You are on page 1of 134

BIBLJOTEKA

NARODOm
Nr. 12 Serja I

STANISŁAW ŻÓŁKIEWSKI

PAMIĘTNIKI
O WOJNIE MOSKIEWSKIEJ M
OPRACOWAŁ

WACŁAW SOBIESKI

KRAKOWSKA tSP Ó
N A K Ł A D E M K RAK . S P Ó Ł K I WYDAWNI CZEJ
(KRAKÓW, UL. ŚW . FILIPA 25)

wychodzi wydawnictwo perjodyczne

BIBLJOTEKA
NARODOWA
W ydawnictwo Bibljołeki Narodowej pragnie zaspokoić pilną po­
trzebą kulturalną i przynieść zarówno dla każdego inteligentnego
Polaka jak dla kształcącej się młodzieży

W ZOROW E W YDANIA NAJCELNIEJSZYCH


U TW O R Ó W LITERATURY POLSKIEJ I OBCEJ
w opracow aniu podającem wyniki najnowszej o nich wiedzy.
K ażdy tom ik Bibljołeki Narodowej stanow i dla siebie całość i za­
wiera bądz'to jedno z arcydzieł literatury, bądź też w ybór twórczości
poszczególnych pisarzy.
Każdy tom ik poprzedzony jest rozpraw ą w stępną, om awiającą na
szerokiem tle porównawczem , w, sposób naukowy ale jasny i przy­
stępny, utw ór danego pisarza. Śladem najlepszych wydawnictw an­
gielskich i francuskich w prow adziła Bibljołeka Narodowa gruntow ne
objaśnienia tek stu , stanow iące ciągły kom entarz, dzięki którem u każdy
czytelnik m oże należycie zrozum ieć tek st utworu.
Bibljołeka Narodowa zam ierza w wydawnictwach sw y«V na d a ­
leką m etę obliczonych, przynieść ogółowi miłośników lite ra tu f^ i myśli
ojczystej wszystkie celniejsze utw ory poezji i prozy polskiej od wieku
XVI aż po dobę spółczesną, uwzględniając nietylko poetów i belle-
trystów ale także mówców, historyków i filozofów. Utwory, pisano
w języku łacińskim, ogłaszane b ędą w poprawnych przekładach poiskięh.
Z literatury światowej zam ierza Bibljołeka Narodowa w ydać wszyst­
kie te arcydzieła, których znajomość niezbędną jest dla zrozumienia
dziejów piękna i myśli ogólno ludzkiej.
Do wspólpracow nictwa zaprosiła redakcja Bibljołeki Narodowej
najw ybitniejszych badaczy naszej i obcej tw órczości literackiej i kul­
turalnej, powierzając wydanie poszczególnych utworów najlepszym
każdego znawcom.
K ładąc nacisk na staranność opracow ań w stępnych i objaśnień
utworów, Bibljołeka Narodowa rów nocześnie poczytuje sobie za obo­
wiązek podaw ać najdoskonalsze teksty sam ych utworów, opierając
się na autografach, pierw odrukach i w ydaniach krytycznych.
^

NR. 12 B I II I, J O T E K A NARODOWA SERJA I

STANISŁAW ŻÓŁKIEWSKI

POCZĄTEK I P R O G R E S
WOJNY MOSKIEWSKIEJ

W STĘPEM I KOM ENTARZEM O PA TRZY Ł

W AC Ł AW S O B I E S K I
PROFESOR UNIW. JAGIELL.

WYDANIE DRUGIE, PRZEJRZANE

KRAKÓW
NAKŁADEM KRAKOWSKIEJ SPÓŁKI WYDAWNICZEJ
B iblio tek a N arodow a
W a rs z a w a

30001011715496

Bk

2 &
£

' &w3b<s

CZCIONKAMI DRUKARNI LUDOWEJ W KRAKOWIE 1925

■ w
WSTĘP
Czasy, k tó re p rzed staw ia poniższy pam iętnik, to czasy
najw yższego rozkw itu i potęgi R zeczypospolitej polskiej.
Polska tu je st u szczytu. Rozbija M oskwę pod K łuszynem ,
dostaje się na Kreml, zagarnia Sm oleńsk, a królew icz polski
zostaje carem . W owej dobie przed P olską otw orzyły się
na w schodzie dalekie h o ry zo n ty , zdaw ało się, że Polska
zostanie m ocarstw em niebyw ałem .
Je st to szczyt, po którym Polska zacznie się stopniow o
staczać k u upadkow i. Do w alki z Polską zerw ie się M oskwa,
jej ryw alka, i skupi pod now ą d y n astją R om anow ych; Rzecz­
pospolita zacznie ponosić klęski od Turcji (Cecora), a G ustaw
Adolf coraz bardziej odpychać będzie Z ygm unta III od w y­
brzeży B ałtyku.
Kto chce poznać p rzy czy n y tego zw ro tu , ten nie p o ­
w inien zapom inać o poniższym pam iętn ik u . Pisze go sam
zw ycięzca z pod K łuszyna, h etm an, co carów Szujskich
w ziął w niew olę. Opisuje tu chwile, k tó re też były połu­
dniem jego żyw ota. Od tej chw ili i on zacznie się chylić
ku zachodow i, aż dojdzie do — Cecory.
PROGRAM KRÓLA A PROGRAM HETMANA 1
Chociaż h isto ry k P ro ch ask a w rozpraw ie Hetmana Żół­
kiewskiego traktat pod Moskwą (Przegląd historyczny 1911)
usiłow ał dow ieść identyczności dążeń króla i hetm ana, to
jed n ak nie m ożna pow iedzieć, żeby się m u to udało. P a ­
m iętnik n iniejszy niejednokrotnie m ów i przeciw hipotezom
Prochaski i p opiera zdanie przew ażnej części historyków ,
dow odzących zasadniczej różnicy m iędzy program em Z yg­
m u n ta 111 a Żółkiew skiego.
Nie trzeb a zapom inać, że h etm an należał do obozu po­
litycznego Zam ojskiego, w roga H absburgów . Już m ając lat
17, w alczył pod L ubieszow em (1577) przeciw stronnikom
cesarza, G dańszczanom . Był w czasie bezkrólew ia (1587)
„aceirimus cancellarianus“2, a pod B yczyną zdobył wielki
żółty sz ta n d a r austrjacki, ponosząc p rzytem niem al śm ier­
telną ranę. P oniew aż Z ygm unt III przechylił się następnie
na stro n ę dom u austrjacki ego, w ięc i Żółkiew ski w raz z Za­
m ojskim zaczął w alczyć z p artją dw orską. Na sejm ie r. 1605
w ypow iedział n iezw ykle opozycyjne w otum przeciw k ró ­
low i, a w p rzytoczonym poniżej testam encie sw ym z r. 1606
przestrzegał, że „panow anie dom u tego (austrjackiego) b y ­
łoby exiiiosum K oronie polskiej, zgubą i zniszczeniem w ol­
ności sz la c h e c k iej* 3. C opraw da w czasie rokoszu stanął
po stro n ie króla i w alczył pod G uzow em przeciw sw em u
szw agrow i Z ebrzydow skiem u (6 lipca 1607), ale pomimo to
zaraz potem zaczął odgryw ać rolę m edjatora, a król m u tak
1 Por. W. Sobieski, Ż ółkiew ski na K rem la (1920, Gebethner
i Wolff).
2 Script, rer. Polon. XI 42.
8 Bieiowski, P ism a Żółkiewskiego 176.
nie ufał, że buław ę w ielką, w akującą po śm ierci Zamoj­
skiego (1605), dał m u dopiero w r. 1618. Król przeczuw ał,
że h etm an nie poprze jego d ążeń do zap row adzenia dzie­
dziczności tro n u , ale będzie bronił w olnej elekcji i praw
„Rzeczypospolitej
H etm an podobnież i w polityce tureckiej b y ł w nie­
zgodzie z dom em austrjackim . Gdy H absburgow ie pobudzali
P olskę do w ojny z T urcją, bo leżało to w ich interesie, to
h etm an chciał tej wojny raczej u n ik n ąć i układam i (1617
pod Buszą) ją zażegnyw ać. Z tego pow odu m agnaci k re ­
sowi, rw ący się do rozszerzen ia w pływ ów daleko aż po
Dunaj (n. p. S tefan Potocki), o stre czynili h etm anow i w y­
rzu ty . P oniew aż kozacy przez sw oje sam ow olne w y praw y
na w yb rzeża tu reck ie w ciąż rozdrażniali Turcję i łatw o
mogli ją z P olską pokłócić, dlatego h etm an chciał kozactw o
utrzym ać w ryzach i zaham ow ać. W brew jego woli konflikt
z T urcją coraz się zaostrzał, aż o fiarą tych zatargów padł
w końeu h etm an pod Cecorą.
Rów nież i w polityce m oskiew skiej dzieliła Żółkiew ­
skiego zasadnicza różnica od obozu „reg alistó w ". Gdy król
pragnął podboju M oskw y, to h etm an chciał raczej, aby
M oskwa połączyła się z P olską przez elekcję dobrow olną
i n a w zór unji Polski z L itw ą zatrzy m ała pew ną sam o­
dzielność.
Była też różnica i pod w zględem program u w yznanio­
wego. H etm an był w praw dzie rów nie gorliw ym katolikiem
jak i król, tylko że król p ragnął naw rócenia M oskwy na
katolicyzm dokonać szybko i energicznie, gdy Żółkiewskiego
cechow ała tu pew na to le ra n c y jn o ść .1
1 Ks. S. B jrącz, P a m ią tk i m ia s ta Ż ó łk w i, L w ów 1852, str. 16,
por. 113.
i

VI

Ta pewna tolerancyjność i „ludzkość" wyraźnie w ystę­


powała u hetm ana w okresie opisywanej w tym pam iętniku
wojny, — wojny, w czasie której zazwyczaj tępieją ludzkie
rag uczucia.
Tak już podczas pochodu wojsk polskich ku granicom
moskiewskim pisał hetm an w liście do Lwa Sapiehy, idą­
cego przodem :
„Życzyłbych i tego jako z największą pilnością prze­
strzegać, żebyśmy się ludziom moskiewskim jako najludszej
(najbardziej ludzko) stawili. Siłaby to mogło i przedsięwzię­
temu staraniu i naszym pracom w służbie króla być poży­
teczno. Pretekstem dostarczania żywności siła, nie wątpię
w tern, com m ittuntur fla g itia x. Ile jednak możności, mamy
temu zabiegać. By wiedzieć, że kto nad zabór co uczynił,
męczył, zabił, spalił cerkiew, zgwałcił, by mi był rodzony
brat, nie przepuściłbym mu... Iż WMć na przedzie raczysz
być, możesz-li WMć mieć wiadomość, że kto co wykroczył
przeciwko edyktowi wydanemu, będę bardzo za to WMci
powinien"2.
Jeśli tak surowo przestrzegał ludzkiego postępowania
u swego wojska, to tem bardziej pewnie nie folgował i sobie
i postępował „jako najludszej*. I w tem tkwi cały sekret,
dlaczego umiał tak pozyskać serca bojarów i stał się na­
stępnie tak popularny w samej Moskwie. Sława o tej „ludz­
kości* hetm ana tak się rozszerzyła, że naw et nieprzyjaciele
przypisywali mu tak już daleko idące hum anitarne pobudki,
że sam prawdomówny hetm an w niniejszym pamiętniku
musiał je prostować (np. że pod Kłuszynem tylko z litości
nie chciał napaść na śpiących).
1 Popełnia się haniebne czyny. 2 Rękopis Bibl, Jagiellońskiej
3596 V, nr. 17.
CNOTA HETMANA
N ajlepszą odpow iedzią na zarzu ty , jakie h istorycy ro ­
syjscy staw iają Polsce z pow odu jej udziału w „D ym itrja-
d zie“, jest sam a postać Żółkiew skiego. M ylił się M uchanow ,
kiedy, w ydając niniejszy pam iętnik, sądził, że ukręci bicz
na Polskę za popieranie H ryćka O trepieja.
P rzy całej niebyw ałej praw dom ów ności hetm ana, z k a rt
tego pam iętnika w yłan ia się czystość i praw ość tego n a ­
czelnego w odza arm ji, w kraczającej w głąb M oskwy. Rzadko
k tó ry zdobyw ca postępow ał tak ludzko, rzadko k tó ry do­
trzym yw ał ta k w iernie trak tató w , rzad k o k tó ry , dokonaw szy
tak w ielkich czynów i tylu zw ycięstw , pisał o sobie tak
skrom nie.
„C nota“ staroży tn y ch K atonów b yła dew izą Ż ółkiew ­
skiego. Od tw ardych sw ych zasad nie ustęp o w ał ani na
krok. Kiedy zasłużony w tej w ypraw ie m oskiew skiej jego
b ratan ek , Adam Żółkiew ski, z nieszczęśliw ej m iłości ku Da-
niłow iczów nie popełnił sam obójstw o w zam ku oleskim , nie­
u błag an y h etm an kazał go pogrzebać daleko w polu, a nie
na cm entarzu, i nie dał się od tego odw ieść żadnem i p ro ś­
bam i krew nych. Podobne m iejsce w iecznego odpoczynku
w yznaczył sw em u pow inow atem u C etnerow i za to, że tru d n ił
się lic h w ą 1.
Że tych tw ard ych zasad um iał się trzym ać i dla nich
gotów b y ł n aw et głowę położyć, nic w ym ow niej nie św iad­
czy, jak jego śm ierć. Ten tragiczny finał pasow ał go też
w istocie jak b y na m ęczennika narodow ego.
Aby tą k ato ń sk ą cnotą, tą dzielnością, tą siłą woli na-
1 Por. K w artalnik historyczni/ 1921, 157,
tchnąć sw ych ziomków, postanow ił ukazać im przykłady
starożytny ch bohaterów , i w tym celu wydał książkę. Tytuł
jej b r z m i : Z sw azoriej S en eki filozofa i in n ych niektórych
autorów zeb ra ł żo łn ierz jed en w obozie p o d Tatarzyszczam i
z m ę żn y c h p rzy k ła d ó w p o b u d kę do cnoty. W K rakow ie, w dru­
ka rn i F ranciszka Cezarego, R o k u P ańskiego 1618, 12°.
Tę „pobudkę do c n o ty “ ułożył w rok u 1612 h e t m a n 1
w obozie pod Tatarzyskam i niedaleko Kamieńca, gdy, tak
ja k Leonidas pod Termopilami, miał z drobną garstką r y ­
cerstwa stawić czoło chmarom azjatyckiego barbarzyństw a,
któ re dopiero co rozbiło wojska Stefana Potockiego i jego
samego wzięło w niewolę.
Za podstaw ę służyła tu hetm anowi jedna z siedmiu
„swazoryj" (,m asoriae), t. j. w zorów w ym owy, Luciusa An-
naeu sa Seneki, retora łacińskiego, gorącego patrjoty, którego
za czasów Żółkiewskiego jeszcze identyfikow ano z jego sy­
nem, sław nym filozofem.
Toczą się w tej „swazorji" rozmow y Leonidasa i jego
rycerzy, zachęcających się wzajemnie do w ytrw ania w cnocie
i bohaterstwie.
Do ciekawych u tw orów hetm ana, stanow iących podob­
nież rodzaj „pobudki do cnoty", zaliczyć trzeba „testam ent",
który napisał w yruszając przeciw Tatarom w r. 1606 2.
1 Biełowski, Pisma 458, przytacza rękopis, w którym w nagłówku
autorem nazwany jest Stan. Żółkiewski, wojewoda kijowski. Po­
dobnież w rękopisie Bibl. Czartor. 1577 str. 226 czytamy w tytule:
„z suasorij Seneki filozofa i z innych autorów niektórych zebrał
JM. Pan Stanisław Żółkiewski kanclerz i hetman w ielki koronny
w obozie pod Tatarzyszczami 1612*. W rękopisie 848 str. 102 niema
nagłówka.
2 „Zwykłem każdego niem al roku odnawiać testament" pisze
Żółkiewski (Biełowski, Pisma 290). Powinno w ięc znaleźć się więcej
testamentów. Dotąd znany jest jeszcze drugi, z r. 1618, i uzupełnie­
nie z r. 1620 (Biełowski 289 i 378). Testament z r. 1606 wydruko-
IX

J est to tak zn am ien n y dla poznania charakteru Ż ółk iew ­


sk iego dokum ent, tyle w tym akcie p ou fn ych w yn u rzeń ,
że p ozw alam go sob ie tutaj p rzytoczyć w c a ło ś c i:

TESTAM ENT
W im ię przenajśw iętsze Trojce św iętej Boga Ojca, Syna i Ducha
Św iętego. Zawżdy każdem u człow iekow i m a być przed oczym a n ie­
pew ność żyw ota tego doczesnego, gdyż niezliczonej liczbie przygód
jest podległy. Zatem i ja p am iętając n a śm iertelność a tem więcej
będąc na teraźniejszej R zeczypospolitej posłudze, gdzie sobie tego
życzę, abym m ógł zdrow iem sw ym zastąpić nieprzezpieczeństw o
ojczyzny a położyć żyw ot z p o g an y d la w iary św iętej chrześcijań­
sk ie j; przeto tedy w obyczaj ośw iadczenia in ten cji i wolej swej
ostatecznej in v i m 1 testam en tu , um arzając in s z e ,2 jeśliby się który
z pierw szych nalazł, to co je st niżej, napisałem .
N aprzód w yznaw am , iż w iarę św iętą chrześcijańską podług wy'
znania apostolskiego, synodu niceńskiego i św. A tanazjusza w ierzy­
łem i w ierzę w edle konfesji Kościoła katolickiego. W tej to w ierze do
ostatniego skonania żyć m ocną in ten cją m am , dla n iej, co daj P. Boże,
um rzeć sobie za najw ięk szą pociechę p o kładam i życzę, eiusdem
fid e i m e rito 3, przez zasługę m ęki P ana i Z baw iciela naszego od­
puszczenia grzechów i w iecznego żyw ota oczekaw am a P. Boga pro­
szę, żeby m ię w tej w ierze św iętej do ostatniego p u n k tu żyw ota
potw ierdzać i um acniać raczył. R zeczypospolitej ojczyźnie sw ej i k ró­
lom panom sw oim , który ch pan o w an ia zasięgły dostalsze la ta m oje,
tak Królow i JM ci Stefanow i, ja k o i teraz panującem u JM ci Z ygm un­
towi zachow ałem całą i stateczną w iarę. Do p r a k ty k 1 żadnych,
k tóreby były przeciw ko d o sto jeń stw u i zw ierzchności Jego Król.
Mci, nigdym się nie przym ieszał, ani w iem o nich. A jak o ta k się
czuję, żem cnotliw ie, w iern ie służył Jego Król. Mci p an u sw em u,
krw ie i zdrow ia swego dla służby Jego Król. Mci i Rzeczypospo-

w ono n ajp ierw (M ichał B aliński) z oryginału, gdyż w ydaw ca za­


znaczył, że data i podpis był w łasnoręczny, n ad to pieczęć, Bibl.
warsz. 1845, II 303, por. 259; stąd przedruk. — B ielowski, P ism a 169,
i A rtu r Śliw iński, H etm an Ż ó łkiew ski 1920, 251.
1 na mocy. 2 testam en ty . 3 przez zasługę tejże w iary,
4 tajnych układów ,
litej n ie żałując, tak m am nadzieję, że u Jego Król. Mci będą
w w dzięcznej pam iątce ja k 'e k o lw ie k atoli chętliw e pracow ite za­
sługi m oje. A jak o m przez pisan ie sw e jeszcze sy n a sw ego oddał
p od m iłościw ą opiekę Jeg o Król. Mci, tak nie w ątpię, że pod nię
przyjęty, będzie znał łask ę Jego K ról. Mci, k tórąm ja so b ie zasłu­
giw ał. Pokazuje się w n iem jak ak o lw iek in d o les', aczci P. Bóg da,
że w dostalszych leciech zejdzie się do służby Jego Król. Mci i Rze­
czypospolitej.
P o d łu g op isan ia praw a pospolitego zapisałem b y ł w ziem stw ie
lw ow skiem a potem w grodzie kam ienieckim tu to rję 2 n a pew ne
osoby, la t ju ż tem u kilka, n iek tó rzy pom arli. Nie zdało mi się p e­
tem u ksiąg odnow ić. Cobyeh u k s :ąg, kiedybych m iał sposób, m ia­
n u jąc Ich Mci p an y o piekuny, zeznał, to teraz przychodzi w te s ta ­
m encie spom nieć. A iż tu dał P. Bóg w te n kraj Jeg o Mci księdza
arcy b isk u p a lw o w sk ie g o 3, z któ ry m żyjąc z m łodszych la t znałem
zaw dy stateczn ą Jeg o Mci przeciw sobie łaskę, oddaję i teraz łasce
i opiece Jego Mci sy n a swego. Tym że sposobem JM ci księdza b i­
sk u p a k u ja w sk ie g o 4, JM ci p a n a w ojew odę k rakow skiego5, JM ci
pana p o znań sk ieg o 6, JMci p an a k ra jc ze g o 7, prosząc Ich Mci, żeby
Ich Mci raczyli być łask aw i na dom mój, osobliw ie n a syna mego,
żeby go Ich Mci raczyli d jry g o w a ć do uczciw ych spraw . W tuto rjej
dotknąłem tego patrząc n a ślisk i młody w iek, żeby do d w udziestu piąci
la t w ieku sw ego był sub p o te s ta ie 8 Ich Mci panów opiekunów .
Toż i teraz pow tarzam i to po n im m ieć ch rę.
C iebie m oja najm ilsza m ałżonko poruczam P. Bogu. Jegoż
i tw ojej opiece poruczam dziatki spólne, p am iętając n a to, w jak iej
zgodzie i w jak iej miłości żyliśm y z sobą. N iech n ie gaśnie i n ie
um iera w tobie p am iątk a m oja. P ew ienem o baczeniu tw ojem , iż
jak o za mego żyw ota ch w aleb n e były postępki tw oje, tak i po
ześciu m ojem nie poniżysz uczciw ych spraw sw oich. W baczeniu
tw em , któregom w iadom , n ie m am w ątpliw ości, że dziatkom spól-
nym , póki Cię P. Bóg chow i ć będzie, dasz tak ie w ychow anie i taką
pieczę m ieć o nich będziesz, jako m atk a praw a, w iodąc ich do bo-
jaźn i bożej, w szelkiej uczciw ości. Syna, poniew aż z łask i bożej chęć

1 zdolność. 2 opiekę i p raw o o p iekuństw a. 3 Zam oyski.


4 Tylicki. 5 Z ebrzydow ski. 6 Ja n O stroróg. 7 Sobieski.
8 pod w ładzą.
m a przedsię do n au k i i m a już początki niezłe, nie odpychaj
go od tego i słodź m u to co n ajpilniej. W Z am o ściu1 się za­
częła nau k a godna dzieci szlacheckich, i w olę, że go tu w Polsce
niźli gdzie indziej do cudzej ziem ie uczyć dasz, bo to je s t jaw na,
że nierów no w iększa liczba je s t tych, którzy do cudzych ziem dla
ćw iczenia jeżdżą, co w ięcej złych niźli d obrych obyczajów przy­
noszą a zgoła rzadki z czem dobrem przyjedzie. N iech jak o się p o ­
częło, uczy się z panem T om aszem 2. Je ślib y za ra d ą Ich Mci panów
opiekun ów do tego przyszło, żebyś go miała gdzie do cudzej ziem ie
posłać, w iększa część w ychow ania a w szystko n iem al n a in sp ek to ­
r z e 8 należy. Jakieg o kto chce m ieć sy n a, takiego m a m u dać in ­
spektora. Potrzeba człow ieka cnotliw ego, bogobojnego, dobrego roz­
sądku, do tego życzyłbym , żeby b y ł ry c ersk i człow iek. S taraj się
za jaką tak ą kondycją, żeby tak i był przy sy n u naszym . Doma przy
sobie nie chow aj go, do b u ty i pow agi nie każ go m ieć, masz i sam a
dom ow y4 przykład, jaka to rzecz szkodliw a. A gdy przyjdzie do
la t dostalszych, albo królow i JMci n a dw orze n iech służy, albo żoł­
n iersk ą służbę, jeśli będzie w dobrym porządku. Lat m łodszych
koniecznie dom a nie daj m u traw ić. Byś go w zanadrzu chow ała,
przygody, jeśli Bóg jak ą przeźrzał, nie uchronisz. Za dom ow em
m ieszkaniem próżnow anie, za próżnow aniem w szystko złe w czło­
w ieku się rodzi. G dy będziesz m iała co stanow ić o spraw ach do­
tykających się syna naszego, ba i w e w szystkich innn y ch . mimo
Ich Mci w spom nionych, dokładaj się Ich Mci p an a sędziego 5 i p an a
pisarza lwowskich®, którzy iż bliżsi, w każdym p rzypadku pew ie-
nem , że i ciebie i sy n a mego zdrow ą ra d ą b ęd ą w spierać, na
których łasce i dobrej przyjaźni jako ja ta k i ty się nie oszukasz.
Do Ich Mci wyżej w sp o m n ian y ch jeszcze proszę Jeg o Mci pana
Ja n a Żółkiew skiego, b rata i p an a A dam a synow ca sw ego, którego
dow cip je st dobrego da P an Bóg oczekiw ania, żeć pom ogą radzić,
jako w uczciwem przy sto jn em w ychow aniu sy n a naszego, ta k i in­
n ych w szelakich przypadkach.

1 w A kadem ji Z am oyskiej. 2 Zam oyskim . 3 w ychow aw cy.


4 Mowa zapew ne o Ja n ie H erburcie. Żoną Żółkiew skiego była
R egina z H erburtów .
5 Qżga. 6 Swoszowaki,
XII

S tarsza córka nasza już m a o p iek u n a , 1 którego jej P. Bóg


z wolej swej przeźrzał. Tę też d ru g ą m niejszą P. Boga opatrzności
i opiece Jego św iętej poruczam , Ich Mości panów opiekunów w y ­
żej w spom nian ych i tw ojej też osobliw ie. Jakom w yżej w spom niał,
gdy przyjdzie stanow ić bądź o w ychow aniu sy n a albo też o p o sta ­
now ieniu córki, m am n adzieję o łasce Ich Mościów, że cię życzliwą
i zdrow ą rad ą będą podpom agać. I o to cię p iln ie proszę, iż w iem
0 nieprzezpiecznem zdrow iu Jej Mci p aniej podkom orzynej b ra to ­
w ej m o je j2, jeślib y P. Bóg wziął ją z tego św iata, żebyś córki jej,
synow ice m oje, m iała przy sobie i chow ała pospołu z córką naszą.
Ja n ie synu mój najm ilszy, do ciebie teraz m ow a m oja. Z tego
św iata m i nie żal z inszej m iary, ciebiebym b y ł ra d w praw ow ał
do bogobojności i w szelakich uczciw ych spraw . A jakom cię m iał
za żyw ota ćwiczyć, zostaw ujęć n a piśm ie k ró tk ą tę in s ty tu c ję 3
sw oję. T eraz prze m łodość n ie pojm iesz albo mało co słów i n ap o ­
m inania m ego; do la t przychodząc, często je czytaj i ustaw icznie
miej n a um yśle. P rzed e w szystkiem i rzeczam i n ajp ierw w iarę
ś. ch rześcijań sk ą pow szechną m ocnie i statecznie trz y m a j; dla niej
k rw ie rozlać, żyw ota położyć n ie żałuj B ojaźń bożą ustaw icznie
m iej p rzed oczyma, zatem w szystkiego dobrego i pociesznego n a
tym i na onym św iecie będziesz pew ien. Nie zostaw iam ci w łości
1 m ajętności w ielkich, choć z krw aw ej w ysługi m iałem dochód n ie­
m ały. W szystkom obracał n a służbę R zeczypospolitej i część m a­
jętności po ojcu m ym zostaw ionej uprzedałem , ale mi tego n ie żal.
N ie na żadne m arn o tra w stw o m tego obrócił, i m nie i tobie to n ie
zginie, o dpłata pew n a, n iep o ch y b n a u P. Boga za to, co kto dobrą
intencją, dobrym afektem czyni dla R zeczypospolitej. Z ostaw ujęć
uczciwą sław ę, obraz i przykład uczciwych spraw sw oich. Kiedy
się tak będziesz spraw ow ał, jak o cię uczę, jakom ja czynił, k ied y
się będziesz P. Boga bał, w iele dobrego będziesz m iał, pew ien bądź
błogosław ieństw a bożego. Królow i polskiem u, p an u sw em u, w iernie

1 Zofja, starsza córka, w yszła za Ja n a Daniłowicza. Jej w nukiem


b y ł urodzony z D aniłow iezów ny k ró l Ja n Sobieski. Młodsza córka,
K atarzyna, w yjdzie później za S tanisław a K oniecpolskiego, sław ­
nego wodza.
2 B rat hetm an a, M ikołaj, b y ł podkom orzym lw ow skim ,
3 naukę.
Xltl
służ i Rzeczypospolitej ojczyźnie sw ej. Dla dostojeństw a, dla sław y
króla pan a sw ego, dla dobrego R zeczypospolitej k rw ie i zdrow ia
sw ego n ie żałuj. Młodsze la ta sw e n au k am i p oleruj, n ie daj się n i­
kom u w m łodości tw ojej od tego odw odzić. M nie w ierz, z n auki
w ielką podporę i w ielki ra tu n e k do godności, do służby Rzeczy­
pospolitej, do w szelakiego uczciw ego życia m ieć będziesz. N ie mów,
jako w iele ic h : nie m am chęci do n a u k i; w tw ojej m ocy ta chęć,
każdy kto chce, może ją mieć. H istoryki koniecznie czytaj. Miałem
i sam niem ałą w iadom ość h isto rji i w biegu spraw siłam się tem
ratow ał, żem przeszłych w ieków sp raw y w iedział. G dy do m ęskiego
w ieku będziesz przychodził, ry cersk ie ćw iczenie je s t szlachcicow i
najprzystojniejsze, tem się paraj, p różnow ania jako p o w ie trz a 1 się
się strzeż. M istrzem zaraz n ie chciej być, byś n ie pobłądził, przy
hetm an ie się pierw ej baw , rzeczom się przypatrzyw szy, dopiero też
ro tę m ożesz w ieść. A jeślib y się potrzeb a ja k a Rzeczypospolitej
podała, n ie zostaw ałem sam nazad, n ie dla c h lu b y to w spom inam ,
ale żebym z m ego przykładu w to b ie tem w iętszą chęć p o b u d z i ł
d o n a ś l a d o w a n i a c n o t y o j c o w s k i e j . Z przedniem i się
b ie rz ,m ie j się do pokazania c n o t y szlacheckiej, do uczciwej sławy.
W k u p ie n ie będzie cię znać, liczbą będziesz. Pom niej n a to, że
w łos z głow y człow iekow i n ie sp ad n ie bez w olej bożej. A kiedy
to dobrą intencją dla służby, d la dobrego Rzeczypospolitej czynić
będziesz, pójdzie za tem uczciw a sław a, będzieć P. Bóg błogosław ił.
A byś też i u m arł przytem , nic osobliw szego potk ać cię nie może.
1 pogani tak rozum ieli, że śm ierć dla ojczyzny słodka: nuż jeszcze
dla w iary św iętej, jeślić się trafi okazja czynienia przeciw ko T ur­
kom , Tatarom , m ów ię do ciebie słow a p salm u 26: Viriliter age,
co n fo rletu r cor tu u m 2; takim um ysłem położyć żywot, i u ludzi
sław no i u P ana Boga (co je s t n ajw iętsza) odpłatno. Jak em ja za
naprzedniejszą część dziedzictw a w ziął ten um ysł z ojca swego,
i ty Chciej być dziedzicem ja k o w czem inem , ta k osobliw ie um ysłu
m ego. N iech przez cię nie będzie polżona, ale ow szem pom nożona
uczciw a sław a m oja. Quis p a tre m laudel, n isi felices m odo n a ti3,
co rzekł cny A eneas synow i sw em u, m ów ię i ja to b ie : Disce p u e r

1 zarazy. 2 M ężnie poczynaj, niechaj się pokrzepi serce twoje.


3 Któż chw ali ojca, jeśli nie szczęśliwe dzieci.
ex m e virtu tem verum que ta b o re m 1. 0 to osobliw ie chciałem cię
napom nieć. P. Boga m iędzy inszem i rzeczam i proś, żeby do odm ian
w Rzeczypospolitej nie przychodziło za w ieku tw ego, jak o za mego
żyw ota w iele tego P. Bóg dopuszczał. Daj Boże, żeby to n ie było!
Ale skażony w iek, sita złych n iebacznych ludzi. Z tem i się nigdy
n ie łącz, jeślib y k to chciał do odm ian rzeczy przyw odzić, i owszem
przy k ró lu p an u sw ym w edle m ożności się zastaw iaj T akow e od­
m iany p a n ó w 2, daleko n ie chodząc, w ęg iersk ą ziem ię i w ołoską
do zniszczenia i do u p ad k u p rz y w io d ły ; i u nas najciężej b y to
raz począć, n ie b yłoby tem u końca jen o u p ad k iem R zeczypospo­
litej. Pom niąc n a to, że w szelka zw ierzchność od P. Boga, choćby
też i n ied o statk i ja k ie w panu, lepiej je st do jed n o ści niźli na od­
m ianę, k tó ra je s t szkodliw a i bardzo nieprzezpieczna, rzeczy przy­
w odzić. I królow ie m ają nad sobą w iętszego K róla, k tó ry ich b ę ­
dzie sądził, jeśli się co od nich p e rp e r a m a ku krzyw dzie ludzi im
od P. Boga pow ierzonych dzieje. Jeślib y zaś poszło z dopuszczenia
bożego, bo i królow ie tejże śm iertelności podlegli jak o i in si ludzie,
napom inam cię, n ie daj się żadnym skazom ani żadnym w ym ysło-
w ym persw azjom uw odzić od tego, co będziesz rozum iał być z do­
brem R zeczypospolitej, z sław nem , pożytecznem jej. Pożytków żad­
nych sw oich n ie szukaj z tej m iary , an i o nich m y śl; za w ieku
mego dom rak u sk i osobliw ie zażyw ał ty ch p rzek u p ień stw ; najdziesz
i w szkatule mojej listy ich z obietnicam i. Alem ja tego do um ysłu
sw ego nie przypuszczał, widząc i rozum iejąc, co i teraz tak rozu
m iem i z tern u m ie ra m : że pan o w an ie dom u tego byłoby e x itio su m 2
K oronie polskiej, zgubą i zniszczeniem w olności szlacheckiej.
Tow arzystw o złe m łodem u zw łaszcza w iekow i nieprzezpieczne
je s t i bardzo szkodliw e. Strzeż się proszę cię to w arzystw a ludzi
płochych, rozpustnych, m arnotraw ców , pijanie, zbytecznie, wsze-
tecznie żyjących. Bacznych, statecznych ludzi tow arzystw a się też
im aj, a osobliw ie Ich Mci panów przyjaciół m oich, k tórych łasce
i opiecem poruczyłem cię, ra d y używ aj, tejże się dzierż, ta k czy­
niąc nie zbłądzisz. A za tak iem i postęp k i i spraw am i da P. Bóg
tw em i, dajęć ojcow skie błogosław ieństw o: niechaj ci błogosław i P. Bóg
w szechm ogący, Bóg A braham ów , Bóg Izaaków , Bóg J a k o b ó w ; nie-
1 Ucz Się chłopcze ze m nie cnoty i praw dziw ej pracy.
2 zm iany m onarchy, d etronizacje. 8 opacznie. 4 zgubne.
chaj prostuje drogi tw o je ku czci i chw ale im ienia sw ego św ię­
tego, dla dobrego Rzeczypospolitej, a ku uczciw em u i dobrem u
także tw em u dusznem u i cielesnem u.
Ciebie też K asieńku m oja córeczko, P. Bogu poruczam i opiece
Jego. Ćwicz się i ty w bojaźni bożej, w sty d u , po k o ry i in nych cnot
stanow i sw em u przynależących naw ykaj. N iechaj P. Bóg błogosła­
w ieństw o i łaskę sw ą rozm naża n a d tobą. N aśladuj przykładu b ia­
łych głów św iętych, żebyś i sam a b y ła w zorem i przykładem w szel­
kiej uczciw ości białogłow skiej.
W iesz m oja najm ilsza m ałżonko zam ysł mój o b u d o w aniu k o ­
ścioła n a m iejscu naznaczonem , gdzie już poczęła się m aterja go­
tow ać. M odelusz1 też ju ż je s t gotow y n a m ojem pokoju. W ie o niem
Paw eł, nasz budow nik. S taraj się żebyś zbudow ała ten kościół. Nie
może być bez kosztu, ale żaden koszt lepiej się n ie obraca, jako
ten, k tó ry na odpraw ow an ie chw ały bożej. Tę m ajętnostkę, którąm
k u p ił tak ro k u p an a Rzeczyckiego, legow ałem do kościoła, i dałem
już w dzierżenie kapłanow i, n ie zeznałem zapisu, m yśliłem jeszcze
co w ięcej przyczynić, ale to przynajm niej n ie ch n ie będzie przy­
w odzono do w ątpliw ości.
Szpital też w edle ordynacjej, k tórąm jeszcze do In fian t id ą c 2
podpisał, żeby był o p atro w an y teraz i n apotym ; ubodzy niech za
nas P. Boga proszą za żyw e i potym za zm arłe.
B u d o w an ie3, k tó rem n ie m ałym kosztem zbudow ał, przeglądając
nieprzezpieczeóstw a, k tó re za n ie rz ą d e m 4 R zeczypospolitej naszej,
a to i teraz nad n am i wiszą, każ opatrow ać, żeby się n ie p s o w a ło ;
w szak nie trzeba nic dalej, jeno żeby n ie ciekło, a jeśli się gdzie
dachów ka zepsuje, o inszą n ie tru d n o . N apis w edle tego jako jest
n a osobnej karteczce nap isan y , każ d ać w ylać n a m osiądzow ej
tablicy w ielkiem i literam i, żeby go n ad b ro n ą postaw iw szy, każdy
m ógł dobrze w yczytać. Szem beka w e Lwow ie się poradź. Je s t i we
Lw ow ie puszkarz, który się podejm uje, ale nie w iem , jeśli uczyni
dosyć. Pew nikiem w G dańsku albo w N orym bergu to w yleją.
J e s t w sklepie nagrobek, którym dał wyrzezać nieboszczykowi
p an u ojcu sw em u, żeby w edle tego był w ylany n a m osiądzu, i tak
stojąc postaw iony przy ołtarzu, którym dał postaw ić we lw ow skim
1 plan. 2 w 1601 r. 8 zam ku i m u ru obronnego m iasta
Żółkw i. zbliżający się rokosz Zebrzydow skiego
kościele przy grobie jego. Proszę, żeby dać wylać nagrobek ten
wedle tego wizerunku. Napis pod nogami, także na mosiądzu wy­
lany, taki niech będzie, jakom na osobnej karcie n ap isał1.
Co się tyczy pogrzebu ciata mego, przydaje się to i wielkim
królom, że ciała ich bez pogrzebu zostają. Sławniejszy żywot i chwa­
lebniejsza śmierć Władysława króla, co u W arny zginął, niźli wielu
innych, co na ich nagrobki patrzymy. Ale to idzie wedle wolej
i obiecania bożego. Życzę pew nie sobie śmierci tak słodkiej dla
wiary świętej, dla ojczyzny, ale nie wiem, jeślim tej łaski od P. Boga
godzien. Jakożkolwiek P. Bóg przeźrzał, jeśli będzie sposób, niech
będę pochowany w grobie ojcowskim, a bez pompy, bez owych
koni, kirysów. Jednak, jeślibym w potrzebie umarł, miasto aksa­
mitu czarnego, który znaczy żałobę, niech trum na przykryta będzie
szarłatem 2, na znak w ylania krwie dla Rzeczypospolitej, a to nie
dla chluby żadnej, lecz dla pam iątki i dla pobudki drugiej do cnoty
i nieszanowania się dla ojczyzny.
Nagrobek też bez chlubnych słów; radzić się pana Symomidesa3.
Na K am ionkę4 moja najmilsza małżonko mawa spólne doży­
wotne prawo. Obowiązuję cię miłością małżeńską i proszę, żebyś
się starała o konsens synowi naszemu na spuszczenie je j; gdyż,
jako wiesz, bez mała mu nie zręczniejsza niźli Rubieszów5, któ­
rego za konsensem Jego Król. Mci ustąpiłem mu z praw a swego
i już przeszła kw arta oddana jest jego imieniem. Najdą się przy­
wileje i inne sprawy w wielkiej szkatule, każdemu starostw u słu-
1 W lwowskiej katedrze jest nagrobek z napisem : „Stanislaus
de Żółkiew, Palatinus Russiae, cum multis egregiisque pace et bello
meritis summam in rempublicam fidem ac studium probasset, multa-
rum que pro ea acierum certam ina absque ulla offensione subiens j

superstes claruisset, tandem plenus dierum, anno aetatis suae LXVI1I !


fatis concessit, die 25 Julii anno Christi MDLXXXVI1I. O retur 1
pro eo*.
2 W testam encie w r. 1618 hetm an, jakby przeczuwając śmierć
w bitwie, postanow ił: „A jeżeliby w Włoszech, albo gdzie za gra­
nicą śmierć P. Bóg przysłał, tamże pogrześć grzeszne ciało moje
a na temże miejscu mogiłę wysoką u su ć ; nie dla ambicji jakiej
tak mieć chcę, ale żeby grób mój był kopcem Rzeczypospolitej
granic, żeby się potomny wiek wzbudzał do pomnożenia i rozsze­
rzenia granic państw Rzeczypospolitej". (Por. Bielowski, Pisma 290).
3 Poeta Szymonowicz 4 Dziś zwana Kamionka Strumiłowa,
pod Lwowem. 5 Hrubieszów.
żące w osobnej szufladzie; tamże rohacińskie, kałuskie przywileje
i sprawy; także też i sprawy należąće frymarkowi turzyńskiemu,
którym dobrze opłacił. Ali te podobno nie wszystkie, bom niektó­
rych pożyczył do spraw Jej Mci paniej sanockiej; czegoby niedo-
dostawało, proś Jego Mci pana pisarza, że odiszcze od niej albo
z akt powyjmuje.
Domowe insze rzeczy, o sprzętach, o dochodach, tobie lepiej
rnźli mnie są wiadome, bom swe myśli w sprawach Rzeczypospo­
litej utopił, swoich zaniedbawszy. Atoli com komu winien, i co
mnie też kto, spisałem na osobnej karcie ręką swą, także i z strony
slug odprawy.
Stado, proszę cię, niech będzie w dobrej opatrzności, bardzo
rzecz jest potrzebna.
Jałmużny zakonnikom Bernardynom daj na Wielką Noc zło­
tych pięćset na rzemieślniki, a potym na każdy rok dawaj co mo­
żesz. I sokalskich także ratu j; więc do szpitalów, niech za nas
P. Boga proszą.
Stan. Żółkiewski kast. I. het. k. (L.S.) W Bracławiu 12 Januarii 1606.

