przekazów informacyjnych.
I oto chyba Rybakowi chodziło.

W ten sposób Rybak sam stawał się autorem największych deformacji tekstu Pamiętników. Na tyle utrudnił
prawidłowe odczytanie i zrozumienie swoich wypowiedzi, że przez ponad czterdzieści lat Pamiętniki nie były
wykorzystywane do badań naukowych, gdyż wydawały się niewiarygodne nawet dla badaczy komunistycznych
wywodzących się z kręgów autorów fałszerstwa.

Jakkolwiek należy także pamiętać, że Rybak opowiadał o swojej służbie w armii austro-węgierskiej pod koniec
życia, kiedy pamięć nie była już tak żywa, a ciężka choroba przykuwała do łóżka. Reszty dopełniały
stylistyczne przeinaczenia redaktora "Gazety Krakowskiej" PZPR, Arnolda Mostowicza, który na polecenie
Jakuba Bermana spisywał w Krakowie dyktowane przez Rybaka wspomnienia, wprowadzając wiele zwrotów
właściwych ówczesnemu, partyjnemu stylowi *[Relacja Jana Kancewicza z 15 VI 1993 r. w posiadaniu autora.
Warto przy tej okazji zauważyć, że Jakub Berman uchodził współcześnie za znawcę dziejów ruchu
niepodległościowego. "Podsuwał" swoje "uwagi" Andrzejowi Garlickiemu - jak on sam odnotował - przy pisaniu
pracy o genezie Legionów Polskich. Andrzej Garlicki, Geneza legionów. Zarys dziejów Komisji Tymczasowej
Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, Warszawa 1964. s. 10, 276. Autor monografii KTSSN
nie odwoływał się w swoich badaniach do Pamiętników generała Rybaka.]. Cenzura zaostrzyła też zapewne
niektóre sformułowania. Rybak mylił się w wielu szczegółach, jednak podstawowe treści w zakresie podjętego
tematu odpowiadają prawdzie. W świetle dostępnych źródeł wydają się może mało konkretne. Rzeczywisty
obraz jest znacznie głębszy i szerszy.

Nie ma żadnych dowodów na to, że Rybak przechowywał u siebie po 1918 r. dokumenty urzędowe z czasów
służby w HK-Stelle w Krakowie. W Pamiętnikach mówił jedynie o materiałach prywatnych, które później
zniszczył. "Pod koniec 1929 roku - wspominał - postanowiłem nareszcie uregulować swoje stosunki z Piłsudskim
i Sławkiem. Ze Sławkiem porozumiewałem się po raz drugi. Piszę 'po raz drugi', bowiem w styczniu 1919 roku
zaproponowałem Sławkowi likwidację wszystkich łączących nas spraw z okresu krakowskiego. (...) Chodziło
przede wszystkim o to, żeby ustalić, co i jak mówić o niektórych wydarzeniach, o których przecież ludzie na ogół
wiedzieli, aby nie było rozbieżności między oświetleniem sprawy przeze mnie, przez Sławka czy przez innych.
Wreszcie miałem także niektóre listy Sławka i Piłsudskiego, które nie były najlepszym dla nich świadectwem,
jeśli nie kompromitacją. Wówczas w 1919 roku nie otrzymałem odpowiedzi na swoją propozycję. Nie
ponawiałem jej przez 10 lat, uważając, że zrobiłem to, co do mnie należy. W 1929 roku zmieniłem jednak zdanie i
napisałem list do Sławka [...], prosząc go, aby pofatygował się któregoś dnia o oznaczonej godzinie do mego
mieszkania przy Alei Róż [w Warszawie - R. Ś.]". Wreszcie "zjawił się u mnie Sławek, jak zwykle ugrzeczniony i
uniżony. W czasie rozmowy mówiłem mu o konieczności ustalenia niektórych spraw, co - mimo
specjalnego nacisku, jaki położyłem na to zagadnienie - Sławek zbył dyplomatycznym milczeniem. Listy jego i
Piłsudskiego zostały przez nas spalone i to właściwie był jedyny konkretny rezultat tej wizyty". Nie ma powodów,
aby i tutaj nie wierzyć Rybakowi. Faktem jest, że materiały, o których wspominał, nigdzie nie były wzmiankowane,
ale z góry można założyć, że takie w ogóle istniały.

Na jesieni 1949 r. Rybak był więziony przez władze bezpieczeństwa w Warszawie, został uwolniony po złożeniu
zeznań o swojej współpracy z Piłsudskim. W Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie zachowały
się kopie większości protokołów tych przesłuchań Rybaka. Wydał je w 1992 r. Piotr Stawecki, który zaprzeczył
przyjętemu autorstwu Pamiętników generała Rybaka, porównując ich treść z tekstem Protokołów przesłuchań

29 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

świadka. Faktycznie zaś zakwestionował w ogóle prawdziwość informacji zawartych w obu przekazach Rybaka.
Wbrew zapowiedzi poddania rzetelnej ocenie wiarygodności Pamiętników na podstawie protokołów, autor nie
przeprowadził rzeczowej krytyki wydawnictwa. Oparł się jedynie na własnym przeświadczeniu, że Rybak nie
byłby w stanie napisać takiego "paszkwilu" na Piłsudskiego, z którym łączyły go więzy przyjaźni. Poza tym
Pamiętniki ukazały się rok po śmierci Rybaka. Stawecki nie dopuszczał myśli, aby kontakty Piłsudskiego z
Rybakiem miały specjalny charakter i obciążały Pierwszego Marszałka Polski współpracą wywiadowczą z
jednym z zaborców. Rozstrzygając ten problem tłumaczył go sobie w kategoriach moralnych. Otóż - pisał,
odpowiadając na pytanie "na czym polegała sensacyjność Pamiętników generała Rybaka? - Piłsudski "spotykał
się i rozmawiał kilkakrotnie w latach 1912-1914 z Józefem Rybakiem w jego krakowskim mieszkaniu. Z
jednej strony Piłsudski określany jako konfident o kryptonimie 'Stefan nr 2', z drugiej zaś Rybak - szef oddziału
wywiadowczego austriackiej Komendy I Korpusu w Krakowie". "Ta część Pamiętnika generała Rybaka,
przedstawiająca współpracę między nimi, jest najbardziej rozbudowana i stanowi paszkwil na Józefa
Piłsudskiego i jego zwolenników. Na czym ten paszkwil polega? - pytał wcześniej - Najbardziej ogólnie rzecz
traktując, Pamiętniki przedstawiają Józefa Piłsudskiego jako konfidenta armii zaborczej i sprawcę wielu
nieszczęść Polski". "Dlaczego - pytał w końcu - Pamiętniki zostały opublikowane w czasie, gdy gen. Rybak nie
żył? Odpowiedź może być tylko jedna. Wydawcy chodziło o to, aby ustami rzekomego autora
udowodnić 'Pierwszemu Marszałkowi Polski - jak pisze Jan Kancewicz w posłowiu - zdradę i zaprzaństwo
narodowe, poniżenie i upodlenie wobec panów' ". Stwierdzenia Staweckiego są gołosłowne. Autor nie korzystał z
innych źródeł i nie ustosunkował się merytorycznie do głównych treści Pamiętników i Protokołów przesłuchań
świadka. Podstawowe fakty obu tekstów zgadzają się ze sobą, o czym szczegółowo jest mowa w dalszej części
pracy. Zasygnalizować można tutaj tylko najważniejszy.

Rybak ujawnił, że współpraca z Piłsudskim prowadzona była na zasadzie planowej operacji wywiadowczej, w
ramach podstawowych struktur Biura Ewidencyjnego. Wystarczyło teraz znać kryptonim tej operacji i
odnaleźć właściwe archiwum, aby odkryć całą tajemnicę. Właściwy kryptonim stanowił bowiem niezbędny klucz
do poszukiwań śladów archiwalnych współpracy Piłsudskiego z wywiadem Austro-Węgier. Były szef HK-Stelle w
Krakowie podawał błędnie kryptonim operacji - "Konfident 'S' ", albo "Akcja 'S' ", jako możliwy skrót od określenia
"socjalista" lub używanego zamiast tego określenia pseudonimu, czy przezwiska konspiracyjnego, przypisanego
pierwotnie Piłsudskiemu - "Stefan". W rzeczywistości, jak już wspomniałem, został przyjęty kryptonim "Konfident
'R' ", w skrócie "R", od określenia "Revolutionär" (rewolucjonista) lub "revolutionär" (rewolucyjny), albo
"Revolution" (rewolucja). Kryptonim operacji "Konfident 'R' " był jednocześnie oznaczeniem zbiorowej agentury
Piłsudskiego w ramach struktur wywiadowczych Biura Ewidencyjnego. Dla bezpośredniego kontaktu
operacyjnego między Rybakiem a Piłsudskim i jego współpracownikami przyjęto hasło-pseudonim "Stefan".
Nasuwa się pytanie o powody, dla których Rybak zataił właściwe brzmienie kryptonimu jednej z najważniejszych
operacji wywiadowczych służb specjalnych Austro-Węgier na ziemiach polskich, którą osobiście prowadził z
ramienia Rongego. Należy wątpić, że nie pamiętał tak ważnego szczegółu ze swego życia. Doskonale zdawał
sobie sprawę z konsekwencji wyjawienia prawdziwego kryptonimu operacji. Chodziło zapewne o utrudnienie
Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego ewentualnych poszukiwań archiwalnych. Bez właściwych dokumentów
problem kontaktów Piłsudskiego z wywiadem Austro-Węgier pozostawał wciąż w sferze domysłów i hipotez,
które wspierały jedynie późniejsze, subiektywne relacje uczestników tamtych wydarzeń.

Pamiętniki generała Rybaka wywołały zasadniczo krytyczną reakcję ze strony emigracji polskiej, która także nie
zdobyła się na merytoryczny osąd zawartych w nich treści. "Publikacja - pisał Michał Sokolnicki, oddając
stanowisko kół dawnych współpracowników Piłsudskiego - należy do kategorii prac najemnych". Jej celem "jest
najwidoczniej zohydzić niedawną niepodległą przeszłość polską, zapewne, aby późniejszą niewolę w jarzmie
bolszewickim wytłumaczyć i uczynić strawną. Pamiętniki Rybaka wymierzone są specjalnie przeciw
Piłsudskiemu, usiłując go poniżyć i spotwarzyć. (...) Zarówno sam tak oczywiście ujawniony cel tej książki, jak jej
forma i styl, utrudniają poważne jej traktowanie, a pomieszanie dat, nieścisłość w szczegółach, czynią ją
niegodną zaufania". Pamiętniki "składają się w znacznej mierze z przeinaczeń, zmyśleń i insynuacji, zwróconych
przeciw Piłsudskiemu i przeciw Polsce. Na każdej prawie stronie czuć ciężką rękę i pilną kontrolę
rozkazodawców". Poglądy te najlepiej oddają sposób uprawiania historii przez osoby związane z "białą legendą"
Piłsudskiego, przyznające sobie monopol głoszenia "prawdy" o Piłsudskim. O wiele spokojniej Pamiętniki zostały
przyjęte przez środowisko na ogół obiektywnych "Wiadomości" londyńskich. "W związku z tajemniczą śmiercią
gen. Włodzimierza Zagórskiego - pisał Tadeusz Machalski - krążyły w otoczeniu gen. Józefa Rybaka
(...) pogłoski, że chcąc uniknąć podobnego losu, złożył swoje rzekomo kompromitujące Piłsudskiego pamiętniki
w jednym z banków w Szwajcarii, z tym, iż w razie jego śmierci miały być natychmiast ogłoszone, i że tym
sprytnym pociągnięciem osiągnął to, że ci, co czyhali na jego życie, w obawie kompromitacji byli teraz sami
najbardziej zainteresowani, by mu się nic złego nie stało. Pamiętniki te wydano po wojnie i, jak się okazuje, nie
zawierają one niczego, co by mogło przynieść Piłsudskiemu ujmę. (...) Pamiętniki Rybaka ukazują osobistą
bezinteresowność i stanowczość Piłsudskiego, z jaką, wpatrzony w wizję przyszłej Polski, bronił swoich
postulatów (...)".

30 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Rybak powołuje się w wielu miejscach na Sławka, jako swego głównego, obok Piłsudskiego, rozmówcę ze strony
PPS i ruchu niepodległościowego w Galicji. Sławek również pisał otwarcie o tych kontaktach, jednakże
bez szczegółów. Podobnie wypowiadał się sam Piłsudski. Poza Poprawkami historycznymi temat zbywał w kilku
zaledwie zdaniach. Tadeusz Pelczarski opublikował list Piłsudskiego z 22 VIII 1914 r. do ppłk. Jana Nowaka,
delegowanego oficera Biura Ewidencyjnego do spraw oddziałów polskich, w którym Komendant wypowiedział
zawarte wcześniej umowy wywiadowcze.

Należy zaznaczyć, co częściowo było już sygnalizowane, że w pracy przywołano tylko te przekazy z materiałów
wspomnieniowych Rybaka, Sławka i Piłsudskiego, które mieściły się w ogólnym toku wywodów i
znajdowały przynajmniej zdawkowe potwierdzenie w innych źródłach. Wiele wątków pominięto, gdyż autor nie był
w stanie ich zweryfikować. Zresztą pierwszorzędne znaczenie miały zwykle dokumenty z "teczki Rybaka", a
cytowane wypowiedzi, przede wszystkim Rybaka i Sławka, zostały wprowadzone do tekstu na zasadzie
plastycznej ilustracji zasadniczych wątków narracyjnych książki.

Dla porządku warto również odnotować broszurę polityczną Ryzykanci Edwarda Ligockiego, pisarza i działacza
politycznego prawicy, związanego z wywiadem austriackim, niemieckim i francuskim w okresie I wojny światowej,
zaś w ostatnich latach Drugiej Rzeczypospolitej współpracownika na terenie francuskim polskiego Oddziału II
Sztabu Głównego. "Twórcy 'Strzelca' (Józef Piłsudski i Walery Sławek - R. Ś.] - pisał - obiecywali daleko idącą
lojalność w stosunku do Austrii i wstępowali w bezpośrednią zależność od tzw. K[undschafts]-Stelle (wydziału
wywiadowczego)". Sławek "imieniem PPS i Piłsudskiego zaproponował Austrii usługi wywiadowcze na terenach
cesarstwa rosyjskiego. Sławek I Mlmiflwkl Hyli szefami wywiadu, a szefem szefów był kapitan Szt|alm|
(lrn|rnilncgo| austriackiego przy komendzie Korpusu w Krakowie Rybak [...]. Nie dziwi wiedza Ligockiego, która
wykraczała poza zakres dostępnych współcześnie informacji, jeśli weźmie się pod uwagę jego współpracę z
krakowską ekspozyturą Biura Ewidencyjnego i bezpośredni kontakt z jej kierownikiem, majorem Morawskim,
co skrzętnie ukrywał przez całe życie.

Badania nad powiązaniami Piłsudskiego z wywiadem austriackim określał nie tylko stan zachowania
dokumentacji centrali i placówek terenowych Biura Ewidencyjnego oraz ograniczenia w dostępie do istniejącej
bazy źródłowej, ale również podejście do całego zagadnienia, przeszkadzające w ujęciu problemu historycznie,
bez emocji i podtekstu ideologicznego. Temat ten przed wojną celowo przemilczano, albo skrywano za zasłoną
współpracy wojskowej Piłsudskiego z Austro-Węgrami. Kult i oddanie dla Piłsudskiego były wszak nieodłącznymi
składnikami ideologii państwowej, przyjmującej "białą legendę" Pierwszego Marszałka Polski za obowiązującą
wykładnię genezy niepodległości. Późniejsza literatura na wychodźstwie budowała mit Komendanta jako "rycerza
bez skazy" i jeśli już pisano o tych drażliwych kwestiach, to w takim ujęciu, jak gdyby wywiad austriacki zabiegał o
układy z Piłsudskim, a nie odwrotnie. Działacze emigracji, wywodzący się z obozu narodowego, posiłkowali się
"czarną legendą" Piłsudskiego, obciążając go współpracą z wywiadami Austro-Węgier i Niemiec. Propaganda
komunistyczna chciała natomiast zdyskredytować działalność niepodległościową Piłsudskiego i jednostronne
ukazanie wątku współpracy wywiadowczej z Austro-Węgrami wydawało się nadawać do tego znakomicie.
Historiografia komunistyczna spełniała bowiem, jak już wspomniałem, ważne funkcje ideologiczne w budowaniu
wizerunku PRL, jako państwa tzw. sprawiedliwości społecznej i bez obciążeń klasowych. Miała wykreować obraz
przeszłości, który pasowałby do założeń programowych i podstaw "ludowej" władzy reżimu.

W tym błędnym kole historycy, którzy dotykali prawdy, uchodzili za piszących na rzecz propagandy PRL, bo ich
prace miały uzasadniać pseudo-doktryny frazeologii marksistowsko-leninowskiej; służyły gloryfikacji "dokonań"
lewicy społecznej, której Piłsudski tylko "przeszkadzał" w urzeczywistnianiu ideałów socjalistycznych albo
komunistycznych (jedynie "słusznych" i "prawdziwych") oraz osiągnięciu "wolności" klasowej niższych grup
społeczeństwa, a później, w II Rzeczypospolitej, w procesie tzw. demokratyzacji polskiego życia politycznego i
ustroju państwa. Inna sprawa, że publikacje te nie wnoszą nowych treści w obrębie tematu, prezentują wyniki
badań z lat sześćdziesiątych i powtarzają ustalenia źródłowe Arskiego i Chudka.

Własny punkt widzenia i aktualny stan wiedzy w zakresie poruszanej problematyki wzmiankują publikowane
przeze mnie wcześniej szkice. Warte odnotowania są tutaj również prace Włodzimierza Suleji, odcinającego
się wyraźnie od tradycji historiografii komunistycznej, chociaż sam autor nie wychodzi poza szeroko znane fakty
i ogólnikowe stwierdzenia *[Włodzimierz Suleja, Józef Piłsudski Wrocław 1995; idem. Austriacki "agent" [w:]
Zbigniew Fras, Włodzimierz Suleja, Poczet agentów polskich, Wrocław 1995, s. 101-110.]. Podobny charakter
poznawczy mają ostatnie, bardzo przy tym powierzchowne i pozbawione walorów naukowych, publicystyczne
wypowiedzi Mieczysława Pruszyńskiego *[Mieczysław Pruszyński, Tajemnica Piłsudskiego, Warszawa 1996.] i
Bohdana Urbankowskiego *[Bohdan Urbankowski, Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg, t. I-II, Warszawa 1997.],
zawierające apologię Piłsudskiego.

Rosyjskie poglądy na sprawy polskie, w kontekście działań na tajnym froncie austriackim i niemieckim, oddają
wspomnienia ppłk. Pawła Pawłowicza Zawarzina, szefa Ochrany warszawskiej w latach 1906-1910, oraz raporty

31 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

płk. Konstantina Głobaczewa, kierownika oddziału warszawskiego Ochrany od 1910 do 1912 r., i ppłk. Piotra
Samochwałowa, zastępcy szefa Ochrany warszawskiej w latach 1907-1908, a następnie kierownika oddziału
kijowskiego Ochrany.

Historiografia obca nie wniosła istotnych treści do tematu kontaktów Piłsudskiego z wywiadem austriackim i
niemieckim. Pewne znaczenie mają prace ogólne z historii służb specjalnych Austro-Węgier i Niemiec.

Problem kontaktów wywiadowczych polsko-niemieckich w badaniach naukowych

Centralną placówką wywiadowczą niemieckiego Abteilung III B Naczelnego Dowództwa (Oberste Heeresleitung
- OHL) na okupowanych ziemiach polskich był oddział Tajnej Policji Polowej (Geheime Fledpolizei) przy
Generał-Gubernatorstwie w Warszawie - Zentralpolizeistelle Warschau (1915-1918). Wcześniej sprawami
polskimi z ramienia Sektion III B Sztabu Generalnego zajmował się oficer sztabowy, wyszkolony w procedurach
wywiadu (Nachrichtenoffzier), delegowany do dowództwa VI korpusu (1910-1914), a następnie 9 armii
niemieckiej we Wrocławiu (1914-1915), jako oficer Abteilung III B OHL. Wrocławska ekspozytura
Nachrichtendienstu prowadziła w zasadzie tzw. wywiad płytki w przygranicznym pasie Królestwa Polskiego. W
okresie poprzedzającym wybuch wojny służby wywiadu wrocławskiego korpusu, którymi kierował od 1912 r. kpt.
Gudowius, a następnie kpt. Lüders, przystąpiły do intensywnego rozpoznania całego Królestwa Polskiego.
Placówka działała w bezpośredniej łączności z HK-Stelle w Krakowie (pod kryptonimem "Julia"), ale nie miała
takich kompetencji i prerogatyw, jak jednostka austriacka. W kwestiach wyższej wagi, o strategicznym
charakterze, albo w zakresie zagadnień politycznych prowadzonych operacji specjalnych decydował osobiście
szef Sektion III B, a następnie Abteilung III B, płk Walter Nicolai (1913-1918). Urząd Centralny Policji w
Warszawie przejął zakres prac kpt. Lüdersa. Najważniejsze materiały wywiadu niemieckiego z
Królestwa Polskiego - akta defensywy szpiegowskiej wywieziono do Niemiec - już po przewrocie w Berlinie i
kapitulacji na froncie, gdy władzę w Warszawie objął Piłsudski, w ramach spełnienia umów z niemiecką Radą
Żołnierską i posłem Harrym Kesslerem o ewakuacji niemieckich władz okupacyjnych. Akta te przepadły bez
wieści, nigdy nie zostały ujawnione działania wywiadu i agentury niemieckiej w Polsce w okresie przed 1918 r.

Na jesieni 1914 r. Piłsudski podjął próbę nawiązania kontaktów wywiadowczych z Abteilung III B, dążąc do
odrzucenia kurateli politycznej Austro-Węgier i oparcia swoich zamierzeń bezpośrednio o Niemcy. Pomostem
do nawiązania ściślejszych kontaktów politycznych miała być i w tym wypadku współpraca wywiadowcza i
wojskowa, prowadzona za fasadą Polskiej Organizacji Narodowej. Wobec braku zainteresowania Niemiec w
rozwijaniu stosunków politycznych z polskim ruchem niepodległościowym, próba ta zakończyła się
niepowodzeniem.

Do tej części pracy dysponujemy niemal wyłącznie dokumentami PON, zebranymi przez Michała Sokolnickiego,
głównego, obok Jodki-Narkiewicza, negocjatora porozumień i uczestnika rozmów z Niemcami z ramienia
Piłsudskiego. W zbiorach Archiwum Akt Nowych w Warszawie oraz Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym
Jorku zachowała się w odpisach podstawowa korespondencja, a także materiały z konferencji Piłsudskiego,
Jodki-Narkiewicza i Sokolnickiego z dowództwem 9 Armii i szefem wywiadu niemieckiego na Królestwo Polskie
w tym czasie, kpt. Lüdersem. Dokumentacja ta została zawarta w raporcie zbiorczym Sokolnickiego o
kontaktach Piłsudskiego i PON z komendą 9 Armii niemieckiej w okresie 27 IX - 3X1 1914 r.
Sprawozdanie Stosunki z wojskiem niemieckim napisał w czterech jednobrzmiących egzemplarzach, trzech
numerowanych i jednym nienumerowanym, który, wraz z egzemplarzem nr 2, pozostawił w swoich zbiorach.
Egzemplarz nr 3 trafił do archiwum PON. Nieznane są losy egzemplarza nr 1, który w załączeniu zawierał w
większości oryginały dokumentów. Fragment korespondencji Piłsudskiego do Lüdersa znalazł się w aktach
Świtalskiego w Archiwum Akt Nowych. Inne dokumenty Polskiej Organizacji Narodowej przechowywane są także
w AAN, w tym tzw. Dziennik PON, zawierający zapiski Jodki-Narkiewicza z okresu od 7 VIII do 30 X 1914 r..

Dokumentację PON uzupełniają materiały dotyczące Oddziału Wywiadowczego I Brygady Legionów Polskich
(VIII 1914 - V 1915), współpracującego z placówkami HK-Stelle armii austro-węgierskiej. Bardzo skąpe
informacje źródłowe nie pozwalają na pełne przedstawienie dziejów biura wywiadowczego Piłsudskiego, za jakie
uchodził Oddział Wywiadowczy I Brygady. "Oddział nasz - pisał Roman Starzyński kilka miesięcy po likwidacji
Oddziału Wywiadowczego I Brygady - należy do kategorii tych działów służby, o których można by napisać całe
księgi, ale o których dziś najlepiej nie mówić wcale. Może kiedyś znajdzie się historyk, który oceni cały nakład
poświęcenia, odwagi, zaparcia się siebie, jaki my włożyliśmy w służbę sprawy ojczystej; najpewniej jednak nie
znajdziemy go wcale, bo losy nasze cechują bezimienność i brak ujawnienia, choć często stanowiły one nerw
całych działań". Podstawowy zbiór dokumentów Oddziału Wywiadowczego I Brygady zaginął. Dochowały się
jedynie pozostałości pierwotnego archiwum w zbiorze akt Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie, przy
dokumentacji Oddziału Wywiadowczego Departamentu Wojskowego NKN.

Materiały te dopełniają nieliczne wspomnienia członków Oddziału Wywiadowczego: Romana Starzyńskiego i

32 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Aleksandry Piłsudskiej, Zofii Zawiszanki oraz Janiny Benedek, Wandy Piekarskiej, Marii Rychter, Wandy
Filipkowskiej, Hanny Rzepeckiej i Dionizy Lipińskiej w zbiorze wspomnień Wierna służba, a także działaczek
sekcji wywiadowczej POW: Marii Kwiatkowskiej, Jadwigi Barthel de Weydenthal, Wacławy Borkowskiej, Zofii
Budzińskiej i Janiny Szymańskiej w tym samym zbiorze.

Bardzo przydatne dla ukazania zewnętrznych uwarunkowań akcji Piłsudskiego są publikowane dokumenty
Urzędu Spraw Zagranicznych Rzeszy oraz pamiętniki osób, które stanowiły w tym czasie o polityce i planach
wojennych Niemiec i Austro-Węgier, przede wszystkim kanclerza Theobalda von Bethmann Hollwega,
marszałka Paula von Hindenburga und Beneekendorffa, gen. Ericha von Ludendorffa i gen. Ericha von
Falkenhayna.

Problem współpracy Piłsudskiego z wywiadem niemieckim w ogóle nie został zauważony przez historyków.
Szeroko opisywano tylko działania polityczne i wojskowe Piłsudskiego, walki Strzelców i Legionów Polskich w
pierwszych miesiącach wojny. Irena Pannenkowa ogłosiła niektóre dokumenty ze zbioru Sokolnickiego Stosunki
z wojskiem niemieckim. Najwięcej miejsca sprawom PON poświęcili w swoich pracach Stefan Migdał i Felicja
Figowa. Do historii legionowej służby wywiadowczej nawiązują sondażowe przyczynki Jerzego Gaula,
rozpoznające powierzchownie i wycinkowo źródła historyczne oraz poruszaną problematykę.

Kwestie polityki Niemiec w okresie I wojny światowej, z dokładnym naświetleniem genezy programu wojennego,
w nawiązaniu do spraw polskich, oddają prace Wernera Conze, Fritza Fischera i Heinza Lemke.

***

Książka stanowi publikację rozprawy doktorskiej Józefa Piłsudskiego współpraca z wywiadem Japonii, Austro-
Węgier i Niemiec. Studium kształtowania się agentury wpływu mocarstw w polskim ruchu
wolnościowym (1904-1915) [Joseph Piłsudski s cooperation with the Japanese, Austro-Hungarian and
German intelligence services. A study on the development of agencies of influence of foreign powers within
the Polish freedom movement during 1904-1915), przyjętej w czerwcu 1997 r. na Wydziale Filologiczno-
Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Zawiera wyniki badań prowadzonych przeze mnie od 1987 r., kiedy to
podczas kwerendy archiwalnej w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku przypadkiem natrafiłem na
ową "teczkę Rybaka". Początkowo nie byłem w stanie prawidłowo rozczytać zawartej w zbiorze dokumentacji.
Podobnie rzecz się miała z papierami "Sprawy 'Wieczoru' ". Dopiero szeroki ogląd materiałów zgromadzonych w
archiwach krajowych oraz uzupełniające poszukiwania źródłowe w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym
Jorku w 1990 r. dały podstawy do postawienia problemu badawczego.

Wstępna analiza zachowanych materiałów źródłowych sugerowała radykalne przewartościowania przynajmniej


niektórych ustaleń, obowiązujących od wielu lat w biografistyce Piłsudskiego. Fragmentaryczna dokumentacja
długo nie pozwalała wszakże na weryfikację zawartych w niej informacji. Z tym większą ostrożnością należało
formułować ostateczne stwierdzenia i ogólne konkluzje. Przy rozpatrywaniu podobnych zagadnień prawie nigdy
nie ma bowiem wystarczających danych wywiadowczych na poparcie definitywnych ocen. Ta myśl ciążyła na
pierwszych próbach ustalenia faktów, lecz także wskazywała kierunki dalszych tropów. Zrozumiałe, że podjęcie
tajnych akcji politycznych z udziałem Piłsudskiego nie mogło nastąpić bez wyraźnych rozkazów oraz uprzedniej
zgody najwyższych czynników władzy w państwach budujących poufne związki z Polakami, co wymagało
koordynacji działań różnych agend rządowych, a udział tajnych służb w realizacji tych porozumień mógł być
możliwy wyłącznie na podstawie specjalnych dyrektyw wywiadowczych. Ponieważ działania wywiadu uzupełniają
zwykle prowadzoną równolegle politykę, należało określić jej zamierzenia i horyzonty tam, gdzie łączyły się z
osobą Piłsudskiego i reprezentowanym przez niego ruchem wolnościowym. Wnikliwe rozpatrzenie
nasuwających się zależności pozwalało uchwycić momenty decydujące w całym zagadnieniu, a następnie ich
naukowe opracowanie.

Przy pisaniu pracy zamierzałem odejść od tradycji schematów opracowań naukowych, trudnych w lekturze poza
wąskim gronem specjalistów, chcąc uczynić tekst bardziej przystępnym dla możliwie najszerszego
kręgu Czytelników. Starałem się ukazać określone uwarunkowania oraz dalekie implikacje przywołanych faktów
przez ich możliwie najszerszą charakterystykę i personalizację, czego konsekwencją było rozbudowanie części
dokumentacyjnej w przypisach, jak również włączenie bliższych opisów niektórych miejsc i sytuacji, a także
podanie informacji biograficznych wybranych postaci, co często łączyło się z podejmowaniem odrębnych badań.

Zewnętrzną oprawę dla całego opisu stanowi tytuł książki. Lodową ścianą chciałem przybliżyć te zasadnicze
myśli, które przy powstawaniu pracy wiązały całą problematykę, mogąc w ten sposób wydobyć, jak sądzę,
jeden z ważniejszych wątków, odnoszący się w ogólności do przedstawionego ogromu przeszkód, obojętności i
barier w realizacji założonych różnych celów, często przeciwnych, oraz realnych możliwości ich
przezwyciężenia, jak również skłonić do chłodnej i beznamiętnej analizy zawartej w książce treści, tak jak

33 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Piłsudski i wchodzący z nim w układy przedstawiciele obcych wywiadów traktowali wszelkie zjawiska polityczne, o
które wspólnie się ocierali. Wyjaśnienie głównego przesłania książki pozostawiam wszakże Czytelnikowi.

Swoje racje przedstawiam na płaszczyźnie merytorycznej podjętego problemu badawczego. Moim zamiarem
była prezentacja własnej wizji historiografii dotyczącej nie tylko Piłsudskiego, przeciwnej standardom wyrosłym w
PRL, ale także przedstawienie specyfiki problematyki wywiadowczej, która w przeszłości wiązała sprawy polskie.
Mam nadzieję, że Czytelnik sam będzie mógł rozstrzygnąć główne kontrowersje historyczne, które łączą się z
opisywaną problematyką, i oceni, na ile książka stanowi alternatywę wobec wciąż jeszcze żywych tradycji
powierzchownego i instrumentalnego podchodzenia do przedmiotu historii, skłaniając w ogóle do refleksji nad
kondycją historiografii dziejów najnowszych Polski.

Słowa podziękowania należą się wielu osobom, które istotnie przyczyniły się do powstania książki, okazując
pomoc merytoryczną i praktyczną oraz wsparcie duchowe, niezbędne w każdym procesie tworzenia.

Szczególne wyrazy wdzięczności winien jestem nieżyjącym już Wacławowi Jędrzejewiczowi, Janinie Świtalskiej i
Wandzie Broniewskiej, rozmowy z którymi dawały mi niepowtarzalną okazję uchwycenia atmosfery życia, pracy i
służby oraz klimatu politycznego w najbliższym otoczeniu Piłsudskiego, tak w bieżącej działalności publicznej, jak
i w codzienności prywatnej. Impuls do głębszych poszukiwań źródłowych stanowiły zwłaszcza rozmowy z
Wacławem Jędrzejewiczem, który często podkreślał w nich, że "Piłsudski nigdy nie bał się prawdy".

Odrębne miejsce w tych podziękowaniach przysługuje Pawłowi Piotrowi Wieczorkiewiczowi, który bardzo
aktywnie wspierał moje wysiłki naukowe i udzielał poparcia na terenie Instytutu Historycznego Uniwersytetu
Warszawskiego, mając zawsze odwagę głosić swoje poglądy.

We wdzięcznej pamięci pozostaną również Czesław Karkowski i Jerzy Prus, dawni dyrektorzy Instytutu Józefa
Piłsudskiego w Nowym Jorku oraz jego wieloletni prezes, nieżyjący już, Stanisław Jordanowski, a także
były sekretarz, Wojciech Budzyński, i obecny dyrektor, Janusz Cisek, jak również Maryla Janiak z Fundacji
Kościuszkowskiej w Nowym Jorku, którzy pomagali mi praktycznie przy prowadzeniu badań i w poszukiwaniach
archiwalnych za Oceanem. Podobną rolę odegrał w kraju Tadeusz Krawczak, za co jestem równie zobowiązany.

Wiele przemyśleń nad problemem obiektywności i wartości badań naukowych dotyczących spraw Polski dały mi
rozmowy w grupie młodych zachodnich historyków: Laury Crago, Mieczysława Rozbickiego, Laurence
Weinbauma i Michihiro Yasui.

W ostatnim okresie pisania książki dużą rolę w formułowaniu myśli odegrał Konstanty Miodowicz, po rozmowach
z którym mogłem znacznie wyostrzyć swoje poglądy, co znalazło swój wyraz w wielu ważnych miejscach tekstu.
Dziękuję za pomoc.

Słowa uznania i podziękowania przekazuję także Tadeuszowi Stegnerowi i Romanowi Wapińskiemu, dzięki
którym stało się możliwe przeprowadzenie mojego przewodu doktorskiego w Uniwersytecie Gdańskim, bo nie
miałem okazji do przedstawienia swoich racji naukowych w Instytucie Historycznym UW, w którym praca
powstała.

Wreszcie, jestem bardzo zobowiązany mojej najbliższej rodzinie za oddanie, wyrozumiałość i dzielenie ze mną
wszystkich trosk.

Warszawa, w lipcu 1997 r.

Rozdział I

Organizacja "Wieczoru"

Długoletnia niewola zostawiła po sobie rozległe bagna i trzęsawiska.

34 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Józef Piłsudski

Z genezy myśli politycznej PPS

U progu XX wieku dla większości społeczeństwa polskiego zamysły niepodległościowe zamarły w barwnej lecz
tragicznej legendzie walk wyzwoleńczych mijającego stulecia. Przez wiele dziesięcioleci interesy polskiej
społeczności były podporządkowane racji stanu zaborców, wytwarzając niemal powszechnie nastroje
"trójlojalizmu", a w najlepszym wypadku dążności do wzmocnienia sił narodowych przez "pracę organiczną". W
każdym z trzech zaborów ugrupowania polityczne Polaków przystosowywały swoją taktykę do wprowadzanego
systemu władzy. Zanikająca świadomość ucisku politycznego prowadziła w konsekwencji do stopniowego
zanikania świadomości własnych dążeń narodowych i odrębności politycznej.

Z tymi nastrojami przygnębienia i apatii próbowały walczyć niewielkie zastępy uczestników tajnych sprzysiężeń
oraz organizacji rewolucyjnych, podburzając do rewolty przeciwko panującemu porządkowi społecznemu i
politycznemu. Grupy te skupiały w swoich szeregach zaledwie kilka tysięcy osób i nie były w stanie szerzej
oddziaływać na nastroje społeczeństwa. Toteż niektóre organizacje rezygnowały z programu stricte
niepodległościowego.

Narodowa Demokracja porzuciła hasła powstańcze, zamierzając realizować program wyzwolenia narodowego,
na razie w ramach państwowości rosyjskiej. Zdobycie pełnej suwerenności politycznej odkładano na
dalszy okres. "W dzisiejszym położeniu - pisał Roman Dmowski w maju 1902 r. - polityka narodowa musi, o ile
to jest możliwe, zostawiać sobie wszystkie drogi otwartymi, wobec tego, że żadna nie jest pewną; musi być
możliwie wolną od wszelkich złudzeń i upokorzeń, ażeby umiała każdą sprzyjającą okoliczność na korzyść
sprawy narodowej wyzyskać. Nie może ona pchać narodu całą siłą na jedną drogę, gdy to jest połączone z
zamknięciem mu dróg innych; nie może stawiać na kartę mniejszej lub większej ilości dobra narodowego dla
jakiejś powziętej z góry myśli. Słowem, musi ona więcej, niż kiedykolwiek, być realną polityką interesu
narodowego, nie zaś polityką oderwanych kombinacji, musi być działaniem dla ojczyzny, nie dla
doktryny". Przywódca obozu narodowego zwracał się frontem przeciwko Niemcom. Nie rezygnował przy tym z
walki z Rosją, ale tylko wewnątrz systemu władzy caratu. Był zdeklarowanym przeciwnikiem ruchów
rewolucyjnych, dając niewielkie szanse powodzenia rewolucji rosyjskiej.

Dla kierownictwa Ligi Narodowej podjęcie walki zbrojnej wydawało się niemożliwe do zrealizowania w bliższej
perspektywie. Zastąpiono ją dążeniem do zdobycia możliwie największej samodzielności narodowej w
ramach istniejących struktur państwowych. Koncepcja ta zakładała wyodrębnienie, tak w sferze
świadomościowej ogółu społeczeństwa, jak i w jego działalności praktycznej, polskich interesów politycznych,
gospodarczych i kulturalnych, przede wszystkim w zaborze pruskim i rosyjskim. Ziemie polskie pod panowaniem
Rosji uważano za najważniejszy teren dla polityki narodowej, umożliwiający w ogóle prowadzenie takiej akcji.
Obóz narodowy chciał się uważać w społeczeństwie polskim za spadkobiercę idei oporu. Wszelkie wypowiedzi
sugerujące przeciwstawienie się zaborcy własnym orężem były jednak mistyfikacją, obliczoną na zdobycie
nowych rzesz zwolenników. Skonkretyzowany programowy postulat walki o zjednoczenie i niepodległość
ziem polskich został wytyczony dopiero kilkanaście lat później. Kierownictwo obozu narodowego sprzeciwiało się
konsekwentnie idei powstania zbrojnego. "Gdybyśmy istotnie nie dorośli do prowadzenia systematycznej,
obliczonej na długie lata walki z rządem - przekonywał Dmowski na łamach 'Przeglądu Wszechpolskiego' w
kwietniu 1904 r. - gdyby wszelka organizacja działalności nielegalnej miała doprowadzić fatalistycznie do
wybuchu powstania, to zaiste lepiej by było starać się pozostać w granicach możliwie legalnych, powstrzymać
się od wszelkiej szerszej pracy zorganizowanej na drodze tajnej. [...] Dziś powstanie w stylu [18]63 r. jest
absolutną niemożliwością, za to możliwą i konieczną jest stała walka ze szkodliwymi dla narodu prawami, a
właściwie z bezprawiem rządu. Wprawdzie po Londynach i Paryżach fabrykuje się bardzo szczegółowe, aż do
drobiazgów wykończone programy powstańcze, ale to robią socjaliści, którzy zagranicą, jak Polska wygląda,
robią to na użytek czwartoklasistów, którym potrzeba 'dalej idących' zamiarów".

Niepodległość stawała się celem odległym, osiągalnym jedynie w sferze ideału. "Dzisiejszy stan i położenie
naszego narodu - głosił Program Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego w zaborze rosyjskim ogłoszony w
'Przeglądzie Wszechpolskim' w październiku 1903 r. - nie przedstawia warunków zbrojnej lub dyplomatycznej
akcji na rzecz niepodległości ani nawet bezpośredniego takiej akcji przygotowania. Wobec tego Stronnictwo
Demokratyczno-Narodowe bierze za punkt wyjścia swej działalności istniejące stosunki i układ prawno-
państwowy i stawia sobie za cel zdobycie w każdym z trzech zaborów stanowiska zapewniającego żywiołowi
polskiemu możliwie największą samodzielność narodową, odpowiadającą jego przyrodzonej i historycznej
odrębności, jak najszerszy rozwój sił narodowych i wszechstronny postęp ekonomiczny, cywilizacyjny i polityczny
- a tym samym zbliżającego go do osiągnięcia w przyszłości niepodległego bytu". Podobne postulaty zaczęli
również głosić liberałowie, aż w końcu wystąpili z własnym programem autonomii dla Królestwa Polskiego (II-IV

35 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

1904), szukając wszakże wsparcia dla swoich dążeń w Polskiej Partii Socjalistycznej.

Pełnym głosem dążenia wolnościowe manifestował tylko nielegalny ruch socjalistyczny w Królestwie Polskim,
grupujący działaczy z Polskiej Partii Socjalistycznej. Początkowo postulat niepodległości oznaczał jedynie
formułę działania praktycznego w warunkach konspiracji rewolucyjnej, wyrażającą nieprzejednanie wrogi
stosunek do caratu, ale bez jej konkretyzacji w formie aktualnego celu politycznego. PPS - jak to określał później
Leon Wasilewski - przechodziła ewolucję "od teoretycznego niepodległościowego wyznania wiary do
praktycznego organizowania walki zbrojnej z caratem", spychając na dalszy plan elementy przemian
społecznych, wskazane w programie partii.

Piłsudski dość szybko wyrósł na przywódcę i głównego rzecznika programu niepodległościowego PPS.
Założonych celów programowych partii nie traktował w kategoriach doktrynalnych, co ułatwiało mu
dopasowywanie działań do zmieniającej się sytuacji politycznej, w tym aktualnego położenia kwestii polskiej.
Przez wiele lat zasiadał w Centralnym Komitecie Robotniczym, kolegialnym organie władzy PPS. którego
decyzje podporządkował sobie niemal od początku. Zdobył silną pozycję w stosunkach z Centralizacją Związku
Zagranicznego Socjalistów Polskich w Londynie, faktycznego kierownictwa organizacyjnego PPS zaboru
rosyjskiego oraz oficjalnego reprezentanta interesów partii na emigracji. Pozycja ta uległa wzmocnieniu
po przyłączeniu się ZZSP do ogólnej organizacji PPS pod koniec 1899 r., kiedy Centralizację ZZSP zastąpił
Komitet Zagraniczny PPS. Dominujące stanowisko Piłsudskiego w PPS nie zależało od pełnionych przez niego
funkcji, a wynikało raczej z osobistych stosunków i przyjaźni w gronie kilku najstarszych działaczy partyjnych w
kraju i na emigracji, do których zaliczali się: Witold Jodko-Narkiewicz *[Witold Jodko-Narkiewicz (1864-1924) -
jeden z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego, członek I i II Proletariatu. 1886 studia w Wurzburgu
i 1887-1889 w Paryżu, doktor praw, 1892 jeden z głównych organizatorów i sekretarz zjazdu paryskiego
socjalistów polskich, współzałożyciel Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich w Londynie, 1895-1897
członek Centralizacji ZZSP, uczestnik I (1894), II (1895), III (1896), IV (1897) i VI (1899) Zjazdu ZZSP
(przewodniczył obradom ostatniego zjazdu w 1899 w Zurychu, na którym uchwalono likwidację związku), w 1898
osiadł we Lwowie, od 1900 w Oddziale Zagranicznym PPS, członek Komitetu Zagranicznego mianowanego
przez Centralny Komitet Robotniczy PPS, 1902 wybrany członkiem CKR PPS, długoletni redaktor
"Przedświtu", od 1906 w PPS Frakcji Rewolucyjnej (do 1918), kierowniczy działacz i czołowy teoretyk partii,
1906-1907 i 1909-1914 członek CKR PPS Frakcji Rewolucyjnej, 1905-1906 i od 1907 zamieszkał w Krakowie,
1912-1914 członek Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, 1914 w Polskiej
Organizacji Narodowej, 1915-1917 działacz Centralnego Komitetu Narodowego w Warszawie, w niepodległej
Polsce dyrektor Departamentu Politycznego MSZ, 1918-1919 wiceminister spraw zagranicznych,
1919-1921 delegat rządu w Konstantynopolu i 1921-1923 poseł w Rydze.], Bolesław Antoni Jędrzejowski
*[Bolesław Antoni Jędrzejowski (1867-1914) - członek I i II Proletariatu, 1892 uczestnik zjazdu paryskiego
socjalistów polskich, współorganizator Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich, 1892-1897 członek
Centralizacji ZZSP i 1899 jego Komisji Rewizyjnej, uczestnik I (1894), III (1896), IV (1897) i VI (1899) Zjazdu
ZZSP, od 1900 w Oddziale Zagranicznym Polskiej Partii Socjalistycznej, sekretarz Komitetu Zagranicznego PPS
w Londynie: delegat ZZSP, a następnie PPS na kongresach II Międzynarodówki (do 1904), w latach 1901-1904
przedstawiciel PPS w Międzynarodowym Biurze Socjalistycznym (faktycznie 1901-1902), od 1903 członek KZ
PPS w Krakowie, od 1906 jeden z czołowych działaczy PPS Frakcji Rewolucyjnej.], Stanisław Wojciechowski
*[Stanisław Wojciechowski (1869-1953) - polityk, działacz spółdzielczości, 1890-1892 w Związku Młodzieży
Polskiej "Zet" 1892 współzałożyciel Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich, 1892-1895 członek sekcji
ZZSP w Londynie, 1892-1894 członek Centralizacji ZZSP, 1893 jeden z założycieli PPS, 1893-1902 członek
Centralnego Komitetu Robotniczego PPS, 1895-1900 redaktor "Robotnika", 1905 wystąpił z PPS, później jeden
z pionierów spółdzielczości w Królestwie Polskim. 1911-1915 członek Zarządu Warszawskiego Związku
Stowarzyszeń Spożywczych, 1915-1918 przebywał w Rosji, 1917-1918 prezes Rady Polskiej Zjednoczenia
Międzypartyjnego w Moskwie, 1919-1920 minister spraw wewnętrznych, 1922-1926 prezydent Polski.
1926-1939 profesor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. 1927-1939 dyrektor
Spółdzielczego Instytutu Naukowego, po wybuchu wojny 1939 na emigracji, zmarł w kraju.], Ignacy Mościcki
*[Ignacy Mościcki (1867-1946) - chemik, socjalista, polityk, bliski współpracownik i przyjaciel Józefa
Piłsudskiego, od 1893 członek Sekcji Londyńskiej Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich, w 1897 osiadł
we Fryburgu, od 1900 członek Oddziału Zagranicznego Polskiej Partii Socjalistycznej we Fryburgu, od 1912
profesor Politechniki Lwowskiej, w II Rzeczypospolitej organizator polskiego przemysłu chemicznego,
1926-1939 prezydent Polski, po wybuchu wojny 1939 internowany w Rumunii, potem na emigracji w Szwajcarii.],
Aleksander Malinowski *[Aleksander Malinowski (1869-1922) - inżynier technolog, jeden z czołowych
działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, kierownik organizacji PPS w Charkowie, od 1895 w kierownictwie
warszawskiej organizacji PPS. 1897 wybrany do Centralnego Komitetu Robotniczego PPS, aresztowany w 1900
w Łodzi, w 1902 skazany na zesłanie do Syberii Wschodniej, po ucieczce z transportu przedostał się do Galicji.
1903 wybrany sekretarzem Komitetu Zagranicznego PPS w Londynie, uczestnik rewolucji 1905 w Królestwie
Polskim, od 1906 w PPS Frakcji Rewolucyjnej.] i Leon Wasilewski *[Leon Wasilewski (1870-1936) - polityk i
historyk blisko związany z Józefem Piłsudskim, 1896-1897 w sekcji Związku Zagranicznego Socjalistów

36 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Polskich w Zurychu, od 1897 członek Centralizacji ZZSP w Londynie. 1897-1903 redaktor "Przedświtu", od
1900 w Oddziale Zagranicznym Polskiej Partii Socjalistycznej, członek Komisji Zagranicznej PPS w Londynie, od
1903 w Krakowie, zwolennik Józefa Piłsudskiego, od 1906 czołowy działacz PPS Frakcji Rewolucyjnej, redaktor
"Robotnika". 1907-1914 członek jej Centralnego Komitetu Robotniczego PPS Frakcji Rewolucyjnej, od 1913
ponownie redaktor "Przedświtu", 1912-1914 członek Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw
Niepodległościowych, 1914 członek władz Polskiej Organizacji Narodowej, a następnie Naczelnego Komitetu
Narodowego w Krakowie, redaktor organu propagandowego NKN "Polen" w Wiedniu, 1915-1917 sekretarz
biura Prezydium NKN. 1917 członek Centralnego Komitetu Narodowego w Warszawie, 1917-1918 redaktor
"Kultury Polski" w Krakowie, członek Polskiej Organizacji Wojskowej i Konwentu Organizacji A. w niepodległej
Polsce 1918-1919 minister spraw zagranicznych. 1919 członek Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu,
1919-1920 pełnomocnik MSZ w Wilnie do spraw północno-wschodnich. 1920-1921 poseł w Estonii, zastępca
przewodniczącego delegacji polskiej do rokowań pokojowych z Rosją Sowiecką w Rydze, 1921-1924
przewodniczący polsko-sowieckiej komisji granicznej i 1924-1925 komisji polsko-rumuńskiej. 1924 organizator i
wieloletni prezes Instytutu Badania Najnowszej Historii Polski (później Instytut Józefa Piłsudskiego), po
przewrocie majowym 1926 członek specjalnej komisji rządowej do spraw mniejszości narodowych w
województwach wschodnich, od 1928 członek Rady Naczelnej PPS i od 1931 jej wiceprzewodniczący, 1929
założyciel i redaktor czasopisma "Niepodległość", od 1931 prezes Instytutu Badania Spraw Narodowościwych w
Warszawie.], a także Feliks Perl, Aleksander Sulkiewicz, Edward Abramowski, Jan Stroźecki i Aleksander
Dębski. Dla młodszej generacji członków PPS Piłsudski stawał się już wtedy legendą. .'Wiktor' był dla nas
młodych jakąś tajemniczą siłą - wspominał Tadeusz Bobrowski spotkanie z Piłsudskim w Londynie w 1898 r. - o
której mówiło się zawsze szeptem i z dużym szacunkiem, i od którego decyzji zawsze dużo decyzji zależało".

Przez dwadzieścia lat, niemal od początku istnienia PPS do zamknięcia spraw PON na jesieni 1914 r.,
najbliższym przyjacielem, współpracownikiem i powiernikiem Piłsudskiego był Jodko-Narkiewicz. W edukacji
politycznej "Ziuka" odegrał bardzo ważną rolę. Nie miał cech przywódczych, jak Piłsudski, ale cieszył się
powszechnie szacunkiem towarzyszy partyjnych, widzących w nim najwyższy autorytet i największego
orędownika programu PPS. Wspierał Piłsudskiego intelektualnie. Przy udziale "Jowisza" Piłsudski podejmował
główne dla ruchu rewolucyjno-niepodległościowego, który reprezentował, taktyczne i strategiczne decyzje.
"Jodko[-Narkiewiczj - wspominał Leon Wasilewski - przebywał w Szwajcarii, we Francji i w Londynie,
biorąc czynny udział we wszystkich robotach emigracyjnych. Bardzo wykształcony i wyrobiony politycznie,
posiadający dużą wiedzę historyczną i znajomość głównych języków europejskich, znający osobiście wszystkich
koryfeuszów ówczesnych ruchu socjalistycznego [...], był przez długie lata jedną z najcharakterystyczniejszych
postaci polskiego ruchu socjalistycznego. Łączył on w sobie w dziwny sposób cechy radykalnego działacza z
właściwościami rozhukanego bursza dorpackiego i pewnymi przejawami 'szerokiej natury' (...)". Po rodzicach
"rozporządzał dość znacznymi zasobami materialnymi, których zresztą nie cenił i które trwonił dość
lekkomyślnie. Zewnętrzną, elegancką postawą rażąco odbijał od swego radykalnego otoczenia i w ogóle
sprawiał wrażenie człowieka, przypadkowo zabłąkanego do tej sfery. Jako dobry organizator i wybitny publicysta,
poza tym człowiek rzutki, przedsiębiorczy i ruchliwy, oddawał ruchowi nieocenione usługi".

Przyszły Komendant sprowadzał postulaty programowe PPS na grunt rzeczywistości politycznej i realnych
możliwości działania partii. Sprzeciwiał się rozwojowi polskiego ruchu robotniczego w kierunku rewolucji
proletariackiej. Zagadnienie rewolucji przesuwał z płaszczyzny klasowej na narodową. Za podstawowy cel
wszystkich działań Polskiej Partii Socjalistycznej uznawał odbudowę niepodległego państwa polskiego. Jego
"patriotyzm rewolucyjny - jak podkreślał w artykule Jak stałem się socjalistą - nie miał określonego kierunku
społecznego". Myśl polityczną w ideologii socjalistycznej łączył z ogólnym postępem dziejowym. Występował
przeciwko identyfikowaniu walki o niepodległość z dążeniem do zdobycia władzy przez PPS "Chciałbym tylko -
pisał do Stanisława Wojciechowskiego 9 października 1899 r., zabierając głos w dyskusji nad dziedzictwem
dokonań partii w pierwszych latach jej istnienia - zwrócić twoją uwagę w sprawie 'Polski socjalistycznej', że ja
zgodzić się na nią mogę tylko jako na wynik ogólnosocjalistycznego dążenia do wzięcia władzy w swoje ręce;
wszelkie zaś twierdzenie że Polska niepodległa będzie po zwycięstwie w naszym ręku, a więc socjalistyczną,
uważam za co najmniej ryzykowne, a w każdym razie rozstrzyganie takiej kwestii uważam za przedwczesne i
niepotrzebne. T[o] j[est], mogę powiedzieć, że dążę do Polski socjalistycznej, gdyż na to jestem socjalistą, lecz
nie mogę twierdzić i wprowadzić do programu punktu, głoszącego, że bez Polski burżuazyjnej się obejdziemy,
ominiemy ją. Takie twierdzenie uważam za pisanie za wczasu historii przyszłej rewolucji w chwili, gdy ta
rewolucja jest jeszcze dosyć oddaloną". Nie wierzył w Polskę socjalistyczną. Chciał walczyć o niepodległość
nawet wówczas, gdyby przyszła Polska nie realizowała ideałów państwa socjalistycznego. Dopuszczał myśl
kompromisu z innymi grupami politycznymi. "Przy walce o niepodległość - rozwijał swoją myśl w kolejnym liście
do Stanisława Wojciechowskiego z 6 grudnia 1899 r. - nie możemy liczyć na własne jedynie siły i zatem nie
powinniśmy identyfikować momentów zdobycia niepodległości z momentem zdobycia przez nas władzy, że
walczyć o niepodległość pomimo to musimy, bo stanowi ona dla ludu roboczego rozwiązanie mu rąk w walce z
kapitalizmem, i usuwa najpoważniejsze przeszkody dotychczasowe - absolutyzm i niewolę narodową. [...]
Samodzielność polityki socjalistycznej wypływa z zasad socjalizmu, wyodrębniającego partię i ruch

37 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

socjalistyczny] z ruchów i partii burżuazyjnych, lecz wcale nie z poglądu na układ w tym lub innym kraju.
Samodzielność może być zachowaną nawet przy wspólnej z jakąkolwiek partią burżuazyjną walce (...).
Przewidywał na koniec, że niepodległa Polska będzie miała ustrój republiki, a ruch rewolucyjny doprowadzi do
stworzenia rządu ogólnonarodowego.

Piłsudski nienawidził Rosji jako głównego wroga Polaków oraz ostoję wstecznictwa. W jego ujęciu polski ruch
socjalistyczny stanowił odłam międzynarodowego ruchu robotniczego Europy Zachodniej. "Rolą historyczną
socjalizmu w Polsce - stwierdzał - jest rola obrońcy Zachodu od zaborczego i reakcyjnego caratu". Panujący tam
system represji uznawał za największe zagrożenie dla wszelkich wewnętrznych dążeń wolnościowych. Za
główną siłę. która mogłaby zniszczyć carat uważał wyzwoleńczy ruch narodów ujarzmionych przez Rosję.
Proletariat polski miał stanowić główną siłę przygotowywanego i kierowanego przez PPS ludowego,
antyrosyjskiego powstania na ziemiach kiedyś zabranych Polsce. Na razie nie było warunków do
przeprowadzenia powstania. "Stale się unikało detalizowania przebiegu walki - pisał w cytowanym liście do
Stanisława Wojciechowskiego z 6 grudnia 1899 r. - nie tylko ostatecznej, lecz nawet i [w] najbliższej
przyszłości. Co do mnie, wiem dobrze, że i w jednym i w drugim wypadku robiłem to świadomie, wstrzymując się
od wyrażania moich osobistych poglądów na sprawy, dopóki nie jestem pewien, że są one poglądami
większości, poglądami ustalonymi wśród menerów [tj. przywódców - R. Ś.] przynajmniej partii. Zarazem
świadczyć to musi i o tym, że w dotychczasowym stanie nie mamy możności ściśle określać ani sposobów
naszej walki, ani brać na siebie roli świadomego i posiadającego plan kierownika wypadków, gdyż, jak
wiesz dobrze, mogła nad nami panować 'bibuła', a zawsze dotychczas wlekliśmy się w ogonie wypadków i w
ogóle życia, które nas prześcigało stale, tak, żeśmy stale do nich musieli się dopasowywać". Piłsudski był przy
tym przeciwny współpracy z rewolucjonistami rosyjskimi, którzy dla irredenty polskiej mogli odgrywać jedynie rolę
pomocniczą.

Polemika Piłsudskiego z Wojciechowskim zapoczątkowała ewolucję w taktyce partii w kierunku podjęcia


bezpośredniej walki przeciwko caratowi, najlepiej podczas wojny Rosji z Austro-Węgrami lub Niemcami.
Piłsudski nie wybiegał wtedy jeszcze tak daleko z myślami. Cechował go zawsze duży pragmatyzm działania.
Taktykę dostosowywał do aktualnych możliwości. "Sądzę - pisał 7 lutego 1900 r. w liście do towarzyszy w
Londynie - że pomiędzy mną a 'Edmundem' [tj. Stanisławem Wojciechowskim - R. Ś.] istnieją rzeczywiście
bardzo poważne różnice w poglądach na przyszłość ruchu naszego, różnice wypływające, jak mi się zdaje, z
różnicy też poglądów na czasy obecne". Realizował koncepcje, które wyrastały z potrzeby chwili, ale zawierały
się w ogólnych dążeniach programowych. Rzeczywistość polityczną ogarniał niezwykle chłodnym i przenikliwym
spojrzeniem. Daleki był jednak od doktrynerstwa i trzymania się sztywnych zasad programowych, gdy te mogły
przeszkadzać w realizacji celów podstawowych.

W pierwszych latach istnienia PPS zajmowały go zagadnienia bardziej szczegółowe, odnoszące się do taktyki
partii w najbliższej przyszłości. Przede wszystkim chodziło mu o "rozwój manifestacji" oraz rozstrzygnięcie
kwestii reakcji "wobec poważniejszych gwałtów rządowych, które coraz bardziej nakładają na nas obowiązek
odpowiedzi". Jednocześnie pojawiły się głosy o konieczności przygotowania się partii do walki zbrojnej z Rosją.
Jako pierwszy wypowiedział się Jodko-Narkiewicz, główny w tym czasie twórca myśli politycznej PPS. W
styczniu 1900 r. przywołał na łamach "Przedświtu" stare zamysły organizowania zbrojnego powstania, jednak
bez konkretyzowania form walki. Najdalej posunął się Stanisław Grabski, dawny działacz socjalistyczny, który
ewoluował w kierunku Ligi Narodowej. Propagowanemu wtedy przez Ludwika Kulczyckiego, twórcę secesyjnej
PPS Proletariat, "programowi wielkiej akcji terrorystycznej" przeciwstawił własną ideę narodowej rewolucji
zbrojnej, opartej na szerokich masach ludowych, robotników i chłopów, którą miała poprzedzić "silna
socjalistyczna agitacja rewolucyjna" i sformowanie kadr przyszłej "armii ludowej". Dyskusja ta nie miała
praktycznego znaczenia, jednakże wyznaczała szerszy horyzont myśli o organizacji zbrojnego oporu przeciwko
caratowi.

Kierownictwo PPS nie było wówczas w stanie ogarnąć takich planów, nie mówiąc o ich skutecznej realizacji.
Partia przedstawiała sobą niewielką siłę polityczną, którą reprezentowała konspiracyjna grupka działaczy
socjalistycznych, skupionych wokół własnych spraw. Czołówkę partyjną tworzyło kilkudziesięciu funkcyjnych
działaczy, w tym kilkuosobowe kierownictwo centralnych i terenowych oddziałów partii, tzw. funkcjonariuszy partii.
Zaplecze PPS stanowiło kilka tysięcy zorganizowanych członków.

Stały brak pieniędzy w kasie uniemożliwiał normalne funkcjonowanie partii. Kondycja finansów PPS była zwykle
bardzo zła, jeśli nie wręcz tragiczna. Rozwój konspiracyjnej machiny organizacyjnej nie nadążał za potrzebami.
Brak kontroli nad umasowieniem ruchu groził jego rozhermetyzowaniem i rozkonspirowaniem. "U robociarzy
entuzjazm okrutny - donosił Piłsudski w liście z 13 maja 1899 r. do Jędrzejowskiego w Londynie - gorętsi
twierdzą, że pora już na barykady, tak, że niektórych, więcej umiarkowanych naszych facetów, to nawet trochę
straszy". Dwa miesiące później uzupełniał: "Warszawa okrutnie zwiększa swoje wymagania - donosił
Jędrzejowskiemu w Londynie w liście z 25 lipca 1899 r. - tak, że nie możemy jej nastarczyć wszelkiej bibuły.
Pchamy, pchamy i wciąż brak, ciągle się uskarżają na to, że im nie wystarcza, co dajemy. Teraz bowiem mamy

38 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

ogromne ożywienie ruchu, jak to możesz sądzić z wielkiej liczby strajków. Ludziska się rozawanturowali,
urządzają masę ogromnych majówek i zebrań, co, naturalnie, podnieca facetów; boję się, że to może źle się
zakończyć, bo chyba nareszcie policja i fijoły [tj. żandarmi, noszący fiołkowe wypustki na mundurach - R. Ś.]
pokażą swe pazury. [...] Z monetą u nas jest obecnie bardzo krucho zaczynamy pożyczać, bo dochodów jak nie
ma, tak nie ma", więc "czy będziesz miał gdzie jaki tani kredyt na czas pewien, żeby przeciągnąć te najgorsze
czasy?" Dlatego "wszystkim petentom o zapomogi i monetę - otkaz [odmowa], nie mamy obecnie pieniędzy na
własne potrzeby, więc nie może być mowy o sypaniu floty Rusinom, Łotyszom itd.". Pod tym względem niewiele
się zmieniło aż do początku 1904 r. Opisana sytuacja obrazuje ogólniejsze zjawisko braku środków materialnych
na rozwinięcie szerszej działalności konspiracyjnej i politycznej.

Nie ma ogólnych zestawień bilansowych kasy ZZSP i PPS. Zachowały się tylko niektóre sprawozdania
finansowe. Wyobrażenie o skali dochodów i wydatkach PPS przed rewolucją 1904-1905 r. daje dokumentacja
rozrachunkowa za 1902 r. Całkowity dochód Centralnego Komitetu Robotniczego i Komitetu Zagranicznego
PPS za ten rok wynosił 24 961 rubli 55 kopiejek. Miesięczne przychody, które musiały wystarczyć na utrzymanie
całej organizacji partyjnej w tym czasie nie przekraczały więc kwoty 2 080 rubli 13 kopiejek. Najważniejszą
pozycję bilansu stanowiły "wydatki krajowe", czyli kwoty wydatkowane na potrzeby organizacji w zaborze
rosyjskim, w tym przede wszystkim na utrzymanie "nielegalnych". Ta właśnie pozycja obejmowała wszystkie
pensje wyższych funkcjonariuszy partyjnych, których wówczas było przynajmniej sześciu. Z całą pewnością
wśród tych osób był Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Jędrzejowski, jak również zapewne Malinowski
lub Wasilewski, a także Franciszek Ksawery Prauss i Tytus Filipowicz.

Piłsudski, który odpowiadał wtedy za gospodarkę finansową PPS, z grubsza dzielił rozchody na cztery części:
1/5 wydatków szła na "utrzymanie nielegalnych", 1/5 sum budżetowych pochłaniały podróże i bilety kolejowe, 1/5
zebranych kwot odprowadzano na dofinansowanie wydawnictw i utrzymanie drukarni partyjnej, pozostałe 2/5
pieniędzy dzielono "pomiędzy wypadkowe rozchody i zwroty długów". Wydatki na pensje według bilansu za 1902
r. wynosiłyby więc 4 992 ruble 31 kopiejek, co miesięcznie dawałoby nie więcej niż 416 rubli i 3 kopiejki.
Przeciętne uposażenie dla jednej osoby stanowiłoby więc kwotę 69 rubli i 33 kopiejki, czyli 7 funtów szterlingów 6
szylingów 16 pensów, albo 176 koron 80 halerzy. Widać, że pensję musiała dostawać przynajmniej jeszcze
jedna osoba, gdyż nawet Piłsudski nie otrzymywał nawet później więcej niż 50 rubli (5 funtów szterlingów 6
szylingów 3 pensy, albo 127 koron 50 halerzy). Rocznie dawałoby to płacę 600 rubli, czyli 63 funty szterlingi 15
szylingów lub 1 530 koron. Wydaje się jednak, że podana kwota 50 rubli na miesięczne uposażenie
funkcjonariusza partii jest znacznie zawyżona, gdyż według wyliczenia Piłsudskiego na podstawie rachunków za
pierwsze sześć miesięcy 1902 r. na płace w tym okresie przeznaczono kwotę około 1 011 rubli, to znaczy 168
rubli 50 kopiejek miesięcznie, czyli po 28 rubli na osobę, gdyby przyjąć wariant sześciu osób opłacanych z kasy
partii.

Z dużym prawdopodobieństwem można więc przyjąć, że pobory miesięczne osoby kierowniczej w PPS mieściły
się wówczas w grupie zarobków robotniczych, w kwocie od 30 do 50 rubli, zawierając się między
dochodami czeladnika murarskiego a wynagrodzeniem majstra murarskiego.

Najbardziej eksponowane miejsce w grupie polskich rewolucjonistów zajmował ośrodek londyński, kierownicze
centrum emigracji socjalistycznej z zaboru rosyjskiego na przełomie wieków. Przez Londyn przewinęła się
cała czołówka partyjna PPS. W Londynie mieściły się drukarnia i redakcja "Przedświtu" oraz siedziba
kierowniczej Centralizacji emigracyjnego Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich (w latach 1893-1899 pod
adresem: Beaumont Square 7, Mile End Road, London East), a następnie Komitetu Zagranicznego PPS, który
stał na czele Oddziału Zagranicznego PPS, utworzonej, w miejsce ZZSP. "Osobistych stosunków prawie z nikim
spoza własnej kolonii nie utrzymywano - pisał później Wasilewski. - Życiem miejscowym interesowano się słabo,
gdyż cała uwaga emigracji londyńskiej była skupiona dookoła postępów, powodzeń i klęsk ruchu
socjalistycznego w kraju". Ośrodek londyński odgrywał rolę centrum konspiracji ZZSP i PPS. Toteż
jego członkowie pędzili życie "bardzo zamknięte, licząc się z obserwacją, jaką roztaczało nad nią szpiegostwo
rosyjskie". Dopiero w ostatnim okresie pobytu w Londynie "poczęto zrywać ze ścisłą konspiracją".

Ze środków partyjnych opłacano jedynie sekretarza Centralizacji ZZSP, który był zarazem administratorem jej
wydawnictw i drukarni. Redaktora "Przedświtu" oraz zecerów drukarni opłacano ze środków
wypracowanych przez wydawnictwo. Inne osoby związane z kierownictwem ZZSP utrzymywały się z własnej
pracy. Wśród wszystkich emigrantów "panowała nieprawdopodobna nędza - wspominał Wasilewski -
zmuszająca ich do obywania się w najlepszym razie kilkunastu szylingami na tydzień". Całą
działalność londyńskiej grupy emigracyjnej utrzymywano z wpływów, które pochodziły z rozpowszechniania
wydawnictw oraz składek kilkudziesięciu członków ZZSP, rozsypanych po sekcjach w całej Europie Zachodniej.
Sekretarz Centralizacji ZZSP otrzymywał 4 funty na miesiąc, co odpowiadało wówczas około 37 rublom i 53
kopiejkom, albo 96 koronom i 24 halerzom. Niekiedy Piłsudski wysyłał do Jędrzejowskiego 50 rubli. "Było to
minimum - pisał dalej Wasilewski - mniejsze od zarobków najniżej opłacanego niewykwalifikowanego robotnika
londyńskiego". Stąd "nędza wśród członków Centralizacji i w ogóle emigrantów była zjawiskiem stałym, gdyż nie

39 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

mogli oni liczyć na żadne zarobki, jako wykolejeni i niedoszli lekarze, przyrodnicy, technicy itd. Zresztą na
przeszkodzie stała tu i nieznajomość języka angielskiego".

Polacy należeli do tej grupy emigrantów, którzy wypierali z fabryk i warsztatów robotników angielskich, gdyż
zadowalali się o wiele niższymi zarobkami, mając bez porównania skromniejsze potrzeby. Najwięcej Polaków
pracowało w fabrykach wyrobów bambusowych, gdzie panował największy wyzysk w Londynie. "Z zarobionych 6
szylingów tygodniowo [2 funty szterlingi na miesiąc - R. Ś.] - wspominał Wojciechowski - potrafili odkładać 3,
żywiąc się tylko chlebem, śledziem i owocami". Dla przyszłego prezydenta były to również ciężkie czasy. Kiedy
uczył się zecerki w drukami "Przedświtu" przy Beaumont Square w Londynie, często, z braku pieniędzy, żywił
się tylko chlebem i cebulą, jak reszta domowników. Nędza materialna zmusiła go do podjęcia pracy w drukarni
Władimira Czertkowa, wydającego zakazane w Rosji dzieła Lwa Tołstoja. Osiedlił się najpierw we wsi Purleigh
(styczeń 1900 r.), "odległej od Londynu 3 godziny jazdy koleją", kilka kilometrów od miasteczka Maldon. Mieszkał
w małej dwuizbowej chatce z niewielkim ogródkiem, w polu, na skraju wsi (płacił komorne 3 szylingi tygodniowo).
Po roku przeniósł się do Tuckton blisko Christchurch, na południowym wybrzeżu Anglii. W podobnych warunkach
ubóstwa żyli inni emigranci kolonii inteligenckiej *[Chyba najlepiej powodziło się wtedy Ignacemu Mościckiemu,
który nie mogąc podjąć pracy w przemyśle chemicznym, uczył się rzeźbiarstwa, potem był fryzjerem i
stolarzem. Zajmował się również fabrykacją i sprzedażą kefiru. Kupił nawet konia i lekki wózek dwukołowy,
którym dowoził kefir odbiorcom, głównie Żydom, zamieszkującym dzielnice wschodniej części miasta. Obcy
fachowcy mieli utrudniony dostęp do lepiej płatnych zawodów, nawet jeśli znali język angielski. Anglicy nie ufali
cudzoziemcom. "Wzbudzali podejrzenie - pisał Mościcki - że opuścili kraj własny z powodu grożącej im kary za
jakieś przestępstwa kryminalne. Ten brak zaufania był zupełnie uzasadniony, bo rzeczywiście wiele przeróżnych
postaci kryminalnych do Londynu wówczas napływało".].

Do grupy tej zaliczał się również Piłsudski, który często zaglądał wówczas do Londynu. Nie ukończył studiów, nie
miał żadnego zawodu i nie umiał zarabiać pieniędzy *[Józef Wincenty Piłsudski, ojciec Józefa Piłsudskiego
próbował raz namówić syna na "zrobienie" interesu przy okazji jego wyjazdów do Londynu. "Postanowił -
wspominał Ludwik Krzywicki zamysły gospodarcze Józefa Wincentego Piłsudskiego - założyć sprzedaż
wędlin litewskich na razie w Londynie, a, w razie rozwoju, [także] w innych punktach Anglii. Józef [Piłsudski]
wyjechał [w 1896? r.) ze skrzynią gotowych wędlin. Ryzydując w redakcji 'Przedświtu', daremnie usiłował
nawiązać stosunki handlowe. Wędliny zaczęły się psuć. Postanowiono je spożyć. Osoby grupujące się około
redakcji 'Przedświtu', ludzie o nikłym zaopatrzeniu w środki pieniężne, i to jeszcze niepewne, mieli obfitą wyżerkę
w ciągu pewnego czasu, a przy nich i goście cudzoziemscy zaglądający do redakcji. Między innymi
stary [Wilhelm] Liebknecht spożył ostatni kawałek wędzonej polędwicy i zarazem w ogóle całego zasobu wędlin".
Ludwik Krzywicki, Wspomnienia, t. III, Warszawa 1959, s. 264.]. Majątek rodzinny na Litwie był już tylko
wspomnieniem. Toteż żył w wielkim niedostatku, utrzymując się niemal wyłącznie z pensji partyjnej *[Nie ma
dokładnych wykazów pensji, które pobierali wyżsi funkcjonariusze PPS. Informacje te występują sporadycznie w
korespondencji partyjnej. W zestawieniu kasowym za kwiecień 1898 r. Józef Piłsudski odnotował swoją pensję
20 rubli, co stanowiło wówczas około 2 funty szterlingi. Cały budżet CKR PPS w tym miesiącu wynosił 155 rubli
37 kopiejek.]. Pieniądze te pozwalały jakoś przeżyć, nie wystarczały jednak na zaspokojenie wielu potrzeb.
Zakup nowego ubrania graniczył z niemożliwością. Długo nie mógł sobie pozwolić na kupno palta zimowego.
Zdarzało się, że chodził w pożyczanych rzeczach. Lecz sprawy osobiste spychano zwykle na dalszy plan.

Siedziba Centralizacji ZZSP przy Beaumont Square znajdowała się w biednej, robotniczej dzielnicy żydowskich
emigrantów rosyjskich Whitechapel we wschodnim Londynie, niedaleko stacji metra Stepney Green.
Mieszkała tam większość londyńskiej emigracji zarobkowej z Polski, Litwy i Ukrainy. Zewsząd zaglądała bieda.
Atmosfera wąskich. brudnych uliczek, obskurnych kramów, rozlicznych spelunek i knajp, przepełnionych różnymi
rzezimieszkami, tworzyła osobliwą scenerię. W tych właśnie okolicach grasował słynny "Kuba Rozpruwacz",
wielokrotny zabójca miejscowych prostytutek. Dom przy Beaumont Square był starą ruderą, która w każdej chwili
groziła zawaleniem. Toteż w połowie 1899 r. zapadła decyzja o przeprowadzce.

Na początku 1900 r. wynajęto piętrowy dom z ogródkiem na końcu miasta, blisko lasku Epping Forest, w
dzielnicy Leytonstone, zamieszkałej przeważnie przez drobnych urzędników. W domu tym mieścił się zarząd
Zagranicznego Oddziału PPS (adres: Lingwood, Colworth Road 67, Leytonstone, London North-East). Wokół
"Lingwood" grupowało się całe życie emigracji londyńskiej PPS. W domu mieszkali Jędrzejowski z rodziną,
Tadeusz Bobrowski, zecer z Galicji, wraz z drukarnią i składem wydawnictw, oraz Filipowicz. Redakcję
"Przedświtu" prowadził Wasilewski, który z żoną Wandą i córką Halszką osiedlił się w pobliskiej dzielnicy
Walthamstow. "Odtąd aż do zupełnego zlikwidowania 'Londynu' dom ten, posiadający nazwę 'Lingwood' - pisał
Wasilewski - był głównym ośrodkiem partyjnym na emigracji. Stąd Jędrzejowski utrzymywał stosunki z całym
Oddziałem Zagranicznym PPS w Europie i Ameryce, tu składano coraz bardziej rosnące liczebnie wydawnictwa
PPS, skąd szły one do kraju i do wszystkich organizacji emigracyjnych".

Ważną rolę wśród polskiej emigracji londyńskiej odgrywał Michał Wilfred Woynicz (Wojnicz, Voynich). Należał
do niewielu Polaków, którzy żyli na dość wysokiej stopie i cieszyli się szacunkiem Anglików. Prowadził

40 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

własny antykwariat, a żona zajmowała się pisarstwem *[Michał Wilfred Woynicz (1865-1930) - działacz I
Proletariatu, aresztowany w Warszawie w 1867 i w 1885 zesłany na Syberię, skąd w 1890 zbiegł i przez
Japonię przedostał się do Wielkiej Brytanii, zamieszkał w Londynie, gdzie początkowo zajmował się pracą
literacka, ok. 1894 jeden z założycieli rosyjskiego emigracyjnego wydawnictwa "Free Russia" w Londynie,
członek Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich i Polskiej Partii Socjalistycznej, z czasem został znanym
antykwariuszem w Londynie i w Nowym Jorku oraz wybitnym znawcą starej książki i bibliografem. Po wybuchu
wojny w 1914 wyjechał do Nowego Jorku, gdzie działał w Komitecie Obrony Narodowej: ożeniony był z Ethel
Lilian Bull (1864-1960) piszącą pod nazwiskiem Lilly Voynich, powieściopisarką i tłumaczką. Należał do
bliskiego kręgu przyjaciół Józefa Piłsudskiego, który poznał go na Syberii w 1890 r.]. Z racji swych
międzynarodowych koneksji wielkim poważaniem wśród emigracji polskiej w Londynie cieszył się również Michał
Kacper Turski, legenda konspiracji rewolucyjnej minionego okresu. Turski mieszkał na wyspie Jersey, gdzie lubił
zapraszać towarzyszy z Londynu na wypoczynek. Na bieżąco orientował się w sprawach partii chociaż nie brał
udziału w pracach organizacyjnych. Dopuszczano go do największych tajemnic PPS. "Chciał być nam pomocny,
lecz niestety - ubolewał później Wasilewski - nie miał już swego majątku, który prawie w całości wydał na
subsydiowanie ruchu rosyjskiego, tak, że pozostało mu tylko tyle, aby żyć dostatnio z rodziną".

Z biegiem czasu Komitet Zagraniczny coraz trudniej zawiadywał sprawami całej PPS. Komunikacja kraju z
dalekim Londynem stawała się nazbyt uciążliwa. Organizacja w kraju wymagała częstych i systematycznych
kontaktów. Ograniczenie wydatków w Londynie stawało się koniecznością. W pierwszej kolejności stawiano
potrzeby organizacji partyjnej w kraju. "Gospodarka finansowa - informował Piłsudski ze smutkiem 13 V 1902 r.
towarzyszy w Londynie o stanie kasy krajowej - polega obecnie na tym, że każdy z facetów robi sobie finanse na
swoją rękę i każdy tak lub inaczej je używa - ogólnego zarządu nie ma". Czasami nawet i to nie pomagało.
Wtedy stan finansów zmrażał nawet najlepszą inicjatywę. "Te nie pozwalają mi od razu wszystko porządnie
postawić i wysunąć facetów na odpowiednie miejsca - dodawał 30 V 1902 r. w liście do Jędrzejowskiego - dla
braku monety i ja i 'Leon' [Bolesław Czarkowski] nieraz siedzimy na miejscu tygodniami, oczekując na jakieś
marne 15 rubli. I teraz na przykład mam w kieszeni - nie zgadniesz! - 8 rubli z kopiejkami, to cały mój fundusz.
Wydrapałem przez ten czas 400 rubli od różnych facetów z osobistych swoich stosunków, ale to się rozłazi na
różne potrzeby, bo z innych źródeł nic prawie nie dochodzi, faceci pod tym względem mało sprytu posiadają. Co
dalej będzie, nie wiem doprawdy i niekiedy mnie rozpacz ogarnia".

Nasuwała się potrzeba przeniesienia ośrodka pracy zagranicznej do Galicji. Za tym rozwiązaniem opowiadał się
Piłsudski, który od jakiegoś czasu przebywał już w Galicji, pełniąc rolę "głównego kierownika PPS i jej kasjera".
Przy nim skupiało się centrum emigracji z zaboru rosyjskiego, chociaż większość czasu poświęcał na wyjazdy
za kordon i bezpośrednie kierowanie sprawami krajowymi. Osiadł w końcu w Krakowie. Mieszkanie
wynajmowała żona Maria Piłsudska (w latach 1904-1906 przy ulicy Topolowej 24, a następnie 1906-1910 przy
tej samej ulicy pod numerem 16, przemianowanym około 1908 r. na 18). We Lwowie przebywał na stale Jodko-
Narkiewicz (do 1914 r. mieszkał z przerwami przy ulicy Sykstuskiej 64), wiele czasu spędzając również w
Brzuchowicach, gdzie miał swój dom, a także w Krakowie i Zakopanem oraz w Wiedniu.

Pierwsze decyzje podjęli Piłsudski i Jodko-Narkiewicz. "Oto nasz projekt - Piłsudski informował 21 IV 1902 r.
Jędrzejowskiego - tak jak teraz go uradziliśmy. Przenosimy tu mnie [tj. kierownictwo działalności krajowej do
Krakowa - R. Ś.]. Ciebie i 'Osarza' [Leona Wasilewskiego]. (...) Archiwum, księgarnia, centralizacja dla
zagranicy [tj. Komisja Zagraniczna PPS] przechodzi do 'Wojtka' [Stanisława Wojciechowskiego]". Później
włączono do rozmów jeszcze Malinowskiego, ze względu na jego nowe zadanie. Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i
Malinowski uradzili 21 VIII 1902 r. przeniesienie wydawnictw do Galicji. W Londynie zostawało archiwum,
"główna buchalteria", czyli finanse partii, a także sekretariat Oddziału Zagranicznego PPS, z tym, że Malinowski
- komunikował Piłsudski 22 VIII 1902 r. Jędrzejowskiemu - "jedzie do Londynu, by objąć gospodarkę
'Lingwoodską' - do życzenia jest, by mu pozostał do pomocy 'Karski' [Tytus Filipowicz]". Natomiast na główną
oficjalną siedzibę - dodawał - "wybieramy gród Ignacego [Daszyńskiego] (tj. Kraków], dlatego, że przemawiają za
tym względy konspiracji. Z grodem 'Jowisza' [Witolda Jodki-Narkiewicza] [tj. z Lwowem] zwiążemy wszelkie
sprawy konspiracyjne i nie chcemy na nie ściągać uwagi policji moskiewskiej [tj. Ochrany]".

Niemal z każdym miesiącem baza galicyjska stawała się coraz ważniejszym punktem oparcia dla prac
partyjnych w zaborze rosyjskim. Pojawiły się nowe problemy, które pociągały za sobą konieczność ściślejszego
nadzoru organizacji PPS, do której przedostawały się destrukcyjne prądy, reprezentowane przez nowych
("młodych") działaczy partii, którym patronowali Feliks Sachs ("Jan") i Adam Buyno ("Jerzy"). " 'Jima' [Feliksa
Sachsa] znacie - charakteryzował Piłsudski nowe postawy w partii w liście do Malinowskiego z 26 VII 1903 r. -
umysł i temperament SD-kowy, nadkrytycyzm względem wszystkiego, co swoje, nadzachwyt i nadtolerancja dla
wszystkiego, co obce, niewiara w PPS i jej program, natomiast chęć włożenia brzemienia walki z caratem na
barki wszystkich innych, korektyzujący i patrzący na wszystko przez okulary etyczno-filozoficzne - oto 'Jan'; drugi
- 'Jerzy' [Adam Buyno] - ambitny, w dodatku niepraktyczny projektowiec wierzący w każde swoje słowo jako fakt
dokonany i nieufny względem wszystkiego, co robią (czy mówią) inni, nie rozumiejący i nie chcący rozumieć
organizacji i jej zasad, jej hierarchii i potrzeb. [...] Oto są ci ludzie, którzy przy obecnym położeniu wysuwają się

41 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

na czoło roboty i którzy chcą reprezentować w CKR pewien kierunek nowy w PPS. Kierunkiem tym jest stale
uprawiana przez nich i wkładana ludziom w głowę krytyka stosunku nas do socjalizmu jakoby zbyt ciasnego i
partyjnego kierunku, który nas czyni odosobnionymi w świecie całym, pozwala rozbujać się nacjonalistycznym
kawałkom wewnątrz partii, wyradza rządy partii w rządy kliki i głuszy socjalistyczny element w partii". Na razie
była to tylko "bezwiedna chęć" zmobilizowania szerszej opinii i "przeciwstawienie tej szerszej opinii
dotychczasowym rządom i kierunkowi" PPS.

Wynikała stąd konieczność liczenia się z nowymi tendencjami w partii, albowiem mogły one radykalizować
"szersze" nastroje przeciwko praktycznej realizacji celów programowych PPS. "Wierzaj mi, Bolku - zwracał się
Piłsudski 14 IX 1903 r. do Jędrzejowskiego - mało sprawa tak mi na sercu zależy, jak nasze sprawy galicejskie.
Wyczuwam wprost, że musimy w niej [tj. w Galicji - R. S.] się ugruntować i to możliwie szybko i możliwie dobrze,
bo nie tylko zbliżają się czasy..., gdy Galicja nam będzie bardzo potrzebna, co może jest moim osobistym
romantycznym przypuszczeniem, lecz i bez tej romantycznej potrzeby musimy stawać się stronnictwem...
wszechpolskim, naturalnie socjalistycznym, musimy pod groźbą utraty wpływów i znaczenia, i zejścia do roli
rewolucyjnej na gębie, lecz mało wpływowej paczki opozycjonistów". Bowiem "zmieniliśmy się nie my, lecz
środowisko nasze i to, co wystarczało dawniej, by panować nad wyobraźnią i uczuciem ludzi, rewolucyjnie
usposobionych, to obecnie nie wystarcza. Przypomnijcie sobie dawne czasy". Wtedy "kierunek był - spiskowa
grupa rewolucyjna, rzucająca hasła, tajemniczy dobroczyńcy, spadający z nieba, mający wiele rewolucji w gębie,
a mało korzeni i związku z realnym życiem i zatem mało rewolucyjni w czynie". Toteż teraz "chcę zrobić nacisk
na wzmożenie się życia społecznego i ruchu rewolucyjnego w Polsce oraz na ogromny udział w tym inteligencji".
Powinno się przełamać ciążący nad życiem partii stereotyp. "Socjalizm to bóg Janus o dwóch obliczach - gdy
jedno grozi wojną, drugie uśmiecha się pokojowo i mówi o pożyciu w pokoju i zgodzie. My, jak zresztą cały
socjalizm w Europie, nadużywamy pierwszego oblicza, drugiego nie pokazujemy wcale, albo bardzo mało. I to
jest fałsz polityki socjalistycznej, fałsz, robiący z nich rewolucjonistów na gębie, a najdalszych oportunistów w
polityce".

Zaczynał się w ten sposób nowy rozdział w historii PPS. Podjęcie decyzji o stopniowym przesuwaniu
organizacyjnego centrum życia partii z Londynu do Krakowa i Lwowa stanowiło jeden z momentów
przełomowych w polityce Piłsudskiego, zmiany ogólnej koncepcji ruchu, któremu chciał podporządkować własne
dążenia. Piłsudski miał wyjątkowy dar przenikliwości w ocenie konsekwencji zachodzących procesów
politycznych. Wiele lat później, już w niepodległej Polsce, mówił o tym okresie przemian w PPS, że widział "wiele
rzeczy z III piętra, a nie z parteru".

Na razie należało zmienić przyjęty w przeszłości model działania i wyjść z zaścianka ścisłej konspiracji,
ograniczającej rozwój PPS. Reorganizację partii i wyznaczenie jej nowych horyzontów politycznych wymuszały
głównie przemiany w sytuacji międzynarodowej.

Długi cień konfliktu japońsko-rosyjskiego na Dalekim Wschodzie

Rywalizacja japońsko-rosyjska na Dalekim Wschodzie prowadziła od końca XIX wieku do otwartego kryzysu.
Japończycy dążyli do opanowania całego półwyspu Liaotung. Sprzeciwiała się temu Rosja, która uważała
Mandżurię i Koreę za strefę swoich wpływów. Kolej transsyberyjska dochodziła powoli do północnych rubieży
chińskich. Zamierzano wybudować w Mandżurii odnogę kolei syberyjskiej, która połączyłaby Charbin z główną
bazą floty wojennej na Oceanie Spokojnym w Port Artur i stworzyła możliwość dla rosyjskiego kapitału penetracji
gospodarczej rynku chińskiego. Rząd japoński sprzeciwiał się wzmocnieniu się wpływów Rosjan w Mandżurii,
Korei i Chinach. Celem polityki Japonii stało się wyparcie Rosji z Mandżurii i umocnienie zdobytych pozycji w
Korei.

W Tokio oceniano, że rozbudowa rosyjskich linii kolejowych stanowi bezpośrednie zagrożenie dla japońskiej
ekspansji. Czas działał na niekorzyść Japonii. Pogarszał się wzajemny stosunek sił. Sądzono, że
niebezpieczeństwu rosyjskiemu może zapobiec możliwie szybkie rozstrzygnięcie militarne w Mandżurii. Siły
rosyjskie były bowiem rozśrodkowane w wielu garnizonach i rozrzucone na olbrzymich przestrzeniach
cesarstwa. Wsparcie w boju oddziałów walczących na Dalekim Wschodzie wymagało długiego okresu
przygotowań wojennych. Doprowadzenie odwodów, wysłanie amunicji i zaopatrzenia, a przede wszystkim dowóz
na front nowych jednostek z baz oddalonych o tysiące kilometrów, prowadzony jedną nitką kolejową, do tego
niezupełnie jeszcze wykończoną, dodatkowo wydłużał ten czas, dając przewagę armii japońskiej na początku
możliwego konfliktu.

Japonia miała wielu sprzymierzeńców w swych dążeniach do osłabienia wpływów rosyjskich w Azji Wschodniej.
Trzy wielkie mocarstwa: Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Niemcy, były zainteresowane w uwikłaniu Rosji w
konflikt w Azji, aby ułatwić sobie politykę w innych rejonach. Armię japońską szkolili pruscy instruktorzy, starannie
i metodycznie przygotowując ją do działań wojennych na wielką skalę. Dla Niemców wplątanie się caratu w
sprawy wschodnie mogło ułatwić ekspansję w Turcji i osłabić sojusz francusko-rosyjski, przez pomniejszenie

42 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

zainteresowań dla kwestii bezpieczeństwa polityki europejskiej. Dążeniom niemieckim sprzyjały Austro-Węgry.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Tokio starało się pogłębić te przychylne Japonii tendencje w polityce
Zachodu. Poseł pełnomocny w Londynie Tadasu Hayashi podjął 16 października 1901 r. rozmowy na temat
układu z Wielką Brytanią. Dość szybko wypracował projekt umowy. Podpisany 30 stycznia 1902 r. w Londynie
traktat przymierza między Wielką Brytanią a Japonią zapowiadał współdziałanie obu państw na Dalekim
Wschodzie. Podkreślał on uznanie dominacji japońskiej w Korei, a w Chinach uprzywilejowaną pozycję interesów
brytyjskich.

Jednocześnie między Tokio a Petersburgiem toczyły się jałowe rozmowy na temat porozumienia z Rosją o
uznanie wzajemnych interesów na półwyspie Liaotung. Poselstwo w Petersburgu rozpoczęło rozpoznanie
militarne armii rosyjskiej. Major Giichi Tanaka, który pracował tam do 1902 r. jako asystent attache wojskowego,
po powrocie do Japonii przedstawił w Sztabie Generalnym plan wykorzystania rosyjskich grup rewolucyjnych do
buntu przeciwko caratowi. Gotów był nawet odejść ze służby wojskowej, aby poprowadzić w Rosji działalność
wywrotową. Z dużą uwagą odnosił się do sytuacji na krańcach cesarstwa rosyjskiego, w Królestwie Polskim,
które w szczególny sposób było podminowane ruchem rewolucyjnym i dążeniami wolnościowymi. "Wierzył - jak
oceniał japoński historyk - że działalność rewolucjonistów i mniejszości narodowych może wzburzyć fale, które
wstrząsną całym caratem". W połowie 1903 r. japoński Sztab Generalny przyjął memorandum, w którym
wskazywał na rosyjski ruch socjalistyczny, jako możliwego partnera w polityce przeciwko Rosji. Plany Tanaki
trafiły do centrali tajnych służb japońskich, Oddziału II Sztabu Generalnego - Kempeitai, najbardziej elitarnej
jednostki sił lądowych. Mundury oficerów wywiadu wyróżniał stylizowany znak złotej chryzantemy - symbol tajnej i
jawnej służby Kempeitai.

Życzliwe stanowisko mocarstw wobec planów rządu tokijskiego, a zwłaszcza przymierze z potężną Anglią,
podniosło znaczenie Japonii na arenie międzynarodowej. Dyplomacja japońska zaczęła odgrywać rolę
samodzielnego czynnika w polityce światowej. Przedstawiciele japońscy mogli z wielką swobodą poruszać się po
Europie, mając niemal wszędzie oparcie dla swych działań. Banki zachodnie, głównie w Londynie i w Nowym
Jorku, wydatnie wspomagały te działania i wysiłki zbrojeniowe.

Zamysły Tanaki podjął płk Motojiro Akashi, od stycznia 1901 r. attache wojskowy w Paryżu, a następnie od 15
sierpnia 1902 r. attache wojskowy w Petersburgu. Akashi był jednym z najzdolniejszych oficerów
japońskiego Sztabu Generalnego, należał do elity wojskowej, szkolono go na eksperta od spraw wywiadu
wojskowego *[Motojiro Akashi (1864-1919) - baron, generał, jeden z najlepszych oficerów wywiadu japońskiego
okresu Meiji, 1899 absolwent Wyższej Szkoły Wojskowej, przydzielony do Sztabu Generalnego w Tokio, 1894
na studiach językowych w Niemczech, następnie 1894-1895 uczestnik wojny japońsko-chińskiej, członek sztabu
dywizji gwardii cesarskiej na Formozie, mającej stłumić ruch opozycyjny przeciwko Japonii, 1896 ponownie
przydzielony do korpusu Sztabu Generalnego, wysłany w misji na Formozę i do Indochin Francuskich, a w 1900
do Chin do negocjacji z Rosją w sprawie zakończenia powstania bokserów, I 1901 - VIII 1902 attache wojskowy
poselstwa Japonii w Paryżu, potem XI 1902 - II 1904 w Petersburgu, a następnie II - VI 1904 w Sztokholmie i I -
VI 1906 w Berlinie, dalej X 1907 - IV 1914 komendant żandarmerii w Korei, 1914 zastępca szefa Sztabu
Generalnego w Tokio, 1915-1918 dowódca 6 dywizji w Kumamoto na Kiusiu, 1918-1919 dowódca sił zbrojnych
Japonii na Tajwanie i generał-gubernator Formozy.]. Przybył do Petesburga 1 listopada 1902 r. Miał
przygotować tajne działania Kempeitai przeciwko Rosji w Europie, to znaczy wywiad, sabotaż kolei
transsyberyjskiej i prowokowanie opozycji antyrządowej do rewolty. Przez wiele miesięcy obserwował miejscowe
życie polityczne, sporo kłopotów sprawiało mu jednak dotarcie do czołówki rewolucyjnej w Rosji. Jeśli bowiem -
pisał w raporcie ze swojej działalności - "zagłębimy się w aktualną sytuację, dojrzymy tylko mglisty brzeg.
Wszystkie tak zwane partie opozycyjne to tajne stowarzyszenia, gdzie nikt nie może odróżnić wybitnych
dysydentów od tajnych agentów [Ochrany - R. Ś], a nawet poznać nazwisk i adresów przywódców opozycji.
Trudno nam zidentyfikować prawdziwych działaczy opozycji, ponieważ posługują się seriami fałszywych nazwisk,
które często zmieniają na jeszcze inne. Rosyjscy agenci znali tylko niektórych przywódców i inwigilowali ich;
niemożnością było kontynuowanie tego typu działalności w Europie poza Rosją i Niemcami, ponieważ wobec
braku restrykcji wymierzonych przeciwko uchodźcom politycznym w Europie, dysydenci mieli wstęp do domów
prywatnych osób z towarzystwa, często ciesząc się protekcją uczonych i dżentelmenów". Akashi stracił wiele
czasu na zebranie wiarygodnych informacji o partiach opozycyjnych oraz nawiązanie kontaktu z przywódcami
grup rewolucyjnych. Wiele z tych kontaktów miało charakter przypadkowy. Docierał do osób, o których sądził, że
zajmują kierownicze stanowisko w swych środowiskach, gdy faktycznie nie odgrywały takiej roli.

Powoli następowała koordynacja działań japońskiej służby zagranicznej i wyższego dowództwa. W sierpniu 1903
r., kiedy zostały potwierdzone rosyjskie przygotowania do wojny, Sztab Generalny i Dowództwo Sił Morskich
zwróciły się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych z prośbą o zatrudnienie szpiegów w imperium carskim, którzy
zbieraliby informacje o siłach rosyjskich. Pierwsze instrukcje w tej sprawie wyszły z MSZ 14 sierpnia i 26 grudnia
1903 r. Pierwszą grupę agentów głębokiego wywiadu w Rosji miał angażować Toshitsune Kawakami,

43 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

przydzielony do konsulatu we Władywostoku. Wkrótce, 11 i 12 stycznia 1904 r., Kawakami otrzymał ze


Sztabu Generalnego w Tokio bezpośrednie polecenie znalezienia dwóch informatorów, jednego dla Lądowych Sił
Zbrojnych i jednego dla Morskich Sił Zbrojnych. Dyplomata japoński nie miał jednak doświadczenia w sprawach
wojskowych i wywiadowczych. Ostatecznie ta droga werbunku agenturalnego zawiodła.

Wydaje się, że Oddział II Sztabu Generalnego celowo doprowadził do takiej sytuacji, chcąc wykazać
nieprzygotowanie personelu dyplomatycznego dla potrzeb Kempeitai, co w konsekwencji prowadziło do
usamodzielnienia attaches wojskowych przy wykonywaniu zadań wywiadowczych. Jako pierwszy miał z tego
skorzystać Akashi. Na początku 1904 r. znalazł właściwe kontakty z opozycją antyrządową w Rosji, kiedy
stosunki między Japonią a Rosją uległy wyraźnemu pogorszeniu. Drogę do rosyjskich i polskich
grup rewolucyjnych mieli torować przywódcy opozycji fińskiej.

Służby Kempeitai miały ułatwione zadanie ze względu na zacofanie przeciwnika. Wywiad wojskowy rosyjskiego
imperium na Dalekim Wschodzie pierwszych lat XX stulecia nie odpowiadał wymogom czasu. Nie był w
ogóle przygotowany do wojny na żadnym froncie, tkwiąc w starych schematach działania, które korzeniami
sięgały początków XIX wieku, chociaż reprezentował ogromny potencjał operacyjny. Informacje zbierali attaches
wojskowi i dyplomaci. Służba wywiadowcza koncentrowała się w sztabach okręgów wojskowych. Jednakże
oddziały wywiadowcze w sztabach okręgów powstawały tylko na czas wojny. Przy tym klasyczny wywiad
wojskowy, w odróżnieniu od tajnego, działał bez pomocy agentury, obejmując informacje obserwatorów, wywiad
w boju i wywiad powietrzny (balony i aerostaty). Wywiad prowadzono niesystemowo i bez planu ogólnego.
Bardzo szczupłe środki finansowe przeznaczano na rozpoznanie Niemiec i Austro-Węgier. W
najbardziej opłakanym stanie przedstawiała się organizacja wywiadu przeciwko Japonii, gdzie bezpośrednio
przed wybuchem wojny całkowicie brakowało sieci agenturalnej. W okresie pokoju Sztab Generalny w
Petersburgu nie wypracował sobie żadnego systemu organizacji tajnej agentury w warunkach
dalekowschodniego teatru działań wojennych. W takim samym stanie niedowładu organizacyjnego pozostawał
kontrwywiad, który nie był w stanie przeciwstawić się skutecznie wrogiej agenturze.

Podstawowa przyczyna niedomagań tajnych służb wojskowych Rosji tkwiła w samym systemie władzy carskiej,
niezależnie od ich relatywnie dużej efektywności penetracji obcych sił, co wynikało z potencjalnych
możliwości państwa, ale nie odpowiadało jego potrzebom. Przyjęto prymat wewnętrznej kontroli politycznej nad
zadaniami, które obejmowały dziedzinę stosunków zagranicznych. W miarę rozwoju ruchu rewolucyjnego
instytucje represji państwa przerzucały się na walkę z radykalną opozycją i tendencjami odśrodkowymi. Coraz
mniej uwagi kierowano na działania obcych wywiadów.

Przez to do roli potęgi w państwie urosła tajna policja polityczna - Ochrana, czyli Wydział dla Ochrony Porządku i
Bezpieczeństwa Publicznego (Otdielenije po ochronienii poriadka i obszczestwiennoj biezopasnosti), której
przede wszystkim powierzono obserwacje zagranicy. Ochrana została powołana w 1881 r. dla likwidacji
zagrożeń wewnętrznych, zwalczania ruchów wolnościowych i rewolucyjnych, wrogich organizacji politycznych i
społecznych. zwłaszcza tych, które prowadziły walkę zbrojną z caratem. Rozbudowano ogromną sieć wywiadu
politycznego w Rosji i w całej Europie. Dobrze zakonspirowana sieć tajnych współpracowników i prowokatorów
umożliwiała przeniknięcie w głąb inwigilowanych grup. Ochrana werbowała agentów we wszystkich stolicach
europejskich, przekazywała ich następnie attache wojskowym. Centrala Ochrany znajdowała się w Petersburgu.
Prace Ochrany nadzorował dyrektor Departamentu Policji w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, który podlegał
ministrowi spraw wewnętrznych (od 17 IV 1902 do 28 VII 1904 r. Wiaczesław Konstantinowicz Plehwe). W
latach 1902-1905 Departamentem Policji kierował Aleksiej Aleksandrowicz Łopuchin.

Organizacja Ochrany, jak na owe czasy, była perfekcyjna, znacznie wyprzedzała służby polityczne innych
wywiadów, w tym Austro-Węgier i Niemiec. Oficerowie Ochrany rekrutowali się przeważnie z korpusu Sztabu
Generalnego, należeli do najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie. W kraju i za granicą dysponowali szeroko
rozgałęzioną siecią agenturalną. Posługiwali się licznymi konfidentami prowokatorami, przygotowanymi do
wypełniania zadań wojskowych i politycznych. Odpowiednie fundusze zapewniały właściwe funkcjonowanie całej
organizacji. Nie cofano się przed stosowaniem przemocy fizycznej wobec przeciwników. Okrucieństwo i
bezwzględność stanowiły nieodłączne atrybuty działania aparatu Ochrany. Wewnętrzną dyscyplinę całego
aparatu zapewniały brutalne metody wymuszania posłuchu.

Bezpośrednio działaniami Ochrany kierował Wydział Specjalny (Osobyj otdieł) w Departamencie Policji.
Podlegały mu placówki terenowe oraz Oddział Zagraniczny w Paryżu (Zagranicznaja agientura), który rozwijał
od 1883 r. działalność Ochrany poza Rosją. Centralną rolę pełnił faktycznie oddział petersburski Ochrany.

Niezwykle żywą działalność rozwijały biura Ochrany w Warszawie i Paryżu. Wydział dla Porządku i
Bezpieczeństwa Publicznego miasta Warszawy przy Zarządzie Warszawskiego Oberpolicmajstra (Otdielenije
pri uprawlenii warszawskogo obierpolicmajstra po ochronienii poriadka i obszczestwiennoj biezopasnosti w

44 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

gorodzie Warszawie, popularnie Ochrannoje otdielenije w Warszawie) utworzony został w 1900 r. Kancelarie
dowództwa Ochrany warszawskiej znajdowały się przy Zarządzie Warszawskiego Oberpolicmajstra przy ulicy
Długiej. Stanowisko referenta Ochrany w Warszawie zajmował Michaił Bogdanow-Kaliński (1898-1909). Oddział
warszawski żandarmerii i Ochrany miał swoją siedzibę przy dawnej ulicy Wielkiej, w narożnym budynku przy
skrzyżowaniu z ulicą Żurawią (obecnie ul. Poznańska 30/34).

Centralny organ rosyjskiej policji politycznej za granicą stanowiła Zagraniczna Agentura Ochrany w Paryżu.
Biuro Oddziału Zagranicznego znajdowało się w gmachu ambasady rosyjskiej w Paryżu przy rue de Grenelle 29,
które pełniło rolę ośrodka dowodzenia i dyspozycji zagranicznej agentury Ochrany.

Podstawy agentury Ochrany paryskiej stworzył Piotr Iwanowicz Raczkowski, dyrektor Oddziału Zagranicznego w
latach 1884-1902. Praca agentury paryskiej opierała się na sieci tajnych współpracowników (prowokatorów),
którzy prowadzili zewnętrzną i wewnętrzną obserwację przybywających z Rosji rewolucjonistów *[Przyjmuje się,
że 1 tajny współpracownik-prowokator Agentury Zagranicznej przypadał na 40-50 emigrantów politycznych z
Rosji. Walerij Konstantinowicz Agafonow obliczył, że w w latach 1905-1917 przez Oddział Zagraniczny Ochrany
w Paryżu przeszło około 100 tajnych współpracowników-prowokatorów, a liczba rosyjskich emigrantów
politycznych w Europie Zachodniej nie sięgała więcej jak 4 000-5 000 osób. W 1917 r. komisja lustracyjna
ustaliła, że przed rozwiązaniem Oddziału Zagranicznego Ochrany służyło w nim 22 agentów.]. "W miarę rozwoju
ruchu rewolucyjnego i kolosalnego wzrostu emigracji zagranicznej - pisał później Walerij Konstantinowicz
Agafonow - rozwijała się działalność [Piotra Iwanowicza] Raczkowskiego i rosła jego siła: wszystkie rewolucyjne
zagraniczne grupy, wszyscy wybitni emigranci [...] byli omotani pajęczyną tak wewnętrznej, jak i
zewnętrznej obserwacji". Pod ścisłą obserwacją Agentury Zagranicznej pozostawał m.in. Władimir Lwowicz
Burcew. Ochrana dość dobrze orientowała się w jego powiązaniach i działalności. Przekazywano do
Departamentu Policji w Petersburgu korekty wydawnictw Burcewa wraz z odpisami jego korespondencji. "W
rozpatrywanym okresie (1900-1912) - podkreślał Agafonow - Burcew był w krzyżowym ogniu agentury: z jednej
strony [Lew Dmitriewicz] Bejtner, korzystający z jego zaufania, z drugiej - [Piotr Emmanuiłowicz] Pankratiew,
dawny znajomy". Toteż "Raczkowski chwalił się, że odnośnie narodowolców w Paryżu i Londynie przyjął on
granice 'zabezpieczające przed różnymi niespodziankami', i że działalność narodowolców była dla niego
'zupełnie znana' ". Wiedzę Ochrany na temat emigracji rosyjskiej pogłębił znacznie następca Raczkowskiego.

Od września 1902 r. Agenturą Zagraniczną Ochrany dowodził Leonid Aleksandrowicz Ratajew, naczelnik
Wydziału Specjalnego Departamentu Policji. "W dziedzinie tajnych współpracowników - pisał 22 XII 1902 r. w
pierwszym raporcie dla Łopuchina - radzę nie trzymać się ściśle ram Londynu, Paryża i Szwajcarii, ale
rozszerzyć je. [...] Niezależnie od tego muszę za wszelką cenę zwerbować współpracownika wyłącznie spośród
Polaków. W Londynie polska rewolucja jest bardzo silna i poważna, ale świadomość tego, według mnie, jest
niedostateczna. Szczegółowy raport z Londynu sporządza się i w celu jego zakończenia muszę jeszcze tam
pojechać, co uczynię, po ukończeniu i przedstawieniu pracy o 'Żółtych' [tj. Japończykach]". Raport, o
którym wspominał Ratajew, nie jest znany. Sygnalizowanie przez szefa Agentury Zagranicznej roli ruchu
polskiego jest znamienne. Z tych powodów Łopuchin, działając na polecenie ministra spraw wewnętrznych,
podjął 31 grudnia 1903 r. decyzję o wydzieleniu Agentury w Galicji, jako samodzielnej organizacji.

Najwięcej wysiłku Ratajew włożył w prowadzenie centrali paryskiej oraz rozbudowę agentury szwajcarskiej.
Pracowali dla niego najlepsi agenci: Lew Dmitrijew Bejtner (prowokator w grupie narodowolców) oraz Maria
Aleksiejewna Zagórska, Jewno Fiszelewicz Azef i Boris Jakowlewicz Batuszanski (prowokatorzy w Partii
Socjalistów-Rewolucjonistów).

Systematycznie inspirowano prasę francuską, prowadząc kampanię przeciwko rosyjskim emigrantom.


Specjalnie w tym celu w marcu 1903 r. został oddelegowany do Paryża Iwan Fiodorowicz Manasiewicz-
Manuiłow, urzędnik do szczególnych poruczeń przy ministrze spraw wewnętrznych *[Iwan Fiodorowicz
Manasiewicz-Manuiłow (1868-1918) - radca dworu, dziennikarz, od końca lat osiemdziesiątych współpracownik
Ochrany w Petersburgu, 1899-1901 agent Departamentu Spraw Duchowieństwa Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych oddelegowany do Rzymu, w 1903 przydzielony do Oddziału Zagranicznego Ochrany w Paryżu,
od 1906 w rezerwie.]. "Maska" zajął w Agenturze Zagranicznej pozycję specjalnego agenta Departamentu
Policji. Zależał tylko formalnie od Ratajewa, utrzymywał bezpośrednią łączność z samym ministrem spraw
zagranicznych, Wiaczesławem Konstantinowiczem Plehwe.

Formalnie Oddziałowi Zagranicznemu Ochrany w Paryżu podlegały wydzielone agentury:

1.) Agentura w Szwajcarii z siedzibą w Genewie, zorganizowana dla obserwacji ośrodków emigracyjnych w
Genewie, Bemie, Zurichu i Lozannie. Agenturą szwajcarską kierował Milewski, mając do pomocy Gurina. W
1887 r. podlegało im 8 agentów.

2.) Agentura w Londynie - obejmowała 2 angielskich agentów: Farsa i Torpa, a później także E. Brontmana,

45 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Wasilija Grigoriewicza Gudina, Albierta Michajłowicza Orłowa-Zukiermana.

3.) Agentura w Galicji - działała od czerwca 1896 r., ale bez większych efektów, wzbudzając niepokój Łopuchina.
Reorganizację Agentury w Galicji przeprowadził Michał Iwanowicz Gurowicz, przyjęty do służby 1 stycznia 1903
r., wcześniej prowokator (1890-1902). Dyrektor Departamentu Policji w piśmie z 1 lutego 1903 r. do ministra
spraw wewnętrznych, Plehwego zwracał uwagę na dwa nowe ośrodki, Kraków i Lwów, które stały się
"znaczącymi centrami ruchu nacjonalistycznego i socjalistycznego". Gurowicz prowadził obserwację środowisk
polskich z Warszawy. Dysponował 20 współpracownikami i agentami.

4.) Agentura Bałkańska, kierowana z Wiednia przez Aleksandra Wajsmana, jako agenta Departamentu Policji w
Wiedniu i na Bałkanach. Po zdemaskowaniu roli Wajsmana w styczniu 1904 r. na czele Agentury Bałkańskiej
stanął płk żandarmerii Władimir Walerianowicz Trzeciak. Do zarządu jego agentury wchodziły Rumunia (16
agentów), Bułgaria (5 agentów), Serbia (2 agentów) oraz Wiedeń (1 agent - Simon Mojsze Wajsman-Mordkow,
brat Aleksandra Wajsmana). Niebawem Agentura Bałkańska została zlikwidowana. Trzeciaka oddelegowano do
biura Ochrany w Warszawie. Następnie w lutym 1905 r. został skierowany do pomocy Ratajewowi w obserwacji
Rosjan na Półwyspie Bałkańskim.

5.) Agentura Berlińska zorganizowana w końcu grudnia 1900 r., pod kierownictwem Arkadija Michajłowicza
Hartinga. Pod tym nazwiskiem Ochrana zamaskowała rewolucjonistę i prowokatora, byłego tajnego
współpracownika Raczkowskiego w Paryżu i w Brukseli, Abrahama Aarona Heckelmana-Landezena. Harting
formalnie był podporządkowany Ratajewowi, ale w rzeczywistości pełnił swoją funkcję zupełnie samodzielnie,
odpowiadając za podległą placówkę przed dyrektorem Departamentu Policji. Agentura Berlińska prowadziła
samodzielną obserwację rosyjskich rewolucjonistów mieszkających w Niemczech. Hartingowi podlegało 7
agentów (tajnych współpracowników-prowokatorów), w tym osławiony Lew Dmitriewicz Bejtner, Żytomirski
(zwerbowany w 1902 r.) i Zinaida Żuczenko, rozpracowujący środowiska Partii Socjalistów-Rewolucjonistów
oraz Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji.

Dnia 1 sierpnia 1905 r. odsunięto Ratajewa od kierowania Agenturą Zagraniczną, a na jego miejsce
wyznaczono Hartinga. Agenturę w Berlinie przyporządkowano ostatecznie Oddziałowi Zagranicznemu Ochrany
w Paryżu.

Tymczasem w styczniu 1904 r. wojnę między Rosją a Japonią uważano powszechnie za nieuniknioną. Rząd
tokijski uznał w końcu, że nadeszła chwila do rozpoczęcia działań wojennych. Flota japońska wyruszyła z baz i
skierowała się ku półwyspowi Liaotung. Wojska rosyjskie przeszły 6 lutego granicę na rzece Jalu i wkroczyły do
Korei. Japończycy 8 lutego zaatakowali carską flotę na redzie Port Artur. Dwa dni później została ogłoszona
wojna z Rosją.

Całe japońskie przedstawicielstwo dyplomatyczne porzuciło Petersburg i przez Berlin skierowało się do Szwecji.
Akashi otrzymał stanowisko attache wojskowego w nowo utworzonym poselstwie japońskim w Sztokholmie (10
II 1904). Po drodze zatrzymał się 14 lutego w Berlinie, a do Sztokholmu przybył 22 lutego. Zarówno Ministerstwo
Spraw Zagranicznych, jak i Sztab Generalny w Tokio uznały Sztokholm za najlepszy punkt do zbierania ogólnych
informacji na temat Rosji i organizowania siatki wywiadu wojskowego oraz politycznego, na zasadzie udzielenia
Akashiemu specjalnych prerogatyw, które uprzywilejowywały jego stanowisko wobec innych placówek Kempeitai
w Europie, przy attachatach wojskowych w Paryżu, Londynie, Wiedniu i w Berlinie oraz w Sztokholmie. W
czerwcu 1904 r. przydzielono do poselstwa w Szwecji zwykłego attaché wojskowego, ponieważ te oficjalne
obowiązki kolidowały z tajną działalnością Akashiego.

Akashi objął rolą organizatora i kierownika akcji dywersyjnej i wywiadowczej przeciwko caratowi, prowadzonej w
Europie przy pomocy rosyjskich emigracyjnych organizacji rewolucyjnych i narodowościowych, za
pośrednictwem których zamierzał wspierać rozszerzające się ruchy opozycji wewnątrz imperium. Przystąpił do
rozszerzenia japońskiej siatki wywiadowczej w Rosji. W Petersburgu zostawił trzech swoich agentów, którzy
działali samodzielnie, obserwując sytuację w stolicy, a w szczególności poczynania rządu. Po przyjeździe do
Sztokholmu skontaktował się z Jonasem Castrénem oraz Konni Zilliacusem, przywódcami fińskimi *[Motojiro
Akashi tak opisywał pierwszy kontakt z przedstawicielami opozycji fińskiej: "Używając posłańca, w dniu przybycia
[do Sztokholmu 22 II 1904] wysłałem tajny list do [Jonasa] Castrena, przywódcy Partii Konstytucjonalistów. Już
od jakiegoś czasu znałem to nazwisko i poprosiłem o spotkanie. Mój posłaniec wrócił i powiedział: 'Pan Castren
powiedział, że nie widzi powodu, dla którego miałby dostawać od pana list i że prawdopodobnie bierze go pan za
kogoś innego'. Zwrócił mój list. Byłem głęboko rozczarowany, ale wówczas odwiedził mnie dżentelmen z białą
brodą, w jedwabnym kapeluszu i wręczył mi kopertę zawierającą kartę wizytową od człowieka nazwiskiem Konni
Zilliacus. Było tam napisane: 'Najlepszy przyjaciel Castrena'. Zilliacus powiedział: 'Zwróciliśmy wcześniej pański
list, bo nie było jak ustalić, czy to rzeczywiście pan wysłał posłańca. Błagam o wybaczenie. Obaj z Castrenem
głęboko cenimy pańską ofertę rozmowy. Jednak ten hotel [Hotel Rydberg] jest niebezpieczny. Proszę być przed
hotelem jutro rano o jedenastej. Będę siedział w powozie, który o tej godzinie przejedzie obok pana. Proszę do

46 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

niego wsiąść. Jeżeli zaciągnie pan składany dach od śniegu, nikt nie będzie mógł pana zobaczyć. Będzie więc
pan mógł w tajemnicy udać się na miejsce spotkania'. Zgodnie z planem spotkałem się z nimi następnego ranka
w domu Castrena".]. Na wstępie Zilliacus miał oświadczyć Akashiemu: "Chętnie udzielę panu jak najwięcej
informacji na temat spraw politycznych, ale nie mogę wciągnąć naszej partii do pracy agenta japońskiego,
ponieważ taka praca rzuciłaby na nią cień". Po przełamaniu pierwszych lodów Akashi rozpoczął poufne
rozmowy z fińskimi uchodźcami w Sztokholmie, chcąc wysondować możliwości rozwinięcia współpracy
pomiędzy opozycją fińską a władzami japońskimi. Następnie należało pokazać, że cała opozycja antyrządowa
jest zdolna do wspólnych, zgodnych działań, zmierzających do obalenia autokracji, przez zachęcenie liberałów
do żądania wprowadzenia osobnej dla Finlandii konstytucji, organizowanie demonstracji i zbrojnych zamieszek w
różnych częściach imperium. Zilliacus, który był odpowiedzialny za większość elementów tego planu, stał się
niebawem głównym pośrednikiem Akashiego w kontaktach z grupami opozycyjnymi i rewolucyjnymi w Rosji
*[Konni Viktor Zilliacus (1855-1924) - fiński działacz robotniczy, polityk, dziennikarz i publicysta, autor wielu prac
z historii rosyjskiego ruchu robotniczego oraz najnowszych dziejów Finlandii (1890-1923), od 1889 przebywał w
Stanach Zjednoczonych i w Japonii, od 1898 redaktor "Nya pressen" w Helsingforsie, od 1900 redaktor pisma
"Fria ord" w Sztokholmie, przemycanego na teren Finlandii, jeden z przywódców ruchu młodofinów na emigracji,
1903 współzałożyciel Fińskiej Partii Czynnego Oporu (Finska aktiva motstandspartiet), od 1 XI 1904 jej
przewodniczący, 1904-1905 współpracownik wywiadu japońskiego, jeden z organizatorów przemytu broni do
Finlandii i Rosji, główny organizator konferencji stronnictw opozycyjnych i organizacji rewolucyjnych działających
w Rosji, zwołanej do Paryża w 1904, kierownik biura porozumiewawczego stronnictw opozycyjnych w państwie
rosyjskim.].

Akcję wspierania ruchów odśrodkowych w Rosji, wykorzystania ich do celów wywiadowczych oraz dywersji
politycznej Oddział II japońskiego Sztabu Generalnego prowadził w ścisłym porozumieniu z Ministerstwem
Spraw Zagranicznych, za pośrednictwem centrali tokijskiej MSZ, wybranych placówek dyplomatycznych i
akredytowanych przy nich attachés wojskowych, będących kadrowymi pracownikami wywiadu, a także
rezydentów Kempeitai, którzy kierowali siatkami wywiadowczymi w Europie i w Azji. Oficerowie japońscy
przydzieleni do służby dyplomatycznej z dużą swobodą poruszali się po Europie, mając do wypełnienia bardzo
szeroki zakres zadań. Zajmowali się zamówieniami i zakupem uzbrojenia w różnych zakładach w Niemczech,
Wielkiej Brytanii, Belgii, Danii i Szwecji. Prowadzili szerokie rozpoznanie wywiadowcze. Opinie o "jakiś
tajemniczych machinacjach japońskich attachés wojskowych" stały się dość powszechne.

Wszystkie działania dyplomatyczne i polityczne w Europie z ramienia japońskiego MSZ koordynował Hayashi,
mając do pomocy attaché wojskowego w Londynie, mjr. Taro Utsunomiya, któremu asystował delegowany oficer
Sztabu Generalnego, mjr Saburó Inagaki. Pozostały personel dyplomatyczny w Europie Zachodniej i w Stanach
Zjednoczonych pełnił funkcje pomocnicze albo techniczne w zakresie działań specjalnych podejmowanych przez
płk. Akashi i mjr. Utsunomiya przeciwko Rosji. Do tych działań wspierających zostały włączone placówki
dyplomatyczne: w Paryżu (Ichiro Motono, poseł, ppłk Hisamatsu, attaché wojskowy, kpt. Takadsuka, pomocnik
attaché wojskowego, Shin ichiro Kurino, były poseł w Petersburgu, przydzielony po wybuchu wojny z Rosją do
poselstwa paryskiego), Berlinie (Junnosuke Inoue, poseł, Kikutaro Oi, attaché wojskowy), Wiedniu (Nobuaki
Makino, poseł, Goro Johoji, attaché wojskowy), Hadze (Nobukata Mihashi, poseł), Sztokholmie (Sachio Akizuki,
poseł, mjr Tsunekichi Nagao, od czerwca 1904 attaché wojskowy), Waszyngtonie (mjr Koichiro Tachibana,
attaché wojskowy) i Nowym Jorku (Kosai Uchida, konsul generalny).

Działalność Akashiego nie uszła uwadze Ochrany. Ustanowiono ścisły nadzór nad poczynaniami oficera
Kempeitai. Kierownictwo operacyjne rozpracowania jego powiązań z opozycją antyrządową przekazano
Manasiewiczowi-Manuiłowowi w Paryżu i Hartingowi w Berlinie. "W 1904 r. Hartinga wezwano do Petersburga i
dyrektor Departamentu Policji Łopuchin polecił mu - notował Agafonow - zorganizowanie kontrwywiadu do walki z
japońskim szpiegostwem, na czele którego stał [Motojiro] Akashi [...]. Zawrzała praca. Do walki z Japończykami
Harting wezwał 'starą gwardię' - szpiegów, śledzących wcześniej rosyjskich rewolucjonistów, i 'prowokatorów',
sam zaś miotał się po Europie śladami Akashiego i innych prawdziwych i domniemanych japońskich szpiegów:
dziś w Petersburgu, jutro w Berlinie, pojutrze w Sztokholmie, w Kopenhadze".

Szukanie możliwości kontaktów

Nie wiadomo, kiedy w kierownictwie PPS, dostrzegającym możliwość wykorzystania dla własnych zamierzeń
sprzeczności interesów międzynarodowych na Dalekim Wschodzie, zarysowujących perspektywę otwartego
konfliktu między mocarstwami, który mógł zaangażować wewnętrzne siły antycarskie w imperium Mikołaja II,
powstała myśl nawiązania kontaktów politycznych z Japonią przeciwko Rosji. Wydaje się, że pierwsze próby
zainicjowania rozmów z przedstawicielami dyplomatycznymi rządu w Tokio miały miejsce już w końcu 1899 r., za
pośrednictwem konsulatu japońskiego w Londynie. Jednakże, nawet jeśli w ogóle takie rozmowy zostały wtedy
podjęte, nie zostawiły praktycznych rezultatów. Nie ma zresztą na ten temat żadnych danych źródłowych.

47 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Natomiast Dmowski poznał się w tym czasie z dyplomatą japońskim, Toshitsune Kawakami. Znajomość ta miała
wówczas tylko czysto towarzyski charakter, bez dalszych konsekwencji dla wzajemnych kontaktów politycznych.
Najważniejsze okazały się kontakty z opozycją fińską, które zainicjowano jeszcze w styczniu 1903, a potem
odnowiono w styczniu 1904 r..

W ścisłym kierownictwie PPS (Piłsudski, Jodko-Narkiewicz, Malinowski, Jędrzejowski) dla oznaczenia sprawy
planowanych poufnych kontaktów z przedstawicielami Japonii za pośrednictwem służb wywiadu Kempeitai i
podjęcia wspólnych przedsięwzięć przeciwko Rosji na wypadek wojny na Dalekim Wschodzie przyjęto
wewnętrzny kryptonim "Wieczór". W ogólnym znaczeniu "Wieczór" określał też Japonię, jako partnera
przyszłych porozumień politycznych. Nic nie wiadomo o czasie i okolicznościach powstania kryptonimu. Jego
ścisłe znaczenie oddawało zapewne geograficzny kierunek komunikacji z Wielkiej Brytanii do Japonii. Wtedy
podróżowało się z Europy Zachodniej na Daleki Wschód kierując się na zachód, najpierw statkiem
przez Atlantyk, potem drogą lądową do zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, a następnie znowu drogą
wodną przez Pacyfik. Odległy cel wyprawy wskazywało zachodzące słońce, które u schyłku dnia niknęło za
horyzontem, wschodząc w tym samym momencie na drugiej półkuli.

Pierwsze datowane zapisy dokumentacyjne kryptonimu "Wieczoru" występują w korespondencji partyjnej zaraz
po wybuchu wojny japońsko-rosyjskiej. Użyli ich niezależnie od siebie Malinowski w Londynie 18
lutego ("ambasada wieczorowa", tj. ambasada Japonii w Londynie) i Jodko-Narkiewicz we Lwowie 20 lutego
1904 r. ("list drugi wieczorowy", tj. drugi list Jodki-Narkiewicza do posła Japonii w Wiedniu, hrabiego Nobuaki
Makino z 21 II 1904 r.). Oznacza to, że kryptonim "Wieczoru" został ustalony wcześniej na jakiejś wspólnej
konferencji albo spotkaniu, zapewne w gronie Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza, Malinowskiego i być może
Jędrzejowskiego, najpóźniej w drugiej połowie 1903 r., bo w cytowanych listach posługiwano się nim już w
znaczeniu faktu dokonanego.

Wstępne ustalenia w sprawie uaktywnienia działań PPS na wypadek wybuchu wojny na Dalekim Wschodzie
zapadły zapewne bezpośrednio przed wyjazdem Piłsudskiego do Królestwa Polskiego (24 I 1904). Podjęte
wówczas decyzje dotyczyły prawdopodobnie rozpoznania możliwości rozwoju ruchu rewolucyjnego w zaborze
rosyjskim, przy wykorzystaniu ewentualnego porozumienia i pomocy materialnej ze strony Japonii. "W interesie
'wieczornym' rozgadałem się na fest z dwoma [tzn. z Adamem Buyno i Feliksem Sachsem, jako członkami
Centralnego Komitetu Robotniczego PPS - R. Ś.] - pisał z kraju prawdopodobnie do Jędrzejowskiego pod
koniec stycznia lub na początku lutego 1904 r. - jak to było umówione. Naturalnie opposition nie ma, trochę
zdziwienia. Natomiast, jak wyczuwam z gawęd z innymi, to najbardziej oporną będzie inteligencja - przesiąknięta
pozytywizmem. Jeszcze nie sondowałem tej sprawy w ognisku życia [w Warszawie], ale spodziewam się, że i
tam się z tym spotkam. Naturalnie - wbrew twierdzeniu Bolka [Bolesława Antoniego Jędrzejowskiego] - płynę
przeciw prądowi i staram się coś niecoś włożyć, ale idzie to opornie, głowy są zahipnotyzowane przez robotę
tymczasową, przez interesy chwili obecnej, która naturalnie wydaje się czymś stałym. [...] W wielu miejscach na
prowincji pytano naszych ludzi, co i jak w razie wojny".

W pierwszej dekadzie lutego 1904 r. Piłsudski przebywał jeszcze w kraju, pochłonięty sprawami wewnętrznymi
partii. Zaalarmowały go ruchy jednostek rosyjskich w kierunku Mandżurii, co zaobserwował podczas pobytu w
zaborze rosyjskim w ostatnim tygodniu stycznia. "Te wysyłania wojsk może oznacza - pisał 1 II 1904 r. do
Malinowskiego w Londynie - iż wbrew pertraktacjom już wojna na Wschodzie istnieje". Zaraz po wybuchu
wojny japońsko-rosyjskiej Piłsudski przesłał do Krakowa instrukcje dla kierownictwa partyjnego w związku ze
zmianą sytuacji międzynarodowej. "Nastrój tutaj bardzo poważny - pisał z kraju 10 II 1904 r. - nakładający na
nas specjalne obowiązki. Musimy na gwałt mobilizować sztab i podoficerów ruchu. Musimy robić wojowniczą
minę, to teraz jedyny sposób wypłynięcia na wierzch przy tym podnieceniu umysłowym z powodu wojny. (...)
Urządziłem tu ogromną akcję w celu urobienia opinii o groźnym stanie rzeczy i konieczności ratowania na razie
sytuacji przez porządną zmobilizowaną organizację, która weźmie jako tako w łapy podniecone i
rozgorączkowane w kierunku otwartej walki umysły.

Polecił przygotować następujące osoby do "mobilizacji": Aleksandra Malinowskiego w Londynie, Mariana


Dąbrowskiego w Krakowie oraz Władysława Mazurkiewicza i Konrada Kasperowicza we Fryburgu. "Uważamy
ich - zaznaczał - w stanie rozporządzalnym i w każdej chwili wezwać ich możemy. Jak będę [w Krakowie i Lwowie
- R. Ś.], a będę wkrótce, bliżej ogadamy interesy".

Sprawę "Wieczoru" zainicjowała w fazie wykonawczej konferencja Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza i


Jędrzejowskiego, która odbyła się między 10 a 13 lutego 1904 r. we Lwowie. Zebranie ścisłego kierownictwa
PPS Piłsudski zwołał zapewne tuż po swoim powrocie z zaboru rosyjskiego. Najpewniej spotkanie odbyło się 13
lutego, gdyż w tym dniu Jodko-Narkiewicz napisał do Malinowskiego o podjętych we Lwowie decyzjach. Do
przesyłki załączył bruliony swego listu do posła Makino. List miał już prawdopodobnie przygotowany od kilku dni
(brulion z tekstem w języku polskim datowany jest na 8 II 1904 r.), ale wstrzymywał się z decyzją o wysłaniu go
do Wiednia, oczekując powrotu Piłsudskiego, który musiał przynajmniej zaaprobować jego treść, jeśli wręcz nie

48 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

zakreślił wcześniej głównych tez przedstawionej oferty, prezentując stanowiska partii w podstawowej kwestii
współdziałania polsko-japońskiego na wypadek wojny z Rosją, bo sam rozstrzygał wtedy zasadnicze problemy
polityki partii. Jodko-Narkiewicz nie wysłał więc listu w dniu 8 lutego, jak się powszechnie przyjmuje, chociaż
mógł go opatrzyć taką datą. Niestety, oryginał listu zaginął i nie można ostatecznie zweryfikować kwestii jego
datacji.

Piłsudski uznał, że konflikt japońsko-rosyjski na Dalekim Wschodzie można wykorzystać dla spraw polskich, co
otwierało nowe możliwości polityczne dla PPS. Sądził, że uda się pozyskać władze Japonii dla celów
politycznych partii, przede wszystkim osłabienia Rosji. Japonia mogła poprzeć technicznie i materialnie polskie
dążenia irredentystyczne. Wobec groźby wybuchu wojny Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Jędrzejowski
postanowili w najbliższej przyszłości zwrócić się otwarcie do poselstwa japońskiego w Wiedniu z ofertą
nawiązania kontaktu i współpracy. Podobne starania miały zostać podjęte w Londynie *[Tytus Filipowicz pisał
później: "Jak wiadomo, zadaniem, jakie wówczas PPS stawiała przed sobą i przed Polakami, było osiągnięcie
niepodległości drogą walki zbrojnej. Partia przeprowadzała odpowiednią propagandę, mającą na celu nie tylko
wpojenie w umysły zasady niepodległości, lecz stworzenie nastawienia psychicznego, że walka zbrojna z
najeźdźcą - i to walka zwycięska - jest do przeprowadzenia. Kierownicy zdawali sobie dobrze sprawę, że do
powodzenia ich planów propaganda nie wystarcza, że potrzebna jest silna organizacja wojskowa, zapasy broni,
środki finansowe, że nawet sama zmiana pokojowych nastrojów społeczeństwa na zaczepne nie da się dokonać
bez uprzednich czynów natury bojowej, jakie spopularyzowałyby hasło walki i wykazały jej praktyczną możliwość.
Nasuwało się także, jako prawda oczywista, iż w Polsce momentem wybuchu winien być czas, gdy Rosja
zostanie wciągnięta w wojnę z innym mocarstwem. I oto storpedowanie statków rosyjskich przez kanonierki
japońskie otwarło erę wojny, a w Polsce nie ma ani organizacji wojskowej, ani zapasów broni, ani psychiki
walki...".]. Do ewentualnych rozmów z Japończykami wyznaczono Jodkę-Narkiewicza, który odpowiadał w partii
za stosunki zagraniczne, "a będąc człowiekiem o wielkim rozmachu i szerokich perspektywach - przyznawał
jeden z jego późniejszych wrogów - nie wahał się przed krokami śmiałymi".

Jodko-Narkiewicz otrzymał szczegółowe instrukcje w zakresie przed stawienia możliwości i warunków


współdziałania PPS. W liście do posła Makino wystąpił otwarcie z propozycją współpracy polsko-japońskiej.
"Wojna Japonii z Rosją - pisał - jeżeli nawet obecnie zostanie zażegnana, jest nieunikniona w przyszłości. Rosja
jest państwem potężnym, przewrotnym i chytrymi. Nie dosyć jest pokonać, lecz trzeba ją osłabić dla
zabezpieczenia się na przyszłość. Dla dopięcia tego podwójnego celu Japonia winna użyć wszelkich środków i
wykorzystać nadarzające się okoliczności. Od centrum sił Rosji pole wojny jest daleko odsunięte i połączone
niedołężną koleją, wzdłuż której rozsiani są zesłańcy polityczni, zażarci wrogowie Rosji. Wśród nich duża ilość
Polaków. Na zachodzie Rosji znajduje się silny podbity naród polski, który kilka razy dzielnie walczył z caratem o
wydobycie się z jego niewoli, a pokonany broni nie złożył. W armii rosyjskiej, znajdującej się w Mandżurii, wojsko
w dużej części składa się z Polaków. Na kolei, w składach kolejowych etc. pracuje wielu polskich robotników.
Polacy są urodzonymi wrogami Rosji; Japonia może spotkać się tylko z ich sympatią, gdyż interesy
narodu polskiego na żadnym polu nie krzyżują się z interesami japońskimi. Poza tym wewnątrz i na południu
państwa rosyjskiego usilnie pracują liczne grupy rewolucyjne nad zwalczeniem rządu. Z tymi wszystkimi wrogimi
Rosji siłami należałoby się dziś Japonii porozumieć i z nich skorzystać". Konspiracja rewolucyjna sięgała
głęboko w sferę życia społecznego i politycznego Rosji, co wskazywało na możliwości podminowania od
wewnątrz systemu carskiego. Polscy rewolucjoniści pod przewodnictwem PPS mogli odegrać w tym znaczącą
rolę wykonawczą, zarówno w zakresie dywersji politycznej, jak i działań sabotażowych. Gotowość do
działalności dywersyjno-sabotażowej na bezpośrednich tyłach armii rosyjskiej mogła stanowić wyjściową
przesłankę do podjęcia rozmów z przedstawicielami partii. Dla uniknięcia niedomówień co do poufnego
charakteru ewentualnej współpracy Jodko-Narkiewicz dodał: "W razie uwzględnienia zamiaru tego listu, raczy
Wasza Ekscelencja - zwracał się do Makino w zakończeniu listu - naznaczyć sekretną audiencję, na którą
przybędzie jeden z przedstawicieli najsilniejszego stronnictwa, będącego w ścisłych stosunkach z partiami czynu
w Polsce, Rosji i na Kaukazie, w celu szczegółowego przedłożenia i omówienia poruszonej powyżej sprawy i
ułożenia warunków programu działania. W razie przeciwnym upraszam Waszą Ekscelencję o zwrot tego listu i
zachowanie poruszonych w nim kwestii, jak i mojego nazwiska, w absolutnej tajemnicy".

49 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Makino nie miał zamiaru odpowiadać na list Jodki-Narkiewicza. W sprawach polskich reprezentował poglądy
konserwatystów krakowskich. Dyplomata japoński przyjaźnił się z Wojciechem Dzieduszyckim *[Wojciech
Dzieduszycki (1848-1909) - polityk, konserwatysta, filozof, krytyk literacki i publicysta, powieściopisarz,
dramaturg, poeta i tłumacz, od 1876 poseł do Sejmu Krajowego, 1879-1885 i od 1895 członek Rady Państwa w
Wiedniu, jeden z przywódców Koła Polskiego, 1904 jego prezes, 1906-1907 minister dla Galicji; członek-
korespondent Akademii Umiejętności od 1887, profesor historii filozofii i estetyki Uniwersytetu Lwowskiego od
1896.]. Ugrupowania konserwatywne zdecydowanie odcinały się od "awanturnictwa PPS" - jak zanotował
Makino. Konserwatyści tłumaczyli mu, że rząd japoński nie powinien w żadnym razie popierać radykalnych
poczynań PPS, ponieważ działalność partii mogłaby doprowadzić do zaostrzenia polityki caratu wobec zaboru
rosyjskiego. Najlepiej, gdyby rząd w Tokio w ogóle "nie dotykał" problemu polskiego. Dzieduszycki podkreślał
przy tym, że zgadzał się w poglądach z Dmowskim *[Nobuaki Makino przyznał później, że uwierzył w
zapewnienia Wojciecha Dzieduszyckiego o zdecydowanym poparciu przez Polaków reprezentowanych przez
niego poglądów, przez co PPS nie miała mieć zupełnie oparcia dla swoich zamierzeń wśród szerokich mas
społeczeństwa polskiego. Tymczasem zanotował: "PPS zdobywała coraz większe poparcie i coraz większą
popularność". Dzieduszycki był tym bardzo zaniepokojony. Prosił o interwencję w Tokio. Prosił, aby Japonia i
Anglia nie pomagały PPS. "ponieważ sytuacja Polaków może znacznie pogorszyć się poprzez nierozważne
działania PPS"].

Nic więc dziwnego, że Makino traktował działaczy socjalistycznych z dużą dozą nonszalancji. Miał zdecydowanie
negatywny stosunek do oferty PPS. "Ponieważ PPS nie była liczącą się wówczas siłą - pisał później we
wspomnieniach - nie potraktowałem sprawy poważnie". Uważał, że partia nie reprezentowała większości opinii
polskiej.

Niespodziewanie dał o sobie znać Turski, zapowiadając 11 lutego swój przyjazd do Londynu, celem bliższego
omówienia swojego ogólnego projektu współdziałania polskiego i rosyjskiego ruchu rewolucyjnego wobec wojny
na Dalekim Wschodzie. Jak się później okazało, zamierzał przy tym wejść w poufne stosunki z Japończykami w
Paryżu.

50 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Jodko-Narkiewicz 13 lutego wysłał Malinowskiemu bruliony listu do Makino z tekstem polskim i niemieckim,
informując wstępnie o podjętych we Lwowie decyzjach. Załączył również list Piłsudskiego z 10 lutego,
który polecił spalić (list nie został zniszczony). "Wszystkie listy japońskie [tzn. w sprawach 'wieczorowych' - R.
Ś.] - zastrzegał przy tym - trzymaj osobno [tj. poza głównym archiwum PPS w Londynie], a i ten list mój ditto.
Jest to rezultat konferencji, którą mieliśmy tu ('Miecz[ysław]' [Józef Piłsudski], Bolek [Bolesław Antoni
Jędrzejowski] i ja) i na której postanowiliśmy to zrobić [tj. zwrócić się z listem do posła Nobuaki Makino], gdy
tylko wojna wybuchnie. Teraz czekam odpowiedzi. Bolek ma Ci napisać propozycje, co Wy macie wykonać w
Londzie [tj. Londynie]. [...] Jeżeli odpowiedź z Wiednia przyjdzie, jadę i stawiam szereg propozycji, żądając w
zamian monety (wszystko umówione, co mówić)". Jodko-Narkiewicz dotykał sedna sprawy. Dla realizacji celów
politycznych partii niezbędne były pieniądze, które mogli dostarczyć Japończycy.

Kilka dni później Piłsudski uzupełnił swoje instrukcje. Wyjechał do Petersburga i Warszawy, aby zebrać
potrzebne fundusze dla dalszej akcji PPS, ale skutek tych starań był niewielki. Około 17 lutego był w
Warszawie, skąd przesłał na adres Wasilewskiego nowe wskazówki, w których przede wszystkim zwracał
uwagę na kwestie sytuacji finansowej partii. "U bardzo wielu ludzi zjawiło się poczucie wyjątkowości chwili - pisał
- wymagającej wyjątkowych z naszej strony środków i akcji". Wobec tego "potrzebną jest koniecznie z naszej
strony akcja jakakolwiek - hamulcowa czy podniecająca - ale w każdym razie akcja. Obojętne, bierne stanowisko
dla nas jest na nic, bo jeśli nie zaraz, to po pewnym czasie stracimy wpływ i znaczenie w społeczeństwie i
masach. Do akcji potrzebna jest przede wszystkim moneta. Z tych sfer, do których kieszeni trafiliśmy dotąd, nie
wyciągniemy większej monety, umożliwiającej nam szerszą robotę i organizację, zatem trzeba się udać tam,
gdzieśmy dotąd nie sięgali i spróbować zdobyć większą monetę. Odczuwałem, że trzeba przerobić organizację,
zmobilizować większe siły organizatorskie i techniczne, a bez monety nic by się zrobić nie dało". Zdawał sobie
sprawę z potrzeby chwili. Bez wydatnego zwiększenia funduszy na działalność partyjną groził PPS marazm i
zepchnięcie na margines życia politycznego, gdy ruch rewolucyjny mógł niebawem wypłynąć na zmianę ogólnej
sytuacji wewnątrz imperium rosyjskiego. Myślał o stworzeniu specjalnej organizacji o charakterze wojskowym,
"dającej się użyć do wszystkiego, karnej i dostatecznie sprężystej", aby rozwinąć ruch rewolucyjny. "Plan nasz -
dodawał - zmobilizować sztab, centrum ulokować w Warszawie, tak, by było nasze (kierownictwo) na miejscu;
zmobilizować technikę i podoficerów ruchu, wytworzyć z tego organizację karną z raportami, rozkazami
dziennymi itd.".

Widać że Piłsudski cały czas odpowiadał za ogólną linię polityczną i strategię działań PPS. Decydował również
o ważnych kwestiach taktycznych, jeśli wpływały one istotnie na podstawy ruchu. O swoich zamierzeniach
informował najbliższych współpracowników, którzy w zakresie swoich czynności wykonawczych odpowiadali za
realizację poleconych im zadań. Wydawało się, że droga do rozwiązania przedstawionych problemów
partii wiodła przez nawiązanie kontaktu z wrogami caratu, w tym przede wszystkim z Japończykami, którzy mogli
bardzo wydatnie wesprzeć dążenia PPS.

Niezależnie od zabiegów, które Piłsudski i Jodko-Narkiewicz zainicjowali na gruncie wiedeńskim i londyńskim, z


własną inicjatywą nawiązania stosunków z Japończykami wystąpił Wacław Studnicki, mieszkający w Paryżu brat
Władysława Studnickiego. Wacław Studnicki należał do Sekcji Paryskiej PPS, używał pseudonimu partyjnego
"Hanibal" (także "Hannibal"). Już 17 lutego donosił do Londynu, że wszedł w bezpośrednie stosunki z
Japończykami. "Towarzysze! - pisał z Paryża. - Spieszę zakomunikować Wam, że udało się mnie znaleźć
dostęp do tutejszej ambasady japońskiej. Posyłam Wam rękopis proklamacji, którą za pośrednictwem ambasady
japońskiej będzie można rozpowszechnić pośród żołnierzy Polaków na Syberii, w Mandżurii i na Sachalinie".
Uważał za potrzebne napisanie takiej proklamacji nawołującej do dezercji Litwinów i Żydów z armii rosyjskiej.
"Czy możecie wydrukować w Londynie nie tylko proklamacje polskie, ale i litewskie i żydowskie? - pytał w
związku z tym. - Czekam w tej kwestii Waszej odpowiedzi. Bardzo idzie o pośpiech - dodawał. - Sądzę, że
zgodzicie się ze mną, że wywołanie dezercji z armii moskiewskiej jest rzeczą w danej chwili bardzo ważną i że z
tą sprawą nie można czekać". Chciał osobiście pojechać do Japonii, aby zorganizować na miejscu opiekę nad
dezerterami Polakami. Nie miał na ten cel pieniędzy. "Jeżeli dezercja przyjmie większe rozmiary, to spodziewam
się - przewidywał - że rząd japoński na swój koszt zgodzi się przyjąć koszta mojej podróży. Ale moja podróż do
Japonii to jeszcze nic zdecydowanego". Prosił jednak o spis miejscowości Syberii Wschodniej z wykazem
zesłanych tam Polaków i wszystkich innych osób, "na pomoc których można będzie liczyć". Zapowiedział
również, że w ciągu kilku dni przeprowadzi odpowiednie rozmowy w kolonii rosyjskiej w Paryżu, zobowiązując się
do zakomunikowania zasłyszanych ważnych informacji. Kontakt miał charakter poufny. Wacław Studnicki
konspirował go nawet przed towarzyszami z Paryskiej Sekcji PPS. "Prowadzę tę korespondencję z Wami bez
pośrednictwa naszej sekcji [PPS], bo jest to robota bardziej konspiracyjna od innych - zaznaczał na koniec - a
sekcja nasza składa się z bardzo różnorodnych jednostek i jest za liczną, aby w niej i przez nią prowadzić tę
akcję, co zacząłem. [...] Przyślijcie mi bezpłatnie dla Japończyków moich i mego Finlandczyka wszystko, co jest
o ruchu naszym w językach franc[uskim], niem[ieckim] i angielskim]".

Pierwszym pośrednikiem Wacława Studnickiego był ów "Finlandczyk". Prawdopodobnie chodzi o Konni


Zilliacusa, który bezpośrednio skontaktował Studnickiego z poselstwem Japonii w Paryżu. "Na własną rękę -

51 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

opisywał później Malinowskiemu nawiązanie kontaktu z Japończykami - nawet bez zaznaczenia wyraźnego
swoich partyjnych przekonań, wszedłem w stosunki z Japonią. Kiedyś przy sposobności opowiem Wam
szczegóły. Teraz wystarczy Wam fakt, że miałem ściśle poufną, na cztery oczy, audiencję u tut[ejszego] posła
japońskiego [Ichiro Motono], który powiedział mi, że ambasada jest szpiclowana i wysłał [do] mnie mego
znajomego młodego Japończyka, 'attache' [wojskowego] przy ambasadzie, jako zaufanego pośrednika, przez
kogo będę się porozumiewał". Motono skomunikował Wacława Studnickiego z ppłk. Hisamatsu lub kpt.
Takadsuka z paryskiego attachatu wojskowego.

List Wacława Studnickiego był pierwszym znanym sygnałem, jaki dotarł do Londynu w sprawie nawiązania
stosunków przez PPS z Japończykami. Studnicki nie należał do kierowniczego aktywu i nie pełnił żadnej funkcji w
partii, toteż Malinowski odniósł się sceptycznie do jego informacji, oczekując właściwych instrukcji od
Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza. Nie wzbudziły też większego zainteresowania przedstawione propozycje druku
odezwy nawołującej do dezercji wśród żołnierzy z armii rosyjskiej. Główny ciężar działań, prowadzonych według
planu, przyjętego wcześniej tylko w ogólnych zarysach i zakładającego ewentualne współdziałanie z Japonią,
leżał we wspieraniu akcji rewolucyjnej i dywersyjnej w europejskiej części Rosji, głównie w Królestwie Polskim.
Nie można było jednak pominąć zupełnie inicjatywy podjętej przez Studnickiego. "Mamy czcionki żydowskie,
polskie, rosyjskie i litewskie - odpowiadał Malinowski w liście z 17 II 1904 r. - Trudności więc technicznych [w
druku odezwy] nie ma. Literatów żydowskich też posiadamy, skoro wydajemy w żargonie. Zachodzą tu jednak
inne trudności. Działać na ślepo nie możemy. Musimy mieć zupełnie dokładne wiadomości, jakie stosunki Wy
posiadacie i jaką drogą je zdobyliście. [...] Kto pokrywa koszta druku? Jak to sobie wyobrażacie? A względnie
Wasz znajomy [Japończyk, tzn. Hisamatsu lub Takadsuka - R. Ś.]? W jakim charakterze rozmawialiście z nim?".
Nie zgadzał się na darmowe przesłanie materiałów partyjnych do dyspozycji rozmówców Studnickiego. "Jeśli
Wasz znajomy chce tę rzecz traktować serio - dodawał - to nie pożałuje paru franków, w przeciwnym razie jest
to gadanie i nic więcej".

Na drugi dzień Malinowski przekazał sugestie "Hannibala" do Jodki-Narkiewicza. "Wczoraj - notował - nadesłał
brat 'Wróbelka' [Władysława Studnickiego - tzn. Wacław Studnicki - R. Ś.] z Par[yża] list, w którym donosi, że
znalazł stosunki z amb[asadą] wieczorową, proponuje rozrzucenie za pośrednictwem ich, [tj. Japończyków]
odezwy do Polaków, Litwinów i Żydów w wojsku rosyjskim, tak w armii czynnej, jak również stojącej w Syberii".

Minister Makino nie odpowiadał na skierowane do niego pismo. Wobec tego Jodko-Narkiwicz zdecydował o
ponowieniu propozycji nawiązania kontaktu. Napisał 20 lutego nowy list, który następnego dnia wysłał do
Wiednia. "Ekscelencjo - pisał - Wypadki rozwijają się szybko i osoby, które mnie upoważniły zwrócić się do
Pana, donoszą mi, że otrzymują ze wszystkich stron pytania, czy można doradzać dezercję polskich żołnierzy i
rezerwistów, że jednak one nie mogą rozstrzygać tej kwestii bez porozumienia się z Panem; donoszą mi też, że
inne odnośne plany gotowe są do wykonania. Należałoby żałować, gdyby nic z tych dobrych zamiarów nie
wyszło. Dlatego pozwalam sobie zapytać się jeszcze raz, czy Ekscelencja wzięła pod uwagę nasz projekt?
Milczenie będziemy uważali za ostateczną odmowę i w takim razie proszę mi listy zwrócić. Przy tym chcę
zauważyć, że to bynajmniej nie zmieni wrogiego Rosji charakteru polityki naszej, tylko nie będziemy wtedy
mogli wykonać wielu rzeczy, które zamierzamy".

Brulion "drugiego listu wieczorowego" Jodko-Narkiewicz przesłał do wiadomości Malinowskiego przy wymianie
bieżącej korespondencji. "Wszystko to oczywiście trzymaj osobno, jak pisałem" - przypominał w liście z 20
II 1904 r. Przy okazji odniósł się do informacji otrzymanych od "przyjaciela Tkaczowa", jak określano w PPS
Turskiego. "Zapytaj go zatem - pytał -czego chce? Jeżeli to są tylko projekty wykonania tego, czy owego, to nie
ma co o tym gadać; powiesz mu, iż zakomunikujesz je 'Cekaerowskiemu' [tj. Centralnemu Komitetowi
Robotniczemu PPS - R. Ś.] i kwita. Jeżeli zaś on chce dać swą pomoc czy to w stosunkach, czy w pieniądzach,
to o pierwszym napisz piorunem do nas, drugie weź. Gdyby się okazało, iż on ma stosunki, za pomocą których
możnaby porozumieć się z jakim 'mężem stanu', ang[ielskim] albo jap[ońskim], to mu zaproponuj, aby zrobił to, co
miał zrobić 'Karski' [Tytus Filipowicz] lub księgarz [tj. Michał Wilfred Woynicz] (...), tj. zapytał się, czy chcą z nami
gadać i, w razie zgody, może by przysłał monetę na drogę, a natychmiast jeden z nas by pojechał do Was". Na
tym kończyłaby się rola Turskiego, "a potem - dodawał - już byśmy zobaczyli, co można mu powiedzieć".

W tym czasie powstała koncepcja utworzenia przy armii japońskiej legionu polskiego, głównie z jeńców i
dezerterów z wojska rosyjskiego. Od razu należy zaznaczyć, że przywódcy PPS traktowali ten problem jako
argument polityczny. Legion polski nie był celem samym w sobie, stanowiąc jedynie płaszczyznę do
przewidywanych rozmów i porozumień, które mogły mieć znaczenie polityczne dla ruchu rewolucyjnego w
zaborze rosyjskim, przez okazanie pomocy materialnej i technicznej PPS ze strony japońskiej. Przede wszystkim
nie było warunków technicznych do utworzenia takiego legionu, trudno było obliczyć dokładniej, ilu w
rzeczywistości Polaków walczyło w armii rosyjskiej na terenie Mandżurii (szacunki w tej kwestii różniły się
diametralnie), pomijając już zagadnienie woli Japończyków do bezpośredniego wmieszania się w sprawy
wewnętrzne i interesy krajów zaborczych. Przede wszystkim były to tylko ogólnikowe plany, dające możliwość
zainicjowania właściwego kontaktu z Japończykami.

52 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Dość dobrze ujął to Malinowski, omawiając pisma przesłane do posła Makino. "List drugi 'wieczorowy' - pisał 22
II 1904 r. do Jodki-Narkiewicza - bardziej mi się podoba niż pierwszy, ogólnikowy. Takich listów jednak jak
pierwszy, a nawet drugi, mogą oni [tj. Japończycy - R. S.] otrzymywać wiele i wrzucać je do kosza, jako anonimy.
Inna rzecz, jeśli oni zwracają się [sami] do nas. Trzeba wyjaśnić sobie, co my im możemy obiecać. Przy
teraźniejszym stanie rzeczy należałoby utworzyć legion polski w armii [japońskiej], a gdyby to nie miało żadnych
innych następstw, tylko ten skutek, że wzmogła się dezercja lub łatwiejsze przy lada okazji poddawanie się
Polaków Japończykom, a więc mniej Polaków zginęłoby za sprawę wrogą, już by był zysk i gra warta świec. Ale
to może mieć i ten skutek, że Moskale nie będą wysyłać naszych na plac boju, że nie zrobią ewentualnie
mobilizacji w Królestwie, jeśli zaś zrobią, to zatrzymają tych żołnierzy w europejskiej [części] Rosji. Powiedzieć
to, moim zdaniem, należy zupełnie otwarcie, a co do reszty, to tylko wskazać na ciągłą naszą robotę; można
wypowiedzieć nadzieję, ale określonymi zobowiązaniami się nie wiązać. Możemy zacząć, gdy Moskwa
grubo osłabnie, a do tego trzeba czasu. Gdy przyjmiemy zobowiązania, zaczną nas pchać, bo im będzie chodzić
o natychmiastowy skutek, a nam o więcej chodzi. Postępowanie w kraju też musi być oględne. Wojowniczą minę
możemy robić, ale gdyby Moskwa na serio uwierzyła w możliwość poważnego ruchu u nas, nie wycofa ona wojsk
w poważniejszej liczbie [z garnizonów w Królestwie Polskim]. A więc, ogólnie mówiąc, wzmacniać organizację
potrzeba na gwałt, ale stanowisko nasze musi pozostać wyczekujące". Generalnie tak określona linia taktyczna
PPS obowiązywała przez najbliższe sześć miesięcy, kiedy kierownictwo partii prezentowało swoje możliwości
działania, próbując określić podstawy porozumienia z Japonią.

Początkowo przeciwnikiem zakulisowych poczynań kierownictwa partii w dążeniach do nawiązania kontaktu z


Japończykami był Wojciechowski, który dowiedział się o wszystkim od Malinowskiego podczas pobytu w
Londynie 21 i 22 lutego. "Mówiłem mu o 'wieczorowej' aferze - zapisał potem Malinowski - był bardzo nierad,
mówił, że to świństwo, ale że to jest co innego, jeśli list został napisany bez firmy partyjnej". Uwagi te wywołała
zapewne lektura listów Jodki-Narkiewicza do Makino, które Wojciechowskiemu pokazał Malinowski. Na
odjezdnym Wojciechowski prosił Malinowskiego, aby ten zadepeszował do niego, gdyby Filipowicz otrzymał
"odpowiedź czy rekomendacje", wówczas obiecał przyjechać, "aby wspólnie gadać". Wynika z tego, że
Filipowicz szukał jakiegoś kontaktu z poselstwem Japonii w Londynie, nie będąc informowany przez
Malinowskiego o podjętych już zamierzeniach wobec Japonii.

Malinowski wyraźnie oddzielił tę sprawę od propozycji złożonej Filipowiczowi przez bliżej nieznanego
Amerykanina, który zgłosił się do niego za pośrednictwem Wincentego Sikorskiego, występując w imieniu i z
ramienia swego przyjaciela, jednego z bardziej wpływowych senatorów amerykańskich, zainteresowanego
udzieleniem pomocy finansowej ruchowi rewolucyjnemu na ziemiach polskich. Filipowicz napisał zaraz w tej
sprawie do Jodki-Narkiewicza. W każdym razie - jak komentował Malinowski - propozycje, które zrobiono
Filipowiczowi "w kwestii być może wieczorowej, być może nie, ale mającej z nią styczność", przemawiały za
wtajemniczeniem go w plany szukania poufnych kontaktów z Japończykami. Jodko-Narkiewicz i Jędrzejowski
uznali, "że facet jest szpic [tj. szpicel - R. Ś] i to dość miernego gatunku", więc sprawa upadła. "Uważajcie tylko -
przestrzegał - czy szpiki jeżdżą za wami, kiedy udajecie się do miasta".

Ze wszystkich prób, podejmowanych wówczas dla nawiązania nieformalnych stosunków z oficjalnymi sferami
japońskim, które mogłyby wesprzeć technicznie i materialnie dążenia PPS, najpoważniej przedstawiał się
"interes paryski", jak określano inicjatywę Wacława Studnickiego. Jodko-Narkiewicz tracił nadzieję na
bezpośredni kontakt z poselstwem Japonii w Wiedniu. Makino nie odpowiadał na przesłane mu listy, okazując
brak zainteresowania dla złożonej propozycji współdziałania z polskim ruchem rewolucyjnym. Tylko Studnicki
konferował z dyplomatami Japonii, wzbudzając tym niezadowolenie ze strony Malinowskiego i Jodko-
Narkiewicza. Dnia 23 lutego spotkał się w Paryżu z tamtejszym attache wojskowym lub jego pomocnikiem. "Przy
dzisiejszej rozmowie z moim 'Pośrednikiem' - donosił tego dnia Malinowskiemu - po raz pierwszy powiedziałem,
że jestem w stosunku z Londynem i dałem [dawny] adres [drukarni i księgarni PPS]: [Józef] Kaniowski, 67 itd.
[Colworth Road, Leytonstone, London, N. E., England]; powiedziałem, że działam na własną rękę, ale że w tym
przekonaniu, że PPS nie spuści sposobności w zwalczaniu caratu". Zapewniał, że partia podejmie się
wydrukowania odezwy wzywającej do dezercji żołnierzy armii rosyjskiej, o co przedstawiciel japoński mógł się
sam zwrócić do Centralnego Komitetu Robotniczego PPS, za pośrednictwem wskazanego adresu londyńskiego.
"Japończyk oświadczył - relacjonował dalej Studnicki - że dogodniej będzie porozumiewać się przeze mnie;
zapytywał mnie, czy poza PPS, która jeśli nie będzie mogła albo chciała się podpisać [pod odezwą], czy ja będę
mógł znaleźć kilku znanych Polaków, co podpiszą - odpowiedziałem, że mogę zaleźć takich". Koszty druku
proklamacji w drukarni PPS "Pośrednik" zgodził się pokryć ze środków rządowych japońskich.

Studnicki przypuszczał, że Japończycy mogliby również zająć się jej kolportażem: "Wezwanie do dezercji,
zdaniem 'Samego' [tj. Ichiro Motono] należy rozpowszechniać w Polsce, w Rosji, na Syberii etc., ale ja sądzę, że
będą mogli Japończycy znaczną ilość wezwań rozrzucić przez swoich szpiegów i agentów w Mandżurii, różnych
collis [tzn. kulisów - R. Ś.] itp., [lub] coś w tym rodzaju; że to jest możliwe, zdobyłem w rozmowie z 'Pośrednikiem'
". Z treści relacjonowanej rozmowy wynika jednoznacznie, że przedstawiciela japońskiego attachatu wojskowego

53 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

w Paryżu absorbowała wyłącznie sprawa proklamacji, nie interesował się bezpośrednim kontaktem z
kierownictwem PPS, ograniczając się jedynie do pośrednictwa Studnickiego w zakresie prowadzonych rozmów.

"Hannibal" szedł dalej w swoich planach, dotykając nieopatrznie prawdziwych zamiarów czołówki PPS. Uważał,
że Polacy nie powinni biernie czekać aż armia rosyjska zostanie pokonana na froncie, "wychodząc z
wyjątkowych warunków", które pozwalały "używać wyjątkowej taktyki". Chciał osobiście udać się do Irkucka i
organizować dywersję na tyłach armii rosyjskiej. Swoje zamysły o nowej taktyce partii streszczał następująco:
"Teraz, podczas wojny, z części towarzyszy partyjnych i ludzi z odpowiednim temperamentem należy wytworzyć
niewielki oddział bojowy, który, nie angażując oficjalnie partii, wypowiedziałby bezpośrednio wojnę rządowi
rosyjskiemu: zniszczyć druty telegraficzne, popsuć kolej, zniszczyć kilka mostów na drodze syberyjskiej - to jest
przyczynić się w znacznym stopniu do klęski rosyjskiego oręża; ja tej klęski życzę nie platonicznie, ale chcę do
tego czynnie się przyczynić". Ważną dziedzinę aktywności bojowej partii, zdaniem Studnickiego, stanowiłoby
również zdobywanie informacji o mobilizacji, planach wojennych, rozmieszczeniu i ruchach wojsk w Rosji.

Mówienie Japończykom o tych planach we wstępnej fazie podjętych w Paryżu rozmów Malinowski odbierał jako
krok nierozważny. "Nie podoba mi się grubo - pisał 25 II 1904 r. do Jodki-Narkiewicza - że on w ten interes wlazł,
ale trudno". Chciał, aby Studnicki zajął na razie postawę wyczekującą. Podjęcie przez PPS postulowanych
działań przeciwko Rosji byłoby "rozleglejsze i skuteczniejsze" - informował o odpowiedzi Studnickiemu - gdyby
ten "interes" był prowadzony przez "organizację, a nie przez prywatną osobę", aby "otrzymać od 'wieczorowców'
daleko większe gwarancje".

Z listem tym Malinowski wysłał jednocześnie otrzymaną do tej pory korespondencję od Wacława Studnickiego,
aby Jodko-Narkiewicz mógł sam ocenić całe zagadnienie.

Malinowski postanowił więc przewlekać sprawę "Hannibala", aż nie wyjaśnią się inne próby skomunikowania się
z Japończykami - w Paryżu przez Turskiego oraz w Londynie, gdzie pojawiły się nowe nadzieje na nawiązanie
stosunków z tamtejszym poselstwem, prawdopodobnie w wyniku starań podjętych na miejscu przez Filipowicza
albo za pośrednictwem przebywającego w tym czasie we Lwowie Douglasa, który dysponował pewnymi, bliżej
nieokreślonymi, znajomościami z oficjalnych kręgów brytyjskich. "Najbardziej podoba mi się interes tu [tzn. z
poselstwem Japonii w Londynie - R. Ś.] - podsumowywał aktualny stan zabiegów o pozyskanie Japończyków do
współpracy z PPS. - Kto to jest [tzn. osoba z korpusu dyplomatycznego, z którą zamierzano się skontaktować],
trudno zmiarkować, być może to wysłaniec 'wieczorowy' [tzn. mający bezpośrednią łączność z wywiadem
japońskim], a być może i nie. W tym ostatnim wypadku sprawa przedstawia się znacznie lepiej niż w innych
punktach. 'Wieczorowcom' ja mniej ufałbym, niż rodakom 'Jana' [tzn. Anglikom; 'Jan' oznaczał Feliksa Sachsa,
który swego czasu używał pseudonimu 'Anglik']". Wskazane przez Malinowskiego kontakty angielskie mogły dać
wyjaśnienie intencji polityki brytyjskiej wobec Rosji. "Z tego wszystkiego widzę - dodawał na zakończenie - że
prawdopodobnie wypadnie Ci zawitać do nas". Jodko-Narkiewicz rozważał już ten projekt, czekając tylko na
właściwy sygnał z Londynu.

Tymczasem Jędrzejowski nie napisał zapowiadanego listu do Malinowskiego i nie przekazał instrukcji do
Londynu w sprawie stosunków z Japończykami. Zrobił to niebawem Jodko-Narkiewicz. Wobec tego - donosił w
liście z 25 II 1904 r. - "powtarzam, co było umówione: żeby 'Karski' [Tytus Filipowicz] przez wszystkie stosunki
angielskie, jakie ma, postarał się o skomunikowanie się z jakąś poważniejszą figurą rządową [angielską - R. Ś.],
zaś [Michał Wilfred] Wojnicz, ze swej strony, tak samo; gdyby zaś było możebne, to od razu z japońską
ambasadą. I jeden i drugi powinien, znalazłszy [kontakt], zapytać się, czy byłoby życzeniem tych panów
(Anglików czy Japończyków) wejść w stosunki z nami, jako nieprzejednanymi wrogami Rosji, którzy pragną
wyzyskać sytuację dzisiejszą. Jeżeli dostanie się odpowiedź potwierdzającą, to zaraz zawiadomić 'Grzegorza'
[tj. autora listu, Witolda Jodkę-Narkiewicza, który ze względów konspiracyjnych pisał w tym miejscu o sobie, jako
o trzeciej osobie], a wtedy jeden z nas [tzn. Józef Piłsudski lub Witold Jodko-Narkiewicz albo Bolesław Antoni
Jędrzejowski] natychmiast tam przyjedzie i przedstawi konkretny plan".

Plany te dotyczyły na razie: 1.) wydania odezwy do żołnierzy Polaków w armii rosyjskiej - dodawał Jodko-
Narkiewicz w kolejnym liście do Malinowskiego - którą by japońscy "sujusznicy" sami około rosyjskich
obozów wojskowych rozrzucali, "lecz bez firmy partyjnej", a "w duchu gorąco patriotycznym"; 2.) podjęcia
bezpośredniej działalności dywersyjno-sabotażowej, zaczynając od zniszczenia "mostów dwóch" na Syberii; 3.)
"żądania monety, jako dla siły wrogiej Rosji". Dopiero "w dalszym planie" byłaby mowa o stworzeniu "legionu
polskiego, dla którego posłalibyśmy tłumaczy", ale "na pewnych warunkach", wysuwając argumenty przytoczone
przez Malinowskiego w liście z 22 lutego. "Oczywiście - podkreślał - iż nie ma mowy, aby o tym 'Karski' [Tytus
Filipowicz] czy 'Vecik' [Wacław Studnicki] mówili, albo wiedzieli, a w ogóle to może być mówione tylko przez
któregoś z nas". Jodko-Narkiewicz myślał o sobie i Malinowskim, mając delegację Piłsudskiego do prowadzenia
rozmów w imieniu kierownictwa PPS w sprawach porozumienia się z Japończykami. "Tego listu - kończył - już
nie potrzebujesz chować, tj. spal [go]". Malinowski jednakże listu nie zniszczył.

54 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Niebawem postanowił udać się do Paryża i Londynu, aby osobiście zorientować się w sytuacji, o co prosił go
również Wacław Studnicki. "Stosunki zawiązałem bezpośrednie i osobiste z osobą mającą wielkie znaczenie -
podkreślał przy okazji - której każde słowo obowiązuje tę stronę, z którą chcemy się porozumieć; jedynie ze
względów ostrożności porozumiewam się nie z 'Samym' [Ichiro Motono], ale z jego 'Pośrednikiem' zaufanym
[Hisamatsu lub Takadsuka], który został mi wskazanym przez 'Samego' do porozumiewania się". Studnicki
odczuwał pewną rezerwę w traktowaniu jego inicjatywy przez kierownictwo partii, ale miał nadzieję, że spotkanie
z Jodko-Narkiewiczem zmieni ten nastrój. Gdyż "inaczej - argumentował - to ja się boję, że nie dojdziemy do
żadnego porozumienia się w wielu sprawach pierwszorzędnej wagi". Naciskał na podjęcie szybkich działań,
podkreślając swoją determinację i gotowość do poprowadzenia samodzielnych kroków w tym względzie.

W Londynie Jodko-Narkiewicz planował dowiedzieć się, ile wagi przywiązują Anglicy do konsekwencji
politycznych, które wynikały dla spraw polskich z wojny japońsko-rosyjskiej. Przede wszystkim jednak zamierzał -
komunikował Malinowskiemu w liście z 29 II 1904 r. - "bardzo wyraźnie postawić kwestię 'wieczorowcom' " w
sprawie współdziałania z polskim ruchem rewolucyjnym. "Jeżeli 'wieczorowcy' dadzą pieniądze, to i
Aleksander [Malinowski] i wszyscy odetchniemy. Jeżeli nie, trzeba czekać na monetę 'Mieczysława' [Józefa
Piłsudskiego], którą on święcie obiecuje [z kraju]". Piłsudski od połowy miesiąca przebywał w zaborze rosyjskim,
zabiegając o fundusze na działalność PPS (miał wrócić do Krakowa na 19 III 1904 r.). Szybko przekonał się, że
nie można liczyć na większy napływ pieniędzy do kasy partyjnej ze źródeł krajowych. Utwierdzało to Jodkę-
Narkiewicza w przekonaniu, że tylko stosunki z Japończykami mogły zmienić fatalną sytuację finansową partii,
dając ostatecznie "gwarancje monety", w szczególności na gruncie paryskim, gdzie na razie "jedynym pewnym
biznesem" zawiadywał Studnicki. W Paryżu chciał się też zobaczyć z Turskim. "Do 'Tkaczewskiego' [tzn.
Michała Kacpra Turskiego - R. Ś.] mógłbyś napisać - prosił przed wyjazdem Malinowskiego - że w przyszłym
tygodniu będzie facet, z którym on mógłby się rozmówić, albo lepiej, że, jeżeli chce się porozumiewać, to niech
się spieszy".

O swoim wyjeździe do Paryża i Londynu zawiadomił Malinowskiego w listach z 2 i 3 marca 1904 r. Na decyzji
wyjazdu zaważyło powodzenie misji Douglasa, który prawdopodobnie udał się do konsulatu brytyjskiego w
Kijowie z prośbą o wydanie listu polecającego dla Jodki-Narkiewicza. " 'Dżems' [James Douglas] wrócił - donosił
Jodko-Narkiewicz w liście z 3 III 1904 r. - przywiózł rekomendację do ambasady angielskiej [tzn. poselstwa
Japonii w Londynie - R. Ś.]".

Wiadomości, jakie docierały do Londynu i Lwowa, nie wskazywały bynajmniej, że Japończycy skłonni byli
porozumieć się z PPS. W tej sprawie, od samego początku stroną inicjującą byli Polacy, którzy pierwsi wyszli z
inicjatywą współdziałania i aktywnie szukali dróg porozumienia się z Japonią. Zamierzenia Kempeitai i
wynikające z nich działania oficerów wywiadu, którym przewodził Akashi, były zapóźnione wobec propozycji
składanych przez przywódców PPS. Japończykom zależało początkowo na zorganizowaniu się antycarskiej
opozycji i współdziałaniu różnych odłamów rewolucyjnych w Rosji. Stąd ich pierwsze polskie kontakty polityczne
w tym zakresie miały w zasadzie charakter przypadkowy. Nie znali zupełnie realiów polskich. Nie orientowali się
dokładnie w wewnętrznych sprawach rosyjskich, nie znali początkowo wagi i odrębności zagadnienia polskiego.
Wskutek czego nie doceniali znaczenia i roli ruchu polskiego.

Wieczorem, 6 marca, Jodko-Narkiewicz wyruszył z Krakowa do Paryża. Podróż miała charakter konspiracyjny.
Prawdopodobnie jechał z fałszywym paszportem na nazwisko Stefana Ulricha. Dotarł na miejsce 9 marca,
gdzie spotkał się zaraz z "Hannibalem". Jeszcze tego samego dnia Studnicki umówił Jodkę-Narkiewicza na
konferencję z przedstawicielem japońskiego poselstwa w Paryżu. Jodko-Narkiewicz nie spodziewał się wiele po
tej rozmowie, chociaż zakładał przedstawienie "swoich propozycji". Równocześnie zaplanował, że bezpośrednio
po spotkaniu z delegatem japońskim wyjedzie do Londynu. Przedtem rozmawiał z działaczami
Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR) i Partii Socjalistów-Rewolucjonistów (eserowcy) na
temat taktyki rosyjskiego ruchu rewolucyjnego po wybuchu wojny na Dalekim Wschodzie.

"Oznaczone widzenie" z przedstawicielem japońskim odbyło się 11 marca (o godzinie 3 po południu). Z


przebiegu konferencji wynika, że stronę japońską reprezentował Motono, który kierował swojego rozmówcę do
innego posła, czego nie mógł zrobić podległy mu attache wojskowy, chyba że otrzymałby takie pełnomocnictwa
od swojego bezpośredniego przełożonego. Wizyta miała charakter kurtuazyjny. Jej rezultaty Jodko-Narkiewicz
streścił następująco: "Po tygodniu przeziębiania się w zimnych pokojach i przegrzanych wagonach dojechałem
do starego grodu - pisał 12 III 1904 r. do Jędrzejowskiego po przyjeździe do Londynu. - Po drodze widziałem się
z 'wieczorem', dostałem parę dobrych rad i tyle". Proponowano mu: 1.) zdobyć się na jakieś głośniejsze
wystąpienie w kraju; 2.) "zobaczyć się z wicehrabią [Tadasu Hayashi w Londynie]"; względnie 3.) "pojechać do
'Wieczoru' i tam gadać". Z rozmowy z Motono nic konkretnego nie wyszło.

Inna sytuacja panowała w Londynie. Dzięki przeprowadzonym już zabiegom Jodko-Narkiewicz mógł bez
większych problemów skontaktować się z posłem Hayashi, ale początkowo nie zdawał sobie sprawy, że dotarł
do najwyższego rangą japońskiego dyplomaty w Europie, który kierował ruchem politycznym przeciwko Rosji.

55 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Jego wysiłki zbiegły się w czasie ze staraniami Akashiego koordynacji działań japońskich placówek
dyplomatycznych w Europie w realizacji planów Kempeitai. "Tak ważne było udzielenie pomocy rosyjskiej
opozycji - pisał o tym okresie Akashi w Rakka ryusui - że potrzebowałem najpierw poparcia dla mego planu ze
strony ważnej osobistości japońskiej. [...] Pojechałem więc do Niemiec, Austrii, Francji i Anglii, częściowo po to,
żeby znaleźć szpiegów, zobaczyć się z Dmowskim, porozmawiać z innymi grupami opozycyjnymi w Paryżu, a
przede wszystkim, aby naradzić się z Tadasu Hayashi, ministrem pełnomocnym w Anglii, który zajmował
najważniejsze stanowisko w Europie. Spotkałem go w Londynie przez pułkownika [Taro] Utsunomiya i zyskałem
aprobatę dla planu w jego większej części". Znajomość Jodki-Narkiewicza z posłem japońskim w Londynie
odegrała decydującą rolę we wzajemnych stosunkach, ale dopiero w późniejszym okresie.

Na pierwsze spotkanie z Jodko-Narkiewiczem w dniu 15 marca poseł Hayashi wydelegował swego


przedstawiciela. Prawdopodobnie był nim Utsunomiya. Japoński attache wojskowy otrzymał zapewne polecenie
sprawdzenia tożsamości i wiarygodności rozmówcy. Jodko-Narkiewicz wręczył ppłk. Utsunomiya list dla
wicehrabiego Hayashi z propozycją nawiązania bezpośredniego kontaktu. Jodko-Narkiewicz podpisał list swoim
nazwiskiem i podał londyński adres kontaktowy na 67 Colworth Road w Leytonstone do dalszej korespondencji.
Do pisma załączył materiały informacyjne o PPS, które dawały ogólne wyobrażenie o organizacji i pracy partii, a
także występujących w jej szeregach tendencjach rewolucyjnych. Podobne nastroje istniały również w
organizacjach rewolucyjnych Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Łotyszy, a także wśród narodów Kaukazu,
Ormian i Gruzinów. "Przy odrobinie dobrej woli - komunikował w liście - możliwe by było poruszyć ich wszystkich".
Bezpośrednie stosunki PPS z tymi grupami rewolucyjnymi umożliwiały wywieranie odpowiedniego wpływu dla
rozwinięcia ich działalności. "Mam nadzieję - dodawał - że z naszej rozmowy wyniknie pozytywne porozumienie.
Rosja jest potężna i przebiegła i nawet wtedy, kiedy przegra z Japonią, spróbuje w najbliższej przyszłości
zrewanżować się; jeśli jednak zostanie zaatakowana z dwóch stron, może być rozbita i to tylko może osłabić ją
całkowicie i kompletnie. I to jest w końcu interesem Japonii i Polski". Sądził, że dalsze kontakty wyjaśnią kwestie
szczegółowe, które dotyczyłyby praktycznych możliwości współdziałania. "Jeżeli Pan będzie miał później ochotę
skontaktować się ze mną - kończył - proszę pisać na podany adres, a wiadomość Pana zostanie przesłana do
mnie. Jeśli będę miał coś ciekawego dla Pana, to napiszę bezpośrednio na Pański adres, z tym tylko, że
napiszę inne nazwisko na kopercie i podpiszę ten list inicjałami W. J.".

Następnego dnia Jodko-Narkiewicz skierował drugi list do wicehrabiego Hayashi, informując o porozumieniu się
różnych organizacji rewolucyjnych na ziemiach polskich. Zawarty układ przewidywał współdziałanie tych grup
przeciwko Rosji. "W ten sposób - pisał - ostatnie przeszkody do wspólnej akcji zniknęły i zależy już tylko od nas,
od naszych sił i środków, rozpoczęcie akcji rewolucyjnej, która poruszy 30-milionowy naród. (...) Obecnie zależy
tylko od Pana, czy ruch, o którym piszę, ma się rozwinąć szybko z siłą i rozmachem, czy też ma zniknąć powoli,
walcząc ze wszelkiego rodzaju trudnościami. [...] Miałem zaszczyt rozmawiać [wczoraj] z osobą, którą mi
wskazano [zapewne Taro Utsunomiya - R. Ś.]. Uzyskałem jednak tylko odpowiedzi wymijające".

List odniósł ten skutek, że jeszcze tego samego dnia Jodko-Narkiewicz został zaproszony na rozmowę przez
posła Hayashi. Występował w charakterze przedstawiciela władz PPS, jako "członek egzekutywy Komitetu
socjalistów polskich". Złożył wicehrabiemu Hayashi propozycje w sprawie; 1.) utworzenia legionu polskiego przy
armii japońskiej, rekrutującego się z Polaków mieszkających za granicą, a także 2.) możliwości
rozpowszechniania ulotnych pism rewolucyjnych wśród Polaków walczących w armii rosyjskiej i 3.) skłaniania ich
w ten sposób do dezercji i przechodzenia do armii japońskiej, a wreszcie 4.) podjęcia się niszczenia mostów i
linii kolejowych w Rosji Wschodniej i na Syberii. Przy omawianiu ostatniej propozycji Jodko-Narkiewicz
przekonywał, że polscy socjaliści są w kontakcie z rewolucjonistami rosyjskimi, "a więc mogą i przystąpią od
razu do wykonania tego" - raportował Hayashi 16 III 1904 r. do ministra spraw zagranicznych, Jutaro Komury w
Tokio. Wykonanie pozostałych propozycji zależało od współpracy z rządem japońskim, o co szczególnie
zabiegał Jodko-Narkiewicz. Hayashi odrzucił od razu pomysł utworzenia legionu polskiego, gdyż nie pozwalały
na to przepisy wewnętrzne, które zabraniały przyjmowania cudzoziemców do japońskiej armii polowej. Nie
widział natomiast problemu w udzieleniu gwarancji bezpieczeństwa polskim dezerterom. Przy drugiej propozycji
prosił o czas na zastanowienie, ale w zasadzie przyjmował ją. "Pozwolę sobie powiedzieć - sugerował Komurze
- że rząd nie może w tej sprawie pomóc otwarcie. Jeżeli uda się znaleźć sposób tajny i bezpośredni pomocy
odnośnie tej propozycji, to w efekcie stanie się to bardzo kłopotliwe dla wroga. Wymagana odezwa zostanie
wydrukowana tutaj [w Londynie] przez tajne wydawnictwo socjalistów i będzie przewieziona do Japonii przez ich
agentów". Hayashi prosił Komurę o rozważenie całej złożonej oferty, rekomendując swojego
polskiego rozmówcę. "Jestem przeświadczony o wiarygodności tego człowieka i o rzetelności jego propozycji" -
zapewniał.

Jodko-Narkiewicz po rozmowie z Hayashim napisał od razu do Lwowa. "Sytuacja jest tego rodzaju - informował
Jędrzejowskiego w liście z 16 III 1904 r. - mówiłem z naszym w Paryżu [tj. z posłem Ichiro Motono - R.
Ś.]. następnie w Londynie [tj. z posłem Tadasu Hayashi]; oprócz tego mamy propozycje ze strony wyspiarzy [tzn.
Anglików]; dotąd nic pozytywnego nie ma, tzn. nie mamy jeszcze monety w kieszeni, ale prawdopodobnie ją

56 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

dostaniemy, bo w [18]78 r. też przez 6 tygodni był flirt, a potem od razu 400 t[ysięcy] franków oraz zapewnienie
na 10 milionów w ciągu 2 tyg[odni]. Pojmujesz zatem, jaka jest powaga sytuacji [...]". W każdymi razie rysowały
się nowe perspektywy rozwojowe dla partii, które wymagały od kierownictwa PPS podjęcia niekonwencjonalnych
decyzji.

Na czoło wszystkich problemów Japończycy wysuwali kwestię współpracy między różnymi grupami
rewolucyjnymi w Rosji, widząc w tym najskuteczniejszy środek walki wewnętrznej z caratem, najlepiej pod
przewodnictwem Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Takie dążenia do konsolidacji różnych organizacji
socjalistycznych wyrażała odezwa z początku marca 1904 r., podpisana przez Polską Partię Socjalistyczną,
Litewską Partię Socjal-Demokratyczną, Białoruską Rewolucyjną Hromadę i Łotewską Demokrację Socjalną.
Odezwa wzywała Polaków, Litwinów, Białorusinów i Łotyszy do złączenia się w "jeden obóz nieubłaganej walki z
uciskiem" carskim. "Gdybym ją miał w Paryżu - komentował Jodko-Narkiewicz - bardzo możliwe, że moneta już
byłaby w kieszeni. Dziś rzeczy tak stoją, że powinienem był tu [w Londynie] koniecznie zostać, bo według
wszelkiego prawdopodobieństwa wypadki będą [się] szybko posuwały i w krótkim czasie musimy być powołani
do bardzo poważnych rzeczy".

Rysowała się perspektywa wystąpień rewolucyjnych na szerokiej platformie politycznej. Wchodzenie PPS do
takiej koalicji wymagało zmiany założeń generalnej linii partii. Plany japońskie mogły kolidować z dążeniami
Piłsudskiego do wyodrębnienia działania PPS z ruchu rewolucyjnego rosyjskiego. Decyzji w tym względzie nie
mógł podejmować Jodko-Narkiewicz. Liczył, że Piłsudski po powrocie z kraju przyjedzie do Londynu i przejmie
główny ciężar rozmów z Japończykami. "Muszę się z nim zobaczyć" - przekonywał Jędrzejowskiego.

Następnego dnia napisał wprost do Piłsudskiego, spodziewając się, że otrzyma on list tuż po przyjeździe z
zaboru rosyjskiego. "Ze wszystkiego widać - komunikował - że nadziei tracić jeszcze nie należy, ale że
prędko sprawa nie zostanie rozstrzygnięta. Widziałem się z dwoma 'wieczornikami' (tu [tj. z posłem Tadasu
Hayashi w Londynie - R. Ś.] i w mieście 'Luśni' [Kazimierza Kelles-Krauza] dawniejszym [tj. z posłem Ichiro
Motono w Paryżu]); obydwaj postawili różne 'ale', co do których muszą konferować z innymi ludźmi [tzn. chodziło
o porozumienie się i decyzję władz centralnych w Tokio]. Gdy to uczynią, może będą z nami gadali, [a] może nie.
Oprócz tego jest jeszcze flirt z pewnym przedstawicielem rodaków 'Jana' [Feliksa Sachsa, czyli Anglików]; z tym
mam mieć w sobotę [19 III 1904] interview, ale z góry widzę z listu, że to tylko flirt". Nie wiadomo, kim był ów
przedstawiciel sfer angielskich i jakie propozycje złożył Jodce-Narkiewiczowi. Faktem jest, że i to spotkanie nie
dało bezpośrednich efektów, a rozmowy, zgodnie z przewidywaniami, nie wyszły poza obręb "flirtu".

Od połowy marca 1904 r. przebywał w Londynie Turski. Jodko-Narkiewicz i Malinowski wprowadzili go w tajniki
spraw "wieczorowych", przewidując dla niego przejęcie paryskiego kontaktu Wacława Studnickiego albo
nawiązanie nowego, najlepiej w styczności z prowadzoną równolegle tajną współpracą rosyjskich organizacji
rewolucyjnych z Japończykami. Studnicki upierał się przy swoich bojowych postanowieniach i naciskał
Malinowskiego i Jodkę-Narkiewicza na podjęcie decyzji w tych sprawach. "Jeżeli nie może być uformowany
legion polski przy wojsku regularnym jap[ońskim] -uzupełniał dawne projekty - to chyba nie będzie żadnych
przeszkód dla uformowania bandy, prowadzącej walkę partyzancką przeciw Moskalom, bandy w rodzaju oddziału
Tunguzów)". Oczywiście, nie był informowany o rozmowach prowadzonych na gruncie londyńskim.

W Londynie dochodziły też Jodkę-Narkiewicza jakieś echa kontaktów przedstawicieli enedcji z Japończykami.
W związku z tym prosił, aby Piłsudski napisał "do Lwowa, aby tam pilnowali głównych endeków, czy
wyjeżdżają gdzieś?". Nie mylił się w swoich przypuszczeniach. "Kiedy [Konni] Zilliacus powrócił do Sztokholmu [w
marcu 1904 r. - R. Ś.] - odnotował Akashi w Rakka ryusui - Roman Dmowski, przywódca polskiej partii
narodowej [tzn. Ligi Narodowej] zaproponował mi, że polscy żołnierze w Mandżurii mogą poddać się armii
japońskiej. Dla przeprowadzenia tego planu Dmowski ostatecznie udał się do Japonii". Jego spotkanie z
Akashim miało miejsce w Krakowie, w domu Wincentego Lutosławskiego. Prawdziwym celem
podróży Dmowskiego było przeciwdziałanie akcji Piłsudskiego.

Piłsudski wrócił do Krakowa o kilka dni wcześniej, niż to pierwotnie planowano. Szykował się do wyjazdu do
Londynu, co widocznie było już wcześniej umówione. "Nie wiem, czy list ten zastanie 'Jowisza' [Witolda Jodkę-
Narkiewicza] - informował Malinowskiego 17 III 1904 r. - Dotąd nie pisałem, bo myślałem, że pojadę do Londynu
i byłem w oczekiwaniu depeszy, no, a pisać, gdy się ma osobiście rozmówić z ludźmi, to niepotrzebna strata
czasu". Nie widział w tym momencie potrzeby bezpośredniego włączania się do prowadzonych przez Jodkę-
Narkiewicza spraw "wieczorowych". Odrzucał na razie złożoną przez posła Motono w Paryżu propozycję
wyjazdu polskiego delegata do Japonii dla przedstawienia zamierzeń PPS. "Co do dalekich (pod względem
geograficznym) planów [tzn. "wieczorowych", czyli wyjazdu do Japonii - R. Ś.] - pisał dalej - to do nich nie
przystępowałem, albowiem nie mam monety na wysłanie człowieka nawet dla zbadania sytuacji. Oto wszystko.
Gdyby trzeba było, gotów jestem jechać do Landu [tzn. Londynu]". Planował natomiast podróż do Szwajcarii, aby
"skomunikować się" z Rosjanami i Bundem, nawet, gdyby "nic z tego nie wyszło". Wątpił bowiem, "by nie
zostawiło to śladu na nich i by nie można było wymóc na nich jakiegoś gorętszego słowa". A "na Kaukaz -

57 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

dodawał - wysłaliśmy delegata dla nawiązania stosunków i zbadania sytuacji". Dalsze działania hamował brak
pieniędzy. "Powtarzam - podkreślał - jeśli trzeba, to choć zaraz gotów jestem jechać, chociaż wolałbym nie
wydawać niepotrzebnie setkę rubli na tę podróż, jeśli ona nie ma nam przynieść tysięcy".

Rozmowy ciągle jeszcze dotyczyły spraw ogólnych i Jodko-Narkiewicz nie widział potrzeby ściągania
Piłsudskiego do Londynu. Opracował nowe propozycje dla władz Japonii, które przedstawił w liście do
wicehrabiego Hayashi z 19 marca, załączając memoriał o tworzeniu legionów polskich przy armii japońskiej oraz
francuskie tłumaczenie znanej odezwy PPS. socjalistów litewskich, łotewskich i białoruskich.

W przekazanym Memoriale dotyczącym formowania legionów polskich w Japonii odwoływał się do tradycji
walk niepodległościowych, których kontynuację mogły stanowić formacje polskie przy armii japońskiej.
Stworzenie "legionów polskich - przekonywał - będzie miało wielkie znaczenie dla całego narodu polskiego i
wpłynęłoby na wybuch powstania w samej Polsce. Takie powstanie, związane z ruchem rewolucyjnym, który
obecnie przygotowuje się w Rosji i na Kaukazie, wpłynie na rozkład państwa rosyjskiego i sprowadzi Rosję do
roli drugorzędnego mocarstwa".

Równocześnie Jodko-Narkiewicz poinformował posła japońskiego, że PPS przystąpiła już do szerokich działań
przeciwko Rosji, organizując w Warszawie drugą manifestację popierającą Japonię (14 III 1904) i wysadzając w
powietrze kaplicę w Wilnie, którą rząd rosyjski wybudował dla uczczenia pamięci zgniecenia polskiego powstania
w 1863 r.

Chyba jedynym konkretem stało się załatwienie przez Jodkę-Narkiewicza sprawy wysłania do Japonii
emisariusza PPS. Został nim James Douglas, który miał udać się do Tokio w charakterze korespondenta pism
polskich. "Jest to poddany angielski, urodzony w Polsce i mówiący po polsku - przekonywał. - Mógłby on
doskonale służyć za tłumacza przy Polakach, wziętych do niewoli przez wojska japońskie. Będzie miał polecenie
od konsula angielskiego z Kijowa, który go zna osobiście, do władz angielskich; może mógłby on uzyskać
polecenie od Ekscelencji do władz japońskich, dla ułatwienia mu dostępu do sfer rządowych i przedstawienia
tam osobiście kwestii legionów?". Przy okazji zapowiedział wreszcie swój wyjazd z Londynu. "Interesy nasze -
kończył - wymagają mego wyjazdu do Polski na plac boju. Nie tracę nadziei, iż to, co mówiłem Ekscelencji,
zostanie kiedyś wykonane, dla większego pożytku dla naszych narodów".

W tym czasie Hayashi znał już odpowiedź Komury na swój raport z 16 marca, która w zasadzie pokrywała się z
jego sugestiami. Nie chciał jednak od razu zakomunikować Jodce-Narkiewiczowi stanowiska
Tokio, prawdopodobnie zależało mu na dalszych pertraktacjach w sprawie przygotowania zniszczeń linii
komunikacyjnych rosyjskich, na co Komura zwrócił szczególną uwagę. "Pragnęlibyśmy - telegrafował do
Hayashi - aby Pan jak najmocniej zachęcił [ichj do tego działania". Prosił o dokładne
meldowanie przedstawionych szczegółów planu polskich socjalistów organizowania sabotażu kolei na tyłach
armii rosyjskiej, "aby doprowadzić go do końca. Wyjazd Jodki-Narkiewicza komplikował nieco dalsze kontakty.
Toteż Hayashi postanowił spotkać się z nim ponownie, prawdopodobnie dla ustalenia zasad dalszej łączności.
Wieczorem 19 marca wysłał list, w którym zapraszał Jodkę-Narkiewicza do siebie następnego dnia.

Jodko-Narkiewicz nie przesądzał o wynikach przeprowadzonych rozmów w Paryżu i Londynie, ale zdecydował
wracać i porozumieć się z Piłsudskim w Krakowie. "Z wszystkich dotychczasowych interesów - pisał 19 III 1904
r. do Jędrzejowskiego - guzik z dziurką. Nie wynika z tego, żeby nie było żadnych widoków na przyszłość, ale w
bliskości nie będzie nic na pewno. Gdyby co miało być, to mamy wyrobione drogi i ludzie będą mogli do
nas trafić, ale c'est tout. Mimo wszystko rozmowy londyńskie wprowadziły wzajemne stosunki na drogę bardziej
praktyczną.

Inaczej dotychczasowe kontakty z przedstawicielami Japonii oceniał Piłsudski, który pracował nad
wzmocnieniem i rozbudową organizacji PPS w Królestwie Polskim. "Przede wszystkim jedno - nie irytujcie się" -
komentował 19 III 1904 r. otrzymane z Londynu informacje. "Moje stanowisko dotychczasowe jest takie -
uzasadniał - główną rzeczą obecnie są nasze sprawy wewnętrzne, na politykę zagraniczną zawsze jest czas i
zresztą bez wewnętrznej siły bodaj nie zdobędziemy nic i w zagranicznej. Dlatego też dotąd przede wszystkim
zwracałem uwagę na sprawy wewnętrzne, tym bardziej, że o waszych sprawach [tzn. rozmowach w Paryżu i
Londynie - R.Ś.] absolutnie ani słowa nie miałem, pomimo, że zaraz na początku umyślnie urządziłem możność
otrzymania od was informacji, które mi również tam [tj. podczas pobytu w kraju] były konieczne". Nawiązane
kontakty zagraniczne dawały nadzieję na zdobycie większych funduszy na działalność partyjną. "Wspaniale
byłoby zyskać tam money - zauważał - ale jeszcze bodaj ważniejszą rzeczą mieć od nich stałe wiadomości i
dane o tych rzeczach, o których my znikąd danych mieć nie możemy; pozwoliłoby to nam z większą precyzją
działać i wypadki nie zaskoczyłyby nas nigdy". Chodziło o wymianę informacji. Polecał przy tym Jodce-
Narkiewiczowi i Malinowskiemu zwrócenie uwagi ich rozmówcom w Londynie na możliwości i szybkość
zdobywania wiadomości. "Już tydzień [temu] - pisał dla przykładu - w korespondencji podawaliśmy wiadomości o
tym, że 27 brygada artylerii wyruszyła z Wilna do Rygi, a 27 dywizja ma wyjść do Libawy i Rewla, a dopiero

58 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

wczoraj gazety niemieckie podały tę wiadomość. Przy pewnych staraniach - dodawał - moglibyśmy powiększyć
ilość podobnych danych - stosunki odpowiednie są". Ewentualny wyjazd za granicę uzależniał ostatecznie od
zdobycia pieniędzy, "bo jeśli mam na drogę, to nie mam na zostawienie money w domu oraz na ubranie - a
jestem oberwany i zaszargany, że trudno mi w tym, co mam, jechać po Europie". Stąd "czekam z dnia na dzień i
jak tylko otrzymam [monetę], kupuję sobie ubranie i jadę do Londu [tj. Londynu], stamtąd na Szwajcarię [i] do
domu [w Krakowie]". Gdy dowiedział się o powrocie Jodki-Narkiewicza, zdecydował o odłożeniu podróży.

Ostatnia rozmowa z posłem Hayashi, którą Jodko-Narkiewicz odbył przed swoim wyjazdem z Londynu, nie
mogła już zmienić ogólnej oceny wyników przeprowadzonego rekonesansu w kwestii praktycznych
możliwości współdziałania PPS z Japonią. Jodko-Narkiewicz widział się z Hayashi 20 marca. Poinformował go
oficjalnie o swoim wyjeździe, "aby być w głównej kwaterze" partyjnej w Galicji - argumentował. O wynikach
konferencji Hayashi telegrafował 21 marca do ministra Komury: "Według niego [tj. Witolda Jodki-Narkiewicza -
R. Ś.] Polacy razem z [innymi] rewolucjonistami są zdecydowani na zniszczenie mostów dynamitem, tak czy
inaczej, z poparciem Japonii lub bez. Jeżeli jednak otrzymają poparcie natury materialnej, to będą w stanie
zaangażować więcej osób dla wykonywania tych prac niż, gdyby nie dostali poparcia. Powiedziałem mu, że
potrzebne nam będzie przede wszystkim, aby zobaczyć wyniki podjętych prac, a dopiero potem moglibyśmy
rozmawiać o kwestii poparcia finansowego".

Łączyła się z tym ściśle sprawa współpracy wywiadowczej, o czym Hayashi nie wspominał w depeszy. Z
późniejszej korespondencji wynika, że właśnie podczas rozmowy 20 marca Jodko-Narkiewicz i Hayashi zawarli
wstępne porozumienie o współpracy wywiadowczej przeciwko Rosji. Po prostu innej okazji już nie było. Brak
zapisu dokumentującego ten fakt w depeszy z 21 marca świadczy o objęciu najwyższym stopniem tajności
negocjowanego zakresu pomocy polskiej, oznaczającego zwykle zadania wywiadu. Prowadzenie spraw
wywiadowczych (korespondencja, tłumaczenia, zestawienie raportów wywiadowczych, szyfry itd.) oraz funkcje
techniczne łączności z poselstwem Japonii w Londynie Jodko-Narkiewicz powierzył Malinowskiemu. Miał mu
pomagać Filipowicz.

Jodko-Narkiewicz uzyskał także zgodę na wyjazd Douglasa do Japonii (Hayashi w tej samej depeszy
poinformował Tokio, że PPS wyśle swojego emisariusza do Japonii pod płaszczykiem dziennikarza). Omówiono
jeszcze problem dalszej korespondencji między Jodko-Narkiewiczem a posłem Hayashi. Ustalono, że od tej
pory Hayashi będzie występował pod pseudonimem "Linton". Jodko-Narkiewicz miał się posługiwać
pseudonimem "Grzegorz". Wszystkie listy miały być kierowane na wypróbowany już adres londyński i
przekazywane dalej za pośrednictwem Malinowskiego. Wydawało się, że na tym etapie rozmów nie uda się nic
więcej osiągnąć.

Praktyczny sens dotychczasowych kontaktów sprowadzał się więc do realizacji planów przeprowadzenia przez
PPS akcji dywersyjnej i wywiadowczej na głębokim zapleczu działań wojennych, których rozmiary warunkowała
pomoc materialna z zewnątrz. Hayashi uzależniał uzyskanie środków finansowych na ten cel od dostarczenia
dowodów działalności rewolucyjnej PPS, co jednak nie oznaczało zawieszenia dotychczasowych kontaktów, a
wręcz przeciwnie. Zamierzał rozwijać współpracę, ale zarówno on, jak i jego przełożeni w Tokio potrzebowali
czasu na wypracowanie odpowiedniego stanowiska w sprawach polskich i przypisania go do ogólnej koncepcji
prowadzonych działań specjalnych przeciwko Rosji, podjętych przez dyplomację i wywiad japoński w Europie po
wybuchu wojny na Dalekim Wschodzie. Spotkanie 20 marca u wicehrabiego Hayashi stanowiło moment
przełomowy dla dalszych kontaktów, zainicjowało praktyczną współpracę, którą później prowadzono za
pośrednictwem służb Kempeitai w Europie Zachodniej. Do posła Hayashi należała decyzja polityczna,
aprobująca współpracę, jej wykonanie leżało w gestii eksponentów wywiadu przy placówkach dyplomatycznych.

O tym wszystkim nie wiedział wszakże polski rozmówca posła japońskiego w Londynie.

Przed wyjazdem Jodko-Narkiewicz widział się z Woyniczem, który nie znał zapewne szczegółów jego misji
londyńskiej. O sprawach tych nie był również informowany Wojciechowski. Malinowski napisał do niego
dopiero po wyjeździe Jodki-Narkiewicza.

Jodko-Narkiewicz 21 marca udał się w drogę powrotną do Lwowa, przez Paryż i Kraków. "Przywiezie Ci bardzo
dużo i [wiele] ciekawych wiadomości - zapowiadał zaraz Malinowski w liście do Piłsudskiego. - Realności
na razie nie ma, ale kwestia stanęła już zupełnie poważnie i jasno; zyskał on [tj. Witold Jodko-Narkiewicz - R. Ś.]
duże zaufanie, no i widoki są. Może by i można było wyciągnąć jakie głupstwo, które by jednak było dla nas nie
do pogardzenia, ale można by było naleganiem popsuć interes. Jeśli z 'Wieczorem' zdecyduje się kwestia
ostatecznie, trafimy za jego pośrednictwem i do rodaków 'Jana' [tj. Feliksa Sachsa, czyli Anglików]". Kontakty z
Japończykami i Anglikami traktowano jeszcze niemal równorzędnie, chociaż szanse na porozumienie z ostatnimi
były już niewielkie. Brytyjczycy trzymali pewien dystans do wojny japońsko-rosyjskiej i nie chcieli angażować się
bezpośrednio w konflikt zbrojny z Rosją. Jakkolwiek paradoksalnie mogło to brzmieć, klęski wojenne Rosji
negatywnie oddziaływały na powodzenie polskich starań zbliżenia z Japonią, która nie musiała szukać w takiej

59 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

sytuacji dodatkowego wsparcia, odciążającego front na Dalekim Wschodzie. "Co do Japończyków - zauważał
Malinowski - to sądzę, że nieźle by było, aby zostali oni raz przetrzepani przez Moskali: zanadto zwyciężają".

Po kilku dniach Jodko-Narkiewicz dotarł do Krakowa, gdzie zobaczył się z Piłsudskim. Omawiano rezultaty
wyprawy do Paryża i Londynu. Pomimo wszystkich zastrzeżeń misja zakończyła się powodzeniem.
Osiągnięto główny cel - nawiązanie poufnego kontaktu z przedstawicielami władz Japonii. W dziedzinie wywiadu
oznaczało to zawsze sukces. Reszta wydawała się kwestią czasu. Teraz należało ten kontakt podtrzymać i
rozwinąć w takim zakresie, aby osiągnąć zamierzone polityczne cele współpracy, wewnętrzne (rozbudowa
organizacji PPS i doprowadzenie do osłabienia władzy caratu przez ruch rewolucyjny w zaborze rosyjskim) i
zewnętrzne (wyciągnięcie sprawy polskiej na arenę międzynarodową).

O wynikach rozmowy z Piłsudskim zawiadomił niezwłocznie posła Hayashi. "Widziałem się z przedstawicielem
naszego Komitetu Centralnego [właściwie: Centralnego Komitetu Robotniczego - R. Ś.] - informował 'Lintona' w
liście przesłanym z Krakowa 26 III 1904 r. - zakomunikowałem mu rezultaty audiencji, której Exc[elencja] raczył
mi udzielić i obecnie z wielką niecierpliwością oczekujemy odpowiedzi Waszej Excelencji". Przekonywał o
wzroście nastrojów rewolucyjnych na ziemiach polskich i możliwości porozumienia się z Gruzinami na wypadek
wspólnego wystąpienia powstańczego przeciwko Rosji. Informacje te stanowiły tylko tło dla innego zagadnienia,
które chciał uwypuklić, wskazując główną płaszczyznę dalszych kontaktów. Piłsudski akceptował zawarte
uzgodnienia, także w sprawach wywiadowczych. Świadczyły o tym dalsze wywody Jodki-Narkiewicza, który
bez takiej decyzji Piłsudskiego nie byłby w stanie przystąpić do wykonania zobowiązań, przyjętych nawet tylko
wstępnie. "Zająłem się kwestią zbierania informacji o ruchach wojsk [rosyjskich] - komunikował w cytowanym
liście. - Okazało się, że sprawa ta łatwiejsza jest, niż przypuszczałem. Gdy tylko dojdziemy do porozumienia z
Waszą Exc[elencją] w kwestii zasadniczej [tzn. pomocy finansowej dla PPS], to natychmiast zajmiemy się
postawieniem organizacji, która będzie mogła zanotować każdego żołnierza rosyjskiego, przechodzącego na
Sybir, oraz będzie w ogóle zbierała dokładne informacje. Będzie to wymagało wydelegowania pewnej ilości ludzi i
urządzenia stałej poczty na wielkiej przestrzeni, dlatego wstrzymujemy się z wykonaniem do chwili, gdy
porozumienie między nami a Waszą Exc[elencją] będzie dokonane".

Dla pokazania możliwości informacyjnych organizacji PPS Jodko-Narkiewicz przekazał "parę wiadomości"
zebranych "na prędce", które dotyczyły działań mobilizacyjnych w Rosji. Załączył również projekt odezwy
przeznaczonej dla żołnierzy Polaków w armii rosyjskiej. "Bracia rodacy! - nawoływano w niej. - Przy każdym
spotkaniu z Japończykami, przy każdej sposobności, uciekajcie z wojska i łączcie się z Japończykami.
Znajdziecie między Japończykami własnych braci Waszych Polaków, co język polski rozumieją i i serca polskie
mają. Są to bracia Wasi, którzy przeszli do Japończyków, żeby przy ich pomocy zwyciężyć potęgę carską. [...]
Niech więc ginie Moskwa! Uciekajcie z wojska moskiewskiego! [...] Oto, co Wam radzą Wasi Rodacy!".

Nie wiadomo, kiedy wszystkie te wiadomości dotarły do posła japońskiego w Londynie. Można przypuszczać, że
nastąpiło to po 27 marca. Tego dnia Jodko-Narkiewicz wysłał z Krakowa kolejny list, "proponując dowiedzenie
się o tym, czy w Turkiestanie mobilizują armię, czy nie?. Do Turkiestanu jechał jeden z działaczy partyjnych i
mógł zająć się zebraniem informacji na ten temat. Decyzję miał podjąć Hayashi. Jodko-Narkiewiez z
niecierpliwością oczekiwał wiadomości z Londynu. Do tego wciąż nieznane pozostawało oficjalne stanowisko
Tokio w kwestii ogólnego współdziałania z PPS. "O wszelkim odezwaniu się 'Lintona' [Tadasu Hayashi] -
upraszał Malinowskiego - komunikujcie piorunem, a najlepiej (jeżeli krótkiego coś), albo na adres zwykły".

Dopiero 28 marca Hayashi przesłał do Jodko-Narkiewicza odpowiedź Tokio na zgłoszone przez niego cztery
propozycje współpracy. List otrzymał najpierw Malinowski, który 30 marca wysłał go następnie do Jodki-
Narkiewicza. "Proszę zakomunikować - zwracał się do Malinowskiego - następujące [informacje] do W[itolda]
J[odki-Narkiewicza]: "1. Jest niemożliwe, aby zorganizować legiony obce. 2. Proklamacje powinny być
rozdawane z jednej i z drugiej strony [tzn. na Dalekim Wschodzie i w europejskiej części Rosji - R. Ś.]. 3.
Dezerterzy nie będą traktowani jako więźniowie, a będą pod specjalną opieką. 4. Postaram się otrzymać
subwencję, kiedy demolacje będą widoczne. 'Linton".

Odpowiedź wzbudziła niezadowolenie na "Lingwoodzie", chociaż z rozmów Jodki-Narkiewicza i Hayashi jasno


wynikało, że takiej właśnie należało się spodziewać. " 'Druh Tkacz[owa]' [tzn. Michał Kacper Turski - R. Ś.]
- komentował Malinowski - widzi w tym rękę rodaków 'Jana' [Feliksa Sachsa, tzn. Anglików]. Sądzi on, że wobec
tego nie należy nawet w dalszym ciągu szukać z nimi [tj. Japończykami] stosunków, bo [nic z tego] nie
wyjdzie, ponieważ obecnie nie chcą oni z nami mieć nic wspólnego. Należy jego zdaniem czekać na zmianę
sytuacji. Gdy takowa nastąpi na niekorzyść 'wieczorowców', ci ostatni lub rodacy 'Jana' sami nas już znajdą".
Wobec tego - dodawał od siebie - "należy się ostrzej postawić, aby zrozumieli, że nasz stosunek może polegać
tylko na wzajemności".

Jodko-Narkiewicz zdecydował, że na razie nie odpisze Hayashiemu na list z 28 marca, prowadząc dalej
korespondencję jedynie w sprawach wywiadowczych. Oczekiwał odpowiedzi na swoje zapytanie w kwestii

60 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

zbierania informacji w Turkiestanie. Przypomniał się znowu 31 marca, wysyłając przez Malinowskiego
ponaglenie do "Lintona".

Hayashi źle zrozumiał sugestie, które Jodko-Narkiewicz zawarł w listach z 27 i 31 marca. Sądził, że jego słowa
o konsekwencjach braku odpowiedzi na zgłoszoną propozycję zbierania informacji w Turkiestanie odnosiły się
do kwestii zasadniczych współpracy polsko-japońskiej, a nie do sprawy jednostkowej. Natomiast Jodko-
Narkiewicz nie wiedział, że Hayashi wysłał 1 kwietnia odpowiedź, ale jego list zaginął (Jodko-Narkiewicz dostał
odpis tego listu od Filipowicza dopiero 15 kwietnia). "List Pański z 27 marca otrzymałem - odpowiadał Hayashi. -
Jeśli pewne informacje o I, II i III [tzn. możliwości zainstalowania trzech agentów w punktach obserwacyjnych na
kolei syberyjskiej i w Tomsku - R. Ś.] w T[okio] mogą być otrzymane, chcę je mieć. Sumę 100 [Ł] na wydatki
podróżne zwrócę. Proszę powiedzieć komu i na jaki adres mam je przesłać. 'L[inton]' ".

Wspominany przez Jodkę-Narkiewicza projekt zbierania informacji o ruchach wojsk rosyjskich przez specjalnie
w tym celu powołaną organizację wywiadowczą PPS przygotował Piłsudski. W korespondencji Jodki-
Narkiewicza nie ma wzmianki, o tym, aby przesyłał referat Piłsudskiego do Malinowskiego. Najpewniej zrobił to
sam Piłsudski w formie instrukcji do rozmów z Japończykami, którą przekazał w liście do Malinowskiego. List ten
został zapewne zniszczony (w myśl znanej zasady, którą zawarł Jodko-Narkiewicz w poleceniu do
Malinowskiego z 26 II 1904 r. o spaleniu otrzymanego listu). Brulion tego referatu pozostawił w swoich
papierach, a później, w końcu kwietnia 1904 r. wysłał go do Londynu. Następnie Filipowicz przetłumaczył tekst
referatu na język angielski, zmieniając przy tym treść niektórych jego fragmentów (około 27 IV 1904). Filipowicz
dysponował brulionem przy tłumaczeniu i pisaniu końcowej wersji opracowania, o czym świadczą jego odręczne
poprawki i wstawki tekstu w rękopisie Piłsudskiego. W ostatecznej wersji memoriału znalazło się kilka nowych
elementów, które umieścił w tekście prawdopodobnie dlatego, gdyż operował nimi w kontaktach z Hayashi i
Utsunomiya. Piłsudski posługiwał się terminem "departament wojskowy". W nowej wersji pojawiło się inne
określenie, którego nie użył w referacie Piłsudski: Departament Wywiadu Wojskowego (Military Intelligence
Department). Takie ciało nie istniało w strukturach organizacyjnych PPS. Zostało wymyślone przez Piłsudskiego
na potrzeby omawianego opracowania. Poza tym nie była zupełnie praktykowana wskazana w referacie
Piłsudskiego i powtórzona potem przez Filipowicza forma kontaktu pisemnego kierownictwa partyjnego, które
występowało w imieniu nieistniejącego Departamentu Wywiadu Wojskowego do Centralnego Komitetu
Robotniczego, pomijając zupełnie fakt, że CKR nie zajmował się sprawami zbierania informacji wojskowych w
zakresie problemu, o jakim mówił referat Piłsudskiego.

Dopiero w takiej postaci Filipowicz udostępnił Japończykom plan Piłsudskiego, który omawiano jako
"wewnętrzny" dokument partyjny PPS. Dokument ten został więc w zasadzie "spreparowany" w Londynie.
Opierał się na dostarczonej w tym celu instrukcji Piłsudskiego. Była to celowa mistyfikacja, która miała wykazać
możność uzyskania szerszego poparcia i wyraźnego zakotwiczenia w kierownictwie PPS planowanej służby
wywiadowczej dla Japończyków, traktowanej jako element walki politycznej przeciwko Rosji.

Wszystkie decyzje w tych kwestiach podejmowano w ścisłym gronie trzech osób. Piłsudskiego, Jodko-
Narkiewieza oraz Malinowskiego. Wychodzące od nich dyspozycje realizowali Filipowicz i, w ograniczonym
zakresie, Turski. Oprócz tego o sprawie "wieczorowej" poinformowani zostali Jędrzejowski i Wojciechowski, a
później także Wasilewski. Wszyscy działali w konspiracji. Piłsudski nic potrzebował żadnego kolegialnego ciała,
w tym Centralnego Komitetu Robotniczego PPS, do porozumienia się z Japonią, zwłaszcza w fazie rozmów i
kontaktów ustalających podstawy ewentualnej współpracy. Poza tym projektowana służba informacyjna mogła
funkcjonować w zupełnym oderwaniu od struktury i organizacji partyjnej PPS, obejmując tylko kilka osób
bezpośrednio podporządkowanych Piłsudskiemu lub wskazanej przez niego osobie kontaktowej.

Warto zacytować ostateczną wersję referatu, która z pewnością zawiera w sobie podstawowe elementy
pierwotnej instrukcji Piłsudskiego do prowadzonych w Londynie rozmów z Japończykami, wraz z jej
modyfikacjami Filipowicza. Plan Piłsudskiego stał się przedmiotem dalszych pertraktacji polsko-japońskich.
Określał ściśle zamiary kierownictwa PPS budowania praktycznych podstaw wzajemnej współpracy. W innych
sprawach (budowa legionów, sabotaż i dywersja na tyłach armii rosyjskiej) takie dokumenty wówczas nie istniały.
Rozmowy na temat współpracy wywiadowczej stanowiły dominujący przedmiot współczesnych kontaktów z
Japończykami. Piłsudski i Jodko-Narkiewicz mieli nadzieję, że kontakty te obejmą również inne dziedziny, a
przede wszystkim przeniosą się na sferę stosunków politycznych.

Opracowany przez Piłsudskiego plan organizacji sieci wywiadowczej przeciwko Rosji, ujęty w końcowej redakcji
Filipowicza brzmiał następująco:

"Pewne odpowiedzi udzielone przez D[epartament] W[ywiadu] W[ojskowego] na pytania postawione przez
Centralny Komitet [Robotniczy] [Polskiej Partii Socjalistycznej] (28 III 1904).

Proszę odpowiedzieć na pytanie nr 3 jak następuje: a.) że nasz departament w swojej obecnej formie zajmując

61 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

się sprawami łączącymi się ściśle z terytorium Polski i Litwy bierze pod rozwagę, zgodnie z instrukcją, wszelkie
wydarzenia rozgrywające się poza tym terytorium tylko w takim przypadku, kiedy mają związek z liczebną siłą
wojska rozlokowanego w wojskowych okręgach Warszawy i Wilna; b.) obecna wojna zaowocowała nieznacznym
zmniejszeniem liczby żołnierzy, którego rozmiary nie są jeszcze znane; skutkiem są też dwie inne rzeczy,
których nie można przedstawić za pomocą liczb, mianowicie: osłabienie poczucia jedności między żołnierzami i
lekki wzrost nastrojów opozycyjnych wśród oficerów; c.) wszystkie nasze informacje nie mają znaczenia dla
Japonii - o ile oczywiście Japonia nie interesuje się wydarzeniami w Polsce i na Litwie - i wątpliwe jest, żeby
opublikowanie tych danych zaszkodziło Rosji pod względem militarnym; d.) jeśli chodzi o dane mające wartość
dla obu stron prowadzących wojnę, mogą trafić w nasze ręce tylko przypadkowo; pod tym względem aktywność
Departamentu Wywiadu Wojskowego w jej obecnej formie trudno uważać za systematyczną i skuteczną.

W nawiązaniu do punktu nr 5 chciałbym podać plan i budżet specjalnej agentury obserwującej ruchy armii
rosyjskiej poza terytorium Rosji, będącym już pod obserwacją. Muszę tu zwrócić uwagę, że choć D[epartament]
W[ywiadu] W[ojskowego] musi oprzeć plan na założeniu, że finansowe środki są nieograniczone, jednak byliśmy
zmuszeni do ograniczenia terytorium, które ma pozostać pod obserwacją, do części imperium rosyjskiego
sięgającej do jeziora Bajkał; było to konieczne, ponieważ wszystkie dane napływające ze wschodniej Syberii
pozwalają przypuszczać, że stała i systematyczna obserwacja nie może być rozszerzona dalej na wschód.

Biorąc pod uwagę znaczenie kolei syberyjskiej dla transportu, musimy przede wszystkim przyjrzeć się
przerwaniu linii nad jeziorem Bajkał. Rząd usiłuje obecnie ukończyć linię kolejową i wypełnić lukę. Kiedy zadanie
to zostanie zakończone, zmienią się możliwości transportowe kolei i stąd przeciwnik Rosji powinien szczególnie
pilnie obserwować lukę niedaleko Bajkału, aby nie przeoczyć tych zmian.

Linia syberyjska budowana była bardzo długo i w różnych okresach, stąd poszczególne odcinki mają różną
wydajność. Najsłabsze partie linii bardzo szybko odczują wzmożony ruch i to zmusi rząd do
zorganizowania specjalnych składnic kolejowych dla przewożonych ludzi i sprzętu wojskowego. Taka składnica
powinna już być zbudowana w Irkucku - gdzie zaczyna się słabszy odcinek linii - i takie wojskowe składy będą
zakładane na innych odcinkach, jeżeli wojna potrwa nadal.

Wracając do obserwacji ruchów wojsk przemieszczających się w stronę Mandżurii, koniecznie trzeba
nadmienić, że kolej syberyjska stanowi doskonały przedmiot obserwacji. Osoba dokonująca obserwacji, jeżeli
inne warunki są zapewnione, nie popełni błędu, gdyż każdy żołnierz przewożony pociągiem bez wątpienia ma
zadanie wzmocnić armię w Mandżurii. A ponieważ linia z Tajgi do Irkucka (1502 wiorsty) jest jedyną linią
biegnącą w tym kierunku, uważna obserwacja linii wyklucza możliwość, że cokolwiek zmierzającego na wschód
umknie uwadze osoby obserwującej. Dla jak najskuteczniejszej kontroli nad linią kolejową trzeba ustalić
punkty obserwacyjne w najsłabszych miejscach linii, na przykład tam, gdzie znajdują się składnice wojskowe lub
w ich pobliżu.

Przyjąwszy, że tak się stanie, trzeba jeszcze zapewnić sposób kontaktowania się naszych agentów z naszym
biurem, zbierającym i opracowującym wszystkie dane. Korzystanie z poczty jest niemożliwe, trzeba będzie mieć
dwóch kurierów stale kursujących między Irkuckiem a Warszawą; pożądane by było, gdyby kurierzy ci posiadali
pewną wiedzę techniczną na temat kolei, co ułatwi im obserwację ogólnego stanu kolei oraz specjalnych działań
podejmowanych przez władze w celu zwiększenia jej wydajności. Do dyspozycji powinien być stale trzeci kurier -
do zadań specjalnych i wyjątkowych sytuacji.

Powyższe uwagi stanowią podstawę planu nadzorowania kolei syberyjskiej i ruchów wojsk wzdłuż linii kolejowej.
W związku z tym, naszym zdaniem, organizacja obserwująca kolej powinna składać się z:

1.) punktu obserwacyjnego w Irkucku, obsługiwanego przez dwóch ludzi, z których jeden będzie miał techniczną
wiedzę na temat kolejnictwa, co pozwoli właściwie ocenić prace wykonywane na odcinku linii wokół jeziora
Bajkał;

2.) co najmniej dwa punkty obserwacyjne na linii Tajga - Irkuck w słabszych miejscach linii;

3.) trzech posłańców, z których dwóch powinno znać kolej.

Założywszy, że absolutnie poprawna obserwacja kolei może być niemożliwa ze względu na trudności z
wysłaniem agentów do wszystkich miejsc na linii oraz surowy nadzór władz, konieczne dla realizacji powyższego
planu nadzoru będzie powiększenie naszej organizacji o dodatkowe agentury w zachodniej części linii, których
obserwacje uzupełnią informacje zebrane na wschodzie.

Najważniejsze takie miejsca to Tomsk na linii Tajga - [Niżnyj] Nowgorod. W Tomsku mieszczą się biura i dyrekcja
kolei syberyjskiej, gdzie skupiają się wszystkie informacje dotyczące stanu kolei i transportu żołnierzy.
Jednocześnie Tomsk jest dużo bliżej Warszawy (1 500 wiorst bliżej niż Irkuck), dzięki czemu wieści będą

62 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

napływać w krótszym czasie.

Inne punkty na zachodzie to:

1.) Samara usytuowana w bezpośrednim sąsiedztwie wielkiego mostu kolejowego na Wołdze, będącego
jedynym połączeniem między kolejami europejskimi i azjatyckimi; są biura linii Syzrań - Czelabińsk
(oficjalnie nazywanej linią Samara - Złotoust);

2.) Perm, będący stacją końcową europejskiego szlaku wodnego (Wołga - Kama) i początkiem linii Perm -
Jekaterynburg - Czelabińsk, z główną linią syberyjską; tutaj mieszczą się główne biura dwóch linii, które mają
pierwszorzędne znaczenie dla transportu na wschód, gdyż są to jedyne dwie linie łączące Rosję europejską i
azjatycką; pierwsza z tych linii stanowi nieprzerwaną całość, więc ma większe znaczenie niż druga.

Przechodząc do zorganizowania działalności w samej Europie, warto zaznaczyć, że - jak to już zostało
powiedziane - obecna organizacja D[epartamentu] W[ywiadu] W[ojskowego] nie ma na celu zajmowania
się informacjami dotyczącymi wschodu ani weryfikowaniem tych, czasem interesujących wiadomości, które
dostajemy. Żeby rozszerzyć działalność, uporządkować wszystkie otrzymane informacje i wykorzystać je w
celach wymienionych na początku, uważamy za konieczne;

a.) wyznaczyć agenta w St. Petersburgu znającego się na zagadnieniach związanych z flotą i marynarką
wojenną, który zbierałby wszelkie informacje dotyczące morskich operacji Rosji;

b.) wyznaczyć takiego agenta w Rydze lub Libawie;

c.) zaangażować dwóch agentów, których funkcja polegałaby na zbieraniu i weryfikacji wiadomości dotyczących
ruchów wojsk na wschodzie, które nadchodziłyby od agentów w St. Petersburgu i Rydze (Libawa), jak również ze
znanych źródeł na wschodnich terenach Rosji europejskiej;

d.) wyznaczyć kogoś do czytania jak największej liczby rosyjskich prowincjonalnych gazet, w których ciągle
pojawiają się informacje dotyczące lokalnie stacjonujących wojsk;

e.) ponieważ napływające informacje będą wymagały krytycznego opracowania i pracy ekspertów, konieczne
będzie wyznaczenie jednego pracownika D[epartamentu] W[ywiadu] W[ojskowego] do zajęcia się tą dziedziną.

Rozważywszy wszystkie powyższe fakty i wnioski, przedstawiamy następujący schemat działania, przyjętego dla
wyżej wymienionego celu:

63 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Do powyższych bieżących wydatków koniecznie trzeba będzie dodać średnio 2 000 rubli miesięcznie na
łapówki, rozrywki, prezenty etc.

Wobec tego na rozpoczęcie powyższej działalności trzeba mieć kwotę 8 000 rubli, a potem miesięczne koszty
wyniosą 6 434 ruble.

W nawiązaniu do punktu 6 chciałbym przedstawić plan i budżet specjalnej komórki obserwującej ruchy wojsk
rosyjskich poza terytorium znajdującym się pod nadzorem, ale w granicach europejskiej części Rosji. Muszę
nadmienić, że podany został podobny plan dotyczący Syberii. Pomijam wyliczanie przyczyn, skłaniających do
przyjęcia przez departament takiej linii postępowania. Muszę stwierdzić jednocześnie, że dane dotyczące
ruchów wojsk w Europie nie mają wielkiej wartości, jak długo sytuacja transportu linią syberyjską nie jest mniej
więcej znana. W związku z powyższym tymczasowe badania nad koleją syberyjską uważane są za jedno z
niezbędnych wstępnych zadań.

Po zbadaniu kolei syberyjskiej konieczne będzie ustalenie punktów obserwacji w dwóch miastach - Samarze i
Permie; jeśli w tym drugim będą trudności, to należy umieścić agenta w Niżnym Nowgorodzie, gdzie będzie miał
pod obserwacją połączenie kolei i szlaku wodnego Wołga - Perm - Tiumeń - Tomsk - Tajga; albo może jeszcze
lepiej byłoby umieścić takiego agenta w Kazaniu, gdyż rozsądne wydaje się przypuszczenie, że transporty ludzi i
sprzętu z północnych prowincji, które nie muszą przechodzić przez Kazań, zostały już wysłane.

Punkty kontrolne i pomocnicze dla wymienionych wyżej punktów głównych powinny być ustalone w Penzie,
pierwszej stacji węzłowej na trasie Syzrań - Wiaźma, oraz w Razajewce na linii Moskwa - Kazań,
gdyż Razajewka jest stacją węzłową linii głównej i bocznej linii, prowadzącej z Syzrania nad Wołgą.

Dla zapewnienia komunikacji między tymi czterema punktami i Warszawą wystarczy dwóch kurierów. W tym
przypadku nie jest konieczne, aby posiadali wiedzę techniczną, jak kurierzy potrzebni przy linii syberyjskiej.

64 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Punkty 6, 7, 8, 9 i 10 poprzedniego planu powinny być tutaj w pełni wykorzystane.

W świetle tego, co zostało powiedziane, budżet podany w punkcie piątym powinien zostać zmniejszony o
pozycje 1, 2, 3. Pozycja 4 powinna być zredukowana o połowę w związku ze zmniejszonymi kosztami podróży i
możliwością zaangażowania kurierów bez specjalnej wiedzy technicznej.

Dwa nowe punkty (Penza i Razajewka) będą kosztować 400 rubli miesięcznie, więc oszczędności w porównaniu
z poprzednim planem wyniosą 1 542 ruble miesięcznie.

Wobec tego budżet wyniesie:

Badanie kolei syberyjskiej plus koszty działalności - 8 000 rubli. Miesięczne wydatki - 2 892 ruble, co po dodaniu
wydatków ekstra, wynoszących 500 rubli miesięcznie, da 4 392 ruble".

Japończykom zależało na współpracy wywiadowczej z Polakami, ale unikali wchodzenia w kwestie


współdziałania politycznego, oczekując w tym względzie instrukcji z Tokio. Nowa sieć agenturalna w Rosji mogła
oddać niezwykle cenne usługi. Dokładnie nie wiadomo, kiedy Hayashi i Utsunomiya otrzymali przetłumaczony
przez Filipowicza elaborat Piłsudskiego. Nastąpiło to w końcu kwietnia lub w pierwszych dniach maja 1904 r. Z
jego założeniami zapoznali się najpóźniej podczas pierwszego spotkania Filipowicza z ppłk. Utsunomiya.
Hayashi polecił więc swojemu attache wojskowemu nawiązanie bezpośredniego kontaktu z przedstawicielem
PPS w Londynie. Skierował 4 kwietnia na wskazany uprzednio przez Jodkę-Narkiewicza adres kontaktowy na
67 Colworth Road następującą prośbę: "Jeżeli nie zrobię Panu kłopotu, poproszę Pana, aby skontaktował się
Pan z panem Utsunomiya, pod adresem 33 Duke Street, St. James, między [godziną] 11 a 12, albo 6, albo 7
tego miesiąca". Malinowski wydelegował na spotkanie Filipowicza. Rozmowa odbyła się 6 kwietnia.

Filipowicz zdał Malinowskiemu i Turskiemu szczegółową relację ze spotkania i jeszcze tego samego dnia
napisał do Jodki-Narkiewicza. "Widziałem się dzisiaj z przyjacielem 'Wieczora' [tj. Tadasu Hayashi, tzn. z Taro
Utsunomiya - R. Ś.]. Rozpoczął sam od tego, że wkrótce gotów będzie okazać wyraźnie swoją łaskawość -
nothing very serious, choć to ostatnie również w swoim czasie. To 'nothing very serious' oznaczył na jakie 3-4
tysiące tutejszych [tzn. funtów szterlingów], bez wyraźnego terminu, lecz 'wkrótce'. Kładłem nacisk na pośpiech i
podniesienie [wymienionej kwoty] w dwójnasób. 'I shall try to do my best' - brzmiała odpowiedź".

Przedstawiciel japoński był przekonany, że "sprawa zaciągnie się" - jak relacjonował Malinowski - i wzajemne
kontakty rozwiną się. Ważnym czynnikiem stawała się tutaj współpraca wywiadowcza. Utsunomiya zaznaczył
przy tym, że "interes" ten "jest nowym interesem, który należy traktować osobno. Jeśli tak - dodawał Malinowski
od siebie - to bardzo pięknie. Chociaż można tu przypuszczać, że interes, w części zaniechany, został właśnie
podjęty dla nowego".

Toteż Filipowicz oceniał, że "interes" nabrał wreszcie "poważnego charakteru". Z jego dalszej relacji
jednoznacznie wynika, że Utsunomiya znał treść referatu Piłsudskiego o organizacji sieci wywiadowczej w Rosji.
Odnosił się do przedstawionego schematu służby informacyjnej. Proponował ustanowienie w punktach: "I [punkt
obserwacyjny w Irkucku], II [dwa punkty obserwacyjne na linii syberyjskiej], III [punkt obserwacyjny w Tomsku]
ekspertów, najlepiej IV [poczta], którzy specjalnie stale pisaliby o V [punkty w Samarze i Permie], VI [punkt w
Petersburgu]. Każdemu z nich, co miesiąc, [także] VII [punkt w Libawie lub Rydze] - 30 f[untów szterlinów]".
Filipowicz obiecał udzielić odpowiedź w ciągu dwóch tygodni. "Odpowiedź na nowe żądania - dodawał od siebie i
Malinowskiego - proponujemy taką: Utworzenie całej takiej organizacji wchodzi w nasze plany dla n a s z e g o
[podkreśl. w oryginale - R. Ś.] użytku. Specjalnie dla nich czegoś podobnego robić nie będziemy. Lecz jeśli dadzą
to, co proponują - all right, będziemy pisywać z miejsc żądanych [...], załatwiając wszelkie sprawy odszkodowań
itp. na własną rękę". Do służby informacyjnej powinny być również włączone punkty VIII (czytanie gazet) i IX
(agenci zbierający informacje z punktów obserwacyjnych) projektowanej organizacji wywiadowczej. Do dalszych
kontaktów ustalono pseudonimy. Filipowicz miał występować jako "Karski", a Utsunomiya przyjął pseudonim
"Kamegawa".

Malinowski i Turski z zadowoleniem przyjęli rezultaty rozmów Filipowicza. wyczuwając istotny "zwrot w
interesach" i przełom we wzajemnych kontaktach. Przypuszczali, że Japończycy rozmawiali w tej sprawie z
Anglikami, "a ci utworzyli im na nasz interes kredyt" - notował Malinowski na drugi dzień po spotkaniu. W ogóle
cala rozmowa wskazywała na to, "że interes wcale nie należy uważać za zlikwidowany, a przeciwnie".

W tym samym czasie zapadła też decyzja o politycznym zbliżeniu do rosyjskich partii rewolucyjnych, ale na
zasadach partnerskich, odrzucając możliwość dominacji obcych grup. "Rosjanom powinniśmy pomagać -
podkreślał Malinowski w liście z 7 IV 1904 r. do Bolesława Limanowskiego - ale oni nam również. Przy tym
pomoc winna być udzielaną przez partię partii, a nie pojedynczym jednostkom; w ostatnim wypadku jest to
osobista usługa, w pierwszym - pociąga za sobą realną korzyść partyjną. Staramy się obecnie zbliżyć z partiami

65 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

rosyjskimi całkiem realnie, nie możemy więc popierać jednostki, być może przez nich uważane za warcholskie".
Wacław Studnicki na polecenie Jodki-Narkiewicza nawiązał w Paryżu łączność z działaczem gruzińskim,
Gieorgijem Diekanozim (Diekanoziszwili). Kontakt ten przekazał następnie attache wojskowemu w Paryżu,
Hisamatsu, z którym spotykał się od czasu do czasu. Komunikował się również z posłem Motono, aby ze swej
strony zorientować go w aktualnej sytuacji Rosji. "Panie Ministrze - pisał 7 IV 1904 r. - Mam zaszczyt przesłać
Panu kilka broszur, które podają trochę informacji o ruchu rewolucyjnym w Polsce, która jest w przededniu
powstania. Rosja nie jest tak silna, jak się myśli w Europie. Jest wyczerpana okresowymi klęskami głodu i
zapewniam Pana, że wojna dla Rosji będzie katastrofą". Studnicki nawiązał również znajomość z Akashi, ale
początkowo kontakt ten nie miał poważniejszego charakteru. Akashi zaangażował do tłumaczenia na język
francuski wypisów z prasy rosyjskiej weterana powstania polskiego 1863 roku, Teodora Szrettera, który
zapewne miał mu ułatwić dostęp do środowisk polskich w Paryżu. Ponieważ Szretter nie znał dobrze języka
francuskiego, poprosił o pomoc Studnickiego. Studnicki napisał o tym do Londynu, ale nie zdawał wtedy sobie
sprawy z roli, jaką odgrywał Akashi w organizowaniu dywersji rewolucyjnej przeciwko Rosji.

Na razie kontakty przedstawicieli Piłsudskiego z delegatami japońskimi w Londynie ograniczały się do rozmów o
podjęciu przez PPS "służby informacyjnej". Jodko-Narkiewicz akceptował taki obrót sprawy, gdyż
najważniejszym zagadnieniem pozostawało podtrzymanie łączności z Japończykami, dającej w perspektywie
możliwość zdobycia środków finansowych na działalność polityczną PPS.

Kwestia legionów cały czas odgrywała rolę argumentu politycznego i przetargowego w pertraktacjach z
Japończykami, który pozwalał zachować twarz w trudnej sytuacji, wymagającej zajęcia jakiegoś stanowiska
zgodnego z przekonaniami ideowymi i głoszonymi zasadami. "Pierwsza odmowna odpowiedź W[aszej]
Exc[elencji] - pisał w związku z tym Jodko-Narkiewiez 12 IV 1904 r. do Hayashi - bardzo przykre na nas wywarła
wrażenie. Obawiamy się, że rząd W[aszej] Exc[elencjil nie docenia korzyści, jakie mogłyby wyniknąć dla niego
ze wzmożenia się ruchu rewolucyjnego w Polsce. Tymczasem, gdybyśmy mogli wezwać cały ogół polski do
tworzenia legionów, bez obawy późniejszej kompromitacji, która by nastąpiła, gdyby rząd japoński nie dozwolił im
wylądować na terenie wojny, to podnieślibyśmy napięcie rewolucyjne w naszym kraju w stopniu niesłychanym.
Ten wzgląd, a obok tego realne korzyści, które taki legion przyniósłby na teatrze wojny, oraz wywołana przezeń
dezercja, powinny by przemawiać za naszą propozycją. Samo zaś wydanie odezwy do Polaków w armii
rosyjskiej, bez legionu polskiego, nie uważamy za celowe. Z drugiego listu dowiaduję się, że sprawy legionów nie
należy uważać za odrzuconą ostatecznie. Jeżeli tak jest, w takim razie proszę W[aszą] Exc[elencję] o jak
najenergiczniejsze poparcie naszej propozycji i udzielenie nam, przez p[ana] 'K[arskiego]' [Tytusa Filipowicza]
odpowiedzi w jak najbliższym czasie. Od rozstrzygnięcia tej sprawy zależy w znacznym stopniu powodzenie
wszelkiej akcji, jaką byśmy podjęli na Waszą korzyść". W odpowiedzi dla posła japońskiego Jodko-
Narkiewicz traktował legiony jako ważny czynnik rozbudzenia nastrojów rewolucyjnych na ziemiach polskich. Dla
osiągnięcia tych zamierzeń Japończycy nie potrzebowali legionów, za którymi szły szersze zobowiązania
polityczne. Rozumowanie Jodki-Narkiewicza stanowiło później ważną przesłanką do określenia kierunku i
zakresu dalszych uzgodnień. Wskazane cele można było bowiem osiągnąć przez wsparcie od wewnątrz ruchu
rewolucyjnego na ziemiach polskich. Charakterystyczne, że w instrukcji dla Malinowskiego, załączonej do
odpowiedzi dla posła Hayashi, nic Jodko-Narkiewicz nie wspominał o taktyce rozgrywania sprawy legionów,
traktując wyłącznie o kwestiach praktycznych dalszych rozmów.

W liście do Hayashi przekazał jeszcze swoje uwagi na temat współpracy wywiadowczej. "Co do propozycji
osadzenia ludzi w pewnych punktach [obserwacyjnych - R. Ś.] - pisał - to w zasadzie nic nie mamy
przeciwko temu i możemy wykonać to w każdej chwili, gdyż ludzi chętnych i mających stosunki nam nie brak. Ale
1.) chcielibyśmy, by nasz wzajemny stosunek nie ograniczył się do udzielania W[aszej] Exc[elencji] pewnych
wiadomości, ale polegał na porozumieniu i co do innych punktów (współpracy], które, jak nam się zdaje, leżą
zarówno w naszym, jak i w Waszym interesie; 2.) sprawa ta musi być omówiona osobiście, gdy zatem W[asza]
Exc[elencja] będzie mogła przystąpić do jej praktycznego rozwiązania, proszę o tym zawiadomić p[ana]
'K[arskiego]' [Tytusa Filipowicza], by ktoś z nas tu obecnych mógł natychmiast pojechać dla omówienia
szczegółów". Jodko-Narkiewicz chciał w ten sposób zachęcić przedstawiciela japońskiego do większego
zbliżenia. Instrukcja dla Malinowskiego wyjaśniała dodatkowo, że chodziłoby o uniknięcie wrażenia
jednostronności podejmowanych działań, tylko w zakresie "dostarczania wiadomości". O innych sprawach miał
rozmawiać bezpośrednio Filipowicz. "Co do 25 52 93 84 72 92 56 41 56 72 71 [tzn. demolition, czyli demolacji] -
podkreślał przy tym Jodko-Narkiewicz - to wobec niechęci wchodzenia w bliskie stosunki, możemy wykonywać
tylko na terenie naszej właściwej roboty, tj. w Polsce i na Litwie".

Zastrzeżenia Jodki-Narkiewicza podzielał Filipowicz. "Co do 25 51 94 89 72 92 56 41 56 72 71 [tzn. demolition -


R. Ś.] - dodawał Malinowski w liście z 14 IV 1904 r. - to nie możemy, moim zdaniem, przy obecnej
fazie [stosunków] określić wymagań, w każdym razie nie na naszym terenie", a "robienie czegoś podobnego już
obecnie, przeczy wprost naszym interesom. Było to jasno powiedziane ustnie, on tu przyznał zupełną słuszność
i wcale tym się nie zmartwił, bo widocznie nie przywiązuje temu większego znaczenia. Nada temu większe
znaczenie, gdy to będzie się odbywało dalej, przynajmniej tak należy wnioskować". Natomiast niezwłocznie

66 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

należało przystąpić do służby informacyjnej, zaczynając od wskazanych punktów obserwacyjnych, na co


Hayashi chciał przeznaczyć pierwsze kwoty, ale w tej sprawie oczekiwał wyraźnego zajęcia stanowiska przez
Jodkę-Narkiewicza.

Japończykom chodziło również o nawiązanie przez PPS ściślejszych stosunków z "krajami północnymi", w tym
przede wszystkim z Finlandią. Zajmował się tym Jodko-Narkiewicz. "Co do 2 krajów północnych - zapisał w
cytowanej wyżej instrukcji dla Malinowskiego - to już zrobiliśmy kroki w tym kierunku, choć dużo nie możemy
sobie z tego obiecywać, ale w każdym razie może to, że będziemy wiedzieli, jakie tam istnieją zamiary. Zaś kroki
te będą polegały (to nie dla nich [czyli Japończyków - R. Ś.] w staraniu się nawiązania stosunków z 84 53 56 71
92 81 94 25 [tzn. Finland, czyli z Finlandią]. Ale i tu należy rozmówić się dokładnie, o co 'wieczorowi' [tzn. Tadasu
Hayashi] idzie, co mogłoby być uskutecznione przy [planowanej] rozmowie 'Ulrycha' [tj. Witolda Jodki-
Narkiewicza] o posyłaniu wiadomości".

Jodko-Narkiewicz i Piłsudski dążyli do uzyskania pomocy finansowej od Japonii, najlepiej na warunkach


ogólnego porozumienia, które prowadziłoby do sojuszu politycznego z PPS. Dlatego Jodko-Narkiewicz obruszał
się na Hayashi, kiedy ten proponował drobne kwoty na konkretne cele. "Dopiero teraz przyjechał facet i oddał mi
list 'Lintona' [tj. list Tadasu Hayashi z 1 IV 1904 r. - R. Ś.]" - pisał Jodko-Narkiewicz 15 IV 1904 r. do
Malinowskiego. Szkoda tylko - dodawał - "że 'Karski' [Tytus Filipowicz] przy widzeniu [się] nie wytłumaczył, że tu
nie może iść o pieniądze", jednak "przy pierwszej sposobności można będzie zakomunikować, że posyłamy
drugiego faceta, nie żądając oczywiście żadnej monety". Zresztą- dodawał 17 IV 1904 r. - "możemy zawsze
wysłać drugiego faceta, ale przecież, do diabła, nie będziemy płatnymi agentami, narażającymi skórę faceta za
100 Ł. Gdy w ogóle będą przyjacielskie stosunki, to all right, ale i wtedy nie za zapłatę od 'job'u' [tzn. pracy - R.
Ś.]". Jodko-Narkiewiczowi zależało teraz na ustaleniu zasad udzielenia pomocy materialnej i technicznej dla
PPS. Sprzeciwiał się więc rozliczaniu jednostkowych przedsięwzięć bez podstawowego porozumienia w tym
względzie z Japonią. Chodziło o to, aby realizacja uzgodnionych działań wynikała z szerszej umowy, a nie
wiązała się tylko z bezpośrednio podejmowanymi akcjami wywiadowczymi, dywersyjnymi czy sabotażowymi.
Japończycy mogliby wspomagać PPS, która w drodze rewanżu realizowałaby postawione przez nich zadania.
Wszystkie zabiegi prowadziły do osiągnięcia głównego celu, mianowicie uzyskania możliwie największej pomocy
japońskiej, która w efekcie umożliwiłaby w praktyce rozwój reprezentowanego przez PPS niepodległościowego
ruchu rewolucyjnego. Z drugiej strony kwestia uzyskania pomocy japońskiej ciągle jeszcze pozostawała otwarta,
brakowało decyzji rządowych w Tokio.

Wydawało się, że każdy krok w tym kierunku przybliżał akceptujące stanowisko japońskie. Wiele zależało od
czytelności wzajemnych intencji i prawidłowego funkcjonowania łączności. "Przede wszystkim musimy zrobić
porządek z porozumiewaniem się z 'wieczorem' (tj. Tadasu Hayashi - R. Ś.] - apelował Jodko-Narkiewicz 17 IV
1904 r. do Malinowskiego - inaczej sprawa będzie się diablo przewlekać i ostatecznie może wcale mądrzej nie
będzie załatwiona, niż gdyby to się stało od razu. Proszę Was zatem, na przyszłość moje odpowiedzi posyłajcie
wprost do 'Lintona' [Tadasu Hayashi], gdy zaś uważacie to za stosowne, dodawajcie Wasz komentarz
objaśniający. Tylko w wypadkach rzeczywiście ważnych zmieniajcie tekst. Proszę Was też, wyraźnie
zaznaczajcie, że list ten pochodzi z kraju i oddzielajcie Wasz komentarz od mego listu". O wszystkim
informowano na bieżąco Piłsudskiego. Ze względów konspiracyjnych kontakt listowny utrzymywano z nim za
pośrednictwem Jodki-Narkiewicza.

Niezwykle ważnym zagadnieniem stało się poderwanie organizacji partyjnej do nowych zadań oraz wzmożenie
aktywności politycznej szerokich rzesz społeczeństwa w Królestwie Polskim. Stanowisko programowe PPS
wobec wojny japońsko-rosyjskiej formułował artykuł Nasza taktyka zamieszczony w "Przedświcie". Stwierdzano
w nim: "My własnymi swymi siłami nie możemy obalić systemu, panującego dzisiaj w Rosji. Najpotężniejsze i
najlepszym duchem ożywione demonstracje lub nawet bunty w Warszawie, Lodzi i innych miastach, choćby
poparte przez sporadyczne wybuchy na wsi, nie zmuszą do ustąpienia rządu despotycznego, nie dadzą Rosji
konstytucji". Należałoby liczyć się z tym, że władza w Rosji ulegnie osłabieniu po wojnie. Przy sprzyjających
okolicznościach mogłyby wtedy wystąpić w pełnym zakresie polskie dążenia wolnościowe, czyli "powstanie",
"mające na celu uzyskanie niepodległości". W każdym razie była to perspektywa odległa. "Powstanie zbrojne w
chwili dzisiejszej - stwierdzano - zależy od dwóch okoliczności: od nastroju ludu i od posiadania przezeń
środków, którymi walkę zbrojną prowadzić można. Otóż, jeżeli możemy przypuszczać, że pierwszy
warunek, dzięki wypadkom i naszej agitacji, w całej pełni się ziści, to co do drugiego, nie jesteśmy w stanie
przewidzieć chwili, kiedy będziemy gotowi. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że dziś powstać nie można tak, jak
w 1863 r., kiedy to, dopiero wyszedłszy w pole, zaczęto się oglądać za bronią". Partia powinna więc skupić się
na pracy przygotowawczej. "Przede wszystkim - zaznaczano dalej - pamiętać powinniśmy, że jeżeli żadne dane
nie pozwolą nam dziś [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.] pokusić się o uzyskanie niepodległości i, co za
tym idzie, już dziś przygotowywać powstanie, to nie mamy również żadnych powodów [do] twierdzenia, że w nie
bardzo dalekiej przyszłości nie będziemy mogli, nie będziemy musieli tego zrobić. Wystrzegajmy się zatem
wszelkiego gadania o niemożliwości powstania i zwalczajmy ostro prądy ugodowe, w jakąkolwiek szatę - czy

67 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

konserwatywną, czy socjalistyczną - one są obleczone. Zarazem przystosowujmy organizację naszą do tych
zadań, które kiedyś na nią spaść mogą. Nie zaniedbując jednocześnie naszej dotychczasowej propagandy
potrzeby niepodległości, na tym na razie ograniczmy nasz stosunek do kwestii powstania".

Niektórzy przedstawiciele partii liczyli się nawet z możliwością zapobieżenia żywiołowemu ruchowi. Nie podzielał
tych poglądów Malinowski, który najlepiej oddawał ówczesny stan nastrojów politycznych w Królestwie Polskim.
"Mylicie się moim zdaniem - pisał 18 IV 1904 r. do Kelles-Krauza - sądząc, że w kraju panuje tak silne
podniecenie umysłów, że może dojść do p o w a ż n i e j s z e g o [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] żywiołowego
wybuchu. Podniecenie jest, ale nie w tak silnym stopniu. To podniecenie umysłów będzie przechodzić
najrozmaitsze koleje: podnosić się, to znów opadać itd. W rezultacie pozostanie mniej więcej powszechne
mniemanie, że znowu Rosja nie jest tak potężnym wrogiem, jak to wszyscy (nie wyłączając znacznej części
naszych przywódców) sądziło. Naszym więc zadaniem jest przyczynić się do utrwalenia tego poglądu - będzie to
zdobyczą bez względu na rezultat wojny". Takie stanowisko odpowiadało w skrócie współczesnemu sposobowi
myślenia Piłsudskiego. Przywódca PPS martwił się brakiem odpowiednich ludzi do kierowania ruchem, aby
partia w ogóle nadążała za rozwojem wypadków.

Naprzeciw oczekiwaniom japońskim wychodziły starania o nawiązanie porozumienia z Finami. Jodko-Narkiewicz


szukał możliwości kontaktu z Zilliacusem. Fin nie tracił czasu. Przyjęte z Akashim założenia planu wzmożenia
opozycji antyrządowej w Rosji przedstawił dyplomatom japońskim w Londynie, Hayashiemu i Utsunomiya. Miał w
ten sposób wesprzeć zamierzenia Akashiego. Potrzebował pomocy japońskiej do sfinansowania
poszczególnych etapów planu i do zakupów potrzebnej do akcji zbrojnych broni dla objętych nim różnych partii
opozycyjnych. Fundusze te miały być przysyłane w ratach w miarę postępu realizacji wywrotowych
przedsięwzięć. Zakładano przy tym ukrycie przed grupami opozycyjnymi pochodzenia pieniędzy. Wewnętrzne
niepokoje i zamieszki przeszkodziłyby Rosji rzucić wszystkie siły militarne przeciwko Japonii. Hayashi i
Utsunomiya udzielili pełnego poparcia Zilliacusowi, który postanowił udać się zaraz do Paryża. Wierzył, że uda
mu się zwołać konferencję opozycjonistów i rewolucjonistów rosyjskich już w połowie maja. Wkrótce miał się
przekonać o niemożności szybkiego przezwyciężenia różnic dzielących poszczególne odłamy opozycji
rosyjskiej. Przyjęty w Sztokholmie i Londynie plan przedstawił Diekanoziemu, uzyskując jego pełną aprobatę.
Potem pojechał do Genewy i Stuttgartu, zyskując wsparcie eserowców oraz liberałów (Piotr Bierngardowicz
Struve). Z powrotem w Sztokholmie był na początku maja 1904 r.

Z Londynu do Paryża wyjechał także Turski. Zamierzał nawiązać łączność z rewolucjonistami rosyjskimi.
Udostępniono mu szyfry cyfrowe PPS, ale nie chciał z nich korzystać. W listach stosował szyfry znaczeniowe,
co sprawiało wszystkim wiele kłopotów przy ich odczytywaniu. Umówione wcześniej słowa albo całe zdania
otrzymały ukrytą treść, inną od ich dosłownego rozumienia. O prawdziwym znaczeniu stosowanych znaków w
korespondencji zwykle orientowali się tylko adresat i odbiorca przesyłanej wiadomości. Turski i Malinowski nie
umówili się wcześniej co do tych znaków. Rezultat był taki - notował później Malinowski - że było niezwykle
"trudno pewnego coś wywnioskować" z nich. Nie znamy pełnego klucza do odczytania listów Turskiego, ale
można się domyślać, o co w ogóle w nich chodziło.

"Druh Tkaczowa" otrzymał zadanie uzyskania pożyczki dla PPS ("interes węglany", "pieniężny interes"),
korzystając z pomocy rewolucjonistów rosyjskich ("moja siostra"), a także uzyskania za ich pośrednictwem
niezależnego od Londynu kontaktu z przedstawicielem japońskim, który pozostawał z nimi w łączności ("artysta
Didur", "przyjaciel" owej "siostry", "wydawca") i znał się dobrze z reprezentantem "wydawnictwa" (kryptonim
"Wieczoru") w Londynie ("przyjaciel Witolda", "znajomy W.", tj. Witolda Jodki-Narkiewicza). Pod pseudonimem
"wydawcy" (w Paryżu) występował z pewnością Akashi, a "przyjacielem" Jodki-Narkiewicza był Hayashi albo
Utsunomiya.

Akashi zaproponował Turskiemu spotkanie w Biarritz. Rozmowa odbyła się między 15 a 19 kwietnia 1904 r.
Otóż - donosił Turski w liście do Malinowskiego z 19 IV 1904 r. - "poznajomiłem się z nim, przepędziliśmy z nim
cały dzień, razem znaleźliśmy wspólnych znajomych [...]. Zna on dobrze przyjaciela [tj. Tadasu Hayashi albo Taro
Utsunomiya - R. Ś.] 'Witolda Mussyrskiego' [chodzi o Witolda Jodkę-Narkiewicza], któremu nawet, jak mogłem
zrozumieć. [...] w ciężkiej chwili dopomagał". Złożył Turskiemu specjalną ofertę, w której chodziło, jak można
przypuszczać, o rozwinięcie przez PPS ruchu strajkowego na ziemiach polskich w Rosji. Właściwą treść
oferty Turski kamuflował opisywaniem propozycji podjęcia się przez PPS opracowywania statystyki strajków w
Rosji (ze sprawdzeniem, "gdzie odbywają się takowe strajki" i zbadaniem "ich na miejscu"), pod pozorem pisania
książki o historii strajków. Wszelkie koszty z tym związane pokrywałby "wydawca", co w perspektywie dawało
możliwość uzyskania pomocy finansowej dla PPS. Wobec odmowy udzielenia pożyczki rosyjskiej Turski nalegał,
aby skorzystać z okazji i podjąć się zleconego zadania. Zwłaszcza, że "znajomy Witolda" w Londynie mógłby od
razu poprowadzić dalej całą sprawę, gdyż mógł dysponować odpowiednimi funduszami na ten cel, które
obejmowały zarówno finansowanie akcji zagranicznej, w ośrodkach emigracyjnych, jak i działalność na terenie
Rosji, przeznaczając tutaj największe środki (w proporcji 5 do 65). Z dużym prawdopodobieństwem można
przyjąć za Turskim, że Akashi dysponował wówczas w Londynie ogólną kwotą na cele ruchu rewolucyjnego w

68 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Rosji w wysokości 700 000 funtów szterlingów, z której pierwsza rata w wysokości 50 000 funtów szterlingów
mogła zostać natychmiastowo wypłacona. Pozostałą kwotą, 650 000 funtów szterlingów miał na razie
dysponować tylko Akashi.

W ten sposób zarysowały się dwie koncepcje wykorzystania przez Japonię polskiego ruchu rewolucyjnego
przeciwko Rosji: 1.) prowadzenia wywiadu za pośrednictwem specjalnie do tego celu stworzonej organizacji
PPS, co omawiał Utsunomiya w Londynie, oraz 2.) wywołania rebelii rewolucyjnej w zaborze rosyjskim i
wtopienia ruchu polskiego w szerszą akcję polityczną opozycji antycarskiej, organizującej masowe strajki i
wystąpienia ludności, z elementami walki zbrojnej, za czym optował Akashi. Powoli w tych planach japońskich
zaczęła przeważać druga tendencja, ale nie rezygnowano z możliwości wykorzystania Polaków do działań
wywiadowczo-dywersyjnych.

Zachowane dokumenty wskazują, że istniała wymiana informacji wywiadowczych między Japończykami a


Polakami, o co zabiegał Piłsudski w liście z 19 marca 1904 r. Informacje te przekazywał Utsunomiya, a
następnie "Kamegawa" podczas poufnych spotkań z Filipowiczem w Londynie. Dodawali od siebie instrukcje,
które zawierały zadania wywiadowcze dla organizacji PPS na terenie Rosji. Informacje i instrukcje otrzymane od
oficerów japońskich szyfrował Malinowski albo Filipowicz, a następnie przesyłano je pocztą do Jodki-
Narkiewicza.

Zasady współpracy informacyjnej omawiali 22 kwietnia Utsunomiya i Filipowicz. Malinowskiego nie było w tym
czasie w Londynie, wyjechał do Tuckton na kilkudniowy odpoczynek u Wojciechowskiego. "Drodzy - pisał zaraz
do Jodki-Narkiewicza - wracam z randki, jaką mi wyznaczono [...]. Jak poprzednio, widziałem się z przyjacielem
'wieczora' [tzn. Taro Utsunomiya - R. Ś.], do którego, jak to zaznaczył, przeszła cała sprawa".

