You are on page 1of 311

Tytuł oryginału: Valkiria.

Game Over
Z języka hiszpańskiego przełożył Jerzy Wołk-Łaniewski
Fragment „Walkirii” Richarda Wagnera w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz

Redaktor prowadzący: Paweł Łukomski


Redakcja: Marcin Grabski
Projekt okładki i szaty graficznej: Julián Muñoz

Tekst © David Lozano, 2016


Polish edition © Grupa Wydawnicza Adamantan s.c., 2017
Translation rights arranged by Sandra Bruna Agencia Literaria, SL
Cover Illustration: Julián Muñoz © Ediciones SM, 2017
Published by arrangement with Ediciones SM
All right reserved

Wydanie I
Warszawa 2018

ISBN: 978-83-7350-180-5

Wydawca:
Grupa Wydawnicza Adamantan s.c.
Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46
tel.: 222501091; fax: 222501095
e-mail: biuro@adamantan.pl
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
***
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
XXXV
XXXVI
XXXVII
XXXVIII
XXXIX
XL
Epilog
Podziękowania
Mojej siostrzenicy Valerii,
która właśnie rozpoczęła swoją przygodę.
ODYN:
[…]
Biada tym, których tknę,
marny czeka ich los!
Więc radzę ci nie drażnij mnie!
Com ci rozkazał, czyń:
Ruszaj żwawo,
Zygmunt ma w walce dziś paść!

Richard Wagner
Walkiria, akt II, scena 2
o się źle skończy.
T Rubén przystanął. W lustrze ciasnej łazienki przylegającej do pokoju nie
rozpoznawał siebie. Twarz, którą widział w odbiciu, była spięta,
nieogolona, a oczy ginęły pod kosmykami zlepionych od potu włosów.
Wyglądał niezdrowo, od dwóch dni nie sypiał. W tafli lustra napotkał
własne spojrzenie, lecz zobaczył tylko przestraszone oblicze nieznajomego.
To ja – przypomniał samemu sobie. – Muszę stąd zniknąć, inaczej
skończę jak Marta. A Marta nie żyje.
Usiłował zapanować nad nerwami. Nie mógł teraz pozwolić, żeby nim
zawładnęły. Oderwał spojrzenie od lustra i przeniósł wzrok na leżący na
łóżku telefon komórkowy i na włączony laptop z widocznym profilem na
Facebooku, na którym Rubén przed kilkoma minutami opublikował ostatni
post:

Za błędy trzeba płacić.

Słowa, których nikt nie będzie potrafił zinterpretować.


Ekran telefonu rozświetlił się na czerwono i zaczął migać pośród mroku
pokoju. Rzucał ulotne cienie, które pojawiały się w rytm wibracji
urządzenia. Każdy rozbłysk ukazywał plakaty na ścianach, tenisówki na
podłodze, stolik, otwartą szafę, a w niej stosy spodni i swetrów. Przedmioty,
które po chwili, gdy powracała ciemność, traciły swój zarys.
Trafna metafora – zauważył w myślach Rubén. – Wokół mnie mrok
zawsze powraca. Zawsze.
Blask jego telefonu nie odsłaniał niczego nowego. Wszystko było tam,
gdzie zwykle: szafa, plakaty filmowe, tenisówki. Nieco dalej – krzesło
zawalone brudnymi ciuchami, z których sterty zwisała jakaś skarpetka.
Elementy scenografii towarzyszącej Rubénowi dzień po dniu od
rozpoczęcia zajęć na pierwszym roku studiów.
Scenografii, którą teraz, w środku nocy, postanowił porzucić.
Rubén musiał zniknąć. Akademik nie zapewniał schronienia przed
niebezpieczeństwem zagrażającym mu tej nocy.
Gra skończona.
Rubén ignorował migotanie ekranu smartfona, starał się udawać, że
alarm wcale się nie włączył, i kontynuował pakowanie. Chaotycznie
wrzucał rzeczy do plecaka. Liczyła się każda minuta. Postanowił nie
zapalać światła i teraz poruszał się cicho, niemal po omacku, wykorzystując
wpadającą przez okno nocną poświatę.
Lecz nieustające, jasne rozbłyski telefonu oznaczały odliczanie. Rubén
dwoma susami dopadł łóżka i pochylił się nad urządzeniem. Aplikacja gry
nadal była aktywna. Pulsujący na czerwono sygnał geolokalizacji, który od
pięciu minut nie dawał mu spokoju ostrzegał go, że Gracz3 wkroczył
w jego strefę bezpieczeństwa. Mapa Valkirii pokazywała, że był blisko.
Idzie po mnie.
Rubén wyczuwał, że tym razem to on stanowi cel misji Gracza3. Nie
było innej możliwości. System geolokalizacji Valkirii, rozmyślnie mało
precyzyjny, wystarczał, aby stwierdzić, że ktoś się zbliża. Ktoś
z uruchomioną aplikacją gry.
Bardzo podejrzane.
Rubén odsunął się od łóżka, aby przez okno dyskretnie przyjrzeć się
okolicy. Z tego miejsca widział znaczną część miasteczka
uniwersyteckiego, ledwie rozjaśnionego białawym światłem latarni, które
przydawały kampusowi posępności.
Jak znalazł – zauważył w myślach. – Idealna scenografia. Doskonała na
zasadzkę.
Nie dostrzegł żywej duszy, wiedział jednak, że ktoś przemieszcza się po
okolicy.
Rubén był pewien, że Gracz3 znajduje się coraz bliżej, ale aplikacja
Valkirii nie umożliwiała zbyt dokładnego lokalizowania użytkowników.
Alarm nie ustawał. Rubén zmrużył oczy, wytężając wzrok. Czekał
w ciemności za szybą niczym snajper. W promieniu około dwustu metrów
mógł obserwować skraj boiska piłkarskiego, siedziby władz uczelni
i biblioteki, kolejny akademik, park i stołówkę. Podsumowując:
przeszkody, które ułatwiały przedostanie się niepostrzeżenie pod drzwi
budynku, w którym się znajdował.
A jeśli już jest w środku?
Rubén przełknął ślinę. A może tajemniczy przybysz dostał się już do
akademika, co Valkiria sygnalizowałaby tak samo: migotaniem.
Gracz3 mógł już być na korytarzu. Albo nawet tuż za drzwiami jego
pokoju. I szykować się do wypełnienia nowej misji.
Jeszcze nie.
Usiłując się uspokoić, Rubén przeszedł w stronę łóżka. Od uaktywnienia
się alarmu minęło jeszcze za mało czasu. W ciągu pięciu minut Gracz3 nie
mógł przemierzyć strefy bezpieczeństwa i dostać się do akademika, o tej
porze zamkniętego dla osób z zewnątrz.
Nadal mógł uciec.
Przynajmniej taką miał nadzieję. Chyba że Gracz3 mieszkał w tym
samym budynku.
Niczego nie można było wykluczyć.
Rubén bezgłośnie zasunął plecak, omiatając wzrokiem pokój. Wszędzie
było widać ślady nerwowej krzątaniny: skotłowana pościel, butelka wody
przewrócona na stoliku, pusta puszka, kartki rozrzucone po podłodze. Taką
scenerię pozostawi po sobie, odchodząc w pośpiechu.
Najważniejsze, żeby nie pozostał po nim żaden ślad, który wskazywałby,
dokąd uciekł. Bez trudu zostałby wtedy namierzony. Ktokolwiek stoi za
Valkirią, dopadnie go, gdy Rubén popełni choćby najmniejszy błąd.
Wówczas nie będzie mógł liczyć na drugą szansę.
po koncercie.

I Unai właśnie odegrał na skrzypcach nastrojową melodię


instrumentem wciąż opartym na ramieniu wpatrywał się w łuk swojej
prawej ręki. Lubił improwizować, odkrywać, podążać za intuicją. Każdym
i z

ruchem smyczka wydobywał nowe nuty, budował w myślach inną skalę


muzyczną. Skrzypce stanowiły część jego życia, pasję, którą dzielił
z jednym ze swoich ulubionych bohaterów literackich – Sherlockiem
Holmesem.
– Coś wspaniałego. – Vega przelotnie pocałowała go w tak dobrze znane
sobie usta. Oboje siedzieli na łóżku. – Poza tym dziś wyglądasz wyjątkowo
przystojnie. Niełatwo mi będzie teraz wrócić do mojego pokoju.
Nie miała zresztą ochoty spać sama. Niedawna tragedia na uczelni
mocno nią wstrząsnęła, a wizja stawienia czoła pustemu pokojowi
niespecjalnie ją pociągała. Już i tak ostatnio w powietrzu unosiła się aura
samotności.
– Znasz regulamin akademika. – Unai ostrożnie odłożył instrument do
futerału. – Nie zmuszaj mnie, żebym go złamał.
Zachichotał szelmowsko. Niepewny ton sugerował, że jemu również taki
występek nie wydałby się czymś strasznym.
– Przecież i tak już go łamiemy. Zauważyłeś, która jest godzina?
Unai pokiwał głową, spoglądając w noc rozpostartą za oknem
akademika. Było już bardzo późno, cały kampus spał.
– „Dziś wyglądasz wyjątkowo przystojnie” – powtórzył, zachęcając
Vegę, żeby rozwinęła wcześniejszy komplement.
Ponownie spojrzał na nią, dając do zrozumienia, że jest w nastroju do
zabawy. Vega poprawiła się na materacu. Ich ramiona i nogi otarły się
o siebie.
– Tylko niczego sobie nie wyobrażaj.
– Powiedziałaś to z zaskoczeniem. Czyli co? Normalnie nie wydaję ci się
tak przystojny?
Chodzili ze sobą od czterech miesięcy. Poznali się pierwszego dnia
nowego roku akademickiego. Ona studiowała na drugim roku filologii, on
na drugim roku architektury. Wtedy jeszcze Vega była jednak z Rubénem,
charyzmatycznym studentem trzeciego roku prawa. Co prawda początkowo
w sytuacjach, gdy znaleźli się w tym samym miejscu i towarzystwie,
panowała między nimi pewna niezręczność, ale teraz cała trójka
utrzymywała dobre relacje. Vega zawsze podkreślała, że koniec związku
z Rubénem nie miał nic wspólnego z pojawieniem się Unaia, że coś między
nimi się popsuło, jeszcze zanim ona i Unai zaczęli być razem.
Vega z uśmiechem przyglądała się chłopakowi. Unai Bengoa był
szczupły, lecz przeciętnego wzrostu. A jej podobali się z reguły wysocy
mężczyźni – tacy jak Rubén. Unai miał jednak subtelne rysy, co od
pierwszej chwili przykuło jej uwagę: delikatnie szare oczy ukryte za
okularami w ciemnych oprawkach, które przydawały mu wyglądu
intelektualisty, długie, zaskakująco jasne włosy i gładką, bardzo bladą cerę
z zauważalnym śladem zarostu podkreślającego zarys jego policzków. Cerę
kontrastującą z tymi mięsistymi wargami, które Vega mogłaby całować
w nieskończoność.
– No, uśmiechnij się – poprosiła go znienacka.
Unai spełnił życzenie, ukazując białe zęby.
– Czemu?
– Bo kiedy się uśmiechasz, tak bardzo mrużysz oczy, że aż wydajesz się
Azjatą. A z tym ci jeszcze ładniej.
Vega odgarnęła kosmyki włosów, które opadały mu na oczy, i raz jeszcze
go pocałowała, tym razem w szyję. Wiedziała, że ma tam bardzo czułe
miejsce. Dostrzegła, jak przechodzą go ciarki.
– Ej, przecież w każdej chwili może się tu zjawić Compu!
Vega machnęła ręką.
– Tej nocy nie przyjdzie. Mówił mi, że jutro ma egzamin.
Compu, który w rzeczywistości nazywał się Sergio Villar, był jednym
z najlepszych kumpli ich obojga. Vega znała go jeszcze z liceum, choć teraz
studiowali na różnych kierunkach.
– Racja – zgodził się Unai. – Skoro nie zapukał do drzwi punkt
dwudziesta trzecia, o tradycyjnej porze naszych nocnych spotkań, to
znaczy, że nie przyjdzie.
– A zatem…
Vega uśmiechnęła się filuternie. Pochyliła się w stronę Unaia, kiedy już
jednak ich wargi miały się znów spotkać, ktoś rytmicznie zapukał w drzwi.
Przyszedł Compu. Vega i Unai w ostatniej chwili odsunęli się od siebie,
ale zakłopotana mina przybysza wyraźnie wskazywała, że zdał sobie
sprawę, w czym właśnie przeszkodził. Perspektywa przyłapania ich na
igraszkach ani trochę mu się nie uśmiechała, z czym zresztą się nie krył.
Mało brakowało, a zawarczałby pod nosem.
– Cześć – rzucił na powitanie, udając, że niczego nie zauważył. –
Przepraszam za to niewybaczalne spóźnienie.
Po spokojnym tonie jego głosu można było poznać, że ani myśli się
wycofać, by dać im nieco prywatności.
– Nie mówiłeś przypadkiem, że musisz się pouczyć? – spytała Vega.
Compu westchnął.
– Nie daje mi spokoju to, co się stało z Martą – przyznał. – Nie mogę
przestać myśleć o jej śmierci.
Unai, który już się spodziewał muśnięcia ust swojej dziewczyny,
przytaknął.
– Paskudna sprawa.
Vega przyjrzała się Compu. Był wysoki, ciemnowłosy i tak chudy, że
kiedy gestykulował wydawało się, że kości powyskakują mu ze stawów.
Compu usiadł na jedynym krześle w pokoju. Mieszkali w tym samym
akademiku, tak jak zaplanowali jeszcze przed skończeniem liceum.
Przydomek „Compu” pochodził od słowa „kompulsywny”, Sergio był
bowiem osobą niezwykle rygorystycznie traktującą kwestie porządku
i punktualności. Nigdy nie improwizował. W jego pokoju – zawsze
nieskazitelnym: pościel bez choćby jednej zmarszczki, tenisówki ustawione
w równym rządku, książki na półkach – próżno było szukać przedmiotu,
który nie byłby na swoim miejscu. Nigdy się również nie zdarzyło, żeby nie
zrobił tego, co sobie zaplanował. Studiował prawo, pozostawał wierny
przyjaźniom i zainteresowaniom: książkom, grom wideo, niektórym
youtuberom i rysunkowi hiperrealistycznemu. Compu szybko zaprzyjaźnił
się z Unaiem, którego poznał dzięki Vedze.
– Nie sądzicie, że to nie w porządku, że życie w kampusie tak szybko
wróciło do normy?
W myślach całej trójki powrócił obraz Marty, studentki pierwszego roku
farmacji, która przed dwoma dniami padła ofiarą śmiertelnego wypadku.
Unai zaczął czyścić okulary papierową chusteczką, którą wyjął z pudełka
na stoliku.
– Wszystko, jakby nic się nie stało – kontynuował Compu. –
Czterdzieści osiem godzin po tym, jak studentka rzuciła się z okna
własnego pokoju. Wszystko toczy się dalej. Niby na uczelni panuje żałoba,
ale życie płynie jakby nigdy nic.
– Ja też tego nie rozumiem – wtrąciła się Vega.
– Marta to jedna osoba z czternastu tysięcy, które tu mieszkają –
wyjaśnił Unai. – Wszyscy teraz musimy patrzeć przed siebie i choć zabrzmi
to brutalnie, tylko to się liczy. Uniwersytecka machina nie zatrzyma się
z powodu śmierci jakiejś studentki.
Unai – człowiek praktyczny. Vega podziwiała jego umiejętność syntezy
problemów, szybkiego przetwarzania faktów i wyciągania wniosków. Unai
rozpoznawał istotę sprawy, odrzucał to, co powierzchowne, i otrzymywał
w rezultacie wiarygodną diagnozę, która pozwalała mu odnosić sukcesy
w podejmowanych przedsięwzięciach. Był realistą roztropnie
dysponującym własnym czasem i uwagą. Jak sam często mawiał, nie
trwonił energii na próżne niepokoje. Kiedy jednak sytuacja tego wymagała,
potrafił być uważny i troskliwy, co u facetów w jego wieku zdarzało się
dość rzadko.
Taki zestaw cech fascynował Vegę, podobnie jak opakowanie –
proporcjonalnie zbudowane ciało.
– Powinno nas to chyba bardziej obchodzić – zaprotestowała. – Przecież
zmarła nasza koleżanka!
Unai pogładził ją po policzku.
– Vega, zawsze jesteś taka wrażliwa. Nie byłabyś sobą, gdybyśmy o tym
nie porozmawiali.
– Marna to pociecha.
– Ale tak właśnie jest. Wszystko toczy się bardzo szybko. Nie zdziwię
się, jeśli zabraknie czasu na współczucie. Śmierć Marty robi wrażenie, jak
zawsze w wypadku śmierci każdej młodej osoby, ale jej obecność na
uniwersytecie… to już historia. Przepraszam, że mówię to tak otwarcie.
Vega pokręciła głową, nie chcąc przyjąć do wiadomości
przygnębiających słów Unaia.
– Zobaczcie, jak łatwo zniknąć z życia innych, prawda?
– Wydaje mi się, że ją i Rubéna coś łączyło – wtrącił Compu. – Być
może dlatego od czasu, gdy się o wszystkim dowiedział, zachowuje się tak
dziwnie.
Rubén i Marta? Vega nie miała o tym pojęcia, ale nie była zaskoczona,
że były chłopak ukrył to przed nią. Komunikacja z Rubénem rządziła się
szczególnymi prawami. Ona sama zresztą nie chciałaby o czymś takim
wiedzieć. Niewnikanie w sprawy sercowe kogoś, z kim się było kiedyś
w związku, wydawało się czymś naturalnym.
– To by tłumaczyło jego niedawne zniknięcie – dodał obojętnie Compu.
– Spotkałeś go może ostatnio? – zwrócił się do Unaia, który z miejsca
odpowiedział:
– Przelotnie. Może ma akurat egzaminy, tak jak ty. Nie znam rozkładu
zajęć trzeciego roku prawa. Ale śmierć Marty chyba faktycznie Rubéna
mocno poruszyła: był bardzo poważny i miał ponurą minę.
Vega pokiwała głową.
– Może niewłaściwie się wobec niej zachował i teraz tego żałuje?
Nałogowo gra w gry wideo, bardzo możliwe, że ją olał w chwili, gdy akurat
go potrzebowała. Nie byłby to zresztą pierwszy raz.
Pamiętała kilka takich sytuacji z ich związku, ale wolała do nich nie
wracać myślami.
– Kto wie… – podsumował Unai.
– Tak czy inaczej, uniwerek zareagował bardzo słabo.
– W końcu Marta nie była naszą przyjaciółką – nie dawał za wygraną
Unai – a jedynie znajomą. Dla większości osób w kampusie to był ktoś
zupełnie obcy.
Rzeczywiście. Od początku roku akademickiego Vega miała z nią
kontakt tylko raz, na imprezie u znajomego kilka miesięcy temu. Bardzo
dobrze pamiętała tamtą noc – pod wpływem alkoholu zaczęły się zabawy
w prowokujące gierki, było dużo śmiechu. Wiele by teraz dała za taką
imprezę.
– To nic nie zmienia – odpowiedziała. – Tragedia to tragedia.
Dziewczyna miała marzenia, miała plany. Jak każde z nas. Jeśli ktoś
w naszym wieku postanawia się zabić, powinniśmy bardziej się tym
przejąć!
Unai wzruszył ramionami, robiąc zrezygnowaną minę.
– Jak już mówiłem – zawyrokował – życie jednej studentki nie jest tyle
warte, żeby zakłócić rytm społeczności uniwersyteckiej. Pożegnanie
zmarłej w kaplicy, standardowa formułka wygłoszona przez rektora i do
końca roku puste krzesło w salach wydziału farmacji. Tyle.
Compu, który od jakiegoś czasu milczał, spojrzał teraz na zegarek.
– Przez was jeszcze trudniej będzie mi przysiąść do ostatniej powtórki
przed egzaminem – rzucił. – Gdybym wiedział, co się kroi, nie
poruszałbym tego tematu! Spadam. Zobaczymy, czy po tej rozmowie dam
radę się skupić. Do jutra!
Unai i Vega życzyli przyjacielowi powodzenia. Gdy opuścił pokój, Vega
podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Jej ruchy zdradzały, że nie uważa
rozmowy za skończoną.
– Puste krzesło na wydziale farmacji… Zapominasz o czymś jeszcze.
– O czym?
– O zdruzgotanej rodzinie, która na zawsze opuszcza kampus tylną
bramą, zabierając ze sobą rzeczy zmarłej córki.
Unai aż zagwizdał.
– Jestem pod wrażeniem. Postrzegasz sprawy bardzo literacko.
– Tak wcale nie jest łatwiej.
– Ale ciekawiej. Słuchaj – dodał – a skąd ta wzmianka o tylnej bramie?
– Nie wydaje ci się, że samobójstwo nadal uchodzi za coś wstydliwego?
Odnoszę czasem wrażenie, że wiele rodzin, którym przyszło się z tym
zmierzyć, przejmuje się głównie plotkami. To nie tylko kwestia bólu po
utracie kogoś bliskiego.
Unai podrapał się po podbródku.
– Jeśli próbują to ukryć, to chyba przez poczucie winy, prawda?
– Samobójstwo uchodzi za porażkę. Zarówno samobójcy, jak i tych,
którzy byli blisko i nie spostrzegli, że ta osoba zbliża się ku otchłani.
Przeoczenie, którego skutków nic nie załagodzi – podsumowała Vega.
– Czas leczy rany.
Vega wątpiła, że czas jest w stanie zabliźnić tego rodzaju ranę. Być może
wraz z upływem lat przestanie ona krwawić, ale nadal będzie boleć.
Amputowanej kończyny nie sposób wyleczyć, najwyżej można nauczyć się
bez niej żyć.
– Samobójstwo nie jest niczyją winą.
Vega chuchnęła na szybę, aż para zasnuła widok na zewnątrz. Zupełnie
jakby miasteczko uniwersyteckie na moment spowiła mgła. Podobał jej się
ten widok. Wyobrażała sobie, że otacza ją mgiełka, niemal czuła pieszczotę
wilgotnego powietrza na twarzy, przemierzając świat o rozmytych
konturach. Rzeczywistość wyznaczała zbyt wyraźne granice, zagrażała
marzeniom.
Być może dlatego dla niektórych jedyną ucieczką wydaje się śmierć –
pomyślała.
– Chciałabym być mniej wrażliwa.
– Wszystko przeżywasz bardzo intensywnie, a to wyczerpuje. Taką cię
lubię, choć nie zawsze za tobą nadążam.
Unai nie potrafił spoglądać na życie tak jak ona, choć starał się zwracać
uwagę na szczegóły, których nie był w stanie dostrzegać, zanim nie zaczął
spotykać się z Vegą. A ona o tym wiedziała.
– Bardzo cię kocham, Unai. Dziękuję, że zawsze przy mnie jesteś
i znosisz moje obsesje.
Teraz to on podniósł się z łóżka. Podszedł do Vegi i z czułością objął ją
od tyłu.
– Te obsesje to część twojego uroku. – Puścił oko. – Przy tobie staję się
lepszy.
Oboje zamilkli na dłuższą chwilę. Wyobrażali sobie Martę sprzed kilku
miesięcy: młodą, pełną życia i nadziei na początku studiów, które
przedwcześnie zostały przerwane. Któż by przewidział tak dramatyczny
rozwój wypadków? Widzieli w myślach pokój Marty na trzecim piętrze
akademika, kwiaty, które pewnie składali pod drzwiami jej koledzy,
panujący wewnątrz chłód. Oczami wyobraźni oglądali gołe ściany – po
policyjnych oględzinach personel sprzątający czym prędzej usunął
wszystkie ślady po ostatniej lokatorce – a nawet okno, z którego Marta
runęła w pustkę w świetle poranka.
– Zastanawia mnie, kto się teraz odważy zająć ten pokój? – odezwał się
Unai. – I czy powiedzą tej osobie, co się tam zdarzyło.
– Nie sądzę. Zapewne dowie się wtedy, kiedy na zamianę będzie już za
późno.
– Pewnie masz rację. Kierownictwu akademika nie będzie na rękę, jeśli
nad pokojem zawiśnie klątwa. W interesie uczelni jest jak najszybciej
przejść nad tym do porządku dziennego.
Vega podejrzewała, że niełatwo spać w miejscu, w którym wciąż panuje
aura śmierci. Sama w takich okolicznościach nie byłaby w stanie zmrużyć
oka.
ubén czekał. Ekran jego telefonu wciąż migotał, wyświetlając

R otrzymane
znajdował
wyobrażał sobie,
powiadomienia,
się
że
wewnątrz
jest on
co
jego
coraz
oznaczało,
strefy
że Gracz3
bezpieczeństwa.
bliżej, przemierzając
nadal
Rubén
noc
z niewzruszonym obliczem łowcy nagród.
Ponieważ tym właśnie jesteśmy w Valkirii.
– Włączył profil gracza, aby mnie namierzyć… – wyszeptał. – Mimo że
ryzykuje dekonspiracją. Chce jednak do mnie dotrzeć, a w tym celu musi
mieć włączoną Valkirię. Przynajmniej do czasu, aż zbliży się na tyle, żeby
móc mnie zidentyfikować.
Gdy tylko się dowie, kim jestem, nie będę miał szans na ucieczkę.
Rubén zastanawiał się, czy to możliwe, żeby mistrz gry zapewnił jego
przeciwnikowi bardziej precyzyjną geolokalizację niż jemu samemu.
Domyślał się jednak, że tak właśnie było. Mistrz mógł przyznać Graczowi3
taki przywilej, bo to on decydował o wszystkim.
Poprowadzi go wprost do mnie. Jestem w gorszej sytuacji, bo nie mogę
śledzić jego ruchów.
Rubén przestał zwracać uwagę na powiadomienia, bo teraz musiał się
skupić na następnym posunięciu. Oparł dłoń na klamce drzwi pokoju.
Z plecakiem na plecach czekał, nasłuchując dźwięków dochodzących
z korytarza. Nadeszła pora opuścić to małe schronienie, azyl, który za
chwilę mógł zmienić się w pułapkę. Po raz ostatni omiótł spojrzeniem
pokój, który przez trzy lata studiów służył mu za mieszkanie. Nie było
czasu na sentymenty. Trzeba się było z nim pożegnać pośród bałaganu
porozrzucanych i spiętrzonych ubrań.
Kiedy trzeba uciekać, wszystko staje się balastem.
Nasłuchiwał. Zza drzwi dobiegało jedynie brzęczenie ciszy. Była
pierwsza w nocy, domyślał się więc, że na korytarzu akademika panuje
pustka. Zawsze jednak istniało ryzyko, że się na kogoś natknie.
– Graczem3 może być każdy – mamrotał pod nosem, mając na myśli
tysiące młodych ludzi zakwaterowanych w miasteczku uniwersyteckim,
a także pozostałych studentów, każdy z nich bowiem mógł tej nocy
powrócić na teren kampusu. – Nie rozpoznałbym przeciwnika, nawet
gdybym miał go tuż przed nosem. Nikomu nie mogę ufać.
Pociły mu się dłonie. Obrócił głowę w stronę okna, rozważając jeszcze
jedną możliwość, ale wspomnienie tragicznego końca, jaki spotkał Martę,
kazało mu odrzucić to rozwiązanie. Pokój znajdował się na drugim piętrze
akademika, zbyt wysoko, żeby próbować ucieczki tą drogą.
Musiał wyjść na korytarz. To nieuniknione – gra rozpocznie się od nowa.
Potrzebował tylko odrobiny szczęścia.
Jego dłoń dalej ściskała klamkę, jak gdyby w oczekiwaniu instrukcji,
które nie nadchodziły. Rubén miał świadomość, że nadszedł czas, aby
wyjść z ukrycia. Kości zostały rzucone, z każdą minutą rosło ryzyko
groźnego w skutkach spotkania.
Zrób to dla Marty – próbował dodać sobie otuchy. – Ratuj się.

###

– Mówią, że gdy spadała, nawet nie krzyknęła – szepnęła Vega. – Ale


smutna sprawa. Marta miała przed sobą całe życie…
Cechą Vegi, która oczarowała Unaia, kiedy tylko się poznali, była jej
wrażliwość. Delikatność dziewczyny i jej empatia urzekły go. Vega zawsze
była zaangażowana w tysiąc różnych spraw. Czuła się obywatelką świata,
nie uciekała od żadnej odpowiedzialności. Nie chciała być po prostu
studentką. „Bezczynność oznacza współudział” – podkreślała. A on
zapragnął działać razem z nią. Już po kilku tygodniach postanowił się z nią
umówić. Ona się nie wahała. Do ich związku Unai wnosił rozsądek,
niezniszczalny optymizm i pełne wsparcie.
– Marty już nie ma – delikatnie przypomniał Unai. – Takie są fakty,
jakkolwiek bolesne by to nie było dla jej rodziny. Marta to wspomnienie,
a my dalej tu jesteśmy. Obojętne, jaki miała problem, to ona sama
postanowiła uciec, poddać się.
Vega odwróciła się ku Unaiowi. Za szybą za plecami pozostawiła
gwiaździstą noc.
– Samobójstwo to dla ciebie ucieczka?
Unai spuścił wzrok.
– Nie pytaj mnie w ten sposób. Teraz to brzmi koszmarnie… Nie wiem,
może Marta była chora i dlatego zrobiła to, co zrobiła. Mówię tylko, że
samobójstwo to zbyt proste i zbyt egoistyczne wyjście, które sprawia
cierpienie innym. Kto stawia czoła swoim problemom, ten się nie zabija, po
prostu. Dlaczego nie zwróciła się o pomoc do przyjaciół, do rodziny?
Zawsze znajdzie się ktoś, kto może cię wesprzeć.
Vega przygryzła dolną wargę. Ponownie skupiła uwagę na widoku za
oknem.
– Być może zawsze jest taki ktoś – przyznała. – Lecz nie zawsze jesteś
w stanie to dostrzec.
Vega spróbowała wyobrazić sobie samotność i rozpacz osoby, która
postanawia odebrać sobie życie.
– W tym przyznam ci rację.
– To smutne, jak niewiele znaczymy. – Vega nie przestawała wpatrywać
się w ciemną panoramę kampusu, która tej nocy wyjątkowo tchnęła
samotnością. Z miejsca, gdzie stała, dostrzegała zarys akademika, w którym
mieszkał jej były, Rubén. – Sądzę, że jeśli ktoś decyduje się na
samobójstwo w wieku osiemnastu lat, pragnie przynajmniej wywołać tym
jakąś reakcję otoczenia. Tyle że właściwie jej nieobecność niczego
w świecie nie zmienia.
– Dobrze wiesz, że samobójstwa się tuszuje, aby nie prowokować
naśladowców. Uczelni także jest bardziej na rękę, żeby tego rodzaju wieści
się nie rozchodziły. To szkodzi jej wizerunkowi. Za kilka dni nikt już nie
będzie rozmawiał o Marcie, raczej na pewno nie będzie też kolejnych
oficjalnych komunikatów rektoratu. Po prostu zapomni się o tym, że
kiedykolwiek tutaj studiowała. A kiedy jej koledzy skończą studia, nawet
nie uwzględni się jej na pamiątkowej fotografii.
– Oficjalna wersja głosi, że Marta wypadła z okna – przypomniała Vega.
– Ale nikt w to nie wierzy. Wypadek? Policja uważa, że to było
samobójstwo.
– Oczywiście. – Unai wskazał parapet. – Aby wypaść z takiego okna,
trzeba się postarać. Ona tego najwyraźniej chciała.
– I nie zostawiła nawet listu pożegnalnego?
Vega w tak ekstremalnej sytuacji odczuwałaby potrzebę wytłumaczenia
się, pożegnania, napisania choćby paru słów do rodziny i przyjaciół, co
zaoszczędziłoby im przyszłych wyrzutów sumienia. Nie dopuszczała myśli,
że ktoś zdeterminowany odejść na zawsze miałby nie mieć nic do
powiedzenia, nawet jeśli miałyby to być jedynie przeprosiny za to, że nie
okazał się dostatecznie silny i spowodował tak ogromną stratę.
– Pojęcia nie mam. – Unai podrapał się w brodę. – Nic o tym nie
słyszałem. Wiem tylko, że zadała sobie trud wykasowania pamięci telefonu,
żeby nie zostawić żadnej wskazówki co do powodów swojej decyzji.
Dziwny ten jakby pośmiertny wstyd. Dlaczego miałaby się tym
przejmować?
– Być może cierpiała na depresję… – Vega nadal usiłowała zrozumieć
całą sytuację, wytłumaczyć ją sobie.
– Na depresję? Z tego, co mówią, wynika, że Marta była radosną
dziewczyną, bez żadnych problemów w nauce czy osobistych. Choć
podobno ostatnio sprawiała wrażenie bardziej spiętej i wyglądała również
trochę gorzej.
– Czymś się przejmowała…
– Cokolwiek to było, zabrała to ze sobą do grobu. Nawet na jej profilu na
Facebooku nie ma śladu smutku. Ostatnie posty, jakie publikowała, były
zupełnie zwyczajne.
– Zaglądałeś na jej Facebooka? Ja sprawdziłam jej Twittera – przyznała
Vega – kiedy rozeszła się wieść o tym niby-wypadku. Ona często coś
tweetowała, tymczasem przez dwa ostatnie dni nie wrzuciła dosłownie nic.
To nie było normalne. Skąd nagle takie milczenie?
– Bez wątpienia na krótko przed śmiercią musiało jej się coś przytrafić.
Tak gwałtowna zmiana zachowania, a potem to samobójstwo…
– To musiało być coś nagłego, co pokomplikowało jej życie.
Unai ponownie wzruszył ramionami.
– Być może tylko sprawiała wrażenie szczęśliwej. Wszyscy mamy swoje
sekrety.
Ostatnie zdanie bardzo zaintrygowało Vegę.
– Ty także coś przede mną ukrywasz?
W tej samej chwili telefon Unaia zaczął brzęczeć.
– Przepraszam.
Unai odsunął się od dziewczyny, żeby sięgnąć po urządzenie, które
ładowało się na stoliku.
– Wiadomość o pierwszej w nocy? – zaciekawiła się Vega. – To od
Compu?
– To link do jakiegoś filmiku – odpowiedział Unai. – Na pewno Pedro
znowu przysyła mi jakieś świństwa, chociaż to nie z jego numeru…
Pedro Ginés, znajomy student komunikacji audiowizualnej, uwielbiał
żartować i gadać o najrozmaitszych upodobaniach seksualnych. Niektórzy
nawet mówili, że w ramach praktyki studenckiej chciałby nagrać
krótkometrażowego pornosa.
Unai aktywował palcem link i zaczął oglądać. Już po dwóch sekundach
rozpoznał pierwsze obrazy, mimo że umysł kazał mu udawać, że nie zna ani
scenerii, ani występujących postaci.
Nie, Pedro nie mógł mu tego przysłać.
Unai zrobił się blady i otworzył szeroko oczy. Nie chciał uwierzyć w to,
co mu przesłano. Nie chciał pamiętać tego charakterystycznego wnętrza,
które wypełniało teraz ekran jego telefonu, ani zobaczyć, co się za chwilę
stanie między dwojgiem postaci, które właśnie weszły w kadr nagrywającej
to kamery. Wszystko było jasne, bo jedną z osób widocznych na nagraniu
był on sam. Dlatego doskonale wiedział, co nastąpi, i nie chciał tego
oglądać.
Kurwa.
To nagranie nie powinno istnieć, ale istniało… I ktoś o wyraźnie złych
intencjach właśnie mu je podesłał.
Unai za wszelką cenę nie mógł dopuścić, żeby filmik dalej się odtwarzał.
Nie wiedział, czy w pewnym momencie do obrazu nie dołączy dźwięk, co
jeszcze pogorszyłoby sytuację. Vega, nieświadoma jego zaniepokojenia,
czekała przy oknie.
Unai nie tracił czasu. Zawsze postępował zdecydowanie i skutecznie.
Jednym palcem zatrzymał nagranie i na wszelki wypadek czym prędzej
zamknął aplikację. Widział już wystarczająco wiele. Nagle zdał sobie
sprawę, że cały czas wstrzymywał oddech, zaczerpnął więc powietrza.
Podniósł wzrok znad telefonu i natrafił na zaniepokojone spojrzenie Vegi.
– Coś się stało? Zmieniłeś się na twarzy.
Unai przez chwilę starał się znaleźć wymówkę. Wiedział, że nie ma
sensu silić się na naturalność, skoro jego reakcja była aż tak widoczna.
Vega nie była głupia, a nagranie zupełnie wytrąciło go z równowagi.
Położył rękę na brzuchu.
– Źle się poczułem – rzucił. – Już kiedyś tak miałem, jakby przewracało
mi się w żołądku. Muszę iść do łazienki.
– Ale…
Vega ze zdumieniem spojrzała na chłopaka. Nawet komuś tak ufnemu
jak ona jego zachowanie wydawało się podejrzane.
– Spoko, zaraz mi przejdzie.
Nie czekając na odpowiedź, Unai zamknął się w łazience.
– Czegoś… Czegoś ci trzeba? – Vega wciąż wydawała się nie do końca
przekonana.
– Nie, dzięki. Naprawdę, dzięki.
Unai ponownie usłyszał brzęczenie telefonu. Nowa wiadomość od tego
samego, nieznanego nadawcy, który przysłał link do filmiku. Ogarnął go
strach.
Ktoś z nim pogrywał.
ega w milczeniu przemierzała kampus. Była już blisko swojego

V
ziemnymi
akademika. Nie spieszyła się jednak, gdyż w chłodzie nocy lepiej
jej się myślało. Nie dostrzegła nikogo w polu widzenia. Szła
ścieżkami, które przecinały trawniki. Minęła już boisko
i bibliotekę, do której chodziła się uczyć.
Miasteczko uniwersyteckie zajmowało rozległy obszar na planie
prostokąta, przecięty pośrodku aleją. Stały przy niej budynki
najważniejszych wydziałów – wszystkie nowocześnie zaprojektowane,
o szarych fasadach przypominających betonowe bloki – a także siedziba
władz uczelni. Od głównego traktu w obie strony biegły węższe drogi i to
przy nich znajdowały się akademiki. Po bokach alei wiły się serpentynami
ścieżki, które przecinały zieleńce, łącząc obiekty sportowe i inne tereny
wspólne. To właśnie tymi dróżkami Vega lubiła wędrować po kampusie.
Vega podniosła kołnierz kurtki i pochylona, aby się osłonić przed
podmuchami wiatru, rzuciła ostatnie spojrzenie na obiekt, który zostawiła
po prawej stronie. Znała go doskonale. To tam, między poruszającymi się,
ciemnymi sylwetkami drzew, wznosił się budynek, w którym podczas roku
akademickiego mieszkał Rubén – akademik imienia Leonarda da Vinci.
Szara, czteropiętrowa bryła o gładkich ścianach, na których tle wyróżniały
się ramy okienne z białego aluminium, wszystkie identyczne. Za każdym
oknem jakiś student śnił właśnie o swojej przyszłości.
– Marta już sobie nie pośni… – mruknęła Vega pod nosem, nie
zatrzymując się. – Czy naprawdę nie było innego wyjścia?
Jej wzrok prześlizgnął się po jednej z bocznych ścian budynku,
zatrzymując się na trzecim w kolejności oknie drugiego piętra z precyzją
kogoś, kto bardzo dobrze wie, czego szuka. Nagle odżyły wspomnienia.
Ciemność panująca za szybą dała jej do zrozumienia, że Rubén śpi. Wolna
od nostalgii, Vega wspominała, ileż to razy wracała do siebie, wpatrując się
w ten punkt, pożegnawszy się nocą z Rubénem. Ileż to razy do niego
telefonowała, kiedy każdego zimowego popołudnia, wracając z zajęć,
dostrzegała blask światła zza zasłon jego pokoju. Wyobrażała go sobie, jak
tkwi przed monitorem komputera, pochłonięty grami, które tak uwielbiał
i przy których przesiadywał do białego rana. Nie żałowała tego związku,
już nie.
W końcu przystanęła. Ociągała się z odejściem od tego budynku,
w którym nie była od czasu, gdy ostatecznie rozstała się z Rubénem.
W milczeniu, otoczona nocą, raz jeszcze zastanowiła się nad
niespodziewanym zakończeniem dnia. Zaledwie przed kilkoma minutami
zaproponowała Unaiowi, żeby przenocowali razem.
– Nie powinieneś spać sam, skoro źle się czujesz – powiedziała, gładząc
go po blond włosach.
Zmierzyła mu temperaturę, ale choć mocno zbladł, nie miał gorączki.
– A jeśli czegoś ci będzie trzeba? – spytała raz jeszcze. – Nadal kiepsko
wyglądasz. Mówisz, że wczoraj zdarzyło ci się to samo? Powinieneś pójść
do lekarza.
Unai wolał jednak pozostać sam i delikatnie odrzucił jej propozycję.
– Wielkie dzięki, ale lepiej wypocznijmy osobno – odpowiedział
łagodnym tonem. – Nie czuję się aż tak źle, a ty jutro wcześnie rano masz
zajęcia. Obiecuję, że ci to wynagrodzę, będę w formie, lecz dziś chciałbym
zostać sam. Muszę się wyspać.
I ucałował ją ustami, które smakowały tak jak zawsze.
Vega przystała na propozycję Unaia, nie miała zresztą innego wyjścia.
Mimo to wychodząc, kiedy z kurtką w dłoni stała już w progu pokoju,
odwróciła się ku niemu:
– Unai, czy ty masz przede mną jakieś tajemnice? Jest coś, czego o tobie
nie wiem?
Zawahał się przez chwilę i spuścił wzrok.
– Bardzo cię kocham, Vega. Ale przecież nigdy nikogo nie poznajemy
do końca, prawda? To miałem na myśli. Byłoby to zresztą nudne. Nie
wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Mnie na przykład sprawia
przyjemność, gdy odkrywam w tobie coś nowego.
Vega nie wiedziała, co powiedzieć. Wydawało się jej, że odkrywanie
nieznanych faktów z życia drugiej osoby niesie ze sobą ryzyko, ona zaś nie
chciała stracić tego, co już miała. Nigdy nie była typem odkrywcy. Nie
mówiąc już nic więcej, pożegnała się i wyszła z pokoju. Unai wychylił się
na korytarz, żeby odprowadzić Vegę wzrokiem. Kiedy doszła do narożnika,
za którym były schody, stracili siebie nawzajem z oczu. Schodząc na parter,
Vega usłyszała jeszcze odgłos zamykających się drzwi pokoju Unaia.
– A teraz jestem tutaj i stoję jak ten posąg – pomyślała na głos. – Marznę
pod oknem pokoju byłego chłopaka.
Nigdy nie wiadomo, jak noc może się skończyć.
Już miała ruszyć do swojego akademika, gdy trzask gdzieś w pobliżu
zatrzymał ją w miejscu.
Co to było?
Skierowała wzrok w stronę źródła hałasu, ku pogrążonemu w mroku
obszarowi z dala od latarni, blisko tylnej elewacji akademika, w którym
mieszkał Rubén. Kiedy oczy Vegi przyzwyczaiły się już do ciemności,
wydało się jej, że między drzewami widzi cień o bardziej wyraźnych
konturach. W tym momencie sylwetka tej osoby, której obecności tylko się
domyślała, pozostawała w bezruchu, ale Vega była gotowa przysiąc, że
zaledwie kilka sekund temu widziała, jak się przemieszczała.
Ktoś tam rzeczywiście był czy też miała zwyczajne przywidzenie
wywołane słabym oświetleniem? Być może to wyobraźnia płatała jej figla.
A może jednak nie.
Zrobiła krok w stronę ciemności i naraz uświadomiła sobie sytuację,
w jakiej się znalazła: sama w nocy, bez żadnych świadków. Nadal miała
wrażenie, że jakiś cień w pobliżu na nią patrzył, przyglądając się każdemu
jej ruchowi.
Czuła się obserwowana.
Ktoś, kto kryje się pośród mroku, rzadko kiedy ma dobre zamiary –
pomyślała, owładnięta poczuciem niepewności, które sprawiło, że
przystanęła. – Co ja tu robię? Lepiej będzie, jak sobie pójdę, jeśli nie chcę
wpakować się w kłopoty.
Vega powoli zaczęła się wycofywać. Źródło poruszenia i trzasków
przestało ją obchodzić. Koniec końców nie zauważyła przecież niczego
naprawdę podejrzanego. Oddalając się, sięgnęła dłonią do kieszeni spodni,
w której trzymała telefon, przygotowując się tym samym do wezwania
pomocy, jeśli będzie trzeba.
W zaledwie kilka minut noc odsłoniła przed nią swoje nieznane oblicze.
Wtem usłyszała kolejny trzask, zdołała jednak powściągnąć ciekawość
i się nie odwróciła. Wolała nic nie widzieć, zamiast stać się dla kogoś
niewygodnym świadkiem. Przyspieszyła kroku. Odległość dzieląca ją od
akademika nigdy jeszcze nie wydawała jej się tak wielka.
W ogóle o tej porze nie powinna tutaj być. Trzeci odgłos dobiegający
z ciemności utwierdził ją w przekonaniu, że wciąż znajdowała się zbyt
blisko miejsca, w którym coś się właśnie działo. Nic nie widziała, lecz
szósty zmysł znienacka podpowiedział jej, żeby rzuciła się pędem przed
siebie. Nie odwracaj się – powtarzała sobie. – Tylko się nie odwracaj.
iedy Unai został w pokoju sam, obejrzał do końca filmik

K
na
otrzymany od nieznanego nadawcy. Obok drugiej postaci ujrzał
samego siebie, jak niewprawnie porusza się w rytm muzyki, której
nagraniu nie było słychać. Nie miał przy tym swoich
charakterystycznych okularów w oprawkach – zdjął je w głupim odruchu,
jaki zawsze się u niego odzywał, gdy przesadził z alkoholem. Był pijany.
Oniemiały usiadł na łóżku, nie odrywając wzroku od scen pojawiających
się na ekranie. Co za wstyd. Telefon zdawał się parzyć go w palce, ale
usunięcie pliku nie sprawi, że filmik, który ktoś w tajemniczy sposób
pozyskał, wyparuje. Niemal się tym napawając, Unai w trybie
pełnoekranowym przyglądał się w milczeniu własnej sylwetce opartej
o ścianę z zielonych kafelków między dwiema umywalkami, widocznym
w głębi pomieszczenia pisuarom i znajdujących się naprzeciwko nich
białym drzwiom kabin toalet. Tak, nie było żadnych wątpliwości: filmik
nagrano w męskiej toalecie klubu „ Lombok”, w którym nie tak dawno
odbywała się impreza studencka. Dziewczyna na nagraniu to Laura,
atrakcyjna studentka dziennikarstwa, którą poznał tamtego wieczoru. Unai
przypomniał sobie, jak kręciło mu się wtedy w głowie i jak głośno dudniła
tam muzyka – był to chyba jakiś kawałek Katy Perry. Mimo że dziewczyna
zamknęła wtedy drzwi od łazienki, piosenkę było tam słychać doskonale.
– Niemożliwe, żeby ktoś to nagrał… – wymamrotał pod nosem,
pogrążony w bolesnym zlepku wyrzutów sumienia i strachu przed
przewidywanymi konsekwencjami. – To niemożliwe…
Ekran telefonu jednak nie kłamał. Nagranie ukazywało teraz, jak Unai
i Laura tańczą razem, coraz bliżej siebie. To ona poruszała się zmysłowo, to
ona starała się zbliżyć swoje ciało do Unaia, to ona robiła kokieteryjne
miny podczas tańca, a on pozwalał się prowadzić. Był zbyt pijany, żeby
móc przejąć inicjatywę. Unai miał wrażenie, że tak naprawdę na filmiku to
nie był on, ale w umyśle, już i tak zranionym poczuciem winy, torowała
sobie drogę wątpliwość: czy na nagraniu było to rzeczywiście widoczne?
Czy jeśli ten filmik dotrze do Vegi, dziewczyna zrozumie, że nie
panował nad swoim zachowaniem?
Przecież i tak widać, że podejmuję grę – pomyślał zrozpaczony Unai. – I
to widać. Uczestniczę w niej, moje ręce przesuwają się po ciele Laury,
pieszczę ją.
Na nagraniu wyraźnie lgnęli do siebie. Jednak nie był aż tak pijany.
A może byłem? Sam już nie wiem.
Unai nie do końca potrafił ocenić swój stan z tamtego wieczoru. Godziny
spędzone w klubie pozostawały w jego pamięci zasnute mgłą, której ani
myślał rozpraszać. O wszystkim po prostu zapomniał. Od tamtej pory nie
widział się z Laurą. Nawet nie próbował jej szukać.
Teraz zaś ktoś – kierując się wyraźnie wrednymi zamiarami – zmuszał
go, żeby do tego wrócił. Stawka była wysoka. Unai nie chciał stracić Vegi.
Naprawdę coś do niej czuł, a taki błąd mógł z łatwością zniszczyć łączące
ich zaufanie.
Zrozpaczony, skupił ponownie uwagę na nagraniu. Nie dopuszczał
myśli, że może utracić dziewczynę. Nie przez takie potknięcie. Wyobrażał
sobie, co się stanie, kiedy ona się o tym dowie. Alkohol był wymówką zbyt
łatwą do obalenia, a to, że on sam angażował się w rozwój wypadków,
doskonale było widać na filmiku. Wyraźnie cieszył się chwilą, uśmiechał
się i tańczył. Nie sprawiał wrażenia osoby, którą ktokolwiek do czegoś
zmuszał. Intrygujące było to, że Unai zazwyczaj się aż tak się upijał… A tu
ledwie pamiętał, co było dalej. Po chwili na ekranie telefonu ujrzał
pocałunek tak namiętny, że nie był w stanie dłużej na to patrzeć, czując się
jak mimowolny podglądacz samego siebie.
Co za koszmar.
– Kurwa! – krzyknął, ciskając telefon na łóżko. – Jak mogłem…
Nic nie rozumiał. Wszystko, co dotyczyło imprezy w klubie „ Lombok”,
wciąż dryfowało mu w głowie niczym resztki rozbitego statku. We
wspomnieniach odkrywał mnóstwo luk, których nie potrafił wytłumaczyć.
Była to jakaś zagadka, której elementów, mimo usilnych starań, nie był
w stanie poukładać. Pierwszy raz przeanalizował całą sytuację i zdał sobie
sprawę, że nigdy tyle nie pił, nie przyszłoby mu też do głowy zdradzić
Vegi, poza tym nie miał w zwyczaju wdzięczyć się do dziewczyn pokroju
Laury. I wszystko to jednego wieczoru?
Takie nagromadzenie nietypowych okoliczności wydało mu się zupełnie
nieprawdopodobne. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
Poza tym jak to możliwe, że ktoś był przygotowany do nagrania sceny
rozgrywającej się w toalecie. Czyżby czekał, aż coś takiego się wydarzy?
Jak tego dokonał?
Unai nie wiedział, czy popada w paranoję, czy wprost przeciwnie – ma
do czynienia z misternie uknutą intrygą. Z pułapką.
Z planem, który nie zrodził się tej nocy, ale wiele tygodni wcześniej.
Ale to przecież totalny absurd. Z drugiej strony, sprawa wcale nie
wyglądała dobrze. Nawet to, że wiadomość otrzymał właśnie wtedy, gdy
był razem z Vegą, kazało mu podejrzewać, że osoba odpowiedzialna za tę
całą niejasną sytuację umyślnie zaczekała na najbardziej nieodpowiedni
moment, aby spotęgować wrażenie, jakie miała na nim wywrzeć groźba.
I to się udało.
– Zrozumiałem wiadomość – mruknął Unai. – Gdybyś tylko chciał,
jeszcze tej nocy mógłbyś zniszczyć mój związek.
To perwersyjna demonstracja siły, która spełniła swoje zadanie: zdołała
go zastraszyć.
Unai bardzo się bał, choć nawet nie wiedział, z kim przyszło mu się
zmierzyć.
Ponownie przeczytał anonimowe wiadomości, które przed kilkoma
minutami przysłał mu ktoś z linkiem do nagrania:

Jeśli nie chcesz kolejnych niespodzianek,


ściągnij aplikację Valkiria:
http://zpd923pds43ts72a.onion

Otrzymany chwilę później rysunek cebuli jeszcze mocniej go


zdezorientował. Jak niby miał to rozumieć?
Kolejna wiadomość brzmiała następująco:

To sekretna gra. Będziesz musiał rywalizować z kolegami.


Jeśli wygrasz, zniszczę nagranie. Nikomu ani słowa.
Masz dwie godziny na uruchomienie aplikacji.
Jeżeli przez ten czas tego nie zrobisz, wyślę nagranie
Vedze Ibáñez, żeby zobaczyła, co zrobiłeś.

Valkiria. Unai nigdy nie słyszał o tej grze. O co tu chodziło? Dlaczego


komuś tak chorobliwie zależało na tym, żeby to akurat on wziął w niej
udział? Stał się ofiarą szantażu!
Czego od niego chcieli?
Całą tę pokrętną operację zorganizowano tylko po to, żeby nakłonić go
do zagrania w jakąś grę? I to wszystko? Przyszło mu do głowy, że istniały
mniej drastyczne metody, aby to osiągnąć.
Ponownie przejrzał otrzymane wiadomości, po czym wpisał
w wyszukiwarce Google wyjątkowo długi numer, z którego je przysłano,
próbując namierzyć ich źródło. Na próżno. Teraz więc skupił się na
podesłanym odnośniku. Dokąd go zaprowadzi? Nie był w stanie zebrać się
na odwagę, żeby to sprawdzić. Czuł, że ma do czynienia z czymś o wiele
poważniejszym niż zwykły studencki żart czy wygłup. Dlatego musiał
działać ostrożnie, kalkulując każdy krok przynajmniej do czasu, aż sytuacja
trochę się wyklaruje.
Musiał się w tym połapać.
Skoro ktoś był na tyle wyrachowany, żeby zastawić na niego podobną
pułapkę, on musiał zareagować z taką samą rozwagą. Unikając pośpiechu.
Nie chciał skrzywdzić Vegi, za jakikolwiek jego błąd zapłaciłaby przecież
ona. Zapłaciliby oboje.
Cóż za ironia: w tej właśnie chwili Unai bardziej niż kiedykolwiek
potrzebował Vegi, jej towarzystwa i jej inteligencji. Teraz jednak nie mógł
na nią liczyć. Co za mistrzowskie zagranie przeciwnika: jednym ruchem
zabrał mu Vegę jako sojuszniczkę, jednocześnie wykorzystując ją do
szantażu.
Genialne.
Unai westchnął. Każdy szczegół wskazywał, że ma przeciwko sobie
wroga, który nie improwizuje. Ktoś szykował tę zasadzkę od dłuższego
czasu. Kto jednak mógłby aż tak go nienawidzić i dlaczego kryje się za
aplikacją Valkiria?
Ten, kto mi to przysłał, wiedział, że obejrzałem nagranie – rozumował
Unai. – Czeka na moją reakcję. Z pewnością doskonale się teraz bawi,
skur…
Unai sprawdził godzinę na telefonie. Od chwili otrzymania wiadomości
upłynęło czterdzieści minut, pozostawała mu więc godzina i dwadzieścia
minut, zanim szantażysta zrealizuje zapowiedzianą groźbę.
Osiemdziesiąt minut do odliczania.
Co robić?
Już miał pójść do pokoju Compu, ostatecznie jednak postanowił
odezwać się przez WhatsApp do Rubéna Pradesa, byłego chłopaka Vegi
i prawdziwego mistrza we wszystkim, co się wiąże z grami wideo. Jeśli
ktokolwiek w kampusie miałby znać Valkirię, to na pewno on.
Napisał do niego zwięzłą wiadomość – nie było czasu, żeby owijać
w bawełnę. Zanim nacisnął przycisk „Wyślij”, podniósł się z łóżka
i podszedł do okna. Widoczne za szybą miasteczko uniwersyteckie
emanowało spokojem: świecące latarnie, puste ścieżki wśród trawników,
szare bryły budynków miejscami rozjaśnione światłami. Cisza i spokój
niczym na bezludnej wyspie. Unai nie dał się jednak zwieść, właśnie się
bowiem przekonywał – i to na własnej skórze – że tak spokojny krajobraz
mógł również dawać schronienie zdeprawowanym umysłom.
– Ten drań musi mieszkać w którymś z akademików kampusu –
wyszeptał. – On tu jest, i to blisko. Tylko to może tłumaczyć znajomość
mojego rozkładu zajęć. Szpieguje mnie. Kontroluje.
Tak naprawdę Unai nie był nawet w stanie ustalić płci osoby, która
odpowiadała za nagranie. Równie dobrze mogło chodzić o którąś
z koleżanek. Wpatrywał się w pozapalane w pozostałych budynkach
światła, rozmyślając, czy ktoś w tym samym momencie nie obserwuje go
z jakiegoś niewidocznego zakamarka. Sam zresztą stanowił teraz łatwy cel,
jego sylwetka wyraźnie bowiem odcinała się na tle oświetlonego pokoju.
Z zewnątrz pewnie doskonale mnie widać.
Wysłał wiadomość do Rubéna. Pozostało jeszcze siedemdziesiąt minut.

###

Vega zamknęła drzwi swojego pokoju i bez słowa przywarła do nich


plecami, usiłując odzyskać dech w piersiach. Nareszcie u siebie! Co za
koszmarny spacer – pomyślała. Poczucie, że ktoś ją śledzi nie opuściło jej
ani na chwilę. Miała wrażenie, jakby z każdego pogrążonego
w ciemnościach kąta wpatrywały się w nią czyjeś oczy, wyczekując tylko,
aż popełni choćby najmniejszy błąd. Co się działo tej nocy? Dlaczego
wszystko znienacka stało się tak dziwne, począwszy od zachowania Unaia?
I co się działo z nią samą, że z powodu kilku zwykłych odgłosów, które
równie dobrze mógł wywołać kot, pozwoliła, aby zawładnął nią jakiś
irracjonalny lęk?
Przecież przez całą drogą Vega niczego nie spostrzegła, słyszała jedynie
hałasy i wyczuła jakieś ulotne poruszenie. Nie zdarzyło się nic, co mogłoby
zaburzyć panujący tej nocy spokój, który w jej odczuciu za chwilę miał
wybuchnąć, miał się rozbić. Tej nocy, pośród ciszy narzuconej przez mrok,
w miasteczku uniwersyteckim wyczuwało się atmosferę napięcia. Panował
ten przewrotny, krytyczny spokój, jaki poprzedza katastrofę. Albo
przynajmniej ona tak to odbierała. Wystarczył jakiś odgłos w ciemności, by
od razu poczuła się niepewnie.
– To śmierć Marty tak na mnie wpływa – oceniła na głos.
Nie uspokoiła się nawet po dotarciu do akademika. Ulżyło jej dopiero po
zamknięciu drzwi swojego pokoju.
Weszła do łazienki i umyła twarz. Uniosła mokre jeszcze oblicze
i spojrzała na siebie w lustrze. Przyglądając się własnemu odbiciu, zaczęła
porównywać się z Martą.
– Też jestem młoda, niemal dokładnie w jej wieku.
I dlatego nie rozumiała, jak ktoś w podobnej sytuacji mógł chcieć
odebrać sobie życie.
Być może Marta także się bała.
Co cię tak przelękło? – pomyślała.
Vega wpatrywała się w lustrze w swoje ciemne oczy, w których
źrenicach ciągle pozostawał ślad strachu.
Zwierciadło odbijało jej rysy, skórę sprawiającą wrażenie opalonej,
drobny i kształtny nos, ciemne włosy, które sięgały prawie do ramion. Była
ładna, choć nigdy nie przywiązywała do tego wagi. Lubiła naturalny
wygląd, dlatego prawie w ogóle się nie malowała. Wzrostem dorównywała
Unaiowi, była szczupła, choć bez przesady, a odkąd zaczęli się spotykać,
starała się uśmiechać równie często, co on, sprawiało jej to jednak problem.
Vega – z natury melancholijna – mniej entuzjastycznie okazywała radość.
Przed wyjściem z łazienki wytarła twarz ręcznikiem. Kiedy doszła do
łóżka, wyciągnęła z kieszeni komórkę. Postanowiła wysłać Unaiowi czułą
wiadomość, którą ten przeczyta po przebudzeniu. Vega uwielbiała poranne
esemesy od chłopaka, kiedy jego słowa były pierwszą rzeczą, jakie
widziały jej wciąż zasnute sennością oczy. Tej nocy pragnęła dać mu to
samo, a także życzyć, żeby poczuł się lepiej.
Miała ochotę zapomnieć o tak mało przyjemnym zakończeniu wieczoru.
Uruchomiła WhatsApp i otworzyła czat z Unaiem. Z zaskoczeniem
odkryła, że Unai logował się przed minutą. Przecież miał się już położyć,
ponieważ źle się czuł? Od chwili, gdy wyszła z jego pokoju, upłynęło już
sporo czasu.
A więc jeszcze nie spał?
I było jasne, że to nie z nią dopiero co się komunikował.
– Czyli najwyraźniej nie jest aż tak chory – wyszeptała nieco urażona. –
Nawet nie napisał mi nic na dobranoc.
Podczas gdy ona nieźle się wystraszyła, wracając do akademika – czego
można było uniknąć, gdyby spali razem – Unai postanowił poczatować
sobie z kimś za pomocą komunikatora. Pięknie!
Tak, Vega marzyła, żeby ta noc już się skończyła, a wraz z nią całe to
zamieszanie. Na dodatek nie opuszczało jej wrażenie, że dzieje się coś
dziwnego. Miała złe przeczucia.
Podniosła wzrok ku oknu. Za żadne skarby nie chciałaby tej nocy być na
zewnątrz.
statnie brzęczenie zabrzmiało inaczej.

O Nie była to zwykła


geolokalizatora Valkirii.
wibracja, jaką powodował

Kolejne niespodzianki? Czy nikt tej cholernej nocy nie spał?


alarm

Rubén wbił spojrzenie w ekran telefonu. Nawet nie zamrugał, zastygły


w bezruchu pod drzwiami pokoju. Przed oczami miał wiadomość od Unaia,
która nie mogła przyjść w bardziej nieodpowiednim momencie. Choć bez
wątpienia jeszcze większy niepokój budziła jej treść:

Mówi ci coś Valkiria?


Właśnie podesłali mi link do apki.

Nie, nie! Rubén ścisnął telefon, jakby tym gestem mógł przestrzec kolegę,
wyznać mu, jaka groźba kryła się w tej grze. To Unai też? Nie daj się
nabrać, nie wchodź w to!
Wiedział jednak, że skoro Valkiria zwróciła uwagę na Unaia, ten nie miał
już pola manewru. Witaj w grze, Graczu4. Witaj w tym koszmarze.
Rubén zawahał się, spojrzał na zegarek. Wciąż nasłuchując odgłosów
dochodzących z korytarza akademika, dokonał szybkiej kalkulacji.
Wiadomość od Unaia przerwała mu przygotowania do ucieczki, tymczasem
minuty płynęły nieubłaganie. Ten, kto na niego polował, musiał być coraz
bliżej.
Gracz3 się nie zatrzymywał.
Znowu brzęczenie.

Jesteś? Potrzebna mi opinia


takiego speca od gier jak ty,
rzecz jest bardzo pilna.

Rubén nie odpisał na żadną z obu wiadomości. Za bardzo musiałby się


tłumaczyć, wyjawić swój związek ze śmiercią Marty, a także przyznać się
do ucieczki, która właśnie mu się komplikowała. Teraz musiał po prostu
zniknąć.
Wkrótce będzie na to za późno, poza tym Unai został już wybrany.
Valkiria nie rezygnowała ze zdobyczy.
Nie potrafię ci pomóc, Unai. Jesteś czwartym graczem.
Myśląc o tym, Rubén nie przestawał nasłuchiwać. Zza drzwi nie było
słychać żadnego hałasu. Okazja, na którą czekał!
Chwycił za klamkę, czując, jak każdy mięsień w jego ciele się napina.
Był gotów do otwarcia drzwi. Po raz ostatni przemyślał wszystko, zanim
dokończył ruch, w wyniku którego miał się znaleźć na ziemi niczyjej,
w jaką przemienił się korytarz akademika. Ciężki plecak wpijał mu się
w ramiona. W ręce trzymał telefon z wiadomościami od Unaia, które wciąż
czekały na odpowiedź.
Uciekniesz, nie ostrzegając kolegi? – zdawały się czynić mu wyrzuty. –
Pozwolisz, żeby Unai stał się kolejną ofiarą Odyna?
Rubén przeklął pod nosem.
Kto to może być? Dlaczego nam to robi?
W końcu podjął decyzję. Ostrożnie odszedł od drzwi, usiadł na łóżku
i wyciągnął z plecaka laptop. Włączył go, wciąż sprawdzając na zegarku
upływ czasu. Ekran telefonu nie przestawał pulsować czerwonym światłem
alarmu.
Zaczął uderzać w klawisze. Po dwóch minutach skończył, schował
laptop, włożył plecak na plecy i z determinacją na twarzy zabrał się do
ucieczki. Kości zostały rzucone.
Kiedy tylko wystawił nogę za drzwi, zauważył, jak z głębi korytarza po
prawej zbliża się ku niemu jakiś cień. Ledwie co dostrzegł go kątem oka.
Być może za długo zwlekał z ucieczką.