III
p a m ię t n ik o w o jn ie m o s k ie w s k ie j

W spom niana pow yżej książeczka o Leonidasie, to je ­


dyne pism o Żółkiew skiego, d ru k o w an e za życia. N ajgłoś­
niejsza później rzecz, pam iętnik, k rą ż y ł tylk o w kopjach
rę k o p iśm ien n y ch ; p ierw szy raz w y d ru k o w an o go dopiero
w r. 1833.
D otychczas b y ły p astęp u jące w y d a n ia :
1) ( K o n s t a n t y S ł o t w i ń s k i ) H istorja w ojny mo­
skiew skiej aż do opanow ania Sm oleńska przez Stanisław a
żółkiew skiego k anclerza i hetm an a w. kor. r. 1611. Z rę ­
kopisu w spółczesnego. Lwów, W ytłocznia n arodow a Osso­
lińskich, 1833.
2) Rękopism hetm an a Żółkiew skiego, P oczątek i progres
Pibl. Nar. Serja II, 12 (Żółkiewski: Pamiętniki). II
XV11I

w ojny m oskiew skiej, w ydany... przez P a w ł a Mu c h a n ó w a.


M oskw a 1835 \
3) A. B i e l o w s k i , Pism a S tanisław a Żółkiewskiego,
k anclerza koronnego i h etm ana. Lw ów 1861; od str. 1— 127:
„P oczątek i progres w o jn y m oskiew skiej za panow ania
króla Jegom ości Z ygm unta III, za regim entu JMP. Stanisław a
Żółkiew skiego, w ojew ody kijow skiego, hetm ana polnego ko­
ronnego".
4) P oczątek i progres w ojny m oskiew skiej przez S ta­
n isław a Żółkiew skiego. P ary ż 1868. K sięgarnia Luxem -
b u rsk a. Bibljoteka ludow a polska, zeszy t 11.
5) Żółkiew ski Stan. P oczątek i progres w ojny m oskiew ­
skiej. Bibljoteka M rówki, t. 144 i 145, Lwów 1882.
Dwa o statn ie w yd an ia są tylk o przedrukam i w ydania
Bielowskiego.
Słotw iński oparł się n a rękopisie Bibl. O ssolińskich,
dziś zaginionym . M uchanow na dw óch rękopisach, jednym
p etersburskim , drugim w arszaw skim (jeden z XVII w.), Bie-
low ski też na dw óch rękopisach Bibl. Ossolińskich.
Śród rękopisów nap o tk an o dw ie redakcje tekstu, jedną
obszerniejszą, w której au to r pisze prosto z m ostu, nie b a ­
cząc, czy kogo u r a z i; dru g ą skróconą i oględniejszą, w której
opuszcza u stęp y zb y t o stre, w ym ierzone przeciw Potockim ,
M niszkom itp.
W Bibljotece XX. C zartoryskich w K rakow ie znajdują
się jeszcze trz y kopje, k tó re uw zględniam y w niniejszem
w ydaw nictw ie.
P ierw sza kopja, zaty tu ło w an a „P o czątek i proces(s) w ojny

1 Drugą edycję, wyłącznie w rosyjskiem tłumaczeniu, bez tekstu


polskiego, wydał Muchanow p. t. Zapiski gietmana Żółkiewskawo
o moskiewskoj wojnie, Petersburg 1871.
m oskiew skiej za panow ania króla JMci Z ygm unta III, za r e ­
gim entu JMci P an a S tanisław a Żółkiew skiego, w ojew ody
kijow skiego i h etm an a koron n eg o ", znajduje się w rękopisie
348 str. 1, pochodzi z pierw szej połow y XVII w. i jest re ­
dakcją ow ą bardziej oględną i w ygładzoną. P odobną znał
M uchanow , ale w nieco innej form ie. J e s t tu sporo bardzo
dobrych w arjantów .
Obok tego w rękopisie Bibl. C zartoryskich Nr. 1577
(od str. 235 do 264) n ap o ty k am y te k st ow ej redakcji p eł­
niejszej, b ard ziej s z o rs tk ie j; kopja ta, pochodząca z końca
XVII lub pocz. XVIII w ieku, m a te k st n a jo b sz ern ie jsz y 1.
T ytuł podobnież i tu b rz m i: „P oczątek i progres w ojny
m oskiew skiej za p an ow ania Króla JMci Z ygm unta Trzeciego,
za regim entu JMci P ana Stanisław a Żółkiew skiego, w ojew ody
kijow skiego, h eltn a n a koronnego".
W reszcie rękopis Bibl. Czartor. Nr. 2220 (m ający znak
Bibl. Ord. Zam oyskiej r. 1804) jest kopją z końca XVIII w.,
z popraw kam i jakiejś innej ręk i i m a ty tu ł: „Początek
i progres w ojny m oskiew skiej za p an ow ania Króla JMci
Zygm unta III, za regim entu J. P. Stan. Żółkiewskiego, woj.
kij., h et. poi. kor., pisan y od sam ego J. P. Żółkiewskiego
hetm an a". Je st to redakcja ow a obszerniejsza, zresztą nie­
zbyt dokładna.
IV
KTO JE S T AUTOREM ?
T ak N aruszew icz *, jak i B ielo w sk ia napotkali kopje,
które m iały taki nagłów ek: „P oczątek i progres w ojny Mo-
1 Może być jednak, że kopista dla czytelnika sw ych czasów
tekst mnożył i rozszerzał wyjaśnieniam i własnem i. Dlatego w ko­
rzystaniu z warjantów tego rękopisu trzeba być ostrożnym.
2 H istorja ,/. K arola C hodkiewicza, wyd. 1781, 1, 307—8.
3 P ism a VII.
II*
skiewskiej za panowania Króla JMci Zygmunta III, za re ­
gimentu JP. Stanisława Żółkiewskiego, woj. kij., het. poł. ko­
ronnego, p i s a n y od s a m e g o J. P. Ż ó ł k i e w s k i e g o
h e t m a n a i z w ł a s n e j jego ręki tu przepisany".
Także Kobierzycki \ historyk wojny moskiewskiej, pi­
szący w połowie XVII w., był zdania, że sam hetm an był
autorem tego pamiętnika.
W prawdzie hetm an za wzorem Cezara i Ksenofonta
pisze o sobie w trzeciej osobie: „pan hetm an...". Pomimo to
w niejednem miejscu zdradza się, że on jest autorem. Tu
i ówdzie wym yka się mu słówko: „jako mam wiadomość",
„jako wiem", i to zazw yczaj, gdy pisze o tajnych w cztery
oczy konferencjach z królem, o których mógł wiedzieć tylko
Żółkiewski 2. ,
Gdyby pisał ten pam iętnik jakiś sekretarz czy domownik
czy przyjaciel hetm ana, toby ton był bardziej panegiryczny.
Tymczasem autor pisze skromnie, naw et za skromnie, o tryum ­
fach hetmana.
Że pisał to sam Żółkiewski, przedewszystkiem wska­
zuje jędrny styl żołnierski, a dowodzi zestawienie tekstu
listów jego pryw atnych z tekstem pamiętnika.
Np. Żółkiewski w liście do Lwa Sapiehy (3 paździer­
nika 1610), przemawiając za tem, aby w sprawie unji
z Moskwą działać stopniowo i łagodnie, a nie gwałtownie,
posługuje się praw ie temi samemi zwrotami i porów naniam i8,
jakich użyto w pamiętniku. Oto zestaw ienie:

1 H isto ria V la d isla i p r in c ip is 1655, str. 706.


2 A. Ś liw iń sk i, H etm a n Ż ó łk ie w sk i 1920, 181.
8 R kps. Bibl. Jagiell. 3596 V nr. 10 (r. 1610),
L IS I DO L W A S A P IE H Y : P AM IĘ TN IK :
Jeśli nie zaraz tak, jakbyśmy Iż nie zaraz może być tak, ja-
życzyli, jako chcemy, m ądrego fi­ kobyśmy sobie życzyli i chcieli,
lozofa sentencja: successive fit succesive f i t motus, czasowi osta­
moius. Z WMciami, bracią naszą, tek poruczyć. Jedno sam Pan Bóg
narodem W. Ks. Litewskiego wy­ in perfectione może sprawić, co
szło lat sto sześćdziesiąt, nim do chce. Ludzkiemi środkami, wedle
skutecznego zjednoczenia przy­ biegu przyrodzonego, z czasem
szło, a z tak wielkiem, szero- w szystkie rzeczy początek i incre-
kiem carstwem moskiewskiem za m enta swoje biorą. Pierwej będzie
niedziel kilkanaście chcą, żeby dziecię, potym z czasem człowiek.
wszystko spraw ić jako potrzeba. Pierwej mała różdżka, z czasem
I człowiek z dziecięcia, z małej bywa z niej wielkie drzewo.
różdżki dąb z czasem bywa. W ielkie Księstwo litewskie sto
sześćdziesiąt lat minęło od unji
króla Jagiełła, niźli do tej, jaka
teraz jest, spolności z Koroną
przyszło.
Albo drugi przykład. W liście 1 do króla (20 lipca) używa
hetman podobnych zwrotów:
L IS T DO KRÓ LA: P A M IĘ TN IK :
Dimitr Szujski... do Moskwy Kniaź Dymitr, choć nie wiele
przyjachał na lichej szkapie, był ich za nim goniło, uciekał potęż­
w niemałem niebezpieczeństwie, nie. Na biocie konia, na którym
W pogoni konia zbył, lasem a bło­ siedział, i obuwia zbył. Boso na
tem pieszo się topił, obuwia zbył lichej chłopskiej szkapinie pod
wbłocie. Skoro do Motaj ska*przy- Możajsk do m onastera przyjechał.
szedł, w monasteru Panny Naj­ Tamże konia i obuwia dostawszy,
świętszej, który jest pod Możaj- nic się nie obawiając do Moskwy
skiern, 3 ćwierć godziny się zaba­ jechał. Możajszczanom, którzy do
wiwszy, dostawszy obuwia, zara­ niego przyszli, rozkazał, żeby łaski
zem do Moskwy przyjachał, Mo- i miłosierdzia u zwycięzcy pro­
żajskowi zdać się rozkazał. sili, gdyż obronić się sposobu nie
mieli.
1 Muchanow, Zapiski gietmana Żółkiewskawo 1871, prinue-
czanja Nr. 31.
KIEDY POWSTAŁ PAMIĘTNIK?
Pod koniec pam iętnika czytam y taki ustęp o posłach
moskiewskich Filarecie Romanowie, W asylu Golicynie i ich
tow arzyszach:
„Rozkazał Król JMć wziąć ich w ciaśniejsze chowanie
a potym prowadzić ich do Mińska a z Mińska do Wilna.
Doprowadził ich pan Skumin starosta bracławski do Ka­
mionki pod Lwów z panem Miaskowskim, który tamże przy
nich był dłużej niźli pół roka, aż w zimie po nowym lecie
odprowadził ich z rozkazania króla do W arszawy, skąd po­
tym na różne zamki rozesłani byli".
Otóż tych posłów moskiewskich przeprowadzono z Ka­
mionki do W arszawy 25 stycznia 1616, ngdzie bawili do
13 lutego tegoż roku, gdy tegoż dnia posłano Golicyna do
Malborga, Ługowskiego do Słuchowa, Boratyńskiego do
Łańcuta 1.
Pam iętnik mógł być więc ukończony dopiero po owej
dacie 13 lutego 1612. *
Gdzieindziej czytamy w pamiętniku takie zdanie o ro­
dzinie cara Szujskiego: „Dwie rodzone siostry Skóratowny
były, jedna za Borysem (Godunowem) a druga za kniaziem
Dymitrem (Szujskim), która i tu 2 teraz jest z mężem swoim,
z tymto kniaziem Szujskim".
1 Daty z archiwum warszawskiej Izby Skarbowej podaje Cwie-
tajew, W asylij S zu jsk ij i m iesło pogreban ja jew o . Materjałv Ii, cz. 2.
str. X V I-X V If.
2 To znaczy: „tu“, w Polsce. Mucbanow (Z apiski gietm ana Żół-
kiew skaw o, 1871, Priłożenja str. 4 —6) sądził, że „tu“ znaczy w War­
szawie, i stąd przypuszczał, że pamiętnik był napisany w chw ili,
kiedy w Warszawie był Żółkiewski z Szujskimi, t. j. w drugiej po­
łow ie 1611. Do tego przypuszczenia skłaniała go też i wzmianka
„świeżo zmarły" o Janie Potockim, który zmarł w kw ietniu 1611.
W iem y, że D ym itr Szujski u m arł w G ostyniu 27 wrze-
śuia 1612, a żona jego 25 listopada tegoż r o k u 1, w ięc au tor
m ów iący o nich jako o żyjących — pisał przed tem i da­
tam i ich śm ierci.
Granice zatem chronologiczne skreślen ia tego p am ięt­
nika są m iędzy 13 lutym a 27 w rześn ia 1612 roku.
Cóż w tym ro k u 1612 mogło pobudzić h etm an a do
skreślenia pam iętnika o w ypraw ie m oskiew skiej ? Oto n a j­
praw dopodobniej plan nowej w yp raw y królew skiej na Mo­
skw ę, na k tó rą Z ygm unt III w ybierał się ju ż w m arcu 1612,
a tylko odw lekając — w y ru szy ł dopiero pod jesień. Na tę
w ypraw ę Z ygm unt III zapraszał do udziału Żółkiew skiego,
ale hetm an w żaden sposób nie chciał tow arzy szyć królow i
i radził, ab y k ró l sam nie szedł, ale w ysłał królew icza
sam ego. *
Może ab y uspraw iedliw ić sw ą odm ow ę, a m oże też, aby
przestrzec przed pow tórzeniem daw nych błędów , hetm an
postanow ił napisać spraw ozdanie ze swojej w y p raw y. Dla­
tego to z takim naciskiem przestrzega tu, że M oskwa go­
tow a przy jąć sam ego królew iczS na cara, ale nigdy króla.
H etm an, sądząc, że w sk u tek u p o ru królew skiego Polska
może na w ieki utracić w szelkie w pływ y w Moskwie, p o sta­
now ił ostrzec politykowi polskich. Słysząc, że stronnictw o
mu w rogie rozsiew ało wieści, jakoby on pobudził załogę
Polską na Krem lu do zaw iązania konfederacji, do b u n tu
i w yegzekw ow ania żołdu w dobrach Rzpltej, czyli, jak m ó­
wiono, że żołnierzy polskich n a Krem lu „pobuntow ał,
z M oskw y w yw iódł" 2, h etm an w sw ym pam iętniku wy-

1 Tamże str. XI.


2 Iłkps Bibl. Jagiell. 3590 V nr. 13 (18. IX. 1612), Ż ółkiew ski do
Lwa Sapiehy. H
BW

li
kazuje, że to on w łaśnie już w r. 1611 pod Sm oleńskiem
przestrzeg ał króla, że w ojsko z b rak u żołdu gotow o w paść
w „pań stw a R zpltej", i że sam, opuszczając Kreml, napom i­
n a ł żołnierzy, „żeb y stale w poprzysiężonej (królowi) w ie­
rze stali".
Na w iosnę (maj) 1612 roku Żółkiew ski w listach s w y c h 1
sk arży się, że z pow odu choroby m usi pozostaw ać w domu
i nie m oże w y b rać się n a żad n ą w ypraw ę. Czy w łaśnie
nie k o rzy stał z ty ch w czasów , aby w Żółkwi pisać pa­
m ię tn ik ? Może być, że ta choroba posłużyła też za powód
do odm ow y udziału w w ypraw ie królew skiej. Może być, że
tłum aczyła też, dlaczego Żółkiew ski rów nocześnie nie brał
udziału w drugiej w ypraw ie, z jak ą w brew przestrogom
h etm an a w y b rał się S tefan Potocki na W ołoszczyznę, w y­
praw ie, k tó ra skończyła się jeszcze fatalniej aniżeli k ró ­
lew ska, bo niew olą sam ego Potockiego.
H etm an zgóry p rzew idyw ał niepow odzenie obu w ypraw
i zgóry był im przeciw ny. Choć w iedział, że król tę w y ­
praw ę w ołoską popierał, to jed n ak po klęsce S tefana P o ­
tockiego pisał bez o gródelf do Lw a S a p ie h y : „płochość, po­
ryw czy a n ieu w ażn y p o stęp ek S tefana Potockiego p ak ta
z pog an y rozerw ał, piekielne n a n as siły praw ie obalił...
Toć nam tak ieg o piw a P otocki n aw arzy ł"...
Nie trzeb a zapom inać, że śród Potockich najbliższym
królow ej „A ustrjaczki" był S tefan Potocki i że, narażając
P olskę na w ojnę z T urcją, szedł n a ręk ę H absburgom ;
h etm an zaś tak w tej aw anturniczej w ypraw ie w ołoskiej,
jak i w całym program ie rodziny Potockich w idział w ielkie
n iebezpieczeństw o dla Polski — i dlatego nie mógł milczeć.

1 B ielowski, P ism a 412.


Nic też dziw nego, że na k a rta c h tego p am iętn ik a —
z w szystkich P otockich — S tefan w yg ląd a najm niej po­
n ę tn ie : przez S tefana, „ k tó ry b y ł kom o rn y m (pokojow ym )
króla JM ci, ustaw iczn ie kró la Jeg o m o ści" Potoccy p o d b u ­
rzali przeciw układow i, jaki h e tm a n zaw arł z bojaram i pod
M oskwą. H etm an z całą szczerością w p am iętniku u znaje
zasługi Potockich w ostatecznem zdobyciu i odzyskaniu
Sm oleńska dla R zpltej, jed n ak że jednem u Stefanow i zarzuca
• w skazuje, że w czasie sztu rm u n a Sm oleńsk „on pułk
ludzi, k tó ry b y ł z panem sta ro stą felińskim (S tefanem Po­
tockim) ni do czego się nie p rz y d a ł" i dopiero k ied y inni
o d a rli się n a m ury, w ów czas tym , „k tó rzy byli z panem sta ­
ro stą felińskim , d rab in y przy staw iali, za ręce ich w ciągnęli".
Naogół ro k 1612, rok, w k tó ry m h etm an z pow odów
politycznych nie w ziął udziału w dw u w ypraw ach, bo ani
m oskiew skiej ani wołoskiej, — w y d ał n a św iat aż dw a
u tw o ry h etm ańskie. Zam iast k ara b e lą szkodzić Rzplitej, wolał
piórem pobudzać ziom ków do dzielności — w książeczce
o Leonidasie, a w pam iętniku p rzestrzeg ać przed błędam i
w przyszłości. *

VI
CZY H ETM AN SIĘ NA K IM W ZOROW AŁ ?
H etm an czy ty w ał wiele. W p rzytoczonym pow yżej te ­
stam encie ta k pisał do sw ego s y n a : „H istoryki koniecznie
°zytaj. M iałem i sam nie m ałą w iadom ość historji i w biegu
spraw siłam się tem ratow ał, żem p rzeszłych w ieków spraw y
wiedział* L K obierzycki podaje, że h etm an w ciąż czytał
dzieła h isto ry k ó w sta ro ż y tn y c h i now oczesnych i m iał tak
W yborną pam ięć, że, jeśli ktoś niedokładnie u stęp jaki przy-
1 B ielowski, Pism a 174.
toczył, hetman go poprawiał i ku zdumieniu słuchaczów
napamięć całe stronice r e c y to w a łŻ ó łk ie w s k i, jak już wi­
dać z wspomnianej jego książeczki o Leonidasie, bardzo
był oczytany w literaturze klasycznej. Świadczą też o tern
częste w jego listach przytoczenia z autorów starożytnych8.
Niezawodnie też znał i Cezara De bello Gallico, może i Kse-
nofonta Anabasis. Niektórzy badacze dopatrują się też po­
dobieństwa między niektóremi ustępami De bello Gallico
a pamiętnikiem Żółkiewskiego 3.
W łacińskich zwrotach raz wraz uderza styl Tacyta.
Tak np. Żółkiewski, przed bitwą pod Kłuszynem przema­
wiając do swego wojska, użył wedle pamiętnika zwrotu:
necessitas in loco, spes in vivtute, salus in victoria, zwrotu,
który Tacyt wkłada w usta Germanicusa przed bitwą z Ger­
manami i .
Na samym początku pamiętnika hetman powołuje się
na kronikarza francuskiego Filipa de Commynes (też Com-
mines lub Comines), który na końcu XV i początku XVI
wieku napisał pamiętnik swych czasów 6. Te Memoires w ję
zyku francuskim czytał — jak sam pisze — hetman. P a­
miętniki „Commineusa“ były w Polsce bardzo poczytne.

1 K obierzycki, str. 706.


2 Np. w cytow an ym liście do Lwa Sap ieh y p isze: „P ochw ała
W Mci m iła mi je st, a co H ektor ojcu sw em u , i ja WMci m ó w ię : Laetor
laudari m e a te, a laudato viro. Mądry w ym ow ca Cicero p ow iedział:
Ea e st nim irum iucun da laus-, quae ab iis proficiscitu r, qui ipsi cum
lau d e vixerunt" (Bibl. Jagiell. Rkps 3596 V. nr. 10). P isa ł to h et­
m an zdała od sw y ch bib ljotek, z M oskw y.
8 Np. op is trw ogi w w ojsk u przed b itw ą pod K łuszynem i prze­
strach R zym ian B ell. G all. 1 39.
4 Tac. Anri. II 20. T acyt pisze: ex victoria.
5 F aguet: X V I-e si&cle. E tu d es littera ires 1894; B ourilly, L es idćes
p o litiq u e s d e C o m m y n e s, w R evu e d ’h isto ire m o d ern e e t c o n tem p o -
ra in e 1 ,1 8 9 9 —1900,
XXV11

W spom inają o nich w spółcześni kilkakrotnie. Nie m ożna


jednak spotkać w pam iętn ik u hetm an a jak ich ś w yraźnych
dow odów naśladow nictw a. H etm an zdaw ał relację po żoł­
niersku, nie po literacku, pisał jak najzw ięźlej i z pew ną
pro sto tą o w szystkiem to, co m u jego znakom ita pamięć
o przebytej dopiero co w ypraw ie d yktow ała, i nie pytał
się o w zór. Stąd ta żyw ość, ta p raw d a, jaka bije z jego
opow iadań.
Był to czas, kiedy w Polsce urodziło się pam iętnikar-
stwo. Czasy sam ozw ańców ta k b y ły zagadkow e i ciekaw e,
tak rozbudziły fan tazje, że kto tylk o b rał u d ział w w ybit
niejszych w ypadkach, p oryw ał za pióro i przygody swe
opisyw ał. Stąd urodziły się pam iętniki Sam uela M aszkie
wieża, S tanisław a N iem ojew skiego, S tanisław a Stadnickiego,
D yam entow skiego i t. p. Pośród n ich i śród w szystkich
wogóle pam iętników n a pierw sze nąiejsce w ybija się pa*
m iętnik h etm an a.
POCZĄTEK I PROGRES
WOJNY MOSKIEWSKIEJ
ZA PANOWANIA KRÓLA JMCI ZYGMUNTA III

ZA REGIMENTU IMCI PANA STANISŁAWA


ŻÓŁKIEWSKIEGO
W O JE W O D Y K IJO W SK IE G O , HETM ANA PO LN EG O K O R ..
Poważny między neoterykam i scriptor1 Philippus Com-
mineus 2, opisując językiem francuskim Ludwika XI, króla
francuskiego, i syna jego Karola VIII sprawy, gdy ten to
Karolus VIII zawodził się na wojnę do królestwa neapoli-
tańskiego, utyskuje na jakiegoś Bryssoneta 3, podłego i lek­
kiego człowieka, który do tej wojny perswazyami swemi
króla przywiódł; i ukazuje przykład na tym Bryssonecie,
jako częstokroć mali, podli, nikczemni ludzie mogą siła
złego narobić. Bo i ta wojna powiodła się była zrazu kró­
lowi francuskiemu, ale exitus jej był tristis, calam iłosas4 ;
wielem krwie rozlania, excidiis urbium, vastitate provincia-
rum 5 stanęła.
Tymże sposobem i tej wojny moskiewskiej zaciąg, tak
obfite krwie rozlania i tak wiele złych rzeczy, które się
stały i jeszcze im nie koniec, z podobnego Bryssonetowi
człowieka, pana Jerzego Mniszka, wojewody sandomirskiego,
poszedł. Który dla ambicji i chciwości swojej Moskwicina
Hrycka, syna Otrepiejowego, który per im posturam 6 zwał
się carewiczem moskiewskim, Dymitrem Iwanowiczem, pod­
jął się forytować, prowadzić na państwo moskiewskie przez
pochlebstwa i oblesności7, któremi samemi valebatH, za po­
mocą powinnego swego księdza Bernata Maciejowskiego,
1 między nowożytnymi pisarz.
2 Filip de Commines, mąż stanu i kronikarz francuski (1445—
15C9), pozostawił pamiętniki sw ych czasów p. t. Chronique et hisłoire,
wydane w r. 1524. Siódmą i ósmą księgę (doprowadzoną do r. 1498)
wydano w r. 1528.
3 Kardynał Brięonnet, głów ny minister króla franc. Karola VIII.
4 koniec smutny, nieszczęsny.
5 zburzeniem miast, spustoszeniem prowincyj.
0 przez szalbierstwo, samozwaństwo.
7 oblesności, obłudy. 8 w iele mógł.
biskupa ki akowskiego i kardynała, który natenczas miał
wielką powagę u króla jegomości, do tego rzeczy przy­
wiódł, że non obscure1 tej sprawie król jegomość faw ory­
zował, jakoby przez szpary na to patrząc, przeciwko zda­
niu wielu przednich senatorów, którym się to bardzo nie
podobało. Doszło się tego dowodnie, wiedział i sam pan
wojewoda sandomirski, -że ten szalbierz nie jest Dymitr.
Przecie jednak zaślepiony chciwością i pychą, upornie po­
pierał tego przedsięwzięcia.
Działo się to roku 1604 sub exita a u tu m n i2. Zaciągnął
nie mały orszak lu d z i3, część datkiem a najwięcej obietni­
cami i nadziejami, bawiąc ich czas niemały koło Lwowa,
z wielkim skwierkiem i uciskiem ludzi ubogich. Poszedł
potem na Kijów do siewierskiej ziemie.
Moskiewskiej ziemie taki natenczas był sta tu s4. Borys
Fedorowicz Hodunow rebus potiebaturu. Człowiek ten nie
z carskiego plemienia i nie z przedniej familii, które mają
w państwie tym precedencye swe, i pilno ich przestrzegają.
Jednakże nie podło się był urodził, bo i siostrę jego ro­
dzoną z osobliwości też jej wielkiej za żonę wziął był sobie
Fedor, syn cara Iw a n a; co Borysowi nie mały przystęp
uczyniło do państwa. Ale nadewszystko dowcip jego, który
był in om ni actione humanarum rerum *’ wielki, przedziwny.
Ten i cara Iwana z świata zgładził, przenająwszy doktora
jego Anglika, który cara Iwana liurow ał; bo też na tym
rzecz była, by go był nie poprzedził7, że sam i z wielą
innych przednich ludzi miał gardło d a ć ; jako to nie no­
wina była carowi Iwanowi ludzi tracić, gdyż od początku
świata tyrana okrutnika podobnego sobie Iwan car nie miał.
Gdy car Fedor na państwo po ojcu usiadł, człowiek
był ingenio m iti8, modlitwami i nabożeństwem się bawił,
do sprawowania tak wielkiego państw a eksperyencyej i zmy­
słu nie miał. Borys przez siostrę swoję, a żonę jego, ko-
1 wyraźnie. 2 pod sch y łek je sien i. s w yp raw ę na rzecz
Dym itra. i stan. r* w ładzę spraw ow ał. 8 w e w szystk ich
czyn n ościach lud zk ich. 7 n ie p o p r z e d z ił w śm ierci. 8 łagod ­
n ego um ysłu .
niuszym i nam iestnikiem w łodzim ierskim (który urząd n aj­
przedniejszy w tym państw ie jest), a potym praw icielem
w szystkiej ziem ie, to jest g u b ern ato rem , ostał. Kniazia
M ścisław skiego M ikitę Rom anow icza, kniazia Iw ana Piotro­
w icza Szujskiego, k tó ry ch był ojciec car Iwan, w idząc syna
swego niedostatki, jakoby za opiek u n y m u naznaczył, tych
Borys p e r varias a i i e s 1 odraził, z sam ym tylko Szczełka-
now ym , k tó ry był kanclerzem (człow iek to był m ądry, opie­
k u n od cara Iw ana m ianow any czw arty), z tym B orys zdjął
się na jedno, a im ieniem cara F ie d o ra 2, szw agra swego,
kierow ał w szystkim carstw em po swej woli, w szystkie drogi
ad. potentialn 3 i do carstw a sobie uścielając.
A iż mu m iał być n a przeszkodzie carew icz D ym itr,
którego był car Iw an spłodził z M arty Nagiej (ten chow ał
się w U hleczu, dziecię w dziew ięci lat), przez w ielką a chytrą
niecnotę p o starał się Borys, że go zgubił. A iż rzecz jest
godna pam ięci, kró tk o w spom nę, jak o się to stało. Byli
dwaj synow ie bojarscy, których zw ano M ikita Koczałow
i D aniłka B itachow ski, k tó rzy byli c lie n te si B orysow i. Tym
pow iedział Borys tajem nie : że w ola jest h ospodarska, aby
jechali do Ublecza, zarzezali D ym itra carew icza, dając p rz y ­
czynę, że ludzie n iek tó rzy niespokojni b u n tu ją się i chcą
podnieść D ym itra carew icza, w ojnę, ro zru ch i zam ieszanie
w ziemi, czem u zabiegając, p otrzeba, żeby carew icz D ym itr
nie był żyw . Przecie oni synow ie b ojarscy (jako to u tego
narodu carsk a k rew jest in su m m a veneratio n e 5), chociaż byli
in tim i^ Borysow i, trw ożyli się. R zekł itn p o ty m B orys: „P rzy­
w iodę w as do hospodara, że to sam i usłyszycie z u st jego“ .
I w prow adził ich do pokoju carskiego. Tam że pocichu coś
innego z carem Fedorem m ów ił podobnym fortelem , jak
była M essalin a7, o n u s terrae 8, oszukała K laudyusza cesarza,
m ęża swego. Tych przy k ład ó w B orys z pism a nie wiedział,
bo ni czytać ni pisać nie um iał, ale zm ysłu m iał dosyć ile
1 rozmaitemi sztuczkami. 2 Fiedora ma rkp. XX Czart. 348,
1577, 2220 i Muchanow, inne rękopisy „Iwana“. 3 do władzy.
4 domownicy, bliscy. 5 w największej czci. 6 zausznikami.
7 Messalina, żona cesarza rzymskiego Klaudjusza. 8 ciężar ziemi.
na złe. K azaw szy inszym z pokoju w yniść, gdy oni tylko
dw aj synow ie bojarscy zostali, głosem począł mówić do
cara F edora: „Nie chcą mi w ierzyć, com im twoim im ieniem
hospodarskim rozkazał, pow iedz im sam, że to jest wola
tw oja*. Car F ed o r rozum iejąc, iż o to szło, co B orys z nim
cicho mówił (na zabicie b rata nigdyby był konsensu 1 nie
dał, i bardzo go potym żałow ał), n a onę instan cy ą Bory-
sow ą, rzekł do ty ch d w ó c h : „U czyńcie, jako w am Borys
rozkazał*. Jakoż jechali i uczynili. B orys przed carem Fe-
dorem pow iedział i ta k głos rozpuścił, że go k a d u k 2 p o ­
padł i nożem , k tó ry w rę k u miał, sam się zarzezał. W ielkie
jed n ak k łó tn ie p ow stały b y ły o to zabicie D ym itra. Tam że
zaraz w U hleczu onych dw óch synów bojarskich i trz e ­
ciego k u rato ra, k tó ry przy D ym itrze był, pospólstw o zabiło
i na M oskwie tu m u lt b y ł w ielki. Lecz Borys rozum em
sw ym , p oteucyą i pieniędzm i carskiem i uspokoił to i u c i­
szył w szystko.
A gdy już tak w szystkie rzeczy, których potrzebow ał
do osiedzenia państw a, sobie sposobił, i sam ego cara F e­
dora szw agra sw ego otruł, i rzkom o nie chcąc, specie recu­
sa n t is 3 jakoby przy m u szo n y prośbam i ludzkim i, na carstw ie
usiadł. W iedziało w ielu ich, ile z ludzi przednich, te jego
fortele i niecnoty, ale potencyi jego nie mogli się sprze­
ciwić. Jeśli się gdzie kto ozw ał, tracił, gubił. Na dom k sią­
żąt Szujskich, k tó ry też w tym państw ie najm ożniejszy
i najrodow itszy był, szukał ra d y i sposobów , ale m u to
nie poszło. Bo Borys jeszcze i za cara F edora i potym za
sw ego panow ania s k u k ła ł4 i potłum ił ich, kniazia Iw ana
P iotrow icza Szujskiego, k tó ry Pskow a królow i Stefanow i
bronił, zgładził. Człowiek to był przedni w dom u Szujskich
i u w szystkiego n arodu m oskiew skiego w ielkiej powagi.
K niazia W asyla Szujskiego, k tó ry potym carem był, i k n ia­
zia Iw ana, b rata jego rodzonego, do w ięzienia wsadził.
K niazia A leksandra tych że rodzonego b ra ta zabił. I uczy-

1 pozwolenia. 2 epilepsja, padaczka 3 jakoby wyma­


wiając się. 4 skukłał, pognębił.
niłby to był wszystkim, atoli tych dwocb protexit affinitas ,
którą miał z kniaziem Dymitrem Szujskim, czwartym ich
bratem . Bo dwie rodzone siostry Skuratow ny b y ły : jedna
za Borysem, a druga za kniaziem Dymitrem, która tu
i te ra z 2 jest z mężem swoim, z tymto kniaziem Dymitrem
Szujskim. Mimo kniazie Szujskie, wiele innych ludzi za­
cnych pogubił, potracił, rozm aite przyczyny na nich w y­
myślając, a zatym dla tego tyraństw a u wielu ludzi był
w nienawiści, a przez starość i zdrowie złe (bo był hydro-
p icu s3) w kontem pcie4.
M o statu rerum 5 przyjechał pan wojewoda sandomirski
z Hryckiem, jako go Moskwa zowie, Rostrychą. I skoro się
z nim na granicy pojawił, czerń, pospólstwo moskiewskie
zaczęło przystawać wedle przychylności do krwie panów
swych przyrodzonych Temu też Hryckowi dostawało zmy­
słu, wymowy i śmiałości, umiał ich traktować, udając się
za tego, czym nie był. Jęły się rzeczy po moskiewskim
państwie mieszać. Czernichów zamek ukrainny przyjął go.
Oparł się był Nowogrodek, którego bronił od Borysa nie­
jaki Bosman 7. Przysłał tam był wojsko Borys na odsiecz
Nowogrodkowi z kniaziem Mścisławskim, ale się temu woj­
sku nie zdarzyło. Obronił jednak Bosman Nowogrodka, ale
Putywl, najprzedniejszy zamek w siewierskiej ziemi, zbun­
towawszy się przeciwko Borysowi, posłał oddając posłu­
szeństwo temu szalbierzowi. Było kilka potrzeb 8 na różnych
miejscach, pogromiony będąc ten szalbierz, uszedł do Pu-
tywla. A w tym na jego szczęście ingravescebat valetudo0
Borysa. Wysłał był wojsko wielkie, nad którym przełożył
kniazia Wasyla Szujskiego, i już to wojsko było u Kramów
(zamek tak zowią w siewierskiej ziemi). A w tym padła
nowina, że Borys umarł. Jęło się zaraz wojsko ono mie­
szać. Kniaź Wasyl Szujski, zwoławszy wszystkich, długo

1 osłaniało p ok rew ień stw o. - tu i tera z, zobacz W stęp, V.