Na wstępie rozmowy "Kamegawa" stwierdził, że "cała sprawa" kontaktu z PPS w Londynie przeszła "całkowicie"
w jego ręce. Poinformował, że napisał do Tokio o projekcie utworzenia legionów polskich. Spodziewał się
odpowiedzi w ciągu miesiąca. "W trakcie tego czasu - relacjonował później Filipowicz rozmowę z japońskim
oficerem dla Jodki-Narkiewicza - pojedzie na kontynent i w grodzie 'Luśni' [Kazimierza Kelles-Krauza, tzn. w
Wiedniu - R. Ś.], spotkamy się z Wami i jeszcze kimś z naszych, obgadałby sprawę organizacji [projektowanej
służby wywiadowczej] oraz wszelkie inne punkty. Jeśli by nie jechał - poprosi Was tutaj. Jednocześnie ze sprawą
l[egionów| pisał o upoważnienie do ofiarowania nam 94 72 71 51 44 37 29 10000 [tzn. money, 10 000 funtów
szterlingów]" *[W przybliżeniu wymieniona kwota 10 000 funtów szterlingów odpowiadała 100 000 rublom. albo
100 000 jenów. Według ogólnych obliczeń wartości nabywczej jena, suma ta odpowiada obecnie 500 000 000
jenów, albo 3 500 000 dolarów amerykańskich (1988)]. Wrócono potem do omawianej podczas poprzedniego
spotkania kwestii rozlokowania miejsc obserwacyjnych dla projektowanej agentury. "Co do obsadzenia punktów -
notował dalej Filipowicz wypowiedź Utsunomiya - to b[ardzo] pilnie prosi o wykonanie tego zaraz". Filipowicz
postawił warunki: "1.) że to, co da [Taro Utsunomiya] na to, pójdzie do rozporządzenia naszej specjalnej, dla nas
w tym samym zakresie poważnej, instytucji (jak pisał szczegółowiej poprzednio 'Władek' [Aleksander
Malinowski]; 2.) że w zamian on będzie udzielał takich samych nowin, o ile je skądinąd będzie miał i o ile tyczyć
się będą naszego podwórka; 3.) że zgadzając się, rozumiemy, że to jest jeden punkt z całego szeregu innych,
które dziś od razu tylko dlatego nie są rozstrzygane, że są daleko, nie wprost odeń zależne, lecz co do których
zgoda prędzej czy później nastąpi; 4.) że jeżeli taka zgoda nie nastąpi, możemy w każdej chwili wycofać się z
tego interesu". Utsunomiya przyjął te warunki z zastrzeżeniem, że: "jego decyzja może być nie potwierdzona
przez rodzinę [tzn. Sztab Generalny w Tokio] - w przyszłości". Jednocześnie wskazał, że w sprawne
legionów "możliwe są różne kombinacje", a "przynajmniej uznał za możliwe, to co proponowałem" - dodawał
Filipowicz od siebie - czyli tworzenie własnych oddziałów wojskowych, formalnie niezależnie od Japończyków.
Przedstawiciel japoński uważał, że w zasadzie nie uda się uzyskać zgody na tworzenie odrębnych polskich
formacji legionowych, ale będą patrzeć "przez palce" na "przedsiębiorstwo urządzone na własną rękę i własny
koszt, byle ostrożnie". Filipowicz wymógł na Japończyku natychmiastowe wysłanie depeszy do Tokio z
zapytaniem: "Czy zgoda co do l[egionów], jeśli nie, to czy zgoda na to samo, lecz na własną rękę?".

Japoński attache wojskowy zapytał jeszcze: "Pan pewnie zna [Romana] Dmowskiego?". Okazuje się -
komentował potem Filipowicz - że "n.d. [Narodowa Demokracja] (nie wiem, czy D[mowski], czy kto inny) była u
niego o to samo literalnie, co my". Podjęte rozmowy nie dały rezultatu, "więc - jak stwierdził 'Kamegawa' - 'jeden z
nich pojechał wprost do T[okio] i będzie tam już koło 25 bm.' ". Stąd Filipowicz wnioskował do Jodki-
Narkiewicza o podjęcie natychmiastowych działań. "Wobec tego, że D[mowski] & Co. może jednocześnie
prawie dostać analogiczne informacje [od Japończyków], koniecznym jest, w razie pomyślnej odpowiedzi,
piorunujący pośpiech" *[Roman Dmowski zamierzał udać się do Japonii, aby przeciwdziałać ewentualnym
planom japońskim wzniecenia powstania polskiego. W Sprawozdaniu z działalności Ligi Narodowej za rok
organizacyjny 1904/5 czytamy: "Wysłanie przedstawiciela Ligi (Narodowej) do Japonii miało na celu przede
wszystkim poinformowanie tamtejszych sfer rządowych o obecnym stanie kwestii polskiej i właściwym
położeniu rzeczy w Rosji oraz zabezpieczenie się z tamtej strony od prób wywołania ruchawki na naszym

69 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

gruncie".].

Umówiono się na kolejne spotkanie 26 kwietnia, aby "ofiarować to, na co James (Douglas) czeka [tzn.
pieniądze] - notował Filipowicz - w rozmiarach na trzy punkty". W tym miejscu nawiązano do przewidywanych
przez Piłsudskiego miesięcznych kosztów prowadzenia punktów informacyjnych w projektowanej sieci
wywiadowczej w Rosji (średni koszt utrzymania trzech punktów obserwacyjnych obliczano na około 1 200 rubli,
czyli około 120 funtów szterlingów).

Jednocześnie Utsunomiya "postawił czarno na białym szereg pytań, które w odpowiedniej numeracji 'Władek'
(Aleksander Malinowski) Wam wprost wyśle". Przekazał instrukcję zadaniową dla organizacji wywiadowczej
PPS (tzw. Military Intelligence Department), co Filipowicz odnotował jak następuje:

"Żądania od naszego 'biura wywiadowczego'.

I. 1.) Charków, 2.) Moskwa, 3.) Syb[eria] (na drodze żel[aznej]) - po jednym specjalnym agencie. Dostarczać
wszelkie dane o mobilizacji, ilości wojsk przechodzących [oraz] o czasie ich odjazdu.

3.) [sic!] Syberia. Ile pociągów idzie dziennie na linii syberyjskiej? Ilu ludzi w każdym? Jakie transporty idą
amunicji i żywności po tej drodze? Kiedy droga dookoła Bajkału będzie skończona? Gdy będzie - te same
pytania odpowiedzieć co do tej linii.

1. ) Char[ków]. Wiadomo, że teraz w Man[dżurii] są: 1, 2, 3 i 4-y korpusy. Wiadomo (poufnie), że 17 korpus
będzie wkrótce lub już jest zmobilizowany i ma iść w początkach maja [1904]. Następnie - podobno - ma iść
korpus 10, założony w Kursku (i Charkowie?) w lipcu [1903]. Dowiedzieć się dokładnie o składzie 10
korpusu, sprawdzić, czy ma iść i jeśli tak, kiedy idzie.

[II.] Inne wiad[omości] bardzo potrzebne:

[1.)] Czy Flota Bałtycka pójdzie na Wschód? Jeśli tak: kiedy? Którędy? Dokładny zapis i opis całej siły morskiej
na Bałtyku.

[2.)] Ile ludzi i armat poszło do Mandżurii w drugim półroczu 1903 (jeśli można - i w pierwszym) oraz przed wojną
w 1904 [roku]".

Umówione spotkanie potwierdził Utsunomiya w dniu 25 kwietnia, zapraszając Filipowicza do swojego mieszkania
przy 43 Jermyn Street. "Drogi Panie - pisał. - Przeprowadziłem się tutaj przedwczoraj. W tym samym dniu
wysłałem telegram, ale jeszcze nie otrzymałem odpowiedzi. Czekam na Pana jutro [26 IV 1904], między 11 a 12
rano. Twój oddany, "

Jodko-Narkiewicz sądził tymczasem, że sprawa zmierza do jakiegoś rozwiązania. Dzień przed wysłaniem
zaszyfrowanego raportu z Londynu upominał Malinowskiego: "Jeżeli tylko 'L[inton]' [Tadasu Hayashi] się
odezwie telegrafujcie, a zaraz wyślę 'Ulrycha' [tj. Witolda Jodkę-Narkiewicza, który ze względów konspiracyjnych
pisał w ten sposób o sobie - R. Ś.] do Was i biznes zostanie od razu załatwiony". Ciągle jednak miał wątpliwości,
czy jego instrukcje były właściwie rozumiane. "Nie wiem, czy daliście komentarz, i jaki, wobec tego, że 'Linton'
czekał tylko na moją odpowiedź. Jeżeli bowiem on gotów był dać 94 etc. [tj. 94 72 71 51 44 37 29 - tzn. money]
- pisał dalej - zaraz po otrzymaniu [mojej] odpowiedzi, to trzeba było dać stosowny komentarz. Ogromnie się
boję, że spaskudzicie sprawę przez te namyślanie się i zwlekanie".

Przekazane od Utsunomiya informacje i polecenia Malinowski po powrocie do Londynu zaszyfrował i wysłał 26


kwietnia do "Grzegorza". Odpowiedź dla Utsunomiya przygotował Piłsudski, zajmując się dyslokacją korpusów
rosyjskich na Syberii i w Mandżurii; zdezawuował informacje japońskie o rozlokowaniu w Mandżurii I, II, III i IV
korpusu armii rosyjskiej i opracował szczegółowe zestawienie dotyczące składu i rozmieszczenia X i XVII
korpusu.

W tym samym czasie, kiedy Malinowski szyfrował dla Jodki-Narkiewicza raport ze spotkania 22 kwietnia,
Filipowicz rozmawiał z "Kamegawą". Rezultaty rozmowy zawarł w jednym zdaniu: "To, co na dziś zostało
obiecane [tzn. 10 000 funtów szterlingów - R. Ś.], zostało spełnione" - pisał wieczorem 26 IV 1904 r., po
powrocie ze spotkania z oficerem japońskim. Trudno sobie wyobrazić, aby Utsunomiya wypłacił Filipowiczowi
całą kwotę. Chodziło o uruchomienie rachunku kredytowego na taką kwotę, którą mogli dysponować
przedstawiciele PPS w comiesięcznych ratach na prace informacyjne. Także Jodko-Narkiewicz nie musiał na
razie przyjeżdżać do Londynu. Poza tym Utsunomiya zgodził się na "obsadzenie 3 punktów" obserwacyjnych w
Rosji oraz "inne z tym związane z rzeczy" - uzupełniał Malinowski. Oficer japoński "nalegał i to gwałtownie" na
podjęcie służby informacyjnej przez PPS, "motywując tym, że obecnie są oni bez żadnych wiadomości w tym
zakresie; dawniej mieli [informacje] od rodaków 'Jana' [tj. Anglików], lecz od pewnego czasu odmówili [ich] (ma on

70 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

z tego źródła tylko mało i tylko 1161 44 43 8141 71 56 51 [tzn. prywatnie], ma także trochę 45 51 81 31 45 41
72 91 81 55 72 92 94 42 02 [tzn. ze Sztokholmu]). Wobec tego usilnie prosił, aby zrobić coś w tym zakresie,
zwłaszcza chodzi mu o gród, w którym się kształciłem [tj. w Charkowie] i o 25 45 56 51 31 56 22 41 44 [tzn.
dziesiąty, czyli 10 punkt planu organizacji służby wywiadowczej w Rosji o ewidencji zebranych danych] itd.".
Suma 10 000 funtów szterlingów była ogromną kwotą, przewyższającą wielokrotnie roczny budżet całej PPS.
Jednakże kwota ta nie mogła wystarczyć na rozwinięcie szerokiej działalności rewolucyjnej, w tym także
informacyjnej. "Wczoraj powiedział mu 'Kar[ski]' [Tytus Filipowicz] - relacjonował dalej Malinowski rozmowę z
Utsunomiya - aby nie spodziewali się wielkich rzeczy, bo to co zaszło z ich strony (25 45 56 51 43 56 52 [24] 25
45 56 51 31 56 22 41 93 75 [tzn. dziewięćdziesiąt Ł - czyli 90 Ł pierwszej raty miesięcznej na obsługę
agentury]) wczoraj jest niczym. Tłumaczył się, że tak jest, jak jest, dlatego tylko, że robi to sam na własną rękę, a
robi więcej, jak może, jednakże dopytywał się, kiedy on otrzyma [informacje od PPS]".

Jednocześnie Filipowicz odniósł się do otrzymanych od Turskiego wiadomości, których początkowo nie mógł
zrozumieć Jodko-Narkiewicz. Wątpliwości wyjaśnił Filipowicz, który pisał: " 'Przyjaciel Tkacz[owa]' [Michał
Kacper Turski] donosi, że jego przyjaciel 16 32 12 22 15 75 33 14 21 22 91 [tzn. pułkownik, tj. Motoijró Akashi -
R. Ś.] mieszkający w stronach jego żony [tzn. w Paryżu], gotów jest wszystko zrobić co potrzeba, by dać na
tę aferę prawie podwójną ilość tego, co ważyła dzisiejsza rozmowa [czyli prawie 20 000 funtów szterlingów)".
Wobec postępów rozmów w Londynie przekazał Turskiemu wiadomość, aby podtrzymywał swoją znajomość z
Akashi, ale bez dalszych skutków. "Na razie - uzasadniał - korzystać z dobrych chęci obywatela, który chce się
zająć zbieraniem danych statystycznych nie możemy".

Nowe plany i dalekie podróże

Wieczorem 26 kwietnia 1904 r. Utsunomiya otrzymał z Tokio depeszę w odpowiedzi na zgłoszone wcześniej
propozycje PPS. "Obecnie 'Kars[ki]' [Tytus Filipowicz] - donosił Malinowski 27 kwietnia -jest na randce".
Filipowicz szczegółowo przedstawił "Kamegawie" elaborat Piłsudskiego o organizacji wywiadu PPS przeciwko
Rosji. Utsunomiya poprosił o dostarczenie mu tłumaczenia referatu, co też niebawem Filipowicz uczynił.
Prawdopodobnie podczas spotkania w dniu 27 kwietnia oficer japoński poinformował Filipowicza o zaproszeniu
do Tokio przedstawicieli PPS dla przedstawienia stanowiska partii w kwestii współpracy z Japończykami.

Sytuacja uległa całkowitej przemianie. Zabiegi Filipowicza i Malinowskiego w Londynie o doprowadzenie do


porozumienia z Hayashi i Utsunomiya straciły przejściowo na znaczeniu, chociaż zapadły już wstępne decyzje o
podjęciu współpracy wywiadowczej przeciwko Rosji. Malinowski wysłał zaraz do Piłsudskiego list, informując o
zaproszeniu do Tokio i planowanym wcześniejszym spotkaniu w Wiedniu.

Piłsudski otrzymał te wiadomości 7 maja. Postanowił, że pojedzie do Tokio *[O motywach swej decyzji Józef
Piłsudski pisał później: "Mogłem był się zgodzić na wyjazd innych osób, lecz zdecydowałem jechać osobiście.
Uczyniłem to dlatego, iż nie mogłem nie przypuszczać, że najprawdopodobniejszą treścią tej rozmowy będzie
udzielanie informacji o charakterze wojskowym państwu japońskiemu i w tak drastycznej sprawie nie chciałem
nikomu dać pełnomocnictwa. [...] Zdecydowałem od razu, że zgodzić się mogę na zorganizowanie pracy
informacyjnej tylko w tym wypadku, jeśli Japonia zgodzi się na udzielenie mi pomocy technicznej w broni i
nabojach, gdyż nie przypuszczałem, aby wypadek tak wielki, jak wojna, toczona przez Rosję, mógł przejść bez
śladu dla państwa rosyjskiego i nie doprowadził nas, Polaków, do sytuacji, gdzie za pomocą siły dałaby się
osiągnąć znaczna poprawa w losach Polski". J. Piłsudski, Poprawki historyczne, s. 24-25.]. Sporządził
kosztorys wyjazdu dla dwóch osób, przewidując wydatkowanie na ten cel 158 funtów szterlingów. W tym czasie
dysponował tylko kwotą 20 Ł (około 200 rubli), które to pieniądze zostały po pierwszej racie japońskiej na prace
wywiadowcze PPS w Rosji. Stan kasy partyjnej był opłakany. "Tymczasem tutaj z monetą jest źle - pisał do
Londynu 10 V 1904 r. - aż strach. 'Bolek' [Bolesław Antoni Jędrzejowski] miał nieszczęście, że go okradli,
buchnęli mu około 100 rs. z kieszeni. Teraz nie wiem już, co robić, oddałem mu na urządzenie się resztę swojej
monety - na szczęście przyszły funty od was, jutro je otrzymamy [tzn. część przekazanej przez Taro Utsunomiya
pierwszej raty na cele organizacji wywiadowczej - R. Ś.], ale trudno będzie z tego wybrnąć". Kłopoty finansowe
miał również Jodko-Narkiewicz, który dopominał się, aby przesłać mu część pieniędzy japońskich. "Oto teraz
muszę jechać [do Królestwa Polskiego - R. Ś.] - pisał w liście z 7 V 1904 r. - a nie mam ani grosza i pojadę
prawdopodobnie z pieniędzmi do pierwszego miasta wystarczającymi". Wszystko to pokazuje skalę problemów
finansowych, z którymi cały czas borykało się kierownictwo partyjne PPS. Bardzo skromna dotacja japońska 90
Ł (około 900 rubli) stanowiła podstawę jego miesięcznego budżetu, który umożliwiał przeżycie tylko kilku
funkcjonariuszom partyjnym. Trudno sobie wyobrazić, aby przy takich środkach można było myśleć o szerszej
akcji rewolucyjnej, gdy potrzeby obliczano na dziesiątki tysięcy rubli miesięcznie. "Gdybym miał choć parę funtów
[szterlingów] od kogokolwiek - martwił się Piłsudski - to bym ułożył teraz parę raportów from our m[ilitary]
int[elligence] [department], ale nie mam nic, więc czekam". W tych warunkach nawet planowany wyjazd do
Wiednia stawał się problematyczny. "Napiszcie mi 'Karski' [Tytus Filipowicz] - prosił dalej -kiedy musimy jechać i
jak umówiliście się z tym diabłem 'wieczomym' [tj. Taro Utsunomiya] o randkę w W[iedniu], czy to przedtem

71 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

będziecie oczekiwali, że 'Jow[isz]' [Witold Jodko-Narkiewicz] wrócił, czy też, nie czekając na jego przyjazd, czy
zawiadomienie, będzie on w W[iedniu], bo w tym drugim wypadku musiałbym z 'Bolkiem' [Bolesław Antoni
Jędrzejowski] reprezentować partię".

Tego samego dnia, 10 maja, Utsunomiya wysłał Filipowiczowi zaproszenie na kolejne spotkanie. "Drogi Panie -
pisał - Dziękuję bardzo za tłumaczenie [tj. przetłumaczony na język angielski przez Tytusa Filipowicza referat
Józefa Piłsudskiego Certain answers given by the M[ilitary] I[ntelligence] D[epartment] to the questions put by
the Central Committe (28.3.[19]04) - R. Ś.], o które prosiłem. Chciałbym zobaczyć się z Panem 13-tego o
[godzinie] 10.30 rano, jeżeli to jest możliwe dla Pana, aby przyjechać tutaj [tj. na 48 Jermyn Street] i rozmawiać o
naszych sprawach". Spotkanie odbyło się jak zaplanowano. "Kamegawa" raz jeszcze podziękował za
tłumaczenie projektu organizacji służby wywiadowczej PPS w Rosji. "Pisaninę przyjął - notował po rozmowie
Filipowicz - o ile mogłem zorientować się, zaimponowała mu". Utsunomiya zakomunikował jednocześnie, że
przedstawiony schemat służby wywiadowczej ("cały interes") uważa "za strasznie kosztowny", czego jednak
sam nie mógł rozstrzygać bez porozumienia się ze swoimi władzami w Tokio. "W każdym razie w W[iedniu]
będzie tę sprawę omawiać" - dodawał Filipowicz. Japoński attache wyraził przy tym "pragnienie, by tam
spotkać się mógł z naczelnikiem d[epartamentu] [tzn. departamentu wywiadu wojskowego]; odparłem, że nie
wiem, czy to możliwe, lecz że w każdym razie będą ludzie, z którymi będzie mógł ten plan przedyskutować i
rozstrzygnąć stanowczo; to go zadowoliło. W W[iedniu] będzie 21, 22 i 23 bm. specjalnie po to, by się z naszymi
widzieć. W wiadomym miejscu trzeba się pytać...". Filipowicz wytarł dalej tekst z danymi osoby, z którą
przedstawiciele PPS mieliby się spotkać w Wiedniu. Następnego dnia informację tę podał Malinowski. "Naprzód
- pisał w liście do Piłsudskiego - wczorajsze cyfry: 22 61 01 13 81 [41] 44 81 01 33 61 93 [tzn. 'Kamegawa' -
czyli Taro Utsunomiya]". Przy okazji radził Piłsudskiemu: "Lepiej, abyś nie występował [podczas rozmów w
Wiedniu - R. Ś.] jako naczelnik tego wy[wiadowczego] departamentu, bo możesz się zblamować i to niedobrze
da się pogodzić z Twoją jazdą [do Tokio]".

Filipowicz pisał dalej w swym liście z 13 maja: "Weźcie to pod uwagę, że, oprócz innych rzeczy, koniecznym jest
obudzenie w facecie jeszcze większego zaufania ku nam, niż to, jakie dotychczas posiada; chodzi mu, czy
nie mamy pośród swoich ludzi jakichś ogólnie znanych imion, europejskich powag lub coś w tym rodzaju i gdyby
mu można coś w tym [względzie] pokazać, sprawiłoby to b[ardzo] dobry skutek. [...] Facet, jak widać, chodzi
po omacku i dla orientowania się w nowych dla niego stosunkach szuka dopiero jakichś ustrojników, znanych mu
z dotychczasowej światowej praktyki".

Utsunomiya nawiązał w końcu do podróży przedstawicieli PPS do Wiednia i Tokio. "Sprawę wyjazdu [do Tokio]
omawiałem dosyć detalicznie - relacjonował potem Filipowicz. - Ma spotkać tam o stopień wyższy od przyjaciela
[tj. ppłk. Taro Utsunomiya, tzn. tutaj w znaczeniu generała]; będą polecenia wszelkiego rodzaju, nie wyłączając
osobistych, które zapewnia znośny, cichy i tani pobyt (wobec czego suma wymieniona przez Was jest
stanowczo za wysoka o 1 [Ł] [sic!]). Tutaj [tj. w Londynie, przed wyjazdem] prawdopodobnie będziecie się musieli
widzieć z przyjacielem [Taro Utsunomiya], co weźcie pod uwagę, jeśli wybierzecie się do W[iednia]. Oczywiście
wyjechać [do Tokio] możnaby nie wcześniej, niż otrzymawszy tutaj [tj. w Londynie] co się należy [tzn. 90 funtów
szterlingów, jako kolejną miesięczną ratę na prace informacyjne]. Ja tutaj prawdopodobnie z prz[yjacielem] [Taro
Utsunomiya] przed jego wyjazdem widzieć się nie będę; jeśliby on w W[iedniu] zaraz nie reagował, zobowiążcie
faceta, by załatwił ten interes [tzn. wyjazd do Tokio] natychmiast po powrocie tutaj [tj. do Londynu]".

Jednocześnie Filipowicz zawiadomił Dębskiego o swoim wyjeździe z Piłsudskim do Tokio, prosząc o chwilową
pożyczkę brakującej na podróż kwoty, którą spodziewali się oddać w drodze powrotnej. "Ta cała sprawa w y ł ą c
z n i e [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] do Waszej wiadomości. Kon[spiracja] musi być utrzymana najzupełniejsza"
- dopisał Malinowski.

Jeszcze 17 maja Filipowicz upominał Jodkę-Narkiewicza: "W W[iedniu] macie być 2 1 [podkreśl. w oryginale -
R. Ś.], 22 lub 23 najpóźniej i szukać faceta tak, jak było umówione". Piłsudski zapewniał tymczasem, że nie myśli
wcale "w gawędzie z przyjacielem" (Taro Utsunomiya) występować jako szef Military Intelligence Department,
tylko jako członek Centralnego Komitetu Robotniczego PPS. O "blamaż zresztą się nie obawiam - przekonywał,
Malinowskiego w liście z 18 V 1904 r. - bo otwarcie wyznam, że sądzę, że małpeczka [tj. Taro Utsunomiya] ma
mniej informacji ode mnie i że potrafię mu zblamować, gdy mi zabraknie faktycznych danych. Naturalnie, za
jego kolegę w rzemiośle [wywiadowczym] uchodzić nie mogę i nie chcę, tu w istocie zblamować się łatwo, nie
znając technicznych wyrazów, znanych w fachu powszechnie". Obawiał się jednak, że trudności finansowe
uniemożliwią mu podróż nawet do Wiednia. "Obecnie - podkreślał - nie mam zupełnie monety i nie byłbym w
stanie - najliteralniej w świecie - wyruszyć stąd gdziekolwiek".

Jodko-Narkiewicz wrócił do Lwowa 19 maja. Niedługo potem udał się do Krakowa, aby naradzić się z Piłsudskim
przed dalszą podróżą. Problem finansowy został jakoś rozwiązany i 21 maja obaj wyjechali do Wiednia na
spotkanie z Utsunomiya. Na miejscu stanęli zapewne już w nocy. Następnego dnia zobaczyli się z Utsunomiya.
Według relacji Piłsudskiego rozmowy ciągnęły się do 23 maja.

72 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Piłsudski przedstawił się ze swojego prawdziwego nazwiska, występując jako członek Centralnego Komitetu
Robotniczego PPS, "w którego wydziale jest depart[ament] [tj. Military Intelligence Department - R. Ś.]" - pisał
później. Omawiano głównie sprawy możliwości prowadzenia przez PPS rozpoznania wywiadowczego armii
rosyjskiej. Przywódca PPS przekazał zebrane wcześniej informacje na ten temat, dodając własny komentarz i
wyjaśnienia. Jodko-Narkiewicz uzupełnił wypowiedź Piłsudskiego, udostępniając instrukcję, według której
prowadzono rozpoznanie na kolei syberyjskiej. "Umowa stanęła, że przyjaciel [Taro Utsunomiya] w przeciągu
jeszcze dwóch miesięcy wypłaci po 90 f[untów szterlingów], my zaś damy mu niejakie dane, o których przy
osobistej gawędzie opowiem" - dodawał dalej. Ustalono, że łączność w dalszym ciągu będzie utrzymywana za
pośrednictwem Malinowskiego w Londynie. W razie konieczności bezpośrednie spotkanie przedstawicieli
kierownictwa partii (Piłsudski albo Jodko-Narkiewicz) z Utsunomiya odbyłoby się znowu w Wiedniu.

Utsunomiya poinformował również, że plany japońskie wykraczają poza PPS, obejmując inne grupy polityczne i
narodowościowe opozycji antycarskiej. "Natomiast przykra rzecz, że nie jesteśmy jedni - komentował
potem Piłsudski. - Z zupełną pewnością stwierdził facet, że tam są other Poles and Finns i że chodzi o to, by
było united forces. Przez to sprawa grubo się komplikuje, bo albo trzeba przed przyjaciółmi się kłócić z other
Poles, albo też zawczasu wchodzić w umowę". Może dziwić takie stanowisko Piłsudskiego, ponieważ
dysponował wcześniej informacjami, które sugerowały zamiary japońskie stworzenia szerokiego frontu
ugrupowań, rozsadzającego od wewnątrz państwo rosyjskie. Naiwnością było wtedy sądzić, że specjalna rola w
ruchu antyrosyjskim przypadnie PPS.

Przypuszczalnie Piłsudski i Jodko-Narkiewicz wrócili do Krakowa 24 maja. Stwierdzili zaraz: "Rezultat = 0" -
zanotował Wasilewski. Dominował nastrój pesymistyczny. "Od 'Grzeg[orza]' (Witolda Jodki-Narkiewicza] nic nie
mogłem się porządnie dowiedzieć - skarżył się dalej Wasilewski bo po powrocie przez cały dzień zamiast
projektowanego posiedzenia była pijatyka". Dwa dni później Piłsudski podsumował rekonesans wiedeński:
"Wynik rozmów - pisał do Malinowskiego -jest nijaki - żadnej money, na co naturalnie 'Jowisz' [Witold Jodko-
Narkiewicz] naiwnie liczył, odesłano nas do centrum [tj. do Tokio - R. Ś.] itd. Wrażenie moje nie osobliwe - zdaje
mi się, że nas tam nie nazbyt cenią i nie pokładają zbyt wielkiej nadziei". Jednakże wszystko mogło się zmienić

73 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

po wizycie w Tokio. "Napiszcie natychmiast - prosił Malinowskiego - kiedy mam się stawić tam u Was [tj. w
Londynie] i wyślijcie mi natychmiast 100 rubli, żebym mógł wyjechać stąd i zostawić kobiecie [tj. żonie Marii
Piłsudskiej] 50 rubli na pierwszy miesiąc. Na wszelki wypadek wyślijcie 120 [rubli], może przed wyjazdem sprawię
sobie trochę bielizny - bo absolutnie nic nie mam. Obecnie jestem goł kak sokoł". Na wypadek podróży do
Japonii ułożył z Jodko-Narkiewiczem specjalny klucz do korespondencji między sobą (oznaczyli go
pseudonimem Utsunomiya - "KAMEGAWA").

Piłsudski przypuszczał, że słowa Utsunomiya o "other Poles" odnosiły się do przedstawicieli Narodowej
Demokracji, którzy również podjęli kontakt z Japończykami. Po powrocie do Krakowa zapytał o to wprost
Balickiego, który "odpowiedział - jak relacjonował Wasilewski - że 'oddają 'Wieczorowi' bezinteresownie drobne
usługi', ale o czymś więcej nie myślą". Utsunomiya miał na myśli Dmowskiego, który od 15 maja przebywał już w
Tokio, o czym Piłsudski nic wiedział.

Piłsudski i Jodko-Narkiewicz uniknęliby wielu problemów, gdyby zadali sobie trud wnikliwego wczytania się w listy
Turskiego. Wszystkie nadzieje wiązano z Londynem, chociaż Turski wskazywał inne rozwiązania i przestrzegał
przed zbyt ostrożnym i asekuracyjnym stanowiskiem Hayashi oraz Utsunomiya w rozmowach z PPS. Nikt
niestety nie chciał sprawdzić posiadanych przez niego informacji. Przez długi czas podejrzewano, że jego
głównym kontaktem był przedstawiciel sfer rządowych brytyjskich, określany w listach (oprócz pseudonimów
"wydawca" i "przyjaciel") jako "rodak 'Jana' ", czyli Feliksa Sachsa. W gwarze partyjnej oznaczało to oczywiście
Anglików. Lecz Turski pisał o "rodakach 'Jana' " w znaczeniu sojuszników "Jana", tj. Anglików, czyli Japończyków.
Nie ujawniał nazwiska swego rozmówcy, gdyż takie miał instrukcje w tym względzie. "Co się tyczy do tego - pisał
5 V 1904 r. do Londynu - abym zakomunikował wam nazwisko tego pana, to już nie mówiąc o tym, że dałem mu
słowo zachować w sekrecie widzenie się nasze i o wszystkim, cośmy mówili, ale oprócz tego znajduję zupełnie
zbytecznym wymienianie nazwiska jego, ponieważ żadnej korzyści z tego wyniknąć t e r a z n i e m o ż e
[podkreśl. w oryginale - R. Ś.], stanowczo powiedział mi, że są mu zbyteczne nowe znajomości na jakiś czas". W
sprawie przystąpienia PPS do organizacji wystąpień rewolucyjnych w Królestwie Polskim ("Historia strajków")
Akashi nie chciał mieć na razie innych pośredników, oprócz Turskiego. Z "nikim innym, jak ze mną nie życzy
sobie mieć stosunków - zaznaczał Turski. - Czy ten, który zajmie się taką robotą, nazywa się tak, czy inaczej,
żadnej różnicy to nie stanowi, bo wszystko, co zostanie wypracowane przez nich, zakomunikuje się wam".
Ważne, aby "robota" była "dobrze zrobioną". Kontakty Turskiego z Akashim miały charakter niezobowiązujący.
Prawdopodobnie dlatego Akashi nie wciągnął go do swej kartoteki współpracowników.

Akashi orientował się - relacjonował Turski swoją rozmowę z japońskim oficerem na początku maja 1904 r. - że
"znajomy W[itolda Jodki-Narkiewicza] [tzn. Tadasu Hayashi albo Taro Utsunomiya - R. Ś.] wszedł już w stosunki
z wydawcami socjalistycznych książek [tzn. z organizacją rewolucyjną, tu w znaczeniu PPS], którzy mieszkają w
Londynie [chodzi o przedstawicielstwo partii w Londynie] i których już awansuje się na wydawnictwo
[tzn. dochodzi do porozumienia z 'Wieczorem']". Zapewniał w pełnej poufności ewentualnej współpracy między
nim a PPS. Dlatego - przekonywał - "bądźcie zupełnie spokojni, żaden skandal zajść nie może, pod żadnym
względem" i "nie popełni on żadnej niedyskrecji". Akashi potwierdził, że w jego wyłącznej dyspozycji została
zdeponowana w Londynie "większa suma" (zapewne z ogólnej kwoty 650 000 funtów szterlingów) z
przeznaczeniem "dla całej serii polskich wydawnictw", czyli tych polskich organizacji, które podejmą współpracę
w ramach "Wieczoru", ale "w razie, jeżeli takowe będą miały miejsce". Do głównych funduszy nie miał dostępu
"znajomy Witolda". W razie potrzeby mógł dysponować takim samymi kwotami, jak Akashi. Odpowiednie sumy
zostały również przeznaczone na inne organizacje rewolucyjne. Oficer japoński rozpytywał też Turskiego o
przedstawicieli PPS, którzy mieszkali w Londynie. Zrobił przy tym uwagę, że "znajomy Witolda" musiał wątpić w
ich "wielkie wpływy", w przeciwnym razie wypłaciłby im oraz ich współpracownikom całą dostępną sumę (50 000
funtów szterlingów), "a mógłby mieć nawet więcej" - dodawał Akashi. A osobiście "nie podzielał takiej ekonomii".
Przynajmniej powinna być wcześniej zrobiona odpowiednia "próba" przekazania mniejszych kwot dla partii, tym
bardziej, że PPS nie miała konkurencji. Nawiązując do własnych planów, "stanowczo prosił, aby nic nie mówić o
650 funtach [szterlingach] [tzn. 650 000 Ł], które mogą być użyte na przyszłe wydawnictwa polskich książek
[czyli polski ruch rewolucyjny]".

Mimo wszystko Turski dziwił się, dlaczego w Londynie nie rozstrzygnięto jeszcze kwestii finansowego wsparcia
PPS, krępując tym swoich przyszłych "współpracowników". Upewniał 14 maja Malinowskiego, że Hayashi i
Utsunomiya dysponowali odpowiednimi funduszami dla PPS. Odmawianie dotacji nie mogło być tłumaczone
brakiem pieniędzy. "Kłamie ta małpa" - pisał bez ogródek. Według niego kwota 50 000 funtów szterlingów na
cele polskiego ruchu rewolucyjnego pozostawała cały czas w dyspozycji Akashiego, ale również ta sama kwota
znajdowała się "w rozporządzeniu u niego", czyli u Hayashi albo Utsunomiya. Turski przekonywał, że na te
kłopoty z nawiązaniem stosunków finansowych PPS z Japończykami nie miał żadnego wpływu Dmowski, jak
podejrzewano w Londynie. Od samego początku Akashi zwracał Turskiemu uwagę na przesadzone opinie na
temat roli endecji w ewentualnych planach japońskich pobudzenie Rosji do rewolucji. "Co się tyczy patriotów [tzn.
endecji] - mówił - to z tej strony żadnej obawy nie powinno być". Stanowczo powiedział, że "znajomy Witolda

74 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

[Tadasu Hayashi albo Taro Utsunomiya]" - relacjonował dalej Turski - "ma stosunki z socjalistami zamieszkałymi
w Londynie [tzn. z PPS]". Stąd dopuszczanie myśli - konkludował Turski - że endecja jest w stanie "odebrać"
dotacje japońskie wyłącznie dla siebie jest "wprost absurdem". Wątpił więc, aby Dmowski "mógł stać na
przeszkodzie!". A jeśli nawet miałoby to miejsce - dodał później - nie będzie zbyt trudnym zrobić, aby stosunki
takowe tego pana z 'wydawcą' [tzn. z 'Wieczorem', czyli z Motojiró Akashi - R. Ś.] zostały przerwane". Główne
niebezpieczeństwo upatrywał w tym, aby za pośrednictwem Dmowskiego, programowo występującego
przeciwko PPS, pieniądze na ruch rewolucyjny w Królestwie Polskim nie zostały przejęte przez organizacje
rosyjskie, korzystające już z pomocy japońskiej. Na wszelki wypadek poprosił Akashiego, żeby "nie dawał żadnej
wiary panu Dmowskiemu i [jego] kompanii, bo weszli oni w stosunki z 'wydawcą' [tzn. 'Wieczorem'], aby mieć
większą możliwość [w] przeszkodzeniu [wydania] tak pożytecznych książek [tzn. rozwojowi ruchu rewolucyjnego
w Królestwie Polskim]" *[Roman Dmowski wypłynął z Vancouver 2 V 1904 r. Przypłynął do Jokohamy 15 maja.
Spędził tam dwa dni, potem pojechał do Tokio.].

Z drugiej strony, kłopoty przy finalizacji porozumienia mogły mieć swoje źródło w słabości PPS i braku
efektywnego działania i wyraźnego zainicjowania akcji rewolucyjnej w zaborze rosyjskim, co sugerował w
rozmowie Akashi. Właśnie może ta "cisza" - przypuszczał Turski - która w tym względzie panuje zniechęca
"wydawcę" w Londynie. "Moja rada - wnioskował 14 V 1904 r. - aby ostatecznie postawić warunki 'wydawcy' [tzn.
Tadasu Hayashi albo Taro Utsunomiya - R. Ś.]!". Były attache wojskowy w Petersburgu nie chciał wchodzić w
zakres kompetencji Utsunomiya, który dopiero określał warunki swojego porozumienia z przedstawicielami PPS.
Stąd "trzeba działać bardzo ostrożnie - dodawał - aby nie wyszła jaka plątanina, aby nie obrazić 'wydawcy' [w
Londynie]". Akashi uważał Utsunomiya za trudnego partnera w układach. Turski radził więc, aby nie
przywiązywać zbyt wielkiej wagi do stawianych warunków. "Można nie zwracać dużo uwagi - pisał do
Malinowskiego - na jego głupie wymagania", które leżą właściwie w gestii "drugiego wydawnictwa" , czyli
Akashiego. A "ponieważ interesy 'wydawcy' [tzn. 'Wieczoru'] nie są sprzeczne z interesami współpracowników
[chodzi o PPS]", więc ostatecznie powinno dojść do "porozumienia". Przedstawiciel "Wieczoru" w Londynie "nie
jest głupi i musi zrozumieć to", ale widocznie na razie jeszcze "nie ufa" PPS. Prywatnie doradzał, aby podjęto
decyzję "rozmówienia się" z jego "wydawcą" (Akashim), aby mógł on "jak najprędzej wejść w stosunki ze
współpracownikami" z PPS i "przystąpić do wydania tak poważnego dzieła, jak ", czyli podjąć bezpośrednią akcję
rewolucyjną w Królestwie Polskim.

W związku z tym zamysł wyjazdu przedstawicieli PPS do Tokio uważał za chybiony, bowiem wszystkie warunki
takiego porozumienia można było omówić na miejscu, z Utsunomiya. "Powiedzcie mu - pisał 23 V 1904 r. do
Malinowskiego - że 'współpracownicy' [z PPS - R. Ś.] czekać nie mogą, że będzie dużo [czasu] stracone póki
odbierze się odpowiedź. Niech wypłaci chociaż 5-tą cześć [tego] [tzn. 10 000 Ł], co przeznaczono na
'wydawnictwo' [tzn. zainicjowanie współpracy z PPS w Londynie], [a] reklama [tzn. działania propagandowo-
organizacyjne] będzie zrobiona, bez czego żadne 'wydawnictwo' dziś jest niemożebnym".

Niebawem Akashi zawiadomił Turskiego o wysłaniu do Tokio raportu na temat Dmowskiego, z wnioskiem, aby
mu "nie ufać". W rezultacie relacjonował Turski wypowiedź Akashiego w liście z 25 V 1904 r. do Malinowskiego -
"stanowczo odmówiono jemu wszelkich stosunków" w Tokio. Sprawę wahania się w nawiązaniu ściślejszego
porozumienia z PPS tłumaczył tym, że Utsunomiya nie miał dość zaufania do przyszłych współpracowników, a
wahał się dlatego, ponieważ 'Witold' [Witold Jodko-Narkiewicz], kiedy zawierał "znajomość z 'wydawcą' [tzn. z
'wieczorem', tj. z Tadasu Hayashi - R. S.], nie miał żadnej rekomendacji do niego", a "firma, do której należy
'Witold' [tj. PPS] nie pokazała się 'wydawcy' dostatecznie poważnie". Przy tym "nie ma żadnych objawów
potrzebowania [sic!] takiej 'Historii strajków' [tzn. PPS nie wyraziła chęci współpracy z 'Wieczorem' przy
organizowaniu wystąpień rewolucyjnych w Królestwie Polskim] i dlatego nie decyduje się" chwilowo na bliższą
współpracę. Akashi liczył się wprawdzie z podjęciem własnej inicjatywy w tym kierunku, lecz właściwą decyzję
odsuwał w czasie. Na zgłoszoną wcześniej propozycję Turskiego spotkania się z którymś z
towarzyszy partyjnych i "współpracowników" Utsunomiya, "stanowczo odpowiedział", że "teraz to jest
niepotrzebne i że obawia się, aby londyński 'wydawca', który jest bardzo podejrzliwy, nie upatrzył w tym intrygi".
Ogólny wniosek, który wypływał z otrzymanych do tej pory wiadomości Turski zawarł w zdaniu, stanowiącym
główną wytyczną dla dalszych działań kierownictwa PPS, szukającego dróg nawiązania ściślejszej, nieoficjalnej
współpracy z Japonią: "Jak widzicie - zwracał się do towarzyszy - nie nastała chwila do drugiego 'wydawnictwa'
[tzn. pod egidą Motojiro Akashi], trzeba wyczekać i starać się, aby zjawiły się objawy potrzeb do 'Historii
strajków', per diu [bardzo długą] chociażby zamówili o tym!". Decyzje wszakże zapadły inne. Nie przywiązywano
większej wagi do informacji Turskiego, co było dużym błędem.

Utsunomiya po spotkaniu z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem w Wiedniu wrócił niezwłocznie do Londynu.


Widział się 28 maja z Filipowiczem, przekazując mu czerwcową ratę 90 Ł na potrzeby wywiadu PPS.
Zaznaczył przy okazji, że podczas spotkania w Wiedniu z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem "przykro mu było
odmówić większych transportów", ale sam nie mógł o tym rozstrzygać, gdyż decyzje w tej sprawie zapadały w
Tokio. Prosił o przekazanie Piłsudskiemu wiadomości, "że starzy oczekują przybycia gości w jak najprędszym

75 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

czasie". Wobec tego - polecał Filipowicz - "telegrafuj do 'Miecz[ysława]' [Józefa Piłsudskiego], gdyż trzeba
koniecznie jechać w przyszłą sobotę (4-go [czerwca]), a tu będzie jeszcze cała kupa formalności
do załatwienia". W kasie partyjnej w Londynie było teraz 146 Ł. Widocznie wraz z listem wysłano depeszę do
Piłsudskiego, gdyż już 30 maja odtelegrafował, że będzie w Londynie 2 czerwca, prosząc o zorganizowanie
spotkania z posłem Hayashi przed wyruszeniem w dalszą podróż.

Tegoż 2 czerwca Filipowicz otrzymał od Utsunomiya zaproszenie na spotkanie przed wyjazdem do Tokio. "Z
przyjemnością zobaczę się z Panem i z przyjaciółmi Pana jutro rano" - pisał oficer japoński. Dnia 3 czerwca
Piłsudski, Filipowicz i Malinowski wybrali się z wizytą do Hayashi i Utsunomiya. Poseł japoński wręczył
Piłsudskiemu list polecający do ministra spraw zagranicznych, barona Jutaro Komury, a attache wojskowy
przekazał pismo rekomendacyjne do szefa Biura Wojskowego w Sztabie Generalnym w Tokio, gen. Atsushi
Muraty. Utsunomiya załączył do listu notatkę z kilkoma adresami i technicznymi wskazówkami, które miały
ułatwić podróżnym orientację we władzach w Tokio oraz poruszanie się na miejscu. Wśród osób, które wymienił
w notatce, znajdowali się: gen. Yasumasa Fukushima, szef Oddziału II Sztabu Generalnego, marszałek Iwao
Oyama, szef Sztabu Generalnego, gen. Gentaro Kodama, zastępca szefa Sztabu Generalnego, odpowiedzialny
za decyzje operacyjne.

Rozmowę prowadził Utsunomiya, dużo uwagi poświęcając pracom informacyjnym PPS. "Robili dosyć silny
nacisk na tę stronę sprawy - relacjonował Piłsudski - przy czym powiedział ten, który był w Wiedniu [tj. Taro
Utsunomiya - R. Ś.], że projekt, który podałem ongi [Certain answers given by the M[ilitary] I[ntelligence]
D[epartment] to the questions put by the Central Committe (28.3.[19]04)] bardzo mu się spodobał i że starsi
jego stamtąd [tzn. ze Sztabu Generalnego z Tokio] przysłali na to w zasadzie zgodę, że on polecał nas swym
przełożonym, jako ludzi mogących dużo zrobić we wszystkich sprawach związanych z tym interesem". Hayashi,
jak sam mówił, przyszedł na spotkanie jedynie po to - notował dalej Piłsudski - aby "złożyć życzenia powodzenia,
w meritum sprawy wchodzić nie chciał za nic, bo, jak otwarcie powiedział, sprawa już [została] przeniesiona tam
[do Tokio] i jego zdanie wpływu nie ma, a raczej będzie zależnym od zdania przełożonych. Więc jeszcze raz
[powiedziano] : informations możliwie ścisłe i możliwie dużo z zakresu przez nas samych wyznaczonego w tym
czasie, to może mieć rozstrzygające znaczenie". Na koniec poproszono, aby całą sprawę traktować "serio i
szczerze". Japończycy konsekwentnie unikali wszelkich rozmów na tematy polityczne. Nie podejmowano do tej
pory żadnych przedsięwzięć wspierających polski ruch rewolucyjny, nie mówiąc już o sprawie legionów. Kontakty
dotyczyły praktycznie od trzech miesięcy kwestii zbierania przez PPS na potrzeby japońskie informacji
wywiadowczych o armii rosyjskiej. Na to szły na razie ich pieniądze. Pomoc finansowa była niewielka. Jednakże
bez uzyskanych tą drogą funduszy niemożliwa byłaby podróż przedstawicieli partii do Japonii.

Pomimo to Piłsudski nie chciał przekazać dla Utsunomiya propozycji Jodki-Narkiewicza zdobywania informacji i
dokumentów za pieniądze, drogą przekupstwa. "Mnie się zdaje - uzasadniał swoje stanowisko - że uciekać się
do tego należy tylko w ostateczności, przynajmniej dopóki nie otrzymacie depeszy z pomyślnym lub
niepomyślnym zakończeniem sprawy. Teraz bowiem, gdyśmy już się zaszli tak daleko w interesie, trzeba się
starać wywierać pewne wrażenie na ludzi. Co innego, gdybyśmy postanowili wprost urwać coś nie coś. Dlatego
też nie powiedziałem nic o tym projekcie i pozostawiłem to na stronie. Gdyby jednak coś podobnego się
zdarzyło, to najlepiej będzie zrobić [to], pisząc, czy chcą taki a taki papier, bo moglibyśmy dostać, ale za taką i
taką cenę. Przy czym nie ma to się tyczyć tych punktów [obserwacyjnych] i spraw, których [już] podjęliśmy się,
tylko poza nimi mogą być używane takie [nowe] kanały. Przy czym w liście bym powiedział, że wypadkowo
otrzymaliśmy tę okazję, ale wobec tego, że się nie tyczy naszych bezpośrednich zadań, a umowa stała nie
została zawarta, nie chcemy brać na swoją rękę i odpowiedzialność".

Wynika z tego, że zasadnicza umowa wywiadowcza, o jaką zabiegał Piłsudski nie została jeszcze zawarta.
Ustalone do tej pory warunki wstępne współdziałania w tym zakresie miały zostać potwierdzone w Tokio stałą
umową. Taki był właściwy i praktyczny cel wyjazdu Piłsudskiego i Filipowicza do Japonii, dając możliwość
przedstawienia argumentacji politycznej dla poszerzenia zakresu dotychczasowej współpracy. Na taką
ewentualność wskazywały rezultaty zabiegów podjętych przez Turskiego.

W związku z tym Piłsudski zamierzał rozszerzyć obowiązującą formułę porozumienia. Opracowano w tym celu
założenia do szerszej umowy, jako podstawy dalszych rozmów z przedstawicielami japońskimi w Tokio. Tekst tej
prowizorycznej umowy Tytus Filipowicz zapisał w języku angielskim, zostawiając odbitkę czystopisu w oddzielnym
kopiale korespondencji konspiracyjnej dla spraw "wieczorowych", przez który przechodziły wszystkie szczególnie
poufne pisma, wysyłane albo przekazywane do osób wtajemniczonych w te kwestie, poza głównym obiegiem
kancelaryjnym londyńskiej kwatery PPS. Umowę z pewnością opracowali Piłsudski i Malinowski. Oddaje
ona plany Piłsudskiego, które zamierzał zrealizować w wyniku rozmów w Tokio. Tłumaczenie polskie tekstu
umowy w redakcji Filipowicza brzmi jak następuje:

"Wspólny interes Japonii i Polski polega na osłabieniu Rosji i złamaniu potęgi Rosji. Bez wątpienia widać tu
wspólnotę interesów i łatwo po obu stronach znaleźć argumenty przemawiające na jego korzyść.

76 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Ale oprócz tej wspólnoty interesów i jedności celów istnieją różnice w niektórych praktycznych kwestiach
politycznych. A.) Japonia ma interes w tym, by Rosja wysłała do Mandżurii jak najmniej żołnierzy, podczas gdy
dla Polaków byłoby pożądane, żeby Rosja wysłała jak największą liczbę żołnierzy do Mandżurii i w ten sposób
maksymalnie zmniejszyła stan liczebny armii stacjonującej w Polsce lub w pobliżu jej granic. B.)
Japonia pragnęłaby jak najszybszego końca wojny, gdyż pozwoli to oszczędzić wydatki na ludzi i sprzęt, podczas
gdy my chcielibyśmy, aby wojna rozciągnęła się na lata, co by nam dało więcej szans na zorganizowanie się. C.)
Zależność Japonii i Polski Stawarza liczne sytuacje szkodliwe dla naszych, polskich interesów; Japonia, jako
dużo silniejsza, byłaby w stanie nakłaniać Polskę do jej własnych spraw, które dając natychmiastowe - lub trwałe
- korzyści dla Japonii, byłyby jednocześnie niepomyślne dla Polski, to znaczy dla perspektyw powodzenia
polskiej rewolucji. Dlatego też każda próba zrozumienia i współpracy między rewolucjonistami japońskimi i
polskimi musi być kompromisem między tymi sprzecznościami we wspólnym interesie.

Kompromis taki można wypracować praktycznie na następujących zasadach:

Ze strony Japonii:

I. Dotacje pieniężne dla naszej organizacji: 10 000 Ł (1).

II. Bezpośrednie i pośrednie dostawy amunicji i broni (2).

III. Posunięcie naprzód sprawy polskiej. Nie można dokonać tego w obecnych okolicznościach otwarcie,
kanałami dyplomatycznymi. Ale można to zrobić pośrednio przez: a.) utworzenie polskich legionów (3): b.)
specjalne traktowanie jeńców narodowości polskiej (4); c.) wykorzystanie wpływu na prasę europejską i
amerykańską kontrolowaną przez Japonię (5). Gdyby wojna zakończyła się kompletnym wyniszczeniem Rosji
albo gdyby w Polsce wybuchła rewolucja - Japonia podejmie kroki w celu zainicjowania dyplomatycznej
interwencji na rzecz Polski (6).

IV. Rząd japoński poinformuje nas, kiedy rozwój wydarzeń doprowadzi do bliskiego zawarcia pokoju z Rosją (7).

V. Rząd japoński będzie nas informować, jeżeli takie informacje znajdą się w jego posiadaniu, o
wewnątrzpaństwowych i międzynarodowych stosunkach w Europie (8).

VI. Rząd japoński pomoże nam nawiązać kontakt z każdą siłą, stowarzyszeniem czy partią, których działanie
skierowane jest przeciwko Rosji (9).

Ze strony naszej organizacji:

I. Dostarczenie oficerów i ludzi, którzy pomogą oficerom japońskim w przesłuchiwaniu jeńców rosyjskich (10).

II. Dostarczenie agentom japońskim odezw drukowanych po polsku, rusińsku, litewsku i hebrajsku wzywających
żołnierzy armii rosyjskiej do opuszczenia jej szeregów (11). Odezwy takie będą rozprowadzane przez naszych
własnych agentów wśród żołnierzy stacjonujących w Rosji i zdążających do Mandżurii (12).

III. Dostarczenie oficerów i ludzi pomagających organizować polski legion (13).

IV. Utrudnianie ewentualnej mobilizacji w Polsce (14).

V. Organizowanie demolacji (15).

VI. Zorganizowanej duchowej opozycji przeciwko rządowi rosyjskiemu w Polsce i na Litwie (16). Jeżeli nastroje
opozycyjne osiągną odpowiedni poziom i sytuacja polityczna będzie sprzyjać - nasza organizacja przygotuje
zbrojne powstanie przeciwko Rosji (17).

VII. Organizowanie współpracy między wszystkimi narodami stojącymi w opozycji do Rosji (18).

VIII. Powołanie specjalnej agentury, która będzie dostarczać Japonii informacji dotyczących siły, rozmieszczenia
i ruchów armii rosyjskiej (19)".

Po spotkaniu z Japończykami Piłsudski poinformował Jędrzejowskiego, a przez niego Jodkę-Narkiewicza o


rezultatach przeprowadzonych rozmów. "Byłem dzisiaj z wizytą u 'wieczorowych' przyjaciół i przyznani się - pisał
- że sprawiła ona na mnie najlepsze wrażenie, tak, że mam obecnie mniej strachu, a więcej nadziei, że się nam
misja uda. Zachowanie się ich było tego rodzaju i listy rekomendacyjne takiej wartości, że trudno przypuszczać,
by tego poważnie traktować nie chcieli. Raz jeszcze odnoszę wrażenie, że bardzo dużo zależy od tego, czy
przez czas przyszłego miesiąca, tj. czerwca, zrobimy cokolwiek w ich interesie, osobliwie z tego. do
czego zobowiązaliśmy się". Chodziło o dostarczanie do Londynu informacji wywiadowczych z Rosji, czym

77 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

podkreślano właściwy charakter wzajemnych odniesień. Łączność z Piłsudskim oraz Utsunomiya miała być
utrzymywana za pośrednictwem Malinowskiego. "Z 'Wieczorem' komunikacja jak dotąd przez 'Władka'
[Aleksandra Malinowskiego] i nadal to samo w razach wyjątkowych, gdy tego oni samo zażądają, randka w
Wiedniu. Raz jeszcze proszę - dodawał - nie stawcie mnie w głupie położenie tam nagłym żądaniem w
obecnej chwili do ukończenia układów monety, albo niedostarczeniem choć jakich takich porządnych
wiadomości". W rozmowie z Malinowskim ustalił też, że Jodko-Narkiewicz będzie odpowiadał za prace
wywiadowcze. Swoje raporty i opracowania miał kierować do Krakowa, dla Jędrzejowskiego, który zająłby się ich
tłumaczeniem na język angielski, albo wprost do Londynu. Piłsudski chciał również, aby Malinowski spotkał się z
Turskim i wyjaśnił stan negocjacji na gruncie paryskim, które mogły stanowić pewną przeciwwagę dla wstępnych
porozumień londyńskich.

Podobne odczucia po rozmowie z Piłsudskim i Filipowiczem miał Hayashi, który depeszował później do ministra
Komury (9 VI 1904): "W rezultacie nieoficjalnych rozmów między Utsunomiya a przywódcami Polskiej
Partii Socjalistycznej, ci ostatni teraz wyślą dwóch przedstawicieli do Tokio Piłsudskiego i 'Karskiego' [Tytusa
Filipowicza], którzy przyjadą około 11 lipca. Wymienieni przedstawiciele partii traktują swoją misję z niesłychaną
powagą i przywiązują do niej dużą wagę. Mimo że partia prawdopodobnie nie osiągnie wielkiego sukcesu ani nie
sparaliżuje władzy Rosji, ale lęk przed jej potęgującą się aktywnością i możliwością powstania w każdej chwili
może z pewnością przyciągnąć uwagę Rosji i ograniczyć w pewnym stopniu jej swobodę działania. W związku z
tym mam nadzieję, że władze japońskie potraktują tych przedstawicieli [PPS] serio i poważnie przedyskutują z
nimi zagadnienie. Szczegółowy raport w tej sprawie wysłał Utsunomiya do Sztabu Generalnego. Proszę więc o
porozumienie się z nimi i ułatwienie im pobytu [w Japonii]". Wspomniany raport attache wojskowego w Londynie
nie zachował się.

Piłsudski i Filipowicz pojechali 4 czerwca do Liverpoolu. Tam wsiedli na statek RMS Campania, należący do
brytyjskiego armatora Cunard Line, największego i najsłynniejszego wówczas towarzystwa żeglugowego. Na
pierwszy etap podróży wykupiono bilety w drugiej klasie. Potem przez Pacyfik mieli płynąć w pierwszej klasie.
"Zresztą było to konieczne ze względu na pośpiech" - tłumaczył się później Malinowski, bo być może byłoby
bardziej wskazane, aby podróżowali w klasie trzeciej. Campania była bardzo luksusowym i szybkim liniowcem,
jednym z lepszych na liniach atlantyckich. Nowoczesną sylwetkę nadawały mu dwa maszty i dwa potężne kominy
(40 m wysokości), a także długa nadbudowa z podcieniami. Na obu burtach nadbudówki stało po 10 łodzi
ratunkowych na żurawiach oraz dużo ogromnych, fajkowatych nawiewników dla wentylacji kotłowni.
Pomieszczenia na statku byty przestronne, główna sala z jadalnią wyróżniała się przepychem, urządzona w
klasycznym angielskim stylu, do tego jedzenie serwowano dość wykwintne, więc prawie tygodniowy rejs
zapowiadał dobry wypoczynek.

Tego samego dnia odpłynęli do Nowego Jorku. "Jedzie w 3 [klasie] cała kupa polskich emigrantów - pisał
Filipowicz do Malinowskiego po wypłynięciu w morze - szkoda, żeśmy nie wzięli broszur i adresów. [...]
Wyżerka wspaniała - na podwieczorek befsztyk i pieczone śledzie, tea; 'M[ieczysław]' [Józef Plłsudski] twierdzi,
że lepiej niż w zakopiańskich pensjonatach. Jutro rano depeszujemy do 'Olka' [Aleksandra Dębskiego], aby nas
n i e [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] spotykał". Prawdziwą zmorą atlantyckich podróży były sztormy oraz góry i
pola lodowe wędrujące z północy na południe od 48 równoleżnika, nawet późną wiosną. W drodze złapał
Campanię sztorm. Fala była tak wysoka, że większość pasażerów nie opuszczała swych kabin. Tylko nieliczni,
wśród nich Piłsudski i Filipowicz, spędzali ten czas w jadalni. Po kilku dniach ocean uspokoił się - pisał 10 VI
1904 r. Filipowicz - "bałwany nie rozbijają się tak bardzo, jak poprzednio". Życie na statku wróciło do normy.
"Swoją drogą - dodawał - żywot luksusowy: rozpoczynamy dzień kąpielą i prysznicem, następnie aż do nocy, je
się i śpi na przemianę, w chwilach bezsenności - szachy. Co do mnie jednak, mam już zupełnie dosyć tej drogi i z
gustem powitałbym jutro Y[okohamę] zamiast New Yorku". Na razie mógł przekazać umówione hasła do dalszej
korespondencji, gdyby doszło do rokowań z Japończykami co do poszczególnych "punktów 'umowy' " z
PPS. Malinowski znał numerację punktów umowy z cytowanego wyżej tekstu. "Każdy punkt ma odpowiedni
numer kolejny" - przypominał. Więc np. zwrot w depeszy: "first agreed" miał oznaczać, że punkt pierwszy umowy
"ułożony i zgodzony".

Jednakże kwestia zawarcia porozumienia z Japończykami ciągle jeszcze była odległa. Wszakże podróż do
Tokio miała w zasadzie charakter informacyjny. Piłsudskiemu ciągle brakowało wielu informacji, które
umożliwiłyby dopracowanie przyjętych rozwiązań. "Pozostaje sprawa Michała [Kacpra Turskiego] - apelował
Filipowicz - co do której trzeba, byśmy byli dokładnie poinformowani". Chodziło zwłaszcza o wysokość
zasłyszanej przez niego kwoty, przeznaczonej na ruch rewolucyjny przez Japończyków, za pośrednictwem
Wielkiej Brytanii. Malinowski miał się upewnić, czy "rzeczywiście" mówiono o kwotach 650 000 Ł i 50 000 Ł, jak
domyślano się w Londynie. W rzeczywistości były to kwoty 65 000 Ł i 5 000 Ł. Nawet te sumy przewidywanych
wydatków japońskich wskazywały na ogromną wagę, jaką władze w Tokio przywiązywały do uaktywnienia ruchu
rewolucyjnego przeciwko Rosji.

78 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Wiadomości o podróży Piłsudskiego i Filipowicza utrzymywano w ścisłej tajemnicy. Dopiero po ich wyjeździe
Malinowski powiadomił o tym Wojciechowskiego, który nawet nie orientował się, że Piłsudski w ogóle był w
Londynie. Jodko-Narkiewicz jeszcze 11 czerwca nie wiedział, czy "Mieczysław" wyjechał, dopominając się
informacji od Malinowskiego. Pod nieobecność Piłsudskiego główny ciężar decyzji w sprawach kontaktów z
Japończykami na terenie Europy spoczywał na Jodce-Narkiewiczu. O wszystkim musiał także zostać
poinformowany Turski, prowadzący na własną rękę kontakt z Akashim.

Najważniejszą pozostawała sprawa dostarczenia Japończykom wiarygodnych danych wywiadowczych.


Tymczasem informacje, jakie początkowo przysyłał Jodko-Narkiewicz nie przedstawiały większej wartości.
Usprawiedliwiał go fakt, że właściwie nie dysponował pieniędzmi, które właśnie na ten cel przeznaczyli
Japończycy. Miał długi. Ciągły brak pieniędzy odbijał się bezpośrednio na działalności partii. Stan funduszy
partyjnych uniemożliwiał praktycznie podjęcie szerszych zabiegów organizacyjnych i agitacyjnych, nie mówiąc o
wypełnianiu zadań specjalnych, tworzeniu bojowych grup rewolucyjnych albo własnych struktur wywiadowczych,
jak tego chciał Piłsudski. "Położenie jest takie - notował Jodko-Narkiewicz - że po prostu nie rozumiem, jak z
niego wybrniemy. Wezmę przykład: od dostarczania informacji, jak powiada 'Miecz[ysław]' (Józef Piłsudski],
zależy w poważnym stopniu powodzenie jego misji; tymczasem na zbieranie tych informacji nie zostawiono ani
grosza z monety otrzymanej. Wobec tego np. facet, który może dać bardzo cenne, wprost pierwszorzędne
wskazówki (o kolei zabajkalskiej) od 2 tygodni nie wyjeżdża, gdyż nie mam 120 rubli na jego drogę. Druga z tego
komplikacja, że nie będzie mógł wracać tu i trzeba będzie do niego posłać kogoś po te informacje".

Campania przybiła do Nowego Jorku 11 czerwca. Piłsudski i Filipowicz zatrzymali się w Hotelu Lafayette przy
Lafayette Street w rejonie Civic Center na Manhattanie, niedaleko zjazdu z Mostu Brooklyńskiego.
Piłsudski zameldował się jako "Mieczysław Mieczysławski", a Filipowicz jako "Stefan Karski". Wynika z tego, że
obaj podróżowali za fałszywymi paszportami. Pobyt Piłsudskiego i Filipowicza w Stanach Zjednoczonych był w
związku z tym nielegalny.

W Hotelu Lafayette mieszkali prawdopodobnie trzy dni. Stale konferowano z Dębskim, zabiegając o pieniądze
na dalszą podróż. Piłsudski wygłosił też odczyt w Związku Socjalistów Polskich Oddział "Potęga" w Nowym
Jorku. "Wspaniałe miasto i dziwnie swojskie - dopisał Filipowicz 13 VI 1904 r. do wcześniej zaczętego listu do
Malinowskiego - 'Mieczysław' [Józef Piłsudski] pisze Ci wszystko". "Mieczysław" nie był w najlepszym nastroju.
Zapewne na odjezdnym do Chicago napisał list do Malinowskiego. "Od dwóch dni jestem w New Yorku - donosił
13 VI 1904 r. - W drodze zaziębiłem się i od kilku dni mam szalony ból głowy i zębów itd. całej połowy głowy. Nic
mi się robić nie chce i myśli zebrać okropnie trudno. [...] W ogóle od tej gęby jestem w paskudnym
pesymistycznym usposobieniu, które mnie doprowadza do pasji", Do tego nie mógł zdobyć pieniędzy. "Monety tu
znaleźliśmy bardzo niedużo i nadzieje na przyszłość nieświetne" - dodawał. Przy okazji polecił Jodce-
Narkiewiczowi przesunięcie do końca lipca terminu ewentualnego wyjazdu "facetom, którzy chcą jechać do
'wieczora' " (tutaj w znaczeniu do Japonii - R. Ś.]. do prac agitacyjnych na Dalekim Wschodzie, w tym przede
wszystkim wśród jeńców polskich z armii rosyjskiej. Na koniec upominał Malinowskiego: "Pamiętaj przysłać
kopie tych relacji, jakie będziesz posyłał do 'wieczora' (tj. Tadasu Hayashi albo Taro Utsunomiya]". Chciał na
bieżąco orientować się w ogólnej sytuacji i aktualnym stanie prac informacyjnych w Rosji. Na razie nie miał
żadnych wiadomości z kraju i z Londynu. Wszystkie listy, które były do niego adresowane szły do Tokio.

Potem ruszyli w podróż przez kontynent amerykański, starym, malowniczym szlakiem kolejowym prowadzącym
na Zachodnie Wybrzeże. Opuścili Nowy Jork 13 lub 14 czerwca. Zwiedzili Wodospad Niagara. Stamtąd udali się
do Chicago, gdzie ich przewodnikiem był Stanisław Adamkiewicz, jeden z bardziej wpływowych działaczy
polonijnych. Najpewniej wyjechali z Chicago 16 czerwca. Podróż przez kontynent trwała ponad pięć dni.

Po drodze zatrzymali się w Colorado Springs. Z pobliskiego Manitou Springs udali się na krótką wycieczkę
kolejową na Pikes Peak, z widokiem na odległe Denver na północy oraz bezkresną prerię na wschodzie, a
także okryte śniegiem szczyty centralnego masywu Gór Skalistych w Kolorado na zachodzie. Duże wrażenie na
podróżnych zrobiła grupa zwietrzałych skał z czerwonego piaskowca o wdzięcznej nazwie Ogrodu Bogów u stóp
Pikes Peak. Potem przejechali przez Góry Skaliste. Przystanęli w Salt Lake City, aby zobaczyć Wielkie Jezioro
Słone. Dalsza droga prowadziła przez pustynię Wielkiej Kotliny, ciągnącą się monotonnie przez Nevadę do
Kaliforni. Po krótkim postoju w Reno przemierzyli góry Sierra Nevada, udając się do Sacramento.

Do San Francisco dojechali 21 czerwca. "Już się zbliżamy i soli mnie chęć najprędszego powrotu - zapisał
Piłsudski po przyjeździe nad Pacyfik - głupia to rzecz być tak daleko i nie wiedzieć nic, co się u was dzieje".

Przed wyjazdem wysłali do gen. Fukushimy depeszę, zapewne zawiadamiając o spodziewanym terminie
przybycia do Tokio. Głównym zmartwieniem pozostawał brak funduszy. Świadomość tego faktu oddziaływała
deprymująco na podróżnych.

W ogóle sytuacja finansowa partii w związku z podróżą Piłsudskiego i Filipowicza stała się dramatyczna. Bilety

79 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

na wyjazd kosztowały więcej niż zakładano. "Trzeba było mnóstwo rzeczy załatwić - pisał później Malinowski -
oprócz tego latałem wciąż po mieście, starając się pożyczyć pieniędzy, by oni mogli wyjechać", a "przecież
wydatki szalone - ich bilety kosztowały 122 funtów. Piłsudski zabrał niemal wszystkie pieniądze z kasy
londyńskiej. Część pieniędzy wydał na swoje ubranie, kilkanaście funtów szterlingów zabrał ze sobą. "Toteż nie
rozumiem - pisał Jodko-Narkiewicz do Malinowskiego - dlaczego wydaliście na bilety 122 Ł, gdy miały
kosztować 88 Ł, Teraz pewno Ty jesteś bez grosza. 'Bolek' [Bolesław Antoni Jędrzejowski] nie ma ani krajcara
na życie i wydawanie 'Kurierka', 'Osarz' [Leon Wasilewski] zadłużony po uszy z 'Zorzą' [tj. 'Przedświtem' - R. Ś.],
a 'Edward' [Witold Jodko-Narkiewicz] przykuty na miejscu przez brak paruset rubli - oto sytuacja". Kryzys
finansowy odczuwali chyba wszyscy. "Mnie zostawili tylko 8 sh." - skarżył się Malinowski. Pożyczył potem 37 Ł
15 sh. Niemal wszystkie pieniądze poszły na spłatę wcześniej zaciągniętych pożyczek. "Nie płacić tych długów
nie mogę - tłumaczył niemożność wysłania Jodko-Narkiewiczowi kilku funtów szterlingów - dlatego, że już
byliśmy wszędzie zadłużeni i pożyczałem na słowo honoru". Niebawem zastawił jeszcze w lombardzie biżuterię
zaprzyjaźnionej osoby pod pożyczkę 4 Ł 10 sh. dla Jędrzejowskiego. Przez dwa tygodnie nie mógł wysłać Marii
Piłsudskiej 3 Ł, czego wymagał przed wyjazdem Piłsudski. Niewielka skala tych wszystkich wydatków dobrze
oddaje problem potrzeby gruntownej przebudowy sposobów finansowania działań PPS, jeśli partia chciała
zaznaczyć swój udział w nadchodzącej burzy rewolucyjnej. W tej sytuacji nie można było praktycznie myśleć o
realizacji celów programowych.

Z tych powodów przywódcy PPS zgadzali się na dostarczanie potrzebnych Japończykom informacji o armii
rosyjskiej. Na razie wystarczała ogólna wiedza Piłsudskiego na temat sytuacji militarnej w Rosji, korzystano
także z różnych prywatnych znajomości wśród członków partii, czytano prasę rosyjską, notowano przypadkowo
zasłyszane albo zaobserwowane informacje. Nie działał jednak żaden system zdobywania informacji. Plan
Piłsudskiego zorganizowania sieci wywiadowczej w Rosji pozostał na papierze i nigdy nie został zrealizowany.
Charakterystyczne, że Utsunomiya godził się wstępnie na tworzenie agentury poza własnym systemem kontroli,
co stało w zupełnym przeciwieństwie do przyjętej współcześnie ogólnej praktyki tajnych służb. Piłsudski potrafił
wymóc autonomiczny charakter planowanej organizacji wywiadowczej. To pozwalałoby kamuflować jej
prowizoryczność i braki profesjonalne.

Dlatego Malinowski obawiał się, że Japończycy w jakimś momencie przestaną wierzyć pozorom i zorientują się
w powierzchowności otrzymywanych raportów, a w konsekwencji będą chcieli zerwać współpracę, zanim
zostanie osiągnięte szersze porozumienie polityczne. "Czy Ty kpisz, czy co? - rugał 14 VI 1904 r. Jodkę-
Narkiewicza. - Piszesz, że kupę masz wiadomości - to nie wiadomości, a korespondencja. Powiedział przecież
on (tj. Taro Utsunomiya - R.Ś.] wyraźnie, że o Bałtyku nie potrzebują wiadomości (z tego, co mówił dawniej
'Kars[ki]' [Tytus Filipowicz], że [Taro Utsunomiya] otrzymuje nawet dokumenty ze 31 41 72 [24] 91 55 92 94 42
78 [tzn. Stockholmu] wnosić można, że mają o tym dobre i istotne wiadomości). Ploteczka, jeszcze tak
ogólnikowa, może nam zaszkodzić. Inne wiadomości, też to są plotki, a już śmieszne jest 'wysłanie tam lekarzy,
którzy mają dezynfekować pola bitwy'. Przede wszystkim, gdzie tam? Do Władywostoku? [...] Mój kochany, nie
gniewaj się na mnie za te wymyślania i uwagi, ale rzecz jest zbyt ważną. Wszystko zależy obecnie od tego, że
przekonamy ich o naszej sile. Tych zaś ludzi więcej może o tym przekonać kilka ważnych wiadomości, niż co
innego. Przecież dotychczas żadnych dowodów, właściwie mówiąc, im nie daliśmy. Obecnie, bodaj, że więcej
zależy powodzenie [interesu] od Ciebie, niż od nich (naszych chłopaków [tj. Józefa Piłsudskiego i Tytusa
Filipowicza]). Monety też na ten interes nie należy żałować, bierz się w kupę i rób wszystko, co od Ciebie zależy,
a nawet więcej".

Malinowskiego utwierdzał w tym przekonaniu list, który otrzymał wieczorem tego samego dnia od Utsunomiya z
prośbą o przesłanie go Jodce-Narkiewiczowi. Utsunomiya ("Pomocnik 'samego' [Ichiro Motono]") zwrócił się do
"Grzegorza" z "rozmaitymi zapytaniami", co wyraźnie świadczyło o chęci podtrzymywania dotychczasowych
kontaktów, niezależnie od tokijskiej misji Piłsudskiego i Filipowicza. Japoński attache wojskowy zadał trzy
pytania: "I. Jakie jednostki wojenne poszły dotąd oprócz 2 korp[usów], dywizji rezerwy z Kazania i brygady
kawalerii z Kaukazu? II. Czy zgoda, by po upływie terminu jazdy naszych agentów, znowu tam pojechali, na tych
samych warunkach? III. Czy chcemy posyłać telegramy ze zwrotem kosztów?". W odpowiedzi Jodko-Narkiewicz
pisał 21 czerwca: "I.) Zapytanie przesłaliśmy do M[ilitary] I[ntelligence] D[epartment], odpowiedź spodziewamy
się mieć tu za 10 dni. Z milczenia jednak w tej sprawie wnioskujemy, że albo nic poważniejszego nie poszło, albo
nie wiedzą o tym. II.) Wiadomości od pierwszego agenta (w T[urkiestanie]) otrzymamy w początku lipca; od
drugiego w połowie sierpnia. Jeżeli te wiadomości będą dość wyczerpujące i jeżeli nasi agenci będą wolni, z
chęcią ich poślemy na stałe, tj. na kilka miesięcy przynajmniej. III.) Z chęcią będziemy telegrafować o każdej
ważniejszej a pewnej wiadomości. Zwrot wydatków zbyteczny. Otrzymaliśmy ostatnio szereg wiadomości, ale
noszą charakter tak niepewny, że wolimy ich nie posyłać". Malinowski przesłał odpowiedź do Hayashi 27
czerwca. Jodko-Narkiewicz sugerował, że służba informacyjna PPS na krańcach Rosji obejmowała
dwóch regularnych agentów. Określenie było mocno naciągane w stosunku do owych "agentów", którzy w
rzeczywistości nie mieli nic wspólnego z klasycznym wywiadem. Ich kontakty i obserwacje liczyły się o tyle, że
potrafili w sposób naturalny funkcjonować w swoich środowiskach, by przy okazji dokonywać obserwacji

80 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

wojskowych. Jeśli nawet zbierali cenne informacje, to zbyt długi okres łączności z ich odbiorcą w dużym stopniu
dezaktualizował otrzymane dane. W warunkach wojennych o wiele większe usługi w tym zakresie mogli oddać
Chińczycy, pracujący na potrzeby Kempeitai na zapleczu działań wojennych w Mandżurii.

Malinowski chciał też wypełnić polecenie Piłsudskiego skomunikowania się z Turskim i wyjaśnienia jego
rzeczywistych japońskich lub angielski koneksji, bo ostatecznie z jego listów nie było wiadomo, kto faktycznie
dysponował pieniędzmi na cele rewolucji w Rosji. Poprosił o spotkanie. Musimy Piłsudskiemu ułatwić zadanie -
argumentował. "Ułatwienie może polegać na tym, aby on możliwie [najlepiej - R. Ś.] orientował się w sytuacji.
Dla wyjaśnienia sytuacji obecnej potrzeba koniecznie naszego osobistego widzenia się". Nalegał, aby rozmowa
odbyła się w Londynie. "Nie ma tu nikogo - uzasadniał dalej - komu bym mógł poruczyć otwieranie listów, [a]
mogą nadejść bardzo ważne i pilne listy i depesze". Przede wszystkim "listy mogą być dla 'wydawcy' (tj. Tadasu
Hayashi lub Taro Utsunomiya] i od 'wydawcy' bo wszystko idzie przez moje ręce. Widzicie więc, jak trudno [jest]
mi ruszyć się stąd i zdaje się nawet niemożliwe. [...] Dodam, że wynik naszej rozmowy musiałby być
zakomunikowany 'Ziuk[owi]' [Józefowi Piłsudskiemu] w drodze telegraficznej najpóźniej do 2 VII [1904]". Turski
nie mógł jednak przyjechać do Londynu, a Malinowski nie był w stanie ruszyć się z miejsca, co w praktyce
oznaczało niemożność podjęcia na razie paryskiego kontaktu Turskiego (Akashi).

Dalszą podróż z San Francisco Piłsudski i Filipowicz odbywali na małym i starym statku Coptic, już nie tak
wygodnym, jak Campania. Wypłynęli 22 czerwca. Zatrzymali się 28 czerwca w Honolulu na Oahu, jednej z Wysp
Hawajskich, aby uzupełnić zapasy żywności i zabrać resztę pasażerów. Filipowicz mógł wysłać list do Londynu,
który zaczął pisać poprzedniego dnia. "Jutro w południe przyjeżdżamy do Honolulu - też okolica - donosił
Malinowskiemu. - Pogoda dobra, chmurno, więc powątpiewam, czy w ogóle zwrotnikowe upały istnieją. Spanie,
wyżerka, szachy i trochę pisaniny - oto główne składniki życia; potem nudy. Z publicznością nie zadajemy się
wcale". Statek miał postój w porcie, więc wyszli na ląd. aby zwiedzić Honolulu. "Zupełnie egzotyczny kraj - zapisał
potem Filipowicz - banany, daktyle, kokosy, brązowe małpy w europejskich kostiumach etc. W mieście
większość Japończyków i Chińczyków". Dłuższy czas spędzili na plaży i odbyli krótką wycieczkę w okolice
Honolulu do kraterów wygasłych wulkanów. Zapewne z gazet dowiedzieli się, że gen. Kodama, do którego
Piłsudski miał rekomendację, został przeniesiony na stanowisko szefa sztabu armii czynnej w polu u
feldmarszałka Oyamy w Mandżurii. "Ostatni etap - dopisał się Piłsudski do listu. - a tu tymczasem
dowiedzieliśmy się, że generał, który miał rozstrzygać sprawę, został naznaczony naczelnikiem sztabu armii
czynnej. Diabli może nam każą udać się do tej armii czynnej, ładny kwiat!". Następnego dnia wyruszyli w dalszą
drogę.

Długotrwały rejs przez Pacyfik pozwalał Piłsudskiemu zastanowić się nad dalszym postępowaniem. Najwięcej
czasu zajmowało przygotowanie materiałów do rozmów z Japończykami. Wszystkie dokumenty, jakie miały być
wręczone Japończykom, Filipowicz tłumaczył na język angielski.

Opracowano komentarz do trzech pierwszych punktów przewidywanego zasadniczego porozumienia jako


Wyjaśnienia tyczące się poszczególnych punktów projektowanej umowy. Przede wszystkim sprecyzowano
zasady bezpośredniego finansowania działań partii na rzecz Japonii, głównie w zakresie prowadzenia prac
wywiadowczych przeciwko Rosji (uwagi do punktu I): "Na cele naszej organizacji; 1.) 10 000 Ł płatne teraz. 2.)
Kwota w tej samej wysokości płatna po Nowym Roku 1905. 3.) Zagwarantowanie prawa do żądania i otrzymania
po tej dacie sum znacznie wyższych".

Planowane zwiększenie wydatków wiązało się głównie ze sprawą broni (uwagi do punktu II). "Nie może
przewidzieć obecnie dokładnego terminu - pisano - kiedy będziemy potrzebowali większej ilości uzbrojenia. W
każdym razie cała dostarczona broń musi być wwożona do kraju w niewielkich partiach i stąd zbieranie
odpowiednich ilości karabinów i tak dalej musi się zacząć dużo wcześniej niż początek wybuchu. Biorąc to pod
uwagę, jak również nasze aktualne potrzeby zdobycia broni koniecznej do organizowania manifestacji
skutecznie przeciwstawiających się aktom policji - potrzebujemy już teraz 3 000 sztuk karabinów. I zastrzegamy
dla siebie na przyszłość prawo do otrzymania 60 000 [sztuk] w niewielkich partiach (1 000-2 000 [sztuk]) oraz
odpowiednich ilości amunicji. (Wyjaśnienie: 1 ) dlaczego wolimy nie kupować przez własnych agentów: 2.) gdzie
ma to być dostarczane. 3.) wolimy typ rosyjski, jeśli [to] niemożliwe - austriacki)" '.

Najwięcej miejsca poświęcono kwestii utworzenia legionu polskiego przy armii Japońskiej (uwagi do punktu III).
Wydaje się, że sprawa ta została wysunięta przez Piłsudskiego, ze względów taktycznych, chociaż zdawał sobie
sprawę, że jego propozycja zostanie odrzucona.

Tekst Wyjaśnień zamykało tzw. "Zakończenie", które stanowiło właściwe podsumowanie składanych propozycji i
praktyczną wykładnię. Sens składanych propozycji sprowadzał się do następującej alternatywy: "Istnieją dwie
formy przyszłych stosunków między japońskim rządem i naszą partią (określone przez poglądy przyjęte przez
rz[ąd] j[apoński] oraz jego politykę wobec R[osji]): 1.) Układ zawarty tylko na okres zbiegający się mniej więcej z
czasem trwania wojny. 2.) Trwały u[kład] zawarty w celu stałego i trwałego nękania Rosji. Gdzie indziej podajemy

81 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

powody, dla których druga forma byłaby lepsza z punktu widzenia obu podpisujących układ stron. Interpretacja
poszczególnych punktów tego porozumienia będzie się różnić w zależności od postawy, jaką rz[ąd] j[apoński]
przyjmie w związku z zasadniczym charakterem porozumienia". Wyraźnie wskazywano na wariant o
długotrwałym porozumieniu, bo nie spodziewano się radykalnego wydźwignięcia sprawy polskiej w okresie
toczącej się wojny japońsko-rosyjskiej, umożliwiającego spełnienia podstawowych postulatów narodowych i
odbudowy niepodległego państwa. Inne myślenie nie miało racjonalnych podstaw. W tym sensie, zarówno w
ramach pierwszej, jak i drugiej konkluzji nie było miejsca dla legionów polskich, a ich wyeksponowanie służyło
celom taktycznym.

W świetle Wyjaśnień wyraźnie widać, że najważniejsze pozostawały kwestie spodziewanych subwencji


finansowych (przede wszystkim na pracę wywiadowcze), jak również możliwości dostarczania broni, a tym
samym wspierania ruchu rewolucyjnego na ziemiach polskich. Oddzielnie traktowano sprawy powołania
specjalnej agentury PPS, o czym mówił ostatni punkt umowy. Jako materiał pomocniczy do dyskusji z
Japończykami na ten temat (jeśli wręcz nie jako dalszy załącznik do tekstu Wyjaśnień) zabrano ze sobą
cytowaną wyżej angielską wersję referatu Piłsudskiego o organizacji sieci wywiadowczej w Rosji. Reszta
punktów projektowanej umowy stanowiła ogólniki i dekorację dla głównych jej zapisów. Wymieniana kwota 10
000 funtów szterlingów nie była wygórowana. Piłsudski wiedział, że została już przyznana. Chodziło tylko o jej
wypłacenie w całości.

Kierunek polityczny dalszej współpracy miało wskazywać memorandum Piłsudskiego o możliwościach


wykorzystania tendencji odśrodkowych wśród narodów w Rosji, pod przewodnictwem polskim (Słabe strony
Rosji). Piłsudski uważał, że "głównymi czynnikami rozkładowymi" imperium rosyjskiego byli Polacy, Finowie i
narody Kaukazu. Ale "jedynie Polacy - przekonywał - potrafią doprowadzić wypadki do otwartej walki i pociągnąć
za sobą resztę podbitych przez Rosję narodowości", gdyż ruch rewolucyjny na ziemiach polskich stanowił
najlepiej zorganizowaną siłę. "Ta siła Polski i jej znaczenie wśród części składowych państwa rosyjskiego -
uzasadniał - daje nam śmiałość stawiania sobie jako celu politycznego - r o z b i c i e p a ń s t w a r o s y j s k i
e go na gł ó wne c z ę ś c i s k ł a do we i us a mo wo lni e ni e pr z e mo c ą wc i e lo ny c h w s
k ł a d i m p e r i u m k r a j ó w [podkreśl. w oryginale - R. Ś.]. Uważamy to nie tylko jako spełnienie kulturalnych
dążeń naszej ojczyzny do samodzielnego bytu, lecz i jako gwarancje tego bytu, gdyż Rosja, pozbawiona swych
podbojów, będzie o tyle osłabiona że przestanie być groźnym i niebezpiecznym sąsiadem". Toteż Japonia
może znaleźć na ziemiach polskich "wyćwiczonego w walce z Rosją sojusznika" jeśli Polacy otrzymają "oparcie i
pomoc" dla przygotowania się do walki i "wzmocnienia szeregów rewolucyjnych".

Opracowane materiały weszły w skład trzyczęściowego memorandum dla władz japońskich w Tokio: część I.
Słabe strony Rosji, część II. Projekt umowy, część III. Zakończenie. Memorandum uzupełniały dwa pozostałe
dokumenty (zapewne w formie załączników albo materiałów pomocniczych do rozmów z Japończykami): 1.)
Certain answers given by the M[ilitary] I[ntelligence] D[epartment] to the questions put by the Central
Committe (28.3.[19]04); 2.) Wyjaśnienia tyczące się poszczególnych punktów projektowanej umowy.

W tym samym czasie do Jodki-Narkiewicza odezwał się Zilliacus. Wystąpił on w Londynie z nowym apelem o
zorganizowanie wspólnej konferencji różnych ugrupowań opozycyjnych, która miałaby wyrazić zgodę na jednolitą
kampanię w zakresie działań antyrządowych i wybrać centralny komitet koordynujący te działania. Późniejszy
przywódca Fińskiej Partii Czynnego Oporu realizował plany Akashiego, który przekazał mu zgodę na
rozpoczęcie przygotowań do serii gwałtownych wystąpień i demonstracji w Rosji. Zilliacus uważał, że choć
totalna rewolucja jest niemożliwa, to wydanie przez opozycję wspólnego manifestu oraz niewielkie zamieszki,
zorganizowane przez nieliczne, pięćdziesięcioosobowe uzbrojone grupy, wystarczą do podkopania władzy
ministra spraw wewnętrznych, Wiaczesława Konstantinowicza Plehwego, a jego obalenie oznaczałoby krok na
drodze do całkowitego obalenia autokracji. Zawierała się w tym ukryta myśl zamachu na ministra Plehwego.
Zgodnie z dalszym planem zamieszki miały się zacząć w Rosji centralnej i dopiero potem rozprzestrzenić się na
tereny zamieszkane przez obce narody, aby nie dać władzom pretekstu do szerzenia szowinizmu i ksenofobii.
Nie liczono się wtedy z rewolucją. Wciąż chodziło o taki ruch, który wiązałby jedynie siły carskie w Europie, aby
w ten sposób utrudnić Rosji prowadzenie wojny na Dalekim Wschodzie. Japonia nie chciała posłużyć
za narzędzie do naciśnięcia spustu rewolucji w Rosji, której efekty, jak się obawiano, mogły spowodować zwrot w
polityce wielu rządów europejskich przeciwko Tokio i pozbawić Rosję stabilnego rządu, który podpisałby traktat
pokojowy. Były to tylko teoretyczne spekulacje. Nikt bowiem nie mógł dać gwarancji "planowego" rozwoju
podejmowanych działań wywrotowych. Masowe ruchy społeczne i polityczne rządziły się własnymi prawami i
łatwo wymykały się spod kontroli. Akashi myślał faktycznie o powstaniu zbrojnym i powszechnej rewolucji w
Rosji, ale musiał jeszcze zachowywać pewne pozory dla decyzji Kempeitai i brać pod uwagę względy ostrożnej
polityki zagranicznej ministra Komury. Konferencja dawałaby oparcie dla tych planów w obozie antyrządowym i
tworzyła zaplecze polityczne ruchu, nawet w ograniczonym zakresie zamieszek wywołanych na niedużą skalę.

W ramach przygotowań do konferencji Zilliacus zaprosił Jodkę-Narkiewicza na spotkanie do Berlina. Rozmowa

82 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

odbyła się wieczorem 24 czerwca. "Facet wysoki, z wąsami i bez brody", po rosyjsku mówi "dość słabo",
"nazywa się 45 56 92 63 56 21 91 32 42 31 84 64" [tzn. Ziliakus, powinno być Zilliacus - R. Ś.] - notował Jodko-
Narkiewicz po powrocie do Lwowa. "Odesyta", jak go nazwał, wyraził przekonanie, że wojska gen. Aleksieja
Nikołajewieza Kuropatkina zostaną pokonane przez Japończyków, a wtedy socjaliści rosyjscy zechcą
niewątpliwie przystąpić do demonstracji zbrojnych.

Zilliacus oświadczył przy tym, że jego organizacja ma dostarczyć Rosjanom broń, ułatwiając zadanie dzięki
nawiązanym już stosunkom z Japończykami. Jodko-Narkiewicz skorzystał z okazji i zaproponował, aby "dali to
samo" dla PPS. Zilliacus zgodził się na to, "zastrzegając się tylko - zapisał Jodko-Narkiewicz - że musi otrzymać
zgodę swoich kolegów", co niewątpliwie oznaczało japońskich protektorów zbrojnego wystąpienia opozycji
antycarskiej. Odpowiedź obiecał przekazać Malinowskiemu zaraz po powrocie do Londynu. Jodko-Narkiewicz
zapytał, czy z przystąpieniem do demonstracji "należy czekać aż Moskale zaczną", czy też "można i samemu
pójść", niezależnie od nich. Wprawdzie "wszelka inicjatywa obca mogłaby zaszkodzić - usłyszał w odpowiedzi -
bo by zbudziła szowinistyczne uczucia u Moskali", ale "nasza próba stanowiłaby danie dobrego przykładu
Moskalom". Wiązała się z tym kwestia przerzutu broni na ziemie polskie. Zilliacus mógł przeznaczyć na ten cel
transport broni, którym aktualnie dysponował - "1 000 pudów", mając prawdopodobnie na myśli ilość sztuk broni,
bo trudno sobie wyobrazić transport broni, który odpowiadał masie 40 000 funtów, czyli 16 380 kg. Sugerował,
aby broń przewozić w ukryciu, wśród innych towarów. Jodko-Narkiewicz zdeklarował się do przejęcia tego
transportu, który prawdopodobnie nie byłby przeznaczony tylko dla Polaków. Propozycja Zilliacusa była
następująca: "Cukierki [tj. broń] - mają być dwóch rodzajów: najprzód 32 61 51 43 72 92 43 51 63 61 44 [tzn.
rewolwery], potem 91 32 21 61 81 23 56 71 44 63 [tzn. karabiny], te ostatnie oczywiście tylko na wypadek 11 72
43 31 32 41 21 71 56 54 [tzn. powstanie]". Na to odpowiedział Jodko-Narkiewicz, stawiając "kwestię tak -
argumentował - że posiadanie drugiego [tj. karabinów] przyda się w każdym razie, gdyż pozwoli zachowywać się
zupełnie inaczej. Co zaś do pierwszego [tj. pistoletów] - dodawał - to ilość potrzebna byłaby 41 61 64 45 44 31
41 21 32 35 [tzn. trzysta], jako minimum; lepiej zaś od razu tyleż plus 200. Co do ilości drugiej rzeczy [tj.
karabinów], to oczywiście, że teraz sumy podać nie można, ale - tu zwracał się do Malinowskiego - możesz na
ten temat mówić". Zilliacus obiecał przedstawić Japończykom prośbę Jodki-Narkiewicza, co też zrobił po
przybyciu do Londynu. Zwlekał jednak z wizytą u Malinowskiego.

W Londynie z niecierpliwością oczekiwano wiadomości od Turskiego. Malinowski ponaglał o szybką odpowiedź


na swój list z 21 czerwca. Turski twierdził, że chorował na serce i nie był w stanie od razu odpisać. List z
Pau przyszedł w ostatnich dniach czerwca. Turski nie mógł na razie przyjechać do Londynu, więc starał się
wyjaśnić wszystko. " 'Młodszy wydawca' [tj. Motojiro Akashi - R. Ś.] - pisał do Malinowskiego - nie podlega żadnej
kontroli 'starszego wydawcy' [tj. Tadasu Hayashi albo Taro Utsunomiya] w stosunkach jego do
współpracowników [czyli osób i organizacji podejmujących w porozumieniu z nim antycarską lub antyrosyjską
działalność]. Funduszami, które mu były dane na polskie, rosyjskie i drugie 'wydawnictwa' [tzn. ruch rewolucyjny],
z których już teraz nie dużo się zostało, również ma prawo rozporządzać się 'młodszy wydawca' bez żadnej
kontroli, jak mu się podoba. Jeżeli zostają wiadomymi niektóre wydatki, które on robi, to dlatego, że londyński
'wydawca' [Tadasu Hayashi albo Taro Utsunomiya) ma trochę za długi język dla tak poważnego 'wydawcy' [tj.
Motojiro Akashi). [...] Wiem tylko, że jeżeli nastąpi drugie 'wydawnictwo' [tzn. nowe porozumienie z PPS w
związku z podróżą Józefa Piłsudskiego do Tokio], to rozporządzać się takim 'wydawnictwem' będzie inny, a nie
wasz znajomy 'wydawca' londyński. Korespondujemy ze sobą [tj. z Motojiro Akashi]. Zdecydowałem nie wdawać
się z nim w drobiazgowe sprawy, nic nie brać u niego [tj. pieniędzy], aż do chwili samego 'wydania' [tzn.
porozumienia o warunkach współdziałania polskiego ruchu rewolucyjnego przeciw Rosji], jeżeli takowe nastąpi".
Turski zaznaczył przy tym, że w liście z 8 czerwca Akashi zaprosił go do Paryża. Jednak nie miał pieniędzy na
podróż, więc odmówił, odpisując, że był "bardzo zajęty", lecz "jeżeli potrzebuje - cytował swoją odpowiedź -
widzieć się ze mną w kwestii decydującej 'wydawnictwa', to w takim razie, w tej chwili udam się do niego". Akashi
odpisał Turskiemu, że chwila zawarcia takiego porozumienia jeszcze nie przyszła. Japończyk zadał pytanie: "
'na jakiej podstawie polegam' - relacjonował Turski - że 'wydawnictwo' polskich książek może mieć powodzenie
wśród demokratów i socjalistów polskich?".

Turski bez większych problemów mógł wykazać możliwości podjęcia przez polski ruch rewolucyjny walki z Rosją.
Ale z pytania, które zadał Akashi, wynikało, że nie orientował się on zupełnie w polskich realiach politycznych i
nie miał bezpośredniego dostępu do PPS. Błędem ze strony kierownictwa partii był brak decyzji, w wyniku
których zostałaby podjęta inicjatywa Turskiego. "Wnioskuję - pisał dalej Turski - że cisza, która panuje w 'polskiej
literaturze' [tzn. zupełny brak kontaktów z nim ze strony kierownictwa PPS - R. Ś.] wcale nie jest korzystną dla
drugiego 'wydawnictwa' [tzn. podejmowanego na bazie dotychczasowych kontaktów PPS w Londynie]. Z tego
wszystkiego, co mi pisze [Motojiro Akashi] - dodawał - wnioskuję także, że drugie 'wydawnictwo' nastąpi tylko w
takim razie, jeżeli konkurencja [zapewne rosyjskie służby zagraniczne wywiadu wojskowego lub Ochrany] będzie
zagrażać im [tj. działalności Tadasu Hayashi lub Taro Utsunomiya] lub 'młodszemu wydawcy' [Motojiro Akashi]!
Chociaż w ostatnim liście mówi, 'że stosunki są takie, że drugie 'wydawnictwo' musi nastąpić' ". Turski sądził, że
ostatnia myśl była opinią "wspólników" japońskiego oficera, czyli Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio.

83 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Wszystko na to wskazuje, że zarówno Malinowski, jak również później Jodko-Narkiewicz i tym razem nie
zrozumieli Turskiego, bagatelizując przekazane przez niego informacje. Kwestią zasadniczą dla określenia
dalszej taktyki było prawidłowe rozpoznanie głównych tendencji w działaniach japońskich władz wojskowych,
wyznaczających kierunek współpracy z ruchem polskim. Z listów Turskiego wynikało, że Sztab Generalny w
Tokio szukał oparcia dalszych kontaktów z kierownictwem PPS o ośrodek londyński (Utsunomiya), lecz przy
współdziałaniu z Akashim, co oznaczało dwutorowość współpracy przeciwko Rosji - wywiad oraz dywersję
rewolucyjną. Piłsudski niepotrzebnie więc podjął zabiegi o sformalizowanie wzajemnych stosunków, włączając do
tego drażliwe kwestie, które miały wymowę polityczną. Niestety, te wszystkie informacje nie docierały do niego.
Malinowski i Jodko-Narkiewicz tracili niepotrzebnie czas na jałowe, listowne dyskusje, zasłaniając się
autorytetem Piłsudskiego, jako ostatecznej instancji decyzji kierownictwa partyjnego, zamiast przystąpić do
działania. Powoli znikała okazja szybkiego włączenia się w nurt wywrotowych zabiegów japońskich, co inni umieli
odpowiednio wykorzystać.

Z japońskich funduszy, przeznaczonych na wspieranie opozycji przeciwko Rosji, czerpały pieniądze różne
organizacje, które, tak jak Fińska Partia Konstytucjonalistów, a później Fińska Partia Czynnego Oporu, nie
umiały właściwie wykorzystać oferowanej pomocy. Wręcz niepoważnie wyglądały przy tym miesięczne
subwencje dla PPS w wysokości 90 funtów szterlingów, gdy inni dysponowali kwotami wielokrotnie wyższymi,
nieadekwatnymi do potencjalnych możliwości organizacyjnych reprezentowanych grup politycznych. W dużej
części wynikało to z niewiedzy Japończyków, którzy nie orientowali się dokładnie w rzeczywistości politycznej
szerokich kręgów opozycji w Rosji. Ulegali pozorom, źle oceniali realne wpływy poszczególnych ugrupowań i
możliwości ich wykorzystania do planowanych działań, co prowadziło do wielu nieporozumień. Celował w tym
zwłaszcza Akashi. Jego poufne znajomości miały często charakter przypadkowy. "Z powodu tych komplikacji -
pisał w Rakka ryusui - bardzo trudno mi było nawiązać i utrzymać bliskie kontakty z przywódcami opozycji".

Najlepszym tego przykładem jest nawiązanie kontaktu z Dmowskim i Ligą Narodową, gdy ruch narodowo-
demokratyczny w Królestwie Polskim wyraźnie już unikał podejmowania akcji zadrażniających stosunki rosyjsko-
polskie. "Partia ta [tj. Liga Narodowa - R. Ś.] - przyznawał później - jest całkowicie podobna do Fińskiej Partii
Konstytucjonalistów w poszanowaniu samej siebie i niechęci do przemocy. Choć partia głosi nienawiść do
Rosji, pozostaje bezczynna, obawiając się Rosji i Niemiec: Rosja mogłaby dokonać wielu zniszczeń, gdyby
powstanie nie powiodło się, a Niemcy mogłyby zaskoczyć Rosję i zaanektować Polskę. Linia partii jest po prostu
nierealna".

Inaczej oceniał Akashi możliwości działania PPS, ale długo nie mógł podjąć bezpośredniego kontaktu z
kierownictwem partii. "Jest to jedna z bardziej radykalnych partii opozycyjnych - pisał w Rakka ryusui. - Opiera
się głównie na robotnikach. W założeniach programowych na pierwszy plan wysuwa kwestię ustanowienia
państwa polskiego, które mogłoby się odłączyć od Rosji przez uzyskanie autonomii. Wpływy tej partii w
społeczeństwie są bardzo duże". Radykalizm dążeń polskich ustawiał PPS w tej samej linii co Partię Socjalistów-
Rewolucjonistów oraz Gruzińską Partię Socjal-Rewolucjonistów-Federalistów. Wyraźnie jednak faworyzowano
eserowców. "Od innych partii socjalistycznych w Europie - podkreślał Akashi - odróżniają stosowanie przemocy
- inne ograniczają się do przemówień i demonstracji przeciwko caratowi. Do akcji terrorystycznych partia ta ma
komórkę [tj. Organizację Bojową- R. Ś.] składającą się z ludzi gotowych nawet na śmierć [...]. Taktyka partii
polega na zastraszaniu rządu poprzez działalność tej organizacji". Bezwzględnie wrogie stanowisko wobec
rządu przyjmowali Gruzini. "Gruzja ogólnie jest cywilizacyjnie zapóźniona - notował dalej. - Gruzini są dzicy i
odważni. W związku z tym partia ta [Gruzińska Partia Socjal-Rewolucjonistów-Federalistów] nie jest tak
umiarkowana jak inne ugrupowania socjalistyczne i często stosuje materiały wybuchowe".

Główne nadzieje na zmianę sytuacji finansowej w PPS cały czas wiązano z podróżą Piłsudskiego do Tokio. W
każdym razie - pisał "Grzegorz" do Malinowskiego - "pośpiech jest konieczny. Pamiętaj, że wszystkie
nasze sprawy są w zawieszeniu z powodu tego i cała nasza taktyka będzie inna, gdy coś pozytywnego będziemy
wiedzieli". Jodko-Narkiewicz chciał dalej rozwijać podjęte prace informacyjne, chociaż pojawiły się inne
możliwości działania, które określał wspólny interes różnych grup politycznych, korzystających ze wsparcia
Japończyków w organizowaniu ruchu rewolucyjnego na terenie Rosji. Oczekiwał tylko na właściwy sygnał od
Piłsudskiego z Tokio. "Zarówno dla porządnego zbierania wiadomości - pisał 30 VI 1904 r. do Malinowskiego
-jak dla całej naszej taktyki prawdziwie rewolucyjnej w chwili dzisiejszej trzeba by rozwinąć ogromną energię i
całą sprawę prowadzić systematycznie i konsekwentnie, a nie wiedząc, czy na to będą środki, będziemy w
najgłupszym położeniu. Już się w ogóle ta tymczasowość fatalnie odbija na naszej robocie", a "moglibyśmy
nareszcie zbierać plon 4 miesięcznego podniecania ludzi odezwami. Mam bowiem wrażenie, że w Wa[rszawie]
jest sytuacja naprawdę rewolucyjna". Na razie jeszcze organizowanie wywiadu stanowiło o możliwościach
realnej pracy partyjnej, bo to przynosiło realny przychód do kasy partyjnej.

Malinowski niepokoił się o wypłatę lipcowej dotacji 90 funtów szterlingów na prace wywiadowcze PPS. "Na dziś
'Lint[on]' [Tadasu Hayashi] nie wezwał, a dziś termin?!" - skarżył się 27 VI 1904 r. Jędrzejowskiemu. Spotkał się

84 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

30 czerwca z "przyjacielem - colonelem"". Rozmawiali po rosyjsku, za pośrednictwem tłumacza, który


towarzyszył ppłk. Utsunomiya, bo Malinowski słabo znał angielski. "Oczywiście - donosił później Piłsudskiemu i
Filipowiczowi - załatwił interes". Malinowski otrzymał 90 Ł. Hayashi poinformował, że Piłsudski i Filipowicz staną
w Tokio 11 lipca. "Przy gawędzie powiedział 'wieczór' [Taro Utsunomiya] - relacjonował Malinowski - że sądzi, że
wszystko zostanie załatwione w ciągu 3 tygodni".

Niebawem Jodko-Narkiewicz mógł się przekonać o zupełnej przypadkowości japońskich kontaktów. Jeszcze w
maju 1904 r. Akashi zwrócił się do Jana Popławskiego i Zygmunta Balickiego z propozycją wysłania kilku osób
ze stronnictwa narodowo-demokratycznego na specjalny kurs dywersji i sabotażu do Paryża, nie orientując się
zupełnie, że przywódca tego obozu niedługo będzie starał się przekonać władze w Tokio o niemożności i
bezskuteczności ewentualnego wystąpienia zbrojnego Polaków. W pierwszym momencie Jodko-Narkiewicz
uwierzył, że ma do czynienia z poważną ofertą. "Bardzo ważny i gruby biznes udało mi się tu obrobić i to tak
prędko, że nie mogłem do Ciebie pisać - informował Malinowskiego w liście z 2 VII 1904 r. Popławski i Balicki nie
mogli znaleźć ochotników w swoim gronie, albo raczej nie chcieli angażować się czynnie przeciwko Rosji, więc
przekazali zadanie do niewielkiej lwowskiej grupy rewolucyjnej "Odrodzenie", uznającej zasadę terroru i dążącej
do wywołania powstania zbrojnego na ziemiach polskich. Balicki orientował się, że najlepszym adresatem oferty
japońskiej była organizacja PPS. Nie sądził chyba, że "Odrodzenie" podzieli się tą informacją z Jodko-
Narkiewiczem, rozpowiadając przy okazji o osobach pośredniczących w kontakcie. Jodko-Narkiewicz wziął
sprawę w swoje ręce, uzależniając wykonanie prac planowanych ewentualnie przez Japończyków od wyników
pertraktacji Piłsudskiego w Tokio. Otrzymał od Stanisława Downarowicza z "Odrodzenia" instrukcję dla
uczestników kursu na ich pierwszy kontakt z Akashim w dniach od 6 do 9 lipca w Paryżu, pisaną przez
Balickiego.

Do Lwowa cały czas napływały wiadomości z Rosji, które Jodko-Narkiewicz zestawiał w raporty informacyjne
dla Japończyków. Raporty posyłał tradycyjnie do Jędrzejowskiego do tłumaczenia. Z Krakowa szły potem
do Londynu, gdzie Malinowski przekazywał je dla Utsunomiya. Schemat ten funkcjonował do połowy września
1904 r. Meldunki zawierały jednostkowe dane na temat armii rosyjskiej, a także szersze, zbiorcze opracowania.
"Dziś odebrałem i wysłałem - donosił Malinowski w liście do Piłsudskiego i Filipowicza z 4 VII 1904 r. - raport z
kolei syberyjskiej na 10 stronach, co zawiera jednak nie wiem, bo dotychczas dostałem tylko tłumaczenie.
Zdaje się jednak, że dobry. Pisany z drogi; feler jednak polega na tym, że kończy się na dacie 2 VI [1904], a więc
sprzed miesiąca. Zanadto długo jechał do nas". Dysponowano również planami rosyjskiego sztabu generalnego.

Sprawa Turskiego nie dawała spokoju Malinowskiemu. "Do drugiej firmy [tj. do Motojiro Akashi w Paryżu] wcale
udawać się obecnie nie myślimy" - pisał do Turskiego 8 VII 1904 r. - "Przecież pierwsza firma (Taro Utsunomiya
w Londynie] jest jak tabaka w rogu, co do naszych spraw, dopiero my ją uczymy. Druga zaś w tymi wszystkim
łatwiej może się orientować". A "sądzę, że jeśli w końcu zrobimy interes, to rzeczywiście z pierwszą firmą, ale
nie z pierwszą, jako parowozem drugiej". Nic dziwnego. że Turski zaniechał potem dalszych kontaktów z
japońskim oficerem; wyjechał do Włoch i korespondencja z nim urwała się na kilka miesięcy. Malinowski dość
lakonicznie informował Piłsudskiego o swojej korespondencji z Turskim. Może dobrze się stało, że listy, które
posyłał do Tokio długo nie dochodziły do adresata. "Przyjechać dotychczas nie chciał - pisał z zupełną
beztroską do Piłsudskiego i Filipowicza o swoich arbitralnych decyzjach -ja również nie jeździłem". Często też
zmieniał sens przekazywanych Piłsudskiemu informacji, co mogło prowadzić do błędnych decyzji, jak przy
sprawie kursu paryskiego.

Na kurs dywersji i sabotażu w Paryżu pojechali Wacław Harasymowicz i Mieczysław Dąbkowski. Na miejscu byli
8 lipca. Rolę tłumacza pełnił Wacław Studnicki. "Zapowiedzianych gości widziałem i ich przyjaciela [Motojiro
Akashi] - donosił 9 VII 1904 r. w liście do Jodki-Narkiewicza - od którego wracam". Już "jutro wybieramy się
wszyscy czterej na wieś w okolice P[aryża], aby tam swobodnie czas spędzić na gawędce. Przyjaciel [Motojiro
Akashi] tych facetów [tj. Mieczysława Dąbkowskiego i Wacława Harasymowicza - R. Ś.] ma trochę znajomych w
Pitrze [tj. w Petersburgu], wie coś o 'Jowiszu' [Witoldzie Jodko-Narkiewiczu] i mówił, że gdy 'Jowisz' będzie blisko
Marsa, to rad jest tak się urządzić, aby te dwie planety spotkały się. [...] Tego faceta pali to, że nie jest w swoim
kraju, więc chce wrogom szkodzić stąd, jak by to czynił tylko w innej formie, w innym miejscu i w innym otoczeniu.
Przyjemniej mieć do czynienia z człowiekiem idei i czynu natychmiastowego, niż z dyplomatą na pozór zimnym;
ten facet bierze się, zdaje się, w znacznym stopniu do roboty z własnej inicjatywy i na własne ryzyko;
ma jednakże pomoc ze strony 'Samego' [Ichiro Motono], ale trzyma to, co chce robić w sekrecie od 'Pośrednika'
[Hisamatsu lub Takadsuka]. Nie wiadomo, jakie mu fundusze wyznaczył 'Sam' i dlatego jest niebezpiecznie wiele
żądać". Kurs trwał dwa tygodnie. Główne zajęcia prowadził Akashi. Uczył niszczenia urządzeń kolejowych,
wykładał topografię kolei syberyjskiej i taktykę przeprowadzania napadów. Mówił - wspominał później Dąbkowski
- "jak należy podchodzić do mostów, jak usuwać posterunki ubezpieczające, jak organizować odwrót itd. Były to
wykłady o walce o mosty i wycofywaniu się. Poza tym nastrajał nas moralnie. Tłumaczył, że jest to jedyna
zemsta nad odwiecznym wrogiem. Mówił też, że usługa dla Japonii jest usługą dla Polski". Wykłady z zakresu
techniki minerskiej prowadził inny oficer japoński, bliżej Hirotaro Tanaka, który kierował dostawami broni do

85 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Japonii z zakładów zbrojeniowych koncernu Kruppa w Niemczech. Po zakończeniu kursu Harasymowicz i


Dąbkowski wrócili do Lwowa, oczekując na wyjazd do Rosji. Ostatecznie do realizacji zakreślonych w Paryżu
planów dywersyjnych nie doszło.

Wówczas jeszcze Jodko-Narkiewicz i Malinowski nie wiedzieli, że Studnicki spotkał się w Paryżu z tym samym
oficerem japońskim, z którym kontaktował się Turski. Wtedy jeszcze nie orientowali się, że Akashi odgrywał rolę
koordynatora działań specjalnych Kempeitai w Europie. Toteż Jodko-Narkiewicz nie zwrócił specjalnej uwagi na
zaproszenie Japończyka, które niedługo po rozpoczęciu kursu ponowił za pośrednictwem Studnickiego.
"Była już pierwsza lekcja - notował Studnicki - dziś ma być następna i na tym koniec części teoretycznej. [...]
Nasz 'Przedsiębiorca' p[an] [Motojiro] A[kashi] chce z Wami się zobaczyć i gotów jest pojechać tam, gdzie Wam
będzie dogodniej z nim się spotkać, byle tylko nie w 'Grzegorzyszkach' [tzn. we Lwowie - R. Ś.], może na
Węgrzech, czy gdzie chcecie. To jest pilne". Oficer japoński prosił również o "informacje z linii kolejowej
Dalekiego Wschodu" o przewozie żołnierzy rosyjskich na front w Mandżurii. Chciał, aby Studnieki zwrócił się do
Jodki-Narkiewicza z zapytaniem o możliwości zorganizowania służby wywiadowczej na Syberii. Podkreślał
"znaczenie owego terytorium w najbliższym czasie", spodziewając się zapewne nowej ofensywy. "Jest to
sprawa bardzo ważna i pilna - podkreślał Studnicki. - Przyjaciel nasz [Motojiro Akashi] pragnie, abym ja pojechał
zobaczyć się z Wami albo z kimś innym, znajomymi dobrym p[ana] 'Cekaerowskiego' [tzn. Józefa Piłsudskiego]
w celu zorganizowania w 3-ch 4[-ch] punktach odpowiednich placówek informacyjnych o ruchu ekspedycyjnymi
naszych konkurentów [tj. Rosjan] wysyłających bydło [tj. żołnierzy na front]".

Akashi chciał tymczasem rozszerzyć formułę prowadzonego w Londynie kontaktu z PPS, co sygnalizował
wcześniej za pośrednictwem Turskiego. Malinowski i Jodko-Narkiewicz nie zrozumieli tego, oglądali się wciąż
na Piłsudskiego. Nie dość tego. Malinowski 15 lipca dowiedział się w rozmowie z Utsunomiya, że Akashi
odgrywa samodzielną rolę w realizowaniu specjalnych zamierzeń przeciwko Rosji. Nie wyciągał jednak z tej
informacji żadnych praktycznych wniosków, poza prośbą do Studnickiego o przekazanie płk. Akashi odmowy
nawiązania bliższych kontaktów. Wszystkie nadzieje łączył z Londynem i misją Piłsudskiego, odsuwając
rozwiązanie wielu problemów na przyszłość.

Jak na ironię, tego samego dnia Malinowski widział się również z Zilliacusem, nie domyślając się nawet, że
głównym kontaktem Fina był właśnie Akashi. Wiedział tylko, że Fin jest "od dawna zwąchany z 'wieczorem' [tzn. z
Japonią] i on to zwąchał 'niebieskookich' [tzn. endecję] z 'wieczorowcami' ". Wcześniej o sprawach PPS Zilliacus
rozmawiał z Utsunomiya, który miał mu polecić spotkanie z Malinowskim, aby ustalić "granice"
dalszych konsultacji.

Malinowski przy spotkaniu z Zilliacusem nie podjął tematu zakupu broni dla PPS, chociaż prosił go o to wcześniej
Jodko-Narkiewicz, chcąc przyjąć w najbliższym czasie pierwszy transport kilkudziesięciu sztuk
pistoletów. "Trzeba by - informował Malinowskiego - na to mieć tylko pieniądze". Wysłuchał tylko, co miał
Zilliacus do przekazania, który potwierdził, że "w swym raporcie zażądał" już broni dla PPS, zgodnie z
postulatami Jodki-Narkiewicza. Dodał, że za kilka dni pojedzie do Brukseli na konferencję działaczy endecji
Akashi wraz z uczestnikami paryskiego kursu dywersji i sabotażu. Zilliacus poinformował również
Malinowskiego, że planowany zjazd opozycji rosyjskiej nie dojdzie do skutku, gdyż odmówili w nim udziału
rosyjscy socjaldemokraci.

Następnie obaj poszli do Utsunomiya. "Powiedziałem - relacjonował Malinowski - o ogólnej sytuacji, o coraz
trudniejszych warunkach, o tym, że chodzi o czas, ale że jednak wobec tego, że istnieje już
[inicjatywa] 'Miecz[ysława]' [Józefa Piłsudskiego], trzeba się [z tym] liczyć itd.". Nic oczywiście z tego nie
wynikało i żadne decyzje nie zapadły. Zilliacus jechał do Paryża, ażeby porozumieć się z Akashim. Utsunomiya
obiecał, że niebawem zajmie stanowisko w zakresie rozgraniczenia wzajemnych kompetencji z Akashim, o czym
obiecał poinformować przy najbliższej okazji. Chciał, by Malinowski mógł także udać się do Paryża na spotkanie
z Akashim dla dalszych ustaleń. Po spotkaniu skomunikował się z Akashim dla umówienia go z Malinowskim.
Oczekiwał rychłej odpowiedzi z Paryża.

Kiedy Jodko-Narkiewicz wyprawiał Harasymowicza i Dąbkowskiego na spotkanie z Akashim w Paryżu, Piłsudski


płynął wtedy przez Ocean Spokojny, zajmując się z Filipowiczem przygotowaniem czystopisu memorandum dla
Japończyków. Wiadomości od towarzyszy z Europy dotarły do emisariuszy PPS z dużym opóźnieniem.

W nocy z 9 na 10 lipca 1904 r. Coptic przybił do Jokohamy, ale z powodu ulewnego deszczu i szalejącej wichury
stanął na redzie portu. W oczekiwaniu na poprawę pogody spędzono na statku cały dzień i następną noc.
Rankiem 11 lipca lekarze japońscy mogli wejść na pokład, aby przeprowadzić opóźnioną inspekcję sanitarną.
Zwłoka w przybyciu z lądu "lekarzy od kwarantanny" była prawdopodobnie wybiegiem kapitanatu portu, który,
zobligowany instrukcjami Sztabu Generalnego w Tokio, oczekiwał przyjazdu przedstawiciela służb Kempeitai,
mającego przejąć specjalnych gości rządu japońskiego. Krótko po inspekcji medycznej - odnotował Filipowicz
tego dnia w dzienniku - "osobny stateczek przywiózł jakiegoś cywila. Pan ten poszedł do jadących z nami

86 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Japończyków, poszeptał z nimi i zaraz potem zaczepił na pokładzie 'Ziuka' [Józefa Piłsudskiego], 'Ziuk' ściągnął
go do salonu, oddałem list [polecający dla Józefa Piłsudskiego i Tytusa Filipowicza od Taro Utsunomiya do
Yasumasa Fukushimy - R. S.] [...]".

Ów cywil, Saburo Inagaki, przedstawił się jako major Sztabu Generalnego, na krótko przedtem został odwołany z
Londynu, gdzie służył jako pomocnik attache wojskowego. Po wymianie grzeczności i komplementów Inagaki
zabrał polskich gości na ląd. Udali się na stację, skąd po godzinie odjechali do Tokio. W czasie drogi Inagaki
potwierdził informację o wyjeździe na front Fukushimy i Kodamy. Zapewnił wszakże o wyznaczeniu w Sztabie
Generalnym pełnomocnika do "układów" z emisariuszami PPS. Chyba nieprzypadkowo pokazał "Japan Times" z
wykazem gości Hotelu Metropol. gdzie figurowało nazwisko Dmowskiego. Od 7 czerwca w stolicy Japonii
przebywał także Douglas, formalnie jako korespondent lwowskiego "Słowa Polskiego".

W Tokio na gości oczekiwał powóz. Z "wielkim szykiem" - jak to określił Filipowicz - przejechano przez ulice
miasta. Zatrzymali się w Seiyoken Hotel w Uyeno Park. "Hotel japoński - opisywał dalej Filipowicz - po
europejsku jednak urządzony, z dala od hoteli, uczęszczanych przez Europejczyków. Major Inagaki oświadczył,
że może będzie trochę niewygodnie, lecz miał polecenie ulokowania nas po cichu, jakeśmy sami żądali, że
zresztą w każdej chwili można zmienić hotel na wygodniejszy itp. Okazało się - dziura znośna, jedzenie możliwe,
czysto, a poza tym - śliczne położenie. Dookoła park, z okien widok na ogród i na staw pokryty jakimiś
olbrzymimi różowymi kwiatami [lotosu], w parku świątynie, a olbrzymi kamienny Budda udziela opieki samemu
hotelowi". Można jeszcze dodać do tego opisu, że Seiyoken Hotel był drewniany. Po śniadaniu Inagaki zostawił
podróżnych, zapowiadając swój powrót następnego dnia.

Po południu Piłsudski i Filipowicz wsiedli w riksze i pojechali odwiedzić Dmowskiego. Przypadkowo spotkanie
nastąpiło na ulicy, gdy Dmowski spacerował w towarzystwie Douglasa. "Nasi dryndziarze byli trochę
rozpędzeni - notował Filipowicz - więc minęliśmy tę parę nim oni nas spostrzegli, nie mogliśmy więc obserwować
pierwszego wrażenia na obliczu [Romana] D[mowskiego]; James [Douglas] jednak twierdzi, że na widok 'Ziuka'
[Józefa Piłsudskiego] Dmowski na chwilę skamieniał... Przywitanie było jednak bardzo grzeczne, niemal czułe".
Piłsudski zaprosił Dmowskiego i Douglasa do swojego hotelu na obiad. Rozmowy ciągnęły się kilka godzin.
Przywódca endecji opowiadał, że przekazał Japończykom dwa memoriały o sytuacji politycznej w Rosji i w
Królestwie Polskim. W Sztabie Generalnym przyjęli go gen. Fukushima i gen. Kodama. W MSZ w ogóle nie byli
zainteresowani jego wizytą. Zauważył jednak, że "stosunek władz japońskich do niego oziębił się od niejakiego
czasu", mniej więcej od 12 czerwca. Najprawdopodobniej zaważyły na tym wpływy Turskiego i Akashiego.
Dmowskiemu imponowało zaproszenie Piłsudskiego przez Japończyków. "Ogromnie ciekaw, czego zażądają" -
z przekąsem zauważył Filipowicz. Później, aż do wyjazdu Dmowskiego, widywano się niemal codziennie,
spędzając razem popołudnia, a czasami i wieczory.

Nazajutrz, 12 lipca, zjawił się Inagaki, tym razem już w galowym mundurze, aby zabrać Piłsudskiego i Filipowicza
do Sztabu Generalnego. Do pertraktacji z Piłsudskim i Filipowiczem został upoważniony gen. Atsushi Murata -
"szpakowaty, lat około 50" - opisywał Filipowicz swego rozmówcę - "sprawia wrażenie zupełnie przyzwoite, w
twarzy nie ma tych dzikich błysków, jakie u innych ludzi ciągle się tu spotyka". Przyjęcie gości było "bardzo
grzeczne". Murata pytał nawet o "hotelowe wygody". Piłsudski "od razu i silnie podkreślił konieczność jak
najszybszego załatwienia wszystkich spraw i rozpoczęła się gawęda o ogólnym położeniu Rosji i Polski". Po tym
oświadczeniu przyszedł Kawakami, który przejął od Inagaki rolę oficera łącznikowego dla przedstawicieli PPS.
To pierwsze spotkanie było krótkie, miało jedynie na celu wzajemne poznanie się. Kawakami zabrał niebawem
polskich gości do restauracji. "Przy śniadaniu 'Ziuk' zaznaczył Mr. [Toshitsune] K[awakamiemu] stosunek nasz
do [Romana] D[mowskiego] - relacjonował towarzysz Piłsudskiego - żądając, by oni od siebie absolutnie nic nie
mówili o treści i rodzaju układów". Oficer japoński przyjął to ze zrozumieniem, stosując się do ustalonej jeszcze
w Londynie zasady konspiracyjnego charakteru wizyty Piłsudskiego w Tokio. Piłsudski wymagał tego również od
Douglasa. Rankiem 13 lipca do hotelu w Uyeno Park przybył Kawakami, któremu wręczono opracowane w
drodze memorandum, z memoriałem Piłsudskiego o Rosji i projektem umowy (zapewne wraz z
"Zakończeniem"). Krótka rozmowa z Kawakami mogła utwierdzić w przekonaniu o powierzchowności
sądów japońskich na temat Rosji. "W ogóle wszyscy mają we łby wbite ogólnoeuropejski pogląd na Rosję -
zauważał Filipowicz - liczą na rosyjską rewolucję i przeceniają rosyjską opozycję. Jednocześnie chcą być
correct, by imponować całemu światu". W południe udali się we trójkę do Ministerstwa Spraw Zagranicznych na
spotkanie u Yamazy, ale go nie zastali. W zastępstwie przyjął ich jeden z podrzędnych urzędników, obiecując
audiencję u ministra. Zostawili list polecający od Hayashiego. "Gmachy ministerialne mają ładne - odnotował
potem w dzienniku Filipowicz - otoczone zielonością, przestronne. Gdyśmy oczekiwali w jakiejś wyzłacanej sali,
przyszły mi na mysi piorunujące apostrofy przeciw Kołu Polskiemu [w Wiedniu] za wycieranie ministerialnych
przedpokojów... Całe szczęście, że tu Tokio, nie Wiedeń, choć przedpokoje tam pewno nie lepsze". Po powrocie
do hotelu Kawakami przysłał wiadomość o wyznaczeniu spotkania u Muraty na 15 lipca.

Cały następny dzień Piłsudski spędził u Dmowskiego. Jak odnotował Filipowicz, udał się do niego, "by mu

87 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

zapowiedzieć, że o treści rokowań nie powie mu się ani słowa". Natomiast Filipowicz poszedł do Douglasa.
"Dali zwierzęta, żywą rybę i kazali jeść - narodowa kultura! - komentował Filipowicz swoją wizytę. Piłsudski wrócił
od Dmowskiego późno w nocy, gdyż "ucięli sobie" wielogodzinną "przyjacielską gawędę, przeważnie o
krajowych sprawach". Przy tym Dmowski "zobowiązał się do utrzymania w konspiracji naszego tutaj pobytu" -
relacjonował Filipowicz.

Nazajutrz, 15 lipca odbyła się trzygodzinna konferencja u Muraty, któremu w charakterze tłumacza pomagał
Kawakami. Rozmawiano po rosyjsku. Omawiano szczegółowo, punkt po punkcie, memoriał i projekt umowy.
Odnośnie punktu I umowy - Filipowicz zapisał tego dnia w dzienniku - "żądanie 10 000 Ł teraz, drugie tyle po
nowym roku i następnie tyle, ile wymagać będzie rozwój wypadków, z zaznaczeniem, że sumy mogą wzróść
do 100 000 Ł, przyjęli do wiadomości bez komentarzy". W sprawie dostarczenia broni Murata "wyraził
powątpiewanie, czy w ogóle takie rzeczy można sprowadzać", aby tego nic zauważyły władze carskie (punkt II
umowy). Potraktował bardzo sceptycznie tę propozycję, ale z powodów technicznych, nie podważając potrzeby
przekazania broni na cele rewolucji zbrojnej na ziemiach polskich w Rosji. Wobec tego Piłsudski odwołał się do
doświadczeń prac konspiracyjnych organizacji PPS. Zapewniał, że postawione zadanie leży w granicach
realnych możliwości partii. Zaproponował nawet, aby Murata sprawdził to osobiście lub wysłał kogoś do Europy,
a członkowie organizacji przerzucą go nielegalnie do Rosji i nikt o tym wiedzieć nie będzie.
Natomiast stworzenie odpowiednich zapasów broni mieściło się w zakresie niezbędnych prac
przygotowawczych do powstania zbrojnego, które zdaniem Piłsudskiego mogło mieć duże znaczenie dla Japonii,
uwzględniając konieczność zwłoki wybuchu polskiej rebelii do momentu widocznego i niewątpliwego osłabienia
Rosji. "Strasznie długo przykładami trzeba było przekonywać o możliwości i praktyczności żądania - dodawał
później w dzienniku Filipowicz - czy uwierzył - licho wie". Przechodząc do omówienia punktu III umowy, Murata
odrzucił od razu możliwość utworzenia legionu polskiego, bowiem - jak się wyraził - "konstytucja nie pozwala".
Intencje Piłsudskiego Japończycy dobrze rozumieli, traktując sprawę legionów marginalnie, jako element
przetargowy, z góry skazany na odmowę.

Natomiast bez przeszkód władze japońskie mogły zapewnić specjalną opiekę polskim jeńcom z armii rosyjskiej.
Pozostałe punkty projektowanej umowy w zakresie zobowiązań japońskich miały w zasadzie charakter polityczny
i w tym zakresie Murata odesłał swoich rozmówców do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, jako jedynego
kompetentnego urzędu dla podjęcia sugerowanego przez emisariuszy PPS wstawiennictwa dyplomatycznej w
sprawach polskich. "Przypuszczam - komentował potem Filipowicz - że te trudności są specjalnie po to
wymyślone, by później mogli robić 'wielkie ustępstwa' ". Murata nie bawił się jednak w dyplomację i podchodził
merytorycznie do przedstawionych propozycji.

Murata wyraźnie ożywił się przy omawianiu drugiej części umowy, poświęconej zobowiązaniom ze strony PPS.
Japończykom szczególnie podobały się propozycje polskie w zakresie pracy informacyjnej (punkt VIII umowy).
Podczas posiedzenia przyniesiono pierwszą depeszę dla Piłsudskiego, jaka przyszła do Tokio za
pośrednictwem Utsunomiya w Londynie. Jodko-Narkiewicz informował o złożonej przez Balickiego ofercie
udziału dwóch osób z PPS w kursie terrorystycznym organizowanym przez płk. Akashi. "Ogólnie wrażenie z
dotychczasowych doświadczeń takie - podsumowywał Filipowicz wyniki spotkania w Sztabie Generalnym - cenią
nas bez porównania wyżej niż D[mowskiego] - to nie ulega kwestii; niedowierzają jednak roli, jaką Polska może
odegrać w wewnętrznej polityce Rosji i wskutek tego będą się starać zbyć pominięciem politycznych naszych
żądań. [...] Wreszcie tej szczerości z ich strony, o jakiej zapewniał w Londynie Utsunomiya - ani śladu, nie
mówiąc już o niewypowiadaniu się co do zasadniczych spraw - kręcą w drobiazgach, nadrabiając
komplementami i ciągłym śmiechem - wesoły narodek".

W nocy z 15 na 16 lipca było lekkie trzęsienie ziemi, które obudziło Piłsudskiego i Filipowicza. "Podobno taka
przyjemność - zapisał potem w dzienniku Filipowicz - należy tu do tak zwykłych, że nikt nie zwraca na nią uwagi".
Cały dzień spędzili na odpoczynku i zwiedzaniu miasta. Podobnie było następnego dnia.

Wieczorem 17 lipca przyniesiono list od Muraty z załączonym odpisem depeszy z Londynu, informującej o
propozycji fińskiej dostarczenia broni dla PPS. "Owe 'short and long' - skomentował od razu Filipowicz -
dostają oni prawdopodobnie od Jap[ończyków] - skądże by!?". Otrzymywane w Tokio depesze nie miały
większego wpływu na treść rozmów z Japończykami, gdyż nie wnosiły nowych, merytorycznych elementów do
dyskusji. Tworzyły jednak pewien nastrój, dający emisariuszom poczucie partnerstwa wobec

Japończyków. Codziennie wyglądali listownych wieści od towarzyszy, które umożliwiłyby właściwe zorientowanie
się w sytuacji partii.

Tymczasem Jodko-Narkiewicz wyjechał 16 lipca do Królestwa Polskiego, gdzie zajmował się przede wszystkim
zbieraniem informacji dla Japończyków, a także organizowaniem ruchu rewolucyjnego. W zaborze rosyjskim
dochodziło do wielu strajków i wystąpień robotniczych. "Mnóstwo faktów i dowodów wskazuje - pisał Malinowski
do Utsunomiya 16 VII 1904 r. we wnioskach zbiorczego raportu wywiadowczym z Królestwa Polskiego - że

88 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

rozgorączkowanie w naszym kraju stale rośnie. Nie można bagatelizować tego faktu. Generał-gubernator
[warszawski] [Michaił] Czertkow żąda wprowadzenia stanu wojny w całym Królestwie Polskim, nie chcąc w inny
sposób zagwarantować, że byłby w stanie zapobiec rewolucji". Jodko-Narkiewicz wrócił do Galicji dopiero po
trzech tygodniach. Cały ciężar zawiadywania organizacją zagraniczną PPS spadł na Malinowskiego, co okazało
się fatalne w skutkach. Szkoda, że Jodko-Narkiewicz przed wyjazdem do kraju nie włączył Wojciechowskiego do
bezpośredniego zarządzania sprawami partii, albo nie określił Malinowskiemu granic samodzielności w
podejmowaniu ważnych decyzji partyjnych. Zupełnie pozbawiony kontroli nad swoimi poczynaniami stracił
poczucie rzeczywistości. Przez swój lekceważący stosunek do swych japońskich partnerów o mały włos nie
zerwał długo zawiązujących się nici porozumienia dla uzyskania pomocy dla PPS. Wyraźnie nie miał ochoty
spotkać się z Akashim. "Ten ostatni jest delegatem takiej szopki mniej więcej - pisał 15 VII 1904 r. do
Jędrzejowskiego - jak nasi 'niebieskoocy' [tzn. endecja - R. Ś.] i 'Lin[ton]' [Tadasu Hayashi]". Trudno o gorsze
świadectwo politycznych zdolności wyczucia chwili.

Piłsudski i Filipowicz pojechali 18 lipca do Jokohamy, aby sprawdzić, czy Empress of Japan, który właśnie
przybił do portu, nie przywiózł dla nich przesyłki. Listy wciąż nie nadchodziły. Do tego kończyły się powoli
pieniądze. "Mamy wszystkiego około 250 yen (tyleż rubli) - notował Filipowicz - hotel jeszcze nie płacony, drobne
płyną, jak woda". Dysponowana kwota 25 funtów szterlingów nie wystarczała nawet na jeden bilet powrotny. Stąd
powstał projekt "wędrówki etapami", w razie fiaska układów. "Wyobraź sobie - zwracał się 19 VII 1904 r. do
Malinowskiego - nawet żadnych 'rozpaczliwych kroków' w rodzaju wpakowania się do skrzyni i wysłania
frachtem uprawiać nie można, gdyż, jakeśmy to sami widzieli, takich przemysłowców bezczelnie wykrywają,
odstawiają do portu, z którego się wyprawili i tam pakują do więzienia - w Hongkongu na 6 miesięcy. Tak to
nowoczesny kapitalizm zabija wszelkie indywidualne porywy różnych golców". Piłsudski sądził, że rozmowy
zakończą się niebawem i najpóźniej 2 sierpnia będą mogli wypłynąć z Yokohamy (odpływała wtedy Mongolia).

Wieczorem 19 lipca przyszła kolejna depesza od Jodki-Narkiewieza (za pośrednictwem Malinowskiego),


streszczająca rozmowy z Finami w sprawie dostarczenia dla PPS broni. Jodko-Narkiewicz pisał o tym na prośbę
Utsunomiya, który, uznając i podkreślając nadrzędną rolę Piłsudskiego w organizacji, żądał zajęcia przez niego
stanowiska. Nie ulegało wątpliwości, że za zgłoszoną ofertą stali Japończycy. "Te Finy - zapisał tego dnia w
dzienniku Filipowicz - odgrywają rolę agentów jap[ońskich] na Europę z przyległościami - to jasne". Słusznie
zakładano, że depesza miała na celu "inspirowanie" stanowiska polskiego w rokowaniach tokijskich. Filipowicz
podejrzewał, że Japończycy chcą się "wykręcić od dostarczania broni - wskazują Finów, jako mogących to
zrobić". Nie o to wszakże chodziło. Utsunomiya wskazywał, gdzie nieprzerwanie znajdowała się płaszczyzna
wspólnych działań, określając ich praktyczny wyraz w możliwości przekazania broni Polakom. Przyzwolenie
Piłsudskiego oznaczało zgodę na warunki porozumienia, które określała strona japońska. Zarówno Utsunomiya
jak i Akashi wykonywali ścisłe instrukcje z Tokio i nie mogło być mowy o ich samodzielnej inicjatywie.

Akashi wciąż szukał możliwości bliższego kontaktu z kierownictwem PPS. Koniecznie chciał się widzieć z
Malinowskim. Okazję dawało zakończenie pierwszego kursu dla dywersantów i sabotażystów. Palił się do
wysłania swoich absolwentów do Rosji. W tym celu 20 lipca wysłał Stadnickiego do Londynu, aby ściągnął
Malinowskiego do Paryża. Malinowski poszedł po radę do Utsunomiya, zabierając ze sobą Studnickiego.
Utsunomiya przychylił się do wyjazdu Malinowskiego, bo "gawęda z tamtym facetem może być pożyteczną" -
uzasadniał. Przy okazji prosił, aby w składanych mu raportach informacyjnych "nazwiska i nazwy polskie pisać
wyraźnie". "Odnosi się to do Ciebie" - zwracał uwagę Jędrzejowskiemu w sprawozdaniu z rozmowy z japońskim
attache wojskowym.

Na koniec Utsunomiya "powiedział, że 'generalna intendentura' [tzn Sztab Generalny w Tokio - R. Ś.] jest już
zdecydowana na zakończenie interesu będącego w Tokio, ale że jednak czyni to zależnym od ogólnego
porozumienia się wszystkich ciekawych i nieciekawych narodowości" w Rosji. Malinowski wskazał "na
szkodliwość podobnego postępowania pod względem praktycznym i na olbrzymie trudności tego porozumienia".
Japończyk odparł, "że wszelkich wysiłków dołoży, aby i bez tego warunku, skoro on się stanie niemożliwym,
wszystko doprowadzić do szczęśliwego końca, i sądzi że tak będzie".

Malinowski nie mógł się doczekać na potwierdzenie terminu spotkania z Akashim. Wieczorem 20 lipca
zdecydował o wyjeździe razem ze Studnickim. "Jutro z rana jadę do Paryża - pisał do Utsunomiya. -
Dotychczas jeszcze depeszy nie miałem". Przybyli na miejsce 21 lipca.

Tymczasem Dmowski uznał za bezcelowy swój dalszy pobyt w Tokio. Od miesiąca żaden znaczący urzędnik nie
chciał się z nim spotkać. Konsekwentnie odmawiano posłuchania w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Wobec
tego 20 lipca skierował do ministra Komury długi memoriał na temat sytuacji politycznej zaboru rosyjskiego.
Przyznawał, że "opozycja i środowiska rewolucyjne niezadowolone z obecnych rządów oraz bunty różnych
narodów przeciw dominacji rosyjskiej nie mogą być na ostatnim miejscu wśród spraw godnych uwagi dla
japońskiego męża stanu. Z tego Polacy dzięki swej liczebności i tradycyjnej nienawiści do dominacji rosyjskiej
stanowią najważniejszy czynnik" gotowy "wywołać zamieszki". Ale "takie zamieszki będą bezużyteczne dla

89 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Japonii, natomiast byłyby wysoce pożądane przez rząd rosyjski, bowiem "żadne powstanie możliwe w obecnych
warunkach nie stanowi dla Rosji większego problemu. Zostanie stłumione bardzo szybko i z tym większym
okrucieństwem, że Rosjanie będą chcieli wynagrodzić sobie niepowodzenia na Dalekim Wschodzie". Toteż
"każda propaganda na rzecz powstania w Polsce lub akcji rewolucyjnej mogącej się zakończyć powstaniem,
dałaby Rosji możliwość zadania ciosu polskiemu ruchowi narodowemu i tylko pomogłaby zaprowadzić pokój i
bezpieczeństwo na zachodzie" państwa. "Trudno ocenić szkody wynikające dla Polski z takiej polityki niektórych
kręgów rewolucyjnych - zwłaszcza jeżeli otrzymują one zachętę i pomoc z zewnątrz - nie przyjrzawszy się
uważniej sytuacji naszego kraju i rozwojowi polskiej myśli politycznej". Obawa przed caratem
paraliżowała śmielsze zamiary polskiego przywódcy obozu demokratyczno-narodowego. Trudności w podjęciu
przez opozycję w Rosji kroków wrogich państwu działały na korzyść programu Narodowej Demokracji.
Wszystkie tezy memoriału pozostawały bez znaczenia dla Japończyków, którzy nie mieli żadnego interesu w
powstrzymywaniu akcji polskiej. A już zupełnym nonsensem byłoby wydawanie na to pieniędzy. Memoriał
Dmowskiego nie stanowił jakiegokolwiek punktu wyjścia dla polityki japońskiej, która szła dokładnie w przeciwnym
kierunku, angażując duże siły w pobudzenie rewolucyjne Rosji, W tym również Królestwa Polskiego.

Toteż Dmowski nie mógł mieć wypływu na decyzje, jakie zapadły w Tokio w sprawie współdziałania Kempeitai z
PPS, a dalsze postępowanie Japończyków całkowicie zaprzeczało tezom wysuniętym w memoriale. Przywódca
endecji podczas wizyty w Tokio działał właściwie przeciwko wywrotowym zamierzeniom japońskim wobec Rosji.
Toteż trudno było oczekiwać, aby jego argumentacja trafiła do przekonania Japończyków. Nie mają żadnego
potwierdzenia źródłowego wysuwane później stwierdzenia Dmowskiego, jakoby udało mu się sparaliżować
działania Piłsudskiego w Tokio *[Por. A. Garlicki, Relacja Romana Dmowskiego o Lidze Narodowej, s.
434-436. Głoszone przez Romana Dmowskiego poglądy przedostały się do historiografii. Stały się
podstawą bezkrytycznych sądów na temat relacji między rezultatami tokijskich zabiegów Dmowskiego oraz
Józefa Piłsudskiego. Jedynie Roman Wapiński uznał, że bezpośrednie efekty wizyty Dmowskiego w Japonii były
niewielkie, ale jednocześnie odebrał staraniom Piłsudskiego ich właściwy wymiar i swoją rzeczywistą wartość.
Por. R. Wapiński, Roman Dmowski. s 139-140]. Było całkowicie odwrotnie, o czym już była mowa, pomijając
kwestie merytoryczne podstaw współpracy między PPS a służbami Kempeitai w Europie. "Mam wrażenie - pisał
później Filipowicz - że akcja Dmowskiego w Japonii ani nie pomogła, ani nie zaszkodziła rezultatom konkretnym,
jakie były i mogły być osiągnięte obiektywnie wobec całokształtu ówczesnych warunków międzynarodowych".

Niebawem nadeszło zaproszenie na kolejną rozmowę do Muraty. Spotkanie odbyło się 21 lipca. Murata odmówił
zawarcia specjalnego porozumienia na zasadach projektu umowy przedłożonej przez Piłsudskiego. Ostatnie
słowo należało wprawdzie do szefa Sztabu Generalnego, ale można było założyć, że podzieli on pogląd swego
zastępcy w Tokio. Na przeszkodzie stały głównie kwestie polityczne. Najlepszą formą wzajemnych stosunków
było podtrzymanie i rozwinięcie kontaktów w dotychczasowej formie (w Londynie, za pośrednictwem
Utsunomiya, oraz w Paryżu, przez Akashi). Piłsudski akceptował to stanowisko, ostatecznie bowiem osiągnął to,
po co faktycznie przyjechał, czyli poparcie materialne i techniczne dla polskiego ruchu rewolucyjnego.

Nie znamy dokładnie przebiegu spotkania. Charakterystyczne jest, że milczą o tym również źródła polskie.
Prawdopodobnie wówczas Murata i Piłsudski podjęli wzajemne zobowiązania, które otworzyły późniejszą
pomoc dla PPS. Murata orientował się, jakie Piłsudski zajmuje w partii stanowisko; od niego zależały ostateczne
decyzje kierownictwa PPS. Wobec tego. w którymś momencie kontaktów musiał jednoznacznie powiedzieć "tak".
Innej okazji już prawdopodobnie nie było (nic ma informacji o kolejnym spotkaniu tych osób).

W tym miejscu dochodzimy do kulminacyjnego punktu dotychczasowych rozważań. W historiografii dominuje


pogląd, że misja Piłsudskiego do Tokio zakończyła się niepowodzeniem. Do takiej opinii przyczynił się również
sam Piłsudski, który później stwierdził, że jego rokowania bezpośrednich rezultatów praktycznych nie dały,
jednak swoją wypowiedź odnosił do konkretnej chwili, a nie całego procesu budowania wzajemnych relacji
między PPS a Japończykami. Oferta PPS o tajnej współpracy przeciwko Rosji nie została odrzucona. Decyzje
wiążące zapadły dużo wcześniej, a ich wyrazem było wiedeńskie spotkanie Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza z
Utsunomiya. Gdyby przyjąć literalnie brzmienie treści zachowanych informacji źródłowych o odmowie
porozumienia za wyraz rzeczywistych i praktycznych decyzji władz Japonii, to ich logiczną konsekwencją byłoby
zaprzestanie dalszych kontaktów na płaszczyźnie wspólnych dążeń do osłabienia Rosji. Tymczasem w Londynie
kontakty te nieprzerwanie i systematycznie rozwijały się dalej. W związku z pobytem Piłsudskiego w Tokio
podjęto ostateczne decyzje o wspieraniu polskiego ruchu rewolucyjnego reprezentowanego przez
PPS, finalizujące wcześniejsze postanowienia. Skrótowo ujmując całe zagadnienie, Piłsudski przyjechał do Tokio
w celach informacyjnych, aby rozwiać wszelkie wątpliwości Japończyków, podejmujących praktyczne decyzje o
współdziałaniu z Polakami, ale w ramach szerszej koncepcji pobudzenia rewolucjonistów w Rosji; prosił o
pieniądze i pomoc techniczną (głównie umożliwienie zakupu broni) i taką pomoc PPS później otrzymała. Inną
kwestią jest podjęcie przez Piłsudskiego sondującej próby rozszerzenia dotychczasowej współpracy o elementy
polityczne, która miała wykazać rzeczywiste zapatrywania Japonii na sprawę polską. Decyzja władz japońskich
dotyczyła tylko tych dalszych odniesień, których celem było wydźwignięcie problematu polskiego na forum

90 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

międzynarodowe. Nakładała się na to powolność mechanizmu decyzyjnego władz japońskich, podchodzących


niezwykle ostrożnie i rozważnie, co charakteryzowało każdą ówczesną administrację państwową. Trzeba też
pamiętać o kłopotach komunikacyjnych, które wynikały z odległości, jaka dzieliła centralę tokijską (Ministerstwo
Spraw Zagranicznych i Sztab Generalny) od jej przedstawicielstw w Europie, co siłą rzeczy spowalniało decyzje
dotyczące tych odległych rejonów, tym bardziej że priorytetem w stanie konfliktu z Rosją były obszary, gdzie
angażował się bezpośredni wysiłek wojenny Japonii. I nic więcej. Decyzje odmowne dowództwa japońskiego w
polu nie zmieniały w niczym rozpoczętej przez PPS współpracy z przedstawicielami służb Kempeitai w Europie.
Mało tego. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że pewna forma porozumienia w Tokio między
przedstawicielem Oddziału II japońskiego Sztabu Generalnego a Piłsudskim jednak miała wówczas miejsce.
Prezentowana teza nie ma bezpośredniego odniesienia źródłowego. Należy przypomnieć, że wszystkie
dokumenty z całego okresu współpracy japońskiego Sztabu Generalnego z PPS, a w tym dokumentacja pobytu
Piłsudskiego w Tokio, zostały zniszczone, co ostatnio raz jeszcze potwierdził jeden z historyków japońskich.

Przy podejmowaniu podobnych spraw żaden współczesny wywiad nie zawierałby specjalnej, pisemnej umowy, w
formie kodeksu regulującego wzajemne powinności. Z podmiotowości służb wywiadowczych wynikało
pełne podporządkowanie jej zewnętrznych źródeł agenturalnych albo placówek. Pochodną tej zasady była
słowna forma porozumienia czy układu, która dopiero potem miała odzwierciedlenie w wewnętrznych zapisach,
dokumentujących ten fakt dla celów ewidencji i potrzeb operacyjnych dalszej współpracy. Można sądzić, że
depesza o odmowie porozumienia, którą w imieniu Piłsudskiego i Filipowicza wysłał Inagaki do Malinowskiego
do Londynu, była mistyfikacją, która miała na celu ukrycie prawdziwych dążeń japońskich i polskich. Telegram
szedł otwartą pocztą. Swoją treścią wprowadzał w błąd postronnego czytelnika, także w organizacji PPS.
Wnioski z lektury tych telegraficznych wiadomości jednoznacznie wskazywały na niepowodzenie układów. Chyba
lepiej nie można było ukryć późniejszej współpracy, która od powrotu Piłsudskiego do kraju nabrała właściwej
dynamiki i swoistego kolorytu.

Dodatkową przesłanką, która może przemawiać za przyjęciem wzmiankowanej wyżej tezy, jest niewyjaśniona w
grucie rzeczy sprawa owego telegramu, który przyszedł 23 lipca z Mandżurii, i związanej z nim depeszy polskiej
do Londynu, gdzie miała swoje źródło cała późniejsza wiedza na temat japońskiej odmowy współdziałania z PPS
przeciwko Rosji. Otóż, nie odkryto żadnego oficjalnego dokumentu japońskiego, który prezentowałby
takie stanowisko. W papierach "Wieczoru", w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, nie ma telegramu,
co wydaje się dziwne, bo wszystkie inne towarzyszące mu materiały przechowały się. "Dostałem załączony
telegrami - pisał Kawakami 23 VII 1904 r. do Piłsudskiego - który mam panu przekazać. Sam otrzymałem
telegram z zawiadomieniem, że oni nie mogą wejść z Panem w kontakt w obawie, że doprowadzi to do
poważnych i skomplikowanych międzynarodowych problemów. Bardzo mi przykro z powodu tej ich decyzji. Ja
sam gorąco pragnę pozostać najlepszym przyjacielem was wszystkich".

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że Kawakami sam napisał telegram, który następnie wysłał w imieniu
Piłsudskiego i Filipowicza do Londynu. Inny taki wypadek nie zaistniał. Trudno sobie wyobrazić, aby Filipowicz
dyktował treść telegramu oficerowi japońskiemu tylko po to, aby ten zostawił napisaną kartkę Polakom. Raczej
należy przyjąć, zgodnie z tym, co zostało napisane, że Kawakami przesłał Piłsudskiemu tę kartkę wraz z
cytowanym wyżej listem. "Tokio, 23 VII [ 1904] - pisał -Władze tutejsze reprezentujące władzę centralną
odmawiają nawiązania z nami jakiegokolwiek kontaktu. Nasze żądania uważane są za wygórowane, jako że
pociągają za sobą wiele niewygodnych i delikatnych kwestii. Dlatego też nasza misja tu jest zakończona i odtąd,
naszym zdaniem, nie mamy wyłącznych uprawnień. Zaczynamy natychmiast. Przyjeżdżamy do Londynu około 1
września". Innymi słowy, Japończycy sami napisali tekst telegramu, pod którym mieli się podpisać przebywający
w Tokio emisariusze PPS. Dokładnie taki sam telegram został wysłany do Malinowskiego. Warto również
odnotować, że tego samego dnia, 23 lipca, Murata przesłał Piłsudskiemu telegram od Utsunomiya, co
świadczyło o nieprzerywaniu kontaktów.

Odmawianie sobie "wyłącznych uprawnień" oznaczało przekazanie ich w ręce Jodki-Narkiewicza, który pod
nieobecność Piłsudskiego ponosił główny ciężar decyzji w sprawach kontaktów z Japończykami na terenie
Europy. W sprawach zasadniczych odwoływał się do Piłsudskiego, co w praktyce oznaczało uzależnienie
dalszego ich prowadzenia od decyzji Piłsudskiego po jego powrocie z Japonii. Depesza stanowiła właściwy
sygnał do podjęcia przez Jodko-Narkiewicza dalszych działań, przede wszystkim w zakresie sygnalizowanych
przez niego możliwości zdobycia broni, ale na bazie dotychczasowych kontaktów i ustaleń z Utsunomiya.
Potwierdził to jeden z przydzielonych do Piłsudskiego japońskich oficerów, Inagaki lub Kawakami, który na kilka
dni przed wyjazdem Piłsudskiego wyraził przekonanie, że wprawdzie rząd nie może angażować się politycznie w
sprawę polską, ale Sztab Generalny bardzo chętnie nawiąże ściślejsze stosunki z PPS. Złożona deklaracja
nawiązywała do rozwijanych już w Londynie i Paryżu dalszych kontaktów z przedstawicielami partii.

Piłsudski i Filipowicz zdecydowali w końcu, że opuszczą Japonię 30 lipca. Zawiadomili oni o tym Muratę w liście
z 23 lipca, do którego załączyli tekst cytowanej wyżej depeszy do Londynu. Dmowski wyjechał już
wcześniej, wypływając 22 lipca z Jokohamy do Vanocuveru na statku Emperor oj Japan. Przed wyjazdem

91 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Piłsudski otrzymał od Japończyków przynajmniej 200 funtów szterlingów. Mógł kupić za to bilety na powrót i
oddać część pieniędzy do kasy partyjnej w Londynie.

W oczekiwaniu na statek Piłsudski i Filipowicz odbyli dwudniową wycieczkę na górę Fudzi (25-26 VII 1904). Po
powrocie do Tokio poprosili Douglasa o urządzenie pożegnalnego śniadania dla przydzielonego do
niego tłumacza. Koki Hirota, oraz dla Kawakamiego. Piłsudski chciał, aby na przyjęciu podano egzotyczne
potrawy japońskie. Później z obrzydzeniem wspominał podane potrawy (podano do zjedzenia żywą rybę).
Śniadanie u Douglasa zaszkodziło również Kawakamiemu, który "rozchorował się z przejedzenia", tak że kilka
dni nie wychodził z domu.

W odległym Paryżu Malinowski widział się wówczas z Zilliacusem. Fin potwierdził wcześniejsze informacje o
kłopotach w zorganizowaniu zjazdu opozycyjnych grup i partii w Rosji. Powiedział - relacjonował Malinowski - "że
taki zjazd jest niedogodny, bez udziału Moskali, bo powiedzą, że wszystkie ludy wzięły się za ręce, gdy Rosja w
kłopocie, i to obudzi szowinizm rosyjski".

Malinowski spotkał się z Akashim 23 i 24 lipca. Dopiero wówczas spostrzegł się, że "colonel", o którym
opowiadał Zilliacus okazał się "nauczycielem" Studnickiego (ciągle jeszcze nie wiedział, że ten sam oficer
japoński był również w kontakcie z Turskim). Akashi zażądał, aby Malinowski "dał nakaz przystąpienia do czynu".
Brał się "na wszelkie sposoby" - relacjonował Malinowski - pouczał "przez dwa dni", "ale odmówiłem". Oficer
japoński odpowiedział: "da raport, że znaleźli się ludzie, ale my interes popsuliśmy". Dawał wyraźnie do
zrozumienia, że zawiódł się na dotychczasowej współpracy z endecją, przeciwstawiając te doświadczenia
nowym kontaktom z PPS. Poinformował, że już telegrafował do Tokio i "względem tego konkretnego interesu
wszystko jest w porządku".

Podczas rozmowy 24 lipca Akashi przekazał Malinowskiemu instrukcję do prowadzenia obserwacji


wywiadowczych w Rosji. W tym momencie okazało się, że sprawa wysłania do Rosji pierwszych przeszkolonych
dywersantów stanowiła tylko pretekst do spotkania. Akashi postawił za pośrednictwem Malinowskiego kilka
zasadniczych kwestii, które wiązały się z przygotowywanym przez niego planem współpracy z PPS. Spodziewał
się rychłej odpowiedzi od kierownictwa partii. Oficera Kempeitai interesowały następujące zagadnienia, które
budowały schemat operacyjny przewidywanego ruchu zbrojnego PPS:

1. Ilość ludzi, którymi rozporządzała partia z początku.

2. Środki materialne, które są już przygotowane dla sprawy.

3. Sposób sprowadzania broni i uzupełniania amunicji - jaką drogą, jakim sposobem?

4. "Jądro", czyli istota rzeczy i natura rewolty (w innej wersji: "Le noyan, tj. centrum powstania").

5. Studium geograficzne strefy powstania (rewolty).

6. "Rodzaj uzbrojenia, które weźmiemy".

7. Sposób zaopatrzenia.

8. Plan ogólny, jaki jest przyjęty do ataku albo zajęcia ważnych miejsc (miejscowości) wybranych za bazę rebelii
(powstania).

9. Organizacja, dyslokacja oddziałów powstańczych, liczba dowódców, oficerowie powstania (rewolty).

Wynikało z tego, że Sztab Generalny w Tokio akceptował decyzje Akashiego wykorzystania kontaktów PPS do
celów dywersji, sabotażu i wywiadu przeciwko Rosji w Europie. Dużą wagę przywiązywano do planu
zjednoczenia wysiłków rosyjskiego ruchu opozycyjnego w akcji antyrządowej. Wojskowi japońscy chcieli też
wspierać te lokalne działania, które miałyby bezpośredni wpływ na rozwój wydarzeń w Mandżurii przez
rozprzężenie armii rosyjskiej na Dalekim Wschodzie poprzez zachęcenie Polaków do poddania się oraz
sabotowanie kolei transsyberyjskiej. Realizacja zamierzonych projektów demolacyjnych i wywiadowczych
stanowiła dla Akashiego właściwy punkt zaczepienia i dobry test wiarygodności planowanego przez niego
szerszego kontaktu z PPS, rozwinięcia przez partię ruchu o charakterze zbrojnej rewolucji. W kontekście jasno
wyłożonej płaszczyzny dalszej współpracy na bazie koncepcji powstańczej PPS oficjalnie głoszone rezultaty
misji Piłsudskiego brzmiały więc nieprawdziwie. Akashi postawił interesujące go zagadnienia niezwykle
precyzyjnie, chociaż w PPS nie było żadnego planu zbrojnej rebelii, a o idei powstania rozprawiano do tej pory
jedynie w celach agitacyjnych. W działaniach partii przeważała improwizacja, jednakże Akashi o tym nie wiedział.

Dokładnie w tym samym czasie szła do Londynu depesza Piłsudskiego o braku porozumienia z Japończykami.

92 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

Malinowski otrzymał ją 25 lipca, po powrocie z Paryża. Zareagował histerycznie. "Odebrałem depeszę od


naszych podróżnych datowaną 23 VII [1904] - pisał do Aleksandra Dębskiego i Antoniego Zajączkowskiego w
Nowym Jorku - że uważają nasze żądania za wygórowane i niedogodne, jako poruszające wiele kwestii
drażliwych i delikatnych międzynarodowego charakteru. Wszystko zerwane. Wyjeżdżają niezwłocznie z
powrotem". Malinowski jednak nie wszystko uważał za stracone.

Niepowodzenia Zilliacusa stawiały w innym położeniu inicjatywę PPS zorganizowania zjazdu w węższym
zakresie, ograniczonym do przedstawicieli organizacji socjalistycznych i rewolucyjnych Finów. Gruzinów,
Ormian. Łotyszy, Litwinów, Białorusinów, Żydów i Polaków. "Jeżeli pomimo wszystko z 'wieczorem' [tj. z Japonią -
R. Ś.] dojdzie do czegoś - pisał do Jędrzejowskiego - to bardzo ważne jest, aby nasz zjazd doszedł do skutku i
przynajmniej pozornie był udanym. Na ostatnim widzeniu się - powtarzał - jeszcze przed depeszą [z 23 VII 1904
z Tokio], powiedział mi [Taro Utsunomiya], że jest zdecydowany pomóc nam, ale pod warunkiem, aby
rozmaite narody porozumiały się między sobą. Zdaje się, [że] tę swoją myśl urzeczywistniali oni przez
Finl[andczyków]; teraz, gdy ich zjazd nie doszedł do skutku, nasz jest bardzo ważnym".

Utsunomiya pośredniczył w przekazaniu depeszy Malinowskiemu; znał jej treść. Oczekiwał na nowe instrukcje z
Tokio. Po powrocie do Londynu Malinowski zwrócił się z propozycją spotkania, aby złożyć sprawozdanie z
rozmów w Paryżu. Japoński attache wojskowy przyjął propozycję, wyznaczając termin wizyty na 31 lipca.
"Chciałbym wypłacić Panu comiesięczną kwotę [90 funtów szterlingów]" - pisał przy okazji. W związku z tym
Malinowski napisał do Jędrzejowskiego: "Odebrałem dziś [28 VII 1904] list, w którym 'Pani Wieczorkowska' [tzn.
Taro Utsunomiya - R. Ś.] zaproponowała, aby w sobotę [30 VII 1904] przyjść, a okaże mi swe względy, jak
zwykle [tzn. pod koniec miesiąca wypłaci kolejną ratę na prace informacyjne PPS - 90Ł]. Mam ochotę odmówić.
Podług przyjętych zasad należało to nawet bezwarunkowo zrobić, ale kusi mnie. Chodzi mi po głowie myśl, aby
zgodzić się i wziąć, ale na dokończenie rozpoczętych już robót [tzn. prowadzenia wywiadu na kolei syberyjskiej]".
Nie do niego należały tak ważne decyzje. Zapomniał, że w zakresie kontaktów z Utsunomiya pełnił zaledwie
funkcje techniczne łączności z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem. Oczywiście "zgodził się" na rozmowę z
Japończykiem. "Szanowny Panie! - odpowiadał zaraz. - Zgodnie z Jego życzeniem będę u niego we wskazanym
czasie". Utsunomiya potwierdził termin spotkania, informując przy okazji o nadejściu nowych instrukcji z Tokio.

Spotkanie 30 lipca u Utsunomiya trwało krótko. Malinowski odebrał 90 funtów szterlingów. Depesza ze Sztabu
Generalnego nie zawierała chyba złych wiadomości, w każdym razie Malinowski nie odnotował ich. Na
pewno nie przekazano z Tokio instrukcji wstrzymania albo zaprzestania kontaktów z przedstawicielami PPS, bo
przeczyło temu dalsze postępowanie zarówno Akashiego, jak i Utsunomiya. Można raczej założyć, że
Utsunomiya dysponował informacjami, które potwierdzały dotychczasowy, poufny charakter stosunków z PPS,
bez oficjalnego angażowania się władz japońskich w polityczne kwestie, które wiązałyby się z
umiędzynarodowieniem sprawy polskiej. Dla attache wojskowego w Londynie nic więc nie zmieniało się.
Pewien niepokój wzbudził dopiero polski rozmówca.

Malinowski przekazał zapowiadane sprawozdanie, w którym omówił sprawę paryskiego kursu oraz wyniki
rozmów z Akashim, uzasadniając odmowę wysłania pierwszych dywersantów do Rosji. Ci "ludzie - powtarzał -
nie będą mogli być angażowani do jakiejkolwiek akcji zanim zgoda nie nastąpi co do porozumienia się [w
zakresie] konwencji przez nas proponowanej reprezentantom japońskim". Decydowały względy polityczne
współpracy. "Partia - podkreślał dalej - przyjmuje za nie na siebie odpowiedzialność, ale nie może tego uczynić
wprzód, zanim część przynajmniej punktów projektowanej umowy nie zostanie przyjęta, inaczej jej rola
sprowadzałaby się do roli agentów, a nie przedstawiciela interesów własnego kraju. W każdym razie tę kwestię
znajdywałem za niemożliwą do rozstrzygnięcia bez wiedzy i zgody naszych delegatów, upełnomocnionych przez
C[entralny] K[omitet] [Robotniczy] naszej partii do pertraktowania z rządem japońskim". W tym miejscu trzeba
zaznaczyć, że Piłsudski i Filipowicz nie mieli żadnej legitymacji PPS do reprezentowania interesów partii w Tokio,
co nie miało jednak praktycznego znaczenia.

Nic dziwnego, że Utsunomiya zaniepokoił się. Po lekturze otrzymanego sprawozdania wezwał do siebie
Malinowskiego. Kolejne spotkanie przy 48 Jermyn Street, 1 sierpnia trwało kilka godzin. Malinowski wykazał
się kompletną indolencją, trzymając się "ustalonych zasad", które sam sobie wyznaczył. Sytuacja bez tego
komplikowała się i groziła zapętleniem. Tylko niektóre argumenty wysuwane przez Malinowskiego przemawiały
do Utsunomiya. "Wyłuszczyłem mu swoje poglądy na podstawy - relacjonował później Jędrzejowskiemu - na
jakich powinno opierać się nasze zbliżenie i dlaczego winno ono nastąpić. Powiedziałem, że mam głębokie
przekonanie, że pomimo powodzeń nie dostaną oni nic, jeśli nie będzie poważnego ruchu u nas [tj. wśród
Polaków w zaborze rosyjskim - R. S.], a potem u naszych wschodnich sąsiadów [tzn. wśród innych narodowości
w Rosji], [wreszcie], że pomoc w okresie przygotowawczym więcej znaczy niż później itd.". Japoński rozmówca
zgadzał się w tym punkcie z Malinowskim, podkreślając, "że bardzo wiele wybitnych osób w ich stronnictwie [tzn.
w Japonii] podziela mniej więcej takie poglądy". Dla niego było jasne, że w Tokio nie doszło do żadnego zerwania
współpracy z PPS. Co najwyżej występowała różnica w ocenie tych samych faktów, spowodowana
nieprecyzyjnymi ustaleniami tokijskich rozmów, które pierwotnie mieli prowadzić inni oficerowie, właściwie do

93 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

tego przygotowani. Działania wojenne w Mandżurii stanowiły wówczas priorytet dla wszystkich służb wojskowych,
spychając na plan dalszy odległe zagadnienia europejskie. Zresztą, jak się wydawało, właściwy proces zbliżenia
do PPS został już zainicjowany w Londynie. Włączał się do tych kontaktów Akashi, dążąc do pobudzenia i
wykorzystania potencjału rewolucyjnego Polaków. Utsunomiya starał się wszystko to uświadomić
Malinowskiemu, ten jednak uparcie stał przy swoim stanowisku "wstrzemięźliwości", przynajmniej do czasu
powrotu Piłsudskiego. Japończyk tłumaczył, że Piłsudskiego "wezwały" do Tokio "jego bezpośrednie władze" i
taki, a nie inny, obrót sprawy wzięły prawdopodobnie dlatego, że nim Piłsudski i Filipowicz dojechali, to Kodama
udał się na front w Mandżurii.

Utsunomiya nie widział możliwości porozumienia się z Malinowskim. Toteż nie wdawał się już w dyskusję
merytoryczną na temat dalszej współpracy i zażądał możliwie najszybszego spotkania z Jodko-Narkiewiczem,
ażeby ustalić wspólną linię postępowania. Uznał w końcu, że rozmowa stała się "bardzo uciążliwa", "że zatem
nie może wszystko być omówione dokładnie", gdy "nasze sprawy tu [w Londynie] nie były dotychczas przez tak
długi czas należycie pilnowane", wobec czego "jego żądanie jest zrozumiałym i zasługuje na uwzględnienie".
Malinowski nic przyjmował wprawdzie tych słów krytyki do siebie, lecz zobowiązał się do ściągnięcia Jodki-
Narkiewicza do Londynu. "Moim zdaniem - pisał potem do Jędrzejowskiego - trzeba to zrobić koniecznie, trzeba
tę sprawę przecież prowadzić do końca", gdy "raz się ją zaczęło".

Wysunął przy tymi, fałszywy w założeniu, argument o konieczności przeciwstawienia się wpływom Akashiego,
"ponieważ - przekonywał - jest on dla nas nieprzychylnie usposobiony". W sposób oczywisty pokazywało
to zupełne niezrozumienie przez Malinowskiego intencji japońskiego oficera. Sprawę przyjazdu Jodki-
Narkiewicza uważał za pilną, gdyż Akashi - dodawali - miał napisać "raport o stanie narodów' ujarzmionych"
przez Rosję. Wobec tego "widzenie się tu jest i z tego względu, aby tutejszy [tj. Taro Utsunomiya - R. Ś.], który
jest, jak ze wszystkiego wywnioskowałem, specjalnym naszym przyjacielem, mógł wyrażeniem zdania w
sprawozdaniu w odpowiedniej chwili przeciwdziałać tamtemu [tj. Motojiro Akashi]. Tamten protegowaniem
'niebieskookich' [tzn. endecję] skompromitował się, my do tej kompromitacji przyczyniliśmy się, [więc] jest przeto
zły".

Charakterystyczne, że Malinowski w swojej relacji dla Jędrzejowskiego pominął zupełnie wątek przekazanej mu
w Paryżu przez Akashiego instrukcji wywiadowczej oraz zapytań w sprawie praktycznych planów i przygotowań
PPS do podjęcia ruchu zbrojnego w Królestwie Polskim, gdy dla najważniejszego przedstawiciela służb
Kempeitai w Europie wyjaśnienie tych zagadnień miało podstawowe znaczenie.

Jedno wszakże zrozumiał, a mianowicie konieczność dalszej współpracy wywiadowczej, gdzie miały swoje
źródło wspólne kontakty. Utsunomiya ocenił bowiem bardzo wysoko wspomniany już raport informacyjny z 16
lipca, który otrzymał od Malinowskiego. "Prosił on o więcej - komentował Malinowski - bo w takim razie będzie
łatwiej dojść" do porozumienia.

Nawet tutaj Malinowski chciał wtrącić swoje "trzy grosze". "Uważam za rzecz konieczną - pisał 31 VII 1904 r. do
Jędrzejowskiego - aby wszelkie materiały do rap[ortów] nadsyłać tu [tj. do Londynu - R. Ś.] niezwłocznie,
nie układając ich, przy tym, ma się rozumieć, musisz się w nich rozczytać i ściągnąć, jeśli jest po temu
sposobność, ustne uzupełnienia. Jest rzeczą konieczną, aby nie popełniać rażących sprzeczności z
poprzednimi [materiałami], aby nie powtarzać rzeczy już raz podanych [...], w porównaniu z poprzednimi
'grzegorzowymi' [tzn. przekazanymi przez Witolda Jodkę-Narkiewicza]. Będę tu układać je odpowiednio,
porównywał z dawniejszymi itd. Mam już odpowiednie niezbędne podręczniki i odbieram niektóre gazety.
Wszystko będzie następnie przełożone na język grodu 'Hannibala' [tzn. Wacława Studnickiego w Paryżu, czyli
na język francuski]. Jest to mniej dogodne dla nich [tj. Japończyków], ale uniknie się kompromitacji z
nieświadomości własnych słów. Nie palę się do tego, bo dodaje mi roboty, ale Ty chyba tych błędów nie zdołasz
uniknąć".

Kłopoty z koordynacją działań stronnictw opozycyjnych i rewolucyjnych w Rosji nie zniechęcały Akashiego.
Poznawał stopniowo uwarunkowania polityczne relacji zachodzących między tymi grupami, co pozwalało
optymalizować własne plany i podejmowane decyzje. Sprawy ruchów narodowych, w tym przede wszystkim
polskiego, a także gruzińskiego i fińskiego, pełniły funkcje pomocnicze wobec głównego zagadnienia, jakim
pozostawała kwestia połączenia wysiłków i ustanowienia jednolitego frontu wszystkich ważniejszych rosyjskich
sił opozycyjnych oraz rewolucyjnych. Akashi uznał, że klucz do rozstrzygnięcia różnych kwestii, które dzieliły
potencjalnych sojuszników, znajdował się w ręku kierownictwa rosyjskiej emigracji w Szwajcarii. "Pojechałem do
Szwajcarii w lipcu [1904] - notował później w Rakka ryusui - niemal w tym samym czasie co [Konni] Zilliacus. (...]
Większość domów przywódców opozycji znajdowało się w Chemin de Roseraie, leżącej na uboczu
miejscowości niedaleko Genewy, gdzie zajmowali się pracą literacką w scenerii ośnieżonych gór i wielkiego
jeziora. Najważniejszą przeszkodą realizacji planu zjednoczenia partii opozycyjnych były tarcia i zazdrości
pomiędzy nimi. Nawet mieli ten sam cel stworzenia jednolitego frontu. Nie mogli jednak przestać podejrzewać
siebie wzajemnie. Eserowcy [Partia Socjalistów-Rewolucjonistów] konkurowali z partią socjaldemokratyczną

94 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_1.htm

[Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza Rosji]; wrogość pomiędzy polskimi narodowcami [Liga Narodowa] i
socjalistami [Polska Partia Socjalistyczna] była z zasady nie do uniknięcia; nie można było przezwyciężyć
wpływu historii na stosunki między narodami, jak w przypadku Rosjan i Polaków. Mediatorem pomiędzy tymi
partiami był Zilliacus". Jednakże skomplikowane kwestie polskie wolał sam załatwiać, łudząc się jeszcze co do
postawy Ligi Narodowej. Pod koniec lipca udał się do Rapperswilu, aby porozumieć się z Balickim i poznać jego
opinię. "Też wątpię - miał odpowiedzieć Balicki - czy uda się wspólna konferencja, ale postaram się wziąć w
niej udział, jeżeli członkowie partii pozwolą".

Dla Piłsudskiego i Filipowicza przyszedł wreszcie dzień odjazdu z Tokio. Kawakami odprowadził polskich gości
na dworzec kolejowy. Przy wsiadaniu na statek w Jokohamie towarzyszył im Inagaki. Drogę powrotną przez
Pacyfik planowali odbyć na parowcu Athenians, który wypływał 30 lipca z Jokohamy. Odpłynęli do Vancouveru
na małym statku handlowym Tartar, który płynął wprost do Kanady, omijając szlak północny przez Honolulu.
Statek zabrał tylko około 10 pasażerów. Przybyli do Victorii 13 sierpnia, gdzie statek miał krótki postój. Piłsudski
i Filipowicz zeszli na ląd, znużeni monotonią rejsu, aby zwiedzić miasto. Piłsudski chciał zjeść lody, które
sprzedawano w aptekach. Wrócili za późno, statek odpłynął bez nich w dalszy rejs. W kabinie zostały wszystkie
rzeczy prywatne i pieniądze. Następnego dnia wsiedli na inny statek, którym po kilku godzinach dopłynęli do
Vancouveru. Odzyskali wszystkie rzeczy i pieniądze. Z Vancouveru koleją przez całą Kanadę przedostali się do
Toronto, a potem do Montrealu, gdzie przesiedli się na pociąg do Nowego Jorku. W powrotnej drodze z Nowego
Jorku płynęli prawdopodobnie na Campanii albo na bliźniaczej Lucanii. Statki odbywały rejsy między Nowym
Jorkiem a Liverpoolem.

Piłsudski opuszczał Japonię w poczuciu pewnego zawodu politycznego, bo Japończycy nie byli w stanie zrobić
nic więcej ponad omawiany do tej pory przez Utsunomiya i Akashiego zakres współpracy z Polakami, ale miał
załatwione pieniądze i pomoc techniczną dla akcji PPS na terenie Rosji. "Celem ogólnym rozmów w Tokio -
notował później Filipowicz - było zainteresowanie rządu Japonii sprawą dążenia do restytucji państwa polskiego i
na tym tle uzyskanie odeń pomocy dla zadań, jakie PPS stawiała sobie na okres bieżący wojny rosyjsko-
japońskiej. [...] Następnie, później, wojskowość japońska ułatwiła nabycie i transportowanie broni, jak stała się
podstawą uzbrojenia Organizacji Bojowej".

Kasa partii świeciła pustkami. Nie było innych widoków na zmianę tej sytuacji. Przyznane przez Japończyków
środki materialne umożliwiały działanie; w dużym stopniu dawały praktyczne możliwości realizacji planów akcji
zbrojnej. Taki był rzeczywisty wskaźnik zasadniczych tendencji występujących w polityce japońskiej, które jednak
nie mogły się oficjalnie ujawnić. Sprawa Polski leżała daleko poza sferą bezpośredniego zaangażowania polityki
Japonii. Otwarte wypowiedzenie się rządu tokijskiego w kwestii polskiej nie niosło by za sobą realnych skutków,
nie byłoby nawet możliwe ze względu na bliskie stosunki z Niemcami i dążenie do ściślejszego porozumienia obu
państw. Istotny sens ostatecznie podjętej decyzji przez władze w Tokio sprowadzał się do wybrania wariantu
wsparcia rewolucyjnej walki wewnątrz Rosji, wypośrodkowującego dążenia japońskie i polskie. Ważnym
elementem współpracy polsko-japońskiej miała pozostać służba informacyjna PPS, co zapewniało stałą i
bezpośrednią łączność z kierownictwem organizacji, utrzymywaną za pośrednictwem oficerów prowadzących
kontakt z ramienia Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio (Utsunomiya i Akashi).

Piłsudski umiejętnie podchodził do tych spraw. Na tyle elastycznie, żeby uwzględniono różne wspomniane cele.
Aby w efekcie wykorzystać oferowaną pomoc, która wszak otwierała nowe możliwości działania partii. Jego
stosunek do współpracy japońskiej był bardzo pragmatyczny, nastawiony na osiągnięcie tego, co wykonalne, a
nie tego, co mieściło się w sferze ideału.

Ryszard Świętek "Lodowa ściana" - część 2

Darmowy Hosting CBA.PL

95 z 95 2016-11-18 12:08
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

RYSZARD ŚWIĘTEK

LODOWA ŚCIANA
SEKRETY POLITYKI JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
1904-1918

Rozdział II

W ogniu zbrojnej rewolucji 1905 roku

...Boi się car polszczyzny nie dlatego, że jest ona polską, lecz dlatego, że niesie ona najniebezpieczniejszą dla niewoli naukę - naukę o
potrzebie i konieczności walki z uciskiem i wyzyskiem.

Józef Piłsudski

O pieniądze i broń dla PPS

Kiedy Piłsudski i Filipowicz płynęli do Kanady, Malinowski "zmagał się" z kolejnymi problemami. Systematycznie utrącał pomysły Studnickiego o
podjęciu bezpośrednich działań przeciwko Rosji. W końcu "Hannibal" zrezygnował z członkostwa w PPS. Zamierzał podjąć samodzielną
współpracę z Akashim, powołując w tym celu własną agenturę w Rosji, która zbierałaby informacje dla Japończyków. " 'Wieczór' [tj. Motojiro
Akashi - R. Ś.] twierdzi - argumentował 2 VIII 1904 r. - że dla załatwienia porozumienia się trzeba pokazać, że możemy być rzeczywiście
pożyteczni, że wzbranianie się czynienia tego, co Moskwie może zaszkodzić i czekanie może mieć ten rezultat, że upuści się dobry moment
zaszkodzenia naszym wspólnym wrogom i że fakt taki zrodzić może tylko gorycz i utrudnić porozumienie się. Zdaniem moim - dodawał - facet ma
rację. Ja, rozumie się, pragnę porozumienia się 'P. PaSka' [tj. PPS] z 'Wieczorem' [tj. Japonią] i to, co robię uważam, że ten fakt to ułatwi, a nie
utrudni".

Oczywiście Malinowski nie godził się na to. " 'Pasek' [PPS] ma już ten aparat [tzn. organizację wywiadowczą- R. Ś.] (jeszcze
niedostatecznie rozwinięty co prawda). 'Wieczór' tutejszy [tj. Taro Utsunomiya] i główny [Oddział II Sztabu Generalnego w Tokio] wie o tym i
korzysta z niego. Nic nie o tym 'nauczyciel' [Motojiro Akashi]. Wszystkie zatem argumenty 'nauczyciela' stanowczo upadają (o goryczy itd.).
Dotychczas 'wieczór' wahał się nawet ten aparat tak poprzeć, jak tego pragnęliśmy (choć popierał trochę). Obecnie kwestia ta będzie, zdaje się
niedługo, załatwiona pomyślnie". Opóźnienia w realizacji ściślejszego porozumienia z Utsunomiya spychały jego przesadną ostrożność. "Ta jego
metoda ostrożności i nie robienia bez dobrego szczegółowego wyliczenia niczego - podkreślał - jest powszechnie znana i cechuje wszystkie jego
czyny". A "Was pali - zarzucał Studnickiemu - chodzi Wam o pośpiech". Takie postępowanie - zdaniem Malinowskiego - burzyło "przekonanie,
jakie w nim wyrobiliśmy, że my i tylko my możemy coś poważnego dać w tym i podobnych kierunkach". Uważał, że Studnicki powinien odmówić
dalszej współpracy z Akashim albo pojechać do Rosji i "robić w naszym aparacie, oddawać w s z y s t k o [podkreśl. w oryginale] nam (my dawną
drogą będziemy, jak dotychczas, komunikować [dalej])". Studnicki nie myślał jednak rezygnować z planów podjętych wspólni? z Akashim.

Odpowiedź Malinowskiego utwierdzała Studnickiego w przekonaniu że partia markuje tylko swoje zaangażowanie w rzeczywistą pomoc dla

1 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Japończyków, prowadzoną z rozmachem i na dużą skalę. Nie chciał wnikać w zawiłości prowadzonych pertraktacji. Dla niego liczył się konkretny
czyn. Po kilku dniach wyjechał do Berlina. " 'Hannibal' [Wacław Studnicki] robi awantury - skarżył się 6 VIII 1904 r. Malinowski - nie wiem, czy
zdołam go powstrzymać".

Jednocześnie Malinowski wysłał list do Filipowicza (jedyny list, który przesłał po otrzymaniu depeszy Piłsudskiego z 23 VII 1904 r.). "Tu oczywiście
pertraktacje jeszcze trwają - pisał 6 VIII 1904 r. jak gdyby nic się nie stało. - Zażądał [tj. Taro Utsunomiya - R. Ś.] przyjazdu 'Grzegorza' [Witolda
Jodki-Narkiewicza], co może nastąpi za kilka dni. Po widzeniu się z nim [Taro Utsunomiya] chce jeszcze raz telegrafować [do Sztabu
Generalnej w Tokio]. Za lipiec wypłacił [tj. kolejną miesięczną ratę 90 funtów szterlingów]. Nie zatrzymujcie się i przyjeżdżajcie jak najrychlej, bo
ostatecznie decydować bez widzenia się z wami nie sposób". Na szczęście kończył się dla niego okres pełnej samodzielności decyzji,
wymuszonej rozjazdami towarzyszy. Wrócił z kraju Jodko-Narkiewicz, który 5 sierpnia stanął w Krakowie.

Czekało na niego wezwanie Utsunomiya do stawienia się w Londynie oraz wiadomości od Zilliacusa.

Zilliacus ponowił starania o zwołanie zjazdu grup opozycyjnych w Rosji. Przygotował projekt proklamacji zjazdowej, który udostępnił wszystkim
zainteresowanym. Wysłał go również do Londynu z prośbą o akceptację kierownictwa PPS. Malinowski przesłał tekst manifestu do Jodki-
Narkiewicza. "Nie jest to manifest - odpowiadał 9 VIII 1904 r. Jodko-Narkiewicz - jakiego życzylibyśmy sobie. Niemniej, po zrobieniu kilku
poprawek, jesteśmy gotowi podpisać go pod następującymi warunkami: 1.) żeby wszystkie rosyjskie partie socjaldemokratyczne i polska partia
narodowo-demokratyczna [Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe) wyraziły zgodę na podpisanie go; 2.) żeby pod tym manifestem nie figurowały
podpisy Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy".

Informował, że PPS odłożyła własną konferencję narodów ciemiężonych, która pierwotnie miała się odbyć 8 sierpnia 1904 r. "Przekładamy ją
na późniejszy termin - podkreślał - i jesteśmy zdecydowani przeprowadzić ją, bez względu na to, jaka by nie była liczba uczestników". Przy okazji
Jodko-Narkiewicz nawiązał do kwestii finansowych. Wskazywał, że brak pieniędzy w kasie PPS odbijał się negatywnie na całej działalności partii.
"Muszę Panu wyraźnie powiedzieć - pisał - że jest rzeczą niezbędną, abyście nam pomogli, ponieważ jesteśmy u kresu finansów w całej polityce
zagranicznej i przez to sparaliżowani". Proponował więc spotkanie w Londynie albo Berlinie. Przy okazji informował, że otrzymał od Malinowskiego
wyniki ich rozmowy, przeprowadzonej w Londynie. "Przez uwzględnienie propozycji, jakie Pan uczynił swoim przyjaciołom [tzn. Japończykom, czyli
Taro Utsunomiya i Motojiro Akashi - R. Ś.] na nasz temat - komentował rezultaty spotkania londyńskiego - mogłyby zrealizować się wszystkie
plany (także wasze) i mogłoby wszystko wspaniale ruszyć na przód. Ale to wszystko wymaga: 1.) spotkania; 2.) funduszy; 3.) bardzo energicznego
działania".

Nie oglądając się na "brak porozumienia" w sprawach PPS w Tokio, Jodko-Narkiewicz zabrał się natychmiast do pracy. Warto zaznaczyć, że
nigdzie nie wzmiankował depeszy Piłsudskiego z 23 lipca. Przeszedł nad nią do porządku dziennego. Piłsudski i Jodko-Narkiewicz mogli
porozumieć się w tej sprawie przed podróżą do Japonii w ten sposób, że brzmienie negatywne końcowych wiadomości miało mieć przeciwne
znaczenie. "Jowisz" po krótkim pobycie w Zakopanem wyjechał do Londynu, zapowiadając Malinowskiemu swój przyjazd na 15 sierpnia. Po
drodze zatrzymał się w Amsterdamie, gdzie zbierał się kongres socjalistyczny. Tam rozmawiał z przedstawicielami Partii Socjalistów-
Rewolucjonistów na temat zjednoczenia sił dla przeprowadzenia aktów terrorystycznych (wysadzanie pociągów, przewożących na front wojenny
amunicję i zaopatrzenie dla wojska), aby tym mocniej uderzyć w system carski. W oznaczonym czasie Jodko-Narkiewicz przybył do Londynu.
Zamieszkał w siedzibie PPS przy 67 Colworth Road. Zajął się bieżącą korespondencją. Powiadomił Jędrzejowskiego o swoim przyjeździe. Ze
smutkiem odnotował wyjazd Studnickiego z Paryża.

Studnicki spotkał się w Berlinie z Akashim. Wyraził chęć - pisał później japoński oficer Kempeitai - "osobistego zrealizowania swego
początkowego zamysłu, to znaczy zniszczenia mostów, pod warunkiem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby wspomóc zamiary PPS".
Zobowiązał się również dostarczać Japończykom informacji o armii rosyjskiej, pracując bezinteresownie. Dla wykonania swego planu zamierzał
udać się do Królestwa Polskiego i Rosji. "Stało się - pisał do Malinowskiego 13 VIII 1904 r. - Ostatecznie zdecydowałem się, niezależnym będąc,
pracować dla 'Paska' [PPSj i narodu którego jest on przedstawicielem, oddawać usługi 'wieczorowi' [tj. Motojiro Akashi - R. Ś.]. Przekonałem się,
że w ten sposób pozyskam 'wieczora' dla 'Paska', który [tzn. Motjiro Akashi] po ostatniej rozmowie z Londynem wysłał telegram szkodliwy dla
sprawy 'Paska', [ale] dał mi 'wieczór' słowo, że nie będzie teraz 'Paskowi' szkodzić, g d y m u o d d a s i ę u s ł u g ę, z a k o m u n i k u j e, ż e j
e s t t o z a s ł u g a 'P a s k a' [podkreśl. w oryginale]". Przy okazji informował, że podczas spotkania u Akashiego widział u niego "jakiegoś
faceta". Z jego wizyty wnioskował, że Akashi komunikuje się również z "innymi ludźmi", którzy są "źle usposobieni" dla PPS - "endecy, czy coś w
tym rodzaju". Studnicki rozumiał, że nie można było pomijać Akashiego w dalszych układach z "Wieczorem", jak to czyniono do tej pory. Bo - pisał
na koniec - "nie da się zaprzeczyć, że ten 'wieczór' [Motojiro Akashi] ma w 'Zarządzie' firmy 'Wieczór & Co.' [tzn. w Sztabie Generalnym w
Tokio] pewne wpływy i że jego głos i raporty biorą [tam] pod uwagę". "Hannibal" wyjechał potem do Warszawy, starając się zrealizować podjęte
zadanie.

Jodko-Narkiewicz miał nadzieję, że misja wywiadowcza Stadnickiego będzie miała charakter rekonesansu. "Otóż - radził Jędrzejowskiemu - niech
to sobie robi, ale nie trzeba, aby, żeby mu faceci ułatwiali to dając adresy. Z drugiej strony, niech mu faceci wyraźnie nie odmawiają, aby
się jeszcze bardziej na nas nie rozgoryczył".

Napisał też do Zilliacusa, przesyłając swoje poprawki do projektu rezolucji planowanej konferencji przedstawicieli stronnictw opozycyjnych w Rosji.
Dla PPS nie do przyjęcia był proponowany przez Fina zapis: "Najwyższy czas, żeby wszyscy prawdziwi i uczciwi przyjaciele Rosji zjednoczyli
swoje wysiłki". Zamiast tego proponował: "Nadszedł czas, aby wszystkie partie prawdziwej opozycji, te narodowe, jak i te, które reprezentują inne
narody, prześladowane przez carat, złączyły swe wysiłki, żeby w końcu obalić tego wroga ludów i swego własnego narodu".

Polacy nie stanowili części narodów Rosji, jak chcieli to widzieć autorzy manifestu. Uwidoczniona w ten sposób różnica poglądów oddawała
istotę odmiennego pojmowania roli Polski jako jednej z sił odśrodkowych w Rosji, dając przy okazji dobrą ilustrację głównej przyczyny przeciągania
się rokowań PPS z Japończykami, którzy, co jeszcze raz należy podkreślić, nie rozumieli spraw polskich i nie chcieli głębiej wchodzie w te
zagadnienia, gdyż obawiali się szerszych komplikacji politycznych. W rosyjskie tradycje państwowe wpisany był głęboko mechanizm destrukcji,
bazujący na negatywnych tendencjach politycznych w realizacji celów imperialnych. W ujęciu PPS odzyskanie niepodległości Polski warunkowało
więc czynne przeciwstawienie się Rosji, bez względu na formę sprawowania w niej władzy, czego nie akceptowała Socjaldemokratyczna Partia
Robotnicza Rosji oraz Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, reprezentujące interesy międzynarodowej socjaldemokracji.

Jodko-Narkiewicz spotkał się z Utsunomiya w dniu 18 sierpnia. Rozmowa miała ogólnikowy charakter. Oficer japoński poprosił o przedłożenie mu
odpowiedniego memoriału o "potrzebach dzisiejszych" PPS. Utsunomiya zaprosił do siebie Jodkę-Narkiewicza na uroczystą kolację następnego
dnia. "Przyjaźń jest zawsze wielka" - ironizował w związku z tym Jodko-Narkiewicz.

Dokładnie w tym samym czasie Zilliacus przedstawiał swój plan działania w kuluarowych rozmowach na Kongresie II Międzynarodówki w
Amsterdamie. Podczas uroczystego obiadu z udziałem eserów: Jewno Fiszelewicza Azefa, Jekatieriny Konstantinownej Breszko-Breszkowskiej,
Fieliksa Władimirowicza Wołchowskiego, Ilii A. Rubanowicza, Wiktora Michajłowicza Czernowa, a także jednego z delegatów Bundu, Zilliacus
mówił: "W najbliższym czasie - notował Ratajew wypowiedź Fina w raporcie Ochrany - należy koniecznie zebrać konferencję delegatów ze
wszystkich rosyjskich i obcych rewolucyjnych i opozycyjnych grup". Opowiedział się za przeprowadzeniem serii demonstracji zbrojnych i buntów
chłopskich. "Jeśli będzie potrzebna broń - dodawał - to Finowie zaopatrzą w nią w dowolnej ilości".

2 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Wiele godzin przesiedział Jodko-Narkiewicz w pokoju biurowym Malinowskiego, gdzie mógł zapoznać się z korespondencją w sprawie "Wieczoru"
z ostatnich tygodni. Szczególnie ciekawa okazała się lektura listów Turskiego. Jodko-Narkiewicz zdał sobie sprawę z błędu, jaki popełniono, nie
rozwijając kontaktu Turskiego. "Przyjechałem teraz - napisał potem do niego - i rozczytałem się w Waszych listach, które mnie bardzo zajęły. Już
poprzednio, co prawda, miałem o nich wzmianki od 'Władka' [Aleksandra Malinowskiego], ale trudno o interesach tak skomplikowanych dużo
pisać, więc niedobrze zdawałem sobie sprawę z sytuacji. Tu [tj. w Londynie - R. Ś.] nasza sprawa ani o krok naprzód się nie posunęła i ja właśnie
chciałbym dojść do jakiegoś rezultatu, czy dobrego, czy złego, byle nas [to] wyprowadziło z sytuacji ogromnie głupiej i niewyraźnej". Jodko-
Narkiewicz uznał za Turskim potrzebę zmiany dotychczasowego postępowania i taktyki wobec Japończyków i dostosowanie się do ich oczekiwań,
przez bezpośrednie nawiązanie do planowanego przez Akashi rozwinięcia akcji rewolucyjnej w Królestwie Polskim ("Historia strajków") oraz
włączenie się do organizacji zjazdu ugrupowań opozycyjnych działających w Rosji.

W tej ostatniej sprawie musiał porozumieć się z Zilliacusem. "Jest rzeczą pilną, żebym spotkał się z Panem - komunikował 19 VIII 1904 r. - Inaczej
Pana i moja operacja mogą nałożyć się na siebie w sposób niezwykle nieszczęśliwy". Jednocześnie przygotował memoriał o potrzebach
polskiego ruchu rewolucyjnego, reprezentowanego przez PPS, chcąc dać do zrozumienia. że PPS przystąpi do organizowania zbrojnych
demonstracji oraz weźmie udział w staraniach nad porozumieniem różnych grup rewolucyjnych, jeżeli dostanie pieniądze na te cele. Miał
możliwość wręczenia memoriału

Utsunomiya przy okazji zapowiedzianej kolacji, ale zrobił to dopiero przy następnej wizycie, 22 sierpnia. "Dziś - notował w liście do
Jędrzejowskiego - było trzecie widzenie [z Taro Utsunomiya - R. Ś.]; parę drobnych rzeczy załatwiono i koniec. Statement o demonstracjach z
'tłuszczem' [tzn. z bronią] i konferencji narodów dostali". Wieczorem 23 sierpnia Jodko-Narkiewicz wyjechał z Londynu na konferencję z
Zilliacusem. Spotkanie odbyło się 25 sierpnia w Hamburgu. W rozmowach brali udział Akashi oraz Utsunomiya, który specjalnie w tym celu
przyjechał z Londynu. Szef Kempeitai w Europie często towarzyszył Zilliacusowi w tym okresie wędrówek konspiracyjnych, chociaż na ogół
uważał, aby nie rzucać się w oczy i trzymał się z boku. Jego rola polegała na zbieraniu informacji, podejmowaniu głównych decyzji i pilnowaniu,
żeby nie robić niczego niezgodnego z interesem Tokio. "Sytuacja tak się przedstawia - Jodko-Narkiewicz donosił zaraz Malinowskiemu - że się
znowu wszyscy godzą na radę, która 20-go [IX 1904] ma się odbyć. Od jej powodzenia zależy rozstrzygnięcie kwestii dla nas interesującej. To jest
najkonkretniejszy wynik rozmowy z obu facetami (bo 'przyjaciel' nasz [Taro Utsunomiya] oczywiście przyjechał, choć nie wiem po co, bo
tylko uśmiecha się i kicha)". Odstąpiono od pomysłu zwołania przez PPS zjazdu "ujarzmionych narodów" w Rosji. Zilliacus wyjaśnił "przy mnie -
notował Akashi w Rakkci ryiisui - obecne poglądy przywódców opozycji mieszkających w Szwajcarii", poprosił Jodkę-Narkiewicza o "udział jego
partii" w planowanej konferencji partii socjalistycznych i rewolucyjnych w Rosji. Jodko-Narkiewicz - zaznaczył dalej Akashi - "zgodził się". Sztab
Generalny w Tokio polecał wówczas Akashiemu skupienie głównych wysiłków na sprawie konferencji i zjednoczenia obozu antyrządowego w
Rosji, odsuwając na dalszy plan kwestię zorganizowania masowych wystąpień zbrojnych. Szef Kempeitai w Europie otrzymał nawet rozkaz, aby
nie udzielać rosyjskim grupom opozycyjnym żadnej pomocy w związku ze zbrojnym powstaniem (rozkazy te zostały powtórzone jeszcze w
październiku 1904 r.).

Ponadto omawiano kwestie obiecanej pomocy finansowej ze strony Japonii. Akashi był przekonany, że współpraca partii opozycyjnych
uwieńczona zostanie sukcesem. Poprosił Sztab Generalny o 100 000 jenów na sfinansowanie planu wspólnej konferencji. Zilliacus stwierdził -
relacjonował potem Jodko-Narkiewicz - "że prawie na pewno pieniądze, żądane przez niego od [tj. Motojiro Akashi] (w tym dla nas 4 000 Ł)
zostaną udzielone", co - według niego - miał potwierdzić "drugi ", czyli Utsunomiya. Jodko-Narkiewicz uznał konferencję za udaną. "Sprawa wzięła
zupełnie nowy obrót" - zauważył. Spieszył się do Londynu, dokąd niebawem miał przybyć Piłsudski, który mógł zweryfikować wszystkie decyzje i
dać nowy impuls dla dalszej akcji. Toteż - informował Malinowskiego - " 'Grzegorz' [Witold Jodko-Narkiewicz] jutro (26 VIII 1904] wyjeżdża i w
sobotę [27 VIII 1904] będzie w domu (tzn. w Londynie - R. Ś.]". Zilliacus i Akashi udali się do Sztokholmu.

Do Londynu wrócił Utsunomiya, który 27 lub 28 sierpnia wysłał do Tokio długą depeszę z raportem o wynikach sierpniowych rozmów z Jodko-
Narkiewiczem. Raport zawierał streszczenie otrzymanego memoriału wraz z jego uzupełnieniami i wyjaśnieniami, udzielonymi ustnie przez Jodkę-
Narkiewicza. Rano 28 sierpnia japoński attache wojskowy przesłał kopię telegramu do wiadomości Jodki-Narkiewicza. Utsunomiya pisał w
raporcie:

"Pan [Witold] Jodko[-Narkiewicz] przybywający z Lemberga [Lwowa] przekazał mi następujące wiadomości:

'Propozycja Finów zwołania wielkiego kongresu wszystkich opozycjonistów łącznie z Rosjanami upadła w związku ze sprzeciwem rosyjskich
liberałów oraz Fińskiej Partii Liberalnej. Stąd zaproponowaliśmy kongres uciskanych narodów, który obecnie ma się odbyć, choć na początku
wynikły trudności. Tymczasem pierwotna propozycja Finów jest znów rozważana i wygląda na to, że jest nadzieja na taki kongres około 20
września [1904]. W takim przypadku jesteśmy oczywiście przygotowani do reprezentowania nas na kongresie. Ale do jakiego stopnia akcja
rozłożona na kilka partii o różnych żądaniach powiedzie się, trudno przewidzieć. Jeżeli chodzi o naszą partię, jesteśmy zdecydowani iść naprzód
niezależnie od postanowień kongresu.

Od wybuchu wojny, jako zapowiedź naszych działań próbowaliśmy wywołać w Polsce kilka demonstracji. Tylko w lipcu, takie demonstracje odbyły
się 16, 20, 22, 25, 30 lipca oraz 3 sierpnia [1904]. Przy jednej okazji byłem tam obecny incognito. Zawsze dochodziło do starć z żandarmami i
policją, ale zawsze udawały się i były rozpraszane dopiero przez kozaków. Skutki tych demonstracji były bardzo znaczne. W
niektórych prowincjach ludzie nie tylko odmawiali wpłacania na fundusz wojenny, lecz także płacenia podatków. Zrezygnowano też z mobilizacji.
Wszystkie te okoliczności prowadzą do bardziej skutecznych demonstracji zbrojnych. Do tego celu potrzebnych jest 750 rewolwerów. Istnieje
umowa między naszymi agentami na kontynencie jak je kupić i przewieźć do Rosji. Potrzebne są jedynie pieniądze, to znaczy 1 500 Ł (jeden
rewolwer około 41 franków szwajcarskich plus koszty transportu)'.

Wobec szybkiego upadku Port Artur i Liaoyang kolejne demonstracje tego rodzaju mogą przynieść pożądane rezultaty. Ponadto takie akcje
mogą w pewien sposób wywrzeć pozytywny wpływ na wcześniejsze pomyślne zakończenie wojny. Stąd potrzebuję tej kwoty i oczekuję na
odpowiedź".

W tym momencie organizacja PPS nie dysponowała praktycznie żadną bronią, poza kilku lub kilkunastoma sztukami rewolwerów, które
posiadali członkowie kierownictwa partii dla celów samoobrony. Do tej pory PPS w ogóle nie używała broni do celów otwartej walki z caratem.
Ewentualne przejęcie i rozdysponowanie wśród członków partii tych 750 rewolwerów oznaczało w praktyce zmianę jakościową przyjętych reguł
walki politycznej. Wprowadzano czynnik siły do działań rewolucyjnych PPS, który w efekcie miał doprowadzić do radykalizacji nastrojów i przejścia
do etapu rewolucji zbrojnej. Bez wsparcia finansowego z zewnątrz, które łączyło się z inicjatywą japońską, wydawało się niemożliwe podjęcie
przez PPS akcji rewolucyjnej. Dopiero powstawały zalążki przyszłej organizacji bojowej. Pierwsze koła bojowe w Warszawie liczyły od kilku do
kilkunastu osób. Pracował z nimi Walery Sławek. Na prowincji organizacja bojówek nie istniała.

Jednocześnie rozwijała się współpraca wywiadowcza. Utsunomiya cały czas otrzymywał za pośrednictwem Malinowskiego raporty
wywiadowcze z terenów Rosji. Zagadnieniom tym poświęcone było zapewne kolejne spotkanie Jodki-Narkiewieza. "Tu z 'wieczorem' [Taro
Utsunomiya] już cztery konferencje się odbyły i może za kilka dni będzie jakiś rezultat" - donosił 29 sierpnia Jędrzejowskiemu. Jodko-Narkiewicz
uporządkował sposób zbierania, opracowywania i przekazywania nadchodzących informacji, czyniąc z powrotem Jędrzejewskiego głównym
koordynatorem tego systemu. Wszystkie meldunki szły do Krakowa, gdzie Jędrzejowski systematyzował je, nadając im formę zbiorczego raportu
informacyjnego, który następnie posyłał do Londynu. Jodko-Narkiewicz wprowadził również nowy opisowy, cyfrowo-znaczeniowy kod do

3 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

szyfrowania w korespondencji podstawowych informacji wywiadowczych, o czym tego samego dnia zawiadomił Jędrzejowskiego *[Witold Jodko-
Narkiewicz przekazał Bolesławowi Antoniemu Jędrzejowskiemu następującą instrukcję kodową do szyfrowania korespondencji z meldunkami
wywiadowczymi "Klucz: piechota - 1, artyleria - 2, kawaleria - 3, materiał - 4, żywność - 5. Cyfry te stawiać przed numerem pułku albo brygady
artylerii, oddzielając je przecinkiem. Na przykład: 145 pułk piechoty z Kazania - 1,145 Kazań; 18-ty pułk dragonów z Orła - 3,18 Orzeł. Jeżeli w
artylerii będą nie dragoni, ale na przykład kozacy, to [stosować] takie nazwy kozacy - żelazo, ułani - stal, huzarzy - srebro. Dalej następujące
wyrazy: korpus - miedź, dywizja - ołów, bateria - cyna, batalion - węgiel, szwadron - porcelana. Nazwa miejscowości, z której oddział wychodzi
pisze się rzeczownikiem, na przykład: 145 pułk piechoty z Kazania - 1,145 Kazań. Nazwa pułku - przymiotnikiem. Na przykład: 145 pułk piechoty
kazański - 1,145 kazański. Jeszcze: rota - łyżka, kompania - widelec".]. Prawdopodobnie wówczas, 29 sierpnia Utsunomiya przekazał Jodko-
Narkiewiczowi albo Malinowskiemu wrześniową ratę na prace wywiadowcze (90 Ł).

Jodko-Narkiewicz na razie nic więcej nie mógł już zrobić. Oczekiwał wieści z Tokio. Lada dzień spodziewano się powrotu Piłsudskiego i
Filipowicza. Także Utsunomiya chciał się widzieć z Piłsudskim i zapewne w tej sprawie depeszował do Sztokholmu. "Tego samego dnia - notował
Akashi - kiedy przybyłem pod koniec sierpnia [1904] [z Hamburga] do Sztokholmu, otrzymałem telegram od [Taro Utsunomiya). W telegramie
napisano: 'Przyjedź prędko, jeśli chcesz'. Wyjechałem więc i pojechałem do Londynu". Jednocześnie Sztab Generalny w Tokio zaaprobował
projekt zwołania konferencji grup antyrządowych w Rosji i postanowił wyasygnować żądane przez Akashiego fundusze na jego sfinansowanie
(100 000 Ł).

Polskich podróżnych witano w Londynie 31 sierpnia. "Nareszcie faceci przyjechali - Jodko-Narkiewicz donosił natychmiast Jędrzejowskiemu. -
Zjawili się jak deus ex machina, bez uprzedniego zawiadomienia. Z ich opowiadania mam wrażenie, że decyzja odmowna zapadła przed
pertraktacjami i one były tylko komedią. Sądzę też, że tę sprawę musimy zakończyć w ten lub inny sposób i w tych dniach to nastąpi". W drodze
powrotnej z Japonii Piłsudski zdecydował o przeprowadzeniu zmian organizacyjnych w PPS, które miały usprawnić działania partii w związku z
rozwojem sytuacji w Królestwie Polskim i Rosji. Ogólny zarys reformy przedstawił Jodce-Narkiewiczowi i prawdopodobnie również Malinowskiemu.

Zawiadomiono Utsunomiya o przyjeździe Piłsudskiego i Filipowicza do Londynu. "Cieszę się z wiadomości - pisał 1 IX 1904 r. japoński
attache wojskowy do Malinowskiego - że pańscy delegaci powrócili. Jak długo zostaną w Londynie. Tymczasem ponieważ jestem zajęty dziś i
jutro, wyznaczę datę, jak tylko będę mógł". Zwłoka wiązała się zapewne z oczekiwaniem na przyjazd Akashiego ze Sztokholmu. Spotkanie
Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza, a zapewne również i Malinowskiego oraz Filipowicza mogło się odbyć 3 lub 4 września. Akashi mógł rozmawiać
wówczas z Piłsudskim. "Utsunomiya zorganizował spotkanie z [Witoldem] Jodko[-Narkiewiczem] i paroma innymi członkami Polskiej Partii
Socjalistycznej - zapisał potem Akashi. - Większość obecnych uważała, że partia nie powinna brać udziału w konferencji w październiku [1904],
ponieważ to nie da żadnych rezultatów. Pogląd ten był całkowicie przeciwny do tego, co Jodko[-Narkiewicz] powiedział Zilliacusowi i mnie na
spotkaniu w Hamburgu. Jeden z członków powiedział: 'W Bundzie jest człowiek, który twierdzi, że fiński przywódca Zilliacus pracuje dla pułkownika
[Motojiro] A[kashi]. Ponieważ wątpię, czy konferencja się uda, waham się, czy w niej uczestniczyć' ". Z tonu wypowiedzi można wnioskować, że
mówił to Piłsudski. "Powiedziałem w obecności [Taro] Utsunomiya: 'Organizatorem zjednoczonego ruchu jest Zilliacus. Ja tylko chcę pomóc, jeżeli
okaże się to konieczne. Jeżeli pan się nie zgadza, to nie ma wyjścia. Nie proszę pańskiej partii o udział w konferencji. Raczej wolę nie brać
udziału w tej sprawie. Powinniście mieć swobodę zmian wytycznych w partiach opozycyjnych' " - relacjonował dalej Akashi. Na to miał
odpowiedzieć Jodko-Narkiewicz: "Jak długo istnieją różnice zdań pomiędzy członkami, chcę, żeby dokładnie rozważyli tę kwestię i mam
przedsięwziąć wszystkie możliwe kroki, aby wziąć udział w konferencji". Trudno powiedzieć, jak rozumieć początkową obstrukcję PPS wobec
planowanej konferencji w Paryżu. Być może chodziło o to, aby Akashi nie był widoczny jako jej promotor.

Sztab Generalny w Tokio 31 sierpnia zatwierdził prośbę Akashiego o przysłanie 100 000 jenów. Miał z nim współdziałać Utsunomiya.
Jednocześnie Sztab Generalny chciał czegoś więcej niż tylko zwykłej współpracy pomiędzy partiami opozycyjnymi. Teraz nowa współpraca
powinna zaowocować gwałtownymi demonstracjami i innymi zamieszkami wewnątrz Rosji. Grupy te musiały rozszerzyć zakres działania, aby
odegrać bardziej aktywną rolę. Później Piłsudski i Jodko-Narkiewicz opuścili Londyn. Filipowicz został na miejscu. Piłsudski i Jodko-Narkiewicz
zatrzymali się na krótko w Krakowie i udali się do Zakopanego. Przez kilka dni omawiano rezultaty misji japońskiej (Józef Piłsudski, Witold Jodko-
Narkiewicz, Bolesław Antoni Jędrzejowski, Kazimierz Kelles-Krauz i Józef Kwiatek).

Pierwsze decyzje praktyczne, które zostały podjęte w oparciu o wyniki rozmów w Tokio, wydał Piłsudski 14 września 1904 r. w Zakopanem,
na konferencji ścisłego kierownictwa partii. Uwzględniały one pozytywne rozstrzygnięcia tych rozmów, a więc pomoc materialną i techniczną dla
organizacji PPS, kontynuację prac wywiadowczych na rzecz Kempeitai oraz włączenie ruchu polskiego do szerszych zamierzeń japońskich,
podminowujących Rosję od wewnątrz. Oddział londyński Komitetu Zagranicznego ograniczono do minimum, chcąc przenieść cały ciężar decyzji
partyjnych bliżej kraju, do Krakowa, wobec spodziewanych wystąpień rewolucyjnych w Królestwie Polskim. W związku z tym - pisał Jodko-
Narkiewicz - " 'Władek' [Aleksander Malinowski] jedzie do Kra[kowa]", a "w Londynie zostaje 'Karski' [Tytus Filipowicz]. Adres oficjalny K[omitet]
Z[agraniczny] [PPS] pozostaje: J. Kaniowski (w mieszkaniu 'Karskiego')". Całkowicie ustawał tym samym obowiązek pisania w Londynie raportów
wywiadowczych dla Utsunomiya. "Informacje wojskowe - podkreślał Jodko-Narkiewicz - robią się w Kra[kowie] (albo 'Barnaba' [Władysław Rożen],
albo 'Ziuk' [Józef Piłsudski])".

Filipowicz otrzymał polecenie odnowienia kontaktu z Turskim. "Jesteśmy już z powrotem... zdegustowani, rozgoryczeni, niemal przygnębieni
rezultatami całej sprawy i całej wyprawy. Spotkano [nas] bardzo grzecznie, rozmawiano jeszcze grzeczniej, w rezultacie jednak oświadczyli, że w
żadne stosunki wchodzić nie chcą, nie mogą i nie będą, zwrócili kosza podróży - i na tym koniec". Przede wszystkim "przyczyniło się
prawdopodobnie do takiego rezultatu i to, żeśmy nie zastali na miejscu osób, które zażądały przyjazdu, lecz nowomianowanych na ich miejsce
funkcjonariuszy". Ale "kardynalną przyczyną i jedynie poważną przyczyną jest niechęć 'wydawców' [tzn. 'Wieczora', czyli Oddziału II Sztabu
Generalnego w Tokio - R. Ś.] do puszczania się na takie interesy, niechęć, pochodząca z braku wszelkiej odwagi cywilnej do puszczania w świat
książki [tzn. wsparcia ruchu rewolucyjnego w zaborze rosyjskim], mogącej narobić hałasu. Ma 'wydawca', zdaje się, nadzieję na rychłe ukończenie
obecnie z takim gwałtem prowadzonego wielkiego interesu [tzn. opozycji i ruchu rewolucyjnego w Rosji] i nie chce psuć sobie reputacji wdawaniem
się w 'publikacje', które czuć rewolucyjnymi itp. okropnymi rzeczami". Więc dziś "skonstatować tylko trzeba generalną klapę całego 'wydawnictwa' i
wszelkich starań naszych. Oczywiście, podobne zakończenie jest tym więcej niespodziewane, że Wasze wiadomości wskazywały na to, że
sprawa weźmie pomyślny obrót. W głowę zachodzę, jak to wszystko jedno z drugim pogodzić i jakie znaleźć wytłumaczenie". Nic nie uzasadniało
pesymizmu Filipowicza. "Karski" nie wiedział o wszystkim, chociaż zgodnie z decyzjami podjętymi w Zakopanem, miał pełnić rolę męża
zaufania PPS na Londyn, zajmując się "ewentualnie sprawami 'Wieczoru' ", czyli utrzymywać łączność z Utsunomiya. Należało uzbroić się w
cierpliwość. Dotychczasowe informacje Turskiego wskazywały na generalną tendencję japońskiego Sztabu Generalnego do podminowania Rosji
ruchami odśrodkowymi, zjednoczenia wysiłków opozycji antycarskiej i doprowadzenia do zbrojnej rewolucji. Zresztą nie podejmowano
praktycznych kroków, aby w ogóle podjąć z Turskim bezpośrednie rozmowy i rozwinąć jego kontakt. Malinowski utrzymywał bieżący kontakt z
Utsunomiya. Posyłał mu systematycznie raporty wywiadowcze agentury PPS w Rosji. " 'Wieczorowcowi' [Taro Utsunomiya] posłałem parę
cennych rzeczy (cennych swoją dokładnością i obszernością) - informował zdawkowo tego dnia Jodkę-Narkiewicza. Chwilowo nic ważnego nie
zaistniało, gdyż z jednej strony oczekiwano akceptującej decyzji Sztabu Generalnego w Tokio w sprawie transportów broni dla PPS. Z
drugiej strony Piłsudski i Jodko-Narkiewicz zajęci byli reorganizacją partii i przygotowaniami do podjęcia szerszej akcji rewolucyjnej w Królestwie
Polskim. Piłsudski odpoczywał jeszcze w Zakopanem, Jędrzejowski chorował w tym czasie (wrócił do swoich zajęć 22 IX 1904 r.).

Malinowski przebywał w tym czasie na kilkudniowym wypoczynku u Wojciechowskiego, który właśnie przeprowadził się na nowe miejsce,
nieopodal Tuckton. Od końca września mieszkał w Southbourne-on-Sea, dwie godziny jazdy koleją od Londynu (adres: Belmont, Irving Road,
Southbourne West, Hants; przez kilka miesięcy część korespondencji szła na stary adres w Tuckton). Wojciechowski, w myśl wytycznych

4 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Piłsudskiego, miał przejąć główny kontakt z Utsunomiya i Akashim. W jego kompetencji znalazły się sprawy pośrednictwa w zakupie broni dla PPS
w Europie Zachodniej. Pracował tylko Jodko-Narkiewicz. Przygotowywał się do organizowanego przez Zilliacusa zjazdu w Paryżu, na który
otrzymał oficjalne zaproszenia w dniu 19 września. Utsunomiya 29 września przesłał Malinowskiemu wiadomość o zmianie adresu od 1
października na 1 Hanger Lane w Ealing, na zachodnich peryferiach miasta. Tego dnia Malinowski zjechał do Paryża, zatrzymując się u Motza.

Konferencja stronnictw opozycyjnych i organizacji rewolucyjnych działających w Rosji odbyła się w Paryżu w dniach 30 września do 9 października
1904 r. Wzięły w niej udział organizacje reprezentujące następujące grupy opozycyjne i partie rewolucyjne: Związek Wyzwolenia (Sojuz
Oswobożdienija), przedstawiciele późniejszej Partii Konstytucyjno-Demokratycznej (Wasilij Jakowlewicz Boguczarski, Piotr Dmitriewiez
Dołgorukow, Pawieł Nikołajewicz Milukow i Piotr Bierngardowicz Struve), dalej Liga Narodowa (Zygmunt Balicki i Roman Dmowski),
przedstawiciele opozycji fińskiej (Konni Zilliacus, Arvid Neovius i Leo Mechelin, jako nieoficjalny doradca). Partia Socjalistów-Rewolucjonistów
(Jewno Fiszelewicz Azef, Wiktor Michajłowicz Czernow i Mark A. Natanson), Gruzińska Partia Socjal-Rewolucjonistów-Federalistów (Gieorgij
Diekanozi i Gapunija), Ormiańska Federacja Rewolucyjna (Michaił Warandian-Hoffhanissian), Łotewska Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza
(Janis Ozols) i Polska Partia Socjalistyczna (Witold Jodko-Narkiewicz, Kazimierz Kelles-Krauz i Aleksander Malinowski). Wcześniej zapowiadał
swój przyjazd Piłsudski, ale ostatecznie zrezygnował ze swojego udziału w konferencji. Nie przybyli do Paryża reprezentanci
Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy oraz Bundu. Mimo że sprawie polskiej poświęcono
znaczną część obrad, nie znalazło to odbicia w postanowieniach konferencji. Przyjęta rezolucja nie zawierała postulatu niepodległości Polski,
mówiła jedynie o autonomii Królestwa Polskiego i potrzebie konstytuanty w Warszawie.

Wspólna deklaracja przewidywała: 1.) Obalenie samowładztwa; odwołanie wszelkich posunięć wymierzonych w konstytucyjne prawa Finów; 2.)
Zastąpienie reżimu autokratycznego demokratyczną formą rządów opartą na powszechnym prawie wyborczym; 3.) Samookreślenie narodów;
zagwarantowanie prawa wszystkich narodów do określenia ich dalszego statusu; eliminacja wszelkich gwałtownych środków stosowanych przez
władze rosyjskie wobec różnych narodów w imperium.

Podczas dyskusji na temat deklaracji, PPS zażądała umieszczenia zapisu o całkowitej niepodległości dla Polski. Dmowski i Balicki nie
przywiązywali specjalnego znaczenia do konferencji, dążyli do zminimalizowania i maksymalnego umiarkowania żądań polskich wobec strony
rosyjskiej. Bezpośrednie cele Ligi Narodowej ograniczały się do osiągnięcia politycznej autonomii. Przedstawiciele innych mniejszości
narodowych także ograniczali się do autonomii. Wiele czasu w trakcie konferencji oraz w nieoficjalnych rozmowach poświęcono na omawianie
planowanych przez poszczególne partie akcji antyrządowych. Partie rewolucyjne, oprócz Związku Wyzwolenia, Ligi Narodowej i opozycji fińskiej,
zorganizowały osobne spotkanie w sprawie skoordynowania protestów przeciwko wojnie i rządowi. Obradom przewodniczył Zilliacus, ale niejako
oficjalny przedstawiciel swojej grupy. Ta część obrad najbardziej interesowała Akashiego, który przebywał w tym czasie w Paryżu i z wielką uwagą
śledził przebieg konferencji. "Postanowiono na konferencji - zapisał w Rakka ryusui - że każda partia będzie demonstrować na swój sposób:
liberałowie zbiorą ziemstwa i zaatakują rząd w kampaniach prasowych; eserowcy i inne partie zrobią odpowiednie kroki w swojej specjalności;
Kaukazczycy użyją swych umiejętności skrytobójczych; polscy socjaliści wykorzystają swe zdolności organizowania demonstracji. [...]
Po konferencji te partie, które stosowały środki nadzwyczajne zebrały się razem bez liberałów, żeby nakreślić plan czynnej opozycji wobec rządu
rosyjskiego. Postanowiono przeszkodzić w mobilizacji armii. Po tym postanowieniu obiecałem, że udzielę pomocy finansowej partiom, które są
bez funduszy i wyjechałem ze Sztokholmu". Chociaż nie wyłonił się szczegółowy plan działania, który by został przyjęty przez wszystkie
zainteresowane partie, ale zapadła faktycznie zgoda co do konieczności wzmożenia akcji i przyjęcia bardziej radykalnych sposobów działania
przeciwko władzy carskiej.

Wcześniej nastąpiło spotkanie Akashiego z przedstawicielami kierownictwa PPS. Widział się wtedy z Jodko-Narkiewiczem i Malinowskim,
informując o podjętych przez siebie staraniach w Sztabie Generalnym w Tokio wypłacenia żądanych 1 500 funtów szterlingów na broń dla PPS.
Decyzja wydawała się pewna. "Możliwe - Jodko-Narkiewicz informował 7 X 1904 r. Filipowicza - że zostaniecie wezwani w niedzielę [9 X 1904] lub
poniedziałek [10 X 1904] do 'K[amegawy]' [Taro Utsunomiya] dla odebrania pieniędzy''. Z późniejszej korespondencji wynika, że Jodko-Narkiewicz
omawiał również przekazanie dalszych kwot dla PPS, 4 000 funtów szterlingów na listopad 1904 oraz na styczeń 1905 r. prawdopodobnie 4 500
funtów szterlingów. Jako dopełnienie żądanej wcześniej kwoty 10 000 funtów szterlingów *[Według późniejszej relacji Witolda Jodki-Narkiewicza
zażądał on 10 000 funtów szterlingów. Wówczas Motojiro Akashi "powiedział mi - pisał Jodko-Narkiewicz - że się o to stara, ale że daleko łatwiej
by mu było dostać tę sumę, gdybyśmy podjęli się tego, co chciał wykonywać 'Wecik' [Wacław Studnicki] [tzn. akcji zbrojnych, demolacji i prac
wywiadowczych]. Ja mu nic nie obiecałem, ale powiedziałem, że to mogłoby być zrobione tylko w takim razie, gdyby który z nas dostał od partii
[PPS] pozwolenie działania na własną rękę".]. Oficera Kempeitai powiadomiono o łącznikowej roli Wojciechowskiego w dalszych
kontaktach, podając jego pseudonim do korespondencji: "S. Pole". Wymieniono między sobą adresy korespondencyjne oraz pseudonimy. Akashi
miał występować jako "Alexandre". Jodko-Narkiewicz posługiwał się swoim pseudonimem partyjnym, używanym przy sprawie "Wieczoru" -
"Gregoire".

Zaraz po zakończeniu konferencji Jodko-Narkiewicz i Malinowski pojechali do Wojciechowskiego, gdzie spędzili dwa dni. Jednocześnie Akashi
dostał od przełożonych wiadomość o wysłaniu do Londynu 1 500 funtów szterlingów na cele PPS. Spodziewał się, że w niedługim czasie otrzyma
dalsze dyspozycje. W ślad za podróżnymi wysłał zawiadomienie o podjętej w Tokio decyzji. "Moi drodzy Przyjaciele i Panowie - pisał 9 X 1904 r.
do Jodki-Narkiewicza. - 1 500 funtów szterlingów powinno wkrótce nadejść do Londynu. Mój przyjaciel [Taro Utsunomiya] z Londynu nie daje mi
wciąż wiadomości, ale od nadawcy właśnie otrzymałem informację, że przesyłka z tą sumą została już wysłana telegraficznie. Tak więc to jest
wysłane do mojego przyjaciela w Londynie, gdy wy otrzymacie ten list. Jeśli chodzi o resztę [tzn. dalszych subwencji oraz sprawę zaopatrzenia
PPS w broń - R. Ś.]. nic mam jeszcze żadnej wiadomości, wydaje mi się, że jest [jeszcze] dyskusja na ten temat. Ale mam nadzieję, że otrzymam
niebawem odpowiedź, dlatego też nic chcę opuścić Paryża w oczekiwaniu na odpowiedź. Skoro tylko będę miał odpowiedź, poinformuję was.". Na
wszelki wypadek list o podobnej treści wysłał do Jodki-Narkiewicza na adres Wojciechowskiego. "Tak więc - dodawał w tym liście - bardzo
prawdopodobne, że [odpowiedź] będę mógł przekazać Panom osobiście w oczekiwaniu na powrót Panów do Austrii. W każdym razie uprzedzę
Panów, gdy zdecyduję [się] opuścić Paryż". Następnego dnia zawiadomił Jodkę-Narkiewicza, że nie otrzymał jeszcze odpowiedzi, "jeśli chodzi o
dalszy ciąg".

Jodko-Narkiewicz odpisał 12 października, kiedy przyjechał do Londynu. Pieniądze jeszcze tam nie dotarły. "Otrzymałem Pana 2 listy w Londynie i
jeden wysłany do Southbourne. Odpowiedź jeszcze tutaj nic nadeszła, ale prawdopodobnie już jutro będziemy ją mieć. Bardzo żałuję, że nie będę
mógł zobaczyć Pana w Paryżu, ale nie jest wykluczone, że spotkamy się w Berlinie. Jeśli nie, napiszę do Pana do Sztokholmu. Byłoby dobrze,
gdyby Pan był tak miły i poinformował nas o zmianach Pana adresu". Sygnalizowany brak "odpowiedzi" oznaczał zapewne 1 500 funtów
szterlingów. "Czy potrzeba wysłać Panu spis naszych potrzeb?" - pytał. Wiadomości z Tokio również nie nadchodziły. "Wciąż - donosił tego dnia
Akashi - nie otrzymałem odpowiedzi na Pana propozycję drugiej i trzeciej dostawy". Wątpił, aby w ciągu najbliższych dni miał inne informacje.
Jednakże miał nadzieję, że Utsunomiya "dostarczył" już pierwszą "dostawę", czyli wypłacił 1 500 funtów szterlingów. Dokładnie nie wiadomo, kiedy
Utsunomiya przekazał tę kwotę do dyspozycji Jodki-Narkiewicza. Prawdopodobnie pieniądze odebrał Jodko-Narkiewicz 13 lub 14 października.
W każdym razie musiało to nastąpić przed 26 października, bo Akashi pisał wówczas o tym, jako o fakcie dokonanymi. Brak wcześniejszej
wzmianki w korespondencji partyjnej wskazuje, że pieniądze odebrał osobiście Jodko-Narkiewicz, najpewniej podczas pobytu w Londynie po 12
października. Nie jest wykluczone, że pieniądze przekazał osobiście Akashi, który prawdopodobnie po zakończeniu konferencji w Paryżu
również przyjechał do Londynu.

Po otrzymaniu pieniędzy Jodko-Narkiewicz pojechał do Krakowa. Uzyskana wtedy suma 1 500 funtów szterlingów (15 000 rubli) była największą
kwotą, jaką do tej pory jednorazowo dysponowało kierownictwo PPS, niemal od razu stawiając partię "na nogi". W większości pieniądze te zostały

5 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

przeznaczone na cele organizacyjne partii, przygotowującej się do zbrojnej rewolucji. Głównie wydano je na zakup broni i prace organizacyjne.
Piłsudski zamierzał przekształcić PPS w organizację spiskowo-militarną, której zbrojnym ramieniem była by Organizacja Bojowa. W tym celu
zwołał do Krakowa konferencję Centralnego Komitetu Robotniczego PPS.

Konferencja CKR obradowała w dniach 17-20 października. Sławek wspominał, źe Piłsudski poinformował zebranych o swej podróży do
Japonii, "Sens tego wyjazdu - relacjonował - był ten, czy od Japonii nie będzie można dostać środków technicznych na uzbrojenie ruchu
polskiego". Japończykom zależało na "wywołaniu dywersji w państwie, z którym prowadzi wojnę", a Piłsudski dążył do wywołania ruchu
rewolucyjnego w zaborze rosyjskim i wydźwignięcia sprawy polskiej. "Chodziło o to - mówił - ażeby z pomocą jakiegoś ruchu wysunąć sprawę
Polski na forum międzynarodowe". Jednakże "wyniki rozmów z Japonią były nikłe" - dodawał. Pozostały jedynie "nici łączności z
przedstawicielstwem wojskowym Japonii w Wiedniu, co do porad technicznych w użyciu i konstruowaniu materiałów wybuchowych i bomb".
Wypowiedź Piłsudskiego zawierała elementy nieprawdziwe i służyła dalszemu zakonspirowaniu kontaktu japońskiego (w obrębie szerszego
kierownictwa partii). Nie utrzymywano oczywiście żadnej łączności przez attachat wojskowy Japonii w Wiedniu. Informacja ta miała zmylić tych.
którzy chcieliby poznać tajemnicę współpracy z Japończykami, odwracając uwagę od Londynu, Paryża i Berlina, gdzie rzeczywiście
komunikowano się się z oficerami Kempeitai.

Piłsudski opowiedział się za przyjęciem przez PPS "nowej taktyki". Nie liczono się z możliwością obalenia caratu przez rewolucję w Rosji, ale
należało uwzględnić w taktyce partii nowe elementy polityczne, które wynikały z sytuacji wewnętrznej w państwie carskim. Wybuch wojny japońsko-
rosyjskiej spowodował pewne ożywienie w działaniach PPS. "Wszystko to jednak - oceniał w wystąpieniu 18 X 1904 r. - nie zmieniło zasadniczo
naszego życia partyjnego, nie przystosowało go do tej chwili dziwnej i osobliwej". Przez to "obejmujemy tylko to, co już samo życie nam nasunęło i
stworzyło. To nas naraża na lekkomyślne czyny i daje nam gwarancję powolnego, ale trwałego rozwoju". Jednak przyjęcie tej taktyki dawało także
złe skutki: "Nie zrobi z nas partii czynnej - podkreślał - politycznie wpływowej, występującej w obronie całego narodu. W początkach wojny na nas
się oglądało całe społeczeństwo, teraz to minęło. Możemy tracić wpływy i na szersze, i nawet na nasze własne sfery". Toteż tej "realnej" polityce
partii przeciwstawił "taktykę czynu". "Taktyka czynu - uzasadniał - jest inna. Polega ona na stwarzaniu wypadków ogólnokrajowych i zmuszaniu
społeczeństwa do liczenia się z nami". A "sytuacja jest poważna. Oczekiwanie zmian, nadzieje na polepszenie są powszechne. Otóż, w takiej
chwili, kiedy przewrót jest możliwy, my milczymy i sami dobijamy kwestię polską. Nam milczeć teraz nie wolno". Lecz "dopóki społeczeństwo jest
bierne, spodziewa się wszystkiego od wypadków, od innych, tylko nie od siebie - nic nie nastąpi. Nawet w razie likwidacji caratu, jeśli żadne zmiany
nie zajdą, czy nie znajdziemy się w tym położeniu, że będzie za późno? Wobec tego - czyż wolno nam milczeć? Przejście do nowej taktyki jest
koniecznością, nawet gdyby ta doprowadziła do powstania, utopionego we krwi. Taniej to nas będzie kosztowało, niż dzisiejsza martwota.
Naturalnie, że organizacja musi być do tego wszystkiego przystosowana".

W rzeczywistości Piłsudski nie liczył się wówczas z powstaniem polskim. rozumianym w kategoriach wojny z Rosją. Użył tego argumentu w celach
politycznych, dla wyraźnego oddzielenia nowej "taktyki czynu" - uzasadniającej szersze aspiracje polskie, w które wpisywały się tradycje zrywów
powstańczych - od dotychczasowych działań partii, mających jedynie znaczenie przygotowawcze dla przyszłej walki o niepodległość Polski. Mówił
o tym Jodko-Narkiewicz: "O powstaniu teraz myśleć nie możemy i to sobie trzeba wybić z głowy. Ale za to chwila jest taka, że możemy zdobyć dla
kraju jakieś ustępstwa". Jednak dopiero "kiedyś będziemy mogli wejść na drogę programu reform, ale teraz chwila ta nie nastąpiła. Chodzi przede
wszystkim o wysunięcie na porządek dzienny kwestii polskiej. Nie ma czynnika, który by zmusił rząd do liczenia się z kwestią polską poza nami.
Trzeba stworzyć istotny ferment rewolucyjny i tak go zabarwić, żeby to wysunęło kwestią polską". Więc "jeżeli chwila jest korzystna do zdobycia
ustępstw - kończył nawiązując do wystąpienia Piłsudskiego - to jeszcze pozostaje kwestia sposobów walki - i to podaje 'Mieczysław' ".

Następnego dnia Piłsudski uzupełnił swoje wcześniejsze wystąpienie. Opowiedział się wyraźnie za "zaostrzeniem walki", nawet wbrew
panującym nastrojom. "Na wszelkie wątpliwości - dodawał 19 X 1904 r. - dajemy odpowiedź szczerą: 'Nam potrzeba czynu!'. Na myśl przychodzi
sprawa powstania, która wypłynęła zaraz po wybuchu wojny. I teraz nie możemy sobie przedstawić inaczej stosownego momentu walki, jak w
formie powstania. Ale nasze postanowienie - takie, czy owakie - o powstaniu nie zdecyduje. Zgadzamy się, że chwila obecna temu nie sprzyja,
więc nie zawracajmy sobie tym głowy. Jest mowa tylko o zmianie taktyki, ale niektórzy twierdzą, że to niechybnie doprowadzi do powstania. Nie
jest to słuszne, ale jeżeli tak, to tym lepiej - nie żałowałbym nawet stłumionego powstania. Jedynym celem oponowanej taktyki jest wskrzeszenie
kwestii polskiej. Kwestia ta żyje, ale tylko u nas, żyje w szerokim znaczeniu kwestii narodowej, ale nie żyje jako kwestia polityczna, którą świat cały
musi rozstrzygać. Realne warunki wskrzeszenia politycznej kwestii polskiej mogą być budowane na mocy dwóch prądów: 1.) stara teoryjka
pseudorewolucyjna o zrewolucjonizowaniu całej Europy socjalizmem - liczenie na warunki zewnętrzne i 2.) zmuszenie tych żywiołów, od których
zależymy, że nasza sprawa żyje. Gotowiśmy nazywać materialną zdobyczą najmniejsze ustępstwo w walce strajkowej, a absolutne nie chcemy
uważać za zdobycz postępów naszych w pogardzanej 'wielkiej polityce'. Nowa taktyka przede wszystkim musi godzić w wiarę potęgi Rosji".
Przemówienie to stanowi najważniejszą w tym czasie wypowiedź programową Piłsudskiego, zawierającą taktyczne uzasadnienia i cele
prowadzonych w najbliższym okresie pod jego przywództwem działań spiskowo-bojowych PPS przeciwko władzy Rosji w Królestwie Polskim
(przynajmniej do 1907 r.).

W tym właśnie punkcie starania Piłsudskiego o podważenie potęgi Rosji zbiegały się z dążeniami polityki japońskiej, a w pewnym stopniu także
Wielkiej Brytanii, Niemiec i Austro-Węgier, czego wyrazem było między innymi tolerowanie przez władze państwowe w tych krajach działalności
organizacyjnej PPS oraz innych grup rewolucyjnych występujących przeciwko caratowi. Piłsudski dysponował wprawdzie niewielkimi zastępami
bojowników i wyznawców programu niepodległości, ale nie posiadali oni zdolności bezpośredniego oddziaływania i wywierania wpływu poza
własne środowiska polityczne, destrukcyjnego dla władz rosyjskich. PPS reprezentowała zasadnicze siły przygotowującej się rewolucji w
Królestwie Polskim. "Całe społeczeństwo do ruchu rewolucyjnego nie było skłonne - wspominał później Piłsudski. - Przed r. 1905 organizacja ta
była najsilniejsza ze wszystkich istniejących organizacji [rewolucyjnych] w społeczeństwie polskim. Siła ta jednak była znikomo mała.
Zorganizowanych ludzi było w partii nie więcej, jak tysiąc. [...] W dole znikała organizacja, zatem i zdatność do jakichkolwiek czynności
faktycznych. Z tego tysiąca zatem należałoby odrzucić więcej niż trzy czwarte na rzeczy nieważkie. Zostaje więc na ogromny naród dla czynnika
technicznego kilkuset ludzi. Oto stan organizacji, z którym mieliśmy do czynienia, gdy zaczynały się warunki rewolucyjne". Ogólna "sprawność
techniczna była w organizacji tak słaba i tak niewielka, że nie sposób było ośmielić się podejmować jakiekolwiek techniczne zadania". Toteż
"wszelkie próby technicznego opanowywania zjawisk rewolucyjnych zdawały się nie do ujęcia" w karby organizacji. Pierwsze decyzje kierowały się
więc w stronę wzmocnienia organizacji, czyli "zwiększenia działu technicznego" partii, wszystkim chodziło o broń, ale nie tylko. "Czynniki
techniczne - zaznaczał - to nie tylko technika broni, lecz i cała administracja, cały zarząd, który siły zbrojne uposaża". Poczyniono już pierwsze
kroki dla odwrócenia tej sytuacji, podejmując ściślejszą współpracę wywiadowczą z władzami wojskowymi Japonii, bowiem pozostawały one
głównym czynnikiem oparcia, dalszych działań partii w Królestwie Polskim.

Wojciechowski spotkał się z Utsunomiya 21 października, ale rozmowa dotyczyła dalszych wypłat na prace wywiadowcze. "W niedzielę [21 X
1904] - pisał potem Malinowski - 'Wojtek' [Stanisław Wojciechowski] gadał z 'wiecz[orem]' [tj. z Taro Utsunomiya - R. Ś.]. Zgodził się [tj. Stanisław
Wojciechowski] na to, na co Ty się nie zgadzałeś (90 Ł). Wyjaśniło się, że Ty go [tj. Taro Utsunomiya] źle zrozumiałeś: chodzi mu głównie o, jeśli
nie wyłącznie o wyższą politykę. [...] Przypisuje olbrzymią do tego wagę i chodzi mu o pośpiech". O to właśnie chodziło. W sprawie polskiej cele
wielkiej polityki realizowały się wówczas w wymiarze jednostkowych zdarzeń o lokalnym znaczeniu oraz możliwej, praktycznej współpracy, np. na
polu wywiadowczym albo w zakresie organizacji technicznego zaplecza wystąpień zbrojnych, a nie głośnych, gołosłownych deklaracji i akcji
propagandowych. Wojciechowski prawdopodobnie nie znał szczegółów rozmów Jodki-Narkiewicza z Akashim w Paryżu. "Należało nam
('Wojt[kowi]' [Stanisławowi Wojciechowskiemu)] wiedzieć o Twej gawędzie z 'Aleksandrem' [Motojiro Akashi] - Malinowski wypominał 25 X 1904 r.
Jodce-Narkiewiczowi. - Pytał o to wprost. Trzeba było powiedzieć, żeś nic nie pisał i że nie wiemy".

6 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Widocznie jednak Wojciechowski i Utsunomiya porozumieli się, bo od tego mniej więcej momentu sprawa zakupu broni zaczęła wyraźnie
posuwać się do przodu. Podjęte jeszcze w lipcu 1904 r. decyzje w Sztabie Generalny w Tokio (zapewne w związku z wizytą Piłsudskiego i
Filipowicza) o przyznaniu pierwszych większych subwencji dla PPS (na październik 1904 r.) dopiero teraz zaczęły skutkować, co wynikało z
powolności systemu biurokratycznego, a nie ze złej woli dysponentów tych decyzji. Współpraca rozwijała się systematycznie, z właściwą sobie
dynamiką. "Jeśli chodzi o Pana prośbę 4 tysięcy funtów szterlingów na listopad [1904] - donosił Akashi 26 X 1904 r. do Jodki-Narkiewicza - nie
została uregulowana w sierpniu [1904], ale 2 i 1/2 tysiąca funtów szterlingów zostało już załatwione. Może Pan na nie absolutnie liczyć. Nalegam
teraz na naszego klienta [tj. Oddział II Sztabu Generalnego - R. Ś.], aby dał 4 tysiące funtów szterlingów zamiast 2 i 1/2 tysiąca funtów szterlingów,
to znaczy 5 i 1 /2 tysiąca funtów szterlingów razem z kwotą, którą już Pan otrzymał. Jeśli chodzi o resztę, to znaczy na styczeń [1905], sądzę, że
będę miał sporo trudności, aby je otrzymać, bo teraz dyskutuję nawet na temat listopada". Czyli Akashi otrzymał do rozporządzenia na cele akcji
rewolucyjnej PPS za październik i na listopad łącznie 4 000 funtów szterlingów. Wobec tego Jodko-Narkiewicz odpisał, że "sprawa stoi, jak
poprzednio, ale mogłaby się posunąć po otrzymaniu dwóch rat z tego, czego żądałem (4 t[ysiące] 'k[ościuszków angielskich]' [czyli 4 000 funtów
szterlingów]), bo wtedy ludzie byliby bardziej skłonni nie liczyć się z możliwymi złymi skutkami takiego biznesu dla partii. Po wtóre, wtedy sami
zapewne przystąpią do podobnych rzeczy (to uchwalone już), a mając wyrobioną technikę, łatwiej pójdą dalej". Jednym słowem - relacjonował
później motywy swojej odpowiedzi - "chcę go wprzód skłonić pójść jak najdalej w sprawie mych żądań".

Akashi zajął się organizacją zakupu broni ("bonbons" - cukierki) dla PPS, na co zamierzał przeznaczyć całą dotację listopadową 2 500 funtów
szterlingów, licząc się nawet z przekazaniem na ten cel dodatkowych 2 000 funtów szterlingów ze specjalnego funduszu, którym sam mógł
dysponować. Myślał cały czas o rewolucji w Rosji i podjęciu przez PPS akcji zbrojnej w Królestwie Polskim. Centrala w Tokio ciągle jeszcze nie
była przekonana do celowości wsparcia szerokiego ruchu rewolucyjnego przeciwko Rosji. Akceptowano na razie tylko te elementy planu płk.
Akashiego, które mogły powodować niepewność położenia wewnętrznego w Rosji. Wykonanie tego planu w pełnym zakresie i doprowadzenie do
wybuchu rewolucji w imperium carskim traktowano jako ostateczność. "Co do sprawy 'cukierka' - pisał 23 X 1904 r. z Berlina do Jodki-Narkiewicza
- pracuję [nad tym] obecnie, nie znam jeszcze wyników, ale moja propozycja wydaje mi się, że bardzo ułatwi otrzymanie zgody moich przyjaciół [z
Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio - R. Ś.], którzy ją poprą". Do tych przygotowań prawdopodobnie już wówczas włączył posła w Berlinie,
Inoue oraz jego attache wojskowego, mjr. Oi.

W tej sprawie chciał się zobaczyć z Jodko-Narkiewiczem w Berlinie, nie zdołał jednak skomunikować się z nim. "Skoro nie otrzymałem jeszcze
Pana odpowiedzi - pisał 27 X 1904 r. z Berlina do Jodki-Narkiewicza - wyjeżdżam stąd do Paryża i Londynu. Będę czekał w tych miastach na
wiadomości od Pana. Jeśli chodzi o sprawę 'cukierka' [w oryg. 'bonbon' - tzn. broni - R. Ś.], nie otrzymałem jeszcze odpowiedzi od swych
przyjaciół. Być może nadeszła [do Paryża] podczas mojej nieobecności i podąża za mną. W każdym razie, jeżeli zgadza się Pan, zadysponuję 2
tysiące funtów szterlingów, jakie posiadam pod ręką bez czekania na odpowiedź [w sprawie powiększenia kwoty przeznaczonej na listopad 1904
r.]. Załatwiłem, ażeby przekazać je [tj. 2 000 Ł, które posiadał do własnej dyspozycji], kiedy Pan będzie chciał, jeżeli wyrazi Pan zgodę na
wykonanie sprawy 'cukierka'. Teraz nie mogę obiecać Panu więcej, ponieważ nie wiem, czy moi przyjaciele [z Oddziału II Sztabu Generalnego w
Tokio] poprą mnie [w planach podjęcia przez PPS akcji zbrojnej w Królestwie Polskim], czy nie. Jeżeli odpowiedź będzie pozytywna to tym lepiej,
jeżeli nie, trudno! W każdym razie, jeżeli zgadza się Pan, to zakończymy sprawę 'cukierka' teraz, bo obawiam się, że ze względu na [długie]
przygotowania [w podjęciu decyzji] będzie za późno. Myślę oczywiście o innych [sprawach], ale decyzja zależy absolutnie od moich przyjaciół".
Akashi chciał, aby PPS nie oglądała się na akceptację przez Tokio jego planu doprowadzenia do zbrojnej rewolucji w Rosji i podjęła w tym
zakresie własne działania w Królestwie Polskim. "Czy może Pan zaakceptować moją propozycję? - pytał w związku z tym. - Będę zadowolony,
gdybym mógł wykonać w ten sposób mój stary plan, który posłuży naszej sprawie". Do uzgodnienia dalszych zamierzeń niezbędne wydawało mu
się osobiste spotkanie z Jodko-Narkiewiczem. "Przybędę na początku listopada [1904] do Paryża przez Londyn - informował - proszę więc o
odpowiedź w jednym z tych miast. Zna Pan adresy w każdym z tych miast, bo pisałem o tym w ostatnim liście. Potem będę w Wiedniu w okolicach
10-15 listopada [1904], absolutnie zależy mi, aby zobaczyć się z Panem w tym mieście. Powiadomię Pana o dniu mego przyjazdu".

Mimo wszystko kwestia dalszej pomocy japońskiej dla PPS przedstawiała się dość dobrze, uwzględniając stosunkowo niewielki zakres realnych
potrzeb partii do rozwinięcia akcji zbrojnej w zaborze rosyjskim. Teraz Filipowicz mógł poinformować Turskiego o zmianie sytuacji. "W ostatnich
dniach - informował go w liście z 28 X 1904 r. - sytuacja polepszyła się o tyle. że dostaliśmy od 'wydawcy' (Taro Utsunomiya) niewielką zaliczkę [1
500 Ł]. Nie wynosi ona ani nawet piątej części tego, cośmy żądali [10 000 Ł] i byłoby bardzo źle, gdyby miało się na tym skończyć. No, ale mam
nadzieję, że to jest początek, po którym nastąpi właściwe, poważne przedsięwzięcie". Wydawało się, że konflikt na Dalekim Wschodzie pogłębi
się przez wojnę rosyjsko-angielską, co otwierałoby nowe perspektywy dla spraw polskich.

Do podjętych przez Akashiego starań o zakup broni dla PPS włączył się także Utsunomiya, który zajął się sprawdzeniem dostępnych na rynku
ofert sprzedaży pistoletów. Nie można również wykluczyć, że zamierzał także pośredniczyć przy pierwszej dostawie, starając się ułatwić
transakcję. "Oto prospekt towaru - pisał 29 X 1904 r. do Wojciechowskiego - który ma być uzyskany na kontynencie. Jeżeli liczba i data dostawy,
której Pan sobie życzy, są znane, postaramy się o dalsze informacje. Będę wdzięczny za szybką odpowiedź". List Utsunomiya nie zachował się.
Dotyczył składu i warunków ekspedycji pierwszego transportu broni dla PPS. Wojciechowski udzielił wymijającej odpowiedzi, gdyż nie miał pełnej
orientacji w całej sprawie. Malinowski wyjechał do Krakowa (opuścił Londyn 27 X 1904), nie zostawiając Filipowiczowi i Wojciechowskiemu
żadnych instrukcji, nawet w kwestii szyfrowania wiadomości. Nie najlepiej to świadczyło o rozumieniu zasad konspiracji przez Malinowskiego.
Dopiero za pośrednictwem Jodki-Narkiewicza poinformował ich później o dalszym używaniu klucza "PASTERNAK".

W każdym razie postulowany przez Jodkę-Narkiewicza zakres pomocy japońskiej w uzbrojeniu PPS w początkowej fazie ruchu rewolucyjnego
należało zminimalizować wobec kłopotów w uzyskaniu na ten cel większych kwot z Tokio. "Dotarła do mnie nieprzyjemna wiadomość do
zakomunikowania Panu - pisał Akashi do Jodki-Narkiewicza. - Otrzymałem odpowiedź bardzo niepozytywną. Za listopad dostanie Pan jeszcze 2 i
1/2 tysiąca zamiast 4 tysięcy [funtów szterlingów], o które zabiegałem i które wydawały się bardzo prawdopodobne do otrzymania. Będę
protestował, nalegał, ale rezultat jest trudny do przewidzenia i wydaje mi się, że prawie nie ma szans. Tak więc proszę liczyć tylko na 2 i 1/2
tysiąca [funtów szterlingów], które zostają za listopad". Widocznie Jodko-Narkiewicz zgłosił wcześniej projekt wysadzenia jakiegoś mostu (na
Syberii?), co wiązało się z kolejnymi wydatkami, bo Akashi odpowiadał: "Jeśli chodzi o kwestię mostu, to należy do innego źródła i nie jest więc
sprawą między Panem a mną i będzie to dyskutowane później, jeżeli Pan zechce".

Wzmiankowany przez Wojciechowskiego brak właściwego rozeznania się w aktualnym stanie stosunków z Japończykami wynikał z
tradycyjnej improwizacji i braku realnego planu działania, a także ogólnej koordynacji różnych przedsięwzięć w okresie likwidacji dotychczasowej
placówki londyńskiej PPS i wyeksponowania ośrodka krakowskiego, gdzie miały zapadać wszystkie decyzje podstawowe dla całej partii. "W ogóle
zaczynam się obawiać - Wojciechowski skarżył się 31 X 1904 r. Jodce-Narkiewiczowi - że przy obecnie panującym 'bezhołowiu' więcej sobie
wątroby napsuję, niż pożytku będzie z pośrednictwa w takich warunkach. Chcę wiedzieć, z kim mam w tej sprawie korespondować i od kogo
otrzymywać miarodajne decyzje, bo jako więcej pośrednik niż uczestnik nic sam mówić nie mogę, ale też i pośredniczyć nie będzie się czym, jeżeli
tam u was wciąż będzie niejasność i milczenie. A może sami bezpośrednio chcecie się komunikować. Tym lepiej, bylebym wiedział, czego się
mam trzymać. Nie wiem, co 'Ulrych' (Witold Jodko-Narkiewicz] z tamtym ananasem [Motojiro Akashi] uradził". Potrzebę uporządkowania tych
problemów widział sam Piłsudski.

W Krakowie 31 października odbyła się konferencja Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza oraz Malinowskiego, zwołana specjalnie w sprawie
współpracy z Japończykami. "Ani 'Osarz' [Leon Wasilewski], ani 'Bolek' [Bolesław Antoni Jędrzejowski] - Malinowski relacjonował potem
Wojciechowskiemu wyniki spotkania - najzupełniej do interesów 'wieczorowych' się nie nadają. Wiedzieli oni prawie wszystko z dotychczasowego
przebiegu, ale ponieważ żadnej korzyści z nich nie było [...], a nawet była pewna mitręga, że rachowało się na nich, a oni nic absolutnie nie

7 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

przyczynili się [do tego], chociaż z owoców skwapliwie korzystali, następnie, zdaje się, niedostatecznie trzymali języki za zębami [...],
postanowiliśmy im na przyszłość nie komunikować żadnych szczegółów o dalszym przebiegu całego interesu. Zupełnie wtajemniczonych będzie
nas 3 ('Witold' [Witold Jodko-Narkiewicz], 'Ziuk' [Józef Piłsudski] i ja). Innym zakomunikuje się tylko w razie potrzeby w odpowiedniej formie
rezultaty. Odpowiedzialnym kierownikiem całego interesu pozostaje 'Witold'. On prowadzi korespondencję z 'Aleksandrem' [Motojiro Akashi],
on musi być powiadomiony o każdym Waszym gadaniu [tj. rozmowach z Taro Utsunomiya w Londynie]".

Ogólny nadzór nad całością spraw "wieczorowych" sprawował Piłsudski. Do niego należały ostateczne decyzje, tak jak w kwestiach politycznych
partii. "Prawda - pisał później we Wspomnieniu o Grzybowie - że w wielu wypadkach byłem tą wielką i największą częścią". Bezpośrednio
wszystkim kierował Jodko-Narkiewicz. Przez niego przechodziła cała korespondencja związana z kontaktami japońskimi. Do jego obowiązków
należało także pisanie raportów wywiadowczych. Czasami takie raporty sporządzał Piłsudski. Materiały informacyjne dla Utsunomiya początkowo
powstawały głównie na podstawie meldunków jednego "faceta", wysłanego w tym celu na Syberię, do którego niebawem miał dołączyć następny.
Za prowadzenie prac "wieczorowych" w Londynie odpowiadał Wojciechowski, przede wszystkim w zakresie rozmów z Utsunomiya na temat
uzbrojenia PPS. Filipowicz miał pełnić funkcje pomocnicze przy Wojciechowskim, zwłaszcza w kwestiach kontaktów wywiadowczych oraz
tłumaczeniach raportów informacyjnych, przysyłanych przez Jodkę-Narkiewicza i Piłsudskiego. Toteż - dodawał Malinowski w innym liście do
Wojciechowskiego - "główny sens siedzenia 'Karskiego' [Tytusa Filipowicza] polega na interesach 'wieczorowych' i mogących wyniknąć innych. W
'wiecz[orowych]' interesach Ty mógłbyś sam sobie radę dać, ale zniknięcie 'Karsk[iego]' mogłoby utrudnić nawiązanie innych".

Jodko-Narkiewicz chciał usystematyzować przesyłane do Londynu wiadomości. Wprowadził numerację raportów (numerem 1 oznaczył swój
raport z 27 października, raport numer 2 opracował Piłsudski 1 listopada). Utsunomiya kwitował Filipowiczowi otrzymywane raporty. Pokwitowania
te później niszczono.

Najważniejsza i najpilniejsza stawała się kwestia załatwienia broni dla PPS, czym przede wszystkim miał się zająć Wojciechowski. Malinowski
poinformował go wówczas, że został już wysłany Filipowiczowi skład "drugiego" transportu uzbrojenia, czyli zapotrzebowanie na broń według
budżetu przewidywanego na listopad 1904 r., przypuszczalnie zredukowanego już do sumy 2 500 funtów szterlingów. Oznacza to, że sprawa
zawartości "pierwszego" transportu broni, za przydzieloną na ten cel kwotę 1 500 funtów szterlingów na październik 1904 r., została już uprzednio
załatwiona. Zakupy broni miały być całkowicie realizowane za granicą. "Przysyłanie monety tu wprost przez 'Kame[gawę]' [Taro Utsunomiya] -
podkreślał Malinowski -jest niemożliwe - tej myśli zaniechaj". Ale "co do najgłówniejszej propozycji zrobionej Ci, to w zasadzie zgoda. Chodziło o
zatwierdzenie asortymentu i terminu "pierwszego" transportu broni, przy pośrednictwie japońskim, o czym pisał Utsunomiya w cytowanym liście z
29 października. Zagadnienia dalszej taktyki w rozmowach, które miał prowadzić Wojciechowski w Londynie przedstawił mu szczegółowo
Jodko-Narkiewicz. Przede wszystkim chodziło o to, aby oddzielić kwestie zakupu broni od całości zagadnienia pomocy japońskiej dla polskiego
ruchu rewolucyjnego. Oprócz pieniędzy na broń, PPS potrzebowała także środków na prace organizacyjne. Jodko-Narkiewicz pisał:

"Przechodzę do najważniejszej kwestii mianowicie tzw. 'tłuszczów' [tj. broni - R. Ś.]. Otóż, bardzo byłoby pożądanym, byśmy mogli otrzymać
większą [ich] ilość, ale idzie o to, by to nie przeszkodziło otrzymaniu monety, by jej nie zastąpiło. My byśmy puszczali je [czyli broń] w
wielkich ilościach między facetów za pieniądze, po zniżonej cenie, wśród naszych stosunków [tzn. sympatyków akcji PPS]; w ten sposób powoli
wytworzylibyśmy kupę facetów, którzy w danym razie mogliby ich [tj. broń] użyć, o ile byśmy tego potrzebowali, a że faceci byliby bliscy nas, więc
mielibyśmy na nich wpływ, choć moralny. Oprócz tego oczywiście dawalibyśmy [tj. broń] swoim [tzn. członkom PPS], ale tylko przed określonym
wypadkiem. Więc idzie o to, żebyś Ty wykombinował, czy jeszcze idzie o to, by nam dać większą ilość, czy on [tj. Taro Utsunomiya] rozumie, że to
nie powinno zastąpić monety, tj. sumy, której 'Grzegorz' [Witold Jodko-Narkiewicz] zażądał [tj. 10 000 funtów szterlingów]. Otóż, jeżeli tak jest, w
takim razie powiedz, że potrzebować będziemy 10 000 [sztuk broni] (dziesięć tysięcy), ale nie od razu, a partiami po 2 000 [sztuk]. Tych partii by
się od razu nie zabierało, ale on ('K[amegawa]', [tj. Taro Utsunomiya]) dawałby asygnatę na jedną partię, a my byśmy ją wybierali częściowo, po
czym przystępowalibyśmy do następnej partii. Z każdej partii połowa pozostawałaby w 'Londzie' [Londynie], druga połowa musiałaby nam być
doręczana w państwie 'Edki' [Estery Golde] [tj. w Niemczech] (tam, ja wiem, że oni [tj. Japończycy] mają skład, z którego można brać
bezpośrednio). Może później większa część będzie brana w państwie 'Edki', mniejsza w 'Londzie', ale na pierwszą partię taka byłaby propozycja.
Teraz Ci powiem, o co idzie: przewidujemy, że nie będziemy w stanie wszystkich [tj. całej przekazanej broni] zużytkować, a oprócz tego dobrze
mieć zapas na przyszłe rzeczy, niech zatem część pozostanie w 'Londzie'. Gdyby się okazała potrzeba użycia ich już teraz, a nie było możności
wywiezienia ich z 'Londu', to powie mu się, że sposoby ciągania [tj. transportu] z 'Londu' zawiodły nas i prosimy, by zostały one wzięte na powrót, a
taka sama ilość została nam wydana w państwie 'Edki' (miasto portowe, które ona zna [tzn. Hamburg]). Teraz zaś powiesz mu, że mamy sposoby
ciągania z państwa 'Edki', ale mamy i wprost z 'Londu' i dlatego chcemy część stąd. część stamtąd.

Dalej: Pożądane są również karabinki, ale tylko takie, które są bardzo krótkie. Otóż, czy oni mają coś takiego, co dawałoby się demontować z
łatwością. Jeżeli tak, to niech on da jeden na próbę i zademonstruje, jak się rozkłada. Gdyby można było tak je rozkładać, żeby części dawały
się na sobie przewozić, to byłyby one do użycia. Tego jeszcze nie potrzebujesz mówić, ale sam to sprawdzaj. W takim wypadku chcielibyśmy mieć
ich 500 [sztuk], choć nie w danej chwili, ale później".

Instrukcja udzielona Wojciechowskiemu daje pełne wyobrażenie rozważanych wtedy możliwości zaopatrzenia rewolucji w Królestwie Polskim w
broń przy pomocy japońskiej. Przekazane dyrektywy zawierały w sobie pierwszą od wielu lat praktyczną inicjatywę uzbrojenia Polaków dla
podjęcia bezpośredniej walki z Rosją, oczywiście w kategoriach symbolu politycznego, bo 10 000 pistoletów i karabinów nic nie znaczyło w sensie
militarnym wobec siły carskiego zaborcy, nawet po zwiększeniu ilości broni do 60 000 sztuk, o co zabiegał Piłsudski w Tokio.

Dnia 2 listopada Jodko-Narkiewicz zawiadomił Wojciechowskiego o niedługim odbiorze od Utsunomiya kwoty 2 500 funtów szterlingów (rata za
listopad), w całości przeznaczonej na zakup broni. Rozumiał, że dostarczanie Utsunomiya informacji na temat armii rosyjskiej stawało się
niezwykle ważnym instrumentem działania.

Swoją formalną akceptację planów rozpoczęcia uzbrajania PPS nadesłał Piłsudski z Fryburga, gdzie przyjechał na kilka dni. "Dotąd jeszcze nie
widziałem się z nikim z postronnych - pisał 3 XI 1904 r. do Jodki-Narkiewicza - więc o tych interesach nie mam Ci nic do doniesienia. Natomiast
chcę Ci parę słów napisać o sprawach podniesionych przez 'Władka' [Aleksandra Malinowskiego] w jego rozmowie ze mną przed moim odjazdem.
[...] Co do propozycji przyjaciół [tj. Motojiro Akashi i Taro Utsunomiya - R. Ś.] o 'tłuszczach' [tj. broni]. Sądzę, że w zasadzie odpisać 'zgoda', ale
zostawić sprawę do osobistego porozumienia się i omówienia szczegółów. Mam co do tego najrozmaitsze uwagi, wątpliwości plany, o których mi
się pisać nie chce, a które mogłyby być szczegółowiej przedyskutowane dopiero przy zobaczeniu się. Myślałem o tym całą prawie drogę, budując
różne kombinacje".