###

Unai kostkami dłoni zapukał do drzwi pokoju Kiki i zaczekał. Mimo późnej
godziny nie bał się, że obudzi koleżankę. Znał jej tryb życia. Studiowała
informatykę. Domyślał się, że siedzi pochłonięta zadaniami
z programowania, skupiona nad ekranem komputera i wklepuje
w klawiaturę ciągi kodu zrozumiałe tylko dla wtajemniczonych.
Po paru sekundach usłyszał odpowiedź – „Otwarte!” – i popchnął drzwi.
Kika, ubrana w szare spodnie od piżamy i rozciągniętą koszulkę
z motywem z Gwiezdnych wojen, jeździła po pokoju na fotelu biurowym
na kółkach, wpatrując się w dwa włączone laptopy, które rozstawiła na
stoliku. Na biurku znajdował się komputer stacjonarny, na którego
monitorze z wielką prędkością przesuwały się kolumny liczb.
Rozczochrana Kika wyglądała niczym szalony naukowiec. Na stopach
miała coś w rodzaju ogromnych kapci przypominających łapska ze
szponami potwora.
– Jak leci, Unai? – rzuciła na powitanie, po czym pomknęła ku
komputerowi na biurku. – Kiepsko wyglądasz. Co tu robisz o tej porze?
Przestała na niego patrzeć. Palcami przebiegała po klawiaturze przed
sobą. Cyfrowy strumień przepływający na monitorze nagle się zatrzymał
i zabrzmiał wysoki dźwięk. Dziewczyna zatarła dłonie, wczytując się
w komunikat, który pojawił się na ekranie. Zdawała się
usatysfakcjonowana.
– Wszystko w porządku – skłamał Unai. Zrobił kilka kroków i usiadł na
łóżku. Po prawej stronie zauważył opartą o ścianę deskorolkę, na której
Kika zwykła przemieszczać się po kampusie. – Muszę się ciebie poradzić
w jednej sprawie.
Kika westchnęła.
– No dobra… – Zaczęła ponownie stukać w klawisze, tym razem na
jednym z laptopów, do którego dojechała po precyzyjnym szarpnięciu
fotelem. – Zaktualizujcie sobie antywirusy i przestaniecie pakować się
w kłopoty!
Unai siedział na łóżku blisko niej.
– To nie to. Przyszedłem z czymś, co może cię naprawdę zainteresować.
Palce Kiki zastygły w bezruchu.
– O co chodzi? – Odwróciła się w jego stronę, palce wciąż trzymając nad
klawiaturą. – To naprawdę coś ciekawego?
Unai przytaknął.
– Słyszałaś kiedyś o aplikacji pod nazwą Valkiria?
Kika zmarszczyła brwi.
– Valkiria? – powtórzyła. – Nie. Wiem tyle, że walkirie, te z mitologii
nordyckiej, były pięknymi i wojowniczymi boginiami, które mieszkały
w Walhalli, raju dla bohaterów poległych w bitwach. Nic więcej nie wiem.
Wydawało się to mało przydatne. Unai zaczął tracić nadzieję. Czyli
nawet Kika nie pomoże mu się w tym połapać?
– Nic ci taka nazwa nie mówi?
Kika pokręciła głową.
– Nie znam żadnej takiej aplikacji. Chociaż…
W jej oczach pojawił się nagły błysk. Instynkt i apetyt na cybernetyczne
wyzwania podpowiadały, że problem, z jakim przyszedł Unai, mógł się
jednak okazać smakowitym kąskiem. Zaczęła czegoś szukać w telefonie,
ale nie trwało to długo.
– Nic. Nigdzie nie sprzedają Valkirii. Sprawdziłam. Być może chodzi
o jakąś wersję testową, której jeszcze nie wypuszczono.
– Wątpię.
Kika przejrzała jeszcze wyniki w wyszukiwarce Google, nie znalazła
jednak nic interesującego. Chrząknęła.
– Pytałeś może Rubéna? Na grach wideo zna się dużo lepiej ode mnie.
– Napisałem do niego, ale jeszcze mi nie odpowiedział.
Unai widział, jak Kika powtarza sobie w myślach wszystko, co usłyszała
do tej pory.
– To skąd wziąłeś tę tajemniczą aplikację?
– Dostałem zaproszenie do gry. I muszę natychmiast zdecydować.
„Zaproszenie” było bardzo delikatnym określeniem sposobu, w jaki
został zmuszony do podjęcia gry, niemniej jednak Unai postanowił nie
ujawniać Kice kwestii nagrania. Za bardzo było mu wstyd.
– Kto cię zaprosił?
– Nie wiem.
– Nie wiesz, kto cię zaprosił? – Kika natychmiast się ożywiła. Nie
spostrzegła nawet niepokoju trapiącego Unaia.
Skupiła się na własnym zaintrygowaniu. Nic jej tak nie emocjonowało
jak zagadki.
– Nie – przyznał Unai. – Nie wiem, kto stoi za Valkirią. Zaproszenie
dostałem w wiadomości wysłanej z numeru nie do namierzenia. Zostało
mi… – Spojrzał na zegarek. – Sześćdziesiąt minut na podjęcie decyzji.
– Skąd ten pośpiech? – ciągnęła Kika, nie zwracając uwagi na
komputery, co dowodziło, że Unai zdołał rozbudzić jej zainteresowanie. –
Wyznaczenie tak krótkiego limitu nie ma zresztą większego sensu…
– Mistrz gry jest dość apodyktyczny. Nie udziela żadnych wyjaśnień.
– Właśnie widzę. Właściwie, to kazał ci zagrać. Tak po prostu,
znienacka. W czwartek o północy.
– Otóż to. Godzinę temu. I zabronił mi o tym komukolwiek mówić.
Kika przez dłuższą chwilę przyswajała to, co usłyszała.
– A co się stanie, jeśli odmówisz? – Wreszcie zdała sobie sprawę z tego,
jak bardzo Unai się stresuje. – Jesteś podenerwowany. Cała ta sprawa ma
dla ciebie jakieś… szczególne znaczenie?
Kika domyślała się, że coś przed nią ukrywał.
– Chciałbym wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi – odpowiedział. –
I dlaczego zwrócili się akurat do mnie. Dlaczego wybrali mnie. I tyle.
Przez kilka chwil w milczeniu wpatrywali się w siebie nawzajem. Kika
zapewne oceniała, do jakiego stopnia może wierzyć słowom Unaia. Czuła,
że nie odsłonił przed nią wszystkich kart, że nie jest zupełnie szczery.
W końcu ciekawość wzięła w niej górę:
– Dalej, pokaż mi te wiadomości. Cholera wie, w co się wpakowałeś.
Unai podał jej telefon z otwartą wiadomością, w której podano link do
Valkirii. Miał nadzieję, że Kika nie zacznie przeglądać reszty
korespondencji.
– Podobno tam znajdę aplikację do pobrania – powiedział niepewnie,
wskazując ciąg cyfr.
Na szczęście już tyle wystarczyło, żeby zainteresować Kikę, która
zignorowała pozostałe wiadomości.
– Ta domena na końcu adresu, „onion”, wskazuje, że chodzi o witrynę
w sieci Tor – stwierdziła tonem zawodowca. – Spójrz.
Kika odwróciła się w stronę laptopa, na którym pracowała. Otworzyła
przeglądarkę i przepisała treść linka. Następnie delikatnie uderzyła palcem
w gładzik.
– Widzisz? – odezwała się, nie odrywając oczu od ekranu. – „Nie
znaleziono serwera”. Tak jak myślałam. To się robi coraz ciekawsze…
Unai nic nie rozumiał.
– O czym ty mówisz?
– Unai, przeglądarka nie znalazła tego adresu.
– Czyli co? Podali mi błędny kod?
– Skoro zadali już sobie tyle trudu, żebyś się nie dowiedział, kto wysyła
wiadomości, nie popełniliby tak głupiego błędu.
– A zatem?
– To znaczy, że link prowadzi w miejsce poza zwyczajną siecią, aby nikt
z zewnątrz nie był w stanie jej znaleźć ani stwierdzić, kto za tym stoi.
Szukamy w niewłaściwym miejscu.
– Poza zwyczajną siecią? To jest jeszcze jakaś inna?
Kika zrobiła szelmowską minę.
– Są tacy, którym podczas surfowania po sieci zależy na… większej
intymności. Sam rozumiesz, żeby nikt nie mógł do nich trafić śladem
odwiedzanych stron, nie kontrolował ich działań ani wymienianych plików.
Właśnie w tym celu powstał odrębny poziom Internetu, tak zwany Tor,
pajęczyna zaszyfrowanych połączeń istniejących poza zwykłą siecią,
niewykrywalnych dla przeglądarek.
– Kurde. Czyli chcąc zachować prywatność, nie wystarczy po prostu
wyczyścić historii przeglądania?
– Absolutnie nie. Kiedy buszujesz w Internecie, w twoim komputerze
zapisują się „ciasteczka”, które zbierają wszystkie informacje o tym, co
robiłeś na poszczególnych witrynach. Nawet kiedy je skasujesz, pozostają
jeszcze ślady na serwerach stron, które odwiedziłeś. Z kolei to, co się
zdarzy w sieci Tor, pozostaje w sieci Tor. To strefa nieznana, co niektórzy
wykorzystują do nielegalnych działań. Wchodzi się do niej za pomocą
specjalnego oprogramowania, które otwiera wrota do tych jakby zaświatów
Internetu, niewidzialnych dla przeglądarek. Nie słyszałeś? Znakiem sieci
Tor jest cebula.
Cebula. Teraz Unai zrozumiał obrazek, którego nie pokazał Kice.
Tajemniczy nadawca dawał w ten sposób do zrozumienia, którędy można
dostać się do Valkirii.
– To niewiarygodne, że istnieje coś takiego – zauważył, pragnąc
dowiedzieć się czegoś więcej. – Jak to możliwe, że władze na to pozwalają?
Poruszanie się po takiej sieci chyba powinno być zakazane…
Przyszło mu na myśl, że taka strefa bezkarności z pewnością budzi
pokusę popełniania przestępstw. Albo tworzenia gier wideo mających
utrudniać życie innym. Gdyby nie podziemna sieć, Odyn nie byłby w stanie
tak skutecznie się ukryć.
– Wiesz – doprecyzowała Kika – sieć Tor pełni również bardziej
pożyteczne funkcje. Na przykład umożliwia komunikację dysydentom
w państwach niedemokratycznych, pozwalając ominąć cenzurę. Na
przykład w Chinach dzięki sieci Tor istnieją źródła informacji
niekontrolowane przez władze.
Czuło się wyraźnie, że mówienie o tych kwestiach sprawia Kice
przyjemność. To był jej świat.
– Na to nie wpadłem – przyznał Unai. – Teraz rozumiem, że w tej
podziemnej sieci są dobrzy i źli. Mówiłaś, że jak się do niej wchodzi?
– Będziesz musiał wejść, jeśli chcesz dotrzeć pod adres, który ci
przysłali.
– To już załapałem.
– W wypadku komputera osobistego musiałbyś skorzystać z systemu
operacyjnego typu Tails. Z telefonu komórkowego takiego jak twój, który
działa pod Androidem, wchodzi się przez aplikację o nazwie Orbot. To ona
czyta protokół Tor. Kiedy już ją ściągniesz, będziesz mógł się poruszać po
sieci przy użyciu odpowiednio skonfigurowanej przeglądarki. Polecam ci
Orfox.
Unai już się pogubił. Żargon komputerowców zawsze strasznie go
nudził.
– A zatem muszę pobrać na telefon aplikację Orbot, a następnie tę
specjalną przeglądarkę, tak?
– Właśnie tak.
– Trzymaj! – Podał telefon Kice. – Cały twój.
– No to jazda! – Kika zatarła ręce. – Co za prezencik! Sprawiłeś mi tym
wielką radochę. Oby ta cała gra była czegoś warta.
Unai nie był jednak w nastroju do żartów. Do wyrzutów sumienia, jakie
wzbudzało w nim nagranie, dochodziła kwestia uciekającego czasu: miał
jeszcze czterdzieści minut, aby włączyć się do gry, inaczej filmik zostanie
wysłany Vedze.
Co za koszmarnie długa noc.
ubén zrobił już krok i przeszedł poza próg swojego pokoju. Był na

R zewnątrz, na korytarzu. Bez ścian, za którymi mógłby się ukryć,


czuł się bardzo bezbronny. Po obu stronach widział galerię
pozamykanych drzwi. Zwrócił głowę w prawo, pozostawiając za sobą swój
pokój, i ujrzał sylwetkę koleżanki z akademika, która nadchodziła
z przeciwnego krańca korytarza, nie odrywając wzroku od Rubéna.
Była to Carlota, studentka trzeciego roku filologii hiszpańskiej. Rubén
poczuł, jak serce zaczyna mu łomotać. Akurat ona często zarywała noce,
ale spotkania kogoś o tej porze i tak się nie spodziewał.
Czyżby to Carlota była Graczem3?
Alarm z Valkirii nadal migał na wyświetlaczu telefonu. Rubénowi
zdawało się nawet, że dostrzega jego błyski przez kieszeń spodni. Strefa
bezpieczeństwa zapewniana przez aplikację sprawiała jednak, że samo
powiadomienie nie wystarczało do zdemaskowania koleżanki.
Carlota właściwie nie zareagowała jakoś specjalnie, gdy ujrzała, jak
kilka metrów przed nią Rubén wypada na korytarz i przystaje na jej widok.
Nadal zbliżała się w jego stronę. Mimo pozorów braku zainteresowania nie
spuszczała go z oka.
Nie zatrzymała się, nie przyspieszyła ani nie zwolniła kroku. Szła przed
siebie. Krok za krokiem nadchodziła korytarzem, on zaś nie był w stanie się
poruszyć, nie mówiąc już o zrobieniu czegokolwiek. Stał jak skamieniały,
sądził bowiem, że dowolnym działaniem uruchomi łańcuch wypadków,
które mogą wymknąć mu się spod kontroli. A na tym etapie gry byłoby to
bardzo niebezpieczne.
Czy to ona jest Graczem3?
Kiedy Carlota podeszła bliżej Rubéna, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Rubén starał się go zinterpretować, obawiając się, że nie zrozumie
sygnału, który być może uratowałby go przed nadciągającym atakiem. Skąd
ten uśmiech? Po prostu na powitanie czy raczej na znak, że rozpoznali się
nawzajem jako gracze Valkirii? Być może oboje starają się dostrzec
u drugiej osoby coś, co uczyniłoby z nich przeciwników? Być może Carlota
rozpoznała w nim Gracza1.
Swój cel.
W każdym razie żadne z nich nie było zdecydowane się ujawnić, tak
więc moment normalności się przedłużał. Sytuacja była delikatna –
wystarczył drobny błąd, a któreś z nich mogło stać się ofiarą.
Jeśli Carlota była uczestniczką gry, nie dawała tego po sobie poznać.
Szła z senną apatycznością, jakiej o tej porze można się było spodziewać po
każdym. Zdradzała przy tym jednak odrobinę zaciekawienia, a to
wzbudzało w nim niepokój.
Rubén zastanawiał się, czy ona także skrywa w ubraniu telefon
z pulsującym powiadomieniem z aplikacji, dostępnym tylko dla graczy.
To normalne, że tak na mnie patrzy – próbował się uspokoić.
Mijany w środku nocy kolega z akademika, który niemal ukradkiem
wychodził z pokoju z plecakiem na plecach, musiał przykuć uwagę,
w pobliżu nie było zresztą nikogo innego.
To normalne, że tak na mnie patrzy.
Dzieliło ich kilka metrów. Rubén przyglądał się dłoniom Carloty: jedną
miała wolną, w drugiej ściskała niewielką torebkę. Czyżby coś w niej
chowała?
Wystarczy tej paranoi – pomyślał. – Po drodze do swojego pokoju
Carlota musi minąć mój. Nie zrobiła przecież nic niezwykłego, jej obecność
można bez trudu wytłumaczyć.
Mimo to jednak… Skąd wracała o tej porze?
I to nie pierwszy raz. Carlota wychodziła niemal codziennie.
Rubén zebrał się w garść, ale był zanadto spięty, żeby przekonująco udać
naturalność. Na pierwszy rzut oka można było poznać, że coś jest z nim nie
tak.
Carlota już niemal zrównała się z Rubénem. Niezręcznie spróbował
odwzajemnić jej uśmiech, wyszedł mu jednak sztuczny grymas, którym
nikogo by nie oszukał.
Tak kiepsko się z tym kryję, że równie dobrze mógłbym mieć na czole
napisane „Gracz1”.
– Dobry wieczór! – Pozdrowiła go bez zatrzymywania się i przeszła
obok. – Wychodzisz o tej porze? – dodała.
Przyglądając się, jak odchodzi, wybełkotał jakąś odpowiedź, równie
niewiarygodną, jak jego sztuczny uśmiech. Sześcioro drzwi dalej
przystanęła, wsunęła klucz do zamka i po chwili weszła do siebie. Na
korytarzu znów zapanowała atmosfera ciszy i spokoju.
Rubén pozostał w miejscu. Wsłuchiwał się we własny oddech na tle
brzęczenia lamp oświetlających drogę ewakuacji.
Czyli to naprawdę nie ona była Graczem3? Stopniowo odzyskiwał
spokój. Odczekał jeszcze kilka minut, na wypadek gdyby Carlota miała pod
jakimś pretekstem wyjść z pokoju, ale tak się nie stało.
Spojrzał na swój telefon. Alarm geolokalizatora wciąż był aktywny –
przeciwnik przemieszczał się w coraz mniejszej odległości od Rubéna.
Skoro rywalizującym graczem nie była Carlota, to kto nim był? I gdzie
się teraz znajdował?
Nie tracąc więcej czasu, Rubén puścił się biegiem ku końcowi korytarza
prowadzącemu do klatki schodowej. Coś mu mówiło, że jeśli jeszcze raz się
na kogoś natknie, nie będzie już miał tyle szczęścia. Musiał zniknąć
z akademika, zanim będzie za późno.
Dobiegający z parteru hałas zmusił go do zatrzymania się w chwili,
kiedy właśnie miał stanąć na pierwszym stopniu schodów.
Na dole ktoś był.
Rubén bardzo powoli zaczął się wycofywać. Odgłos kroków na klatce
schodowej potwierdzał jego obawę: nie wszyscy w akademiku spali.
Teraz to już na pewno Gracz3 idzie po mnie.
To musi być on…
Albo ona.
###

– Sieć Tor to niekontrolowany labirynt – ostrzegała Kika, ściągając na


telefon Unaia aplikację Orbot. – To pajęczyna zaszyfrowanych tuneli
wirtualnych, których połączenia nieustannie się zmieniają według bardzo
skomplikowanego algorytmu. Gwarantuje to anonimowość jej
użytkowników.
– Policja nic z tym nie robi?
– Policja sama tam wchodzi, ale brakuje ogólnego nadzoru, takiego jak
w Internecie.
Unai skinął głową, wciąż zdziwiony własną ignorancją w zakresie
istnienia jakiejś innej sieci. Przy okazji poprawił sobie okulary, które co
pewien czas zsuwały mu się z nosa.
– Ale skoro sieć Tor jest tak hermetyczna, że ci, którzy z niej korzystają,
pozostają anonimowi, a jej zawartość nie jest dostępna w wyszukiwarkach,
to jak tam można coś znaleźć?
– Ktoś, kto się porusza po sieci Tor, musi znać dokładny adres strony,
której szuka, czyli właśnie to, co ci podesłano. Pojęcie wyszukiwania tam
nie ma sensu – wyjaśniała cierpliwie Kika. Jeśli nie wiesz, gdzie dokładnie
chcesz trafić, niczego nigdy tam nie znajdziesz. To równoległy
wszechświat, który oferuje nieskończone możliwości. Nikt nie dociera
w nim do celu bez przewodnika.
– Aha.
– W każdym razie – dodała – w ramach sieci Tor istnieją katalogi, które
porządkują strony w kategorie według zawartości. I to tyle, jeśli chodzi
o podobieństwo do pracy wyszukiwarek internetowych.
– Nadal wydaje mi się niesamowite, że na marginesie zwykłej sieci może
istnieć coś takiego.
Kika podniosła telefon Unaia.
– Masz już Orbota na komórce! Musimy jeszcze ściągnąć i zainstalować
Orfoksa.
Znowu wpisała coś na klawiaturze ekranowej telefonu i odczekała
chwilę, po czym ogłosiła, że wszystko jest gotowe.
Unai spojrzał na zegarek: na dołączenie do Valkirii pozostało mu
trzydzieści minut.
– Co teraz? – W jego głosie pobrzmiewała niecierpliwość.
– Teraz wchodzimy do sieci Tor. – Kika precyzyjnie dotykała klawiszy
wyświetlonych na ekranie telefonu Unaia. – A kiedy już wejdziemy,
wpiszemy treść linka, który ci przysłano.
Po kilku sekundach twarz Kiki się rozjaśniła:
– Zrobione!
Obróciła telefon w stronę Unaia. Na czarnym tle ekranu widniała
wiadomość „Witaj, Graczu4”, był również plik o nazwie Valkiria.apk.
– Oto gra – oznajmiła uroczyście. – Ktoś zadał sobie sporo trudu, aby
utrzymać ją w tajemnicy.
Unai zwilżył wargi. Napięcie sprawiło, że zupełnie wyschło mu
w gardle.
– Dałabyś… Dałabyś radę namierzyć stąd serwer albo komputer,
z którego mistrz zarządza grą?
Kika spojrzała mu w oczy. Z twarzy Unaia łatwo można było wyczytać,
że w grze Valkiria chodzi o coś więcej niż tylko zwykłą rozrywkę.
– W co ty się wpakowałeś? Ludzie w tych rejonach sieci bywają
niebezpieczni…
Unai schylił głowę.
– Wiem tylko tyle, że nie mam wyboru: muszę dołączyć do Valkirii. Na
wejście do gry zostało mi zaledwie pół godziny.
– I chcesz, żebym pomogła ci namierzyć kogoś, kto cię w to wciąga?
– Tak.
Kika dalej nie rozumiała.
– Nawet nie znasz zawartości gry. Tak po prostu wejdziesz w nią
w ciemno?
– Poznam ją od środka. Skoro już tu dotarliśmy…
Unai jakiś czas temu postanowił poddać się szantażowi. W żadnym razie
nie chciał utracić Vegi. Nie zniósłby, gdyby ktoś anonimowy zdruzgotał jej
serce.
– Ty dotarłeś. – Kika ani na chwilę nie podniosła się z fotela, choć od
pewnego czasu nie jeździła już nim po pokoju. – Radziłabym ci, żebyś
jednak tego nie robił. W takich sytuacjach najlepszą bronią jest ostrożność.
Idź spać, dopóki masz jeszcze czas, a rano spojrzysz na wszystko z innej
perspektywy.
– Tyle że właśnie nie mam czasu, Kika. W tym rzecz. Odliczanie
dobiega końca.
Następny dzień wydawał się tak bardzo odległy… Nieosiągalnie daleki.
Unai odczuł ogromną potrzebę zwierzenia się, wyznania Kice, co
zmusza go do słuchania poleceń nieznajomego w środku nocy. Nie zdołał
jednak zebrać się w sobie. Bał się, że wieści dotrą do uszu Vegi.
– Chciałbym przynajmniej wiedzieć, z kim mam do czynienia –
wyszeptał.
– W tym ci nie pomogę. – Kika wzruszyła ramionami. – Nie mam ani
czasu, ani środków potrzebnych do tego rodzaju poszukiwań. Ta sieć jest
zbyt mętna.
– To do dupy.
– Cała akcja z Valkirią wygląda na robotę specjalistów. Nie zostawili
żadnych śladów.
Unai ponownie poczuł, że pułapka, którą na niego zastawiono, była
świetnie przygotowana. Ktoś z nieznanych mu jeszcze powodów działał
przeciwko niemu z perfidią i premedytacją. Unai ponownie sprawdził
godzinę. Pozostało dwadzieścia minut.
– I co teraz? – spytał na głos.
Kika w odpowiedzi podała mu telefon. Na ekranie nadal było widać
czarne tło, na którym wyróżniały się wiadomość powitalna oraz ikona pliku
z grą.
– Twój wybór. Chcesz pobrać plik Valkiria.apk i wejść do gry? To już
ostatni krok.
Unai potarł oczy. Piętnaście minut. Wyobraził sobie, jak ktoś w okolicy
odlicza sekundy, zanim prześle Vedze nagranie, które na zawsze zniszczy
ich związek.
Poczuje się zdradzona – pomyślał. – Nie wybaczy mi tego.
– Ściągnij aplikację – powiedział Unai do Kiki. – Muszę dołączyć do
gry.
ubén biegł. W nieskończenie długim korytarzu gubił się jak ktoś,

R kto rzuca się we śnie do ucieczki, która donikąd nie prowadzi ani
nie wybawia z niebezpieczeństwa.
Wiedział, że w koszmarach sennych pościg zawsze jest zbyt blisko, że
czujesz na karku oddech ścigającego, że jego cień wyprzedza twoje kroki.
Ty zaś biegniesz coraz wolniej, aż każdy ruch staje się męczarnią.
Zaczynasz się czołgać i albo wszystko kończy się tragicznie, albo się
budzisz, co również stanowi formę ucieczki.
Rubén uciekał pośród ciszy. W snach panowała ta sama atmosfera
zatrzymanego czasu, którą teraz wciągały wraz z powietrzem jego płuca,
było również to samo poczucie nieistnienia świata zewnętrznego, jakie
w życiu przychodziło nad ranem. On jednak nie dawał się omamić
spokojnemu nastrojowi, wiedział, że ma jeszcze szansę wymknąć się
przeznaczeniu, które pisali mu inni.
Rubén nie zamierzał skończyć tak jak Marta.
Jego tenisówki niemal bezgłośnie uderzały w drewnianą podłogę
akademika. Niemal frunął, nie odróżniając już identycznych drzwi, które
zostawiał za sobą po obu stronach korytarza. Zapewniały schronienie
ludziom, którzy nie mogli mu pomóc, którzy aż do przebudzenia
pozostawali poza jego światem. Gdyby tak świt był bliżej… Z każdym
ruchem plecak obijał mu się o żebra. Rubén jednak nie przystawał. W coraz
większej odległości za sobą pozostawiał schody prowadzące na parter,
który stał się obszarem nieprzyjaznym. Ktoś nadal po nich wchodził. Rubén
wyczuwał, jak się nieubłaganie zbliża, co zapowiadało najgorsze.
Valkiria odkryła jego próbę ucieczki, innego wytłumaczenia nie było.
Przyszli po niego.
Na końcu korytarza, dokąd zmierzał Rubén, znajdowało się przejście
łączące akademik z pomieszczeniami technicznymi. Była to strefa
niedostępna dla studentów, wykorzystywana przez personel przy
przeglądach instalacji i zapewniająca dostęp do piwnic. Rubén znał tę trasę,
bo niektórzy jego koledzy przechodzili tamtędy na nielegalne popijawy.
– Tam też jest wyjście z budynku – wyszeptał, aby dodać sobie otuchy. –
Uda mi się!
Szansę ucieczki upatrywał w tym, że wciąż nie został zidentyfikowany
jako gracz przez swojego rywala. Dlatego musiał wymknąć się z akademika
i dotrzeć w jakieś miejsce poza kampusem, gdzie mógłby wmieszać się
w tłum. Ratunek mogła mu dać anonimowość.
Musiał stać się niewidzialny. Zniknąć.
Kolejne odgłosy. Ktokolwiek wchodził główną klatką schodową, za
chwilę znajdzie się na tym piętrze. Rubén ukrył się we wnęce ściany.
Przeklął w myślach, że nie zdążył dotrzeć do łącznika, który pozwoliłby mu
zniknąć Graczowi3 z oczu. Tak niewiele zabrakło. Od wyjścia dzieliło go
jedynie parę metrów. Gdyby miał trochę więcej czasu…
Wstrzymał oddech.
Tylko się nie zdradź – powtórzył w myślach. – Wytrzymaj.
Jeśli przeciwnik go dostrzeże, będzie to oznaczało koniec. Musiał
wierzyć, że w ciągu najbliższych minut trafi się okazja, aby ostatecznie
opuścić to piętro.
Zacisnął kciuki.
Wystarczająco długo mieszkał w akademiku, by nauczyć się
rozpoznawać wszystkie odgłosy. Każdy budynek to mapa dźwięków, którą
ktoś uważny może swobodnie interpretować. On zaś potrafił odczytać
najcichszy trzask w nocnej ciszy. Grał na własnym boisku, to było jego
terytorium. Dlatego mógł odtworzyć trasę tajemniczego przybysza, sam
pozostając w ukryciu. Nigdy jeszcze nie włożył w coś tyle wysiłku. Zlany
potem, z zamkniętymi oczyma, analizował, jak Gracz3 niespiesznymi,
rozważnie stawianymi krokami idzie korytarzem. Wyobrażał sobie, jak
nieznajomy spogląda na telefon, na którego ekranie miga powiadomienie
Valkirii, oczyma drapieżnika przeczesując przy tym każdy kąt. Czy w ręku
trzymał jakąś broń?
Ryzykuje tak samo jak ja. Wszyscy jesteśmy więźniami. Przegrany będzie
tylko jeden: albo ja, albo on.
Ponownie zastanawiało go, czy to możliwe, żeby przeciwnik
dysponował bardziej precyzyjnym urządzeniem namierzającym niż on sam.
Jeśli tak, było już po nim.
Nie zdoła się wymknąć.
Wtem Rubén wstrzymał oddech.
Cholera!
Nagle zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, fatalny błąd. Zabrał telefon!
Telefon, który z uruchomioną Valkirią cały czas rejestrował każdy jego
krok.
Spojrzał na trzymane w dłoni urządzenie, którego ekran nie przestawał
błyskać czerwonawą poświatą powiadomienia. Teraz na dodatek
geolokalizator wykrył również obecność Odyna, mistrza gry! Sprawa robiła
się poważniejsza.
Odyn wszedł w jego strefę bezpieczeństwa.
Rubén docisnął telefon do nogi, obawiając się, że Gracz3 mógłby ze
swojego miejsca dojrzeć blask ekranu.
– Kurwa, przecież ja go zwabiam – wyszeptał. – Jak mogłem być aż tak
głupi?
Wcisnął wyłącznik i telefon zamarł.
Ciche skrzypnięcie drzwi sprawiło, że Rubén powrócił do
rzeczywistości. Niemożliwe! Gracz3 wszedł do któregoś z pokojów?
Odważył się na coś takiego?
Przeciwnik nie zaryzykowałby wejścia do pokoju, w którym ktoś jest –
pomyślał zdumiony. – Ewidentnie wszedł do mojego. Do mojego! Ale skąd
wiedział…
Dłużej się nie zastanawiał, dostrzegł bowiem okazję, na którą czekał.
Bardzo wolno wychylił się na korytarz i stwierdził, że nikogo na nim nie
było.
Teraz albo nigdy.
Ostrożnie więc ruszył, żeby pokonać kilka metrów, które dzieliły go od
przejścia dla personelu.
Dalej, uda ci się…

###

Kika weszła najpierw w „Ustawienia”, następnie w „Zabezpieczenia”, aby


w końcu zaznaczyć opcję „Zezwalaj na instalowanie aplikacji z nieznanych
źródeł”.
– Mam zaakceptować? – Podniosła wzrok znad ekranu telefonu. – Kiedy
to zrobię, rozpocznie się instalacja Valkirii. To twoja ostatnia szansa, żeby
się wycofać.
Siedząc rozparta w fotelu, z telefonem Unaia w dłoni, czekała na
odpowiedź.
– Akceptuj. – Unai nie miał się już nad czym zastanawiać. Jedyne, na
czym mu w tej chwili zależało, było niedopuszczenie, żeby nagranie trafiło
do Vegi, tymczasem pozostało zaledwie parę minut, zanim jego
bezczynność zostanie uznana za odmowę podjęcia gry. W kontakcie z kimś,
kto jest w stanie go pogrążyć, wolał uniknąć wszelkich nieporozumień.
– W porządku. Instalujemy. – Kika spełniła życzenie Unaia i po kilku
sekundach na ekranie telefonu pojawił się nowy komunikat. – Prosi
o kolejne zgody. Valkiria potrzebuje dostępu do twojej listy kontaktów, do
wiadomości, do mikrofonu…
Unai sapnął, miał tego dość.
– Zgódź się na wszystko. Już nie ma odwrotu.
Osiem minut.
Kika wypełniła ostatnie polecenie i kilka sekund później oboje
wpatrywali się w wyświetlacz telefonu, śledząc proces instalacji. W końcu
pasek postępu osiągnął sto procent, a na tapecie pojawiła się nowa ikona,
przedstawiająca małą, niebieską figurkę człowieka.
– Co to jest? – zapytała Kika. – Jakaś lalka? I co wystaje z jej ramion?
Szpilki? Może ta gra ma coś wspólnego z wudu…?
Unai nachylił się nad telefonem, aby lepiej się przyjrzeć szczegółom
obrazka.
– Nie – sprostował. – To marionetka. To, co wystaje z jej ciała, to
sznurki, widzisz? Ikona Valkirii przedstawia marionetkę.
Bardzo trafnie – pomyślał. – Tak się właśnie zachowuję. Czy w tej grze
chodzi o pozbawienie uczestników własnej woli? Czy to jest gra oparta na
strategii manipulacji?
– Dobra, teraz nadszedł ten moment – oznajmiła z fotela Kika. –
Uruchamiamy to?
Było widać, że po osiągnięciu tego etapu nie jest w stanie powściągnąć
ani ukryć niecierpliwości.
Ona niczego nie ryzykuje – pomyślał z zazdrością Unai. – Nie utraciła
wolności. Przez chwilę zatęsknił za poczuciem bezpieczeństwa, jakie miała
Kika.
Pozostało pięć minut.
– Dalej! – ponaglił. – Kości zostały rzucone.
Kika uniosła palec nad ikonę aplikacji i stuknęła w wyświetlacz. Valkiria
została uruchomiona. Na pierwszym ekranie, jaki ukazał się ich oczom, na
tle czarnych fal wyróżniała się błyszcząca złotem sylweta łodzi wikingów.
Poniżej widniał wypisany gotycką czcionką wyraz „Valkiria”. Wraz
z kolejnymi uderzeniami fal coraz wyraźniejszy stawał się napis, który
ostatecznie złożył się na komunikat: „Witaj, Graczu4”.
– Nieźle pomyślane – oceniła Kika. – Fajna grafika.
– I co teraz? – Unai nie śmiał zrobić nic bez zasięgnięcia opinii Kiki.
Podała mu telefon.
– Teraz to już twoja sprawa. I twoja kolej. Dotknij łodzi, to wejdziesz do
gry.
Unai wziął telefon od Kiki i palcem wskazującym stuknął w rysunek
łodzi. Ekran początkowy łagodnie się rozmył, ustępując miejsca nowemu,
na którym królowała czarna sylwetka ogromnego kruka. Pojawiły się trzy
poła, każde z oznaczeniem przypominającym drewnianą tabliczkę: „Mapa”,
„Czat” oraz „Punktacja”, przy czym temu ostatniemu towarzyszyły pole
ukazujące dwa zera i mniejsze pola z punktacją pozostałych uczestników:
„Gracz1: 20 punktów”, „Gracz2: 20 punktów”, „Gracz3: 20 punktów”.
W prawym górnym rogu widniał identyfikator: „Gracz4”.
– Otworzę okienko czatu – oznajmił Unai. – Może w ten sposób zdołam
skontaktować się z kimś, kto mi wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi.
W okienku czatu pojawili się wszyscy możliwi odbiorcy wiadomości:
Gracz1, Gracz2, Gracz3 oraz Odyn. Wszyscy oznaczeni na czarno,
z wyjątkiem Gracza2, którego nazwa – z nieznanych Unaiowi przyczyn –
wyświetlała się na jasnoszaro.
– Odyn? To jakiś bóg z mitologii nordyckiej, prawda?
– Owszem – potwierdziła Kika. – Bóg mądrości, wojny i śmierci.
A walkirie to jego córki. Zwykło się go przedstawiać w towarzystwie
dwóch kruków, które latały po całym świecie i opowiadały mu o tym, co się
działo.
Unai uśmiechnął się gorzko. Co prawda to nie kruk nagrał go
w klubowej toalecie, ale wizerunek ptaka trafnie odzwierciedlał zagrożenie
ze strony kogoś, kto zdawał się wiedzieć wszystko.
– Odyn – powtórzył. – Taki nick może należeć tylko do mistrza gry.
– Też tak sądzę. Ciekawe, że pozwala graczom na bezpośredni kontakt
ze sobą.
– Tyle że wysłanie mu wiadomości na nic się nie zda. Jeśli ten skurwiel
chciałby podać mi więcej informacji, już by to zrobił.
Ten nagły wybuch agresji zdumiał Kikę i wzbudził w niej podejrzenie,
że Unai od początku coś przed nią ukrywał.
– Chciałbyś mi coś jeszcze powiedzieć? – mówiąc to, posłała mu
prowokujące spojrzenie.
Przez chwilę się wydawało, że Unai zrzuci z siebie ciężar i zwierzy się
Kice. Brzemię było zbyt wielkie. Błysk determinacji w jego oczach trwał
jednak bardzo krótko i po chwili zgasł, a oblicze Unaia przybrało
nieprzenikniony wyraz, jaki odciskała w nim ta ciągnąca się
w nieskończoność noc. Nie odważył się wyjawić istnienia
kompromitującego nagrania, nie chciał podejmować dodatkowego ryzyka.
Nie zamierzał zrezygnować z Vegi, choć zaczynał już wątpić, czy na nią
zasługuje.
Valkiria zaszczepiła w nim jad poczucia winy, który żyłami płynął
wprost do serca. Unai czuł, jak po drodze wypala mu wnętrzności. Czy
w grze znajdzie antidotum?
– Wolę wiedzieć, w co się pakuję, i tyle – odpowiedział beznamiętnie. –
Czy mam coś napisać do któregoś z graczy?
Kika podrapała się w głowę. Nie pozostawało jej nic innego, jak przystać
na zmianę tematu.
– Za wcześnie na to – oceniła. – Nawet jeszcze nie wiesz, czy w tej grze
pozostali uczestnicy to sprzymierzeńcy, czy wrogowie. Mógłby to być
poważny błąd. Poza tym Odyn ma pewnie wgląd w komunikację między
graczami, a jeśli nie spodoba mu się to, co robisz…
– Myślisz, że Odyn czyta wiadomości wysyłane przez graczy?
– Jeśli jest mistrzem gry, to pewnie tak. Bez wątpienia ma pełną
kontrolę.
Unai skinął głową.
– A zatem musimy zaczekać.
– Raczej ty musisz zagrać. – Kika wskazała malutką ikonę koperty
widoczną w dolnym lewym rogu ekranu. Widniała na niej zielona jedynka.
– Wygląda na powiadomienie. Wydaje mi się, że masz wiadomość w swojej
skrzynce czatu.
– Nie zauważyłem!
– Jeśli zamierzasz brać udział w tej grze, lepiej uważaj na każdy
szczegół, inaczej prędko odpadniesz z rozgrywki.
Unai chciałby móc ocenić prawdziwe znaczenie takiego przypuszczenia.
Co w wypadku Valkirii oznaczało odpadnięcie z gry? Nie odważył się sobie
tego wyobrazić, bowiem cała ta sprawa wciąż wydawała mu się bardzo
złowroga.
– To wiadomość od Odyna – oznajmił po otwarciu czatu. – Przysłał ją
trzy godziny temu. Wita mnie, stwierdza, że dobrze zrobiłem, podejmując
grę. Pisze, że jutro rano otrzymam instrukcje dotyczące mojej pierwszej
misji. Do tego czasu mam zaczekać – dodał, podnosząc wzrok znad ekranu
– ale już od teraz muszę mieć stale uruchomioną grę.
– Napisał ci to trzy godziny temu? – zapytała zdziwiona Kika. – Mistrz
liczył, że zgodzisz się dołączyć do Valkirii, jeszcze zanim wysłał ci
zaproszenie?
– Tak.
Zmarszczyła brwi.
– Dalej mi nie powiesz, o co w tym chodzi?
– Tak będzie lepiej – nie ustępował Unai. – Co sądzisz o tej wiadomości?
Kika odchyliła się w fotelu, aż jego oparcie zaskrzypiało.
– Dobra – oceniła. – Przynajmniej jasno dał do zrozumienia, kiedy masz
zacząć grę i na czym to polega. Valkiria to gra wyzwań. Odyn będzie
wystawiał cię na próby, którym będziesz musiał sprostać, przypuszczam
więc, że pozostali gracze stanowią twoją konkurencję i będą się mierzyli
z własnymi wyzwaniami.
– Jasne.
– Otwórz mapę. – Kika podniosła się i przysunęła fotel, aby dobrze
widzieć ekran telefonu, niemal zawisając nad Unaiem, który wciąż siedział
na łóżku. – W ten sposób sprawdzimy, jak wygląda świat gry.
– Czyli królestwo Odyna?
– Właśnie. Obszar, nad którym sprawuje kontrolę.
Unai miał nadzieję, że macki mistrza gry nie sięgają zbyt daleko.
Posłuchał rady i stuknął palcem w ikonę mapy. Ich oczom ukazał się ogólny
widok na całe miasteczko uniwersyteckie.
– Świetna jakość obrazu – przyznała z podziwem Kika, powiększając
niektóre fragmenty mapy. – Wydaje się, że Valkiria to połączenie gry
przygodowej i fabularnej. Interesujące.
– Zastanawia mnie kwestia wygranej. – Zaabsorbowany Unai nie
odrywał wzroku od mapy. – Za czym gonią gracze, o co rywalizują?
Wierzył, że jest coś więcej, że do gry motywuje ich coś innego niż
szantaż, któremu się poddali. Bardzo chciał, żeby tak było, bo inaczej
Valkiria mogła się okazać dla niego męczarnią.
– Pewnie wkrótce się o tym przekonasz – odparła Kika, nieświadoma
jego przemyśleń. – Biorąc pod uwagę scenerię gry, zwycięzca może nawet
otrzymać dyplom ukończenia studiów. – Parsknęła śmiechem, ale szybko
spoważniała, widząc kwaśną minę Unaia. – Mogłabym już te studia
skończyć…
– A co to za światełka? – Unai wskazał migające punkciki w kolistej
strefie obejmującej sąsiedni akademik i obszar dookoła budynku. – Ktoś
tam chyba właśnie gra.
Przesunął palcem po wyświetlaczu, przeciągając mapę ku górze. Pod
mapą ukazała się ramka z widocznymi nazwami: „Gracz1,” „Gracz3”
i „Odyn”.
– Dwóch graczy i mistrz w tej samej strefie. – Kice taki zbieg
okoliczności wydał się osobliwy. – Niezłą tam muszą mieć zabawę…
– To akademik Rubéna Pradesa. – Unai wstał z łóżka. – Mam tam pójść?
– Geolokalizacja nie jest tu zbyt dokładna – zauważyła Kika. – Zwróć
uwagę, że krąg wyznaczający strefę bezpieczeństwa obejmuje akademik
i bliższy narożnik boiska piłkarskiego. Właściwie to nie widać ruchów
poszczególnych graczy, a jedynie ich przybliżone położenie. Nie wiesz,
gdzie są.
– O tej porze raczej nikogo tam nie będzie. Na pewno się czegoś
dowiem.
Kika wciąż wyglądała na nieprzekonaną.
– A jeśli natkniesz się na Odyna? Nawet nie wiesz, kto to jest, nie
będziesz więc mógł zejść mu z drogi, za to on lub może ona z łatwością cię
rozpozna. Podejrzewam, że za nieprzestrzeganie poleceń mistrza gry może
grozić sroga kara. Dobrze się nad tym zastanów.
Unai niechętnie przyznał rację Kice. Lepiej było nie zaczynać gry
w Valkirię od czegoś głupiego. Jakkolwiek było to trudne, musiał
powściągnąć swoją ciekawość.
Tak czy inaczej, nie musiał przecież długo czekać. Już za kilka godzin
nad miasteczkiem uniwersyteckim wstanie ranek, a wraz z nim rozpocznie
się jego inicjacja w grze.
O świcie druga wiadomość od Odyna trafi punktualnie do jego skrzynki
odbiorczej w grze, wyznaczając punkt, poza którym nie będzie już odwrotu.
Nie będzie odwrotu.
O tym szczególe Unai nie wspomniał Kice. Odyn w swojej wiadomości
zastrzegł bowiem, że po otrzymaniu instrukcji dotyczącej pierwszego
wyzwania Unai nie będzie już mógł porzucić rozgrywki pod groźbą
konsekwencji.
Konsekwencji łatwych do przewidzenia.
– Dużo czasu trzeba, żeby przygotować taką grę?
Unai chciał wiedzieć, od jak dawna Odyn szykował tę całą operację.
– Cóż – odparła Kika. – Jakość prezentuje się nieźle, ale sam projekt jest
bardzo prosty. Mając odpowiedni sprzęt i oprogramowanie, przy dużym
nakładzie pracy można zrobić taką grę w cztery miesiące. Oczywiście jeśli
się zna na programowaniu.
Cztery miesiące. Sporo czasu! Unai pożegnał się z Kiką, dziękując jej za
pomoc. Dobra z niej dziewczyna – pomyślał.
Wracając do swojego pokoju, uświadomił sobie, że gdy już będzie za
późno, wolałby nie odkryć, że popełnił błąd, ulegając podłemu szantażowi.
Nieobecność Vegi w takiej chwili bolała go niczym świeża rana. W głębi
duszy wiedział, że nie zdoła ukryć przed nią uczestnictwa w grze. Wcale
tego zresztą nie chciał – potrzebował teraz jej wsparcia.
Zastanawiał się, jakie pierwsze zadanie powierzy mu tajemniczy Odyn,
który zorganizował tę pułapkę, jakie wyzwanie czeka go w odmętach
świata Valkirii. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że cała ta sprawa nie
pokazała mu jeszcze swojego prawdziwego, skrytego pośród cieni oblicza,
które zaczęło się do niego uśmiechać.
ubén właśnie opuścił swoje piętro akademika. Pozostawił za sobą

R przejście wykorzystywane przez personel techniczny


oglądając się za siebie, schodził po schodach prowadzących do
piwnic budynku. Nasłuchiwał wszelkich odgłosów, nie wydawało się
i nie

jednak, aby Gracz3 wykrył jego ostatnie posunięcie.


Przynajmniej na razie. Przeciwnik niebawem znajdzie to przejście –
pomyślał. – Musi przecież wykonać polecenie.
Odyn, który – zgodnie z powiadomieniem w telefonie – również krążył
po okolicy, nie dawał drugiej szansy. Za niepowodzenie w Valkirii trzeba
słono płacić.
Rubén dobrze o tym wiedział, a inni to potwierdzali.
Marta była nieposłuszna.
Rubén zbliżył się do okienka wbudowanego w ścianę klatki schodowej,
zatrzymał się i je otworzył. Przyszła pora, żeby zerwać się ze smyczy. Wraz
z wykryciem próby ucieczki jego sytuacja stanie się nieodwracalna. Odyn
nie wybacza.
Rubén poczuł na policzkach chłód poranka – obietnicę wolności
kontrastującą z zatęchłą atmosferą przenikającą Valkirię. Atmosferą, która
zatruła wszystko, teraz zaś posuwała się niczym fala, gotowa go pochłonąć.
Musiał uciekać.
Uniósł dłoń, w której trzymał telefon, wystawił ją przez okno
i rozprostował palce, puszczając urządzenie. Komórka poleciała w otchłań.
Żegnaj, Valkirio!
Telefon nie ważył wiele, lecz pozbywszy się go, Rubén odczuł
niesamowitą ulgę. W tym momencie uświadomił sobie, z jakim ciężarem
funkcjonował przez ostatnie tygodnie, jak go ta perwersyjna gra
przeczołgała.
Już mnie nie namierzą.
Ponownie ruszył biegiem, liczyła się każda sekunda. Po chwili dopadł
drzwi piwnicy. Odwrócił się, wsłuchując się w milczenie śpiącego
budynku. Próbował wychwycić jakikolwiek odgłos, który zdradzałby coś
podejrzanego, jakieś kroki gdzieś na górze. Brak hałasu, brak aktywności.
Wyglądało na to, że zdołał zmylić przeciwnika.
Mimo to Rubén nie tracił czujności. Wciąż znajdował się w zasięgu
Valkirii. Ostrożnie odsunął deskę odgradzającą go od piwnicy. Niewielkie
szpary w suficie pomieszczenia wystarczająco rozrzedzały mrok, żeby nie
zapalać światła.
Na tym poziomie budynku droga ucieczki rozwidlała się na dwa
korytarze – biegnące w prawo i w lewo. Rubén skręcił w ten po prawej,
prowadzący do przestronnego pomieszczenia pełnego krzeseł, innych mebli
oraz pakunków, których kontury ginęły w ciemnościach. Miejsca
pozostające poza zasięgiem światła przenikającego przez otwory w suficie
tonęły w całkowitym mroku.
Niepokojąca sceneria przestraszyła Rubéna. A jeśli ktoś się tutaj
ukrywa? Valkiria była w stanie uprzedzić jego ruchy.
Niebezpieczeństwo wydawało się mało prawdopodobne, ale nie
wykluczone. Odczuwając presję każdej mijającej minuty, Rubén zaczął bić
się z myślami.
Jestem sam – usiłował przekonać samego siebie. – Tutaj nie doszli.
Poprawił plecak. Musiał przedostać się w głąb pomieszczenia, gdzie
przeszklony fragment ściany – którego wcześniej nie dostrzegał z miejsca,
w jakim się znajdował – prowadził do czegoś w rodzaju składziku, skąd
można było przejść do zamkniętej części wyższej kondygnacji. Stamtąd
przedostałby się do wyjścia ewakuacyjnego.
Jestem bardzo blisko! Ani Gracz3, ani Odyn nie przewidzieli tej trasy –
pomyślał. – Nadal szukają mnie w części wspólnej budynku.
Odwrócił się, uniósł głowę i ostatni raz zerknął na korytarz, który
zostawiał za sobą. Wciąż panował tam spokój. Następnie ruszył powoli do
przeciwnego krańca pomieszczenia, starając się zbadać wzrokiem każdy
zakamarek.
Posuwał się krok za krokiem, dręczony panującą wszędzie ciszą, która
w każdej chwili mogła pęknąć, rozbić się na kawałki z tą samą brutalnością,
z jaką roztrzaskałaby się wówczas jego nadzieja na ratunek. Uważnie
patrzył, gdzie postawić nogę, aby uniknąć miejsc mogących niefortunnie
zaskrzypieć.
Nie mógł popełnić żadnego błędu.
Spokojnie. Jestem bardzo blisko – powtarzał sobie w duchu. – Uda mi
się. Uda mi się.
Otarł pot z czoła. W wyobraźni widział już, jak biegnie przez kampus,
powstrzymując okrzyk radości, oddychając powietrzem świtu i oddalając
się od zabudowań, które skrywały mrok znacznie gęstszy niż ten na
nocnym niebie.
Jedyne, czego pragnął, to znowu być wolnym. Odzyskać to, co utracił
w dniu, kiedy nie mając innego wyjścia, przyjął zaproszenie do Valkirii.
W dniu, w którym został wybrany.
Pragnął odzyskać własne życie.
Szedł dalej. Gdyby wyciągnął przed siebie ramię, niemal musnąłby już
sprężynę, która uchylała przezroczystą, szklaną taflę. Po drugiej stronie
czekało spokojne, neutralne pomieszczenie. I jego paszport do wolności.
Uda mi się.
Palce Rubéna tańczyły w powietrzu. Tak niewiele brakuje…
Wtem usłyszał trzask, bardzo bliski, umysł zaś podsunął mu obraz
rozwoju wypadków, którego tak bardzo starał się uniknąć. Nie zareagował,
nie miał na to czasu. Zdołał jedynie dostrzec w ciemności czyjąś sylwetkę –
jakąś postać, która rzuciła się na niego. Następnie poczuł rozbłysk bólu,
gdy coś ciężkiego uderzyło go w głowę. Jego oczy po raz ostatni zerknęły
na przeszklone drzwi stanowiące cel podjętej ucieczki, a gest ten miał
w sobie coś z błagania. Na szybie pojawiły się rozbryzgi jego własnej krwi.
Ponad odgłos upadającego ciała Rubéna wzniósł się słaby okrzyk, zaledwie
szept, który nikogo nie obudził.
Po chwili na ułamek sekundy pomieszczenie rozświetlił oślepiający
błysk flesza.

###

Unai leżał w ciemnościach wyciągnięty na łóżku w swoim pokoju.


Wygrywał na skrzypcach wyobraźni ścieżkę dźwiękową własnych
wyrzutów sumienia. Aż do tego wieczoru muzyka była dla niego antidotum
na strach i niepewność. Tym razem jednak okazała się nieskuteczna. Nie
był w stanie zasnąć, choć teraz to nie Valkiria zaprzątała jego myśli.
W rzeczywistości to Vega spędzała mu sen z oczu sen. A może raczej
groźba skrzywdzenia jej, wizja tego, że ją utraci, wzbudzi w niej –
jakkolwiek boleśnie było to sobie wyobrazić – pogardę.
Nie zasługiwała na to, żeby być zdradzoną.
To nagranie, tamta absurdalna noc… Unai oddałby wszystko, żeby móc
cofnąć czas i wymazać z pamięci, a także z rzeczywistości to zdarzenie,
którego reperkusji nie próbował nawet szacować.
– Kim jesteś? – zapytał sam siebie.
Wypowiedział to tonem oskarżenia, wyrzutu. Prawdziwe pytanie
wiszące w powietrzu, które zadawał sobie, dotyczyło tego, kim się stał
w ostatnich godzinach. Ponownie okłamał Vegę, pozwolił, żeby sama
wróciła do swojego akademika. Jak to się stało, że doszedł do tego punktu?
Czyżby groźba ze strony nieznajomego była tak niszczycielska, że
w kilka minut zdołała złamać jego wolę?
Ja taki nie jestem.
Uległość do niego nie pasowała. Ani przygnębienie, ani strach.
Musiał wziąć się w garść.
Na ekranie telefonu przyglądał się obraźliwej ikonce Valkirii:
marionetce.
Ten skurwiel pogrywa sobie ze mną, naigrywa się.
Unai podniósł się na łóżku, oczy miał szeroko otwarte. To było dziwne,
ale poczuł, że znienacka odzyskał właściwy, regularny puls.
Puls spokoju.
Jego położenie co prawda nie uległo zmianie, lecz on sam czuł się
inaczej.
– Ja taki nie jestem – powtórzył, tym razem na głos.
Musiał odzyskać panowanie nad sytuacją.
W nadal nie do końca jasnych okolicznościach popełnił błąd i był gotów
za to zapłacić. Ale to nie Odyn będzie za niego decydował, nie on mu
wyznaczy sposób i moment przyjęcia na siebie odpowiedzialności.
Unai ponownie opadł na łóżko. Pierwszym błędem było niewyjawienie
Vedze tego, co zdarzyło się tamtej nocy – błędem, przez który sam stał się
ofiarą. Jeśli tak postąpił, to nie dlatego, żeby ją oszukać. Zrobił tak, bo,
między innymi, nie pamiętał nawet dokładnie, co się wydarzyło. Przede
wszystkim jednak nie był w ogóle zainteresowany dziewczyną z tamtej
imprezy.
Zdarzenie z tą nieznajomą nie wymagało tłumaczenia się nikomu, nie
była kimś istotnym w jego życiu.
Dobre chęci, zła decyzja. Unai nie pojął, że swoim zachowaniem
sprawił, że między Vegą a nim stanął sekret, że zdradzał jej zaufanie. Na
pęknięcie w ich związku było za wcześnie – jeśli teraz nie postępowałby
delikatnie, skutki jego głupoty mogłyby okazać się zabójcze.
Teraz wszystko się skomplikowało i na właściwe postępowanie jest za
późno – pomyślał. Zrobi to najlepiej, jak potrafi, i będzie liczył na
szczęście.
Vega mi wybaczy. Musi mi wybaczyć.
– Przyjmuję wyzwanie, Odynie – wyszeptał.
Podejmie rolę Gracza4 w Valkirii, ale nie będzie jej odgrywał
z niewolniczym posłuszeństwem. Już nie. Zamierzał wejść do gry, aby
zbliżyć się do przeciwnika. Tylko tak mógł dotrzeć do tej pozbawionej
skrupułów osoby, która ukrywała się pod nickiem Odyn. Musiał ją
zidentyfikować, aby uzyskać odpowiedzi i uwolnić się od szantażu.
– Będę udawać, że się w to angażuję.
Czy zdoła ukryć grę przed Vegą do czasu, aż wszystko się wyjaśni? Czy
powinien? Nie chciał jej w to mieszać, jednocześnie jednak potrzebował jej
wsparcia.
– Dobra. – Telefon z uruchomioną Valkirią pokazywał godzinę. –
Pozostało niewiele czasu, zanim otrzymam pierwsze instrukcje od Odyna.
Gra się zaraz zacznie, a ja jestem gotów.
yło bardzo wcześnie, życie na kampusie jeszcze się nie zaczęło, co

B
sposobem
Unai uznał za dogodną porę, aby móc przemieszczać się bez
ryzyka, że na kogoś wpadnie. Wolał uniknąć pytań, a jedynym na to
było wykorzystanie ostatnich chwil snu społeczności
uniwersyteckiej. Miał już dostatecznie dużo problemów. Co bowiem
odpowiedziałby napotkanemu koledze na zwyczajne pytanie, dokąd idzie
o takiej porze? Jakie kłamstwo wymyśliłby na poczekaniu, żeby uzasadnić
swoje postępowanie? Świadków lepiej unikać. Przecież mogą to być jego
konkurenci z Valkirii.
Teraz wszystko jest możliwe.
Jedyną osobą, którą Unai chętnie by w tej chwili zobaczył, był Rubén.
On jednak nadal nie odpisywał na wiadomości. WhatsApp Rubéna nie
wyświetlał nawet godziny logowania.
Tak czy inaczej, powinien unikać wzbudzania podejrzeń, zwłaszcza że
obecność studenta na terenie kampusu o tej porze nie była czymś
zwyczajnym. Unai szedł zdecydowanym krokiem, w pośpiechu, skupiając
wzrok na swoim celu: pobliskim akademiku, właśnie tym, w którym
mieszkał Rubén. W górze niebo ukazywało wciąż strzępy nocy pośród
ciszy, której minuty były policzone. Wobec bliskości świtu pierwsze światła
rozjaśniały elewacje budynków administracji uczelni.
Miał niewiele czasu.
Odyn również musiał wcześnie wstać, gdyż wiadomość z pierwszym
zadaniem przesłał mu o piątej trzydzieści nad ranem. Unai uznał, że albo
grę nadzoruje kilka osób, albo tajemnicza postać, która pociąga za sznurki,
nigdy nie śpi, dwadzieścia cztery godziny na dobę przyglądając się
każdemu ruchowi uczestników rozgrywki.
Przynajmniej otrzymana misja nie wydawała się Unaiowi trudna do
wykonania. Szczerze mówiąc, spodziewał się zadania bardziej złowrogiego
lub nawet zuchwałego. Jeśli zamiarem Odyna było utrudnić mu życie, to
mógł go zmusić do zrobienia czegoś dalece gorszego niż do
uporządkowania piwnicy w jednym z akademików, zabrania torby, którą
tam znajdzie, i przeniesienia jej w inne miejsce.
Na tym bowiem miała polegać jego pierwsza misja, bardziej
przypominająca studencką inicjację niż wyzwanie. Mimo to, jak podkreślił
Odyn, bardzo ważne było, żeby wykonał zadanie bez świadków. Jeśli
zostanie zauważony, nie zaliczy próby. „Wówczas będą wyciągnięte
konsekwencje” – głosiła otrzymana wiadomość.
Można było odnieść wrażenie, że groźba zakładała coś więcej niż tylko
zwykłe odjęcie punktów.
W innych okolicznościach Unai niespecjalnie by się tym przejmował.
Jak bowiem mistrz gry miałby się dowiedzieć, że ktoś spoza świata Valkirii
zauważył go podczas wypełniania misji? Biorąc jednak pod uwagę
wyrachowanie, z jakim Odyn postępował w całej tej sprawie, Unai uznał,
że lepiej będzie zastosować się do jego poleceń.
Ponownie zawisło nad nim widmo nagrania.
Problem z Valkirią jest taki – rozmyślał, nie przerywając marszu – że
fikcja miesza się w niej z rzeczywistością. Zarówno w scenariuszach gry, jak
i w zadaniach, postaciach i sankcjach.
To go dezorientowało. Jako gracz nadal nie wiedział do końca, z czym
się mierzył.
Na tym właśnie polega władza Odyna. Na naszej niepewności.
Mimo wszystko przeszło mu przez myśl, że być może dał się nastraszyć
i ostatecznie Valkiria nie okaże niczym wielkim. Co prawda, aby zapewnić
sobie jego udział w grze, posłużono się dość agresywną zagrywką, ale jeśli
kolejne wyzwania pozostaną na tym samym poziomie, co pierwsze, to cała
akcja będzie po prostu zawracaniem głowy.
Unai właśnie dotarł do celu – pod główne wejście akademika Rubéna.
Tak jak napisał w porannej wiadomości Odyn, drzwi były otwarte. Po raz
kolejny zrobiło na nim wrażenie, jak mistrz gry panuje nad sytuacją. Unai
rozejrzał się uważnie, aby się upewnić, że nie ma świadków i wszedł do
pustego holu.
Teraz, zgodnie z otrzymanymi instrukcjami, ma zajrzeć do aplikacji
Valkiria – po jej otwarciu natknął się na obrazek czarnego kruka –
i podążyć trasą oznaczoną na mapie. Unai posłusznie powiększył palcami
widok planu akademika. Odnalazł siebie jako migającą kolorową kropkę
podpisaną „Gracz4”. Po dwukrotnym stuknięciu w wyświetlacz telefonu
ujrzał wnętrze parteru budynku, jak gdyby wszedł właśnie na nowy poziom
gry.
Jakość grafiki była naprawdę doskonała.
Migający punkt z jego położeniem znajdował się teraz w holu. Czerwona
strzałka wskazywała, żeby kierował się na prawo.
Czyli kiedy mistrz zechce, geolokalizacja staje się dokładna –
wydedukował.
Unai podążył we wskazanym kierunku, zastanawiając się, czy pozostali
gracze Valkirii widzą jego ruchy. On w swojej aplikacji nie dostrzegał
nikogo więcej.
Po chwili musiał zejść kilka schodków niżej i wkroczyć w strefę
niedostępną dla studentów. Niewinny charakter powierzonej mu misji
zyskiwał inny wymiar: jeśli ktoś by go tutaj zastał, czekał go –
w najlepszym wypadku – zdrowy opieprz. Unai szedł dalej, nie tracąc
z oczu wskazówek wyświetlanych na ekranie telefonu. Na szczęście o tej
porze ryzyko natknięcia się na pracownika technicznego akademika było
minimalne.
W końcu dotarł do piwnicy i tak, jak kazała czerwona strzałka na
wyświetlaczu, skręcił w prawo, po czym wszedł do pomieszczenia, które
miał uporządkować. Zabrał się za układanie zalegających dookoła
przedmiotów. Pomieszczenie było duszne i wypełnione unoszącym się
kurzem. Blask wschodzącego słońca przesączał się przez coś w rodzaju
ścianki z bardzo brudnych przeszklonych bloczków, za którą chyba musiało
być jakieś okno wychodzące na poziom ulicy. Wokół zauważył trochę
mebli – wiele poprzewracanych – jakieś skrzynki, a nawet drukarkę i stare
monitory komputerowe.
Na stole dostrzegł dużą torbę, którą miał ze sobą zabrać. Obok niej leżał
ciężki metalowy pręt. Odyn wymienił go w wiadomości jako jeden
z przedmiotów, które Unai miał włożyć do torby. Podniósł go ostrożnie,
ponieważ w półmroku na całej długości przedmiotu dostrzegł jakieś lepkie,
ciemne plamy, po czym wypełnił polecenie.
Musiał zresztą przyznać, że Odyn nie improwizował. Dokładność jego
wskazówek stanowiła kolejny dowód na to, z jak rygorystyczną
premedytacją przygotował rozgrywkę.
– Nie ma co – wyszeptał Unai. – Gość musi naprawdę się nudzić, że
zorganizował coś takiego.
Unai powrócił do pracy. Porządkował pomieszczenie, starając się nie
tracić z pola widzenia ekranu telefonu. Wykazywał nieufność. A jeśli
geolokalizator wykryje pojawienie się innych graczy? Być może Odyn
polecił jego konkurentom, by uniemożliwili mu wykonania misji.
Niebawem skończył. Z wyższych pięter dobiegały odgłosy oznaczające
budzenie się mieszkańców, co stanowiło niedobry znak. Musiał jak
najszybciej się stąd zabrać i zostawić torbę w wyznaczonym miejscu:
w męskiej łazience na parterze.
Jeśli ktokolwiek by go dostrzegł, nawet jedna osoba, Odyn by się
zdenerwował.
A tego Unai nie chciał. Za nic w świecie.

###

Vega mimo dręczących ją niepokojów spała dobrze. W świetle dnia


wszystko przedstawiało się mniej dramatycznie. Lęk, który ogarnął ją
minionej nocy, w drodze powrotnej do akademika, wydawał się jej teraz
głupstwem, o którym nie zamierzała nikomu wspominać. Niemal wstydziła
się tamtej swojej reakcji, tak dla niej nietypowej.
Teraz wolała skupić się na ostatnich minutach, jakie spędziła
z ukochanym.
– Chyba nieco przesadziłam – wyznała Clarze, koleżance, z którą
właśnie szła na zajęcia. – Co prawda Unai zachowywał się wczoraj nieco
dziwnie, ale przecież nic takiego nie zrobił. A dzisiejszego ranka wysłał mi,
jak zawsze, wiadomość na WhatsAppie, życząc miłego dnia.
– Faceci już tacy są – oznajmiła Clara. – Nagle się obruszają, ale później
im to mija. My z kolei wszystko ciągle rozpamiętujemy.
– Może i tak…
– Vega, naprawdę dobrana z was para. Unai wydaje się bardzo
sympatyczny. Z pewnością nic mu nie jest.
– To prawda, czuję się przy nim bardzo dobrze. O wszystkim możemy ze
sobą porozmawiać i zawsze stara się mnie wspierać.
– A na dodatek niezłe z niego ciacho…
Vega wybuchła śmiechem.
– Tak, to także prawda. I dużo się uśmiecha, a to dla mnie liczy się
najbardziej. Choć…
Clara przystanęła. Do tej chwili szła drobnymi krokami, gdyż wąska
spódniczka, którą miała na sobie, współgrająca z czarną, skórzaną kurtką,
nie zostawiała jej długim nogom większej swobody ruchu. Była to pewna
niedogodność, ale – jak sama mówiła – godziła się z nią, ponieważ dzięki
temu mogła odsłaniać jedyną część własnego ciała, którą lubiła. Tak
dramatyczne spostrzeżenie było jednak pozą, w głębi duszy czuła się
bowiem atrakcyjna i nie kryła się z krągłościami wyróżniającymi ją na tle
skrajnie szczupłych sylwetek, jakie inne studentki starały się wypracować,
rujnując tym samym swoją młodzieńczą urodę. Vega nie znała nikogo, kto
z taką dumą obnosiłby się z dodatkowymi kilogramami, co bez wątpienia
potęgowało magnetyzm Clary. Chłopcy za nią szaleli.
– „Choć”? – powtórzyła Clara, podnosząc ramiona ku niebu. – Czy
w relacji z Unaiem masz na co się skarżyć? Poważnie?
Vega westchnęła.
– W porządku, może przesadzam. Powiedział jednak, że wszyscy mają
swoje tajemnice… A tego się po nim nie spodziewałam.
– Ojej! A co, może się z nim nie zgadzasz?
– Z tym, żeby miał jakieś tajemnice przede mną? Przed swoją
dziewczyną?
Clara spojrzała na nią, jakby widziała przed sobą kosmitkę.
– Czy jest ktoś, kto wiedziałby o tobie absolutnie wszystko? Dla twojego
dobra mam nadzieję, że nie…
Obie na moment zamilkły. Vega w myślach przejrzała wszystkie swoje
sprawy intymne. Nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby szacować, ile o niej
wiedzą znajomi, bliscy, jej chłopak…
– To, że nie wydaje ci się, żebyś miała coś do ukrycia – oceniła Clara –
nie oznacza, że z miejsca każdemu o wszystkim opowiadasz. Zawsze trzeba
zachować coś dla siebie.
Vega przytaknęła, ale nie była pewna, czy rozumie, w jakim celu
miałaby skrywać wiedzę, którą z nikim nie mogłaby się podzielić.
– Chyba tak – przyznała w końcu. – Mam swoją… sferę prywatności.
– I bardzo dobrze. U mnie taka sfera przypomina dysk twardy
o pojemności pięciu terabajtów. Mam wrażenie, że u ciebie zmieściłaby się
na starym pendrivie.
Vega wybuchnęła śmiechem, co sprawiło, że poczuła się lepiej. Clara
zawsze potrafiła poprawić jej humor. Podobnie jak Unai pomagała jej
spojrzeć na problemy z odpowiedniej perspektywy.
– Wydaje mi się, Claro, że społeczeństwo nie jest gotowe poznać
skrywane przez ciebie sekrety. Twoje wnętrze musi przypominać puszkę
Pandory.
– Wszystko w swoim czasie, kochana. Teraz skup się na tym, żeby
zachować coś dla siebie, w ten sposób zrównoważysz zachowanie Unaia.
Poza tym – dodała frywolnym tonem – facetów kręcą tajemnicze laski. Nie
odsłaniaj wszystkich kart, zachowaj atuty na specjalne okazje. Nie pozwól,
żeby cię zbyt dokładnie poznali.
– Racja, to chyba jednak nudne wiedzieć o kimś wszystko. W Unaiu
lubię to, że po kilku miesiącach razem nadal odkrywam w nim coś nowego.
– No właśnie! – zgodziła się Clara. – Przewidywalni goście są do
chrzanu: tylko piłka i seks. My, zmyślne dziewczyny, potrzebujemy czegoś
więcej. A Unai to facet pierwsza klasa. – Szturchnęła ją łokciem. – Choćby
nawet nie był przypakowany i nie mierzył metr dziewięćdziesiąt.
– Wiem.
Mimo to Vega nie była w stanie pozbyć się wrażenia, że Unai, mówiąc
poprzedniego wieczoru to, co powiedział, miał na myśli jakąś konkretną
tajemnicę. Być może był to tylko durny podszept intuicji, kiedy jednak
poprosiła go, żeby to wyjaśnił, wydał jej się zakłopotany. W myślach
próbowała odtworzyć sobie przebieg tamtej rozmowy.
– Zabrakło mu naturalności – stwierdziła znienacka.
Tymczasem obie podjęły przerwany marsz, ale na te słowa Clara znów
przystanęła.
– Vega, przez ciebie spóźnimy się na zajęcia. O czym ty teraz gadasz?
Vega zapatrzyła się w trybuny boiska piłkarskiego.
– Nie chodzi mi o to, co powiedział, ale o to, jak to powiedział –
wyjaśniła. – Dlatego tak się tym przejęłam.
– Nie rozumiem.
– Zgadzam się, że wszyscy zachowujemy coś dla siebie, ale gdyby
chodziło tu o jakąś ogólną obserwację, Unai nie zachowywałby się tak, jak
się zachowywał.
– A jak?
– Unai nie był sobą, rozumiesz? Jego słowa brzmiały sztucznie. I to
właśnie wyłapałam. Wiesz, że w takich kwestiach jestem bardzo
wyczulona. Teraz zrozumiałam, że to, co mnie tak naprawdę zaniepokoiło,
to jego gesty, jego spojrzenie. Nie same słowa.
– Czy ty za bardzo tego nie rozdmuchujesz? Wszystko przez jedno
zdanie rzucone w środku nocy? Co ty, drugi Freud?
– Sama już nie wiem, dlatego ci to mówię.
– Niewiele ci w tym pomogę. Najlepiej zapytaj go wprost. Skoro taką
wagę przywiązujesz do szczerości w związku…
Vega odrzuciła tę ewentualność.
– To musi wyjść od niego – oznajmiła. – Jeśli naprawdę coś przede mną
ukrywa, nic mi nie da, jeśli wyzna to pod przymusem. Jedyną szansą na
przetrwanie zaufania między nami jest wykazanie inicjatywy przez Unaia.
Do tego czasu uszanuję jego milczenie.
Clara westchnęła przeciągle.
– Vega, kiedy coś ci przyjdzie do głowy, to naprawdę robisz się dziwna.
Przecież jesteście ze sobą zaledwie kilka miesięcy!
– No właśnie. Myślę, że wciąż nie znamy się na tyle, żeby pozwalać
sobie na posiadanie przed sobą tajemnic.
– Teraz ten twój Unai jeszcze bardziej mi się podoba. – Clara puściła do
niej oko, jednocześnie zmuszając Vegę, żeby ruszyły dalej. – Nic mnie tak
nie kręci, jak facet, który ma także swoją mroczną stronę…
adanie wykonane.

Z Mimo że Unai był teraz na zajęciach, w myślach skupiał się na


wszystkim, tylko nie na objaśnieniach wykładowcy. Oparł łokieć na
stole, głowę zwiesił nad dłonią. Nawet okulary przekrzywiły mu się na
nosie. Brakowało tylko, żeby zaczął ziewać. Starał się nie rzucać w oczy,
aby zmylić hipotetycznych przeciwników, którzy mogli być obecni na sali.
Nie powinienem wyglądać na gracza.
Jeśli on został Graczem4, oznaczało to, że po kampusie przemieszczało
się co najmniej troje innych uczestników rozgrywki. Dlaczego jeden z nich
nie miałby właśnie być gdzieś blisko niego? Przypuszczał, że w Valkirii
identyfikowanie konkurentów było równie ważne, co utrzymanie
w tajemnicy własnej tożsamości. Nie powinni móc rozpoznać w nim
rywala.
Anonimowość stanowiła dla Unaia gwarancję bezpieczeństwa,
zwłaszcza w sytuacji, gdy musiał stale mieć włączoną aplikację. Co prawda
do tej chwili jego telefon nie wykrył w pobliżu niczego podejrzanego, Unai
wolał jednak zachować ostrożność. Ostatecznie Odyn manipulował
czułością geolokalizacji według własnego widzimisię.
Tymczasem trwały zajęcia.
Mimo pozorów nieuważności, jakie starał się zachować, nie przestawał
badać wzrokiem wszystkich naokoło.
Czuł się obserwowany.
W innych okolicznościach gra, która dzieje się tu i teraz, i tak doskonale
uwzględnia jego codzienne życie na uczelni, bardzo by mu się podobała.
Jednak w sytuacji, gdy został zmuszony do uczestnictwa i dysponował tak
szczątkowymi informacjami, nie sprawiała mu ona żadnej frajdy. Nie był
przyzwyczajony do bierności i do podporządkowania, które oznaczało, że
inicjatywa należała do innych.
Innych, których intencji nie znał.
Tak czy inaczej – i mimo ogarniającej go chwilami niepewności –
podtrzymywał w sobie determinację, żeby stawić czoła Odynowi
i odzyskać panowanie nad sytuacją. Nie godził się na rolę ofiary, nawet jeśli
nie pozostawało mu nic innego, jak udawać, że jest inaczej. Obecnie była to
najsensowniejsza strategia.
Bezskutecznie usiłował skupić się na słowach wykładowcy. Nachodziły
go kolejne wątpliwości. Czemu służyła ta dziwaczna misja, którą musiał
wykonać o świcie? Jaki był jej sens? Faktem było, że aplikacja na telefonie
odnotowała już nagrodę przyznaną mu za zaliczony sprawdzian – dziesięć
punktów, które doliczono dokładnie dwadzieścia dwie minuty po
wypełnieniu instrukcji Odyna. Nie przestawało go zdumiewać, jak bardzo
Valkiria panuje nad sytuacją. Budziło to w nim strach.
W głowie Unaia wciąż przewijało się fundamentalne pytanie: jaki był cel
tej gry i dlaczego mistrzowi tak bardzo zależało, żeby wziął w niej udział?
Którykolwiek z tysięcy studentów w miasteczku uniwersyteckim
nadawałby się przecież równie dobrze, jak on.
Dlaczego wybrano właśnie mnie?
Ponownie się zastanowił, czy to, co tamtej nocy wydarzyło się między
nim a nieznajomą, było wynikiem podstępu. Jak bowiem w innym wypadku
doszłoby do powstania nagrania?
Taka hipoteza mogła zaś sugerować, że już wówczas ktoś zdecydował,
że to Unai zostanie Graczem4 – właśnie on, nikt inny. Ktoś, kto był gotowy
na wszystko, aby osiągnąć swój cel.
Oznaczałoby to jednak współudział tamtej dziewczyny, co wydawało się
jeszcze dziwniejsze. Być może Unai za daleko się zapędzał w swoich
przypuszczeniach. Czy robił to, żeby usprawiedliwić samego siebie i nie
przyznać, że sam był jedynym winnym całego zdarzenia, czy też
rzeczywiście jego podejrzenia były uzasadnione?
Wszystko to było takie dziwne…
– Muszę ją znaleźć – wyszeptał pod nosem. – Muszę porozmawiać z tą
dziewczyną.
Ona znała odpowiedzi.
Unai zdał sobie sprawę z dość obiecującej ewentualności: jeśli
nieznajoma również gra w Valkirię, tłumaczyłoby to jej udział
w zastawianiu pułapki.
Odnalezienie jej stało się teraz dla niego priorytetem, choć Unai obawiał
się, że nieliczne informacje, jakie o niej posiadał, uzyskane w klubie
tamtego wieczoru, okażą się fałszywe.
Jeśli ona gra w Valkirię, nic z tego, co mi powiedziała, nie jest prawdą.
Ani nie nazywa się Laura, ani nie studiuje dziennikarstwa.
Szkoda, że akurat tego sobie nie wymyślił.
Więcej się na nią nie natknął, a to źle wróżyło. Unai poruszył się na
krześle. Odwrócony do niego plecami profesor pisał coś na tablicy.
Dlaczego Rubén nie dawał znaku życia? Unai przypomniał sobie kolejny
powód do niepokoju. Spostrzegłszy, że ponieważ Rubén wciąż nie odpisał
na jego wiadomości z ubiegłej nocy, przed rozpoczęciem zajęć zadzwonił
do niego. Usłyszał jedynie: „Abonent, do którego dzwonisz, jest obecnie
niedostępny. Proszę spróbować później”. A przecież w wiadomościach
wspominał, że sprawa jest pilna. Nic to nie dało.
W tym momencie jego spojrzenie natrafiło na wzrok Mareosa Esteve.
Już trzeci raz przyłapał go, jak wpatruje się w niego ze swojego miejsca na
końcu sali. Bardzo długie włosy, kolczyk w nosie, zielony smok
wytatuowany na szyi. Tego chłopaka nie sposób było nie zauważyć. Unai
ledwie go znał, Marcos bowiem dopiero niedawno dołączył do jego grupy
po zmianie rozkładu zajęć, co na tym etapie roku akademickiego mogło
dziwić. Zamknięty w sobie, mroczny – pasował do jednego z najbardziej
wyświechtanych stereotypów o fanatykach gier fabularnych. Nie ulegało
wątpliwości, że co chwila spoglądał ukradkiem na Unaia, jak gdyby nie
chciał stracić go z oczu. A Unai właśnie sobie przypomniał, że w przerwach
między zajęciami Marcos często rozmawiał o grach wideo…
Czy to jednak wystarczało, żeby móc go oskarżyć? Czyżby również grał
w Valkirię? Dlaczego więc alarm w aplikacji nie wykrył jego obecności?
Unai czuł, że ogarnia go paranoja. Jako że byli w tej samej grupie,
Marcos miał dogodną okazję, by przebywać blisko niego, a tym samym
zyskiwał bardzo przydatne źródło informacji: znał jego plan zajęć, jego
działania, jego znajomych.
Unai wykorzystał fakt, że profesor nadal pisał na tablicy i wysłał
wiadomość do Vegi:

Bardzo Cię kocham. Wiesz, prawda? ;-)

Musiał to zrobić. Za każdym razem, gdy pochłaniała go Valkiria, gdy ten


równoległy świat istot bez twarzy wtrącał się w jego rzeczywistość, czuł,
jak kłamstwo oddzielające go od ukochanej rośnie, a wraz z nim zwiększa
się jego poczucie winy.
Usłyszał brzęczenie telefonu, którego ekran się podświetlił. Vega nie
zwlekała z odpowiedzią:

Już prawie zapomniałam.


Częściej musisz mi to mówić.
Też Cię kocham ;-)

Uśmiechnął się. Vega była niesamowita, nie mógł jej stracić.


Zamierzał o nią walczyć.
Zapatrzył się w ekran telefonu. Gdyby tak Rubén równie szybko, jak
jego ukochana, odpisywał na wiadomości… Ale on wciąż nie odpowiadał,
co zaczynało wydawać się dziwne. Nigdy nie zajmowało mu to aż tyle
czasu.
Kilka metrów dalej Marcos Esteve ponownie spojrzał ze swojego
miejsca na Unaia.