3 chory na w oiiną puch lin ę. 1 w pogardzie. 6 na taki stan
rzeczy. 6 p rzy c h y ln o ść ... p rzyw iązan ie do dynastji dziedzicznie
Panującej. 9 B osm an , w ła śc iw ie B asm anow , 8 p o tr z e b y , walki.
9 pogorszyło się zdrow ie.
8

mówiąc, wywodził i ukazował im posłuram 1 tego Hrycka.


Był i stryj rodzony tego Hrycka, u którego się po zejściu
ojca swego wychował, który z przysięgą twierdził, że ua
ręku swoich włożył do grobu carewicza Dymitra. Prosił
i napominał ich, żeby nie skłaniali umysłów swych do tego
szalbierza, ale raczej pamiętając na przysięgę, którą uczy­
nili zmarłemu Borysowi, żeby synowi jego Fedorowi Bo-
rysowiczowi wiary i przysięgi dotrzymali. Uspokoiwszy
wojsko, poruczył je kniaziowi Wasylowi Galiczynowi i Bos­
manowi, który dla obronienia Nowogrodka był też w nie­
małej wadze. A sam kniaź Szujski bieżał do Moskwy,
chcąc się znieść z kniaziem Mścisławskim i bratem swym
kniaziem Dymitrem i inszymi bojary, którzy byli w sto­
licy, o utwierdzeniu panowania Fedora Borysowicza, i o uci­
szeniu tych tumultów. Wojsko ono, które zostało z Gali-
czynein, jeśli sua sponte, 2 jeśli teżto (jako sława jest) za
poduszczeniem Galiczynowym, zbuntowało się. Po zejściu
Borysowym z onych spraw jego ty rabskich świeża invidia3
i u przedniejszych i u pospólstwa obciążyła syna jego.
Atoli zaraz Galiczyn z Bosmanem jechali do Putyw la do
szalbierza, oddając posłuszeństwo, imieniem onego w szyst­
kiego wojska. Szalbierz posłał zaraz do Moskwy i tam
przez sprawę niejakiego Tatyszczewa, Fedor, syn Borysów,-
i z m atką swą poddanym został, a szalbierz panem obwo­
łany. Z Putyw la aż do Moskwy cum summa veneratione4
prowadzony, tam przyjęty, koronowany, i wszystkie pań­
stwo moskiewskie posłuszeństwo mu oddało. Nie piszę pro­
g re su 5 tej sprawy ad a m u ssim 6 dla przedłużenia.
Były legaeye do króla jegomości i od Borysa o ten
najazd od pana wojewody sandomirskiego, i od szalbierza,
gdy już na stolicy usiadł. Subtelność7 moskiewską, gdy
już wielom ludzi wiadoma, przyjdzie przypomnieć. W ypra-
wował gońca ten to im postor8 do króla jegomości: raili
mu na to poselstwo kniaziowie Szujscy niejakiego Iwana
1 szalbierstwo, samozwaństwo. 2 dobrowolnie. 3 nienawiść.
4 z największą czcią. 5 dziejów. 6 dokładnie. 7 subtelność,
chytrość. 8 samozwaniec.
Bezobrazowa, człowieka roztropnego, z którym mieli ta­
jem ną zmowę. Ten Bezobrazow rzkomo się wymawiał z tej
legacyej, pretendując różne przyczyny, aż kniaź Wasyl
Szujski tuż przy szalbierzu stukał i złajał go, a szalbie­
rzowi perswadował, że nad Bezobrazowa do tej legacyej
nie łacno sobie sposobniejszego trafi. I tak nad wolą ja ­
koby swą podjął się Bezobrazow tej legacyej.
W Krakowie króla jegomości zastaw szy, spraw ow ał1
ten Bezobrazow legacyą publice 2 od szalbierza, zwyczajem
zwykłym, który się zachowuje między królami, oznajmu-
jąc, że go Pan Bóg posadził na stolicy przodków, dziękując
królowi jegomości za chęć i życzliwość pokazaną, ofiarując
przyjaźń sąsiedzką. Tajemnie zaś wskazał do pana kanclerza
litew skiego3, żeby sam z nim mógł m ów ić; lecz dla sus-
picyej i dla tej Moskwy samej, która z nim była, nie zdało
się królowi jegomości, żeby się pan kanclerz z nim zamy­
kał. Na tern stanęło, żeby prośby swoje, cokolwiekby miał
w zleceniu, panu Gąsiewskiemu staroście wieliskiemu po­
wiedział. Sem otis arbitris4, otworzył się z tym zleceniem,
które miał od Szujskich i od Galiczynów, którzy uskarżali
się żałobliwie królowi jegomości, że na nich wsadził człeka
tak podłego, lekkiego, uskarżając się dalej na tyraństwo,
na wszeteczeństwo, na zbytki jego, i że ten człowiek
z żadnej miary nie jest godzien miejsca te g o ; więc iż chcą
0 tym myśleć, jakoby go znieśli, chcąc raczej do tego rzeczy
wieść, żeby na tym państwie królewicz W ładysław onym
panował. Ta była su m m a 5 wskazania od bojar.
Respons publice® dany do szalbierza w term inach Be-
zobrazowi. Tajemnie zaś bojarom kazał król jegomość po­
wiedzieć, iż żałuje tego, że ten człowiek, którego król jego­
mość za własnego 7 Dymitra miał, na tym miejscu usiadł,
1 że się tak tyrańsko i nieprzystojnie przeciwko nim ob­
chodzi, nie zagradzając im do tego drogi, żeby nie mieli
o sobie radzić. Co się tyczy królewicza W ładysława, król
1 w styczniu 1606. 1 publicznie. 8 Lwa Sapiehy.
4 Usunąwszy świadków. 5 treść. 6 publicznie. 7 w łasny,
właściwy.
jegom ość nie jest tego uinyslu, żeby go m iała uw odzić
chciwość panow ania, i sy n a sw ego do takow ejże moderacy.i
chce mieć, podając to na w olą bożą. Nikt oprócz pana
k anclerza litew skiego, przez którego to szło, o tym nie
w iedział na ten czas.
To się też godzi przy p o m n ieć: pod ten czas w yjechał
był z M oskwy jeden Szw ed, k tó ry od carycy M arfy, m atki
nieboszczyka D ym itra, przy n ió sł to królow i jegom ości, że
choć tak w o d k ry tą znała s i ę 1 do tego szalbierza dla sw ych
respektów , ale że on jej sy n em nie jest. Miała u siebie
w ychow anicę, Inflantkę, R oznow nę, k tó rą czasu w ojny in
flantskiej w zięto było dziecięciem małym. P rzez tę w ycho­
w anicę do tego Szw eda, a p rzezeń chciała, żeby król jego
mość w iedział. Której to stąd pochodziło, że ten szalbierz
R ostrycha chciał w yjąć sy n a jej D ym itra z grobu, z cerkw ie
uhleckiej, gdzie n aten czas był pochow any, i w yrzucić
rzkom o te fałszyw ego albo dom niem anego kości D y m itra ;
co onej jako m atce w łasnej 2 było żałosno. Przecież przez
s u b te ln o śc i8 niejakie zabieżała tem u, że nie ruszono kości
z tego grobu, k tó re potym za panow ania Szujskiego p rz e­
niesione są do stolicy.
W iedział p an w ojew oda sandom irski i o tym w skazaniu
m atki w łasnego D ym itra, lecz rozum iejąc, że pew ne p an o ­
w anie m iało być tego im postora, nie przestał sw ego przed ­
sięw zięcia. Toczyła się tra g e d y a : w esele w K rak o w ie4
z pom pą, droga do M oskwy na k o tc z y c h 5, na karetach,
z ok ru tn y m orszakiem niew iast, białychgłów . W esele się
odpraw iło a zaraz w kilka dni szalbierza zabito i naszym
się dostało i w stydow i białogłow skiem u nie przepuszczono.
Kniaź W asyl S zujski powodem tego w sz y stk ie g o r’, z po­
m ocą braci sw ych, G aliczynów i wielu innych bojar. Kniaź

1 w o d k ry tą zn a ła się, oficjaln ie przyznaw ała się.


2 w ła sn ej, praw dziw ej. 3 sk rzętn e zabiegi.
1 w e se le Dym itra z M aryną p e r p ro c u ra m 22 listopada 1605.
5 na k o tczyc h , na w ozach, kolasach.
6 w sz y s tk ie g o , tj. rew olu cji w M oskw ie przeciw D ym itrow i
i Polakom , w yb uchłej 27 maja 1606.
Mścisławski nie wiedział o tym, bo mu się nie śmieli po­
wierzyć. Tenże kniaź Wasyl Szujski z pomocą tychże, którzy
mu tego pomagali, trzeciego dnia panem się uczynił. Posly
jego królewskiej mości, którzy na to wesele przyjechali,
w Moskwie zatrzymał. Pana wojewodę sandomirskiego
z córką jego do Jarosławia, inszych do różnych zamków
moskiewskiej ziemi, do więzienia porozsyłał. Rozesłał i po
wszystkich prowincyach państw a moskiewskiego, odbiera­
jąc przysięgę. Ale tak wilcze wdarcie się jego na państwo
wielom ludzi nie było smakowite i przyjemne. Jako to
bywa, gdy równego fortuna nagle wyniesie, od tych, co
go w równości z sobą widzieli, nie bywa bez zazdrości.
Chcieli niektórzy elekcyą wolną mieć po naszemu, zaczyni
potym od Szujskiego byli karani, który spraktykow awszy
sobie m ir1 i Strzelce, tych, którzy się odzywali z elekcyą,
zatłumił.
Acz większa część prowincyj oddała mu przysięgę i po­
słuszeństwo czynili, jednak niektórzy nie chcieli, a osobli­
wie w siewierskiej ziemi Putyw l zamek główny, a za po­
wodem tego zamku insze niektóre, ani przysięgali na imię
jego, ani mu posłuszni być chcieli, i ż niechęci, którą prze­
ciwko niemu mieli, puścili głos, że im postor'1 miał uciec.
Ten ru m o r8 najbardziej i najsubtelniej mnożył kniaź Hre-
hory Szachowski, człowiek zacnego urodzenia i niesprosny.
Ten przez subtelne p ra k ty k i4 i przez popy udawał, że
Dymitr żywię. Posłał potym Szujski wojsko do siewierskiej
ziemi, ale je Siewierzanie pogromili.
Dlugoby historyą pisać, co się działo przez niejakiego
Bołotnikowa, człowieka podłego, który rzkomo to imieniem
Dymitrowym wojska wiele zebrawszy, pod Moskwę był
podstąpił i bardzo ciężki był Szujskiemu, jakie bitwy, jakie
oblężenia, dobywania Tuły, Kaługi i inszych zamków, dłu-
goby pisać.
Rozsyłali bojarowie moskiewscy, Szujskiemu przeciwni,

1 p ozysk aw szy zabiegam i lud 2 sam ozw an iec. 3 w ieść.


4 ^ ręczn e zabiegi, intrygi.
12

na różne miejsca, a osobliwie do Sambora, pytając się


o Dymitrze. A w tym drugi szalbierz w Starodubie się zja­
wił, do pierwszego niczem (oprócz tego że człowiek) nie­
podobny. Jednakże dla w strętu przeciwko Szujskiemu chwy­
cili się go radzi Siewierzanie, przymieszali się do nich Wie-
logłowscy z Miechowickim, potym kniaź Roman Rożyński
przyjściem swym tym bardziej wzmógł p a rłeś1 tego dru­
giego szalbierza. Pod Bołchowein wojsko Szujskiego roz­
gromił, nastąpił pod Moskwę, zaczym zamki, prowincye
jęły się zdawać na imię tego nowego szalbierza. Do tego
przyszło, że ledwie kilka głównych zamków Szujskiego się
trzymało.
Widząc to Szujski i bojarowie, którzy przy nim byli,
strwożywszy sobą jęli szukać sposobów, jakoby mogli lu­
dzi naszych od szalbierza odwieść. Wypuścił posły od króla
jegomości i pana wojewodę sandomierskiego, uczyniwszy
z nimi com pacta2, jakie mu się podobały, które pakta k a­
zał im pomewolnie poprzysiąc. Przysiągł i pan wojewoda
sandomirski, że się nie miał więcej z tym szalbierzem
w żadną sprawę wdawać. I tak jechali w drogę, którą
jadąc mogli być bezpieczni od wojska tego drugiego szal­
bierza ; ale pan wojewoda sandomirski, nie dbając ani na
przysięgę, którą świeżo uczynił, a tym więcej córka jego,
której się bardzo chciało carować, nie kontentując się tym,
że od wielu ludzi wiary godnych była wiadomość, że ten
nie jest pierwszy szalbierz, i owszem niczym do tamtego
niepodobny, nie chcieli jechać tą drogą, którą Szujski k a­
zał prowadzić, bawili s ię 3 po drodze, a potajemnie dali znać
do wojska szalbierzowego, gdzieby ich miało przejmować.
Jakoż tak się stało, że wyprawiono za nim pana Aleksandra
Zborowskiego z panem Janem Stadnickim, którzy ich do­
szli. Moskwy 4 kilkaset od Szujskiego do prowadzenia ich
przydanych, jedne pobili, drugie rozgromili, a pana woje­
wodę sandomirskiego z córką, pana Małogowskiego 5, króla
1 stronę. 2 układ, rozejm 27 m aja 1608. 3 b a w ili się,
zatrzym yw ali się. 4 M o sk w y, t. j. M oskw icinów .
5 p a n M ałog o w sk i, Mikołaj O leśnicki, kasztelan m ałogoski. ^
.-A ,;-./.

jegomości posła, który im tego pomagał, i innych, co z nimi


byli, do obozu swego pod Moskwę zaprowadzili. Insi zaś
posłowie, którzy drogą od Szujskiego ukazaną jechali,
w cale 1 do granic wielkiego księstwa litewskiego przybyli.
O przymierzu, jakie Szujski posłom króla jegomości
kazał nad wolą ich przysięgać, nic nie wspominam, są tego
rescripta 2 w kancelarji. To tylko wspomnę, że podczas tych
traktatów bojarowie moskiewscy, umawiając się z posły
króla jegomości, wspominali, a mianowicie to powiadano
o kniaziu Dymitrze, rodzonym bracie W asyla Szujskiego
(do czego on się potym nie znał i owszem przed panem
hetmanem i panem kanclerzem 8 powiedział i twierdził, że
tego od niego nikt nie słyszał), że chce do tego rzeczy
przywieść, iż Wasyl Szujski dobrowolnie ustąpi, gdyby
król jegomość ujął się za tę sprawę, a dał im syna swego
Władysława na p ań stw o ; gdyż rozumieli, że tym sposo­
bem najrychlej miało się krwi rozlanie ująć i hospodarstwo
moskiewskie uspokoić i uciszyć.
Jeszcze z drogi panowie posłowie pisali, dając o tym
znać królowi jegomości, i potym przyjechawszy tym pil­
niej przekładali i upewniali o chęciach narodu moskiew­
skiego króla jegomości. A nie tylko posłowie, ale i nie­
które pryw atne osoby z Moskwy przyjechawszy, pan An­
drzej Stadnicki, pan D om aradzki4, toż co przedtym Bezo-
brazow, co posłowie króla jegomości, i oni twierdzili, że
to od bojar słyszeli. Przez urzędniki przy królu jegomości
będące, solicytowali i incytow ali5, żeby król jegomość tej
sprawy nie zaniedbywał.
Zaczym też królowi jegomości zaczęła ta sprawa w gło­
wie czw ałać6. Communicato consilio7 z obecnemi naten­
czas przy dworze senatory, posłał król jegomość do pana
hetm ana księcia Firleja, referendarza koronnego, z wie­
rzącym listem s. Pan hetm an dotąd nic a nic nie wiedział
1 w cale, w całości. 2 odpisy. 8 kanclerzem litew skim ,
Lwem S apiehą. 4 Domaradzki Stanisław , podstoii lwowski.
5 pobudzali i zachęcali. 8 cw ałow ać, błąk ać się. 7 Po naradzie.
8 p ie r zą c y list, w ierzytelny, lilterae credeniiales.
0 tej spraw ie. W ypraw ow ał się z w ojskiem na Ukrainę
1 już z dom u był ru szy ł do w ojska. W drodze kilka mil
przed Zbarażem był pogonił go ksiądz referen d arz. Po o d ­
d aniu listu w ierzącego to w szystko, co zachodziło i co do
króla jegom ości o tej okazyi do p aństw a m oskiew skiego
donoszono, p rzełożył m u, dokładając, iż panow ie sen ato ­
row ie, przy królu jegom ości obecni, radzą królow i jego­
mości, aby tej o kazyi nie opuszczał do pom nożenia sław y
i rozszerzenia państw rzeczypospolitej. Żądał przytym , żeby
się pan h etm an o tym z św ieżo zm arłym 1 panem Janem
Potockim , w ojew odą bracław skim , n atenczas sta ro stą k a ­
m ienieckim , zro zu m iał; do którego też list w ierzący dał,
żeby społem sposobili ludzie służebne, jakoby tego p rzed ­
sięw zięcia królow i jegom ości chętnie pomogli. W spom inał
i to ksiądz referen d arz, że czekać sejm u, w długąby ta
rzecz poszła, a idzie o to, żeby okazya nie spełzła. Więc
iż król jegom ość n iem ieszk an ie3 m yślił się k u L ubhnu ru ­
szyć, a potym na Kijów do siew ierskiej ziemi, żeby pan
hetm an z w ojskiem w Kijowie drogę królow i jegomości
przechodził.
P an h etm an, iż nagle i niespodziew anie była mu ta
spraw a proponow ana, o której przedtem w zm ianki żadnej
z nim nie czyniono, tak jed n ak przez księdza referen d arza
deklarow ał się : żeby życzył, iżby ta spraw a auctoritate 3
sejm u prow adzona b y ła ; jednakże było liby periculum in
m o ra 4, b ę d z ie li to zdanie inszych panów senatorów , że
jako sługa i urzęd n ik w ojenny nie chce zrażać z tego
chw alebnego przedsięw zięcia króla jegomości, i w ojsko spo-
sobiąc w szystkiem i siłam i, ile m ożność jego zniesie, tego
rad chce dopom agać. P y ta ł się jednak, iż ta rzecz d o s ta tk u 5
p o trzeb u je, jeśliby jaki gotow y był. Pow iedział ksiądz re­
fe ren d a rz, że król jegom ość rozum iał, iż pan h etm an miał
się o to pytać, i kazał m u pow iedzieć, że n a kilka kroć
sto tysięcy złotych m oże się król jegom ość zebrać. Z tą
1 w kwietniu 1611 pod Smoleńskiem. 2 niemieszkanie, nie
omieszkając, zaraz. 3 auctoritate, powagą. 4 niebezpieczeństwo
w zwłoce. 6 dostatku, pieniędzy. ^
deklaracyą odjechał ksiądz referendarz od pana hetmana.
Iż potym nie było z tego nic, ksiądz biskup snadź kra­
kow ski1, przyjechawszy do Krakowa, rozwiódł to jego kró­
lewskiej mości, radząc, żeby tę deliberacyę na sejm propo­
nował. Myślił już jednak pilnie o tej sprawie król jego­
mość. Pisał do pana hetm ana list, z którym go komornik
na Klementynie w obozie zastał, w którym liście pisał król
jegomość, że tę sprawę odkłada, nie porzuca. I potym
znowu pana Witowskiego przesłał do pana hetm ana, który
go zastał w Kijowie. Tym dostateczniej pan Witowski, co
bojarowie moskiewscy o tej sprawie z nim mówili, jako
w chęciach swych przeciwko królowi jegomości upewniali,
podostatku panu hetmanowi przełożył. Iż się już rzecz od­
kładała do sejmu, który też złożony już był, pana Witow­
skiego2 z tym tylko samym pan hetm an odprawił, że na
jego ochocie do usłużenia królowi jegomości i rzeczypospo-
litej i w tej sprawie nie miało nic schodzić.
Nastąpiły w tym sejmiki, na których po wszystkiej ko­
ronie pochwalona jest ta ekspedycya do Moskwy. Na sej­
mie jednak, oprócz że w radzie tajemnej było to propo­
nowano i wszystkich senatorów in frequentissim o senatu s,
wyjąwszy trzech albo czterech, zgodne były sentencye,
żeby król jegomość tej okazyi nie opuszczał, w poselskiej
izbie propozycyi ani mowy o tym żadnej nie było, tylkoż
tak tacite ex em p ty 4 dla spraw praw nych tym, którzyby
na służbę królowi jegomości T>yli zaciągnieni, pozwolone są.
Rozjeżdżając się z sejmu (jako mam wiadomość), na
prywatnej audyencyi pytał się pan hetm an u króla jego­
mości, czego się spodziewać, jeśli już kończyć chce to
przedsięwzięcie, którymi sposoby, co za ludzie, jako ich
wiele, kiedy i którą drogą? A iż roku przeszłego zamysł
był króla jegomości iść na siewierską ziemię, rozumiał i pan
hetman, miało-liby co z tego być, żeby raczej tę drogę
1 Piotr T ylicki (Zam ojszczyk). 2 W ito w sk i S tan isław , w ojski
parczow ski, poset królew sk i w y sła n y do cara S zu jsk iego. 8 śród
najliczniejszego k om p letu. 4 poclch u u w o ln ien ia od sąd ów , por.
leg. z r. 1606: „Żołnierze w y ję c i od sąd ów '1.
16

przedsięw ziąć. Poniew aż Sm oleńsk zam ek z daw nych cza­


sów, a tym więcej ś w ie ż o 1 przez Borysa potężnie w a ­
row ny, gdyby się po dobrej woli nie zdał, zabaw iłby i z a ­
tru d n ił króla jegom ości przedsięw zięcie. Na dobyw anie
Sm oleńska w ielkiegoby a p p a ra tu piechoty i strzelby p o ­
trzeba. Siew ierskie zaś zam ki, iż drew niane są, rów nem u
apparatow i choćby się po dobrej woli zdać nie chcieli, m u ­
sieliby otw ierać. Król jegom ość dał p an u hetm anow i ten
respons, że jeszcze i sam n ie rezolut, ma-li co z tego być,
ale z drogi, albo zarazem do K rakow a przyjechaw szy, że
m u m iał oznajm ić w olą sw ą, ta k z stro n y przedsięw zięcia
sw ego, jako i inn y ch rzeczy do tego należących. A co się
tyczy drogi, przyjdzie do tego, że n a Sm oleńsk chce iść,
gdyż mu nadzieję uczyniono, że Sm oleńsk dobrow olnie ma
się poddać, że i teraz p an staro sta w ie lisk i2 koło tego
p rak ty k u je, którem u też już dla osadzenia zam ku tego
przypow iedziana jest służba n a kilkaset człeka jezdnych
i pieszych. W spom niony był i pan S a p ie h a 3, że gdy szedł
do M oskwy mimo Sm oleńsk, by był chciał na króla jego­
mości a nie szalbierza, jeszcze w ten czas poddałby się
ten zam ek. P an h etm an to tylko w spom niał, żeby król je ­
gom ość kazał się pilno p ytać, żeby w tym m yłka nie była.
Z W arszaw y tak odjechał król jegom ość do K rakow a.
A iż w iosna i pora następ o w ała w ojenna, cały post pan
h etm an czekał, w yglądał rezolucyi od króla jegomości obie­
canej, będąc so llicitu s4, ż e b y 'c z a s u nie opuszczać i zatym
confuse 5 nie stanąć. W onym tygodniu 6 przed W ielkanocą
p rzyjechał do p an a hetm an a kom ornik z listy od króla je ­
gomości. W sobie m iał ten list, że król jegom ość chce po­
przeć tego przedsięw zięcia. Posyłany przytym spisek 7, jako
w iele i jakich p an hetm an k o ronny ludzi i pan hetm an

1 św ie żo , 1596— 1600. 2 G ąsiew ski. 3 S a p ie h a Jan Piotr.


4 troskający się. 5 w nieład zie.
0 W o n y m tyg o d n iu m a ręk opis Czart. 348 i 1577 i M u c h a n o w ;
ręk op isy in n e: „W czym tego dn ia“. Czart. 2220 ma „dziesiątego
dnia“ . W r. 1609 W ielkanoc przypadała 19 k w ietn ia.
7 s p is e k , spis.
litewski przyjąć mieli, bo taka natenczas myśl była króla
jegomości, że i pan hetm an litewski miał tamże być. Czas
też ruszenia się królowi jegomości był ogłoszony. W Kra­
kowie cokolwiek było ludzi, nikt nie tuszył, żeby miało
co być z tej drogi, bo opróez samego króla jegomości chęci,
dostatku ani gotowości żadnej, czego taka sprawa potrze­
buje, nie było widać ani słychać.
Widząc pan hetman, że tak bardzo tępo ta sprawa
idzie, więc ponowy żadnej nie było słychać, jeśli bojaro­
wie moskiewscy przy tychże chęciach przeciwko królowi
jegomości trw a ją ; ludzi żołnierskich, jazdy dosyć niewielki
poczet, a piechoty nader mało, wątpiąc zatym de eventa 2,
zrazić zaś króla jegomości z tego nie podobna rzecz, bo
się już był i po Rzymie i po wszystkim świecie osławił
i ogłosił; samby był rad tego uniknął, posłał do króla je­
gomości pana Tarnowskiego, ekskuzując się 3 i laty i spra­
cowanym zdrowiem, więc iż tam miał być pan hetman li­
tewski, przy tak zwłaszcza małym wojsku, może jeden po­
dołać. Że jednak chciał sollicitarn curam 4 uczynić, iżby
ten poczet żołnierzy, który król jegomość mieć chce, jak
najprędzej się wyprawił, tylko żeby im pieniądze dać jak
najprędzej, gdyż już czas na konia wsiadać. Wymówek
pana hetm ana nie chciał król jegomość przyjąć, koniecznie
chcąc, żeby służył na tę ekspedycyą5, pieniędzy obieco-
Wał w krótkim czasie na tę garstkę żołnierzy odesłać.
Kiedy już za taką rezolucyą0 króla jegomości nie Iza 7 było,
tylko jech a ć; bo gdyby był nie chciał jechać, żołnierz nie
łacnoby się zaciągnął, i ta ekspedycyą wszystka ledwieby
była nie zaniechana. W czym upatryw ał, że i w wielkie
odium ® od pana i na wielkie inwidye 9 u ludzi naraziłby
się b y ł; bo udawanoby, iż z nieżyczliwości takiej okazyi
(jako natenczas o niej rozumiano) przeszkodził królowi je­
gomości i rzeczypospolitej, że gotowe rzeczy do pomno­
żenia sławy i rozszerzenia państw rzeczypospolitej przezeń
1 hetm an litew ski, Karol Chodkiewicz. 2 o skutku. 3 wy­
mawiając się. 4 pilne staranie. 5 wyprawę. 8 postanowie­
niem . 7 nie można. 8 niełaskę. 8 nienawiść, oburzenie.
Silił. Nar. Serja II, Nr. 12 (Ż ółkiew ski: Pam iętniki). 2
w stręt wzięły, i takby była na niego samego invidia padła.
Choć tedy wiedział, iż gotowości słusznej niemasz i nie
spodziewał się jej, więc z wiela różnych cirkumstancyj
i respektów 1 nie miał nadziei pożądanego skutku, tak na
samą łaskę boską, którą cudownie zwykł pokazywać nad
królem jegomością, przyszło się puścić. Pisał jednak lis t2
do króla jegomości, że wymówki jego ustępują woli i roz­
kazaniu króla jegomości, że służyć c h c e ; ale co potrzeb­
nego rozumiał dla przestrogi, wypisał królowi jegomości.
Chodził ten list po rękach ludzkich, gdyż sam pan hetm an
rozesłał go był kopie niektórym przedniejszym panom se­
natorom duchownym i świeckim. Na ten list krótki był
resp o n s3: wdzięcznie przyjmując pana hetm ana ofiarowa­
nie i przestrogi, ażeby się w żołnierza jako najprędzej
przysposobił i starał się, żeby po dwudziestu złotych pod­
jęli się tej służby.
Wyjazd króla jegomości z Krakowa odkładał się drugi
i trzeci raz. Nikt i w ten czas tej drogi nie tuszył. Lecz
tandem 1 wezbrał się król jegomość w drogę. Dzień przed
swoim ruszeniem, pisał list do pana hetmana, żeby mu
drogę na św iątk i5 do Lublina zajechał; tam się chcąc z nim
o tym rozmówić i o daniu pieniędzy rezolwować.
Tegoż dnia, którego list do Żółkwi przyniesiono, przy­
szło panu hetm anowi w drogę w yjechać; gdyż czas był
bardzo ciasn y 6. W sobotę św iąteczną7 w Bełżycach zaje­
chał drogę królowi jegomości, który tegoż dnia wjechał
do Lublina. Nazajutrz w niedzielę świąteczną po obiedzie
na audyencyi prywatnej i o tym, co w liście był do króla
jegomości napisał, i o innych wielu rzeczach potrzebnych,
przełożył królowi jegomości, ukazując, jako to sprawa wielka
jest, że też gotowości i dostatku wielkiego potrzebuje. Uka-
zował osobliwie i to, że się daleko weszło w czas roku,
droga daleka, żołnierz nie gotowy, pieniędzy nie brał, nie
1 okoliczności i względów. 2 list z 11 maja 1609, Bielowski,
Pisma 193. 3 odpowiedź; jest w Bibl. Raczyńskich, rkps 33 f. 40.
4 nareszcie, 28 maja 1609. 5 Ś w iątki Zielone, 7 czerwca:
6 ciasny, skąpy, pilny, 7 6 czerwca.
19

może się żadną miarą aż pod kopy 1 ru sz y ć ; nim granicy


moskiewskiej dojdzie, jesień, zimna, które tam prędko nad-
ścigną, faculłatem rei gerendae 2 odejmą. Przywodził przy­
kład pradziada króla jegomości Kazimierza, który mając
bardzo wielkie wojska społem z synem swym W ładysła­
wem, królem czeskim, u Wrocławia sromotnie skończył
przeciwko M atyaszow i3, nie przez co inszego, jedno że
późno na wojnę byli wyszli. Wspomniał to pan hetman,
że widział w królu jegomości, że gdyby res integra 4, dałby
się od tego odw ieść; ale iż w daleką się osławę zaszło,
wszystkiem u prawie św iatu ogłosiło, rezolwował s ię 5 po­
pierać i kończyć te zawody. Po pieniądze dla żołnierza
kazał za sobą w drogę posłać, jakoż w Parczowie odebrał
Brodecki na półtrzecia tysiąca usarzów i kozaków i tych
nie przywiózł do Lwowa, aż dosyć nierychło z kwarcia-
nemi razem.
Pod tym czasem w ziemi moskiewskiej w aryacya °, i od­
miana wielka w rządach się działa: bo szalbierz impo-
tenter 7 chciał panować, ciężary nieznośne kłaść, egzakcye 8
wielkie wyciągać. Nasi zaś, którzy przy nim byli, rozpust­
nie żyli, zabijając, mordując, gwałcąc, nie tylko czemu in­
szemu ale i cerkwiom nie przepuszczali. Zaczym nie mo­
gąc tych zbytków wytrwać, ci, którzy już byli do szal­
bierza ptzystali, jęli się od niego do Szujskiego przerzucać.
Dodało im tym więcej serca kniazia Michała Wasilewicza
Szujskiego Skopina fortunne powodzenie przeciwko naszym,
pierwej niedaleko Nowogrodka przeciwko Kiernożyckiemu,
potym i pod Twerem przeciwko panu Zborowskiemu i in­
szym, którzy z nim byli.
Ten Szujski Skopin w łeciech młodych, bo nie miał
lat jeno dwadzieścia i dwie. Ale jako o nim ludzie, co go

1 p o d kopy, pod czas zbierania siana. 2 sposobność działania.