"Zgoda" Piłsudskiego dotyczyła przystąpienia PPS do zbrojnych akcji rewolucyjnych, z wykorzystaniem pomocy japońskiej przy zakupie broni.

Akashi przebywał wtedy w Sztokholmie. Otrzymał ze Sztabu Generalnego w Tokio depeszę, z której wynikało, że plan japoński zakładał dwa etapy
działań wywrotowych przeciwko Rosji: porozumienie polityczne grup opozycyjnych (100 000 jenów) oraz powstanie zbrojne, na co przewidywano
najwięcej środków (2 000 000 - 3 000 000 jenów). "Proszę nie zapominać o mojej dyrektywie - rozkazywał Nagaoka 29 X 1904 r. - że nie wolno
zapłacić partiom opozycyjnym więcej niż 100 000 jenów. Nie zatwierdzono dwóch lub trzech milionów jenów na drugi etap. Jeżeli partie nie zaczną
demonstrować z tego powodu, że Sztab Generalny odmawia pomocy finansowej, nie wolno panu użyć reszty pieniędzy". Jeśli chciał rozwijać dalej
swój plan, ruch rewolucyjny w Rosji musiał przystąpić do akcji zbrojnych. Te potencjalne sumy, jakimi mógł w przyszłości dysponować, wskazują na
rozległość zamierzeń japońskich. Prawdopodobnie Akashi celowo zaniżał rozmiary pomocy na cele ruchu polskiego, nawiązując do zakładanej
przez Polaków małej skali pomocy ze strony Japonii.

8 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Nieprzerwanie rozwijała się korespondencja Jodki-Narkiewicza z Akashim. Oficer japoński powtarzał w liście z 2 listopada, że uważa na razie za
niemożliwe zwiększenie listopadowej dotacji o 2 500 funtów szterlingów. Nie mówił prawdy. Ograniczając środki finansowe dla PPS, chciał w ten
sposób zmusić kierownictwo partii do wzmożenia aktywności swoich szeregów. Jestem bardzo zakłopotany - pisał. - Wszystkie próby, jakie
podjąłem są dalekie od osiągnięcia sukcesu i zwiększyły trudności. Teraz może Pan liczyć na 2 i 1/2 tysiąca funtów szterlingów, to znaczy na
resztę kwoty przeznaczonej dla Pana (w sumie to była kwota 4 tysiące funtów szterlingów). Ta kwota będzie gotowa, gdy otrzymam od Pana
wiadomość. Będę mógł załatwić otrzymanie tej kwoty w Londynie lub w Wiedniu, chociaż nie Jestem pewien, czy znajdę sposób na dostarczenie w
ostatnie miejsce".

W tym czasie list od Jodki-Narkiewicza był już w drodze do Sztokholmu. "Gregoire" omówił w nim sytuację polityczną w Królestwie Polskim,
naciskając na szybkie sfinalizowanie sprawy zakupu broni dla PPS. "Bardzo dziękuję za list - odpowiadał 'Alexandre' 4 XI 1904 r. - przeczytałem
go z wielkim zainteresowaniem o tym, co się dzieje w Polsce. Pana list sprawił mi radość i przedstawił mi doskonale sytuację w tym kraju, co jest
szalenie interesujące i gratuluję panu sukcesów, jakie osiągnęliście przeciw siłom rządowym [tj. Rosji - R. Ś.]". Toteż - podkreślał - "doskonale
rozumiem znaczenie 'cukierka' [tzn. broni]. Ma Pan rację, najpierw będzie miał Pan wolną rękę, żeby coś zrobić, rozumiem doskonale". Jednakże
"moi przyjaciele [tzn. Oddział II Sztabu Generalnego w Tokio] wciąż lubią formalności - tak, jak u Niemców. Chodzą krok za krokiem za
'cukierkiem', na przykład zastanawiając się, w jakim czasie, w jakich warunkach etc. [będą używane]. Wciąż mam kłopoty z przekonaniem moich
przyjaciół. [...] Tymczasem chciałem zapytać, czy wasz program 'cukierka' będzie miał szansę na przyspieszenie w grudniu [1904] pod warunkiem,
że moi przyjaciele pomogą wówczas, przekazując do Pana całkowitej dyspozycji [kolejną ratę] (4 i 1/2 [tysiąca funtów szterlingów]) na styczeń
[1905]. To znaczy, po pierwsze dla nich, po drugie dla Pana i po trzecie dla nich, którzy będą na przemian robić to, co jest przyjemne dla jednego i
dla drugiego [czyli przekazywanie funduszy, kupowanie broni i wykorzystanie jej]". Bezpośrednio w zakupy broni angażował się Utsunomiya. "Mój
przyjaciel z Londynu - pisał dalej o nim - któremu mówiłem o domu handlowym w Hamburgu [tzn. firmy handlującej bronią w Hamburgu], pisze mi,
że jest duża szansa na dostarczenie tego, co Pan chce kupić. Jeśli Pan chce, to niech Pan napisze do mnie. Sprowadzę do siebie osobę z tej
firmy i poproszę o wszystko, co Pan chce".

Filipowicz 4 listopada otrzymał od Piłsudskiego list, który stanowił raport nr 2 dla Utsunomiya (1 XI 1904). List powtarzał wiadomości, które
zawierał wcześniejszy raport Jodki-Narkiewicza. Niektóre informacje w obu raportach wykluczały się nawzajem. Dlatego Filipowicz zdecydował,
aby raportu Piłsudskiego nie wysyłać dalej, poza niektórymi fragmentami. "Wszystkie wiadomości muszą przechodzić przez jedne ręce specjalne
- przekonywał Jodkę-Narkiewicza w liście z 5 XI 1904 r. - i wówczas dopiero być tu posyłano, inaczej będzie tylko kompromitacja. Kiedyż wreszcie
będzie porządek? Po diabła cała krakowska koncentracja [tj. ewidencji i opracowania informacji - R. S.]. Jeśli w niej ta sama anarchia panuje w
dalszym ciągu. Czy ja tu mam w 'Londzie' [Londynie] rozstrzygać, jakie wiadomości dawać albo nie dawać 'K[amegawie]' [Taro Utsunomiya]? Co
to będzie za szopka? Bo teraz, wbrew mej chęci, zmuszacie mnie do takiej cenzury".

Decyzja ta wywołała potem cały łańcuch korespondencji, pogłębiając w efekcie rozdźwięki między Wojciechowskim a Filipowiczem. "Z tym
raportem pokiełbasił 'Ziuk' [Józef Piłsudski] przyznał potem Jodko-Narkiewicz - najpierw mnie podyktował jedno, ja napisałem i posłałem, potem
sam napisał co innego".

Wojciechowski widział się 5 listopada z Utsunomiya. Rozmowa dotyczyła wysłania z ramienia PPS specjalnego "korespondenta" na Syberię, który
miał zbierać wiadomości na temat ruchów armii rosyjskiej. Przyjął do wiadomości możliwość podjęcia przez niego działalności wywiadowczej od
15 listopada. Obiecał wypłacić pierwszą jego "pensję" - relacjonował Wojciechowski - w końcu miesiąca. Wyraził jednak życzenie, aby mógł od
niego otrzymywać korespondencję raz w tygodniu. Raporty informacyjne miały obejmować następujący zakres danych: "najwyższa polityka Rosji,
plany wojskowe, plany dla marynarki, mobilizacja (liczba jednostek, daty, miejsca), ruchy wojsk (daty wymarszów, miejsca) oraz nastroje
społeczne".

Przy okazji zaczęto omawiać kwestie techniczne związane z zakupem i transportem broni dla PPS. Utsunomiya podkreślił, że większe ilości
rewolwerów, tzn. powyżej 100 sztuk, fabrykant może dostarczyć do składu w Hamburgu tylko "po uprzednim zamówieniu i w każdym razie z a g o
t ó w k ę [podkreśl. w oryginale - R. Ś.]" - notował Wojciechowski. - "Fabrykant, aczkolwiek jego [Taro Utsunomiya] countryman [rodak], nie jest
jego wspólnikiem i może tylko na podstawie tej znajomości dostarczyć po najniższych cenach, prawie cenie kosztu, i z gwarancją pewności
odbioru i wyrobu". Utsunomiya obiecał, że w ciągu kilku dni prześle informację o cenach rewolwerów, "jak również i na drugi produkt [tj. karabiny] -
pisał dalej Wojciechowski - którego próbkę obiecał mi pokazać przy drugim razie, ale to nie na pewno. Zresztą chce mnie skomunikować wprost z
tym facetem". W związku z tym oczekiwał od Jodki-Narkiewicza ścisłego określenia kwoty przeznaczonej na zakup rewolwerów i miejsca odbioru
transportu, a także zgody na możliwość wyboru typu broni. Na koniec odnotował: "Zwykłej p e n s j i [podkreśl. moje - R. Ś.] [tzn. 90 funtów
szterlingów na prace wywiadowcze PPS] tym razem nie otrzymałem, zresztą i za wcześnie, ale ciekaw jestem, czy jedna [pensja] nie wykluczy
drugiej [na działalność owego 'korespondenta'] wobec takiego rozległego programu".

Rozmowy w sprawie "cukierków" kontynuowano następnego dnia, 6 listopada, bo poprzednio - jak zauważył - temat został zaledwie "dotknięty", a
teraz należało go dopiero "rozwałkować". Utsunomiya poprosił o określenie aktualnego zapotrzebowania PPS na broń. "Ile potrzeba? - pytał.
Wojciechowski oceniał, że "na początek" wystarczy "do 2 000" sztuk. Aby "taką ilość wykonać trzeba dużo czasu" - usłyszał w odpowiedzi od
oficera japońskiego. Tu - Wojciechowski dopisał od siebie w uwagach do Jodki-Narkiewicza - "pozwoliłem sobie zmniejszyć Twoje 10 000" sztuk.
Utsunomiya obliczał, że "może mieć gotowe obecnie jakieś setki" rewolwerów.

Jednocześnie Utsunomiya spotkał się z Filipowiczem. Do informacji, których udzielił Wojciechowskiemu i pytań Filipowicza dodał "odpowiedź:
'mały obstalunek 'b[onbons]' [tzn. 'cukierków', czyli broni - R. Ś.] być wykonany w ciągu 2-3 tygodni' ". Ponadto "żądał" uporządkowania raportów
wywiadowczych z Rosji według jednolitego schematu. Filipowicz otrzymał przy tym dość szczegółową instrukcję, którą streszczał dla Jodki-
Narkiewicza: "1.) Niezależnie od specjalnej kombinacji, przysyłania 'wiarygodnych informacji o polityce zagranicznej R[osji], zwłaszcza dotyczącej
Anglii; o posunięcia R[osji] w Turkiestanie i ogólnie przy granicy z Indiami; o finansach R[osji]; o sytuacji wewnętrznej R[osji]. Także pożądane
byłyby wycinki z prasy r[osyjskiej], podające informacje o charakterze militarnym. Również wyjątki z półoficjalnej prasy, omawiające sprawy rządu,
zmiany na stanowiskach itd.'. Wszystko ma być opatrzone dokładną datą otrzymania przez nas [wszystkie podkreśl. w oryginale] odpowiednich
danych. 2.) Aby każdy oddzielny punkt tych wiadomości, jakie mu się stale posyła (jakie 'Władek' [Aleksander Malinowski] tu poprzednio obrabiał)
był opatrzony datą dnia, w którym do nas ta wiadomość, n a miejscu (w kraju), została otrzymana. Inaczej są one w znacznym stopniu
bezwartościowe". Dla usprawnienia dalszych prac, głównie przy tłumaczeniach raportów wywiadowczych Utsunomiya zaproponował, aby
Filipowicz dobrał sobie pomocnika - "asystenta". Nie mógł osobiście "dostarczyć" takiego człowieka. "Kiedy go znajdziesz - mówił Filipowiczowi -
chętnie zapłacę mu niewielką pensję. Filipowicz odmówił jednak pomocy.

Jodko-Narkiewicz 7 listopada potwierdził Wojciechowskiemu przekazanie przez Utsunomiya 2 500 funtów szterlingów. Całą kwotę - polecał -
"prześlesz tu [tj. do Krakowa - R. Ś.] w sposób, jaki Ci wskażę". Przygotowywał się do odbioru broni. "Ja już tu obmyśliłem cały plan przewiezienia
'tłuszczów' [rewolwerów] do nas - informował - a bardzo możliwe, że część można by ciągać [przewozić] bezpośrednio".

Stopniowo narastał konflikt między Wojciechowskim a Filipowiczem, którzy nawzajem mieli do siebie pretensje o indywidualne wizyty u
Utsunomiya. "Ładnie wygląda ta cała 'zorganizowana' robota!! - wyrzucał Filipowicz. - I jeszcze ładniej będziemy my sami wyglądać w przyszłości,
jak tak dalej pójdzie!". Zaczęło się od tego. że Filipowicz porwał się na "rolę redaktora listu 'ziukowego' [Józefa Piłsudskiego]". Szczególnie
"ubolewał" nad tym Wojciechowski. W jego mniemaniu Filipowicz popełnił świętokradztwo.

Filipowiczowi chodziło o konsekwencję w działaniu, przy utrzymywaniu pozorów istnienia w ramach PPS specjalnego biura wywiadowczego (ów

9 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

fikcyjny Military Intelligence Department"). Przede wszystkim - podkreślał Filipowicz 7 XI 1904 r. w liście do Wojciechowskiego - "musimy w s z y
s c y p a m i ę t a ć, ż e w o b e c 'w i e[ c z o r a]' [Taró Utsunomiya] s t o i m y n a t a k i m s t a n o w i s k u, i ż w s z y s t k i e d o s t a r c
z a n e m u 'n e w s' p r z e c h o d z ą p r z e z n a s z e, j e s z c z e p r z e d z a w i ą z a n i e m z n i m s t o s u n k ó w z o r g a n i z o w a
n e s p e c j a l n e, z e s p e c j a l i s t ó w z ł o ż o n e b i u r o [podkreśl. w oryginale - R. Ś.]". Toteż "albo się nie opowiada o 'biurze', albo, gdy
się o nim mówi - nie można dawać absolutnie sprzecznych wiadomości, bo narażamy się wówczas na zupełnie uzasadnione podejrzenie, że,
mówiąc o 'biurze', łżemy. Jedyny morał z tego wszystkiego". Dlatego - konkludował - "wiadomości należy dawać z rozwagą i tylko wiadomości
pewne, a przede wszystkim, przeprowadzać je stale przez ręce specjalisty -jednego i tego samego faceta. Póki tego nie będzie, będą wieczne
chryje i wartość dostarczanego materiału będzie żadna. A dopóki takiego porządku nie ma, to musimy obowiązkowo nie wpadać w śmiesznie
naiwne sprzeczności. Ponieważ zaś, przy obecnej dezorganizacji, ja jestem - wbrew własnej woli, chęci i kwalifikacjom - jedynym facetem,
do którego zbiegają się przysyłane z różnych stron wiadomości mil[itarne] dla 'K[amegawy]' [Taro Utsunomiya], więc dbam chociaż o prostą
konsekwencję i będę stale ją uprawiał z wyżej wymienionych powodów, dopóki dzisiejsza anarchia się nie skończy i W[ydział] W[ywiadu]
W[ojskowego] nie zacznie funkcjonować naprawdę. Do tej roli cenzora wszak się nie palę, lecz uważam ją za swój moralny obowiązek - psi
obowiązek wobec tych wypowiedzeń się co do form naszej organizacji, jakie zostały 'wiecz[orowi]' zakomunikowane". Tylko Filipowicz odważył się
na taką krytykę. Dostrzegał niekonsekwencje w postępowaniu osób odpowiedzialnych za kontakty z Japończykami (Piłsudski, Jodko-Narkiewicz,
Malinowski, Wojciechowski), czym dotknął głębszego problemu małej wiarygodności tej współpracy ze strony PPS.

Doszło w końcu do otwartego sporu kompetencyjnego między Wojciechowskim a Filipowiczem. Wojciechowski starał się za wszelką cenę
podkreślić ważność swojej osoby w stosunkach z Japończykami, wykorzystując długą zażyłość z Piłsudskim, Jodko-Narkiewiczem i Malinowskim.
Unikał systematycznej pracy na rzecz PPS, poświęcając swoją energię i czas w zasadzie na swoje prywatne sprawy. Pozostawał wówczas z
kierownictwem akcji politycznej PPS w stosunkach raczej towarzyskich, jako "zasłużony" działacz partyjny, i tylko dorywczo angażowano go do
różnych przedsięwzięć.

Z Piłsudskim dzieliły Wojciechowskiego różnice ideowe o zasadniczym charakterze, chociaż obaj wyznawali podobne wartości polityczne.
Faktycznie przez cały czas, od 1900 r. pozostawał w konflikcie ideowym z Piłsudskim. W konflikcie z Filipowiczem przeważyła chyba ostatecznie
różnica wieku. Filipowicz był młodszy o 9 lat od Wojciechowskiego, który wówczas liczył 35 lat.

Wojciechowski w dość nieprzyjemny sposób obszedł się z Filipowiczem. "Zdziwienie Wasze jest zupełnie nie na miejscu - odpowiadał
Wojciechowski w liście z 8 XI 1904 r. - Z chwilą, kiedy mnie poruczono prowadzenie tego stosunku tutaj, Wasza rola znacznie została
ograniczona, a mianowicie: Póki był b e z j ę z y c z n y [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.] 'Wł[adek]' [Aleksander Malinowski], z
konieczności w s z y s t k o musiało iść przez Wasze ręce. Chyba czuliście to dostatecznie, że tylko Wasza znajomość języka zmusiła nas
wmieszać Was do sprawy". Dlatego "uważam z u p e ł n i e n i e n a m i e j s c u W a s z e p r y w a t n e w i z y t k i u 'K[ a m e g a w y ]'
[Taro Utsunomiya], o ile one wkraczają w sferę 'propozycji' ". A sprawa ma się tak: Z naszej strony głównym pełnomocnikiem w tej aferze jest
'Jowisz' [Witold Jodko-Narkiewicz]. z ich strony [Motojiro] Ak[ashi]. Oni zaczynają wszelkie nowe propozycje i umowy, my wszyscy zawsze musimy
się wystrzegać dawania jakiejkolwiek wyraźnej odpowiedzi bez skomunikowania się i zgody 'Jowisza'. który już odpowiedzialny jest przed odnośną
władzą partyjną". Podkreślał, że otrzymywał do wglądu całą korespondencję w sprawie "Wieczoru". Ale to łączyło się z jego nowym zajęciem,
przejęcia archiwum partii w Londynie, co wiązało się z likwidacją miejscowej placówki Oddziału Zagranicznego PPS i odejściem Malinowskiego.
"Co się zaś mnie tyczy - pisał dalej - to ja będę ściśle się stosować do wskazówek 'Jowisza' (mam od niego w tej sprawie 4 listy i stale otrzymuję
wszystkie listy [od] Ak[ashi]) i do Waszej pomocy w gawędach o d w o ł y w a ć s i ę b ę d ę t y l k o w t e d y, k i e d y t o b ę d z i e k o n i e c
z n e i n i e b ę d z i e p r z e s z k a d z a ć w r z e c z a c h k o n s p i r a c j i k r a j o w e j, które, z natury rzeczy, muszą być ograniczone do
jak najmniejszej ilości ludzi. Otóż, stosunki nasze z 'wiecz[orem]' [Taro Utsunomiya] wkraczają obecnie coraz bardziej w dziedzinę taką i
zasada nasza, na której wyrosła PPS, że każdy może wiedzieć tylko tyle, co koniecznie wiedzieć potrzebuje, musi i tu być przestrzeganą ściśle. Z
tej racji nie mogę Wam zakomunikować, o czym z 'K[amegawą]' gadałem i jakie polecenie otrzymałem. Być może sprawiam Wam niespodziankę,
ale nie moja wina, że nikt Wam dotąd nie postawił sytuacji tak wyraźnie, czy też nie rozumieliście jej".

Podniesiony przez Wojciechowskiego motyw "konspirowania" niektórych działań przed Filipowiczem był śmieszny, skoro jemu właśnie zostało
powierzone prowadzenie jednego z głównych działów ściśle poufnych prac PPS w Londynie, nie mówiąc już o roli, jaką odgrywał przy Piłsudskim w
Tokio.

Od wyjazdu Malinowskiego dochodziły do tego formalne obowiązki reprezentowania interesów partii oraz prowadzenia całej korespondencji
londyńskiej. Toteż nie przejął się specjalnie uwagami Wojciechowskiego, zwłaszcza, że Jodko-Narkiewicz nie chciał zmienić przyjętego systemu
komunikacji z Utsunomiya. Informował na bieżąco Filipowicza o wszystkich problemach, również w kwestii postępu rozmów w sprawie broni. "Od
'Ziuka' [Józefa Piłsudskiego] i z deklaracji 'Władka' [Aleksandra Malinowskiego], wypowiedzianej tu w obecności 'Witolda' [Witolda Jodki-
Narkiewicza], co do stosunków z 'wiecz[orem]' [tj. z Taro Utsunomiya - R. Ś.] - odpowiadał mu 9 XI 1904 r. - słyszałem, że mamy do niego łazić
razem. Wy piszecie co innego".

Jodko-Narkiewicz nie wchodził początkowo w zaistniały spór. Na razie pochłaniały go pilniejsze kwestie, musiał zająć się sprawą broni oraz
zreorganizować służbę informacyjną dla Japończyków. "Z 'tłuszczami' [tj. z bronią - R. Ś.] - komunikował 10 listopada Wojciechowskiemu w
odpowiedzi na jego ostatni list - dobrze zupełnie powiedziałeś [Taro Utsunomiya]. Ja tu organizuję już sprawę sprowadzenia. Wobec tego, co
piszesz, że trzeba będzie to płacić, oczywiście, że nie może być mowy o 10 000 [sztuk broni], ale daleko mniejsze ilości. Otóż ta sprawa będzie
urządzona w ten sposób, że zabierać się je będzie w H[amburgu], przewozić w walizkach do innego, bliskiego miasta, gdzie będzie stale mieszkał
facet, a stamtąd pójdzie dalej. Ile i kiedy trzeba będzie u przyjaciela [Taro Utsunomiya] zamówić, o tym Ci napiszę dopiero za kilka dni, bo wtedy
zobaczę 'Władka' [Aleksandra Malinowskiego] i 'Ziuka' [Józefa Piłsudskiego], przed samym ich wyjazdem [do Fryburga]". Sugerował, aby kupować
francuskie rewolwery Velodock. Jednocześnie informował o tym Filipowicza: " 'tłuszczów' żądamy w wielkiej ilości i ja tu urządzam sposoby
dostarczenia".

Krytyka Filipowicza działań "biura wywiadowczego" w Krakowie skłoniła Jodkę-Narkiewicza do lepszego opracowywania i systematyzowania
raportowanych wiadomości, zgodnie z instrukcjami Utsunomiya. Przekazane Filipowiczowi wskazówki Jodko-Narkiewicz zakomunikował
"facetowi", organizującemu zbieranie żądanych informacji na Syberii. Rozdzielił w raportach kwestie polityczne od wojskowych. Raporty polityczne
numerował dla odmiany cyframi rzymskimi. "Wszelkie kwestie polityczne - komunikował 10 XI 1904 r. Wojciechowskiemu - będę komunikował
Tobie, a Ty albo je sam zakomunikujesz 'Evenigowi' [Taro Utsunomiya], albo 'Karskiemu' [Tytusowi Filipowiczowi]. To Twoja rzecz. Raporty będę
posyłał 'Karskiemu' " i będą już one "zupełnie scentralizowane", aby uniknąć sytuacji, jak w wypadku raportów z 27 października i 1 listopada.

Piłsudski i Jodko-Narkiewicz poparli ostatecznie Wojciechowskiego, ale racje merytoryczne leżały po stronie Filipowicza. "Ale i Ty - Jodko-
Narkiewicz zwracał uwagę Wojciechowskiemu - musisz dokładnie z nim [tj. z Józefem Piłsudskim - R. S.] określić swój stosunek". Jodko-
Narkiewicz zmienił front, popierając Wojciechowskiego. Zapowiedział Filipowiczowi specjalne posiedzenie w tej sprawie ścisłego kierownictwa
partii (Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Malinowski), ale - uprzedzał 12 XI 1904 r. - "z góry Wam powiem, że odpowiedź nie może być inna", niż ta,
którą dał Wojciechowski, "gdyż przeredagowywanie przez Was raportów wprost uniemożebniłoby cały interes".

Konflikt odsłaniał grę pozorów Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza, improwizacje i bałagan organizacyjny, jaki panował w dziedzinie zbierania oraz
przekazywania informacji dla Utsunomiya w Londynie, od czego w dużym stopniu zależała dalsza pomoc japońska dla PPS. Od lutego i marca
1904 r. dominującym motywem działania czołówki partyjnej PPS, Piłsudskiego, Jodki- Narkiewicza i Malinowskiego, a także Filipowicza, była

10 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

kwestia współpracy z Japończykami, co doskonale obrazuje ówczesna korespondencja tych osób. Żadnej innej sprawie nie poświęcano tyle
uwagi. Jednakże nie znajdowało to właściwego wyrazu w zaangażowaniu kierownictwa partii na rzecz oczywistego pogłębienia współpracy z
Japończykami dla efektywniejszego wykorzystania oferowanej pomocy. W bezpośrednich działaniach Piłsudskiego Jodki-Narkiewicza za mało
było elementów "pozytywistycznych", czyli zwykłej pracy, a za dużo "romantycznych" dysput i życzeń, chociaż obydwaj rozumieli doskonale
potrzeby realnej polityki PPS.

Dlatego dziwiło Filipowicza przeciąganie się spraw "wieczorowych" , w zakresie materialnego i technicznego wsparcia PPS. "Swego czasu -
pisał w związku z tym do Jodki-Narkiewicza - w rozmowach prowadzonych w T[o-kio] z ludźmi, od których 'K[amegawa]' [Taro Utsunomiya] jest
zależny, to żądanie [tj. dostarczenia broni - R. Ś.] było stawiane jako jeden z dwóch najważniejszych punktów [obok starań o uzyskanie subwencji
finansowych].

Dziś więc, gdy oni się godzą, nie można z propozycji tej nie skorzystać natychmiast, bez ściągnięcia podejrzenia, że jesteśmy jakąś komedią. Już
ten jeden wzgląd wymaga, by z oferty skorzystać natychmiast, choćby 'b[onbons]' ['cukierki', czyli broń] nie była nam na razie potrzebna".

Planowano w tym czasie w Warszawie wielką demonstrację przeciwko mobilizacji w Królestwie Polskim. Piłsudski przygotował ogólny
zamysł wystąpień, w formie manifestacji zbrojnej. Wśród demonstrantów zamierzano postawić organizację "dziesiątek" bojowych Bolesława
Bergera, uzbroić ją w rewolwery i wydać polecenie strzelania do żandarmerii, po przystąpieniu przez nią do tłumienia demonstracji. Na kierownika
akcji wyznaczono Józefa Kwiatka, jednego z przywódców organizacji warszawskiej PPS. "Co do mnie - pisał później Piłsudski we Wspomnieniu o
Grzybowie - radziłem zbrojność zmniejszyć pod względem ilości uzbrojenia, gdyż wskazywałem, że nie mamy dostatecznego obycia z bronią i
możemy narazić się może na śmieszność, za którą krwawo zapłacimy. Radziłem więc mieć uzbrojony, tylko ściśle określony oddziałek, z ludzi
zimnej krwi złożony, aby uniknąć tak smutnego skutku". Wziął na siebie "zakup broni i przemycenie jej do Warszawy", czym miał zainicjować
zupełnie nową dziedzinę konspiracji. "Pierwszy raz w owe czasy - wspominał dalej - zetknąłem się z tym zajęciem. Jeżeli byłem specjalistą do
łamania granic, to znowu z bronią palną ani w zakupie, ani w sposobie jej przemycania nigdy nie miałem do czynienia. Sprawiło mi to dużo
kłopotu".

W celu zakupu broni Piłsudski wysłał Wasilewskiego do Budapesztu, Praussa i Józefa Ciszewskiego do Bytomia i Katowic, a Sławka do Kijowa,
Połtawy i Winnicy. Sławek otrzymał 600 rubli (60 funtów szterlingów). Kupił 38 rewolwerów i 2 brauningi. Ogółem zdobyto tą drogą około 60 sztuk
broni palnej, w większości rewolwerów bębenkowych i parę brauningów. "Jutro [13 XI 1904] ma być w Wa[rszawie] wielka heca - pisał 12 XI 1904
r. Jodko-Narkiewicz do Wojciechowskiego - dostarczyliśmy 'tłuszczów' [tj. pistoletów - R. Ś.], ile można było [około 60 sztuk] i faceci chcą ich
użyć". Tymczasem starania płk. Akashi o uzyskanie większych sum na broń i dla PPS napotykały wciąż na opór centrali w Tokio. Japoński Sztab
Generalny nie był dostatecznie przekonany do sprawy akcji rewolucyjnej w Królestwie Polskim i zwiększenia dotacji na ten cel. Rozwój sytuacji na
ziemiach polskich skłaniał płk. Akashi do innych wniosków. Otrzymywał on systematycznie raporty polityczne o ruchu rewolucyjnym w zaborze
rosyjskim. Jodko-Narkiewicz prawdopodobnie zawiadomił go o planowanej w dniu 13 listopada demonstracji zbrojnej na Grzybowie w Warszawie.
"Niezmiernie dziękuję za Pana list - odpowiadał Akashi 12 XI 1904 r. - jak również za informacje, które mi Pan przekazał, jestem bardzo
zadowolony, że otrzymałem podobne wiadomości [zapewne w sprawie planowanej akcji grzybowskiej - R. Ś.], bo to najlepszy sposób dla moich
przyjaciół [Oddział II Sztabu Generalnego w Tokio], żeby pokazać pierwszy rezultat. Jeśli chodzi o 'cukierka' [tzn. zwiększenie zapotrzebowania na
broń dla PPS], czekam teraz na odpowiedź, skoro tylko będę ją miał, natychmiast przekażę i porozmawiam na ten temat z Panem. Wszelkie moje
wysiłki, aby propozycja doszła do skutku, nie dały rezultatu. Nikt nie jest w stanie przekonać moich przyjaciół, ponieważ obstają przy swojej
zgodzie [na ustaloną kwotę dotacji] w sierpniu [1904] i tego nie zmienią. Tak więc tym razem trzeba podążać za rozwojem w kalkulacji lipca [1904]
[tzn. 1 500 funtów szterlingów]".

Manifestacja grzybowska 13 listopada była pierwszym większym zbrojnym wystąpieniem rewolucyjnym w Królestwie Polskim. Rozpoczęła się od
niego działalność zbrojna PPS, dając właściwy sygnał do rewolucji. Demonstrantów zaatakowali szablami kozacy orenburscy i policja konna,
próbując odebrać sztandar partyjny. Sztandaru broniła bojówka, strzelając z broni krótkiej. "Heca była gruba - komentował potem Jodko-
Narkiewicz - wszyscy mocno zadowoleni. Ilu ludzi straciliśmy, nie wiadomo, ale bojowców pobrano, zdaje się, 30. Z kierowników ruchu (oprócz
boj[owców]) nikt".

Pierwszy raz od upadku powstania styczniowego doszło do otwartej, zorganizowanej walki z bronią w ręku przeciwko władzy zaborczej w
Królestwie Polskim. Akashi nie ukrywał później zadowolenia: "Polscy socjaliści zainicjowali akcję strajkową i wdali się w zbrojny konflikt z
żandarmerią. Sprawozdania w gazetach z tamtego okresu na temat działalności tej partii świadczą o tym, jak fantastyczny był jej czynny opór".

Piłsudski i Malinowski odpoczywali w tym czasie w Zakopanem. Dzień przedtem dołączył do nich Jodko-Narkiewicz, aby naradzić się w sprawie
pierwszej dostawy broni z Hamburga. Wrócił do Krakowa 14 listopada. Załatwił bieżącą korespondencję. Potwierdził Piłsudskiemu i
Malinowskiemu wysłanie do Wojciechowskiego polecenia przygotowania zakupu 500 pistoletów. Jednocześnie prosił o "natychmiastową i
wyraźną odpowiedź" w sprawie Filipowicza.

Jodko-Narkiewicz o wynikach rozmów w Zakopanem informował Wojciechowskiego 15 listopada. Jednocześnie wysłał list do "colonela"
Utsunomiya, zapewne z decyzją zawarcia transakcji na zakup broni oraz propozycjami do składu drugiego transportu. Tego dnia Wojciechowski
spotkał się z Utsunomiya. "Piszę z drogi w knajpie londyńskiej" - napisał zaraz do Jodki-Narkiewicza. Nie zachował się zbyt roztropnie, chodząc w
takich miejscach z dość dużą sumą pieniędzy. " 'Edmund' [Stanisław Wojciechowski] otrzymał obiecane 2 500 kościuszków [tj. funtów szterlingów -
R. Ś.], przy tym zainkasował zwykłe 90 [funtów szterlingów] i nową ratę 100 [funtów szterlingów]". Pierwsza kwota pochodziła z funduszu na
listopad 1904 r., na zakup broni przez PPS. Suma 90 funtów szterlingów miała pójść tradycyjnie na prace wywiadowcze PPS w Rosji. Nowa rata
została przeznaczona na opłacanie specjalnego, regularnego agenta ("korespondent") włączonego do sieci PPS na Syberii. Utsunomiya
zastrzegł jednak, że w tym wypadku "uważa swój kontrakt obecny obowiązujący w ciągu pierwszych 3-ch miesięcy". Po tym czasie "korespondent
dostanie dymisję", jeżeli otrzymywane od niego materiały informacyjne okażą się małowartościowe.

Wojciechowski zauważył, że Utsunomiya przyjął go "serdeczniej niż zwykle", a "nowinę wiedział z gazet", nawiązując do manifestacji na
placu Grzybowskim w Warszawie w niedzielę 13 listopada. Rozmawiano głównie o "sprawie tłuszczowej", czyli dostawie pierwszej partii pistoletów
z Hamburga. "Otóż stoi ona tak - komunikował Wojciechowski w sprawozdaniu ze spotkania - że z a p o c z ą t k o w a n i e [wszystkie podkreśl.
w oryginale] jej musi się odbyć w jego ('Eveninga' [Taro Utsunomiya]) obecności w ojczyźnie 'Edki' [Estery Golde, tj. w Niemczech]. Przy tym
musisz być tam a l b o T y, a l b o j a. Sprytny on, jak i my, w ochranianiu sekretu i przez to jeszcze bardziej mi się podoba". W każdym razie -
dodawał - "postawienie tej sprawy na mocne nogi wymaga albo Twojego stawienia się tutaj [w Londynie] i potem z 'Eveningiem' na kontynencie,
albo mojego stawienia się u Ciebie dla omówienia wszystkich szczegółów; a potem jeden z nas pojechałby zapoczątkować ten 'tłuszczowy'
interes. Otóż zupełnie dobrze mogę załatwić ten interes i ja, licząc, że w sumie zabierze mi to jaki tydzień czasu. Z 'Eveningiem' omówiłem
wszystkie szczegóły zawiadomień i randki; katalogi mam też od niego. A więc pisz - pytał na koniec - jak ma być; czy Ty tu przybędziesz, czy ja
mam do Ciebie ruszyć stante pede".

Od połowy listopada 1904 r. kontakty polsko-japońskie nabrały nowego charakteru. Dotychczasowe plany przekładały się na konkrety: pieniądze i
broń. "W stosunkach z 'wieczorem' [tj. Taro Utsunomiya - R. Ś.] - zauważył 17 XI 1904 r. Wojciechowski - zaczyna wiać inny wiatr, widać to i z
listów 'Aleksandra' [Motojiro Akashi], które 'Jowisz' [Witold Jodko-Narkiewicz] przysłał; zdaje się 'gławnaja kwartira' [tzn. Sztab Generalny w Tokio]
straciła wiarę w możność poważnego zaszachowania caratu z wewnątrz".

11 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Ocena była prawdziwa, ale wnioski z konsekwencji takiej sytuacji wyciągano powoli i zbyt ostrożnie. Praktyczne dyrektywy, wynikające z
podejmowanych wówczas decyzji, odbywały przez to zbyt długą drogę do eksponentów Kempeitai w Europie, którzy odpowiadali za działania
specjalne przeciw Rosji.

Rozumiał to Piłsudski, który dążył do ujęcia w ramy organizacyjno-dyscyplinujące działania grupy osób pozostających w bezpośredniej łączności z
oficerami japońskimi, aby podejmowanym wysiłkom nadać jednolity kierunek. "Zastanawialiśmy się niedawno nad sprawami 'wieczorowymi' i
doszliśmy do pewnych konkluzji - pisał 17 XI 1904 r. do Filipowicza - o których spieszę Was zawiadomić". Uważał, że "dotychczasowy sposób
załatwiania tej sprawy jest niezadowalający", gdyż "ludzie, którzy z 'wieczorem' mają styczność, zbyt rozmaicie traktują sprawę, za mało
postępowanie ich jest jednolite". A przez to "wynikają różne sprzeczności w rozmowach oraz nielogiczności w postępowaniu ogólnym". Stało się
tak przy przekazaniu przez Piłsudskiego informacji o 2 armii rosyjskiej, sprzecznych z wcześniejszym raportem Jodki-Narkiewicza w tej sprawie.
"Zaradzić temu możemy - konkludował - wobec niepodobieństwa urządzenia stałego i porządnego kontaktu pomiędzy wami wszystkimi, jedynie
centralizując całą sprawę w rękach możliwie małej liczby osób". Toteż, biorąc to wszystko pod rozwagę Komisja Wykonawcza CKR PPS
(Piłsudski, Jodko-Narkiewicz, Malinowski) "postanowiła oddać całą sprawę 'wieczorową' w ręce 'Jowisza' [Witolda Jodki-Narkiewicza] i 'Wojtka'
[Stanisława Wojciechowskiego], wszystkim zaś innym funkcjonariuszom partyjnym, z tą sprawą związanych, polecić stosowanie się ściśle do
poleceń i instrukcji wspomnianych wyżej towarzyszy. W ten sposób wykluczone są wszelkie samodzielne kroki pojedynczych z nas w tej sprawie i
posiadamy w niej jedynie głos doradczy w stosunku do 'Jowisza' i 'Wojtka' ". Ta uwaga dotyczyła bezpośrednio Filipowicza i odnosiła się do jego
sporu z Wojciechowskim, a nikt nie miał wątpliwości, głównym decydentem i mentorem w sprawach 'wieczorowych' pozostawał Piłsudski.

Zapadły w końcu decyzje o podjęciu pierwszych transportów broni z Hamburga, w ramach początkowej dostawy 500 rewolwerów, z pierwszego
ogólnego zamówienia 2 000 rewolwerów. Wojciechowski miał przywieźć do Krakowa pieniądze. Odbiór rewolwerów brał na siebie Jodko-
Narkiewicz. Stały skład zakupionej broni wyznaczono we Wrocławiu, skąd następnie, w miarę potrzeb, zabierana by była ona do Krakowa.
Pierwszy wyjechał Wojciechowski. "Jutro wieczorem - informował 22 XI 1904 r. Filipowicza - ruszam z Londynu na kontynent". Wojciechowski
wiózł do Krakowa pieniądze, załatwiając po drodze wszystkie niezbędne formalności.

Powoli realizował się plan, który kilka miesięcy wcześniej założył sobie Akashi w odniesieniu do polskiego ruchu rewolucyjnego. W tym celu
jednak Akashi musiał wciągnąć do bliższej współpracy posła Sachio Akizuki. W Sztokholmie chciał bowiem utrzymać swoją rezerwową bazę
wobec Paryża. Rozliczna korespondencja i różne wizyty przedstawicieli rosyjskiej opozycji mogły niepokoić ministra pełnomocnego w Szwecji.
"Jeżeli dawanie pieniędzy na niszczenie linii kolejowych, agitację i wzniecanie buntów w Rosji nie jest sprzeczne z polityką rządu japońskiego -
pytał retorycznie w depeszy z 21 XI 1904 r. - będę współpracował z panem [Motojiro] Akashi. Jeżeli nie jest odpowiedni. proszę wybrać inną
osobę. Akashi teraz nawiązuje kontakty z liderami opozycji, ale myślę, że nie będzie mógł brać udziału w przyszłej działalności. Oczywiście, nie
mieszamy się w żadne zamachy". Czynności. które musiał wykonywać przy Akashim, kłóciły się ze statusem dyplomaty, ale Akizuki nic na to nie
mógł poradzić.

Akashi dobrze orientował się w potrzebach PPS i podejmowanych przez partię działaniach w Królestwie Polskim. Wyraźnie troszczył się o
zwiększenie wysiłków japońskich na rzecz polskiego ruchu rewolucyjnego. Do tej pory osiągnął spore sukcesy, uwzględniając skalę realnych
możliwości racjonalnego wchłonięcia materialnej pomocy japońskiej przez PPS, przy rozbudowie organizacyjnej i technicznej bazy dla rozwijającej
się rewolucji. Ale napotykał również na ograniczenia swoich planów. Na razie jednak Sztab

Generalny w Tokio wstrzymywał się z udzieleniem dalszego wsparcia materialnego na zakup większej ilości broni przez PPS. Szeroka akcja
rewolucji w Królestwie Polskim wydawała się politycznie zbyt niebezpieczna. "Pomimo że jesteśmy bardzo zainteresowani pana sprawą - pisano
w odpowiedzi na starania podjęte wówczas przez płk. Akashi - wydaje się nam, że jest zbyt ryzykowna, zadowolimy się więc [tym, co jest]".
Polecono "zaniechać działań, żeby nie pójść za daleko". Akashi nie rezygnował. "Jeśli chodzi o Pana - zwracał się 25 XI 1904 r. do Jodki-
Narkiewicza w związku z ostatnimi dyspozycjami z Tokio - to myślę, że Pana partia będzie kontynuować swój program. Dziękuję za trud, jaki Pan
sobie zadał w sprawie 'cukierka' do tej pory, aby zinterpretować moją myśl w Pana partii. Ale to nie jest ostatni raz i proszę na zaś o popieranie
sprawy, gdy będzie później podnoszona". Inicjatywa przechodziła teraz w ręce Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza, wychodząc naprzeciw
oczekiwaniom płk. Akashi, jeśli zależało im na podtrzymaniu pomocy japońskiej. Panowała całkowita zbieżność poglądów, gdy chodziło o działania
zbrojne bojówek rewolucyjnych PPS. Ważnym motywem współdziałania pozostawała współpraca wywiadowcza. Jodko-Narkiewicz myślał o
rozszerzeniu zakresu posyłanych Utsunomiya raportów informacyjnych. "My tu sprawę biura korespondencyjnego chcemy traktować bardzo
poważnie - Jodko-Narkiewicz informował 26 X1 1904 r. Filipowicza -i będziemy posyłali Wam wszystkie wiadomości o wypadkach krajowych
natychmiast po odebraniu, jeżeli będziemy mieli pewność, że przyspieszenie [sic!] wszystkich o 12 godzin opłaci się. O ważniejszych rzeczach
możemy posyłać telegramy".

Prawdopodobnie Wojciechowski po przywiezieniu pieniędzy do Krakowa udał się w drogę powrotną do Londynu. Po broń pojechał Jodko-
Narkiewicz. W transakcji brała udział hamburska firma Mitsui & Company, z którą związany był Akashi, występujący przy pośrednictwie w
zakupach broni pod pseudonimem 'Inouye'. "Wyobraź sobie - pisał Jodko-Narkiewicz 2 XII 1904 r. z Hamburga zapewne do Piłsudskiego - że ta
żółta menda [Motojiro Akashi] każe mi czekać jeszcze 3-4 dni! Nie wiedział, jak się sprowadza z Paryża i teraz mi dopiero komunikuje. Po tym
czasie Jodko-Narkiewicz odebrał pierwszy transport rewolwerów. Broń składowano w magazynach towarowych japońskiej firmy przy porcie w
Hamburgu. Nic bliżej nie wiadomo o okolicznościach odbioru broni. Pisał później, że nie kontaktował się w ogóle z biurem Mitsui & Co. Pojechał
wprost do składów portowych firmy, gdzie znajdowała się broń. "Z Niemcem się wcale nie komunikowałem - informował Wojciechowskiego -
wziąłem [rewolwery] od 'wieczora' [Motojiro Akashi] bezpośrednio z ich magazynu przy office". Zabrał stamtąd przygotowaną partię rewolwerów.

Jodko-Narkiewicz otrzymał 40 sztuk broni, w tym 22 rewolwery systemu Velodock. Widocznie dostał przestarzały model rewolweru, albo raczej
zamówienie obejmowało 40 pistoletów, być może brauningów, które zapewne stanowiły resztę transportu. Umówiono się co do szczegółów
odbioru kolejnej partii broni. Przerwano kartkę papieru, jedną połowę zatrzymał Akashi, a drugą wziął Jodko-Narkiewicz. Odbiorca miał posługiwać
się połową Jodki-Narkiewicza. "Umowa z nim stała taka - notował potem Jodko-Narkiewicz - że facet wylegitymuje się nazwiskiem (pseudonimem
S. W.) 'Edmunda' [Stanisława Wojciechowskiego] i połową papierka, która jest u mnie" *[Rewolwery systemu Velodock były technicznie
przestarzałe, a nadto nie nadawały się praktycznie do wykorzystania w działaniach konspiracyjno-terrorystycznych, bowiem - jeśli noszono je w
kieszeniach - kurek, zahaczając się o ubranie, utrudniał szybkie wyciągnięcie, a nawet użycie broni. Konkurencyjny model pistoletu, popularny
Browning FN 00 (model 1900), dzieło Johna Mosesa Browninga, produkowany był przez belgijską firmę Fabrike Nationale (FN) w Liege, gdzie
pistolet wszedł do produkcji masowej i odniósł sukces handlowy. Niezawodność, prosta konstrukcja i łatwość przenoszenia pistoletu Browninga w
kieszeni wierzchniego ubrania (nie wystawał kurek) sprawiły, że cieszył się dużym wzięciem w PPS.]. Następnie spakował broń do walizek i
przywiózł do Krakowa. Do Wrocławia nie pojechał. W Krakowie był najpóźniej 10 grudnia. "Sprawa 'Grzegorza' [Witolda Jodki-Narkiewicza] -
donosił 14 XII 1904 r. Wojciechowskiemu -po wielu przeciąganiach skończyła się tym, że dostał 40 'tłuszczy' [tj. rewolwerów - R. Ś.], 'cukierki' [tu w
znaczeniu - amunicja] do nich mają być dopiero za tydzień. Trzeba będzie znowu jechać po to".

Po kilku dniach do Królestwa Polskiego wysłano "28 sztuk i faceci na razie nie potrzebują więcej" - pisał 17 XII 1904 r. Jodko-Narkiewicz.
Widocznie uprzednio wyznaczony był kolejny termin na odbiór następnej partii broni, bo Jodko-Narkiewicz, obłożony pracami partyjnymi, martwił
się, że nie zdąży pojechać do Hamburga, "a - jak podkreślał Wojciechowskiemu - nikogo innego nie ma, bo 'Osarz' [Leon Wasilewski] czeka
potomka, a 'Bolek' [Bolesław Antoni Jędrzejowski] wiesz, do czego jest". Napisał więc list do "posiadacza 'tłuszczów' " z Mitsui & Company, czyli
do "Inouye" (Motojiro Akashi), zapewne z prośbą o przesunięcie terminu transportu broni.

12 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Jodko-Narkiewicz oceniał, że kontakty "wieczorowe" rozwijały się w dobrym kierunku, chociaż Utsunomiya zapowiedział cofnięcie dodatkowej
miesięcznej dotacji 90 funtów szterlingów na prace wywiadowcze na Syberii. Przecież - zauważył samokrytycznie Jodko-Narkiewicz - "nic nie
dajemy, a tymczasem teraz zaczynają iść raporty lepsze daleko". Jednocześnie z listów płk. Akashi wnioskował. że w końcu "inny wiatr powiał i "on
już o mostach nie pisze". Przybywało pracy, co również prognozowało zbliżające się przemiany. Dopiero "teraz właśnie może być najwięcej i
najpilniejszej roboty - Jodko-Narkiewicz zwracał się 24 XII 1904 r do Filipowicza. - Ja, jak widzisz, pracuję nawet w Wilię (pierwszy raz od jakich 8
lat)".

W ostatnich dniach grudnia 1904 r. sytuacja w Rosji wyraźnie zaostrzyła się. Rząd w Petersburgu wystąpił 25 grudnia z pozorami ustępstw,
utrzymując zasadę niewzruszalności samowładztwa. Obietnice przyznania większej samodzielności organom samorządowym, ujednolicenie
systemu sądowego, rewizja ustawodawstwa religijnego i nieznaczne złagodzenie cezury nie mogły zastąpię rzeczywistego aktu konstytucyjnego,
reformującego państwo. "Jeśli chodzi o sytuację w Rosji - pisał w związku z tym Akashi - wydaje mi się, że jest bardzo krytyczna. Ruchy liberałów
są prawie pewne. Wahanie rządu, niezdecydowanie cara [Mikołaja II] tylko powodują wzrost trudności. Jestem bardzo zaskoczony, widząc, jaką
reformę będą wprowadzać. Miałaby łagodzić ferment społeczny. Nie sądzę, przeciwnie. Rezultatem tej reformy będzie, chcąc nie chcąc, rozwój
idei liberalnej lub rewolucyjnej". To rodziło nowe perspektywy dla ruchu polskiego. "Jeśli chodzi o mnie - dodawał - pracuję nad wykonaniem mojego
początkowego pomysłu 'cukierka' [tzn. zbrojnej rewolucji - R. S.]. [...] Gdy nadejdzie dzień, że to mi się uda, nie omieszkam omówić sprawy z
Panem. W każdym razie, kiedy Pana partia [PPS] zdecyduje się wprowadzić plan 'cukierek', poproszę Pana o poinformowanie mnie, a ja
postaram się dostarczyć jakieś subsydia. Jednym słowem sytuacja jest następująca: moi przyjaciele [z Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio]
nie wyrażają, jak dotychczas, zgody na moją propozycję, a ja szukam sposobu, aby skłonić ich do wyrażenia zgody; jeżeli zdecyduje Pan i wykona
sprawę, to także okazja dla mnie, żeby wystąpić o subsydia. W innym wypadku poczekam jeszcze, poszukam spokojnie jakiegoś
sposobu". Piłsudski i Jodko-Narkiewicz zdawali sobie sprawę z wagi podjęcia bezpośredniej akcji przeciwko Rosji. Niewątpliwie perspektywa
dalszej pomocy japońskiej radykalizowała te zamysły. PPS wstępowała powoli na drogę rewolucji zbrojnej, o której nie można było myśleć bez
materialnego i technicznego zaplecza, co w zasadzie umożliwiała tylko dalsza współpraca ze służbami Kempeitai w Europie Zachodniej. Ich
główny eksponent, Akashi myślał o zrewoltowaniu całej Rosji, w tym ziem polskich. Jednakże Piłsudskiemu zależało teraz na wyodrębnieniu ruchu
polskiego z rewolucji rosyjskiej. Pod koniec 1904 r. dysponował specjalnym funduszem na te cele, w kwocie najwyżej około 4 000 funtów
szterlingów, czyli 40 000 rubli (bez kwoty 200 Ł przekazanej Piłsudskiemu i Filipowiczowi w Tokio na podróż powrotną do Londynu oraz
wypłaconych przez Utsunomiya miesięcznych subwencji na prowadzenie prac informacyjnych w łącznej kwocie 1 210 Ł). Arsenał zgromadzonej
do tej pory broni przedstawiał się równie skromnie - w sumie około 100 sztuk. Pamiętać wszakże trzeba, że wszystko to zawdzięczał pomocy
japońskiej, dającej właściwy bodziec do rozwinięcia przez PPS zbrojnych działań rewolucyjnych. Rzucona wtedy iskra wzniecała pożar bojowych
wystąpień rewolucji na podatnym gruncie polskich dążeń emancypacyjnych w zaborze rosyjskim.

Sprawy polskie w działaniach wywiadu japońskiego w okresie rewolucji w Rosji w 1905 r.

Stosunki PPS z Japończykami opierały się na dostarczaniu im informacji o sytuacji politycznej i wojskowej w Rosji w zamian za pieniądze i
umożliwianie zakupów broni na cele akcji rewolucyjnej w Królestwie Polskim. Wojciechowski ujął to później w następujący sposób: w rozmowach z
Utsunomiya w Londynie "stanęło na tym, że Japończycy będą dawać nam pieniądze na zakup broni i ułatwiać jej odbiór w Hamburgu, a my
będziemy zbierać dla nich wiadomości o ruchach i nastroju wojsk wysyłanych na Wschód. Stosunki te były otoczone największą tajemnicą;
wiedział o nich tylko [Józef] Piłsudski, [Witold] Jodko[-Narkiewicz], [Tytus] Filipowicz i ja. Filipowicz tłumaczył na język angielski nadsyłane z kraju
informacje, składające się przeważnie z wycinków z gazet rosyjskich. Ja odbierałem pieniądze i kupowałem broń w Londynie, głównie Mauzery ze
składaną kolbą i rewolwery Savage[pierwsze dostawy broni z Hamburga zawierały tylko rewolwery systemu Velodock - R. Ś.]. Odbiorem ich w
Hamburgu i przemycaniem przez granicę austriacką zajmował się Jodko[-Narkiewicz]".

Wyraz tym wspólnym dążeniom dał Akashi w życzeniach noworocznych dla Jodki-Narkiewicza. Przesyłał "najszczersze życzenia zwycięstwa
naszej wspólnej sprawy". Uważnie obserwował zachodzące wypadki, przesiąknięte "wielką wagą ducha, który się objawia w dobrym
kierunku", mając zapewne na myśli zbrojną formę rewolucji. "Proszę przyjąć, Szanowny Panie i Przyjacielu - kończył - wyrazy mej szczerej
przyjaźni i nadziei na dobre stosunki między nami, które będą bliższe w nadchodzącym roku". Kartkę z życzeniami świątecznymi i noworocznymi
otrzymał również Wojciechowski. Wysłał mu ją Inagaki, który przyjechał z Tokio do pomocy Utsunomiya.

Wypadki rozwijały się już bardzo szybko. W nocy z 2 na 3 stycznia (według kalendarza gregoriańskiego) przyszła do Petersburga wieść o
kapitulacji port Artur. Klęska rosyjska wywołała pewne poruszenie nastrojów społecznych i politycznych w Królestwie Polskim. Przybierał na sile
ruch rewolucyjny w Rosji. Akizuki wystąpił do Komury z prośbą o przesłanie subwencji dla sfinansowania wspólnej kampanii partii rewolucyjnych i
dalszego podminowania sytuacji w Rosji. "A więc - depeszował 3 I 1905 r. - gwałtownie potrzebuję teraz około 200 000 jenów. Kiedy sytuacja się
wyjaśni, potrzebna będzie dodatkowa duża suma. W każdym razie proszę mi przysłać 10 000 jenów przekazem telegraficznym, będę mógł
wówczas zasięgnąć informacji o wewnętrznej sytuacji w Rosji. Japonia nie powinna mieć skrupułów, jeżeli chodzi o spiskowanie z partią liberalną,
którą tworzą ludzie bogaci i inteligencja, ponieważ nawet ta partia konspiruje z partiami socjalistycznymi. My, Japończycy, nie powinniśmy się
wahać, gdyż, wcześniej czy później, istnienie tej konspiracji wyjdzie na jaw, podobnie jak to już bywało w historii Europv. Jak na razie liberałowie
wykazali się zarówno w otwartej działalności, jak i zakulisowej. Wierzę głęboko, że konspiracja będzie bardziej skuteczna i mniej kosztowna niż do
tej pory". Istotną częścią tej konspiracji stanowiła współpraca z PPS, za co odpowiadał Oddział II Sztabu Generalnego w Tokio. Komura starał się
utrzymywać pewien dystans wobec spraw polskich ze względu na możliwe komplikacje w stosunkach z Niemcami i Austro-Węgrami, obawiając się
ewentualnej reakcji sąsiadów Rosji, gdyby kampania opozycyjna przerodziła się w rewolucję na pełną skalę.

Jodko-Narkiewicz w listach do płk. Akashi posyłał na bieżąco szczegółowe opisy wydarzeń w Królestwie Polskim. Raporty Jodki-Narkiewicza
komunikował Akashi do Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio. "Wydaje się - pisał Akashi 5 I 1905 r. w odpowiedzi na taki ostatni raport - że
nasze sprawy idą dobrze wewnątrz kraju, to poważne, to interesujące. Jeśli chodzi o mnie - zapewniał - pracuję bez przerwy, aby znaleźć dobre
rozwiązanie dla moich planów. To nie jest tylko kwestia 'cukierka' [tj. broni i ruchu zbrojnego - R. Ś.], lecz także innych [spraw]. Wciągnąć moich
przyjaciół [z Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio] w plan, to rzecz [teraz] łatwa, ale dosyć trudna do praktykowania. Ale ciągle będę miał
nadzieję, że powiedzie się. Gratuluję nowych sukcesów - dodawał. - Kiedy będzie miał Pan czas, proszę napisać do mnie, będę bardzo wdzięczny
za podanie stanu ogólnego 'cukierka', na przykład po wybuchu ogólny stan szkód. Przekazałem swoim kolegom wszystko, o czyim Pan napisał.
Proszę przyjąć serdeczny uścisk dłoni w nadziei na powadzenie naszej wspólnej sprawy" - powtarzał. Sprawa "wybuchu" odnosiła się zapewnie do
demolacji, wskazanych w oddzielnej instrukcji, którą Akashi przesłał "okazją", jak odnotował potem Jodko-Narkiewicz. W instrukcji tej Akashi
prawdopodobnie zawarł polecenie wysadzenia czterech mostów, dwóch między Radomiem i Jedlnią, oraz dwóch innych, w Pabianicach i w
Zduńskiej Woli.

Przeciwko samodzielności polskiego ruchu rewolucyjnego wypowiadali się działacze rosyjscy. Rozpowiadał o tym Warłaam Czerkiezow, bliski
Piotrowi Aleksandrowiczowi Kropotkinowi działacz anarchistyczny i słynny filozof. "Czerkiezow mówił mi - Filipowicz donosił 14 I 1905 r. Jodko-
Narkiewiczowi - że jego zdaniem, wszelki wybuch gwałtowny t e r a z [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] w Polsce lub na Kaukazie zahamowałby
rosyjską rewolucję i pozwoli rządowi zjednoczyć wszystkich Rosjan w walce z 'okrainami'. Pisał o tym do swoich, doradzając wstrzymanie
gwałtowniejszych kroków na dziś. 'Nasz czas przyjdzie - radził Polakom - gdy w Rosji samej będzie już wybuch' ". Akashi ulegał początkowo takim
poglądom.

Jodko-Narkiewicz odczuwał pewien zastój w kontaktach z oficerami japońskimi. Dla wyjaśnienia sytuacji i sprawdzenia intencji japońskich
partnerów wysłał do nich listy, oczekując praktycznych decyzji. Akashi otrzymał raport z wykonania poleconych demolacji mostowych. Bojowcy

13 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

PPS nie mogli wprawdzie poszczycić się znaczącymi wynikami, gdyż brakowało im elementarnej wiedzy z dziedziny pirotechniki, ale liczył się sam
fakt podjęcia tej formy walki z caratem *[Witold Jodko-Narkiewicz odpowiadał na list Motjiro Akashi z 5 I 1905 r., pisząc w sprawie demolacji:
"Zacznę od kwestii mostów, która może Pana zainteresować. Nie bardzo znam francuskie terminy techniczne, ale sprawa poszła tak: pierwszy
most pomiędzy Radomiem i Jedlnią był zbudowany z drewna. Dynamit (10 lasek = 5 kilogramów) weszło pod most. Od razu most został całkowicie
zniszczony, ale można było odbudować go nazajutrz rano. Drugi most był żelazny (z łukiem pod filarami), długość 15 metrów. Najpierw
spróbowano umieścić dynamit (18 lasek = 8,5 kilograma) w dziurze, ale nie wzięto pod uwagę, że ta dziura jest przykryta żelazną pokrywą,
solidnie osadzoną i żeby zdjąć pokrywę, potrzebny był metalowy lewar. Byli [tj. wykonawcy zamachu - R. Ś.] wyposażeni tylko w młot i małe
narzędzia. Nie mogąc powiększyć dziury i w związku z tym, że zbliżała się wyznaczona godzina obydwu eksplozji (godzina 6 wieczorem), obydwie
osoby, które tam były, zdecydowały [się] podłożyć dynamit tam, gdzie most żelazny opiera się o kamienny filar i gdzie pomiędzy mostem i murem
jest szczelina. W ten sposób mina została położona pomiędzy mostem i murem, a na górze znajdowały się drewniane podkłady, na których
położone są tory. Pomiędzy podkładami a miną było około 6 stóp angielskich. Gdy wybuchła mina, część muru została zniszczona, a podkłady i
szyny zerwane, żelazny most opuścił się o 18 cali angielskich. Nazajutrz rano uszkodzenia były już naprawione, ale jeszcze trzy dni później
pociągi jeździły puste, a ludzie wchodzili na górę pieszo. Jeżeli dynamit zostałby umieszczony w dziurze, most zawaliłby się do rzeki. Jeśli chodzi o
dwa inne mosty (w Pabianicach i w Zduńskiej Woli), nie posiadam dokładnych danych".].

Raport zawierał również ocenę możliwości podjęcia przez PPS szerszych działań, o co tak długo zabiegał Akashi. Jodko-Narkiewicz uważał, że
nadszedł "krytyczny moment" rozwoju sytuacji w Rosji. "Jeśli chodzi o nas - podkreślał 17 I 1905 r. - jesteśmy zdecydowani nie ustępować i
kontynuować walkę z taką samą intensywnością, jak dotychczas. Kwestia reform i ich wpływu na rząd, o co pytacie, jest już nieaktualna, ponieważ
wydaje się, że rząd nie chce niczego przyznać, ale jeśli miałoby to mieć miejsce, mogę powiedzieć z pewnością, którą mi daje moja znajomość
ludu rosyjskiego i polskiego, że każda reforma tylko wzmocni odwagę i żądania ludzi. A moment, w którym rząd zacznie słabnąć, będzie
początkiem jego końca". Kończył prośbą: "1.) Sytuacja zmienia się w sposób rozsądny, jak to Pan mówi, i jest bardzo prawdopodobne, że w
pewnych okolicznościach (trzeba tylko, żeby zaistniały) mógłbym otrzymać zgodę na załatwienie sprawy 'cukierków' w kierunku dawnych planów
'Aleksandra' [Motojiro Akashi]. Czy wówczas mógłby Pan, w terminie bardzo krótkim (dwa lub trzy dni) otrzymać większą sumę? Naturalnie, Pana
przyjaciele [z Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio] powinni powrócić najpierw do ich dawnych planów. 2.) Czy byłoby możliwe otrzymanie teraz
subsydiów rzędu 2 i 1/2 do 3 tysięcy [funtów szterlingów], co bardzo urządzałoby nas. Oczywiście - dodawał - jeżeli jest to niemożliwe, nie będę
zaskoczony, ale sam Pan widzi, jaki jest stan rzeczy i jakie ponadludzkie wysiłki trzeba przedsięwziąć, aby osiągnąć cel" *[Jak się wydaje,
najbardziej udaną akcją sabotażową PPS w tym czasie było wysadzenie mostu pod Jastrzębiem.].

Bez wątpienia kierownictwo PPS nic podjęło jeszcze generalnej decyzji przystąpienia do zbrojnej formy rewolucji, ze wszystkimi tego
konsekwencjami. Jednakże decyzja taka wydawała się bardzo bliska. Wiele zależało od dalszej pomocy japońskiej, co Jodko-Narkiewicz dał
wyraźnie do zrozumienia. W sprawie dalszych akcji sabotażowych Akashi sam podjął później decyzję o ich zaprzestaniu *[Motojiro Akashi
odnosząc się do dokonań absolwentów paryskiego kursu sabotażu i dywersji (Wacław Studnicki, Wacław Harasymowicz, Mieczysław Dąbkowski)
pisał: "Później próbowali wysadzić tor w kilku miejscach, ale rezultaty nie były zadowalające: zatrzymali pociąg tylko na jeden dzień, nawet w
przypadku najbardziej udanej akcji. Dlatego też ostatecznie zrezygnowaliśmy z tej imprezy".].

Na innych podstawach zbudowane były stosunki z Utsunomiya w Londynie. Jodko-Narkiewicz zamierzał pogłębić współpracę wywiadowczą.
Pisał 18 stycznia do Utsunomiya:

"Drogi Pułkowniku,

Nie przysłaliśmy Panu dwóch raportów w sprawie prasy rosyjskiej, ponieważ zauważyliśmy, że powtarzają się w nich te same rzeczy, które może
Pan znaleźć w prasie angielskiej. Inne wiadomości wysłane przez naszego agenta także, jak się zdaje, nie spełniają Pańskich wymagań. Nam są
bardzo potrzebne. Dlatego nadal korzystamy z jego usług (szczególnie po tym, jak w znacznym stopniu uzupełnił zasób naszej wiedzy militarnej),
ale nie uważamy, że powinien Pan ponosić koszty z tym związane i rezygnujemy na przyszłość z Pańskich miesięcznych subsydiów, dziękując
Panu serdecznie za dotychczasowe starania. Jednak, gdyby życzył Pan sobie cotygodniowe raporty o ogólnej sytuacji politycznej w
Rosji (nastroje panujące w kołach politycznych, działalność opozycji i partii rewolucyjnych), chętnie wyślemy je Panu, oczywiście bez żadnego
wynagrodzenia.

Pański, szczerze oddany

'Gregoire' ".

Oczywiście blefował. Nie zamierzał rezygnować z miesięcznych dotacji od Utsunomiya na prace informacyjne PPS. Przy okazji przesłał raport
wywiadowczy z dokładnymi opisami kolei syberyjskiej. Do raportu załączył zdjęcia mostów kolejowych. Przede wszystkim chodziło mu o
spowodowanie dodatkowego nacisku na Sztab Generalny w Tokio, który każdorazowo decydował o przyznaniu głównych dotacji dla PPS na
działalność rewolucyjną przeciwko Rosji. Toteż Jodko-Narkiewicz z niecierpliwością oczekiwał wieści z Londynu. Niepokoił się o brak odzewu na
przesłane przez Filipowicza informacje z Syberii. Pilnie potrzebował pieniędzy na prace wywiadowcze. Chciał również, aby Wojciechowski
pojechał do Hamburga odebrać transport broni. Wysłał mu list dla 'Inouye' (datowany 24 I 1905) w sprawie odbioru w Hamburgu 160 rewolwerów,
który miał przekazać do adresata za pośrednictwem Utsunomiya.

Utsunomiya nie mógł przystać na rezygnację z finansowania agentury PPS, bo faktycznie zgoda na propozycję Jodki-Narkiewicza oznaczałaby
odcięcie się od bardzo ważnego źródła informacji wojskowych z Syberii. O swoim stanowisku zakomunikował niezwłocznie Wojciechowskiemu. W
rozmowie 25 stycznia Wojciechowski podjął grę pozorów Jodki-Narkiewicza. "Przede wszystkim powiedział [tj. Taro Utsunomiya] - relacjonował
Wojciechowski Jodce-Narkiewiczowi - że nie może się zgodzić na takie załatwienie sprawy, jak w Twoim liście i chce nadal kontynuować
'miesięczne wypłaty'. Wojciechowski odpowiedział wymijająco, że sam decydować nie może i zwróci się w tej sprawie do autora propozycji.
Oszukiwał Utsunomiya. Miał już nawet przygotowany list z pozytywną "odpowiedzą" dla Utsunomiya, który miał zamiar wysłać mu "za jaki tydzień .
Chciał, aby Jodko-Narkiewicz wiedział o wszystkim.

Japończyk bardzo prosił o "tygodniowe sprawozdania", o jakich pisał Jodko-Narkiewicz. Przy okazji dziękował za przesłane dokumenty, a
"specjalnie Tobie" - zaznaczał Wojciechowski. "Good information'' - podkreślał przy tym Utsunomiya. Otrzymywane raporty i zdjęcia z Rosji
odbierał jako duży sukces. W wielki zachwyt wprawiły go zdjęcia mostów syberyjskich. " 'Evening' [Taro Utsunomiya] pali się do wszelkich
rosyjskich ilustracji wojennych" - komentował Wojciechowski. Japończyk prosił nawet o sprowadzenie z Petersburga "diapozytywów do latarni
magicznej" (fotoplastykon). "Kupcie wszystkie do ostatniej chwili Wojciechowski polecał w związku z tym Jodko-Narkiewiczowi. - Pójdzie [to] do
jego 'great' szefa".

Wreszcie rozmowa z japońskim attache wojskowym zeszła na temat dalszych kontaktów z Jodko-Narkiewiczem. "Za kilka dni ma tu być
'Aleksander' [Motojiro Akashi] na 2-3 dni - relacjonował dalej Wojciechowski - i będzie o tym zawiadomiony. 'Evening' [Taro Utsunomiya] pytał mi
się czy Ty czasem nie przyjedziesz zobaczyć się z 'Aleksandrem'; odpowiedziałem, że jesteś bardzo zajęty, a zresztą, jesteś w stałej

14 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

korespondencji z 'Aleksandrem'. Dla ścisłego kierownictwa PPS układy z Japończykami stanowiły wciąż ważny element jego działań i główny punkt
odniesienia w ocenie realnych i praktycznych możliwości ruchu, zwłaszcza teraz, w niestabilnym już układzie wpływów oraz relacji wobec
własnego zaplecza politycznego, które w dużej części zaczęło ulegać nastrojom chwili, traktując bunt jako wartość samą w sobie, bez
podporządkowania go szerszej idei.

Głównym przedmiotem zmartwień Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza stał się wtedy żywiołowy charakter ruchu rewolucyjnego, którego nie dawało
się ująć w karby organizacji, bazującej na programie niepodległościowym. Tu tkwiły główne przyczyny wahania się Jodki-Narkiewicza przy
określaniu możliwości dalszego wspierania wysiłków PPS o nadanie rewolucji cech wystąpienia zbrojnego. "Rewolucja zupełna - w Wa[rszawie],
Łodzi, Zgierzu strajk powszechny - pisał Jodko-Narkiewicz 29 I 1905 r. do Filipowicza. - Wcale nas to nie zachwyca i postaramy się skończyć to
prędko, ale teraz poszło, więc trzeba konsekwencje wyciągnąć".

Podobnie myślał wówczas Piłsudski "Cóż Ci napisać o tej rewolucji - zwracał się 30 I 1905 r do Wojciechowskiego. - Ludzie tu powszechnie się
cieszą i frajdują, otrzymuję co dzień z kilkanaście propozycji usług et caetera, a mnie - wstyd mi niekiedy to powiedzieć - diabli biorą. Takie to
dziecinne i głupie. [...] Rewolucja w Rosji, a my co - gorsi! I jazda. Kiedy teraz myślę, jakie wspaniałe rzeczy bez naruszenia poważniejszego sił
wydobyć by można z tego ogólnego podniecenia, gdyby zadokumentować powagę i siły ruchu, aż licho mnie bierze. No, stało się - trzeba robie
dobrą minę przy tej złej grze i myśleć o ratowaniu sytuacji, gdy, co prawdopodobne, Warszawa się wyszepnie i wytchnie. A w każdym razie
wykorzystać sytuację można i należy". To "ratowanie sytuacji" polegało przede wszystkim na scentralizowaniu własnych działań i utrzymaniu
wpływu na zbrojną formę ruchu rewolucyjnego. Wydawało się, że wystarczy mieć w rękach główne narzędzia kontroli - finanse oraz broń dla partii.

Starania Jodki-Narkiewicza o uzyskanie kolejnych dotacji japońskich zbiegły się z zamiarami płk. Akashi, który nie mając jeszcze jego listu,
sam zaproponował przekazanie dla PPS 2 000 funtów szterlingów, co chciał omówić z Jodko-Narkiewiczem w Paryżu ("będę tam około 1 lub 2
lutego i potem 5 lub 6 lutego [1905]" - komunikował) lub w Londynie. Wieczorem 2 lutego Akashi przyjechał do Paryża. Zatrzymał się w Hotel
International d'Iena, gdzie zwykle zamieszkiwał podczas paryskich wojaży. Agentura Oddziału Zagranicznego Ochrany natychmiast podjęła
inwigilację oficera japońskiego. W tym momencie służby Ochrany paryskiej prowadziły jeszcze ogólne rozpoznanie działalności płk. Akashi,
szukając możliwości bezpośredniego dostępu do niego. Agenci rosyjscy przesiadywali zwykle w holu lub w restauracji hotelu, obserwując gości,
którzy odwiedzali ich "obiekt" specjalnych zainteresowań. "W czasie swego pobytu w Paryżu widział się z wieloma ludźmi" -odnotował w raporcie
Manasiewicz-Manuiłow. Agentom Ochrany udało się poznać tylko dwa fałszywe nazwiska, bez zidentyfikowania ukrywających się pod nimi osób:
"Jempiłow" (Gieorgij Diekanozi) oraz "S. Zinger" (Konni Zilliacus).

Stłumienie 22 stycznia w Petersburgu demonstracji Gieorgija Apołłonowicza Gapona wywołało duże poruszenie w Europie, które Akashi chciał
wykorzystać do swoich planów. Wydarzenia z 22 stycznia i ich następstwa skłoniły Akashiego i Zilliacusa do planowania powszechnego
powstania. Wkrótce po "Krwawej niedzieli" Akizuki poprosił Komurę o jak przesłanie 400 000 jenów i 250 000 jenów po miesiącu. W dalszej
perspektywie przewidywał, że wydatki na cele akcji prowadzonej przez Akashiego wzrosną do 1 000 000 jenów. "Jeżeli sprawa się powiedzie -
przekonywał w depeszy z 25 I 1905 r. - myślę, że nie będzie to nierozsądne, nawet jeżeli zapłaci pan więcej. Nie ma tu podstępu. Pewien jestem,
że partner [Konni Zilliacus] nie jest osobą, która by oszukiwała. Omówiłem sedno zagadnienia z panem [Motojiro] Akashi i rozważam je
nieustannie, odkąd objąłem stanowisko ministra pełnomocnego [w Sztokholmie]. Nie ma potrzeby zastanawiać się nad postawą Niemiec i Austrii".

Według Akizuki i Akashiego wzrastało niezadowolenie w Rosji. Utrata Port Artur przyczyniła się do nasilenia ruchów antywojennych i antycarskich.
Wybuchały strajki i demonstracje. Rewolucjoniści chcieli stanąć do broni, jednakże brak pieniędzy, uzbrojenia i sprzętu uniemożliwił skorzystanie z
sytuacji. Akizuki i Akashi przestrzegali w związku z tym, że Japonia straci okazję, o ile grupy te nie przystąpią do akcji, gdyż, wcześniej czy
później powróci w państwie stabilizacja. Opowiadali się więc za udzieleniem pomocy, aby możliwie najszybciej zacząć powstanie w Rosji. W
rezultacie Komura 26 stycznia postawił kwestię, czy zbrojne powstanie wywołane z pomocą Japonii rozrośnie się do buntu na wielką skalę albo
rewolucji.

Akashi omówił z Zilliacusem, Diekanozim i Wołchowskim dalsze posunięcia przeciwko caratowi. "W wyniku dyskusji - zapisał w Rakka ryusui -
postanowiliśmy wykorzystać sławę nazwiska Gapona, żeby zaprosić wszystkie partie opozycyjne na konferencję i wówczas sporządzić wspólny
plan bardziej intensywnego działania w lecie [1905]". Szczegóły tego planu znał tylko Akashi i Utsunomiya. Zilliacus organizował Fińską Partię
Czynnego Oporu. Inne grupy radykalizowały swoje dążenia. "Nie musimy wcale kontaktować się bezpośrednio z podziemną opozycją w Rosji -
podkreślał Akizuki w depeszy do Komury - możemy omówić główną część planu z przywódcami opozycji mieszkającymi we Francji i w Niemczech,
z Polakami. Finami i Ormianami".

Dla zbadania możliwości powstania w Rosji Zilliacus pojechał do Genewy, gdzie skomunikował się w tej sprawie z działaczami Partii Socjalistów-
Rewolucjonistów. W Genewie przebywał w tym czasie Azef, który natychmiast poinformował Biuro Zagraniczne Ochrany w Paryżu o wizycie Fina.
W raporcie z 9 lutego dla Ratajewa doniósł, że Zilliacus zaproponował Komitetowi Zagranicznemu PSR przekazanie 2 000 rewolwerów do
wykorzystania podczas demonstracji robotniczych w Rosji. Podkreślał przy tym, że Zilliacus działał bardzo aktywnie, kupując broń także dla innych
partii.

Zilliacus starał się również pozyskać do współpracy socjaldemokratów rosyjskich. Niespodziewanie poparli te plany Władimir Iljicz Lenin i
Gieorgij Walentynowicz Plechanow. Ten ostatni przygotował dla "Iskry" (10 II 1905) artykuł, w którym twierdził, że w obecnej sytuacji Rosji jedynym
odpowiednim rozwiązaniem jest zbrojne powstanie przeciwko rządowi, w ostateczności przerodzone w zbrojne powstanie mas. Sukces powstania,
czyli obalenie systemu carskiego, wymagało, jego zdaniem, nie tylko agitacji wśród mas, ale także przychylnego stosunku dla celów powstania ze
strony burżuazji oraz akcji terrorystycznych mających paraliżować władze i w efekcie uniemożliwić im udaną kontrofensywę. Potem Plechanow i
Lenin przyjęli znany slogan: "marsz osobno, uderzenia razem" dla sformowania podstawy bliższej współpracy pomiędzy różnymi partiami. Nie
mogło już być chyba lepszego uzasadnienia akcji, którą podjęli Akashi i Zilliacus.

Agenci Ochrany nie zauważyli i nie rozpoznali w Paryżu Jodki-Narkiewicza. Akashi miał zwyczaj rozmawiać z zaufanymi współpracownikami w
swoim pokoju hotelowym, więc prawdopodobnie tam właśnie spotkał się z Jodko-Narkiewiczem, który przybył do Paryża 3 lub 4 lutego. "Widziałem
się z 'Aleksandrem' [Motojiro Akashi] - relacjonował potem Jodko-Narkiewicz - który mi zaproponował 2 000 Ł, żebyśmy za to wykonali jego
ulubiony projekt [tj. rozwinęli zbrojny ruch rewolucyjny - R. Ś.]. Naturalnie, że odmówiłem (właściwie powiedziałem, że to przedstawię facetom [z
CKR PPS], ale, że na pewno odmówią), powiedziałem, że potrzebujemy bardzo monety, ale musielibyśmy ją wydać zaraz, a do jego projektu
moglibyśmy przystąpić tylko w razie ponownej mobilizacji [rosyjskiej] i to nie na pewno, a wtedy potrzebowalibyśmy nowej monety - 4 i 1/2 tys[iąca]
Ł, więc wolę nie brać pieniędzy. Ofiarowywał mi zwrot [kosztów] za podróż, czego nie przyjąłem".

Jodko-Narkiewicz próbował w ten sposób podbić stawkę. Innymi słowy, gotów był przyjąć 2 000 funtów szterlingów, mając pewność uzyskania
dodatkowej sumy 4 500 funtów szterlingów. Partia, na miarę własnych możliwości, faktycznie przystąpiła już do zbrojnych demonstracji, a
Piłsudski tworzył już organizację spiskową. Nie przypadkiem nawiązał do prac wywiadowczych na Syberii. "Teraz - mówił - wyślemy znowu faceta
po takie dokumenty, jak ostatnio, przy czym zapewne będzie więcej i świeższych". Zapewnił, że "tygodniowe sprawozdania" będzie dalej pisał. Po
tej rozmowie Jodko-Narkiewicz udał się w drogę powrotną.

Akashi pozostał w Paryżu do 11 lutego, a następnie odjechał z Zilliacusem do Londynu, aby zobaczyć się z jednym z czołowych działaczy
eserowskich, Nikołajem Wasiliewiczem Czajkowskim. Przed wyjazdem zostawił do wysłania przez poselstwo paryskie depeszę do Tokio z
żądaniem wypłacenia 450 000 jenów na cele wywrotowe w Rosji. Wysiłki Akashiego poparł Motono, który 13 lutego podkreślił ze swej strony, że

15 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

konieczne jest skorzystanie, na ile się tylko da, z niepokojów w Rosji, prosząc o przysłanie przez Sztab Generalny w Tokio wnioskowanej przez
Akashiego kwoty 450 000 jenów.

W tym samym czasie Wojciechowski ustalał w Londynie szczegóły odbioru kolejnej partii broni z Hamburga. Utsunomiya otrzymał 2 lutego od
"Inouye" odpowiedź na skierowane do niego zapytanie w tej sprawie. Napisał niezwłocznie do Wojciechowskiego: "W odpowiedzi na Twój list do
pana 'Inouye' [Motojiro Akashi], datowany 24 ubiegłego miesiąca, gdzie Pan zapytał o towar, dopiero teraz dostałem list od niego i on prośbą do
mnie, aby powiedzieć Panu, że spodziewa się, że ten [towar] (160 [sztuk]) będzie w Hamburgu w połowie miesiąca".

Wojciechowski otrzymał list 4 lutego, kiedy przyjechał do Londynu, poprosił zaraz Utsunomiya o zawiadomienie o terminie dostawy broni
do Hamburga. Jednocześnie Jodko-Narkiewicz przesłał mu instrukcję sposobu odbioru transportu w Hamburgu, którą poprzednim razem uzgodnił
z płk. Akashi. "Sądzę - radził - że całość tylko z pewnym trudem weźmiesz na dwa razy (160 sztuk), a osobno będziesz musiał brać nadzienie
[tzn. amunicję - R. Ś.]". Prosił, aby zabrać od dostawcy rachunek "za całość", czyli łącznie z pierwszą dostawą, bo Akashi "obiecał to
przygotować" - zapisał.

I dalej: "Potem z rzeczami pojedziesz do W[rocławia], a tam do Ciebie przyjadą faceci. Spotkanie pierwsze na stacji, o godzinie, którą
zatelegrafujesz tu, do mnie [do Krakowa], później już będą do Ciebie łazić". W liście Jodko- Narkiewicz przesłał swoją połowę kartki do okazania
w Hamburgu przy odbiorze broni: "Załączam czek do 'tłuszczów' ".

Jodko-Narkiewicz sugerował, aby Wojciechowski spróbował zamienić przygotowane rewolwery bębenkowe Velodock na pistolety
samopowtarzalne systemu Browninga. Chciał też, aby Wojciechowski porozmawiał przy okazji z płk. Akashi. "Może byś się po drodze zobaczył z
'Ev[eningiem]' [tu Motojiro Akashi - R. Ś.] i poflirtował? - pisał 10 II 1905 r. - Opowiesz mu trochę o hecach naszych [tj. demonstracjach w
Królestwie Polskim] i prawdopodobnym wyniku. Ja w żaden sposób nie znajduję czasu pisać do niego".

Utsunomiya 11 lutego wysłał Wojciechowskiemu informację o przygotowaniu transportu 160 rewolwerów z Hamburgu .Przed chwilą otrzymałem
wiadomość od kupca [Motojiro Akash] via 'Evening' [Taro Utsunomiya] - donosił Wojciechowski 13 II 1905 r. do Jodki-Narkiewicza - że wszystko
ma gotowe, więc zaczynać pertraktacje o zmianę obstalunku tego niepodobna, a co [do] trzeciego terminu, zobaczymy. Mam zamiar wyruszyć z
'Londu' [Londynu] 16-ego [II 1905], we czwartek wieczorem, przedtem zobaczę się z 'Eveningiem', no i, rozumie się, z 'Karskim' [Tytusem
Filipowiczem]. Na czas nieobecności Wojciechowskiego kontakt z Utsunomiya przejął Filipowicz (27 II 1905 r. zmienił adres na 7 Courtnell Street
Bayswater).

Bez większych przeszkód Wojciechowski odebrał w Hamburgu drugi transport broni. Utsunomiya został w Londynie, prawdopodobnie więc
otrzymał 160 rewolwerów w obecności płk. Akashi i tak, jak przewidywał Jodko-Narkiewicz, musiał dwa razy jeździć do Wrocławia, aby w
walizkach podróżnych zabrać całą przesyłkę. Akashi i tym razem spóźnił się na spotkanie w Hamburgu. Potem na krótko pojechał do Paryża,
skąd udał się do Strasburga. "Od naszego ostatniego spotkania [w Berlinie] nie miałem czasu napisać do Pana. Poszło dobrze, prawda?" - pytał
zapewne o dostawę broni. "Nie odzywałem się do tej pory - tłumaczył - gdyż przełożyłem sprawę 'cukierka' [tzn. termin odbioru broni w Hamburgu -
R. Ś.] na inny dzień". Poinformował, że w najbliższych dniach stanie w Wiedniu. "Sądzę, że jest Pan aktualnie zajęty, ja także" - dodawał. Przy
okazji dziękował za "wizytę w Berlinie" i "papiery", które Jodko-Narkiewicz przesłał mu na adres w Sztokholmie. Wojciechowski był w tym czasie
we Wrocławiu; zapowiedział swój przyjazd do Krakowa na 23 lutego rano.

W drodze z Paryża do Strasburga Akashi wysłał list do Jodki-Narkiewicza, w którym zapewne akceptował wysunięte przez niego w Berlinie
warunki finansowe dalszej współpracy (dodatkowe 4 500 Ł) i przygotował do wypłaty sumę 5 500 funtów szterlingów. Z całą pewnością Akashi nie
mógł pozostawić sytuacji bez jej dalszej kontroli. Pomoc finansowa Sztabu Generalnego dla PPS miała charakter stały. "Jestem w trakcie wyjazdu
do Wiednia" - informował 22 II 1905 r. - "Zostanę tam prawdopodobnie do 25 [II 1905] wieczora co najmniej. Mój przyjaciel stąd [z Paryża?] dał mi
mały prezent dla Pana. Jeśli będzie Pan tak miły, proszę przyjść do mnie". Z Monachium wysłał 23 lutego wiadomość: "Prawdopodobnie otrzymał
Pan mój list z Paryża, w którym piszę, że mam do oddania Panu jedną rzecz. Sądzę, że znajdę sposób, aby ją dostarczyć".

Akashi udał się z Monachium do Wiednia, gdzie przybył 24 lutego. Oczekiwał go Wojciech Dzieduszycki. Polak przekazał informację o możliwości
zakupu w Szwajcarii kilkudziesięciu tysięcy niedrogich karabinów. Na oficera Kempeitai czekały również wiadomości od Jodki-Narkiewicza. Nie
zachował się list Jodki-Narkiewicza. Można jednak sądzić, że dotyczył on spraw finansowych i zawierał akceptację propozycji. "Tym razem żałuję,
że nie ma tu Pana - odpowiadał - bo bardzo się spieszę, żeby wyjechać. Tak więc listownie poinformuję, jeżeli zobaczę, że jest coś nowego. W
każdym razie, to leci cudownie, nieprawdaż? Widziałem tu fracht dostawy [tj. umowę na transport nowej broni]". Być może były to karabiny dla
PPS. Nie mogąc spotkać się osobiście z Jodko-Narkiewiczem, wysłał przez posłańca list, który, zapewne, zawierał pieniądze, które adresat miał
potem pokwitować. "Mój przyjaciel zobowiązał mnie do przesłania listu, który znajdzie Pan w tej przesyłce - pisał. - Gdy otrzyma Pan ten list z
listem od mojego przyjaciela, proszę powiadomić mnie o otrzymaniu go".

W Wiedniu Akashi nie zabawił długo i wyjechał do Sztokholmu. Zajął się przygotowaniami do kolejnej konferencji partii socjalistycznych i
rewolucyjnych w państwie rosyjskim.

Na postawioną przez Komurę 26 stycznia kwestię oceny możliwości rozwoju sytuacji w Rosji ministrowie japońscy w Europie odpowiedzieli
zgodnie, że działalność opozycji antycarskiej gwałtownie nasilała się. Ale istniała różnica w poszczególnych opiniach na temat perspektyw
rewolucji i tego, czy grupy opozycyjne mogą doprowadzić do sytuacji, w której rząd nie będzie mógł dalej prowadzić wojny. Akashi wykazywał, że
bez japońskiej pomocy grupy te nie zorganizują zbrojnego powstania, a nawet, jeśli im się to uda, będzie to ruch na niewielką skalę. Natomiast
Makino oceniał, że rewolucja wkrótce sama wybuchnie i wobec tego wątpił w możliwości kontynuowania wojny przez Rosję. Dla Komury
argumenty Makino miały większą wagę, gdyż nie wymagały angażowania polityki japońskiej. Opowiadał się za polityką "nieinterwencji" w Rosji. Na
szczęście Sztab Generalny sam mógł decydować o swoich tajnych funduszach.

Rolę koordynatora prac przygotowawczych nowej konferencji i łącznika z grupami opozycji antycarskicj i antyrosyjskiej pełnił Zilliacus.
Pomocnik Akashiego na początku marca przesłał do Jodkl-Narkiewicza informację o konferencji. "Nowa konferencja - odpowiadał 9 III 1905 r.
Jodko-Narkiewicz - byłaby dla nas interesująca w wypadku, gdyby dała praktyczne wyniki. Inaczej wystawimy się tylko na liczne ataki odnośnie
naszego uczestnictwa (tak, jak po pierwszym kongresie [w Paryżu]) i bez korzyści".

Ochrana dość dobrze orientowała się w planach i zamierzeniach opozycji antycarskicj i antyrosyjskiej. Z dużą bezwzględnością zwalczano
ruch rewolucyjny w Królestwie Polskim. Ochrana koordynowała prace wojska, policji i sądownictwa przy wykrywaniu działalności i bojowej PPS.
Władze wojskowe od października 1904 do lutego 1905 r. posiadały informacje o istnieniu w Krakowie składów broni PPS na cele rewolucji
polskiej. W raportach wskazywano, że broń była następnie przerzucana do Królestwa Polskiego. Mówiono nawet o Piłsudskim, jako o
organizatorze tych składów. Wszystko to nie najlepiej świadczyło o konspiracji PPS. Jednak najbardziej wartościowych informacji dostarczał Azef,
który dość dobrze orientował się w ogólnych ramach planów i działań prowadzonych przez Akashiego i Zilliacusa. Prawdopodobnie nie miał
jeszcze wówczas styczności z kierownictwem PPS. Skierował uwagę Ochrany na Hamburg, jako miejsce zakupów broni dla opozycji.

Około 10 marca Wojciechowski wrócił do Southbourne-on-Sea. Przywiózł ze sobą część broni. Wypróbował rewolwery Velodock. Różnił się w
ich ocenie od Jodki-Narkiewicza, wypowiadając się o ich skuteczności dość pozytywnie.

16 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Niebawem, 15 marca spotkał się z Utsunomiya, zdając mu relację ze swych dokonań oraz rozmów z przedstawicielami opozycyjnych grup
rosyjskich w Genewie. "W głównych zarysach - relacjonował Jodkce-Narkiewiczowi - opowiedziałem 'Eveningowi' [Taro Utsunomiya] na co się
zanosi. Bardzo go to zainteresowało i prosił, czy nie mógłby tego w krótkiej relacji zadepeszować swoim szefom. Ułożyłem to tutaj i wysłałem do
przetłumaczenia via 'Karski' [Tytus Filipowicz]. [...] 'Evening' mówił mi, że właściwie od takich interesów szefem jest 'Aleksander' [Motojiro Akashi],
ale on tę depeszę prześle nie przez niego, ale wprost od siebie. W gawędzie wyraziłem swój sceptycyzm co do powagi [Konni] Zilliacusa i jego
informacji, na co 'Evening' potakiwał głową". Akashi miał wiele zaufania do Fina i nie było wówczas możliwe podważenie jego dominującej pozycji
w grupie stronnictw opozycji antycarskiej. "Bierze mnie ochota - dodawał od siebie Wojciechowski - w korespondencji o obecnym stanie w obozie
ros[yjskim] opozycyjny (o co 'Evening' mnie teraz prosił) osmarować uboczne znaczenie poprzedniej konferencji, której Zil[liacus] i 'Aleksander',
bądź co bądź, byli głównymi inspiratorami i którą rozdymali pewnie przed swymi szefami". Potem rozmowa z Utsunomiya zeszła na temat
materiałów informacyjnych PPS. "Napiera on też wciąż - podkreślał dalej - o te tygodniowe raporty".

Już po wyjeździe Wojciechowskiego doszła do Londynu informacja o złożeniu w Hamburgu amunicji do odebranych rewolwerów.
Utsunomiya wysłał za pośrednictwem Filipowicza wiadomość dla Wojciechowskiej. "Proszę - pisał - by Pan potwierdził [to], o co Pan prosił pana
'Inouye' [Motojiro Akashi] w Hamburgu w Niemczech jakiś czas temu. Powiedział mi, że zrobi, jak Pan sobie życzy i wobec tego zostanie
przygotowana połowa towaru: 5 000 zamiast 10 000". Wojciechowski wyraził zgodę na zmniejszenie zamówienia. Nie wiadomo, co dokładnie
oznaczały te liczby Mogły oznaczać paczki amunicji (po 5 000 sztuk, zamiast po 10 000 sztuk) Wydaje się jednak, że liczba 5 000 oznaczała ilość
sztuk karabinów systemu Paula Petera Mausera z ogólnego zamówienia PPS. Natomiast trzeci transport broni obejmowałby tylko pewną partię
karabinów i rewolwerów wraz z amunicją.

Ruch rewolucyjny w kraju przybierał na sile. Dawne kierownictwo PPS traciło nad nim kontrolę. W coraz większym zakresie dochodziła do głosu
grupa "młodych" działaczy, którzy ulegali presji wypadków w Rosji zarzucając program niepodległości Polski. W partii ujawniły się silne tendencje
lewicowe, anarchizujące stosunki wewnętrzne, czego konsekwencją stał się brak kontroli organizacyjnej PPS nad ruchem rewolucyjnym. Pojawił
się pospolity bandytyzm uprawiany niekiedy pod szyldem PPS. Program partii zastępowały hasła demagogiczne, obliczone na łatwy efekt
propagandowy. W działaniach lewicowych kręgów PPS propagowano hasła "walki dla walki", bez szerszych odniesień politycznych. "Młodzi"
wysuwali program autonomii Królestwa Polskiego i federacji z Rosją rewolucyjną. Na centralnej konferencji kierownictwa PPS w Warszawie w
dniach 5-7 marca, które uznało siebie za Zjazd PPS, starano się odsunąć z Centralnego Komitetu Robotniczego "starych" działaczy PPS. Do
nowego CKR wszedł Walery Sławek, Aleksander Malinowski, Hennk Minkiewicz i Józef Piłsudski oraz Adam Buyno i Jan Rutkiewicz, którzy
reprezentowali "młodych".

Piłsudski i Jodko-Narkiewicz nie przybyli do Warszawy. Idei walki o niepodległość bronił Malinowski przeciwko stanowisku Maksymiliana Horwitza,
który opowiadał się za zarzuceniem tej walki. "Dla [Aleksandra] Prystora i dla mnie - wspominał później Sławek - cały spór był rzeczą nieistotną.
Dla nas było ważne organizowanie rewolucji, ale nie spór doktrynalny". Następował rozdział między "doktrynerstwem socjalistycznym" a "PPS
dążącą do niepodległości". Sławek i Prystor, odpowiedzialni za rozbudowę organizacji kół bojowych, nie chcieli wchodzić w spory ideologiczne,
kierując się wcześniejszymi dyspozycjami Piłsudskiego. "Wiedzieliśmy - podkreślał Sławek - że to, co się dzieje", jest tłem do rozbudowy
organizacji jako elementu siły, który się mierzy nie frazesem, ale bronią". A "dziesiątki" bojowe, "z takim trudem zorganizowane w Warszawie, stały
się zawiązkiem przyszłej silnej organizacji o charakterze bojowym. Przy czym otrzymujemy nazwę Organizacji Spiskowo-Bojowej. Tych dwudziestu
kilku ludzi [z kół bojowych] staje się zawiązkiem organizacji bojowej".

Wśród zarzutów przeciwko Piłsudskiemu pojawiły się argumenty o porozumieniu z Japończykami przeciwko Rosji. Stosunki te cały czas
konspirowano przed partią. Zawsze wiedziało o nich tylko kilka osób ze ścisłego kierownictwa PPS. Piłsudski nie miał zamiaru dopuszczać do
tajemnicy "młodych" członków CKR. " 'Jerzy' [Adam Buyno] - pisał w związku z tym Maliński - o 'Wieczorze' [tj. o tajnej współpracy z Japonią - R.
Ś.] wie tylko, że były stosunki, że 'Mieczys[ław]' [Józef Piłsudski] był tam i że sprawa zamknięta już. Więcej nic. [...] W tej kwestii zabrał głos tylko
'Walecki' [Maksymilian Horwitz], ja dałem kilka słów wyjaśnienia i zgodziłem się z wnioskiem 'Waleckiego' zaprzeczeniu wszystkiemu, jeśli sprawa
wypłynie". Teraz praktycznie przydała się legenda o niepowodzeniu misji Piłsudskiego do Tokio latem 1904 r.

Toteż Wojciechowskiego zmartwiły doniesienia z Warszawy. "Doczekać się takiej wiadomości - pisał 17 III 1905 r. - w chwili, kiedy zdawałoby
się dla najpodlejszego charakteru w organizacji nie ma innej roboty, jak tylko leźć na pazury, żeby wzmocnić organizację i jak najmocniej walić w
carat - nie chce mi się po prostu pogodzić z tą myślą". Nowe kierownictwo partii mogło rozbić organizację. "Wszak konspiracyjna spiskowa
robota - dodawał - nie opiera się tylko na takich lub innych paragrafach, ale przede wszystkim na zaufaniu i oddaniu się jej ludzi, wszystkich tych,
którzy ją zapoczątkowali, stworzyli, pchają naprzód teraz, mogą być użyci znowu itd., itd. - inaczej nie miałaby ona żadnych szans na ciągłość
swego istnienia, planowość swej roboty. No, ale do diabła ja Tobie wypisuję te rzeczy; wszak 13 lat ubiegłych utrwaliły u nas wszystkich te prawdy i
tak pięknie szliśmy wciąż naprzód, naprzód! [...] Jeśli ma być zagrożona nasza praca w takiej chwili naiwnymi rezolucjami i brudami osobistymi - to
wezmę się za pazury i w ostateczności jakoś urządzę się ze swoją rodziną, i wrócę znowu do nielegalności. [...]

A niech ich diabli wezmą z tą gorączkowością warcholską i to wtedy, kiedy zdawało się, że będziemy mogli odegrać taką poważną rolę w
szykującym się zbiorowym napadzie na carat! [...] I jeszcze są ludzie, którym się zdaje, że jak oni 'demokratycznie' naznaczą faceta, to [ten] facet
od razu będzie mieć i znajomość rzeczy, i to zaufanie u ludzi obcych, które wyrabia tylko czas i doświadczenie".

Po powrocie do Sztokholmu Akashi napisał do Jodki-Narkiewicza: "Mówi się teraz o mobilizacji [rosyjskiej] w Polsce - zastanawiał się 18 III 1905
r. - nie wiem, czy dojdzie to do skutku, czy nie. Jeżeli przez przypadek dojdzie to do skutku, a wy będziecie próbowali przeciwdziałać, tak, jak
ostatnio mówił mi Pan o tym, będę gotów do użycia moich rezerw 1 tysiąca funtów szterlingów, aby pomóc Panu w tym względzie, w celu
poszerzenia ruchu". Dodawał jeszcze: "Zawsze sprawi mi Pan przyjemność, informując mnie o sytuacji politycznej jednej lub drugiej [tzn. o
sprawach polskich i rosyjskich]".

Wymieniona kwota 1 000 Ł stanowiła zapewne dopełnienie sumy 6 500 Ł, o które Jodko-Narkiewicz wystąpił na początku lutego w Paryżu. Należy
podkreślić, że Akashi w sprawach finansowych był niezwykle skrupulatny. Pracował metodycznie. Zwykł rozliczać się ze swoimi
współpracownikami, i pomocnikami w systemie miesięcznym. Otwierał nowe rachunki po zamknięciu starych. Na koniec marca zostały
uregulowane wszystkie przyjęte wcześniej zobowiązania. "Otrzymałem Pana list, za który dziękuję - pisał 6 IV 1905 r. - Jak to się teraz skończyło,
wszystko w porządku? A propos, kilka dni temu mówiłem do mojego komisarza [tj. płatnika w poselstwie japońskim w Paryżu - R. Ś.], że jestem
Panu winny za koszty podróży do Paryża - 200 marek [około 10 Ł]. Zaufany człowiek wysłał Panu tę sumę bez czekania, ponieważ bardzo się
spieszył, aby zakończyć rachunki na koniec miesiąca. Nie wiem, czy to była suma wystarczająca, aby pokryć wydatki, które Pan zrobił na moje
konto. W każdym razie, aby Pana nie zaskakiwać, skąd przyszedł ten czek i kto go wysłał mówię, że zrobił to mój urzędnik na moje polecenie, aby
oddać to, co jestem Panu winny. Szczegóły później, gdy się zobaczymy". j

Pomimo dużych sukcesów, jakie w Mandżurii odniosła w marcu armia japońska, Sztab Generalny w Tokio doszedł do wniosku, że zasoby
ekonomiczne i militarne Japonii nie pozwalają na zajęcie większej części terytorium zajmowanego przez Rosjan i dalsze przedłużanie walki.
Podjęto więc kroki, które miały na celu wysondowanie możliwości podjęcia negocjacji o zawieszenie broni i podpisanie traktatu pokojowego,
operując argumentem siły przeciwko Rosji. Najlepszym środkiem do ostatecznego złamana rosyjskiego morale i woli kontynuowania walki miało
być sparaliżowani kraju od wewnątrz poprzez akcje wywrotowe. Rezygnowano z dawnej ostrożności w sprawie działalności wywrotowej. Japoński
rząd i Sztab Generalny zaczęły działać szybko, aby nadrobić stracony czas. Krystalizował się plan zbrojnego powstania w Rosji. Akashi otrzymał
z Tokio specjalne instrukcje zgodne z nową polityką. Na sfinansowanie zbrojnego powstania i rewolucji w Rosji przeznaczono teraz 1 000 000

17 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

jenów. "Postanowiono - zapisał Akashi w Rakka ryusui - że eserowcy przejmą wiodącą rolę, inne partie pójdą za nimi i wtedy zacznie się
działalność realizująca plan".

Odrębne miejsce w tych planach przypadało PPS, w której jednak zarysowały się dwa rozbieżne poglądy na temat oceny aktualnych możliwości
polskiego ruchu rewolucyjnego. Postanowienia VII Zjazdu oznaczały zwrot w polityce partii. Oficjalnie PPS dążyła teraz do narodowego
samookreślenia się w ramach istniejących granic politycznych, odkładając na dalszą przyszłość przywrócenie niepodległości Polski. Takie
stanowisko spotkało się z opozycją ze strony prawego skrzydła partii, które zamierzało iść w kierunku pełnego separatyzmu, zarówno wobec
rosyjskiej rewolucji, jak i nurtu lewicowego w polskim ruchu robotniczym. Opozycja kładła nacisk na odrębność interesów Polski i mobilizację sił dla
przyszłej walki o wyzwolenie się spod panowania rosyjskiego.

Do dyskusji na temat sytuacji w PPS włączył się Piłsudski. Powstrzymał rozłam w partii, starając się widzieć pozytywne elementy zachodzących
przemian. Główne przyczyny wzrostu tendencji lewicowych w PPS upatrywał przede wszystkim w słabości organizacyjnej partii wobec
"narastających rewolucyjnych potrzeb" i gwałtownym zwiększeniem się liczby zwolenników ruchu. "Stąd - podkreślał 29 III 1905 r. w liście do
Wojciechowskiego - niemożliwość opanowania ruchu, wrażenie ciągle u ludzi, że siły mamy dużo, lecz wykorzystać ich nie jesteśmy w stanie, stąd
brak efektów rewolucyjnych (lub ich mała ilość), które by wzniecały zaufanie do partii, stąd wreszcie brak ujścia energii (a stąd i niezadowolenie)
dla wielu ludzi w łamach organizacyjnych, poczucie jakiejś krzywdy komuś wyrządzonej, grymaszenie na przywódców itd.". Poza tym niejasna
ogólna sytuacja polityczna prowokowała "mniej lub więcej niemądre recepciki polityczne i rewolucyjne, jako coś, co może być programem działania
dla chwili obecnej, za co ludzie mniej wytrawni i zmęczeni nieokreślonością chwytają się jak tonący słomki". Negatywną rolę odegrała również -
dodawał - "znana tchórzliwość polityczna inteligencji naszej, która rewolucji się boi, w siebie nie wierzy i sądzi, że im skromniejsze są wymagania,
tym łatwiej je urzeczywistnić". Opowiadał się za decentralizacją dotychczasowych prac, "w kierunku usamodzielnienia i autonomii" grup partyjnych,
co tworzyłoby ujście "dla energii pojedynczych facetów", głównie nowych. Jednakże przewidywał powołanie drugiej, scentralizowanej struktury
organizacyjnej partii, która odpowiadałaby "za ściśle rewolucyjną robotę", a wobec tego - konkludował - "dla niej organizację należało i należy
wytworzyć na całkiem nowej - spiskowej podstawie". Można było liczyć na to, "że po stworzeniu odpowiedniej organizacji albo wyjaśni się sytuacja
o tyle, że można będzie wyraźnie też gadać, dokąd się zmierza, albo też, w najgorszym razie, efektami rewolucyjnymi, za pomocą
organizacji nowej stworzonymi, zamknie się gębę wszystkim politykom i recepciarzom lub się odrzuci na bok bardziej tchórzliwych". Toteż "nic nie
mam przeciwko temu, żeby większość roboty dotychczasowej spadła na barki młodych facetów. Natomiast my powinniśmy silniej niż dotąd się
zająć na [sic!] dział spiskowo-bojowy, to jedno, i na prasę, to drugie". Piłsudski przystępował powoli do budowania przyszłej Organizacji Spiskowo-
Bojowej, skupiając przy niej "starych" działaczy PPS, posiadane utajnione środki materialne oraz broń, w ramach współpracy z Japończykami.

W Genewie w dniach od 2 do 8/9 kwietnia 1905 r. obradował konferencja partii socjalistycznych i rewolucyjnych w Rosji. Na konferencję przybyli
delegaci następujących partii: Partia Socjalistów-Rewolucjonistów (Jekatierina Breszko-Breszkowska i Wiktor Czernow), Polska Partia
Socjalistyczna (Adam Buyno, Witold Jodko-Narkiewicz i Maksymilian Horwitz), Fińska Partia Czynnego Oporu (Victor Furuhjelm i Johannes
Gummerus), Łotewska Unia Socjaldemokratyczna (dwóch delegatów), Białoruska Socjalistyczna Hromada (jeden przedstawiciel), Gruzińska
Partia Socjal-Rewolucjonistów-Federalistów (Gieorgij Diekanozi), Ormiańska Federacja Rewolucyjna (trzech delegatów), Socjaldemokratyczna
Partia Robotnicza Rosji (SDPRR) grupa "Wpieriod" oraz biuro bolszewickie (Władimir Iljicz Lenin i Aleksandr-Aleksandrowicz Bogdanow), Bund
Ogólnożydowska Socjalistyczna Partia Robotnicza (Władimir Medem i Izajasz Izensztat), Łotewska Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza
(jeden przedstawiciel), Ormiańska Socjaldemokratyczna Organizacja Robotnicza (jeden przedstawiciel). W konferencji brał także udział Gapon,
którego Jodko-Narkiewicz przezwał "Gapa". Wielu przywódców socjalistycznych pogardzało Gaponem z powodu jego prostego sposobu bycia i
braku wykształcenia, ale usiłowało wyciągnąć korzyści z jego sław. Gapon miał nadzieję, że konferencja uczyni go naczelnym wodzem
rosyjskiego ruchu rewolucyjnego, co się nie potwierdziło. W drugim dniu z konferencji wycofały swój udział: Bund, Łotewska Socjaldemokratyczna
Partia Robotnicza, Ormiańska Socjaldemokratyczna Organizacja Robotnicza i bolszewicka grupa "Wpieriod" z SDPRR.

Do Genewy zjechał też Piłsudski. Obradom konferencji przyglądał się również Azef. Wtedy też Piłsudski poznał Azefa. "Dość mi się podobał ten
Żydowin..." - powiedział później do Wasilewskiego, mając zapewne na myśli jego brak wiary w siły rewolucji rosyjskiej.

Jodko-Narkiewicz z zadowoleniem przyjął rezultaty konferencji. "Wracam właśnie z konferencji". - pisał 11 IV 1905 r. do Wojciechowskiego - Dała
rezultaty daleko lepsze od paryskiej i w ogóle zadowalające". Opowiedziano się za walką zbrojną: "I walka nasza - głosiła uchwała konferencji -
walka partii rewolucyjnych wszystkich narodowości, przykutych do siebie, jak katorżnicy, kajdanami samowładczego ustroju, postępuje wciąż
naprzód, obejmuje coraz większe masy, zaostrza się coraz bardziej, chwyta się środków coraz bardziej stanowczych, aż do terrorystycznych
włącznie i pewnymi, niezachwianymi krokami zbliża się do nieuniknionego końca: do powszechnego zbrojnego powstania". Uchwalono żądanie
konstytuanty dla Rosji, a także dla Finlandii i Królestwa Polskiego, jako państw suwerennych, oraz dla Kaukazu, ale na podstawie związku
federacyjnego z Rosją. "Naturalnie - dodawał w innym miejscu - że do ruchu jednoczesnego z Rosją nie zobowiązaliśmy się, ale chcemy wiedzieć,
czy warto przygotowywać się na później". Wprawdzie zapisy ogólnej politycznej deklaracji przyjętej na konferencji pozwalały dopuszczać wniosek
o możliwości nawet całkowitego oderwania Królestwa Polskiego od Rosji, ale tylko na zasadzie wyjątkowego braku precyzji tych sformułowań
programowych. W rzeczywistości formuła dotycząca ziem zaboru rosyjskiego oznaczała odłożenie przez PPS realizacji całkowitej niepodległości
na czas nieokreślony, przez poprzestanie na żądaniu powołania odrębnego zgromadzenia ustawodawczego, jako próby uzyskania
samostanowienia w ramach dobrowolnej federacji z Rosją.

Lecz najbardziej usatysfakcjonowany był Akashi. Przyjęta deklaracja zawierała wezwanie do obalenia autokracji poprzez zbrojne powstanie oraz
ustanowienie zgromadzenia ustawodawczego, któremu powierzono by wprowadzenie republikańskich i demokratycznych rządów w Rosji,
opartych na powszechnym i równym prawie wyborczym, bezpośrednich i tajnych wyborach. "Cele rezolucji - odnotował w Rakka ryusui - były
następujące: zarówno Polacy jak i Finowie staną się niezależni od Rosji, ale połączą się z nią w federacji; eserowcy obalą obecny rząd i
ustanowią liberalny system rządów oraz federację z podporządkowanymi narodami; Białorusini i Łotysze osiągną całkowitą autonomię. Cele
dwóch ostatnich partii były bardzo ambitne i każda z nich starała się sporządzić plany utworzenia własnego, niezależnego rządu". Podjęto
ostateczne decyzje o zorganizowaniu powstania w Rosji, określając jego przybliżony termin na czerwiec 1905 r. Spodziewano się, że dominującą
rolę w powstaniu odegrają eserowcy.

Wojciechowski 11 kwietnia polecił Filipowiczowi poinformować Utsunomiya o postanowieniach konferencji w Genewie. Japoński attache wojskowy
niedawno zmienił adres, przeprowadzając się z 1 Hanger Lane na 1 Wolverton Gardens w tej samej okolicy (blisko stacji kolejki Ealing
Common Station). Filipowicz zajmował się w tym czasie tłumaczeniem książki dla Utsunomiya.

W związku z postanowieniami konferencji genewskiej Akashi rozpoczął bezpośrednie przygotowania do zakupu większej ilości broni i
materiałów wybuchowych na cele powstania w Rosji. Otrzymał z Tokio dużą subwencję na ten cel, prawdopodobnie 450 000 jenów (45 000 Ł), o
co depeszował 12 lutego. Część tych pieniędzy Zilliacus oferował Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, rzekomo jako fundusz zebrany w Ameryce,
z przeznaczeniem na uzbrojenie mas na potrzeby rewolucji. Prawdziwe pochodzenie tych pieniędzy musiało być znane kierownictwu partii, ale jak
przypuszcza Antti Kujala, po prostu wolało ono uniknąć konfrontacji z prawdą. Akashi utrzymywał bowiem przez Czajkowskiego w Londynie
bezpośredni kontakt z Komitetem Zagranicznym PSR, gdzie kwestie te rozstrzygano na bieżąco. Podobnie działo się w PPS. Plan powstania
obejmował obie partie oraz ich sojuszników. Rewolta miała zacząć się w Petersburgu, po przybyciu z zachodu okrętów z uzbrojeniem. Do
podburzenia petersburskich robotników zamierzano się posłużyć Gaponem. Cel powstania stanowiło zniesienie autokracji. Akashi zakładał, że
nawet w razie niepowodzenia powstania w stolicy, należało rozpocząć bunty tam, gdzie się tylko da, przede wszystkim w Polsce i na Kaukazie, i
nadać impet rewolucji, obejmującej stopniowo całe imperium.

18 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Teraz Akashi przygotował dla PPS kwotę w wysokości 5 000 funtów szterlingów. Pierwsza rata wynosiła 1 000 funtów szterlingów. "To, co Panu
napisałem przed kilkoma tygodniami - informował 18 IV 1905 r. Jodkę-Narkiewicza - jest już przygotowane. Mój znajomy z Londynu [tj. Taro
Utsunomiya - R. Ś.] będzie gotów dać ją [tj. ratę 1 000 Ł], gdy Pan lub Pana przedstawiciel uda się do niego. Aby odpowiedzieć na konieczności
związane ze zjazdem, mogę Panu powiedzieć, że może Pan liczyć na mnie - jeszcze [na] 4 [4 000 Ł], co daje 1 + 4 = 5 [1 000 Ł + 4 000 Ł = 5 000
Ł]. Dla 4 [4 000 Ł], o których poinformuję, nie załatwiłem jeszcze z Londynem. To dlatego chciałem Pana widzieć, a mam Panu jeszcze coś do
powiedzenia. Będzie mi miło, jeśli pokaże mi Pan program [dalszych działań], jeśli taki istnieje. W każdym razie liczę, że gdzieś spotkam Pana.
Mam nadzieję, że będę mógł pojechać do Berlina pod koniec miesiąca, jeśli Pan chce. W każdym razie, chciałbym niebawem spotkać się z
Panem". Wspomniane 1 000 funtów szterlingów Wojciechowski odebrał zapewne przed 20 kwietnia, bo wtedy Filipowicz wysunął nowe żądania.
Później nastąpiła wypłata 4 000 funtów szterlingów.

Po południu 20 kwietnia Filipowicz wybrał się do Utsunomiya. "Widziałem się dziś z 'K[amegawą]' [Taro Utsunomiya]" - pisał zaraz do
Wojciechowskiego. Omawiano rezultaty konferencji siedmiu partii socjalistycznych i rewolucyjnych w Rosji. "Zwróciłem uwagę - relacjonował
rozmowę - że obecnie moneta, wobec takiego praktycznego obrotu sprawy, bardzo potrzebna. On podziela to zdanie i ze swej strony - zapewniał -
zrobi wszystko, co tylko będzie mógł. Ponieważ jednak sam w tych sprawach decydować nie może, a dopiero razem z 'Aleksandrem' [Motojiro
Akashi], więc pisze doń (chciał go początkowo telegraficznie sprowadzić), starając się go skłonić w przychylnym kierunku. Odpowiedzi (in
principio) spodziewa się za 4 dni. Odpowiedź ma zakomunikować, przy czym z góry przypuszcza, że będzie przychylna".

Jodko-Narkiewicz przystał na propozycję spotkania w Berlinie. "Właśnie otrzymałem Pana odpowiedź - Akashi komunikował w tym samymi czasie
Jodko-Narkiewiczowi. - Będę czekał na Pana w poniedziałek [24 IV 1905] jeśli nie przyjedzie Pan do południa, wyjadę w poniedziałek lub we
wtorek rano do Paryża. W każdymi razie czekam na Pana [...]. Jeśli przybędzie Pan na spotkanie, proszę przyjść bezpośrednio do mojego hotelu
Hotel Belle Vue, Potzdamer Platz, Berlin (pokój 26) [zapewne oznaczenie dziennego terminu spotkania - R. Ś.] pod moim prawdziwym
nazwiskiem". Ostatecznie termin spotkania w Berlinie przesunięto na 26 kwietnia. "Z 'Aleksandrem' [Motojiro Akashi] zobaczę się jutro - pisał 25
IV 1905 r. do Filipowicza. - Zdaje się, że może być coś z tego, coście pisali ostatnio". Jednocześnie informował Wojciechowskiego: "Jadę dziś
wieczór, by się zobaczyć z 'Aleksandrem'. Mam nadzieję, że moneta będzie".

Spotkanie odbyło się 26 kwietnia w Berlinie. Jodko-Narkiewicz na dalsze wydatki, na broń i działania rewolucyjne, zażądał jeszcze 8 000 funtów
szterlingów. "Wracam od 'Aleksandra' [Motojiro Akashi] - pisał zaraz po spotkaniu do Wojciechowskiego - który jest pełen uprzejmości i przyjaźni
do nas. Pisał on już poprzednio, że ma tysiąc [funtów szterlingów] do naszego rozporządzenia. Teraz dodał, że może mieć więcej, ale trochę
później. Powiedziałem mu, żeby dał w takim razie dwa tysiące [funtów szterlingów] od razu, na co przystał bez targu. Prosi tylko, żeby o tych
pieniądzach, które jeszcze będą nie mówić (u nas), bo a nuż się nie uda! Otóż te pieniądze będą wypłacone przez 'Eveninga' [Taro Utsunomiya].
Także bez udziału 'Karskiego' [Tytusa Filipowicza]. Zapewne zaraz zostaniesz wezwany do ich otrzymania. Wobec hec teraźniejszych, oprócz
'Ziuka' [Józefa Piłsudskiego], nikomu o tym umówić nie będziemy". Jodko-Narkiewicz mógł znowu mówić o szczęściu, że na spotkanie z Akashim
został wybrany Berlin.

Dalsze kroki oficera Kempeitai Ochrana poznała niemal w detalach. Wieczorem 28 kwietnia Akashi przybył do Paryża. Teraz agenci rosyjscy
zamierzali roztoczyć ścisły nadzór nad jego kontaktami. Gdyby Jodko-Narkiewicz przyjechał do Paryża, łatwo mógłby wpaść w ich sidła, tak jak
się stało z Diekanozim i Zilliacusem. Agentura rosyjskiej tajnej policji politycznej w Europie Zachodniej posiadała już wtedy dosyć duże możliwości
zdobywania informacji. Jednakże wiedza Oddziału Zagranicznego Ochrany w Paryżu nie sięgała poziomu ścisłej konspiracji PPS, której
aktywność byłaby odbierana w kategoriach głównego zagrożenia dla porządku społecznego i politycznego imperium carskiego. Najwięcej uwagi
poświęcano działaniom Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, której destrukcyjnego wpływu na sytuację wewnętrzną w Rosji obawiano się najwięcej
(wraz z jej przybudówkami w rodzaju Gruzińskiej Partii Socjal-Rewolucjonistów-Federalistów). Zdobywano informacje przez przechwytywanie
korespondencji Akashiego, Diekanoziego i Zilliacusa. Podsłuchiwano także ich rozmowy.

W ręce agentów Ochrany dostał się pierwszy raport Zilliacusa z 25 kwietnia z wyliczeniem kwot przeznaczonych na działalność wywrotową w
Rosji, w tym przede wszystkim na zakupy broni w Hamburgu, a także kupno statku, który miał dostarczyć broń dla powstańców. "Praca
przygotowawcza postępuje - raportował Zilliacus - a pieniądze topnieją jak śnieg. Mam nadzieję, że przekazano Panu [...] obiecane
sprawozdanie". Wynika z niego, że Zilliacus wydatkował sumę 23 300 funtów szterlingów, ale część zamówień była jeszcze w trakcie realizacji, w
tym kupno statku. Sprawozdanie obejmowało następujące pozycje: 1.) działalność Partii Socjalistów-Rewolucjonistów (4 000Ł); 2.) statek (2 500 Ł
+ 500 Ł - jako dodatkowe koszty transportu do Londynu): 3.) inne koszty (500 Ł); 4.) 5 000 sztuk broni dla Gruzińskiej Partii Socjal-
Rewolucjonistów-Federalistów (2 000 Ł); 5.) 1 000 sztuk broni dla Partii Socjalistów-Rewolucjonistów (800 Ł); 6.) 8 000 sztuk broni dla Fińskiej
Partii Czynnego Oporu (6 400 Ł); 7.) 8 000 sztuk broni dla Polskiej Partii Socjalistycznej (4 000 Ł); 8.) 500 karabinów Mauser dla rozdania miedzy
Fińską Partię Czynnego Oporu a Partię Socjalistów - Rewolucjonistów (2 100 Ł). Prawdopodobnie wymieniona kwota 4 000 funtów szterlingów dla
PPS została ostatecznie przeznaczona na zakup 4 500 karabinów typu Spencer, Mosin i Manlicher, które kilka dni później trafiły do Szwajcarii, a
po kilku miesiącach dostały się do centralnych składów broni PPS w Galicji.

Ponadto Akashi omówił z Diekanozim i Zilliacusem propozycję Dzieduszyckiego zakupu broni w Szwajcarii. Później Diekanozi porozumiał się w tej
sprawie ze swoim dawnym przyjacielem z Gruzji, Czerkiezowem, a ten skierował go do Eugene Bauda, innego anarchisty. Baud nawiązał
odpowiednie kontakty handlowe w Szwajcarii i zaczął powoli organizować zakupy broni. "Zanim zaczął się maj [1905] - zapisał Akashi w Rakka
ryusui - gdy [Konni] Zilliacus zaczął kupować rewolwery i karabiny kawaleryjskie typu Mauser w Hamburgu w Niemczech, [Gieorgij] Diekanozi,
[Warłaam] Czerkiezow i szwajcarski anarchista [Eugene] Baud kupowali karabiny Vetterli". Akashi pozostał w Paryżu do 11 maja, a następnie
wyjechał do Londynu.

Tymczasem Filipowicz 2 maja opuścił ostatecznie "Lingwood". W ten sposób kończyła się pewna epoka. Zajął mieszkanie przy 265 Ladbroke
Grove w zachodniej części Londynu, niedaleko Holland Park Station. Miało to znaczenie jedynie symboliczne, gdyż główny ciężar decyzji
partyjnych od dawna spoczywał w rękach działaczy, którzy przebywali w Galicji albo w Królestwie Polskim. Ośrodek londyński PPS jednak spełniał
dalej ważne funkcje łączności w kontaktach zagranicznych.

Propozycja Jodki-Narkiewicza wypłaty 8 000 funtów szterlingów dla PPS została zaakceptowana. Akashi wydał dyspozycję wypłaty pierwszej
raty z budżetu majowego. W związku z tym Utsunomiya zaprosił Wojciechowskiego do siebie. Jednocześnie przyszła z Hamburga wiadomość o
terminie dostawy broni na 16 maja. "Załatwiłem już 2 tysiące [funtów szterlingów] - informował Jodkę-Narkiewicza w liście z 6 V 1905 r. - z
resztą czekam na Pana prośbę, aby móc przedsięwziąć kroki, kiedy będzie Pan chciał". Kwotę 2 000 funtów szterlingów Utsunomiya wypłacił
Wojciechowskiemu jeszcze tego samego dnia. Przy okazji rozmawiano na temat prywatach prezentów, jakie Japończycy otrzymywali od PPS.
Różne drobiazgi i wspólne fotografie spełniały ważną rolę we wzajemnych kontaktach. Na koniec Utsunomiya prosił "dowiedzieć się -
relacjonował Wojciechowski - jak rzeczy stoją z czwartą eskadrą [Floty Bałtyckiej - R. Ś.] oraz żeby go zawiadomić, jak otrzymamy [P]SR notice o
s z y k u j ą c y c h s i ę [podkreśl. w oryginale] skandalach [tzn. akcjach rewolucyjnych eserowcówj". Wojciechowski zakomunikował również
nowy adres kontaktowy z PPS w Londynie. Gotów był możliwie najszybciej jechać do Hamburga po odbiór trzeciego transportu broni.

PPS wykazywała najwięcej inicjatywy i starań do praktycznego wyzyskania pomocy japońskiej, ale nie wysuwała własnego planu powstania,
starając się jedynie wytworzyć klimat sprzyjający podjęciu w jakimś dogodny momencie działań powstańczych. Inne grupy polityczne, w tym przede
wszystkim fińska oraz eserowska, znajdowały się dopiero w fazie początkowej konstrukcji praktycznych planów powstania zbrojnego przeciwko
władzy carskiej, jak tego oczekiwał Akashi. Zakupy i odbiór broni posuwały się powoli. Toteż Akashi zatelegrafował 7 maja do Tokio, informując, że

19 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

trudno będzie dotrzymać ostatecznego terminu powstania w Rosji, wyznaczonego pierwotnie na czerwiec 1905 r. *[Motojiro Akashi 7 V 1905 r.
depeszował z Paryża do szefa Sztabu Generalnego w Tokio, Aritomo Yamagata: "Wciąż utrzymuje się stan chaosu na Kaukazie. Chłopi plądrują
ziemie należące do państwa i nie płacą podatków. Nadal zdarzają się zamachy: rząd robi niewiele, żeby zapobiec anarchii. Jedyna możliwość
działania to przyszły bunt. Polska idzie w ślady Kaukazu. Partia socjaldemokratyczna [tj. Polska Partia Socjalistyczna - R. Ś.] gotowa jest
rozpocząć powstanie tego lata. Jeżeli wiele małych partii będzie miało broń, nie nie powstrzyma dalszych konfliktów. Istnieje nadzieja, że Fińska
Partia Umiarkowana rozdzieli się i powstanie nowa frakcja o twardej linii. Po powrocie przedstawię szczegółowy raport. Partia Socjalistów-
Rewolucjonistów donosi, że grupa rosyjskich oficerów, licząca 140 członków, zadeklarowała chęć współpracy z tą partią. To posunięcie może
przyciągnąć żołnierzy na stronę rewolucji. Ludzi zachęca się, żeby plądrowali ziemie rolne należące do państwa. Wszystkie partie zaczęły
kupować broń w Szwajcarii, Hamburgu i innych miejscach. Spodziewamy się, że uda nam się kupie stare karabiny za około siedem jenów sztuka.
Jak donosiłem, przywódcy są przekonani, że zaplanowane na lato powstanie odniesie sukces. Ale Polska Partia Socjalistyczna, Partia Kaukazu i
ja niepokoimy się o perspektywy tego sukcesu. Proszę, byście wzięli pod uwagę jak najlepsze ich uzbrojenie. Sekretarz [Konni Zilliacus] powinien
wkrótce zjawić się w Londynie i poczynić przygotowania do przemytu broni. Choć przygotowania przebiegają jak opisano wyżej, obawiam się, że
mogą być kłopoty z przeprowadzeniem wszystkiego".]. Wobec tego zmieniono pierwotne założenia planów powstańczych w Rosji. Przeciągano na
następne miesiące okres bezpośrednich przygotowań rewolucyjnych, nie precyzując bliżej momentu wybuchu rebelii.

Po długim okresie milczenia dał znać o sobie Turski. Podczas pobytu w Sztokholmie mógł się przekonać o zupełnej rozbieżności interesów
ruchu polskiego i rosyjskich sił rewolucyjnych. Tradycyjnie już informacje, jakie przekazywał autor listu, nie znalazły właściwego zrozumienia u
adresata, a kontakt z nim pozostawiono bez dalszego biegu.

Wojciechowski z niepokojem obserwował przemiany, jakie zachodziły w organizacji partyjnej. Słusznie zauważył później. że "młodzi" działacze
nie dawali żadnej gwarancji samodzielności akcji polskiej w razie wybuchu rewolucji w Rosji. Jidko-Narkiewicz informował go o wszystkim na
bieżąco. " 'Mietek' [Józef Piłsudski] pojechał do rodziny [tj. do kraju - R. Ś.] - donosił w liście z 11 V 1905 r. - Plan nasz jest taki: tworzyć
org[anizację] spiskową i uzależnić ją od CKR tylko u góry przez Wydział [Spiskowo-Bojowy]. Do Wydziału nabrać ludzi odpowiednich [...]. Tę
org[anizację] pchać monetą i ludźmi, by rozrosła się jak najbardziej. To pierwsza cześć planu, w którą ja nie bardzo wierzę. Druga - doprowadzić
do nowej Rady [Partyjnej], która by 'dopełniła' uchwały poprzedniej i wróciła wszystko na dawne tory, zmieniając do pewnego stopnia CKR". W ten
sposób Piłsudski zamierzał przygotować grunt dla rewolucji zbrojnej w Królestwie Polskim, której główną siłę miały stanowić zorganizowane
bojówki. O ich materialnym i technicznym zapleczu decydowała pośrednio pomoc japońska.

Dostawa zamówionej broni do Hamburga opóźniała się. "Co słychać z karabinkami?" - pytał Jodko-Narkiewicz. "Od tej bestii nie niemieckiej [tj.
'Inouye', czyli Motojiro Akashi - R. Ś.] nic - denerwował się Wojciechowski w liście Jodki-Narkiewicza z 17 V 1905 r. - jeśli i jutro nie
będzie [wiadomości], atakuję przez K[amegawę]' [Taro Utsunomiya]". Filipowicz na bieżąco tłumaczył materiały dla Japończyków. Wojciechowski
niecierpliwił się, gotów był nawet jechać do Hamburga, by tam oczekiwać zawiadomienia o możliwości odbioru transportu. W końcu Utsunomiya
zawiadomił, że "towar" dojedzie na miejsce 25 maja. Niebawem przełożono także ten termin. Wojciechowski spotkał się z Utsunomiya 26 maja,
otrzymując kolejną dotację. "Pewno się dziwisz, że jeszcze siedzę - informował tego dnia Jodkę-Narkiewicza. - We wtorek [23 V 1905]
otrzymałem wiadomość, że towar wyjedzie z fabryki 23-go [V 1905], a 25-go [V 1905] będzie u 'ananasa' [tj. u 'Inouye', czyli w dyspozycji Motojiro
Akashi - R. Ś.], na tej podstawie obstalowałem sobie bilet, wybierałem się dziś ruszyć, gdy naraz otrzymuję od 'K[amegawy]' [Taro Utsunomiya]
telegram, by być dziś u niego o 3-ej. Boję się, że wyrosły jakieś komplikacje międzynarodowe. Z 'Londu' [tj. Londynu] dziś jeszcze napiszę do
Ciebie. W każdym razie pojadę, bo już mam randkę, no i trzeba zabrać choćby ostatek [tj. miesięcznej raty albo dotacji] z lutego [1905]". Po
spotkaniu dodawał: "Wracam od 'K[amegawy]' [Taro Utsunomiya]. Pilno mu było oddać mi nowe trzy tysiące 'kościuszków' [tzn. 3 000 Ł - R. Ś.], o
czym zawiadamiam Cię depeszą''. Widocznie jednak wystąpiły znowu jakieś kłopoty. Jeszcze 27 maja "Inouye" porozumiewał się telegraficznie z
Utsunomiya w tej sprawie. Wyjechał prawdopodobnie 30 maja.

W końcu maja Akashi przesłał Jodko-Narkiewiczowi kalkulację ostatniej subwencji 8 000 funtów szterlingów, przyznanej na wydatki PPS do końca
czerwca 1905 r. "Otrzymałem Pana list i myślę - pisał - że Pan otrzymał to, o co mnie prosił. Tak wygląda do tej pory: 8 [tj. 8 000 Ł - R. Ś.]. -
[minus] 2 [2 000 Ł] (pierwsza prośba) [tzn. kwota wypłacona 6 V 1905 r. Stanisławowi Wojciechowskiemu przez Taro Utsunomiya] - [minus] 3 [3
000 Ł] (2 prośba, która miała być załatwiona 25 [V 1905] w Londynie) [kwota wypłacona przez Taro Utsunomiya dla Stanisława
Wojciechowskiego 26 V 1905] = 3 [3 000 Ł] (reszta). Ale mogę obiecać Panu jeszcze coś - 2 [2 000 Ł] jest pewne. Tak więc zostaje Panu
jeszcze 5 [5 000 Ł], po odjęciu tego, o co Pan już prosił. Ponieważ jeszcze przez kilka tygodni będę na południu, proszę się zwrócić do mego
znajomego 'Kajima' [Kikutaro Oi] z Berlina, poprzez którego otrzymam szybciej Pana list, niż poprzez mego przyjaciela ze Sztokholmu. [Tsunekichi
Nagao]. Jeśli chodzi o tego ostatniego, on także jest człowiekiem pewnym. Tak więc można bez obaw pisać na te dwa adresy, nawet jeśliby przez
roztargnienie otworzył list. To właśnie dzięki ich pomocy pracuję. Wciąż myślę, żeby Panu dobrze przygotować. Jeśli chodzi o innych
[współpracowników], sądzę, że także oni zaczynają dużo pracować i wszystko dla Pana przygotowywać". Jodko-Narkiewicz miał więc bezpośredni
kontakt z dwoma najważniejszymi pomocnikami Akashi w Europie, z attache wojskowymi w Sztokholmie i z attache wojskowym w Berlinie.
Świadczyło to o dużym zaangażowaniu przedstawicieli Kempeitai w sprawy polskie i zaufaniu, jakim cieszył się Jodko-Narkiewicz u delegatów
japońskich.

Z drugiej strony kontakty japońskie należało możliwie najgłebiej zakonspirować nawet w samej partii. O ostatnich większych wypłatach na cele
ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim wiedziały tylko trzy osoby. "O nowych 'kościuszkach' (tj. funtach szterlingach - R. Ś.] - Jodko-Narkiewicz
informował 11 V 1905 r. Wojciechowskiego - wie tylko 'Miecz[ysław]' [Józef Piłsudski], 'Edward' [Witold Jodko-Narkiewicz] i 'Edmund'
[Stanisław Wojciechowski]". W tym poleceniu zawierał się schemat konspiracji i podległości w sprawach "wieczorowych". Najważniejsze decyzje
podejmował Piłsudski. W oparciu o jego wolę i ogólne dyspozycje działał Jodko-Narkiewicz, mając w Londynie Wojciechowskiego do pomocy.
Niebawem Jodko-Narkiewicz poszedł jeszcze dalej, wykonując najpewniej zamierzenie Piłsudskiego. Kazał Wojciechowskiemu wyłączyć z
oficjalnych "rachunków londyńskich" kwoty, które otrzymywano od Japończyków. "Ale musicie zrobić tak - pisał 28 V 1905 r. - by n i e [podkreśl. w
oryginale - R. Ś.] uwzględnić wcale dochodów 'wieczorowych'. Więc w dochodach podajecie tylko te sumy, które wpływały do Was za
wydawnictwa, składki etc. oraz te części sum dawanych przez Anglików, które wyście otrzymywali. Wszystkie rozchody zmniejszcie o całą sumę,
którą otrzymaliście z pieniędzy 'wieczorowych'. [...] Dochody i rozchody za cały miesiąc - podkreślał na koniec - zawsze bez
pieniędzy 'wieczorowych'. List ten naturalnie do arch[iwum] 'wieczorowego' ".

Warto odnotować, że tylko niewielka część pieniędzy "wieczorowych" szła na utrzymanie kierownictwa partii w Krakowie (Józef Piłsudski,
Witold Jodko-Narkiewicz, Aleksander Malinowski, Bolesław Antoni Jędrzejowski, Leon Wasilewski) oraz przedstawicielstwa w Londynie (Tytus
Filipowicz, Stanisław Wojciechowski). W sumie była to kwota około 252 funtów szterlingów miesięcznie.

Konsekwencje prowadzenia poufnych kontaktów ze służbami Kempeitai przez Piłsudskiego i jego najbliższych współpracowników sięgały coraz
głębiej. Obejmowały teraz trzy podstawowe elementy, które współcześnie zaczynały określać podobne nieformalne związki organizacji
politycznych z obcymi im służbami wywiadu: 1.) centralizację i ścisłą konspirację kontaktu oraz ograniczenie do minimum kręgu osób
bezpośrednio powiązanych współpracą w obrębie grupy, w oparciu o którą realizowane są cele, korzystne z punktu widzenia interesów
zewnętrznego dysponenta podejmowanych zadań; 2.) wyłączenie z głównego ciągu kancelaryjno -archiwalnego akt dokumentujących tajne
powiązania, przy niszczeniu materiałów zbędnych, które nie miały znaczenia dla przyszłych kontaktów (np. różnego rodzaju pokwitowania); 3.)
odłączenie z ogólnych rachunków kasy partyjnej wpływów i wydatków związanych bezpośrednio ze współpracą wywiadowczą.

Przedmiotem specjalnej troski Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza pozostawała służba informacyjna, jako główny, operacyjny łącznik dwóch struktur

20 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

organizacyjnych, PPS i Kempeitai, dający podstawy szerszej współpracy, o znaczeniu politycznym. "Jakem się teraz rozejrzał - martwił się Jodko-
Narkiewicz - strasznie mało [informacji] teraz posyłamy. Trudno to idzie, bo oni [tj. Rosjanie - R. Ś.] widocznie nie wysyłają żadnych jednostek
całych, ale tylko po kilkudziesięciu albo paruset [żołnierzy] z pułków rozmaitych. W każdym razie zrobiłem starania, żeby więcej wiadomości
mieć". Niebawem mógł zapewnić o zmianie tej sytuacji. "Wkrótce - zapowiadał 28 V 1905 r. Wojciechowskiemu - wyślemy faceta tam [tj. na
Syberię], skąd dostawaliśmy wiadomości o ogólnej liczbie wojsk, które poszły i które wróciły po nowe wiadomości. Czekam tylko listu od
'M[ieczysława]' [Józefa Piłsudskiego], bo może on pośle sam kogo".

W tym samym czasie Wojciechowski pojechał do Hamburga, aby zrealizować zamówienie na broń. Spotkał się 1 lub 2 czerwca z Akashim.
Ochrana prowadziła ścisły nadzór jego poczynań nawet podczas podróży. Agenci tajnej policji rosyjskiej znali niemal każdy jego krok w Hamburgu.
Jak wynika z raportów agentury wysłanej do Hamburga, Ochrana nie wpadła na trop Wojciechowskiego i nie wyśledzono odbioru transportu broni
dla PPS, co wystawiało złe świadectwo pracy agentów Ochrany, za to dobrze mówiło o zdolnościach konspiracyjnych Wojciechowskiego.

Tym razem Wojciechowski otrzymał prawdopodobnie pierwszą partię rewolwerów Savage i małych karabinów Mauser wraz z potrzebną
amunicją. Mauzery miały składaną kolbę i znakomicie nadawały się do walk ulicznych. "W końcu maja [1905] - wspominał Wojciechowski -
musiałem znowu wyruszyć z domu, żeby odebrać w Hamburgu ostatni transport broni, ponieważ [Witold] Jodko [-Narkiewicz], zajęty innymi
sprawami, nie mógł tego wykonać. Broń i amunicja były złożone w składach towarowych przy porcie, w których nasz znajomy Japończyk [Motojiro
Akashi] miał pomieszczenie. Broń przenosiłem w ręcznych walizkach do hotelu i ładowałem do dużego kosza. Z tym bagażem pojechałem do
Wrocławia i zatrzymałem się w hotelu najbliższym dworca. Tutaj przychodzili do mnie: [Józef] Dąbrowski ['Comber'], [Władysław] Rożen[-Jaxa]
['Barnaba'], [Ewelina] Wróblewska i Szrejberówna [obecnie Janowa Piotrowska]. Zabierali broń i amunicję na sobie dla przewiezienia przez
granicę [austriacką]. Gdy kosz i walizki zostały w ten sposób opróżnione, pojechałem do Krakowa, a stąd, za paszportem austriackim, do
Warszawy, jako delegat Komitetu Zagranicznego [PPS] na zwołaną w tym czasie Radę [PPS]". Wojciechowski mógł w ten sposób przewieźć
najwyżej kilkaset sztuk broni. Reszta była zapewne odbierana już bez konieczności odwoływania się Akashi i Utsunomiya.

Rada Partyjna Centralnego Komitetu Robotniczego PPS obradowała w Józefowie pod Warszawy w dniach 15-18 czerwca. Piłsudski swoje
stanowisko określił tuż przed Radą. "O ile sądzić mogę z rozmów z dosyć dużą ilością ludzi - pisał do Malinowskiego - głównym atutem przeciwko
tak zwanym 'starym', 'klice', 'zagraniczarzom' jest kwestia powstania, rozumianego naturalnie w nadzwyczaj naiwny i dziecinny sposób - tworzenia
armii etc. Wiąże się z tym sprawa zszeregowania się z ruchem rosyjskim taka sobie głupia wiara w Rosję i jej siły nawet nie rewolucyjne lub
socjalistyczne, lecz opozycyjno-liberalne, a my do tego wszystkiego na przyczepkę". Wszak najważniejsze pozostawało stanowisko programowe.
"Wobec istnienia ruchu rewolucyjnego w Rosji, wzmagającego się i rozwijającego się - uważał - nie będziemy dawali hasła do rewolucji u nas, nim
tam się rozpocznie większa awantura i ostre starcie samowładztwa z rewolucją". Stąd "niepodległy byt państwowy, jako grunt, na którym stoimy i
zejść zeń nie chcemy, myśląc wykorzystać wszelką chwilę odpowiednią dla realizacji tego żądania i potrzeby". Dlatego - podkreślał - "w sprawie
rewolucji i powstania nic nie myślę, uważając za absurd całą tę kwestię".

Do Józefowa przyjechało niemal całe kierownictwo PPS, na czele z Piłsudskim, Jodko-Narkiewiczem i Wojciechowskim. Główna debata
poświęcona była sprawie stosunku PPS do rewolucji w państwie rosyjskim. Dyskusję zainicjował Marian Bielecki, jeden z kierowników lewicowego
skrzydła PPS. Omawiane zagadnienie określił jako "kwestię centralną partyjnej taktyki i programu". Nie wierzył w skuteczność samodzielnego
działania polskiego ruchu rewolucyjnego i możliwość istnienia niepodległej Polski. Wypowiadał się przeciw idei odrębnego polskiego powstania
zbrojnego. "Jeżeli kto mówi - wskazywał - że nie wiemy, jakimi drogami rewolucja pójdzie, że nie możemy się pozbywać haseł powstańczych, to to
nie jest odpowiedz, bo realizować naszych haseł przy samowładztwie w żadnymi razie nie można". Toteż "ruch rewolucyjny w Polsce nie ma
widoków powodzenia bez upadku absolutyzmu w Rosji".

Samodzielność ruchu polskiego łączono niemal automatyczne z ideą powstania przeciwko Rosji. Za głównego promotora polskiego powstania
uchodził Piłsudski. Krytyka kierowana pod jego adresem miała podważyć program niepodległościowy PPS, który odsuwał w czasie moment
podjęcia bezpośredniej walki. Wojciechowski stwierdził, odpowiadając Bieleckiemu, że "w chwili obecnej musimy stać na stanowisku, że rewolucja
w Rosji jest wprawdzie w stanie początkowym, ale jest to punki wyjściowy dla nas przy formowaniu naszych zadań na bieżącą chwilę". Dopiero
jednak Piłsudski obnażył nihilizm i miałkość politycznych sądów swoich oponentów, chociaż nie znalazło to praktycznego wyrazu w uchwałach
programowych Rady Partyjnej.

Wyodrębnienie polskiego ruchu z rewolucji rosyjskiej wcale nie oznaczało przyjęcia wariantu powstańczego. Zasadniczo stosunek do hasła
niepodległości wyrastał ze stanowiska wobec ruchu rewolucyjnego w Rosji. "Jestem również pesymistą i sądzę - mówił 16 VI 1905 r., nawiązując
do wystąpienia Wojciechowskiego - że ruch nasz będzie się musiał rozwijać bardzo długo, albo też będzie zależał od zewnętrznych okoliczności".
Krytycznie odnosił się do rosyjskiego ruchu rewolucyjnego, jako sojusznika najdalszych celów Polaków. "Chciałbym przedtem - dodawał 17 VI
1905 r. - usunąć wiatrak, który stanie na przeszkodzie przy dyskusji rzeczowej - mianowicie kwestię powstania zbrojnego. Ja osobiście jestem
najwięcej oskarżany i [obarczany] zarzutami powstańczymi". Tymczasem "od początku wojny stoję na stanowisku, że tzw. powstanie nie jest dziś
jeszcze na czasie" Podkreślał: "Nie jestem za powstaniem, nie jestem strachajłem romantycznym, za jakiego mnie kolportują; zapatruję się na
rewolucję powszechną, jako na jedną z ewentualności, jakie nas czekają; nie przepisując [sic!] biegu historii zawczasu, nie śmiem twierdzić, czy
do tego w wypadku dojdzie. Powstanie jest tylko jedną z ewentualności. Ja należę do tych, którzy chcieliby się doczekać tego powstania". Obecnie
"taktyka rewolucyjna w zasadzie powinna polegać na tym, aby podnieść w ludziach wszystko to, co może wywołać czyn".

Piłsudskiemu wtórował Jodko-Narkiewicz. Uważał on, że "samodzielne zbrojne porwanie się proletariatu polskiego w celu zrealizowania naszego
programu w chwili obecnej nie jest na czasie, jest niemożliwością. Wypadki, stworzone w pierwszym rzędzie przez klęski wojenne caratu, a
następnie spotęgowane wrzeniem rewolucyjnym w całym państwie, wrzeniem, którego - mamy nadzieję - nie uda się rządowi ani zgnieść na długo,
ani załagodzić cząstkowymi reformami - wypadki te nastąpiły, gdy jeszcze nie byliśmy w stanie rzucić się w bój śmiertelny z najazdem, z nadzieją
zwycięstwa. N i e d o p o w s t a n i a z a t e m w z y w a m y d z i s i a j p r o l e t a r i a t p o l s k i, a l e d o c i ą g ł e j, n i e u b ł a g a n e j,
p o t ę g u j ą c e j s i ę z d n i e m k a ż d y m w a l k i r e w o l u c y j n e j [podkreśl. w oryginale - R. Ś.], walki, która by istniejącą już dzisiaj w
kraju naszym siłę rewolucyjną przetworzyła w tę potęgę, jak jest potrzebna dla ostatecznej rozprawy z wrogiem".

W efekcie Rada doszła do konkluzji, że rewolucja nie może być "jednorazowym wybuchem, którego moment z góry się oznacza i który polega na
otwartej i powszechnej wojnie armii rewolucyjnej przeciwko armii rządowej - nie jest zatem ani powstaniem w dawnej formie polskiej, ani
krótkotrwałą walką barykadową [jak w Europie Zachodniej), lecz procesem społecznym rozłożonym na dłuższy okres czasu i składającym się z
całego szeregu potęgujących się i mnożących, coraz powszechniejszych i różnorodniejszych ataków na rząd".

Kierownictwo PPS przejęli formalnie "młodzi" działacze. Piłsudski podał się do dymisji z Centralnego Komitetu Robotniczego PPS, a Rada
przyjęła postulowaną wcześniej podwójną formułę taktyki działania, która umożliwiała funkcjonowanie obok siebie dwóch nurtów w partii. "Młodzi"
mogli się "wyżyć" w dziale prac przygotowawczych i organizacyjno-agitacyjnych, a "starzy" najchętniej widzieli siebie w grupach spiskowo-
bojowych. W praktyce się nie zmieniło. Piłsudski i Jodko-Narkiewicz pozostawali najważniejszymi osobami w partii, a wyniki Rady Partyjnej w
Józefowie nie miały żadnego wpływu na sprawy "wieczorowe".

Pozostałe 5 000 funtów szterlingów z dotacji majowej na ruch rewolucyjny w Królestwie Polskim otrzymał 20 czerwca Filipowicz. " 'K[amegawa]'
[Taro Utsunomiya] wręczył mi wczoraj wieczór, co miał" - informował 21 VI 1905 r. Jodkę-Narkiewicza. Postanowił, że sam odwiezie pieniądze
Jodce-Narkiewiczowi. Następnego dnia wrócił do domu Wojciechowski. Rozminął się w drodze z Filipowiczem, który udał się do Krakowa. "Jest tu
'Karski' [Tytus Filipowicz] - Jodko-Narkiewicz informował 25 VI 1905 r. Wojciechowskiego. - Przywiózł monetę, o którą pisałem z drogi!".

21 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

W ostatnich dniach czerwca Akashi przyjechał do Londynu, aby - jak pisał potem - zrobić dalsze "przygotowania do zjednoczenia ruchu
opozycyjnego" w Rosji. Zatrzymał się w Charing Cross Hotel, dużym i eleganckim hotelu, cieszącym się międzynarodową sławą. Widział się tam
z Zilliacusem i Gaponem. Omawiano sprawy transportu broni do Rosji. Akashi wyczuwał, że był obserwowany. Wiedziałem - wspominał później -
"że Ochrana więcej uwagi zwraca teraz na przemyt broni do Rosji niż przedtem. Ważne stało się się więc, aby kupować i przewozić broń bardzo
ostrożnie". Wraz z tymi decyzjami podjęto konkretne przygotowania do powstania w Rosji.

Po kilku dniach Akashi przeniósł się do Craven Hotel, małego hotelu przy Craven Street. Teraz - podkreślał w Rakka ryusui - "nikt oprócz
[Taro] Utsunomiya nie znał tego adresu". Korespondencję i łączność z przedstawicielami opozycji antycarskiej i antyrosyjskiej utrzymywał przez
punkt kontaktowy na Clifton Villas, pod numerem 3; na hasło "George Martin". Okazało się niebawem, że również nowe miejsce pobytu przy
Craven Street nie było bezpieczne. Otrzymał tam nawet list z ostrzeżeniem przed Ochraną.

Być może z tych właśnie powodów nie spotkał się w Londynie z Wojciechowskim, przekazując listownie wiadomości do Jodki-Narkiewicza.
"Jestem tu od jakiegoś czasu - pisał 27 VI 1905 r. - i już kilka dni temu otrzymałem Pana bardzo miły list z gratulacjami, który bardzo mnie
wzruszył. W tym samym liście prosił Pan o przysłanie wszystkiego, co Panu obiecałem. Ja już to załatwiłem i Pana przyjaciel stąd [Tytus
Filipowicz] powinien otrzymać to kilka dni temu. Tak więc, to na pewno już dotarło do Pana, ponieważ mój przyjaciel [Taro Utsunomiya] załatwił to,
wysyłając przez Pana znajomego. Tak więc, wszystko, co panu obiecałem do tej pory, zostało wykonane. Teraz, gdy z dnia na dzień nadarza się
odpowiednia chwila, robię Panu jeszcze jeden prezent w postaci 5 t[ysięcy] [funtów szterlingów]. To ostatnia rezerwa, jaką zachowałem do tej pory.
Będzie to Pan miał poprzez Pana tutejszego znajomego [Stanisława Wojciechowskiego]. Mam nadzieję, że Pan to zaakceptuje, aby lepiej
przygotować się, ponieważ jest to bardzo ważny moment dla Pana, jak i dla nas. [...] Gdyby ten prezent do Pana dotarł, proszę powiadomić mnie o
tym". Akashi załączył w liście do Jodki-Narkiewicza połowę kartki z adresem: "57 Margaret Street, Cavendish Square, London, W.". Był to rodzaj
kwitu, z którym osoba wyznaczona przez Jodkę-Narkiewicza miała się zgłosić pod wskazany adres, aby odebrać pieniądze, otrzymując przy tym
drugą część kartki, z wypisanym nazwiskiem: "Akashi". Jodko-Narkiewicz powiadomił Wojciechowskiego o spodziewanej wypłacie. "Oprócz 5
m[ile] [tzn. 5 000 Ł - R. Ś.], które 'Karski' [Tytus Filipowicz] przywiózł (o poprzednich mu nie mówiłem) 'Aleksander' [Motojiro Akashi] mi pisze, że
mamy u niego jeszcze 5 m[ile] [5 000 Ł]!!! Jedź że zaraz do 'K[amegawy]' [Taro Utsunomiya] z zabieraj monetę, albo, jeśli chcesz, odwiedź -
'Aleksandra' ".

Broń na cele powstania zbrojnego w Rosji cały czas gromadzono w Szwajcarii. Zajmowali się tym Akashi, Zilliacus, Diekanozi i Czajkowski.
Kupiona broń przeznaczona była dla eserowców, członków Fińskiej Partii Czynnego Oporu, PPS i rewolucjonistów gruzińskich. Akashi planował
wysłanie karabinów nad Bałtyk i w rejon Kaukazu. Przygotowaniami transportu bałtyckiego zajmował się Zilliacus. Konieczny okazał się zakup
statku o wyporności niemal 700 ton. Akashi zwrócił się z tym do Sztabu Generalnego w Tokio. Szybko otrzymał zgodę na kupno statku. Wszystkie
sprawy związane z transportem morskim broni zlecił Minokichi Yanagidani, który prowadził oddział firmy Takada & Company w Rotterdamie. Na
polecenie zakupiono frachtowiec John Grafton (formalnie przemianowany na Luna).

Sprawy związane z przetransportowaniem broni nad Morze Czarne zamierzał Akashi omówić ostatecznie z Diekanozim. Na początku lipca udał
się w tym celu z krótką wizytą do Paryża. Przy okazji chciał sprawdzić otrzymane w Londynie informacje o zagrożeniu ze strony Ochrany.
Wiadomości te potwierdziły się. Dowiedział się, że Ochrana paryska szczególnie interesowała się zakupami broni dla ruchu opozycyjnego w
Rosji, dysponując na ten temat dość dużą wiedzą. Przedsięwziął specjalne środki ostrożności. Wydawało się, że Ochrana nie orientowała się
tylko we współpracy z Polakami.

W lipcu kontakt z Utsunomiya i Inagaki utrzymywał w zasadzie Filipowicz, który 6 lipca wrócił z Krakowa, po oddaniu 5 000 funtów szterlingów
Jodko-Narkiewiczowi. Tłumaczył i przesyłał do Japończyków raporty wywiadowcze z Rosji, które otrzymywał z Krakowa. Widział się z
Utsunomiya 7 lipca. Kilka dni później otrzymał od niego rosyjski tekst do tłumaczenia na język angielski. Inagaki szukał książek dla Piłsudskiego na
temat wojny angielsko-burskiej (1899-1902), o czym informował 20 lipca. Wojciechowski porządkował archiwum. Przy okazji Filipowicz odnotował
19 lipca, że do tej pory przetłumaczył dla Utsunomiya 74 raporty, co świadczyło o prowadzeniu współpracy wywiadowczej w sposób ciągły,
zorganizowany i konspiracyjny, przynajmniej do lipca 1905 r. (po przetłumaczeniu raportu Filipowicz wrzucał do różnych skrzynek pocztowych list z
tekstem dla Utsunomiya oraz list do Wojciechowskiego z oryginałem polskim).

Piłsudski i Jodko-Narkiewicz przebywali wówczas w Zakopanem, prowadząc wykłady w szkole partyjnej PPS. Zastanawiano się nad dalszymi
działaniami w Królestwie Polskim. "Akcja nasza dotąd - Jodko-Narkicwicz informował Wojciechowskiego 24 VII 1905 r. - polega na tym, że
chcemy postawić na nogi wydział S[piskowo-]B[ojowy]. Więc opracowujemy różne instrukcje dla nich oraz zamierzamy kupić w kraju większą ilość
'tłuszczów' [tzn. broni - R. Ś.] i złożyć je w bezpiecznym miejscu. W ten sposób od jesieni można by coś zacząć".

Dokładnie nie wiadomo, kiedy Wojciechowski dostał od Utsunomiya zapowiedzianą sumę 5 000 funtów szterlingów. Złożone razem dwie części
kartki, które załączono do listu Jodki-Narkiewicza z 2 lipca do Wojciechowskiego stanowiły dowód odebrania tej kwoty. Przypuszczalnie wypłata
nastąpiła 28 lipca lub tuż przed tym dniem, bowiem Jodko-Narkiewicz kwitował przyjęcie tej kwoty wraz z listem Wojciechowskiego z tego
dnia. Tymczasem w połowie lipca Baud i Diekanozi zakończyli kupowanie broni w Szwajcarii. Zgromadzono ok. 24 500 karabinów i 4 200 000
sztuk amunicji na cele powstania w Finlandii, Petersburgu i na Kaukazie. Oprócz tego było prawdopodobnie jeszcze w realizacji w Hamburgu
zamówienie na 4 500 karabinów przeznaczone dla ruchu polskiego. Ukończono przygotowania do transportu broni. Najpierw zostały zapakowane
skrzynie z ładunkiem w rejon Bałtyku. Około 16 000 karabinów i 3 000 000 sztuk amunicji załadowano do ośmiu wagonów kolejowych, które
wysłano z Bazylei w Szwajcarii do Rotterdamu w Holandii. Odbiorcą przesyłki była rotterdamska firma Cordonnerie & Company, powiązana z
Takada & Company. Broń przewieziono do Rotterdamu, a następnie do Londynu.

John Grafton popłynął 1 sierpnia do Petersburga, kierując się na południe przez Kanał La Manche. Nieco wcześniej, dla ostatecznego zmylenia
rosyjskich agentów, wypłynął z Londynu inny frachtowiec, zakupiony w tym celu przez Watta, posiadając na swoim pokładzie ładunek broni. Na
wyspie Hernsey przeładowano cały transport na John'a Grafton'a (15 560 karabinów, 3 000 000 sztuk amunicji, 2 500 rewolwerów i 3 tony
materiałów wybuchowych). John Grafton wziął następnie kurs na północny-wschód.

Zilliacus i Czajkowski chcieli, aby powstanie wybuchło od razu po dotarciu broni do Petersburga. Bez wątpienia wpływał na te poglądy Akashi,
pragnący jak najszybciej rozpocząć działania, aby odciążyć armię japońską, która bardzo potrzebowała chwili wytchnienia. Natomiast
kierownictwo Partii Socjalistów-Rewolucjonistów opowiadało się za zmagazynowaniem broni i przełożeniem powstania na bardziej odpowiedni
moment, dopóki Rosja w pełni nie dojrzeje do rewolucji. Przeciwko powstaniu polskiemu wypowiadała się również Polska Partia Socjalistyczna.
Członkowie PPS gotowi byli uciec się do czynnej walki zbrojnej przeciwko władzom carskim, ale nie wszyscy chcieli połączenia sił z rosyjskim
ruchem rewolucyjnym. Zilliacus pozostawał jednak głuchy na te ostrzeżenia, wierząc święcie w Gapona i całkowicie nierealne jego zapewnienia,
że jego ludzie w Petersburgu gotowi są do działania, a robotnicy tylko czekają na sygnał do stawiania barykad. Akashi, bardziej niż zaplanowaną
starannie rewolucję eserowców oraz zbrojny ruch rewolucyjny w zaborze rosyjskim, wolał widzieć powstanie, podjęte możliwie najszybciej, bez
względu na wynik. Liczył się doraźny efekt i postępy w negocjacjach pokojowych.

W magazynach w Szwajcarii zostało 8 500 karabinów i 1 200 000 sztuk amunicji. W drodze, jak już wspomniano, było zapewne jeszcze 4 500
karabinów. Pierwotnie cały arsenał przeznaczony został na potrzeby powstania w Gruzji i Armenii. Zilliacus organizował w Rotterdamie transport
tej broni na Kaukaz i nad Morze Czarne. W powodzenie gruzińskich zamierzeń Fina wątpił Akashi. Na początku sierpnia opuścił Londyn i spotkał
się w Paryżu z przedstawicielami partii kaukaskich. "Zgodziliśmy się - notował później w Rakka ryusui - trzeba zacząć działać, jak tylko wybuchnie

22 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

rewolta w rejonie Bałtyku. Po kilku dniach wyjechał do Berlina, skąd napisał zaraz do Jodki-Narkiewicza. "Od dość dawna nic pisałem do Pana -
donosił. - Bardzo chciałem zobaczyć Pana, ale moje sprawy przeszkodziły mi w tym, w trakcie tego pobytu [na kontynencie]. Otóż, chcę
powiedzieć Panu jedno. Chodzi o 'szparagi' [tzn. karabiny - R. Ś.] i 'owoce' [tzn. amunicję]. Są one najpierw kupowane przez Pana znajomego z
południowego wschodu [tj. Gieorgija Diekanozi z Gruzji], ale ponieważ transport był niemożliwy, to on [Gieorgij Diekanozi] scedował to [Konni]
Z[illiacusowi]. A jako że jemu także nie udało się zorganizować transportu, to pozostają [tj. karabiny i amunicja wciąż w Szwajcarii. Sądzę, że
zgromadzono towary: 8 500 'szparag' [8 500 karabinów] i 15... 'owoców' [1 500 000 sztuk amunicji]. Wydaje mi się, że koszty [zakupu] zostały już
pokryte i pozostaje tylko transport, który stwarza problemy i blokuje wysyłkę tych towarów, ponieważ panowie J[ohn] [Scott] i [Minokichi]
Y[anagidani] nie mogli znaleźć sposobu, aby je wysłać. Ale u Pana, myślę, kierunek nie jest tak trudny do znalezienia, tak jak u innych z powodu
[konieczności przebycia] kontynentu. Jeżeli przez przypadek chce Pan w z i ą ć j e [podkreśl. moje - R. Ś.], myślę, że nie będzie Pan
miał kłopotów z płatnością i że lepiej będzie, żeby wysłał Pan kogoś do miejsca, gdzie są przechowywane. Osobiście nie znam osoby, która je
przechowuje, ale w każdym razie nie wydaje mi się trudne, aby wskazać Panu jego adres. Pozostanę w Berlinie być może jeszcze kilka dni (na
przykład do 17 lub 18 [VIII 1905]). Mój adres w Berlinie Pan zna. Jestem trochę na bieżąco, jeśli chodzi o te sprawy [tj. związane z bronią]; jeśli
potrzebuje Pan poinformować się jeszcze lepiej, to jestem do Pana dyspozycji do 17 bm.".

Oferta przejęcia przez PPS części szwajcarskiego arsenału karabinów wraz z amunicją na cele wywrotowe w Rosji, wykraczała poza przyjęte do
tej pory przez Akashi i Jodkę-Narkiewicza schematy wspólnego działania w sprawach zaopatrzenia w broń polskich rewolucjonistów. "Co do
kupowania broni, to postanowiłem dać Polakom pieniądze z góry i wolną rękę - zapisał Akashi w Rakka ryusui - natomiast inne partie dostawały
pieniądze dopiero po znalezieniu broni na sprzedaż. Trudno było kupić broń. Szczególnie dlatego, że każda partia chciała mieć inny rodzaj broni.
Partie składające się głównie z robotników, jak eserowcy czy polscy socjaliści, nie lubiły karabinów. W przeciwieństwie do Finów i mieszkańców
Kaukazu, głównie chłopów, którzy woleli karabiny".

Jodko-Narkiewicz prowadził wówczas wykłady w szkole bojowej PPS w Zakopanem. Pojechał do Berlina 18 lub 19 sierpnia. Akashi
otrzymał pozytywną odpowiedź. Jodko-Narkiewicz zapewne wrócił niebawem do Krakowa, aby zorientować się w możliwościach technicznych
przejęcia transportu broni ze Szwajcarii. Akashi pojechał do Sztokholmu, gdzie przybył 20 sierpnia. Tam otrzymał wiadomość od Jodki-
Narkiewicza. "Dziękuję za list z 25 [VIII 1905] - odpowiadał - Spieszę się, żeby Panu odpowiedzieć, że osoba [Konni Zilliacus?] przyjęła z dużą
przyjemnością moją propozycję i napisała dziś do Szwajcarii. Jeżeli skorzysta Pan z pobytu, aby zbliżyć się do nich (ale z dużą ostrożnością z
powodu, o którym mówiłem Panu w Berlinie) to będzie prawdopodobnie bardzo dobra okazja. Ale powtarzam, że wydaje mi się, iż 'Pan Suisse'
[Eugéne Baud] jest otoczony eskortą; musi Pan znaleźć jakiś sposób, żeby porozmawiać z nim. Tu [w Sztokholmie], jak do tej pory, wiadomości są
kiepskie".

Jednocześnie Sławek wyjechał do Finlandii, aby sprawdzić możliwości sprowadzenia broni przez Szwecję. Spotkał się w Wyborgu z
Władysławem Dehnelem, który zawiadywał konspiracyjną drogą przerzutową "Odesa" z Europy Zachodniej przez Skandynawię do Królestwa
Polskiego. Teraz miał przystosować organizację do dużych transportów broni. Przy okazji Dehnel i Sławk spotkali się z Azefem w Petersburgu w
sprawie konstrukcji zapalników do bomb.

W tym samym czasie Filipowicz konferował z Utsunomiya na temat otrzymanych ostatnio raportów wywiadowczych z Rosji. "Wracam
od K[amegawy]' [Taro Utsunomiya] - pisał 18 VIII 1905 r. do Wojciechowskiego. - Strasznie kontentny z ostatnich listów. Prosi w dalszym ciągu o
to samo, co w załączonym jego liście [list nie zachował się - R. Ś.]. Wypłacił ni z tego ni z owego ratę [90 Ł lub 100 Ł], taką jak ostatnio w maju,
czy kiedyś bodaj wcześniej".

Równocześnie Jodko-Narkiewicz poinformował Wojciechowskiego o możliwościach otrzymania nowych transportów broni ze Szwajcarii.
Wojciechowski liczył się z możliwością wyjazdu w tej sprawie. "Prawdopodobnie - pisał 22 VIII 1905 r. do Filipowicza - ja teraz pojadę po 'cukierki'
[tzn. broń - R. Ś.]. [...] 'Jowisz' [Witold Jodko-Narkiewicz] w tych dniach pewnie się widział z 'Aleksandrem' [Motojiro Akashi] w Berlinie (tak sądzę z
telegramów 'Aleksandra' do niego), więc pewnie nam nie wypadnie pertraktować, zresztą czekać będę listu 'Jowisza' o tym". Podjął już ostateczną
decyzję o opuszczeniu Wielkiej Brytanii. "A więc amen na tym interesie - informował 30VIII 1905 r. Jodkę-Narkiewicza - teraz na gwałt zaczynam
się zbierać i pakować". Do wyjazdu do kraju sposobił się również Filipowicz.

John Grafton rozładował część broni u wybrzeży Zatoki Botnickiej, niedaleko Kemi i Jakobstadt (Pietarsaari). Planowane przez Zilliacusa i Akashi
powstanie spotkało pierwsze niepowodzenie. Na początku września statek wpadł na mieliznę, płynąc do kolejnego miejsca rozładunku. Załoga
wysadziła statek w powietrze 8 września. Duża część broni, która stanowiła obiekt wielu zabiegów Finów z Partii Czynnego Oporu, Partii
Socjalistów-Rewolucjonistów została stracona, a to, co ocalało, znalazło się w rządowych arsenałach rosyjskich.

Koniec wojny i zamknięcie współpracy

Podpisanie 5 września 1905 r. traktatu pokojowego w Portsmouth w Stanach Zjednoczonych zakończyło wojnę japońsko-rosyjską, co
automatycznie wstrzymywało pomoc Japonii dla opozycji rosyjskiej. Sztab Generalny w Tokio musiał podjąć decyzję o zaprzestaniu wywrotowej
działalności Akashiego, obawiając się jej ewentualnego odkrycia, co groziło nowymi komplikacjami międzynarodowymi. Jednakże nie oznaczało to
natychmiastowego przerwania dotychczasowych więzów z opozycją antycarską i antyrosyjską. Wkrótce po zakończeniu negocjacji pokojowych
Sztab Generalny wezwał Akashiego z powrotem do Japonii, dając mu niezbędny czas na zlikwidowanie współpracy.

Kończyła się także misja dyplomatyczna Utsunomiya w Londynie. "Wyjeżdżam do Japonii na początku października [1905] - informował 16 IX
1905 r. Wojciechowskiego - więc mam nadzieję się z Panem zobaczyć. Czy zechce Pan zjeść ze mną lunch w Cafe Royal 25 tego miesiąca,
około 1.30 po południu? Zechce Pan z łaski swojej potwierdzić, czy termin Panu odpowiada. Wojciechowski szykował się do wyjazdu z Wielkiej
Brytanii. Zawiadomił Filipowicza o propozycji spotkania w Londynie: "Od 'K[amegawy]' [Taro Utsunomiya] dziś [18 IX 1905] - pisał - zaproszenie na
poniedziałek [25 IX 1905] na pożegnanie". Pakował się, sprzedawał meble, przygotował do wysłania archiwum PPS. Przewidywał, że 5-7
października ruszy "z całą familią do Krakowa". Jednocześnie depeszował do Jodki-Narkiewicza o przyspieszenie wysyłki prezentów dla
Utsunomiya, w tym głównie "serdaków, jeśli chcesz - upominał się - by je otrzymał". Serdaki nadeszły do Southbourne-on-Sea podczas wizyty
Wojciechowskiego w Londynie. Po kilku dniach prezenty zostały wręczone Utsunomiya.

Pod koniec września do Londynu przyjechał Turski. "Od tygodnia jest i tu 'druh Tkaczowa' [Michał Kacper Turski] - donosił Filipowicz 2 X 1905 r.
do Jodki-Narkiewicza. - Wypierałem się, jak było umówione, wszystkiego. On jednakże dowiedział się od 'swego faceta' [zapewne Motojiro Akashi
- R. Ś.], jest strasznie na nas wściekły za konspirowanie przed nim". Taki był finał jego wielomiesięcznych zabiegów o nawiązanie kontaktu PPS z
Japończykami i uniezależnienie go od wpływów rosyjskich. "Facet ma tutaj widocznie bezpośrednie stosunki z ludźmi [Taro Utsunomiya i Saburó
Inagaki] - komentował Filipowicz - u których czerpał nasz 'wydawca' [Motojiro Akashi]. Wie cały przebieg i rezultaty naszego stosunku oraz
powiedziano mu, jak widziałem z półsłówek i innych gawęd, i inne ciekawe rzeczy. W ogóle ma stosunki, za które my wiele byśmy dali. Obecnie
jest rozwścieklony za konspirowanie przed nim i o jakimkolwiek zbliżeniu nas z jego znajomymi nie ma co marzyć. O ile z tych źródeł można by, czy
teraz, czy w najbliższości, co uzyskać, to tylko przez niego". Nie wiadomo, jakie kontakty miał na myśli Filipowicz, ale faktem jest, że zrobiono
wiele, aby nie wykorzystać wpływów i znajomości Turskiego dla poszerzenia możliwości kontaktów i rozwoju polskiego ruchu rewolucyjnego.
Sytuację próbował ratować Jodko-Narkiewicz, lecz jego zabiegi chyba na niewiele się zdały. „Sprawa [Michała Kacpra] Turskiego - napisał na
marginesie listu Filipowicza z 17 X 1905 r. - załatwiona listem, że 'Karski' o niczym nie wiedział od wyjazdu [z Londynu] 'Władka' [Aleksandra
Malinowskiego].

23 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

W korespondencji partyjnej PPS z późniejszego okresu nie ma śladów podejmowania przez Turskiego jakichkolwiek specjalnych działań lub
poufnych układów politycznych. "Aby 'wydawcy' [tu zapewne w znaczeniu Japonii i Wielkiej Brytanii - R. Ś.] zdecydowali się na wydanie poważnych
książek [tzn. istotnie poparli sprawę polską na forum międzynarodowym], trzeba wyjść na szeroką drogę, a nie wegetować po kątkach w naszych
partyjnych, kołkowych interesach. Odezwy, które były zrobione przez PPS, można powiedzieć, że zupełnie niestosowne do czasu i celu". Turski w
swojej krytyce poruszał zasadnicze kwestie polityczne, za które w dużym stopniu odpowiadał Piłsudski. Lecz przywódcę PPS pochłaniały przede
wszystkim prace organizacyjne przy określaniu podstaw polskich dążeń niepodległościowych.

Rewolucji polskiej brakowało rozmachu. Wielkie cele polityczne ginęły w powierzchowności i małostkowości ruchów rewindykacji socjalnych,
niezwykle istotnych z powodów społecznych. Lecz nadrzędny problem stanowiła kwestia obcego poddaństwo. Garstka bojowców prowadziła w
zasadzie działania terrorystyczne, które w żaden sposób nie mogły przynieść znaczących efektów politycznych. Wprawdzie zmęczenie strajkami
nie miało większego wpływu na spadek konfliktów społecznych, ale kolejne strajki rozładowywały faktycznie napięcia społeczne, a nie potęgowały
ich. Walki rewolucyjne przybierały stopniowo charakter wojny domowej, padały ofiary w bratobójczych starciach i wystąpiły elementy pospolitego
bandytyzmu w działaniach wielu grup krajowej organizacji PPS.

Można tylko żałować, że Piłsudski nie miał w swoim sztabie człowieka o takim szerokim spojrzeniu na zagadnienie walki o niepodległość Polski jak
Turski. Miało to wtedy swoją szczególną wymowę wobec likwidacji spraw "wieczorowych", z czym wiązało się odejście silnego promotora spraw
polskich, jakim do tej pory były służby Kempeilai.

Na odjezdnym attache wojskowy Japonii w Londynie wysłał Wojciechowskiemu ostatni list:

"(Londyn), 3 X 119105

Szanowny Panie,

Bardzo dziękuję za Pańską uprzejmość i przysłanie mi pięknego surdutu z Pańskiego kraju. To bardzo uprzejme, że myśli Pan o mnie. Zatrzymam
go na zawsze, jako najmilszą pamiątkę od Pana. Do widzenia mój przyjacielu, życzę szczęścia Panu i pańskiemu krajowi. Niedługo na pewno
będę mieć wieści z Europy o Pańskim wielkim sukcesie.

Szczerze oddany

T[aro] Utsunomiya

P.S. Wraz z kolegą [Saburó Inagaki] dziękujemy za prezenty. Jutro wyruszam do domu".

Niebawem z Wojciechowskim pożegnał się również dawny pomocnik, a wówczas następca Utsunomiya:

"[Londyn] 17 X [19]05

Szanowny Panie,

Właśnie wróciłem z kraju i zastałem Pański list. Sądzę, że musiał Pan być bardzo zajęty ostatnio przygotowaniami do wyjazdu na front.
Bardzo chciałbym się z Panem zobaczyć przed wyjazdem i jeżeli nie jest Pan zajęty jutro, proszę przyjść tu około 1. po południu. Mam nadzieję, że
wypijemy razem za Pański wielki sukces.

Pański, szczerze oddany

S[aburo] I[nagaki]".

Udanie się na "front" oznaczało dla Wojciechowskiego udział w rewolucji w Królestwie Polskim, której nową fazę przewidywali Japończycy.
"Wojtek" zamierzał jeszcze ściągnąć razem z Jodko-Narkiewiczem broń od Zilliacusa, o której informował Akashi. Jodko-Narkiewicz pochłonięty
był sprawami partyjnymi. "Co do 'tłuszczów' [tj. broni - R. Ś.] - to dotąd niepodobna mi było się wyrwać. Zrobię to, gdy tylko będę mógł, i od razu
przeniosę do innego miejsca, nie do Gal[icji]".

W drugiej połowie października zebrała się w Mińsku kolejna Rada Partyjna PPS. Piłsudskiego nie było na konferencji. Interesy "starych"
reprezentował Jodko-Narkiewicz i Wasilewski. Rada przyjęła wniosek Jodki-Narkiewicza o zakonspirowaniu przed organizacją partyjną działań
Wydziału Spiskowo-Bojowego oraz jego grup bojowych, co prowadziło do wyodrębnienia się centralnej grupy bojowej ze struktur PPS i
uniezależnienia się od CKR. "Wyniki nie bardzo owocne - oceniał Jodko-Narkiewicz po powrocie z Mińska - ale nastrój zupełnie inny, niż przed
czterema miesiącami i gdyby tylko paru naszych było w kraju, mielibyśmy na pewno większość".

Wyjazd Wojciechowskiego opóźniał się. Piłsudski chciał, aby zakończył on wszystkie sprawy "wieczorowe". "Chodzi mi o tę resztę 'tłuszczów' [tzn.
broni - R. Ś.] - pisał 3 XI 1905 r. - do których Ty masz dostęp. Trzeba to robić jak najprędzej i bardzo bym chciał, abyś to urządził możliwie
natychmiast, napisz o czasie i miejscu, jak i co do 'Małego' [Aleksandra Sulkiewicza] i z nim przeprowadź cały ten interes. Adres jego [Kraków,
ulica] Topolowa 21, nazwisko rzeczywiste".

O sprowadzenie broni z dawnych składów szwajcarskich, którymi dysponował Akashi oraz pozostałej jeszcze do odbioru w Hamburgu apelował
również Jodko-Narkiewicz, odpowiedzialny za działania polityczne w rewolucji. " 'Tłuszcze' - pisał 4 XI 1905 r. do Wojciechowskiego - są jednak
potrzebne, choćby po to, żeby się nie zmarnowały, więc przywieź je, ale zarazem likwiduj interesy i przenoś się tu, bo inaczej zmarnujesz
drogocenną chwilę. Moim zdaniem, w chwili dzisiejszej niepodobna liczyć na jakieś żywiołowe przenikanie 'starego kursu' do partii, bo w ogóle
wszystko się przewraca do góry nogami, i 'stary' i 'nowy' kurs, i tylko ci, którzy coś będą robili, dojdą do przeprowadzenia swych żądań".

Od pewnego czasu Sulkiewicz sam prowadził zakupy broni dla PPS, korzystając z drogi przerzutowej przez Katowice. "Potrzebne są:
brauningi, mauzery i do nich naboje - prosił 7 XI 1905 r. Wojciechowskiego -Velodock i inne systemy nie tylko są zbędne, ale będą zawadzać
nawet. Potrzebne są bardzo naboje bez prochu do mauzerów". Niebawem zapowiedział swój wyjazd z Krakowa po 'tłuszcze', które pozostały
jeszcze w Lodynie. Na razie nie mógł odnieść się di innych transportów, co prawdopodobnie odnosiło się do broni ze składów szwajcarskich,
którymi dysponował Akashi. "W tej kwestii - pisał 12 XI 1905 r. d Wojciechowskiego - będę w stanie powiedzieć Ci coś niecoś po powrocie".

24 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Chodziło z pewnością o karabiny z dalszych zamówień szwajcarskich, których nie wysłano jeszcze w dalszą drogę. Ładunek 8 500 karabinów i 1
200 000 sztuk amunicji został naładowany na statek Sirius, który 22 września wypłynął z Amsterdamu, biorą kurs na Morze Śródziemne. Na
początku listopada dotarł na Maltę, a następnie został skierowany na Morze Czarne.

Zmieniały się warunki prowadzenia działań rewolucyjnych. Władze rosyjskie wprowadziły 10 listopada stan wojenny w Królestwie Polskim, co w
zasadzie zamknęło okres wystąpień ulicznych. Należało szukać innej płaszczyzny konfrontacji z caratem. Demonstracje rozładowały już
właściwie główne napięcia społeczne. Wprowadzenie stanu wojennego pozwalało uporządkować administrację Królestwa Polskiego.
Wojciechowski miał rację, kiedy pisał, przewidując odwołanie stanu wojennego w niedługim czasie: "Cała ta sprawa zaprowadzenia stanu
wojennego w Królestwie wygląda na prowokację, zgotowaną przez czynownictwo w Królestwie, i dlatego należałoby zachować jak najwięcej zimnej
krwi".

Stan wojenny w Królestwie Polskim zniesiono 2 grudnia. Demonstracje uliczne zostały zastąpione wiecami i zgromadzeniami publicznymi w halach
fabrycznych i różnych salach. Nowego znaczenia nabierały działania bojówek.

Tymczasem Akashi 15 listopada wysłał do Jodki-Narkiewicza pożegnalny list:

"Szanowny Panie, Przyjacielu! Ponieważ jestem w trakcie wyjazdu w dalszą podróż, chcę Panu przesłać moje głębokie podziękowania za Pana
przyjaźń. Tak więc przesyłam Panu moje pożegnanie. Mam nadzieję, że ujrzę Pana za kilka lat. Dużo szczęścia i zdrowia, to moje ostanie słowa
przed wyjazdem. Bardzo serdecznie pozdrawiam, 'Aleksander'."

Ustawały w ten sposób dotychczasowe kontakty wywiadowcze z Japończykami. Wydaje się, że można przyjąć dzień 15 listopada 1905 r. za
formalną datę zakończenia praktycznej współpracy z PPS i pomocy finansowej japońskiego Sztabu Generalnego dla ruchu rewolucyjnego w
Królestwie Polskim. Akashi wyjechał z Europy 18 listopada. "Odnotowałem - zapisał później u Rakka ryusui - że działalność opozycyjna rozwijała
się w różnych miejscach pomiędzy początkiem października a 18 listopada [1905], kiedy opuściłem Europę. Najbardziej burzliwe wydarzenia to:
Partia Socjalistów-Rewolucjonistów prowadziła demonstracje w Moskwie, Finowie przyjęli deklarację niepodległości i powiesili fińską flagę na
rezydencji generał-gubernatora Finlandii [informacje nieprawdziwe, Finowie nie ogłosili deklaracji niezawisłości od Rosji, a flagi fińskie powiewały
tylko nad kilkoma budynkami użyteczności publicznej podczas strajku - R. Ś.]; Łotysze ogłosili [program] niepodległości Kurlandii; Polacy
zorganizowali rewolty i niekończące się serie zbrojnych akcji i demonstracji w różnych miejscach i te wydarzenia dały początek trwającemu sześć
tygodni powstaniu w Kijowie, Odessie i na Kaukazie". Wiele w tym było osobistych zasług głównego eksponenta interesów Kempeitai w Europie w
okresie wojny japońsko-rosyjskiej 1904-1905 roku.

O zaprzestaniu poufnej współpracy z Japończykami informował Jodko-Narkiewicz: "Z 'wieczorem' interes zlikwidowany - pisał 4 XII 1905 r. do
Wojciechowskiego - 'Aleksander' [Motojiro Akashi] napisał mi list z podziękowaniem".

Polacy mieli jeszcze do odebrania broń ze Szwajcarii. Zajmował się tym Sulkiewicz. Z powrotem był w Krakowie 26 listopada. Zapewne otrzymał
od Jodki-Narkiewicza potwierdzenie dysponowania przez PPS, przynajmniej w części, arsenałem broni ze Szwajcarii, który, jak widać z
korespondencji z Wojciechowskim, trafił ostatecznie do Londynu. "Wszystkie 'brauny' [tj. brauningi - R. Ś.] i 'maury' [mauzery] - nawiązywał do
swojej wcześniejszej obietnicy - potrzebne są i muszą być w Krakowie możliwie prędzej. Oprócz mnie tutaj nie ma faceta, który by Ci był w tym
pomocnym. Do Krakowa będą szły przez Katowice. Mogę Ci w każdej chwili służyć, jeżeli uważasz, że pomoc moja potrzebna".

Zmieniono drogę transportu. "Wysłałem depeszę wstrzymującą transportowanie rzeczy do nas - donosił 11 XII 1905 r. z Katowic - ponieważ
nastąpiła zmiana miejsca przeznaczenia, mianowicie trzeba przesłać: Finland, Wyborg, na okaziciela frachtu. Wysłać okrętem. Fracht przyślij do
Krakowa. [...] Zawiadom depeszą, kiedy to będzie załatwione. Pożądane jest, żeby każda skrzynka ważyła najwyżej 40 funtów naszych [tj. 40 tzw.
funtów lwowskich, czyli 16 kilogramów]. [...] Potrzebne są ładunki W ilości 100 do każdego. Kup i dodaj, jeżeli tam nie ma takiej ilości, a monetę
prześlę ci zaraz po otrzymaniu listu".

Wkrótce Sulkiewicz zawiadomił Wojciechowskiego o niemożności zapowiadanego transportu broni przez Finlandię. "Z Finl[andią] niemal klapa -
informował w liście z 2 I 1906 r. - a więc odbiór m u s i b y ć w B e r l i n i e [podkreśl. w oryginale - R. Ś.], o ile nie dostane jakiej zmiany w
'Syrenim grodzie' [tzn. w Warszawie]".

Po wielu perypetiach karabiny, które przewoził Sirius dotarły na Kaukaz. W pobliżu Poti 24 listopada 8 500 karabinów wraz z amunicją
przeładowano na cztery barki, które następnie skierowano do Poti, Anaklia, Gagra i Batumi.

Niewiadomo dokładnie, jak dalej potoczyły się losy polskiego transportu broni ze Szwajcarii. Wojciechowski opuścił Southbourne-on-Sea 25
stycznia 1906 r., udając się do Wilna. Być może wcześniej załatwił wszystko, jak tego oczekiwał Sulkiewicz. Faktem jest, że potem w magazynach
centralnych PPS znalazło się 4 500 karabinów (głównie typu Spencer, Mosin i Manlicher), wraz z niewielkim zapasem amunicji - 18 100 sztuk.
Karabiny nie nadawały się zupełnie do akcji bojówek. Zgromadzono je na wypadek ogólnorosyjskiego powstania. W okresie rewolucji 1905-1907
roku nie zostały użyte.

Ogółem pomoc japońską dla PPS w okresie od IV 1904 do X 1905 r. można zbilansować następująco (na podstawie zachowanej dokumentacji):

1. Miesięczne raty na prace wywiadowcze po 90 Ł (9 miesięcy), od kwietnia do grudnia 1904 r. (w dyspozycji Taro Utsunomiya) - 810 Ł

2. Koszty podróży Józefa Piłsudskiego i Tytusa Filipowicza z Tokio do Londynu w sierpniu 1904 r. (w dyspozycji Saburo Inagaki) - 200 Ł

3. Dodatkowe miesięczne raty na obsługę agentury na Syberii po 100 Ł, za 2 miesiące, w listopadzie i grudniu 1904 r. (w dyspozycji Taro
Utsunomiya) - 200 Ł

4. Subwencje na zakup uzbrojenia oraz obsługę działalności rewolucyjnej w październiku i listopadzie 1904 r. (w dyspozycji Motojiro Akashi) - 4
000 Ł

5. Miesięczne raty na prace wywiadowcze po 90 Ł w 1905 r. (9 miesięcy), od stycznia do września 1905 r. (w dyspozycji Taro Utsunomiya) - 810
Ł

6. Dodatkowe miesięczne raty na obsługę agentury na Syberii po 100 Ł w 1905 r., za 9 miesięcy, od stycznia do października (w dyspozycji Taro
Utsunomiya) - 900 Ł

25 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

7. Subwencje na zakup uzbrojenia oraz obsługę działalności rewolucyjnej w 1905 r. (w dyspozycji Motojiro Akashi):

luty-marzec - 6 500 Ł

kwiecień - 5 000 Ł

maj-czerwiec - 10 000 Ł

lipiec - 5 000 Ł

8. Zwrot kosztów podróży Witolda Jodki-Narkiewicza do Paryża na początku lutego 1905 r. - 10 Ł

Razem - 33 430 Ł

Według japońskiego historyka, Chiharu Inaby, który podaje wyliczenia Toschio Tani, Sztab Generalny w Tokio w okresie wojny 1904-1905 r.
wypłacił różnym grupom politycznym i opozycyjnym na cele rewolucji w Rosji ogółem 1 000 000 jenów, czyli 1 000 000 rubli, albo 100 000 funtów
szterlingów (obecnie prawie 5 000 000 000 jenów, czyli 40 000 000 dolarów amerykańskich). Kwota około 33 430 funtów szterlingów przekazana
w 1905 r. dla PPS za pośrednictwem służb Kempeitai (wówczas w przybliżeniu 334 300 rubli, 800 000 koron) stanowiłaby więc około 1/3 całej tej
sumy (obecnie ponad 13 370 000 dolarów amerykańskich). Proporcje te świadczyły o tym, że Japończycy przywiązywali ogromną wagę do
sytuacji w zaborze rosyjskim. Gdyby wielkość terytorium i potencjał ludnościowy europejskiej części Rosji odnieść do warunków Królestwa
Polskiego, to okaże się, że właśnie Polacy, biorąc pod uwagę te właśnie czynniki porównawcze, otrzymali w tym czasie stosunkowo największą
pomoc materialną od Japonii (Finowie otrzymywali w zasadzie pieniądze na zakup broni dla różnych grup rewolucyjnych, przede wszystkim
pośredniczyli w kontaktach z Partią Socjalistów-Rewolucjonistów). O skali i znaczeniu wydatkowanych kwot jeszcze więcej mówi ich udział w
bilansie wpływów kasy partyjnej PPS.

Jodko-Narkiewicz podał, że dochody PPS, "zarówno zwyczajne, jak i nadzwyczajne", "wzrosły znacznie" w 1905 roku. "Za rok ubiegły (1905) -
pisał 20 III 1906 r. - według rachunku przybliżonego mieliśmy około 600 000 rubli dochodu". Były to przychody oficjalne, które nie obejmowały
tajnego funduszu z dotacji japońskich. Natomiast liczba "płatnych funkcjonariuszy partyjnych" wynosiła 300. Kasę partii zasilały oficjalnie niemal
wyłącznie konfiskaty pieniężne. W okresie od 1 stycznia do 26 grudnia 1905 r. otrzymano z konfiskat 19 040 rubli. Dopiero akcja bojowa w
Wysokiem Mazowieckiem, dokonana nocą z 26 na 27 grudnia, istotnie wpłynęła na poprawę sytuacji finansowej partii, przynosząc około 397 000
rubli.

Według stosowanego w PPS przelicznika wymieniona kwota 600 000 rubli odpowiadała sumie 60 000 Ł. Dokładnie nie wiadomo, ile oprócz
tego wynosiły dotacje japońskie. Według zachowanej polskiej dokumentacji, która z pewnością nie obejmuje wszystkich rachunków, była to
wyliczona wyżej kwota minimum 28 220 funtów szterlingów, co odpowiadało niemal połowie całego budżetu PPS w 1905 r. Tak więc wszystkie
wpływy do kasy partii w 1905 r. wynosiły w przybliżeniu 88 220 funtów szterlingów. Tajne fundusze kierownictwa partii stanowiły trzecią część
łącznych dochodów PPS w 1905 r. Jeśli uwzględnić, że pieniądze uzyskane od Japonii szły niemal w całości na zakup broni i bezpośrednią
działalność kierownictwa akcji rewolucyjnej (zaplecze techniczne i prace stricte operacyjne), pomoc ta miała decydujące znaczenie dla PPS,
umożliwiając w praktyce zdobycie dalszych funduszy (głównie z konfiskat). Pamiętać należy przy tymi o pułapie wydatków, z jakiego wychodziła
kasa PPS w pierwszych miesiącach 1904 r.. kiedy dosłownie każdy funt ważył na codziennym bytowaniu członków kierownictwa oraz całej
działalności partyjnej.

Oblicza się, że w okresie walki zbrojnej w latach 1904-1907 organizacje bojowe PPS dysponowały łącznie 26 200 sztukami ręcznej broni palnej
(23 600 brauningów, 1 000 mauzerów, 1 600 rewolwerów i pistoletów typu Bulldog, Vellodock, Smith & Wesson i Nagan), z tego 22 850 sztuk
broni pochodziła z zakupów i konfiskat w latach 1904-1906. Ogółem zakupiono również 4 300 000 sztuk amunicji. Oficjalnie na finansowanie
organizacji bojowych PPS wydała w tym czasie 858 760 rubli, z czego 480 388 rubli przeznaczono na zakup broni (255 000 rubli wydano w 1905
r.). Biorąc pod uwagę relacje w liczbach bezwzględnych ilości przeprowadzonych akcji bojowych w zaborze rosyjskim, wielkości arsenału
bojowego oraz zasobów finansowych, efektywność działania Organizacji Bojowej nie była imponująca. W 1905 r. odnotowano zaledwie 76
zbrojnych starć z policją, wojskiem oraz 3 z leśnikami i gajowymi w Królestwie Polskim. W następnymi roku liczby te nieznacznie tylko wzrosły.
Jednakże podstawową formą starć z władzami carskimi były strajki, manifestacje i walki na barykadach z policją, żandarmerią i wojskiem.

W 1905 r. wykorzystywano przy transportach broni drogę "Odesa" (z Europy Zachodniej przez Szwecję, Finlandię, Petersburg, Lipawę, Wilno do
Warszawy). Ponadto wykorzystywano szlaki: z Hamburga przez Berlin, Poznań, Kalisz do Lodzi, a także z Gdańska przez Toruń i Włocławek do
Warszawy oraz z Gdańska przez Brodnicę do Warszawy. W pierwszych miesiącach 1906 r. broń przerzucano również z Leodium (obecnie
Liege) w Belgii przez Wiedeń, Lwów, Zamość, Lublin do Warszawy. Oprócz tego, ze wszystkich wymienionych kierunków broń przywożono do
Krakowa i Lwowa, zwykle przez Wrocław, Katowice lub Wiedeń.

Podstawowym źródłem finansowania działalności PPS (oficjalnie) były konfiskaty. W latach 1905-1908 organizacje i grupy bojowe PPS i PPS
Frakcji Rewolucyjnej zdobyły w akcjach 1 150 441 rubli 2 kopiejki (1905 - 416 040 rubli, 1906 - 334 606 rubli 88 kopiejek, 1907 - 115 241 rubli 14
kopiejek, 1908 - 284 253 ruble).

Podczas wojny japońsko-rosyjskiej rząd w Tokio dążył do wywarcia wpływu na sytuację wewnętrzną w Rosji przez oddziaływanie na jej opozycję
antyrządową. Związane z tym zamierzenia japońskie szły dwutorowo. Ministerstwo Spraw Zagranicznych sprzeciwiało się zbyt dużemu wspieraniu
tendencji antycarskich i antyrosyjskich, mając na uwadze perturbacje międzynarodowe takiej polityki, w tym przede wszystkim jej wpływ na interesy
Niemiec i Austro-Węgier.

Natomiast Sztab Generalny w Tokio zdecydował się na bezpośrednie finansowanie działalności rewolucyjnych i opozycyjnych grup
antycarskich oraz antyrosyjskich. Samodzielną rolę w tych planach odgrywały kontakty z Polską Partią Socjalistyczną, która jednak nie potrafiła
wykorzystać wszystkich potencjalnych możliwości, jakie dawała jej współpraca z Japonią. Opozycji antyrządowej zapewniano daleko idącą pomoc
finansową, przeznaczoną na wzniecenie zamieszek w Rosji oraz, w mniejszymi stopniu, cele wywiadowcze. Wynikało to z ogólnej strategii
Japonii. Służby Kempeitai wprowadziły do działań wywiadowczych czynnik ideologiczno-polityczny, jako główny motyw prowadzonej destrukcji na
wrogim terenie, chcąc zmusić Rosję do prowadzenia wojny na dwa fronty - z wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym. Działania wywrotowe na
głębokim zapleczu toczonej kampanii na Dalekim Wschodzie miały zmusić rząd i dowództwo rosyjskie do wycofania maksymalnej liczby wojsk ze
sceny wojennej i skierowanie ich do utrzymania porządku w zachodniej części imperium.

Plan pokonania Rosji od wewnątrz w dużym stopniu inspirował Akashi. Szef wywiadu japońskiego w Europie, którego działalność skupiała się na
imperium carskim prezentował swą działalnością pierwszą i najbardziej ambitną ówcześnie próbę interwencji mocarstwa w wewnętrzne sprawy
innego kraju. W czasie wojny popierał opozycję w Rosji, kierował pomocą finansową dla wyrosłych z niej ruchów odśrodkowych, zachęcając do
buntu przeciwko caratowi. Przekazane pieniądze posłużyły do wzniecenia niepokojów i osłabienia reżimu rosyjskiego od wewnątrz. "Rosja jest
słabsza niż można się tego spodziewać po kraju o populacji 130 milionów - pisał później w Rakka ryusui w podsumowaniu swojej działalności w

26 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Europie. - Ponieważ rząd Rosji jest od dawna nieudolny, partie polityczne odwróciły się od 'nacjonalizmu' i skupiły się na 'indywidualizmie', to
znaczy na popieraniu wąskich interesów. Nie tylko uciskane narody, takie jak Polacy, Finowie, mieszkańcy Kaukazu i krajów bałtyckich, ale także
wielu Rosjan jest w opozycji wobec caratu i pozostają między sobą w ciągłym konflikcie. Gdyby obecny rząd ulepszył swoją politykę i stał się
bardziej liberalny, mógłby się załamać. A więc carat kontynuuje politykę ucisku. To dlatego obecny reżim może utrzymać w ryzach wojsko. Mimo że
carski rząd jest tak skorumpowany, na Dalekim Wschodzie stanowi wciąż potęgę militarną. Japonia musi pozostać w stanie gotowości bojowej ze
względu na Rosję". Te uwagi miały swoje specjalne znaczenie, gdyż pisał je odpowiedzialny za całe działania wywiadu w okresie wojny japońsko-
rosyjskiej oficer Kempeitai, który znał wagę swych konkluzji. Doświadczenia japońskie mogły stanowić drogowskaz dla wszystkich tego rodzaju
przedsięwzięć, dając niemal gotowe podstawy założeń operacyjnych do kolejnych akcji specjalnych, wymierzonych przeciwko Rosji.

Tym specjalnym działaniom przeciwko Rosji towarzyszyły prace klasycznego wywiadu. W okresie wojny japońsko-rosyjskiej siatka wywiadowcza
Akashiego składała się zwykle z siedmiu agentów (liczba agentów zmieniała się) i ich pięciu pomocników, którzy pośredniczyli w kontaktach
pomiędzy nim a agentami. Początkowo Akashi korzystał z usług osób wskazanych do współpracy wywiadowczej przez grupy opozycyjne, z którymi
pozostawał w kontakcie. "Mieli oni jednak swoje własne polityczne cele", co w zasadzie utrudniało prowadzenie wywiadu - zauważał Akashi - bo
generalnie "nie chciał płacić pomocą za pomoc". Starał się więc oddzielić sferę polityczną od spraw czysto wywiadowczych. Podczas wojny
członkowie partii opozycyjnych okazywali mu dużą pomoc, ale informacje z dziedziny wojskowości nie były wystarczające, gdyż informatorzy nie
mieli odpowiedniego przygotowania, a nie chcieli mieć przy sobie specjalnych asystentów. "Bardzo się bali - podkreślał Akashi - obawiali się
utracić honor przy wyjawieniu współpracy. Zamachy, zabójstwa, spalenia - takie akcje traktowali jako elementy normalnej strategii, ale szpiegostwo
uznawali za najgorsze zajęcie. O kwestiach politycznych chętnie informowali, lecz o sprawach wojskowych i szpiegowskich tylko wtedy, jeżeli byli
do tego zmuszeni. Wówczas informowali o wszystkim co wiedzieli". Styczność z grupami antyrządowymi przy organizacji prac wywiadowczych
wyprowadziła element agenturalnego pośrednictwa przy właściwych kontaktach. "Przy akcjach wywiadowczych i tajnej działalności - uzupełniali -
lepiej mieć agentów i za ich pośrednictwem organizować wszystko. W każdym wypadku, jeżeli akcja uda się lub nie powiedzie się, oni sami
ponoszą odpowiedzialność za wyniki tej działalności". Prowadzenie wielkich operacji wywiadowczych stawało się jednym z najważniejszych zadań
mocarstw. "Można powiedzieć - kończył - że Europa jest jednym krajem". W określonym miejscu tworzy się centrum agencji dla kilku
stałych agentów, którzy sami rozwijają własne sieci zdobywania informacji oraz zewnętrznego i wewnętrznego wpływu na różne grupy interesów.

Cele bezpośrednie Japonii były jednak ograniczone tylko do okresu prowadzenia wojny z Rosją. Władze w Tokio nie interesowały się późniejszym
losem wspieranych grup opozycyjnych. Nie brano pod uwagę konsekwencji podejmowanych działań dla przebudowy politycznej Rosji. Japoński
Sztab Generalny traktował swoich rewolucyjnych sprzymierzeńców jak najemników, dostarczając pomocy po to, aby odnieść doraźne korzyści na
froncie.

Główny projekt planu zorganizowania powstania zbrojnego w Petersburgu zakończył się niepowodzeniem. Zbrojne demonstracje w Królestwie
Polskim i w Gruzji pod koniec 1904 r., podobnie jak demonstracje i strajki robotników oraz bunty chłopskie, wybuchające w Rosji przez cały rok
1905, mogą być po części przypisywane staraniom japońskim, niezależnie od tego, że ruch rewolucyjny rozwijał się tam samoczynnie, z właściwą
sobie dynamiką; miał swoje wewnętrzne przyczyny oraz głębsze uwarunkowania. Z perspektywy japońskiej, odniesionych bezpośrednich korzyści
angażowania polityki w sprawy europejskie, te decyzje Sztabu Generalnego w Tokio nie wpływały rozstrzygająco na wynik zmagań wojennych na
Dalekim Wschodzie. Jednakże dość istotnie podkopały system władzy caratu, przyspieszając ewolucję polityczną jej przeciwników. Ostatecznie
rewolucja w imperium wywarła decydujący wpływ na rezultat wojny, bo zmusiła Rosję do podpisania niechcianego pokoju w sytuacji, w której stale
wzrastający potencjał militarny państwa był bliski osiągnięcia rozstrzygającej przewagi na lądowych polach walki. Pomoc japońska miała duży
wpływ na działalność różnych grup opozycyjnych i rewolucyjnych w imperium rosyjskim. Subwencje finansowe dla PPS warunkowały wręcz jej
działalność w przyjętymi przez Piłsudskiego kierunku, co w konsekwencji tworzyło podstawy dla przyszłego ruchu niepodległościowego.

Ochrana, pomimo ogromnych potencjalnych możliwości do zwalczania obcych wpływów i tendencji odśrodkowych w państwie, nie była w stanie
skutecznie przeciwdziałać naciskowi japońskiego wywiadu w wojnie na własnym odcinku tajnego frontu. Decydowały o tym głębsze przyczyny.
Przede wszystkim system carski nie pozwalał ograniczyć interesów nacjonalizmu rosyjskiego, bazującego na tradycji wielkoruskiej, eliminując
główne narzędzie skutecznej reformy państwa, a raczej jego nierosyjskich obrzeży.

Rozdział III

Operacja "Konfident 'R' "

...W historii nic się bez przyczyny nie dzieje... Jestem człowiekiem realnym, biorę rzeczy tak, jak one są, a nie tak, jak bym chciał je widzieć...
Przerabiałem przecież je przez całe życie i starałem się zawsze patrzeć na nie bez żadnej złudy, bez żadnej iluzji.

Józef Piłsudski

Rewolucyjne rozczarowania

Współpracę z wojskowym wywiadem austriackim, na zasadzie analogii do umów wywiadowczych ze sztabem japońskim, Piłsudski planował już w
1904 r., kiedy tworzył w Galicji bazę organizacyjną dla wystąpień rewolucyjnych w Królestwie. Okazało się to jednak wówczas niepotrzebne.
Nadzwyczaj skromne możliwości działania nie pozwalały też na nawiązanie kontaktu ze Sztabem Generalnym w Wiedniu. Działacze emigracyjni
PPS w Galicji stanowili niewiele znaczącą politycznie grupę, do tego o wyraźnym, lewicowym rodowodzie. Dla władz monarchii Habsburgów
wizerunek socjalisty rodził negatywne skojarzenia. Z drugiej strony, austriackie władze administracyjne tolerowały obecność przywódców
polskiego ruchu rewolucyjnego, kierujących z Galicji walką z caratem. Jednakże nie widać było oznak większego zaangażowania politycznego
Austro-Węgier przeciwko Rosji, które mogłoby doprowadzić do otwartego konfliktu między zaborcami, a tylko w tym wypadku propozycje
Piłsudskiego mogły mieć realną wartość.

Rewolucja 1905 roku uzmysłowiła Piłsudskiemu, że nie uda się przekształcić ruchu rewolucyjnego w powstanie antyrosyjskie. Przywódca PPS
krytycznie oceniał skuteczność działań rewolucyjnych swej partii. Możliwości rewolucji w Królestwie Polskim były niewielkie. Pomimo buntu
"młodych" faktycznie przewodził partii przez cały okres rewolucji. Kiedy "młodzi" zamierzali przejąć patronat nad rozwijającym się żywiołowo
ruchem strajkowym w Królestwie Polskim, co w istniejących warunkach nie mogło przynieść postulowanych efektów, odpowiadał za główne
działania PPS, organizując zbrojne wystąpienia bojówek, które uważał za najważniejsze dla partii i jedynie skuteczne w rozpoczętej walce z

27 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

caratem. Stał na czele Wydziału Bojowego bez przerwy (do października 1909 r.). "Na zaczepny ruch ze strony rewolucji - wspominał 11 V 1912 r.
- nigdzie się nie zdobyto. Świadczy to o niesprawności i nieumiejętności technicznej". Od strajku powszechnego w grudniu 1905 r. i ogłoszenia
rewolucji "cały kraj od początku do końca na to wezwanie nie odpowiedział; cały kraj wykazał nieufność do sprawności i umiejętności technicznej
tej organizacji, która dotąd ruch prowadziła. [...] Rewolucja moskiewska zostaje zgnieciona, rewolucja na południu Rosji, też - w całym państwie
następuje okres ostrego starcia". Słabość ruchu polskiego objawiła się w pełnym zakresie, pomimo działań bojówek. "W najszczęśliwszych
czasach - zaznaczał dla ukazania całego problemu - siła zbrojna wynosiła dwa do dwóch i pół tysiąca zbrojnych ludzi. Jeżeli chodzi o cyfry w
bojach, to największym skupieniem ludzi do boju było trzydzieści sześć osób [tj. w akcji pod Rogowem 8 XI 1906 r. - R. Ś.]. Te cyfry, tak skromne,
świadczą o dwóch rzeczach: o niskim poziomie sprawności technicznej i już bardzo niskim poziomie czynnika moralnego, który nie jest w stanie
wydobyć z siebie większych cyfr". Na przyszłość wynikał stąd jeden wniosek: "należy myśleć zawczasu o czynniku technicznym".

Nie mniej ważnym zagadnieniem pozostawała organizacja zaplecza politycznego. Piłsudski od jesieni 1905 r. poświęcał najwięcej czasu i uwagi
budowie Organizacji Spiskowo-Bojowej, która miała rozpocząć nową fazę rewolucji. " 'Ziuk' - pisał 4 XII 1905 r. Jodko-Narkiewicz - zajmuje się
bojówką tu [tj. w Krakowie - R. Ś.]". Przewidywał, że "bardzo ważną placówka będzie organizowanie sztabu politycznego warszawskiego z filiami
we wszystkich cyrkułach. To jest przyszła forma naszej organizacji - podkreślał".

Powoli zaczął się krystalizować pomysł konspiracji wojskowo-politycznej, która później przybrała formę Związku Walki Czynnej.

Proletariacka formuła rewolucji narodowej poniosła klęskę, tak jak wcześniej idea powstania na zasadzie pospolitego ruszenia. Okazało się, że
proletariat nie może być tą siłą, która uwolni Polskę od caratu. Stawka na rewolucję na ziemiach polskich oraz wiązanie walki o niepodległość z
wewnętrznym poruszeniem w Rosji zawiodły na całej linii. Piłsudski dostrzegał, że urzeczywistnienie ideologii socjalistycznej jako doktryny
politycznej i ustrojowej nie miało szans powodzenia na Zachodzie, gdzie ustrój państw ewoluował w XlX w. niezmiennie w kierunku pełnej
demokracji. Myśl socjalistyczna nie stała się łącznikiem Polski z cywilizacją zachodnioeuropejską. Socjalizm nie dawał więc szansy wyjścia poza
dotychczasowy układ stosunków w, Europie i skazywał Polskę na samotną, tradycyjnie beznadziejną walkę z zaborcami, jeśli polski ruch
rewolucyjny nie miał się stać częścią składową rewolucji rosyjskiej, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jako pragmatyk, traktujący niechętnie
wszelkiego rodzaju konstrukcje teoretyczne i doktryny, a realizujący koncepcje, które wyrastały z rzeczywistości, musiał przeciwstawić temu inny
program walki o niepodległość. Porzucono ostatecznie nadzieje na wybuch rewolucji zachodnioeuropejskiej jako sojuszniczki polskich socjalistów.
Przygotowania do nowej akcji zbrojnej zrodziły się z niewiary w rewolucję jako drogi do odzyskania niepodległości. Należało szukać rozwiązań
szerszych, poza socjalizmem, i zmienić założenia koncepcji polityczno-militarnej walki o Polskę.

Mimo wszystko rewolucja otwierała nowe horyzonty. "Jeden podmuch rewolucji w Rosji został stłumiony - pisał później Sławek - ale mogą
przyjść następne fale". Idea rewolucji przestała być pojęciem abstrakcyjnym. Należało tylko - kontynuował - "wyciągnąć wnioski z przebiegu ruchu,
dostrzec braki przygotowania, braki, które trzeba było uzupełniać już podczas samej walki. Wniosek był prosty - następna fala rewolucji musi nas
zastać bardziej przygotowanymi. Warunki, w jakich pracowaliśmy przed 1905 r., i to zarówno mała liczebność naszych sił oraz obojętność
otoczenia, jak i nasze śmieszne wprost środki materialne. Już to samo zdejmuje całkowicie z nas odpowiedzialność za brak technicznego
przygotowania rewolucji. Przy ówczesnych nastrojach społeczeństwa nie tylko nie znaleźliśmy żadnego poparcia na przystosowanie organizacji
do walki zbrojnej, ale byliśmy uznani za niebezpiecznych szkodników, którzy nową klęskę nieudanego powstania chcą na naród sprowadzić".
Toteż, "gdy przyjdzie następny okres zrewolucjonizowania mas, trzeba, by nie marnowały one sił na bezsensownych manifestacjach i strajkach,
żeby znały, żeby miały pokazaną sobie formę walki z bronią w ręku, formę masowej partyzantki. Trzeba poza tym mieć większą ilość ludzi
zdatnych do kierowania tą masową walką zbrojną, aby przez nich wnieść pewien stopień planowości całego ruchu". Piłsudskiemu przypadła rola
twórcy i wyraziciela myśli politycznej obozu niepodległościowego, na bazie dotychczasowych doświadczeń PPS.

Nowe zastępy bojowników miały rekrutować się z postępowych stowarzyszeń młodzieżowych, przede wszystkim z Galicji. Organizacje te miały
duże oparcie w napływie młodzieży z Królestwa, zwłaszcza po rewolucji 1995 r. W środowiskach młodzieżowych zachodziły istotne
przewartościowania. Formował się nowy ruch, wysuwający hasło niepodległości, "jako swój najgłówniejszy i najważniejszy sztandar" - zauważył
Kazimierz Świtalski, który uległ wówczas tym przemianom. Kwestie społeczne schodziły na dalszy plan. "Ten obóz niepodległościowy - wspominał
- mimo, że nie stworzył żadnej organizacji, mimo, że należeli do niego luźni sympatycy różnych partii, okazał się zespołem, wywierającym znaczny
swój wpływ nie tylko na młodzież, ale kazał i leaderom stronnictw liczyć się z tym prądem żywym i emocjonalnie prężnym". "Rozumowali ci zjednani
[dla ruchu - R. Ś.] ludzie, że pierwszym celem jest zdobycie niepodległości i angażowano do pracy takich, którzy dawali gwarancję, że temu celowi
podporządkują się całym sercem. Przypominając zaś, że dla osiągnięcia tego celu trzeba się decydować na zbrojną walkę, wydobywali z siebie
gotowość do ofiar ze swego życia".

Od wielu lat stykał się on z "dekadentami". Koniec XIX wieku bez większych wstrząśnień historycznych rodził podatną atmosferę dla ich
pesymistycznych poglądów. "Oni to - pisał dalej - wysiadywali po krakowskich, a trochę również i po lwowskich kawiarniach. Gadali i swarzyli się
dość chaotycznie na najrozmaitsze tematy. Pijali absynt, zapuszczali długie włosy i brody, chodzili w aksamitnych kurtkach, których kołnierze
bywały pokryte bogatą warstwą łupieżu. Kostiumowali się oni na artystów i było wśród nich i 'en vogue' uchodzić za gruźlika. Byli pesymistami w
ocenie rzeczywistości, uznawali tylko walory estetyczne i byli zwolennikami hasła 'sztuka dla sztuki'. Wyrósł ten prąd, czy moda, z normalnego
zjawiska buntu młodych przeciw szarzyźnie życia. Stąd odnoszenie się z pogardą do 'zjadaczy chleba', 'filistrów' i 'kołtunów', ale bez zdolności do
przeciwstawienia im czegoś bardziej wartościowego. Był to prąd, w gruncie rzeczy, dość anarchiczny i aspołeczny. A konkubinat dekadentyzmu i
rewolucjonizmu był nieporozumieniem i pomyłką, gdyż każdy ruch społeczny musi się opierać na wierze w ludzi, na uznawaniu ich wartości, skoro
oni mają być twórcami upragnionego przewrotu czy postępu". Duża część młodego pokolenia, które w pierwszych latach XX stulecia wchodziło w
dorosłe życie, nie chciała poddać się tym nastrojom. Odrzucano zarówno dekadentyzm, jak i socjalizm, jako dwie, burzące umysłowość,
skrajności ideowe. Różne wydarzenia na arenie międzynarodowej rodziły nowe nastroje i budziły uśpione nadzieje. "Słabość Rosji w jej wojnie z
Japonią, dająca perspektywy, że ruchy rewolucyjne mogą liczyć na sukcesy, objawy zachwiania się carskiego despotyzmu, oto fakty historyczne,
które z zadymionych nadal kawiarni zaczęły coraz wydatniej wypędzać pesymistyczne koszmary niewiary w rolę człowieka. Przy
stolikach kawiarnianych dawniejsze aksamitne artystyczne wdzianka zostawały coraz częściej zastępowane kurtkami strzeleckimi, czarne
kapelusze z ogromniastymi rondami przez maciejówki, a rzekomi gruźlicy wracali do zdrowia po ćwiczeniach w polu. Nie przestano psioczyć na
filistrów i kołtunów, a czasami na ciotki i dewotki, ale ten bunt młodego pokolenia, to chroniczne zjawisko we wszystkich okresach, mógł szarzyźnie
codzienności przeciwstawić teraz ideę niepodległości i to skonkretyzowaną w przygotowaniach do ruchu zbrojnego, mającego naszą niezawisłość
wcielić w życie".

Ten przewrót duchowy nie miał zbyt wielkiego oddźwięku w szerszej opinii polskiej, ale był zarzewiem fermentu, który wpływał na rozwój
ruchu zbrojnego przeciw Rosji. W nowej konspiracji miał się ziścić młodzieńczy "sen o szpadzie".

Największą uwagę kierownictwa PPS zwracała tajna organizacja "Promienia", która wzięła swoją nazwę od miesięcznika socjalistycznego dla
młodzieży szkolnej, wydawanego od 1898 r. we Lwowie. Organizacja stała się szkolą dla wielu działaczy politycznych i wojskowych, związanych
później z ruchem strzeleckim Piłsudskiego. Większość członków "Promienia" identyfikowała ideologię socjalistyczną z walką o niepodległość
Polski. Rozstrzyganie kwestii sprawiedliwości społecznej zastępowały dyskusje w kołach "Promienistych" nad dogmatami ideologii socjalistycznej,
głównie w oparciu o dzieła Karla Marxa. Najbardziej przemawiały do przekonań legendarne postacie rewolucjonistów polskich. Wiele mówiono o
Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczu, który z ramienia PPS zajmował się współpracą z "Promienistymi". Różne wypowiedzi przywódców PPS
przyspieszały przewartościowania programowe "Promienia" w kierunku patriotycznym. "W początkowym okresie rozwoju organizacji - wspominał
Stanisław Loewenstein - szczególnie silnie zaznaczył się wpływ Witolda Jodki-Narkiewicza. Tradycje i dążenia powstańcze, kult ideologii

28 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

demokratycznej emigracji kojarzyły się u Jodki z ideologią PPS. W tym kierunku szedł też jego wpływ na urobienie ideologii 'Promienia' ". Z pewną
ostrożnością używano pojęcia "socjalizm", gdyż "w owe czasy - jak wspominał gimnazjalne lata Kazimierz Świtalski - wyraz ten na równi ze słowem
'antychryst' był straszny'. Piłsudski jednoznacznie rozstrzygał przeżywane rozterki, traktując ruch socjalistyczny jako formę walki o niepodległość.

Pod wypływem rewolucji w Królestwie Polskim organizacja "Pronienistych" stawała się wyraźnie socjalistyczna. Ferment rewolucji ogarnął całą
organizację. Część starych działaczy "Promienia" stroniła od tych nastrojów. Nie pociągała ich ideologia socjalistyczna w zakresie politycznych
kwestii urzeczywistnienia programu społecznego ruchu. Nie do pogodzenia wydawała się idea rewolucji socjalnej z dążeniem do zdobycia
niepodległości. "Najbardziej skrajnym w kwestiach społecznych socjalistom polskim - wspominał Świtalski - nie przychodziło do głowy, że
znaczenie cudzej niewoli i chęć posiadania własnego państwa nie daje się pogodzić z socjalizmem". Kwestia niepodległości wychodziła poza ramy
jednego stronnictwa, stawała się zagadnieniem ogólnopolskim. Przy tym sytuacja międzynarodowa coraz bardziej stawiała się napięta, "rodząc
wyczucie, że sprawa polska może stanąć na porządku dziennym". Z tych powodów wielu "Promienistych", jak Świtalski, nie widziało dla siebie
miejsca w konspiracji rewolucyjnej w Królestwie Polskim, czując powiew nowych idei. Inni, jak Marian Kukiel, wstępowali do PPS, akceptując hasła i
działania partii w zaborze rosyjskim. Jedni i drudzy tworzyli później konspiracyjną organizację Związku Walki Czynnej. Warto jednak zauważyć, że
Kukiel odszedł ostatecznie od Piłsudskiego, natomiast Świtalski pozostał wiemy do końca życia przywiązaniu do Komendanta, podzielając jego
zapatrywania polityczne w każdym okresie życia. Po załamaniu się rewolucji w Królestwie Polskim "Promień" przestał reprezentować "młodzież
socjalistyczną", a stawał się organizacją "polskiej młodzieży niepodległościowej".

Podstawą działalności dla Piłsudskiego pozostawała jeszcze Organizacja Bojowa PPS. W czerwcu 1906 r. OB liczyła około 840 bojowców. Była
to wciąż duża siła, ale powoli wpływy organizacji kurczyły się. Dochodziły do tego błędne założenia taktyczne części kierownictwa PPS. Ustępstwa
rządowe były pozorne, służyły umocnieniu władzy caratu. "System ten nie pęknie - pisał w Polityce walki czynnej - póki nie zostanie złamana
potęga ludzi, których tradycją rodzinną i powołaniem życiowym jest utrzymanie tego systemu. Rewolucja zbrojna, przy tym nie a la Moscou, lecz
dostatecznie silna dla zgniecenia sił rządowych - oto konieczność dziejowa, jaką mamy przed sobą. Musimy wykorzystać wszelkie siły społeczne
w celu organizowania zbrojnego powstania. Ono jedynie może zmienić podstawy naszego bytu politycznego". PPS od dawna już głosiła pogląd, że
"ruch zbrojny będzie koniecznym wynikiem rozwoju ruchu socjalistycznego w Królestwie. Był to ciągle program przyszłości. "Zapewne nieprędko
jeszcze zakończy się proces społeczny, niezbędny dla przygotowania ruchu zbrojnego" - przewidywał. - "Lecz czynnikiem najważniejszym jest
bezpośrednia walka czynna i dlatego wybitne jej przejawy są w naszym życiu politycznym wypadkami doniosłości najwyższej". Tylko więc te
działania bojowe miały znaczenie, które brały pod uwagę wskazany cel ostateczny.

Ważna na przyszłość okazała się także "robota wywiadowcza w szerokim tego słowa znaczeniu", zapoczątkowana jeszcze w 1904 r. "Dzieli się
ona - mówił Piłsudski 5 VII 1906 r. na I Ogólnobojowej Konferencji PPS w Krakowie - na dwie części: militarną i cywilną. Sekcja militarna
rozwijała się dobrze, gdyż byli do tej roboty specjalni towarzysze. Dostatecznej jednak ilości ludzi nie było. Wywiady skierowane były na wojsko, na
ich koszary i instytucje strzeżone przez wojsko; wszystko to jest potrzebne przy ogólnym poruszaniu się w kraju. Wywiady cywilne, które są
potrzebne dla rozmaitych planów i akcji szwankowały, gdyż prowadzone były bez żadnego systemu. Nie mogliśmy wyodrębnić pierwszej grupy
ludzi, która by się zajęła specjalnie tylko tym". Zebrane doświadczenia nie były bez znaczenia przy podejmowaniu starań nawiązania kontaktów
wywiadowczych z przedstawicielami Biura Ewidencyjnego w Wiedniu. Wypracowano niekonwencjonalne metody zdobywania informacji. Przyjęte
schematy działania, które opierały się na tajnej organizacji bojowo-politycznej, poza strukturami państwowymi, nie miały swojego odpowiednika w
klasycznej służbie wywiadu. Nie zmieniało to jednak ogólnej oceny roli Organizacji Bojowej w rewolucji. "Zakładając bojówkę - stwierdzał dalej -
marzyliśmy, że przygotowujemy te kadry bojowe, które kiedyś mają stanąć na czele zbrojnej rewolucji, do wielkich rzeczy. [...] Brak postulatów
politycznych, brak jasnych celów rewolucyjnych dusi organizację nie tylko bojową, lecz i całą ogólnopartyjną".

Piłsudski wystąpił z oficjalną krytyką OB na zwołanym do Wiednia IX Zjeździe PPS, który odbył się w dniach 19-22 listopada 1906 r. Bojówka -
przypominał w złożonej w drugim dniu Zjazdu Deklaracji Organizacji Bojowej PPS - odpowiadała podczas rewolucji za "wszelkie przygotowania do
zbrojnej rewolucji", "rozpoczęcie planowego uzbrojenia" oraz "kształcenia bojowego zorganizowanych towarzyszy". Zadań tych OB nie
wypełniła, zmniejszając szanse "rewolucji zbrojnej". Nie stworzono "siły zbrojnej", która we właściwym momencie przystąpiłaby do walki. Nie
oznaczało to wcale zamiarów "natychmiastowego wywołania powstania", co zarzucano Piłsudskiemu, gdy prowadził przygotowania do "akcji
czynnej" przeciwko Rosji. "Oni chcą powstania" - głosili oponenci, którzy w rewolucji chcieli widzieć tylko ruch klasowy. Dlatego - oceniał
przywódca bojówki podczas dyskusji 21 XI 1906 r. na IX Zjeździe PPS - tylko "próbami obecna rewolucja skończyć się musi". Najmocniej
podkreślił swoje stanowisko w deklaracji podpisanej przez kilkunastu delegatów, którzy opuścili IX Zjazd. Oświadczenie podkreślało że "walka
rewolucyjna toczy się o obalenie caratu i zdobycie dla kraju jak najdalej idącego prawno-państwowego usamodzielnienia", a cel ten może być
osiągnięty "tylko na drodze walki rewolucyjnej", której ostatecznym wyrazem "musi być zbrojne powstanie proletariatu przeciwko rządowi
carskiemu, powstanie dokonane w chwili, gdy pod naciskiem ruchu rewolucyjnego w całym państwie oraz rozkładu wewnętrznego, carat nic będzie
w stanie obronić się przed atakiem rewolucji". Ale "do takiego zbrojnego powstania proletariatu dojść nie można bez poprzedniego długiego
okresu wyszkolenia proletariatu w walce, jego ubojowienia i zaprawienia do walki". Przede wszystkim akcja ta musiałaby być prowadzona planowo,
przez organizację bojową, która obejmowałaby "jak najszersze masy".

W PPS nasiliła się jednocześnie opozycja przeciwko programowi niepodległościowemu Piłsudskiego. Odezwały się z dużą siłą tendencje
rozłamowe, które ostatecznie doprowadziły do podziału partii. Grupa "starych" działaczy pod przywództwem Piłsudskiego utworzyła Polską Partię
Socjalistyczną - Frakcję Rewolucyjną. "Dotychczas był przeciwny - oświadczył Piłsudski na I konferencji PPS Frakcji Rewolucyjnej w Krakowie 23
XI 1906 r. - tworzeniu nowej partii. Przekonał go ostatni dzień [IX] Zjazdu [PPS]. Tendencje lewicowe są, że PPS jest organizacją zbudowaną na
fałszywym gruncie, albowiem ona dąży do wyodrębnienia ruchu polskiego proletariatu od ruchu całego państwa". "Młodzi" powołali Polską Partię
Socjalistyczną - Lewicę.

Wobec słabości ruchu socjalistycznego, braku pieniędzy na zakup większej ilości broni i amunicji nasuwała się konieczność zmiany
organizacyjnych form działania oraz potrzeba znalezienia nowego, poza egzotyczną Japonią, sponsora dla polskiej akcji niepodległościowej. W
Europie milionowych armii samodzielny ruch polski, bez odpowiedniego zabezpieczenia materialnego, technicznego i politycznego, nie miał
żadnych szans powodzenia. Siły zaborców mogła równoważyć tylko podobna im organizacja państwowa. Należało szukać rozwiązań szerszych,
zmierzać do oparcia dążeń niepodległościowych w polityce wrogów Rosji - Austro-Węgier i Niemiec. Realna bowiem stawała się perspektywa
wojny między zaborcami. Piłsudski wyciągając z tego wnioski zamierzał przestawić się z pracy partyjnej na ściśle wojskową, chcąc doprowadzić
do utworzenia polskiej siły militarnej, zdolnej do walki z Rosją u boku państw centralnych, i wykorzystać zarysowujący się konflikt dla sprawy
odbudowy Polski, najpewniej w związku z monarchią Habsburgów. Bez poparcia politycznego i pomocy austriackiej nie byłaby możliwa realizacja
tych zamierzeń. Z założenia wynikała konieczność porozumienia się z władzami austriackimi. Tworzenie organizacji militarnej na terenie
monarchii przez obywateli obcego państwa nie mogło się odbywać bez wiedzy i aprobaty wywiadu wojskowego. W konsekwencji musiało to
oznaczać nawiązanie współpracy wywiadowczej ale za cenę wspierania dążeń polskich.

Konkretne kroki w kierunku nawiązania kontaktu z kierownictwem wywiadu Austro-Węgier przedsięwziął Piłsudski dwa lata później, na jesieni 1906
r. Doświadczenia minionego okresu nakazywały zmianę filozofii ruchu i szukania zewnętrznego protektora politycznego dla dążeń polskich. Szła
za tym przynajmniej częściowa rezygnacja z samodzielności działań w Królestwie Polskim.

Wywiad wojskowy Austro-Węgier

29 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Dawny wywiad austriacki, jak wówczas każdy inny, zajmował się zbieraniem z terytorium przeciwnika informacji o charakterze wojskowym.
Centrala wojskowa (Sztab Generalny) stanowiła dla służby wywiadu integralną część miejsca, w którym prowadzono ewidencję informacji
wywiadowczych. Organizację i kierownictwo wywiadu umiejscowiono przez to w rękach szefa Sztabu Generalnego. W Austro-Węgrzech zbieranie
informacji wywiadowczych o przeciwniku leżało w kompetencji Biura Ewidencyjnego, które kierowało całym wywiadem wojskowym jako specjalna,
silnie zakonspirowana struktura Sztabu Generalnego (Evidenzbureau des k.u.k. Generalstabes). Wszystkie agendy resortu wywiadu
wojskowego skoncentrowane były w tym jednymi urzędzie. Taki sposób organizacji służb wywiadowczych wynikał z doświadczeń historycznych.
Wydawał się "bardziej celowy - notował późniejszy szef Biura Ewidencyjnego, płk August Urbański von Ostrymiecz - niż ten, w którym sprawy
wywiadu załatwiane są we własnymi biurze. Sądzę, że ta druga forma może spowodować, iż wywiad stanie się celem samym w sobie, przestanie
też dostrzegać swój główny cel - zdobywanie danych dla najwyższego dowództwa, uzupełniających jego wizję".

Biuro Ewidencyjne mieściło się przez wiele lat w gmachu Ministerstwa Wojny w Wiedniu. Zajmowało kilka niewielkich pomieszczeń na
ostatnim, czwartym piętrze budynku, przy biurach Sztabu Generalnego (Wiedeń I, plac Am Hof nr 2). Okna Biura Ewidencyjnego wychodziły na
ulicę Bognergasse. Praca w starym budynku wojskowym nie była zdrowa. Pomieszczenia były zawsze chłodne, a zimą ledwo oświetlone.

Do podstawowych zadań Biura Ewidencyjnego należało zdobywanie informacji, przede wszystkim o krajach, z którymi Austro-Węgry miały napięte
stosunki polityczne i dyplomatyczne oraz wojskowe (na przełomie XIX i XX w. Serbia, Rosja i Włochy). Należało również utrzymywać kontakty z
własnymi attaches wojskowymi za granicą oraz z obcymi wojskowymi dyplomatami akredytowanymi przy dworze cesarskim w Wiedniu. Praca
operacyjna polegała na werbowaniu, instruowaniu i wysyłaniu wywiadowców do kraju przeciwnika. Następnie należało przejąć i opracować ich
raporty, co należało do oficerów wywiadu odpowiedzialnych za utrzymywanie kontaktów wywiadowczych oraz czynności ewidencyjne
otrzymywanych materiałów informacyjnych.

Nazwa Evidenzbureau wywodzi się jeszcze z czasów dawnej służby austriackiej. Pod koniec wojny 1801 r., przeciwko rewolucyjnej Francji,
skupiono w jednym korpusie wywiadowczym oficerów Sztabu Generalnego Kwatermistrzostwa (Generalquartiermeister) w Wiedniu, którzy
kierowali biurami wywiadu przy armiach polowych. Odtąd korpus ten miał istnieć także w czasie pokoju. W 1802 r. powołano Wydział
Ewidencjonowania Obcych Armii (Evidenthaltungs-Abteilung der fremden Armeen), któremu podporządkowano biura wywiadowcze przy
czterech krajowych dowództwach przygranicznych. Wydział dysponował wówczas kwotą ponad 60 000, a w 1812 r. ponad 100 000 guldenów (sto
lat później Biuro Ewidencyjne musiało się utrzymać z rocznej dotacji około 71 000 guldenów). Taka organizacja wywiadu wojskowego utrzymała
się aż do 1844 r., kiedy szef Sztabu Generalnego Kwatermistrzostwa, gen. Heinrich von Hess, przyłączył Wydział Ewidencjonowania Obcych
Armii do Biura Historii Wojska.

Aparat wywiadu zreorganizowano ponownie w listopadzie 1850 r. w ramach przygotowań do wojny przeciw Prusom. Wydział Ewidencjonowania
odłączono od Biura Historii Wojska i powołano Sekcję Wywiadu przy Najwyższej c.k. Centralnej Kancelarii Operacyjnej (Kundschafts Sektion der
Allerhöchsten k.k. Zentral-Operationskanzlei). Po demobilizacji, rozkazem z dnia 22 grudnia 1850 r., dokonano nowego podziału
poszczególnych biur Sztabu Generalnego Kwatermistrzostwa, przy czym dawna Sekcja Wywiadu utworzyła teraz samodzielny Wydział w ramach
sztabu jako Biuro Ewidencyjne Obcych Armii (Evidenz-Bureau fremder Armeen). Działalność nowego biura ograniczała się do ewidencji obcych
wojsk i flot wojennych oraz wszelkich czynników składających się na potencjał wojenny obcych państw. Biurem Ewidencyjnym kierował przez wiele
lat jej pierwszy szef. mjr Anton Ritter von Kalik (1850-1865).

Po wojnie 1859 r. organizacja wywiadu niezwykle się rozwinęła. Biuro Ewidencyjne zajmowało się działalnością wywiadowczą w okresie
pokoju. Otrzymywano rozbudowane sieci agenturalne we Francji i w Prusach. W 1865 r. uproszczono organizację armii. Sztab Generalny
Kwatermistrzostwa włączono do Sztabu Generalnego. Biuro Ewidencyjne pozostawało przy Sztabie Generalnym (Evidenz-Bureau des k.u.k.
Generalstabes). Dalszy rozwój wywiadu powstrzymało niepomyślne zakończenie wojny z Prusami w 1866 r. W tych trudnych latach dla wywiadu
Biurem Ewidencyjnym kierował płk Karl von Tegetthoff (1866-1870). W okresie wojny niemiecko-francuskiej w latach 1870-1871 sytuacja się
nieco poprawiła. Nowy szef Biura Ewidencyjnego, płk. Rudolf Ritter von Hoffinger (1871-1891), pomimo szczupłości środków rozwinął wywiad z
nową siłą działania. W 1872 r. po raz pierwszy wydano "Instrukcję działania wywiadu w czasie pokoju", ale już w następnym roku, z uwagi na
oszczędności w budżecie Biura Ewidencyjnego zrezygnowano z prowadzenia wywiadu wojskowego podczas pokoju.

Wobec narastających zagrożeń na południowym zachodzie i północnym wschodzie władze wojskowe szybko jednak musiały się z tego wycofać.
Włochy podsycały tendencje irredentystyczne w południowym Tyrolu. Rosja od wojny krymskiej była niezbyt przychylnie nastawiona do monarchii
austriackiej i coraz bardziej interesowała się Galicją. Zmuszało to do rozbudowy wywiadu. W 1877 r. przywrócono prowadzenie wywiadu w
czasach pokojowych. W latach osiemdziesiątych zaangażowano pierwszych konfidentów do pracy na terenie Rosji. Rozbudowano defensywną
służbę wywiadu. Z uwagi na szerokie ruchy antypaństwowe obrona przed działaniami obcych tajnych służb wewnątrz monarchii napotykała na
duże trudności. Na północnym wschodzie Bałkanów pod egidą Rosji działali panslawiści, na południu dawały o sobie znać tendencje
wielkoserbskich, w Czechach nasilały się ruchy antywojskowe.

W pracy operacyjnej Biura Ewidencyjnego wyróżniano trzy podstawowe kategorie współpracowników: płatnych informatorów działających za
granicą, których określano mianem konfidentów (Konfidenten), "mężów zaufania" (Vertrauensleute), którzy pełnili służbę bez wynagrodzenia,
kierując się pobudkami patriotycznymi albo politycznymi, wreszcie wywiadowców (Kundschafter), głównie oficerów wywiadu wysyłanych przez
dowództwo do sąsiednich krajów dla zdobycia konkretnych informacji. Wśród tajnych współpracowników wywiadu (konfidentów) zaczęto również
rozróżniać zwykłych konfidentów ("szpieg opłacany, lecz nie mianowany") oraz agentów wywiadowczych. Z grupy konfidentów wywodziła się nowa,
nieliczna jeszcze kategoria współpracowników organów bezpieczeństwa: agent prowokator (Francja: agent provocateur, Niemcy: Polizeispitzel,
Lockspitzel, Stany Zjednoczone: decoy, Holandia: lokbeamte). Takie pojęcia jak wierność, przysięga i posłuszeństwo, zdrada czy też czyn
patriotyczny, ojczyzna, państwo i monarchia przestały być jednoznaczne, interpretowano je w zależności od reprezentowanych poglądów oraz
wyznawanej orientacji i zgodnie z tym postępowano. Na styku dwóch pierwszych grup działali tajni agenci (Geheimagenten), którzy utrzymywali
własne siatki konfidentów, tworząc odrębne biura wywiadowcze. Dla tej ostatniej kategorii tajnych współpracowników wywiadu przyjęło się w
pierwszych latach XX stulecia określenie "ludzi zaufanych". "Różnice te nie zawsze były precyzyjne - podkreślał później Ronge - dla wroga
wszyscy byli szpiegami". Ważnym źródłem informacji stały się również raporty attaches wojskowych przydzielanych do zagranicznych
przedstawicielstw dyplomatycznych Austrii.

Właściwy rozkwit Biura Ewidencyjnego zaczął się pod kierownictwem płk. Emila Woinovicha barona von Belobreska (1892-1896) i ppłk.
Desideriusa Kolossvary de Kolossvar (1896-1898), którzy przygotowali podstawy reformy wywiadu. Kolejną reorganizację Evidenzbureau
zapoczątkował płk. Arthur baron Giesl von Gieslingen, który kierował biurem w latach 1898-1903.

Giesl von Gieslingen pochodził ze starej rodziny oficerskiej i miał już za sobą wieloletnią chlubną karierę. W przeszłości był oficerem
ordynansowym arcyksięcia Rudolfa (przypadła mu rola koronnego świadka w związku z dramatem, jaki rozegrał się w Meyerlingu; odkrył zwłoki
następcy tronu). Giesl von Gieslingen należał do najbliższego otoczenia arcyksięcia, znanego z liberalizmu i postępowych myśli, który za swojego
osobistego wroga uważał szefa Sztabu Generalnego, gen. Friedricha barona von Beck-Rzikowsky, niezwykle konserwatywnego oficera, ponieważ
ten zdobył sobie bezgraniczny szacunek i zaufanie cesarza Franciszka Józefa I (nazywano go nawet "wice-cesarzem Austrii"). Współpraca Giesl
von Gieslingena z baronem von Beck-Rzikowsky nie układała się najlepiej.

Nowy szef Biura Ewidencyjnego przeforsował w 1900 r. restrukturyzację podległego sobie aparatu. Giesl von Gieslingen wprowadził podział prac

30 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Biura Ewidencyjnego na merytoryczne grupy zadaniowe. W tym czasie nastąpiło też istotne zbliżenie między służbami wywiadu Austro-Węgier i
Niemiec. Współpracę z szefem Sektion III B Sztabu Generalnego w Berlinie, mjr. Mullerem [1892-1895], i jego następcą, mjr. Dahme
[1895-1900], zainicjował płk Woinovich. Za jego kadencji służby wywiadu obu państw wymieniały się już tajnymi informacjami na temat Rosji
(Sektion III B została wciągnięta do ksiąg Biura Ewidencyjnego jako "Agent nr 184"). Wraz z mianowaniem w 1903 r. ppłk. Sztabu Generalnego,
Czecha Eugena von Hordliczki na stanowisko szefa Biura Ewidencyjnego nastał okres stabilizacji w pracy wywiadowczej. Ciągle jednak aparat
wywiadu nie był w stanie sprostać potrzebom. "Jeżeli jakieś państwo europejskie mogło powiedzieć, że powinno poświęcić jak najwięcej środków
służbie wywiadu - pisał później Wilhelm Oberhofler - to z pewnością było to państwo Habsburgów. Istniało wiele dowodów na to, że nad Dunaj
nadciągają czarne chmury: stale należało się liczyć z możliwością wojny z Rosją, zachowanie Włoch było więcej niż dwuznaczne, choćby z uwagi
na irredentę w Tyrolu i w Dalmacji. Serbia po zamordowaniu króla w Belgradzie występowała coraz groźniej. Wskazywała na to także sytuacja
wewnętrzna: widać było dążenia separatystyczne Węgrów, Czechów, południowych Słowian oraz rusofilów na północnym wschodzie".

Biuro Ewidencyjne podlegało bezpośrednio szefowi Sztabu Generalnego, który spełniał wyłącznie polecenia cesarza Franciszka Józefa I albo
arcyksięcia następcy tronu Franciszka Ferdynanda. Robocze kontakty z Biurem Ewidencyjnym utrzymywał także zastępca szefa Sztabu
Generalnego. Tylko szef Evidenzbureau miał prawo relacjonować szefowi Sztabu Generalnego o sprawach dotyczących wszystkich agend biura.
Szef Sztabu Generalnego informowany był również o pracy wywiadu w raportach i okresowych sprawozdaniach Biura Ewidencyjnego oraz jego
oddziałów. Eindenzbureau obejmowało głównie funkcje wywiadu wojskowego. Równocześnie było centralą kontrwywiadu i w tym charakterze
ściśle współpracowało z wiedeńską Dyrekcją Policji.

W strukturze Biura Ewidencyjnego można było wydzielić trzy podstawowe jednostki:

1.) Ścisłe kierownictwo tworzył szef Biura Ewidencyjnego oraz jego zastępca. Tych dwóch oficerów wywiadu kierowało bezpośrednio pracą
wszystkich agend biura. Do obowiązków szefa Biura Ewidencyjnego należało informowanie szefa Sztabu Generalnego o wszystkim, co się działo
w obcych armiach, oraz nadzór nad ewidencjonowaniem i zdobywaniem informacji, a także utrzymywanie łączności z własnymi attache
wojskowymi przebywającymi za granicą i dyplomatami wojskowymi na dworze wiedeńskim. Hordliczka, wybitny znawca zagadnień bałkańskich,
wcześniej attache wojskowy w Belgradzie, troszczył się głównie o rozbudowanie służby wywiadowczej przeciw Serbii i Czarnogórze, a także
pracował nad zorganizowaniem sprawnego systemu przekazywania informacji na wypadek wojny.

2.) Oddział naukowej ewidencji armii obcych obejmował poszczególne referaty państw, w zależności od ewentualnej areny wojennej, jako
oddzielne grupy Evidenzbureau. Prace ewidencyjne podzielono po 1900 r. na następcę sekcje: Grupa rosyjska (trzech oficerów, pracujących pod
kierownictwem kpt. Wiktora Krzesickiego, wieloletniego redaktora naczelnego popularnej wówczas gazety wojskowej "Streffleurs Militärische
Zeitschrift"), Grupa niemiecka (kpt. Anton Hofer), Grupa włoska (jeden oficer), Grupa bałkańska (kpt. Oskar von Hranilovic von Czvetassin),
Grupa angielska, zajmująca całym imperium brytyjskim, Stanami Zjednoczonymi, wszystkimi krajami zamorskimi, a w późniejszym okresie także
Szwecją i Danią (mjr Rudolf Nosek, od 1904 r. Clemens von Walzel), Grupa francuska (mjr Nikolaus hrabia Bayard) i Grupa manipulacyjna (jeden
oficer). W styczniu 1908 r. Referat Fortyfikacji II Sekcji Technicznego Komitetu Wojskowego w Sztabie Generalnym został dołączony do Biura
Ewidencji jako Grupa fortyfikacyjna z zadaniem śledzenia umocnień wojskowych w państwach sąsiednich. W październiku 1912 r. powstała
jeszcze Grupa artylerii, która zajmowała się też sprawami automobilów i lotnictwa. Podstawą ewidencji były różne ustawy i ogólnodostępne
przepisy służbowe dotyczące obcych armii i flot, relacje attaches wojskowych i morskich, poufne informacje i sprawozdania dyplomatyczne
Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz placówek dyplomatycznych, a także obszerna lektura zagranicznych wydawnictw wojskowych, prasy
codziennej i fachowej. Szczególną uwagę zwracano na preliminarze wydatków państwowych, w tym budżet wojska i marynarki. W każdym oddziale
ewidencyjnym rejestrowano brakujące dane, które uzupełniały szerszą wizję strategiczną i operacyjną Sztabu Generalnego. Przez drobiazgowe
zbieranie wszystkich możliwych danych wykazywano wszystkie czynniki, które miały wpływ na obronność obcego państwa, zarówno wojskowe, jak
i ekonomiczne. Dopiero gdy zwykłe źródła informacji zawodziły i jakieś zagadnienie dotyczące obcej armii pozostawało otwarte, a do potrzebnych
danych mógł dotrzeć tylko wywiad, wówczas zaczynała się praca tajnych służb, w którą oficerowie ewidencji nie byli już wtajemniczani.

3.) Wywiadem, w ścisłymi tego słowa znaczeniu, zajmowała się od 1900 r. wydzielona ogólna Grupa Wywiadu w Biurze Ewidencyjnym, której
podlegał wywiad i kontrwywiad wojskowy całej monarchii. Wykonując zadania w ramach Biura Ewidencyjnego, Grupa Wywiadu włączała się
organicznie do ogólnej działalności biura. Unikało się przez to niebezpieczeństwa działań wywiadu jako celu samego w sobie i wymknięcia się
spod kontroli wojskowej centrali.

Grupie Wywiadu podporządkowano terenowe oddziały wywiadowcze powoływane przy dowództwach korpusów jako filie Biura
Ewidencyjnego. Jednostką służbową był w każdym wypadku oddział Sztabu Generalnego dowództwa korpusu, a komórką funkcyjną Główny
Ośrodek Wywiadowczy. Na czele placówki HK-Stelle stał oficer oddziału Sztabu Generalnego przy dowództwie korpusu, który kierował służbą
wywiadu. Główne Ośrodki Wywiadowcze kierowały wywiadem w zakresie działań poszczególnych korpusów. Każdy ośrodek opierał swoją służbę
o własną kadrę konfidentów, zajmując się ich werbowaniem, instruowaniem i wykorzystaniem. Zadania dla oficerów wywiadu w terenie
przekazywano bezpośrednio z centrali wiedeńskiej, ważniejsze sprawy omawiano w czasie wspólnych narad szefa Grupy Wywiadu z
kierownictwem oddziałów HK-Stelle. Płytki wywiad ofensywny prowadziły wydzielone placówki przygraniczne. Ich zadaniem było zbadanie
przydzielonych terenów państw sąsiednich oraz kierowanie kontrwywiadem na własnym terenie. Pozostałe ośrodki wykonywały w zasadzie
wyłącznie zadania kontrwywiadowcze. W razie potrzeby Główne Ośrodki Wywiadowcze tworzyły sieć własnych oddziałów terenowych -
Pomocniczych Ośrodków Wywiadowczych, głównie na przejściach granicznych.

Obszar Austro-Węgier został podzielony na 16 okręgów korpusów: I Kraków, II Wiedeń, III Graz, IV Budapeszt, V Pozsony (Bratysława), VI
Kassa (Koszyce), VII Temesvár (Timisoara), VIII Praga, IX Leitmeritz (Litomerice), X Przemyśl, XI Lwów, XII Nagyszeben (Sibiu), XIII Zagrzeb,
XIV Innsbruck, XV Sarajewo, XVI Raguza (Dubrovnik). Ośrodki w Grazu i Innsbrucku zajmowały się wywiadem przeciwko Włochom, a oddziały w
Temesvárze, Zagrzebiu, Raguzie i Sarajewie zbierały informacje przeciwko Serbii i Czarnogórze. Działalność operacyjną przeciwko Rosji
prowadziły, poza sekcją wywiadu Biura Ewidencyjnego, wysunięte placówki wywiadu - HK-Stelle w Krakowie, Lwowie i Przemyślu.

Pierwszym kierownikiem Grupy Wywiadu został kpt. Sztabu Generalnego Alfred Redl, który miał wypracować nowe podstawy działań wywiadu
wojskowego Austro-Węgier, głównie przeciwko Rosji. Trzynaście lat później stał się autorem najgłośniejszego skandalu szpiegowskiego w XX
wieku. Zadziwiająca droga, jaką Redl przebył w swojej karierze służbowej oraz szpiegowskiej, dobrze oddaje tło i głębsze przyczyny konfliktu
austriacko-rosyjskiego. W kostycznym cesarstwie sędziwego Franciszka Józefa I niemal do rangi cnoty urosło przedkładanie wymogów etykiety
dworskiej nad potrzebami sprawnego funkcjonowania całego organizmu monarchii, kiedy w policyjnym państwie cara Mikołaja II tradycyjne
dążenia imperialistyczne dominowały nad interesami polityki wewnętrznej.

Alfred Redl urodził się 14 marca 1864 r. we Lwowie, jako syn Franza i Mathildy Redl. Ojciec pochodził z Wiednia (ur. 1820 w Wiedniu-
Mariahilf). Po ukończeniu szkoły wojskowej awansował do stopnia porucznika słynnego 4 pułku piechoty (znanego jako "Hoch- und
Deutschmeister"). Kariera Franza Redla zapowiadała się znakomicie. Jednak w wieku 31 lat musiał zrezygnować ze służby z uwagi na brak tak
zwanej "kaucji do zawarcia związku małżeńskiego''. Sprowadził się z żoną do Lwowa, gdzie uzyskał posadę nadinspektora Kolei Carla Ludwika,
kursującej między Krakowem a Lwowem.

Rodzina Alfreda Redla należała do mniejszości niemieckiej we Lwowie, żyjąc w pewnym oderwaniu od życia miasta zdominowanego przez
Polaków, Ukraińców i Żydów. Wszędzie widoczna była przepaść, jaka panowała między Polakami a innymi grupami ludności Lwowa. Polacy

31 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

wywodzili się ze szlachty albo wielkiej i małej burżuazji. Ukraińcy w przewadze należeli do upośledzonych poniekąd warstw niższych. Natomiast
niemieckojęzyczni Austriacy zaliczali się do tolerowanej, ale niezbyt mile widzianej grupy społeczności Lwowa. Panujące ówcześnie stosunki
społeczne we Lwowie dobrze obrazuje pogardliwe powiedzenie rusińskie z tamtego okresu: "Karzdy Polak jezd krulem, ma pauac za Lwowem i
płaci puśniej" (sic!).

Franz i Mathilda Redl mieli siedmioro dzieci, które wychowywały się w raczej skromnych warunkach. Redl senior, jako drobny urzędnik
kolei, zarabiał niewiele i jego pensja ledwo wystarczała na bieżące potrzeby rodziny. Wszystkie dzieci od najmłodszych lat znały poza niemieckim,
który był ich językiem ojczystym, także ukraiński i polski. Młodemu Alfredowi polskie nie były obce, co miało mu się bardzo przydać w późniejszej
karierze. Realia polskie znał dobrze. Niespełnione marzenia ojca o karierze oficerskiej mieli teraz spełnić jego synowie. Częściowo się to udało.
Jego dzieci zdobyły stosunkowo wysoką pozycję społeczną. Dwaj synowie zostali zawodowymi oficerami, jeden prawnikiem i radcą dworu w c. i k.
Ministerstwie Kultury i Oświaty, jeden architektem, a najstarszy poszedł w ślady ojca i został urzędnikiem na kolei. Córki pracowały we Lwowie
jako nauczycielki.

Alfred Redl rozpoczął karierę wojskową jako słuchacz Szkoły Kadetów w Karthaus, którą ukończył w 1883 r. Po czterech latach służby pełnionej w
różnych jednostkach w Galicji (m.in. w twierdzy w Przemyślu i w 30 pułku piechoty we Lwowie) awansował na porucznika (1 VI 1887). Pierwszy
przydział oficerski otrzymał w 9 pułku piechoty w Stryju. W 1891 r. zachorował na syfilis. Miał wówczas 27 lat. Choroba, jeszcze wówczas
nieuleczalna, położyła się cieniem na jego całe późniejsze życie. Dla Alfreda Redla rozpoczął się długotrwały okres cierpień, który w jego
wypadku niechybnie prowadził do śmierci. Pomimo choroby zamierzał kształcić się dalej w Szkole Wojennej w Wiedniu, którą ukończył w 1890 r. w
stopniu kapitana korpusu Sztabu Generalnego. Utrzymywał kontakty homoseksualne.

Karierę w Sztabie Generalnym rozpoczął od służby w Biurze Kolejowym. Przez Biuro Kolejowe przechodzili oficerowie, którzy potem byli kierowani
do służby w wywiadzie. Biuro Kolejowe mieściło się w tym samym gmachu co Biuro Ewidencyjne, przy placu Am Hof, siedzibie Sztabu
Generalnego i Ministerstwa Wojny. Redl podczas służby w Biurze Kolejowym odbył wiele podróży do Rosji, prowadząc rozpoznanie linii kolejowych
aż do dalekiej Syberii, dzięki czemu poznał lepiej kraj i jego ludzi.

Po odbyciu służby w Biurze Kolejowym przy Sztabie Generalnym w Wiedniu spędził Alfred Redl kilka następnych lat w różnych pułkach, na koniec
w swoim rodzinnym Lwowie. W 1899 r. szef Sztabu Generalnego, gen. Beck-Rzikowsky, skierował Redla na studia językowe do Kazania, gdzie
miał opanować język rosyjski w stopniu perfekcyjnym. W tym samym roku w Kazaniu przebywał inny oficer, młodszy o rok kolega Redla ze Sztabu
Generalnego, kpt. Maximilian Csicserics von Bacsany. Redl i Csicserics von Bacsany zaprzyjaźnili się wówczas, łączyła ich pasja do poznania
Rosji. Później obaj uchodzili w Sztabie Generalnym za najlepszych specjalistów od spraw rosyjskich. Redl po tym przeszkoleniu miał zostać
przydzielony, jako wysoko wykwalifikowany ekspert, do Grupy Rosyjskiej w Biurze Ewidencyjnym. Wydawało się, że z racji doskonałej orientacji w
sprawach polskich, ukraińskich i rosyjskich będzie właściwym człowiekiem do objęcia tak ważnego stanowiska w Biurze Ewidencyjnym w okresie
wrogości w stosunkach z Rosją. Wyjazd do Kazania został uwieńczony pełnym sukcesem. Znajomość języka przez Redla oceniono w
następujący sposób: "Rosyjski w mowie i piśmie - doskonale".

Po powrocie z Rosji Redl otrzymał 1 października 1900 r. przydział do Biura Ewidencyjnego. Zgodnie z przewidywaniami trafił do Grupy
Rosyjskiej. Jego bezpośrednim przełożonym był szef Biura Ewidencyjnego, Giesl von Gieslingen, który także w późniejszym okresie życia Redla
odegrał istotną rolę. Redl dość szybko zdobył sobie uznanie w Sztabie Generalnym. Cenił go zwłaszcza gen. Beck-Rzikowsky, z którym miał
lepsze stosunki niż z Gieslingenem. Po kilku miesiącach został przeniesiony do powołanej niedawno Grupy Wywiadu. Spotkał tam
niezastąpionego nauczyciela i pomocnika w osobie swego zastępcy i szefa kancelarii, mjr. Juliana Piotra Dzikowskiego, już wówczas
znakomitego fachowca i najlepszego specjalisty od spraw wywiadu przeciwko Rosji, który przygotował do służby Biura Ewidencyjnego całe
zastępy oficerów. Nikt, poza nim, nie odsłużył dwudziestu pięciu lat pracy w wywiadzie Austro-Węgier.

Julian Piotr Dzikowski był Polakiem, urodził 20 stycznia 1859 r. w Podgórzu, który jest obecnie dzielnicą Krakowa. Rodzice, Julia z Kisilewiczów i
Piotr Dzikowscy, posiadali niewielki majątek w Ulmowie, gdzie wychowywał się ich syn. Do szkoły realnej i gimnazjum Julian Piotr Dzikowski
uczęszczał we Lwowie. Służbę w wojsku rozpoczął w 1875 r. Ze sprawami wywiadu zetknął się po dziesięciu latach, będąc oddelegowany do
oddziału Sztabu Generalnego I korpusu w Krakowie, gdzie był oficerem do szczególnych poruczeń. Otrzymał z Biura Ewidencyjnego zadanie
organizacji wywiadu przeciwko Rosji. W 1887 r. założył pierwszą siatkę konfidentów w Królestwie Polskim (Wincenty Kwiatkowski vel Wincenty
Langer, Józef Prokop i Stefan Domaradzki). W 1892 r. płk Woinovich zaangażował Dzikowskiego bezpośrednio do służby w Biurze
Ewidencyjnym, powierzając mu na kilka lat prowadzenie oddziału informacyjnego, który po reorganizacji w 1900 r. zastąpiła Grupa i Wywiadu. Przy
Redlu został etatowym kierownikiem kancelarii i zastępcą Grupy Wywiadu, pozostając na tym stanowisku do przejścia 1 marca 1913 r. na
emeryturę.

Nikt nawet nie mógł podejrzewać, że Redl już po kilku miesiącach służby w Grupie Wywiadu przeszedł na usługi obcego mocarstwa. Jeszcze w
1901 r. został zwerbowany przez Rosję. Werbunku dokonał jeden z agentów płk. Nikołaja Stiepanowicza Batiuszyna. "Tak samo szybko - pisał
austriacki biograf Redla - znajdowały się tajne dokumenty Austro-Węgier w biurach wywiadu Włoch i Francji, w zasadzie wręczał im te same
dokumenty, częściowo z innym punktem nacisku, z uwagi na położenie geograficzne". Redl miał działać na rzecz Ochrany warszawskiej oraz
centrali wywiadu wojskowego w Petersburgu. W świetle znanych obecnie dokumentów wynika, że Rosjanie nie traktowali go jako zwykłego agenta
zadaniowego, ale chcieli wiedzieć o wszystkim, co przechodziło przez jego biurko i z czym w ogóle stykał się w armii austro-węgierskiej, a także
poza służbą. "Mógł im nie tylko udostępniać najbardziej strzeżone tajne materiały Sztabu Generalnego Austro-Węgier - podkreślał Georg Markus
- ale także dzięki swojej działalności w Biurze Ewidencyjnym mógł wydać Rosjanom austriackich szpiegów działających na terenie carskiej Rosji, a
więc ich unieszkodliwić, z drugiej strony mógł też sprawować pieczę nad agentami rosyjskimi wysłanymi do Austrii, dzięki czemu mogli pracować
dość bezpiecznie".

Pierwszym pośrednikiem i łącznikiem Redla był płk Waldemar de Roop, attache wojskowy Rosji w Wiedniu. Następcą barona Roopa był
Mitrofan Konstantinowicz Marczenko (24 VI 1905 - 2 IX 1910). Potem kontakt operacyjny z Redlem przejął Michaił Hippolitowicz Zankiewicz.
Pomocnikiem rosyjskich attache wojskowych w Wiedniu w kontaktach z Redlem był wysoki oficer i rezydent wywiadu wojskowego w Wiedniu,
Philimon Stecisin (Filemon Stecyszyn), który pracował jako urzędnik w austriackim Zarządzie Pocztowym. Kierował siatką szpiegowską tej grupy
tajnych służb petersburskich, dla której pracował Redl. Swoje spotkania z Redlem organizował Stecisin raz lub dwa razy w roku, aby nie narażać
organizacji na wykrycie. Spotykano się w modnym kurorcie Karlsbad (Karlovy Vary). Oprócz tego jeszcze dwa lub trzy razy w roku dochodziło do
spotkań z czarującą światową damą - najlepszą pomocnicą i kochanką Stecisina, Miladą (Mladą) Jarousek. Podczas tych właśnie kontaktów Redl
przekazywał najbardziej strzeżone tajemnice Austro-Węgier.