###

Vega czekała przy jednym ze stolików w bufecie swojego wydziału. Miała


godzinę przerwy i postanowiła ją wykorzystać, żeby spotkać się z Nurią,
koleżanką, która trochę lepiej niż ona znała Martę. Zadziałała pod
wpływem dziwnego impulsu. Czuła, że interesując się teraz zmarłą, usiłuje
kompensować brak zainteresowania, jaki okazywała jej za życia.
Nie przyjaźniłyśmy się – pomyślała – ale przecież i tak…
Będąc osobą wrażliwą, postrzegała siebie jako współodpowiedzialną za
osamotnienie, które w jej odczuciu prowadziło każdego samobójcę do
zrealizowania powziętej decyzji. Martę otaczało mnóstwo koleżanek
i kolegów, ale nikt nie potrafił dostrzec jej cierpienia.
W rzeczywistości czuła się samotna w miasteczku uniwersyteckim
pełnym studentów.
A teraz Vega zapragnęła poznać ją lepiej, stworzyć sobie po niej
wspomnienie, które miałoby bardziej wyraziste kontury. Postanowiła nie
zapomnieć o Marcie, zachować w pamięci jej ulotną obecność na
uniwersytecie. W tym celu potrzebowała informacji od Nurii, mimo że
ostatnio nie były w najlepszych stosunkach.
Vega podniosła oczy znad telefonu i zdumiała się, widząc z jaką
determinacją wpatruje się w nią pewien chłopak przy bufecie. Wydał jej się
znajomy, odniosła nawet wrażenie, że studiował na tym samym wydziale.
Kiedy tylko zdał sobie sprawę, że został zauważony, oderwał od niej wzrok.
– Za późno – szepnęła rozbawiona. – Przyłapałam cię. I owszem, mam
chłopaka. Przykro mi.
W tej samej chwili zjawiła się Nuria, korpulentna brunetka o niebieskich
oczach i doskonałej pamięci. Z typową dla siebie energią postawiła torebkę
na blacie i usiadła naprzeciwko Vegi.
– To o co chodzi? – Nie traciła czasu na powitania. – Tylko nie myśl, że
jak ostatnia hipokrytka będę teraz mówiła o Marcie same dobre rzeczy, bo
tak wypada wspominać zmarłych. Nie zamierzam kłamać. Miała swoje
dobre i złe strony, jak każdy. A ostatnio była wręcz nie do zniesienia.
Vega uprzedziła ją o celu spotkania przez WhatsApp. W tak delikatnej
kwestii wolała uniknąć niespodzianek.
– Nie potrzebuję kłamstw – odparła.
Pojawił się kelner. Zamówiły dwie kawy.
– Mówi się, że wasza przyjaźń mocno osłabła – rzuciła bez ogródek
Vega, kiedy ponownie zostały same.
– Ludzie uwielbiają karmić niezdrową ciekawość. – Nuria zbyła
pogłoskę machnięciem ręki. – Dziwne, że jeszcze nikt nie ogłosił, że to ja
odpowiadam za jej śmierć. Po prostu mówiłam jej wszystko prosto w oczy,
a pewnego dnia źle to przyjęła. Zrobiła się bardzo drażliwa. Wcześniej taka
nie była.
– Czyli zmieniła się…
– Co chcesz konkretnie wiedzieć? – Wydawało się, że temat rozmowy
zaczyna irytować Nurię. – Mam mało czasu.
Vega zamyśliła się. Sama tego do końca nie wiedziała.
– Nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś w wieku osiemnastu lat może
odebrać sobie życie – wyznała szczerze. – A zwłaszcza ktoś taki jak ona.
Marta – dziewczyna bez większych zmartwień czy skłonności do
depresji – nie pasowała do profilu osoby, która w tak młodym wieku
postanawia ze sobą skończyć.
– Szukasz motywu? Zabrała go ze sobą do grobu – odparła Nuria. –
Sama byłam zaskoczona jej śmiercią. Tak zresztą zeznałam policji.
Tego Vega się nie spodziewała.
– Policja rozmawiała z tobą o śmierci Marty?
– Tak. Wygląda na to, że chodziło o zwykłą formalność. Rozmawiali ze
wszystkimi, którzy ją znali. To oczywiste, że było to samobójstwo.
I słuchaj! – Nuria wymierzyła palec w Vegę. – Postawiłam sprawę jasno:
powiedziałam im, że ostatnio między nami było fatalnie, że zachowywała
się bardzo dziwnie.
– Dziwnie?
– Tak, wciąż była przyklejona do telefonu, częściej niż zwykle. Stała się
nietowarzyska.
Taki opis nie pasował Vedze do wspomnienia o wieczorze, który
spędziła kiedyś z Martą.
– Czyli co chwilę zerkała na telefon?
– Bez przerwy! Co innego od czasu do czasu rzucić okiem na
wiadomości, Twittera czy Instagram. Ale jeśli wychodzisz się z kimś napić,
to chyba normalne, że na chwilę zapominasz o komórce, co nie? Choćby
tylko przez wzgląd na zasady dobrego wychowania.
– A ona nie?
– Przez kilka ostatnich dni wydawała się uzależniona od telefonu, na nic
innego nie zwracała uwagi. Ciągle była jakby nieobecna, a do tego przybita.
Wcześniej Marta nie była taka. Koniec końców, rzecz jasna, miałam już
dość. I posłałam ją w diabły, bo też nic mi nie mówiła, a wręcz mnie
unikała. Straciłam już cierpliwość. Jasne, teraz czuję się winna. Ale ona mi
nie ułatwiała sytuacji.
Kelner właśnie przyniósł kawę. Gdy je obsługiwał, Vega spojrzała
w stronę bufetu. Chłopak, który na nią patrzył, już zniknął, ponownie
jednak odniosła wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Tak samo jak ubiegłej nocy.
– Widziałam się z nią na jednej imprezie – wyjaśniła Vega. – I wcale nie
sprawiała wrażenia, żeby taka była.
– No bo nie była! Jeszcze do niedawna zachowywała się całkiem
inaczej: była pilna, trochę nieśmiała, prostolinijna. Ale to się zmieniło
i niezależnie od tego, co się z nią działo, nie zdecydowała mi się tego
wyznać. Wytrzymałam, ile mogłam.
W surowym tonie, jakim Nuria opowiada o przyjaciółce, pobrzmiewała
jednak nutka wyrzutów sumienia. Vega nawet nie chciała sobie wyobrażać,
ile razy Nuria musiała żałować, że ostatnie słowa, jakimi zwróciła się do
Marty, stanowiły przytyk. Wraz ze śmiercią wiele spraw zyskiwało wymiar
ostateczny, nieodwracalny.
– Udało ci się ustalić, na co tak patrzyła w telefonie? – zapytała Vega.
– Nie. Wydaje mi się, że to były wiadomości od jakiegoś faceta.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Rodzina Marty należy do Opus Dei, ona sama wychowała się w bardzo
konserwatywnym środowisku. Wszystko ją szokowało, co mnie bardzo
bawiło. Jeśli więc coś tak na nią wpłynęło, to musiał to być facet.
– Rubén Prades?
Nuria wydała się zaskoczona słowami Vegi.
– Pytasz mnie o twojego byłego?
Vega przytaknęła. Chciała się przekonać, czy istotnie było tak, jak mówił
Unai.
– Doszły mnie słuchy, że Rubén ostatnio coś kręcił z Martą – odparła. –
Wiesz, czy to prawda?
Pytanie najwyraźniej rozśmieszyło Nurię.
– A przeszkadzałoby ci, gdyby tak było?
– Dobrze mi jest z Unaiem, pytam z czystej ciekawości. Podejrzewasz,
że pisała z jakimś facetem, więc pomyślałam, że może…
– Wątpię, żeby chodziło o niego. Akcja z Rubénem to był tylko
jednonocny wybryk.
Vega uniosła brwi.
– Chcesz powiedzieć, że Marta, dziewczyna wychowana
w konserwatywnym środowisku Opus Dei, przespała się z Rubénem? To
nie ma sensu.
Nuria się uśmiechnęła.
– Twój były, gdy tylko zechce, potrafi być bardzo przekonujący. Zresztą
pewnie sama o tym wiesz. Żadna mu się nie oprze.
Vega wiedziała, jakim powodzeniem Rubén cieszy się u kobiet. Ale
właśnie dlatego jej były nie miał powodu startować do dziewczyny, która
gdyby uległa pokusie, musiałaby to odchorować.
– Rubén nigdy nie zrobiłby czegoś podobnego – stanęła w jego obronie.
Nuria ponownie się uśmiechnęła.
– Zrobił to, Vega. Nawet jeśli teraz tego żałuje. Ale jeśli cię to jakoś
pocieszy, sądzę, że prawdziwy powód, dla którego Marta postanowiła
popełnić samobójstwo, musiał być o wiele poważniejszy. Niezależnie od
tego, jak grzesznie się czuła.
Vega nie wiedziała już, co myśleć.
– Byłaś od tego czasu w jej pokoju?
Nuria upiła niewielki łyk kawy i odstawiła filiżankę.
– Po co? Jej rodzina wszystko zabrała. A teraz podobno ma go zająć
jakaś dziewczyna z filologii.
I w taki sposób na zawsze zniknie ostatni ślad po Marcie – pomyślała
Vega.
Ponieważ pusta przestrzeń pozostająca po czyimś odejściu wciąż stanowi
jakiś ślad. Godziny pokoju ogołoconego z rzeczy osobistych Marty jako
ostoi pamięci po niej były już policzone.
Muszę tam zajrzeć – postanowiła Vega. – Oddać jej ostatni hołd.
ompu, chłopak o kościstej twarzy i przenikliwym spojrzeniu

C wyłaniającym się spod idealnie uczesanych włosów, przez dłuższą


chwilę słuchał, siedząc w bezruchu na łóżku w swoim pokoju.
W końcu zdołał namówić Unaia na zwierzenia.
– Wiedziałem, że coś się z tobą dzieje – przyznał. – Czegoś takiego
jednak się nie spodziewałem.
Głos miał szorstki. Unai żałował, że o wszystkim mu opowiedział, ale
mleko się wylało.
– Nic więcej mi nie powiesz?
– Powiem ci, że jesteś dureń.
Wygłosił swój osąd i teraz jego brązowe oczy wpatrywały się w Unaia
z surowością.
– Zrozum… – Stojący przy oknie Unai próbował się tłumaczyć. – To
była bardzo dziwna noc… Ja…
Compu pozostawał niewzruszony.
– Jak to możliwe, że gdy chodzisz z taką dziewczyną jak Vega, przyszło
ci do głowy zabawiać się z jakąś nieznajomą? Czego ty właściwie chcesz?
Unai dobrze pamiętał, że gdy kilka miesięcy temu zaczął się umawiać
z Vegą, Compu zareagował na to z wielką zazdrością. Teraz już mu przeszło
i nawet stali się przyjaciółmi. Compu jednak z zasady źle znosił nowe
związki Vegi, zwłaszcza, gdy istniało ryzyko, że Vega mogłaby z ich
powodu ucierpieć. Był to typowy konflikt między starą przyjaźnią i nowym
związkiem. A przecież Vega nigdy nie oczekiwała, żeby ktoś ją chronił:
sama, mimo swojej delikatności, była wystarczająco silna.
– Ona ci nie wystarcza? – dopytywał Compu.
Unai wyjrzał przez okno, aby nie musieć mierzyć się z oskarżycielką
gestykulacją Compu. W głębi duszy się z nim zgadzał. Było mu wstyd.
W końcu się odwrócił.
– Ona jest dla mnie wszystkim.
– W ciekawy sposób to okazujesz. Vega to nie jest przedmiot do twojej
dyspozycji, to nie twoje skrzypce. Nie możesz się nią tak bawić.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo tego żałuję. Naprawdę sam nie wierzę, że
to zrobiłem. Nie rozumiem.
– Ale najwyraźniej zrobiłeś. Co się stało, to się nie odstanie.
Compu wykazywał wobec Vegi przewidywalną lojalność, ale jego
reakcja i tak nie powstrzymała Unaia, który czuł, że musi mu wyznać, co
się dzieje. W dopiero co rozpoczętej wojnie musiał mieć w nim sojusznika.
Obaj zamilkli. Teraz to Unai się poruszył i powiódł wzrokiem po
utrzymanych w perfekcyjnym porządku półkach, po równo ułożonych na
krześle ubraniach, po wszelkich zakamarkach pokoju przyjaciela, gdzie
wszystko zawsze było na swoim miejscu.
– Tylko że wciąż jeszcze mogę wyrządzić mnóstwo krzywdy –
wyszeptał.
W tym stwierdzeniu kryło się kluczowe pytanie.
– Mam ci powiedzieć, czy powinieneś jej to wyznać?
Unai skinął głową.
– Zupełnie nie wiem, co robić. Wszystkie rozwiązania wydają mi się
równie złe.
Compu westchnął.
– Skoro już wtedy nie byłeś z nią szczery, to lepiej zapomnij o sprawie –
zasugerował. – I nigdy do niej nie wracaj. Nie ma się czym chwalić, ale
przynajmniej zaoszczędzisz Vedze cierpienia. W ten sposób ochronisz wasz
związek, nie? A jeśli to prawda, że ją kochasz i że nigdy więcej nie
spotkałeś się z tamtą…
– Nawet nie wiem, kto to był.
Ponownie zamilkli. Compu podrapał się po podbródku.
– Unai, dlaczego teraz mi to mówisz? Gdybyś chciał, wyznałbyś mi to
wcześniej, kiedy to się stało. Skąd ten nagły przypływ szczerości?
To było najistotniejsze pytanie, prowadzące bezpośrednio do sedna
sprawy. Unai w milczeniu wyszukał w telefonie kompromitujące nagranie,
żeby pokazać je Compu. To nie żaden przypływ szczerości – pomyślał. –
Tylko poczucie winy.
– Ktoś mnie nagrał, gdy całowałem się z tamtą dziewczyną.
Compu zamurowało.
– Serio?
Zdumienie na jego twarzy tylko się pogłębiało, gdy wziął telefon Unaia
i zaczął oglądać filmik. Po chwili zatrzymał nagranie, uderzając palcem
w wyświetlacz telefonu.
– To bardzo poważna sprawa.
– Wiem.
– Skąd to masz?
– Wczorajszej nocy ktoś mi to wysłał.
– Ktoś?
– Z numeru nie do namierzenia. Każe się nazywać Odynem, przysłał mi
nagranie, kiedy akurat byłem z Vegą w moim pokoju.
– Przypadek? Nie sądzę.
– Ani ja. Ktoś, kto się za tym kryje, szantażuje mnie. Grozi, że udostępni
to nagranie Vedze.
Compu zrobił wielkie oczy.
– Ale czego może od ciebie chcieć? Pieniędzy? Czy ma coś do ciebie
prywatnie?
Unai odgarnął włosy z czoła i poprawił okulary.
– To, czego chce, już załatwił: chce widzieć, jak gram.
Compu zmarszczył brwi.
– Widzieć, jak grasz?
Unai zaczął opowiadać mu o Valkirii, po czym pokazał samą aplikację.
– Ale co takiego zyska na tym, że w to zagrasz? – Compu nie odrywał
wzroku od wirtualnej mapki kampusu na ekranie gry. – O co w tym chodzi?
– Gdybym to wiedział…
– Nieźle zrobiona… – Compu przyglądał się poszczególnym elementom
aplikacji: niebieskiej ikonce marionetki, sylwetce łodzi wikingów,
czarnemu krukowi. – Tego nie projektowali amatorzy.
– Słuchaj! – odezwał się nagle Unai. – Tylko nikomu ani słowa, jasne?
Jeśli ci od Valkirii dowiedzieliby się, że słyszałeś o grze…
Compu się uśmiechnął.
– A jeśli się nawet dowiedzą, to co? Dlaczego mówisz o tym tak, jakby
to była groźba? Choć wciągnęli cię w to w bardzo dziwny sposób, w końcu
to jest tylko gra.
Unai spuścił wzrok.
– Wciąż jeszcze nie wiem, czym jest Valkiria – wyznał. – Wydaje się, że
to gra, ale sprawia wrażenie, że ci, którzy za nią stoją, są gotowi na
wszystko…
Compu opierał się przed przyjęciem tak bojaźliwej postawy:
– Rozumiem, że ostro z tobą pogrywają, ale co niby mogą zrobić mnie?
Zaczają się nocą pod akademikiem i spuszczą łomot? Dajże spokój.
Unai zastanawiał się przez chwilę. Odyn w swoich działaniach był
subtelniejszy, nie uciekałby się do tak oczywistej formy przemocy
fizycznej. W jaki sposób mógłby więc zaszkodzić komuś, kto wiedział za
dużo, kto zagrażał całemu zamysłowi Valkirii?
– Masz jakiś sekret? – zapytał znienacka.
Pytanie wytrąciło Compu z równowagi.
– Co masz na myśli?
– Czy jest coś, co w razie upublicznienia utrudniłoby ci życie.
Compu zamilkł na moment.
– Sądzę… Sądzę, że tak. Każdy z nas ma jakąś ciemną stronę, co nie?
Coś takiego, z czego nie jesteśmy dumni.
I o czym nie chcemy, żeby ktokolwiek wiedział.
Na jego obliczu zagościła powaga.
– A zatem oni to odkryją – stwierdził Unai. – Ich moc wynika z tego, jak
bardzo potrafią uprzykrzyć ci życie. Obserwują cię, odkrywają twój słaby
punkt…
Zastawiają na ciebie pułapkę, żeby zawładnąć twoją wolą.
Zastanowiło go, czy taką samą strategię zastosowali, aby wciągnąć do
gry pozostałych uczestników. Bardzo mało prawdopodobne, żeby
ktokolwiek przystąpił do niej dobrowolnie.
Nadal nieprzekonany Compu odrzucił taką wizję machnięciem ręki.
– Że niby odkryją mój słaby punkt? Nie dramatyzuj. Nagle zrobił się
z ciebie ekspert w zakresie metod działania jakiejś tajnej organizacji, która
grasuje po uniwersytecie, tyle że nikt nie wie po co.
– Wiem to, Compu, bo właśnie tak postąpili ze mną. Nim się połapałem,
już mnie mieli.
Informacja to potęga.
Compu spojrzał na niego, jakby w osobie, którą miał przed sobą, nie
rozpoznawał żywiołowego i szczęśliwego kolegi, jakim od początku
znajomości był Unai.
– No dobrze już, dobrze. Przekonałeś mnie, zachowam to w tajemnicy.
Skoro Valkiria w zaledwie kilka godzin zdołała tak na ciebie wpłynąć…
Takie spostrzeżenie zabolało Unaia, który nadal pragnął pozostać sobą.
Wciąż był przekonany, że zgodził się przystąpić do Valkirii tylko po to,
żeby móc dotrzeć do osoby, która za nią stała. Uważał, że od środka będzie
w stanie zakończyć tę całą maskaradę. Dlatego w głębi duszy czuł się silny
i godny, choć była to siła wciąż jeszcze niepewna.
– Dzięki za zrozumienie – odparł. – Kiedy będziemy wiedzieć więcej,
przyjdzie czas, by zareagować.
– No, wreszcie brzmisz jak Unai.
– I ten Unai nigdzie się nie wybiera – zastrzegł. – Po prostu udało im się
mnie nieco wytrącić z równowagi. Ale wciąż tutaj jestem.
– Tak czy owak… Czegoś od ciebie chcieli? Od czego zacząłeś grę?
Unai opisał mu niewinny sprawdzian, który przyszło mu zaliczyć
o świcie.
– Za wykonanie misji przyznali mi już punkty – dodał. – I na razie to
wszystko. W okienku czatu gry poza Odynem widnieje jeszcze troje innych
graczy.
Compu postanowił zmienić trochę temat rozmowy:
– Rozmawiałeś o tym wszystkim z Rubénem? Może słyszał o tej grze
i wie, kto za nią stoi. Sądzę, że wszyscy ci wariaci znają się nawzajem.
Unai zaprzeczył ruchem głowy.
– Wczoraj wieczorem wysłałem mu kilka wiadomości, ale wciąż mi nie
odpisał. A od rana ma wyłączony telefon.
Compu dźwignął się z łóżka. Niemal sto dziewięćdziesiąt centymetrów
wzrostu w połączeniu ze szczupłą sylwetką sprawiało, że gdy się poruszał,
wydawało się, że z trudem utrzymuje równowagę. Rzecz jasna, zanim
ponownie się odezwał, wygładził koszulę i poprawił grzywkę.
– To dziwne, Rubén nigdy nie rozstaje się z telefonem. I natychmiast
odpisuje.
Unai wzruszył ramionami.
– Widziałeś go dziś rano na kampusie?
Compu pokręcił głową.
– Dzisiaj go nie spotkałem.
Unai uruchomił Facebooka w telefonie i kilka sekund później zajrzał na
oś czasu Rubéna. Nadal znajdował się tam zagadkowy post:

Za błędy trzeba płacić.

Spostrzegł, że wpis ten opublikowano o wpół do dwunastej poprzedniego


wieczoru i że od tamtego czasu zyskał on dwadzieścia dwa „polubienia”,
ale ani jednego komentarza.
Pokazał telefon Compu.
– Co to znaczy? – poskarżył się. – To teraz wszędzie będą tylko
tajemnice? Sam już nie wiem, co się na tym uniwerku dzieje…
Compu się zamyślił.
– Rzeczywiście, dziwny post. Zupełnie nie pasuje do Rubéna. O której
do niego pisałeś?
– O pierwszej trzydzieści w nocy. Wiem, że to późno, ale gdyby nawet
wtedy spał, to przecież odpisałby mi po przebudzeniu, prawda?
– Dla niego to wcale nie tak późno. Poza tym Rubén jest bardzo
sumienny.
– A zatem?
Teraz to Compu wyciągnął swój telefon i wyświetlił konto Rubéna na
Twitterze.
– Ostatni tweet opublikował wczoraj o północy – oznajmił. – Napisał to
samo, co na Facebooku. A zawsze przecież siedzi przy grach do białego
rana.
– No to pięknie.
– Spokojnie. Wczoraj wieczorem dostałeś filmik, a później kilka
wiadomości, w których dali ci dwie godziny na dołączenie do tej gry,
zgadza się?
– Zgadza. A gdybym odmówił, wysłaliby filmik do Vegi.
– Jasne. Skąd jednak ten cały Odyn ma twój numer telefonu? Jeśli
wysyła ci wiadomości, to pewnie ma cię w swoich kontaktach. Czyli to
albo ktoś znajomy, albo ktoś, kto bardzo się postarał, żeby zdobyć twój
numer.
– Niby tak, ale biorąc pod uwagę technologię, jaką zdaje się
dysponować, bez problemu mógł go zdobyć na mnóstwo innych sposobów.
– Szkoda, bo moglibyśmy ograniczyć listę podejrzanych.
– Myślę, że nie popełniłby takiego głupiego błędu.
Compu pokiwał głową.
– Pokaż mi raz jeszcze to nagranie.
Unai odblokował telefon i otworzył skrzynkę odbiorczą.
– O cholera!
– Co jest?
– Już ich tu nie ma! – krzyknął. – Jego wiadomości zniknęły, została
tylko ta z linkiem do filmiku!
– Serio?
Compu obejrzał telefon Unaia i stwierdził to samo. Rzeczywiście,
w skrzynce odbiorczej znajdował się jedynie link do kompromitującego
nagrania.
– Ale numer! Zapewne gdy ściągałeś aplikację Valkirii, Odyn
zainfekował ci telefon trojanem, dzięki któremu może cię hakować. Nie jest
głupi!
– Wykasował swoje wiadomości. – Unai czuł się tak, jakby wściekał się
na ducha. – Teraz nie mam dowodów na to, co ci powiedziałem.
– Z wyjątkiem nagrania. Odyn nie chce, żebyś zapomniał, o co naprawdę
chodzi w tej grze.
Unai wziął telefon do ręki i uruchomił Valkirię. Chwilę później
przekonał się, że także historia czatu gry była pusta. Skasował też polecenia
dotyczące pierwszej misji, a nawet początkową wiadomość z ostrzeżeniem
z poprzedniego wieczoru!
Mistrz gry zachował jedynie punktację Gracza4 – w odpowiednim
okienku figurowała liczba dziesięć, nagroda za wykonane zadanie.
– Wiadomości, które ulegają samozniszczeniu? – zastanawiał się
Compu. – Zupełnie jakby to był jakiś stary film szpiegowski.
I trochę tak jak na Snapchacie. Tam też nie możesz zachowywać
obrazków.
– To nie to samo. Odyn skasował wiadomości z mojego telefonu! Tak jak
mówiłem, ma nad tym jakąś nieziemską kontrolę. Niech to szlag, trzeba
było porobić zrzuty ekranu z jego wiadomościami.
– I do czego by ci się to przydało? Gdyby przyszło co do czego, na
pewno takich obrazków nie przyjęliby jako dowodu. Przecież zawsze coś
takiego można spreparować.
– W wypadku Valkirii w ogóle nic mi się nie przydaje.
– Pokaż raz jeszcze ten filmik…
Przez dłuższą chwilę Compu przyglądał się nagraniu, zwracając uwagę
na każdy szczegół. Unai, który stał przy oknie, czuł się zawstydzony. Nie
pozostawało mu jednak nic innego, jak to ścierpieć. Nagle wycofał się
w głąb pokoju, zwracając tym na siebie uwagę Compu.
– Co się dzieje?
– Nie chcę być widoczny z zewnątrz – wyjaśnił. – A jeśli mnie
obserwują?
Compu przybrał swój ulubiony wyraz twarzy, czyli minę męczennika.
– Naprawdę sądzisz, że komuś się aż tak bardzo nudzi, że poświęci
poranek, żeby cię szpiegować?
– Owszem.
– A nawet jeśli, to co? Kumplujemy się, dla nikogo w kampusie nie jest
to tajemnicą. W tym, że jesteś u mnie, nie ma więc nic dziwnego.
– Ale teraz może się to wydać podejrzane. – Unai sam nie mógł
uwierzyć, że to powiedział. – Jeśli zobaczą, że spędzam z tobą sporo czasu,
będą gotowi pomyśleć, że za dużo gadam.
– A ty ciągle tylko o tej grze. Wpakowałeś się w to bez reszty.
– Nie o to chodzi.
– Mówię poważnie – Compu zwrócił się do niego spokojnym tonem. –
Jestem w stanie zrozumieć, że boisz się utracić Vegę, ale wydaje mi się, że
przesadzasz. Uspokój się, Unai. Przecież nie masz przeciwko sobie mafii,
tylko jakiegoś sprytnego drania, który się na ciebie uwziął. Nie martw się,
jeszcze popełni błąd. Dopadniemy go i da ci spokój.
Unai spuścił wzrok. Godziny płynęły, a on nadal nic nie wiedział: ani
tego, z kim przyszło mu się mierzyć, ani dlaczego właśnie to jego wybrano,
ani o co chodzi w tej grze.
Zgodnie z poleceniem Odyna aplikacja Valkirii w jego telefonie wciąż
była uruchomiona. Unai często do niej zaglądał, właściwie robił to bez
przerwy. Tego ranka aplikacja dwukrotnie poinformowała go o bliskiej
obecności Gracza3, choć w obu wypadkach ikonka niewidzialnego
konkurenta bardzo szybko znikała ze strefy bezpieczeństwa.
Unai nie zapominał, że sam też był graczem. Zastanawiał się, kiedy
Odyn ponownie będzie potrzebował jego usług… i na czym będzie
polegało kolejne wyzwanie.
W myślach stawiał sobie także inne ważne pytania. Jakie następne
zadanie otrzymają jego przeciwnicy? Dlaczego ani razu do tej pory nie
wykrył obecności Gracza1 albo Gracza2, skoro wszyscy uczestnicy musieli
mieć aplikację przez cały czas włączoną, a obszar rozgrywki obejmował
wyłącznie kampus?
Unai doszedł do wniosku, że miasteczko uniwersyteckie było za duże –
blisko milion metrów kwadratowych, podzielonych na sto sal wykładowych
i auli, pięć akademików, dwanaście laboratoriów – jak na tak ograniczony
system lokalizacji, jaki gra zapewniała mu jako graczowi. Nie miał pojęcia,
jaki dokładnie zasięg miało jego urządzenie, z pewnością jednak nie
większy niż sto metrów. Co z kolei było niepokojące: oznaczało bowiem, że
kiedy system go ostrzegał, przeciwnik był już bardzo, ale to bardzo blisko.
ika rozparła się w fotelu, nie odrywając wzroku od monitora.

K Przeglądała właśnie niczym nie wyróżniający się ekran sieci Tor.


– Gdzie się kryjesz, Valkirio?
Na jednym z laptopów stojących na łóżku nadal miała otwartą zwykłą
przeglądarkę internetową.
Kika nie była w stanie się powstrzymać, ciekawość wzięła w niej górę.
Uznała, że Unai nie mógł tak po prostu przyjść do jej pokoju z podobną
zagadką i zarazem oczekiwać, że nie będzie się w to mieszała.
– Gdybyś chociaż był ze mną szczery… – zwróciła się do niego, jakby
jeszcze siedział tam razem z nią.
Unai bez wątpienia zachował się nie fair. Coś przed nią ukrywał, to zaś –
uważała – usprawiedliwiało jej działania. Poza tym Unai nie odpowiadał
profilowi typowego gracza, choćby nawet amatora sięgającego po
cokolwiek poza najpopularniejszymi grami na PlayStation. To tylko
wzmogło jej ciekawość. Dlaczego jakiś nieznajomy miałby zaprosić do
nowej gry właśnie Unaia? I to do gry, która – jeśli uwzględnić to, co Kika
zdążyła do tej pory zobaczyć – była zaprojektowana nadzwyczaj dobrze. To
nie miało sensu, Unai nie należał bowiem do grupy wytrawnych graczy.
I rzecz podstawowa: dlaczego osobie, która zaprosiła go do Valkirii, tak
bardzo zależało na zachowaniu anonimowości?
Tego Kika również nie pojmowała. Nawet jeśli by chodziło
o programistę, który pragnął zasięgnąć opinii niewyrobionego gracza na
temat gry w fazie testów, nie widziała żadnej potrzeby, żeby ktoś taki
ukrywał swoją tożsamość. Wprost przeciwnie – czymś normalnym byłoby
przedstawienie się, aby móc później utrzymać kontakt i dzielić się
doświadczeniami z rozgrywki.
Wszystko to wydawało się dość absurdalne. Tak jak żądanie, żeby Unai
niemal z miejsca uruchomił Valkirię i dołączył do gry. Skąd ten pośpiech?
I co skłoniło Unaia, że tak łatwo się na to zgodził? Kika nie wierzyła, że
zrobił to tylko z chęci ustalenia, kto i dlaczego postanowił wciągnąć go w tę
zabawę. Bzdura! Znała Unaia dostatecznie długo, aby wiedzieć, że
w normalnych okolicznościach usunąłby taką wiadomość i zapomniał
o sprawie.
– Ale tak nie zrobił – powiedziała do siebie. – Mało tego, nocą przyszedł
do mojego pokoju, żebym pomogła mu w to wejść.
Zachowanie naprawdę zdumiewające.
Kika dokładnie zapamiętała całą sytuację. Unai po przyjściu do jej
pokoju nie wydawał się zbyt zadowolony. Sprawiał wrażenie spiętego i do
końca wizyty nie zdołał się odprężyć. Z pewnością ukrywał przed nią coś,
co go trapiło.
– Aż do momentu, kiedy wyszedł – zauważyła z przekonaniem. – Kiedy
wychodził, był już o wiele spokojniejszy, jakby zdecydowany.
Raptem ktoś zapukał do drzwi. Kika zerknęła na zegarek i ze
zdziwieniem zauważyła, że zrobiło się już późno.
– Proszę! – krzyknęła, wyłączając jednocześnie komputery.
Do środka wszedł Pedro Ginés, kolega z drugiego roku komunikacji
audiowizualnej, z którym umówiła się na obiad. Pedro był ubrany w bardzo
obcisłe jeansy i kurtkę z zielonej skóry, w której było mu całkiem do
twarzy. Zawsze wiedział, co na siebie włożyć.
– Jak leci, Kika?
– W porządku, tylko że ja nie mam obsesji na punkcie własnego
wyglądu.
Pedro przyjął aluzję z uśmiechem. Silny i wysoki, ostatnio rzeczywiście
spędzał sporo czasu na uniwersyteckiej siłowni. Ponadto zaczął zwracać
uwagę na dietę, w której pojawiło się zaskakująco dużo jajek i smażonych
piersi kurczaka.
– Przynajmniej ćwiczę jeszcze jakieś mięśnie, nie tylko palce na
klawiaturze – odpowiedział.
– Ha! Jeśli tak bardzo przejmujesz się swoją fizycznością, to dlatego, że
nie masz zbyt wiele do zaoferowania, jeśli chodzi o wnętrze…
– W ten sposób na pewno nie uda ci się sprawić, że je przed tobą
odsłonię. – Pedro uszczypnął ją w policzek. – Gdybyś chociaż od czasu do
czasu wyszła ze mną pobiegać…
– Czy to by oznaczało konieczność odejścia od komputera?
– Bieganie przy komputerze byłoby dość trudne, Kika. Zarówno ze mną,
jak i beze mnie.
– To mi nie pasuje. Wolę już deskę: jedziesz szybciej i mniej się
męczysz.
Pedro westchnął.
– Poddaję się, Kika. Jesteś przypadkiem beznadziejnym.

###

Compu poprosił Unaia, żeby pozwolił mu zgrać na komputer


kompromitujące nagranie z jego telefonu. Unai zgodził się, ale pod
warunkiem, że gdy tylko Compu sprawdzi, co trzeba, natychmiast usunie je
z pamięci. Unai nie mógł znieść myśli, że filmik miałby krążyć gdzieś poza
jego kontrolą. Najchętniej już dawno by go skasował, gdyby nie to, że wraz
z aplikacją Valkirii stanowił jedyny dowód, że to wszystko działo się
naprawdę. Teraz Compu siedział w skupieniu pochylony nad monitorem,
nie chcąc przegapić żadnego szczegółu z kadrów przesuwających się na
ekranie jego laptopa.
– Nie ulega wątpliwości, że w łazience była ukryta kamera. Też sobie
miejsce wybrałeś, żeby się z nią lizać! Trochę mało eleganckie…
– Tamtego wieczoru nie byłem sobą. – Unai odwrócił wzrok. – A teraz
przestań pieprzyć głupoty i powiedz mi, czego szukasz. Nie chcę już więcej
na to patrzeć.
– Szukam śladów – odparł bez mrugnięcia okiem Compu. – Ten filmik
może nas doprowadzić do Odyna.
Unai wzruszył ramionami.
– Ja tam nie zauważyłem nic szczególnego. Może poza…
– Poza tym, co właśnie widzę. – Compu obejrzał już sześć z dziewięciu
minut filmiku. – I co, dobrze się bawiłeś?
– Compu, nie wkurwiaj mnie, okej?
– Już siedem minut się z nią tak migdalisz, mam więc prawo tak to
skomentować. Daleko doszliście?
Unai burknął podenerwowany.
– Niezbyt. Naprawdę musisz to wiedzieć? Czy to ma w mojej sytuacji
jakiekolwiek znaczenie?
– Owszem, jeśli z czasem dowie się o tym Vega. Podejrzewam, że taka
„wpadka” nie okaże się aż tak poważna, jeśli się z tą dziewczyną nie
przespałeś.
– To nie ma znaczenia, bo i tak to jest zdrada. A na pewno tak to
odbierze Vega.
Kiedy komuś dzieje się krzywda, nie wdaje się w szczegóły – pomyślał
Unai. – Ona zrozumie z tego tyle, że ją zdradził.
– Nie bądź wobec siebie aż tak surowy. – Compu nadal uważnie oglądał
nagranie. – Po co mówić od razu o zdradzie. Sytuacja, w której to wszystko
się zdarzyło, nie jest zbyt jasna.
– Nie jest zbyt jasna? Też mi wymyśliłeś okoliczności łagodzące! Od
razu widać, kto tu studiuje prawo…
– Tak to po prostu wygląda. Zdrada wymaga zamiaru, a ty byłeś pijany.
Zachowałeś się jak kretyn, ale nie jak facet, który świadomie zdradza.
– Też mi pociecha! Wydaje ci się, że na tym nagraniu nie robię tego, co
właśnie robię?
– Wydaje mi się, że w takim stanie równie dobrze mogłeś się lizać
z dziekanem i nawet byś tego nie zauważył.
– To powiedz to Vedze.
Compu przerwał odtwarzanie nagrania i spojrzał na Unaia, jednocześnie
wskazując na ekran.
– Ona ani razu nie patrzy w kamerę – zauważył. – Ani razu.
Sprawdziłem.
Obaj skupili uwagę na zatrzymanym kadrze, na którym obejmowali
i całowali się Unai i Laura – momencie, w którym Compu przerwał
odtwarzanie nagrania.
– To by wskazywało – wydedukował Unai, rozczarowany myślą, że oto
traci trop wspólniczki Odyna – że Laura też nie wiedziała, że nas
nagrywają, nie sądzisz?
– Albo że naprawdę dobrze się maskuje. Ale…
Unai zmarszczył czoło.
– Jakie znowu „ale”?
– Zobacz, siódma minuta i dwadzieścia sekund… – Compu cofnął
nagranie do wspomnianego momentu i włączył odtwarzanie. – Patrz!
Ujrzeli scenę, której Unai wolałby po raz kolejny i ze wszystkimi
szczegółami już nigdy nie oglądać. Rozpoznał kafelki na ścianie w toalecie
klubu „ Lombok”, widoczne w głębi pisuary, ścianę z lustrem, umywalki.
Pośród tego wszystkiego on sam, z zamkniętymi oczyma, zajęty
smakowaniem ust Laury i całowaniem jej po szyi, przesuwał dłonie w dół
jej pleców, zatrzymując je na wysokości bioder. Ona również nie traciła
czasu. Pod wpływem namiętności oboje zaczęli wysuwać się z kadru, gdy
nagle, kilka sekund później, subtelnie, niemal niezauważalnie, Laura
zmieniła kierunek, dzięki czemu wrócili w pole widzenia kamery.
– Widziałeś? – zapytał Compu. – Bardzo łatwo to przeoczyć.
– Kurwa…
Unai zauważył. Tym razem zauważył. Zawsze mu się wydawało, że
pocałunki rządzą się własną, intymną choreografią, harmonią ruchów, która
rodzi się spontanicznie. To bezgłośny taniec nieustalonych uprzednio
kroków, które mimo to współgrają ze sobą. A w tym ulotnym obrocie
Laury, w tym delikatnym przemieszczeniu po siedmiu minutach
i dwudziestu sekundach od początku nagrania, ta naturalność zostaje
zakłócona. Laura nie daje się ponieść, ale sama prowadzi.
– To ona przesuwa was oboje – stwierdził Compu. – Ten ruch nie jest
przypadkowy.
– Zgadza się – przyznał Unai. – Czyli Laura nie tylko była świadoma, że
całą scenę nagrywa kamera, ale na dodatek dokładnie wiedziała, w którym
miejscu powinna stanąć, żebyśmy się zmieścili w kadrze. To przesądza
sprawę: Laura ma coś wspólnego z Valkirią.
Compu się uśmiechnął.
– Jako zawodniczka czy jako wspólniczka Odyna?
Unai poczuł tętniącą w żyłach potrzebę działania, chęć odzyskania
panowania nad sytuacją. Dał się zmanipulować, teraz jednak przyszła pora
na jego ruch. Musi zacząć działać, ignorując wskazówki Odyna. Nadchodzi
moment zemsty.
Chcę, żeby tętno wróciło do normy.
– Nie wiem, jaka jest w tym jej rola – odparł – ale zamierzam to ustalić.
Znajdę tę dziewczynę.
– Lepiej, żebyś szukał jej dyskretnie, bo jeśli Odyn się zorientuje… Sam
już zaczynam wierzyć, że za tą całą Valkirią stoi coś więcej niż tylko jakiś
uczelniany świr.
Unai wpatrywał się w kolegę, na którego obliczu malowało się lekkie
zaniepokojenie. Compu nie wydawał się wystraszony, a raczej mocno
przejęty. Obaj, nie okazując tego po sobie, usiłowali ocenić skalę problemu.
– Odyn się nie dowie – zapowiedział Unai. – Przynajmniej do chwili, aż
stanę z nim twarzą w twarz.
Zacisnął pięści. Za nic w świecie nie zamierzał dopuścić, żeby
ktokolwiek rozdzielił go z Vegą.
Compu ponownie usiadł na łóżku.
– Jedno jest jasne – podsumował. – Tamtej nocy zastawili na ciebie
pułapkę. Nie ma co do tego wątpliwości. Pomogę ci, Unai, jak tylko będę
mógł. Przez wzgląd na ciebie i na Vegę.
Unai westchnął z ulgą.
– Dzięki. Bardzo przyda mi się twoja pomoc.
Wiedział, że sam nigdy nie zdoła pokonać Valkirii. Spojrzeniem wrócił
na ekran laptopa.
– A co sądzisz o mnie?
Compu zrozumiał, co Unai miał na myśli.
– Tobie też się przyglądałem – odparł. – Twoje zachowanie
i gestykulacja na nagraniu są dość dziwne. Niby robisz coś, ale zarazem
jesteś jakby nieobecny. Znam cię na tyle dobrze, że wiem, że alkohol tak na
ciebie nie wpływa.
– A więc?
Compu przybrał ostrożniejszy ton:
– Wiesz, może łyknąłeś coś, co tak na ciebie podziałało…
– Mów konkretnie!
– Na podstawie nagrania trudno jednoznacznie stwierdzić, czy ci coś
podali, jeśli mnie o to pytasz. Ale to byłaby już naprawdę ostra jazda.
Jak wszystko, co mnie teraz spotyka – pomyślał Unai.
– Mimo to nie wykluczasz, że mnie celowo odurzyli?
Compu zamilkł.
– Chyba… nie.
Unai kiwnął głową. Chwilę wcześniej zaczął ze zdenerwowania
przechadzać się po pokoju. Niejasność wspomnień z feralnej nocy
stanowiła jeszcze jedną wskazówkę.
– Ponieważ Rubén nie odpisywał – zaczął – wczoraj wieczorem
odwiedziłem Kikę.
Compu wydał się tym zaskoczony.
– No proszę. Czyli mimo groźby ze strony Valkirii nie tylko ze mną
postanowiłeś podzielić się tym sekretem. Ryzykujesz…
– Prawie nic jej nie powiedziałem. Zapytałem tylko, czy słyszała kiedyś
o grze Valkiria.
– Na pewno ją to zaintrygowało.
Unai uśmiechnął się z wysiłkiem.
– Oczywiście.
– Znała grę?
– Nie. Poszukała w sieci, ale nic to nie dało. Czyli najwyraźniej to jest
dzieło Odyna.
– Twórcy Valkirii muszą się świetnie znać na programowaniu.
Unai usiadł na jedynym w pokoju krześle i podsunął je w stronę łóżka,
które zajmował Compu.
– Słyszałeś kiedyś o czymś takim jak sieć Tor?
– Nie. Co to?
Unai opisał mu, w jaki sposób Kika zdołała odszukać grę i jak pobrali
aplikację.
– Niesamowite – przyznał Compu, kiedy Unai skończył opowiadać. –
Nie miałem pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje. Tor. Strasznie to
wszystko profesjonalne, co nie?
– Na to wygląda.
– A więc pewnie wiedzą, że Kika ci pomagała.
Unai zaprzeczył ruchem głowy.
– Wyszukiwaliśmy z mojego telefonu.
Odpowiedź nie przekonała Compu.
– Skoro Odyn korzysta z geolokalizacji i jest w stanie włamać się do
twojego telefonu i skasować ci wiadomości, to w chwili, kiedy wysłał link
do nagrania, z pewnością miał już na ciebie oko.
Unai zaczął zdradzać oznaki podenerwowania.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że nie zdziwiłoby mnie, gdyby Odyn wykrył twoją nocną wycieczkę
do pokoju Kiki. A wtedy mógłby stwierdzić, że gdy dołączałeś do gry,
wciąż u kogoś byłeś.
– Boże…
– Spokojnie – przerwał mu Compu. – Mówię tylko, że biorąc pod uwagę
możliwości twórców Valkirii, powinieneś mieć się na baczności przy
kolejnych działaniach.
– Rzecz w tym, że nie wiem nawet, jak daleko sięga Odyn.
– Odpowiedź jest prosta: dostatecznie daleko. Aż po twoje, kurwa,
łóżko, że się tak wyrażę.
Unai uruchomił Valkirię i ponownie pokazał Compu wirtualną mapę
kampusu.
– Oto jego królestwo – oznajmił. – Całe miasteczko uniwersyteckie.
Compu westchnął.
– Nie znajdziesz go. W tajemnicy przed nimi nie wykonasz nawet ruchu.
Pośród tysięcy studentów i wykładowców ukryje się bez trudu.
– Dzięki za słowa otuchy.
– Chcę tylko, żebyś miał właściwy ogląd sytuacji.
Unai otworzył książkę adresową w telefonie i odszukał numer.
– Do kogo dzwonisz?
– Do Rubéna.
Po chwili odłożył urządzenie.
– Nic. Wciąż ma wyłączony telefon. A już jest pora obiadu. To się robi
coraz dziwniejsze.
– Teraz moja kolej. – Compu sięgnął po swój telefon i znalazł
interesującą go pozycję z listy kontaktów. – Jaime Martin chodzi z nim na
zajęcia. Na pewno widział go gdzieś rano.
– Miejmy nadzieję, że tobie uda się czegoś dowiedzieć.
– Jaime – zaczął Compu, kiedy usłyszał w telefonie głos kolegi. –
Widziałeś dziś może Rubéna Pradesa?
Unai nie musiał nawet słuchać treści rozmowy. Poważna mina Compu
rozwiała wszelkie wątpliwości: Rubén nie przyszedł tego dnia na zajęcia.
Compu i Unai spojrzeli po sobie.
– Od czternastu godzin Rubén nie daje znaku życia – oznajmił w końcu
poważnym tonem pierwszy z nich. – Teraz to już pewne.
Obaj przypomnieli sobie ostatni post, jaki zamieścił na swojej osi czasu
na Facebooku:

Za błędy trzeba płacić.

Unai zaczął się zastanawiać, jakie błędy mógł mieć na myśli Rubén i czy
jego niespodziewane zniknięcie akurat tej samej nocy, kiedy on otrzymał
zaproszenie do Valkirii, wiąże się w jakikolwiek sposób z jego ostatnimi
przeżyciami. W końcu Rubén to miłośnik gier komputerowych, byłoby
więc czymś logicznym, gdyby to właśnie jego Odyn postanowił wciągnąć
w pierwszej kolejności.
– Chodźmy na obiad. Bardzo już późno, a jeśli chcemy rozwiązać tę
zagadkę, powinniśmy najpierw coś zjeść.
Compu starał się, żeby propozycja zabrzmiała naturalnie, ale jego głos
nie wydawał się przekonujący. Dało się w nim wyczuć niepokój.
ika i Pedro właśnie zajęli jeden z niewielu wciąż wolnych

K stolików w stołówce jego wydziału. Właśnie wstawali, żeby


skorzystać z bufetu samoobsługowego, kiedy Clara podeszła do
nich zdecydowanym krokiem, który przyciągnął spojrzenia wielu obecnych
tam studentów.
– Cześć! Tutaj dziś jecie?
– Tak, Pedro ma mi właśnie zaprezentować dietę idealną.
– Usiądziesz z nami? – Pedro podniósł plecak, który zdążył wcześniej
położyć na jednym z krzeseł przy stole.
– Dzięki, już jadłam. Może wiecie, gdzie znajdę Unaia? Muszę z nim
pogadać.
Oboje pokręcili głowami. Kika już miała odpowiedzieć, że minionej
nocy widziała się z Unaiem, ale nic nie powiedziała. W końcu Clara
również mogła być potencjalnym graczem Valkirii. Mógł nim być
właściwie każdy student uczelni. Wprost cudownie. Kikę ekscytowała ta
chwilowa przynależność do tajemniczej społeczności graczy, ta
konieczność kłamania, by ukryć to, co się wie. Oficjalnie jej spotkanie
z Unaiem nigdy się nie odbyło – i niech tak pozostanie.
– Dobrze – odparła Clara. – Napiszę do niego na WhatsAppie. To
w sumie nic pilnego.
Nic pilnego czy może raczej nic do mojej wiadomości? – zastanawiała się
Kika. Świetnie się bawiła, pozwalając się ponieść tej niesamowitej idei,
która przyszła komuś do głowy, aby z miasteczka uniwersyteckiego uczynić
teren gry. Może naprawdę – czemu by nie? – Clara była jednym z graczy
Valkirii, a jej kolejne zadanie wiązało się jakoś z Unaiem i dlatego starała
się go odnaleźć w tak neutralnym otoczeniu, jakim była wydziałowa
stołówka.

###

Zamki w drzwiach pokojów w akademiku były bardzo prostej konstrukcji,


więc jak niegdyś nauczył go pewien osobnik o dość podejrzanej reputacji,
Compu posłużył się kartą kredytową. Po chwili usłyszał zgrzytnięcie.
Popchnął drzwi, które otworzyły się akurat w chwili, gdy na korytarzu
pojawiło się dwoje studentów. Na szczęście nie zorientowali się, co się
dzieje, choć jeszcze moment i by go nakryli. Compu ani myślał kusić losu,
więc z udawaną naturalnością wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Mało brakowało – pomyślał z ulgą, słysząc, jak głosy studentów
oddalają się ku przeciwnemu krańcowi korytarza.
Niełatwo byłoby mu wytłumaczyć, dlaczego to zrobił, nie powinien
zresztą wtajemniczać w tę sprawę nikogo. Najważniejsze to zachować
dyskrecję.
– W porządku – odezwał się na głos i obrócił się w miejscu, aby
przyjrzeć się otoczeniu. – Jestem już w twoim pokoju, Rubén. Teraz
zobaczmy, co tu po tobie zostało.
Omiótł spojrzeniem zawieszone na ścianie plakaty, zmiętą poduszkę
i rozrzucone po podłodze stare tenisówki.
Rubén wiedział, co ze sobą zabrać.
Compu, który nie znosił chaosu, musiał zdobyć się na wysiłek, aby
wytrzymać pośród panującego w pokoju bałaganu: po kątach walały się
ubrania, na stoliku i biurku zalegały sterty papierów a na łóżku kotłowała
się pościel.
Drzwi od szafy były uchylone. Compu zrobił kilka kroków i zajrzał do
środka. Wewnątrz zastał kilka pustych półek i powysuwane szuflady.
Wszędzie w pokoju Rubéna można było dostrzec ślady działania
w pośpiechu.
Spieszyłeś się – pomyślał Compu. – I to bardzo.
Następnie przeszedł do małej łazienki, gdzie zgodnie z przewidywaniami
nie znalazł żadnych przyborów toaletowych.
– Oczywiście wziąłeś ze sobą komputer – powiedział na głos, wracając
na środek pokoju. – Z tego, co zabrałeś, można by skompletować podróżny
bagaż. Dokąd, Rubén, się wybrałeś?
Compu myszkował dalej, ale nie znalazł tego, czego szukał.
Przynajmniej tak mu się zdawało.
– Zabrałeś sporo ubrań – dodał. – Jakaś dłuższa podróż?
Szukał dalej.
– Nic godnego uwagi – doszedł w końcu do wniosku. – Nie ma też
twojego telefonu.
Zanim wyszedł, zrobił jeszcze kilka zdjęć pokoju.
– Na Instagram się nie nadają – ocenił – ale Unai będzie chciał je
zobaczyć.

###

Było już popołudnie. Unai zatapiał palce w delikatnych włosach Vegi,


podczas gdy ich usta niespiesznie się stykały. Pieszczotę tę można było
porównać jedynie z intymną przyjemnością, jakiej doznawał, gdy pod
opuszkami palców wyczuwał lakierowane drewno skrzypiec, wydobywając
z instrumentu subtelną melodię. Vega znaczyła jednak dla niego znacznie
więcej. Znaczyła wszystko. Nawet zamiłowanie do muzyki, któremu
oddawał się od zawsze, nie mogło się równać z pasją, jaką w nim budziła.
Oboje wydłużali pocałunek, nie otwierając oczu i zapominając o całym
świecie dookoła. Wspólnicy w miłości. Jednocześnie Unai nie był w stanie
pogrzebać w myślach obrazów z nagrania, nie był w stanie o ich
zapomnieć, oddalić się od nich. Pamięć, niczym urażony wróg, zabierała go
ku tamtym dziwnym pocałunkom, tak odległym od pocałunków prawdziwej
miłości. Z Laurą było inaczej. Teraz uczucia były tak prawdziwe, że bez
względu na to, jak bardzo Unai i Vega by się przesuwali, jak bardzo by się
poruszali, nie groziło im, że wypadną z kadru. Teraz nie. Nie było potrzeby
niczego udawać ani określać miejsca, gdzie mieliby to robić. Dla
zakochanych cały świat jest sceną ich opowieści.
Oboje dawali się ponieść, wciąż mieli zamknięte oczy. Unai wsunął
język między wargi Vegi. Nie spotkał się z oporem, przyjął więc słodki
i wilgotny oddech dziewczyny. Ścisnął ją w ramionach, poczuł dotyk
każdego punktu jej ciała, delikatność jej skóry. Vega w milczeniu pieściła
go po plecach, czuła bijące od niego ciepło.
Ten dzień dziwnie się wydłużał.
Odsunęli się od siebie, nie wypuszczając się jednak z objęć. Każdy
centymetr odstępu kosztował ich dużo wysiłku. Siedzieli na najbardziej
ustronnej ławce w ogrodach uniwersyteckich, skryci w cieniu drzew.
– Wybacz mi wczorajszą niedyspozycję – odezwał się Unai. – Nie wiem,
co mi się stało.
Vega się uśmiechnęła.
– To, co robimy teraz, to zadośćuczynienie?
Trudno mu było spojrzeć jej w oczy. Nie wiedział nawet, czy bardziej
napędzało go w tym momencie pożądanie, czy poczucie winy. Niełatwo
było wytrzymać spojrzenie Vegi w sytuacji, gdy skrywał przed nią sekret.
Ani ona na to nie zasługiwała, ani on nie był aż tak wyrachowany.
Będę musiał jej to w końcu powiedzieć – pomyślał. – Dłużej już tak nie
wytrzymam.
– Zasługujesz na wszystko – wyszeptał jej do ucha. – Dziękuję.
Wiedział, że niebawem tę nadzwyczaj rozwiniętą empatię Vegi wystawi
na ciężką próbę. Będzie to wyzwanie dla ich związku. Już na samą myśl
o ryzyku utraty dziewczyny poczuł ukłucie w żołądku, lecz w głębi duszy
wiedział, że w końcu Vega dowie się o Valkirii. Nie można było tego
uniknąć. Sprawa była zbyt poważna, dotyczyła go bezpośrednio. Teraz Unai
potrzebował czasu, aby zdecydować, jak i kiedy powie o tym Vedze. Był
jednak zdecydowany to uczynić. Jeśli Vega musiała się dowiedzieć, wolał,
żeby usłyszała to od niego, a nie od osób trzecich. Co więcej, w ten sposób
rozbroiłby Valkirię, gdyż szantaż, jakiemu go poddawano, straciłby sens.
Wytrąciłby tym samym ostrze z ręki Odyna.
Tymczasem myśli Vegi również były zaprzątnięte tajemnicami –
sekretami, które wszyscy chowają w swoim wnętrzu. Zastanawiała się na
przykład, od jakiej strony nie znała jeszcze Unaia, co kryły za okularami
w ciemnych oprawkach jego szare oczy, nie była jednak gotowa zmusić go
do wyznań. To on musiałby poruszyć ten temat. Wolała poczekać, na tym
polegało zaufanie.
A Vega wciąż w niego wierzyła.
– Naprawdę zasługuję na wszystko? – zapytała niewinnym tonem.
Unai zareagował miną przesadnej podejrzliwości:
– Jezu! To o co mnie teraz poprosisz?
– Poczekaj, niech pomyślę…
– Uprzedzam, że w takim razie będziesz musiała mnie znowu
pocałować.
– Jeśli nie ma innego wyjścia, jestem gotowa zapłacić nawet taką cenę.
Vega przekonująco udała zrezygnowanie i oboje się roześmiali. Unai
poczuł ulgę – od chwili dołączenia do Valkirii niemal zdążył już
zapomnieć, jakie to uczucie – i teraz cieszył się, że wracają mu radość
i poczucie humoru. U boku Vegi nic nie wydawało się groźne, znikał
wszelki mrok, dlatego właśnie tak trudno przychodziło mu mierzyć się
z Valkirią bez jej wsparcia. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co
oznaczałaby dla niego konieczność definitywnego wyrzeczenia się
dziewczyny, życia bez niej.
Potrzebował jej obecności, dotyku, głosu. Ponownie jego usta poszukały
jej ust, ponownie się zetknęły i zapomniały się w pocałunku, który jeszcze
bardziej się przeciągnął. Gdy odsunęli się od siebie, Vega, z wciąż
wilgotnymi kącikami warg, w końcu wyrzuciła z siebie prośbę:
– Unai, pójdź ze mną do pokoju Marty.
– Słucham?
– Zanim wprowadzi się tam ktoś inny. Proszę…
– Dopóki Marta żyła, nigdy jej nie odwiedzałaś. Dlaczego teraz przyszło
ci to do głowy? Ty nie miewasz takich makabrycznych pomysłów.
– Unai, tu nie chodzi o żadną makabrę. Nie proszę cię przecież, żebyśmy
poszli obejrzeć jej zwłoki.
– A zatem?
Unai przyzwyczaił się już do wrażliwości Vegi, lecz taka propozycja
wydała mu się przesadą. Jej przywiązanie do przegranych spraw osiągnęło
właśnie nowy rekord.
– To takie jakby pożegnanie – wyjaśniła. – Ostatni gest ze strony tych,
którzy nie potrafili dostrzec jej cierpienia.
– To brzmi prawie tak, jakbyś chciała prosić ją o wybaczenie.
Vega się zamyśliła.
– Sama nie wiem, Unai. Od dłuższego czasu już z nią nie
rozmawiałam…
– Przecież ledwie się znałyście! Nie byłabyś w stanie zapobiec jej
śmierci. Sposób widzenia świata przez samobójcę zwykle niewiele ma
wspólnego ze światem rzeczywistym, Vega. Twój głos by się do niej nie
przebił. Nie posłuchałaby cię.
Unai wyobrażał sobie, że spojrzenie kogoś, kto postanowił odebrać sobie
życie, musi nieść w sobie jakiś odległy blask, jak ten bijący z gwiazd, które
już zgasły. Samobójca na długo przed śmiercią zaczyna oddalać się od
świata.
– Śmierć kogoś młodego jest tak absurdalna… – zauważyła
z melancholią Vega.
Unai kontynuował:
– Mogę się założyć, że już kilka dni przed śmiercią Marta nie żyła
w naszej rzeczywistości, ale w prywatnym piekle. Nie zdołałabyś jej
uratować przez rozmowę.
– Dlatego przynajmniej chciałabym się pożegnać.
– A co zamierzasz tam zastać? Przypuszczam, że pokój już uprzątnięto…
– To była przestrzeń jej prywatności, coś tam po niej na pewno jeszcze
zostało. To tam chcę się z nią pożegnać.
Unai i tak miał już dość problemów, żeby dokładać sobie jeszcze i to,
niemniej jednak nie mógł odmówić. Nie Vedze.
– No dooobrze – zgodził się z ociąganiem. – To kiedy chcesz tam iść?
– Trzeba się pospieszyć, administracja będzie chciała jak najszybciej
zakwaterować tam kogoś nowego. – Vega sprawdziła godzinę na telefonie.
– Od razu chodźmy.
Unai potrzebował chwili, żeby przyswoić tę nagłą zmianę planów na
popołudnie. Był świadom, że jak najprędzej powinien przystąpić do
poszukiwań nieznajomej z nagrania.
– W porządku, miejmy to z głowy.
Skorzystał z okazji, by rzucić okiem na ekran swojego telefonu. Rubén
nadal nie dawał znaku życia, nie było także żadnych nowych poleceń od
Odyna. Aplikacja Valkirii nie wykrywała obecności innych graczy
w okolicy.
W tym momencie otrzymał przez WhatsApp nową wiadomość od
Compu:

Jestem w pokoju Rubéna.


Później ci powiem.
zyli nie przyjdziesz? – zapytała Kika. – Moglibyśmy rozegrać

C partyjkę…
Po obiedzie pospacerowała z Pedrem po kampusie, teraz jednak
zaczynało robić się już późno. Zaprosiła go więc do akademika, aby
pokazać mu swój najnowszy zakup, ostatnią wersję gry wideo o zombie.
Nic tak przecież nie pobudza apetytu przed kolacją, jak rozwalenie hordy
gnijących żywych trupów.
– Dziś będzie mi trudno znaleźć czas – odparł Pedro, przyglądając się
odbiciu swojej sylwetki w szybie. – Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia
na jutro.
Kika z zaskoczeniem złapała się na myśli, że z Pedra jest naprawdę
niezłe ciacho. Postanowiła trochę się z nim podroczyć.
– Na przykład wypad na siłownię? Takie masz zobowiązania na jutro?
Pedro uśmiechnął się pod nosem, skupiając spojrzenie na ekranie
telefonu.
– Nie, tym razem nie.
– Musisz nagrać jakiś filmik na swój kanał na YouTube?
– Znowu pudło. Zamierzam zresztą na jakiś czas dać sobie z tym trochę
luzu.
– Czyżby? Widziałam to ostatnie, które wrzuciłeś. Pokazujesz ciałko…
– Nie przesadzaj, tylko na chwilę pojawiam się bez koszulki.
– Pewnie od razu wzrosła ci liczba odsłon, co?
Pedro zachichotał.
– Nie da się ukryć.
– Dobra, jak chcesz. Ale nie wiesz, co tracisz, grafika jest naprawdę
niesamowita…
– Jutro mi pokażesz.
– Ostatnio wieczorami ciągle masz coś do roboty – rzuciła Kika
z przekąsem. – Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć?
– Jesteś zazdrosna?
– Mam zbyt dobry gust, żeby się tobą interesować – odparła prędko. –
A teraz odpowiadaj: masz mi coś do powiedzenia?
Obiektywnie rzecz biorąc, Pedro był atrakcyjnym chłopakiem: wysoki,
wysportowany, o wyraźnych rysach twarzy, przywiązujący wagę do ubioru.
Dbał o siebie, a z dwudniowym zarostem było mu do twarzy. Być może
miał w sobie coś z narcyza – nawet sporo – tyle jednak Kika była w stanie
mu wybaczyć. U niego zdawało się to niemal urocze. Dziwiło ją tylko, że
nigdy nie widziała go z żadną dziewczyną, bo doskonale wiedziała, że
różne studentki wydziału komunikacji audiowizualnej były nim
zainteresowane. Nie mówiąc już o tym, że jako twórca filmików na
YouTube cieszył się sporym powodzeniem, o czym świadczyło osiem
tysięcy obserwujących.
– Nic specjalnego. – Ponownie się uśmiechnął. – Muszę oddać kilka prac
na zajęcia. I tyle.
– Ta, jasne.
– Naprawdę.
– Mógłbyś się bardziej wysilić.
Pedro ponownie zerknął na telefon.
– Przykro mi, ale nie mam dla ciebie żadnej smakowitszej odpowiedzi.
Mówię, jak jest.
– Dobra, idź już sobie. – Kika przybrała znudzony wyraz twarzy. –
Widzimy się jutro. I obyś nie miał planów na wieczór!
– W porządku. Do jutra!
Kika patrzyła, jak oddalał się w kierunku budynku biblioteki
uniwersyteckiej. W sposobie, w jaki się poruszał, idąc ze spuszczonymi
ramionami i niemal nie unosząc stóp, można było dostrzec zmęczenie.
– Jak ten wysiłek fizyczny jednak szkodzi – stwierdziła, gładząc się
czule po obfitych biodrach. – Ja to dopiero byłabym wykończona, gdybym
cały dzień miała uprawiać sport.
W sumie nie przeszkadzało jej, że została sama. Dzięki temu mogła
jeszcze pogłówkować nad sprawą Valkirii, która nadal zaprzątała jej myśli.
– Czyli jest taka gra, której nie znam – mruczała pod nosem w drodze do
swojego akademika. – Co mam zrobić, żeby ten cały Odyn zaprosił do niej
także mnie?
Przeczuwała, że coś naprawdę mocnego może przejść jej koło nosa.
Obiecała sobie, że w ten czy inny sposób dobierze się do wnętrzności
sekretnej aplikacji.
Korciło ją, żeby podpytać kolegów z wydziału informatyki. Gdyby
jednak to zrobiła, istniałoby ryzyko, że trafi właśnie na jednego
z uczestników gry albo na samego Odyna, to zaś mogłoby skomplikować
sytuację Unaia. Myśl ta skłoniła ją, żeby powstrzymać się od działania.
Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że w aplikacji było aktywnych
zaledwie czworo graczy.
Jakie było więc prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zbiegu
okoliczności? Może i niewielkie, Kika była jednak realistką: jeśli zaczęłaby
nagabywać ludzi tak ciekawskich i spragnionych nowinek jak jej koledzy
informatycy, wkrótce po całym światku miłośników gier wideo rozeszłaby
się wieść, że Kika zna program, którego znać nie powinna.
Jednocześnie była pewna, że Odyn czai się gdzieś pośród tego stada
cybermaniaków. I była zdeterminowana, żeby to sprawdzić.
Idąc do akademika, rozmyślała nad nazwą tej tajemniczej gry. Valkiria.
Skąd pomysł, żeby grę, która polega na wykonywaniu zadań przez
studentów w kampusie uniwersyteckim nazwać w taki sposób?
– Nazwa gry musi się jakoś wiązać z jej zawartością…
Była o tym przekonana. Tytuły gier zawsze w pewien sposób odnoszą się
do ich fabuły. Sęk w tym, żeby odkryć tę zależność, co pomogłoby
zrozumieć cel całej rozgrywki.
Nie zwalniając kroku, Kika uruchomiła wyszukiwarkę Google
w telefonie. Uznała, że musi zdobyć jak najwięcej informacji dotyczących
mitologii nordyckiej.
– „Walkiria” – przeczytała na głos treść jednego z uzyskanych wyników.
– „Określenie bogiń z mitologii skandynawskiej, które podczas bitwy
wskazywały bohaterów, którzy mieli zginąć”.
Proszę, proszę – pomyślała, wybuchając śmiechem. – Czyli to walkirie
wybierają, kto ma zginąć w walce! W takim razie to chyba nawet lepiej, że
mnie nie wzięli do tej gry.
A Unai?
Unai nie zgłosił się do gry z własnej woli, otrzymał do niej zaproszenie.
Czyli został wskazany.
Brzmiało to niewesoło.
Czyżby wybrano go do bitwy, w której jego postaci pisane było zginąć?
– „Walkiria” – przeczytała inny opis. – „Nazwa pochodzi od
staronordyckiego słowa valkyrja, oznaczającego »tę, która wybiera
zmarłych«”.
Kika musiała przyznać, że koncepcja ta – jako pomysł na grę – była
bardzo sugestywna. Co miałoby to jednak oznaczać w sytuacji, gdy
scenerią gry jest miasteczko uniwersyteckie? Że żaden z graczy nie ma
realnych szans na wygraną, na dotarcie do ostatniego poziomu? Czy może
wszyscy, o ile tylko zrealizują stawiane im wyzwania, otrzymają w nagrodę
dostęp do spektakularnego ekranu końcowego, stanowiącego
odwzorowanie Walhalli, raju wikingów, do którego trafiali wyłącznie
zmarli bohaterowie prowadzeni przez walkirie?
Walhalla. Raj, którym władał nie kto inny, ale właśnie Odyn.
Przy okazji Kika zamyśliła się nad czymś jeszcze – czy pozostali
uczestnicy rozgrywki dołączyli do gry w ten sam sposób, co Unai?
Wszystko to nabierało mrocznego wymiaru, który bardzo ją pociągał.

###

Unai i Vega zdobyli klucz do pokoju Marty. Nie było to zresztą aż tak
trudne, zwłaszcza teraz, gdy pokój wciąż był niezamieszkały. Weszli na
trzecie piętro akademika i po chwili przekroczyli próg pokoju w takiej
zadumie, jakby wstępowali do sanktuarium.
Unai chwycił dłoń Vegi. Na posadzce przed drzwiami leżało kilka
bukietów kwiatów, które zaczynały już więdnąć, ale nikomu się nie
spieszyło, żeby je uprzątnąć.
Wspomnienie po Marcie czeka podobny los – pomyślała Vega. – Jakże
krotkę mamy pamięć, ciągle ten pospiech… Egzystujemy przekonani o tym,
że staniemy się ledwie epizodem w ogólnym cyklu życia. A przecież człowiek
wart jest znacznie więcej.
Unai wciąż nie miał okazji, żeby obejrzeć zdjęcia przesłane mu przez
Compu, nie pozostawało mu jednak nic innego, jak powściągnąć
niecierpliwość. Zamknął za nimi drzwi do pokoju Marty. Dochodzące
z sąsiednich pomieszczeń odgłosy toczącego się tam życia wydawały mu
się zniewagą wobec uwięzionej w tych ścianach tragedii. Czuł, że w takich
okolicznościach stosowna była tylko cisza.
Środki czystości użyte do sprzątania nie zdołały całkowicie usunąć
wspomnienia po Marcie. Wciąż można było wyczuć jej zapach, mniej
aseptyczny, bardziej związany z życiem. W atmosferze pokoju było coś
ciepłego, co kontrastowało z neutralnością umeblowania, na które składały
się stojący przy łóżku stolik z ciemnego drewna, ustawiona naprzeciwko
szafa, biurko pod oknem i krzesło. Z boku były jeszcze wąskie drzwi do
łazienki. Wszystko puste.
– Wystarczy już – wyszeptał. – Pokój jak każdy inny. Przybyliśmy za
późno.
Puste ściany, roleta spuszczona do połowy okna, rozsunięte zasłony.
Pokój spał w oczekiwaniu na mieszkańca, który na nowo tchnąłby życie
w każdy jego zakamarek.
– Niebawem będzie tu nowy lokator – szepnęła Vega.
A wraz z nim inne życie, które niczym kolejna warstwa geologiczna
przykryje ślad po poprzednim, wcześniejszym. Vega widziała to oczyma
wyobraźni: czas Marty miał zniknąć zagrzebany pod kolejną warstwą,
warstwą innego studenta, który pozostawi po sobie odmienny, świeży ślad.
Z roku na rok będą się tutaj nakładać poziomy kolejnych domowników,
wtłaczając obraz Marty w przepaść zapomnienia.
Unai i Vega nie mieli okazji poznać wnętrza tego pokoju, gdy Marta
jeszcze w nim mieszkała. Brakowało im punktów odniesienia, ale i tak
Vega poczuła nostalgię za muzyką, której tyle razy musiała tam słuchać
Marta, za zapachem jej kremów i perfum, który wypełzał zza uchylonych
drzwi łazienki, za wydrukami i książkami, które zalegały na powierzchni
biurka w wieczory poświęcone na naukę.
Ile godzin prowadzonych półgłosem rozmów kryły w sobie te ściany, ile
nocy zamkniętych oczu i równego oddechu?
Ile łez – dodała w myślach Vega, skupiając spojrzenie na oknie – skoro
postanowiła tak ze sobą skończyć?
Również Unai zapatrzył się w parapet, z którego skoczyła Marta.
Powstrzymał pokusę, by odsłonić zasłony, podciągnąć roletę, wychylić się
i zobaczyć, co na sam koniec miała przed oczami, próbując oszacować skok
i miejsce, w którym kilkanaście metrów niżej wylądowało zapewne jej
pogruchotane ciało. Spoglądał na stół, na który Marta musiała się wspiąć,
wyobrażał sobie, jak otwiera okno, wychyla się, obliczając być może
sekundy, które upłyną, nim poczuje uderzenie o podłoże.
Okno pozostało otwarte, zasłony poruszały się siłą inercji, pościel
w łóżku wciąż była ciepła, tak jak jeszcze kilka minut wcześniej. Obraz
sceny, którą coś przerwało, obraz, który z czasem nabierze zimnego
spokoju rzeczy ostatecznych.
– Przepraszam, Marto – odezwała się Vega, przechodząc przez pokój. –
Bardzo cię przepraszam. Powodzenia, gdziekolwiek teraz jesteś. Ja o tobie
nie zapomnę.
– No wiesz – odezwał się Unai. – Niewiele masz po niej wspomnień,
nietrudno ci więc będzie dotrzymać obietnicy.
– Wcale nie tak mało.
– Czyżby?
– Całowałyśmy się kiedyś.
Wypowiedziana naturalnym tonem informacja wyraźnie zaskoczyła
Unaia, któremu z wrażenia aż opadła szczęka. Vega zdołała odpłacić mu za
ironię.
– Co powiedziałaś? To chyba jakiś żart. – Unai nagle zupełnie zapomniał
o miejscu, w którym się znajdowali.
– To, co słyszałeś. Najpierw się trochę opierała, była bardzo purytańska.
Ale w końcu się przełamała. Swoje zrobił pewnie alkohol, ponieważ do
picia także nie przywykła.
Unai nie wiedział, jak zareagować.
– To teraz mi powiesz, że podobają ci się dziewczyny? Tak dobrze się
z tym kryjesz czy może lesbijką jesteś tylko na początku semestru?
Vega się roześmiała.
– Spokojnie. Nikt mi się nie podoba bardziej niż ty.
– Co to więc miało znaczyć?
– To był jakiś wieczór. Około pół roku temu, na początku zajęć. Jeszcze
z tobą nie chodziłam.
– A Rubén?
– Rubén był u siebie w pokoju, grał w sieci w jakąś tam grę. Sam wiesz,
jaki jest. W każdym razie w moim akademiku była impreza urodzinowa
i wszystkich wkręciła ta zabawa, że ludzie rzucają sobie wyzwania
i odpowiadają na intymne pytania.
– I się całują.
– Zależnie od tego, co wypadło po rzucie kostką zawodnik musiał
zrealizować wyzwanie, wyznać jakąś tajemnicę albo wybrać, kto ma się
z kim całować.
– Dlaczego nigdy w to nie grałem? Koniecznie musisz mnie zaprosić na
następną taką imprezę!
Vega dała mu kuksańca.
– Marta nie była jedyną osobą, z którą się całowałam – rzuciła
prowokacyjnie.
Unai udał oburzonego:
– Ty nie byłaś na żadnych urodzinach, tylko na orgii! Coraz lepsze mam
o tobie zdanie…
Zaśmiała się krótko.
– Trochę wypiliśmy i na jaw powychodziło mnóstwo wstydliwych
sekretów.
– Ojacie… – Unai również próbował się roześmiać, jednak ze względu
na okoliczności śmiech wyszedł mu dość nerwowy.
– Są i gorsze tajemnice.
Na te słowa śmiech Unaia zamarł. Czy mówiąc to, miała coś na myśli?
Coś insynuowała? Nie dopuszczał takiej możliwości, choć Vega spoglądała
mu w oczy, jakby na coś czekała.
Czyżby dawała mi szansę na wyznanie?
Ostatecznie Unai nie odważył się skorzystać z okazji i skierował
rozmowę na inne tory:
– Na pewno Marta by się cieszyła, że masz po niej tak przyjemne
ostatnie wspomnienie – rzucił, uciekając spojrzeniem. – To dobry sposób,
żeby uczcić jej pamięć.
Oboje spoważnieli, atmosfera miejsca robiła jednak swoje. Unai zdawał
sobie sprawę, że marnuje dogodną okazję, aby wyznać wszystko Vedze,
lecz musiał się do tego przygotować. Nie czuł się gotów, by otworzyć się
przed nią tak po prostu.
– Zgadza się. – Vega zaczęła oglądać zakątki pokoju. – Zawsze trzeba się
starać zachować dobre wspomnienia po kimś, kogo już nie ma. Nie ma
lepszej formy pożegnania.
Unai przysiadł na łóżku, świadom, że na tym materacu spał wcześniej
ktoś, kto postanowił już więcej się nie obudzić. Mimowolnie spojrzał na
stolik i wówczas to zobaczył.
Na bocznej ściance mebla widniał rozpoczęty rysunek.
Charakterystyczne białe rysy wyżłobione w drewnie być może krawędzią
klucza. Rysunek wydał się Unaiowi znajomy, odsunął więc stolik od łóżka,
aby dokładniej przyjrzeć się odkryciu.
Nie był w stanie w to uwierzyć.
Z łatwością rozpoznał postać.
Nie było wątpliwości.
Ktoś wyskrobał na drewnie marionetkę, która służyła za ikonę Valkirii.
I tym kimś musiała być Marta.