3 Przeciw Maciejowi Korwinowi, królowi w ęgierskiem u, Kazi­
mierz Jagiellończyk prowadził od r. 1471 do 1478 w ojnę wraz z Wła­
dysławem , królem czeskim, swym synem.
4 rzecz nie była rozpoczęta. 5 postanowił. " zmiana,
niepoham owanie, samowładnie. 8 pobory podatków.
2*
znali, powiadają, wielkie miał dotes anim i et corporis1,
rozsądek wielki nie wedle lat, na męskim um yśle nic nie
schodziło, urody bardzo grzecznej. Będąc ten Skopin w o­
jewodą na Wielkim Nowogrodzie, wiedząc że z moskiew­
skich ludzi słabe i niepewne praesidium9, udał się do prak
tyki z Karolusem, książęciem sudermańskim. Karolus za
pieniądze z Moskwy posłane, wyprawił do niego Jakóba
Pontusa i Krysztofa Szurama :i z sześcią tysięcy Niemców,
Francuzów, Anglików, Szkotów, Szwedów. Tymi ludźmi,
mając przy nich też wojsko moskiewskie, jął Skopin w y­
pierać n aszy ch ; już to, jako się wspominało, Kiernożyc-
kiego, pana Zborowskiego. I acz mieli te siły nasi, że mo­
gli temu wojsku dobrze odpór dać, ale dla emulacyej 4 i nie­
sforności, która była między kniaziem Romanem Rożyń-
skim, hetmanem tego wojska, które stało pod stolicą,
a między panem Janem Sapiehą, który z częścią wojska
stał pod monastyrem Troickim, nie mogli ładu między sobą
znaleźć. 1 tak ich niezgodą rosły rzeczy i sława Skopi-
nowa, że co moskiewska stolica była w wielkim ścisku
i głodzie, z następowaniem SkopiDa odelgło5, żywności
poczęto z Rezany dodawać. Przed nastąpieniem Skopino-
wym była beczka żyta (jako cztery korce krakowskie) po
kilku dwudziestu złotych; nawieziono tak wiele, że po
trzy złote ją przedawano.
Ten był sta tu sG w Moskwie, kiedy się król jegomość
z Wilna ku Orszy ruszył. Pan hetm an w Wilnie nie by­
wając, z Brześcia na Słonim prosto ku Mińsku puścił się.
Z dziesięć dni czekał pod Mińskiem, zaczym tam król je­
gomość przyjechał7. Tamże zaraz na pryw atnej audyencyi
pytał się, quibus fundam entis in n ititn r8 król jegomość
z strony tego przedsięwzięcia ? są-li jakie świeże od bojar

I przymioty duszy i ciała. 2 obrona. 3 Szum m a, w ięk­


szość rękopisów ma: Summa. i współubiegania się.
5 odelgło, tak ma rkps Czart. 348; inne rkpsy mają: odległo,
odległe, lub odelgłe.
II stan rzeczy. 7 25 sierpnia 1609. 8 na jakich podstawach
opiera się.
sygnifikacye1 chęci ofiarowanych ? co się wie o Smoleń­
sku i o inszych niektórych potrzebnych rzeczach ? Którzy
otuchę królowi jegomości czynili, tym go zabaw iali: póki
z daleka, że bojarom trudno się ożywać, ale skoro się
osłyszą, że król jegomość w moskiewskich już granicach,
że wtenczas się mieli otworzyć z chęciami i afektami do-
bremi przeciwko królowi jegomości.
Listy tamże do Mińska przyszły od pana starosty wie-
liskiego2, który inslabat3, żeby co prędzej następować, iż
w Moskwie zamieszanie, zwątlone rzeczy, że okazya coraz
tym większa się otwiera, że Skopin zwiódł ludzi ze Smo­
leńska, zaczym nadzieja, że nie mając ludzi do obrony,
Smoleńsk się zda. Król jegomość, jako się z miejsca ru ­
szył, nigdzie dwóch nocy na jednym miejscu nie odpoczy­
wał, i u Mińska także nic się nie bawiąc, przenocowawszy
tylko, na Borysów ku Orszy pospiesznie, w niektórych ze
dwu jeden nocleg czyniąc, poszedł. Oprócz pana Stanisława
Stadnickiego kasztelana przemyskiego ludzi (który miał
Węgrów najwięcej, dosyć rozpustnych i s\yywaJnych) i roty
hetm ana nikogo jeszcze nie było na przedzie; gdyż czas
był na żołnierzy ciasny, nierychło pieniądze brali, nie m o­
gli się tak prędko wyprawić, a droga daleka, spieszyli
jednak, jak m ogli; najbardziej zagrzewał ich pan hetman,
częstemi uniwersałam i zasyłając po gościńcach, że już król
jegomość na przedzie, że się czas i pora wojenna schyla.
W Orszy pan kanclerz litew ski4 osobliwie solicytował5,
żeby jako najprędzej ku Smoleńsku następować. Nadeszli
już byli jego ludzie, których był na służbę króla jegomości
kilkaset wywiódł, i roty też n iek tó re; i zatym też urgebat8,
żeby się król jegomość w Orszy nie bawił. Bo acz na list,
który podstarości orszański pisał do Smoleńska, dając znać
o tym, że król jegomość idzie nic nie odpoczywając, od­
powiedzi nie d a n o ; jednakże już nad moskiewski zwyczaj
posłańca, który z listem jeździł, ludzko traktow ano; na-

1 oznaki. 2 Gąslewskiego. 3 nalegał, 4 Lew Sapieha,


5 pobudzał. 6 nastawał,
dzieją była czyniona, że ludzie wojenni z e sz li1, iż Smo­
leńsk miał się poddać. Zaczym tym pilniej, nie czekając
ludzi, którzy nadchodzili, ruszył się król jegomość z Orszy.
Pan kanclerz 2 z oną swoją rotą kilkaset człeka jazdy i pie­
choty poszedł przodem, coraz częstsze kartki pisał do pana
hetm ana, żeby co prędzej następować, okazyi dostania Smo­
leńska nie opuszczać; ponieważ ludzie, którzy mieli zamku
bronić, zeszli. Bardzo się ta festynacya 3 nie podobała panu
hetmanowi i panu wojewodzie bracław skiem u4, który był
w Orszy króla jegomości zajechał. A iż coraz dalej pan
kanclerz się umykał, pana przemyskiego 5 za nim puściwszy,
musieliśmy wszyscy postępować.
W dzień ś. M ichała0 pan kanclerz i pan przemyski po­
stąpili pod zamek, ostrzegając, żeby ich co niebezpiecz­
nego nie spotkało. Z tymi, które były przy panu hetm a­
nie, rotami stanął i on nazajutrz pod Smoleńskiem. Król
jegomość poczekawszy roty pana wojewody bracławskiego
i innych niektórych, trzeciego dnia potym w obóz, insze
niektóre ro t^ w tydzień, we dwie, we trzy niedziele
przyszły.
Położenie zamku Smoleńska siła ięh opisało, wymalo­
wało. Ja krótko o tym. Atoli na pozór dosyć jest ozdobny,
circumfereniia 7 kolo murów rozumiem, że jest przez ośm
tysięcy łokci, mniej albo więcej, z osobna zaś a m b itu s8
wież, bram s iła ; ale wież i bram w około jest trzydzieści
i osiem ; a między wieżami jest ściany po sto kilkadzie­
siąt łokci muru. Zamek smoleński ma fundam ent na dzie­
sięć łokci, na górze z obsadem łokciem może mniej być,
wysokość murów, jako można miarkować, trzym a blisko
łokci trzydziestu.
Posyłaliśmy z razu listy, do poddania zamku chcąc ich
przywieść, ale to było darmo. Bo Michajło Borysowicz
Szejn, który tam był wojewodą, w rokowanie i rozmowy
wdać się nie chciał. Prawda to była, że bojarów i strzel-
1 odeszli, 2 L ew Sapieha. 3 p ośp iech , naglenie. 4 Janow i
P otock iem u . 5 Stan. Stad nick iego. 0 29 w rześnia, 7 obw ód.
8 obw ód,
23

ców sm oleńskich w yszło było do w ojska Skopinow ego n ie ­


mało z kniaziem Jakóbem B oratyńskim i strzelców sm o­
leńskich k ilk aset zostaw ił był B o raty ń sk i na Białej, a z bo-
ja ry przyłączył się do w ojska Skopinow ego pod Torżkiein,
tam , gdzie Skopin najpierw szą m iał z panem Zborow skim
(szczęśliw ą naszym ) potrzebę. Je d n a k ż e zostało było i na
Sm oleńsku niem ało strzelców , tak że i bojar. In s u m m a 1
popisanych ludzi rozm aitych stary ch i m łodych było tam ,
jako się potym ukazało, przez dw akroć sto tysięcy. P rz e ­
szedł był jeden ło trz y k z M ohilowa, z O rszy-li, któ ry gdy
im pow iedział, że przy k ró lu jegom ości nie m asz ośm iu
tysięcy w ojska, mówili m iędzy so b ą : „Nas jest lepiej ni­
żeli do czterdziestu tysięcy godnych do boju, m y w ynidźm y
a pobijm y ich “ . Pow iadali nam to ci, k tó rzy się potym
z zam ku do n as przedaw ali. U fając tedy tej dużości m u ­
rów , gotow ości i aparato w i, k tó ry nie m ały był — dział
do trzechset, oprócz inszej strzelby, prochów , kul dostatek,
żyw ności gw ałt — nie chcieli się oblężeni w daw ać w żadne
tra k ta ty .
Zwiódł p an hetm an c o n siliu m 2 za w iadom ością króla
jegomości. Byli senatorow ie w szyscy, co ich było w obo­
zie, w okow ani do tego, kto jedno mógł co rozum ieć około
dobyw ania zam ków . Było kilku p rzy piechocie niem ieckiej,
k tó rą b y ł p an staro sta pucki przyprow adził, cudzoziem ców ,
k tórzy czynili profesyą, że się mieli z tym dobrze rozu­
mieć. Był jeden sta ry kolonel3, Szkot, k tó ry sp y tan y o sen-
teucyą, długo mówił, że to zw ierzyniec, nie zam ek, że to
łacno wziąć. D rudzy n iek tó rzy tak że pytani, lada błazeń-
stw y tuszyli go otw orzyć. Nie k o nkludując nic, żeby serca
ludzie nie tracili, tu szy ł i p an hetm an p a ła m 4 dobrze.
P riv a tim 5 królow i jegom ości p o w ie d z ia ł: że ta strzelba,
którą ma, m u ru ta k m iąższego 6 w edle p o trzeb y nie otw o­
rzy ; na p etard y 7 i podkopy, co n iektórzy radzili, żeby się
nie spuszczał, te fortele na u k rad k ę tylko idą, tu nieprzy-
1 W ogólności. 2 naradę. 3 pułkownik. 4 publicznie.
5 Prywatnie. B miąższef/o, grubego. 7 przyrządy do wysa­
dzania bram.
jaciel się ostrzegł, nic mu temi fortelami nie uczynim. Za-
czym króla jegomości przestrzegał, żeby się na to nie sa­
dził, a inszą raczej radę przedsięwziął. Król jegomość bę­
dąc persuasus1 od niektórych, że fortele mogą dobry
uczynić efekt, koniecznie kazał ich probować.
Przyszło tedy do tego, że wojsko porządnie rozpra­
wiwszy, przypuściliśmy z petardami do dwóch bram 2: pan
W ajher starosta pucki do kopyczyńskiej, gdzie żaden się
efekt nie stał; a pan Nowodw orskis do abrahamoskiej.
Przed bramami pobudował był od pola nieprzyjaciel zręby,
właśnie jako komory jakie, tak iż przez te zręby nie było
przystępu, chyba w około podle muru, ciasną uliczką, co
chłop mógł wyniść i konia wywieść. Przyszedłszy ku onemu
zrębowi, przyszło panu Nowodworskiemu z petardą iść
oną uliczką, i to schylając się do strzelby niższej, która
w murze była. Przysądził petard do pierwszej i drugi do
wtorej bramy, wysadził je obie. Ale iż jako przy takowej
sprawie huk był wielki, strzelba gęsta i z dział i różnej
strzelby, nie wiedzieliśmy, jeśli petardy jaki efekt uczy­
niły, bo widzieć się bramy nie mogło dla onego zrębu,
który ją zasłaniał. Zaczym ci, którzy byli na przedzie,
w onę ciasną uliczkę, nie wiedząc co się tam dzieje, nie
poszli. A nadewszystko, iż się było umówiło z panem No­
wodworskim, jeśli petardy efekt uczynią, iżby trębacze,
którzy przy nim byli, trąbieniem znak dali. Lecz ci trę­
bacze króla jegomości, których był dla tego z sobą pobrał,
w onyin tumulcie gdzieś się zapodzieli. Znak się nie dał
ludziom, i tak rozumiejąc jazda, że trąby nie słychać, iż
petardy nie uczyniły skutku, Odeszli n a z a d ; bo piechota
królewska, która była u bramy, już też była od niej od­
stąpiła.
Taki był skutek wielkiej onej nadziei z petardów. Nie
wielka jednak w ludziach szkoda się stała. To się działo

1 utwierdzony. 2 12 października. 3 N ow o d w o rski Bardo-,


miej, kawaler maltański.
przed rozświtem, jeszcze nie było w id z ie ć ; in in te n tu n i
strzelając, dw udziestu więcej człeka nas to nie kosztowało.
P otym zdało się królowi jegomości, żeby strzelbę do
niuru przystawić, więc minami albo podkopy probować.
Radził pan hetm an, żeby tego zaniechać, ponieważ to
efektu żadnego nie u c z y n i ; deklarował się, nie będzie-Ii
mogło być inaczej a rozkaże król jegomość, że prace i n ie­
bezpieczeństwa litować przytem nie będzie. Ale że za rzecz
niepotrzebną, co i skutkiem się potym okazało, rozumiał,
żeby te działa miały według potrzeby mur o tw o rz y ć ; a tym
mniej o podkopach, żeby jaki efekt miały uczynić, żadnej
nadziei niemasz, gdyż nieprzyjaciel dobrze się na nie
p rz y g o to w a ł; bo już od jednego, k tó ry się z zam ku prze-
dał, wiedziało się, że nieprzyjaciel w około m uru od pola
pod ziemie podle samego fun d a m e n tu poczynił słuchy, za-
czym już był przezpieczen od tego nieprzezpieczeństwa.
Radził raczej, poniew aż wojska m am y tyle (bo też pra­
wie w tenczas przybył był z kozakami zaporozkiemi Olew-
czenko, których było pod 30.000), przeto tedy osadziwszy
Smoleńsk fortami, iżbyśmy szli ku stolicy do głowy. Tam
w świeżym razie za postrachem mogłaby się podać okazya,
że i ci bojarowie, którzy przedtym chęci swe królowi je ­
gomości ofiarowali, za zbliżeniem się króla jegomości ozwa-
liby się. A od tych b o :ar, którzy byli przy szalbierzu,
a było ich niemało i zacnych ludzi gotowych przeciwko
królowi jegomości chęci, mieliśmy dostateczną wiadomość.
Patrzało się na to, że zabaw iw szy się pod Smoleńskiem,
zajdzie się i w czas długi i w koszt zatym wielki, którego
na początku już nam zaraz nie bardzo stawało. Z odejścia
od zamku, kiedy go osadziw szy odejdziem, sromoty nie
będzie żadnej. Dawał i przykład, jakośm y byli uczynili
z Soczawą,2 pod którą przyszedłszy, gdyśm y się osądzili,

1 z Soczaw ą. W roku 1600 Michał hospodar w łoski zajął Sn-


czawę. Zamojski i Żółkiewski, zostawiwszy oddział pod Suczawą,
wtargnęli do Wołoch i zadali Michałowi klęskę pod Targowesztem
(por. A rchiw um Jana Zam ojskiego, 1, str. XXXV).
że dział do tłuczenia m uru nie mam y, w idząc jaka była
potęga w zam ku, osadziliśm y ludźm i, fort także p o sta ­
w iw szy, że i w ychodzić z zam ku nasi im nie dali, i drogę
posłańcom , kupcom i innym przybyłym m ieliśm y za sobą
w olną. Taż racy a i tu b y nam s łu ż y ła ; bo we trzech for
tach zostaw iw szy kilk an aście se t człeka, w ychylić się ze
Sm oleńska nikom u nie dadzą. Bo w Sm oleńsku ludzi do
bronienia m urów było dosyć, ale do pola nie mieli nic ta ­
kich ludzi, k tó ry ch b y w ypuszczać mogli. Zaczym droga
przechodzącym za w ojskiem będzie przezpieczna.
Z razu podobało się to było królow i jegomości. Jakoż
częstokroć w spom inał, żałując, że tak nie uczynił. Czy­
niono m u otuchę, że strzelb ą albo podkopy miał w ziąć
Sm oleńsk. Ale ta nadzieja, jako się w yżej w spom niało,
w niw ecz poszła.
K iedyśm y ju ż w czas się zaw iedli, działa co najcel­
niejsze, kilkakroć jeno z nich strzeliw szy, popadały się,
piechota w szańcach jedna pochorzała, insza się porozbie-
gała, n iektórych też pobito, poraniono.
Przypom inał po niem ało razów pan h etm an królow i je­
gom ości, chce-li tego zam ku dostać, że nam potężnej strzelby
i piechoty, której bardzo o male, więcej potrzeba. P rzy ­
pom inał, żeby posłał po rzem ieślnika, iżby te działa po-
psow ane przelać. Ale z stro n y przyczynienia piechoty w y­
m aw iał się król jegom ość niedostatkiem , że nietylko n o ­
wej za co przyjąć, ale i tej trosze czym płacić niema.
O działa rozm aite tak że n am ysły były, i już był kazał do
Rygi po dobrego m ajstra pisać, ale n a nieszczęście zabito
go tam że w Rydze. I ta k to stanęło, że nic z tego prze­
lania dział. Iż jednak było kilka sztu k w R ydze dział go­
tow ych, kazał ich przyprow adzić król jegom ość; jakoż
przyprow adzono je w odą, D źw iuą rzeką, a potem Kasplą 1
k u górze za sześć mil tylko w ysadzono je na ląd od Sm o­
leńska.
Pod M oskwą zaś, jakom w yżej w spom niał, Skopin b a r­
dzo fałdów naszym przysiadł, żyw ności im, budując gródki,
1 K a sp la , l e w y dop ływ Dźwiny.
bronił, a zw łaszcza tym , k tórzy z panem Sapiehą pod
Trójcą stali. Kusili się oń k ilkakroć pod K ołaczynem mo-
nasterem i u A leksandrow ej Słobody, ale za gródkam i da­
w ał im dobry odpór, b 'tw y nie zw odził z nim i, jeno ich
tak tem i gródkam i ściskał. Gródki te były na k szta łt for­
tów, albo kasztelów jakichsiś. Szum tego fo rtelu M oskwy
nauczył, bo iż w polu byli im nasi srodzy, za tym i inu-
nicyam i, z którem i nasi nie w iedzieli co czynić, byli loco
t u t i 1 a w ycieczki czyniąc z tych gródków n a picow niki 2,
nie dali się nigdzie naszym w ychylić.
Jak ie było poselstw o pod M o sk w ę8 króla jegomości,
więc i jakie poselstw a od tam tej braciej naszej do króla jego
mości, łacno z kopii tego dostać. Chcieli zgoła od króla jego­
mości rzeczy niepodobnych. I n asze poselstw o więcej złego
niźli dobrego nam tam p o ro b iło ; bo szalbierz przestraszony
u c ie k ł4, zaczym m ieszanin moe. Szalbierz z Kaługi obiet­
nicam i jako zaw zdy, tak i w tenczas był bardzo hojny.
A w tej m ieszaninie zam ki jęły się od niego zm ieniać,
Szczepuszów B, Borow sk przedały się do Szujskiego, potym
i Możajsk. P an S a p ie h a 8 też nie m ogąc strzy m ać dłużej,
ustąpił z obozu od Trojce do D ym itrow a, a potym gdy
Skopin przecie nań nie nacierał, u stąp ił i z D ym itrow a.
Nasi też w obozie pod M oskwą, nie k o n ten tu jąc się re-
sponsem króla jegom ości, że im onych rzeczy niepodobnych
nie pozw olono, zapaliw szy obóz, poszli precz do Osipowa
i W ołoka. Strzelbę, k tó rą w obozie mieli, zaprow adzili do Osi­
powa. W ypraw ili znow u do króla jegom ości poselstw o, także
onych niesłusznych i niepodobnych rzeczy popierając. Król
jegomość pozw olił, co mogło być p o z w o lo n o ; ale oni (iż też
już kniaź R ożyński podczas tego poselstw a był um arł), nie
chcąc się m oderow ać, jęli się rw ać 7. Część co znaczniej-
1 u b ezpieczen i położen iem .
2 na p ic o w n ik i, na furażerów (zbierających żyw ność).
:l p o d M oskw ę, t. j. do obozu sam ozw ań ca i trzym ającego z nim
rycerstw a polsk iego.
1 6 styczn ia 1610 do K aługi. 5 t. j. Sierp u ch ów .
0 S a p ie h a Jan Piotr.
7 rozryw ać się na d w ie partje, na dw a różne obozy.
28

szych z panem Zborowskim przy królu jegomości, a nie­


równie większa do szalbierza na jego zwykłe obietnice
udali się, A kiedy irn obietnic nie iścił, wskazał do pana
hetm ana Janikowski, jeśliby to było ku lepszemu króla je­
gomości, że mu chcą uciąć szyję, a Kaługę na króla jego­
mości zatrzymać. Z pewnych respektów zdało się królowi
jegomości, żeby go nie zabijać. Bo iż zamki niektóre i siła
gminu moskiewskiego dzierżą się g o ; gdyby był zniesion,
o to szło, iżby się te zamki nie rychlej do Szujskiego,
niźli do nas przedały.
Więc i to przypadło, że Skopin, kiedy nalepiej miał
rzeczy poDierać, umarł struty (jako zrazu udawano) z po­
rozumieniem Szujskiego z emulacyi,1 która była między
nim i; pytając się jedoak o tym, tak się najduje, że febrą
umarł.
Jednakże, iż Skopin do pierwszych był zaciągnął znowu
cudzoziemców, kilka tysięcy Francuzów, Anglików, Szko­
tów, ci idąc od Nowogrodka, kozaki nierządniki wypło­
szyli ze Rżowa, z Staryce, potym i pod Osipów przy­
szedłszy petardem wysadzili bramę. Ale nasi, którzy lam
byli z Ruckim, mężnie ich w yparli; przez swą jednak nie­
sforność i bunty, miejsca tego potym, nie mając najmniej­
szego gwałtu, odeszli i sami dali się nieprzyjacielowi m ar­
nie p o ży ć; sromotnie drudzy, kto mógł, pouciekali, a wiele
ich pobito, wiele pojmano, bez żadnej przyczyny, bo i nie
dobywał ich nieprzyjaciel, w kilka mil od nich le ż a ł; i od­
siecz pan Zborowski z panem Kazanowskim gotowi im byli
dać, i już się byli na to skupili.
Kiedy już poczęły być takie sukcesaa Szujskiego, na­
sze rzeczy ściśnione i zgoła zwątlone, była rada in senatu 3,
aby mógł być przez traktaty jaki honestus receptus4. I zdało
się, żeby do bojar dumnych od senatorów in omneiu even­
tual 6 napisany był list o ujęcie krwie i o zastanowienie
między państwy. Koncypowany 6 ten list był i posłany przez
1 z współubiegania się, zazdrości. 2 powodzenia. 8 rąda
senatorów. 4 godziwe wycofanie się. 5 ną wszelki wypadek.
6 Ułożony. » ’
Śliźnia, komornika jego królewskiej mości, który gdy przy­
jechał do Carowa Zamieścia, pan Dunikowski, który tam
leżał z pułkiem pana Ludwika Wajhera, posłał do Możaj-
ska, dając znać, że gończyk idzie, iżby przeciwko rdemu
wysłali. Byli już natenczas z niemałym wojskiem w Mo-
żajsku kniaź Andrzej Galiczyn i kniaź Daniło M ezecki;
dosiągszy nauki od Szujskiego, odpisali, żeby Ślizien nie
jeździł, bo jeśli przyjedzie, uczyni to na swą szkodę. Do­
łożyli w liście: że hospodar wielki żadnych posłów od
króla jegomości przyjmować i zsyłać się z niemi nie chce,
ażby wyszedł z państw moskiewskich. Tak się już był na­
dął onemi successibus1 i onym wojskiem cudzoziemskiem,
którego miał do ośmiu tysięcy; więc wojska moskiewskie
kupił, kniazia Dymitra brata swego nad niemi przełożyw­
szy. Tatarów też, po których posłał, oczekiwał, stąd nie­
wątpliwie zwycięstwo sobie obiecywał.
A iż mu się było powiodło na inszych zamkach, iż je
tak łacno rekuperował, spodziewał się i Białą także wziąć.
Kniazia Cbowańskiego i kniazia Jakóba Boratyńskiego
z moskiewskim wojskiem, a Edwarda H ornostajna2 cudzo­
ziemców, którzy byli świeżo Osipow i Wołok wzięli, tam
podesłał. Zamek Biała świeżo przez staranie pana starosty
wieliskiego 8 dostał się był do rąk króla jegomości za wy-
morzeniem Moskwy głodem. Tamże i wtenczas był pan sta­
rosta wieliski, miał przy sobie kilkaset żołnierzy, kozaków
też pod tysiąc. Dał im harc. W polu zdarzyło się dobrze
naszym. Gdy mocą podstąpili pod zamek, strzelbą ich szko­
dził. Prochu a żywności iż mało co miał, pisał a pisał,
prosząc o ratunek, że tygodnia nie może dłużej oblężenia
wytrwać.
Wspomniało się, jako wojsko naszych ludzi, które pod
stolicą przy szalbierzu było, za jego do Kaługi ucieczeniem,
a odstąpieniem pana Sapiehy od Trojce do zamieszania
przyszło i ku Osipowu i Wołoku ustąpiło. Ze śmiercią

1 powodzeniam i. 2 H ornostajn; innym razem zwie go autor


krótko Horn. 3 Gąsiewskiego.
30

kniazia Rożyńskićgo tym większa stała się konfuzya. NaWet


w Chlipinie rozerwawszy się, jedni (jako się wspomniało)
do szalbierza poszli, część ich mniejsza, ale co przebrań-
szych, z panem Zborowskim pułkownikiem swym na służ­
bie króla jegomości zostali, za przypowiedzeniem in certis
conditionibus 1 służby, i za darowaniem od króla jegomości
sto tysięcy złotych. A kiedy tamci ich towarzysze poszli
ku Kałudze, oni, iż też już Szujskiego cudzoziemski żoł­
nierz, świeżo od Skopina zaciągniony, przyszedł był do
Rżowa, stam tąd także i z Starycy i z Zubczowa wyparł
ich, udali się na stronę króla jegomości. Kozacy umknęli
się z Chlipina do Szujska, między Wiazmę a Carowo Za­
mieście.
W Wiazmie był pan Marcin Kazanowski pułkownik,
przy sobie miał pod ośmset ludzi wolnych, pan Samuel
Dunikowski stał w Carowym Zamieściu, mając też z sobą
koło siedmiuset ludzi. I tak po różnu stali, a słychać było,
że co dalej, tym bardziej się wojska moskiewskie k u ­
piły, m ocniły; rzecz sama ukazowała, że trzeba było po­
siać kogo cum authoriłate 2, żeby ich skupił i w porządek
wprawił. Na tym stanęło, że król jegomość zlecił panu wo­
jewodzie bracław skiem u8, żeby wziąwszy z sobą część
wojska szedł i złączył się tam z tymi ludźmi, którzy na
przedzie byli, dla uczynienia w strętu wojsku nieprzyjaciel­
skiemu. Więc i to było w konsyderacyi4, gdyby tam kto
był cum authoriłate B, nadzieja była czyniona, że bojarowie
moskiewscy z onemi obiecanemi chęciami mieli się ożywać.
Podjął się pan wojewoda bracławski tego. Lecz zaś, czyli
dla niesposobnego zdrowia, które miał słabe, czyli też
7 inszej jakiej przyczyny, targował się z królem jegomością
o ludzie, których chciał z sobą wielki poczet wziąć, więc
de praemiis 6 i sobie, i tym, którzy z nim mieli iść. I tak
z tej drogi jego nie było nic. Kiedy już Moskwa z cudzo­
ziemskim żołnierzem jęli mocno nacierać, z Wołoka, jako
1 na pew nych warunkach. 2 mającego znaczenie, powagę.
3 Janowi Potockiemu. * na uwadze. 6 miał pow agę, wpływ.
0 o nagrody.
jest w spom niono, i z Osipowa n aszych w yparli, rozg ro m ili;
a o kniaziu D ym itrze słychać było, że w M ożajsku w ojska
k u p ił; w idząc k ról jegom ość rzecz pełną niebezpieczeństw a,
bo gdyby się było na tych ludziach, k tó rz y w W iazm ie,
u Szujska i u C arow a byli, M oskwie pow iodło (a za ich
niesfornością i różnem i stanow iski było do tego podobień­
stwo), jużby było i u Sm oleńska tru d n o się o s ta ć ; rozkazał
tedy p a n u hetm anow i, żeby część w ojska z sobą w ziąw szy,
k tó ra część dobrze m niejsza była, niźli p an u w ojew odzie
bracław skiem u była pozw olona, szedł i kup ił się z tam tem i
ludźm i, i z niem i przeciw ko w ojskom nieprzyjacielskim
służył. Acz się w tym poczuw ał p a n h etm an, że z m ałą
garścią ludzi pr»ychodziło m u iść na p ew ne o d k ry te nie­
bezpieczeństw o, w olał jed n ak puścić się n a odw agę, niźli
u Sm oleńska baw ić, którego e k s p u g n a c y ą 1 zaw żdy w idział
być tru d n ą, gdyż gotow ości i potęgi takiej n ie było, za
k tó rą m ogła być nadzieja w zięcia tego zam ku. P an w oje­
w oda zaś bracław ski w polnych potrzeb ach m iał dośw iad­
czenie, ale ekspugnacyi zam ków najm niej nie b y ł w iadom y,
lekce w ażył te n zam ek, k u rn ik iem go zw ał, i ra d był, że
mu za odjazdem hetm anow ym p ro k u racy a 3 dostała się tego
zam ku.
P an hetm an nap isaw szy do tych pułkow ników , którzy
na przedzie byli, żeby się do k u p y ściągali, cztery tylko
dni w ziąw szy n a zw iedzenie z d e re w n i3 Czeladzi różnej,
n a pokow anie koni, n a n ap raw ę w ozów , puścił się w tę
drogę. Tegoż sam ego dnia, g dy n a k oń m iał w siadać, przy-
bieżono od p an a sta ro sty w ieliskiego, dając znać o oblęże­
n iu Białej i kilku Szkotów w ięźniów przyw iedziono. Z a ra ­
zem dołożyw szy się króla jegom ości, piechotę z działy,
z wozm i, k tó rzy już byli w p ro st w drogę k u W iazmie
poszli, w róciw szy, dla ra tu n k u sw oich k u Białej powrócił.
M oskw a i cudzoziem cy w idząc, że in ak sza sp raw a niźli
u Rżow a, u Osipow a, że się im dobrze p an sta ro sta w ie-
liski staw ił, w ięc też osłyszaw szy się o n astęp o w aniu woj-

1 zdobycie. 2 kierowanie oblężeniem. 3 z derewni, ze wsi.


ska z panem hetmanem, strwożyli się. Zaraz kilkanaście
Anglików przedali się do zamku, a insze wojsko, tak cudzo­
ziemskie, jak i moskiewskie, nazad pospiesznie poczęli się
ustępować bu Rżowu i za wodę się przeprawili.
Pan hetm an pod Białę przyszedł 14 J u n ii1. Tam dwa
dni odpocząwszy, szóstym dniem przyszedł do swych lu­
dzi, którzy się już byli w Szujsku skupili, i nad rzeką,
która tam jest, stanąw szy, obóz swój w około kobyleniem
obstawili. Przyłączyło się było do nichże za pana hetm a­
nowym pisaniem kozaków wolnych dwa pułki, jeden
z Piaskowskim, sługą książąt Zbaraskich, a drugi z łwa-
szyną niejakim. Było w tych obu pułkach przez trzy tysiące
ludzi i takich i siakich.
Że nasi tymi kobylinami się obstawilf, przyczyna była
bliski nieprzyjaciel; gdyż kniaź Dymitr Szujski, lubo to
oczekiwając Pontusa, który na Moskwie się był zatrzym ał,
targując się z carem o pieniądze, bawił się jeszcze w Mo-
żajsku. Ale podesłał był do Carowa Zamieścia, dwie mili
tylko od Szujska, wojsko z kniaziem Jeleckim i Hrehorym
Wcłujewym. Którego wojska, jako potym sam Wołujew,
który wszystkim władnął, powiadał, było dziesięć tysięcy.
Myśmy go kładli na ośm tysięcy jezdnych i pieszych.
Był ten umysł kniazia Dymitra, takrocznym 2 fortelem
Skopinowym nas wyciskać. Przeto tak był rozkazał Wołu-
jowi, żeby grodek u Carowa postawił, jakoż z wielką
prędkością uczynił to Wołujew.
U Szujska tylko przenocowawszy, nazajutrz ruszył się
pan hetm an ku Carowu, bo chcieli przyspieszyć, żeby się
nie dopuścić Wołujowi w tym grodku ufortyfikować. Ob­
chodząc mosty, które tam są bardzo długie, przyszło okól­
nie panu hetmanowi chodzić. Więc że żołnierz pułku pana
Zborowskiego, jako to przez długi czas nałożył się był
w wojsku swawolnym, był insolens obsequii'3, musiał się
z nimi pan hetm an bawić, obsyłać, i przecie z nim nie

1 14 czerwca. 2 zeszłorocznym. 3 nieprzywykły do po­


słuszeństwa.
poszli. P ana Kazanowskiego i pana Dunikowskiego pułk
z sobą w ziąw szy i kozaki, podstąpił milę pod Carowo.
Wojsko postanowiwszy, chcąc mieć rem exploratamx, żeby
ślepo nie szedł, sam się chcąc przypatrzyć, jako się n ie ­
przyjaciel położył, ku wieczorowi w ziąwszy z sobą pod
tysiąc człeka, podjechał ku Carowu.
Carowo Zamieście założył był car Borys nad rzeczką,
na której zbudow ał staw i groblą okrutnie szeroką (jako
jego wszystkie m agnifica2 b u d o w a n :a) usypał tak, iż pod
sto koni może na czoło iść po grobli. Za którą g rob 'ą pod
lasem, n a kilka jakby staj z dobrego f a lk o n e tu 3 donieść
może, Wołujew postawił był grodek.
Od naszego obozu jadąc, przyszło się spuszczać k u
miasteczku, którfc było zapalone. Wołujew postrzegłszy nas
na onej górze, wywiódł do trzech tysięcy ludzi jezdnych
i pieszych na onę groblę. Tamże na grobli jęli się ścierać
z naszymi. Zdarzyło się naszym, że ubito Moskwy do dzie­
siątka i pojmano rotm istiza jednego, drugiego Strzelca.
W naszych n e było szkody żadnej, dwaj trzej i to n ie ­
szkodliwie ranieni. I nie wiedziel by o nas, cośmy za lu­
dzie, by nie zdrajca Moskwicin od nas się przedał do nich.
Od niego wziąwszy sprawę, że tu jest hetm an, bali się
podsady4, której nie było. 1 ganili to żołnierze baczni po-
tym panu hetm anow i, że się w takie niebezpieczeństwa
wdał. Atoli Wołujew bojąc się podsady, natrzeć nie śmiał
i owszem ludziom wracać się kazał ku grodkowi. P a n h e t­
man, iż też już oglądał był i przypatrzył się wszystkiemu,
o co szło, kazał trąbić na odwrót. Tak godzina w noc w ró­
cił.śmy do obozu.
Nazajutrz, 24 J u n ii b, to jest w dzień świętego Jana,
ruszył p an hetm an wojsko ku Carowu. Obóz się stanowił
na onej górze, z której do miasteczka widać było. Na
onym pogorzelisku, na końcu grobli, kazał się stanowić
piechocie, kozacy po drugą stronę m iasteczka niżej nad

1 dokładną w iadom ość. 2 w span iale. 3 z fa lk o n e tu , z działa.


4 zasadzki. 5 24 czerw ca.
Bibl. Nar. Nr. 12 (Ż ółkiew ski: P am iętniki). 3
tym błotem stanowili się. I ten był umysł pana hetm ana:
w dzień stać na tym stanowisku, a w nocy dopiero przez
groblą przejść i tam za grodkiem na możajskiej drodze
wojsko położyć, żeby sposób i nadzieję ratunku Wołujowi
odjąć. Lecz jako w inszych, osobliwie w wojennych spra­
wach, nie zawzdy tak bywa, jako kto sobie w głowie
uknuje, toż się i wtenczas stało. Wołujew trzym ał swoich
ludzi w grodku, może być ze sto koni, którzy jeździli tuż
przy samym grodku. Na grobli był most na upuście, który
kazał zrzucić, a na grobli samej na boku w rowkach, któ­
rędy woda była dżdżowa wypłókała, i w chaszczy1, która
była w niz groble, i prawie jakby ściana z groblą złą­
czona, zasadził kilkuset strzelców, których widzieć od nas,
póki się nie poczęli ruszać, nie możono.*To uczynił Wo­
łujew eo consilio 2, wiedząc natarczywość ludzi naszych,
że się spodziewał, iż mieli na tę groblą, jako i wczora bez­
piecznie wjechać i od tych zasadzonych strzelców ex insidiis 3
szkodę odnieść. Ale to nie poszło, bo choć ludzi widać
nie było na grobli, mając jednak pan hetm an podejrzaną
chaszcz, która była przy grobli, zakazał, żeby nikt nie
jeździł i nie chodził na groblę. Moskwa, którzy w onych
rowkach na zboczy grobli in insidiisi byli, widząc, że nasi
stanowią się i na groblę nie idą, utęskniw szy się, jęli je­
den do drugiego z rowków przebiegać. Nasi, którzy tego
pilnowali, postrzegli ich, potym iż się zdało nietylko con-
tumeliosum 5, ale żebyśmy w k ontem pt6 od nich nie przy­
szli, patrząc tak blisko na się, nie śmieć się o nie
kusić, kazał pan hetm an sporządzić się piechocie i koza­
ków zpieszyło się kilkuset. Zaszli jedni po drugiej stronie
grobli, jakby stawem, bo miejsce było przystępne, staw
był naderwany. Moskwa, która była po drugiej stronie
grobli, nie postrzegli tego, że się do nich nasi skradają,
i skoro się z nimi zrównali, jedni groblą w odkrytą do
nich wskoczyli, ci zaś z pod grobli na groblę wtargnęli,

1 w chaszczy, w zaroślach. 2 w tym celu. 3 z zasadzek.


1 w zasadzkach. 6 hańbiącem. 0 w pogardę.
strzelać, bić. Moskwa zaraz oną ehaszczą uciekać, nasi
gonić. A iż tak rześko piechota nadskoczyła przez rzekę,
przez którą konnym nie było przebytu, bo most, jako się
wspomniało, był od nieprzyjaciela przerzucony, obawiając
się pan hetm an, aby piechota za oną swoją skorością do
niebezpieczeństwa nie przyszła, kazał most co prędzej
skłaść. Jakoż stało s*ę w lot i zaraz jeździe kazał dla ra ­
tunku piechoty przychodzić. Przeprawiło się niemieszkanie
z tysiąc koni. Wołujew, gdy obaczył swoją piechotę ucie­
kającą od grobli, naszę prędko za nimi następującą, chcąc
i swą ratować, i naszę, widząc ich sine praesidio 1 jazdy,
znieść, wypuścił z gródka do trzech tysięcy ludzi jezdnych
i pieszych. Lecz iż nasza jazda prędko się przeprawiła,
zwiedli z nimi ne? onym polu, które było pod samym grod­
kiem, bitwę i rozgromili ich nasi, że jedni do gródka,
drudzy po bok gródka jęli uciekać. Tak piechota nasza
odratowana.
W onej jednak potyczce nie było bez szkody, do kilku
dwudziestu naszych zabitych i poranionych, a między in-
szemi pan Marcin Wajher, dworzanin króla jegomości, mło­
dzieniec grzeczny, postrzelony głowę tamże położył. W Mo­
skwie nierównie większa szkoda i więźniów ich żywcem
do kilkunastu pojmano.
A że i tak z przypadku raczej, niźli z umysłu i ta po­
trzeba zwiedziona, i grobla, o której przejście większej
trudności pan hetm an spodziewał się, opanowana, kazał
tym lepiej most naprawić i częśćwojska tam zaraz za
groblą przeciwko grodkowi postawił. A nazajutrz ze w szyst­
kim wojskiem przez groblą przeszedłszy, na wielkim szlaku
od Możajska, którędy posiłków Wołujew oczekiwał, położył
się Bo i pułk pana Zborowskiego posłyszawszy, że się pan
hetm an z nieprzyjacielem ściera (było tam siła ludzi do­
brych rycerskich, którzy żałowali, że przy tych potrzebach
nie byli), tegoż dnia z panem hetmanem się złączył.
Było niektórych zdanie, żeby do gródka szturmem

1 bez osłony.
3*
ludzie przypuścić, ukazując, że nieprzyjaciel strwożywszy
się nie miał razu wytrwać. Ale pan hetm an, widząc rzecz
niebezpieczną i pełoą wielkiej trudności, gdyż nieprzyjaciel
dobrze się był ufortyfikował, a moskiewski naród są b ar­
dzo pertinaces1 do bronienia, wiedząc od więźn'ów, że
żywności o male to wojsko ma, bo jedno tym żywi byli,
co kto w ta jstrz e 2, albo w sakwach z sobą przyniósł,
oblężeniem chciał ich do poddania przycisnąć. Ażeby żyw ­
ności i dla nich i dla koni obronić3, kazał grodki małe
in locis opportunis4 postawić, także drzewa wkopując,
a rowem one grodki okopane były capaces5 sta człeka,
osobliwie przeciwko temu miejscu, gdzie wody dostawali.
Osadzi! one grodki część piechotą, część kozaki; więc
w niedostatku piechoty i jazda widząc istius rei necessi-
ta tem 6 pacholikami bronili im wyjścia. Bo kusili się na
każdy dzień po kilkanaście razy, czyniąc wycieczki. Ale
im to nie szło, bo nasi z onych grodków odstrzeliwali ich,
osobliwie u wody. Jako potym sam Wołujew powiadał, do
pięciuset człeka im pobito. I w naszych jednak, zwłaszcza
piechocie, nie było w tych częstych utarczkach bez szkody.
Będąc Wołujew tym sposobem ściśniony, posyłał a po­
syłał. Nocą wykradali się lasy posłańca do kniazia Dymitra
Szujskiego, który był pod Możajskiem, stam tąd mil dw a­
naście, dając znać o swym niebezpieczeństwie i, jeśliby
prędko nie był ratow an, że dla niedostatku żywności woj
ska zatrzym ać nie może. Bo i tak już niektórzy poczynali
rokować z Moskwą, która była przy panu hetmanie.
Zaczym kniaź Dymitr Szujski, zabrawszy się z woj­
skiem tak swym jako i cudzoziemskim, gdyż Pontus z Mo­
skwy już był za nimi przyszedł, ruszył się ku Carowu Za-
mieściu pełen dobrej nadzieje, że wielkości i potędze jego
wojska, której bardzo dufał, nasze, o którego małości wie­
dział, wytrzymać nie mogło. Poszedł nie tym wielkim szla­
kiem, ale Irochę okolno ku Kluszynu, bo z tamtej strony
] wytrwali. 2 w tajstrze, w torbie. 3 obronić, nie do­
puścić. 4 w dogodnych miejscach. 8 przestronne na 6 tej
rzeczy potrzebę.
snadniej mu było z Wołujewym znosić się. Więc i Edward
Hornostajn z wojskiem cudzoziemskim, z którym był świeżo
przyszedł od Rżowa do Pohorylej, na tam ten mu szlak
przychodził.
Była sława w wojsku naszym o wielkości i potędze
wojska nieprzyjacielskiego i obawiali się niektórzy tego,
żeby nas wielkością swą nie ścisnął. Były i po wojsku
rozmaite mowy przeciwko panu hetmanowi, że mu świat
zmierzi i wojsko chce z sobą zgubić. Pan hetm an zaś w, tak
ciężkich razach widząc, że na tym wszystko należało kró­
lowi jegomości i rzeczypospolitej, jaką fortunę z kniaziem
Dymitrem Szujskim Pan Bóg zdarzy, resolwował się 1 sku­
sić z nim szczęścia. Bo receptus 2 nietylko nie uczciwy,
ale i bezpiecznie nie mógłby być. Ustawicznie zwiedał
przez posyłki o ruszeniu się kniazia Szujskiego od Możajska.
Pan N iew iadorowski8 rotm istrz, który był posłań pod nie­
przyjaciela dla wiadomości, dostawszy kilku synów bojar­
skich, co w stronę od wojska dla żywności chodzili, wrócił
się rano 3 J u lii 4 z onymi więźniami, którzy dali dosta­
teczną sprawę, że nocy przyszłej miał kniaź Dymitr u Kłu-
szyna nocować.
W tym też i Francuzów i Szkotów pięć przybłąkało się
do wojska. Byli ci od tych ludzi, nad którymi był Edward
Hornostajn. Ci takoż dali sprawę, że już się wojska sku-
Piły.
A iż, jako się wyżej wspomniało, i przedtym jeszcze
w Białej kilkanaście, a potym kilkadziesiąt tych cudzo­
ziemskich żołnierzy przedało się było do nas i czynili na-
dzieję, gdyby do nich pan hetm an napisał, że miało się
więcej przedać; nie chcąc pan hetm an okazyi zaniedbać,
ażeby ich mógł zamieszać jakokolwiek, albo rozerwać, uda-
rowawszy jednego Francuza, który się tego podejmował,
napisał do nich list łacińskim językiem ; który, iż krótki,
zdało mi się go od słowa do słowa wypisać. „Intei nationes

1 postanowił. 2 odwrót. 3 N iew iadorow ski, — Rękopisy Czart.