Świadomie szerzył w Wiedniu fałszywe informacje, które "zdobywał" jako oficer Biura Ewidencyjnego. Jego przełożeni nie byli w stanie sprawdzić
wiarygodności tych materiałów. Wydał w ręce Rosji wiele osób, które podjęły współpracę z wywiadem Austro-Węgier. Aby uwiarygodnić swoje
działania, otrzymywał z Warszawy informacje o drugorzędnych agentach Ochrany, których mógł "zdemaskować", wykazując się kolejnymi
"sukcesami" w tropieniu szpiegów rosyjskich. W Sztabie Generalnym nie zdawano sobie sprawy z jego skłonności homoseksualnych. Dzięki
swojej rzutkości i intelektowi zyskał doskonałą renomę w Sztabie Generalnym. Z szacunkiem odnosili się do niego najwyżsi rangą dygnitarze
wojskowi. Oferowano mu nawet stanowisko ministra wojny.

Szczególny rozgłos przyniosły Redlowi wystąpienia w sądzie. Wkrótce po jego pojawieniu się w Biurze Ewidencyjnym zaczęto domagać się
obecności na rozprawach sądowych specjalistów wojskowych, którzy mogliby merytorycznie wesprzeć oskarżenie. W wielu przypadkach

32 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

dochodziło bowiem do uchybień w pracy sędziów i prokuratorów, którzy nie mając doświadczenia w takich sprawach, dość łatwo ulegali mylącym
oświadczeniom oskarżonych. "Do wielu ważnych danych nie przywiązywano żadnego znaczenia - pisał Ronge - jeżeli obwiniony nie przyznawał
się do winy, to dawano mu wiarę i zamykano postępowanie. Zmiana nastąpiła dopiero po mianowaniu stałych rzeczoznawców wojskowych".
Pierwszym takim specjalistą sądowym w sprawach szpiegowskich został Redl. Nie wiadomo, ile w tym było i przypadku, a ile dążeń samego
Redla. W latach 1900-1905 występował we wszystkich ważniejszych procesach szpiegowskich w Wiedniu. Nie zwracał uwagi na okoliczności
łagodzące i zawsze żądał najwyższego wymiaru kary dla sądzonego. Z pewnością nie była to nadgorliwość w wykonywaniu obowiązków, lecz
kamuflaż i cyniczna gra agenta obcego wywiadu, odwracającego w ten sposób uwagę od wszelkich podejrzeń o ewentualne
sprzyjanie nieprzyjacielowi.

Służba w Biurze Ewidencyjnym traktowana była zawsze traktowana jako wielkie wyróżnienie. "Gdy w lutym 1904 roku po raz pierwszy przestąpiłem
progi małych pomieszczeń, znajdujących się na rogu IV piętra Ministerstwa Wojny przy placu Am Hof - pisał Walzel o swych początkach służby w
Biurze Ewidencyjnym - przepełniony byłem głęboką czcią i szacunkiem. Ministerstwo utrzymywało wszystko w głębokiej tajemnicy. Wydawało mi
się. że wszystkie przedmioty owiane są tajemniczością, a ludzie przepełnieni odpowiedzialnością. Byłem niezwykłe dumny, że należałem do tego
grona. Zastałem zastraszająco mały aparat, który z pewnością nie mógł sprostać wszystkim zadaniom 52-milionowego kraju. Powinien był
zdobywać informacje o wszystkich wrogach państwa oraz zajmować się zwalczaniem obcych wywiadów. Pracowało tam trzynastu oficerów,
większość z nich była sztabowcami. I to na ich barkach spoczywały wszelkie zadania. [...] Szefem Biura był człowiek, którego od samego
początku podziwiałem. Nazywały Eugen Hordliczka. [...] Był człowiekiem mądrym, bardzo wykształconym i pracowitym, światowcem, świetnie
znającym język francuski, piszącym nienagannie po niemiecku. Hordliczka był urodzonym dyplomatą wojskowym i wręcz stworzonym do pełnienia
funkcji szefa Biura Ewidencyjnego. [...] Grupa Wywiadu owiana była całkowitą tajemnicą. Tam panoszył się pozbawiony wszelkiego nadzoru i
zadufany w sobie, nie kto inny, jak kapitan Alfred Redl - razem z innymi starszym oficerem sztabowym, przebiegłym i sprytnym fachowcem,
znającym wszelkie tajniki z praktyki szpiegostwa. Nie wiem jednak, czy Redl już wówczas zajmował się swoim zbrodniczym
procederem. Pamiętam jednak, że nienawidziłem go od pierwszego spotkania. Obrzydliwie słodki, kuty na cztery nogi, wyperfumowany obłudnik,
ukrywający swe obrzydliwe skłonności pod maską poczciwości i dobrotliwości". Wiele z gorzkiej opinii o Redlu dopisały późniejsze wydarzenia,
interesująca jest wszakże atmosfera tajemniczości wokół Grupy Wywiadu oraz charakterystyka owego "starszego oficera sztabowego". Walzel
nie wymienia jego nazwiska, ale oczywiście chodzi o Dzikowskiego, szarą eminencję Biura Ewidencyjnego.

Po pięciu latach służby w Grupie Wywiadu Redl objął na krótko funkcję szefa sztabu 13 dywizji piechoty Landwehry (1 X 1905). Przenoszenie
oficerów Sztabu Generalnego do zwykłych jednostek wojskowych było normalną praktyką służbową, która umożliwiała szybkie awanse. Po
miesiącu służby w nowej jednostce Redl został awansowany do stopnia majora korpusu Sztabu Generalnego i powrócił do Biura Ewidencyjnego
(1 XI 1905).

Podstawowym zagadnieniem, nad którym pracował każdy ówczesny wywiad, było rozpracowanie podstaw planów mobilizacyjnych i koncentracji
wojsk przeciwnika. Dla Biura Ewidencyjnego było to zawsze trudne zadanie, gdyż Austro-Węgrom groziła wojna na kilku niezależnych frontach, co
utrudniało pracę wywiadu, wymagającego stabilności i wielu lat żmudnego budowania podstaw służby przeciw poszczególnym państwom. Do
przygotowania własnych planów operacyjnych konieczna była znajomość terenu, na którym nieprzyjaciel zamierzał skoncentrować wojska przed
rozpoczęciem działań wojennych. Dlatego za największy sukces wywiadu wojskowego uważano zdobycie planów koncentracji wojsk
nieprzyjaciela. Zyski wynikające stąd były ogromne. Zawsze jednak mogło dojść do zmiany zamierzeń operacyjnych. Zdobycie obcych planów
koncentracji wojsk nie dawało więc gwarancji, że otrzymywało się dokument ważny raz na zawsze, będący podstawą do własnych decyzji. Wgląd
w plany mobilizacji i koncentracji przeciwnika niósł też za sobą niebezpieczeństwo podejmowania decyzji na podstawie niewłaściwych założeń
oraz dostosowanie zamiarów operacyjnych do działań wroga.

Wykorzystywanie tego rodzaju dokumentów jako podstawy do własnych decyzji operacyjnych wymagało zawsze ostrożności. Właściwe wnioski
zamierzeń wojennych nieprzyjaciela można było wyciągnąć dopiero na podstawie odpowiednich danych, zgromadzonych przez wywiad.

Przy odpowiednim prowadzeniu ewidencji sił przeciwnika nie mogły umknąć uwadze inwestycje wskazujące na przewidywane obszary koncentracji
jego wojsk. W momencie gdy orientowano się, które rejony wchodziły w rachubę, zdobycie szczegółowych danych zlecano służbie wywiadu.
Nie były to zadania trudne, wymagały jednak wieloletniej, ciągłej obserwacji wroga. Znane z przeszłości małe armie zawodowe koncentrowano na
stosunkowo małych obszarach. Duże, nowoczesne armie narodowe potrzebowały do koncentracji niemal całego obszaru przygranicznego, który
w ogólnych zarysach łatwo można było rozpoznać. Najbardziej cenną informacją były dane o zgrupowaniu sił wewnątrz obszaru przeznaczonego
na koncentrację wojsk, ponieważ na tej podstawie można było wyciągnąć wnioski dotyczące istotnych zamiarów operacyjnych nieprzyjaciela.
Takie wnioski wyciągano z rozpoznania fortyfikacji danego państwa, ukształtowania sieci kolejowej, miejsc stacjonowania wojsk, rozkazów i
instrukcji mobilizacyjnych itd. Kiedy rozpoznawano wojskowe działania mobilizacyjne oraz możliwości sieci kolejowej, można było na podstawie
tych danych ustalić, niemal dzień po dniu, przebieg koncentracji ugrupowania, który na podstawie ogólnej kalkulacji odtwarzano w sztabie
generalnym (oceniano, że w 1900 r. armia niemiecka i francuska ukończyłyby koncentrację w dwunastym dniu wojny, austriacka w piętnastym, a
rosyjska w trzydziestym drugim).

Tylko wywiad mógł zdobyć potrzebne, szczegółowe informacje tej materii. Wymagało to rozbudowania go w czasie pokoju, aby zawczasu
rozpoznać tereny uznawane za ważne na podstawie wcześniejszych analiz. W ten sposób dokładna ewidencja czynników siły wroga dawała
realną podstawę do podejmowania własnych decyzji sztabowych. Dla Biura Ewidencyjnego taki scenariusz działań wywiadowczych, zwłaszcza na
froncie rosyjskim, był trudny do urzeczywistnienia.

Głównym powodem niedomagań wywiadu wojskowego Austro-Węgier były sprawy finansowe, wynikające w głównej mierze z jego
powikłanych zależności organizacyjnych. Realizacja i kierowanie służbą wywiadu leżało w gestii armii, lecz finansowanie pracy operacyjnej
uzależnione było od Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Budżet Ministerstwa Wojny nie przewidywał takiej pozycji jak wywiad. Wojskową służbę
wywiadu finansowano z funduszu informacyjnego MSZ. Resort spraw zagranicznych samodzielnie zajmował się wywiadem politycznym,
wykorzystując do tego celu własny personel i środki, w małym stopniu uwzględniając potrzeby instytucji wojskowych. Nie istniały do tego niemal
żadne powiązania między wywiadem politycznym a wojskowym. Kwoty przekazywane przez MSZ do dyspozycji Ministerstwa Wojny i Sztabu
Generalnego na cele wywiadu były bardzo skromne. Ciągły brak pieniędzy nie pozwalał na odpowiednie rozwinięcie służby. Minimalne sumy, jakimi
dysponowało Biuro Ewidencyjne, hamowały wszelki postęp organizacyjny. "W takich warunkach - podkreślał szef Biura Ewidencyjnego, płk August
Urbański von Ostrymiecz - nie mogło więc być mowy o metodycznej organizacji aktywnej wojskowej służby wywiadu. Ograniczono się do
załatwiania bieżących zadań, a z uwagi na ich natłok rezygnowano z wprowadzenia systemu, który odpowiadałby zróżnicowanym
wymaganiom ofensywnej i defensywnej służby wywiadu".

Biuro Ewidencyjne dysponowało wówczas budżetem na tajne wydatki w wysokości około 100 000 koron. Nie można było za te pieniądze założyć i
utrzymać potrzebnej sieci agenturalnej za granicą. Do tego uposażenie oficerów armii austro-węgierskiej należało do najniższych w odpowiednich
grupach stanowisk państwowych. Mówiono w tamtych czasach, że oficer jest uosobieniem "błyszczącej nędzy w mundurze", zarabiając mniej niż
duchowny, nauczyciel czy też sędzia, którym zresztą też nie płacono zbyt wiele. Przypomnijmy, że Japończycy w 1905 r. przekazali za
pośrednictwem służb Kempeitai dla samej tylko PPS pomoc finansową, która odpowiadała sumie 800 000 koron.

Pierwsze kontakty w Przemyślu

33 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Pierwszy kontakt Piłsudskiego z przedstawicielami służb wywiadu Austro-Węgier przygotował Józef Weiser, wpływowy fabrykant z Sassowa pod
Złoczowem, brat posła do galicyjskiego Sejmu Krajowego, Henryka Weisera, i rzecznik interesów PPS na gruncie austriackim. Przypuszczalnie
Józef Weiser zwrócił się najpierw z ofertą Piłsudskiego nawiązania współpracy wywiadowczej do Józefa Czerneckiego, nadkomisarza Straży
Skarbowej we Lwowie, przydzielonego do lwowskiej HK-Stelle (1902-1912), by ten, za pośrednictwem Głównego Ośrodka Wywiadowczego we
Lwowie, albo szefa sztabu XI korpusu, płk. Sztabu Generalnego Andreasa Fail-Griesslera, umożliwił posłuchanie u komendanta korpusu, gen.
Rudolfa Brudermanna. Gdy prośba nie odniosła pożądanego skutku we Lwowie, Czernecki zjawił się w biurze kpt. Waleriana Wasylkowicza-
Witwickiego, zastępcy kierownika przemyskiej HK-Stelle, formalnie przydzielonego do 45 pułku piechoty. Miał oświadczyć, że "przychodzi w
imieniu posła na Sejm, p. Weisera, z oświadczeniem - notował potem gospodarz - iż trzej panowie, tworzący bliższy komitet rewolucyjny w
Królestwie, po bezskutecznym usiłowaniu osiągnięcia audiencji u komendanta korpusu we Lwowie, chcieliby w ważnej sprawie politycznej uzyskać
audiencję u komendanta korpusu w Przemyślu".

Witwicki zameldował o wizycie Czerneckiego szefowi sztabu X korpusu i bezpośredniemu zwierzchnikowi przemyskiej HK-Stelle, płk. Sztabu
Generalnego Franzowi Kanikowi. Powiadomiony przez płk. Kanika komendant korpusu w Przemyślu, gen. Arthur Pino von Fiedenthal, miał
odmówić swojego udziału w konferencji i zlecił odbycie jej w wąskim gronie oficerów sztabowych. Kanik wyznaczył termin spotkania i polecił
Witwickiemu zaprosić rekomendowanych przez Czerneckiego przedstawicieli PPS.

Konferencja odbyła się 29 września 1906 r. w sztabie X korpusu w Przemyślu. Rozmowom przewodniczył płk Kanik. Towarzyszył mu kpt. Sztabu
Generalnego Edmund Hauser, kierownik przemyskiej HK-Stelle, i kpt. Witwicki, który protokółował zebranie, oraz Czernecki, wymieniony przez płk
Kanika w raporcie ze spotkania "jako pośredniczący w tej rozmowie". Na spotkanie zaproszono również Józefa Weisera i Czerneckiego, jako
głównych animatorów rozmów. Piłsudski przybył na konferencję w towarzystwie Jodki-Narkiewicza. Obaj przedstawili się jako członkowie
Centralnego Komitetu Robotniczego PPS. Piłsudski występował w roli organizatora wojskowego ruchu rewolucyjnego, a Jodko-Narkiewicz
referenta politycznego. Wspomnieli też o trzecim, nieobecnym członku kierownictwa PPS - Aleksandrze Malinowskim, którego określono również
jako referenta spraw politycznych.

Polacy od razu przeszli do sedna sprawy. Zaofiarowali sztabowi austriackiemu "usługi wywiadowcze wszelkiego rodzaju przeciwko Rosji w zamian
za pewne wzajemne usługi" ze strony austriackiej - pisał płk Kanik w raporcie do szefa Sztabu Generalnego w Wiedniu. - "Te wzajemne usługi
są pomyślane jako poparcie walki przeciw rządowi rosyjskiemu w sposób następujący: ułatwienie nabywania broni, tolerowanie tajnych składów
broni i agentów partyjnych w Galicji, niestosowanie represji wobec rezerwistów austriackich, którzy braliby udział w walce przeciwko Rosji, i wobec
rewolucjonistów w przypadku ewentualnej interwencji naszej monarchii. [...] Partia dysponuje podobno w Królestwie - relacjonował dalej propozycje
Polaków - 70 000 uzbrojonych ludzi, a w razie otwartej walki potrafi wystawić do 200 000 [ludzi]. Do partii należą przeważnie socjaldemokraci, ale
w razie wybuchu rewolucji liczą oni na to, że uda im się z pewnością porwać za sobą wszystkie elementy polskie".

Podane przez Piłsudskiego i Jodko-Narkiewicza liczby były bajeczne, chodziło jednak o zwiększenie wagi propozycji. Rozmówcy polscy powołali
się wreszcie na współdziałanie PPS z innymi organizacjami rewolucyjnymi w zakresie wymiany informacji, aby uatrakcyjnić ofertę
możliwością przyciągnięcia do współpracy innych grup. Odcięli się też od wszelkiego terroru indywidualnego, co miało podkreślić wrogi stosunek
partii do anarchizmu i możliwą kontrolę władz austriackich nad użyciem otrzymanej broni.

Według Wasylkowicza-Witwickiego Piłsudski i Jodko-Narkiewicz przedstawili na koniec żądanie, aby po wybuchu rewolucji narodowej (powstania)
w Polsce "szef rządu austr[iackiego] wydał enuncjację w prasie lub w inny sposób (dyplomatyczny) [podał do wiadomości - R. Ś.], że ruchowi
rewolucyjnemu, podniesionemu przez Polaków w Królestwie sprzyja i w razie potrzeby może dać poparcie".

Oferta Piłsudskiego kryła w sobie projekt przeprowadzenia przewrotu w Rosji pod patronatem Austro-Węgier i uwolnienia Królestwa
Polskiego. Propozycje miały charakter ogólny. W zamyśle autora stanowiły płaszczyznę polityczną porozumienia i punkt wyjścia do dalszych
uzgodnień. Jednakże zbrojne poparcie ruchu niepodległościowego polskich socjalistów groziło perturbacjami wewnętrznymi i prowokowałoby
Rosję, doprowadzając w efekcie do zmiany polityki austriackiej w kwestii polskiej. Otwarty konflikt wiódłby niechybnie do jej podniesienia, co
wykraczało poza ramy ówczesnej polityki Austro-Węgier. Dyplomaci austriaccy krytycznie spoglądali na Rosję. Wiedeńskie MSZ dążyło jednak do
współpracy i poprawy stosunków z Rosją, unikało na tym polu wszelkich zadrażnień i konfliktów dyplomatycznych, zdawało się nie dostrzegać
narastających sprzeczności. Bardziej krytycznie patrzyli na Rosję wojskowi, dla których kontakty z Petersburgiem miały tylko pozory poprawności.

Propozycja Piłsudskiego wzbudziła z tego powodu zainteresowanie płk. Kanika, który po "protokólarnym spisaniu" złożonego oświadczenia
oznajmił na zakończenie rozmów, że "on osobiście nie jest kompetentnymi do dania jakiejkolwiek odpowiedzi - relacjonował Witwicki - ale
zobowiązuje się protokół konferencji przedłożyć w Wiedniu szefowi Sztabu Generalnego, gen. Beckowi-[Rzikowsky]". Umówiono się, że płk Kanik
w drodze powrotnej z Wiednia spotka się z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem na stacji w Oldenbergu (Bogumin), aby dać im "stanowczą
odpowiedź".

Wieczorem po konferencji urządzono "skromne przyjęcie na cześć panów komitetowych - wspominał dalej Wasylkowicz-Witwicki - którzy nas
faktycznie swoją obecnością zaszczycili. Przy tej sposobności danym nam było wszystkim uczestnikom omówić przyszłe stosunki wyzwalającej
się Polski, co nam tym łatwiej przyszło, albowiem, z wyjątkiem płk. Kanika (Czecha), my wszyscy oficerowie austr[iaccy] tam obecni byliśmy
Polakami. Nastrój więc b[ardzo] serdeczny".

Piłsudski wychodził naprzeciw potrzebom Biura Ewidencyjnego, które miało olbrzymie kłopoty w pracy wywiadowczej na obszarze Rosji, gdzie w
1906 r. sieć wywiadowcza obejmowała tylko dwóch (!) tajnych agentów. Wywiad na Rosję praktycznie nie istniał. Propozycja przywódców PPS
dawała doskonałą sposobność, aby tej sytuacji zaradzić i stwarzała pierwsze realne podstawy do prowadzenia wywiadu głębokiego, zwłaszcza na
terenie Królestwa Polskiego i Ukrainy. "Zaniedbanie pracy wywiadowczej przeciw Rosji - upominał późniejszy szef Biura Ewidencyjnego, gen.
Ronge - okazało się o tyle mniej dotkliwe, że właśnie w 1906 r. pojawiła się szansa szybkiego odbudowania siatki agenturalnej jeszcze przed
wybuchem konfliktu. Dr Witold Jodko[-Narkiewicz] i Józef Piłsudski w imieniu Polskiej Partii Socjalistycznej w Rosji zaofiarowali sztabowi
generalnemu w Przemyślu usługi wywiadowcze w zamian za poparcie swoich dążeń. I jeśli w Wiedniu chwilowo nikt nie był skłonny do pójścia na
taki eksperyment, trzymano jednak ten plan w pogotowiu".

Podróż płk. Kanika do Wiednia nie przyniosła więc pożądanego efektu. "Wprawdzie Sztab Gen[eralny] - uzupełniał Wasylkowicz-Witwicki -
był ofertą komitetu rewolucyjnego zachwycony i skłaniał się do przychylenia się ich żądaniom, jednakowoż sprzeciwiał się temu stanowczo
ówczesny minister spraw zagranicznych, hr. Agenor Gołuchowski, twierdząc, że zależeć mu musi na dobrych stosunkach z rządem rosyjskim.
Stosownie do umowy spotkał się płk Kanik z panami komitetowymi w Boguminie i oświadczył im tam decyzję, po czym po uprzejmym pożegnaniu
panowie rozjechali się".

Protokół konferencji w Przemyślu nie zachował się. Nie ma także śladów źródłowych rozmów płk. Kanika w Wiedniu. Decyzje przekazywano
ustnie. Sprawę pozostawiono wprawdzie bez dalszego biegu, ale wojskowi wkrótce powrócili do niej, gdy nastąpiły zmiany w obsadzie kluczowych
stanowisk w rządzie i w armii, a co za tym idzie, zarysowała się możliwość zmiany całej polityki austriackiej. Kanik przybył ponownie do Wiednia i
10 października 1906 r. złożył szefowi Sztabu Generalnego formalny raport ze swej rozmowy z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem w Przemyślu.
Następnego dnia gen. Beck-Rzikowsky wydał jednak płk. Kanikowi polecenie niewdawania się w dalsze pertraktacje z przedstawicielami
kierownictwa PPS i zameldowanie oficjalnie o odbytej konferencji dowódcy X korpusu, gen. Pino von Fiedenthalowi, aby ten mógł drogą służbową
powiadomić o wszystkim namiestnika Galicji, hr. Andrzeja Potockiego. Pismem z 11 października 1906 r. szef Sztabu Generalnego przesłał do

34 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Ministerstwa Wojny, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych odpis złożonego dzień wcześniej raportu płk. Kanika,
powiadamiając przy okazji o udzielonej mu dyrektywie. W ten sposób gen. Beck-Rzikowsky zamierzał zamknąć sprawę dając swemu następcy
obowiązującą wykładnię polityczną stosunku dworu cesarskiego do polskiej irredenty.

Kilka dni później, 24 października 1906 r., nastąpiły zmiany w rządzie i armii. Ustąpili ze stanowisk: minister spraw zagranicznych hr Agenor
Gołuchowski - zastąpił go Alois Leopold baron Lexa von Aehrental, uprzednio ambasador w Petersburgu, dalej, minister wojny Heinrich von
Pitreich - zmienił go Franz baron von Schönaich, który jednocześnie odszedł z resortu obrony kraju, gdzie zastąpił go Julius Latscher von
Lauendorf, wreszcie 18 listopada 1906 r. odszedł szef Sztabu Generalnego gen. Beck-Rzikowsky, a na jego miejsce przyszedł gen. Franz
Conrad von Hötzendorf, jedna z najwybitniejszych postaci upadającego państwa.

Rekonstrukcja rządu nie pociągnęła na razie za sobą zmiany ostrożnej do tej pory polityki wobec Rosji. Biuro Ewidencyjne nie mogło czynnie
popierać rosyjskich ruchów odśrodkowych. Decydowały względy polityczne i finansowe. W polityce Austro-Węgier na pierwsze miejsce wysuwały
się wówczas kwestie wpływów na Bałkanach i ochrony południowych granic. W budżecie Biura Ewidencyjnego większość skromnych środków
rozdysponowywano na te właśnie cele. Rosję traktowano po macoszemu, a wydatki zwiększano jedynie na wywiad przeciw Włochom, Serbii i
Czarnogórze.

Sytuację budżetową austro-węgierskiego wywiadu można określić w tym momencie jako katastrofalną. Nie starczało pieniędzy nawet na
najpilniejsze potrzeby. Polityka finansowa państwa była sprzeczna z interesami jego racji stanu. Wywiad nie mógł przez to zapewnić minimum
bezpieczeństwa państwa w granicach własnej kompetencji i odpowiedzialności. W 1906 r. ppłk Hordliczka dysponował kwotą 120 000 koron.

Żądania Piłsudskiego wykraczały poza możliwości Biura Ewidencyjnego i były nierealne, nawet gdyby ich realizację rozłożono w dłuższym okresie
czasu. Wsparcie dążeń polskich wymagałoby bowiem przynajmniej milionowej dotacji. Jeden nowoczesny karabin systemu Ferdinanda Ritter von
Mannlichera, (wzór 1888/89) kosztował wówczas ok. 90 koron. Wyekwipowanie 70 000 ludzi w same tylko karabiny pochłonęłoby więc ponad 600
000 koron. Reszta wymienionej dotacji musiałaby pójść na amunicję, bagnety, składowanie broni, utrzymanie nadzoru wojskowego oraz
bezpośrednie wspomaganie ruchu Piłsudskiego. Po rozpoczęciu działań wojennych koszty te zwielokrotniłyby się.

Z tego właśnie powodu pierwsze próby nawiązania przez Piłsudskiego kontaktu ze sztabem austriackim nie dały praktycznych rezultatów.
Niepomyślnie zakończyły się również starania Józefa Weisera, który w listopadzie1907 r. zwrócił się w imieniu Piłsudskiego do kpt. Johanna
Novaka z Biura Ewidencyjnego, aby umożliwiono mu spotkanie z miarodajną osobistością wojskową dla poinformowania Sztabu Generalnego w
Wiedniu o celach i aktualnym stanie organizacji partyjnej PPS Frakcji Rewolucyjnej. Nowak zameldował o rozmowie szefowi Biura Ewidencyjnego,
ppłk. Hordliczce. Decyzję podjął szef Sztabu Generalnego, gen. Conrad von Hötzendorf, odrzucając propozycje nawiązania stosunków z PPS.
Pismem z 23 listopada 1907 r. powołał się na wcześniejsze rozstrzygnięcia i decyzję swojego poprzednika, gen. Beck-Rzikowskyego, z 11
października 1906 r. oraz zawiadamiał Ministerstwo Wojny, że kpt. Nowak otrzymał "polecenie poinformowania przy sposobności Weisera, że ani
c.k. minister wojny, ani szef Sztabu Generalnego nie są w stanie przyjąć jakiegokolwiek organu partii". W uzasadnieniu stwierdził, że "do celów
Polskiej Partii Socjalistycznej należy najprawdopodobniej również antymilitaryzm, który choć przede wszystkim zwrócony przeciwko Rosji, mógłby
się rozszerzyć również na nasze terytorium".

Taka argumentacja stanowiła dla Piłsudskiego istotny sygnał do przebudowy ruchu politycznego w kierunku prac wojskowych. Przełamano
pierwsze lody w nawiązaniu stosunków z władzami wojskowymi Austro-Węgier. Niejako oficjalną drogą, w najwyższych urzędach Wiednia została
wzmiankowana obecność partii, z podkreśleniem jej antyrosyjskiego charakteru i lojalności wobec państwa Habsburgów. Z drugiej strony, dla
rozbijanej od wewnątrz przez prądy narodowe monarchii, nasuwała się możliwość kontroli nad rozwijającym się ruchem wolnościowym Polaków,
pomijają efekty konkretnej współpracy wywiadowczej.

***

Ciekawe są dalsze losy Czerneckiego. W sierpniu 1912 r. nagle zniknął. Wcześniej został awansowany do stopnia kapitana rezerwy. Zajmował
ciągle intratne stanowisko komisarza Straży Skarbowej i współpracował z wywiadem, co zapewniało mu spokojną przyszłość. Osiągnął wiek, który
raczej nie sprzyjał romantycznym eskapadom (ur. w 1863 r.). Biuro Ewidencyjne otrzymało 23 stycznia 1914 r. pismo Ministerstwa Wojny o
zwolnieniu go ze służby. "Od sierpnia 1912 przepadł bez wieści - zanotowano treść pisma w dzienniku podawczym Evidenzbureau -
przypuszczalnie zbiegł do Kijowa i tam [działa jako] agent Ochrany. Podejrzenie o szpiegostwo". Nie udało się niestety potwierdzić, albo
zaprzeczyć tym przypuszczeniom. Jeżeli podejrzenia odpowiadały prawdzie, a Czernecki podczas spotkania w Przemyślu odgrywał podwójną
rolę, to Ochrana znała od początku zamiary Piłsudskiego i jego kontakty z wywiadem austriackim.

***

W latach 1907-1908 wystąpiły wyraźne oznaki rozkładu w organizacji PPS Frakcji Rewolucyjnej. Nasilenie się reakcji, terroru i represji po
przegranej rewolucji w Królestwie Polskim rozbiły główne siły partii. Wiele ogniw i komórek organizacyjnych zanikło. Osłabła przede wszystkim
działalność Organizacji Bojowej. Kierownictwo partyjne przeżywało kryzys tożsamości.

Narastające napięcie w stosunkach międzynarodowych oraz układ sił europejskich wskazywały, że w przyszłej wojnie dojdzie do konfliktu między
zaborcami, co otwierało dla Polaków nowe możliwości działania. Na razie jednak Rosja skutecznie tłumiła dążenia polskie. Ochrana stosowała na
szeroką skalę prowokację, której destrukcyjny wpływ dawał się odczuć w całej organizacji. „Walka ze szpiclami jest bardzo trudna - stwierdzał
Piłsudski 9 III 1907 r. w referacie o taktyce bojowej na I Zjeździe PPS Frakcji Rewolucyjnej w Wiedniu. - Działają oni z ukrycia. Zachodzi tu
możliwość tragicznych pomyłek, które kończą się bardzo smutno. Ażeby ich uniknąć, a jednocześnie nieomylnie dosięgnąć wroga, zachodzi
konieczność współdziałania wszystkich towarzyszy - zorganizowania przez całe masy czujnego wywiadu społecznego. Na tej dopiero podstawie
możemy tworzyć siły do prawdziwej i skutecznej samoobrony, prowadzonej przez naszą milicję". Działalność ta nie powinna była wszakże
przysłaniać podstawowego zadania bojowego - dezorganizowania całego systemu caratu. "I tu musi być zastosowany system - mówił dalej. -
Najważniejszą zasadą naszej taktyki jest zbliżenie walki do szeregów ludu pracującego - musimy jej nadać charakter masowości". Niezbędna była
ciągłość walki oraz jej spopularyzowanie. .Ludzie tego pragną" - zapewniał. - "Trzeba im dać organizację tej walki". Opowiadał się za niewielkimi
wystąpieniami. "Wolę walkę nie poetyczną, trywialną nawet, byle była silna, skuteczna". Przyjęcie takiej formy walki uważał za niezbędny warunek
przetrwania okresu przejściowego. "Dziś fala rewolucyjna opada - przekonywał w końcu - i powoli wszyscy opadają w swej żądzy walki. Ale
przecież ta fala się podniesie znowu. I jeżeli obecnego okresu nie wyzyskamy, jeżeli w czasie ogólnego zniechęcenia nie podtrzymamy napięcia
bojowego - cóż powiedzą o nas w chwili następnego powrotu fali? Jeżeli wytrwamy - powiedzą: oni jedni walczyli, gdy wszyscy milczeli. My
walczymy obecnie o przyszłe kierownictwo. Jeżeli w przyszłości, może niedalekiej, wezwiemy klasę robotniczą, by szła za nami - przecież ludzie
zapytają o to cośmy robili w czasach spokojnych? (...) Dlatego też jest dziś nieodpartą koniecznością wytrwać w boju i dać przykład wytrwania
masom, które chcemy w przyszłości prowadzić". Piłsudski doskonale wyczuwał nastroje, jakie panowały wśród działaczy emigracyjnych z
Królestwa, którym należało stworzyć nowe możliwości działania.

Dla młodego pokolenie rysowała się możliwość urzeczywistnienia ideałów na platformie politycznej i klasowej szerszej od ruchu socjalistycznego,
zostawiając za sobą bagaż doświadczeń romantycznych uniesień powstańczych XIX w., realizowanych na zasadach pospolitego ruszenia, oraz
próby rewolucji mas ludowych, jako zagadnienia klasowego. "Trzeba tylko - przekonywał Jodko-Narkiewicz w Zadaniach ruchu rewolucyjnego w
zaborze rosyjskim w chwili obecnej - zdawać sobie dokładnie sprawę z tego, do czego się w danej chwili dąży. O ile takie dążenia oparte będą na

35 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

realnych interesach, a nie na wytworze fantazji tych, którzy je sformułowali, to będą one dawały wskazówkę, jak zachować się wobec każdego
nowego wypadku, a sam bieg życia społecznego z nieubłaganą koniecznością zbliży dzień ich urzeczywistnienia. Tego pochodu ku ostatecznemu
zwycięstwu nie mogą wstrzymać chwilowe niepowodzenia, które wskazują tylko, iż się w danym razie źle zastosowało ogólną zasadę, i w ten
sposób zapobiegają nowym wypadkom". Dlatego "wszystko przemawia za potrzebą taktyki, która by w daleko większym stopniu uwzględniała
całokształt naszych dążeń politycznych, niż dotychczas czyniono. Rewolucja dała świadomemu proletariatowi kraju naszego siłę, jakiej nigdy nie
posiadał. Pozwoliła mu stokrotnie rozszerzyć kadry organizacyjne, do kolosalnych rozmiarów doprowadziła cały aparat agitacyjny i
propagandystyczny, którym on rozporządzał. Czas najwyższy, by na podstawie wszystkich tych, już do boju wyprowadzonych sił, zdobyte zdobyte
zostało to, co się ludowi naszemu należy".

Piłsudski pracował nad "zrobieniem monety jako kapitału zakładowego na przyszłość" (minimum 300 000 rubli) i nad agitacją, "jak ją nazywam -
pisał 1 XII 1907 r. w liście do Jodki-Narkiewicza - militarną, czyli agitacją za uczeniem się i przygotowywaniem się do bojowych zadań rewolucji
przyszłej". Myśli te zawarł później w artykule Jak mamy się gotować do walki zbrojnej. "Bałem się - pisał dalej do Jodki-Narkiewicza - że to
będzie śmiesznym, tymczasem, ku wielkiemu memu zdziwieniu, znajduję ludzi, którzy chętnie o tych rzeczach słuchają". Liczył, że jego
zamierzenia powiodą się i będzie możliwe "otrzymanie w rezultacie choćby pewnego prądu myślowego w tym kierunku i zainteresowanie się tą
sprawą u młodzieży i ludzi", a wówczas mógłby "spokojnie pracować nad stworzeniem czegoś bardziej odpowiedniego do celów", niż bojówka. "Ale
to muzyka przyszłości" - kończył list. W cytowanym artykule w "Robotniku" dodawał, że w wyniku rewolucji 1904-1905 r. carat utracił ostatecznie
siłę moralną, ale nie stracił siły fizycznej, w postaci maszynerii administracyjnej i wojska. Z bezsilności rewolucji w walce z przemocą wyciągał
Piłsudski naukę, że "do zwycięstwa potrzebną jest moc fizyczna i umiejętność prowadzenia boju z fizyczną przemocą".

Potrzebna była teraz szersza wizja programowa, która zarysowałaby nowe horyzonty działania. "Czy jest co dojrzałego u nas, wkoło nas - pytał
Sokolnicki w liście z 20 IV 1908 r. do Sławka - aby tworzyć coś nowego? Aby budować samodzielnie zupełnie, choćby wbrew wszystkim? Czy
macie dość sił, ażeby przetrwać czas? Czy możecie jeszcze długo - a to, z jakim właściwie rachunkiem? - tylko trwać i budować materialne
podstawy walki? Czy, tak trwając, pewni jesteście, że nie poddajecie się znowu pod niszczący wpływ kompromisu? Kompromisów było dotąd dwa:
Pierwszy - powstanie PPS, cudne zlanie się Polski, jakby już z grobu wychodzącej, z nowym, stającym się socjalizmem; jakby sztandar czerwony,
na którymi, prócz naszych liter, widziało się przecież, jeno że krwią zbroczonego białego orła naszej ziemi. Drugim kompromisem było utworzenie
bojówki pod egidą tamtego sztandaru, aż sztandar stał się płachtą i ścierką, a my ciągle za nim szliśmy, ginący, nie wiedząc już nawet często, za
co; kompromis ten był jeszcze piękny, bo w nim tkwiła wiara w socjalizm i wiara w Polskę. My wszyscy jesteśmy do szpiku kości powstańcy Polacy
i w Polskę wiara jest przecież nam naturą. Ale - czy wierzymy i jak wierzymy w socjalizm? I - niedyskretne pytanie - w jaki socjalizm? A tu - do tego
czynu, do tej wojny, potrzeba jednolitej i śmiałej bezwzględnie wiary. Czy nasz kompromis nie będzie teraz kłamstwem? Czy nie będzie kłamstwem
utajonym w naszej - jakiejkolwiek - ściślejszej radzie, kłamstwem umówionym, które zatruje dusze, w które my chcemy wnieść czyn?".

Piłsudski dążył do odbudowy niepodległego państwa polskiego drogą zorganizowanej walki zbrojnej, którą mogły zainicjować kadrowe
oddziały rewolucyjno-powstańcze w Królestwie Polskim. Dla koncepcji tej chciał uzyskać poparcie Austro-Węgier, zamierzając zorganizować na
terenie Galicji tajny ruch wojskowych grup niepodległościowych.

Ochrona wywiadowcza interesów Rosji

Rosja dysponowała w Europie niezwykle prężną organizacją wywiadowczą. Tajne służby carskie od dawna już prowadziły ożywioną pracę
wywiadowczą przeciwko Austro-Węgrom i Niemcom. Jednakże rezultaty podejmowanych działań były jeszcze dalekie od oczekiwań, chociaż
stanowiły istotne zagrożenie dla przeciwnika. "Gdy w 1903 r. układy w Murzsteg zdawały się przynosić zbliżenie z Rosją, a w rok później wojna z
Japonią całkowicie zaabsorbowała państwo carów - pisał Ronge - uwierzono, że można zaniedbywać pracę wywiadowczą na tym froncie.
Postępowanie Rosjan powinno jednak być ostrzeżeniem, że nie należy zbytnio ufać temu spokojowi". Wywiad rosyjski od początku lat
osiemdziesiątych XIX w. zajmował się Austro-Węgrami, od momentu, gdy wojna z monarchią Habsburgów wydawała się nieunikniona. Działania
te znacznie nasiliły się od wojny japońskiej. Po klęsce w wojnie z Japonią w 1905 r. wywiad rosyjski przystąpił do intensywnego rozpoznania
Niemiec i Austro-Węgier. Największe sukcesy odnosił na terenie monarchii naddunajskiej, wykorzystując zatargi na tle narodowościowym i
związane z tym ruchy odśrodkowe, które sympatyzowały z rosyjskim panslawizmem. Wspierano te zamierzenia, które miały na celu
rozbicie wspólnoty narodowej monarchii Habsburgów. "W Austro-Węgrzech szpiegostwo i propaganda - pisał później Nicolai - tworzyły dwie
strony jednego medalu, były ze sobą do tego stopnia połączone, że zupełnie nie można było wyobrazić sobie jednej działalności bez drugiej".
Tworzono całe grupy szpiegowskie. Zasięg działania wywiadu Rosji obejmował cały teren Austro-Węgier, aż do granicy włoskiej. Część ludności
ukraińskiej, sympatyzującej z ruchem moskalofilskim i panslawistycznym w Galicji Wschodniej, poddawała się rosyjskiej propagandzie
ogólnosłowiańskiej, którą wspomagała Ochrana. Wielu Ukraińców świadczyło usługi wywiadowcze na rzecz Rosji. Wywiad ten wspierany był
przez duchownych, adwokatów, sędziów, a nawet posłów do parlamentu austriackiego.

Po wojnie japońsko-rosyjskiej zreformowano służby wywiadowcze, dostosowując je do nowych potrzeb. Cała organizacja wywiadu Rosji carskiej
kierowana była centralnie z Petersburga. Klasycznym wywiadem zajmował się specjalny tajny wydział Sztabu Generalnego w Petersburgu
(Opieratiwnaja razwiedka). Szefem rosyjskiego wywiadu wojskowego od 1908 r. był ppłk Piotr Samochwałow, wcześniej, od 1904 r. pracujący w
warszawskiej żandarmerii i jeden z najwybitniejszych specjalistów Ochrany od spraw polskich. Po reorganizacji wydziału w 1910 r. zastąpił go gen.
Ignatiew. Tuż przed wybuchem wojny w 1914 r. kierownictwo wywiadu objął płk Piotr Lwowicz Assanowicz. W centrali petersburskiej rozpoczynała
się działalność wywiadowcza, w której uczestniczyli aktywnie attaches wojskowi w Berlinie, Wiedniu, Sztokholmie, Kopenhadze, Brukseli, Bernie
oraz w Paryżu. Tworzono ekspozytury wywiadowcze w krajach sąsiadujących z Niemcami i Austro-Węgrami. W Sztokholmie, Kopenhadze i
Bernie zlokalizowano centrale wywiadu, które współpracowały ze służbami wywiadowczymi Wielkiej Brytanii i Francji. Na pograniczu niemiecko-
rosyjskim i austriacko-rosyjskim działał wywiad okręgów wojskowych, których sztaby posiadały własne komórki wywiadowcze, podporządkowane
centrali Sztabu Generalnego w Petersburgu. Prowadziły one wywiad płytki i głęboki na swoich przedpolach, dysponując rozbudowanym aparatem
terenowym. W jego skład wchodziło zwykle 6-10 oficerów, pod dowództwem oficera sztabowego ze Sztabu Generalnego. Ponadto na granicy
wywiad miał do dyspozycji całą straż graniczną, a na głównych przejściach także żandarmerię.

Informacje o armii niemieckiej zbierały oddziały wywiadowcze przy Wileńskim Okręgu Wojskowym oraz w Warszawskim Okręgu Wojskowym,
gdzie równocześnie gromadzono dane wojskowe z terenu Austro-Węgier. Wywiad przeciwko monarchii naddunajskiej prowadził także oddział
wywiadowczy przy Kijowskim Okręgu Wojskowym. W okręgu petersburskim czuwano nad siłami zbrojnymi państw skandynawskich. Okręg odeski
zajmował się Rumunią i Turcją. W okręgu kaukaskim zdobywano informacje z Turcji i Persji, a zarazem interesowano się siłami angielskimi w
Indiach Wschodnich. Z okręgów wschodniej i środkowej Syberii obserwowano Japonię i Chiny.

Szczególnie aktywną działalność przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom prowadziło warszawskie biuro wywiadu. Kierował nim, aż do wybuchu
wojny, płk Sztabu Generalnego Nikołaj Stiepanowicz Batiuszyn. Miał do pomocy dwóch oficerów sztabowych, kpt. Dmitrija Kapitonowicza
Lebiediewa i kpt. Nikołaja Wasiliewicza Tieriechowa, a także dwóch oficerów tłumaczy, którzy prowadzili referaty niemiecki oraz austro-węgierski
wraz z polskim, sprawujący "opiekę" nad ruchem niepodległościowym w Galicji. Przy placówce zorganizowano również wydział defensywy, na
czele z osławionym rotmistrzem żandarmerii Siergiejem Mujewem (Kontrraziwiedka). Kierowani z Warszawy agenci operowali na pograniczu
niemiecko-rosyjskim i austriacko-rosyjskim, wśród ludności polskiej w Poznańskiem i w Galicji oraz w Królestwie Polskim. Docierali w głąb
Niemiec i Austro-Węgier, działali w bezpośrednim styku ze służbami specjalnymi obu państw w Berlinie i w Wiedniu.

36 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Biuro ukryto pod firmą redakcji miesięcznika wojskowego "Wojennyj Wiestnik". Pismo redagował kpt. Lebiediew. Warszawska centrala wywiadu
wojskowego zorganizowana była na wzór koncernu międzynarodowego. Biuro wywiadowcze mieściło się w okazałym gmachu Sztabu
Warszawskiego Okręgu Wojskowego przy Placu Saskim. Batiuszyn zatrudniał wielu dyrektorów, kierowników wydziałów, agentów werbunkowych i
inspektorów. Aparat wywiadu został rozbudowany także w terenie. "Ponieważ dla Rosjan wielkie znaczenie miała zawsze liczba - pisał Ronge -
Batiuszyn utrzymywał prawdziwą armię konfidentów, ludzi dających kwatery, dozorców domów i innych pomocników".

Z wywiadem wojskowym Rosji ściśle współpracowała Ochrana. W kierownictwie Departamentu Policji Łopuchina zastąpił Maksymilian Trusiewicz
(1906-1909), a następnie Nil Zujew (1909-1912) i Stiepan Piotrowicz Bielecki (1912-1915). Bielecki był wcześniej wicedyrektorem
Departamentu Policji (1909-1912), a później został wiceministrem spraw wewnętrznych (1915-1916). Porozumienie o współpracy z wywiadem
wojskowym dotyczyło początkowo dziedziny kontrwywiadu, od 1910 r. Ochrana zaczęła także wspomagać właściwy wywiad wojskowy, gdy ten
rozpoczął wspieranie Ochrany w zakresie wywiadu politycznego. Ochrana realizowała samodzielnie cele polityczne wywiadu rosyjskiego.

Stanowisko naczelnika Ochrany warszawskiej w 1906 r. objął ppłk Pawieł Pawłowicz Zawarzin. Pierwszym pomocnikiem Zawarzina był rotmistrz
Siergiej Mujew, który został niebawem podpułkownikiem. W latach 1907-1908 obowiązki zastępcy pełnił ppłk Samochwałow, który po krótkiej
służbie w wywiadzie objął w 1910 r. kierownictwo oddziału kijowskiego Ochrany (do 1913 r.), potem od 1914 r. oddziału warszawskiego Ochrany
(po ewakuacji Królestwa w sierpniu 1915 r. przebywał w Moskwie). W 1909 r. pomocnikiem Zawarzina został ppłk Władimir Sizych, który pełnił
funkcję zastępcy naczelnika oddziału do 1912 r. Przypomnijmy, że stanowisko referenta Ochrany zajmował początkowo Michaił Bogdanow-
Kalinski. W 1909 r. referentem Ochrany został Aleksandr Aristow, który trwał na różnych stanowiskach przez cały okres istnienia biura
(1898-1914). Kancelarie Bogdanowa-Kalinskiego i Aristowa prowadził Anton Biełokoz (1905-1914). W 1909 r. Zawarzina zastąpił płk Konstantin
Iwanowicz Głobaczew, który uprzednio, od 1906 r. służył w żandarmerii łódzkiej, a później został naczelnikiem Ochrany
piotrogrodzkiej. Przedostatnim naczelnikiem Ochrany warszawskiej od 1912 r. był płk Piotr Martynow. Od listopada 1909 r. do rewolucji lutowej
1917 r. agenturą zagraniczną w Paryżu zawiadywał Aleksandr Aleksandrowicz Krasilnikow.

Oddziały Ochrany w Warszawie i w Paryżu cały czas tropiły z dużą zaciekłością rewolucjonistów polskich i rosyjskich na terenie Austro-Węgier,
Niemiec oraz w Europie Zachodniej. Pilnie badano działalność PPS Frakcji Rewolucyjnej oraz posunięcia samego Piłsudskiego. Po 1907 r.
przechodzono stopniowo do obserwacji organizującego się w Galicji ruchu niepodległościowego, w tym głównie wojskowych poczynań
Piłsudskiego.

Wywiad rosyjski dysponował ogromnym budżetem. W 1912 r. Rosja wydała na wywiad blisko 13 000 000 rubli (suma ta odpowiadała
wówczas kwocie 33 150 000 koron albo 28 177 500 marek). Przez pierwszych 6 miesięcy 1914 r. rosyjski Sztab Generalny przeznaczył na
wywiad około 26 000 000 rubli.

Przygotowania wojenne w Sztabie Generalnym w Wiedniu

Wystarczyło śledzić prasę i czytać sprawozdania z kolejnych procesów o szpiegostwo, aby zorientować się w skali wzmożonego wywiadu Rosji
przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Do Sztabu Generalnego w Wiedniu nadchodziły alarmujące doniesienia o rosyjskiej aktywności
wywiadowczej. Na Wilhelmstraße i Ballplatz odczuwano stopniową zmianę polityki Rosji wobec obu sprzymierzonych monarchii. Wojskowych
niepokoiły modernizacja armii rosyjskiej, współdziałanie z francuskim Sztabem Generalnym, rozbudowa potencjału wojskowego, fortyfikacji
wojennych i strategicznych połączeń kolejowych oraz drogowych w zachodniej części państwa. Wszystko to nie pozostawiało złudzeń co do
istotnych zamiarów Petersburga.

Tymczasem kierownictwo Biura Ewidencyjnego wydawało się nie dostrzegać tych zagrożeń. Później okazało się, że istotną rolę w "uśpieniu"
austriackich służb specjalnych na odcinku rosyjskim odegrał Redl, który od 1 października 1907 r. był zastępcą szefa Biura Ewidencyjnego.
"Średniego wzrostu - charakteryzował Redla jego rosyjski pośrednik, płk Marczenko, w raporcie z października 1907 r. do centrali w Petersburgu -
lekko posiwiałe blond włosy, siwe krótkie wąsy, trochę wystające kości policzkowe, szare oczy o uprzejmym, zabiegającym o przychylność
spojrzeniu. Jest sprytny, zamknięty, skoncentrowany i pracuje wydajnie. Usposobienie ma małostkowe. Ma coś oślizłego w swoim wyglądzie
zewnętrznym. Jego wypowiedzi są słodkie jak cukierek, miękkie i uniżone. Jego ruchy są wyważone i powolne. Jest raczej przebiegły niż fałszywy
i mądry niż uzdolniony. Cynik uwielbiający zabawę".

Wcześniej, jak wspomniano przez siedem lat kierował głównym wydziałem Biura Ewidencyjnego. Jako szef Grupy Wywiadu, miał dostęp do
najbardziej strzeżonych tajemnic wojskowych Austro-Węgier i wielu tajnych informacji, włącznie z kartoteką szpiegów Biura Ewidencyjnego w
innych krajach. Znał wszystkie szczegóły planów koncentracji wojsk oraz mobilizacji wojennej wywiadu. Decydował o naborze nowych
informatorów i agentów. Przez wiele lat zajmował się osobiście werbowaniem, instruowaniem oraz wysyłaniem wywiadowców do wrogich krajów.
Przyjmował ich tajne raporty, następnie opracowywał je i streszczał.

Nie ulega wątpliwości, że autorem większości ujawnionych wówczas tajemnic i zamierzeń austriackiego Sztabu Generalnego, poznanych
przez wywiad rosyjski, był Redl, superagent, skrywający się pod różnymi pseudonimami i kryptonimami: "A-l7", "Pan Blondin" ("Pan Blondyn"),
"Nikon Nitzetas", "Opernball 13" ("13 bal w operze"). Paraliżował działalność operacyjną Biura Ewidencyjnego. Najprawdopodobniej to właśnie
Redl zdradził Rosjanom nazwiska licznych agentów KundschaftsStelle. W efekcie sieć agenturalną Evidenzbureau w Rosji w 1906 r. przestała
praktycznie istnieć. Mógł tak uczynić tym łatwiej, że osobiście kierował walką z wywiadem rosyjskim.

Na tym polu w pierwszych latach służby w Grupie Wywiadu dokonał najbardziej spektakularnych wyczynów w demaskowaniu szpiegów i odniósł
najwięcej sukcesów, zyskując opinię wytrawnego eksperta w sprawach wywiadu i kontrwywiadu przeciw Rosji.

Procedura biurokratyczna w całym Sztabie Generalnym była jednakowa. Dzień pracy rozpoczynał się w Biurze Ewidencyjnym o 8.30 i trwał bez
przerwy aż do późnych godzin wieczornych. Pracowano również w niedziele i święta. Każdego poranka po naradzie z oficerami funkcyjnymi
kierownik Biura Ewidencyjnego składał meldunek szefowi Sztabu Generalnego, który w zależności od znaczenia sprawy kierował ją do kancelarii
wojskowej następcy tronu Franciszka Ferdynanda, odpowiednich ministerstw lub do cesarza Franciszka Józefa I. W razie potrzeby szef Sztabu
Generalnego informował bezpośrednio monarchę w czasie audiencji, które w zależności od pory roku odbywały się w Hofburgu albo Schonbrunn.

Franciszek Józef I rozpoczynał swój dzień pracy o czwartej nad ranem i o tej porze musiał mieć przedłożone raporty wojskowe z wiadomościami z
poprzedniego dnia. Każdego dnia wieczorem raporty musiały być więc już przygotowane. Stary cesarz był tradycjonalistą, nie lubił nowinek
technicznych, bardzo długo nie przyjmował raportów pisanych na maszynie (podobnie nie chciał nigdy skorzystać z telefonu). W związku z tym
dodatkowym kryterium przy obsadzie najważniejszych stanowisk wojskowych w państwie był wymóg kaligraficznego charakteru pisma. Raporty
Redla docierały do kancelarii samego cesarza. W latach 1900-1905 i 1907-1911 Franciszek Józef I bardzo często studiował wykaligrafowane
przez Redla materiały sprawozdawcze. Dopiero po odejściu Redla z Biura Ewidencyjnego cesarz zaczął przyjmować raporty pisane na maszynie
(ze względu na zły wzrok sędziwego monarchy państwowe biura i kancelarie wyposażono w maszyny do pisania firmy Underwood, ponieważ
miały wyjątkowo duże czcionki).

Redl swoją działalnością pokazywał, że Biuro Ewidencyjne panuje nad sytuacją i rozbudowa wywiadu w kierunku rosyjskim nie jest potrzebna. Tym
bardziej wchodzenie w układy z czynnikami spoza klasycznego wywiadu, korzystanie z usług elementów niepewnych politycznie, jakimi były
organizacje rewolucyjne, wydawało się niecelowe i niosło za sobą ryzyko dla samej monarchii, że będzie to w perspektywie broń obosieczna. Nie

37 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

mogło by więc dziwić negatywne przyjęcie przez Sztab Generalny propozycji Piłsudskiego nawiązania współpracy wywiadowczej przeciw Rosji,
gdyby ich merytoryczną opinię przygotowywał Redl. Jednakże oferty Piłsudskiego nie trafiały bezpośrednio na biurko Redla, gdyż nie były do
niego kierowane. Redl otrzymałby je w celu rozwinięcia kontaktu, gdyby zapadły wcześniej decyzje o podjęciu współpracy z ruchem Piłsudskiego.
W Sztabie Generalnym i w Biiurze Ewidencyjnymi rygorystycznie przestrzegano tajemnicy korespondencji. Niemożliwe, aby dotarły do Redla
drogą oficjalną w tych sprawach pismo płk. Kanika z 10 października 1906 r. oraz raport kpt. Nowaka z rozmowy z Józefem Weiserem przed 23
listopada 1907 r.. wraz z późniejszą korespondencją w tych sprawach.

Tajemnicę korespondencji i obiegu dokumentów urzędowych w Ministerstwie Wojny, Sztabie Generalnym oraz w Biurze Ewidencyjnym i w
Głównych Ośrodkach Wywiadowczych zabezpieczał system tzw. schowków, do których miały dostęp tylko osoby upoważnione, według klucza
kompetencji. Pisma inicjujące sprawy pozostawały w kancelariach lub schowkach, do których wpływały. Szef Biura Ewidencyjnego np. trzymał
pieczę nad całą działalnością wywiadowczą, ale nie miał bezpośredniego dostępu do akt operacyjnych szefa Grupy Wywiadu albo kierownika
terenowej HK Stelle, otrzymywał od nich tylko raporty na podstawie ustaleń agentury. W oddzielnych schowkach trzymano teczki ewidencyjne
agentów, pisemne doniesienia wywiadowców, plany mobilizacyjne (w schowku "R" znajdowały się plany mobilizacyjne na wypadek wojny z Rosją,
schowek "B" mieścił plany wojny na Bałkanach, a schowek "I" plany wojny z Włochami) itd. Każdy schowek miał instrukcję dostępu do
przechowywanej dokumentacji. Dla przykładu, wyłącznie szef każdej ekspozytury miał dostęp do ewidencji prowadzonej agentury.

Redl mógł jednak zdobyć potrzebne informacje inną drogą. Z drugiej bowiem strony w Biurze Ewidencyjnym wymieniano się informacjami W
obiegu nieoficjalnym oraz oficjalnie, na codziennych naradach. Kierownictwo Biura Ewidencyjnego stanowiło zamknięte grono kilku oficerów,
którzy podejmowali właściwe decyzje na temat prowadzonych z Biura operacji wywiadowczych. Wydaje się, że w ten właśnie sposób szef
Evidenzbureau ppłk Hordliczka zwrócił się do Redla z prośbą o opinię o ewentualnym wykorzystaniu rewolucjonistów polskich w wywiadzie i
dywersji przeciw Rosji. Być może padły przy tym nazwiska oferentów współpracy wywiadowczej, Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza. Służby
specjalne Rosji były wyczulone na punkcie kierowanej z zewnątrz działalności wywrotowej w kraju. Zlecono pewnie Redlowi, by ten obserwował
kontakty rewolucjonistów polskich z wywiadem Austro-Węgier. Później władze rosyjskie posiadały dokładne dane na ten temat, których
pochodzenie wskazywało na Biuro Ewidencyjne. Wiadomo, że w tym gronie zdrajcą był Redl. Wnioski nasuwają się same. W oficjalnych
notach rządu rosyjskiego i inspirowanych przez wywiad publikacjach prasowych nazwisko Piłsudskiego początkowo nie występowało. Konkretów
unikano, bo niebezpiecznie dla Redla mogły określać źródło "przecieku" na poziomie wtajemniczenia szefów Biura Ewidencyjnego. Zadziwiała
jednak wiedza autorów tych doniesień, pomimo dyplomatycznego kamuflażu, przeinaczeń i ogólnikowości formułowanych pod adresem władz
Austro-Węgier zarzutów o wspomaganiu polskich ruchów rewolucyjnych przeciw Rosji.

Można więc przyjąć, że za sprawą Redla od początku znane było wywiadowi rosyjskiemu i Ochranie nazwisko Piłsudskiego jako spiritus movens
całego późniejszego wywiadowczego przedsięwzięcia. Władze rosyjskie wiedziały o roli Piłsudskiego w PPS, a następnie w ruchu
niepodległościowym, powiązaniach ze sztabem austriackim i przygotowywanym powstaniu, co wkrótce stało się publiczną tajemnicą.

Fakt istnienia wysoko postawionego agenta w strukturach wywiadu i w hierarchii władzy c. i k. monarchii dość szybko jednak wyszedł na jaw. Nowy
szef Sztabu Generalnego w Wiedniu, gen. Conrad von Hötzendorf, otrzymał informację od szefa centrali wywiadu niemieckiego - Sektion III B
Sztabu Generalnego w Berlinie, płk. Brose (1900-1910), że przy samym cesarzu działa agent rosyjski. Wiadomość podziałała piorunująco i
wywołała w Sztabie Generalnym konsternację i wyrzekania nad słabością własnych służb w konfrontacji z wywiadem rosyjskim. "Wreszcie - miał
powiedzieć sędziwy cesarz Franciszek Józef I przy porannym raporcie gen. Conrada - dojdzie do tego, że nie będę wiedział, gdzie złożyć
zmęczoną głowę".

Wezwany zaraz do Sztabu Generalnego płk Hordliczka nie miał nic do powiedzenia oprócz utyskiwań nad wysokością funduszu, jakim
dysponowało Biuro Ewidencyjne. Nic tak jednak nie przemawiało do wyobraźni wojskowych, jak obecność szpiega na dworze cesarskim. "Nagle"
zdano sobie sprawę z niebezpieczeństwa rosyjskiego. Okazało się, jak niewielkimi siłami i środkami dysponował wywiad austriacki w Rosji.
Śledztwo w najgłębszej tajemnicy zlecono... Redlowi. Przez jego podwójną grę sprawa utknęła w miejscu.

W Wiedniu usiłowano znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego wywiad austriacki odnosił same porażki w konfrontacji z rosyjskimi tajnymi
służbami. Ochrana tymczasem stawiała Redlowi coraz większe wymagania, żądano ujawnienia wszystkich konfidentów Austro-Węgier
działających na terenie Rosji. Potem aresztowano w Rosji jednego austriackiego agenta po drugim, później werbowano i szkolono innych, a gdy
podejmowali się misji wywiadowczych, w niedługim czasie także ich zatrzymywano. Przez długi czas nie potrafiono sobie wytłumaczyć powodów
takiej sytuacji. Pułapki, które Biuro Ewidencyjne zamierzało zastawić na rosyjskie tajne służby, coraz częściej kończyły się fiaskiem. Wysiłki
podjęte nad wykryciem rosyjskiego superagenta spełzły na niczym.

Redl stał się bardziej ostrożny, ale nie był już w stanie hamować wysiłków rozbudowy wywiadu przeciw Rosji. W końcu miara przepełniła się.
Stanowisko Sztabu Generalnego i Ministerstwa Wojny wobec konieczności zmiany polityki rosyjskiej wiedeńskiego MSZ zostało usztywnione. W
wykryciu szpiega miały dopomóc zmiany organizacyjne w samym wywiadzie.

Na jesieni 1907 r. szef Sztabu Generalnego, gen. Conrad von Hötzendorf, podjął decyzję o reorganizacji Biura Ewidencyjnego i reformie
austriackich służb wywiadowczych. Redl, jak już wspomniano, awansował i przeszedł na stanowisko zastępcy szefa Evidenzbureau. Nie było to
prawdopodobnie stanowisko, jakiego oczekiwał. Sądził zapewne, że zostanie szefem Biura Ewidencyjnego. Uchodził jednak za zwolennika gen.
Becka-Rzikowsky, poprzedniego szefa Sztabu Generalnego, zaś Conrad von Hötzendorf obsadzał wszystkie eksponowane stanowiska w Sztabie
Generalnym nowymi ludźmi, którzy mogli przeprowadzić reformę armii. Redl dość szybko jednak zdobył sobie zaufanie nowego szefa Sztabu
Generalnego. "Wyśmienicie nadaje się na zastępcę szefa Biura Ewidencyjnego - zanotowano w opinii służbowej o Redlu w 1908 r., pod którą
podpisał się Conrad von Hötzendorf - z powodzeniem interweniował w procesach o szpiegostwo. Nadaje się do specjalistycznego szkolenia: na
szefa Biura Ewidencyjnego, do służby wojskowej, a także tajnej.

Kierownikiem Grupy Wywiadu został 20 października 1907 r. kpt. Maximilian Ronge, awansowany szybko do stopnia majora, uprzednio oficer
sztabu 6 tyrolskiej dywizji piechoty w Grazu. Ronge przystąpił do pełnienia obowiązków 12 listopada 1907 r. Trzytygodniowy okres przejściowy
związany był zapewne z przekazywaniem mu przez Redla obowiązków kierownika Grupy Wywiadu. Redl jeszcze przez pewien czas
przygotowywał swojego następcę i wprowadzał go w arkana sztuki wywiadu. Z "pewnością wiele przemilczał - notował później Walzel - lecz także
wielu rzeczy nauczył".

Lepszej kandydatury na szefa sekcji wywiadu Biura Ewidencyjnego chyba rzeczywiście nie było. Wyprzedzając nieco tok rozumowania
można dodać, że tajne służby stały się jego pasją. Nie przestał zajmować się wywiadem aż do końca życia. Należał do najwybitniejszych postaci i
twórców nowoczesnego wywiadu. Wypracował podstawy działania agentury wpływu. Był głównym pomysłodawcą specjalnych kontaktów z
Piłsudskim, reprezentującym polski nich wolnościowy.

Rosja stanowiła dla Rongego odpowiednie wyzwanie. Kiedy otrzymał zadanie rozbudowy wywiadu, głównie przeciwko Rosji, wiedział, że
znajduje się na właściwym miejscu. "W latach 1900-1907 procesy szpiegowskie - wspominał później - były niemal na porządku dziennym -
nieomylny znak, że w tej tak na pozór spokojnej Europie rosły napięcia, które mogły doprowadzić do zbrojnego konfliktu. Istnieje przecież coś
takiego, jak większa lub mniejsza intensywność prowadzenia prac wywiadowczych - niezawodna wskazówka dla politycznych prognoz. W roku
1907, gdy rozpoczynałem służbę w Biurze Ewidencyjnym, ten barometr wskazywał bardzo niepewną pogodę. [...] Zapytywałem siebie, czy moja
wiedza wystarczy do pełnienia nowej funkcji. Miałem za sobą sześć lat służby, trzy - zajęć w Sztabie Generalnym. W ciągu 11 lat przeszedłem

38 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

przez osiem garnizonów w kraju oraz nad granicą włoską i rosyjską. Przemierzyłem świat we wszystkich kierunkach. Czy to wystarczy?
Awanturnicze wyobrażenia o szpiegostwie, tajne misje, przebrania, sztuczne wąsy, sala sądowa, Sybir, Diabelska Wyspa ścigały mnie nawet
we snach".

Bardzo szybko zdobył sobie uznanie przełożonych. W Sztabie Generalnym uchodził za najzdolniejszego oficera wywiadu Austro-Węgier. Jako
szef służby wywiadu był "energiczny, zręczny i nigdy nie okazywał zmęczenia" - wspominał Conrad von Hötzendorf - i "nic nie było w stanie
odwieść go od słusznych przekonań, zawsze był konsekwentny". Kiedy "samodzielnie zaczął kierować Grupą Wywiadu - uzupełniał Walzel -
szukał nowych rozwiązań i znalazł je. Twardej i niestrudzonej pracy oraz ogromnej determinacji i cierpliwości zawdzięczał świetne stosunki z
niemieckim Wielkim Sztabem Generalnym, wiedeńską Dyrekcją Policji, władzami politycznymi, a także z prokuraturą. Zdołał też usystematyzować
wszystkie informacje napływające z tych instytucji. [...] Jeżeli jednak ktoś mógłby go obserwować przez wiele lat w czasie pracy, tak jak ja, to
zorientowałby się, jaka to jest żmudna i nudna działalność. Ale właśnie różnym nudnym szczegółom zawdzięcza się sukces. (...) Był wspaniałym
fachowcem i niezastąpionym organizatorem. Jego dyspozycje były precyzyjne, a styl jasny. Wynikało to z niebywale logicznej koncepcji. Miał
niezwykle lotny umysł oraz rzadki dar trafiania dokładnie w sedno sprawy. Na wszystkie te cechy nakładała się umiejętność wręcz krystalicznego
referowania. Był największym wrogiem ważniactwa i nadgorliwości, ograniczał więc referaty polityczne kierowane do szefa Sztabu Generalnego
do najważniejszych spraw i ujmował je w krótkich słowach. Jednak Conrad [von Hötzendorf] zawsze czuwał, rozważał wszelkie możliwości i
stawiał bardzo wysokie wymagania wszelkim szkicom".

Sporne albo drażliwe kwestie polityczne współpracy wywiadowczej rozstrzygał zawsze szef Sztabu Generalnego. Zadaniem Rongego było w tych
wypadkach znalezienie praktycznej formuły wykonawczej powierzonych zadań. Często w grę wchodziły wyłącznie przedsięwzięcia
niekonwencjonalne, podejmowane poza tradycyjnymi schematami działań służb wywiadowczych. Główna trudność polegała na tym, że nie było
odpowiednich wzorców do naśladowania, a sztywna procedura służbowa nie przewidywała wschodzenia w sprawy polityczne i stosowania przy
nich odrębnych środków operacyjnych. Należało dopiero wypracować właściwe rozwiązania i podejść do wszystkiego w sposób zupełnie
nowatorski.

Ronge odcisnął osobiste piętno na pracy służb specjalnych w ostatnim okresie istnienia monarchii Habsburgów. Praca w wywiadzie
odpowiadała jego osobowości i charakterowi. "To pewne - pisał późniejszy szef krakowskiej HK-Stelle Józef Rybak - że wygląd, charakter,
zachowanie, no i przede wszystkim duże zdolności połączone z nieprzeciętną inteligencją predestynowały Rongego do zajęcia tak wysokiego
stanowiska, jakie mu po kilku latach przypadło w udziale - stanowiska szefa austro-węgierskiej służby wywiadowczej. Niski, chudy, zamknięty w
sobie, zdecydowanie małomówny, czasami ugrzeczniony i serdeczny, czasami wyniosły, prawie zawsze bezwzględny w służbie - ten typowy jezuita
nigdy chyba nie zapominał o charakterze swojej pracy. Rozmawiający z nim zawsze czuł się trochę nieswojo, a już zupełnie nie mógł znieść
świdrującego na wylot wzroku swego vis a vis. Jedynie jego głos - mało męski, falsetowy, łamiący się - nie pasował do stanowiska i charakteru
przyszłego szefa wywiadu".

Nowy szef Grupy Wywiadu rozpoczął urzędowanie od przestudiowania organizacji Biura Ewidencyjnego i funkcjonowania wywiadu. Przejrzał
dokumentację kancelarii, aby mieć bliższy wgląd w pracę Biura. Zapoznał się z całą agenturą. "Im głębiej poznawałem swoją dziedzinę - pisał
później - tym wyraźniej rysował się przede mną jej smutny stan". Na wyobraźnię działały szczególnie opisy akcji wywiadowczych podejmowanych
przez wywiad Austro-Węgier w Rosji i bezwzględność prowadzonej od końca lat osiemdziesiątych XIX w. podziemnej wojny między służbami
wywiadowczymi obu państw. Uderzała własna słabość i brak skrupułów ze strony rosyjskiej, co w zestawieniu z kierunkiem polityki zagranicznej
Aloysa von Aehrenthala musiało zastanawiać. Rosjanie urządzali prawdziwe "polowania" na szpiegów. "Wśród ich rocznego 'plonu' nierzadko
znajdowało się trzydziestu do czterdziestu niesłusznie podejrzanych - dodawał. - Nawet ślepiec, a zatem człowiek z pozoru zupełnie
nieodpowiedni do roli szpiega, nie uszedł ich czujności i musiał, podobnie jak pomocnicy, których wokół siebie zgromadził, powędrować na
Syberię". Niebawem Ronge miał okazję przekonać się osobiście o stanie służby wywiadowczej w Rosji, spotykając się z powracającym z zesłania
Stefanem Domaradzkim, owym rzekomo niewidomym konfidentem, który po powrocie z katorgi mógł ponownie stać się głównym, aktywnie
pracującym agentem Kundschaftsstelle w Rosji.

Domaradzki należał do najlepszych konfidentów wywiadu austriackiego w Rosji, pracował przez wiele lat w służbie Evidenzbureau w Wiedniu (ur.
1850). W aktach osobowych określany był jako "stary konfident". Działał pod pseudonimem "Bielinow". Mieszkał w Radomiu, pracował jako
adwokat. Do służby wywiadowczej Biura Ewidencyjnego zwerbował go Wincenty Kwiatkowski (1835-1904), konfident Kundschafsstelle Krakau
(kryptonim 6/I). Kwiatkowski, emerytowany major Landwehry, w połowie lat osiemdziesiątych został zatrudniony przez Biuro Ewidencyjne w
charakterze emisariusza, z zadaniem zwerbowania konfidentów na terenie Rosji. Przejął go następnie por. Julian Piotr Dzikowski, który w 1886 r.
objął kierownictwo Kundschaftsstelle przy dowództwie I korpusu w Krakowie. Pod koniec 1887 r. Dzikowski wysłał Kwiatkowskiego do Królestwa.
Kwiatkowski osiadł w Radomiu, gdzie pod fałszywym nazwiskiem "Wincentego Langera" pracowały jako poczmistrz. Założył wówczas pierwszą
sieć agenturalną Biura Ewidencyjnego w Królestwie Polskim. Zwerbował do niej wielu konfidentów, którym nazwisk nie sposób już dzisiaj ustalić.
Wiadomo tylko o Domaradzkim oraz Józefie Prokopie (ur. 1860), właścicielu zakładu tapicerskiego w Radomiu (kryptonim 10/I). Domaradzki
otrzymał formalnie przydział do oddziału wywiadu przy I korpusie w Krakowie (kryptonim 7/I). Tam poznał Dzikowskiego. Bieżący kontakt
utrzymywał także z Biurem Ewidencyjnym.

Po kilku latach żandarmeria carska wpadła na trop Domaradzkiego i jego grupy, w 1892 r. został aresztowany w Radomiu razem z innymi
konfidentami sieci (w tym Prokop). Rozprawa odbyła się w Kijowie w 1893 r. Domaradzkiego skazano za szpiegostwo na czternaście lat ciężkich
robót na Syberii. Działalności szpiegowskiej nie zaprzestał. Nawet z miejsca zesłania przesyłał meldunki wywiadowcze.

Po odbyciu kary powrócił na początku 1908 r. do Królestwa. Poprosił Biuro Ewidencyjne o 1 000 rubli na otworzenie własnego sklepu. Kwota
miała być formą zapłaty za lata spędzone na zesłaniu. O pieniądze zwrócił się zapewne do Dzikowskiego, z którym przed laty bezpośrednio
współpracował. Biuro Ewidencyjne w podobnych wypadkach traktowało sprawę honorowo i bez żadnych zobowiązań udzielało takich dotacji.
"Cesarz Franciszek Józef - notował Ronge - zaznaczył w jednym z dokumentów: 'Należy w każdym przypadku zaopiekować się rodziną
aresztowanego, gdyż jest sprawą wielkiej wagi, aby ta wymagająca poświęceń i niebezpieczna służba nie pozostawała bez wynagrodzenia'.
Wskazówka ta pozostała na przyszłość obowiązująca". Domaradzki otrzymał więc pieniądze, zamieszkał w Tomaszowie, gdzie kupił sklep. Przy
okazji dowiedział się prawdopodobnie o służbie Dzikowskiego w Biurze Ewidencyjnym. Zamierzał na nowo rozwinąć działalność szpiegowską
przeciwko Rosji.

Nowe możliwości działania wojskowych służb specjalnych Austro-Węgier otworzyły się na jesieni 1908 r., gdy Ronge przystąpił, pod
kierownictwem szefa Biura Ewidencyjnego, ppłk. Hordliczki, do reorganizacji podległego sobie aparatu, przygotowując go do wojny. Zaprowadził
nowy styl pracy komórek wywiadu. Zmienił zasady organizacji i wprowadził nowoczesne metody działania, korzystając z najnowszych zdobyczy
techniki. Bardzo starannie dobierał współpracowników. Montował misternie sieci agentów i rozwijał na dużą skalę operacje wywiadowcze.
Odchodził przy tym od tradycyjnego werbunku agentury, typowego dla służb profesjonalnych. Wywiad przestawał być powszechnie wyłączną
domeną "służby panów". Utrzymanie kontroli informacyjnej nad przeciwnikiem wymagało zmiany skali i zakresu penetracji wywiadowczej sił i
poczynań nieprzyjaciela. W odróżnieniu od instalowanych do tej pory sieci "zawodowców", nowi współpracownicy placówek wywiadu rekrutowali
się z różnych stanów i reprezentowali wszelkie zawody. Ronge uwzględniał czynnik polityczny w działaniach wywiadowczych. Stopniowo tworzył
wywiad polityczny, jako podporę władzy cesarsko-królewskiej monarchii.

Terenowe centrale wywiadowcze Hauptkundschaftsstelle stały się organami rozpoznania wyższego szczebla, o strategicznym charakterze.

39 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Ośrodki te rozwinęły swoje agentury i kierowały ich działalnością, według ogólnych dyspozycji wydawanych przez centralę w Wiedniu. Prowadziły
rozpoznanie taktyczne i strategiczne przeciwnika. Określono ściśle obszary zainteresowań poszczególnych placówek HK-Stelle. Działalność
wywiadowcza tych central obejmowała całokształt przedsięwzięć militarnych wroga, szczególnie dyslokację wojsk, plany mobilizacyjne, zasady
taktyki i strategii oraz sprawy personalne sił zbrojnych, aż do szczebla centralnego. Przedmiotem specjalnego zainteresowania stała się też
działalność polityczna ujarzmionych narodów oraz nieprzyjaciela, w tym kształtowanie się kwestii polskiej, głównego i tradycyjnego czynnika w
stosunkach austriacko-niemiecko-rosyjskich. Zaczęto uważnie studiować życie polityczne w Królestwie Polskim i Galicji (Polaków, Żydów i
Ukraińców).

Krakowskiemu ośrodkowi HK Stelle podporządkowano część Królestwa Polskiego i Cesarstwa, na wschód od granicy niemieckiej, od Niemna,
po linię Kowna - Wilna - Grodna - Ostrowa oraz Bugu i Wisły, aż do ujścia Sanu na granicy austriackiej; z twierdzami Modlin i Dęblin oraz z
Warszawą.

Dalej na wschód, od Wilna, po linię Homla - Pińska - Kowla do granicy z Austrią, gdzie przepływa Bug, prowadziła obserwację placówka HK-Stelle
w Przemyślu. Największy obszar działań wywiadowczych poruczono oddziałowi lwowskiemu HK-Stelle. Ośrodek ten zbierał informacje na
Białorusi, Wołyniu, Podolu, Ukrainie i w Besarabii, na wschód od linii Tomaszów - Brześć Litewski - Pińsk - Homel, poza Dniepr, przez
Jekaterynosław (Dniepropietrowsk), aż po Jekaterynodar (Krasnodar) na Kubaniu i Kercz na Krymie. W trójkącie Tomaszów - Brześć Litewski -
Pińsk teren obserwacji pokrywał się z obszarem działania ośrodka w Przemyślu. Reszta Królestwa Polskiego należała do działań niemieckiej
służby wywiadowczej Sektion III B.

Do ewidencji Grupy Wywiadu wciągano wszystkich agentów pracujących bezpośrednio dla centrali wiedeńskiej, a także współpracujące z Biurem
Ewidencyjnym inne struktury wywiadu, jak niemiecka Sektion III B ("Agent nr 184"), oraz zbiorowe agentury i operacje wywiadowcze,
skrywane pod kryptonimami, albo pod nazwiskami osób, które prowadziły lub firmowały wydzielone akcje specjalne w ramach Evidenzbureau,
bądź też terenowych placówek HK-Stelle, gdy Ronge koordynował te działania. Agentów, których rejestrowano w księgach Biura Ewidencyjnego,
Ronge werbował osobiście. Zasadniczą rozmowę przeprowadzał zwykle w swoim gabinecie.

Zasady współpracy wywiadowczej były wszędzie takie same. Służba wywiadu Biura Ewidencyjnego nie odbiegała w niczym od przyjętych
ówcześnie wzorców. "Jednym z najtrudniejszych zadań wszystkich wywiadów - pisał późniejszy szef Biura Ewidencyjnego, płk August Urbański
von Ostrymiecz - jest zwerbowanie zdolnych szpiegów. W dużym stopniu zależy od tego powodzenie pracy wywiadu". Zawsze istniało
zapotrzebowanie na agentów. Dlatego ludzie zajmujący się tą materią zawsze mogli liczyć na angaż, bez względu na to, jakimi pobudkami się
kierowali. Żaden oddział wywiadu nie był sam w stanie ocenić, czy osoba ubiegająca się o przyjęcie do służby wywiadowczej odpowiadała
wymaganiom stawianym szpiegom. Decydowało dopiero powodzenie w wykonywaniu zadań. Konieczny był więc okres próbny. Oferty składano
zwykle na piśmie albo też osoba zainteresowana podjęciem współpracy zjawiała się osobiście w oddziale wywiadu lub w jego zagranicznym
przedstawicielstwie. Często również były umieszczane ogłoszenia w prasie, czytelne tylko dla fachowców.

W przypadku, gdy po raz pierwszy zakładano komuś teczkę personalną, wpisywano imię i nazwisko, kryptonim, pseudonim, adres zamieszkania,
adresy korespondencyjne itd. oraz podawano "szczegóły zwerbowania do służby". Do opisu zewnętrznego dodawano czasami zdjęcia twarzy
(rożne ujęcia), odciski palców, znajomość języków obcych, wiadomości specjalistyczne, charakter pisma. W kartotece odnotowywano wszystko,
co mogło być pomocne w ewentualnym rozpoznaniu danej osoby. Żaden szczegół nie mógł być traktowany jako nieistotny. W Grupie Wywiadu
Biura Ewidencyjnego zbierano wszystkie wzory pisma, rodzaj papieru, koperty oraz wzory odbitek czcionek maszyn do pisania. "Kartotekę
uzupełniano przy każdej okazji - wspominał Urbański von Ostrymiecz - czyli po każdej informacji lub naradzie. Ułatwiała ona ocenę
poszczególnych osób. Z drugiej strony ułatwiało to wykrycie ewentualnej podwójnej gry - ogromnego niebezpieczeństwa w przypadku angażowania
płatnych agentów. Kartoteki porównywano z informacjami przechowywanymi przez policję, co umożliwiało odrzucenie oferentów z niewłaściwą
przeszłością".

Właściwą kartotekę współpracowników wywiadu zawierały arkusze ewidencyjne - Konfidentenbogen, druki wydawane na podstawie specjalnych
instrukcji wywiadowczych Sztabu Generalnego. Zasadą pracy wywiadu Biura Ewidencyjnego było odnotowywanie w tych arkuszach każdego
kontaktu - osobowego lub pod postacią agentury zbiorowej. Oprócz tego w księgach ewidencyjnych Grupy Wywiadu wpisywano taki kontakt pod
właściwym kolejnym numerem lub kryptonimem, przyporządkowując go określonemu oddziałowi wywiadu.

Gabinet Rongego, z którego wcześniej korzystał także Redl, urządzono w przemyślny sposób, wyposażając go w najnowsze zdobycze
kryminalistyki. Każdy tajny gość mógł być niepostrzeżenie fotografowany, z profilu i en face, z dwóch aparatów fotograficznych, które
umieszczono za dwoma obrazami. Za plecami Rongego wisiał portret Franciszka Józefa I. Sędziwy cesarz wydawał się spoglądać swoim srogim
wzrokiem na siedzącego przed biurkiem gości szefa wywiadu. Otwory na obiektywy aparatów zrobiono w obrazach tak małe, że nie można ich
było normalnie dojrzeć i zorientować się w ich przeznaczeniu. Zdjęcia wykonywał przydzielony oficer w pokoju bocznym, przylegającym do
gabinetu Redla. Podobnie rozwiązano problem zapisu fotograficznego odbywanych w gabinecie spotkań, bowiem szczególnie ważne
rozmowy były nagrywane na płyty gramofonowe. W małej szafce ściennej, przypominającej domową apteczkę, ukryto za ażurowymi drzwiczkami
aparat odbiorczy, który obsługiwano w tym samym, co aparaty fotograficzne, sąsiednim pokoju. Urządzenie to mogło służyć jako słuchawka dla
siedzącego w tym pomieszczeniu stenografa, który notował rozmowę. Można było również uruchomić aparaturę do nagrywania i przelać całą
rozmowę na płytę gramofonową. Przy okazji "zdejmowano" odciski palców z dotykanych przez . gościa przedmiotów (pudełko z papierosami lub
cukierkami, zapalniczka albo popielniczka, filiżanka, teczka z dokumentami itd.). które były pokryte specjalnym, niewidocznymi proszkiem. Z
biegiem czasu powstało archiwum ze zdjęciami, wzorami pism, próbkami pisma maszynowego i odciskami palców wielu osób podejrzewanych w
Europie o działalność szpiegowską.

Oferta Domaradzkiego została przyjęta w Biurze Ewidencyjnym. Odpowiadała wcześniejszym zamierzeniom szefa Grupy Wywiadu. W maju 1908
r. Ronge wezwał do siebie kpt. Mieczysława Kulińskiego, kierownika HK-Stelle we Lwowie, wydając mu instrukcję przejęcia przez ośrodek agenta
"Bielinowa". W aktualnych planach Główny Ośrodek Wywiadowczy we Lwowie miał pełnić centralną rolę w kierowaniu wywiadem przeciwko Rosji,
a Domaradzki mógł stać się ważnym ogniwem w odbudowywanej sieci agenturalnej w państwie carów. Pod koniec 1908 r. zdefiniowano już
obszary działań poszczególnych placówek HK-Stelle, przywracając zasadę kompetencji terytorialnej ośrodków, przy odpowiadającej jej ewidencji
środków własnych oraz sił przeciwnika. Dla Domaradzkiego oznaczało to przyporządkowanie ewidencji oddziałowi HK-Stelle w Krakowie.

W liście z 22 października 1908 r. Domaradzki zwrócił się do Dzikowskiego z prośbą o udzielenie mu dalszego wsparcia finansowego w
wysokości 300 rubli, zgłaszając się na nowo do służby wywiadowczej. "Kochany Przyjacielu! - pisał z Tomaszowa w zaszyfrowanym liście. - Nie
uwierzysz, jak uradowała mnie wiadomość o Tobie, że Twoje interesy handlowe obecnie świetnie stoją, a ja wypowiem, choć nie jestem prorokiem,
że zajmiesz pierwsze miejsce i wkrótce zostaniesz miliardystą; pamiętaj tylko o swoim starym, prawdziwym przyjacielu, i skoro otworzysz
gdziekolwiek filię handlową, powiedz mu, a on z całą sumiennością wywiąże się z przyjętego na siebie zadania". Domaradzkiego miał ponownie
przejąć oddział wywiadu w Krakowie, którym kierował w tym czasie kpt. Jan Hubischta. "Biorąc pod uwagę jego przeszłość - pisał ppłk Hordliczka
w piśmie z 5 XI 1908 r. do szefa HK-Stelle w Krakowie - wydaje się, że Domaradzki nadaje się do zorganizowania wywiadu na terenie
poruczonym mu przez Oddział Sztabu Generalnego [I korpusu w Krakowie] lub będzie można na nim polegać, jeżeli zostanie samodzielnym
konfidentem. Kontaktując się z nim, należy zachować jak najdalej idącą ostrożność. Oddział Sztabu Generalnego powinien zdecydować o
przejęciu kontaktu z Domaradzkim; należy go wtedy poinformować, by zaniechał wszelkich kontaktów z Wiedniem. Wyraża się zgodę na
przekazanie 300 rubli, o które Domaradzki prosi; przesyła się do przechowania czek na tę sumę. Oddział Sztabu Generalnego mógłby,

40 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

przekazując mu tę kwotę, nawiązać z Domaradzkim bezpośredni kontakt. Przesłanie pieniędzy oznaczałoby, że [Główny] Ośrodek Wywiadowczy
działa za zgodą Biura Ewidencyjnego". Do pisma Hordliczki załączył Ronge swój list. "Tak się składa - uzupełniał 6 XI 1908 r. - że akurat z tym
człowiekiem [tj. Stefanem Domaradzkim - R. Ś.], z uwagi na jego przeszłość nie można nawiązać bezpośredniego kontaktu. Konieczna jest jak
największa ostrożność. Bardzo Cię proszę, żebyś przedstawił mi swój plan, zanim nawiążesz kontakt z D[omaradzkimi]. Bowiem major Dzikowski
jest na tyle zorientowany, że z pewnością będzie mógł udzielić pewnych dodatkowych informacji. Nie gniewaj się, że Ci to mówię, ale jestem
przekonany, że uczynisz wszystko, aby ten człowiek nie został aresztowany i zesłany na Syberię. Wydaje mi się, że ten człowiek będzie bardzo
przydatny. Tylko ten dmucha na zimne, kto się raz sparzył".

Hubischta wyraził zgodę na "przejęcie" Domaradzkiego i przesłał do Biura Ewidencyjnego własną instrukcję kontaktu z agentem. Zaproponował
prowadzenie Domaradzkiego przez pośrednika. Jednak - pisał 24 listopada 1908 r. do Rongego - "[Główny] Ośrodek Wywiadowczy [w Krakowie]
do tej pory nie ma takiego zaufanego człowieka. Na dodatek udało nam się zwerbować tylko i wyłącznie Żydów, tylko oni skłonni byliby zostać
konfidentami, a z Żydami Dom[aradzki] nie chce się jednak kontaktować i w tym wypadku muszę przyznać mu całkowitą rację". Odpowiedź z
Wiednia przyszła po trzech dniach. "Wydaje mi się - odpowiadał 27 listopada 1908 r. Ronge - że opisany przez Ciebie w ostatnim liście sposób
komunikowania się z D[omaradzkim] wydaje mi się dość skomplikowany. Sądzę, że najlepiej jest tę sprawę maksymalnie uprościć. [...]
D[omaradzki] bez żadnych oporów prowadzi korespondencję z naszym Biurem Ewidencyjnym, na jego listy odpowiadano bezpośrednio z Wiednia,
a nawet przesyłano mu pieniądze, nie powodując tym żadnego zagrożenia. Należy przy tym jednak zaznaczyć, że D[omaradzki] sam określał
sposób kontaktowania się z nim; tak samo było w przypadku ostatniego listu dotyczącego przesłania mu 300 rubli. Oddział Sztabu Generalnego [w
Wiedniu] zamierzał, przesyłając te 300 rubli, skontaktować D[omaradzkiego] z Wami. Wydaje mi się, że najprościej byłoby przesłać
D[omaradzkiemu] czek listem poleconym i załączyć do tego list handlowy, z którego wynikałoby, że Wiedeńska Firma 'Adam Unkemann' (Biuro
Ewidencyjne posługiwało się tym nazwiskiem w swojej korespondencji z D[omaradzkim]) przesyła tę kwotę na rzecz swojej krakowskiej filii. W
następnym, może zwyczajnym liście, należało by polecić D[omaradzkiemu], aby potwierdził filii krakowskiej odbiór pieniędzy. Należało by go
również powiadomić, że w tamtym miejscu [tj. w Wiedniu - R. Ś.] utworzenie przedstawicielstwa centrali wiedeńskiej nie jest możliwe, lecz filia
krakowska otrzymała polecenie z Wiednia, aby nawiązać z nim kontakty handlowe. W tym celu konieczne są ustne uzgodnienia. D[omaradzki]
powinien sam wystąpić z jakąś propozycją, może sam udać się do Krakowa lub tam kogoś posłać. Krótko mówiąc, niech sam zaproponuje sposób
spotkania się. List powinien mieć pełny adres, w miarę możliwości na papierze firmowym - np. Johann Unger, Firma Spedycyjna. Kraków,
Lubitzgasse 8. D[omaradzki] powinien w Krakowie zamieszkać w hotelu i zostać powiadomiony listownie (przez posłańca), gdzie i kiedy powinien
przyjść na rozmowę (np. do Wieliczki, Oświęcimia, Dziedzic, Bielitz [Bielsko], Oderbergu [Bogumin, Bohumin]; należy jechać tym samym
pociągiem lub spotkać się w bezpiecznym lokalu na peryferiach Krakowa itd.). Należy zwrócić D[omaradzkiemu] koszty podróży. Wydaje mi się -
kończył Ronge - że najlepiej byłoby, gdybyś to Ty osobiście przeprowadził rozmowy z D[omaradzkim] i nie zlecał tego osobom trzecim. To jest
jednak m ó j [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] ogólny pogląd na tę sprawę, nie mogę, niestety, ocenić, czy pasuje do obecnych stosunków
panujących w Krakowie, czy nie. Gdybyś uważał, że nawiązanie kontaktu z D[omaradzkim] jest trudne do zrealizowania, albo mogłoby się coś
przydarzyć, to najlepiej zrezygnować z tego zamiaru, a czek prześlij nam z powrotem. Ponieważ nie znamy stosunków panujących na miejscu, nie
chcemy podjąć się pośredniczenia w tej sprawie".

Należy podkreślić dużą samodzielność działania na własnym terenie szefa placówki HK-Stelle w Krakowie oraz swobodę Domaradzkiego w
określaniu sposobu kontaktowania się z przedstawicielem Kundschaftsstelle. W grudniu 1908 r. doszło w końcu do planowanego spotkania.
Hordliczka przesłał zaraz do Krakowa nowe instrukcje. Polecił Hubischcie 12 stycznia 1909 r. powiadomienie Biura Ewidencyjnego o kolejnymi
terminie rozmowy z Domaradzkim, planując wysłanie na to widzenie oficera Biura Ewidencyjnego. "Z uwagi na aresztowanie Domaradzkiego w
1892 r., a następnie skazanie - uzasadniał - musimy dowiedzieć się, co z naszego wywiadu padło wtedy ofiarą".

Na spotkanie z Domaradzkim Hordliczka wysłał Rongego. Rozmowa odbyła się na początku 1909 r., prawdopodobnie w jakimś ustronnym
miejscu pod Krakowem. Szef Grupy Wywiadu stanął twarzą w twarz z legendą Evidenzbureau. "Bielinow" reprezentował sobą klasyczny typ
wywiadowcy, wyjętego ze starych powieści szpiegowskich. Po wypadku na polowaniu pozostały blizny na twarzy w okolicach oczu. Udawał
niewidomego. Nosił ciemne, okrągłe okulary. Siwe włosy i broda oraz laska dopełniały reszty wizerunku. Rozmowa okazała się znacząca dla obu
stron. Ronge nie miał wątpliwości, że rozliczał dawny, w pewnym sensie romantyczny okres pracy wywiadu. Nadchodziły nowe czasy i większe
wyzwania. Ustalił z Domaradzkim technikę dalszego, bezpośredniego kontaktu z Biurem Ewidencyjnym i pożegnał "starego konfidenta".

Podobną procedurę przy angażowaniu do służby wywiadowczej przechodzili wówczas wszyscy samodzielni konfidenci, werbowani przez Biuro
Ewidencyjne i kierowani do sieci agenturalnej terenowych placówek Kundschaftsstelle. Wytyczne współpracy wywiadowczej określało Biuro
Ewidencyjne. Oddział HK-Stelle miał rozwijać operacyjnie kontakt wywiadowczy, wypracowywał samodzielnie technikę komunikowania się z
agentem i szczegółowe zasady współpracy, uwzględniając indywidualne cechy tego kontaktu i specyfikę lokalnych warunków działania.
Zachowane dokumenty Domaradzkiego dają ogólne wyobrażenie na ten temat i warte są odnotowania, pozwolą lepiej zrozumieć układ kontaktu:
Piłsudski - Biuro Ewidencyjne - Główny Ośrodek Wywiadowczy we Lwowie - Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie.

Ostatecznie Domaradzki został ponownie wciągnięty do służby wywiadowczej oddziału HK-Stelle w Krakowie z zadaniem utworzenia sieci
wywiadowczej w Królestwie Polskim, przede wszystkim w oparciu o Narodowy Związek Robotniczy. Polecenie związania się z ruchem
rewolucyjnym w Królestwie Polskim mogło być trudne do wykonania dla Domaradzkiego, który nie należał do NZR, widocznie jednak były jakieś
realne podstawy powodzenia planu, skoro podjął się tego zadania. Nie poznał zapewne nigdy Piłsudskiego, ale ich drogi często krzyżowały się.
Przy współpracy z Kundschaftsstelle kierowali się różnymi pobudkami, byli ludźmi różnego formatu, ale sens tej działalności dla Rongego był taki
sam. Za nimi, w cieniu, pozostawało Biuro Ewidencyjne, kiedy w latach 1909 - 1910 mieli tworzyć podstawy działań nowoczesnego wywiadu
Austro-Węgier w Królestwie Polskim i w Rosji.

Pierwszy raz losy Piłsudskiego i Domaradzkiego splotły się ze sobą za sprawą akcji bojowej PPS Frakcji Rewolucyjnej na pociąg pocztowy na
stacji w Bezdanach 26 września 1908 r. "Oto mieliśmy gości na polowaniu w Spale - donosił Domaradzki w znanym raporcie z 22 października
1908 r. dla Rongego. - Twierdzą, źe cesarza Mikołaja [II] nie było, tymczasem ja osobiście w dniu 27 września, o godzinie 10-tej rano widziałem
na swoje oczy, jak przyjechał automobilem od stacji kolejowej Tomaszów do Spały. Szosa była obstawiona dragonami. Pomiędzy 27 IX i 5 X około
Wilna był dokonany napad na pociąg pocztowy, gdzie zabrano przeszło milion rubli [w rzeczywistości zrabowana kwota była o wiele mniejsza - R.
Ś.]; skoro się o tym napadzie dowiedzieli w Spale 5 października wszyscy wyjechali do Petersburga. Polowanie trwać miało sześć tygodni, pułki
piechotne i dragoni były rozlokowane jako ochrona około lasów w miejscowościach Inowłódz, Brzostów, Ciobłowiec, Trzebiatów".

Piłsudski i jego bojowcy mogli mówić o wyjątkowym szczęściu, że napad w ogóle udał się i zamachowcy uszli z życiem. Akcja bezdańska zbiegła
się dokładnie w czasie z prywatną podróżą Mikołaja II z Petersburga do Spały. W tym samym dniu, przed albo jakiś czas po napadzie przez
Bezdany przejeżdżał pociąg cara. Nie wiadomo, czy był to przypadek. Nasuwa się podejrzenie o prowokację, czego nie można wykluczyć.
Piłsudski prawdopodobnie nigdy nie dowiedział się o carskim wątku akcji pod Bezdanami i fakt ten uszedł uwadze historykom. Za hipotezą o
rosyjskiej prowokacji przy akcji bezdańskiej przemawia przede wszystkim fakt znajomości planów Piłsudskiego przez Ochranę już od kwietnia
1908 r. Plany te zdradził Edmund Tarantowicz, ps. "Albin".

Tarantowicz należał do czołówki bojowców w Królestwie Polskim. Działał od 1906 r. w Lublinie, a później w Warszawie. Był instruktorem
Organizacji Bojowej w Płocku, Łodzi, Radomiu, Kielcach, Skarżysku, Zagłębiu Dąbrowskim i w Częstochowie. Uczestniczył w wielu akcjach
bojowych, odznaczając się wyjątkową odwagą i poświęceniem. Towarzyszył miedzy innymi Włodzimierzowi Hellmanowi "Justynowi", Tomaszowi
Arciszewskiemu "Stanisławowi", Władysławowi Dehnelowi "Agrafce" i Edwardowi Gibalskiemu "Frankowi". Znał osobiście Piłsudskiego i

41 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Sulkiewicza. Brał udział w przygotowaniach do akcji bezdańskiej. Miał zdobyć dynamit i dowodzić podczas napadu własną "szóstką" bojowców.
Nie wiedział jednak ani o miejscu ani o terminie akcji. Podczas przypadkowej strzelaniny 25 IV 1908 r. na stacji w Ostrowcu padł ranny i został
aresztowany. Towarzyszący mu Gibalski zdołał uciec, ale w ręce żandarmów dostał się jego paszport, wystawiony na fałszywe nazwisko i
meldowany w Wilnie. Tarantowicz, torturowany w śledztwie załamał się psychicznie i zdradził wielu towarzyszy partyjnych. Wydał Ochranie
przynajmniej siedemdziesięciu działaczy PPS i członków OB w Królestwie Polskim. Udzielił też informacji o Piłsudskim.

Słusznie zauważył historyk zagadnienia, Władysław Pobóg-Malinowski, że paszport Gibalskiego "w zestawieniu z możliwymi wskazówkami -
'Albina' [Edmunda Tarantowicza] mógł odegrać rolę przysłowiowej nitki, po której policja i żandarmi mogli dotrzeć do kłębka". Pobóg-Malinowski nie
znał wielu faktów i nie czytał wszystkich protokołów zeznań Tarantowicza. Bierność Ochrany tłumaczył nieudolnością jej aparatu. "Niskiemu
zapewne poziomowi umysłów żandarmerii rosyjskiej - pisał - należy zawdzięczać, że akcja bezdańska mogła dojść do skutku". Trudno wyjaśnić
jednak w ten sam sposób nie wyciąganie przez Ochranę konsekwencji z faktu znajomości kierowniczej roli Piłsudskiego w partii. " 'Ziuk' - Piłsudski
- zeznał Tarantowicz przed Komitetem Zagranicznym PPS w Krakowie (ul. Szlak 6), oddając stan wiedzy Ochrany na temat zaplecza kadrowego
organizacji partyjnej - stale mieszka za granicą, nigdy nie przyjeżdża [do Rosji - R. Ś.], trzyma całą organizację [PPS Frakcji Rewolucyjnej] w
swoich rękach. Znają go [następujący oficerowie żandarmerii Ochrany warszawskiej]: Gurin [oficer śledczy, podlegali mu wszyscy agenci w
Warszawie]. Gostiło [jego pomocnik] i Radzion. Tutaj [tj. w Galicji] go nie szpiclują".

Musi zastanawiać wymowa tej informacji w kontekście braku wyraźnego przeciwdziałania wobec Piłsudskiego zarówno w oficjalnych
wystąpieniach dyplomatycznych wobec Wiednia, gdy interweniowano tymi kanałami w sprawach innych osób, odgrywających o wiele mniejszą rolę
w PPS, jak i w działaniach nieformalnych Ochrany, która znana była z niezwykle brutalnych metod traktowania swoich przeciwników. Jeśli
dysponowano informacjami o udziale Piłsudskiego w planowanej akcji bojowej, dlaczego przynajmniej nie podjęto jego obserwacji? Można odnieść
wrażenie, że władze rosyjskie nie zamierzały podejmować przeciw Piłsudskiemu żadnych represyjnych kroków, a Ochrana nie chciała znać
bliższych informacji, chociaż wszyscy doskonale orientowali się, jaką odgrywał rolę w polskim ruchu rewolucyjnym.

Carat tworzył system państwa policyjnego, w którym wówczas nie można już było odróżnić fikcji i prowokacji od realnej rzeczywistości. Zagrożenie
podstaw władzy miało uzasadniać potrzebę istnienia Ochrany. System funkcjonował znakomicie, kiedy prowadzono bezpośrednią walkę z
szeregowymi bojownikami rewolucji. Doświadczenia z Partią Socjalistów-Rewolucjonistów pokazały, że wprawdzie można kontrolować organizację
rewolucyjną z poziomu jej kierownictwa, walcząc jednocześnie z bojówkami eserowców, ale rozbicie tej grupy przywódczej prowadzi w efekcie do
unicestwienia organizacji, która potem może trwać już tylko w stanie szczątkowym, uniemożliwiającym podjęcie prowokacji politycznej na szerszą
skalę.

Na podstawie zeznań Tarantowicza oraz paszportu Gibalskiego Ochrana mogła bez przeszkód określić rejon Wilna, jako miejsce planowanego
napadu *[Informacje o przygotowaniach do akcji bezdańskiej Edmund Tarantowicz podał podczas przesłuchania 27 IV 1908 r. "Dokąd on ['Justyn']
[Włodzimierz Hellman] pojechał - czytamy w protokole z tego dnia - nie wiem, gdzieś do Rosji dla zorganizowania dużej ekspropriacji. O mającej
nastąpić akcji mówili mi 'Michał' [Aleksander Sulkiewicz] i 'Justyn'. Justyn mówił mi, że wyjechawszy z Sosnowca o godz. 7.29. przesiadł się w
Chełmie, jechał cały dzień, całą noc, jeszcze dzień i wreszcie w nocy przybył na miejsce: jeżeli wyjechać z Sosnowca w nocy, to przyjeżdża się
tam na następną dobę o godz. 4.43 po południu. Liczyli na tak wielką zdobycz, że wątpili, czy zdołają pieniądze unieść. Mówili, że albo o pięć
kilometrów są koszary, albo o pięć kilometrów trzeba przejeżdżać przez koszary. Żądali ode mnie całej szóstki bojowej i obliczali, że zaangażują w
akcji 30-40 bojowców z całego okręgu; mówili, że w miejscu projektowanego napadu pracuje inżynier-specjalista, poddany austriacki, że wszystko
już gotowe i że tylko wielkie śniegi utrudniają rozpoczęcie akcji. Rozmowa ta była w końcu lutego. Jeden raz z Justynem jeździł 'Wicek' [Edward
Gibalski] i możliwe, że na jego paszporcie, zabranym [przy rewizji] jest meldunek tego właśnie miasta, gdzie projektuje się akcja". Maria
Mongirdowa, Napad na płatnika kolei nadwiślańskiej na stacji Sławków (według zeznań Edmunda Tarantowicza). "Niepodległość", 1938, z. 45,
s. 121-122. Trzy miesiące po akcji bezdańskiej, 20 i 21 XII 1908 r. Tarantowicz stwierdził do protokołu, że "w czasie, gdy należał jeszcze do partii
(tj. przed aresztowaniem), mówiono mu o projektowanym większym 'napadzie' gdzieś w pobliżu Wilna. Napad ten organizowało kilka osób,
występujących pod pseudonimami: 'Ziuk' (nazwisko Piłsudski), Marcin [Tomasz Arciszewski], 'Justyn' i 'Wicek' (nazwisko Gibalski). Trzej pierwsi
byli członkami Wydziału [Bojowego]. Gibalski zaś - instruktorem. Wszyscy wymienieni robili wywiady i mieszkali czas jakiś pod Wilnem. Napadu
miano dokonać znacznie wcześniej, wobec jednak przeciągania się prac wywiadowczych, dokonano go dopiero we wrześniu". O przygotowaniach
akcji bojowej "słyszał osobiście od 'Marcina', 'Justyna', 'Wicka' i Piłsudskiego, którzy wręcz oświadczyli, że 'ekspropriacja' da wspaniałe rezultaty,
powątpiewali jednak, czy uda im się wywieść szczęśliwie zdobycz". W. Pobóg-Malinowski, Akcja bojowa pod Bezdanami..., s. 76-77.]. Bliższa
obserwacja terenu akcji mogła dać wskazówki co do czasu akcji, jeśli tego nie można było ustalić na podstawie źródeł agenturalnych. Tarantowicz
otrzymał początkowo karę śmierci, potem został ułaskawiony. Widywano go na ulicach Warszawy w towarzystwie szpicli Ochrany. Nie było na
razie sądu partyjnego, ale ktoś z kierownictwa PPS Frakcji Rewolucyjnej lub Wydziału Bojowego wydał wyrok śmierci na Tarantowicza niedługo po
napadzie na pociąg pocztowy pod Bezdanami. Pod koniec 1908 r. został wysłany do Królestwa Polskiego Berthold Gustaw Breitenbach, ps.
"Witold', jeden z wykonawców akcji bezdańskiej, później członek Wydziału Bojowego, który bezskutecznie próbował zlikwidować Tarantowicza.

Przy podróżach rosyjskiego monarchy stosowano zawsze szczególne środki ostrożności. Przejazdy cara utrzymywano w tajemnicy. Trasę
skrupulatnie przygotowywano i sprawdzano, aby w każdej sytuacji wykluczyć możliwość zamachu. Wszystkie elementy trasy podróży i ewentualne
zmiany w drodze cara znane były bardzo nielicznemu gronu osób. Nad bezpieczeństwem Mikołaja II i jego rodziny czuwała specjalna jednostka
Ochrany pałacowej, której agenci chronili cara podczas podróży i organizowali na trasie przejazdu koleją dodatkową ochronę przez żandarmerię i
władze lokalne. Na wiele godzin przed przejazdem pociągu monarchy wszystkie ważniejsze punkty przejazdu i stacje obserwowane były przez
wywiadowców miejscowych oddziałów Ochrany (na prowincji tzw. "lotne" oddziały Ochrany).

Być może akcję bezdańską wzięto początkowo za próbę zamachu na Mikołaja II, którą ukrywano przed carem, aż wyjaśnił się zaistniały
zbieg okoliczności. Konsternacja szefa Ochrany pałacowej, ulubieńca Mikołaja II, gen. Aleksandra Iwanowicza Spiridowicza i tak musiała być
wielka. Przeprowadzona akcja ukazywała techniczne możliwości zorganizowania przez bojowców PPS napadu na cara podczas jego podróży
koleją, biorąc pod uwagę sam wydźwięk urzędowych doniesień o napadzie.

Zbieg okoliczności wydawał się nieprawdopodobny. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że Piłsudskiemu tylko dlatego udała się akcja, że
zbiegła się w czasie z podróżą cara do Spały. Akcja była źle zaplanowana i gorzej jeszcze przeprowadzona. W tym kontekście zastanawiała
łatwość przeprowadzenia napadu przy braku odpowiedniej ochrony trasy przejazdu cara oraz wielu błędach w przygotowaniu i kierowaniu akcją
przez Piłsudskiego. Zawsze można było podejrzewać Ochranę o prowokację i "przygotowanie" napadu dla wykorzystania go do własnych celów,
przynajmniej dla podtrzymania zakresu władzy tajnej policji, przy podtrzymywanym w ten sposób stanie zagrożenia w państwie carów
wystąpieniami rewolucyjnymi i zamachami terrorystycznymi. Wniosek taki wydaje się nieprawdopodobny, ale może mieć logiczne uzasadnienie
przy rodzących się wątpliwościach o istotne przyczyny podjęcia akcji bezpośrednio przez Piłsudskiego, czego nigdy do tej pory nie robił, dalej, o
okoliczności jego odmowy zaniechania akcji po "wsypie" Tarantowicza, czego domagała się większość bojowców i co nakazywały elementarne
zasady konspiracji oraz bezpieczeństwa. W grę wchodzi także ustalenie przez Piłsudskiego terminu akcji na 19 września i przesunięcie go w
ostatniej chwili o tydzień, już podczas marszu bojowców do Bezdan, kiedy podjęto pierwszą próbę napadu, jak gdyby chciano zaczekać na
przejazd cara, a także brak właściwego zabezpieczenia przewożonych pieniędzy oraz ochrony trasy przejazdu Mikołaja II, co sprawia wrażenie
"nieobecności" żandarmerii carskiej w czasie napadu i biernego oczekiwania na "udany" zamach bojówek rewolucyjnych.

Nie ma w tym nic z posądzania Piłsudskiego o sprzyjanie Ochranie. Chodzi o wykazanie pewnych niekonsekwencji, które rzucają pewien cień na
akcję bezdańską i nieodgadnione jeszcze kręte ścieżki działań przywódcy PPS Frakcji Rewolucyjnej i Organizacji Bojowej, który mógł świadomie

42 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

wykorzystywać prowokacje Ochrany dla własnych celów, jeśli dysponował właściwą wiedzą na ten temat i operował na styku różnych interesów
caratu i polskiego ruchu rewolucyjnego.

Przynajmniej w grudniu 1908 r. szef warszawskiej Ochrany, ppłk Zawarzin, znał już nazwisko Piłsudskiego jako kierownika akcji bezdańskiej.
Wiadomo było, że mieszkał w Galicji. W akcie oskarżenia przeciwko złapanym uczestnikom napadu zanotowano przy innych osobach, którym
udało się zbiec, jak Piłsudskiemu, że przed rozpoczęciem śledztwa "ukryli się" gdzieś i "nie zostali odszukani". To chowanie głowy "w piasek"
wiązało się z polityką carską, która poszukiwała uzasadnienia wrogiej postawy wobec Austro-Węgier i Niemiec. W tym sensie zrozumiałe staje
się operowanie ogólnikami i nieprawdziwymi informacjami w rosyjskich oskarżeniach rządu austriackiego o popieranie polskiego ruchu
rewolucyjnego. Gdyby bowiem władze rosyjskie chciały zdecydowanie wystąpić przeciw Piłsudskiemu i innym przywódcom PPS Frakcji
Rewolucyjnej i OB, którzy przebywali w Galicji, uczyniłyby to bez przeszkód, dysponując odpowiednimi informacjami Ochrany. Polski ruch
rewolucyjny w Galicji i reprezentujące go osobistości stanowiły dla władz rosyjskich element gry politycznej i dyplomatycznej wobec Austro-Węgier.
Stąd wrażenie unikania przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Petersburgu postawienia przed władzami austriackimi
kwestii odpowiedzialności samego Piłsudskiego, jako przywódcy ruchu rewolucyjnego, za akcje bojowe w Królestwie Polskim. Kontakty
dyplomatyczne rosyjsko-austriackie dotykały sedna sprawy, ale bez wymieniania właściwych nazwisk i znanych faktów, co wprowadzało elementy
zastępcze do prawdziwej dyskusji, której cele powyżej zostały wymienione. O stopniu zainteresowania Ochrany sprawami ruchu
irredentystycznego w Galicji świadczył najlepiej rozbudowany system rozpoznania wywiadowczego, prowadzonego wobec kierowanych przez
Piłsudskiego grup i organizacji.

Wszystkie zasygnalizowane nieścisłości i niekonsekwencje podpowiadają, że napad Piłsudskiego na pociąg pocztowy w Bezdanach kryje w sobie
pewną tajemnicę, której przy obecnym stanie wiedzy i rozpoznania źródeł historycznych nie można na razie rozwikłać. Być może klucz do
rozwiązania zagadki znał Czesław Świrski, używający w partii pseudonimów "Adrian" i "Stefan Eichler" - zakulisowa, niezwykle intrygująca i
fascynująca a zapomniana postać z najbliższego otoczenia Piłsudskiego, romantycznego rewolucjonisty z utytułowanej rodziny książęcej, o
szerokich koneksjach w sferach rządowych Petersburga. "Adrian" był jednym z kierowników akcji bezdańskiej. Dostarczył materiały informacyjne
o możliwościach przeprowadzenia napadu (nie Prystor, jak przyjmuje się w historiografii). Po zamachu przebywał krótko w Wilnie, Warszawie i
Petersburgu, gdzie zabiegał bezskutecznie o ułaskawienie Józefa Montwiłła-Mireckiego, bojowca skazanego na śmierć przez warszawski sąd
wojenny. Dwa tygodnie po Bezdanach podjął dość nagłą decyzję o nielegalnym wyjeździe do Galicji. Został przypadkowo aresztowany w
Sosnowcu, tuż przed przekroczeniem granicy z Austro-Węgrami. "X. [Edmund Tarantowicz] - odnotowano później relację Tarantowicza z jego
kontaktów z Ochraną - przyjechał do Sosnowca w dwa dni po aresztowaniu 'Adriana' [Czesława Świrskiego]; powiedział [Pawłowi Pawłowiczowi
Zawarzinowi - R. Ś.], że go zna, [że] jest on instruktorem do specjalnych zleceń. Przypuszcza, iż się 'A[drian]' zajmuje wywiadami. [...] Zawarzin
mówił o 'Adrianie': 'jesliby on zdieś sidieł, to ja jego by k czertu matieri wysłał za granicu, cztoby nie paczkatsja takimi ljudmi' [w tłum. z ros.: 'jeśli
by on tutaj siedział, to ja wysłałbym go do czorta za granicę, żeby nie paprać się takimi ludźmi' - R. Ś.] 'Adrian' nie chce nic mówić [...]". W
Ochranie - uzupełniał - nazywają go 'grafom [hrabią] Świrskim'; szpicle go znali, gdyż przychodził z siostrą do Zawarzina [!], ale przed
aresztowaniem nie śledzili go".

Tylko Świrski i Piłsudski (być może także i Prystor) znali wszystkie tajniki i kulisy akcji w Bezdanach. "Zanim powstały Legiony - mówił Świrski po
pięćdziesięciu latach - musiał się odbyć d r a m a t [podkreśl. moje - R. Ś.] bezdański, jako źródło materialne dla podstaw Związku Walki Czynnej i
Strzelca, które, jak wiadomo, były zaczątkiem Legionów. Bez Bezdan - nie byłoby Legionów. Co zaś się tyczy mojego udziału w tej akcji,
podkreślić muszę, że gdybym - jako jeden z trzech kierowników - chybił i tym pokrzyżował ogólny plan akcji, skończyłaby się ona katastrofą, w
której mógłby zginąć i główny jej dowódca - Józef Piłsudski. Jasne, że historia Dwudziestolecia Polski wyglądałaby wtedy inaczej. Bezdany, z
Piłsudskim na czele, są w ogóle niedoceniane w historii naszej Niepodległości". Z pewnością słów tych nie należy brać wprost, a czytać ich
głęboki podtekst.

Ronge mógł zacierać ręce z radości, kiedy skojarzył raport Domaradzkiego z oskarżeniami władz rosyjskich o kierowanie napadem przez
przebywających w Galicji Piłsudskiego i jego towarzyszy. Argumenty za wciągnięciem PPS do współpracy wywiadowczej same wchodziły do rąk,
co z drugiej strony musiało rodzić podejrzenia o zewnętrzną inspirację. Otrzymywane z różnych źródeł informacje o napadzie zbiegły się bowiem
w czasie, gdy w Biurze Ewidencyjnym podejmowano decyzję o włączeniu w tworzony system wywiadu w Rosji organizacji PPS, która "nagle"
uaktywniła się, po dłuższym okresie spadku działalności.

W Biurze Ewidencyjnym niewiele wówczas wiedziano o polskich socjalistach, emigrantach z Rosji. PPS znajdowała się na marginesie życia
politycznego Galicji. Fala rewolucyjna w Królestwie Polskim już dawno opadła, a organizacje kierujące wystąpieniami robotniczymi powoli zanikały.
Na tym tle akcja bezdańska robiła pewne wrażenie, zwłaszcza że jej autorem był partner, z którym we Lwowie rozpoczynano rozmowy na temat
wspólnych działań przeciwko Rosji. Piłsudski traktował napad pod Bezdanami "jako przykład akcji dywersyjnej na tyłach armii wroga" - pisała
później Aleksandra Piłsudska, która brała udział w tej ekspropriacji. W taki właśnie sposób akcja bezdańska mogła być oceniana przez Biuro
Ewidencyjne w Wiedniu. Wszelkie pomysły o inspiracji poczynań PPS i Piłsudskiego przez Ochranę wydawały się zbyt karkołomne, nie mając
racjonalnych podstaw w świetle znanych faktów. Na ostatecznej decyzji Rongego ważyły inne względy.

***

Władze rosyjskie poważnie liczyły się później z możliwością zamachu na cara Mikołaja II podczas jego podróży, kiedy przy oficjalnych wizytach
nie można było zachować pełnej tajemnicy trasy przejazdu. W ramach przygotowań do powrotu Mikołaja II z Niemiec, po spotkaniu z cesarzem
Wilhelmem II w Poczdamie 4 listopada 1910 r., wzmożono w Królestwie Polskim nadzór żandarmerii i tajnej policji. Szef żandarmerii Królestwa
Polskiego i pomocnik generał-gubernatora do spraw policyjnych, gen. Lew Uthof, wysłał do Krakowa swojego oficjalnego obserwatora, specjalistę
od napadów na pociągi pocztowe, płk. Władimira Trzeciaka, z urzędu naczelnika żandarmerii guberni siedleckiej, wcześniej naczelnika oddziału
warszawskiej żandarmsko-policyjnej komendy kolejowej. Trzeciak 8 października 1910 r. zwrócił się z prośbą do Michała Flataua, dyrektora policji
w Krakowie, aby "wobec nadzwyczajnych środków ostrożności, jakie mają być zarządzone z okazji wyjazdu cesarza rosyjskiego do Skierniewic
względnie do Spały, zwrócono także tutaj [tj. w Krakowie - R. Ś.] pewną uwagę na członków organizacji rewolucyjnych". Wyraził przy tym
przypuszczenie, że "w kołach rewolucjonistów przebywających w Krakowie mógłby istnieć zamiar wykonania jakiegoś zamachu". Sugerował
powstrzymanie ewentualnego zamachu przez aresztowanie bojowców wyjeżdżających w tym czasie z Galicji do Królestwa. Gdy "już dzisiaj cała
jego gubernia - rozwijał swoją myśl następnego dnia przed komisarzem Józefem Warczewskim, kierownikiem ekspozytury policyjnej na przejściu
granicznym w Szczakowej - wie o przejeździe cara" i nie można tego utrzymać w tajemnicy, "rozchodzi się tylko o to, żeby w czasie przejazdu cara
nikt podejrzany nie dostał się z Galicji do Rosji". Nie istniały żadne plany zamachowe, ale prawdziwe były same podejrzenia i obawy władz
rosyjskich przed akcjami terrorystycznymi PPS albo powtórzeniem sytuacji spod Bezdan w 1908 r. Przy okazji Trzeciak chciał stwierdzić, na ile
władze austriackie zaangażowane są aktualnie w działalność rewolucyjną przeciwko Rosji, co określało ewentualne współdziałanie policji
austriackiej i żandarmerii rosyjskiej w rozpracowywaniu i rozbijaniu organizacji bojowych w Galicji i w Królestwie Polskim. Odmienna polityka obu
państw w kwestii polskiej oraz różne podejście wobec ruchów socjalistycznych i rewolucyjnych wykluczały takie współdziałanie. Misja Trzeciaka
zakończyła się fiaskiem.

Główne nadzieje na rozbudowę wywiadu w Królestwie Polskim wiązał Ronge z Polską Partią Socjalistyczną i Piłsudskim. Przeglądając papiery
Biura Ewidencyjnego zetknął się ze sprawą propozycji współpracy wywiadowczej z ruchem socjalistycznym w Królestwie Polskim. Starania
tajemniczych rozmówców płk. Kanika wzbudziły od razu zainteresowanie szefa wywiadu Biura Ewidencyjnego. Idea wydawała się bardzo
atrakcyjna. Być może w innych okolicznościach nie zwróciłby uwagi na taką ofertę, gdyż kryła w sobie polityczny podtekst, a wojskowi unikali

43 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

problemów wykraczających poza zakres służbowej kompetencji i wymagających uzgodnień między Ministerstwem Wojny, Spraw Wewnętrznych i
Ministerstwem Spraw Zagranicznych. W tym konkretnymi momencie, kryzysu wywołanego aneksją Bośni i Hercegowiny przez Austro-Węgry,
propozycje Piłsudskiego rodziły dużą pokusę skorzystania z nadarzającej się okazji powiększenia stosunkowo niewielkimi kosztami potencjału
operacyjnego Biura Ewidencyjnego. Do tego ruch, który reprezentował, zaczął się rozrastać, powodując konieczność zajęcia wobec niego
stanowiska przez czynniki wojskowe.

Piłsudski wspierał konspiracyjny Związek Walki Czynnej, który z jego inicjatywy powołał w czerwcu 1908 r. Kazimierz Sosnkowski. Uważał,
że Organizacja Bojowa PPS stanowiła "przegraną kartę historii". Chciał zatem rozpocząć "nowy okres walki". Potrzebna była nowa forma
organizacji ruchu zbrojnego, najlepiej pod postacią "bezpartyjnej organizacji wojskowej", jak zrozumiał Sosnkowski sugestie Piłsudskiego.
Konspiracja ZWC postawiła sobie za cel przygotowanie kadr powstańczych. "Celem ZWC - głosił Program Związku Walki Czynnej - jest
prowadzenie poza granicami caratu robót przygotowawczych oraz wytworzenie organizatorów i kierowników technicznych dla przyszłego
powstania zbrojnego w zaborze rosyjskim. Dążąc do rewolucyjnego powstania Polski przeciw najazdowi moskiewskiemu. ZWC stwierdza, że
celem zgodnych usiłowań ogółu jego członków jest Niepodległa Republika Demokratyczna. [...] Będąc sprzysiężeniem o charakterze wojskowym,
wynikającym z celów i zadań organizacji, ZWC musi posiadać budowę jednolitą, zwartą i silną. Bezwzględna centralizacja władzy
kierowniczej umożliwiającej jak najbardziej celowe zespolenie prac organizacyjnych - i zapobiegająca rozproszeniu energii Związku w źle
sprzężonych wysiłki - oto zasada tej budowy. [...] Wreszcie tajny charakter sprzysiężenia i warunki zewnętrzne, w jakich praca Związku toczyć się
będzie, określają potrzebę bezwzględnej konspiracyjności".

Zasady ścisłej konspiracji obowiązywały wszystkich. Piłsudski wyjawiał swoim najbliższym współpracownikom tylko to, co uważał za konieczne.
Nikt nie znal jego prawdziwych intencji i wszystkich zamierzeń. Niewiele osób wtajemniczał w swoją konspiracyjną działalność. Tego samego
wymagał od swoich podwładnych. Zabronione nam było - wspominała Aleksandra Piłsudska - "opowiadać na terenie Galicji o podziemiu".

Kierownictwo techniczne ZWC spoczywało w rękach członków PPS Frakcji Rewolucyjnej. Prace wojskowe rozpoczynano od "odgrzebywania"
dawnych kontaktów partyjnych. Prowadzono jednocześnie agitację socjalistyczną oraz militarną. Grupy rewolucyjne, które zaczęły wówczas
powstawać, miały jednocześnie charakter polityczny i wojskowy. Dlatego pod względem "robót powstańczo-militarnych, prowadzonych w kraju",
ZWC miał odgrywać jedynie rolę pomocniczą w stosunku do Organizacji Bojowej PPS. Po zmianach organizacyjnych kierownictwa ruchu
niepodległościowego w 1912 r. struktury bojowe PPS zostały faktycznie podporządkowane Piłsudskiemu jako oddziały ZWC.

Początkowo organizacja Związku Walki Czynnej istniała tylko we Lwowie (w listopadzie 1908 r. liczyła 54 członków i 10 kierowników). W
pierwszych dniach stycznia 1909 r. ZWC założony został w Krakowie. Piłsudski w cyklu wykładów z dziedziny przygotowań do przyszłej walki
zbrojnej z carskim zaborcą, które ujął potem w broszurze Zadania praktyczne rewolucji w zaborze rosyjskim, mówił o potrzebie stworzenia "armii
ludowej", która rekrutowałaby się ze wszystkich żywiołów pragnących zrzucić jarzmo niewoli, armii, która nie "na języki, nie za pomocą bibuły
zadrukowanej" a "walką orężną" z armią caratu mogłaby doprowadzić do osiągnięcia niepodległości. Powszechny brak wiary w społeczeństwie w
skuteczność walki zbrojnej z Rosją był uzasadniony, wynikał z rachowania wszystkiego, co podkreślało i uwypuklało słabość wobec Rosji.
Wypływał z tego pogląd, że bez oddziaływania różnych czynników zewnętrznych nie będzie możliwa zwycięska walka z caratem. Nawet rozwinięty
ruch powstańczy nie miał szansy przeciwstawienia się znacznie silniejszej armii rosyjskiej. "Panuje słuszne przekonanie - pisał Piłsudski - że
sami, w stosunkach normalnych, nie damy sobie rady z najazdem i że tylko czynniki zewnętrzne, osłabiające rząd, a więc stawiające nas w
korzystniejszych warunkach, mogą nam dać te szanse zwycięstwa, jakich dziś nie posiadamy". Najważniejszym środkiem walki jest dywersja i
sabotaż. "Zniszczenie sieci komunikacyjnej, telefonicznej i telegraficznej, zepsucie linii kolejowej, wysadzenie mostów, uniemożliwienie dowozu
żywności i ładunków, rozdrobnienie siły wojskowej za pomocą napadów na liczne punkty i instytucje, które muszą być strzeżone, zamachy na
przedstawicieli władz i kierowników oddziałów wojskowych, demoralizowanie armii za pomocą propagandy antyrządowej - wszystko to są środki,
osłabiające siły rządu i dające nam możność uzyskania przewagi" - przekonywał. Była to wyraźna oferta w kierunku austriackich władz
wojskowych. Piłsudski nic nie mówił o środkach na zaopatrzenie "armii ludowej". "Strategicznie jesteśmy silni - zauważał - natomiast nie
posiadamy ani broni, ani urządzeń technicznych, nam służących". Zadaniem partii rewolucyjnej było stworzenie odpowiedniej organizacji, która
przygotowałaby przyszły teren walki. "Należy więc - kończył - działać w kierunku wzmocnienia wszystkiego tego, co stanowi najsłabszą stronę
rewolucji, mianowicie jej organizację". Do nowych zadań potrzebna była sprawna struktura, która w odpowiednich warunkach rozwoju sytuacji
międzynarodowej mogła doprowadzić do rewolucji (powstania).

Do takich sprzyjających okoliczności należała wojna, w którą Rosja mogła się uwikłać z powodu narastającego konfliktu na Bałkanach. "Liczenie
na taką właśnie ewentualność - podkreślał po latach Świtalski - było usprawiedliwione wtedy tym, że od aneksji Bośni i Hercegowiny przez Austrię
w dniu 5 października 1908 r. począł wrzeć tzw. 'kocioł bałkański'. Rodził on walkę o sferę swych wpływów, która to walka była w historii
najczęstszym zarzewiem konfliktów zbrojnych. W danym wypadku konkurentami stawały się trzy państwa zaborcze: Rosja, Austria i związane z
nimi Niemcy". Czytelność rysującego się konfliktu i powiązana z tym realność polskich szans przyspieszały ewolucję ideową Świtalskiego i jemu
podobnych w kierunku podjęcia bezpośredniej walki o wolność. Nie bez znaczenia był także osobisty urok Piłsudskiego.

Problem nowego powstania narodowego stanowił przedmiot wielu dyskusji ideowych, szczególnie wśród działaczy politycznych młodego
pokolenia. Przeżywane rozterki można prześledzić na przykładzie Świtalskiego, który dosyć długo szukał praktycznego uzasadnienia dla swego
zaangażowania w ruchu zbrojnym. Musiał uwierzyć w powodzenie idei powstańczej. Zajmowało go zwłaszcza zagadnienie uaktywnienia mas
ludowych i wzmocnienia szeregów walczących o niepodległość. Chciał - jak później relacjonowałaby chłopi i robotnicy "bardziej żywo" poczuli się
obywatelami przyszłej Polski. Myśl ta nurtowała go tym silniej, że autorzy prac o powstaniach, rekrutujący się w dużej mierze z ludzi o poglądach
lewicowych, propagując konieczność realizowania haseł radykalnych, skłonni byli przypisywać niepowodzenie zrywów powstańczych temu, że ich
przywódcy nie zdobyli się radykalne hasła społeczne. Uważał, że powstańcom nie pomogłyby żadne uniwersały, zapowiadające radykalniejsze
reformy społeczne, chociaż obiektywnie postulat ten był słuszny. Głównych przyczyn klęski powstań należało tymczasem szukać we wrogości do
Polaków solidarnych względem siebie zaborców oraz w takim układzie sytuacji międzynarodowej, który uniemożliwiał interwencję państw obcych
na rzecz polskich aspiracji. Poprawa warunków życia szerokich warstw mogła dawać w dalszej konsekwencji poczucia własnej godności i
świadomości odgrywania większej roli, która im przypadała w społeczeństwie, prowadząc do wzrostu ich świadomości obywatelskiej. Każde
rozszerzenie praw na masy ludowe powinno doprowadzać do zwiększenia u nich poczucia obowiązków, które na nich spadają, jako
na równoprawnych obywateli. "Ale ten proces uobywatelnienia - pisał w związku z tym - jest zwykle dość powolny, wymaga nieraz długiego czasu.
Powstaje bowiem pauza między akceptacją nowych praw a uświadomieniem sobie nowych obowiązków". Tymczasem podczas działań zbrojnych
czas skraca się zawrotnie, zwłaszcza przy nierówności sił powstańców w porównaniu z możliwościami państw zaborczych. Trudno było wyobrazić
sobie sytuację, w której jednego dnia kierownicy ruchu powstańczego wydawali radykalne proklamacje w kwestiach społecznych, a na drugi dzień
chłopi czy robotnicy zgłaszali się masowo do oddziałów bojowych. "Bowiem - dodawał - nawet wielkie nadzieje na poprawę bytu materialnego nie
są w stanie stłumić myśli, że ryzyko udziału w bojach może unicestwić osobistą możność skorzystania z tych dobrodziejstw. Tylko bardzo spłycony
i trywialny pogląd materialistyczny może ulegać złudzeniu, że same bodźce ekonomiczne wystarczają, by wywindować duszę ludzką na najwyższy
szczyt uobywatelnienia, na wywołanie u nich zdolności do poświęceń, do ofiarności ze swego mienia i życia". Powiedzenie "Chłop potęgą jest i
basta" okazało się mitem. "Można było widzieć w polskim chłopie stróża - uzasadniał - by nasze skarby: ziemia i język, były w pełni zachowane.
Stać go było na to, by był obrońcą ówczesnego stanu posiadania. Mógł odegrać znaczną rolę w defensywie. Ale moment dziejowy wymagał
ofensywy, czynnego buntu przeciw niewoli, dążenia do wolności, do własnego państwa". Inaczej było w miastach, gdzie robotnicy bardzo szybko
zdobyli świadomość odrębności celów klasowych i politycznych. "Gdy po upływie pół wieku od upadku powstania styczniowego - kończył swe
rozważania na temat procesu wzrostu świadomości obywatelskiej społeczeństwa u progu XX w. - poczęła zarysowywać się możność walki
zbrojnej o niepodległość, czy choćby o lepszy żywot, to powtórzyły się podobne zagadnienia. Sytuacja jednak o tyle się zmieniła, że w

44 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

drugiej połowie XIX w. proces demokratyzacji wszędzie, a więc i u nas, porobił znaczne postępy. Stronnictwa musiały zabiegać o wpływy na
szersze masy".

Skrystalizowało się w ten sposób myślenie o elitarności i kadrowości organizowanego od 1908 r. ruchu powstańczego. Wokół Piłsudskiego
tworzyła się nieformalna grupa polityczna, którą później określano mianem piłsudczyków. Zaplecze dla tej grupy tworzył współcześnie krąg
"Promienia" oraz innych organizacji, które z niego wyszły, jak np. Stowarzyszenie Polskiej Akademickiej Młodzieży Postępowej "Życie". W
środowiskach akademików uczelni lwowskich i krakowskich wzrastała czołówka Związku Walki Czynnej, przy którym wykształciła się odrębna
formacja ideowo-polityczna, w pełni dyspozycyjna wobec zamierzeń Piłsudskiego. Byli wśród nich pierwsi oficerowie ZWC, jak Wacław Biernacki
("Kostek"), Tadeusz Furgalski ("Wyrwa"), Janusz Głuchowski ("Janusz"), Czesław Jarnuszkiewicz ("Kazimierz"), Rajmund Jaworowski
("Światopełk"), Tadeusz Kasprzycki ("Kazet"), Paweł Kittay ("Stanisław"), Adam Koc ("Witold"), Stanisław Krynicki ("Tymkowicz), Marian Kukiel
("Stach"), Bogusław Kunc ("Kordian"), Stanisław Machowicz ("Sawa"), Jerzy Ołdakowski ("Orcio"), Tadeusz Piskor ("Ludwik"),
Władysław Prażmowski ("Belina"), Edward Rydz ("Śmigły"), Adam Skwarczyński ("Stary"), Stanisław Skwarczyński ("Mały"), Jerzy Sladki
("Rojan"), Julian Stachiewicz ("Wicz"), Mieczysław Trojanowski ("Ryszard"), Józef Kordian Zamorski ("Ignacy"), Tadeusz Żuliński ("Roman") i inni.

Napięcia w stosunkach z Serbią utrzymały się do marca 1909 r. W Biurze Ewidencyjnym uważano, że Rosja rozważała możliwość przyjścia z
pomocą swej podopiecznej. "Tu, u nas [w Rosji - R. Ś.] głośno mówią o wojnie, mającej się rozpocząć na wiosnę przyszłego roku" - meldował
Domaradzki 22 X 1908 r. - "u nas, w kraju [tj. w Królestwie Polskim], ogromny zastój w handlu, fabryki sukienne nie mają kupców na zrobione
towary, niektóre fabryki są nieczynne, trzy dni w tygodniu tylko drugie pracują, fabrykanci zmniejszają płacę robotników i żądają 11-to godzinnej
pracy [na dzień], wskutek [tego] można się spodziewać ogólnego strajku; jeżeli wiosną wojna wybuchnie, a robotnicy będą strajkować, to w całym
państwie rosyjskim nastąpi wielka rewolucja, do której klasa robotnicza jest zupełnie gotową". Biuro Ewidencyjne otrzymało również wiadomości o
przesunięciu rosyjskiej koncentracji za środkową Wisłę, "co zakładało wydanie na pastwę wroga zachodniej Polski". Wyjście Rosjan wytwarzało
próżnię polityczną w Królestwie Polskim, którą należało wypełnić tak, aby możliwie najskuteczniej zabezpieczyć zaplecze własnego frontu przy
głównym starciu na linii rosyjskiej koncentracji. Wyjście za Wisłę dawało armii rosyjskiej więcej czasu na skupienie sił do mocniejszego uderzenia,
ale z drugiej strony, nacierające wojska austro-niemieckie miały swobodę strategiczną w rozwinięciu ofensyw z bazy Królestwa Polskiego,
wykorzystując jego walory geograficzne i gospodarcze.

Zamysły Piłsudskiego odpowiadały planom Biura Ewidencyjnego. Ronge zamierzał wykorzystać ruchy odśrodkowe w Rosji do celów
wywiadowczych. Na jesieni 1908 r. szef Grupy Wywiadu podjął w Wiedniu starania o urzeczywistnienie tych planów. Na głównego wykonawcę
swoich zamierzeń wyznaczył kpt. Gustawa Iszkowskiego, któremu 1 lipca 1908 r. poruczył kierownictwo oddziału HK-Stelle we Lwowie. Polecił mu
nawiązanie kontaktu z Piłsudskim i przekonanie go do podjęcia współpracy z Biurem Ewidencyjnym.

Iszkowski uchodził za bardzo zdolnego oficera wywiadu, specjalistę od spraw polskich. Ronge używał go do misji najdelikatniejszej natury.
Tworzył w terenie podstawy nowoczesnego wywiadu przeciwko Rosji, organizował służby wywiadu w okupowanej przez Austro-Węgry po wybuchu
wojny w 1914 r. części Królestwa Polskiego. "Była to w ogóle ciekawa figura" - wspominał potem Rybak o Iszkowskim - " 'Wielki pan' ", "idealny
typ oficera austriackiego. a później do pewnego stopnia prototyp oficera polskiego okresu przedwrześniowego, aczkolwiek w Wojsku Polskim
nigdy nie służył. Niezwykle elegancki, przystojny, zawsze doskonale, 'jak z igły', ubrany, wysportowany, doskonały kawalerzysta, był w stosunkach
zarówno osobistych, jak i służbowych niezwykle pewny siebie". Wśród innych oficerów wywiadu uchodził za "pupilka Rongego".

Nowy szef Głównego Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie musiał najpierw rozpoznać teren działania i przyjrzeć się swoim przyszłym tajnym
współpracownikom z PPS, sprawdzając ich wiarygodność jako źródła pozyskiwania informacji oraz możliwości organizowania dywersji politycznej
w Rosji. Po kilku miesiącach skontaktował się z mieszkającym we Lwowie Malinowskim, który od wielu lat przyjaźnił się z Piłsudskim i był wciąż
jego bliskim współpracownikiem. Po raz pierwszy rozmowy wykraczały poza normalne kontakty i wchodziły w szerszy zakres, ułożenia stosunków
z władzami austriackimi. "To się zaczęło od normalnych prac sztabu - relacjonował później Sławek - Sztab musi pracować, choćby do tej wojny
było jeszcze daleko, i musi rozważać wszystkie elementy, a więc nie tylko o wojsku i siłach przeciwnika, ale i o tych elementach państwa
sąsiedniego, które mogą być wykorzystane [do] osłabienia przeciwnika. Toteż już wkrótce po rewolucji, w roku 1908 oddział wywiadowczy korpusu
lwowskiego nawiązał kontakt z Al[eksandrem] Malinowskim". Iszkowski zadał następujące pytania: "W jakim stosunku w razie wojny będzie
ludność Kongresówki do Rosji? Czy można byłoby wykorzystać działalność dywersyjną organizacji rewolucyjnych Polski i jak by się one
zachowały?" - notował Sławek.

Musiało też być trzecie, najważniejsze pytanie, o którym Sławek w swej relacji nie wspomniał, mianowicie o możliwości wykorzystania PPS do
defensywnej i ofensywnej pracy w wywiadzie Austro-Węgier, w czasie pokoju i na wypadek wojny z Rosją. Malinowski pytania przekazał do
wiadomości Piłsudskiego. Nie znamy szczegółowej odpowiedzi Piłsudskiego. Możemy się domyślać, że zadowalała Iszkowskiego. Piłsudski
odniósł się pozytywnie do złożonej propozycji. Wstępnie godził się na współpracę wywiadowczą przeciwko Rosji, ale na razie tylko na wypadek
wojny obronnej Austro-Węgier. Resztki organizacji PPS-Frakcji Rewolucyjnej w Królestwie Polskim i na kresach nie byłyby wówczas w stanie
udźwignąć nowych zadań. Wydawało się, że wszystko zależało teraz od prowadzonych rozmów z Iszkowskim. "Dnia 19 października 1908 r. szef
ośrodka wywiadowczego we Lwowie skierował do Rongego raport, w którym zalecał włączenie PPS do służby wywiadu. "R. Polska
Partia Socjalistyczna - odnotowano raport Iszkowskiego w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego - Wciągnąć do służby wywiadowczej".

Raport Iszkowskiego z 19 października 1908 r. nie zachował się. Znany jest tylko z wpisu w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego. Luka
źródłowa wydaje się tym większa, że był to dokument wyjściowy do późniejszych umów wywiadowczych Piłsudskiego. Można jedynie domyślać się
jego treści na zasadzie analogii do podobnego pisma Iszkowskiego z 28 grudnia 1910r. w sprawie rosyjskiej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów.
Raport kierownika lwowskiej HK-Stelle z 19 października 1908 r. zawierał zapewne odpowiedzi na pytania zadane Malinowskiemu wraz z opisem
struktury organizacyjnej i zasięgu wpływów oraz charakterystykę programu i działalności politycznej Polskiej Partii Socjalistycznej. Formą zapłaty
za usługi PPS mogła być zgoda na przemyt przez granicę austriacką druków rewolucyjnych, broni i innych materiałów potrzebnych do działalności
wywrotowej w Królestwie Polskim i w Rosji, a także zapewnienie swobody w rozwoju organizacji oraz ochrony przed prześladowaniami, deportacją
i wydaniem członków partii w ręce władz rosyjskich. Działalność antypaństwowa mogła być kierowana wyłącznie przeciw Rosji. Formułę polityczną
porozumienia określał antagonizm austriacko-rosyjski, a główną wytyczną do współpracy mogła być pełna samodzielność ruchu rewolucyjnego w
Królestwie Polskim, ale pod zewnętrzną kuratelą Austro-Węgier, gdyby doszło do przewrotu w Rosji. Oznaczało to faktyczne przyjęcie formy
sojuszu Królestwa Polskiego z Austro-Węgrami. Koncepcji tej pozostał Piłsudski wierny do 1915 r.

Iszkowski prawdopodobnie zaproponował także, aby w dalszej korespondencji zwrot "PPS" i "Polska Partia Socjalistyczna" (Frakcja Rewolucyjna),
zgodnie z charakterem partii, tłumaczony jako "Polska Partia Socjalno-Rewolucyjna" ("Polnische Sozial-Revolutionäre Partei" - "PSR Partei"),
zastępować literą "R", od pierwszej litery członu nazwy - "Revolutionäre", i pod tym kryptonimem określać całą operację. Później przyjęto
kryptonim "Konfident 'R' ", albo w skrócie "R".

Wniosek Iszkowskiego w sprawie PPS uzyskał wstępną akceptację centrali wywiadu w Wiedniu. "Byłoby dobrze - polecono 18 XI 1908 r.
Iszkowskiemu - wejść w kontakt tylko z jedną kierowniczą osobistością". Szef lwowskiego oddziału HK-Stelle zwrócił się zaraz bezpośrednio do
Piłsudskiego z ofertą nawiązania współpracy. Piłsudski propozycję akceptował. Z późniejszego okresu, od ostatniej dekady listopada 1908 do
pierwszej dekady stycznia 1909 r., nie zachował się żaden datowany dokument dotyczący kwestii stosunków Piłsudskiego z wywiadem Austro-
Węgier. Dysponujemy jedynie fragmentarycznym zapisem z tego czasu, w rejestrze cudzoziemców odwiedzających Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych w Wiedniu. W indeksie osobowym za rok 1908 przy nazwisku Piłsudskiego dokonano następującego wpisu; "Służba wywiadowcza

45 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

na rzecz Austrii" ("Kundschaftsdienst an Osterreich"). Urzędowa adnotacja wizyty Piłsudskiego w biurach Ministerium des Innern miała swoje
źródło poza ministerstwem. Notatka była formalnym zapisem sprawy i powiązań Piłsudskiego z Biurem Ewidencyjnym. Została sporządzona na
wniosek wprowadzającej go osoby, prawdopodobnie samego Rongego albo też Hordliczki, jeśli uwzględnić poufność wizyty i krąg
osób zorientowanych w sprawie. Wiązała się zapewne z "zalegalizowaniem" pobytu Piłsudskiego w granicach monarchii albo z jego współpracą,
jako rosyjskiego emigranta, z władzami wojskowymi Austro-Węgier. Notatka nie jest ściśle datowana, ale nie mogła powstać wcześniej, przed
ostatnią dyspozycją Rongego. Piłsudski był więc w Wiedniu po 18 listopada 1908 r. Zanim jednak poszedł do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych
musiał spotkać się z Rongem, który z najcenniejszymi agentami spotykał się osobiście, kiedy zapadała decyzja o ich werbunku. Należało to do
zakresu obowiązków szefa Grupy Wywiadu. Piłsudski był główną osobą planowanej operacji "Konfident 'R' " i tylko Ronge mógł wciągnąć go
bezpośrednio do ksiąg Biura Ewidencyjnego.

To prawdopodobnie wówczas, gdzieś pod koniec listopada lub w pierwszej połowie grudnia 1908 r., Piłsudski odbył zasadniczą rozmowę z
Rongem na temat współpracy wywiadowczej. Ronge mógł być bardzo zadowolony, nawiązał bezpośredni kontakt z przedstawicielem organizacji
rewolucyjnej, wrogiej Rosji i tworzącej na jej pograniczu znaczące podziemie. O wprowadzeniu Piłsudskiego i PPS Frakcji Rewolucyjnej do
wywiadu mógł zadecydować wyłącznie szef Biura Ewidencyjnego, płk Hordliczka, w oparciu o merytoryczne stanowisko szefa Grupy Wywiadu,
Rongego. Nikt inny nie mógł podjąć takiej decyzji i wziąć odpowiedzialności za planowane przedsięwzięcie. Rozmowa odbyła się zapewne w
cztery oczy, bez udziału Hordliczki, który ze względu na wyjątkową delikatność sprawy mógł nie chcieć brać w niej udziału. Obaj rozmówcy złożyli
zapewnienie, że fakt spotkania będzie utrzymany w tajemnicy. Poufność rozmowy wiązało obustronne słowo honoru. Była to jedna z tych
konferencji, na której decyzje zapadały na zasadzie ustnych uzgodnień, bez śladu dokumentacyjnego. Przyjęte ustalenia były decydujące dla
dalszej współpracy i wszystkie późniejsze decyzje wynikały z tej właśnie rozmowy. Sformalizowanie kontaktu miało odbyć się za pośrednictwem
terenowych oddziałów HK Stelle, pod "parasolem" Biura Ewidencyjnego.

Można więc przyjąć, że kiedy Piłsudski zgłosił się na umówione spotkanie w Wiedniu, Ronge zaproponował mu oficjalnie współpracę
wywiadowczą w zamian za poparcie ruchu niepodległościowego w Królestwie Polskim, samodzielność polityczną i swobodę działania na terenie
Austro-Węgier. Wyjawił Piłsudskiemu zamiary wywiadu austriackiego. Polski gość dowiedział się o tajnych planach Biura Ewidencyjnego
włączenia do działań wywiadowczych i dywersyjnych ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim. Wywiad austriacki mógł zapewnić Piłsudskiemu
skuteczną opiekę i tworzyć konspiracyjną legendę ruchowi niepodległościowemu jedynie w celu prowadzenia działań przeciw Rosji. Działalność
skierowana przeciwko monarchii była wykluczona. Piłsudski godził się na propozycje Rongego dostarczania wiadomości wojskowych z Rosji,
traktując służbę wywiadowczą na rzecz Austro-Węgier jako walkę z systemem politycznym caratu. Przyjmował wszystkie warunki. Najpierw
bowiem należało sfinalizować umowę, aby później stopniowo modyfikować jej formę i cele na przyszłość. Ronge osiągnął zamierzony cel,
pozyskał Piłsudskiego do pracy dla Biura Ewidencyjnego. Sztab Generalny w Wiedniu mógł więc dysponować licznymi zastępami polskich
rewolucjonistów gotowych wesprzeć Austro-Węgry w wojnie z Rosją. W oparciu o struktury PPS Frakcji Rewolucyjnej miał Piłsudski zorganizować
siatkę wywiadowczo-dywersyjną, która przygotowałaby grunt do działań wojennych armii austro-węgierskiej. Do nowych planów Piłsudski musiał
teraz pozyskać innych członków kierownictwa partii, przede wszystkim z CKR, Jodko-Narkiewicza, Sławka i Filipowicza oraz Jędrzejowskiego,
który kierował Wydziałem Zagranicznym PPS Frakcji Rewolucyjnej, a także Perla i Sulkiewicza. Wszyscy niechętnie spoglądali na odchodzenie
Piłsudskiego od bezpośredniej walki i zarzucenia wystąpień rewolucyjno-bojowych w Królestwie Polskim na korzyść działań wojskowo-
powstańczych, wychodzących poza ramy ruchu klasowo-robotniczego. Wszelki militaryzm stał w sprzeczności z doktryną socjalistyczną.
Przesunięcie punktu ciężkości działań organizacyjnych na Galicję osłabiało wpływy partii w Królestwie. Czołówka partyjna PPS Frakcji
Rewolucyjnej sprzeciwiała się początkowo przyjęciu nowej koncepcji rozwoju ruchu w kierunku prac wojskowych i tworzenia ZWC,
przeciwstawiając się tendencjom do usamodzielnienia i zniesienia formalnej zależności związku od partii. Nie dostrzegano istoty kryzysu w partii i
nie rozumiano powiewu nowych idei. Piłsudski planował zwołanie na 18 grudnia 1908 r. międzywydziałowej konferencji PPS Frakcji Rewolucyjnej,
gdzie zamierzał otwarcie postawić problem przyszłości ruchu. Ogólne wyczerpanie i choroba serca przeszkodziły mu początkowo w tych
zamiarach.

O szczegółach kontaktu z Iszkowskim wiedział początkowo tylko Piłsudski i Malinowski. Piłsudski postanowił wtajemniczyć w rozmowy także
Jodkę-Narkiewicza, a później także Sławka. "Chciałbym bardzo - pisał Piłsudski z Krakowa ok. 11-12 I 1909 r. do przebywającego w Wiedniu
Jodki-Narkiewicza - żebyś przyjechał tu na niedzielę [17 I 1909]. Powody, które mnie do tej propozycji skłaniają, są następujące: a) Otrzymałem
propozycję bardzo dziwnego charakteru ze strony Wschodu [tu w znaczeniu przedstawicieli wywiadu Austro-Węgier - R. Ś.], trochę wieczorowej
[tzn. wywiadowczej - R. Ś.] natury, nalegano bardzo na odpowiedź szybką co do możności lub niemożności przystąpienia do pertraktacji i
obiecałem dać ją zaraz po niedzieli. b) Z tą odpowiedzią - kontynuował - wiążę swoją osobistą sprawę, mianowicie chcę poruszyć w gronie
przyjaciół parę zasadniczych dla mnie spraw, abym mógł wreszcie określić sobie samemu właściwość, a raczej granice mojej roli w partii,
szczególnie, gdy idzie o reprezentacyjne role, które, niestety bardzo często, związane są z moją osobą, nawet często przy prywatnych
rozmowach z ludźmi". "Wreszcie c) sprawa wieczorowa wymaga też jakiego takiego ogadania, tym bardziej, że przybiera trochę nową formę, nad
którą warto się zastanowić". Dla omówienia tych wszystkich problemów i podjęcia zasadniczych decyzji zaproponował na 17 stycznia I909 r.
urządzenie zebrania w dwóch turach. Najpierw mieli się spotkać "wieczorowcy", czyli osoby ze ścisłego kierownictwa partii - reprezentujące
Centralny Komitet Robotniczy. Wydział Bojowy i Wydział Zagraniczny PPS Frakcji Rewolucyjnej, które były zorientowane do tej pory w kontaktach
ze sztabem austriackim, a więc Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Malinowski, a także pozostali działacze, których zamierzano wtajemniczyć w nowe
plany, jak Jędrzejowski, Sławek, Filipowicz i Prystor. Później, w szerszym gronie, byłaby omówiona kwestia negatywnego stosunku części
kierownictwa PPS Frakcji Rewolucyjnej do Związku Walki Czynnej oraz planów wojskowych Piłsudskiego. "Chciałbym usłyszeć wasze zdanie,
żebym - kończył - mógł sobie określić: jakie pomiędzy nami są różnice poglądów i, o ile istnieją, jak daleko sięgają". Dodatkowo "walczyć z wami
nie chcę ze względów natury czysto osobistej, a zarazem czuję się niepewnym, czy jednak moje dalsze postępowanie w wytkniętym przez siebie
kierunku do takiej walki nie doprowadzi". Odpowiedź "na męczące mnie pytania jest związana z moim postępowaniem, którego odłożyć nie mogę".
Oponentów chciał przekonać do "kampanii szerszej, niż zwykła wieczorowa" [tu w znaczeniu działalności bojowej WB PPS Frakcji Rewolucyjnej,
na zasadach dawnej współpracy wywiadowczej z Japonią - R. Ś.] i uzyskać ostatecznie "wotum ufności dla ogólnej polityki swojej i konkretnych
dyplomatycznych stosunków z niej wynikających - uzupełniał Jędrzejowski w liście z 13 stycznia 1909 r. do Jodki-Narkiewicza. - A co do tych
ostatnich, to jest trochę nowości i o nowym (obecnym) wieczorze [tu w znaczeniu wywiadu Austro-Węgier] i o - wyklucza się najnowszy - trzeci
wieczór - pod znakiem... lwa". Tym "lwem" była zapewne Wielka Brytania, a Jędrzejowski miał na myśli ewentualność podjęcia współpracy
wywiadowczej z Military Intelligence przeciwko Austro-Węgrom lub Rosji (?). O takich propozycjach nie wiadomo nic więcej poza tą jedną notatką.
Znamienne jest jednak odnotowanie tego faktu, jako alternatywy wobec nawiązania kontaktów z wywiadem austriackim.

Zebranie, jak planowano, odbyło się 17 stycznia 1909 r. w Krakowie, w mieszkaniu Jędrzejowskiego, przy ulicy Topolowej. Piłsudski pewnie
najpierw spotkał się z "wieczorowcami" - Jodko-Narkiewiczem, Malinowskim i Jędrzejowskim. Inni nie mogli przybyć na spotkanie. Filipowicz
przebywał w Warszawie, a Prystor w Rosji, gdzieś w rozjazdach między Kijowem a Moskwą. Sławek natomiast był wówczas we Lwowie. Druga
część zebrania przekształciła się w konferencję, w której wzięli również udział: Perl, Dehnel, Sulkiewicz i Wasilewski. Niechętne ZWC nastroje
zostały przełamane, gdy Piłsudski postawił sprawę na gruncie osobistego zaufania do siebie. " 'Ziuk' wypowiedział się na tym zebraniu -
relacjonował Wasilewski - zasadniczo o konieczności tej roboty wojskowej, którą rozpoczął - głównie na gruncie lwowskim. Wskazywał na jej
wielką wagę na przyszłość, przy wznowieniu ruchu rewolucyjnego w sprzyjających warunkach". Chcieliśmy - dodawał w innym miejscu - usłyszeć
od towarzysza 'Mieczysława' [Józefa Piłsudskiego], czy to prawda, że chce zerwać z socjalizmem. Odpowiedział nam, że kierownikiem rządu
rewolucyjnego w przyszłości musi być PPS, ale że PPS opiera się tylko na sferach robotniczych, a walkę o niepodległość musi się oprzeć na
całym narodzie".

Zarzucił zebranym "nieuzasadniony brak zaufania" do prowadzonej roboty wojskowej, która w niczym nie narusza "ani charakteru partii, ani jej

46 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

zasadniczych dążności", a "wciąganie żywiołów niesocjalistycznych do roboty 'militarnej' raczej te żywioły poddaje wpływom PPS, niż odwrotnie".
W nocy, przy kolacji miał w końcu stwierdzić: "Jeśli wy mnie nie poprzecie, w takim razie będę musiał dać temu spokój, bo bez waszego poparcia
nie dam sobie rady". Faktyczny sens tych słów rozumieli tylko "wieczorowcy", pozostałych Piłsudski nie wtajemniczał w swoje plany. Zebrani w
większości opowiedzieli się za "bezwzględnym poparciem" organizacji. Drugą turę rozmów przeniesiono na dzień następny do Zakopanego. Spory
nie umilkły. Jeszcze na dworcu kolejowym w Krakowie, w drodze do Zakopanego, postawiono Piłsudskiemu ultimatum: albo wycofa się z PPS, albo
zarzuci robotę wojskową. Piłsudski uzyskał formalnie zgodę władz PPS Frakcji Rewolucyjnej na swoją pracę w ZWC. "Rozeszliśmy się z
postanowieniem - konkludował Wasilewski - dawania 'Ziukowi' wszelkiej pomocy w rozpoczętej przezeń akcji i łagodzenia tarć, na tym podłożu
wynikłych".

Po konferencji Piłsudski polecił Malinowskiemu wprowadzić Sławka w kontakt z Iszkowskim. "Poinformował mnie wówczas Malinowski - wspominał
Sławek - że sztab austriacki interesuje się ruchem rewolucyjnym polskim w zaborze rosyjskim, że w związku z tym, jako uprawniony z ramienia
sztabu, mjr Gustaw Iszkowski nawiązał stosunki z PPS Frakcją Rewolucyjną, z ramienia której w charakterze najzupełniej prywatnym wiedzą o
tej rzeczy ludzie - Piłsudski, Jodko-Narkiewicz] i on Malinowski, że Malinowski zdecydował do tego wprowadzić jeszcze mnie. Pojechałem
z Malinowskim do Lwowa, gdzie byliśmy w mieszkaniu prywatnym mjr. Iszkowskiego przy ulicy 29 Listopada. Było to tylko zapoznanie się moje z
Iszkowskim i umówienie się o sposób korespondowania w razie jakiejś potrzeby".

Iszkowski wciągnął Sławka na listę konfidentów oddziału HK-Stelle we Lwowie, ale poza kartoteką główną, na zasadach kontaktu specjalnego.
Postąpił tak zapewne wcześniej z Piłsudskim, Jodko-Narkiewiczem i Malinowskim, którzy zajmowali daleko ważniejszą pozycję we wzajemnych
kontaktach, niż Sławek. Iszkowski nie miał żadnych powodów, aby postąpić wbrew podstawowym zasadom w pracy wywiadu - ewidencji własnych
środków operacyjnych.

Łącznikiem między Rongem i Iszkowskim a Piłsudskim był początkowo Malinowski. W drugiej połowie 1909 r. zastąpił go Sławek. Do bieżącego
komunikowania się przyjęto wspólny pseudonim "Roman", zapewne jako kolejne rozwinięcie kryptonimu "Konfident 'R' ", dla zewnętrznego obiegu
informacji, poza strukturami Biura Ewidencyjnego. Pod tym pseudonimem występowali Piłsudski, Jodko-Narkiewicz, Malinowski i Sławek z jednej
strony, a Iszkowski z drugiej. Mieli posługiwać się nim jako hasłem do nawiązania kontaktu. Sławek rozpoczął też właściwe rozmowy "na temat
tych możliwości - mówił później - jakie ruch rewolucyjny dać może w kierunku osłabienia sił rosyjskich". Przy tym kierownictwu PPS - miał
argumentować Iszkowski - powinno tak samo, jak władzom wojskowym zależeć na tym, "ażeby się bronić tutaj po stronie zaboru austriackiego od
wywiadu rosyjskiego, więc jeśli byśmy znali szpiegów rosyjskich, będących na terenie austriackim, proszą, by dać im znać, a oni ich będą
unieszkodliwiać". W ten sposób Iszkowski wchodził w rozmowach z przedstawicielami PPS w dziedzinę i zadania kontrwywiadu.

Iszkowski mógł znowu zameldować Rongemu o kolejnym sukcesie. Piłsudski przyjmował szerszy zakres współpracy. Szef HK-Stelle w Krakowie
przesłał 26 stycznia 1909 r. do Biura Ewidencyjnego raport o planowanym wykorzystaniu PPS w razie wojny. Zapis treści tego raportu w
dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego brzmiał: "Polska Partia Socjalistyczna. Początkowo zamierzano wykorzystać tylko w razie wojny
obronnej. W razie potrzeby wykorzystać także w wojnie ofensywnej".

Jodko-Narkiewicz, Sławek i Malinowski bezpośrednio po spotkaniu z Iszkowskim przybyli do Krakowa na kolejną konferencję kierownictwa PPS
Frakcji Rewolucyjnej, tym razem pod nieobecność Piłsudskiego, który wyjechał na dłuższy odpoczynek. W naradzie wzięli udział: Jodko-
Narkiewicz, Jędrzejowski, Filipowicz, Malinowski, Sulkiewicz, Froelich i Perl. Już bez zastrzeżeń zebrani poparli prace wojskowe partii pod
szyldem ZWC.

Wielka gra Maximiliana Ronge

W Biurze Ewidencyjnym podjęto zaraz decyzję o wciągnięciu kierowanej przez Piłsudskiego organizacji PPS do prowadzenia wywiadu przeciwko
Rosji. Nie wiadomo, czy motywacje tej decyzji były własne, czy też ich pochodzenie wiązać należy z Niemcami. Sojusz militarny państw
centralnych obejmował bowiem także dziedzinę wywiadu. Evidenzbureau działało na odcinku rosyjskim w ścisłej łączności z wywiadem
niemieckim - Sektion III B Sztabu Generalnego w Berlinie. Projektowane umowy wywiadowcze z polskim ruchem rewolucyjnym w istocie rzeczy
niosły za sobą konsekwencje polityczne i przez czynne wspieranie akcji antyrosyjskiej Polaków dotykały niebezpiecznie kwestii polskiej. Układy te
nie mogły być obojętne dla Niemiec i musiały być przynajmniej aprobowane w Berlinie, jeśli sami Niemcy nie byli nawet ich autorami. Ronge
utrzymywał bieżący kontakt z szefem wywiadu niemieckiego, płk. Brose, a potem płk. Wilhelmem Heye (1911 - 1912) i ppłk. Walterem Nicolai
(1912-1918). W rezultacie wizyty mjr. Heye w listopadzie 1910 r. w Wiedniu opracowano wytyczne do współpracy, które zostały zawarte w
memorandum o "Usprawnieniu służby wywiadowczej w powiązaniu z Niemcami". W tym kontekście włączenie Piłsudskiego do agentury
austriackiej, siłą faktów i układów oznaczało formalną i faktyczną służbę jednocześnie na rzecz Niemiec.

Zasady współpracy wywiadowczej z Piłsudskim i PPS miały być ostatecznie określone na wspólnej konferencji przedstawicieli kierownictwa partii
oraz Biura Ewidencyjnego w Wiedniu. Wobec choroby Piłsudskiego i jego wyjazdu na odpoczynek nad Adriatyk przyjęto wstępnie termin spotkania
na 3 marca 1909 r.

Zbiegiem okoliczności Redl o mały włos nie został w tym czasie zdemaskowany. Kiedy w Biurze Ewidencyjnym podejmowano zasadnicze decyzje
finalizacji umowy z Piłsudskim, Redl wszystkie swoje wysiłki koncentrował na wydostaniu się z potrzasku, w jakim niespodziewanie znalazł się za
przyczyną mjr. Lelio hrabiego Spannocchiego, attache wojskowego Austro-Węgier w Rosji. Spannocchi 3 lutego 1909 r. uzyskał od angielskiego
attache wojskowego w Petersburgu, płk. Guy Wyndhama, wstrząsającą i niewiarygodną informację, gdy rozmowa zeszła na temat moralnej oceny
zachowania pewnego rosyjskiego kapitana z doborowej jednostki gwardii piechoty, który miał złożyć ofertę świadczenia usług wywiadowczych na
rzecz Biura Ewidencyjnego. "Drogi Spannocchi - notował w dzienniku austriacki attache słowa angielskiego dyplomaty - nie ma Pan powodu do
dumy. Znam w Wiedniu oficera Sztabu Generalnego, o wiele wyższego rangą, który da Rosjanom wszystko, czego sobie tylko zażyczą".
Nazwiska nie chciał wyjawić.

Spannocchi postanowił przy najbliższej okazji zgłosić całe zajście płk. Hordliczce w Wiedniu, aby szef Evidenzbureau "wszczął poufne
postępowanie". Przyjechał do Wiednia 11 lutego 1909 r. Tego samego dnia złożył meldunek w gabinecie Hordliczki. Ten odesłał go do swojego
zastępcy. "Poszedłem więc do podpułkownika Redla - zapisał w dzienniku pod data 11 II 1909 r. - Gdy poinformowałem go o całej sytuacji, zrobił
się czerwony". Po krótkiej wymianie zdań zapewnił hrabiego, że "wszystko zostanie zrobione, aby wyjaśnić tę sprawę i mam się nie martwić".
Rozkazał Spannocchiemu, aby "przede wszystkim zachował tę sprawę wyłącznie dla swojej wiadomości".

Wydarzenia te bardzo dobrze ukazują kryzys instytucji państwowych, w jakim znajdowała się już wtedy monarchia austro-węgierska, poddana
powolnemu procesowi rozkładu. Historyczne wartości i symbole Austro-Węgier stawały się pustymi frazesami. Niesprawność aparatu
administracyjnego monarchii, zwykłe niedbalstwo, indolencja i intrygi zniweczyły zamiary Spannocchiego zdemaskowania szpiega dość swobodnie
obracającego się w najwyższych kręgach wojskowych.

Redl musiał teraz zająć się ratowaniem własnej skóry. Już po raz drugi znalazł się w podobnym niebezpieczeństwie. Najlżejsze podejrzenie
oznaczało katastrofę. Był geniuszem intrygi. Wiedział, że Spannocchi nie miał możliwości zbadania sprawy, ale mógł uzyskać w Petersburgu
dalsze informacje.

47 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Należało zrobić wszystko, aby tak niebezpieczny dla niego człowiek został odwołany ze stanowiska, co później rzeczywiście nastąpiło i kariera
Spannocchiego została przerwana. Pozostawała niepewność o przyszłość. Spannocchi znajdował się przecież o krok od rozszyfrowania
szpiegowskiej tajemnicy. Należało - jak sam to określił - "pokonać tylko cienką ściankę, żeby wykryć zbrodniczą działalność Redla". Grunt, po
którym stąpał, stał się bardziej niepewny. Do tej pory mógł czuć się względnie bezpiecznie, stał poza wszelkimi podejrzeniami. Znał wszystkie
rozporządzenia wywiadu, ponieważ to właśnie on go organizował, a szefa Grupy Wywiadu, mjr. Ronge sam przeszkolił. Zdawał sobie sprawę,
jakie może mieć zawsze pole manewru i nie musiał się niczego obawiać. Sytuacja uległa jednak istotnej zmianie, bo meldunek składał oficer
związany z Biurem Ewidencyjnym. "Wiadomo było - zauważył potem Spannocchi w dzienniku - że Redl od momentu, gdy złożyłem meldunek o
zdradzie wewnątrz austriackiego Sztabu Generalnego, nie miał ani jednej spokojnej chwili. Redl zapewne logicznie wywnioskował, że od
stwierdzenia faktu do wykrycia nazwiska sprawcy droga jest bardzo krótka".

Redl, choć systematycznie sabotował działania Biura Ewidencyjnego na kierunku rosyjskim, prawdopodobnie nie angażował się do wszczętej
procedury decyzyjnej w sprawie Piłsudskiego, poddając się biernie ogólnym dążeniom, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń wobec swojej osoby.
Można więc założyć, że tym razem właściwe decyzje dotyczące Piłsudskiego zapadały bez udziału Redla. Trzeba jednak pamiętać, że plan
wciągnięcia organizacji Piłsudskiego do wywiadu Biura Ewidencyjnego konstruowany był dłuższy czas. Jeśli w działaniach tych brał udział Redl, z
pewnością wiedział o wszystkim Batiuszyn. Ochrana mogła podjąć próbę wykorzystania nadającej się okazji do stworzenia kolejnej prowokacji,
tym razem w wielkim stylu, w rozgrywce z szefem wywiadu Biura Ewidencyjnego. Nasuwała się również sposobność do kompromitacji polskich
środowisk rewolucyjnych, jak to zrobiono wcześniej z organizacją eserowców, wykorzystując prowokatorską działalność Azefa. Kierując się takimi
samymi pobudkami, Redl mógł czynnie wspierać zamierzenia Rongego wobec PPS.

W drugiej połowie stycznia 1909 r. Piłsudski wyjechał z żoną Marią do modnego i malowniczego kurortu Abbazia (obecnie Opatija), niedaleko
Fiume (Rijeka). Pobyt w Abbazii planował na kilka miesięcy, z krótką przerwą na wiedeńskie spotkanie z Rongem i partyjne rozmowy w Krakowie.
Przed konferencją chciał omówić z Jodko-Narkiewiczem warunki porozumienia z władzami wojskowymi Austro-Węgier. "Mój Drogi! - zwracał się
w liście z 21 II 1909 r. do przebywającego w Wiedniu Jodki-Narkiewicza - Piszę do Ciebie, by się umówić o Twój przyjazd tutaj [do Abbazii - R. Ś.]
przed 3-im [tj. 3 III 1909 r.]. Stan mego zdrowia obecnie jest znacznie lepszy niż przedtem.[...] Przypuszczam więc, że za tydzień będę już o tyle
silnym, że będę mógł wyjechać na parę dni do Wiednia. Lecz nie chciałbym tracić czasu kuracji tutaj a siedzenia w Wiedniu nieco się boję, więc,
jak Ci mówiłem, już chciałbym bardzo, byś na parę dni przed konferencją przyjechał tu na dwa dni, abyśmy mogli ogadać nasze stanowisko w
szczegółach, podzielili pomiędzy siebie role, tak, by móc wystąpić na konferencji zupełnie przygotowanymi. [..,] Do 'Władka' [Aleksandra
Malinowskiego] pisałem, że, jeśli może, niech przyjedzie wprost do Wiednia na 3-cicgo. Sądzę, że jest to koniecznym, dlatego, by wiedział o całej
rozmownie od początku do końca i nie był w głupim położeniu wówczas, gdy sam będzie gadał potem z panem [Gustawem] I[szkowskim]. On musi
być an courant całej sprawy".

Przyjazd Jodki-Narkiewicza do Abbazii stał się nieaktualny, gdy spotkanie z Rongem odroczono. Piłsudski zdecydował rozmówić się z nim na
miejscu, w Wiedniu, po ustaleniu nowego terminu konferencji. Do Wiednia miał również przyjechać Sławek oraz Filipowicz, który właśnie przeniósł
się z Warszawy do Krakowa. W gronie kierownictwa partyjnego PPS Filipowicz, jako współtwórca "Wieczoru", dysponował dużym
doświadczeniem w wypracowywaniu kontaktów wywiadowczych i Piłsudski zamierzał wtajemniczyć go w swoje nowe plany. "Zadepeszowałem już -
pisał z Abbazii 27 II 1909 r. do przebywającego w Krakowie Jędrzejowskiego - by 'Stefan' ['Stefan Karski' - tj. Tytus Filipowicz - R. S.] zaraz do
mnie jechał, ale zaraz mi przyszła refleksja, że a nuż go nie ma, a potem się z nim rozminę w drodze. Otóż, proszę Cię, weź pod uwagę rzeczy
następujące, że jestem zależny od terminu konferencji, o dacie możesz zawsze dowiedzieć się od 'Władka' [Aleksandra Malinowskiego]. Ja przed
konferencją na dwa dni wyjeżdżam do Wiednia [...]. Otóż, z tym się trzeba rachować i jeżeli 'Stefan' akurat będzie w takim czasie, gdy już mnie w
Abbazii nie zastanie - drogi jest doba sznelcugiem [tj. pociągiem pośpiesznym, od niemieckiego: Schnellzug] - to skierować go do Wiednia, do
'Jowisza' [Witolda Jodki-Narkiewicza], 'Gustawa' [Walerego Sławka], w każdym razie oczekuję [go] w tym czasie w Wiedniu".

Jednak Piłsudski zmienił plany i wyjechał zaraz do Krakowa. Prawdopodobnie tuż po wysłaniu listu do Jędrzejowskiego otrzymał informację o
zmianie terminu tajemnych rozmów w Wiedniu. Szef sztabu XI korpusu we Lwowie, płk Maximilian Csicserics von Bacsany 25 lutego 1909 r.
zwrócił się telegraficznie do Biura Ewidencyjnego o decyzję w sprawie planowanego spotkania w Wiedniu. "Polski Związek Socjalno-Rewolucyjny
[tj. PPS Frakcja Rewolucyjna - R. Ś.] - Ronge depeszował w odpowiedzi 27 II 1909 r. - Zgoda na podróż, zachować w ścisłej tajemnicy, pismo w
drodze". Przesunął konferencję o tydzień, o czym powiadomił płk Csicsericsa von Bacsany w telegramie z 1 marca 1909 r. Następnego dnia
Csicserics von Bacsany otrzymał telegram Rongego i przyjął 10 marca jako proponowany termin spotkania. Wreszcie, 4 marca Ronge
potwierdził uzgodniony termin wizyty w Wiedniu. Iszkowski miał jeszcze dograć sprawy techniczne.

Piłsudski musiał również uzgodnić ostateczne stanowisko kierownictwa partyjnego w sprawie kontaktów z władzami wojskowymi Austro-Węgier.
"Wczoraj - pisał Piłsudski 1 III 1909 r. z Zakopanego do przebywającej we Lwowie Aleksandry Szczerbińskiej - miałem u siebie gości - 'Leona'
[Bolesława Czarkowskiego - R. Ś.] i 'Michała' [Aleksandra Sulkiewicza]. Rozprawialiśmy o wszelkich sprawach. Doprawdy, niekiedy jestem w
rozpaczy. Bo, pomyśl. Z jednej strony młodzi nie mają tej pewności siebie i chcieliby się oprzeć na bardziej doświadczonych pracownikach i,
zresztą, w ogóle byłoby to bardzo rozsądnie i dobrze. Z drugiej - ci bardziej doświadczeni są doświadczeni tylko o tym, co było, nowe rzeczy, nowe
prądy i wymagania są dla nich księgą zamkniętą i, pomimo, że czują konieczność tego prądu, nie przykładają żadnych usiłowań i pracy, by się do
nowości przystosować, by być w nowinkach czymś samodzielnym i również oparciem dla młodych".

Kilka dni później był już w Krakowie. "Wczoraj dopiero - pisał około 5-7 III 1909 r. w kolejnym liście do Szczerbińskiej - zakończyłem gawędy i
narady ogólne, z których, naturalnie, wypływają teraz narady i gawędy osobiste lub grupowe, które odbywać w najbliższym czasie muszę, dzisiaj
mam dzień wolny zupełnie, dzień odpoczynku, oczywiście, zasłużonego, bom się zmęczył pukaniem do dosyć twardych i trudnych do otwarcia
drzwi, bo musiałem ustawicznie walczyć z własnym zniechęceniem i wątpliwościami w różnych kwestiach, wątpliwościami, z którymi nie tak łatwo
występować przed ludźmi, nawet nieraz bardzo bliskim, aby postanowienia nie były zbyt chwiejne i zbyt niepewne. [...] Kiedy przyjadę do Lwowa za
te parę dni, nie wiem jeszcze, to zależy od przyjazdu jednego Pana, z którym wolę rozmawiać osobiście, niż gdyby to zrobili inni. Do Abbazii teraz
nie pojadę. Nie gniewaj się i nie martw. Po pierwsze, w ogóle czuję się dobrze, po wtóre, nie mam na to tak dużo monety, żeby wystarczyło, po
trzecie, propagując wszędzie oszczędności i obcinając wszystkim ich wydatki, nie chcę demoralizować ludzi złym przykładem i rozrzutnością nie w
porę. Ten ostatni argument przemawia we mnie bardzo silnie, bo widzę trochę uzdrowienia już, a mam nadzieję posunąć to jeszcze dalej, a nie
chcę stanąć tej robocie na zawadzie". Owym "Panem" był Iszkowski, który dopracowywał pewnie ostatnie szczegóły podróży i pobytu w Wiedniu
Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza i Sławka. Pomimo wszystkich obiekcji Piłsudski zdecydował się powrócić na wypoczynek nad Adriatyk. W drodze
do Abbazii zatrzymał się na kilka dni w Wiedniu, na czas rozmów z Rongem.

Uwagę Jodki-Narkiewicza zaprzątały w tym czasie konsekwencje aresztowania Janiny Borowskiej, studentki medycyny Uniwersytetu
Jagiellońskiego, przyjaciółki Ignacego Daszyńskiego, blisko związanej ze środowiskiem socjalistów. Sprawa ta wiązała się z głośną w tym czasie
aferą Michaiła Jefimowicza Bakaja. podającego się za dawnego urzędnika do zleceń specjalnych przy warszawskim oddziale Ochrany. Bakaj
skontaktował się z eserowcem Burcewem i ujawnił wiele faktów z działań Ochrany w różnych środowiskach rewolucyjnych. Schronił się w Paryżu.
Ale Agentura Zagraniczna dość szybko ustaliła jego miejsce pobytu. Do wiadomości publicznej przedostał się sporządzony przez Bakaja rejestr
kilkudziesięciu agentów działających w polskich organizacjach rewolucyjnych. Prawdopodobnie niezamierzenie przyczynił się on jednak do
zdekonspirowania agenta Ochrany w kierownictwie Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, Jewno Fiszelewicza Azefa, gdy dla
uwiarygodnienia swoich wynurzeń napomknął Burcewowi o prowokatorze w czołówce eserowców. Jego nazwiska co prawda nic wyjawił, gdyż
prawdopodobnie go nie znał, ale poruszył czułe struny w duszy Burcewa, który przeprowadził normalne, partyjne śledztwo, ustalając w końcu
zdrajcę.

48 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Nie znamy granic prowokacji Ochrany w sprawie Azefa. Służby rosyjskiego wywiadu i Ochrany cechowały się brakiem wszelkich skrupułów.
Chcąc pozbyć się niewygodnych agentów, same wielokrotnie denuncjowały ich policji. Doniesienia Bakaja i ostatecznie Łopuchina dały początek
całej aferze. Być może zresztą posłużono się tylko Bakajem. W całej aferze jest wiele niejasności, które rzucają cień na dotychczasowe
ustalenia. Historycy bezkrytycznie przyjęli scenariusz wydarzeń napisany przez Burcewa. Wątpliwości, które nasuwają się w związku z tym,
zmuszają do weryfikacji problematu zdrady Azefa, roli Ochrany i Burcewa w ujawnieniu jej, w oparciu o gruntowną kwerendę archiwalną. W tym
miejscu można jedynie zasygnalizować niektóre zagadnienia.

Celem nadrzędnym carskiej policji politycznej była kontrola i rozbicie rosyjskiego ruchu rewolucyjnego. Cała działalność Hartinga w Paryżu
skupiała się z jednej strony na organizowaniu coraz to szerszej prowokacji, a z drugiej, na walce z Burcewem i jego dążeniami do zdemaskowania
tajnych współpracowników Ochrany. Jednakże władza i wpływy Agentury Zagranicznej znacznie już zmalały. Centrum operacyjne walki z ruchem
rewolucyjnym przeniosło się do Petersburga. Tam zapadały decyzje kluczowe, o których nie informowano wszystkich agend tajnej policji
politycznej. Dla Agentury Zagranicznej lata 1905-1906 były epoką końca rosyjskiej rewolucji, kiedy przystąpiono do likwidacji ruchu rewolucyjnego
za granicą. Rząd w Petersburgu liczył się z możliwością odrodzenia się dążeń rewolucyjnych, toteż Ministerstwo Spraw Wewnętrznych dążyło do
możliwie najpełniejszego naświetlenia tendencji politycznych występujących wśród emigracyjnych ugrupowań rosyjskich. W Agenturze
Zagranicznej wiedziano dokładnie, co się działo w Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, którą cały czas uważano za główne niebezpieczeństwo dla
caratu. Jak wynika z raportów Agentury Zagranicznej do Departamentu Policji, Harting był dobrze poinformowany o składzie osobowym
przywódczej grupy, podejmowanych przedsięwzięciach i nowych kierunkach rozwojowych partii. "W ogóle - podkreślał Agafonow - na skutek tego,
że rewolucja rosyjska była w tym czasie prawie stłumiona, działalność Agentury Zagranicznej miała nie tyle agresywny, co uprzedzający charakter:
prowokacja, w dosłownym tego słowa znaczeniu, odeszła na dalszy plan i prawie zanikła, środek ciężkości działalności tajnych współpracowników
przesunął się na 'naświetlanie'. Agentura Zagraniczna postawiła sobie za cel wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w organizacjach partyjnych i w
życiu każdego bardziej lub mniej znanego emigranta, w jego nie tylko społecznym, ale i prywatnym życiu; pod tym względem Agentura Zagraniczna
za [Aleksandra Aleksandrowicza] Krasilnikowa była [już] bardzo dobrze zorganizowana".

Azef od jakiegoś czasu przestał być najważniejszym agentem Hartinga w Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Szef Agentury Zagranicznej
pozyskał do współpracy osobę ze ścisłego kierownictwa eserowców. Otrzymywał na bieżąco bardzo dokładne raporty z działalności partii, w tym
stenogramy posiedzeń komisji konspiracyjnej PSR w Paryżu w sprawie Azefa, włącznie z jej składem osobowym. Na biurko Hartinga trafiło np.
"Sprawozdanie z odbytego 1/14 stycznia 1909 r. w Paryżu tajnego posiedzenia wyłącznie członków 'prawej' grupy Partii Socjalistów-
Rewolucjonistów w sprawie [Jewno Fiszelewicza] Azefa". Spotkanie "lewej" grupy PSR odbyło się 14 i 16 stycznia 1909 r., z których Harting
również otrzymał stosowne sprawozdania. W zebraniach tych udział brali m.in. Agafonow, Czernow, Burcew, Bakaj oraz Ilia Fondaminski-
Bunakow. Zebrane dokumenty wysłał raportem z 16 stycznia 1909 r. do Departamentu Policji w Petersburgu.

Niektóre informacje zawarte w tym raporcie muszą zastanawiać, pomijając fakt wręcz fotograficznego dostępu Hartinga do największych tajemnic
PSR. Drugi zdrajca tkwił bardzo wysoko w hierarchii władzy w partii eserowców. Azef stawał się pionkiem w grze Ochrany. Otóż, szef Ochrany
paryskiej odnotował, że oskarżenie Azefa nastąpiło na skutek wiadomości udzielonych w niejasnych okolicznościach Burcewowi przez Łopuchina.
W postępowaniu Łopuchina widoczny był brak logiki, przy założeniu zdrady przez niego interesów państwa. Były dyrektor Departamentu Policji,
obawiając się zemsty (czyjej?), zwrócił się z prośbą o ochronę do ministra spraw wewnętrznych, Piotra Arkadiewicza Stołypina, dyrektora
Departamentu Policji, Maksymiliana Trusiewicza, i szefa petersburskiej Ochrany, Aleksandra Wasiliewicza Gierasimowa. I dalej, Agafonow,
przedstawiając wnioski "Komisji konspiracyjnej" PSR na posiedzeniu "lewej" grupy eserowców, stwierdził, że po zbliżeniu się Bakaja z Burcewem
nastąpiły "ich obustronne kontakty z urzędnikami Ochrany w celu zdobycia listy prowokatorów". Potrzebną listę "otrzymali, ale była ona fałszywa".
Inny członek tej "Komisji konspiracyjnej", Judelewski, miał stwierdzić, "w prywatnej rozmowie", że Burcewowi "wysyłano z Petersburga 'fałszywe
spisy prowokatorów', w których mieściły się nazwiska osób w pełni uczciwych, którzy nie mogli być w żaden sposób podejrzani". Najciekawsze ze
wszystkiego były wnioski Hartinga: "Dla mnie jest jasne - pisał cytowanym w raporcie - że chociaż teraz rola [Michaiła Jefimowicza] Bakaja
schodzi na drugi plan, to był on duszą całej sprawy, bo tylko on znał się na systemie dochodzeniowym w naszych oddziałach Ochrany, umiał
sumować zdobyte dane i wykorzystywać je. (...) Aby p o d t r z y m a ć l e g e n d ę [podkreśl. moje - R. S.], że takie poważne osoby, jak były
dyrektor Departamentu Policji [Aleksiej Aleksandrowicz] Łopuchin i 'naczelnik warszawskiej tajnej policji' Bakaj przechodzą na stronę
rewolucjonistów, korzystnie byłoby szybko ogłosić w rosyjskiej i zagranicznej prasie dokładną charakterystykę Bakaja, celem rozwinięcia jego
danych jako 'bohatera', ogłosić wszystkie znane fakty, tak o jego poprzedniej współpracy, jak i o jego 'urzędniczych' dokonaniach w sprawie
fałszerstw i uwalniania aresztowanych za pieniądze; także należałoby naświetlić i rolę Łopuchina. Niepotrzebnie też robi się tajemnicę z jego
prowadzenia się, jako że rewolucjoniści są gotowi na wszystko i w kampanii prasowej będą naświetlać wszystkie wydarzenia, wykorzystując
dogodne momenty. Nie wiem, czy Łopuchina można prześladować, ale ukazanie w druku jego roli pozbawi rewolucjonistów podstaw wywołania
skandalu i pokaże społeczeństwu, że rząd, stojąc ponad tym, nie boi się kompromitacji byłego dyrektora Łopuchina, który wstąpił obecnie w
związek u socjalistami-rewolucjonistami z poczucia osobistego niezadowolenia i zemsty. [...] Takie informacje w rosyjskiej i zagranicznej prasie
mogą wpłynąć na spowolnienie kampanii prasowej i zniesienie z piedestałów 'bohaterów' ". Kończył uwagą: "Przytoczone tu informacje o roli
Łopuchina wypowiadane były nie publicznie, lecz w ściśle w konspirowanym kręgu osób [!] i zarówno socjaliści-rewolucjoniści, jak i Burcew żałują,
że imię Łopuchina przeniknęło do prasy. Uważają, że ta sytuacja jest wynikiem niedyskrecji jakiegoś członka partii lub, prędzej, nawet wystąpienia
rządu rosyjskiego. Do tego wszystkiego uważam za obowiązek dodać, że wśród socjalistów-rewolucjonistów chodzą obecnie słuchy, na razie po
cichu, o prowokatorstwie także i Wiktora [Michajłowicza] Czernowa".

Wyraźnie widać, że Agentura Zagraniczna nie odgrywała w tej sprawie roli decydującej. Podstawowe decyzje wychodziły z Departamentu Policji w
Petersburgu. Tam też należałoby szukać źródeł ewentualnej prowokacji, z którą bezpośrednio związane były cztery osoby: Azef, Burcew, Bakaj i
Łopuchin. Do tego grona mógł się również zaliczać Czernow. Na temat jego ewentualnej prowokatorskiej działalności milczą rozpoznane do tej
pory źródła.

Jednocześnie zaostrzono rygory służby w Ochranie. Dał temu później wyraz Krasilnikow: "Biorąc pod uwagę - pisał w jednym z pierwszych
raportów po objęciu kierownictwa Oddziału Zagranicznego Ochrany w Paryżu - że agentów jest dużo i każde ustępstwo wobec jednego jest złym
przykładem dla innych, konieczna jest dyscyplina w tak odpowiedzialnej sprawie. Kierujący Agenturą Zagraniczną musi srogo karać każde
ustępstwo, ale z drugiej strony, musi się też ciągle liczyć z ryzykiem nieprzyjemności w przypadku niewinności lub zemsty agenta, który, tak jak
wszyscy, znają różne tajemnice i są uczestnikami nielegalnej działalności Agentury Zagranicznej". Przy rozstrzyganiu tych problemów uciekano się
już wcześniej do zabójstwa niewygodnych osób. Teraz jeszcze dopuszczano pewien kompromis. Może dzięki temu Burcew i Bakaj uniknęli
śmierci, jeśli przyjąć za prawdziwą ich demaskatorską działalność. W niedługim czasie wyłożona przez Krasilnikowa zasada działania Agentury
Zagranicznej stała się regułą postępowania tajnych służb rosyjskich, a później sowieckich.

Po upadku rewolucji zmieniał się główny front walki władzy carskiej, co pociągało za sobą wprowadzenie nowej strategii. Tajne służby
Departamentu Policji aktywnie wspierały działania osłonowe i zaczepne wywiadu wojskowego w Niemczech i w Austro-Węgrzech. Dominującą
rolę w układach operacyjnych Ochrany zaczął odgrywać jej oddział warszawski. Ochrana przeszła do nowej taktyki, odcięcia emigracyjnych
centrów rosyjskich ruchów rewolucyjnych i wolnościowych od ich zaplecza politycznego w państwie carów. Partia Socjalistów-Rewolucjonistów
miała już za sobą swoje najlepsze dni. Eserowcy przeżywali głęboki kryzys po klęsce rewolucji. Represje władz zmusiły PSR do prawie
całkowitego zaprzestania działalności rewolucyjnej w Rosji. Nastroje rewolucyjne powszechnie opadły, kurczyło się zaplecze polityczne. PSR
dryfowała w kierunku terroru indywidualnego, odrywając się od rzeczywistości. W połowie 1908 r. kierownictwo partii zbliżyło się
niebezpiecznie do planów zamachu na cara. Zabójstwo Mikołaja II miało odbudować wpływy partii i otworzyć nową fazę rewolucji rosyjskiej. Taki
wariant rozwoju sytuacji był nie do przyjęcia w Petersburgu. W grze Ochrany Azef był zawsze tylko pionkiem, a podmiotem tych zakulisowych

49 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

działań - Partia Socjalistów-Rewolucjonistów. Poświęcając jednego z najlepszych agentów, Ochrana mogła rozbić PSR od wewnątrz. Ujawnienie
prowokacji Azefa stało się faktycznie ostatnim ciosem dla partii, która ulegała stopniowemu rozkładowi, tracąc na dłuższy czas dotychczasowe
wpływy polityczne w Rosji.

Rewelacje Bakaja wywołały w policji austriackiej falę podejrzeń o działalność szpiegowską wśród emigrantów rosyjskich w Galicji. Władze
policyjne i sądowe oraz kierownictwa PPS Frakcji Rewolucyjnej i PPSD nie umiały rozstrzygnąć kwestii autentyczności materiałów dostarczonych
przez Bakaja, rozgraniczając prawdę od prowokacji i mistyfikacji Ochrany. Na liście Bakaja znalazły się m.in. nazwiska Stanisława Brzozowskiego,
znanego filozofa, socjologa i literata, autora Legendy Młodej Polski, oraz wspomnianej już Janiny Borowskiej. Oskarżenia potwierdziły się w pełni
tylko wobec Borowskiej.

W obu przypadkach przyniosły tragedie. "Jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy polskich - głosił 'Naprzód' z 5 V 1908 r. w artykule
redakcyjnym Szpieg - Stanisław Brzozowski - szpiegiem carskiej policji! Odkrycie to wywołało powszechnie wielkie wrażenie. Wywołać je musiało.
Mamy tu bowiem przed sobą człowieka, który wedle tego, co pisał, a co brane jest przecież za odzwierciedlenie duszy autora, wydawał się
przebywać na najwyższych szczytach ducha. A jednak przeżarty zgnilizną! Jakie to okropne, jak niezrozumiałe w ohydzie swojej!".

Niewiele pomogły zapewnienia Brzozowskiego o fałszywości stawianych zarzutów. W oczach opinii publicznej różne "sądy obywatelskie"
uczyniły Brzozowskiego "winnym" współpracy z Ochraną, skazując go na zapomnienie.

W Krakowie 14 lutego 1909 r. zebrał się sąd obywatelski, któremu przewodniczył wybitny działacz PPSD, Herman Diamand (dopomagali mu:
Feliks Perl, Emil Bobrowski, Stanisław Żmigrodzki i Feliks Kon). "Sprawa Brzozowskiego - zapisał w dzienniku Diamand pod datą 15 II 1909 r. -
jest na rozprawie trudniejszą do rozpatrzenia, niż by się zdawać mogło. Bakaj zeznaje najbardziej stanowczo w świecie, wyklucza wszelką
wątpliwość co do osoby: co do czasu zaś, podaje bez wątpienia daty mylne. Nie podlega kwestii, że Brzozowski był już w Galicji, gdy Bakaj miał mu
osobiście wręczyć pieniądze policji. Czy myli się Bakaj co do osoby, czy też co do czasu? Kto to odgadnie?".

Nikt nie zastanawiał się nad nieścisłościami wypowiedzi Bakaja. Jego zaznania brano za dobrą monetę, nawet gdy na podstawie paszportu
przedłożonego przez Brzozowskiego na rozprawie wynikało, że Bakaj mijał się z prawdą, opowiadając o swoich spotkaniach z obwinionym i
przecząc tym samym obiegowej opinii o swojej fenomenalnej pamięci. Obywatelski sąd działaczy socjalistycznych nie ukończył swych prac wobec
choroby Brzozowski ego. Dawni towarzysze i przyjaciele z PPS odsunęli się od niego. Nawet Piłsudski odmawiał prawa do obrony pisarzowi,
podziwianemu do tej pory przez radykalną młodzież. Ten "człowiek raz się splamił - mówił do Sokolnickiego, odmawiając zaproszenia na odczyt
Brzozowskiego w Zakopanem - i nigdy nie będę ciekawy go widzieć". Czy była to ucieczka od własnych myśli, wiedział tylko sam Piłsudski. Istota
współpracy wywiadowczej jest zawsze podobna, nie ma "dobrych" i "złych" wywiadów.

W obronie Brzozowskiego stanął natomiast Stefan Żeromski. "Wielki pisarz nie mógł być jednocześnie zdrajcą. - 'Ja wierzę w jego niewinność' " -
powtarzał wielokrotnie Sokolnickiemu. Polowanie na szpiegów i zdrajców po przegranej rewolucji odwracało uwagę od rzeczywistego problemu
słabości polskich dążeń niepodległościowych. Oskarżenie Brzozowskiego stanowiło w istocie tryumf Ochrany.

Spory wokół "Brzozy" przytłumiła jego samotna śmierć na gruźlicę 30 kwietnia 1911 r. we Florencji. Do końca swoich dni bronił się przed
oskarżeniami i chyba dlatego spory wokół jego postaci nie zakończyły się do dziś. Nie przedstawiono do tej pory żadnych wiarygodnych
dokumentów, które jednoznacznie mówiłyby o współpracy Brzozowskiego z Ochraną. Przeciwnie, w świetle dostępnej wiedzy trzeba odrzucić te
oskarżenia. Należy przyjąć tezę, że wypowiedzi Bakaja były prowokacją, obliczoną na dezorientację władz austriackich, wywołanie zamieszania i
paraliż organizacyjny wśród partii socjalistycznych w Królestwie Polskim oraz wywołanie wrażenia kontroli przez Ochranę całego polskiego ruchu
rewolucyjnego. Uderzano przy tym w podstawy współczesnej kultury polskiej, bo Brzozowski symbolizował rozterki i przeżycia młodego pokolenia,
a wpisywano te działania w realizowany od dziesięcioleci scenariusz niszczenia tożsamości narodowej Polaków.

Szkoda, że historycy zajmujący się sprawą Brzozowskiego nie sprawdzili podawanych informacji. Fakty są następujące:

1.) Bakaj w swoich relacjach utrzymywał, że od 1903 do 1907 r. służył w Ochranie warszawskiej pod nazwiskiem Michajłowskiego. Aby
uwiarygodnić przekazywane informacje podawał się za urzędnika do specjalnych poruczeń, który miał dostęp do wszystkich ważnych informacji.
Na procesie Emila Haeckera w Krakowie (16-23 11 1909 r.) zmienił pierwotną wersję i zeznał, że od kwietnia 1905 do stycznia 1907 r. był
sekretarzem szefa Ochrany. W marcu 1907 r. miał zostać aresztowany pod zarzutem dostarczania informacji rewolucjonistom rosyjskim i po
kilkumiesięcznym pobycie w twierdzy petropawłowskiej być zesłany na Syberię; po ucieczce z etapu miał przedostać się do Francji. Znane są
dane personalne ważniejszych pracowników oraz wyższych urzędników, którzy prowadzili kancelarię oddziału Ochrany w Warszawie (w biurze
kancelarii pracowało pięciu urzędników: pierwszy urzędnik do specjalnych poruczeń, drugi urzędnik do specjalnych poruczeń, referent, pomocnik
referenta i kancelista). W latach 1903-1907 nie było tam nikogo o nazwisku Bakaj vel Michajłowski. Zupełnie nieprawdopodobna jest wersja o
zatrudnieniu Bakaja w charakterze sekretarza lub pomocnika szefa Ochrany. Stanowiska te, podobnie jak urzędników do specjalnych poruczeń,
obsadzane były przez oficerów żandarmerii, którzy w Ochranie odbywali normalną służbę wojskową. Niemożliwe również było, aby Bakaj po
aresztowaniu przechował przy sobie (zwłaszcza na Syberii) jakiekolwiek materiały Ochrany i przewiózł je potem do Paryża. Być może pamięć miał
fenomenalną, ale nieprawdopodobne wydaje się, by mógł bez uprzedniego przygotowania się albo bez odpowiedniej pomocy przekazać tak
syntetyczny, jak się wydawało, materiał o agenturze i organizacji Ochrany w Królestwie Polskim. Po rewolucji 1917 r. w Rosji ogłoszono nazwiska
większości konfidentów Ochrany. Informacje Bakaja nie pokrywały się w zasadzie z tymi publikacjami. Dane o prawdziwej agenturze Ochrany na
ziemiach polskich nie miały odzwierciedlenia w doniesieniach Bakaja.

2.) W rzeczywistości Bakaj był agentem i prowokatorem Ochrany. Jako zwykły agent nie miał dostępu do informacji, które przekazywał. Później
wycofał swoje oskarżenia pod adresem Brzozowskiego, którego obciążała tylko drobna, młodzieńcza sprawa zetknięcia się z Ochraną w 1898 r.
w Warszawie.

3.) Konfidentem Ochrany mógł być inny Stanisław Brzozowski. Informacje o nim przekazał Walerij Konstantinowicz Agafonow, członek specjalnej
komisji badającej archiwa Ochrany *[W sporządzonym na podstawie oryginalnych kartotek Ochrany Wykazie tajnych współpracowników
Agentury Zagranicznej i osób współpracujących z nią Walerij Konstantinowicz Agafonow podawał następujące informacje przy nazwisku Stefana
Brzozowskiego: "Brzozowski Stanisław Walentiewicz (Josif Andrejew); pseudonim wywiadowczy 'Poniatowski'. B[rzozowskij] był tajnym
współpracownikiem Agentury Zagranicznej od czerwca 1912 r otrzymywał 250 fr. miesięcznie, 1 marca (2 kwietnia) 1913 r. przeniósł się do
Sosnowicy [Sosnowiec], pozostawiony przy oddziale Ochrany warszawskiej, otrzymywał ponad 50 rb. miesięcznie". Stanisław Brzozowski pisarz
w tym czasie nie żył. Przytoczone dane personalne mogły być prawdziwe albo oznaczały "martwą duszę", za którą stał Stanisław Brzozowski.
Jego kartotekę przeniesiono z Warszawy do Oddziału Zagranicznego Ochrany, kiedy przeprowadził się do Krakowa. W ten sposób urzędnicy
paryskiej Ochrany mogli pobierać za Brzozowskiego przysługujące mu uposażenie. Według innych przekazów w Ochranie warszawskiej służył
wówczas jeszcze inny agent, który nazwiska Stanisława Brzozowskiego, a był on tramwajarzem lub szewcem.].

4.) Chyba nieprzypadkowo rewelacje Bakaja zbiegły sią w czasie z podjętą przez Rongego akcją wciągnięcia kierownictwa ruchu rewolucyjnego w
Królestwie Polskim do współpracy wywiadowczej z Austro-Węgrami. O zamiarach tych wiedział zapewne Redl, który w tym czasie był zastępcą
szefa Biura Ewidencyjnego i kontrolował poczynania Rongego. Plany realizowane przez Rongego wykraczały daleko poza zakres kompetencji
kierownika sekcji wywiadu Biura Ewidencyjnego i musiały być konsultowane w szerszym gronie, do którego należał Redl. Jeśli poinformował o
wszystkim wywiad rosyjski, "denuncjacje" Bakaja ukazują w innym świetle jego rzeczywistą rolę.

50 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Inaczej potoczyły się losy Borowskiej. Emil Haecker ogłosił 5 maja 1908 r. artykuł w "Naprzodzie", w którym opisał jej współpracę z
Ochraną. Śledztwo podjęła policja krakowska. Borowska odrzucała wszystkie oskarżenia (Agafonow stwierdził później prawdziwość tych
zarzutów). Wytoczyła przeciw Haeckerowi sprawę sądową o zniesławienie. Na rozprawę przybył Burcew i Bakaj, oświetlając szeroko działalność
Ochrany. Przysięgli krakowscy nie dali wiary ich relacjom i sąd 23 lutego 1909 r. uznał Haeckera winnym oszczerstwa. Jednakże policja nie
zaprzestała śledztwa. Przechwycono list Borowskiej do CKR PPS, który wzbudził dalsze podejrzenia policji. List został dołączony do akt sprawy
Borowskiej. Niestety nie ma bliższych informacji na temat jego treści. List musiał zawierać informacje, które obciążały członków kierownictwa PPS
z jakiegoś, bliżej nieznanego powodu. Przesłuchiwano w związku z tym Wasilewskiego. Jodko-Narkiewicz z obawami czekał na swoją kolej. "Z listu
'Osarza' [Leona Wasilewskiego] wnioskuję, iż mogą mnie lada dzień wezwać do przesłuchania, a prawdopodobnie wytoczą mi sprawę. Wiesz
dobrze, że dla mnie taka rzecz równoznaczna jest z wydaleniem [poza granice Austro-Węgier], więc proszę Cię, nie zaniedbaj tego. Nie wiem
także, jaka jest przyczyna, iż policja oddała sprawę [Leona Wasilewskiego] do sądu i że to idzie coraz dalej". Dziwił się, dlaczego nie porozumiano
się dotąd z dyrektorem policji krakowskiej, Michałem Flatauem. "Może być - dodawał - że Flatau nie zna 'Osarza', nie wie, co on robi i tylko dlatego
sprawę oddał do sądu. Przynajmniej tak się wyraził dyrektor policji państwowej: powiedział: 'Dlaczego ten pan nie postara się, żeby o nim
wiedziano na policji, przecież w takim razie nikt by go nie ruszał. Ci panowie przecie są dla nas obecnie warci więcej niż korpus armii' [!]".

Redaktor "Naprzodu" odwołał się od decyzji sądowej, uznającej racje Borowskiej. W trzy miesiące po procesie, w nocy z 4 na 5 czerwca 1909 r.
adwokat Borowskiej, Włodzimierz Lewicki zginął w jej obecności od strzału z pistoletu. Śledztwo przeprowadzono nieudolnie, jak gdyby komuś
zależało na tym. W efekcie sąd nie mógł ustalić, czy strzelała Borowska, czy też strzał był samobójczy. W powszechnej opinii Borowska uchodziła
za sprawcę śmierci Lewickiego. Obwiniono ją o zabójstwo. Sąd i tym razem uwolnił ją od tego zarzutu (28 I 1910). Po wyjściu z więzienia
wyjechała do Wiednia, a następnie do Ameryki, gdzie słuch o niej zaginął. Najwyższy Trybunał Sądowy i Kasacyjny w Wiedniu na rozprawie 14
maja 1910 r. uchylił wyrok sądu krakowskiego w sprawie Haeckera.

Tymczasem Ronge, zgodnie z przyjętymi wcześniej ustaleniami, wyznaczył na dzień 10 marca 1909 r. roboczą konferencję w Wiedniu płk.
Csicsericsa oraz kpt. Iszkowskiego z przedstawicielami PPS dla omówienia szczegółowych założeń operacji "Konfident 'R' ". Spotkanie odbyło
się w warunkach pełnej konspiracji. Informacje o nim opatrzono klauzulą najwyższej tajności. Protokołu konferencji nie ma, nie wiadomo, czy w
ogóle był spisywany. Rozmowy miały charakter nieoficjalny, w razie niepowodzenia akcji odpowiedzialność spadała na Rongego. Zachowane
dokumenty nawet nie wymieniają polskich rozmówców. W konferencji w Wiedniu wzięli z pewnością udział Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Sławek.
Nie wiadomo właściwie, kto reprezentował Biuro Ewidencyjne. Obecność Rongego nie podlega dyskusji. Można założyć, że towarzyszył mu jego
zastępca, mjr Dzikowski, który prowadził kancelarię szefa Grupy Wywiadu, znał dobrze realia polskie i od samego początku był dopuszczony do
wszystkich tajemnie operacji "Konfidenta 'R' ". Nie można wykluczyć udziału w spotkaniu zastępcy szefa Biura Ewidencyjnego, Redla, który ciągle
uchodził za autorytet w sprawach rosyjskich, a z powodów szpiegowskich interesował się wszystkim, co dotyczyło wywiadu w Rosji: konferencja
była wydarzeniem wyjątkowymi w historii Biura Ewidencyjnego, rodziła się nowa jakość kontaktów wywiadowczych jego służb. Roboczy charakter
rozmów mógł jednak sprawiać, że obecność Redla, jako eksponowanego oficera Biura Ewidencyjnego, była zbędna. Z racji pełnionej funkcji oraz
profesjonalnych zainteresowań, formalnych i nieformalnych, mógł za to później dowiedzieć się o wynikach konferencji. Granice polityczne rozmów
określał płk Hordliczka, który reprezentował interesy szefa Sztabu Generalnego, gen. Conrada von Hötzendorfa.

Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że przebieg konferencji był rejestrowany za pomocą dostępnych środków technicznych. W
nomenklaturze biurokratycznej Evidenzbureau Piłsudski należał do bardzo wąskiej i elitarnej grupy najbardziej zaufanych tajnych
współpracowników wywiadu Austro-Węgier, z którymi konferencje podlegały wymogowi zapisu fonograficznego oraz dokumentacji fotograficznej,
nie mówiąc o próbkach pisma, odciskach palców itd. Ronge musiał mieć absolutną pewność co do lojalności Piłsudskiego, którą najpewniej
zabezpieczał ślad dokumentacyjny podejmowanych zobowiązań, na wypadek gdyby jego wycofanie się w przyszłości z zawartej umowy było nie do
przyjęcia. Długo jeszcze taka praktyka była powszechnie stosowana przez tajne służby przy werbowaniu sekretnych współpracowników. Nie
dotarłem jednak do żadnej dokumentacji spotkania w Wiedniu. Nie jest wykluczone, że gdzieś w zbiorach Archiwum Wojny w Wiedniu przechowała
się płyta gramofonowa tej lub innej konferencji z Piłsudskim. Nie ma bowiem żadnej relacji, że zbiór płyt Biura Ewidencyjnego został zniszczony
(jednakże nie mogłem przeprowadzić odpowiednich badań w tym kierunku).

Na wiedeńskiej konferencji określono warunki i zasady współpracy PPS z wywiadem wojskowym, ustalono możliwości informacyjne i techniczne
nowej agentury, omówiono sprawy organizacji wywiadu PPS, jego zasięg i zakres wywiadowczych powinności i kompetencji, instrukcje
wywiadowcze itp. Evidenzbureau zamierzało spożytkować gotowość współpracy wywiadowczej Piłsudskiego dla celów wojskowych i politycznych.
Nowa agentura mogła stać się ważnym i silnym ogniwem działań Biura Ewidencyjnego, budujących i zabezpieczających wpływy c. i k. monarchii w
Królestwie Polskim i w Rosji. Do prowadzenia działań wywiadowczo-dywersyjnych w ramach operacji "R" zamierzał Piłsudski wykorzystać
tworzącą się organizację Związku Walki Czynnej jako konspirację militarną, która w podejmowanych pracach wojskowych i politycznych
wykorzystywałaby dawne struktury bojowe PPS.

Pewne światło na tekst zawartego w Wiedniu porozumienia rzucają późniejsze doniesienia prasowe Aleksandra Sawienki, rosyjskiego
działacza politycznego i publicysty, członka Dumy Państwowej i współpracownika kijowskiego dziennika "Kijewlanin". Nie wdając się w tym miejscu
w szczegóły publikacji, zacytować można odpowiednie ich ustępy, które miały bezpośredni związek ze zdradą Redla i odnosiły się w widoczny
sposób do przyjętego układu z delegatami PPS Frakcji Rewolucyjnej. Tekst daleki jest na pewno od pierwotnego brzmienia, bo był tłumaczony
najpierw z języka niemieckiego na rosyjski, a następnie na polski albo z powrotem na niemiecki i znowu na polski, ale oddaje ducha i literę
porozumień. "Centralny komitet partii [tj. Centralny Komitet Robotniczy PPS - R. Ś.] zobowiązał się wszelkie zdobyte wiadomości o Kraju
Nadwiślańskim [Austriacy używali terminu "Polska rosyjska" w odniesieniu do Królestwa Polskiego] i Rosji Zachodniej, mogące interesować biuro
wywiadowcze [tj. Biura Ewidencyjnego] Sztabu Generalnego, będzie przekazywał temu ostatniemu i że zobowiąże członków partii do prowadzenia
intensywnej i stałej działalności wywiadowczej w terenie. Jako rekompensatę za dostarczanie wymienionych informacji rząd austriacki zobowiązał
się zapewnić partii wolność zamieszkiwania i swobodę działań na rzecz organizacji w obrębie Galicji oraz ochronę organizacji partyjnej
przed agentami rosyjskich organów śledczych".

Było to pierwsze z trzech głównych porozumień, jakie Piłsudski zawierał z przedstawicielami wywiadu Austro-Węgier. Ustalenia mogły być słowne,
ale Ronge zobowiązany był złożyć z nich raport swoim przełożonym. Sprawa bowiem była zbyt poważna i angażowała politycznie Sztab
Generalny, na to Hordliczka musiał mieć przyzwolenie gen. Conrada von Hötzendorfa. Kilka dni po konferencji Biuro Ewidencyjne przesłało do
oddziałów HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie informację o rezultatach wiedeńskich rozmów jako podstawową wytyczną do dalszych kontaktów z
przedstawicielami PPS Frakcji Rewolucyjnej. Redl nie dowiedziałby się o niczym, gdyby nie wpadły mu w ręce właściwe dokumenty, chyba że brał
udział w konferencji wiedeńskiej, czego, jak już wspomniano, nie można wykluczyć. Z racji pełnionej funkcji znał wszystkie najtajniejsze plany Biura
Ewidencyjnego. Potwierdzenie faktu istnienia operacji "R" nie przedstawiało dla niego żadnej trudności. Liczba osób wtajemniczonych w pierwszą
fazę operacji "Konfidenta 'R " była ograniczona do kilku zaufanych ludzi w Biurze Ewidencyjnym oraz w oddziale HK-Stelle we Lwowie.
Natychmiastowe wyjawienie znajomości planów austriackiego Sztabu Generalnego przez wywiad rosyjski groziło zdekonspirowaniem źródła
informacji. Rosjanie wyjawili dopiero rok później treść umowy, kiedy Redla nie było już w Biurze Ewidencyjnym, oddalając od jego
osoby ewentualne podejrzenia o zdradę.

Inne ślady zapisu przebiegu wiedeńskiej konferencji znajdujemy we wspomnieniach Sławka, który odnotował aspekty polityczne rozmów.
"Podstawą rozumowania sztabu austriackiego było - pisał - że działalność rewolucyjna na terenie państwa rosyjskiego, która wyrażała się w
strajkach masowych i ruchach ulicznych, a najsilniej w działaniu Organizacji Bojowej jest czynnikiem, który może mieć poważne znaczenie na
wypadek wojny. Działalność Organizacji Bojowej imponowała im bardzo". Przedstawicielom wywiadu austriackiego tłumaczono, że "ruch

51 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

rewolucyjny, ażeby się przejawił w formie jakiejś partyzantki, czy jakiejś akcji dywersyjnej na tyłach, nie jest możliwy, jeśli się będzie wskazywało
jako cel to, żeby wygrała Austria, czy też Austria i Niemcy. Zwycięstwo Austrii i Niemiec nie może animować Polaków do tego stopnia, ażeby byli
gotowi do ruchawki rewolucyjnej. Inaczej rzecz może się przedstawiać tylko pod warunkiem, że wystąpią w wojnie wyraźnie oddziały wojskowe
armii polskiej, zaczątek wojska polskiego. Ten zaczątek może oddziaływać w sposób zachęcający dla nastrojów społeczeństwa i może dać
właśnie to - argumentował na koniec - o co panom chodzi, akcję dywersyjną na tyłach Rosji". Z tym, że "akcja dywersyjna - dodawał od siebie -
właściwie nie leżała w naszym interesie. Akcja dywersyjna, to jest zużywanie sił, które się rzuca wtedy, kiedy nam zależało na budowaniu sił do
końcowych rozgrywek. Czyli, wszystko jedno, wmawialiśmy w nich, że owszem, ale dla akcji dywersyjnej potrzeba jest wystąpienia oddziałów,
natomiast faktycznie popchnięcie do akcji dywersyjnej w ograniczonych rozmiarach uzależnialiśmy po prostu od biegu wydarzeń i szeregu innych,
nawet natury politycznej, elementów, których z góry przewidzieć nie było można".

Austriaccy rozmówcy Piłsudskiego, Jodki-Narkiewicza i Sławka nie byli upoważnieni do tak daleko idących zobowiązań. Poprzestano więc na
osiągnięciu podstaw porozumienia, które w przyszłości umożliwiało poszerzenie jego formuły.

Coraz śmielsza działalność niepodległościowa Polaków, pobudzana przez emigrantów z Królestwa, stała się przedmiotem zainteresowania
najwyższych władz wojskowych w Wiedniu. Z politycznego punktu widzenia nawiązanie kontaktu z polską irredentą dawało Biuru Ewidencyjnemu
możliwość zbudowania agentury wpływu w polskim ruchu wolnościowym i zwrócenia na zewnątrz monarchii naddunajskiej, w kierunku
przeciwrosyjskim, możliwych antypaństwowych tendencji ze strony polskiej. W bliższej perspektywie współpraca wywiadowcza z PPS stwarzała
tajne ogniwo łączące środowisko socjalistyczne z władzami wojskowymi i politycznymi monarchii. Przede wszystkim jednak włączenie ruchu
rewolucyjnego Polaków do wywiadu Austro-Węgier pozwalało na rozwinięcie wystąpień rewolucyjnych w Rosji jako dywersji politycznej na
wypadek kryzysu we wzajemnych stosunkach. Ronge, pewny doświadczeń wojny japońsko-rosyjskiej i rewolucji 1905 r., nie mógł również nie
wykorzystać nadarzającej się okazji dla celów czysto wywiadowczych. "Błędem Rosjan - wspominał - było odrzucenie propozycji chińskiego
bogacza Tifontaya, który w zamian za milion rubli oferował zorganizowanie sieci szpiegowskiej. Jego nienawiść do Japończyków, którzy
wyznaczyli cenę za jego głowę, gwarantowałaby wszak dobre usługi".

Członków grupy Piłsudskiego łączyły silne więzy środowiska, co dawało najlepszą obronę przed zewnętrzną penetracją. Można też było bez
ograniczeń eksploatować ich postawy patriotyczne i antyrosyjskie dla funkcji informacyjnych i dywersyjnych "Konfidenta 'R' ", chociaż sam
Piłsudski traktował współpracę wywiadowczą jako formę walki o niepodległość. Grę prowadził jednak Ronge i to on określał reguły rozgrywki. Szef
Grupy Wywiadu, zanim przystąpił do rozmów z Piłsudskim, musiał potwierdzić jego wiarygodność, jako potencjalnego źródła informacji. Zajmował
się tym Iszkowski, którego wszystkie raporty w tym względzie zachęcały do nawiązania ściślejszego kontaktu z przywódcą PPS. W kwestii
utrzymania lojalności politycznej Piłsudskiego miał okazję zorientować się osobiście podczas wcześniejszego spotkania. "Nareszcie - pisał
później z satysfakcją Ronge - kapitan Iszkowski wciągnął do współpracy różne osoby z Polskiej Partii Socjalistycznej. Uzyskał przy tym tak dobre
wyniki, że pod koniec 1910 r. przezwyciężono moralne skrupuły i nawiązano kontakty z agentami, którzy wymieniali nazwę swej partii. Nie
staraliśmy się jednak zacieśniać tych związków".

Wbrew temu, co pisał na końcu, zamierzał wejść w bliższy kontakt z Piłsudskim i rozwinąć planowane działania wywiadowcze. Piłsudskiego i
jego sieć Ronge wpisał do ewidencji Evidenzbureau pod kryptonimem "Konfident 'R' ", w skrócie "R". Księgi ewidencyjne zostały później
zniszczone i obecnie nie ma już śladu takiego wpisu. Inaczej być jednak nie mogło. Kryptonim operacji "Konfident 'R' " był wewnętrznym kluczem
do kontaktu Iszkowskiego oraz późniejszego szefa oddziału HK-Stelle w Krakowie, kpt. Józefa Rybaka z Rongem. Nową agenturę
podporządkowano formalnie sekcji wywiadu "R" - rosyjskiej. Kontakt głęboko zakonspirowano i faktycznie wydzielono ze struktur operacyjnych
Biura Ewidencyjnego. Oficjalnie takiej operacji nie prowadzono. W aktach Biura Ewidencyjnego wprowadzono szyfr - wyróżnik
kancelaryjny: "Partia 'R' ", "R" lub "'R' PPS". Raporty dotyczące "Konfidenta 'R' " trafiały wyłącznie na biurko Rongego, który kierował całą
operacją. Oficerami łącznikowymi byli szefowie oddziałów HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie, którzy na podstawie ogólnych dyrektyw i instrukcji
Rongego przejmowali bezpośredni nadzór nad poczynaniami Piłsudskiego. Działania wywiadowcze "Konfidenta 'R' " w Królestwie Polskim miał
przejąć ośrodek HK-Stelle w Krakowie, chociaż podstawowe rozmowy prowadził dalej Iszkowski.

Pewne zadania wspomagające o charakterze osłonowym dla działań placówek HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie, w ramach operacji "Konfidenta
'R' ", określono zapewne dla Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Przemyślu. Szef ośrodka, kpt. Sztabu Generalnego Aleksander Dzieduszycki
(1 V 1907 - 1 XI 1910), musiał być przynajmniej w ogólnych zarysach wprowadzony w operację, znać jej głównych kontrahentów ze strony PPS,
aby wiedzieć, co się dzieje na własnym terenie oraz w pasie działań służby wywiadowczej w Rosji, poruczonym przez Biuro Ewidencyjne. Rejon
operacji wywiadowczych HK-Stelle w Przemyślu nie mógł być zawieszony w próżni dla organizacji "Konfident 'R' " i początkowo podlegał szefowi
ośrodka wywiadowczego we Lwowie, a od końca 1912 r. szefowi wywiadu ośrodka krakowskiego. Dzieduszyckiemu i jego następcy, kpt. Sztabu
Generalnego Wiktorowi Bauerowi (1 X1 1910 - 2 VIII 1914), została określona rola biernego obserwatora i pomocnika przy przedsięwzięciach
"Konfidenta 'R' ", kierowanych z Wiednia, Lwowa i Krakowa.

Na konferencji 10 marca 1909 r. w Wiedniu Ronge prawdopodobnie omówił także technikę nawiązania łączności przez Piłsudskiego z szefem
HK-Stelle w Krakowie, przyjęto zewnętrzny kryptonim tego kontaktu - "Stefan" (być może w skrócie również "Konfident S"). Przedstawicielowi
PPS, z którym Rybak miał wejść w kontakt, nadano taki sam pseudonim - "Stefan" (w odróżnieniu od kontaktu lwowskiego - "Roman"). Pod tym
pseudonimem miał występować Piłsudski jako kierownicza osoba z PPS.

Stosowano zasadę odpowiedzialności personalnej za ujawnienie prowadzonej operacji wywiadowczej. Ronge, Iszkowski i Rybak odpowiadali
osobiście za własne odcinki prac "Konfidenta 'R' ". W razie niepowodzenia i politycznych komplikacji Sztab Generalny miał uznać ich działalność
za samowolną, prowadzoną na gruncie pozasłużbowym i szkodliwą dla interesów monarchii.

W ten sposób zainicjowano najtajniejszą operację wywiadowczą Evidenzbureau. Moment ten uznać należy za początek działalności
wywiadowczej organizacji "Konfident 'R' ". Piłsudski podlegał od tej pory procedurze operacyjnej Biura Ewidencyjnego. Był to również realny
początek tworzenia podstaw działania ruchu niepodległościowego przy wsparciu władz wojskowych Austro-Węgier. Rozpoczęto tworzenie
odrębnej struktury agenturalnej Biura Ewidencyjnego, działającej według klasycznych reguł służby wywiadowczej. Operacja wykazywała od
początku planowy rozwój. Prowadzono ją niezwykle ostrożnie, starannie kamuflując wszystkie działania, aby nie tylko uniemożliwić rozpoznanie
działalności wywiadowczej przez rosyjskie służby specjalne, ale również ukryć je przed własnym aparatem wywiadu. Zgodnie z
generalną koncepcją Sztabu Generalnego w Wiedniu współpraca wywiadowcza z PPS miała stwarzać pozory pomocy wojskowej ruchowi
niepodległościowemu w Królestwie Polskim. Powiązania Polaków z wywiadem austriackim byłyby anonimowe, jak cała agentura "Konfident 'R' ",
ale jej działania oraz polityczny sens operacji miały być, jak się niebawem okaże, czytelne dla wywiadu i władz wojskowych Rosji. Od tej pory
sprawy Piłsudskiego i ruchu niepodległościowego były prowadzone pod bezpośrednim nadzorem szefa Grupy Wywiadu w Biurze Ewidencyjnym,
Rongego, a od sierpnia 1914 r. szefa Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii, Hranilovica von Czvetassin.

Wykonanie podjętych na konferencji postanowień poruczono kierownikom oddziałów HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie. Dalsze rozmowy z
przywódcami PPS płk Csicserics von Bacsany oraz kpt. Iszkowski prowadzili we Lwowie. Kontakt z tamtejszą HK-Stelle utrzymywali Malinowski,
Jodko-Narkiewicz i Sławek. Mieli oni dopracować szczegóły i merytoryczny zakres współpracy wywiadowczej na podstawie instrukcji Rongego i
zgodnie z zasadą kompetencji terytorialnej ośrodków HK-Stelle.

Na początek Ronge zlecił szefom ośrodków HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie podjęcie zadań sprawdzających wiarygodność "Konfidenta 'R' ",

52 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

aby ostatecznie ocenić przydatność tworzonej agentury dla potrzeb wywiadu przez określenie jej rzeczywistych zdolności penetracyjnych i
możliwości zdobywania informacji. Musiała być pełna jasność co do źródeł dostarczanych wiadomości i podstaw działania owego odrębnego
wywiadu. Złe rozpoznanie źródeł wywiadu stwarzało bowiem niebezpieczeństwo utrudnienia prac placówkom rozpracowującym, a otrzymywane
informacje miałyby wartość ograniczoną, gdyż nie byłyby wiarygodne. W konsekwencji mogło to spowodować obruszenie całego systemu
ewidencji danych Evidenzbureau. Dodatkowo Ronge musiał mieć pewność, że Piłsudski nie obróci swojej służby wywiadowczej, skierowanej
przeciwko Rosji, w stronę Austro-Węgier i ze wzmożoną gorliwością nie rozpocznie uprawiania propagandy irredentystycznej na terenie
monarchii. Współpracę na przyszłość warunkowało określenie stanowiska polskiej irredenty wobec rysującego się konfliktu między zaborcami i
sformułowanie pozytywnego programu walki z Rosją, możliwego do realizacji w powiązaniu z polityką Austro-Węgier.

Najpierw Ronge przekazał Piłsudskiemu podstawową instrukcję dla członków partii w Królestwie do prowadzenia wywiadu przeciw Rosji, na
obszarze przyszłych działań militarnych. Polecono Piłsudskiemu rejestrować na terenie rosyjskim dane o ruchach i dyslokacji wojsk, numery
jednostek wojskowych i stany liczebne. Sztab austriacki interesowały też szczegółowe informacje o rozkwaterowaniu żołnierzy i oficerów w
poszczególnych jednostkach ("Ilość ludzi w samym oddziale? Czy nie ma w nim Polaków, Żydów albo ludzi sprzyjających rewolucji?"), rozkłady
zajęć, rozmieszczenie składów wojskowych ("Jak daleko znajdują się najbliższe oddziały wojska i jaki czas jest potrzebny do przebycia tej
przestrzeni?") i urządzeń telegraficznych ("Telefony i telegrafy, jeśli są, to gdzie i gdzie najłatwiej przeciąć połączenia telegraficzne?"),
rozstawienie posterunków straży ziemskiej i granicznej oraz ogólne wiadomości o władzach administracyjnych i policyjnych w poszczególnych
miejscowościach. W uzupełnieniu instrukcji Komitet Zagraniczny PPS Frakcji Rewolucyjnej rozesłał 24 marca 1909 r. poufny okólnik, w którym
polecono członkom partii dostarczenie wszelkich informacji z terenu Królestwa i Rosji na temat bliższej znajomości miejscowych
warunków, ludności, dróg, itp. Pytano o dane personalne osób, krewnych i znajomych, którzy mogliby pomóc w zbieraniu informacji. W kolejnym
okólniku, z 2 kwietnia 1909 r., Komitet Zagraniczny potwierdził przekazane dotąd zadania wywiadowcze, przypominając o obowiązku ich
wykonania.

Były to typowe zadania sprawdzające, przekazywane nowym konfidentom na okres próbny ich działalności. Niektóre elementy instrukcji
pozostawały do wykonywania w dłuższej perspektywie czasowej, kiedy potwierdzała je właściwa umowa wywiadowcza. Wywiady Austro-Węgier i
Niemiec dysponowały żądanymi od Piłsudskiego danymi ewidencyjnymi z obszaru Rosji. Porównanie otrzymywanych informacji dawało obraz
rzeczywistych wpływów oraz pola penetracji "Konfidenta 'R' ". Zadania wstępne miały na celu zainicjowanie konkretnej współpracy, stopniowe
przystosowanie organizacji Piłsudskiego do zadań trudniejszych w realizacji, jak sabotaż i dywersja polityczna oraz "mała wojna" na wypadek
otwartego konfliktu z Rosją.

Zastanawia opublikowanie instrukcji wywiadowczej w "Robotniku", czym złamano zasady konspiracji. Wszystko wskazuje na to, że taką
dyspozycję wydał Ronge przy przekazaniu instrukcji Piłsudskiemu na spotkaniu 10 marca 1909 r. Centralny Komitet Robotniczy lub Komitet
Zagraniczny PPS powinien rozesłać instrukcję okólnikiem poufnym. Z dostępnych dokumentów wynika bowiem, że pierwszy kontakt z
przedstawicielami Piłsudskiego po konferencji w Wiedniu miał miejsce we Lwowie 26 marca 1909, a instrukcję wydrukowano 18 marca 1909 r.
Działanie to wyda się logiczne tylko wówczas, gdy weźmie się pod uwagę zamierzony efekt propagandowy i chęć ujawnienia celów politycznych
współpracy Biura Ewidencyjnego z przywódcami PPS Frakcji Rewolucyjnej.

Szefowie sztabu korpusów we Lwowie, płk Csicserics von Bacsany, i w Krakowie, płk Theodor Gabriel, otrzymali instrukcje rozwijania kontaktów
na podstawie ustaleń przyjętych 10 marca 1909 r. w Wiedniu. Dnia 26 marca Csicserics von Bacsany odbył pierwszą rozmowę z przywódcami
partii, zapewne z Jodko-Narkiewiczem i Malinowskim, o organizowaniu wywiadu w Królestwie Polskim i w Rosji, na podstawie instrukcji
wywiadowczej przekazanej Piłsudskiemu w Wiedniu. Uzgodniono również, że kierownictwo PPS Frakcji Rewolucyjnej wypowie się bliżej na temat
możliwości prowadzenia walki rewolucyjnej z caratem w Królestwie Polskim w kontekście możliwego konfliktu między Rosją a Austro-Węgrami.

Nadzieje na konflikt zbrojny między zaborcami, w związku z kryzysem bośniackim, oraz powiązania dalszej walki o odbudowę Polski ze
stanowiskiem państw centralnych, realizowane za pośrednictwem wojskowych służb wywiadu Austro-Węgier, wpływały bezpośrednio na ewolucję
linii politycznej PPS Frakcji Rewolucyjnej, zbliżając ją do "militaryzmu" ZWC. Wojna mogła stać się czynnikiem sprzyjającym w walce rewolucyjnej.
"Łatwo bowiem przewidzieć - przekonywano we wstępnym artykule redakcyjnym pt. Groźba wojny, zamieszczonym w "Przedświcie" w styczniu
1909 r. - że każda przyszła wojna Rosji rozbudzi w państwie drzemiące dziś siły rewolucyjne, które postarają się skorzystać z osłabienia rządu,
aby dokończyć dzieła, zaczętego podczas wojny japońskiej". Myśl tę rozwijał ogłoszony w "Przedświcie" dwa miesiące później artykuł Czy
jesteśmy gotowi? Odchodzono od idei rewolucji socjalistycznej. Wskazywano potrzebę walki zbrojnej dla podstawowego celu politycznego:
zdobycia - jak pisano - "przy pierwszej sposobności Polski niepodległej, zwykłej, choć oczywiście jak najdemokratyczniejszej, niezależnej
ojczyzny", inaczej niż w przeszłości, kiedy "niejeden z nas uważał za stosowne bronić się od wrogich zarzutów tym, że ta Polska będzie
socjalistyczną, że uzyskanie jej możliwe jest w ogóle dopiero przy jednoczesnej wszech-europejskiej socjalnej rewolucji". Nie byłby to już bezwolny
ruch rewolucyjny, ale walka ujęta w karby organizacyjne. Gdyż "nadzieję na uzyskanie jakichś korzyści mielibyśmy tylko wtedy, gdybyśmy ze swej
strony mogli postawić jakąś, możliwie największą, walczącą o prawa ludu polskiego siłę zbrojną", która miałyby oparcie w nastrojonych
rewolucyjnie masach. W ten sposób tępiono ostrze społeczne rewolucji, jednakowo groźne dla monarchii Romanowów, jak i Habsburgów i
Hohenzollernów.

Podobnie należało rozwiązać kwestie rewindykacji politycznych, kierując je wyraźnie tylko w stronę Rosji. Zagadnienie to ujęto w kolejnym artykule
redakcyjnym "Przedświtu", oddając istotę problemu w tytule: Niepodległość jednozaborowa czy trójzaborowa? Wskazywano, że w przeszłości
hasło programowe niepodległości wyrażało tylko ogólną ideę i kierunek dążeń PPS. "W pierwszym okresie istnienia partii naszej, przed wojną
rosyjsko-japońską - podkreślano - nie było wypadku, żebyśmy potrzebowali zastanawiać się nad tym, co ma stanowić cel naszych usiłowań: czy
uwolnienie jednego tylko zaboru (rosyjskiego, austriackiego lub pruskiego), czy też - wszystkich trzech. Nie zastanawialiśmy się nad tym, gdyż jak
jedno, tak drugie zdawało nam się bardzo odległym, w każdym zaś razie nie wymagającym żadnych bezpośrednich działań i przygotowań".
Dopiero kryzys w stosunkach między zaborcami postawił kwestię odpowiedzi na postawione w tytule pytanie, stawiając problem na gruncie polityki
praktycznej i realnego wpływu na rzeczywistość. Zakładano, że rozbicie jednocześnie wszystkich trzech państw zaborczych, oderwanie od nich
polskich prowincji i złączenie ich w jedno, niezależne państwo mogło się dokonać tylko na drodze powszechnej rewolucji, podczas której proletariat
polski zwyciężyłby armie tych trzech mocarstw, albo też przez wojnę, która by tak osłabiła te państwa, że powstałyby odpowiednie warunki do
polskiego zwycięstwa. Jak pokazały doświadczenia rewolucji 1905 roku, nie mogło być mowy "o walce zwycięskiej samego proletariatu polskiego,
choćby najlepiej uzbrojonego, wyćwiczonego i zorganizowanego" z trzema cesarstwami. Dla innych narodowości hasła rewolucji były tak samo
obce, jak dla większości społeczeństwa polskiego. O jednoczesnym ruchu rewolucyjnym we wszystkich trzech państwach zaborczych mowy być
nie mogło. "W Austrii - dodawano - ani w chwili dzisiejszej, ani w najbliższej przyszłości mowy być nie może o rewolucji zbrojnej". Wojna totalna
między trzema zaborcami również nie wchodziła w rachubę. Nie istniały wówczas warunki do uzyskania zjednoczonej, niezależnej Polski. Można
było natomiast oczekiwać wojny Rosji z Niemcami i Austro-Węgrami. "Z wojny takiej, przy znacznym wytężeniu sił, moglibyśmy
prawdopodobnie skorzystać - przypuszczano - ale nie w tych rozmiarach, by uzyskać niepodległość wszystkich ziem polskich". Dodatkowo w
Rosji były największe szanse na rewolucję. "Tam - podkreślano - znajdują się i wewnętrzne warunki rewolucji zbrojnej - istnienie przeświadczenia o
jej konieczności u coraz większej ilości ludzi, i zewnętrzne - słabość państwa, wynikająca z samej jego natury. Tam zatem możemy i powinniśmy
przygotowywać się do ziszczenia naszego programu, do wywalczenia niepodległości". Oferta pod adresem władz austriackich była wyraźna.
"Wszak walcząc z caratem - dodawano, aby wyzbyć się niedomówień - my możemy mieć na celu tylko wyzwolenie zaboru rosyjskiego: chcąc to
samo uczynić z Galicją lub Poznańskiem, musielibyśmy rozpocząć walkę z Austrią i Niemcami, a tego przecie żaden rozsądny człowiek doradzać
nie będzie". Na przyszłość wskazywano cele dalsze, co w istniejących warunkach miało raczej na celu zaakcentowanie szerokim rzeszom
partyjnych trzymania się zasad programowych i jednocześnie pomnażało argumenty przetargowe w rozmowach z wojskowymi austriackimi, niż

53 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

było realną perspektywą polityczną. "Do Polski wolnej i zjednoczonej dążyć będziemy i uzyskamy ją - pisano w zakończeniu artykułu - gdyż stanowi
ona potrzebę ludu naszego i znajduje się na linii rozwoju społeczeństw dzisiejszych, wszystko zaś, co nas do tego celu zbliżyć może, postaramy
się zdobyć, choćby nas to największych wysiłków kosztować miało, czy tym będzie zwiększenie swobód w którymkolwiek z zaborów, czy
stworzenie obejmującego jeden z nich, samoistnego państwa. I jeżeli wypadki polityczne dozwolą nam znowu rozpocząć zbroją walkę z caratem, to
będziemy ją prowadzili pod hasłem niepodległości zaboru rosyjskiego, gdyż będzie to jedyna akcja, dostępna dla nas w danej chwili, a wynikająca
ze wskazań naszego programu". Artykuł stanowił ważny moment w rozwoju myśli politycznej obozu polskiej irredenty, dając praktyczną wykładnię
myśli niepodległościowej.

Główne tezy artykułu Jodko-Narkiewicz rozwinął następnie w broszurze Kwestia polska wobec zbliżającego się konfliktu Austrii z Rosją, gdzie
jednoznacznie wypowiedział myśl oparcia programu niepodległościowego o politykę Austro-Węgier. Dlatego armie austriacka i niemiecka
mogłyby liczyć na pomoc polską. Rosja "podczas wojny - przekonywał autor - przeżyje bardzo ciężki kryzys, będzie musiała wytężyć wszystkie
swoje zasoby, ażeby uchronić się od ciężkiej klęski, jeżeli nie od zagłady, od której bronią ją poniekąd jej niezmierzone obszary. Każdy cios, który
zostanie jej wtedy z boku zadany, będzie zatem przez nią odczuwany stokroć silniej, niż w czasach zwykłych, dotkliwiej niż podczas wojny
japońskiej".

Tyle w kwestii wyjaśnienia zasad programowych partii w nowych warunkach politycznych. Stanowisko czynnej, bezpośredniej i otwartej walki z
Rosją wskazywała natomiast odezwa Centralnego Komitetu Robotniczego PPS Frakcji Rewolucyjnej, datowana z Warszawy, w marcu 1909 r. "Po
raz pierwszy od wieku - głosiła odezwa - gotowa pęknąć spójnia, którą zbrodnia rozbiorów Polski złączyła mocarstwa wschodniej Europy. W chwili
takiej nie pozwolimy decydować o nas bez nas. Nie chcemy być niewolnikami i potrafimy wyzyskać dla naszych interesów, dla sprawy ludu
polskiego nadchodzące wypadki. Rządowi carskiemu nie udało się stłumić w nas wyrzeczenia się lepszej przyszłości. Ma on w nas wrogów
nieprzejednanych, gotowych walczyć z nim do tchu ostatniego. Do walki tej już dzisiaj gotować się musimy". W tej oględnej i ogólnikowej formie
zawierał się powrót do taktyki bojowej PPS Frakcji Rewolucyjnej, organizowania siły zbrojnej do walki przeciwko Rosji. Do niepodległości miało
doprowadzić zbrojne powstanie. "Przygotowanie wszystkiego - uzupełniano w innym miejscu - co leży w naszych siłach, dla umożliwienia takiego
powstania, to nasze zadanie na dziś. W razie zaś, gdyby nas nasze rachuby zawiodły i gdyby nastał nowy okres spokoju międzynarodowego, to
nasze działania przygotowawcze nie pójdą na marne, gdyż umożliwią nam one postawienie naszej walki rewolucyjnej z rządem na szerszej daleko
stopie, niż dzisiaj".

To wyeksponowanie niektórych poglądów oraz bardzo szybka ewolucja w stanowisku politycznym kierownictwa PPS Frakcji Rewolucyjnej
miało czysto praktyczny wymiar, ułatwiało zbliżenie stanowisk w rozwijanych kontaktach sztabowych austriackich. Brakowało jeszcze
szczegółowego określenia zadań rewolucji w Królestwie Polskim oraz postawy wobec Austro-Węgier.

Zaniepokojenie polskich rozmówców z Austriakami wywołało wrażenie wzmożonego nadzoru policyjnego nad ruchem socjalistycznym w Galicji w
związku ze sprawą Brzozowskiego i Borowskiej. Prosili o interwencję. "Należałoby wpłynąć na to - wnioskował Csicserics von Bacsany w
raporcie z rozmowy - by prześladowanie tych ludzi ustało". Sprawa była delikatna, ale możliwa do wyjaśnienia kanałami nieoficjalnymi przez Biuro
Ewidencyjne. Policja krakowska była zaniepokojona, wszędzie węszono szpiegów Ochrany. Afera Azefa i rewelacje Bakaja kierowały uwagę i
podejrzenia na środowiska emigracji rosyjskiej.

Spodziewano się powszechnie, że dojdzie niebawem do właściwych procesów szpiegowskich i na ławach oskarżonych zasiądą rosyjscy agenci.
Stąd sugestia Csicsericsa von Bacsany do wykorzystania tych rozpraw do walki z Ochraną. "Dyrektor policji Flatau - pisał 26 III 1909 r. w
raporcie do Biura Ewidencyjnego - winien umożliwić funkcjonariuszom Ochrany wstęp na wszystkie procesy drogą zaopatrzenia ich w karty
wstępu". Szukano prowokatorów w PPS. Pomogła dopiero wspomniana interwencja Csicsericsa von Bacsany. Do nowych procesów
szpiegowskich nie doszło.

Dalsze kontakty z przedstawicielami PPS Frakcji Rewolucyjnej we Lwowie prowadził Iszkowski. Szef HK-Stelle 16 kwietnia 1909 r. meldował
Rongemu o kolejnym spotkaniu: "Partia PPS. Rozmowa z partią na podstawie instrukcji". Rozmowy przebiegały po myśli Biura Ewidencyjnego, bo
Ronge 10 maja 1909 r. przesłał Iszkowskiemu kwestionariusz do zaewidencjonowania danych otrzymanych od organizacji Piłsudskiego:
"Kwestionariusz przesłany" - odnotowano w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego. Uzupełniono zadania kontrolne o ewidencję mostów i
ruchu kolejowego: "Ludzi - głosiła instrukcja dla PPS z 19 maja 1909 r. - mosty kolejowe obserwować i składać meldunki". Nie ma informacji na
temat rezultatów testu sprawdzającego "Konfidenta 'R' ". Można przyjąć, że wypadł pozytywnie, gdyż rok później włączono operację "Konfident 'R'
" w system wywiadu Biura Ewidencyjnego, po uprzednim okresie instalowania i zabezpieczania nowej agentury, przy rozwinięciu jej w oparciu o
krakowski ośrodek HK-Stelle.

Pierwsze spotkanie w Krakowie na temat kontaktów HK-Stelle z PPS Frakcją Rewolucyjną odbyło się 3 kwietnia 1909 r.. Rozmowę
prawdopodobnie prowadził szef sztabu korpusu krakowskiego, płk Theodor Gabriel. Spotkanie miało zapewne charakter techniczny, inicjujący
kontakty wojskowe delegatów PPS na gruncie krakowskim. Ośrodek krakowski prowadził w tym czasie wyłącznie działania wspomagające w
zakresie operacji "Konfident 'R' " i delegowany do prowadzenia kontaktu oficer wywiadu przyjmował do wiadomości decyzje, które zapadały w
oddziale lwowskim HK-Stelle. Tak też zapewne było i w tym wypadku, kierownictwo ośrodka krakowskiego HK-Stelle otrzymało odezwę marcową
Centralnego Komitetu Robotniczego PPS Frakcji Rewolucyjnej jako materiał ilustrujący zamiary polityczne polskiego ruchu rewolucyjnego w Rosji,
wspomaganego przez wywiad c. i k. monarchii. Ronge chciał zmienić zakres kompetencji operacyjnej obu ośrodków. Zamierzał pod nowym
kierownictwem Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie rozwinąć głęboki wywiad w Królestwie Polskim, odciążając na tym polu prace
oddziału HK-Stelle we Lwowie. Szukał tylko odpowiedniego kandydata do tej roli. Wybór padł na por. Józefa Rybaka, Polaka, wzorowego oficera
artylerii, przydzielonego do Biura Kolejowego przy Sztabie Generalnym w Wiedniu.

"Wydaje mi się - mówił później Rybak - że już od dzieciństwa przeznaczony byłem do kariery oficerskiej. Ojciec mój, pochodzący z Wadowic, był
lekarzem, stypendystą wojskowym. Po ukończeniu Uniwersytetu Jagiellońskiego przez 10 lat służył w wojsku i pracował najpierw jako lekarz
uzdrowiska w Delatynie, gdzie przyszedłem na świat, później jako lekarz kolejowy w Strumieniu na Śląsku [Cieszyńskim]. Powodziło mu się dobrze,
tym bardziej, że oprócz bogatej praktyki piastował rentowną posadę lekarza w majątkach arcyksięcia Albrechta koło Cieszyna. Chodziłem do
gimnazjum niemieckiego w Bielsku. Później zaś, zgodnie z moimi ambicjami i planami ojca, ukończyłem w Wiedniu szkolę kadetów artylerii. W
1901 r. otrzymałem promocję na oficera i przydział do 1 pułku artylerii polowej w Krakowie na Wawelu. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z
grodem podwawelskim, z którym po kilku latach miałem się związać znacznie silniej". Studia wojskowe odbywał w Wyższej Szkole Wojennej w
Wiedniu (1905-1907), gdzie otrzymał nominację na porucznika i został przydzielony do korpusu oficerów Sztabu Generalnego. Służbę sztabową
odbywał początkowo w Zadarze (Zara) w Dalmacji i w Mostarze w Hercegowinie.

W czasie kryzysu aneksyjnego, 31 października 1908 r. został przeniesiony do Sztabu Generalnego w Wiedniu, z przydziałem do Biura
Kolejowego (Eisenbahnburo), które, jako Oddział IV Sztabu, obejmowało zagadnienia transportu i zaopatrzenia armii. Był to niewątpliwy awans
służbowy dla oficera, który w wieku 26 lat, po zaledwie kilkumiesięcznych praktykach sztabowych, obejmował ważne stanowisko w Sztabie
Generalnym, gdy przeniesienia następowały zwykle po kilkuletnim okresie służby. W Biurze Kolejowym odpowiadał za przygotowanie transportów
wojskowych w czasie mobilizacji XI korpusu we Lwowie, X korpusu w Przemyślu, I korpusu w Krakowie i II korpusu w Wiedniu na linii kolejowej
"3-1" z Czerniowiec, przez Lwów, Kraków, Wiedeń do Isonso. Biuro mieściło się w gmachu Ministerstwa Wojny przy placu Am Hof przy Sztabie
Generalnym, obok Biura Ewidencyjnego. Przydział nie był przypadkowy, jak słusznie przypuszczał Rybak, wiązał się z późniejszą służbą w
oddziale HK-Stelle w Krakowie. Ronge widocznie już w listopadzie 1907 r., przy przydzieleniu Rybaka do korpusu Sztabu Generalnego, wytypował

54 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

go do służby wywiadu Biura Ewidencyjnego.

Zbliżała się wiosna 1909 r. "Pewnego mroźnego poranka - wspominał Rybak - kiedy przez skute lodowymi arabeskami szyby ledwie widać
było zarysy Burgu, zjawił się przede mną nasz woźny i powiedział mi, że mam się natychmiast stawić w Biurze Ewidencyjnym [...j". Miał
zameldować się u Dzikowskiego. Celu wizyty oczywiście nie znał. W tym czasie Iszkowski był już po wstępnych rozmowach z Piłsudskim,
szykowano spotkanie w Wiedniu, zapadły pierwsze ważne decyzje o uściśleniu kontaktu z PPS Frakcją Rewolucyjną. Plany Rongego wchodziły w
fazę wykonania. Zamierzał częściowo wtajemniczyć w nie Rybaka, w zakresie kompetencji szefa ośrodka HK-Stelle w Krakowie. Rybak stawił się
zaraz w Biurze Ewidencyjnym, swoje kroki skierował do gabinetu Rongego. Przyjął go najpierw Dzikowski. Rozmowę prowadził po polsku,
wypytywał o sprawy osobiste. Obaj przeszli zaraz do gabinetu szefa Grupy Wywiadu. Ronge polecił Rybakowi objęcie kierownictwa oddziału
HK-Stelle w Krakowie z zadaniem rozbudowania placówki. Oprócz zwykłych zadań wywiadowczych miał poruczone również przejęcie w Krakowie
specjalnego kontaktu z socjalistycznymi grupami polskimi, działającymi na terenie Galicji i Królestwa Polskiego, przede wszystkim z
PPS. Polecenie to Rybak zrozumiał w ten sposób, że miał popierać działania wojskowe PPS skierowane przeciwko Rosji. Ronge pozostawił
Rybakowi zupełną swobodę w organizowaniu pracy. Bliższe instrukcje obiecał przekazać w późniejszym terminie. Po rozmowie, 20 lutego 1909 r.,
ukazał się w dzienniku szefa Sztabu Generalnego rozkaz o przydzieleniu Rybaka do oddziału Sztabu Generalnego przy dowództwie I korpusu w
Krakowie.

Przez kilka następnych tygodni Rybak przygotowywał się do objęcia stanowiska. Wzywany był jeszcze do Hordliczki i Redla, którym zdał relację z
rozmowy z Rongem. W arkana sztuki wywiadowczej wprowadzał Rybaka niestrudzony Dzikowski, ale właściwe przygotowanie fachowe miał
zdobyć na miejscu, pod okiem dotychczasowego szefa placówki krakowskiej, Hubischty. Na koniec spotkał się ponownie z Rongem. Szef wywiadu
Biura Ewidencyjnego tłumaczył Rybakowi, że celem nawiązania kontaktu z socjalistami polskimi było rozwinięcie wywiadu na terenie Królestwa
Polskiego, a na wypadek ewentualnej wojny zorganizowanie dywersji i sabotażu przeciwko Rosji. "Za moją pracę - wspominał - miałem być
osobiście odpowiedzialny, a na wypadek jakiegoś potknięcia się z mej strony działalność moja miała być oświetlona jako działalność zupełnie
prywatna, przez nikogo nie inspirowana. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystko, co miałem robić, należało utrzymywać w jak najściślejszej
tajemnicy. Cała ta akcja kontaktu z Polską Partią Socjalistyczną - jak mnie poinformował mój nowy szef - nosi nazwę 'Konfident S' i pod tym
szyfrem miałem w pewnych odstępach czasu porozumiewać się z centralą [w Wiedniu - R. Ś.]". Ronge zastrzegł też, aby na piśmie żadnych
raportów w sprawie organizowania działań PPS i innych grup socjalistycznych nie składać, za wyjątkiem technicznego, rocznego sprawozdania, w
którym każdorazowo miał Rybak informować o rozwoju operacji, którą tym razem określał jako "Akcja S" (" 'Akcja S' była kryptonimem omawianej
dywersji"). Na koniec zapowiedział, że w celu zainicjowania kontaktów z PPS zgłosi się do Rybaka w Krakowie "der Konfident S", którego
przybycie miał osobiście zaaranżować.

Podawane przez Rybaka kryptonimy kontaktu z PPS - "Konfident S" i "Akcja S" były nieprawdziwe. Obowiązywał zawsze jeden kryptonim operacji -
"Konfident 'R' ". Przeinaczenie Rybaka mogło być świadome i wynikało z okoliczności, w jakich przekazywał te informacje, o czym już była mowa
we wstępie. Możliwe jest również, że Rybak pomylił się. Dla niego Piłsudski i Sławek byli "Konfidentami S". Litera "S" oznaczała skrót wspólnego
pseudonimu do bezpośredniego kontaktu - "Stefan" (podobnie jak dla Iszkowskiego - "Roman").

Rybak 20 kwietnia 1909 r. objął stanowisko pierwszego oficera wywiadu przy dowództwie I korpusu w Krakowie jako szef oddziału HK-Stelle. W
sprawy ośrodka wprowadzał Rybaka przez kilka następnych miesięcy jego dotychczasowy kierownik, Hubischta, który jednocześnie odpowiadał
za agendy III oddziału, zajmującego się planami operacyjnymi dla I korpusu, aż do przeniesienia 1 listopada 1909 r. na stanowisko szefa sztabu
twierdzy Trydent w Tyrolu. Hubischta, według Rybaka, nie wywiązywał się "należycie ze swoich obowiązków" szefa ośrodka wywiadowczego w
Krakowie i "żadnych kontaktów z PPS nie utrzymywał". Opinia ta wydaje się uzasadniona, niezależnie od tego, że cieszył się przyjaźnią Rongego.
Jak wynika z korespondencji szefa Grupy Wywiadu, związanej ze sprawą Domaradzkiego, nie miał Hubischta odpowiedniego zacięcia i
predyspozycji do służby w wywiadzie. Chyba dlatego Ronge odsunął Hubischtę od pierwszego, technicznego kontaktu z przedstawicielem PPS 3
kwietnia 1909 r., delegując na to spotkanie szefa sztabu I korpusu, płk. Gabriela, w oczekiwaniu zmiany na stanowisku kierownika Głównego
Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie.

Rybak przystąpił najpierw do reorganizacji ośrodka i uzupełnienia jego etatów. Początkowo miał do dyspozycji dwóch oficerów. Drugim oficerem
wywiadu i zastępcą kierownika HK-Stelle był od 1905 r. kpt. Teofil Angerman. W 1911 r. obowiązki Angermana przejął kpt. Ludwik Morawski. Na
krótko w 1912 r. został przydzielony do ośrodka trzeci oficer wywiadu, por. Oswald Frank.

Ze straży granicznej został na krótko delegowany do służby w ośrodku mjr Stanisław Niklas (późniejszy generał Wojska Polskiego). Na wniosek
Rybaka dyrektor policji w Krakowie, doktor praw i radca rządu, Michał Stanisław Flatau, delegował do pracy w Głównym Ośrodku Wywiadowczym
komisarza Rudolfa Krupińskiego oraz dwóch inspektorów policyjnych: Bronisława Karcza i Józefa Mohra. Prokurator okręgowy w Krakowie,
Roman Doliński, wyznaczył do współpracy z Rybakiem swego zastępcę, wiceprokuratora Kazimierza Marawskiego. Z ramienia Sądu Krajowego
w Krakowie sprawami kontaktów z ośrodkiem wywiadu zajmował się sędzia Karol Gniewosz, jako sędzia śledczy w sprawach szpiegowskich.
Natomiast Komenda Żandarmerii w Galicji przydzieliła do pracy w Głównym Ośrodku Wywiadowczym komendanta komendy żandarmerii w
Krakowie, majora żandarmerii Eugeniusza Dąbrowieckiego, późniejszego generała Wojska Polskiego. Niklas został wkrótce zwolniony ze straży
granicznej, a na jego miejsce przyszedł kapitan rezerwy, Józef Poznański, jako eksponowany nadkomisarz

Skarbowej Straży Granicznej do spraw nadzoru finansów w dowództwie I korpusu i referent nadzoru finansami granicznymi, oddelegowany w 1907
r. przez Ministerstwo Wojny do służby wywiadu Biura Ewidencyjnego, w czasie wojny 1914-1918 r. drugi oficer wywiadu Nachrichtenstelle Krakau
i zastępca Ludwika Morawskiego, w latach 1926-1928 inspektor Kontroli Skarbowej w Białej. Przez niego przechodziły wszystkie finanse
krakowskiej HK-Stelle, w tym dotacje na działalność wojskową i wywiadowczą ruchu Piłsudskiego.

Przełożonym oddziału Sztabu Generalnego i zwierzchnikiem ośrodka wywiadu był szef sztabu I korpusu, płk Theodor Gabriel. Na jesieni 1909
r. zastąpił go płk Alfred Kochanowski-Korwinau, który utrzymał się na tym stanowisku do wiosny 1914 r. Kochanowski brał udział w pracach
oddziału HK-Stelle, nadzorując z ramienia Sztabu Generalnego poczynania Rybaka. Miał wgląd we wszystkie sprawy ośrodka, w tym w działania
w ramach operacji "Konfident 'R' ".

Rybak poznał także Vincenza Hauzvica, wówczas porucznika 22 pułku piechoty, przydzielonego do sztabu I korpusu w Krakowie (1909-1910).
Spotkał się z Hauzvicem ponownie w Lublinie w 1915 r., gdy ten został szefem osławionego Oddziału Informacyjnego c. i k. Wojskowego Generał-
Gubernatorstwa w Polsce.

Do swojej wyłącznej kompetencji Rybak zatrzymał wywiad zewnętrzny na Królestwo Polskie. Służbę kontrwywiadu powierzył Krupińskiemu. W
zakresie zadań wywiadu ofensywnego podporządkował sobie wszystkie posterunki graniczne żandarmerii, placówki straży granicznej i
ekspozytury policji na granicy z Kongresówką. Delegowani do współpracy z Rybakiem pracownicy tych placówek werbowali konfidentów do
płytkiego wywiadu, głównie ze środowiska przemytników. "Nie trzeba jednak być wybitnym strategiem lub politykiem - wspominał Rybak - by
zrozumieć, że te wszystkie półśrodki na wypadek groźby agresji czy nawet zaostrzenia stosunków politycznych nie były wystarczające i że, jeżeli
wywiad austriacki chciał osiągnąć jakieś rezultaty, należało udoskonalić metody informacyjne".

Zorganizowanie w Królestwie Polskim właściwej sieci konfidentów napotykało jednakże na trudności. Rybak nie mógł dotrzeć do innych grup
społecznych. Myślał o wysyłaniu własnych oficerów wywiadu na rozpoznanie nowych rosyjskich umocnień wojskowych, ale były to zadania zbyt

55 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

niebezpieczne dla osób z zewnątrz, działających w obcym terenie, bez oparcia na własnej agenturze. Sieć agenturalna oddziału HK-Stelle w
Krakowie obejmowała w 1909 r. dwudziestu konfidentów, o ograniczonych możliwościach operacyjnych i niewielkich rejonach działania. Wśród
nich było dziewięciu poddanych rosyjskich, dziesięciu obywateli austriackich i jedna osoba legitymująca się obywatelstwem niemieckim. Agentura
nie była zdatna do wejrzenia w głąb sił przeciwnika, a dostarczane przez konfidentów informacje ograniczały się do powierzchownego opisu
wybranych fragmentów rzeczywistości przyszłego pola walki.

Nadzieję na rozwinięcie agentury dawał tajemniczy kontakt "S". Rybak wiedział od Rongego, że propozycje PPS stwarzały pierwsze realne
podstawy do zorganizowania wywiadu na terenie Królestwa Polskiego i Ukrainy. Kontakt z PPS miał uzupełnić szczupłe dotychczas materiały
wywiadowcze z Rosji. Raporty dostarczane przez Grupę Wywiadu Rongego wskazywały, że wywiad na Rosji mógłby się oprzeć na organizacji
PPS. Rybak nie orientował się w stosunkach politycznych w Królestwie Polskim i przyjmował informacje Biura Ewidencyjnego jako pewnik. "Przy
czym, rzecz jasna - mówił później - musiało mieć Biuro Ewidencyjne dowody na to, że PPS pójdzie na współpracę z nami. Ta ostatnia strona
zagadnienia nie interesowała mnie. Miałem na tyle zaufanie do Rongego, że skoro wskazał mi PPS jako partię, która miała ze mną
współpracować, to widocznie orientował się, że wywiad nasz może na nią liczyć". Z niecierpliwością oczekiwał więc rozmowy telefonicznej,
zapowiadającej wizytę "Stefana".

Piłsudski przebywał jeszcze na kuracji w Abbazii. W jego imieniu wobec władz wojskowych Austro-Węgier występowali Jodko-Narkiewicz,
Malinowski i Sławek. W tym czasie Sławek działał już w ścisłym porozumieniu z Piłsudskim, był jego najbardziej zaufanym pomocnikiem. Kiedy
Piłsudski wyjeżdżał z Krakowa - opowiadał później Wasilewski o roli Sławka w ruchu niepodległościowym - "jemu właśnie zlecał różne funkcje
najbardziej poufne", stając się "niejako urzędowo mężem zaufania Piłsudskiego i wiernym wykonawcą jego zamiarów i planów". Stawał się
najważniejszą osobą w kontaktach wywiadowczych, wyznaczony przez Piłsudskiego do roboczych rozmów z Iszkowskim i Rybakiem. Na początku
1909 r. zajął się organizacją właściwej pracy wywiadowczej w oparciu o PPS. Wpisany był do ewidencji ośrodka lwowskiego, a następnie także
krakowskiego.