###

Kika włączyła jeden ze swoich laptopów i wsunęła do portu USB


pendrive’a, uruchamiając bezpośrednio z niego system operacyjny Tails.
Zamierzała wejść do sieci Tor, choć wiedziała, że nie mając danych,
którymi dysponował Unai, nigdy nie zdoła namierzyć Valkirii.
Wszechświat, który się przed nią otwierał, był zbyt rozległy, a jego
rozgałęzienia nie miały końca i unosiły się w nicości.
– Mimo to Valkiria gdzieś tam jest. I czeka na mnie.
Kika w milczeniu i z otwartymi ustami wpatrywała się w ekran, który
bez względu na jej starania nie potrafił jej wskazać właściwej ścieżki.
– Dlaczego nie zapisałam sobie tego adresu? – rzuciła ze złością. – Teraz
już na to za późno.
Nie podejrzewała jednak, jak intrygująca będzie sprawa, z którą
przyszedł do niej Unai. Co więcej, to, że wyszukiwanie prowadziła z jego
telefonu, stanowiło dodatkową komplikację – nie mogła się posłużyć
historią przeglądarki.
Postanowiła odwiedzić Unaia. Czy mu się to spodoba, czy nie, będzie
musiał jej pokazać wszystko to, co odkrywał jako gracz. Będzie to uczciwa
zapłata za pomoc, jakiej mu udzieliła.
Ciąg jej myśli przerwało krótkie piknięcie. Właśnie otrzymała
wiadomość. Sięgnęła po telefon i spostrzegła, że esemes przyszedł
z numeru nie do namierzenia, jak te, z których korzysta się w kampaniach
reklamowych.
– Zawsze wybiorą najlepszy moment.
Otwierając skrzynkę odbiorczą, zastanawiała się, jaką to durną ofertę
przysłali tym razem i która z firm za tym stała.
Gdy tylko zaczęła czytać, zdała sobie sprawę, jak bardzo się tym razem
pomyliła.
To nie była reklama.
Tylko wiadomość od Odyna.
Od Odyna.
Jej prośby zostały wysłuchane, zgłosili się do niej. Przyszła pora na jej
ruch.
mówiłam się na kolację z Clarą – powiedziała Vega, gdy tylko

U wyszli z akademika, w którym mieszkała Marta. – Chcesz się


przyłączyć?
Unai nie od razu odwrócił się w jej stronę, aby odpowiedzieć.
– Lepiej… lepiej spotkajmy się później, teraz muszę jeszcze coś
dokończyć na zajęcia.
Vega mogłaby przysiąc, że Unai ponownie zrobił się tak samo
nieobecny, jak ubiegłej nocy. W wyrazie jego twarzy wychwyciła pewien
dystans, którego wcześniej tam nie było, a także tak rzadką u niego powagę,
która teraz przybrała na sile. Udawała jednak, że niczego nie zauważa.
– Dzięki, że zechciałeś to ze mną zrobić. – Gestem wskazała okno,
z którego rzuciła się Marta. Starała się na powrót przyciągnąć uwagę Unaia.
– Wiem, że to dziwne, ale było mi to potrzebne. Taki rytuał pożegnania.
Czuła, że teraz Marta mogła w końcu odpocząć w spokoju. Zastanawiała
się jednocześnie, dlaczego przyszło jej do głowy, że samobójcy mogą mieć
z tym kłopot, zupełnie jak przedstawiane w filmach duchy osób, które
w chwili śmierci zostawiły coś niezałatwionego i nie chciały opuścić świata
żywych.
Może tak właśnie jest – pomyślała. – To niemożliwe, żeby ktoś, kto
odebrał sobie życie, nie zostawiał za sobą niedokończonych spraw. Kiedy
zamknąć przeczytaną do połowy książkę, wciąż zostaje wiele rozdziałów…
Szli ku miejscu, w którym Vega umówiła się z Clarą.
– Nie było źle, nie przejmuj się.
Głos Unaia wzbudził w niej niepokój.
Odpowiedział powoli, z opóźnieniem. I zbyt obojętnie. Vega niemal
musiała się wysilić, żeby go zrozumieć.
Znowu go tracę – pomyślała. Co się dzieje? Co tym razem wprawiło go
w taki nastrój? Przecież jeszcze w pokoju Marty zachowywał się
normalnie…
W głębi duszy Vega zdawała sobie sprawę, że od minionej nocy Unai nie
był już taki sam. Przynajmniej nie do końca.
Wpakował się w jakieś problemy? A jeśli tak, dlaczego mi o tym nie
powie dział?
Vega nie wiedziała, czy powinna otwarcie go zapytać, czy też – jak do
tej pory – zdusić zaniepokojenie i udawać, że nie dostrzega zmiany w jego
zachowaniu. Jeśli przyparłaby go do muru, istniało ryzyko, że mocniej
zamknąłby się w sobie. Postanowiła dać mu jeszcze trochę czasu. Tylko
trochę, ponieważ nie zamierzała całymi dniami trwać w tym niepokoju.
Spróbowała zmienić temat:
– Widziałam się dziś z Nurią.
Tym razem zdołała skupić na sobie uwagę Unaia, który ponownie
spojrzał jej w oczy. Wiedziała, że nie cierpiał Nurii.
– Z Nurią? Zdaje mi się, że pokłóciła się z Martą?
Vegę zdziwiło, że tak się w tym orientował, w końcu wśród jej kolegów
i koleżanek Marta była właściwie nieznana. Jakież to środowisko
uniwersyteckie było hermetyczne! Mimo, że z czasem wszyscy
o wszystkim się dowiadują, to jednocześnie dziewczyna może bez
problemu ukryć, że zamierza odebrać sobie życie.
– Cóż – odparła. – Z tego, co słyszałam, relacje między nimi popsuły się
dopiero w ostatnich tygodniach. Podobno Marta zaczęła zachowywać się
bardzo dziwnie, unikała kontaktów z ludźmi, cały czas była skupiona na
swoim telefonie. Tak przynajmniej twierdzi Nuria.
Słowa te zafrapowały Unaia. Kolejne poszlaki skłaniały go do
rozważenia możliwości, że Marta też grała w Valkirię. „Cały czas była
skupiona na swoim telefonie” i izolowała się od otoczenia. Takie
zachowania aż za dobrze pasowały do uczestnika gry. On sam zaczynał je
odczuwać – z trudem wytrzymywał dłużej niż kilka minut bez sprawdzenia,
czy przypadkiem nie otrzymał nowej wiadomości albo czy Valkiria nie
wykryła w okolicy obecności innych graczy. Ponadto drażniło go
przebywanie w towarzystwie znajomych, musiał bowiem wówczas kryć się
ze swoją „obsesją gracza”. Wyjątek stanowił Compu.
Czy do zdarzeń, jakie mogły czekać uczestników gry, należało także
samobójstwo? Unai nagle się wystraszył. Po raz pierwszy poczuł, w jaką
wpakował się kabałę, jak wielkie groziło mu niebezpieczeństwo.
To naprawdę poważna sprawa.
– A te zmiany nastroju u Marty… – Unai próbował potwierdzić swoje
przypuszczenia. – Może Nuria ci powiedziała, kiedy dokładnie to się
zaczęło?
– Tylko tyle, że niedawno.
Unai skinął głową. On sam dopiero co dołączył do gry jako nowy
nabytek Odyna. Rozgrywka najwyraźniej była w fazie początkowej, Unai
zdał sobie jednak sprawę, że być może Marta poczuła się równie osaczona,
jak on, z tą tylko różnicą, że nie była w stanie się z tego wyrwać. Była
słabsza, stawiane jej zadania okazały się za trudne lub może miała tak
wstydliwe sekrety, że nie poradziła sobie ze stresem. Czyli na tym polegała
Valkiria? Na szantażowaniu uczestników, aby następnie wprawić ich w stan
takiego napięcia nerwowego, że w końcu nie wytrzymają?
Odyn pogrywa sobie kosztem naszego życia. Tak naprawdę do tego
sprowadza się istota Valkirii.
Choć pierwsze zadanie wydawało się wręcz niepoważne, Unai wiedział,
że musi zachować czujność. Na pewno wkrótce zaczną od niego wymagać
bardziej skomplikowanych działań. W ten sposób przynajmniej odkryje
sens swojego uczestnictwa w grze.
Ponieważ musiał istnieć jakiś powód.
Unai kojarzył fakty. Przypomniał sobie, że w okienku czatu nazwa
Gracza2 wyświetlała się w kolorze jasnoszarym. Czyżby Marta była
Graczem2, a zmiana koloru nastąpiła po jej śmierci? W każdej grze taka
zmiana miała złowrogie znaczenie: game over.
Skończyły ci się życia.
Nie żyjesz.
Marta jednak nie może rozpocząć gry od nowa. I już nigdy nie będzie
mogła.
Zastanawiające było również to, w jakim stanie był jej telefon. Unaia
bardzo zdziwiło, kiedy się okazało, że przed skokiem z okna Marta
skasowała wszystkie dane. Dlaczego samobójczyni miałaby przed
odebraniem sobie życia fatygować się i czyścić telefon, przywracając go do
ustawień początkowych? Czyżby w komórce Marty było coś, co chciała
ukryć przed tymi, którzy znajdą jej ciało?
Wydawało mu się to jednak mało prawdopodobne. Kiedy bowiem nie
żyjesz, cała reszta traci znaczenie.
Nie – doszedł do wniosku Unai. – W ostatnich minutach życia Marta nie
zawracałaby sobie głowy tym, jakie zostawi po sobie ślady. Wystarczy, że
musiała się zebrać w sobie, aby uczynić ten ostatni krok. A zatem?
– To Odyn – szepnął w nagłym przebłysku jasności umysłu.
To musiał być Odyn. Ciało Marty znaleziono po wielu godzinach, więc
mistrz gry miał aż nadto czasu, żeby pójść do jej sypialni i pozacierać ślady.
Walkiria musi pozostać niewidzialna. Dla świata zewnętrznego Valkiria
nie istnieje.
– Co powiedziałeś? – Vega usłyszała jego szept.
– Nic, mówiłem do siebie. Przepraszam.
Po dojściu do tych wszystkich wniosków Unai zaczął się zastanawiać,
czy nie otrzymał zaproszenie do gry po to, żeby zastąpić w niej Martę?
Może jedynym wyjściem z Valkirii jest śmierć? – pomyślał, dopuszczając
do głosu niepokój. Postać Odyna, twórcy pułapki ostatecznej, zaczęła
rozrastać się w jego wyobraźni, aż przybrała formę cienia, który w każdej
chwili mógł go pożreć.
Unai nie był w stanie nawet pojąć, jak się w to wszystko wpakował.
Zaledwie kilka godzin temu wiódł zwykłe życie studenta: egzaminy,
imprezy, zajęcia, sieci społecznościowe, gra na skrzypcach i godziny
spędzane z dziewczyną w bibliotece. Teraz całe jego otoczenie nabrało
złowrogiego wymiaru. Jego rzekoma determinacja słabła. Nadal zamierzał
stawić czoła Odynowi, ale wobec tak potężnego przeciwnika zaczynał
wątpić w swoje możliwości.
– Wszystko w porządku? – Vega dostrzegła, jak pobladł na twarzy
i zapatrzył się gdzieś w dal. Przystanęli. – Wiem, że nie przepadasz za
Nurią, ale… Unai?
Nie chciał jej dłużej okłamywać. Miał dość. Czy Odyn zamierzał
zrujnować każdy aspekt jego życia? Niczego nie uszanować, nigdzie nie
pozwolić mu się schronić i odpocząć od tej perwersyjnej gry?
W głębi duszy przeczuwał, jak brzmiała odpowiedź. Domyślał się, że
właśnie to zabiło Martę: brak schronienia. Od wirtualnego prześladowcy
nie ma dokąd uciec.
Valkiria nie dawała wytchnienia. W sieci nie istniały noce, dni czy
godziny aktywności. Valkiria nie spała. Choć tego nie było widać,
budowała wokół toksyczną samotność, która koniec końców cię gubiła.
Zarażała cię, odcinała od twojego świata, tym samym przemieniała w kogoś
nieznajomego.
W narażoną na ataki ofiarę.
Unai poczuł strach przed tym, co Valkiria jeszcze przed nim skrywała
i co czekało go w wymiarze, który stopniowo pochłaniał jego
rzeczywistość.
– Muszę już iść – odpowiedział. – Przepraszam.
– Nie poczekasz, aż przyjdzie tu Clara?
– Nie mogę. Zobaczymy się po kolacji, okej?
Przelotnie pocałował Vegę w usta i się oddalił. Nie, nie oddalił – uciekł.
Ona zaś została z tyłu, milcząca pośrodku kampusu. Pierwsze łzy
niebawem zasnuły jej oczy.
– Co się z tobą dzieje, Unai? – wyszeptała. – Nie odsuwaj mnie od
siebie… Pozwól, żebym ci pomogła. Bez względu na to, o co chodzi, będę
przy tobie.
Unai jej jednak nie słyszał. Nie zdawał sobie także sprawy, że Vega
zaczęła cicho płakać. Nie wiedział nawet, czy oddala się od niej, żeby
chronić ją, czy raczej siebie. Był pewien tylko jednego: musiał być teraz
sam.
Sytuacja go przerastała, nie odważył się więc spojrzeć za siebie.
Wiedział, że ucieka.
Nie zwalniając kroku, otworzył aplikację Valkirii. Z przerażeniem
odkrył, że już dwie nazwy użytkowników były wyświetlane w kolorze
jasnoszarym: również Gracz1 przybrał teraz ten śmiertelny odcień.
Tego tylko brakowało.
Mimo narastającego lęku pamiętał o dwóch najważniejszych sprawach
do załatwienia: musiał odszukać Rubéna i namierzyć dziewczynę
z nagrania.
Zaczął przyglądać się fotografiom, które przesłał mu Compu – zdjęciom
pokoju Rubéna. Jego wzrok zatrzymał się na ujęciu przedstawiającym pustą
szafę i niedomknięte szuflady.
– Nie znajdziemy go – doszedł do wniosku.
Z punktu widzenia Unaia istniało tylko jedno uzasadnienie dla tak
radykalnych działań podjętych przez Rubéna: Valkiria.
Rubén uciekł z Valkirii.

###

Czyż nie szukała tej gry? No, to teraz Walkiria ją znalazła.


Być może to towarzyszące Odynowi czarne kruki podążyły jej śladem.
W pierwszej chwili Kika poczuła ekscytację, trawił ją przecież od środka
apetyt fanatycznej wielbicielki gier. Wreszcie się dowie, co skrywa ta
nieuchwytna aplikacja! Szybko jednak ostudziła emocje, zwłaszcza po tym,
gdy przypomniała sobie, kim w mitologii były walkirie. Wówczas zapytała
siebie samą, co miał na celu tak nieoczekiwany ruch ze strony Odyna.
Dlaczego znienacka postanowił ją zaprosić?
Czyżby zbliżała się bitwa? Potrzebowali jej do jakiegoś zadania? Jeśli
tak, to takie wezwanie nie zwiastowało nic dobrego.
Jak pamiętała, walkirie wybierały bohaterów, którzy mieli zginąć
w walce. W tym sensie niepokoiło ją, że oto sobie o niej przypomnieli.
Zaprosili ją, ponieważ dowiedzieli się, że już wie o grze? Ale jak to
odkryli? Przecież kiedy pomagała Unaiowi, bardzo się pilnowała…
Spojrzała na ekran swojego telefonu. Podpisana przez Odyna wiadomość
była zwięzła:

Chcesz wziąć udział w przygodzie Valkirii?


Przyjdź sama o północy w rejon prac budowlanych.
Weź ze sobą deskę. Odyn

Nie zadali sobie trudu, żeby wyjaśnić, czym jest Valkiria, co oznaczało, że
wiedzą już, że Unai był u niej poprzedniej nocy i że domyślali się, że Kika
wie już o czymś, czego wiedzieć nie powinna.
Wiedzą, jak mnie podejść – pomyślała. – Piszą tajemniczo, zarzucają
haczyk… I wiedzą, że się na niego złapię.
Zdziwiła ją także wzmianka o deskorolce. Korzystała z niej zwykle do
przemieszczania się po kampusie, o czym Odyn najwyraźniej miał okazję
się przekonać. Nie była pewna, czy będzie jej ona potrzebna w realizacji
pierwszego zadania, czy też planowano zaprowadzić ją w jakieś dalej
położone miejsce i wszyscy uczestnicy nocnej schadzki mieli się
przemieszczać w taki sposób. Tak czy inaczej, zamierzała zastosować się do
instrukcji.
Postanowiła udać się na spotkanie. Rozsądek doradzał jej ostrożność, to
samo zresztą zaleciła Unaiowi, gdy pomagała mu wyszukać aplikację.
Niemniej jednak Kika dobrze znała samą siebie – nie było szans, by
odrzuciła tak kuszące zaproszenie.
– Pójdę tam. Koniecznie muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim
chodzi.
Wobec zbliżającej się pory spotkania Kika odczuwała niemal dziecięce
podenerwowanie. W jej życiu tak rzadko coś przełamywało nużącą rutynę
studiów. Tego rodzaju ciekawostka nie trafiała się codziennie.
Kim jest Odyn? – zastanawiała się. Nie odrzucała możliwości, że to ktoś
znajomy, któryś z kolegów z uczelni.
– Pójdę – obiecała sobie uroczyście, jakby pragnęła przełamać
ewentualne wewnętrzne opory.
Miała nadzieję już wkrótce wyznać Unaiowi, że stali się kolegami
również w grze. Kto wie, być może nawet zobaczą się tej nocy w ustalonym
miejscu.
Z niecierpliwością sprawdziła godzinę na telefonie. Jednocześnie
dopadła ją niepokojąca myśl: Gdyby walkirie istniały naprawdę, znaczyłoby
to, że udaję się na spotkanie z własną śmiercią.
ójdziemy na boisko pogapić się na ciacha? Właśnie jest mecz. –

P Clara, która rzuciła tę kuszącą propozycję, jeszcze zanim podeszła


do Vegi, dostrzegła smętne oblicze koleżanki. – Nie, widzę, że
jednak nie.
– Nie mam ochoty.
– Co z tobą? Mam nadzieję, że nie rozpamiętujesz ciągle tych swoich
sekretów.
– No…
– Próbowałam namierzyć twojego chłopaka, żeby się przekonać, czy
rzeczywiście zachowuje się tak dziwnie, jak mówiłaś, ale go nie znalazłam.
Ale nie martw się, jeszcze mu się przyjrzę.
– Dziś spędził popołudnie ze mną.
Clara badawczo jej się przyjrzała.
– I to cię nie uspokoiło?
– Claro, on znowu to zrobił.
– Co zrobił?
Oczy Vegi zalśniły, znów była bliska płaczu. Obie ruszyły w stronę
stołówki przy rektoracie.
– To przeczucie, nie potrafię ci tego wyjaśnić. Znienacka zaczął się
zachowywać inaczej. Ot tak, w jednej chwili. Unai był sobą, może zdawał
się trochę poważniejszy niż zwykle, ale nagle znów wydał mi się
nieobecny, jakby myślami skupiał się na czymś innym.
Clara milczała.
– Co wtedy robiliście? – spytała w końcu.
– Chciałam po raz ostatni odwiedzić pokój Marty Veli, a on zgodził się
pójść ze mną.
Clara otworzyła szeroko oczy.
– Cholera, Vega, ty to masz pomysły… Co jeszcze wymyślisz? Może
spacerek na cmentarz, żeby pooglądać nagrobki? Uważasz, że dzięki takim
numerom sprawisz, że Unai będzie się zachowywał normalnie?
– Nie, chodzi o to, że początkowo był taki jak zawsze. Doskonale
rozumiał, dlaczego chciałam zrobić coś takiego.
– I coś poszło nie tak?
– Właśnie. Zupełnie z zaskoczenia. Nagle zmienił mu się wyraz twarzy,
a on sam znowu zamknął się w sobie z tym swoim nieobecnym
spojrzeniem. Później odprowadził mnie tutaj i sobie poszedł. Nawet nie
poczekał, aż przyjdziesz. Zostawił mnie tu samą.
– Nie zaczekał na mnie? Zaczynam podejrzewać, że naprawdę jest się
czym niepokoić.
Vega, zbyt przejęta, żeby dostrzec żart Clary, wzruszyła tylko
ramionami.
– Sama już nie wiem. Od wczoraj mam wrażenie, jakby między nami
wyrosła jakaś niewidzialna bariera, która blokuje mi dostęp do jego
pewnych spraw. Nie rozumiem tego, nigdy dotąd czegoś takiego nie
czułam. Zresztą on też wydaje się jakiś nieswój. Czyżby był ktoś jeszcze?
Czy Unai się z kimś spotyka?
Clara odrzuciła taką możliwość.
– Nie. Unai za bardzo cię kocha, nie zdradziłby cię. Nie wiem, co się
z nim dzieje, ale on taki nie jest.
– Wiadomo, że taki nie jest. Ale zapodział gdzieś swój uśmiech, jest
bardzo rozkojarzony. Chwilami więcej uwagi poświęca telefonowi niż
mnie.
Nawet nie poczekał, aż przyjdziesz – powtórzyła w myślach Vega. Można
by to uznać za zachowanie aspołeczne, ale tym samym postawa Unaia…
zaczynałaby przypominać opisane przez Nurię postępowanie Marty!
Dopiero wymieniwszy te objawy na głos, Vega zdała sobie sprawę
z podobieństwa sytuacji. W obawach z pewnością posuwała się za daleko.
To niemożliwe, żeby ktoś tak pełen sił witalnych jak Unai przejawiał teraz
początki depresji.
– Tak, coś się z nim dzieje – przyznała wreszcie zaniepokojona Clara. –
Niesłusznie dotąd nie przywiązywałam do tego wagi.
Vega nie szukała jednak odpowiedzialnych za stan Unaia, tylko
odpowiedzi:
– Dlaczego nie zwrócił się do mnie? Dlaczego nie poprosił mnie
o pomoc?
– To już wie tylko Unai. Podejrzewasz, co mogło wywołać w nim taką
zmianę? Jeśli uda nam się to odkryć, będziemy miały trop.
Vega się zamyśliła.
– Nie wiem… Wczoraj spokojnie rozmawialiśmy w jego pokoju. Nic
szczególnego się nie zdarzyło, tyle tylko, że nagle zaczął boleć go brzuch.
No a dziś… Tak naprawdę to dostrzegłam w nim tę zmianę dopiero po tym,
jak u Marty zapatrzył się w rysunek na stoliku. Jakby zobaczył tam ducha.
Słowa te zaniepokoiły Clarę.
– Rysunek? Co za rysunek?
– Jakaś lalka i kilka pionowych kresek nad nią. Sama widzisz.
Clara aż zagwizdała.
– Zwyczajny rysunek wywołał u niego taką zmianę? Niewiele to nam
daje.
– Wiem. – Vega posmutniała. – Mam przeczucie, że to się będzie tylko
pogarszać. Już sama nie wiem, co robić.
Bała się, że przyjdzie moment, w którym Unai stanie się dla niej kimś
obcym. Była zdezorientowana, nie rozumiała jego zachowania.
– Być może ten rysunek jakoś źle mu się skojarzył… – Clara nadal
szukała tropu. – Wiesz coś o jego dzieciństwie, co mogłybyśmy powiązać
z tą lalką?
– Z tego, co wiem, dzieciństwo miał szczęśliwe.
– Przestańmy więc załamywać ręce! – Z typową dla siebie determinacją
Clara chwyciła przyjaciółkę za ramiona i zbliżyła swoją twarz do jej twarzy.
– Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych środków. Nie ma rady,
musisz z nim porozmawiać.
– Ale…
– Zmiana strategii. Zapomnij o czekaniu, aż to on wykaże inicjatywę.
Sytuacja jest na tyle poważna, że powinnaś od razu przejść do sedna
sprawy. Pora pomówić wprost, żebyś nie musiała wciąż zamęczać się
wymyślaniem czarnych scenariuszy. Sama wiesz: cierpieć trzeba tylko tyle,
ile trzeba. I ani trochę więcej.
Vega już miała coś odpowiedzieć, ale zamilkła. Nie było co dodawać,
ponieważ przyjaciółka miała rację. Dalsze krycie się przed Unaiem byłoby
absurdem.
To też jest forma kłamstwa – pomyślała. – Ja również nie jestem szczera
z Unaiem. W ten sposób do niczego nie dojdziemy.
– Umówiliśmy się na dziś wieczór – oznajmiła przyjaciółce. –
W porządku, poruszę temat i zobaczymy, co z tego wyjdzie.
– Brawo! Przy kolacji wypijemy za powodzenie twojej delikatnej misji.
I chociaż napisz do mnie, jak tylko będziesz mogła. Nie zostawiaj mnie na
całą noc bez wieści!
Vega zgodziła się porozmawiać, choć trochę się tego bała. Nie chciała
stracić Unaia, bardzo była w nim zakochana. A jeśli on się spłoszy, poczuje
się osaczony przez jej ciekawość? Może źle zareagować. Czy odpowiednio
zinterpretuje jej pytanie, czy zrozumie, że Vega nie chce go przesłuchiwać,
że to tylko logiczny przejaw zainteresowania ze strony kogoś, komu zależy
wyłącznie na jego szczęściu?

###

– Widziałem twoje zdjęcia. Sprawa jest jasna: Rubén zwiał.


Unai mówił szeptem, znajdowali się bowiem w bibliotece wydziału
prawa. Obaj, to jest Compu i on, udawali, że się uczą, na wypadek gdyby
w pobliżu znajdował się ktoś powiązany z Valkirią. Nie wiedzieli przecież,
czy poza rywalizującymi między sobą graczami Odyn nie miał do
dyspozycji współpracowników, którzy pomagaliby mu przy czarnej
robocie, na przykład szpiegując uczestników rozgrywki. Wszystko to
stanowiło jedną wielką niewiadomą, dlatego teraz siedzieli przy długim,
drewnianym stole pośrodku olbrzymiej sali o wysokich sufitach
i przeszklonych ścianach i szeptali między sobą. Niebawem miały
rozpocząć się egzaminy, dlatego o tej porze budynek wciąż był otwarty.
– Też tak uważam – przyznał Compu. – Rubén zniknął i wygląda na to,
że na dłużej. Popytałem jego najbliższych kolegów – od wczorajszej nocy
nikt go nie widział. Zdaje się, że z nikim nie podzielił się planem ucieczki,
no i ciągle nie odbiera telefonu.
Ostatni raz widziano Rubéna w porze kolacji. Unai wywnioskował
z tego, że było to jeszcze zanim Rubén umieścił na Facebooku tajemniczy
post. Z pewnością miał go już wtedy w głowie, podobnie jak decyzję, żeby
zniknąć.
Za błędy trzeba płacić.
– Czyli ulotnił się nocą – powiedział.
– Tak. Wybrał najlepszy moment, żeby nikt go nie zauważył. – Compu
starał się nieco uporządkować swoją część stołu. Długopisy poodkładał na
bok, jeden przy drugim, następnie ułożył stos notatek tak, aby nie
wystawała z niego żadna kartka. – Faktem jest, że mocno się przy tym
postarał.
– Porzucił studia? Podjął taką decyzję bez rozmowy z kimkolwiek?
Dlaczego jednak nie odbiera telefonów i nie odpisuje?
Compu przyłożył palec do ust. Mówiący podniesionym głosem Unai
zwrócił już na nich uwagę pobliskich studentów.
Unai sformułował kilka pytań, były to jednak pytania retoryczne. Odkąd
doszedł do wniosku, że Rubén prawdopodobnie jest jednym z graczy,
zachowanie kolegi tylko potwierdzało powzięte podejrzenia. Jak bowiem
miałby zapowiedzieć, że odchodzi i porzuca grę, skoro nie wiedział nawet,
czy jego koledzy nie są zarazem rywalami z rozgrywki? Jak miał dać do
zrozumienia, co zamierza, skoro Odyn zdawał się wszechobecny?
Sam bym tak zrobił – pomyślał Unai, przypominając sobie śmierć Marty
Veli. – Zniknąłbym, nie pozostawiając po sobie śladu.
Niepokojące było to, jak Valkiria zdołała skłonić do takiej decyzji
silnego i pewnego siebie Rubéna. W jakiej krytycznej sytuacji musiano go
postawić, że wszystko zostawił i uciekł w ciemną noc jak złodziej?
Przed czym uciekał?
„Za błędy trzeba płacić” – brzmiały ostatnie słowa, jakie opublikował na
Facebooku. Słowa, które w kontekście Valkirii nabierały nowego znaczenia.
Rubéna do ucieczki musiało skłonić coś brutalnego. Zapewne równie
brutalnego, jak to, co popchnęło Martę do samobójstwa.
Unai poczuł lęk: Co takiego przygotowali dla mnie? Jaki ukryty cel
miała misja, którą kazali mi wypełnić rano? Jeśli coś dotyczyło Valkirii, nie
mogło być niewinne, więc nagle przestał wierzyć w pozorną
nieszkodliwość swoich działań.
– Wypytałeś znajomych Rubéna, czy wczoraj zachowywał się
normalnie?
Potrzebowali nowych informacji, które rzuciłyby trochę światła na
sprawę.
– Tak – odparł Compu. – Powiedzieli mi, że wydawał się nerwowy,
spięty. Nie przestawał spoglądać na telefon i szybko się ulotnił, właściwie
bez pożegnania.
Był to opis, który Unai mógłby powtórzyć ze szczegółami, przede
wszystkim dlatego, że Rubén zachowywał się tak już kilka dni wcześniej.
On sam zresztą też to zauważał. Podobieństwo do zmian w usposobieniu,
jakie w ostatnich dniach życia wykazywała Marta, rzucało się w oczy.
– Podobnie zresztą jak ja – wyszeptał, świadom tego, w jaki sposób
rozstał się z Vegą. – Ja też się zmieniam.
Przypominało to jakąś epidemię.
W jednej dłoni od dłuższego czasu ściskał telefon komórkowy.
Przynajmniej w ten sposób tymczasowo krył go przed własnym wzrokiem,
choćby po to, żeby móc pomyśleć. Zasłaniając ekran, chronił się przed jego
magnetyzmem i przypominał sobie, że istnieje życie poza nim.
Marta i Rubén. Dwa zniknięcia, ponieważ do tego się to sprowadzało.
Dwie formy ucieczki.
I dwoje graczy Valkirii, których nazwy wyświetlają się w kolorze
jasnoszarym.
Przypadek?
– Rzeczywiście – pokiwał głową Compu. – Ty zawsze byłeś
wyluzowany, a dziś wydajesz się strasznie nerwowy. Musisz podchodzić do
tego z większym spokojem, bo inaczej to oni wygrają, szczególnie jeśli
chodzi im o to, aby ci dokuczyć.
– Nie wiem, czy tyle im wystarczy. A jeśli posuną się dalej?
W przypadku Marty najwyraźniej nie wystarczyło.
Informacja ta zaskoczyła Compu.
– Marty? Marty Veli? A co ona ma z tym wspólnego?
Unai opowiedział mu o rysunku, który zauważył na stoliku w jej pokoju.
– Powstał niedawno – dodał. – Musiała go wykonać Marta.
Być może była to skierowana do kogoś ostatnia wiadomość.
Testament w formie przestrogi.
– Na pewno była to taka sama lalka, co w Valkirii? Tak się w to
wkręciłeś, że…
– Marta była Graczem2. – Unai nie miał cienia wątpliwości. – Musiała
nim być. Dlatego jej nazwa od początku wyświetlała się na jasnoszaro.
Kiedy dołączyłem do gry, Marta już nie żyła. I jestem gotów się założyć, że
Rubén też bierze udział w rozgrywce.
Compu wyglądał na coraz mocniej zdumionego.
– I dlatego się zmył? Żeby wyrwać się z gry? Taką masz teorię?
– Tak. Co więcej, teraz nazwa Gracza1 również wyświetla się na
jasnoszaro, sprawdziłem. Nie wygląda ci to na zbyt duży zbieg
okoliczności? Przecież zaledwie kilka godzin temu Rubén opuścił kampus.
I akurat wtedy któryś z graczy postanowił porzucić Valkirię.
Compu nie sprawiał wrażenia przekonanego:
– Zbiegi okoliczności zawsze są podejrzane, tu zgoda, ale prawda jest
taka, że zdarzają się w rzeczywistości.
– Tutaj nie ma mowy o przypadku, wierz mi. Nawet zachowanie Marty
w ostatnich dniach jej życia bardzo przypomina postawę Rubéna, zanim
postanowił zwiać.
Compu się zamyślił.
– Faktem jest, że jego zamiłowanie do gier wideo mogłoby tłumaczyć,
że się w coś takiego wpakował – zauważył. – Akurat Rubén byłby do tego
zdolny.
– I za późno zdał sobie sprawę, że Valkiria to coś więcej niż zwykła gra.
– To nie wystarczy odejść, żeby porzucić rozgrywkę?
Unai skinął twierdząco.
– W tej grze ty decydujesz, kiedy dołączysz, ale nie możesz
samodzielnie jej opuścić.
Unai zastanawiał się, czy Rubén także wszedł do świata Valkirii pod
wpływem szantażu. Jego szaleństwo na punkcie gier wideo sprawiało, że
znacznie łatwiej można było go namówić, żeby dołączył do Valkirii
z własnej woli, zarazem jednak Rubén był zbyt inteligentny, aby przyjąć
zaproszenie od Odyna, nie dysponując wcześniej pełną wiedzą o aplikacji.
Mistrz gry zaś w żadnym razie nie udostępniłby takich informacji swoim
ofiarom.
– Jakiś czas temu Rubén przez kilka dni bardzo się niepokoił groźbą
utraty stypendium – przypomniał sobie Unai. – Był przekonany, że będzie
musiał porzucić studia.
– Faktycznie! – przyznał Compu. – O ile pamiętam, poszło o jakieś
skręty?
– Ktoś najwyraźniej widział, jak palił zioło w akademiku, więc Rubén
się przestraszył, że dowiedzą się o tym wykładowcy. Z tego, co wiem,
razem z nim paliło jeszcze dwóch studentów, istniało więc ryzyko, że
władze uczelni oskarżą go nawet o rozprowadzanie narkotyków.
– Jego przyszłość stała pod znakiem zapytania, miał jednak szczęście.
Sprawa… rozeszła się po kościach – zakończył Compu.
Słowa Compu dały mu do myślenia. Unai był teraz gotów przysiąc, że
tak fortunne dla Rubéna rozstrzygnięcie miało swoją cenę i że podyktowała
ją właśnie Valkiria.
– Nie wiedziałem, że sytuacja była aż tak poważna.
– Rubén to ukrywał, sprawa nie napawała go szczególną dumą. Stawką
był również jego wizerunek sportowca.
– Próbujesz mnie przekonać, żebym połączył tę sprawę z Valkirią –
zauważył Unai. – Czyli moja teoria nie wydaje ci się aż tak absurdalna.
– Przekonuje mnie do niej jedynie to, że nie przychodzi mi na myśl
żadne inne wytłumaczenie, dlaczego zniknął Rubén. – Compu bawił się
długopisem. – Rubén nigdy dotąd się tak nie zachowywał.
– A to, że niedawno był blisko z Martą? – Unai nie zapomniał o tym
incydencie, który teraz, na tle jego ostatnich rozmyślań, wydawał się
bardziej tajemniczy i zaskakujący. – Dwoje graczy rywalizujących
w świecie Valkirii miałoby baraszkować w samym środku rozgrywki?
– Racja. Mnie to się również wydaje dziwne. Choć przecież wcale nie
musieli wiedzieć, że są konkurentami.
– Tak czy inaczej, Rubén nigdy nie zainteresowałby się Martą. Do tego
dochodzi jeszcze sprawa jej samobójstwa niedługo później. Nabieram
przekonania, że to wszystko jakoś się ze sobą wiąże.
Compu się zawahał:
– Nie wiem, być może przesadzasz. Rozumiem z tego tyle, że Rubén
zniknął, aby wyrwać się z Valkirii.
Unai przytaknął, po czym dodał:
– I mógłbym się założyć, że wybrano mnie, abym zajął miejsce Marty.
Nie zdziwiłoby mnie zresztą, gdyby wkrótce ktoś jeszcze otrzymał
zaproszenie do Valkirii. Teraz konieczne jest przecież zastępstwo za
Rubéna. Coś nie najlepiej zostało zaplanowane w tej grze, skoro uczestnicy
tak krótko w niej rywalizują.
Compu zamilkł na dłużej.
– Jeśli twoje przypuszczenia są słuszne, być może trzeba założyć, że
straty te od początku były przewidziane.
Unai, nieświadom zaniepokojenia, jakie coraz wyraźniej malowało się na
twarzy Compu, odrzucił taką hipotezę:
– To nie ma sensu. Skoro już tworzysz taką grę, to zależy ci, żeby jej
uczestnicy cierpieli jak najdłużej. Nie tak łatwo jest znaleźć nowych graczy.
Poza tym oznaczałoby to, że Odyn przewidział śmierć Marty! Nie, sprawa
po prostu wymknęła im się spod kontroli, i tyle. Pewnie przypuszczali, że
Marta okaże się silniejsza, a ona nie wytrzymała ciśnienia. Schrzanili to,
a teraz pewnie sami boją się bardziej ode mnie.
Tak przynajmniej wolał myśleć.
Teraz, gdy się nad tym zastanowił, uderzyło go jedno: nawet śmierć
Marty nie doprowadziła do przerwania rozgrywki. Odyn był
zdeterminowany doprowadzić grę do końca… za wszelką cenę.
Naprawdę było się czego bać.
Compu, który cierpliwie wysłuchiwał słów Unaia, pozostawał
sceptyczny:
– Mam mocny argument za tym, że od początku znajdowałeś się na
liście przyszłych graczy. Jeśli więc nawet miałeś zastąpić Martę, to ją samą
wybrano jako uczestniczkę na krótki termin.
– Czyżby? A jaki to niby argument?
– Taki, że nagranie, którym cię zaszantażowano, żeby zwerbować cię do
gry, powstało, zanim Marta odebrała sobie życie.
– O kurwa.
Unaiowi zabrakło słów. Tej argumentacji nie sposób było podważyć
i rzeczywiście rozbijała całą jego teorię. Nie ulegało wątpliwości – już kilka
tygodni przed tym, jak Marta popełniła samobójstwo, Odyn szykował
pułapkę na Unaia. Aby pochwycić go w swoją pajęczynę. Liczył się już
więc z utratą Marty.
Valkiria nie improwizowała, wszystko stanowiło element misternie
obmyślonego planu.
– Zdajesz… – Unai się zająknął. – Zdajesz sobie sprawę, że to oznacza,
że zmusili Martę do samobójstwa?
Było to bardzo mocne stwierdzenie.
– A przynajmniej dopuszczali taką możliwość – przyznał Compu. – Ale
być może myśleli o tobie nie jako o jej zmienniku, lecz kolejnym graczu.
Nie wiemy, ilu ich potrzebują.
Nic więcej nie dodał, patrzył tylko na Unaia z poważną miną, która sama
w sobie stanowiła odpowiedź.
– Powinienem zgłosić to na policji? – Unai czuł, że nie jest w stanie
ogarnąć możliwych wymiarów tej sprawy.
– Sęk w tym, że nie masz żadnych dowodów. Nakłanianie do
samobójstwa trudno jest udowodnić przed sądem – Compu pozwolił dojść
do głosu swojemu prawniczemu wykształceniu.
– A nie wystarczy sama aplikacja Valkirii w moim telefonie?
– Ściągnięcie gry to nic nielegalnego. Poza tym Odyn kasuje przecież
przesyłane wiadomości. Nawet tego więc nie masz, a jedynie esemes
z załączonym linkiem do nagrania, nadany z numeru nie do namierzenia.
Jak zatem powiążesz Valkirię z samobójstwem Marty, skoro nie możesz
nawet dowieść, że ona w tej grze uczestniczyła? Unai, policja nie potraktuje
cię poważnie. Uznają, że odbiła ci szajba na punkcie gier wideo, i tyle.
Istotnie. To, co miał w sprawie Valkirii, nie wystarczało, żeby zgłosić się
na policję. Zgranie takiej karty i utrata wiarygodności byłyby absurdem.
Przynajmniej teraz. Jego prawdziwym celem w grze nie było już jednak
zdemaskowanie Odyna, ale zgromadzenie dowodów, które wiązałyby
mistrza gry ze śmiercią Marty i z szantażem, któremu poddawano jego
samego.
– W tym wszystkim chodzi o to, żebym dalej grał – zauważył
zrezygnowany. – Nie pozostaje mi nic innego.
– Jesteś kimś w rodzaju tajnego agenta, kreta. – Compu wypisywał na
kartce przypadkowe wyrazy, wciąż udając przed postronnymi osobami, że
się uczy. – Tak, musisz to zrobić. Musisz grać i wytrzymać. Wcześniej czy
później Odyn popełni błąd. A wówczas ty będziesz mógł to wykorzystać.
Unai nadal bił się z myślami.
– Zastanawiam się, czy policję zaskoczyło to, że Marta przed śmiercią
skasowała dane z telefonu.
– Nie sądzę. Sprawa jest tak oczywista, że pewnie ograniczyli się do
rutynowych czynności.
– Szkoda, że Odyn tak prędko pozacierał ślady. Teraz nie ma jak
udowodnić, że Marta była graczem w Valkirii.
Compu formułował właśnie najnowszą teorię.
– Dlatego mnie też wydaje się logiczne, że to Odyn stoi za
wyczyszczeniem telefonu Marty. Z pewnością on pierwszy dowiedział się
o samobójstwie… Być może nawet jako jego bezpośredni świadek.
Unai przecierał oczy ze zdumienia. Wszystko to wydawało mu się jakąś
nierzeczywistą przesadą.
– Gdzie teraz jest ten telefon? – zapytał.
– U rodziców Marty, daleko stąd.
– Być może został w nim jakiś ślad…
– Zapomnij. Tym sposobem do niczego nie dojdziemy. Nie ma na to
czasu.
– Racja.
Bardziej obiecującym tropem wydawało się namierzenie dziewczyny
z nagrania. Compu sprawdził godzinę na telefonie.
– Muszę już iść – oznajmił – ale będę pod telefonem. Dwadzieścia cztery
godziny na dobę, serio. Całą noc. Odzywaj się, jak będziesz miał
cokolwiek, możesz na mnie liczyć, jasne? Tymczasem ja będę dalej szukał
Rubéna. Ktoś musi coś wiedzieć.
– Szkoda, że nie miał dziewczyny.
– Fakt. Jej z pewnością powiedziałby, co zamierza, a teraz moglibyśmy
ją przemaglować jak dobry i zły policjant. Choć patrząc na to, jak się
sprawy mają, być może uciekliby we dwoje.
– Też prawda.
Tyle że to nie była prawda, zresztą Rubén na pewno nie podzieliłby się
z nią swoim problemem. Unai właśnie zdał sobie sprawę, że on sam tak nie
postąpił – nic przecież nie powiedział Vedze o Valkirii.
Compu wstał.
– Uszy do góry, Unai! Pamiętaj, że nie jesteś sam. Pomogę ci z tym do
samego końca.
– Dzięki. To wiele dla mnie znaczy.
Słowa Compu, zamiast przynieść otuchę, budziły w Unaiu jedynie ból na
myśl o nieobecności Vegi. Ona powinna być tu z nimi, wnosząc swoją
wrażliwość, swoje towarzystwo, swoją inteligencję. Swoją miłość. Ale on
ją od siebie odsunął. I to był błąd.
Błąd, który uczynił go słabszym, bez względu na to, jak bardzo był teraz
zdeterminowany sprzeciwić się Odynowi i wykończyć Valkirię.
Postanowił, że jeszcze tego wieczoru opowie Vedze o tym, co się dzieje.
Wszystko. Już nie mógł wytrzymać. To, czego się domyślał, było zbyt
poważne, żeby utrzymywać ją w niewiedzy. Bez niej nie potrafiłby się
postawić. Wyczerpanie, jakie ogarniało go za sprawą Valkirii, było i tak
wystarczająco trudne do zniesienia, żeby jeszcze Unai miał się mierzyć
z poczuciem winy po zdradzeniu narzeczonej. Musiał uwolnić się od tego
ciężaru. I pogodzić się z konsekwencjami.
– Poradzisz sobie.
Compu, nieświadom tych przemyśleń, poklepał go tylko po plecach
i oddalił się w kierunku wyjścia z biblioteki. Unai pozostał na swoim
miejscu, niemy i zamyślony, w dłoni wciąż ściskając swój telefon.
Dostatecznie wiele już wytrzymał.
Postanowił wtajemniczyć również Kikę, choć groziło to ujawnieniem
całej sprawy. Potrzebował jej wiedzy fachowej. Zrozumiał, że aby pokonać
Odyna, musiał zaatakować go w obu wymiarach: rzeczywistym
i wirtualnym. Ufał, że jeśli zrobi to rozważnie, Valkiria nie wykryje jego
sprzymierzeńców.
Dlatego właśnie Odyn nie podaje nam tożsamości pozostałych graczy –
pomyślał. – Chce, żebyśmy byli słabi i osamotnieni.
Unai rozprostował palce i położył telefon przed sobą. Wytarł
wyświetlacz, wilgotny od potu, a następnie wprowadził kod i uruchomił
Valkirię. Pierwsze, co zwróciło jego uwagę, to migający na czerwono
sygnał alarmu geolokalizacji.
Serce mu zamarło.
Gdzieś bardzo blisko znajdował się inny uczestnik rozgrywki. Musiało
chodzić o Gracza3, jedynego poza nim samym, który wyświetlał się
w aplikacji jako aktywny. Gracz1 i Gracz2 w dalszym ciągu widnieli
oznaczeni kolorem jasnoszarym.
Tak, to był Gracz3.
Unai podniósł wzrok i zaczął się przyglądać wszystkim studentom
w polu widzenia. Który z nich był jego rywalem i co tutaj robił? Czy to
przypadek – kolejny rzekomy zbieg okoliczności – czy może Gracz3 zjawił
się tutaj, ponieważ go szukał?
Wśród kilku znajomych twarzy, jakie dostrzegł ze swojego miejsca,
rozpoznał Mareosa Esteve, dziwacznego kolegę, który tego samego ranka
przypatrywał mu się na zajęciach.
Unai przypomniał sobie słowa Compu: „Zbiegi okoliczności zawsze są
podejrzane”.
Tylko spokojnie, nie możesz się zdradzić.
W tej samej chwili Marcos podniósł głowę i ich spojrzenia skrzyżowały
się na kilka sekund. Ani jeden, ani drugi nie okazał żadnej reakcji, niczym
hazardzista, któremu nie drgnie nawet powieka. Obaj udawali, że się uczą.
Chwilę później Marcos wrócił do swoich notatek.
Muszę się stąd zbierać – pomyślał Unai. – Zobaczmy, czy Marcos
zostanie na miejscu, czy również wyjdzie.
W tym właśnie momencie usłyszał dźwięk powiadomienia z czatu
wbudowanego w aplikację Valkirii. Spojrzał na nazwę nadawcy: Odyn.
Zaczynał panikować.
nai kilkoma susami opuścił bibliotekę. Biegł przez korytarz i rzucał

U ukradkowe spojrzenia, starając się kątem oka badać otoczenie.


Nabierał coraz większego przekonania, że jest obserwowany.
Zauważył, że Marcos nie wyszedł za nim, choć nie musiało to jeszcze
oznaczać, że nie bierze udziału w rozgrywce Valkirii. Koniec końców byłby
to z jego strony niezbyt mądry ruch, Marcos tymczasem nie wydawał się
kiepskim graczem.
Na zewnątrz Unai natknął się na Pedra Ginésa, który siedział na
schodach prowadzących do głównego wejścia do biblioteki. Towarzyszył
mu dobrze zbudowany chłopak o szczerym uśmiechu.
W innych okolicznościach Unai nic by do niego nie miał, ale teraz każdy
nieznajomy, przez sam fakt bycia nieznajomym, wydawał się podejrzany,
mógł przecież być graczem Valkirii. Unai spojrzał na niego nieufnie.
– Cześć, Unai! – pozdrowił go Pedro. – Już nie wkuwasz?
– Nie – odpowiedział Unai, starając się przyjąć zmęczony wyraz twarzy,
jakiego należałoby się spodziewać po osobie spędzającej popołudnie na
niezbyt produktywnej nauce. – Na dziś już wystarczy.
– Raúl, poznaj Unaia. – Pedro odwrócił się ku towarzyszowi. –
Pierwszorzędny skrzypek.
Unai uśmiechnął się zdawkowo i uścisnął wyciągniętą dłoń chłopaka,
który właśnie wstał. Spojrzał w oczy Raúla, w jego niewinnym wyglądzie
starając się dostrzec jakąś oznakę fałszu. Nie dojrzał niczego poza pewną
miękkością w ruchach, która zdała mu się niemal kobieca.
– Bardzo mi miło.
– Mnie również – odparł Unai. – Pedro przesadza, po prostu gram na
skrzypcach, i tyle.
– Akurat! – zaoponował Pedro. – Przyznaj, że jesteś… Jak to się mówi?
Aha, „wirtuozem”. Daj mi się pochwalić, że mam takiego kolegę!
– Rzecz w tym, że słoń ci na ucho nadepnął, dlatego wszystko ci się
podoba. Długo tu będziecie?
– Nie, za chwilę się zbieramy. Niedługo zresztą zamykają.
Raúl usiadł z powrotem obok Pedra. Było już późno. Nad kampusem
zapadał zmrok, okoliczne latarnie roztaczały coraz mocniejsze kręgi światła
między budynkami.
Wraz z nastaniem nocy groźba ze strony Valkirii wydawała się Unaiowi
jakby bardziej namacalna.
– Dobra, zostawię was – pożegnał się Unai. – Umówiłem się z Vegą i już
jestem spóźniony. Do jutra!
Zaczął się oddalać, ale na plecach czuł poirytowane spojrzenie Pedra.
Nie musiał się odwracać, żeby zyskać pewność, że nie udało mu się ukryć
podenerwowania. Emanował nim na kilometr. Poza tym nie rozstawał się
ani na chwilę z telefonem, jakby to była kolejna kończyna jego ciała.
Czy tak właśnie zachowywali się Marta i Rubén?
Ponownie przeczytał ostatnią wiadomość od Odyna:

Niebawem zaginiony się odnajdzie,


a twoja pierwsza misja nabierze sensu.
Czekaj na instrukcje.
Nadchodzi twoja druga próba…

„Zaginiony się odnajdzie”. Interpretacja tych tajemniczych słów nie


pozostawiała wątpliwości.
– Odyn wie, że szukam Rubéna. Po prostu to wie.
Unai próbował uzyskać więcej informacji, odpowiadając Odynowi
w okienku czatu, ale mistrz gry już mu nie odpisał. Unai, zawiedziony,
powoli obrócił się wokół własnej osi. Przed sobą widział budynki
poszczególnych wydziałów, wydeptane ścieżki na trawnikach, drzewa,
akademik, wyasfaltowane alejki, zaparkowane samochody. I ludzi.
Pojedyncze osoby i grupki, stojące i w ruchu. Wykładowców, studentów,
gości.
Gdzie się kryjesz, Odynie? Pokaż się, jeśli masz jaja. Skończmy to raz,
a dobrze. Przestań ze mną pogrywać. Czego ty ode mnie chcesz? Ofiara
Marty ci nie wystarczy?
Po raz kolejny mistrz gry potwierdził swoją zdumiewającą zdolność
zdobywania informacji. Nic nie uchodziło jego uwadze. Tak, rozwój
wypadków utwierdzał Unaia w podjętej już decyzji: potrzebował wsparcia
Kiki. Zamierzał wszystko jej opowiedzieć. Jaki jest sens cokolwiek
ukrywać w sytuacji tak rozwiniętego nadzoru? Nie miał zamiaru
zrezygnować z tych niewielu możliwości wsparcia, jakimi jeszcze
dysponował. Marta z pewnością postąpiła inaczej: zachowała wszystko
w tajemnicy, pokornie stosowała się do reguł gry… a teraz nie żyła.
Ona nie żyła, Rubén zaś zniknął.
Ten cały Odyn był szaleńcem, trzymał jednak wodze gry żelazną ręką.
Nie odpuszczał.
Wiadomości przesłanej Unaiowi nie napisał ktoś, kto wahał się nad
kolejnym posunięciem, ale ktoś, kto nie zamierzał zboczyć ani o krok z raz
obranego kursu.
Odyn to jakiś psychopata. Jak można spokojnie spać po doprowadzeniu
kogoś do samobójstwa? Nic go nie powstrzyma.
Unai ruszył przed siebie i niebawem dotarł pod akademik. Wtedy naszła
go złowroga myśl.
– Skąd Odyn wie, gdzie jest Rubén? – powiedział na głos.
Zaginiony się odnajdzie.
Aby móc z taką pewnością przewidzieć, że to nastąpi, Odyn musiał znać
miejsce pobytu Rubéna, a także działania tych wszystkich, którzy go
szukali.
Myśl ta zmroziła Unaia.
Jednocześnie zyskał potwierdzenie, że Rubén też uczestniczył w grze.
Jedynie tak można było wytłumaczyć wiedzę, jaką miał o nim Odyn.
A twoja pierwsza misja nabierze sensu.
Druga część wiadomości Odyna wydawała się bardziej osobliwa. Unai
nic z niej nie pojmował. Co porządkowanie jakiejś zagraconej piwnicy
mogło mieć wspólnego z odnalezieniem Rubéna?
Unai odetchnął głęboko, usiłując odzyskać spokój. Potrzebował swoich
skrzypiec. Wszedł do akademika i skierował się od razu do swojego pokoju.
Pal sześć kolację! Niedługo miała przyjść Vega, do tego czasu musiał więc
zyskać całkowitą jasność co do następnych posunięć, a także obmyślić,
w jaki sposób wyzna jej swój sekret. Miał nadzieję, że zdoła zatrzeć złe
wrażenie po swoim niedawnym dziwacznym zachowaniu i obudzi w niej
zrozumienie.
Nie mógł jej stracić. Nie teraz.

###

Kółka deskorolki toczyły się po twardej i gładkiej nawierzchni, cicho


turkocząc. Kika cieszyła się rześkim powietrzem owiewającym jej policzki,
ciszą i mrokiem w poświacie księżyca. Nikogo nie spotkała po drodze, co
nie dziwiło, zbliżała się bowiem północ. Stopniowo pozostawiała za sobą
uczęszczane rejony kampusu, kierując się ku obszarowi, gdzie prowadzono
prace budowlane. Latarni było coraz mniej, postanowiła więc zwolnić
tempo. Była podekscytowana. Zainteresowanie budziło w niej zarówno
samo spotkanie, jak i potajemny sposób, w jaki została na nie wezwana:
krótkie wiadomości, bardzo mało danych, skąpo dawkowane informacje.
Należycie dobrano również miejsce i porę spotkania, potęgowały bowiem
tajemniczy nastrój. Uwielbiała fabularne gry wideo, musiała zatem
przyznać, że strategia obrana przez Odyna była bardzo skuteczna: człowiek
nabierał ochoty, żeby wziąć udział w rozgrywce. Twórcy aplikacji zdołali
sprawić, że wczuła się w grę, jeszcze zanim oficjalnie do niej dołączyła.
Trudno było zaprzeczyć, że świat rzeczywisty i wirtualny harmonijnie
łączyły się w Valkirii. Pokazali jej przynętę, a ona bez chwili wahania ją
chwyciła. Teraz czekała, aż otrzyma aplikację, która pozwoli jej dołączyć
do gry.
Chciała ją zbadać, przestudiować, poznać jej sekrety.
W końcu Kika dotarła w wyznaczone miejsce – do znaku zakazu wstępu
ustawionego obok metalowego ogrodzenia, które wyznaczało granicę
kilkusetmetrowego obszaru robót budowlanych. Płot stanowił przeszkodę,
która nie pozwalała pójść dalej. Po drugiej stronie rozpościerała się
przestrzeń, na której wznoszono nowe zabudowania kampusu. Kika, wciąż
stojąc na deskorolce, przez pordzewiałą siatkę dostrzegała liczne koparki,
rusztowania, szkielety budynków, które odcinały się w świetle księżyca,
a także rozwarte paszcze ogromnych wykopów.
Bardzo ponury krajobraz. Fenomenalne.
Kika zeszła z deskorolki.
Na wielkiej tablicy przybitej do słupa piktogramy objaśniały reguły
obowiązujące robotników – konieczność korzystania z kasków i inne
zasady, do których musiał się zastosować każdy, kto wkraczał na teren
robót. Kika wyciągnęła z kieszeni telefon i zgodnie z instrukcjami Odyna
czekała na kolejne polecenia. Po chwili usłyszała brzęczenie oznajmiające
nadejście wiadomości.

Wejdź.

Proszę, proszę – pomyślała Kika. – Odyn na pierwszą randkę nie wybiera


typowych miejscówek.
– Czyli już wiesz, że tu jestem. – Rozejrzała się wokół, starając się kogoś
wypatrzyć. Jedynym sposobem, w jaki mistrz gry mógł stwierdzić, że Kika
dotarła na wyznaczone miejsce, była bezpośrednia obserwacja. Nikogo
jednak nie dostrzegła, choć w takim otoczeniu mrok mógł równie dobrze
skrywać całą armię, a Kika i tak nie zdałaby sobie z tego sprawy.
Zastanowiła się, w jaki sposób powinna pokonać ogrodzenie.
W rzeczywistości było to bardzo proste. Słupki podtrzymujące siatkę były
osadzone w wolno stojących cementowych bloczkach przypominających
pustaki – wystarczyło lekko unieść jeden ze słupków, żeby metalowa siatka,
dość lekka, podwinęła się, umożliwiając przejście pod spodem.
– Logiczne, że nie ma tu żadnych środków bezpieczeństwa – szepnęła
pod nosem Kika. – Kto normalny by się tu pakował?
Chwyciła siatkę i podciągnęła mocniej ku górze. Najbliższe słupki
wyskoczyły z cementowych bloczków i zawisły w powietrzu.
Oswobodzony kawałek ogrodzenia zatańczył, fantazyjnie się skręcając.
Kika wykorzystała okazję i delikatnym kopnięciem przepchnęła deskorolkę
na drugą stronę. Następnie schyliła się i unosząc nad sobą luźny fragment
siatki, przeczołgała się na teren budowy.
Gdy już się tam znalazła, wstała i podniosła deskorolkę. Roztaczająca się
wokół sceneria sprawiała wrażenie na wpół nierzeczywistej, na wpół
apokaliptycznej.
– Idealne tło gry wideo.
Robotnicy niewiele zdążyli jeszcze wybudować, nie było nawet czego
rozkradać. Kika przypuszczała, że w miarę postępów prac wynajmą
stróżów z prywatnej firmy ochroniarskiej. Cieszyła się, że w tym momencie
nie musiała martwić się ich obecnością.
Otrzymała kolejną wiadomość.

Podejdź dwieście metrów


w stronę parkingu podziemnego.

Kika podniosła wzrok znad wyświetlacza telefonu i ruszyła przed siebie.


Gdyby nie blask księżyca, spacer byłby bardzo niebezpieczny, musiała
bowiem wymijać kopczyki wydobytej ziemi, wyrwy w podłożu, pojazdy,
ciężkie maszyny i rusztowania. Oświetlała sobie drogę telefonem.
– Odyn tu jest – powiedziała do siebie. – Kryje się gdzieś, skąd może
obserwować ogrodzenie i parking. Z pewnością mnie widzi.
A może to kruki Odyna – pomyślała, wczuwając się w rolę – które
szpieguję mnie z ciemnego nieboskłonu? Być może pozostali uczestnicy
rozgrywki również tam byli i śledzili jej ruchy, nie zdradzając się ze swoją
obecnością. A wszyscy kryli się pośród tego przypominającego ruiny
krajobrazu, jakby scenografii filmu o działaniach wojennych.
Mimo że uważnie przyglądała się okolicy, Kika niczego nie spostrzegła.
Żadnego ruchu, żadnego odgłosu. Nic.
Wreszcie dotarła w miejsce, które przypominało pierwszy etap budowy
parkingu podziemnego: firma budowlana wykonała olbrzymi wykop, dziurę
głębokości piętnastu, dwudziestu metrów i szerokości sześćdziesięciu
metrów. Prawdziwą otchłań pod gołym niebem. Po przeciwległej stronie
placu budowy ziemny nasyp, naznaczony śladami koparek i ciężarówek,
prowadził z powierzchni na dno tego kwadratowego krateru o wymiarach
kwartału zabudowy miejskiej, wskazując wjazd na przyszły parking
budynku.
Parking co najmniej trzypoziomowy – oszacowała Kika, przypatrując się
temu wszystkiemu, w miarę jak podchodziła coraz bliżej.
W tym momencie zauważyła element, który nie pasował do tej scenerii:
kilka metrów przed nią, na samym brzegu wykopu, ktoś zostawił niewielką,
drewnianą skrzynkę, na niej zaś ustawił puszkę piwa.
– To dla mnie – domyśliła się Kika.
Brzęczenie telefonu powiadomiło ją o nadejściu kolejnych instrukcji.
Nie spuszczając z oka otoczenia, zatrzymała się, aby przeczytać najnowszą
wiadomość.
ega przystanęła w korytarzu akademika, od drzwi pokoju Unaia

V dzieliło ją jeszcze kilka metrów. Usłyszała dźwięki pięknej, ale


smutnej melodii granej na skrzypcach. Zdawało się, jakby nuty
wzlatywały w powietrze i unosiły się gdzieś w połowie wysokości
korytarza. Muzyka była naznaczona subtelnym żalem, który Vega
wychwytywała, ale którego wciąż jeszcze nie potrafiła zinterpretować. Nie
słyszała w nich lęku i zwątpienia, które towarzyszyły grającemu w pokoju
Unaiowi. To wyrzuty sumienia odpowiadały za apatię, z jaką zaledwie kilka
metrów dalej przesuwał smyczkiem po strunach instrumentu.
Vega domyśliła się jednak, że Unai wybrał tę melodię jako muzyczne tło
wieczoru zwierzeń. Chciał ją powitać tymi właśnie dźwiękami. Zrozumiała,
że postanowił jej wyznać powód swojego zachowania, a jednocześnie
przyczynę niepokoju, który trawił ją od zeszłego wieczoru. Oboje wybrali
ten sam moment, aby się odsłonić. Dziś porozmawiają. Otwarcie.
Unai za pośrednictwem swojej muzyki coś mówił Vedze, ona zaś
żałowała, że nie jest w stanie śledzić partytury jego wyznania. Wolała
słowa, zawsze bowiem odczuwała potrzebę wyrażania swoich uczuć
słowami. Muzyka to za mało w porównaniu z głosem osoby, którą kochasz.
Teraz zaś jej obawy nagle przybrały na sile. Nie chciała utracić Unaia, ale
dźwięk jego skrzypiec budził w niej lęk, zawierał w sobie coś, co
wzbudzało w niej niepewność.
Stała więc pośrodku korytarza, jakby opóźnienie spotkania z Unaiem
mogło uwolnić ją od groźby rozstania.
– Muszę w niego wierzyć – spróbowała dodać sobie otuchy. – Nasz
związek jest pewny, przetrzyma nawet najtrudniejszą próbę. Jesteśmy
razem.
Niespiesznie ruszyła dalej, aż w końcu znalazła się pod drzwiami pokoju
Unaia. Zapukała. Rozbrzmiewająca ze środka muzyka ustała.
Nastąpił moment ciszy, jakby przygotowania.
– Proszę!
Vega weszła do środka. Unai zdążył schować skrzypce do futerału, który
spoczywał teraz na łóżku, po czym podszedł do niej z poważnym wyrazem
twarzy i objął ją, nie wypowiedziawszy ani słowa. Odwzajemniła uścisk.
Pozostali w tej pozycji dłuższą chwilę, starając się znaleźć siły
w intymnej bliskości. Takie powitanie utwierdziło Vegę w przekonaniu, że
działo się coś naprawdę poważnego. Wystraszyła się.
Unai zamknął drzwi do pokoju i poprosił, żeby usiadła.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmił z powagą.
Vega skinęła głową. Nie starała się nawet udawać zdziwienia. Było już
na to za późno.

###

Kika odczytała wiadomość:

Dojdź do skrzynki, ale się nie odwracaj.


Wypij piwo. Zaczekaj na miejscu.

Ale ten Odyn troskliwy – pomyślała. – Wziął pod uwagę, że mogę być
spragniona. Uśmiechnęła się, spoglądając na roztaczającą się przed nią
pustkę, odległą zaledwie kilka centymetrów od drewnianej skrzynki, która
wyznaczała teraz nową granicę terenu jej działań.
– Ta gra dosłownie doprowadza na skraj przepaści – zauważyła na głos.
Zgodnie z poleceniem, niespiesznie, z deskorolką w dłoni, podeszła do
miejsca, w którym ktoś wcześniej ustawił skrzynkę i puszkę. Za plecami po
raz pierwszy wyczuła jakiś ruch, powściągnęła jednak ciekawość – nie
chciała zepsuć tak obiecującego początku, łamiąc wyznaczone zasady.
Musiała przestrzegać rytuału.
Niemal pod jej stopami zaczynała się dwudziestokilkumetrowa czeluść.
Spoglądając w dół, poczuła lekki zawrót głowy. W głębi dostrzegła pryzmy
ziemi i betonowe bloki. Wnętrzności budowy. Ostrożnie odłożyła
deskorolkę na ziemię i sięgnęła po puszkę piwa. Było zimne.
Otworzyła piwo, a towarzyszące temu syk i trzask momentalnie
przełamały nocną ciszę. Podniosła puszkę do ust i zaczęła powoli pić,
świadomie się nie spiesząc. Chciała wyglądać na kogoś, kto panuje nad
sytuacją, kto nie daje się ponieść nerwom.
Jestem doświadczonym graczem – zauważyła w myślach. – Nie tak łatwo
zrobić na mnie wrażenie.
Jednak w rzeczywistości była pod wrażeniem.
Piła dalej. Nie zwracała uwagi na skrzynkę, ale gdy przesunęła ją stopą,
spostrzegła, że była pusta. Domyśliła się więc, że ustawiono ją w tym
miejscu jedynie jako prowizoryczny stolik.
Zastanawiała się, czy Odyn ją teraz obserwuje, jednocześnie zaś raz
jeszcze poczuła podziw dla twórców Valkirii. Wyobraziła sobie bowiem
własną sylwetkę odcinającą się na tle księżycowej poświaty, stojącą pośród
pustki i szkieletów budynków, na skraju otchłani. Porażające. Ten, kto
wymyślił grę i jej mechanizmy, musiał mieć wyborny gust.
Właśnie w tym momencie nabrała pewności, że nie zostanie zaproszona
do świata Valkirii jako gracz. Zrozumiała to nagle, bez żadnego pretekstu,
który uzasadniałby tę myśl. Po prostu w otaczającej ją ciszy osiągnęła
jasność umysłu.
Nie udostępnili mi aplikacji. Z Unaiem postępowali inaczej.
Czyli nie chcą mnie jako zawodniczki.
Entuzjazm po otrzymaniu pierwszej wiadomości sprawił, że wyciągnęła
mylne, naiwne wnioski. Odyn nie chciał włączyć jej do gry, ani przez
chwilę nie miał tego w planach.
Ciekawość Kiki ustąpiła miejsca rozczarowaniu.
A zatem? Czego ode mnie chcą?
Po co mnie tutaj ściągnęli?
Wypiła ostatni łyk piwa i odstawiła puszkę z powrotem na skrzynkę. Na
razie nie dostała kolejnych instrukcji. Ponownie przeczytała pierwszą
wiadomość od Odyna:

Chcesz wziąć udział w przygodzie Valkirii?


Przyjdź sama o północy w rejon prac budowlanych.
Weź ze sobą deskę. Odyn

„Wziąć udział”. Zastanawiała się, czy w grze polegającej na wykonywaniu


zadań można wziąć udział, nie będąc jednym z graczy. I pełna niepokoju
doszła do wniosku, że tak.
Albo jest się graczem, albo elementem próby, której mają sprostać inni.
To również oznaczało udział, ale w innej formie. Wykorzystując
wieloznaczność słów, Odyn zdołał ją zmylić i zwabić. Kika poczuła dreszcz
niepokoju. Być może w ogóle nie powinna się tutaj pojawiać.
Przypomniała sobie napięcie rysujące się na twarzy Unaia, gdy
odwiedził ją minionej nocy, jego widoczną nerwowość.
Wrażenie, że coś ukrywał.
Kika dopiero w tym momencie zaczęła pojmować złowrogie oblicze
Valkirii.
Kim był Odyn? Czego chciał?
Spojrzała na skrzynkę, na której stała teraz pusta puszka. Otrzymane
piwo wydało jej się nagle ostatnim posiłkiem skazańca.
Czyżby zastawili na nią pułapkę? Czy miała paść ofiarą rywalizacji
uczestników rozgrywki?
– Muszę się stąd zmywać.
Ale było już za późno. Za jej plecami bezgłośnie pojawiła się czyjaś
sylwetka.

###

Vega starała się przyswoić to, co właśnie powiedział jej Unai. Wciąż
siedziała na łóżku. Odmówiła obejrzenia filmiku. Nie potrzebowała tego,
nie była gotowa na cierpienie, jakie sprawiłby jej widok Unaia całującego
się z inną dziewczyną.
Przynajmniej zdołała wysłuchać jego opowieści do końca, nie
przerywając, choć nie było to łatwe.
– To niemożliwe, żebyś tamtej nocy był sobą – stwierdziła w końcu
urażonym głosem. – To nie byłeś ty.
Powstrzymywała łzy. Chwytała się teraz wyjaśnień Unaia niczym
rozbitek deski pośrodku oceanu, choć nie była pewna, czy to
usprawiedliwienie dopuszcza do siebie jedynie dlatego, że rozpaczliwie
pragnie mu uwierzyć.
Spojrzał jej w oczy.
– Tak samo sądzi Compu – powiedział delikatnie. – Porozmawiaj z nim,
wiesz przecież, że to rozsądny chłopak. Możliwe, że wrzucili mi coś do
drinka. Nic z tamtego wieczoru nie pamiętam, a przecież nigdy mi się to nie
zdarza, prawda? Poza tym, może wszystko to przygotowali, żeby móc mnie
nagrać… Zaręczam ci, że gdyby nic mi nie było, w żadnym razie nie
wpadłbym w tę pułapkę. Nigdy. To nie byłem ja.
Vega starała się mu uwierzyć, ale cała ta sprawa wydawała się jej
dziwna. Dlaczego komuś miałoby tak zależeć, żeby Unai dołączył do
jakiejś gry wideo? Nie mówiąc już o rzekomym powiązaniu Valkirii
z samobójstwem Marty Veli. Tego było za wiele.
– Czyli Compu już to wszystko wie?
Siedzieli blisko siebie, lecz ich ciała się nie stykały. W miarę jak Unai
mówił, Vega stopniowo się od niego odsuwała. Nawet w takich
okolicznościach postępowała delikatnie. Teraz to on dałby wszystko, żeby
chwycić ją za ręce i przezwyciężyć ten dystans, jaki nagle między nimi
wyrósł. Nie miał jednak odwagi.
– Tak. Opowiedziałem mu to dziś po południu – odparł. – To w końcu
nasz przyjaciel, więc poprosiłem go o pomoc, ponieważ nie wiedziałem, jak
rozwiązać tę sprawę w taki sposób, żeby nie wyrządzić ci krzywdy.
Ponieważ chcę, żebyś ze mną była – tak w rzeczywistości chciał
powiedzieć.
Vega skinęła głową.
– Kim ona jest?
– Już ci mówiłem. Nie mam pojęcia. Przedstawiła się jako Laura,
studentka drugiego roku dziennikarstwa.
– To akurat zapamiętałeś?
– Na początku czułem się jeszcze dobrze, niczego nie wypiłem. Dlatego
wydaje mi się, że później wsypali mi coś do szklanki. Sama wiesz, że są
prochy, jak choćby skopolamina, od których tracisz władzę nad sobą. Nie
zdajesz sobie sprawy, jak dokładnie ci ludzie wszystko zaplanowali.
Z pewnością byliby w stanie ją zdobyć. Wszystko przewidzieli.
Miał świadomość, że wciąż jeszcze nie przezwyciężył jej sceptycyzmu.
I to rozumiał.
– Porozmawiaj z Compu – nalegał. – On cię nie okłamie, poza tym nie
ma w tym własnego interesu.
– Czy muszę? – Vega spojrzała mu w oczy. – Ty byś mnie znowu
okłamał?
– Nie, oczywiście, że nie! Mówię tylko, że jest bardziej obiektywny ode
mnie, a jeśli powie to, co ja…
Unai musiał uważać na słowa, Vega bowiem ledwie panowała nad
nerwami.
– Chcę ci zaufać. – Bolało ją, że musi tak to ująć. – To jednak, co mi
mówisz, brzmi dość bezsensownie. Dlaczego ci, którzy stoją za tą aplikacją,
mieliby zadawać sobie tyle trudu, żeby cię w to wciągnąć? Odkąd to jesteś
tak drogocennym graczem?
Unai pokręcił głową.
– Nadal kompletnie tego nie rozumiem.
Vega nieprzerwanie analizowała w myślach usłyszane informacje, które
mimo uczucia, jakim darzyła Unaia, nie były łatwe do zaakceptowania.
I tak zdobyła się już na wiele i nie wyszła z pokoju trzaskając drzwiami, jak
pragnęło uczynić jej ciało. Bała się, że mogłaby się pomylić, postąpić
niesprawiedliwie.
– Widziałeś się później z tą dziewczyną?
– Nie, przysięgam. Przypuszczam, że ona też jest powiązana z Valkirią.
To jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy, który by tłumaczył,
dlaczego zgodziła się wziąć udział w zastawieniu na mnie pułapki. Dopóki
jej nie odnajdę, nie będę wiedział, jaką w tym wszystkim odgrywa rolę.
Unai ponownie pokazał Vedze aplikację. Uruchomił Valkirię, aby
wyświetlić mapę kampusu i nazwy graczy widoczne w różnych kolorach.
Oboje ujrzeli symbol marionetki na sznurkach, a następnie złotą łódź
wikingów pośród czarnych wód i kruka. Okienko czatu raziło pustką –
Odyn skrupulatnie kasował wysyłane wiadomości. Brakowało również
powiadomień o obecności innych graczy w pobliżu.
– Rysunek z pokoju Marty. – Vega rozpoznała lalkę. – Teraz rozumiem,
dlaczego tak tobą wstrząsnął.
– Właśnie. Nigdy bym nie podejrzewał, że ona…
Vega westchnęła, wciąż głęboko urażona. Potrzebowała czasu, zdawała
sobie jednak sprawę, że Unai nie mógł jej go podarować. Wprost
przeciwnie – w jego naglącym spojrzeniu odczytywała prośbę o pomoc.
Być może prosił ją o zbyt wiele.
Moja wrażliwość też ma swoje granice.
– Czyli to był ten sekret, z którym się przede mną kryłeś?
Vega szukała jakiejś wskazówki dla siebie, starając się jednocześnie
zyskać na czasie. Teraz rozumiała zmiany w zachowaniu swojego chłopaka,
lecz to, co usłyszała, przekraczało granice wyobraźni. Czyżby wszystko tak
bardzo się zmieniło w zaledwie kilka godzin? Gdyby tak mogli cofnąć czas
i znowu być zwyczajną parą studentów…
Czy Valkiria naprawdę istniała? I dlaczego wkroczyła w ich prywatne
życie?
– Nie wiedziałem, jak ci o tym obłędzie opowiedzieć – wyznał Unai. –
Bardzo dużo dla mnie znaczysz, Vega. Nie chciałem nas narażać i ta cała
sytuacja mnie przerosła. Nie wiedziałem, jak jej stawić czoło. Proszę cię
o wybaczenie. Vega… – Ton jego głosu stał się błagalny. – Bez ciebie sobie
z tym nie poradzę. Nie wiem, co na mnie szykują. Proszę cię, zostań ze
mną. I wybacz mi.
Poruszyła się na łóżku. Czuła się niezręcznie.
– Musimy móc sobie ufać, Unai. – Pocierała oczy tak ze zmęczenia, jak
i z żalu. – W innym razie nie mamy o czym gadać.
Bardzo ją bolało, że napotkawszy problem, Unai zareagował
kłamstwem. Okłamał ją. Mimo, że była tuż obok niego, kiedy otrzymał
pierwsze wiadomości od Odyna, nie potrafił wyznać jej, co się dzieje.
Pozwolił, żeby sobie poszła, tak po prostu. Odsunął ją od siebie, wolał
zostać sam.
– Wiem – odparł. – Powinienem był ci zaufać. Bardzo żałuję, że nie
zrobiłem tego od razu. Proszę… – Wziął ją za rękę. – Nie zostawiaj mnie!
Vega delikatnie się od niego uwolniła, po chwili wstała i podeszła do
okna. Kampus był skąpany w cudownym blasku księżyca, ale nawet ten
widok nie był w stanie wykrzesać w niej choćby iskry romantyzmu. Nie tej
nocy.
Czy to z powodu gniewu?
Nie, to przez strach. W głębi duszy odczuwała ogromny lęk. O Unaia.
Jeśli choć połowa jego podejrzeń na temat gry była słuszna…
Odwróciła się w jego stronę.
– Zdajesz sobie sprawę, że z tego, co mówisz, wynika, że ten cały Odyn
sprowokował samobójstwo Marty Veli?
Unai kiwnął twierdząco głową.
– Zanim odebrała sobie życie, zdradzała oznaki takiego samego
zachowania, co Rubén.
– Który zniknął, wcześniej zaś zabawiał się z Martą, co także wydaje się
podejrzane.
– Właśnie. Przecież go sam dobrze znasz. Myślisz, że chciałby się
przespać z taką dziewczyną jak Marta?
– Prawdę mówiąc, bardzo mnie to dziwi. Niewiele ich łączyło.
– W ostatniej wiadomości Odyn dawał do zrozumienia, że wie, gdzie
znaleźć Rubéna. Moim zdaniem nie ulega wątpliwości, że oboje grali
w Valkirię. I każde z nich na swój sposób usiłowało uciec z tej gry.
Ta historia brzmi tak absurdalnie, że to musi być prawda – pomyślała
Vega. Unai nie byłby w stanie tego zmyślić. Zniknięcie Rubéna akurat teraz
i podobieństwo rysunku Marty do ikony w Valkirii również wskazywały, że
wszystko to w pewien sposób się łączyło. Czy w podobnej sytuacji mogła
sobie pozwolić na złość wobec Unaia? Jak niby miała się zachować?
– Ciekawe, dlaczego wciągnęli w tę grę Martę? – spytała. – Ona tutaj nie
pasuje, sama nigdy nie zainteresowałaby się grą wideo.
Unai milczał. Postawione przez Vegę pytanie być może zawierało
w sobie klucz do zagadki. Dlaczego Marta? Rubén to miłośnik gier wideo,
z kolei on sam, choć nie na taką skalę, także czasami grywał. Na przykład
kilka razy mierzył się z Rubénem w rozgrywkach sieciowych League of
Legends. Ale Marta? Nic z tych rzeczy.
– Jesteś pewna, że nie grała? – zapytał, jakby chcąc potwierdzić własne
przemyślenia. – Właściwie prawie jej nie znaliśmy.
– Wiem o niej wystarczająco dużo, żeby to wykluczyć – odparła Vega. –
Fanatycy gier nie potrafią mówić o niczym innym. Marta nie grała.
Unai przeczuwał, że gdy odkryje, co skłoniło Odyna, żeby wybrać do
gry akurat Martę, zbliży się do odpowiedzi na pytanie, dlaczego
zwerbowano również jego. Losy wszystkich uczestników rozgrywki
zdawały się w jakiś niezrozumiały dla Unaia sposób wiązać. Nie mogło
chodzić o zbieg okoliczności, Odyn był zbyt skrupulatny, żeby tak istotny
aspekt jak dobór zawodników pozostawić przypadkowi.
Cała gra powstała z myślą właśnie o nich.
Kluczową kwestią było stwierdzenie, co ich łączyło. Co takiego mistrz
gry miał przeciwko nim? Jeśli Unai zdoła to ustalić, zdobędzie trop mogący
doprowadzić go do Odyna.
eden cios wystarczył, żeby się zatoczyła. Kika poczuła, jak czyjeś

J palce wbijają się jej między żebra. Ktoś brutalnie popchnął ją od tyłu,
powodując, że straciła równowagę. Nie mogła złapać
Zaskoczona, nie była w stanie zareagować. Zatoczyła się ku przepaści,
tchu.

absurdalnie młócąc w powietrzu ramionami, nic bowiem nie mogło jej


zatrzymać. Nie miała się czego chwycić. Mrok wykopu pochłonął również
telefon, który ze strachu puściła.
Nie zdołała ujrzeć napastnika. Ze złością pomyślała, że oto kończy się
dla niej gra, aż nadto realna. Nie będzie miała szansy zacząć od nowa,
wykorzystać w tym celu nowego wirtualnego życia. Tym razem chodziło
o jej prawdziwe życie, które właśnie ktoś jednym ruchem przerwał. Jej
jedyne życie.
Kika spadała ku betonowemu dnu, które czekało na nią dwadzieścia
metrów niżej. Zdążyła tylko krzyknąć, zanim jej ciało grzmotnęło
z impetem o twarde podłoże i zatrzymało się na dobre, rozpostarte i zalane
krwią, roztrzaskane na krawędzi betonowego bloku.
Game over.
Napastnik zrzucił za nią deskorolkę, która przeleciała takim samym
łukiem i uderzyła o ziemię. Deska wylądowała kilka metrów od ciała Kiki.
Jedno z kółek kręciło się jeszcze po upadku, aby po kilku sekundach się
zatrzymać, niczym metafora słabnących uderzeń serca, które przestawało
bić w ciele Kiki. Następnie sztywno wyprostowany zarys mordercy nachylił
się, żeby podnieść pustą puszkę po piwie. Ostrożnie chwycił ją przez
chusteczkę, by nie zostawić śladów, po czym cisnął do tyłu. Na koniec
zabrał skrzynkę, włączył latarkę i skierował się ku ziemnemu nasypowi,
który prowadził na dno wykopu.
Kilka minut później morderca odnalazł komórkę ofiary. Urządzenie
funkcjonowało nawet z rozbitym ekranem. Najwyraźniej upadło na ścianę
wykopu. Osłoniętymi przez chusteczkę palcami napastnik otworzył
odpowiednie foldery i skasował niektóre wiadomości, po czym odłożył
telefon w to samo miejsce i przysypał garścią ziemi. Na koniec upewnił się,
że u leżącego kilka metrów dalej ciała nie można wyczuć tętna, wydostał
się z wykopu i zniknął w mroku.