1348 i 1577 mają Niewiadowski. i 3 lipca.
nostras nulla unquam intercessit hostilitas. Reges nostri
semper fueriint atque etiam nunc sunt invicem amici. Cum
nulla sitis injuria a nobis laesi, iniquum est, quod haeredi-
tarios hostes nostros, Moschos, contra nos juvetis. Quantum
ad nos attinet, in utramque partem parati sum us. Hostes
an amicos nos esse m alitis? Vos ipsi considerate. Valete“
Odprowadzony był on Francuz pod wojsko Hornostaj-
nowe, nim się był jeszcze Hornostajn z kniaziem Dymitrem
złączył. Ale mu się nie powiodło nieborakowi, bo Horno­
stajn dowiedziawszy się o nim, kazał go obiesić. To sie
jednak tym sprawiło, że tam przecie były semina alienacyi2
żołnierzów przeciwko wodzowi.
Gdy tak już, jako się wspomniało, wziął pan hetm an
sprawę i od języków i od Francuzów o zbliżeniu się woj­
ska nieprzyjacielskiego, zwołał wszystkie rycerstwo do rady.
Tamże przełożywszy o wiadomościach, jakie były, że już
wojsko jedno we czterech milach nieprzyjacielskie u Kłu-
szyna, proponował, coby było lepszego, jeśli zostawiwszy
przy oblężeniu gródka część wojska, przebrawszy się, pot­
kać nieprzyjaciela w drodze, czyli go na miejscu czekać?
Były różne sentencye, jako to bywa. Bo jedni patrząc
na małość wojska naszego, że nie było czego dzielić, uw a­
żali : żeby w małości rozdwojonych, nieprzyjaciel nas nie
p o ż y ł; więc za odejściem wojska naszego, żeby ci co
w gródku, poczuwszy o tym, na obóz, rozumiejąc że w nim
słabe praesidium ,3 nie uderzyli. Było ich jednak nie mało,
którzy rozum ieli: obóz osadziwszy jako być może, potkać
w drodze nieprzyjaciela; gdyż przypuściwszy go blisko,
możeby bitwy nie zwodząc, gródkami, jako czynili u Ale-
ksandrowej Słobody, u Trojce, u Dymitrowa, ściskając,
1 Między narodami naszemi nigdy żadna nieprzyjaźń nie zacho-
chodziła. Królowie nasi zawsze byli, a i teraz są sobie wzajemnie
przyjaciółmi. Skoro zaś przez nas w niczem nie zostaliście pokrzyw­
dzeni, niesłuszna jest, iż dziedzicznym naszym nieprzyjaciołom,
Moskwie, przeciw nam pomagacie; Co do nas, my na oba wypadki
jesteśm y przygotowani, rozważcie tedy, czy chcecie nas m ieć przy­
jaciółmi, łub nieprzyjaciółmi. Bywajcie zdrowi.
2 nasiona, początki niechęci. 3 obrona.
39

żywności bronić, tak broni nie dobywając, łacnoby nas


zwalczyli.
Pan hetm an nie konkludując ani na tę, ani na owę
stronę, wziął sobie na dalszy rozmysł. Rozkazał jednaką
że gdyby było rozkazano do ruszenia się, żeby gotowi
byli. Bo acz miał już u siebie za rzecz zaw artą potkać
w drodze nieprzyjaciela, zwłoczył jednak, póki stawało
czasu, odkryć się z tym, a to żeby i do wojska kniazia
Szujskiego i do Wołujewa zdrajca jaki (a Moskwy, której
było w obozie niemało, najbardziej się strzegł) nie ostrze­
gli i nie dali znać. Aż godzina przed ruszeniem, nie trą­
biąc, ani bijąc w bębny, obesłał, aby się ruszyło wojsko
porządkiem takim, jaki do pułkowników na piśmie był ro­
zesłany; gdyż z uderzenia bębnów łacnoby się był Wołu-
jew o ruszeniu dorozumiał.
Z tych wszystkich, którzy byli in conspectu 1 gródka,
nikt się nie ruszył, strzegąc się wszelakiego podobieństwa
dać nieprzyjacielowi2. Panu Jakóbowi Bobowskiemu rot­
mistrzowi, zostawiwszy przy nim siedemset jazdy, piechotę
króla jegomości, co jej było, kozaków dwa pułki, obóz
i oblężenie gródka poruczył. A sam dwie godziny przed
zachodem słońca silenti agm inez z wojskiem, jako do boju
się ruszył. Nocy o tym czasie bardzo małe bywają. Szliśmy
na całą noc o cztery one mile lasem. Droga była nie do­
bra. Przyszliśm y jednak nad wojsko nieprzyjacielskie, je ­
szcze nie poczynało świtać. Nieprzyjaciel z małości wojska
naszego lekce nas ważył i nic mniej się nie spodziewał
jako tego, iżbyśmy tyle mieli śmiałości o tak wielką po­
tęgę się kusić, i owszem byli tej nadziei, żeśmy mieli ucie­
kać, nie czekając u Carowa. Z wieczora Pontus będąc na
czci u kniazia Dymitra Szujskiego, biorąc pieniądze, bo
tego dnia dawano im półczwarta kroć stotysięcy złotych,
przechwalał się wspom inając: „Gdym był na Wolmierzu

1 na w idok u. 2 ab y n ie odk ryć się z plan em przed n ie ­


przyjacielem . 3 cichym pochodem .
z Karolusowymi w zięty1, dat mi byt hetm an szubę rysią,
mam ja też teraz dla niego sobolą, co mu oddaruję"; — tu ­
sząc sobie pana h etm ana pojmać
Zatym też, iż nas sobie lekce ważyli, nie strzegli się
nas. Śpiących zastaliśmy. Gdyby było w szystko wojsko
nasze nadścigło, zbudzilibyśmy ich byli nieubranych, ale
nie mogło się rychło z onego lasu wybrać. Dwa falkonety 2
wziął był z sobą pan hetm an, te zawaliły drogę, że się
wojsko przed niemi nie mogło dobyć. Była i druga p rz e ­
szkoda, żeśmy zaraz na nich nie uderzyli. Przez pole
wszystko, którędy było iść k u obozowi nieprzyjacielskiemu,
płoty były poprzek pogrodzone i między temi płoty były
dwie wioski. Przyszło tedy oczekiwać nastąpienia wojska,
one płoty łamać. I one wioski, iż były w posrzodku pola,
obawiając się, żeby nieprzyjaciel z ruśnicznym i ludźmi,
których tak wiele miał, nie osadził i nas z za płotów nie
psował, kazał je pan h etm an zapalić. I dopiero się nie­
przyjaciel ocknął. Aż i Moskwa i cudzoziemski żołnierz,
nie wiedząc przyczyny, dla czego się tak odwlokło, przy-
czytują to wielkości 3 zmysłu pana hetm ana, że, mogąc ich
bić śpiących, nie chciał i znak im czasu dał do zgotow a­
nia się. Ale by nie przyczyny wyżej wspomnione, podobno
b y ich ta odwłoka nie potkała.
Tymczasem, zaczym insze wojsko nasze nadeszło, pułk
pana Zborowskiego, k tóry szedł przodem, stanął w s p r a ­
w i e 4 na praw ym skrzydle. Nastąpił potym pułk p a na S tru ­
sia, starosty chmielnickiego, który stanął na lewym skrzy ­
dle. Pułk pana Kazanowskiego i pana Ludwika Wajherów,
n ad którym był pan Samuel Dunikowski, stanął w pobocz­
nych i posiłecznych hufach prawego s k r z y d ł a ; pułk pana
hetm ana, nad którym był książę Jan u sz P o r y c k i3, na lewej

1 Zamojski i Żółkiewski zdobyli Wolmierz (Wolmar) 18 gru­


dnia 1601 i wzięli w niew olę załogę szwedzką. 2 działa.
3 w spaniałom yślności. i w spraw ie, w szyku bojowym.
5 Porycki. Tak mają rkpsy Czartor. 348 i 1577; Bielowski na
Dodstawie niektórych rkpsów wydrukował Korecki. Tymczasem
Maszkiewicz (Pam iętn.) był w chorągwi Poryckiego.
stronie, także w pobocznych i posiłecznych hutach stanął.
W siekanych hufach propter omnes casus 1 stały niektóra
roty, jakoby w pośrodku. I tam i sam pan hetman pilno­
wał. Było też kozactwa levis armaturae2 ze czterysta. Po-
hrebiszczany je zwano, iż z Pohrebiszcz, majętności ksią­
żąt Zbaraskich, było ich w tej kupie najwięcej; był star­
szym nad nimi pan Piaskowski. Tym pan hetman kazał
stanąć przy chróście, jakoby na boku lewego skrzydła.
Falkonety one dwa i z chorągwią pieszą pana hetmana
jeszcze były nie przybyły.
Gdy już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan
hetman od hufu do hufu, anim ował3 swoich, ukazując,
jako necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria4,
i kazał uderzyć w bębny, w trąby do potkania.
•Nieprzyjaciel też już był stanął w sprawie. Wojsko cu­
dzoziemskie Szwedów, jako się liczyli i brali pieniądze na
dziesięć tysięcy jezdnych i pieszych, ale w podobieństwie
nad ośm tysięcy coś ich mogło być, ci wzięli prawą rękę;
a moskiewskie wojsko lewą, którego, jako sam powiadał
kniaź Dymitr Szujski, było więcej niźli czterdzieści tysięcy
jezdnych i pieszych.
Płot był między nami długi, jako się wyżej wspomniało.
Dziury jednak były w onym płocie, tak, iż nam, gdyśmy
do nich do potkania szli, przyszło onemi dziurami wypa­
dać. Na wielkiej nam przeszkodzie był płot; bo i Pontus
przy onym płocie postawił piechotę, która naszych onemi
dziurami wypadających i odwracających bardzo psowała.
Trwała długo bitwa, bo i nasi się i oni, zwłaszcza cudzo­
ziemcy, poprawowali. Naszym, którzy na moskiewskie hufy
przyszli, łacniejsza była sprawa, bo Moskwa nie strzymała
razu, jęli uciekać, nasi gonić. W tym też one falkoneciki
z trochą piechoty przyszły, i bardzo potrzebie dogodziły.
Bo do onych Niemców pieszych, którzy przy płocie stali,
wygodzili puszkarze z działek, i piechota, choć ich trocha,
1 na w szelk i w yp ad ek . a lek k ieg o uzbrojenia. 3 zagrzew ał.
4 k on ieczn ość w alk i nakazana przez położen ie, nadzieja w m ę­
stw ie, ratunek w z w y c ię stw ie ; por. Tacyt, Ann. II, 20.
42

ale o c b ro s ta n i1 i w w ielu potrzebach byw ali, skoczyli do


nich i upadło zaraz m iędzy Niemcy kilku z działek, z rusz-
nic-li postrzelanych. W ystrzelili i Niemcy do nich i zabili
pana h etm anow ych dw óch, trzech-li. Ale w idząc, że ochot­
nie do nich idą, jęli Niemcy od płotu uciekać do lasu,
k tó ry tam b y ł niedaleko. F ran cu zow ie i A nglikow ie jezdni
przecie z naszem i rotam i w polu, co raz jedni drugich po­
silając, czynili. Aż kiedy już nie stało onych Niemców
pieszych, k tó rzy przy płocie nam byli n a przeszkodzie,
skup iw szy się kilka ro t naszych, uderzyli w onę jazdę cu ­
dzoziem ską kopijm i, kto jeszcze m iał, pałaszam i, konce­
rzam i. Oni też d estitu ti praesidio 2 ludzi m oskiew skich i onej
piechoty, nie mogli się oprzeć, jęli w swój obóz uciekać.
Ale i tam nasi na nich w jechali, bijąc, siekąc, pędzili ich
przez ich obóz w łasny. W tenczas P ontus i H orn poueie-
kali. Zostało było jeszcze do trzech tysięcy albo i lepiej,
tych cudzoziem ców . Stali w k ra ju przy lesie. P an h etm an
jął rozm yślać, jakoby ich z tego fortelu ruszyć. Lecz oni
nie m ając już starszych, w idząc też, że M oskwa poucie­
kała, coś tro ch ę jeszcze w wiosce, k tóra była przy o b o ­
zie kniazia D ym itrow ym o b ostrożona3, baw iło się ich,
a i sam kniaź D ym itr tam że był. Chcąc tedy ow i cudzo­
ziem cy o zdrow iu sw ym radzić, w ysłali do pana hetm ana,
prosząc rokow ania. P an h etm an też w idząc rzeczy pełne
trudności, że ich było niełacno od onego chróstu odrazić,
pozwolił. Stanęło n a tym , że się dali dobrow olnie. W ielka
część obiecali się addicere s tip e n d iis4, króla jegomości,
a w szyscy przysięgli i daniem ręki od przedniejszych k a ­
pitanów , a potym i pismem utw ierdzili, że nigdy w Mo­
skw ie przeciw ko królow i jegom ości służyć nie m ają. P an
h etm an iin też obiecał p rzy zdrow iu i m ajętnościach ich
zachow ać, i k tó rzy b y służyć n ie chcieli, w olne przejście
do ojczyzny u kró la jegomości otrzym ać.
In te r im 5 gdy się te tra k ta ty dzieją, kniaź A ndrzej Ga-

1 ochrostani, otrzaskani. 2 pozbawieni zasłony. 3 obostro­


żona, otoczona ostrokolem. 1 zaciągnąć na żołd. 5 Tymczasem.
43

liczyn i kniaź Daniło Mezecki, którzy byli z bitwy w lasy


pouciekali, okolno, że nasi ich zajść n 'e mogli, w kilkaset
koni przybiegli znow u do onej wioski obostrożonej, w któ-
lej, jako się wspomniało, został się jeszcze był sam kniaź
Dymilr. I P ontus i Horn z niemi się też wrócili. I snadź
radby był P o ntus onę um ow ę rozerwał, ale żołnierze dzier­
żyli się jej mocno. Kniaź Dymitr i kniaź Galiczyn widząc
(bo to było in conspectu 1), że się cudzoziemcy z panem
hetm anem zsyłają, jęli tyłem onej wioski przez swój obóz,
który za wsią był, gw ałtow nie ku lasowi uciekać, co n a j­
kosztowniejsze rzeczy, kubki, czary srebrne, szaty, sobole
rozłożywszy na widoku w obozie swym. Rzucili się nasi
w pogoń, ale mało ich goniło. Padli w obozie na łupie
onym, bo też to Moskwa na to uczyniła, żeby naszych od
gonienia zabawili. Gdyśmy do nieprzyjaciela szli, tylko
działka, a samego pana h e tm a n a k ary tk a b y ł a ; nazad się
wracając, było wozów, kolas ledwie nie więcej niźli nas.
Bo zaprzężone stały moskiewskie kolasy, które nasi n a ła ­
dow aw szy łupami wieźli, i w onym złym lesie nawięzło
ich gwałt, że jeździe mijać ich z trudnością p rzy cho dziło;
gdy pan hetm an obawiając się, żeby co niebezpiecznego
n a obóz od W ołujewa w niebytności jego nie padło, k w a ­
pił się, i tegoż dnia zaraz do obozu się wrócił.
Kniaź Dymitr, choć nie wiele ich za nim goniło, ucie­
kał potężnie. Na błocie konia, na którym siedział, i obuwia
zbył. Boso n a lichej chłopskiej szkapinie pod Możajsk do
m onastera przyjechał. Tamże konia i obuwia dostawszy,
nic się nie obawiając2, do Moskwy jechał. Możajszczanom,
którzy do niego byli przyszli, rozkazał, żeby łaski i miło­
sierdzia u zwycięzcy prosili, gdyż obronić się sposobu nie
mieli. Jakoż tedy Możajszczanie wyprawili do pana h e t­
m ana swym i kilku inszych z a m k ó w : Borysowa, Werehi,
Ruzy imieniem poddaństw o ofiarując.
Bitwa ta trafiła się na dzień 4 lipca. Zginęło cudzo­
ziemców do d w un astuset człowieka, M oskwy najwięcej

1 na widoku. 2 nie obawiając się, nie zabawiając się.


44

w pogoni po różnych miejscach. I w naszych też nie było


bez szkody. Zabit rotm istrz pan Lanckoroński \ tow arzy­
szów samych lepiej niżeli przez sto, oprócz pacholików,
koni pocztow ych; oprócz tych, co się wyleczyło, więcej
niż czterysta zabito.
Wołujew o odejściu i zwróceniu się pana hetmanowym
zgoła nic nie wiedział. Aż w nocy piechota z szańców po­
częli wołać, powiadając im de e v e n tu 2 bitwy. Nie dawali
temu wiary, aż nazajutrz rano pan hetm an chorągwie
i więźnie kazał im ukazać. W skazał do W ołujew a: „Jeśli
nie wierzycie, żeby posłał na miejsce, gdzie bitwa była".
Jakoż posyłał tam Wołujew.
W tym też przyszli nazajutrz cudzoziemscy żołnierze,
którzy byli przy chorągwiach zostali. Bo wiele ich w lasy
pouciekało, nie wiedząc, co się z ich towarzystwem dzieie,
tułali się po różnych miejscach, nie rychło potym po kil­
kunastu, po kilkudziesiąt schodzili się do swoich. Pontus
też z Hornem, będąc conscii3 zdrady, którą we Szwecyej
uczynili przeciwko królowi jegomości, bojąc się za to ka­
rania, sto i kilkadziesiąt człeka z sobą namówiwszy, ku
Nowogrodu Wielkiemu uszli, jednakże obnażeni ze wszyst­
kiego od swoich żołnierzów, którzy po odjechaniu pana
hetmanowym, zadając im, że ich słipendia interceperunt4,
rzucili się na nie, mało ich nie pozabijali, odarli ze w szyst­
kiego.
Wołujew, gdy już cudzoziemskie żołnierze ujrzał, z któ-
remi się dobrze znał, bo z niemi, jako się spomniało, Osi-
powa i inszych zamków pod naszemi dobywał, prosił ro­
kowania. Pan hetman, widząc rzecz niebezpieczną doby­
wać go, bo (jakośmy potym oglądali municje, któremi się
byli okopali) obwarowani byli bardzo dobrze, tak iż gdyby
było (jako niektórzy radzili) przyszło do dobywania, nie
bylibyśmy bez znacznego szwanku. Zaś głodem ich wy-
morzyć, jako naród moskiewski (w czym żaden z niemi

1 Lanckoroński. Zamiast tego rkps Czarter. 348 ma „Bąk“.


2 o wyniku. 3 poczuwając się do. 1 żołd zatrzymali,
nie porówna) lada czym żyw, poszłoby było w długą.
Pana hetm ana zaś myśl do tego wiodła, dla dwóch w aż­
nych (które się niżej powiedzą) przyczyn, żeby nic nie
bawiąc się, ku stolicy nastąpił. Przypadł tedy rad na to,
żeby z Wołujewem kontraktować, zwłaszcza że dobry się
podawał sposób tych traktatów : gdyż Moskwa na tym sa­
mym 1 przestawała, co już było Sołtykowi i innym pod
Smoleńskiem od króla jegomości pozwolono. Temiż tedy
kondycyam i2 zawarł z nimi pan hetman, a oni poddaństwo
i wiarę królewiczowi Władysławowi przysięgli. Jakoż za­
raz przyłączyli się do wojska naszego i dosyć wiernie (choć
to jeszcze Szujski rebus potiebatui 3) i życzliwie się zacho­
wywali, wiadomości częste a gęste z stolicy, zrozumiewa-
jąc się ze swojemi, panu hetm anowi przynosili; listy, które
pan hetm an posyłał do stolicy, do niektórych osób i uni­
wersały, zgubie Szujskiego służące, przenosili.
I dla tego też, że w wojsku siła było poranionych, zo­
stawić ich miejsca nie było potemu, przyszło ich siła na
wozach wieźć, bo na koniach nie mogli. Marło ich siła.
Co, acz żałośno było panu hetmanowi, patrząc jednak na
to, iż za zab aw ą4 zwycięstwo w pożytekby nie poszło,
chciał w t świeżym razie, w świeżym strachu na Szujskiego
nastąpić i nie dać mu się rekoligow ać6. Gdyby się mu
dało było wytchnąć, i pieniędzy skarbu dostatek miał,
czymby był mógł i wojnę i swoje rzeczy krzepić. Ta była
jedna przyczyna, dla której się pan hetm an kwapił. Druga
była, że im postor5, który się Dymitrem zwał, chciał też
tejże pogody naszego zwycięstwa przeciwko Szujskiemu
z a ży ć7. Przyszedł z Kaługi, skupił się z naszemi bracią,
nad któremi był pan S apieha8 starszym, nad rzeką Uhrą
w siedem mil od nas, a dawszy im po półpięta złotego na

1 na tym sam ym , t. j. na układzie z dnia 14 lutego 1610, pod


Smoleńskiem zawartym.
2 kondycyam i, — por. B ielowski, Pism a 205. 3 władzę dzierżył.
4 za zabaw ą, skutkiem zatrzymania się. fl rekoligow ać się, zno­
wu się skupić. t; samozwaniec. 7 p o g o d y za żyć, ze sposob­
ności skorzystać. 8 Sapieha Jan Piotr.
46

koń, ruszył się na Medynię ku Borowsku (zamek to, ale


natenczas nie był osadzony) do m onastyru Paclinucego,
k tó ry małym m urkiem obwiedziony. W nim chłopstwa oko­
licznego mnóstwo się było zgromadziło tak, iż w m onastyr
wcisnąć się nie mogli, w okoto m onastyru za kobyleuiem 1
stało ich siła. Nasi, k tó rzy byli z im p o s to re m 2, widząc to,
przypuścili do nich. Chłopstwo jęli uciekać w m onastyr
wielkim naw ałem tak, iż bram y nie możono z a m k n ą ć ; na
nich nasi wpadli w monastyr. Kniazia Wołkońskiego, który
tam był od Szujskiego wojewodą, w cerkwi zabili, czerńce
i w szystek on gmin wysiekli, m on asty r i cerkiew splądro­
wali. Stamtąd poszedł impostor k u Sierpuchowu. Zamek
to jest nad rzeką Oką, osadzony był od Szujskiego. Ale
impostor zbłaznił praesidiarios3, udając to, że pan hetm an
jem u gwoli wojnę prowadzi, i tak siłom swoim nie ufając,
a bojąc się, co się stało u Pachnucego m onastyru, poddali
się szalbierzowi. Od Sierpuchowa poszedł szalbierz ku
Moskwie. Tamże napadło n a ń ze trzysta Tatar, niespodzie­
wanie n a sam obóz uderzyli i nakarmili ich strachu. Ale
skoro nasi przyszli do koni, ustąpili Tatarowie wpław
przez rzekę Okę do kosza swego.
Bo Szujski z żadnej miary, co jeno mógł, sobie non
deerati , przyzwał był i Tatar, d aw szy im dobre upominki.
Dwaj było zacnych m urzów tatarskich, Baterbiej i Kanty-
mir murza, mieli z sobą do piętnaście tysięcy Tatar. A pra­
wie podczas zwiedzionej u Kłuszyna bitwy, dowiedziawszy
się od języków o przegranej, nie chcieli iść na tę stronę
Oki z koszem, choć ich Szujski bardzo o to sollicy to w ałr>.
K o m o n ik a () tylko ze cztery tysiące, jako się wspomniało,
przeprawili, a dowiedziawszy się od języków pod wojskiem
im postorowym ‘ dostanych, że i pan hetm an, przebrawszy
co sposobniejszych, miał się ku nim ruszyć, będąc też już
ociężali zdobyczą, jako najpilniej mogli uchodzili nazad
tym że szlakiem, którym byli przyszli. Im postor stamtąd
1 k o b y le n ie m , ostrokołem . 2 sam ozw ań cem . :l zw iód ł za­
łogę. 1 n ie tracił ducha. 5 nak łaniał, naglił. 8 K om o n ik a ,
Pocztu k on nego. 7 sam ozw ań czym .
prosto się puścił k u stolicy, spodziew ając się w tym za­
m ęcie rzeczom sw ym dogodzić.
P a n hetm an , jako się w spom niało, nie spał w spraw ach
króla jegom ości, i rzeczypospolitej należących. Skoro
z ludźm i m oskiew skiem i kom pozycyą uczynił, w ypraw iw szy
z posły swem i do króla jegom ości pod Sm oleńsk kniazia Je-
leckiego w ojew odę, k tó ry zacnością familii przechodził Wo-
łujew a, ale tego W ołujew dzielnością i dośw iadczeniem w rz ą ­
dach nierów nie przechodził, i dla tego pan h etm an zostaw ił
go przy sobie, i w ierności i życzliw ości dosyć uznał. Cudzo­
ziem skie żołnierze p rzebrakow aw szy, zostaw iw szy ich przy
sobie pod trz y tysiące, inszych, k tó rzy nie chcieli służyć,
odpraw ił i odpuścił pod Sm oleńsk, daw szy im p rzy staw y
i listy p rzy czy n n e do króla jegom ości, żeby sw obodnie przez
państw a rzeczypospolitej p rzep u szczen i byli, a sam spieszył
się ku stolicy.
Na każd y dzień w iadom ości przychodziły z M oskw y
o wielkiej m ieszaninie, na k tó rą się tam zanosiło. Aż też
przybieżono, dając znać, że Szujski z pań stw a zsadzon i do
swego bojarskiego dom u, a potym do m o n asty ru Czudo-
wego w czerńce p ostrzyżon. Co, iż rzad k a rzecz m onarchę
takiego, a b so lu te 1 panującego, z pań stw a zsadzić, krótko
się przypom ni, jako do tego przyszło.
P rzesyłał p an h etm an siła listów tajem nie do M oskwy,
u niw ersały 2 do ohydzenia Szujskiego, uk azu jąc, jako w car­
stw ie m oskiew skim za p an ow ania jego w szy stk o się źle
dzieje, jako przezeń i dla niego krew ch rześcijańska u s ta ­
w icznie się rozlew a. To m iotano po ulicach te uniw ersały.
Przez listy zaś p ry w atn e czynił do niek tó ry ch obietnice,
nadzieje. Zaczym dalej, dalej poruszały się, zw łaszcza w onym
św ieżym strach u anim usze ludzkie, obaw iając się znow u
oblężenia, k tó re im było za szalbierza dokuczyło. I gdy zaś
już i sam Szujski to poczuw ał, co pierw ej nie chciał gońca
króla jegom ości do siebie przypuścić, jął o tym myśleć, ja ­
koby sw ego do p an a hetm an a w ypraw ił. I przyw oław szy

1 samowładnie. 2 odezwy.
do siebie Słońskiego, jednego z naszych (sługa to był pana
wojewody sandomirskiego, który tam był w więzieniu), jął
go pytać, jeśliby się chciał podjąć do pana h etm an a posel­
stwa. Gdy mu się w tym Słoński ofiarował, pytał Słoń­
skiego, jeśliby nie lepiej jeszcze poczekać, ażby pan h e t­
m an pierwej do niego posłał, i tak to posyłanie przewłoczył.
A w tym dnia 27 lipca przyszli do niego tum ultem wiel­
kim dworzanie, których tam było do kilka t y s ę c y . W y­
stąpił najpierwej niejaki Zachary Lepunow. Ten począł su-
rowie da niego m ów ić: „Długoż dla ciebie będzie się lala
chrześcijańska k re w ? ziemia opustoszała, nic dobrego się
w caistw ie za twego hospodarstw a nie dzieje, polituj się
nad upadkiem naszym, połóż posoch (to jest sceptrum J),
niech z inszej miary o sobie radzim l* Ciężkie były te słowa
Szujskiemu, począł mu łajać, sromotnie od m atki: „Tyś mi
to śmiał mówić, a bojary (to jest senatorowie) nie mówią'
mi tego“. 1 p orw ał się do noża, który wielki Moskwa zwykła
nos ć, na Lepunowa. Lepunow chłop był urodziwy, d o su ż y 51,
i serca mu dostawało, zawołał nań głosem : „Nie porywaj
się na m n i e ! jak cię wezmę w ręce, to cię zgniotę". A w tym
ozwali się drudzy dworzanie przy Lepunowie, osobliwie nie­
jaki Chomutow i Iwan Mikitycz Sołtykow, uczynili wrzask,
akklam acye i gwałtem zaw o ław szy : „pójdźmy, pójdźmy 1“
wyszli z izby prosto na lubne m iejsce8. Je st to lubne
miejsce w placu w Kitajgrodzie między kramnicami od Bo­
rysa (tamże w Kitajgrodzie) bardzo grzecznie w ybudowa-
nemi, między m u ry K ry m g ro d a 4. Nie bardzo wielki jest
plac, w pośrodku go obmurowano, jakoby z dziesięć łokci.
Stamtąd zwykł był h o sp o d a r,.k ie d y czego potrzeba, mówić
do pospolitego człowieka. Tam natenczas dw orzanie ci p rz y ­
szedłszy, posłali po patryarchę i po bojary dumne. A iż tak
wielki ludzi był konkurs, że się w onym placu zmieścić
nie mogli, ciż antesignanir>. Lepunow, Chomutow, Sołtykow
zawołali, żeby iść w pole przed miasto. 1 wyszedłszy przed

1 berło. 2 d o su ży , dzielny, siln y. 3 lu bn e m ie jsc e, Łobnoje


m iesto. 11 K ry m g ro d , dziś Kreml. 5 przyw ódcy.
49

bramę, tam ambrogowali imperium 1 Szujskiemu. Posłali do


niego, żeby do swego dziedzicznego dworu ustąpił. Jakoż
uczynił tak. Zaraz do niego straż przystawili i do braci
jego, kniazia Dymitra i kniazia Iw ana; skrzynie, komory
ich pieczętowano.
Taka była sława, że to się działo wprawdzie za podu-
szczeniem od Galiczynów, bo ci antesignami Galiczynów byli
clienies2 ; gdyż non obscure3, jeden ze starszych Galiczy­
nów, kniaź Wasyl, gdy Szujski zepchnion, za rodowitością4,
za zacnością, wziętością swą i dowcipem, który miał, nie
źle sobie tuszył o hospodarstw ie; acz z kniazia Mcisław-
skiego, który mu nie był chętnym, w stręt mu był wielki.
Kniaź Mścislawski, najprzedniejszy tych czasów człowiek
w Moskwie i dobry, cnotliwy człowiek, wielkiej moderacyi,
choćby mu przed inszemi za jego zacnością do tego otwartsza
była droga, nigdy nie był ambitiosus 5, i owszem publice
się deklarow ał6, że jako sam być nie chce hospodarem, tak
i żadnego z swojej braci (a Galiczyn się w tym rozumiał)
nie chce hospodarem m ieć; raczej żeby skądkolwiek z car­
skiego pokolenia (rozumiał pod tym królewicza Władysława,
któremu bardzo był przychylny) obrać sobie pana na carstwo.
Gdy już tak Szujski do dworu swego zajechał, choć to
będąc pod strażą, zrozumiewał się jednak z ludźmi, których
sobie, i domowi swemu chętnych rozumiał. Strzelce chciał
pieniędzmi przekupować, a siła tam na strzelcach należy,
bo ich było do ośmiu tysięcy in summa 7, macał sposobów,
ażeby się był mógł przeciwko fakcyi przeciwnej pokrzepić.
Skoro to bojarów doszło, onegoż Zacharya Lepunowa przy­
słali do niego. Miał z sobą czerńca z Czudnowa monastyra,
sanie p o k ry te ; bo po mieście białegłowy, zwłaszcza zacne,
i lecie8 na saniach jeżdżą. Gdy on czerniec Szujskiego py­
tał : jeśli chce być czerńcem ?, on się opow iadał: że nie
miał tej woli. Ale mu to nie szło, bo Lepunow z kilką in­
szych mocno go w ręku trzymali, a onemu czerńcowi strzydz
1 odebrali rządy. 2 pop leczn icy. 3 w yraźnie. i ro d o ­
w ito ścią , dobrem poch od zen iem . * r> ch c iw y zaszczytów . (l p u ­
blice się d e k la ro w a ł, pu blicznie ogłaszał. 7 w ogóle. 8 lecie, latem .
Bibl. Nar. Serja II, Nr. 12 (Żółkiewski: Pamiętniki). 4
kazali. I w łożyw szy go n a sanie, do m onastyra odwieźli
i tani przecie pod strażą go mieli.
P an h etm an w ziąw szy w iadom ość o złożeniu Szujskiego
z carstw a, a w idząc, że im postor, na okazyą z tej m iary
czychając, prędko się k u M oskwie spieszył, napisał l i s t 1
do dum nych b o ja r 2, pochw alając, że Szujskiego z p aństw a
złożyli, dając im znać, że szalbierz k u stolicy n astępuje,
że m ając o ty m od króla jegom ości rozkazanie, chce im
być przeciw ko szalbierzow i ratunkiem i od w szystkiego
niebezpieczeństw a obroną. To częstokroć in tim u ją c 3, że
k ró l jegom ość sam ym chrześcijańskim politow aniem po ru ­
szony przyszedł, słysząc, jakie w tej ziemi dzieje się za ­
m ieszanie, chcąc rozlanie krw ie uśm ierzyć i ująć, a państw o
to uspokoić, uciszyć. Ośm mil było tylko od stolice, kiedy
m u przyniesiono n a list respons, k tó ry to w sobie zam ykał:
że ra tu n k u nie potrzebują, żeby pan h etm an pod stolicę
się nie przybliżał. Lecz n a to nie dbając, szedł pan h etm an
w drogę sw ą. Tertia A u g u s ti4 pod M oskwą stanął, gdzie
też już był szalbierz z swemi p rzyszedł i w ten dzień, k tó ­
rego pan h etm an p rzyszedł, od kołom yskiej i sierpuchow -
skiej drogi pod m iasto n astąp iw szy, słobody i wsi, k tó re
b y ły pobliż m iasta, zapalił. M oskw a tez przeciw niem u w y ­
szła z m iasta i zw odzili z sobą ju ż nie w stępnym bojem ,
ale przecie najeżdżania, harce, że przecie leciało ich z koni
niem ało.
Bojarow ie dum ni w idząc, że z tej stro n y od sierpu-
chow skiej drogi szalbierz naciera, a z drugiej stro n y od Mo-
żajska z panem hetm anem w ojsko n a s tę p u je ; posłali dw óch
synów bojarskich do p an a h etm ana, p y ta ją c : „jeśli jako
przyjaciel, albo jako nieprzyjaciel n astę p u je ? " P an hetm an
odpow iedział w edług tego, jako w liście n a p isa ł: że nie
m yśli nic nieprzyjacielsko poczynać, i owszem , jeśli skłonią
do tego um ysły, jako n iek tó rzy daw ali znać, że królew icza
W ładysław a za p an a sobie w ezm ą, że chce im być ratu n -