W maju 1909 r. Sławek udał się do Lwowa na dalsze rozmowy w sprawie określenia zadań PPS po okresie przygotowawczym w operacjach
wywiadowczych w Królestwie Polskim i w Rosji. Iszkowski miał zakomunikować, że ze względu na podział zadań nakazany przez Sztab Generalny
w Wiedniu, "ma sobie poruczone prace związane z terenem Ukrainy", zaś obszar Królestwa został przydzielony oddziałowi HK-Stelle w Krakowie,
gdzie przybył świeżo mianowany szef wywiadu, kpt. Józef Rybak, z którym pragnął skomunikować Sławka w zakresie spraw Kongresówki.
Kierownik Głównego Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie musiał działać w bliskiej łączności z Rongem który zapowiedział już telefonicznie
Rybakowi przybycie "Konfidenta S". Iszkowski przekazał Sławkowi instrukcję na pierwszy kontakt w Krakowie wraz z numerem telefonu do
Rybaka, i potwierdził hasło - "Stefan". Po wizycie Sławka uprzedził telefonicznie Rybaka, że zjawi się u niego "Stefan" i poprosi o rozmowę w
sprawie "Konfidenta 'R' ".

Sławek wrócił zaraz do Krakowa i po kilku dniach zatelefonował do szefa miejscowej HK-Stelle, podając się za "Stefana". Niebawem zjawił się w
mieszkaniu Rybaka (ul. Zielona 20). Przedstawił się jako "Stefan" i oświadczył, że przychodzi z ramienia "Konfidenta 'R' " w celu nawiązania
kontaktu operacyjnego z Rybakiem. Scharakteryzował działalność polityczną i bojową PPS jako zaplecza do wspólnych działań wywiadowczych
przeciwko Rosji Na koniec miał oświadczyć, że w czasie następnej wizyty przyniesie bibułę polityczną, gazety i inne materiały dotyczące życia
politycznego Królestwa Polskiego, aby - jak odnotował później Rybak - ułatwić mu zorientowanie się w nowych obowiązkach i zadaniach. "Przez
cały czas - wspominał Rybak - taktownie czekałem, aż mój gość zdekonspiruje się. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie zrobił tego. Nie wskazał mi
nawet adresu, pod którym można go będzie odnaleźć. Żegnając się ze mną zapowiedział, że za kilka dni znowu do mnie zajrzy. Postanowiłem
wobec tego zaczekać do następnej wizyty i wtedy zażądać dekonspiracji".

Na kolejne spotkanie z Rybakiem przyniósł Sławek ze sobą plik odezw partyjnych PPS z okazji święta 1 maja, kilka numerów "Robotnika" i
"Przedświtu". "Tak jak poprzednio ustaliłem - mówił później Rybak - postanowiłem od mego gościa zażądać podania mi nazwiska, imienia i
adresu". Tym razem Sławek wyjawił swoje nazwisko i adres krakowski (ul. Dunajewskiego 1), ale zaznaczył, że jest tylko pośrednikiem i osobą
wprowadzającą do właściwego kontaktu. Zakomunikował, że "nie jest upoważniony - relacjonował Rybak wypowiedź Sławka - do prowadzenia ze
mną wszechstronnych rozmów na tematy, które mnie interesują i że następnym razem albo przyjdzie z nim, albo zgłosi się do mnie inny informator
z kierownictwa partii". Sławek myślał o Piłsudskim, który szykował się do wyjazdu z Abbazii.

Dalsze rozmowy przerwało jednak tajemnicze aresztowanie Sławka w dniu 1 czerwca 1909 r. przez policję krakowską, pod zarzutem szpiegostwa
przeciwko Austro-Węgrom. Przyczyna zatrzymania była dziwna. Wiązała się z aresztowaniem 21 stycznia 1909 r. w Krakowie Jana
Knitscha, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji. W jego papierach znaleziono notatkę o Sławku. Policja i prokuratura krakowska oraz
miejscowy oddział HK-Stelle miały wiele czasu, aby wyjaśnić wątpliwości. Wszystko wskazywało na to, że Knitsch po prostu interesował się
Sławkiem. Aresztowanie nastąpiło dopiero po ogłoszeniu wyroku Sądu Krajowego w Krakowie, skazującego Knitscha na 3 miesiące ciężkiego
więzienia i wydalenie z kraju za działalność szpiegowską (22 V 1909). Rybak uważał później, że za aresztowaniem Sławka kryła się jakaś
prowokacja Ochrany, którą wiązał z działalnością Redla. Inaczej Sławek. Uważał, że mogła to być "sztuczka policji", albo "rzecz podszepnięta
przez jakieś czynniki polityczne", niechętne ruchowi niepodległościowemu; "wiem tylko - dodawał - że Rybak później nazwał ich durniami, kogo -
nie wiem".

Zarzuty wysunięte pod adresem Sławka były absurdalne, ale aresztowanie wywołało konsternację i zamieszanie w kierownictwie partyjnym.
Początkowo nie wiedziano nawet, kogo aresztowano. Ignacy Daszyński w pierwszym odruchu, kiedy chciał interweniować albo dowiedzieć się
czegoś bliżej u Jodki-Narkiewicza, gdy go nie zastał i pomyślał, że to on właśnie został aresztowany, napisał zaraz do Piłsudskiego. "Za kilka dni
wracam wraz z 'Agr[afką]' [Władysławem Dehnelem], który bawi tu [w Abbazii - R. Ś. ] od kilku dni - odpowiadał Piłsudski ok. 6 VI 1909 r. na adres
Malinowskiego we Lwowie - Piszę Ci w sprawie Witolda [Jodki-Narkiewicza]. Sądzę, że należy się udać do pana I[szkowskiego], osobliwie wobec
tego, co mi napisał Ignacy [Daszyński] o jego sprawie, a o czym prawdopodobnie i Ty wiesz. Otóż, ja na razie nie zdążę [interweniować] i jeśli tego
nie zrobiłeś, to zrób. Piszę, będąc pewnym, że list już niepotrzebny, ot, dla oczistki sowiesti, żeby coś w tym interesie zrobić. [...] Spis artykułów
ułożyłem, nie posyłam Ci go ze względu, że w ogóle pisać mi się nie chce o żadnych sprawach. Zraził mnie do pisania ten kawałek z Witoldem".
Nieporozumienie szybko wyjaśniło się, gdy Sławek przekazał za pośrednictwem Jodki-Narkiewicza prośbę o pomoc Iszkowskiego. "Jednego dnia
- mówił później Sławek - miałem widzenie się z panią Wandą Kiltynowiczową, w obecności sędziego śledczego. Powiedziałem jej, że bez
interwencji 'Romana' (taki pseudonim miał Iszkowski) trudno będzie sprawę wyjaśnić". "Rozumiałem - dodawał w innym miejscu - że ona powtórzy
to Jodce[-Narkiewiczowi], który skomunikuje się z Iszkowskim". Tak się też stało. Jodko-Narkiewicz o wszystkim "powiedział Iszkowskiemu i cała
sprawa była zlikwidowana" - uzupełniał Sławek.

Sprawa nabrała jednak niepotrzebnego rozgłosu, wywołała niepokój w oddziale HK-Stelle we Lwowie. Zastępca Iszkowskiego, płk Edmund
Krulisch meldował 6 czerwca 1909 r. do Biura Ewidencyjnego: "niepowołane osoby są częściowo zorientowane w kontaktach, utrzymywanych
przez wojsko z partią 'R', gdyż sztab w Krakowie nawiązał styczność z partią 'R' ".

Następnie Iszkowski i Rybak wystąpili 8 czerwca 1909 r. o interwencję Biura Ewidencyjnego. "S ł a w e k, c z ł o n e k 'R' [wszystkie podkreśl. w
oryginale - R. Ś.] i konfident Oddziału Sztabu Generalnego I korpusu w Krakowie - odnotowano w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego
raport szefa lwowskiej HK-Stelle - aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Prośba o spowodowanie w Min[isterstwie] Sprawiedliwości
bezwarunkowego zwolnienia Sławka, ponieważ aresztowanie nastąpiło omyłkowo". Podobne w treści pismo przesłał Rybak: "Sławek Jan Walery
aresztowany w Krakowie pod zarzutem szpiegostwa, przekazany Sądowi Krajowemu - zapisano w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego -

56 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Jest konfidentem [Głównego] Ośrodka Wywiadowczego Lwów". Biuro Ewidencyjne przekazało 12 czerwca 1909 r. do Lwowa i Krakowa instrukcję
powstrzymania dalszych dochodzeń przeciwko Sławkowi. Dwa dni później Rybak przekazał do prokuratury w Krakowie oficjalną opinię dowództwa
I korpusu w sprawie Sławka: "Materiały znalezione u Sławka odciążają go całkowicie od podejrzenia o szpiegostwo".

W rezultacie tych wszystkich zabiegów podjętych przez Iszkowskiego i Rybaka 15 czerwca 1909 r. Sławek został wypuszczony na wolną stopę, a
następnie Prezydium Namiestnictwa we Lwowie wydało Dyrekcji Policji w Krakowie polecenie zaniechania śledztwa i uwolnienia Sławka od
wszelkich zarzutów szpiegostwa. "Jakiegoś dziesiątego dnia po aresztowaniu - wspominał Sławek - wezwali mnie do kancelarii sędziego, gdzie
zastałem już mjr. Iszkowskiego i kpt. Rybaka. Oświadczono mi, że z winy policji zaszło wielkie nieporozumienie, przeproszono i po spisaniu
jakiegoś protokółu, potrzebnego proceduralnie do sądu, zwolniono, zwracając cały zabrany przy rewizji materiał. Zdarzenie to skłoniło mnie do
większej ostrożności na przyszłość i, doraźnie, do spalenia w piecu prawie wszystkich rzeczy, które mogły jakiekolwiek osoby wplątać". Ta
ostrożność wynikała z dalszych kłopotów Sławka z policją krakowską, za przyczyną Józefa Kowalika, szefa wydziału śledczego Ochrany
warszawskiej.

Kowalik przybył do Krakowa kilka dni po uwolnieniu Sławka. Zawiadomił miejscową Dyrekcję Policji, że władze rosyjskie zamierzają podjąć kroki o
jego ekstradycję, obwiniając go o morderstwo popełnione w Rzymie na Edmundzie Tarantowiczu. Sławek przedstawił jednak policji krakowskiej
alibi i śledztwo przeciwko niemu zostało 19 listopada 1909 r. umorzone.

Tarantowicz pojawił się w Krakowie na początku stycznia 1909 r. Zgłosił się do Komitetu Zagranicznego PPS (ul. Szlak 6). W obecności kilku osób
przyznał się do służby w Ochranie, wyrażając gorące pragnienie powrotu do organizacji i naprawy wszystkiego. "Motywem, dlaczego zszedłem z
drogi prawej - zeznawał - był nie strach o utratę życia, które mogłem stracić w akcjach bojowych, ale niemożliwość zniesienia tych mąk, którymi
mnie zmuszano do zdrady. Chęć wyrwania się z rąk Ochrany była u mnie od pierwszej chwili prawie, gdy znalazłem się pod strażą, ale już na
wolności".

Nie sposób osądzić, czy postępował szczerze. Pewne fakty mogły świadczyć o prawdziwości jego intencji. W Komitecie Zagranicznym i w
kierownictwie partii nie dano wiary wynurzeniom "Albina. Zarządzono zaraz doraźny sąd kapturowy. Kwestia zdrady nie podlegała dyskusji. Sąd
partyjny skazał zaocznie Tarantowicza na śmierć. Obwiniony nie miał możliwości obrony. Przyjęto wersję, nie mając zresztą na to żadnych
dowodów, że Tarantowicz przybył do Krakowa z polecenia Ochrany. Miał upozorować skruchę, zamierzając wrócić do pracy w partii, aby w
dalszym ciągu dostarczać Ochranie potrzebnych jej informacji. Wykonawcami wyroku byli Kazimierz Pużak, ps. "Siciński" i Henryk Minkiewicz, ps.
"Fiut".

Na miejsce egzekucji wybrano Rzym. Tarantowiczowi oświadczono, że ze względu na jego przeszłość w partii i pełną zaangażowania postawę w
okresie rewolucji 1905 r. zostanie uwolniony od odpowiedzialności za współpracę z Ochraną, ale drogę powrotu do organizacji będzie miał
zamkniętą. Przekonano go, aby dla własnego bezpieczeństwa wyjechał z Europy. W Genui miał wsiąść na statek do Ameryki. Tarantowicz warunki
przyjął, niczego nie podejrzewając. W drodze towarzyszyli mu Pużak i Minkiewicz. Przejazdem zatrzymali się wszyscy w niewielkim pensjonacie w
Rzymie. W wynajętym zawczasu pokoiku na poddaszu Tarantowicz został 14 lutego 1909 r. otruty i zasztyletowany. Zwłoki włożono do wielkiego
kufra, zabierając dokumenty i rzeczy osobiste Tarantowicza, aby zatrzeć ślady morderstwa. Mieszkanie zamknięto na klucz. Zbrodnia wydała się
dopiero po trzech tygodniach. Sprawa odbiła się szerokim echem w Europie. W czasopismach ilustrowanych publikowano fotografie "trupa w
koszu", które miały dopomóc w rozpoznaniu zwłok. Naszywki na ubraniu denata prowadziły trop śledztwa do Krakowa. Policja rzymska dość
szybko zidentyfikowała zamordowanego, obciążając podejrzeniami PPS. Nie powiódł się więc zamiar utrzymania morderstwa w tajemnicy.

Zastanawiać musi pochopność wniosków Komitetu Zagranicznego PPS i widoczny pośpiech w dążeniu kierownictwa partii w Krakowie do
pozbycia się Tarantowicza. Nie przesłuchano go i nie dano mu szansy obrony. Nie chciano dopuścić, aby Tarantowicz zaczął mówić. Być może
kluczem do całej sprawy była jego wiedza na temat planowanego napadu w Bezdanach. Normalnym postępowaniem w takich wypadkach było
ustalenie innych źródeł "przecieku" informacji oraz określenie zakresu zdrady w organizacji. Wyroki śmierci w sprawach, gdy wysoki
funkcjonariusz partii przyznawał się od razu do zdrady zapadały sporadycznie. Nasuwa się przypuszczenie o obecności w kierownictwie partii
wysoko postawionej osobistości, wchodzącej w nieformalne układy i powiązania albo współpracującej z Ochraną, wówczas lub w przeszłości,
która obawiała się denuncjacji, jak w przypadku Bakaja. Przy Bakaju można było zakładać prowokację, ale w przypadku Tarantowicza wszystko
przemawiało raczej za rzeczywistym odwróceniem się od Ochrany i chęcią wyjawienia ze względów ideowych całej zdobytej wiedzy o tej
współpracy. Nie można było mieć pewności, jakie tajemnice mógł poznać Tarantowicz i czy nie wykorzystałby ich w grze o życie. Osoby takiej
nigdy nie wykryto, co też nie przeczy jej istnieniu, a zostawia kolejny znak zapytania, rzucając swój cień na działania partii w Galicji.

Zamordowanie Tarantowicza niosło ze sobą negatywne skutki na przyszłość dla ruchu Piłsudskiego. Przez długi czas śmierć Tarantowicza
działała - paradoksalnie - na korzyść Ochrany. Przypadek "Albina", strach przed zemstą partii przy wykryciu zdrady, bez zważania na okoliczności
sprawy oraz dotychczasowe zasługi obwinionego, wiązał ręce przy współpracy z Ochraną tych, którzy chcieliby odkryć swoje karty, wydostając się
poza kordon rosyjski. Strach przed wyjawieniem prawdziwego oblicza kontaktów z Ochraną wprowadzał element szantażu do kontroli własnych
agentów, którzy przymuszeni do współpracy, zechcieliby odejść od wypełniania zadań, kiedy znajdowali się poza zasięgiem normalnych struktur
władzy za granicą. Przejęcie zadań z dziedziny kontrwywiadu politycznego przez organizację Piłsudskiego stało się koniecznością chwili, odkąd

57 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Ochrana skierowała swoją baczniejszą uwagę na środowiska rewolucyjne w Galicji, ale zabójstwo Tarantowicza zablokowało w znacznym stopniu
skuteczność tych wysiłków. Nić współpracy Piłsudskiego ze Sztabem Generalnym w Wiedniu była bardzo delikatna i każda interwencja
dyplomatyczna Rosji wprowadzała elementy dezinformacji i zamieszania przy ciągle chwiejnej polityce zagranicznej monarchii naddunajskiej.

Władze carskie interweniowały w sprawie polskiego ruchu rewolucyjnego w Galicji, dysponując mniej lub bardziej wiarygodnymi informacjami
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, korzystającego z ustaleń Ochrany na terenie Galicji. Za pośrednictwem rosyjskiej ambasady w Wiedniu
domagano się już od 1906 r. podjęcia przez władze austriackie energicznych kroków wobec rewolucjonistów, którzy podejmowali wrogą
działalność w Królestwie Polskim. Donoszono o tajnej szkole anarchistów, zorganizowanej w Krakowie przez PPS celem przygotowania
instruktorów do prowadzenia akcji terrorystycznych w Rosji, z programem nauczania zasad działania broni i władania nią, produkcji bomb i
materiałów wybuchowych, przygotowywania min, budowy barykad, zasad systemu sygnalizacyjnego armii austriackiej, niemieckiej i rosyjskiej,
sposobów niszczenia mostów, linii telegraficznych i dróg żelaznych itp. Informacje co do istoty szkolenia bojowego PPS Frakcji Rewolucyjnej
odpowiadały prawdzie, ale rozmijały się z faktami, które przytaczano na poparcie przesyłanych do Wiednia kolejnych not dyplomatycznych.
Ułatwiało to działania władz austriackich, odrzucających systematycznie zarzuty Rosji.

Wszystko wskazywało na to, że wojskowe i administracyjne władze austriackie starały się nie ingerować w prace organizacyjne PPS na terenie
Galicji, jeśli działalność ta kierowała się przeciwko Rosji, wypełniając w ten sposób warunki umowy z 10 marca 1909 r. Z drugiej strony miało
miejsce aresztowanie Sławka, o spowodowanie którego można było podejrzewać najwyższe czynniki wywiadu Austro-Węgier, które mogły to
uczynić dla utrzymania w szachu całej grupy Piłsudskiego. Sławka znał osobiście Ronge, Iszkowski i Rybak. Należał do ścisłego kręgu czterech
osób z kierownictwa PPS Frakcji Rewolucyjnej, wtajemniczonych w bezpośredni kontakt z Biurem Ewidencyjnym, które mogły liczyć na specjalną
"ochronę" władz wojskowych. Mimo wszystko więc należało mieć się na baczności, gra stawała się poważna dla obu stron. Nić współpracy była
jeszcze wątła, ale każde takie wydarzenie raczej przyspieszało niż opóźniało proces zbliżenia obu kontrahentów umowy wiedeńskiej.

Niedługo po powrocie z kuracji Piłsudski spotkał się z Rybakiem w jego prywatnym mieszkaniu. Rozmowę zaaranżował Sławek, który był już
na wolności. Piłsudski przedstawił się również jako "Stefan". "O ile 'Stefan nr 1' [tj. Walery Sławek - R. Ś.] był niezwykle ugrzeczniony - wspominał
Rybak pierwsze spotkanie z Piłsudskim - o tyle osobnik, któremu otworzyłem drzwi, okazał się jegomościem dość bezczelnym. Zawiesiwszy
czapkę na wieszaku, nie czekając na zaproszenie wszedł od razu do pokoju, tak, jakby znał rozkład mego mieszkania. Gdy usiadł przy stole,
mogłem mu się dopiero lepiej przyjrzeć. Mógł mieć lat około czterdziestu, włosy 'na jeża', jak Sławek, oczy przenikliwe, żywe; tyle tylko mogłem po
pobieżnej obserwacji powiedzieć o moim nowym znajomym. Ubrany był dziwacznie, tak zresztą jak i Sławek: kurtka jasnosiwa ze stojącym
kołnierzem, koszula wyłażąca z rękawów, spodnie czarne - wszystko to niczym nie przypominało przywódców PPSD w Krakowie, którzy, jak np.
[Ignacy] Daszyński czy [Zygmunt] Marek, ubierali się niezwykle elegancko".

Piłsudski miał zacząć od tego, że polecono mu współpracę z Rybakiem, powołując się na utrzymywane kontakty ze Sztabem Generalnym w
Wiedniu oraz sztabem XI korpusu we Lwowie. "Drugi 'S' " szeroko opowiadał o PPS, jej bojówkach, politycznych możliwościach działania w
Królestwie i swojej roli w partii. Początkowo nie chciał wyjawić swojego nazwiska. Rybak miał zapewnić, że nie zdekonspiruje Piłsudskiego i
wciągnięcie go do zwykłej kartoteki konfidentów nie nastąpi, ale w związku ze współpracą musiałby jednak wiedzieć, kim jest rozmówca. Nazwisko
Piłsudskiego musiało być uwidocznione w wewnętrznej ewidencji specjalnych kontaktów wywiadowczych. "Podobnie jak Sławka - relacjonował
później Rybak spotkanie z Piłsudskim - przycisnąłem go, ażeby się zdekonspirował i zapowiedziałem mu, że żadnej roboty z nim prowadzić nie
będę, jeśli tego nie uczyni [...]". Na koniec rozmowy "stanowisko moje - kontynuował Rybak - przyjął on z humorem, mniej ostrożnie, zwłaszcza
dlatego, że powiedziałem mu, iż nazwisko jego muszę wciągnąć do mej kartoteki. Nie uczynił on zadość mojemu żądaniu i pożegnał się [..,]".

Podczas drugiego spotkania Piłsudski w końcu przedstawił się. "W czasie rozmowy uspokoiłem Piłsudskiego - wspominał Rybak - że wciągnięcie
go do kartoteki nie nastąpi". Uzgodniono, że dla wewnętrznej ewidencji pozostanie "Stefanem" i będzie się komunikować z Rybakiem w sposób
umówiony ze Sławkiem.

Dla oznaczenia głównego kontaktu osobowego z organizacją "Konfident 'R' " zatrzymano ostatecznie pseudonim "Stefan". Można przyjąć, że w
centralnej ewidencji Grupy Wywiadu za tym pseudonimem krył się Piłsudski, jako najważniejsza osoba z PPS, z którą wchodzono w układy.
Pseudonim "Stefan" stał się też hasłem do kontaktu między przedstawicielami PPS a Rybakiem. Wszyscy: Piłsudski, Sławek i Rybak, telefonując
na przykład do siebie, przedstawiali się jako "Stefan". Indywidualny pseudonim "Stefan" zatrzymał Sławek, jako reprezentant Piłsudskiego przy
rozmowach o charakterze roboczym i technicznym z Rybakiem. W sprawach zasadniczych Piłsudski spotykał się osobiście z szefem HK-Stelle
Krakau. Meldunki wywiadowcze podpisywano takim samym pseudonimem - "Stefan".

W czasie kolejnych spotkań ustalono zasady współpracy z oddziałem HK-Stelle w Krakowie. Główną pieczę nad organizacją Piłsudskiego z
ramienia Biura Ewidencyjnego trzymał dalej ośrodek HK-Stelle we Lwowie, który miał wypracować ogólną koncepcję wykorzystania "Konfidenta
'R' " do działań wywiadu. Rybak miał na razie wykonywać zadania weryfikujące możliwości działania nowej agentury, tak w zakresie spraw
wywiadowczych, jak i politycznych. Orientował się, że Ronge przysłał mu Piłsudskiego, z którym utrzymywał stałą łączność. Rozmowy krakowskie
dalej więc toczyły się na temat PPS. "Było to dla mnie bardzo cenne - mówił później Rybak - gdyż jak najszybciej chciałem tę organizację poznać,
zorientować się w jej użyteczności i następnie opanować". Dla podtrzymania kontaktu przekazywał "Konfidentowi 'R' " zadania sprawdzające. "Od
czasu do czasu Piłsudski mówił mi - wspominał szef HK-Stelle w Krakowie - że ktoś jedzie czy też wraca z Kongresówki, czasem dostarczał mi
jakieś listy, w których były wskazówki o ruchach wojsk, informacje o tym, że ten czy ów garnizon wyjechał na ćwiczenia, tamten przeniósł się itp.
Było to o tyle ważne, że potwierdzało wiadomości, jakie oficjalnie od naszego attache w Petersburgu otrzymywaliśmy".

Rybak musiał przy tym zmienić dotychczasowe mieszkanie, które zdaniem Piłsudskiego nie nadawało się dla utrzymywania konspiracyjnych
kontaktów. Przeprowadził się na plac Na Groblach, pod nr 12, do domu Justyny Troczyńskiej-Lardemer, żony urzędnika Prokuratorii skarbu,
Adama Lardemera. Parter zajmował gen. Benda, komendant twierdzy Kraków (do 1913). Rybak mieszkał na piętrze, obok Lardemerów oraz
szefa sztabu twierdzy Kraków, mjr. Stanisława Hallera, późniejszego generała Wojska Polskiego. "Mieszkanie było na ogół spokojne - wspominał
- a na schodach nie spotykało się prawie nikogo. Podwórka, które w poprzednim miejscu zamieszkania tak bardzo mego gościa zdenerwowało -
nie było".

Niebawem na nowe miejsce przeprowadził się także Piłsudski. Maria Piłsudska wynajęła czteropokojowe mieszkanie w domu Józefa
Guzikowskiego przy ulicy Szlak nr 31 (1910-1912), które na wiosnę 1912 zamieniono na obszerniejszy lokal w kamienicy należącej do Ernestyny i
Federgruna Ozyaszów przy ulicy Szlak nr 25, I piętro, gdzie Piłsudski pozostał do wybuchu wojny w 1914 r.

Wyniki dotychczasowych kontaktów sztabowych z Austriakami, wskazujące na możliwości rozwoju organizacyjnego ruchu niepodległościowego w
Galicji i oparcia irredenty polskiej o politykę Austro-Węgier, przyspieszały ewolucję myśli politycznej i taktyki kierownictwa PPS Frakcji
Rewolucyjnej. Wyrazem tej radykalizacji dążeń politycznych grupy Piłsudskiego był XI (II) Zjazd partii, który odbył się w dniach 25-28 sierpnia 1909
r. w Wiedniu. Przywódcy PPS Frakcji Rewolucyjnej jednoznacznie i bez ogródek uznali perspektywę wojny Rosji z Austro-Węgrami za jedyny
warunek umożliwiający podjęcie czynnej walki o niepodległość. W tym stanowisku taktycznym krył się ukryty zamiar potęgowania konfliktów
austriacko-rosyjskich, wręcz "popychania" Austro-Węgier do wojny. Słaby i niewielki żywioł polski nie przedstawiał realnej siły w starciu dwóch
mocarstw, ale stanowił ważki czynnik, który mógł je stale poróżniać, pogłębiając istniejące sprzeczności. Konflikt stwarzał okazję do ujawnienia się
na arenie międzynarodowej dążeń polskich. Polacy mogliby wtedy przynajmniej uzyskać jakąś formę samodzielności prawno-państwowej dla
Królestwa Polskiego. Przy każdej ewentualności rozstrzygnięcia sprawy polskiej niezbędnym warunkiem jej zaistnienia było przygotowanie się do

58 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

"walki zbrojnej" i podjęcie we właściwym momencie "czynnej akcji" o urzeczywistnię dążeń narodowych. W przyjętej rezolucji w sprawie wniosków,
które wynikały z aktualnej sytuacji, za główne zadanie praktyczne partii została uznana akcja, "mająca na celu bezpośrednie, techniczne
przygotowanie ludu pracującego do walki zbrojnej". Działania te polegać miały: "1) na czynnościach Organizacji Bojowej, zmierzających ku
nadaniu partii naszej jak największej siły i sprawności bojowej: 2) na szerzeniu w masach ludowych wiedzy bojowo-wojskowej, na wyrabianiu w nich
przekonania o ważności walki zbrojnej oraz na zaznajomieniu ich z jej szczegółami".

Na zakończenie zjazdu Piłsudski postawił jeszcze jedną kwestię. Dopuszczał jawną formę życia partyjnego, która przede wszystkim miała
usprawiedliwiać istnienie organizacji strzeleckich w Galicji. "Teraz znów wracamy pod ziemię - ruch znów z podziemia wyjść nie jest w stanie" -
mówił 28 VIII 1909 r. na zakończenie obrad. - "I otóż w tych podziemiach znów nam grozi niebezpieczeństwo niemożności rozpatrzenia się po
świecie, utonięcia w małych interesach. Od czasu do czasu tylko na Zjeździe znów słyszymy o szerszej idei, o wielkiej przyszłości, która kraj nasz
czeka, ale codzienne życie nasze pochłaniają znów drobne sprawy, które człowieka ustawicznie zajmują. W podziemiach grozi nam znów
utonięcie w drobnych sprawach, w drobnych interesach, w drobnych bólach, w drobnych dziurach wiecznie łatanych i które nigdy załatanymi być
nie mogą. Znów nam grozi niebezpieczeństwo, że gdy przyjdzie wielki moment, znów nie potrafimy z niego skorzystać. [...] Towarzysze, życzę
wszystkim tu zebranym, byśmy się zebrali kiedyś na wielką uroczystość, na taniec krwawy, na wielki bal, byśmy zeszli się wszyscy na wielki
krwawy bój!".

Słowa te kierował Piłsudski zwłaszcza do przeciwników podejmowanych prac militarno-powstańczych, które miały w partii wielu oponentów.
Zjazd przyjął wprawdzie koncepcję tworzenia siły militarnej do wykorzystania jej u boku Austro-Węgier w wojnie przeciwko Rosji, ale nowy kierunek
militaryzacji polityki partii nie był akceptowany w organizacjach robotniczych na terenie zaboru rosyjskiego, których resztki, ocalałe po przegranej
rewolucji, trzymały się dawnych założeń ideowych i sprzeciwiały się wychodzeniu w realizacji celów programowych poza własny interes klasowy.
Do końca 1910 r. część kierownictwa PPS sprzeciwiała się zakładaniu organizacji Związku Walki Czynnej w Królestwie i na kresach oraz
wysyłaniu tam funkcjonariuszy partii w sprawach ZWC. Dopiero na początku 1911 r. Wydział ZWC uzyskał pełną swobodę działań praktycznych,
odrzucając kontrolę Wydziału Bojowego PPS.

Do tego sytuacja finansowa partii pogorszyła się znacznie. Na jesieni 1909 r. zaczynało brakować pieniędzy na utrzymanie Organizacji
Bojowej. Bez pieniędzy nie można było myśleć o rozwinięciu ruchu wojskowego w zaborze rosyjskim. Piłsudski postanowił przeprowadzić napad
na kasę powiatową w Mozyrzu. Pieniądze miały być przeznaczone na ZWC. Bezpośrednie przygotowania do przeprowadzenia akcji prowadził w
październiku 1909 r. w Kijowie, gdzie Szczerbińska wynajęła dom letniskowy na główną bazę bojowców. Niedostatki organizacyjne i techniczne, a
także spóźniona pora jesienna sprawiły, że Piłsudski musiał odstąpić od przeprowadzenia akcji. Latem 1910 r. Sławek, Prystor, Momentowicz i
Hellman poszukiwali w okolicach Dyneburga innego miejsca na dokonanie napadu, ale również bezskutecznie.

Piłsudski mógł osobiście zapoznać się ze stanem krajowej organizacji partyjnej, której Organizacja Bojowa nie była już w stanie prowadzić
szerszej działalności i wesprzeć swoimi siłami zamachowców w Mozyrzu. Zmuszony był ściągać bojówkę z Krakowa (m.in.: Sławek, Prystor,
Sosnkowski, Momentowicz, Minkiewicz). "Interes u nas się zaciąga - pisał w pierwszych dniach października 1909 r. do Dehnela, charakteryzując
ogólną sytuację organizacji partyjnej - wciąż rozpacz mnie bierze, że wszystko tak długo trwa; zaczynam się obawiać, czy zdążymy, bo przecież
zima za pasem. Kłopotów mam trochę w kraju wewnętrznych, ale jeszcze niezbyt silne, da się [organizację - R. Ś.] utrzymać". Po kilku dniach
wieści były jeszcze gorsze. "U mnie stare dzieje - donosił w kolejnym liście - nic a nic nowego, nic a nic pocieszającego. Za powoli, za wolno
wszystko się posuwa, można się wściec z nudów i niecierpliwości".

Niebawem powrócił do Krakowa, bez pieniędzy. Był to prawdopodobnie ostatni wyjazd konspiracyjny Piłsudskiego za kordon przed wybuchem
wojny w sierpniu 1914 r.. Grożący paraliżem organizacyjnym niedostatek funduszy stawiał jeszcze ostrzej kwestie dalszej współpracy "sztabowej"
z Austriakami. Na osiągnięcie wymiernych korzyści politycznych, które mogłyby wynikać z kontaktów z Biurem Ewidencyjnym, można było liczyć w
wypadku stworzenia w zaborze rosyjskim silnych struktur organizacyjnych o charakterze bojowo-wojskowym, dyspozycyjnych wobec nowych
zamierzeń.

Nasuwa się w końcu pytanie, czy Piłsudski i jego najbliżsi współpracownicy, którzy weszli w kontakt ze służbami Hauptkundschaftsstelle mieli
swoje karty ewidencyjne, jako współpracownicy wywiadu Austro-Węgier? Z pewnością tak! "Praktyka wykazała - notował Urbański von
Ostrymiecz - że należy ewidencjonować wszystkie osoby, które w jakiś sposób miały kontakt z wywiadem. W archiwum wywiadu należy prowadzić
kartotekę, uwzględniając w niej wszystkie ważne dane". Nikt nie mógł swobodnie funkcjonować w kontaktach wywiadowczych między Biurem
Ewidencyjnym a oddziałami terenowymi HK-Stelle, pozostając w bezpośredniej łączności z kierownictwem tych placówek, bez uwidocznienia tego
w wewnętrznej ewidencji.

Do zakresu wstępnych czynności formalnych szefa Grupy Wywiadu Biura Ewidencyjnego oraz kierowników ośrodków HK-Stelle przy
pierwszym kontakcie z werbowanym agentem należało włączenie go do ewidencji reprezentowanej placówki wywiadu. Klasyczna sieć
konfidencjonalna stanowiła proste przedłużenie funkcyjnego aparatu wywiadu. Wszyscy szefowie oddziałów wywiadu osobiście wciągali agentów
("osoby zaufane") i konfidentów do kartoteki osobowej oraz wypełniali specjalny arkusz ewidencyjny - Konfidentenbogen (druk wydawany na
podstawie instrukcji wywiadowczych Sztabu Generalnego). W urzędach wywiadu każdy konfident i "osoba zaufana" musieli być odnotowywani
ewidencji. Do kartoteki wpisywano nazwisko osoby ewidencjonowanej, numer akt przedmiotowych wywiadu (Kundschafts-Nummer- K. Nr.),
znajdujących się w danym urzędzie, krótki wyciąg z tych akt oraz opis osoby. Podstawowy arkusz ewidencyjny zawierał dane osobowe tajnego
współpracownika wywiadu, jego numer identyfikacyjny i pseudonim, adresy, sposoby komunikowania się, rodzaj używanego szyfru i tajnego
atramentu, obszar działalności itd., a także informacje o wykonywanych zadaniach. Przez taką rutynową procedurę musiał przejść Piłsudski i
wszyscy, którzy zostali przez niego wskazani do współpracy wywiadowczej, na etapie kontaktu wstępnego we Lwowie, kontaktu głównego w
Wiedniu i operacyjnych kontaktów we Lwowie i w Krakowie. Do rozwiązania pozostawała tylko kwestia znalezienia właściwej formuły zapisu
ewidencyjnego. Zakres aktywności klasycznej sieci konfidentów ustalały precyzyjne instrukcje służbowe, ustanawiające granice dozwolonej
działalności wywiadowczej, które podlegały ocenie prawnej. Procedura służbowa dla aparatu wywiadowczego Biura Ewidencyjnego przewidywała
tylko jedną, ogólną kategorię współpracowników - konfidentów. W ramach tej grupy należało wypracować formułę ewidencyjną dla wydzielonych
agentur, dla których nie było miejsca w tradycyjnym systemie organizacyjnym, bo działały one poza granicami prawa, a stawiane im zadania
wymagały wyjątkowych rozwiązań konspirujących planowane przedsięwzięcia.

Procedura ewidencyjna dotyczyła więc również kontaktów specjalnych. Ewidencję ich kamuflowano lub skrywano, ale zawsze dokonywano
odpowiednich zapisów w aktach operacyjnych, które umożliwiały identyfikację imienną takiej agentury. W tym wypadku inny był tylko sposób
gromadzenia danych i obiegu informacji dotyczących kwestii zaplecza osobowego takiej agentury. Tworzono dla niej drugi stopień ewidencji
kontaktów wywiadowczych, poza głównymi księgami ewidencyjnymi Evidenzbureau i oddziałów HK-Stelle. Tak właśnie postępował Rybak, który
uwidoczniony dla niego trzon organizacji i agentury "Konfident 'R' " wykazywał tylko w wewnętrznej ewidencji Głównego Ośrodka Wywiadowczego
w Krakowie. W urzędowych okresowych sprawozdaniach - Konfidentenverzeichnis, kierowanych do Biura Ewidencyjnego, nie wykazywał
współpracowników wywiadu o specjalnym znaczeniu. Ta kategoria agentury obejmowała również grupę wywiadowczo-sabotażową Piłsudskiego.
Jej trzon, stanowiący w zasadzie jednoosobowe kierownictwo Piłsudskiego, zaliczał się do kręgu najbardziej zaufanych tajnych współpracowników
wywiadu. Po reformie Biura Ewidencyjnego w 1900 r. zaczęto wyróżniać w sieci konfidentów odrębną kategorię kontaktów wywiadowczych -
"mężów zaufania" (Vertrauensleute). Dla tej grupy konfidencjonalnej, jak już wspomniano we wstępie, przyjęła się ostatecznie nazwa "zaufanych
ludzi" (Gewährsmänner) lub "osób zaufanych" (Vertrauensmänner). Należał do niej Piłsudski.

59 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Procedury ewidencyjne regulowała służbowa instrukcja wywiadu "J-29" (Dienstbuch J-29), która obowiązywała w tym zakresie do zakończenia
wojny w 1918 r. (zmiany dotyczyły tylko organizacji wywiadu). Wyróżniano dwie podstawowe kategorie tajnych współpracowników: 1.) "konfidentów
będących w służbie własnego wywiadu" i 2.) "osób zaufanych będących w służbie własnego wywiadu". Instrukcja przewidywała werbowanie "osób
zaufanych", wywodzących się z różnych grup społecznych. Głównym zadaniem tej kategorii współpracowników był "nadzór działań politycznych w
obrębie ich własnej sfery społecznej". Wywiad polityczny prowadzony za pośrednictwem "osób zaufanych" tworzył "szczególny system" powiązań
wywiadowczych i zależał "wyłącznie od wynalazczości i predyspozycji poszczególnych osób", które się nim zajmowały. Agentury polityczne
przybierały formy zależne od potrzeb operacyjnych i indywidualnych cech utrzymywanych kontaktów wywiadowczych.

Ochrana używała dla podobnej kategorii swoich współpracowników określenia agenta prowokatora, które tkwiło korzeniami w systemie państwa
policyjnego, dążącego do unicestwienia radykalnych grup sprzeciwu wobec systemu carskiego. Grupy te miały często oparcie za granicą.
Przez infiltrację tych środowisk pojawiała się możliwość penetracji wywiadowczej kraju wroga, w którym organizacje wywrotowe uzyskały
schronienie. Takie rozwiązanie nie wchodziło w rachubę w Austro-Węgrzech, gdzie ruch rewolucyjny PPS nie występował przeciwko władzy
państwowej, która też nie musiała go zwalczać. Powielono natomiast schemat wykorzystania konspiracyjnej organizacji rewolucyjnej dla własnych
potrzeb wywiadowczych - politycznych i wojskowych, ale bez jej celowej infiltracji i dążeń do ograniczenia wpływów. Inne były również motywacje
podejmowanej współpracy.

Podstawową ewidencję dla "Konfidenta 'R' " prowadził Ronge, który trzymał w swych rękach wszystkie nici operacji. Można przypuszczać, że
Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Sławek byli wciągnięci do rejestrów Biura Ewidencyjnego pod postacią trzonu agentury zbiorowej, na hasło
"Konfident 'R' ", z imiennym wykazaniem kontaktu w aktach operacyjnych i drugim ciągiem kartoteki ewidencyjnej operacji specjalnych. Tak właśnie
czynili Iszkowski i Rybak, którzy rejestrowali nazwiska współpracowników z organizacji "Konfident 'R' " poza zwykłą numeracją identyfikacyjną
agentury oddziałów HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie. Wszyscy prowadzili oddzielną dokumentację operacji.

Ronge zaczął w jednym miejscu gromadzić dokumenty sprawy od dnia 26 stycznia 1909 r., przy numerze akt 400 (K. u. k. Generalstab -
EvidenzBureau, K. Nr 400/1909). Do teczki pod tym numerem schował wcześniejsze dokumenty i odkładał wszystkie późniejsze papiery
"Konfidenta 'R' ". Jak już wspomniano, dokumenty te nie zachowały się, podobnie jak dokumentacja, którą prowadził Iszkowski. O części tych
dokumentów wiadomo z wpisów rejestracyjnych dziennika podawczego Biura Ewidencyjnego. Rybak rozpoczął ścisłą ewidencję własnej
dokumentacji działań "Konfidenta 'R' " od przejęcia po Iszkowskim kontaktu operacyjnego z Piłsudskim 17 grudnia 1912 r. Ta właśnie teka
dokumentów zachowała się, dając ogólne wyobrażenie o metodzie ewidencjonowania akt oraz prowadzenia operacji "Konfident 'R' ".

Karty ewidencyjne Piłsudskiego i innych osób zaangażowanych we współpracę wywiadowczą z Biurem Ewidencyjnym nie zachowały się. Z
bliskiego kręgu współpracowników Komendanta dochował się jedynie arkusz ewidencyjny Ignacego Boemera, ale z późniejszego okresu (VI
1915); w rubryce "Kontakt" charakterystyczny wpis: "Przez konfidenta 'Stefana' (Sławek)", wskazujący na Sławka, jako bezpośredni kontakt
osobowy, w odróżnieniu od "Stefana" - Piłsudskiego, jako głównego kontaktu osobowego w ramach operacji wywiadowczej "R". W kilku
cytowanych powyżej dokumentach pisano o Sławku jednoznacznie jako o konfidencie oddziałów HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie. Rybak
wprawdzie wspominał Piłsudskiego jako własnego konfidenta, ale zaprzeczał, aby wciągał go do kartoteki ewidencyjnej ośrodka krakowskiego.
Istnieje jednakże wzmiankowany już zapis z końca 1908 r. o "służbie wywiadowczej" Piłsudskiego "na rzecz Austrii". Iszkowski w raportach
okresowych dla Biura Ewidencyjnego przyporządkował operację "Konfident 'R' " do oddzielnej grupy konfidentów, tworzących wydzielone agentury
zbiorowe dla wykonywania zadań specjalnych. Wszystkich członków tych agentur Iszkowski określał jednoznacznie "konfidentami". Takich samych
określeń używał Rybak w dokumentach operacji "Konfident 'R' " ("konfidenci 'R' "). Terminy "konfident" i "służba wywiadowcza" miały rzeczywiste
odniesienia do działań Biura Ewidencyjnego, jak każdego innego wywiadu. Współczesny wywiad Austro-Węgier rozróżniał trzy podstawowe
kategorie swoich współpracowników: 1) stałych pracowników, jako kadrowych oficerów Oddziału Sztabu Generalnego, 2) współpracowników
cywilnych oraz wojskowych (policja, sądy, urzędy kontroli skarbowej i granicznej, żandarmeria itd.) i 3) konfidentów. Każdy kontakt
operacyjny podporządkowany był tej jednej z trzech kategorii współpracowników.

Ronge musiał mieć przynajmniej ogólną wiedzę na temat zaplecza kadrowego projektowanej agentury. Biuro Ewidencyjne, jak każdy współczesny
wywiad, opierało się w działalności wywiadowczej na osobowych źródłach informacji. Do kanonów służby wywiadowczej należało określenie
możliwości operacyjnych agentury. Niezbędnym warunkiem podjęcia kontaktu było przy tym dokładne rozpoznanie składu osobowego, przy jego
szczegółowej charakterystyce personalnej oraz ewidencji danych.

Nie da się już dzisiaj określić ściśle składu osobowego agentury "Konfident 'R' ". Można wszakże oddać jej przybliżoną charakterystykę oraz
podać jej ogólne rozmiary. Organizacja Piłsudskiego składała się z niewielkiej ilości ludzi. Tworzyło ją pięć kręgów: 1.) w pełni świadome kontaktów
wywiadowczych kierownictwo, wykorzystujące na potrzeby podjętej operacji "R" struktury i zaplecze Organizacji Bojowej PPS, a następnie Związku
Walki Czynnej oraz Związku Strzeleckiego i Strzelca; 2.) funkcjonariusze oddziałów terenowych tych organizacji, wykorzystujący podległe sobie
zorganizowane grupy miejscowe PPS i ZWC; 3.) szerokie rzesze członków PPS oraz ZWC i Związków Strzeleckich, jako potencjalna siła
organizacyjna i głębokie zaplecze ruchu niepodległościowego; wreszcie 4.) tzw. "mężowie zaufania". Wszyscy oprócz kierownictwa organizacji
"R" przebywali na terenie Rosji, głównie w Królestwie Polskim. Najliczniejsza była grupa PPS Frakcji Rewolucyjnej w Królestwie Polskim, która
latem 1909 r. nie przekraczała 2 000 członków (Warszawa - 500, Warszawa Podmiejska - 300, Łódź - 200, Zagłębie Dąbrowskie - 500,
Częstochowa - 150, Lublin 70, Siedlce - 15, Kielce - 50, pozostałe okręgi - około 100). Ostatni, piąty krąg - wspomagający pozostałe grupy -
tworzyły organizacje polityczne i paramilitarne na terenie Galicji, w oparciu o które Piłsudski podejmował działania przeciw Rosji z terenu Austro-
Węgier. Na każdym szczeblu wtajemniczenia obowiązywała pełna tajemnica utrzymywanego kontaktu.

Właściwa organizacja wywiadowczo-dywersyjna "R" nakładała się na tworzone od końca 1908 r. nowe struktury bojowe PPS i konspiracji
wojskowej ZWC. Grupy te Piłsudski przedstawiał później Rybakowi jako części składowe agentury "R", która tworzyła nad nimi swego rodzaju
funkcyjną nadbudowę, połączoną z agendami Biura Ewidencyjnego. Siły i środki, jakimi dysponował ZWC w pierwszych latach istnienia były
bardzo skromne. W czerwcu 1909 r. związek liczył zaledwie 147 członków, skupionych w organizacjach we Lwowie (78 zwykłych członków, 27
wykładowców i kierowników poszczególnych części organizacji), Krakowie (36) i Borysławiu (6). Kierownictwo techniczne spoczywało w rękach
działaczy PPS. Latem 1909 r. 25 członkom ZWC, którzy wyjeżdżali na wakacje do zaboru rosyjskiego "poruczono przeprowadzenie pewnych
wywiadów sztabowych". Inspekcji prowadzonych prac wywiadowczych dokonał Kazimierz Sosnkowski. Wyniki prac wywiadowczych opracowano w
formie raportów. Raporty te, jak można przypuszczać, zestawił potem Piłsudski w ogólne sprawozdanie, które przekazał do wiadomości
Iszkowskiego lub Rybaka. Według stanu osobowego na dzień 1 kwietnia 1910 r. ZWC skupiał 219 członków. Powstawały pierwsze oddziały
związku na zachodzie Europy. ZWC utrzymywał się w zasadzie ze środków, które były przydzielane z budżetu Wydziału Bojowego PPS
Frakcji Rewolucyjnej. Składki oddziałów ZWC w Galicji oraz Wydziału Bojowego w zaborze rosyjskim tylko w niewielkim stopniu pokrywały
potrzeby. Dla przykładu wydatki miesięczne największej, lwowskiej organizacji ZWC wynosiły na wiosnę 1910 r. zaledwie 150 koron, mniej więcej
tyle, ile dawały składki członkowskie oddziału w tym czasie *[Wydział Bojowy PPS wydawał w tym czasie 3600 rubli miesięcznie (około 9180
koron). Większość pieniędzy pochłaniały wydatki na szkolenie i utrzymanie organizacji w Galicji. Funduszami PPS dysponował w zasadzie przez
cały czas Józef Piłsudski. Jego decydujący wpływ na finanse partyjne umocnił się po akcji pod Bezdanami, która według oficjalnego komunikatu,
ogłoszonego dopiero w 1911 r. ("Robotnik", 27 XI 1911, nr 252), przyniosła zdobycz 200 812 rubli i 61 kopiejek (około 512 072 koron). Kwota ta
mogła wystarczyć na kilkuletnie utrzymanie organizacji PPS. Wszystko wskazuje na to, że pokrywano z niej wydatki nieoficjalne, o których
decydował wyłącznie Piłsudski. Warto odnotować jego wypowiedź w tej kwestii w toku dyskusji nad planem akcji: "W gorącej wymianie zdań
podkreślił [Józef Piłsudski], że baza pieniężna i wiodące do niej drogi są i pozostaną jak najściślej zakonspirowane nie tylko przed bojowcami
niższych stopni, lecz także i przed członkami Wydziału Bojowego. Tak postanowił i postanowienia nie zmienił". Pensja Piłsudskiego, jako członka

60 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

CKR PPS, wynosiła w 1910 r. 250 (maj) - 300 (czerwiec) koron. Oprócz tego otrzymywał zwrot kosztów podróży (wyjazdy do Lwowa w
maju-czerwcu 1910 r. - 200 koron). W tym czasie pensja funkcjonariusza Wydziału Bojowego PPS wynosiła 130 koron (Mieczysław Dąbkowski),
a koszty miesięcznego utrzymania oraz podróży emisariusza WB w zaborze rosyjskim mieściły się w kwocie 200 (Henryk Minkiewicz) - 300
(Mieczysław Trojanowski) koron.].

Formułę organizacyjną "Konfidenta 'R' " w ramach konspiracji bojowo-wojskowej wypracowano w ciągu 1909 i 1910 r. Początkowo opierano się o
istniejące jeszcze skupiska Organizacji Bojowej PPS. W myśl uchwał I Rady Partyjnej PPS z 2-3 grudnia 1909 r. utworzono w Galicji "okręg
bojowy" z emigrantów z Rosji, który w 1910 r. liczył 36 bojowców. Drugi "okręg bojowy" obejmował teren zaboru rosyjskiego. "Każda z grup i każdy
z członków pojedynczych zakordonowego okręgu bojowego jest jednocześnie częścią ogólnej organizacji bojowej partyjnej, wchodzącą w skład
odnośnej sekcji lub porozumiewającą się wprost z W[ydziałem] Z[agranicznym PPS]".

Był to wstęp do zastąpienia dawnych struktur bojowych nową organizacją Związku Walki Czynnej. Na terenie zaboru rosyjskiego nie tworzono
początkowo oddziałów ZWC, ale luźne grupy wojskowe, które podlegały Wydziałowi Bojowemu PPS. Liczyły one w 1910 r. 30 członków.
Konspiracja wojskowa ZWC stanowiła docelową formułę organizacyjną, o którą opierała się agentura "R". Oddziały ZWC zastępowały stopniowo
dawne grupy bojowe PPS.

Ścisła organizacja "R" liczyła prawdopodobnie kilkanaście osób, które były odnotowane w głównej kartotece Grupy Wywiadu (poza właściwymi
księgami ewidencyjnymi), bądź też w wewnętrznej ewidencji oddziałów HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie, którą dysponowali wyłącznie szefowie
tych ośrodków, na podstawie dyspozycji Rongego, reprezentującego Biuro Ewidencyjne. Osoby te stanowiły trzon agentury. Jej ścisłe
kierownictwo: Piłsudski, Jodko-Narkiewicz i Sławek współpracę wywiadowczą podejmowało świadomie, znając wszystkie jej realia, w tym
kryptonim operacji ("Konfident 'R' ") oraz kody ("Roman", "Stefan"), za pomocą których porozumiewano się z oficerami funkcyjnymi wywiadu Biura
Ewidencyjnego. Tylko te trzy osoby miały bezpośredni, operacyjny kontakt z centralą wywiadu w Wiedniu oraz jej oddziałami we Lwowie i w
Krakowie. Pozostałe kilkanaście osób funkcjonowało w strukturach PPS i ZWC, mogło nawet nie zdawać sobie sprawy z rzeczywistych powiązań
kierownictwa ruchu (Piłsudski) z wywiadem Austro-Węgier. Osoby te otrzymywały instrukcje dla swej działalności wywiadowczej lub dywersyjnej
osobiście od Piłsudskiego albo, w jego zastępstwie, od Jodki-Narkiewicza lub Sławka; meldunki ze swych prac składały wyłącznie Piłsudskiemu,
który skupiał w sobie kancelarię biura wywiadu PPS i ZWC. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że te funkcyjne osoby nie
znały rzeczywistego adresata wyników prowadzonego rozpoznania wywiadowczego oraz dywersji na terenie Rosji, przyjmując, że podjęte
działania służą polskim interesom, które reprezentowały organizacje PPS i ZWC. Inna sprawa, że osoby te były wciągane do wewnętrznej
ewidencji kontaktów wywiadowczych, co wskazywałoby na ich świadomy charakter. Wytłumaczeniem sposobu ewidencjonowania tych osób może
być relacja Rybaka. Szef oddziału HK-Stelle miał kontaktować się wyłącznie z trzema kierowniczymi osobami w organizacji "Konfident 'R' " -
Piłsudskim, Jodko-Narkiewiczem i Sławkiem. Członków agentury nie znał osobiście. "Wywiad w Królestwie opierał się wyłącznie na siłach PPS -
wspominał później. - Był to wywiad polityczny. Organizacji jego nie znam, gdyż korzystałem bardzo z jego rezultatów, donoszonych mi osobiście i
bezpośrednio (...) przez Piłsudskiego i Sławka. Był to własny wywiad Piłsudskiego, który on, jako mój 'konfident S[tefan]', oddał mi do dyspozycji i z
którego ja korzystałem. W identyczny sposób przedstawiała się sytuacja na terenie Lwowa i XI korpusu we Lwowie". Z grona osób delegowanych
do współpracy wywiadowczej Rybak miał poznać tylko Aleksandra Prystora. Spośród wymienianych mu członków grupy - uzupełniał swoją
wypowiedź - "jako konfidenta poznałem osobiście [Aleksandra] Prystora, którego przyprowadził mi w tym charakterze Piłsudski. Pozostałe osoby
poznałem w innych, obojętnych okolicznościach, lecz od Piłsudskiego, Sławka i Prystora miałem dokładne informacje o ich działalności
politycznej i użyteczności w zakresie mego zadania, zleconego mi przez Rongego".

W rocznym zestawieniu sieci konfidentów HK-Stelle w Krakowie za 1913 r. Rybak "wykazał" 15 członków organizacji "Konfident 'R' ", bez
wymieniania ich danych personalnych (puste rubryki wykazu, z bieżącym numerem sprawozdania). Można przyjąć, że pierwsze 3 sprawozdawcze
pozycje dla tej kategorii tajnych współpracowników obejmowały nazwiska Piłsudskiego, Sławka oraz Jodki-Narkiewicza. Pozostałe 12 pozycji
odnosiło się do zewnętrznej agentury "R" w Królestwie Polskim i innych terytoriach Rosji; w danym momencie sprawozdawczym za tymi pustymi
rubrykami wykazu mogły kryć się konkretne osoby, ale klucz do ich danych personalnych mógł kryć się w schemacie funkcyjno-organizacyjnym
PPS i ZWC, wykorzystywanym na potrzeby podjętej operacji wywiadowczej. Jako osoby funkcyjne w PPS i ZWC korzystały z podległego sobie
zaplecza kadrowego i organizacyjnego reprezentowanych ugrupowań. Członkowie tych ugrupowań zupełnie nie zdawali sobie sprawy z
rzeczywistego charakteru podejmowanych przez nich działań. Ten potencjalny krąg szerokich rzesz członków PPS i ZWC obejmował kilka tysięcy
osób, które z pobudek ideowych mogły wspomagać działania kierownictwa ruchu niepodległościowego przeciw Rosji, głównie w Królestwie
Polskim, nie zdając sobie zupełnie sprawy z istnienia organizacji "Konfident 'R' ".

W latach 1909-1910 najważniejszy był czwarty krąg wtajemniczenia, obejmujący kategorię tzw. "mężów zaufania" PPS, którzy wywodzili się
jeszcze z PPS. W początkowej fazie kontaktów była to właściwa sieć agenturalna, najgłębiej zakonspirowana, którą tworzyły osoby stale
mieszkające na terenie Rosji. "Mężowie zaufania" świadczyli różne usługi na rzecz organizacji Piłsudskiego, od zbierania wszelkiego typu
informacji, politycznych i wojskowych, przez konspirowanie różnych działań podejmowanych przez członków grupy, do organizacji sabotażu i
dywersji na terenie Rosji. Ich łącznikami z kierownictwem ruchu byli eksponowani działacze PPS i ZWC, desygnowani przez Piłsudskiego,
najpewniej wywodzący się spośród wspomnianego wyżej kręgu 12 funkcjonariuszy ZWC.

Ewidencję "mężów zaufania" prowadził osobiście Piłsudski przy archiwum Wydziału Bojowego PPS-Frakcji Rewolucyjnej w Krakowie (ul. Szlak 6).
Jego kartoteka zachowała się do dzisiaj w postaci zaszyfrowanych kart osobowych. Karty ewidencyjne zawierają zakodowane informacje o
danych personalnych, sposobach kontaktu, możliwościach działania. Każdy "mąż zaufania" miał swój kryptonim ewidencyjny, podobny do
stosowanego w oddziałach HK-Stelle dla oznaczenia i odróżnienia własnych sieci konfidencjonalnych. Kryptonim ewidencyjny składał się z
kolejnego numeru porządkowego (cyfra arabska) oraz oznaczenia organizacji terytorialnej (cyfra rzymska). Drugi człon kryptonimu odpowiadał
przyjętej klasyfikacji terytorialnej, według następującego klucza: I. Warszawa i powiat warszawski; II. Gubernie kaliska i warszawska (bez powiatu
warszawskiego); III. Gubernie płocka, łomżyńska i suwalska; IV. Gubernia lubelska; V. Gubernie kielecka, radomska i siedlecka; VI. Gubernia
piotrkowska; VII. Rosja (gubernie zachodnie); VIII. Zagranica (Austria, Niemcy, Szwajcaria, Francja, Wielka Brytania, Belgia). Kartoteka powstała
od grudnia 1908 do lipca 1909 r. Zawiera informacje o 186 "mężach zaufania" (zgodnie z numeracją ewidencyjną od 1 do 186), którzy byli
sympatykami PPS i mogli w razie potrzeby oddawać różne usługi w terenie (prowadzenie działalności wywiadowczej, udzielanie schronienia
oraz pomocy lekarskiej w warunkach konspiracyjnych, ułatwianie nielegalnego przejścia przez granicę itd.). Rekrutowali się z różnych grup
społecznych, byli wśród nich robotnicy, chłopi, urzędnicy, adwokaci, lekarze, literaci, kolejarze, chłopi, nauczyciele, pośrednicy w zakupie broni i
przemytnicy.

Zebrane informacje zostały prawdopodobnie wykorzystane przez Piłsudskiego już w związku z rozmowami w Biurze Ewidencyjnym w Wiedniu 10
marca 1909 r. Właśnie na podstawie tych informacji, które wykazywały i charakteryzowały zaplecze kadrowe przewidywanej organizacji
wywiadowczej, mógł Ronge podjąć decyzję o nawiązaniu i rozbudowie kontaktu z organizacją Piłsudskiego. Przekazany przez Piłsudskiego wykaz
"mężów zaufania" stał się podstawą ewidencji agentury "Konfident 'R' ".

Wiadomo, że Rybak dysponował w sierpniu 1914 r. takim wykazem "mężów zaufania" (przynajmniej z terenów guberni: kieleckiej,
radomskiej, lubelskiej i siedleckiej). Z całą pewnością można stwierdzić, że ta kategoria współpracowników albo członków organizacji "R" istniała
w okresie od 1909 do 1914 r. Na podstawie faktu swobodnego dysponowania tymi osobami przez funkcyjnego oficera wywiadu Austro-Węgier
(część posiadanych spisów "mężów zaufania", wraz z ich adresami, przekazał w ręce innego funkcyjnego oficera wywiadu) można wnioskować o
świadomej służbie tych osób na rzecz wywiadu Austro-Węgier. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której przedstawiciel Sztabu

61 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_2.htm

Generalnego w Wiedniu kontaktuje się z takim "mężem zaufania" i angażuje go do prac wywiadowczo-dywersyjnych jako osobę niezorientowaną
w charakterze dotychczasowych kontaktów za pośrednictwem organizacji podległej Piłsudskiemu.

Oddzielną strukturę zadaniową "Konfidenta 'R' " tworzyła grupa kontrwywiadu, którą kierował Sławek w Krakowie (pod nadzorem Piłsudskiego
Wewnętrzny kontrwywiad "R" nie stanowił odrębnej jednostki organizacyjnej, nawiązywał do wcześniejszych działań Organizacji Bojowej w
dziedzinie "samoobrony" przed prowokacjami Ochrany. Sprawami defensywy zajmowano się dorywczo. Pierwsze kontakty w dziedzinie
współpracy kontrwywiadowczej zainicjowały rozmowy Jodki-Narkiewicza z Iszkowskim zaraz po konferencji w Wiedniu. Powołana komórka
kontrwywiadu podporządkowana była formalnie Wydziałowi Bojowemu PPS Frakcji Rewolucyjnej. Wszystkie informacje gromadził początkowo
Piłsudski, a później Sławek. Zebrane materiały oddawał do archiwum Wydziału Bojowego PPS Frakcji Rewolucyjne w Krakowie. Archiwum
prowadził cały czas Piłsudski, odpowiedzialny z całość prac WB. Pod koniec 1909 r. założył kartotekę osobową do prowadzonych spraw
szpiegowskich. W tym samym miejscu przechowywano dokumentację wywiadowczą sieci "R". Organizacją kontrwywiadu we Lwowie zawiadywał
Jodko-Narkiewicz i Mieczysław Piątkowski, ps. "Mak". Z Paryża informacje o rosyjskiej agenturze w Austro-Węgrzech dostarczał
Władysław Dehnel (1909-1910). Przy zwalczaniu szpiegostwa rosyjskiego w Galicji nawiązano ścisłą łączność z oddziałami HK-Stelle we Lwowie
i Krakowie. Wymieniano się informacjami o osobach z kręgów socjalistycznych podejrzewanych o szpiegostwo. Piłsudski otrzymywał do
dyspozycji organizacji fotografie policyjne aresztowanych szpiegów.

Jeszcze w lipcu 1909 r., dzięki informacjom, które dostarczył Piłsudski, aresztowano w Krakowie przynajmniej trzech szpiegów, prowokatorów
Ochrany. Pierwszym był Czesław Dekiert, który został wydelegowany przez Aristowa do obserwacji PPS Frakcji Rewolucyjnej w Krakowie. Według
informacji zebranych przez Piłsudskiego używał w Ochranie pseudonimu "Tadeusz Relski" (otrzymywał co tydzień 50 rubli). Po nim zatrzymano
Mariana Kozłowskiego, znanego w Ochranie pod pseudonimem "Krakowiaka". Kozłowski - jak ustalił Piłsudski - "specjalizował się w
przekazywaniu wiadomości o mieszkających w Krakowie emigrantach polskich, tak z PPS jak i z NZR" (otrzymywał co miesiąc 120 rubli).
Współpracował z Zofią Korecką, która "specjalnie dla niego przyjeżdżała na spotkania do Krakowa". Ostatni z aresztowanych, Stanisław Dyrcz-
Janicki, członek organizacji PPS Frakcji Rewolucyjnej w Krakowie, uchodził za niezwykle przebiegłego "szpiega-profesjonalistę", który zdobył
sobie złą sławę nawet u Rongego. Rybak przypisywał sobie złapanie Dyrcza-Janickiego, chociaż sam przyznawał, że został mu "podany przez
Piłsudskiego" jako prowokator Ochrany. "Ten pierwszy widomy, nie podlegający dyskusji dowód mojej działalności - wspominał - wywołał wielkie
wrażenie".

Ryszard Świętek "Lodowa ściana" - część 3

Darmowy Hosting CBA.PL

62 z 62 2016-11-18 12:11
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

RYSZARD ŚWIĘTEK

LODOWA ŚCIANA
SEKRETY POLITYKI JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
1904-1918

Rozdział IV

Konspiracja w konspiracji

Bić się i zwyciężać można w najtrudniejszych warunkach, wyjść udaje się nieraz z najcięższego położenia, lecz dlatego trzeba namiętnie
tego pożądać i jasno patrzeć choćby w najczarniejszą prawdę, nie upiększając jej żadną fikcją i fantazją.

Józef Piłsudski

Tworzenie podstaw nowoczesnego wywiadu Austro-Węgier przeciwko Rosji

Kryzys aneksyjny pozostał właściwie nierozstrzygnięty. Serbia stawała się zapalnikiem, który groził wybuchem otwartego konfliktu, ogniskując
na Bałkanach napięcia polityczne między mocarstwami. Sceptycznie oceniał sytuację gen. Conrad von Hötzendorf. Jeżeli Austro-Węgry
zamierzały zatrzymać okupowane tereny Bośni i Hercegowiny, to wojna z Serbią, a tym samym i z Rosją, była rzeczą nieuniknioną. W latach
1908/1909 ani Serbia, ani Rosja nie były do niej przygotowane. Rosja odczuwała jeszcze skutki wojny japońskiej oraz rewolucji, której echa
jeszcze nie przebrzmiały, Serbia zaś nie liczyła się militarnie. Dlatego Rosja usiłowała w 1909 r. odwieść Austro-Węgry od bardziej energicznych
kroków wobec Serbii. Na dworze cesarskim w Wiedniu sądzono, że armia austro-węgierska była przygotowana do wojny, jednak nie
zdecydowano się na radykalne rozwiązanie sprawy serbskiej. Tym samym zwiększyło się ryzyko przyszłej wojny z Rosją, bowiem jej polityka
wobec Niemiec i Austro-Węgier przybierała coraz ostrzejsze formy. "Naturalny antagonizm Rosji wobec monarchii - pisał 21 lutego 1910 r.
do cesarza w memorandum o ogólnej sytuacji wojskowo-politycznej Austro-Węgier w 1909 r. - polega na dwóch istotnych sprawach: Po pierwsze,
jest to pozycja, którą zajmuje Rosja jako mocarstwo słowiańskie i w tym charakterze czuje się powołana do wspierania rozprzestrzeniania się
słowiańskości, a w związku z tym do zwalczania niemieckości, popadając w konflikty z monarchią, utworzoną na bazie niemieckiej i związaną z
Niemcami. Po drugie, Rosja zmierza do cieśnin morskich, a z tego wynika usadowienie się we wschodniej części Półwyspu Bałkańskiego,
wszystko po to, aby być także morskim mocarstwem na Morzu Śródziemnym. Obydwa te momenty istnieją, a znaczenie ich jest ogromne [dla
bezpieczeństwa Austro-Węgier - R. Ś]. Monarchia zdoła im się tylko wówczas przeciwstawić, jeżeli pod każdym względem rozgraniczy interesy
Słowian zachodnich i południowych od interesów Słowian wschodnich (Rosjan), umożliwiając tym pierwszym rozwój narodowy w ramach
monarchii". Cesarz przyjął memorandum, nadając polityce austriackiej bardziej zdecydowane stanowisko wobec dążeń rosyjskich.

Polityczne zwycięstwo nad Serbią i Rosją na wiosnę 1909 r. oznaczało więc początek nowych komplikacji dla polityki austriackiej. Mówiły o
tym dyplomatyczne manewry i pospieszne zbrojenia. Rosja rozpoczęła konkretne przygotowania do wojny. "Na podstawie dotychczasowych
informacji liczyliśmy - oceniał sytuację gen. Conrad von Hötzendorf w rozmowie ze Spannocchim 2 XI 1909 r. - że rosyjska koncentracja wojsk
nastąpi w kilku grupach, a mianowicie spodziewaliśmy się po jednej nad Niemnem (Wilno), nad Narwią (na północny wschód od Warszawy), a

1 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

także silnych grup między Bugiem a Wisłą, jak również w rejonie Łucka, Dubna, Równego oraz słabszego zgrupowania na Podolu (Proskurow).
Przypuszcza się, że na zachód od Wisły znajdą się tylko podrzędne siły". Najpilniejszym zadaniem Sztabu Generalnego w Wiedniu stało się
zdobycie niezawodnych danych o rosyjskiej koncentracji wojsk w przypadku wojny z Austro-Węgrami.

Wzmogła się aktywność wywiadów zainteresowanych stron. Kryzys serbski na nowo ujawnił Sztabowi Generalnemu w Wiedniu słabość własnych
służb wywiadu, w tym szczególnie na froncie rosyjskim. Przygotowania wojenne podczas aneksji Bośni i Hercegowiny wykazały, że Biuro
Ewidencyjne nie posiadało dostatecznej ilości materiałów wywiadowczych. Nasuwała się też konieczność utrzymywania stałego i bezpośredniego
kontaktu z ludnością na terenie przyszłych operacji wojennych, najlepiej za pośrednictwem wrogich Rosji organizacji lub partii politycznych,
znajdujących się w bliskich stosunkach z władzami wojskowymi Austro-Węgier. Rozwinięcie szerszej działalności wywiadowczej blokowały głównie
skromne fundusze Biura Ewidencyjnego. "Niestety - pisał później Ronge - Biuro Ewidencyjne nie miało szczęścia do agentów przyjmowanych do
pracy w Rosji. Tylko jeden dobrze wypełniał swoje obowiązki, fotografując ważniejsze obiekty drogowe i kolejowe. Sprawnie działał natomiast
Główny Ośrodek Wywiadowczy we Lwowie, a to dzięki inicjatywie i energii kapitana Sztabu Generalnego von Iszkowskiego". Raporty oddziałów
HK-Stelle w Galicji nie dostarczały w zasadzie informacji o szerszej przydatności dla szczegółowych studiów sztabowych przyszłego pola walki na
wschodzie, pomimo prowadzonej systematycznie rozbudowy tych placówek. Wyjątkiem były meldunki "Konfidenta 'R' ".

Sprawdzenie przez Iszkowskiego i Rybaka praktycznych możliwości działania agentury "Konfident 'R' " dało w końcu bardzo dobre wyniki.
Ronge utwierdził się w dawnych zamiarach. Wiele obiecywał sobie po współpracy z Piłsudskim, przy wszystkich ujemnych stronach i
nieprofesjonalnym charakterze nowej agentury. Na jesieni 1909 r. mógł zamknąć okres przygotowawczy i przystąpić do wdrażania sieci "Konfident
'R' " do systemu operacyjnego Evidenzbureau, w ramach ogólnych założeń wywiadu przeciwko Rosji.

Ronge z satysfakcją zanotował pierwsze znaczące osiągnięcie. Jak już wcześniej wspomniano, wywiad wykrył zmiany rosyjskich planów
strategicznych, które zakładały rezygnację z pełnej obrony Królestwa Polskiego. Donoszono o rezygnacji z koncentracji oddziałów nad granicą
zachodnią. Autorem tego wywiadowczego sukcesu była organizacja Piłsudskiego. Na podstawie wyrywkowych danych, zebranych przez sieć
"Konfident 'R' " w Królestwie określono nowe zamysły strategiczne Rosji. W numerze "Przedświtu" z lipca-sierpnia 1909 r. ukazał się artykuł
Józefa Froelicha Królestwo Polskie jako teren strategiczny, który bez wątpienia inspirowały źródła wywiadu austriackiego. Froelich odnotował
aktualny stan dyslokacji wojsk rosyjskich w Królestwie Polskim, jako punkt odniesienia do korekt planów wojennych Petersburga.

Przez wiele lat planowano, że na terenach Królestwa Polskiego koncentrowane będą jednostki przewidziane do wojny z Niemcami i Austro-
Węgrami. Po wojnie japońskiej Rosja doszła do wniosku, że obszary te są za daleko wysunięte na zachód. Obawiano się równoczesnego ataku
niemieckiego i austro-węgierskiego. Projektowane przez Ministerstwo Wojny i Sztab Generalny w Petersburgu w lutym 1909 r. zniesienie
fortyfikacji Warszawy, Dęblina i Zegrza oraz przesunięcie rejonów rozwinięcia armii poza obszar Królestwa Polskiego, za linię Niemen - Bug,
świadczyły o przyjęciu w Rosji koncepcji działań obronnych w wojnie przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Oceniano, że po wybuchu wojny z
Austro-Węgrami armia rosyjska nie będzie w stanie walczyć na Ukrainie i trzymać jednocześnie dostateczne siły wojskowe na granicy z Prusami
oraz w Królestwie Polskim, dla utrzymania porządku i podtrzymania władzy caratu. W razie wyparcia Rosjan z Królestwa jego twierdze dawały
zwycięskiej armii podstawę operacyjną do dalszych działań. Przy ewakuacji Królestwa armia rosyjska nie wykorzystywała walorów militarnych
Królestwa, jako dogodnej bazy wypadowej do natarcia na Galicję i ofensywy na Berlin, przez Poznań lub Wrocław, a więc nie mogła już podjąć tych
operacji, które gwarantowały szybkie zwycięstwo nad koalicją Niemiec i Austro-Węgier. Alternatywą było tworzenie w rejonie Wołgi armii
centralnej. Dzięki rozbudowie linii kolejowych można ją było wykorzystać do uderzenia na wszystkich kierunkach. Przede wszystkim unikano
okrążenia wojsk i odcięcia Królestwa Polskiego od Rosji, w razie wspólnego, niemieckiego i austriackiego ataku z północy i południa. W rosyjskim
Sztabie Generalnym istniało silne przeświadczenie o własnej słabości militarnej w konfrontacji z Niemcami i Austro-Węgrami oraz zagrożeniu
rewolucyjnym na tyłach walczących wojsk, jak to miało miejsce w okresie wojny z Japonią. Walki rewolucyjne mogły sparaliżować koncentrację i
opóźnić rozwinięcie wojsk, dając dodatkowe atuty w ręce przeciwnika. Wnioski drugiej strony, dotyczące prowadzonych akcji wojskowych,
wywiadowczych i politycznych, musiały w związku z tym zawierać w sobie postulat podtrzymania takiej sytuacji strategicznej Królestwa Polskiego.
Narzucał się plan podminowania Królestwa Polskiego ruchem rewolucyjnym. Nośny był również program powstania zbrojnego Polaków, który
jednakże niósł ze sobą niebezpieczeństwo irredenty we własnych polskich prowincjach w Niemczech i Austro-Węgrzech.

Tymczasem 24 października 1909 r. nastąpiła zmiana na stanowisku szefa Biura Ewidencyjnego. Hordliczka otrzymał dystynkcje generalskie i
odszedł z Biura Ewidencyjnego, obejmując dowództwo 97 brygady piechoty austriackiej w Kaschau (Koszyce), gdzie pozostał aż do śmierci w
1912 r. O jego stanowisko szefa Biura Ewidencyjnego ubiegał się Redl, ale Conrad von Hötzendorf zdecydował, że następcą Hordliczki będzie
ppłk Urbański von Ostrymiecz, który początkowo miał objąć inne stanowisko. Gdyby je otrzymał, to Redl zostałby szefem Biura Ewidencyjnego.
"Człowiek stworzony do tego rodzaju działalności" - wspominał szef sekcji angielskiej Biura Ewidencyjnego, rtm. Clemens Walzel. - Nigdy "nie
miałem przełożonego z większym polotem niż Urbański [von Ostrymiecz]". Nominacja oznaczała istotną zmianę kierunku prac Biura
Ewidencyjnego. Urbański von Ostrymiecz był z pochodzenia Polakiem, urodził się w Raguzie (obecnie Dubrownik). Uważany był za
nieprzejednanego wroga Rosji, ale nie miał specjalnych predyspozycji do pracy w wywiadzie. Wcześniej służył w jednostkach obrony krajowej
(m.in. w Krakowie) i na krótko został powołany do Biura Ewidencyjnego. Hordliczka interesował się w zasadzie sprawami obrony południowych
granic monarchii. Stosunki wojskowe na tym odcinku działań Biura Ewidencyjnego były już w miarę przejrzyste. "Siły zbrojne takiego
małego państwa jak Serbia - pisał później Urbański von Ostrymiecz - liczebność, uzbrojenie i wyposażenie oraz czynniki mające wpływ na
obronność kraju były łatwe do przewidzenia. [...] Prawie w ten sam sposób należało oceniać sytuację we Włoszech". Natomiast "zupełnie inaczej
sprawa wyglądała w Rosji. Kraj był wyjątkowo rozległy, wprowadzono ostre środki przeciwdziałające obcym wywiadom, szczególnie dokładna
kontrola paszportów przy przekraczaniu granicy, intensywnie szkolona policja, wszystkie te czynniki bardzo utrudniały wgląd w sprawy wojskowe
tak wielkiego państwa. Dla mocarstw centralnych wyjątkowo groźna była liczebność wojsk, gdyby Rosja zdołała w porę przesunąć jednostki,
znajdujące się na krańcach państwa. To niebezpieczeństwo znacznie wzrastało w wypadku wkroczenia Francji, która zaoferowała Rosji
miliardowy kredyt wojskowy. Wywiad wojskowy na terenie Rosji stał się najpilniejszą koniecznością. W przeciwnym razie skazanym się było na
niespodzianki. Z tego też powodu wszystkie wysiłki centrali wywiadu Austro-Węgier oraz Niemiec skierowane były na zwerbowanie niezawodnie
pracujących szpiegów, o ile to możliwe, oficera sztabu generalnego z takim przydziałem służbowym, który umożliwiałby dostęp do interesujących
danych. Do sprawy należało podejść z rozmachem, potrzebne więc były znaczne sumy".

Urbański von Ostrymiecz po dotychczasowych doświadczeniach nabrał przekonania, że tzw. "mali szpiedzy", którzy prowadzili płytki wywiad w
rejonach przygranicznych, nie byli w stanie zorientować się w głębszych procesach zachodzących w armii rosyjskiej. Takie podejście do pracy
wywiadu przyczyniło się w jakimś stopniu do ostatecznej decyzji przeznaczenia "Konfidentowi 'R' " głównie zadań organizacji dywersji i sabotażu
na wypadek wojny. Kiedy jednak pod koniec 1912 r. zewnętrzna sytuacja polityczna stała się znowu napięta i okazało się, że wysiłki nad
pozyskaniem szpiegów większego formatu nie odniosły pożądanego skutku, powrócono do początkowych zamysłów wciągnięcia organizacji
Piłsudskiego także do służby wywiadu w okresie pokoju.

Pod kierownictwem Urbańskiego von Ostrymiecz Biuro Ewidencyjne zaczęło działać z niebywałym rozmachem. Spokojny na pozór okres od
drugiej połowy 1909 po pierwsze miesiące 1911 r. sprzyjał rozwojowi organizacyjnemu tajnych służb, dając wytchnienie w pracy wywiadu,
trzymanego przez nieustanne napięcia polityczne w stanie ciągłego pogotowia. Urbański von Ostrymiecz rozbudował wszystkie sekcje Biura
Ewidencyjnego. Rozwinęła się zwłaszcza Grupa Wywiadu. Raporty Rongego trafiały już bezpośrednio na biurko zastępcy szefa Sztabu
Generalnego, który nadzorował z ramienia Sztabu Generalnego pracę wywiadu wojskowego, z pominięciem szefa Biura Ewidencyjnego i jego
zastępcy. Ronge włączył do Grupy Wywiadu sekcję szyfrów, którą kierował od listopada 1911 r. kpt. Andreas Figl, jeden z najlepszych
współpracowników Rongego aż do końca wojny w 1918 r.. Na początku 1912 r. Ronge dysponował już 8 oficerami. Ten stan utrzymał się do

2 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

połowy 1913 r.. Później Ronge miał 12 oficerów wywiadu. Podlegało mu jednocześnie 24 oficerów delegowanych przez Ministerstwo Wojny i
Sztab Generalny do służby w terenowych oddziałach HK-Stelle. Personel całego Biura Ewidencyjnego liczył na początku 1912 r. 28 oficerów, a
pod koniec tego roku już 35 oficerów. W sumie całym wywiadem wojskowym Austro-Węgier kierowało pod koniec 1912 r. zaledwie 59 oficerów,
na ogromny kraj, który zamieszkiwało ok. 60 milionów ludzi. Pokazuje to z jednej strony olbrzymi wysiłek Biura Ewidencyjnego nad utrzymaniem
kontroli informacyjnej, a z drugiej wielkie niedostatki kadrowe i niemożność pełnego wykonywania zadań wywiadu. Nakładał się na to szczupły
budżet Biura Ewidencyjnego, który w 1909 r. wynosił 150 000 koron.

Na początku 1910 r. Urbański von Ostrymiecz dysponował kwotą około 110 000 koron. "Żebrak w porównaniu z wydatkami na wywiad innych
państw - zauważył historyk austriacki. - Tylko Warszawski Okręg Wojskowy finansujący działalność Redla otrzymywał rocznie na swoje cele pół
miliona rubli. Wynagrodzenie Redla za działalność szpiegowską przekraczało w niektórych latach cały budżet Biura Ewidencyjnego!".
Ministerstwo Wojny i Sztab Generalny występowały przez wiele lat o roczną dotację dla Biura Ewidencyjnego w wysokości 500 000 koron. W
1912 r. budżet na cele wywiadu podwyższono do 165 000 koron (już we wrześniu deficyt wynosił 98 000 koron). Dopiero w 1913 r. wyrażono
zgodę na podwyższenie budżetu Biura Ewidencyjnego do wysokości pół miliona koron, o co tak długo zabiegano. Przy nowych problemach, jakie
się wówczas pojawiły otrzymana kwota stawała się niewystarczająca.

Działalność Redla nie wzbudzała żadnych podejrzeń Urbańskiego, który zastał go na stanowisku swojego zastępcy. Przeciwnie! "Redl z
powierzonych mu zadań - wspominał Urbański von Ostrymiecz - wywiązywał się nienagannie i cieszył się szczególnym zaufaniem swoich
przełożonych. Był dobrze zbudowanym blondynem średniego wzrostu, bardzo wesołym człowiekiem i uczynnym kolegą, nikt nie podejrzewałby go
o skłonności seksualne tak sprzeczne z naturą. Będąc pułkownikiem i kawalerem dysponował dostateczną ilością pieniędzy; w jego liście
kwalifikacyjnej odnotowano niewielki spadek. Brał udział w normalnym życiu towarzyskim, bywał w kręgach wojskowych i cywilnych - chodził na
spotkania towarzyskie, do teatru, na koncerty, także do lokali rozrywkowych, nie rzucając się szczególnie w oczy. [...] To, co w nim najbardziej
uderzało, to był jego wyjątkowy spokój, miał bardzo mocne nerwy, dzięki nim sprawiał wrażenie osoby niezwykle zrównoważonej, podczas gdy jego
naturalne skłonności oraz zdrada musiały trzymać go w nieustającym napięciu". Ale "nic nie wskazywało na to, że jest homoseksualistą. Pod
każdym względem zachowywał się normalnie, często widywano go w towarzystwie kobiet, był pogodny, nigdy przygnębiony, nie odczuwało się w
jego przypadku jakiegoś wewnętrznego napięcia".

Po dwóch latach studiów i przygotowań Ronge sporządził odrębną instrukcję wywiadu przeciwko Rosji, którą Urbański von Ostrymiecz zatwierdził
na początku grudnia 1909 r. Biuro Ewidencyjne przechodziło do działań systemowych, mających na celu głębokie rozpracowanie operacyjne
armii rosyjskiej i jej zaplecza, jako terenu działań militarnych. Od końca 1909 r. wywiad Austro-Węgier przygotowywał się więc do wojny z Rosją.
Dla Grupy Wywiadu i terenowych oddziałów HK-Stelle oraz wszystkich współpracujących z Biurem Ewidencyjnym urzędów i instytucji
obowiązywała odtąd jednolita wykładnia wzajemnych odniesień na tajnym froncie austriacko-rosyjskim. Placówki HK-Stelle we Lwowie, Krakowie i
Przemyślu pracowały według przyjętych przepisów. Posłużyły one również do opracowania szczegółowych instrukcji wykonawczych, w tym planów
mobilizacyjnych tych ośrodków wywiadowczych i założeń operacyjnych do prowadzenia wydzielonych agentur.

W instrukcji zawarł Ronge podstawowe założenia i zasady działania wywiadu przeciwko Rosji, wynikające z dotychczasowych doświadczeń.
Zadania wywiadu podzielił na dwie części. W pierwszej omówił defensywną służbę wywiadu, czyli obronę przed działaniami wywiadu rosyjskiego.
"Rosja od zakończenia wojny rosyjsko-japońskiej - pisał - zajmuje się szpiegostwem skierowanym przeciwko nam, nakłady pieniężne i osobowe
są ogromne. Wydaje się, że logiczną konsekwencją z naszej strony powinno być wzmożone przeciwstawienie się tej działalności rosyjskiej". W
czasie pokoju - analizował dalej - wywiad rosyjski ma do spełnienia podwójne zadanie: 1) zdobywać wszelkie dane konieczne do rozpoznania
naszego kraju i armii; 2) czynić wszelkie przygotowania, które umożliwiają nienaganne funkcjonowanie wywiadu na początku wojny. Z ogólnego
rozpoznania wynikało, że Rosja realnie myślała o wojnie z Austro-Węgrami. Przygotowania wojenne posunięte były daleko, zamiary rozpoznania
sił austro-węgierskich sięgały bardzo głęboko. Nieprzyjaciela interesowało dosłownie wszystko, możliwie pełna orientacja we wszystkim, co
dotyczyło kraju i ludzi, w sprawach wojskowych, cywilnych i politycznych. W tym przede wszystkim: rozmieszczenie garnizonów w czasie pokoju,
pozycje pododdziałów, uzbrojenie i wyposażenie żołnierzy, rodzaj koni, rozmieszczenie magazynów oraz ich zawartość, składy amunicji, fabryki
wytwarzające materiały wybuchowe oraz przetwórnie żywności, a także fortyfikacje, zapatrywania i nastrój panujący wśród oficerów i żołnierzy,
próby z nową bronią, pociskami i innymi środkami wojennymi. Dalej, rozporządzenia i dekrety władz wojskowych i politycznych, przygotowania
czynione na wypadek mobilizacji, plany operacyjne i koncentracji wojsk itd. Również całe życie polityczne (zwłaszcza w regionach
przygranicznych) i kulturalne państwa, jakość korpusu urzędniczego, zamożność mieszkańców, pogłowie bydła, zasoby zboża, mąki, drewna i
artykułów przemysłowych, szkoły, budowa kolei oraz urządzeń z nią związanych (dworce kolejowe, liczba torów, budowle inżynierskie, tunele,
mosty, tamy, przejścia i instalacje ogrzewcze), regulacja rzek, budowa dróg i kanałów. "Wszystkie te pojedyncze, na pozór nieistotne okoliczności,
razem wzięte, pozwalają dopiero na wyciągnięcie wniosków z panujących uwarunkowań, z którymi Rosja będzie musiała się liczyć w czasie
wojny". Zadaniem rosyjskiej służby wywiadowczej jest więc "nieustające trzymanie ręki na naszym pulsie i to w ten sposób, aby wyczuć każde
uderzenie oraz zmianę i dzięki temu mieć możliwość natychmiastowej reakcji". Dla osiągnięcia tych celów wywiad rosyjski zamierzał pokryć teren
Austro-Węgier gęstą siecią szpiegowską, której oczka zawężą się w rejonach przygranicznych, w Galicji i Bukowinie.

Pracę carskiego wywiadu miały wspierać działania polityczne, przez szerzenie sympatii wśród ludności dla Rosji, rosyjskiej religii i obyczajów oraz
sprzyjanie propagandzie prorosyjskiej. Praktyczne zadania polityczne realizowała Ochrana, która oprócz ścigania rewolucjonistów planowo
wykorzystywała od 1905 r. profesjonalnie przygotowanych szpiegów do zadań wojskowych. "Dość długo udawało się Ochranie ukrywać fakt -
zauważał Ronge - że zajmuje się też sprawami wojskowymi. Wtedy jeszcze usiłowała pod sztandarem 'ścigania anarchistów' nawiązać
bezpośredni kontakt z wieloma naszymi urzędami. Bezsprzecznie jednak funkcjonariusze Ochrany mogli wykorzystać te kontakty nie tylko do
skuteczniejszego ścigania przestępców politycznych (np. polskich rewolucjonistów), lecz także do tego, by łatwiej im przychodziło lansowanie
swoich szpiegów wojskowych. Nie trzeba nikomu wyjaśniać - uzasadniał polityczne względy współpracy z PPS Frakcją Rewolucyjną i NZR - że ta
ostatnia sprawa przyniosłaby nam wielkie straty, jednak pierwsza też nie jest dla nas pożądana, albowiem wszyscy ci ludzie, których Rosja ściga
ze względów politycznych, działają pośrednio na naszą korzyść, nawet dlatego, że powodują w Rosji chaos, a przez to paraliżują jej siły.
Wprawdzie [rewolucjoniści polscy - R. Ś.] nie byli wiodącą siłą [w rewolucji 1905 r.], przyczynili się jednak w pewnym stopniu do tego, że na
wiosnę 1909 r. Rosja musiała unikać wojny. Czasami z naszej strony wysuwane są obawy, że ten ruch rewolucyjny ewentualnie przeniesie się na
nasze tereny. Nie należy ich jednak brać sobie do serca - uspokajał - ponieważ z jednej strony panują u nas zupełnie odmienne stosunki
polityczne, brak jest więc odpowiedniego podłoża do tego rodzaju działań. Z drugiej natomiast strony nasze urzędy z całą pewnością nie
poradziłyby sobie z tym zjawiskiem, nad którym nie potrafią zapanować o wiele silniejsze władze rosyjskie, a jednak do tej pory nie obserwujemy
niczego w tym rodzaju". Nieoficjalne kontakty z PPS Frakcją Rewolucyjną i innymi podobnymi organizacjami były niezbędne dla utrzymania kontroli
nad rozwojem ruchu rewolucyjnego w granicach monarchii.

"Fakty są oczywiste - rekapitulował Ronge pierwszą część wywodów - i możemy z nich wyciągnąć tylko następujące wnioski: Widzimy na
podstawie dotychczasowych działań, że Rosja zajmuje się na naszym terenie szpiegostwem na wielką skalę. Ta działalność szpiegowska,
zwłaszcza w sposób, w jaki jest uprawiana na terenie Galicji, nie może być dłużej określana mianem przygotowań do wojny, lecz stała się walką
samą w sobie. Walka jest to nierówna, korzyści czerpie wróg, a my ponosimy straty. Dzieje się tak, ponieważ Rosjanie działają w ten sposób,
jakby toczyła się otwarta wojna, a my, ścigając ich, musimy przestrzegać tysiąca drobiazgów z uwagi na to, że panuje pokój. [...] Zapobiec temu
wszystkiemu może tylko bardzo energiczne, celowe działanie. Nie posiadamy bowiem ani tak licznej policji państwowej ani w ogóle tajnej policji, w
zamian za to mamy liberalne prawa i, jak już wspomniano, znajdujemy się w bardzo trudnej sytuacji, w konfrontacji z dążeniami wywiadu
rosyjskiego". Dlatego organy bezpośrednio odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa powinny podchodzić do swojej służby z wyjątkową
ostrożnością i gorliwością, mając przeciwko sobie dokładnie przemyślany system, w którym współdziała wiele osób, a szkody wyrządzane

3 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

przez te osoby w większości przypadków nie są od razu zauważane. "Oprócz tego - apelował do szefów ośrodków HK-Stelle we Lwowie i w
Krakowie - musicie mieć takich konfidentów, którzy wiele z tego, co się mówi, słyszą, a następnie donoszą. [...] Potrzebujemy bardzo dużo
konfidentów. [...] Takich zaufanych ludzi rzadko można kupić, wiele można jednak zyskać wyświadczając im drobne przysługi, dzięki przyjaźni,
popularności lub będąc osobą żyjącą 'z ludem' ".

Po omówieniu zakresu działań kontrwywiadu Ronge przeszedł do przedstawienia zadań ofensywnej służby wywiadu, czyli klasycznego wywiadu,
zajmującego się pozyskiwaniem informacji o przeciwniku. "Nasza racja stanu wymaga - rozpoczynał - aby także nasze służby wywiadu działały w
podobny sposób na terenie Rosji, jak rosyjskie w naszym kraju. Także my musimy wiedzieć o wszystkim, co tam się dzieje. Także my musimy
korzystać nie tylko ze wszystkich oficjalnie dostępnych źródeł, lecz również posługiwać się konfidentami. My także musimy mieć gwarancje, że do
ewentualnej wojny będziemy na tyle przygotowani, że nasi przeszkoleni konfidenci od pierwszej chwili będą nas na bieżąco informować o
gotowości wojennej i grupowaniu sił przez przeciwnika. [...] Być może, iż poszczególni ludzie będą mieć pewne opory natury moralnej wobec
swojego udziału w ofensywnej służbie wywiadu", ale należy sobie uświadomić, że "państwo znajduje się w stanie nieustannej walki o przetrwanie, a
wojny są tylko pojedynczymi erupcjami". Wszystko więc powinno przemawiać za podjęciem takiej współpracy - prawo i obowiązek wobec państwa.
Nawet wówczas, gdy państwo zmuszone jest do zawarcia trudnego do zaakceptowania przez jednostkę zewnętrznego sojuszu, przejściowego z
punktu widzenia trwania państwa. Takim przejściowym sojuszem były związki z polskim i rosyjskim ruchem rewolucyjnym.

Całą defensywną i ofensywną służbą wywiadu organizowali w terenie delegowani oficerowie oddziału Sztabu Generalnego przy
poszczególnych korpusach przygranicznych w Galicji, kierujący komórkami funkcyjnymi oddziałów Sztabu Generalnego korpusów -
Hauptkundschaftsstelle. Zadaniem Głównych Ośrodków Wywiadowczych była regulacja współpracy poszczególnych organów, wytyczanie
pomysłów ułatwiających realizację poszczególnych zadań oraz inicjowanie wszelkiego rodzaju wywiadów i rozpoznań sięgających aż w głąb Rosji,
zwłaszcza gdy do ich realizacji konieczne było wydawanie specjalnych instrukcji. Zdobywane informacje powinny zawierać wszystkie dane, które
wydawały się interesujące z wojskowego punktu widzenia. Przede wszystkim należało uwzględnić następujące zagadnienia: 1) zmiany
organizacyjne (zwiększenie lub zmniejszenie stanów osobowych, wprowadzenie nowego uzbrojenia itp.); 2) przygotowania mobilizacyjne
(powoływanie lub zatrzymywanie rezerwistów w jednostkach, klasyfikacja koni i wozów itp.); 3) ćwiczenia wojskowe (większe manewry i mobilizacje
próbne); 4) Inspekcje oraz wizyty w jednostkach wysokich rangą przełożonych; 5) rozkazy i rozporządzenia wojskowe; 6) plany mobilizacyjne i
instrukcje obowiązujące na początku wojny; 7) konfidenci rosyjscy; 8) wszystkie inne informacje zasłyszane przez własnych konfidentów
(przeniesienia żołnierzy do innych garnizonów, budowa kolei, dróg, telegrafów itp.). Problem wykonania tych zadań Ronge pozostawiał do
wyłącznej kompetencji szefów ośrodków wywiadowczych. "Niestety - podkreślał - w żadnej instrukcji nie można podać gotowych recept, jak te
zadania należy realizować". Postępowanie należało zawsze dostosować do zmieniających się warunków oraz własnego przeświadczenia o tym,
co jest słuszne, pamiętając tylko o dwóch podstawowych zasadach służby wywiadowczej - dyskrecji i ostrożności. "Powinno się postępować tak -
przypominał - jak gdyby było się stale otoczonym przez obcych szpiegów, nigdy nie wolno przyjmować konfidentów w obecności świadków, nie
wolno się też z nimi spotykać w miejscach, które nie nadawały się do poufnych spotkań". Do każdego kontaktu z konfidentem należało podchodzić
ostrożnie, w miarę możliwości sprawdzać wszystkie otrzymywane informacje, z ogólnym zaleceniem trzymania wszystkich atutów w ręku i
wyciągania tylko tych, które trzeba.

Oddzielną część instrukcji poświęcił Ronge zasadom działania agentury. jako podstawy wywiadu. "Gdy werbujemy konfidentów - pisał - a
następnie utrzymujemy z nimi kontakty, to zawsze powinniśmy pamiętać o zasadzie, że nie ważna jest ich liczba, tylko jakość, bo to właśnie ona
zapewnia sukces". Szczególnie wówczas, kiedy uda się dotrzeć do prawdziwej motywacji, jaką kierowała się osoba oferująca swoje usługi służbie
wywiadu. "Jeżeli nam się to uda - kontynuował - to nie karmimy konfidenta jakimiś jałowymi słowami czy też obietnicami bez pokrycia, lecz
usiłujemy zaspokoić jego ambicje i w ten sposób wiążemy go ze służbą". Powiązania te pogłębia się przez wynagradzanie konfidentów, zwłaszcza
tych, których oddziały Sztabu Generalnego przewidywały do wykonywania większych zadań. O werbunku konfidenta winny decydować jego
osobiste predyspozycje oraz lojalność, w mniejszym stopniu wykonywany zawód. Na początku konfident powinien otrzymywać zadania łatwiejsze,
stopniując następnie skalę trudności. "W ten sposób - zauważał - systematycznie szkolimy konfidenta i sytuacja jest podobna jak w przypadku
kłusownika i polowania - konfident połyka bakcyla i zaczyna podchodzić do swojego zajęcia z pasją". Decydując wszakże o podjęciu współpracy z
konfidentem - podkreślał - "musimy dojść do wniosku, że nie zawiedzie nas w momencie rozpoczęcia wojny". Główne zadania wywiad wykonuje
bowiem podczas wojny. W czasie pokoju prowadzi działania przygotowawcze, a z chwilą rozpoczęcia wojny nie będzie już możliwe werbowanie i
szkolenie konfidentów na szeroką skalę. Stąd specjalna dbałość o właściwe przygotowanie agentury i pełne jej uruchomienie po wybuchu wojny.
"Musimy też pamiętać o tym - stwierdzał przy tym - aby stałe podtrzymywać kontakty z zaufanymi ludźmi, których zwerbowaliśmy. Nawet wówczas,
kiedy nie ma rzeczywistego zapotrzebowania na ich usługi, należy od czasu do czasu przydzielić im jakieś zadania, dzięki czemu nie zgasi się ich
zapału". Kontakty te były niezbędne także dla weryfikacji agentury. "Służba wywiadu jest dziedziną - kończył - w której o sukcesie decydują
wyłącznie osobiste predyspozycje. Służba ta nie znosi żadnych szablonów ani rutynowych działań zza biurka, lecz potrzebuje
energicznych, rozsądnych, świeżych sił".

Niemal wszystko, o czym pisał Ronge odnosiło się i miało zastosowanie przy podejmowaniu i rozwijaniu współpracy z Piłsudskim. Przytoczone
zasady działania i zasady wywiadu Biura Ewidencyjnego przeciwko Rosji tworzą ramy i oddają szersze tło dla tych kontaktów. Formułę powiązań
organizacji Piłsudskiego z działaniami Biura Ewidencyjnego miał zakreślić Iszkowski.

O formułę niepodległości dla ruchu polskiego

W obozie Piłsudskiego formułowano jednocześnie program współpracy politycznej, który w dużym stopniu modelowały tajne powiązania ze
sztabem austriackim. W założeniu swoim wszystkie zabiegi polityczne oraz wyjaśnienia praktycznych kwestii programowych miały na celu
przesunięcie porozumienia ze sztabem austriackim na płaszczyznę współpracy wojskowej, aby przygotować samodzielne polskie wystąpienie u
boku Austro-Węgier w wojnie z Rosją. Formę tego wystąpienia ujęto w hasło powstania zbrojnego albo rewolucji na ziemiach polskich zaboru
rosyjskiego. Przywódca polskiej irredenty rozbudzał nowe nadzieje na upodmiotowienie sprawy polskiej, przynajmniej w polityce Austro-Węgier i
Niemiec. "On sam i Jego życie - pisał Stanisław Witkiewicz o swoich wrażeniach z wizyty Piłsudskiego 1 III 1910 r. w Lavronie - i cel tego życia, i
czyn, wszystko to jest dla mnie sympatyczne i bliskie. A oczy zawsze patrzą tak daleko w przestrzeń - tak widać tę dalekość celów, do których
idzie. Takie ciągłe patrzenie na dal mają ludzie znad morza".

Rząd austriacki nie miał jednak zamiaru dawać na przyszłość jakichkolwiek gwarancji politycznych dla akcji polskiej w Królestwie, ale Sztab
Generalny zamierzał dla własnych celów spożytkować gotowość Polaków do wystąpień powstańczych, wspierając po cichu ruch
niepodległościowy Piłsudskiego, od kiedy znane stały się założenia nowego planu wojennego Rosji.

Na wiosnę 1910 r. Biuro Ewidencyjne zdobyło najnowsze rosyjskie plany koncentracji wojsk, które potwierdzały wcześniejsze ustalenia wywiadu.
Za autentycznością planów przemawiał odręczny podpis cara. Urbański von Ostrymiecz oceniał, że plany te powstały pod wpływem obaw o
powtórzenie się sytuacji z okresu rewolucji 1905 roku. Niepewność położenia w Królestwie Polskim skłaniała do cofnięcia rozwinięcia wojsk za
linię Wisły i Bugu, co odsuwało bezpośrednie zagrożenie frontalnego ataku rosyjskiego na Niemcy i Austro-Węgry. Nie przeszkadzało to, że
rosyjscy sztabowcy kreowali rzeczywistość, której nie było. Wydarzenia z lat 1905-1907 ukazywały raczej niewydolność państwa, niż świadczyły o
sile rewolucji, z czego w Petersburgu nie zdawano sobie w pełni sprawy. Do wielkiego wybuchu społecznego albo politycznego dochodzi zwykle
wówczas, gdy osłabione jest państwo, lecz dopiero jego rozkład stanowi istotną szansę rewolucji, przygotowanej na przejęcie władzy. Stosunkowo
niewielka skala buntów społecznych i politycznych w Królestwie oraz konflikty wewnątrz społeczeństwa nie najlepiej świadczyły o kondycji polskiej
irredenty. Ruch rewolucyjno-wolnościowy był słaby i nie cieszył się dużym poparciem ogółu ludności.

4 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Sama tylko możliwość wystąpienia rewolucyjnego w Królestwie Polskim stawała się więc ważnym czynnikiem strategicznym przy konstrukcji
planów wojennych Austro-Węgier i Niemiec. Powstanie polskie w bliskiej perspektywie, tak dla Sztabu Generalnego w Wiedniu, jak i dla
Piłsudskiego, było pustą formułą, którą wypełniały treści propagandowe. Formuła ta była wygodna dla obu stron, gdyż zasłaniała rzeczywiste
kontakty, które poza wypełnianiem bieżących zadań wywiadowczych oraz dywersyjno-sabotażowych na tyłach armii rosyjskiej miały stwarzać dla
przeciwnika określony obraz przygotowań powstańczo-rewolucyjnych na ziemiach polskich w Rosji, w oparciu o ruchy radykalne i organizacje
paramilitarne w Galicji. Dlatego w austriackim Sztabie Generalnym panowała zgodna opinia o potrzebie czynnego wspierania polskich prac
militarnych, prowadzonych pod sztandarem PPS i ZWC, a później organizacji strzeleckich. Natomiast według Piłsudskiego tworzenie atmosfery
zamierzeń powstańczych oraz garstka ich animatorów miały być nośnikiem sprawy polskiej, którą podnosił konflikt Austro-Węgier z Rosją.

Dla Sztabu Generalnego w Wiedniu liczyły się również względy polityki wewnętrznej. Podczas audiencji u cesarza 24 kwietnia 1910 r. Conrad
von Hötzendorf omawiał sprawę nasilającej się propagandy rosyjskiej w Galicji. Zalecał przeciwstawienie się Rosji. "Należy odrzucić wszelkie
małostkowe kłótnie o zakres kompetencji - przekonywał - i doprowadzić do współpracy między władzami cywilnymi i wojskowymi". Szef Sztabu
Generalnego mógł na chwilę bieżącą wskazać rezultaty polityczne współpracy. Nie groziły ze strony Polaków, podobnie jak i Węgrów, tendencje
odśrodkowe, które miały często zewnętrzne wsparcie. Ruchy narodowe innych nacji rozsadzały monarchię od wewnątrz. Najbardziej radykalne
elementy żywiołu polskiego zostały opanowane ideą współpracy z monarchią austro-węgierską przy realizacji swoich zadań programowych i
kierowały swoją energię w kierunku przeciwrosyjskim. W ocenie Urbańskiego von Ostrymiecz cele propagandy narodowej i szpiegostwa przeciw
Austro-Węgrom zbiegały się w jednych punktach. Serbowie oddziaływali na Słowian Południowych, Rumuni ciążyli do własnego państwa, Rosja
popychała Ukraińców przeciwko władzy Austro-Węgier, od południowego zachodu napierały Włochy, Czesi dążyli do oderwania się i tylko Polacy i
Słowacy zachowywali spokój, realizując swoje cele narodowe w ramach monarchii Habsburgów.

Toteż władze wojskowe przychylnie spoglądały na rozwój polskiego ruchu militarnego i jego zaplecza politycznego, upatrując w tym moment ujścia
silniejszych aspiracji narodowych i dobry podkład do ściślejszych powiązań. Nie zapominano przy tym o niezbędnej w takich przypadkach
ostrożności. Stanowiska wojskowych nie mogły podważyć rosyjskie protesty dyplomatyczne, a zwykle akcje takie odnosiły odwrotny skutek. Tak
też się stało w związku z publikacjami prasowymi Aleksandra Sawienki w maju 1910 r. na temat powiązań polskiego ruchu rewolucyjnego z
wywiadem wojskowym Austro-Węgier.

Sawienko prowadził w dzienniku kijowskim "Kijewlanin" stały felieton - Uwagi. W korespondencji oddziału HK-Stelle w Krakowie określany był jako
agent Ochrany. W dwóch odcinkach Uwag, opublikowanych w numerach 117 z 29 IV (12 V) i 119 z 1 (14) V 1910 r. przedstawił szereg danych o
kontaktach przedstawicieli Sztabu Generalnego w Wiedniu z PPS, powołując się na dostarczone mu oryginalne dokumenty. Artykuły Sawienki
przedrukowała zaraz polska prasa. Zarzuty wydawały się niedorzeczne, publiczność polska nie dawała wiary doniesieniom Sawienki. Nie były to
jednak tylko "szpiclowskie brednie", jak przekonywał "Naprzód". Sawienko korzystał z materiałów uzyskanych przez wywiad i policję rosyjską.
Niektóre fakty były fałszywe, ale wiele informacji odpowiadało prawdzie.

Największe zaniepokojenie w Sztabie Generalnym wzbudziło ujawnienie informacji, do których miał dostęp ograniczony krąg osób w Biurze
Ewidencyjnym oraz w organizacji Piłsudskiego. Wywiad rosyjski nie znał wielu szczegółów, ale zadziwiała wiedza Sawienki co do istoty problemu.
"Sztab Generalny armii austriackiej - cytował Sawienko fragmenty sprawozdania służb wywiadu Rosji na temat polskiego ruchu rewolucyjnego -
obserwując aktywną działalność bojową polskiej partii rewolucyjnej [tj. PPS - R. Ś.], postanowił wykorzystać tę partię w charakterze wywiadu, jak
również w charakterze przewodników i partyzantów na wypadek wojny". Dla uwiarygodnienia tych informacji przytoczył dalej treść porozumienia
zawartego między Sztabem Generalnym w Wiedniu a kierownictwem PPS Frakcji Rewolucyjnej. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć,
że jest to tekst umowy osiągniętej na konferencji w Wiedniu 10 marca 1909 r., który w formie tajnej dyrektywy został przesłany do oddziałów
HK-Stelle we Lwowie i w Krakowie, określając podstawę dalszych kontaktów z przedstawicielami PPS, o czym już uprzednio pisano.
Dotychczasowe wywody wskazują, że między marcem 1909 a majem 1910 r. nie odbyło się żadne inne spotkanie na szczeblu Biura
Ewidencyjnego, ustalające warunki współpracy z PPS. Taka konferencja miała miejsce tylko 10 marca 1909 r. i ustaleń z tego spotkania mogły
dotyczyć rewelacje Sawienki, które w przybliżeniu określały źródło przecieku. Winnego długo nie można było wskazać. Informacje o wiedeńskiej
konferencji przekazał wywiadowi rosyjskiemu zapewne Redl, który odszedł ze Sztabu Generalnego i w tym czasie odbywał służbę sztabową w
VIII korpusie w Pradze, co uwalniało go od podejrzeń zdrady jednej z najlepiej strzeżonych tajemnic Biura Ewidencyjnego. Faktem jest, że później
władze rosyjskie nie dysponowały już podobnymi informacjami, kiedy Redl nie miał już dostępu do akt Biura Ewidencyjnego.

Pozytywna natomiast była wymowa polityczna publikacji Sawienki, pokazująca, że wywiad i władze rosyjskie poważnie brały w rachubę możliwość
polskiego wystąpienia zbrojnego, na czym tak bardzo zależało sztabowcom austriackim. Sawienko odnotował nagły wzrost nastrojów
wolnościowych i rewolucyjnych Polaków po niedawno stłumionej rewolucji. "Polacy działają i nie tracą nadziei" - przypominał - "chcą odbudować
niepodległą Polskę". Twierdzenie to ilustrował słowami Władysława Studnickiego, który nawoływał: "Myślmy dniem i nocą o wyprawie na Moskwę,
badajmy teren przyszłej walki, rozpowszechniajmy militarne wiadomości". Uważał, że nastrój buntu Polaków przeciwko Rosji wzmagała polityka
austriacka. Wszystko sprowadzał do tezy, że Polacy, korzystając z pomocy władz Austo-Węgier uknuli wielki spisek, mający na celu wywołanie
powszechnego powstania zbrojnego w Królestwie Polskim w chwili, kiedy wojska austriackie wkroczą do Rosji. Powstanie poprzedzały szeroko
prowadzone przez członków PPS Frakcji Rewolucyjnej działania wywiadowcze, którymi kierowali naczelnicy niewielkich okręgów, na które zostało
podzielone dla celów wywiadowczych Królestwo Polskie i Rosja Zachodnia, jako tzw. "okręgowcy", czyli instruktorzy służby wywiadowczej, a
zarazem dowódcy oddziałów bojowych na wypadek wybuchu powstania podczas wojny. Autorowi nie umknęła przy tym uwadze publikacja w
"Robotniku" znanej instrukcji wywiadowczej, którą posługiwali się członkowie partii w Rosji. Fachowo określił jej charakter sprawdzający, w
ogólnych wskazaniach dla celów działalności szpiegowskiej.

Kadry powstańcze miały być przygotowywane w dwóch szkołach instruktorskich ZWC, "bojowej" w Krakowie i "agitatorskiej" we Lwowie. Szkoły te
istniały w rzeczywistości, jako kursy, bojowo-wojskowe w ramach Szkoły Centralnej PPS w Krakowie i Centralnej Szkoły Agitatorskiej PPS we
Lwowie. Sawienko posługiwał się oryginalnymi programami szkoleń oraz Regulaminem Związku Walki Czynnej. Słuchacze szkoły krakowskiej
przechodzili kurs teoretyczny i praktyczny. Program pierwszego kursu zawierał znajomość regulaminów i instrukcji Organizacji Bojowej PPS,
zapoznanie się z pistoletem Browninga i karabinem systemu Mausera, posługiwanie się przy zwiadzie mapami geograficznymi i topograficznymi,
zakładanie min, budowę barykad itd. Drugi kurs obejmował naukę strzelania z pistoletu, karabinu i działa, budowę okopów i barykad w terenie,
prowadzenie lokomotywy, niszczenie torów kolejowych i linii telegraficznych, przygotowywanie, zakładanie i detonowanie ładunków wybuchowych,
szkicowanie planów miejscowości, różnych urządzeń i budowli w terenie, systemy sygnalizacyjne w wojsku rosyjskim, austriackim i niemieckim,
sygnalizację w oddziałach bojowych ZWC oraz zasady konspiracji i tajnej korespondencji. "Do szkoły krakowskiej wysyłani są tylko ci bojowcy -
zaznaczał Sawienko - którzy się szczególnie wyróżnili. Szkoła istnieje od blisko dwu lat. Patronują jej władze austriackie. Wśród wykładowców
znajduje się nawet jeden oficer krakowskiego garnizonu. Szkoła jest doskonale wyposażona we wszystkie niezbędne do wykładów pomoce - w
bibliotekę, stoły i przybory kreślarskie, mapy, części składowe bomb różnych konstrukcji, rewolwery, karabiny różnych systemów i in. Zajęcia
praktyczne w strzelaniu oraz w budowie okopów i barykad odbywają się w odległości 30 wiorst od Krakowa, w pobliżu zamku książąt
Lanckorońskich. Aby zaznajomić się praktycznie z prowadzeniem lokomotywy, słuchacze szkoły odbywają pojedynczo jazdy na lokomotywach
prowadzonych przez maszynistów, członków partii". Inny charakter miała szkoła we Lwowie, gdzie przedmioty z dziedziny sztuki wojennej
wykładane były wyłącznie w zakresie niezbędnym dla działalności wywiadowczej. "Obie szkoły - rekapitulował autor - przygotowują instruktorów,
którzy w czasie pokoju winni uprawiać działalność propagandową, organizować siły bojowe i prowadzić wywiad, a w czasie wojny - dowodzić
bandami powstańczymi".

Tak precyzyjne informacje mogły pochodzić tylko od osoby wysoko postawionej w hierarchii organizacyjnej PPS lub ZWC, wiodąc do nieodpartego

5 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

wniosku, że zdrajca znajdował się w otoczeniu Piłsudskiego. Prawdy tej nie mógł skryć kamuflaż mylnych informacji, dotyczących osób
zaangażowanych w polski ruch wojskowy. Wszystkie dane osobowe były nieprawdziwe. Przywołani posłowie do parlamentu austriackiego, Ignacy
Daszyński i Herman Diamand nie mieli nic wspólnego z nawiązaniem przez Sztab Generalny w Wiedniu łączności z PPS, co utrzymywał
Sawienko. Fałszywa była również informacja o kierowaniu "szkołą bojową" w Krakowie przez Zygmunta Herynga. Jedynie przytoczony w artykule
kryptonim "A-w" odpowiadałby Jodko-Narkiewiczowi, jako skrót od jego pseudonimu "A. Wroński". Jodko-Narkiewicz nigdy jednak nie był
urzędnikiem Ministerstwa Komunikacji w Wiedniu, jak tego chciał Sawienko. Natomiast rzeczywiście należał do ścisłego kierownictwa ruchu
niepodległościowego w Galicji. Sawienko użył tutaj terminu "sztab pięciu", którym posługiwała się uprzednio Ochrana na oznaczenie kierownictwa
Organizacji Bojowej PPS. W strukturze PPS nie było owego "sztabu pięciu". W zamyśle informatorów i funkcjonariuszy Ochrany określenie to
pierwotnie miało prawdopodobnie oddawać zasadę nieformalnej kolegialności podejmowanych decyzji przez grono pięciu konkretnych osób, które
niekoniecznie mogły tworzyć formalne kierownictwo partii, a faktycznie podejmowały ważne decyzje partyjne. Także i w tym wypadku obserwacja
była celna, infiltracja Ochrany sięgała głęboko, aż do zasad podejmowania decyzji w grupie Piłsudskiego. W zależności od potrzeb i
aktualnych możliwości Piłsudski zbierał swoich najbardziej zaufanych współpracowników, kiedy przekazywał swoje decyzje albo miał radzić nad
ważnymi sprawami. Ten sposób działania zachował Piłsudski w całym późniejszym okresie, zmieniali się tylko ludzie, którzy tworzyli jego
przyboczny sztab. W latach 1909-1914 do grona najbliższych współpracowników Piłsudskiego należeli: Jodko-Narkiewicz, Sławek, Jędrzejowski,
Sulkiewicz, Prystor i Filipowicz. Przejściowo w grupie tej pojawiały się też inne osoby, gdy miały poruczone indywidualne zadania z ramienia
Piłsudskiego. Terminu "sztab pięciu" nie należało więc odnosić do ścisłego grona pięciu kierowniczych osób z PPS i ZWC, a w ogóle do
konspiracyjnego kierownictwa ruchu wokół Piłsudskiego, który w zasadzie sam podejmował wszystkie kluczowe decyzje.

Artykuł Sawienki był niewątpliwie inspirowany przez władze w Petersburgu, jako element nacisków dyplomatycznych na rząd Austro-Węgier.
Sawienko szeroko cytował źródła wywiadu Ochrany. Należy pamiętać, że zawsze, kiedy wywiad ujawnia zdobyte informacje, nigdy motywacją tego
kroku nie jest zamiar wyjawienia wszystkiego, co się wie na dany temat, a tylko jest to chęć przekazania określonych danych, możliwych do
częściowej weryfikacji, jako elementu gry i dezinformacji przeciwnika. Wszak w grze tej nie chodzi o wygraną lub przegraną przez pełną
dekonspirację źródeł tajnych służb, a o to, aby gra toczyła się dalej. Nie należy więc brać dosłownie udostępnianych publicznie informacji wywiadu,
bo są to tylko dane, które służby wywiadu chcą przekazać.

Władze rosyjskie dokładnie zdawały sobie wówczas sprawę z roli, jaką odgrywał Piłsudski w ruchu rewolucyjnym i wojskowym w Galicji,
jednak dopiero w nocie z 9 marca 1912 r. dały temu wyraz. Gdyby wierzyć w treści oficjalnych dokumentów rosyjskich, to Piłsudski był całkowicie
niewidoczny dla agentów Ochrany, co nie było prawdą. Agenci Ochrany mogli dostarczyć wszystkie informacje potrzebne do identyfikacji
Piłsudskiego i jego istotnej roli w działalności PPS. Wywiadowcze procedury rozpoznania wrogich wpływów politycznych na obcym terenie
przewidywały zebranie wiarygodnych informacji na temat stojących za nimi sił - zorganizowanych jawnie, półjawnie lub działających tajemnie. Taka
była wówczas rola wywiadu politycznego. W niewielkim środowisku działaczy rewolucyjnych i ruchu strzeleckiego Piłsudski był osobą publiczną,
podziwianą, jako przywódca polskiej irredenty. Nie można było tego nie zauważyć. Na zjazdach PPS większość delegatów znała czołówkę
partyjną. Zwykli członkowie PPS, ZWC i Strzelca znali go z licznych wykładów i ćwiczeń strzeleckich. W sumie jest to jeszcze jeden przykład na
bałamutność informacji ujawnianych przez wywiad.

Rzeczą dziwną i niewytłumaczalną było przy tym to, że władze rosyjskie nie występowały przeciw Piłsudskiemu (jak to na przykład miało miejsce w
wypadku Sławka), nie żądały jego ekstradycji, gdy był tropiony listem gończym Ochrany po całej Europie. Kierowany przez Piłsudskiego ruch
rewolucyjno-niepodległościowy stanowił dla polityki Rosji płaszczyznę konfrontacji w stosunkach z Austro-Węgrami i Niemcami. Chyba tylko w ten
sposób można było wytłumaczyć brak wyraźnego zaangażowania władz carskich w ściganie Piłsudskiego.

Ślady zdrady w kierownictwie ZWC prowadziły do organizacji w Krakowie. Komendantem Krakowskiego Oddziału ZWC był od momentu jego
powstania w styczniu 1909 r. Franciszek Lipiński, ps. "Władysław", członek Organizacji Bojowej PPS, kierownik kursów bojowo-wojskowych Kół
Milicyjnych PPS Frakcji Rewolucyjnej, a następnie szkoły bojowej ZWC w Krakowie. W wykładach pomagał mu Kazimierz Sawicki, ps. "Andrzej",
kierownik jednej z sekcji, późniejszy generał Wojska Polskiego, i jego zastępca, Stanisław Rouppert, ps. "Teodor", lekarz, szef służby zdrowia w I
Brygadzie Legionów Polskich, również generał w Wojsku Polskim. Piłsudski skierował do organizacji krakowskiej swojego zaufanego człowieka,
Henryka Minkiewicza "Fiuta", speca od "brudnej" roboty, który wsławił się kilka miesięcy wcześniej zabiciem Tarantowicza. Minkiewicz został
początkowo zastępcą Lipińskiego. W lipcu 1910 r. Lipiński wyjechał do Królestwa Polskiego, "jako członek wydziału agitacyjnego PPS",
otrzymując od Piłsudskiego polecenie prowadzenia roboty związkowej w Zagłębiu Dąbrowskim. Komendę Krakowskiego Oddziału ZWC przejął
Minkiewicz, który miał przede wszystkim wykryć zdrajcę, czego jednak przez długi czas nie można było zrobić. Trop wydawał się pewny, gdy w
miesiąc po wyjeździe Lipińskiego nadeszła z Królestwa wiadomość o jego aresztowaniu przez carską żandarmerię, a następnie skazaniu na 10
lat katorgi. Lipińskiego uwolniła z więzienia rewolucja 1917 r., wstąpił później do Wojska Polskiego, był posłem i senatorem Bezpartyjnego
Bloku Współpracy z Rządem. Nigdy nie dowiedział się, kto go zdradził. Dopiero obecnie, na podstawie materiałów kontrwywiadu Biura
Ewidencyjnego i oddziałów HK-Stelle można rozstrzygnąć tę kwestię, a także wszystkie późniejsze znane przypadki zdrady i przejścia na służbę
Ochrany w bliskim środowisku Piłsudskiego.

Później okazało się, że zdrajcą był Władysław Chybowski, ps. "Zbigniew" (ur. 12 V 1886 w Nadarzynie koło Warszawy, syn Władysława i
Małgorzaty), trzeci instruktor szkoły bojowej w Krakowie, sekcyjny w II plutonie i członek kierownictwa Krakowskiego Oddziału ZWC.

Chybowski pracował wcześniej jako urzędnik prywatny w Warszawie. Należał do kierowniczego aktywu Związku Bojowego NZR. Brał udział w
wielu akcjach bojowych w Królestwie Polskim. Na przełomie 1908/1909 r. przewodził grupie bojowej "Niezwykła", która oderwała się od NZR,
tworząc oddział bojowy - Lotny Oddział Związku Niezwyciężonych. Przywódcą oddziału był prowokator Kazimierz Łypaczewski, zabity 17 II 1909 r.
z wyroku Zarządu Głównego NZR. Miejsce Łypaczewskiego zajął Chybowski. Ochrana dość szybko wpadła na jego trop. Dnia 14 marca 1909 r.
został aresztowany wraz z innymi kierownikami bojówek oraz członków Zarządu Głównego NZR i uwięziony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej.
Podczas przesłuchań załamał się i przyznał do swego udziału w akcjach bojowych w Królestwie. Przeszedł na służbę Ochrany. Na mocy wyroku
administracyjnego z 6 maja 1909 r. został wydalony z granic Królestwa Polskiego. Uszedł z życiem, ale nie miał już odwrotu od współpracy z
Ochraną (według doniesień Ochrany, uniknął dzięki temu śmierci z rozkazu Zarządu Głównego NZR). Strach przed losem Tarantowicza
paraliżował wszelkie myśli o wyjawieniu prawdy towarzyszom z NZR, a później ZWC.

Od 11 września 1909 r. Chybowski przebywał w Krakowie. Rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim jako słuchacz Wydziału
Filozoficznego. W środowisku akademickim zbliżył się do ZWC, zdobywając dość szybko zaufanie Lipińskiego. Uchodził za emigranta, który
"schronił się do Galicji przed Ochraną rosyjską, ścigany za udział w akcji bojowej w Królestwie". Do Związku Walki Czynnej wstąpił na jesieni 1909
r. W Ochranie otrzymał konspiracyjny pseudonim "Hrabia". W raportach z Krakowa oświetlał działalność ZWC oraz SDKPiL. Pod koniec 1909 r.
zorganizował w oddzielny pluton grupę około dwudziestu akademików, będących pod wpływem Władysława Studnickiego. Pierwsze zebranie
odbyło się w mieszkaniu Studnickiego. Przemawiał Lipiński, który podnosił "konieczność przygotowania kadr wojskowych dla przyszłego ruchu
rewolucyjnego w Królestwie - notował jeden z uczestników zebrania - jako jedynego środka dla odzyskania niepodległości, na wypadek, gdyby
trwający od dawna konflikt pomiędzy Austrią a Rosją miał doprowadzić do zbrojnego zatargu". Był to przełomowy moment w rozwoju ZWC.
Związek wychodził już poza ramy ruchu socjalistycznego. Do grupy Chybowskiego należeli między innymi: Czesław Jarnuszkiewicz, ps.
"Kazimierz", Adam Koc, ps. "Witold", Leon Koc, ps. "Wacław", Bogusław Kunc, ps. "Kordian", Jan Latour, ps. "Wacław Aleksandrowicz", Stanisław
Machowicz, ps. "Sawa", Stanisław Wojciechowski, ps. "Pierwotny" i "Dzigda", Józef Kordian Zamorski, ps. "Ignacy", Stanisław Zbrowski, ps.
"Braciszek". Przez kilka następnych lat nikt nie orientował się w podwójnej roli Chybowskiego, który stopniowo zdobywał sobie coraz większe
zaufanie przełożonych. W ramach kierownictwa ZWC kontaktował się z całą czołówką ruchu konspiracyjno-niepodległościowego, brał udział w

6 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

naradach, odprawach i szkoleniu aktywu związku. Znał się z Piłsudskim, Jodko-Narkiewiczem, Sławkiem, Prystorem i Sulkiewiczem. Za jego
pośrednictwem Ochrana mogła poznać niemal wszystkie zamierzenia organizacji. Nie wiadomo, czy poza dostarczaniem raportów informacyjnych
dla Ochrany wykonywał również inne zadania.

Prace wojskowe Związku Walki Czynnej inspirował w dużym stopniu Iszkowski, który utrzymywał we Lwowie kontakt z Piłsudskim i Sławkiem. W
oparciu o kadry ZWC tworzył sieć szpiegowską w Rosji. Szef HK-Stelle pozostawał cały czas niewidoczny dla zwykłych członków ZWC.
Zadania wywiadowcze przekazywał za pośrednictwem Piłsudskiego lub Sławka.

Rozpoznanie możliwości politycznych organizacji Piłsudskiego prowadził w Krakowie Rybak. Pierwsze miesiące kontaktów ze Sławkiem i z
Piłsudskim nie nastrajały najlepiej do dalszej współpracy. Wiadomości, które początkowo posiadał o PPS Frakcji Rewolucyjnej, kazały wątpić w
skuteczność wykonania w oparciu o siły partii planów wywiadowczych oraz dywersyjnych na wypadek kryzysu w stosunkach z Rosją. "Piłsudski -
wspominał Rybak - zachodził do mnie od czasu do czasu. Na temat spraw, które mnie interesowały, nie mówiliśmy wiele. Nie mówiliśmy choćby
dlatego, że, jeśli idzie o mnie, moje wiadomości polityczne były jeszcze ciągle zupełnie niewystarczające i musiałem je znacznie uzupełnić, by móc
stawiać Piłsudskiemu jakieś konkretne propozycje. [...] Kiedy zorientowałem się już należycie w sytuacji, Piłsudski poznał z łatwością, że byłem
bardzo rozczarowany, a nawet zniechęcony. Poważne plany rozsypywały się w gruzy, a wykonanie zadań postawionych mi przez Rongego
wydawało mi się niemożliwe. Aby mnie przekonać, że nie mam racji, że jednak siły PPS są znaczne, ażeby mnie olśnić, przedstawił mi pewnego
dnia delegata PPS z Kongresówki, który przybył do Krakowa, jako widomy i żywy dowód, że PPS tam żyje i pracuje. Człowiekiem tym był Prystor.
Prystora również wciągnąłem na listę konfidentów, ale żadnych zadań wywiadowczych na terenie Kongresówki mu nie dawałem, zostawiając tę
misję Piłsudskiemu".

Dopiero po aferze związanej z aresztowaniem Sławka sytuacja zaczęła się wyjaśniać. Ronge i Urbański von Ostrymiecz w dalszym ciągu kładli
wielki nacisk na wykorzystanie PPS do celów wywiadowczych. Piłsudski starał się wyjaśnić Rybakowi wszystkie zawiłości polskiego życia
politycznego, wykazując potrzebę ściślejszego kontaktu. Jednocześnie, na przełomie 1909 i 1910 r., zorganizował sieć wywiadu politycznego w
Królestwie Polskim, głównie w oparciu o organizację PPS. "Wywiad ten - mówił Rybak - za pośrednictwem Piłsudskiego i Sławka, którzy
dostarczali mi osobiście wszystkie materiały, dał mi całkowitą możność dokładnego ujęcia w ewidencję sytuacji politycznej w Królestwie, tak w
odniesieniu do ludności, ugrupowań politycznych, jak też władz rosyjskich. Wywiad ten stworzył nadto podstawę, na której oparłem ewidencję
polityczną w Galicji, zwłaszcza w odniesieniu do sympatyków galicyjskich ruchu Dmowskiego". Organizowana sieć wywiadowcza kierowała się
innymi zasadami, niż regulowała to instrukcja służbowa (Dienstbuch J-29). Agenturę "R" tworzyły grupy konspiracyjne PPS Frakcji Rewolucyjnej i
Związku Walki Czynnej, podporządkowane obcym dla wywiadu schematom organizacyjnym, łamiącym zasadę anonimowości i centralizacji służby
informacyjnej, nawet gdy konfidenci byli werbowani do celów specjalnych (Spezialzwecke).

Wyniki tych obserwacji zawarł Rybak w raporcie z 9 kwietnia 1910 r. dla Biura Ewidencyjnego. W elaboracie scharakteryzował działalność
głównych ugrupowań politycznych w Królestwie Polskim, dzieląc wszystkie partie na dwie grupy - mieszczańskie i rewolucyjne. Najwięcej miejsca
poświęcił Polskiej Partii Socjalistycznej, którą uważał za najsilniejszą wśród partii rewolucyjnych, przez wysunięcie na czoło programu politycznego
kwestię niepodległości Królestwa Polskiego. "Partia jest znakomicie zorganizowana z odcieniem wojskowym - podkreślał - szczególnie zaś
robotnicy (związki robotników i rzemieślników) i dysponuje dobrze zorganizowaną tajną prasą". W strukturze partii wyróżnił Wydział Bojowy, który
"stoi na czele Organizacji bojowej i szkoli szerokie masy (proletariat) z myślą o walce socjalnej oraz o walce zbrojnej o polityczną wolność
narodową", a także Centralny Komitet Robotniczy, jako organ kierowniczy, który "przygotowuje rewolucję, tzn. wyzwolenie Królestwa Polskiego
spod panowania Rosjan". Na koniec zaznaczył, w związku z kryzysem serbskim na wiosnę 1909 r.: "PPS, jako jedyna partia, kolportowała w
tysiącach egzemplarzy manifest, w którym zajęła jasne i zdecydowane stanowisko wobec spodziewanej inwazji austriackiej". Dla Rongego
najważniejsza była wykładnia polityczna przygotowywanej rewolucji, jako rewolucji narodowej, ograniczona wyłącznie do zaboru rosyjskiego,
rozstrzygająca o kwestii dalszej współpracy wojskowej.

W związku z tym, Iszkowski i Rybak otrzymali od szefa Grupy Wywiadu dyspozycje wspierania prac wojskowych Piłsudskiego. "Miałem rozkaz
Rongego - zaznaczał potem Rybak - ażebym popierał wojskowe organizacje PPS, które oczywiście nie były legalne, lecz były skierowane
przeciwko Rosji, a to w celu infiltrowania ich i wykorzystania, zgodnie z moim zadaniem. (...) Organizacje te dawały atut polityczny i wojskowy na
wypadek wojny z Rosją, doraźnie zaś dawały możność prowadzenia wywiadu politycznego i wojskowego na terenie Kongresówki i Galicji".
Iszkowskiemu polecono zalegalizowanie działań Związku Wałki Czynnej pod postacią organizacji strzeleckiej, tworzonej na bazie ogólnych ustaw
austriackich o ochotniczych stowarzyszeniach strzeleckich. Ustawy te odnosiły się wyłącznie do obywateli austriackich. Zadanie Iszkowskiego i
Rybaka polegało na tym, aby pod pozorem ogólnego ustawodawstwa umożliwić emigrantom z Królestwa Polskiego, jako obywatelom rosyjskim, "tj.
członkom PPS itp. - wywodził Rybak - wstąpienie do tych związków i pod płaszczykiem sportu prowadzenie szkolenia wojskowego. Nie można
bowiem było w inny sposób usprawiedliwić związków strzeleckich, złożonych z emigrantów politycznych, a ukrycie istnienia tych związków było
niemożliwe". Ogólną koncepcję związków strzeleckich wypracował Piłsudski w rozmowach z Iszkowskim i Rybakiem. Legalna płaszczyzna prac
wojskowych dawała nowe możliwości działania. Toteż - mówił później Piłsudski - "popchnąłem wszystkich swoich zwolenników na tę ułatwioną, bo
legalną formę pracy wojskowej, po naradzie z oficerami Sztabu Generalnego austriackiego, z którymi w owym czasie byłem w kontakcie.
[...] Osobiście aż do 1914 roku opierałem całe zabezpieczenie mojej pracy wojskowej w Galicji na kontakcie, jaki miałem w owe czasy z kilku
oficerami austriackiego Sztabu Generalnego".

Ronge w Wiedniu, a Iszkowski we Lwowie i Rybak w Krakowie rozłożyli "parasol" nad ruchem niepodległościowym i poczynaniami samego
Piłsudskiego w Galicji. Oficerowie Biura Ewidencyjnego pozostawali w cieniu, zupełnie niewidoczni poza ścisłym sztabem Komendanta. Aby
zalegalizować prace militarne ZWC umożliwili stworzenie jawnych organizacji strzeleckich - Związku Strzeleckiego we Lwowie i Strzelca w
Krakowie, opierając się na "Zarządzeniu o wspieraniu ochotniczego strzelectwa" (Bestimmungen uber die Unterstützung des freiwilligen
Schiesswesens), wydanym przez C.K. Ministerstwo Obrony Krajowej rozporządzeniem z 6 maja 1909 r.. Należy podkreślić, że bez tej pomocy
powołanie organizacji strzeleckich nie byłoby możliwe, skoro tworzyli je obywatele obcego, wrogiego państwa, przebywający na terenie Austro-
Węgier w charakterze emigrantów politycznych.

Najpierw powstała organizacja strzelecka we Lwowie. Na podstawie reskryptu namiestnika Galicji z 23 kwietnia 1910 r. został utworzony Związek
Strzelecki we Lwowie, mający według statutu cele czysto sportowe. Wobec uzasadnionych podejrzeń, że stowarzyszenie mogło mieć również
cele nielegalne, działalność jego poddano ścisłemu nadzorowi. Władze muszą mieć pewność - tłumaczył dyrektor lwowskiej policji, Józef
Reinlender w piśmie z 23 lipca 1911 r. do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Wiedniu - "iż stowarzyszenie nie wyjdzie poza ramy swej
działalności statutowej". Chodziło oczywiście o zachowanie pozorów działalności legalnej dla władz administracyjnych. Wszystkie organizacje
strzeleckie podlegały formalnie miejscowym dowództwom Landwehry, które sprawowały dozór organizacyjny nad jednostkami pospolitego
ruszenia. Rzeczywista odpowiedzialność za działania Związku Strzeleckiego spoczywała na szefie Głównego Ośrodka Wywiadowczego we
Lwowie, który pod pozorem legalnych prac stowarzyszenia chciał realizować własne cele.

Efektem publikacji Sawienki było zajęcie przez Sztab Generalny w Wiedniu jednoznacznego stanowiska w sprawie obrony PPS przed
represyjnymi zamierzeniami władz politycznych wobec członków organizacji, co faktycznie przesądzało losy dalszej działalności militarnej
Piłsudskiego. "Ponieważ w razie wojny Monarchii z Rosją - pisał szef Sztabu Generalnego, gen. Conrad von Hötzendorf w notatce z 11 VII 1910 r.
dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Wiedniu - działalność organizacji Polska Partia Rewolucyjna [chodzi o PPS - R. Ś.] mogłaby nam
przynieść wielkie korzyści, leży w interesie wojska zaniechanie systematycznego prześladowania tej partii. Konieczne jest natomiast czuwanie
nad obecną działalnością tej partii i nieprzerwana obserwacja jej rozwoju, ponieważ tego rodzaju organizacja bywa często nieobliczalna.

7 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Energiczne wystąpienie przeciwko partii i przerwanie jej działalności odpowiadałoby rosyjskim interesom państwowym, co, biorąc pod uwagę
rosyjską propagandę wśród ludności rusińskiej Monarchii, obliczoną na systematyczne szkodzenie naszym interesom państwowym,
oznaczałoby działanie na korzyść przypuszczalnego przeciwnika". Piłsudski mógł odtąd korzystać niemal oficjalnie z opieki austro-węgierskich
władz wojskowych, jeśli trzymał się ustalonych wcześniej zasad współpracy. Teraz zasady te należało wypełnić praktyczną treścią, traktując
dotychczasowe kontakty jako solidny fundament współpracy wojskowo-politycznej, na bazie utrzymywanych powiązań wywiadowczych.

Prawdopodobne przesunięcie rosyjskiej koncentracji wojsk z rejonu Wisły dalej na wschód, na wypadek wojny z Niemcami i Austro-
Węgrami, nasuwało teraz pilną potrzebę rozpracowania przez Sztab Generalny w Wiedniu technicznych szczegółów nowych zamierzeń
militarnych i planów strategicznych Rosji. Ustalenia "Konfidenta 'R' " potwierdziły później i dokładnie rozpoznały służby wywiadu Evidenzbureau
oraz Sektion III B. Rezultaty tych penetracji, w postaci założeń do nowego planu wojny, przekazano Piłsudskiemu w połowie 1910 r. "Otóż ogólny
plan strategiczny rosyjski (to były elementy, które przez [własny - R. Ś.] wywiad uzyskać nie mogliśmy, a tylko przez sztab austriacki do
wiadomości Komendanta [podano] według petersburskiej Rady Wojennej na temat założeń strategicznych w razie wojny (ktoś z tej Rady Wojennej
sprzedał protokół Niemcom) - relacjonował Sławek założenia planów Piłsudskiego. - Zasadniczo Królestwo Kongresowe było terenem wysuniętym
ku zachodowi i mając na północy Prusy Wschodnie, na południu Austrię, a na zachodzie Niemcy - czyli tutaj Rosja, na tym terenie utrzymywała
dużą ilość wojska na stopie półwojennej; i tak, jeżeli w Rosji batalion liczył 80-100 ludzi, to tutaj 150 w tym celu, ażeby wojska te
mogły rozpoczynać działania wojenne nie czekając na mobilizację". Ta wysunięta pozycja dawała im bowiem: 1.) możliwości rozwinięcia ofensywy
i "szybkiego zaatakowania krótkim ruchem na północ dla odcięcia Prus Wschodnich"; 2.) "bliskie uderzenie na Kraków". Z drugiej strony,
Królestwo Polskie mogłoby zostać dość łatwo zaatakowane, otoczone i odcięte. To strategiczne położenie Królestwa rodziło pytanie o możliwości
obrony przez armię rosyjską. Kwestia "bronić się na terenie Królestwa, czy wycofać się z tego terenu", została rozstrzygnięta po myśli
sztabowców niemieckich i austriackich: "według protokołu tego, który miały sztaby austriacki i niemiecki, wypadało, że Moskale lewego brzegu
bronić nie będą, że cofną się poza linię Dęblin - Warszawa - Modlin". Zgodnie z rozważaniami Komendanta, większość sił austriackich i
niemieckich zajęta byłaby walką na tych terenach, gdzie koncentrowałyby się wojska rosyjskie na wschód od Wisły. Wtedy Zagłębie Dąbrowskie,
Lublin i Kielce będą się znajdowały na terenach chwilowego przemarszu armii niemieckiej i austriackiej. Dopiero później "teren wojny przerzuci się
na wschód". Wówczas "stworzy się cały ogromny rejon, na którym bez reszty będziemy mogli mobilizować nasze siły", zwłaszcza że "Rosja
nie zdąży na terenie Kongresówki zrobić mobilizacji, czyli materiał przeszkolony na służbie rosyjskiej może na miejscu pozostanie", przez to
"będziemy go mogli wcielić do naszych oddziałów wojska polskiego". Jednakże nie można było przewidzieć reakcji niemieckiej na te plany. "Czy
może być akceptacja całości i może otrzymamy możność rekrutacji w całym pasie Królestwa"? Niemcy mogliby się też sprzeciwić temu.
Wówczas należałoby ograniczyć rekrutację tylko do tych terenów, które będą zajęte przez Austro-Węgry. "Całość sytuacji wygląda tak -
konkludował - że jeżeli ten plan strategiczny [rosyjski] będzie wykonany w czasie wojny, to otworzą się wielkie możliwości rozbudowania od razu
dużej siły naszej polskiej".

Przekazanie rosyjskich planów wojennych w ręce Piłsudskiego świadczyło o wielkim zaufaniu, jakim cieszył się on w Biurze Ewidencyjnym i
szerzej, w Sztabie Generalnym w Wiedniu. Z drugiej strony taka forma wyjawienia zamierzeń petersburskiej Rady Wojennej stanowiła element
dywersji politycznej w grze wywiadowczej przeciw Rosji, przez uwiarygodnienie podstaw tendencji powstańczych Polaków na wypadek wojny Rosji
z Austro-Węgrami, które wspierały polską irredentę. Piłsudski w planowaniu własnych działań mógł oprzeć się na wnioskach z przekazanych mu
dokumentów, ale bez powoływania się na źródło swojej wiedzy. Ukazane w ten sposób uwarunkowania strategiczne irredenty w Królestwie Polskim
mogły najlepiej przemawiać za słusznością decyzji podjętych przez Radę Wojenną w Petersburgu.

Szeregi organizacji strzeleckich systematycznie powiększały się, przy braku większego zainteresowania radykalnymi ruchami politycznymi.
Wielu starych działaczy skupionych wokół Piłsudskiego w PPS rozluźniło swe więzy partyjne w miarę angażowania się w zagadnienia wojskowe.
W ruchu niepodległościowym zaznaczali swoją obecność nowi ludzie, oddani sprawie odzyskania wolności. Związek Walki Czynnej oraz Wydział
Bojowy PPS Frakcji Rewolucyjnej wspierały kadrowo konspirację wojskową w zaborze rosyjskim, która stanowiła zaplecze dla działań
wywiadowczych operacji "R". Działaniom wywiadowczym poświęcony był kurs zimowy 1909/1910 r. szkoły ZWC we Lwowie. Dla około
czterdziestu słuchaczy zorganizowano wykłady z geografii militarnej oraz seminaria praktyczne dla wywiadowców. Wykłady prowadził Piłsudski.
Na wiosnę 1910 r. Piłsudski polecił przeprowadzenie zgłoszeń ochotniczych wśród członków organizacji na pracę w Królestwie Polskim. W
kwietniu 1910 r. sieć organizacyjna konspiracji wojskowej obejmowała organizacje ZWC we Lwowie, Krakowie, Brzeżanach i Borysławiu, a także
grupy bojowe WB w Kijowie, Lwowie, Częstochowie i Petersburgu.

Na zwołanej 7 kwietnia 1910 r. do Krakowa II Radzie Partyjnej PPS podjęto dalsze decyzje, które miały ułatwić scalenie dwóch nurtów -
wojskowego i bojowego. "Zważywszy na rozszerzającą się coraz bardziej działalność partii wśród młodzieży - pisano w przyjętej rezolucji -
działalność, która rozwija się w 2 kierunkach - zjednywania zwolenników programu partyjnego oraz szerzenia wiadomości bojowo-wojskowych".
Koordynację i powodzenie wszystkich działań miały zapewnić następujące przedsięwzięcia: "agitacja w duchu programu partyjnego wśród
organizacji młodzieży w kraju i za granicą"; "tworzenie w tym celu odpowiednich organizacji partyjnych"; "wysyłanie agentów swych na objazdy lub
stały pobyt w różnych miejscowościach"; "urządzanie odczytów lub kursów wykładów"; "tworzenie lub dozorowanie kółek i organizacji kształcących
się, charakteru bojowo-wojskowego"; "przygotowywanie i wysyłanie instruktorów dla ubojowienia organizacji partyjnej w kraju i za granicą";
wreszcie "stworzenie wydawnictw bojowo-wojskowych". Ogólna taktyka organizacji rewolucyjnej nie zmieniła się. "Pozostaliśmy nadal
rewolucjonistami" - przekonywano w sprawozdaniu CKR na III Radę Partyjną PPS. która odbyła się w lipcu 1910 r. - "Organizacja bojowa jest dla
nas i dziś zaczątkiem armii rewolucyjnej. Zagadnienie najszersze - ubojowienie. Reakcja coraz większa, coraz mniejszą mamy organizację, ale
musi ona być coraz wyrobniejszą i więcej mądrzeć w ubojowieniu". A "kwestia ubojowienia - uzupełniał sprawozdanie Piłsudski - przed rewolucją
nie istniała, bo o boju nie myślano". Czasy rewolucyjne minęły i warunki działania zmieniły się. Dlatego do organizacji rewolucyjnej "w obecnej
dobie musi wejść człowiek zupełnie inny od dawnego". Kierownictwo tej akcji "ubojowienia" sił rewolucyjnych znajdowało się formalnie przy
Wydziale ZWC (Kazimierz Sosnkowski, Mieczysław Trojanowski. Aleksander Prystor, Marian Kukiel, Włodzimierz Momentowicz), który w 1912
r. zastąpiła Komenda Główna na czele z Komendantem Głównym, którym był Piłsudski. Cały czas, początkowo nieoficjalnie, a później formalnie.
Związek Walki Czynnej był kierowany przez Piłsudskiego.

Emisariusze ZWC utrzymywali kontakt inspekcyjny z lokalnymi grupami wojskowymi w zaborze rosyjskim, które tworzyły własne organizacje
związkowe, opierając się o dawne struktury bojowe PPS (w 1910 r. takie podróże "za kordon" odbyli: Tytus Filipowicz, Aleksander Sulkiewicz,
Franciszek Lipiński, Leon Berbecki, Henryk Minkiewicz, Walery Sławek). Przybycie każdego emisariusza z ramienia Komendy Głównej ZWC -
pisał Zygmunt Żmigrodzki - "było bodźcem do intensywniejszej i skuteczniejszej działalności. Emisariusze dawali zawsze pewien zasób
wiadomości fachowych oraz informowali o rozroście ruchu niepodległościowego w kraju, co podnosiło na duchu związkowców, gotujących się [...]
do zbrojnej walki o niepodległość". Punkt dowodzenia znajdował się przy kierownictwie ZWC we Lwowie. Wszystkie nici konspiracji wojskowo-
niepodległościowej skupiał przy sobie Piłsudski, któremu podlegała cała organizacja. Nadzorował wszystkie działania ruchu strzeleckiego i prace
konspiracyjne ZWC, utrzymując jednocześnie kontakt operacyjny z Biurem Ewidencyjnym. Tworzone struktury konspiracyjne wpisywano w
schematy organizacyjne organizacji "R", oczywiście bez wiedzy zainteresowanych. W tajemnicę kontaktów wywiadowczych z Austriakami nie byli
wprowadzeni nawet funkcyjni działacze ZWC, którzy wypełniali misje organizacyjne i wywiadowcze na terenie Rosji, podejmowane w ramach
zadań "Konfidenta 'R' ". O związkach Piłsudskiego z wywiadem austriackim wiedziało cały czas tylko kilka osób ze ścisłego sztabu
organizacyjnego ruchu. Utrzymywano legendę, że prace spiskowe prowadzone są w konspiracji nawet przed władzami austriackimi. Obowiązywał
romantyczny mit samodzielnej walki z caratem, który pozwalał zachować pozory swobody ideowej i niezależności działań. Pierwsze "koła
militarne" albo "sekcje wojskowe" PPS powstały na początku 1910 r. w Warszawie, Częstochowie, Piotrkowie, Wilnie, Grodnie, Suwałkach,
Kijowie i Petersburgu. W wakacyjnych szkołach partyjno-bojowych PPS i ZWC w Krakowie oraz we Lwowie odbywały się od 1910 r. szkolenia
wojskowe w zakresie prowadzenia dywersji i wywiadu. Pierwszy tego typu kurs odbył się w Krakowie, na zorganizowanej przez CKR PPS szkole

8 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

partyjno-bojowej (Szkoła Centralna PPS). Szkolenie odbywało się w warunkach konspiracji, miało charakter polityczny i militarny.
Zasady programu partyjnego wykładali: Jodko-Narkiewicz, Filipowicz, Wasilewski i Perl. Piłsudski prowadził wykłady na temat organizacji walki
rewolucyjnej. Praktyczne ćwiczenia z dziedziny techniki wojskowej i bojowej odbywały się pod kierunkiem Minkiewicza. Kurs obejmował również
naukę prowadzenia wywiadu obiektów wojskowych (forty, koszary itp.) i mających znaczenie militarne (mosty, dworce kolejowe itp.).

Otrzymane od Austriaków rosyjskie plany sztabowe Piłsudski wykorzystał do swoich wykładów w Szkole Centralnej PPS w Krakowie, ujętych
potem w broszurze Geografia militarna Królestwa Polskiego oraz w kolejnych pracach Józefa Froelicha.

Piłsudski przygotował podstawy planu przygotowania Królestwa Polskiego do przyszłej walki rewolucyjnej. Dzielił Królestwo pod względem
strategicznym na dwie części, zachodnią i wschodnią. Rosja mogła skutecznie rozwinąć działania wojenne tylko z prawego brzegu Wisły.
Piłsudski przewidywał, że obrona rosyjska na lewym brzegu byłaby bardzo trudna, gdyż "miałoby się za plecami dużą rzekę, co każdą porażkę w
klęskę zmienić może" - pisał. Zmiany w dyslokacji wojsk rosyjskich w Królestwie spowodowała między innymi rewolucja rosyjska. W efekcie
wojska rosyjskie nie były już rozlokowane tam, gdzie znajdowały główne siły rewolucyjne. Nowy ruch rewolucyjny mógł zmusić armię rosyjską do
dalszych przegrupowań. "Już wrzenie rewolucyjne, poprzedzające rewolucję - przekonywał - musi wpływać na postępowanie i rozlokowanie wojsk
nieprzyjacielskich". Stąd w początkowej fazie działań wojennych siły ruchu rewolucyjnego powinny być skoncentrowane w tej części kraju, a
wcześniej musiała by zostać przeprowadzona szeroka akcja przygotowawcza do wystąpienia zbrojnego przeciwko Rosji. Uważał, że przy
planowaniu walki należało uwzględnić następujące cele: "1. walka decyzywna [sic!] w celu opanowania kraju lub, gdy to jest niemożliwe, ściąganie
wielkiej ilości wojska do pewnych punktów; 2) organizowanie własnych sił; 3) bazowanie się na granicach pruskiej i austriackiej przy rozmaitych
kombinacjach wojny ludowej". Przystępując przy tym do przygotowania walki na takim obszarze, jak Królestwo Polskie, i w czasach rewolucyjnych -
kończył - należy pamiętać o dwóch ogólnych zasadach tego planowania. Przede wszystkim w naszym planowaniu nie ma mowy o
skoncentrowanej armii, co charakteryzuje wszelkie plany wojenne państw. Dla rewolucji armią jest cały kraj, rolę oddziałów zaś spełniają
poszczególne jego terytoria. Następnie wszystko, co może walczyć, musi bezwzględnie iść do walki, czy jest przygotowane, czy nie. Każdy punkt
musi spełniać to, na co go stać - milczeć nie może". W myśl tej koncepcji największy nacisk został położony na stworzenie organizacji militarnej w
lewobrzeżnej części Królestwa Polskiego. Początkowo zajęli się tym wysłannicy ZWC i Wydziału Bojowego PPS.

Latem 1910 r. do zaboru rosyjskiego wyjechała kolejna grupa emisariuszy ZWC, którzy mieli przeprowadzić wywiady sztabowe wybranych
obiektów wojskowych. Wytypowano dwudziestu pięciu członków związku we Lwowie oraz pięciu w Krakowie. O zadaniach wywiadowczych mieli
się wszyscy dowiedzieć indywidualnie u Piłsudskiego, tuż przed końcem roku akademickiego, w czerwcu 1910 r. Część prac wywiadowczych na
terenie rosyjskim prowadzona była na bieżąco przez kilkunastu członków ZWC, od początku 1910 r. Dla Iszkowskiego i Rongego miał to być
kolejny test sprawności organizacyjnej oraz techniki wywiadowczej i głębokości penetracji agentury "Konfident 'R' ", realizującej wskazane cele
wywiadu, metodycznie i zgodnie z wytycznymi centrali w Wiedniu. Wyniki tych prac miały posłużyć Iszkowskiemu do właściwego określenia roli
organizacji "Konfident 'R' " w ramach ogólnych wytycznych i zadań służb Biura Ewidencyjnego, które Ronge zawarł w znanej instrukcji wywiadu
przeciwko Rosji w końcu 1909 r.

Pierwsze wymierne korzyści ze współpracy z organizacją "Konfident 'R' " Iszkowski i Rybak odnosili w dziedzinie kontrwywiadu. W latach
1910-1912 w widoczny sposób wzmogła się na terenie Galicji aktywność Ochrany zarówno w zakresie wywiadu politycznego, jak i wojskowego.
Konieczność dalszego zbliżenia działań własnego kontrwywiadu z PPS wydawała się niezbędna, gdyż zainteresowania Ochrany w coraz
szerszym zakresie sięgały tej części sfery politycznej, w której dominowały elementy radykalne.

Na początku 1910 r. Rybak miał wezwać do siebie Piłsudskiego i Sławka. "Prystor był wtedy nieobecny" - wspominał szef Głównego Ośrodka
Wywiadowczego w Krakowie. - Wówczas z tymi trzema ludźmi "wyłącznie się kontaktowałem, dla innych pozostając w ukryciu. Przedstawiłem
Piłsudskiemu i Sławkowi konieczność stworzenia na terenie Galicji sieci kontrwywiadu", opierając się na działaczach PPS i ZWC. Mógł w ten
sposób rozszerzyć zadania "Konfidenta 'R' ". Obaj zgodzili się na to. "Zorganizowali [...] w istocie doskonałą sieć kontrwywiadu i dali mi pełną
możliwość do rozpracowania sieci wywiadowczej Ochrany oraz rosyjskiego wywiadu wojskowego" - oceniał Rybak. Stworzona sieć kontrwywiadu
politycznego i wojskowego obejmowała później członków PPS, Związku Strzeleckiego i Strzelca. Zebrane materiały i informacje dostarczali
osobiście Piłsudski i Sławek: "Wszelkie raporty kontrwywiadu - mówił Rybak - otrzymywałem od Piłsudskiego i Sławka, bezpośrednio i wyłącznie,
gdyż przed całością organizacji kontrwywiadu byłem ściśle zakonspirowany. Takiego trybu pracy żądali Piłsudski i Sławek, gdyż w ten sposób - jak
sądził - mogli skryć przed własnymi ludźmi fikcję, że cały ten kontrwywiad jest wyłącznie polski i że ma na celu samoobronę emigracji z PPS i
Strzelca przed agentami Ochrany, którzy rozwinęli bardzo intensywną działalność szpiegowską w kierunku wojskowym i politycznym na terenie
Galicji".

Ważne wiadomości komunikowano niezwłocznie Rybakowi w Krakowie albo Iszkowskiemu we Lwowie. Donoszono o wysuwanych w partii
wobec działaczy podejrzeniach o współpracę z Ochraną. System kontroli nie był jednak szczelny, bowiem zbagatelizowano ostrzeżenia przed
prowokatorską działalnością Władysława Chybowskiego, zadowalając się wyjaśnieniami NZR, że "jest to porządny facet" (15 I 1910).

Interweniowano w sprawach osób. które, jak uważano, zostały niesłusznie oskarżone o szpiegostwo przez władze austriackie. Tak było w
przypadku działaczy Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, za którymi u Iszkowskiego wstawiała się PPS. Kontakt z Iszkowskim na terenie Lwowa
utrzymywał w tym czasie głównie Aleksander Malinowski. "Kochany! - pisał Malinowski do Sławka na początku 1910 r. - Nareszcie złapałem
p[ana] I[szkowskiego]. Obiecał sprawę [Baczyńskiego - R. Ś.] zbadać i kazać uwolnić natychmiast (może w ciągu paru dni) Twego
protegowanego, jeśli nie ma na nim zupełnie wyraźnych dowodów. Powiedział, że możemy napisać jego protektorom, że przedsięwzięliśmy takie
kroki, że na pewno on będzie wolny, jeśli nie ma wyraźnych dowodów [przeciwko niemu]". Malinowski wystąpił niebawem z kolejną interwencją. "W
sprawie Dudniczenki - donosił Sławkowi w liście z 11 marca 1910 r. -jak również Baczewskiego [powinno być: Baczyńskiego - R. Ś.] byłem u
p[ana] I[szkowskiego], ale nigdy go zastać nie mogłem. Wyjeżdżał do Wiednia itd. Zostawiłem w końcu list, że proszę, aby do mnie zaszedł. Otóż
wreszcie był. Obu od dawna uwolniono, więc sprawy same się załatwiły, a zwłaszcza ostatniego, bo Baczewskiego wypuszczono wskutek mej
dawniejszej interwencji. Ale Dudniczenko został odstawiony do granicy rosyjskiej, na własne żądanie". Potrzebne informacje dostarczano nawet w
Rosji, część z nich na wyraźne polecenie Iszkowskiego. "Zawiadomiono p[ana] I[szkowskiego] przez Olka [Malinowskiego] 30 III 1910 r." - dopisał
Sławek na jednym z listów z Rosji, komunikującym zebrane wiadomości na temat jednego z oficerów rosyjskich.

Zakres prac kontrwywiadu organizacji "R" systematycznie zwiększano. W kwietniu 1910 r. doszły zadania związane z rozpoznaniem emigracji
rosyjskiej z kręgów działaczy Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, przede wszystkim na terenie Lwowa, z którymi PPS miała dość bliskie kontakty.
Zlecenie tych prac wiązało się prawdopodobnie z zamiarami Iszkowskiego wciągnięcia eserowców do współpracy wywiadowczej na zasadach
utrzymywanego kontaktu z organizacją "Konfident 'R' ". Nowe zadania wykonywano z wielkim trudem, głównie ze względu na skromne możliwości
kadrowe. Potrzebne informacje docierały do Krakowa z opóźnieniem. Wciąż - tłumaczył Piątkowski Sławkowi w liście z 5 kwietnia 1910 r. -
"nowych ludzi potrzebuję używać, powstaje łańcuch, jedno w drugie się zaczepia, a gdzie koniec - trudno przewidzieć. Jestem wciąż w fazie
niedostatecznych wiadomości, coraz to na drugi - trzeci dzień ktoś mi jakiś szczegół winien wyświetlić - tak się to ciągnie dlatego tak długo".
Dlatego - wnioskował - "prosiłbym o wskazanie ludzi pewnych, na opinii których i informacjach można by było polegać. Nie mogę bowiem, z
przyczyn zrozumiałych, tak poznać każdego z interesujących Was ludzi, bym nie potrzebował posługiwać się żadnami wskazówkami innych ludzi o
nim". Sytuacji tej mógł zaradzić, zwłaszcza przy spiętrzeniu prac, bliższy kontakt Piłsudskiego i Sławka z Piątkowskim, co też się stało.

Dodatkowo działania wielu aresztowanych rosyjskich szpiegów wiązały się często z PPS. Wtedy kierownictwo partii występowało w roli
nieformalnego rzeczoznawcy i uzupełniało wiedzę organów śledczych. Tak było w przypadku Aureliusza Miłobędzkiego i Władysława
Kozłowskiego. Miłobędzkiego aresztowano 9 stycznia 1910 r. we Lwowie. Zatrzymania dokonano na dworcu kolejowym w chwili, gdy Miłobędzki

9 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

wsiadał do pociągu, który odjeżdżał do Przemyśla. Policja -jak odnotowało "Słowo Polskie" z 23 VI 1910 r. - otrzymała wiadomość, że Miłobędzki,
załgawszy się do tutejszych kół socjalistycznych i rewolucyjnych, bardzo żywo interesował się rozlokowaniem załóg galicyjskich". W śledztwie
Miłobędzki oświadczył, że zamierzał zgłosić się do Oddziału Sztabu Generalnego w Przemyślu, ofiarowując usługi szpiegowskie przeciwko Rosji,
czemu jednak nie dano wiary.

W toku śledztwa ustalono, że Miłobędzki przeszedł na służbę Ochrany warszawskiej w 1908 r. Batiuszyn wysłał go w marcu 1909 r. z
pierwszą misją wywiadowczą do Galicji dla sprawdzenia panujących wówczas nastrojów ludności wobec możliwości wojny z Rosją, z powodu
konfliktu serbsko-austriackiego (przebywał kilka dni w Krakowie, Jarosławiu, Rawie i Lwowie). W listopadzie 1909 r. miał otrzymać od swojego
szefa nowe zadanie, osiedlenia się w Przemyślu w celu obserwacji twierdzy. Przybył do Krakowa 9 XII 1909 r. w towarzystwie hrabiny Józefy
Gomulińskiej i jej córki Janiny Gomulińskiej. Zamieszkał w Hotelu Polskim (przy ulicy Floriańskiej 42), zajmując z Józefą Gomulińską jeden pokój
hotelowy (nr 8), którą zameldował jako swoją siostrę. Po kilku dniach wszyscy wyjechali na krótko do Lwowa, a następnie do Przemyśla, skąd
powrócili do Warszawy. Za każdym razem Miłobędzki odwiedzał redakcję "Głosu" we Lwowie. Kupował tam różne broszury i pisma socjalistyczne,
argumentując to chęcią służenia sprawie rewolucji w Rosji, chociaż nie był członkiem żadnej partii rewolucyjnej. Od razu wzbudził podejrzenia o
kontakty z Ochraną. Kiedy zjawił się w redakcji feralnego 9 stycznia 1910 r., spotkał się z Zygmuntem Bobrowskim i Jerzym Ołdakowskim
"Orciem", członkiem lwowskiej organizacji ZWC. Początkowo rozmawiano w redakcji "Głosu", później przeniesiono się do Hotelu Wiktoria.
Miłobędzki wyjawił, że utrzymuje kontakty z Batiuszynem i Zawarzinem, ale chciałby wykorzystać te stosunki dla ruchu rewolucyjnego. Później
wydarzenia nastąpiły bardzo szybko. Miłobędzki nie zdążył już wyjechać ze Lwowa. Zwraca uwagę szybkość podjętych decyzji przez policję
lwowską, ukazując mechanizm kontaktu w ramach operacji "R". Wytypowany przedstawiciel organizacji - zapewne Mieczysław Piątkowski - w
sytuacjach alarmowych musiał mieć bezpośredni i szybki dostęp do lwowskiej HK-Stelle, najpewniej do samego jej szefa Iszkowskiego. Tylko w
ten sposób można wytłumaczyć niemal natychmiastową decyzję aresztowania Miłobędzkiego przez policję, która w takich sytuacjach działała w
ścisłym porozumieniu z Głównym Ośrodkiem Wywiadowczym we Lwowie.

Jeszcze więcej mówią o wzajemnych kontaktach organizacji Piłsudskiego ze służbami wywiadu Sztabu Generalnego dalsze losy podjętego
śledztwa. Szef sztabu XI Korpusu we Lwowie, płk Maximilian Csicserics von Bacsany przesłał 12 marca 1910 r. do Oddziału Sztabu Generalnego
I Korpusu w Krakowie fotografie Józefy i Janiny Gomulińskich, które przebywały w towarzystwie Miłobędzkiego w Krakowie, Lwowie i Przemyślu.
"Podejrzewa się - uzasadniał - że obie są agentkami Ochrany. Podobno mieszkają w Warszawie przy ulicy Kruczej 4. Bardzo proszę o zwrócenie
się do odpowiednich urzędów i sprawdzenie, czy to prawda, oraz powiadomienie nas". Do pisma załączono dwie fotografie. Nie może być kwestią
przypadku, że te same fotografie znajdują się w dokumentacji Wydziału Bojowego PPS, którą gromadził Piłsudski wspólnie ze Sławkiem.

Piłsudski ustalił ze swej strony, że Miłobędzki był prowokatorem warszawskiej Ochrany, gdzie występował pod rosyjskim pseudonimem "Tri", czyli
"Trzy" i otrzymywał za współpracę wynagrodzenie w wysokości 15 rubli na tydzień. Został zatrudniony przez Aristowa z przeznaczeniem do pracy
w PPS Frakcji Rewolucyjnej. Nie wiadomo, z jakich kanałów informacyjnych Ochrany korzystał Piłsudski. Faktem jest, że mógł uzyskać tajną
informację o pseudonimie i wynagrodzeniu agenta, którym interesował się. Piłsudski rozmawiał na ten temat z Iszkowskim. "Miłobędzki - zapisał w
notatce do akt Wydziału Bojowego PPS. - Rozmowa z p[anem] I[szkowskim] 28 IV [1910]. Prosił o pozwolenie zacytować na sądzie, że jest 'Tri' i
rozmiar pensji. Wyrażam naszą zgodę z tym, by nie miało to potem charakteru systemu, a stosowano tylko dla danego wypadku".

Wynika z tego, że Piłsudski znał pseudonim konspiracyjny Miłobędzkiego w Ochranie. Nie wiedziały zaś o tym austriackie służby kontrwywiadu i
policji. Możliwość zastrzeżenia poufności przekazywanych informacji, bez możliwości ich ujawnienia w toku czynności procesowych, wskazuje na
obawy Piłsudskiego zrodzenia się podejrzeń Ochrany o możliwości "przecieków" informacji z jej warszawskiej centrali. Bez wątpienia uzyskiwane
dane pochodziły ze źródeł Ochrany warszawskiej. Zastanawia fakt, że wszystkie informacje, którymi dysponował Piłsudski w tej i w innych
sprawach, dotyczyły "spalonych", drugorzędnych agentów. Nie ma żadnych danych źródłowych przemawiających za tym, że Piłsudski otrzymywał
takie informacje, które umożliwiłyby mu zidentyfikowanie i zlokalizowanie szpiega Ochrany we własnych szeregach. Najlepszy niech pozostanie
tutaj przykład Chybowskiego, który przez kilka lat mógł zdradzać sekrety kierownictwa konspiracji niepodległościowej w Krakowie, długo
pozostając niezauważony w swej podwójnej działalności.

Wszystko to wzmacnia hipotezę o możliwości prowadzenia wobec Piłsudskiego i jego najbliższego kręgu współpracowników odrębnej i
zakamuflowanej inspiracyjno-dezinformacyjnej gry ze strony Ochrany warszawskiej, obliczonej na utrzymywanie poufnego dostępu do grupy
Piłsudskiego na terenie austriackim, jako formy kontroli informacyjnej kierownictwa polskiego ruchu niepodległościowego.

Rozprawa przeciwko Miłobędzkiemu odbyła się 23 czerwca 1910 r. przed trybunałem sądu karnego we Lwowie. Przesłuchano w charakterze
świadków Bobrowskiego i Ołdakowskiego, którzy potwierdzili ustalenia śledztwa. Zwrócono uwagę na fakt, że oskarżony prowadził podwójną
działalność, zajmował się szpiegostwem politycznym i wojskowym, jak wszyscy inni aresztowani wcześniej agenci Ochrany. W roli eksperta
wojskowego wystąpił Iszkowski. Uznano Miłobędzkiego winnym zbrodni szpiegostwa i skazano go na 2 lata ciężkiego więzienia. "Rozprawa
sądowa nie wniosła do sprawy niczego nowego" - komunikował Csicserics von Bacsany 24 VI 1910 r. w piśmie do Oddziału Sztabu Generalnego
I Korpusu w Krakowie. "Można tylko powtórzyć, że znowu udowodniono, iż agenci Ochrany rzeczywiście wykorzystywani są do wywiadu
wojskowego i politycznego".

Inny charakter miała interwencja w sprawie Kozłowskiego. Sławek potwierdził ustalenia Piątkowskiego, że wysuwane podejrzenia pod adresem
Kozłowskiego były niesłuszne. "[Władysław] Kozłowski - zapisał Piłsudski rezultaty dalszej części spotkania z szefem HK-Stelle we Lwowie. -
Rozmowa z p[anem] I[szkowskim] 28 IV [l]910r. Zakomunikowano".

Wciąż nieuchwytny pozostawał natomiast Chybowski. Niezamierzenie dostarczyła mu legendy policja krakowska w związku ze sprawą
Stanisława Rybaka, którego sąd partyjny Narodowego Związku Robotniczego skazał na śmierć za współpracę z Ochraną. Wykonawcą wyroku
był Stanisław Trudnowski. "Po stwierdzeniu, że Stanisław Rybak jest szpiclem i prowokatorem, a także wojskowym szpiclem będącym w służbie
rosyjskiej, działającym na szkodę Austrii - głosiło upoważnienie kierownictwa partii dla Trudnowskiego, zlecające wykonanie wyroku - polecamy
bądź udzielamy Wam pełnomocnictwa do dokonania zamachu na tego szpicla". Stanisław Rybak został zastrzelony na Rynku krakowskim 8
sierpnia 1910 r. W zabójstwie pomagali Trudnowskiemu inni członkowie NZR: Mikołaj Sadowski, Mieczysław Wojtaśkiewicz i Wacław Rodziewicz.
Z racji swych kompetencji służbowych sprawą zabójstwa zajmował się również Józef Rybak, który był dobrze poinformowany o NZR. "Partia ta -
pisał 11 VIII 1911 r. do Biura Ewidencyjnego - dysponuje świetną tajną organizacją. W programie politycznym zawarte są reformy socjalne,
najważniejsza jest jednak ogólnopolska lub polityczna niezależność Polski rosyjskiej. Partia ta do tej pory nie zdołała uwolnić się od wpływu kleru
(w przeciwieństwie do Polskiej Partii Socjalistycznej), jednak w tym roku zaobserwowano silne zbliżenie do PPS, zwłaszcza ich organizacja bojowa
(Bojówka) powstała według modelu PPS i częściowo kierowana jest przez C[entralny] K[omitet] R[obotniczy] (Centralny komitet rewolucyjny) PPS".
Zapewne właśnie wówczas Józef Rybak zwrócił uwagę Rongego na NZR, której program i formy działania wskazywały na możliwość
wykorzystania do celów wywiadowczych.

W związku z poszukiwaniem zabójców Stanisława Rybaka 1 października 1910 r. aresztowano w Krakowie 19 osób. Postępowanie sądowe
wszczęto ostatecznie przeciwko 6 emigrantom z Królestwa, którymi byli: Jan Latour, Eugeniusz Radliński, Władysław Chybowski, Wacław
Gołkowski, Emilian Meduski, Zygmunt Jasiński. Wszyscy należeli do ZWC i nie mieli nic wspólnego z zabójstwem Stanisława Rybaka. U
aresztowanych znaleziono broń i materiały wybuchowe oraz różne notatki, protokoły, rozkazy organizacyjne, broszury, które świadczyły o
przynależności do tajnego stowarzyszenia. Podstawą oskarżenia była działalność w ZWC. Trudnowski został ujęty 28 października 1910 r.
Aresztowano również jego pomocników. Wszystkich postawiono przed sąd przysięgłych w Krakowie. Trudnowskiego wysiedlono poza granice

10 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Austrii (16 V 1911). Akt oskarżenia przeciwko 6 członkom ZWC trafił do sądu okręgowego w Krakowie 9 stycznia 1911 r. Rozprawa odbyła się 26
maja 1911 r. Oskarżeni odpowiadali z wolnej stopy. Przed rozprawą wszyscy oskarżeni otrzymali od Sławka "szczegółowe instrukcje co do
zeznań, które miały negować istnienie ZWC na terenie Krakowa, ze względu na rozgłos, jakiego sprawa nabrała". Wyrok został zasądzony 27
maja 1911 r. Za przynależność do tajnego związku Chybowski otrzymał wyrok 4 tygodni aresztu i wysiedlenie poza granice Austrii. Procedura
wykonawcza wyroku przeciągnęła się o rok, gdyż zasądzeni odwołali się od wyroku. Chybowski pozostał w Krakowie i mógł dalej działać w ZWC.

W oparciu o zebrane materiały śledcze i procesowe Rybak mógł już w listopadzie 1910 r. przesłać do Biura Ewidencyjnego zbiorczy raport
na temat działań Ochrany przeciwko Austro-Węgrom, w dużej części wykorzystując materiały otrzymane dzięki Piłsudskiemu i Sławkowi, którzy
mogli dość istotnie wzbogacić wiedzę zwłaszcza na temat walki z prowokacją polityczną. "Cel Ochrany - pisał na wstępie -jest jasny, tak samo jak
fakt, że rosyjski Sztab Generalny wykorzystuje tę organizację dla własnych celów i, jak to wynika z procesów o szpiegostwo z ostatnich lat,
każdego agenta Ochrany należy jednocześnie traktować jak wojskowego wywiadowcę". Przy tym "każdy agent Ochrany szkolony jest na 'agenta
prowokatora' ", którego zadaniem jest nawiązanie kontaktu z różnymi partiami i grupami politycznymi. W zasadzie dlatego nie ma w Ochranie
ścisłego podziału na wywiad wojskowy i polityczny. Konfidenci polityczni Ochrany są jednocześnie wywiadowcami wojskowymi; nawet w wypadku,
jeśli ich instrukcje nie dotyczyły wywiadu wojskowego, musieli meldować o swoich obserwacjach dotyczących spraw wojska. Pewną przeszkodę w
pracy kontrwywiadu widział w utrudnionej współpracy z Niemcami, tolerującymi niektóre zamierzenia rosyjskie wobec Polaków, bowiem -jak to ujął
w raporcie - "policja pruska jest wobec Ochrany wyjątkowo tolerancyjna, ponieważ wspólnie zwalczając ruchy ogólnopolskie zmierzają do tego
samego celu". Raport przedstawiał organizację Ochrany wewnątrz kraju i za granicą, opisywał personel centrali warszawskiej, nastawionej na
wywiad przeciw Austro-Węgrom, opisywał sposoby werbowania konfidentów, charakteryzował zadania i instrukcje wywiadowcze otrzymywane
przez konfidentów, omawiał szczegółowo sprawy wynagrodzenia konfidentów, sposoby ich kontaktów z innymi agentami i prowadzącymi
oficerami, a także kwestie przekazywania pieniędzy oraz materiałów szpiegowskich. Przy kwestii werbunku konfidentów Rybak zwracał uwagę na
specyfikę sytuacji w Królestwie Polskim: "W Polsce rosyjskiej - zapisał w raporcie - każdemu aresztantowi proponuje się współpracę [...], jeżeli
przypuszcza się, że dzięki jego inteligencji, powiązaniom rodzinnym z zagranicą lub z partiami politycznymi (agent prowokator) można liczyć na
sukces. Zapewne osoby te zachęcane są do współpracy różnymi korzyściami związanymi z odbywaniem przez nich kary; jeżeli godzą się na
współpracę, to daruje im się resztę kary. Z reguły wkrótce po 'udanej ucieczce z więzienia za granicę', albo po 'wydaleniu z kraju' podejmują
działalność szpiegowską, dzięki czemu osoba zainteresowana opuszcza więzienie i Rosję i mimo wszystko stale pojawia się w kraju, nawiązując
bezpośredni kontakt z oficjalnymi osobistościami".

Efekty pracy kontrwywiadu "R" - oceniał po latach Rybak - "były znaczne, gdyż dzięki Piłsudskiemu duża liczba rosyjskich szpiegów wojskowych i
politycznych została ujęta, zdemaskowana i osądzona, głównie w Krakowie i we Lwowie". Sytuacja wydawała się być opanowana. W latach
1910-1913 odbyło się kilkadziesiąt procesów szpiegowskich, wiele z nich w wyniku prac kontrwywiadu Piłsudskiego.

Podobne rezultaty aktywności organizacji "Konfident 'R' " w defensywie mógł odnotować na swoim terenie Iszkowski. "Polowanie na szpiegów
przynosiło najwięcej rezultatów w Galicji - odnotował z satysfakcją Ronge. - Liczne sukcesy odnosił tam kapitan von Iszkowski, wspomagany
przez lwowską dyrekcję policji. Niestety, gorzej wiodło mu się w dziedzinie wywiadu". Zła kondycja wywiadu przeciwko Rosji wynikała bezpośrednio
z niezwykle szczupłych funduszy Biura Ewidencyjnego, o czym już wielokrotnie wzmiankowano. Założenia operacyjne "Konfidenta 'R' " nie były
wówczas jeszcze w pełni dopracowane, co też wykorzystywał Piłsudski do pewnego pozorowania działalności wywiadowczej w Rosji, chociaż
potencjalnie był przygotowany na pełne rozwinięcie agentury już od 1911 r.

W lutym 1911 r. ukonstytuowało się w Krakowie Towarzystwo Strzelec (właściwie: Zivilschiessverein "Strzelec"). O zalegalizowanie działań
Strzelca miał Piłsudski zabiegać u Rybaka. "Piłsudski wstąpił do mnie z propozycją zorganizowania Strzelca - wspominał - i wciągnięcia do tej
organizacji członków PPS z Królestwa. Zgodziłem się na to z tym, że ustaliłem, iż organizacja ta będzie użyta do zorganizowania wywiadu i
kontrwywiadu. Pomoc moja w organizowaniu i tworzeniu Strzelca była bardzo istotna. Pod moją bowiem opieką do Strzelca wstępowali poddani
rosyjscy z Królestwa, przybyli do Galicji, tzw. emigranci, co było sprzeczne z ustawą, a co ja pokrywałem swoim autorytetem". Dla uwiarygodnienia
prac stowarzyszenia na jego czele stanęły osoby godne społecznego zaufania.

Związek rozpoczął działalność na podstawie decyzji Dowództwa Ochrony Kraju w Krakowie z 25 kwietnia 1911 r., któremu formalnie był
przyporządkowany. Landwehrkommando podporządkowało Strzelca 16 pułkowi piechoty Landwehry, który podlegał dowództwu twierdzy Kraków.
Najwyższą wojskową władzą w okręgu była komenda I korpusu w Krakowie. Ścisły nadzór nad organizacją objął Rybak, jako szef miejscowego
oddziału HK-Stelle. Dowództwo korpusu opracowało zaraz poufną wykładnię rozporządzenia Landwehrkommando, przekazując ją 27 kwietnia
1911 r. w formie ściśle tajnego zarządzenia do wiadomości 16 pułkowi piechoty Landwehry ("tylko do wiadomości komendanta pułku") oraz
dowództwa twierdzy Kraków ("Przeznaczone do własnoręcznego otwarcia przez komendanta lub szefa oddziału Sztabu Generalnego twierdzy").
Na podstawie poufnych informacji uprzedzano, że Strzelec może stać się "szkołą bojową i instruktażową polskich rewolucjonistów" z Polskiej
Partii Socjalistycznej i Narodowego Związku Robotniczego ("około 50 członków, wywodzących się ze środowiska akademickiego i studenckiego").
"Wprawdzie nie ma szczegółowych sygnałów dotyczących działalności lub składu omawianego związku - komentowano dalej - a wymienione wyżej
partie n i e [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] zagrażają interesom monarchii, to jednak dowództwo korpusu nadal przywiązuje szczególną wagę do
tego, by być także w przyszłości informowanym o działalności Strzelca; przyczyny takiego postępowania nie są istotne". Z tych powodów
dowództwo pułku powinno prowadzić zwiększony nadzór nad poczynaniami Strzelca, postępując przy tym niezwykle "dyskretnie". W przypadku
zaobserwowania czegoś niewłaściwego w działaniach stowarzyszenia, należało zaraz meldować dowództwu korpusu. Polecenie to dotyczyło
również informacji o ewentualnych zmianach w kierownictwie związku, prowadzonych ćwiczeniach strzeleckich (zużycie amunicji, instrukcje
szkoleniowe, liczba członków biorących udział w ćwiczeniach itd.), używanej broni, gdyby została użyta inna niż przewiduje rozporządzenie
(pistolety Browninga, karabiny i pistolety Mausera, rosyjska broń piechoty systemu Mosina). W tych sprawach - dodawano - "nie wolno rozmawiać
ani z członkami kierownictwa związku, ani również zaciągać informacji u władz politycznych i policyjnych". Strzelcy mogli korzystać ze strzelnic
wojskowych 16 pułku piechoty Landwehry). Do ćwiczeń w strzelaniu wypożyczono 5 karabinów Mausera (wzór M 90), łącznie z wyposażeniem, 1
komplet do czyszczenia broni oraz przekazano 6 000 sztuk ostrej amunicji (do M 90).

Rybak i Iszkowski ułatwiali Piłsudskiemu odbywanie ćwiczeń strzeleckich. Zgodnie z odgórnymi dyspozycjami od Rongego zainteresowani byli w
zorganizowaniu na terenie Królestwa akcji dywersyjnej na wypadek otwartego konfliktu z Rosją. W formacjach strzeleckich widzieli tylko członków
specjalnych oddziałów bojowo-dywersyjnych. Inną wartość przedstawiał ruch strzelecki dla Piłsudskiego. "Rzecz prosta - komentował później
Sławek - że praca w takim oddziale strzeleckim nie mogła dać szkoły żołnierskiej, wyniki były żadne, natomiast miały te ćwiczenia inny skutek,
bardzo doniosły, mianowicie stwarzał się pęd ku organizacji wojskowej, co rzecz prosta wpływało na psychikę całego społeczeństwa w kierunku
rozbudzenia poczucia, że potrzeba przygotować się do walki zbrojnej". A "w razie wojny europejskiej Polska musi się zdobyć na wystawienie
własnej siły zbrojnej". Rozwój organizacji strzeleckich potwierdzał słuszność obranego kierunku. "Utwierdziłem się w przekonaniu - pisał 1 VII
1911 r. do Sokolnickiego - że będziemy mogli wpływy swoje dość daleko rozszerzyć. Ludzie, widzisz, są podli i dziś do niczego niezdolni, ale
węchem się czuje, że pójdą za nami, kiedy w nas będą widzieli siłę. Od tej też siły, którą sami rozporządzać będziemy, zależeć będą i nasze
własne zamierzenia i czyny - czy to w obejmowaniu nowych sfer wpływania, czy to w podejmowaniu się rzeczy, które dokonywanymi być muszą". A
"przygotowując powstanie - dodawał następnego dnia - trzeba nie zapominać o chłopach, o tych wszystkich grupach, czy stronnictwach, które do
walki poprowadzić można; a z drugiej strony trzeba tak postępować, aby nie stracić wpływu na warstwy robotnicze, które, swoją drogą,
sa elementem najbardziej rewolucyjnym".

Dążenia Piłsudskiego do przesunięcia punktu ciężkości porozumień, zawartych w Wiedniu, we Lwowie i w Krakowie, na sprawy ruchu wojskowego
w Galicji i w Królestwie Polskim, poza uzgodnienia, które dotyczyły prowadzenia działalności wywiadowczej przez organizację "Konfident 'R' ",

11 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

scharakteryzował dość obszernie Sławek.

Rozmówcy Piłsudskiego i Sławka nie przyjmowali biernie stanowiska polskiego, jak tego chciał autor relacji. "W 1909 roku, na skutek
aneksji Bośni i Hercegowiny, moment wojny bardziej się przybliżał - wspominał Sławek - to wtedy rozważania sztabu austriackiego poszły w dwóch
kierunkach. Pierwszy, to praca na terenie Ukrainy i ten dział pracy został przekazany mjr. Iszkowskiemu z korpusu lwowskiego. Praca zaś na
terenie Królestwa Kongresowego miała być przekazana korpusowi krakowskiemu, wobec przerzucenia spraw polskich na Kraków, gdzie szefem
oddziału wywiadowczego był Józef Rybak". Wszelkie rozmowy z Austriakami obracały się wokół głównego problemu: "że interesem sztabu
austriackiego było wykorzystanie ruchu rewolucyjnego polskiego jako dywersji do rozbijania sił rosyjskich. Intencją naszą musiało jednak być coś
wręcz przeciwnego. Zasadniczym układem z naszej strony było co [sic!]: jeżeli państwa zaborcze w chwili zaczęcia wojny były zupełnie potężną
siłą, to my jesteśmy zerem i naszym głównym interesem powinno być nie zużywanie sił na dywersję, a naszym głównym zadaniem powinno być
parcie do stworzenia naszej siły, rozbudowanie jej od wielkości zerowej do potęgi, ażebyśmy byli jakąś siłą z chwilą likwidacji wojny, albowiem te
wielkie i potężne organizacje wojenne, jakie rzucają na wojnę państwa ze sobą wojujące, muszą się wzajemnie ścierać i niszczyć. Mamy więc dwa
zjawiska: jedno, to ścieranie się państw zaborczych i drugie - rozbudowanie naszej siły. Likwidacja bowiem wojny połączona jest z wyniszczeniem
obu stron. Widzimy zresztą ten stan w zakończeniu każdej wojny. Przy czym, rzecz prosta, że tam, gdzie wchodzą w grę armie regularne i
my musimy stworzyć siłę też w charakterze wojska, a nie bandy, musimy mieć rozbudowaną naszą polską armię".

Plany budowy polskiego wojska u boku państw centralnych można było budować na założeniu, że, w myśl międzynarodowych konwencji
wojskowych, Austro-Węgry i Niemcy nie mogły bezpośrednio mobilizować i wcielać do własnej armii obcych poddanych z terenów okupowanych.
Można więc było myśleć o budowie odrębnych formacji wojskowych Królestwa Polskiego po wybuchu wojny z Rosją. "Otóż - kontynuował - w tych
wszystkich rozmowach naszym zadaniem było wmówić w sztab austriacki, że to jest w ich interesie, ażeby tworzyć wojsko, a nie bandy
dywersyjne. Mój interes stronę przeciwną nie obchodził i w tym była cała trudność, by w nasze rozumowanie uwierzyli i poszli po naszej linii
myślenia. To były zasadnicze zadania, które w ciągu kilku lat we wszystkich rozmowach z nimi kładło im się do głowy. Ja się nie dziwiłem, że
przekonać [ich] przyszło nam tak trudno. Polacy we wszystkich ówczesnych pojęciach nie byli siłą. To, co im przynosił ich wywiad, [to], że na
terenie zaboru rosyjskiego wpływy nasze rewolucyjne upadły, że dominuje nad społeczeństwem N[arodowa] D[emokracja], która jest wrogo
usposobiona do państw centralnych. Czy warto, a czy przypadkiem te siły zorganizowane wojskowo nie obrócą się przeciwko temu państwu, które
je utworzyło? To jest rozumowanie ich. A nasze rozumowanie? Ze wszystkich państw zaborczych najsłabszą jest Austria, nie tylko jako organizm
państwowy, ale i najsłabsze w poczuciu swej słabości. Więc, który z zaborców może być skłonny do układów z nami? Tylko Austria. Jednocześnie
Austria, jako najsłabsza, była jednym z tych zaborców, któremu można było wmówić, że nasz interes jest jednocześnie ich interesem. [...] Był
jeszcze jeden element. Istotnie, na skutek układu Polacy mieli w Austrii nie tylko swobodę polityczną, ale mieli w układzie trzech elementów:
niemieckiego, czeskiego i polskiego dostateczny głos na bieg rzeczy w państwie i zawsze umieli go wykorzystać, czyli, że mogliśmy jako argument
we wszystkich naszych rozmowach podać, że przecież jesteśmy przyjaciółmi Austrii".

Wojna z Rosją otwierała kwestię odbudowy państwa polskiego. "Nie tylko łby austriackie - zaznaczał - ale łby polskie nie były zdolne do myślenia,
że wynikiem wojny może być Polska niepodległa. Przeważnie rozumowano, że to może być przyłączenie Polski spod zaboru rosyjskiego do tego
państwa, gdzie jest Polakom najlepiej, a więc do Austrii". Niemcy mogły przy tym oderwać północną krawędź Królestwa.

Na razie były to tylko czyste spekulacje. "Jednak - zauważał dalej - już po roku 1912, kiedy po wojnach bałkańskich możliwość wojny europejskiej
coraz bardziej się zbliżała, trzeba było bardziej konkretyzować jakieś przypuszczalne warunki działania i wtedy Komendant prowadził
rozmowy sam albo dawał nam instrukcje", a od 1913 roku "prawie wyłącznie ja się kontaktowałem z nimi. Mniej więcej od tej wojny zaczęliśmy się
zbliżać do konkretyzowania warunków i została wysunięta zasada, jako linia wytyczna tego, cośmy mówili. Ruch [rewolucyjny - R. Ś.] na terenie
Rosji osłabi bardzo. Trochę im jeszcze opowiadaliśmy o siłach, które mamy, a które faktycznie nie istniały. Mówiliśmy, by im apetyty ich
podtrzymywać, abyśmy byli wartością w układach. Może przychodzi fizyczne osłabienie i [rewolucja] wybuchnie niespodzianie, jak to widzieliśmy w
1905 roku. Rzecz prosta, że pożar rewolucji może wybuchnąć nie dla pięknych oczu Austriaków, tym bardziej, że za plecami Austrii stoi straszak
niemiecki i który bardzo działa na opinię polską. Wybuch rewolucji może być wywołany dla podtrzymania polskiego ruchu, a więc fakt wkroczenia
polskich oddziałów na teren Królestwa może być tym faktem, który podziała na nastroje i pożar rewolucji wznieci. Bez tego nie ma co liczyć. To
były wszystkie zasady, które musieliśmy wbić w głowę zarówno naszych rozmówców, jak i głównego dowództwa (Conrad von Hötzendorf). W tym
kierunku, z użyciem wszystkich elementów było przepracowane parę materiałów Komendanta i przesłane do sztabu austriackiego, przy czym,
powtarzam - kończył - że zarówno w tych memoriałach, jak i we wszystkich rozmowach, zarówno w sprawie ogólnej, jak i również do spraw
szczególnych, musieliśmy się trzymać tego, ażeby mówić, że to jest ich, austriacki interes".

Długi ten cytat dobitnie świadczy o tym, jak piłsudczycy traktowali współpracę ze sztabem austriackim. Działania wywiadowcze i
sabotażowe wykonywano, ale do pewnego stopnia pozorowano je, aby uzyskać tym większą cenę przetargową za polską pomoc i współdziałanie
ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim z armią Austro-Węgier na wypadek wojny z Rosją. Sławek relacjonował jedynie punkt widzenia
Piłsudskiego na kwestie współpracy wywiadowczej z Austriakami, dysponując już wiedzą o wydarzeniach zaszłych po 1913 r. Wszystkie
poruszone przez Sławka problemy wyglądały inaczej od strony Biura Ewidencyjnego, rozstrzygającego w praktyce o kształcie powiązań z
organizacją Piłsudskiego. Podmiotem wszystkich układów była zawsze i jednoznacznie strona austriacka, która w decydujący sposób wpływała na
formę wzajemnych stosunków. Dla oficerów wywiadu Biura Ewidencyjnego rzeczywistość określały nie plany i zamierzenia Piłsudskiego, a
wytyczne wiedeńskiej centrali i zawierane porozumienia z kierownictwem ruchu niepodległościowego.

Piłsudski i Sławek rozwinęli na terenie Rosji wywiad i kontrwywiad polityczny oraz wojskowy w ramach operacji "Konfident 'R' " na zasadach
wewnętrznej konspiracji sieci oddziałów ZWC, tworzonej na bazie dotychczasowych kontaktów PPS. Niemal do końca 1912 r. zadania
wywiadowcze agentury "R" wchodziły dopiero w zakres szerszych uzgodnień planowania wojennego Sztabu Generalnego, które należało dopiero
wcielić w życie. Podejmowane w latach 1910-1911 zadania wywiadowcze miały ciągle jeszcze charakter sprawdzający.

Włączenie organizacji "Konfident 'R' " do systemu operacyjnego Biura Ewidencyjnego w Wiedniu

Przyszedł czas na podjęcie bardziej stanowczych kroków w sprawie organizacji "R". Rozwijający się ruch niepodległościowy Polaków należało
wpisać w bardziej precyzyjny scenariusz, aby utrzymać nad nim kontrolę. Ogólne założenia polityki Austro-Węgier w tym względzie wyznaczał
ścisły sojusz z Niemcami oraz przybierająca na sile niechęć we wzajemnych stosunkach z Rosją. "Niemcy związane są z monarchią z uwagi na
swoje interesy - pisał Conrad von Hötzendorf w memorandum dla cesarza z 31 X 1910 r. - tak samo jak monarchia z Niemcami. Z tej przyczyny
sojusz z Niemcami stanowi podstawę polityki monarchii, a co za tym idzie wszelkich przygotowań do wojny. Wydaje mi się - przekonywał - że
koniecznie powinniśmy trzymać się tego sojuszu, pielęgnować go i zawsze uwypuklać ten fakt, a zwłaszcza unikać wszelkiej małostkowej
powściągliwości". Jednakże szef Sztabu Generalnego był przeciwny całkowitemu zrywaniu tradycyjnych więzów z Rosją, chociaż znalazła się ona
w obozie przeciwników Niemiec. "Wprawdzie te stosunki świadczą o różnicy interesów istniejących między monarchią a Rosją - pisał dalej - nie
są jednak tak radykalne i naglące, jak różnice interesów istniejących między monarchią a Włochami i dlatego wydaje mi się, że łatwiej nam będzie
z Rosją znaleźć modus vivendi zapewniający nam pokojowe zachowanie tego mocarstwa, zwłaszcza dopóki nie zostanie w armii przywrócony
stan poprzedni [...], a nadal istnieje groźba wybuchu rewolucji w całym państwie i stosunki panujące w Azji nie gwarantują całkowitego spokoju". To
nakazywało utrzymywanie względnej rezerwy wobec polityki carskiej, bo z wojskowego punktu widzenia należało dążyć do porozumienia, chociaż
jednocześnie były podejmowane przygotowania do prowadzenia wspólnie z Niemcami wojny przeciwko Rosji. Conrad von Hötzendorf stawał się
najważniejszą osobą w państwie, po cesarzu i następcy tronu. Wymogi sytuacji wojskowej wyznaczały cele polityczne. Konsekwencje dla spraw
polskich, którymi zajmował się Sztab Generalny, oznaczały utrzymanie rezerwy wobec ruchu niepodległościowego, traktowanie go w

12 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

kategoriach gry wywiadowczej, poza możliwością praktycznego spożytkowania w tym względzie podjętych kontaktów, i ewentualnego argumentu
dyplomatycznego, jako płaszczyzny konfrontacji wspólnych interesów.

Włączenie czynnika politycznego do prac wywiadu wojskowego wymagało stworzenia odrębnych konstrukcji operacyjnych, w postaci wydzielonych
sieci agenturalnych, realizujących zadania specjalne tajnych służb z zakresu klasycznego wywiadu, sabotażu i dywersji politycznej, w oparciu o
struktury organizacyjne własne oraz tych agentur. Pierwszym krokiem w tym kierunku było wydzielenie sieci żydowskiej z agentury Głównego
Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie. Żydzi byli najliczniejszą grupą konfidentów, stanowili blisko połowę całej agentury lwowskiej.

Od dawna uchodzili w Rosji za element całkowicie obcy i szkodliwy, a także quasi niemiecki, przede wszystkim z uwagi na język jidysz. Podlegali
innemu prawu niż pozostałe mniejszości narodowe. Często też w ostatnich dwudziestu latach padali ofiarą pogromów, gdy carat usiłował w ten
sposób odwrócić uwagę od trudności wewnętrznych.

Wspólnota interesów, odrębne powiązania ekonomiczne oraz rosyjskie prześladowania ludności żydowskiej skłaniały do specjalnego ujęcia
dotychczasowych kontaktów, przez ich wydzielenie w jedną grupę interesu. Iszkowski podjął bezpośredni kontakt z przywódcami religijnych
żydowskich sekt chasydów w Bojanie i w Sadogórze. Cadykowie utrzymywali swe wspólnoty trudniąc się między innymi przemytem z Rosji.
Władze austriackie przymykały na to "oko" w zamian za usługi szpiegowskie. Cadykowie wykorzystywali niechęć swoich wyznawców do Rosji i
delegowali wybrane osoby do służby wywiadowczej oddziału HK-Stelle we Lwowie. Nie chcieli jednak ujawniać wszystkich swoich rosyjskich
kontaktów. Sami nie byli też odnotowywani w ewidencji konfidentów wywiadu. Prowadzenie szpiegostwa w Rosji było dla nich zajęciem ubocznym,
które miało służyć rozwijaniu praktycznej działalności gospodarczej. W początkowej fazie współpracy wszystkie osoby kierowane przez cadyków
do Iszkowskiego były wciągane do ewidencji ośrodka. Od 1910 r. przestał rejestrować nowych konfidentów wyznaczanych do współpracy przez
cadyków, którzy przejmowali od tej pory bezpośredni kontakt z kierownictwem HK-Stelle, stając się ogniwem pośrednim między własną agenturą a
ośrodkiem dyspozycji operacyjnej wywiadu Austro-Węgier we Lwowie. Próba powiodła się. Teraz można już było przekazywać ogólne instrukcje i
dyspozycje dużych przedsięwzięć wywiadowczych dla całej grupy konfidentów. W ten sposób powstała pierwsza wydzielona agentura Biura
Ewidencyjnego, która formalnie podlegała szefowi Głównego Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie.

Na bazie tych doświadczeń Iszkowski zamierzał włączyć do struktur wywiadowczych całą organizację "Konfident 'R' ", główną wydzieloną
agenturę Biura Ewidencyjnego, jako odrębny, autonomiczny oddział wywiadu i dywersji, wykorzystujący własny aparat kadrowy i organizacyjny przy
wykonywaniu zadań specjalnych, zlecanych przez kierownictwo wywiadu. Generalnie pozwalało to na ściślejszą kontrolę nad wszystkimi
poczynaniami Piłsudskiego, w tym przede wszystkim politycznymi, a także lepszą konspirację agentury przez rezygnację z jej głębokiego
ewidencjonowania. Bieżące kontakty utrzymywano z wybranymi osobami, które stanowiły trzon agentury (Józef Piłsudski, Walery Sławek, Witold
Jodko-Narkiewicz, Aleksander Malinowski, Aleksander Prystor). Tożsamość tych osób skrywano dla głównej ewidencji. Zarówno Iszkowski, jak i
Sławek nie wykazywali w głównych księgach ewidencyjnych danych osobowych, dotyczących agentury "Konfident 'R' ". Pełnym dossier
kierowniczych osób organizacji "R" dysponował tylko Ronge. Przy uzgodnieniach i dyspozycjach operacyjnych opierano się na osobistym,
słownym kontakcie z tymi osobami, bez późniejszego zaznaczania w raportach Personaliów. W każdej chwili można było odciąć powiązania z
organizacją "Konfident 'R' ", nie pozostawiając w dokumentacji zbyt wielu śladów, które by mogły świadczyć o "kompromitujących" powiązaniach
Sztabu Generalnego z ruchem wywrotowym w Rosji. Nie można podać ścisłej daty wydzielenia "Konfidenta 'R' " w odrębną agenturę, był to
wielomiesięczny proces. Ostateczne decyzje zapadły zapewne na jesieni 1910, po opracowaniu dostarczonych przez Piłsudskiego raportów
wywiadowczych z okresu letniego. W opracowanym przez Iszkowskiego 7 grudnia 1910 r. planie mobilizacyjnym Głównego Ośrodka
Wywiadowczego we Lwowie organizacja "R" występuje już jako wydzielona agentura, obok sieci wywiadowczej rosyjskich Żydów.

Iszkowski otrzymał od Rongego dyspozycję wykonania przesłanej wcześniej instrukcji wywiadowczej i określenia zadań operacyjnych "Konfidenta
'R' " na wypadek wojny z Rosją jako podstawy do dalszej współpracy z Piłsudskim. Szef oddziału HK-Stelle we Lwowie polecenie to wykonał

13 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

częściowo we wspomnianej powyżej instrukcji mobilizacyjnej służby wywiadowczej XI korpusu na wypadek wojny.

Konstrukcja planów mobilizacyjnych wywiadu w zakresie działań poszczególnych korpusów należała do podstawowych zadań kierowników
Głównych Ośrodków Wywiadowczych. Dowództwo korpusów obowiązywał szkicowy plan mobilizacji wywiadu Biura Ewidencyjnego w ramach
szerszych planów wojennych. Na podstawie zawartych w nim ogólnych wytycznych szef oddziału HK-Stelle określał praktyczne zadania dla
podległej służby oraz agentury na czas wojny. Cała służba wywiadowcza, tworzona w czasie pokoju, miała na celu odpowiednie przygotowanie się
do prowadzenia wywiadu podczas wojny, a plan mobilizacji wskazywał kierunek, w którym praca w okresie pokojowym miała się rozwijać.
Przewidywano rozwijanie działalności wywiadowczej od początku sytuacji kryzysowej, aż do pierwszego okresu działań wojennych. Opierano się
na wywiadzie, który rozwijano w czasie pokoju. Należy podkreślić, że działalność wywiadowcza, prowadzona w okresach przesileń i kryzysów w
zewnętrznych stosunkach monarchii Habsburgów była całkowicie odmienna od wcześniejszych prac, które miały charakter wyłącznie
przygotowawczy. Dopiero perspektywa wojny uaktywniała wywiad w pełnym zakresie, odsłaniając rozległe działania ofensywne, skoncentrowane
w Głównych Ośrodkach Wywiadowczych. Nic więc dziwnego, że plany mobilizacyjne wywiadu były najważniejszymi i najtajniejszymi dokumentami
każdej placówki HK-Stelle. Poznanie tych planów oddaje właściwy obraz praktycznych zadań wywiadu Biura Ewidencyjnego. Podstawy
rozwinięcia prac wywiadowczych przeciwko Rosji Iszkowski określił najpierw w raporcie z 7 grudnia 1910, a następnie w rocznym sprawozdaniu z
12 I 1912 r.

Podstawowe zadania oddziału HK-Stelle we Lwowie określała ogólna instrukcja Biura Ewidencyjnego. W zakresie działań ofensywnych
chodziło przede wszystkim o zbieranie informacji, sterowanie ruchem granicznym, wyszukiwanie wywiadowców skłonnych wyjechać do Rosji oraz
wysyłanie poszczególnych konfidentów do Rosji, ale - jak podkreślał Iszkowski w raporcie z 7 XII 1910 r. - "tylko na wyraźne zlecenie Głównego
Ośrodka Wywiadowczego". Oprócz tego oficerowie wywiadu mieli poruczone zadania z dziedziny kontrwywiadu. Szef lwowskiej HK-Stelle
wyraźnie przy tym wydzielał kwestie kadrowe od spraw zasadniczych. Obie części planu mobilizacyjnego, merytoryczną i osobową, należało
rozpatrywać oddzielnie, ponieważ wykonywane zadania mają charakter stabilny, gdy sprawy kadrowe w pracy wywiadu są z zasady bardzo
niestałe. Bowiem - zauważał - "pracuje się zazwyczaj z ludźmi o niepewnych osobowościach, o nieunormowanej pozycji życiowej, wykonujących
niebezpieczny, sprzeczny z prawem oraz nieakceptowany społecznie zawód. Jeżeli chciałoby się sporządzać plan mobilizacji z uwzględnieniem
jego wykonawców, to należałoby przeprowadzać bez przerwy korektę. Jest to zupełnie niepotrzebna praca. Jeżeli wszystko inne będzie w
porządku, to na przydzielenie konkretnego konfidenta do realizacji danego zadania zawsze będzie czas. Należy też pamiętać o tym, że w
czasie pokoju oficerowie wywiadu są już tak przeciążeni pracą, że mają czas tylko na najważniejsze zadania". Na wypadek mobilizacji "konieczni
są właściwie przeszkoleni konfidenci do realizacji konkretnych zadań, na później można pozostawić tylko ostateczny podział zadań". Dlatego w
planie mobilizacyjnym nie odnotowano szczegółowych zadań konfidentów, którzy pracowali według ogólnie przyjętego schematu. Inaczej rzecz się
miała z tworzonymi agenturami specjalnymi, "Konfident 'R' " oraz żydowską. Tutaj działania wywiadowcze przywiązane były do konkretnych ludzi,
którzy stanowili trzon wydzielonych agentur. "Wyjątkowo można postępować inaczej - zaznaczał Iszkowski -jeśli chodzi o wykonanie zadań,
wymagających specjalnego przeszkolenia oraz tak ważnych, że w grę wchodzi i tak niewielka ilość osób". Uwaga ta dotyczyła przede wszystkim
organizacji "Konfident 'R' ".

Operację "R" Iszkowski dodatkowo utajnił. Plan mobilizacji służby wywiadowczej XI korpusu we Lwowie powielono w dwunastu egzemplarzach.
Tylko niektóre egzemplarze, w tym dla szefa Sztabu Generalnego i szefa Biura Ewidencyjnego oraz własny, Iszkowskiego, miały pełny tekst planu.
Wszystkie informacje o "Konfidencie 'R' " Iszkowski umieścił na wklejkach do tekstu wspomnianych odrębnych egzemplarzy raportu. W tych
uzupełnieniach nie podano żadnych nazwisk, tylko wyróżniający kryptonim - "R". Operacje specjalne konspirowano, tworząc niejako drugi stopień
wtajemniczenia tajnych służb. Informacje, które dotyczyły operacji "Konfident 'R' " przeznaczone były dla ścisłego grona oficerów sztabowych, z
pominięciem wielu osób zaangażowanych w służbę wywiadu oddziału HK-Stelle we Lwowie, których plan mobilizacji dotyczył. Dla osób nie
wtajemniczonych we wszystkie prowadzone sprawy operacje takie po prostu nie istniały.

W okresie wyraźnego narastania napięć w stosunkach międzynarodowych, które mogły prowadzić do sytuacji kryzysowej i wojny, obowiązywały
wstępne zarządzenia uaktywnienia służby wywiadu. "Jeżeli sytuacja polityczna pogarsza się - pisał Iszkowski - i dochodzi do takiego etapu, że
rozważania o możliwości wybuchu wojny stają się realne, oznacza to, że nadszedł właściwy moment, by wprowadzić plan mobilizacji dla wywiadu".
W tym "przejściowym okresie" praca wywiadu zmieniała się z normalnej na zaostrzoną, od stanu pokoju do wojny. Należało trzymać rękę na pulsie
ewentualnego przeciwnika, "aby w przypadku jakichkolwiek zmian mieć się na baczności". Dyrektywy wstępne obejmowały następujące zadania:
I.) powiadomienie konfidentów mieszkających za granicą, aby "trzymali oczy i uszy otwarte"; II.) sprawdzenie systemu komunikacji i wymiany
informacji (np. przekazanie i wypróbowanie nowych adresów zagranicznych, dokładne zbadanie punktów pośrednictwa granicznego); III.)
wysyłanie konfidentów dla potwierdzenia ważniejszych informacji; IV.) polecenie wybranym oficerom przygotowania się do natychmiastowego
wyjazdu w celu dokonania właściwego rozpoznania wywiadowczego przeciwnika; V.) trzymanie w pogotowiu znacznej liczby konfidentów, aby móc
ich natychmiast wysłać po przejściu do pierwszej fazy "zaostrzonej służby wywiadowczej"; VI.) sprawdzenie planu mobilizacji i wprowadzenie do
niego ewentualnych korekt; VII.) przygotowanie szczególnych zarządzeń i środków ułatwiających pracę wywiadu ("szczególne
środki umożliwiające dopasowanie do konkretnej sytuacji").

Na tym kończyła się "oficjalna" część raportu. Na wklejce pomieszczono dwa dodatkowe punkty instrukcji mobilizacyjnej służby wywiadu XI
korpusu: "VIII. Nawiązywanie częstych kontaktów z 'R' oraz rosyjskimi Żydami, którzy zostali zobowiązani przez cadyków. Należy zwrócić uwagę
tych ludzi na widoczne oznaki zagrożenia, należy zobowiązać ich do dokładnej obserwacji i natychmiastowego relacjonowania wszystkich
wydarzeń. Należy pamiętać, że w opisanym okresie wymienieni konfidenci będą bardzo dobrze współpracować z wywiadem, ponieważ
zwiększenie uwagi leży w ich własnym interesie. Zawdzięcza się to ich wspaniałym kontaktom z zagranicą, nawet wówczas, gdy granica zostanie
przez Rosjan zamknięta. IX. Jednocześnie pojawią się sprawy związane z wstępnymi działaniami dotyczącymi zniszczenia kolei i telegrafu i temu
podobne, jak również zachowanie się tych ludzi w czasie mobilizacji, jeśli doszłoby do wojny. Środki te zawarte są w odrębnej instrukcji i służą
dwóm celom: a) jeżeli w związku z tymi ustaleniami dojdzie do dalszych rozważań i kalkulacji, to być może będzie możliwe w pewnych przypadkach
podjęcie konkretnych prac i b) być może, że zatrudnienie tego rodzaju spowoduje wzrost zainteresowania tych ludzi właściwą pracą wywiadowczą;
nie wolno zapominać, że oni (a zwłaszcza 'R') dopiero wojnę widzą, jako 'swój czas' ". Załączniki, na które powołuje się Iszkowski w punkcie IX. nie
zachowały się. W oddzielnych doklejkach do raportu zostało tylko wykazane: "Załącznik nr 5. Wskazówki dotyczące uzgodnień z 'R',
zmierzających do bardziej intensywnej działalności wywiadowczej oraz niszczenia kolei i telegrafu. Załącznik nr 6. Wskazówki dotyczące
uzgodnień z Żydami, zmierzające do intensyfikacji działalności wywiadowczej (kradzież akt) oraz niszczenia kolei i telegrafu".

Jest to pierwszy znany, udokumentowany zapis zadań "Konfidenta 'R' " określonych na wypadek wojny z Rosją. Nie ulega wątpliwości, że plany
wykorzystania organizacji "R" w służbie wywiadu i dywersji Biura Ewidencyjnego powstały w ścisłym porozumieniu z Piłsudskim, zawierały główne
zasady współpracy z władzami wojskowymi Austro-Węgier. Zwraca przy tym uwagę fakt łącznego traktowania zadań specjalnych dwóch różnych
organizacji, "Konfident 'R' " i rosyjskich Żydów. Było to zjawisko chwilowe, wynikające z braku doświadczeń. Trwałą tendencją stało się całkowite
wydzielenie poszczególnych agentur specjalnych i wyodrębnienie ich zadań.

Widać również, że Piłsudski nie umiał, albo nie chciał prowadzić wywiadu na dużą skalę. Z pewnością wypełnianie zadań wywiadowczych
nastręczało wiele trudności, zwłaszcza że były to zajęcia, które należało częściowo kamuflować przed ich wykonawcami, członkami PPS, ZWC
oraz organizacji strzeleckich. Zapowiedzi współpracy wywiadowczej szły o wiele dalej niż pozwalałyby na to rzeczywiste możliwości ruchu
niepodległościowego. Piłsudski nie był do końca szczery w swych obietnicach. Z okresu wojny rosyjsko-japońskiej dysponował planem
zorganizowania sieci wywiadowczej na Syberii, wzdłuż kolei do europejskiej części Rosji, o czym szczegółowo pisałem w pierwszej części książki.
Wywiad niemiecki i austro-węgierski nie dysponował źródłami informacji w tamtych rejonach, chociaż usilnie o to zabiegał, ze względu na

14 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

tworzenie na Syberii odwodowych dywizji, które stosunkowo szybko mogły się znaleźć na zachodnich granicach państwa carów. Brak właściwego
rozpoznania wywiadowczego tych możliwości armii rosyjskiej stał się przyczyną dużych komplikacji wojennych Niemiec i Austro-Węgier w sierpniu
i we wrześniu 1914 r. Można podejrzewać, że Piłsudski trzymał ten plan w zanadrzu, jako dalszą kartę przetargową w rozmowach sztabowych z
Austriakami. Nie wyjawił go, gdyż za mniejszą cenę osiągnął zamierzone cele względnej swobody działań militarnych i politycznych w Galicji, a
później w Królestwie Polskim.

Jednak bardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że Biuro Ewidencyjne nie dysponowało odpowiednimi funduszami na prowadzenie operacji
wywiadowczej na tak rozległym terenie, a Sztab Generalny w Wiedniu nie doceniał w pełni zagrożenia ze strony odległych dywizji syberyjskich.
"Porównując środki pieniężne, jakimi się dysponuje, do wielkości obszarów, widać - pisał Iszkowski w uwagach wstępnych do planu
mobilizacyjnego - że nie pomoże największa oszczędność. W związku z tym nie można na całej linii utrzymywać jednolicie funkcjonującego
wywiadu przez cały czas. Raczej, w zależności od potrzeb koniecznego szkolenia poszczególnych konfidentów, należy raz w jednym, raz w innym
miejscu wydawać więcej pieniędzy, kosztem zaniechania działań w innych miejscach". Utrzymywanie dużej organizacji wywiadowczej na Syberii
wymagało ciągłego finansowania, jeśli działania te miały być skuteczne. Przypomnijmy, że w preliminarzu wydatków na ten cel Piłsudski
przewidywał jednorazowe wyasygnowanie kwoty 8 000 rubli na założenie sieci, a miesięczne koszty jej funkcjonowania oceniał na około 6 500
rubli. Wydatki ogólne w pierwszym roku działalności agentury wynosiłyby około 86 000 rubli, czyli prawie 220 000 koron, co w 1910 r.
przewyższało o 100 000 koron cały roczny budżet Biura Ewidencyjnego.

Powściągliwość Iszkowskiego w ocenie możliwości prowadzenia wywiadu przez "Konfidenta 'R' " w okresie pokojowym mogła mieć swoje źródła w
konflikcie interesów Piłsudskiego i Iszkowskiego, jako reprezentanta Biura Ewidencyjnego. Wcześniejsze, a także późniejsze wyniki organizacji
Piłsudskiego w pracy wywiadowczej były zadowalające. Z perspektywy Wiednia wszystko wyglądało jak najlepiej. Iszkowski mógł w pewnym
momencie kontaktów z Piłsudskim zrazić się do niego osobiście i stąd pojawiające się z wolna niechętne tony wobec "Konfidenta 'R' ",
dezawuujące praktyczną przydatność agentury w pracy wywiadowczej, których kulminacja nastąpiła na przełomie lat 1911 i 1912. W pierwszej
fazie operacji "Konfident 'R' " Iszkowski był głównym wykonawcą zamierzeń Rongego w dziele powiązania współpracą wywiadowczą polskiego
ruchu rewolucyjnego z władzami wojskowymi. Wypracował główne kierunki działań na przyszłość. Poruczone przez Rongego zadanie dotyczyło
spraw czysto wywiadowczych, nie rozumiał zatem celów politycznych współpracy. Raziło go więc utrzymywanie pewnej niezależności we
wzajemnych kontaktach z przedstawicielami stworzonej przez siebie organizacji "Konfident 'R' ".

Przedstawiony opis zadań organizacji "Konfident 'R' " oraz rosyjskich Żydów dotyczył również kolejnych etapów rozwinięcia wywiadu: "zaostrzonej
służby wywiadu - 1 stadium" oraz "zaostrzonej służby wywiadu - 2 stadium". W momencie wyraźnego pogorszenia sytuacji międzynarodowej
szef Sztabu Generalnego po uprzednim porozumieniu z ministrem wojny miał wydać rozkaz wprowadzenia stanu wzmożonej gotowości
wywiadowczej. W pierwszym stadium polegało to na nasileniu dotychczasowej działalności w ofensywnej służbie wywiadu, zwłaszcza w związku z
przygotowaniami przeciwnika do wojny (zwrócenie uwagi na: zwiększenie ilości osób w pododdziałach, związane z tym przygotowania techniczne,
jak rozbudowa ramp i różnych urządzeń kolejowych, dróg, telegrafu, przygotowania do żywienia zbiorowego, ruchy wojsk, zmiany kadry dowódczej
jednostek, uzupełnienia wyposażenia armii, rozpoznanie oddziałów wojskowych przeciwnika odpowiadających za zadania specjalne oraz
rozpoznanie tych zadań). W praktyce miało to polegać na wysyłaniu agentów do przydzielonych im na wypadek mobilizacji rejonów, a także
rozsyłaniu oficerów wywiadu na tyły wroga dla obserwacji ewentualnych działań, wykraczających poza normy przyjęte w okresie pokojowym.
Drugie stadium oznaczało zamknięcie granic, uaktywnienie służb kontrwywiadu, uzupełnienie list osób nieprawomyślnych oraz podejrzanych o
szpiegostwo, wydalenie niepewnych cudzoziemców, likwidację każdego zagrażającego państwu ruchu politycznego lub wojskowego, przejęcie
kontroli nad cywilnymi arsenałami broni i materiałów wybuchowych, nadzór nad pocztą i telegrafem, a także wszystkimi sprawami politycznymi.
Działania ofensywne wywiadu rozwijano tak, jak to zostało określone w pierwszym stadium. Wprowadzenie zaostrzonej służby wywiadu oznaczało
ścisłą koncentrację działań wywiadowczych. Zadania ogólne określano jednakowo dla wszystkich komórek. Dotyczyło to poszczególnych
konfidentów, sieci agenturalnych i agentur specjalnych. Tylko zadania sabotażowe "Konfidenta 'R' " oraz Żydów traktowano oddzielnie,
przewidując wykonanie ich dopiero w czasie działań wojennych.

Iszkowski nakreślił w ten sposób podstawy prowadzenia wywiadu oraz działań sabotażowych i dywersyjnych przez agentury specjalne.
Przyjęty wzorzec współpracy wywiadowczej miał później obowiązywać inne oddziały wywiadu, w tym HK-Stelle w Krakowie w zakresie kontaktów z
"Konfidentem 'R' ". Wnioski Iszkowskiego zawarł Ronge w opracowanej przez siebie nowej ogólnej instrukcji dla wywiadu, która została
zatwierdzona 10 marca 1911 r. Odtąd funkcjonował jednolity system zbierania informacji, prowadzenia dużych operacji wywiadowczych.
Doświadczenia Iszkowskiego umożliwiały włączenie do tego systemu kontaktów specjalnych, realizujących zadania wywiadu poza aparatem
tajnych służb. Agentury wydzielone stały się odrębnym ogniwem działań operacyjnych Biura Ewidencyjnego. Stało się to możliwe, kiedy zaczęły
obowiązywać jednolite przepisy dla wszystkich współpracujących ze Sztabem Generalnym urzędów i instytucji, stykających się na co dzień z
organizacjami i osobami, nad którymi przejmowały kontrolę władze wojskowe.

Agentura "Wolfa" rosyjskiej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów

Pod koniec grudnia 1910 r. Iszkowski musiał uzupełnić przyjęte wcześniej zarządzenia mobilizacyjne Głównego Ośrodka Wywiadowczego we
Lwowie o zadania dla nowej agentury specjalnej, która mogła przejąć od "Konfidenta 'R' " prowadzenie działań ofensywnych wywiadu przeciwko
Rosji. Urbański von Ostrymiecz i Ronge od dawna już myśleli o rozszerzeniu kontroli Biura Ewidencyjnego na inne antyrosyjskie grupy
rewolucyjne. Podjęli plan wciągnięcia do współpracy wywiadowczej rosyjskiej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, wykorzystując kryzys w partii,
wywołany kompromitacją jej kierownictwa, jaką wywołała afera Azefa. Wstępne rozpoznanie partii prowadził prawdopodobnie Iszkowski,
korzystając z pomocy organizacji kontrwywiadowczej "R". Taktyka eserowców pasowała do ogólnej koncepcji wykorzystania cuchów
odśrodkowych w Rosji w planach Biura Ewidencyjnego. W PSR uznawano zasadniczo znaczenie ruchów masowych, ale na pierwszy plan
wysuwano terror indywidualny, traktując go jako główny środek taktyczny w walce z caratem. Oznaczało to pełną konspirację działań kadrowych
grup bojowych PSR, które mogły wykonywać różne zadania dywersyjne na terenie Rosji.

Partia Socjalistów-Rewolucjonistów cały czas nawiązywała do tradycji bezwzględnego oporu przeciwko caratowi. Po załamaniu się rewolucji 1905
r. eserowcy opierali swoją działalność o środowiska rosyjskiej emigracji politycznej, głównie we Francji i w Szwajcarii. Najwybitniejszym działaczem
partii pozostawał Czernow, członek Komitetu Centralnego i główny teoretyk partii, autor programu eserowskiego i redaktor centralnego organu
partyjnego "Riewolucyjonnaja Rossija". Blisko PSR działał wspomniany już Burcew, popularny wśród emigracji rosyjskiej rewolucjonista i pisarz,
gorliwy tropiciel carskich agentów policyjnych.

Polecono Iszkowskiemu wyszukanie jakiegoś znaczącego działacza partii eserowców i nawiązanie z nim kontaktu informacyjnego. Iszkowski
zadanie to zlecił Eduardowi Fischerowi, rotmistrzowi żandarmerii okręgowej w Czerniowcach, kiedy dowiedział się o jego znajomości z jednym z
członków aktywu kierowniczego Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Fischer nawiązał z nim bliższy kontakt i odbył kilka spotkań. Rozmówca
Fischera podawał się za niejakiego "Wolfa", intendenta i urzędnika, zatrudnionego w Wiejskiej (Selenśkiej) Kasie partii ukraińskiej w
Czerniowcach, jednocześnie członka Komitetu Ukraińskiego PSR. Do ewidencji konfidentów Głównego Ośrodka Wywiadowczego "Wolf' został
później wpisany jako dziennikarz. "Fischer zna tego pana już od dłuższego czasu - pisał Iszkowski do Urbańskiego von Ostrymiecz w raporcie z
28 XII 1910 r. - lecz dopiero ostatnio dowiedział się o jego przynależności do partii socjalrewolucyjnej. Natychmiast zlecono Fischerowi, aby
spotkał się z nim wyłącznie we własnym imieniu i wypytał o jego partię, podkreślając, że interesuje się tym zupełnie prywatnie". Nie da się już
stwierdzić, skąd ostatecznie wyszła inicjatywa wstępnych kontaktów sztabowych z przedstawicielem partii eserowców. Charakter przekazanych
na wstępie informacji wskazuje, że stroną inicjującą byli eserowcy. Można chyba przyjąć, że do pierwszych kontaktów doszło na zbiegu

15 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

wzajemnych interesów Biura Ewidencyjnego i Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, podobnie jak w wypadku organizacji Piłsudskiego. Zapewne
dlatego został stosunkowo szybko nawiązany stały kontakt wywiadowczy z PSR. Należy przy tym zauważyć, że fakt podjęcia przez PSR
współpracy z wywiadem Austro-Węgier nie był do tej pory znany historykom, nie podejmowano żadnych badań na ten temat. Obecne ustalenia
mają dla głównego nurtu rozważań jedynie charakter uzupełniający i porównawczy.

"Wolf" przekazał Fischerowi szczegółową charakterystykę programu, organizacji partyjnej i działalności socjalistów-rewolucjonistów. Dążenia
partii na przyszłość określał tzw. "Duży program", który dał się streścić następująco: "Ogólny socjalizm w całej Rosji, z najróżnorodniejszymi
konsekwencjami (rodzaj komunizmu)" - relacjonował Fischer w raporcie dla Iszkowskiego z połowy grudnia 1910 r. wyniki rozmów z "Wolfem".
Tego zagadnienia odległych celów partii nie rozwijano, gdyż nie miało ono praktycznego znaczenia dla zadań wywiadu, poza podtrzymywaniem
groźby destrukcji systemu politycznego caratu. Zadania bieżące partii wyznaczał "program minimum", który zakładał: "Obalenie monarchii
rosyjskiej i zasad monarchistycznych w Rosji, utworzenie republiki federacyjnej na zasadach demokratycznych, zapewnienie autonomii wszystkim
narodom, walkę z obecnie panującymi urzędnikami, autonomią szlachty oraz militaryzmem panującym w Rosji". Propagowano czynną walkę z
caratem, przez "wszelkiego rodzaju terroryzm", ale wyłącznie na terenie Rosji. Propaganda przeciwko caratowi, zwłaszcza we Francji, Wielkiej
Brytanii i w Stanach Zjednoczonych, miała na celu: "1) zrobić wszystko, aby udaremnić Rosji uzyskanie pożyczek w tych państwach; 2) za
pośrednictwem prasy skompromitować rząd rosyjski, zwłaszcza panującą korupcję, samowolę oraz system szpiegowski; 3) unieszkodliwić
rosyjskich szpiegów rządowych, a w szczególności członków Ochrany, przez publikację ich nazwisk; 4) oddziaływanie tego rodzaju, aby w
przypadku wybuchu rewolucji rosyjskiej nie doszło do żadnej interwencji wojskowej ze strony obcych mocarstw, a zwłaszcza ze strony Niemiec".
Motyw "polowania" na carskich szpiegów nie był tak eksponowany w działaniach eserowców, jak tego chciał "Wolf". To wyróżnienie miało ukazać
praktyczne możliwości partii w dziedzinie usług kontrwywiadowczych na terenie Austro-Węgier, a mogło również wskazywać pośrednio na źródło
pochodzenia całej oferty - Burcewa. Ostatni punkt określał istotne podstawy oraz główny cel podjęcia przez PSR współpracy wywiadowczej z
Biurem Ewidencyjnym.

Partia Socjalistów-Rewolucjonistów przeżywała okres upadku wpływów, który mógł nawet prowadzić do całkowitego zaprzestania działalności,
co wcale nie oznaczało, że bez wsparcia z zewnątrz nie będzie możliwe zażegnanie kryzysu. Ewentualna "cicha" pomoc i poparcie austriackie nie
warunkowałyby dalszego rozwoju partii. W przeciwieństwie do sytuacji polskiego ruchu niepodległościowego, pomoc austriacka nie miała
bezpośredniego wpływu na stan kondycji organizacji partyjnej i akcji rewolucyjnej PSR. Jej czołówka partyjna koncentrowała się w Europie
Zachodniej, mając własne, niezależne źródła finansowania. Socjaliści-rewolucjoniści raczej nie potrzebowali odskoczni austriackiej do rozwijania
agitacji i prowadzenia działalności rewolucyjnej w Rosji. Wydaje się, że idea podjęcia współpracy ze Sztabem Generalnym w Wiedniu za
pośrednictwem Biura Ewidencyjnego miała w zamyśle jej autorów albo promotorów stworzyć z kręgów PSR podwalmy do odtworzenia w
przyszłości tradycji wspólnych interesów i stworzenia zewnętrznego parasola politycznego dla przemian w Rosji.

Praca w partii została podzielona między Komitet Centralny, autonomiczne komitety narodowe, wydziały specjalne, komitety lokalne i grupy
techniczne. Partią kierował Komitet Centralny jako kolegialne kierownictwo, podzielone na kilka sekcji, bez osoby przewodniczącej. Część KC
miała swoją siedzibę w Petersburgu (przede wszystkim sekcja propagandy w Rosji), część przeniesiono do Paryża (w tym sekcję propagandy
skierowanej przeciwko Rosji), razem z archiwum Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Autonomiczne narodowe komitety partii obejmowały: 1.)
Komitet Rosyjski, do którego należały również komitety mniejszych narodów, które mieszkały na terenie Rosji, w tym perski i tatarski: 2.) Komitet
Ukraiński; 3.) Komitet Fiński dla Finlandii; 4.) Komitet Polski dla Królestwa Polskiego; 5.) Komitet Kaukaski dla narodów Kaukazu; 6.) Komitet
Gruziński dla narodów Gruzji. "Do obowiązków wszystkich tych komitetów - podkreślał Fischer w sprawozdaniu z wypowiedzi "Wolfa"- należało
kierowanie odpowiednią narodową partią rewolucyjną. W Komitecie Centralnym są przedstawiciele wszystkich narodów, a jego rozkazom muszą
podporządkować się wszystkie partie".

Wydziały specjalne partii obejmowały różne związki. Najważniejszy z racji struktury klasowej Rosji był 1.) Związek Chłopski, którego zadaniem
było rozpowszechnianie propagandy rewolucyjnej wśród chłopów rosyjskich. Członkowie Związku Chłopskiego rozproszeni byli na terenie całego
kraju. Rozpowszechnianiem idei rewolucyjnej wśród młodzieży szkolnej i akademickiej zajmował się 2.) Związek Nauczycielski. Jego członkami
byli profesorowie szkół wyższych, nauczyciele szkół średnich i podstawowych. Do Związku Nauczycielskiego wchodziły także różne rewolucyjne
związki studenckie. Wpływy Związku Nauczycielskiego określano jako bardzo rozlegle, obejmujące wszystkie rosyjskie szkoły wyższe i średnie, a
także większość szkół podstawowych. Wreszcie 3.) Związek Wojskowy upowszechniał idee rewolucyjne w wojsku i w marynarce wojennej.
Należeli do niego niektórzy generałowie, liczne grono oficerów i żołnierzy, a także ich żony i córki, których podstawowym zadaniem była
"działalność agenturalna oraz werbowanie nowych członków spośród kadry oficerskiej". Najwięcej członków liczył 4.) Związek Powszechny, który
obejmował inne środowiska zawodowe (robotnicy, urzędnicy itd.).

Działaniami Partii Socjalistów-Rewolucjonistów w terenie kierowały komitety lokalne. Tworzyli je przedstawiciele wszystkich wymienionych wyżej
związków. Pozycję uprzywilejowaną miały komitety lokalne w miastach gubernialnych, które bezpośrednio wykonywały polecenia Komitetu
Centralnego i komitetów narodowych.

Najbardziej interesujące z punktu wadzenia potrzeb wywiadu były grupy techniczne partii, których oddziały w zależności od lokalizacji podlegały
Komitetowi Centralnemu albo jednemu z komitetów narodowych. Najważniejsza była 1.) Organizacja Bojowa, która została podzielona na wiele
sekcji o charakterze oddziałów. OB podlegała tzw. propagandzie czynu (zamachy, napady na koleje, dyliżanse, magazyny z materiałami
wybuchowymi, depozyty broni itd.). Podobnie 2.) Grupa Techniczna składała się z wielu sekcji, zajmowała się drukiem i rozpowszechnianiem
wydawnictw rewolucyjnych oraz wytwarzaniem różnych dokumentów na potrzeby partii, w tym legitymacji. Należały do niej wszystkie tajne
drukarnie Partii Socjalistów-Rewolucjonistów w Rosji, drukarnie w Paryżu, Genewie i w Londynie. W Paryżu powołano biuro redakcyjne, z
odrębnymi sekcjami, działającymi na rzecz poszczególnych narodowości. Zadaniem 3.) Grupy Broni i Materiałów Wybuchowych było zdobywanie
broni oraz materiałów wybuchowych, które częściowo wytwarzano we własnych laboratoriach. Praca i zadania grupy zostały podzielone na
poszczególne sekcje. Podlegały jej niektóre laboratoria znajdujące się w Rosji i za granicą (Francja, Szwajcaria). Z tym, że w laboratoriach
zagranicznych nie wytwarzano materiałów wybuchowych, a przeprowadzano tylko próby, udzielając odpowiednich wskazówek do produkcji
tych materiałów w Rosji. Największy zakres prac obejmowała 4.) Grupa Latająca, która kierowała działaniami oddziałów bojowo-dywersyjnych,
zajmowała się przemytem druków rewolucyjnych, materiałów wybuchowych, broni i amunicji do Rosji. "Członkowie tej grupy - notował dalej Fischer
uwagi "Wolfa" - są niemal na terenie całej Europy, Ameryki Północnej i Japonii. Na wypadek wojny zostali przeszkoleni, aby działać na niekorzyść
armii rosyjskiej - bandy te mają wysadzać mosty, twierdze, ruszczyć połączenia komunikacyjne, prowadzić małą wojnę. Wiele osób, które należało
do kierownictwa tej grupy przebywało w Macedonii i w Bułgarii, gdzie odbyli odpowiednie przeszkolenie do prowadzenia tego rodzaju zadań".

Największe skupisko socjalistów-rewolucjonistów znajdowało się w Odessie. Miejscowy komitet lokalny partii razem ze Związkiem Wojskowym
szerzył propagandę rewolucyjną w marynarce wojennej. "Rosyjska marynarka wojenna jest całkowicie pod wpływem elementów socjal-
rewolucyjnych" - przekonywał "Wolf". Wielu działaczy PSR przebywało aktualnie w Rumunii i w Turcji, zajmując się głównie przemytem do Rosji
druków partyjnych oraz broni. W tym celu powstała odrębna organizacja, której kierownictwo umieszczono w Bukareszcie. Jednakże większość
wydawnictw rewolucyjnych przerzucano do Rosji przez granicę z Austrią, chociaż władze austriackie pilnie strzegły swych granic, aresztując
przyłapanych na kontrabandzie rewolucyjnej działaczy PSR. Działalność rewolucyjna partii kierowała się wyłącznie przeciwko carskiej Rosji.
Przeciwstawiano się propagandzie promoskiewskiej, uprawianej przez Rosję na terenie Galicji, Bukowiny, Czech, Rumunii oraz w bałkańskich
krajach słowiańskich pod pozorem szerzenia idei panslawistycznych. Zapowiedziano ogłoszenie w specjalnej publikacji nazwisk agentów Ochrany,
którzy zajmowali się uprawianiem tej propagandy. "Nie będzie można jej kupić", ale "wywiad - notował Fischer - otrzyma taką książkę".

16 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Wszystkich członków Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, którzy znajdowali się za granicą obowiązywała zasada absolutnego podporządkowania
się obowiązującemu ustawodawstwu w państwach, gdzie aktualnie przebywali; nie wolno było również podejmować działań, które mogły
skompromitować partię. Obawy te zmuszały kierownictwo Biura Ewidencyjnego do maksymalnego utajnienia dalszych kontaktów z partią. Tym
bardziej, że w ogóle partia miała charakter konspiracyjny. Jej członkowie posługiwali się różnymi pseudonimami i kryptonimami partyjnymi.
Wszystkie znaki rozpoznawcze trzymano w najgłębszej tajemnicy. "Legitymacje honorowane są tylko - zaznaczał 'Wolf' - gdy osoba okazująca
podaje jednocześnie hasło. Rząd rosyjski nic nie wie o obecnie obowiązujących znakach rozpoznawczych. Jeżeli członkowie partii
socjalrewolucyjnej jadą do Rosji, w ich dokumentach nigdy nie podaje się prawdziwych danych, nawet wtedy, gdy nie są znani rządowi rosyjskiemu
jako socjal-rewolucjoniści".

Zwracały uwagę duże fundusze partii, które zapewniały jej względną swobodę działań. "Środki pochodzą częściowo od bogatych członków -
zauważał Fischer - częściowo bezprawnie przywłaszczane są dobra należące do państwa rosyjskiego. Zagranica, a zwłaszcza Francja i Anglia,
następnie Ameryka przeznaczają znaczne dotacje na rzecz partii". Nie ma w raporcie bliższych informacji na temat tych "dotacji". "Wolf" chciał
zapewne zwrócić w ten sposób uwagę na nieoficjalne oparcie partii w kołach rządowych Europy Zachodniej.

Kiedy Fischer poruszył kwestię stanowiska PSR wobec ewentualnej wojny na Wschodzie, otrzymał od "Wolfa" zapewnienie przeciwstawienia
się Rosji. Gdyby Rosja została wplątana w wojnę, wszyscy członkowie partii przebywający za granicą zobowiązani byli do powrotu do kraju, "aby
szerzyć niepokoje i wywołać rewolucję socjalną" - relacjonował Fischer. Komitet Centralny PSR miał przy tym współpracować "z każdym
mocarstwem, prowadzącym wojnę z Rosją", tak jak to miało miejsce podczas wojny rosyjsko-japońskiej. "W Japonii - wspominano - partia socjal-
rewolucyjna utworzyła drukarnię. Drukowano tam broszury dla armii rewolucyjnej, a emisariusze partii przekazywali je żołnierzom armii
mandżurskiej. W samej armii znajdowało się sporo członków partii, którzy agitowali przeciw wojnie i zajmowali się propagandą rewolucyjną. Po
powrocie z Mukdenu oraz w późniejszym okresie w wojsku panowała anarchia - było to dzieło partii socjal-rewolucjonistów. Wydarzenia związane
z mobilizacją [chodzi o podejmowanie przez Partię Socjalistów-Rewolucjonistów próby przeszkodzenia w mobilizacji armii rosyjskiej po wybuchu
wojny z Japonią w 1904 r. - R. Ś.] również spowodowane zostały ich działalnością. Rząd japoński z uwagi na wyprawę wojenną faworyzował partię
socjal-rewolucyjną od samego początku, nawiązał z nią kontakt i przekazał jej znaczne środki. Japońscy dowódcy wojsk kontaktowali się stale z
rewolucjonistami, którzy byli w armii mandżurskiej i otrzymywali od nich bardzo wartościowe informacje". Chyba nie można było liczyć na lepsze
referencje. Dokładnie takiej oferty oczekiwano w Biurze Ewidencyjnym.

Fischer jednoznacznie opowiadał się za wciągnięciem Partii Socjalistów-Rewolucjonistów do defensywnej i ofensywnej służby w wywiadzie,
podczas pokoju i na wypadek wojny. "Sądzę - pisał w zakończeniu raportu dla Iszkowskiego - że socjal-rewolucjonistów można wykorzystać do
pracy w wywiadzie. Zwłaszcza zalecałbym, aby wykorzystać ich do zwalczania Ochrany. Wydaje mi się, że łatwo będzie można osiągnąć ten cel,
ponieważ leży on w interesie partii, ażeby unieszkodliwić członków Ochrany, którzy poza szpiegostwem wojskowym zajmują się również
szpiegostwem politycznym. Socjal-rewolucjonistów będzie można sukcesywnie wciągnąć także do ofensywnego wywiadu. Należy jednak działać
umiejętnie i ostrożnie. Wolno wykorzystywać tylko takich ludzi, na których z pewnością będzie można polegać. O ile zajdzie taka potrzeba, można
będzie to sprawdzić. Także kontakty można już stopniowo nawiązać. Wynagrodzeniem za usługi byłby bezkarny przemyt druków i broni; po
aresztowaniu tych ludzi [zajmujących się kontrabandą - R. Ś.] nie wolno wydawać ich władzom Rosji ani doprowadzać do granicy rosyjskiej, lecz
tam, gdzie zechcą. Będzie to przeważnie granica Szwajcarii lub Rumunii. Jeżeli otrzymałbym taki rozkaz, mógłbym rozpocząć pertraktacje
wstępne, nikogo nie kompromitując. W razie konfliktu należałoby koniecznie - podkreślał - wykorzystać socjal-rewolucjonistów w wywiadzie
ofensywnym i defensywnym. Przydaliby się też do buntowania niektórych rejonów, niszczenia komunikacji, przerywania łączy telefonicznych i
telegraficznych".

Można sobie wyobrazić zadowolenie Iszkowskiego, kiedy otrzymał raport Fischera. Szef lwowskiej placówki HK-Stelle pojechał zaraz do Wiednia,
19 grudnia 1910 r. meldował osobiście Urbańskiemu von Ostrymiecz wyniki misji Fischera. Składał raport słowny.

Wszyscy kierownicy oddziałów wywiadu mieli przy obejmowaniu obowiązków poruczane zadanie informowania Biura Ewidencyjnego o wszelkich
problemach wykraczających poza zakres ich kompetencji. Biuro Ewidencyjne decydowało w takich wypadkach o nadaniu sprawie biegu
urzędowego albo o zarzuceniu jej. Jeżeli sprawę podejmowano, meldujący o niej oficer obowiązany był do złożenia drogą służbową pisemnego
raportu, który inicjował sprawę zwykłym trybem. Jeśli chodziło tylko o pozostawienie śladu dokumentacyjnego, sprawę odkładano ad acta. W
każdym innym wypadku sprawę przejmował właściwy dział operacyjny, rozwijając kontakt wywiadowczy.

Podjęcie współpracy wywiadowczej z Partią Socjalistów-Rewolucjonistów należało do kwestii politycznych, o których mogło decydować
Ministerstwo Wojny i Sztab Generalny, gdzie Urbański von Ostrymiecz konsultował zapewne swe decyzje. Opinia władz wojskowych musiała być
pozytywna, bo po kilku dniach Iszkowski otrzymał polecenie złożenia stosownego raportu w Biurze Ewidencyjnym, który ostatecznie przesłał do
Wiednia 28 XII 1910 r.

"Melduję - rozpoczynał - że nadarzy się okazja, aby nawiązać kontakt z rosyjską partią socjal-rewolucyjną; można ją wykorzystać w czasie
pokoju do pracy wywiadowczej, a w czasie wojny do pracy wywiadowczej oraz małej wojny". Wniosek Iszkowskiego szedł dalej, niż wynikałoby to z
raportu Fischera. Zawiera stwierdzenie gotowości PSR do podjęcia współpracy wywiadowczej. Decyzja o wdrożeniu grupy socjalistów-
rewolucjonistów do struktur wywiadowczych zależała od stanowiska Biura Ewidencyjnego. Widocznie Fischer odbył dalsze rozmowy z "Wolfem", o
których potem osobiście poinformował Iszkowskiego. Wskazuje na to również szerszy zakres merytoryczny raportu Iszkowskiego od cytowanej
wyżej pierwszej relacji Fischera.

W rozwinięciu raportu Iszkowski uzasadniał szeroko swoje stanowisko. Sytuacja była bardzo podobna do okoliczności nawiązania kontaktu z
grupą Piłsudskiego, dlatego ciągle odwoływał się do tych doświadczeń, ukazując przy okazji kontekst dla wcześniejszych układów z kierownictwem
PPS.

Opierał się na informacjach dostarczonych przez "Wolfa", którego przedstawiał jako wyróżniającego się członka Ukraińskiego Komitetu PSR.
"Dane te - zauważał - nie zostały sprawdzone, lecz ogólnie powinny się zgadzać". Wstępnie porównano je z wypowiedziami aresztowanego
wcześniej oficera rosyjskiego, relacjonującego o Rewolucyjnym Związku Oficerów w Rosji. "Ponadto - zapowiadał - usiłuje się, poprzez 'R',
otrzymać potwierdzenie załączonych danych". I tak też zapewne się stało. Kwestię wiarygodności agentury rozstrzygnięto później pozytywnie,
wszystkie otrzymane informacje zostały potwierdzone. W innym wypadku niemożliwe byłoby zainstalowanie agentury. W ten sposób Piłsudski
mógł dowiedzieć się o równoległości działań wywiadowczych Partii Socjalistów-Rewolucjonistów przeciwko Rosji i w oparciu o dyspozycje
delegowanego oddziału Biura Ewidencyjnego.

Partia Socjalistów-Rewolucjonistów rozwijała się w okresie rewolucji 1904-1905 r. "Wtedy - pisał w raporcie Iszkowski - znaczenie jej było o wiele
większe niż teraz (tak samo 'R')". Największymi wpływami PSR dysponowała na Podolu, Wołyniu oraz w okolicy Odessy i Połocka. Tylko na
terenach kozackich partia nie mogła podjąć działalności. Za najbardziej aktywnego i wpływowego socjalrewolucjonistę Iszkowski uważał
przebywającego w Paryżu Burcewa. Warto przypomnieć, że Burcew nie był formalnie członkiem PSR, działał przy partii, mając bliskie stosunki z
jej kierownictwem. Działalność antypaństwowa socjalistów-rewolucjonistów kierowała się wyłącznie w stronę Rosji. Partia nie była zdolna do
wystąpień przeciwko Austro-Węgrom. "Dowodem na to jest fakt - przekonywał - że w okresie najbardziej intensywnej działalności partii, to jest
podczas rewolucji rosyjskiej, nie obserwowano u nas żadnych niepokojów". Nie zanotowano również żadnego związku między eserowcami a
ukrainofilami oraz moskalofilami galicyjskimi.

17 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Iszkowski podkreślał, że eserowcy weszli natomiast w kontakt z polskimi socjalistami, wykorzystując pośrednictwo Burcewa. "Rosyjska Partia
Socjalrewolucyjna - odnotował - ma jakieś powiązania z 'R'; ostatnio zaobserwowano to, gdy w Czerniowcach został aresztowany niejaki
Baczyński, będący członkiem tej partii, podejrzewano go o szpiegostwo. Burcew i 'R' usiłowali spowodować uwolnienie Baczyńskiego, którego
niewinność wykazało zresztą śledztwo. Być może, że tak zwany Polski Komitet Partii jest synonimem 'R' ". Wymieniony "Polski Komitet Partii"
oznaczał zapewne ścisłe kierownictwo PPS, z którym Iszkowski nawiązał kontakt wywiadowczy.

Socjaliści-rewolucjoniści stawali się naturalnym sojusznikiem w walce z Rosją. Iszkowski dochodził tutaj do podstawowej konkluzji, w której w
jednakowym stopniu uwidaczniał się motyw doświadczeń budowania współpracy wywiadowczej z "Konfidentem 'R' ", jak i problem wciągania
do struktur wywiadowczych nowej agentury Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. "Jeżeli udałoby się nam tych ludzi pozyskać dla nas - wnioskował -
to byłoby to bardzo wartościowe uzupełnienie stosunków z 'R', ponieważ mogliby oni wynikające z tego układu korzyści rozszerzyć na inne tereny
Rosji. Stosunek do tej partii [1.)] należałoby rozwijać w podobny sposób, jak z 'R' w zeszłym roku; trzeba by było zadbać o to, aby ich [2.)]
pozyskać do dostarczenia zaufanych ludzi w Rosji oraz [3.)] wykonania bezpośredniej pracy w wywiadzie ofensywnym. Wydaje się - oceniał - że
pierwsze zadanie nie będzie trudne, drugie - prawdopodobne, natomiast trzecie rozwiązanie może się dopiero udać po bardzo ostrożnych i
długich pertraktacjach. Ponieważ, tak samo jak 'R', mimo znacznej chęci zrobienia wszystkiego, aby zaszkodzić Rosji, będą mieli ogromne opory,
by podjąć działalność szpiegowską. Wydaje się - przekonywał dalej - że warto jest jednak spróbować - w przypadku wojny partia ta, podobnie jak
'R', mogłaby zostać wykorzystana do małej wojny, niszczenia kolei, połączeń telegraficznych itd. To wydaje się być możliwym". Dlatego "należałoby
złożyć tej partii następującą ofertę, jako zapłatę za jej usługi: a) zgoda na przemyt druków rewolucyjnych, broni itd. do Rosji; b) unikanie wydawania
poszczególnych osób Rosji, bądź deportacji ich do granicy z Rosją; c) zapewnienie, że w przypadku rewolucji rosyjskiej nie zrobimy niczego, co
mogłoby być uznane za wmieszanie się [w wewnętrzne sprawy rosyjskie - R. Ś.]". Te trzy punkty stanowiłyby podstawę dalszych rozmów z partią.

Na koniec Iszkowski zajął się techniką kontaktu z przedstawicielami PSR. Dotychczasowy kontakt ograniczał się do "zupełnie
niezobowiązujących" rozmów rotmistrza Fischera z wymienionym "Wolfem". "Jeżeli zostanie wyrażona zgoda na ten kontakt, to najlepiej byłoby -
postulował - gdyby nadal zlecano tę działalność rotmistrzowi Fischerowi, albowiem jest to bardzo zręczny oficer, na którym można całkowicie
polegać". Będąc wpływowym oficerem żandarmerii, mógłby dyskretnie realizować "przysługi", wymienione powyżej, w podpunktach "aj" i "b)", bądź
też ułatwiać partii warunki działania na terenie austriackim. "Oczywiście - podkreślał szef wywiadu We Lwowie - Fischer musiałby cały czas
działać we własnym imieniu, dzięki czemu zapobiegnie się ewentualnej kompromitacji Sztabu Generalnego. Należałoby więc tak postąpić.
Mógłbym powiedzieć, że to zadanie zlecam mu z własnej inicjatywy, bez informowania moich przełożonych. W ten sposób, gdyby Fischer chciał,
mógłby najwyżej mnie skompromitować, a nie cały Sztab Generalny. Lecz, jak już mówiłem, z jego strony nie zauważono żadnych niedyskrecji i nie
należy się obawiać jakiś niezręczności. Później możnaby ewentualnie zaaranżować moje spotkanie z jakimś bardziej znaczącym szefem partii,
aby nadać całej sprawie większego znaczenia, a także, aby mieć jasność, czego można się po tych ludziach spodziewać w przypadku wojny i w
jaki sposób należałoby ich wspomagać (podobnie, jak 'R'). Przy okazji możnaby tych ludzi uspokoić, że nie będziemy się wtrącać w ich sprawy
wewnętrzne, jeżeli doszłoby do rewolucji w Rosji, jeśli partia zobowiąże nas do wdzięczności. Ponieważ oni, jak twierdzi Fischer, przywiązują do
tego ogromne znaczenie, być może mógłby to być punkt zaczepienia, aby skłonić ich do dalszych usług". W ostatnim punkcie raportu Iszkowski
zaproponował przyjęcie kryptonimu nowej operacji: "W dalszych pismach zwrot 'Rosyjska Partia Socjalrewolucyjna' [Partia Socjalistów-
Rewolucjonistów] zastępować się będzie literą 'P' ".

Wszystkie wywody Iszkowskiego można z powodzeniem odnieść do wcześniejszej sytuacji "Konfidenta 'R' ". Bardzo mało zachowało się tego typu
dokumentów. Szerokie cytaty najlepiej nawiązują do całości zagadnienia, przybliżając je w punktach, gdzie nie dysponujemy oryginalną
dokumentacją, dotyczącą operacji "Konfident 'R' ". Można by się jeszcze zastanawiać tutaj nad warunkami politycznymi porozumienia
kierownictwa polskiego ruchu niepodległościowego z przedstawicielami Biura Ewidencyjnego. Być może była to, tak jak w wypadku organizacji
"Wolfa", "cicha" zgoda na samodzielność ruchu w Królestwie Polskim, ale pod zewnętrzną kuratelą Austro-Węgier, w formie zadośćuczynienia
owego wcześniejszego "zobowiązanie do wdzięczności".

Innym zagadnieniem jest kwestia autorstwa eserowskich propozycji nawiązania kontaktu wywiadowczego oraz włączenia organizacji "Wolfa"
do systemu operacyjnego Biura Ewidencyjnego, co niebawem nastąpiło. Tak szczegółowe i wyczerpujące informacje, które otrzymał Fischer,
mogły pochodzić tylko ze ścisłego sztabu partii, albo osoby wtajemniczonej w zakres jego kompetencji. Iszkowski nie musiał specjalnie sprawdzać
tych wiadomości, ich źródło wydawało się wiarygodne. Na odkrycie wszystkich kart był jeszcze czas. Nie wiadomo, kim był naprawdę "Wolf". Nie
było w kierownictwie PSR działacza o takim nazwisku. Wszystko wskazuje na to, że "Wolf" był konspiracyjnym pseudonimem wytypowanego
działacza z kierownictwa partii do kontaktu z wywiadem austriackim. Druga możliwość, o podszywaniu się kogoś dysponującego wiarygodnymi
informacjami na temat działalności Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, np. ze źródeł Ochrany, wydaje się nieprawdopodobna, gdyż Iszkowski i
Ronge musieli skonfrontować wszystkie dane z rzeczywistością, zanim została podjęta decyzja o włączeniu agentury "Wolfa" do wywiadu, chyba
że o wiarygodności propozycji kierownictwa PSR świadczyła osoba, co do której nie było żadnych podejrzeń o powiązania z carską policją
polityczną. Taką osobistością mógł być Burcew, którego Iszkowski na pewno nieprzypadkowo przywoływał w swoim raporcie. Burcew znał
się dobrze z Piłsudskim, który mógł pozytywnie zaopiniować nową agenturę. Dość kontrowersyjna musiałaby być rola Burcewa w aferze Bakaja
oraz Azefa, gdyby przyjąć, że afery te zostały przygotowane przez Ochranę, a Burcew miał być tylko ich detonatorem, jako przekaźnik informacji.
Możliwe, że i w tym wypadku działano nie tylko za plecami Ochrany, ale także poza kierownictwem PSR, aby przeniknąć w struktury wywiadowcze
nieprzyjaciela i poznać mechanizmy działania współpracy z organizacją Piłsudskiego. Być może nastąpiła jakaś kompilacja zamierzeń Ochrany z
dążeniami kierownictwa PSR. Nie da się już nic pewnego na ten temat stwierdzić, gdyż cała dokumentacja agentury "Wolfa" została zniszczona.
Przemilczał tę sprawę nie tylko Burcew, ale również członkowie sztabu partii, jak Czernow i Sawinkow. W zachowanych aktach Głównego
Ośrodka Wywiadowczego ślady dokumentacyjne działań agentury "Wolfa" ciągną się aż do wybuchu wojny w sierpniu 1914 r. Przez tak długi
okres było dość czasu na sprawdzenie możliwości operacyjnych agentury, nie mówiąc już o sprawie podstawowej, mianowicie kwestii
wiarygodności sieci, zwłaszcza jeśli miało się do czynienia z agenturą specjalną, o której decydowały najwyższe czynniki wojskowe.
Prawdopodobnie agentura "Wolfa" obejmowała Komitet Ukraiński PSR, który w 1912 r. przekształcił się w Ukraińską Partię Socjalistów-
Rewolucjonistów.

"Wolf" został wpisany do ksiąg ewidencyjnych Głównego Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie pod kryptonimem 281/11 (pierwsza liczba
oznaczała numer bieżący w ewidencji, druga - numer korpusu), jako trzon zbiorowej agentury. Operację kontaktu z Partią Socjalistów-
Rewolucjonistów zakonspirowano tak samo, jak w wypadku agentury rosyjskich Żydów oraz "Konfidenta 'R' ". Wyodrębniono ją z podstawowych
struktur wywiadowczych, wyznaczając jej oddzielne zadania, do samodzielnego wykonania. Prawdopodobnie operację prowadzono w Biurze
Ewidencyjnym, zgodnie z sugestią Iszkowskiego, pod kryptonimem "P" albo "Konfident 'P' ", ale nie można już tego potwierdzić. Iszkowski nową
agenturę określał kryptonimem "281/11" lub "Konfident Nr. 281/11". Na potrzeby niniejszego opracowania przyjąłem umowną nazwę - "Wolf"
(agentura "Wolfa").

***

Piłsudski znał się z Burcewem jeszcze z okresu zesłania na Syberię w 1887 r., siedział z nim w jednej celi w więzieniu w Moskwie. Widywali się
później wiele razy, ale Piłsudski unikał spotkań, od kiedy o Burcewie zaczęło być głośno w związku ze sprawą Bakaja. Burcew uchodził za
specjalistę od walki z prowokacją Ochrany, ale musiał zastanawiać jego dość łatwy dostęp do tajemnic stanu carskiej Rosji. Jednak Piłsudski
nigdy nie stracił zaufania do dawnego towarzysza niedoli, chociaż poglądy na sprawy rosyjskie dzieliły ich znacznie.

W lipcu 1917 r. Burcew zapowiedział publicznie wyjawienie agenta Ochrany, który był dotychczas bardzo ważnym działaczem. Publikacja ta miała,

18 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

wedle autora, wstrząsnąć nie tylko opinią publiczną w Rosji, ale również wywrzeć duże wrażenie w całej Europie.

Burcew nie podał ostatecznie tego nazwiska, pozostało ono tajemnicą do dzisiejszego dnia. Mówiło się później przy tej okazji o Leninie, ale
nie opublikowano dotąd żadnych wiarygodnych dokumentów na ten temat. Latem 1917 r. Lenina i jego możliwości nie ceniono na tyle wysoko, aby
nim się specjalnie zajmować, zwłaszcza, że w ogóle nie podejrzewano go wówczas o powiązania z Ochraną, mówiono tylko o związkach z
wywiadem niemieckim. Burcew mógł myśleć o kimś z grona przywódców rewolucji. Od marca do sierpnia 1917 r. socjaliści-rewolucjoniści
odgrywali wraz z mienszewikami kierowniczą rolę w większości rad, przedstawiciele eserowców wchodzili do Rządu Tymczasowego (Aleksandr
Fiodorowicz Kierenski, Wiktor Michajłowicz Czernow, Nikołaj Dmitriewicz Awksientjew). Ale, jak już wspomniałem, żadne nazwisko nie padło. W
poszukiwaniach prowokacji w rewolucji rosyjskiej Burcew zajął się Leninem.

W długiej rozmowie z Piłsudskim 24 VII 1920 r. próbował poruszyć kwestię pobytu Lenina w Krakowie w latach 1912-1914, "gdzie -jak notował w
relacji ze spotkania w Belwederze - mieszkał za zgodą niemieckiego Sztabu Generalnego i spełniał potrzebne im zadania przygotowania
rewolucyjnego ruchu w Rosji na wypadek wojny. 'Byłoby dla nas, Rosjan, bardzo ważnym wyjaśnienie ówczesnych kontaktów z Niemcami i w
ogóle, co on tam wtenczas robił. Pan, naturalnie - zwracał się prowokująco do Piłsudskiego - wie dużo ciekawego i ważnego na ten temat. Z
czasem kwestia ta naturalnie zostanie wyjaśniona'. 'Tak, to byłoby bardzo ciekawe wyjaśnić - miał odpowiedzieć Piłsudski - i ja pana rozumiem.
To, naturalnie, z czasem zostanie wyjaśnione' ''. Burcew zrozumiał, że Piłsudski nie chciał nic powiedzieć, uważając poruszone zagadnienie za
niewygodne dla siebie. "Było jednak widoczne - komentował - że o roli Lenina w Krakowie w tym czasie wie coś bardzo ważnego dla nas".
Przypomniał jeszcze aferę Bakaja, o czym Piłsudski z zadowoleniem słuchał, podkreślając w odpowiedzi, że Polacy zawsze byli Burcewowi
wdzięczni za demaskowanie w przeszłości działalności Ochrany. Burcew mógł się przekonać o zaufaniu Piłsudskiego do siebie, lecz nic więcej
nie osiągnął, ale może o to pierwsze właśnie chodziło.

Wydaje się, że sprawa Lenina w rozmowie z Piłsudskim stanowiła dla Burcewa pretekst do wywołania tematu przedwojennych powiązań
rosyjskiego ruchu rewolucyjnego z wywiadem Austro-Węgier, którego pozostałość dokumentacyjną przejęło Wojsko Polskie. Piłsudski uciął
dalsze dywagacje na ten temat, stawiając cały problem poza przedmiotem własnych, bezpośrednich zainteresowań, czym mimo wszystko
uspokajał swego rozmówcę, który mógł się obawiać przypadkowego wyjawienia dawnych stosunków wywiadowczych Partii Socjalistów-
Rewolucjonistów, aktualnie uwikłanej w wojnę domową z bolszewikami, którzy nie omieszkaliby wykorzystać takich informacji w zwalczaniu
oponentów.