###

Na dźwięk powiadomienia zarówno Vega, jak i Unai gwałtownie się


odwrócili. Zareagowali nerwowo, nie mogli jednak nad tym zapanować. Na
stoliku leżał telefon Unaia, na który przyszła właśnie wiadomość
z WhatsAppa. Ekran się rozświetlił.
– Całkiem skutecznie zdołałeś wbić mi do głowy te wariactwa o Valkirii
– przyznała Vega, która wciąż stała przy oknie. – Ale się wystraszyłam! Kto
napisał?
Unai, tak samo podenerwowany, podniósł telefon. W końcu mistrz gry
uprzedził go, że niebawem otrzyma szczegóły kolejnej misji.
– To Compu – odparł uspokojony. – Pyta, czy wszystko w porządku. Po
naszej rozmowie dziś w bibliotece bardzo się przejął. Jeszcze nie wie, że ci
wszystko powiedziałem.
Vega kiwnęła głową.
– Odpisz, żeby przyszedł. Tak będzie najlepiej.
Unai starał się zinterpretować jej słowa. Nadszedł czas, żeby wyłożyć
karty na stół.
– To znaczy… To znaczy, że możemy na ciebie liczyć?
W głębi duszy pytał o to, czy nadal są razem. To właśnie budziło w nim
największe wątpliwości.
Aż do tej chwili Vega nie wyraziła jasno swoich odczuć na temat całej
sprawy. Pozwoliła mu się wytłumaczyć, ale to jeszcze o niczym nie
świadczyło. Wspaniałomyślne zachowanie mogło co najwyżej być
przejawem jej ogromnej cierpliwości. Na twarzy Vegi malował się ten sam
wyraz bólu, jaki gościł na niej przez całą rozmowę.
Milczała.
Minęło jeszcze kilka chwil, zanim odpowiedziała. W myślach stawiała
czoła ostatnim wątpliwościom: musi zdecydować, czy ma się czuć
zdradzona, czy też przyjąć, że jej chłopak był kolejną ofiarą mrocznych
knowań Odyna. Od tego zależała jej odpowiedź.
– Jestem z tobą, Unai – odparła w końcu. – Nie mogę cię tak z tym
zostawić.
– Nie będziesz żałowała, przysięgam!
Nie mógł się powstrzymać – podszedł do niej i mocno ją przytulił.
Poszukał jej ust, by ją pocałować. Vega odwzajemniła uścisk, choć
z mniejszym entuzjazmem. Niełatwo było odzyskać nić porozumienia, jaka
łączyła ich aż do tego wieczoru. Vega potrzebowała czasu, aby
przeanalizować ostatnie wydarzenia i się z nimi oswoić.
– Compu, ty i ja – wymienił Unai, odsuwając się od Vegi. – W takim
składzie razem pokonamy Odyna.
Rysy jego twarzy nieco się rozjaśniły, w oczach zaś błysnęła iskierka
nadziei. Wyprostował się nawet, jakby zrobiło mu się lżej. Właśnie uwolnił
się od szantażu, pozbawił przeciwnika broni, którą ten mu groził.
– Powinieneś trzymać się jak najdalej od Valkirii. – Vega ostudziła jego
zapał. – Boję się, Unai. Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, jeśli pozbyli się
Marty… Postaraj się tylko zdobyć jakieś dowody, które można przedstawić
policji. Niech oni zajmą się tą sprawą. Nie wiadomo przecież, do czego
Odyn może się posunąć.
Unai zamyślił się. Rzeczywiście, teraz, kiedy nagranie straciło znaczenie
jako narzędzie szantażu, mógłby opuścić grę. Wówczas jednak porzuciłby
trop prowadzący do jej mistrza.
– Jedynym sposobem na to, żebym zbliżył się do tego, kto stoi za
Valkirią, jest kontynuowanie gry – stwierdził.
Dzięki wsparciu Vegi odzyskał pewność siebie. Znowu był tym, kim
zawsze, co sama zresztą już zaczęła dostrzegać. Nie była jednak w stanie
powiedzieć, czy to dobry znak, mając na względzie kłopoty, w których
wciąż tkwił jej chłopak.
– Nie za duże ryzyko? – spytała tylko.
Ryzyko było duże, to nie ulegało wątpliwości. Ale Unai bardziej bał się
utraty Vegi niż tego, co mogli mu zrobić.
– A co z pozostałymi graczami? – nie zgodził się. – Nie tylko mnie
Valkiria komplikuje życie. Poza Martą sprawa dotyczy jeszcze co najmniej
dwojga studentów, a Rubén najprawdopodobniej jest jednym z nich. Proszę,
nie każ mi się odsunąć i zapomnieć o sprawie. Valkirię trzeba wykończyć,
zanim ktoś jeszcze przez nią ucierpi.
Unai wiedział, że Vega nigdy nie sprzeciwi się takiej argumentacji – jest
osobą zbyt odpowiedzialną. Za nic nie zażąda od niego, by kierował się
egoizmem. Poza tym brak wiedzy o miejscu pobytu Rubéna stanowi dla
niej dodatkową motywację.
– W porządku – ustąpiła. – Graj dalej. Ale uważaj na siebie i już więcej
mnie nie okłamuj. Teraz tkwimy w tym oboje.
– Obiecuję.
Vega westchnęła.
– Daj znać Compu, skoro mamy to dalej ciągnąć. Lepiej będzie, jeśli
spotkamy się we troje.
Unai skinął głową. Zaciągnął zasłony, aby ukryć swoje działania przed
obserwatorami z zewnątrz. A więc wojna. Przyszedł czas pierwszej
wymiany ognia.
– Dam również znać Kice – zaproponował – jeśli nie masz nic przeciw
temu. Dobry fachowiec od komputerów przyda nam się w zespole.
– Nie ma sprawy.
Kilka minut później Unai ze zdumieniem stwierdził, że Kika nie
odpisuje na wiadomości. Doświadczenie nauczyło go, że takie milczenie
może być podejrzane.

###
Carlota przystanęła przy ośrodku sportowym nieopodal swojego
akademika. Rozejrzała się wokoło. W świetle latarni kampus wyglądał
inaczej, jak zupełnie nieznane miejsce. Wrażenie to nachodziło ją niemal
każdej nocy, choć tym razem księżyc zapewniał nieco lepszą widoczność.
– Ej!?
Nikt nie odpowiedział na jej zaczepkę, przeczuwała jednak, że nie jest
sama. Przez całą drogę czuła, że ktoś ją obserwuje. Z pewnością powinna
przestawić się na bardziej konwencjonalne godziny aktywności, zwłaszcza
że od pewnego czasu codziennie wracała do akademika tuż przed świtem.
Być może to właśnie okoliczności powrotu sprawiały, że wyobraźnia
w takich chwilach lubiła jej płatać figle.
– Czy to moja wina, że imprezy organizują zawsze w innych
akademikach? – wymamrotała. – Życiem studenckim trzeba się przecież
cieszyć.
Rzecz jasna, o ile nie wiąże się to z ryzykiem.
Na terenie kampusu zawsze czuła się bezpiecznie, ale tej nocy
podświadomie czuła, że zwyczajnemu spokojowi coś zagraża. Panująca
wokół atmosfera bynajmniej nie nastrajała optymistycznie. Podobnie jak
hałas, który usłyszała przed kilkoma minutami. Carlota uznała, że to jakaś
zakochana para wybrała się na romantyczny spacer. Było jednak późno
i dosyć chłodno.
Podeszła kilka kroków w stronę najgęstszego mroku. Starała się
wypatrzyć w ciemności jakikolwiek ruch. Jeśli jakiś dowcipny student
zamierzał ją wystraszyć, nie zamierzała mu tego ułatwiać.
– Dalej, wyłaź! – powiedziała dość głośno.
Panująca wszędzie cisza pozostała niezmącona.
Zaśmiała się z ulgą, zdając sobie sprawę z komizmu całej sytuacji. Kto
miałby ją nocą szpiegować w środku zimy?
– Nie jesteś bohaterką kolejnej części Krzyku, Carloto – powiedziała do
siebie. – Idź już wreszcie spać.
Cofnęła się na ścieżkę, nie odrywając jednak wzroku od miejsca,
w którym ktoś mógł się ukryć.
Dlatego nie spostrzegła, że za jej plecami naprawdę ktoś się pojawił
i przystanął w absolutnej ciszy zaledwie kilka metrów od niej. Ktoś, kto
czekał.
iedy Unai wrócił do swojego pokoju, Compu już tam był. Akurat

K rozmawiał z Vegą.
– Pewnie rozmawiacie o tym, co powiedziałem? – odezwał się
Unai, zamykając za sobą drzwi.
Upewnił się, że zasłony nadal były zaciągnięte. Ich spotkanie musiało
odbyć się w tajemnicy, o ile w ogóle cokolwiek można było ukryć przed
wszechobecnym Odynem.
– Owszem – potwierdziła Vega. – Compu już wcześniej powinien cię
przekonać, żebyś mi o tym powiedział. Niezależnie od tego, jak dobre
mieliście zamiary.
– Przyznaję – skapitulował Compu. – To była pomyłka. Przepraszam.
Więcej to się nie powtórzy. Najważniejsze, że jesteśmy razem, prawda?
Sprawiał wrażenie naprawdę skruszonego, Vega przyjęła więc jego
przeprosiny.
Tak, byli razem. Mimo że Unai nie stawiał już czoła Valkirii
w pojedynkę, nie zapominał, że Odyn wciąż pozostawał niebezpieczny.
Osoba pozbawiona skrupułów zawsze będzie groźnym przeciwnikiem,
zwłaszcza jeśli ma dostęp do twoich najskrytszych sekretów. Sieci
społecznościowe odsłaniają nas – pomyślał. – Sprzedajemy naszą wolność
po śmiesznej cenie i zdajemy sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy jest
już za późno.
– Ej, ale nie zawiązujcie teraz oboje sojuszu przeciwko mnie, co? – Unai
stopniowo odzyskiwał humor, ważny element swojej osobowości. Teraz,
gdy przed Vegą niczego już nie ukrywał, znacznie łatwiej było mu spojrzeć
jej w oczy. Tak jak kiedyś.
– A co z Kiką?
Ponieważ koleżanka wciąż nie odpowiadała na wiadomości wysyłane
przez WhatsApp, Unai w końcu poszedł jej poszukać, o czym Vegę
uprzedził.
– W pokoju jej nie ma – odparł ze zdumieniem. – Dokąd mogła pójść
o tej porze? Dzwoniłem, ale nie odpowiada. To dziwne, Kika przecież
nigdy nie rozstaje się z telefonem.
– Może naprawia komuś komputer. Nie byłby to pierwszy raz. – Compu
spojrzał na Unaia. – A skoro już mowa o znajomych, którzy nie odpisują na
wiadomości. Rubén się do ciebie odzywał?
Unai zaprzeczył ruchem głowy.
– Cisza. Żadnemu z kolegów nie dał znaku życia od wczorajszej nocy.
Zniknął bez śladu.
– No właśnie. Odkąd uciekł, nie skontaktował się z nikim. Przynajmniej
nic mi o tym nie wiadomo. Chyba że ktoś kłamie.
– Mam cichą nadzieję, że swoimi działaniami nie zwróciłeś uwagi
Odyna.
– Spokojnie, postarałem się, żeby moje zainteresowanie wyglądało
naturalnie. Nie było z tym problemu, zwłaszcza że i tak miałem z nim
porozmawiać. Uniwersytet szuka chętnych, którzy zorganizują turniej
League of Legends, nikogo więc nie dziwiło, że rozpytuję o Rubéna.
– Dobry pomysł.
– Czyli dziś rano również nie było go na zajęciach? – zapytała Vega.
– Nie – przyznał Compu. – Na żadnych. A z jego pokoju zniknęło sporo
ubrań i plecak. Zmył się, nikomu nic nie mówiąc.
– Dobra – odezwała się Vega. – Rubén jest ogólnie znany, wiele osób
zapewne o niego pyta, więc to, że go szukałeś, nie powinno zwrócić
niczyjej uwagi.
– Taką mam nadzieję… – Unai zamyślił się. – Tak czy inaczej, być może
to nawet lepiej, że nikt go nie odnalazł.
Compu w lot pojął znaczenie tych słów.
– Ponieważ to znaczy, że udało mu się uciec z Valkirii?
– Właśnie.
Vega zakwestionowała jednak taką możliwość.
– Ale czy nie mówiłeś, że Odyn coś ci o nim dziś napisał?
Unai potwierdził tę informację bez entuzjazmu. Vega miała rację:
pospieszył się ze swoim optymizmem. Sięgnął po telefon i otworzył
okienko czatu Valkirii. Mistrz gry wciąż nie usunął najnowszej wiadomości,
którą teraz Unai odczytał pozostałym.
Niebawem zaginiony się odnajdzie, a twoja pierwsza misja nabierze
sensu. Czekaj na instrukcje. Nadchodzi twoja druga próba…
– Kurczę, kiepsko – ocenił Compu. – To zdaje się potwierdzać, że Rubén
jest jednym z graczy, choć nie wydaje się, żeby wraz z jego odejściem
Odyn stracił jakiegoś gracza. Z treści wiadomości wynika raczej, że jej
nadawca nadal nad wszystkim panuje. Co więcej, napisał ją bardzo
ostrożnie, nie podając żadnych imion ani innych danych. Jeśli Odyn będzie
się tak pilnował, trudno będzie zdobyć obciążające go dowody.
– Jeśli Odyn nie blefuje, to oznacza, że Rubenowi nie udało się uciec –
podsumowała Vega.
Ogarnęło ją osobliwe poczucie zaniepokojenia i smutku, może nawet
lęku. Rozstanie z Rubénem kilka miesięcy temu nie było łatwe, pozostawali
jednak w dobrych stosunkach, martwiło ją więc, co się z nim dzieje. Mimo,
że ich związek trwał krótko, Rubén był częścią jej życia. Gdzie też mógł
być? Czyżby coś mu się stało?
Unai poprawił okulary.
– Ale co z tego wynika? – zapytał. – Co to znaczy, że mu się nie udało?
Wszyscy troje zamilkli. W myślach rozważali różne teorie, z których
jednej nie odważyliby się nawet sformułować.
– Oczywistym sposobem na to, żeby ktoś zniknął na całą dobę –
odezwała się Vega – jest zamknięcie go w miejscu uniemożliwiającym
kontakt ze światem zewnętrznym. Wtedy można decydować o czasie,
w którym zostanie odnaleziony. Taki był sens wiadomości od Odyna.
– Czyli trzymają go w niewoli…? – Unai również doszedł do takiego
wniosku.
– Sugerujecie więc, że został porwany!? – wykrzyknął Compu.
– Nawet nie wiemy, czy w ogóle próbował uciec. – Unai zdjął okulary
i przetarł oczy, wyczerpany narastającym przez cały dzień napięciem. –
Albo podjął próbę ucieczki, ale został przyłapany, albo w ogóle nie zdążył
cokolwiek uczynić: weszli do jego pokoju, zastali go we śnie i gdzieś
zabrali.
– Dlaczego mieliby to robić? – dociekał Compu.
– Nie mam pojęcia. – Unai pokręcił głową. – Być może popełnił jakiś
błąd lub złamał zasady gry. Albo w ogóle się mylimy i Rubén nie jest
graczem, ale porwali go, żeby posłużyć się nim w zadaniu dla któregoś
z uczestników. Trudno cokolwiek przyjąć za pewnik. Poza tym Odyn
niekoniecznie od razu eliminuje graczy, może się bowiem ograniczać do ich
gnębienia. Aż do samego końca, tak jak zrobił to w przypadku Marty.
Zapadła cisza. Unai pożałował ostatnich słów, nie powinien był
dopuszczać do głosu czarnych myśli.
– Gdyby go porwali, nie traciliby raczej czasu na pakowanie jego bagażu
– spokojniejszym tonem zauważyła Vega. – O której godzinie Rubén
przestał się odzywać?
– Ostatni post na Facebooku opublikował o północy. – Unai doskonale to
pamiętał, cały czas przecież rozpamiętywał każdy szczegół dotyczący
Valkirii. – Od tamtej pory nie pojawił się w żadnym serwisie. Nie
opublikował nic ani na Twitterze, ani na Instagramie, co dziwi najbardziej,
bo codziennie dodawał nowe zdjęcie.
– Nie odbiera również telefonu – dodał Compu. – Nie odpisuje kolegom
z zajęć ani nie odpowiada na prywatne wiadomości od przyjaciół
i znajomych. Wczoraj o północy po prostu zniknął. Zarówno w świecie
rzeczywistym, jak i w sieci.
Vega skinęła głową.
– Rubén zawsze późno kładł się spać – powiedziała. – Zazwyczaj około
pierwszej, wpół do drugiej w nocy, o ile nie zasiedział się do rana przy
jakiejś grze. Żeby zgarnąć go we śnie, musieliby przyjść po niego rano. Ale
w takim razie byłby aktywny w sieci dłużej niż tylko do północy.
– Rzeczywiście – zgodził się Unai. – Odpisałby na moje wiadomości.
– A zatem… – Nie przerywając wypowiedzi, Compu zabrał się za
porządkowanie książek na półkach w pokoju Unaia. Nie mógł znieść
widoku bałaganu, w jakim pogrążało się jego otoczenie. – Rubén
rzeczywiście zdołał uciec. W końcu z pokoju zniknął plecak, brakuje
również wielu ubrań.
– Raczej spróbował uciec – poprawiła go Vega. – Gdyby mu się to
faktycznie udało, Odyn nie przechwalałby się, że wie, kiedy go odnajdą.
– Tak naprawdę nie zniknął przed północą! – Unai, który przysłuchiwał
im się uważnie, poderwał się teraz z łóżka. – To się stało znacznie później!
Że też na to nie wpadłem!
Vega i Compu spojrzeli na niego zaintrygowani.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała Vega. – Ustaliliśmy już, że
po północy nikt nie otrzymał od Rubéna żadnej wiadomości.
– Wczoraj wieczorem poszedłem do Kiki, żeby pomogła mi zalogować
się do Valkirii – przypomniał Unai. – Uruchomiliśmy wtedy grę.
– I co? – Compu przerwał porządkowanie półek.
– Coś się najwyraźniej działo – kontynuował Unai – ponieważ funkcja
geolokalizacji wykryła w pobliżu mnie Gracza1 i Gracza3 oraz Odyna. Całą
trójkę! Jak wszyscy już wiemy, Gracz2 od początku był oznaczony kolorem
jasnoszarym.
– Czyli Gracz2 to… – myślał na głos Compu.
– …Marta – dopowiedział Unai. – A to oznacza, że Rubén musiał być
jednym z dwojga aktywnych graczy, których wczoraj wykryła aplikacja
w moim telefonie. Nie wydaje mi się, żeby był to zbieg okoliczności, że
akademik Rubéna znajduje się akurat w mojej strefie bezpieczeństwa.
Unai uruchomił Valkirię i pokazał im na mapie gry obszar, z którego
otrzymywał powiadomienia geolokalizatora. Rzeczywiście, strefa
bezpieczeństwa sięgała budynku akademika, w którym mieszkał Rubén.
– To oznacza, że w akademiku Rubéna albo gdzieś w pobliżu coś się
wczoraj musiało stać – podsumował Compu. – Coś ważnego, skoro na
miejscu był nawet mistrz gry.
– O której godzinie dołączyłeś do rozgrywki? – zapytała Vega.
– Około trzeciej nad ranem.
– Czyli sporo czasu od ostatniej aktywności Rubéna w sieci – zauważyła.
– Jednocześnie w porze, która wydawałaby się najkorzystniejsza dla kogoś,
kto pragnął niepostrzeżenie uciec.
– Dlaczego zatem – Unai rekonstruował w myślach rozwój wypadków –
Rubén mi nie odpisał? Wysłałem mu wiadomości o wpół do drugiej!
– Wtedy już uciekał – Vega nie miała wątpliwości. – Nie wiemy nawet,
czy zdążył je przeczytać. Niewykluczone, że zamierzał skontaktować się
z kimś, gdy tylko znajdzie się w bezpiecznym miejscu. Tak się jednak nie
stało.
– Źle to rozegrał. – Compu pokręcił głową. – Nie ma co. Teraz trzeba
tylko ustalić, gdzie go trzymają.
Unai był tego samego zdania.
– Musimy ubiec Odyna – stwierdził. – Teraz to on prowadzi rozgrywkę,
wszystko dzieje się zgodnie z jego planem. Jeśli zdołamy zmusić go do
improwizacji, być może popełni błąd.
– A zaskoczymy go na przykład, jeśli znajdziemy Rubéna, zanim Odyn
postanowi go uwolnić – dopowiedziała Vega. – To chyba dobry pomysł.
Ale łatwo nie będzie. Od czego zacząć?
Unai nie słuchał. W uruchomionej Valkirii przyglądał się tabeli
z punktacją poszczególnych uczestników rozgrywki. Właśnie odkrył, że
wynik Gracza3 się zmienił – przed kilkoma minutami dodano mu dziesięć
punktów. Łącznie miał ich już trzydzieści. Oznaczało to, że udało mu się
wypełnić nowe zadanie, dzięki czemu wysunął się na prowadzenie.
Unaia zaciekawiło, na czym mogła polegać ta najnowsza misja.
Wzbierało w nim poczucie, że musi działać natychmiast.

###

Carlota stanęła jak wryta. Już się nie śmiała. Jakaś postać zbliżała się ku
niej w milczeniu, aż znalazła się w kręgu trupiobladego światła jednej
z latarni.
Wówczas Carlota poznała, kto nadchodzi.
– Nuria?
– Cześć, Carlota.
Poczucie zdumienia nie ustępowało.
– Skąd się tu wzięłaś o tej porze?
– A ty?
– Zdaje się, że obie mamy za sobą… intensywną noc.
Nuria przytaknęła.
– Na to wygląda. I to jeszcze nie koniec.
Przyglądały się sobie badawczo. W ich spojrzeniach zagościła
podejrzliwość.
– Szłaś za mną?
– Niełatwo zastać cię samą, a chciałam porozmawiać.
– Od kiedy niby mamy o czym rozmawiać?
– Od dziś.
Carlota wzruszyła ramionami.
– Trzeba było napisać esemesa. Tak zwykle robią ludzie, wiesz?
Oszczędziłabyś sobie pościgu.
– Nie mam twojego numeru i nie zależy mi na nim.
– To, kurwa, trzeba mi było napisać maila. Wydaje ci się normalne, żeby
zjawiać się ot tak, w środku nocy?
Nuria wyszczerzyła się w ociekającym ironią uśmiechu.
– Przecież już rozmawiamy, co nie?
– Idź się pierdol! Takie to pilne, co masz mi do powiedzenia?
– Pytali mnie dziś o Martę Velę – oznajmiła Nuria.
– Kto?
– Nieważne. Nie wspomniałam o zdjęciu, ale miałam to na końcu języka.
– Jeśli wyciągniesz ten temat, narobisz sobie kłopotów. Dobrze wiesz, że
widziało je zaledwie kilka osób.
Nuria ze zniecierpliwieniem pokręciła głową.
– Nie oglądałam go, a mimo to znowu mam być tą niedobrą. Ty coś
wiesz? Czy to ty rozpuściłaś tę pogłoskę?
– Jaką pogłoskę?
– Nie zgrywaj głupiej.
– Nigdy nie ukrywałam swojej opinii, że nie stanęłaś na wysokości
zadania. Olałaś Martę, kiedy najbardziej cię potrzebowała.
– Łatwo ci osądzać. Nie masz pojęcia, jak to w ostatnich tygodniach
wyglądało.
– Sama zapytałaś…
Dotychczasowa wymiana zdań zdenerwowała Nurię.
– A kto coś dla niej zrobił? Może ty?
– To nie ja się z nią przyjaźniłam. Poza tym skasowałam to zdjęcie od
razu po jego otrzymaniu.
– To jakie trzeba utrzymywać z kimś relacje, żeby mu pomóc? Nie
wystarczyło, że byłyście koleżankami? Nikt się wobec niej nie zachował
fair. Umarła osamotniona.
– Jeśli to cię jakoś pocieszy…
Nuria zacisnęła zęby.
– Nie pocieszy, ponieważ akurat ja, w odróżnieniu od ciebie, przejęłam
się jej śmiercią.
– Za chwilę się popłaczę, naprawdę. – Mimo sarkazmu w głosie Carloty
pobrzmiewała niepewność.
– Nie sądzę, żebyś była w stanie po kimkolwiek płakać.
Na twarzy Carloty pojawił się grymas.
– Dlaczego tak cię drażnią pytania o Martę? Ktoś jeszcze gotów
pomyśleć, że coś ukrywasz.
– A ty? Dlaczego tak bardzo ci zależy, żeby obarczyć mnie winą za jej
śmierć?
Obie zamilkły.
– Zastanawiam się, kto był w stanie przewidzieć, że to się może stać. –
Carlota odgarnęła włosy z twarzy. – I dlaczego nikt nic nie zrobił.
– Wiem jedno: tylko ty mogłaś rozpuścić plotkę, że się wobec niej źle
zachowałam. Czujesz się winna i chcesz to zwalić na mnie.
Carlota zrobiła znużoną minę.
– To Rubén mi powiedział, że w najtrudniejszym momencie opuściłaś
Martę.
– Rubén? Rubén Prades?
Nuria oniemiała. Co za ironia, że to właśnie Vega, jego była dziewczyna,
tego samego ranka wypytywała ją o Martę.
– Owszem. Stawia cię to w kiepskim świetle.
– Może to dlatego, że akurat on ma sobie sporo do zarzucenia. Źle, że
zabawił się z Martą, wiedząc, jaka ona jest. W tych ostatnich dniach na
pewno nie poprawiło to jej nastroju.
– Marta była dorosła i mogła sama podejmować decyzje. Nie wydaje mi
się, żeby ktokolwiek mógł ją zmusić do migdalenia się z Rubénem.
– Nie wiedziała, że ją sfotografują. Rubén wiedział?
Carlota nie odpowiadała, dlatego Nuria skojarzyła fakty:
– To Rubén przesłał ci to zdjęcie, prawda? Dopiero teraz przyszło mi to
do głowy.
– Zrobił to tylko po to, żebym ją przestrzegła.
– Najpierw się z nią migdali, a potem za twoim pośrednictwem chce ją
ostrzec o istnieniu kompromitującej fotki? Carlota, on musiał wiedzieć, że
ich sfotografują. Tu chodziło o coś więcej niż przygodę na jedną noc.
– Zdjęcie zniknęło, nikt się nie dowiedział.
– Marta się dowiedziała. Z twoją pomocą. Rubén doprowadził ją do
załamania i właśnie tobą się przy tym posłużył.
– E tam. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że Marta mogłaby zrobić coś
takiego.
– Ale jakoś każdy był gotów uznać, że ktoś chciał do tego doprowadzić.
Teraz rozumiem, skąd taki zapał, żeby to ze mnie zrobić nielojalną
przyjaciółkę, która wystawiła Martę.
– To już są urojenia.
– Porozmawiam z Rubénem – oznajmiła Nuria. – To się musi skończyć.
– Będzie trudno – Carlota się uśmiechnęła. – Minęłam się z nim
wczorajszej nocy i wyglądało, jakby wyjeżdżał na dłużej.
– Wyjeżdżał? W samym środku semestru?
– Nie wiem, takie odniosłam wrażenie. Minęliśmy się, ale
powiedzieliśmy sobie tylko „cześć – cześć”.
– Co wy knujecie?
– To ty coś knujesz. – Carlota spojrzała na nią przenikliwie. – Ciekawe,
dlaczego akurat wtedy, kiedy Marta najbardziej cię potrzebowała, ty
przestałaś się do niej odzywać. Nieźle to wykalkulowałaś, prawda? Kto
z tobą o niej rozmawiał?
– Nie twój interes.
– Rozumiem, że tylko ty możesz tutaj zadawać pytania?
– Nie masz prawa interesować się sprawą Marty. Gdybyś przynajmniej
przejęła się jej śmiercią…
– A co ty możesz wiedzieć!
– Dla ciebie wszystko jest jak gra. To akurat wiem.
Obie ponownie zamilkły.
Nuria zerknęła na telefon.
– Muszę już iść. Dajcie mi spokój, dobra? W ogóle o mnie zapomnijcie,
bo inaczej…
Carlota wyzywająco zrobiła krok do przodu.
– Bo co?
– Bo jeśli nie zostawicie mnie w spokoju, pożałujecie. Daję słowo.
– Grozisz mi?
– Uprzedzam.
– To może Marcie też groziłaś? Może rzuciła się z okna, bo się ciebie
bała…
– A może to ciebie się bała, bo zawsze wyłazi z ciebie chamstwo. Ze
swoimi koleżkami pogrywaliście sobie z nią okrutnie, i to nie pierwszy raz.
Gdy nie pijecie, całkiem nieźle wam takie zagrywki wychodzą.
Drugi cios, który zranił Carlotę.
– Podobno musiałaś już iść, tak? To spieprzaj.
– Jasne, że sobie pójdę. – Wskazała palcem Carlotę. – Ale pamiętaj, co
ci powiedziałam: jeśli jeszcze raz usłyszę coś o Marcie…
Nuria odwróciła się i odeszła bez pożegnania.
Zanim zniknęła z pola widzenia, dobiegł ją głos Carloty:
– O tej porze jesteś gdzieś umówiona? No, no, Nuria, co za intensywne
życie.
ompu kręcił się w fotelu przy biurku, podczas gdy Vega i Unai

C siedzieli na łóżku. Spotkanie trwało, nie było powodu, żeby się


spieszyć.
– Macie jeszcze jakieś sugestie? Inne miejsca? zapytał Compu, a w jego
stłumionym głosie pobrzmiewało wyczerpanie. Było bardzo późno, ale
mimo różnych przedstawionych opcji wciąż nie zdołali ustalić, jak
rozpocząć poszukiwania Rubéna. Nie przychodziło im do głowy żadne
miejsce, w którym można by tak długo przetrzymywać kogoś w ukryciu.
– Rubén musi znajdować się na terenie kampusu – podkreślił Unai. –
Odyn nie komplikowałby sobie życia, gdzieś go stąd wywożąc. To byłoby
zbyt duże ryzyko.
– Nie wiemy jednak, jakimi dysponuje środkami, prawda? – Vega, która
dopiero niedawno poznała świat Valkirii, wciąż miała trudności
z określeniem skali oddziaływania mistrza gry. – Nie wiemy, czy Odyn ma
wspólników. Kilka osób może bez trudu porwać i uwięzić kogokolwiek.
– To prawda – odparł Unai. – Z całą pewnością możemy stwierdzić tylko
to, że Odyn wykorzystuje uczestników rozgrywki. Wczorajszej nocy
najwyraźniej zlecił jakąś misję Graczowi3. Przypuszczam, że polecił mu
utrudnić lub uniemożliwić ucieczkę Rubéna do czasu, aż sam dotrze na
miejsce, żeby go powstrzymać. Tylko tak można logicznie wyjaśnić liczne
powiadomienia o obecności graczy i Odyna w mojej strefie
bezpieczeństwa.
– Rubén nie opuścił kampusu – zgodził się z nim Compu. – Z pewnością
trzymają go gdzieś na terenie uczelni. Jeśli przyjmiemy, że niedługo, jak to
ujął Odyn, ma „zostać znaleziony”, to musimy założyć, że mają go gdzieś
pod ręką. A trzymać kogoś w zamknięciu przez dwadzieścia cztery godziny
nie jest łatwo. Muszą go pilnować, podawać wodę, żywność. Bardzo trudno
byłoby robić to wszystko na odległość.
Słowa Compu przekonały Vegę. Do wymienionych argumentów
dorzuciła jeszcze jeden:
– Skoro Odyn tak rygorystycznie traktuje przestrzeganie reguł
obowiązujących w Valkirii, sam z pewnością także ogranicza się do terenu
rozgrywki. Czyli do kampusu.
Wszyscy milcząco się z tym zgodzili.
– Nie przychodzi wam do głowy żadne inne miejsce? – zapytał Compu.
– Odrzuciliśmy już akademiki, budynki władz uczelni, ośrodek sportowy,
stare szatnie przy boisku piłkarskim…
– Żeby trzymać kogoś w zamknięciu i nie wzbudzić niczyich
podejrzeń… – Vega była już gotowa się poddać. – Czy jest gdzieś
w pobliżu jakiś zakątek, gdzie nikt nigdy nie zagląda?
– Właśnie – zgodził się Unai. – To musi być miejsce, do którego nie ma
wstępu, dokąd nie zapuszczają się studenci. W tym rzecz…
Ponownie przeczytał ostatnią wiadomość od Odyna. Jej pierwsze zdanie
powtórzył teraz na głos:
– „Niebawem zaginiony się odnajdzie, a twoja pierwsza misja nabierze
sensu”.
– Twoja pierwsza misja – podkreślił Compu.
– Właśnie. – Unai wstał. – Aby wykonać pierwsze polecenie Odyna, dziś
o świcie znalazłem się w podziemiach akademika Rubéna. Miejsce wydało
mi się opuszczone, pewnie co jakiś czas zagląda tam tylko ktoś z ekipy
sprzątającej. Może to właśnie tam ukryli Rubéna?
– Idealne miejsce, żeby go tam przetrzymywać, niczym nie ryzykując –
skomentował Compu. – Tłumaczyłoby to jednocześnie sens wiadomości,
którą otrzymałeś wczoraj od Odyna.
– Klamka zapadła. – Unai pragnął wreszcie przejąć inicjatywę, żeby
oszczędzić dalszych cierpień Rubenowi i zbliżyć się do przeciwnika. –
Czyli ustaliliśmy już nasze pierwsze działanie, tak?
Vega i Compu spojrzeli z aprobatą.
– No to ruszamy.
Unai podszedł do szafy, żeby wziąć kurtkę.
– Ty nie – zaoponowała Vega. – Ty nie możesz.
Compu i Unai spojrzeli na nią ze zdumieniem.
– Nie mogę?
Vega wskazała telefon w jego dłoni.
– A czy przypadkiem nie masz uruchomionej aplikacji, która donosi
Odynowi o każdym twoim ruchu?
Unai otworzył szeroko oczy.
– Masz rację! Poniosły mnie…
– Uważaj! Jeśli chcesz, żeby Odyn popełnił błąd, ty musisz się ich
ustrzec.
– To co robimy? – zapytał zniecierpliwiony Compu, który czekał już
przy drzwiach pokoju. – Liczy się każda minuta!
Unai odczuwał pokusę, żeby zostawić telefon w pokoju i pójść razem
z nimi, ale się nie odważył. Co bowiem w sytuacji, gdyby akurat wtedy
otrzymał wiadomość od Odyna? Poza tym bez telefonu nie mógłby wykryć
pojawienia się w pobliżu innych graczy.
– W porządku, zostanę – oznajmił. – Zorganizuję tutaj stanowisko
dowodzenia.
– Będziesz koordynował operację ratunkową – powiedział Compu. –
Wszystko będzie dobrze.
Vega i Unai wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Sami mieli
znacznie więcej wątpliwości.
– Meldujcie na bieżąco o wszystkim – ciągnął Unai – a ja was
poinformuję, jeśli w Valkirii coś się będzie działo.
– Okej. – Vega również wstała. – A teraz wyjaśnij nam, gdzie konkretnie
jest to miejsce, w którym byłeś dziś rano.
Unai opisał ze szczegółami trasę, jaką pokonał rano w akademiku
Rubéna. Powtórzył ją na tyle dokładnie, żeby Vega i Compu bez trudu
trafili do podziemi.
– Tymczasem poszukam czegoś w sieci – dodał. – Skoro możemy być
niemal pewni, że Marta, Rubén i ja jesteśmy trojgiem z czworga graczy
w Valkirii, to Odyn musi być kimś z naszego otoczenia. Przejrzę listę
wspólnych znajomych na Facebooku oraz obserwujących na Instagramie
i Twitterze. Może to da nam jakąś podpowiedź.
– Niezłe spostrzeżenie. – Vega wciąż rozważała ostatnie słowa Unaia. –
Spośród tysięcy studentów naszego uniwersytetu, których mogliby
wciągnąć do Valkirii, większość graczy to nasi znajomi.
– Zbiegi okoliczności są zawsze podejrzane – przypomniał Compu. –
Kim jest ten Odyn? Być może dzień w dzień się z nim mijamy. Skurwiel
musi mieć niezły ubaw.
– Skurwiel albo kurwa.
Unai wolał unikać mylnych założeń.
– Znamy go – zapewniła Vega. – Jestem przekonana, że go znamy. To
musi być ktoś, z grona naszych bliższych i dalszych znajomych.
Unai analizował w myślach listę podejrzanych, wymieniając ich na głos:
– Marcos to nowy kolega z zajęć, dziwny gość. Wydaje mi się, że mnie
szpieguje, poza tym wygląda na maniaka gier komputerowych. W jego
minie widzę coś jakby… wyrzut.
– Niezły kandydat – oceniła Vega. – Wiemy już, warto mieć go na oku,
choć nie wiem, co mogłoby go łączyć z Martą i Rubénem. Ktoś jeszcze
przychodzi ci do głowy?
Unai namyślał się przez chwilę.
– Nadal nie jestem pewien co do Nurii. Zawsze uważałem, że jest
dziwna, poza tym chyba mnie nie znosi. Pokłóciła się z Martą, prawda?
Straszna z niej egoistka, zawsze dba tylko o swoje. Nie zdziwiłoby mnie,
gdyby miała także coś do Rubéna.
– Czyli mamy podejrzaną numer dwa – podsumowała Vega.
– A Kikę wykluczacie? – Compu poruszył delikatną kwestię. – Jeśli jest
na tej uczelni ktoś zdolny zorganizować coś takiego, to właśnie ona…
Ta insynuacja zdenerwowała Unaia.
– Kika miałaby być podejrzana? Przecież mówiłem, że wczoraj do niej
poszedłem! – Nie był w stanie dopuścić myśli, że to ona miałaby stać za
Valkirią. – Nie chodziła na zajęcia aktorskie, to niemożliwe, żeby tak
przekonująco zagrała zaciekawienie. Jej reakcja była autentyczna.
– Albo tak ci się wydawało – Compu nie odpuszczał. – Nie daj się
zwieść własnym opiniom.
– Mnie to mówisz? Już i tak jest mi ciężko!
– Spokój! – wtrąciła się Vega. – Musimy działać razem.
– Mówię tylko, że Odyn dowiódł, że prawdziwy z niego kameleon. –
Compu złagodził wydźwięk wcześniejszej opinii, po czym zwrócił się do
Unaia: – W dwadzieścia cztery godziny zdołał zdruzgotać ci życie
i wyeliminował z gry dwoje zawodników. Wydaje się bardzo przebiegłym
osobnikiem. Nie należy lekceważyć jego zdolności kamuflażu.
– Compu ma rację. – Vega podeszła do Unaia i spojrzała mu w oczy,
przypominając, że nie jest już sam w tej walce. – Kika zna się na
programowaniu, ma smykałkę do gier wideo i jest naszą wspólną znajomą.
Marty i Rubéna także. Poza tym mieszka dwa kroki od twojego pokoju, co
tłumaczyłoby, skąd wie o wszystkim, co robisz.
Tak solidnej argumentacji Unai nie był w stanie zlekceważyć.
– Nie wiem tylko, co mogłaby mieć do nas? – Unai nadal nie chciał
włączyć Kiki do kręgu podejrzanych, być może dlatego, że gdyby
ostatecznie okazała się wspólniczką odpowiedzialnych za Valkirię,
wyszedłby na idiotę. – To jakiś absurd, nigdy nie było między nami
żadnego konfliktu.
– Często tak nam się wydaje – rzuciła z przekonaniem Vega. – Czasem
wyrządzamy komuś krzywdę nieświadomie: dochodzi do nieporozumienia
i rodzi się nienawiść, która nigdy nie przemija, ponieważ ten, kto poczuł się
urażony, zachowuje to dla siebie. Zapiekłe urazy. Takie rzeczy się zdarzają,
Unai. A Kika jest bardzo specyficzna, żyje przecież głównie w świecie
wirtualnym.
– To jeszcze nie znaczy, że jest psychopatką.
– Oczywiście, że nie. Ale też nie świadczy o jej niewinności. Musimy
rozważyć wszystkie możliwości.
– To znaczy? – Unai zachęcił ją, żeby kontynuowała.
– Jeśli jest tak, jak mówisz, to lepiej, żeby Odyn nie orientował się
w naszych działaniach. Przynajmniej do czasu, aż dowiemy się czegoś
więcej.
– Jakoś wcześniej nie przeszkadzało ci, żeby z nami współpracowała.
– Wcześniej brakowało mi informacji – zaoponowała Vega. – Po tym, co
sobie powiedzieliśmy, o wiele lepiej rozumiem, co się tutaj dzieje. Teraz
jestem ostrożniejsza w kwestii zaufania do innych osób.
– Kika to nasza podejrzana numer trzy. Ktoś jeszcze? – Compu wszedł
w rolę prowadzącego licytację, który oczekuje na nowe propozycje. –
A Clara Marco? Pedro powiedział mi, że wypytywała dziś o ciebie, Unai.
– Clara? – Teraz to Vega nie chciała wpisać imienia przyjaciółki na listę
kandydatów do tytułu studenta psychopaty roku. – Nie gadaj głupot!
– Należy do grona naszych znajomych – Unai użył podobnego
argumentu, jaki Vega zademonstrowała w wypadku Kiki. – Zna również
wszystkich graczy Valkirii, jakich udało nam się zidentyfikować: Martę,
Rubéna i mnie. A także nasz rozkład dnia.
– Zaraz, nie tak szybko! – Vega nie ustępowała. – Jeśli Clara cię szukała,
to dlatego, że wiedziała, że się o ciebie martwię. Opowiedziałam jej
o wczorajszym. I tyle.
– Dlatego miałaby mnie szukać? Czy nie za bardzo się w to angażuje?
Vega przypomniała sobie, że właśnie tego dnia Clara chwaliła się jej
swoimi licznymi tajemnicami i tym, jak bardzo pociągają ją chłopcy, którzy
mają mroczną stronę. Tak naprawdę pasowała do opisu osoby, która
mogłaby wymyślić coś tak szalonego jak Valkiria… gdyby chodziło
o zwyczajną grę, a nie o narzędzie zemsty.
– Clara zna nas wszystkich – przyznała. – Z tym nie będę dyskutować.
Ale zapominacie o pewnym szczególe, mianowicie, że jest moją
przyjaciółką. Miałaby mścić się na moim chłopaku, na Rubénie i na Marcie,
z którą rzadko kiedy rozmawiała? Do żadnego z nas nic nie ma.
– Przynajmniej nic o tym nie wiemy – dodał bez ironii Unai. – Jak
słusznie wcześniej zastrzegłaś, być może Clara chowa urazę, za którą
postanowiła ostatecznie się odegrać.
– Chowa urazę wobec całej trójki?
– Vega – powiedział Unai pojednawczo. – Tego samego argumentu
użyłaś, tłumacząc brak zaufania do Kiki.
– Tak z ciekawości, jak zareagowała, kiedy jej powiedziałaś, że Unai
dziwnie się zachowuje? – zapytał Compu. – Co ci poradziła?
Vega wzruszyła ramionami.
– Powiedziała, żebym nie przywiązywała do tego wagi, że to na pewno
nic ważnego.
– Jasne, czyli żebyś nie wtykała nosa w sprawy swojego chłopaka. –
Compu wykrzywił twarz w złośliwym grymasie. – Jako twoja przyjaciółka
być może wolała, żebyś sama się w to nie angażowała, podczas gdy ona
zemściłaby się na Unaiu za dorobienie ci rogów. Moim zdaniem to mógłby
być motyw.
– Nie przesadzaj – zaoponował Unai, widząc, że Vega przejęła się
słowami Compu. – Wszystko to można wyrazić inaczej…
– Wybaczcie – rzekł Compu. – To wszystko działa mi na nerwy.
Chciałem tylko powiedzieć…
– Zrozumieliśmy – ucięła Vega. – W porządku, Clara też jest podejrzana.
Numer cztery na naszej liście. Uczciwie będzie, jeśli potraktujemy ją tak
samo jak Kikę. Lepiej będzie przesadzić z ostrożnością niż pomylić się
w drugą stronę.
Zastanawiała się, czy powodem rozdrażnienia Compu nie jest to, że to
nie z nim podzieliła się tego ranka zaniepokojeniem dotyczącym Unaia.
Być może właśnie dlatego atakował Clarę. Compu w roli przyjaciela był
bardzo lojalny i troskliwy, ale zarazem niezwykle zaborczy.
Unai się poddał.
– Dobra, Odynem może być ktokolwiek. Mamy mnóstwo przyjaciół,
kolegów, znajomych, wykładowców. Wszyscy oni tworzą grupę naszych
znajomych, wszyscy mogą skrywać obsesyjne urazy. Tutaj aż się roi od
potencjalnych prześladowców!
– Urazy… – Vega wiedziała, że motorem wszelkich działań są zawsze
uczucia. – Na tym polega Valkiria. Uczestnikom rozgrywki zadaje się
cierpienie. Ta gra powstała po to, żeby dokonać zemsty.
Zemsta.
– Ale co takiego uczyniliśmy Odynowi, że akurat nas wybrał do tej gry?
– Unai dalej nie mógł w to uwierzyć. – Naprawdę nie wydaje mi się, żebym
zrobił coś dostatecznie okropnego, aby stać się celem tak perfidnej akcji.
– Zastanów się – zachęciła go Vega. – Spróbuj sobie przypomnieć jakieś
dyskusje, spięcia, problemy, które nas dotknęły lub dotyczyły, nawet jeśli
w tamtym momencie wydawały się bez znaczenia. Każdy widzi takie
rzeczy z innej perspektywy.
– Dlatego to dobry pomysł, żebyś poszperał w serwisach
społecznościowych – Compu przypomniał propozycję Unaia. – Tam
rzeczywiście możesz na coś trafić.
– W porządku – Unai zgodził się wbrew sobie. – Zajmę się tym, a wy
szukajcie Rubéna. Zaraz od tego chyba oszaleję.
– Co wszyscy gracze mają wspólnego? – podjęła Vega. – Trzeba
przeanalizować wasze osobowości, to również może nam pomóc.
– Męczę się z tym pytaniem od początku – parsknął Unai. – Gdybym to
wiedział, z pewnością zdołałbym już zidentyfikować Odyna. Coś nas musi
łączyć…
Unai czuł się zagubiony. Wiele go łączyło z Rubénem, ale z Martą – nic.
Nic! Dopóki nie zdoła rozwikłać zagadki jej obecności w grze, nie będzie
w stanie dojść do żadnej obiecującej konkluzji. To zaś dawało przewagę
jego przeciwnikowi. Westchnął. Musiał dalej myśleć. Coś najwyraźniej
musiało mu umknąć, był jakiś szczegół, którego nie dostrzegał. Sęk w tym,
że nie miał czasu do stracenia. Z każdą minutą zbliżało się kolejne zadanie
od Odyna. Intuicja zaś podpowiadała mu, że tym razem misja nie będzie już
tak niewinna jak poprzednia.
– Odliczanie trwa – wyszeptał. – Może być tylko gorzej. Trzeba jak
najprędzej zidentyfikować Odyna.
Vega chwyciła go za rękę, co przyjął z wdzięcznością. Ponownie
odczuwali wzajemne zrozumienie, z którego zrodziła się miłość.
– Jeśli Marta zabiła się z powodu Valkirii – zauważyła – to Odyn spalił
za sobą mosty. Nie ma dla niego odwrotu. Lub dla niej. Może już tylko
uciekać do przodu.
– I w ramach tej ucieczki jest gotów pociągnąć wszystkich za sobą –
dopowiedział Unai. – Trzeba go powstrzymać, zanim będzie za późno.
– Bardzo was proszę! – Compu usiłował uspokoić nastroje. – To tylko
gra. Sprawa z Martą to nieszczęście, ale uważam, że przeceniacie
możliwości Valkirii. Tutaj chodzi o to, żeby cię zastraszyć. Nie pozwól, aby
im się to udało.
– Obyś miał rację. Musimy to szybko zakończyć. – Unai podał im
latarkę, którą wyciągnął z szuflady. – Nie zapalajcie światła w akademiku
Rubéna, bo ktoś tam może się jeszcze kręcić… Gdyby cokolwiek się działo,
dajcie mi znać i wynoście się stamtąd. Już i tak mamy dość problemów.
Vega i Compu szykowali się do wyjścia, gdy Unai zauważył, że otrzymał
właśnie nowe powiadomienie na Facebooku. Ostatnio zaniedbał trochę
swoje konta społecznościowe, nagromadziło mu się więc sporo
wiadomości. Valkiria pochłaniała jego uwagę bez reszty.
Unai zalogował się na Facebooku z telefonu, miał bowiem zamiar
jedynie skasować informację o liczbie powiadomień widoczną na ikonie
aplikacji. Widząc jednak nadawcę ostatniej wiadomości, ledwie zdołał
powstrzymać się przed krzyknięciem. Naprawdę widział to, co widział?
Z trudem wydobył z siebie głos, wołając:
– To Rubén! Rubén właśnie napisał mi wiadomość na osi czasu na
Facebooku!
Vega i Compu jednocześnie odwrócili się w jego stronę. Unai, nie
odrywając oczu od wyświetlacza telefonu, przeczytał na głos wiadomość,
jaka pojawiła mu się na jego osi czasu:
– „Unai Bengoa, uciekaj od Valkirii”.
– Rubén wrzucił ci to na profil? – Vega jednym susem znalazła się obok
niego i teraz nachylała się nad telefonem Unaia, żeby lepiej widzieć. –
Naprawdę?
Rzeczywiście, wpis pochodził od Rubéna.
– Napisał to na swojej osi czasu, ale mnie oznaczył, dlatego wyświetla
się również u mnie.
– Nie ma go całą dobę, a kiedy się wreszcie odzywa, to w taki sposób? –
Vega nie kryła zaskoczenia. – O co tutaj chodzi?
– To przynajmniej dowodzi, że mieliśmy rację, uznając, że uczestniczy
w grze – zauważył Unai. – Nie ulega wątpliwości, że Rubén zna Valkirię,
a tym postem na swój sposób odpowiada na wiadomości, które mu
wysłałem.
– Trochę późno, prawda? – Vega wciąż wydawała się zagubiona. –
Dlaczego akurat teraz postanowił ci odpisać?
Compu, który do tej pory się nie odzywał, skupiony na własnym
telefonie, włączył się do rozmowy.
– Nie widzę tego posta – zwrócił się do Unaia. – Wszedłem na mój profil
na Fejsie i nie widzę nic takiego ani na twojej osi czasu, ani u Rubéna, czyli
wrzucił to z takimi ustawieniami prywatności, żebyś tylko ty mógł
przeczytać.
– Nic dziwnego – odparł Unai. – W końcu odpisał mi na prywatną
wiadomość, którą wysłałem mu z WhatsAppa.
– To dlaczego dopiero teraz daje znak życia? I dlaczego tylko tobie? –
dociekała Vega. – Nie ty jeden do niego ostatnio pisałeś.
– Założę się, o co chcecie, że nie napisał tego teraz – odezwał się
Compu. – Unai, poprosiłeś go przez WhatsAppa o pomoc tuż przed tym,
jak zniknął, tak więc miał czas, żeby zaprogramować odpowiedź i się zmyć.
– Zaprogramować?
– Owszem. – Vega również czasami korzystała z tej funkcji. – Facebook
pozwala użytkownikom publikować wpisy odłożone w czasie. Wybierasz
dzień i godzinę, o której wiadomość ma się ukazać.
– I jeszcze stopień prywatności – podkreślił Compu. – To też możesz
wybrać.
Cała trójka pogrążyła się w myślach.
– W takim razie dlaczego wolał opóźnić publikację swojej odpowiedzi,
zamiast wysłać ją od razu? – zastanawiał się Unai. – Sprawa, o której
pisałem, była pilna, a skoro miał czas na zaprogramowanie…
– Jeśli miał czas, żeby odpowiedzieć, a tego nie zrobił, to najwyraźniej
nie miał takiego zamiaru – Compu nie owijał w bawełnę. – To oczywiste,
że chciał uciec. Nikomu nie ufał.
– Poza tym gdyby ci odpisał, musiałby odpowiedzieć na pytania – dodała
Vega, już bardziej przekonana. – Wolał się zmyć, żebyś przeczytał jego
odpowiedź, kiedy już go tu nie będzie. To ma sens.
– I wcale tego aż tak bardzo nie opóźnił – wyliczył Compu. – Zostawił
sobie margines mniej więcej dwudziestu czterech godzin.
Unai przytaknął skinieniem głowy.
– Miał nadzieję, że tyle czasu wystarczy, żeby mógł zapaść się pod
ziemię. I mu się udało.
– Tak czy inaczej, radę dał dobrą. – Vega bardzo żałowała, że
wiadomość nie zdążyła dotrzeć na czas. – Od Valkirii należy trzymać się
z daleka.
– Rubén doskonale wiedział, o czym pisze. – Unai odłożył telefon na
stolik, po czym odprowadził Vegę i Compu do drzwi pokoju. – Sądzę
jednak, że wówczas nie miał już innego wyjścia. Sam już nie wiem. Napisał
do mnie teraz czy to zaprogramował? Nie sposób stwierdzić, ale wolę
myśleć, że zrobił to teraz. W pewien sposób sugerowałoby to, że
gdziekolwiek jest, porusza się swobodnie.
– Oznaczałoby również, że postanowił dać znak życia – dopowiedziała
Vega. – Najwyższy czas! Z tym, co on sam wie już o Valkirii, na pewno uda
nam się czymś zaskoczyć Odyna, popsuć mu szyki.
– Oby – odpowiedzieli równocześnie Unai i Compu.
Cała trójka wbiła wzrok w otwarte drzwi, które prowadziły na korytarz
akademika.
– Wasza kolej – oznajmił Unai. – Pora działać.
Skinęli głową. Nie mogli dłużej tracić czasu.
Vega pożegnała się pocałunkiem, w którym Unai poczuł smak
pojednania. Ich spojrzenia się przecięły, oczy na powrót zalśniły ufnością.
– Uważaj na siebie, Vega. – Unai pogładził ją po włosach. – Żałuję, że
cię w to wpakowałem, ale bez ciebie…
– Jesteśmy razem, Unai. Na dobre i na złe. Nie wybaczyłabym ci,
gdybyś to przede mną ukrywał. Odyn z nami przegra.
Musimy odzyskać to, co mieliśmy.
– Przegra. – Unai pocałował ją raz jeszcze. – Ale uważaj na siebie,
proszę. Bez ciebie nic mi po wygranej. Gdyby był jakikolwiek problem –
powtórzył – zabierajcie się stamtąd.
– Mam nadzieję, że wygrana beze mnie także cię nie ucieszy. – Tym
stwierdzeniem Compu zdołał wywołać uśmiech Vegi i Unaia. – Ja też
oczekuję uznania!
Vega ponownie spojrzała na Unaia, tym razem z poważnym wyrazem
twarzy.
– Będziemy ostrożni, obiecuję.
Unai sprawdził w telefonie, czy aplikacja Valkirii wykrywa obecność
jakiegoś gracza w pobliżu akademika Rubéna. Wszystko wydawało się
w porządku, żaden uczestnik rozgrywki nie znajdował się w tamtej okolicy.
– Droga wolna – oznajmił.
– Zadzwonię do Carloty Loscos, żeby wpuściła nas do akademika –
zaproponował cicho Compu. – Mieszka na tym samym piętrze, co Rubén.
Nie sądzę, żeby zdziwiła ją późna pora, to największa imprezowiczka na
uczelni.
Vega, która znała Carlotę z widzenia, przypomniała sobie, że właśnie to
rozpowiadała o niej Marta, sama będąca jej przeciwieństwem.
Carlota nie poszła na studia, żeby studiować, tylko po to, by prowadzić
nocne studenckie życie.
Powiedziała to Vedze na imprezie, na której się całowały. Czy taki
złośliwy komentarz wystarczał jednak jako powód uczynienia z Marty
ofiary Valkirii? Być może Carlota wiedziała, co opowiada o niej Marta,
a gdy miała już tego dość, postanowiła jej się pozbyć. Lecz takie
uzasadnienie nie wystarczało. Aby móc uznać, że to Carlota stoi za Valkirią
lub jest w jakiś inny sposób związana z grą, trzeba było znacznie
solidniejszych dowodów. Dlatego Vega postanowiła nie dzielić się z Compu
swoimi podejrzeniami. Nie wyglądało na to, by cokolwiek łączyło Unaia
z Carlotą – choć Rubéna już tak – nie wyobrażała sobie także, żeby istniał
między nimi jakiś niezałagodzony konflikt. Dlaczego więc i Rubéna,
i Unaia miałaby wybrać jako graczy? Wydawało się, że Carlota nie ma
powodów, aby się mścić na całej trójce.
Wydawałoby się.
Tak czy siak, Vega postanowiła mieć oko na Carlotę. W myślach uznała
ją właśnie za podejrzaną numer pięć, obok Nurii, Kiki, Clary i nowego
kolegi Unaia, co do którego zresztą nie było wiadomo, czy ma jakikolwiek
związek z Martą i Rubénem. Nie dziwiło jej, że pośród możliwych
tożsamości Odyna były cztery kobiety i tylko jeden mężczyzna. Kalkulacje
i pieczołowite przygotowania, jakich wymagało opracowanie Valkirii,
pasowały przecież bardziej do złożoności kobiecego umysłu. Vega odnosiła
wrażenie, że mężczyźni, nawet planując zemstę, są co do zasady bardziej
prymitywni, mniej wyrafinowani. Nie wyobrażała sobie, aby jakiś
wkurzony facet był w stanie tak beznamiętnie skanalizować swoje urazy.
Wraz z Compu wyszli już na korytarz, więc musiała przerwać swoje
rozmyślania. Unai ponownie sprawdził, czy Kika nie odpisała na jego
wiadomości. Zastanawiał się, jaki wymyślić pretekst, żeby usprawiedliwić
ich wysłanie, jednocześnie nie mówiąc prawdy. Nie mógł już bowiem
uznawać Kiki za sojuszniczkę.
Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że nie będzie musiał improwizować.
Kika nadal nie odpowiadała, a jej milczenie zaczynało go niepokoić.
Unai podszedł do okna i zapatrzył się w noc.
Gdzie jesteś, Kika?
ega i Compu przystanęli w korytarzu akademika, aby zaplanować

V dalsze działania. Budynek mógł być obserwowany.


– Idziemy? – Zniecierpliwiona Vega chciała jak najszybciej
odnaleźć Rubéna i zakończyć całą tę sprawę. – Odyn kontroluje telefon
Unaia. Nie sądzę, żeby przez całą noc dodatkowo trzymał kogoś
w pogotowiu.
– Pójdziemy różnymi drogami i spotkamy się przy wejściu do
akademika? – zaproponował Compu, nie chcąc, żeby zwracali na siebie
uwagę.
– Mowy nie ma! – Vega ani myślała poruszać się sama w środku nocy po
terenie kampusu. Dostatecznie dużo nerwów kosztowało ją zdarzenie
z minionej nocy, dziwny incydent, który chyba też powinna łączyć
z Valkirią. Nabierała przekonania, że wszystko jest możliwe.
Do otwarcia głównych drzwi budynku nie trzeba było klucza, od razu
wyszli więc na zewnątrz. Vega podążała w ślad za Compu, ściskając
z całych sił latarkę, którą dał jej Unai. Ale to wszystko mnie wciąga –
pomyślała. – Już się denerwuję. Wyobrażała sobie, jak musi teraz
wyglądać, wymykając się chyłkiem z budynku niczym złodziej. Wciąż
niełatwo jej było uwierzyć w to, co robi, i jak bardzo w tak krótkim czasie
zmieniły się okoliczności. Zaledwie kilka godzin wcześniej naiwnie
pragnęła, żeby Unai podzielił się z nią problemem, który zagrażał ich
związkowi. Nigdy by nie przypuszczała, że uwikła się w tak absurdalną
historię, która najwyraźniej dla co najmniej jednej osoby skończyła się już
tragicznie.
Z Valkirią nie było żartów. Vega zastanawiała się, jak wielkie pragnienie
zemsty musi nosić w sobie Odyn. Czy do zaspokojenia żądz tego, kto kryje
się za imieniem nordyckiego bóstwa, konieczne będą kolejne ofiary, czy też
wystarczy mu przez kilka dni upokarzać zawodników, a następnie zniknąć?
Odyn to ktoś chory – pomyślała. – Ktoś, kto stoi za tą grą, ma nie po
kolei w głowie, to oczywiste.
Vega i Compu szli szybko, wybierając najkrótszą drogę. Akademik
Rubéna był tak blisko, że już go dostrzegali. Nie zatrzymując się, Compu
pisał coś na telefonie.
– Co tam robisz? – Vega cały czas uważnie rozglądała się na boki. –
Skoncentruj się!
– Tylko coś jeszcze sprawdzałem. Musiałem się upewnić, czy Rubén nie
zaktualizował jakichś postów na swoich profilach – odparł Compu. –
Wyobraź sobie sytuację, że pojawiłoby się coś nowego, a my byśmy o tym
nie wiedzieli…
Nowych wiadomości jednak nie było, miejsce pobytu Rubéna wciąż
pozostawało nieznane. Ostatni opublikowany przez niego post na
Facebooku – „Za błędy trzeba zapłacić” – pozostawał jedyny, jeśli nie
liczyć lapidarnej wiadomości skierowanej wyłącznie do Unaia.
Compu schował telefon do kieszeni kurtki i skupił się na marszu. Po
kilku minutach dotarli na miejsce.
– Jesteśmy – oznajmiła Vega, gdy zatrzymali się przed głównym
wejściem do akademika Rubéna. – Teraz przed nami najtrudniejsza część.
W milczeniu przyjrzeli się otoczeniu. Jeśli Rubén rzeczywiście był
przetrzymywany gdzieś w budynku, należało liczyć się z możliwością, że
Odyn pomyślał o jakichś zabezpieczeniach. Nie dostrzegli jednak nikogo,
czyja obecność burzyłaby spokój nocnego krajobrazu.
Valkiria działa w ukryciu – doszła do wniosku Vega. – To gra, która
oficjalnie ma nie istnieć.
Znów się rozejrzeli. W oknach nie paliły się już światła. Wydawało się,
jakby cały kampus spał. Mimo to Vega czuła ten sam niepokój, co
poprzedniej nocy. Miała wrażenie, że panująca cisza jest sztuczna,
nieautentyczna.
– Zadzwonię do Carloty, żeby zeszła nam otworzyć – oznajmił wreszcie
Compu, ponownie sięgając po telefon. – Jest późno, mam nadzieję, że
wróciła ze swoich nocnych eskapad.
Vega powstrzymała go ruchem ręki.
– Nie zawracaj jej głowy – powiedziała. – Ja też znam kogoś, kto
mieszka w tym akademiku.
Jej reakcja zaskoczyła Compu.
– Ale przecież tylko Carlota o tej porze na pewno nie śpi…
– Nie wciągajmy jej w to.
Compu popatrzył na Vegę i dostrzegł w jej oczach błysk nieufności. Zbyt
długo już się znali.
– Jak wolisz – odparł. – Mam tylko nadzieję, że ten twój znajomy nie
okaże się Graczem3.
– Albo Odynem – dopowiedziała. – W wypadku Carloty
ryzykowalibyśmy tak samo.
Nie sposób było zaprzeczyć. Vega zaczęła dzwonić do znajomego, nie
podejrzewając, że zza jednego z okien na pierwszym piętrze ktoś im się
przyglądał.
Ktoś, kto na nich czekał.

###

Unai przestał przyglądać się przez szybę ginącym w mroku zarysom


akademika Rubéna. Odsunął się od okna i ponownie usiadł na łóżku, kładąc
sobie telefon na kolanach. Oszacował, że Vega i Compu zapewne dotarli już
na miejsce. Trzymał kciuki. Oby ta zagrywka zaskoczyła Odyna i pozwoliła
bez problemu uratować Rubéna.
– Nie mamy chyba do czynienia z zawodowymi przestępcami –
wyszeptał pod nosem, aby się uspokoić. – Przecież nie spotkają na swojej
drodze prawdziwych zabójców.
Poza tym w akademiku było mnóstwo śpiących osób!
Nie, Odyn był najwyraźniej jednym ze studentów, któremu
poprzestawiało się w głowie, i tyle. Kolegą – lub koleżanką – sprawnie
poruszającym się po Internecie, ale już nie w świecie rzeczywistym. Skoro
tak się ukrywał, zapewne nie potrafił radzić sobie w relacjach z ludźmi,
nawet jeśli dzięki masce nie dawał tego po sobie poznać.
Tak naprawdę bowiem wybrana przez niego forma zemsty była
tchórzliwa: nie potrafił zmierzyć się twarzą w twarz ze swoimi
domniemanymi wrogami, uciekał się więc do tego rodzaju zagrywek.
Dlatego Unai nie sądził, żeby Odyn był zdolny stanąć na drodze
uczestnikom rozgrywki. To właśnie anonimowość zapewniała mu
bezpieczeństwo, nie zaryzykowałby więc zdemaskowania. Unai domyślał
się, że Odyn chce udać się na miejsce, aby na własne oczy obserwować
odnalezienie Rubéna, jednocześnie zaś pragnie, żeby on, jako najnowszy
nabytek Valkirii, również mu towarzyszył z własnego pokoju w akademiku.
– Tak – Unai nabrał pewności. – Odyn ujawnił się, żebym mógł go
wykryć i zdał sobie sprawę, że istnieje naprawdę. To było z jego strony
osobiste powitanie mnie w grze. Od tamtej pory już się nie odsłaniał, na
pewno jednak był gdzieś bardzo blisko i mnie obserwował.
Odyn miał w tej grze przewagę. I umiał ją wykorzystać.
– Z pewnością fantastycznie się bawi. Może właśnie dlatego tak zwleka
z przydzieleniem mi nowej misji. Chce, żebym zaczął się denerwować.
Unai stanowił dla Odyna źródło rozrywki.
Zgodnie z regułami gry Unai ani na moment nie wyłączał Valkirii. Od
czasu do czasu sprawdzał geolokalizator, aby się upewnić, że Vega i Compu
nie zmierzają wprost w pułapkę. Co prawda, gdyby mistrz gry albo Gracz3
postanowili wyłączyć własne aplikacje, wówczas…
Wolał myśleć pozytywnie. Teraz skupił się na przeglądaniu profili
Rubéna i Marty w różnych sieciach społecznościowych, starając się
odnaleźć jakiś łączący ich wątek. Jeśli zgodnie z tym, co ustalili z Vegą
i Compu, Odyn należał do ich grupy towarzyskiej, dobrym pomysłem było
przyjrzenie się wszystkim znajomym całej trójki. Było nawet możliwe, że
podczas poszukiwań natknie się na profil nieznajomej z filmiku. Kto wie?
Skoro zaangażowali ją do takiego numeru, istniało prawdopodobieństwo, że
w serwisach społecznościowych znajdzie między nimi jakieś powiązanie.
Unai skupił się na ekranie komputera. Z Rubénem miał trzydzieścioro
dwoje wspólnych znajomych, z kolei z Martą – która na Facebooku nie
należała do znajomych Rubéna – sześcioro. Ponieważ ten ostatni wynik
wydawał się o wiele łatwiejszy do sprawdzenia, zaczął od profilu Marty.
Wypisał sześć osób, aby następnie sprawdzić, czy któraś z nich nie pojawi
się także na liście znajomych Rubéna.
Niebawem ustalił, że spośród sześciorga wspólnych znajomych z Martą,
trójkę znał również Rubén – byli to Clara, Kika i Pedro. Bez niespodzianek.
Zdumiało go jednak, gdy przypadkowo odkrył, że w gronie znajomych
Rubéna znajdował się również Marcos Esteve.
Rubén kolegował się z takim dziwnym gościem? Znajomości w sieciach
zawsze stanowiły zagadkę. Być może poznali się jako gracze jakiejś gry
wideo.
– Dobra – podsumował. – Dwie z naszych kandydatek na Odyna
przyjaźnią się z trojgiem przypuszczalnych graczy. Czyli są tym bardziej
podejrzane…
Zwłaszcza Kika, która wciąż nie odpisywała na wiadomości. Wróciła już
do swojego pokoju?
Unai kątem oka dostrzegł błysk. Spojrzał na telefon i zauważył migający
na czerwono sygnał alarmowy.
– Kurwa!
Natychmiast sprawdził, czyją obecność wykryła tym razem Valkiria.
Gracz3 i Odyn weszli w zasięg strefy bezpieczeństwa, w której granicach
znajdował się akademik Rubéna! Jak długo telefon wysyłał to
powiadomienie?
Unai wolał przyjąć, że zaledwie chwilę. Dla dobra Vegi i Compu.
Wybrał numer Vegi. Muszą się stamtąd wynosić!