1 list, zob. Bielowski, Pisma 210. 2 bojar dumny, należący


do rady. 3 intimując, donosząc. 1 trzeciego sierpnia.
51

kiem przeciwko szalbierzow i; a uczęstowawszy, udaro-


wawszy one syny bojarskie odpuścił.
Tegoż dnia z wojska szalbierzowego przyjechali posłowie
od pana Sapiehy, i inszych naszych do pana hetmana, Ja ­
nikowski z kilką towarzystwa, pow iedzieli: że są posłani
od towarzystwa do króla jegomości. Prosili, żeby mieli wolny
przejazd a capita1 legacyi swej ukazali panu hetmanowi. Było
tam, że cara Dymitra, jako go oni zwali, pana swego do tego
przywiedli, że chce czołem uderzyć królowi jegomości,
summę pewną pieniędzy na każdy rok dawać i siewierskiej
ziemi odstąpić, byle jedno król jegomość dopomógł mu, żeby
mógł usieść na hospodarstwie. Powiedzieli też, że chce posłać
poselstwo z upominkami do pana hetm ana, życząc sobie jego
miłości i przyjaźni.
Pan hetman, acz widział, że to poselstwo do króla je­
gomości nie miało w sobie nic statecznego, nic pew nego;
jednak z uważnej konsyderacyi2 pozwolił im wolnego prze­
jazdu i przystaw y do odprowadzenia posłów dał. Ani upo­
minków od pana ich deklarował się nie przyjmować, gdyż
było czasu dosyć; jeśli chciał ich pan, mógł się dawniej
z królem jegomością zesłać; zaczym mogłaby była nauka
dana być od króla jegomości panu hetmanowi. Teraz iż
nauki żadnej niema, nie chce też i nie może się w żadną
sprawę wdawać z ich panem.
Zroczyli 3 sobie potym bojarowie dumni z panem hetm a­
nem dzień do rokowania. Rozbito namiot moskiewski prze­
ciwko Dziewiczemu m onastyru. Dawszy z obu stron zakłady,
zjechali się w równej liczbie; pierwej na koniach pokłonili
się sobie, potym zsiadłszy z koni przywitali się. Z panem
hetmanem byli niektórzy pułkownicy, rotm istrze. Z stolicy
przyjechał sam kniaź Fedor Mścisławski, kniaź W asyl Ga-
liczyn, Fedor Szeremetiew, kniaź Daniło Mezecki i dwaj
dyaków dumnych, (jako to u nas pieczętarzów ): Wasyl Te-
lepniew i Tomiło Łagowski. Mieli ci wszyscy potestatem
statuendii zleconą od wszystkich czynów, stanów po na-
1 punkty. 2 z u w a żn ej konsyderacyi, z poważnego względu.
Z roczyli, ułożyli. 4 władzę stanowienia.
4*
szemu. Zasiadszy w onym namiocie, deklarowali się imie­
niem wszystkiego carstwa, że życzą sobie panow ania kró­
lewicza Władysława. Ale niektóre stacye, po naszemu arty­
kuły, chcą, żeby pan hetm an przysięgą warował, że będą
od królewicza W ładysława trzym ane. Był wielki zwitek,
(bo oni tak w trąbkę zawijają); czytał to Wasyl Telepniew.
Pan hetman, acz jako wiem, posyłał do króla jegomości,
zaraz po potrzebie kłuszyńskiej, spodziewając się, że do
traktatów miało przyjść; prosząc, żeby z senatu i innych,
którzyby byli do tego sposobni, król jegomość posłał; gdy
żadnej nauki ad eventum is tu m 1 nie miał. Jednakże, jeśli
dla niesposobności zdrowia króla jegomości, którą pod tym
czasem był złożon, z jakiejli też innej przyczyny, nie przy­
słano panu hetmanowi żadnej informacyi. A iż rzeczy były
nagłe, które odkładu nie cierpiały, gdyż Moskwie nie przy­
chodziło inaczej, jeno nieomieszkanie o sobie radzić, szalbierz,
który tuż był, przez swoje instrum ental, a miał u wielkiej
części pospólstwa moskiewskiego wielki fawor, starał się
o się. Zaś patryarcha solicytow ał8, żeby (a podawał ze dwóch
jednego) obrali, albo kniazia Wasyla Galiczyna, albo Miki-
kitycza Romonowa, syna metropolity rostow skiego; chłopiec1
to był w piętnastym może roku. Ta była tego rekomen-
dacya, że metropolit rostowski, jego ojciec, brat był wu-
jeczny cara Fedora, gdyż cara Fedora car Iwan tyran spłodził
był z siostry rodzonej Mikity Romanowicza, a Mikity Ro-
manowiczow syn, to metropolit rostowski. Więcej jednak za
patryarszynym zdaniem studia p o p u li0, a duchowieństwo
wszystko prawie na Galiczyna inclinabat6.
Obawiając się tedy pan hetman, żeby na którąkolwiek
stronę rzeczy się nie ciągnęły i nie trudniły, mając osobliwy
na to re sp e k t7, że dostatku do kończenia rzeczy wojną nie
b y ło ; choć to informacyi żadnej nie miał od króla jegomości,
przyszło mu się deklarować, że według artykułów, które
1 ad eventum istum, na taki wypadek. 2 sprężyny, narzędzia.
3 pobudzał. 4 chłopiec — Michał, syn Fiedora Nikjtycza Roma­
nowa, metropolity rostowskiego, późniejszy car. 5 wola ludu.
3 skłaniało się. 7 wzgląd.
. 53
były od Sołtyka i in n y ch pod Sm oleńskiem bojar królowi
jegom ości podane i um ow a z sen ato ry o nich się stała,
i są już od króla jegomości podpisaniem ręki i pieczęcią
utw ierdzone, chce z niemi zaw ierać a chrzesnym pocałow a­
niem potw ierdzić. O inszych stacyach albo arty k ułach, iż
przed królem jegom ością ani od S ołtyka, ani od kogo żadna
w zm ianka czyniona nie b y ła ; niem a zatym o tych rzeczach
żadnej nauki pan h etm an i zatym też pozw alać takich rzeczy
nie może, żeby przez posły sw e dom aw iali się raczej tego
u króla jegomości. A było w tym zw itk u o przechrzczeniu
się królew icza jegom ości na ruską w iarę, i innych nie mało
absurdów 2. Zaczym p an hetm an denegow aniem 3 nie chciał
ich ob;azić, ale odsyłał ich do króla jegom ości.
Nie przyszło też n aw et długo n a tym pierw szym zasie­
dzeniu mówić, bo szalbierz podstąpił praw ie podczas tego
rokow ania pod m iasto. Bójka tam była, biegano a biegano
do kniazia M ścisławskiego, dając znać, co się tam dzieje.
I bojarow ie się rw ali, żeby rad y i pom oc sw ym dali do boju.
I p a n h etm an był rad, że się zw łoczyło, żeby i sam miał
czas n a rozm ysł i spodziew ając się raczej, że inform acya
od króla jegom ości przybędzie. Jakoż zw łoczył, ile jeno mógł.
Aż gdy już b ojary i pospólstw o in sta b a n ti , żołnierze
zaś ożyw ali się z rozm aitem i głosy, nie chcąc też bez p ie ­
niędzy słu ży ć; po zjechaniu się tedy i zsyłaniu częstym ,
dnia 27 A u g u s tiu zjechał się p an h etm an w polu z boja­
ram i tem iż, k tó ry ch i p rzedtym w ysyłano. Ale i innych było
do dziesięć tysięcy i lepiej, k tó rz y przysięgę czynili na pod­
daństw o królew iczow i W ładysław ow i, a potym też pan h e t­
m an z pułkow nikam i, z rotm istrzam i i inszem i przeduiejszem i
osobami z w ojska, na um ów ione k o n d y c y e K t ó r e iż po ręku
ludzkich chodzą, nie zdało się ich tu pisać. A toli one w szyst­
kie, któ re były absuida 7, albo zgładzone, albo do króla je ­
gom ości rezolucyej 8 są odesłane. Insze w szystkie, o których
się um ow a stała, stosow ali s^ę do onego od króla jegomości
1 p o d a n e . 14 lutego. 2 niedorzeczności. 3 odm ow ą. 1 na-
staw ali. 5 27 sierp nia. 6 k o n d y c y e , w a r u n k i; por. B ielow ski,
P ism a 493. 7 niedorzeczności. 8 p ostanow ienia.
pod Smoleńskiem pisma bojarom danego \ Jeden tylko arty­
kuł był około zamków, którego mordicus2 domawiała się
Moskwa, żeby zamki, wzięte podczas tum ultu tego, były im
przyw rócone; a oni wprzód podjęli się wojsku wszystkiem u,
wszystko zapłacić zasłużone. A na sejmie, którego się prędko
spodziewaliśmy, miała być umowa z posły moskiewskiemi
o dawnych kontrowersyach, między koroną i wielkim księ­
stwem litewskim, a państwem moskiewskim zachodzących,
to je st: o Smoleńsku i siewierskiej ziemi.
A choć to tym sposobem było namówiono, że każdemu
czyniono dosyć, przecie się pan hetm an tym nie kontentow ał;
gdyż na to się oglądał, żeby go invidi 3 nie podawali, że
w tych rzeczach nie dosyć uczynił rzeczypospolitej. Jakoż
pridie, to jest 26 A ugustii , nim do zawarcia przyszło, zwo­
ławszy wszystkiego rycerstwa, a opowiedziawszy i u k a­
zawszy, na czym rzeczy stawają, prosił ich, żeby mu się
deklarow ali: chcą li mu pomodz, na służbie króla jegomości
trwać, choćby też pieniędzy do jakiego czasu poczekać?
gdyż takowym dotrwaniem, mogłoby się za pomocą bożą,
na pożyteczniejsze rzeczypospolitej kondycye5 ten naród
przycisnąć. Gdzieby też więc przez zimę trwać dla niepłace
nie chcieli, a do wyjścia ćwierć lata już jeno pięć było nie­
dziel; na śliskim miejscu stanęły były sprawy rzeczypospo­
litej, by się byli mieli, jako pogróżki czynili, do konfederacyi
u d a ć ; deklaracya od wojska, żeby nie była głośna dla tego
narodu, żeby na piśmie od każdej roty była dana. Jakoż
odwiódszy się zaraz rotm istrze z towarzystwem swym każdy
do swego namiotu, dali deklaracye, że żadną miarą bez pie­
niędzy trwać nie będą, i wszyscy co przedniejsi mówili panu
hetmanowi, ponieważ może być uczciwy i pożyteczny pokój,
iżby rzeczypospolitej w wojnę długą nie zawodził, a koń­
czył i zawierał rzeczy. I ta deklaracya wojska najbardziej
przycisnęła pana hetm ana, że nie czekając króla jegomości
nauki, za przynagleniem tak Moskwy stołecznej, jako też
1 układu zawartego pod Smoleńskiem 14 lutego 1610. 2 na­
tarczywie. 3 zazdrośnicy. i dnia poprzedniego, 26 sierpnia.
6 warunki.
i impostora, który swych rzeczy pilnował zaw arł tym, jako
się wyżej wspomniało, sposobem z bojary.
Przyjechał dwa dni po zawarciu wszystkich rzeczy od
Smoleńska Moskwicin, niejaki Fedor Andronów. Ten list
przyniósł od króla jegomości do pana hetm ana, który to
w sobie zamykał, żeby pan hetm an, nie na królewicza, ale
na samego króla jegomości panowanie zaciągnął. Przyjechał
potym w kilkanaście dni pan starosta w ieliski1 z listem
i instrukcyą króla jegomości, która toż w sobie miała. Lecz
iż już rzeczy tak były zaszły, nie chciał pan hetm an z tym
się odkrywać i pan starosta wieliski, choć z tą instrukcyą
przyjechał, i sam nie radził, upatrując (jako rzeczy moskiew­
skich dobrze wiadomy), że to rzeczy nie były podobne,
i owszem podobało mu się i bardzo się kontentował, że
ad istum sta tu m 2 rzeczy były od pana hetm ana przywie­
dzione. Nie zdało się tedy z tym otwierać, iżby Moskwa,
u której było in visu m a imię króla jegomości, nie sparznęła4
i do impostora, albo gdzieindziej chęci nie obróciła.
Zostawała sprawa z impostorem i wojski, które przy nim
były. In p a c tisr’ to było postanowiono, że pan hetm an podjął
się pana Sapiehę Gi wojsko polskich i litewskich ludzi, którzy
się przy impostorze wiązali, od niego odwieść; a gdzieby
po dobrej woli nie chcieli, mocą przeciw nim a społem z bo­
jary moskiewskiemi o zniesienie i zgładzenie impostora sta­
ranie czynić. Przeto tedy czyniąc umowie dosyć, posłał pan
hetm an do pana Sapiehy i tego tam wojska, napominając
ich, żeby wiedząc, iż stolica cara moskiewskiego przysięgę
uczyniła i zdała się na imię królewicza W ładysława, żeby
oni tym się kontentowali, spraw króla jegomości i rzeczy-
pospolitej, ojczyzny swej, w której się porodzili, nie trudnili,
a tego człowieka impostora, przy którym się pod te czasy,
będąc od niego oszukani, bawili, żeby albo przywiedli go
dobremi sposobami do tego, aby się królowi jegomości po­
kłonił, (powiadał pan hetman, że chciał uczynić za nim in-
1 Gąsiewski. 2 do tego stanu. 3 znienawidzone. 4 sparz-
nęła, pierzchła, wycofała się. 5 W układzie. Sapiehę, Jana
Piotra.
tercesyą 1 do króla jegomości, iżby mu król jegomość Grodno
albo Sambor dal), gdzieby też po dobrej woli impostor tego
uczynić nie chciał, żeby albo go wydali, albo odstąpili.
To in istum evenium 2 pan hetm an czynił, iż już wedle
um owy był mu wydany z Moskwy kniaź Wasyl Szujski,
przeszły car, i z bracią kniaziem Dymitrem i Iwanem, ży­
czył tego, żeby i tego impostora królowi jegomości odesłać,
iżby ziemię od tych ludzi eksonerow ać:i, a potem in omnes
ca sus4 król jegomość mógł ich według okazyi zażyć. Pan
Sapieha raaby się był do woli pana hetm ana akom odow ałB,
ale towarzystwo miał niesforne, swawolne, zuchwałe. Ostre
responsae jęli panu hetmanowi dawać, opowiadając się, że
od Moskwy odstąpić nie chcą, że też z panem swym (tymto
impostorem) chcąc szczęścia próbować.
Widząc tedy pan hetman, że słuszne napom nienia i per-
sw az y e7 jego miejsca u nich nie m ają; zrozumiawszy się
z dumnemi bojary, osadziwszy strażam i pilnemi brody i inne
miejsca, żeby ich wiadomość nie doszła, ruszył się nocą
expedito exercitu 8, ostawiwszy w miejscu obóz, i na rozświcie
stanął nad ich obozem z wojskiem uszykowanym . Wywiedli
i bojarowie z Moskwy do piętnastu tysięcy w pole wojska,
osadziwszy miasto Moskwę według potrzeby, bo im tak był
pan hetm an rozkazał, (wiedząc, iż siła ludzi tam było, którzy
impostorowi byli chętni), żeby miasta nie ogałacali. Osa­
dziwszy tedy takie wielkie miasto, jako była Moskwa, przecie
ich w pole do piętnastu tysięcy ludzi grzecznych, do boju
godnych, przebrało się Przyjechawszy kniaź Mścisławski do
pana hetm ana z przedniejszemi bojary, ze wśzystkiemi go­
low y witali jako prawitela, co w łacińskim języku zowią
gubernatora, chcąc mu być posłuszni. Pan hetm an przez
krótki listek, który jeszcze na miejscu w obozie był napisał,
obesłał pana Sapiehę. Listek ten to w sobie zamykał, że nie
jest chciwym na ich krew, będąc poruszony ich nieuważnemi
responsy; że tu stanął z wojskiem, chcąc nie przez posły,
1 w staw ienie się. 2 w tym celu. 3 wyzwolić, oczyścić,
na w szelkie wypadki. 5 przystosował. 6 odpowiedzi. 7 na­
mowy. 8 bez bagaży. 9 z gotowi], ż dowódcami.
57

ale sam się z nimi umawiać, żeby dziś koniec był albo na
tę, albo na owę stronę. A tak, żeby pan Sapieha z przed-
niejszemi na rozmowę do niego przyjechał.
Pan Sapieha, albo raczej wojsko jego, postrzegszy wojsko
pana hetm ana i moskiewskie nad sobą, strwożyli się bar­
dzo, i była Moskwa zatym i pana hetm ana prosili, żeby im
pozwolił uderzyć na strwożone, niegotowe. Ale nie dopuścił
pan hetman.
Wtym nim jeszcze pana Sapiehę listek pana hetm ana
doszedł, przybiegł Pobiedziński z pięciu rotmistrzami, pro­
sząc bardzo pokornie pana hetm ana, żeby nie kazał wojsku
następować. Pan hetm an i sam nie myślił hostiliter 1 prze­
ciwko nim czy n ić; jedno żeby tym postrachem do rzeczy
słusznych ich przywieść.
Jakoż wyjechał pan Sapieha zaraz i tam wedle tego,
jako było od pana hetm ana proponowano, deklarowali się
i ręki daniem potwierdzili, że gdzieby pan ich nie chciał na
tym przestać, co mu było od pana hetm ana ofiarowano
(a było też ze strony Grodna i Sambora), iż dalej nie chcieli
przy nim stać'. Im postor nie był wtenczas w obozie, bo
stam tąd dwie mile był u żony w monastyrze, który Moskwa
zowie Nowogrosze. Odłożyli tedy jutro dać znać panu hetm a­
nowi, jeśli się tym impostor kontentuje, albo i nie. Ale on
nie myślił się tym kontentować, a tym więcej jego żona,
i jako była niewiasta am bitiosa2, grubo dosyć blekotałaa :
„Niech też król jegomość ustąpi carowi jegomości Krakowa,
a car jegomość da królowi jegomości W arszawę".
Słysząc to pan hetm an, porozumiał się z dumnemi bo-
jary, żeby się ruszyć nocą a obegnać tego łotra w m ona­
styrze i starać się, aby go pojmać. Ruszyliśmy tedy, go­
dzina w noc. Przyszło nam z obozu iść przez miasto same,
Moskwę, a bojarowie już przedtym , nimeśmy nadeszli (bo
nam dwie mile było do miasta chodzić), wywiedli do trzy­
dzieści tysięcy wojska w pole. Nasze wojsko weszło w miasto,

1 wrogo. 2 chciw a zaszczytów. a blekotała, bełkotała.


w zamki niemal puste, ale sine om ni mateficio1, nie zsia­
dając żaden z konia, przeszliśmy i tym wielką konfidencyą 2
Moskwa o panu hetm anie i o nas wzięli, że wszedszy w szyst­
kim wojskiem i mając w ręku swych zamki i miasto, ta-
keśmy się z niemi bona fid e s obeszli.
I byłby ten zawód niedarem ny, by był zdrajca jeden
Moskwicin, który z Moskwy do szalbierza uciekł, onego nie
przestrzegł. W ziąwszy tedy impostor od tego Moskwicina
sprawę, że wojsko nań pan hetm an ruszył, wpadszy na
konia, i panią swoję i białogłowy na konie wsadziwszy,
uciekł z tamtego m onastyru, z nim tylko Zarudzki z kilkiem
set koni duńskich kozaków. Jako się potym ukazało, na
Sierpuchów ku Kałudze się obrócił; bo wielu ludzi było ro­
zumienie i on sam taki był głos puścił, że do Kołomnej.
Zamek to jest dobrze warowny, nakształt Smoleńska, po­
łowicą od Smoleńska mniejszy; ale w położeniu bardzo
dobrym, na ujściu rzeki Moskwy w Okę. Niepewność, którą
drogą się szalbierz obrócił, była przeszkodą, że zaraz wojsko
za nim w pogoń nie poszło i noc była i z sześć godzin
miał naprzód.
Tak pan hetm an do obozu, bojarowie wrócili się do
miasta. Nazajutrz zaraz bojarowie i wszyscy przedniejsi pa­
nowie moskiewscy, którzy się w wojsku szalbierzowym
zostali (było ich nie mało), przyjechali do pana hetmana,
onego się opiece oddając; a chcąc przysięgę takąż, jaką
w stolicy, na imię królewicza W ładysława uczynić, o to
prosząc, żeby przy bojarstwach, to jest przy senatorskim
powołaniu, jakie mieli przy impostorze, zostawali, bo czuli
to, że stołeczni bojarowie na to mieli być trudni.
Pan hetm an wdzięcznie ich przyjął, przysięgi oddania
królewiczowi jegomości wysłuchać rozkazał, staranie swoje
w pom iarkowaniu ich z bojary stołecznemi ofiarował. Jakoż
perswadował bojarom stołecznym, żeby przez am nestyą,
darowawszy rzeczy przeszłe nieszczęsnym czasom, bratersko
ich przyjęli. Ukazował i pożytki tego, gdy insi, którzy po

4 nik om u nie czyn iąc szkody. 2 zaufanie. 8 w dobrej w ierze.


zamkach, które się na szalbierza dzierżą, osłyszą się, że
tych benigne L, łaskawie traktujem , wszyscy i z zamkami
do nas się będą łączyć, czym i szalbierzowi może się przy­
śpieszyć exitium 2. Na drugą stronę, jeśliby się rigide 3 prze­
ciwko tym stawili, contumeliose 4 ich traktowali, trzeba się
obawiać, żeby się nie rozdrażnili, znowu się do szalbierza
nie uciekali, inszych, którzy go się dzierżą, nie potwier­
dzili. Bojarowie stołeczni, iż byli bardzo przeciw nim za-
jątrzeni, żadną miarą nie dali się do tego przywieść, żeby
tych, którzy (jako oni mówili) przy worze 6 stali, mieli z sobą
chcieć równo mieć. Tak przyjąć ich za bracią obłądzoną,
ale do bojarstw, mie sc senatorskich od impostora danych,
nie chcieli ich przypuścić. Czym się ci drudzy nie konten-
towali i kilku ich znowu do szalbierza uciekło.
Zamki jednak wszystkie prawie, skoro się osłyszały,
że na Moskwie przysięgano królewiczowi W ładysławowi,
certatim R wszystkie oddawały tymże sposobem, jako się
stało i w stolicy, przysięgę: Nowogrod wielki, Czaranda,
Ustiuga, Perejaslaw Rezański, Jarosław, Wolohda, Białeje-
zioro, Sylijskie zamki i wszystek tam ten trakt ku portowi
arehangielskiem u i lodowatemu morzu. Także rezańska zie­
mia wszystka aż do niżnego Nowogrodu, który leży ad
conflueńtiam 7 Wołgi i Oki rz ek ; zamki także, które się
szalbierza dzierżały, Kołomna, Tuła, Sierpuchow i inne
wszystkie zamki, oprócz Pskowa, który też vaccilabat8,
a siewierskich niektórych zamków, które impostorowym
imieniem jeszcze się szczyciły i przeto też od kozaków
zaporoskich bardzo infestow ane9 były. Z Kazania, Astra-
chania, dla dalekości jeszcze nie było słyszeć, jako się tym
postępkiem kontentują. Ale z inszych wszystkich pobliż-
szych, jako się wyżej wspomniało, krajów, od wielkich
Łuk, od Toropca i innych zamków bardzo chętnie konten-
towali się, że im, jako sami mówili, królewicza Władysława
dal Pan Bóg za hospodara.
1 łagodnie. 2 zgubę. 8 surowo. 4 pogardliwie
5 p r z y w orze (z rusk.) przy łotrze. 6 na w yścigi. 7 na zbieg­
nięciu się. 8 chw iał się. 9 infeslow ane, napastowane.
60

W ięźnie w szystkie, k tó re byty po różnych zam kach


w ciężkim w ięzieniu, w olnem i uczynili, a byto w szystkich
i z tem i, co ich w ypuszczono w stolicy, do półtrzecia ty-
sięca, siła m iędzy niem i szlacheckiego urodzenia. Jednych
odsyłali do stolicy, inszy ch też kom u bliżej było pod Sm o­
le ń s k ; z N ow ogrodu w ielkiego, z C zarandy i z inszych.
Gdy się przyszło p a n u h etm anow i um aw iać o dalszych
rzeczach z bojary, do tego rzeczy w iódł, żeby posły jako
najprędzej do kró la jegom ości w ysłali. A iż te osoby, które
były in praedicam ento1 do carstw a (to jest M ikitycz R o­
m anow m łody, syn m etropolity rostow skiego, a kniaź Wa­
syl Galiczyn), były podejrzane, żeby f a w o r2, k tó ry mieli,
z jakiejkolw iek okazyi do nich się nie w ró c ił; sta ra ł się
o to p a n h etm an, i nam aw iał G aliczyna, żeby poselstw a
się podjął. Persw adow ał mu, że tak w ielkie rzeczy przez
w ielkie ludzie, jakim ón jest, m ają być spraw ow ane, w ięc
up ew n iając go, że za tym poselstw em m a mieć prińcipem
lo c u m 8, przy stęp pierw szy do łaski króla jegomości i k ró ­
lew icza. Sm akow ało to G aliczynow i i podjął się tego po­
selstw a. M ikitycz Rom anow m łody był chłopiec (jako się
w yżej w spom niało), nie było go jako w poselstw o w razić.
Ale przecie ojca jego (żeby go mieć niejako za zakład),
p o starał się p a n hetm an, że go od duchow nego stan u po­
słem -m ianow ano. A llegow ał4 tym pan hetm an, że nietylko
z dostojeństw a, ale i z urod zen ia potrzeba do takiej spraw y
czesnego, po naszem u zacnego człow ieka, a tym uk azy w ał
się jak b y palcem te n to F ilaret m etropolit rostow ski, Miki-
tyczów o jciec; bo zacnością uro d zenia żaden z duchow nych
nie był m u rów ny, w ięc też i z u rzędu tego m etropoli-
tańskiego, k tó ry w tóre ma m iejsce m iędzy m oskiew skiem i
m etropolity.
T ak gdy już tych dw óch deklarow ano principes lega-
tionis s, m ianow ano innych, których sam niem al w szystkich
G aliczyn sobie kw oli, żeby ich po woli swej miał, sobie

1 w e d le ogólnej opin ji. 2 fa w o r, w ziętość. 3 pierw sze


m iejsce. 4 A llegjow ał, D ow od ził. 5 przew ód ców poselstw a.
obrał. I ta k w ielkim orszakiem , bo mieli z sobą do czte­
rech tysięcy człow ieka, ku Sm oleńsku w drogę się puścili.
P an h etm an p rzy d ał im za p rzy staw a pana M ikołaja Her-
b u rta, staro stę tłum ackiego, przez którego pacła 1 z bojary
u c z y n io n e ; posłał pod pieczęciam i i podpisy ich. O dpro­
w adził ich do króla jegom ości p an H erb u rt w całości, ale
sam rozchorow aw szy się, m łodzieniec godny dłuższego ży­
w ota, przyjech aw szy pod Sm oleńsk, um arł.
P rzyjął posły k ró l jegom ość w dzięcznie. W ychodziło
w ojsko przeciw ko nim niem al w szystko. W itał ich w polu
p a n Jak ó b Potocki, k asztelan kam ieniecki, z księciem jego-
m ością K rzysztofem Zbaraskim . Postaw iono ich przeciw ko
obozow i, pod m onastyrem Trojeckim , dru g ą stro n ą D niepru,
i żyw nością w ielką opatrzono. A iż ich, jakom w yżej w spo­
m niał, ta k w ielka liczba była cztery tysiące, trzech przy-
staw ów dał im król jegom ość: pana Ja n u sz a Skum ina T y sz ­
kiew icza, staro stę bracław skiego, p an a Jan a K ochanow skiego
łow czego, i p an a W ojciecha M iaskow skiego, dw orzanina
swego. Tem uż d aw szy sto piechoty sw ojej, k azał za niem i
stać d ru g ą stro n ą D niepru.
P an u h etm anow i w stolicy dw ie rzeczy zostaw ały. Myślił
o tym , jak o b y w ojskiem tym , k tó re p rzy sobie miał, przes-
piecznie stolicę osadził, gdyż (jako inaczej nie mogło być)
byli niektórzy, zw łaszcza co na im postora patrzali i onem u
życzyli, co m u ssita b a n t2. Oglądał się na to, g d yby od sto­
licy w ojsko odw iódł, żeby pospólstw o m oskiew skie, które
jest do tum ultów bardzo skłonne, rozruchu nie uczyniło,
im postora n ie przyzw ało i w szystkiego nie zam ięszało. W y­
rozum iał z bojar bacznych, że i oni obaw iali się tego.
Św ieży był dokum ent, gdy kniaź W asyl Szujski, usiadłszy
n a stolicy carstw a m oskiew skiego, posłał był do Pskow a
S zerem etjew as, zacnego człow ieka, za w ojew odę, i już tam
był z pół ro k u S z e re m e tje w ; ni z tego, ni z owego uczy­
niw szy pospólstw o b u n t, S zerem etjew a zabili i jego adhae-

1 układy. 2 mruczeli. 8 Szeremetjewa, w rkpsach Szere­


meta, Szeremet.
ren tes*. Tegoż się i w stolicy bojarowie obawiali, i ży­
czyli sobie tego, żeby praesidio2 wojska króla jegomości
mogli być a furore plebis tu ti3. Patryarchę i pospólstwo,
którzy temu wwiedzeniu wojska adversabantui l, rozmai-
temi sposobami uchodzili. T andem 5 do tego się rzeczy
przywiodły, że wojsko weszło ; którem u pan hetm an miejsca
opportuna iii omnes casus G obrał. Kupami w osobnych dwo­
rach stanęło wojsko, iżby na wszelki przypadek jedni dru­
gim mogli być pomocni. Pułk pana Aleksandra Zborow­
skiego stanął w Kitajgrodzie, w kupie wszyscy jeden dru­
giego blisko; pułk pana Kazanowskiego i pana Wajherów
w Biłgrodzie, także siebie blisko. Sam pan hetm an z panem
starostą wieliskim stanął w głównym zamku w Krymgrodzie,
dworze, który był niegdy cara Borysa, gdy jeszcze był
prawitelem 7 za cara Fedora.
Przestrzegać pan hetm an z pilnością rozkazał, żeby nasi
zaczepek z Moskwą nie czynili. Sędzię tak z naszych jako
i z Moskwy postanowił, którzy wszelakie diferencye8 roz­
sądzali. Q uietissime9 żyli tak, iż i bojarowie i pospólstwo,
którzy wiadomi będąc narodu naszego swawoleństwa, dzi­
wowali się i chwalili, że tak spokojnie bez wszelakiej
krzyw dy, nic nikomu nie czyniąc, żyliśmy. Rozpisały się
z bojary, na to deputow anem i10, włości na wszystko wojsko,
skąd kto miał żywności dosięgać. Owo w dobrym porządku
i w dobrym w czasie mieszkaliśmy tam. Ni na czym nie
schodziło i żywności i wszystkiego, czego potrzeba, po ce-
nieśmy dostawali, gdyż gościńce od Wołohdy, od Jarosławia
i z inąd pootwieraliśmy. Od Kołomnej ku górze rzeką
Moskwą statki ze zbożem i różnemi potrzebami przy-
ptynęJy-
Drugi kłopot był z wojskiem pana Sapieżynym, którzy
zostawszy po ucieczeniu impostora, chcieli koniecznie tego
wszystkiego być uczestnikami, jako wojsko królewskie,
1 stronników. 2 przez załogę. 8 prze(j w ściekłością po­
spólstwa ubezpieczeni. 4 sprzeciwiali się 5 Wreszcie. 6 do­
godne na w szelkie wypadki. 7 praw itelem , zarządcą. 8 spory.
9 Najspokojniej. 10 wyznaczonymi.
63

które pod panem hetmanem m ilitabat1. Chcieli także w sto­


licy mieszkać. Kiedy im tego negowano, chcieli w Rezań
iść, (a ten kraj rezański jest bardzo obfity). Gdy i tego
im broniliśmy i bić, jeżeliby tam szli, chcieliśmy się z niemi,
bo żywności i dla naszego wojska z tamtego najwięcej kraju
oczekiwaliśmy, ta n d em 1 na tym stanęło, że pan hetm an
dał im pismo, że chce się do króla jegomości, jako im był
i przed tym obiecał, w to włożyć, iżby z pułkiem pana
Zborowskiego w zapłacie porównani b y li; ażeby już w Re-
zani, ani inszych państw, które na imię królewicza Wła­
dysława przysięgę uczyniły, nie pustoszyli; ale raczej żeby
w siewierską ziemię, która się jeszcze za impostorem oży­
wała, szli i one w obsequium 3 króla jegomości przywodzili.
Iż to wojsko było bardzo niedostateczne, siła między niemi
rannych, chorych, dla opatrzenia ich kazał im dać pan
hetman, błagając ich, dziesięć tysięcy złotych z moskiew­
skiego skarbu. Starszym niektórym po cichu dał po kilka­
set złotych, żeby jedno ich bez kłopotu uczciwie zbyć,
a nawieść ich tam, gdzie byli potrzebni. Jakoż uczynili
tak, iż poszli ku siewierskiej ziemi, mimo Kaługę. Zasta­
nowili się, oczekiwając zamarznięcia u Masalska, u Miesz-
czajska, także Kaługi niedaleko.
Pan hetm an jako nigdy, tak i wtenczas nie zamieszki­
wał przez praktyki czynić. Gdy już pan Sapieha z wojskiem
swym odstępował, niejakiemu Walewskiemu, który był
wielki a prawie najprzedniejszy konfident u impostora,
pozwolił, żeby do impostora jechał i czynił mu nadzieję
łaski króla jegomości, przyczynę za nim pan hetm an obie-
cował, in summa 4, żeby go impleret s p e B, ażeby po dobrej
woli chciał mieć receptumG do łaski króla jegomości. Alb
to darmo było, bo impostoi z żoną swoją nie przypadli
na to.
Po odejściu od Moskwy wojska pana Sapieżynego, pan
hetm an tym pilniej myśląc o jechaniu swym do króla je-

1 słutyło. 2 wreszcie. 3 posłuszeństwo. 4 w ogólności.


5 napełnił nadzieją. 6 przystęp.
64

gomości, co należało do porządnego zostanowienia wojska


i stolice, summa cura providebail. Wojsko cudzoziemskie,
którego jeszcze było do półtrzecia tysiąca, przebrakow ał;
bo obawiając się w nich odmiany jakiej wiary, za niepłacą,
a płacić tak wielorn wysoki żołd że nie było skąd, mo­
głoby przyjść od nich miasto pomocy do nieprzespieczeń-
stwa. Ostawił tedy tylko z nich osiemset piechoty, a insze,
popłaciwszy im z skarbu moskiewskiego, odprawił. Było
to bojarom na Moskwie bardzo gratom 2, że tych Niemców
odprawiono, bo insoleniiae3, które czynili za Szujskiego,
były im pamiętne. Bardzo radzi ich zbyli.
A iż na tym nie mało należało, ktoby nad strzelcy
moskiewskiemi był starszy (bo wielki to na Moskwie strzelczy
urząd, jak u Turków Janczar-A ga; nigdy go carowie nie
powierzają, jedno albo braciej albo bardzo du fały m : kniaź
Iwan Szujski, za panowania cara Wasyla, brata swego,
trzymał), ten urząd wakujący posłał był król jegomość za
in stan cyą4 niektórych obecnych Iwancwi Sołtykowi, mło­
demu człeku. I był ten Sołtyk wiernym i życzliwym kró
łowi jegomości, jako i zejściem żywota pokazał. Ale gdy
mu ten urząd z pod Smoleńska przysłano, już go był przed-
tym pan hetm an wyprawił do Nowogroda wielkiego, żeby
ten tam kraj pokoił i Ładohę zamek, który byli Szwedo
wie ubiegli, od nich oczyścił. Jakoż dokazał tego, ale po­
tem przez sed y cy ą5, gdy się już rzeczy (o czem będzie
niżej) po Moskwie zamieszały, w Nowogrodzie od pospól­
stwa gardło dał.
Ten urząd strzelecki, do tego pan hetm an rzeczy przy­
wiódł, przez konsens 0 dobrowolny bojar, przedtym ich pry­
watnie popraktykow aw szy7, że go poruczył panu staroście
wieliskiemu. I sami strzelcy non inviti 8 przyjęli jego regi­
m ent; gdyż ile mogło być, pan hetm an wszelaką ludz­
kością, datkiem, częstowaniem dew inkow ał9 ich sobie, że
1 z największą starannością opatrywał. 2 miłe. 3 nad­
użycia. 4 w staw ieniem się. 5 zaburzenia. 6 zgodę.
7 p o p ra k ty k o w a w szy, poagitowawszy. 8 bardzo chętnie. 9 zo­
bowiązał.
chłopstwo to miał ad nutum *. Sami u ltro 9 przychodzili,
pytając się, jeśliby gdzie czuł o zmiennikach, że oni chcą
ich imać. Owo wielkie pokazywali znaki wierności i życzli­
wości swej. I gdy im pan starosta wieliski za starszego
oddany był, z chęcią opowiedzieli mu się, że mu chcą być
posłuszni.
Z patryarchą, człowiekiem bardzo starym , i który dla
religii (odmiany się w niej bojąc) był rzeczom naszym
bardzo przeciwny, pierwej przed obsyłania z nim się zna­
szając, potym i sam u niego bywając, przyjaźń sobie (jako
się zdało) wielką sprawił. Rozmaicie go uchodził, że jął
się schylać starzec na inakszą przeciwko nam ch ę ć3.
Tak już sporządziwszy i postanowiwszy, co czas potrze­
bował, deklarował się bojarom dumnym, że chce do króla
jegomości odjechać. P retendow ał4 przed niemi różne odje­
chania swego przyczyny: żeby obecnie królowi jegomości
sprawę dał o wszystkim, co i z jakich się przyczyn siało,
żeby posłom ich do pożądanej i prędszej odprawy pomógł,
żeby się z królem jegomością o zatrzym aniu porządnym
wojska, więc i o zniesieniu szalbierza kałuskiego umówił.
Lecz powierzchowne to były przyczyny. W łasna5 to przy­
czyna była, której zamilczywał i w wielkiej tajemnicy
u siebie ją miał, że król jegomość i przez list, jako się
wyżej wspomniało, od Andronowa przyniesiony i przez
pana starostę wieliskiego deklarował się, że nie na króle­
wicza W ładysława, ale sam na się moskiewskiego państw a
chciał. Pan hetm an miał dostatecznie exploratas voluntates6
ludzi narodu moskiewskiego, że żadnym sposobem nie mieli
na to przypaść. Bo i z razu jeszcze, kiedy najpierwej Soł-
tyków z inszemi bojary przyjechali pod Smoleńsk, a byti
ci bojarowie królowi jegomości życzliwi i z królem jego­
mością wisiały ich nadzieje, przecie jednak gdy się um a­
wiali z pany senatorami, przy każdej to schadzce twier­
dzili, jeśli na królewicza Władysława chce król jegomość
. a —
1 na skinienie. ? z własnej chęci. 3 Tu się urywa re­
dakcja skrócona petersburska, której, używał Muchanow. i udawał.
8 w łasna, właściwa. 6 w ybadane pragnienia.
Bibl. Nar. Serja I, Nr. 12 (Żółkiew ski: Pam iętniki). 5
państw a tego dostawać, że to przyjdzie nie z wielką trud­
nością; jeśli na się samego, że to nie może być bez wiel­
kiej krwie. I gdyby się ta intencya króla jegomości od­
kryła, wiedział pan hetman, że miało przyjść do wielkiego
zamieszania i zatrudnienia wszystkich rzeczy. Pisać o ta­
kowych rzeczach nie zdało się, żeby się mogło co sprawić,
posłać zaś nie było tak qualificatam personam l. komuby
tego powierzyć i ktoby mógł pro gravitate neg o tii2, tak
to królowi jegomości jako potrzeba ukazać. A iż król jego­
mość mimo deklaracyą swą pod Smoleńskiem daną Sołty-
kowemu i inszym bojarom z strony królewicza Władysława,
inszą teraz do pana hetm ana w skazyw ał; różne o tym
były rozumienia, gdy już ta rzecz na jawią wyszła, w mnie­
maniu ludzkim. Większa część rozumieli, że to poszło z pana
Jana Potockiego, wojewody bracławskiego, który i sam
przez się i przez brata swego pana Stefana, który był ko­
m ornym 3 k ró la4 jegomości, ustawicznie króla jegomości
solicytował i stym ulow ał5, żeby się król jegomość temi
pakty, które się pod Moskwą stały, nie kontentował, po­
kazując królowi jegomości, jeśli na tym stanie, że wszystka
sława będzie przy hetmanie samym, a król jegomość in-
g lo riu s6 z tej ekspedycyi7 odjedzie. Więc ukazował, że
więcej expedit8, żeby król jegomość zawodem jednym sam
Moskwę osiadł, gdyż na drugą taką ekspedycyą zdobyć się
trudno, a osiadszy Moskwę, dostatki wielkie moskiewskie
ukazował (o których jako to bywa, większa sława niźli
rzecz), którem i dalszych trudności, jeśliby się jakie poka­
zały, mogłoby się poprzeć. Owo cokolwiek mógł, czynił
do poruszenia um ysłu króla jegomości na swoją sentencyę9.
Bo iż tak fortunnie rzeczy panu hetmanowi poszły, im zaś
pod Smoleńskiem (o czem będzie niżej) inprospere10, z emu-
la c y i11 zdało się, że dla zelżenia pana hetmanowej sławy,