Piłsudski stykał się również z Czernowem, którego uważał za wybitnego przywódcę i ideologa rewolucjonistów rosyjskich. Ten wielki myśliciel i
polityk związał się w późniejszym okresie z wywiadem polskim. W czasie drugiej wojny światowej był głównym agentem centrali ekspozytury
polskiego Oddziału II w Stanach Zjednoczonych - "Estezet", działał pod pseudonimem "Marszałek". Tak wysoka pozycja w hierarchii agentury
wskazuje, że miał powiązania z Oddziałem II Sztabu Głównego już w okresie międzywojennym, a amerykańska placówka przejęła go po przybyciu
do Stanów Zjednoczonych w czerwcu 1940 r., co stanowiło normalną procedurę w wypadku przemieszczania się agenta.

Zadania wydzielonych agentur w ramach wojennej koncentracji wywiadu Austro-Węgier przeciwko Rosji

Iszkowski uporał się ostatecznie z określeniem roli wydzielonych agentur w działaniach wywiadu przeciwko Rosji pod koniec 1911 r. Plan ten
został wypracowany na podstawie szczegółowych uzgodnień z kierownictwem agentur i przyjęty w sprawozdaniu rocznym Głównego Ośrodka
Wywiadowczego we Lwowie za rok 1911.

Raport systematyzował pod względem metodycznym zadania operacyjne podejmowane w obrębie lwowskiego oddziału HK-Stelle, spełniając rolę
przekaźnika głównych dyspozycji Biura Ewidencyjnego w zakresie działań agentur specjalnych, przede wszystkim organizacji - "Konfident 'R' "
oraz "Wolfa". "W latach 1908-1910 - pisał na wstępie - najwięcej uwagi poświęcono rozbudowie, czyli organizacji służby wywiadowczej. Z
najważniejszymi zadaniami uporano się pod koniec 1910, w 1911 roku można już było wykorzystać i wypróbować działalność przygotowawczą lat
ubiegłych w praktycznej służbie wywiadowczej. Wyniki są zadowalające; obecnie wywiad 11 korpusu, w miarę istniejących możliwości, wydaje się
być wdrożonym, wypróbowanym i zorganizowanym". Ofensywna służba wywiadowcza opierała się, tak jak wszędzie, na systemie
konfidencjonalnym. Podzielona strukturalnie agentura obejmowała pięć grup konfidentów. Dwie pierwsze tworzyły klasyczne zaplecze działań
wywiadu, obejmując konfidentów, którzy stale przebywali w kraju nieprzyjaciela, tj. w Rosji i na miejscu wykonywali powierzone zadania (I grupa),
oraz konfidentów, którzy mieszkali na terenie Austro-Węgier i okresowo byli wysyłani do Rosji w misjach rozpoznawczych (II grupa). Pozostałe
grupy obejmowały agentury specjalne, jako wyodrębnione organizacyjnie jednostki, realizujące samodzielnie, ale pod kontrolą oficera
prowadzącego kontakt, wydzielone zadania i cele z dziedziny wywiadu oraz poza nim.

Rozbudowę głównej sieci agenturalnej hamowały ograniczenia finansowe. Znaleziono wielu kandydatów na konfidentów, lecz z uwagi na
niedostateczną ilość pieniędzy tylko część osób wytypowanych do współpracy została wypróbowana i zaangażowana. "Jeżeli jednak zostaną
przydzielone większe środki - zwracał się do szefa Sztabu Generalnego - to bez żadnego problemu będzie można podjąć konkretne negocjacje i
rozbudować sieć szpiegowską. O wykonanych zadaniach wywiadowczych nie pisał. Wspomniał tylko o poddaniu specjalnej obserwacji rosyjskiego
konsulatu we Lwowie. Zdobyto nawet przy tym klucze do kasy pancernej, gdzie trzymano tajne akta. Korzystano jednak bardzo rzadko z tej
możliwości, aby niepotrzebnie nie narażać zwerbowanego tam agenta i mieć możność wykorzystania go w ważnych przypadkach, przede
wszystkim po wprowadzeniu zaostrzonej służby wywiadowczej.

Najwięcej miejsca Iszkowski poświęcił omówieniu warunków współpracy z wydzielonymi agenturami: "III [grupa - 'R']. Można wystawić tylko
następującą opinię: W czasie pokoju, w normalnych warunkach ludzie ci prawie nie nadają się do ofensywnej, szczegółowej służby wywiadowczej,
do defensywnej raczej tylko w zakresie działań I korpusu. O tak wielkich sprawach, jak przełożenie przesunięcia wojsk rosyjskich, likwidacji
poszczególnych twierdz nad Wisłą itd., to i tak bez ich pomocy można się z pewnych źródeł wszystkiego dowiedzieć. W momencie, gdy sytuacja
staje się groźna, jest o wiele więcej możliwości wykorzystania ich, a z chwilą wybuchu wojny stają się bardzo ważni (mała wojna, niszczenie linii
telegraficznych i kolejowych). Z uwagi na te fakty wnioskuję, aby kontakty z 'R' stopniowo prze nieść do Krakowa, z dawnych, pierwotnych
kontaktów ze Lwowem stopniowo zrezygnować. Żeby to przygotować, kapitan Iszkowski już w ubiegłym roku - pisał dalej o sobie - za obustronną
zgodą rozluźnił kontakty, które mogłyby zostać całkowicie przerwane w przypadku zwolnienia wymienionego z obowiązków pierwszego oficera
wywiadu [XI korpusu]. IV [grupa]. Żydzi zamieszkali na Podolu i Wołyniu, z którymi agenda wywiadu w Czerniowcach często współpracowała (za
pośrednictwem cadyka z Bojan i Sadagory) okazali się bardzo przydatni do pracy w ofensywnej służbie wywiadowczej informacje, które się od
nich otrzymuje są dobre, wiarygodne, liczne i nic nie kosztują. Przychody cadyków można zmniejszyć, jeżeli zaostrzy się kontrolę graniczną, w ten
sposób można ich zmusić do pracy. V [grupa]. Kontakt z konfidentem nr 281/11 [Agentura 'Wolfa'] będzie realizowany zgodnie z odnośnymi
specjalnymi instrukcjami".

Sygnalizowane doświadczenia i problemy w pracy z "Konfidentem 'R' " wpłynęły na ostateczny kształt planu mobilizacji służby wywiadowczej
lwowskiego oddziału HK-Stelle w zakresie wykorzystania wydzielonych sieci. Iszkowski zmienił zasady tych planów na wypadek zagrożenia
wojennego. Po wprowadzeniu I stadium zaostrzonej służby wywiadu agentury specjalne miały przejść bezpośrednio do akcji militarnych,
podejmując działania sabotażowo-dywersyjne i partyzanckie oraz wzmagając wywiad na terytorium przeciwnika jeszcze przed formalnym
rozpoczęciem wojny. "I stadium - precyzował w głównym punkcie swoje wywody - a.) Działania wojenne. 1. Ustalenie zasad niszczenia kolei, dróg i
telegrafów w Rosji przez 'R' (dopóki będzie łączność, następnie będzie to sprawa Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie), 281/11 i
Żydów. Przede wszystkim należy jeszcze raz omówić i ustalić, gdzie w pierwszej kolejności należy dokonać zniszczeń, ustalić sposób

19 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

przekazywania ekrazytu (dynamitu) oraz termin rozpoczęcia działań. Należy załatwić sprawę ustnie w Biurze Ewidencyjnym lub Biurze
Operacyjnym, ponieważ wymaga to szczególnych przygotowań. 2. Nawiązanie bliższego, lecz nie zobowiązującego do niczego kontaktu z
wymienionymi w punkcie 1". Działania wywiadowcze agentur podporządkowano ogólnym wytycznym, włączając tę grupę zadań do całości
przedsięwzięć sieci konfidencjonalnej; obowiązywał odtąd drugi punkt planu w zakresie wypełniania ofensywnych zadań wywiadowczych ("b")
Ofensywna służba wywiadu"). Zadania te obejmowały między innymi ustalenie i wypróbowanie systemu łączności ("3. Wystąpienie do Biura
Ewidencyjnego o adresy zagraniczne. 4. Wypróbowanie ich"), omówienie głównych wytycznych pracy aparatu wywiadu oraz przekazanie
odpowiednich środków materialnych na działalność wywiadowczą ("5. Ustne ustalenie z kierownikami oddziałów wywiadu, eksponowanymi
oficerami żandarmerii i eksponowanymi komisarzami nadzoru finansowego wymagań stawianych wywiadowi. Przydzielenie pieniędzy"), a także
uaktywnienie sieci konfidentów. "Realizując wszystkie te postanowienia należy stale pamiętać o zachowaniu tajemnicy - dodawał w uwagach do
planu mobilizacyjnego. - Dlatego wszystkie te regulacje trzeba w ten sposób wdrożyć, jak gdyby wynikały one tylko z inicjatywy służby wywiadu". W
II stadium zaostrzonej służby wywiadowczej wskazane wcześniej zadania rozszerzano, agentury wydzielone przechodziły już do wykonania fazy
planu operacji wojennych: "II stadium. a.) Działania wojenne. 1. Uzgodnienia z 'R', z 281 /11 i Żydami (sprawy realizacji zadań podanych w punkcie
pierwszym I stadium, przekazanie materiałów wybuchowych itd.)''. Zakres tych ustaleń Iszkowski omówił szczegółowo w aneksach do raportu,
które niestety nie zachowały się. "Byłoby dobrze - uzupełniał tylko w głównym tekście - gdyby ustalenia związane z realizacją punktu 1 mogły
nastąpić wcześniej, przynajmniej częściowo; na sukces w ich realizacji można liczyć wyłącznie w czasie mobilizacji i koncentracji wojsk wroga, nie
wolno więc się spóźnić".

Szef Sztabu Generalnego, gen. Blasius Schemua, który zastąpił na krótko Conrada von Hotzendorfa, wysoko ocenił przesłany mu elaborat (12 I
1912). Przewidywano, że szczegóły techniczne planu współdziałania ośrodków wywiadowczych w Galicji w zakresie wprowadzania zaostrzonej
służby wywiadu w terenie przygranicznym z Rosją kierownictwo Biura Ewidencyjnego uzgodni na dorocznej odprawie w Wiedniu z szefami
oddziałów HK-Stelle. Zapowiedziano również konferencję międzyministerialną we Lwowie dla omówienia problemów współdziałania urzędów
cywilnych z władzami wojskowymi.

Podstawą dyskusji w sprawach rosyjskich na spotkaniu w Wiedniu miał być raport Iszkowskiego, którego kopie Ronge przesłał do Krakowa i
Przemyśla. "W raporcie tym Iszkowski zwracał uwagę na fakt - notował później Rybak swoje refleksje po lekturze otrzymanego sprawozdania - że
PPS właściwie nie może oddać poważniejszych usług w Kongresówce, czy na Ukrainie, bowiem jest na tych terenach za słaba i nie posiada tam
żadnych wpływów. Ja w swoich sprawozdaniach nie pisałem tego nigdy, gdyż nie chciałem w tak złym świetle przedstawiać swej własnej pracy. [...]
Przypuszczałem, że Iszkowski chciał od siebie odsunąć sprawę 'Konfidenta S' [powinno być: 'Konfidenta 'R' ' - R. Ś.] i raczej mnie ją przekazać,
dlatego posyłał do Sztabu tego rodzaju ocenę, w części tylko prawdziwą. Trudno mi jednak sądzić dokładnie o motywach tego dziwnego
postępowania Iszkowskiego. Być może pragnął on poświęcić się w pierwszej mierze wykorzystaniu nacjonalistów ukraińskich, co zresztą ze
względu na specyfikę terenu miało dla niego niewątpliwie większe znaczenie. [...] Mimo swoich skarg na PPS Iszkowski miał na Ukrainie aparat
wywiadowczy wcale najgorzej zorganizowany na wypadek wojny. Prawdą jest jednak, że na terenie Kongresówki, ze względu na słabość PPS,
konfidenci jej nie mogli wiele osiągnąć". Agenturę ukraińską, o której mówił Rybak, montował "Wolf", ale nie miała ona nic wspólnego z ruchem
narodowym na Ukrainie. Natomiast w Królestwie Polskim wpływy Biura Ewidencyjnego miały się opierać na PPS, a Iszkowski odpowiadał tylko za
opracowanie i wdrożenie założeń planu wykorzystania polskiego ruchu rewolucyjnego do celów dywersyjnych i wywiadowczych. Iszkowski
nie rozwijał sieci wywiadowczej PPS w Królestwie Polskim, gdyż teren ten należał do kompetencji oddziału HK-Stelle w Krakowie.

Dlatego Ronge polecił Rybakowi na wiosnę 1912 r. przejęcie od Iszkowskiego "Konfidenta 'R' " i ustalenie szczegółowych zadań operacyjnych
agentury, na podstawie opracowanych we Lwowie ogólnych założeń planu dalszego kontaktu z organizacją Piłsudskiego. Na jesieni 1912 r.
przyjęto nową procedurę obiegu korespondencji w sprawach "Konfidenta 'R' ". Dokumentacja Grupy Wywiadu Biura Ewidencyjnego oraz
Głównych Ośrodków Wywiadowczych w Krakowie i we Lwowie, która dotyczyła spraw "Konfidenta 'R' " miała być odtąd zaopatrzona w
oznaczenie kodowe - "geheim'' (w skrócie: "g" )przy sygnaturze kancelaryjnej działu akt dotyczących spraw wywiadu - Kundschaft (K. Nr). W ten
sposób każdy raport wyróżniony kodem "g" mógł być od razu kierowany do właściwej jednostki organizacyjnej i reprezentującej jej osoby, tzn.
kierownika Grupy Wywiadu w Biurze Ewidencyjnym, szefa Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie i szefa Głównego
Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie.

Późniejsza praktyka kancelaryjna była następująca: Iszkowski na dokumencie, który wiązał się z działaniami organizacji "Konfident 'R' " dopisywał
do bieżącego numeru sprawy grupy akt Kundschaft słowo: "geheim" (np. - "K. Nr 98 geheim"). Mógł wyjąć dany dokument z ogólnego działu
akt Kundschaft i dołączyć go do teczki sprawy "Konfidenta 'R' ". Instrukcję Rongego inaczej wykonał Rybak. Wyłączał w dokumenty sprawy
"Konfidenta 'R' " z kancelarii Kundschaft i prowadził ich własną, odrębną numerację, w ciągłym i jednolitym zapisie dokumentacyjnym, zaczynając
ewidencję od numeru 1 (np. "K. Nr 1 (geheim)", "K. Nr 5/g"). Autorem albo adresatem całej korespondencji był Ronge. Część dokumentacji,
przeważnie w postaci kopii, pozostawała na miejscu, w Głównych Ośrodkach Wywiadowczych w Krakowie i we Lwowie. W ten sposób powstały
trzy zbiory akt "Konfidenta 'R' ". Do dzisiaj, jak już wspomniano, przechował się tylko jeden z nich - teka dokumentów Rybaka "Sprawa 'Geheim' ''.

Wraz z zatwierdzeniem przez Sztab Generalny w Wiedniu sprawozdania szefa HK-Stelle we Lwowie wypracowana przez niego koncepcja
wykorzystania organizacji "R" do prac wywiadu oraz zadań dywersyjno-sabotażowych i ograniczonych działań militarnych na wypadek konfliktu z
Rosją została ostatecznie włączona do zamierzeń wywiadowczych Biura Ewidencyjnego, przewidzianych zarówno w okresie pokojowym, jak
również na wypadek wojny. Ronge przejął pełną kontrolę nad organizacją "Konfident 'R' ". W Grupie Wywiadu prowadzono ewidencję zaplecza
osobowego uwidocznionego trzonu agentury, rejestrowano wewnętrzną sprawozdawczość, a także wszelką korespondencję urzędową, która
wiązała się z zagadnieniem współpracy Piłsudskiego ze Sztabem Generalnym w Wiedniu. Przyjęte założenia operacyjne miały być rozwijane
przez Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie, ściśle według dyspozycji Biura Ewidencyjnego. Plan Rongego i Iszkowskiego obowiązywał w
ogólnych zarysach aż do wybuchu wojny w sierpniu 1914 r.

Niemieckie plany zrewolucjonizowania Rosji

Struktura organizacyjna wywiadu Rzeszy Niemieckiej ukształtowała się w czasach kanclerstwa Otto von Bismarcka. Doprowadzono wówczas
do koordynacji działań wywiadu politycznego oraz wojskowego, podzielonego według kompetencji urzędowych. Zrobiono pierwszy krok do
stworzenia szerokiej i wyspecjalizowanej tajnej służby wywiadu i kontrwywiadu. Nie powołano jednak ogólnej instytucji nadzorującej wszystkie
służby informacyjne. W Niemczech istniały cztery niezależne centralne instytucje, które dysponowały oddzielnym aparatem informacyjno-
wywiadowczym: Wielki Sztab Generalny (Der Grosse Generalstab), Sztab Admiralicji (Der Admiralstab), Ministerstwo Spraw Zagranicznych (Das
Auswärtige Amt) oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Państw Związkowych Rzeszy Niemieckiej (Ministerium des Innern der
Bundesstaaten). Wywiad polityczny prowadziło MSZ za pośrednictwem specjalnego oddziału informacyjnego. Do celów wywiadowczych
wykorzystywano sieć zagranicznych placówek dyplomatycznych, w których umieszczano zakonspirowanych agentów, rekrutujących się
przeważnie z korpusu oficerów Sztabu Generalnego i Sztabu Marynarki Wojennej.

Naczelne miejsce w tym układzie organów wywiadowczych Niemiec zajmowała centrala tajnego wywiadu Sztabu Generalnego - Sektion III B,
która w 1900 r. wyodrębniła się organizacyjnie z Oddziału Armii Obcych (Nachrichtenabteilung, w skrócie 3."N" lub "N" -Abteilung). Sektion III B
prowadziła wywiad ofensywny i defensywny, zajmowała się dywersją, nadzorowała ochronę tajemnic państwowych oraz cenzurę prasy. Cały
wywiad wojskowy podlegał szefowi Sztabu Generalnego. Działalność polityczna za granicą znajdowała się poza zakresem kompetencji wywiadu
wojskowego. Zadania te wykonywały służby MSZ. Sektion III B sprawować mogła wówczas jedynie nadzór informacyjny, w wyjątkowych

20 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

wypadkach podejmowała działania wspierające cele polityczne otrzymywane drogą służbową, na wyraźne polecenie Sztabu Generalnego.
"Wojsko niemal całkowicie odrzucało wszelkie powiązania z problemami politycznymi, metodami policyjnymi i szpiegostwem politycznym -
podkreślał później płk Friedrich Gempp, bliski współpracownik Nicolai z okresu wojny oraz organizator i pierwszy szef wywiadu republiki
weimarskiej - wyjątek stanowiły kontakty służbowe z władzami wykonawczymi".

Centralną komórką Sztabu Generalnego był Oddział Operacyjny. Zajmował się on wszystkimi sprawami dotyczącymi operacji niemieckiej armii
lądowej. Wokół Oddziału Operacyjnego były skupione pozostałe agendy Sztabu Generalnego: Centralny Oddział Spraw Personalnych i Ogólnych,
Oddział do spraw Obcych Armii, Oddział Polityczny oraz Sektion III B. W latach 1900-1914 szefem Oddziału Armie Obce był płk Lauenstein.

Początkowo w Sektion III B pracowało tylko kilku oficerów wywiadu. Na początku sierpnia 1914 r. całą służbą wywiadu kierowało ok. 80
oficerów sztabowych. Budżet wywiadu Sztabu Generalnego wynosił w 1912 r. 300 000 marek (kwota ta odpowiadała wówczas sumie 354 000
koron albo 138 060 rubli). W 1913 roczną dotację Sztabu Generalnego na cele wywiadowcze podwyższono do 450 000 marek (531 000 koron
albo 207 090 rubli). Oddziałem III B kierowali wówczas płk Brose (1900-1910) i płk Heye (1911-1912).

Wywiad niemiecki zaczął się dynamicznie rozwijać od zakończenia wojny rosyjsko-japońskiej, wobec obserwowanych zmian ogólnej sytuacji
politycznej i wystąpienia bardzo silnych tendencji antyniemieckich w polityce europejskiej. Planowy wywiad przeciwko Rosji rozpoczęto od
rozpoznania przebiegu demobilizacji i przekształceń armii rosyjskiej po przegranej wojnie. Zajmowano się rozbudową fortyfikacji frontowych na linii
Niemen - Narew - Wisła, obserwowano powiększanie strategicznych połączeń kolejowych i drogowych w zachodniej części imperium i dyslokacją
wojsk w Królestwie Polskim.

Wywiad przeciwko Rosji prowadzili początkowo oficerowie Sztabu Generalnego przy dowództwach I korpusu w Królewcu oraz XX korpusu w
Olsztynie. Placówki te tworzyli jeden oficer wywiadu i jeden podoficer na etacie pisarza. Z Królewca i Olsztyna prowadzono rozpoznanie procesów
wojskowych zachodzących w Rosji, a także zajmowano się kontrwywiadem. Zawiadywał nimi jeden oficer sztabowy w Sektion III B. Do 1906 r.
tych tylko trzech oficerów prowadziło cały wywiad wojskowy przeciwko Rosji.

W 1906 r. stanowisko oficera informacyjnego w Królewcu objął Walter Nicolai. Późniejszy szef Nachrichtenstelle rozpoczął służbę w Sztabie
Generalnym w 1904 r., po ukończeniu trzyletniej Akademii Wojskowej w Berlinie. Głównym przedmiotem jego zainteresowań w szkole wojskowej
była Rosja, której język znał. Otrzymał przydział do Oddziału Armie Obce i miał zająć się sprawami rosyjskimi. "Pierwszym zadaniem, jakie
otrzymałem w Sztabie Generalnym - wspominał - było wykonanie planów topograficznych dla części terytorium w dolinie Wisły, w pobliżu twierdzy
Graudenz [Grudziądz]. Przebywając na wschodniej rubieży Niemiec przez wiele miesięcy nawiązywałem ścisłe kontakty z ludnością tych rejonów,
bardzo zaniepokojoną stałym pojawianiem się i podejrzanym zachowaniem szpiegów rosyjskich oraz twardą walką Polaków, poświęcających
ogromne pieniądze na zakup ziemi oraz przesiedlenia, i w ten sposób usiłujących wtargnąć na tereny niemieckie [!]. Będąc pruskim oficerem w
czasie wykonywania swoich obowiązków służbowych wielokrotnie zmuszony byłem do kontaktowania się z Polakami, którzy podburzani
zachowywali się bardzo nieprzychylnie, niemal wrogo".

Zagadnienia te oceniał Nicolai z punktu widzenia potrzeb wojskowych. Później mógł się przekonać, że nacjonalizm polski może stać się niszczącą
siłą przede wszystkim wobec Rosji.

Niemiecki Sztab Generalny rozważał możliwość wysłania kilku oficerów do Japonii, którzy mieliby okazję do bezpośrednich obserwacji armii
rosyjskiej w boju. W grupie tych trzech oficerów sztabowych znalazł się Nicolai, przez półtora roku uczył się języka japońskiego, obracając się w
środowisku japońskich oficerów, którzy przebywali w tym czasie w Berlinie. Dla sytuacji wojennej na Dalekim Wschodzie duże znaczenie miały
wydarzenia w europejskiej części Rosji. Niezwykle cenne okazały się doświadczenia japońskie w prowadzeniu dywersji politycznej przez
wspomaganie rewolucji rosyjskiej. Wojna skończyła się i Nicolai nie pojechał do Japonii. "Szef mojego wydziału, pułkownik von Lauenstein, były
attache wojskowy w St. Petersburgu - pisał później długoletni szef Sektion III B - postanowił pocieszyć mnie nowym zadaniem. Twierdził, że Rosja
natychmiast po przegranej wojnie z Japonią skierowała swoją broń przeciw Niemcom, dlatego też konieczna jest praca w wywiadzie. Miałem być
pierwszym oficerem wykształconym przez Sztab Generalny, który zostanie oddelegowany do dowództwa korpusu na wschodzie; miałem tam
postarać się zorganizować służbę wywiadu, jednocześnie miałem zorganizować kontrwywiad na granicy z Rosją i przeciwstawić się jej nadmiernej
działalności szpiegowskiej. W ten sposób w 1906 roku zostałem odesłany do Konigsbergu [Królewiec]. Zanim rozpocząłem jednak swoją
działalność udałem się do Rosji, będącej jeszcze pod wpływem rewolucji z 1905 roku; pragnąłem poznać kraj i obyczaje, wydawało mi się bowiem,
że bez tej znajomości nie będę mógł sprostać powierzonemu zadaniu". Później odbył jeszcze kilka takich "podróży sztabowych" po cesarstwie
Rosji. Zebrał wiele doświadczeń, które niebawem miały bardzo się przydać. Dość szybko zaobserwował, że wywiad rosyjski działał nie tylko w
strefie przygranicznej, ale sięgał również w głąb Niemiec. Wpływy rosyjskie mógł zrównoważyć podobny system kontroli informacyjnej.
Przekonywały o tym dobre rezultaty prowadzonej z Królewca działalności wywiadowczej przeciwko Rosji.

W 1910 r. wywiad państw Ententy podzielił się zadaniami. Rosja miała niemal wyłącznie zajmować się zdobywaniem informacji wojskowych w
Niemczech, Austro-Węgrzech i krajach bałkańskich. Francja zajmowała się Niemcami i Włochami. Wielka Brytania prowadziła przygotowania
podstaw prowadzenia wojny morskiej, zajmowała się sprawami gospodarczo-politycznymi oraz propagandą. Wywiady Niemiec i Austro-Węgier
znalazły się w warunkach okrążenia i skoncentrowanych działań przeciwnika.

Rozpowszechniano błędne opinie o potędze wywiadu Rzeszy Niemieckiej i jego świetnie zorganizowanym aparacie informacyjnym. Wszelkie te
opowieści o "wspaniałym niemieckim wywiadzie" zostały zmyślone. Głoszono pogląd jakoby zawsze "wszystko do najmniejszego szczegółu było
zaplanowane i zorganizowane". Pogląd ten pokutował do końca pierwszej wojny światowej i w tej wersji przedostał się do historiografii, która
akceptowała racje moralne zwycięzców, dzieląc wywiady na "dobre" koalicji i "złe" państw centralnych. Zastosowano klasyczną metodę
dezinformacji, która umożliwiała skrycie i usprawiedliwienie własnych dążeń do rozbudowy wywiadu. Tymczasem możliwości operacyjne służb
informacyjnych Niemiec i Austro-Węgier w żadnym wypadku nie przystawały do potencjału wywiadowczego państw ententy. Przed długi czas
władze wojskowe i polityczne Berlina i Wiednia nie przywiązywały szczególnej wagi do starannej i systematycznej rozbudowy wywiadu, tak jak to
miało miejsce w Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji. Z drugiej strony nie można również było przeceniać zdolności operacyjnych drugiej strony, która
także miała swoje wady.

Najstarszy, francuski wywiad poczynał sobie najodważniej, charakteryzował się swego rodzaju brutalnością oraz dużymi sumami, którymi
dysponował. Najbardziej groźne wydawały się służby specjalne Wielkiej Brytanii, wspierające politykę mocarstwową państwa w zachowaniu jego
globalnej i kolonialnej pozycji w świecie. Wywiad brytyjski miał przed sobą wielkie, dalekosiężne cele, przez to działał bardzo ostrożnie, w dużym
rozproszeniu operacyjnym i małej koncentracji terytorialnej, a przez to mniej intensywnie. Wywiad rosyjski dysponował największymi funduszami
oraz miał najwięcej agentów, co w okresie pokojowym stanowiło o jego sile, ale w warunkach wojennych przesądzało o jego małej mobilności, bo
nadmiernie rozbudowane struktury nie były w stanie przystosować się do nowej sytuacji, zgodnie z potrzebami chwili.

Niemcy i Austro-Węgry mogły odpowiedzieć jedynie współdziałaniem dla powiększenia potencjału operacyjnego. Od 1910 r. Oddział III B i Biuro
Ewidencyjne wymieniały się między sobą informacjami dotyczącymi Rosji. Do wszystkich przygranicznych dowództw korpusów zostali przydzieleni
oficerowie informacyjni Sztabu Generalnego (Nachrichtenoffiziere), którzy prowadzili wywiad przez agentów i rezydentów w wyznaczonych
rejonach operacyjnych obcych państw (1910). Sprawy polskie zostały przyporządkowane oddziałowi wywiadu VI korpusu we Wrocławiu. Poza
tymi pasami nieprzyjacielskiego obszaru obserwacji, rozpoznanie wywiadowcze obejmowała Centrala w Berlinie.

21 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

W tym czasie Biuro Ewidencyjne w Wiedniu zainicjowało już porozumienie z polskim ruchem rewolucyjnym. Teraz należało kontakty te rozciągnąć
na inne grupy. Szersze ustalenia w sprawach polskich były możliwe dopiero po ustaleniu granic wspierania wolnościowych tendencji Polaków.

Nieufność wobec Polaków była stałym elementem w polityce wewnętrznej konserwatywnych Prus, które podnosiły ją do zagadnienia
ogólnoniemieckiego. W rezultacie trudno było mówić o innym stosunku do Polaków mieszkańców Prus i pozostałych państw Rzeszy.
Przyjmowanie takiej postawy rodziło rezerwę wobec wszelkich dążeń polskich. Należy przy tym podkreślić, że ruch antypolski w Prusach, nawet w
okresie Kulturkampfu który w swojej istocie stanowił walkę z katolicyzmem i niezależnością Kościoła, nie miał tak ostrego charakteru, jak w
części Polski rządzonej przez Rosję. Pod panowaniem caratu warunki rozwoju polskości w każdym momencie "wspólnych" dziejów były o wiele
trudniejsze niż pod zaborem pruskim, nie łączyły się z masowymi represjami, mordami, zsyłkami i ogólnym zacofaniem cywilizacyjnym.

Władze Rzeszy Niemieckiej unikały bezpośredniego zaangażowania w polityczne kwestie zagadnienia polskiego, spychając je na karb
odpowiedzialności sojuszniczych Austro-Węgier. Warunki wojskowego porozumienia z Niemcami określały również zasady współpracy
politycznej. Przymierze z Niemcami stanowiło podstawę polityki austriackiej. Działania w sprawach polskich musiały odpowiadać ogólnym celom
sojuszu, a właściwie były podporządkowane interesom Niemiec. Sztaby Generalne w Berlinie i w Wiedniu dopracowywały od 1911 r. warunki
wspólnego uderzenia przeciw Rosji. Za najtrudniejszą przeszkodę uznawano prowadzenie operacji wojennych na olbrzymich terenach rosyjskich.
Umożliwiało to Rosji wycofanie swoich sił zbrojnych w głąb państwa, co mogło sparaliżować wspólną ofensywę niemiecko-austriacką. Dlatego -
przekonywał Conrad von Hötzendorf w liście z 10V1 1911 r. do gen. Helmutha hrabiego von Moltke, szefa niemieckiego Sztabu Generalnego -
"siły rosyjskie należy zmusić do walki", chociaż "wydaje mi się jednak, że te stosunki od 1812 r. bardzo się zmieniły. Dobrowolne odstąpienie tak
znacznych terenów wydaje mi się być jednak nieprawdopodobne, zwłaszcza z uwagi na polskie i ukraińskie aspiracje, a także zagrożenie
rewolucją socjalną wewnątrz kraju, co zmusi Rosję do uderzenia na zachód; natomiast z drugiej strony nowoczesne środki lokomocji dają stronie
atakującej zupełnie inne możliwości niż w roku 1812". Wystąpienia rewolucyjno-powstańcze Polaków w Kongresówce miałyby więc związać siły
rosyjskie, które z tego powodu nie mogłyby wycofać się w głąb państwa. Jednak groźba polskiego wybuchu musiałaby być na tyle duża i realna,
że zmuszałaby Sztab Generalny w Petersburgu do podtrzymania decyzji o ewakuacji Królestwa Polskiego w obawie przed destrukcyjnymi ruchami
wyzwoleńczymi Polaków i przeniesienia mobilizacji wojsk za prawy brzeg Wisły, co w efekcie uniemożliwiało szybki marsz armii rosyjskiej na Berlin
i Wiedeń, a jednocześnie wybuch ten nie mógł powodować zagrożenia dla własnych, niemieckich i austriackich, prowincji polskich.

Niemiecki punkt widzenia spraw polskich najlepiej oddają wywody Emanuela Ginschela, niemieckiego oficera Abwehry i działacza narodowego,
które można streścić w następujący sposób: Nie można wyobrazić sobie Polski bez szpiegostwa i spisków. Polacy stracili niepodległość z własnej
winy, a tereny polskie podzieliły między siebie sąsiednie państwa. Polska w Europie zawsze była ogniskiem zapalnym, stale istniała obawa, że
dojdzie na jej terenie do wybuchu. Naród polski nie zapomniał nigdy, że niegdyś posiadał wielkie państwo, a jego elity, bez względu na to, czy
mieszkały na terenie państwa rosyjskiego, niemieckiego lub austriackiego, dążyły do odrodzenia niezależnej Polski. Nie można było osiągnąć
tego celu bez ukrywania swoich prawdziwych zamiarów przed mocarstwami uczestniczącymi w rozbiorach Polski. Takie postępowanie
spowodowało, że Polacy mieszkający na byłych polskich terenach lub w samej Rzeszy nigdy nie przestawali spiskować i systematycznie
szpiegowali zaborców, żeby we właściwym czasie przygotować polskie powstanie i uzyskać niepodległość. Najwięcej swobód mieli Polacy w
Galicji. Natomiast Rosja zawsze prowadziła w stosunku do Polski rosyjskiej politykę ucisku, która wywoływała największy sprzeciw z ich strony. W
dziesięcioleciu poprzedzającym wojnę światową dochodziło do różnych kryzysów politycznych i wojen na Bałkanach, a za ich przyczyną do
znacznego przesunięcia sił. Polacy zawsze po cichu mieli nadzieję, że wojna między mocarstwami europejskimi może doprowadzić do odrodzenia
Polski. Po jednej i po drugiej stronie Polacy byli zainteresowani pomaganiem mocarstwom, z którymi się związali, przeciw krajom należącym do
wrogiego obozu. W ten sposób od samego początku rozwijała się wyjątkowo niebezpieczna podwójna gra szpiegostwa polskiego, w małym i
dużym zakresie, na wszystkich obszarach mocarstw centralnych. Oczywiście odpowiedzialne osobistości i urzędy Niemiec i Austro-Węgier
zawsze nieufnie traktowały Polaków.

Dla Austro-Węgier i Niemiec ziemie polskie w Rosji stanowiły niezmiernie ważną strefę bezpieczeństwa. Bardzo istotny był fakt, że Królestwo
Polskie leżało bezpośrednio w rejonach planowanych działań wojennych. Postawa ludności polskiej była więc bardzo ważna. Niemcy mieli
znikome szanse, aby pozyskać przychylność Polaków. Na ewentualne powodzenie mogła natomiast liczyć odpowiednia polityka austriacka, gdyż
dość rozpowszechnione było przekonanie, że Galicja może stać się "Piemontem", a Polska zjednoczy się pod berłem Austro-Węgier, chociaż nie
zawsze takie rozwiązanie wzbudzało zachwyt nawet wśród Polaków. Dla Niemców sprawa polska była bardziej skomplikowana, z uwagi na
elementy polityki wewnętrznej, przez obecność Polaków w Prusach. Ochrona stanu posiadania na wschodzie łączyła się z programem
bezpośredniej aneksji nowych terytoriów oderwanych od Rosji. W Prusach każde ustępstwo na rzecz Polaków przedstawiało się jako zachwianie
integralności państwa. Za najlepsze rozwiązanie sprawy Królestwa Polskiego uważano tutaj aneksję niektórych jego pogranicznych terenów i
oddanie reszty Rosji lub Austro-Węgrom. Jednocześnie występowały tendencje do ogólnego osłabienia Rosji i odepchnięcie jej dalej na wschód,
przez stworzenie systemu krajów granicznych od Finlandii, poprzez Polskę, Ukrainę aż do Kaukazu. Później plany te przybrały kształt
programu politycznego Mitteleuropy, czyli systemu państw kresowych uzależnionych od Rzeszy Niemieckiej i zabezpieczających jej wschodnią
granicę przed Rosją, w którym buforowe państwo polskie odgrywałoby główną rolę.

Przygotowania wojenne Rosji sprawiły, że sprawa oderwania Kongresówki od państwa carów stała się aktualna dla polityki niemieckiej. W Sztabie
Generalnym w Berlinie już od dziesięcioleci istniały plany doprowadzenia do wybuchu powstania w Królestwie Polskim. W 1871 r. feldmarszałek
Helmuth Karl von Moltke zwrócił uwagę na korzyści wynikające dla Niemców w przypadku powstania Finów, ludności Kaukazu oraz Polaków. Miał
nadzieję, że nowe państwo polskie stanie się dla Niemiec "przedmurzem chroniącym przed półazjatycką Rosją". W latach osiemdziesiątych
kanclerz von Bismarck rozważał oderwanie Królestwa Polskiego, jako nieuniknione następstwo konfliktu z Rosją. Polska miałaby powstać tylko na
pewien okres, do czasu osiągnięcia nowego porozumienia z Rosją; ziemie polskie po ponownym rozbiorze miały stać się spoiwem odnowionego
przymierza Rzeszy Niemieckiej, Austro-Węgier i Rosji. Również dla szefa Sztabu Generalnego, feldmarszałka Georga von Waldersee, następcy
feldmarszałka Moltke, insurekcja w Polsce stała się ważnym czynnikiem planowania walki z Rosją.

Rozważania te nabrały praktycznego znaczenia, kiedy atmosfera między Petersburgiem a Berlinem stała się bardzo napięta. W 1906 r. sekretarz
stanu w Urzędzie Spraw Zagranicznych Rzeszy, Theobald von Bethmann Hollweg wyraził wobec cesarza Wilhelma II pozytywną opinię w sprawie
odrodzenia niezależnego państwa polskiego, co jednak spotkało się z ostrym sprzeciwem konserwatywnych kół pruskich. W okresie pierwszej
wojny światowej Bethmann Hollweg stał się potem rzecznikiem programu Mitteleuropy, mając poparcie cesarza. Nie ulega wątpliwości, że będąc
kanclerzem (14 VII 1909 - 13 VII 1917) podejmował wszystkie decyzje polityczne przy rozstrzyganiu kwestii polskich, które wiązały się z polityką
prowadzoną przez Austro-Węgry.

Na Wilhemstraße rodziła się myśl rozbicia od wewnątrz imperium brytyjskiego oraz Rosji przez wywoływanie powstań lub przewrotów
zamieszkujących tam "obcych ludów". W planach tych było również miejsce dla insurekcji w Królestwie Polskim. Wspierane ruchy odśrodkowe
stanowiłyby więc środek prowadzący do osiągnięcia zakładanego celu wojennego. Najsłabszym punktem Wielkiej Brytanii była ludność kolorowa
w koloniach. W przypadku Rosji można było wywołać bunty wśród ludności należącej do innych narodowości. Niemieckie plany związane były z
wywołaniem powstań na terenie Rosji, od Finlandii aż po Morze Czarne, oraz od francuskiego Maroka aż do Indii. Dużą uwagę przywiązywano
również do ruchów socjalistycznego oraz syjonistycznego w Rosji. Radykalni socjaliści mogli wywołać wewnętrzne zamieszki, przez co
zmniejszyłby się nacisk wojenny na państwa centralne. Wszystkimi działaniami kierował Urząd Spraw Zagranicznych w połączeniu z Oddziałem
Politycznym w Sztabie Generalnym. Kontrolę informacyjną sprawowała Sektion III B.

Przywódcy polityczni i wojskowi Niemiec nie podjęli próby rozliczenia antypolskiej postawy trwającej przez całe dziesięciolecia. Wyprzedzały ich w

22 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

tym względzie Austro-Węgry, które od lat czyniły starania o zmianę antyaustriackiego nastawienia Polaków i podjęły praktyczne przygotowania do
rozciągnięcia swoich wpływów politycznych na teren Królestwa Polskiego. Berlinowi pozostała rola czynnego obserwatora, który mógł wpływać na
kształt polityki sprzymierzeńca, próbując nadać jej własny kształt. Austro-Węgry nie rezygnowały jednak z samodzielności politycznej.
Podejmowane decyzje w sprawach polskich były wypadkową wspólnych interesów. Bezpośrednia odpowiedzialność za powodzenie polityki polskiej
spadła na Wiedeń. "Więc to raczej Wiedeń myślał o doprowadzeniu do powstania na terenach Polski - podkreślał niemiecki historyk Fritz Fischer-
tym bardziej, że liczył na połączenie oderwanych terenów od Rosji do własnej monarchii. Jasne więc, że w Berlinie tylko połowicznie uwzględniano
zrewolucjonizowanie Kongresówki oraz odrodzenie państwa polskiego". Berlin zakulisowo wspierał dążenia Austro-Węgier do
opanowania polskiej irredenty. Pogląd o podjęciu akcji zbrojnej przez Piłsudskiego "w całkowitej niezależności zarówno od Rosji, jak od Niemiec" -
jak chciał widzieć to zagadnienie Michał Sokolnicki - był błędny i świadczyłby o naiwności politycznej kierownictwa polskiej irredenty.

Rozdział V

Na krakowskim szlaku

Ja szukam uderzeń, które burzą, a nie takich, które sprawiają tylko satysfakcję za pomocą gestów.

Józef Piłsudski

Plany powstańczo-dywersyjne w Królestwie Polskim

Do Biura Ewidencyjnego od początku 1912 r. nadchodziły z Rosji wieści o zbliżającej się wojnie przeciw Austro-Węgrom. Obserwowano
podejrzane ruchy wojsk w Królestwie Polskim. "Mówiono - wspominał Ronge - o próbnej mobilizacji w warszawskim okręgu wojskowym i o
tworzeniu korpusów interwencyjnych. W porozumieniu z Niemcami zwiększyliśmy więc intensywność prac wywiadu na tym obszarze; wywiad
niemiecki również cierpiał na brak środków. Dokładnie rozgraniczyliśmy rejony zwiadowcze". Rosja na różne sposoby starała się rozbudzać siły
odśrodkowe w Austro-Węgrzech. Stosunki między Wiedniem a Petersburgiem przybrały formę wzajemnej niechęci, wchodziły stopniowo w fazę
konfrontacji.

Konflikt ogniskował się na Bałkanach, grożąc otwartym wybuchem, którego rozmiary trudno było przewidzieć. Tworzony pod protektoratem Rosji
Związek Bałkański, który był kierowany przeciwko Turcji, godził faktycznie w interesy austriackie. Duże poruszenie w Wiedniu wywołało
zawarcie 29 maja 1912 r. układu pomiędzy Serbią a Bułgarią, który przewidywał arbitraż cesarza Rosji w spornych kwestiach, mogących
wyniknąć w razie wojny na Bałkanach.

To zaostrzenie sytuacji międzynarodowej miało bezpośredni wpływ na zamierzenia Biura Ewidencyjnego rozbudowy wywiadu przeciwko
Rosji, przede wszystkim w oparciu o oddziały HK-Stelle w Galicji. Duże nadzieje wiązano z rozwinięciem kontaktów z ruchem rewolucyjno-
wojskowym Piłsudskiego w ramach organizacji "Konfident 'R' ".

Przejmowanie przez Rybaka agentury "R" trwało kilka miesięcy. Było dokładnie tak, jak później mówił: "Rok 1912-1913, okres tzw. kryzysu
bałkańskiego, to jednocześnie okres wzmożonego wywiadu i dywersji na terenie Królestwa Kongresowego z inspiracji podległych Sztabowi
Generalnemu galicyjskich placówek K[undschafts-]Stelle. Wywiad i dywersja były prowadzone przy pomocy własnych oficerów wywiadu i PPS".
Wybitną "w tym zakresie rolę odegrała[H]K-Stelle Lemberg, gdzie Iszkowski działał z a p o ś r e d n i c t w e m [wszystkie podkreśl. moje - R. Ś.]
i p r z e z Piłsudskiego, Sosnkowskiego i ZWC. Oczywiście używanie PPS i Strzelca oraz innych organizacji strzeleckich odbywało się
wyłącznie, jeśli chodzi o moje [służby] K[undschafts-]Stelle, p r z e z Piłsudskiego i Sławka, gdyż z nimi tylko miałem kontakt". Głównym
przedmiotem trosk szefa krakowskiego oddziału HK-Stelle była dalsza rozbudowa organizacji na terenie Rosji, w oparciu o struktury konspiracji
ZWC i PPS. Zarówno Iszkowski, jak i Rybak nie byli zadowoleni z tempa rozbudowy organizacyjnej sieci "R" w związku z planami dywersyjnymi na
wypadek mobilizacji.

Możliwość konfliktu na Bałkanach, w który zaangażowane byłyby Austro-Węgry i Rosja, a przede wszystkim konieczność realizacji zamierzeń
wynikających z dotychczasowych porozumień z Biurem Ewidencyjnym, skłoniły Piłsudskiego do podjęcia decyzji o rozbudowie "kół militarnych"
PPS i zorganizowania oddziałów ZWC w Królestwie Polskim, na kresach i w Rosji, które miały stanowić ukrytą sieć organizacyjną "Konfidenta 'R'
". Plan Piłsudskiego polegał na wysłaniu do Królestwa 20 oficerów ZWC, którzy mieli stworzyć podstawy struktury przyszłych działań ZWC.
Możliwości rozwinięcia konspiracji wojskowej w Rosji miał najpierw sprawdzić Prystor, dotychczasowy komendant okręgu krakowskiego ZWC,
przewidziany przez Piłsudskiego na kierownika całej akcji w terenie.

Na początku lutego 1912 r. Prystor wyjechał do pracy konspiracyjnej w Królestwie. Otrzymał od Piłsudskiego misję, której wypełnienie łączyło się z
rozbudową organizacji "R". Posługiwał się paszportem na nazwisko "Jana Żukowskiego". Ochrana bardzo szybko wpadła na jego trop. Został
aresztowany 28 marca 1912 r. na ulicy w Warszawie i osadzony w X Pawilonie Cytadeli. Oskarżono go o działalność konspiracyjną i
przynależność do sztabu Organizacji Bojowej PPS oraz Związku Walki Czynnej. Śledztwo ciągnęło się przez wiele miesięcy. Warszawska Izba
Sądowa 4 stycznia 1914 r. skazała Prystora - za działalność zmierzającą do oderwania ziem polskich od imperium rosyjskiego i zbieranie
pieniędzy na Polski Skarb Wojskowy - na pozbawienie praw, 7 lat katorgi i zesłanie w głąb Rosji. Katorgę odbywał w różnych więzieniach w Orle
(wywieziony 9 IV 1914 r.).

Pomimo aresztowań agentura Ochrany działała na terenie austriackim nadzwyczaj sprawnie. Wydawało się, że Rosjanie byli lepiej zorientowani w
polskim ruchu niż sami Austriacy i Niemcy. Być może wiedzieli tyle, ile powinni byli wiedzieć. "Jak prawdopodobnie wiadomo i rządowi
austriackiemu - pisał w marcu 1912 r. naczelnik Ochrany w Warszawie, płk Głobaczew, w raporcie Krótki zarys przygotowywanego obecnie
przez polskie organizacje rewolucyjne zbrojnego powstania w Kraju Przywiślańskim dla centrali w Petersburgu - wszystkie te sokole, strzeleckie
itp. towarzystwa, ze Związkiem Walki Czynnej na czele, piastują w duszy plan powstania orężnego nie tylko przeciw jednej Rosji. Kombinacje ich

23 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

polegają na powstaniu przeciw każdemu z państw, w których posiadaniu znajdują się wszystkie terytoria, tworzące niegdyś Królestwo Polskie".
Ochrana miała w ruchu niepodległościowym w przynajmniej kilku swoich agentów, których meldunki dawały w efekcie syntetyczne ujęcia
interesujących ją zagadnień polskich na terenie Galicji.

Wśród prowokatorów Ochrany działał wówczas Ryszard Łączyński (ur. 1887 w Warszawie), zecer z zawodu, działacz PPS Frakcji
Rewolucyjnej w Warszawie od rewolucji 1905 r., przed 1908 r. więziony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Współpracował z Ochraną
warszawską od stycznia 1911 r., pod pseudonimem "Nowy" (otrzymywał początkowo 75, a następnie 100 rubli miesięcznie). Na początku maja
tego roku przeniósł się do Krakowa. Zatrudnił się w drukami Anczyca, gdzie pracował aż do wybuchu wojny w sierpniu 1914 r. Był jednocześnie
słuchaczem Szkoły Nauk Politycznych. Należał do sekcji krakowskiej PPS Frakcji Rewolucyjnej oraz Strzelca. Podczas pobytu w Krakowie
informował Ochranę o działalności Narodowego Związku Robotniczego, PPS Frakcji Rewolucyjnej, organizacji strzeleckich, a także przekazywał
nazwiska powracających do kraju działaczy partyjnych.

Podobne funkcje informacyjne wypełniał Józef Siłuszek (ur. 1872 w Międzyrzeczu), który przebywał w Krakowie od początku stycznia 1911 do
października 1915 r., podając się za "Stanisława Nadolskiego" albo "Leopolda Drążkiewicza", elektrotechnika z Pilicy. Wcześniej działał w PPS w
Łodzi, brał udział w rewolucji 1905 r., został aresztowany za działalność rewolucyjną w 1906 r. i zesłany do guberni wiackiej, skąd zbiegł i powrócił
do Łodzi. Podjął działalność w PPS Lewicy. Aresztowano go ponownie w 1908 r. i zesłano na dwa lata do guberni wołogrodzkiej. Po odbyciu kary
wrócił do Łodzi. Miał wówczas rozpocząć działalność prowokatorską w Ochranie, gdzie występował pod pseudonimem "Aleksander" (otrzymywał
200 rubli miesięcznie). "Wtedy bowiem aresztowano wiele osób i padło podejrzenie na Siłuszyka, że on ich zdradził" - zeznawał później
Władysław Schmidt, jeden z aresztowanych. Siłuszek wyjechał potem do Krakowa. Tam znowu spotkał się ze Schmidtem, który uciekł z zesłania.
Schmidta ostrzegano przed Siłuszkiem, aby - jak twierdził - "jego towarzystwa unikać, gdyż jest podejrzanym o pro-wokatorstwo". Zarzuty miały
pokrycie w faktach, jednak zarówno kierownictwo PPS Frakcji Rewolucyjnej, jak i PPS Lewicy nie podjęły żadnych kroków, aby unieszkodliwić
prowokatora. Tymczasem Siłuszek współpracował cały czas z Ochraną. Z Krakowa -jak ustalono na podstawie dokumentacji Ochrany -
"informował o PPS Frakcji Rewolucyjnej, o jej wybitnych kierownikach, zawiadamiał o wyjeździe tychże z Krakowa do Królestwa, dawał
sprawozdania ze zjazdów partyjnych". Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że po wybuchu wojny w sierpniu 1914 r. Siłuszek został konfidentem
krakowskiego oddziału HK-Stelle (kryptonim 494/1).

Piłsudski bardzo przeżył uwięzienie Prystora. "O nieszczęściu z 'Bohdanem' [Aleksandrem Prystorem] - pisał na początku kwietnia 1912 r. do
Aleksandry Szczerbińskiej - już wiesz naturalnie. To teraz jest moją zmorą i męczarnią, która dręczy mnie dzień i noc, jestem tak zgnębiony i
przybity, że sam sobie rady dać nie mogę... Był on najdroższym przyjacielem i w myślach czy marzeniach wspólnotę życiową z nim miałem sobie
za zasadę. Teraz czuję pustkę i niechęć czy niemożność do zapełnienia tej pustki". Nastrój przygnębienia udzielił się całej organizacji, gdyż
Prystor należał do czołowych postaci ZWC i PPS. "Co do konspiracji - mówił Piłsudski na VII Radzie Partyjnej PPS, która odbyła się w Krakowie w
dniach 31V - 1 VI 1912 r. - obecnie trudniej zakonspirować niż dawniej. Jesteśmy otoczeni sforą interesującą się sprawami roboty krajowej,
wskutek czego konspiracja jest iluzoryczna. Ochrana jest dobrze poinformowana. Na podstawie drobnego kawałka i Ochrana, i nasz 'wygladataj'
[obserwator - R. Ś.] odbudowują sobie całą prawdę".

W związku z aresztowaniem Prystora zaczęto podejrzewać zdradę w kierownictwie konspiracji krakowskiej. O jego wyjeździe do Królestwa za
fałszywym paszportem wiedziało w Krakowie tylko kilka osób z komendy okręgu krakowskiego ZWC. Podejrzenie padło na Chybowskiego, który
pod koniec maja 1912 r. został rozpoznany jako prowokator Ochrany. Ostrzeżenie z Komendy Głównej we Lwowie przekazał na odprawie
lokalnego sztabu organizacji krakowskiej ZWC Julian Stachiewicz "Wicz", który przejął tymczasowo po Prystorze komendę okręgu. Zastępcą
Stachiewicza był Chybowski. Zebranie, z udziałem Czesława Jarnuszkiewicza, Adama Koca, Leona Koca, Bogusława Kunca, Stanisława
Machowicza, Józefa Kordiana Zamorskiego i Stanisława Zbrowskiego, odbyło się pod nieobecność Chybowskiego. "Wicz" miał stwierdzić, że
Chybowski "do Królestwa wyjechać nie powinien, ale że tego nie może zrobić organizacja". Na razie były to tylko podejrzenia.
Nie przeprowadzono sądu partyjnego, który powinien stwierdzić zakres zdrady i prowokacji. Posłużono się zwyczajowym prawem zemsty, w
postaci "sądu kapturowego", odmawiając oskarżonemu prawa do obrony.

Dalsze koleje sprawy Chybowskiego najlepiej oddają metody postępowania wewnątrz grupy Piłsudskiego. Stachiewicz znany był wówczas z braku
zdecydowania przy podejmowaniu trudnych decyzji. "Wiedzieliśmy, że na nic się nie zdecyduje - wspominał tamte chwile Zamorski - i we
czwórkę czy w trójkę postanowiliśmy go skończyć nic nikomu nie meldując, a w razie wsypy - twierdzić, że zrobiliśmy to sua sponte, by nie
narażać organizacji". Zamorski miał zwabić Chybowskiego na Błonie Krakowskie, aby wykonać egzekucję. Chybowski zachował życie dzięki
przytomności umysłu. Zamorski zaprosił go do "Jamy Michalikowej" (ul. Floriańskiej 45). Po całonocnej libacji w kawiarni wszyscy wyszli do
miasta. "W porozumieniu ze mną - wspominał dalej Zamorski - stali 'Pierwotny' [Stanisław Wojciechowski] i 'Wacek Aleksandrowicz' [Jan Latour] i
może 'Braciszek' [Stanisław Zbrowski], [...] Mieliśmy go utłuc przy wejściu do Parku Jordana, niestety przeszkodziły baby idące z mlekiem [od
Bronowic]". Nie chciał iść na Błonie, podejrzewając niebezpieczeństwo. Wyciągnął wtedy rewolwer i "przechwalał się, że z nim nie byłaby łatwa
sprawa". Zrezygnowano na razie z egzekucji. W ostatniej chwili wymknął się z rąk wykonawców wyroku. Wrócił do domu po żonę. "Zwiali tego
samego dnia, mając i Austriaków na piętach". Pozostawili mieszkanie "w dzikim nieładzie", potwierdzając ucieczką podejrzenia. Wszelki ślad po
nich zaginął. Sprawa znalazła tylko przejściowe rozwiązanie. Oskarżenie o współpracę Chybowskiego z Ochraną potwierdził ostatecznie Sławek i
Sulkiewicz, jednak nie można było wpaść na ślad uciekiniera.

W dramatycznych okolicznościach Chybowski przedostał się do Rosji. Paradoksalnie pomogła mu w tym decyzja wykonawcza zasądzonego
przed rokiem wyroku, nakazująca opuszczenie granic Austrii (24 V 1912). Policja krakowska odnotowała później, że na skutek tej decyzji
Chybowski "został wydalony ze wszystkich krajów i królestw wchodzących w skład państwa". Zatrzymał się na pewien czas Warszawie. Według
informacji krakowskiej HK-Stelle utrzymywał kontakty z Ochraną warszawską za pośrednictwem Aleksandra Aristowa. Dochodzenie urzędowe
oraz poszukiwania Chybowskiego rozpoczął Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie 13 listopada 1913 r., po otrzymaniu wiadomości o jego
wyjeździe z Warszawy. Na wypadek pojawienia Chybowskiego w Krakowie tamtejsza policja ustanowiła ścisły nadzór w tej sprawie, o czym
pismem z 8 kwietnia 1914 r. informowano miejscowy oddział HK-Stelle. Wywiad i policja austriacka nie zdołały już trafić na trop poszukiwanego.

***

Po wyjawieniu archiwów Ochrany w okresie rewolucji 1917 r. w Rosji nazwisko Władysława Chybowskiego znalazło się na listach
prowokatorów. Służby Nachrichtenstelle w Krakowie wszczęły śledztwo. W aktach sprawy odnotowano 25 listopada 1917 r., że Chybowski
pozostał "nie odszukany".

Zamorski, jak sam twierdził, nigdy nie przestał szukać Chybowskiego, który przedostał się w końcu do Stanów Zjednoczonych. Osiadł na stałe w
Nowym Jorku. Dlatego w okresie międzywojennym nie docierały o nim żadne informacje, chociaż nie zmienił nazwiska. Zamorski twierdził tylko,
że w 1924 r. widział go przez chwilę w Warszawie, przed Grobem Nieznanego Żołnierza. "Stał przed grobem i czytał napisy" - wspominał
Zamorski. Zanim sprowadził wartownika, Chybowski zdążył zbiec.

Z czasem Chybowski stał się bardzo wpływową postacią wśród Polonii amerykańskiej. Należał do czołowych działaczy Ligi Niepodległości
Polski w Stanach Zjednoczonych oraz Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia. Po II wojnie światowej współpracował ze
środowiskiem piłsudczyków, skupionych wokół KNAPP. Przyjaźnił się z Henrykiem Floyar-Rajchmanem. Podczas uroczystości związanych z X
Zjazdem Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia, który odbywał się w Detroit w dniach 3-4 listopada 1951 r. został

24 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

przypadkowo rozpoznany przez Bogusława Kunca, członka dawnego "sądu kapturowego" w jego sprawie. "Dalekie są drogi z parku krakowskiego
do Detroit czy Bostonu i daleko jest od roku 1912 do 1951. Ostatnią rzeczą byłoby wówczas pomyśleć, że los nas rzuci do Ameryki" - komentował
Wacław Jędrzejewicz. Kunc natychmiast powiadomił o swoim odkryciu Kazimierza Sosnkowskiego, odgrywającego kierowniczą rolę wśród
emigracji piłsudczykowskiej. Sosnkowski wyznaczył specjalną komisję dla zbadania sprawy (Edward Kleszczyński, Wacław Jędrzejewicz i
Klaudiusz Hrabyk). Przez kilka lat zastanawiano się, czy nadal obowiązuje "wydany" w 1912 r. wyrok śmierci. Chybowskiego odsunięto
od wszystkich funkcji publicznych w organizacjach emigracyjnych i polonijnych. Powtórzyły się błędy z odległej przeszłości. "O dowodach i
źródłach nie było mowy - bronili Chybowskiego Stanisław Klepacz i Jan Zabłotniak. - Winnego z organizacji [LNP i KNAPP - R. Ś.] nie ruszono, w
oczy tego [tj. o zarzutach o współpracę z Ochraną] mu nie powiedziano, prób dotarcia do prawdy przez rozmowę z nim nie zrobiono, choć
przecież w Stanach Zjednoczonych nie było obaw otwartej z nim gry". Sprawę pozostawiono nierozstrzygniętą. Chciał ją zakończyć sam
Zamorski. "Dotychczas nie wiem - pisał 15 XI 1954 r. w liście do Franciszka Radwana-Pfeiffera - czy ten Chybowski jest identyczny z tamtym,
zresztą, darujcie pułkowniku, ale wydaje mi się, że wznowienie tej sprawy dziś byłoby rzyganiem zeszłorocznym barszczem". Dopiero obecnie
możemy potwierdzić prawdziwość dawnych oskarżeń.

Nie mogłem dociec późniejszych losów życia Chybowskiego. Dostępna dokumentacja i korespondencja w jego sprawie urywa się nagle w
czerwcu 1955 r., co mogłoby sugerować jego rychłą śmierć, jednakże faktu tego nie udało się potwierdzić.

W ramach prac przygotowawczych do wystąpienia zbrojnego w Królestwie Polskim rozwijano własny wywiad. Przy Komendzie Głównej Związku
Strzeleckiego we Lwowie tworzyło się biuro wywiadowcze jako centrum działań konspiracyjnych przeciwko Rosji. "Wywiady obejmowały różne
dziedziny - pisano w jednym z późniejszych opracowań - najgłówniejszy jednak wysiłek był zawsze kładziony na śledzenie wszelkich ruchów sił
zbrojnych rosyjskich, jak i kontrwywiad, o ile chodzi szczególniej o zachowanie bezpieczeństwa własnych członków, pracujących w Królestwie,
względnie królewiaków, pracujących na różnych kursach w Galicji". Biuro wywiadowcze koordynowało działania polityczno-wojskowe ZWC w
Królestwie Polskim. "W tych pracach - podkreślano - posługiwano się wyłącznie elementem ideowym, karnym i ofiarnym, w przeciwstawieniu do
elementu, jakim posługiwały się wywiady wojskowe i cywilno-rządowe państw szczególniej zaborczych".

Plan organizacji powstania w Królestwie Polskim na wypadek wojny austriacko-rosyjskiej sprecyzował Piłsudski w cyklu wykładów Zarys historii
militarnej powstania styczniowego, które wygłosił w krakowskiej Szkole Nauk Społeczno-Politycznych w dniach od 13 marca do 17 maja 1912
r., oraz w dwóch memoriałach dla Rybaka: z sierpnia-września 1912 i maja 1913 r.

W Zarysie historii militarnej powstania styczniowego starał się wykazać praktyczne potrzeby zbudowania swego rodzaju pomostu "między
teraźniejszym pokoleniem a pokoleniem 1863 r.", wyciągając z doświadczeń historycznych ogólne wnioski dla przyszłej irredenty.

W terminologii Piłsudskiego powstanie oznaczało antyrosyjskie wystąpienie zbrojne, rozumiane jako powszechną rewolucję narodową, wspieraną
przez działania armii powstańczej. Możliwości zrywu powstańczego określały zawsze przemiany świadomościowe, a więc "stan podniecenia i
zrewolucjonizowania" ludności, wywołujące "przewrót we wszystkim, co istnieje", w tym przede wszystkim w sferze postaw buntu przeciwko niewoli.
"Siłę rewolucji stanowi to - podkreślał - co się dzieje w głowach ludzkich: wzrost namiętności ludzkich; one stanowią bazę, bez której żadna
rewolucja istnieć nie może. [...] W tym jest siła, w tym jest podstawa rewolucji". Jednak należało pamiętać o tym, że ta "metamorfoza" mogła
dawać "przesadną wiarę" w siły, jakimi dysponowała rewolucja. "Ludzie w siłę wierzą - mówił. - Powolne narastanie techniki obok tej żywiołowej
namiętności sprawia wrażenie, że tam jest siła, robi wrażenie, że tu głównie na sile namiętności oprzeć się trzeba. Albowiem cechą znamienną
wszystkich czasów przedrewolucyjnych jest, że rządy przed rewolucją się cofają. Ludzie to widzą, są przekonani, że dzieje się to pod wpływem
tych bajecznych sił". Wiązało się z tym zagadnienie właściwego "rozplanowania" wybuchu rewolucji oraz przyjęcia przez kierownictwo ruchu
odpowiednich planów powstańczych, opierających się o rzeczywiste warunki i możliwości działania. "Rządy rozumne - przestrzegał - usiłują
sprowokować rewolucję do przedwczesnego wybuchu, kiedy siły rządowe nie są zupełnie zdemoralizowane przez owo żywiołowe przejawienie się
ducha rewolucji. Do tego dążą również najczęściej rewolucjoniści pod wpływem parcia z dołu: decyduje dół, który nie rozumuje, nie rachuje, nie
myśli".

Tymczasem rewolucja musi doprowadzić do "wybuchu jawnej walki fizycznej", jako boju "wstępnego" powstania, który "daje rozpęd wielkiej
rewolucji", prowadząc w efekcie do zwycięstwa. "Trzeba rzucić wszystko na szalę wypadków - zaznaczał - aby ten bój wywalczył podstawy
istnienia rewolucji, żeby umożliwił on mobilizację i koncentrację sił rewolucyjnych" dla podjęcia wojny rozstrzygającej o powodzeniu powstania.
Wojna ta mogła być prowadzona jedynie "po wywalczeniu warunków dla niej" przez rewolucję. Trzeba bowiem "osłaniać czymkolwiek tworzenie się
armii", która "w chwili organizowania się nie jest zdatną do walki". Najważniejszym czynnikiem był czas potrzebny "dla przejścia
niezorganizowanych ludzi od stanu w sensie wojennym biernego do stanu czynnego". W tym celu siły zorganizowane powstania, "czyli spisku",
powinny wytworzyć "organy wojenne" władz powstańczych na prowincji jako ramy organizacyjne ruchu, "gęsto w kraju rozsypane". Memoriał
Piłsudskiego z sierpnia-września 1912 r. pozostawał w jakimś związku z konferencją przedstawicieli PPS Frakcji Rewolucyjnej w sztabie XI
korpusu we Lwowie. Z rozmów tych zachowała się tylko adnotacja raportu Oddziału Sztabu Generalnego korpusu lwowskiego z 8 sierpnia 1912 r.
w dzienniku podawczym Biura Ewidencyjnego: "R. Prądy rewolucyjne w południowo-zachodniej Rosji, ich wpływ na obszary pograniczne
Monarchii. Rozmowy z PPS". Rozmowy z przedstawicielami PPS prowadził Iszkowski. Informację na ten temat przesłał w postaci raportu do Biura
Ewidencyjnego. Podjęcie rozmów świadczyło o nawiązaniu z Piłsudskim kontaktu zadaniowego, który oznaczał zapewne polecenie opracowania
założeń operacyjnych planu użycia na wypadek wojny z Rosją organizacji "R" w utajonej formie, pod postacią konspiracji ZWC oraz ruchu
strzeleckiego. Plan ten zawarł Piłsudski w memoriale "o współdziałaniu ruchu polsko-rewolucyjnego z armią austriacką na wypadek wojny
austriacko-rosyjskiej". Jak wynika z treści memoriału, był on skierowany do Rongego, bezpośrednio lub za pośrednictwem Iszkowskiego lub
Rybaka.

Piłsudski zakładał rozszerzenie organizacji rewolucyjnej oraz rozwinięcie techniki działania w okresie poprzedzającym wystąpienia zbrojne,
bazując na dawnych wpływach. Odwoływał się do doświadczeń rewolucji 1905 r. Wytworzyła ona -jak pisał - "całe mnóstwo ludzi i stosunków,
które dają się zorganizować i wykorzystać tylko dla celów wyraźnie rewolucyjnych", dając "postawienie w wielu (kilkudziesięciu) miejscach grupową
organizację, zdatną do tych czy innych wystąpień zbrojnych". Wszystkie działania opierałyby się na "wydatnej pomocy Austrii". W okresie
poprzedzającym wybuch wojny organizacja rewolucyjna miała przygotować przy technicznej i materialnej pomocy Austro-Węgier kadry powstania.
"Efektywność prac rewolucyjnych" zależała również od stanu nastrojów rewolucyjnych w Królestwie Polskim oraz czasu, którym dysponowałoby
kierownictwo ruchu na przygotowanie akcji powstańczo-rewolucyjnej (optymalnie dwa miesiące) oraz jej prowadzenie (cztery miesiące). Po
wybuchu wojny austriacko-rosyjskiej stawiał akcji powstańczo-rewolucyjnej następujące zadania:

1.) Wytworzenie w zaborze rosyjskim siły militarnej, która wzięłaby udział w tej wojnie pod hasłem oderwania od Rosji "możliwie wielkiej części
ziem dawnej Rzeczypospolitej". Kadry powstańczo-rewolucyjne miałyby na celu zorganizowanie w Królestwie oddziałów partyzanckich oraz armii
powstańczej, która zajęłaby jego większą część. Równocześnie z ogłoszeniem wojny oddziały kadrowe wkroczyłyby do Zagłębia Dąbrowskiego,
Sandomierza i Miechowa. Pierwszy kierunek - przekonywał - daje: a) możliwość opanowania jedynego źródła węgla, jakie istnieje w Kongresówce,
"a zatem odbiera nieprzyjacielowi możność zasilania ruchu kolejowego w Królestwie i zachodniej części Cesarstwa" i zmusza do sprowadzania
węgla z Zagłębia Donieckiego: b) "oddaje mnóstwo wagonów i lokomotyw zebranych w przemysłowym centrum Zagłębia Dąbrowskiego"; c)
"pozwala ruchowi rewolucyjnemu oprzeć się od razu na większych masach ludzi o rewolucyjnym i łatwo zapalnym usposobieniu": d) "stwarza od
razu ognisko tej siły atrakcyjnej, że spowodować musi liczną dezercję rezerwistów polskich powołanych pod broń do pułków konsystujących w
Królestwie"; e) "otwiera drogę do Częstochowy", która jest silnie związana z tradycją polską, "osobliwie wśród włościan polskich"; 1) osłania "w
sposób bardzo skuteczny" pograniczny odcinek kolei Oświęcim - Kraków przed działaniami rosyjskich oddziałów granicznych i kawalerii.

25 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Natomiast kierunek na Sandomierz i okolice, który wydawał się mniej ważny ze względów strategicznych, pozwalał na: a) "oparcie dla
ruchu rewolucyjnego w silnie zrewoltowanej i zdatnej do partyzantki gubernii radomskiej i lubelskiej"; b) "stwarza ośrodek dla dezercji"; c)
"paraliżuje działania Sandomierskiej Straży Granicznej". Wreszcie działania prowadzone przez Michałowice do Miechowa umożliwiały: a)
rozszerzenie głównej operacji w Zagłębiu Dąbrowskim; b) opanowanie bardzo ważnego ze względów strategicznych tunelu kolejowego w
Miechowie; c) zabezpieczenie od działań rosyjskich odcinka kolei Kraków - Tarnów. "W razie gdyby siły kadrów - zakładał dodatkowo - pozwoliły
na wszystkie trzy kierunki", byłaby możliwa "pomoc czynna" dla armii austro-węgierskiej "przy forsowaniu Wisły w okolicach Sandomierza (pomoc
byłaby okazana i w Królestwie za pomocą napadu na Sandomierz)", a także trzymanie "w szachu w przeciągu 1 tygodnia straży pogranicznej z
Nowego Brzeska i pułku ułanów w Pińczowie do czasu wzmocnienia sił polskich w Miechowie".

Powodzenie tej akcji zależało nie tylko od stanu nastrojów mieszkańców Królestwa, ale przede wszystkim od podjęcia właściwych decyzji
politycznych przez Wiedeń i udzielenia Polakom pomocy technicznej ze strony Austro-Węgier. Piłsudski chciał, aby w Krakowie i ewentualnie w
Przemyślu była przygotowana broń i ekwipunek na potrzeby trzydziestotysięcznego korpusu polskiego, tworzonego w części z rezerwowych
żołnierzy i oficerów z Galicji, "którzy związani znajomością i uczuciem z ruchem rewolucyjnym w Królestwie, mieliby naturalną chęć wzięcia udziału
w pracy rewolucyjnej w zaborze rosyjskim".

2.) Podjęcie akcji dywersyjno-sabotażowej podczas mobilizacji i koncentracji wojsk rosyjskich w Królestwie Polskim i na kresach. "Nastrój ludności
oporny musi wywołać przedłużenie okresu mobilizacji i nieporządek nawet wtedy - uważał - gdy opór jest bierny, na co [w] przeważnej
ilości wypadków liczyć można. Tylko w niektórych miejscach da się doprowadzić do rozmiarów czynnych, zamachów, strzelaniny, popłochu wśród
zgromadzonych rezerwistów, lekkich uszkodzeń kolei i telegrafu, lecz wszystko to razem zmusi niechybnie do wydatkowania sił wojskowych dla
utrzymania porządku, nakładania kar etc." Największe efekty dawały zniszczenia urządzeń telegraficznych oraz sabotaż na kolei i w wojsku. "Co
do wszystkich tych prac - podkreślał - zwrócić należy uwagę, że najlepszym i najskuteczniejszym byłoby stosowanie wszystkich tych środków
wszędzie możliwie jednocześnie, [co] nie tylko daje największy efekt, wywołując największą panikę i zamieszanie, ale też i nie stwarza przeszkód
dla wykonywania takich prac przez nieprzewidziane uprzednie obstawianie strażą obiektów demolacji. Niechybnie bowiem parę prac w tym
zakresie wywołać musi ze strony wroga czujność wszędzie i chociaż to zmusza do wydatkowania sił potrzebnych gdzie indziej, jednak z
pewnością przeszkodzi nie w jednym wypadku w wykonaniu zamierzonego i uplanowanego przedsięwzięcia".

Odcięcie łączności telegraficznej planowano w miejscowościach: Częstochowa, Łódź, Warszawa, Płock. Radom, Siedlce, Łomża, Lublin,
Białystok, Grodno, Wilno i Kijów. Mniej pewne wydawały się "izolacje telegraficzne" w miastach: Równe, Ryga, Petersburg, Charków i Mińsk
Litewski.

"Demolacje kolejowe" obejmowałyby następujące przedsięwzięcia: a) linie kolejowe warszawsko-wiedeńska, kaliska i iwangrodzko-dąbrowska
(obecnie Dęblin - Dąbrowa): możliwość wstrzymania ruchu za pomocą wielu i w różnych miejscach drobnych uszkodzeń oraz wytworzenia
"niepewności zupełnej ruchu kolejowego": b) petersburska linia kolejowa: wykolejenia pociągów w okolicach i nieznaczne uszkodzenia linii w
okolicach Warszawy, Białegostoku i Grodna oraz możliwość zniszczenia mostów w Wilnie na rzece Wilejce (linia Wilno - Nowowilejsk) i na rzece
Wace (Wilno - Landwarowo); c) linia Warszawa - Moskwa: wykolejenia pociągów i nieznaczne uszkodzenia linii w okolicach Warszawy, Siedlec i
Mińska Litewskiego: d) linia Małkinia - Siedlce: poważne uszkodzenie mostu na rzece Siwcu pod Siedlcami; e) linia Siedlce - Bołogoje: wykolejenia
pociągów i nieznaczne uszkodzenia linii w okolicach Siedlec, Lidy i Połocka; f) linie Tłuszcz - Ostrołęka - Łapy: wykolejenia i nieznaczne
uszkodzenia linii; g) linie Mława - Warszawa - Kowel i Lubartów - Lublin: wykolejenia pociągów lub uszkodzenia linii pod Warszawą, poważne
uszkodzenie mostu pod Lublinem; h) linie Brześć - Chełm, Wilno - Baranowicze, Libawa - Wilno, Wilno - Mińsk i Kowel - Berdyczów: nieznaczne
uszkodzenia linii i wykolejenia pociągów; i) linia Kowel - Kijów: nieznaczne uszkodzenia linii lub wykolejenia pociągów oraz poważniejsze
uszkodzenia mostu na Dnieprze w Kijowie lub mostu na Irfieni pod Kijowem; j) nieznaczne uszkodzenia linii lub wykolejenia pociągów w okolicach
Jekaterynosławia (Dniepropietrowsk) i "w paru punktach jeszcze dalej na wschód położonych"; k) "urządzenie jednej lub kilku specjalnych wypraw
na którykolwiek z mostów niepodmiejskich w Królestwie"; l) możliwe, ale mniej pewne nieznaczne uszkodzenia linii lub wykolejenia pociągów w
okolicach Rygi, Dyneburga, Petersburga, Moskwy, Charkowa i Odessy.

Próby niszczenia magazynów i składów wojskowych zostałyby podjęte w następujących miejscach stacjonowania jednostek wojskowych:
Będzin, Sandomierz, Częstochowa, Piotrków, Łódź, Kielce, Radom, okolice Warszawy, Płock, Lublin, Białystok. W innych miejscowościach
przeprowadzenie akcji było mniej pewne: Warszawa, Kalisz, Nowomińsk (Mińsk Mazowiecki). Siedlce, Łuków, Łomża, Brześć Litewski, Kobryń,
Chełm, Zamość, Grodno, Wilno, Lida, Kijów i Mińsk Litewski. Przewidywano również zorganizowanie specjalnych wypraw na składy w Lublinie,
Chełmie, Zamościu lub Puławach.

Dla przeprowadzenia całej akcji dywersyjno-sabotażowej niezbędna była pomoc Austro-Węgier, która obejmowałaby: 1) dostarczenie do
Krakowa i Lwowa dla organizacji rewolucyjnej 1 000 sztuk pistoletów systemu Browninga oraz 200 karabinów systemu Mausera wraz z amunicją
oraz 2) przekazanie odpowiedniej ilości materiału wybuchowego, a także 3) "ułatwienie pod względem pieniężnym i policyjnym" przeprowadzenia
tych zamierzeń. "Wymagana broń i materiał [wybuchowy] - zaznaczał - musiałyby być złożone w magazynach wojskowych i wydawane w miarę
potrzeb przewozowych - aby uniknąć nieporozumienia z władzami cywilnymi, jakie by wyniknąć mogły ze składowania większych ilości broni i
materiału u osób nieoficjalnych".

3.) "Niesienie pomocy ruchom wojennym za pomocą wszelkich możliwych środków przed wybuchem i w czasie wojny". Dla celów pomocniczych
prowadzonych działań wojennych organizacja rewolucyjna mogła - zdaniem Piłsudskiego - wykorzystać element polski w Rosji, na Litwie i Rusi "w
postaci sieci agentury, działającej przed wybuchem i podczas wojny, opierającej się, jako centrum albo na Wilnie, w razie gdyby Prusy były
przychylne, albo w Petersburgu, gdyby Prusy nie wchodziły w rachubę i trzeba by było komunikować się przez Finlandię i Szwecję". Agentura ta
tworzyłaby sieć z następującymi punktami: Petersburg, Moskwa, Charków, Odessa, Ryga, wszystkie miasta gubernialne Litwy i "różne, nie dające
się określić bliżej, punkty" wzdłuż linii kolejowych: Ryga - Smoleńsk, Smoleńsk - Brześć, Połock - Siedlce, Dyneburg - Białystok, Wilno - Równe,
Libawa - Wilno, Wilno - Homel, Homel - Brześć. "Specjalnie pod tym względem - dodawał - musiałyby być opracowane prawdopodobnie teatry
wojny - Królestwo Polskie, Wołyń, Podole i Ukraina. Tu poza zwykłą agenturą trzeba by było mieć w kilku punktach specjalne agentury z ułożonymi
drogami, prowadzącymi bezpośrednio do wojska austriackiego i centrów ruchu rewolucyjnego w Królestwie (Zagłębie Dąbrowskie, Sandomierz,
Ostrowiec). Praca ta tym łatwiej by się zorganizować dała, im silniej w umysłach Polaków łączyłaby się wojna z nadziejami na zmiany korzystne
dla narodu polskiego".

Powodzenie całego planu zależało od czasu, który organizacje rewolucyjne miałyby dla "swego przekształcenia i przygotowania się do akcji dla
przejścia od zwykłego stanu obliczonego na długą pracę do stanu gotowości wojennej". Najważniejszy pozostawał okres przygotowawczy, który
można było rozpocząć niemal w każdej chwili. Zależało to od podjęcia właściwych decyzji organizacyjnych oraz pieniędzy. "Gdybyśmy sobie
wyobrazili - rozważał - że partiom rewolucyjnym w Królestwie skądkolwiek przypływa pewna większa ilość środków i, co za tym idzie, możność
zużytkowania większej ilości ludzi, to i bez wojny ogromna większość pracy, która tu jest określona jako przygotowawcza, byłaby robioną i nikogo
by to nie dziwiło, gdyż leży ona w naturze rzeczy. Do zarządzeń partyjnych należy dodać n i e p o s t r z e ż e n i e [podkreśl, moje - R. Ś.] dla
innych elementy, które potem dopiero wydadzą pożądane dla wojny rezultaty". Dla przenikania granicy i przesyłania w głąb Rosji zakazanych tam
rzeczy jest zupełnie obojętne, czy "pójdzie przez ten punkt książka czy broń lub materiał wybuchowy". W okresie przygotowawczym "pod pozorem
zwiększania ilości pracy zwykłej przewozowej zarząd mógłby przygotować i wszystkie środki przewozowe dla późniejszego materiału wojennego".
Podobnie można było postępować przy "rozszerzaniu stosunków rewolucyjnych" i organizowaniu szerszych kręgów ludzi zdatnych do czynu.
"Odbywa się to w zwykłych warunkach pracy - pisał - lecz idzie stopniowo i powoli, a ludzie zdatni jedynie do czynu są albo zupełnie wyeliminowani

26 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

z pracy codziennej, albo utrzymuje się z nimi tylko luźny stosunek". Przy szybszym trybie prac rewolucyjnych, który zależał zwłaszcza od
posiadanych środków materialnych oraz odpowiednich decyzji kierownictwa partyjnego, "szybkie wyzyskanie dla organizacji materiału ludzkiego i
odpowiednie jego zorganizowanie jest tylko naturalnym i niewzbudzającym żadnych podejrzeń" procesem, który stwarza nowe ogniwa
organizacyjne ruchu, przewidywane w dalszym rozwoju wypadków do użycia dla celów czysto wojennych. "Z tego stanu rzeczy i możliwości
rewolucyjnych organizacji wynika - podkreślał - że jest możliwym zupełnie dla okresu przygotowawczego w t a j e m n i c z a ć t y l k o z a r z ą d
[podkreśl. w oryginale], który licząc się z możliwością wojny, pod pozorami wzmocnienia i spotęgowania zwykłego trybu życia, kierując się
zadaniami przyszłości zdoła przeprowadzić prace przygotowawcze". Należy zwrócić uwagę, że ten sam scenariusz taktyczny stosowano dla
zakamuflowania kontaktów wywiadowczych w ramach operacji "Konfident 'R' ".

W dalszej części wywodów widoczna była też druga strona tego samego zagadnienia - pomijania rzeczy nieistotnych z punktu widzenia
adresata memoriału. Ruch wojskowy PPS Frakcji Rewolucyjnej oraz Związku Walki Czynnej traktowany był w kategoriach przedmiotowych, jako
środek walki rewolucyjnej w ramach organizacji "R", czemu w zasadzie był poświęcony memoriał, zwłaszcza przy opisie zagadnień techniki
organizacyjnej.

O skuteczności działań ruchu rewolucyjno-powstańczego decydowały uwarunkowania praktyczne, które wiązały się z jego dalszym rozwojem, a
więc rzeczywisty wpływ kierownictwa ruchu na jego organizację, stan sieci organizacyjnej oraz możliwości współdziałania w zakresie realizowania
zamierzeń Biura Ewidencyjnego, w tym przede wszystkim dalszego prowadzenia wywiadu jako fundamentu i głównej podpory dotychczasowej
współpracy. Piłsudski ujmował te grupy zagadnień w następujący sposób:

1.) "Pierwszym dążeniem było zjednoczenie wszystkich sił rewolucyjnych Polski pod jednym kierownictwem wojennym. Zostało to osiągnięte
naprzód formalnie przez ustanowienie komendy naczelnej [tj. Komendy Naczelnej ZWC] w osobie jednego z przedstawicieli PPS [tj. Józefa
Piłsudskiego jako Komendanta Naczelnego ZWC], potem zaś stopniowo i faktycznie przez ujmowanie pod kontrolę i kierownictwo komendy sił
zdatnych do boju, a należących do różnych organizacji politycznych".

2.) Na odbudowę samodzielnego ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim nie pozwalało "zmęczenie porewolucyjne", wynikająca stąd słabość
"maszynerii organizacji rewolucyjnych", a także silny wpływ organizacji kontrrewolucyjnych oraz ogromny brak "wszelkiej broni". Najsilniej na
nastroje Królestwa oddziaływał ruch militarny w Galicji. "Obecnie - zauważał - Królestwo Polskie przedstawia raczej tłum podniecony i oczekujący
wypadków, a zdolny tylko do najprostszych przejawów rewolucyjnych niż, co byłoby do życzenia, sieć zorganizowanych grup, dających się
świadomie i planowo pokierować i użyć dla celów technicznych ruchu". W zmianie tej sytuacji przeszkadzał głównie "przeraźliwy brak środków
pieniężnych w organizacja rewolucyjnych" ("komenda główna mogła ze swych funduszy udzielać na poparcie ruchu w Królestwie od 2 000 do 3
000 koron miesięcznie").

Uwzględniając wszystkie ograniczenia, można było podzielić organizacje rewolucyjne środowisk polskich na trzy grupy: I. "Organizacje silne",
"zdatne przy technicznym wyposażeniu do poważniejszych i różnorodnych wystąpień" - Warszawa, Zagłębie Dąbrowskie: II. "Silniejsze grupy", na
które można "włożyć specjalne zadania rewolucyjne" - Zawiercie, Łódź, Radom, Wilno, Lublin: III. "Grupy słabsze", "zdolne jednak do grupowego
wystąpienia" - Częstochowa, Kalisz, Białystok, Petersburg, Kijów. "Oprócz tego do jednej z tych grup, prawdopodobnie drugiej, dadzą się zaliczyć
Ryga, Libawa i Dyneburg ze względu na rewolucjonistów Łotyszów, którzy przystąpili do wspólnego działania na wypadek wojny. Sprawa ta jest
obecnie badana".

3.) "Wobec postawienia przez przedstawiciela [Oddziału] Sztabu [Generalnego) jedynego żądania współdziałania w pracy wywiadowczej,
Komenda [Naczelna] musiała na tę stronę zwrócić możliwie silną uwagę i poświęcić jej sporo wysiłków i środków, pomimo iż zawczasu była
przygotowaną na poważne trudności [i] przeszkody. Przede wszystkim należało przełamać naturalną niechęć do tego rodzaju służby u wielu ludzi,
którzy w większości wypadków nie mogli nie rozumieć lub przynajmniej musieli podejrzewać, że służba ta pełniona jest na rzecz Austrii, nie ruchu
polskiego bezpośrednio". Z prowadzonego wywiadu nie był zadowolony i uważał, że nie byłby w stanie odciążyć Sztabu Generalnego w pracy
wywiadowczej.

Jednocześnie Piłsudski próbował odejść nieco od ścisłej współpracy wywiadowczej na rzecz porozumień politycznych. Temu celowi służył
memoriał Znaczenie Polski rosyjskiej z punktu widzenia interesów Austrii, opracowany na polecenie Piłsudskiego przez Mariana Kukiela i
złożony przez Hipolita Śliwińskiego w kancelarii wojskowej arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Wiedniu.

Przekonywano w memoriale, że w przypadku ewentualnej wojny z Rosją polski ruch narodowowyzwoleńczy stanie u boku Austro-Węgier. Główną
siłą polskiej irredenty wśród partii rewolucyjnych była Polska Partia Socjalistyczna, dla której najważniejszym celem programowym było zawsze
wyzwolenie Polski. "Teraz z całą pewnością - podkreślano - PPS postawi znak równości między działalnością rewolucyjną, a wojną z Rosją.
Wszystkie inne cele polityczne i socjalne zostaną podporządkowane tej sprawie". Przywódcy partii "przypominają raczej zachodnich reformatorów
ustroju społecznego niż rosyjskich apostołów siłowego przewrotu społecznego". Poza tym partii obca była zupełnie propaganda pacyfistyczna.
Organizacja rewolucyjna w Królestwie Polskim opierała się na około 6 tysiącach członków PPS, którzy korzystali ze wsparcia organizacji
strzeleckich w Galicji, szkolących kadry wojskowe dla polskiego ruchu powstańczo-rewolucyjnego. Niezbędne w tych warunkach okazało się
poparcie władz austriackich. Stąd polskie powstanie można było sobie wyobrazić tylko w przypadku wojny między Rosją a Austro-Węgrami.
"Według powszechnej opinii członków irredenty - zaznaczano - powstanie ma się przyczynić do przesunięcia się wojsk austriackich, a silne
natarcie Austrii ma pomóc narodowi polskiemu. Wpływ powstania na przebieg wojny zależy tylko i wyłącznie od stanu ruchu rewolucyjnego. W
każdym razie wystarczy, jeżeli taki ruchu będzie istniał, zagwarantuje bowiem oddziałom austriackim służbę wywiadowczą, masową dezercję
rezerwistów narodowości polskiej oraz umożliwi organizowanie licznych korpusów ochotników". Taki byłby minimalny wkład powstania polskiego w
działania wojenne armii austro-węgierskiej. Dobrze przygotowane powstanie dałoby znacznie więcej efektów. Wówczas należałoby się
spodziewać nawet "małej wojny ofensywnej", niszczenia kolei, mostów, linii telegraficznych, napadów na transporty, magazyny i garnizony
wojskowe, a także przeszkody w mobilizacji i koncentracji wojsk rosyjskich w Królestwie Polskim i na kresach. "Przygotowanie do tego celu
odpowiedniej polskiej armii - przekonywano na koniec - leży więc w interesie Austrii". Przygotowanie to winno polegać przede wszystkim na
wyszkoleniu wojskowym odpowiedniej ilości przywódców powstańczych oddziałów ochotniczych, co można było osiągnąć "tylko przy współpracy
austriackich władz wojskowych". Wszystkie wywody prowadziły do następującej konkluzji: "Pielęgnowanie i wspieranie już istniejącego i bardzo
zaawansowanego przygotowania wojskowego naszej młodzieży leży we właściwie pojmowanym obustronnym interesie narodowopolitycznym".

Cele działania obozu niepodległościowego wskazano na tzw. I Zjeździe irredentystów polskich 25-26 sierpnia 1912 r. w Zakopanem, zwołanym na
polecenie Piłsudskiego przez Władysława Studnickiego. Przyjęta rezolucja zjazdowa głosiła potrzebę przygotowania "rewolucyjnego ruchu
ludowego w Polsce, skierowanego w pierwszym rzędzie przeciwko państwu rosyjskiemu" i zdobycia niepodległości na drodze walki zbrojnej.
Powołano Polski Skarb Wojskowy.

Program przedstawiony przez Hipolita Śliwińskiego oraz wskazania polskiej irredenty na zjeździe zakopiańskim miały stanowić przeciwwagę
polityczną dla umów wojskowo-sztabowych, których nowe warunki i założenia sprecyzował Piłsudski w swoim memoriale z sierpnia-września 1912
r. Ronge nie mógł jednakże zmienić dotychczasowych umów. Współdziałanie w pracy wywiadowczej i dywersyjnej stawiał na pierwszym miejscu.
Żadne uzgodnienia polityczne nie wchodziły w rachubę. Kwestie współpracy wywiadowczej, które ocierały się o kwestie polityczne, rozstrzygał
szef Sztabu Generalnego, działając w porozumieniu z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Przedstawione przez Piłsudskiego zamierzenia
powstańczo-rewolucyjne na wypadek wojny austriacko-rosyjskiej stanowiły rozwinięcie dotychczasowych warunków współpracy. Wojskowe władze
austriackie zaakceptowały plany militarne Piłsudskiego, które łączyły się z szerszymi działaniami organizacji "R" przeciw Rosji, ale w ramach

27 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

dotychczasowych uzgodnień. Sztab Generalny w Wiedniu zamierzał bardziej aktywnie wspomagać związki strzeleckie. Sytuacja międzynarodowa
stawała się bowiem na tyle niepewna, że należało porzucić wszelkie obawy o konsekwencje polityczne pomocy dla polskiej irredenty. Polacy,
oprócz Węgrów, stanowili jedyną większą siłę polityczną wielonarodowej monarchii, która nie rozsadzała podstaw państwa.

Dnia 8 października 1912 r. wybuchła wojna między Bułgarią, Serbią, Grecją i Czarnogórą, które tworzyły Związek Bałkański, a Turcją.
Sojusznicze państwa postawiły sobie za cel opanowanie ziem zajętych przez Turcję na Bałkanach, w tym zwłaszcza Macedonię. Rosja poparła
wspólne wystąpienie czterech państw przeciwko Turcji, którą wspierały Austro-Węgry. Do pierwszego starcia między Czarnogórcami i Turkami
doszło następnego dnia (dopiero 18 X 1912 Turcja wypowiedziała wojnę). Szef Sztabu Generalnego, gen. Schemua "nie wątpił - relacjonował
Ronge - że ukrytego inspiratora tych wydarzeń należy upatrywać w Rosji". Schemua, nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, dnia 9
października. 1912 r. zarządził wprowadzenie pierwszego stopnia podwyższonej gotowości służb wywiadu w Galicji (oddziały HK-Stelle w
Krakowie, Przemyślu i Lwowie).

Konflikt na Bałkanach wywołał znowu pilną potrzebę rozbudowy wywiadu przeciwko Rosji. W związku z tym Ronge zarządził zaraz w Wiedniu
odprawę szefów poszczególnych oddziałów HK-Stelle. Na odprawie stawili się Iszkowski i Rybak oraz Bauer (kierownik HK-Stelle w Przemyślu).
Szef Głównego Ośrodka Wywiadowczego we Lwowie odchodził z placówki (formalnie od 1 XII 1912), przechodząc do dyspozycji Biura
Ewidencyjnego. W Wiedniu miał przekazać Rybakowi resztę spraw "Konfidenta 'R' ". Rybak otrzymał dyspozycję uaktywnienia agentury "R" i jej
rozbudowy. Iszkowskiego miał zastąpić kpt. Johann von Hempel, oficer Biura Ewidencyjnego w Wiedniu.

Warto w tym miejscu odnotować, że Redla nie było wówczas w Biurze Ewidencyjnym, z którego odszedł wcześniej do 99 pułku piechoty w
Wiedniu (22 IV 1911). Otrzymał tam 1 maja 1912 r. awans na pułkownika korpusu Sztabu Generalnego. Był to ostatni stopień przed nominacją
generalską. Dalszym etapem jego wojskowej kariery była służba w Pradze, dokąd został przeniesiony 14 października 1912 r. na stanowisko
szefa oddziału Sztabu Generalnego VIII korpusu (przybył do stolicy Czech 18 X 1912). Dowódcą korpusu praskiego był gen. Arthur baron Giesl
von Gieslingen, dawny przełożony Redla w Biurze Ewidencyjnym. W pewnym sensie historia zatoczyła swój łuk. Redl podjął współpracę
wywiadowczą z Rosją podczas urzędowania barona Giesl von Gieslingena i przy nim współpraca ta znalazła później swój tragiczny finał.

Polecenia przekazane przez Rongego na odprawie terenowych służb wywiadu nawiązywały do przedłożonego przez Piłsudskiego planu
współdziałania polskiego ruchu rewolucyjnego z armią austro-węgierską na wypadek wojny z Rosją. Rybak otrzymał rozkaz wznowienia wywiadu
oraz przygotowania dywersji i sabotażu przez "Konfidenta 'R' ". Na odprawie szef Grupy Wywiadu prawdopodobnie przekazał też szczegółowe
dyrektywy do organizowania oddziałów powstańczo-rewolucyjnych przy użyciu istniejących kadr strzeleckich w Galicji. Ronge przewidywał, że po
wybuchu wojny oddziały te przekroczyłyby granicę z Rosją, występując w Królestwie Polskim jako samodzielne grupy sabotażowo-dywersyjne o
charakterze powstańczym. "W wyniku tej konferencji - wspominał później Rybak - raz jeszcze ustalone zostało, że cała akcja odbędzie się w
granicach mojej roboty, w uprzednim ustalonym zakresie, z tym, że 'akcja S' [poprawnie: 'R' - R. Ś.] będzie wznowiona. [...] Prawdopodobnie wtedy
też lub nieco później zapadł pomysł utworzenia polskich oddziałów wojskowych na bazie PPS i Strzelca, przy armii austriackiej na wypadek wojny.
Według pomysłu Rongego oddziały te miały być zorganizowane w Galicji, zaopatrzone w broń i amunicję, a następnie wysłane do Królestwa, a
tam, jako oddziały powstańcze, rzekomo stworzone w Królestwie, miały wywołać w Królestwie powstanie przeciw Rosji, w razie wojny. Były więc
one pomyślane jako środek polityczno-wojskowej dywersji przeciw Rosji, na rzecz Austrii. Taka koncepcja była możliwa jedynie przy pełnym
zaufaniu Sztabu Generalnego do Piłsudskiego i PPS". Dość powszechnie podnoszono obawy, czy "strzelcy potrafią w wypadku wojny z
Rosją wzniecić powstanie w Russisch-Polen, bo o to przecież Austriakom chodziło - relacjonował Stanisław Kwaśniewski, oficer austriacki,
przydzielony wówczas do garnizonu krakowskiego - czy jednak Piłsudski, o którym mówiono, że jest rewolucjonistą, zadowoli się przyłączeniem
Kongresówki do Galicji, bo o Gross-Polen przecież nie mogło być mowy".

W pierwszym odruchu Ronge poparł te założenia planu, które pozwalały Piłsudskiemu na rozwinięcie działań powstańczych w Królestwie.
Pozostawienie Piłsudskiemu zupełnej swobody działań groziło żywiołowością ruchu, którego konsekwencji nie można było do końca przewidzieć.
Bezsporny pozostawał fakt pogłębienia się konfliktu z Rosją. Zgodnie z zaleceniami Sztabu Generalnego, Ronge mógł realizować wyłącznie cele
wojskowe. Tego się trzymał w ciągu następnych miesięcy.

Według ogólnego planu mobilizacyjnego wywiadu wprowadzenie stadium zaostrzonej gotowości służby wywiadowczej oznaczało zaktywizowanie
sieci konfidentów. Rybak już 9 października 1912 r. zwrócił się telegraficznie do Biura Ewidencyjnego z prośbą o natychmiastowe podanie
adresów skrzynek kontaktowych dla wybranych konfidentów zagranicznych, do utrzymywania przez nich łączności z oddziałem HK-Stelle w
Krakowie za pośrednictwem centrali w Wiedniu. W warunkach wojennych normalne funkcjonowanie korespondencji między Rosją a Austro-
Węgrami stawało się niemożliwe. Listy mogły iść wówczas przez inne kraje, najlepiej zaprzyjaźnione z Rosją albo neutralne. Utrudniona też
stawała się możliwość bezpośrednich kontaktów konfidentów zagranicznych z ich oficerami prowadzącymi lub kierownictwem wywiadu. W ocenie
Biura Ewidencyjnego sytuacja nie była jednak jeszcze tak groźna. Informacje o zagranicznych skrzynkach kontaktowych podlegały ścisłym
rygorom tajemnicy. Adresów tych Biuro Ewidencyjne miało tylko kilka. Wykrycie przez wrogi wywiad osób pośredniczących w korespondencji
konfidentów zagranicznych z Biurem Ewidencyjnym mogło oznaczać jego paraliż przez brak dostępu do agentury. Katastrofa mogła być podwójna.
Przekazanie adresu kontaktowego łączyło się z wcześniejszą procedurą przydzielenia tym wybranym konfidentom najbardziej tajnych szyfrów
Biura Ewidencyjnego, używanych do korespondencji zagranicznej. Dlatego Biuro Ewidencyjne podchodziło bardzo ostrożnie do tych spraw,
używało adresów kontaktowych wyłącznie w sytuacjach alarmowych, realnej groźby konfliktu oraz wojny. Adresy te, tak jak wcześniej szyfry,
otrzymywali jedynie najbardziej zaufani i sprawdzeni konfidenci na podstawie decyzji szefa Sztabu Generalnego. Na razie nie było takiej potrzeby.
Toteż Biuro Ewidencyjne 16 października zawiadomiło telegraficznie Rybaka, że adresy te "nie zostaną jeszcze wydane".

W wojnę z Rosją nie wierzył Conrad von Hotzendorf, który wówczas sprawował funkcję inspektora armii, a od 12 grudnia 1912 r. powrócił
na stanowisko szefa Sztabu Generalnego. "Dynastia oraz wszyscy dostojnicy - zapisał w memorandum z 28 X 1912 r. - których egzystencja od
niej zależy, a także znaczna część klasy posiadającej są przeciwne wojnie, ponieważ obawiają się rewolucji, a razem z nią utraty swojej
egzystencji. Do wojny dążą koła o nastawieniu ultramoskalofilskim oraz pansłowiańskim, ich celem jest bowiem rozprzestrzenienie się Rosji, a
także partia socjalistyczno-rewolucyjna licząca na poprawę stosunków wewnątrzpolitycznych i jeszcze partia polska, która ma nadzieję, że uda jej
się uwolnić od Rosjan. Siły te drążą od środka i w czasie wojny wyjdą na światło dzienne, nie stwarzają one dla Rosji korzystnej sytuacji do
prowadzenia wojny". Nawet jeśli wojna z Rosją przedstawiała perspektywę odległą, to ocena roli czynników odśrodkowych w państwie na wypadek
kryzysu była znamienna. Wystąpienie polskie podczas wojny rosyjskiej należało brać pod uwagę w rachubach operacyjnych armii Austro-Węgier
jako fakt polityczny, który można było wykorzystać zgodnie z własnym interesem.

Piłsudski postawił "na nogi" całą organizację konspiracji wojskowej ZWC i PPS. Już 5 października 1912 r. wydał Rozkaz okólny do organizacji
Związku Walki Czynnej, wzywający członków związku do pracy na terenie Królestwa. Rozkazy o mobilizacji Związków Strzeleckich wyszły 17 XI i
12 XII 1912 r. Brakowało pieniędzy na rozwinięcie szerszej akcji. "Pamiętam dobrze - wspominał Piłsudski - że czekając w owe ostre dni na
zawiadomienie o możliwości rozpoczęcia mobilizacji z mojej strony, liczyłem ciągle całą kasę, którą miałem w kieszeni. Zawierała ona równo 340
koron, co konstatowałem z niezwykle smutnym i gorzkim uśmiechem". Dotacje z Polskiego Skarbu Wojskowego były niewielkie. W październiku
1912 r. PSW przekazał do Komendy Głównej Związków Strzeleckich 200 koron. Była to kwota, która nie wystarczała nawet na ekwipunek dla
jednego strzelca.

Ogólne wpływy do kasy PSW za 8 miesięcy, w okresie od 1 września 1912 do 31 sierpnia 1913 r., wyniosły 142 255 koron i 81 halerzy.
Komendant Główny otrzymał z tego 1 801 koron i 83 halerze, Związki Strzeleckie - 23 570 koron i 82 halerze. Polskie Drużyny Strzeleckie - 11

28 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

944 korony i 18 halerzy. Oprócz tego Komenda Wspólna Związków i Drużyn Strzeleckich dostała dotację 18 013 koron i 83 halerze, a Komisja
Tymczasowa Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych - 13 905 koron i 21 halerzy. Najmniej pieniędzy otrzymywano z Królestwa
Polskiego (według danych do 1 III 1913 r. - 1 189 koron i 50 halerzy, czyli niecałe 500 rubli), a najwięcej pochodziło ze Stanów Zjednoczonych
(według danych do września 1913 r. - 95 981 koron i 8 halerzy). Takie były wówczas podstawy materialne ruchu strzeleckiego. Absolutnie nie
można było za te pieniądze przeprowadzić właściwych przygotowań technicznych i organizacyjnych do powstania. Przede wszystkim nie można
było zdobyć potrzebnej ilości broni (w czerwcu 1913 r. Związek Strzelecki dysponował 412 karabinami, w tym 194 systemu Mannlichera).

Możliwość konfliktu między Rosją a Austro-Węgrami oddziałała mobilizująco na nastroje polityczne. Większość polityków polskich już od dawna
uwzględniała perspektywę wojny między zaborcami. Dla wielu członków organizacji strzeleckich niemal z dnia na dzień "marzycielsko-romantyczne
plany Piłsudskiego nabrały barw całkowitego realizmu - wspominał Bogusław Miedziński. - Odrzucana przez 'rozsądnych' polityków perspektywa
wojny między zaborcami i wznowienia sprawy polskiej na terenie międzynarodowym, stanęła ludziom przed oczami jako ewentualność dnia
jutrzejszego''. Piłsudski wystąpił 8 grudnia 1912 r. we Lwowie z odczytem o doświadczeniach powstania listopadowego. Tematem wystąpienia była
Mobilizacja powstania, w nawiązaniu do aktualnych warunków powodzenia irredenty polskiej. "Powiedzieć można - stwierdzał - że o ile mobilizacja
armii regularnej jest to przystosowanie warunków do siebie i swoich celów, przy możności przełamania ich chociażby otwartą siłą, to mobilizacja
siły rewolucyjnej jest przystosowaniem siebie do tych warunków, które okazują się silniejszymi od potęgi, którą ruch rewolucyjny technicznie w
początkach rozporządza. Tylko zasada mimikry, rozpłynięcia się w otoczeniu, ratuje technicznie początki rewolucji, czy to w Polsce, czy
gdziekolwiek indziej". Wskazał na potrzebę wciąż aktualnej walki zbrojnej z zaborcami. "Rocznice święcić należy nie tylko wspomnieniem - miał
kończyć - lecz postawieniem nowych czynów". Kierownictwo prac wywiadowczych skupiał przy sobie Piłsudski, mając do pomocy Sławka.
Łącznikiem Piłsudskiego z Rybakiem został Władysław Belina-Prażmowski, jako "kierownik działu wywiadowczego przy ekspozyturze
krakowskiego sztabu". Podczas nieobecności Piłsudskiego w Krakowie Belina-Prażmowski "raportował zebrane wiadomości" Rybakowi.
Sieć obserwatorska w Królestwie Polskim została rozszerzona. Wywiady były stale robione w następujących miejscowościach: Sandomierz i
pogranicze, Częstochowa. Łódź, Zagłębie Dąbrowskie, Piotrków, Sieradz, Modlin i okolice, Skierniewice, Warszawa, Gostynin, Lublin i okolice,
Kalisz.

Obowiązywały ścisłe zasady konspiracji, które umożliwiały kamuflowane podejmowanych działań wspólnie ze służbami wywiadu Biura
Ewidencyjnego. W Warszawie pracami politycznymi kierował Rajmund Jaworowski "Włodzimierz", sprawy wojskowe prowadził Henryk
Paszkowski "Krok". Do Królestwa Polskiego zostali dodatkowo delegowani emisariusze, którzy, tak jak Sokolnicki, nie orientowali się w
rzeczywistych celach swych misji, pomimo że tkwili głęboko w strukturach konspiracyjnych kierownictwa ruchu niepodległościowego. Na jesieni
1912 r. Piłsudski wysłał za kordon do kierowania pracami wojskowymi ZWC Michała Sokolnickiego (Warszawa), Mieczysława Trojanowskiego
(Petersburg, Wilno, Warszawa), Jerzego Ołdakowskiego (Kijów) oraz Stanisława Tessaro "Zosika" (Wilno) i Juliana Stachiewicza (Ryga,
Moskwa, Odessa). Sokolnicki jechał do Królestwa Polskiego w październiku 1912 r. dla przekazania instrukcji i rozkazów Piłsudskiego dla
miejscowych organizacji wojskowych, w związku z możliwością wybuchu wojny rosyjsko-austriackiej. "Wszystkie polecenia i zadania, adresy i
nazwiska, drogi skomunikowania się i hasła rozpoznawcze były, ma się rozumieć. wydawane ustnie; nie były nigdy spisywane, co najwyżej
notowane dla wbicia sobie w pamięć i nauczenia się i zniszczone bezpośrednio przed wejściem w strefy mniej bezpieczne, to znaczy już przed
przejechaniem niemieckiej granicy. W ten sposób wszelki ślad konkretny i jakie bądź bezpośrednie świadectwa w sprawach wówczas przeze mnie
załatwianych - od października 1912 do lipca 1913 - nigdzie nie były utrwalone. Raporty zdawałem również Piłsudskiemu ustnie - tak samo bez
pozostawienia najmniejszego po nich śladu".

Piłsudski liczył na pewną samodzielność ruchu w Królestwie Polskim, który pogłębiłby antagonizm austriacko-rosyjski. Rozumowanie to
najlepiej oddał Jodko-Narkiewicz, kiedy namawiał Hipolita Śliwińskiego do energiczniejszej obrony interesów polskich przez polityków polskich
"przed zachłannością rosyjską, której ostatecznym celem mogą być tylko nowe rozbiory" - pisał w liście z 24 X 1912 r. - "Dlatego też wszelkie
zbliżenie się Austrii z Rosją powinno być zwalczane, jako wręcz szkodliwe dla interesów polskich, a w skutkach swych niebezpieczne dla całej
monarchii, której interesy w tym wypadku wspólne są z naszymi. Przeciwnie, gdyby konieczności polityczne doprowadziły do wojny z Rosją, tym
największym wrogiem narodu naszego, to wojna taka spotka się wśród ludności naszej z szerszym zapałem i gotowością. Ponieważ jednak wyniki
wojny tym bardziej będą dla narodu polskiego korzystne, im silniejsza i energiczniejsza będzie s a m o d z i e l n a a k c j a p o l s k a [podkreśl. w
oryginale - R. Ś.], zmierzająca do zapewnienia zaborowi rosyjskiemu lepszej przyszłości". W tym samym dniu Koło Polskie w Wiedniu, skupiające
wówczas posłów polskich w Radzie Państwa ze wszystkich stronnictw galicyjskich z wyjątkiem socjalistów, podjęło uchwałę, w której
wypowiedziało się przeciwko konspiracyjnej działalności irredentystycznej w Galicji. Uchwała ta spotkała się z powszechnym sprzeciwem
organizacji lewicowych i postępowych ruchu niepodległościowego. Stanowisko Koła Polskiego wywołało również zaniepokojenie wywiadu
austriackiego. Rybak zwrócił się do kierownictwa organizacji "R" o wyrażenie swojego poglądu w tej sprawie (zapis w dzienniku podawczym Biura
Ewidencyjnego pisma Rybaka z5XI 1912 r.: "'R' PPS - Komentarz do rezolucji uchwalonej 24 listopada"). Ruch niepodległościowy zajmował
negatywne stanowisko wobec uchwał wiedeńskich, wywołując tym reakcję kół zachowawczych i konserwatywnych, którym przewodził namiestnik
Galicji, hr. Michał Bobrzyński.

Bobrzyński już 15 października 1912 r. wystąpił do ministra spraw wewnętrznych, Heinolda von Udynskiego, o zwrócenie uwagi na
niebezpieczeństwo wzmagającego się ruchu niepodległościowego, zalecając energiczne wystąpienie przeciwko temu ruchowi. "Miałem okazję
przekonać się - pisał - że czołowe osobistości frakcji niepodległościowej chełpią się, jakoby korzystały z pomocy i zachęty kół wojskowych, na
dowód czego powołują się na ułatwienia ze strony władz wojskowych w postaci udostępnienia strzelnic wojskowych dla ćwiczeń strzeleckich.
Należy jednak przyjąć jako pewnik, że w wypadku ewentualnych powikłań politycznych osoby te odegrają samodzielną rolę niezgodną a nawet
sprzeczną z interesami państwowymi. W szczególności, gdyby zrealizowali oni jawnie głoszony zamiar utworzenia tajnego polskiego rządu
narodowego, miałoby to szkodliwy wpływ nie tylko na stosunki zewnętrzne Monarchii, ale także na stosunki wewnętrzne". W uchwałach Koła
Polskiego w Wiedniu z 24 listopada 1912 r. znalazły wyraz "rozważne posunięcia" odpowiedzialnych polityków polskich, starających się "odwieść"
grupy spod znaku Polskiej Partii Socjalistycznej, Polskiego Stronnictwa Postępowego oraz secesjonistów z Polskiego Stronnictwa Ludowego "od
dalszego snucia pomysłów w kwestii niepodległościowej" - informował 10 XI 1912 r. ministra Heinolda von Udynskiego. Tymczasem mnożą
się nadal dowody, że "kierownictwo tego radykalnego ruchu znajduje się w rękach elementów politycznie niedojrzałych i nieodpowiedzialnych.
Wydaje ono własne komunikaty, w których opowiada się za czynną interwencją w wypadku konfliktu między Austrią a Rosją. [...] Jeśli powszechnie
brana jest możliwość współdziałania z Austrią w wypadku wybuchu wojny rosyjsko-austriackiej, to jednak odłam radykalny nierzadko ostrzega, by
nie darzyć rządu austriackiego całkowitym zaufaniem. W określonych bowiem okolicznościach interesy Monarchii austriackiej mogą się znaleźć w
sprzeczności z niepodległościowymi dążeniami Polaków. Dlatego przygotowanie się do samodzielnej akcji zbrojnej jest nieodzowną
koniecznością".

Prawdopodobnie Piłsudski rozmawiał wtedy o swoich planach z Rongem (decyzje w tak ważnych kwestiach nie mogły zapadać na szczeblu
korpusu). O spotkaniu tym nie mamy żadnych wiadomości. Konferencja odbyła się zapewne 2 listopada 1912 r. Piłsudski przebywał wówczas w
Wiedniu w związku z kongresem niemieckiej socjaldemokracji Austrii, gdzie otrzymał zaproszenie, jako delegat CKR PPS zaboru rosyjskiego.
"Przemawiam w chwili - głosił na zjeździe - gdy rozlega się w Europie grzmot dział. Wasz kraj, tak samo, jak nasz, jest zagrożony przez straszną
wojnę. Polska jest wycieńczona walkami rewolucyjnymi. Trudno teraz znieść nędzę wojny. Nie jesteśmy wolni od obaw, gdy myślimy o
niebezpieczeństwach, które nas czekają. Lecz nie odstraszy nas od spełnienia naszego obowiązku. Z Waszą pomocą rozciągniemy potęgę
wolności na nasze ziemie. Jeśli wojna wybuchnie, będziemy, naturalnie, starali się, aby doszło do urzeczywistnienia naszych ideałów, których
odmówiła nam rewolucja". Forum zjazdu stanowiło dobrą okazję do zaprezentowania oficjalnego stanowiska ruchu rewolucyjnego w
zaborze rosyjskim. Brakowało w przemówieniu haseł radykalnych, nie było mowy o nowej rewolucji albo powstaniu. W ogólnikowej formie zawarł
Piłsudski ideę współdziałania i wspólnotę celów politycznych z Austro-Węgrami.

29 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Taki bardzo ostrożny i wyważony komentarz aktualnego programu polskiego ruchu rewolucyjnego, wyrażony głosem jego przywódcy, stanowił
dobry podkład do rozmów sztabowych, zakreślając ramy polityczne współdziałania. W Wiedniu liczyły się realia polityczne i wynikające stąd
konsekwencje zależności od decyzji najwyższych czynników władzy Austro-Węgier ewentualnego wspomagania akcji polskiej na terenie Rosji.
Rozpoczęcie wojny bałkańskiej było tym właściwym momentem, w którym niezbędne stawały się bezpośrednie uzgodnienia na szczeblu Biura
Ewidencyjnego, którym patronowali Ronge i Piłsudski. Porozumienia te dotyczyły zawsze spraw podstawowych, określających granice wspólnych
działań. Zagadnienia techniki operacyjnej rozwijanych potem przedsięwzięć należały do szefa oddziału HK-Stelle w Krakowie, Rybaka.
Prawdopodobnie po tym właśnie wiedeńskim spotkaniu Piłsudskiego została sporządzona notatka, o której wiadomo tylko z adnotacji w dzienniku
podawczym Biura Ewidencyjnego pod datą 2 listopada 1912 r. W opisie treści pisma wpływającego odnotowano: "PPS - rozwinięcie kontaktów.
PPS - rozbudowa". W każdym razie zapis ten oznaczał podjęcie przez Biuro Ewidencyjne decyzji wykonawczych do określonych wcześniej planów
włączenia polskiego ruchu rewolucyjnego do bezpośredniej akcji wywiadowczej, dywersyjnej i sabotażowej w ramach operacji "Konfident 'R' ".

Spotkanie Piłsudskiego z Rongem mogło się również odbyć przy okazji pobytu Piłsudskiego w Wiedniu w związku z powołaniem do życia (10 XI
1912) albo ukonstytuowaniem się Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych (1 XII 1912). Ugrupowanie to
musiało mieć przynajmniej nieformalną akceptację najwyższych władz Austro-Węgier.

Dla wszystkich agend wywiadu Biura Ewidencyjnego nastał czas wytężonej pracy i gorączkowych przygotowań do wojny. Od początku grudnia
1912 r. do Biura Ewidencyjnego napływały codziennie meldunki o przewożeniu oddziałów serbskich w północne rejony kraju oraz tworzeniu grup
dywersyjnych przeciw Austro-Węgrom. Toteż 5 grudnia 1912 r. wprowadzono drugi stopień podwyższonej gotowości służb wywiadu przeciw Serbii
i Czarnogórze. Groziła wojna z Rosją. "Wojna czy pokój? - rozważał Ronge. - Zależało to oczywiście od Rosji. Zaczęliśmy teraz dotkliwie
odczuwać niedostatki naszego aparatu wywiadowczego w tym kraju. Ani my, ani Niemcy nie mieliśmy stałych agentów w tamtejszych kołach
wojskowych. Werbowanie konfidentów i osiedlenie ich w Rosji trwało długo i całkowicie pochłaniało te skromne fundusze, jakimi dysponowaliśmy.
Większość zwerbowanych okazywała się niezbyt zdolna; brakowało nam fachowych opinii wojskowych. Wiadomości szły do nas bardzo długo i
często przeczyły sobie nawzajem. Tylko surowa selekcja dokonywana przez Biuro Ewidencyjne mogła zaprowadzić ład w tym chaosie. Niezbędne
było utrzymywanie co najmniej jednego stałego agenta w każdym z 28 rosyjskich okręgów wojskowych, by móc prowadzić ciągłą obserwację
przynajmniej europejskiej części tego olbrzymiego państwa. Ale skąd, wobec wiecznego ubóstwa, wziąć potrzebne na to rocznie pół miliona
koron? Powoli zaczynaliśmy rozumieć, że Rosja na razie unika konfliktu, który w ówczesnej sytuacji groził przekształceniem się w wojnę światową,
a w każdym razie dąży do jego odroczenia do wiosny 1913 r.". Wszystkie zabiegi pokojowe dla uregulowania kwestii bałkańskiej nowy szef
Sztabu Generalnego, gen. Conrad von Hötzendorf (od 12 XII 1912) uznawał za manewry taktyczne, podejmowane w celu zyskania na czasie.

Pod koniec 1912 r. nastąpiło ujednolicenie działań wywiadu austriackiego i niemieckiego przeciwko Rosji. Kierownictwo Sektion III B objął ppłk
Walter Nicolai, pierwszy oficer niemieckiego Sztabu Generalnego, który był specjalnie przygotowywany do pełnienia kierowniczej roli w wywiadzie.

Nicolai otrzymał od szefa Oddziału Operacyjnego, płk. Ericha von Ludendorffa zadanie zreformowania wojskowych służb wywiadu. Wyraźnie
ofensywne nastawienie wywiadu Rosji w trakcie kryzysu politycznego 1912 r. świadczyło, że armia rosyjska znajduje się w trakcie przygotowań
wojennych. "Coraz lepsze rozpoznanie wrogiej działalności szpiegowskiej - wspominał Nicolai - ujawniło planowe dążenie do wojny oraz stawało
się jasnym, że Niemcy zostaną przez wrogie państwa odcięte od świata. Rzesza Niemiecka nie dysponowała centralnym wywiadem. Sztab
Generalny musiał znaleźć jakieś wyjście". Nicolai miał utworzyć organizację zdolną do działania w obliczu wojny. Pierwsze decyzje były związane z
rozbudową agentury za granicą. Wywiad ententy zagrażał w jednakowym stopniu Niemcom jak i Austro-Węgrom. Jednakowe zagrożenie
powodowało wspólną obronę. Sektion III B podjęła ścisłą współpracę z Evidenzbureau.

Nowy szef Sektion III B zamierzał również zmienić dotychczasową procedurę służbową. Oddział III B prowadził jedynie ewidencję informacji.
Ingerencja operacyjna służb wywiadu Sztabu Generalnego w rozwiązywanie problemów, które wynikały z rezultatów podejmowanych działań
rozpoznawczych była ograniczona. Sektion III B nie miała możliwości podejmowania na wrogim terenie sabotażu i dywersji. Nicolai uważał, że
jego praca nie powinna polegać jedynie na technicznej realizacji otrzymywanych zadań, które sprowadzały się do przedkładania meldunków
informacyjnych. Wywiad mógł także samodzielnie podejmować się różnych działań praktycznych, które znajdowały się do tej pory w kompetencji
oddziału wywiadowczego MSZ. Zamysły te nie powiodły się, ale doszło do koordynacji wspólnych zamierzeń za granicą.

Prócz tego Nicolai wymagał od oficerów wywiadu, aby w miarę możliwości osobiście poznawali swoich agentów i sprawdzali ich na różne sposoby,
uwzględniając przy ocenie wszystkie cechy osobowe - dobre i złe. Te ostatnie nie musiały być oceniane negatywnie. Uważano, że "był wcieleniem
pruskiej dyscypliny, a przy tym pełen pomysłów oraz ruchliwy i w żadnym wypadku nie można go było nazwać biurokratą. Żaden inny oficer Sztabu
Generalnego - pisał niemiecki historyk Gert Buchheit - nie byłby tak odpowiedni do pełnienia funkcji szefa Oddziału III B, jak właśnie pułkownik
Nicolai".

Oddział Sztabu Generalnego - Nachrichtenoffizier przy dowództwie VI korpusu we Wrocławiu otrzymał dyspozycję rozwinięcia wywiadu przeciwko
Rosji w Królestwie Polskim. Placówka wrocławska przejęła od tej pory wszystkie prace operacyjne Sektion III B w sprawach polskich.

Nadzieję na szybką rozbudowę wywiadu Biura Ewidencyjnego oraz organizację dywersji przeciwko Rosji dawała przede wszystkim organizacja
"Konfident 'R' ". Podstawą różnych kombinacji stały się założenia planu Piłsudskiego sprzed kilku miesięcy, z rozwinięciem ich w kierunku podjęcia
samodzielnej akcji zbrojnej w Królestwie Polskim. Szczegóły współpracy wywiadowczej z Piłsudskim miał określić Rybak, zgodnie z przyjętymi
wcześniej planami oraz dyspozycjami szefa Sztabu Generalnego oraz Biura Wywiadu. W toku wielokrotnych spotkań dopracowywano warunki
umowy wywiadowczej.

Szef krakowskiego oddziału HK-Stelle przesłał 9 listopada 1912 r. do Biura Ewidencyjnego raport o ruchach wojsk rosyjskich w Królestwie, m.in. w
związku z przewidywaniem zaburzeń politycznych w Zagłębiu Dąbrowskim. Informacje zawarte w raporcie stawiały pod znakiem zapytania
powodzenie akcji dywersyjno-sabotażowej w tym rejonie ze względu na planowane przesunięcia wojsk rosyjskich w Królestwie Polskim oraz
koncentrację dużych jednostek w miejscach, gdzie zagrażały zamieszki rewolucyjne. Z drugiej strony te ruchy wojsk w Królestwie Polskim
świadczyły o tym, że Rosjanie poważnie liczyli się z możliwością wybuchu rewolucyjno-powstańczego Polacy, wspieranego przez Austro-Węgry.
Rosyjskie plany strategiczne musiały ciągle uwzględniać element zagrożenia polskiego. Konsekwencje tego stanu rzeczy przedstawiały się przy
planowaniu wojny z Rosją niezwykle korzystnie dla rozważań sztabowych austriackich i niemieckich. Sztab Generalny w Petersburgu musiał
kiedyś wreszcie podjąć ostateczną decyzję o rezygnacji z obrony Królestwa, co miało kapitalne znaczenie dla możliwości operacyjnych armii
austro-węgierskiej i niemieckiej. Jeśli więc za akcją polską nie stała realna groźba rewolty w Kongresówce, to Biuro Ewidencyjne odniosło już
propagandowy sukces ze współpracy z ruchem rewolucyjnym, utwierdzając sztabowców rosyjskich w decyzjach o ewakuacji zachodnich kresów. Z
tych względów należało podtrzymywać współpracę Biura Ewidencyjnego z Piłsudskim, tworząc pozory kreowania insurekcji polskiej w oparciu o
siły ruchu rewolucyjnego. Ciągle można było również liczyć na wymierne korzyści tej współpracy w dziedzinie wywiadu i dywersji. Dlatego
wyłącznie wokół tych zagadnień praktycznych obracały się rozmowy Rybaka z Piłsudskim. Szef krakowskiego oddziału HK-Stelle nie brał w ogóle
pod uwagę zamierzeń powstańczych Piłsudskiego, które traktował jak niepotrzebną otoczkę prowadzonych rozmów. Z planów współdziałania
ruchu rewolucyjno-powstańczego z armią austro-węgierską dobierał tylko potrzebne elementy, przydatne z punktu widzenia założeń sztabowych
planowania operacji wywiadowczych. Kwestie te miały konkretny wymiar w postaci organizacji wywiadu, dywersji i sabotażu. Cała reszta nie
należała do rzeczywistości rozważań operacyjnych na poziomie kompetencji służbowej Oddziału Sztabu Generalnego I korpusu w Krakowie,
pomijając zupełnie taki sam punkt widzenia omawianych kwestii merytorycznych przez Sztab Generalny w Wiedniu.

30 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Wiele opinii o możliwościach organizacji PPS i ZWC było przesadzonych. Zdawał sobie z tego sprawę Piłsudski. "Cała maszyna administracyjna
PPS zawiodła" - mówił 3 XII 1912 r. na VIII Radzie Partyjnej PPS w Krakowie. Ogromną trudność sprawiało nawet skomunikowanie się "zaledwie z
resztkami [organizacji - R. Ś.] po tamtej stronie" - dodawał. - "Wobec tego stanu kraj musi przedstawiać tylko masy, które w tej chwili w
rachubę brać nie można, a które tylko z czasem można wciągnąć do akcji. Pozostało zatem opierać obecne plany i rachuby na tym, co się tu
posiada, by tam wnieść początek nowej organizacji czy wojskowej, czy cywilnych zarządów, wraz z ogłoszeniem niepodległości. Wkroczenie to
jednak zależne jest od postępowania nieprzyjaciela i sił mniej lub więcej przychylnych". Akcja ta opierałaby się na siłach Związku Walki Czynnej,
który według stanu osobowego na koniec listopada 1912 r. liczył 1 008 członków (Lwów, Kraków, Brzeżany, Rzeszów, Nowy Sącz, Liege,
Antwerpia, Fryburg, Paryż, Warszawa, Petersburg, Kijów, Wilno). "Jeśli nastąpi uspokojenie - podkreślał - to my zyskaliśmy na terenie galicyjskim
zupełne prawo obywatelstwa dla robót przygotowawczo-wojskowych. Już nas tak łatwo nie zepchną". Inna sytuacja panowała w Królestwie
Polskim, gdzie ruch rewolucyjny ucierpiał w ostatnich latach najbardziej. Stąd brakuje tam dostatecznie przygotowanych ludzi do przeprowadzenia
"rzeczy" nowych. "Musimy zaryzykować jedno: wejść do Królestwa i tam starać się niezależną silę stworzyć" - przekonywał na koniec. - "Albo lud i
naród nas poprze i stworzymy rzecz poważną, albo nie, i wówczas przegramy. Przeszkody nawet ze strony Austrii może będziemy musieli łamać".

Wobec słabości organizacji oraz stanu nastrojów w Królestwie Polskim "powszechna rewolucja" nie wchodziła w rachubę. Ruch zbrojny musiał
przybrać inne formy. Piłsudski mówił o tym na zebraniu oficerów strzeleckich 1 czerwca 1913 r. w Krakowie: "Należało się zdecydować na
agitację post factum, agitację wojenną, tj. przekroczenia granicy z pewnym stosunkowo znacznym oddziałem i prowadzenie czegoś w rodzaju
wojny regularnej i tą wojną rozagitować i roznamiętnić ludność Królestwa i wzniecić wojnę partyzancką". Był to plan maksymalny Piłsudskiego,
który mógł zostać podjęty tylko na wypadek wojny austriacko-rosyjskiej, mając wsparcie Sztabu Generalnego w Wiedniu.

Podczas rozmów z Rybakiem ustalono tylko pewien program minimalny, który mógł być wprowadzony w życie po zaostrzeniu stosunków między
Austro-Węgrami a Rosją. Ustalono, że Piłsudski zorganizuje specjalne oddziały strzeleckie i w razie potrzeby skoncentruje je w określonym
miejscu. Nawet w tym przypadku oddziały partyzanckie (właściwie dywersyjno-sabotażowe) miały przede wszystkim wykonywać zadania
wywiadowcze. Ten "dział wywiadowczy - mówił Piłsudski - niesłychanie był trudny. Rolę kawalerii wywiadowczej spełniałyby u nas oddziały
partyzanckie, walczące przed naszym frontem, oddziały, których kierownictwo wymaga nie tylko wiedzy wojskowej, lecz również doskonałej
znajomości terenu i ludzi, świetnych zdolności organizatorskich. A ludzi, którzy by jednoczyli w sobie wszystkie te zalety, u nas brakowało". Oprócz
tego wojenne plany austriackie przewidywały organizowanie dywersji i sabotażu na terenie Rosji przy pomocy "Konfidenta 'R' ". Przygotowanie
tych akcji leżało w zakresie obowiązków Rybaka.

Ronge przekazał do dyspozycji Rybaka 3 000 karabinów, amunicję, 3 000 kg materiałów wybuchowych oraz 20 000 koron z funduszu
alarmowego, z przeznaczeniem na potrzeby podjęcia ewentualnej akcji zbrojnej Piłsudskiego. Rybak wpłacił do Polskiego Skarbu Wojskowego 10
000 koron na potrzeby ruchu strzeleckiego, oczywiście, bez "skonkretyzowania politycznej strony umowy", jak tego oczekiwał Piłsudski. Broń i
amunicja została rozlokowana na posterunkach żandarmerii w rejonie Krzeszowice - Chrzanów - Skawina - rzeka Przemsza. Rejon ten
przeznaczony był również na koncentrację oddziałów strzeleckich (poza obszarem twierdzy krakowskiej). Piłsudski otrzymał zadanie opracowania
planu mobilizacyjnego oddziałów strzeleckich w oparciu o ich dyslokację. "Chodziło mi bowiem o to - wspominał później Rybak - ażeby w razie
potrzeby można było oddziały te we właściwym miejscu skoncentrować". Dywersję przygotowywał Sławek, który otrzymał na ten cel przydzielony
przez Rongego materiał wybuchowy. Nie podjęto wówczas żadnych akcji dywersyjnych, gdyż zagrożenie wojną minęło. Dopiero po wybuchu wojny
w sierpniu 1914 r. część tego materiału wybuchowego została użyta w akcjach dywersyjnych. Od końca 1912 r. rozpoczęło się również
intensywne szkolenie oddziałów strzeleckich. Ogłoszony przez Piłsudskiego nabór do służby w Królestwie Polskim dał tylko kilkadziesiąt zgłoszeń.
Wobec braku funduszy nie mógł nawet tak małej liczby osób wyprawić do pracy w zaborze rosyjskim. "Stanęła do dyspozycji nowa siła - mówił 3
grudnia 1912 r. na VIII Radzie Partyjnej PPS w Krakowie - kilkudziesięciu ludzi z ZWC, którzy się do roboty krajowej zgłosili. Wobec niemożności
zużytkowania tego dla braku pieniędzy, materiał ten demoralizuje się [z braku zajęcia - R. Ś.]".

Do wybuchu wojny obowiązywały instrukcje wywiadowcze, które odnosiły się do służby w okresie pokojowym. Rozmowy w sprawie zawarcia
umowy sztabowej o współdziałaniu organizacji "R" w prowadzeniu wywiadu dotyczyć więc mogły tylko działalności w czasie pokoju. W
obowiązującym wówczas stadium wzmożonego wywiadu oznaczało to podjęcie bezpośrednich przygotowań wojennych. O wynikach rozmów z
Piłsudskim meldował Rybak w raporcie do Rongego z 17 grudnia 1912 r. Raport Rybaka precyzował warunki zawartej umowy z Piłsudskim, w
rozwinięciu założeń planów Iszkowskiego koncentracji wywiadu na wypadek wojny z Rosją. Była to pierwsza szczegółowa umowa wywiadowcza,
jaką zawierał Piłsudski z przedstawicielem Biura Ewidencyjnego (wcześniejsza umowa z 10 III 1909 r. miała charakter ogólnych, wyjściowych
uzgodnień do dalszej współpracy). Umowa ta określała warunki i ramy współpracy wywiadowczej do wybuchu wojny w sierpniu 1914 r. Innego
porozumienia wywiadowczego nie było, aż do 30 lipca 1914 r. Ze względu na wagę dokumentu warto przytoczyć go w całości:

"Kapitan Korpusu Sztabu Generalnego Józef Rybak

Ściśle tajne!

Oddział Sztabu Generalnego c.i k. 1 Korpusu

W[ywiad] Nr 1 (tajne)

Konfident 'R'

Do Jaśnie Wielmożnego Pana c. i k. majora Korpusu Sztabu Generalnego Maximiliana Ronge, odznaczonego medalem wojskowym za zasługi na
czerwonej wstędze itd. w Biurze Ewidencyjnym Sztabu Generalnego, Wiedeń 1. Kraków 2.

Kraków, 17 grudnia 1912.

Organizacja służby wywiadowczej przez Konfidenta 'R' w czasie pokoju i na wypadek mobilizacji.

Z załączonego szkicu wynikają ustalenia osiągnięte z Konfidentem 'R'.

Dane dotyczące stanu organizacji pokojowej [służby wywiadowczej Konfidenta 'R'] odpowiadają obecnym stosunkom. W najbliższym czasie i w
miarę możliwości organizacja pokojowa zostanie rozbudowana na wypadek mobilizacji.

Już na początku 1913 roku zostanie wysłana agentura do Moskwy, Kijowa i Odessy, aby zorganizować służbę wywiadowczą na
głębokim Wschodzie na czas pokoju, a także wojny, opierającą się na udostępniony tu adres zagraniczny; agentura ta pozostanie w tym rejonie
aż do zmiany decyzji.

Adres zagraniczny, znany tym ekspozyturom, zostałby udostępniony organizacjom lokalnym i w Charkowie dopiero w przypadku mobilizacji.

Byłoby bardzo dobrze, gdyby na taką ewentualność Biuro Ewidencyjne przygotowało adres zagraniczny. W przypadku zgody, proszę o podanie
tego do wiadomości w terminie nie późniejszym niż 28 XII bieżącego roku.

31 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Pozostałe miejsca wciągnięte do służby wywiadowczej otrzymałyby łączność przez Sztokholm, co oczywiście zorganizuje i przeprowadzi
Konfident 'R' samodzielnie.

Organizacja pokojowej służby wywiadowczej sprawia pewną trudność, ponieważ nie wolno dodatkowo kompromitować działalnością wywiadowczą
osób już politycznie skompromitowanych: zmusza to do wielkiej ostrożności (mało korespondencji, więcej kontaktów ustnych i osobistych,
zwłaszcza w fazie organizacji). W razie wojny odpadają te trudności, ponieważ jednym ze środków walki organizacji [Konfident 'R'] jest służba
informacyjna - wszyscy członkowie oddadzą swoje usługi, dlatego na wypadek wojny należy spodziewać się w tym kierunku największych
sukcesów.

W zależności od intensywności działań wywiadowczej służby pokojowej lub jej rozbudowy przekazywane będą przeze mnie środki pieniężne
konfidentowi, dzięki czemu posiadam odpowiednią możliwość nacisku. W odpowiednim czasie złożę w tej sprawie raport i przedłożę rachunek.

Prosząc Jaśnie Wielmożnego Pana o ewentualne dalsze wskazówki oraz pozwolenie na dotychczasowe ustalenia, pozostaję z wielkim
poważaniem oraz posłuszeństwem,

Józef Rybak, kapitan".

Do raportu dołączył Rybak mapę z wyrysowaną aktualną siecią organizacji "Konfident 'R' ". To właśnie jest ów "szkic", na który powoływał się na
wstępie raportu.

Mapa przedstawia europejską część Rosji z oznaczeniem szlaków kolejowych. Wiele informacji zostało powtórzonych z memoriału Piłsudskiego z
sierpnia-września 1912 r. Wszystkie przytoczone za Piłsudskim wiadomości Rybak przedstawił jako dane dotyczące agentury "R" (!).

Drogi kolejowe, które znajdowały się pod kontrolą agentury "Konfident 'R' " pogrubiono na czerwono. Widać, że ważniejsze drogi strategiczne
mogły być obserwowane przez ludzi Piłsudskiego. Widok olbrzymich przestrzeni Rosji pociętych tymi oznaczonymi liniami kolejowymi może
sprawiać imponujące wrażenie, dając wyobrażenie o możliwościach operacyjnych "Konfidenta 'R' ". Pamiętać jednak trzeba, że w owych czasach
ruch kolejowy w Rosji był niewielki i kontrola nad nim nie była tak trudna, zwłaszcza że organizacja mogła wykorzystywać do swych celów kolejarzy,
członków PPS. Nie wiadomo również, na ile stan przedstawiony na mapie odpowiadał rzeczywistym możliwościom organizacji "R".

Sieć agenturalną "Konfidenta 'R' " ujął Rybak w schemat siedmiu kategorii punktów wywiadowczych:

I. "Organizacje wywiadowcze" obejmowały najważniejszą grupę agenturalną, tworzyły własne, zewnętrzne sieci umożliwiające działanie na
większych terenach. Organizacje te mogły wykonywać zadania wywiadowcze w okresie pokojowym i podczas wojny, obejmowały punkty
organizacyjne, które stanowiły lokalne kierownictwo operacyjne miejscowych grup dywersyjno-wywiadowczych. Na okres pokojowy przewidywano
działania organizacji obejmującej Zagłębie Dąbrowskie (Będzin, Ząbkowice, Strzemieszyce, Dąbrowa Górnicza, Sosnowiec). Zadania
wywiadowcze w okresie pokoju i w czasie wojny mogły wykonywać organizacje: rejon Sandomierza (aż po Ostrowiec), Warszawa, Wilno,
Petersburg, Charków.

II. Ośrodki wywiadu w okresie pokoju: Siedlce, Lublin, Mińsk.

III. Ośrodki wywiadu w czasie pokoju i gwarantowane miejsca wywiadu na wypadek wojny: Białystok, Brześć, Lida, Połock. Kijów, Odessa,
Smoleńsk, Moskwa.

IV. Gwarantowane ośrodki wywiadu podczas wojny: Bołogoje, Łuniniec, Baranowicze, Kursk, Briańsk.

V. Możliwe do zorganizowania ośrodki wywiadu w okresie pokoju: Grodno.

VI. Możliwe do zorganizowania ośrodki wywiadu na czas wojny: Dźwińsk (Dyneburg), Witebsk.

VII. Miejsca wywiadu w czasie pokoju: Homel.

Rybak przewidywał, że podczas wojny wszystkie organizacje wywiadowcze nie korzystałyby z drogi kurierskiej dla utrzymywania łączności z
centralą wywiadu i kierownictwem organizacyjnym, przekazywałyby meldunki na dwa konspiracyjne adresy: 1.) adres zagraniczny Biura
Ewidencyjnego (organizacje w Charkowie, Moskwie, Kijowie i Odessie) oraz 2.) adres w Sztokholmie, którym dysponował Piłsudski.

Organizacja "Konfident 'R' " rozmieszczona była na następujących trasach kolejowych:

1.) linia warszawsko-petersburska z odgałęzieniem do Dęblina: Petersburg (punkt organizacyjny początkowy) - Dźwińsk - Wilno - Grodno
- Białystok - Warszawa (punkt organizacyjny końcowy) - Iwangorod (Dęblin) (stacja docelowa);

2.) linia połocka z odgałęzieniem na Lublin: Bołogoje (punkt organizacyjny początkowy) - Połock - Lida - Siedlce - Lublin (punkt organizacyjny
końcowy);

3.) linia moskiewska z odgałęzieniem na Chełm: Moskwa (punkt organizacyjny początkowy) - Smoleńsk - Mińsk - Baranowicze - Brześć (punkt
organizacyjny końcowy) - Chełm (stacja docelowa);

4.) Dźwińsk (możliwy do założenia punkt organizacyjny początkowy) - Połock - Witebsk - Smoleńsk (punkt organizacyjny końcowy);

5.) Briańsk (punkt organizacyjny początkowy) - Homel - Łuniniec - Brześć (punkt organizacyjny końcowy);

6.) Kursk (punkt organizacyjny początkowy) - Kijów (punkt organizacyjny końcowy);

7.) Charków (punkt organizacyjny początkowy) - Kijów (z odejściem na Fastow) - Samy (etapowa stacja docelowa) - Kowel (stacja docelowa
końcowa);

8.) linia kolejowa bez punktów organizacyjnych: Jekaterynosław (Dniepropietrowsk) - Fastow - Berdyczów - Stolbunowo (stacja docelowa);

9.) Odessa (punkt organizacyjny początkowy) - Szmerinka (stacja docelowa).

Nie wiadomo, kogo Piłsudski miał na myśli wskazując Rybakowi możliwość zorganizowania łączności przez Sztokholm. Pośrednikiem tym mógł
być Konni Zilliacus, z którym Jodko-Narkiewicz utrzymywał kontakt listowny.

Wniosek Rybaka o udostępnienie konspiracyjnego adresu zagranicznego dla organizacji "Konfident 'R' " był niepotrzebny. Rozkazem z 16 grudnia

32 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

1912 r. zastępca szefa Sztabu Generalnego, gen. Franz Höfer von Feldsturm zarządził przekazanie adresów zagranicznych agenturze podległej
Głównemu Ośrodkowi Wywiadowczemu w Krakowie. "Adresy państw neutralnych mogą być wydawane tylko najbardziej zaufanym konfidentom" -
zastrzegł Höfer, przydzielając następujące adresy:

1. "Herr Otto Steiner, London E.C., 21 Old Broard Street". Przy adresie Rybak dopisał odręcznie po otrzymaniu zarządzenia: "Nr 7/1
[Stefan Domaradzki] u[nd] 'R' [!]".

2. "Herr A. Kotoun, Friseur, Bern, Schweitz, Amtshausgäßchen 20". Przy tym adresie Rybak dopisał potem odręcznie: "233/1 [Stefan Grudziński],
282/1, 286/1 [Stanisław Mierzwiński], 287/1 [Feliks Babiński], 289/1, 291/1".

Höfer von Feldsturm przypominał, że "adresy są ściśle tajne i wszystkie organy mają tego bezwzględnie przestrzegać" - dodawał. Polecał na
koniec przesłanie do Sztabu Generalnego wykazu pseudonimów konfidentów wraz z przydzielonymi im adresami. Informował również, że ten sam
rozkaz przesłano do oddziałów Sztabu Generalnego korpusów: X w Przemyślu, XI we Lwowie i XII w Nagyszeben.

Rybak otrzymał zarządzenie Höfera von Feldsturm 19 grudnia 1912 r. Przysłane adresy przekazał zaraz wytypowanym konfidentom z
poleceniem sprawdzenia nowego kanału łączności. Próba wypadła pomyślnie.

Z Piłsudskim spotkał się Rybak zapewne 28 grudnia. Wskazany bowiem w raporcie ostateczny termin przydzielenia adresu konspiracyjnego na
ten dzień wiązał się zapewne z uzgodnionym spotkaniem z Piłsudskim w tej oraz w innych sprawach związanych z wydaniem odpowiednich
dyspozycji dla emisariuszy wyjeżdżających do Rosji. "Były gdzieś w okolicy Bożego Narodzenia momenty tak ostre - wspominał o tych dniach
Piłsudski w Poprawkach historycznych - że ze sztabu pierwszego korpusu austriackiego w Krakowie zawiadomiono mnie, abym przez najbliższe
dni nie wychodził z domu, gdyż każdej chwili można oczekiwać rozkazu rozpoczęcia przygotowań do mobilizacji i wtedy, zgodnie z umową, miałbym
prawo rozpocząć zwiezienie wszystkich gniazd strzeleckich do umówionego miejsca w Wadowicach".

Po sprawdzeniu adresów konspiracyjnych i wypróbowaniu łączności Rybak przesłał 11 stycznia 1913 r. do Sztabu Generalnego żądany
Wykaz konfidentów z adresami konspiracyjnymi na wypadek wojny. W przekazanym raporcie niezwykle charakterystyczny jest brak wpisu w
rubryce tabeli dla numeru ewidencyjnego konfidenta przy kontakcie operacyjnym, który określano pseudonimem "Stefan". Puste miejsce
oznaczało funkcjonowanie kontaktu poza podstawowymi strukturami ewidencyjnymi. Odnotowano wyłącznie pseudonim osobowego kontaktu
operacyjnego, stanowiącego trzon wydzielonej z głównej ewidencji agentury "Konfident 'R' ", owej "grupy konfidentów", jak to zdawkowo określono
w "Uwagach" do tabeli. "Stefan" jest pseudonimem osobowego kontaktu Piłsudskiego lub Sławka dla Rybaka. W tym konkretnym przypadku
oznaczać musi Piłsudskiego, jako kontaktu głównego. Przekazany londyński adres konspiracyjny Biura Ewidencyjnego miał być skrzynką
kontaktową dla sieci "Konfidenta 'R' " na wypadek wojny z Rosją. Należy podkreślić, że adres ten oprócz organizacji "R" otrzymał
tylko Domaradzki, najstarszy, najbardziej zasłużony i zaufany konfident w służbie Biura Ewidencyjnego przeciwko Rosji. Również tylko on z całej
sieci konfidentów krakowskiej HK-Stelle dysponował głównym konspiracyjnym adresem Biura Ewidencyjnego w Wiedniu ("Adam Unkemann,
Wien, 5/1 Gartengasse, Nr. 70"). Można przypuszczać, że tym samym adresem posługiwał się Piłsudski w bezpośrednich kontaktach z Rongem.

Informacje Rybaka zawarte w jego wcześniejszej zapisce na rozporządzeniu zastępcy szefa Sztabu Generalnego, gen. Höfera von Feldsturm z
16 grudnia 1912 r. oraz dane z cytowanego raportu wykonawczego do tego rozporządzenia stanowią g ł ó w n y d o w ó d na to, że wymieniony
pseudonim osobowego kontaktu "Stefan" oraz kryptonim "R" odnoszą się do tej samej operacji wywiadowczej.

W najwyższych urzędach Austro-Węgier w końcu 1912 r. stało się głośno o kontaktach Sztabu Generalnego z polskimi rewolucjonistami.
Zaniepokojenie Bobrzyńskiego rozwojem ruchu niepodległościowego udzieliło się w końcu ministrowi spraw wewnętrznych, hrabiemu Heinoldowi
von Udynskiemu (3 XI 1911 - 30 XI 1915). Radykalne ugrupowania niepodległościowe - informował 13 XII 1912 r. ministra wojny, gen. Alexandra
von Krobatina "wciągnęły w orbitę swych rozważań sprawę zorganizowania powstania zbrojnego w Królestwie Polskim". Ruchowi temu sprzyjali
głównie socjaliści - rozważał dalej - "którym chodzi przede wszystkim o to, by wespół z rosyjską socjalno-rewolucyjną [tzn. Partią Socjalistów-
Rewolucjonistów - R. Ś.] zadać rozstrzygający cios rosyjskiemu caratowi". Ruch niepodległościowy przyjął za cel swoich dążeń "organizowanie
siły zbrojnej i wyzyskanie konfliktu austriacko-rosyjskiego dla odbudowy niepodległej Polski". Tak określony program polityczny może stać się w
pewnych warunkach niebezpieczny nawet dla "interesów państwowych Austrii" - przestrzegał". Oczekiwał od Ministerstwa Wojny wykładni
prowadzonej polityki popierania przez władze wojskowe polskich organizacji paramilitarnych i ruchu niepodległościowego w Galicji.

Możliwość polskiej irredenty, która mogła wymknąć się spod kontroli władz austriackich wydawała się groźna. Austriacy mogli więcej stracić
niż zyskać przy współpracy z Polakami. Wydarzenia związane z napięciem w stosunkach międzynarodowych i możliwością wybuchu wojny między
Austro-Węgrami a Rosją na przełomie 1912/1913 r. stanowiły kulminacyjny moment dotychczasowej współpracy Biura Ewidencyjnego. Polski
ruch niepodległościowy w Galicji wykazywał mocne dążenia wyzwoleńcze wobec zaboru rosyjskiego, które bez wsparcia materialnego oraz
szerszego oparcia o politykę Austro-Węgier i Niemiec nie miały wszakże szans realizacji. Stanowisko władz wojskowych najlepiej tutaj oddał
minister wojny, gen. Krobatin (9 XII 1912 - 10 IV 1917). "Powiązanie Sztabu Generalnego z omawianą partią, za granicą [tzn. z PPS Frakcją
Rewolucyjną - R. Ś.] - odpowiadał Heinoldowi von Udynskiemu w piśmie z 26 grudnia 1912 r. - istniało tylko w tym sensie, że nasze organa
wywiadowcze nawiązały i utrzymywały jedynie takie kontakty, które wydawały się konieczne z jednej strony dla utrudnienia rosyjskiej działalności
szpiegowskiej przeciwko Monarchii, z drugiej zaś dla popierania własnej działalności wywiadowczej. Utrzymywanie takich kontaktów z partią
socjalno-rewolucyjną za granicą podyktowane jest przez bezwzględny obowiązek stosowania w czasie wojny wszelkich środków, które mogą
szkodzić nieprzyjacielowi a dopomagać zwycięstwu naszego oręża. Z tego punktu widzenia byłoby niewybaczalnym błędem niewyzyskanie ruchu
politycznego za granicą - skierowanego przeciwko Rosji. Jeśli idzie o oddziały partyzanckie tworzące się w Rosji lub gdzie indziej, to władze
wojskowe nie biorą na siebie żadnej odpowiedzialności za sposób traktowania ich przez nieprzyjaciela. Władze wojskowe nie mogą również
wiązać się żadnymi obietnicami co do zrealizowania po zakończeniu wojny celów politycznych tych oddziałów". Przy tym "stowarzyszenia
strzeleckie, które by przekroczyły zakres swej działalności statutowej podejmując antypaństwową działalność polityczną, powinny zostać
zakazane przez władze polityczne, co automatycznie spowoduje natychmiastowe przerwanie pomocy w zakresie wojskowego szkolenia
strzeleckiego ze strony władz wojskowych". Obawa o rozszerzenie celów politycznych polskiej irredenty nakazywała przyjęcie przez Sztab
Generalny ostrożniejszej postawy wobec współpracy z ruchem Piłsudskiego i pogłębienie jej wyłącznie w zakresie kontaktów wywiadowczych,
jako najlepszym sposobem utrzymania kontroli jego zachowań politycznych. Nie oznaczało to wszakże zamiarów pełnego zdominowania przez
agendy Sztabu Generalnego poczynań Piłsudskiego, który mimo wszystko zachował względną niezależność we wzajemnych kontaktach i miał
pewną swobodę działań politycznych.

Puste rubryki sprawozdań - kłopoty z ewidencją "Konfidenta 'R' "

W grudniu 1912 r. szef oddziału wywiadu w Krakowie założył specjalną tekę dla operacji "Konfident 'R' ", którą przechowywał w swoim sejfie w
gabinecie HK-Stelle w Krakowie. Na grubej drewnianej okładce, oklejonej zielonym płótnem introligatorskim, zachowała się naklejka z oryginalnym
tytułem: "Sprawy 'Geheim' ". Rybak wkładał do teki ściśle tajną korespondencję o specjalnym znaczeniu, która nie była rejestrowana w kancelarii
głównej HK-Stelle Krakau. Zawierać miała niezbędną dokumentację "Konfidenta 'R' ". W tece znajdowało się pierwotnie tylko 19 dokumentów z
okresu od 17 grudnia 1912 do 9 sierpnia 1914 r., sygnowanych kolejnym numerem oraz literą "g" - geheim (dokument numer 1 sygnowany:
"K[undschaft] Nr. 1 (geheim)"). Wydaje się, że przechowały się tutaj najważniejsze dokumenty, jak Organizacja służby wywiadowczej przez
Konfidenta "R" w czasie pokoju i mobilizacji z 17 XII 1912 r., mapy z rozmieszczeniem agentury "R", plan działania PPS z 30 VII 1914 r., odpisy

33 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

meldunków wywiadowczych Piłsudskiego i pokwitowania Sławka dla Rybaka.

Części dokumentacji nie ma w zbiorze. Brakuje dokumentów z sygnaturami: K. Nr 2/g, K. Nr 3/g, K. Nr 4/g (z okresu pomiędzy 17 XII 1912 a 19 III
1913) oraz raportu Rybaka z oznaczeniem: K. Nr 6/g (z okresu pomiędzy 19 III 1913 a 12 III 1914), do którego zachował się tylko jeden załącznik
mapowy, przedstawiający organizację i rozmieszczenie agentury "Konfidenta 'R' " w okresie od 15 XI 1912 do 1 IV 1913 r.

Możliwe, że brakujące dokumenty Rybak sporządzał tylko do wiadomości Rongego, w jednym egzemplarzu, z oznaczeniem kodowym,
uniemożliwiającym zrobienie kopii. Być może też były to polecenia Rongego, ustne lub pisemne, o tej samej kategorii tajności, bez prawa ich
rejestracji kancelaryjnej; w wypadku rozkazów na piśmie przekazywanych przez specjalnego posłańca, dokumenty te były przeznaczone do
zniszczenia zaraz po otrzymaniu i zapoznaniu się z ich treścią. Jednak najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że brakująca
dokumentacja "Sprawy 'Geheim' " zawierała materiały Piłsudskiego w formie jego pisemnych zobowiązań i raportów, które kierował do Rybaka, a
ten sygnował je kolejnym numerem ewidencyjnym, z oznaczeniem kodowym "Geheim", i posyłał do Rongego. Wskazuje na to fakt niezachowania
żadnych śladów zapisów kancelaryjnych przekazanych przez Piłsudskiego planów organizacji powstania w Królestwie Polskim z sierpnia-września
1912 i maja 1913 r. oraz zbieżność treści cytowanego załącznika do raportu oznaczonego sygnaturą "K. Nr. 6/g" z informacjami zawartymi w
brulionie ostatniego memoriału, o czym mowa poniżej Rybak musiał też mieć drugą tekę, w której trzymał arkusze ewidencyjne "Konfidenta 'R' ".
Teka ta zaginęła, zapewne została zniszczona.

Członków organizacji "Konfident 'R' " Rybak rejestrował do kartoteki poza zwykłą numeracją identyfikacyjną agentury HK-Stelle w Krakowie.
Dla "Konfidenta 'R' " utrzymywano bowiem przez cały czas najwyższy stopień tajności. Nazwiska agentów, którzy stanowili trzon agentury, znał
wyłącznie Ronge oraz Iszkowski i Rybak (dane rejestrowane w wewnętrznej ewidencji Grupy Wywiadu oraz oddziałów HK-Stelle w Krakowie i we
Lwowie). Nazwiska wszystkich agentów wciąganych do wewnętrznej ewidencji Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie znane były jego
kierownikowi i prawdopodobnie szefowi Grupy Wywiadu Biura Ewidencyjnego w Wiedniu. Agenci ci stanowili znowu trzon mniejszych komórek
wywiadowczych i dywersyjnych, gdzie wiedza Rybaka i Rongego już nie sięgała. Pełnymi danymi o całej sieci dysponował tylko Piłsudski.

Wyobrażenie o sposobie rejestrowania w kartotekach wywiadowczych danych osobowych dotyczących współpracowników sieci "R" daje
zachowana dokumentacja oddziału HK-Stelle w Krakowie. Z jednej strony nie można było posługiwać się tymi informacjami w oficjalnej
sprawozdawczości oraz korespondencji między centralą w Wiedniu a ekspozyturami terenowymi

w Krakowie i Lwowie. Z drugiej strony za podstawę pracy wywiadu uznawano, jak wszędzie, prowadzenie pełnej ewidencji obiegu informacji. Dla
sprawozdawczości przyjęto rozwiązanie połowiczne, wykazując bezimiennie prowadzenie agenta na zasadzie kontaktu specjalnego Biura
Ewidencyjnego. Sposobem na obejście procedury nakazującej kierownikowi oddziału HK-Stelle rejestrację każdej formy konfidencjonalnej
podjęcia służby wywiadowczej mogła być zasada ewidencji danych o specjalnym znaczeniu przez wywiad centralny Grupy Wywiadu. Kartoteka
osobowa agentury "R" znajdowała się w rękach Rongego, razem z podstawową dokumentacją operacyjną "Konfidenta 'R' ". W ten sposób Rybak
nie musiał dublować pełnych zapisów ewidencyjnych, wykazując tylko prowadzenie operacyjne agentów, przyporządkowanych Głównemu
Ośrodkowi Wywiadowczemu w Krakowie z racji jego właściwej kompetencji terytorialnej.

Wymóg takiej formy rejestracji utrzymywanego kontaktu specjalnego wprowadzono prawdopodobnie od początku 1913 r. Zarządzenie to
wprowadzono zapewne w jakimś bliżej nieokreślonym związku z rozporządzeniem Conrada von Hötzendorfa z 22 grudnia 1912 r. o "zakazie
kontaktowania się z PPS", o czym Rybak wspominał 30 lipca 1914 r. w raporcie do Rongego. Nie udało się odnaleźć rozporządzenia szefa
Sztabu Generalnego. Można przypuszczać, że zakaz kontaktów z PPS dotyczył sfery politycznej i mógł wiązać się z konsekwencjami podjętej
współpracy wywiadowczej dla polityki wewnętrznej i zagranicznej Ballhausplatz.

W rocznym sprawozdaniu dla Biura Ewidencyjnego - Konfidentenferzeichnis za 1913 r. Rybak wykazał wszystkich pracujących aktualnie
konfidentów i agentów, podając dla większości ich nazwiska, pseudonimy, kryptonimy, miejsca stałego zamieszkania, rejony działania, sposoby
komunikacji, używane szyfry itd. Zestawienie obejmowało 64 pozycje, według kolejnych numerów sprawozdawczych od 1 do 64. W innym miejscu
Rybak podał, że w 1913 r. zwerbował 16 konfidentów, z których 9 do końca tego roku sprawozdawczego wykreślono z ewidencji (zostali
aresztowani w Rosji albo okazali się szpiegami rosyjskimi). Dane personalne działających z tej nowej grupy konfidentów szef Głównego Ośrodka
Wywiadowczego zapisał w zestawieniu pod numerami sprawozdawczymi od 34 do 63. Z prostego wyliczenia wynika, że, zgodnie z informacjami
zawartymi w sprawozdaniu za 1913 r., Rybak powinien odnotować w raporcie zbiorczym włączenie do ewidencji krakowskiego oddziału HK-Stelle
31 nowych konfidentów (Jahres Bericht). Pominął informacje o 15 konfidentach, którzy mieli identyczny sposób zapisu ewidencyjnego. Wszyscy
należeli do sieci "Konfident 'R' ".

W wypadku agentów operacji "R" wszystkie rubryki merytoryczne ewidencji konfidentów Rybak pozostawiał puste ("Nazwisko", "Nr [ewidencyjny]",
"Pseudonim", Stałe miejsce zamieszkania", "Zawód", "Obywatelstwo", "Posiada atrament sympatyczny i jaki", "Dysponuje kluczem szyfrowym i
jakim", "Zastosowanie podczas pokoju", "Zastosowanie podczas wojny", "Komunikowanie się podczas wojny", "Uwagi"), odnotowując jedynie ich
bieżący numer sprawozdawczy ("Kolejny numer"). Dla Rongego taka informacja wystarczała. Wiedział, że pod pustymi miejscami kryją się ludzie
Piłsudskiego. "Puste" rubryki obejmowały następujące pozycje, według numeracji porządkowej sprawozdania: 38, 39, 40, 43, 44, 45, 46, 51, 52,
53, 54, 58, 59, 60 i 64. Wszystkie pozycje odnosiły się do 1913 r. Nie ma takich zapisów ewidencyjnych sprzed 1913 r. (pozycje sprawozdania do
numeru 33).

W podobnym sprawozdaniu Iszkowskiego, który odnotował stan agentury Głównego Ośrodka Wywiadowczego na koniec 1912 r., nie ma również
śladów wpisów ewidencyjnych dla "Konfidenta 'R' ". Można przypomnieć, że dwie inne agentury zbiorowe, wydzielone z głównej ewidencji -
agentura żydowska oraz "Wolfa" zostały w tym sprawozdaniu odnotowane. Sprawozdanie Iszkowskiego było w późniejszym okresie uzupełniane,
służyło jako podstawowy wykaz konfidentów HK-Stelle we Lwowie. Ostatni datowany wpis został dokonany 10 stycznia 1914 r. W okresie
mobilizacji wojennej wywiadu w ostatnich dniach lipca 1914 r. w rubrykach "Uwagi" przy każdym konfidencie wpisano przydział mobilizacyjny.
Ówczesny wywiad posługiwał się już powszechnie schematami archiwizacji danych, ewidencji informacji dla potrzeb działań operacyjnych
scentralizowanego aparatu. Przyjęte zasady kancelaryjne obowiązywały wszystkie agendy Biura Ewidencyjnego. Brak późniejszych adnotacji w
sprawozdaniu Iszkowskiego, dotyczących agentury "Konfident 'R' ", wskazywał, że lwowski ośrodek wywiadowczy od 1913 r. nie prowadził jej
operacyjnych kontaktów.

Wynika stąd, że Rybak otrzymał polecenie od Rongego wprowadzenia do ewidencji trzonu agentury "R", ale w formie zakamuflowanej. Mogła
to być forma pewnego alibi dla kontaktów Biura Ewidencyjnego z polskimi organizacjami niepodległościowymi, wykazania się przed władzami
wojskowymi ściśle wywiadowczymi kontaktami z ruchem Piłsudskiego, bez kontekstu politycznego zawieranych porozumień. Rybak rejestrował
dane od początku 1913 r. Wprowadzona do ewidencji grupa 15 osób sieci "R" stanowiła zapewne jej ścisłe kierownictwo (Piłsudski, Sławek i
Jodko-Narkiewicz) oraz trzon organizacyjny mniejszych komórek wykonujących zadania wywiadowcze i dywersyjne na terenie Rosji. Nie ma
informacji o składzie osobowym tej ostatniej grupy. Z całą pewnością rekrutowali się ze środowisk emigracji PPS i ZWC. Szef HK-Stelle w
Krakowie włączył najpierw 3 osoby (Piłsudski, Sławek, Jodko-Narkiewicz?), według pozycji sprawozdania numery 38, 39 i 40. Pod numerem 37
odnotowany był konfident Walentin Góra, o kryptonimie 300/1, natomiast pod numerem 41 zapisano informacje o konfidencie Wacławie
Wiśniowskim, o kryptonimie 301/1. Wynika z tego wniosek, że agenci organizacji "Konfident 'R' " byli pierwotnie rejestrowani poza
główną kartoteką konfidentów, gdzie obowiązywał jeden ciąg numeracji. Nie mieli indywidualnych kryptonimów w ramach kartoteki ośrodka
wywiadu w Krakowie. Nie jest jednak wykluczone, że takie identyfikatory ewidencyjne otrzymywali od Rongego w ramach centralnej kartoteki

34 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Grupy Wywiadu. Wpisu tych trzech osób Rybak dokonał w okresie między 21 a 23 stycznia 1913 r., co wynika z informacji o momencie werbunku
konfidentów Leonarda Czajki (kryptonim 297/1, pozycja Konfidentenverzeichnis za 1913 r. - 36) i wspomnianego wyżej Wacława Wiśniowskiego,
zawartych w ich arkuszach ewidencyjnych. Czasu włączenia do ewidencji sprawozdawczej pozostałej grupy sieci "R" nie da się bliżej określić,
gdyż w zachowanych arkuszach ewidencyjnych konfidentów z dalszej części sprawozdania nie został odnotowany czas ich werbunku.

Istniało więc drugie, ściśle tajne "techniczne" sprawozdanie Rybaka, w którym szef krakowskiej HK-Stelle odnotowywał aktualną ewidencję trzonu
agentury "Konfident 'R' ", jako jej dysponent z ramienia Biura Ewidencyjnego. Formalnie bowiem sieć "R" była już definitywnie i całkowicie
podporządkowana Grupie Wywiadu Biura Ewidencyjnego.

Konsekwencją przyjęcia przez Rybaka podwójnego systemu ewidencji agentury było rozróżnienie zadań operacyjnych dla zwykłej sieci
konfidentów oraz sieci "Konfident 'R' ". Znajdowało to swój wyraz w dublowaniu planów operacyjnych wykorzystania podległej agentury w
przypadku mobilizacji wywiadu na wypadek wojny. Dopiero zestawienie tych dwóch planów dawało właściwy obraz rozmieszczenia agentury i jej
wpływów. Mylące jest więc posługiwanie się tylko dokumentacją operacji wywiadowczych, które odnotowywano w urzędowej sprawozdawczości.
Najlepszym przykładem jest mapa sieci konfidencjonalnej Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie sporządzona na podstawie ewidencji
za 1913 r., gdzie nie ma śladu obecności wydzielonych agentur. Był to dodatkowy sposób ich kamuflowania. W ten sposób osoba, która nie była
wprowadzona we wszystkie tajniki planowanych działań, a z racji pełnionych obowiązków służbowych musiała mieć styczność z agenturą w
terenie, który podlegał w jakimś zakresie jej kompetencji wojskowej (dowódca i szef sztabu jednostki), nie była w stanie zorientować się we
wszystkich zamierzeniach wywiadowczych. Osoba ta otrzymywała do swojej dyspozycji tylko aparat klasycznego wywiadu. Zadania specjalne
wykonywał delegowany w tym celu oficer wywiadu, któremu powierzano wszystkie tajemnice.

W tajnej służbie Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie

Organizacja Piłsudskiego nie stanowiła ekspozytury wywiadowczej w ścisłym tego słowa znaczeniu, chociaż wykonywała zadania
wywiadowcze według dyspozycji przedstawicieli Evidenzbureau. Zdobywanie informacji oraz struktura sieci i zasady jej funkcjonowania, dalekie
od schematów działalności wywiadu austriackiego i niemieckiego, cechowała improwizacja i amatorski charakter. Do końca 1912 r. organizacja
Piłsudskiego spełniała wyłącznie pomocnicze funkcje informacyjne. Dzięki "Konfidentowi 'R' " stworzono podstawy dla rozwinięcia klasycznego
wywiadu przeciw Rosji. Od 1913 r. działała już sprawna sieć "zawodowców", powiązana bezpośrednio z centralą HK-Stelle w Krakowie. Meldunki
"Stefana" stanowiły tylko uzupełnienie właściwych raportów wywiadowczych. Praca wywiadowcza organizacji Piłsudskiego straciła przejściowo na
znaczeniu. Ale też i nie o to chodziło. Sztab austriacki i niemiecki włączyły do swoich strategicznych planów wojennych polski ruch wojskowy, jako
czynnik polityczny w rozgrywce z Rosją. Organizacja "Konfident 'R' " przechodziła na pozycje agentury politycznej.

Komendant prowadził prawdziwe biuro szpiegowskie, ale była to dla niego działalność uboczna. Wspomagał operacje wywiadowcze sztabu
austriackiego licząc ciągle na wyzwolenie Polski od Rosji w efekcie wysiłku zbrojnego Austro-Węgier i Niemiec. Stworzył podległą sobie sieć
agentów, rekrutujących się z działaczy PPS i ZWC w Królestwie Polskim i Rosji. Dostarczali oni Piłsudskiemu materiały informacyjne, które po
posegregowaniu i opracowaniu przesyłał do Rybaka, zwykle za pośrednictwem Sławka. Cały czas obowiązywały warunki umowy zawartej w
grudniu 1912 r. i w oparciu o przyjęte wówczas postanowienia rozwijany był wywiad w zaborze rosyjskim. Problemy, z jakimi się wówczas stykano,
najlepiej oddaje następujące pismo Rybaka do Rongego:

"Kapitan Korpusu Sztabu Generalnego

Józef Rybak

Oddział Sztabu Generalnego c. i k. 1 Korpusu W[ywiad] Nr 5/t[ajne]

Kraków, dnia 19 marca 1913.

Wielce Szanowny Panie Majorze!

Niejaki [Władysław] Sikorski, inżynier przy Namiestnictwie we Lwowie i były prezes Związku Strzeleckiego we Lwowie, pozostający w
zażyłych stosunkach z kierownictwem PPS, zaoferował partii zbliżenie między tą partią a austr[iackim] Sztabem Generalnym, podobno z inicjatywy
kapitana Sztabu Generalnego ze Lwowa, którego nazwiska nie chce ujawnić.

Między nim a rzekomym kapitanem Sztabu Generalnego ustalono warunki oraz wzajemne świadczenia i zależy już tylko od kierownictwa partii, czy
dojdzie do realizacji umowy.

Zwrócono się do mnie, czy poinformowany jestem o tej akcji oraz czy te rozmowy mają oficjalny charakter?

Należy jeszcze zaznaczyć, że kierownictwo partii twierdzi, że nie jest zainteresowane kontaktem i rzekomo odrzuciło ofertę, nie podając jednak
konkretnych motywacji.

Pragnę Jaśnie Wielmożnego Pana poinformować o tym wydarzeniu, dodając jednocześnie, że nadal obowiązują uzgodnienia zawarte
jesienią 1912 między mną a kierownictwem partii.

O [ruchu] niepodległościowym Polaków zostanie sporządzony przez wywiad oficjalny raport i przekazany szefowi c. i k. Sztabu Generalnego, a
następnie wykonany przeze mnie i doręczony panu majorowi.

Przy okazji pragnę już teraz podkreślić, że została także nawiązana łączność z Łotyszami (ludność chłopska w guberni ryskiej i na południe od
niej); są to ludzie, którzy brali udział w rewolucji 1905 i charakteryzują się nienawiścią do Rosjan. Zostanie to wykorzystane i podobnie jak w
przypadku PPS zaplanowane przeze mnie (centrum ich działalności to Ryga, Psków i Dyneburg).

Jako ciekawostkę pragnę dodać, że komitet młodoturecki zwrócił się przed około 4 tygodniami do kierownictwa PPS; zamierzano ustalić wspólne
postępowanie na wypadek wojny rosyjsko-tureckiej. Organ tego komitetu został wysłany do Krakowa celem odbycia konferencji z kierownictwem
PPS.

O ile mi wiadomo, propozycje komitetu zostały przyjęte chłodno lub całkowicie odrzucone. Nie mam w związku z tym zagadnieniem żadnych innych
informacji.

Na koniec pozwalam sobie Jaśnie Wielmożnemu Panu powiedzieć, że nawet w przypadku odprężenia między Austrią a Rosją należy
prowadzić stąd intensywnie wywiad, na co jednak kierownictwu Sztabu Generalnego nie wystarcza dotacji przeznaczonych na wywiad; na ten
kwartał Ośrodek Wywiadowczy potrzebuje od jednego do dwóch tysięcy koron dotacji. Jeżeli uwzględnienie mojej prośby nie sprawiłoby Grupie
Wywiadu Biura Ewidencyjnego większych kłopotów, proszę o spełnienie powyższego.

35 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Łącząc wyrazy szczególnego szacunku i oddania,

Józef Rybak, kapitan".

Władysław Sikorski, nie znając prawdopodobnie istoty dotychczasowych powiązań sztabowych Piłsudskiego, podjął starania o nawiązanie
własnych kontaktów wywiadowczych z oddziałem HK-Stelle we Lwowie. Niestety nic o tym bliżej nie wiadomo, poza tym jednym przekazem. Rola i
pozycja Sikorskiego w PPS oraz w konspiracji wojskowej ZWC i ruchu strzeleckim nie upoważniała go w żadnym stopniu do reprezentowania
opinii tych grup, nawet w wariancie opozycyjnym wobec kierownictwa Piłsudskiego. Należał do szerokiego grona kilkudziesięciu funkcyjnych
działaczy w ruchu niepodległościowym, ale w niczym tam się nie wyróżniał. Nie ma śladów źródłowych, które ukazywałyby jego postać i
współczesne działania w innym świetle. Jego inicjatywa wynikała zapewne z nieposkromionych ambicji politycznych odegrania samodzielnej roli
wobec austriackich władz wojskowych, jako alternatywy dla ich dotychczasowych powiązań z Piłsudskim.

Niewielkiego komentarza wymaga też ostatni fragment raportu Rybaka dla Rongego, który dotyczy podjętych starań o nawiązanie kontaktu
przez organizację "R" z ruchem młodotureckim. Otóż, na wypadek wojny Turcji z Rosją powstał projekt utworzenia legionu polskiego, walczącego
u boku armii tureckiej. Rozmowy na ten temat nie wyszły poza ogólne plany, które stały się nieaktualne, gdy atmosfera wojenna w Europie
znacznie opadła.

W marcu 1913 r. rozpadł się Związek Bałkański. Działania wojenne i dyplomatyczne toczyły się jeszcze przez miesiąc. Groźba konfliktu, w
który mogły zostać wciągnięte Austro-Węgry została zażegnana. Wojna zakończyła się traktatem pokojowym w Londynie 30 maja 1913 r. (Turcja
utraciła niemal całość swych terytoriów europejskich). Dla służb wywiadu Austro-Węgier wydarzenia te nie oznaczały jednak powrotu do pracy w
warunkach pokojowych (dopiero 20 września 1913 r. szef Sztabu Generalnego odwołał w placówkach galicyjskich oddziałów HK-Stelle pierwsze
stadium zaostrzonej służby wywiadu przeciwko Rosji).

Szanse na wybuch wojny między Austro-Węgrami a Rosją oceniał wówczas Jodko-Narkiewicz jako małe. "Czy wybuch wojny pewny jest na
wiosnę? - pisał 14 III 1913 r. do Zarządu Związku Sokołów Polskich w Ameryce. - Nie, nie był on pewny nigdy, a teraz mniej niż kiedykolwiek.
Jednak przed miesiącem, w ówczesnej sytuacji, uważaliśmy, iż obowiązkiem polskim jest gotować się do walki, gdyż s ą s z a n s e [podkreśl. w
oryginale - R. Ś.] walki, a nie trzeba, by wypadki zastały nas nieprzygotowanymi. Dziś sytuacja jest zmienna. Nie wiemy, na jak długo wojna jest
odłożona. Ale to jest pewne, iż polityka rosyjska tworzy Rosji ciągle wrogów i że powinniśmy być w stanie napaść na Rosję z tą chwilą, gdy ona
przez tych wrogów zostanie zaatakowana. Dlatego będziemy robili przygotowania wojenne nadal". A "stosunek rządu austriackiego do nas musi
być oficjalnie żaden. Każda bowiem, choćby najdrobniejsza pomoc, udzielona przez rząd oficjalnie nam, jest warunkiem neutralności w stosunku
do Rosji, nie może być zatem pomyślana. Wiedząc o tym, nie żądamy tego i zadawalamy się, gdy nam władze rządowe nie stawiają przeszkód i
gdy wojskowość udziela nam tej pomocy, jaką dostają zwykle związki strzeleckie w państwie". Według stanu na dzień 1 kwietnia 1913 r. oddziały
strzeleckie liczyły 8 480 członków. Dlatego - uzupełniał 12 V 1913r. w liście do Tadeusza Siemiradzkiego - "wobec Austrii występować będziemy
jako sprzymierzeńcy, zachowujący swoją samodzielność. Zachowanie się nasze wobec Niemiec zależeć będzie od ich zachowania się w
stosunku do nas. Jesteśmy zdecydowani, żeby pod tym względem liczyć się tylko z interesem narodowym. Powodzenie nasze, i militarne, i
polityczne, będzie zależało tylko od siły zbrojnej, którą w pole wyprowadzimy i od pomocy narodu całego. Od sił naszych zależeć też będzie, czy
Austria, ewentualnie Niemcy, będą liczyć się z nami i otaczać nas swoją opieką". Pojawiła się myśl możliwego współdziałania z Niemcami za cenę
wspierania dążeń polskich. Wówczas była to jeszcze perspektywa odległa i nie mogła nabrać praktycznego wymiaru ze względu na
podporządkowanie celów taktycznych polityce Austro-Węgier.

W kwietniu 1913 r., zapowiedziany w piśmie do Rongego z 19 III 1913 r. oficjalny raport na temat polskiego ruchu niepodległościowego przesłał
Rybak do Sztabu Generalnego. Obszerne opracowanie Dążenia Polaków do niepodległości miało uzasadniać konieczność utrzymywania bliskiej
łączności czynników władzy w państwie z polskimi organizacjami niepodległościowymi.

Autor podkreślał w raporcie, że w przeszłości niemal wszystkie partie polityczne działające w Polsce w mniejszym lub większym stopniu dążyły do
niepodległości. Niekiedy dążenia te nabierały form bardziej radykalnych postaci powstań narodowych. Zdecydowanie przeciwko caratowi
stanął ruch socjalistyczny w Królestwie Polskim, w tym zwłaszcza PPS Frakcja Rewolucyjna, która przyjęła postulat uwolnienia Polski rosyjskiej za
podstawowy warunek realizacji jej programu. PPS od dawna deklarowała, że w przypadku wmieszania się Rosji w wojnę partia wykorzysta ten fakt
przeciw caratowi na rzecz wyzwolenia Polski. Próbowano zrealizować te idee niepodległościowe podczas wojny rosyjsko-japońskiej. Na terenie
zaboru rosyjskiego doszło do demonstracji, buntów wśród rezerwistów i strajków robotniczych, a także wielu akcji ze strony bojówek PPS. Jednak
działania te nie odniosły sukcesu, spowodowały silną reakcję ugrupowań ugodowych wobec rządów rosyjskich. "Z niepowodzenia rewolucji z 1905
roku - zaznaczał Rybak - PPS wyciągnęła wnioski. Stwierdzono, że większość ludności polskiej należy najpierw przeszkolić, by potrafiła władać
bronią. Propaganda polityczna musiała docierać do szerokich mas, dopiero wtedy naród byłby zdolny do chwycenia za broń w przypadku
powstania (Aufstandsbewegung); należy też pamiętać o tym, że głównym warunkiem powodzenia ruchu niepodległościowego staje się wspólne
działanie wszystkich partii politycznych istniejących w Polsce. Partia przekształciła się więc w bardzo prężną organizację wojskową i zajęła się
planowym, obliczonym na dłuższy czas, częściowo bardzo starannym przygotowaniem przyszłego powstania ludowego (Volksaufstand) z bronią w
ręku". Kierowaniem działalności wszystkich agend mających jakiś związek z przygotowaniem polskiej rewolucji (oświata narodowa, zapewnienie
broni, amunicji, materiałów wybuchowych itp.) zajął się Centralny Komitet Robotniczy, który na wypadek wybuchu powstania niepodległościowego
ma przejąć dowodzenie w charakterze Centralnego Komitetu Rewolucyjnego. Podobny charakter miał Narodowy Związek Robotniczy. "Partia ta -
wskazywał - dysponuje wspaniałymi tajnymi organizacjami; jej program przewiduje przede wszystkim przeobrażenia socjalne, lecz najważniejszym
celem jest polityczna niepodległość Polski rosyjskiej". Duże znaczenie miał fakt, że organizacje bojowe PPS Frakcja Rewolucyjna i NZR podjęły
bezpośrednią współpracę. Jednak szersze dążenia niepodległościowe ujawniły się w sierpniu 1912 r. na zjeździe irredentystycznym w
Zakopanem. Przyjęta wówczas rezolucja - zauważał dalej -jest tylko ogólną dyrektywą, natomiast sposób jej realizacji pozostawiono
poszczególnym partiom. Jest to jednak pierwszy impuls ogólnopolskiego ruchu na rzecz niepodległości i stanowi podwaliny polskiej
irredenty, powstającej w Galicji i skierowanej przeciw Rosji". Tym celom służyło tworzenie organizacji strzeleckich oraz powołanie Komisji
Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, w której najbardziej wpływową siłą stała się PPS Frakcja Rewolucyjna. Partia
nadała KTSSN "cechy wojskowe - dodawał - organizuje i prowadzi Związki Strzeleckie, zajmuje się agendami mającymi związek z materialnym
przygotowaniem przyszłej rewolucji". Przygotowywana irredenta "nie jest skierowana przeciw Austrii lecz Rosji - tylko i wyłącznie, a wszyscy
wrogowie Rosji są naturalnymi sprzymierzeńcami" - podkreślaj stanowczo. Dlatego ruch polski może być wyzyskany jako dodatkowe źródło sił dla
Austro-Węgier w obliczu walki z Rosją "Trudno jest się w tej chwili wypowiedzieć - kończył - jaki wpływ będzie miało odprężenie polityczne między
Austro-Węgrami a Rosją na dalszy rozwój dążenia do niepodległości wśród Polaków lub jak to wpłynie na działalność Komisji Tymczasowej.
Oddział Sztabu Generalnego (w Krakowie - R. Ś.] zostanie o tym we właściwym czasie poinformowany". Poza tą ostatnią ogólnikową wzmianką
nie ma w raporcie żadnego zapisu o utrzymywanych nieoficjalnie kontaktach wywiadowczych z kierownictwem ruchu niepodległościowego. Jest to
kolejna ilustracja bałamutności informacji na temat polskiego ruchu niepodległościowego, zawartych w oficjalnych dokumentach urzędowych
wywiadu Austro-Węgier, kiedy wędrowały one poza struktury Biura Ewidencyjnego.

Chwilowe odprężenie w stosunkach międzynarodowych Sztab Generalny w Wiedniu wykorzystał na reorganizację i przeprowadzkę centrali
wywiadu do nowej siedziby. Dnia 21 kwietnia 1913 r. Biuro Ewidencyjne przeniosło się ze starego, szarego budynku Am Hof do wspaniałego,
nowo wybudowanego gmachu Ministerstwa Wojny i Sztabu Generalnego przy ulicy Stubenring. "Z najważniejszymi dokumentami pod pachą -
wspominał Ronge - my, oficerowie, wędrowaliśmy do nowej siedziby". Teraz miała nastać nowa era w rozwoju wywiadu. Przestronne gabinety

36 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

dawały możliwość zwiększenia liczby personelu. "Rewolucyjne" urządzenia w gabinecie Rongego, odziedziczone jeszcze po Redlu, szef Grupy
Wywiadu rozbudował. Nowe pomieszczenia były dobrze wyposażone w nowinki techniczne. Udoskonalono dawne metody kontroli osób
przebywających w Biurze Ewidencyjnym. Duże wrażenie robiło atelier fotograficzne i laboratorium wyposażone w najnowocześniejszą aparaturę
litograficzną i chemiczną, a także pracownia daktyloskopii. Pokój przyjęć dla "podejrzanych interesantów" został wyposażony zgodnie ze
wszystkimi wymogami ostrożności i kanonami sztuki wywiadu. Jak w poprzedniej siedzibie Evidenzbureau, za obrazami ukryto
obiektywy aparatów fotograficznych, co pozwalało niepostrzeżenie fotografować przebywające w gabinecie osoby. Z sąsiedniego pokoju można
było rejestrować każdą rozmowę na płycie gramofonowej. Nadal w pomieszczeniach oficerów wywiadu znajdowały się różne przedmioty, które
posypywano specjalnym proszkiem, umożliwiającym zdejmowanie odcisków palców. Biuro Ewidencyjne tworzyło zamkniętą całość z wyjściem
oficjalnym i tajnym. Te "dyskretne tylne schody" wykorzystywano głównie dla tajnych agentów, jeśli chciano zachować pełną konspirację
prowadzonego kontaktu.

Niespodziewanie wybuchł skandal szpiegowski, który wstrząsnął całym państwem. Przypadkowe wykrycie dużej kwoty pieniężnej w przesyłce
listowej doprowadziło do wykrycia podwójnej gry jednego z najbardziej wpływowych oficerów Sztabu Generalnego. Redl "nie mógł się spodziewać,
że zaciska się wokół niego niewidzialna sieć, powstająca w mrówczym mozole, aż pewnego dnia bezpieczeństwo stało się iluzją", a "uczeń
pokonał mistrza" - zapisał z dumą Walzel o Rongem, który uchodził w Biurze Ewidencyjnym za ucznia Redla. O ostatecznym rozstrzygnięciu tej
sprawy decydował szef Sztabu Generalnego, gen. Conrad von Hötzendorf. Szef Biura Ewidencyjnego, płk Urbański von Ostrymiecz pełnił jedynie
rolę organu wykonawczego.

Tego łajdaka należy aresztować - mówił gen. Conrad von Hötzendorf - następnie z jego ust usłyszeć, jak daleko posunął się w swojej zdradzie, a
potem musi zaraz umrzeć!". Sprawę starano się jak najszybciej zatuszować. "To, co potem nastąpiło - wspominał Ronge - było aż do przewrotu [w
październiku 1918 r. - R. Ś.] najsmutniejszą częścią mojego życia. Wszystkie inne przeżycia związane z wykonywaniem mojego aż nazbyt
interesującego zawodu nie ugodziły mnie tak boleśnie, jak ta zdrada. Redl był całkowicie załamany, ale zeznanie chciał złożyć wyłącznie w mojej
obecności". Redl nie został formalnie przesłuchany. Po krótkiej rozmowie z mjr. Ronge wymuszono na nim samobójstwo. Broń dostarczył Ronge.
Redl zastrzelił się w nocy z 24 na 25 maja 1913 r. w swoim apartamencie w Hotelu Klomser w Wiedniu.

Z punktu widzenia interesów wywiadu samobójstwo Redla było klęską Biura Ewidencyjnego. Nie przeprowadzono właściwego śledztwa, aby
dokładnie stwierdzić zasięg zdrady. Nie wyjaśniono dla kogo i od kiedy pracował, co zdradził swoim mocodawcom, dokąd wysyłał zebrane
dokumenty oraz swoje raporty szpiegowskie. Pozbawiono się tym samym możliwości ostatecznego rozwikłania całej afery, która miała tak
ogromne znaczenie historyczne. Przez wiele lat w rękach Redla krzyżowały nici różnych tajnych przedsięwzięć wywiadu austriackiego i
rosyjskiego. Tylko on znał kulisy wielu ważnych wydarzeń.

Warto skonstatować niektóre fakty. W latach 1901-1907 zdradzał pełniąc funkcję kierownika ofensywnej i defensywnej służby wywiadu c. i k.
monarchii, jako szef Grupy Wywiadu w Biurze Ewidencyjnym. Następnie w latach 1907-1911 wyjawiał tajemnice będąc zastępcą szefa Biura
Ewidencyjnego. Na tym stanowisku sprawował nadzór nad sekcjami wywiadu i współpracował we wszystkich sprawach Biura Ewidencyjnego,
łącznie z oceną wroga, w ramach opracowywania działań operacyjnych c. i k. Ministerstwa Wojny. Później dysponował wiedzą w zakresie
kompetencji szefa sztabu VIII korpusu, który był przewidziany zarówno do działań przeciwko Rosji jak i na Bałkanach. Od 1911 r. mógł też
przekazywać wiadomości z Biura Ewidencyjnego z uwagi na dawne powiązania i znajomości.

Wiedza służbowa oraz możliwości działania związane z pełnionymi funkcjami w wywiadzie dawały więc Redlowi sposobność wprost
nieograniczonego dostępu do największych tajemnic Austro-Węgier. Należało się liczyć z następującymi możliwościami wyrządzenia szkód przez
Redla: 1.) całkowita znajomość organizacji i sposobu działania wywiadu ofensywnego i defensywnego Biura Ewidencyjnego przez wywiad rosyjski:
2.) częściowe wykrycie konfidentów Biura Ewidencyjnego w Rosji, ewentualnie planowe uniemożliwienie im działalności w czasie wojny; 3.)
pozorne sukcesy wywiadu defensywnego poprzez wystawienie i wyjawienie niepotrzebnych rosyjskich konfidentów, czego Redl potrzebował do
stworzenia sobie odpowiedniej legendy: 4.) utrudnianie pracy kontrwywiadu w rozpoznaniu rozmiarów zdrady w przypadku aresztowanych
konfidentów rosyjskich podczas pełnienia funkcji rzeczoznawcy sądowego; 5.) przeciwdziałanie, z uwagi na własne bezpieczeństwo, zabiegom
Biura Ewidencyjnego w aktywizacji wywiadu przeciwko Rosji; 6.) zdrada istotnych elementów operacyjnych planów mobilizacji armii Austro-Węgier;
7.) wzmacnianie rosyjskiego wywiadu ofensywnego przez możność przenoszenia jego zamierzeń operacyjnych do działań Biura Ewidencyjnego;
8.) dezinformacja Biura Ewidencyjnego.

Dla operacyjnego dowodzenia armii podczas wojny szkody spowodowane zdradą Redla były o tyle niewielkie, iż można je było w końcu
zniwelować poprzez nowe, żmudne opracowanie części planów operacyjnych. Natomiast z uwagi na brak czasu oraz środków materialnych
niemożliwe stało się już odrobienie strat powstałych w działalności wywiadu. Główne operacje wywiadowcze zostały sparaliżowane na jakiś czas,
zanim nie sprawdzono ich wiarygodności wobec wcześniejszych powiązań z Redlem. Stąd zapewne brała się przyjęta wówczas wyraźna rezerwa
w stosunku do pierwotnych założeń planów wykorzystania organizacji "Konfident 'R' " przeciw Rosji.

Do tego cała sprawa z Redlem wyszła na jaw, wywołując prawdziwą histerię szpiegowską. Okazało się, że początkowo przemilczano powody
samobójstwa nawet przed cesarzem Franciszkiem Józefem I oraz arcyksięciem następcą tronu Franciszkiem Ferdynandem. Wszędzie węszono
rosyjskich agentów, obwiniając ich za wszelkie zło i niepowodzenia w polityce Austro-Węgier. "Afera Redla w maju 1913 r. - wspominał Walzel -
wydawała się być zapowiedzią zbliżającej się pożogi wojennej. Sprawa ta wszystkich poruszyła, węsząc sensację zaczęto interesować się
wywiadem - czyli tajną organizacją Sztabu Generalnego. Dawniej szpiegostwo było dla szerokich mas czymś na pograniczu legendy i fantazji, a
teraz nagle wszyscy poznali je z najgorszej strony i nie minął nawet rok, gdy rzeczywiście wybuchła wojna". Arcyksiążę Franciszek Ferdynand
obarczył główną odpowiedzialnością za aferę Redla szefa Sztabu Generalnego, gen. Conrada von Hötzendorfa. Po dwóch tygodniach śledztwo w
sprawie Redla zostało zamknięte. Szef Sztabu Generalnego nie widział specjalnych powodów do zmartwień. Faktyczna sytuacja była zupełnie
inna. Sztab Generalny oszukiwał cesarza i następcę tronu oraz czynniki rządowe, świadomie dezinformowano opinię publiczną. "Przez dwanaście
lat ten mistrzowski szpieg - pisał biograf Redla - dostarczał przyszłym śmiertelnym wrogom wszystkie interesujące ich materiały wojskowe i
polityczne. Miał zleceniodawców w St. Petersburgu, Rzymie i Paryżu". Inny znawca zagadnienia cały ten problem ujął w następujący sposób: "Nie
ma chyba żadnej tajemnicy interesującej Rosję, do której Redl nie miałby dostępu". Reperkusje sprawy Redla dla pragmatyki służby wywiadu
ciągnęły się aż do okresu II wojny światowej.

Nikt nie zweryfikował pełnego zakresu zdrady, jakiej dopuścił się Redl. Dzisiaj nie jest już chyba możliwa do wyważenia miara tego, co wyjawił,
wobec możliwości, jakimi w ogóle dysponował w tym względzie. Należy pamiętać, że Redl nie podjął współpracy wywiadowczej z pobudek
ideowych, został do niej zmuszony w upokarzający sposób. Z tych powodów mógł częściowo przekazywać Batiuszynowi informacje fałszywe albo
niepełne. Świadoma dezinformacja tajnych służb nie była wówczas niczym nadzwyczajnym. Tylko w niewielkich fragmentach wiedza na temat
działalności szpiegowskiej Redla wynika z analizy materiału źródłowego, reszta wciąż opiera się na spekulacjach. Dlatego do przyjęcia jest niemal
każda teza związana z Redlem. Można nawet założyć, że człowiek jego pokroju nie poddałby się biernie szantażowi Ochrany. W wywiadzie
pojęcie "moralności" było zawsze pustym frazesem. Redl musiał przyjąć propozycję współpracy szpiegowskiej, ale mógł ją, przynajmniej
częściowo, sabotować i szukać zemsty na swoich nowych mocodawcach. Akt zemsty odpowiadałby jego predyspozycjom intelektualnym i
przygotowaniu fachowemu. Dokumenty, o których wiadomo, że zostały przekazane Ochranie przez Redla, były prawdziwe, co świadczy
przeciwko niemu. Dokumenty, które miał przekazywać, nosiły wszakże ogólny charakter. Redl miał swoje słabe strony i lubił wygodne życie, co
musiało go wiele kosztować. Jego upodobania homoseksualne wpędzały go w coraz większe tarapaty finansowe. Przynajmniej z tych powodów
nie mógłby zrezygnować ze szpiegowskiego rzemiosła. Dochodziła do tego potrzeba ciągłego uwiarygadniania swojej osoby. W takim razie

37 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

musiałby więc łączyć w swojej działalności dwie sprzeczne tendencje. W tym kontekście można nawet postawić przewrotną hipotezę, że to
właśnie Redl był głównym pomysłodawcą wciągnięcia Piłsudskiego i jego organizacji, a potem także innych grup rewolucyjnych do gry Biura
Ewidencyjnego, którą następnie prowadziłby jego uczeń, Maximilian Ronge.

Na zamknięcie pierwszego okresu wzmożonego wywiadu przeciwko Rosji miał Piłsudski przygotować dla Rybaka sprawozdanie z podjętych
działań w ramach operacji "R". Komendant chciał nadać sprawozdaniu charakter szerszego memoriału o sprawach akcji niepodległościowej w
Królestwie Polskim. "Załączony początek memoriału dla p[ana] R[ybaka] pokaż - zwracał się Piłsudski w liście z 15 maja 1913 r. do Sławka w
Krakowie - o ile jest [na miejscu], 'Jowiszowi' [Witoldowi Jodko-Narkiewiczowi], niech go przeczyta [i], jeśli uważa za stosowne, wprowadzi zmiany;
jeśli go nie ma, to zacznij go przepisywać na maszynie. Dalsza część będzie już ściśle techniczna i spraw politycznych dotykać nie będzie,
natomiast w zakończeniu znów wrócę: a) do finansów, b) do samodzielności ruchu".

Oryginalny memoriał Piłsudskiego nie zachował się. Z pewnością Rybak przesłał go do Rongego, raportem, który miał oznaczenie kancelaryjne:
"K. Nr. 6/g von 1913". Raportu tego nie ma w dokumentacji "Konfidenta 'R' ", którą przechowywał u siebie Rybak. Zachował tylko brulion tekstu
polskiego memoriału. Nie wiadomo, jakich partii tekstu brakuje. Nie ma części "ściśle technicznej", o której mówił Piłsudski, dotyczącej schematów
organizacyjnych oraz funkcjonowania (wraz z zestawieniem osobowym?) sieci wywiadowczej "R" za okres od 15 listopada 1912 do 1 kwietnia
1913 r. Wszystkie przesłane przez Rybaka dokumenty zostały najpewniej dołączone do głównej "teczki" operacji "Konfident 'R' ", którą
przechowywał u siebie Ronge. Memoriał Piłsudskiego stanowił zapewne załącznik nr 1 do przewodniego raportu Rybaka dla Rongego.

W każdym razie cały memoriał Piłsudskiego, który był właściwie jego raportem, dotyczył podjętej w porozumieniu z delegatami Biura
Ewidencyjnego operacji wywiadowczo-dywersyjnej "Konfident 'R' ", zgodnie z zawartymi wcześniej porozumieniami i umowami oraz aktualnymi
planami sztabowymi władz wojskowych Austro-Węgier. Wynikał bezpośrednio z zawartej z Rybakiem umowy wywiadowczej 17 grudnia 1912 r. w
Krakowie. Nieznany z treści raport Rybaka "K. Nr. 6/g", z którego wynikał opisywany "Załącznik nr 2" stanowił podsumowanie całej działalności
wywiadowczej i dywersyjnej organizacji "R" podczas kryzysu bałkańskiego 1912/1913. Podsumowanie to zostało sporządzone na podstawie
dostarczanych w tym czasie meldunków Piłsudskiego oraz jego końcowego raportu w postaci przedłożonego memoriału.

Zdaniem Piłsudskiego, o rozwinięciu konspiracji rewolucyjno-wojskowej w Królestwie Polskim decydowały dwa czynniki: "stan podniecenia
rewolucyjnego" oraz "pomocy Austrii w okresie przygotowawczym do wojny". W pierwszym okresie dało jeszcze o sobie znać zmęczenie
porewolucyjne, przeciwstawiano się jakiemukolwiek ruchowi przeciw Rosji. Przeciwstawienie się tym nastrojom było tym trudniejsze, że władze
austriackie nie dały "wydatnej pomocy materialnej i moralnej, która by umożliwiła organizacjom rewolucyjnym próby w tym kierunku". Dysponowano
bardzo szczupłymi środkami. Mimo to w wielu miejscach udało się przezwyciężyć nastroje apatii i bierności. Dopiero "w końcu kryzysu stronnictwa
rewolucyjne rozporządzały już zorganizowanymi grupami do stawiania czynnego oporu mobilizacji w Królestwie", a ogólny nastrój zmienił się "na
korzyść akcji rewolucyjnej na wypadek wojny Rosji z Austrią".

Ograniczenia te rzutowały bezpośrednio na technikę pracy. Najmniejszy problem przedstawiało zespolenie wszystkich sił rewolucyjnych,
"zdatnych do pracy wojennej", pod jednym kierownictwem, co zostało osiągnięte "przez ustanowienie Komendy Naczelnej w osobie jednego z
przedstawicieli PPS", którym był oczywiście Piłsudski. W technice organizacyjnej Komenda Główna oparła się w Królestwie Polskim przede
wszystkim na grupach PPS, "jako najbardziej sprawnych pod względem organizacyjnym i mających z czasów ruchu rewolucyjnego tradycję i
doświadczenie bojowe".

Podejmowane prace techniczno-wojskowe dzieliły się na cztery działy:

1.) Podstawą wszelkich działań stała się praca organizatorska, która polegała na tworzeniu sieci grup, "zdatnych do czynnego wystąpienia - czy
to w czasie mobilizacji ogólnej, czy też w czasie wojny". Zadaniem tych grup było przeprowadzenie "czynnego oporu mobilizacji, prace
demolacyjne i tworzenie zawiązków dla organizowania przyszłego poruszenia masowego". Dużą trudność sprawiało nieprzystosowanie
istniejących organizacji w okresie pokoju do podejmowania "czynów wojskowych" i "walki czynnej", gdyż organizacje te zajmowały się w zasadzie
pracami agitacyjno-wychowawczymi. Ale główną przeszkodą "przeprowadzenia tej pracy w całej rozciągłości i wykorzystania całego materiału
ludzkiego" był "przeraźliwy brak środków", a także broni, "nawet najlichszej" (dawne składy broni PPS po kilku latach nieużywania i
niekonserwowania okazały się w ogromnej większości nie do użycia).

2.) Najwięcej uwagi poświęcono pracy wywiadowczej, wobec - tradycyjnie już - postawienia przez przedstawiciela Sztabu Generalnego, którym
bez wątpienia był Rybak, "jedynego żądania - współdziałania w pracy wywiadowczej". Na przeszkodzie stała głównie "naturalna niechęć do tego
rodzaju pracy u ludzi, którzy w większości wypadków nie mogli rozumieć lub przynajmniej musieli podejrzewać, że praca ta jest pełniona na rzecz
Austrii, nie zaś dla ruchu polskiego". Wielu działaczy odwracało się od "służby wywiadowczej na rzecz bardziej produktywnej roboty". Wzrastała
przy tym podejrzliwość i nieufność do osób, które podejmowały te działania. Ogólna słabość struktur organizacyjnych ruchu i braku odpowiednich
ludzi, "którzy by kierowali wyłącznie tą częścią pracy wojennej", zmuszały przy tym do koncentrowania całej pracy ewidencyjnej i analitycznej w
Krakowie i Lwowie. Kierownictwo tymi pracami polegało na: "a) początkowym zorganizowaniu pracy w niewielkiej ilości punktów i stopniowym
rozszerzaniu sieci obserwatorskiej; b) na przełamywaniu przeszkód psychicznych i technicznych za pomocą wysyłania na miejsce specjalnych
ludzi na czas pewien; c) na sprawdzeniu wiadomości gazeciarskich i mniej prawdopodobnych, lecz wydających się ważnymi, wiadomości
korespondentów przez specjalnych wysłańców z Galicji; d) na stanowczym i stale powtarzanym zakazie fantazjowania na temat tych czy innych
wielkich strategicznych operacji ze strony rosyjskiej, do czego wielu z korespondentów okazywało dużą skłonność; e) usuwaniu i zmienianiu
obserwatorów, którzy wykazywali niesumienność pracy i dawali wyraźnie kłamliwe doniesienia; wreszcie f) przeróbka i opracowanie otrzymanego
materiału przed oddaniem go do Sztabu [I korpusu w Krakowie]". Wyniki pracy wywiadowczej podsumował Piłsudski w wykazaniu "389 pisemnych
doniesień, 119 ustnych meldunków"; stwierdzono również "187 wypadków zaginięcia listów na poczcie rosyjskiej".

3.) Jako najpoważniejsze "zadanie wojenne" dla zaboru rosyjskiego Komenda Główna przyjęła przeszkody mobilizacyjne. "Z jednej strony szło tu o
pozostawienie tysięcy ludzi najbardziej zdatnych do tworzenia kadr siły zbrojnej, a z drugie zaś - o możliwe zdezorganizowanie rosyjskiej
maszynerii administracyjno-wojskowej". Prowadzono agitację oraz organizowano czynny opór przeciwko zarządzeniom mobilizacyjnym, przede
wszystkim na południu Królestwa Polskiego.

4.) Najwięcej kłopotów sprawiały roboty demolacyjne, głównie wobec braku środków pieniężnych i technicznych na te cele. Grupy przeznaczone
do wykonywania tych zadań nie posiadały broni. Przez to "bardziej skomplikowane napady w celu demolacji ważniejszych obiektów z konieczności
musiały odpaść". Przygotowano się do "izolacji telegraficznych niektórych ważniejszych centrów wojskowych" (Częstochowa, Łódź, Radom,
Warszawa - na lewym brzegu Wisły, Lublin, Białystok, Wilno i Grodno) oraz "zdemolowaniu" w niektórych punktach torów kolejowych (Zagłębie
Dąbrowskie, Warszawa, Wilno i Lublin) albo mostów (na rzece Wace, pomiędzy stacjami Wilno i Landwarowo, Zagłębie Dąbrowskie).

Odrębne zagadnienie stanowiły roboty w Galicji, gdzie koncentrował się ruch strzelecki. Na gruncie galicyjskim kierownictwo ruchu
niepodległościowego podjęło starania o "wytworzenie samodzielnej siły zbrojnej polskiej". Korzystano z poparcia i pomocy władz wojskowych.
Niezależnie od motywacji tej pomocy, stworzono "fikcję gwarancji, że może być wytworzona samodzielna, niezależna siła zbrojna Polski podczas
starcia wojennego Prus i Austrii z Rosją". Komenda Główna stawiała sobie za cel: a) wkroczenie do Królestwa Polskiego zorganizowanego
oddziału wojskowego, najlepiej w postaci "zawiązków armii polskiej - uosobienia politycznej niezależności narodowej": b) "przełamanie w ten
sposób nastroju w Królestwie i wywołanie samodzielnych poruszeń rewolucyjnych w głębi kraju"; c) "dostarczenie kadr wojskowych dla ochotników
w Królestwie"; d) "wytworzenie ogniska, przyciągającego dezerterów Polaków z armii rosyjskiej". Przeprowadzenie tego planu, "a nawet w ogóle

38 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

wykonanie jego zależało w zupełności od rozmiarów pomocy, jakiej by użyczyła ruchowi polskiemu Austria". O rozmiarach dotychczasowej
pomocy świadczyło najlepiej to, że przez cały czas trwania kryzysu tylko kilka towarzystw strzeleckich otrzymało broń do nauki i
ćwiczeń. Wszędzie uwidaczniała się improwizacja i brak właściwych przygotowań do podjęcia akcji zbrojnej w Królestwie. Nie załatwiono
ostatecznie sprawy "możliwości skoncentrowania w jednym miejscu wszystkich rozporządzalnych sił polskich". Pomimo "umowy co do miejsca
koncentracji i broni, wszelkie obliczenia organizacyjne wisiały w powietrzu". Nie można było nawet określić "możliwości uzbrojenia armii polskiej po
tamtej stronie kordonu". Piłsudski dziękował przy okazji: "Niezmiernie wdzięczni jesteśmy za umożliwienie finansowe mobilizacji pewnej części sił
polskich przez udzielenie w formie pożyczki 10 000 koron. Z chwilą zakończenia okresu krytycznego zwracamy je z głębokim podziękowaniem".

Najważniejsze pozostawały kwestie polityczne. Przede wszystkim nie znaleziono odpowiedzi na pytanie, "w jakim stopniu niezależności
będzie postawiona władza polityczna polska w stosunku do stron wojujących z Rosją. W ogóle - dodawał - wszystkie kwestie polityczne,
odgrywające tak wielką rolę w każdym ruchu powstańczym, zostały do końca [kryzysu - R. Ś.] bez jakiejkolwiek odpowiedzi, dając pole do
najróżnorodniejszych hipotez, komentowanych przeważnie in minus dla powodzenia sprawy polskiej". Brakowało "jakichkolwiek umów, a nawet
jakichkolwiek pertraktacji politycznych". Rozmowy polityczne zastępowały uzgodnienia wojskowe. Bardzo ważnym krokiem byłoby złożenie przez
"Przedstawiciela Sztabu" zapewnienia o uzbrojeniu pierwszych oddziałów powstańczych.

Na wypadek nowego kryzysu międzynarodowego i wojny między Austro-Węgrami a Rosją organizacje niepodległościowe mogły na nowo
rozwinąć swoją działalność, podejmując się przygotowania przeszkód mobilizacyjnych oraz akcji sabotażowych i dywersyjnych. "Najmniej czujemy
się zdolni do pracy wywiadowczej w czasach przedwojennych - zaznaczał Piłsudski - nie sądzimy bowiem, by kiedykolwiek nastąpiły w
społeczeństwie i ruchu samym zasadnicze zmiany ku lepszemu w tej sprawie. Za najlepszy czynnik, polepszający warunki pracy wywiadowczej,
uważamy podniesienie poziomu wykształcenia wojskowego wśród ludności i zainteresowanie jej sprawami wojennymi. Rozmieszczenie
geograficzne sieci wywiadowczej, zarówno i jej uzdolnienie do tej pracy w każdym poszczególnym miejscu, nie da się przewidzieć zawczasu
wobec wielkiej zmienności materiału ludzkiego w życiu organizacji rewolucyjnej. Wobec tego szczegóły pracy wywiadowczej muszą [...] podlegać
każdorazowej umowie w odpowiedniej chwili". Postulował podjęcie właściwych przygotowań "zasobów technicznych" na potrzeby przyszłego ruchu
rewolucyjnego w Królestwie Polskim. Władze wojskowe powinny wypożyczyć większą ilość broni do ćwiczeń strzeleckich, a także umożliwić
zapoznanie się z niedostępnymi dotąd karabinami maszynowymi i armatami.

Przy rozpatrywaniu możliwości wykorzystania ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim na wypadek wojny austriacko-rosyjskiej należało
brać pod uwagę znaczenie strony politycznej dotychczasowych kontaktów. "Wywoływać to będzie - uprzedzał - przy przyszłych spotkaniach dla
omówienia współdziałania naszego z Austrią podczas możliwych jej starć z Rosją, potrzebę podniesienia tej sprawy i skonkretyzowania jej w jaki
bądź sposób. Z naszej strony będzie zawsze dążenie do możliwie daleko idącej możliwości podniesienia swej niezależności pod względem
politycznym i wojskowym". Te momenty polityczne wzajemnych kontaktów wiązały się z pomocą materialną dla ruchu polskiego. "Musimy też w tym
miejscu - dodawał - zwrócić uwagę na kwestię bardzo drażliwą - mianowicie pomocy pieniężnej. Wobec tego, że wątpliwe jest, aby środki,
zbierane w społeczeństwie polskim na cele walki zbrojnej, mogły utworzyć kiedykolwiek zapas pieniędzy dostateczny dla akcji przygotowawczej i
dla pierwszych początków wojny, że następnie większy ich napływ spodziewany być może dopiero po wybuchu wojny, zrozumiałe jest, iż kwestia
posiadania zawczasu większej sumy pieniędzy jest niezmiernej wagi dla efektywności prac przygotowawczych. Nie będziemy jednak mogli kwestii
tej rozstrzygać dla siebie dodatnio, nawet gdyby to było nam proponowane, jak jedynie przy skonkretyzowaniu politycznej strony umowy"

Dla Rybaka najważniejsze z punktu widzenia prac sztabowych były informacje praktyczne, które Piłsudski zawarł w sprawozdaniu. Wszystko inne
stanowiło tylko komentarz do tych praktycznych ustaleń. Sprowadzały się one do wykazania istniejącej sieci organizacyjnej "R". Tworzone
struktury wojskowe PPS i ZWC na terenie Królestwa Polskiego i Rosji włączał Piłsudski do organizacji "R". Jak już wspomniano, przechowała się
kopia załącznika nr 2 do raportu Rybaka, przesłanego do Rongego w związku z memoriałem Piłsudskiego. Załącznik ten stanowiła mapa z
oznaczeniem agentury "Konfident 'R' ", sporządzona przez Rybaka na podstawie informacji Piłsudskiego. Opis mapy zawiera dane, które są
powtórzeniem części informacji z memoriału. Mapa sieci organizacyjnej "R" umożliwia prawidłowe odczytanie treści memoriału, stanowiąc jego
sztabową syntezę. Piłsudski bowiem kamuflował właściwy sens przekazywanych informacji nawet dla najbliższego kręgu współpracowników, aby
podkreślić pewną niezależność ruchu i zdystansować się w ten sposób od jego austriackich promotorów. Przez to dla czytelnika, który nie jest
obeznany w realiach ruchu niepodległościowego i jego zależności od władz wojskowych Austro-Węgier, odczytane informacje mogą być mylące i
prowadzić do błędnych wniosków.

Wyniki pracy organizacyjnej Piłsudski ujął w schemacie działania trzech głównych grup organizacji, które w zasadzie odpowiadały przyjętej
potem przez Rybaka ostatecznej klasyfikacji agentury "R". Podległa Piłsudskiemu sieć konspiracji wojskowo-rewolucyjnej w Królestwie Polskim i w
Rosji - jak sam zaznaczał - "opierała się nie wyłącznie na organizacji PPS". Obejmowała również powoływane wtedy oddziały ZWC.

Według informacji zawartych na mapie Rybaka oraz w jej opisie zorganizowana sieć "Konfidenta 'R' " koncentrowała się w następujących
ośrodkach:

I. Kategoria - oznaczała "główne ośrodki wywiadu w czasie pokoju", która obejmowała organizacje wywiadowczo-dywersyjne w następujących
miejscach: Zagłębie Dąbrowskie, Warszawa, Sandomierz, Wilno, Petersburg i Charków. Piłsudski w tej grupie wymienił tylko Warszawę i Zagłębie
Dąbrowskie. Według niego były to "organizacje silne, zdatne do poważniejszych i różnorodnych akcji jeszcze przed wybuchem wojny".

Prace wojskowe w Zagłębiu Dąbrowskim prowadził Zygmunt Kuczyński, obejmując przede wszystkim sekcje militarne PPS i NZR, a także ZWC w
Sosnowcu, Dąbrowie, Ząbkowicach, Łazach, Zawierciu, Grodźcu, Czeladzi i Będzinie. Według stanu na kwiecień 1913 r. w organizacjach tych
działało 88 osób.

Warszawski oddział ZWC tworzył od jesieni 1912 r. Henryk Paszkowski i Mieczysław Trojanowski. Pod koniec tego roku organizacja liczyła
około 100 członków, potem ich liczba spadła do 52 członków (jesień 1913). Komisja Tymczasowa Skonfederowanych Stronnictw
Niepodległościowych na posiedzeniu 9 i 10 lutego 1913 r. wyznaczyła Paszkowskiego komendantem wojskowym organizacji ZWC lewego brzegu
Wisły i Warszawy. Komendę prawego brzegu Wisły objął Rajmund Jaworowski, opierając się na PPS. Na wypadek wybuchu wojny austriacko-
rosyjskiej Paszkowski otrzymał instrukcję przygotowania zniszczeń połączeń telegraficznych i telefonicznych Warszawy oraz różnych urządzeń
kolejowych na swoim terenie.

W Wilnie działało 5 sekcji ZWC, które grupowały 54 członków, z czego około 30 osób było czynnych. Pracami związku kierował od 1912 r.
delegat Komendy Głównej Stanisław Tessaro, któremu od stycznia 1913 r. pomagał Józef Wiśniewski. Komenda Główna ZWC przysłała
wówczas do Wilna instrukcje w sprawie wzmożenia prac wywiadowczych i przygotowań dywersyjnych. W lutym 1913 r. nadeszły kolejne instrukcje
przygotowania na wypadek wybuchu wojny zamachów na linię kolejową Warszawa - Wilno - Petersburg (na odcinku Wilno - Nowa Wilejka) oraz
linie telegraficzne. Przysłano przez kurierów materiał wybuchowy (ekrazyt). Członkowie organizacji prowadzili rozpoznanie wojska rosyjskiego. Na
podstawie przeprowadzonych wywiadów ustalono punkty, gdzie miały być dokonane zamachy.

Prace wojskowe w Petersburgu zapoczątkował w październiku 1912 r. Mieczysław Trojanowski. Po roku organizacja ZWC liczyła 23 ludzi, a
według stanu na dzień 28 grudnia 1913 r. już 38 czynnych członków (m.in.: Juliusz Łukasiewicz, Marian Zyndram-Kościałkowski, Marian Klott de
Heidenfeld, Stanisław Makowiecki).

Oddział ZWC w Charkowie organizował od początku 1913 r. Leon Berbecki. Organizacja tworzona wśród młodzieży akademickiej i szkół średnich

39 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

liczyła prawdopodobnie około 20-30 członków.

II. Kategoria - oznaczała "ośrodki wywiadu w czasie pokoju", które obejmowały mniejsze grupy wywiadowcze albo dywersyjne w miejscowościach:
Częstochowa, Zawiercie, Kalisz, Łódź, Radom, Lublin, Białystok, Dyneburg, Libawa, Mitawa i Ryga. W sprawozdaniu Piłsudski wymieniał tutaj
Zawiercie, Częstochowę, Łódź, Radom, Wilno i Lublin. Działały tam "organizacje - jak pisał - na które można było włożyć jakiekolwiek jedno
mniejsze zadanie również w czasie przedwojennym". Przypuszczał, że do tej grupy można było również zaliczyć Rygę, Lipawę, Mitawę i Dyneburg,
"ze względu na rewolucjonistów łotewskich, którzy przystąpili w końcu kryzysu do wspólnego działania na wypadek wojny".

Informacje na temat organizacji ZWC w tych miejscowościach są fragmentaryczne i obejmują tylko następujące miejscowości: Częstochowa (1
organizator). Zawiercie (pierwotnie znajdował się tutaj patrol ZWC, który składał się z 8 członków; według stanu na kwiecień 1913 r. organizacja
zmniejszyła się do 4 osób), Radom (w maju 1914 r. grupa wojskowa składająca się z kilku osób, którym przewodniczył Franciszek Biłek) i
Białystok (oddział ZWC założony przez Antoniego Jareckiego, w 1913 r. liczył 30 członków).

ZWC w Rydze organizował od jesieni 1912 r. Marian Zyndram-Kościałkowski. Utworzona sekcja ZWC składała się z 8 członków. Julian
Stachiewicz w grudniu tego roku zainicjował oficjalnie prace organizacji, mianując Kościałkowskiego komendantem okręgu nadbałtyckiego ZWC.
"Oddział związku w Rydze stał się niebawem - jak zanotowała Wanda Kiedrzyńska - jedynym i bardzo żywym ośrodkiem ruchu
niepodległościowego nad Bałtykiem, ogarniającym Łotwę i Litwę".

III. Kategoria - oznaczała "Zagwarantowane ośrodki wywiadu na wypadek wojny", która obejmowała grupy wywiadowczo-sabotażowe w
miejscowościach: Siedlce, Brześć, Grodno, Lida, Mińsk, Kijów, Połock, Witebsk, Smoleńsk, Odessa i Moskwa. W tej grupie Piłsudski wyróżniał
Kalisz, Białystok, Petersburg i Kijów. W miejscowościach tych były "organizacje słabsze - notował - które dla działania wymagały pobytu przez
pewien czas przybyłego z zewnątrz kierownika, będąc zdolne przy spełnieniu tego warunku do tych samych czynności, co druga grupa".

Informacje źródłowe na temat działania w tych miejscowościach ZWC lub sekcji wojskowych PPS są bardzo skąpe, dotyczą jedynie niektórych
miejscowości. Nieliczne kilkuosobowe grupy ZWC istniały w Mińsku Litewskim (organizacja założona w 1912 r., składająca się z 6-8 członków,
pod kierownictwem Waleriana Łopatko), Kijowie (prace militarne prowadzili od końca 1912 r. Jerzy Ołdakowski i Józef Warchałowski, obejmując
koła Filarecji oraz PPS, która od tej pory kierowała się niemal "wyłącznie na działalność w kierunku irredenty"), Odessie (tzw. Okręg
Czarnomorski, którym zawiadywał Marian Scheitz) i Moskwie (zorganizowane przez Ignacego Bobrowskiego i Ludwika Rogowskiego koło
militarne, które na wiosnę 1914 r. liczyło 8-10 członków).

Oddział ZWC w Grodnie został zorganizowany na przełomie 1912/1913 r., dzielił się na dwa pododdziały, którymi dowodzili Fedacki i Jerzy
Krzywiec. Organizacja była podporządkowana kierownictwu wileńskiej ZWC. W związku z możliwością wybuchu wojny Austro-Węgier z Rosją
grodzieński oddział ZWC otrzymał zadanie przygotowania się do działań dywersyjnych w okolicach miasta i w samej twierdzy. Polecono
zaopatrzyć się w broń krótką i karabiny oraz nożyce do przecinania drutów na semaforach (karabiny składowano w aptece Kazimierza Krzywca).
Przewidywano zniszczenie kilku mostów przez wysadzenie ich materiałem wybuchowym, który miał być dostarczony bezpośrednio przed akcją.
Oczekiwano nadejścia specjalnej depeszy z umówionym hasłem rozpoczęcia dywersji. Zagrożenie wojną minęło i nie doszło do żadnej akcji. Z
organizacją wywiadu ZWC w Grodnie prawdopodobnie współpracował wówczas Mieczysław Mackiewicz, zawodowy oficer armii rosyjskiej, który
był wtedy porucznikiem w 26 dywizji piechoty w Grodnie (wcześniej był w kontakcie z Partią Socjalistów-Rewolucjonistów, w październiku 1913 r.
zgłosił się w Krakowie do Piłsudskiego i został przyjęty do Związku Strzeleckiego).

IV. Kategoria - oznaczała - według określenia Rybaka - "Wytypowane przeze mnie ośrodki wywiadu w przypadku wojny; do realizacji tego planu
należy dążyć, nie są one jednak zagwarantowane", która obejmowałaby grupy wywiadowczo-sabotażowe w miejscowościach: Baranowicze,
Briańsk i Łuniniec.

Piłsudski w sprawozdaniu w ogóle nie wspominał o tej kategorii organizacyjnej. Wskazywał tylko, że poza wymienionymi miejscowościami istniało
wiele "niewyzyskanych pod względem organizacyjnym stosunków i drobnych ugrupowań po miastach, miasteczkach i wsiach w różnych okolicach
kraju, zdatnych jednak jedynie do drobnych usług, a możliwych do użycia tylko podczas wojny i ruchu masowego", głównie w północnej części
guberni lubelskiej, kaliskiej i warszawskiej.

Na podstawie przedstawionych wyżej wycinkowych danych można założyć, że cała konspiracja wojskowa PPS i ZWC liczyła w Królestwie Polskim
i Rosji nie więcej jak 300 osób. Obrazu słabości organizacyjnej ruchu dopełniały jeszcze, przy unikaniu przez władze wojskowe Austro-Węgier
rzeczywistego zaangażowania w rozwój polskiej konspiracji, braki środków materialnych i technicznych. W statystyce ruchu Piłsudski przyjmował,
że trzon organizacyjny ruchu tworzą Związki Strzeleckie. W późniejszym podsumowaniu akcji wojskowo-rewolucyjnej Piłsudski podał, że Komenda
Główna dysponowała wówczas 4 000 koron miesięcznie, przy 3 000 ludzi, których mógł bezpośrednio zaangażować do akcji wojskowej w
Królestwie Polskim. Oznacza to, że na jedną osobę przypadała około 1 korona i 33 halerze miesięcznie.

W planach Rybaka ośrodki wywiadowcze oznaczone kategorią operacyjną I i II stawały się na wypadek wojny organizacjami wojennymi, jak w
kategoriach III i IV.

W uwagach do legendy mapy Rybak odnotował sposoby kontaktu:

1.) W czasie pokoju: "Pocztą na adres konspiracyjny w Krakowie i we Lwowie oraz relacje ustne, przekazywane przez specjalnych posłańców u
naczelnego komendanta [tj. Józefa Piłsudskiego - R. Ś.]. Dotarło 389 listownych i 119 ustnych informacji. Podobno 187 listów zaginęło.
Komendant naczelny przesłał do mnie 73 sprawozdania podsumowujące, okresowo dochodziło do [jego] ustnych meldunków". Identyczne
dane podawał w sprawozdaniu Piłsudski, o czym już wcześniej wspomniałem.

2.) Podczas wojny przewidziano: "Ośrodki wywiadu w Moskwie, Kijowie, Odessie i Charkowie [które będą przesyłać meldunki] na adres
zagraniczny [jak w piśmie] ad K. Nr. 2483 z 11 stycznia 1913 O[ddziału Sztabu] G[eneralnego] 1 Korpusu [Herr Otto Steiner, 21 Old Broard Street,
London E.C.]. Łączność została sprawdzona (patrz [pismo] Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego, K. Nr. 335 z 11 I 1911). Z pozostałych
ośrodków wywiadu, za wyjątkiem znajdujących się na granicy z Austrią lub Prusami, [meldunki] dostarczane będą do komendanta naczelnego
[Józefa Piłsudskiego] za pośrednictwem [jego] adresu w Sztokholmie".

We wszystkich innych sprawach Rybak odsyłał Rongego do swego znanego raportu z 17 grudnia 1912 r.

Wymienione wyżej ośrodki organizacyjne "Konfidenta 'R' " stanowiły centra komunikacyjne najważniejszych strategicznych szlaków kolejowych,
które poddano obserwacji oraz działaniom sabotażowym (zgodnie z informacjami zawartymi na cytowanej mapie Rybaka):

1.) linia warszawsko-wiedeńska: Warszawa - Częstochowa - Zawiercie - Sosnowiec;

2.) linia warszawsko-petersburska: Petersburg - Dźwińsk - Wilno - Grodno - Białystok - Warszawa;

3.) linia kaliska: Łódź - Kalisz;

40 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

4.) Połock - Lida - Siedlce - Lublin;

5.) linia iwangrodzko-dąbrowska: Warszawa - Iwangorod (Dęblin) - Radom - Strzemieszyce (Dąbrowa Górnicza) - Granica (obecnie Maczki);

6.) linia moskiewska: Moskwa - Smoleńsk - Mińsk - Baranowicze -Brześć;

7.) Ryga - Dźwińsk - Połock - Witebsk - Smoleńsk;

8.) Briańsk - Homel - Łuniniec - Brześć;

9.) Kursk - Kijów;

10.) Charków - Kijów.

W stosunku do założeń wcześniejszego planu nastąpiła więc wyraźna redukcja możliwych do zrealizowania zadań konspiracji wojskowo-
rewolucyjnej na terenie Królestwa Polskiego oraz innych rejonów Rosji, co wiązało się z praktycznym sprawdzianem rzeczywistych możliwości
organizacji. Tworzone struktury grup PPS i ZWC pokrywały się z agenturą "R", którą Rybak wykazywał w raporcie dla Rongego. Bez wątpienia w
jednym i drugim wypadku chodziło cały czas o tę samą sieć organizacyjną. Odrębny problem stanowi kwestia pomocy austriackiej. Rybak działał
zgodnie z dyspozycjami, które otrzymywał od Rongego. Biuro Ewidencyjne interesowało się niemal wyłącznie sprawami ściśle wywiadowczymi z
terenów Rosji. Stąd okazana pomoc materialna oraz zainteresowanie innymi zagadnieniami współpracy były niewielkie. Organizacja "R" zaczęła
spełniać funkcje agentury politycznej. Świadczyły o tym wyraźnie zamierzenia wywiadu Austro-Węgier przeciwko Rosji. Fakty przemawiały za
siebie.

Przesłane Rybakowi z Biura Ewidencyjnego i Sztabu Generalnego szczegółowe instrukcje pracy wywiadowczej w Rosji tylko w bardzo małym
zakresie obejmowały zadania z różnych dziedzin wojskowości, które mogły być zrealizowane bez właściwego przygotowania fachowego.
Niezwykle precyzyjnie zakreślone przez Sztab Generalny w Wiedniu Cele działania wywiadu przeciwko Rosji na 1913 r. nie przewidywały
żadnych zadań, które miały realizować wydzielone agentury, jak organizacja "Konfident 'R' ". Nie było również mowy o przygotowaniu dywersji na
terenie Rosji, a przeciwnie, instrukcja nakazywała rozpoznanie 17 obiektów mostowych w celu ich późniejszej ochrony przed zniszczeniem przez
samych Rosjan. Sztabowców austriackich interesowały wyłącznie kwestie rozpoznania możliwości wojennych Rosji. Zakładana penetracja
wywiadu Biura Ewidencyjnego miała sięgać bardzo głęboko w sprawy militarne carskiego imperium. Organizacje i osoby cywilne, które nie miały
bezpośredniego dostępu do wojska rosyjskiego, nie były w stanie zrealizować zadań wywiadowczych nałożonych na aparat HK-Stelle. Agentura
"R" mogła bez większych problemów prowadzić ewidencję ruchów wojsk rosyjskich podczas mobilizacji i działań wojennych. Natomiast zbieranie
informacji o armii rosyjskiej w czasie pokoju, w tym zakresie, jaki przewidywały to instrukcje wywiadowcze, było niezwykle trudne. Dlatego Piłsudski
opowiadał się za prowadzeniem wywiadu wojennego.

Afera Redla wywołała wielkie zainteresowanie w politycznych środowiskach polskich. Zygmunt Balicki, wybitny przedstawiciel Narodowej
Demokracji, w cyklu artykułów w "Przeglądzie Narodowym" z maja i czerwca 1913 r. pt. "Dezorientacja" austriacka wystąpił ostro przeciwko
ruchowi niepodległościowemu w Galicji, twierdząc, iż jego inspiratorem był Redl, który będąc wysokim oficerem Biura Ewidencyjnego, był
jednocześnie agentem wywiadu rosyjskiego.

Piłsudski odpowiedział mu na to w artykule Orientacja pana Balickiego w "Naprzodzie" z 30 lipca 1913 r. "Kluczem, rozwiązującym wszystkie
zagadki ruchu niepodległościowego - odpowiadał ironicznie Piłsudski - jest nie co innego, jak znana afera szpiegowska osławionego Redla. W
Polsce bowiem [...] nie może być mowy o ruchu powstańczym i niepodległościowym i, naturalnie, dla wyjaśnienia tak potwornego zjawiska w życiu
ujarzmionego narodu polskiego trzeba sięgnąć przede wszystkim do obcych narodów, a jeszcze lepiej - brudnych i wstrętnych źródeł. Tylko
bowiem z takiego źródła płynąć może tak ohydny prąd, jak dążenie do wywalczenia niepodległości Polski...". Stąd Balicki - jak sam podkreślał -
"'znając skądinąd stanowisko, jakie zajmował właściwie Sztab generalny austriacki w sprawie uzbrojonych oddziałów powstańczych' ", "wykrył", że
Redl "plany te zmienił w swej istocie i nadał im cechy jeszcze bardziej zgubne dla Polski". Doszedł wreszcie do wniosku, "że 'akcja powstańcza w
ścisłym tego słowa znaczeniu była inspirowana i patronowana przez Redla, a więc była dziełem prowokacji' ". Słowa Balickiego nie znalazły
potwierdzenia w faktach, ale zawierały w sobie ziarno prawdy o możliwości podejmowania przez Redla decyzji w sprawach polskich, kiedy służył
on w Biurze Ewidencyjnym, niezależnie od motywacji jakimi mógł się kierować. Toteż bez większego trudu mógł Piłsudski zarzucić "niecne
oszczerstwo" Balickiemu, który dodawał "do różnych plotek i gawęd gazeciarskich w sprawie Redla swoje własne łgarstwa". Tylko w jednym
zgadzał się ze swoim protagonistą, gdy pisał "o psychologii zdrajców różnych ruchów wolnościowych, zaplątujących się we własnych sieciach",
którzy sami nie wiedzieli, "kogo i co właściwie zdradzają i komu właściwie służą - sprawie wolności czy też jej wrogom i katom". Uwagi te kierowały
się pod adresem Piłsudskiego, który cały czas stąpał po kruchym lodzie, poznając granice niezbędnego kompromisu uznawania
wzajemnych wpływów polsko-austriackich. Musiał wiedzieć, gdzie kończy się interes polski. a zaczyna austriacki. Na koniec chciał wykazać
absurdalność poglądów Halickiego o wspieraniu przez Rosję polskiego ruchu zbrojnego, podczas gdy carat starał się zawsze "zgasić wszelkie
iskierki dążeń niepodległościowych". Sprzeczność tych poglądów nasuwała się sama. "Wyłazi w ten sposób szydło z worka - ironizował Piłsudski.
- Za wszelką cenę Redl ma być związany z ruchem niepodległościowym, ma w nim odgrywać rolę Azefa". Domysły Balickiego nie były znowu takie
niedorzeczne.

Polemika miała charakter polityczny. Przytoczone argumenty obliczone były na efekt propagandowy, oddawały punkt widzenia dwóch
głównych obozów politycznych na drażliwe kwestie uwarunkowań orientacyjnych. Wiele momentów tej dyskusji zawierało w sobie elementy
gorzkiej prawdy, które stały się lepiej widoczne w świetle obecnej wiedzy na temat afery Redla. Słowa Piłsudskiego miały wtedy inny sens. Tylko on
znał całą prawdę o swoich kontaktach wywiadowczych z austriackim Sztabem Generalnym. Ogół nie zdawał sobie sprawy z rzeczywistych
powiązań polskiego ruchu zbrojnego z najwyższymi czynnikami wojskowymi Austro-Węgier. Naturalnie - pisał później Sokolnicki - "nie było i być
nie mogło żadnego bezpośredniego kontaktu ani nawet pośredniego stosunku między pułkownikiem Redlem a polskimi organizacjami wojskowymi;
najpierw dlatego, iż organizacje te, a przede wszystkim Piłsudski i jego dowództwo, pracowały samodzielnie i nie podlegały żadnej austriackiej
kontroli i prowadziły właściwie swe prace tajnie; następnie zaś dlatego, że kontakt zewnętrzny negocjacyjny między sztabem Piłsudskiego a
sztabem austriackim nie szedł nigdy przez Redla, a tylko i wyłącznie drogą szefostwa sztabu I krakowskiego korpusu. Oficerem stale w tej
sprawie pośredniczącym był nie mający również nigdy nic służbowo z Redlem do czynienia kapitan Sztabu generalnego Rybak". Jeśli
Sokolnicki wierzył w to, co pisał, musiał być wyjątkowo naiwny, zwłaszcza że znajdował się wówczas w bliskim Piłsudskiemu kręgu
współpracowników, a ze Sławkiem łączyła go prawdziwa przyjaźń. Jako historyk mógł również wiedzieć, że realizacja każdej idei musi mieć swoje
racjonalne podstawy, a te określało wówczas dla ruchu niepodległościowego Biuro Ewidencyjne w Wiedniu.

Właściwym promotorem akcji wojskowej Piłsudskiego były Niemcy, które koordynowały wspólne zamierzenia polityczne i sprawowały ogólny
nadzór nad całością wojennych planów operacyjnych. W myśl zawartych umów sztabowych austriacko-niemieckich Biuro Ewidencyjne nawiązało
ścisłą współpracę z Oddziałem III B w Berlinie. "Coroczne konferencje i częste wyjazdy - np. w 1913 r. przez 73 dni byłem w podróży - pozwoliły mi
- pisał później Ronge - osiągnąć harmonię we współpracy mojej grupy z placówkami wywiadu oraz kolegami niemieckimi. Bardzo często
spotykałem się z mjr. Nicolai lub jego przedstawicielem". Zakres dawnych powiązań wywiadowczych znacznie rozszerzono. Dawny zapis w
księgach Evidenzbureau kontaktu z Sektion III B w Berlinie - "Agenta nr 184" odnosił się już tylko do ewidencji centralnej. Od początku 1913 r.
współpraca wywiadowcza sięgała już poziomu korpusów, w których szefowie oddziałów wywiadu zostali zobowiązani do wzajemnej wymiany
informacji. "W związku z zarządzeniem Biura Ewidencyjnego - pisał Rybak w sprawozdaniu rocznym za 1913 r. dla Sztabu Generalnego w

41 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Wiedniu o wynikach podjętej współpracy - zostanie zachowany kontakt z 'B' w ofensywnej służbie wywiadu oraz w zagadnieniach szczegółowych.
Jak zwykle do wszystkiego należy się najpierw przyzwyczaić i działania z tym związane odnoszą sukces, dlatego także w przyszłości należy przy
tym zarządzeniu nie tylko pozostać, lecz także wspierać bliższe kontakty obydwu wywiadów". Zakres terytorialny działań Głównego
Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie pokrywał się z wyznaczonym dla niemieckiej placówki wywiadu przy VI korpusie we Wrocławiu rejonem
operacyjnym w Królestwie Polskim. Kontakt z Nachrichtenoffizier we Wrocławiu został zarejestrowany w ewidencji krakowskiego oddziału
HK-Stelle pod kryptonimem "B", który zapewne został utworzony od siedziby VI korpusu - Breslau. Być może kryptonim "B" oznaczał skrót od
Sektion III B (po wybuchu wojny Abteilung III B). Szef wywiadu VI korpusu kpt. Lüders podpisywał się w korespondencji z Rybakiem pseudonimem
"Julia".

Biuro Ewidencyjne w sprawie polskiego ruchu wojskowego i akcji powstańczej w Królestwie Polskim działało w ścisłym porozumieniu z Sektion III
B w Berlinie. W myśl zawartych umów główny wysiłek materialny na rzecz ruchu polskiego przypadał na Niemców, niewidocznych dla Polaków i
działających za plecami Wiednia. Na przełomie lat 1913 i 1914 niemieckie Naczelne Dowództwo miało przekazać do Austrii na uzbrojenie
oddziałów strzeleckich i wywołanie powstania w Królestwie Polskim 60 000 karabinów, a w końcu lipca 1914 r. dalsze 30 000 karabinów i 3 000
000 sztuk amunicji (broń ta tylko w małej części trafiła w ręce polskie po wybuchu wojny w sierpniu 1914 r.). Piłsudski dowiedział się o tym dopiero
po rozpoczęciu działań wojennych. Przypomnijmy, że Austriacy początkowo przekazali na uzbrojenie strzelców 3 000 karabinów. Porównanie tych
liczb mówi samo za siebie. Inna sprawa, że Niemcy w ostatniej chwili zablokowali oddanie broni Polakom. Nie można wszakże wykluczyć, że
informacje te rozpowszechniano w celach propagandowych, aby uwiarygodnić koncepcję polskiego powstania. popieranego przez Austro-Węgry i
Niemcy koncepcji. Odpowiedniej legendy dostarczał sam Piłsudski.

Ochrana nieustannie szpiegowała Piłsudskiego, obserwując go nawet poza granicami Austro-Węgier. Na przełomie stycznia i lutego 1914 r.
Komendant przebywał na krótkim odpoczynku w Abbazii (23 I - 10 II 1914). Zamierzał potem jechać do Szwajcarii, Francji i Belgii, głównie dla
inspekcji miejscowych oddziałów strzeleckich. Wyjazd utrzymywany był w ścisłej tajemnicy. Piłsudski zakładał, że przyjedzie do Paryża 16 lutego.
Nastąpił gdzieś przeciek" informacji i służby carskie poznały plany Komendanta. "Mam zaszczyt donieść Waszej Ekscelencji - Krasilnikow
raportował 16 II 1914 r. Bieleckiemu - że w związku z otrzymanymi informacjami Agentury [Zagranicznej], w najbliższym czasie przyjedzie do
Paryża Piłsudski, członek [Centralnego] Komitetu [Robotniczego] PPS, b[yłej] Frakcji Rewolucyjnej. Celem jego podróży, podczas której objedzie
on szereg miast Europy Zachodniej, jest inspekcja towarzystw strzeleckich i jednocześnie propaganda celów polskich strzelców". Piłsudski
przebywał w Paryżu od 18 do 26 lutego. Następnie wyjechał do Belgii. Zatrzymał się w Glons pod Leodium. W Glons odbyły się dwudniowe
ćwiczenia Okręgu Belgijskiego Związku Strzeleckiego. Oprócz przeglądu organizacji strzeleckiej prowadził poufne rozmowy w jednej z fabryk broni
na temat zakupu karabinu maszynowego (ostatecznie transakcja nie doszła do skutku). Wrócił do Krakowa w nocy z 3 na 4 marca 1914 r.

W Ochranie wracała myśl o rzekomych przygotowaniach Piłsudskiego do zamachu na cara. Departament Policji w Petersburgu 14 marca 1914
r (1 marca według kalendarza juliańskiego) rozesłał do oddziałów żandarmerii i punktów granicznych cyrkularze z listami gończymi za Piłsudskim,
Sieroszewskim, Filipowiczem i Biernackim, spodziewając się ich przyjazdu do Rosji, celem dokonania "przestępczych zamierzeń". Polecono
wszystkich odszukać i aresztować, stosując specjalne środki bezpieczeństwa wobec Piłsudskiego i Biernackiego z powodu ich wcześniejszych
ucieczek z więzienia. Na liście gończym Piłsudskiego umieszczono zdjęcia policyjne z 1900 r. z opisem: "Z wyglądu 50 lat, wzrost więcej niż
średni, szczupły, blondyn, długie włosy, nosi rzadką bródkę, długie wąsy, opadające na usta, stałe zapalenie oczu, wygląd ponury, ubiera się
niedbale". Po kilku dniach listy gończe znalazły się we wszystkich placówkach żandarmerii i Ochrany. Być może liczono, że Piłsudski przyjedzie
również do Królestwa Polskiego.

Rozwijane od końca 1912 r. kontakty kierownictwa polskiego ruchu niepodległościowego z Łotyszami zacieśniły się na wiosnę 1914 r.
Łotyszy wykorzystywano do działań wywiadowczych w ramach organizacji "R", co potwierdzał Rybak w cytowanym wyżej raporcie do Rongego z
19 marca 1913 r. Szef oddziału HK-Stelle w Krakowie 12 marca 1914 r. włączył do dokumentów operacji "Konfident 'R' " raport w tej sprawie
(oznaczony kolejnym numerem wewnętrznej ewidencji: "K. Nr. 7/g", co jednoznacznie wskazuje na podłączenie akcji Łotyszów do działań grupy
Piłsudskiego. Ośrodki wywiadu w Dyneburgu, Libawie, Mitawie i Rydze prowadziła organizacja rewolucjonistów łotewskich, jako podgrupa w
agenturze "R".

Biuro Ewidencyjne zrezygnowało prawdopodobnie z budowy wyodrębnionej agentury organizacji rewolucjonistów łotewskich z uwagi na stanowisko
Berlina. Niemcy nie interesowali się bowiem przygotowaniami powstańczymi na Łotwie, jak to miało miejsce w wypadku Finlandii, Polski i Ukrainy.
W Kurlandii, Inflantach i Estonii władze Rzeszy mogły liczyć na poparcie Niemców bałtyckich, należących do górnych warstw społeczeństwa
tamtych terenów. Niemcy zwracali wprawdzie uwagę na sytuację w tych rejonach, ale woleli wpływać na nią za pośrednictwem swoich rodaków niż
ruchów powstańczo-narodowych czy rewolucji. Doprowadzenie do buntu na terenie Łotwy i Estonii, który pociągał za sobą rozbudzenie
świadomości narodowej wśród Łotyszy i Estończyków, skierowałoby się raczej przeciwko Niemcom bałtyckim i Rzeszy, jak to miało miejsce
podczas rewolucji 1905 roku, kiedy dochodziło nawet do mordów ludności niemieckiej. Do tego sztabowcy niemieccy opowiadali się za aneksją
części terenów przygranicznych Kurlandii i Litwy, co wprowadzało dodatkowe elementy antagonizmu we wzajemnych kontaktach.

Zapewne dlatego wybrano formułę polskiego pośrednictwa interesów łotewskich w kontaktach ze Sztabem Generalnym w Wiedniu. Łotyszom
przewodził Eward (Edward) Trauberg, scharakteryzowany przez Rybaka jako "przywódca łotewskiego ruchu niepodległościowego", po rewolucji
1905 roku w Rosji "na wygnaniu" za granicą. Mieszkał w Brukseli, gdzie działał wśród organizacji emigrantów rosyjskich, był profesorem Ecole de
guerre oraz Comité insurrektionel pour les provinces baltiques, na przełomie 1912/1913 r. przebywał w Galicji. Bardziej znany był jego brat,
Albert Trauberg, członek Partii Socjalistów-Rewolucjonistów, główny organizator zamachów terrorystycznych wykonywanych od końca 1906 r.
przez "Lotny oddział bojowy północnego okręgu PSR", zadenuncjowany przez Azefa, aresztowany w listopadzie 1907, stracony 14 marca 1908 r.

Łotewski ruch niepodległościowy od 1905 r. działał "ręka w rękę" z polskimi rewolucjonistami - relacjonował Rybak - i "od tamtej pory czołowe
osobistości tego ruchu, a zwłaszcza Centralny Komitet [Robotniczy] PPS, utrzymują kontakty z doktorem Ewardem Traubergiem, które nasiliły
się w czasie kryzysu politycznego 1912/1913". Według informacji posiadanych przez szefa krakowskiego oddziału HK-Stelle, główna konferencja
z Piłsudskim miała się odbyć zimą na przełomie 1912/1913 r. we Lwowie, w mieszkaniu Hipolita Śliwińskiego (ulica Kadecka 6, I piętro). Rybak
przypuszczał, że Śliwiński nie znał osobiście Trauberga, ale słyszał o nim i był zorientowany w jego działalności. Przy okazji pobytu Trauberga w
Galicji Rybak miał się z nim poznać. Do spotkania miało dojść za pośrednictwem "zaufanych ludzi PPS". Jednakże - raportował Rybak 12 marca
1914 r. - "zdecydowanie unikałem każdego osobistego kontaktu z Traubergiem; ograniczyłem się do uzyskania informacji od zaufanych ludzi PPS,
na jakich warunkach Łotysze zgodziliby się wspomagać nasz wywiad. Życzyli sobie przede wszystkim wydania kilku tysięcy karabinów, łącznie z
amunicją, które natychmiast miały zostać wydane. Spełnienie tego warunku wydało mi się możliwe, powołałem się na uzgodnienia z PPS - z PPS
omówione, żeby oni [tj. PPS - R. Ś.) w uzgodnieniach z Łotyszami także podjęli wzajemną wymianę informacji".

Łotysze podjęli współpracę wywiadowczą w ramach organizacji "R". "Doszło do tego - pisał dalej Rybak - gdy w czasie kryzysu politycznego
1912/1913 r. zaktywizował się wywiad, który ze strony PPS miał być najbardziej aktywny w Dźwińsku [Dyneburg], Rydze, Mitawie i Libawie, o czym
informowałem w moim raporcie [z] 7 XII 1912, [pod numerem] K. Nr 1 (tajne)". I rzeczywiście, w czasie kryzysu bałkańskiego - kończył - właśnie
"tylko z tych miejscowości otrzymywałem rzeczowe i istotne informacje".

Na początku 1914 r. Edward Trauberg przebywał w Paryżu. Tam zgłosił się do ambasady Austro-Węgier z propozycją nawiązania poufnego
kontaktu, powołując się na znajomość z Hipolitem Śliwińskim i współpracę z PPS. Ronge zwrócił się do Rybaka o bliższe informacje na ten temat.
Szef HK-Stelle w Krakowie odpowiedział 12 marca 1914 r. cytowanym wyżej raportem "K. Nr 7/g". Niestety nie ma żadnych innych informacji na

42 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

temat dalszych kontaktów Trauberga z wywiadem Austro-Węgier, nie wiadomo, jakie rzeczywiste rozmiary przybrała później współpraca
łotewskich rewolucjonistów z oddziałem HK-Stelle w Krakowie lub inną agendą Biura Ewidencyjnego, prowadzona za pośrednictwem Piłsudskiego.

Poza strukturami "Konfidenta 'R' " rozwijał Rybak kontakt z Narodowym Związkiem Robotniczym, chociaż doszło do porozumienia politycznego
między kierownictwem związku i PPS Frakcji Rewolucyjnej, a ich organizacje bojowe podjęły współpracę. Siły NZR szef oddziału krakowskiego
HK-Stelle oceniał wówczas na 2 000 członków. Najlepiej były zorganizowane koła w Łodzi i Warszawie, mniejsze ośrodki znajdowały się w
Żyrardowie, Częstochowie, Pabianicach, Piotrkowie, Zawierciu, Radomiu i Lublinie.

Kontakt z NZR utrzymywał Rybak na innych zasadach, wprowadzając do sieci konfidentów osoby, z którymi utrzymywano bezpośrednią
łączność. Nie da się określić skali tej penetracji wywiadowczej w środowiskach NZR w Galicji oraz w Królestwie Polskim. Nie pozwala na to brak
odpowiedniej dokumentacji. Na podstawie dostępnych informacji źródłowych można tylko stwierdzić, że kontakt ten kierownictwo organizacji lub
tylko jego niektóre kręgi utrzymywały z oddziałem HK-Stelle w Krakowie za pośrednictwem Stefana Domaradzkiego, który zawiadywał trzonem
agentury, złożonym z działaczy delegowanych przez NZR do współpracy wywiadowczej. Ponieważ wskazane Rybakowi osoby musiały być
uwidocznione w ewidencji konfidentów, do kontaktów wywiadowczych wyznaczono ludzi zaufanych, którzy jednak nie należeli do czołówki partyjnej.
Ich zadaniem było zapewne pełnienie funkcji terenowych skrzynek kontaktowych dla sieci organizacyjnej NZR. Można więc założyć, że poza
wykazaną w ewidencji agenturą Domaradziego funkcjonowała nieoficjalna sieć kontaktów wewnętrznych NZR, podobnie jak w wypadku organizacji
"R". Kontakt z NZR przybrał prawdopodobnie kryptonim Robert", na co wskazują późniejsze raporty z meldunków, których nie można
przyporządkować do działania zwykłej sieci konfidencjonalnej.

Dawna siatka wywiadowcza Domaradzkiego w 1911 r. przestała działać. Ronge polecił Rybakowi 28 listopada 1912 r. uaktywnienie
Domaradzkiego. Polecenie Rongego łączyło się prawdopodobnie z planami Rybaka rozwinięcia agentury na NZR. Domaradzki wysłał po
instrukcje do Rybaka swoją żonę, Aleksandrę Domaradzką. Spotkanie odbyło się 28 grudnia 1912 r. Rybak przekazał wówczas instrukcje do
podjęcia kontaktu z organizacją Narodowego Związku Robotniczego. Po powrocie żony z Krakowa Domaradzki "nawiązał kontakt z NZR,
ponieważ obecnie - jak odnotowano później w raporcie HK-Stelle w Krakowie - tylko z nim można działać. NZR zgodził się dać swoich ludzi do
wywiadu". Na początku 1913 r. zostały wytypowane do współpracy wywiadowczej z oddziałem HK-Stelle w Krakowie następujące osoby, które
włączono do ewidencji konfidentów grupy Domaradzkiego: 1. Mieczysław Olszewski (krypt. 261/1, pseud. "Miecio", zam. Warszawa); 2. Wacław
Czajka (krypt. 269/1, pseud. "Józef Czajka", zam. Rawa); 3. Leonard Czajka (krypt. 297/1, pseud. "Peter Kolisz", zam. Łódź); 4. Stanisław Wójcik
(pseud. "Józef Pawiński", "kandydat do Warszawy"); 5. Józef Górecki (pseud. "Luciński", zam. Tomaszów Rawski). "Nie ma innych kandydatów
- odnotowano przy wyciągach z meldunków Domaradzkiego z 14 i 18 VII 1913 r. - NZR jest skłonny udostępnić [jeszcze - R. Ś.] pewną liczbę
konfidentów, jak tylko się skontaktuje". Współpraca wywiadowcza została podjęta, o czym świadczyły różne meldunki. W czerwcu 1914 r.
Domaradzki włączył do swojej sieci jeszcze czterech innych konfidentów: 1. Antoni Jaroszek (nr ew. 467/1, właściciel kamienicy i sklepikarz, zam.
Garbatka); 2. Josef Duk (krypt 472/1, robotnik w fabryce sukna, pseud. "Słowik"): 3. Aleksander Gałczyński (nr ew. 473/1, robotnik, zam.
Tomaszów Rawski): 4. Jan Goździk. Ronge nie miał pełnego zaufania do Domaradzkiego, pomimo jego wieloletniej służby wywiadowczej
przeciwko Rosji. Wprawdzie Domaradzki określał siebie "austrofilem i patriotą", jednak szef Grupy Wywiadu nie dawał temu wiary. Nakazywał
ostrożność w kontaktach wywiadowczych z nim, ponieważ - jak odnotował w załączniku do raportu z 20 IV 1914 r. - "nadal zajmuje się sprawami
politycznymi Polski, dlatego związki z nim nie należą do bezpiecznych". O Domaradzkim nie ma żadnych innych wiadomości poza niniejszym
opracowaniem i nie można nic więcej powiedzieć na temat jego działalności. Wątek współpracy wywiadowczej Narodowego Związku
Robotniczego z Biurem Ewidencyjnym w Wiedniu w ogóle nie był odnotowany w historiografii. Domaradzki należy do anonimowego grona
uczestników wielu zakulisowych zdarzeń historycznych, które są niezwykle trudne do opisania.

Umowy wywiadowcze w przededniu wojny

Kryzys w kierownictwie Biura Ewidencyjnego spowodowany aferą Redla trwał do wiosny 1914 r. Urbańskiego von Ostrymiecz obwiniano za brak
dostatecznego nadzoru nad podległym aparatem wywiadu, który nie umiał wcześniej wykryć zdrady. Zmiana na stanowisku szefa Biura
Ewidencyjnego stała nieunikniona. Decyzją arcyksięcia następcy tronu Urbański von Ostrymiecz został odwołany z Biura Ewidencyjnego.
"Popadłem w okropną niełaskę - pisał później Urbański von Ostrymiecz - która stale się nasilała, aż wreszcie 29 kwietnia 1914 r., czyli po moim
pięcioletnim kierowaniem Biurem Ewidencyjnym z polecenia następcy tronu [Franciszka Ferdynanda] dowiedziałem się, że mam rozstać się z
czynną służbą, ponieważ 'moja energia oraz moje władze umysłowe ucierpiały do tego stopnia, że wykorzystanie mojej osoby do jakiejkolwiek
służby czynnej nie wchodzi w ogóle w rachubę' ".

Stanowisko Urbańskiego von Ostrymiecz objął 24 maja 1914 r. płk Oskar von Hranilovic-Czvetassin. Był "z pewnością najbardziej właściwym
człowiekiem, jakiego Sztab Generalny mógł [wówczas - R. Ś.] wyznaczyć na to stanowisko" - pisał Walzel. - "Zawsze był otwarty na propozycje
swoich współpracowników, nie dopuszczał do tego, aby umknęła mu jakakolwiek szansa. Był niesłychanie pracowity, a sumienność jego
graniczyła z pedanterią; na to w każdej sytuacji nakładała się charakterystyczna dla niego dalekowzroczność w trakcie realizacji wszelkich
niezbędnych akcji".

Na wiosnę 1914 r. zmieniły się nieco zasady funkcjonowania agentury "Konfident 'R' " na terenie Rosji. Podstawowe ustalenia zawarte w
poprzednich umowach obowiązywały cały czas. Zrezygnowano z prowadzenia przez organizację "R" wywiadu w Rosji w okresie pokojowym;
podstawowe funkcje informacyjne wypełniała regularna agentura oddziału HK-Stelle w Krakowie. Nie przerwało to oczywiście wzajemnych
kontaktów. Przedstawiciele Sztabu Generalnego w Krakowie i we Lwowie stale użyczali "swej opieki i pomocy -jak to określił Piłsudski w maju
1913 r. - przy bardziej drażliwych sytuacjach, wynikających z nadwrażliwości władz politycznych na ruch militarny polski". O takiej "drażliwej"
sytuacji donosił Piłsudski w liście do Sławka z 29 marca 1914 r., prosząc o interwencję Rybaka w sprawie Stanisława Tessaro, zatrzymanego na
granicy z fałszywym paszportem, za co groziło wydalenie z granic monarchii: "Chcę temu zapobiec w jakikolwiek sposób - pisał. - Wezwanie
otrzymał wczoraj na 6 kwietnia [1914 r.] do sądu powiatowego w Brodach. Zajdź do p[ana] R[ybaka] i poproś go o jakikolwiek wpływ w tej sprawie".

Bez żadnych zmian działała defensywa "R". Organizacje strzeleckie oddawały cały czas bardzo cenne usługi w zakresie kontrwywiadu.
Większość szpiegów Ochrany została wyłapana na podstawie doniesień Piłsudskiego. "Jak będziesz u p[ana] R[ybaka] - pisał do Sławka 29
marca 1914 - powiedz mu o niejakiej p[ani] Kamińskiej, podejrzanej, zdaniem moim, zamieszkałej w Zakopanem; dane o niej szczegółowe
otrzymasz od 'Rysia' [Mieczysława Trojanowskiego], który mi o tym opowiadał. [...] Również zapytaj o niejakiego Klepacza (Iwo), którego w
Krakowie aresztowano, jako podejrzanego o szpiegostwo i wyrzucono z Austrii. Powiedz mu, że był kiedyś dawno w robocie partyjnej, a teraz
wypłynął po wyrzuceniu w Liege, gdzie ma znajomych naszych chłopców, więc chcielibyśmy wiedzieć, co było w tym, że go brano; że chłopak był
dosyć zdemoralizowany, tośmy wiedzieli, że zaś mógłby być szpiclem, tegośmy na razie nie podejrzewali, [a] ten Klepacz twierdzi w Liege, że go
wsypała i policji oddała 'partia', co oczywiście nie jest prawdą".

W porozumieniu z Rybakiem wydawano pismo Związków Strzeleckich "Strzelec", gdzie drukowano m.in. artykuły-instrukcje do prowadzenia
dywersji i partyzantki. Pierwszy numer "Strzelca" wysłano do Biura Ewidencyjnego. List redakcji wraz z egzemplarzem "Strzelca" trafił do do
rąk kpt. Waldemara (Włodzimierza) Zagórskiego z sekcji rosyjskiej, który w Biurze Ewidencyjnym zajmował się opracowywaniem materiałów
związanych z organizacją i zasobami armii rosyjskiej. Tłumaczył również artykuły z prasy polskiej i wykonywał ekspertyzy różnych publikacji.
Cieszył się zaufaniem gen. Conrada von Hötzendorfa, który powoływał się na jego przekłady. Zagórskiemu prawdopodobnie poruczono i tym
razem przygotowanie merytorycznej oceny zawartości nowego periodyku wojskowego. Pismo spotkało się z uznaniem Zagórskiego. Władze
wojskowe nie widziały przeszkód w jego dalszej publikacji.

43 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Niezwykle charakterystyczne były losy publikacji artykułu Mieczysława Dąbkowskiego O pospiesznym niszczeniu żelaznych mostów kolejowych
przygotowanego z inspiracji szefa HK-Stelle w Krakowie. Pierwsza część artykułu ukazała się w numerze 1 "Strzelca". Publikacja wywołała wiele
kontrowersji, gdyż była jawną instrukcją do działań dywersyjnych na terenie Rosji. Każde zakłócenie normalnej komunikacji kolejowej, zwłaszcza
przez zniszczenia odcinków dróg żelaznych, zmieniało wówczas strategiczne położenie armii walczących i mogło mieć wpływ na przebieg wojny.
"Zniszczenie komunikacji uzyskać można - pisał Dąbkowski - przez wysadzenie jednego lub kilku wielkich mostów, wiaduktów lub tuneli, lub też
kilkunastu mostów małych (około 20 metrów rozpiętości) przy jednoczesnym zniszczeniu toru kolejowego i urządzeń stacyjnych".

Podane w artykule dane techniczno-inżynieryjne umożliwiały podjęcie zniszczeń mostowych nawet przez osoby, które nie miały do tego
przygotowania. Dla grup dywersyjno-sabotażowych "Konfidenta 'R' " taka publikacja nie była potrzebna, gdyż wszystkie niezbędne informacje,
gdyby takie były w ogóle potrzebne, członkowie organizacji mogli uzyskać w specjalnych instrukcjach. Jawne ogłaszanie elementów planu
rewolucyjno-powstańczego mieściło się w schemacie działań dezinformacyjnych Biura Ewidencyjnego, które różnymi sposobami dążyło do
spotęgowania wrażenia potencjalnego zagrożenia polskiego dla Rosjan. Druk zakończenia artykułu stanął przez to pod znakiem zapytania. "Mój
Drogi! - pisał Piłsudski do Sławka 9 kwietnia 1914 r. - W załączeniu dalszy ciąg artykułu o niszczeniu mostów w redakcji 'Strzelca': bądź łaskaw
zajdź do p[ana] R[ybaka], daj mu go do przeczytania i zapytaj o zdanie, czy dać dalszy ciąg, czy nie. Zwróć uwagę, że 'Ryś' [Mieczysław
Trojanowski] i [Stanisław] Żmigr[odzki] byli u komendanta [I] korpusu [w Krakowie, gen. Eduarda Böhm-Ermolliego - R. Ś.], ten ostatni też mówił o
tym nieszczęsnym artykule, więc, doprawdy, nie wiem, czy zakończenie jego nie będzie czasami uważane za rzecz sprzeciwiającą się interesom
czyimkolwiek, znowu nie zakończone rzeczy zawsze źle świadczą o redakcji, więc bez jakiejkolwiek notatki [...] dlaczego i jak nie można nie
kończyć. Proponowana przez redaktora nota brzmiałaby: 'Z przyczyn od redakcji i autora niezależnych dalszy ciąg artykułu nie będzie
pomieszczony, wejdzie zaś w skład wydawnictw Zw[iązku] Strzel[eckiego] o materiałach wybuchowych'. Odpowiedź pożądana możliwie prędko, bo
już w przyszłym tygodniu numer drugi idzie do druku, więc w poniedziałek [13 IV] lub we wtorek [14 IV 1914] odpowiedź potrzebna. Dla
upozorowania wizyty powiedz przedtem, że otrzymałeś ode mnie list" o sytuacji militarnej w Królestwie Polskim. "Zatem sprawę z artykułem traktuj
jako dodatkową, a ten ostatni interes dla mnie dodatkowy traktuj jako główny, z którym przychodzisz". Sławek skomunikował się zaraz z Rybakiem,
przekazując mu tekst drugiej części artykułu Dąbkowskiego.