###

Vega osiągnęła cel: jej znajomy – którego senna odpowiedź nie wydała się
szczególnie groźna – otworzył im drzwi do akademika, nie zadając przy
tym zbędnych pytań. Po wejściu do budynku podążyła wraz z Compu
pierwszym odcinkiem trasy opisanej przez Unaia. Znaleźli się na końcu
korytarza biegnącego wzdłuż pokojów na pierwszym piętrze. Słaba
poświata oświetlenia ewakuacyjnego pozwalała im się poruszać bez
konieczności włączania latarki.
Vegą targały sprzeczne uczucia. Żałowała, że w miejsce, w którym
dawniej bywała z Rubénem, powracała akurat w takich okolicznościach.
Wspomnienia mieszały się z niepokojem, jaki wywoływała obecna
sytuacja. Znajdowała się tak blisko pokoju swojego byłego chłopaka.
– Co teraz? – zapytał cicho Compu.
Oboje uważali, żeby przypadkowo na nikogo się nie natknąć. Z miejsca,
w którym stali, słyszeli rozmowy toczone w poszczególnych pokojach,
stłumione śmiechy, szmer z jakiegoś telewizora, muzykę. Typowe odgłosy
w akademiku pełnym studentów nienawykłych wcześnie chodzić spać.
– Teraz trzeba iść tędy.
Vega wskazała drzwi z napisem „Wstęp wzbroniony”.
Compu skinął głową, zrobił kilka kroków i przekonał się, że drzwi były
otwarte.
– Idziemy? – zapytał.
W tej samej chwili usłyszeli, jak ktoś wychodzi ze swojego pokoju.
Oboje przywarli do ściany, wykorzystując załom, dzięki któremu nie
było ich widać z korytarza. Doszły ich głosy kilku osób, po czym ktoś
trzasnął drzwiami, ucinając je niemal doszczętnie. Na piętrze na powrót
zapanowała cisza.
Vega odsunęła się od ściany, skinęła na Compu i oboje ostrożnie weszli
do zakazanej strefy. Tam czekały na nich schody, o których wspominał
Unai.
– Teraz musimy zejść do podziemi – przypomniała szeptem Vega. – Jeśli
Rubén jest w tym budynku, to tam go trzymają.
Compu kiwnął głową i zaczął powoli schodzić po schodach za Vegą,
wytężając słuch. Dotarli do ostatniego stopnia i znaleźli się w miejscu
sprawiającym wrażenie opuszczonego. Było to coś w rodzaju półpiętra,
z którego rozchodziły się w przeciwnych kierunkach dwa korytarze.
– Ty pójdź w lewo, a ja pójdę w prawo – zaproponował Compu.
– Przy pierwszej przeszkodzie zawracamy – zastrzegła Vega.
– Jasne. Weź latarkę, ja sobie poświecę telefonem.
Vega potwierdziła skinieniem, ale nie zdążyła odejść. Zatrzymało ją
brzęczenie jej telefonu. Sprawdziła, że dzwoni Unai, i powiadomiła o tym
Compu.
Odebrała i wsłuchała się w głos Unaia, marszcząc usta. Po kilku
sekundach zakończyła rozmowę.
– Unai sądzi, że nas wykryli – przekazała Compu. – Gracz3 i Odyn
gdzieś się tutaj kręcą.
Compu otworzył szeroko oczy.
– Co robimy? Wynosimy się stąd? – pozwolił jej zdecydować.
Vega wahała się między powrotem, na co nalegał Unai,
a wykorzystaniem jeszcze kilku minut względnej swobody. Skoro już tak
daleko zaszli. Rubén zasługiwał na to, żeby postarali się bardziej.
– Zajrzyjmy – postanowiła. – Za dwie minuty widzimy się w tym
miejscu, zgoda? Tylko szybko!
Włączyła latarkę i podążyła lewym korytarzem, Compu poszedł
prawym. Nie było czasu na podejmowanie środków ostrożności, liczyło się
dotarcie do celu. Nie wiedzieli, co napotkają po drodze. Vega przeszła przez
kolejne drzwi i znalazła się w przestronnym pomieszczeniu wypełnionym
szafami i regałami. Była to strefa przeznaczona dla personelu sprzątającego,
o czym świadczyły – poza intensywnym zapachem środków czyszczących
– mopy i wózki, odzież robocza, pojemniki z płynem do podłóg.
Vega już miała ruszyć przed siebie, gdy w ostatniej chwili powstrzymał
ją hałas z prawej strony. Sięgająca niemal sufitu piramida szafek zaczęła się
chybotać, przechyliła się w jej kierunku, aż wreszcie runęła z łoskotem,
który rozniósł się po całej piwnicy. Vega, powstrzymując krzyk, uskoczyła
przed lawiną mebli, ale straciła przy tym latarkę, która zniknęła pogrzebana
pod metalowymi stelażami, które teraz walały się po całej posadzce. Mało
brakowało.
Pogrążona w ciemnościach i pozbawiona możliwości posuwania się
naprzód, Vega – cały czas starając się opanować strach – uznała, że
najwyższa pora się wycofać. Hałas był tak wielki, że z pewnością
zaalarmował większość mieszkańców akademika.
– Nie jest źle – pocieszała się, wciąż podenerwowana. – Jeśli trzymają
Rubéna w tej piwnicy, to po takim hałaśliwym zdarzeniu na pewno ktoś go
znajdzie.
Za plecami usłyszała nagle czyjeś szybkie kroki. Pobladła, wiedząc, że
nie ma gdzie się ukryć. Ktoś biegł w jej kierunku, z każdą chwilą był bliżej.
Znalazła się w pułapce.
nai, stojąc cały w napięciu, nie odrywał oczu od ekranu telefonu.

U
strefy
Alarm z aplikacji nadal migotał, informując o obecności dwóch
osób powiązanych z Valkirią, które poruszały się w granicach
bezpieczeństwa akademika Rubéna. Unai żałował, że system
geolokalizacji nie rejestrował ruchów każdej z nich, co uniemożliwiało
określenie ich dokładnego położenia.
Jak w filmie Obcy, jednym z jego ulubionych, sam na stanowisku
dowodzenia odgadywał, którędy zagrożenie zakrada się ku Vedze i Compu.
Mam nadzieję, że zdołali już opuścić akademik.
Na pewno już się zmyli.
– Odyn postanowił ponownie się pokazać – wyszeptał ze złością. – Nie
musiał, ale miał ochotę. Prowokator, wyraźnie bawi go ta gra. Wie, że go
obserwuję.
Gracz3 akurat nie miał możliwości ukrycia swojej obecności.
Za to Odyn… On robił to świadomie.
– Pierdolę to!
Unai ani myślał czekać w pokoju, podczas gdy Vega i Compu narażali
się w terenie. Koniec, sprawy zaszły za daleko.
Chwycił kurtkę, wybiegł z pokoju i popędził ku schodom prowadzącym
na parter.
Nie zostawił telefonu w pokoju. Celowo – chciał, żeby Odyn dostrzegł
jego działania, aby zdał sobie sprawę, że stracił nad nim władzę. Gracz4
brał inicjatywę we własne ręce. Rzucał wyzwanie mistrzowi gry.
– I co mi zrobisz?
Unai nie bał się już jego odwetu. Chwilę później biegł przez kampus jak
szalony, kierując się w stronę akademika Rubéna. Noc wydawała się
spokojna, on jednak nie pozwalał się jej omamić. Dobrze wiedział, że
zagrożenie ze strony Valkirii jest niewidoczne.

###

Odgłos kroków był coraz lepiej słyszalny, a Vega nie miała pewności, czy
w pomieszczeniu, na przykład za stertą regałów, które jeszcze nie runęły,
lub za morzem zalegających na ziemi mebli, nie kryje się ktoś jeszcze.
Teraz, gdy straciła latarkę, najbliższym otoczeniem zawładnął mrok.
Włączyła więc telefon, rozjaśniła ekran i poruszyła urządzeniem we
wszystkich kierunkach. Wiedziała, że atak mógł nadejść z każdej strony,
postanowiła jednak nie przejmować się obszarem znajdującym się wprost
przed nią. W tym momencie najpilniejszą sprawą wydawał się tajemniczy
ktoś nadchodzący z korytarza. Już był tuż-tuż, za chwilę miało dojść do
kontaktu. Nie mogła uciec ani się schować. Wstrzymała oddech,
rozglądając się wokół za czymś, co w razie konieczności mogłoby jej
posłużyć do obrony. W końcu chwyciła za mopa, zdając sobie sprawę, jak
żałosne było to rozwiązanie.
W chwilę później ktoś wyłonił się tuż przed nią. To był Compu!
Rozpoznawszy go, Vega usiadła na jednej z przewróconych szafek,
zaskoczona intensywnością emocji, jakie rozbudzała w niej cała ta historia
z Valkirią.
– Aleś mnie przestraszył! – jęknęła bez tchu. – Myślałam, że to Odyn…
Compu, uspokojony, że nic jej się nie stało, nie był w nastroju do
rozmów. Spojrzeniem omiótł panujący w pomieszczeniu chaos.
– Odyn zaraz nas znajdzie, jeśli się stąd nie zmyjemy! Hałas musiał
obudzić cały budynek. Zmykamy!
Nie było czasu na wyjaśnienia. Compu pomógł jej wstać i oboje ruszyli
szybkim krokiem, oświetlając sobie drogę telefonami. Musieli wydostać się
z piwnicy, zanim nakryłby ich ktoś z personelu akademika albo…z Valkirii.
W mgnieniu oka dotarli do schodów prowadzących na piętra budynku
i po dojściu na kondygnacje dostępne studentom kontynuowali ucieczkę,
przeskakując po trzy stopnie. Nie zatrzymując się, kątem oka dostrzegli
Carlotę, która ze zdumieniem wymalowanym na twarzy obserwowała ich
z jednego z korytarzy.
Nie było czasu się tłumaczyć.
W drzwiach holu niemal zderzyli się z Unaiem, który właśnie
z zaniepokojoną miną dotarł na miejsce. Dołączył do nich bez słowa. Mimo
odgłosów poruszenia na różnych piętrach akademika nikt nie stanął im na
drodze – o tej porze ludzie reagują z opóźnieniem – i cała trójka zdołała
oddalić się od budynku, zmierzając do własnego akademika. Dopiero tam
mogli liczyć na bezpieczeństwo i dyskrecję, jakich wymagała ich kolejna
narada. Milczenie, w jakim zgodnie opuszczali strefę zagrożenia,
utwierdzało ich w przekonaniu, że misja skończyła się niepowodzeniem.
Miejsce pobytu Rubéna pozostawało nieznane.
Odyn nadal miał nad nimi przewagę, na dodatek teraz ruch należał do
niego. Było pewne, że wyprawa ratunkowa w celu oswobodzenia Rubéna
nie uszła uwadze Valkirii. Pozostawało pytanie o to, jaką cenę przyjdzie im
zapłacić za tak rzucone wyzwanie.

###

Carlota dotarła do końca korytarza i teraz wyglądała na klatkę schodową,


którą przed chwilą w takim pośpiechu przemknęli jej znajomi. Tam czekała
ją kolejna niespodzianka: Pedro Ginés również nie spał i wyszedł z pokoju.
Dostrzegła jego wysportowaną sylwetkę – nie miałaby nic przeciwko
lepszemu jej poznaniu – zamarłą w bezruchu na stopniach prowadzących
ku górze. Na jej widok przystanął.
– Pedro! Co tu robisz o tej porze?
On sam mógłby zadać jej to samo pytanie, lecz obecność Carloty w tych
okolicznościach nie wydawała się aż tak niecodzienna.
– Ale hałas – wyjaśnił, wskazując w stronę piwnicy. – Można się było
nieźle wystraszyć, co?
– I to jak.
– A ty? O tej porze wracasz?
– Muszę dbać o reputację. – Uśmiechnęła się bez przekonania. – Dnia mi
na to nie starcza.
Pedro zrobił ironiczną minę.
– Tobie to raczej nie starcza nocy. Pobiłaś nowy rekord.
Wiele by dał, żeby się dowiedzieć, z kim była do tak późnej pory, nie
odważył się jednak o to spytać.
– Nie prowokuj mnie – odparła. – Gdybym chciała, stać mnie na jeszcze
więcej. A zresztą, jak widzę, ty chyba również nie spałeś.
Carlota otaksowała Pedra wzrokiem, skupiając się na jego jeansach,
koszuli w kratę i białych conversada.
– Co tak patrzysz, przecież nie wyszedłbym w piżamie… – zaczął się
tłumaczyć.
Poza tym nie wyglądasz mi na zaspanego – dodała w myślach. – Czyli
noc służy nie tylko mnie.
– Skoro zadałeś sobie trud, żeby się ubrać – wydedukowała – to znaczy,
że ten hałas aż tak bardzo cię nie wystraszył, co?
Pedro przyglądał się Carlocie. Rozmowa stawała się coraz dziwniejsza,
obie strony zdawały się coś ukrywać.
– Po prostu byłem ciekaw – przyznał. – A wolę takie rzeczy sprawdzać
ubrany, choć może akurat ty lepiej się czujesz, gdy nie masz zbyt wiele na
sobie.
Carlota się zaśmiała. Wiedziała, że akurat w wypadku Pedra nie powinna
dopatrywać się w tych słowach zaczepki, a jedynie zrozumiałego dla obojga
żartu. Czy może raczej uniku.
– Touché.
Pedro wrócił do przyczyny hałasu:
– Wiesz może, co się stało?
– Pojęcia nie mam. Wydaje mi się, że to gdzieś w piwnicy.
– Ale przecież tam bywa tylko personel akademika! Nocą nikogo tam
nie ma.
– To może ktoś coś źle ustawił i się przewróciło?
– Sądząc po łomocie – ocenił Pedro – to chyba wszystko się tam
poprzewracało.
– Najważniejsze, żeby akademik nam się nie zawalił. Widziałeś Compu
i Vegę?
Pedro pokręcił głową.
– Tutaj? O tej porze?
– Biegli po schodach. Nie mam pojęcia, co robili.
– Może to właśnie oni odpowiadają za ten łomot.
Dobiegły ich kolejne odgłosy, szepty i dźwięki kolejnych otwieranych
drzwi.
– Nie my jedni teraz nie śpimy.
Carlota skinęła głową.
– Ale byliśmy najszybsi.
Rzeczywiście, nikt nie zareagował równie szybko. Oczywiście, nie
licząc Compu i Vegi. Carlota wciąż się zastanawiała, co mogła znaczyć ta
ich bieganina po schodach. Postanowiła, że jeszcze to sprawdzi. To nagłe
pojawienie się i zniknięcie jej znajomych wydawało się bardzo osobliwe,
szczególnie w środku nocy.
– Dobra, wracam do pokoju – ziewnął Pedro. – Muszę pospać, a cała ta
sytuacja nie jest aż tak ciekawa, jak tego bym się spodziewał.
Nie poszedł jednak od razu, jakby czekał, aż Carlota powie coś jeszcze.
– Ja jeszcze trochę pomyszkuję. – Zeszła kilka stopni w dół. – Nie chce
mi się spać.
Rozdzielili się. Pedro odwrócił głowę, patrząc za Carlotą, aż stracił ją
z pola widzenia. Noc jeszcze się nie skończyła…
wykła rupieciarnia – wyjaśnił Compu, opierając się o biurko

Z w pokoju Unaia. – Uporządkowana i zakurzona. Tyle.


Vega opisała wcześniej to, co zdążyła zauważyć
niespodziewanym zejściem lawiny mebli. Teraz relację kończył Compu,
przed

który podczas rekonesansu także nie natknął się na nic ciekawego.


– Tam właśnie poszedłem tego ranka – Unai zwrócił się do Compu. – Ta
piwnica wygląda pewnie tak, jak ją zostawiłem.
– To niemożliwe, żeby trzymali tam Rubéna przez całą dobę –
zawyrokował Compu. – Choć muszę przyznać, że nieźle się sprawiłeś.
Wszystko było na swoim miejscu.
Unai, który właśnie sprawdził, że aplikacja w telefonie nie wykrywała
już obecności ani Gracza3, ani Odyna w jego strefie bezpieczeństwa,
gładził w zamyśleniu włosy Vegi. Oboje siedzieli na łóżku. Żałował, że
Vega z jego winy wpakowała się w takie kłopoty.
– Już się uspokoiłaś? – zapytał. – Te szafki… Myślisz, że ktoś je
przewrócił z rozmysłem?
Vega ani przez chwilę nie przestawała się nad tym głowić.
– Sama nie wiem – odparła. – Pewne jest tylko to, że zanim na mnie
poleciały, coś usłyszałam.
– To Valkiria – stwierdził bez chwili wahania Compu. – A może
uważacie, że to kolejny „zbieg okoliczności”?
– Oczywiście, że Valkiria. – Unai, teraz bardzo skupiony, zapatrzył się
w futerał skrzypiec. – Możliwe, że to sprawka Gracza3.
A Odyn był gdzieś blisko i tylko zacierał ręce – dodał w myślach.
– To było celowe działanie, które miało spowodować, że dalej nie pójdę
– zauważyła Vega. – Gdyby chcieli, żeby regały runęły wprost na mnie,
poczekaliby, aż podejdę w odpowiednie miejsce. Nie chodziło im o to, aby
mnie skrzywdzić. Chcieli mnie jedynie powstrzymać.
– Czyli aż tak im zależało, żebyś nie dokończyła przeszukania? – Unai
nie pojmował. – Czego nie zdążyłaś sprawdzić?
– Wydaje mi się, że na końcu piwnicy znajdują się jakieś dwa mniejsze
pomieszczenia. Z miejsca, w którym stałam, widziałam dwoje drzwi.
– Jeśli wszystkie akademiki mają zbliżony układ wnętrz – odezwał się
Compu – to są tam pomieszczenia magazynowe powstałe z myślą o kuchni
akademika: spiżarnia, chłodnia.
– Mamy u nas coś takiego? – Vedze nigdy nie przyszło do głowy, żeby
myszkować w podziemiach budynku.
– Owszem. – Compu uśmiechnął się szelmowsko. – W ubiegłym roku na
początku semestru postanowiliśmy w kilka osób zwiedzić każdy kąt
akademika. Dodam tylko, że pod względem czystości stan budynku
pozostawia wiele do życzenia.
– To niemożliwe, żeby tam był przetrzymywany Rubén. – Unai zaczynał
tracić nadzieję. – Czemu miałby więc służyć ten cały pokaz siły? I tak
niczego byś tam nie znalazł.
– Valkiria to gra. – Compu wzruszył ramionami. – Jedynym celem
wszystkich działań jest zapewnienie rozrywki Odynowi. Z tego czerpie
radość. Chce cię wyprowadzić z równowagi.
– Albo zrobili to, żeby odwrócić naszą uwagę. – Vega szukała jakiegoś
sensowniejszego wytłumaczenia. – Takim posunięciem zasugerowali nam,
że coś ukrywają, tym samym odciągając nas od szukania w innych
miejscach, gdzie być może rzeczywiście znaleźlibyśmy jakieś ślady
Rubéna.
Taka hipoteza brzmiała niezwykle prawdopodobnie. Unai nagle
uświadomił sobie, że istniał dobry sposób, aby sprawdzić, czy w niedawne
zdarzenie był jakoś zamieszany Gracz3. Uruchomił Valkirię i spojrzał na
punktację wszystkich uczestników. Rzeczywiście, tak jak podejrzewał,
jeden wynik uległ zmianie. I to już drugi raz tej nocy.
– Za przewrócenie szafek odpowiada Gracz3 – oznajmił na głos. –
Sprawdziłem. Kilka minut temu jego wynik w Valkirii zwiększył się
o dziesięć punktów. Tyle samo zyskałem po wykonaniu porannego zadania.
Z czterdziestoma punktami na koncie Gracz3 prowadził teraz w stawce.
– Słusznie rozumujesz – pogratulował mu Compu. – Teraz przynajmniej
możemy odrzucić wersję z wypadkiem.
– Choć nadal pozostają wątpliwości co do celu ostatniego zadania –
Vega, mocno już zaintrygowana całą sprawą, wciąż łamała sobie nad tym
głowę. Z tego, co dotychczas zaobserwowała, Odyn nie sprawiał wrażenia
osoby działającej bez powodu.
Całą trójkę nurtowało to samo pytanie: dlaczego Gracz3 miał im
uniemożliwić rozejrzenie się akurat po tej piwnicy? Bo przecież Compu nie
napotkał przeszkód, sprawdzając drugie pomieszczenie. Rano będzie trzeba
zajrzeć tam raz jeszcze, o ile tylko nie uniemożliwi im tego obecność
personelu akademika.
– A jeśli Rubenowi udało się wymknąć? – Compu skierował rozważania
na nowe tory.
– Wydaje się, że jednak Odyn wie, kiedy go odnajdą. – Unai nie
zapominał o ostatniej wiadomości otrzymanej od mistrza gry.
– To blef – stwierdził z przekonaniem Compu. – Jeśli rzeczywiście
Rubén uciekł, Odyn zrobi wszystko, żeby pozostali gracze się nie
dowiedzieli, że jeden z nich się zbuntował i zdołał opuścić rozgrywkę. To
zagroziłoby całej grze i wzmocniłoby jej uczestników.
– A skoro Odyn wie, że szukasz Rubéna – dopowiedziała Vega,
wpatrując się w Unaia – cieszy się poczuciem władzy, której tak naprawdę
nie ma, i zyskuje na czasie, a jednocześnie sam stara się go namierzyć. To
by tłumaczyło manewr pozorujący, jaki Odyn zlecił dziś w nocy
Graczowi3. O ile oczywiście nie byliśmy bliscy odnalezienia Rubéna. Bawi
się z nami, a w międzyczasie poluje na zbiega.
– To ma sens – przyznał Unai. – Chociaż… Czy Odyn pasuje do profilu
kogoś, kto blefuje? Wprowadzanie w błąd sugeruje utratę panowania nad
sytuacją. Kiedy blefujesz, uzależniasz się od czyjejś reakcji. Nie masz
gwarancji, że ci się uda.
Vega także dostrzegła słaby punkt teorii Compu.
– Odyn jest zbyt skrupulatny, żeby tak pogrywać.
– Ale ucieczka gracza to coś nie do przewidzenia. – Compu powrócił do
hipotezy, zgodnie z którą Rubenowi udało się opuścić świat Valkirii. – Być
może Odyn nie zakładał, żeby którykolwiek z graczy się na to odważył,
przez co został zmuszony do improwizacji.
– Odyn miałby nie przewidzieć próby ucieczki z gry, która polega na
uprzykrzaniu życia graczom zmuszonym do udziału w rozgrywce? –
zaoponował Unai. – Nie chce mi się w to wierzyć.
– Udowodniliśmy jednak coś innego – powiedziała Vega. – Mianowicie
to, że tej nocy na nas czekał. Nie zaskoczyliśmy go. Dlatego miał czas,
żeby przygotować się na nasze przybycie.
– Nie do wiary.
– A mimo to pozwolił wam się ulotnić – zauważył Unai. – Nikt was nie
zatrzymał. Mnie zresztą też.
Vega skinieniem głowy przyznała mu rację.
– Czekali na nas, ale ograniczyli się do przerwania nam poszukiwań –
poparła go. – Nie nawiązali z nami kontaktu. W ogóle nie widziałam
Gracza3, jeśli to rzeczywiście on poprzewracał te szafki.
– Odyn wciąż woli pozostawać niewidoczny – ocenił Unai. – Wszystko
to elementy tej samej strategii. Oficjalnie przecież Valkiria nie istnieje.
– Nie musi wcale aranżować bezpośrednich starć między graczami,
zresztą w tej grze nie o to chodzi – wtrącił się Compu. – Jeśli zechce ukarać
cię za to, co robiłeś nocą, znajdzie na to lepszy sposób.
– Wcale mnie to nie uspokaja. – Unai zdawał sobie sprawę, że wciąż nie
było wiadomo, jak Odyn zareaguje na nieudaną próbę odszukania
i uratowania Rubéna. – Przynajmniej nadal zachowałem dziesięć punktów.
Compu zmarszczył brwi.
– Nie chcę tego mówić, ale jeśli Odyn uzna, że zasługujesz na karę,
raczej nie ograniczy się do odebrania ci punktów. To by mu nie sprawiło
żadnej satysfakcji.
Unai podniósł się z łóżka.
– Nie, jasne. Odyn pragnie widowiska, chce się nacieszyć naszym
cierpieniem. Z pewnością przewidział innego rodzaju sankcje. Mam to
gdzieś. Teraz, gdy nie może już szantażować mnie nagraniem, nie będzie
mną tak łatwo sterował.
– Dobrze gadasz. – Każdy dowód odzyskiwania pewności siebie przez
Unaia cieszył Vegę. Dostrzegała w nim chłopaka, którego wcześniej znała.
– Trzeba sprawić, żeby Odyn stracił panowanie nad grą. Pojął, że idziesz
własną drogą.
– Zastanówcie się, czy na pewno chcecie go rozzłościć – przestrzegł ich
Compu. – Odyn może jeszcze trzymać coś w zanadrzu.
Zarówno Unai, jak i Vega zrozumieli, co chciał przez to powiedzieć.
Mistrz gry był zbyt skrupulatny, prawdopodobnie dysponował planem
awaryjnym na wypadek niesubordynacji któregoś z graczy.
– Tracąc podstawę szantażu, czyli filmik, nie może mnie już do niczego
zmusić – Unai wydawał się bardzo pewny siebie. – To niemożliwe.
Odwrócił się w stronę Vegi, nachylił się i pocałował ją przelotnie w usta.
– A to co miało znaczyć? – spytała.
– Że nie mam już przed tobą tajemnic. Dlatego nic nie zagraża mojej
wolności.
Mimo to Vega dałaby wiele, żeby tylko mogli ostatecznie zerwać
wszelkie więzy łączące ich z Valkirią. Rozumiała motywy, które skłaniały
Unaia do pozostawania w grze, tym razem jednak dopuściła do głosu
własny egoizm. Bała się Valkirii, bała się o Unaia. Czy mogła pozwolić,
aby jej chłopak narażał się dla dobra Rubéna i innych, nieznanych im
jeszcze graczy? Wstydziła się własnych wątpliwości, ale szósty zmysł
podpowiadał jej, że powinni się wycofać.
Nie wymagam, żebyś był bohaterem – starała się przekazać Unaiowi
subtelnym spojrzeniem, którego ten jednak nie był w stanie odczytać. –
Bohaterowie marnie kończą. Poświęcają się dla reszty, tak jak ty to robisz,
dalej uczestnicząc w grze.
Ja tylko chcę, żebyś był tym samym chłopakiem, którym byłeś aż do
wczoraj. Dzięki temu byłam szczęśliwa. Nie chcę, by cokolwiek się
zmieniało. Nie chcę być wspaniałomyślna, nie pragnę również, żebyś zrobił
z siebie męczennika.
– Punktacja – przypomniał Unai, nieświadomy rozmyślań Vegi. –
Gracz1 ma dwadzieścia punktów, Gracz2 ma również dwadzieścia
punktów, Gracz3 zgromadził już czterdzieści punktów, Gracz4 zamyka
stawkę z dziesięcioma punktami.
– To chyba znaczy – podjął Compu – że jeśli za każde zaliczone zadanie
uczestnik otrzymuje po dziesięć punktów, to Gracz1 i Gracz2 wykonali po
dwie misje, Gracz3 wypełnił cztery, a ty zrealizowałeś jedną.
– Otóż to. Zarówno Gracz1, jak i Gracz2 nie otrzymują punktów od
momentu, gdy ich nazwy w oknie czatu gry zaczęły się wyświetlać
w kolorze jasnoszarym, co pasowałoby do hipotezy, że opuścili już
rozgrywkę.
– Czyli Marta przed samobójstwem zdążyła wykonać tylko dwa zadania
– wydedukowała Vega. – Wynika z tego, Unai, że z nią zaczęli ostrzej niż
z tobą.
– A Rubén spróbował uciec po wypełnieniu drugiej misji – dodał
Compu.
– Nie wydaje mi się, żeby moje następne zadanie miało być równie
niewinne, co pierwsze. – Unai ponownie przytulił się do Vegi. – Ani żebym
miał na nie jeszcze długo czekać. Zresztą Odyn zapowiedział mi to
w ostatniej wiadomości.
– Tymczasem dość mocno testuje Gracza3 – zauważyła Vega.
– Twój rywal już dwukrotnie dzisiaj zdobył punkty, prawda?
– Tak. – Unai także zwrócił na to uwagę. – Gracz3 otrzymał do
wykonania dwie misje w odstępie zaledwie kilku godzin. Jedna to
przerwanie poszukiwań w piwnicy akademika Rubéna, o drugiej na razie
nic nie wiemy. Jak na tę grę, to bardzo intensywne tempo. Odnoszę
wrażenie, że nasze działania zmusiły Odyna do przyspieszenia realizacji
jego diabolicznego planu. I dobrze, pośpiech sprzyja popełnianiu błędów.
– Planu, którego wykonanie może teraz narzucać jedynie dwóm
uczestnikom. – Compu wstał, podszedł do okna i spojrzał za zasłonę z miną
wartownika. – Jeśli rzeczywiście pod niekarni Gracz1 i Gracz2 kryją się
Marta i Rubén, to rywalizujesz tylko z jednym przeciwnikiem: z Graczem3.
Unai się zamyślił.
– W Valkirii rywalizuje się z innymi graczami, ale to nie oni są
prawdziwymi przeciwnikami. Wszyscy jesteśmy tutaj ofiarami, jedynym
wrogiem jest zaś Odyn.
– Tak czy inaczej, trzeba odnaleźć Rubéna – mimo żywionych obaw
przypomniała Vega.
Choć wolałabym, żebyś nie musiał robić tego ty – dodała w myślach,
zatapiając spojrzenie w oczach Unaia. – Nie miej mi tego za złe, chcę cię
tylko chronić.
– A co zrobimy z Carlotą? – Compu, zgodnie z wrodzoną
drobiazgowością, nie lubił pozostawiać niedomkniętych spraw. – Widziała,
jak uciekaliśmy z akademika. Kiedy tylko się z nami zobaczy, będzie o to
pytać.
– Nasza podejrzana numer pięć – Vega na głos wyraziła swoją nieufność.
– Trzeba wpisać ją na listę. Marta bardzo źle się o niej wypowiadała, to
mógłby być motyw, żeby wciągnąć ją do gry. Poza tym nocny tryb życia
Carloty zapewnia jej swobodę ruchów, która pasuje do metod działania
Valkirii.
Unai i Compu przyznali jej rację. Aktywność Valkirii zwiększała się
nocą.
– Nowa podejrzana na naszej liście, która pojawia się akurat w chwili,
gdy system geolokalizacji w moim telefonie informuje o obecności Gracza3
i Odyna – wyszeptał Unai. – To chyba nie przypadek?
Na tym pytaniu zatrzymywało się ich dotychczasowe śledztwo.
Brakowało odpowiedzi.
– Widziała jedynie Compu i mnie – zauważyła Vega. – I rzeczywiście,
gdy tylko się na nas natknie, będzie pytała, co o tak późnej porze robiliśmy
w jej akademiku. Jak mamy jej to wyjaśnić? Musimy ustalić jakąś
wiarygodną odpowiedź.
– Najlepiej będzie zbyt wiele nie tłumaczyć – ocenił Compu – i zmienić
temat. Na przykład: byliśmy na imprezie w jednym z pokojów, trochę
wypiliśmy i dlatego wychodząc, tak się wygłupialiśmy, ścigając się, kto
pierwszy wróci do akademika.
– I zanim was zapyta o ten hałas, zmienicie temat – uciął Unai. – Podoba
mi się, może to kupić. Jest czwartek, wiele osób przesiaduje u znajomych
w innych akademikach.
Vega skinieniem głowy potwierdziła, że również się zgadza.
– Koniec końców – dodał Compu – jeśli Carlota uczestniczy w grze, to
i tak nie uwierzy w nasze wyjaśnienia.
– Skoro już mowa o podejrzanych – odezwał się Unai, który właśnie
przypominał sobie o wynikach wcześniejszych poszukiwań w sieciach
społecznościowych. – Marcos Esteve, ten mój dziwny kolega, jest
znajomym Rubéna na Facebooku. Macie może pomysł, co ich może
łączyć?
Compu zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie mam zielonego pojęcia – odparła Vega. – Może grali razem
w jakąś grę przez sieć?
– Też tak pomyślałem. – Unai podrapał się po głowie. – Nic innego nie
przychodzi mi na myśl.
– Możliwe, że nigdy nie widzieli się nawet twarzą w twarz – dodał
Compu. – Znajomość na Facebooku to pojęcie bardzo względne.
Unai ziewnął zmęczony.
– Za kilka godzin zaczynają się zajęcia, ale my je sobie darujemy –
oznajmił, dając do zrozumienia, że narada dobiegła końca. – Teraz musimy
się trochę przespać. Rano przyjdzie czas na nowe decyzje i działania.
Zupełnie jakby chodziło o walkę z jakimś wampirem, musieli
wykorzystać czas za dnia, aby spróbować zbliżyć się do Odyna –
przeciwnika, który zdawał się budzić do życia wraz z zapadnięciem
zmroku.
Vega i Compu przystali na propozycję Unaia. Ogarniało ich
nieprzyjemne poczucie rozpoczętego odliczania.
Co jeszcze szykował dla nich Odyn?
ompu podniósł wzrok znad telefonu i się zatrzymał. Był już bardzo

C blisko akademika, w którym mieszkała także Vega. Wciągnął


głęboko powietrze, cieszył się rześkim powiewem na twarzy.
Potrzebował odrobiny tlenu i więcej swobody niż zapewniają wąskie
przestrzenie korytarzy i pokojów, w których ostatnio przebywali.
W pobliżu nie było żywej duszy. Wciąż poza blaskiem latarni rozsianych
po terenie kampusu można było zauważyć inne źródła światła. Latarnie…
Czego to one nie widziały – wierne, zawsze na miejscu, w którym je
postawiono. Pozostałe jasne punkty widniały w oddalonych oknach: nie
wszyscy spali.
Studenci tworzą zbiorowość, która całkiem dobrze się czuje przed
nastaniem świtu – pomyślał. – To w tych godzinach życie jest najciekawsze.
Stojąc tak pośrodku ścieżki przecinającej zieleniec, Compu wyobrażał
sobie, że jest jednym z drzew o nagich konarach w typowo zimowym
krajobrazie. Szczupłe ciało, wysoki wzrost i długie, kościste kończyny
uzasadniały takie porównanie.
– Jestem suchym pniem pośród nocy – powiedział, rozprostowując
ramiona.
Mimo atmosfery niejasności i grozy nie czuł strachu. Nie obawiał się
złego zakończenia, nie tracił pewności siebie.
– Wszystko dobrze się skończy.
Myślał o życiu Unaia. Zdumiewające, jak łatwo zmieniają się
uwarunkowania ludzkiej egzystencji.
– Jak to mówią, w życiu tylko śmierć jest pewna – stwierdził z twarzą
zwróconą ku ciemnemu niebu. – Żyjemy z wiarą w bezpieczeństwo, które
nie istnieje. Oszukujemy samych siebie. Jednego dnia masz wszystko,
a nazajutrz…
Nazajutrz ktoś ci to odbiera i nie wiesz nawet dlaczego.
To, co przytrafiło się Unaiowi, stanowiło prawdziwą lekcję życia.
Składniki dobrano właściwie: błędy, kłamstwa, tajemnice, miłość, tragedię,
seks, zemstę. Choć ofiara jeszcze nie pojmowała, jak się to wszystko ze
sobą łączyło.
Były to elementy obecne w życiu każdego człowieka. Dlatego nikt nie
mógł być pewien, że nie czeka go coś podobnego.
– Wszyscy mamy na koncie złe decyzje.
A złe decyzje mają swoją cenę.
Kiedy gra dobiegnie końca, Unai nie będzie już taki sam. Zbyt mocne
wrażenia odmienią całą ich trójkę.
Marta nie będzie taka sama, ponieważ w ogóle już jej nie było.
Leżała w grobie.
Compu ruszył przed siebie. W takiej chwili chciałby mieć u boku Vegę,
lecz ona tej nocy została z Unaiem.
– Nie jestem ani jednym z graczy – zauważył – ani jej narzeczonym.
Musiał uszanować ich prywatność. Od dawna towarzyszył przyjaciółce
z bezwarunkową lojalnością, dobrze znał swoje miejsce. Nawet w relacjach
międzyludzkich istniał porządek, który należało uszanować.
Przyglądał się roślinności.
– Tak samo jest w przyrodzie – dodał filozoficznie. – W przyrodzie
również panuje porządek. Tylko ludzie wprowadzają chaos.
Parę minut później wszedł głównym wejściem do swojego akademika.
Po drodze nic się nie wydarzyło. Wchodząc po schodach, napisał do
przyjaciół, potwierdzając, że dotarł do pokoju.
Natomiast inna rzecz, czy zdoła teraz zasnąć. Kiedy umysł zdaje się
niezdolny do porzucenia rozmyślań, noce ciągną się w nieskończoność.
###

– „Niebawem zaginiony się odnajdzie, a twoja pierwsza misja nabierze


sensu. Czekaj na instrukcje. Nadchodzi twoja druga próba”.
Unai wypowiedział na głos treść ostatniej wiadomości od Odyna.
Tymczasem została już ona usunięta z jego telefonu. Wiedząc, że tak się
stanie, Unai nauczył się jej na pamięć, gdy była jeszcze dostępna w okienku
czatu. Trzeba się było dostosować do reguł gry. Na wszelki wypadek
wykonał jeszcze zrzut ekranu.
Właśnie przyszła wiadomość od Compu, w której informował, że dotarł
do swojego akademika.
Chwilę później, ostatni raz zerknąwszy na ekran, Unai odłożył telefon na
stolik przy łóżku. Podłączył urządzenie do ładowarki i ponownie objął
Vegę. Leżeli pod przykryciem. To był bardzo trudny dzień. Teraz, w łóżku
i po ciemku, usiłowali się odprężyć, łaknęli snu. Unai, wyczerpany, zatopił
głowę w poduszce. Potrzebował ciepła, troski i spokoju. Na moment
odzyskał uczucia, których nie zaznał od czasu, gdy Valkiria wmieszała się
do jego życia. Uczucia, które potrafiło w nim wzbudzić jedynie
towarzystwo Vegi.
Do emocji z całego dnia dokładał się brak snu. Starał się zasnąć, inaczej
nie będzie w stanie stawić czoła Odynowi. Jutrzejszy dzień również
zapowiadał się nerwowo. Unai powinien kontynuować poszukiwania nie
tylko Rubéna, ale dziewczyny z nagrania. Tym tropem trzeba podążyć.
Namierzyć Laurę.
Niebawem zaginiony się odnajdzie, a twoja pierwsza misja nabierze
sensu.
– Czyli użyteczność twojego porannego zadania zależy od tego, czy
Rubén się odnajdzie – podsumowała Vega. – Nie rozumiem.
Unai westchnął.
– Ani ja. Co porządkowanie jakiejś piwnicy może mieć wspólnego
z odnalezieniem gracza, który opuścił rozgrywkę? Już ustaliliśmy, że
w tamtych pomieszczeniach na pewno nie mogli przetrzymywać Rubéna.
Czyli co?
– Być może kolejne zadanie pozwoli nam to zrozumieć.
– Weź mnie nie strasz! Poza tym Kika wciąż mi nie odpisała na
wiadomości. Wszystko to wydaje się bardzo dziwne.
Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Unai właśnie otrzymał wiadomość
w czacie Valkirii. Wstrzymał oddech i sięgnął po telefon, uważając, aby go
nie odłączyć od ładowarki, po czym odczytał na głos wiadomość od Odyna:

Nieposłuszny z ciebie zawodnik.


Chcesz skończyć tak jak Rubén?

Unai zamilkł.
– Nic więcej? – Vega zrobiła się niespokojna. – To wszystko?
– Wszystko. Jak na razie.
Unai przeczuwał, że nie będzie to jedyna aktywność Odyna tej nocy.
– Co o tym sądzisz? – zapytał, czekając na kolejne wiadomości.
– Nie podoba mi się sformułowanie „skończyć tak jak Rubén” – oceniła.
– Brzmi tak bardzo… ostatecznie.
Unai był tego samego zdania.
– Odnoszę wrażenie, że Odyn chce przez to powiedzieć, że Rubén został
usunięty z rozgrywki bez możliwości powrotu.
– To gdzie teraz jest? W jakim celu gdzieś go trzymają, skoro już nie
gra?
– Nie mam pojęcia. Albo jest jakiś powód, którego nie znamy, albo, jak
założył Compu, Rubén zdołał uciec i ukrywają to przed nami.
– Gdyby Rubenowi udało się zbiec, nawiązałby już jakiś kontakt
z przyjaciółmi, poza tą wiadomością, którą wcześniej zaprogramował –
uznała Vega.
Ponownie rozległ się dźwięk nadchodzącej wiadomości i ekran telefonu
znów się rozjaśnił.
– Odyn podesłał mi link do YouTube’a – powiedział Unai. – Otworzyć?
– To chyba nic groźnego.
Unai stuknął w link i po kilku sekundach ujrzał orkiestrę w wielkiej sali
koncertowej. Byli to berlińscy filharmonicy. Filmik był podpisany, ale i bez
tego już po pierwszych taktach Unai rozpoznał utwór:
– Cwał Walkirii – oznajmił. – Bardzo celnie Odyn dobrał ścieżkę
dźwiękową do swojej gry. Skomponował to Wagner, jeden z ulubieńców
Hitlera. Cudownie pasuje.
Miał już dosyć podążania szlakiem wytyczonym przez mistrza gry,
postanowił zatem pokusić los. Drugi raz odważył się zwrócić do Odyna, nie
wiedząc przy tym, czy w ogóle otrzyma odpowiedź. Napisał:

Nie mam czasu na głupoty.


Odchodzę z gry, znudziła mnie.
Jak chcesz, wyślij nagranie Vedze.

– Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? – Vega właśnie przeczytała jego


wiadomość. – Sądzę, że Odyn nie toleruje zbuntowanych zawodników.
– Mam to gdzieś. I tak się pewnie domyślił, że wszystko ci już
powiedziałem.
– Tak, ale…
– Trzeba go zdenerwować – Unai nie miał wątpliwości. – Zmusić, żeby
odstąpił od zakładanego planu. Rubén był dzielny, ja też nie zamierzam się
podporządkować. Tylko tak sprawimy, że Odyn zacznie improwizować.
– Naprawdę zamierzasz opuścić grę? – Vega była zachwycona, ale sama
nie potrafiła go o to poprosić. Nadal nie chciała stawiać na pierwszym
miejscu własnych oczekiwań, choć wciąż niewyjaśniona sprawa zniknięcia
Rubéna ciążyła jej niczym głaz. Gdyby porzucili Valkirię, a jej byłemu
chłopakowi coś by się stało, nie zniosłaby wyrzutów sumienia.
Z kolei Unai odczuwał pokusę, żeby porzucić ten koszmar właśnie teraz,
gdy jego związkowi z Vegą nic już nie zagrażało. Nie był też wcale
przekonany, czy poczynione przez nich dotychczas znikome postępy warte
były ryzyka, jakie wiązało się z kontynuowaniem rozgrywki.
– Nadal nic nie mamy – poskarżył się zrezygnowany. – Nawet nie
odzyskaliśmy Rubéna. Nie możemy tak tego zostawić.
– Będziemy więc dalej przy tobie.
Vega objęła go i oboje pogrążyli się w milczeniu, patrząc na telefon,
który Unai trzymał w ręku niczym wyrocznię zdolną przepowiedzieć im
przyszłość.
Upłynęło wiele minut, ale odpowiedź od Odyna nie nadeszła.
– Zaskoczyłeś go – stwierdziła Vega. – Nie spodziewał się takiej
wiadomości od ciebie. Teraz zastanawia się, jak ci na nią odpisać.
Byłyby to dobre wieści, ale w jej głosie nie pobrzmiewał optymizm, co
Unai doskonale rozumiał. Im później Odyn odpowie, tym surowsza będzie
jego reakcja na taką prowokację. Zwłoka z jego strony nie wróżyła nic
dobrego.
– Nie wiemy, czy w ogóle mi odpisze – zauważył Unai.
Wreszcie w okienku czatu Valkirii pojawiła się trzecia wiadomość od
mistrza gry.

To ja decyduję, kiedy gra dobiega końca.

Odpowiedział! Niemniej jednak taki ton mistrza gry nie spodobał się Vedze.
To Odyn rozdawał karty, nie grali na równych warunkach, dlatego Unai
musiał bardzo dokładnie planować każdy krok, inaczej mogły im grozić
poważne konsekwencje.
Unai przeczytał właśnie kolejną otrzymaną wiadomość i obrócił się
w stronę dziewczyny:
– Odyn każe mi otworzyć Snapchata i przyjąć zaproszenie do
znajomych, które tam na mnie czeka.
– Czyli i w tej aplikacji już cię wyszukał?
– Najwyraźniej wie o mnie wszystko. I to z pewnością od dłuższego
czasu.
Unai coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Valkirię
wymyślono, zaczynając od wyboru uczestników gry.
W końcu zastosował się do polecenia i zaakceptował wysłane
zaproszenie. Zgłaszający się korzystał z pseudonimu „Odyn”.
– Czy ten profil dałoby się namierzyć? – spytała Vega.
– Odyn na pewno tak go przygotował, żebyśmy nie mogli po nim do
niego trafić.
Po chwili Unai dostrzegł powiadomienie o otrzymanym właśnie
obrazku.
Dotknął palcem zakładki, gotów ją otworzyć.
– Przysłał nam zdjęcie. Wyświetlić?
Vega skinęła głową. Uniosła się nieco na łóżku, aby lepiej widzieć ekran
telefonu. Oboje nie odrywali teraz od niego wzroku.
Jaką to nową niespodziankę przygotował dla nich mistrz gry?
Jakie teraz wykonał posunięcie?
Teraz Odyn działa, a my czekamy – pomyślał Unai. – Tak jak
w szachach. Jesteśmy pionkami, które stawiają czoła potężnym posunięciom
hetmana. Unai wyobraził sobie całe miasteczko uniwersyteckie jako pole
bitwy na czarno-białej szachownicy.
W końcu przesunął palcem po wyświetlaczu i natychmiast ich oczom
ukazał się przesłany przez Odyna obrazek, który po sekundzie zniknął.
Po sekundzie. Jednej, jedynej sekundzie, która wystarczyła, aby oboje
zbledli, stracili dech w piersiach.
Milczeli. Zamarli niczym posągi, istoty pozbawione pulsu. Niemal czuli
na skórze lepką wilgoć rozbryzgów krwi, które na moment ukazała
fotografia.
W pokoju zapanowała cisza niedowierzania. Nie ważyli się nawet
spojrzeć sobie w oczy, wciąż wpatrując się w wyświetlacz, na którym
widniała uruchomiona aplikacja Snapchata.
– Ja… Ja dokładnie nie widziałam – wyszeptała Vega.
W jej głosie zawierała się prośba. Błagała Unaia, żeby znalazł jakieś
niegroźne wytłumaczenie.
– Ja widziałem.
Unaiowi drżał głos. Nie potrafił oszukać samego siebie, mimo że przed
Vegą starał się zachować pozory spokoju.
Miał pewność, że zdjęcie nie było złudzeniem czy fotomontażem.
Przynajmniej na takie nie wyglądało. Unai starał się zrozumieć. Mniej
wrażliwy niż Vega, próbował stawić czoła sytuacji z opanowaniem, które
słabło jednak z minuty na minutę.
Czuli, jak strach skrada się ku nim pod pościelą. Ślizgał się niczym wąż
i ocierał się im o nogi. Co właściwie zobaczyli na zdjęciu?
Vega powoli odwróciła się ku Unaiowi.
– To… był Rubén?
Nie odpowiedział.
– To był Rubén? – powtórzyła, chwytając go za ramię.
Unai przełknął ślinę.
– To były jego zwłoki.
o, jakoś to w końcu wygląda.

N Damián López, pracownik nocnej zmiany w akademiku imienia


Leonarda da Vinci, dodał sobie otuchy, jednocześnie decydując się
zrobić przerwę. Przynajmniej udało mu się utworzyć przejście między
wszystkimi zwalonymi szafkami. Ile ich już podniósł? Układał je kolejno
pod jedną z wolnych ścian pomieszczenia. Ustawieniem ich w miejscach,
w których dotychczas stały, zajmą się już jego koledzy z dziennej zmiany.
Przynajmniej piwnica nie wyglądała już jak pobojowisko.
Co za harówka! Damián był mężczyzną po pięćdziesiątce, a w tym
wieku nadmierny wysiłek fizyczny – szczególnie o takiej porze –
powodował zwykle zmęczenie i ból. Starał się więc działać spokojnie, po
kolei przesuwając każdy mebel. Ubranie nasiąknęło mu potem. Wciąż się
zastanawiał, jak to możliwe, że szafy tak się poprzewracały, jednocześnie
był przekonany, że po prostu nie zamocowano ich solidnie do ścian.
– Ech, te dzieciaki…
Tej nocy coś się działo. Nie pierwszy raz znajdował w tej części
budynku butelki i plastikowe kubki, a także niedopałki, co szczególnie go
irytowało, choć zawsze wolał na takie sprawy przymykać oko. Ogólnie
studenci dobrze się sprawowali, byli jednak młodzi i musieli się trochę
wyszumieć.
Czasami ktoś musi się porządnie wystraszyć, żeby sprawy załatwiono jak
trzeba – pomyślał, sapiąc. Teraz już na pewno ktoś odpowiedzialny zadba,
aby szafki dobrze zamocowano.
Podszedł do przeciwległej ściany i dotarł do dwojga drzwi
prowadzących do sąsiednich pomieszczeń. Otworzył je, żeby sprawdzić,
czy kataklizm nie sięgnął aż tak daleko. Z westchnieniem ulgi stwierdził, że
przynajmniej tam wszystko stało na swoim miejscu. Dobre i to. Z głębi
jednego z pomieszczeń dobiegało ciche brzęczenie, które jednak
zignorował.
Już miał powrócić do głównego pomieszczenia i pozostałych szafek
wymagających uprzątnięcia, kiedy jego uwagę przykuło pomarańczowe
światełko.
– A to co?
Damián zbliżył się do źródła światła i spostrzegł, że świeciła się
kontrolka na panelu chłodziarki. Była włączona!
Dostępu do środka broniła kłódka. Sama chłodziarka przypominała
olbrzymią białą skrzynię, która najlepsze czasy miała już za sobą. Oblepiały
ją drobiny kurzu i brud, przez co wydawała się poszarzała, stara.
Tak, chłodziarka działała.
Ktoś ją podłączył do prądu – Damián dostrzegł kabel biegnący do
gniazdka w ścianie. Niespodziewane ożywienie urządzenia zdziwiło go,
a jednocześnie ucieszyło. Pomieszczenie, w którym się znajdował, nie było
użytkowane już od ponad roku, odkąd w akademiku zamknięto stołówkę.
Sam zawsze uważał, że marnotrawstwem jest pozwalać, żeby wszystko tak
podupadało.
– Może znowu zaczną tutaj wydawać posiłki? – zastanowił się na głos. –
I bardzo dobrze.
Wyszedł z pomieszczenia z chłodziarką, zamknął drzwi i powrócił do
porządkowania przewróconych szaf. Nie mógł się doczekać końca zmiany.
Co za nocka!

###
– To niemożliwe!
Vega musiała się przekonać, że to nie był fotomontaż. Wyciągnęła
niecierpliwie rękę i przesunęła palcem po ekranie telefonu Unaia, tak jak
przed chwilą uczynił to on sam, otwierając podgląd obrazka.
Unai nie odważył się zareagować.
W ten sposób po raz drugi skonfrontowali się ze zdjęciem, które po
sekundzie ponownie zniknęło.
Zastygli w bezruchu. Wrażenie było równie mocne, co poprzednio. Czuli
obrzydzenie i strach. W myślach rozbrzmiewały im raz po raz
wypowiedziane przez Vegę słowa.
To niemożliwe!
W tym całym niedowierzaniu, które zdążyło już osłabnąć, zdumiała ich
mnogość szczegółów, jaką człowiek jest w stanie zanotować w pamięci
w tak krótkiej chwili. Jedna sekunda wystarczyła, żeby spostrzegli
nienaturalne ułożenie ciała, zamknięte oczy Rubéna, ciemną połyskliwość
krwi, która zlepiała mu włosy i której krople obryzgały przepierzenie ze
szkła. Rozpoznali jego ręce, półotwarte usta, czerwone smugi na jego czole.
A nawet wypchany plecak, który miał na plecach.
Vega ponownie zbliżyła dłoń do telefonu Unaia, ale ją powstrzymał.
– Ponownie będziemy mogli je zobaczyć pewnie dopiero za dwadzieścia
cztery godziny. Chyba tak działa ta aplikacja.
– To fotomontaż, prawda?
Unai spuścił wzrok. Nie chciał patrzeć na pobladłą twarz Vegi, nie miał
bowiem słów, którymi mógłby ją uspokoić.
– Nie wiem.
Nalegała:
– Valkiria to gra z grafiką dobrej jakości. Odyn na pewno świetnie sobie
radzi z obróbką fotografii.
– Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek był aż tak dobry. – Głos Unaia
zabrzmiał głucho. – Obrazy nie nakładały się na siebie, nie dostrzegłem
śladów użycia jakichś efektów. Widać było nawet błysk pochodzący
z flesza aparatu. To wyglądało jak zwykłe zdjęcie, bez żadnego retuszu.
Autentyczna fotografia.
Vega nie przyjmowała tego do wiadomości.
– Nie rozumiem, jak w ogóle możesz dopuszczać, że… Za bardzo
siedzisz w tej całej Valkirii, to dlatego. To tutaj to prawdziwe życie. Rubén
nie zginął. To niemożliwe.
Podejmowane przez nią próby wytłumaczenia straszliwego obrazu
stawały się coraz mniej pewne. Z każdą minutą traciła siły i przekonanie.
– Rozpoznałem to miejsce – przerwał jej Unai. – To piwnica, którą
wczoraj nad ranem uporządkowałem. Jestem pewien.
Chciał mówić dalej, przyznać, że to, co właśnie widzieli, współgrało
z brakiem odpowiedzi ze strony Rubéna na jego telefony i wysyłane
wiadomości, z jego nieobecnością na zajęciach, z jego pustym pokojem
w akademiku imienia Leonarda da Vinci i z uporczywym milczeniem
w sieciach społecznościowych. Ale jednak tego nie zrobił.
– Twoja pierwsza misja… – Vega zaczęła szlochać, on sam także czuł, że
się rozkleja. Pragnął zresztą tego. Chciał się rozpłakać. Pomogłoby mu to
rozładować całe nagromadzone w nim napięcie. Zgrywanie twardziela nie
było wcale takie fajne.
– Vega, od wczoraj nikt go nie widział. Nikt.
Unai odłożył telefon na stolik i objął Vegę. Łzy obojga mieszały się ze
sobą. Na delikatnej skórze twarzy Vegi wyczuwał słony posmak rozpaczy.
Czuł, że kocha ją bardziej niż kiedykolwiek.
– Rubén nie zdołał uciec – dodał. – Teraz to rozumiem. Odyn w ramach
inicjacji w Valkirii polecił mi posprzątać miejsce zbrodni.
Cała sprawa w jednej chwili nabrała bardziej złowieszczego wymiaru.
Teraz nie ulegało już wątpliwości, że mieli przeciwko sobie prawdziwego
szaleńca.
Vega zeskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki, żeby zwymiotować do
sedesu. Unai wstał i ruszył w jej stronę.
– Przykro mi, Vega…
Troskliwie ją objął. Niewiele więcej mógłby powiedzieć.
Nikt sobie nie wyobrażał, że znajdą się w takim punkcie.
Mimo wszystko jakaś część ich świadomości wciąż opierała się przed
przyjęciem, że Rubén nie żyje. Ich umysły nie potrafiły tego przyswoić.
Oboje powrócili do łóżka niepewnym krokiem osoby, która właśnie doznała
traumy.
A właściwie doznała szoku.
– Zadzwońmy na policję – oznajmiła Vega, która szybciej zaczęła
wracać do siebie. – I to natychmiast.
Unai się z nią zgodził. Po zawodach, gra skończona. Najpierw jednak
postanowił wysondować przeciwnika, wysłał mu więc za pomocą
Snapchata wiadomość:

Nieźle opanowałeś Photoshopa, ale Valkiria już mnie nie ciekawi.

– Po co to zrobiłeś? – krzyknęła Vega. Ostatnie, czego teraz chciała, to


podtrzymywać kontakt z takim wykolejeńcem.
– Nadal nie mamy dowodów przeciwko Odynowi – spróbował ją
uspokoić Unai. – Nie zdołaliśmy nawet ustalić jego tożsamości. Albo
popełni jakiś błąd, albo nasz donos na policję na nic się nie zda.
Miejsce pobytu Rubéna pozostawało nieznane – upłynęły zaledwie
dwadzieścia cztery godziny, brakowało również konkretnych śladów – poza
tym nie dysponowali zdjęciem jego rzekomych zwłok, które mogliby
przedstawić policjantom. Wyświetlając po raz drugi przesłane zdjęcie, Unai
powinien był zrobić zrzut ekranu, choć Odyn pewnie by się o tym
dowiedział, Dlatego – zważywszy na okoliczności – nie był to najlepszy
pomysł.
Mistrz gry z kogoś po prostu uciążliwego przeistoczył się w śmiertelne
zagrożenie.
– Przynajmniej zaczną go szukać. – Vega wymachiwała w powietrzu
telefonem. – Unai, nadszedł czas, żeby zaangażować w to policję. Zrobiłeś
wszystko, co mogłeś. To już nie jest gra.
– Ja też się boję!
Zaraz w myślach pożałował odpowiedzi. Wcale nie musiał tego
oznajmiać.
– Po prostu nie chcę, żebyś ty był następny – Vedze załamał się głos.
Naprawdę z winy Valkirii nie żyją dwie osoby?
Unai czuł, że zmęczenie bierze nad nim górę. Był o krok od kapitulacji.
Przez czat gry nadeszła nowa wiadomość od Odyna.

Nie wierzysz w to, co widziałeś? Zajrzyj do szuflady pod stolikiem.

– Vega, poczekaj!
Vega już miała wcisnąć klawisz telefonu i wezwać policję, ale się
powstrzymała. Unai odwrócił się i wyciągnął ramię, sięgając do stolika.
Otworzył pierwszą z szuflad i z miejsca dostrzegł w środku znajomo
wyglądającą bransoletkę.
– To Rubéna! – zawołał zaskoczony, pokazując ją Vedze.
Vega otworzyła oczy ze zdumienia. Czarna skóra i wycięte w niej
symbole znaków zodiaku – nie było wątpliwości. Miał ją już wtedy, gdy
byli jeszcze razem. Podniosła ją z powagą.
– Skąd…Skąd się tutaj wzięła? – spytała. – Dla Rubéna była jak amulet,
nigdy się z nią nie rozstawał.
Zwróciła ją Unaiowi. Ten, odniósł wrażenie, że bransoletka się lepi, więc
przyjrzał się pokrywającym ją ciemnym plamom. Czyżby krew? Ze
sposobu, w jaki patrzyła na to Vega, jasno wynikało, że ona również to
dostrzegła. Odłożył bransoletkę z powrotem do szuflady, wolał nie mieć jej
przed oczyma.
– Odyn był tu… – Unai nie dowierzał. – W moim pokoju! I zostawił mi
dowód na to, co zrobił Rubenowi.
– Możliwe, że jest tylko ranny – Vega rozpaczliwie szukała innego
wytłumaczenia. – Odyn chce cię wystraszyć, żebyś kontynuował grę. To
wszystko jedna wielka inscenizacja. Chce cię doprowadzić do skraju
wytrzymałości.
– Tak jak to zrobił z Martą?
Oboje zaczynali rozumieć, że dręczona przez Odyna, ostatecznie
popełniła samobójstwo. Vega przypomniała sobie, że jeszcze do niedawna
uważała, że za Valkirią – pseudonimem, który zdążyła już znienawidzić –
kryła się postać kobiety. Teraz brutalność fotografii Rubéna sugerowała, że
to fałszywy trop. A jedynym męskim kandydatem na mistrza gry,
przynajmniej na razie, pozostawał dziwny znajomy Unaia, Marcos Esteve.
Czyżby to on był Odynem? Czy mózg, w którym zrodziła się cała ta
szaleńcza idea, należał jednak do kobiety? A może prawdziwy mistrz gry
w ogóle nie figurował na ich liście podejrzanych?
– Marta była sama – powiedziała. – Dlatego zdołał ją oszukać,
podporządkować temu koszmarowi. Ty, Unai, nie jesteś sam. Jesteśmy
z tobą, nie daj się wciągnąć szaleństwu Valkirii.
Może więc chodziło o prostą mistyfikację, tak jak to sugerowała Vega?
Taka wersja kusiła Unaia, chciał w nią uwierzyć. Był gotów przychylić się
do każdej teorii, która by zakładała, że Rubén pozostawał przy życiu.
Kłopot w tym, że fotografia wyglądała tak prawdziwie…
– Obyś miała rację, Vega.
– Bransoletka to dowód, którego nam trzeba. – Vega odzyskała rezon lub
może raczej pod wpływem strachu przejmowała inicjatywę. – Zgłośmy to
na policję.
Unai napisał na czacie jako Gracz4:

Co zrobiłeś Rubenowi, ty skurwielu?


yciągnięty na łóżku Marcos Esteve przeglądał na Instagramie

W zdjęcia z obserwowanych przez siebie profili. Dopiero co


opublikował własną fotografię z niedawnego zlotu miłośników
cosplay, na której widniał ucharakteryzowany niczym Sebastian Michaelis,
znana postać ze świata mangi o diabolicznym usposobieniu. Już miał sześć
polubień i dwa komentarze. Wyszedł z aplikacji, słysząc powiadomienie
z WhatsAppa, którego nadejście nie stanowiło dla niego zaskoczenia.

Rozmawiałeś z nim? Obiecałeś, że to zrobisz.

Marcos westchnął i odpisał:

Nie.

Zbyt krótka odpowiedź. Nie musiał długo czekać na wiadomość zwrotną.

Dlaczego? Podobno byłeś pewien.


Jestem pewien, to on. Ale krzywo na mnie patrzy.

Krzywo na ciebie patrzy?

Chyba mnie rozpoznał.

Niemożliwe.

Podejrzewa mnie. Nie chcę się mieszać.

To nic nie zrobiłeś?

Szedłem za nim. Wiem, gdzie mieszka.


I wiem, że szuka Rubéna Pradesa.

Porozmawiaj z nim, okej?

Ryzykowne. Nigdy nie jest sam.

Ja mam spróbować?

Nie! Trzeba czekać. Jeszcze spróbuję.

Marcos zamknął WhatsAppa, a następnie włączył laptop, by przejrzeć na


Facebooku profile znajomych z uniwersytetu. Jego wzrok zatrzymał się na
osi czasu jednego z nich, gdzie najnowszy post brzmiał niczym wyrok:

Za błędy trzeba zapłacić.

###

– Wysłałeś mu kolejną wiadomość? – Vega ponownie podniosła głos. –


Unai, co się z tobą dzieje? Olej tego potwora, nie podejmuj jego gry!
Powód, dla którego Unai wciąż korespondował z Odynem, uważała za
niewystarczający. Podobnie jak krewni zaginionej osoby, którzy przeciągają
rozmowę z porywaczem, podczas gdy policja namierza rozmówcę, Unai
podtrzymywał kontakt, prowokował. Ryzyko było jednak zbyt duże, Odyn
bowiem przeistoczył się w swoistego wysłannika śmierci.
Unai spojrzał jej w oczy.
– Vega, zrozum. Jeśli go spłoszymy i zniknie, nie zdołamy wyjaśnić
śmierci Marty… i Rubéna.
Grymas bólu wykrzywił twarz Vegi.
– Wciąż nie wiemy, czy Rubén rzeczywiście nie żyje.
– Musimy się z tym liczyć.
Z każdą godziną bez wieści od Rubéna rosło prawdopodobieństwo, że
finał będzie tragiczny. Unai wytarł chusteczką łzy, które znowu zaczęły
spływać po policzkach Vegi. Sam również płakał.
Następnie chwycił jej dłonie.
– Niebawem to się skończy i wszystko będzie jak kiedyś, obiecuję. Teraz
musimy być silni.
Deklaracja ta nie brzmiała wiarygodnie. Oboje wiedzieli, że jeśli śmierć
Rubéna się potwierdzi, nic już nie będzie takie samo. Oni też nie.
– Jak długo jeszcze będziesz grał w Valkirię? – Vega wyswobodziła się
z ramion Unaia i wbiła w niego spojrzenie. – Aż Odyn zrobi z ciebie trzecią
ofiarę?
Już nią jestem – pomyślał, choć wiedział, że Vega ma na myśli martwych
graczy.
– Rubén usiłował porzucić grę i…
Nie odważył się dokończyć zdania.
– Zadzwoń na policję. – Vega podała mu swój telefon. – Albo
zadzwonisz, albo ja to zrobię. Sami nie pokonamy kogoś tak
niebezpiecznego. Zadzwoń na policję, zanim będzie za późno. Compu się
ze mną zgodzi.
– Ale…
– Nie zamierzam czekać, aż Odyn cię skrzywdzi – urwała. – Ciebie albo
kogokolwiek innego. Gra skończona.
W jej oczach nie było już łez. To, co Unai widział w nich teraz, było
mieszaniną strachu i niezłomnej determinacji.
W takim momencie nie mógł sobie pozwolić na wejście z nią w konflikt.
– W porządku – zgodził się. – Zadzwonię.
Dźwięk telefonu powiadomił ich o nadejściu kolejnych wiadomości
w Valkirii.
– Nie czytaj tego.
Tym razem Unai stawił opór:
– Jeśli mam powiadomić policję, potrzebujemy wszelkich możliwych
informacji. – Wziął telefon do ręki. – Muszę to sprawdzić.
Otrzymane od Odyna wiadomości przeczytał na głos:

Mam nadzieję, że w sprawie Valkirii zachowujesz dyskrecję.


Z twojej perspektywy byłoby niedobrze, gdyby o sprawie
dowiedziała się policja. W miejscu napadu na Pradesa
zostawiłeś ślady, a jego rzeczy znalazły się w twoim pokoju.

Dałeś mi nawet narzędzie zbrodni, także z twoimi


odciskami palców. Położyłem je obok ciała.

Świetny nagłówek:
„Student zabija byłego swojej dziewczyny”.

Unai pobladł na twarzy. Spojrzał w kierunku szuflady, w której znajdowała


się zachlapana krwią bransoletka, dowód, który jego również wikłał
w domniemaną śmierć Rubéna.
To jakaś groteska. Mistrz gry zdołał nawet sfabrykować motyw w celu
upiększenia zbrodni: zazdrość o poprzedni związek.
– Mam przejebane… – wyszeptał. – Jeśli Odyn rzeczywiście zabił
Rubéna, to mam przejebane.
Mistrz gry pokazał potęgę swojego oręża. Czyżby byli aż tak naiwni, że
uwierzyli w starcie na równych warunkach? Na wstępie uznali, że Odyn nie
będzie się bronił?
Naprawdę wydawało im się, że już odzyskali kontrolę nad sytuacją?
W świecie Valkirii Odyn rządził niepodzielnie, teraz zaś udzielił im
nowej lekcji posłuszeństwa.
Lekcji brutalnej.
Vega przyłożyła dłonie do ust. Obrót wypadków odebrał jej mowę.
Umysł zatrzasnął jej się z przerażenia.
Unai – jej Unai – oskarżony o zabójstwo?
– Nie mogę powiadomić policji – przyznał posępnym tonem. – Teraz już
nie.
Jego pierwsze zadanie w ramach rozgrywki w żadnym razie nie było
niewinne. Dzięki tej misji mistrz gry zapewnił sobie gwarancję bezkarności,
a Unai znalazł się w potrzasku.
– Odyn wiedział, że w końcu powiesz mi o tym nagraniu – Vega
usiłowała przeanalizować wnioski płynące z najnowszej groźby. –
Wykorzystał je, żeby cię wciągnąć do gry, a tym pierwszym zadaniem
zapewnił sobie twoją uległość.
– Boże…
Unai ponownie zajrzał do okienka czatu i odkrył, że wiadomości zostały
już wykasowane.
– A to skurwiel! – Podniósł się z łóżka i zaczął chodzić po pokoju. – Jeśli
zawiadomię policję i odnajdą ciało, jak niby wyjaśnię obecność moich
odcisków palców i innych śladów? Znajdą je na narzędziu i na miejscu
zbrodni! Mam im powiedzieć, że to wszystko wina gry komputerowej?
Nigdy w coś takiego nie uwierzą!
Vega milczała. Zdawała sobie sprawę, że jeśli Unai zgłosi się na policję
i udowodni, że Rubenowi coś się stało, zanim ten zostanie odnaleziony,
jedyne, co w ten sposób zyska, to status podejrzanego numer jeden.
Wiedział to również Odyn.
– Rubéna napadli około trzeciej w nocy, tak? – przypomniała, starając
się wyszukać jakiś punkt zaczepienia. – O tej porze nie mógłbyś wejść do
akademika, w którym mieszkał.
Niemniej jednak argument ten tylko pogorszył obraz sytuacji.
– Nie mam nawet alibi. – Unai z minuty na minutę coraz bardziej
podupadał na duchu. – O trzeciej byłem sam w swoim pokoju, tak więc nie
ma świadków, którzy mogliby to potwierdzić. Mogłem wyjść i pójść do
tamtego akademika. Zawsze wpuści cię ktoś znajomy, sami tak wczoraj
zrobiliście. Można również dorobić klucz do głównego wejścia. To
niewiarygodne: mogą mnie oskarżyć o zabicie Rubéna! Będą mieli
wystarczające dowody, żeby mnie zatrzymać, a ja nie mam nic na swoją
obronę…
Jego jedynym argumentem w tej sprawie był wyimaginowany
przeciwnik nazywany Odynem.
Pułapka była idealna, zabójcza.
Zanim Unai się zorientuje, wszyscy zdążą go już osądzić: media,
koledzy, wykładowcy. On zaś wciąż nie będzie miał odpowiedzi, a jego
życie legnie w gruzach.
Młodzieniec z dobrej rodziny zabił z zazdrości kolegę. Wspaniały kąsek
dla prasy.
– Wmieszają w to także Compu.
Vega zdała sobie sprawę, że to on przeszukiwał tę część piwnicy
akademika Rubéna, która widniała na fotografii z rzekomego miejsca
zbrodni. Zapewne zostawił tam również swoje odciski, a świeży ślad
w niedostępnej studentom strefie, gdzie doszło do morderstwa, byłby czymś
bardzo obciążającym.
Unai westchnął. Odyn się nie zatrzyma. Jeśli będzie trzeba, zrujnuje
życie nam wszystkim.
– Ale co my mu takiego zrobiliśmy? – zapytał z goryczą. – Jaki grzech
popełniliśmy, że wzbudziło to w nim taką nienawiść? Dlaczego tak się
bawi?
Wciąż chodził po pokoju niczym zwierzę w klatce, niezdolny rozsunąć
zasłony i spojrzeć za okno.
– Gdybym to ja wiedziała, Unai.
Nawet w takich okolicznościach delikatny głos Vegi działał na niego jak
balsam. Samo to, że była przy nim, napawało go spokojem.
Vega skinęła, żeby się zbliżył. Chciała utulić go w ramionach. Unai
usiadł na łóżku obok niej. Czuł ciepły dotyk jej dłoni i był jej milcząco
wdzięczny.
– Wszystko będzie dobrze, Unai. Wytrzymaj, coś wymyślimy. Jesteś
niewinny, a do tego masz nas.
Bynajmniej nie gwarantowało to jeszcze happyendu: niewinni nie
zawsze otrzymują to, na co zasłużyli. Unai dobrze wiedział, że życie to nie
scenariusz rodem z Hollywood, Vega zaś nie nalegała już, żeby zadzwonił
na policję. Sprawy miały się coraz to gorzej – właśnie musieli porzucić
jedyną strategię, jaka wydawała im się sensowna.
– Muszę sprawdzić tę piwnicę – pomyślał na głos. – Ale zrobię to sam,
nie będę was w to szaleństwo wciągał.
Vega odrzuciła ten pomysł.
– To dopiero byłoby podejrzane, zresztą po nocnym zamieszaniu na
pewno personel akademika wzmógł czujność. Nie – podkreśliła – nawet
o tym nie myśl, żeby się tam zapuszczać. Poza tym jedyne, co tak naprawdę
zyskasz, to sprowokujesz Odyna, by przyspieszył odnalezienie… ciała
Rubéna.
Wciąż trudno jej przychodziło mówić o swoim byłym chłopaku tak,
jakby jego śmierć była już czymś pewnym.
Wyczerpany Unai oparł się o wezgłowie łóżka.
– Masz rację. To zły pomysł.
Tylko Odyn mógł zdecydować o tym, kiedy zwłoki Rubéna ujrzą światło
dzienne. Nadal całkowicie panował nad przebiegiem rozgrywki.
Unai wstał, zrobił kilka kroków i stanął pośrodku pokoju. Rozejrzał się
po wszystkich zakątkach. Następnie zaczął przeglądać szuflady, półki
i szafę.
– Co jeszcze mógł tutaj zostawić? – zastanawiał się. – Przewidział, że
spróbuję pozbyć się bransoletki Rubéna. Nie oszalałem, żeby ją sobie
zatrzymywać, na pewno więc podrzucił mi do pokoju coś jeszcze, aby
wrobić mnie w jego śmierć. Coś, co policja znajdzie podczas przeszukania.
Uwadze Vegi nie uszło przekonanie, z jakim Unai mówił teraz o śmierci
Rubéna. Było to logiczne – pułapka, którą na niego zastawiono, mogła
zadziałać tylko pod warunkiem, że Rubén został zabity.
– Odyn nie blefuje – Unai odgadł jej myśli. – Kiedy obstawia, wie, że
ma zwycięskie karty.
Vega przetłumaczyła sobie jego słowa: Rubén nie żyje.
Nie żyje.
Zagryzła wargę. Chciała podnieść siebie i Unaia na duchu, wykrzesać
jakąś iskierkę nadziei. Nie znajdowała jednak właściwych słów. Wszystko
działo się naprawdę i zbyt szybko.
– Valkiria to gra, która odtwarza rzeczywistość – zauważyła.
– Być może…
Vega przeczytała w telefonie stare wiadomości od Rubéna, obejrzała
niektóre zdjęcia z jego konta na Instagramie, zerknęła na jego Twittera i na
wpisy na Facebooku. Co za dziwne uczucie – czytać jego posty
i komentarze, słowa kogoś, kto być może już nie istnieje. W milczeniu
przewinęła zapis ostatniej rozmowy, jaką odbyła z nim na WhatsAppie.
Wyobraziła sobie, jak pisał na telefonie każdą z tych wiadomości, które
teraz były już zaledwie osieroconymi echami w cyberprzestrzeni.
Nie. Rubén nie mógł nie żyć.
Przemyślenia przerwał jej ostry i krótki dźwięk.
– Nowa wiadomość od Odyna na czacie Valkirii – oznajmił Unai,
w palcach trzymając telefon.

Za kilka godzin otrzymasz instrukcje dotyczące kolejnej misji.


Dobrej nocy.