1 zdatną osobę. 2 wedle ważności sprawy. 3 kom ornym ;


rkps Czart. 348 i rkps Muchanowa ma-„pokojowym". 4 króla;
rkps Słotwińskiego ma „królowi" (królowej ?). 5 pobudzał i na­
mawiał. 6 bez sławy. 7 wyprawy. 8 należy. 9 zdanie.
10 niepomyślnie. 11 współubiegania się, zazdrości.
67

życzył, żeby z tego wszystkiego nie było nic. I ta k radził,


żeby tę sprawę podwrócić przeciwko zdaniu inszych se n a ­
torów, osobliwie pa n a Lwa Sapiehy, kanclerza litewskiego,
który w szystkiemi sposoby annitebatur 1 i radził królowi
jegomości, żeby te pacta rata haberet 2, a na sejm żeby
były odniesione. Król jegomość zaś, iż mu smakowało, co
pan wojewoda bracławski radził i nadzieje czynił, że mocą
rzeczy dopnie, jako byw a w rzeczach lu d z k ic h : facile cre-
ditur quod desideratur a, jego się sentencyi jął i za jego
zdaniem zaciągnął.
Gdy już miał pan hetm an z Moskwy odjechać, p rz y ­
szedł do niego Mścisławski, a z nim pod sto bojar przed-
niejszycb. Z am knąw szy się z nim, prosili o dwie rzeczy;
jedna, można-li rzecz, żeby nie odjeżdżał od nich, gdyż po­
wiadali : że teraz przy obecności twojej smirno, po naszem u
spokojnie, zgodnie ż y j e m ; za odjazdem twoim obaw iam y
się, żeby wasi ludzie jako swawolni, nie uczynili z na-
szemi ludźmi ssory, to jest zwady ; druga, jeśli nie może
być inaczej, jedno jechać, żeby w dobrym rządzie wojsko
swe zostawił. Oni też obiecowali, że z stro ny swej sttarać
się chcą, żeby rzeczy na przyjazd królewicza cało, spo­
kojne, z a trz y m a li; ażeby tak jechał, żeby króla jegomości
prosił, iżby jako najprędzej na sejm król jegomość jechał.
Dokładali tego : „W iemy, iż u was nie może być nic grun-
towąego, coby sejmem utw ierdzono nie było, przeto u m ó ­
wiwszy i postanowiwszy rzeczy z naszemi posły i o w szyst­
kich spraw ach p a ństw u tak waszemu, jako i naszemu na
leżących, po sejmie niech jako najprędzej król jegomość
przyjedzie do nas z królewiczem Władysławem, hospoda­
rem naszym (bo go ta k w szystka Moskwa zwała). Gdyż
wiemy, że przez młodość królewicz tak wielkiemi sprawami
jeszcze nie powiada, żeby król jegomość do lat dostałych
państw o sp ra w o w a ł”. P a n h etm an p o w ie d z ia ł-im : że nie
może inaczej uczynić, jedno odjechać, tak jednak odjedzie,

1 usiłow ał. 2 ten układ potw ierdził. 3 łatw o się w to


w ierzy, czego się pragnie.
że wojsko w takow ym porządku zachow a się, jako przy
jego obecności. Prośbę ich, ze strony jechania króla jego­
mości, n a sejm królowi jegomości odniesie. Napominał ich,
żeby stale w poprzysiężonej wierze stali. Obiecował im też,
co im było miło, że się odpraw iwszy u króla jegomości,
miał prędko nazad wrócić. Gdy już pan h etm an w drogę
się wybrał, wojsko pułkow nikom a prim arie 1 p anu staroście
wieliskiemu poruczywszy, część też wojska położył w Mo-
żajsku, w Borysowie, w Werei, których pan Struś, sta­
rosta chmielnicki, miał w poruczeniu. Kniaź Mścisławski
i insi przedniejsi bojarowie prowadzili za milę pana h e t­
m ana dobrą, a poki przez miasto jechał, mir, c z e r ń 2 w szystka
po ulicach zabiegała mu drogę, żegnając i błogosławiąc.
Przyjdzie też wspomnieć, co się działo pod Smoleńskiem;
po porządku tych spraw, które się toczyły za w yjechaniem
pana h etm an a z pod Smoleńska aż do zwrócenia się jego,
nie zdało się przeryw ać.
P a n wojewoda bracławski upił się był tą nadzieją że
miał łacno Smoleńsk wziąć Skoro działa naprawiono, kosze
kazał, stawiać i nasypow ać. Działa do nich zatoczyli z pola
przychodząc w lewo od bramy k o p y ty ń s k ie j; ductus opor-
tunitate 3 rowu, który był przyrodzony, że z row u Jego
bez niebezpieczeństwa mogło się do szańców i do onyeh
koszów chodzić. Tego nie k o n sy d e ro w a ł4, że za m urem tuż
zarazem n a kilkanaście łokci był wał stary, k tó iy za n a ­
szych przodków był m u n ic y ą 5 zam kow ą i potężniejszą
niźli ten m ur za panow ania cara Fedora postawiony. Choćby
m u r był obalony, jako to z dział dobrych nie trudno uczynić,
przecie jedn ak on wał tak wysoki wejścia do zam ku, jako
i rzecz potym ukazała, nie dawał. Do tego ludzie, któremi
było zamku dobywać, nie zeszli się byli. 1 stały tak działa
w szańcach próżno, nie strzelając niedziel kilka, aż k o­
zacy z siewierskiej ziemi, pan starosta wieliski z drugiemi,
z Białej przyszli. Było wszystkich kozaków do piętnastu
1 a w pierwszym rzędzie. 2 m ir, czerń, pospólstwo, lud.
3 kierując się godnością. 4 uwzględniał. 5 m unicyą, obwa­
rowaniem.
tysięcy. Gdy się zeszli, dopiero ze wszystkich dział pierwej
kortynę *, ścianę murowaną, niźli wieżę kazał tłuc. Jakoż
z wielką pilnością strzelano ku śrzedniej strzelbie, jakoby
w pośrzodek muru. A iż była concavitas2 gwoli onym strzel­
com, m ur strzelbie nie mógł wytrzymać, obalił się i dosyć
szeroka się dziura stała, którą jednak wnijść w zamek
żadnego nie było podobieństwa, bo i defensye3 poboczne
nie były zniesione, których mijać nie mógł nikt sine aperto
discrim inei . I z czoła od onego wału, mając fry sz tu 6 kilka
niedziel, widząc skąd miał być impet, ufortyfikowali się
byli obleżeńcy, że w okrrg zamku chodziwszy, nigdzieby
był mocniejszego miejsca nie znalazł.
Pan wojewoda bracławski rozumiał, że się m ur obalił,
iż już ma wygraną, koniecznie co w skok do szturm u przy­
puścić chciał Micbajło Szein, acz najmniej nie bał się tego
szturm u, bo nie było czego, jednak słysząc, co się z Szuj­
skiego wojskiem i z samym Szujskim stało, czego przed
tym nigdy nie czynił, wyjechał z zamku, chcąc traktować
z panem wojewodą bracławskim i panem kanclerzem 6. Bo
na to patrzał, gdy do szturm u nasi przypuszczą, nie miało
być przez szkody w ludziach i nie radby był przeciwko
sobie tym ludzi naszych irytował. I za tym w rozmowie
z panem kanclerzem obwoływał się, jaka będzie umowa
na Moskwie z bojary, że on miał tak przystąpić. Ale pan
wojewoda bracławski był morae im patiens7 i one roko­
wanie, nie pozwalając mu dalszego frysztu, rozerwał. Ro­
zumiał, że to Szeinowi z bojaźni przychodzi, a rozerwawszy
rokowanie, w kilka godzin, kiedy się też Moskwa jako naj­
lepiej gotowała, do szturm u ludzie przypuścił. Lecz praesi-
diarii nullo suo periculo8 i z wału i z onych baszt od­
strzelali, odbili naszych. Dopiero znowu kazał baszty bić
i potłuczono je, ale nullo operaepraełio9. Chciał i znowu ku-

1 kortynę, zasłonę. 2 w klęsłość. 3 punkty obronne.


4 bez w idocznego niebezpieczeństwa. 6 fry sztu , zwłoki. 6 kan­
clerzem litewskim Lwem Sapiehą. 7 nie cierpiący zwłoki. 8 oble­
żeńcy bez najmniejszego sw ego niebezpieczeństwa. 9 nie warto
było zachodu.
70

sić szturm u i pogubiłby był więcej ludzi a i ta k zginęło ich


było do kilkanastuset. Ale deszcz okrutny, prawie kiedy
już; miano do szturm u przypuszczać, spadł i on szturm
im p e d ie b a t1 i to sa lv a v it2, że więcej ludzi nie zginęło.
Król jegomość pod tym czasem w padł był w chorobę,
na łóżku leżał. Lecz gdyb y był zdrowszy, pew nieby był
nie dopuścił tego szturmu, bo i potym częstokroć w spo­
minał, że ten szturm nie rozmyślnie był czyniony. Potym
też i sam p a n wojewoda bracławski, podobno też oba-
czywszy się, że tym nic nie miał sprawić, zaniechał. Działa
jednak tam że za koszami stały, bez żadnej słusznej przy­
czyny ; piechota, której nie wiele było, częstemi się w a r­
tami nędziła. Bardzo o małe jej było, i bardzo niebezpiecz­
nie tamte działa sta ły ; bo g d y b y nieprzyjaciel uczynił w y ­
cieczkę, niewątpliwa była rzecz, żeby ta trocha piechoty
nie mogła s tr z y m a ć ; ale Moskwa oprócz kilkakroć k o n ­
nych, pieszo wycieczek nie czyniła przez wszystkie obsidia 3.
Lubo to zrazu tak wiele ich (jako jest wspomniono) w zam ku
zawarło się było, prędko jednak jęła ich siła, zaraz rychło
jakośmy pod Smoleńsk przyszli, ubyw ać z chorób, które
poczynały od nóg, a potym choroba serp eb a t4 po w sz yst­
kim ciele. Właśnie la b es5 jakaś na nieb była. I tak okrutnie
gęsto umierali, że były takie czasy, iż po kilkaset na je ­
den dzień ich umierało, nie tak z niedostatku (bo i potym,
gdy zamek jest wzięty, nalazło się tam żywności, ile żyta,
owsa dosyć), jako raczej z zarazy jakiejsiś, która między
niemi była. A to najdziwniejsza, że nam ta zaraza nic nie
szkodziła. Bo wychodziło ich bardzo wiele z zamku, roz-
maitemi fortelami, spuszczali się z murów, okny w y sk a k i­
wali. Bladość bardzo wielka była widomym dokum entem
ich niewczasu, mieszkali między nami w obozie, a nas nic
się to nie tknęło.
Tak tedy^jako się wspomniało, pan wojewoda bracławski,
zaniechaw szy onego szturm u, dostaw szy Moskwicina, który

1 wstrzymał. 2 uratowało. 3 oblężenie 4 szerzyła się.


5 zaraza.
71

z zamku był uciekł, a około podkopów w zamku rabiał,


obiecował, że miał w tym posłużyć; jął rozmyślać, żeby
przez podkop zamek wziąć. Lecz ta rzecz była trudna,
gdyż Moskwa pilnością swą zabiegła temu. Miasto pożytku,
więcej bywało z tego szkody; bo mając Moskwa wszędy
około murów słuchy ziemne, skoro poczuli, skąd się nasi
kopią, poprzedzili podsadzeniem pod nasze prochów i tak
je wyrzucali. Aż ten Moskwicin jął bić w szańcach sa­
mych, jakby studnią, bardzo daleko w głąbsz i tak zam­
kowe słuchy podszedł nisko pod niemi idąc, że postrzedz
Moskwa nie mogła. Zasadzono (było to in D ecem bri)y
prochu kilkadziesiąt centnarów. Była wielka ekspektacya2
tego podkopu, ale skutek żaden, bo prochy wyrzuciły onże
tłuczony mur, ale wał został w swej całości. Zaczym non
patebat a d iiu s3 do zamku i tak ta wielka nadzieja spełzła.
Wspomniało się, jako posłowie moskiewscy wyjechali
ze stolicy do króla jegomości Dla złych dróg, bo jesień
była mokra, długo w drodze byli. Ultimis diebus O ctobńs4
przyjechali pod Smoleńsk. Dano im stanowisko, jako się
wyżej wspomniało, z tamtej strony Dniepru przeciwko obozu,
jakoby przeciwko monastyrowi Trojeckiemu, w którym stał
pan Szczęsny Kryski, podkanclerzy koronny. A jeszcze przed
posły przyjechali dwaj synowie bojarscy Mołczanow i So-
łowiecki, którzy przynieśli królowi jegomości pokłon od
dumnych bojar i wiadomość wszystkiej tran sak cy iB. Ciż
mieli i do Szeina pisanie, oznajmując mu, że wszystka
ziemia przyjęła sobie za pana królewicza W ładysława i przy­
sięgę mu uczyniła, żeby i on toż uczynił. Deklarował się
zaraz Szein, że to uczynić gotów, i wysłał do króla jego­
mości niektórych synów bojarskich, że chce i on jako i na
Moskwie bojarowie uczynili, przysięgę oddać królewiczowi
Władysławowi. Respons dany mu jest od króla jegomości,
że Smoleńska insza jest kondycya6, niźli inszych zamków,
że tu sam król jegomość głową s w ą ; zaczym potrzeba,
1 w grudniu. 2 w yczek iw a n ie. 3 n ie był przystęp otw arty.
4 W ostatn ich dn iach października. . 6 uk ładów . 6 położenie,
stosunek.
żeby samemu królowi jegomości i królewiczowi przysięgali
i zamek żeby zaraz był podany ; gdyż jako o co innego,
tak idzie i o sławę króla jegomości, gdy stawszy głową
swą tak długi czas pod zamkiem, nie mógł go wziąć. Po­
częli już Moskwa z zamku kumać się z naszemi, kupować,
przedawać. Potym gdy im nie dopuszczano kupować soli
i innych potrzeb, więc za responsem, który im nie był
w smak, wzdrgnęli się i zawarli się zaś w zamku.
\yielcy posłowie, gdy byli przypuszczeni przed króla
jegomości, po oddaniu pokłonu i czołem bicia od wszyst­
kiego carstwa, odprawowali poselstwo wedle instrukcyi
sobie danej Sum m a 1 była, prosząc o królewicza Włady­
sława, a o artykuły z panem hetm anem namówione Król
jegomość przez pana kanclerza litewskiego dał im respSns,
wdzięcznie przyjmując chęć ich, z którą się ożywają prze­
ciwko króiowi jegomości i królewiczowi Władysławowi,
a o artykułach na rozmowę odesłał ich z pany senatory.
Mieli kilka schadzek z pany senatory. Tam wielką część
onych artykułów (insze, czym się oni kontehtowali, nie
popierali ich upornie) do sejmu odłożono. Lecz iż z strony
dania królewicza Władysława, pozwolenia wzmianki nie
było i owszem panowie senatorowie urgebant 2, żeby spo­
łem królowi jegomości z królewiczem przysięga służyła,
Smoleńsk żeby ex n u n c 8 był poddany, — bardzo to posły
moskiewskie i te syny bojarskie, którzy przy nich byli,
potrwożyło, a nadewszystko smoleńskiego powiatu bojar.
Było ich pod tysiąc. Tym pan kanclerz litewski imieniem
króla jegomości rozkazał, żeby, chcą-li przyjść do swych
majętności, królowi jegomości społem i królewiczowi przy­
sięgali. I niektórych tak do przysięgi przywodzili, co wielką
konsternacyą między niemi i odmianę ich umysłów uczyniło.
Pan hetm an potykał się z niemi w drodze, jadąc z nie-
któreini. Bo cjja niedostatku żywności i uraziwszy się już oną
w ezdrgą4 nad nadzieję ich uczynioną, siła ich nazad ku

1 treść. 2 nalegali. . 3 odrazu. 4 wezdrga, wzdrygnięcie


się, zwrot.
stolicy jechało. Jęli rozsiewać po wszystkim państwie, jaka
pod Smoleńskiem wola i deklaracya króla jegomości i z tej
najprzód okazyi jęli się ludzie mieszać, buntować, jako się
niżej wspomni. Pan hetm an przyjechawszy 1 pod Smoleńsk,
pierwej na prywatnej audyencyi dawał sprawę królowi je­
gomości o wszystkim, co i z jakich się przyczyn działo.
Nadewszystko, że wiadomość o woli króla jegomości, nie
rychło aż po zawarciu wszystkiego go doszła, że nie mając
nauki inszej, za tym szedł, jako już była deklaracya króla
jegomości Sołtykowi i innym bojarom wydana, że z inkli-
nacyą narodu tego musiał się zgadzać; bo gdyby się było
z tym, co pan starosta wieliski przyniósł, otworzyło, sparz-
n ą łb y 2 był pewnie ten naród i inszego kogośkolwiek za
pana wzięliby sobie. Tak wojna byłaby tylko w zysku
została, której popierać bez płacy żołnierze nie chcieli.
Dawał pan hetm an i insze głębsze rationes sui consilii3,
że i rzeczypospolitej i samemu królowi jegomości i potom­
stwu jego expediebati , żeby tą kondycyą, którą Pan Bóg
podawał, nie pogardzać, a na stionę jej nie odrzucać; że
królowi jegom .ści, którego Pan Bóg na tak wysokim miejscu
posadził, trzeba przecie odwracać zdaleka tem pestates5,
któreby mogły affligere rempublicarn 6. Ukazywało się, jako
interregna7 rzeczypospol tej nieprzespieczne; tro je8, które
były za naszej pamięci, jedno od drugiego gorsze; ostatnie
dobrze i krwią się oblało, i by nie cudowna łaska boża,
miało bardzo do wielu złego przyjść. Że król jegomość, pa­
miętając na śmiertelność (a choroba świeżo przeszła bardzo
ludzi potrwożyła), ma consulere rzeczypospolitej9. Gdyby
strzeż Boże, co hum anitus accideret10, przyszłoby do wiel­
kiej p ertu rb acy iu , gdyż żeby zaraz królewicz Władysław
miał być królem, nie może tego nikt za pewne obiecać.

1 8 listopada. 2 sparzn ąłby, pierzchnąłby, odstąpiłby.


3 powody swojej rady. 4 było korzystne. 5 burze. 6 za­
mieszać rzeczpospolitą. 7 bezkrólewia. 8 troje, w r. 1573,
1576, 1587. 9 dbać o Rzpltą. 10 co ludzkiego się zdarzyło.
11 zamieszania, zaburzenia.
Siła ludzi z rokoszu przeszłego urażonych, siła może świeża
invidia 1 w umysłach ludzkich.
Przypomniał przykład króla Zygmunta I: choć był tak
zastarzałej powagi, przecie jednak wiedząc, co może świeża
invidia, starał się, że w młodych leciech syna swego ko
ronował. Jeszcze na on czas, nie było to per leges prohi­
bitum a. Teraz, kiedy się już droga zawarła, że ani król
jegomość nie może o tym starania z żadnej miary czynić,
ani my konsensu 8 dawać, żeby za żywota króla jegomości
na państwo króla inszego mianować, tym by consuleretur4
pod taki przypadek, pokojowi i uciszeniu rzeczypospolitej.
Kiedyby królewicz Władysław był na państwie moskiew­
skim, jużby odcięła się inszym kom petytorom 5 nadzieja,
a zatym pertubacyi w rzeczypospolitej nie trzebaby się
obaw iać; gdyż żaden z kom petytorów nie mógłby po­
kazać takie rzeczypospolitej com m oda6, jakieby były ze złą­
czenia naszej rzeczypospolitej z państwem moskiewskim.
Przypom inał i Szwecyą, którą łacnieby rekuperować 7, gdyby
królewicz jegomość na tym państwie usiadł. Iż nie zaraz
może być tak, jakobyśm y sobie życzyli i chcieli, succesive
fit m o tu s8, czasowi ostatek poruczyć.'Jedno sam Pan Bóg
in perfectione9 może sprawić, co chce. Ludzkiemi środ­
kami, wedle biegu przyrodzonego, z czasem wszystkie rze­
czy początek i increm enta10 swoje biorą. Pierwej będzie
dziecię, potym z czasem człowiek. Pierwej mała różdżka,
z czasem bywa z niej wielkie drzewo. Wielkie księstwo
litewskie, sto sześćdziesiąt lat minęło od unii króla Jagiełła,
niźli do tej, jaka teraz jest, spólności z koroną przyszło.
Nie mało inszych racyj przywodził radząc, żeby za
inklinacją narodu tego iść, gdyż i teraz z pakt pod Moskwą
uczynionych siła pożytku ku dobremu rzeczypospolitej
mogło się zawiązać, wojnie koniec uczynić. Gdyby zaś król
jegomość tym się kontentować nie chciał, mimo insze in-
1 nienawiść. 2 prawami zabroniono. 3 konsensu, przy­
zwolenia. i zapobieżono. 5 kom petytor, kandydat. 6 ko­
rzyści. 7 odzyskać. 8 ruch postępuje stopniowo. 9 w do­
skonałości. 10 wzrost.
commoda \ w długą wojnę przyjdzie się zaciągnąć ; której,
co wiedzieć, kiedy i jaki koniec? Na żołnierze trzeba pa-
trzać, którzy do bantów, do sedycyj 2 są skłonni, gdy się
im nie będą mogły supedytować siipendia3, żeby nie wierz­
gnęli, w państw a rzeczypospolitej nie weszli, a zasłużo­
nego żołdu, którego wedle umowy uczynionej z moskiew­
skiego skarbu patrzyć mieli, żeby się za rozerwaniem tych
traktatów u rzeczypospolitej nie upominali.
Lecz zaw arte były uszy króla jegomości pana hetm a­
nowym perswazyom.
Było znowu kilka schadzek za przyjechaniem pana
hetm anowym z posły moskiewskiemi. Przyjeżdżali i z zamku,
których Szein wysłał Ale jako od panów senatorów, tak
i od Moskwy eadem cantilena canebatuiA.
Tymczasem impostor, który jako się wyżej wspomniało,
w Kałudze mieszkał, przecie przez swoje instrumenta 5, po­
syłając listy do Moskwy tajemnie, nie zaniechiwał ludzi
buntować. Pojmano popa z jego listy. Był list do jednego
z przednich bojar, kniazia Worotyńskiego. Tenże pop po­
wołał na mękach kniazia Andrzeja Galiczyna, brata rodzo­
nego kniazia Wasyla, który posłem był, że o tym miał
wiedzieć, a i o samym kniaziu W asylu powiadał tenże pop,
iż z drogi, jadąc do Smoleńska, miał list do impostora
pisać. Wzięto zaraz pod straż kniazia W orotyńskiego i An­
drzeja Galiczyna, egzekucyę6 z onego popa, i którzy się
winni pokazali, uczyniono.
Im postoi widząc, iż nasi krzepko na stolicy usiedli, do
tego pułk pana Sapieżyn w Możajsku, w Mieszczeisku,
blisko mu się pod bok podernknął, a wiedział, iż to wojsko
pana Sapiehy traktowało o niektóre rzeczy z królem jego-
mością, za pozwoleniem i ukontentowaniem ic h ; wiedział,
iż mieli się oń kusić, Kaługę obledz; nie mając wiernych
ludzi koło siebie, nie ufając rzeczom swoim, myślił na
niżny Don uchodzić do Woronieża. Zamek ten od cara
1 n iedogod ności. 2 zaburzenia. 3 dostarczać żołdu.
4 tę sam ą p iosn k ę śp iew an o. 5 narzędzia, organa. 6 w yk o­
n a nie kary.
B orysa n a d Donem zab u d o w an y na szlaku, k tó rędy też
czasem T atarow ie do M oskw y zw ykli chodzić, propter
om nes c a s u s 1 u fo rty fik o w ał b y ł im postor, rzeczam i po-
trzebnem i o patrzył. Tam chciał w( rzeczach nachylonych
m ieć r e c e p tu m 2. Lecz nie przyszło m u do tego. Było ich
nie mało przy nim , k tó rzy p e rta e si3 jego szalbierstw a, ży­
czyli od niego uciszyć i uspokoić ziem ie. Do tego impo-
te n te ri , jako człow iek bezrozum ny i ty ran , panow ał. Świeżo
zabił był cara kasim ow skiego.
Był ten car kasim ow ski z nahajskiej ordy, której p a ­
nuje w ielki c h a n ; M oskwa złotym go carem zowie. Pod
ty m w ielkim chanem b y ł te n car, sam się zw ał carem k o ­
zackiej ordy. Pojm any był w m łodych leciech na boju, gdy
był p rzyszedł M oskwę w ojow ać, od kniazia P io tra Horcza-
kow a, k tó ry teraz był drugim po Szeinie wojew odą. Car Iw an,
za któ reg o p an ow ania był pojm any, dla jego zacności nie
zgubił go i ow szem dał m u Kasimów, opatrzenie zacne
dosyć, od którego K asim ow a nazw ał go carem kasitnow-
skim. Miał go car Iw an in su m m o honore 6, miejsce pierw sze
dał m u przed w szystkiem i bojary, także i car F edor syn
jego, i car Borys, i pierw szy im postoi ro s try g a 6. A gdy
zabit rostryga, on m ieszkał w swej m ajętności. P otym
gdy te n drugi im postor pod M oskw ą na T uszynie z k n ia ­
ziem R ożyńskim stanął, siła prow incyj i zam ków do niego
od Szujskiego się z d a w a ło ; i ten też car kasim ow ski dosyć
z niem ałą liczbą ludzi splendido com itatu 7 do niego przy­
jechał. I jako był człow iek liberali in g e n io 8, zgadzają się
n a to ci, k tó rzy tego św iadom i, że pi zez trzy k ro ć stoty-
sięcy m iędzy żołnierstw o, a najw ięcej sam ego im postora,
porozdaw ał. Gdy szalbierz, jako się w spom niało, z pod
M oskw y uciekł, car kasim ow ski jechał do króla jegom ości
pod Sm oleńsk, syna, w którym się bardzo kochał, w obo-

1 na wszelkie wypadki. 2 w rzeczach nachylonych recep­


tum, schronienie w razie niepowodzeń. 3 sprzykrzywszy sobie.
i samowładnie. 5 w największej czci. 6 impostor rostryga,
samozwaniec wywłoka (Samozwaniec I). 7 z świetnym orsza­
kiem. 8 szczodrobliwy.
zie pod Moskwą przy kniaziu Rożyńskim zostawiwszy. Lecz
on syn nie tak w ojcu, jak ojciec w nim się kochał. Bo
kiedy się nasi jęli dwoić, wolał z temi, co do impostora
szli, do Kaługi jechać, też tam miał m atkę i babę. Car ka-
simowski potym z panem hetm anem Y pod Smoleńska je­
chał i przez w szystek czas statecznie i wiernie się zacho­
wał. Po zaw arciu traktatów , gdy impostor od Moskwy do
Kaługi uciekł, i on też, stęskniw szy się do żony i do tego
syna, kryjomo do Kaługi odjechał. Tam jednak pam iętna
m u była i łaska króla jegomości ofiarow ana i ludzkość
pana h etm anow a i od rycerstw a pokazyw ana. Zamyślał
ztam tąd odjechać, nam aw iał syna, żeby z nim jechał. Ale
sy n nie tylko jechać z nim nie chciał, ale i owszem p rz e ­
strzegł w tym impostora i tak impostor kazał go zabić,
co też impostorowi acceleravit perniciem l. Bo siła ludzi
żałowało tego cara kasimowskiego, osobliwie Tatarow ie jur-
towscy. A między niemi był niejaki kniaź Piotr Urusow,
człowiek rycerski przew ażny, który s p r a k ty k o w a ł2 się
z kilkądziesiąt T atar n a zdrowie jego. Upatrzył n a ń taką
okazyą
Miał w obyczaju impostor , że się rad częstemi prze-
jazdkami bawił. Podpiwszy sobie, stało się to 20 decembra
1610, przy obiedzie, jako to rad czynił, kazał w sanie za-
prządz, n abraw szy flasz z miodem do sani. W pole w y ­
jechawszy, pił z niektóremi bojary. Kniaź Piotr Urusow
z oną kilkadziesiąt koni, z któremi miał konspiracyą, je­
chał za nim, rzkomo go prowadząc. A w ty m gdy sobie
impostor z onemi bojary najlepiej podpił, U rusow dobył
z olstra pistoletu, który miał gotow y i przyskoczyw szy do
sani, pierwej go z pistoletu postrzelił, potym szablą głowę
i rękę mu odciąwszy, w drogę się puścił, do Kaługi się
nie wracając. Było niektóiycb ludzi rozumienie, że pan
h e tm a n miał tego Urusowa naprawić. Stąd podobno o tym
ludzie su sp ik o w a li8, że pan h etm an po ucieczeniu impostora

1 p rzyśpieszyło zgubę. 2 s p r a k ty k o w a ł się , zm ów ił się ,


sp ik nął się. 3 pod ejrzyw ali.
od Moskwy, tego Urusowa ludzko i łaskaw ie traktował.
Atoli tym sposobem dokończył impostor szalbierować. Po
jego zabiciu zawarli bojarowie Kaługę, między któremi
byli z przedniejszych kniaź Dymitr Trubecki i kniaź Hre-
h o ry Sachowski, a zesławszy się z bojary stołecznemi,
przysięgę także na imię królewicza Władysława uczynili.
Żonę im postorową i jej wszystkie sługi polskiego n a ro d u
pod pilną straż wzięli. Bo jako u daw ała brzemienną ta
pani, tamże w Kałudze już w więzieniu urodziła syna,
którego, przyłudzając się Moskwie, kazała w rusk ą wiarę
ochrzcić.
Tym czasem dalej a dalej szerzyły się po Moskiewskiej
ziemi wiadomości, że król jegomość nie chce dać n a mo­
skiewskie pa ństw o królewicza W ładysława syna swego.
Zaczym na różnych miejscach wszczynały się bunty, se-
dycye *, które increm enta 2 wzięły najwięcej z niejakiego
Prokopa Lepunow a, rodzonego brata Zacharyowego, który
najpierw szym był powodem do zrzucenia Szujskiego z car­
stwa. Ten Prokop- Lepunow jeszcze za Szujskiego był w o ­
jewodą rezańskim , lecz podczas tych rozruchów szalbierza
abom inabatur3, Szujskiego też słuchał, kiedy chciał, w tej
prowmcyi, w której był wojewodą. A ludna to i żyzna
bardzo prow incya, potężnie ztąd u ludzi fa v o r4, miał. Szujski,
będąc od impostora zatrudniony, nie mógł mu nic uczynić.
On był z liczby tych, co jako impostorowi, tak i Szuj­
skiemu p anow ania nie życzył, ko n te n t był, gdy usłyszał,
że bojarowie z panem h etm anem o królewiczu Władysławie
um ow ę uczynili. Zarazem i sam n a też imię królewiczowe
przysięgę uczynił, i w szystk ę tam tą prow incyą rezańską
do tej przysięgi przywiódł. Syna swego Włodzimierza, który
dostałych był lat, do pana hetm ana do Moskwy z odda­
niem poddaństw a posłał, życzliwość, wiarę swą i tej tam
ziemi królewiczowi Władysławowi ofiarował. Pisyw ał częste
listy do pana hetm ana, pan hetm an też do niego, i onego
syna jego uczcił, ukontentow ał, udarował.

1 zaburzenia. 2 w zrost. 3 brzydził się. 4 w ziętość.


Trwał w tym swoim um yśle ofiarow anym dosyć nie­
mały czas Lepunow, żyw ność naszym ludziom do Moskwy
z Rezani odwozić kazał. Aż kiedy poczęły wątpliwości się
czynić o przyjeździe królewiczowym, pisał do dum nych
bojar list, pytając się: co m ają za w iadom ość, będzie-li
według u m ow y z panem hetm anem uczynionej królewicz,
albo nie będzie? opowiadając się sw ym i wszystkiej re-
zańskiej ziemi imieniem, że wedle przysięgi swej króle­
wicza radzi chcą za pana mieć, lecz króla jegomości żadną
miarą. Długi był bardzo list, siła weń namieszano z pisma
świętego sentencyj, ale esencya 1 ta była. Odesłali go byli
bojarowie królowi jegomości pod Smoleńsk. Gdy już bar­
dziej poszła po ludziach wiadomość, którą mnożyli ci, co
po różnych miejscach carstwa moskiewskiego się rozje­
żdżali, że król jegomość królewicza nie pozwala, napisał
znow u L epunow drugi ostry już bardzo list do bojar, de­
klarując się, że naszych cbce z stolice znosić hostiliter 2,
przeciwko nim i przeciwko tym, coby im faworyzowali,
czyniąc. Uniwersały imieniem swym i wszystkiej Rezani
rozsyłał, w zyw ając do siebie jako ad com mune incendium
restinguendum 3. Długi był i ten uniwersał. Nie opuszczono
w nim, co ad conflandam invidiam 4 przeciwko nam i bo­
jarom dum nym należyć mogło. Osobliwie z strony religii
czynił strach i bojaźń, że ją m am y wykorzenić, a swoję
wszczepić, i siła innych takow ych rzeczy.
Pobudkę też miał z patryarchy, który go do tego in-
witował, stymulował. Jakoż znał się do tego patryarcha,
że to czynił. Dawali w tym insi winę i kniaziowi W a­
sylu Galiczynowi, żeby miał inwitow ać i s o lic y to w a ć 5 tego
Lepunowa. Lecz on constanier 6 nie znał się do tego, iżby
z Lepunow em miał mieć jakie porozumienie. To prz y z n a ­
wał, że do p atryarchy o tym pisał, iż krok jegomość k r ó ­
lewicza W ładysława dać nie ma woli, raczej sam chce być
panem Ten patry archa, gdy już od GaliczyDa i od metro-
1 treść. 2 nieprzyjacielsko. 3 dla gaszenia powszechnego
pożaru. 4 dla wzbudzenia nienawiści. 5 zachęcać i pobudzać.
8 constanier nie znał się, stale nie przyznawał się. *
80

polity rostowskiego taką wiadomość w z :ął, rozsiewał ją


i rozpisował do zamków, i tak przyspieszył krw ie rozlanie,
0 którem będzie niżej. Zaczym większe wszystkich rzeczy
zamieszanie nastąpiło, bo i w stolicy pospólstwo pobuizył.
Zamki jęły się odrzficać, Jarosław, Pereaslaw, Wołohda,
Nowogrod wielki, Kołomna, Sierpuchow, Tuła i insze.
Lepunow też odkrycie ad anna 1 się rzucił Syna Wło­
dzimierza, którego do pana h e tm a n a posyłał, z pierwszym
wojskiem do Kołomny posłał, sam oczekiwając większych
pomocy. W Rezańskim Pereasław iu się bawił, z Zarudzkim,
który p rzy szalbierzu dońskiemi kozaki władał, znosił się
1 porozumiewał.
Ten Zarudzki, iż też personą zacną był tej komedyi
tragedyi-li, trochę się o nim powie. Rodzic był z T arn o­
pola. Wzięli go byli chłopcem małym p e r e k o p n i2 Tataro-
wie, kiedy wojowali ruskie kraje. Urosszy w ordzie, jakimś
trafunkiem uciekł od Tatar na Don do kozaków. Potym
w te kłótnie z Dońcy przyszedł był do pierwszego impo-
stora, a po zabiciu tamtego do drugiego z najpierwszemi
się był przyłączył. I w onych początkach, gdy się ten
drugi impostor wsławił, był m u do tego Zarudzki na wiel­
kiej pomocy. Jako łeb był niespokojny, dostawało m u serca
i zmysłu, zwłaszcza kiedy było co niedobrego zrobić. Po­
tym gdy impostorowe p a rtes 3 wzmogły się, miał wielki
przystęp do jego łaski. Starszym był nad Dońcy, kogo było
ściąć, zabić, utopić, odprawował to dosyć z wielką pilnością.
Je d nak że w obozie u Tuszyna czułość jego dosyć znaczna
była. Bo iż kniaź Rożyński niemal zaw zdy był pijany, on
o strażach, o posiłkach, o dostaw aniu wiadomości zaw ia­
dywał. Gdy jednak impostor z obozu uciekł a i Dońcy nie­
mal w s z y s c y ; on się przy n a s został i pod Smoleńsk do
króla jegomości" był przyjechał, a potym z panem h e tm a ­
nem do Białej. Był przy potrzebie Kłuszyńskiej, przy d o­
b yw aniu g r ó d k a 4 i dobrze się stawił Lecz dla em ulacyi5,
1 o d k ry c ie a d a rm a , od tw arcie do broni. 2 p e r e k o p n i; inn e
rkpsy m ają: ^pokrown , pok rew n i rom anow scy. 3 stronn icy.
4 g ro d e k , C arow e Zajm iszcze. 6 w sp ółzaw od n ictw a.
którą miał z Sołtykiem młodym, iż Sołtyków, jako zacnego
urodzenia człowiek, i do łaski pana hetmanowej i wszędy
przed nim m iał; nie mogąc tego zcierpieć, przyszedszy
pod Moskwę, do impostora znowu się przedał i był przy
nim do jego śmierci.
Potym gdy Lepunow, jako wyżej wspomniono jest, do
wojny się rzucił, ten Zarudzki, z któremi miał dawne ku­
manie, i dzierżeli się go siła, ciężko naszym, o czem bę­
dzie niżej, czynił. Acz i wtenczas nie było naszym lekko,
żywność z wielką trudnością im przychodziła; bo zamki,
z których szła, pozapierały się. Chcieli adhibere remedia
isłis m a lis1, chcieli te kupy, które się do Lepunowa ścią­
gały, rozgromić, wysyłali na to pułki ludzi. Jakoż Kossa­
kowski rotm istrz gromił u Zaleskiego Pereasławia niejakiego
Prosowieckiego. Wrzeszcz także z wojskiem wychodził ku
Kołomny. Ale to mało albo nic pomocy nie przyniosło.
W swej ziemi Moskwa wiedzieli przychody, nie mogli im
tego nasi zabronić, że ściągali i sposabiali się na zniesienie
naszych.
W tym niedostatku, który naszych w stolicy dolegał,
to ich ratowało, że bojarowie na kilka miesięcy dali z skarbu
carskiego pod summę trzysta tysięcy złotych strawnego.
Za te pieniądze kupowali sobie żywności, bo jej jeszcze
natenczas w mieście było dostatek. Dawał pan starosta
wieliski częstemi listy do króla jegomości znać o tych nie­
bezpieczeństwach. Prosił o piechotę, ale i pod Smoleńskiem
nie było jej tak wiele, żeby jej nie było więcej potrzeba.
Przyszły też były w tym czasie wiadomości od pana
wojewody ruskiego2 i hospodara wołoskiego8, iż Gabryel
Batory, wojewoda siedmiogrodzki, z wojskiem wszedł do
multańskiej ziem i4, że Radułę, który tam był hospodarem,
ztam tąd wyparł. Wojewoda wołoski o swym niebezpieczeń­
stwie solliciteb pisał. Wiele panów senatorów, obawiając
się pod tę niebytność króla jegomości mimo szkody, od

1 u żyw ać środk ów p rzeciw tem u złem u. 2 •G ólskiego.