Kontakt miał charakter konspiracyjny - odbył się na hasło "Stefan". Artykuł Dąbkowskiego mieścił się w ogólnym scenariuszu Biura Ewidencyjnego
przygotowań dywersji i sabotażu na wypadek wojny z Rosją. Toteż szef oddziału HK-Stelle w Krakowie nie mógł odstąpić od jego ostatecznej
publikacji. W odpowiedzi Rybak pisał 13 kwietnia 1914 r. do Piłsudskiego: "Szanowny Panie! W załączeniu zwracam opracowanie, które jest
bardzo rzeczowo i ze znajomością przedmiotu obrobione. Zarazem muszę jednak prosić od publikowania tejże pracy tymczasowo odstąpić, ażeby
na w ł a ś n i e t e n [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] temat nie zwracać zbytecznej uwagi. Z poważaniem, 'Stefan' ". Dokończenie artykułu
Dąbkowskiego ukazało się ostatecznie w lipcowo-sierpniowym numerze "Strzelca".

W okresie przygotowań i planowania działań wojennych przeciw Rosji organizacja wywiadu Piłsudskiego pozostawała w stanie zamrożonym.
Uruchamiały ją automatycznie zaobserwowane ruchy wojsk rosyjskich i wprowadzenie przez Sztab Generalny w Wiedniu "okresu wzmożonej
działalności" dla wywiadu. "Proszę Cię - polecał Piłsudski 9 kwietnia 1914 r. Sławkowi - zajść do p[ana] R[ybakal z tym, że otrzymuję z Królestwa
wiadomości alarmujące o mobilizacji - na razie [o] przejeździe rezerwistów z Rosji do garnizonów Królestwa, przenoszeniach wojsk do gub[erni]
lubelskiej (mowa była w niejasnych listach o VI korpusie). Wobec tego - dodawał - że przez ten czas nie stawiałem biura wywiadowczego jako
maszyny stale funkcjonującej [!], więc dane są mgliste i nieścisłe; niektóre ściślejsze dane otrzymam przy raportach niektórych komendantów
[okręgów ZWC - R. Ś.], którzy w czasie Świąt [Wielkanocnych] mają być u mnie z Królestwa: czy więc nie ma on jakichś niepokojących spraw i
rzeczy. [...] Za wiadomość o Witoldzie [Jodko-Narkiewiczu] podziękuj ode mnie i złóż w Twoim i moim imieniu życzenia świąteczne".

Zastanawia ostatnia informacja. Jodko-Narkiewicz na polecenie Piłsudskiego udał się przed 7 kwietnia 1914 r. do Paryża, a następnie do
Londynu. Widać z tego, że znajomość spraw najbliższego otoczenia Piłsudskiego przez szefa oddziału HK-Stelle w Krakowie sięgała bardzo
głęboko. Rybak korzystał przy tym z własnych źródeł informacji. Sprawował nadzór nad zagranicznymi podróżami Piłsudskiego i jego ludzi.
Pomagał w organizacji tych podróży od strony formalnej, wykorzystując własne kanały urzędowe.

Powstaje pytanie, w jakim stopniu Piłsudski był manipulowany i inspirowany przez Rybaka, wykonującego polecenia Evidenzbureau oraz Sektion
III B? Szef krakowskiej ekspozytury biura Ewidencyjnego miał pełen wgląd w prace wywiadowcze Piłsudskiego, wykorzystywał jej wyniki,
stymulował poczynania wojskowe Komendanta. Odpowiedź nasuwa się więc sama, ale o stopniu zależności między "wskazaniami" Rybaka a
dążeniami samego Piłsudskiego nie da się nic bliżej powiedzieć. Można wszakże zadać pytanie posiłkowe o cel współpracy sztabów
austriackiego i niemieckiego z Piłsudskim. Z dotychczasowych rozważań wynika, że Piłsudski miał organizować wywiad, sabotaż i powstanie
antyrosyjskie w Królestwie Polskim.

Czy rzeczywiście celem tajnych służb Austro-Węgier i Niemiec była organizacja powstania w Królestwie Polskim? Może wszystkie plany
związane z akcją zbrojną Piłsudskiego miały tylko wytwarzać złudzenie ruchu powstańczego, w który uwierzyłby wywiad rosyjski? W takim razie
wszystkie te zabiegi wokół powstania polskiego byłyby dywersją propagandową, wielkim bluffem cesarskich służb specjalnych, prowadzących w
ramach przygotowań wojennych rozległą dezinformację, nastawioną na utwierdzenie sztabu armii carskiej w decyzji ewakuowania Królestwa
Polskiego do linii Wisły w razie wybuchu wojny z Austro-Węgrami albo Niemcami. Dyspozycje uruchomienia ogromnych składów broni dla
Polaków mogły stanowić przysłowiową kropkę nad "i" w rozpowszechnianych informacjach o przystąpieniu do realizacji planów powstańczych,
skrywając ostatecznie prawdziwy obraz intencji władz wojskowych Austro-Węgier i Niemiec, którym zależało na wycofaniu się armii rosyjskiej z
Królestwa Polskiego. Piłsudski i Rybak byliby więc tylko pionkami w "wielkiej grze" wywiadów. Działalność konspiracyjna Komendanta przemawiała
sama za siebie, a wiedza Ochrany w tym zakresie była ogromna.

Zbrojne poparcie przez Austro-Węgry i Niemcy polskiej irredenty najlepiej zaświadczało o zasadniczej zmianie ich polityki w kwestii polskiej i
otwarcie prowokowało Rosję, usuwając grunt polityczny władzy caratu w Królestwie Polskim. Piłsudski mógł niewątpliwie pomóc w uzyskaniu
sukcesów przez Biuro Ewidencyjne. Szef ekspozytury rosyjskiej służby wywiadowczej na Austro-Węgry w Warszawie i naczelnik Agentury
Zagranicznej Ochrany w Paryżu dali wiarę przygotowaniom powstańczym w Galicji. Krasilnikow pisał wprost, że konsekwencją wojny austriacko-
rosyjskiej będzie "powstanie polskie celem oderwania rosyjskiej Polski". Batiuszyn podjął zdecydowane działania dla wykrycia spisku. Wzmożono
wywiad i wprowadzono agentów do polskich organizacji niepodległościowych i wojskowych.

Dla Wiednia i Berlina cel więc został osiągnięty - sztab rosyjski brał realnie w rachubę możliwość wybuchu powstańczego w Królestwie Polskim w
związku z akcją militarną Niemiec i Austro-Węgier przeciw Rosji. Nie ma bezpośrednich dowodów na poparcie tej tezy. Jakie są jednak fakty?

1. Nie przeprowadzono przygotowań logistycznych powstania na terenie Królestwa Polskiego, a podjęte działania nie miały charakteru spisku.

2. Samodzielny ruch powstańczo-rewolucyjny nie miał podstaw materialnych.

3. Z drugiej strony, o powstaniu mówiło i wiedziało zbyt wiele osób postronnych; przygotowania powstańcze prowadzono niemal jawnie (działalność
organizacji strzeleckich).

4. Nastroje społeczeństwa polskiego w zaborze rosyjskim były bardzo niechętne idei niepodległościowej akcji zbrojnej, a wpływy Piłsudskiego i
jego ruchu wojskowego w żadnym wypadku nie dawały rękojmi rozwinięcia powstania, z czego zdawano sobie sprawę zarówno w Wiedniu, jak i w
Berlinie.

44 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Piłsudski natomiast wychodził konsekwentnie z założenia, że po wybuchu wojny armia rosyjska wycofa się z części ziem Królestwa Polskiego
poza linię Wisły i Narwi, a wkraczające na ten teren kadrowe oddziały polskie zostaną przynajmniej zasilone przez masowy napływ ochotników,
jeżeli nie dojdzie wręcz do wystąpień rewolucyjno-powstańczych. Utworzona w ten sposób armia polska mogłaby w optymalnych warunkach
wkroczyć do Warszawy i proklamować państwo polskie, wymuszając uznanie tego faktu dokonanego. Samodzielny polski czyn zbrojny i własna
siła militarna mogły też stać się w przyszłości istotnym czynnikiem przy odbudowie państwa. "Wystąpimy jako siła samodzielna - mówił w
wywiadzie dla Józefa Hłaski, opublikowanym 25 II 1913 r. na łamach 'Kuriera Litewskiego' - która przy likwidowaniu wojny, w czasie, kiedy strony
wojujące będą znużone i wyczerpane, zaważyć będzie mogła na szali". Liczył, że wojna, pomimo zwycięskiego pokoju dla Niemiec, nie będzie
rozstrzygająca. W jej wyniku Polska prawdopodobnie uzyska pewną samodzielność, np. w formie rozwiązania austro-polskiego. Szanse
osiągnięcia pełnej suwerenności i niepodległości ziem polskich mogła przynieść kolejna, "druga" wojna między zaborcami. Do osiągnięcia
niepodległości prowadziły przygotowania samodzielnego wystąpienia zbrojnego w Królestwie Polskim.

Piłsudski mówił o tym 21 lutego 1914 r. w odczycie O polskim ruchu strzeleckim w Towarzystwie Geograficznym w Paryżu. "Weszło w zwyczaj
- zaznaczał - nie brać nas w rachubę w kalkulacjach i kombinacjach międzynarodowych. Ruch wojskowy wprowadza ponownie kwestię polską na
szachownicę europejską". Wśród obecnych na sali Towarzystwa Geograficznego znajdował się agent Ochrany paryskiej, który przygotował dla
Departamentu Policji w Petersburgu obszerne sprawozdanie z odczytu Piłsudskiego, odnotowując jego autora jako członka Centralnego Komitetu
Robotniczego PPS Frakcji Rewolucyjnej. "Przyłączyć Królestwo Polskie do Austrii - zapisano raporcie Ochrany wypowiedź Piłsudskiego - to
znaczy walczyć o 'niepodległość Polski' ". Dlatego w Galicji "koncentrujemy nasze siły w oczekiwaniu uderzenia i dźwięk wykuwanego przez nas
miecza już daje się słyszeć w Europie". Sprawozdawca Ochrany dodawał od siebie: "Odczyt Piłsudskiego w środowiskach emigracyjnych był
szeroko omawiany. Po raz pierwszy Piłsudski tak otwarcie przyznał się, że 'strzelcy' w wypadku wojny austriacko-rosyjskiej będą służyć interesom
Austrii, tzn. że łączą tę służbę ze sprawą walki o 'Niepodległość Polski' ".

Na odczycie w Towarzystwie Geograficznym był również Czernow, który zanotował inną część wypowiedzi Piłsudskiego. Polski przywódca "z
przekonaniem przepowiadał w najbliższej przyszłości wybuch wojny austriacko-rosyjskiej z powodu Bałkanów". Nie miał wątpliwości, że za Austrią
będą stały Niemcy. Przewidywał zaangażowanie Francji w ten konflikt: "dzień, w którym Niemcy wystąpią otwarcie po stronie Austrii, będzie wigilią
tego dnia, kiedy Francji przyjdzie, na mocy obowiązującego ją układu, interweniować po stronie Rosji". Podobnie Wielka Brytania nie będzie mogła
"zostawić Francji na łasce losu". Porównanie potencjału wojennego wszystkich państw prowadziło do wniosku, że w nadchodzącej wojnie
"zwycięstwo pójdzie z Zachodu na Wschód", a więc "Rosja będzie pobita przez Austrię i Niemcy, a te z kolei będą pobite przez siły angielsko-
francuskie (lub angielsko-amerykańsko-francuskie)". Czyli "Europa Wschodnia poniesie klęskę od Europy Środkowej", która "z kolei sama
zostanie pokonana przez Europę Zachodnią". I to właśnie "wskazuje Polakom kierunek ich działań". Czernow podkreślał, że były to tylko hipotezy
Piłsudskiego. Bliższych informacji miał udzielić kierownictwu partii eserowców Jodko-Narkiewicz.

Czernow wspominał również swoje spotkanie z Jodko-Narkiewiczem, który miał przed nim rozwinąć myśli Piłsudskiego, zabiegając na
gruncie paryskim o poparcie dla stanowiska PPS. Przedstawiciel Partii Socjalistów-Rewolucjonistów nie określił ściśle terminu spotkania.
Konferencja mogła się odbyć w kwietniu-maju lub lipcu 1914 r., kiedy Jodko-Narkiewicz przebywał w Paryżu. "Nie można iść pod prąd historii, nie
można postępować wbrew faktom - relacjonował Czernow słowa Jodki-Narkiewicza - a rzeczą równie absurdalną byłoby dla nas pozostać
biernymi widzami przyszłych wydarzeń. Tak może postępować każdy, tylko nie my, Polacy. Ten, kto w krytycznym, zwrotnym momencie historii nie
chce opowiedzieć się za jedną z walczących stron, nie dostanie znikąd niczego, oprócz szturchańców. Jeżeli nasza partia nie dokona wyboru, to
Polacy Krakowa i Poznania będą w szeregach niemieckiej armii przeciw Polakom Warszawy, Łodzi i Lublina". Dlatego "nie możemy i nie
powinniśmy doczekać tego momentu, kiedy połowa Polaków zostanie zmobilizowana do austriackiej i niemieckiej armii a druga do rosyjskiej. Ich
cele są Polakom w jednakowym stopniu obce. Nie ma innego wyjścia. Sami powinniśmy zmobilizować wszystkich Polaków i to wyłącznie w imię
naszego celu: wyzwolenia Polski, całej Polski". W praktyce takie podejście oznaczało przyjęcie następującego założenia: "Jeśli pierwszym
rezultatem wojny będzie klęska Rosji, powinniśmy najpierw doprowadzić do wyzwolenia rosyjskiej części Polski", a "szanse po temu będą
tym większe, im skuteczniej polskie siły zbrojne równolegle z niemieckimi będą oczyszczać gubernie Królestwa Polskiego z władz rosyjskich i ich
zbrojnego zaplecza, a w im większym stopniu nasza zorganizowana polska partyzantka będzie wspierać likwidację rosyjskiej władzy w Polsce,
dezorganizując komunikację i w ogóle tyły armii rosyjskiej". Najważniejszym zadaniem będzie "dla nas uzyskać jakiekolwiek swoje własne
terytorium, gdzie będzie się formować samodzielna polska armia. Niech pan nie zapomina - dodawał przy tym - że po rozbiciu armii carskiej
Zachód europejski nie złoży broni i blok niemiecki prędzej czy później ze swej strony dozna losu Rosji. Wtedy nadejdzie czas na oswobodzenie
pruskiej i austriackiej części Polski". Wszystkie rozważania sprowadzały się do tezy: "W pierwszej fazie wojny idziemy z Niemcami przeciwko
Rosjanom. W drugiej, decydującej fazie - z siłami anielsko-francuskimi przeciwko Niemcom".

Wypowiedzi polskich przywódców ruchu niepodległościowego nie zawierały w sobie elementów realnego, pozytywnego programu politycznego,
możliwego do realizacji w nieodległej perspektywie, zwłaszcza że Piłsudski starał się nie łączyć tego typu rozważań z podejmowanymi działaniami
praktycznymi, jeśli nie wynikały z potrzeb chwili, biorąc pod uwagę ówczesne położenie sprawy polskiej. "Na dalszy okres istnieją tylko główne
myśli wytyczne - mówił w jednym z wykładów Zarysu historii militarnej powstania styczniowego. - Bieg wypadków ginie we mgle niepewności". W
innym miejscu miał dodać: "Ten wygra, kto przetrwa, czyje nerwy wytrzymają wszystko, a wiara utrzyma się wbrew wszelkiej nadziei - relacjonował
Wacław Graba-Łęcki wykład Piłsudskiego w końcu lipca 1914 r. w Krakowie. - Wynik wysiłków przyjdzie wtedy, gdy siły się wyczerpią, położenie
będzie się wydawało beznadziejnym, przeszkody nieprzezwyciężonymi". Prognozy i spekulacje głoszone przez Piłsudskiego i Jodko-Narkiewicza
miały wtedy głównie znaczenie propagandowe dla uzasadnienia proaustriackiego kierunku politycznego polskiej irredenty, co nawet we własnych
szeregach budziło zastrzeżenia.

Na przełomie czerwca i lipca 1914 r. Jodko-Narkiewicz przebywał w Londynie. Głównym celem podróży było sprawdzenie pogłosek o
prowokatorskiej działalności na rzecz Ochrany jednego z najstarszych działaczy rewolucyjnych i archiwariusza PPS, Michała Wilfryda Woynicza.
Nie potwierdzono oficjalnie tych zarzutów i nie stwierdzono, jakich szkód dokonał w partii *[Michał Wilfryd Woynicz od września 1907 r. prowadził
antykwariat w Londynie (W. M. Voynich, 68 Shaftesbury Avenue, Piccadilly Circus), z oddziałami we Florencji (Libreria Voynich, Via Ghibellina
110) i Warszawie. Tadeusz Szpotański spisał później następującą relację Tytusa Filipowicza: "Przed samym wybuchem wojny został zawezwany z
Florencji przez chlebodawcę swego, (Michała Wilfryda) W(oynicza), aby pojechał do Londynu bronić owego W(oynicza) przed zarzutem, że jest
agentem ros(yjskim). Zarzut ten został wytoczony przez b[yłą] K(omisję) T[ymczasową Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych w
Krakowie, która przystała do Londynu 'Jow[isza]' [Witolda Jodkę-Narkiewicza] dla zbadania sprawy. Tyt[us Filipowicz] zapisał do 'Ziuka' [Józefa
Piłsudskiego], że popieranie jakichkolwiek spraw 'Jow[isza]' jest niedopuszczalne, jednocześnie jednak bardzo go zastanowił fakt, że zarzut ten był
poważnie traktowany przez 'Ziuka'. Przypomniał sobie przeto różne o W[oyniczu] słyszane kawały, które dotąd brał za ekscentryczność lub blagę
kupiecką i zaczął go obserwować. Przybywszy do Londynu pracował przez dwa tygodnie z [Józefem Hieronimem] Ret[ingerem] i w czasie tym
przyszedł do przekonania, utwierdzonego kierunkiem politycznym Ret[ingera], że ten pozostaje w stosunkach z policją ros[yjską]. Dowiedział
się także, że Ret[inger] przy stwierdzeniu tożsamości osoby w pierwszych dniach wojny wylegitymował się wystawionym mu przez konsulat
ros[yjski] świadectwem. Wziąwszy na oko Ret[ingera] wpadł na całe gniazdo podobnych Polaków. Ogłosił list otwarty, skutkiem czego R[etinger]
drapnął do Ameryki. Przez nieostrożność Fil[ipowicz] wygadał się przed kimś swymi podejrzeniami o W[oyniczu]. Wtedy został przez panią [Ethel
Lilian Bull] W[oynicz] oskarżony o zwariowanie i aresztowany 28 X [1914] przez policję, która odstawiła go do domu [dla] obłąkanych. Według
prawa angielskiego potrzebne są trzy miesiące dla stwierdzenia poczytalności. [...] Został więc tak odcięty od świata, że dopiero przed paru
dniami (list datowany 29 XII [1914]) skomunikował się z ludźmi znającymi całą intrygę. [...] Później miałem od niego dwie karty, w ostatniej z dn[ia]
25 I [1915] donosi, że jest wolny i uznany za zdrowego.]. Sprawę znało wąskie grono działaczy niepodległościowych. W podjęciu oficjalnego
dochodzenia partyjnego przeszkodziła prawdopodobnie wojna, chociaż nie można również wykluczyć decyzji Piłsudskiego o zatuszowaniu afery.

45 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Przy okazji zabiegów o zjednoczenie wszystkich organizacji strzeleckich pod komendą Piłsudskiego ujawniły się tendencje antyaustriackie. "Nie
kochaliśmy Austrii - pisał później członek Polskich Drużyn Strzeleckich, Juliusz Szygowski - ale zaczynaliśmy przyznawać w duszy, że ona chce
nam pomóc w walce o niepodległe państwo polskie". Nie wszyscy byli tego zdania. Zależność ruchu strzeleckiego od władz wojskowych Austro-
Węgier mogła stanowić istotną przeszkody w rozbudowie ruchu i podtrzymaniu romantycznej legendy o jego niezależności i szlachetności celów.
Tajemnicę kontaktów sztabowych konsekwentnie utrzymywano nie tylko przed szeregowymi członkami organizacji, ale również jej kierownictwem,
poza ścisłym kręgiem: Piłsudski - Sławek - Jodko-Narkiewicz - Malinowski - Filipowicz. Sytuację próbował ratować Sławek, który namawiał
Piłsudskiego do wyłożenia kart na stół. "Trzeba powiedzieć to - radził Piłsudskiemu 31 V 1914 r. - co ja im [tj. oponentom spod znaku Polskich
Drużyn Strzeleckich - R. Ś.] tu częściowo gadam, że musimy oprzeć się na słabszym z zaborców, aby złamać silniejszego. Że im więcej oficjalna
Austria zaangażuje się w popieraniu naszej roboty, tym bardziej niezależnie nawet od swojej woli wciąga się do wojny z Rosją i nie o co innego, jak
o sprawę polską. Trzeba, aby zrozumieli, że to nie jest droga pochyła, po której poszła endecja [...], ale że to jest popychanie do wojny". Związki
Strzeleckie stały się czynnikiem politycznym, który w Wiedniu należało już brać pod rozwagę przy rozpatrywaniu wewnętrznej sytuacji i nastrojów.

Według danych z 1 czerwca 1914 r. Związki Strzeleckie liczyły 7 239 członków (bez zaboru rosyjskiego). W lipcu 1914 r. w Królestwie
Polskim wraz z kresami i Rosją istniały 24 stowarzyszenia wojskowo-strzeleckie z 296 członkami, które powstały na bazie konspiracji wojskowej
PPS Frakcji Rewolucyjnej oraz ZWC. Z porównania tych liczb wynika, że główny nacisk organizacyjny położony był na ruch niepodległościowy w
Galicji. Organizacja na terenie Rosji wykonywała zadania wywiadowcze oraz przygotowywała dywersję i sabotaż, dając podporę do głównych
działań ruchu niepodległościowego w Galicji. Zaplecze finansowe ruchu niepodległościowo-strzeleckiego przedstawiało się bardzo skromnie.
Wpływy Polskiego Skarbu Wojskowego za okres od 1 września 1913 do 28 lutego 1914 r. wyniosły 198 195 koron i 10 halerzy. Wydatki
miesięczne PSW wynosiły około 8 000 koron (równowartość 1 600 dolarów amerykańskich). Stan gotówki w banku na dzień 30 maja 1914 r.
wynosił 63 476 koron. Oszczędności KSSN wynosiły wówczas około 2 000 koron. Niemal beznadziejnie przedstawiała się sprawa zaopatrzenia w
broń oddziałów strzeleckich, które miały stanowić kadry przyszłego powstania. Można powtórzyć za Julianem Stachiewiczem: "broni nie było i nie
było żadnej możliwości finansowej zdobycia jej w potrzebnej ilości". Leon Wasilewski pisał wprost: "Jeżeli chodzi o uzbrojenie ogółu strzelców -
informował Aleksandra Dębskiego w liście z 2 VII 1914 r. - to naturalnie, że nie może być o tym mowy. Powiedzmy, że chcielibyśmy uzbroić bodaj
dziesiątą część strzelców, więc na to musielibyśmy wydać 80 000 koron, a na uzbrojenie wszystkich potrzeba by było z 800 000 koron.
Mowy więc o tym być nie może. Te karabiny, jakie istnieją w organizacji, są d o n a u k i [podkreśl. w oryginale - R. Ś.] wyłącznie". Według stanu
na dzień 2 lipca 1914 r. Związki Strzeleckie posiadały 530 karabinów (113 karabinów wzoru Mannlichera, 355 karabinów systemu Werndla, innych
- 62). Własnością organizacji było 490 karabinów (40 karabinów zostało wypożyczonych od wojska austriackiego). Nie można więc było z takimi
funduszami oraz z taką ilością broni nawet myśleć o organizowaniu samodzielnego powstania!

W dniach 27 i 28 czerwca 1914 r. odbył się we Lwowie zjazd oficerski Związków Strzeleckich oraz Rady Głównej ZWC. Na zakończenie zjazdu
miała się odbyć rewia oddziałów strzeleckich. Po krótkim marszu strzelcy zostali zatrzymani. "Staliśmy tam chyba godzinę - wspominał Szygowski
- nie wiedząc, co spowodowało przerwę w marszu. Musiało się coś stać, bo zauważyliśmy komisarzy policyjnych w ciemnozielonych mundurach,
bardzo rzadko widzianych w mieście". Rada Główna jeszcze obradowała, kiedy Hipolit Śliwiński przyniósł wiadomość o zamordowaniu w
Sarajewie austriackiego następcy tronu Franciszka Ferdynanda. Strata była ogromna, gdyż arcyksiążę angażował się osobiście we wspieranie
polskiej irredenty przeciwko Rosji i na nim prawdopodobnie, co później przyznał Jodko-Narkie-wicz, opierały się najwyższe decyzje polityczne na
dworze wiedeńskim odnośnie ruchu polskiego. Przegląd nie odbył się, oddziały strzeleckie odmaszerowały na swoje place zborne. W tym
przerwanym marszu strzelców tkwił pewien symbol przemiany sytuacji, kończył się czas szkolenia. Po zamknięciu obrad Rady Głównej ZWC
Piłsudski wyjechał do Krakowa, gdzie przeniósł Komendę Główną Związków Strzeleckich (ul. Siemiradzkiego Nr 27) *[Walery Sławek utrzymywał,
że Józef Piłsudski nie przewidywał bezpośrednio po zamachu w Sarajewie większych komplikacji międzynarodowych. Bowiem z poprzednich
przygotowań wojennych na przełomie 1912/1913 r. nic nie wyszło, co "pozostawiło w umyśle Komendanta taką niewiarę do Austrię, że ona na coś
się zdobędzie. Do tego stopnia była niewiara w możliwość zareagowania przez Austrię wobec powyższego wypadku (tj. zabójstwa arcyksięcia
Franciszka Ferdynanda - R. Ś.), że po konferencji (ZWC we Lwowie) wszyscy rozjeżdżają się na wakacje i Komendant nie zatrzymał ich nawet.
Być może, że i przy innych nastrojach Komendant też by nie powziął decyzji, ażeby ich zatrzymać, bo to mogłoby być za bardzo rozgadane".].

Arcyksiążę Franciszek Ferdynand nie był należycie chroniony w Sarajewie, chociaż kontrwywiad ostrzegał o groźbie zamachu. Ronge przebywał
wówczas na urlopie w Durstein. Niedzielę, 28 czerwca, spędził z rodziną na wycieczce w Wachau. "Wieczorem 28 czerwca siedzieliśmy na
tarasie w Dürstein - wspominał. - Nagle zaczęła się rozchodzić pogłoska o zamordowaniu następcy tronu i jego małżonki. Choć była niedziela i
telefony nie działały, udało mi się uzyskać połączenie z Ministerstwem Wojny. W Biurze Ewidencyjnym nie wiedziano nic więcej prócz tego, że
okropna wiadomość jest prawdziwa". W placówkach wywiadu na południu monarchii wprowadzono pogotowie wojenne pierwszego stopnia. Ronge
chciał zrezygnować z urlopu, ale do 10 lipca w Wiedniu sytuacji nie uważano za krytyczną. Europa szybkimi krokami zmierzała ku wojnie.

W Biurze Ewidencyjnym przestawiano stopniowo działania wywiadu ofensywnego na jego funkcjonowanie wojenne. Ronge wrócił do Wiednia 25
lipca. Nadeszły właśnie wiadomości o stanowisku Serbii wobec żądań zawartych w ultimatum rządu wiedeńskiego (23 VII). Ustępliwa
odpowiedź rządu serbskiego została uznana w Wiedniu za niewystarczającą. Jednocześnie Biuro Ewidencyjne otrzymało telefoniczne
doniesienie, że Serbia oficjalnie zarządziła mobilizację. Austro-Węgry zerwały 25 VII stosunki dyplomatyczne z Serbią i wprowadziły częściową
mobilizację (rozpoczęła się 26 VII), na co Rosja zarządziła stan pogotowia wojennego. Również dla polityków i wojskowych niemieckich wojna z
Rosją wydawała się nieunikniona.

Po przejrzeniu wszystkich raportów Ronge uznał, że sytuacja staje się krytyczna. Dochodzące z Rosji sygnały świadczyły o bezpośrednich
przygotowaniach wojennych. "20 lipca - pisał o swoich wrażeniach - zaczęły napływać meldunki o powołaniu rezerwistów do rosyjskich korpusów
granicznych oraz o koncentracji silnych korpusów kawalerii. Wydawało się, że to ostatnia minuta, aby przewieźć przez granicę materiały
wybuchowe do niszczenia mostów rosyjskich. 21 lipca wydano odpowiednie polecenia placówkom wywiadu w Galicji". Dyspozycje te dotyczyły
szefa HK-Stelle w Krakowie, prowadzącego operację "Konfident 'R' ", oraz szefa HK-Stelle we Lwowie, odpowiadającego za agenturę "Wolfa".
Sztab Generalny w Wiedniu zarządził jednocześnie wzmożenie wywiadu przeciwko Rosji, wprowadzając dla oddziałów HK-Stelle w Krakowie,
Przemyślu i we Lwowie pogotowie wywiadowcze drugiego stopnia (21 VII). Rybak, jako delegowany oficer Sztabu Generalnego, objął nadzór
operacyjny nad polskimi organizacjami strzeleckimi w Galicji na wypadek wojny z Rosją (formalnie od 20 VII). Wszystkie nici tajnych operacji
wywiadowczych miał w swoich rękach szef Grupy Wywiadu. Toteż dopiero po jego powrocie do Wiednia ruszyła cała machina wywiadowcza.

Pierwsze uderzenie wywiadu poszło na Bałkany. Podjęto na szeroką skałę działania dywersyjne mające na celu wywołanie powstania
Macedończyków w Serbii 25 lipca 1914 r., agitację przeciw wojnie wśród rekrutów serbskich, akty sabotażu (kolej z Salonik do Serbii). "Ktoś
mógłby powiedzieć - pisał Ronge w chwili refleksji - że wywiad wprowadzał do sztuki wojennej bałkańskie metody i wyznawał zasadę, iż cel
uświęca środki. Jednakże skromność i powściągliwość były nie na miejscu, gdy miało się do czynienia z wrogiem, który uważał ataki bombowe w
czasie pokoju za normalny argument w politycznych sporach. Dzięki wywiadowi wcześniej niż inni zaczęliśmy pojmować psychikę tych ludów.
Instynktownie czuliśmy, że zmagania wielkich oddziałów, rekrutowanych na mocy powszechnego obowiązku wojskowego, nie utrzymują się w
ramach konwencjonalnej walki, lecz doprowadzą do połączenia wysoko rozwiniętej techniki z najdzikszą żądzą mordu z pradawnych czasów
ludzkiego bytowania".

Teraz przyszła kolej na Rosję. Szefa HK-Stelle w Krakowie pospiesznie ściągnięto z urlopu; należało wprowadzić w życie wytyczne opracowane
pod koniec 1912 r., przede wszystkim, opierając się na grupie Piłsudskiego, przygotować dywersję i wywiad na terenie przyszłych operacji
wojennych w Królestwie Polskim.

46 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Piłsudski otrzymał w formie pożyczki Polskiego Skarbu Wojskowego 10 000 koron z przeznaczeniem na kupno broni. Pieniądze prawdopodobnie
pochodziły od Biura Ewidencyjnego i zostały przekazane do PSW przez Rybaka. Być może była to część kwoty, którą otrzymał w grudniu 1912
r. Pożyczkę mógł również udzielić Hipolit Śliwiński, skarbnik PSW, znany ze swej ofiarności na cele ruchu strzeleckiego. Inaczej nie można
wytłumaczyć tej dotacji, udzielonej w formie pożyczki. Dla PSW celem podstawowym był zakup broni. Pieniądze na pożyczkę dla Komendy
Głównej Związków Strzeleckich musiały pochodzić z zewnątrz. W przeciwnym razie Polski Skarb Wojskowy sam sobie udzielałby pożyczki, gdyż
Komenda Główna spłacałaby dług z jego środków, czyli z tego samego źródła, z którego pochodziły otrzymane wcześniej pieniądze, bo innych
źródeł dochodu nie miała. Odpowiednie pełnomocnictwa do załatwienia transakcji w Wiedniu i Budapeszcie dostał Stanisław Żmigrodzki (22 VII
1914).

Należało jeszcze dokładnie zgrać zamierzone plany z działaniami sprzymierzonej armii niemieckiej. Sztaby Generalne w Berlinie i w Wiedniu nie
przewidywały jednolitego kierownictwa operacyjnego podczas wojny. Przy współdziałaniu obu armii na terenie Królestwa obowiązywała zasada
pełnej wymiany informacji zarówno w sprawach wojskowych, jak i w kwestiach osobowych służby wywiadowczej oraz jej tajnych współpracowników.
Oprócz bieżącej korespondencji Rybak wysyłał codziennie do Wrocławia Kundschaftsbericht, który opracowywał na podstawie otrzymywanych z
każdego dnia doniesień podległych oddziałów wywiadu oraz meldunków agentury. W raporcie uwzględniał również ustalenia wywiadu
niemieckiego, przekazywane przez Lüdersa, podpisującego swoje raporty pseudonimem "Julia". Kontakt z placówką "Julia" odnotowywano pod
kryptonimem "B". W rozdzielniku, według którego rozsyłał Rybak Kundschaftsbericht, stałą pozycję stanowiła placówka "B".

Korespondencja między Rybakiem a Lüdersem nasiliła się pod koniec lipca 1914 r. "Pokornie dziękuję za łaskawe listy i relacje o
Nowogeorgijewsku oraz wiadomości o Bertholdzie Hermanie - donosiła "Julia" w raporcie z 26 lipca 1914 r. - W zasadzie wiadomości o
Nowogeorgijewsku pokrywają się z naszymi. Sądzę, że już niedługo będę mogła podać bliższe dane dotyczące naszych wiadomości. [...] Ostatnie
nasze życzenie, by niedługo móc walczyć w sojuszu austriacko-niemieckim chyba zaczyna się spełniać. Prawdopodobnie czytał Pan o reakcji
społeczeństwa [niemieckiego - R. Ś.] na energiczne poczynania rządu, panuje euforia. Ponieważ wojna z Rosją może już niedługo się rozpocząć,
wydaje mi się, że wskazane byłoby osobiste spotkanie. Gdyby Pana czas na to pozwolił, proponuję spotkanie w połowie drogi - np. w Oświęcimiu
lub Katowicach. W Katowicach do tego celu nadawałby się najbardziej Hotel Savoy. Jeżeli zdecydowałby się Pan na Oświęcim, to czekam na
propozycję. Wydaje mi się, że najlepiej byłoby, gdybyśmy spotkali się jeszcze w tym tygodniu. Czy mogę prosić o Pana łaskawą opinię w związku z
moimi propozycjami? [...] Łączę pokorne pozdrowienia oraz zapewnienia najwyższego szacunku Panu, bardzo oddana, 'Julia' ".

Polecenie nawiązania bezpośredniego kontaktu z wywiadem niemieckim przy VI korpusie miał Rybakowi wydać Ronge (28 VII 1914). W kolejnym
raporcie z 29 lipca donosił Lüders szczegółowo o sytuacji militarnej w Królestwie Polskim na podstawie ustaleń wywiadu niemieckiego,
świadczących o podjęciu przez Rosję bezpośrednich przygotowań do wojny. Według Rybaka jego spotkanie z Lüdersem odbyło się 30 lipca 1914
r. we Wrocławiu.

Widać, że wcześniej nie dochodziło zbyt często do bezpośrednich kontaktów między Rybakiem a Lüdersem, jeśli w ogóle odbywały się takie
spotkania. Prawdopodobnie nie miała również wcześniej miejsca bezpośrednia współpraca operacyjna między służbami wywiadu korpusów
krakowskiego i wrocławskiego. Wszelkie plany i wspólne działania uzgadniano na szczeblu central wywiadu - Evidenzbureau w Wiedniu i Sektion
III B w Berlinie. Dzięki temu ośrodek krakowski zachowywał dużą swobodę w realizacji planów przyjętych przez Biuro Ewidencyjne. Decydujący
głos w kwestiach podstawowych miał jednak Sztab Generalny w Wiedniu, który musiał brać pod rozwagę ogólne interesy niemieckie, szczególnie
w sprawach polskich. Podstawowe decyzje o kierunku zamierzeń wobec polskiej irredenty zapadały na szczeblu Sztabu Generalnego i
Ministerstwa Wojny w Wiedniu oraz Naczelnego Dowództwa w Berlinie.

Pod koniec lipca 1914 r. nastąpił "ożywiony bardzo kontakt nasz ze sztabem austriackim" - wspominał Sławek. Rybak około 28 lipca wezwał do
siebie Piłsudskiego, zlecił mu uaktywnienie siatki wywiadowczej i przygotowanie się do wkroczenia do Królestwa, wyznaczając odpowiednie rejony
działania. Z rozmów tych zostawił później Piłsudski krótką relację. "W 1914 r., niedługo przed wybuchem wojny - stwierdzał 10 lutego 1924 r. w
wywiadzie dla Stanisława Laudańskiego - Austriacy postawili mi bardzo ostre warunki pod względem technicznym. Rozmów politycznych
odmówiłem, twierdząc, że, ponieważ nie zawierają oni sojuszu z Polską, więc z nimi nie mam o czym gadać. Twierdziłem, że jestem za małą siłą.
Dwa dni wahałem się czy przystać na ich propozycję. Dali mi wtedy do zrozumienia, że zmuszeni będą internować wszystkich legionistów
[powinno być: strzelców - R. Ś.], nie będących obywatelami austriackimi, mianowicie uciekinierów z Królestwa. Motywowali to ewentualne
zarządzenie tym, że nie mogą pozostawiać u siebie na tyłach elementu rozsadzającego. Stanowisko to było słuszne z ich punktu zapatrywania.
Wobec tej sytuacji zmuszony byłem na ich warunki przystać. Niekorzystne były one dla nas pod względem uzbrojenia, ekwipunku itp. Sztab
austriacki zawarł osobną umowę ze mną, [a później] osobną z NKN-em. Była to zasadnicza różnica, która legła jako kamień węgielny w formacje
polskie".

Rozmowy były bardzo trudne dla Piłsudskiego. Komendant oceniał bowiem, że proponowane mu przez Rybaka warunki nowej umowy były o wiele
gorsze, niż te, które ustalono w grudniu 1912 r. Zakładał zupełnie inny scenariusz rozwoju sytuacji i roli reprezentowanego przez siebie ruchu
wojskowego na wypadek wojny z Rosją. Prawda wyglądała nieco inaczej, niż to przedstawił w wypowiedzi dla Laudańskiego. To Rybak odmówił
pertraktacji na tematy polityczne! W wykonaniu dotychczasowych ramowych umów o współpracy z ruchem Piłsudskiego, za którym stały struktury
organizacji "Konfident 'R' ", Rybak sprowadzał planowane działania oddziałów strzeleckich do roli awangardy wywiadowczo-dywersyjnej dla
wkraczających do Królestwa wojsk austro-węgierskich i niemieckich, z pozorami ruchu powstańczego Polaków.

Piłsudski wiązał swoje nadzieje na zmianę dotychczasowych warunków współpracy z misją Hipolita Śliwińskiego i Stanisława Downarowicza w
Wiedniu, gdzie wyjechali z pełnomocnictwami Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych do przeprowadzenia zasadniczych
rozmów politycznych na temat przyszłości ruchu polskiego na wypadek wojny z Rosją.

Delegaci KSSN trzykrotnie konferowali w Ministerstwie Wojny z Hranilovićem von Czvetassin i Rongem, 28 i 29 lipca.

Rozmowy rozpoczęły się od omówienia kwestii wystąpienia oddziałów polskich u boku armii austro-węgierskiej po wybuchu wojny z Rosją i
stosunku polityki Austro-Węgier do sprawy polskiej. "Austriaccy interlokutorzy wykazali daleko idącą ignorancję w tej sprawie - opisywał Tadeusz
Pelczarski przebieg konferencji na podstawie notatek Jodko-Narkiewicza z relacji Śliwińskiego - nie rozumieli jej znaczenia i wagi politycznej,
jeszcze mniej doceniali wartość pomocy, jaką polskie oddziały mogły okazać w działaniach wojennych armii austriackiej. Musiano tłumaczyć,
podkreślać znaczenie powstania zbrojnego, jakie może wybuchnąć w Królestwie Polskim przeciw Rosji, znaczenie nie tylko dla polityki, ale i dla
konkretnych działań operacyjnych". Hranilovic von Czvetassin i Ronge doskonale wiedzieli, o czym mówili polscy rozmówcy. Reakcja Śliwińskiego
i Downarowicza brała się stąd, że nie znali wcześniejszych zobowiązań Piłsudskiego. W nocy 28 lipca przeprowadzono jeszcze rozmowy z
przedstawicielem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Oskarem Montlogiem, a później ponownie z przedstawicielami władz wojskowych.
Następnego dnia kontynuowano spotkania w MSZ i Ministerstwie Wojny. Rozmowy miały charakter informacyjny i niezobowiązujący. Mówiono o
organizacji władz Królestwa Polskiego na wypadek wojny. Przewidywano - pisał dalej Pelczarski - "trzy ośrodki działające": 1.)
"oddziały strzeleckie, których zadanie polegałoby na wywołaniu w Królestwie 'rewolucji' "; 2.) "władze rewolucyjne, kierujące ruchem
powstańczym"; 3.) "władze cywilne przy austriackich organach okupacyjnych w Królestwie".

Władze austriackie miały przy tym podjąć starania, aby oddziały strzeleckie w możliwie najkrótszym czasie mogły dojść do Warszawy.
Zagadnienia te dotyczyły również polityki Niemiec, więc zapytano przedstawiciela MSZ o opinię w tej sprawie. W odpowiedzi wskazywano, że
celem dążeń polityki Berlina stało się stworzenie buforowego państwa polskiego, dzielącego Niemcy od Rosji, ale związanego z Austro-Węgrami.

47 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Tego samego dnia delegaci KSSN wyjechali do Krakowa.

Tymczasem zaangażowanie się Rosji w konflikt na Bałkanach sprawiło, że wypadki następowały teraz bardzo szybko. Austro-Węgry 28 lipca
wypowiedziały wojnę Serbii i rozpoczęły działania militarne. Rosja ujęła się za Serbią i wprowadziła 29 lipca częściową mobilizację, a 30 lipca
ogólną. Otwarty konflikt stał się nieuchronny. Niemcy zareagowały 30 lipca skierowaniem do Rosji ultimatum z żądaniem odwołania mobilizacji.

Szef krakowskiego oddziału HK-Stelle, po uprzednim porozumieniu się z Rongem, zaprosił Piłsudskiego 30 lipca na ostateczną konferencję "w
ważnej sprawie". Zaproszenie do rozmów przekazał za pośrednictwem Sławka, który miał towarzyszyć Piłsudskiemu. Rozmowy doprowadziły do
zawarcia umowy, o której Rybak meldował Rongemu w następującym w raporcie z 30 lipca 1914 r.:

"Kapitan Korpusu Sztabu Generalnego

Józef Rybak

Oddział Sztabu Generalnego c. i k. 1 Korpusu

W[ywiad] Nr 8/t[ajne]

Do Jaśnie Wielmożnego Pana c. i k. majora Korpusu Sztabu Generalnego Maximiliana Ronge, odznaczonego krzyżem wojskowym za zasługi itd.,
w Biurze Ewidencyjnym Sztabu Generalnego w Wiedniu.

Kraków, dnia 30 lipca 1914.

W związku z rozporządzeniem szefa c. i k. Sztabu Generalnego K. Nr 7740 z dnia 17 XII 1912 (zakaz kontaktowania się z PPS) pozwalam sobie
przekazać tylko Jaśnie Wielmożnemu Panu, co zostało ustalone z ludźmi zaufanymi z PPS.

Ci zaufani ludzie PPS zobowiązują się, że w przypadku mobilizacji ogólnej ogłoszonej w Rosji lub w Warszawskim Okręgu Wojskowym zostaną
zaraz, pierwszego dnia mobilizacji, podjęte następujące działania:

1.) Ogromne strajki rezerwistów w okręgach przemysłowych (Zagłębie Dąbrowskie, Warszawa, Łódź, Lublin, Sandomierz i Włocławek w
dużym zakresie, w pozostałych większych miastach na mniejszą skalę).

2.) Stałe przerywanie istniejących połączeń telegraficznych i telefonicznych oraz ataki terrorystyczne (podpalanie, eksplozje bomb itd.) na
koszary, magazyny, warsztaty kolejowe.

3.) Zniszczenie lub skuteczne uszkodzenie warsztatów i urządzeń znajdujących się na stacji na Pradze siłami zatrudnionych tam robotników.

Skuteczne uszkodzenie mostu kolejowego przez Świder na południowy wschód od Warszawy i na północ od Karczewa, wielokrotne przerywanie
linii kolejowej między Pragą a mostem na Świdrze.

Uszkodzenie mostu na Bystrzycy w pobliżu Lublina; realizacja tego planu nie wydaje się być jednak zbyt pewna. W trakcie mobilizacji planuje się
też uszkodzenie mostu w pobliżu Wilna.

Do tego jednak O[ddział Sztabu] G[eneralnego] [1 Korpusu] przekaże 150 kilogramów materiałów wybuchowych z odpowiednimi zapalnikami, po
dostarczeniu ich do Artyleryjskiego Składu Depozytowego i natychmiast dostarczy się do miejsc przeznaczenia, gdzie działa PPS. Małe sumy na
pokrycie przeprowadzenia akcji pobiera się u dotacji O[ddziału Sztabu] G[eneralnego] na wywiad. Na razie nie jest konieczne oddzielne
przyznanie pieniędzy, zgodnie z rozporządzeniem K. Nr 6295 z dnia 30 VII bieżącego roku.

4.) Organizacja służby wywiadowczej w podobnym zakresie, jak już Jaśnie Wielmożnemu Panu przedstawiałem w moim raporcie z 17 XII 1912, K.
Nr 1 /g; zauważam jednak, że wspomaganie wywiadowcze tych osób nie jest jeszcze tak intensywne, jak bym sobie tego życzył. Aparat
wywiadowczy organizuje się w pośpiechu.

5.) Ostatnie przedsięwzięcie, planowane przez PPS, odpowiadające jej najbardziej jako politycznie rzeczywisty cel - organizowanie
uzbrojonych band na obszarze Trzebinia-Chrzanów, a następnie napad na tereny Dąbrowy Górniczej, aby rozpętać ruch rewolucyjny.

Do tego potrzeba 3 000 karabinów Mannlicher i 100 naboi na każdy karabin, które mają zostać wydane w Zatorze, Brzeszczach i Krzeszowicach
oraz Chrzanowie. Życzą też sobie, by zwolnić z naszej służby wojskowej wymienionych ludzi, którzy tworzyliby kadrę i zorganizowaliby planowane
bandy. Jeżeli chodzi o ten ostatni punkt, obiecałem wprawdzie wszelką pomoc, lecz do niczego się nie zobowiązałem.

Józef Rybak, kapitan".

W tym dokumencie zawierał się cały praktyczny sens późniejszego wejścia do Królestwa oddziałów strzeleckich. Wszystko, co wykraczało poza
ramy tej umowy, nie miało realnego odniesienia do rzeczywistości, pozostawało w sferze swobodnych dywagacji i planów. Dopiero rozwinięcie
działań na podstawie przyjętych wyżej ustaleń mogło stanowić punkt wyjścia do podjęcia zabiegów o zmianę warunków umowy i stworzenia
szerszej podstawy politycznej dla ruchu niepodległościowego w Królestwie Polskim. Nie było do tego pewności, w jakim zakresie zawarta umowa
będzie obowiązywała. Rybak przez kilka dni nie miał akceptacji Sztabu Generalnego, ażeby doprowadzić do zwarcia układu rozwijającego zawarte
porozumienie w zakresie podjęcia akcji strzeleckiej w Królestwie Polskim. "To były ciężkie dni" - wspominał Sławek. Przed oczyma stała możliwość
fiaska dotychczasowych wysiłków. "A jeśli się nie zgodzą, a jeśli nie dadzą broni? Ta praca przez tyle lat klejona może padnie w próżnię, nic nie
wyjdzie".

Zabiegi Piłsudskiego o odwrócenie akcentów współpracy ze sztabem austriackim, poparte dodatkowo niedawnymi ustaleniami Śliwińskiego i
Downarowicza, odniosły ten pozytywny skutek, że Komendant uzyskał cichą aprobatę Wiednia i Berlina dla idei powstania polskiego. Ale
władze austriackie i niemieckie nie angażowały się politycznie w polski ruch zbrojny. W sensie politycznym Piłsudski działałby na własną rękę.
Dawało mu to szansę wyjścia poza dotychczasowe układy z Rybakiem. Komendant strzelców musiał grać na dwie karty: graną do tej pory -
zależności od wywiadu austriackiego - i drugą - samodzielności polskiego ruchu powstańczego w królestwie Polskim. Stąd późniejsza idea
fikcyjnego Rządu Narodowego. Gdyby Polacy mogli tworzyć fakty dokonane, to idea ta umożliwiłaby odejście Piłsudskiego od dotychczasowych
umów ze sztabem austriackim. "Polska Partia Socjalistyczna zaboru rosyjskiego zapewniała -wspominał Ronge - że z chwilą ogłoszenia
mobilizacji wybuchnie powstanie Polaków w całej Rosji. Poczyniono rzekomo wszelkie przygotowania". Rybak wyraził to inaczej: "Nie trzeba [było]
być dobrym politykiem, aby zrozumieć, że Piłsudski chciał do pewnego stopnia postawić nas przed faktem dokonanym. Tym faktem miało być
prawdopodobnie wywołanie powstania w Kongresówce".

48 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Takie informacje 31 lipca uzyskał Stanisław Głąbiński, który przybył do Wiednia w charakterze przedstawiciela kół narodowo-
demokratycznych Lwowa. "Takie powstanie być musi - przekonywał minister spraw zagranicznych Austro-Węgier, hr. Leopold Berchtold, gdy
Głąbiński stwierdził, że nie będzie polskiego powstania - zostało mi święcie przyrzeczone, ja przyjąłem wobec Sztabu [Generalnego] stanowcze
zobowiązanie, Sztab na nie rachuje!". Inaczej wobec Głąbińskiego wypowiadał się gen. Conrad von Hötzendorf. Otwarcie powiedział, w jakim celu
Sztab Generalny zamierzał użyć polskie formacje wojskowe: "Wcale nie dla bezpośrednich celów walki, ponieważ w tym celu moglibyśmy waszych
ludzi zabrać do naszej armii na podstawie ustaw wojskowych. Nam chodzi jedynie o w a s z w y w i a d [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.].
Wy macie styczność z Polakami pod rządami rosyjskimi, macie od nich wiadomości, możecie łatwo się wywiedzieć, gdzie są oddziały rosyjskie i
jakie, gdzie się gromadzą, w jakim kierunku zdążają, a więc o rzeczach dla nas niezmiernie ważnych. My n i e m a m y z tego terenu żadnych
pewnych informacji. Dawajcie nam informacje, o to nam tylko chodzi".

Wypowiedzi Hötzendorfa nie można brać dosłownie. Jako szef Sztabu Generalnego znał cały zakres operacji "Konfident 'R' ", chociaż może nie
orientował się w jej szczegółach. Wiedział o wszystkich dotychczasowych ustaleniach, gdyż to leżało w zakresie jego kompetencji i
bezpośredniego nadzoru nad Biurem Ewidencyjnym. Z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, że Głąbiński reprezentuje formację polityczną,
która miała duże oparcie w bardzo wpływowych polskich sferach konserwatywnych, sprzeciwiających się czynnej akcji polskiej w wojnie z Rosją.
Wysunięte argumenty o współpracy wywiadowczej miały na celu uspokojenie polskiego rozmówcy. Głąbiński drżał na myśl całkowitego
unicestwienia Polski przez Rosjan po kolejnym przegranym zrywie powstańczym, przy zmiennych losach wojny. W wypowiedziach Berchtolda i
gen. Conrada von Hötzendorfa przeplatały się plany wojskowe, które opierały się na wypracowanych już ustaleniach, oraz zamierzenia polityczne,
które na podstawie ogólnych, przyjętych wcześniej założeń powstawały dopiero w urzędach spraw zagranicznych w Berlinie i Wiedniu.

Austro-Węgry 31 lipca 1914 r. ogłosiły powszechną mobilizację. Pierwszym dniem mobilizacji miał być 6 sierpnia. Dniami przedmobilizacyjnymi
były 4 i 5 sierpnia, przewidzianymi głównie dla przygotowania kawalerii, która rozpoczęłaby działania wojenne w nocy z 5 na 6 sierpnia.

W Sztabie Generalnym w Wiedniu zarządzono jednocześnie ogólną mobilizację wywiadu (31 VII 1914). Działania wywiadu ofensywnego
przestawiano stopniowo na jego funkcjonowanie wojenne. W oparciu o Biuro Ewidencyjne i Ministerstwo Wojny utworzono 1 sierpnia Oddział
Informacyjny (Nachrichtenabteilung) przy Naczelnej Komendzie Armii (Armeeoberkommando). Zgodnie z planem mobilizacyjnym część
personelu Biura Ewidencyjnego przechodziła do pełnienia służby wywiadowczej na froncie. Przydział mobilizacyjny szefa Biura Ewidencyjnego
przewidywał jego kierownictwo Oddziałem Informacyjnym AOK. Nachrichtenabteilung przejął naczelne dowództwo nad całą służbą wywiadu na
froncie. Na front wyszło 6 armii, którym przydzielono oficerów wywiadu przewidzianych planem mobilizacyjnym. Dowództwa korpusów i dywizji (za
wyjątkiem dywizji kawalerii) nie miały na początku wojny komórek wywiadu. Mocno zredukowane Biuro Ewidencyjne prowadziło nadal tajny wywiad i
ewidencję na zapleczu frontu. Podobne zadania spełniały stare struktury terenowe Hauptkundschaftsstelle. Oddział Informacyjny AOK otrzymał
podobną strukturę jak Biuro Ewidencyjne.

Szefem NA AOK został Hranilovic-Czvetassin, sprawujący jednocześnie nadzór nad Evidenzbureau. Sekcją rosyjską Nachrichtenabteilung AOK
kierował ppłk Heinrich Karl Zemanek. Stanowisko szefa Grupy Wywiadu w Biurze Ewidencyjnym Sztabu Generalnego i w Oddziale Informacyjny
Naczelnej Komendy Armii zatrzymał Ronge.

Po odmownej odpowiedzi Rosji na przesłane ultimatum Niemcy wypowiedziały jej wojnę 1 sierpnia, a następnie Francji 3 sierpnia. Dzień wcześniej
Niemcy wkroczyli do Luksemburga, a w nocy z 2 na 3 sierpnia wojska niemieckie wtargnęły na terytorium Belgii. W końcu, 4 sierpnia Wielka
Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom, a 6 sierpnia Austro-Węgry znalazły się w stanie wojny z Rosją.

Niemcy jeszcze przed ostatecznym zerwaniem stosunków z Rosją zamierzały w przyszłej wojnie doprowadzić do powstania na terenach zaboru
rosyjskiego i odrodzenia państwowości polskiej. Z ramienia kierownictwa Rzeszy miał się tym zająć hrabia Bogdan Hutten-Czapski, jeden z
niewielu polskich arystokratów ze wschodnich prowincji pruskich, który dzięki swoim rozległym koneksjom miał dość duże wpływy polityczne w
Berlinie, łączyły go z Naczelnym Dowództwem poufne związki i cieszył się zaufaniem Wilhelma II.

Cesarz przyjął Hutten-Czapskiego 31 lipca. "Postanowiłem - mówił Wilhelm II, jeśli można zawierzyć relacji Hutten-Czapskiego - o ile Pan
Bóg użyczy zwycięstwa naszemu orężowi, odbudować samodzielne państwo polskie, w związku (im Bunde) z nami, co na zawsze
zabezpieczyłoby Niemcy od Rosji". Po audiencji Hutten-Czapski udał się do kanclerza Rzeszy. Bethmann Hollweg potwierdził słowa monarchy i
"oświadczył, że bierze za nie odpowiedzialność konstytucyjną".

Berlin nie miał jednak wówczas żadnych konkretnych planów w sprawie polskiego powstania. Plany te zastępowały początkowo deklaracje
polityczne. Wyobrażano sobie, że wystarczało nawiązać tylko do żywych tradycji powstań narodowych od XIX w., aż po zamieszki w czasie
rewolucji 1905 r., aby porwać Polaków do czynnego oporu przeciwko Rosji. Należało więc od początku wojny improwizować.

Pierwsze rozkazy przygotowawcze do mobilizacji Strzelca i Związków Strzeleckich wyszły w dniu 30 lipca. Brakowało pieniędzy, broni i
amunicji. Na działania mobilizacyjne Piłsudski miał w kasie 36 000 koron. Ruszyła akcja polityczna Komisji Skonfederowanych Stronnictw
Niepodległościowych. Rybak odnotował 31 lipca w dziennym raporcie wywiadowczym dla Biura Ewidencyjnego informację, że KSSN oraz Związek
Chłopski rozpowszechniają na terenie Królestwa Polskiego ulotki, w których "towarzysze partyjni nawoływani są do działań terrorystycznych i
rewolucyjnych". W załączeniu do raportu szef krakowskiego oddziału HK-Stelle przesłał do Biura Ewidencyjnego po jednym egzemplarzu ulotek.
Zaczynały się realizować przyjęte z Piłsudskim ustalenia. Dnia 1 sierpnia Komendy Okręgowe Związków Strzeleckich otrzymały rozkaz Komendy
Głównej, upoważniający komendantów okręgowych do przeprowadzenia mobilizacji oddziałów po wypowiedzeniu wojny austriacko-rosyjskiej.

Charakter i sposób prowadzenia działań powstańczych na tyłach armii nieprzyjacielskiej zapowiadał wakacyjny numer "Strzelca". "Zdarza
się bardzo często - podkreślano - iż podczas wojny patrioci, nie należący do wojsk regularnych, tworzą specjalne, poboczne siły zbrojne, które
noszą nazwę 'oddziałów wolnych strzelców' ". Oddziały te mogły zostać wykorzystane do zadań wywiadowczo-dywersyjnych "na dalekim przodzie
własnych wojsk", albo na tyłach walczących wojsk pod postacią partyzantki, która współdziałałaby z armią regularną (przejmowanie
nieprzyjacielskich depesz telegraficznych, bezustanne przerywanie komunikacji telegraficznej i telefonicznej, napady na pocztę, konwoje żywności
lub amunicji, niszczenie budowli kolejowych, wykolejanie pociągów, ataki na mniejsze oddziały przeciwnika itd.). "Otóż - pisano dalej - chodzi o to,
ażeby do tych tyłów dostać się w sposób skryty, dla wroga nieprzewidziany i przy każdej sposobności niszczyć wszystko, co się da, przez częste,
gwałtowne i zuchwałe napady". Taktyka ta dawała się streścić w następujących słowach: "B y ć w s z ę d z i e i z a r a z e m n i g d z i e
[podkreśl. w oryginale - R. Ś.], to jest, przebiegając z miejsca na miejsce szybko i niepostrzeżenie, atakować wroga w różnych punktach często,
znienacka i z gwałtowną zaciekłością".

Piłsudski dość szybko zmobilizował też swój wywiad. Przy Komendzie Głównej powstało Biuro Wywiadowcze, na czele którego stanął Sławek (1
VIII 1914). W dniu rozpoczęcia przez Niemcy wojny przeciw Rosji otrzymał Rybak pierwszy raport wywiadowczy "Stefana", opracowany na
podstawie materiałów otrzymanych z Królestwa: "Szanowny Panie! Komunikuję otrzymane świeżo wiadomości z Częstochowy: 1. Podobno cała
artyleria ma być cofnięta do Warszawy. 2. Parowozy kolei warszawsko-wiedeńskiej też. 3. W szpagaciarni w Częstochowie strajkuje 3 000
robotników. 4. Pociągi na kol[ei] war[szawsko-]wied[eńskiej] kursują nieregularnie. 5. Do Częstochowy przyszła duża [!] ilość kozaków, których
rozlokowano w Częstochowie i na szosie do Herbów (w chłopskich domach). 6. Kolo Herbów gospodarują rosyjscy żandarmi, którzy zatrzymują i
nie przepuszczają nawet powracających z Prus mieszkańców Król[estwa] Pol[skiego]. Wyjechać z Król[estwa] łatwiej. 'Stefan' ". Przy podpisie
Rybak dopisał odręcznie: "Konfident".

49 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Początkowo służba wywiadowcza została skoncentrowana w Zagłębiu Dąbrowskim, gdzie pierwotnie planowano wejście oddziałów
strzeleckich. Wobec wkroczenia na te tereny armii niemieckiej odstąpiono później od tych zamiarów. Pozostał rezerwowy kierunek marszu, przez
Miechów w rejon Kielc, co tylko pozornie zmniejszało możliwości ruchu strzeleckiego, bo praktycznie nigdzie organizacja rewolucyjno-wojskowa
ZWC i PPS Frakcji Rewolucyjnej nie była przygotowana do podjęcia działań na wypadek wojny.

Informacje, jakie napływały do Biura Wywiadowczego Komendy Głównej oraz oddziału Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie,
wskazywały, że wojska rosyjskie odejdą bez boju przynajmniej z południowej i środkowej części Królestwa po lewej stronie Wisły (opuszczenie
posterunków przez straż graniczną w nocy z 30 na 31 VII, wysadzenie mostu na Przemszy pod Maczkami w nocy z 31 VII na 1 VIII, zniszczenie
różnych obiektów kolejowych na trasie Granica - Miechów, pospieszne wycofywanie dużych jednostek na wschód itd.). Wcielanie i uzbrajanie
rezerwistów w Jędrzejowie i Kielcach przerwano w nocy z 1 na 2 sierpnia. Szefowie tych okręgów wojskowych po uprzednim spaleniu papierów
wycofali się w głąb kraju. Rezerwiści Zarządu Okręgu Wojskowego w Jędrzejowie zostali przesunięci do Warszawy i Brześcia Litewskiego, a
pochodzący z okręgu kieleckiego do Nowogeorgijewska (Modlin). Ze wszystkich miejscowości opuszczanych przez oddziały rosyjskie były
ewakuowane także urzędy i organy bezpieczeństwa.

Dnia 1 sierpnia, o godzinie 21.40 Ronge przekazał telefonicznie Rybakowi decyzję Naczelnej Komendy Armii o akceptacji przesłanych warunków
umowy z Piłsudskim z 30 lipca. Wydał jednocześnie dyspozycję do rozwinięcia w oparciu o agenturę "R" wywiadu na stacjonujące wojska
rosyjskie w obszarze między Wisłą a Bugiem, specjalnie w okolicach Lublina i Chełma, a także Kowla. Zalecał przy tym "nie szczędzić pieniędzy"
na zdobycie potrzebnych informacji, podobnie jak na "rozwój polskiej organizacji". Polecił możliwie szybkie rozpoczęcie uformowania grupy
przeznaczonej do działań agitacyjnych i wywrotowych w rejonie Będzina. Na podstawie tego właśnie rozkazu Piłsudski mógł potem rozpocząć
przygotowania do mobilizacji strzeleckiej i wymarszu do Królestwa.

Tymczasem wybuch wojny zastał organizację strzelecką w Zagłębiu Dąbrowskim zupełnie nieprzygotowaną do wystąpień i przeciwdziałania
mobilizacji rosyjskiej. Stanisław Zwierzyński "Sław", komendant okręgowy Zagłębia, "wraz z całą organizacją - oceniała Wanda Kiedrzyńska - był
bezradny, gdyż żadnych instrukcji z Komendy Głównej [Związków Strzeleckich] nie otrzymał. Poza kilku masówkami rezerwistów, które miały
powstrzymać przed pójściem do wojska, nic organizacja nie zdziałała w tym kierunku". Podobna sytuacja istniała w innych okręgach. W
Warszawie wydano jedynie rozkazy do robienia "wywiadu wojska rosyjskiego". Konspiracja wojskowa w ogóle nie była przygotowana do wybuchu
wojny. Odpowiadał za to Piłsudski, który dążył do ujawnienia się dążeń polskich w oddziałach strzeleckich, które miały wkroczyć do Królestwa
Polskiego.

Biuro Ewidencyjne rozesłało 2 sierpnia do ośrodków wywiadowczych w Krakowie, Lwowie i Przemyślu instrukcje odnośnie formowania
strzelców polskich. Ministerstwo Wojny w Wiedniu przydzieliło dla oddziałów strzeleckich 3 000 karabinów przestarzałego systemu Werndla oraz
300 000 naboi. Broń leżała od grudnia 1912 r. w krakowskim depozycie. Otrzymał ją Rybak na potrzeby organizacji strzeleckich.

Biuro Wywiadowcze na podstawie informacji otrzymanych z Królestwa Polskiego posiadało ogólny obraz położenia sił rosyjskich w rejonie od
Sandomierza do Częstochowy. Stwierdzono, że "ze wszystkich ważniejszych punktów na całej tej przestrzeni rozpoczął się już ruch odwrotowy" (2
VIII 1914).

W tym dniu Piłsudski w rozmowie z Rybakiem uzgodnił sprawę mobilizacji i uzbrojenia oddziałów strzeleckich oraz wkroczenie ich na teren
Królestwa. Komendant Główny nie podejmował zobowiązań politycznych. Austriacki rozmówca miał oświadczyć, że ze swej strony nie może
udzielić mu żadnych gwarancji politycznych. Na zapytanie Piłsudskiego, czy ma on wobec tego wolną rękę w sprawach politycznych,
przedstawiciel austriackiego Sztabu Generalnego miał odpowiedzieć: "natürlich". Zmieniono pierwotny plan wkroczenia strzelców do Zagłębia
Dąbrowskiego i stworzenia tam bazy powstańczej - relacjonował Józef Smoleński-Kolec - "na skutek umowy ze sztabem austriackim, który,
przekazując te obszary jako teren operacyjny armii niemieckiej, zgodził się na kierunek działania oddziałów Piłsudskiego wzdłuż osi: Kraków -
Jędrzejów - Kielce".

Później Piłsudski przesłał jeszcze Rybakowi pisemną wiadomość o potwierdzeniu łączności telefoniczne przez ustanowienie w Komendzie
Głównej stałego dyżuru przy telefonie. Dyżurny telefonista otrzymał polecenie, aby na hasło "Stefan" przekazywano Piłsudskiemu dokładnie treść
wiadomości, a w sprawach ważnych wzywać jego albo Sosnkowskiego bezpośrednio do aparatu telefonicznego. Pismo to zostało podpisane
kryptonimem "Stefan".

W tym czasie wszystkie przejścia graniczne były zamknięte. Przekroczenie granicy było możliwe tylko za zezwoleniem oddziału HK-Stelle w
Krakowie. Piłsudski mógł wysyłać do zaboru rosyjskiego grupy dywersyjne nie przekraczające dziesięciu osób. Sławek otrzymał od Rybaka
specjalne przepustki wojskowe, "aby-jak później raportował Morawski - umożliwić przesłanie na teren Polski rosyjskiej zaufanych ludzi", bowiem
"organizacja strzelecka wysyłając swoich ludzi wspomagała ofensywną służbę wywiadu Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie". Część
blankietów przepustek była tylko ostemplowana i Sławek mógł je samodzielnie wypełniać. Dzięki tym przepustkom wszyscy emisariusze
delegowani przez Piłsudskiego do pracy w Królestwie Polskim mogli swobodnie poruszać się po linii frontu.

Do Zagłębia Dąbrowskiego udali się pierwsi emisariusze z zadaniem rozwinięcia pracy organizacyjnej: Kazimierz Sawicki "Andrzej", Piotr
Górecki "Pietrek" i Józef Szajewski. Zadania wywiadowcze przekazał Sławek. Obejmowały one zbieranie wiadomości o ruchach wojsk, nastrojach
ludności, funkcjonowaniu fabryk i zakładów przemysłowych. Jednocześnie w rejon Jędrzejowa, odległego około 60 kilometrów na północ od linii
granicznej, został wysłany pierwszy patrol wywiadowczy pod dowództwem Władysława Prażmowskiego "Beliny", z zadaniem "rozbicia mobilizacji
Moskali w tym powiecie". Ruch polski miał tworzyć zaplecze polityczne dla wkraczających wojsk austriackich i niemieckich.

Ministerstwo Wojny w Wiedniu 3 sierpnia udzieliło dowództwu 1 korpusu prawa dysponowania wszystkimi złożonymi w depozycie w Krakowie
karabinami systemu Werndla wraz z amunicją. Wydano również zarządzenie o przesłanie ze składu depozytowego w Josefstadt (Timisoara) 1
000 karabinów Werndla i 1 000 000 sztuk amunicji do tych karabinów oraz z depozytu w Grazu 9 000 karabinów Werndla. Załączenie tego
telegramu do dokumentacji "R" wskazuje, że te 10 000 karabinów wraz z amunicją zostało przeznaczone na cele ruchu strzeleckiego w Królestwie
Polskim.

W wykonaniu poleceń Wiednia zarządził Rybak wydanie części broni po wybuchu wojny i wyznaczył dla oddziałów strzeleckich punkty przejścia
granicy. Do odbioru broni i materiałów wybuchowych został wyznaczony Sławek. Piłsudski sformował 3 sierpnia kompanię piechoty w składzie
144 strzelców, która miała pierwsza wkroczyć do Królestwa. Komendantem kompanii został Kasprzycki. "Zadaniem moim będzie - relacjonował
otrzymane od Piłsudskiego rozkazy - przejść granicę przed rozpoczęciem wojny i działać samodzielnie, wyprzedzając inne nasze oddziały, które
bez zwłoki wkroczą [do Królestwa - R. Ś.]".

Tego dnia nadeszła do Krakowa wiadomość, że Rosjanie zablokowali i przygotowali do zniszczenia tunel kolejowy pod Miechowem (Tunel).
Następnego dnia meldunki wywiadowcze potwierdziły dalszy odwrót w stronę Warszawy oddziałów rosyjskich znajdujących się w rejonie na
południowy zachód od pasa Wolbrom - Jędrzejów - Kielce. Zebrane informacje mówiły również o dużych transportach wojsk z Warszawy do
Brześcia Litewskiego. "Gazety rosyjskie tłumaczą narodowi - relacjonował Rybak - że odwrót jest konieczny z uwagi na niekorzystne położenie
strategiczne Polski. Ponieważ tak skoncentrowane wojska rosyjskie mogłyby zostać zaatakowane z dwóch stron". Jednocześnie wrócił do
Krakowa Sawicki z informacją o zajęciu Zagłębia Dąbrowskiego przez Niemców.

50 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Wszystko wskazywało na to, że Rosjanie nie będą bronić południowej części Królestwa, pozostawiając nieliczne patrole kawalerii kozackiej.
Nieaktualny stał się ostatecznie pierwotny plan Piłsudskiego marszu na Zagłębie Dąbrowskie, gdzie liczył na największe poparcie dla swego
ruchu. Komendant zakładał, że oddziały strzelców, liczące 3 000 ludzi, wkroczą do Zagłębia Dąbrowskiego, aby stworzyć sobie podstawę
operacyjną do dalszych działań w kierunku północnym Królestwa. Wejście oddziałów strzeleckich do Zagłębia Dąbrowskiego nie było wcześniej
ustalone, chociaż od dawna Sztaby Generalne w Berlinie i Wiedniu miały przygotowane plany działań wojennych przeciwko Rosji. W tych
rachubach sztabowych nie brano pod uwagę wariantu ruchu powstańczego, wspomagającego prowadzone działania wojenne, chociaż miał on
tam największe szanse powodzenia.

Toteż w "układzie między Komendantem a sztabem austriackim" - relacjonował Sławek - "omówiony był" inny kierunek działań strzeleckich. W
Sztabie Generalnym w Wiedniu zakładano, że Rosja planuje swoje operacje wojenne na wschód od linii Wisły, z główną koncentracją armii w
rejonie Brześcia nad Bugiem, która wymuszała wycofanie wojsk z zachodniej Kongresówki. Ze strony sztabu austriackiego postawiona została
tylko jedna dyrektywa: "uprzedzić Niemców w zajęciu Warszawy". Oddziały strzeleckie mogły więc wkraczać bez przeszkód na tereny, gdzie
jeszcze nie było wojsk niemieckich, czyli na Kielecczyznę. Przy tym - jak relacjonował Wacław Tokarz - "nowe siły miano tworzyć sobie przy
pomocy agitacji, posuwającej się przed oddziałami".

Naczelna Komenda Armii 4 sierpnia zawiadomiła telegraficznie Rybaka o odkomenderowaniu ze Sztabu Generalnego do Krakowa płk. Johanna
Novaka, który obejmował kierownictwo Oddziału Informacyjnego AOK Grupy Operacyjnej Kummera. Piłsudski i oddziały strzeleckie pod względem
operacyjnym podlegali dowództwu 7 dywizji kawalerii. Ważniejsza była jednak zależność od służb wywiadu, które odpowiadały za całe
przedsięwzięcie. Bezpośrednim zwierzchnikiem Strzelców w polu w zakresie spraw wywiadowczych był Nowak. Podlegał on Rybakowi, a ten już
bezpośrednio szefowi Oddziału Informacyjnego AOK i Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego, płk. Hranilovicowi-Czvetassin.

Rybak, w związku z objęciem funkcji szefa Oddziału Informacyjnego 1 armii oraz przejściem Głównego Ośrodka Wywiadowczego pod
zwierzchnictwo dowództwa twierdzy Kraków, przesłał do dowódcy twierdzy, gen. Karla von Kuka, informację o zamierzeniach Oddziału
Informacyjnego AOK względem działań strzeleckich w Królestwie Polskim. Decyzje Nachrichtenabteilung AOK były obowiązujące dla jednostek
liniowych. "Naczelna Komenda Armii - informował 5 VIII 1914 r. - zamierza wykorzystać do naszych celów dążenia polskie do niepodległości i w
tym celu postanowiła zorganizować ochotnicze bandy polskie. W tym celu zostało złożone w posterunkach żandarmerii w Krzeszowicach,
Chrzanowie, Zatorze i Brzeźnicy po 750 karabinów Werndla oraz 150 naboi dla każdego karabinu. 6 sierpnia bieżącego roku zjawi się w
Krzeszowicach oddział składający się z 450 ludzi; wyruszą oni z Krakowa o wczesnych godzinach rannych, trasa ich prowadzi przez Łobzów i
Zabierzów, będą mieli przy sobie 160 kilogramów dynamitu i materiałów zapalających. Posterunek żandarmerii w Krzeszowicach ma wyposażyć
każdego członka tego oddziału w karabin Werndla i wydać mu 150 sztuk amunicji, a 7 sierpnia bieżącego roku, wczesnym rankiem, ma się ta
banda udać najkrótszą drogą do Miechowa. Proszę, aby Panowie zechcieli umożliwić wymienionemu oddziałowi swobodne poruszanie się na
terenie Krzeszowic, zadbali o zakwaterowanie i, o ile byłoby to możliwe, zapewnili wyżywienie na pierwszy dzień, wreszcie, dopóki znajdują się na
terenie Austrii, przydałoby się czynnie ich wspomagać. Dzisiaj, 5 sierpnia bieżącego roku zgłosi się u komendanta stacji w Krzeszowicach
kwaterunkowy. Chcę jeszcze podkreślić, że ta banda ochotników w trakcie pobytu w subrejonie Alwernia podlega bezpośrednio dowódcy tego
subrejonu". Pismo było ściśle tajne i przeznaczone do wyłącznej wiadomości komendanta subrejonu w Alwerni i komendanta twierdzy Kraków oraz
szefów sztabów tych oddziałów, a także, w niezbędnym zakresie, dowódcy stacji w Krzeszowicach, a w razie konieczności, także dowódców
oddziałów bezpieczeństwa w tych rejonach. Pismo po wyznaczonym obiegu urzędowym miało być zwrócone Rybakowi za pośrednictwem
Oddziału Sztabu Generalnego dowództwa 1 korpusu.

Sprawę wymarszu do Królestwa 1 kompanii kadrowej strzelców Rybak załatwił sam. Rozmawiał o tym ze Sławkiem przed południem 5 sierpnia, a
później z Piłsudskim. Z konferencji tej oraz późniejszej rozmowy telefonicznej Sławek zostawił Piłsudskiemu następującą notatkę: "Do ob.
Komendanta Głównego. 'Stefan' [Józef Rybak] chce się widzieć osobiście dla omówienia różnych rzeczy. Sam o tym zaczął mówić, kiedy mu
zakomunikowałem pierwszą część polecenia. Oczekuje u siebie w biurze [Głównego Ośrodka Wywiadowczego przy ulicy Stradomskiej nr 14) o
g[odzinie] 12-1 [po południu] dzisiaj. [...] Ze 'Stefanem' dopiero przed chwilą mogłem się rozmówić, gdyż telefon jego był zajęty. Gustaw, g[odzina]
11.45, 5 VIII [1914]". Piłsudski spotkał się tego dnia z Rybakiem dla omówienia mobilizacji strzeleckiej. Pierwszy raz był wówczas w biurach
krakowskiego HK-Stelle. Rybak przekazał Piłsudskiemu rozkaz wymarszu i przepustkę na przejście granicy oraz przedstawił go kpt. Alfredowi von
Brusselle-Schaubeckowi, szefowi sztabu 7 dywizji kawalerii, któremu miał podlegać pod względem operacyjnym wywiad oddziałów strzeleckich w
polu.

Tego samego dnia Piłsudski utworzył przy Biurze Wywiadowczym specjalny Oddział Wywiadowczy do działań w polu i prowadzenia głębokiego
wywiadu w Królestwie Polskim (tzw. "wywiad specjalny beków"). Składał się on w dużej części z byłych bojowców, tzw. "beków", czyli dawnych
członków Organizacji Bojowej PPS Frakcji Rewolucyjnej, którzy po wybuchu wojny z Rosją wchodzili do organizacji wywiadowczej pracującej na
potrzeby HK-Stelle w Krakowie i we Lwowie. Do Oddziału Wywiadowczego należeli wówczas m.in.: Tomasz Arciszewski "Stanisław" (komendant),
Bronisław Galbasz "Bernard" (zastępca komendanta), Edward Gibalski "Franek", Władysław Lizuraj "Poniatowski", Józef Kobiałka "Wałek", Józef
Sitek "Orzech", Adam Grotowski "Edward", Felicjan Przybysz "Świetlik", Jan Sadowski "Bogdan", Stanisław Banaszewski "Arnold", Jan Bielawski
"Mikita". Skład osobowy Oddziału Wywiadowczego wskazywał wyraźnie na cele jego przewidywanej działalności wojennej. Oddział miał więc
przede wszystkim wykonywać zadania agitacyjno-propagandowe w ramach ogólnego planu dywersji politycznej na ziemiach polskich w Rosji.
Przewidywano również zbieranie informacji o nieprzyjacielu, a także organizowanie działań sabotażowych na tyłach rosyjskich, na wzór dawnych
akcji bojowych PPS, w czym największe doświadczenie miał Arciszewski. Początkowo jednostkę związano terenowo i organizacyjnie z oddziałem
strzelców Piłsudskiego. Rozkazy wydawał Piłsudski i jemu jedynie meldowano uzyskane wiadomości.

Jednocześnie obowiązki Sławka w zakresie organizowania i prowadzenia wywiadu w polu w ramach kompetencji Biura Wywiadowczego przy
Komendzie Głównej w Krakowie przejął Rajmund Jaworowski "Światopełk", pełniący jednocześnie funkcję komendanta warszawskiego okręgu
Związków Strzeleckich. Pracą kobiet w służbie wywiadowczo-kurierskiej oddziałów strzeleckich kierowała Aleksandra Szczerbińska.

Prawdopodobnie wówczas, w pierwszych dniach sierpnia 1914 r. do służby w Oddziale Wywiadowczym został skierowany przez Sławka (?)
Michael (Mendel) Lewkow-Korn, używający fałszywego nazwiska Michael vel Georg von Wysznarski. O jego bliskim już wtedy kontakcie z Biurem
Wywiadowczym świadczą późniejsze funkcje sztabowe w Oddziale Wywiadowczym strzelców, potem 1 pułku piechoty, a następnie I Brygady
Legionów Polskich, co musiała poprzedzać służba w konspiracji niepodległościowej i ruchu strzeleckim, dająca określoną pozycję w hierarchii
kompetencji zadaniowej Komendy Głównej. Korn był agentem Ochrany i chyba nieprzypadkowo trafił do grupy wywiadowczej Piłsudskiego.
Późniejsze dochodzenie wykazało, że "ślady jego działalności" szpiegowskiej prowadziły do Krakowa.

Korn był poddanym rosyjskim. Zajmował się handlem i buchalterią kupiecką. Współpracował również z "Nowym Kurierem Łódzkim" w
sprawach żydowskich. Od jesieni 1913 r. przebywał w Galicji. Pracował u profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Odona Bujwida, początkowo w
pracowni seroterapeutycznej (jako agent jeździł po krajach bałkańskich, m.in. Bułgarii, Rumunii i Serbii), a następnie został zatrudniony jako
księgowy w jego posiadłości w Czesławiu koło Dobczyc, w powiecie wielickim. Posługiwał się referencjami Wilhelma Feldmana. W Czesławiu
przebywał do pierwszych dni sierpnia 1914 r. Uporządkował księgi buchalteryjne, zaczął przygotowywać się do wstąpienia do oddziałów
strzeleckich. Nagle zniknął ze służby pod pozorem zwolnienia z pracy w Czesławiu. W jednej z ksiąg dokonał własnoręcznie wpisu: "Michael Korn
został zwolniony z uwagi na nieposłuszeństwo", czym uniknął aresztowania i internowania jako obywatel rosyjski. Udał się zapewne do Krakowa,
gdzie występował już pod fałszywym nazwiskiem Michaela Wysznarskiego.

51 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Sytuacja militarna w Królestwie Polskim sprzyjała realizacji zamiarów powstańczych podejmowanych przez Austro-Węgry i Niemcy. "Z Rosji
napływają korzystne informacje" - pisał 5 VIII 1914 r. szef sztabu niemieckiego Naczelnego Dowództwa, gen. Helmuth von Moltke do gen.
Conrada von Hötzendorfa. - Rosjanie "pośpiesznie wycofali się przed naszym frontem aż za Narew, wydaje się, że opuszczają tereny całej Polski
rosyjskiej. Postaramy się zachęcić ludność polską do wywołania powstania. Teraz mam nadzieję, że pokonamy trudności z koncentracją wojsk na
wschodzie". Losy wojny rozstrzygną się na lądzie. W gruncie rzeczy chodzi o egzystencję Niemiec - dodawał. - "Jeżeli tylko pomyślnie
przeprowadzimy koncentrację wojsk, to może wreszcie rozpocząć się walka, a jej wynik określi bieg historii światowej w przyszłym stuleciu".
Moltke uważał, że cała akcja insurekcyjna Polaków była pewna, a oddziały niemieckie zostaną powitane w Królestwie Polskim "niemal jak
przyjaciele" - informował tego samego dnia sekretarza stanu Urzędu Spraw Zagranicznych Rzeszy, Gottlieba von Jagowa. Optymizm ten nie
opierał się jednak na realnych faktach. W tym samym czasie dowódca 2 armii rosyjskiej w Prusach Wschodnich, gen. Aleksandr
Wasiljewicz Samsonow chwalił ówczesny "patriotyzm" narodu polskiego. Wyrażaj przy tym nadzieję: "Przychylny stosunek narodu polskiego do
Rosji powinien w przyszłości rozszerzyć się także na braci w sąsiedniej Austrii i Niemczech". Polacy w większości stali po stronie Ententy albo
zachowywali postawę neutralną, a ruch neosłowiański pod sztandarami solidarności pansłowiańskiej znacznie osłabił tradycyjne sprzeczności
polsko-rosyjskie.

Zdawano sobie powszechnie sprawę z historycznej wagi wydarzeń wojennych. W tym kontekście należało odbierać słowa Moltkego. Za planami
powstania polskiego kryły się szersze, ale jeszcze dość mgliste, projekty polityczne, podparte wówczas decyzjami, które umożliwiały tylko
samodzielne działania strzelców w Królestwie Polskim, bez wyraźnego celu wspierania tej akcji. Polska uwolniona spod panowania Rosji miała
przejść pod kuratelę niemiecko-austriacką, przy czynnej antyrosyjskiej postawie Polaków. Podjęcie walki orężnej z rosyjskim zaborcą miało
wymiar czysto symboliczny i nie łączyło się z wielkim ruchem zbrojnym (powstańczo-rewolucyjnym), bo nie było takich możliwości praktycznych. W
realiach ówczesnych idea powstania oznaczać więc mogła tylko organizowanie opinii polskiej przeciwko Rosji. Hrabiemu Kuno von Westrapowi,
pruskiemu prezydentowi policji, sędziemu Najwyższego Trybunału Administracji pruskiej i posłowi do parlamentu Rzeszy, nie przeszkadzało to
wszakże w napisaniu 6 sierpnia do Ernsta von Haydebrand und der Lasa, przywódcy konserwatystów w Reichstagu i członka pruskiej Izby Panów:
"Wiedziałem, że dzisiaj Polacy powstaną przeciwko Rosji". Efekty propagandy powstania polskiego były tak duże, iż można było odnieść
wrażenie, że Niemcy uwierzyli w rzeczy niemożliwe.

Rankiem 6 sierpnia 1914 r. 1 kompania kadrowa pod dowództwem Kasprzyckiego przekroczyła granicę rosyjską. W kasie oddziału znajdowało
się zaledwie 170 koron. Jednocześnie ukazał się rozkaz o powszechnej mobilizacji Strzelca, Związków Strzeleckich i Polskich Drużyn
Strzeleckich. Na nadzwyczajnym posiedzeniu Komisji Skonfederownych Stronnictw Niepodległościowych złożył Piłsudski następujące
oświadczenie: "1. W Warszawie utworzył się Rz[ąd] Narodowy, żądający od K[omendy] Gł[ównej], aby poddała się mu. Mając gwarancje co do
osób, zdecydował się. Obecnie musi się odbyć wyścig z Prusakami do Warszawy. 2. Żąda od KSSN upoważnienia do tego fait accompli". KSSN
przyjęła sprawozdanie Komendanta i zgodziła się "na rozpoczęcie kroków wojskowych, które Komenda Główna uzna za potrzebne", wyrażając
jednocześnie "gotowość jak najrychlejszego porozumienia się z Rządem Narodowym w Warszawie". Rząd Narodowy był mistyfikacją wymyśloną
przez Piłsudskiego, który chciał uniezależnić się pod względem wojskowym i politycznym od bazy galicyjskiej, którą reprezentowała KSSN. Miał to
być pierwszy krok do usamodzielnienia akcji polskiej w Królestwie. Komendant wykorzystał pozostawienie mu przez czynniki wojskowe swobody w
sprawach politycznych. Fakty dokonane mogły zastąpić brak umowy politycznej z Austrią.

Tuż po posiedzeniu Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych wyruszył Piłsudski wraz z Sosnkowskim do Królestwa (poruszał
się małym, trzykołowym autem, ofiarowanym mu 31 lipca przez Zygmunta Radlińskiego). W Krakowie pozostał Sławek, jako pełnomocnik
Komendy Głównej Strzelców, który miał utrzymywać kontakt z Piłsudskim i porozumiewać się z Rybakiem, obejmującym formalnie funkcję szefa
Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii przy dowództwie 1 armii. W skład 1 armii miała wejść 7 dywizja kawalerii oraz Grupa
Operacyjna Kummera. Rybak faktycznie pełnił funkcję delegowanego z ramienia Nachrichtenabteilung AOK oficera Sztabu Generalnego do
spraw nadzoru oraz utrzymania łączności z oddziałami strzeleckimi w polu. Urzędował dalej w biurach Głównego Ośrodka Wywiadowczego przy
ul. Stradomskiej nr 14. Oddział HK-Stelle został podporządkowany Dowództwu Twierdzy Kraków, które mieściło się w budynku przy ulicy Grodzkiej
nr 54. Obowiązki szefa krakowskiej HK-Stelle pełnił kpt. Bayer.

Rybak otrzymał z Ministerstwa Wojny pełnomocnictwa do zwolnienia z wojska austriackiego członków Związków Strzeleckich. Odpowiednią
informację przesłał do sztabów X korpusu w Przemyślu i XI korpusu w Krakowie. Z Ministerstwa Wojny dostał jednocześnie informację o
przydziale dodatkowej amunicji dla oddziałów strzeleckich, którą złożono w składzie depozytowym w Krakowie, z przeznaczeniem do transportu
kolejowego do Królestwa.

Piłsudski w drodze do Królestwa zatrzymał się w Krzeszowicach, gdzie pod dowództwem Mieczysława Norwid-Neugebauera zorganizowany był
pierwszy obóz etapowy, w którym oddziały strzeleckie miały zaopatrywać się w broń. Po przybyciu na miejsce Piłsudski nakazał komendantowi
etapu odebrać przygotowaną dla strzelców broń i wydać ją oddziałowi, który miał wyruszyć w ślad za kadrówką do Królestwa. Po broń wysłano
furmankę pod Będzin. Wielu strzelców odmówiło przyjęcia jednostrzałowych i ciężkich karabinów przestarzałego systemu Werndla. "Jest to
moment zwrotny w historii polskiej - mówił na odprawie oficerskiej w obozie - bo jest to dzień, w którym garstka strzelców w imieniu całego narodu
polskiego wypowiada wojnę o niepodległy byt. [...] Dziś nie da się przewidzieć rezultatu walki. W razie sukcesu aureola sławy otoczy imiona
strzelców, w razie jeszcze jednej przegranej znów cały szereg klątw przybędzie w historii martyrologii polskiej". Okazało się do tego, że
przygotowane karabiny ze składów w Będzinie nie miały bagnetów ani rzemieni do noszenia. "Jeśli tak dalej pójdzie - pisał tego dnia do Rybaka -
skończy się na tym, że zostanie nas 3-4 ludzi silniejszych. Jeszcze ratunkiem może być niezła [1] kompania [kadrowa], którą posłałem do
Miechowa, lecz tam już są Mannlichery, lecz naboje do nich byłyby potrzebne. Co do bagnetów werndlowskich i rzemieni, czyż nie można przesłać
je do Miechowa dla dopełnienia. Czy przynajmniej tamte dwie [kompanie - 2 i 3], które są złożone, takich defektów nie mają. Naturalnie, że takie
niedokładności całej maszyny [mobilizacyjnej] muszą mnie opóźnić i zmuszają czas tracić na te rzeczy, które wcale dla pracy nie są potrzebne".
Perypetie te najlepiej oddają realny stan przygotowań do akcji polskiej w Królestwie.

Opracowany przez Rybaka wspólnie z Piłsudskim i Sławkiem plan działania strzelców w Królestwie Polskim przewidywał bardzo precyzyjnie ich
marszrutę, nie mówiąc nic o zapleczu przygotowywanej akcji powstańczej: "Zorganizowane w Krakowie polskie oddziały ochotników (Strzelcy) [po
wyjściu do Królestwa 1 kompanii kadrowej - R. Ś.] - pisał o tym Rybak 6 VIII 1914 r. w informacji dla dowództwa twierdzy Kraków oraz dowództwa
subrejonu Alwernia - maszerują w kierunku stacji twierdzy Krzeszowice i Chrzanów lub Brzeźnica i Zator: 8 sierpnia rano: północna kolumna do 1
150 osób, przez Zabierzów do Krzeszowic, a południowa do 1 500 osób przez Skawinę do Brzeźnicy". Przewidywano następnie pobranie broni z
posterunków żandarmerii w Krzeszowicach i Brzeźnicy przez oddziały strzeleckie: "około 450 lub 750 karabinów Werndla i 150 sztuk amunicji na
każdy karabin będzie miało miejsce po południu 8 sierpnia. W Chrzanowie i Zatorze wyda się 750 karabinów Werndla i 150 sztuk amunicji na
karabin, też po południu, ale 9 sierpnia. Bardzo proszę - zaznaczał - o wydanie odpowiednich dyspozycji posterunkom żandarmerii". Następnie
"10 sierpnia wieczorem w Krzeszowicach zanocuje 1 500 ochotników, a na południowy wschód od Olkusza 1 150 w gotowości operacyjnej.
Proszę wójtów gmin Krzeszowice, Chrzanów, Brzezina i Przeginia wezwać do dobrowolnego zapewnienia tym oddziałom ochotników w czasie od
8 do 10 sierpnia zakwaterowania i aprowizacji. Interesy wojskowe nie mogą jednak ucierpieć przez realizację wyżej wymienionych przedsięwzięć".
Wreszcie "11 sierpnia rozpoczyna się ofensywa tych oddziałów - pisał w informacji dla dowództwa twierdzy Kraków i dowództwa subrejonu
Alwernia - trasa przebiega: Przeginia przez Skałę, Słomniki, Miechów, Wodzisław do Jędrzejowa, a stamtąd po podziale na wiele jednostek w
najkrótszej linii do Warszawy. Czoło tych oddziałów [tj. 1 kompania kadrowa - R. Ś.] będzie w Słomnikach 11 sierpnia, w Miechowie 12
sierpnia, Wodzisławie 13, a w Jędrzejowie 14 sierpnia. Dalsza ofensywa nastąpi po ocenie warunków". Oddziały strzeleckie otrzymały przy tym
rozkaz, "aby o wszystkim, co ma jakiś związek z wrogiem informować nasze przednie oddziały - dodawał - a następnie zostaną przekazane te
raporty sytuacyjne z dowództw subrejonów dowództwu rejonów głównych". Dwie kompanie strzeleckie - 2 i 3, które zostały uzbrojone w

52 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Krzeszowicach (około 350 osób), miały 7 sierpnia dostać się do Miechowa i połączyć się z 1 kompanią kadrową, a następnie 8 sierpnia
pomaszerować wspólnie do Jędrzejowa. Stworzony w ten sposób oddział około 500 strzelców "rozpoznaje sytuację w Warszawie i Iwangorodzie
[Dęblin - R. Ś.] oraz doprowadza do insurekcji w guberni kieleckiej i radomskiej". Dopiero za tym oddziałem miały pójść następne. Łączność
między Rybakiem, jako delegowanym oficerem Sztabu Generalnego AOK, a oddziałami strzeleckimi w polu miała być utrzymywana za
pośrednictwem żołnierzy łącznikowych wzdłuż drogi przez Michałowice do Krakowa. Przewidywano wykonanie jednego zadania bojowego przez
strzelców, polecając zaatakowanie ochrony tunelu kolejowego pod Miechowem, aby zapobiec jego ewentualnemu wysadzeniu. Przesłana przez
Rybaka informacja była ściśle tajna i kończyła się formułą: "Proszę w tej sprawie poinformować w odpowiednim zakresie podległe oddziały i
jednostki, a zwłaszcza te, które zajmują się bezpieczeństwem oraz dowództwo 7 dywizji kawalerii. To pismo jest ściśle tajne i po wykorzystaniu
należy zwrócić przez kanały Oddziału Sztabu Generalnego I korpusu". Pismo przyjęli do wiadomości Ferdinand Demus-Morán i Karl von Kuk.

Oddziały strzeleckie weszły w skład 7 dywizji kawalerii, którą dowodził gen. Ignaz von Korda. Dywizja gen. Kordy przekroczyła granicę Królestwa w
nocy z 5 na 6 sierpnia, zaraz po wypowiedzeniu wojny Rosji przez Austro-Węgry. Weszła następnie w skład grupy operacyjnej gen. Kummer von
Falkenfehd, która osłaniała lewe skrzydło 1 armii austriackiej gen. Viktora Dankla, uderzającej z rejonu Sanu na armie rosyjskie. Grupa Kummera
miała objąć ewakuowane przez Rosjan południowo-wschodnie tereny Królestwa i posuwać się w kierunku na Dęblin, z zadaniem przekroczenia
Wisły. Na lewym skrzydle grupy Kummera uderzał z rejonu Kalisz - Częstochowa w kierunku na Radom - Puławy niemiecki korpus gen. piechoty
Remusa von Woyrscha.

Na zakończenie należy podkreślić, że w żadnym z austriackich dokumentów operacyjnych z okresu bezpośrednich przygotowań wojennych
przeciwko Rosji nie było mowy o polskim powstaniu (Aufstand), oznaczającym szeroki ruch zbrojny i polityczny w Królestwie Polskim, który dążył
do zrzucenia rosyjskiej zależności i przejęcia władzy we własne ręce. Świadomie używano terminu insurekcja (Insurrektion), dla określenia
charakteru ruchu zbrojnego strzelców jako rebelii wojskowej, której rozmiary oraz zadania określały ścisłe umowy sztabowe z wywiadem Austro-
Węgier. Umowy te nic nie mówiły o organizacji władz powstańczych, zapleczu technicznym, materialnym i politycznym ruchu, pomijały kwestie
przygotowania akcji zbrojnej w terenie itd. Brak rozstrzygnięć tych zagadnień najlepiej oddaje właściwy sens podjętych działań strzeleckich. Jeśli
wierzyć Sławkowi, to również Piłsudskiemu na tym nie zależało. "W tym układzie - wspominał - który zrobił Komendant ze sztabem austriackim
przemilczał celowo kwestię, w czyim imieniu ten nasz oddział będzie występował. Co to jest za wojsko? Gdzie jest jego polityczna organizacja?
Czy to jest wojsko najemne, czy co? Komendant wiedział, że przy ówczesnych nastrojach w Austrii w odniesieniu do sprawy polskiej, nie da się
zmusić ich do uznania rządu narodowego polskiego, czy coś podobnego; znaczy się, że Komendant układ z nimi zrobił jako Józef Piłsudski, ażeby
postawić sobie ramy do stworzenia faktów dokonanych i po przybyciu do Kielc ogłosić tę odezwę Rządu Narodowego w Warszawie, który jego
upoważnił do tych wszystkich czynności".

Sytuacja przedstawiała się więc w ten sposób, że Piłsudski od samego początku nic sobie nie robił z zawartej 30 lipca umowy z Rybakiem,
któremu najbardziej zależało na organizowaniu wywiadu, dywersji i sabotażu w rozwinięciu zadań operacji "Konfident 'R' ". W ogóle go te sprawy
nie interesowały. Przywiązywał za to dużą wagę do rozpoczętej akcji strzeleckiej, widząc w niej zalążek polskiej siły zbrojnej, o czym z kolei nie
myśleli wówczas Austriacy, chociaż stwarzali pozory wspierania idei powstańczej w Królestwie Polskim. Od samego początku Piłsudski tworzył
fikcję niezależności akcji strzeleckiej od władz wojskowych Austro-Węgier, do tego z wyraźnym kontekstem antyaustriackim.

Zależność akcji strzeleckiej od austriackich czynników wojskowych ograniczała Piłsudskiemu pole manewru politycznego. Faktyczne wpływy,
jakimi dysponował on sam oraz reprezentowany przez niego ruch, które mogły mieć pewne znaczenie dla Sztabu Generalnego w Wiedniu, ciągle
niewiele znaczyły w Galicji. Komendanta znali emigranci z Królestwa Polskiego, kręgi lewicowe oraz część młodzieży akademickiej. Grupy te
niewiele ważyły na nastrojach politycznych społeczeństwa, gdzie dominowali konserwatyści i narodowi demokraci *[Najlepiej oddał to Stefan
Badeni, który wspominał: "Gdy w pierwszych dniach lipca 1914 dzienniki galicyjskie podały wiadomość, że na czele ochotniczych oddziałów do
walki z Rosją staje Józef Piłsudski, zdziwienie było wielkie. Bardzo wielu nazwiska tego nie znało wcale, wydało im się obce, nie rdzennie polskie,
wymawiali je teraz z przekąsem i jakby z trudem. Inni wiedzieli, że oznacza ono radykała-rewolucjonistę, który w 1905 r. rzucał lub kazał rzucać
bomby na policjantów warszawskich, a potem urządzał napady na pociągi i kasy. Ilość ludzi znających dokładnie przeszłość wodza legionów
(właściwie oddziałów strzeleckich - R. Ś.) i rozumiejących jego osobowość była nieznaczna. A pierwsze jego kroki polityczne wzmogły niechęć
społeczeństwa. Odezwa jakiegoś tajnego rządu warszawskiego kończyła się ponurą groźbą". Stefan Badeni, Wczoraj i przedwczoraj.
Wspomnienia i szkice. Londyn 1963, s. 44-45.]. "Odbywa się pobór - notowała Maria Lubomirska w dzienniku pod datą 2 VIII 1904 r. o
panujących nastrojach w Warszawie - ochotnicy idą raźnie, jeno zawodzą żony, a Żydówki wydają jęki biblijne. Wielka tu panuje lojalność, bo na
Niemca nienawiść okrutna". Dwa dni później dopisała: "Władze rosyjskie ujęte są wzorowym zachowaniem się Warszawy - spokojem ogólnym itd.
Zupełnie się nie spodziewano zapału, z jakim idą rekruci". Lubomirska z racji swego społecznego usytuowania nie znała powszechniejszych
nastrojów, ale jej relacja dość dobrze oddaje klimat pierwszych dni wojny. Zapatrywania ludności w Królestwie Polskim na kwestie podjęcia walki
zbrojnej przeciwko Rosji nie mogły być budujące. Tym więc trudniejsze było określenie nowej formuły działania ruchu niepodległościowego po
wybuchu wojny Austro-Węgier i Niemiec z Rosją, gdy Piłsudski dalej chciał realizować podstawowy cel wszystkich swych dążeń - niepodległość
Polski. Liczył, że aspiracje i zabiegi polskie ujawnią się w jakiejś formie jako samodzielny czynnik w polityce niemiecko-austriackiej, co też
niedługo nastąpiło.

Ramy dotychczasowych porozumień wywiadowczych stawały się zbyt krępujące. Wojna otwierała działaniom Piłsudskiego szersze horyzonty,
niż przewidywały to wcześniejsze tajne umowy, chociaż jego zależność od władz wojskowych w rzeczywistości zwiększyła się. Wspierany przez
lata układ polityczny, który miał wytworzyć mechanizm polskiej destrukcji przeciwko Rosji, zaistniał w formie ruchu strzeleckiego oraz konspiracji
wojskowej w zaborze rosyjskim. Wpływy tego ruchu były niewielkie, ale liczyła się jego waga polityczna. Podstawowy cel dążeń Biura
Ewidencyjnego został osiągnięty. Możliwość wybuchu wspieranej przez Austro-Węgry insurekcji w Królestwie Polskim stała się ważnym,
negatywnym motywem działań oraz polem konfrontacji politycznej dla dyplomacji rosyjskiej oraz Sztabu Generalnego w Petersburgu.

Oddział Informacyjny AOK musiał teraz zmienić zasady kontroli polskiego ruchu niepodległościowego, przystosowując dawne plany do sytuacji
wojennej. Dotychczasowa forma zależności wywiadowczej przeżyła się. Biuro Ewidencyjne uruchomiło siły, nad którymi nie było w stanie do
końca zapanować. Była to cena, którą najwyższe władze wojskowe i polityczne Austro-Węgier musiały zapłacić za dotychczasowe
zaangażowanie w pomoc polską. Innego wyjścia nie było.

Ryszard Świętek "Lodowa ściana" - część 4

53 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_3.htm

Darmowy Hosting CBA.PL

54 z 54 2016-11-18 12:15
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

RYSZARD ŚWIĘTEK

LODOWA ŚCIANA
SEKRETY POLITYKI JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
1904-1918

Rozdział VI

Wojna

Lubię prawdzie patrzeć prosto w oczy.

Józef Piłsudski

Kampania strzelecka

Kiedy w pierwszych tygodniach wojny armie niemieckie usiłowały rozbić Francję, kierownictwo Rzeszy wspólnie z Naczelnym Dowództwem
układało obszerny plan wywoływania przewrotów politycznych, skierowanych przeciwko Imperium Brytyjskiemu oraz Rosji. Zostały już ustalone
główne kierunki działania niemieckich akcji wywrotowych, od Finlandii aż do Morza Czarnego. Związane z tym posunięcia militarne i polityczne
rozpoczęły się zaraz na początku wojny. Miały stanowić strategiczny środek prowadzenia wojny, przez zaangażowanie części armii rosyjskiej w
sprawy wewnętrzne, co mogło zahamować jej napór na niemiecką granicę wschodnią, a także przez odciągnięcie części floty angielskiej w
odległe rejony świata, zagrożone rebelią antybrytyjską, i utrudnienie rekrutacji w koloniach francuskich.

Podjęte działania miały prowadzić do załamania wojennego Rosji i Wielkiej Brytanii, aby w ten sposób osiągnąć zamierzony cel, czyli silną i
bezpieczną Rzeszę Niemiecką. Kierował nimi Urząd Spraw Zagranicznych Rzeszy w połączeniu z Wydziałem Polityki w Zastępczym Sztabie
Generalnym, przy aprobacie cesarza Wilhelma II. Podstawowe decyzje polityczne podejmował kanclerz Theobald von Bethmann Hollweg oraz
sekretarz stanu spraw zagranicznych, Gottlieb von Jagow, obydwaj przebywający w Wielkiej Kwaterze Głównej w Koblencji. W ramach Wielkiej
Kwatery Głównej operacje wojenne prowadziło Naczelne Dowództwo Armii (Oberste Heeresleitung - OHL), spełniające w polu te same zadania,
co Naczelna Komenda Armii.

W planach inicjowania i wspierania ruchów powstańczych oraz rewolucyjnych wśród narodów państwa rosyjskiego mieściła się też akcja
strzelecka w Królestwie Polskim. Niemcy wspólnie z Austro-Węgrami postanowiły od pierwszych dni wojny odwołać się bezpośrednio do
narastającego od dziesięcioleci konfliktu polsko-rosyjskiego, związanego z niepowodzeniem zrywów narodowych. Możliwość wybuchu polskiego
powstania miała kluczowe znaczenie dla planów strategicznych państw centralnych w pierwszym okresie wojny, kiedy cały impet armii niemieckiej
zwracał się przeciwko Francji, a główny ciężar odparcia Rosji spadał na siły austro-węgierskie.

1 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Wybuch wojny między Austro-Węgrami i Niemcami a Rosją pozwalał na realizację niedawnych planów powstańczych Piłsudskiego, które
teraz miały weryfikować boje regularnych armii zaborców. Okres wstępny, przygotowawczy do podjęcia w przyszłości decydującej walki o
niepodległość Polski rozpoczął się 6 sierpnia 1914 r., po wkroczeniu oddziałów strzeleckich do Królestwa Polskiego.

Także na Ukrainie austro-węgierska Naczelna Komenda Armii oraz niemieckie Naczelne Dowództwo planowały wywołanie powstania na wzór
polski. Problemem tym interesował się osobiście Wilhelm II. Cesarz w rozmowie z wojskowym przedstawicielem Austro-Węgier w Wielkiej
Kwaterze Głównej w Berlinie, mówił o "konieczności podjęcia przez stronę niemiecką i przez nas - relacjonował hrabia Karl von Stürgkh w
sprawozdaniu z 8-9 VIII 1914 r. dla gen. Conrada von Hotzendorfa - działań mających na celu wywołanie powstania w Polsce i na Ukrainie.
Mieliśmy posłużyć się wszelkimi środkami, czyli sięgnąć po proklamacje, emisariuszy oraz odpowiednie środki finansowe [w oryg.: 'masę
pieniędzy']".

Myśli te rozwinął potem oficjalnie kanclerz. "Doprowadzenie do powstania nie tylko w Polsce, lecz i na Ukrainie - uzasadniał Bethmann Hollweg
stanowisko kierownictwa Rzeszy w przygotowanym przez Jagowa tajnym rozporządzeniu z dnia 11 VIII 1914 r. dla ambasadora niemieckiego w
Wiedniu, Heinricha Leonarda von Tschirschky und Bögendorff - wydaje nam się bardzo ważne: 1.) jako środek walki z Rosją; 2.) ponieważ w
przypadku pomyślnego zakończenia wojny utworzone zostaną wokół Rosji państwa buforowe, oddzielające Niemcy lub Austro-Węgry od tego
kolosa, dzięki czemu jego napór na Europę Zachodnią stałby się mniejszy; w miarę możności należy Rosję odeprzeć jak najdalej na wschód".

Pierwszy etap przygotowań do powstania na Ukrainie miał być realizowany przez Rusiński Komitet Narodowy w Galicji, wspomagany przez
niemieckiego konsula generalnego we Lwowie, Karla Heintze. Zamierzano również wykorzystać rewolucjonistów rosyjskich i ukraińskich do
przygotowania rewolucji w Rosji. Tschirschky już 6 sierpnia donosił do Berlina o propozycji Wiednia swobodnego przejazdu przez Austrię
przebywających w Szwajcarii rewolucjonistów rosyjskich, którzy chcieliby wrócić do swojej ojczyzny. Powracający z emigracji działacze rewolucyjni
utworzyli pod patronatem Niemiec Związek Wyzwolenia Ukrainy, który dzięki poparciu Urzędu Spraw Zagranicznych w Berlinie stale otrzymywał
dotacje od rządu Rzeszy Niemieckiej.

Na Wilhelmstraße obok ruchu polskiego i ukraińskiego wskazywano także na ruch syjonistyczny, jako trzecią "największą siłę skierowaną
przeciwko caratowi". Nie wiadomo, w jakim stopniu wpłynęły na te zapatrywania wcześniejsze doświadczenia austriackie współpracy
wywiadowczej z Żydami. We Lwowie syjoniści powołali Komitet Wyzwolenia Żydów Rosyjskich, który stał się dla Niemców dogodnym
instrumentem propagandy antyrosyjskiej, a także pracy wywiadowczej. Urząd Spraw Zagranicznych w Berlinie zamierzał wspierać dążenia
emancypacyjne Żydów w Rosji.

Jednakże w Wiedniu i Berlinie największe nadzieje wiązano z ruchem strzeleckim w Królestwie Polskim, mimo wielu zastrzeżeniom i różnym
ograniczeniom, związanym z obawami o losy własnych polskich prowincji. Widać było, że Rosjanie w pierwszym odruchu ulegli złudzeniu
możliwości gwałtownego rozszerzenia się polskiego ruchu zbrojnego, wspieranego propagandą socjalistyczną. W tym sensie cel akcji strzeleckiej
w Królestwie Polskim wydawał się być osiągnięty.

W pierwszych tygodniach wojny decydujące stanowisko w sprawach polskich zajmowało Naczelne Dowództwo. Na podejmowane w tym czasie w
OHL decyzje w dużym stopniu oddziaływał memoriał Georga Cleinowa z 5 sierpnia 1914 r., który został przygotowany na zlecenie szefa Sztabu
Generalnego, gen. Moltke. Memoriał Czy można wywołać polskie powstanie? - Jakimi środkami? otrzymali najwyżsi dostojnicy wojskowi i
polityczni Rzeszy. Cleinow w zasadzie sprzeciwiał się ruchowi powstańczemu inicjowanemu przez oddziały strzeleckie, które w dużej części
składały się z elementów "socjalistycznych". Uważał, że do powstania w ogóle nie powinno dojść na samym początku wojny, gdyż nie służyłoby to -
podkreślał - "ani interesom związanym z prowadzeniem wojny, ani polityki polskiej", ponieważ wtedy oddziały niemieckie musiałyby chronić
"ludność okupowanych terenów przed własnymi sprzymierzeńcami".

Biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia, wywody te nie były całkowicie błędne. Już wówczas nie można było mieć pewności co do zachowania
się Polaków z Kongresówki wobec strzelców Piłsudskiego. W każdym razie Cleinow przyczynił się do przyjęcia pewnej rezerwy władz niemieckich
wobec idei natychmiastowego, żywiołowego powstania polskiego i kierował uwagę w stronę działań długofalowych, mających na celu tworzenie
podstaw przyszłych stosunków państwowych na Wschodzie. Myślenie to odpowiadało przede wszystkim kanclerzowi Bethmann Hollwegowi, który
miał za sobą poparcie cesarza Wilhelma II, oraz sekretarza stanu w Urzędzie Spraw Zagranicznych, Jagowa.

Cleinow zaproponował również, aby utworzyć przy jednym z organów rządowych Rzeszy "Biuro polskie", w którym skupiłaby się cała
działalność Naczelnego Dowództwa w kwestiach politycznych Królestwa Polskiego. Wilhelm II zdecydował, że zajmie się tym "Biuro do Spraw
Wschodnich" (Büro für Ostfragen) przy tworzonym Wydziale Politycznym (Politischen Abteilung) Wielkiego Sztabu Generalnego (Großen
Generalstab). Cesarz wyznaczył na kierownika tego biura ppłk. Bogdana hr. Hutten-Czapskiego, który został formalnie oddelegowany do Wielkiej
Kwatery Głównej, aby zająć się sprawą polską i ukraińską. Hutten-Czapski 9 sierpnia przejął nowe obowiązki w charakterze referenta spraw
wschodnich w Wielkim Sztabie Generalnym. Podlegał bezpośrednio szefowi Politischen Abteilung, ppłk. von Dommesowi, z którym zaraz po
otrzymaniu nominacji omówił -jak później odnotował - "możliwości zrewolucjonizowania polskich ziem Rosji na rzecz sprzymierzonych", czyli
Niemiec i Austro-Węgier. Objął służbę 11 sierpnia, dostając do pomocy dwóch oficerów. Biuro mieściło się w obszernym lokalu przy
Kronprinzenufer 15. Hutten-Czapski miał koordynować podejmowane przez Naczelne Dowództwo zadania związane z ruchami insurekcyjnymi
"obcych narodów" Rosji.

Oddział strzelców Piłsudskiego, zgodnie z decyzjami podjętymi przed wybuchem wojny, wszedł pod rozkazy 7 dywizji kawalerii gen. Ignaza
von Kordy, podporządkowanej grupie operacyjnej gen. Heinricha Kummera von Falkenfehd i 1 armii austriackiej gen. Victora Dankla. Grupa
Kummera miała objąć ewakuowane przez Rosjan południowo-wschodnie obszary Królestwa i posuwać się w kierunku na Dęblin, z zadaniem
przekroczenia Wisły. Na lewym skrzydle grupy Kummera uderzał z rejonu Kalisz - Częstochowa na kierunku Radom - Puławy niemiecki korpus
gen. Remusa von Woyrscha. Wydawało się, że siły austro-niemieckie będą mogły bez większych przeszkód wejść w głąb Królestwa, gdyż
Rosjanie, zgodnie z przyjętym planem, osłaniali Wisłę niewielkimi i drugorzędnymi formacjami. "Piłsudski - notował Sławek - wyruszył z oddziałami
pozbawionymi środków niezbędnych do walki". Strzelcy nie byli przygotowani do prowadzenia regularnych działań wojennych. Uzbrojenie służyło
celom samoobrony. Wyznaczone przed wymarszem strzelców z Krakowa zadanie przejęcie tunelu pod Miechowem nie zostało wykonane. Tunel
został zniszczony przez Rosjan.

W zamierzeniu Piłsudskiego ruch strzelecki miał nosić "charakter insurekcyjny" - relacjonował Sokolnicki - aby wytworzyć własne wojsko i
odpowiednie "polityczne instancje" jako ośrodki rządu narodowego. Kompania kadrowa służyłaby "do oparcia wywiadów i osłony zbiórki
[innych] oddziałów [strzeleckich]". Raporty z rozpoznania wojskowego Piłsudski, jako Komendant Główny Strzelców, i Sosnkowski, jako szef
Sztabu Głównego Strzelców, składali szefowi sztabu 7 dywizji kawalerii, mjr. Alfredowi von Brusselle-Schaubeckowi. Meldunki dostarczał zwykle
Adam Skwarczyński, "pomocnik kierownika biura wywiadowczego", Rajmunda Jaworowskiego.

Faktycznym zwierzchnikiem Piłsudskiego pozostał jednak Rybak, delegowany 6 sierpnia 1914 r. z ramienia Oddziału Informacyjnego Naczelnej
Komendy Armii do utrzymania łączności z oddziałami strzelców w polu (formalnie kierował Oddziałem Informacyjnym przy sztabie 1 armii
austriackiej). Przed Rybakiem był Piłsudski odpowiedzialny za prowadzenie wywiadu oraz powodzenie podjętej akcji powstańczej. Działaniom
organizacyjnym w pierwszych dniach po wkroczeniu do Królestwa towarzyszyła rozwinięta akcja propagandowa. Oddziały strzeleckie były
wyprzedzane przez emisariuszy i wywiadowców, którzy wieźli instrukcje dla sympatyków i prowadzili rozpoznanie przyszłego terenu działań
zbrojnych.

2 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Obsługę regularnej agentury w Królestwie Polskim prowadził dalej Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie, który od 6 sierpnia przejął ppłk Jan
Nowak, oficer Sztabu Generalnego, odkomenderowany z Biura Ewidencyjnego do grupy operacyjnej Kummera. Centrala HK-Stelle w Krakowie
wypełniała jednocześnie funkcje techniczne łączności z Piłsudskim.

Sławek w dniach od 7 do 9 sierpnia przekazał wybranym działaczom specjalne przepustki krakowskiego oddziału HK-Stelle na przekroczenie
granicy, wysyłając ich w imieniu Piłsudskiego do kierowania pracami politycznymi i wywiadowczymi w Królestwie Polskim. Ten sztab organizacyjny
zaplecza politycznego akcji zbrojnej strzelców stanowili: Tomasz Arciszewski "Stanisław", Janina Benedek, Emil Bobrowski, Stefan Boguszewski,
Józef Bromirski ("Piotrowski"), Gustaw Daniłowski ("Stanisław Nowacki"), Stanisław Dębski ("Grac"), Adam Grotowski, Ludwik Grzymała
("Eustachy"), Emil Haecker, Konstancja Klempińska ("Jadwiga Zaleska"), Ryszard Kunicki, Bolesław Limanowski, Władysław Lizuraj, Marian
Malinowski ("Wojtek", "Marian Wolski"), Józef Orzechowski ("Sitek"), Felicjan Porzecki ("Przybysz"), Antoni Pytlakowski ("Banaszewski"), Jan
Sadowski ("Lubicz"), Wacław Sieroszewski, Władysław Sikorski, Aleksander Sulkiewicz ("Aleksander Oleszkiewicz"), Aleksandra Szczerbińska,
Włodzimierz Tetmajer, Józef Ulbik ("Jan Wadoń"), Wanda Wasilewska ("Wanda Walewska"), Leon Wasilewski ("Leon Walewski"), Zygmunt
Zahorski.

Na czele Oddziału Wywiadowczego - Kundschaftsabteilung (wtedy właściwie Służby Wywiadowczej - Kundschaftsstelle) tzw. Komendy Głównej
Wojsk Polskich stał Jaworowski, używający dawnego pseudonimu "Światopełk" (także "Świętopełk"). Pracą kobiet w Oddziale Wywiadowczym
kierowała Szczerbińska. Oddział miał dostarczać wiadomości o nieprzyjacielu i dokonywać akcji dywersyjnych, prowadził też działalność
polityczną. Początkowo jednostka terenowo i organizacyjnie była związana bezpośrednio z oddziałem strzelców Piłsudskiego, gdzie kierowano
meldunki z rozpoznania wywiadowczego. Piłsudski albo Sosnkowski opracowane w sztabie raporty wywiadowcze przesyłali początkowo do szefa
sztabu 7 dywizji kawalerii w Miechowie. Później raporty takie szły niemal wyłącznie do Krakowa.

Przygotowywano się do zajęcia Kielc, stolicy guberni i największego miasta na objętych działaniami wojennymi terenach Królestwa
Polskiego, które mogło stać się punktem organizacyjnym dla ruchu powstańczego. W rejon Kielc zostały wysłane wywiadowczynie: Janina
Benedek, Konstancja Klempińska i Zofia Zawiszanka, które podporządkowano komendzie Jaworowskiego. Po drodze dołączyli do nich Stanisław
Hempel "Waligóra" i Bolesław Zawadzki oraz Stanisław Długosz "Tetera", których wybuch wojny zastał w domach, w Chęcinach i Kielcach.
"Mieszkańcy Kielc - tak opisywała swoje pierwsze wrażenia Zawiszanka po dotarciu do miasta 9 VIII 1914 r. - opowiadali nam okropne sceny z
niedawnej mobilizacji, kiedy ludzie chowali się, jak mogli, (...) prosili o radę, a rady nie było skąd wziąć! Odczuwało się coraz silniej, ile szkody
przyniósł brak wcześniejszego hasła, odezw, emisariuszy. Skutek był ten, że prawie wszystkich poborowych wywieziono...". Wywiadowczynie
donosiły w raportach, że miasto jest opuszczone przez władze rosyjskie, a okolicę patrolują nieliczne oddziały kozackie; porozumiały się z grupą
sympatyków Piłsudskiego i zorganizowały w mieście i okolicy stacje wywiadowcze, które miały zbierać wiadomości o ruchach wojsk rosyjskich do
czasu nadejścia posiłków z Oddziału Wywiadowczego. Pierwszą stację wywiadowczą Zawiszanka założyła w Suchedniowie (10 VIII 1914).

Piłsudski po trzech dniach działań bojowych, 9 sierpnia, złożył Rybakowi raport ze swych dotychczasowych poczynań. "Celem nadania mojej
działalności organizacyjnej charakteru politycznego - pisał - postanowiłem podać do wiadomości, że w Warszawie utworzył się Rząd Narodowy,
który mianował mnie Komendantem Głównym polskich oddziałów ochotniczych. W ten sposób stworzyłem podstawę polityczną, która ułatwi mi
moją pracę organizacyjną w zakresie organizacji cywilnej i wyzyskanie kraju we wszystkich moich przedsięwzięciach. W imieniu tego rządu
zamierzam rozwiązać wszystkie niepewne organizacje lokalne i zastąpić je nowymi, złożonymi z ludzi pewnych, wyznaczonych przeze mnie lub
moich delegatów. Jestem przekonany, że w ten sposób ułatwię przyszłą pracę organizacyjną armii austriackiej i wypełnię tę część zadania, która
mnie przypadła w udziale. Pan pułkownik Nowak otrzymał wykaz ludzi, którymi obsadziłem lokalne organizacje oraz charakterystyki personalne
tych ludzi. Delegowane przeze mnie organy [chodzi o Komisariaty Wojskowe Rządu Narodowego w Królestwie Polskim - R. Ś.] w poszczególnych
miejscowościach otrzymały polecenie odstąpienia swych funkcji wkraczającym jednostkom wojsk austriackich i udzielenia im pomocy przy
organizowaniu władz administracyjnych zgodnie ze wskazówkami władzy państwowej".

Wyjaśnienia te na razie zadowalały Rybaka. Jeszcze tego samego dnia meldował on do Naczelnej Komendy Armii, że działalność organizacyjna
polskich strzelców "rozwija się planowo", zapewniał o wybuchu powstania w całym Królestwie. "Oddziały polskie mają polecenie przekazywania
naszym strażom przednim wszystkich informacji o nieprzyjacielu. (...) Spisy (adresy) zamieszkałych w guberni kieleckiej i radomskiej mężów
zaufania PPS przekażę panu pułkownikowi Nowakowi, a spis mężów zaufania w guberni lubelskiej i siedleckiej zabiorę ze sobą do dowództwa 1
armii". Między Piłsudskim a Sławkiem i HK-Stelle w Krakowie uruchomiono tajną sieć łączności. Licząc na rozwój akcji strzeleckiej Rybak polecił
Piłsudskiemu zgłoszenie w Krakowie dalszego zapotrzebowania na broń i amunicję, albo na swoje ręce (w terminie do 19 sierpnia), albo na ręce
Nowaka (do 20 sierpnia).

Sławek cały czas utrzymywał łączność między sztabem Piłsudskiego a Rybakiem, Nowakiem i oddziałem HK-Stelle w Krakowie. Dnia 10
sierpnia otrzymał z HK-Stelle nową partię kilku przepustek, umożliwiających skierowanie do Królestwa Polskiego "zaufanych ludzi" z Oddziału
Wywiadowczego, którzy mieli wyprzedzać oddziały strzeleckie, dokonując rozpoznania przedpola. Taką przepustkę, ostemplowaną przez Oddział
Sztabu Generalnego I korpusu w Krakowie i wypisaną przez Sławka, otrzymał Korn-Wysznarski. Przepustka pozwalała na przekroczenie granicy
państwa w okolicy Michałowic - Miechowa w dniach od 10 do 19 sierpnia 1914 r. Miechów zajmowały wówczas (10-12 VIII 1914) oddziały 7
dywizji kawalerii austriackiej.

W Miechowie znajdował się wówczas punkt zborny oddziałów strzeleckich, które przychodziły z Krakowa. Mobilizacją strzelców w Krakowie
kierował Mieczysław Trojanowski. Na dzień 8 sierpnia dysponował on 13 kompaniami w liczbie około 1 000 strzelców, którzy pobrali broń w
Krzeszowicach, Zatorze i Chrzanowie. Formowano dalsze 4 kompanie strzeleckie. Batalion Tadeusza Wyrwy-Furgalskiego, liczący 380 strzelców
(3 kompanie), stanął w Miechowie 11 sierpnia. W nocy z 11 na 12 sierpnia wyruszył w kierunku na Miechów i Jędrzejów batalion Tadeusza
Kordiana-Monasterskiego.

Korn-Wysznarski znalazł się w gronie niewielu zaufanych osób, korzystających ze specjalnych zezwoleń oddziału HK-Stelle w Krakowie na
swobodne poruszanie się w terenie działań wojennych w Królestwie Polskim (poza regularnymi oddziałami strzelców). Wyruszył niezwłocznie w
drogę. Wypełniał zapewne jakieś zadanie w ramach Oddziału Wywiadowczego, poruczone mu przez Sławka w związku z przewidywanym
zajęciem Kielc przez oddziały strzeleckie. Przed wyjazdem pozostawił w mieszkaniu prywatnym Bujwida w Krakowie (ul. Lubicz nr 34) kosz ze
swoimi prywatnymi rzeczami, dokumentami i różnymi papierami. "Maszeruję w stronę Miechowa, pozdrawiam, Michael" - informował gospodarza.

W tym czasie zaczęły dochodzić do władz austriackich wieści o niepowodzeniach w podejmowaniu akcji powstańczej, a także skargi na strzelców
którzy dopuszczali się nadużyć w stosunku do ludności cywilnej (rekwizycje). "Wobec tego - meldował Rybak 11 sierpnia do Naczelnej Komendy
Armii - wstrzymałem dalszą organizację oddziałów strzeleckich, uniemożliwiłem ochotnikom przekraczanie granicy rosyjskiej indywidualnie, a
Komendantowi za pośrednictwem zaufanego człowieka poleciłem ukrócić tego rodzaju działalność terrorystyczną i bezwarunkowo jej zaprzestać
w rejonie działania austriackich jednostek wojskowych". Dowództwo austriackie nie mogło tolerować ustanowionej przez Piłsudskiego lokalnej
polskiej władzy fikcyjnego Rządu Narodowego w postaci Komisariatów Wojskowych, jakkolwiek miały one pomagać armii austriackiej. Nad
oddziałami strzeleckimi zawisła groźba rozwiązania. Rybak meldował, że większość zorganizowanych w Krakowie oddziałów strzeleckich w sile 2
500 ludzi opuściła już teren Galicji. Uważał, że strzelcy wykazują "szczególnie zadowalające" wyniki w służbie wywiadowczej, "fakt - wnioskował do
Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii - który sam przez się przemawia za zachowaniem tej organizacji". Polecił ponadto Nowakowi
przeprowadzenie osobistej rozmowy z Piłsudskim, ażeby dalsze działania oddziałów strzeleckich przebiegały zgodnie z intencjami dowództwa
grupy operacyjnej Kummera, któremu przejściowo podlegał Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie.

3 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Być może Korn-Wysznarski wyjechał razem ze Sławkiem 12 sierpnia, który tego dnia udał się do Piłsudskiego w związku z przeprowadzoną
rozmową z Rybakiem. Dawny szef krakowskiego oddziału HK-Stelle zakomunikował Sławkowi, że przyjęty przez oddziały strzeleckie system
rekwizycji wzbudza niechęć w społeczeństwie Królestwa. Na pokrycie potrzeb materialnych organizacji strzeleckiej zaproponował pomoc
finansową Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii. Sławek nie mógł jednakże rozstrzygnąć tego bez porozumienia się z Piłsudskim.
Pojechał więc do Kielc, aby spotkać się z nim i omówić propozycję Rybaka.

W Miechowie Sławek prawdopodobnie zostawił Korna-Wysznarskiego do dyspozycji Jaworowskiego. W późniejszych materiałach śledztwa
przeciwko Kornowi odnotowano tylko, że w tym czasie "nagle pojawił się w Miechowie i okolicy". Jaworowski skierował go do Kielc, gdzie objął
przejściowo funkcję komendanta placówki Oddziału Wywiadowczego. Nie ma żadnych wiadomości na temat tego, co w ogóle wówczas robił
Korn-Wysznarski. Faktem jest, że znalazł się bardzo blisko sztabu Piłsudskiego. Zapewne brał udział w misjach wywiadowczych w dalsze rejony
Królestwa, co dawało mu sposobność do kontaktu z Ochraną. Mógł mieć również swojego łącznika w Kielcach albo w innym miejscu.

Piłsudski stanął w Kielcach 12 sierpnia. Wkroczył na czele oddziału w sile 350-400 strzelców, w skład którego weszła 1 kompania kadrowa.
Na kwaterę zajęto pałac gubernatorski, niedawny symbol władzy carskiej (w przeszłości pałac biskupi). "Kielce - zapisał w pamiętniku Bolesław
Waligóra - nie oczekiwały [nas] wcale, nie były przygotowane na te zdarzenia, których miały zostać teatrem. Nastrój był niezdecydowany i
wszystko zależało od tego, jakie będzie pierwsze wrażenie, pierwsze przyjęcie. Ostatecznie na wieść o tym, że 'nasi' są już blisko, spora
gromadka ludzi, wśród której przeważały panie, zebrała się u rogatki krakowskiej". W dużym stopniu na przyjętej przez mieszkańców miasta
postawie rezerwy wobec strzelców zaważył brak przygotowań akcji zbrojnej na tym terenie, podobnie jak w innych częściach Królestwa Polskiego.
Piłsudski był zmuszony improwizować. Polecił Marianowi Abramowiczowi oraz Gustawowi Daniłowskiemu przekazać za pośrednictwem Artura
Śliwińskiego instrukcję dla działaczy niepodległościowych w Warszawie, aby "wspólnymi siłami, jeśli tylko okoliczności na to pozwolą, powołali do
życia Tajny Rząd Narodowy". Dyspozycja ta miała z pewnością oznaczać demonstrację stanowiska polskiego i służyć celom propagandowym.

Sławek rozminął się w Kielcach z Piłsudskim, gdyż Komendant musiał jeszcze tego samego dnia opuścić miasto, wezwany na rozmowę przez
Nowaka, który z ramienia Nachrichtenabteilung AOK oraz krakowskiej placówki HK-Stelle przejął od Rybaka utrzymanie kontaktu z komendą
oddziałów strzleckich i uruchomienie polskiej służby wywiadowczej. Rybak został przydzielony do sztabu działającej na froncie grupy gen.
Kummera.

Z miasta wyszli również strzelcy zagrożeni atakiem kozaków, cofając się do Chęcin. Podczas odwrotu Rosjanie ujęli 5 strzelców, których
rozstrzelano z wyroku sądu doraźnego. Przy komendzie strzelców w Chęcinach stanął Oddział Wywiadowczy. Podporządkowano mu lotny oddział
"beków", "niezrównany i karny w chwili niebezpieczeństwa, ale trudny do utrzymania w garści, gdy niebezpieczeństwo mijało" - podkreślał później
Roman Starzyński. Zastępcą Jaworowskiego został Adam Skwarczyński - "czarnobrody młodzieniec, straszliwie poważny i wiecznie zamyślony".
W sztabie oddziału był również Tomasz Arciszewski "Stanisław", Kazimierz Sawicki "Andrzej" i Janusz Dłużniakiewicz "Sęp".

Nowak spotkał się z Piłsudskim 13 sierpnia. Rozmowa odbyła się w jednej z kawiarń krakowskich. Nastrój nie był towarzyski. Przedstawiciel
Nachrichtenabteilung AOK postawił Komendantowi ultimatum: albo podporządkuje się decyzjom Naczelnej Komendy Armii, "albo Austria nie da
mu broni i amunicji". Piłsudski miał złożyć dowództwo oddziałów strzeleckich, które byłyby rozformowane, a ich członkowie mogliby wstąpić do
szeregów armii austriackiej. Nowak otrzymałby przy tym "nazwiska tych członków - meldował po spotkaniu do dowództwa grupy operacyjnej
Kummera - którzy wyrażą gotowość bezwarunkowego podporządkowania się rozkazom c. i k. organów i podejmą się działalności wywiadowczej,
bądź przeprowadzenia akcji specjalnych przeciwko Rosji celem niszczenia nieprzyjacielskich połączeń itp.". Nowak nie mógł jednak zdecydować
sam o przyszłości strzelców. Kwestie te rozstrzygała Naczelna Komenda Armii w porozumieniu z niemieckim Naczelnym Dowództwem.

Wieczorem 15 sierpnia Naczelna Komenda Armii opuściła Wiedeń, udając się koleją do Przemyśla, docierając na miejsce postoju po dwóch
dniach (12 IX 1914 AOK przeniosło się do Nowego Sącza). Naczelnym dowódcą armii austro-węgierskiej był następca tronu, arcyksiążę
Fryderyk. Oddziałem Informacyjnym AOK dowodził płk Hranilovic-Czvetassin, a Grupą Wywiadu w polu kierował mjr Ronge.

Cesarz Wilhelm II wraz z Naczelnym Dowództwem i kanclerzem Bethmann Hollwegiem opuścili 16 sierpnia stolicę, przenosząc kwaterę wojenną
do Koblencji. Nicolai podążył na front wraz z Naczelnym Dowództwem. "W myśl umów zawartych jeszcze podczas pokoju - wspominał Ronge -
natychmiast nawiązano ścisłą współpracę [Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii - R. Ś.] z wywiadem niemieckim". Najpierw kpt.
Moritz Fleischmann von Theißruck udał się do Abteilung III B OHL w Berlinie, a następnie w Biurze Ewidencyjnym w Wiedniu zameldował się jako
oficer łącznikowy niemiecki kpt. Hans Hasse, którego przydzielono następnie do Nachrichtenabteilung AOK (w styczniu 1915 zastąpił go mjr Paul
Ernst Fleck). Fleischmann von Theißruck towarzyszył później dowództwu 8, a potem 9 armii niemieckiej w walkach przeciwko Rosji. Po wyjeździe
na front Naczelnej Komendy Armii na miejsce kpt. Hasse przy Sztabie Generalnym w Wiedniu przyszedł kpt. Wilhelm Preissler.

Szef Zastępczego Sztabu Generalnego (Stellvertreten Generalstab) w Berlinie, gen. Kurt Manteuffel, wyłączył ze struktur Politischen
Abteilung kierowane przez Hutten-Czapskiego biuro. Podporządkował je Abteilung III B Zastępczego Sztabu Generalnego w Berlinie. Szefostwo
Oddziału III B w Zastępczym Sztabie Generalnym objął ponownie płk Brose. "Pozostawałem z nim w ścisłej łączności również i po wyjeździe z
Berlina" - wspominał Hutten-Czapski. - "Zadanie moje w Wielkim Sztabie Generalnym polegało na tym, aby wywiadywać się o stosunkach
panujących wśród obcoplemiennych ludów imperium rosyjskiego: Polaków, Ukraińców, Żydów itd., i wyszukiwać środki, za pomocą których wrogie
ich usposobienie względem państwa carów możnaby spożytkować na rzecz prowadzenia wojny pod względem wojskowym i politycznym".

Hutten-Czapski codziennie odbywał liczne konferencje, zwłaszcza z sekretarzem stanu Urzędu Spraw Wewnętrznych i zastępcą kanclerza,
Clemensem von Delbrückiem, z Theodorem Lewaldem, dyrektorem ministerialnym w Urzędzie Spraw Wewnętrznych, Arnoldem von
Wahnschaffem, podsekretarzem stanu i szefem Kancelarii Rzeszy, Otto Hammannem, szefem biura prasowego w Urzędzie Spraw
Zagranicznych, Klemensem Schorlemer-Lieserem i wieloma innymi. Nawiązał również stosunki ze specjalistami spraw wschodnich: Theodorem
Schiemennem i Ludwikiem Bernhardem.

Pierwszym zadaniem Hutten-Czapskiego było doprowadzenie w Kongresówce do powstania, między innymi przez utworzenie legionu polskiego
przy boku armii niemieckiej, równolegle do legionu tworzonego na bazie galicyjskich oddziałów strzeleckich pod dowództwem Piłsudskiego, jak
również zjednanie przychylności Polaków dla państw centralnych.

Od 17 sierpnia Oddział Informacyjny AOK musiał pracować w niezwykle prymitywnych warunkach, znajdował się w baraku koszarowym etapu w
Zasaniu na przedmieściu Przemyśla. Pomieszczenia baraku nie były przygotowane do prac sztabowych ("oświetlone tylko 2 dymiącymi
lampami"). "Pierwsze wrażenie jest fatalne - zapisał Walzel słowa Hranilovica von Czvetassin zaraz po przyjeździe do kwatery wojennej - osoby
zajmujące się zakwaterowaniem postradały chyba rozum. Nikt nie wie, gdzie mieszkać. Nareszcie dowiadujemy się, że zakwaterowano nas na
przedmieściu w Zasaniu w barakach 77 pułku piechoty. Gdy jesteśmy już na miejscu, stykamy się z kolejnym przejawem bezmyślności. Nie ma
bagaży, lamp, dla szefa [Sztabu Generalnego, gen. Franza Conrada von Hotzendorfa - R. Ś.] nie ma nawet stolika do mycia. Wszystko wygląda
jakby to był odwrót a nie ofensywa!" Następnego dnia dodał: "Niestety po 48 godzinach podróży dla większości z nas ta noc nie oznaczała
wypoczynku. Spałem okropnie, a łóżko dzieliłem z chmarą pluskiew".

Opis ten doskonale oddaje tło braków organizacyjnych oraz błędnych decyzji Sztabu Generalnego i Naczelnej Komendy Armii w sprawach
zmiany prowadzenia wywiadu w warunkach wojennych. Stąd w pierwszych tygodniach wojny widoczny był pewien "bezruch" oddziałów wywiadu,
podejmowanie zadań bez ich uprzedniego przygotowania, wynikającego z kontynuacji i dotychczasowej podległości operacyjnej (tworzenie

4 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Oddziału Informacyjnego z osób zatrudnionych w Biurze Ewidencyjnym w chwili, gdy nie powinno się zakłócać i przerywać ciągłości pracy
wywiadu; przydział Głównych Ośrodków Wywiadowczych do komend armii w polu, a przez to okresowa przerwa działalności HK-Stelle w okresie
szczególnie ważnym dla zachowania ciągłości zadaniowej; brak efektywnych przygotowań organizacyjnych od poziomu armii wzwyż; wreszcie
brak przewidywalnych działań, zapewniających zdobywanie informacji od początku koncentracji wojsk).

Dlatego też Piłsudski mógł początkowo korzystać ze względnej swobody działań na Kielcczyźnie, bez wyraźnie zaznaczonej podległości jako
kontynuacji dotychczasowych kontaktów wywiadowczych z Evidenzbureau oraz HK-Stelle w Krakowie. Poruszał się przejściowo po "ziemi
niczyjej" i mógł wykorzystać ten fakt dla własnych celów. Stąd jego późniejsze oceny o "pierwszym romantycznym okresie wojny", gdy pracował
"ze swoim oddziałem zupełnie samodzielnie".

Toteż do najważniejszych zadań, jakie zaraz stanęły przed Nachrichtenabteilung należało opanowanie wymykającego się spod kontroli ruchu
strzeleckiego Piłsudskiego, przez utworzenie polskich formacji legionowych. Wyrosła stąd później legenda o "ratowaniu" czynu strzeleckiego
utworzeniem Legionów Polskich, gdy ich geneza wiązała się bezpośrednio z przedwojenną działalnością Piłsudskiego. Pierwsze raporty na temat
Legionów Polskich pisał por. Heinrich Benedikt, referent polityczny w Oddziale Informacyjnym AOK. Jego wnioski oddawały istotę rozumienia
przez Polaków planów budowy własnych formacji wojskowych u boku armii austro-węgierskiej: "prawdziwym celem jest samodzielne Królestwo
Polskie". Hranilovic-Czvetassin miał czuwać nad tym, aby Legiony Polskie realizowały zamierzenia wojenne Austro-Węgier.

Nowak udał się 19 sierpnia do Przemyśla na konferencję z gen. Conradem von Hötzendorfem i Hranilovicem von Czvetassin. "Przed południem
przybędzie tu pułkownik Nowak (armia Kummera, Polska rosyjska) - notował Hranilovic von Czvetassin tego dnia w dzienniku - żeby
przedstawić plan organizacji polskich oddziałów ochotniczych. Plan został zaakceptowany. Oddziały, które pod dowództwem Piłsudskiego weszły
już na teren Polski rosyjskiej, wróciły do Krakowa i tworzą tam kadrę dla nowej organizacji".

Szef Sztabu Generalnego ostatecznie podjął decyzję o utworzeniu Legionów Polskich, wcielonych do armii austro-węgierskiej. Utrzymano
zależność nowej formacji od wywiadu. Legiony bezpośrednio podlegały szefowi Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii, płk.
Hranilovićowi-Czvetassin. "Nieprzyjemna figura" - mówił o nim później Sławek.

Bezpośredni nadzór wywiadowczy nad formacjami legionowymi miał sprawować kpt. Włodzimierz Zagórski, formalnie jako szef sztabu c i k.
Komendy I Legionu. "Oficerowie sztabowi stanowili w Austrii coś swoistego - notował w związku z tym Sławek - rodzaj mafii zgranej pomiędzy
sobą; mieli uprawnienia specjalne komunikowania się ze swoim zwierzchnikiem sztabowym z pominięciem dowództwa pułku czy dywizji, do której
byli przydzieleni, tak, że jeżeli dowódcą był generał, a u niego dowódcą batalionu major [na etacie wywiadowczym - R. Ś.], to on mógł się
kontaktować poza plecami dowódcy, on nawet umiał pisać ocenę dowódcy, [oceniać jego] kwalifikacje, krytykować swego dowódcę i [...] to po
prostu szło do Sztabu Generalnego, więc ta opinia [Oddziału] Sztabu [Generalnego] była bardzo mocna. Otóż, jako taki, z tymi pełnomocnictwami
Sztabu Generalnego, tym właśnie opiekunem, który miał pilnować interesów Austrii [w Legionach] był Zagórski". Oddziały strzeleckie włączono do
Legionów. Dla Piłsudskiego oznaczało to odstawienie na boczny tor polityki austriackiej. Musiał więc szukać innych rozwiązań.

Kwatera Piłsudskiego znajdowała się wówczas w Tumlinie pod Kielcami. Stał tam również Oddział Wywiadowczy pod komendą Jaworowskiego,
szykujący się do ponownego wejścia do Kielc. Sławek i Sokolnicki 19 sierpnia przywieźli Piłsudskiemu wiadomość o utworzeniu Naczelnego
Komitetu Narodowego w Krakowie. "Piłsudski - komentował później Sokolnicki - wracał na bazę wyjściową; gotów był oprzeć się na zrzeszeniu
narodowym galicyjskim; porzucał stworzoną przez siebie w chwili decyzji 6 sierpnia fikcję rządu narodowego w Warszawie".

Nocą 19 sierpnia 1914 r. Komendant wyjechał samochodem wraz ze Sławkiem do Krakowa, gdzie następnego dnia omawiał swe przystąpienie
do NKN. Nowaka nie było w tym czasie w Krakowie.

Kierownictwo krakowskiego oddziału HK-Stelle objął przejściowo kpt. Eugeniusz Bauer, a po nim kpt. Ludwik Morawski. Zależność Piłsudskiego
od ośrodka wywiadowczego w Krakowie nie ustała. Meldunki wywiadowcze miał kierować do HK-Stelle w Krakowie. "W Kielcach - pisał 20
sierpnia 1914 r. w jednym z raportów - było 6-8 oficerów z 6-go pułku strzelców, którzy stali tam przez czas pobytu wojsk rosyjskich w Kielcach,
stąd prawdopodobnie powstała pogłoska o piechocie w Kielcach".

5 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Piłsudski w drodze powrotnej na kwaterę strzelecką usiłował 21 i 22 sierpnia w Pińczowie porozumieć się z Nowakiem, ale bezskutecznie. Po
przyjeździe do Kielc 22 sierpnia skierował do niego obszerny raport. "Wczoraj w Pińczowie - pisał - zostawiłem krótki list do Pana u Naczelnika
powiatu pińczowskiego z gorącą prośbą, by natychmiast wysłał go do Pana. Dzisiaj znowu usilnie starałem się w Jędrzejowie podać depeszę do
Pana z różnymi wiadomościami, które mi przez jakiegoś Żyda zostały zakomunikowane, Żyda, który się podawał za agenta kapitana Rybaka i
prosił o dostarczenie mu podanych wiadomości".

Przede wszystkim jednak odniósł się do decyzji Conrada von Hotzendorfa o utworzeniu Legionów Polskich. Powołanie do życia NKN i ustalenie
innych podstaw operacyjnych oraz ram organizacyjnych dla ruchu strzeleckiego należało do Oddziału Informacyjnego AOK stanowiło według
Komendanta swego rodzaju autoryzację nowego stanu rzeczy i wzajemnych stosunków, tym samym unieważnione zostały dawne układy z Biurem
Ewidencyjnym, dokonane za pośrednictwem Rongego oraz Iszkowskiego i Rybaka. Komendant uznał, że wobec tworzenia Legionów
dotychczasowe umowy, związane z akcją strzelców w Królestwie Polskim, straciły swoją moc. Zamierzał poddać się nowym rozkazom. Wobec
tego - komunikował - "że dotychczasowe moje pertraktacje z kapitanem Rybakiem oraz z Panem wyznaczyły mnie inne role", to "bez lojalnego
rozwiązania dotychczasowej umowy nie mógłbym pracować w nowym kierunku. Dlatego też tego wieczora [20 VIII 1914] starałem się przez sztab
fortecy Krakowa mówić telefonicznie z p[anem] kapitanem Rybakiem, potem nazajutrz, tj. wczoraj [21 VIII 1914] starałem się to samo zrobić w
Pińczowie z Panem, Panie Pułkowniku". Nie mogę - dodawał - "mieć wątpliwości o tym, że Pan, z którym musiałbym zakończyć poprzednią
umowę, nie tylko wie o Legionach, ale i współdziałał przy ich tworzeniu, że wreszcie w dyrektywach danych do ich tworzenia wyraźnie wskazano,

6 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

że oddziały, będące obecnie pod moim dowództwem, mają służyć jako kadry dla owych Legionów, decyduję się obecnie uważać, że
dotychczasowe umowy z p[anem] Rybakiem i potem z Panem są przekreślone i oddaję siły, zebrane dotąd przeze mnie, pod dowództwo
wyznaczonego naczelnika Legionów na podstawie ogólnych orzeczeń, które będą lub są dla tych Legionów wyznaczone". Jednocześnie zgłosił
akces do Legionów Polskich. Jednakże nie rezygnował ze współpracy wywiadowczej i w tym samym liście przesyłał raport "Z pobytu Rosjan w
Kielcach".

Podległość wywiadowcza Piłsudskiego i jego oddziału wobec dyspozycji Nachrichtenabteilung AOK nie ustała. W Naczelnej Komendzie Armii
interesowano się dalszą współpracą z Piłsudskim. Ogólna ocena dotychczasowych działań strzeleckich była pozytywna. Strzelcy zachowują się -
pisał w jednym z meldunków Kummer - "bardzo dobrze i pracują skutecznie w najlepszych stosunkach z naszymi i niemieckimi oddziałami". Stąd
też ich dalszą obecność na terenach działań wojennych w Królestwie Polskim uważał za bardzo pożądaną.

Na terenach zajętych przez oddziały strzeleckie Piłsudski tworzył polityczno-administracyjne instytucje władzy polskiej - Komisariaty Wojsk
Polskich (6 VIII - 5 IX 1914), miały występować wobec wkraczających na teren Królestwa Polskiego wojsk niemieckich i austro-węgierskich w
charakterze przedstawicielstwa polskiej władzy i reprezentanta miejscowej ludności. "Wszystko to szło w kierunku wytworzenia faktów
dokonanych i rozbudowę naszego aparatu administrującego tymi terenami, które zajęliśmy" - relacjonował Sławek. Jednakże społeczeństwo
Królestwa Polskiego odnosiło się z rezerwą wobec przedstawicieli nowej władzy, zarzucając oddziałom strzeleckim uprawianie agitacji
socjalistycznej i rewolucyjnej. Niemal "wszystko w Królestwie - pisał później Michał Bobrzyński - z wyjątkiem socjalistów i nielicznej inteligencji
niepodległościowej uprzedzone było przeciw nim, tak chłop, jak szlachcic, jak przede wszystkim ksiądz".

Organizację komisariatów Komendant powierzył Sokolnickiemu, który rozkazem Sosnkowskiego z 19 sierpnia 1914 r. objął funkcję komisarza
Kielc, które miały stać się główną bazą i ośrodkiem organizacyjnym oddziałów polskich. Strzelcy wkroczyli do Kielc na krótko 19 sierpnia.
Ponownie zajęli miasto 22 sierpnia. Piłsudski wydał rozkaz do żołnierzy o powstaniu Naczelnego Komitetu Narodowego i formowaniu Legionów
Polskich w oparciu o kadry oddziałów strzeleckich (22 VIII 1914). Zakomunikował swoim współpracownikom, że przyjął zwierzchnictwo NKN.
Następnego dnia wyjechał ze Sławkiem do Krakowa.

Ogólna sytuacja na froncie nie pozwalała na rozwinięcie polskich działań, jak pierwotnie zakładano. Na lewym brzegu Wisły Rosjanie pozostawili
część swoich sił, które uniemożliwiały swobodę ruchów w głębi Królestwa. Wsparcie osłonowych wojsk austro-węgierskich i niemieckich było
niewystarczające. "Kiedy się okazało - relacjonował później Sławek - że dalsze posuwanie się w [...] marszu na Warszawę w tej chwili nie może
być podjęte, to Komendant postanowił zatrzymać się w Kielcach, zrobić bazę, na której się będzie odbywało ściąganie ochotnika, mundurowanie,
zbrojenie itp.".

Sokolnicki urzędował w byłym pałacu gubernatorskim. Rozkazem z 23 sierpnia Piłsudski przydzielił Sokolnickiemu do pomocy Leona
Wasilewskiego, który objął redakcję "Dziennika Urzędowego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach" (26 VIII - 6 IX 1914), Aleksandra
Sulkiewicza, który został kierownikiem oddziału miejskiego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach, dalej Izabelę Moszczeńską-Rzepecką,
Stanisława Siedleckiego do redakcji "Dziennika Urzędowego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach", Emila Haeckera do spraw żydowskich, a
także Marię Wiśniewską, literatkę i publicystkę, oraz Aleksandrę Szczerbińską, która objęła biuro główne służby cywilnej, mieszczące się na
dolnym piętrze pałacu (urzędował tam również Wasilewski). Do dyspozycji Sulkiewicza został przejściowo przydzielony Roman Starzyński (22-28
VIII 1914), który następnie odszedł do Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów.

Komisarz kielecki przesłał do Warszawy wiadomość o utworzeniu Naczelnego Komitetu Narodowego. Zmienił instrukcje Piłsudskiego. Artur
Śliwiński miał podjąć starania o poparcie różnych ugrupowań Królestwa dla akcji zbrojnej Legionów Polskich i NKN, organizując w tym celu w
Warszawie wspólne, tajne ciało polityczne. Prowadzone w Warszawie rozmowy nie dały jednak rezultatu, rozbijały się o niechętne Piłsudskiemu
stanowisko Dmowskiego i Balickiego.

Oddział Wywiadowczy rozlokował się w gmachu byłej Izby Skarbowej (ul. Wniebowstąpienia 2). Składał się wówczas z komendy oddziału i
dwóch pododdziałów. W skład komendy wchodzili: Rajmund Jaworowski "Światopełk" (komendant, który wnosił zwykle "nieporządek i brak
organizacji, a zarazem pewne pomysły polityczne, graniczące zawsze z intrygą"), Adam Skwarczyński "Stary" (zastępca komendanta), Kazimierz
Sawicki "Andrzej" (komendant miasta i okręgu Kielce), Janusz Dłużniakiewicz "Sęp", Stanisław Hempel "Waligóra" oraz Michał Korn-Wysznarski
(tłumacz, intendent) i Roman Starzyński (adiutant i sekretarz). Później do Oddziału Wywiadowczego doszli jeszcze: Władysław Konopczyński
"Karp", Zygmunt Limanowski "Szczur", Stanisław Styczyński "Mścisław", Eugeniusz Tor i Bolesław Zawadzki.

Pododdziałem agitacyjno-wywiadowczym "beków" dowodził Tomasz Arciszewski "Stanisław", jego zastępcą był Bronisław Galbasz "Bernard".
Do oddziału "beków" należeli: Stanisław Banaszewski "Arnold", Jan Bielawski "Mikita", Stanisław Długosz "Tetera", Edward Gibalski "Franek",
Adam Grotowski "Edward", Zygmunt Hempel "Walipagórek", Józef Kobiałka "Wałek", Bronisław Kuczewski, Kazimierz Kuczewski "Tymek",
Władysław Lizuraj "Poniatowski", Felicjan Przybysz, "Świetlik", Jan Sadowski "Bogdan", Józef Sitek "Orzech", Władysław Włodkowicz i Zygmunt
Zahorski "Lubicz". "Becy" - jak wspominał Starzyński - nie nosili mundurów, chodzili "po cywilnemu" i "powołani byli do zadań dywersyjnych na
tyłach nieprzyjaciela". Prowadzono również propagandę, aby zdobyć przychylność społeczeństwa i zapewnić "dopływ rekruta" do oddziałów
strzeleckich. Bardzo ważnym zadaniem stało się przełamanie obiegowych opinii o socjalistycznym rodowodzie ruchu strzeleckiego. W wielu
środowiskach obawiano się bardziej tzw. socjalistów niż obcych najeźdźców.

Drugim pododdziałem, w którym pełnili służbę młodzi skauci-wywiadowcy dowodził Bolesław Zawadzki. Jego zastępcą był Tadeusz Młodkowski
"Mirski", wydelegowany z oddziału "beków". Pododdział wykonywał bliskie wywiady i służbę łącznikową.

Ponadto pod komendę Oddziału Wywiadowczego przeszła strzelecka służba kuriersko-wywiadowcza kobiet, którą zawiadywała Aleksandra
Szczerbińska "Ola". Funkcja Szczerbińskiej była początkowo zakonspirowana. "'Ola' jest naszą władzą zwierzchnią w stosunkach wewnętrznych -
pisała później Zofia Zawiszanka. - Ona prowadziła rachunki i była łącznikiem pomiędzy 'Świętopełkiem' [Rajmundem Jaworowskim] a nami".
Działalność żeńskiego oddziału wywiadowczego inicjowały: Janina Benedek "Szara", Wanda Filipkowska "Makryna", Konstancja Klempińska
"Jadwiga" i Zofia Zawisza (Zawiszanka) "Wiśniowiecka". Sprawy gospodarcze Oddziału Wywiadowczego (zakwaterowanie, wyżywienie itp.)
spoczywały w rękach Teresy Perl "Reznikowskiej". Wywiad kobiecy docierał daleko poza linię frontu, utrzymując ciągłą komunikację z Warszawą,
osiągając później Grodno, Brześć, Kijów, Moskwę i Odessę. Ogólną instrukcję służby wywiadowczej zawarł Piłsudski w jednym z listów do
Szczerbińskiej: "Pamiętajcie - pisał że praca wasza polega na zbieraniu wiadomości niejako w stanie surowym. Sztab je analizuje i wybierze, co
trzeba. Nie martwcie się tym, że czasem wyniki waszej pracy będą wydawały się wam błahe. Najmniejszy szczegół, na oko bez wartości, może się
przydać, może odegrać wielką rolę w przygotowaniu planu". Cały Oddział Wywiadowczy podlegał zwierzchnictwu operacyjnemu
Nachrichtenabteilung AOK.

Zależności wojskowej i politycznej oddziałów strzeleckich od Austro-Węgier nie mogła zmienić styczność z armią niemiecką. Ze sztabem
Piłsudskiego kontaktowali się na bieżąco niemieccy i austriaccy oficerowie łącznikowi. Oddziały strzeleckie zetknęły się z Niemcami w dniach od
19 do 21 VIII 1914 r., po ich wkroczeniu do Kielc. Pojawiła się wtedy okazja do nawiązania bezpośrednich kontaktów o charakterze sztabowym z
wojskami niemieckimi, które operowały w Królestwie Polskim. Ale główną kwaterą Piłsudskiego pozostawał ciągle Kraków, tam bowiem
rozstrzygały się wówczas najważniejsze kwestie dotyczące przyszłości spraw polskich, które wymagały jego obecności. Podjęta w Kielcach
działalność organizacyjna mogła dać nowy impuls do rozszerzenia ruchu polskiego.

7 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Piłsudski 2 września powrócił do Kielc. Następnego dnia przybył z Warszawy Artur Śliwiński. Rezultaty przeprowadzonych rozmów z różnymi
działaczami ugrupowań Królestwa skłaniały, przynajmniej chwilowo, do rezygnacji z poszukiwań szerszej bazy politycznej dla rozwijającego się
ruchu zbrojnego. Legiony Polskie należało uznać jako realny fakt i podporządkować się jego konsekwencjom. W Krakowie 4 września składał
przysięgę formułujący się 2 pułk piechoty Legionów. Na drugi dzień w Kielcach odbyła się przysięga 1 pułku piechoty Legionów. Rotę przysięgi
odczytał kpt. Włodzimierz Zagórski, który przy wyliczaniu godności cesarza Franciszka Józefa I dodał tytuł: "królowi polskiemu". Później Zagórski
zaprzeczył temu. Prawdopodobnie wstawiono do roty przysięgi słowa "i królowi polskiemu" z obawy, że oddziały kieleckie odmówią przysięgi. W
imieniu Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów przysięgę składał Jaworowski. Reszta oddziału pełniła normalną służbę.
"Zdawaliśmy sobie sprawę, że przysięgę złożyć trzeba, bo tak zdecydował Komendant".

Korn-Wysznarski wykonywał w tym czasie misje wywiadowcze w Królestwie Polskim. Pod koniec sierpnia lub na początku września 1914 r. wstąpił
do Legionów Polskich. Potem - jak odnotowano w materiałach śledczych - "nosił mundur legionisty, niekiedy go zdejmował i wyjeżdżał w
cywilnym ubraniu, podobno, żeby przekroczyć front". We wrześniu 1914 r. pojawił się w Krakowie w mundurze legionisty, odwiedzając prof.
Bujwida. Znalazł się chwilowo w oddziale kawalerii Beliny-Prażmowskiego. Otrzymał następnie przydział do Oddziału Wywiadowczego 1 pułku
piechoty, potem I Brygady. Awansował do stopnia kapitana Legionów Polskich. W Oddziale Wywiadowczym pełnił funkcję oficera zajmującego się
aprowizacją oraz tłumacza.

Społeczeństwo Królestwa Polskiego nie poparło ruchu zbrojnego Piłsudskiego w takich rozmiarach, aby podjąć samodzielną akcję polityczną. W
widoczny sposób koncepcja powstania w zaborze rosyjskim załamała się już na wstępie kampanii strzeleckiej. "Widziałem tu nagły wybuch
rewolucji 1905 roku - wspominał później Sławek - który nastąpił wskutek tego, że coś się załamało w państwie rosyjskim: jakieś wiadomości, że w
Rosji wybuchła rewolucja postawiły zaraz na stopie gotowość do walki. Przypuszczaliśmy, że coś z tych uczuć rodzących się samorzutnie nastąpi
przy pokazaniu się polskich oddziałów w tej wojnie - to wszystko zawiodło. Nastrój absolutnie wrogi. Oto tylko jakieś jednostki skądś się zjawiają,
natomiast tego odruchu ze strony społeczeństwa nie było". Nie nastąpił masowy napływ ochotników do oddziałów Piłsudskiego. Sytuacja była
bardziej złożona, niż to przedstawił Sławek.

Zaplecze działań strzeleckich w Królestwie Polskim nie zostało w ogóle przygotowane. Praktycznie nie istniała sieć organizacyjna, na której
wkraczające oddziały mogły się oprzeć. Od pierwszych chwil wojny należało niemal wszystko improwizować. Nie było pieniędzy. Można było raczej
mówić o propagandzie powstańczej niż rzeczywistym ruchu zbrojnym. Rosjanie nie musieli obawiać się ruchów powstańczych, mogąc swobodnie
planować nowe operacje wojenne w Królestwie Polskim, chociaż w pierwszych tygodniach wojny ulegli obawom przed wpływem agitacji strzeleckiej
na szersze nastroje polityczne wśród Polaków. W postawie społeczeństwa Królestwa dominowały poczucie przynależności do państwa
rosyjskiego i obcość kulturowa wobec Niemców, na co dodatkowo wpływała wiernopoddańcza agitacja grup zachowawczych, w tym przede
wszystkim Narodowej Demokracji. Postawy te charakteryzowały różne grupy społeczne, a także polityczne, bez wyraźnych związków między nimi.
Sama obecność w kraju kilkuset tysięcy, a w późniejszym okresie nawet miliona rosyjskich żołnierzy zniechęcała do zwrócenia się przeciwko
caratowi.

Dawne plany strategiczne Austro-Węgier i Niemiec, które zakładały wycofanie się wojsk rosyjskich z lewobrzeżnej części Królestwa, zostały
zmienione. Rosja nie planowała pełnej obrony Królestwa, ale na krótko przed wybuchem wojny pod naciskiem francuskim znacznie zmodyfikowała
swoje plany. Widać było, że Rosjanie zamierzali bronić tę część kraju, przez co znacznie malały szanse na rozwinięcie polskiego ruchu zbrojnego.
Armia niemiecka nie mogła zadać decydującego ciosu na froncie zachodnim, nie była w stanie osłaniać skutecznie działań armii austro-
węgierskiej przeciwko Rosji, a w efekcie utracono szanse szybkiego zwycięstwa. Dawało to wszakże nowe możliwości dla ruchu polskiego,
chociaż bezpośrednie stosunki z Piłsudskim nie miały już tak dużego znaczenia, jak w przeszłości, a stanowiły raczej utrudnienie w polityce wobec
Królestwa Polskiego, której istotnym elementem stały się formacje legionowe.

Komendantowi nie udało się stworzyć podstaw do rozwinięcia szerszej akcji politycznej u boku Austro-Węgier i Niemiec. Nie było punktów
oparcia dla przeciwstawienia władzom okupacyjnym austro-niemieckim własnego programu wojskowego, ale powstały Legiony Polskie, które
mogły stać się zalążkiem przyszłej armii. Większość społeczeństwa polskiego w zaborze rosyjskim była bierna wobec nowych władz, nastawiona
ugodowo w stosunku do Rosji i daleka od akceptacji ideologii ruchu niepodległościowego. Rusofilizm znajdował wciąż wielu zwolenników, ale - jak
podkreślał później Iszkowski - nie było to dowodem na to, "że 'Polska' pogodziła się z panowaniem Rosjan". Bowiem - kontynuował - " 'Rusofilami'
byli w Polsce ci, którzy nie wierzyli w żadną inną możliwość uzyskania dla kraju lepszych warunków niż przez pogodzenie się z Rosją; i oto z braku
czegoś lepszego szli z nimi". Ta bardzo szeroka formuła rusofilizmu oddawała punkt widzenia władz na kwestię stosunku ludności do nowej
rzeczywistości na terenach opanowanych przez armie austro-węgierskie i niemieckie. Faktycznie rusofilizm, podobnie jak germanofilizm, był
rzadko spotykany w odniesieniu do szerszych nastrojów społeczeństwa polskiego.

Realizacja programu wojskowego Piłsudskiego, jako pochodna warunków i nastrojów politycznych, zależała od przełamania tych nastrojów i
pogodzenia sprzecznych wewnętrznie tendencji - niechęci Polaków do tworzenia wojska w zależności od obcych czynników oraz osiągnięcia
możliwości współdziałania z nowymi władzami okupacyjnymi, na co rządy Austro-Węgier i Niemiec nie chciały przystać. W ten sposób "cały plan
rozwinięcia sił polskich, który leżał w założeniu Komendanta na terenie Królestwa" - mówił później Sławek - stał się "w danej chwili [...] nierealny".

Od pierwszych dni wojny dawał się odczuwać brak umowy politycznej, dającej większą swobodę działań insurekcyjnych w Królestwie Polskim,
co wytwarzało stan niepewności, a zarazem uniemożliwiało pełne wyzyskanie pomocy Austro-Węgier, przede wszystkim w zakresie
odpowiedniego uzbrojenia oddziałów strzeleckich. Zasadne wydawały się również twierdzenia o elementach podwójnej gry Austriaków przy
organizacji kampanii strzeleckiej w Królestwie Polskim. "A więc wojskowość austriacka sprawę militaryzmu polskiego i udział w wojnie traktowała
od razu nieszczerze - nie bez racji zauważył Jan Dąbski, wówczas członek Naczelnego Komitetu Narodowego. - Nie przeszkadzała zbrojnemu
ruchowi, bo to jej dogadzało i pomagało w wojnie, dawało jej ogromny moralny atut w polityce zewnętrznej, ale równocześnie pilnowano bacznie
tego, aby ruch ten nie stał się silnym i poważnym, iżby go trzeba było z politycznego punktu widzenia traktować". Wyczekujące stanowisko
społeczeństwa w Kongresówce oraz brak wyraźnie określonego politycznego stosunku Austro-Węgier do sprawy polskiej zmuszały Piłsudskiego
do pozostania przy swej dotychczasowej bazie działania, którą stanowiła Galicja, reprezentowanej przez Legiony Polskie i Naczelny Komitet
Narodowy.

Wobec spodziewanego wycofania wojsk rosyjskich z terenów Królestwa Polskiego otwarta stawała się kwestia wypełnienia próżni politycznej po
ustępującej władzy caratu. Nowi okupanci szukali oparcia dla siebie w części społeczeństwa polskiego, którego reprezentantem był obóz
niepodległościowy Piłsudskiego. Rozbicie przez elementy zachowawcze i zwolenników orientacji rosyjskiej drugiej formacji legionowej, tworzonej u
boku armii austro-węgierskiej - tzw. Legionu Wschodniego, nie dawało, przynajmniej chwilowo, innej, realnej alternatywy dla ruchu lewicy
niepodległościowej.

Komendant objął dowództwo 1 pułku piechoty, a następnie I Brygady Legionów Polskich. Nastąpił wówczas -jak później pisał - drugi okres akcji
strzeleckiej, "w którym praca mego oddziału odbywała się w ramach ogromnej armii, z pozbawieniem mnie wszelkiej samodzielności".
Równolegle z działalnością w Legionach rozbudowywał podporządkowaną sobie Polską Organizację Wojskową jako odpowiednik ruchu
wojskowego poza organizacjami strzeleckimi i Legionami Polskimi.

Nie powiodła się również próba wzniecenia powstania ukraińskiego oraz poruszenia ludności żydowskiej przeciwko Rosji. W AOK i OHL wiele
obiecywano sobie zwłaszcza po ruchu ukraińskim. Hranilovic von Czvetassin osobiście angażował się w tworzenie ukraińskich formacji
wojskowych na wzór Legionów Polskich - Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych. Hutten-Czapski uważał nawet, że "powstanie ukraińskie

8 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

ugodziłoby Rosję w najbardziej czułe miejsce". Ale dość szybko okazało się - wspominał - "że nie można oddać do dyspozycji [akcji ukraińskiej -
R. Ś.] wystarczających środków pieniężnych, gdyż czynniki decydujące niewątpliwie obawiają się odciągnąć z funduszów wojennych większe sumy
na przedsięwzięcie, bądź co bądź, niepewne. Poza tym brak było zdolności do decyzji ze strony Austrii. W ten sposób utknęła w zaczątkach akcja,
której korzystne przeprowadzenie [...] mogło mieć wielkie znaczenie. Właśnie tutaj także brakło jakiegokolwiek przygotowania, a w nawale
wydarzeń nie dało się odrobić zaniedbania. Co prawda, żaden z tego rodzaju projektów nie uwzględniał w dostatecznej mierze sprzeczności
poglądów, interesów i sił rozmaitych narodowości obcoplemiennych w zachodnich częściach imperium rosyjskiego". Usiłowania te nie przyniosły
nadmiernych efektów, ale pogłębiły wewnętrzne kłopoty Rosji i sprawiły, że kraj stał się jeszcze bardziej podatny na wpływy rewolucyjne.

Nieudana próba nawiązania bezpośredniego kontaktu z wywiadem niemieckim za parawanem Polskiej Organizacji Narodowej

Niemal od pierwszych dni wojny Piłsudski dążył do rozszerzenia płaszczyzny dotychczasowej współpracy wojskowej i zmiany głównego promotora
podjętych działań zbrojnych w Królestwie Polskim przeciwko Rosji. "Jednego z ostatnich wieczorów pobytu w Kielcach - wspominał Sokolnicki -
byliśmy właśnie zebrani w zwykłym gronie sztabowym w sali jadalnej [w pałacu biskupim], gdy wszedł Piłsudski, a z nim razem Witold Jodko-
Narkiewicz. Jego obecność tutaj w dowództwie, w towarzystwie wodza, była nieoczekiwana. Wracamy więc, pomyślałem, na stare drogi i
wchodzimy znowu w wyżłobione tory partyjne. Obecność Jodki[-Narkiewicza] była zapowiedzią zmiany zarówno w naszym położeniu wojennym,
jak w obranej przez nas formie politycznej". Piłsudski pragnął usamodzielnienia ruchu polskiego przez jego oparcie o zamierzenia Niemiec,
pomimo zgłoszenia akcesu do Naczelnego Komitetu Narodowego i włączenia oddziałów strzeleckich do organizacji Legionów, które miały
walczyć u boku armii austro-węgierskiej. Przy różnych okazjach podkreślał, że lepsze stosunki łączyły go z Niemcami niż Austriakami. Gdy
czegoś "nie mogliśmy dostać od Austriaków - podkreślał Sławek - to otrzymywaliśmy to u Niemców". W tym celu 4 września 1914 r. została
założona Polska Organizacja Narodowa. Nowa organizacja miała zastąpić Komisariaty Wojsk Polskich Rządu Narodowego i działać w oderwaniu
od tworzonych formacji legionowych.

Władzami PON były centralna Komisja Organizacyjna oraz Komisariaty terenowe, jako organy wykonawcze dla prowadzenia działalności
wojskowej, politycznej i skarbowej. Komisja Organizacyjna oraz wszystkie biura PON miały swoją siedzibę w dotychczasowych pomieszczeniach
Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach. W miejsce "Dziennika Urzędowego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach" zaczął wychodzić "Dziennik
Urzędowy Polskiej Organizacji Narodowej".

Program polityczny organizacji zawierała Ustawa Polskiej Organizacji Narodowej. "PON ma na celu - głoszono na wstępie - wywołanie w
Królestwie Polskim zbrojnego powstania przeciw Rosji, tworzenie w tym celu Wojska Polskiego oraz organizowanie wszechstronne
społeczeństwa w duchu niepodległościowym". Cel ten rozumiano w następujący sposób: "PON stwarza Polskę niepodległą przez organizowanie
sił narodowych do pracy państwowotwórczej i walki zbrojnej". Szerzej o tych zadaniach PON traktowały oficjalne deklaracje programowe.

Obwieszczenie o powołaniu nowej organizacji ukazało się 8 września (z datą 5 IX 1914). "Obok organizacji wojskowej i niezależnie od niej -
pisał Sokolnicki - lecz w ścisłym z nią zjednoczeniu zamiarów, powstała na gruncie Królestwa Polskiego organizacja cywilna, jako oparcie dla
naszej akcji zbrojnej, a zarazem zawiązek samoistnego ustroju polskiego narodu, konieczny nawet w tym wypadku, gdyby zdarzenia, na które
wpływu mieć nie możemy, nie dopuściły do całkowitego ziszczenia naszych celów. Będzie ona przygotowywać zasoby materialne, nieodzowne dla
powodzenia oręża polskiego, będzie też zaspakajać potrzeby ludności, łaknącej porządku oraz wolnego rozwoju narodowego, o ile na to pozwolą
wymagania wojenne". Cała działalność PON miała się w ten sposób rozwijać "w jak najściślejszej koordynacji z akcją wojskowości polskiej -
podkreślał Wasilewski. - Obydwie wzajemnie się uzupełniają i tworzą jednolity polski ruch niepodległościowy, głoszący powstanie narodowe
przeciwko najazdowi moskiewskiemu".

Piłsudski zlecił Sokolnickiemu i Jodce-Narkiewiczowi zlikwidowanie Komisariatów Wojskowych nieistniejącego Rządu Narodowego, utworzenie na
terenie Królestwa Polskiego Polskiej Organizacji Narodowej i wejście w stosunki z Niemcami, którzy stawali się czynnikiem rozstrzygającym w
sprawach polskich wobec słabości armii austro-węgierskiej na froncie wojny z Rosją.

O powodzeniu nowej organizacji decydowało stanowisko władz Rzeszy Niemieckiej. Na początku września odebrano Hutten-Czapskiemu
realizację powierzonego mu zadania pozyskania Polaków, Ukraińców i Żydów dla niemieckich antyrosyjskich celów wojennych, gdyż w jego
myśleniu zanadto uwypuklony był element propolski. "Całe opracowywanie sprawy polskiej - pisał Dommes do Hutten-Czapskiego 7IX1914r. z
Wielkiej Kwatery Głównej w Koblencji - przechodzi obecnie do władz cywilnych. Tam kierujemy też cały nasz materiał. Świadomy jestem tego, że
przez to pozbywamy się częściowo wpływu na tę sprawę. Większe jest jednak zło, wynikające z niedostatecznego porozumienia pomiędzy
różnymi wydziałami!". Od tej chwili kancelaria Rzeszy przejęła funkcję swego rodzaju centrum planowania niemieckiej polityki wobec Królestwa
Polskiego.

Wyrazem tej przemiany kompetencji urzędowej w sprawach polskich była pierwsza oficjalna enuncjacja władz Rzeszy. Dnia 9 września 1914
r. Bethmann Hollweg przesłał z Wielkiej Kwatery Głównej w Koblencji do przebywającego w Berlinie swojego zastępcy, Clemensa von Delbrucka
formalny program celów wojennych Niemiec, który na jego zlecenie został sporządzony w kwaterze wojennej cesarza Wilhelma II. Program
kanclerza zawierał wytyczne polityki niemieckiej do ewentualnych rokowań pokojowych. "Ogólny cel wojny" na wschodzie przedstawiał się
następująco: "Rosję należy w miarę możności odsunąć od granicy niemieckiej oraz złamać jej panowanie nad nierosyjskimi ludami wasalnymi".

Kluczową postacią niemieckiej polityki polskiej stał się najbliższy współpracownik Bethmann Hollwega, podsekretarz stanu Arnold von
Wahnschaffe, który pozostał w Berlinie przy sterze władzy. Do Kancelarii Rzeszy sprowadził kilku ekspertów w sprawach polityki wschodniej,
którzy mieli opracować szczegółowe plany przygotowania powstania w Królestwie Polskim w powiązaniu z ogólnymi planami politycznymi i
aneksyjnymi na Wschodzie. Jednym z najbardziej aktywnych ekspertów w sprawach polityki wschodniej Rzeszy był baron Albrecht von
Rechenberg, dawny niemiecki konsul generalny w Warszawie. Rechenberg opowiadał się za tym, aby w Kongresówce doszło do insurekcji pod
wpływem państw centralnych, a nowe Królestwo Polskie w połączeniu z Galicją zostało włączone do monarchii habsburskiej, ale po uprzednich
korektach granicznych na rzecz Niemiec.

Tak sformułowane cele wschodnie nie przyjęły jeszcze konkretnego kształtu, ale stanowiły sedno programu i stały się myślą przewodnią
polityki Rzeszy Niemieckiej w całym późniejszym okresie wojny przeciwko Rosji.

Stanowisko PON wobec kwestii współdziałania z wojskami niemieckich omawiał artykuł redakcyjny Armia niemiecka w Królestwie w
"Dzienniku Urzędowym Polskiej Organizacji Narodowej" z 10 września. "Gdyśmy, przygotowując powstanie - pisano w nim - które miało
wybuchnąć w razie wojny Austrii z Rosją, zastanawiali się nad szansami ruchu, wtedy każdy z nas z natury rzeczy musiał rozwiązać zagadnienie:
a cóż robić, jeżeli obok wojsk austriackich przekroczą granicę państwa rosyjskiego i Prusacy? I przyznać należy, że na pytanie to jedna u
wszystkich następowała odpowiedź: kto chce zniszczyć jarzmo moskiewskie, ten może się tylko cieszyć, jeżeli Rosja zostanie zaatakowana przez
przeważające siły, tego zatem nie może powstrzymać od walki fakt wyruszenia armii niemieckiej w pole". Pierwsze tygodnie walk potwierdziły te
zapatrywania. Bo "wszędzie tam - kontynuowano - gdzie wojska ich spotkały się z naszymi, stosunek ich do nas był zupełnie lojalny, tak, że nie
tylko nie mielibyśmy powodów do niezadowolenia, ale przeciwnie, możemy zanotować fakty bardzo dodatnie. [...] A jeżeli chcemy dopiąć tych
celów, które każdy z nas w duszy swej nosi, to należy o to dbać, abyśmy przy zwycięstwie nad Moskwą nie byli tymi nieobecnymi, którzy - zgodnie
z przysłowiem - nigdy racji nie mają".

Odrębne miejsce w organizacji komisariatu głównego PON w Kielcach zajmowało Biuro Wywiadowcze, które pełniło funkcje kancelarii

9 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów. Mieściło się przy Oddziale Wywiadowczym w gmachu byłej Izby Skarbowej, przy ulicy
Wniebowstąpienia 2.

Z ramienia komisariatu głównego PON Biurem Wywiadowczym zawiadywał Feliks Perl, wchodzący jednocześnie do Wydziału Prasowego. Biuro
Wywiadowcze PON prowadziło prace o charakterze kancelaryjnym. Działania operacyjne na tyłach rosyjskich wykonywał Oddział Wywiadowczy.
Faktycznie Biurem Wywiadowczym PON kierowała Aleksandra Szczerbińska, której jednocześnie podlegała służba wywiadowcza kobiet w
Oddziale Wywiadowczym, czyli praktycznie cały wywiad, gdyż był on wówczas prowadzony niemal wyłącznie przez kurierki PON. Komendantem
Oddziału Wywiadowczego był cały czas Rajmund Jaworowski. Funkcję jego pomocnika i zastępcy pełnił ppor. Stanisław Hempel, kiedy nie było
Adama Skwarczyńskiego.

Oddział Wywiadowczy pod koniec pobytu w Kielcach rozrósł się, obejmując kilkadziesiąt osób. Oprócz legionowej służby wywiadowczej i
cywilnego wywiadu "beków", "skautów" oraz oddziału żeńskiego powołano pluton rekrutów, sformowany z ochotników z Suchedniowa, który
czasowo został przyłączony do służby cywilnej PON.

Ogółem w służbie wywiadowczej 1 pułku piechoty, a następnie I Brygady, brało udział 46 kobiet. Żadna z nich nie miała odpowiedniego
przygotowania fachowego. Prowadzenia wywiadu wojskowego uczyły się przeważnie przed wojną w Związkach i Drużynach Strzeleckich. Należały
też do różnych politycznych organizacji niepodległościowych. Doświadczenie w służbie informacyjnej zdobywały podczas kolejnych misji
wywiadowczych na tyły rosyjskie.

Wobec cofania się armii austro-węgierskiej z Lubelszczyzny 1 pułk piechoty Legionów opuścił Kielce 10 września, przechodząc w rejon Nowego
Korczyna. Ogólny odwrót wojsk sprzymierzonych rozpoczął się 11 września 1914 r. na całym froncie walk z Rosjanami, za San w Galicji i z
Lubelszczyzny, a następnie dalej na zachód, aż po Dunajec (gdzie zatrzymano się 20 września). Naczelna Komenda Armii wycofała się 12
września z Przemyśla do Nowego Sącza. Jeszcze w trakcie odwrotu uzgodniono współdziałanie z niemiecką 9 armią, którą miał dowodzić
Hindenburg. Porozumienie dotyczyło również ściślejszej współpracy wywiadowczej.

Oddział Wywiadowczy po wyjściu z Kielc oderwał się terenowo od pułku, zajmując od tej pory własne miejsca kwaterowania. Pracował w
łączności z Polską Organizacją Narodową i 1 pułkiem piechoty Legionów. Został podzielony na dwie grupy. Oddział wywiadu taktycznego, złożony
ze skautów i "beków" pod komendą Jaworowskiego, miał pracować na bliższy dystans i wykonywać zadania wywiadowcze przy pułku
Piłsudskiego. Druga grupa, pod komendą Adama Skwarczyńskiego, obejmowała oddział żeński, którym bezpośrednio zawiadywały Szczerbińska i
Minkiewiczowa, oraz pluton rekrutów pod dowództwem Starzyńskiego. Oddział "Starego" skierowano do Olkusza, skąd miał prowadzić tzw. wywiad
strategiczny, na głębokie tyły rosyjskie. W Olkuszu Oddział Wywiadowczy kwaterował tylko 3 dni (11-14 IX 1914), a następnie został ewakuowany
do Krakowa (15 IX - 5 X 1914).

W Krakowie biuro Oddziału Wywiadowczego zainstalowano w mieszkaniu Ignacego Daszyńskiego przy ulicy Krowoderskiej 7. Pluton
Starzyńskiego znalazł kwaterę w lokalu sklepowym przy ulicy Św. Jana. W tym czasie nasiliła się walka między Oddziałem Wywiadowczym 1 pułku
piechoty Legionów a Biurem Wywiadowczym c. i k. Komendy Legionów w Krakowie, zorganizowanym przez Włodzimierza Zagórskiego z ramienia
Oddziału Informacyjnego AOK. Początkowo tym Biurem Wywiadowczym kierował Zygmunt Klinger, później zastąpił go Zygmunt Dzwonkowski.

Dominującą pozycję w sprawach wywiadowczych, które dotyczyły spraw polskich, zachował oddział HK-Stelle w Krakowie, do którego szły
wszystkie raporty agentury oraz polskich placówek wywiadowczych. Wiele raportów pisał sam Piłsudski (np. z 6 i 7 IX 1914), a także Sosnkowski
(23 VIII, 23 IX 1914) lub Sikorski (13 IX 1914). Piłsudski polecił Sikorskiemu nawiązać bezpośrednią łączność z Morawskim. Pośrednikiem w
nawiązaniu kontaktu miał być Sławek.

Kontakty z Niemcami miały wciąż -jak to określał Sokolnicki - "charakter epizodyczny". Z "rozporządzenia" Piłsudskiego stosunki te w ramach
podległych jednostek legionowych oraz innych organizacji miały być "poprawne". Stały się "sztywne", chociaż odbywała się "wymiana
wzajemnych usług". Brakowało uzgodnień, które dawałyby podstawę dla szerszego współdziałania wojskowego. Aby temu zaradzić postanowiono
w wyniku różnych zebrań politycznych (Walery Sławek, Witold Jodko-Narkiewicz, Artur Śliwiński, Leon Wasilewski, Michał Sokolnicki, Feliks Perl,
Władysław Mech, Stanisław Downarowicz, Władysław Sikorski, Izabela Moszczeńska), które odbyły się w Krakowie w dniach od 12 do 19
września 1914 r., wysłać do Berlina przedstawicieli ruchu niepodległościowego z Galicji i Królestwa Polskiego.

Do Berlina udali się 21 września Sikorski, jako delegat Departamentu Wojskowego NKN, i Jodko-Narkiewicz, jako przedstawiciel PON. W
Berlinie przebywali od 22 do 25 września. Zatrzymali się w Hotelu Central Monopol. Zamierzano wysondować stanowisko kół rządowych i
wojskowych w sprawie "uregulowania stosunku Prus do kwestii formowania Legionów na gruncie niemieckim", uzyskać możliwie największe
poparcie ze strony Niemiec w tej sprawie, a także zabiegać o otrzymanie większej ilości broni dla oddziałów formowanych w Galicji oraz zebrać
wiarygodne informacje co do zapatrywań na sprawę polską.

Po przyjeździe do Berlina Jodko-Narkiewicz i Sikorski udali się do Wojciecha Korfantego, wpływowego posła polskiego do pruskiego Landtagu,
prosząc o współpracę. Korfanty był sceptycznie nastawiony do możliwości uzyskania pomocy niemieckiej dla spraw polskich, twierdząc, że
"Prusacy formować Legionów nie pozwolą, broni nie wydadzą, w żadnym stopniu tych formacji nie poprą". Nie odmówił wszakże pomocy. Ułatwił
Jodce-Narkiewiczowi i Sikorskiemu spotkanie z posłem do Reichstagu Matthiasem Erzbergerem, który był przywódcą wpływowego katolickiego
Centrum i referentem spraw polskich w Ministerstwie Wojny. "Poseł Erzberger - zanotował Sikorski w raporcie z misji berlińskiej - mógłby ułatwić
kwestię wydobycia broni i otrzymania innych informacji, dla których przyjechał podpisany do Berlina, umożliwiając również dr.
Jodce[-Narkiewiczowi] odbycie konferencji w sprawach cywilnej organizacji Królestwa Polskiego [tj. Polskiej Organizacji Narodowej - R. Ś.] na
terenie zajętym przez wojska niemieckie". Konferencja z Erzbergerem 23 września dała w efekcie możliwość bezpośrednich rozmów w
Ministerstwie Wojny, Urzędzie Spraw Zagranicznych oraz Urzędzie Spraw Wewnętrznych Rzeszy. Jodko-Narkiewicz zapisał w swoim notesie
nazwisko hr. Hutten-Czapskiego, ale ostatecznie z nim się nie spotkał.

Jodko-Narkiewicz i Sikorski odbyli 24 września wiele rozmów z różnymi oficjalnymi osobistościami na Wilhelmstraße. Towarzyszył im Korfanty.
Najpierw udali się do Erzbergera, który wprowadził ich do Ministerstwa Wojny. Tam prawdopodobnie spotkali się z płk. Brose, dawnym szefem
Sektion III B, a wówczas zastępcą szefa sztabu w Naczelnym Dowództwie, który w zakresie swoich obowiązków miał poruczony nadzór nad
Abeteilung III B w Zastępczym Sztabie Generalnym. Brose konferował wcześniej z Feliksem Dębskim i Bronisławem Byszewskim,
przedstawicielami polskich środowisk berlińskich, którzy złożyli mu "projekt uzbrojenia robotników polskich, za niem[ieckie] pieniądze i z
niem[iecką] bronią".

Następnie konferowali z Erichem Woedtke w sprawie zaopatrzenia w broń oddziałów legionowych. Tam usłyszeli, że "broni nie ma". Cała broń
pozostawała w dyspozycji władz wojskowych Austro-Węgier. W końcu 1913 r. wysłano z Niemiec do Austrii 60 000 karabinów mauserowskich
wraz z odpowiednią ilością amunicji, "które były przeznaczone - notował Sikorski wypowiedź pruskiego urzędnika - do wywołania powstania na
terenie Królestwa Polskiego w razie wojny z Rosją". W końcu lipca 1914 r. "odeszło z Berlina dalszych 30 000 karabinów mauserowskich i 3
miliony ładunków dla polskich legionistów, formujących się w Galicji, która to broń powinna być już w rękach legionistów". Po wybuchu wojny
Austro-Węgry zamówiły dalsze 30 000 karabinów, które czekały już na wysyłkę. "Ci sami oficerowie - relacjonował później Sokolnicki - mówili o
powstaniu w Polsce jako o rzeczy naturalnej, właściwej; Niemcy gotowi są przyjść z wszelką pomocą. Według nich w biurach ministerstw w
Berlinie odbywają się już prace nad planami utworzenia samodzielnego państwa polskiego, jako państwa buforowego między Rosją a Niemcami".

10 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Podczas spotkania z baronem Theodorem Lewaldem, dyrektorem wydziału I i referentem spraw polskich w Urzędzie Spraw Wewnętrznych
Rzeszy, uzasadniał Jodko-Narkiewicz stanowisko obozu niepodległościowego w kwestii współpracy z Austro-Węgrami i Niemcami. Swoje
dezyderaty wyraził w formie memoriału o sytuacji politycznej w Królestwie Polskim (Notizen über die gegenmütige Lage Russisch-Polen), który
zostawił Lewaldowi.

Zaraz po załamaniu się ruchu rewolucyjnego na ziemiach polskich w Rosji w latach 1905-1906 - zauważał Jodko-Narkiewicz - część jego
przywódców doszła do wniosku, że o oderwaniu Polski od imperium carskiego będzie można dopiero wówczas myśleć, gdy dojdzie do "regularnej
militaryzacji" polskiej irredenty, poprzez przygotowanie kadr dla jej przyszłej armii, tworzonych na wypadek konfliktu międzynarodowego. W tym
celu powstały na terenie Austrii tajne organizacje wojskowe i związki strzeleckie, które były przychylnie traktowane przez najwyższe władze
monarchii. "Od samego początku - pisał - inicjatorzy tego ruchu zamierzali współpracować z państwami trójprzymierza. Dlatego też sprzeciwiali
się propagowanej przez niektóre kręgi nienawiści do Niemców. Z tego powodu często słyszeli, że są 'pruskimi agentami'. Mimo tych zarzutów
przez cały czas konsekwentnie działali w ten sam sposób". Wyraźnie chciał zaznaczyć, że w podejmowanych działaniach nie chodziło o
stworzenie samodzielnej armii polskiej na terenie Austrii, ale o przygotowanie kadr w galicyjskich organizacjach wojskowych dla stworzenia
możliwości wykorzystania ich na terytorium Królestwa Polskiego. "Przywódcy tego ruchu - pisał dalej - liczyli oczywiście, że dowództwo
armii austro-węgierskiej i niemieckiej w odpowiednim czasie udzieli im wsparcia w postaci udostępnienia broni i innych materiałów wojskowych,
aby mogli dotkliwie przeszkadzać armii rosyjskiej i opóźniać jej mobilizację i strategiczną koncentrację. Tragiczna śmierć świętej pamięci
austriackiego następcy tronu [Franciszka Ferdynanda] oraz lawinowo następujące po sobie zdarzenia zniszczyły te plany. Po wybuchu wojny
polscy strzelcy mogli otrzymać tylko kilka tysięcy starych karabinów Werndla. Komendant i duchowy przywódca [oddziałów strzeleckich], Józef
Piłsudski, zdecydował się jednak, mimo niedostatecznego uzbrojenia, na szybką i śmiałą ofensywę przez Miechów, Jędrzejów, aż do Kielc".
Jednakże niedostateczny dowóz broni i amunicji uniemożliwił powiększenie tych kadrowych oddziałów strzeleckich. Sytuacji tej nie zmieniło w
zasadzie powstanie Legionów Polskich i Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie jako ich politycznej reprezentacji na gruncie galicyjskim.
Przy tym - podkreślał - "mimo ogromnych trudności powstała jeszcze poza tą organizacją Polaków austriackich Polska Organizacja Narodowa,
będąca reprezentacją zwolenników irredenty w Polsce rosyjskiej, która działa niezależnie od organizacji austriackiej polskiego Naczelnego
Komitetu Narodowego". Jodko-Narkiewicz zapewniał, że werbunek do Legionów prowadzony na terenach Królestwa Polskiego, zajętych przez
wojska niemieckie i austro-węgierskie, mógłby dać 100 000 rezerwistów, których nie objęła rosyjska mobilizacja. "Polska Organizacja Narodowa
dba o to - kończył - żeby wśród tej ludności panował odpowiedni nastrój. Byłaby więc możliwość utworzenia znaczącej armii pomocniczej na
terenie wroga, z żołnierzy przez niego przeszkolonych. Potrzebna jest tylko broń, inne materiały wojskowe oraz zgoda Polskiej Organizacji
Narodowej".

Rozwinęła się potem dyskusja, w której Lewald poruszył sprawę rozważanego wówczas przez niektóre koła niemieckie projektu utworzenia z ziem
polskich zaboru rosyjskiego oddzielnego organizmu państwowego jako państwa buforowego, odgradzającego Niemcy od Rosji (Pufferstaat).
"Niezawisłe państwo polskie" byłoby "ściśle złączone" konwencją wojskową z Austro-Węgrami i Niemcami, musiałoby być "dość silne, aby mogło
przeciwstawić się nawale rosyjskiej", co "raz na zawsze odsunęłoby niebezpieczną dla Niemiec granicę rosyjską na odpowiednią odległość".
Mogłoby obejmować dawne Królestwo Polskie "z dużą częścią Litwy, Rusi i Podola", a także uzyskać dostęp do morza przez Kurlandię. Zarówno
Jodko-Narkiewicz, jak i Sikorski oraz Korfanty poparli tę koncepcję. Jodko-Narkiewicz opowiedział się przy tym za "niezależnością".

Najważniejsze okazały się rozmowy 25 września. "Dziś - pisał Jodko-Narkiewicz tego dnia do Sokolnickiego - byłem znowu w Sztabie,
powiedziałem o naszej służbie wywiadowczej i o tym, że p r a w d o p o d o b n i e [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.] nasz Komendant
[Józef Piłsudski] godzi się dawać im informacje z wywiadów strategicznych te, które im mogą się przydać. To ich ucieszyło bardzo. Takie
informacje trzeba przesyłać do H a u p t m a n n L ü d e r s a, do Bytomia. Informacje powinien dawać wojskowy i należy umówić się co do hasła,
z którym by przyjeżdżano do tego Lüdersa. Powiedziałem zaraz, że agenci n i e będą się z nimi bezpośrednio komunikowali, ale że będzie na to
dawał fant wyznaczony przez Komendanta. Otóż sądzę, iż tę sprawę powinniśmy razem załatwić. Ale Ty się tymczasem znieś z 'Ziukiem'
[Józefem Piłsudskim], iżby on określi, co i jak udzielać Niemcom. [...] Ale do 'Ziuka' trzeba tę sprawę tak zreferować, aby się nie rozbiła o jego
brak czasu, zmęczenia lub czegoś podobnego. Powiem Ci otwarcie, od tej sprawy zależy, moim zdaniem, cały przyszły rozwój wypadków". W
Bytomiu znajdowała się główna kwatera nowo utworzonej 9 armii niemieckiej mającej działać w Królestwie Polskim, której dowódcą od 19 września
był Hindenburg. Szefem jego sztabu został Ludendorff. Z ramienia Abteilung III B Wielkiego Sztabu Generalnego poufny nadzór nad
zagadnieniami politycznymi przewidywanych działań militarnych sprawował Hutten-Czapski, przydzielony do sztabu 9 armii rozkazem cesarza
Wilhelma II (19 IX 1914 - 22 IV 1915).

Jodko-Narkiewicz i Sikorski spędzili w Berlinie trzy dni. Wieczorem 27 września Jodko-Narkiewicz przyjechał do Katowic. Rano następnego
dnia spotkał się z Sokolnickim, po czym obaj udali się do Krakowa, gdzie przebywał w tym czasie Piłsudski (27 IX - 4 X 1914). Prawdopodobnie
jeszcze tego samego dnia Jodko-Narkiewicz złożył Piłsudskiemu relację ze swych dotychczasowych zabiegów. Sokolnicki podkreślał potem
"optymistyczny" ton sprawozdania z Berlina.

Piłsudski akceptował rezultaty misji berlińskiej, na co wskazywały jego późniejsze posunięcia oraz dalsze kroki Jodki-Narkiewicza i
Sokolnickiego. "Sikorski wrócił całkowicie i wyłącznie do organizowania Departamentu Wojskowego NKN - pisał później Sokolnicki - a ja i
Jodko[-Narkiewicz] wystawieni zostaliśmy na sztych, na konieczność rozmowy z wojskowymi Niemcami". Czas naglił, gdyż Niemcy wyraźnie
szykowali się do wielkiej ofensywy w Królestwie Polskim.

Po walkach w rejonie Nowego Korczyna oddział Piłsudskiego wziął udział w ofensywie armii niemieckiej, która ruszyła 28 września w kierunku
na Dęblin i Warszawę, i operacjach armii austro-węgierskiej, rozpoczętych 1 października w kierunku na Lwów, wzdłuż Wisły na Dęblin.

W nocy 28 września Jodko-Narkiewicz wyjechał do Bytomia, aby porozumieć się z komendą 9 armii niemieckiej. Sztab Hindenburga wyjechał
właśnie do Królestwa, kierując się przez Miechów i Jędrzejów na Kielce. Jodko-Narkiewicz wrócił więc zaraz do Krakowa (29 IX). Następnego
dnia Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki udali się samochodem w ślad za dowództwem 9 armii. "Jazda do Miechowa - zanotował w dzienniku 30 IX
1914 r. - dla zobaczenia się z A[rmee-]O[ber]k[ommando 9]. Wyjazd o [godzinie] 1 p[o] p[ołudniu], zamiast o [godzinie] 7 rano. Miechów,
komenda miasta, pokazujemy legitymacje i pytamy się [o dowództwo 9 armii - R. Ś.], pokazują nam na mapie Jędrzejów. Jedziemy tam".
Pod wieczór dotarli do Jędrzejowa. Na miejscu "adiutant przyjmuje, wysłuchuje mnie i odsyła do Hauptmanna Lüdersa, szefa biura
wywiadowczego. Idziemy do niego i ja wykładam - dwa przedmioty: wywiady i sprawy polityczne".

W ten sposób odbyło się pierwsze spotkanie Sokolnickiego i Jodki-Narkiewicza z przedstawicielem wywiadu niemieckiego w Polsce, oficerem
sztabu 9 armii Hindenburga, kpt. Lüdersem. Rozmowa odbyła się "przy świadku", w obecności pomocnika Lüdersa, "więc w trudnych warunkach
technicznych" - zanotował Sokolnicki.

Lüders wysunął na początku konferencji sprawę pomocy PON w prowadzeniu wywiadu przeciwko Rosji. Jodko-Narkiewicz zreferował tekst
przewidywanej umowy między komendą 9 armii a PON, zaczynając od spraw wywiadowczych. Omówiono wstępnie organizację polskiej służby
wywiadowczej w Królestwie. Jodko-Narkiewicz przedstawił "cztery żądania 'Ziuka' [Józefa Piłsudskiego]" - zapisał tego dnia w dzienniku. Niestety
nie odnotował nigdzie, jakie to były żądania. "Nawiązała się dłuższa dyskusja w przedmiocie wywiadów - notował współcześnie Sokolnicki - tak
doniosłych, a tak trudnych, w szczególności kobietom". Najwięcej czasu poświęcono na omówienie sprawy przepustek wojskowych dla członków
PON. Lüders był ostrożny w rozmowach. Widać było - wnioskował Sokolnicki - że "nie miał on żadnych instrukcji z Berlina, nie uprzedzono go o
naszym pojawieniu się ani dezyderatach".

11 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Druga część spotkania poświęcona była kwestiom politycznym, wysuniętym przez Jodko-Narkiewicza: "Polityka, 11 punktów żądań" - zapisał w
dzienniku - "wykładam potrzeby (rekrutacja, obrona interesów, przyszłość) potem czytam punkty [do projektowanej umowy - R. Ś.], w zasadzie
nie protestuję ani przeciw [planowanym] podatkom, ani rekwizycjom, ani aresztowaniu ludzi!". Lüders obiecał, że zreferuje w sztabie 9 armii
przedstawione żądania, którym nadano ostatecznie charakter umowy o wzajemnych zobowiązaniach. Na koniec zaproponował konferencję z kpt.
Fleischmannem von Theisruck, austriackim oficerem sztabowym przydzielonym wtedy do dowództwa 9 armii niemieckiej. Sądził bowiem - pisał
Sokolnicki - "iż wskazaną będzie wspólna rozmowa nad przedłożonym programem i wyraził mocne zdziwienie, gdy zauważyliśmy, że [ta rozmowa -
R. Ś.] nie [jest] konieczna. Postulaty nasze wziął ad referendum do szefa sztabu [Ericha von Ludendorffa], naznaczając powtórną rozmowę z
nami nazajutrz w Kielcach". Za podstawę przygotowywanej umowy został przyjęty projekt, który Jodko-Narkiewicz przedstawił Lüdersowi.

Rozmowy kontynuowano w Kielcach, dokąd 1 października dowództwo armii przeniosło swoją siedzibę. Hindenburg i Ludendorff zamieszkali w
byłym pałacu gubernatorskim. Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki zatrzymali się w hotelu Bristol przy dworcu kolejowym. Po południu udali się do
dawnego pałacu biskupów, który tego dnia zajął Hindenburg na swoją główną kwaterę. Najpierw rozmawiali z Ludendorffem, a następnie z von
Sauberzwegiem, kwatermistrzem głównym 9 armii. Ludendorff stwierdził - pisał Sokolnicki w sprawozdaniu z rozmowy - "że pomocy naszej jako
wojsk regularnych zupełnie nie potrzebują, ruchawka na tyłach wojsk niewskazana; nasz żołnierz za młody do akcji, natomiast partyzantka i
wszelkie przedsięwzięcia na tyłach armii rosyjskiej są ważne i to przyniosłoby pożytek".

Sokolnickiego uderzyło takie rozumowanie. W słowach Ludendorffa zawierało się "jasne i bez retuszu oblicze umysłowości wojskowej
niemieckiej", Które można było oddać w sposób następujący: "świat dla szefa sztabu dzieli się na tyły, gdzie są linie i centra etapowe oraz front,
gdzie są wojska, a naprzeciw to samo w odwrotnym porządku u nieprzyjaciela. Między tymi tyłami, liniami etapów i frontami snują się niewidzialne
nici wywiadu. Czymże jest ziemia, ludność, naród w tak schematyzowanym świecie? - Jest nieporządkiem na liniach etapowych, jakimś kłopotem
nieokreślonym na tyłach walczących armii, którego należy z całego serca życzyć nieprzyjacielowi, zaś bezwzględnie unikać samemu. Taką była
niewątpliwie pierwsza faza sprawy polskiej w umyśle generała Ericha von Ludendorffa".

Sokolnicki miał dużo racji w swojej ocenie. Słowa Ludendorffa oddawały najlepiej sens i przydatność podejmowanych przez Piłsudskiego akcji
polityczno-wojskowej dla potrzeb działań wojennych. Rzeczywistość polityczną w Królestwie Polskim dyktowały wówczas twarde prawa wojny. W
tym rozumowaniu nie było miejsca na złudzenia, albo markowanie akcji zbrojnej, co miało miejsce w zakresie spraw objętych dawnymi umowami
wywiadowczymi z Biurem Ewidencyjnym oraz jego przedstawicielem w Krakowie, kpt. Rybakiem. Miały się teraz zemścić brak realnych
przygotowań do wystąpień powstańczo-dywersyjnych oraz niesprawność sieci wywiadowczej, jeśli faktycznie chciało się podjąć szerszą
współpracę z Niemcami.

Wskazywał na te elementy Sauberzweig. Zaczął od pytania, dlaczego w Polsce nie wybuchło przewidywane powstanie? Jodko-Narkiewicz
odpowiedział: "brak broni, którą nam obiecano, nieprzygotowanie do akcji, czego domagaliśmy się, wyzyskanie przez Rosję partii ugodowej,
ułatwione przez nich [tj. Niemców - R. Ś.] (Kalisz [- zniszczony ostrzałem artyleryjskim])". Przy okazji zapytał też, czy Naczelne Dowództwo
niemieckie nie mogłoby wydać rozkazu o ochronie ludności cywilnej. "Kalisz potępiamy - odparł Sauberzweig - wydaliśmy rozkaz dzienny, że
wojsko jest w kraju przyjacielskim". Stwierdził następnie, że Naczelne Dowództwo musi mieć gwarancje bezpieczeństwa na zapleczu frontu, a
"zadaniem operującej armii musi być utrzymanie porządku, spokoju i pewności na swoich tyłach" - relacjonował Sokolnicki wypowiedź głównego
kwatermistrza Hindenburga. - Udzielając więc "prerogatywy tak wybitne, komenda armii niemieckiej musi posiadać gwarancje, iż ten główny
postulat wojenny nie będzie zachwiany". Stąd "musi nam ufać, że prerogatyw nam danych nie użyjemy wręcz na szkodę armii niemieckiej; taką
gwarancję zdolne są dać tylko wywiady i akcja wojenna na tyłach wojsk rosyjskich; ta zatem akcja, jako będąca probierzem naszej rzeczywistej
natury politycznej, jest warunkiem udzielenia nam koncesji". Umowa przewidywała ze strony polskiej wywiad i dywersję, ze strony niemieckiej
swobodę działania, zaciągu i propagandy PON. Niezwykle charakterystyczny jest fakt, że dla Sauberzweiga właśnie motyw
współpracy wywiadowczej miał gwarantować udzielenie Polakom koncesji politycznych i zabezpieczać przed możliwością wystąpień
antyniemieckich na tyłach wojsk operujących w Królestwie Polskim. Z jednej strony wiązało to ręce, ale z drugiej dawało w ogóle praktyczne
możliwości działania.

Sauberzweig zapytał wprost, jakie otrzyma gwarancje - notował Jodko-Narkiewicz - i czy "możemy robić taktykę hunchuzów [tj. band grabieżczych,
wykorzystywanych w różnego rodzaju wewnętrznych rozgrywkach politycznych w Chinach - R. Ś.] i wywiady?". Ogólna odpowiedź na te pytania
znajdowała się w projektowanej umowie. Jednak Sauberzweig przedstawił "szczegółowe wyliczenie, gdzie [możliwa jest taka - R. Ś.] taktyka
hunchuzów". Dodał, że wstępnie na uzgodnione już 15 punktów projektowanej umowy "zgadzają się". Pytał również o 1 pułk piechoty Legionów
oraz "30 letnią działalność polityczną" Jodki-Narkiewicza, a także "działalność naszych ludzi". Zgodził się na przepuszczenie mężów zaufania
PON do większych miast Królestwa po wyjściu z nich Rosjan. Stwierdził w podsumowaniu dyskusji, że będzie obserwował dalsze poczynania
organizacji. "Nie mogę nic obiecać - podsumował - ale jeżeli [coś okaże się] możliwe, będzie dokonane".

Na zakończenie rozmowy Lüders oświadczył, że umowę między 9 armią a PON "można uważać za zawartą". Zakomunikował, że po rozmowie w
Jędrzejowie "wysłał telegram sprawdzający do sztabu głównego w Berlinie", jednak "odpowiedź jeszcze nie nadeszła, a w skutek tego oba
oryginały umowy będą nam przesłane do Krakowa nazajutrz przez specjalnego kuriera automobilem sztabowym, jeden do podpisu, drugi dla nas".
Rozstrzygnięto również problem dokumentów osobistych dla działaczy PON. Przewidywano, że członkowie organizacji otrzymają karty
legitymacyjne; dla mężów zaufania PON, którzy posuwaliby się "razem z czołem wojska" przewidywano specjalne legitymacje, jeszcze inne
legitymacje dostaliby wywiadowcy.

Powrócił także problem udziału w konferencji Fleischmanna von Theißruck. Zapytano, czy Jodko-Narkiewicz chciałby się z nim spotkać? Zgodził
się na obecność Fleischamanna przy rozstrzyganiu kwestii wywiadowczych, ale odmówił omawiania z nim zagadnień politycznych. "Ekscelencja
się zdziwi - odparł Lüders - że panowie nie chcą". Był to wyraźny sygnał ze strony polskiej o możliwości podjęcia bliższej współpracy politycznej z
Niemcami, poza dotychczasowymi układami z Austro-Węgrami. W rezultacie nie doszło do wspólnej konferencji z Fleischmannem.

Sokolnicki określił potem rozmowy jako trudne. Wyczuliśmy - wspominał - "wszystkie szkopuły i przeszkody, wszystkie nieporozumienia i
niedomówienia, stojące na drodze do wszelkich trwalszych porozumień. [...] Miałem uczucie, że wypędzono nas znowu z własnych miejsc i kwater,
że na swojej ziemi byliśmy raz jeszcze poza prawem i czyjaś inna siła, na podstawie jednego faktu przemocy, znowu miała rządzić Polską".

W rozmowach nie brał udziału Hutten-Czapski, ale był o nich na bieżąco informowany. "Skoro tylko przybyłem do Kielc - wspominał - zawiadomił
mnie kapitan Lüders [...] iż z rozkazu Sauberzweiga prowadzi rokowania z dwoma przedstawicielami Polskiej Organizacji Narodowej, która
pozostawała pod wyłącznym wpływem Piłsudskiego. [...] Lüders pokazał mi projekt umowy, z którym zgadzałem się najzupełniej. Umowę zawarto
2-go października 1914 r. Podpisał ją Sauberzweig". Należy jednak sądzić, że właśnie do Hutten-Czapskiego należała ostateczna decyzja ze
strony niemieckiej, aprobująca zawarte porozumienie. Można również przypuszczać, że ciche przyzwolenie na zawarcie umowy dał również
Ronge, reprezentujący interesy wywiadu Evidenzbureau i Nachrichtenabteilung Naczelnej Komendy Armii. Szef sekcji wywiadu Biura
Ewidencyjnego i Oddziału Informacyjnego chyba nieprzypadkowo zjawił się tego dnia w kwaterze Hindenburga. Szykowała się nowa ofensywa
armii austro-węgierskiej i niemieckiej przeciw Rosji. "Tuż przed wymarszem skorzystałem z chwili przerwy, by odwiedzić armijne placówki wywiadu
i zapewnić ich sprawne współdziałanie - wspominał Ronge. - 2 października, jadąc do dowództwa wojsk niemieckich [tj. 9 armii - R. Ś.], znalazłem
się w Kielcach. Przybyłem w samą porę, by wziąć udział w skromnych obchodach 67 rocznicy urodzin generała Hindenburga. Po raz pierwszy
widziałem wtedy wodzów, którzy w przyszłości mieli zdobyć tak wielką sławę. Kilkakrotnie naradzałem się też z oficerem informacyjnym kpt.
Lüdersem".

12 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Tymczasem Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki wrócili 2 października do Krakowa, gdzie zdali Piłsudskiemu relację z odbytych rozmów. Na
podstawie wyników konferencji w sztabie 9 armii Hindenburga podjął Piłsudski zasadnicze decyzje w sprawie rozwinięcia dalszej działalności w
oparciu o porozumienie z Niemcami. Wieczorem tego dnia odbyła się konferencja Piłsudskiego z Jodko-Narkiewiczem, Sławkiem, Sokolnickim,
Kukielem, Trojanowskim oraz Feliksem Młynarskim i Eugeniuszem Torem. "'Ziuk' - relacjonował Jodko-Narkiewicz konferencję z Piłsudskim -
mówi o trudnościach i stawia kwestie: 1.) organizacja jawna [tj. Polska Organizacja Narodowa - R. Ś.] i tajna [Polska Organizacja Wojskowa]
(Tor); 2.) pieniądze ('Brzozę' [Feliksa Młynarskiego] i [Aleksandra] Lisiewicza [wysłać] do Ameryki); 3.) prasa; 4.) placówki NKN (Kukiel); 5.)
wojenne sprawy".

Rano 3 października przybył do Krakowa baron von Seydlitz, specjalny kurier Naczelnego Dowództwa Armii, przywożąc do podpisu Jodki-
Narkiewicza i Sokolnickiego oryginały umowy między 9 armią a PON, datowanej w Głównej Kwaterze Armii dnia 2 października 1914 r., a
następnie przesłanej do sztabu 9 armii w Kielcach. Umowa podpisana przez Sauberzweiga, działającego z polecenia Hindenburga. stawała się
ważna po złożeniu podpisów przez Jodko-Narkiewicza i Sokolnickiego, reprezentujących nieoficjalnie Piłsudskiego. Mówił o tym list przewodni
Lüdersa do Sokolnickiego z tego samego dnia, załączony do umowy. Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki podpisali niezwłocznie umowę. Jeden
egzemplarz umowy odesłał Sokolnicki do Kielc, listem do Lüdersa z 3 października. Razem z umową wchodziły w życie legitymacje członkowskie
PON, które mógł podpisać Jodko-Narkiewicz albo Sokolnicki. Legitymacje upoważniały do akcji organizacyjnej, werbunkowej oraz do przejazdów
na terenach okupowanych przez Niemców. W ten sposób organizacja zyskała względną swobodę działania, mogła "rozwinąć propagandowe i
polityczne czynności".

Umowa była tajna, akceptowana przez najwyższe władze wojskowe w Berlinie. Niemieccy wojskowi zgodzili się z przedłożoną propozycją po
otrzymaniu informacji z Wydziału Politycznego Naczelnego Dowództwa, że Polakom nie udzielono w zamian żadnych gwarancji politycznych. W
czasie pertraktacji między Zastępczym Sztabem Generalnym, Ministerstwem Wojny i Urzędem Rzeszy do Spraw Wewnętrznych, władze
centralne udzieliły prawa werbunku do Legionów Polskich, ale nie zgodziły się na pobór do odrębnej organizacji PON, gdyż byłoby to
jednoznaczne z przyznaniem jej suwerennych praw na terenach zajmowanych przez Niemców.

Udzielenie koncesji obwarowane było spełnieniem określonych warunków. Naczelne Dowództwo 9 armii - głosiła umowa - "skłonne jest" na
terenach Polski rosyjskiej zajętych przez wojska niemieckie udzielić Polskiej Organizacji Narodowej (PON) pełnomocnictw do wykonywania
następujących czynności: 1.) werbowania rekrutów i wcielania ich do Legionów Polskich, z wyłączeniem poborowych będących obywatelami
niemieckimi; 2.) zajmowania budynków i pomieszczeń, które w przeszłości należały do władz rosyjskich, z zastrzeżeniem pierwszeństwa w
przejmowaniu tych budowli na potrzeby oddziałów niemieckich; 3.) koszarowania zwerbowanych ludzi; 4.) organizowania zaopatrzenia przez
organizowanie warsztatów szewskich, krawieckich itd., a także wykorzystanie piekarni, rzeźni, oraz składów różnych materiałów i magazynów
broni; 5.) rekwirowania za opłatą bydła, koni, zaprzęgów; 6.) szkolenia zwerbowanych ludzi; 7.) odpowiedzialności za dyscyplinę przez ustawianie
posterunków wartowniczych oraz możliwość nakładania kar dyscyplinarnych; 8.) darmowego przewozu koleją własnych oddziałów i urzędników,
ale po uzgodnieniu tego z odpowiednimi władzami; 9.) zbierania środków pieniężnych na finansowanie opisanych w umowie działań; 10.)
prowadzenia propagandy antyrosyjskiej w publikacjach, z zastrzeżeniem prawa do ich cenzury przez władze niemieckie; 11.) utworzenia własnej
służby wywiadowczej, zajmującej się obserwacją wrogich wojsk, zwalczaniem rosyjskiego wywiadu i propagandy, ale w łączności z
najbliższymi organami niemieckich władz wojskowych; 12.) zwalczania tendencji prorosyjskich wśród ludności przez mianowanie specjalnych
radców nadzorujących działalność lokalnych władz; 13.) organizowania zebrań, z zastrzeżeniem dla niemieckich władz wojskowych prawa ich
nadzoru i zakazu zwołania; 14.) sprawowania pieczy i ochrony nad pomnikami kultury polskiej przed ich dewastacją i zniszczeniem. Do realizacji
wymienionych zadań upoważniono w ostatnim punkcie umowy (15) Sokolnickiego i Jodkę-Narkiewicza "oraz mianowane przez nich osoby",
zobowiązując kierownictwo organizacji do przesłania "w jak najszybszym terminie" do Naczelnego Dowództwa 9 armii "wykazu tych osób łącznie z
dokładnym podaniem adresu zamieszkania oraz ich zakresu działania".

Możliwości realizacji umowy określała specjalna klauzula: "Naczelne Dowództwo 9 armii wyżej wymienione przywileje obwarowuje
jednocześnie następującymi warunkami:

1) Polska Organizacja Narodowa wspomaga operacje armii niemieckiej, a szczególnie aktywnie działa na wschód od Wisły, zajmując się
zniszczeniem połączeń armii rosyjskiej z krajem (kolej, telegraf, telefon).

2.) Należy dążyć wszelkimi środkami do zniszczenia rosyjskich pojazdów pływających po Wiśle i służących celom wojskowym.

3.) Należy energicznie zająć się wywołaniem powstania przeciw Rosji w miastach polskich, a zwłaszcza w Warszawie.

4.) Wywiad wojskowy utworzony przez Polską Organizację Narodową winien zgodnie ze szczególnymi ustaleniami jak najszybciej przekazywać
wyniki swoich ustaleń niemieckim władzom wojskowym.

5.) Niemieckie Naczelne Dowództwo na razie zdecydowanie rezygnuje aż do dalszego zarządzenia z taktycznego wykorzystania pułków polskich
jako regularnych oddziałów.

6.) Wszyscy członkowie Polskiej Organizacji Narodowej działający lub przebywający w obrębie oddziałów niemieckich winni zgłosić się u
najbliższego niemieckiego dowódcy i okazać legitymację ostemplowaną wraz z widniejącym na niej podpisem jednego z dwóch pełnomocników.

7.) Polska Organizacja Narodowa zobowiązana jest do stałego informowania niemieckiego Naczelnego Dowództwa o swojej działalności
politycznej i wojskowej oraz do do informowania we właściwym czasie o zmianie siedzib kierownictwa centralnego ".

Odpowiedzialność za wykonanie wymienionych rozporządzeń przejmowali formalnie Sokolnicki i Jodko-Narkiewicz, jako pełnomocnicy PON,
poświadczając to swoim podpisem.

Dowództwo niemieckie wyraziło w ten sposób zgodę na powołanie odrębnej polskiej służby wywiadowczej, która pracowałaby na potrzeby
walczących wojsk w Królestwie i opierałaby się o Oddział Wywiadowczy 1 pułku piechoty Legionów.

Lüders w cytowanym liście przewodnim do umowy zwrócił się o podjęcie przez PON pewnych działań natury militarnej. "Bylibyśmy szczególnie
wdzięczni - zwracał się do Sokolnickiego - gdyby ogromne skupiska lasów w okolicy Kielc i Końskich oraz obie strony szosy prowadzącej z Kielc
do Szydłowca zostały jak najszybciej oczyszczone z rozproszonych rosyjskich patroli kawalerii. Pan kwatermistrz [Sauberzweig] prosił mnie,
żebym Jaśnie Wielmożnemu Panu zwrócił uwagę na to szczególnie ważne zadanie". Chodziło więc o podjęcie działań, które miałyby charakter
partyzantki. W ocenie Piłsudskiego zadanie to stało w sprzeczności z punktem 5 warunków umowy. Wykonanie tych zadań łączyłoby się ze
zwiększeniem udzielonych prerogatyw. Wobec tego stało się "bardzo pożądanym, by rozmowa o sprawach militarnych poprowadzona była w
sposób jak najbardziej fachowy", jak odnotowano w jednym z dokumentów PON. Sokolnicki w liście do Lüdersa z 3X 1914 r., którym odsyłał
podpisaną umowę, zasugerował konieczność spotkania. Jodko-Narkiewicz miał zaproponować Piłsudskiemu, aby ten w drodze powrotnej do
pułku zajechał do Kielc, co też nastąpiło.

W tym czasie Piłsudski polecił Jaworowskiemu przeprowadzenie reorganizacji i przemieszczenia całego Oddziału Wywiadowczego w związku
planowanymi operacjami wojennymi wojsk niemieckich i austro-węgierskich w Królestwie Polskim. Wywiad taktyczny przejęła niemal całkowicie
kawaleria Beliny-Prażmowskiego. Wywiadów strategicznych nie można było chwilowo prowadzić ze względu na głęboki front działań wojennych,

13 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

uniemożliwiających swobodę ruchów kurierskich. Jaworowski pozostał przy komendzie 1 pułku piechoty. Do przygotowania reorganizacji Oddziału
Wywiadowczego wyznaczono Eugeniusza Tora. Podjęto decyzję o utworzeniu ekspozytur Oddziału Wywiadowczego oddzielnie dla terenów
okupacji niemieckiej oraz austro-węgierskiej. Pierwsza taka placówka i centrala Oddziału Wywiadowczego dla niemieckich terenów okupacyjnych
została powołana w Częstochowie, gdzie tworzył się ośrodek PON dla organizacji tzw. "Legionu Zagłębia Dąbrowskiego", formowanego przez
Trojanowskiego. Starzyński otrzymał od Tora zadanie przygotowania kwater dla centrali Oddziału Wywiadowczego w Częstochowie i
zorganizowania drugiej ekspozytury na terenie okupacji austro-węgierskiej, najlepiej w Kielcach lub Radomiu. "Ob[ywatel] [Eugeniusz] Tor -
relacjonował później Starzyński - udał się ze mną do c. i k. Komendy Twierdzy [Kraków], gdzie od austriackiego por. [Ludwika] Morawskiego
otrzymałem legitymacje potrzebne mi dla władz austriackich, aby nie robiły mi trudności w organizowaniu ekspozytury na terenie
okupacji austriackiej".

W kwaterze dowództwa 9 armii w pałacu gubernatorskim w Kielcach 5 października 1914 r. odbyła się konferencja Piłsudskiego i Jodki-
Narkiewicza z Ludendorffem, Sauberzweigiem i Lüdersem na temat włączenia PON do wywiadu i dywersji na tyłach armii rosyjskiej. Merytoryczne
rozmowy prowadził Lüders z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem. "J [ó z e f] P [i ł s u d s k i] w y ł o ż y ł s p r a w ę u d z i e l e n i a i n f o r m a c j
i s z t a b o w i n i e m i e c k i e m u i p o m o c y n a t y ł a c h [wszystkie podkreśl. moje - R. Ś.] - zanotowano w protokole konferencji. - U d z i
e l a n i e i n f o r m a c j i m u s i s i ę o d b y w a ć b e z p o ś r e d n i o, t j. p r z e z k i e r o w n i c t w o s ł u ż b y w y w i a d o w c z e j p o l
s k i e j, n i e z a ś p r z e z j a k i c h k o l w i e k a g e n t ó w w y w i a d o w c z y c h p o l s k i c h; agenci polscy powinni dostać legitymacje,
które by umożliwiły im przekraczanie linii wojsk w każdej chwili. Co zaś do pomocy na tyłach, to n i s z c z e n i e m o s t ó w n a g ł ó w n y c h l i
n i a c h k o l e j o w y c h j e s t r z e c z ą m o ż l i w ą, ale wymaga długiego przygotowania, 3-4 tygodni lub nawet więcej; jest możliwe tylko tam,
gdzie posiadamy stosunki organizacyjne, które by pozwalały zgromadzić i ukryć na jakiś czas ilość ludzi potrzebnych do wykonania zamachu".

Lüders oświadczył, że planowane akcje dywersyjne mają tak duże znaczenie, iż "oni chętnie poczekają dłuższy czas". Piłsudski odparł, że
działania na linii boju na prawym brzegu Wisły "są daleko trudniejsze", gdyż zgromadzenie grupy dywersyjnej w okolicy "zalanej" przez wojska
rosyjskie "jest często niemożliwe". Lüders wysunął projekt, aby w jakiejś miejscowości blisko linii frontu zgromadził się mały oddział, który byłby w
stanie wykonywać podobne zamachy. Według Piłsudskiego, zadania tego mógłby się podjąć 1 pułk piechoty Legionów Polskich. Jednakże - jak
podkreślił - "warunkiem takiej rzeczy jest przeniesienie 1 pułku do linii boju z zapadłych miejscowości, w których się wówczas znajdował". Przy
okazji "szczegółowo scharakteryzował znaczenie 1 pułku", który "w rzeczywistości był oddziałem kadrowym", składającym się "ze znacznej ilości
działaczy politycznych, pisarzy, instruktorów wojskowych" oraz "innych ludzi, będących w stanie bezpośrednio oddziaływać na polską opinię
publiczną, ale tylko wtedy - zaznaczał - gdy będą w bezpośrednim zetknięciu z nowozajmowanymi ziemiami polskimi". Lüders uznał argumenty
Piłsudskiego "za najzupełniej uprawnione z punktu widzenia wojskowego", obiecując wystąpienie do austriackiej Naczelnej Komendy Armii z
prośbą o przesunięcie 1 pułku legionowego na inne pozycje.

Pierwszym rezultatem konferencji Piłsudskiego było ustanowienie polskiego biura wywiadowczego przy komendzie 9 armii w Kielcach (od 9
października w Radomiu) jako łącznika ze sztabem Hindenburga. Placówką miał zawiadywać podporucznik Stanisław Hempel, zastępca szefa
Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów. Jednocześnie Oddział Wywiadowczy usamodzielnił się i oderwał od pułku. Pracował w
łączności z PON oraz niepodległościowymi organizacjami politycznymi Królestwa Polskiego. Za pośrednictwem Polskiej Organizacji Narodowej
Oddział Wywiadowczy utrzymywał kontakt ze sztabem 9 armii niemieckiej, współpracując z kpt. Lüdersem w sprawach wywiadu na tyłach wojsk
rosyjskich.

Kiedy odbywała się konferencja Piłsudskiego w Radomiu, Starzyński wyruszył do Częstochowy, zabierając ze sobą Wandę Piekarską. Po
przygotowaniu kwater dla Oddziału Wywiadowczego udał się 9 października w dalszą drogę do Kielc, tym razem w towarzystwie Marii Popiel, z
którą dotarł na miejsce po trzech dniach. W Kielcach czekały już Stefania Minkiewicz i Popielówna oraz Stanisław Hempel, wydelegowany przez
Jaworowskiego, na nowo organizującego swój Oddział Wywiadowczy wobec rozpoczętej ofensywy. Starzyński i Hempel podjęli decyzję o
przeniesieniu ekspozytury Oddziału Wywiadowczego z Kielc do Radomia, jadąc w ślad za komendą 9 armii Hindenburga (13 X 1914). Przed
dalszą podróżą udali się do oddziału HK-Stelle w Kielcach, próbując "wyłudzić od nich samochód, bo linia [kolejowa] Kielce - Radom jeszcze nie
czynna - notował Starzyński. - Niestety, samochodu uzyskać mi się nie udało, więc dysponujemy na podróż końmi, których dwie pary ma
'Waligóra' [Stanisław Hempel] do swojej dyspozycji".

W wykonaniu postanowień konferencji Piłsudskiego w sztabie 9 armii w Kielcach komendantem radomskiej ekspozytury Oddziału
Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów został Hempel. Funkcję oficera sztabu i zastępcy pełnił Starzyński. Towarzyszyły im kurierki
wydelegowane z oddziału żeńskiego: Filipkowska, Minkiewiczowa i Piekarska oraz Korniłowiczówna, Klempińska i Szybalska, które przybyły
niebawem do Radomia z rozkazu Jaworowskiego. W mieście przebywał również Włoskowicz z oddziału "beków". Popielówna została w Kielcach
jako łączniczka Oddziału Wywiadowczego między Krakowem i Częstochową a Radomiem. Biuro ekspozytury znalazło siedzibę w jednym z
opuszczonych mieszkań przy ulicy Lubelskiej. "Musieliśmy nawiązać kontakt z armią 'sprzymierzoną' - pisał później Starzyński. - Udaliśmy się [
14? X 1914 r. ze Stanisławem Hemplem - R. Ś.] do sztabu [9] armii, gdzie przyjął nas szef Nachrichtenabteilung, znany już ob[ywatelowi]
'Waligórze' [Stanisławowi Hemplowi] z czasu pobytu w Kielcach, kapitan Lüders. Układny i grzeczny, na nasze oświadczenie, że nie władamy
płynnie językiem niemieckim, przemówił do nas po rosyjsku, którym to językiem biegle władał. Obiecał nam wszelkie ułatwienia, ofiarował
samochód, którym mogliśmy nasze niewiasty odesłać do Grójca, będącego już w rękach niemieckich, stąd końmi mogły się dostać do Warszawy.
[...] Zadowoleni z uzyskania samochodu, wyprawiliśmy dwie nasze niewiasty ('Westę' [Stefanię Minkiewicz] i 'Jadwigę' [Konstancję Klempińską])
do Warszawy i czekaliśmy na meldunki zza frontu oraz rozkazy naszych szefów".

Wobec przewidywanej ofensywy na Warszawę Lüders wezwał telegraficznie Jodkę-Narkiewicza i Sokolnickiego, a Piłsudskiego listownie na
zwołaną do Radomia przez Ludendorffa konferencję w dniu 9 października. "Na tej konferencji - pisał 7 X 1914 r. do Piłsudskiego - będzie głównie
rozstrzygane pytanie, czy i w jaki sposób będą mogły wasze bataliony marsz wojsk niemieckich, który prawdopodobnie nastąpi 14 bm.,
przygotować i poprzeć. Piłsudski na spotkanie nie przybył. Tego dnia udał się do komendy 1 armii austriackiej w Baranowie (towarzyszył mu
Sosnkowski). Sokolnieki otrzymał telegram zbyt późno, aby stawić się w oznaczonym terminie w Radomiu. W pierwszej fazie konferencji wziął
jedynie udział Jodko-Narkiewicz. Rozmowy prowadzone z Sauberzweigiem i Lüdersem wieczorem 9 października, a następnie rano 10
października doprowadziły do ustalenia tekstu uzupełniającej umowy między PON a dowództwem 9 armii w związku ze spodziewanym szturmem
Warszawy przez wojska niemieckie w połowie miesiąca. Sokolnicki przybył do Radomia po południu 10 października, kiedy tekst umowy był już w
całości przygotowany i zredagowany. Tego samego dnia Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki podpisali umowę w imieniu PON. W tej części konferencji
był również obecny Tor, który przyjechał razem z Sokolnickim.

Ustalono, że jednostki PON będą mogły wziąć udział w bitwie 9 armii o zajęcie Warszawy. W zdobywaniu stolicy miały uczestniczyć 1 batalion
składający się z 500 żołnierzy oraz jeden 160-cio osobowy szwadron z Legionów Polskich. Oddziały te miałyby podlegać rozkazom niemieckiego
Naczelnego Dowództwa. Przewidywano uzbrojenie batalionu w 500 karabinów wraz z amunicją ze składów armii niemieckiej. W przypadku
opanowania Warszawy przez wojska niemieckie oddziały PON otrzymałyby możliwość zajęcia własnych kwater w mieście i postawienia wart w
Zamku Królewskim na zmianę z Niemcami.

Uczestnictwo polskie w akcji warszawskiej warunkowano spełnieniem szeregu warunków zabezpieczających interesy niemieckie: "1.) Służba
wywiadowcza PON ma na czas i regularnie informować niemieckie dowództwo o siłach rosyjskich stojących w Warszawie i okolicy, a także
przekazywać wszystkie inne informacje mogące mieć znaczenie dla niemieckiego prowadzenia wojny. 2.) Przez energiczną, natychmiast mającą
się rozpocząć propagandę w Warszawie i okolicy należy ludność usposobić do pokojowego nastawienia wobec wchodzących do Warszawy

14 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

oddziałów niemieckich. Przez odpowiednie zarządzenia należy przeszkadzać wybuchowi rozruchów w mieście i wszelkim nieprzychylnym
postawom względem wojsk niemieckich. 3.) Należy za wszelką cenę zapobiec, korzystając ze wsparcia przebywających na terenie Warszawy
członków wojskowej organizacji PON, wysadzeniu mostów na Wiśle, a zwłaszcza mostów ulicznych w Warszawie". W zakończeniu umowy
podkreślono ustęp: "Naczelne Dowództwo armii zdecydowanie zwraca uwagę na to, że wyżej wymienione ustalenia z PON nie pociągają za sobą
żadnych ustępstw politycznych. Wspólne działanie służy wyłącznie celom wojskowym".

Po konferencji w Radomiu Jodko-Narkiewicz wyjechał do Krakowa. Sokolnicki udał się do Jakubowic, by powiadomić Piłsudskiego o
podjętych ustaleniach. Tor natomiast wyruszył do Częstochowy, aby "organizować ekspedycję zawiadamiającą Warszawę" o podjęciu
przygotowań do wykonania nowego porozumienia z Niemcami.

Tymczasem dowództwo 9 armii niemieckiej w wykonaniu dotychczasowych umów z Polską Organizacją Narodową wydało 11 października tajne
zarządzenie dla wszystkich podległych jednostek oraz urzędów, które regulowało kwestie swobody poruszania się członków PON w strefie
frontowej. "Osoby będące w służbie wywiadu lub zarządzie Polskiej Organizacji Narodowej - pisał w okólniku Ludendorff - mają przy sobie
legitymacje, na których widnieje podpis jednego z 2 pełnomocników - dr [Witolda] von Jodko[-Narkiewicza] lub [Michała] von Sokolnickiego, a
także stempel z napisem [...]: 'Komisja Organizacyjna. Polska Organizacja Narodowa'. Osoby dysponujące tego rodzaju legitymacją mogą
swobodnie poruszać się na terenach zajętych przez nasze oddziały. [...] Agenci polskiego wywiadu legitymują się legitymacjami c. i k.
krakowskiego oddziału Sztabu Generalnego, podpisane przez [Ludwika] Morawskiego. Oddziałom nie wolno tych osób pod żadnym pozorem
zatrzymywać, podobnie jak agentów niemieckiego i austriackiego wywiadu; tego rodzaju postępowanie już wielokrotnie wyrządziło
wywiadowi niepowetowane szkody". Widać, że organizacja PON miała według jej niemieckich inicjatorów jednoznacznie wywiadowczy charakter.
Podlegała najwyższym dyspozycjom szefa sztabu, a właściwie służb wywiadu 9 armii niemieckiej (Nachrichtenoffizier).

Piłsudski przedstawił w sztabie 1 armii austriackiej możliwość samodzielnego przejścia w kierunku Warszawy i przeniesienia się na teren okupacji
niemieckiej. Pozostawiono mu swobodę wyjścia z armii austriackiej, "bez żadnej umowy o oddziale". Wrócił do swej kwatery w Jakubowicach 11
października. Napisał zaraz do Lüdersa list, odpowiadając na jego zaproszenie na konferencję w Radomiu. Nie wiedział wówczas nic o zawartym
układzie przez Jodko-Narkiewicza i Sokolnickiego. Zwrócił się do Lüdersa z prośbą o interwencję: "Na dzień dzisiejszy nie wiem, jak ta sprawa
zostanie załatwiona - pisał w liście z 11 października 1914 r. - ale przypuszczam, że nacisk z pana strony mógłby spowodować korzystny obrót
sprawy. [...] Jedynie co mogę zrobić, to wysłać około 150 ludzi, o których ostatnio z panem rozmawiałem, którzy pomogliby w pracy organizacyjnej
[wywiadu i dywersji]". Przy okazji zwracał uwagę na postępowanie Niemców w Królestwie Polskim. "Po przejściu wojsk niemieckich pozostają
same ruiny, jakich nie było nawet za czasów Kozaków w Galicji. [... ] Taki stan rzeczy nie może nie wywoływać, nie powiem depresji, ale wrogiego
nastawienia ludności do wojsk niemieckich, które obiecywały wyzwolenie Polski z rosyjskiego jarzma. To stawia w bardzo przykrej sytuacji tych
wszystkich Polaków, którzy prowadzili wojnę z Rosją czy też dążyli do zwiększenia udziału Polaków w wyprawie wojennej".

Wieczorem 11 października Sokolnicki dotarł do Jakubowic. Omówił z Piłsudskim warunki nowego porozumienia z dowództwem 9 armii
niemieckiej. Komendant rozważał wtedy podjęcie decyzji: "czy należy opuścić z lekkim sercem austro-węgierskiego alianta - relacjonował
Sokolnicki - i czy nie odnowić wręcz powstańczej, rewolucyjnej koncepcji w marszu na Warszawę?". Zajęcie stanowiska utrudniał brak orientacji w
ogólnym położeniu strategicznym na froncie walk z Rosją, powstrzymywanie decyzji politycznych w Berlinie i w Wiedniu w kwestii przyszłości
Polski, a specjalnie w sprawach legionowych, a także niepewność "w samym położeniu polskim, w opinii kraju". Ważnym sygnałem dla określenia
dalszego kierunku zapatrywań niemieckich czynników wojskowych na zagadnienie stosunków z PON były wyniki ostatniej konferencji w Radomiu,
które generalnie Piłsudski mógł ocenić pozytywnie. Stawiał na współdziałanie z Niemcami. Jednak stanowczo odrzucał zawartą umową.
"Wydawała mu się - podkreślał później Sokolnicki - zawartą zbyt pośpiesznie, bez przemyślenia i pod naciskiem; nie dawała mu ona rzeczy
głównej - rękojmi użycia i tworzenia własnej siły zbrojnej ani warunków pozwalających na jego, Piłsudskiego, wejście do Warszawy".

Piłsudski postanowił manewrować. W drodze do Warszawy znajdowała się część batalionu Norwida-Neugebauera oraz szwadron Beliny-
Prażmowskiego. Formalnie nie chciał akceptować układu z powodu ograniczonej liczebności oddziału polskiego, który miał wejść do Warszawy.
Wysłał zaraz do Lüdersa swoich delegatów, Sosnkowskiego i Sokolnickiego, aby przeprowadzili zmianę umowy w punktach dotyczących
przemarszu jednostki polskiej do stolicy. Zamierzał uzyskać zgodę Niemców na udział w zdobywaniu Warszawy całego swojego pułku. PON już
"okrzepła - wspominał Sokolnicki - rozrosła się i przeprowadziła rozszerzenie swej działalności i organizacyjną rozbudowę w głąb. Widoki
otwarcia się stolicy wzmogły aktywność i dały nowe horyzonty pracy". Organizacja rozrastała się, "sięgała w tymże czasie z południa po tereny
zachodniego Królestwa. Uzyskano kontakt z Łowiczem, przede wszystkim jednak spróbowano dotrzeć do Łodzi".

Nowa konferencja odbyła się 13 października w sztabie 9 armii niemieckiej w Radomiu. Na wstępie Sokolnicki przedstawił Sosnkowskiego jako
występującego w zastępstwie Piłsudskiego. Oświadczył, że porozumiał się z Piłsudskim, "którego -jak zaznaczył - PON uznaje za miarodajnego
pod względem wojskowym i na swoim terenie", a więc musieli "z zawartą umową udać się do niego po rozstrzygnięcie" jej ostatecznego
zatwierdzenia. "Piłsudski - mówił Sokolnicki - miał szereg obiekcji nie względem zasadniczej treści umowy, ale z powodu jej zakresu". Lüders
oświadczył wysłannikom Piłsudskiego, że umowa z 10 października straciła na znaczeniu wobec powstrzymania ofensywy niemieckiej przez
Rosjan. O operacji warszawskiej na razie nie było mowy. Lüders pokazał odpowiedź z Ministerstwa Wojny "odmawiającą żądanych 500
karabinów". Uznał za niemożliwe do wykonania żądanie przeniesienia całego pułku Piłsudskiego na teren okupacji niemieckiej. Ostrzegał przed
stawianiem zbyt wygórowanych żądań polskich, które wkraczały w dziedzinę polityki. "Sami Polacy przyznać muszą - zwracał się do Sokolnickiego
i Sosnkowskiego - że poczynione przez A[rmee-]O[ber]-k[ommando 9] ustępstwa są znaczne, z polskiej zaś strony nie uczyniono dotąd nic, co
by realną pomoc armii niemieckiej okazywało", gdy "Naczelne Dowództwo kładło od pierwszej chwili rozstrzygający nacisk na akcję na tyłach armii
rosyjskiej" oraz "rezultaty ewentualnych wywiadów", a "dotychczas nic z tego nie uczyniono". Poza tym "trzeba, abyśmy mieli ufność, iż na tyłach
armii niemieckiej nie wytworzy się organ wojskowy, który by przy danej okazji zaszkodził a nie pomógł". Zgodzono się jedynie co do utrzymania
ogólnego kierunku politycznego wszystkich działań, uwolnienia ziem polskich spod panowania rosyjskiego i odzyskania w ten sposób wolności.

W konkluzji rozmów Sosnkowski ponownie wypowiedział się za przeniesieniem oddziału Piłsudskiego na tereny okupacji niemieckiej w Królestwie
Polskim, a to z następujących powodów: ,,a.) służba wywiadów wykonywaną byłaby racjonalniej i sprężyściej; b.) oddział spełniałby właściwą swą
rolę organizacyjną; c.) politycznie doniosłym byłby moralny wpływ na ludność; d.) wejście całości oddziału do Warszawy dałoby rezultaty ze
wszech miar pożądane". Lüders obiecał na koniec zakomunikowanie tego stanowiska Ludendorffowi.

Konferencja nie dała praktycznych efektów. "Sosnkowski - zauważył Sokolnicki - tłumił swój gniew, stał się zamknięty i odpychający". Następnego
dnia Ludendorff zaprosił jeszcze do siebie Sosnkowskiego, ale i ta rozmowa nie przyniosła nowych efektów. Przedstawiciele polscy wyjechali z
Radomia 14 października. Sosnkowski wracał do Jakubowic, a Sokolnicki jechał do Częstochowy.

Lüders chciał jeszcze załagodzić sytuację listem do Piłsudskiego. Obiecał 13 października przedstawić Ludendorffowi życzenie Piłsudskiego
przeniesienia 1 pułku piechoty Legionów w rejon działania 9 armii niemieckiej. Przy tym musiał jednak postawić "pod rozwagę" następującą
kwestię: "Czy z Pana punktu widzenia - pytał - wydaje się celowym zwracać się do dowództwa naszej armii z kolejnymi życzeniami, w sytuacji, gdy
armia ta na terenach przez nią zajętych udzieliła Pana organizacji [tj. PON - R. Ś.] tak daleko idących ustępstw?". Piłsudski powinien wpierw
zdobyć zaufanie czynników wojskowych. "Dowództwo naszej armii - pisał dalej Lüders - oczekuje teraz w zamian od Pana organizacji
odpowiedniego rewanżu, korzystnego dla naszych operacji wojennych. Zależy nam na trwałym zniszczeniu łączności Rosjan z tyłami. Jeżeli Pana
organizacji uda się zrealizować to zadanie, to także znacznie wzrośnie zaufanie naszego Sztabu Generalnego do Pana organizacji i jednocześnie
pojawi się możliwość poruszenia interesujących Pana zagadnień. Wydaje mi się, że celowe byłoby przeniesienie Pana biura wywiadowczego [tzn.

15 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Oddziału Wywiadowczego przy 1 pułku piechoty Legionów] do Kielc lub Radomia, z uwagi na lepsze połączenie z Warszawą".

Tymczasem Piłsudski podjął 12 października 1914 r. decyzję wymarszu całego Oddziału Wywiadowczego Jaworowskiego z kwatery w
Jakubowicach do Piotrkowa. W Kielcach oddział stanął 15 października, skąd po sześciodniowym odpoczynku wyruszył w dalszą drogę.
Komendant podczas swojego przejazdu przez Radom 19 października 1914 r. przyjął od Hempla i Starzyńskiego raport z dotychczasowych
czynności. Uznał, że ekspozyturę radomską może prowadzić jeden oficer. Na placówce pozostał Hempel, a Starzyński 20 października udał się
do Częstochowy, po drodze zatrzymując się w Kielcach. "Stał tam oddział ob[ywatela] 'Świętopełka' [Rajmunda Jaworowskiego]. Komendantem
placu był por. Kazimierz Sawicki, komendantem kadry rekrutów ppor. [Zygmunt] Bończa-Karwacki. Znowu było rojno i gwarno jak w sierpniu. Por.
'Świętopełka' nie zastałem, wyjechał do Częstochowy, dokąd i ja spieszyłem. [...] W Częstochowie, jak i w Kielcach, zastałem duże zmiany. Był to
najświetniejszy okres rozwoju organizacyjnego PON".

Starzyński po przyjeździe do Częstochowy 21 października pojechał następnego dnia do Piotrkowa, gdzie Jaworowski przeniósł biuro Oddziału
Wywiadowczego (22 X 1914). Piotrków w tym czasie stał się "stolicą" prac organizacyjnych, którymi kierował Komisariat Generalny PON, na
czele z Sokolnickim jako komisarzem. Obok Komisariatu Generalnego PON działała "Komenda Główna Wojsk Polskich na okupację niemiecką",
pod komendą Mieczysława Trojanowskiego, prowadząca rekrutację do nowej formacji legionowej, niezależnej od c. i k. Komendy Legionów
Polskich. Starzyński przeszedł na krótko do służby w Komisariacie Generalnym PON. Po kilku dniach Jaworowski wysłał go do Krakowa w
charakterze kierownika ekspozytury Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów przy Departamencie Wojskowym NKN. "Macie
reprezentować Oddział [Wywiadowczy] - instruował Starzyńskiego - wyszukiwać odpowiednich ludzi do pracy wywiadowczej, wydostać pieniądze
od NKN i pośredniczyć pomiędzy PON a AOK".

Jednocześnie Jaworowski wydelegował do Warszawy Stanisława Długosza dla nawiązania łączności między POW a Oddziałem Wywiadowczym.

Zaczęły psuć się stosunki z Niemcami. Położenie Polskiej Organizacji Narodowej znacznie się pogorszyło. Niemcy nie byli zadowoleni z usług
wywiadowczych oraz dywersji, prowadzonej przez podległe Piłsudskiemu organizacje. PON przestała być Niemcom potrzebna i stawała się
czynnikiem krępującym ich politykę. Władze wojskowe domagały się czasowego opuszczenia przez organa PON terenu okupacji niemieckiej.
Lecz nie chciały całkowitego zerwania dotychczasowej umowy. "Bitwa warszawska - tłumaczył potem Sokolnicki - rozciągająca się na obronnej
linii, nie dozwalała na stosunki z Warszawą, a wskutek tego aż po dzień drugi listopada [1914 r.] A[rmee-] O[ber]k[ommando] nie otrzymało
żadnych wywiadów, ani zamierzone zamachy się nie powiodły".

Bezpośrednim powodem konfliktu stał się raport policyjny z wiecu w Częstochowie z udziałem legionistów, gdzie jeden z mówców miał oświadczyć,
że należy rozprawić się "najpierw z jednym" zaborcą, tzn. Rosją, dając w podtekście do zrozumienia możliwość odwrócenia się przeciwko
Niemcom i Austro-Węgrom. Zastępca kanclerza i sekretarz stanu Urzędu Spraw Wewnętrznych, Clemens von Delbrück podniósł w związku z tym
zastrzeżenia polityczne do zawartych umów. Doniesienia policyjne z Częstochowy zinterpretował jako domaganie się przez Polaków włączenia do
przyszłego państwa polskiego Poznania i Prus Zachodnich. Ambicje polskie dotknęły bowiem sedna pojmowania własnej państwowości przez
Prusaków. Stanowczo protestując przeciwko instrumentalnemu traktowaniu przez zwolenników Piłsudskiego układów prowadzonych z Niemcami,
zamierzał doprowadzić do likwidacji struktur Polskiej Organizacji Narodowej oraz wypowiedzenia umów zawartych z władzami wojskowymi.

Przywódcy PON chcieli zrobić wszystko, aby podtrzymać dobre stosunki z Niemcami. Wieczorem 22 października Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki
spotkali się z Sauberzweigiem w Końskich, dokąd Naczelne Dowództwo 9 armii cofnęło się z Radomia. Sauberzweig oskarżył PON o różne
nadużycia w stosunku do ludności cywilnej, w tym przede wszystkim masowe rekwizycje. Nie wdając się w szczegóły "przeszedł od razu do
zagadnienia naczelnego - zapisał Sokolnicki - braku z naszej strony wszelkiego odwzajemniania się". Wywiad niemiecki otrzymywał zbyt mało
materiałów. "Nie ma żadnych wywiadów - mówił Sauberzweig - z Warszawy nikt nie przybył, nie dokonano żadnego zamachu". Przez to malało
zaufanie do PON. Jedynym praktycznym rezultatem konferencji było ustalenie zasad kontaktu między agenturą PON a placówką
Nachrichtenoffizier przy sztabie 9 armii, które miały usprawnić łączność wywiadowczą. Komendantury etapowe 9 armii stawały się - odnotował
Sokolnicki - "łącznikiem miejscowym między władzami wojsk niemieckich a PON". Sauberzweig wiązał z PON 1 pułk piechoty Legionów. Ścisłą
organizację PON tworzyło, według stanu na dzień 23 października, 516 członków, w przeważającej części przysłanych z pułku Piłsudskiego.

Po załamaniu się niemiecko-austriackiego natarcia w połowie października 1914 r. Rosjanie przeszli do wielkiej kontrofensywy w Królestwie
Polskim i Galicji, dość szybko osiągając rejon Kalisza i Częstochowy. Pod Kraków podeszli 11 listopada. Stan wojenny w Krakowie ogłoszono już
14 września, a od 28 września rozpoczęto ewakuację ludności cywilnej. Naczelny Komitet Narodowy ewakuował się 8 października. Prezydium
NKN przeniesiono do Wiednia. W ręce rosyjskie wpadły między innymi Radom i Piotrków. W związku z ogólnym odwrotem Oddział Wywiadowczy
1 pułku piechoty Legionów cofał się powoli z Piotrkowa do Częstochowy. PON zjechała do Krakowa. W Radomiu zlikwidowano ekspozyturę
wywiadowczą Stanisława Hempla, który przez Kraków podążał za ustępującym Oddziałem Wywiadowczym. W walkach odwrotowych pod
Dęblinem 1 pułk piechoty Legionów stoczył 21-26 października zacięte boje pod Laskami i Anielinem. Pod koniec października oddział
Jaworowskiego zatrzymał się w Dąbrowie Górniczej, potem w Sosnowcu, aż wreszcie w pierwszych dniach listopada 1914 r. oparł się w Zagórzu
koło Będzina, zajmując na kwaterę dworek przemysłowca Józefa Wrzoska.

Warto nadmienić, że po wyjściu legionistów z Kielc Korn-Wysznarski pełnił funkcję komendanta Oddziału Wywiadowczego podczas postoju w
Gręboszowie pod Ujściem Jezuickim (23 IX 1914), natomiast w Zagórzu był oficerem wywiadu, podlegał jako wywiadowca Jaworowskiemu. Pod
jego nieobecność zawiadywał okresowo Oddziałem Wywiadowczym.

Do Krakowa Starzyński przybył 27 października. Od razu przystąpił do organizacji ekspozytury Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty
Legionów przy Departamencie Wojskowym NKN. Zastępcą Starzyńskiego został Stanisław Kossuth. W biurze zatrudniony był także Stefan
Starzyński, brat Romana Starzyńskiego. Z ekspozyturą pozostawali w kontakcie Stanisław Hempel i Stanisław Długosz oraz Janina Antoniewicz z
oddziału żeńskiego, która zajmowała się werbowaniem kandydatek na wywiadowczynie.

Problem dalszej współpracy wojskowej i wywiadowczej PON z Niemcami omawiano na konferencjach w sztabie 9 armii w Częstochowie w dniach
31 października oraz 1 i 2 listopada. PON reprezentował Sokolnicki. Podczas pierwszego spotkania Lüders ponowił pretensje "w kwestii
zamachów na tyły Rosjan" oraz "w kwestii braku wszelkich wywiadów" - odnotowano w protokole konferencji. Następnego dnia zagroził nawet
"rozwiązaniem umowy" ze względu na narastające skargi ludności polskiej, protestującej przeciwko rekwizycjom PON. Sytuacja stawała się
trudna.

Sokolnicki 1 listopada przekazał Lüdersowi odpowiedź w sprawie wiecu częstochowskiego. Zapewniał, że w kwestionowanych wystąpieniach
wyrażano błędne opinie o stosunku legionistów oraz PON do Niemiec. "Bowiem - podkreślał - podstawowym dążeniem politycznym PON oraz
podległych jej partii i organów jest niepodległość Polski. Propagujemy to wszędzie ustnie i pisemnie. Uważamy, że cele te zdołamy zrealizować
działając przeciw Rosji wspólnie ze zjednoczonymi armiami. Każdy inny stosunek do zjednoczonych armii byłby przez nas bezwzględnie
potępiony". Przy okazji poruszył również sprawę prowadzenia wywiadu, aby tą drogą podtrzymać dalsze kontakty. "Ponieważ intensywność pracy
naszej służby wywiadowczej (Nachrichtenstelle) - dodawał -jest teraz maksymalna, spodziewamy się niebawem odpowiednich wyników, dobrze by
było z naszym oficerem informacyjnym, panem [Rajmundem] von Jaworowskim zwołać konferencję dotyczącą zagadnień technicznych".
Współpraca wywiadowcza stanowiła jedyną już wówczas płaszczyznę wzajemnych odniesień.

Rozmowom nie sprzyjała reorganizacja dowodzenia na froncie wschodnim. Tego dnia cesarz mianował Hindenburga wodzem naczelnym

16 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

dowództwa sił zbrojnych na Wschodzie (Naczelne Dowództwo na Wschodzie - Oberkommando Ost). Dowództwo 9 armii przejął gen. August von
Mackensen. Zmienił się szef sztabu armii, którym został gen. Grünert. Obaj nie byli wprowadzeni w kwestie rozmów sztabowych z PON.

Podstawowe decyzje polityczne zapadły bowiem w Berlinie. Przyjęcie negatywnego stanowiska wobec ruchu Piłsudskiego nie było trudne.
Wprawdzie Ludendorff zauważał, że ludność Królestwa Polskiego nie czyniła armii niemieckiej utrudnień. "Była chętna, nie sprzeciwiała się
zarządzeniom". Jednakże "wypowiadana myśl podniesienia jej przeciw Rosji okazała się niewykonalna". Stopniowo w społeczeństwie Królestwa
Polskiego stawały się widoczne nastroje antyniemieckie, szczególnie po niefortunnym zniszczeniu Kalisza, a Austro-Węgry złożyły w Berlinie
protest z powodu działalności PON i agitacji do odrębnego legionu polskiego. Ministerstwo Wojny odmówiło wydania Polakom 14 000 karabinów z
zasobów armii niemieckiej, przygotowanych na potrzeby legionu polskiego, walczącego u jej boku. Zakazano wszelkiej agitacji niepodległościowej
na terenach Polski zajętych przez Niemcy, co ostatecznie przekreślało umowę między PON a władzami wojskowymi.

W wykonaniu podjętych w Berlinie decyzji Sauberzweig sformułował formalne stanowisko dowództwa 9 armii w kwestii dalszych kontaktów z
ruchem Piłsudskiego, który reprezentowała do tej pory Polska Organizacja Narodowa. Stanowisko to Lüders zakomunikował Sokolnickiemu
podczas spotkania 2 listopada, przekazując mu osobisty list Sauberzweiga. Kwatermistrz 9 armii zawiadamiał, że wszystkie polskie oddziały
możliwie najszybciej powinny zostać wycofane z terenów okupacji niemieckiej. Dotyczyło to również organizacji cywilnej PON. Lüders sugerował,
aby przenieść siedzibę władz PON do Krakowa. Przekazane decyzje uzasadniał względami politycznymi. Za konieczność chwili uznano
"nieangażowanie się wzajemne" i unikanie "pozorów współdziałania wojennego". Przedstawiciel wywiadu niemieckiego podkreślał przy tym, iż "nie
oznacza to wstrzymania umowy ani rozmów" i "chętnie w lepszej chwili wróci się do ściślejszych kontaktów". PON nie mogła już prowadzić
działalności wojskowej na terenie okupacji niemieckiej w Królestwie Polskim.

Ostatnią próbę wyjaśnienia sytuacji PON podjął Jodko-Narkiewicz, który spotkał się z Lüdersem 3 listopada. Lüders powtórzył, że wzajemne
stosunki nie powinny przez pewien czas "zbytnio się uwidaczniać" i miał nadzieję, że "w przyszłości stosunki te poprawią się". Wymówiono tym
samym warunki wcześniejszych porozumień. Piłsudskiemu znowu nie udało się stworzyć, we współpracy z władzami Niemiec i Austro-Węgier,
własnego zaplecza organizacyjno-politycznego dla akcji niepodległościowej w Królestwie Polskim. Takie oparcie dawały na razie tylko Legiony
Polskie i Naczelny Komitet Narodowy. Kryzys PON, będący prostym następstwem wyjścia jej z Królestwa, doprowadził do zamarcia organizacji.

Mimo wszystko Sokolnicki pozytywnie oceniał dwumiesięczny okres współpracy z niemieckimi wojskowymi. "Uważam za n a j w i ę k s z y b ł ą d
n a s z e j p o l i t y k i d a w n i e j s z e j t o, ż e n i e r o z m a w i a l i ś m y z a w c z a s u z N i e m c a m i [wszystkie podkreśl. moje - R. Ś.]
- pisał.- Niemcy, jeśli wszystkie pozory nie mylą, idą w wojnie tej, czy w szeregu wojen, na zwycięstwo. P r ę d z e j c z y p ó ź n i e j n a s t ą p i
o k r e s, w k t ó r y m s t o s u n e k z n i m i d e c y d o w a ć b ę d z i e o n a s z y m p a ń s t w o w y m l o s i e. Podstawy tego stosunku
zostały po raz pierwszy przez niniejsze rokowania założone, to jest ich bezsprzeczną zasługą. Odniosłem wrażenie, że w s p ó l n e p r z e c i w s
t a w i e n i e s i ę R o s j i n a w i ą z u j e n i c i s y m p a t i i, które są bodaj, wszystko zostawiwszy, jedyną obecnie n a s z ą p o z y t y w n ą
m o ż l i w o ś c i ą d y p l o m a t y c z n ą w E u r o p i e, a w każdym razie jest koniecznym i jedynym warunkiem możliwości wojennej. [...]
Główny brak naszej wojenno-politycznej akcji dotychczasowej, brak czynnej organizacji tajnej w Królestwie i na Litwie, brak zupełny akcji na tyłach
wojsk rosyjskich utrudnił niemało również i stosunki nasze z Niemcami - wpoił w nich powtórnie nieufność do Polaków".