„Dobrej nocy”. Co za dowcip – pomyślał Unai. Tak jakby mógł teraz, po


tym wszystkim, zmrużyć oko.
Unai odczytał wiadomość Vedze.
– Tę bitwę wygrał on – podsumował. – Pytanie brzmi: czy jesteśmy
w stanie wygrać z nim wojnę? Zaczynam sądzić, że nie.
– Wygramy. – Vega wstała i zbliżyła się do Unaia, aby wziąć go
w ramiona. – Nie możesz w to wątpić. Odyn to ktoś chory, kto nie zdoła
zachować trzeźwości umysłu. Jestem przekonana, że niebawem będziemy
mogli zgłosić się na policję. Uwolnisz się od tego szaleństwa.
Unai starał się odzyskać optymizm. Po chwili się pocałowali. Gdy ich
usta się spotkały, stworzyły dla nich strefę bezpieczeństwa, wysepkę pokoju
pośród wzburzonych wód tej niekończącej się nocy. Na moment odzyskali
obraz tego, kim byli przed zaledwie kilkoma godzinami.
Lecz było to złudzenie. Na zewnątrz czaiła się ponura rzeczywistość
Valkirii.
wałtowne łomotanie w drzwi obudziło Unaia i Vegę, którzy ze

G strachu niemal wyskoczyli z łóżka. Przeciągnęli się, w pośpiechu


odpędzając resztki snu, wciąż otumanieni i z
spojrzeniem, a to za sprawą wpadającego przez zasłony blasku. Uderzenia
zamglonym

w drzwi nie ustawały. Co się tam działo? Kto się tak dobijał?
Unai wzmógł czujność, nie pojmował takiej nagłości o tak wczesnej
porze. Czyżby przyszedł do nich Odyn?
A może policja chce go zatrzymać jako domniemanego sprawcę
zabójstwa Rubéna Pradesa?
Jego wzrok instynktownie podążył w stronę szuflady stolika, gdzie wciąż
pozostawała bransoletka Rubéna. Miał minę przestępcy, który dał się
zaskoczyć, zanim zdołał się pozbyć obciążających go dowodów
rzeczowych.
Być może Odyn postanowił ujawnić już ciało Rubéna…
Wciąż w łóżku, spróbowali się opanować. Niełatwo im było powrócić do
rzeczywistości, zwłaszcza że oboje w głębi duszy, pośród resztek snu,
skrywali nadzieję, że wspomnienie poprzedniego dnia było w istocie
jedynie sennym koszmarem. Ale nie – wraz z nastaniem poranka przywitały
ich te same niepokojące realia, w których położyli się spać.
Valkiria nie dawała wytchnienia. Nie znała litości.
– Już dziewiąta! – Vega właśnie sprawdziła godzinę na ekranie telefonu.
– Zaspaliśmy!
Po tak ciężkiej nocy można było przewidzieć, że do tego dojdzie. Nie
zdołali zbyt długo pospać. Teraz należało zdecydować, czy mają
odpowiedzieć na łomotanie do drzwi, czy też zachować ciszę, aż nerwowy
przybysz sobie pójdzie.
– Vega! Unai!
Uspokoili się, rozpoznając głos Compu. Niemniej jednak niecierpliwość
przyjaciela mogła stanowić zły omen.
– Chwila! – krzyknął Unai.
Vega prędko się ubrała, podczas gdy on wstał, podszedł do drzwi
i otworzył je, wciąż tylko w bokserkach i podkoszulku. W progu stała
wysoka i koścista postać Compu, który jak zawsze prezentował się
nieskazitelnie: świeżo spod prysznica, dobrze ubrany i starannie ogolony.
Zapach jego wody kolońskiej rozlał się po pokoju. Jedynym mankamentem
w jego idealnym wyglądzie były worki pod oczami na pobladłej twarzy. On
również najwyraźniej się nie wyspał.
– Co się z wami dzieje? – spytał, wchodząc do środka. – Dlaczego mi nie
otwieracie?
Za sprawą Valkirii każdą sytuację byli gotowi interpretować jako oznakę
nadciągającej nieuchronnie katastrofy. Narastała w nich nieufność.
– Zaspaliśmy – wyznała Vega, porządkując sobie fryzurę. – Co jest?
Skąd ten pośpiech?
Compu podszedł aż do okna i rozsunął zasłony, aby wpuścić do pokoju
trochę więcej światła.
– No tak, jeszcze nie wiecie…
W tym momencie Unai spostrzegł w telefonie liczbę nieprzeczytanych
wiadomości, które otrzymał przez WhatsApp przez ostatnie pół godziny.
Dostała je także Vega, która właśnie uruchomiła aplikację.
Unai podniósł wzrok. Był tak zniecierpliwiony, że wolał, żeby sytuację
przedstawił mu od razu Compu.
– Co się stało?
Wraz z Vegą dostrzegli powagę, jaka malowała się na obliczu
przyjaciela.
– Był wypadek – odpowiedział w końcu Compu.
– Wypadek? – powtórzyła Vega, jakby chciała zyskać na czasie. Na
horyzoncie zamajaczył cień kolejnej tragedii.
– Kika – uprzedził ją Compu. – Wczorajszej nocy spadła z deskorolki.
Bardzo mi przykro.
– Zrobiła sobie krzywdę? – Teraz Unai zaczynał rozumieć, dlaczego nie
odpisywała na jego wiadomości. Przynajmniej nie wyglądało to na coś
związanego z Valkirią. – Gdzie teraz jest?
– Kika… – Compu zawiesił głos i dopiero w tej chwili Unai zanotował
w świadomości jego ostatnie słowa.
Bardzo mi przykro.
Unai poczuł nagłe uderzenie chłodu, który przeniknął jego ciało.
Dlaczego miałoby być mu przykro? Vega, która lepiej odczytywała tego
rodzaju aluzje, od dłuższej chwili roztropnie milczała. Bała się najgorszego.
– Kika nie żyje – zdołał dopowiedzieć Compu. – Nieco ponad godzinę
temu robotnicy znaleźli jej ciało na placu budowy.
Unai opadł na łóżko. Kręciło mu się w głowie. Z otwartymi ustami starał
się znaleźć słowa, których i tak nie potrafił wypowiedzieć. To niemożliwe.
Compu usiadł obok niego.
– Według pierwszych doniesień – zaczął łagodnym tonem tłumaczyć –
wczorajszej nocy Kika zakradła się z deskorolką na teren budowy,
przypuszczalnie po to, żeby wypróbować rampy powstałe podczas prac.
Wygląda na to, że trochę wypiła i spadła ze sporej wysokości. Właśnie tam
byłem, ale policja nie pozwala nikomu podejść.
– Boże…
– Jeden z funkcjonariuszy mi powiedział, że nie żyła już od wielu godzin
– dodał Compu. – Przynajmniej nie cierpiała. Wydaje się, że zginęła na
miejscu.
Vega dalej milczała, kryjąc się w kącie pokoju. Nie miała co powiedzieć.
Odwróciła głowę w stronę okna i siedziała z zamkniętymi oczami, czując,
jak jej ciało powoli nasiąka rozpaczą niczym zalewającą ją od środka
trucizną. Kolejna absurdalna śmierć na uczelni. Kolejne cierpienie.
Kolejna nieodwracalna nieobecność.
– Wie… Wie o tym Pedro? – zapytała słabym głosem. – Bardzo się
przyjaźnili.
Unai uśmiechnął się gorzko. Vega to jedyna osoba, która w takich
okolicznościach była w stanie pomyśleć o tym, że kogoś zaboli to jeszcze
bardziej. A przecież Kika była dla nich tylko dobrą znajomą, z którą po
prostu często rozmawiali.
– Na pewno już się dowiedział – ocenił Compu. – Wiadomość rozeszła
się błyskawicznie. Musi być zdruzgotany.
– Wystarczy spojrzeć na liczbę przychodzących wiadomości. – Unai
zerknął na oczekujące na odpowiedź powiadomienia z WhatsAppa. – To
niesamowite, jak złe nowiny prędko się rozchodzą.
– Mam nadzieję, że przekazali mu to delikatnie. – Vega domyślała się,
jak ważny był sposób, w jaki informowało się bliskich o tego rodzaju
tragediach.
Unai się zamyślił. Jego podejrzliwa mina stopniowo przeradzała się
w stały wyraz twarzy.
– Kika w środku nocy poszła na plac budowy, dobrze zrozumiałem?
– To tam zdarzył się wypadek. – Compu wzruszył ramionami. – Na
placu budowy, w głębokim wykopie. A skoro nie żyje od kilku godzin, to
znaczy, że do zdarzenia musiało dojść w nocy.
Unai wstał.
– Po co jednak miałaby coś takiego robić? Nocami zawsze siedziała przy
komputerze.
– Może wyszła się przewietrzyć i pomyślała, że potrzebuje mocniejszych
wrażeń – zgadywał Compu. – Przypuszczam, że plac budowy z rampami
i uskokami to dla każdego skatera nie lada wyzwanie.
– Poza tym to teren z zakazem wstępu – dodała Vega, która wciąż nie
ruszyła się z narożnika pokoju. – Hakerzy uwielbiają włazić tam, gdzie nie
powinni.
– Tyle że chodzi o włamania do miejsc w sieci, a nie w świecie
rzeczywistym! – Unai tymczasem włożył spodnie. – Kika nie była
wandalem, który zakrada się do budynków użyteczności publicznej i maluje
na nich graffiti. To bardzo dziwne. Dwa zgony na tym samym kampusie,
i to w tak krótkim odstępie czasu.
– Samobójstwo Marty to straszliwa tragedia, ale nie daj się ponieść tej
swojej obsesji na punkcie Odyna – poradził Compu. – Nie za wszystko
można go winić! Musisz zachować zimną krew.
– Uważasz, że popadam w paranoję?
Vega zdała sobie sprawę, że Compu nie był jeszcze wtajemniczony
w najnowsze ustalenia.
– Mamy ci coś do powiedzenia – oznajmiła.
Następnie wraz z Unaiem opowiedzieli mu przebieg złowieszczej
wymiany wiadomości z Odynem sprzed kilku godzin. Kiedy przyszedł
moment, żeby opisać zdjęcie przysłane przez mistrza gry, Vega zamilkła,
pozwalając mówić Unaiowi. Za każdym razem, gdy o tym myślała,
odczuwała mdłości.
– Rubén… nie żyje? – nie dowierzał Compu. – Mówicie serio?
– Przynajmniej to zdjęcie wyglądało bardzo serio. – Unai otworzył
szufladę stolika i na poparcie swoich słów pokazał Compu bransoletkę
Rubéna. – Nie odniosłem wrażenia, żeby to był fotomontaż, rozpoznałem
zresztą miejsce. To była ta sama piwnica, w której wykonałem pierwszą
misję. Ta, którą wczoraj przeszukałeś.
– To tym bardziej niepokojące… – Compu przeszedł się po pokoju.
Wziął do ręki poplamioną krwią bransoletkę Rubéna. Rozpoznał ją. – Teraz
rozumiem, dlaczego tak podejrzliwie podchodzicie do wypadku Kiki.
– Poza tym – przypomniała Unaiowi Vega – jaki byłby sens w zleceniu
ci przez Odyna tamtej pierwszej misji, jeśli to zdjęcie miałoby być
podróbką? Nawet mnie to przekonało. Twoje odciski na miejscu zbrodni
mogą służyć jako groźba wyłącznie wtedy, gdy rzeczywiście doszło do
ataku i gdy odnajdą tam… ciało.
– Compu, czy rozumiesz to wszystko, co ci mówimy? – Unai także tracił
już cierpliwość. – Rubén usiłował uciec, ale Odyn zadbał o to, żeby mu się
to nie udało.
– I żeby nie miał kolejnej okazji – dodała ponurym tonem Vega. – Już
nigdy.
Zapadła cisza. Skupiony wyraz twarzy trójki przyjaciół doskonale
oddawał wrażenie, jakie wywarł na nich rozwój wypadków.
– Niewiele zabrakło – stwierdził Compu. – Dziś rano na wydziałowej
stołówce spotkałem Carlotę. Powiedziała, że przedwczorajszej nocy
widziała, jak Rubén odchodził z plecakiem na plecach. Niemal o świcie.
– Czyli znowu nasza podejrzana numer pięć była przypadkiem tam,
gdzie nie powinna, i widziała Rubéna, kiedy akurat uciekał – zauważył
natychmiast Unai. – Pytała cię o wczorajszą noc?
– Gdy tylko się przywitała – odparł Compu. – Odpowiedziałem jej tak,
jak ustaliliśmy, a potem od razu zmieniłem temat na wypadek Kiki. Udało
się.
– Powiedziała ci coś o Rubénie?
– Tylko tyle, że kiedy się mijali, sprawiał wrażenie bardzo
zdenerwowanego.
– Logiczne – przyznał Unai.
– Zwłaszcza jeśli właśnie się ucieka przed kimś takim jak Odyn – dodała
Vega.
Wszyscy troje na moment zamilkli.
– Poza tym ten świr tutaj był. – Unai nie mógł się z tym pogodzić. –
W moim pokoju…
– Niekoniecznie. – Compu zamyślił się nad bransoletką. – Nie mówiłeś
wczoraj, że Gracz3 dwukrotnie zdobył punkty?
Vega i Unai zastanowili się jednocześnie nad tą sugestią.
– Racja! – przyznał Unai. – Dlaczego na to nie wpadłem? Jednym
z dwóch ostatnich zadań Gracza3 mogło być właśnie podłożenie mi
w pokoju bransoletki Rubéna!
Tego samego zdania była Vega.
– Odyn nie narażałby się tak bardzo, żeby przynieść ją samemu –
stwierdziła. – Bardziej mu pasuje pozostawać w cieniu i wysługiwać się
uczestnikami rozgrywki.
– Tak jak mnie wykorzystał do posprzątania miejsca zbrodni. – Unai
lepiej niż kiedykolwiek wcześniej rozumiał teraz, dlaczego symbolem gry
była marionetka. Odyn sterował graczami według własnego widzimisię. Do
czasu, aż mu się nudzili – wówczas ich niszczył.
Lepiej będzie, jeśli mu się nie znudzę – przemknęło mu przez głowę.
– Udowodnił, że bez trudu może cię osaczyć – podsumował Compu. –
Ta bransoletka w twoim pokoju też o tym świadczy. Zwiększa presję.
Nawet tutaj się przed nim nie schronię.
– I dobrze mu to wychodzi – przyznał Unai.
Compu westchnął.
– Mimo wszystko łączyć z tą sprawą wypadek Kiki…
Unai jednak przestał go już słuchać. Chwycił właśnie telefon i uruchomił
Valkirię.
– Wczoraj nie pozwoliliście mi włączyć Kiki do naszego zespołu –
przypomniał Unai. – Mieliście wobec niej podejrzenia.
– I…– Vega z zaintrygowaniem obserwowała Unaia.
– Teraz zobaczymy, czy były one słuszne.
Przez minutę nikt się nie odezwał. Compu i Vega czekali, podczas gdy
Unai przeglądał zasoby gry.
– Czego szukasz? – spytał w końcu Compu.
– Jeśli Kika była Graczem3 – odpowiedział Unai, nie podnosząc wzroku
znad telefonu – to jej nazwa w grze będzie teraz jasnoszara. Tak jak to się
stało z niekarni Marty i Rubéna. Jeśli jednak jej śmierć stanowiła kolejne
wyzwanie postawione przez Valkirię mojemu rywalowi, to punktacja
Gracza3 powinna wzrosnąć o dziesięć punktów.
– Rzeczywiście – przyznał Compu. – To możemy sprawdzić.
Fala optymizmu odpłynęła równie szybko, jak się pojawiła:
– Nic z tego. – Unai odłożył telefon. – Ani jedno, ani drugie. Punktacja
Gracza3 nie zmieniła się od wczoraj, a jego nazwa nie utraciła koloru, tak
więc Kika nie była związana z Valkirią ani jako ofiara, ani uczestniczka.
Być może naprawdę miała wypadek.
Mimo to wiedział, że nie mogą sobie pozwolić na definitywne
wykluczenie możliwego udziału w tej sprawie Odyna. Jeśliby minionej
nocy włączyli ją do zespołu, Kika byłaby w stanie się obronić. Unai poczuł,
że ogarnia go niepokojące poczucie winy. Czy to również był kolejny
wybieg Valkirii?
– Kika nie zabiła się dzisiejszego ranka, to się zdarzyło wiele godzin
temu. – Vega śledziła tok rozumowania Unaia. – Punktacja musiałaby więc
ulec zmianie wczoraj wieczorem, a nie dziś rano. A Gracz3 rzeczywiście
wtedy dwukrotnie zapunktował.
Unai milczał.
– Zgoda. Jeśli jednak uznamy, że przewrócenie szafek w piwnicy
i podrzucenie bransoletki Rubéna do mojego pokoju to misje, jakie
wyznaczono Graczowi3, wyczerpiemy listę zadań mogących uzasadnić
ostatnie zmiany w punktacji.
– W takim razie wychodzi na to, że śmierć Kiki to rzeczywiście
wypadek – dodał z przekonaniem Compu. – Nie zakładajmy najgorszego.
Unai machnął twierdząco ręką, choć bez przekonania. W sprawie śmierci
Kiki jedyne, co było pewne, to fakt, że nastąpiła ona w podejrzanych
okolicznościach. Ponadto Unaia prześladowała świadomość, że Kika uległa
wypadkowi akurat wtedy, gdy zamierzał włączyć ją w skład grupy
przeciwników Valkirii, co nasuwało mu ponure myśli. Postanowił podzielić
się swoim podejrzeniem z pozostałymi.
– To możliwy do wyobrażenia zbieg okoliczności – ocenił sprawę
Compu. – Nie łam już sobie tym głowy.
– Odyn nie mógł odgadnąć, że zamierzałeś pozyskać Kikę jako
sojuszniczkę – uświadomiła Unaiowi Vega – bez względu na to, jak dobry
jest z niego haker. Jeśli ten potwór miał coś wspólnego z jej śmiercią, to
raczej dlatego, że odkrył, że zgłosiłeś się do niej jeszcze pierwszej nocy.
– W takiej sytuacji – Unai czuł, że odzyskuje jasność myślenia, ostatnie
wieści obudziły go bowiem na dobre – teraz to wy znajdujecie się
w niebezpieczeństwie. Za dużo wiecie.
Nie zniósłby, gdyby z jego winy coś przydarzyło się Vedze… lub
Compu. W głębi duszy borykał się z koszmarnym dylematem: z jednej
strony potrzebował ich wsparcia, z drugiej zaś nie chciał wciągać tych
dwojga w niebezpieczeństwo, przed którym być może nie zdołałby ich
ochronić.
– Zapomnij – przerwał Compu. – Na tym etapie nie ma sensu, żebyśmy
się kryli. Po wczorajszej katastrofalnej ekspedycji ratunkowej i ostatnich
wiadomościach, jakie wysyłałeś Odynowi, Valkiria doskonale wie, że
jesteśmy z tobą.
– Co nie znaczy, że nie powinniśmy postępować z maksymalną
ostrożnością. – Vega poważnie potraktowała ostrzeżenie Odyna. – Mamy ci
pomóc, Unai, a nie jeszcze bardziej wszystko skomplikować.
– Nie chcę, żeby się wam cokolwiek stało. Valkiria wyrządziła już
wystarczająco dużo szkód.
Pomyśleli o Marcie i Rubénie, zastanawiając się nad listą ofiar, na której
być może figurowała także Kika.
– Oczywiście. – Compu spojrzał na Vegę i Unaia. – To jaki jest teraz
plan?
edro zbliżył twarz do ogrodzenia otaczającego plac budowy. Czuł na

P skórze dotyk metalowej siatki, zimny kształt odciskający mu się na


policzkach i na czole. Przyglądał się w milczeniu miejscu wypadku,
przygnębiony i z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Wkładał palce
w oczka siatki, która uniemożliwiała mu podejście bliżej. Zachowywał się
jak więzień oparty o kraty swojej celi. Jego ciało zdradzało oznaki
zniecierpliwienia, choć on sam wiedział, że nie ma właściwie na co czekać.
Kika nie żyła. Policja nie zdołała zapobiec ujawnieniu tożsamości
znalezionych zwłok. Teraz informacja krążyła, przekazywana z ust do ust
przez osoby podchodzące do barierek.
Kika nie żyła i nic już nie mogło tego zmienić.
Pedro otarł poczerwieniałe oczy. W odgrodzonej strefie trwała
krzątanina, ale bezgłośna, wszyscy poruszali się z powagą. Okolicę
przenikała atmosfera tragedii. Nie pracowały żadne maszyny budowlane,
a robotnicy poustawiali się w grupki i palili papierosy, szepcząc między
sobą o smutnym odkryciu, jakiego dokonano wczesnym rankiem.
Ze swojego miejsca – otoczony studentami, pracownikami uczelni
i wykładowcami, którzy zgromadzili się tutaj, gdy tylko dotarły do nich
wieści o wypadku – Pedro dostrzegał dwa zaparkowane radiowozy i wielu
funkcjonariuszy policji, którzy rozglądali się po okolicy. Widział również
karetkę – niestety, nie okazała się potrzebna – a także inny pojazd, który
miał zabrać ciało Kiki, gdy tylko sędzia wyda decyzję o przeniesieniu
zwłok. W kilku miejscach teren był opasany taśmami policyjnymi.
– Gdzie ona jest? – zapytał półgłosem Clarę, która stała obok niego
w milczeniu.
Próżno wypatrywał dramatycznego widoku ciała przykrytego kocem,
rozciągniętego na ziemi, choć w głębi duszy nie był pewien, czy chce coś
takiego widzieć, choćby tylko po to, żeby przyjąć do wiadomości, że śmierć
Kiki zdarzyła się naprawdę.
– Stąd nie widać – odparła Clara, ściskając go za ramię, aby dodać mu
otuchy. – Wygląda na to, że wpadła do wykopu.
Wskazała w kierunku olbrzymiej wyrwy w ziemi, mimo że miejsce,
z którego Kika prawdopodobnie runęła w otchłań, zdradzała jedna
z policyjnych taśm.
– Nie chciałem się z nią umówić. – Głos Pedra zadrżał. – Zajebiste
wspomnienie sobie po mnie zachowała.
– Byłeś jednym z jej najbliższych przyjaciół – Clara próbowała osłabić
w nim poczucie winy. – Spędziliście razem popołudnie, nie? I zjedliście
wspólnie obiad. Dzięki tobie przyjemnie minął ostatni dzień jej życia, byłeś
przy niej. I to się teraz liczy.
– Gdybym umówił się z Kiką wieczorem, nie wyszłaby z deskorolką
i nadal by żyła.
– Tego nie możesz wiedzieć. Najprawdopodobniej, skoro tak bardzo
miała na to ochotę, wyszłaby zaraz po twoim odejściu. Pedro, nie masz
sobie nic do zarzucenia. Postępowałeś wobec niej lepiej niż ktokolwiek
z nas.
Pedro przez kilka chwil się nie odzywał.
– Pójdę do akademika. Muszę pobyć sam.
Odwrócił się w stronę Clary i wówczas ujrzała, że w rzeczywistości był
w o wiele gorszym stanie, niż jej się wydawało. Zazwyczaj pogodne oblicze
Pedra wykrzywiał teraz grymas wyrzutów sumienia. Był spocony, niemal
jak ktoś chory. Oczy zapadały mu się w pobladłej twarzy.
Zaskoczona Clara nie mogła uwolnić się od jednej myśli: takiej reakcji
nie powodował zwykły żal.
###

Cała trójka znajdowała się w holu akademika. Unai, który wcześniej ukrył
bransoletkę Rubéna w donicy z rośliną na parterze, niósł plecak z laptopem.
Wolał być przygotowanym na każdą ewentualność. Teraz szeptali między
sobą, wpatrując się w drzwi wejściowe, które kilka metrów od nich
wyznaczały niewidzialną granicę. Gdy tylko przekroczą próg, wznowią
rozgrywkę, której Odyn nawet na chwilę nie przerwał.
– Czyli jesteś zdecydowany kontynuować grę? – Vega po raz ostatni
zadała pytanie, które brzmiało niczym z telewizyjnego teleturnieju. W niej
samej strach przed kolejnymi posunięciami Odyna walczył z ryzykiem, że
Unai będzie musiał zgłosić się na policję jako podejrzany, bez dowodów na
poparcie własnej niewinności. Nie potrafiła wskazać, której możliwości
bardziej się obawiała.
– Nie pytaj tak, jakbym miał jakiś wybór – odpowiedział. – Tak przecież
nie jest, Vega. Już o tym rozmawialiśmy. Jeszcze nie. Celem naszych
dzisiejszych działań jest właśnie zdobycie czegoś, co pozwoliłoby nam
pójść na policję. Tymczasem jednak…
– Unai ma rację – poparł go Compu. – Jakkolwiek wydaje się to
niebezpieczne, musimy wytrzymać. Dziś jest najważniejszy dzień. Damy
radę.
– Kto miałby uwierzyć, że to niby ty jesteś zabójcą? – Vega zwróciła się
do Unaia. Rozumiała jego argumentację, ale przez wrodzony idealizm nie
dopuszczała do siebie myśli, że Unai mógłby zostać oskarżony o coś, czego
się nie dopuścił. – Nie masz nawet motywu.
– Raczej nie mam alibi. I to w obu tych sprawach – nadmienił. – I tylko
to będzie interesowało policję. Odyn jest zdolny sprawić, żeby powiązali
mnie nawet z samobójstwem Marty.
– Zwłaszcza jeśli już wie o waszej wizycie w jej pokoju – dodał
śmiertelnie poważnym tonem Compu.
– Dlaczego tak sądzisz?
Jego słowa zdziwiły również Vegę.
– Cóż… – zaczął Compu. – Podobno zabójca zawsze powraca na
miejsce zbrodni. W tym sensie wasz pobyt w pokoju Marty parę dni po jej
śmierci może sprawiać wrażenie nawiązania do tego zwyczaju.
– Tylko tego brakowało! – Unai wbił spojrzenie gdzieś w dal. – To się
nazywa zacząć dzień z wykopem. Teraz się okaże, że odwiedziny w pokoju
Marty zrobią z nas winnych jej samobójstwa.
– Kiedy doczekamy się wreszcie dobrych wieści? – Vega usiłowała
wykrzesać nieco optymizmu, ale potrzebowała promyka nadziei.
– Sami będziemy musieli się o takie postarać – oznajmił z dawno
niewidzianym przekonaniem Unai. Rozpoczynający się dzień właśnie
zmienił się dla niego w rodzaj ostatecznego szturmu, którego musieli
dokonać, inaczej bowiem przegrają. – Dosyć, koniec wątpliwości. Dziś jest
ten dzień, w którym Odyn popełni błąd. Sprowokujemy go, wywabimy go
z jego nory. Nie możemy dopuścić, żeby to się rozwijało. Jeśli zdjęcie,
które wysłał mi wczorajszej nocy, jest prawdziwe, to dwoje z czworga
graczy już nie żyje, a stało się to dlatego, że nie przestrzegali reguł, że
chcieli porzucić Valkirię.
Łamanie zasad gry jest niebezpieczne.
Dwoje graczy nie żyło. W myślach Unaia i Vegi powrócił obraz zwłok
Rubéna rozciągniętych na podłodze piwnicy. Ponownie się zastanawiali,
czy Odyn rzeczywiście mógł go zabić.
– Dopóki będę posłuszny, nic mi się nie stanie – zawyrokował Unai. –
Musimy go dopaść na jego warunkach.
– Ale to niewykonalne… – myślał na głos Compu. – Poza tym i tak by
się zorientował.
– Unaia nie skrzywdzi – powiedziała Vega z zaskakującym dla
wszystkich przekonaniem. Niespodziewana determinacja w jej głosie
sprawiła, że obaj na nią spojrzeli.
– Jesteś pewna? – zapytał Compu.
– Już o tym rozmawialiśmy, Odyn nie chciałby, żeby widowisko tak
prędko się skończyło. I właśnie to go zgubi.
Na twarzy Unaia pojawił się uśmiech. Zyskał niemal pewność, że tym
razem wszystko pójdzie dobrze. Optymizm, nadzieja. Dosyć już strachu.
Będą przy nim aż do końca. Objął Vegę, a ona odwzajemniła jego
pieszczotę. Unai potrzebował jej wsparcia, o czym Vega wiedziała. Razem
byli silniejsi.
– Nie mógłbym mieć lepszych sprzymierzeńców – przyznał
z wdzięcznością.
Pocałowała go. Zdawała sobie sprawę, że skoro już podjęli decyzję, żeby
grać dalej, podsycanie wątpliwości byłoby bezcelowe. Nic by to nie dało,
nie pomogłoby Unaiowi w tej brudnej wojnie. Unai był gotów grać dalej?
Nie było innej możliwości? W takim razie jej zadaniem było go wspierać,
a nawet pójść krok dalej – grać u jego boku. Współdzielić ryzyko, tak jak
współdzielili miłość, na pierwszej linii frontu. Musiał jak najprędzej
zdemaskować Odyna. Liczyła się każda godzina.
Unai, wciąż obejmując Vegę, myślał o czekającym ich dniu. Wciąż nie
było wiadomo, jak gra się skończy, dokąd ich doprowadzi. Czy Odyn na
wypadek buntów przygotował jakiś ostatni ruch? Kiedy uzna rozgrywkę za
skończoną? Okoliczności, w których Marta i Rubén utracili status
zawodników, nie pozwalały się domyślić, czy mistrz gry zamierzał za
pośrednictwem Valkirii jedynie przysparzać im cierpienia, czy też pragnął
ich wszystkich pozabijać.
W tym ostatnim przypadku jedyne, co Marta i Rubén osiągnęli
decyzjami o ucieczce, to przyspieszenie czekającego ich losu.
Odyn. Unai dałby wszystko, żeby się dowiedzieć, kto się kryje pod tym
imieniem.
Na co czekał z przydzieleniem mu, jako Graczowi4, drugiej misji?
– Dziś musimy go zdemaskować – zapowiedział pozostałym. – Jeśli
Odyn uzna, że za bardzo się zbliżyliśmy, postara się przyspieszyć koniec
gry.
Zabrzmiało to złowieszczo.
– Nie traćmy więcej czasu – odparła Vega, wypuszczając Unaia z objęć.
– Przejdźmy do działania.
Cała trójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, po czym odwróciła
się ku głównemu wejściu do akademika. Już nie było odwrotu.
– Pierwsze zadanie: odszukać nieznajomą z filmiku – przypomniał Unai.
– Naprzód!
Pewnym krokiem podążyli do wyjścia. Chcieli wygrać dla Marty, dla
Rubéna, być może również dla Kiki. A także po to, żeby Unai i Gracz3
zdołali się uratować przed możliwym tragicznym losem, jaki ktoś im
zaplanował.
Sęk w tym, że Valkiria nie zamierzała biernie przyglądać się ich
prowokacji. I dobrze o tym wiedzieli.
o teraz ty za mną chodzisz?

T W rejonie rozbudowywanego zespołu budynków uniwersyteckich,


nieopodal laboratoriów, Nuria natknęła się na Carlotę. Obie nie
kryły, że to spotkanie wyraźnie im było nie na rękę.
– Umówiłam się z kolegą z wydziału chemii, ma tutaj ćwiczenia. A ty?
W ogóle nie pasujesz do tego miejsca. Chcesz się nacieszyć kolejnym
trupem?
Carlota wskazała teren budowy, który od czasu wypadku Kiki
przypominał miejsce pielgrzymek. Wszyscy podchodzili z zaciekawieniem
oglądać okolice wykopu, choć z powodu ogrodzenia i policji nie dawało się
dotrzeć na samo miejsce tragedii.
– Nie znałam tej dziewczyny – zaoponowała Nuria. – Ale ty pewnie tak.
Zdaje się, że była jedną z tych, które szlajają się po nocy i wyrabiają
dziwne rzeczy.
– Uważasz, że jeśli ktoś późno chodzi spać, to wyrabia „dziwne rzeczy”?
Widzę, że świetnie rozumiałabyś się z Martą, mniszką naszego rocznika.
Nurię zdumiało, że Carlota była w stanie żartować z nieżyjącej
koleżanki.
– Carlota! Ty niczego nie uszanujesz.
– I kto to mówi? Dziewczyna, która pozwoliła swojej przyjaciółce
umrzeć. Ja przynajmniej nie wybieram się na wycieczkę, żeby obejrzeć
zwłoki.
– Nie dlatego tutaj jestem!
Carlota wzruszyła ramionami.
– W porządku. Czyli po to, żeby nacieszyć się wypadkiem.
– Mówisz tak, jakby stało się coś dobrego.
– Dla ciebie dobrego. Śmierć Kiki sprawi, że ludzie zapomną o Marcie.
Chyba chciałaś, żeby przestali o tobie gadać?
Nuria nie wierzyła w to, co słyszy.
– Jak możesz być taka porąbana? Naprawdę sądzisz, że się cieszę, że
koleżanka ze studiów zginęła w wypadku? To raczej ty zyskasz na tej
tragedii, bo zniknie temat zdjęcia, które dostałaś od Rubéna.
– Ja nie mam nic do ukrycia – odparowała Carlota. – Z kolei jeśli
samobójstwo Marty przestaje być nowiną, to ludzie nie będą już pamiętać
o tym, jaka naprawdę jesteś. Choć na pewno znajdzie się ktoś gotów im
o tym przypomnieć.
– Za to o twojej ulubionej rozrywce na pewno nikt nie zapomni –
zauważyła Nuria, powoli się oddalając. – Ten twój kolega z chemii wie, że
jest tylko kolejną pozycją z długiej listy?

###

Unai, Vega i Compu czekali w holu na pierwszym piętrze wydziału


dziennikarstwa, skąd wchodziło się do obu sal wykładowych drugiego roku.
Rozstawili się tak, żeby móc obserwować cały korytarz. Nikt nie mógł
przejść obok nich niezauważony.
Co chwilę sprawdzali godzinę na telefonach, szczególnie Unai, który
przy okazji wypatrywał powiadomień z geolokalizacji Valkirii. Póki co ani
Odyn, ani Gracz3 nie znajdowali się w pobliżu. Za dwie minuty kończyły
się zajęcia, a w ich stronę miał ruszyć zgiełkliwy tłum studentów, wśród
których być może znajdowała się Laura. Musieli być bardzo czujni. Vega,
bardzo milcząca, wciąż dochodziła do siebie po najnowszym wyzwaniu ze
strony Valkirii, jakiemu musiała sprostać, to jest po obejrzeniu krótkiego
fragmentu nagrania, na którym jej chłopak zabawiał się z inną dziewczyną,
której teraz szukali. Było to dla niej trudne, ale nieuniknione, jeśli
zamierzała pomóc Unaiowi. Jedynie wiedząc, jak wygląda Laura, mogła ją
rozpoznać.
I rzeczywiście. Rysy nieznajomej miała teraz w pamięci niczym
wypalone ogniem znamię. Teraz już tak.
Z jak ogromnym wysiłkiem musieli przedzierać się przez ten koszmar.
Chcąc zbliżyć się do Odyna, nieustannie ponosili koszty.
Unai przesłał im także przez WhatsAppa zrzut ekranu z kadrem
z filmiku, na którym można było dostrzec twarz Laury. Vega przyglądała
się dziewczynie, czekając na zakończenie zajęć. Usiłowała nie rozpraszać
uwagi, ale na myśl, że to przez tę nieznajomą Unai dał się wciągnąć
w Valkirię… czuła do niej nienawiść. Pierwszy raz kogoś naprawdę
nienawidziła.
Unai czekał na swojej pozycji bez większych nadziei. Skoro Laura, jeśli
naprawdę tak miała na imię, zgodziła się uczestniczyć w zastawianiu na
niego pułapki, absurdem byłoby zakładać, że podane przez nią dane okażą
się prawdziwe: pewnie ani nie studiowała dziennikarstwa, ani nie nazywała
się Laura. Nie mieli jednak żadnego innego punktu zaczepienia. Musieli
zacząć tutaj. Poza tym – pomyślał – poznałem ją w klubie „Lombok”, który
znajdował się tuż obok wydziału dziennikarstwa i który ona dobrze znała.
Może więc nie było aż tak głupie podejrzewać, że przynajmniej część
otrzymanych od niej informacji okaże się prawdą. Koniec końców, dzięki
temu łatwiej byłoby jej udawać. Niebawem mieli się przekonać.
Nagły szum zwiastował koniec zajęć. Z miejsc, w których stali,
rozpoznawali głosy, narastający gwar przemieszczających się studentów.
Rozległy się inne odgłosy: dźwięki składanych i uderzających o drewno
krzeseł, jakiś stłumiony śmiech. Wytężyli czujność, szykując się na swoich
pozycjach obserwacyjnych. Minęło parę sekund i drzwi obu sal się
otworzyły, wypuszczając tłum młodych ludzi rozchodzących się we
wszystkie strony. Unai, Compu i Vega przyglądali się każdej wysokiej
dziewczynie o ciemnych włosach, która znalazła się w zasięgu ich wzroku.
Niebawem jednak morze studentów przeistoczyło się w strumyk
maruderów, pośród których nie dostrzegli nikogo przypominającego Laurę.
Po chwili hol zupełnie opustoszał.
– Godzina jedenasta dziesięć, pierwsze podejście nieudane – oznajmił
Compu. – Co teraz?
Ani Vega, ani Unai nie zdążyli odpowiedzieć, bo nagle pośrodku
otwierającego się przed nimi korytarza, który prowadził do sal
wykładowych pierwszego roku, wyłoniła się Clara. Ponieważ zmierzała
w przeciwnym kierunku, nie zauważyła ich obecności.
– Co ona tu robi? – zainteresowała się Vega, ledwie powstrzymawszy
początkowy odruch, aby ją powitać.
Razem uczęszczały na te same zajęcia na drugim roku filologii.
– Nie mam pojęcia – przyznał Compu. – Przypomnę tylko, że to kolejna
podejrzana na naszej liście. A dokładnie numer cztery.
– Rozdzielmy się – zaproponował Unai. – Jedno z nas niech pójdzie za
nią, a pozostała dwójka dalej będzie szukać Laury. Możliwe, że okłamała
mnie, mówiąc, że jest na drugim roku studiów. Wydział mogła podać
prawdziwy.
Unai planował także zajrzeć do klubu „Lombok”. Chciał pokazać
obsłudze zdjęcie nieznajomej z nagrania – może była tam stałą klientką.
– Ja się zajmę Clarą – postanowił Compu, nie spuszczając wybranego
celu z oczu. – Skontaktujemy się przez WhatsAppa!
Vega i Unai odprowadzili go wzrokiem, gdy szybko podążył za Clarą,
która doszła już niemal do końca korytarza.
– Idziemy? – zapytała Vega. – Za chwilę zaczną się kolejne zajęcia
pierwszego roku.
Unai skinął głową, ale zanim ruszył z miejsca, zadzwonił jego telefon.
Sprawdził przychodzące połączenie: na wyświetlaczu widniał niepodpisany
numer stacjonarny, który wydał mu się znajomy. Zawahał się, myśląc, że
Odyn nigdy nie posłużyłby się telefonem, który tak łatwo wyśledzić.
– Odbierz – poradziła mu zniecierpliwiona Vega – i chodźmy szukać
dalej. To może być coś ważnego.
Nie mogli zapominać, że poza Valkirią toczyło się zwyczajne życie. Unai
odebrał, nieufnie nastawiony do wszelkich niespodzianek. Po kilku
sekundach się rozłączył. Mina jeszcze bardziej mu spoważniała.
– W akademiku czeka na mnie policja – oznajmił.
Policja.
Vedze aż podskoczyło serce. Przez chwilę sądziła, że odnaleziono zwłoki
Rubéna, a Unai stał się podejrzanym w sprawie jego śmierci. Wyobraziła
sobie, jak go zatrzymują, po czym wyprowadzają z akademika z rękoma
skutymi na plecach i z pochyloną głową. Jak kogoś winnego.
Czyżby Odyn znudził się grą? Postanowił wszystko zakończyć?
– Czego od ciebie chcą?
Unai przełknął ślinę. Starał się zapanować nad nerwami.
– Porozmawiać. Muszę iść, Vega.
Głos brzmiał mu niepewnie. Nie było innego wyjścia. Ucieczka była nie
do pomyślenia – dokąd niby miałby uciec? Gdyby zresztą uciekł, wydałby
się jeszcze bardziej podejrzany. Nie. Musiał tam pójść i zachowywać się
możliwie naturalnie.
Co powinien robić podczas przesłuchania? Domyślał się bowiem, że
właśnie to czeka go za kilka minut. Przesłuchanie, na którym dla własnego
dobra nie mógł wyjawić nic z tego, co wiedział. W pobliżu czuwał Odyn.
ompu przyspieszył, aż znalazł się kilka metrów od Clary, ale nie aż

C tak blisko, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Należało zachować


ostrożność – odgłosy kroków na korytarzu mogły go zdradzić,
a gdyby Clara znienacka się odwróciła, nie miałby się gdzie ukryć. W takiej
sytuacji mógłby oczywiście powiedzieć, że szedł właśnie się z nią
przywitać, co od biedy byłoby w miarę prawdopodobnym wytłumaczeniem.
Oboje przeszli przez korytarz i ruszyli schodami prowadzącymi na
piętro, gdzie mieli zajęcia studenci czwartego roku. Compu wychylił się za
balustradę i dzięki temu bez ryzyka wykrycia mógł śledzić Clarę, widział
bowiem jej rękę przesuwającą się w górę poręczy piętro wyżej. Zwolnił,
żeby jeszcze trochę się od niej oddalić, i wtedy właśnie dostrzegł sylwetkę
kogoś, kto obserwował go z jednego z półpięter poniżej.
Był to około dwudziestoletni student o bardzo bladej twarzy
i kasztanowych włosach na tyle długich, że sięgały mu prawie do ramion.
Miał kolczyk w nosie, a z boku szyi można było dostrzec krawędź
zielonkawego tatuażu. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że został zauważony,
cofnął się, znikając z pola widzenia. Compu stanął. Już miał zejść na dół,
żeby zbadać sprawę, lecz możliwość, że przez to straci z oczu Clarę, kazała
mu się zawahać. Co to za chłopak? Dlaczego tak na niego patrzył? Również
to, jak teraz zniknął, wydawało się podejrzane.
Kilka metrów wyżej Clara skończyła wspinaczkę schodami i ruszyła
kolejnym korytarzem między salami. Compu pokonał ostatnie stopnie
i podążył w ślad za nią. Dzięki temu zdołał zauważyć spotkanie Clary
z chłopakiem, który siedział na jednej z ławek. Nie znał go, ale wygląd
sugerował studenta ostatniego roku. Compu zatrzymał się w pewnej
odległości, obok otwartych drzwi pustej sali wykładowej, do której po
chwili wszedł.
Wystawił głowę i szpiegował. Czułość, z jaką chłopak zwracał się do
Clary, jednoznacznie wyjaśniał powód jej obecności w tym miejscu.
Należało wycofać się i wznowić poszukiwania nieznajomej z nagrania,
a także tajemniczego chłopaka z kolczykiem w nosie.
Compu wrócił na schody i ruszył nimi w dół. Skupiony na telefonie, nie
spostrzegł, że spotkanie Clary ze studentem było bardzo krótkie.

###

Czekała na niego krępa, niewysoka, około trzydziestopięcioletnia kobieta.


Miała bardzo krótkie, czarne włosy, a kiedy mówiła, jej twarz pozostawała
właściwie bez wyrazu. Unai, który przystanął zaraz po przekroczeniu
głównych drzwi wejściowych do akademika, rozpoznał ją bez trudu.
Policjantka jeszcze go nie dostrzegła. Ubrana w mundur policji
państwowej, rozmawiała właśnie z recepcjonistą.
– Nie powiedzieli ci, czego od ciebie chcą? – Vega uparła się, że będzie
mu towarzyszyć, i teraz stała u jego boku. – Nie wygląda, jakby czekała na
kogoś podejrzanego o zabójstwo.
Spokojne zachowanie policjantki raczej wykluczało, że jej wizyta była
wynikiem knowań Odyna.
– Podejrzewam, że chce mnie wypytać o sprawę wypadku Kiki – odparł
Unai. – Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Vega wydawała się zdumiona.
– Nie byliście sobie jakoś szczególnie bliscy…
– Może znaleźli w jej telefonie nieodebrane połączenie i wiadomości ode
mnie. I teraz się zastanawiają, dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, żeby
się z nią skontaktować akurat w noc wypadku.
To miało sens. Vega przeklęła pod nosem. Zdawało się, że każde
podejmowane przez nich działanie tylko dodatkowo komplikuje całą
sytuację.
– Chcesz, żebym z tobą została?
Unai odwrócił się w jej stronę. Chwycili się za dłonie. Oboje wiedzieli,
że funkcjonariuszka wolałaby, żeby podczas rozmowy z Unaiem nie było
Vegi.
– Wystarczy, że mnie odprowadziłaś – odparł Unai. – Najważniejsze jest
teraz odnaleźć tę dziewczynę z klubu. Bez niej nie dotrzemy do Odyna.
Niełatwo było Unaiowi zrezygnować w takich okolicznościach
z towarzystwa Vegi. Przy niej się uspokajał. Chodziło jednak o zbyt wysoką
stawkę. Musieli się rozstać.
Vega, która również chciała jak najprędzej zdemaskować mistrza gry, nie
bez oporów, ale się zgodziła.
– W porządku. W takim razie wrócę na wydział dziennikarstwa. Daj nam
znać, gdy skończysz albo jeśli pojawi się jakikolwiek kłopot.
– Jasne. Oby się wam poszczęściło.
– Uważaj, bo zapeszysz.
Puściła do niego oko. Pocałowali się i wyszła, posyłając mu ostatnie,
wiele mówiące spojrzenie. Zniknęła po drugiej stronie drzwi, a Unai poczuł
się bezbronny. Odyn zdołał sprawić, że nawet policja oznaczała teraz
ryzyko. Odwrócił się i odszukał spojrzenie funkcjonariuszki, która stała
przy ladzie recepcyjnej i ewidentnie go obserwowała. Najwyraźniej
wskazano jej, że to on był osobą, na którą czekała.
Unai podszedł niespiesznie, zachowując spokój. Okazywał powagę,
jakiej policjantka mogła po nim oczekiwać w związku z niedawną śmiercią
koleżanki.
– Unai Bengoa?
Skinął głową.
Kobieta zasalutowała służbowo, po czym się przedstawiła:
– Elena Sánchez, podinspektor policji państwowej. Unai, muszę z tobą
porozmawiać.
Jakby sam tego nie wiedział… Zaproponował, żeby weszli do
niewielkiego przedsionka kilka metrów dalej, ona jednak wolała udać się na
górę do jego pokoju.
– Tam nam nie będą przeszkadzać – oznajmiła.
Unai się zawahał. Robił się nerwowy. Nie mógł zaoponować, nie
wzbudzając zarazem podejrzeń policjantki. Jednocześnie oczyma
wyobraźni widział, jak Gracz3 podkłada mu kompromitujące przedmioty,
które uwikłają go w sprawę śmierci Rubéna. Dlatego wolał uniknąć
przesłuchania w swoim pokoju. Jego starania spaliły jednak na panewce
i teraz oboje mieli podjąć grę w klimacie narastającego napięcia, co
przypominało mu film „Sznur” w reżyserii Alfreda Hitchcocka. Unai czuł
się bowiem tak, jakby ukrywał w pokoju zwłoki Rubéna, które pani
podinspektor zauważy, gdy tylko otworzy drzwi.
Valkiria nabrała charakteru rosyjskiej ruletki.
W milczeniu przemierzyli schody i odcinek korytarza prowadzący do
właściwych drzwi. Unai otworzył zamek kluczem, przepuścił panią
podinspektor przodem, a następnie wskazał jej fotel na kółkach przy biurku,
sam zaś usiadł na łóżku. Funkcjonariuszka przesunęła fotel, ustawiając go
naprzeciwko Unaia, po czym usiadła. Ich twarze znalazły się bardzo blisko
siebie.
– Słucham panią – zaczął Unai. – Tylko wie pani, za chwilę zaczynają
się ważne zajęcia, których nie chciałbym przegapić.
Skoro już nie zdołał uniknąć tej jakże niebezpiecznej sytuacji,
przynajmniej zamierzał się postarać, żeby trwała ona jak najkrócej. Z każdą
minutą wzrastało ryzyko, że spojrzenie policjantki wychwyci coś
podejrzanego, pod wpływem czego zacznie zadawać kolejne, trafne
pytania. Każda jego odpowiedź byłaby zaś kolejnym krokiem ku przepaści
otwierającej mu się pod nogami.
– Bardzo mi przykro z powodu śmierci twojej koleżanki – oznajmiła. –
Straszne nieszczęście.
Źrenice podinspektor Eleny Sánchez były jasne i delikatne, ale
zwodnicze. Unai dostrzegł w nich jakby ostrą kreskę, która bardzo powoli,
milimetr po milimetrze przesuwała się po jego twarzy. Analizuje mnie –
pomyślał. – Bada moją reakcję, mój żal z powodu śmierci Kiki.
Unai wątpił, czy powinien dawać jej dowody cierpienia.
W rzeczywistości nie przyjaźnił się z Kiką, choć sprawa Valkirii
nieoczekiwanie wytworzyła między nimi pewną więź. Co zatem miał
robić? Czy będzie podejrzane, jeśli okaże nadmierny ból po stracie
koleżanki?
Początkową uwagą o zbliżających się zajęciach nie sprawił jednak
wrażenia osoby zbyt mocno uczuciowej.
– To było niebezpieczne miejsce, prawda? – spytał jedynie. – To,
w którym doszło do wypadku.
Policjantka skinęła głową.
– I to bardzo. Dlatego tak mnie dziwi, że w ogóle tam się wybrała,
rozumiesz? Mnóstwo tam przeszkód i wykopów, a do tego była ciemna noc.
Ona często bywała tak nierozważna?
– Nie żebym ją znowu tak dobrze znał. – W jednej chwili Unai
pożałował odpowiedzi. Brzmiała jak wymówka, jak usprawiedliwienie. –
To jest od strony skatingu.
– Rozumiem.
– Byliśmy w dobrych relacjach. Jej pokój jest na tym samym piętrze co
mój.
– Wiem.
– Pomagała mi, gdy miałem kłopoty z komputerem. Zresztą podobnie
jak wszystkim w akademiku. Owszem, widziałem, że po kampusie
przemieszczała się na deskorolce, ale nie mam pojęcia, dokąd z nią
chodziła, żeby ćwiczyć. Poza tym – Unai uznał, że to dobra chwila, aby
spróbować przejąć inicjatywę – wczoraj dość pilnie jej potrzebowaliśmy
i w ogóle nie mogliśmy się z nią skontaktować.
Podtrzymywał obojętne spojrzenie. Oceniał, że udało mu się dość
naturalnie przemycić podejrzaną informację.
Policjantka przez kilka sekund milczała.
– To może dlatego w telefonie Kiki znaleźliśmy kilka wiadomości od
ciebie, a także jedno nieodebrane połączenie.
– Zgadza się.
Funkcjonariuszka rozejrzała się po pokoju, a Unai poczuł, jak robi mu
się gorąco. Ile ta pogawędka będzie jeszcze trwała? Wytrzyma i nie popełni
błędu? Czy policjantka dostrzeże coś, co powiąże go ze śmiercią Rubéna?
– „Muszę ci coś powiedzieć” – odczytała z notesu, który właśnie wyjęła
z kieszeni. „Zadzwoń, gdy tylko będziesz mogła”.
– To wiadomość ode mnie.
– Jednocześnie – zauważyła – i w skrzynce odbiorczej, i w skrzynce
nadawczej w komunikatorze Kiki nie ma prawie żadnych rozmów z tobą.
W ciągu ostatnich trzech miesięcy tylko cztery czy pięć wiadomości. To
jasne, że nie kontaktowaliście się zbyt często.
– Już wspomniałem, że nie utrzymywaliśmy jakichś szczególnych
relacji. Poza tym mijaliśmy się dzień w dzień, a jeśli chcieliśmy sobie coś
przekazać, mówiliśmy to bezpośrednio.
Unai ze smutkiem przywołał w pamięci noc, gdy Kika pomogła mu
uruchomić Valkirię. Była uczynna, zawsze znajdowała czas dla innych. Nie
zasłużyła na tak głupi koniec jak wypadek na desce – pomyślał. Sam musiał
przyznać, że okoliczności jej śmierci przedstawiały się osobliwie.
– I akurat wczoraj, czyli w noc wypadku, tak pilnie musiałeś się z nią
skontaktować?
– Przypadek.
„Przypadek”. Jadowite słowo, które parzyło go w usta. Słowo o posmaku
Valkirii.
Policjantka nie przestawała mu się przyglądać. Pokój Unaia już jej nie
interesował.
– Co było tak pilnego, że musiałeś o tym porozmawiać z Kiką?
Unai spodziewał się tego pytania.
– Wczoraj wieczorem byłem w pokoju z moją dziewczyną i przyjacielem
– zaczął wyjaśniać. – Graliśmy w League of Legends, taką bardzo znaną
grę. Kika była ekspertką, znała wszystkie sztuczki. Potrzebowaliśmy jej
pomocy, żeby przejść poziom, dlatego do niej zadzwoniliśmy. Tak w ogóle
to chcieliśmy, żeby dołączyła do naszej drużyny.
– I to jej chcieliście powiedzieć.
– Tak.
Policjantka się zamyśliła.
– Najpierw wysłałeś kilka wiadomości, a jakiś czas później jeszcze
zadzwoniłeś. Uparty jesteś, co?
Mózg Unaia wciąż pracował na pełnych obrotach, on zaś ani myślał
dopuścić, żeby ta wścibska policjantka rozmontowała jego wersję
wydarzeń. Improwizuj! – nakazał sobie w myślach. – No, dalej!
Improwizuj!
– Często w to gramy. Pani nie wie, jak się przeżywa każdą rozgrywkę.
Jak najszybciej potrzebowaliśmy jej pomocy.
Policjantka zwilżyła wargi.
– Rozumiem. Mógłbyś mi podać dane twojej dziewczyny i tego
przyjaciela?
– A co, nie wierzy pani, że wczorajszej nocy byłem z nimi? Co to jest,
przesłuchanie?
Unai nie mógł się powstrzymać przed tym nagłym wybuchem. Pierwszy
błąd. Policjantka zamrugała, nie okazując najmniejszego zaskoczenia tonem
jego głosu, ale jej przenikliwe spojrzenie wbiło się w niego z jeszcze
większą intensywnością. Unai wyczytał w jej oczach zaciekawienie,
wątpliwości. Podinspektor Sánchez zastanawiała się, czy za śmiercią
studentki kryło się coś dziwnego. Na to pytanie Unai również nie mógł
odpowiedzieć.
– A powinnam cię przesłuchać? – spytała w końcu. – Wydawało mi się,
że tylko rozmawiamy o tragicznym wypadku.
– Przepraszam, to śmierć Kiki tak na mnie działa. Kiedy poprosiła mnie
pani o te dane, ja…
– To jeszcze nie znaczy, że ci nie ufam – policjantka nadal mówiła
łagodnym głosem, który kontrastował z chłodem jej spojrzenia. – Po prostu
muszę porozmawiać z osobami z otoczenia zmarłej, żeby ustalić
podstawowe fakty. Z pewnością to rozumiesz.
– Jasne! Przepraszam. Moja dziewczyna nazywa się Vega Loscos,
a przyjaciel, z którym byliśmy, to Sergio Villar. Wszyscy tutaj studiujemy.
Policjantka zanotowała podane nazwiska. Gdy tylko Unai będzie mógł
się skontaktować z Vegą i Compu, powtórzy im swoje wytłumaczenia, żeby
uzgodnili zeznania na temat wiadomości wysyłanych Kice. Kluczowe
znaczenie miała koordynacja.
– Macie tu jakąś koszmarną serię…
W pierwszej chwili Unai nie zrozumiał tej uwagi.
– Słucham?
– Kilka dni temu jedna studentka odebrała sobie życie, prawda?
Teraz już odpowiednio zareagował.
– Tak, tak. Marta. Na wszystkich zrobiło to ogromne wrażenie.
– Nic dziwnego. Dwie takie tragedie w tak krótkim czasie…
Unai odwrócił wzrok, musiał choć na chwilę wyzwolić się od
przytłaczającego spojrzenia policjantki. Wyczerpujące doświadczenie.
Kiedy zamierzała sobie wreszcie pójść?
– To prawda, że Kika była pijana? – postanowił skierować rozmowę na
bezpieczniejsze tory.
Policjantka uniosła brwi.
– Widzę, że pogłoski szybko się rozchodzą. Prawdą jest, że w pobliżu
ciała twojej koleżanki znaleźliśmy puszkę po piwie. Analiza odcisków
palców i sekcja zwłok wykażą, czy dziewczyna piła, czy też może była to
jakaś puszka, którą zostawił jeden z robotników.
– Jasne.
– Przy okazji: wiesz coś o tym, żeby Kika lubiła sobie wypić?
– Przykro mi, nie mam pojęcia. Chyba nie.
Unai poczuł wibrację w kieszeni. Rozedrganie, które dotychczas w sobie
tłumił, mogło go teraz rozsadzić. Nie był w stanie dłużej się kontrolować.
Wyczuwał własne tętno, pulsowanie skroni. Cały wysiłek, żeby nie dać
niczego po sobie poznać, wydawał się podjęty na darmo – policjantka
okazała się za bardzo spostrzegawcza. Musiał wytrzymać, inaczej wszystko
by zepsuł, ale ciekawość była zbyt silna. Kto do niego napisał? Czy to
wiadomość od Vegi? Od Compu? Odszukali Laurę? Możliwe również, że
właśnie otrzymał nowe instrukcje od Odyna. Bez względu na to, jak było
w rzeczywistości, musiał natychmiast to przeczytać.
Zdecydował, że nie będzie dłużej czekał, nie mógł. Choćby nawet
w obecności policjantki. Czas w świecie Valkirii płynął nieubłaganie.
Wyciągnął telefon, na którego ekranie widniało powiadomienie o nowej
wiadomości od Odyna.
Odyn.
– Coś ważnego? – spytała policjantka, wciąż pilnie obserwując jego
twarz.
Unai odchrząknął z obawy, że nie wydobędzie głosu.
– Pisze do mnie kolega, z którym mieliśmy razem iść na najbliższe
zajęcia – skłamał, nie podnosząc głowy. – Chce wiedzieć, czy ma na mnie
czekać, czy nie. Co mu mam napisać?
Mówiąc to, otworzył Valkirię i zajrzał do czatu.
Zaczął czytać.
Boże.
Gra toczyła się dalej. Odyn właśnie przekazał mu następne zadanie, ale
na jego wypełnienie wyznaczył zaledwie godzinę.
Kilka sekund później wiadomość zniknęła z ekranu.
Wszystko przyspieszało.
Odyn tracił cierpliwość. Czyżby go widział w towarzystwie policjantki?
Unai pomyślał, że Odyn jest gdzieś bardzo blisko, że wyczekuje.
W myślach przywołał jego anonimową sylwetkę, wyobraził sobie, jak
głaszcze zwłoki Rubéna, gotów je ujawnić, jeśli on, Unai, popełni
najmniejszy choćby błąd.

Unai, ryzykujesz. Licz się ze słowami


albo na zawsze zrujnuję ci życie.

Czy mistrz gry umyślnie wybrał właśnie ten moment – rozmowę


z policjantką – żeby przesłać mu wiadomość? Odyn był mistrzem
w doborze scenerii i okoliczności, które potęgowały moc jego słów.
Mimo ogromnego zdenerwowania Unai musiał markować spokój.
Podniósł głowę, a widząc inteligentne spojrzenie pani podinspektor, poczuł
nagle pokusę, żeby wszystko jej wyznać, zrzucić z siebie ten olbrzymi
ciężar. To zbyt wielkie brzemię. Zastanawiał się, co by się stało, gdyby
powiedział teraz policjantce o Valkirii, o osaczeniu przez Odyna,
o prawdopodobnej śmierci Rubéna i o tajemniczej przyczynie, która
popchnęła Martę do samobójstwa. Uwierzyłaby mu?
Czy był gotów tak zaryzykować? Nie. To szaleństwo. Unai zmusił się do
szczerości wobec samego siebie: w tej chwili nie miał niczego na swoją
obronę, żadnego dowodu własnej niewinności. Jeśli policja zaczęłaby
węszyć, Odyn wydałby go jako zabójcę, a następnie zatarł ślad po sobie
i wszystko byłoby skończone. Takie zeznanie wydałoby się jedynie
nieudolną próbą wymknięcia się wymiarowi sprawiedliwości, wyłgania się
z udziału w zbrodni, której sprawa obfitowała w materiał dowodowy i którą
policja niezwłocznie by zamknęła.
To on, a nie Odyn, przypłaciłby to głową. Wszyscy wiedzą, że gdy
znajdzie się winny, nikt nie zadaje sobie trudu, żeby kontynuować śledztwo.
– Dobrze się czujesz?
Głos policjantki wyrwał go ze snu na jawie.
Drugi błąd: okazał za dużo emocji.
– Przepraszam, już mówiłem, ten wypadek Kiki tak na mnie…
– W porządku – ucięła, jakby nagle uznała, że więcej już z niego nie
wyciągnie. – Na razie skończyliśmy, bardzo ci dziękuję.
Funkcjonariuszka wstała, pożegnała się oficjalnym gestem i ruszyła do
drzwi.
– Skończyliśmy.
Żeby tak naprawdę było – pomyślał Unai. – To się pewnie dopiero
zaczyna.
Unai wyciągnął rękę, żeby zawołać policjantkę, ale wyszła już z pokoju.
Niech pani nie idzie – prosił ją w głębi duszy, niezdolny powiedzieć tego
na głos. – Niech pani nas nie opuszcza, niech nam pani pomoże. Niech nas
pani tu nie zostawia.
ziewczyna zebrała brudne szklanki pozostawione przez ostatnich

D klientów, po czym sprzątnęła powierzchnię baru, energicznie


przecierając blat wilgotną ścierką. Przechylona do przodu, wspięła
się na palce, nie zwracając uwagi na drzwi wejściowe. Słyszała jedynie
szmer rozmów znad zajętych stolików i zgrzytanie sztućców o talerze.
– Cześć, Ruth.
Podniosła głowę. Rozpoznała głos.
– Cześć! – odpowiedziała zaskoczona. – Co ty tutaj robisz? Nie masz
zajęć?
– Szukają cię.
Uśmiech zamarł jej na twarzy.
– O czym ty mówisz?
– Sama dobrze wiesz. Z przyjaciółmi węszy na wydziale dziennikarstwa.
Musisz się zbierać.
Pobladła.
– To na pewno on?
– Tak. Niebawem skończą cię szukać na wydziale. Tutaj jesteś za blisko,
powinnaś stąd szybko zniknąć. W każdej chwili mogą się tu pojawić.
Kurwa, wiedziałam, że to nastąpi. Trzeba było wcześniej z nim pogadać.
– Ale tego nie zrobiłaś, a teraz…
– Teraz jest niewłaściwy moment? A jeśli pozwolę, żeby mnie znalazł?
Lepiej załatwić to od razu. Za bardzo mnie to już męczy.
Przybysz odrzucił jej pomysł.
– Przypomnij sobie te wiadomości. Przy takim spotkaniu bardzo
rzucalibyście się w oczy.
Ruth się zawahała, wpatrzona w ludzi, który siedzieli przy stolikach
i jedli zamówione posiłki.
– Ale ja nie mogę się stąd ruszyć…
– Uprzedź szefa. Powiedz, że się rozchorowałaś. Skoro już tyle
odczekałaś, nie ma sensu głupio się narażać. Teraz jest najgorszy moment.
Chwilę nad tym myślała.
– W porządku – ustąpiła. – Powiem szefowi i koleżance, która jest na
kuchni. Ale tak dalej być nie może, mówię serio. Muszę to jakoś załatwić.
– Ten weekend i po sprawie, obiecuję. Sam zorganizuję ci spotkanie.
A teraz zmykaj.
– A ty co będziesz robił?
– Będę ich śledził. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
– Uważaj. W końcu zwrócą na ciebie uwagę.
Na chwilę zamilkli.
– Wydaje mi się, Ruth, że już to zrobili.

###

– Na tym etapie to już wszystko jedno.


Vega chodziła i pokazywała zdjęcie dziewczyny z filmiku studentom na
korytarzach, mając nadzieję, że ktoś ją wreszcie rozpozna. Wciąż bez
skutku. Compu, który znowu do niej dołączył, uważał takie podejście za
nierozważne.
– Pamiętaj, że nie należy wkurzać Odyna.
Vega, która powiedziała mu, gdzie jest Unai, teraz odwróciła się w jego
stronę.
– Obudź się, Compu! To, że we troje szukamy tej dziewczyny, to
deklaracja wojny, nie rozumiesz? Od tej chwili nieważne, jak postępujemy.
Odyn ma świadomość, że wiemy o Valkirii i pomagamy Unaiowi.
– No tak, ale nie ma sensu dodatkowo go rozjuszać…
– Choć jeden, jedyny raz – nalegała Vega, ruszając w stronę studentki,
która właśnie wyszła z damskiej toalety – zapomnij o porządku, o zasadach,
o tym, czego się po tobie oczekuje. Posłuszeństwem nie pomożemy
Unaiowi, a tylko ułatwimy działania temu wariatowi.
Albo wariatce – dodała w myślach. Nadal nic nie wiedzieli na temat
tożsamości Odyna.
– A co swoim nieposłuszeństwem wskórali Marta czy Rubén? –
odparował Compu. – Tyle, że marnie skończyli.
Vega przystanęła i pozwoliła oddalić się studentce. Nie zdołała jej
dogonić. Przez chwilę milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Aż za
dobrze rozumiała postawę Compu. Kiedy wreszcie miała się odezwać,
przerwał jej dźwięk telefonu, który w tej samej chwili zaczął dzwonić
i wibrować jej w dłoni.
– To Unai – oznajmiła, widząc na ekranie identyfikację dzwoniącego.
Rozmawiali kilka minut, a Compu czekał, mając na oku wszystkie osoby
poruszające się po tej części kampusu. Nie zapomniał o tajemniczym
szpiegu na schodach, którego na próżno usiłował odszukać. Kto to był?
I gdzie przepadł?
– Sprawdzian z policją zakończony sukcesem – zrelacjonowała Vega,
gdy tylko skończyła rozmowę. – Unai musiał tylko odpowiedzieć na kilka
pytań dotyczących Kiki. Jest już wolny.
– Dlaczego policja chciała z nim rozmawiać? Wcale się z Kiką tak jakoś
bardzo nie przyjaźnili.
– Pamiętaj, że kilka razy starał się z nią skontaktować w noc jej śmierci.
– Racja. Czekamy na niego tutaj? Idzie?
Vega pokręciła przecząco głową.
– Nie uwierzysz: akurat kiedy rozmawiał z policjantką, Odyn wyznaczył
mu kolejne zadanie.
Compu niemal zaczął klaskać w dłonie.
– Brawo! Trzeba przyznać, że ten cały Odyn potrafi wybrać odpowiedni
moment.
– Albo tak jest, albo cały czas mają na niego oko.
Compu skinął głową.
– I na czym polega ta jego misja? Mam nadzieję, że to nic
popieprzonego…
Vega wzruszyła ramionami.
– Ma wykraść pendrive’a z jednej z szafek na wydziale komunikacji
audiowizualnej i podłożyć go w inne miejsce. Nic więcej mu nie
przekazano.
– I zrobi to?
– Tak – odparła Vega. – Dzięki temu zyskamy na czasie. Możliwe nawet,
że Odyn poczuje się zbyt pewnie. Z tym, że Unai dostał na wykonanie tego
zadania zaledwie godzinę.
– Niezłe tempo.
– Odyn nie chce ułatwiać nam roboty. Ustaliliśmy, że spotkamy się na
miejscu, kiedy tylko zakończymy nasze poszukiwania.
– No to chodźmy.
– Poczekaj – powstrzymała go Vega. – Zanim pójdziemy, pozwól, że
spytam jeszcze tego chłopaka. Nigdy nie wiadomo…
Compu podążył wzrokiem za spojrzeniem Vegi. Rzeczywiście, jakiś
student przypominający z wyglądu hipisa właśnie wyszedł z jednej
z ostatnich sal wykładowych na tym samym piętrze i zmierzał w ich stronę,
nie przestając pisać coś na telefonie.
– Co za typek – skomentował Compu. – Dredy, spodenki nad kostkę i do
tego jakieś brudne ponczo. Pewnie nawet gdyby był bratem tej dziewczyny,
nie zdawałby sobie z tego sprawy. Szkoda na niego czasu!
– Ktoś przecież musi ją znać – nalegała Vega. – Chcę raz jeszcze
spróbować.
Compu wzruszył ramionami.
– W porządku, ale nie trać czasu. Pójdę przodem. Lepiej, żeby Unai nie
był sam.
Compu ruszył w stronę wyjścia z budynku. Vega, nie sugerując się
pierwszym wrażeniem przyjaciela, podeszła do studenta, gdy tylko znalazł
się w pobliżu. Po krótkim przywitaniu pokazała mu w telefonie podobiznę
nieznajomej z nagrania.
– Może kojarzysz? – spytała ze swoim najlepszym uśmiechem.
Chłopak przyjrzał się uważnie zdjęciu. Wbrew wszelkim
przypuszczeniom odpowiedź okazała się twierdząca.
– Tak, pracuje w bufecie na wydziale translatoryki.
Vega wstrzymała oddech. Spotkanie z Unaiem będzie musiało zaczekać.

###

Unai szybkim krokiem wszedł do holu wydziału komunikacji


audiowizualnej. W okrągłym holu, skąd wchodziło się do pierwszych sal
wykładowych, nie napotkał wielu studentów. Przystanął na chwilę i zanim
ruszył dalej, przyjrzał się uważnie otoczeniu, zwracając uwagę nawet na
gestykulację osób, z którymi krzyżował spojrzenia, jak gdyby ze
studenckich twarzy mógł wyczytać jakieś znaki wskazujące na powiązanie
z Valkirią.
Niczego podejrzanego nie dostrzegł, ruszył więc naprzód. Instrukcje od
Odyna były bardzo precyzyjne: w ciągu godziny musiał dostać się do
korytarza, w którym stały studenckie szafki, a następnie niezauważony
otworzyć otrzymanym kodem szafkę numer trzysta dwadzieścia. Z jej
wnętrza miał zabrać pendrive’a włożonego do piórnika, po czym podrzucić
go do kosza na śmieci w pobliskim parku. Akcja zupełnie jak z filmów
o porwaniach i okupach.
Unai zastanawiał się, dlaczego Odynowi tak na tym zależało, skoro sam
dysponował szyfrem otwierającym interesującą go szafkę.
– Nie może zrobić tego osobiście? – mruknął pod nosem.
Nie – odpowiedział w myślach. – Odyn nie uczyni nic, co groziłoby jego
zdemaskowaniem. Sam woli pozostawać w cieniu, przyglądać się rozgrywce
niczym sędzia i rozstrzygać o losie zawodników jak mściwy bóg, który karze
stworzone przez siebie istoty przy najdrobniejszej próbie niesubordynacji.
Nie. Odyn zdobył kod do zamka – swoją drogą, diabli wiedzą jak – ale
realizację zadania powierzył jednemu z graczy. Nie chce brudzić własnych
rąk.
– Choć już je ubrudził – Unai znowu szepnął. – I to krwią.
Dlaczego nam to robi?
Skręcił w prawo, w korytarz prowadzący do bufetu. Tam zastał już
znacznie więcej osób, zarówno przy stolikach, jak i przy barze, w tym
bardzo młodego kelnera, który starał się, jak mógł, zapanować nad
jednocześnie składanymi zamówieniami. Po dotarciu na miejsce Unai
odszukał drogę prowadzącą do interesującej go części budynku. Były to
drzwi do ogrodu znajdującego się na jego tyłach. Ruszył z obojętnym
wyrazem twarzy, stanął przy nich i przekroczył próg.
Wciąż pozostawało mu pięćdziesiąt minut na wykonanie zleconej misji.
Kiedy podniósł wzrok, żeby rozejrzeć się po nowym otoczeniu, natrafił na
oczy, które na jego widok otworzyły się szeroko.
Ta fryzura, ten tatuaż na szyi, ten kolczyk…
Marcos.
Unai w jednej chwili zapomniał o środkach ostrożności. Niemal
odruchowo popędził ku Marcosowi, który rzucił się do ucieczki. Koniec ze
skradaniem się. Unai chciał odpowiedzi i musiał je otrzymać natychmiast.
Marcos był zwinny. Kiedy Unai dobiegł do holu, ścigany chłopak
wspinał się już po schodach prowadzących na pierwsze piętro wydziału.
Brakowało mu jednak kondycji – im dłużej trwał pościg, tym bardziej
dystans między nimi się skracał.
Nie mogę go zgubić – pomyślał Unai, który nie czuł teraz nawet ciężaru
swojego plecaka. – Inaczej Valkiria mnie wykończy.
ompu natknął się na Carlotę i przystanął. Starał się ukryć irytację,

C jaką wzbudziło w nim to niefortunne spotkanie. Tej dziewczyny


wszędzie ostatnio było pełno. Może aż za bardzo.
Oto ponownie otwierała się przed nimi tajemnicza księga zbiegów
okoliczności. Skąd wiedzieć, czy dane spotkanie było przypadkowe, czy też
umyślne? Compu analizował sytuację. Co się kryło za każdym spojrzeniem
Carloty? Tego nie sposób stwierdzić.
– Widzę, że się spieszysz – zauważyła. – Można by uznać, że ostatnio
nic innego nie robisz, tylko ciągle gdzieś biegasz.
Był to dość osobliwy sposób na odniesienie się do zdarzenia z minionej
nocy. Compu wzmógł czujność.
– Czasami nazbiera się sporo zaległości. – odparł. – I wtedy trzeba
biegiem. Inni biegają też dla sportu.
Carlota się uśmiechnęła.
– Wiesz, że personel akademika wypytuje studentów o tę sprawę
z piwnicą? Spokojnie, nikomu nie powiedziałam, że widziałam was przy
schodach.
– Dzięki. Jesteśmy ci dłużni przysługę.
– Tak czy inaczej – dodała – nie jestem pewna, czy nie widział was także
Pedro Ginés. Lepiej uważajcie.
– Pogadamy z nim. To dobry chłopak, raczej nie puści pary z gęby.
Compu powstrzymywał się przed okazywaniem emocji, niemniej jednak
wzmianka o Pedrze bardzo go zaniepokoiła. Domyślał się, że Carlota
usiłowała wyciągnąć z niego informacje, zastanawiał się tylko, co nią
powodowało.
Czyżby coś wiedziała?

###

To nie ona.
Gdy tylko Vega weszła do bufetu i dostrzegła dziewczynę za barem,
zdała sobie sprawę, że nie ma do czynienia z Laurą z nagrania. Stanęła
i westchnęła z żalem. Mimo rozczarowania wykorzystała tę chwilę, żeby
się uspokoić. Wędrówka do lokalu, podczas której usiłowała przygotować
się na spotkanie twarzą w twarz z osobą odpowiedzialną za koszmar, który
zatruł im życie, nie była dla niej łatwa. Teraz przynajmniej mogła odzyskać
panowanie nad sobą. W głębi duszy kipiało w niej bowiem morze emocji.
Vega podeszła do baru i zapytała o drugą dziewczynę, która tu
pracowała. Obawiała się, że otrzyma odpowiedź negatywną, co
utwierdziłoby ją w przekonaniu, że chłopak, który skierował ją do bufetu,
się pomylił.
– Przykro mi – odparła dziewczyna. – Ruth gorzej się poczuła i musiała
wyjść.
Vega skinęła głową. Znowu miała pecha, ale przynajmniej udało się
ustalić prawdziwe imię dziewczyny z nagrania: Ruth. Teraz odszukanie jej
pozostawało już kwestią czasu, ale to właśnie czasu mieli coraz mniej.
– Wiesz, gdzie mogę ją znaleźć? – Vega zrobiła możliwie niewinną
minę. – To bardzo pilna sprawa.
– Niestety – odpowiedziała dziewczyna. – Jeśli chciałabyś jej coś
przekazać…
Vega zrozumiała, że niczego się nie dowie. Co więcej, sposób, w jaki
zapytała o Ruth – było jasne, że nie wiedziała nawet, jak ona naprawdę się
nazywa – sprawiał, że bardzo trudno byłoby nalegać, nie wzbudzając przy
tym podejrzeń.
Dobra, może Unai będzie wiedział, jak to lepiej załatwić. Vega
pożegnała się z kelnerką i wyszła z bufetu. Już na zewnątrz zadzwoniła do
Unaia, żeby przekazać mu nowiny, ale nie odbierał. Dziwne. Pomyślała, że
najwyraźniej pochłaniała go misja zlecona przez Odyna. Wysłała mu
wiadomość na WhatsAppie, informując o poczynionym odkryciu,
a następnie postanowiła skontaktować się z Compu.
Ale tego nie zrobiła. Zdała sobie bowiem sprawę, że Unai, z włączoną
w telefonie funkcją geolokalizacji, ściągał na siebie zainteresowanie Odyna.
To jemu mistrz gry poświęcał teraz pełnię uwagi, skupiając się na budynku
wydziału komunikacji audiowizualnej i okolicy, to zaś oznaczało, że
również Compu znajdował się w sferze oddziaływania Valkirii.
Tylko ona pozostawała poza obszarem ryzyka, tak jej się przynajmniej
wydawało. Czuła, że powinna wykorzystać ewentualną swobodę działania,
aby zrobić coś, co pozwoliłoby zaskoczyć Odyna. Później będzie czas, żeby
spotkać się z Unaiem i Compu.
Dobrze wiedziała, dokąd się teraz uda: do piwnicy w akademiku Rubéna.
Musiało tam być coś, co by wyjaśniło lawinę szafek, przez którą tamtej
nocy nie mogła dokończyć rozpoznania. Teraz była pora, żeby to sprawdzić
– w biały dzień, gdy Valkiria przeniosła swoje działania w inną część
kampusu.
Vega ruszyła w kierunku nowego celu. Odczuwała napięcie, które
działało na nią rozpraszająco. Nie spostrzegła, że za chwilę w jej telefonie
rozładuje się bateria.