3 K onstantego M ohiły. 4 M ołdawji. B u siln ie.
Bibl. Nar. Serja I, Nr. 12 (Żółkiewski: Pamiętniki). 6
sab a tó w 1 poczynione, żeby Batory uwiedziony tak ziemi
multańskiej posiedzeniem, nie poważył się czego więcej
przeciwko rzeczypospolitej, pisali często, radzili królowi
jegomości, żeby lekce tego nie w ażył (były słowa w li-
ściech niektórych paflów senatorów), żeby król jegomość
rozmyślał, ne quid respublica detrimenti capiat2. Zwłaszcza
że i tym żołnierzom, co ich było trocha przy Ukrainie,
non bene conveniebatB z panem wojewodą ruskim, star­
szym ich.
Obchodziły te wiadomości króla jegomości i pany se-
natory przy królu jegomości obecne. Była na tym rzecz,
że radzili panowie senatorowie, żeby znowu pan hetm an
do stolicy dla ukojenia tam tych niebezpieczeństw jechał.
I król jegomość życzyłby był tego. Ale pan hetm an, iż
jego consilia4 nie szły, widząc, iż tam nic swoim przy­
jazdem nie miał sprawić, nie chciał się w to wdać. Też
i zdrowie miał pracami i niewczasy osłabione, zwątlone
i zatym w rządy i w żadną rzecz się nie wdawał. Tak
był w obozie jako próżnujący człowiek. Zatym tedy za
zdaniem panów senatorów król jegomość kazał mu dla
zabiegania niebezpieczeństwom, jeśliby się jakie od Bato­
rego ukazały, do Rusi jechać.
W tenczas mając król jegomość podejrzane posły moskiew­
skie, rozumiejąc, że oni byli incentores5 po moskiewskiej
ziemi kłótni, o których już było głośno; więc i to rozu­
miano, że zamek Smoleńsk dla nich się nie poddaje; roz-
kazał król jegomość wziąć ich w ciaśniejsze chowanie,
a potym prowadzić ich do Mińska, a z Mińska do Wilna.
Doprowadził ich pan Skumin, starosta bracławski, do Ka­
mionki pod Lwów z panem Miaskowskim, który tamże
przy nich był dłużej niźli pół roka, aż w zimie po no.wym
lecie odprowadżił ich z rozkazania króla do Warszawy,
zkąd potym na różne zamki rozesłani byli.
Pan hetm an po przewodniej niedzieli6 puścił się Dnie-

1 hajdamaków. 2 aby w czem Rzplta nie poniosła uszczerbku.


3 nie było dobrze. 4 rady. 5 podżegacze. 6 16 kwietnia
83

prem ku Orszy. Tam dogonił go komornik z listem, w któ ­


rym król jegomość mu rozkazował poczekać, gdzieby go
list zastał do dalszego oznajmienia. Przyjechał potym i drugi
komornik z listem króla jegomości, rozkazując, żeby zosta­
wiwszy impedimenta \ lekko zbieżał do obozu. I koni trzy
cugi na pół drogi wysłano było przeciwko niemu. I uczy­
niłby to był pan hetman, radby się był wrócił, ale konie
swoje prosto od Smoleńska posłał był do M ohylowa; ani
w mieście nędznym ani najemnych, ani podwodnych koni
dostać nie mógł, ani też nikogo nie było, coby się mogło
pożyczyć. Odpisał tedy królowi jegomości, że z Mohylowa,
dojechawszy koni i czeladzi, wrócić chce. Lecz potym do
Mohylowa przybieżał posłaniec, przez którego rozkazał mu
król jegomość drogę do Rusi kontynuować.
Przyczyna, dla której król jegomość chciał go wrócić,
ta była. Przyjechał Głoskowski, towarzysz z roty pana
hetmanowej, z pod stolice od pana starosty wieliskiego
i inszego rycerstw a posłany z wiadomością o bójkach i w y­
paleniu Moskwy. Albowiem Lepunow, chcąc przywieść do
skutku zamysły swe o zniesieniu naszych z stolice, ze­
brawszy się z ludźmi, na których oczekiwał, za porozu­
mieniem się z Zarudzkim i z Moskwą, którą w stolicy
przedsięwzięcia swego przychylną miał, rozsyłał po cichu
w nocy Strzelce, których conscii2 w domach przechowy­
wali. Gdy to nasi postrzegli, a było też siła Moskwy ży­
czliwej, którzy przestrzegli, nie czekając tedy większej na-
wałności, bo i sam Lepunow już się był zbliżył, bojar silne
wojsko ściągnęło się, a między inszemi kniaź Wasyl Mas­
salski, znaczny i rycerski człowiek, który z przodku był
nam wiernym i życzliwym, o milę albo o dwie od stolicy
byli; uradzili tedy nasi między sobą, drewniane i w Bia­
łym Murze miasto podpalić, na Krymgrodzie a na Kitaj-
grodzie się zawrzeć, one Strzelce, i kto się natrafi, bić.
Jakoż we śrzódę3 przed Wielkanocą uczynili tak, sporzą­
dziwszy, rozprawiwszy się pułkami, zapalili zaraz i drew-

1 bagaże. 2 świadomi rzeczy, spiskowi. 8 20 marca st. st.


6*
niane miasto i to drugie, które było w Białym Murze. Pan
starosta wieliski sam wyszedł bramą w prawą stronę, na
lód, na rzekę, pan Aleksander Zborowski z pułkiem swym
pośrzodkiem, pan Marcin Kazanowski pułkownik w lewą
ku Białemu Murowi, pan Samuel Dunikowski jegoż pobliż.
Kniaź Andrzej Galiczyn, który dotąd był pod strażą, naj*
pierwej zabit, kto się nawinął, nem ini parcebałar1.
Moskwa, acz prędką naszych rezolucyą9 i ogniem po-
trwożeni, jednak siła ich rzuciło się ad arma 3, okupowali 4
byli bramę i część wielką Białego Muru, ale pan Marcin
Kazanowski zraził i wybił ich stam tąd W kilku miejscach
w ulicach ścierali się z naszemi, ale wszędy od naszych
przemożeni. Była caedes5 jako między taką gęstwą ludzi
wielka, płacz, wrzask niewiast, dzieci, sądnemu dniowi coś
podobnego. Siła ich ultro 6 z żonami, z dziećmi miotali się
w ogień, siła pogorzałych, siła też jednak, którzy fuga
sibi consulebani7 do onych wojsk, o których wiedzieli, że
są in propinquo 8.
Dał był pan starosta wieliski znać panu staroście chmiel­
nickiem u0 o niebezpieczeństwie, na które się zanosiło, wzy­
wając go na ratunek. Jakoż zaraz z onemi ludźmi, którzy
w Możajsku, w Borysowie i w Werei byli rozłożeni, prze­
brawszy kilkanaścieset koni, bez wozów i zwykłych impe-
dymentów dla prędkości konno poszedł, żeby swoim ra ­
tunku dać. Prawie przyszedł, kiedy się już Moskwa ku­
rzyła, a domyślając się z kurzawy, co było, tym pilniej
spieszył. Tego dnia jednak przyjście jego nic nie sprawiło,
strachu tylko uciekającym przydało. Lecz nazajutrz, to jest
w wielki czwartek 10, iż była wiadomość o wojsku z knia­
ziem Dymitrem Trubeckim i z kniaziem Wasylem Massal­
skim, z inszemi bojary, którzy spieszyli, ale tak prędko
nie mogli pospieszyć, żeby swoich ratować, pan starosta
chmielnicki i pan Zborowski, przebrawszy z pułku swego
część ludzi, poszli przeciwko nim. W mili tylko już od
1 nikom u nie dawano pardonu. 2 decyzyą, pochopnością.
8 do broni. 4 zajęli. 5 rzeź. 8 nadto. ’ ucieczką się ra­
tow ali. 8 w pobliżu. 9 Strusiowi. 10 21 marca st. st.
miasta było wojsko moskiewskie, zwiedli z nim nasi bitwę
i pogromili ono wszystko ich wojsko.
Tym sposobem moskiewska stolica spłonęła z wielkiem
kiwie rozlaniem i nieoszacowaną szkodą, gdyż dostatnie
i bogate to miasto było i am bitus 1 jego wielki. Jakoż ci,
co bywali w cudzych ziemiach, powiadają, że ani Rzym,
ani Paryż, ani Lizbona, nie porówna wielkością, jako to
miasto było in sua circum ferenlia!. Krymgród, ten we
wszystkim cały został, ale Kitajgród od hultajstw a, od woźnic
podczas tego tum ultu zlupiony, splądrowany i kościołom
nie przepuszczono. Cerkiew ś. Trójcy, która jest in summa
veneratione3 u Moskwy, bardzo cudnie z kw adratu zro­
biona w Kitajgrodzie stoi, prawie tuż przed bram ą Krym-
groda, i tej hultajstwo nie przepuściło, wydarli ją, wyłupili.
Gdy tedy Głoskowski pod Smoleńsk z temi nowinami
przyjechał, a prawie też wtenczas pan wojewoda bracławski
umarł, rozmyślał się król jegomość, miał li znów pana
hetm ana rew okow ać4. Jednak, że jako się wspomniało, iż
do Mohylowa zajechał był pan hetm an, pisał król jego­
mość do niego, żeby jecbal w drogę swą.
Król jegomość, acz z wielkim niewczasem w rzeczy
potrzebnych niedostatku, bo tak długim leżeniem wyterało
się, co b yło; przecie jednak magna anim i constantiaB, po­
pierał jako obsidii6 smoleńskiej, t a k i progressus1 dalszego
wojny. Propter consolationem 8 żołnierzów stołecznych do­
statki, Które były w carskim skarbie, rozkazywał im ad
rationem 9 zasłużonego żołdu oddać i dostało się coś na
dwie ćwierci roku, ale gdyby słusznemi szacunkami to było
szafowane, mogło to daleko więcej wytrw ać Te zaś żoł­
nierze, którzy byli pod Smoleńskiem, ludzkością i łaska­
wością swą m itygow ał10, że ich do wszystkiego powol­
nych miał.
A iż sejm był złożył na ostatnie dni Septem brisn ,
1 objętość. 2 w sw o im obw od zie. 3 w najw iększej czci.
4 w ezw ać p on ow n ie. 5 z w ielk ą um ysłu stałością. 6 oblężenia.
7 postęp. 8 Dla dodania otu ch y. 9 na rachunek. 10 uspo­
kajał. 11 w rześnia.
myślił jednak, żeby do zamku 1, nimby na sejm odjechać
przyszło, fortuny spróbował. Bo od tych, którzy się z zamku
przedawali, wiadomość była, że już bardzo mało do obrony
ludzi godnyeh zostało: jedni wymarli, drudzy pochorzeli.
Ażeby tym stołecznym żołnierzom ratunek dać, których
już byli Lepunow z Trubeckim i inszemi bojary i Zarudz-
kim obiegli, wzywał pana hetmana litewskiego2 z żołnie­
rzami inflandzkiemi, chcąc mu pod swoją niebytność ad-
ministrationem 3 spraw stołecznych poruczyć.
Że na blankach 4 straży już rzadko widać, gdzie przed-
tym siła bywało, przez niedostatek ludzi, jakoż i Szein
IM sam potym powiedział, że dwóchset człeka spełna do obrony
godnych nie zostało było; dostawało temu Szeinowi mę-
zkiego serca, wspominał częstokroć odważną swego ojca
śmierć, który był za króla Stefana przy wzięciu SokołaB
gardło dał. ! on się z tym często przed swojemi opowia­
dał, że ad extremum sp in tu m 8 chciał Smoleńska bronić.
Może być, że mu to pochodziło z męzkiego umysłu, ale
zawadzało się i uporu, kiedy był bez nadziei ratunku
w takim niedostatku ludzi, na których um ieraj’cych pa­
trzał, a przecie tak pertinacitei stał in proposito 7.
Rozkazał tedy król jegomość panu Jakubowi Potockiemu,
kasztelanowi kamienieckiemu, któremu po zmarłym bracie
jego panu wojewodzie bracławskim władzę był nad woj­
skiem poruczył, żeby drabiny i co potrzeba do oppugnacyi8
gotowano, sposobiono. Zdało się dla rozerwania ludzi, ze
czterech stron przypuścić. Sam pan kamieniecki od du-
chowskiego monastyra, w którym kozacy stali, niżej abra-
mowskiej bramy miejsce sobie obrał,. Pan starosta feliński9,
brat jego, przeciwko przełomowi to jest przeciwko onej
dziurze, która była wybita z dział. Niemiecka piechota,
której było sześćset, ku tej ścianie, która patrzyła ku obo-

1 do zam ku sm oleńskiego. 3 Chodkiewicza. 8 zarząd.


4 na blankach, na wycięciach w murze, 5 w r. 1579. 6 do
ostatniego tchu 7 uporczywie trwał w przedsięwzięciu. 8 zdo­
bywania. 9 Stefan Potocki, 10 przełom ow i... d ziu rze; tak mają
rkpsy Czartor. 348 i 1577, i inne rkpsy opuściły.
zowi naszemu. Pan marszałek wielkiego księstwa litew­
skiego 1 podle bram y krylosowskiej, a było bramy tej nie­
daleko miejsce* którędy plugastwa wypuszczano, jakoby
sk le p a jaki. Pan Nowodworski, kaw aler maltański, z po­
wieści jednego Moskwicina się sprawiwszy, a potym sam
w nocy się przypatrzyw szy, podjął się prochy w ten tam
sklep podsadzić, spodziewając się, jako się i stało, że te
prochy miały ów m ur wyrzucić.
Gdy już tak wszystko, co potrzeba było, sporządzone,
o północy pan kamieniecki przystąpił z swej strony do
m uru. I powoli leźli na m ury po drabinach i sam pan ka­
mieniecki wlazł. Nikt na m urze nie był, coby ich postrzegł.
Aż kiedy już siła naszych weszło, jęli się po muruch i po
basztach rozchodzić. Było coś i Moskwy przy abramowskiej
bramie, chcieli byli bronić, ale obaczywszy, że naszych
siła, jęli uciekać na dół. Niemiecka też piechota, ta niemal
tegoż czasu z swej strony wleźli na blanki. A iż tam nie­
daleko był sam Szein z kilkadziesiąt człowieka, jakoby
między przełam aną tą ścianą, którą Niemcy wleźli, po-
strzegszy ich, jął się z niemi strzelać. Lecz usłyszawszy
huk, który się dział na tamtej stronie, gdzie pan kam ie­
niecki był, strwożył się i chciał tam ludzi posłać na ra­
tunek. A w tym pan Nowodworski odważnie chciał tam
prochy podsadzone w onym sklepie zapalić, jakoż i zapalił,
które wyrzuciły wielki szmat muru, tak iż wejście prawie
dobrze paiebat3 oną dziurą do zamku. Wszedł tedy pan
m arszałek4 z temi, którzy przy nim byli. Moskwę strach
objął że już potym o żadnej rezystencyi 5 nie myślili. Kto
zapalił, non cosiat, jeśli n asi? czyli oni? większa część,
co się na to zgadzają, że samaż Moskwa zapaliła.
Tak Smoleńsk, który był za króla Zygmunta stracony,
wnuk jego król Zygmunt rek u p ero w ał6 anno 1611 die 11
Ju n i l 7.
1 K rzysztof D orohostajski. 2 sk le p , sk lep ien ie, kan ał sk le­
piony. 8 było otw arte 4 D orohostajski. 5 o oporze.
6 odzysk ał. 7 roku 1611 dnia 1 1 . czerw ca; p ow in n o być: 13
czerwca.
Ogień doszedł prochów, których jeszcze byłoby i na
kilka lat dostatek. Uczyniły też okrutny efekt. Cerkiew
była jedna i wielka, gdzie archiepiskop miał swoją sed em 1
i tej z połowicę prochy wyrzuciły i rozniosły. Nie wiedzieć,
gdzie ludzie, którzy się tam byli zeszli, się podzieli. Z dy­
mem do Pana Boga poszli. Gdy się ogień rozszerzył, siła
ich, co się jako w Moskwie także dobrowolnie w ogień
precypitow ali2 za przesławną, jako mówili, wiarę. Sam
Szein zamknął się na jednej baszcie, i tam, jako się wspo­
mniało, na Niemcy strzelając, irytował ich zabiciem kilku­
nastu, że go chcieli periinaciter3 dobywać. Ale nie łacnoby
im to było przyszło, bo się już był odważył, że chciał
zginąć, acz ci, którzy przy nim byli, jęli go od tego od­
wodzić. Najwięcej go podobno od tego odwiódł syn, małe
dziecię, którego przy sobie miał Kazał tedy wołać o pana
kamienieckiego, który gdy przyszedł, a Niemcy, którym
Szein, jako rozrzewnionym 4 nie ufał, odwiódł, wyszedł do
niego Szein z synem i z inszemi, których z sobą miał.
On pułk ludzi, który był z panem starostą felińskiin, ni
do czego się nie przydał, aż kiedy ci, co z blanków z p a ­
nem kamienieckim i dziurą z panem marszałkiem tam
przyszli, toż tym, którzy byli z panem starostą felińskiin,
drabiny przystawiali, za ręce ich wciągnęli. Chciał był pan
Górecki rotmistrz, który tam z panem starostą felińskim
był, kusić się; ale sposobu nie było wejścia. I sam ten
rotm istrz Górecki tam postrzelon. Jeden tylko Moskwicin
w ystrzelił i od tego postrzału umarł.
Zamek wszystek prawie wygorzał, mało co zostało bu­
dowania. Prochy, jako się wspomniało, wygorzały, zostało
ich jednak po basztach po części. Kul tak wielka rzecz się
znalazła, że do kilku zamków głównych byłby ich dosta­
tek. Żywności bardzo wiele pogorzało, jednak i zostało jej
po części, żyt, owsów, gęsi, kur, pawiów.
Jedna rzecz się przypomni, która godna jest podzi-

1 siedzibę. 2 wskakiwali. 3 zawzięcie. * rozżalonym,


wzburzonym.
wienia. W one wyrzucenie prochów, dwoje ludzi r u m 1
przykrył, chłopa z dziewką. Szesnastego dnia, gdy hajducy
szukali, u t m o d s est2, zdobyć co, odmiatając, przewracając
rum, poczęli się one dwoje ludzi ożywać i odgrzebli ich.
Dziewka zaraz, skoro na wiatr wyszła, umarła. Chłopa do­
wieziono do obozu, prosił do, łaźni, o gorzałkę, dano mu
wina, skoro się napił, i ten zaraz umarł To jednak dziwna,
że szesnaście dni tak mogli wytrwać.
Podziękowawszy Panu Bogu król jegomość, żołnierzom
też dziękował, bankietował ich tamże w zamku. Pana ka­
mienieckiego województwem bracławskiem i starostw em 3
kamienieckim, co po jego bracie wakowało, inszych też
wedle okazyi, jaka komu podać się mogła, remunerował *.
Działa niektóre burzące, gdyż ich też tam było dostatek,
Dnieprem do Orszy spuścić kazał. A i sam tymże Dnie­
prem do Orszy a potym lądem ku Wilnu dla sejmu brał
się. W Tołoczynie zajechał drogę królowi jegomości pan
hetman litewski 5, i tam, odprawę swą wziąwszy, do Szkłowa,
a skoro mu ludzie jego nadeszli, ku Moskwie poszedł.

KONIEC

1 ru m , rumowisko, gruzy. 2 jak to bywa w zwyczaju.


3 w ojew ództw em bracławskiem i sta ro stw em , opuścił Bielowski.
^ nagradzał, 6 Karol Chodkiewicz.
(3 /1

Pierw sza serja

BIBLJOTEKI N A R O D O W E J
obejm uje
K ochanowskiego TRENY, w opracow . prof. T adeusza S in k i (Nr. 1)
Słow ackiego K ORDJAN , w oprać. prof. Jó zefa U jejskiego (Nr. 2)
K ochanow skiego O D PR A W A PO SŁÓ W , w opr. prof. 2’. S in k i (Nr. 3)
Niemcewicza PO W R Ó T PO SŁA , w oprać. prof. S ia n . K ota (Nr. 4)
L enartow icza W YBÓR PO EZY J, w oprać. prof. M. J a n ik a (Nr. 5)
Mickiewicza P O E Z JE (Tom I), w opr. prof. Jó ze fa K allenbacha (Nr. 6)
Słow ackiego ANHELLI, w oprać. prof. J ó zefa U jejskiego (Nr. 7)
Tow iańskiego W Y BÓ R PISM , w opr. prof. S ta n . Pigonia (Nr. 8)
Felińskiego BARBARA RADZIWIŁŁÓWNA, w opracow aniu prof-
M a rja n a S zy jk o w sk ie g o (Nr. 9)
B rodzińskiego O KLASYCZNOŚCI I ROM ANTYCZNOŚCI, w o p ra­
cow aniu prof. A leksa n d ra Ł u ckieg o (Nr. 10)
Mickiewicza DZIADY WILEŃSKIE, w opr. prof. J. K allenbacha (Nr. 11)
Żółkiewskiego PO CZĄ TEK I P R O G R E S W O JNY M OSKIEW SKIEJ,
w opracow aniu prof. W acława Sobieskiego (Nr. 12)
Słow ackiego BENIOW SKI, w oprać. prof. J u l. K leinera (Nr. 13/14)
K opernika W YBÓR PISM, w opr. prof. L . B irken m a je ra (Nr. 15)
Słow ackiego LILLA W ENEDA, w opr. prof. M ichała J a n ik a (Nr. 16)
Mickiewicza KSIĘGI N A ROD U I PIELGRZYM STW A P O LSK IE G O ,
w opracow aniu prof. Sta n isła w a P igonia (Nr. 17)
K rasińskiego PRZEDŚW IT, w opr. prof. J u lju sza K leinera (Nr. 18)
Potockiego W IERSZE, w opracow aniu prof. A l. B riicknera (Nr. 19)
Mickiewicza DZIADY, CZĘŚĆ III., w opr. prof. J. K allenbacha (Nr. 20)
Pola P1EŚN O ZIEMI NASZEJ, w opr. dyr. R . Z aw ilińskiego (Nr. 21)
F redry ŚLUBY PANIEŃSKIE, w opr. prof. E. K ucharskiego (Nr. 22)
C zartoryskiej MALWINA, w opr. prof. K. W ojciechow skiego (Nr. 23)
Krasińskiego NIEBO SK A KOM EDJA, w opr. prof. J. K leinera (Nr, 24)
K orzeniow skiego SPEKU LAN T, w opr. K. W ojciechow skiego (Nr. 25)
PO L SK A PIEŚŃ LUDOW A, w opr. prof. J. S t. B ystro n ia (Nr. 26)
dew icza TRYBUNA LUDÓW , w opr. red. E. H aeckera (Nr. 27)
K orzeniow skiego KOLLOKACJA, w opr. K. W ojciechow skiego (Nr. 28)
Słow ackiego KSIĄDZ MAREK, w opr. prof. Si. T urow skiego (Nr. 29)
Zaleskiego W Y BÓ R PO EZY J, w opr. prof. Jó ze fa T retiaka (Nr. 30)
D ługosza BITWA GRUNW ALDZKA, w opr. J . D ąbrow skiego (Nr. 31)
F redry ZEM STA, w oprać. prof. E u g en ju sza K ucharskiego (Nr. 32)
Pola PIEŚN I JANUSZA, w opr. prof. Jó zefa K allenbacha (Nr. 33)
Brodzińskiego W Y BÓ R PO EZY J, w opr. prof. A l. Ł uckiego (Nr. 34)
K onarskiego W YBÓR PISM POLITYCZNYCH, w opracow aniu prof.
W ładysław a K ono p czyń skieg o (Nr. 35)
F redry PA N JOW IALSKI, w oprać. prof. E ug. K ucharskiego (Nr. 36)
U jejskiego W YBÓR PO EZY J, w oprać. prof. M. Jan ika (Nr. 37)
Blizińskiego PA N DAM AZY, w opr. Dra Z. N ow a ko w skieg o (Nr. 38)
R om anow skiego DZIEWCZĘ Z SĄCZA, w opr. D r. St. Lam a (Nr. 39)
Reja WYBÓR PISM , w opr. prof. A leksa nd ra B ru ckn era (Nr. 40)
K rasickiego DOŚW IADCZYŃSKIEGO PRZYPADKI, w opracow aniu
prof. B ronisław a G ubrynow tcza (Nr. 41)
K rasińskiego IRYDJON, w opracow . prof. T adeusza S in k i (Nr. 42)
Słow ackiego MINDOWE, w oprać. prof. W iktora H ahna (Nr. 43)
G oszczyńskiego ZAMEK KANIOW SKI, w opr. prof. J . Tretiaka.(N r. 44)
Sow ińskiego W YBÓR POEZYJ, w oprać. prof. Wł. B r y d y (Nr. 45)
M alczewskiego MARJA, w oprać. prof. Jó zefa U jejskiego (Nr. 46)
Słow ackiego PO W IEŚCI POETYCKIE, w oprać. M. Kridla (Nr. 47)
SIELANKA PO L SK A XVII WIEKU w opr. prof. A. B riicknera (Nr. 48)
Słow ackiego TRZY PO EM ATA, w oprać. prof. Jó z. M aurera (Nr. 49)
G oszczyńskiego KRÓL ZAMCZYSKA, w opr. prof. J. Tretiaka (Nr. 50)
Słow ackiego BALLADYNA, w oprać. prof. J u lju sza K leinera (Nr. 51)
P ola M OHORT, w opracow aniu prof. A leksa n d ra Ł uckiego (Nr. 52)
K raszew skiego STA R A BAŚŃ, w opr. K. W ojciechow skiego (Nr. 53)
Syrokom li W YBÓR PO EZY J, w oprać. prof. Fr. B ielaka (Nr. 54)
K raszew skiego BUDNIK, w opracow . prof. W iktora H ahna (Nr. 55)
M ochnackiego O LITERATURZE PO LSK IEJ XIX WIEKU, w o p ra ­
cow aniu prof. H enryka Ż y czy ń sk ie g o (Nr. 561
Słow ackiego SEN SREBRNY SALOMEI, w opr. S t. T urow skiego
(Nr. 57)
K raszew skiego PO W R Ó T DO GNIAZDA, w opr. prof. W. H ahna
(Nr. 58)
G alla-Anonim a KRONIKA, w oprać. prof. R. G ródeckiego (Nr. 59)
ŚREDNIOW IECZNA PO E Z JA P O L S K A ŚW IECKA, w opracow .
Dra S tefa n a V rtel-W ierczydskiego (Nr. 60)
R zew uskiego LISTO PAD, w opr. prof. Konst. W ojciechow skiego (Nr. 61)
P aska PAMIĘTNIKI, w oprać. prof. A leksa n d ra B riicknera (Nr. 62).
K orzeniow skiego KARPACCY G ÓRALE, opr. prof. W. H ahna (Nr. 63)
N orw ida W YBÓR PO EZY J, w opr. prof. Sta n . C yw iń skieg o (Nr. 64)
ŚREDNIOW IECZNA PIE ŚŃ RELIGIJNA PO LSK A , w opracow aniu
prof. A leksandra B ru ckn era (Nr. 65)
Mickiewicza P O E Z JE (Tom II), w opr. prof. J. K allenbacha i prof.
J. B y strzyckieg o (Nr. 66)
A snyka W YBÓR POEZYJ, w oprać. prof. Eug. K ucharskiego (Nr. 67)
ŚREDNIOW IECZNA PR O Z A PO LSK A , w opracow aniu prof. A le ­
ksandra B rucknera (Nr. 68)
A nczyca KOŚCIU SZK O P O D RACŁAWICAMI, w opracow aniu
prof. J a n a St. B ystro n ia (Nr. 69)
Skargi KAZANIA SEJM O W E, w o pr. prof. S ta n isła w a K ota (Nr. 70)
K raszew skiego DZIECIĘ STA R EG O MIASTA, w opr. W. H ahna (Nr. 71)
Mickiewicza KONRAD W ALLENROD, w opr. J. U jejskiego (Nr. 72)
Zimorowicza ROKSOLANKI, w oprać. prof. A. B riicknera (Nr. 73)
Mickiewicza GRAŻYNA, w opracow aniu prof. H enryka Ż y c zy ń sk ie g o ,
z w stępem prof. J. T retia ka (Nr. 74)
Potockiego W O JNA CHOCIM SKA, w opr. prof. A. B riicknera (Nr. 75)
Słow ackiego MAZEPA, w opr. prof. Bron. G ubrynow icza (Nr. 76)
TOW ARZYSTW O FILOMATÓW , w oprać. A l. 'łu c k ie g o (Nr. 77)
Anczyca OBRAZKI DRAMATYCZNE L U D O W E , w opracow aniu
prof. J a n a St. B ystro n ia (Nr. 78)
Mickiewicza PISM A ESTETYCZNO-KRYTYCZNE, w opracow aniu
prof. H enryka Ż yczy ń sk ie g o (Nr. 79)
T rem beckiego W Y BÓ R POEZYJ. SO FIÓ W K A , w oprać. W ładysław a
Ja n ko w skie g o (Nr. 80)
Kraszewskiego HiSTORJA O JANASZU KORCZAKU IO PIĘKNE]
MIECZN1KOWNIE, w oprać. prof. W iktora H alina (Nr. 81)
SONET POLSKI. Wybór, w opr. prof. W ł. Folkierskiego (Nr. 82)
Mickiewicza PAN TADEUSZ, w oprać. prof. Stan. Pigonia (Nr. 83)
Kaczkowskiego MURDELIO, w opr. dra Zygm . Szweykowskiego
WIOSNA LUDÓW W POLSCE. Wybór tekstów w opr. J. Frejlicha
Brodzińskiego MOWA O NARODOWOŚCI POLAKÓW i PO­
SŁANIE, w opracowaniu prof. Ignacego Chrzanowskiego
Szarzyńskiego POEZJE, w, opracowaniu prof. Tadeusza Sinki
Mickiewicza WYBÓR LISTÓW, w opr. dra W acława Borowego
Krasińskiego PSALMY PRZYSZŁOŚCI, w opr. prof. J . Kleinera
NOWELA POLSKA, w opracowaniu dra Stanisław a L a m a
Słowackiego MARJA STUART, w oprać. prof. Józefa Ujejskiego
Kitowicza OBRAZ ZWYCZAJÓW I OBYCZAJÓW ZA PANO­
WANIA AUGUSTA III, w opracowaniu prof. M ichała Janika
Kochanowskiego PIEŚNI, w opracowaniu prof. Tadeusza S in ki
PO WSI ANIE STYCZNIÓWE. Wybór źródeł, w opr. prof. J. Frejlicha
Kraszewskiego MORITURI, w opracowaniu prof. W iktora H ahna
KONSTYTUCJA TRZECIEGO MAJA, w opr. prof. St. Estreichera
Niemcewicza JAN Z ,TĘCZYNA, w opr. prof. Br. Guhrynowicza
Sarbiewskiego WYBÓR POEZYJ, w oprać. prof. Tadeusza S in ki
Fredry DOŻYWOCIE, w oprać. prof. Eur/enjusza Kucharskiego
WYMOWA SEJMOWA CZASÓW ZYGMUNTOWSKICH. Wybór
mów, w oprać. prof. ks. Czesława Pęcherskiego
Krasickiego BAJKI, w opracowaniu prof. Juljusza Kleinera
Rzewuskiego PAMIĄTKI SOPLICY, w opr. jira Z. Szweykowskiego
Mickiewicza KURS LITERATUR SŁOWIAŃSKICH, w opracowaniu ’
prof. Stanisław a Pigonia
Kraszewskiego METAMÓRFOZY, w oprać. prof. W iktora H ahna
Szajnochy SZKICE HISTORYCZNE, w opr. prof. Józ. Krajewskiego
Słowackiego POEZJĘ LIRYCZNE, w opr. prof. Juljusza Kleinera
Krasińskiego WYBÓR LISTÓW w opr. prof. Z. Aleksandrowicza
Cieszkowskiego OJCZE NASZ, w oprać. prof. Józefa Ujejskiego
Woronicza WYBÓR POEZYJ, w opr. prof. Ign. Chrzanowskiego
WIELKA EMIGRACJA. Wybór pism, w opr. Ara. Józefa Frejlicha
Zabłockiego CZTERY KOMEDJE, w opr. dyr. dra L . Bernackiego
POECI MNIEJSI POLSKIEGÓ HUMANIZMU w opracow. prof.
Aleksandra Brucknera
Słowackiego PISMA,FILOZOFICZNE, w oprać. prof. J. Kleinera
Berwińskiego WYBÓR POEZYJ, w oprać. prof. J. St. B ystronia
ROMANS STAROPOLSKI POETYCKI XVI I XVII WIEKU,
w opracowaniu prof. Bronisława Gubrynowicza
Odyńca LISTY Z PODRÓŻY, w opr. prof. H enr. Źyczyńskiego
Czajkowskiego OWRUCZANIN, w oprać, dra Z. Szweykowskiego
Mochnackiego WYBÓR PISM POLITYCZNYCH, w oprać. prof.
H enryka Mościckiego
Słowackiego FANTAZY, w oprać, dra Stefana Kołaczkowskiego
Kraszewskiego ZYGMUNTOWSKIE CZASY, w opr. dra A. Bara
Kadłubka KRONIKA, w opracowaniu prof. R om ana Gródeckiego
____________________
Górnickiego DWORZANIN, w opracow. prof. Rontamii Pollaka
LITERATURA SOWIZDRZALSKA, w opr. prof. Al. BrOeknera
Niemcewicza WYBÓR POWIEŚCI, w opr. prof. Br. Gubrynowicza
Mickiewicza PISMA POLITYCZNE, w oprać. prof. Stan. Pigonia
POLSKIE WIDOWISKA LUDOWE, w opr. prof. J. St. Bystronia
Starowolskiego ODPRAWA OSZCZERCOM POLSKI, w opracow.
prof. Stanisław a Kota
Czajkowskiego WERNYHORA, w opr. dra Zygm . Szweykowskiego
POEZJA LEGJONÓW, w opr. prof. B ronisław a Gubryno-wicea
Kochowskiego PSALMÓDJA POLSKA, w opracow. prof. Ju lja na
Krzyżanow skiego
Mickiewicza WYBÓR PISM I PRZEMÓWIEŃ MESJANISTYCZ-
NYCH, w opracowaniu prof. Stanisław a Pigonia,
WALKA KLASYKÓW Z ROMANTYKAMI, w opracowaniu prof.
Aleksandra Łuckiego
Krasickiego SATYRY I LISTY, w oprać. dyr. dra L . Beniackiego
POWSTANIE LISTOPADOWE. Wybór pism politycznych i woj­
skowych, w opracowaniu dra Józefa Frejlicha
Starowolskiego PRAWY RYCERZ, w opr. prof. Franc. Bielaka
Chodźki PAMIĘTNIKI KWESTARZA, w opr. prof. W. Borowego
Opalińskiego Łukasza PISMA POLSKIE, w opr. prof. Stan. Kota
Kraszewskiego PAMIĘTNIK MROCZKA, w opr. prof. W. H alina
Fredry MĄŻ I ŻONA, w oprać. prof. Fugenjusza Kucharskiego
FACECJE I ANEGDÓTY STAROPOLSKIE, w opracowaniu prof.
Aleksandra Brilcknera
Janka z Czarnkowa KRONIKA, w opr. prof. J a n a t Dąbrowskiego
Goszczyńskiego SOBOTKA i DZIENNIK PODRÓŻY DO TATR,
w opracowaniu dra Aleksandra Slupy
Krasickiego MONACHOMACHJA, w opr. dyr. dra L . Bernackieg•
Kraszewskiego WYBÓR NOWEL, w oprać. prof. W iktora H ahna
Czajkowskiego STEFAN CZARNIECKI, w oprać, dra Zygm m ita
Sztceykowskiego,
Naruszewicza WYBÓR PISM, w oprać. dyr. dra L. Bernackiego
Fredry ÓDLUDKI I POETA, w oprać. prof. Fug. Kucharskiego
Twardowskiego NADOBNA PASKWALINA, w opr. prof. R. Pollaka
Kościuszki MOWY I LISTY, w opr. prof. H enryka Mościckiego
ROMANS STARQPOLSKI, w opr. prof. Juljana Krzyżanowskiego
Klonowicza WYBÓR POEZYJ, w opracow. prof. St. Łempickiego

DO NABYCIA
W KRAKOW SKIEJ SPÓ ŁCE WYDAWNICZEJ
(KRA K Ó W , UL. Św . FILIPA L. 25)

W KSIĘGARNI JAGIELLOŃSKIEJ
(K R A K Ó W , U L . W IŚL N A 3)
/ WE W SZYSTKICH INNYCH KSIĘGARNIACH
s-,%

848536

VI B I B I I O T £ KA
NARODOW A

1 Biblioteka Narodowa
W arszaw a

30001011715496

r -ł

You might also like