Supozycja ta stała się niebawem główną dyrektywą polityki Piłsudskiego. Na razie wracał pod skrzydła Austro-Węgier. Przesądzała o tym ścisła
zależność formacji legionowych od Naczelnej Komendy Armii. Kierownictwo wojskowe Austro-Węgier miało doświadczenia we współpracy z
Polakami i lepiej rozumiało wiążące się z tym problemy. "Większość Polaków oraz Żydzi - odnotował później ówczesne nastroje w Królestwie
Polskim - z niechęcią odnosili się do nieprzyjacielskiej okupacji". Trzeba było "bacznie patrzeć na ręce rusofilskim 'Wszechpolakom' [ze
Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego - R. Ś.]. Brygadier legionowy Piłsudski wysłał nawet do Warszawy kilku swoich ludzi, aby przeciwdziałali
przybierającemu na sile od czasu naszych niepowodzeń w Galicji nurtowi prorosyjskiemu wśród Polaków. Tak wyglądał ten przereklamowany
polski zryw powstańczy. W pewnym sensie nie należy brać za złe tym 'patriotom', że swe nadzieje wiązali już tylko z Moskalami. Wrażenie ich
olbrzymiej przewagi mogło stłumić w Warszawie każdą myśl o zwycięstwie mocarstw centralnych".

Podjęte przez Romana Starzyńskiego prace organizacyjne ekspozytury wywiadowczej 1 pułku piechoty Legionów w Krakowie przerwała
chwilowo ewakuacja Departamentu Wojskowego NKN. Z Krakowa ewakuowano 9 listopada formacje rezerwowe i etapowe Legionów Polskich, w
związku z zagrożeniem miasta przez wojska rosyjskie. Departament Wojskowy NKN zatrzymał się we wsi Nawsie pod Jabłonkowem na Śląsku
Cieszyńskim. Tam też stanęła na kwaterze ekspozytura wywiadowcza Starzyńskiego (11 XI 1914).

Biuro ekspozytury zostało urządzone w mieszkaniu przy ulicy Polskiej 111. Personel biura powiększył się o Sylwestra Wojewódzkiego "Stefana" i
Kazimierza Kuśmierskiego. Ekspozytura prowadziła werbunek informatorów dla Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu. Do służby kuriersko-
wywiadowczej Starzyński zwerbował początkowo 9 kobiet, dla których zorganizował kurs wywiadowczy. Języka rosyjskiego uczyła Zofia
Daszyńska-Golińska, a później Jan Cynarski "Krzesławski". Organizację wojska rosyjskiego i geografię militarną wykładał szef ekspozytury.
Jaworowski polecił zwrócić szczególną uwagę przy werbunku na legionistów i działaczy PON. "Zwerbowałem kilkunastu i wysłałem do Zagórza -
zapisał później Starzyński.

W pierwszej dekadzie listopada 1914 r. cofające się wojska niemieckie i austro-węgierskie przegrupowano celem podjęcia nowej ofensywy.
Naczelna Komenda Armii znajdowała się w Cieszynie, zajmując miejscowe gimnazjum na kwaterę. Oddział Informacyjny AOK został umieszczony
w bibliotece naukowej gimnazjum, znajdującej się na parterze budynku. Po bitwach 11-12 listopada pod Włocławkiem i 15-16 listopada pod
Kutnem oraz 16-25 listopada pod Łapanowem i Limanową Rosjanie zostali zmuszeni do wycofania się na wschód. Kwatera główna dowództwa 9
armii niemieckiej 26 listopada została przeniesiona do Łęczycy. Hindenburg i Ludendorff i stanęli na kwaterze dowództwa Ober-Ost w pałacu
hrabiego Juliusza Tarnowskiego w Końskich. Na południowym odcinku frontu, gdzie walczyły wojska austro-węgierskie odrzucono siły rosyjskie na
linię Biała - Dunajec - Nida. Między 16 a 19 listopada oddział Piłsudskiego stoczył bitwę pod Krzywopłotami, a następnie został skierowany do
Suchej i przeformowany w I Brygadę Legionów Polskich. Od 23 listopada 1 pułk piechoty Legionów brał udział w operacjach na Podhalu.

Od 29 do 30 listopada 1914 r. odbył się w Wiedniu zjazd PON. Doszło do rozwiązania organizacji, która przekazała swoje funkcje Naczelnemu
Komitetowi Narodowemu. Sokolnicki, jako delegat PON, wszedł do Komisji Wykonawczej NKN. Podobnie jak Piłsudski, nie zamierzał lojalnie
współpracować z NKN i Austriakami. Liczył na odnowienie kontaktów z Niemcami. Ponieważ inicjatywa zawieszenia tych kontaktów wyszła
bezpośrednio z Naczelnego Dowództwa 9 armii, a "nasze stosunki obecnie z wojskowych oraz politycznych powodów zawodzą, sądzę - pisał
Sokolnicki do Sauberzweiga zaraz po zjeździe wiedeńskim - że także inspiracja do nowego kształtowania stanu rzeczy może wyjść tylko od
niemieckiego Naczelnego Dowództwa [9] armii".

Niemcy rezygnowali na razie z podjęcia współpracy z Piłsudskim. Austriacy natomiast szukali nowych rozwiązań dla dotychczasowych stosunków
z Komendantem. Morawski systematycznie rozwijał sieć agenturalną Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie, uniezależniając się
całkowicie od pośrednictwa organizacji Piłsudskiego w zbieraniu potrzebnych informacji z terenu działań wojennych i głębokiego zaplecza
rosyjskiego.

W ten sposób zakończył się krótki flirt różnych przedstawicieli wojskowych i politycznych czynników władzy Rzeszy z polskimi rewolucjonistami, w
ramach kontaktów i wstępnych ustaleń z Polską Organizacją Narodową. Usunięto dwutorowość akcji polskiej wobec państw centralnych (NKN i
PON). Niemcy rezygnowali z pomocy ochotniczych oddziałów polskich, a także wywołania rewolucji lub powstania przeciwko Rosji. Nie chcieli
mieć żadnych zobowiązań politycznych, które krępowałyby ich zamierzenia aneksyjne oraz plany utworzenia nowego państwa polskiego, w

17 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

ramach kontrolowanego przez Niemcy systemu Mitteleuropy.

Ostatni akord - Oddział Wywiadowczy I Brygady Legionów Polskich

Wojna przedłużała się. Służby wywiadu Niemiec i Austro-Węgier musiały w coraz większym zakresie uwzględniać w swoich działaniach zadania
długofalowe. Praca wywiadu nie ograniczała się wyłącznie do działalności ściśle wywiadowczej. Abteilung III B OHL oraz Nachrichtenabteilung
AOK przejmowały kontrolę polityczną na okupowanych terenach. Wywiad pozostawał również ważnym narzędziem w polityce wewnętrznej w obu
państwach. Zwłaszcza Nachrichtenabteilung AOK zdobył sobie dominującą pozycję w układzie władzy Austro-Węgier, pełniąc funkcje głównej
kancelarii kwatery wojennej arcyksięcia Fryderyka. "W Oddziale Informacyjnym [Naczelnej Komendy Armii - R. Ś.] - wspominał Walzel -
redagowano większość listów, not czy memoriałów (często poruszających zagadnienia najwyższej polityki), kierowanych do kancelarii wojskowej
cesarza i króla, do wspólnych ministrów, do obydwu premierów i innych instytucji, a podpisywanych przez arcyksięcia lub generała Conrada [von
Hotzendorfa]".

To rozszerzenie kompetencji wpływało bezpośrednio na powiększanie zakresu działania służb wywiadu Evidenzbureau oraz
Nachrichtenabteilung. "Głównym celem wywiadu - pisał później Walzel, wykorzystując zebrane przez siebie oraz Benedikta doświadczenia w
służbie wojennej Oddziału Informacyjnego AOK - powinno być nie tylko zdobywanie informacji dotyczących armii, lecz również skrupulatne
zaznajamianie głównodowodzącego z wszelkimi powiązaniami własnej armii z polityką zewnętrzną i wewnętrzną, której ultima ratio jest właśnie
wojna". Wywiad dostarczał informacje, które umożliwiały naczelnemu dowództwu nie tylko poznanie "siły rażenia obcych armii", ale także
położenia i problemów wewnętrznych, a przede wszystkim zorientowanie się w sytuacji zewnętrznej, panujących nastrojach wśród ludności na
obcych terenach, poznanie "sił", jakimi dysponowały poszczególne partie oraz "sprzeczności" występujących między nimi, źródła i sposoby ich
finansowania itd. Krótko mówiąc, głównodowodzący - konkludował Walzel - "musi znać wszystko, co jest związane z wrogim państwem. Musi także
śledzić i w p ł y w a ć [podkreśl. moje - R. Ś.] na wszelkie orientacje w krajach neutralnych, żeby móc rozszerzać lub ograniczać operacje
wojskowe. Powinien też bardzo dobrze znać stosunki wewnętrzne panujące u sojuszników, ale przede wszystkim powinien znać siły spajające, a
także rozsadzające własne państwo oraz materialne i duchowe uwarunkowania prowadzenia wojny".

Z ogromną uwagą śledzono w Oddziale Informacyjnym AOK rozwój wydarzeń na terenach polskich. Przedmiotem szczególnej troski pozostawały
Legiony Polskie. "Wielokrotnie zgłaszał się Piłsudski, rewolucjonista rosyjski, komendant Legionów u Hranilovica [von Czvetassin] - wspominał
Benedikt. - Pewnego razu Hranilovic [von Czvetassin] powiedział do mnie: 'Chciałbym go przygotować [fachowo], ale jest tak wspaniałym
człowiekiem, że go podziwiam i tak lubię słuchać tego, co do mnie mówi' ". Hranilovic [von Czvetassin] w ogóle poświęcał dużo uwagi sprawie
polskiej, "przecież - zaznaczał Walzel - do jego zadań należały Legiony Polskie. Wielokrotnie rozmawiał z Piłsudskim, często poruszano i
wymieniano poglądy dotyczące ogólnej idei państwowej Austrii oraz samodzielnej Polski. Przy całej swojej wytrwałości, jaką Hranilovic [von
Czvetassin] wykazywał pilnując interesów państwa, bardzo szanował polskiego patriotę, którego znaczenie właściwie ocenił". Opinie te pisane
były po latach i nie oddawały prawdziwych intencji władz wojskowych Austro-Węgier wobec ruchu polskiego.

Oddział Wywiadowczy przy 1 pułku piechoty Legionów Polskich podlegał pod względem operacyjnym bezpośrednio Piłsudskiemu, od którego
otrzymywał rozkazy i któremu meldowano o otrzymanych wiadomościach. Spełniał bardziej funkcje polityczne niż wojskowe, co nie podobało się
władzom austriackim. Naczelna Komenda Armii zamierzała uzależnić go od biur HK-Stelle albo związać ściślej z Departamentem Wojskowym
NKN, za pośrednictwem którego Nachrichtenabteilung AOK finansowała działalność oddziału.

W Oddziale Informacyjnym AOK planowano skoncentrowanie polskiej służby wywiadowczej przy Departamencie Wojskowym NKN. Na
wstępie gen. Höfer von Feldsturm 16 listopada 1914 powołał przy DW kurs dla wywiadowców, który następnie, w myśl rozkazu AOK z 17 grudnia
1914 r., przekształcono w szkołę wywiadowczą. Komendantem szkolenia został Zdzisław Szenk. Na oficera inspekcyjnego kursu wyznaczono
Rongego, któremu bezpośrednio podlegał wywiad Nachrichtenabteilung AOK, w tym wszystkie oddziały HK-Stelle. Polska służba wywiadowcza
przechodziła całkowicie na utrzymanie armii austro-węgierskiej. Przyjęta procedura wynikała z dotychczasowej zależności służbowej. Zarówno
bowiem Legiony Polskie, jak i Departament Wojskowy NKN cały czas były podporządkowane szefowi Oddziału Informacyjnego AOK.

Z Oddziałem Wywiadowczym w Zagórzu jego ekspozytura w Krakowie utrzymywała codzienną łączność za pośrednictwem kurierów, którzy
przywozili raporty wywiadowcze przeznaczone dla komendy 1 pułku piechoty Legionów, Departamentu Wojskowego NKN oraz dla Oddziału
Informacyjnego AOK. "Raporty te - notował Starzyński - musiałem [...] kopiować w dwóch, czasem trzech lub czterech egzemplarzach i przez
kurierów rozsyłać je pod właściwymi adresami. Wiadomości polityczne przesyłało się jedynie do władz polskich, wiadomości ściśle wojskowe, nie
dotyczące terenu na którym operował 1 pułk piechoty Leg[ionów], przesyłało się władzom austriackim w Cieszynie [tj. Oddziałowi Informacyjnemu
Naczelnej Komendy Armii - R. Ś.], za co uzyskiwało się od nich różne koncesje w dziedzinie uzbrojenia i wyekwipowania Legionów". Raporty dla 1
pułku piechoty Legionów szły za pośrednictwem filii ekspozytury w Zakopanem, którą prowadził Tytus Czaki. "Poza tym - wspominał dalej
Starzyński - szturmowałem o pieniądze na robotę wywiadowczą w Dep[artamencie] Wojsk[owym] NKN. Kierowniczka wydziału finansowego,
ob[ywatelka] Helena Radlińska mogła mi wypłacać jedynie za asygnatą ppłk. Sikorskiego, a szef Departamentu Wojskowego niechętnie dawał
pieniądze na robotę wywiadowczą. To doprowadziło w końcu do ostrego starcia między por. Jaworowskim a ppłk. Sikorskim, a ten ostatni
oświadczył mi, że więcej pieniędzy dawać nie będzie".

Powoli Oddział Wywiadowczy w Zagórzu tracił jednak sens istnienia jako klasyczna jednostka wywiadu. Podstawowe zadania wywiadowcze w
Królestwie Polskim i Rosji realizowała agentura oddziału HK-Stelle w Krakowie. Oddział Wywiadowczy w Zagórzu przejmował zadania polityczne.
Utrzymywał łączność z Polską Organizacją Wojskową, która prowadziła własny wywiad dla celów politycznych akcji w Królestwie. "Był to okres
konsolidacji stronnictw niepodległościowych po obu stronach frontu i rozrostu Polskiej Organizacji Wojskowej na terenie zajmowanym przez
Moskali - wspominała Szczerbińska. - Pracą tą kierował Komendant. Wobec zwartej linii bojowej i utrudnionego przedostawania się przez front
osób cywilnych - wszelka łączność z Warszawą została przerwana i wówczas łączność tę nawiązują kurierki Oddziału Wywiadowczego. Stają się
one jedynym łącznikiem między podzielonymi linią bojową ziemiami Polski".

W Nowym Sączu wydal Piłsudski rozkaz z datą 18 grudnia 1914 r. o przekształceniu 1 pułku piechoty na I Brygadę Legionów Polskich. Jednostka
wywiadu Jaworowskiego zmieniła nazwę na Oddział Wywiadowczy I Brygady. Niektórzy oficerowie oddziału przechodzili do służby liniowej I
Brygady (Stanisław Długosz, Janusz Dłużniakiewicz, Kazimierz Sawicki). Wraz z przeniesieniem Departamentu Wojskowego NKN do Królestwa
rozwiązano ekspozyturę Oddziału Wywiadowczego I Brygady w Krakowie (Roman Starzyński został przydzielony do batalionu uzupełniającego
kpt. Andrzeja Galicy, z którym wyruszył do Królestwa 6 1 1915 r.).

Departament Wojskowy NKN stał początkowo na stanowisku Piłsudskiego, dążącego do zdobycia względnej niezależności formacji legionowych
od władz wojskowych Austro-Węgier po wkroczeniu do Królestwa Polskiego i swobody ruchu polskiego. Do tego Sikorski dał się ponieść
osobistym ambicjom i uwierzył, że może samodzielnie reprezentować interesy Legionów Polskich wobec Naczelnej Komendy Armii. Zaczął
prowadzić własną politykę ścisłego podporządkowania Legionów stanowisku Austro-Węgier, traktując rozwiązanie austro-polskie jako optymalne
rozstrzygnięcie sprawy polskiej (aż do 1918 r.), gdy dla Piłsudskiego było ono jedynie jednym z wielu możliwych. NKN i jego Departament
Wojskowy miały stanowić przeciwwagę dla "socjalisty" Piłsudskiego.

Piłsudski postanowił sprawdzić te pogłoski. Chciał spędzić Święta Bożego Narodzenia w Nawsiu, gdzie 24 XII 1914 r. zatrzymał się w
drodze powrotnej z Wiednia. Przy stole wigilijnym powitalne przemówienie wygłosił Sikorski. "Cały ciężar inicjatywy wkroczenia strzelców do

18 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Królestwa - podkreślał - odważył się wziąć na siebie brygadier Piłsudski. Jego wola i czyn rozstrzygnęły wahania. Czcimy go za tę inicjatywę,
czcimy za nadzwyczajne prowadzenie Legionu w bój nieśmiertelny, za ochocze branie wszystkich trudów wojennych na swe barki". Słowa to
piękne, ale odnosiły się do przeszłości. Sikorski poważał Piłsudskiego, widząc w nim główną siłę polityczną obozu niepodległościowego. Myślał
jednakże o odegraniu samodzielnej roli w procesie wyzwolenia narodowego. Nie mógł otwarcie stanąć w Nawsiu przeciw Piłsudskiemu, któremu
żołnierze zgotowali dużą owację i wszyscy byli podekscytowani jego obecnością. Gotów był ostatecznie wspierać wysiłki Komendanta nad
rozbudową 1 pułku, a później I Brygady. Dla siebie rezerwował reprezentację polityczną Legionów.

Dość szybko atmosfera w Departamencie Wojskowym stała się niezdrowa, głównie na tle braku zdecydowania w polityce Austro-Węgier w
kwestii przyszłości Polski. "Chmury gęstniały nad śląskim niebem - wspominała Julia Świtalska - przygnębienie rosło, wieści o niepowodzeniach
wojennych docierały do każdego kąta, choć pieczołowicie ukrywane przez władze austriackie. Rosły też austriackie szykany. Całe długie tygodnie
patrzyliśmy, jak szły po śniegu szeregi szarych postaci, w butach i wysokich barankowych czapkach z kijem w ręku, odarci ze zdrowia i złudzeń, ze
zwątpieniem w sercach: to nasi, z wojska odchodzący młodzi inwalidzi, jako superrewidowani". Takie minorowe nastroje trapiły zwolenników
Komendanta. Sikorski natomiast nieprzerwanie szukał pozytywnych rozstrzygnięć dla swoich poczynań, realizowanych na bazie dotychczasowej
podległości politycznej i wojskowej Legionów Polskich. Miał do pomocy przede wszystkim Stanisława Kota, redaktora "Wiadomości Polskich",
oficjalnego wydawnictwa Departamentu Wojskowego. Austriacy nie ufali Piłsudskiemu, którego "obciążała" socjalistyczna przeszłość. "W
Jabłonkowie - wspominał Henryk Gruber - odczuliśmy wyraźnie, że wzrosła niechęć komendy austriackiej do Piłsudskiego, co opinia przypisuje
wpływom [Włodzimierza] Zagórskiego i Sikorskiego. Wiadomo, że stosunki Sikorskiego z komendą austriacką są bliskie, a cóż dopiero mówić o
Zagórskim. W atmosferze Jabłonkowa zaznacza się sentyment oficerów i żołnierzy dla Piłsudskiego, rosnący w miarę jak przenikają do nas
wiadomości o nim".

Zmiana w sytuacji militarnej na froncie wschodnim, możliwość zajęcia przez wojska niemieckie i austro-węgierskie całego Królestwa Polskiego
dawały nowy impuls dążeniom niepodległościowym. Władze austriackie zdecydowały o przeniesieniu działalności NKN do Królestwa,
koncentrując się na akcji Departamentu Wojskowego. "I nagle w tę szarzyznę zgryzoty i rozpaczy - wspominała Świtalska - padł jasny grom, wieść
radosna. Kongresówka wolna od Moskali!". W styczniu 1915 r. Departament Wojskowy został ulokowany w Sławkowie. "Kto z nas nie pamięta
Sławkowa - opisywała dalej tamte chwile żona Kazimierza Świtalskiego - Niebieskie, farbą pomalowane domki w rynku, kozy w błocie, domy w
błocie, my w błocie po kolana". I to ma "być Królestwo Polskie? Przecież u nas na Kresach nie ma takiego błota. I po to tyle ofiar, żeby zdobyć
takie Królestwo?" *[Podobne refleksje zawarł Paul von Hindenburg w opisie działań wojennych w Królestwie Polskim na jesieni 1914 r.:
"Wkraczamy do rosyjskiej Polski i w tejże chwili pakujemy się w to, co generał francuski, opisując przeżytą przezeń kampanię napoleońską zimą
1806, nazwał szczególnym elementem tutejszej wojny, a mianowicie - gnój! I to gnój pod każdą jego postacią, a więc nie tylko pod gołym niebem,
lecz także w tak zwanych mieszkaniach ludzkich i na samych ludziach. Przekroczywszy granicę, weszliśmy jak gdyby w inny świat. Mimo woli
cisnęło się pytanie: jak podobna, aby w środku Europy kamienie graniczne, dzielące Poznańskie i Polskę, odgraniczały tak krańcowo odmienne
stopnie kultury jednego i tego samego szczepu? W jakiej niedoli cielesnej, moralnej i materialnej pozostawiła kraj ten opieka państwowa rosyjska!
A jak mało pierwiastków cywilizacyjnych przeniknęło z polskiego wyrafinowania u góry w dolne warstwy, siłą powstrzymane w rozwoju!".]. Wiele z
tego sugestywnego obrazu było zapisem ówczesnej atmosfery niepewności i wyobcowania zwolenników ruchu Piłsudskiego.

Naczelna Komenda Armii zarządziła 2 lutego 1915 r. przeniesienie Departamentu Wojskowego do Piotrkowa. Przesunięto niemal wszystkie
agendy Departamentu Wojskowego. W transporcie dnia 21 lutego 1915 r. - wspominała Julia Świtalska - "z nami Departament Wojskowy i jego
szef, Władysław Sikorski. Jechaliśmy w głównej misji wyrabiania przychylnej opinii dla polskich formacji. Niech zobaczą to wojsko polskie. [...] W
Piotrkowie - pycha! Miasteczko czyste, kwatery szykowne, zwłaszcza nasza, na Piotrkowskiej ulicy, piękne trzy pokoje u pp. Bronikowskich, ludzi
serdecznych. Wokół tłum raczej obojętny, niż przyjazny, czy też wrogi. [...] Ale po jakimś czasie, rozkoszne niebo zaczęło się zasępiać, mimo że
tyle uroczych postaci zjechało do Piotrkowa, i że tak zasadniczo wesołością tryskało miasto, i praca była miła, i ludność zjednana. Nie były tyle
bolesne utarczki z Austriakami, co swary między nami, Polakami. Zrazu łagodne, zaogniały się, jątrzyły i męczyły nas".

W rezultacie umów austriacko-niemieckich z 9 i 10 stycznia 1915 r. rozgraniczono strefy okupacyjne w Królestwie Polskim. Administrację
wojskową terenu okupacji austro-węgierskiej podzielono na obszary etapowe 1 armii oraz 2 armii, którą w lutym 1915 r. zastąpiła 6 armia,
nazywana również grupą armijną von Kovessa.

Od lutego 1915 r. służbę wywiadu na obszarze działania 1 armii prowadził Główny Ośrodek Wywiadowczy w Jędrzejowie. Ośrodkiem kierował mjr
Gustaw von Iszkowski, drugim oficerem wywiadu był kpt. Władimir Nyczaj. Na obszarze etapowym 2 (6) armii powołano Główny Ośrodek
Wywiadowczy w Piotrkowie, którym zawiadywał ppłk. August von Turaau, mając do pomocy kpt. Zdenko Hofrichtera. Po trzech miesiącach oddział
HK-Stelle w Jędrzejowie został przeniesiony do Olkusza.

W tym czasie cały wywiad i kontrwywiad Biura Ewidencyjnego oraz Oddziału Informacyjnego AOK w sprawach polskich prowadziły dawne
placówki HK-Stelle w Galicji: w Krakowie, Lwowie i Przemyślu, a także nowe oddziały HK-Stelle na terenach okupowanych: w Piotrkowie i
Jędrzejowie (Olkuszu).

Z Głównym Ośrodkiem Wywiadowczym w Jędrzejowie, a następnie w Olkuszu współpracował Oddział Wywiadowczy przy Departamencie
Wojskowym NKN, utworzony 1 stycznia 1915 r. pod kierownictwem Zdzisława Szenka. Rozgraniczono zakres kompetencji między
Oddziałem Wywiadowczym I Brygady, "by stworzyć w ten sposób nie konkurencję", a "współdziałanie oparte na podziale pracy". W
Departamencie Wojskowym NKN przyjmowano, że Oddział Wywiadowczy I Brygady "zajmował się jedynie wywiadami taktycznymi na linii bojowej".
A więc niejako w uzupełnieniu tych prac komendant Oddziału Wywiadowczego DW NKN otrzymał instrukcję podjęcia następujących czynności:
1.) zorganizowania "oddziału wywiadu defensywnych na tyłach armii sprzymierzonych, tj. wyszukiwanie sieci szpiegowskiej, dróg, którymi ciągle
istnieje komunikacja z Warszawą, używana jedynie do agitacji moskalofilskiej oraz szpiegostwa, wreszcie wyszukiwanie i badanie działalności
ludzi, którzy nie będąc szpiegami wojskowymi, niemniej przeto działają jawnie lub skrycie na korzyść Rosji" oraz 2.) zorganizowania "służby
wywiadowczej ofensywnej, mając na celu jedynie wywiady strategiczne, tj. poza linią bojową, na tyłach armii rosyjskiej, na jej liniach etapowych i
wewnątrz samej Rosji dla badania nowych formacji wojsk, działalności intendentury, prowiantury itd." Najwięcej uwagi poświęcano sprawom
kontrwywiadowczym, gdzie odnotowano kilka sukcesów w tropieniu szpiegów rosyjskich. Rezultaty drugiego kierunku prac były bardzo skromne.
Wysłano wprawdzie za linię frontu kilkanaście osób do przeprowadzenia wywiadów, stworzenia sieci wywiadowczej i przygotowania akcji
dywersyjnych na tyłach armii rosyjskiej, ale nie uzyskano zwrotnych informacji o podjętych zadaniach.

Oddział Wywiadowczy przy Departamencie Wojskowym NKN kontaktował się z Oddziałem Wywiadowczym I Brygady, ale nie podejmowano
współpracy operacyjnej. Ograniczano się do wymiany korespondencji. Z Zagórza wysyłano kopie raportów wywiadowczych przedkładanych
austriackim władzom wojskowym, w tym również pisane przez Piłsudskiego.

Dla Komendanta Oddział Wywiadowczy I Brygady stanowił przede wszystkim narzędzie działań politycznych, którego nie chciał utracić. Jego
członkowie zajmowali się działalnością polityczno-kurierską, w myśl otrzymywanych dyrektyw z Komendy I Brygady. Emisariusze Oddziału
Wywiadowczego w Zagórzu, wykonujący tylko formalnie zadania wywiadowcze, zapewniali bieżący kontakt z tworzonym zapleczem politycznym za
linią frontu, głównie w Warszawie.

Nie godził się z tym Sikorski, który chciał zbudować swoją własną pozycję polityczną w układzie stosunków polsko-austriackich, w oparciu o
Departament Wojskowy NKN. Szef Departamentu Wojskowego NKN skarżył się Jaworskiemu oraz Naczelnej Komendzie Armii w Cieszynie na

19 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

działalność Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Chciał, aby stronnictwa niepodległościowe w Królestwie Polskim dały natychmiast ochotników do
Legionów - inaczej niż Piłsudski, który prowadził akcję "utrudnienia rekrutacji" legionowej. Biuro wywiadowcze w Zagórzu, trzymające się instrukcji
Komendanta, oddziaływało w tym kierunku, aby zgodę na powiększenie formacji legionowych uzależnić od otrzymania ustępstw politycznych dla
Królestwa Polskiego ze strony władz Austro-Węgier. Sikorski, występując przeciwko Oddziałowi Wywiadowczemu I Brygady, argumentował, że
wkraczał on w kompetencje Departamentu Wojskowego NKN, podkopywał jego powagę, prowadził "robotę partyjną", a nawet podsuwał "fałszywe"
raporty wywiadowcze. "Z reguły brzydzę się używaniem podstępów i chytrych dróg - donosił 16 II 1915 r. Jaworskiemu. - Dlatego cała moja
natura wzdryga się na samą myśl przemycania naszych poważnych reprezentantów jako wywiadowców. Niestety bowiem na razie tak się sprawy
mają, że jedynie tylko szpiedzy czy wywiadowcy cieszą się swobodą ruchów na terenie Królestwa. Tak więc Oddział Wywiadowczy w Zagórzu
może mieć większą swobodę ruchów od Dep[artamentu] Wojsko[wego], Ułatwia mu to znakomicie jego partyjne akcje, a że niektórzy z delegatów,
jak [Jędrzej] Mor[aczewski], porozumiewają się tylko z Zagórzem, więc też nasza akcja, jako Dep[artamentu] Wojsk[owego], jest niesłychanie
utrudniona. [...] Ponieważ na razie, niestety, za Zagórzem i Mor[aczewskim] stoi Piłsudski, pomimo pozornej przychylności dla D[epartamentu]
W[ojskowego], więc sytuacja tym bardziej jest skomplikowana i trudna". Sikorski przemilczał fakt, że podległy mu Oddział Wywiadowczy zajmował
się w zasadzie zwalczaniem przeciwników politycznych. Jaworski inaczej pojmował zagadnienie stosunków z Piłsudskim. "Ma wojsko - zauważył
wówczas - Jak ważną jest rzeczą trzymać go i, o ile można, wpływać na niego".

Nic więc dziwnego, że w Nachrichtenabteilung AOK myślano o rozwiązaniu polskiej służby wywiadowczej, jako nieefektywnej i mało przydatnej.
Zaniepokojenie Piłsudskiego wywołała decyzja Hranilovica von Czvetassin o pozostawieniu Oddziału Wywiadowczego I Brygady w Zagórzu, gdy
szykowano się do przemieszczenia pułków legionowych. Komendant postanowił interweniować u Hranilovica von Czvetassin, wykorzystując za
pretekst sprawę nominacji oficerskich dla swojego Oddziału Wywiadowczego, pominiętych w propozycjach dla całej I Brygady, które przesłał 19
lutego 1915 r. do Naczelnej Komendy Armii. "Nie uregulowaną jest w tym przedstawieniu [do nominacji oficerskich] - zwracał się w liście z 19 II
1915 r. do szefa Oddziału Informacyjnego AOK - sprawa biura wywiadowczego w Zagórzu oraz prace moich oficerów, przedsiębrane przeze mnie
za pośrednictwem biura na terenie dotąd przez Rosjan okupowanym. Sprawy te, moim zdaniem, wymagają specjalnego omówienia z Panem,
Panie Pułkowniku, gdyż bez tego moje oddziaływanie, które uważam za konieczne, na tę pracę nabiera charakteru wyjścia poza ważną sferę
kompetencji mi wyznaczoną. Dlatego też proszę Pana Pułkownika wyznaczyć mi telegraficznie dzień, na który mógłbym przyjechać do Cieszyna,
by w tej sprawie z Panem rozmówić się". Nie ma informacji, czy spotkanie to odbyło się.

Narastał konflikt między Oddziałem Wywiadowczym przy Departamencie Wojskowym NKN a Oddziałem Wywiadowczym I Brygady. Rajmund
Jaworowski i Adam Skwarczyński zrzekli się nawet pomocy finansowej Departamentu Wojskowego NKN na prowadzenie wywiadu za linią frontu
przez Oddział Wywiadowczy w Zagórzu, wysuwając argument złego rozdysponowania pieniędzy otrzymanych z Naczelnej Komendy Armii w
Cieszynie (z dotacji 10 000 rubli Oddział Wywiadowczy I Brygady miał dostać 3 000 rubli, a resztę zatrzymał Oddział Wywiadowczy przy
Departamencie Wojskowym NKN).

Po wypoczynku w Kętach I Brygada została przetransportowana na pozycje nad Nidą, od 27 lutego 1915 r. wchodziła w skład 1 armii austriackiej
gen. Dankla. W drodze na nowe pozycje Piłsudski przyjechał do Zagórza dla dokonania inspekcji Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Komendant
wydał 1 marca 1915 r. wewnętrzny rozkaz, zawierający ocenę dotychczasowej działalności oddziału oraz główne wytyczne dla jego dalszej pracy.
Podkreślał szczególnie i polecał "utrzymać nadal we wzmocnionym stopniu w całej pracy polityczną stronę roboty, która to część wysiłków jedynie
daje etyczne wytłumaczenie całej instytucji". W pracy Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu stała się wyczuwalna nerwowość i niepewność jego
przyszłości, co wiązano z ogólnym zagadnieniem dalszego istnienia Legionów Polskich.

Komendant dążył do ograniczenia roli Oddziału Wywiadowczego przy Departamencie Wojskowym NKN. Myślał, aby w ogóle zaprzestał on
działalności wywiadowczej. Sosnkowski miał już nawet osiągnąć porozumienie w tej kwestii, ale Sikorski nie przestrzegał zawartej umowy.
Uregulowanie "sprawy ustanowiło, że wy przy Departamencie [Wojskowym NKN] - Piłsudski wypominał Sikorskiemu w liście z 3 III 19.15 r. -
prowadzić żadnej roboty wywiadowczej nie będziecie", co było "ze wszech miar wskazane". Wzajemne oskarżenia o posługiwanie się aparatem
wywiadu w celach politycznych odnosiło skutek odwrotny od zamierzonego, wywołując w efekcie negatywną reakcję Oddziału Wywiadowczego
Naczelnej Komendy Armii.

W Nachrichtenabteilung AOK stawiano na współpracę z Oddziałem Wywiadowczym w Piotrkowie. Iszkowski, któremu polecono nadzorować
polskie służby wywiadowcze, przywiązywał głównie wagę do działań kontrwywiadu Oddziału Wywiadowczego I Brygady oraz Oddziału
Wywiadowczego przy Departamencie Wojskowym NKN. Z propozycją ścisłej współpracy w tych sprawach zwrócił się 26 marca 1915 r. do
Departamentu Wojskowego NKN. "Głównym zadaniem jest - informował - przez nas zajętą część Polski czym prędzej od wszystkich rosyjskich
szpiegów, emisariuszy etc. oczyścić. Wobec tego, że ta robota i w bezpośrednim interesie każdego Polaka leży, myślę, żeby po kraju rozdzieleni
oficerowie Legionów, szczególnie ci, którzy w służbie wywiadowczej pracują, dużo pomóc mogli, bo oni naturalnie w znacznie bliższym kontakcie z
ludnością stoją, niż moi urzędnicy". Prosił o składanie poufnych doniesień w tych sprawach wraz z informacjami co do "politycznego
usposobienia" opinii publicznej. Departament Wojskowy NKN przyjął ofertę współpracy wywiadowczej Iszkowskiego. O poprawne kontakty z
wywiadem austro-węgierskim zabiegał szczególnie Sikorski. "Departamentowi Wojskowemu - zwracał się do współpracowników Oddziału
Wywiadowczego przy Departamencie Wojskowym NKN - zależy [...] na dobrych stosunkach z majorem Sztabu [Generalnego] G[ustawem]
Iszkowskim w Jędrzejowie - wpływowym w sferach wojskowych przyjacielem Legionów. Wszyty reprezentanci D[epartamentu] W[ojskowego]
udzielą mu zatem w razie potrzeby swej pomocy".

Wydany w związku z tym okólnik do mężów zaufania Departamentu Wojskowego NKN w sprawie zwalczania pozostawionej w Królestwie
Polskim sieci tajnych współpracowników wywiadu rosyjskiego zawiera niezwykle cenną, niemal podręcznikową instrukcję znoszenia obcych
wpływów przez wykorzystanie działań wywiadowczych. "Władze rosyjskie ustępując - pisano - zorganizowały starannie służbę informacyjną tak w
zakresie politycznym, jak i wojskowym, zapewniły sobie również w p ł y w y [podkreśl. moje - R. Ś.] przez ustanowienie odpowiednich ciał na czas
swej nieobecności. Czynniki owe ujęły częściowo w ręce życie polityczne ludności, trzymając ją terrorem i pogróżkami w ciągłej wierze, że
Rosjanie wrócą, w posłuszeństwie dla nieobecnych i w niechęci dla ruchu antyrosyjskiego. Nawet sfery życzliwe nam, skrępowane są w
uzewnętrznieniu swych sympatii i udzielaniu nam pomocy przez świadomość, że są kontrolowane". Niewidoczny mechanizmem dezinformacji i
zewnętrznego oddziaływania politycznego opierał się na powołanych w tym celu strukturach wywiadowczych oraz dawnych układach władzy
rosyjskiej. "Obowiązkiem naszym jest - głosiła dalej instrukcja - wytężyć wszystkie siły, by zniszczyć sieć zaufańców, stworzoną przez
Rosjan, wyśledzić ich szpiegów i agentów, tak wojskowych, jak i politycznych. Postępować należy w tym celu nader ostrożnie, by nie spłoszyć ich
czujności, tak zręcznie zbierać wiadomości, by nie zauważono, iż z naszej strony prowadzi się w tym kierunku akcję planową". Do identyfikacji
rosyjskiej sieci wywiadowczej prowadziły następujące działania: 1.) ustalenie źródeł (osób), "skąd wychodzą wieści niepokojące, mogące szerzyć
panikę, o wypadkach wojennych, o powrocie Rosjan": 2.) wychwytywać "wszelkie objawy agitacji za dotrzymaniem wierności Rosjanom, za
hamowaniem sympatii dla Legionów [Polskich] i Austrii"; 3.) dochodzenie źródeł, "skąd wychodzą zapewnienia o dobrodziejstwach Rosji, jej
rzekomych zwycięstwach, o konieczności jej zwycięstwa dla sprawy polskiej, o rzekomych klęskach wojsk sprzymierzonych": 4.) obserwację,
"skąd i w jakiej formie wychodzi nacisk, by przestrzegać nakazów i rozporządzeń rosyjskich", ustalenie, "kto dba głównie o pielęgnowanie
autorytetu państwowego Rosji, objawiające się w szacunku dla języka, kalendarium i symboli rosyjskich": 5.) badanie, "kto
konspiracyjnie przestrzega interesów skarbowych i archiwalnych rosyjskich, kto czuwa nad przechowywaniem majątków, zbiorów i dokumentów
rosyjskich"; 6.) ustalenie, "do jakich osób ze sfer wyższych i niższych Rosjanie za czasów ostatniego pobytu najwięcej okazywali zaufania, komu
ewentualnie mogli pozostawić zlecenia do wypełnienia"; 7.) dochodzenie, "czym się trudnią i gdzie się zbierają tutejsi Rosjanie", ustalenie ich
nazwisk i adresów; 8.) dopytywanie się, "czym się trudnią i z czego żyją pozostawieni tu byli urzędnicy rosyjscy i służba gubernialna", jak również
ustalenie, "w jakich sferach się obracają i na co uwagę zwracają"; 9.) wyśledzenie sposobów "komunikowania się tutejszych czynników z

20 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Warszawą i ewentualnie władzami rosyjskimi"; 10.) poszukiwania rosyjskich żandarmów, strażników oraz urzędników kolejowych; 11.) uzyskanie
wiadomości o aktualnej działalności pisarzy gminnych; 12.) zbieranie informacji o osobach, które w miejscowej opinii publicznej uważane były "za
najbardziej niebezpieczne dla naszego ruchu, za najbardziej oddane Rosjanom", wśród których dopatrywano się "szpiegów i obserwatorów"
dawnej władzy. Wyniki obserwacji i ustaleń, zrobionych według naszkicowanego schematu dochodzeniowego "mężowie zaufania" i "emisariusze"
Departamentu Wojskowego NKN obowiązani byli składać w formie raportów "ogólnopolitycznych" do Oddziału Wywiadowczego w
Piotrkowie, pierwsi - raz na dwa tygodnie, a drudzy - co tydzień.

Zebrane informacje miały umożliwić rozpoznanie wpływowych rosyjskich grup i ustalenie kręgów osób, wśród których działała rosyjska agentura.
Dalsze dochodzenie przejmowały służby wywiadu, przede wszystkim austro-węgierskie. "Rosyjski wywiad nie ustawał w wysiłkach - wspominał
Ronge - rozpinając swe sieci na wszystkie strony". [...] Prezes Naczelnego Komitetu Narodowego, [Władysław Leopold] Jaworski, przekazał
pismo sekcji wojskowej polskiego legionu [tj. Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego w Piotrkowie - R. Ś.], w którym
przedstawiono nasycenie zajętych rosyjsko-polskich terenów szpiegami i agentami Ochrany, radzono bezwzględnie usunąć wszystkich działaczy
samorządowych ze stanowisk kierowniczych i wystąpić przeciw rusofilskim wichrzeniom".

Ostatecznie gen. Höfer von Feldsturm zarządził 25 marca 1915 r. rozwiązanie Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Nie oznaczało to wszakże
całkowitego zerwania kontaktów wywiadowczych. Utrzymywano je głównie za pośrednictwem Iszkowskiego. Departament Wojskowy NKN ze
swoim Oddziałem Wywiadowczym tylko pozornie znalazł się w lepszej pozycji wobec Naczelnej Komendy Armii. Najlepiej zagadnienie to ujął
Jaworski: "Pyta się mnie Sikorski - notował w Diariuszu - która Austria jest prawdziwa? Ta, która Piłsudskiego wywyższa w Jędrzejowie [tzn.
Iszkowskiego, który reprezentował miejscowe HK-Stelle - R. Ś.], czy ta, która nam robi ciągle złośliwości [tj. Hranilovića von Czvetassin,
reprezentującego Nachrichtenabteilung AOK]?".

W tym czasie I Brygada brała udział w walkach pozycyjnych nad Nidą, w ramach działań II korpusu austriackiego, podlegając bezpośrednio jego 4
dywizji piechoty (3 III - 10 V 1915). Piłsudski zluzował 99 pułk piechoty austriackiej i objął obronę pozycji u ujścia Mierzawy do Nidy.
Utrudnienie komunikacji z Oddziałem Wywiadowczym w Zagórzu spowodowało opóźnienie wykonania otrzymanego rozporządzenia AOK. Z
rozkazu Piłsudskiego 13 kwietnia 1915 r. komendę oddziału przejął Sławek. Następca Jaworowskiego otrzymał dyspozycję przygotowania
likwidacji Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Około 21 kwietnia 1915 r. Piłsudski polecił Sławkowi przystąpić do "likwidacji stopniowej" biura
wywiadowczego w Zagórzu. Pertraktacje w tej sprawie z austro-węgierskimi władzami wojskowymi miał przeprowadzić Jaworowski. Sławkowi
towarzyszył w Piotrkowie Adam Skwarczyński, jako dotychczasowy zastępca kierownika Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Likwidacja oddziału
spowodowała zerwanie łączności Piłsudskiego z Warszawą. Jednocześnie Komendantowi została ograniczona "swoboda wydawania marszrut",
przez "nakaz meldowania o każdym takim fakcie" do przełożonych władz wojskowych, co w zamyśle inicjatorów tego kroku miało mu utrudnić
komunikację ze swoimi zwolennikami poza linią frontu.

Sławek pozostał w Piotrkowie do końca maja 1915 r., pełniąc formalnie funkcję likwidatora Oddziału Wywiadowczego I Brygady. W
rzeczywistości prowadził działalność polityczną. Przyjmował raporty kurierów wysłanych wcześniej przez front i kierował akcją Piłsudskiego w
Królestwie. Pomagał mu Julian Stachiewicz, oddelegowany przez Komendanta do pracy w Departamencie Wojskowym NKN. "Wicz" odgrywał
faktycznie rolę łącznika między I Brygadą a Departamentem Wojskowym NKN. Utrzymywał również kontakt z Zagórskim. Po zamknięciu spraw
Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu Sławek wrócił 30 maja 1915 r. do Komendy I Brygady, gdzie pozostał już na stałe przy Piłsudskim (wyjeżdżał
w krótkich misjach, przeważnie do Piotrkowa, jak np. 31 V 1915, a później do Warszawy).

W ten sposób kończyła się formalnie i faktycznie operacyjna współpraca wywiadowcza Piłsudskiego ze sztabami austriackim i niemieckim.
Wyczerpała się ostatecznie formuła prowadzenia wywiadu wojskowego jako rękojmi względnej swobody działań politycznych. Do tej pory była to
wręcz konieczność - dla władz wojskowych Austro-Węgier i Niemiec forma trzymania w ryzach polskiego ruchu niepodległościowego. Bez
poparcia austriackiego i niemieckiego byłby Piłsudski pozbawiony praktycznych możliwości działania. Otwierał się nowy okres prac politycznych w
Królestwie. Zarówno Piłsudski, jak i okupanci potrzebowali teraz innych atrybutów władzy i narzędzi posłuchu, dla zbudowania i ugruntowania
własnych pozycji w nowych układach politycznych na ziemiach polskich. "Niechybnie przeskok jest duży - analizował Piłsudski położenie kwestii
polskiej w liście z 27 III 1915 r. do Jaworskiego - gdy się porówna pierwociny ruchu wojskowego polskiego z tym, co się dzieje obecnie; niechybnie
wspólne usiłowania wojska i polityki potrafiły wydźwignąć sprawę polską z tej przepaści niebytu, w której dotąd spoczywała; niechybnie na swoje
usprawiedliwienie znaleźć możemy mnóstwo argumentów i przeszkód bardzo poważnych - niechybnie jednak stoimy prawie równie bezsilni, jak to
było na początku wojny, gdyż te parę miesięcy ludzi [w Legionach Polskich - R. Ś.], bezstronnie mówiąc, wielkiego znaczenia realnego nie
posiada. Jest to raczej demonstracja i to demonstracja nie najsilniejsza".

Po rozwiązaniu Oddziału Wywiadowczego I Brygady znalazła przypadkowo swój finał sprawa Korna-Wysznarskiego. Wśród oficerów Oddziału
Wywiadowczego I Brygady cieszył się już od dawna złą opinią służbową. Specjalnymi względami darzyły go natomiast kobiety, wśród których
zawarł wiele bliskich znajomości. Miał opinię przystojnego mężczyzny. Dysponował zawsze pieniędzmi. Nienagannie skrojony mundur u
prywatnego krawca pogłębiał te wrażenia.

Jaworowski zeznał później, że Korn-Wysznarski kontaktował się z Leo Szalayem, konfidentem Ochrany w 1 armii austriackiej, aresztowanym i
internowanym w Obershollbrunn na początku 1915 r. W związku z tym w Oddziale Wywiadowczym w Zagórzu podejrzewano, że Korn-Wysznarski
był również konfidentem rosyjskim. Wreszcie 8 maja 1915 r. Sławek wręczył mu rozkaz zwolnienia ze służby w Legionach Polskich.

Korn-Wysznarski wyjechał do Wiednia, gdzie 11 maja zatrzymał się w Hotelu Monopol przy VI Mariahilfstrase 81 (pokój nr 39). Przy tej samej
ulicy, pod numerem 35, mieszkała Edith Kephalides (ur. 1888), która uczyła się śpiewu w Wiedniu. Pochodziła z Opola, mieszkała na stałe w
Katowicach, jej ojciec, Georg Kephalides był emerytowanym inspektorem ubezpieczeniowym. Poznała Korna-Wysznarskiego w Katowicach w
listopadzie 1914 r. Utrzymywała z nim potem bliskie stosunki. Spotykali się w Katowicach, a później w Wiedniu. Przyjechała do Wiednia 10
kwietnia 1915 r. Korn-Wysznarski pożegnał się z nią 13 maja, twierdząc, że "przez dłuższy czas nie otrzyma od niego wiadomości".

Zgubił Korna-Wysznarskiego mundur austriackiego oficera ułanów, uszyty w Krakowie przez krawca wojskowego, Jakoba Kasernika (był u
niego w zakładzie 27 II i 9 III 1915). Po przyjeździe do Wiednia w jednym z zakładów krawieckich kazał sobie przyszyć gwiazdki kapitańskie do
tego munduru. Ale już 17 maja 1915 r. ubrany był w mundur polskiego ułana z dystynkcjami rotmistrza, czym wydał się podejrzany miejscowemu
krawcowi, pamiętającemu naszywanie gwiazdek oficerskich na inny uniform. Krawiec ten był jednocześnie "zaufanym człowiekiem wiedeńskiej
Dyrekcji Policji", toteż natychmiast doprowadził do zatrzymania Korna-Wysznarskiego przez dwóch oficerów austriackich przebywających wtedy w
hotelu. Zatrzymany poprosił o możliwość skorzystania z toalety. Tam usiłował popełnić samobójstwo, strzelając sobie w głowę z browninga. W
bardzo ciężkim stanie odwieziono go do pobliskiego szpitala, gdzie zmarł jeszcze tego samego dnia. Na krótko przed śmiercią wyznał, że
faktycznie był oficerem legionowym przy niedawno rozwiązanym Oddziale Wywiadowczym Jaworowskiego.

Do hotelu przysłano natychmiast specjalną komisję śledczą. Przeszukano ubikację. W rurze odpływowej toalety znaleziono czternaście
banknotów tysiąckoronowych oraz bardzo dużo banknotów rublowych, a także kilka notatek, czego Korn-Wysznarski chciał się pozbyć, wrzucając
do muszli klozetowej i spuszczając wodę. Na wyciągniętych kartkach były zapisane przez niego adresy dwóch kobiet: "Zofia Wiśniowiecka
(Wiedeń, Kraków, Kocmyrzów)" i "Jadwiga Klempińska de Gnaszyna". "Wiśniowiecka" ("Anna Wiśniowiecka") była pseudonimem Zofii Zawiszanki
w Oddziale Wywiadowczym I Brygady, gdzie razem z Konstancją Klempińską, używającą pseudonimu "Jadwiga Zaleska" ("Hedwig"), służyła pod
rozkazami Jaworowskiego i Korna-Wysznarskiego. Od razu padło podejrzenie, że wymienione kobiety były wspólniczkami zdemaskowanego

21 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

szpiega. Edith Kephalides aresztowano 17 maja 1915 r.

W pokoju hotelowym Korna-Wysznarskiego przeprowadzono rewizję. Znaleziono - jak odnotowano w protokole - "kilka mundurów austriackich i
odznaczeń, kilka prawdopodobnie sfałszowanych otwartych rozkazów, okładkę na legitymację na nazwisko 'królewsko węgierski rotmistrz dr
Georg hrabia von Wysznarski' " oraz kawałek żółtego płótna z carskim orłem i [oznaczonym - R. Ś.] numerem 474, takim, jakim legitymują się
rosyjscy funkcjonariusze, będący w służbie Ochrany. Zajęto też sporo złotych monet rosyjskich oraz pokaźną ilość austriackich banknotów". Nie
ulegało wątpliwości, że pozostawał w służbie Ochrany. Posługiwał się legitymacją powszechnie używaną przez wysokich funkcjonariuszy tajnej
służby rosyjskiej. Podawał się również za węgierskiego nadporucznika Arpada Barcsaya. Ubierał się w różne mundury, wcielał się w różne
postacie. Ślady jego działalności prowadziły do Krakowa i Zagórza.

Sprawę zamierzano zatuszować w Legionach. Przez wiele miesięcy w sztabie Oddziału Wywiadowczego znajdował się agent Ochrany.
Obracał się w kręgu osób bliskich Piłsudskiemu. Ochrana mogła dysponować informacjami, pochodzącymi z kręgu tych osób, niemal z pierwszej
ręki. Reperkusje sprawy ciągnęły się jeszcze długo. Śledztwo wykazało, że Korn-Wysznarski utrzymywał bardzo bliski kontakt z następującymi
osobami: Walery Sławek ("oficer Legionów w Piotrkowie" - odnotowano w protokole policyjnym), Stanisław Hempel ("pseudonim 'Waligóra',
legionista zamieszkały w Sosnowcu"), N. Balziegerowa ("starsza pani" z Dąbrowy Górniczej), Aleksandra Szczerbińska ("zamieszkała w
Dąbrowie [Górniczej] przy ulicy Klubowej Nr 27"), a także agentki placówki wywiadu w Zagórzu: Zofia Zawiszanka ("pseudonim 'Anna
Wiśniowiecka', ziemianka z Gorzyc pod Kocmyrzowem", przebywająca w Piotrkowie) i Konstancja Klempińska de Gnaszyna ("zamieszkała u
swojego krewnego N. Fischera, zawiadowcy kolei"). Śledztwo prowadził równolegle niemiecki kontrwywiad Abteilung III B. W związku ze sprawą
Korna-Wysznarskiego cztery osoby z Oddziału Wywiadowczego I Brygady Legionów Polskich, Hempel, Szczerbińska, Zawisza i
Klempińska, znalazły się w centralnym wykazie ewidencyjnym Oddziału Informacyjnego AOK, prowadzonym dla osób aresztowanych i
poszukiwanych pod zarzutem szpiegostwa przeciw Austro-Węgrom oraz inne przestępstwa wojenne.

Służby wywiadu na terenach zajętych przez wojska niemieckie i austro-węgierskie w Królestwie Polskim zostały ostatecznie scentralizowane i
podporządkowane władzom okupacyjnym. Naczelna Komenda Armii 17 maja 1915 r. powołała dwa Wojskowe Gubernatorstwa: w Piotrkowie dla
dotychczasowego obszaru etapowego 6 armii (powiaty: Radomsko, Piotrków, Opoczno, Końskie i enklawa Jasna Góra) oraz w Kielcach, z
tymczasową siedzibą w Miechowie (Dąbrowa Górnicza, Olkusz, Miechów, Włoszczowa, Jędrzejów, Pińczów, Busko, Kielce). Rozkazem z 25
czerwca 1915 r. Conrad von Hötzendorf odwołał ppłk. Augusta von Turnau, powierzając kierownictwo placówki HK-Stelle przy Gubernatorstwie
Wojskowym w Piotrkowie jej dotychczasowemu zastępcy, mjr. Hofrichterowi. Później drugim oficerem wywiadu oddziału piotrkowskiego HK-Stelle
został mjr Friedrich Löffler. Ośrodek wywiadu w Olkuszu podporządkowano Gubernatorstwu Wojskowemu w Kielcach i tymczasowo przeniesiono
do Miechowa. Kierował nim dalej Iszkowski. Wreszcie 25 sierpnia 1915 utworzono Wojskowe Generał-Gubernatorstwo w Polsce, od 1 września
1915 z siedzibą w Kielcach, a od 1 października 1915 r. w Lublinie. HK-Stelle w Kielcach przekształcono w Oddział Informacyjny Wojskowego
Generał Gubernatorstwa w Polsce, pod kierownictwem Iszkowskiego, awansowanego na podpułkownika korpusu Sztabu Generalnego. Szefowi
NA MGG podporządkowano również oddział HK-Stelle w Piotrkowie. Prawdopodobnie rozwiązano wtedy Oddział Wywiadowczy przy
Departamencie Wojskowym NKN. W ten sposób przestała istnieć odrębna polska służba wywiadowcza przy armii austro-węgierskiej. Zadania
defensywy politycznej w Królestwie Polskim przejęły całkowicie agendy Nachrichtenabteilung AOK pod okupacją austro-węgierską oraz Abteilung
III B, za pośrednictwem służb Feldpolizei na niemieckich terenach okupowanych.

Po przeniesieniu siedziby austro-węgierskiego gubernatorstwa do Lublina powołano w miejsce dawnych Głównych Ośrodków Wywiadowczych
ekspozytury Oddziału Informacyjnego Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Kielcach, pod kierownictwem Hofrichtera, i Piotrkowie, z Lofflerem
jako szefem placówki.

Oddziałem Informacyjnym MGG kierował oficer Sztabu Generalnego (na wiosnę 1916 r ppłk. Gustawa von Iszkowskiego zastąpił mjr Vinzenz
Haużvić), podległy bezpośrednio szefowi Nachrichtenabteilung AOK (płk Oskar von Hranilovic-Czvetassin, od 10 IV 1917 ppłk. Maximilian
Ronge). Do zadań NA MGG należał początkowo kontrwywiad oraz składanie raportów dotyczących spraw wojskowych. Oddział Informacyjny
posiadał do tego celu własnych urzędników policji, a w większych miastach eksponowanych oficerów wywiadu. W miarę jak działania
kontrwywiadowcze zaczęły tracić na znaczeniu, wydział wywiadowczy Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie zaczął zajmować się w
coraz większym stopniu obserwacją procesów politycznych w Królestwie Polskim, pełniąc właściwie rolę policji politycznej.

Dylematy rzeczywistości okupacyjnej

Wojna przedłużała się. Pierwsze miesiące walk na frontach nie przyniosły rozstrzygnięcia, jak pierwotnie zakładano w sztabach armii austro-
węgierskiej i niemieckiej. Zainicjowane przez Niemcy oraz Austro-Węgry plany zrewoltowania Rosji dopiero później wywołały cały szereg
wydarzeń o znaczeniu historycznym. Główną część tych zamierzeń stanowiło wówczas wspieranie polskiej irredenty, czyli dążeń do odbudowy
państwa polskiego, powiązanego z cesarskimi Niemcami i Austro-Węgrami. Ruch insurekcyjny, którego głównym liderem był Piłsudski, w ramach
Legionów Polskich oraz polskiej Organizacji Narodowej, stał się na krótki czas jednym z nośników programu zrewolucjonizowania i rozbicia od
wewnątrz imperium carskiego przez przeciwstawienie się dotychczasowej władzy na zasadach antyrosyjskiego powstania narodowego,
sięgającego korzeniami do tradycji zrywów z lat 1830-1831, 1863-1864 i 1904-1905.

Władze okupacyjne nie potrzebowały już powiązań wywiadowczych z ruchem niepodległościowym, aby sprawować kontrolę na zajętych
ziemiach polskich zaboru rosyjskiego, jak to miało miejsce w przeszłości przy kontaktach z Piłsudskim. Jednakże konsekwencje polityczne
dotychczasowej współpracy ciągnęły się jeszcze wiele lat. W bliższej perspektywie rzutowały bezpośrednio na stosunki polityczne w Królestwie
Polskim do zakończenia wojny w 1918 r.

Piłsudskiemu chodziło teraz o wywalczenie w Królestwie Polskim możliwie największych ustępstw politycznych od władz okupacyjnych Austro-
Węgier i Niemiec i stworzenie warunków umożliwiających w przyszłości mobilizację armii narodowej. Nowym instrumentem w działaniach
politycznych wobec władz okupacyjnych miała być Polska Organizacja Wojskowa. Od maja 1915 r. Komendanta zajmowała szczególnie sprawa
rozbudowy samodzielnego ruchu zbrojnego w Warszawie w oparciu o POW, w którym zainteresowane były władze wojskowe.

Cel Polskiej Organizacji Wojskowej pozostawał niezmienny w ciągu całego okresu istnienia - walka zbrojna o niepodległość Polski. W swej treści
zawierał postulat integralnej niepodległości państwa polskiego, niezawisłego w stosunku do wszystkich zaborców. Przede wszystkim jednak
POW była instrumentem działania obozu Piłsudskiego wobec Niemiec, w mniejszym stopniu wobec Austro-Węgier. Nie oznaczało to bynajmniej
podjęcia bezpośredniej i otwartej walki z okupantami (nawet w perspektywie). W ogóle zagadnienie "walki" odkładano na przyszłość. W
założeniach kierownictwa POW była organizacją konspiracyjną o charakterze przygotowawczym (do wiosny 1918). Miała przygotować pod
względem polityczno-wojskowym przyszły teren walki, w myśl powstańczych koncepcji Piłsudskiego. Front antyrosyjski traktowano jako
tymczasowy, do upadku caratu.

Przez kilka najbliższych miesięcy Piotrków znajdował się w centrum akcji politycznej obozu niepodległościowego dla okupowanych terenów
Królestwa Polskiego. Przez Departament Wojskowy przewinęła się cała współczesna elita niepodległościowa. Jedni przebywali stale w
Piotrkowie, inni byli tu przejazdem, z frontu, albo w rozjazdach w pracy politycznej między Galicją i Królestwem Polskim (m.in.: Tytus Filipowicz,
Wacław Sieroszewski, Walery Sławek, Aleksander Sulkiewicz i Leon Wasilewski). Na terenie Departamentu Wojskowego Piłsudskiego

22 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

reprezentowali: Julian Stachiewicz, Gustaw Orlicz-Dreszer i Kazimierz Świtalski.

Sikorski chciał widzieć w Departamencie Wojskowym najwyższą organizacyjną władzę wojskową Legionów. Zamierzał organizować w Królestwie
werbunek ochotników do Legionów. Sprzeciwiał się temu Piłsudski, który uważał, że Legiony spełniły już swoją rolę polityczną i wzrost ich
liczebności niczego nowego nie przyniesie po usunięciu Rosjan z Kongresówki. Wzrastało znaczenie sprawy polskiej dla polityki Austro-Węgier i
Niemiec. Akcja niepodległościowa mogła się dalej rozwijać przy zaangażowaniu społeczeństwa Królestwa. Tymczasem - jak oceniał Piłsudski -
"dotąd nie ma tu tak wyraźnego przełamania się opinii, by spodziewać się można było masowego poruszenia w naszym kierunku i dotąd odczuwa
się bardzo silnie, że ludzie mają silne zastrzeżenia, względności i bojaźnie. Trzeba dopiero nad z ł a m a n i e m l o d ó w [podkreśl. moje - R. Ś.]
pracować, do tego zaś jedynymi są ludzie skłonni do 'lekkomyślnych' wystąpień". Dla "prób przełamywania opinii tutejszej i prób nadania naszemu
ruchowi siły sugestii moralnej nadaje się - przekonywał Jaworskiego - jedynie jej oddział [tj. I Brygada Legionów], ze swoimi szczególnymi cechami
oraz przepojeniem 'Królestwem', jeśli się tak można wyrazić".

Rozpoczęła się walka polityczna o pozyskanie Królestwa Polskiego, pogłębiając rozbicie w szeregach legionowych i dzieląc w miarę jednolity do
tej pory obóz niepodległościowy. Do pierwszej próby sił przeciw Piłsudskiemu na platformie Departamentu Wojskowego doszło na zjeździe
obywatelskim NKN, który odbył się w Piotrkowie 3 VI 1915 r. Delegaci Królestwa poparli program NKN i linię polityczną szefa jego Departamentu
Wojskowego. Wydawało się, że Sikorski przejmował inicjatywę budowania swojego zaplecza politycznego w Królestwie.

Zareagował zaraz Komendant. "Wy gwałtownie budujecie [Naczelny Komitet Narodowy w Królestwie Polskim - R. Ś] - pisał 11 VI 1915r. do
Władysława Sikorskiego - ja staram się o zorganizowanie Królestwa samodzielnie, poza NKN, jako argumentu mniej związanego z wszelką
władzą, nawet jako argumentu przeciwko NKN. Wy w stosunkach zarówno z władzą [Naczelnej Komendy Armii], jak z NKN chcecie przekonać ich
dokonywaną pracą pogodzenia Królewiaków z obydwoma instytucjami. Ja nie rzucam zupełnie godzenia tych spraw ze sobą, odwrotnie, używam
Królestwa jako argumentu przeciwko niesłusznej i głupiej polityce zarówno Austrii, jako i NKN. Wy wyobrażacie o sobie, że jesteście
wszechpotężni zarówno [w] NKN, jak [i] w stosunkach z AOK. Ja zaś uważam (tak samo jak i Wy), [że jestem] atutem już zgranym i tysiąc razy
sprzedanym i bitym, który jest w stanie kaprysić i wykazywać niezadowolenie bez wielkiego skandalu, niezdolnym do zmiany stosunków. Jak
widzicie, nie upiększam wcale różami łańcuchów, w które jestem zakuty. Wy zaś stale to czynicie. [...] Mówię o tym jedynie dlatego [...], żeby
wyrazić swe zdanie co do przyszłości. Więc na przykład uważam, że wszelkie rezolucje ze strony Królestwa, podtrzymujące NKN, są złe i
niepotrzebne, że NKN na podstawie galicyjskiej albo znajdzie w sobie dosyć mocy, by się oprzeć rozkładowi, albo zginie. [...] Obowiązani jesteśmy
podtrzymywać NKN z tym, co mamy, to znaczy, ja z podkomendnymi i wy, jako część NKN, ale nie ma sensu politycznego do tego wciągać
Królestwa i jego sił wewnętrznych, jego sił moralnych, gdyż one jedynie mogą stanowić nową podstawę do nowych kombinacji, gdy stara podstawa
runie". NKN mógł stać się skutecznym środkiem działania, ale wyłącznie na terenie Galicji. W niezależnej opinii Królestwa należało znaleźć nową
broń do dalszej walki o Polskę.

Piłsudski zdawał sobie sprawę ze słabości Królestwa jako samodzielnego czynnika politycznego. Nowego atutu szukał w nieokreśloności
stanowiska politycznego i prowadzonej grze dla ukazania pozorów siły Królestwa Polskiego, przy wysuwaniu postulatów polskich wobec władz
okupacyjnych. "Przedwczesne wykazanie, jak na dłoni - przekonywał dalej Sikorskiego - że Królestwo albo można dusić, jak chcąc, albo też
kupować tanio [...], wtedy gdy bez tego Królestwo pozostałoby jeszcze długo tym sfinksem, z którym liczyć się i rachować należy". W tym duchu
działał Boerner, którego Piłsudski wyprawił do Warszawy na początku czerwca 1915 r. "Zdecydowałem się walczyć z Rosją - instruował przed
wyjazdem Boernera - boć to nasz najgorętszy wróg i przeto Legiony tworzyłem głównie w tym celu, dla tej walki". Obecnie należy podjąć starania o
utworzenie w przyszłości armii polskiej, której kadry stanowiłyby Legiony i POW. Przy tym - dodawał - z chwilą wejścia Niemców do Warszawy
powinien tam istnieć "rząd narodowy", który "pertraktuje od pierwszego dnia z Niemcami". Boerner przy wyjeździe do Warszawy korzystał z
pomocy Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie. Jak już wcześniej wspomniano, Morawski wciągnął go wówczas do ewidencji
konfidentów oddziału krakowskiego HK-Stelle. Tam otrzymał dokumenty na podróż i paszport na nazwisko "Jakuba Jasiaka". Miał to być
jednocześnie jego pseudonim wywiadowczy. Boernera skontaktował z Morawskim w Krakowie Sławek. Na arkuszu ewidencyjnym Morawski
odnotował pośrednictwo Sławka w kontakcie z Boernerem, w nawiązaniu do dawnej akcji "R": "durch den K[o]nf[i]d[en]t 'Stefan' (Sławek)". Wynika
stąd, że Sławek nie przestał funkcjonować jako kontakt operacyjny w ramach operacji "Konfident 'R' ", a ekspedycja Boernera do Warszawy
odbywała się za wiedzą i przyzwoleniem Biura Ewidencyjnego w Wiedniu, które realizowało w ten sposób jakieś bliżej nieznane własne cele.

Prawdopodobnie w Biurze Ewidencyjnym wracała na krótko koncepcja wykorzystania polskiego ruchu rewolucyjno-powstańczego, który
wiązał swoje dążenia z polityką Austro-Węgier i mógł być wykorzystany jako argument przetargowy w rozmowach z Niemcami, w związku z
przewidywanym zajęciem Warszawy przez państwa centralne. Zdobyta pozycja oraz wpływy polityczne w Królestwie rzutowały bezpośrednio na
perspektywy korzystnego dla jednej ze stron rozstrzygnięcia sprawy polskiej. Tym można wytłumaczyć chwilowe cofnięcie przez Hranilovica von
Czvetassin poparcia udzielanego przez Nachrichtenabteilung AOK dla akcji politycznej NKN w Kongresówce. Szef Oddziału Informacyjnego
Naczelnej Komendy Armii bardzo krytycznie przyjął mowę Jaworskiego na zjeździe delegatów komitetów powiatowych NKN, który odbył się 20
czerwca 1915 r. w Krakowie. Nie odpowiadały zwłaszcza "jego poglądom" - notował Sikorski - nowe postulaty programowe, jako "sprzeczne" z
dotychczasową linią polityczną NKN - "postulaty, które są i będą w przyszłości osobiście przez p[ana] pułkow[nika] v[on] Hranilovica [von
Czvetassin] potępiane i zwalczane", a więc: 1.) "dążenie NKN do stworzenia państwa polskiego"; 2.) "traktowanie Legionów Polskich jako
zawiązku armii polskiej". Hranilovic von Czvetassin uznał takie stanowisko za przejaw dążeń separatystycznych NKN "w stosunku do państwa",
co groziło nawet zerwaniem stosunków. Swoje stanowisko zawarł w dwóch żądaniach, które miały być obowiązujące dla kierownictwa organizacji:
1.) "NKN nie dąży do stworzenia państwa polskiego, zadowalając się rozszerzeniem granic państwa austriackiego na ziemiach polskich"; 2.)
"Legiony Polskie w ostatecznych dążeniach NKN nie stanowią zawiązku armii polskiej".

Taka wykładnia programu Naczelnego Komitetu Narodowego odpowiadała Piłsudskiemu i sprzyjała jego zabiegom politycznym, a ograniczała pole
działania Departamentu Wojskowego NKN w Królestwie Polskim. Do tego w Naczelnej Komendzie Armii liczono na wystąpienia rewolucyjne
Polaków w Rosji (nawet w Petersburgu, Moskwie i Kijowie), gdy przeciwko temu wypowiadał się Departament Wojskowy NKN. Poza tym w NKN
nie chciano uznać dominującej pozycji Hranilovica von Czvetassin w Naczelnej Komendzie Armii, odgrywającego rolę "arbitra" w sprawach
polskich, który decydował faktycznie o stanowisku władz Austro-Węgier w tych kwestiach.

Komendantowi zależało przede wszystkim na tym, aby możliwie najszybciej umocnić i rozszerzyć własne wpływy w środowiskach
niepodległościowych Królestwa, wyjaśniając zdezorientowanym działaczom istotę konfliktu. "Stachiewicz - notował Świtalski w dzienniku pod datą
31 VII 1915 r. - przywiózł ustne oświadczenie od Piłsudskiego, z którego wynika właściwie, że Piłsudski na D[epartamentj W[ojskowy] zupełnie już
nie liczy. Jeżeli D[epartament] W[ojskowy] będzie mógł coś jeszcze dla niego wyskrobać, to owszem. Ale nie liczy na niego, uważając go za
właściwie nieistniejący". Chciał, aby Sikorski osiadł z Departamentem Wojskowym w Krakowie, rezygnując z rozwinięcia swoich agend w
Warszawie.

Na przełomie lipca i sierpnia 1915 r. nastał gorący okres dyskusji oraz rozjazdów działaczy niepodległościowych po Królestwie. Piotrków stał się
głównym punktem kontaktowym i bazą wypadową do tych wyjazdów. Sławek i Stachiewicz kierowali akcją polityczną przed zajęciem Warszawy
przez wojska niemieckie. Przyłączył się do nich Świtalski, któremu poruczono "pilnowanie" spraw legionowych. Jednocześnie Jaworowski został
wysłany przez Piłsudskiego do pracy politycznej w Lublinie. Po wyjeździe Sławka z Piotrkowa, który udał się 11 sierpnia 1915 w misji politycznej
Piłsudskiego do Warszawy, oraz Stachiewicza, wydalonego 16 sierpnia 1915 r. za "tajną robotę wywiadowczą dla I Brygady", Piłsudski wydał
Świtalskiemu dyspozycję pozostania w Departamencie Wojskowym i włączenia się do organizacji zaplecza dla akcji politycznej w Królestwie.

23 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Zwolennicy Piłsudskiego rozwinęli silną akcję propagandową na rzecz Komendanta. W Warszawie zebrano "400 ludzi zorganizowanych",
głównie w POW. Pojawił się termin "piłsudczycy" dla określenia odrębności grupy zwolenników Piłsudskiego w obozie legionowo-
niepodległościowym, w pełni dyspozycyjnej wobec zamierzeń swojego ideowego i politycznego przywódcy. Piłsudski tworzył możliwości działania,
starając się kreować fakty o szerszym znaczeniu politycznym. Do podstawowych zadań sztabu Komendanta należało rozwijanie jego myśli i
realizowanie jej w praktyce. Dawało to poczucie pewnej samodzielności i możliwość bezpośredniego wpływu na decyzje Piłsudskiego. "Więc w
pierwszym rzędzie my, pierwsza Brygada - notował z dumą Piłsudski - będąca [...] najbardziej pociągającą siłą dla zaboru rosyjskiego,
pozostajemy zawsze bete noire administracji wojskowej i zarządu armii" *[Od jesieni 1915 r. dokonywało się przegrupowanie i zmiana w ekipie
najbliższych współpracowników Piłsudskiego, którzy albo tracili swoją pozycję (Witold Jodko-Narkiewicz, Leon Wasilewski, Michał Sokolnicki,
Tytus Filipowicz i Aleksander Sulklewicz), albo weszli z nim w konflikt polityczny (Władysław Sikorski i Marian Kukiel). Inni stronili od
polityki (Kazimierz Sosnkowski i Edward Rydz-Śmigły). Komendant w swoich działaniach politycznych zaczął opierać się przede wszystkim na
ludziach młodych. Tworzył przy sobie jedyny ośrodek dyspozycyjny dla całego obozu. Nowa grupa kierownicza przy Piłsudskim wyjdzie przede
wszystkim ze środowiska I Brygady oraz POW, a ukształtuje się już w wolnej Polsce.].

Nowe określenie grupy zwolenników i kręgu najbliższych współpracowników Komendanta wprowadził do języka politycznego w lipcu 1915 r. Juliusz
Kaden-Bandrowski w swej książce Piłsudczycy, pierwotnie w odniesieniu do legionistów I Brygady. Od razu przyjęło się w środowisku legionowym.
Zaczęto mówić o dyktaturze Piłsudskiego, w podkreśleniu jego kierowniczej roli w obozie niepodległościowym. Po zajęciu Warszawy przez wojska
niemieckie 5 sierpnia 1915 r. Stachiewicz wydał dyspozycję, aby stolica "nie poszła na stanowisko D[epartamentu] W[ojskowego] - notował
Świtalski - natomiast, by przygotowywać nastrój dla dyktatury Piłsudskiego". Przeciwnicy odbierali takie zamysły jako zagrożenia dla swojej pozycji.
Kiedy Sikorski zgłosił wobec grona najbliższych przyjaciół zamiar zrezygnowania z szefostwa Departamentu Wojskowego, odwodzący go
listownie od tego kroku Stanisław Downarowicz miał argumentować: "pójście twoje do pułku - relacjonował w dzienniku Świtalski pod datą 6 VIII
1915 r. - sprowadziłoby się omal do dyktatury p[ana] Józefa". Interesujący jest komentarz Świtalskiego: "Widać z tego - pisał - jak osobiste sprawy
odegrały tu rolę. Antagonizm do Piłsudskiego nie pozwolił D[epartamentowi] W[ojskowemu] wysuwać nazwiska Piłsudskiego, które mogło zastąpić
ideę". Autor należał do grona osób, dla których poglądy Piłsudskiego były wykładnikiem przyjmowanej taktyki oraz myśli politycznej. Komendant
pozostawał dla wielu najwyższą wyrocznią i największym autorytetem politycznym.

Zajęcie Warszawy przez wojska niemieckie nie spowodowało przełomu w sytuacji politycznej Kongresówki, ale wyjaśniło wiele kwestii. Dość
brutalnie ujął to Georg Cleinow, szef Niemieckiego Zarządu Prasowego w Warszawie: "Niech się panowie nie łudzą, abyśmy dopuścili do
powstania niepodległego Królestwa Polskiego, jak tego chcą obecnie legioniści Piłsudskiego - mówił 7 VIII 1915 r. na poufnej konferencji z
Wacławem Podwińskim, współwłaścicielem wydawniczego Towarzystwa Akcyjnego "Świat", skupiającego wielu wybitnych pisarzy i publicystów
związanych z obozem Piłsudskiego. - O polskim państwie politycznie niepodległym nie może być teraz w ogóle i ani mowy". "Tolerujemy Legiony o
tyle - dodawał - o ile spełniają one pewne czynności agitacyjne i pomocnicze, a gdyby te Legiony doprowadzono do liczby 300 000 - jak o tym
mówią - i gdyby ci młodzieńcy zechcieli się upierać przy przeprowadzeniu swego ideału niepodległego państwa polskiego, zgnieciemy ich jak
piankę". "Tak - podkreślał - to są straceńcy". Stanowisko nowych władz wobec ruchu niepodległościowego stało się niebawem znane wśród jego
adresatów. Oponenci Piłsudskiego uznali nawet, że musi on porozumieć się z Niemcami, "gdyż gra grę o swoją głowę", jak to wyraził płk Wiktor
Grzesicki z Grupy Legionów Polskich w Piotrkowie.

Mimo wszystko nowa sytuacja militarna na froncie wschodnim dawała sposobność do włączenia dążeń polskich w politykę państw
centralnych. Piłsudski chciał osobiście pokierować akcją polityczną w Warszawie, gdzie przebywał od 15 do 17 sierpnia 1915 r., głównie "celem
porozumienia się z władzami niemieckimi", jak zanotował Świtalski. Zamierzał się temu przeciwstawić Zagórski, który rozważał możliwość
aresztowania Piłsudskiego. Nie miał jednak do tego żadnego upoważnienia przełożonych. Podjął samodzielne kroki polityczne w Warszawie, bez
delegacji Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii, a chwilowo wszelkie plany restrykcyjne wobec Piłsudskiego stały w sprzeczności z
aktualnymi dążeniami austriackimi.

Kilka następnych dni Komendant spędził w okolicach Warszawy (17 VIII - 2 IX 1915). Odbył wówczas wiele konferencji z działaczami
niepodległościowymi Królestwa, rzucił hasło wstrzymania werbunku do Legionów. Podjął starania o wypracowanie na warszawskim gruncie
samodzielnego stanowiska polskiego wobec władz Austro-Węgier i Niemiec, przez stworzenie odrębnej od NKN reprezentacji politycznej
stronnictw Królestwa Polskiego w postaci Rady Narodowej. Większość współpracowników Komendanta w pierwszym odruchu nie zrozumiała jego
zamierzeń. "Osłupienie i przygnębienie ogarnęło zebranych - wspominał Bolesław Wieniawa-Długoszowski zebranie polityków z warszawskich
stronnictw niepodległościowych 16 VIII 1915 r. w mieszkaniu Artura Śliwińskiego - Trudno nawet było się dziwić tej naturalnej i zrozumiałej reakcji.
Żyli przecież ci ludzie myślą o czynnym udziale Polski w walce o niepodległość, oczekiwali klęski rosyjskiej i możności zetknięcia się z szeregami
walczącymi pod wodzą Piłsudskiego, konspiracyjnie za moskiewskich czasów, od chwili zaś nadejścia Niemców jawnie agitowali za wstępowaniem
do Legionów, a tu nagle i niespodzianie tych Legionów twórca i wódz przekreśla wszystkie ich poczynania i nadzieje, co gorzej, swoim własnym
ideom i poczynaniom zdaje się przeczyć". Komendant powtarzał przy tym wielokrotnie: "'Żołnierz polski jest dziś żołnierzem bez ojczyzny', skąd
wynikało - notował obecny na tym zebraniu Stanisław Thugutt - że zanim go się powoła pod broń, trzeba mu dać uznanie i poparcie narodu".

O uwarunkowaniach przyjętej taktyki mówił kilka dni później. "Moskale odeszli i stosunek do nich będzie politycznie coraz mniej aktualny - mówił 21
VIII 1915 r. w Otwocku na konferencji działaczy niepodległościowych. - W sprawie legionowej będę musiał, może i niedługo, pójść na
drastyczne rzeczy. Macie mi więc rozbudowywać, a nie likwidować POW, a poza tym, musicie mi pomóc w wytworzeniu poważnego oparcia
politycznego w Warszawie, które jest mi niezbędne jako przeciwwaga w stosunku do Wiednia i krakowskiego NKN-u. Nie zapominajcie ani przez
chwilę, że to, co się stało, odejście Moskali, stwarza dla nas nie swobodę, ale nowy front walki". Nie oznaczało to zerwania z dawnymi założeniami
akcji strzelecko-legionowej w Królestwie Polskim. Zaznaczam "od razu - pisał 1 IX 1914 r. do Jaworskiego - że politycznym celem wojny, [który]
sobie postawiłem od początku wojny, było i jest dotąd zlanie Galicji i Królestwa Polskiego w składzie monarchii austro-węgierskiej. Nie sądziłem i
nie sądzę, by można było w tej wojnie uzyskać lepsze warunki życia dla Polski, niż ten, który powyżej określiłem".

Komendant zmieniał bazę politycznego działania. Legiony Polskie swoje zadanie "spełniły" i stały się już "wygranym atutem", jak podkreślał w
innym miejscu. Był wówczas zmuszony do szukania oparcia dla dalszej akcji politycznej poza Legionami. Miał rację Sikorski, gdy mówił w
Departamencie Wojskowym NKN po powrocie z Warszawy (15 VIII 1915): "Ludzie spodziewali się, że po odsłonięciu zasłony (zdobycie
Warszawy) pokaże się lew, a tymczasem za zasłoną znalazł się tylko kot. Nie ma większego rozpędu niepodległościowego, nie ma wyrobienia
politycznego". Podobne wnioski wyciągał Piłsudski: "Z chwilą zajęcia Warszawy i Królestwa - mówił 14 IX 1915 r. na odprawie oficerów I Brygady -
ostatni atut rozegrano. Warszawa nie różni się od całej Polski. Nie znajdujemy oparcia i tutaj". Stanowisko Królestwa należało dopiero budować w
szerokiej akcji politycznej POW oraz stronnictw niepodległościowych, które mogły ujawniać się jako miejscowe wydziały i komitety narodowe.
Organizacje te mogły stać się pomostem politycznym w stosunkach z władzami okupacyjnymi, na wzór dawnych Komisariatów Wojskowych
Polskiej Organizacji Narodowej.

Rokowania o powołanie Rady Narodowej szły jednak opornie. Do tego nastroje w obozie nie były najlepsze. Szczególnie w momentach
krytycznych wymagał Piłsudski posłuszeństwa od swoich najbliższych współpracowników. Ci, którzy przestawali rozumieć polityczny sens
podejmowanych decyzji, odchodzili do dalszych szeregów, jak w tym czasie stało się to z Michałem Sokolnickim i Arturem Śliwińskim. Komendant
nie mógł mieć żadnych wątpliwości co do lojalności bezpośrednich wykonawców jego zamierzeń politycznych, zwłaszcza w momentach
przełomowych. W każdym przypadku współpraca opierała się na pełnej dyspozycyjności i zgodności poglądów. "Piłsudski - wspominał Sokolnicki,
który utracił zaufanie Komendanta, gdy usiłował bronić stanowiska werbunkowego NKN - potrafił być bezwzględny i nawet brutalny w swej taktyce
walki: gdy raz coś postanowił łamać, nie znał pardonu: gdy raz poczuł w ludziach, a choćby w ukrytych zakamarkach ich duszy, odchylenie od jego

24 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

własnej drogi i słabość wahań, dążył do ich ujawnienia, do wydobycia z podświadomych podkładów, aby móc takowe tępić i zniszczyć".

Po oswobodzeniu ziem polskich od Rosji przez wojska niemieckie i austriackie latem 1915 r. Piłsudski mógł się liczyć dla władz okupacyjnych tylko
jako działacz polityczny, nie wojskowy, jeśli dalej chciał realizować program niepodległości. Akcję polityczną w Królestwie Polskim prowadził w
oparciu o Centralny Komitet Narodowy i Polską Organizację Wojskową. CKN był porozumieniem stronnictw niepodległościowych Królestwa dla
realizacji programu budowy państwa polskiego w oparciu o Niemcy i Austro-Węgry, stanowiąc polityczną reprezentację oraz organizacyjne
kierownictwo ruchu niepodległościowego w Królestwie Polskim.

Charakterystyczne, że nawet w okresie największych sukcesów militarnych państw centralnych na froncie wschodnim, latem 1915 r., walka
Polskiej Organizacji Wojskowej była do pewnego stopnia pozorowana, pomimo jej czynnego zaangażowania przeciwko Rosji. W sierpniu 1915 r.
POW i inne organizacje niepodległościowe z Królestwa, "jako występujące bezwzględnie z programem 'Czynu' przeciw Rosji, wysłały do
Piłsudskiego swego delegata z zapytaniem: 'czy uważa już obecną sytuację wojenną za wskazówkę do rozpoczęcia boju na tyłach armii rosyjskiej
lub przynajmniej dzieła zniszczenia?' Piłsudski miał wydać delegatowi rozkaz brzmiący: 'Karabin do nogi i czekać' " - raportował we wrześniu 1915
r. szef Dyrekcji Policji w Krakowie, Rudolf Krupiński.

Dla Piłsudskiego najważniejsza pozostawała kwestia realnych możliwości tworzenia wojska polskiego. Należało doprowadzić do powołania
ochotniczej armii narodowej. Realizacja tych zamierzeń, w optymalnych warunkach, tj. w chwili załamania się okupacji austro-niemieckiej i po
wcześniejszym wyeliminowaniu z wojny Rosji, pozwoliłaby na szybkie opanowanie kraju i niemal natychmiastowe użycie polskich sił zbrojnych w
razie zewnętrznego zagrożenia, najpewniej na wschodzie. Wiele wskazywało na to, że relacje z Niemcami wejdą w nową fazę, kształtując
pozytywnie stosunki polsko-niemieckie, pomimo wszystkich historycznych zaszłości oraz aktualnych obciążeń i ograniczeń.

Do takich wniosków mogła skłaniać rozmowa, jaką Piłsudski odbył 29 października 1915 r. z hrabią Harrym Kesslerem, oficerem kawalerii i
dyplomatą, wówczas specjalnym delegatem Armeegruppenkommando na froncie wołyńskim. Kessler uważał Piłsudskiego za "twórcę" i "duszę
Legionów". Przyjechał na pozycje I Brygady pod Koszyszczami. Komendant przyjął gościa w warunkach polowych, w leśnej ziemiance. "Piłsudski -
pisał później - był zamknięty w sobie, trzeźwy, ale charakteryzował go pewien mistyczny wyraz, kiedy była mowa o Polsce. Wydawał się wtedy
jakby zmęczony, wcześnie postarzały, nie po wojskowemu się trzymający, miał jednak szczególnie piękne, głębokie, energiczne lub nagle bardzo
miękkie i młode oczy". Rozmowa zeszła na kwestię stosunków między Niemcami a Polakami. "Piłsudski - wspominał dalej Kessler - wypowiedział
przede mną dość otwarcie swoje cele. Podkreślał, że połączenie Galicji z Kongresówką jest konieczne, nawet nie do uniknięcia; rezygnował
jednak z wszelkich pretensji do Prus Zachodnich, czy też większej części Poznańskiego. Przynajmniej, jeśli chodzi o niego i obecne pokolenie. Co
późniejsze pokolenia podejmą, nie da się przewidzieć, ani też nie da się przewidzieć, co się stanie, gdy Niemcy zostaną pokonani i koalicja Prusy
Zachodnie Polsce zechce ofiarować. Dla niego jednak jest sprawą główną, aby Niemcy i Polacy zapomnieli o swojej starej nieprzyjaźni, a nawet
nauczyli się przyjaźnie współpracować jako sąsiedzi, którzy wreszcie zmądrzeli". W podobnym duchu utrzymane były wypowiedzi Jodki-
Narkiewicza, który w tym samym czasie prowadził poufne rozmowy w Berlinie w sprawie utworzenia niezależnego Królestwa Polskiego,
zabiegając o poparcie dla obozu niepodległościowego. Konferował z Philippem Scheidemannem, który komunikował się z Bethmann Hollwegiem
oraz Arthurem Zimmermannem. Misja miała charakter informacyjny i nie dała praktycznych efektów. "Sytuacja jest niepomyślna - reasumował
Jodko-Narkiewicz wyniki swoich rozmów. - Co prawda, nie mam żadnej wyraźnej odpowiedzi, w której byłoby powiedziane, że nie powinniśmy mieć
nadziei, ale takich odpowiedzi zwykle nie dostaje się".

W istniejących warunkach POW nie mogła więc eksponować programu antyniemieckiego czy antyaustriackiego, nawet ze względów
taktycznych. Opozycja wobec wszystkich trzech zaborców pozbawiłaby organizację możliwości działania. Stąd konieczność szukania zbliżenia z
państwami centralnymi. Miał to być jednak sojusz taktyczny, przynajmniej w aktualnych warunkach wojennych. Jego motywy były oczywiście znane
władzom okupacyjnym, tradycyjnie nieufnym wobec wszelkich polskich idei narodowych. "Na sprawę Piłsudskiego - relacjonował Michałowski
spotkanie z szefem Oddziału Informacyjnego AOK - zapatruje się Hranilovic [von Czvetassin] spokojnie. Utrzymuje, że Piłsudski względem AOK
był zawsze lojalny, a wszelkie wiadome niesnaski traktuje jako sprawę 'intern' [tzn. wewnętrzną - R. Ś.], która siłą rzeczy wojskowych musi być
usunięta bez żadnych specjalnych represaliów. Piłsudski ma już urobioną dobrą pozycję, jednak, o ile wybadałem, bez żadnych zamiarów
rozszerzenia jego władzy. 'Jest dobrym brygadierem i brygadierem nadal będzie, a nie ma żadnego powodu do zaprowadzenia jakichkolwiek
zmian w Komendzie Legionów [Polskich], tym bardziej, że obecny skład okazuje się doskonałym' - takie były słowa Hranilovica [von Czvetassinj".

Zastosowany przez władze austro-węgierskie i niemieckie wywiadowczy mechanizm dźwigni politycznej dla ruchu niepodległościowego
wypromował reprezentującą go grupę Piłsudskiego. Jej pozycja w układach politycznych Królestwa Polskiego wynikała bezpośrednio z
przedwojennych powiązań z Biurem Ewidencyjnym Sztabu Generalnego w Wiedniu, przypieczętowanych później współpracą z Oddziałem
Informacyjnym Naczelnej Komendy Armii oraz próbami nawiązania bliskich kontaktów z Niemieckim Naczelnym Dowództwem, za pośrednictwem
właściwej agendy jego Abteilung III B, tj. służby Nachrichtenoffizier przy sztabie 9 armii Hindenburga, operującej w Królestwie Polskim. Nie mogło
to pozostawać bez konsekwencji dla polskiego życia politycznego. Wspomagany przez władze okupacyjne układ polityczny w odbudowywanym
państwie polskim miał stale wpływać w przyszłości na jego antyrosyjskie oblicze, a z konieczności opierać się o sojusz z Niemcami i Austro-
Węgrami, jako gwarantami bezpieczeństwa i suwerenności odrodzonej Polski. Taka miała być cena polityczna uwolnienia Królestwa Polskiego
spod panowania Rosji, skoro nie był to układ, który powstał w sposób naturalny, przy decydującej roli niezależnego czynnika
polskiego. Sprzeciwienie się konsekwencjom powstałego w ten sposób układu sił niosło za sobą zarzewie nowych konfliktów. Wynikały one
bezpośrednio z niemożności zaspokojenia aspiracji polskich, które stawały naprzeciw interesom niemieckim i rosyjskim zachowania lub odbudowy
tradycyjnej dominacji w spornym regionie, dając w efekcie przy określeniu racji stanu i związanej z tym orientacji politycznej powstającej Polski
konieczność alternatywnego rozstrzygnięcia historycznego dylematu: Niemcy albo Rosja.

Inaczej układały się stosunki polsko-austriackie. Austro-Węgry wzięły początkowo na siebie główny ciężar kontaktów politycznych na
terenach okupowanych w Królestwie Polskim, widząc w tym szansę na trwałe powiązanie wspólnoty interesów na bazie antyrosyjskiej. Jednak
nawet Iszkowski, który w kierownictwie obozu lewicy niepodległościowej uchodził za zwolennika działań Piłsudskiego, "przestrzegał przed
używaniem słowa 'niepodległość' ", gdyż niechętne Polakom czynniki w Oddziale Informacyjnym AOK uważały je za "hasło rewolucyjne" -
odnotował Świtalski. Za główną przeszkodę w osiągnięciu "konkretnego i pełnego porozumienia" Iszkowski uważał "zupełnie niejasną przyszłość"
polityczną ziem polskich. "I tu - pisał 2 XII 1915 r. w podsumowaniu pierwszego syntetycznego raportu Oddziału Informacyjnego MGG w Lublinie o
życiu politycznym Królestwa Polskiego - napotykamy na p r y n c y p i a l n ą [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.] i ważącą s p r z e c z n o ś
ć między nami, a całym krajem". Musimy - zajmować stanowisko "politycznego przeczekania" do czasu, dopóki nie zostaną wyjaśnione stosunki
państwowo-polityczne Królestwa Polskiego, a wpływowi działacze polityczni nie mogą dłużej bezczynnie się temu przyglądać. Wydaje się, że dla
Polski nadszedł wreszcie moment, na który z największą tęsknotą czekało kilka pokoleń: "wyzwolenie spod znienawidzonej, obcej władzy wrogo
nastawionej w stosunku do kraju". Stąd - dodawał - "rozumie się samo przez się, że wszyscy ci, którzy ze względu na tradycję lub przekonania
zawsze byli przeciw Rosji, uważają, że nadszedł ich czas i nie mogą dłużej cierpliwie czekać, tym bardziej, że brak politycznego i
wojskowego wykształcenia przeszkadzają w zrozumieniu wielkich rzeczywistych stosunków". Ta niejasna sytuacja i brak zdecydowania w polityce
władz wojskowych wobec Królestwa sprawiały, że podejmowane działania zamieniały się w porażki, zarówno po stronie władz okupacyjnych, jak i
wśród tych czynników i stronnictw polskich, które łączyły swoje zamierzenia z polityką państw centralnych. Tymczasem, w interesie "spokoju
politycznego" - podkreślał na koniec - "nasze niewdzięczne zadanie polega na hamowaniu i tłumieniu" życia politycznego Królestwa Polskiego,
"nie oferując w zamian niczego pozytywnego". Ułatwiało to sytuację Niemcom, którzy chcieli pozyskać Polaków dla własnych celów. Wiele prawdy
było w rozpowszechnianych wówczas wieściach o "przychylności" i "kokietowaniu" Piłsudskiego przez Prusaków oraz o "prusofiliźmie wyrosłym u
piłsudczyków z tego powodu", jak odnotował wówczas Świtalski.

25 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Kierunki ogólnej polityki określano w Berlinie i w Wiedniu, ale kwestie polityczne rozstrzygały się teraz w biurach Generał-Gubernatorstwa w
Warszawie i Nachrichtenabteilung Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie. Głównym wykonawcą polityki niemieckiej w Królestwie był
generał-gubernator Hans Hartwig von Beseler. Podlegał on bezpośrednio kanclerzowi i cesarzowi. Przed nimi ponosił osobistą odpowiedzialność
za prowadzenie niemieckiej polityki w Królestwie. Wyposażony w szerokie uprawnienia, dość szybko zdobył pozycję czynnika samodzielnie
wpływającego na kształt polityki niemieckiej w sprawie polskiej. Miała ona zapewnić Niemcom przewagę na Wschodzie, przez uczynienie z Polski
bariery strategicznej przeciw Rosji.

Przewidywał, że w imperium rosyjskim dojdzie do wielkich zaburzeń i do upadku caratu. Podstawowym zadaniem kierownictwa Rzeszy musiało
być trzymanie tego "wielkiego niebezpieczeństwa" jak najdalej od Niemiec, w czym właśnie Polska powinna odegrać niepoślednią rolę. Z rezerwą
odnosił się jednak do polskiego ruchu niepodległościowego, mającego, zdaniem generał-gubernatora, nazbyt wybujałe aspiracje polityczne, jeśli
nawet oficjalne enuncjacje tego obozu nie wzbudzały niepokoju.

Najbardziej ostrożni byli jednak Austriacy, znający dłużej Piłsudskiego. "My wszyscy - pisał Hranilovic von Czvetassin 11 I 1916 r. w liście do
Komendanta - uznajemy bez zastrzeżeń wytrwanie Pana po naszej stronie we wspólnej walce przeciw Rosji i jesteśmy przekonani o tym, że Pan
tylko przeciw temu jednemu nieprzyjacielowi pracuje i walczy. Nie może być zatem wcale mowy o tym, aby Pana podejrzewano, jakoby Pan myślał
o jakiejkolwiek akcji przeciw nam". Rzeczywiście pozycja Piłsudskiego w układach politycznych Królestwa uległa wzmocnieniu. Podkreślano
znaczenie jego osoby jako czynnika, wpływającego samodzielnie na stan nastrojów części społeczeństwa Kongresówki. Zdawano sobie sprawę,
że poczynania POW, jak oceniał wywiad austriacki, przybierały stopniowo charakter spisku, że kierownictwo obozu niepodległościowego nawet
oficjalnie nie ukrywało możliwości zbliżenia z państwami Ententy. POW mogła stać się w ówczesnych warunkach poważnym aktywem w polityce
austriackiej w kwestii polskiej, "lecz równocześnie - jak oceniał dalej Ronge - w razie wykorzystania jej [przez przywódców - R. Ś.] do własnych
celów, stałym i groźnym niebezpieczeństwem". Myśli te rozwijał mjr Haużvić, szef Nachrichtenabteilung Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w
Lublinie, w raporcie o polskim ruchu niepodległościowym dla Oddziału Informacyjnego AOK. "Jest to - pisał 14 VI 1916 r. - ledwo widoczna i
daleko rozgałęziona sieć, odznaczająca się wytrzymałością w działaniu bez wytchnienia i wielkim politycznym wyrobieniem, której sploty snują jak
czerwoną nić tę samą myśl o niepodległości Polski. Żadna z tych organizacji [POW i Centralnego Komitetu Narodowego - R. Ś.] nie jest dziecinną
zabawką. Dlatego nie należy żadnej lekceważyć i nie doceniać. Należy jednak strzec się przed nieprzyjemnymi niespodziankami spokojnego
rozwoju tych spraw. [...] Wyjście musi być znalezione. Każda nielegalna forma takich zjawisk jest początkiem anarchii. Czy wystąpić przeciwko nim
z żelazną pięścią, czy też - co może byłoby lepsze - stworzyć pomost, przez który można by przeciągnąć te elementy i uczynić je przydatnymi dla
naszych państwowych interesów, decydować będą odpowiednie czynniki".

Decyzja nie była łatwa. Formalnie Legiony dawały stronie austriackiej pewną przewagę w rokowaniach z Niemcami w sprawie polskiej.
Natomiast zależność militarna od Niemiec, opieranie akcji politycznej w Królestwie na czynnikach zbliżonych do Naczelnego Komitetu
Narodowego, gdy rzeczywistą siłę i wpływy wśród aktywistów reprezentował Piłsudski, zwalczający Austrię, sprawiało, że kwestia takiego wyboru
w praktyce okazywała się niewykonalna. W ogóle trudno było mówić o jakimś trwałym porozumieniu władz okupacyjnych z lewicą. Głównym
wrogiem politycznym obu monarchii był ruch rewolucyjny, a Piłsudski nie tylko zdawał się ucieleśniać ideały socjalizmu, lecz również, jak sądzono,
mógł usiłować je urzeczywistnić.

Niepokoiły też oświadczenia, w których Piłsudski występował otwarcie przeciwko polityce NKN w Królestwie Polskim, dążąc do porozumienia z
władzami okupacyjnymi wyłącznie na płaszczyźnie politycznej, poza służbami Nachrichtenabteilung, którym cały czas podlegały formacje
legionowe. Oddział Informacyjny Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie opuścił Iszkowski. Zerwała się ostatnia nić, bezpośrednio
łącząca Komendanta z dawnym okresem tworzenia podstaw współpracy z wywiadem Austro-Węgier. "Iszkowski odszedł jako attache do Holandii
- notował Świtalski wypowiedź Piłsudskiego 30 IV 1916 r. po jego powrocie do I Brygady z Cieszyna i Lublina. - Komendant tłumaczył sobie ten
fakt, że on sam [tj. Iszkowski - R. Ś.] nie chciał przy zaostrzeniu się sytuacji w sprawie polskiej pchać palce między drzwi i uznał za lepsze
usunięcie się z tego stanowiska".

Nadrzędną rolę w sprawach wywiadowczych dla Królestwa Polskiego i Rosji utrzymał krakowski oddział HK-Stelle (następnie
Nachrichtenstelle). Morawski rozbudował sieć konfidentów. Utrzymywał poufne kontakty z osobami, które reprezentowały różne polskie
ugrupowania polityczne. Kontrolował NKN, systematycznie otrzymywał z jego Departamentu Wojskowego raporty wojskowe i polityczne.
Odpowiadał za obsługę wszystkich zagranicznych agend NKN, które wypełniały zadania wywiadu politycznego (ekspozytury w Sztokholmie,
Hadze i Sofii, a także Polskie Biuro Prasowe w Bernie, Polska Agencja Prasowa w Rapperswilu). Raporty zagranicznych biur NKN przesyłano
pocztą dyplomatyczną, za pośrednictwem austro-węgierskich attaches wojskowych w ich krajach akredytacji. O wszystkich
podróżach zagranicznych wysłanników NKN decydowano zawsze w Oddziale Informacyjnym AOK, zlecając krakowskiemu oddziałowi HK-Stelle
załatwienie paszportów i wszystkich potrzebnych formalności w konsulacie niemieckim we Lwowie.

Stąd żądanie Piłsudskiego zerwania przez Departament Wojskowy NKN "z wszelką robotą pomocniczą dla K[undschats-]Stelle". Widział w tym
kontynuację dawnego systemu zależności polskiego czynu zbrojnego od Austro-Węgier. "Ta hańba próby wytworzenia wojska polskiego w ciągu
obecnej wojny - pisał 3 VI 1916 r. do Jaworskiego - próby robionej w ten sposób, że zawsze pozostanie przy krytycznej ocenie, jak czarna plama
na naszej przeszłości - ten prezent protekcyjno-szpiclowski - pozostaje w całej rozciągłości, plącząc wszelkie obrachowania i obliczenia, i
obniżając wartość bojową i siłę moralną wojska". Obawiał się dalszego prowadzenie werbunku do Legionów i rozwinięcia I Brygady. "Wyznam
otwarcie" - dodawał - "że jest to z mojej strony większe ryzyko, niż to, jakie podjąłem dnia 6 sierpnia [1914], gdyż wtedy nic nie było do przegrania,
do wygrania zaś dużo. W takich warunkach, jak 6 sierpnia ryzykować jest łatwo, teraz zaś po 20 miesiącach wojny, gdy się wygrało bardzo mało,
a przegrało się taką ogromną ilość nadziei i iluzji, zarówno w stosunku do siebie, jak i względem otoczenia wszelkiego rodzaju, po 20 kilku
miesiącach wojny i wszystkiego, co Polska przez ten czas przeżyła - trudno jest zdobyć się na ryzyko".

Komendant dążył do postawienia kwestii przyszłości Legionów na szerszej płaszczyźnie politycznej, pomiędzy dążeniami Austro-Węgier i
Niemiec, w kształtowaniu kwestii Polski w zgodzie z własnymi planami. Wzmogła się propaganda antywerbunkowa. "Departament Wojskowy
[NKN] - pisał Piłsudski 5V1 1916 r. w liście do Heleny Radlińskiej - stał się częścią systemu okupacji austriackiej w Polsce, z zadaniem
fałszowania opinii Królestwa i odbierania mu z tych małych praw, jakie naród podbity posiada, tych resztek, na które się składają jego moralne siły.
Zapowiedział wycofanie z Departamentu Wojskowego NKN wszystkich swoich współpracowników, co też niebawem nastąpiło. Postanowił w
końcu opuścić Legiony, podejmując nową grę polityczną w związku z rysującą się perspektywą rozstrzygnięcia przez państwa centralne kwestii
przyszłości Polski. "Niech mi Pan wierzy - zapewniał Jaworskiego w liście z 15 VII 1916 r. -wszystkie te rzeczy, które jeszcze miesiąc temu były
ładne, teraz już nie mają żadnego uroku", a "wypadki biegną teraz szybko i nie dają możności zastanowić się i być w zgodzie z maszyną polsko-
austriacką, która diabelnie wolno pracuje".

Prowadzenie samodzielnej polityki w Królestwie Polskim utrudniało stanowisko administracji austriackiej, "duszącej wszelkie przejawy
samodzielnego życia" - uzupełniał w liście z 22 VII 1916 r. Wystąpiły wyraźne objawy niezadowolenia wobec Austro-Węgier. "Rozczarowanie, jak
zwykle - zwracał przy tym uwagę - daje rozgoryczenie i niechęć. Teraz zaś na to przyszła wyraźna kokieteria niemiecka, która poszła właśnie w
kierunku ponętnym, w kierunku dania Polakom samodzielnej pracy w ich ojczyźnie. Ta kokieteria i rozpoczynająca się era dobrych stosunków
niemiecko-polskich poparta jest wyraźnym stwierdzeniem faktu, że w sojuszu Austrii z Niemcami silniejszą stroną są Niemcy, więc one właściwie
dyktować będą w stosunkach polskich. Zadaje to straszny cios całej dotychczasowej pracy, osobliwie, gdy się zważy, że właśnie Warszawa,
mająca tak przemożny wpływ na Królestwo, należy do okupacji niemieckiej i jest właśnie głównym obiektem zdobywania przez Niemców opinii
Królestwa".

26 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Brygadier uznał, że nadszedł właściwy moment do podjęcia decyzji wyjścia z Legionów, sprzeciwiając się tzw. "taniej Polsce", czyli miękkiej i
ustępliwej polityce Królestwa Polskiego wobec władz okupacyjnych. Miała się temu sprzeciwić POW. "Jest to nadzwyczajnie ważny atut -
podkreślał Piłsudski w instrukcji z 23 VII 1916 r. dla Sławka - który z dniem każdym nabiera coraz większego znaczenia. Charakteryzuje on naszą
gotowość do boju z jednej strony, kompromituje nadzwyczajnie wyraźnie - taniość i jest po prostu solą w oku dla teraźniejszego systemu i
teraźniejszej postawy. Wszystko inne - polityka itd. nie ma takiego znaczenia jak POW - polityka może tylko wyzyskać położenie, ale z natury
rzeczy daje się rozciągnąć na długie momenty, natomiast POW to jest rzecz żywa i aktualna". Jednakże postępować należało ostrożnie, przede
wszystkim bacząc na interesy Niemiec.

Nieformalne rozmowy polityczne w imieniu Piłsudskiego prowadził w Warszawie Artur Śliwiński. W połowie lipca konferował z Józefem
Żychlińskim, przedstawicielem Zarządu Cywilnego przy Generalnym Gubernatorstwie Warszawskim. Urzędnik niemiecki stwierdził, że sprawa
polska może być załatwiona pod warunkiem zgody pomiędzy Niemcami a Austro-Węgrami co do losu Legionów i ewentualnego organizowania
wojska w Królestwie. Radził czekać, gdyż - jak sugerował - "niewłaściwe wtrącanie się może sprawę popsuć". Piłsudski nie chciał na razie
wprowadzać w kampanii obozu niepodległościowego kwestii politycznych, nie mając pewności co do istotnych zamiarów państw centralnych w
sprawie przyszłości Polski. "Doprawdy lepiej być zabitym - pisał 24 VII 1916 r. do Jaworskiego - niż przeżywać to, co teraz w wojsku się
przeżywa". Przy tym "nie mogę się oprzeć wrażeniu", że "myśl o celu wojennym, która mi przyświecała - łączność obu zaborów z sobą - zaczyna
mi się strasznie zaciemniać i gasnąć". Sprawa dalszej egzystencji Legionów idealnie nadawała się na płaszczyznę sporu z władzami
okupacyjnymi.

Wreszcie 29 lipca 1916 r. Piłsudski przesłał do Naczelnej Komendy Armii podanie o zwolnienie z Legionów. Stanowisko Komendanta wzbudziło
wiele kontrowersji, głównie w Naczelnym Komitecie Narodowym w Krakowie oraz w Naczelnej Komendzie Armii w Cieszynie. Z krytyką decyzji
Piłsudskiego wystąpił Jaworski (30 VII 1916). "Powtarzam - odpowiadał Komendant 2 VIII 1916 r. - tak niewiele jest już do stracenia, że z wielką
łatwością daje się grać va banque". Walka przeciw Departamentowi Wojskowemu szła dalej. "W walce z DW [NKN] nigdy dosyć - instruował
jednocześnie Sławka - trzeba po prostu uniemożliwić [jego] pracę i powrót do czegokolwiek podobnego".

Zmiana taktyki przez Piłsudskiego wiązała się z przewidywanym osiągnięciem wstępnego porozumienia Austro-Węgier i Niemiec w sprawie
politycznej przyszłości Królestwa Polskiego.

Kanclerz Bethmann Hollweg wiedział, że mocarstwom centralnym nie uda się już osiągnąć takiego zwycięstwa, jak pierwotnie planowano. Myśl o
podyktowaniu Europie zwycięskiego pokoju powoli stawała się mrzonką. W drugiej połowie 1916 r. najbardziej realna była perspektywa pokoju
kompromisowego. Najważniejszy sojusznik - Austro-Węgry osłabły do tego stopnia, że przestały odgrywać rolę samodzielnego czynnika. Główny
ciężar decyzji w sprawach zasadniczych spadł na Niemcy. W ich interesie leżało wcześniejsze uporanie się z kwestią polską i takie jej
załatwienie, aby do jej omówienia na arenie międzynarodowej doszło w ramach kongresu pokojowego, a kongres ograniczył się do przyjęcia
niemieckiego porządku w Polsce. Wiedziano, że "na bezpośrednie aneksje Niemiec państwa zachodnie nie zgodzą się, a liczono, że przy pokoju
kompromisowym uda się przemycić pod hasłami wyzwoleńczymi niemieckie sfery wpływów" - notował tajny radca papieski, Richard von Gerlach,
w piśmie do Matthiasa Erzbergera z 27 czerwca 1916 r.

O takie rozwiązanie kwestii Polski kanclerz zabiegał niemal od początku wojny. Powołanie polskiego państwa przyczyniłoby się do likwidacji
sprawy polskiej w ogóle. Odbudowa państwa polskiego, nawet w tej formie, jaką proponował Bethmann Hollweg, miała jednak wielu przeciwników,
przede wszystkim w Prusach, przeciwstawiających się idei wolnej Polski. Podobne poglądy reprezentowały niemieckie czynniki wojskowe.
Ponieważ zaś każda decyzja polityczna w sprawach zasadniczych, jeśli miała powszechnie obowiązywać, wymagała wspólnego działania całego
kierownictwa Rzeszy, do rozwiązania kwestii Polski w duchu programu Bethmanna Hollwega mogło dojść tylko w wypadku poparcia przez cesarza.
Urząd Spraw Zagranicznych, czynniki staropruskie oraz wojskowych. Bez zastrzeżeń plany kanclerza popierał tylko Jagow.

Pierwsze ustalenia zapadły na konferencji w Wiedniu w dniach 11 i 12 sierpnia 1916, stanowiącej nieodłączny komentarz do późniejszej
proklamacji - aktu 5 listopada 1916 r. Obecni na niej hrabia Stefan Burian von Rajecz, minister spraw zagranicznych Austro-Węgier, oraz
Bethmann Hollweg i Jagow ustalili podstawę rozwiązania sprawy polskiej. Postanowiono w niedalekiej przyszłości - najpewniej po zakończeniu
wojny - utworzyć "samodzielne Królestwo Polskie" jako monarchię dziedziczną i konstytucyjną. W czasie wojny, kiedy Kongresówka nadal musiała
pozostawać pod okupacją, obaj monarchowie, Franciszek Józef I i Wilhelm II, mieli ograniczyć się tylko do wydania w tej sprawie manifestu. Pod
względem politycznym państwo polskie miało być ściśle związane z przymierzem dwucesarskim; do tego stopnia, że miało być pozbawione
prowadzenia własnej polityki zagranicznej. Również administracja, wojsko i sprawy gospodarcze projektowanego Królestwa Polskiego uzależniono
od państw centralnych. Podpisanie przez Polskę konwencji wojskowej z Niemcami i Austro-Węgrami właściwie oddałoby armię polską w ręce
dowództwa niemieckiego. Stwierdzono również nienaruszalność własnych terytoriów polskich. Austro-Węgry rezygnowały z rozwiązania austro-
polskiego, które teraz zastępowała koncepcja związania projektowanego państwa polskiego z obu mocarstwami centralnymi, faktycznie jednak
mająca przygotować związek Polski z Niemcami, chociaż umowa sierpniowa nie przesądzała na przyszłość sprawy zależności Polski pod
względem politycznym, a oba mocarstwa miały do niej takie same prawa. Kanclerz nie osiągnął wprawdzie swego głównego celu, tj. zgody
austriackiej na utworzenie polskiego państwa buforowego uzależnionego wyłącznie od Niemiec, ale pozytywny (dla Rzeszy) moment osiągniętego
porozumienia tkwił w innym punkcie, a mianowicie w jego "rezultacie negatywnym" dla sojusznika - oceniał wicekanclerz Rzeszy, Karl Theodor
Helfferich - w tym, że "Polskę wyrwano z zębów Austrii, i że odtąd rozstrzygające słowo w sprawach polskich należeć będzie do Niemiec. W ten
sposób pierwsza większa przeszkoda na drodze do dominacji niemieckiej w Królestwie Polskim została pokonana.

Wykonanie decyzji wiedeńskich okazało się rzeczą trudną. Wstrzymywano ogłoszenie odezwy monarszej do Polaków. Piłsudski nie mógł o tym
wiedzieć. Trzymał się podjętych wcześniej decyzji o zaostrzeniu kursu wobec władz okupacyjnych, spodziewając się proklamacji Królestwa
Polskiego.

Szerzej o powodach złożenia dymisji z Legionów Komendant rozprawiał z Hranilovicem von Czvetassin. "Określam sytuację w ten sposób -
zapisał Komendant w raporcie z 23 VIII 1916 r. - że Legiony znajdują się już obecnie na płaszczyźnie nachylonej i nieuchronnie spadają w dół".
Opuścił I Brygadę 2 września i wyjechał do Krakowa. Wkrótce został wezwany do Cieszyna. Rozmawiał z szefem Nachrichtenabteilung AOK 7
lub 8 września. Hranilovic von Czvetassin nastawał na Piłsudskiego, aby zgodził się oddać POW "dla dopełnienia Legionów" do stanu korpusu -
odnotowano treść rozmowy w instrukcji dla Sławka. - "Potrzeba 12 000 ludzi, a liczą, że tyle ma POW. Komendant zażądał gwarancji politycznych.
Namawiano do cofnięcia zgłoszenia o dymisję. Komendant odmówił". Na koniec wydano "dokument na jazdę do Warszawy taki, który w ogóle
byłby wystarczający, ale Komendant zażądał, by się zwrócono do Niemców, czy nie będą czynili przeszkód". Piłsudski wrócił do Krakowa, a
następnie wyjechał na odpoczynek do Zakopanego.

Naczelna Komenda Armii wydała 20 września rozkaz o przemianowaniu Legionów w Polski Korpus Posiłkowy, mający liczyć dwie pełne dywizje
piechoty. Spodziewano się, że rozporządzenie to zaspokoi aspiracje polskie. Hranilovic von Czvetassin wysłał do Piłsudskiego kpt. Rudolfa
Mitzkę, który przyjechał do Zakopanego między 20 a 26 września. Przywiózł ze sobą wiadomość o odmowie władz niemieckich na przyjazd
Komendanta do Warszawy. Omówił również sprawę Polskiego Korpusu Posiłkowego, nie wzbudzając jednak większego zainteresowania
Komendanta, gdyż rozporządzenie AOK nie gwarantowało narodowego charakteru nowej formacji. "Kpt. Mitzka - odnotował później Świtalski -
wyjechał z Zakopanego, ubolewając, że 'pan brygadier Piłsudski jest tak pesymistycznie nastrojony' ". W ślad za Mitzką wysłał Piłsudski do
Cieszyna Stachiewicza, który miał się zorientować, na ile wykrystalizowały się ostateczne decyzje AOK. "Płk Hranilovic [von Czvetassin] był w
rozmowie z kpt. Stachiewiczem minorowo nastrojony - zapisał dalej Świtalski - skarżył się na trudności ze strony Niemiec, narzekał, że dyplomaci

27 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

pracują wolno. Oświadczył, że werbunek może być prowadzony tylko w okupacji austriackiej i tymczasowo żadne gwarancje polityczne nie mogą
być dane".

W niemieckich kołach wojskowych Piłsudski nie miał najlepszej opinii. Uważano go za "agitatora socjalistycznego" i polityka o skrajnie
narodowym charakterze. Beseler już w sierpniu 1916 r. wykluczał możliwość oparcia się w przyszłości o Polską Organizację Wojskową przy
formowaniu wojsk ochotniczych, gdyż, jak podkreślał, pomijając sprawę liczebności, skupiała ona "znaczną ilość w najwyższym stopniu
niepewnych elementów". Pod koniec sierpnia 1916 r. miał on powiedzieć Adamowi Ronikierowi, wyrażając opinię władz z Berlina: "Pomimo tego,
co mówią wasi podżegacze, uważam, że utworzenie armii polskiej teraz nie ma podstaw realnych; mogłaby być mowa tylko o armii ochotniczej.
Właściwa armia mogłaby powstać zaledwie w ciągu dwóch lat. (...) Musicie czekać, czekać, bo tego nie można zrobić z dnia na dzień". Obawiano
się, że Piłsudski pod pretekstem rekrutacji do polskiego wojska będzie tworzył organizację socjalistyczną. A przecież niemożliwe, ażeby
"komendant armii bawił się w agitację socjalistyczną", mówił założyciel proniemieckiej Ligi Narodowości Uciskanych przez Rosję, baron kurlandzki
Friedrich von Ropp na spotkaniu z Wacławem Sieroszewskim i Witoldem Jodko-Narkiewiczem we wrześniu 1916 r.

Z drugiej strony otwierała się możliwość wykorzystania Piłsudskiego przy tworzeniu armii polskiej. Taką propozycję Jodko-Narkiewicz złożył
austriackiemu dowództwu jesienią 1916 r. Siły organizacji przedstawiciel Oddziału Informacyjnego AOK przy Generał Gubernatorstwie w
Warszawie, Joseph von Paić, obliczał wówczas na 300 000 członków, mocno przesadzając, nawet po uwzględnieniu zwolenników.

Podanie Piłsudskiego o zwolnienie z Legionów zostało ostatecznie przyjęte 26 września 1916 r. Odpowiedź wręczył Piłsudskiemu kurier z
Naczelnej Komendy Armii następnego dnia w Krakowie. Komendę I Brygady objął przejściowo Sosnkowski, któremu rozkazem z 29 września
również udzielono dymisji. Dowództwo I Brygady przejął ppłk Marian Januszajtis. Nastał okres burzliwych dyskusji oraz organizowania opinii
polskiej wobec planów tworzenia państwa polskiego przez Austro-Węgry i Niemcy.

Wiadomość o przyjęciu dymisji Piłsudskiego wywołała powszechnie konsternację i przygnębienie. Nie spodziewano się, że dojdzie do zwolnienia
Komendanta z Legionów. "Dymisję przyjęto - notował Świtalski w dzienniku - gdyż nie mogło AOK zgodzić się na żądania polityczne stawiane
przez Komendanta". Piłsudski liczył, że za cenę cofnięcia dymisji uda się wytargować od władz Austro-Węgier i Niemiec pewne koncesje
polityczne dla Królestwa Polskiego. "Według mego przekonania - wnioskował Świtalski - najprawdopodobniejsze kondominium, które usuwa zmorę
podziału [Królestwa Polskiego - R. Ś.], a w niczym nie wiąże państwa centralne, jak ostatecznie rozwiążą sprawę polską".

Piłsudski po wyjściu z Legionów znalazł się w impasie. Dymisja oznaczała zerwanie z Austrią, dotychczas głównym czynnikiem oparcia dla
zwolenników Komendanta. Legiony spełniły swoje zadanie, przestały się liczyć jako atut polityczny. Możliwość manewru miał tym mniejszą, że za
decyzją AOK stali Niemcy. Wkrótce Naczelna Komenda Armii zarządziła ścisły nadzór policyjny nad działalnością byłego komendanta I Brygady,
"jako nad rewolucjonistą" (26 IX 1916). Takim samym dozorem objęto również Sosnkowskiego. Spodziewano się, że brygadier działać będzie na
rzecz niepodległości Polski, "na socjalistycznej podstawie"; obawiano się jego "konspiracyjnego charakteru".

Komendant przewidywał istotnie przejście do konspiracji, w razie negatywnych rozstrzygnięć w sprawie polskiej. Prawdopodobnie liczył się też z
możliwością internowania. Znał postanowienia sierpniowej narady wiedeńskiej, dotyczącej utworzenia samodzielnego Królestwa Polskiego.
Spodziewał się ich rychłego ogłoszenia. Już w sierpniu 1916 r. Sokolnicki informował Piłsudskiego o stanowisku Niemiec i Austro-Węgier w
sprawie polskiej, przedstawionym mu przez hrabiego Juliusa Andrassy. "O pełnej niepodległości nie może być mowy - mówił węgierski mąż stanu -
musi nastąpić zbliżenie do Niemiec albo do Austrii". Wstrzymanie realizacji uzgodnionych w Wiedniu planów i konsekwencje przyjęcia dymisji
przez władze austriackie postawiły pod znakiem zapytania sens polityczny całej akcji. Błąd przejścia do opozycji był oczywisty. "Wedle mego
zdania - pisał nie bez racji Jaworski - Piłsudski czuje, że poniósł klęskę. Chce się wydobyć z niej. Przyjąłby jakiekolwiek generalstwo". Stan
niepewności potęgowało odkładanie decyzji Austro-Węgier i Niemiec w sprawie przyszłości Polski.

Wilhelm II, gdy tylko uznał za rzecz nierealną zawarcie pokoju odrębnego z carską Rosją, wzmocnił stanowisko Bethmanna Hollwega. Formułę
stosunków w Polsce: "Los von Russland" miała uzupełnić nowa zasada: "Los von Österreich". Skoro zaś okazało się, że koncepcja austro-
polska jest nie do przyjęcia dla Niemiec, a jedynym rozwiązaniem jest przyjęcie formuły niemiecko-polskiej, kanclerz chciał użyć ostatecznego
argumentu mającego przekonać generałów - sprawę rekruta polskiego. Chociaż był to dla Bethmanna Hollwega tylko argument propagandowy,
został on podchwycony przez wojskowych, oceniających wówczas sytuację międzynarodową podobnie jak kanclerz.

Dla władz wojskowych Rzeszy projektowana w Wiedniu proklamacja o utworzeniu państwa polskiego mogła mieć jeden cel: zamierzano tym
sposobem wydobyć z Królestwa Polskiego rekruta, który podreperowałby mocno już nadwyrężony potencjał militarny państw centralnych. Mimo
niechęci Ludendorffa i Hindenburga do udzielenia Polakom koncesji narodowych, musieli oni zgodzić się w końcu na ustępstwa pod naporem
sytuacji militarnej. Jeżeli jednak dla kanclerza wydanie manifestu było tylko fragmentem jego polityki, to dla wojskowych stanowił on cel sam w
sobie, a zarazem środek, umożliwiający realizację własnych planów. Nie zajmowały ich reperkusje polityczne tego kroku. Interesowała ich
wyłącznie sytuacja na frontach. Później, po zwycięstwie byliby w stanie każdemu podyktować swoje warunki pokoju.

Tymczasem Bethmann Hollweg musiał przełamać opór rządu pruskiego w sprawie realizacji układu niemiecko-austriackiego w sprawie Polski,
najważniejszego forum politycznego Rzeszy. Gdy Wilhelmstraße uznało za rzecz nierealną zawarcie pokoju odrębnego z Rosją, zdecydowało się
wówczas na poczynienie kroków w kierunku urzeczywistnienia umowy wiedeńskiej. Na posiedzeniu rządu pruskiego w dniu 21 września 1916 r.
Bethmann Hollweg postawił problem wydania manifestu w sprawie Kongresówki. Aby zapewnić sobie zgodę ministrów, wysunął kwestię rekruta
polskiego, powołując się przy tym na zdanie Hindenburga, Ludendorffa i Beselera. Stanowisko kanclerza wzbudziło jednak wiele zastrzeżeń.
Wspólnie z wojskowymi starał się wpłynąć na polityków pruskich, wykorzystując opinię najlepiej zorientowanego, generał-gubernatora
warszawskiego.

Beseler przyjechał do Berlina 8 października 1916 r. i w tymże dniu wziął udział w kolejnym posiedzeniu rządu pruskiego. W swoim exposé
Beseler uzasadnił konieczność utworzenia państwa polskiego, obok powołania do życia innych państw buforowych oddzielających Niemcy od
Rosji, co miało stanowić najlepsze zabezpieczenie wschodnich granic Rzeszy. Przy okazji takie rozwiązanie problemu polskiego wzmocniłoby
armię niemiecką dobrym materiałem żołnierskim. Jak przewidywał, Polska mogłaby wystawić w przyszłości dwustutysięczną armię stałą, a na
wypadek wojny nawet osiemsettysięczną, odgrywając rolę wysuniętej pozycji Mitteleuropy i przedniej straży armii niemieckiej. Argumenty
wojskowe przekonały w końcu rząd pruski, a główny przeciwnik planów kanclerza, minister spraw wewnętrznych Prus, Friedrich Wilhelm von
Loebell, uznał, że obowiązuje wola cesarza. Wyraził tym samym zgodę swojego rządu na wydanie manifestu w kwestii przyszłości Polski. Dopiero
wówczas stała się możliwa realizacja koncepcji Bethmanna Hollwega. Starano się przy tym zmniejszyć możliwość zagrożenia ze strony przyszłej
Polski. Gdyby Niemcy nie były w stanie urzeczywistnić swych dążeń, lub jeśli Polacy zrozumieliby inaczej niż Niemcy zwrot Anschluss an
Deutschland, jednym słowem - oceniał Helfferich - "jeśli nie osiągnie się później porozumienia z Polakami, wówczas Niemcy będą miały wolną
rękę". Dodatkowym zabezpieczeniem na wypadek konfliktu z Polską miała być konwencja wojskowa, przewidująca bezwzględne
podporządkowanie armii polskiej niemieckiemu dowództwu.

Brygadier nie miał złudzeń co do intencji Niemiec i Austro-Węgier, jednakże plany budowy państwa polskiego u boku państw centralnych stanowiły
wystarczający punkt zaczepienia dla podjęcia dalszej akcji. "Następuje teraz - pisał Sokolnicki w pierwszych dniach października 1916 r. - ciężki
okres zmagania się naszego o prawa narodowe, o prawo do armii i rządu własnego, których nam mocarstwa centralne dotychczas nie chciały
przyznać. [...] Celem naszym jest uzyskanie rządu w Królestwie lub co najmniej reprezentacji politycznej, która by była w możności wystawić
narodową armię. Piłsudski jako żołnierz, gdyż żołnierzem jest i pozostaje, czeka na moment, w którym rząd czy reprezentacja Królestwa rozkaże

28 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

mu broń ująć w rękę. Wszystkie więc wysiłki będą skierowane ku uzyskaniu decyzji zbiorowej woli społeczeństwa w Królestwie".

Znowu koniecznością stało się dla Piłsudskiego ściślejsze porozumienie z władzami wojskowymi. Niezbędny był kompromis. Po dwóch latach
wojny wciąż nie było podstaw do rozwinięcia szerszej akcji politycznej oraz punktów oparcia dla skutecznego przeciwstawienia władzom
okupacyjnym własnego programu politycznego i wojskowego. Piłsudski kontaktował się z przedstawicielami wywiadu Austro-Węgier i Niemiec
sam, albo za pośrednictwem swoich zaufanych ludzi przez cały następny okres, do aresztowania w lipcu 1917 r. Rozmowy dotyczyły spraw
politycznych Polski. Łącznikiem Komendanta z biurem warszawskim Oddziału Informacyjnego Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie
był Jodko-Narkiewicz. Łączność z Iszkowskim utrzymywał w Lublinie m.in. Świtalski. Kontakty te miały w zasadzie charakter taktyczny, służyły w
efekcie grze politycznej wobec Niemiec. Komendant zakładał bowiem wówczas, że już "z Austrią skończone" - jak mówił w instrukcji do jednego z
działaczy niepodległościowych - i należało tworzyć nową bazę polityczną. "Gadać będziemy teraz tylko w Warszawie - podkreślał - i tylko na
nowych podstawach, i gadać z Niemcami". Komendant kontaktował się osobiście z oficerami Abteilung III B, płk. Wilhelmem Nethe, adiutantem
Beselera i szefem sztabu Generał Gubernatorstwa w Warszawie, oraz ppłk. Bulowem-Stolle, przydzielonym do Wojskowego Generał-
Gubernatorstwa w Lublinie.

Tymczasem jednak władze okupacyjne nie uwzględniały przy projektach odbudowy państwa polskiego lewicy niepodległościowej. W planach
Beselera nie było miejsca dla obozu Piłsudskiego. Politykę w Królestwie zamierzał oprzeć o prawicę i elementy skrajnie aktywistyczne.

Redakcja "Rządu i Wojska" ogłosiła 1 listopada charakterystyczny artykuł - Rycerz czy ciura obozowy? "Stoimy pono - pisano - w przededniu
ogłoszenia państwa polskiego. Słysząc o tym, nie wiemy jednak, czy pierwszą, najważniejszą funkcją mającego powstać państwa ma być szybkie i
energiczne organizowanie armii polskiej [...]". Lecz, "czy istotnie tak jest, czy istotnie Niemcom tak zależy na tworzeniu dużej, silnej armii polskiej,
jakiej my, obóz niepodległościowy, żądamy?" - pytano. "Otóż Niemcy zapewne zgodzą się na rozszerzenie Legionów drogą werbunku na
ochotnika, lecz na tworzenie dużej armii polskiej, powstałej w drodze przymusowego poboru ogłoszonego i przeprowadzonego przez rząd Polski,
Niemcy zgodzą się jedynie pod presją i parciem ze strony społeczeństwa polskiego. (...) Niemcy, myśląc o ogłoszeniu państwa polskiego mają na
względzie przede wszystkim nie stronę militarną, lecz stronę polityczną. (...) A więc należy zbijać bajkę, jakoby Niemcom zależało na silnej, dużej
armii polskiej". Konstatacja planów niemieckich była niezwykle celna. Obowiązywał wszakże rozkaz Piłsudskiego z 4 listopada 1916 r. do
wszystkich organizacji CKN i POW: "Brać, co dają".

Władze Niemiec i Austro-Węgier zdecydowały wreszcie o ogłoszeniu decyzji sierpniowej konferencji wiedeńskiej. W dniu 5 listopada 1916 r.
generał-gubernatorzy, Beseler i Kuk, wydali w imieniu cesarzy, Franciszka Józefa I i Wilhelma II, proklamację, zapowiadającą utworzenie
"samodzielnego" państwa polskiego, "z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem". Z całym naciskiem należy podkreślić, że najgłębszą
motywacją wydania aktu 5 listopada nie była chęć uzupełnienia rezerw ludzkich w armiach państw centralnych, jak się utarło przyjmować. Taką
ocenę aktu rozpowszechnili przede wszystkim jego autorzy, jak już wspomniano, dla pokonania wewnętrznej opozycji wobec planów odbudowy
państwa polskiego. Cel proklamacji był jednoznacznie polityczny. Akt listopadowy tworzył zewnętrzne ramy dla realizacji niemieckich celów
politycznych utworzenia buforowego państwa polskiego, wchodzącego w skład Mitteleuropa i jednocześnie włączonego w system państw
kresowych uzależnionych od Rzeszy i zabezpieczających jej wschodnią granicę przed Rosją.

Piłsudski poparł ideę aktu 5 listopada 1916 r. Inaczej być nie mogło. Władze okupacyjne nie chciały tolerować konspiracyjnego związku o
charakterze narodowo-radykalnym, za jaki uchodziła POW, zwłaszcza, że wzmogły się tendencje irredentystyczne do ziem zaboru austriackiego.
Programem politycznym stawała się obecnie koncepcja przyłączenia Galicji do Królestwa. Liczono, że Ententa poprze te dążenia. W
Nachrichtenabteilung AOK nie łudzono się co do charakteru poczynań lewicy, choć stanowisko Piłsudskiego w związku z proklamacją Królestwa
Polskiego na razie nie budziło zastrzeżeń. Przejście do jawnej opozycji, w nowej sytuacji politycznej, oznaczałoby zdradę stanu. Pozycja
Komendanta wzrosła, ale jego zależność od państw centralnych musiała być utrzymana. Nie można było brać poważnie prób nawiązania z nim
kontaktu przez wywiad rosyjski, za pośrednictwem wysłanników Witolda Gorczyńskiego, organizatora legionów po stronie rosyjskiej frontu.
Dymisję Piłsudskiego komentowano w Rosji jako objaw zachwiania się jego dotychczasowych ideałów. Piłsudski "zawiedziony i obrażony przez
armię austriacką, ma prawo pomyśleć o innych możliwościach rozwiązania sprawy polskiej", mówił w końcu października 1916 r. jeden z
emisariuszy politycznych do przedstawiciela NKN w Sztokholmie, Stanisława Wędkiewicza.

Wojskowa formuła aktu listopadowego okazała się bardzo wygodna dla strony polskiej. Pozwalała ominąć kwestie polityczne i skoncentrować się
na sprawie wojska. Przede wszystkim skorzystał z tego Piłsudski. Formalnie cele były zbieżne, idea armii polskiej trafiła wreszcie do najwyższych
władz Niemiec i Austro-Węgier. Wcześniej czy później wojsko polskie, jako jeden z atrybutów państwa, musiało powstać. Była więc podstawa do
współpracy, chociaż różniły się jej cele polityczne. Należało tylko określić jej charakter i spowodować urzeczywistnienie "listopadowych" obietnic,
ale przy czynnym udziale lewicy niepodległościowej.

Piłsudski słusznie podejrzewał, że zwłokę we wprowadzeniu w życie uchwał wiedeńskich spowodowały starania niemieckie o
separatystyczny pokój z Rosją, w myśl zasady: "Pokój odrębny na Wschodzie - pokój zwycięski na Zachodzie". Ostatecznie akt z 5 listopada
1916 r. uniemożliwił dalsze rokowania pokojowe z Rosją. Politycy rosyjscy byli głęboko oburzeni, że Niemcy porzuciły linię antypolską, na której
opierało się Święte Przymierze. W programie urządzenia wschodu Europy przez Niemcy słusznie dostrzegali bezpośrednie zagrożenie dla Rosji.

Obóz niepodległościowy przyjął akt 5 listopada jako realny fakt polityczny pozwalający przystąpić do budowy państwa polskiego jeszcze w czasie
wojny. Przedstawiał on wartość o tyle, o ile dawał możliwość tworzenia wojska. Kwestie polityczne odsuwano na dalszy plan i faktu tego nawet nie
ukrywano przed autorami manifestu. Zdecydowano się ujawnić cały ruch niepodległościowy. Centralny Komitet Narodowy oraz podległe mu
organizacje (Wydział Narodowy Lubelski, Rada Okręgowa Ziemi Kieleckiej, Wydział Narodowy Radomski) przystąpiły do pracy jako instytucje
jawne. Postawiono natychmiast żądania: rząd tymczasowy i armia pod dowództwem Piłsudskiego.

Centralny Komitet Narodowy wykazywał gotowość obozu niepodległościowego do podjęcia inicjatywy austriacko-niemieckiej. POW miała
demonstrować siłę oraz możliwość utworzenia armii polskiej do walki z Rosją. "Jest w tym [akcie listopadowym - R. Ś.] nieubłagana logika faktów -
pisano w "Rządzie i Wojsku" o podstawach porozumienia polsko-niemieckiego. - Jest stwierdzenie odwiecznej zasady, że wszelki sojusz jest
przymierzem dwóch wrogów przeciwko trzeciemu, który życiu ich obydwóch zagraża. [...] Niczego się nie wyrzekając, niczego nie przekreślając,
musimy uznać i stwierdzić, że na wschodnich granicach stoi nasz wróg nieprzejednany, najgorszy, najniebezpieczniejszy, że tam nasze najwyższe
niebezpieczeństwo, tam nasza przyszłość i rozkwit. W walce tej, w walce, gdzie przegrana śmiercią zagraża, oprzeć się musimy plecami o
zachód. [...] Szaleństwem bowiem byłoby, uznając Rosję za wroga głównego, wytaczać jednocześnie wojnę Niemcom". Jednakże Niemcy "muszą
się liczyć z Polską. Trzeba twardo stanąć na straży narodowego honoru, trzeba nie mniej stanowczo uchylać wszelkie zakusy spychania nas na
stanowisko niegodne naszego narodu". W przeciwnym razie - konkludowano - należałoby przy wszelkich wątpliwościach przede wszystkim
pamiętać, że powstać mogła Polska jedynie przy pomocy Niemiec, że co większa, przez czas dłuższy tylko przy ich pomocy będzie mogła się
oprzeć czyhającej na zewnątrz zagładzie, że poza tym tyle praw zdobędziemy, tyle szacunku doznamy, ile cię potrafimy z niezłomną
stanowczością domagać".

Przede wszystkim domagano się utworzenia armii. Proklamacja przyniosła "oczekiwane, a przez obóz nasz od dawna przewidziane zasadnicze
rozstrzygnięcie sprawy polskiej" - głosiła instrukcja Komendy Naczelnej POW z 13 listopada 1916 r. I dalej: "Wiemy już dziś, że nie tylko pod
panowanie Rosji Polska nie wróci, lecz żadna inna zależność państwowa jej nie grozi. Wiemy, że na straży zdobytej nareszcie niepodległości
stanie własny rząd i własna armia. W całej rozciągłości i bez straty czasu należy wyzyskiwać możność pracy państwowotwórczej". Tak więc

29 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

dotychczasowa taktyka organizacji, która "wytrzymała bez załamań i kryzysów tyle zmian i wstrząśnień natury politycznej i wojennej, obecnie nie
wymaga jeszcze zasadniczej rewizji". Taktykę tę najlepiej określił Sokolnicki, analizując wpływ czynnika polskiego na genezę aktu 5 listopada:
"Maksymalizm dążeń wraz z jednoczesnym wyzyskiwaniem wszystkich pozytywnych osiągnięć. 'Móc to, czego się chce' ".

Prowadzoną od kilku miesięcy akcję, mającą wykazać okupantom, że bez Piłsudskiego nie stworzą armii polskiej, należało więc uzupełnić
-jak głosiła instrukcja Komendanta z 14 listopada 1916 r. - wymuszeniem wpływu na "konstytuujące się rządy polskie i wojsko". Jednocześnie
należało przeciwdziałać planom tworzenia wojska pod kierownictwem niemieckim. "Polacy! - wzywano w jednej z odezw POW z listopada-grudnia
1916 r. - Na każdym kroku domagajcie się głośno opartego o lud rządu narodowego i Józefa Piłsudskiego na wodza armii polskiej. Nie masz
wojska bez rządu! Nie masz werbunku bez jego rozkazu! Gotowość swą okażcie wstępując do Polskiej Organizacji Wojskowej. Niech żyje rząd,
armia i komendant Piłsudski".

Były to oczywiście hasła propagandowe, obliczone na "rozkołysanie nastroju". W związku z tym Juliusz Poniatowski pytał Piłsudskiego: "Czy
pozwolić sobie na kategoryczne wypowiadanie się, że żadnych formacji ochotniczych i żadnych półśrodków? Dotychczas ograniczaliśmy się na
stwierdzeniu, że dążymy do normalnej z poboru przez rząd tworzonej armii, ale nie wdawaliśmy się celowo w żadne poruszanie możliwości lub
wykluczanie wszelkich form przejściowych". W ten sposób kwestia ewentualnego porozumienia z władzami okupacyjnymi w sprawie wojska była
ciągle otwarta.

Okazję do przełamania niechętnych Piłsudskiemu i obozowi niepodległościowemu nastrojów dały pertraktacje nad powołaniem Tymczasowej
Rady Stanu. Z pomocą przyszli Austriacy. "Głośnego wołania lewicy o bohatera narodowego i trybuna ludu, Piłsudskiego, nie można było
pominąć", zapisał w swym pamiętniku szef sztabu Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie, Arthur Hausner. I dalej: "W Generał-
Gubernatorstwie zdano sobie wkrótce sprawę, że Rada Stanu, jeśli ma mieć w narodzie znaczenie, bez tego człowieka jest nie do pomyślenia".
Conrad von Hötzendorf zniósł 22 listopada ścisły nadzór Piłsudskiego i Sosnkowskiego, "a to -jak pisał - w związku z sytuacją polityczną,
zmienioną przez proklamowanie Królestwa Polskiego oraz ze względu na wykazywaną dotąd przez pana Piłsudskiego bez zarzutu i lojalną
postawę". Dodawał jednak: "Należy donieść niezwłocznie o możliwych oznakach zmiany postawy wymienionych osób, względnie o
oznakach bardziej ożywionej ich działalności politycznej".

Wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom. Komendant zaproszony do Lublina 27-29 listopada 1916 r. zaprezentował swój punkt widzenia na
sprawę budowy państwa, a w szczególności wojska. "W Lublinie na dworcu oczekiwał na 'Ziuka' samochód - relacjonował Sławek. - Wieczorem
tego dnia [27 XI 1916] odbyła się długa konferencja 'Z[iuka]' z [Karlem] Kukiem, [Jerzym] Madeyskim, [Ottonem O'Caroll] Hoenningiem, [Arthurem
Hausnerem], szefem sztabu Kuka, i całym dygnitarstwem". Utworzenie armii polskiej uważał Piłsudski za konieczne, z tym, że ogłoszenie
powszechnej rekrutacji będzie, jego zdaniem, tak długo przedwczesne, jak długo Polska nie otrzyma własnych państwowych instytucji. W tych
warunkach należy dążyć do dobrowolnego werbunku. Jednakże Polacy nigdy nie zgodzą się wstępować do armii, która nie będzie miała swej
genezy wyłącznie w inicjatywie swojego narodu, a werbunek w dotychczasowej formie nie da żadnych rezultatów, dopóki sprawy wojska nie
weźmie w ręce powstały na drodze wyborów narodowy rząd polski. Alternatywą istniejącego systemu werbunkowego miał być zaciąg pośredni,
poprzez różnego rodzaju związki o charakterze sportowo-wojskowym, a więc przede wszystkim POW.

Kwestii tych Piłsudski nie stawiał zdecydowanie i bezkompromisowo, jak czyniła to propaganda obozu. Chciał osiągnąć porozumienie z
władzami okupacyjnymi. Nie rozstrzygał więc sprawy zależności przyszłej armii. Napomknął tylko dwuznacznie: "Zamierzone przyłączenie
przyszłej armii do wojska niemieckiego wywołuje szczególnie daleko idące zastrzeżenia, choć każdy musi przyznać niemieckiej organizacji i
niemieckiemu żołnierzowi ich wartość". W podobny sposób wypowiedział się co do roli, jaką chciałby odegrać przy organizowaniu wojska - gotów
był współdziałać z władzami okupacyjnymi, ale "gdy mu będzie umożliwione zastosowanie jego systemu". Zjednać Austriaków miało również
poparcie kandydatury arcyksięcia Stefana na regenta oraz zastrzeżenie ewentualnego powołania do Rady Stanu ze strony austriackiej, nie
niemieckiej. Dałoby mu to lepszą pozycję przetargową wobec Niemiec, ale tego oczywiście nie mówił.

Stanowisko brygadiera spotkało się z przychylnym przyjęciem władz austriackich. "Wrażenie, jakie na nas wywarł, było silne - zapisał
później Hausner. - Człowiek, który prowadził jednakowo bezwzględną walkę o niepodległość Polski przeciwko Rosji, Niemcom i Austrii", okazał się
jednak "wytrawnym partnerem politycznym". Podobnego zdania był dr Erich Schultze, komisarz policji politycznej i szef kontrwywiadu niemieckiego
przy Generał-Gubernatorstwie Warszawskim. "Piłsudski jest niezbędny - mówił sekretarzowi CKN, Arturowi Śliwińskiemu, 4 XII 1916 r.
Piłsudskiego Niemcy bali się, a jednak chcieli wykorzystać jego zdeklarowanie się do współpracy. Generał-gubernator myślał raczej o
spożytkowaniu Komendanta przy tworzeniu armii polskiej, niż w powierzeniu mu funkcji politycznej. Toteż postanowienie strony austriackiej
odsunięcia go od spraw wojska i wprowadzenie go do Tymczasowej Rady Stanu wprawiło Beselera w zakłopotanie.

Beseler widział w Piłsudskim patriotę i wielkiego organizatora, ale nie chciał go postawić na czele wojska. W przemówieniu 5 grudnia 1916 r.
dał wyraźnie do zrozumienia politykom polskim, że POW przy budowie armii Królestwa Polskiego nie odegra tej roli, jaką jej chciał przypisać.
Tylko w jednym, z różnych co prawda powodów, zgadzał się z Komendantem, odstępując od propagowanej dotychczas przez czynniki rządowe
Niemiec idei budowy wielkiej armii polskiej. "Wojsko, które tworzycie obecnie - mówił - nie może być wielkie, musi z konieczności, jako ochotnicze,
mieć szczupłe rozmiary. Winno jednak być silnym rdzeniem, który da wam podstawę dla późniejszego stworzenia armii narodowej". Organizacją
wojska mieli się zająć Niemcy, "stopniowo" i "krok za krokiem", aż możliwy będzie normalny pobór. "Nie oddawajcie się iluzjom i utopiom -
rozwiewał ostatecznie złudzenia co do intencji niemieckich - tylko stańcie na gruncie rzeczywistości, powiedzmy nawet, twardej rzeczywistości, co
nam dała chwilowo władzę w tym kraju, której nie mamy zamiaru z rąk wypuścić, dopóki nie załatwimy się z naszymi wrogami". Także Polacy,
według generał-gubernatora warszawskiego, mieli wybór: przystąpić do współpracy z Niemcami nad budową państwa polskiego, bądź odrzucić ją.
Jeżeli jednak wybór padnie na ostatnią ewentualność, wówczas Niemcom nie pozostanie nic innego, "jak odpowiedzieć: Dobrze, nie jesteśmy
odpowiedzialni za waszą przyszłość. Zarządzając tym krajem, będziemy tak postępowali, jak to nam przypisuje obowiązek, wymaganie naszego
bezpieczeństwa i nakazy ludzkości". Było to swoiście wyrażone ultimatum.

Tego samego dnia Wieniawa-Długoszowski wręczył Beselerowi memoriał Piłsudskiego w sprawie warunków rekrutacji do armii polskiej, datowany
2 XII 1916 r. z Lublina. Komendant wypowiadał się przeciwko obowiązującemu systemowi werbunkowemu, który nie odpowiadał warunkom
polskim. "Polacy nie są zorganizowanym narodem - przekonywał - który można przekonać i kierować drogą rozumową, via Vernuft [rozsądek].
Jest to kupa lotnego piasku, który porusza się dopiero wtedy, gdy się umiejętnie wytworzy wiatr silny w odpowiednim kierunku. [...] Wszystko zależy
teraz od tego, czy się potrafi, wykorzystując fakt 5 listopada, wytworzyć umiejętnie silny wiatr, który popędzi nastrojony polski naród do spraw
wojskowych i uczyni wojsko i służbę w wojsku popularnymi w umysłach i sercach". W rezultacie Beseler przesłał 8 grudnia zaproszenie dla
Piłsudskiego na rozmowę do Belwederu.

Analogiczny memoriał otrzymał Kuk w Lublinie. Piłsudski miał okazję bliżej przedstawić wyłożone w piśmie racje, przebywając w Lublinie od 9 do 11
grudnia, skąd następnie wyjechał do Warszawy. Komendant - notował później Jaworski - "rozwinął przed Kukiem i Madeyskim plan
utworzenia armii w drodze konspiracyjnej. Uznali to za niemożliwe. Nie umieli z nim pertraktować, nie oni bowiem jemu, ale on im stawiał warunki".
Omawiany przez Piłsudskiego memoriał wywarł niekorzystne wrażenie. "Sztab lubelski - zapisał potem Alfred Wysocki, uczestnik konferencji z
ramienia generał-gubernatora - dopatrzył się w nim sabotażu właściwej myśli stworzenia armii polskiej, krytykował także zasadę, aby podstawą jej
stały się Legiony zasilane werbowanym wyłącznie przez władze legionowe rekrutem. Ale cel został osiągnięty - dodawał od siebie. -
Komendantowi zależało na przewlekaniu sprawy armii, póki podstawy jej istnienia i sytuacja polityczna nie zostaną najdokładniej uzgodnione".
Wszelkie propozycje współpracy, jako wojskowy, odrzucał; nie mógł pracować w systemie nie obiecującym powodzenia. Oczywiście nadal
występował przeciwko systemowi werbunkowemu Departamentu Wojskowego NKN, przeciwstawiając akcji Sikorskiego swoją POW.

30 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Częściową odpowiedź na mowę Beselera, a także zapytanie Poniatowskiego stanowił artykuł "Rządu i Wojska" z 10 grudnia o sprawie wojska
polskiego. "Żądamy armii własnej jako wyrazu siły narodu polskiego. [... ] Taką armią może być tylko armia z poboru. Żadne, nawet najgorsze
ochotnicze porywy potrzebie tej nie sprostają. [...] Nie na powstania dziś czas, lecz na to, by powołać naród pod broń. (...) To są nasze idealne
żądania co do armii polskiej. Oczywiście mówić o ideałach dziś w Polsce, która pod tyloma względami jest zaprzeczeniem tego, co byśmy w niej
widzieć chcieli, byłoby naigrywaniem się. (...) Trzeba sobie uprzytomnić, że z wielu dążeń odstąpić musimy na razie po prostu dla dalszej bezsiły,
że w wielu wypadkach nasz doraźny, ale chwilowo najwyższy interes doprowadza nas do wniosków zgoła odmiennych". Przede wszystkim "nie
jesteśmy dziś w stanie powołać armii z poboru". Stąd "konieczność poprzestania na razie na armii ochotniczej", która "będzie musiała się oprzeć
w samych początkach swego istnienia na czynnej i realnej pomocy państw centralnych". Gdyż "armię trzeba tworzyć natychmiast" - wnioskowano.
"Nikt nie potrafi określić, kiedy wojna zacznie się chylić ku końcowi. To pewne wszakże, że koniec wojny może przyjść równie niespodziewanie, jak
przyszedł początek". Toteż "mogłoby się stać, że w chwili określania granic i ustroju Polski nazbyt lekko zaważyłby na szali argument ważki,
argument czynu polskiego".

Tworzenie Tymczasowej Rady Stanu Piłsudski przyjął z aprobatą. Upatrywał w niej zawiązek rządu polskiego, jeśli władze okupacyjne zapewnią:
1.) całkowite uniezależnienie powstającego wojska i 2.) uruchomienia polskiego przemysłu zbrojeniowego oraz 3.) zniesienia podziału Królestwa
na dwie strefy okupacyjne. Formowanie armii rozkładał na dwa etapy - początkowo przez werbunek, a później przez normalny pobór. Widać, że
warunki podjęcia współpracy nie były już tak kategoryczne.

POW tymczasem potrafiła skutecznie zorganizować protest społeczeństwa przeciw niemieckim projektom tworzenia armii polskiej. Akcję
werbunkową sparaliżowano. Alternatywą miał być werbunek do POW, "zanim rząd narodowy powoła do wojska polskiego". Żądanie ochrony
prawnej POW musiało mieć mocniejsze podstawy. Niemiecka policja polowa ostrzegała wprost o możliwości internowania jej przywódców, jeśli
POW się "nie uspokoi". Również Gerhard Mutius, prowadzący w imieniu niemieckich władz okupacyjnych nieoficjalne rokowania z lewicą
niepodległościową, m.in. udziału Piłsudskiego w Radzie Stanu, nie ukrywał swojej dezaprobaty dla POW. Przedstawiciel Urzędu Spraw
Zagranicznych Rzeszy przy Generał-Gubernatorstwie Warszawskim, a jednocześnie referent polityczny w jego wydziale cywilnym, na spotkaniu z
Sokolnickim w dniu 6 grudnia postawił jednoznaczne pytanie, co stanie się z organizacją po ewentualnym wejściu Piłsudskiego do TRS, "bo
przecież - uzasadniał - nie jest możliwe, żeby obok wojska istniała jakaś instytucja - ni to wojsko politykujące, ni to partia wojskowa".

Wychodzenie różnych enuncjacji w odpowiedzi na akt listopadowy powodowały dezorientację w obozie lewicy niepodległościowej. Strategia
mieszała się z taktyką. "Wszyscy dużo gadają - pisał Sokolnicki w liście do Piłsudskiego z 21 XI 1916 r. - a nikt nie wie, czego chce, Wy zaś
milczycie i nie kompromitujecie się, tak, że wszyscy z pewnym niepokojem, ze strachem, czy nadzieją zaczynają spoglądać ku Wam". Jednak -
pisał w innym miejscu - "mamy tutaj [w Warszawie - R. Ś.] wszyscy wrażenie, iż struna jest już napięta do ostatnich granic. [...] Wiem, iż celowo i
skutecznie strunę naciągnęliśmy, ale wydaje mi się - przekonywał - iż teraz, a nie później, należy uchwycić moment decydujący pociągnięcia dla
pozytywnego charakteru".

Takie postawienie sprawy było nie do przyjęcia dla władz okupacyjnych. W ten sposób polityka Beselera uległa zachwianiu, w związku z
negatywnym, w rozumieniu niemieckim, przyjęciem aktu listopadowego przez społeczeństwo polskie, do czego walnie miał się przyczynić obóz
niepodległościowy poprzez swoją negatywną propagandę werbunkową. "Oczywiście - pisał kilka miesięcy później Schultze - że nawet i wówczas
nie można było mówić o jakiejś wyraźnej sympatii dla Niemców w kołach POW, jednakże jej demonstracja uliczna ze Sztandarami i plakatami,
wzywającymi do walki z Rosją, odbijała się korzystnie i obiecująco od dotychczasowej postawy ludności, zwłaszcza, że można było liczyć na POW
przy tworzeniu armii polskiej".

Beseler odbierał takie działania jako sabotaż polityczny, ale nie cofnął swojej zgody na przyjazd Piłsudskiego do Warszawy. Generał-
gubernator warszawski nie wykluczał wówczas aresztowania Piłsudskiego, który "mógłby nadużyć swego stanowiska na czele POW, aby powstać
przeciwko niemieckiej władzy okupacyjnej". Na razie zajął postawę wyczekującą. "Ten nie pozbawiony zdolności - pisał Beseler o Piłsudskim w
grudniu 1916 r. - osobiście z pewnością dzielny, lecz krnąbrny i z pewnością bardzo daleki od poważnej wiedzy wojskowej dyletant i demagog
wywiera wprost hipnotyzujący wpływ na bliskie mu koła i wyłonione z nich organizacje i jako twórca Legionów [Polskich] podziwiany i czczony jest
jak narodowy święty. [...] Zważywszy na ślepe posłuszeństwo jego zwolenników celowy byłby wysiłek pozyskania go, lecz wątpię w powodzenie.
(...) Piłsudski wierzy, albo wmawia sobie, że jest przywódcą i zbawcą narodu, a zwłaszcza właściwym dowódcą wojska. Dlatego uważa za błędne
[to], co robią inni i zabrania swoim stronnikom, by szli za wezwaniem innych, tzn. naszym wezwaniem. Ponieważ jesteśmy obecnie bez wszelkiej
wątpliwości prawowitymi władcami kraju, takie stanowisko, ściśle biorąc, ma cechę zdrady stanu; wobec ciągle zagmatwanych tutaj stosunków
pozostawiam na razie sprawę w spokoju i muszę wpierw zobaczyć, jak się sprawy dalej rozwiną". Beseler zastrzegł więc sobie możność
pociągnięcia "niepokornego" Piłsudskiego do odpowiedzialności. Na razie chwila po temu jeszcze nie nadeszła.

Sytuacja Piłsudskiego stała się znów krytyczna, mimo zapewnień władz okupacyjnych, że gotowe są współpracować z nim i z CKN. Trudno
powiedzieć, na ile Beseler przewidywał nieuchronność nadejścia kryzysu w stosunkach z lewicą, ale już wówczas dała o sobie znać skłonność
generał-gubernatora do rozwiązania każdego konfliktu, stanowiącego zagrożenie dla niemieckiego panowania na Wschodzie, w starym stylu
pruskiej polityki siły. Beseler postanowił nie sprzeciwiać się planom austriackim wciągnięcia Piłsudskiego do tworzącej sią Tymczasowej Rady
Stanu, ciągle licząc, podobnie jak Austriacy, na pomoc brygadiera przy budowie armii polskiej, jak również nie stawiać przeszkód w rozwoju POW.

Komendant przyjechał do Warszawy 12 grudnia. Otwierały się przed nim możliwości dalszej "licytacji" sprawy przyszłości Królestwa
Polskiego. Sądził, że wojna tak prędko się nie skończy. Uważał, że jeśli w najbliższym czasie nie dojdzie do zawarcia pokoju, "a tego pokoju nie
będzie" - mówił Jędrzejowi Moraczewskiemu 21 XII 1916 r. i Kazimierzowi Świtalskiemu - "sprawa polska zacznie być dalej śrubowana. Przyjdzie
wtedy kolej albo na Litwę albo na Galicję".

Spotkanie Beselera z Piłsudskim odbyło się 13 grudnia 1916 r. Rozmowa "nie zadowoliła stron obu" - zapisano w jednym z raportów politycznych
NKN z Warszawy. Beseler miał zadać wiele pytań, na które Piłsudski miał dawać wymijające odpowiedzi. Generał-gubernator nie akceptował roli,
jaką Komendant chciał odgrywać w sprawie polskiej - "jedynego człowieka", który "ma coś do zrobienia i do powiedzenia".

Plany Piłsudskiego były całkowicie przeciwne zamierzeniom Beselera tworzenia armii polskiej poza projektowaną Radą Stanu. Nie myślał
oczywiście odrzucać propozycji austriackiej wejścia do TRS, ale zamierzał wszystkie sprawy wojska skupić właśnie w Radzie, oczywiście pod
swoim kierownictwem, przeciwstawiając się dążeniom zwolenników Austro-Węgier do przejęcia władzy w swoje ręce. Liczył, że da mu to lepszą
pozycję przetargową wobec Niemiec.

Każda inna decyzja mogłaby rozbić szeregi POW, gotowej wyjść z podziemia i zaciągnąć się do mającego powstać "niemieckiego" wojska.
"Cielęcy zachwyt z powodu aktu 5 listopada, z powodu możności tworzenia tzw. wojska i rządu polskiego, był tak olbrzymi - wspominał później - że
zaraził ogromną ilość młodzieży polskiej; widziałem i czułem, że jeżeli ja sam tam nie będę, nikt próby tej nie wytrzyma. Z góry byłem wówczas na
to przygotowany, że to jest grą na przegraną; ani na chwilę nie miałem wątpliwości, że cokolwiek zasadniczo się zmieni. Wobec tego grałem na
przegraną tę grę, ażeby wygrać inną".

Wynikała stąd korzystna ocena TRS, jako instytucji mającej reprezentować interes Polski wobec państw centralnych i zastępującej chwilowo jej
organ rządowy. "Nie wydaje mi się jednak, aby te kompetencje były znów tak wąskie - pisał w związku z tym Sokolnicki w liście do Piłsudskiego,
oceniając zakres uprawnień i działania Rady. - Współdziałanie przy tworzeniu dalszych urządzeń państwowych; wnioski i projekty w sprawach
krajowych - to pełna inicjatywa prawodawcza we wszystkich dziedzinach państwowych; współdziałanie z naczelnym komendantem [wojsk

31 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

mocarstw] sprzymierzonych - to faktycznie ministerium wojny" i droga do układu "zupełnie analogicznego do stosunku Poniatowskiego do
Napoleona. Wydaje mi się - kończył swój wywód - iż właśnie ogólnikowość i nieokreśloność tych kompetencji przedstawia ich główną wartość.
Silny człowiek zrobi z tego rząd. "Wasze wejście do R[ady] St[anu] jest przeto faktem rozstrzygającym - i to nie o polityczno-ideowym albo
popularnym charakterze tego zgromadzenia - ale o charakterze rządu lub dalszego bezrządu w Polsce".

Tą właśnie drogą, stopniowego rozszerzania kompetencji Rady Stanu, z wykorzystaniem istniejących warunków dla realizacji celów
podstawowych, zdecydował się pójść Komendant. Sądził, że uda się przeciwstawić okupantom jednolitą wolę powoływanej reprezentacji, która
dysponowałaby odpowiednio dużym i silnym zapleczem. "R[ada] St[anu], nie mająca w swoim ręku władzy administracyjnej, a co za tym idzie, nie
mogąca siłą nakazać posłuchu dla swoich zarządzeń - relacjonował Sławek koncepcję brygadiera - musi się opierać o siłę narodową, która tylko
wtedy ma znaczenie wystarczające, gdy obejmie wszystkie grupy".

Udział Piłsudskiego w Radzie wiązał politycznie najsilniejszy obóz Królestwa. Co prawda nie udało się Komendantowi przyciągnąć ugrupowanie
"pasywistów", zrzeszonych w Międzypartyjnym Kole Politycznym. Uszczupliło to możliwość manewru na przyszłość, za to umożliwiało swobodne
prowadzenie sprawy wojska. Zresztą Piłsudskiemu bardziej chodziło o nowe elementy oparcia dla swej polityki wobec władz okupacyjnych, niż
rzeczywiste zbliżenie z pasywistami - poprzez MKP szukał dróg do kontaktu z mocarstwami zachodnimi. Nie łudził się, że dojdzie do sojuszu z
prawicą, skoro konsekwentnie podtrzymywała ona swoje negatywne stanowisko wobec sprawy wojska. Poza tym, do konsolidacji skłaniał wzgląd
na Beselera, dążącego do wciągnięcia pasywistów do współpracy. Obecnie odpadł i ten argument, wobec negatywnego stanowiska Narodowej
Demokracji w związku z proklamacją Królestwa Polskiego. Przywódcy endecji zarzucili wprawdzie hasło Polski zjednoczonej i autonomicznej pod
berłem rosyjskim, a idea niepodległości Polski miała wielu zwolenników i wśród pasywistów, ale kierownictwo obozu stało niewzruszone na
dawnych pozycjach opozycji wobec państw centralnych i oparcia dalszych działań politycznych na koalicji.

Miejsce prawicy mogła zająć lewica. W jej zamysłach TRS miała stać się narzędziem walki o realizację postulatów niepodległościowych zgodnie z
koncepcjami przywódcy, przewidującego dla siebie i swoich zwolenników rolę pierwszoplanową przy budowie wojska, a później przy powoływaniu
rządu. "Raz jeszcze pójdę na drogę kompromisu, tym razem z Niemcami - mówił brygadier Władysławowi Baranowskiemu w grudniu 1916 r. - Ale
na układach jasnych i wyraźnych: wojsko i werbunek choćby jak najszerszy, ale wojsko i rząd polski, któremu żołnierz nasz będzie podległy. Z tym
postulatem idę do Rady Stanu. I gdy to uzyskam - kończył - wrócę do wojska, gdyż przede wszystkim jestem żołnierzem".

W tym czasie w CKN przeważył pogląd, że odbudowa państwa rozłożona być musi na etapy, TRS zaś może stać się pierwszym zarodkiem rządu.
W oparciu o nią należy tworzyć siłę zbrojną, mogącą umocnić pozycję Polski w stosunkach z okupantami i szerzej, na arenie międzynarodowej,
także na ziemiach za Bugiem i Niemnem, a w perspektywie, wywalczyć Polsce niepodległość i zatrzymać inwazję ze wschodu, możliwą, a nawet
nieuniknioną po klęsce Niemiec.

Skomplikowała się natomiast sytuacja Polskiej Organizacji Wojskowej. Wprawdzie Piłsudskiemu udało się osiągnąć dla swych podwładnych
"życzliwą neutralność" władz okupacyjnych, jednakże POW w dotychczasowej formie nie mogła już istnieć; ujawnienie nie było pełne, w zasadzie
obejmowało tylko nazwę organizacji, ale Piłsudski zdecydował się kontynuować jej działalność w oparciu o akt listopadowy. Rezygnował z
przewidywanego być może przeformowania POW w Polski Związek Wojskowy. "Czy [Niemcy - R. Ś.] zgodzą się zachować POW i w jakiej formie,
czy też będą chcieli wsadzić do ula lub przemocą do wojska - zadawał sobie pytanie Sławek - najbliższa przyszłość pokaże".

W tej sytuacji Piłsudski wystąpił z oficjalnym pismem do Beselera, prezentując swoje stanowisko w sprawie armii polskiej (26 XII 1916).
Przedstawiony generał-gubernatorowi elaborat traktował jako program działania na przyszłość, który spodziewał się urzeczywistnić w oparciu o
TRS. Mobilizacja, zdaniem Komendanta, powinna być oparta o Legiony, podporządkowane Tymczasowej Radzie Stanu, oraz o POW, z
pominięciem Departamentu Wojskowego NKN. Samodzielność i polskość wojska zabezpieczałby Piłsudski przez przyznane mu decydujące
stanowisko w armii polskiej, a pełna realizacja przedstawionych postulatów pozwoliłaby powrócić do koncepcji, którą Komendant usiłował
zrealizować w 1914 r. W "tych sprawach" odbył również "wielogodzinną rozmowę" - jak sam odnotował 25 VII 1918 r. - z ppłk. von Bulowem-Stolle
w Lublinie.

Memoriał Piłsudskiego nie był więc receptą na szybką organizację wojska. Wręcz przeciwnie, odkładał budowę armii na przyszłość. Taką receptą
mógł być memoriał Sikorskiego, ale szef Departamentu Wojskowego NKN nie dysponował wpływami brygadiera i nie było odpowiedniego nastroju
i poparcia społeczeństwa Królestwa Polskiego dla żadnego programu wojskowego. Piłsudskiemu chodziło o stworzenie warunków,
umożliwiających szybką mobilizację armii narodowej w przyszłości, najlepiej poza aparatem administracyjno-wojskowym okupantów. Stąd
akcentowanie roli okresu przejściowego i dążenie do utrzymania POW.

Urzeczywistnienie aktu 5 listopada w formie, jaką proponował Beseler, nie pozwalało bowiem na natychmiastowe formowanie wojska.
Społeczeństwo, w podstawowej masie pasywne, dalekie było od akceptacji ideologii ruchu niepodległościowego, reprezentowanego przez
Piłsudskiego. Komendant realnie oceniał niechęć mieszkańców Królestwa do tworzenia wojska na dotychczasowych zasadach zależności od
czynników obcych. "Ostatnie 150 lat naszej historii sprawiło - pisał ówcześnie Filipowicz - że wola do niepodległości mogła przetrwać jedynie w
formie buntu". A "nasze dążenia żyły i czekały tylko sposobnej chwili przejawienia się. [...] Warunkiem, którego spełnienie przed reprezentantami
polskiej irredenty otwierało najwyższe stanowisko w narodzie, była umiejętność przekucia energii, występującej dotychczas jako polski bunt, w
zorganizowaną siłę polskiego rządu, w posłuch prawu i prawowitej władzy". Realizacja programu wojskowego, jako pochodna warunków
politycznych, zależała teraz od tego, czy uda się Tymczasowej Radzie Stanu osiągnąć możliwość współrządzenia z władzami okupacyjnymi.

Zasadniczym motywem działania wszystkich ugrupowań nastawionych na politykę czynną wobec Niemiec i Austro-Węgier stała się możność
budowania podstaw państwowości. To główne obecnie zadanie różnie było rozumiane w obozie aktywistów, ale cele były wspólne. Przystąpiono do
pracy nad budową państwa, w tym przeświadczeniu, że co się zrobi, będzie zrobione, co się zdobędzie, będzie zdobyte, co się zbuduje,
pozostanie. Ta część obozu, która grupowała elementy niepodległościowe, nie chciała przy tym dopuścić do ostatecznego rozwiązania sprawy
polskiej w umowach z okupantami. Jakkolwiek powszechne było przekonanie o ich nieszczerości, a nawet przewrotności, to jednak, z obawy, by
na wypadek wygranej wojny przez Rosję nie wpaść znowu pod jej jarzmo, a w razie nierozegranej, na co się zanosiło, nie być zdanym na łaskę i
niełaskę trzech zaborców, przyjmowano propozycję austriacko-niemiecką rachując, że zorganizowane państwo pozostać musi. Przystąpienie
przez władze okupacyjne do realizacji aktu 5 listopada nie mogło pozostać bez znaczenia dla dalszej polityki Austro-Węgier i Niemiec w
Królestwie Polskim. "Ten krok - wspominał potem Helfferich - nie mogący być już cofniętym, a objaśniony przez gen. v[on] Beselera koniecznością
przygotowania gruntu dla zwerbowania polskiej armii ochotniczej, wywiódł od razu państwo polskie ze stadium programu do stadium wykonania".

Komendant wszedł do Tymczasowej Rady Stanu, obejmując referat Komisji Wojskowej (11 I 1917). Nie miał innej możliwości praktycznego
działania. Po proklamacji listopadowej pole manewru stało się bardzo ograniczone. Jeśli nie chciał się znaleźć na marginesie życia politycznego,
musiał przystać na warunki okupantów. Abstrahując od sprawy wojska, wymagała tego również konsekwencja realizowanego do tej pory programu
politycznego, wynikającego bezpośrednio z dawnych powiązań wywiadowczych i zależności politycznej od Austro-Węgier i Niemiec.

Nastąpił siedmiomiesięczny okres próby wykorzystania aktu listopadowego dla stworzenia niezależnej politycznie armii polskiej, najpierw w
oparciu o TRS, a później, od kwietnia 1917 r., poza nią. Do połowy 1917 r. Beseler tolerował układ głównych sił politycznych w Kongresówce,
wspierając te jego elementy, które wiązały rozwój sprawy polskiej z państwami centralnymi. Różnymi sposobami Piłsudski starał się wymusić, czy
wręcz narzucić władzom okupacyjnym własną koncepcję tworzenia wojska. Wreszcie była podstawa dla realizacji programu lewicy
niepodległościowej. Przede wszystkim należało sparaliżować próby tworzenia wojska w oparciu o aparat werbunkowy Sikorskiego, gdyż wojsko

32 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

mogło powstać tylko jedno, a Piłsudski chciał być jego organizatorem (nie dowódcą, to była sprawa przyszłości!). Dalej, należało wywalczyć
możliwie najwięcej ustępstw politycznych, tak aby można było przystąpić do budowy armii, która w perspektywie mogłaby decydować o walce o
niepodległość Polski.

Po trzech latach wojny rozwój stosunków politycznych w Królestwie Polskim upoważniał tylko do podjęcia akcji wstępnej formowania armii
narodowej, tworzenia jej podstaw materialnych oraz kadr, wracając częściowo do planów, które usiłowano zrealizować w 1914 r. Nowa koncepcja
powstania musiała różnić się zasadniczo od poprzednich. Wobec wielkiej niewiadomej co do wyników konfliktu, budowanie konkretnych planów
mogło okazać się zawodne. Istotną wartość przedstawiało tylko to, jaką w danym momencie naród polski reprezentuje siłę, przede wszystkim
militarną. Podstawowym zadaniem stała się budowa armii oraz organizowanie społeczeństwa wokół programu niepodległości. Właściwy sens
planów powstańczych sprowadzał się więc do tworzenia samodzielnej siły polskiej, tzn. stopniowego uniezależniania Polski od zaborców. Należało
przede wszystkim doprowadzić do utworzenia, na bazie POW oraz Legionów i pod kierownictwem Piłsudskiego, ochotniczej armii, stanowiącej
wojskową i ideową kadrę dla przyszłej armii narodowej. Realizacja tych zamierzeń, w optymalnych warunkach, tj. w chwili załamania się okupacji
austro-niemieckiej i po wcześniejszym wyeliminowaniu Rosji, co faktycznie nastąpiło w 1915 r., pozwoliłaby na szybkie opanowanie kraju i niemal
natychmiastowe użycie polskich sił zbrojnych w razie zewnętrznego zagrożenia. Ostatnim etapem irredenty miało być ogólnonarodowe powstanie.
Zasadnicze działania wojenne prowadziłaby dowodzona przez Piłsudskiego regularna armia polska, a sam wybuch miał nastąpić w sprzyjających
warunkach międzynarodowych.

Entuzjazm wywołany aktem 5 listopada 1916 r. stopniowo opadał. Piłsudski umiał wszakże wykorzystać niezadowolenie społeczeństwa z polityki
państw centralnych, w dużym stopniu inspirowane przez obóz niepodległościowy. Manifest listopadowy jednak miał być tylko ogólnym programem
na przyszłość. W praktyce, poza dyskusją propagandową, nie było mowy o budowie odrębnej armii polskiej. W grę mogły wchodzić jedynie polskie
jednostki Wehrmachtu Piłsudski zdawał sobie z tego sprawę. Tylko odpowiednią akcją polityczną mógł odwrócić tę sytuację, posługując się tym
samym, co autorzy proklamacji, argumentem o konieczności budowy wojska polskiego.

Ale Tymczasowa Rada Stanu okazała się jedynie namiastką przedstawicielstwa społeczeństwa polskiego, sprowadzoną w praktyce do ciała
opiniodawczego dla władz okupacyjnych. Beseler zabiegał o budowę wojsk Królestwa Polskiego, podporządkowanych dowództwu niemieckiemu.
Sprzeciwiał się projektom Piłsudskiego tworzenia armii polskiej, opartej na tradycjach oraz kadrach legionowych i peowiackich, gdyż przewodziliby
jej niepewni przywódcy ruchu niepodległościowego.

Obawy o możliwość wypowiedzenia posłuszeństwa i pociągnięcia za sobą legionistów przez Piłsudskiego wzmogły się po obaleniu caratu i
uznaniu 30 marca 1917 r. przez rosyjski Rząd Tymczasowy prawa Polaków do utworzenia własnego państwa. Granica między opozycją a zdradą
stanu stała się niezwykle cienka. "Działalność różnych agentów angielskich, rosyjskich i francuskich - pisał Edward Ligocki w raporcie dla Ludwika
Morawskiego - skierowana jest wszelkimi siłami p r z e c i w t w o r z e n i u a r m i i [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.]. Obiecują Polakom
złote góry, gwarancje etc., byle w s t r z y m a ć o r g a n i z a c j ę w o j s k a p o l s k i e g o, którego się bardzo obawiają". Toteż Niemcy mogli
nabrać przekonania o możliwości utworzenia wrogiej, wielkiej i silnej armii polskiej. Żywioły lewicowe w Rosji mogły też łatwo dać się nakłonić "do
wojskowych planów pod hasłem rewolucji i republiki" - odnotował wówczas Stanisław Wędkiewicz. W ten sposób akcja polska na Wschodzie
mogła zdobyć pewną samodzielność, podkopując podstawy władzy oraz wpływy Austro-Węgier i Niemiec w Królestwie Polskim, podczas gdy
zamierzenia Wiednia i Berlina były zupełnie przeciwne. "Wolna Rosja stanowić będzie w przyszłości wielkie niebezpieczeństwo" - zapisał
dyplomata i radca Urzędu Spraw Zagranicznych Rzeszy, Kurt Riezler w swym dzienniku pod datą 1 IV 1917 r. - stając się w ciągu dwóch
dziesięcioleci olbrzymią potęgą. Dlatego - konkludował - Niemcy muszą obecnie "posłużyć się Polską, aby móc ją skierować przeciwko Rosji".
Riezler był pisarzem (pisał pod pseudonimem literackim J. J. Ruedorffera), dyplomatą, radcą w Urzędzie Spraw Zagranicznych Rzeszy w
zakresie spraw polskich i rosyjskich, a później posłem w Moskwie (1918). Cytowana wypowiedź okazała się prorocza, chociaż jej autor nie miał
prawdopodobnie zbyt dużego wpływu na kształtowanie polityki niemieckiej, ale odgrywał rolę ważnego czynnika opiniotwórczego, o czym
przekonuje lektura jego całego dziennika. Słowa Riezlera oddawały istotę głównej wytycznej dla polityki Niemiec wobec Rosji i Polski, przynajmniej
w ciągu najbliższych kilku lat.

Stronnictwa niepodległościowe, wspierające Tymczasową Radę Stanu, przechodziły powoli do opozycji wobec władz okupacyjnych. Piłsudski
uznał, że nadeszła pora podjęcia starań o przyłączenie Galicji do Królestwa Polskiego. Nakazał swoim zwolennikom poszerzenie wpływów obozu
w zaborze austriackim, głównie na środowiska inteligenckie, ale poza PPSD, przez przyjęcie zasady niepodległości i zjednoczenia ziem polskich.
Opozycja nie oznaczała wszakże przejścia do czynnej akcji wobec okupantów, a zwłaszcza przeciwko Niemcom. "W dalszym ciągu - notował
Świtalski w dzienniku pod datą 24 IV 1917 r. - marzenia o ruchawce przeciw Niemcom. W sferach naszych myślą o niej, bo po rewolucji osłabienie
frontu wschodniego nie przedstawia się jako coś groźnego. Ma to być środek realizowania aktu 5 listopada. [...] Ruchawka mogłaby dać pewne
wyniki, gdyby była zrobiona nie przez nas, bo wtedy my moglibyśmy żądać koncesji narodowych dla uspokojenia. Ale takich ludzi w Polsce nie ma.
[...] Gdyby miał to robić nasz obóz, to wtedy nie daliby nam, aranżującym ruchawki, jeszcze broń do ręki. [...] Zresztą obowiązuje w polityce honor.
Nie można mówić o przymierzu z Niemcami i robić ruchawki kontra nim". Możliwe natomiast było wystąpienie polityczne przeciwko Austro-
Węgrom, ale w ramach gry z Niemcami.

Piłsudski nie zdawał sobie w pełni sprawy z procesów, jakie zachodziły w rewolucyjnej Rosji i ich konsekwencji dla polityki niemieckiej na
terenach okupowanych na Wschodzie. Przynajmniej powinien się był domyślać, że władze Rzeszy skorzystają z nadarzającej się okazji i zechcą
wpłynąć na rozwój sytuacji w Rosji za pośrednictwem utrzymywanych kontaktów wywiadowczych z rosyjskimi rewolucjonistami, jako czynnika
destrukcji.

Władze niemieckie i austro-węgierskie od początku wojny wspierały rosyjski ruch rewolucyjny. Rosja osłabiona przez wstrząsy wewnętrzne,
znajdująca się dodatkowo pod silną presją militarną ze strony Niemiec i Austro-Węgier, mogła znaleźć się w położeniu, w którym jedynym
ratunkiem mógł być pokój. Stąd właśnie wypływała tendencja niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych do okazania finansowego i politycznego
poparcia rosyjskim rewolucjonistom. Obowiązywała zasada: "Pokój odrębny na wschodzie - pokój zwycięski na zachodzie". Wybuch rewolucji w
Rosji został powitany przez przywódców Rzeszy jako niezwykle doniosłe i pomyślne wydarzenie, stwarzające nowe pole manewru dla polityki
niemieckiej w jej dążeniu do zawarcia separatystycznego pokoju. "Możliwość zawarcia pokoju odrębnego z Rosją musi zostać bezwarunkowo
wykorzystana" - przekonywał poseł niemiecki w Bemie, baron Gisbert von Romberg w telegramie z 14 IV 1917 r. do Urząd Spraw Zagranicznych
Rzeszy.

Niemcy mogły wpływać na stosunki wewnętrzne w państwie rosyjskim przede wszystkim przez możność pogłębienia procesów rewolucyjnych i
powikłanie sytuacji wewnętrznej. Propaganda niemiecka na froncie wschodnim prowadziła do całkowitego zrewolucjonizowania wojsk rosyjskich.
Umożliwiono powrót do kraju dużej grupie rosyjskich rewolucjonistów, których wywrotowa działalność sprzyjała realizacji niemieckich celów
politycznych. "Sztab niemiecki nie cofał się wówczas przed zasileniem wewnętrznych prądów rewolucyjnych - pisał jeden ze znawców dziedziny
propagandy i dezinformacji - materiałem rozkładowym z zewnątrz w postaci wodzów bolszewizmu, których przewożono w zaplombowanych
wagonach przez terytorium Niemiec do Rosji". Różni obserwatorzy przewidywali od maja 1917 r. nieuchronny wybuch nowej rewolucji. "Wydaje się
niemożliwe - pisał brytyjski wicekonsul w Moskwie, Bruce Lockhart - aby walka pomiędzy burżuazją a proletariatem mogła zakończyć się bez
dalszego rozlewu krwi. Kiedy to nadejdzie, nikt nie wie, ale wybuch jest w pełni wyczuwalny".

Z drugiej strony, wypadki, jakie zaszły w imperium carskim, mogły niekorzystnie oddziałać na stosunki wewnętrzne w Niemczech oraz Austro-
Węgrzech. Na niebezpieczeństwo rozbudzenia nastrojów rewolucyjnych i wywołania zaburzeń społecznych na własnym terytorium zwracali
uwagę dyplomaci austriaccy już w kwietniu 1917 r. Minister spraw zagranicznych Austro-Węgier, hrabia Ottokar Czernin przekonywał cesarza

33 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Karola I o negatywnym wpływie rosyjskich tendencji rewolucyjnych na nastroje społeczeństwa, odnotowując przy tym szczególnie duży wpływ
przemian w Rosji na narody słowiańskie. Niebezpieczeństwo rewolucji rysowało się na horyzoncie całej Europy. Rosnąca z każdym dniem "głucha
rozpacz ludności i wzburzenie szerokich mas - podkreślał Czernin - stały się realnym zagrożeniem i obecnie każdy trzeźwo myślący mąż stanu
musi się z tymi czynnikami liczyć". Obawiał się poważnych wystąpień na tym tle nie tylko w Austro-Węgrzech, ale i w Niemczech, gdzie od stycznia
1917 r. narastał wyraźnie ruch strajkowy. Przestrzegał, że państwa centralne nie osiągną pokoju w ciągu najbliższych miesięcy, a wówczas fala
rewolucyjnych zaburzeń uniesie ze sobą wszystko to, "o co nasi bracia i synowie dzisiaj jeszcze giną i walczą". Wywody Czernina cesarz
austriacki uznał za tak istotne, że przesłał je zaraz do Wilhelma II z alarmującym dopiskiem: "Walczymy przeciw nowemu wrogowi, który jest
groźniejszy od Ententy: przeciw międzynarodowej rewolucji". Cesarz niemiecki, będąc być może pod wpływem swoich sukcesów militarnych i
politycznych lub ufając zbytnio w "niemiecki porządek", oceniał sytuację bardziej optymistycznie, a poglądy Czernina w niejednym punkcie uważał
za błędne, odrzucając zdecydowanie możliwość poważniejszych wystąpień społecznych w Niemczech. Zagrożenie wystąpieniami rewolucyjnymi
faktycznie istniało i stanowiło od tej pory istotny czynnik w polityce Rzeszy. Pierwsze niepokojące sygnały płynęły także z Królestwa Polskiego.

W społeczeństwie polskim nasilały się nastroje antyokupacyjne. Dochodziło do zaburzeń społecznych. W pułkach legionowych narastał ferment
niezadowolenia z powodu podporządkowania Niemcom komendy nad wojskiem i planów podziału na legionistów z Królestwa Polskiego i z
Galicji. Wystąpiły dążenia do zaostrzenia taktyki przeciwko Niemcom, ale sprzeciwiał się temu Piłsudski, który chciał dalszego rozwijania
stosunków polsko-niemieckich w oparciu o akt 5 listopada. W rozmowie ze Świtalskim na temat rezolucji posła Włodzimierza Tetmajera, przyjętej
przez Koło Polskie 27 i 28 maja w Wiedniu, o wskrzeszeniu niepodległej Polski z dostępem do morza przy pomocy Austrii miał stwierdzić:
"Komendant - notował Świtalski w dzienniku - był bardzo zadowolony z przebiegu obrad Koła Sejmowego. [...] Według mnie - dodawał od siebie -
całe znaczenie uchwał polega nie na rezolucjach, które mówią o naszych pragnieniach, a nie mówią o środkach, co jest rzeczą najważniejszą, ale
w tym, że na gruncie Galicji został kierunek ugodowy pobity".

Niepowodzenie zaciągu rekruta polskiego oraz wpływ rosyjskiej rewolucji na całokształt spraw polskich sprawiły, że kierownicze koła wojskowe
Rzeszy odrzuciły ideę budowy wielkiej armii polskiej, jako elementu siły wobec Rosji, dążąc teraz do przekształcenia wojska polskiego w czynnik
polityczny, który stanowiłby oparcie dla władz okupacyjnych i zaplecze związanego z Niemcami państwa polskiego. Od tej chwili Naczelne
Dowództwo wszelkimi sposobami dążyło do zaostrzenia kursu wobec Królestwa Polskiego i zwłoki w rozbudowie jego instytucji państwowych,
widząc w przyszłej Polsce wroga Niemiec, a w jej armii element bezpośredniego zagrożenia interesów niemieckich. Bethmann Hollweg zmuszony
był dokonać korekty kierunku polityki polskiej. W praktyce zostało to zrealizowane w połowie czerwca 1917 r., wraz z udzieleniem Beselerowi
odpowiednich instrukcji przez Bethmanna Hollwega i Wilhelma II.

W Kreuznach 13 czerwca 1917 r. odbyła się konferencja między kanclerzem Bethmannem Hollwegiem a Beselerem. Na spotkaniu ustalono
główne wytyczne dla dalszego prowadzenia polityki niemieckiej w Królestwie Polskim: 1.) samodzielne, ściśle z państwami centralnymi związane, a
o Niemcy oparte Królestwo, które 2.) bezwarunkowo zrezygnuje z roszczeń terytorialnych w stosunku do Niemiec i Austro-Węgier, natomiast 3.)
musi mieć możliwości rozwojowe na wschodzie; 4.) Polska będzie monarchią konstytucyjną, możliwie z księciem niemieckim na tronie, a
politycznie, militarnie i gospodarczo opierać się będzie o Niemcy, poprzez konwencję wojskową i związek gospodarczy; przy tym 5.) wszelka
neutralność Polaków musi być tak samo zwalczana, jak ich maksymalizm. Zmiana taktyki w polityce okupacyjnej wobec Królestwa Polskiego
uwidoczniła się najbardziej w ostatnim z przyjętych ustaleń, które stanowiło wyraźną instrukcję postępowania wobec wszelkich przeciwnych
planom niemieckim idei oraz opartej na nich polityki. Cesarz zaakceptował program przedstawiony przez Beselera, upoważniając go do
prowadzenia w tym duchu dalszej polityki w Królestwie. Jednocześnie wyraził zgodę na swobodne i niezależne podejmowanie przez generał-
gubernatora decyzji pozostających w zakresie jego bezpośredniej odpowiedzialności, wszędzie tam, gdzie uzna to za stosowne, ale zgodnie z linią
wytyczną przyjętą w Kreuznach. Już niedługo miał okazję skorzystać z otrzymanych uprawnień.

Tymczasem w Rosji narastała nowa, silna fala rewolucyjna. Proces "rozkładu w Rosji idzie niepowstrzymanie dalej" - pisał Wilhelm II do Karola I -
tak dalece, że rysujący się kryzys rządowy być może nie zostanie przełamany. Uznał za niemożliwe podjęcie bezpośrednich rokowań pokojowych
przy istniejącym Rządzie Tymczasowym. "Przy tym stanie rzeczy - konkludował cesarz - nasze starania muszą iść dalej; musimy odpowiednio
oddziałać na szerokie rzesze społeczeństwa i przekonać je do naszej gotowości zawarcia pokoju". W słowach Wilhelma II zawierała się
niewątpliwie sugestia, że Niemcy podejmą wkrótce działania, mające na celu obalenie Rządu Tymczasowego w Rosji i zastąpienia go innym,
bardziej przyjaznym dla ofert pokojowych. Dalszy rozwój rewolucji wymuszał na władzach okupacyjnych utrzymanie porządku na zapleczu
wschodniego frontu, które stanowiło bezpośredni pomost do Niemiec i Austro-Węgier. "Siedzimy na beczce prochu" - miał powiedzieć jeden z
przywódców socjaldemokracji niemieckiej, Philipp Scheidemann.

Piłsudski zdecydował w końcu o zaostrzeniu swego stanowiska wobec państw centralnych, odpowiadając po części na radykalne dążenia
części obozu niepodległościowego. Wystąpił 2 lipca z Tymczasowej Rady Stanu. Obecny na posiedzeniu zastępca komisarza niemieckiego przy
TRS, hr. Hutten-Czapski próbował ratować sytuację, namawiając Piłsudskiego do spotkania się z Beselerem, a wówczas "niewątpliwie wiele
trudności byłoby załatwione". Praktycznie nie było już szans na porozumienie. Sytuacja polityczna uległa gwałtownemu przeobrażeniu. Nasiliły się
tendencje antyokupacyjne. Przyczyna tego stanu rzeczy - analizował Haużvić - leżała ostatecznie "w nowej taktyce niemieckich władz
okupacyjnych", które "z pełną powagą i surowością odeszły od dotychczasowego systemu układów i tolerancji dążeń radykalno-narodowych,
zamierzając złamać siłą wszelki opór, który im się pod względem politycznym przeciwstawi". Komendant podjął decyzję o przeciwstawieniu się
Niemcom, przez odmowę przysięgi, którą mieli żołnierze tworzonych Polskich Sił Zbrojnych pod dowództwem Beselera. Wszystkie pułki dawnej I
Brygady, a także większość żołnierzy 4 i 6 pułku II Brygady nie chciała składać przysięgi. Niektóre organizacje POW wyłoniły komitety
rewolucyjne, które nawoływały do aktów terroru. Ucieczka Piłsudskiego do Rosji dla objęcia komendy nad iluzoryczną armią polską na Wschodzie
nie miała sensu, stanowiłaby przejaw awanturnictwa politycznego i byłaby zaprzeczeniem jego dotychczasowej drogi *[Józef Piłsudski rozważał
wówczas możliwości przedostania się przez front austriacki dla przeprowadzenia rozmów z przywódcami rewolucji i objęcia dowództwa wojsk
polskich organizowanych w Rosji. Plan zbrojnego przedarcia się do linii rosyjskich na czele oddziału kawalerii był technicznie niemożliwy i zbyt
ryzykowny. Powstał też projekt udania się do Rosji samolotem z Lublina. Walery Sławek dysponował również planami przejazdu do Rosji przez
Szwecję i Finlandię. W końcu Piłsudski polecił zaniechania wszystkich przygotowań do podjęcia przeprawy do Rosji.]. Jeszcze na kilka dni przed
aresztowaniem przez Niemców zakładał "wzajemne poszanowanie" i wspólnotę interesów z państwami centralnymi, "chcących żyć z Polską w
sąsiedzkiej zgodzie" po wojnie. Polityka pod znakiem polsko-niemieckiego zbliżenia dawała wzajemne korzyści, ale w dalszej perspektywie.

Przy tym wszystkim na początku lipca 1917 r. wybuchł w Berlinie ostry kryzys polityczny. Kanclerz Bethmann Hollweg musiał odejść z
zajmowanego stanowiska (14 VII 1917). Na jego miejsce przyszedł Georg Michaelis, zaś decydujący głos na politykę Rzeszy zdobyli wojskowi, na
czele z Ludendorffem i Hindenburgiem. Nastąpił niemal natychmiastowy wzrost tendencji konserwatywnych w polityce niemieckiej.

Przełom polityczny w Niemczech zbiegł się w czasie z kryzysem wewnętrznym w Rosji, gdzie w połowie lipca 1917 r. doszło do masowych
wystąpień antyrządowych. Już 19 lipca miała miejsce pierwsza, nieudana próba zamachu stanu ze strony Lenina. Rewolta bolszewików
spowodowała przesilenie rządowe. Wydano rozkaz aresztowania Lenina, który musiał się teraz ukrywać. Przywódca bolszewików rozpoczął
przygotowania do zbrojnego powstania przeciwko panującemu systemowi. Niemcy chcieli zrobić wszystko, aby pogłębić chaos w Rosji.

Rozwój rewolucji rosyjskiej rodził obawy o możliwości posłużenia się przez przeciwników tą samą bronią propagandową, do której sięgały
dyplomacja i wywiad niemiecki. Rysowała się perspektywa skierowania rosyjskiego ruchu rewolucyjnego przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom,
dążącego do ich rozbicia od wewnątrz, niezależnie od faktu, że państwa zachodnie popierały Rząd Tymczasowy i oficjalnie występowały
przeciwko siłom rewolucyjnym. Niepewny wynik wojny oraz zagrożenie rewolucyjne zmuszały kierownictwo Rzeszy do podjęcia zdecydowanych

34 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

działań przeciwko wszelkim próbom podważenia niemieckiej dominacji politycznej na terenach okupowanych. Ruchy antyniemiecki i antyaustriacki,
które bazowały na szerzących się nastrojach niezadowolenia i radykalizacji ludności zamieszkującej na tych obszarach mogły stać się na tyle
silne, aby uniemożliwić przeforsowanie na przyszłym kongresie pokojowym planów państw centralnych przebudowy wschodniej Europy, stając się
ponadto znakomitym nośnikiem tendencji rewolucyjnych. Wobec tego należało zrobić wszystko, aby uniemożliwić pochód rewolucji na zachód.

Obawy te dość szybko potwierdziły się. Niemcy i Austro-Węgry stanęły wobec nowej groźby. Jak donosił wywiad austriacki, państwa
zachodnie podjęły zakrojone na szeroką skalę działania, mające na celu wywołanie rewolucji w obu monarchiach, a niekorzystny dla władz
okupacyjnych rozwój sytuacji w Królestwie Polskim wiązano z akcją wywiadów państw Ententy.

Kryzys legionowy przyszedł więc w najbardziej niefortunnym politycznie momencie. Okres przygotowawczy do walki zbrojnej o niepodległość
zakończył się dla Piłsudskiego aresztowaniem przez Niemców 22 lipca 1917 r., kiedy generał-gubernator warszawski Beseler uznał, że rozwój
ruchu niepodległościowego godzi w interesy niemieckie na Wschodzie, a Komendant "reprezentował największą sumę oporu polskiego w
stosunku do Niemiec i Austrii". Kilka dni wcześniej przeprowadzono w Warszawie aresztowania wśród członków kierownictwa lewicy
niepodległościowej. Komenda Naczelna POW wydała rozkaz o "bezwzględnej konspiracji" we wszystkich okręgach i obwodach organizacji.
Osadzono w Cytadeli Walerego Sławka, Adama Skwarczyńskiego, Medarda Downarowicza, Piotra Góreckiego, Wacława Jędrzejewicza, Stefana
Pomarańskiego i Stanisława Hempla. Antyniemiecki kurs organizacji podporządkowanych Piłsudskiemu zagrażał utrzymaniu porządku na tyłach
armii niemieckiej i austro-węgierskiej w Królestwie Polskim, wobec rozwijającej się rewolucji w Rosji.

Dyplomacja niemiecka nie rezygnowała z dalszego wspierania tendencji odśrodkowych w Rosji. Zalecano jednak szczególną ostrożność: "Nasze
kroki, zmierzające do poparcia procesu rozkładu w Rosji muszą być bardzo ostrożne, aby nie osiągnąć przeciwnych skutków" - telegrafował
kanclerz Georg Michaelis do barona Kurta von Lersnera w Wielkiej Kwaterze. Kanclerz Rzeszy odnosił to szczególnie do wspierania tendencji o
charakterze narodowym. W Niemczech bowiem odzywały się coraz silniejsze obawy o możliwość otwartego i powszechnego wystąpienia
przeciwko polityce Rzeszy popieranych dotychczas ruchów narodowych. Sytuacja na ziemiach polskich była tego znakomitym przykładem.

Internowanie Piłsudskiego stanowiło punkt kulminacyjny dziesięcioletniego okresu szukania możliwości współpracy z Austro-Węgrami i Niemcami
dla realizacji celu głównego - odbudowy państwa polskiego wbrew stanowisku Rosji, gdy przeciwnicy ruchu Komendanta, korzystający ze wsparcia
politycznego państw zachodnich, dążyli do odbudowy Polski "wbrew Niemcom i Austrii", jak pisał wówczas o programie narodowych demokratów
Zdzisław Tarnowski. Uwięzienie Piłsudskiego w Magdeburgu nie było potrzebne nikomu, obciążało stosunki polsko-niemieckie.

Wina leżała po obu stronach. Beseler wydał rozkaz aresztowania Komendanta dla doraźnych celów politycznych. Komendant znalazł się w
pułapce ogólnych nastrojów antyokupacyjnych. Nie rozumiał istoty dążeń niemieckich i ich wojennych konsekwencji. Niemcy szybko zrozumieli
swój błąd. Okazywano Piłsudskiemu szczególne względy podczas jego pobytu w twierdzy magdeburskiej. Jednakże nie cofnięto decyzji o
internowaniu, gdyż stałaby ona w sprzeczności z realizowanym przez Beselera kursem politycznym w Królestwie Polskim.

Piłsudski został osadzony w areszcie oficerskim "Bastionu Królowej" w forcie cytadeli w Magduburgu. Nawet w pierwszym okresie
internowania, kiedy obowiązywał dość surowy regulamin więzienny, który praktycznie uniemożliwiał wszelką łączność ze światem zewnętrznym,
aby możliwie w największym stopniu przeciwdziałać ewentualnej ucieczce zatrzymanego, korzystał on ze specjalnych przywilejów, przysługujących
wyższym oficerom w niewoli. Otrzymywał przy tym na swoje prywatne potrzeby miesięczny żołd w wysokości 250 marek niemieckich. Komendant
pogodził się ze swoim losem. Nie próbował uciekać, chociaż mógłby to zrobić bez większych przeszkód *[Józef Piłsudski zajmował górne
pomieszczenia w małym, piętrowym budynku; na dole przebywali strażnicy. Swobodnie korzystał ze spacerów w przydomowym ogródku,
który okalał drewniany płot (można było wyjść z ogrodu zwykłą furtką ze sztachet). W razie potrzeby korzystał z lecznicy w mieście. W ostatnich
miesiącach internowania wychodził w towarzystwie niemieckiego oficera na spacery po Magdeburgu, a jeśli sobie tego życzył, jadał obiady w
miejskich restauracjach. Od przyjazdu w końcu sierpnia 1918 r. Kazimierza Sosnkowskiego obaj mogli swobodnie wychodzić z cytadeli i zwiedzać
miasto. Piłsudski wspominał później Stanisławowi Skwarczyńskiemu: "w Magdeburgu świetnie wypoczywałem". Jednakże bardzo źle znosił
internowanie. Często chorował. Jeszcze w przeddzień zwolnienia z twierdzy myślał o śmierci z powodu pogarszającego się stanu zdrowia.].
Rozwiązania swojej sytuacji szukał na drodze formalnej. Czuł się więźniem stanu i pobyt w Magdeburgu traktował jako sprawę
honorową. Doskwierała mu samotność i niepewność dalszych losów. Nie postawiono mu formalnych zarzutów. "Przy aresztowaniu, przy którym
miałem zaledwie czas zjeść śniadanie, nie objaśniono mi nic o podstawach i powodach ujęcia - skarżył się Piłsudski w końcu listopada lub na
początku grudnia 1917 r. w podaniu do władz wojskowych niemieckich. - To trwa jeszcze do dzisiejszego dnia i do tej pory jestem w niejasności,
dlaczego i na jakiej podstawie zostałem aresztowany, i w ostrym, pojedynczym zamknięciu jestem".

Tymczasem pogłębiały się nastroje antyokupacyjne w Królestwie Polskim. Dość chłodno został przyjęty patent z 12 września 1917 r. o
ustanowieniu przez generał-gubernatorów niemieckiego i austriackiego nowej władzy państwowej w Królestwie Polskim, którą miały
reprezentować Rada Regencyjna i Rada Stanu. Uroczysta "intromisja" Rady Regencyjnej odbyła się 15 października 1917 r. Rada Stanu
rozpoczęła obrady 21 czerwca 1918 r. Nowe instytucje wspierały zachowawcze grupy prawicy politycznej Królestwa Polskiego.

Lewica niepodległościowa pod przewodnictwem POW i PPS odnosiła się początkowo do Regencji wyczekująco, a następnie wrogo. Należy
stwierdzić - podkreślał Haużvić w raporcie informacyjnym dla Nachrichtenabteilung AOK z3X1917 r. - że chłodne przyjęcie patentu "należy
tłumaczyć zmianami, jakie zaszły u Polaków - którzy przestali być romantycznymi patriotami, a stali się politykami zdającymi sobie sprawę z
rzeczywistości".

Dążenia Beselera do oparcia polityki polskiej o Niemcy nie znajdowały szerszego oddźwięku w Królestwie Polskim. Na nastrojach politycznych
ważyły niedawne represje przeciwko obozowi niepodległościowemu, pomijając sprawę negatywnych skutków okupacji wojennej kraju. Generał-
gubernator warszawski nie mógł tego zrozumieć i uparcie szukał porozumienia na prawicy, obawiającej się rewolucji. "Położenie geograficzne
Polski - przekonywał cesarza Wilhelma II w raporcie z 13 X 1917 r. - jako przedpola przeciwko Rosji i zaplecza da niemieckich portów bałtyckich
wskazuje na ścisły związek z Niemcami. Związek ten Niemcy chcą osiągnąć nie przez aneksję, lecz za pomocą traktatów politycznych i
gospodarczych".

Władze okupacyjne chciały traktować Radę Regencyjną jako krok w kierunku utworzenia państwa polskiego. Jednakże Regencja nie zdołała
wypełnić politycznej luki w Królestwie Polskim, która powstała po wycofaniu się Piłsudskiego z TRS i przejścia do opozycji lewicy
niepodległościowej w wyniku kryzysu przysięgowego w Legionach. "Jedno jest pewne - przestrzegał 2 XI 1917 r. szef Oddziału Informacyjnego
Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie. - Prawica nie dlatego zdecydowała się na działanie na rzecz [budowy] państwa [polskiego], że
przekonana jest co do działań politycznych władz centralnych. Cele prawicy nie pokrywają się w niczym z celami władz centralnych. Nawet jeżeli
poszczególni przywódcy są przychylni państwom centralnym, to należy pamiętać, że ma się do czynienia z poszczególnymi ludźmi lub
ugrupowaniami, a nie z całą prawicą. Dlatego nie wolno przeceniać stosunków z prawicą, ani niedoceniać lub zrywać powiązań z innymi partiami.
Najważniejsza jest w tym wypadku lewica [niepodległościowa], która wprawdzie została pozbawiona swoich przywódców, ale nie straciła jednak na
znaczeniu, ponieważ jej idee podzielane są przez szerokie masy". Kończył stwierdzeniem, które kilka miesięcy później, w obliczu klęski państw
centralnych stało się główną wytyczną polityki władz okupacyjnych: "Wydaje się, że nie można bez, a na pewno nie przeciw lewicy utworzyć
Polski".

Brak szerszego oparcia w społeczeństwie Królestwa Polskiego dla poczynań Rady Regencyjnej sprawiał, że nie została uznana za "suwerenną
władzę kraju" -jak odnotował dalej Haużvić - nie mogąc nadać swej działalności państwowotwórczej realnego kształtu. Wprawdzie - zaznaczał

35 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

- "nie można zupełnie tracić nadziei, lecz jest to jednak krok w tył". Już "widać nowe pęknięcia w budynku, zanim jeszcze wzniósł się ponad
fundamenty. Powodem tych zastanawiających objawów nie jest tylko poplątanie stosunków politycznych w Polsce, lecz jeśli wolno wyrazić szczerą
opinię, to przyczyną jest brak niepodległości. W tym kraju siły polskich klas oraz społeczeństwa nie będą mogły odżyć i się rozwinąć, dopóki
istnieje system okupacyjny. W tym okresie nie może przecież żadna partia w rzeczywistości zrealizować swojego programu lub zdobyć władzy, a
przecież rozwój partii polega na walce o władzę. Dopóki jednak obca władza dysponuje wszystkimi środkami władzy, walka taka nie jest możliwa".

Utrzymywanie przez Austro-Węgry i Niemcy dotychczasowego sposobu i metod sprawowania władzy w Królestwie Polskim narzucały warunki
istniejącej sytuacji wojennej, a także obawy przed rozprzestrzenieniem się rewolucji rosyjskiej. Nawet endeckie i pasywistyczne Międzypartyjne
Koło Polityczne nie wypowiadało się przeciw okupacji niemiecko-austriackiej. Również lewica niepodległościowa nie domagała się od państw
centralnych opuszczenia ziem okupowanych. Spodziewano się wybuchu rewolucji społecznej, której konspiracyjne kierownictwo obozu, skupione
w tzw. Konwencie Organizacji "A". zamierzało przeciwstawić program niepodległości Polski. Konwent, zwołany 5 stycznia 1918 r. do Krakowa,
podjął decyzję o przyjęciu "stanowiska ogólnonarodowego", sprzeciwiając się wysuwaniu przez PQW "haseł rewolucyjnych".

Ustalenia Konwentu potwierdziła narada polityczno-programowa stronnictw niepodległościowych, która odbyła się w Krakowie w dniach 2-4 lutego
1918 r. "Rewolucja jest smutną koniecznością - wskazywał Perl pierwszego dnia konferencji. - Ta rewolucja jest to szereg ruchów w całej Europie.
Nie ma tu mowy o robieniu rewolucji. Ale trzeba ją opanować, jak przyjdzie żywiołowo. Rzeczą stronnictw demokratycznych i ludowych [jest]
pokierować nią. Wywalczyć Niepodległą Polskę. Nie bądźmy bierni, gdy ona wybuchnie, aby nie opanowały jej żywioły anarchiczne, aby nas nie
lekceważyły narody Europy, które bardzo mało sobie robią ze sprawy Polski".

Niechęć wobec okupantów przeradzała się stopniowo w otwartą wrogość. Ogromne rozmiary przybrało zwłaszcza wrzenie po ogłoszeniu traktatu
zawartego przez Austro-Węgry 9 lutego 1918 r. w Brześciu Litewskim, przewidującego oderwanie Chełmszczyzny od Królestwa Polskiego.
Niezadowolenie kierowało się głównie przeciwko Austrii. Traktaty z Ukrainą, a także z Rosją bolszewicką rzucały cień na intencje państw
centralnych wobec Polski.

Z niepokojem obserwowano w Wiedniu ogólny wzrost tendencji antypaństwowych w monarchii. "W Austro-Węgrzech - donosiło Biuro Ewidencyjne
w specjalnym okólniku do oddziałów wywiadu z dnia 17 marca 1918 r. - przygotowywana jest rewolucja przez Czechów, Polaków,
południowych Słowian oraz niemieckich socjalistów w Austrii. Planowane jest wysadzenie wszystkich mostów kolejowych oraz uszkodzenie
odcinków kolejowych, ażeby w ten sposób uniemożliwić transporty wojsk oraz wszelką inną komunikację. Kolejnym celem jest unicestwienie
monarchii austriackiej. W ten sposób zamierza się sparaliżować Rzeszę Niemiecką i zmusić do zawarcia pokoju z mocarstwami
sprzymierzonymi. Wszystkie przygotowania przeprowadzono potajemnie i są już na tyle zaawansowane, że rewolucja może w każdym momencie
wybuchnąć".

Na początku czerwca 1918 r. Konwent Organizacji "A", który zebrał się w Usarzewie pod Sandomierzem, podjął pierwsze uchwały o
organizowaniu wystąpienia POW przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. "Na Konwencie - wspominał później jeden z uczestników obrad - zapadła
zasadnicza decyzja nawiązania kontaktów z Ententą". Do Moskwy z misją nawiązania kontaktu z przedstawicielstwem francuskim udali się Michał
Sokolnicki i Andrzej Strug. Opracowano plan uwolnienia Piłsudskiego i Sosnkowskiego z Magdeburga, ale ostatecznie nie doszło do jego
realizacji.

Wzburzenie, jakie wywołały w Galicji wieści o podpisanym traktacie w Brześciu Litewskim, dalo impuls władzom austriackim do bliższego wejrzenia
w sprawy polskie. W raportach wywiadowczych pojawiły się pierwsze wzmianki o przygotowywaniu przez PPS i POW wystąpień zbrojnych o
charakterze rewolucyjnym. Oddział Informacyjny Naczelnej Komendy Armii wydal na początku lipca 1918 r. rozkaz do swych oddziałów
wywiadowczych w Królestwie Polskim i w Galicji, ażeby wykryć POW. Do śledztwa włączono agentury ośrodków wywiadowczych w Lublinie,
Przemyślu, Lwowie i Krakowie. Szef oddziału wywiadu w Lublinie największe zagrożenie dla polityki austriackiej w Królestwie Polskim upatrywał w
zmianie stanowiska władz niemieckich, poszukujących bliższego określenia formy współpracy z Polakami, jako "swego rodzaju zapłaty za
wyzwolenie Polski spod okupacji rosyjskiej" - raportował 4 VIII 1918 r. do Rongego. Można nawet "wyciągnąć wnioski - kontynuował - że Niemcy
są teraz skłonni poprowadzić z Polakami szczerą rozmowę i od tej chwili chcą wyłączyć ze swojej polityki wszelkie motywy wdzięczności w
rodzaju: 'dałem ci, żebyś i ty mi dał, więc daj'. (...) Uważam wszakże, że w obecnej sytuacji w Polsce nie powinno dojść do rewolucji (powody:
władze okupacyjne są jeszcze zbyt silne, a społeczeństwo polskie za słabe). Lewica [niepodległościowa] prowadzi jednak ożywioną działalność,
mającą na celu zbliżenie społeczeństwa polskiego i innych podbitych narodów słowiańskich, zwłaszcza Czechów i Słowaków".

Wyniki rozpoznania wpływów POW i PPS omówiono na specjalnej naradzie oficerów wywiadu kierujących placówkami na ziemiach polskich, która
odbyła się 14 sierpnia 1918 r. w Krakowie. "Ogólnie rzecz biorąc - mówił Ronge - sytuacja jest poważna: nasilają się zjawiska agitacji, jak
również tendencja do dążeń niepodległościowych". W rezultacie szef Biura Ewidencyjnego i Oddziału Informacyjnego AOK wydał polecenie
ostrego zwalczania tajnych polskich organizacji i zahamowania przepływu działaczy POW do Królestwa Polskiego, gdzie ruch niepodległościowy
coraz silniej występował przeciwko władzom okupacyjnym.

Służby Nachrichtenstelle i Geheime Feldpolizei zaczęły powoli docierać do zakonspirowanych organizacji niepodległościowych w Królestwie
Polskim. Jednakże nie podejmowano zdecydowanych kroków przeciwko Polakom, co zapewne miało swoje źródło w ocenie konsekwencji zmiany
ogólnej sytuacji militarnej na froncie zachodnim oraz skutków dalszego rozbudzania nastrojów antyokupacyjnych dla wzrostu procesów
rewolucyjnych na terenach podporządkowanych władzy Niemiec i Austro-Węgier. "Największy wpływ na życie polityczne na terenach
okupowanych - podkreślał Haużvić w raporcie z 4 VIII 1918 r. - mają działania wojskowe na froncie zachodnim, wiele ważnych wydarzeń
politycznych schodzi na dalszy plan. [...] W kręgach politycznych oraz wśród ludności nie zajmującej się polityką omawiany jest odwrót Niemców i
widzi się w tym porażkę. Przy tej okazji wyszła na jaw niemal niepojęta, chyba elementarna nienawiść do Niemców. Nienawiść ta jednak nie
przenosi się na monarchię austro-węgierską". Ale "lewica unika okazywania sympatii dla Ententy. Z uwagi na rezygnację z działania w ramach
Rady Stanu oraz stosowania represji policyjnych lewica niemal całkowicie zniknęła z życia politycznego Polski i skazana jest na
działalność podziemną, która prawdopodobnie odnosi sukces". Przy tym - dodawał - "agitacja POW jest wręcz wzruszająca, a jej wpływy istotnie
wzrastają. Jest to ważne ogniwo polskiego ruchu niepodległościowego". Polsce groził wybuch rewolucyjno-powstańczy, któremu należało się
przeciwstawić, najlepiej środkami politycznymi. Rozstrzygającym czynnikiem pozostawały Niemcy.

Czas pracował na korzyść Piłsudskiego, który prawdopodobnie "bez Magdeburga" cieszyłby się jesienią 1918 r. znacznie mniejszym
prestiżem. Natomiast w swojej symbolice wprowadzał do polityki polskiej nowy element rewanżu, ciążący dodatkowo na wzajemnych relacjach,
kiedy cały sens dotychczasowego współdziałania wojskowego i politycznego sprowadzał się do konieczności szukania zbliżenia politycznego
między Niemcami a Polską, na bazie frontu antyrosyjskiego, a później antybolszewickiego.

Organizowanie ogólnonarodowego powstania, rozumianego w kategoriach procesu odbudowy polskiej państwowości przy wykorzystaniu
wszystkich pozytywnych tendencji w polityce międzynarodowej, było logiczną i jedyną konsekwencją rozwoju ruchu niepodległościowego do 1918 r.
włącznie.

Przypomnijmy, że w pierwotnych zamiarach samo powstanie wydawało się perspektywą odległą, której urzeczywistnienie niekoniecznie
musiało nastąpić w wyniku toczącej się wojny. Program irredenty (optymalny) zakładał wystąpienie zbrojne kolejno przeciwko wszystkim państwom
rozbiorczym lub wojnę obronną, ale tylko w warunkach zewnętrznego wsparcia wielkich armii sojuszniczych. Komendant przyjmował, że zaraz po
wojnie Niemcom zabraknie sił na pełne ujarzmienie Polski. Wówczas dopiero rozwinęłaby się armia, która mogłaby wziąć udział w kolejnych

36 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

zmaganiach koalicji, najpewniej przeciwko Niemcom, szukającym rewanżu na wschodzie i zachodzie po przegranej wojnie 1914-1918 r. W myśl
założeń Piłsudskiego, rozwiniętych pod wpływem wydarzeń w 1917 r. w Rosji, Polska miałaby odzyskać pełną niepodległość po tej "drugiej" wojnie.

Kierownictwo obozu niepodległościowego uległo presji wypadków wojennych i w połowie 1918 r. rozpoczęło bezpośrednie przygotowania do
podjęcia w chwili załamania okupacji działań zbrojnych o cechach powstania narodowego przeciwko władzy Niemiec i Austro-Węgier, nie
zwracając uwagi na zupełny brak broni, olbrzymią dysproporcję sił, nawet przy założeniu samolikwidacji okupacji. Łudzono się możliwościami
technicznej pomocy oraz osłonowych działań wojsk Ententy dla powstania. Komenda Naczelna POW przyjęła plan doprowadzenia do wystąpień
powstańczych na tyłach niemieckich na Wschodzie.

Właściwy finał "gorących" dni lipca 1917 r. dopisały dla Komendanta wydarzenia u schyłku wojny, upadku monarchii Habsburgów i
Hohenzollernów, rozpadu Austro-Węgier i pogrążenia Niemiec w chaosie rewolucyjnym.

W chwili zawieszenia broni sytuacja w Polsce i sąsiednich obszarach była bardzo skomplikowana. Duża część ziem polskich znajdowała się w
rękach niemieckich. Wojska pokonanych Niemiec stały na wschodnich obrzeżach Polski, od Ukrainy aż po kraje bałtyckie. Groziła inwazja tych
wycofujących się sił. Nie było już szans, aby wojska alianckie na Bałkanach zdążyły przybyć w sąsiedztwo Polski na wschodzie i zasłonić
tamtejsze obszary przed przesuwającą się na zachód rewolucją bolszewicką wraz ustępującymi wojskami niemieckimi. Wolność mogła okazać się
iluzją.

Niemcy uznawali zasadę niepodległości Polski ("na koszt Rosji") i przyjęli ją za podstawę swej polityki na wschodzie Europy. Jednakże w obliczu
klęsk militarnych na zachodzie realna stawała się groźba załamania niemieckiego panowania na wschodzie i pochód rewolucji bolszewickiej
przez ogarnięte falą wystąpień antyokupacjnych i społecznych obszary byłego imperium rosyjskiego. Niemcy mogły uratować od totalnego upadku
i rozkładu przez rewolucję tylko odpowiednie działania polityczne. W rezultacie w Berlinie przyjęto koncepcję silnej zapory przeciw bolszewizmowi
na przedpolach Niemiec - w Polsce, Łotwie, Litwie, Estonii oraz Ukrainie.

Polityka niemiecka w Królestwie Polskim prowadzona przez Beselera poniosła fiasko. Władze okupacyjne spodziewały się wybuchu powstania
polskiego. Położenie Generał Gubernatorstwa Warszawskiego z każdym było trudniejsze do utrzymania i stawiało pod znakiem zapytania
utrzymanie Polski w sferze wpływów niemieckich. Wydawało się, że kryzysowi w Polsce "zapobiec mógł tylko bohater narodowy Polaków -
Piłsudski". Pierwszy zrozumiał to Konrad Gisbert von Romberg, poseł w Bernie, w przeszłości główny animator wysłania Lenina ze Szwajcarii w
celu pogłębienia chaosu rosyjskiego i wyrwania Rosji z wojny. Teraz zamierzał spowodować zwolnienie Piłsudskiego z internowania. Sądził, że
Komendant spacyfikuje nastroje społeczne i zabezpieczy interesy niemieckie w Polsce, na bazie wspólnego frontu przeciwko Rosji. Romberg
polecił swemu referentowi spraw rosyjskich w poselstwie, hr. Kesslerowi, który znał wcześniej Piłsudskiego, przedstawienie planu w Berlinie. W
efekcie rząd niemiecki posłał pospiesznie Kesslera do Magdeburga, żeby zorientował się, jaką rolę mógłby odegrać Piłsudski w Polsce po
uwolnieniu i czy można było oczekiwać od niego "jakiejkolwiek pomocy".

Niezależnie od inicjatywy niemieckiej, z Warszawy do Berlina i Magdeburga miał jechać Świrski, wydelegowany 7 listopada 1918 r. przez POW z
rozkazem przywiezienia Piłsudskiego i Sosnkowskiego. Wysłanie emisariusza stało się nieaktualne wobec decyzji władz niemieckich.
Następnego dnia więźniowie wyszli na wolność. Uwalniał Piłsudskiego i Sosnkowskiego oficjalny przedstawiciel rządu Rzeszy Niemieckiej, hr.
Kessler. Komendant dał wyraźnie do zrozumienia wysłannikowi kanclerza Maximiliana księcia von Baden, że pod jego kierownictwem
odbudowujące się państwo polskie nie stanie do konfliktu z Niemcami, przede wszystkim z uwagi na wspólne niebezpieczeństwo ze strony
bolszewickiej Rosji, pogrążonej się w chaosie wojny domowej. Wprawdzie nie był to stan postępującego rozkładu, ale chwilowo ten właśnie chaos
rosyjski był jednym z głównych czynników genezy państwowości polskiej. Po raz pierwszy od dwustu lat sprawa polska rozstrzygała się pod
nieobecność Rosji, w dużym stopniu za przyczyną Niemiec.

Toteż Kessler ocenił pozytywnie rozmowy z Komendantem. Oświadczył, że zdaje się na honor i patriotyzm Piłsudskiego, "które wskazują mu
drogę pożądaną dla Niemiec, mianowicie drogę pokoju z Niemcami, po to, by zdobyć spokój dla rozbudowy wewnętrznej". Piłsudski wskazał, "że
jest to tym słuszniejsze, ponieważ Polska nie potrzebuje rozstrzygać o swoich granicach, lecz otrzyma te granice od Ententy". Przedstawiciel
niemiecki odparł, że "rozczłonkowanie Niemiec przez wydarcie im Prus Zachodnich wywołałoby ruch rewanżowy i irredentystyczny, który nie
pozwoliłby Polsce ani Niemcom zaznać spokoju". Delegat niemiecki otrzymał również zapewnienie Piłsudskiego, że po powrocie do Polski użyje
swoich wpływów, aby rozwiązać Generał-Gubernatorstwo na drodze pokojowej.

Komendant nie był do końca szczery w swoich zapewnieniach. Jego odpowiedzi wyrażały tendencję do zachowania neutralności wobec
Niemiec oraz przeniesienia pełnej odpowiedzialności za wytyczenie granicy zachodniej Polski na mocarstwa koalicji, a przez to uzyskania
możliwości osłony polityki polskiej w kwestii stosunków z Niemcami i ewentualnej wspólnej obrony przyznanych granic.

W Berlinie zapadły tymczasem decyzje o rozwiązaniu Generał-Gubernatorstwa Wojskowego i przekazaniu rządowi polskiemu administracji kraju.
Piłsudski przybył do Warszawy rano 10 listopada 1918 r. Hindenburg potwierdził rozwiązanie okupacji, odwołał generał-gubernatora do
Berlina. Beseler, symbol niemieckiej władzy okupacyjnej, opuszczał później stolicę "niesławnie, nocą, w ubraniu cywilnym" - notował później
Kajetan Morawski, kierownik referatu niemieckiego w Departamencie Stanu Rady Regencyjnej.

Wieczorem tego samego dnia cała niemiecka władza wojskowa w Warszawie znalazła się w rękach Rad Żołnierskich. Piłsudski stał się panem
sytuacji po wstępnych porozumieniach z Radami Żołnierskimi w nocy z 10 na 11 listopada. Rządy wojskowe w formie Rad Żołnierskich dawały
pozór sprawowania rządów przez nową władzę w warunkach wzburzenia społecznego. Dlatego Piłsudski wzywał żołnierzy niemieckich do
bezwarunkowego posłuchu dla Rady Żołnierskiej w Warszawie, gdyż -jak podkreślał - tylko w tym wypadku będą mogli szczęśliwie powrócić do
swej ojczyzny. "Ja - mówił 11 XI 1918 r. na zebraniu niemieckiej Rady Żołnierskiej - jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że
naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i nie będzie!". Już "dosyć krwi popłynęło, ani jednej kropli krwi więcej!".
Żądam od was, żebyście się zachowywali zupełnie spokojnie i nie prowokowali więcej narodu polskiego, a wszyscy, jak jeden mąż, wrócicie do
waszej ojczyzny".

Komendant uspokoił wzburzone nastroje. Przejęcie władzy mogło się odbyć na drodze pokojowej, bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Siły
polskie były za słabe. Niemcy bez żadnych przeszkód były w stanie zdławić ruch wolnościowy w Polsce pod pozorem likwidacji wystąpień
społecznych (obsada wojskowa Generał-Gubernatorstwa Warszawskiego liczyła 80 000 żołnierzy, z czego w samej Warszawie stacjonowało 12
000 wojskowych, oraz 18 000 urzędników i służby pomocniczej; Naczelne Dowództwo Ober-Ostu w Kownie dysponowało 400 000 żołnierzy). Siły
okupacji austro-węgierskiej były znacznie mniejsze, ale i one wystarczyłyby w zupełności do zdławienia ruchu polskiego.

Ustąpienie okupacji z obszarów Królestwa Polskiego dokonało się w niewielkim stopniu pod wpływem akcji polskiej, która ostatecznie nie
przybrała form powstania narodowego, a miała tylko znamiona ograniczonego wystąpienia zbrojnego, jednakowoż pod zewnętrznym parasolem
niemieckim, powstrzymywania reakcji na wystąpienia w Królestwie przez uzgodnienia polityczne. "Piłsudski przybył do Warszawy niestety zbyt
późno - oceniał później Kessler wydarzenia w Polsce z punktu widzenia celów polityki niemieckiej - aby przeszkodzić owemu teatralnemu i
niepotrzebnemu rozbrajaniu niemieckich wojsk przez gimnazjalistów i akademików, urosłych na bohaterów. Przybył jednak akurat w porę, ażeby
powstrzymać zagrażający Polsce bolszewizm, którego zwycięstwo w Polsce mogłoby dać rewolucji niemieckiej całkowicie odmienny przebieg.
Polska stałaby się mostem między Rosją i Niemcami, czemu zapobiegł Piłsudski przez swą olbrzymią popularność".

37 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Po powrocie do Warszawy Piłsudski mógł wreszcie realizować swoje marzenia o niepodległym państwie, zamykając dwudziestopięcioletni
okres walki o wolną Polskę, rozpoczęty wstąpieniem do Polskiej Partii Socjalistycznej w 1893 r. Pozwalał Niemcom osiągnąć jeden z głównych
celów strategicznych w wojnie z Rosją - Polskę, jako zaporę przed imperializmem wielkiego wschodniego sąsiada. Sytuacja wydawała się
przymusowa dla obu państw, chociaż pretensje do własnych wpływów zgłaszały również państwa Ententy. O ile jednak Niemcy szukali rozwiązań
perspektywicznych dla stosunków z Polską, to Piłsudski dążył jedynie do rozstrzygnięcia problemów bieżących, nie ufając intencjom niemieckim.
Utrzymywał pozory poprawnego układania stosunków z Niemcami, chcąc uniknąć rozlewu krwi przy likwidacji okupacji i przejmowaniu władzy w
Królestwie Polskim. "Polska jest gotowa wejść w sojusz z państwami Ententy" - oceniał sytuację 30 XI 1918 r. - Dopóki tu Ententy nie ma,
jesteśmy słabsi i w wielu wypadkach zdani na łaskę". Niemcy i Rosję bolszewicką traktował w jednakowym stopniu jako siły wrogie, "z
pozostałością wpływu na Polskę", którym początkowo mógł przeciwstawić zaledwie 4 000 żołnierzy Wojska Polskiego.

Z takim bagażem doświadczeń historycznych Piłsudski angażował politykę odrodzonej Polski w konflikty powojennej Europy. Wytworzony w wyniku
I wojny światowej układ sił w środkowej i wschodniej Europie stwarzał możliwości dla odrodzenia państwa polskiego. Warunki, w których
Polska miała na nowo rozpocząć swój niepodległy byt okazały się szczególnie trudne. Należało bronić odbudowy Polski. Trwałość państwa
zależała od właściwego wytyczenia kierunku polityki polskiej, przede wszystkim w zakresie stosunków z Niemcami i Rosją sowiecką.

Wojenne plany i nadzieje Piłsudskiego nie sprawdziły się literalnie, ale potwierdziły się później w swej istocie - wojna pozostawiła w stanie
utajonym główne konflikty, które spowodowały kryzys międzynarodowy latem 1914 r.; przegrane Niemcy i Rosja dążyły do rewanżu i zawojowania
Europy, w bliższej perspektywie Polska zdobyła się na wysiłek zbrojny dla obrony niepodległości i powstrzymała najazd bolszewicki 1919-1920 r.

Zamknięcie

Państwa i narody, które na podstawie kłamstwa, na podstawie negowania prawdy podają myśl polityczną, dążą do zguby. Takie państwo
zbliża się ku upadkowi.

Józef Piłsudski

Próba bilansu

Piłsudski był wielkim politykiem. Jego zasługi dla odbudowy Polski są szeroko znane. Istnieje jednakże ciemna strona tej walki. Rzeczywistość
bowiem była bardziej złożona. Przechowały się dokumenty jednoznacznie świadczące o tym, że miał bezpośrednią łączność z urzędami wywiadu
Japonii, Austro-Węgier i Niemiec. Dokumentacja ta odsłania różne strony tego samego zagadnienia - wykorzystywania powiązań wywiadowczych
do celów politycznych. Istota i przebieg tych kontaktów ze sztabami japońskim, austriackim i niemieckim wskazuje ponad wszelką wątpliwość na
ich ściśle wywiadowczy i specjalny charakter. Piłsudski wysyłał w najdalsze zakątki Rosji swoich emisariuszy i wywiadowców, którzy zdobywali
informacje wojskowe dla Japonii, Austro-Węgier i Niemiec.

Nie można jednak powiedzieć, że Piłsudskiemu leżały szczególnie na sercu interesy tych państw. Nie zrobił nic przeciwko interesowi Polski.
Istniały granice, których nigdy nie przekraczał, chociaż współpraca wywiadowcza stanowiła najgłębszy podkład jego ważniejszych decyzji
politycznych, a podejmowane działania wypływały z możliwości praktycznych, które tworzyły te kontakty. Posługiwał się powiązaniami
wywiadowczymi dla osiągnięcia własnych celów, z korzyścią dla spraw polskich. Dążył do niepodległości Polski i dla realizacji tej idei
wykorzystywał wszelkie możliwe środki. Wykazywał wyjątkową konsekwencję, determinację i bezwzględność w realizacji podejmowanych
zamierzeń, łamiąc przyjęte powszechnie normy i zwyczaje polityczne, nie tylko przez tajne powiązania i protekcje, ale także sam
charakter działalności politycznej, jawnej i konspiracyjnej.

Kierował się zawsze pragmatyzmem, który łączył z wyczuciem momentu historycznego, pozwalającego wykorzystać we właściwy sposób
koniunkturę polityczną. Jego działania w latach 1904-1918 to pokaz kunsztu polityka, uczestnika wielkiej politycznej gry mocarstw, który tak mało
mając w ręku atutów, potrafił sprawić, że liczyli się z nim i ze sprawą Polski możni tego świata. To była gra wywiadów, które właśnie wtedy, na
początku XX w., pokazały swoją wielką siłę i możliwości sprawcze. Umiał włączyć się w wielkie procesy historyczne ewolucji sytuacji
międzynarodowej, antagonizowania się stosunków między zaborcami i upodmiotowienia sprawy polskiej w aspekcie ogólnej polityki niemieckiej i
austriackiej. Przyczynił się bezpośrednio do odnowienia w polityce austro-niemieckiej koncepcji wykorzystania polskiej irredenty antyrosyjskiej. W
ruchu socjalistycznym, a później strzeleckim i legionowym kierował się swoimi własnymi wizjami politycznymi, które utożsamiał z programem
niepodległości. Jego ogromną, osobistą zasługą było wprowadzenie do polityki polskiej zagadnienia konieczności podjęcia "walki czynnej''
przeciwko niewoli. Piłsudski zrywał z tradycją bierności epoki popowstaniowej oraz podporządkowania polskich interesów narodowych i
politycznych władzy zaborców. Gotów był użyć każdego środka i iść na wszelkie kompromisy, by spowodować jakiś fakt dokonany, posuwający
naprzód sprawę odbudowy państwa polskiego. Kierował się zasadą, której dał wyraz w komentarzu do przyjęcia przez obóz niepodległościowy
programu aktu 5 listopada 1916 roku: "Armia polska równie potrzebna jest Niemcom - mówił 6 I 1917 r. w wywiadzie dla 'Tygodnika Ilustrowanego'
-jak nam. Powinien jednak przede wszystkim wystarczyć fakt, że jest ona właśnie nam potrzebną".

Inaczej być nie mogło. Taka jest rzeczywistość polityki w nowszych czasach. Kiedy do tego jest się przedmiotem polityki w ręku innych, nie ma
innego wyboru, dopóki przeciwnik reprezentuje siłę i władzę. Można powiedzieć: "cel uświęca środki!" Liczył się ostateczny rezultat. W tym
kontekście współpraca z zaborcami stawała się narzędziem realizacji własnego programu, niezależnie od tego, że wówczas Piłsudski był jednym
z trybów machiny wywiadowczej Austro-Węgier i Niemiec. Niewiele osób wiedziało, że za organizacjami niepodległościowymi Piłsudskiego stały
rządy i służby wywiadu obu monarchii. Łańcuch zewnętrznych zależności wywiadowczych prowadził zawsze od Piłsudskiego do podległych mu
struktur konspiracji.

Piłsudski dla służb wywiadu Japonii, Austro-Węgier i Niemiec był w owych czasach ich specjalnym, poufnym współpracownikiem. Cele
tej współpracy wyznaczały zamierzenia polityczne tych państw, ale bieżące kontakty utrzymywano na płaszczyźnie stricte wywiadowczej. Gorzka
to być może prawda, ale fakty są nieugięte. Piłsudski działał w tajnym porozumieniu i został bezpośrednio włączony w system wywiadów tych
państw, zgodnie z klasycznymi schematami, na zasadzie specjalnego kontaktu agenturalnego tajnych służb, które ustalały zasady współpracy i
reguły gry. Prawda o zapleczu ruchu Piłsudskiego, zwłaszcza w jego kulminacyjnym punkcie - wymarszu 1 Kadrowej z krakowskich Oleandrów do
Królestwa Polskiego rankiem 6 sierpnia 1914 r. może wydawać się szokująca w kontekście uświęconej tradycji tego epizodu walki Polaków o
niepodległość. Pomoc dla politycznych i wojskowych poczynań Piłsudskiego i reprezentowanych przez niego ugrupowań wynikała z polityki tych
państw, popierania ruchów rewolucyjnych, jako siły odśrodkowej w Rosji. Wspólne dla obu stron było utrzymywanie i rozwijanie poufnych

38 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

kontaktów jako metody realizowania celów politycznych. Sam Piłsudski używał powiązań wywiadowczych jako narzędzia otwierającego możliwości
praktycznego działania politycznego.

W okresie rewolucji 1905 roku Japończycy organizowali na dużą skalę dywersję polityczną o cechach agentury wpływu, jako czynnik destrukcji
na wrogim terenie. Służby Kempeitai starały się włączyć do współpracy dywersyjno-wywiadowczej radykalną opozycję w Rosji, wspomagając ją
materialnie. Pieniądze szły przede wszystkim na zakup broni oraz na akcje propagandowe. Zakładano, że wystąpienia rewolucjonistów i
mniejszości narodowych wstrząsną podstawami państwa carów, co miało spowodować zamęt w armii rosyjskiej i osłabić potęgę militarną Rosji na
Dalekim Wschodzie, a przynajmniej przeszkodzić mobilizacji i wysłaniu wojsk z europejskiej części imperium do Mandżurii.

Dla realizacji tych celów Japończycy podjęli kontakt m.in. z PPS. Nawiązana przez Piłsudskiego nić współpracy z wywiadem japońskim była aktem
luźnego porozumienia o świadczeniu wzajemnych usług, bez zobowiązań politycznych ze strony Japonii. Na rozciągnięcie sieci wywiadowczej
wewnątrz Rosji, a przede wszystkim za podjęcie dywersji politycznej przeciwko caratowi Japończycy udzielili Polskiej Partii Socjalistycznej dość
znacznej pomocy finansowej i technicznej. W ograniczonym zakresie PPS została zobowiązana do dostarczania informacji o charakterze
wywiadowczym. Piłsudski zamierzał nadać współpracy wywiadowczej o wiele głębszy charakter, ale Japończycy nie mogli, albo nie chcieli wiązać
się politycznie pomocą polską, głównie przez wzgląd na interesy Niemiec i Austro-Węgier. Sprawa Polski leżała daleko poza sferą
bezpośredniego zaangażowania polityki japońskiej. Otwarte wypowiedzenie się rządu tokijskiego w kwestii polskiej nie niosłoby za sobą realnych
skutków, nie było nawet możliwe ze względu na bliskie stosunki z Niemcami i ciążenie do ściślejszego porozumienia obu państw. Mimo to,
Japończycy wspierali niemal bez ograniczeń rozwój ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim. Najwięcej środków materialnych przeznaczali na
zbrojne akcje PPS.

Nieco inaczej rzecz wyglądała na terenach, gdzie nie było ograniczeń politycznych w popieraniu rosyjskich dążeń odśrodkowych przez
Japonię, jak np. w Finlandii. Tutaj Japończycy dążyli do możliwie najściślejszych związków na zasadzie bezpośrednich powiązań wywiadowczych.
Główny negocjator fiński, Konni Zilliacus odmówił jednak roli konfidenta służb wywiadu Japonii, ale zgodził się dostarczać wiadomości polityczne i
współpracować w organizowaniu dywersji i ruchów zbrojnych wewnątrz Rosji.

Przywódca PPS zabiegał o pieniądze i pomoc techniczną dla akcji PPS na terenie Rosji, opierając się na prowadzonych kontaktach
wywiadowczych polsko-japońskich. Wsparcie polityczne miało wymiar czysto materialny. Pieniądze znaczyły więcej niż papierowe deklaracje.
Kasa partyjna była pusta. Uzyskane środki materialne pozwalały na praktyczne działanie, w dużym stopniu dawały rzeczywiste możliwości
rozwinięcia planów akcji zbrojnej. Japończycy odmówili jednak zawarcia ściślejszej umowy wywiadowczej. Piłsudski nie wykorzystał wszystkich
potencjalnych możliwości, które dla podjętej walki rewolucyjnej z Rosją dawała tajna współpraca z Japonią. Mógł zapewne uzyskać wielokrotnie
większą pomoc materialną, gdyby nie kłopoty organizacyjne i brak koordynacji w kierownictwie PPS oraz nadmierna centralizacja jego decyzji, a
także niewłaściwa ocena rzeczywistych możliwości Japonii wspierania ruchów odśrodkowych w Rosji. Przywódca PPS sądził, że porozumienie
wywiadowcze będzie umożliwiało realizację celów politycznych ruchu polskiego w Rosji. Chociaż Piłsudski wyszedł z inicjatywą stworzenia własnej
agentury na potrzeby Kempeitai, to Japończycy nie widzieli w nim swojego agenta. Podtrzymywali współpracę ściśle wywiadowczą tylko w
niezbędnym zakresie, dla utrzymania stałej łączności i podkreślenia wspólnoty interesów przy realizacji zbieżnych celów politycznych. Ten
wywiadowczy mechanizm zależności wzajemnych kontaktów znacznie rozwinęli potem Austriacy i Niemcy.

Najdalej szły kontakty Piłsudskiego z tajnymi służbami Austro-Węgier i Niemiec, które zamierzały wykorzystać doświadczenia japońskie przy
podjęciu współpracy z grupami rewolucyjnymi, występującymi przeciwko caratowi. Wypracowaną przez Japończyków formułę prowadzenia
agentury zbiorowej uzupełniono o elementy wspomagania politycznego i logistycznego podejmowanych przy jej pomocy akcji specjalnych, jako
podpory właściwych działań rozpoznawczych wywiadu oraz planowania operacji militarnych. W tak określonych ramach współpraca z wywiadem
austriackim i niemieckim warunkowała okresowo działalność polityczną i wojskową Komendanta. W Wiedniu i w Berlinie zapadały podstawowe
decyzje w jego sprawie. Wywiad tych państw tworzył praktyczne możliwości działania ruchowi niepodległościowemu w latach 1908-1914, jako
swoiście pojmowanej dywersji rewolucyjno-insurekcyjnej. Główne założenia planu zrewolucjonizowania Rosji na wypadek wojny powstały w
Berlinie. Fazę wykonawczą tego planu w zakresie spraw polskich przejął wywiad austriacki. Za pośrednictwem Biura Ewidencyjnego w Wiedniu
realizowano cele strategiczne Niemiec odbudowy państwa polskiego jako zapory przeciwko Rosji. Ruch niepodległościowy Piłsudskiego miał
tworzyć przedpole do zmian politycznych w Królestwie Polskim, torując drogę dla wpływów niemieckich w nowej Polsce, jako
alternatywy dotychczasowej dominacji rosyjskiej w Europie Środkowo-Wschodniej.

Całą operacją kierował osobiście szef sekcji wywiadu w Biurze Ewidencyjnym, Maximilian Ronge. Piłsudski wszedł bezpośrednio w struktury
wywiadu Austro-Węgier, jak dwie inne zbiorowe agentury, tworzone przez Biuro Ewidencyjne na wypadek konfliktu z Rosją - rosyjskich Żydów oraz
Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Wspieranie polskiego ruchu zbrojnego, wykorzystywanie go do celów wywiadowczych i dywersyjnych było
świadomie zaplanowaną operacją, prowadzoną przez centralę wywiadu w Wiedniu. Pomoc dla politycznych i wojskowych poczynań Piłsudskiego i
reprezentowanych przez niego ugrupowań wynikała również z konieczności kontroli jego postępowania i trzymania w ryzach polskich dążeń
wolnościowych.

Kiedy Piłsudski działał na zlecenie służb wywiadu Austro-Węgier, Ronge mógł określać go swoim agentem. Komendant był współpracownikiem
Evidenzbureau o skrywanej tożsamości dla centralnej ewidencji konfidentów. O jego powiązaniach wywiadowczych wiedziała tylko garstka
oficerów sztabowych. Bieżący kontakt operacyjny z Piłsudskim prowadzili delegowani oficerowie Sztabu Generalnego - szefowie ośrodków
wywiadowczych we Lwowie i w Krakowie, na swoim poziomie wtajemniczenia w operację centrali wiedeńskiej. Nie było mowy o samodzielnej akcji
kierowników ekspozytur HK-Stelle w Galicji. Wywiad Biura Ewidencyjnego, jak każdy inny, sterowany był centralnie i chroniony przed możliwością
powstania niezależnych odgałęzień, nad którymi łatwo mogły przejąć kontrolę służby kontrwywiadu wroga. Formowane przez Austriaków w Galicji
oddziały paramilitarne miały stać się zaczynem ruchów rewolucyjnych w Królestwie Polskim po wybuchu wojny i świadczyć o tendencjach
powstańczych Polaków przeciw Rosji. Bezpośrednie stosunki z wywiadem niemieckim nie wyszły poza fazę wstępnych uzgodnień przy tworzeniu
Polskiej Organizacji Narodowej na jesieni 1914 r. i zostały zerwane przez Niemców.

Te właśnie aspekty wywiadowcze, jako podstawowe czynniki współpracy ze sztabami wojskowymi Japonii, Austro-Węgier i Niemiec, pozwalały
następnie osiągnąć Piłsudskiemu sukcesy polityczne. Zwłaszcza bez poparcia austriackiego i niemieckiego byłby Komendant pozbawiony
praktycznych możliwości działania. Nie musiałby zapewne uciekać się do tych metod, gdyby dla swojego programu irredenty dostrzegł inną
perspektywę rozwoju, a przede wszystkim uzyskał wyraźne poparcie polityczne oraz pomoc materialną ze strony społeczeństwa polskiego.
Ogólna wymowa opisywanych wydarzeń w niczym też nie umniejsza historycznej roli i znaczenia Piłsudskiego w procesie odbudowy Polski, a
później kierowania państwem, a czyni jego politykę zrozumiałą, przynajmniej w omawianym zakresie tematycznym.

Gra toczy się dalej

Włączenie do prac wywiadu czynnika politycznego rodziło nowe doświadczenia, ale również implikowało dodatkowe zależności dla władz
reprezentowanego państwa oraz angażowanych grup, wprowadzając nadrzędność decyzji politycznej nad wymogami służby. Współpraca
wywiadowcza Piłsudskiego wyzwoliła określone mechanizmy polityczne, z następstwami których należało się bezwzględnie liczyć, pomijając inne,
subiektywne i obiektywne warunki kształtowania się niepodległości oraz racji stanu Polski, które nie wiązały się bezpośrednio z opisywanym
zagadnieniem. Jego działalność przed 1918 r. wspierała pozytywne siły i dążenia w polityce Rzeszy Niemieckiej, poszukiwania zbliżenia z nową
Polską i przezwyciężania różnych wzajemnych uprzedzeń. Odchodzenie od litery dawnych porozumień powstrzymywało te procesy. Piłsudski w

39 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

dużym stopniu angażował się w nie i, czy tego chciał lub nie, ponosił osobiście odpowiedzialność za następstwa absorbowania na kierunku
niemieckim polityki polskiej, obciążonej konsekwencjami jego własnych zaszłości.

Właściwa ocena omawianych w pracy elementów tożsamości politycznej II Rzeczypospolitej zawierała w sobie określenie podstaw
bezpieczeństwa państwa. Podejmowana w przeszłości współpraca wywiadowcza odzwierciedlała bowiem określone dążenia polityczne.
Możliwości polityki polskiej w dużym stopniu wynikały z konsekwencji wytworzonego układu sił w strefie jej bezpośredniej aktywności. Gdy nie ma
jasnych kryteriów racji stanu państwa, niemożliwe staje się wskazanie istotnych kierunków zagrożeń. W odbudowanej Polsce nie dokonano w
zasadzie bliższego wejrzenia w kwestie merytoryczne wiarygodności politycznej elit rządzących, rozpatrywane na styku dwóch rzeczywistości, w
zakresie konsekwencji obcych wpływów w genezie niepodległości, jak również dla aktualnego interesu państwa i polityki rządu. Przy definiowaniu
racji stanu opierano się więc na iluzjach, co prowadziło do zakłamania najważniejszych obszarów życia politycznego państwa. Wyjaśnienie
dawnych zależności wywiadowczych, w perspektywie ich dalekosiężnych tendencji i następstw, rozjaśniłoby istotnie horyzont polityczny w
niepodległej Polsce, nie przeceniając wszakże ich realnego znaczenia.

Dodatkowo, brak rozliczeń z przeszłością, opieranie się przy budowie Oddziału II Sztabu Generalnego na siłach, które obciążała współpraca
wywiadowcza z obcymi, ze wszystkimi tego konsekwencjami dla polskiego życia politycznego, ale z pominięciem fachowych sil oraz tajnych
aktywów państw zaborczych, które mogły odziedziczyć służby specjalne odradzającej się Polski, sprawiły, że od samego początku swej
działalności były one słabe, podatne na wpływy polityczne i uzależnione w podejmowanych pracach merytorycznych od aktualnego układu władzy.
"Tajemnicą poliszynela jest - pisał anonimowy autor o zadaniach wywiadu w okresie wojny polsko-sowieckiej 1920 r. - wybitnie partyjny skład całej
służby wywiadowczej wojskowej, skutkiem czego jest ona przedmiotem bezustannych ataków strony przeciwnej, co trwać będzie do momentu
skoncentrowania w tej służbie żywiołów fachowych, stojących na stanowisku obrony interesów państwowych i potrafiących obserwować całość
życia partyjnego i społecznego, bez względu na skłonności i różnice partyjne".

Piłsudski zdawał sobie sprawę z omawianych zagrożeń, czemu dał wyraz w słynnym przemówieniu 7 sierpnia 1927 r. na Zjeździe Legionistów w
Kaliszu. Chyba najlepiej ze wszystkich rozumiał wagę własnych słów o wpływie na życie polskie "obcych agentur". Przez długie lata ocierał się o
to zagadnienie, dążąc do prowadzenia ruchu odbudowy Polski według własnego scenariusza. "Nie dziwię się więc wcale - mówił - że do nas
agentury się przyczepiły i że, obserwując nas, szły krok w krok za nami agentury obcych państw, agentury płatne, bo innej agentury świat nie
posiada. Mieliśmy, naturalnie, agenturę obcą jednego z państw zaborczych, a wobec tego, że praca nasza, gdyśmy szli przelewać krew za Polskę,
nie mogła nie przeczyć w różnym stopniu interesom państw zaborczych, które chciały, aby przelewano krew tylko za nie, a nie za co innego,
agentura musiała stanąć w sprzeczności z naszymi dążeniami, musiała w interesach zaborcy nam szkodzić, aby nas w dążeniu do wielkości
zatrzymać, aby nas usunąć od wielkości, aby krew przelana za Polskę nie była za wielką dla interesów zaborców. Stąd płynie to ciągłe szukanie
ze strony zaborcy, ze strony jego agentur sposobu odebrania nam w miarę możliwości tych cech, które by nas charakteryzowały jako
przelewających krew jedynie za Polskę, a nie za co innego. [...] W parze z tą agenturą austriacką szła agentura inna, agentura rosyjska, to jest
tego państwa, z którym Austria i myśmy walczyli. Szła akurat w tym samym kierunku, także płatna, także czyniąca to, co obcy zaborca od niej
wymagał, pracująca nad obniżeniem naszej pracy, brukająca nas słowami, określeniami, abyśmy pociągającymi dla swoich rodaków nie byli. [...]
Świat agentury odniósł zwycięstwo i to wtedy, gdy wyzyskanie sytuacji dla Polski stało się możliwe. I pod tym względem, powtarzam, nie ma różnicy
pomiędzy światem agentur po tej stronie drutu czy po tamtej. Świat agentury szedł tą samą drogą, gdyż interesy zaborców w stosunku do Polski
były jedne i te same czy po tej stronie drutu, czy po innej: jeżeli trzeba, żeby było coś z Polski, to niech to będzie jak najmniejsze, niech to będzie
najmniej poważne i znaczne". Zwyczajni zdrajcy interesu polskiego nie mogli więc znaleźć rozgrzeszenia. "Do pracy - kontynuował - związanej z
wyzyskaniem tej wielkiej prawdy narastania sprawy polskiej idzie, moi panowie, tylko agentura. Polska jest mocno od tej pracy odsunięta. Agentury
były wygodne. Agentura bowiem polega na tym, że jeżeli kto płaci, to służby za zapłatę wymaga i nie ma w czasie wojny, gdy panują dzikie prawa
wojenne, prawa odmowy, gdy człowiek jest zapłacony. [...] Gdy przyszły historyk dostęp mieć będzie do tajnych archiwów poszczególnych państw -
bo i te czasy zawsze nadchodzą - wtedy ujawnione będą być mogły 'dossiers', bo to tak technicznie się nazywa, każdego z płatnych agentów. [...]
W tych 'dossiers' znajdziecie nazwiska wielu waszych znajomych. Pracowano bowiem wtedy, rzucając sowicie pieniędzmi, jako systemem
najtańszym wykpienia się ze sprawy polskiej, systemem, który państwo mniej kosztował, który, cynicznie mówiąc, był po prostu interesem. M ó w i
ę j a k o c z ł o w i e k, k t ó r y w i e, j a k a j e s t c e n a, k t ó r ą s i ę z a t e r z e c z y p ł a c i [podkreśl. moje - R. Ś.]". Być
może nawiązywał tutaj do konsekwencji własnych doświadczeń podjęcia współpracy wywiadowczej z Austriakami.

Wypracowane w przeszłości metody pracy wywiadu stały się bardzo przydatne po wojnie. "Szukano bolączek państwa i rzucano agentury na to -
kontynuował - aby znalazły sposób uderzenia w miejsce, gdzie boli, gdzie dostępu nie ma często bagnet, gdzie dostępu nie ma kula. Starano się
zepsuć mechanikę państwa, z którym się walczyło, wprowadzając w nie coraz silniejszy rozkład. Przy ogólnym zmęczeniu wojennym szukano
raczej rozkładu wewnętrznego przeciwnika i dlatego rzucano swych agentów w najbardziej bolesne dla państw walczących miejsca. [...] Mogę
panom powiedzieć, że system moich kalkulacji zawsze rozbijał się nie o co innego, jak o tę siłę agentur obcych, płatnych przez obcych dla
szkodzenia Polsce, aby nie była ona zbyt silna, aby nie miała tej siły, jaką mogłaby mieć w tej czy innej chwili. [...] Lecz zwycięstwa nad agenturami
nie odnieśliśmy wcale. Agentury, jak jakieś przekleństwo idą dalej bok w bok i krok w krok. Moi panowie, gdym wziął za temat tę prawdę, wybrałem
ją rozmyślnie i nie dla czego innego, jak dlatego, aby kropkę nad 'i' postawić, aby nie było powiedziane, że my musimy menażować prawdy
agentury. Polskę, być może, czekają i ciężkie przeżycia. Podczas kryzysów - powtarzam - strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc
jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym".

Szkoda, że wypowiedź Piłsudskiego miała tak enigmatyczny charakter, zawężony do ogólnych obserwacji zewnętrznych zależności
podejmowanych w kraju akcji politycznych. Wyrażała jednak pewną zasadę sposobu oddziaływania wobec Polski, głównie przez sąsiadujące
mocarstwa, jako stały motyw w ich polityce, promującej własne interesy przez wpływanie od wewnątrz na sytuację w kraju. O ile jednak rozwijanie
lub pogłębianie tendencji antyrosyjskich w polityce międzynarodowej podbudowywało polskie dążenia do restytucji państwa, to przeciwne im
działania, podejmowane przez Rosję, miały zawsze antypolski charakter, wprowadzały elementy i mechanizmy destrukcji do ruchu wolnościowego
we wszystkich zaborach.

Niniejsza praca może stanowić szeroki komentarz do wypowiedzi Piłsudskiego i moment refleksji, której w tamtych czasach zabrakło. Właściwie
nawiązał tylko do jednego motywu, zmagania się, w dosłownym tego słowa znaczeniu, z wpływami obcych mu agentur. Słowa Piłsudskiego
zawierały wiele gorzkiej prawdy, ale i wiele fałszu. Opinia publiczna bowiem w ogóle nie orientowała się w charakterze jego powiązań
wywiadowczych oraz zewnętrznych wpływów na ruch niepodległościowy. Prawda była skrzętnie ukrywana. Komendant przemilczał własne
doświadczenia w tym względzie. Wyraźnie rozgraniczał tylko działalność szpiegowską prowadzoną przeciwko Polsce od dość mgliście
zasugerowanej konieczności kompromisu z tajnymi służbami Austro-Węgier w okresie strzelecko-legionowym.

Można przypuszczać, że Piłsudski celowo wywołał ten problem, zostawiając go do rozstrzygnięcia historykom. Zwyciężyły doraźne względy. Racje
i decyzje polityczne ważyły na utrzymywaniu tajemnicy dawnych tajnych porozumień. Dla kruchych fundamentów II Rzeczypospolitej prawda o tym
mogła spowodować groźny wstrząs państwa. Należy również odnotować, że Pierwszy Marszałek Polski był znakomitym propagandzistą. W swych
licznych wystąpieniach publicznych nader często, w całkowicie dowolny sposób interpretował swe przeszłe działania.

Z drugiej jednak strony, niemożność właściwej weryfikacji procesów, które doprowadziły do niepodległości usuwała grunt dla pełnego
określenia tożsamości politycznej, co ograniczało horyzont rzeczywistych uwarunkowań, zagrożeń, a przede wszystkim pozytywnych elementów w
sytuacji międzynarodowej dla polityki polskiej. W tym punkcie budowanie racji stanu państwa opierano na fałszywych przesłankach. Z perspektywy
późniejszych tragicznych doświadczeń wojennych ocena tej decyzji musi być krytyczna.

40 z 41 2016-11-18 12:17
Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego... http://niniwa22.cba.pl/lodowa_sciana_4.htm

Piłsudski nie umiał przezwyciężyć w polityce polskiej negatywnych stereotypów wobec Niemiec, a przy tym brakowało konsekwencji w zwalczaniu
Rosji i jej wpływów. Uciekał od definitywnego rozstrzygnięcia historycznego dylematu ułożenia stosunków dla odrodzonej Polski na Wschodzie i
Zachodzie, co w dużym stopniu można złożyć na karb warunków obiektywnych i ogólnej słabości państwa w konfrontacji z potencjałami tych sił,
które angażowały się w stosunki z Polską. Pochodną takich zaniechań było również pogłębianie konfliktu interesów w państwie, wynikającego z
niespójności jego polityki wobec sąsiadów, a zwłaszcza Niemiec.

Rządy II Rzeczypospolitej unikały przyjęcia pełnej odpowiedzialności za swoje zaangażowanie na głównych kierunkach określenia racji stanu
państwa. Polityka balansowania między interesem Niemiec i Związku Radzieckiego a odciążającym ten układ dążeniem do zagwarantowania
bezpieczeństwa Polski przez Francję i Wielką Brytanię była zgubna. Polska okazała się za słaba do prowadzenia samodzielnej polityki utrzymania
równowagi w stosunkach z Niemcami i Związkiem Radzieckim. Budowanie zbliżenia z Niemcami okazało się fikcją, uwzględniając tylko
subiektywną rolę czynnika polskiego. Nie chodziło bynajmniej o przyjęcie dyktatu niemieckiego. Dyplomacja polska miała dużą swobodę manewru,
a wybrano scenariusz najgorszy z możliwych. Być może Polska straciła przez to szansę pokojowego rozładowania napięć w stosunkach z
Niemcami na przełomie 1938/1939 r. Oglądanie się na interesy Francji i Wielkiej Brytanii prowadziło do wojny, gdyż polityka zachodnich aliantów
Polski nie potrafiła skutecznie przeciwstawić się imperializmowi III Rzeszy oraz ZSRR, a także przełamać własnych dążeń hegemonistycznych w
Europie.

W Warszawie od 1934 r. udawano jedynie zbliżenie polityczne z Niemcami. Nie można więc obwiniać specjalnie Francji i Wielkiej Brytanii za
pozorowanie ochrony bezpieczeństwa Polski. Rząd polski znalazł się w końcu we własnej pułapce, jak ongiś Piłsudski przy uwięzieniu w
Magdeburgu. Polityka, podobnie jak inne dziedziny życia społecznego, rządzi się swoimi prawami i regułami. Nie można na dłuższą metę
symulować, że podbudowywuje się zainicjowane procesy łączące różne grupy wspólnych interesów, gdy w rzeczywistości unika się czynnego
zaangażowania w ich rozwijanie i szukania pozytywnych rozwiązań pojawiających się problemów. Kryzys w polityce europejskiej u schyłku lat
trzydziestych miał swoje głębokie i złożone przyczyny, które rozkładały się na różne państwa, ale należało zrobić wszystko, aby nie poddać się
biernie nastrojom wojennym i nie dopuścić do otwartego konfliktu. Przy tym zupełnie inną kwestię stanowi określenie odpowiedzialności polityki
niemieckiej za ostateczny finał wzajemnych stosunków z II Rzeczypospolitą. W każdym wypadku wybuch wojny oznaczał katastrofę dla Polski.

Dorobek polityczny Piłsudskiego jest olbrzymi. Wiele z jego dokonań i wypowiedzi należy traktować w kategoriach przesłania i nauki na
przyszłość. Swoją klasą wyrastał ponad współczesnych polityków w Polsce. Tylko w niewielkim stopniu mógł realizować swoje zamiary poza
dążeniami tych grup społeczeństwa, które długo nie potrafiły otrząsnąć się z przywar historii - nazbyt często poddając się anarchizującym
wpływom lewicy oraz konserwatyzmu w jego ciasnej, chłopskiej lub ziemiańskiej formule, sprowadzając konflikty polityczne niemal wyłącznie do
zagadnienia obrony interesów społecznych - albo też ulegały prawicowo-nacjonalistyczym fobiom w wydaniu chadeckim. Dlatego pozostawał "solą
w oku" zarówno dla lewicy jak i prawicy. Nie godził się na taką alternatywę rządów w Polsce. Pociągało to za sobą indoktrynację życia politycznego
w państwie i ograniczenia demokracji, której podstawowe założenia funkcjonowały zresztą w formie pustych deklaracji i nie odpowiadały polskim
warunkom.

Pierwszy Marszałek Polski uprawiał politykę, która odpowiadała panującym wówczas stosunkom i na miarę realnych możliwości. Popełniał
poważne błędy i ponosił porażki, jak każdy polityk. Borykał się z wieloma naturalnymi przeciwnościami przy prowadzeniu działalności politycznej w
warunkach braku własnego państwa, bardzo często napotykał na swojej drodze bariery, których nie mógł przekroczyć, co w konsekwencji
uniemożliwiało mu urzeczywistnienie wszystkich jego pragnień oraz własnej wizji wolnej Polski. Miara dokonań była jednak dużo większa od
niepowodzeń. Dzieło, które pozostawił po sobie, jest ogromne, lecz wciąż kryje wiele niezbadanych tajemnic.

Józef Piłsudski i obce wywiady

Darmowy Hosting CBA.PL

41 z 41 2016-11-18 12:17

You might also like