###

Pot spływał po czole Mareosa, który usiłował uwolnić się od prześladowcy.


Unai rzucił się na niego i obaj przetoczyli się po posadzce, wpadając do
otwartej sali wykładowej i zatrzymując się dopiero na ścianie. Marcos starał
się oswobodzić, ale na próżno. Unai wciąż był na nim.
– Przestań, do kurwy nędzy! – krzyknął prawie bez tchu Unai. – Jeszcze
zobaczy nas jakiś wykładowca…
Uznał za oczywiste, że ostatnie, czego chciałby Marcos, to zwrócić na
siebie czyjąś uwagę. Ten najwyraźniej pojął sytuację, przestał się bowiem
ruszać. Skinął głową.
– Valkiria! – wycedził przez zęby Unai, starając się odzyskać dech
w piersiach. Zbliżył twarz do twarzy Mareosa, miał dość pościgów
i mistyfikacji.
Marcos patrzył na niego, jakby niczego nie rozumiał.
– Mów, co wiesz o Valkirii! – Unai nie odpuszczał. – Nie chcę tracić
więcej czasu. Ty jesteś Odynem?
– Nie wiem, o czym mówisz. – Zdumienie Mareosa wydawało się
autentyczne, co wzbudziło w Unaiu niepokój.
– Nie kręć! Wiem, że cały czas mnie szpiegujesz. Co wiesz o grze?
– O grze? O czym ty gadasz?
– Doskonale wiesz, o czym!
– Nic nie wiem o żadnej grze. Przysięgam.
– No to czemu za każdym razem, jak cię spotykam, obserwujesz mnie?
Czemu na mój widok zacząłeś uciekać?
– W porządku – przyznał Marcos. – Śledzę cię! Ale to dlatego, że cię
rozpoznałem, gdy przyszedłem na zajęcia.
– Rozpoznałeś mnie!?
Unai odsunął twarz.
– Tak. – Marcos wyczuł, że nacisk zelżał, i trochę się podniósł. – To ty
zabawiałeś się z Ruth, moją przyjaciółką.
– Nie pierdol… – Unai starał się zrozumieć sens usłyszanych słów. Po
chwili pokazał Marcosowi na telefonie twarz nieznajomej z nagrania. – To
jest ta twoja przyjaciółka?
Marcos przytaknął. Unai poczuł, jak narasta w nim wściekłość.
– I zawsze, kiedy Ruth chce się z kimś zabawić, ty takiego szczęśliwca
szpiegujesz i nagrywasz?
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Ja nie miałem z tym nic wspólnego! Zapłacili jej, żeby to zrobiła.
Wszystko to było bardzo… dziwne.
– Co? – Unai poczuł, że wreszcie pojedyncze elementy układanki
zaczynały do siebie pasować.
– Ruth miała kłopoty finansowe. Chcieli ją wyrzucić z mieszkania!
Napisała o tym na Facebooku, prosząc o pomoc. Ktoś, kto cię zna,
najwyraźniej się dowiedział i zaproponował jej interes…
Nigdy nie wiadomo, jak daleko – i do kogo – trafie} informacje, które
publikuje się gdzieś w sieci. Zawsze istnieje ryzyko – pomyślał Unai. Ta
dziewczyna podała siebie Odynowi na tacy, nawet nie zdając sobie z tego
sprawy.
– Interes? – powtórzył Unai. – Ktoś jej zaproponował interes?
– Mówiłem jej, żeby tego nie robiła, przysięgam! Ale chodziło o grubszą
kasę, a ona była zdesperowana.
Unai ledwie panował nad sobą.
– O czym ty w ogóle mówisz?
– To było na tamtej imprezie – tłumaczył wyraźnie zmieszany Marcos. –
W klubie „Lombok”. Poszedłem z nią, ale rozdzieliliśmy się, gdy tylko
Ruth cię rozpoznała.
– Znała mnie?
– Osoba, która się do niej zgłosiła, wysłała jej twoje zdjęcie. Ty na
pierwszym planie, za tobą widać jakieś góry.
Unai natychmiast odgadł, o którą fotografię chodzi, ale niewiele mu to
dało, ponieważ było to jego zdjęcie profilowe z Facebooka, tak więc mógł
je mieć każdy.
– Mów dalej.
– Ruth miała się z tobą przelizać w męskim kiblu, taka była umowa. Nic
więcej. Tylko przelizać. Jeśliby się jej to udało, miała otrzymać trzysta
euro. Trzysta euro! Zrozum, Ruth była zdesperowana, chcieli wywalić ją na
bruk!
Unai chwycił Mareosa za ubranie, niemal tracąc panowanie nad sobą. Co
go obchodziły kłopoty jakiejś panienki, która w tak niewyobrażalnym
stopniu skomplikowała mu życie? Jedyne, co go interesowało, to odzyskać
swobodę, wyrwać się z macek Valkirii raz na zawsze.
– Kto?! – krzyknął. – Kto miał jej zapłacić trzysta euro za to, żeby to ze
mną zrobiła?
– Nie wiemy. – Marcos wzruszył ramionami. – Mogę ci tylko
powiedzieć, że kazał się nazywać Odynem. Wszystkie polecenia Ruth
dostawała mailem z nieznanego adresu. Ten ktoś zdawał się wiedzieć o niej
wszystko…
Odyn. Związek z Valkirią właśnie się potwierdził. Serce waliło Unaiowi
coraz szybciej.
– Czyli nie ma pojęcia, kto to?
Marcos zaprzeczył ruchem głowy.
– Dobra – przyznał jednak. – Wydaje mi się, że Ruth podejrzewa
jednego gościa, którego kilka godzin wcześniej parę razy widziała w klubie
w okolicach toalet. Musiał przecież jakoś umieścić kamerę, nie? Tamtego
wieczoru była tak podenerwowana, że była na miejscu już na długo przed
imprezą. Kręciła się po klubie.
Unai ledwie był w stanie oddychać.
– Czy gdyby twoja przyjaciółka go zobaczyła, rozpoznałaby go?
Marcos wzruszył ramionami.
– Nie wiem. O to musisz zapytać ją sam.
Unai powstrzymał zniecierpliwienie. Ruth mogła stanowić klucz do
ustalenia tożsamości Odyna, on zaś czuł, że zaraz zwariuje, jeśli nie uda mu
się wreszcie zdobyć informacji prowadzących do mistrza gry.
– I mu uwierzyła? – zapytał. – Naprawdę twoja przyjaciółka podjęła grę
jakiegoś nieznajomego, który zaproponował jej coś takiego?
– Ruth pracuje w bufecie na wydziale translatoryki – bronił się Marcos.
– Pierwsze, co ten ktoś zrobił, to powiedział jej, gdzie powinna zajrzeć,
żeby znaleźć sto euro. I rzeczywiście! Obiecał, że dostanie jeszcze
dwieście, jeśli tylko wykona zadanie.
Skuteczna metoda, żeby dowieść, że się nie rzuca słów na wiatr –
pomyślał Unai. – Kupił ją. Ten skurwiel O dyn przekupił dziewczynę, która
tak spieprzyła mi życie.
– Jak ona mogła się na to zgodzić? – Unai podniósł się i oparł plecami
o ścianę. – Jak mogła się tak sprzedać.
Marcos spostrzegł, że był wolny, ale nie uciekł. Również wstał
i rozcierał teraz bolące miejsca na ciele.
– Tak naprawdę nie chodziło o pieniądze – przyznał. – Zrobiła to ze
strachu.
– Ze strachu? – Unai spojrzał pytająco na Mareosa. – Czyli nie zarobiła
trzystu euro? Przypuszczam, że dostała całość sumy. Porządnie na to
zapracowała.
– Owszem, zarobiła. Powiedziała mi jednak… – Marcos spuścił wzrok. –
W każdym razie ten ktoś wiedział o niej wszystko. Wzbudzał strach.
Naprawdę Ruth nie miała wyboru. Odyn zasugerował, że jeśli ona się nie
zgodzi, on może sprawić, żeby straciła pracę. I że to będzie dopiero
początek. I Ruth mu uwierzyła. Dlatego śledziłem cię, kiedy tylko cię
widziałem. Odkąd to się stało, Ruth się boi i czuje się winna. Już kilka razy
chciała cię odszukać i wszystko wyjaśnić, ale boi się, bo Odyn ją
przestrzegł, żeby się z tobą więcej nie kontaktowała. Nie wiem, w co się
wpakowaliście, ale ktokolwiek jest tym Odynem, to jakiś kawał
skurwysyna.
Unai się zamyślił. Tak skutecznie zagrozić komuś za pomocą
wiadomości tekstowych to niełatwa sztuka.
– A ja wpadłem w pułapkę.
– Byłeś… Byłeś naćpany. – Marcos wyznał to z wielkim bólem. – Odyn
przekazał Ruth jakiś środek, który miała ci wrzucić do drinka. To było coś,
co nie miało ci zaszkodzić. Przysięgam, że Ruth nigdy w życiu nie kazałaby
ci wypić niczego toksycznego. Odyn zapewnił ją, że środek miał tylko
pozbawić cię zdolności oporu i…
– I zadziałał.
Na chwilę zamilkli.
– Bardzo mi przykro, naprawdę. – Marcos nie wiedział, jak jeszcze
mógłby się wytłumaczyć. – Moja przyjaciółka nie jest taka…
Unai ledwie go słuchał. Jego umysł skupiał się teraz na podejrzeniu,
które właśnie zdołał potwierdzić. Poza zalewającą go wściekłością
odczuwał też nowy rodzaj spokoju – spokoju odzyskanej niewinności.
– Nie byłem sobą – stwierdził. – Od początku to wiedziałem.
Nie byłem sobą.
– Ruth wytłumaczy to twojej dziewczynie – zaproponował Marcos. –
I wszystko się wyjaśni.
Unaia, którego irytowało, że tak łatwo wpadł w pułapkę, zaciekawił
pewien aspekt.
– Jak zdołała wrzucić mi to do szklanki?
– Z tego, co mi mówiła, w pewnej chwili ktoś podszedł się z tobą
przywitać. Wtedy straciłeś szklankę z pola widzenia.
– I to wystarczyło.
– Tak.
– Czy Odyn powiedział twojej przyjaciółce, dlaczego akurat mnie tak
potraktował?
Jakkolwiek Unaiowi sprawa wydawała się obrzydliwie podła, dla kogoś
z zewnątrz mogła sprawiać wrażenie bardzo kuszącego doświadczenia. Nie
co dzień ma się w zasięgu ręki tak wystrzałową dziewczynę. Mnóstwo
kolegów bardzo by chciało paść ofiarą takiego… żartu.
– Owszem – odparł Marcos. – Odyn wyjaśnił jej, że chodzi o coś
w rodzaju inicjacji, tak jak to bywa przy wieczorach kawalerskich. Ruth mu
nie uwierzyła.
– Wytłumaczenie brzmi nawet całkiem sensownie.
Marcos odchrząknął.
– Ruth opisała tę wymianę wiadomości z Odynem określeniem, które
wryło mi się w pamięć.
– Czyli jakim?
Marcos westchnął.
– „Złowroga”. To nie było tak, Unai, że zgodziła się to zrobić, ponieważ
uwierzyła, że chodzi o inicjacyjny dowcip. Po prostu wolała unikać
dodatkowych pytań.
Czyli w tamtym momencie dziewczyna już rozumiała, że nie powinna
pytać, tylko ma być posłuszna. Dla własnego dobra.
– Marcos, skąd znasz Rubéna Pradesa?
– Z League of Legends – odpowiedział bez chwili zawahania. – Jest
bardzo dobrym graczem. Dlaczego…
– Nie, nic.
Unai już miał poprosić Mareosa, żeby zaprowadził go do Ruth, ale nie
zdążył, ponieważ w tym momencie telefon rozbłysnął mu aż nazbyt dobrze
znaną czerwoną poświatą: alarmem powiadomienia z Valkirii.
Kiedy jednak spojrzał na telefon, to, co zobaczył na ekranie, sprawiło, że
poczuł się całkowicie zdezorientowany. Aplikacja wykryła Gracza1!
Była to nazwa, którą Valkiria od początku przypisała Rubénowi.
Co tu się działo? Rubén ponownie przemieszczał się po wirtualnej mapie
kampusu!
Unai złapał się za głowę. Co to wszystko znaczy? Czyli Rubén żyje?
Wymknął się swoim prześladowcom czy może to jakaś pułapka? Wrócił do
gry? Wszystko to był blef Odyna, a prawda dopiero teraz wyszła na jaw?
Jeśli wierzyć informacjom z gry, Gracz1 znajdował się w tej chwili
niedaleko, w pawilonie sportowym w pobliżu wydziału, na którym
znajdował się właśnie Unai. Mało kto o tej porze zaglądał do pawilonu, ale
to akurat było korzystne.
Unai był o krok od załamania. Co miał teraz zrobić? Szyfr do szafki,
który miał zapisany w telefonie, niewygodnie przypominał o tym, że czas
ucieka. Co wybrać? Wciąż miał trzydzieści minut na wypełnienie drugiego
zadania od Odyna, jednocześnie stała przed nim osoba, która mogła
doprowadzić go do nieznajomej z nagrania, a teraz… teraz jeszcze pojawił
się trop Rubéna.
Unai musiał błyskawicznie podjąć decyzję o dalszych działaniach.
– Marcos, muszę iść! – zdecydował w końcu. – Czekaj na mnie na
schodach pożarowych na trzecim piętrze! Zaraz wracam!
Zaproponował mu akurat to miejsce, widząc, że Marcos był naprawdę
poruszony, poza tym sam również potrzebował nieco spokoju. Marcos
skinął głową. Nie było ryzyka, że ucieknie, odkrył już wszystkie karty.
Unai szybko wybiegł z sali wykładowej. Nie miał już ani minuty do
stracenia. Nie zdążył jeszcze opuścić piętra, gdy telefon powiadomił go
o wykryciu obecności kolejnej osoby związanej z Valkirią: w okolicach
pawilonu sportowego pojawił się właśnie Odyn.
Czyli mistrz gry również dowiedział się o powrocie Gracza1.
Zły znak.
Unai, nie wiedząc, co się właściwie dzieje, domyślał się jednego: musi
dotrzeć na miejsce przed mistrzem gry. Dla dobra wszystkich.
edro leżał na łóżku z telefonem w dłoniach. Oglądał zdjęcia, na

P których był z Kiką, ujęcia, jakie się już nigdy nie powtórzą. Było to
trudne, sprawiało mu ból, ale nieprzerwanie przemieszczał się przez
kronikę zachowanych cyfrowo chwil. Nie potrafił oderwać wzroku od
żadnego z obrazów, które należały już do przeszłości. Odtwarzał czas
dzielony z przyjaciółką. Żałował, że w ostatnich dniach był tak nieobecny.
Był to błąd już nie do naprawienia.
Płakał. Wyobrażał sobie ciało Kiki rozciągnięte na ziemi, pod gołym
niebem, w środku nocy. Zginąć w taki sposób…
Przestał przeglądać zdjęcia, dając odpocząć palcom przesuwającym
fotografie na ekranie telefonu i oczom, które na nie patrzyły.
– Muszę coś zrobić – stwierdził ledwie słyszalnym głosem.
Z trudem podźwignął się z łóżka, jakby smutek pozbawił go nie tylko
pogody ducha, ale także energii. Podszedł do okna i zapatrzył się w życie
tętniące w każdym zakątku kampusu.
– Muszę coś zrobić – powtórzył.
Odsunął się od szyby, wyjął z szafy kurtkę i przystanął przed drzwiami
pokoju. Na jego twarzy pojawił się wyraz determinacji.
– I to już.

###

Unai właśnie się rozłączył. Nie przestając obserwować ludzi, których miał
w zasięgu wzroku, zadzwonił do Compu, żeby streścić mu ostatnie
wydarzenia i poprosić o przyjście do pawilonu sportowego. Nie zdołał
jednak porozumieć się z Vegą, której telefon był wyłączony.
Zaniepokoiło go to. W takich sprawach bywała dość roztargniona, biorąc
jednak pod uwagę okoliczności, brak możliwości jej zlokalizowania
oznaczała bardzo poważny kłopot. Uznał, że zapewne poszła na wydział
komunikacji audiowizualnej i tam będzie na nich czekać.
Od kilku minut Unai przyglądał się osobom przebywającym w pawilonie
sportowym. Ukryty w narożniku pomieszczenia, miał dogodną
perspektywę. Tak jak przypuszczał, tylko nieliczni studenci przebywali tam
w porze zajęć. Większość zapewne poszła na obiad – dochodziła piętnasta.
Kilku wyczynowców ćwiczyło na bieżni, ktoś z telefonem siedział na
trybunach. Unai zajrzał wcześniej do męskich szatni, które były puste. Do
żeńskich nie odważył się wejść, ale dobiegały stamtąd tylko pojedyncze
odgłosy.
Gracz1 wciąż był oznaczony na mapie jako aktywny, choć Unai zdążył
już ustalić, że Rubéna nie ma w pawilonie. Czyżby się pomylił, przypisując
ten nick do niego? Wątpliwe – post na Facebooku, którego wysłanie Rubén
zawczasu skonfigurował, potwierdzał jego uczestnictwo w grze, z kolei
moment, gdy nazwa Gracza1 zaczęła się wyświetlać w kolorze jasnoszarym
– w którym była widoczna także teraz – idealnie współgrał z chwilą, kiedy
Rubén opuścił Valkirię. A zatem?
Czyżby ktoś zajął miejsce Rubéna w rozgrywce? Odyn mógł wyznaczyć
kolejną ofiarę, jego żądza zemsty, jak się zdawało, nie miała granic.
W jakim jednak celu przypisywałby jej nick Rubéna, nick, który wciąż
zachowywał szary odcień, charakterystyczny dla wyeliminowanych graczy?
Nowy uczestnik powinien raczej pojawić się w świecie Valkirii jako Gracz5
i z nazwą oznaczoną innym kolorem. Czyli co?
Unai nic z tego nie rozumiał. Pewne było jedynie to, że aplikacja
w telefonie nadal informowała o obecności Gracza1 gdzieś w pobliżu.
Jednocześnie nie było śladu aktywności Odyna. Skoro geolokalizator
wykrył mistrza gry, kiedy Unai znajdował się na wydziale komunikacji
audiowizualnej, oznaczało to, że Odyn był gdzieś bardzo blisko, lecz nie na
tyle, żeby teraz pojawić się na mapie.
– Mistrz gry również się nie spodziewał pojawienia się Gracza1 –
wyszeptał nie bez satysfakcji. – Tego nie miał w planie. Widać to po
pośpiechu, z jakim zmierzał na miejsce.
Pośpiechu tego mógł się jedynie domyślać, nie miał bowiem dowodów.
Był jednak gotów się założyć, że dla Odyna wykrycie przez Valkirię
Gracza1 oznaczało złe wieści.
W tym momencie na bieżni pojawiła się Nuria. Unai ze zdumieniem
dostrzegł ją ze swojego miejsca. Co tutaj robiła? Czy to ona była w szatni?
W dresie i z ręcznikiem na szyi zaczęła rozgrzewkę od ćwiczeń
rozciągających.
Czyżby to ona miała być nowym Graczem1? Było już jasne, że
wszystkich uczestników gry coś ze sobą łączyło, przyjaźń Nurii z Martą
czyniła z niej prawdopodobną kandydatkę.
Rzecz jasna, Nuria mogła być również Odynem. Unai zakładał, że mistrz
gry pokazywał się tylko wtedy, kiedy chciał, czyli po przybyciu do
pawilonu sportowego mógł wyłączyć w swoim telefonie geolokalizator,
tym samym ukrywając swoją obecność. Odyn dbał o to, żeby zawsze mieć
przewagę, z pewnością zaś wiedział, że Gracz4 postanowił podjąć próbę
spotkania się z Graczem1.
Ale było też możliwe, że mistrz potrafił tak dostroić swój geolokalizator,
żeby precyzyjnie określić, czyj telefon spowodował włączenie się alarmu,
a tym samym zidentyfikować domniemanego intruza, który dołączył do
Valkirii jako Gracz1.
Za dużo prawdopodobnych teorii.
Unai zerknął na zegarek w telefonie. Na wypełnienie drugiej misji
pozostawało mu wciąż dwadzieścia minut.
A gdyby tak napisać do Gracza1 wiadomość przez czat w aplikacji gry?
Już jakiś czas temu – wraz z Vegą i Compu – przestali ukrywać swoje
działania, było więc możliwe, że Odyn nie zdąży zareagować dostatecznie
szybko, aby uniemożliwić Unaiowi komunikację z Graczem1. Co więcej,
gdyby po wysłaniu wiadomości Unai dostrzegł jakąkolwiek reakcję ze
strony skupionej na ćwiczeniach Nur ii, mógłby się upewnić, że to ona jest
nowym Graczem1.
Otworzył okienko czatu i zaczął pisać. Musiał postawić wszystko na
jedną kartę.

###

Marcos siedział skulony na jednym ze stopni schodów pożarowych i czekał.


Zastanawiał się, w co takiego wpakował się Unai Bengoa. Bez względu na
to, jak bardzo zdenerwował go numer, który wycięła mu Ruth, jego
gwałtowna reakcja na widok Mareosa była niepojęta, tym bardziej że wtedy
jeszcze nie wiedział o jego roli w pułapce z nagraniem.
– Dobra, moja żałosna próba ucieczki także nie poprawiła sytuacji –
myślał na głos. – Mimo to…
Przypuszczał, że Unai w związku z filmikiem musiał mieć jakieś
problemy ze swoją dziewczyną. Logiczne. Przez ostatnie dwa dni zdążył się
sporo dowiedzieć o życiu Unaia, orientował się więc, że gdy ten dał się
uwieść Ruth, spotykał się już z Vegą Loscos. Bądź co bądź, nie wydawało
się, żeby teraz było między nimi jakoś szczególnie źle. Nie ulegało
wątpliwości, że ich związek przetrwał.
A zatem? Jaki problem skrywał Unai i kim był Odyn? Marcos
przyznawał, że osobą, która zaaranżowała pułapkę z nagraniem, musiały
kierować bardzo złe intencje. Kto byłby gotów zapłacić trzysta euro za
zniszczenie komuś związku? Za tego rodzaju planem kryły się żądze
graniczące z szaleństwem.
– Ktokolwiek to jest, musi go z całego serca nienawidzić. Co za wróg…
– mówił sam do siebie.
Marcos zamknął oczy, łatwiej mu się wtedy myślało. O co Unai zapytał
go najpierw? O Valkirię. Nie miał pojęcia, o co chodziło, zauważył jednak,
że imię Odyna nie stanowiło dla Unaia zaskoczenia. Wyglądało wręcz na
to, że rozpoznawał jego metodę działania.
– Ale nie wie, kto to jest – ocenił.
Nie. Marcos widział z bliska twarz Unaia i w jego oczach, poza strachem
i pośpiechem, dostrzegł zagubienie.
– Nie wie, kim jest Odyn ani dlaczego zastawił na niego taką pułapkę.
Marcos zaklął pod nosem. Nie był w stanie mu w tym pomóc. Może uda
się to Ruth? Gdy tylko Unai wróci, zadzwoni do niej, żeby mogli
porozmawiać.
Należało to zrobić już kilka dni temu.
Za jego plecami szczęknęły drzwi prowadzące na piętro z salami
wykładowymi, co oznaczało, że czekanie dobiegło końca. Marcos podniósł
się, gotów wesprzeć Unaia, jeśli okaże się to konieczne, Był teraz co do
tego mocno przekonany. Wraz z Ruth musieli naprawić wyrządzone szkody,
zbyt długo zwlekali z decyzją, żeby to zrobić. Czuł się odpowiedzialny,
ponieważ to on poradził przyjaciółce, żeby zapomniała o Unaiu i po tamtej
nocy w klubie nie próbowała się z nim skontaktować. Pomylił się. Teraz
należało zamknąć tę sprawę raz a dobrze. Żałował, że taką zmianę
w nastawieniu wywołało w nim przypadkowe spotkanie z Unaiem.
Wolałby, żeby wynikło to z jego własnej inicjatywy, czułby się wówczas
mniej winny.
Drzwi się w końcu otworzyły.
Marcos chciał zadośćuczynić za swoje tchórzostwo, nie było już
odwrotu. Tymczasem postacią, która przed nim stanęła, nie był Unai.
Zaskoczenie wyrwało Mareosa z zamyślenia, w rezultacie zamarł
w bezruchu w niepewnej pozycji na schodach.
– Trochę się ciebie naszukałem.
Marcos nie miał czasu, żeby odpowiedzieć. Lekkie popchnięcie, którego
się nie spodziewał, pozbawiło go równowagi. Nie rozumiał, co się dzieje,
dlatego nie był w stanie bronić się ani reagować. Nawet nie krzyknął. Runął
w dół, czując, jak wbijają się w niego metalowe krawędzie schodów, a ciało
podskakuje na kolejnych stopniach. Uderzał głową o słupki balustrady,
które pokrywały się kroplami rozbryzganej krwi. Stracił przytomność na
długo przed tym, nim jego pogruchotane ciało zatrzymało się dwa piętra
niżej.
Na wysokości trzeciego piętra nikogo już nie było.

###

Vega ostrożnie schodziła po schodach prowadzących do piwnic budynku.


Od czasu do czasu słyszała głosy i przystawała, ale na szczęście nie
natknęła się na nikogo z personelu akademika. Nie potrafiłaby
wytłumaczyć, co tutaj robi. Nie mogła również ze stuprocentową pewnością
stwierdzić, czy Odyn rzeczywiście przestał kontrolować tę strefę.
Gdy dotarła do ostatnich stopni, przystanęła na chwilę, aby odetchnąć,
po czym ruszyła dalej korytarzem biegnącym w lewo, który pokonała już
poprzedniej nocy. Przeszła przez drzwi, których nie pamiętała, i dotarła do
pomieszczenia z szafkami, które ktoś tymczasem uporządkował,
umożliwiając przejście między nimi. W pomieszczeniu unosił się zapach
środków czystości.
– I co teraz?
Z zaskoczeniem odkryła, że niewiele więcej zostało jej do obejrzenia.
W pomieszczeniu nie było zakamarków, które mogłyby służyć za kryjówkę,
a jedynie dwoje drzwi na przeciwległej ścianie. Vega skierowała się w ich
stronę, dokładając starań, by nie narobić hałasu. I tak miała wrażenie, że
panował tam jakiś przerażający spokój. Gdyby przetrzymywali tam
Rubéna, gdyby go w tym miejscu więzili, na pewno odkryłaby już jakieś
ślady jego obecności.
Odczekawszy chwilę w głównym pomieszczeniu i upewniwszy się, że
nikt nie schodzi do piwnicy, Vega otworzyła pierwsze z drzwi i zajrzała do
środka. Zobaczyła kilka pustych regałów pokrytych grubą warstwą kurzu.
Następnie tak samo postąpiła z drugimi drzwiami. Z wnętrza dobiegało
monotonne brzęczenie, które nie sprawiało wrażenia czegoś groźnego.
Pchnęła drzwi i weszła do środka.
W pustym pomieszczeniu dostrzegła jedynie wielką, białą skrzynię,
długą na niemal dwa metry, która stała dosunięta do przeciwległej ściany.
Pomarańczowa dioda zdradzała obecność niewielkiego przełącznika na
jednym z boków.
– Czyli podłączyli to do prądu – zauważyła, nachylając się nad
urządzeniem.
Zamrażarka. W takim miejscu? Zapewne piwnicę wykorzystywano
jeszcze w okresie, gdy w akademiku funkcjonowała stołówka. Czy to
oznacza, że urządzenie pozostawało włączone od tamtego czasu?
Vega spróbowała otworzyć zamrażarkę, żeby sprawdzić jej zawartość,
ale podniesienie pokrywy uniemożliwiała kłódka. Dziewczyna obróciła się
w miejscu, szukając czegoś, co pozwoliłoby sforsować zamknięcie. Nie
znalazła nic przydatnego, nie zamierzała jednak odpuścić. Nie po to doszła
aż tutaj, aby cokolwiek pominąć, choćby nawet nie miało to znaczenia dla
sprawy Valkirii. Przeszła do głównego pomieszczenia i między szafkami,
pośród innych narzędzi, znalazła śrubokręt, który mógł okazać się
pomocny.
Powróciła do zamrażarki i zaczęła nim manipulować przy mocowaniu
kłódki, aż wsunęła go na tyle, żeby utworzyć dźwignię.
– Gotowa? – zapytała samą siebie.
Za jej plecami nadal panował spokój. Mimo to wiedziała, że musi jak
najszybciej opuścić piwnicę. Wcześniej czy później ktoś mógł odkryć jej
obecność.
Nacisnęła, ale mocowanie kłódki nie puszczało. Zacisnęła zęby i napięła
mięśnie. Nie była silna, miała jednak do czynienia z dość wiekowym
urządzeniem, po chwili więc element mocujący kłódkę odpadł z łoskotem.
Pokrywy nic już nie blokowało, więc Vega czym prędzej ją podniosła.
Następnie nachyliła się, żeby zajrzeć do środka.
Zdławiła krzyk.
Jej oczom ukazała się przysypana cienką warstwą lodu twarz Rubéna,
który spoglądał na nią, nie mrugając. Źrenice jego oczu przypominały
potłuczone szkło.
W chłodni spoczywał jego trup.
asz jakieś wieści od Vegi? – zapytał Unai, nie odrywając wzroku

M od bieżni lekkoatletycznej, na której Nuria ćwiczyła teraz


brzuszki.
Compu właśnie przybył na miejsce, stosując się do otrzymanych od Unaia
wskazówek. Zaprzeczył ruchem głowy.
– Żadnych. Rozdzieliliśmy się, ponieważ chciała jeszcze popytać
studentów o tę dziewczynę z nagrania. Ustaliliśmy, że zobaczymy się na
wydziale komunikacji audiowizualnej. Przypuszczam, że tam teraz będzie.
Idziemy?
Unai się zawahał. Miał jeszcze jedenaście minut na wykonanie misji
zleconej przez Odyna, a w systemie geolokalizacji Valkirii w jego telefonie
wciąż migotał wskaźnik obecności Gracza1. Na wysłaną mu wiadomość nie
otrzymał odpowiedzi, Nuria zaś, odkąd zaczęła ćwiczyć, nie zwróciła ani
razu uwagi na swój telefon.
– Zostań tutaj i kontynuuj obserwację – poprosił Compu, wskazując
poruszającą się na bieżni Nurię. – Ja muszę iść wypełnić zadanie od Odyna,
ale nie możemy zmarnować okazji do zidentyfikowania Gracza1. Musi
gdzieś tu być!
Obaj przyjrzeli się uważnie wszystkim osobom przebywającym
w pawilonie sportowym. Ktoś z nich swoją obecnością pobudzał alarm
w Valkirii. Wystarczyłby im jeden gest, jeden sygnał.
– Nie przeocz żadnego szczegółu – podkreślił Unai. – Nigdy nie byliśmy
tak blisko nawiązania kontaktu z innym graczem. To jest ten błąd Odyna, na
który tak czekaliśmy!
Compu skinął głową bez przekonania, przesuwając spojrzeniem po
wnętrzu pawilonu sportowego.
– Zrobię, co się da.
Unai złapał go za barki.
– I uważaj na siebie. Gdzieś w pobliżu przebywa Odyn. Jestem tego
pewien. Gracz1 przyciągnął nas tu wszystkich.
Compu pobladł na twarzy.
– Stawiliśmy się na imprezę w komplecie.

###

Pedro wracał do pokoju chwiejnym krokiem weteranów wojennych, którzy


byli świadkami straszliwych scen na pierwszej linii frontu. Pokonany,
raniony. Powłóczył nogami, a oczami zatopionymi w wyblakłej twarzy
przyglądał się własnym dłoniom, jakby ich nie rozpoznawał.
– Boże… Co ja zrobiłem?
Doszedł do łazienki i spojrzał na swoje odbicie w lustrze, dostrzegając
obraz spustoszenia. Gdyby wyrzuty sumienia miały twarz, wyglądałyby tak
jak on.
– Tak, tak. To ja.
Widok, który zobaczył, ukazywał prawdziwy stan jego sumienia, niczym
współczesny portret Doriana Graya, od którego nie mógł się uwolnić.
Odsunął się od umywalki. Uciekał przed sobą samym. Wyszedł
z łazienki i runął na łóżko. Zakrył twarz dłońmi.
– Boże mój, co ja takiego zrobiłem?

###
Dopiero daleki odgłos czyichś kroków zdołał wyrwać Vegę z szoku, w jaki
wprawił ją widok ciała Rubéna. Pusty wyraz jego zamarzniętej twarzy
zahipnotyzował ją.
Valkiria zabijała.
Przez ostatnie godziny Vega przekonywała samą siebie, że wszystko to
stanowiło jakąś mistyfikację, ale teraz, widząc zwłoki Rubéna, straciła tę
pociechę, która pozwalała jej zachować zmysły.
Rubén został zamordowany.
Nie żył. Zdjęcie było prawdziwe.
Otwierała się teraz przed nimi prawdziwa otchłań, nad którą unosiła się
uśmiechnięta maska Odyna.
Vega płakała w ciszy, przylgnąwszy plecami do ściany naprzeciw
zamrażarki. Nawet szczęk opadającej pokrywy, którą wypuściła, jakby
parzyła ją w ręce, wciąż rozbrzmiewał w jej uszach niczym niemilknące
echo.
Teraz zamrażarka wydawała się większa niż wcześniej to oceniła. Vega
nie odrywała oczu od wahadłowego ruchu kłódki, która siłą inercji wciąż
huśtała się na wyłamanym skoblu.
Kiedy Vega w końcu była w stanie zareagować, wyładowana bateria
w telefonie nie pozwoliła jej zadzwonić do Unaia. Czy musiała paść akurat
teraz?
Kolejny stłumiony odgłos kroków sprawił, że zdecydowała się wreszcie
wyjść z pomieszczenia. Obudził się w niej instynkt przetrwania – nie mogła
pozwolić, żeby ktoś nakrył ją w tej piwnicy, bo wszystko skomplikowałoby
się jeszcze bardziej. Ktoś właśnie przechodził bardzo blisko niej. Ostrożnie
wychyliła się zza drzwi i w głównym pomieszczeniu dostrzegła mężczyznę
ubranego w kombinezon personelu sprzątającego, który wnosił po schodach
wiaderko ze środkiem czyszczącym i mopa. Nie zauważył jej.
Musiała uciekać. I to już.
Nie odwracając się za siebie, dobiegła do schodów. Opuszczała piwnicę,
która przemieniła się w grobową kryptę. Łaknęła powietrza, światła dnia.
Łaknęła życia.
Czuła, że jeśli zostanie tam jeszcze choćby minutę, sama będzie kolejną
ofiarą Valkirii.
Przeskakiwała stopnie. Potknęła się, podniosła i biegła dalej. Gdy tylko
wydostała się na parter, pchnęła drzwi łączące piwnicę z ogólnodostępnym
korytarzem i wymknęła się z niebezpiecznej strefy.
– A ty skąd się tu wzięłaś?
Przerażona Vega spojrzała w kierunku, z którego dobiegł głos. Dopiero
co zdołała odzyskać dech w piersiach. Jedna z pracownic recepcji patrzyła
na nią z poważną miną.
– Ja…
– Proszę dać jej spokój! Nie widzi pani, że się gorzej poczuła?
Z charakterystyczną dla siebie energią z holu wyłoniła się Clara. Puściła
oko do Vegi, wzięła ją za rękę i nie czekając na odpowiedź recepcjonistki,
poprowadziła koleżankę w stronę wyjścia z akademika.
– Nie zatrzymuj się – szepnęła.
Jej nikt nie odważyłby się zatrzymać.
Rzadko kiedy Vega tak bardzo cieszyła się ze spotkania. Pozwoliła się
prowadzić. Być może powinna wykazać się nieufnością wobec Clary, która
zjawiła się niczym deus ex machina. W głębi duszy czuła, że za Valkirią
mógł stać dosłownie każdy, Clara zaś figurowała na liście podejrzanych.
Nie potrafiła się jednak oprzeć.
Musiała komuś zaufać.
We łzach poprosiła ją o możliwość skorzystania z telefonu. Musiała
powiadomić Unaia, zanim będzie za późno. Niebezpieczeństwo nie minęło.

###

– Cześć.
Víctor Peña, pochylony przy automacie z napojami, wyprostował się
z puszką w dłoni i odwrócił. Ktoś nieznajomy uważnie mu się przyglądał.
– Cześć – odpowiedział. – Znamy się?
– Nie, jeszcze nie. Na jakim jesteś wydziale?
Tak nietypowe rozpoczęcie rozmowy go zdumiało.
– Na trzecim roku architektury. A ty?
W odpowiedzi otrzymał kolejne pytanie:
– Wiesz, jak do ciebie dotarłem?
Víctor wzruszył ramionami.
– Zobaczyłeś, że sięgam po puszkę, i…
– Przez twój telefon. – Na obliczu nieznajomego pojawił się uśmiech,
który nagle wydał się Víctorowi zaskakująco lodowaty. – Mogę zobaczyć?
W tonie jego słów nie było nawet cienia uprzejmości. Sytuacja przestała
już bawić Victora, który zrobił krok w tył. Dłonią sięgnął do kieszeni
spodni, w której wyczuł kształt telefonu.
– O co tu chodzi?
– Chodzi o to, że masz telefon, który nie jest twój.
– Jak…
– Włożyłeś do niego swoją kartę SIM, ale w telefonie jest aplikacja,
którą przy włączaniu nieświadomie uruchomiłeś. Dlatego cię namierzyłem.
Wiesz, że mogę oskarżyć cię o kradzież?
– Ej, weź mnie nie wkurzaj…
– Skąd masz ten telefon?
Nieznajomy ruszył w jego stronę.
– Nie ukradłem go! – Víctor zaczynał robić się nerwowy. – Znalazłem na
ziemi, leżał w trawie.
– Obok akademika imienia Leonarda da Vinci.
– Zgadza się.
– I zamiast zanieść go na portiernię, postanowiłeś go włączyć
i poużywać.
– Tak, nie sądziłem, że…
– Zabierz swoją kartę i oddaj go. O wszystkim zapomnimy, tak będzie
najlepiej. Ale potrzebuję telefonu. I to już.
Wyciągnął dłoń i czekał, aż Víctor zastosuje się do polecenia. Na twarzy
nieznajomego było widać oznaki zniecierpliwienia. Víctor wahał się, ale to,
że zdołano go namierzyć, działało na niego onieśmielająco. Nie chciał
kłopotów, wiedział, że źle postąpił. W końcu z oporami przekazał
urządzenie.
– Słuszna decyzja – skomentował nieznajomy. – Nawet nie wiesz, jakich
problemów sobie oszczędziłeś.
Víctor czuł się nieswojo, pragnął zakończyć to dziwne spotkanie, dlatego
kiedy został sam, ogarnęło go uczucie głębokiej ulgi. Szósty zmysł
podpowiadał, że choć stracił nowy telefon, to ogólnie mu się poszczęściło.
I z tym właśnie przeczuciem czym prędzej odszedł.
###

Główną drogą kampusu przejechała karetka pogotowia, wzbudzając


zainteresowanie przebywających w pobliżu osób. Unai usłyszał jęk syren –
coś się musiało wydarzyło na terenie miasteczka uniwersyteckiego. Zdawał
sobie sprawę, że niekoniecznie musiało być to coś podejrzanego, ale zrobił
się nieufny wobec wszystkiego, co odstawało od rutyny.
Karetka pogotowia jadąca na sygnale przez kampus mimo wszystko nie
stanowiła codziennego widoku.
Spokojnie – pomyślał. Złe wieści zwykły krążyć lotem błyskawicy,
tymczasem jego telefon szczęśliwie milczał, jeśli nie liczyć wibracji
związanej z alarmem Valkirii. Vedze czy Compu nic się więc raczej nie
stało.
Wyluzuj, Unai.
W okolicy wydziału komunikacji audiowizualnej nie spotkał Vegi,
wszedł więc do budynku. Nie odwracał się za siebie. Coś mu
podpowiadało, że powinien jej poszukać, zawołać ją. Miał jednak zaledwie
sześć minut na dokończenie misji, a nie zamierzał dostarczać teraz
Odynowi powodu, żeby ten mógł go ukarać.
– Powinienem udawać posłuszeństwo. Odyn musi poczuć się zbyt
pewnie.
Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że mistrz gry na pewno przebywa
w pobliżu pawilonu sportowego, choć nie jest wykrywany przez
geolokalizator. Odyn korzysta ze swoich mocy, udaje niewidzialnego. Chce
wygrać. A przy tym na pewno zrobił się nerwowy, skoro nie przewidział
pojawienia się Gracza1, którego obecność wciąż wykrywała Valkiria.
Unai dotarł na trzecie piętro. Na schodach pożarowych nie zastał
Mareosa, co go zaniepokoiło. Miał nadzieję, że ten nie zrezygnował
z pomocy Unaiowi w dotarciu do Ruth i wyjaśnieniu sprawy nagrania. Bez
niego Ruth mogła nie chcieć opisać osoby, która zaproponowała jej układ.
A przecież byli już coraz bliżej zdemaskowania mistrza gry. Kiedy tylko
zdoła rozmówić się z przyjaciółką Mareosa…
Unai zaczerpnął powietrza. Przyszły rozwój wypadków niemal wisiał
w powietrzu.
Sęk w tym, że Odyn zapewne też już o tym wiedział. Nie wszystkim
zależało, żeby koszmar Valkirii już przeminął.
Unai zbliżał się do celu misji. Gdzie mogła zniknąć Vega? Założył, że
zapewne przepytuje wszystkich studentów dziennikarstwa. Taka już była.
Kolejny raz zadzwonił do niej tylko po to, żeby usłyszeć nagrane powitanie,
z którego nie wynikały żadne odpowiedzi.
No tak, pewnie rozładowała się jej bateria – pomyślał. – To nie pierwszy
raz.
Bardziej złowieszczych wyjaśnień wolał do siebie nie dopuszczać, Vega
nie była przecież uczestniczką rozgrywki. Chciał wierzyć, że to zapewniało
jej pewnego rodzaju ochronę przed chorymi zapędami Odyna. Tyle że nadal
zagadką pozostawała śmierć Kiki – jeśli wiązała się ona z Valkirią,
stawiałoby to Vegę w bardzo niebezpiecznej sytuacji.
W głębi duszy wiedział, że nikt, kto poruszał się po kampusie, nie był
przy Odynie bezpieczny. Szczególnie jeśli cokolwiek wiedział o istnieniu
Valkirii.
Unai dotarł do korytarza z szafkami. W pobliżu było wielu studentów.
Szybko odnalazł szafkę o numerze podanym przez mistrza gry, trzysta
dwadzieścia, minął ją jednak, upewniając się, czy nikt go nie obserwuje.
Nie wiedział, do kogo należała, ale wolał nie zostać nakrytym w chwili
kradzieży.
Ponieważ tego właśnie miał się dopuścić: kradzieży.
Cztery minuty. Wykorzystując sprzyjający moment, ustawił się przed
szafką. Z kieszeni spodni wyjął chusteczkę, którą zamierzał się posłużyć,
żeby nie pozostawić śladów. Nie rozglądając się na boki – wyobrażał sobie
oczy różnych osób wpatrzone w jego kark, niemal wyczekiwał czyjegoś
wkurzonego głosu, który by go zdemaskował. Złapał przez chusteczkę za
tarczę zamka szyfrowego i ją obrócił, aż uzyskał pełną kombinację cyfr,
jakie miał zapisane w telefonie. Drzwiczki szafki otworzyły się ze
szczękiem.
Wewnątrz Unai dostrzegł interesujący go przedmiot, nie puszczając więc
chustki, wyciągnął ramię, chwycił piórnik i pomagając sobie drugą ręką,
otworzył suwak. W środku, oprócz długopisów, ołówka i jakichś
papierków, był także pendrive, którego szukał. Wziął go, odłożył piórnik na
miejsce i zamknął szafkę, nie tracąc ani chwili. Pozostały mu ponad trzy
minuty.
Co teraz? Oszacował, że dotarcie na miejsce, w którym miał pozostawić
pendrive’a – tuż obok głównego wejścia do budynku – zajmie mu góra
dwie minuty.
Powstrzymywała go jednak myśl o tym, że nie wie, do kogo należy
szafka. Co za informacje skrywa skradziony pendrive? Czy naprawdę jest
gotów oddać Odynowi nośnik pamięci, który może zawierać
kompromitujące materiały o takim samym studencie jak on? Mistrz gry
dowiódł już, że nie ma skrupułów. Czyżby Odyn planował zniszczyć
jeszcze czyjeś życie, tak jak zrobił to już w przypadku Marty i Rubéna?
Poza tym Unai nie zapominał, że pierwsza misja, choć zdawała się
niegroźna, okazała się pułapką. Tym razem było zapewne tak samo.
Postanowił wykorzystać część pozostałego czasu misji na drobne
dochodzenie. Pobiegł do najbliższej toalety, zamknął się w kabinie, wyjął
z plecaka laptop i go włączył.
Sekundy płynęły nieubłaganie, czas wyznaczony na realizację misji za
chwilę miał się skończyć, on jednak postanowił, że nie wykona ślepo
zadania. Nie tym razem.
Podłączył pendrive’a do laptopa i przejrzał jego zawartość. Szybko
zidentyfikował właściciela.
– Kurwa! – rzucił stłumionym głosem. – To szafka Pedra Ginésa!
Nie było wątpliwości. Na pendrivie znajdowały się różne foldery, które
kolejno otwierał, odkrywając dokumenty tekstowe z notatkami ze studiów,
a także liczne fotografie Pedra i jego kolegów. Na razie nie znalazł niczego,
co zwróciłoby jego uwagę. Zastanawiał się, dlaczego Odynowi tak zależało
na tym pendrivie. Do czego był mu potrzebny?
Ledwie sformułował w myślach to pytanie, gdy natknął się na folder
zawierający odpowiedź: mnóstwo fotografii, na których Pedro widniał
w pieszczotliwych – choć nie erotycznych – pozach z innym chłopakiem,
którego Unai od razu rozpoznał.
– To jego mi przedstawił przy wyjściu z biblioteki – wyszeptał, nie
mogąc przypomnieć sobie imienia.
Czyli Pedro Ginés był gejem. Nie zaskoczyło to zbytnio Unaia, było
jednak jasne, że trzymał to w tajemnicy. Miał pewnie swoje powody.
Dlatego jeśli Odyn zamierzał to wyjawić, Unai ani myślał przyłożyć ręki do
jego planu. Nie będzie współpracował przy kolejnym szantażu.
Dostatecznie się nacierpiał, gdy chodziło o niego samego.
Jakie to smutne, że w dzisiejszych czasach czyjaś orientacja seksualna
może posłużyć do tego, żeby wyrządzić mu krzywdę – pomyślał.
– To co, Odynie? Chcesz zrobić z Pedra nowego gracza Valkirii? –
zapytał na głos. – Po to ci ten pendrive?
Chcesz przeczołgać go przez ten sam koszmar, jaki zafundowałeś i mnie?
W tym właśnie momencie nazwa Gracza1 zniknęła z mapy gry. Czyżby
wyszedł poza strefę nadzoru? Zgubili go?
Wtedy dopiero zauważył, że kilka minut wcześniej Compu napisał do
niego przez WhatsAppa:

Nuria weszła do szatni.


Na zewnątrz nic się nie dzieje.
Co robić?

Już miał mu odpisać, gdy zadzwonił jego telefon. Unai nie znał tego
numeru. Co jeszcze ma się wydarzyć?
Czas na wykonanie zadania dobiegł końca.
nai objął Vegę. Widział łzy spływające jej po twarzy, czuł

U dygotanie jej ciała. Nigdy dotąd tak bardzo jej nie kochał. Przed
chwilą przyszła w towarzystwie Clary, bardzo blada na twarzy,
a gdy go ujrzała, rzuciła mu się w ramiona.
– Jestem z tobą, Vega – szepnął jej do ucha, ściskając ją z całych sił. –
Wszystko dobrze się skończy. Musimy wytrzymać.
Wyobrażał sobie, jak musiało nią wstrząsnąć odkrycie zwłok Rubéna,
o czym powiedziała mu przez telefon. Najgorsze przewidywania okazały
się prawdą. Odyn nie blefował.
Zaintrygowane spojrzenie stojącej obok Clary wskazywało, że nic nie
wiedziała o sprawie, co Unai przyjął z ulgą. Vega wykazała się dyskrecją,
wciąż bowiem nie mogli wykluczyć żadnego z podejrzanych. Jakikolwiek
błąd na tym etapie…
– Chodzi o wypadek Kiki? – Clara zrobiła poważną minę. – Mamy na
uczelni jakąś koszmarną serię… Rzecz jasna, w najgorszym stanie jest
Pedro. Dziś nawet nie przyszedł na zajęcia. Został w akademiku.
Mówiąc to, wskazała najbliższe sale wykładowe. Unai zdał sobie
sprawę, że znajdują się właśnie na wydziale, na którym studiował Pedro. To
dlatego miał swoją szafkę akurat tutaj.
– Vedze różne sprawy zwaliły się na głowę – wyjaśnił ogólnikowo. –
Mamy ostatnio trudne dni.
Clara skinęła głową.
– Zostawię was samych – odparła. – Zajmij się nią, Unai. Vega jest na
skraju załamania nerwowego. Jeśli w czymś mogłabym wam pomóc…
– Bardzo ci dziękuję. – Vega zwróciła ku niej zapłakane oczy i na chwilę
wyrwała się z objęć Unaia, żeby dać jej buziaka. – Wyświadczyłaś mi
ogromną przysługę. Nie zapomnę ci tego.
– Jeszcze to sobie odbiorę. – Clara puściła do niej oko, gładząc ją przy
tym po policzku, który stopniowo odzyskiwał kolor. – A teraz zadbaj
o siebie, to najważniejsze. Zawsze byłaś taka wrażliwa…
Już miała odejść, gdy Vega zawołała za nią:
– Clara!
– Tak?
– Miałaś rację.
– Z czym?
– Nie o wszystkim trzeba opowiadać.
Clara zmarszczyła brwi.
– Szybko się uczysz – odparła z uśmiechem. – Ale kiedy już się
pozbierasz, kochana, nie unikniesz moich pytań. Na razie dam ci chwilę
wytchnienia.
Raz jeszcze się pożegnała i zniknęła na schodach prowadzących w dół,
ku wyjściu z budynku. Unai zastanawiał się, dokąd teraz pójdzie. Jego
nieufność zaczynała graniczyć z obłędem.
Zostali sami. Znów się objęli, potrzebowali bowiem energii, jaką dawała
im bliskość.
– Czyli zdołaliśmy zidentyfikować tę dziewczynę z nagrania – zaczęła
Vega, nawiązując do wcześniejszej rozmowy telefonicznej z Unaiem.
– Tak. Przy tym Ruth może opisać nam osobę, która zapewne jest
Odynem. – Unai ponownie rozważył w myślach pytanie o miejsce pobytu
Mareosa. – Pewnie widziała go, kiedy przygotowywali na mnie zasadzkę!
Zdołamy go zdemaskować, Vega. Obiecuję ci to. Zapłaci za to, co nam
wszystkim robi.
Zaniepokojona, przygryzła wargę.
– Nie mamy za dużo czasu – oceniła. – Zniszczyłam zamek zamrażarki
i teraz każdy może zajrzeć do środka. Odyn w końcu się dowie, a wtedy…
Vega miała rację. Gdy tylko odkryją zwłoki Rubéna, możliwości
działania Unaia mogą szybko się skończyć. Trudno było określić, ile czasu
zajmie policji odnalezienie miejsca i narzędzia zbrodni, a zwłaszcza
powiązanie Unaia z tą tragedią. Podejrzewał jednak, że niewiele.
W zabójstwo wmieszają również Vegę. Zostawiła przecież odciski palców
na zamrażarce. Dobrze by było, gdyby do tego czasu zdobyli dowody
własnej niewinności.
O wiele trudniej było odgadnąć, jaka będzie reakcja Odyna, gdy się
dowie, że znaleźli ciało Rubéna.
– Właściwie nie mamy już ani chwili. – Wyzwolili się z objęć, a Unai
pokazał Vedze pendrive’a. – Odyn niedługo się zorientuje, że nie
wypełniłem misji. I się wkurzy.
Wzięła urządzenie, obróciła w palcach i oddała Unaiowi.
– Skoro już to zabrałeś, dlaczego nie oddałeś Odynowi? Nie mówiłeś, że
powinniśmy sprawić, żeby poczuł się zbyt pewnie?
Unai opowiedział jej o zawartości przenośnej pamięci.
– Dobrze zrobiłeś. – Vega nie miała cienia wątpliwości. – Nie podamy
mu Pedra na tacy.
– Sądzisz, że Odyn chce go wciągnąć do gry?
Vega się zastanowiła.
– Albo… Albo Pedro już w niej uczestniczy.
Unai ponownie zdał sobie sprawę, jak trafne spostrzeżenia miała zwykle
Vega. To Pedro mógł być Graczem3, jedynym, którego jeszcze nie
zidentyfikowali! Wciąż nie było wiadomo, kto stoi za tym wszystkim,
jeśliby się jednak potwierdziło, że poszukiwanym graczem jest właśnie
Pedro, zbliżyliby się do odkrycia elementu, który łączył ich wszystkich
w ramach Valkirii.
Telefon Unaia poinformował brzęczeniem, że właśnie nadeszła
wiadomość.
– To Compu. Napisał na WhatsAppie, że Nuria wyszła już z pawilonu
sportowego. Wysłał mi nawet zdjęcie, na którym widać, jak opuszcza
szatnię. Pyta mnie, czy wiem coś o tobie i co ma teraz robić. Mam napisać,
żeby przyszedł? Razem lepiej stawimy czoła Odynowi.
Vega już miała przytaknąć, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
– Pedro jest w niebezpieczeństwie – przypomniała. – Teraz już wiemy,
że Odyn wziął go na cel.
– Racja.
Unai się zamyślił. Mistrz gry pewnie już poszedł odebrać pendrive, ale
w szafce niczego nie znalazł. Jak na to zareaguje? Własnym
nieposłuszeństwem Unai wystawił wszystkich na niebezpieczeństwo.
Vega ponownie zwróciła się do Unaia.
– A jeśli chcąc ukarać ciebie, zrobi coś Pedrowi?
Wiele wskazywało, że to Pedro mógł stać się kolejną ofiarą Valkirii.
– Trzeba go chronić – zgodził się Unai. – Teraz to on jest najbardziej
narażony.
Prawdę powiedziawszy, Unai mocno zaognił całą sytuację, nie
przekazując Odynowi pendrive’a. To jednak nie wystarczy, jeśli Pedro,
zgodnie z ich domysłami, został wybrany do gry – choć Unaiowi bardziej
pasowałoby tu słowo „skazany” – albo już w niej uczestniczy.
– Skoro Clara wie, gdzie on jest, to inni też mogą to wiedzieć – dodała
Vega.
Właśnie to budziło zdziwienie Unaia: dlaczego Clara była tak dobrze
zorientowana w tym, co się dzieje z Pedrem? Skąd wiedziała, że nie
poszedł na zajęcia, skoro studiowali na różnych kierunkach? Przyjaźnią się,
ale…
– Poślij do niego Compu, a my tymczasem namierzymy tę dziewczynę
z nagrania! – zaproponowała Vega. – Niech z nim pobędzie, dopóki nie
wrócimy.
Unai uznał, że to dobry pomysł. Odyn wolał utrzymać swoją grę
w tajemnicy, obecność świadków powstrzyma go więc przed działaniem.
Przynajmniej na razie, dopóki nie zapadnie zmrok.
– Tak zrobimy – odparł. – Mistrz gry nie jest głupi i wie, że im więcej
osób się w to zaangażuje, tym trudniej będzie mu rozegrać wszystko po
swojemu. Do tej pory rzeczywiście był bardzo dyskretny.
Vega była tego samego zdania.
– Swoim nieposłuszeństwem na pewno go zdenerwowałeś, ale nie sądzę,
żeby wiedział, że ponownie zajrzałam do piwnicy w akademiku Rubéna.
– Na pewno nie. – Unai starał się zachować optymizm. – Sam nie
zapuści się w te okolice, dopóki istnieje ryzyko, że ktoś go zauważy,
a personel sprzątający jeszcze nie skończył pracy. I dobrze. Jeśli cokolwiek
zmusi go do działania, sprawi, że wylezie z nory, a to będzie dla nas
oznaczało zgubę. Teraz, gdy mamy już konkretne tropy, trzeba nam czasu.
Unai napisał wiadomość do Compu, informując o zmianie strategii
wynikłej z odkrycia sytuacji Pedra. Po kilku sekundach nadeszła
odpowiedź:

OK, idę tam.

– Na Compu zawsze można liczyć – stwierdził Unai. – Nie wiem, jak mu


się odwdzięczę, gdy to wszystko dobiegnie końca.
– Niczego od ciebie nie będzie chciał. Sam wiesz, jaki jest. Zgodził się?
– Tak. Napisałem, żeby uważał i nie kontaktował się z Pedrem przez
telefon do czasu, aż go nie znajdzie. W ten sposób nawet jeśli Pedro jest
powiązany z Valkirią, nie ryzykujemy, że się spłoszy.
– My tymczasem poszukamy dziewczyny z nagrania.
– Jest tylko jeden problem: stracimy z oczu Nurię.
– Ważniejsze jest, żeby ochronić Pedra.
– Racja.
Vega spojrzała mu w oczy z nową obawą.
– Unai – zaczęła. – Zależy nam na tym, żeby bardziej nie denerwować
Odyna, co jednak się stanie, jeśli wpadnie na to, że zidentyfikowaliśmy tę
dziewczynę? To również skłoni go do działania. A wówczas…
Unai głęboko westchnął. Jeśli Valkiria nadzorowała go wyłącznie za
pośrednictwem geolokalizacji, to mistrz gry mógł nie wiedzieć o jego
spotkaniu z Marcosem. Mógł zresztą wcale nie znać przyjaciela
dziewczyny, z którą zawarł umowę na wciągnięcie Unaia w pułapkę.
Unai rozumiał, że jego nadzieje zależały od zbyt wielu założeń.
– Odyn musiał być bardzo pochłonięty sprawą nagłego pojawienia się
Gracza1. – Zdarzenie, o którym Unai opowiedział już Vedze, pozostawało
niewytłumaczone. – Miejmy nadzieję, że nie zdążył połapać się w naszych
posunięciach.
Usłyszeli, że ktoś nadchodzi sąsiednim korytarzem.
– Spadamy – rzucił prędko Unai. – Lepiej, żeby nikt nas tu nie widział.
Schowali się w żeńskiej toalecie, tymczasem Unai podjął decyzję
o kolejnym kroku: należało odszukać Mareosa, czyli osobę, która
doprowadzi ich do Ruth. Muszą wrócić na schody pożarowe.
ompu zapukał kostkami dłoni do drzwi pokoju. Nie wszedł do

C środka, dopóki nie usłyszał głosu Pedra, który zabrzmiał tak


niepewnie, że ledwie go rozpoznał.
W pokoju, pogrążonym w niemal całkowitych ciemnościach za sprawą
opuszczonej rolety, wyciągnięty na łóżku Pedro obserwował go
nieprzytomnym wzrokiem. Słabą żółtawą poświatę dawała tylko stara
lampka o podstawie z brązu, stojąca na stoliku. Pamiątka po dziadku.
– Co tutaj robisz? Nie masz zajęć?
Nie ulegało wątpliwości, że Pedro pragnął być sam. Compu udał jednak,
że nie wychwycił tej sugestii w tonie jego pytań. Odsunął krzesło od biurka
i ustawił je przy łóżku. Usiadł i dopiero wtedy odpowiedział.
– Owszem, mam. Ale wolałem przyjść, żeby zobaczyć, jak się czujesz. –
Mówiąc to, napisał krótką wiadomość do Vegi, żeby dać jej znać, że jest już
u Pedra. – Bardzo mi przykro z powodu śmierci Kiki. Wiem, że byliście
blisko.
Pedro spojrzał ukradkiem na swój telefon, następnie skierował wzrok
w stronę okna. Nic nie mówił, jedynie przyglądał się pasmu światła
wydostającego się z trudem spod rolety. Compu zdał sobie sprawę, że Pedro
niedawno płakał. Miał jeszcze wilgotne policzki, na stoliku leżała zmięta
chusteczka.
– To był pech – zaczął Compu, nie do końca wiedząc, jak poprowadzić
tę rozmowę. – Nieszczęśliwy wypadek. Kika była dobrym człowiekiem i…
Pedro spojrzał mu nagle prosto w oczy, a w jego głosie zagościła
pewność, która płynęła z poczucia winy.
– To nie był wypadek – wyszeptał.
Compu nie zareagował.
– Co powiedziałeś?
Pedro zakrył twarz dłońmi i kręcił głową na boki, jakby usiłował
zaprzeczyć otaczającemu go światu.
– Chciałem pójść na policję, ale nie dałem rady – wyznał, ponownie
zalewając się łzami. – Nie mogłem…
Compu wstał i nachylił się nad nim. Opiekuńczo chwycił Pedra za ramię.
– Teraz powinieneś się uspokoić. Prześpij się trochę. Kiedy
wypoczniesz, spojrzysz na to wszystko z innej strony. To zrozumiałe, że
śmierć Kiki tak tobą wstrząsnęła.
– Nie – nalegał Pedro. – To ja postawiłem tam puszkę piwa, z której się
napiła. Muszę powiedzieć o tym policji.
– To, że zostawiłeś gdzieś piwo, nie robi z ciebie zabójcy.
Zaskakujące wyznanie przerwało pukanie do drzwi, które znienacka
dobiegło z korytarza. Compu prawie podskoczył. Przyłożył palec do ust.
Pedro zamilkł. Wówczas dało się słyszeć znajomy głos:
– Pedro! Jesteś? To ja, Clara.
Compu zasłonił usta Pedrowi, zarazem pokazując mu, żeby nie
odpowiadał. Sytuacja momentalnie się skomplikowała…

###

– Zamknięte.
Unai spróbował raz jeszcze, nie zdołał jednak otworzyć drzwi na trzecim
piętrze, które prowadziły na schody pożarowe.
– Dziwne – zauważyła stojąca obok Vega. – Chyba powinny być zawsze
otwarte, prawda?
Unai wzruszył ramionami. Nie był już w stanie odróżniać tego, co
podejrzane, od tego, co zwyczajne. Zastanawiał się, kiedy w piwnicy
w akademiku Rubéna ktoś podniesie alarm i w kampusie zaroi się od
policji. Już sobie wyobrażał uśmieszek, jakim obdarzy go przesłuchująca go
wcześniej pani podinspektor, kiedy przyjdą go zatrzymać.
Od początku podejrzewałam tego chłopaka…
A ta jego dziewczyna też jest w to zamieszana.
– Umówiłem się tutaj z Marcosem – powtórzył, starając się zapanować
nad niepokojem. – Zanim poszedłem włamać się do szafki Pedra, zajrzałem
tutaj, ale nie było go na podeście. Uznałem, że pewnie czeka na mnie na
zewnątrz, na schodach, nie miałem jednak czasu sprawdzić. A teraz…
musimy go odszukać, Vega. I to szybko.
Zanim zrobi to Odyn.
Vega słuchała, cały czas rozglądając się dookoła. Dostrzegała jedynie
studentów i wykładowców, którzy tylko przechodzili korytarzem, aby po
chwili zniknąć w salach wykładowych.
Na wszystkich patrzyła z nieufnością.
– Co teraz robimy? – spytała niecierpliwie.
– Marcos obiecał nam pomóc. – Unai bezskutecznie usiłował się
uspokoić. – Tylko on może przekonać Ruth, żeby opowiedziała nam
wszystko, co wie. W końcu widziała Odyna!
– Chodźmy do bufetu, w którym pracuje – zaproponowała Vega. –
Musimy wyciągnąć jej numer od jej koleżanki.
Unai skinął głową. Nic więcej im nie pozostało. Gdzie się podział ten
Marcos?

###

Compu ostrożnie podszedł do drzwi i teraz, nie tracąc z oczu Pedra,


nasłuchiwał odgłosów dobiegających z korytarza.
– Chyba sobie poszła – szepnął po dłuższej chwili, jednocześnie na
wszelki wypadek przekręcając klucz w zamku. – Nic nie słychać.
Clara najwyraźniej uznała, że Pedro wyszedł z akademika. Compu miał
wrażenie, że słyszał, jak oddalała się korytarzem, wolał się jednak upewnić.
Pedro skinął obojętnie głową i ponownie zwrócił spojrzenie w stronę
okna, ku światu, od którego coraz bardziej się oddalał, jakby wciągała go
jakaś czarna dziura. Nadal leżał z tym samym ponurym wyrazem twarzy,
z jakim Compu go zastał, gdy wszedł do pokoju. Tak, Pedro najchętniej
rozpłynąłby się w powietrzu, zniknął.
– Równie dobrze można było ją wpuścić – rzekł z wysiłkiem, jak gdyby
brakowało mu oddechu.
– Myślałem, że chcesz zostać sam.
Pedro wzruszył ramionami.
– Już sam nie wiem, czego chcę. A właściwie wiem! – Odwrócił się
w stronę Compu. – Chcę skończyć wreszcie z tą całą Valkirią. Chcę, żeby
raz na zawsze to się skończyło.
Być może Marta pragnęła tego samego i dlatego odebrała sobie życie –
pomyślał.
Pedro przybrał nieobecny wyraz twarzy, jakby się rozmarzył. Ileż by dał,
żeby odzyskać wolność. Na niewiele jednak by mu się to zdało: czuł, że ma
ręce unurzane we krwi i że już nic nie zdoła jej zmyć.
– Dasz radę. – Compu starał się dodać mu otuchy. – Odzyskasz swoje
życie. Musisz być cierpliwy.
Ale Pedro nie słuchał jego rad, był pogrążony we własnych
rozmyślaniach.
– Jestem gejem, wiesz? – wyznał w końcu. – Tyle czasu to ukrywałem,
prowadziłem podwójne życie… Teraz to już bez znaczenia.
Compu nie był poruszony deklaracją Pedra.
– Nie ma w tym nic wstydliwego.
– Powiedz to mojej rodzinie. – Pedro westchnął. – Nie mam pojęcia,
skąd Odyn się o tym dowiedział, jak zdobył te fotografie. Zagroził, że
pokaże je moim rodzicom, wiesz? W ten sposób wciągnął mnie w Valkirię.
Nie miałem wyboru.
Pedro przerwał, był na skraju łez. Kręcił głową na boki, jakby nie mógł
zaakceptować sytuacji, w której się znalazł.
Jak to możliwe, że znalazł się w tym punkcie? Zaledwie kilka dni temu
był tym, kim zawsze, studentem skupionym na studiach, którego
zmartwienia ograniczały się do spraw relacji z przyjaciółmi i seksu. Do
chwili, aż otrzymał tę wiadomość…
Odyn to zło wcielone.
– Znam Valkirię – odparł Compu. – I rozumiem, dlaczego się tak podle
czujesz. Ale musisz się uspokoić, nie możesz tego wyolbrzymiać.
– Znasz Valkirię?
W oczach Pedra Compu dostrzegł rozbudzoną nieufność.
– Unai mi powiedział – wyjaśnił prędko. – To on jest Graczem4. Ty
jesteś Graczem3, zgadza się? Obaj walczycie w tej samej wojnie. Jesteśmy
po tej samej stronie.
Mówiąc to, zdołał uspokoić Pedra, który porzucił podejrzliwość
i ponownie opadł na łóżko. Zdążył już pojąć, że zagrożenie stanowią nie
pozostali uczestnicy tej diabolicznej gry, ale niewidzialne widmo jej
mistrza.
– Powiedz Unaiowi, żeby się natychmiast wycofał. Niech porzuci
rozgrywkę, zanim będzie za późno – doradził. – Choć Odyn na to nie
pozwoli.
Compu spróbował go pocieszyć.
– Chyba przez ten wypadek Kiki widzisz sprawy w zbyt ciemnych
barwach. Wciąż możesz się z tego wykaraskać.
Słysząc słowo „wypadek”, Pedro wykrzywił usta w uśmiechu, ale był on
zbyt gorzki, by mógł się wydać naturalny.
– Prosisz mnie, żebym się uspokoił po tym, jak uczestniczyłem
w zabójstwie Kiki? Muszę się zgłosić na policję…
– I co im zeznasz? Przecież nie wiesz, co się stało.
– To ja postawiłem piwo w miejscu, w którym zginęła Kika! – Pedro
usiadł na łóżku. – Nie miałem pojęcia, co zamierzała zrobić z tym Valkiria.
Musisz mi uwierzyć! Nigdy w życiu nie pozwoliłbym jej skrzywdzić.
Compu nie chciał, żeby Pedro się zadręczał. W niczym by to nie
pomogło.
– A kto mówi, że to była pułapka? – powiedział. – Może i ten cały Odyn
ściągnął tam Kikę, ale to ona postanowiła później poćwiczyć jazdę na
desce. Być może jedyną przyczyną jej śmierci był brak rozwagi. Dlaczego
Odyn miałby częstować ją piwem, jeśli później zamierzał ją zabić?
Pedro nie dał się przekonać tak niewinnemu wyjaśnieniu.
– Łatwiej uwierzyć w rzekomy wypadek, gdy ofiara była pod wpływem
alkoholu – wyszeptał. – Nie wiesz, jaki jest Odyn. On nie zostawia śladów.
– Wybacz, ale to już paranoja! Kiepsko z tobą, powinieneś się odprężyć.
Lepiej myśli się na chłodno. Zapomnij na chwilę o całym świecie.
Niekiedy życie okazuje się wyczerpujące.
Pedro ukrył twarz w dłoniach.
– Zbyt wiele błędów popełniłem w ostatnich dniach – ciągnął
oskarżycielskim tonem. – Jak mogłem tak bardzo się podporządkować? To
ja przewróciłem szafki, żeby wystraszyć Vegę. Na rozkaz Odyna. I to ja
poszedłem tamtej nocy szukać Gracza1, ale go nie znalazłem. To Rubén,
wiesz? Cieszę się, że nie był w swoim pokoju. Nie wiem, co by mi rozkazał
Odyn, gdybym go tam zastał.
Compu sięgnął po leżący na stoliku telefon Pedra i go wyłączył.
– Może napisz, co o tym sądzisz? – Podał mu zeszyt i długopis, które
znalazł na biurku. – Mnie zawsze to pomaga, kiedy jest mi źle.
Pedro musiał skanalizować strach i poczucie winy, które go dręczyło,
musiał pogodzić się z samym sobą.
– Co mi to teraz da? – uskarżał się. – Co w ten sposób załatwię?
– W tej chwili pomoże ci to uporządkować myśli, trochę się wyciszysz. –
Compu usiadł obok niego na łóżku. – Musisz nabrać dystansu wobec tego,
co się z tobą dzieje. Napisz, co chciałbyś powiedzieć policji. Wierz mi,
dobrze ci to zrobi.
Pedro bezgłośnie zastosował się do rady. Nie żeby cokolwiek mogło
wypełnić pustkę, jaką odczuwał w swoim wnętrzu. Skapitulował. Wypłacze
się na kartkę, wyrzuci z siebie to, co zrobił, jak dał się zmienić w kogoś
nieznajomego i podległego.
– Ja tymczasem przygotuję ci lekarstwo. – Compu wszedł do
przylegającej do pokoju łazienki. Kilka sekund później Pedro usłyszał szum
odkręconej wody. – Na szczęście mam przy sobie coś, co pomoże ci się
zrelaksować.
zekaj! Zaczekaj, do cholery! – Vega gwałtownie zaczęła szarpać

C Unaia za ramię, jakby zaraz miał spaść w przepaść.


Stali przy wyjściu z budynku wydziału komunikacji
audiowizualnej. Unai odwrócił się, zdumiony, i ujrzał minę Vegi, której
dotychczas nie miał okazji u niej oglądać.
To nie strach przesłaniał jej otwarte oczy. Nie były to także wahanie czy
wściekłość.
Unai uważnie spojrzał w jej źrenice.
Paraliżowała ją boleść. Boleść tak obezwładniająca, że niemal
pozbawiała ją tchu. Boleść wymieszana z niedowierzaniem.
Unai rozejrzał się dookoła, wypatrując zagrożenia, którego nie dostrzegł.
Szukał czegoś, co zdołało wywołać u Vegi tak niezwykłą jak na nią reakcję.
– Co się stało? Vega, co się z tobą dzieje?
W pierwszej chwili nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Unai
musiał potrząsnąć ją za ramiona, żeby odzyskała panowanie nad sobą.
– Pedro! – powiedziała w końcu. – Jeśli Pedro to Gracz3…
Unai nie rozumiał. Tak, to była jedna z możliwości, jakie rozważali,
ale…
– Co właściwie chcesz mi przez to powiedzieć, Vega? A co, jeśli Pedro
to Gracz 3?
– Pedro, ty, Rubén, Marta… – Vega wciąż była oszołomiona. – Czworo
graczy, czwórka wybranych do zemsty przez Odyna!
Unai zaczynał się niecierpliwić.
– Vega, nie mamy czasu! O co chodzi?
– Co łączy waszą czwórkę? – zignorowała pytanie Unaia. Skupiała się
tylko na podjętym wątku.
Prawda torowała sobie drogę w jej głowie.
Unai westchnął. Muszą rozmówić się z Ruth, to było teraz
najważniejsze. Nie mogą sobie pozwolić na kolejne teoretyczne
rozważania.
– Co łączy naszą czwórkę? – powtórzył. – Nie mam pojęcia, Vega.
W tym momencie nic nie przychodzi mi do głowy…
Chwyciła telefon Unaia, wpisała coś w wyszukiwarce Google i dała mu
do przeczytania. Hasło dotyczące walkirii. Vega wskazała mu jeden
z akapitów.
– „Pocałunek śmierci” – czytał Unai. – „Walkirie całowały w czoło
bohaterów, którzy mieli polec w walce”.
Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Vegi.
– Nie rozumiem.
– Co łączy waszą czwórkę? – Vega usiłowała zapanować nad własnymi
nerwami. – Mówiłam ci, że na imprezie, na której całowałam się z Martą,
zrobiłam to także z kimś innym!
Unai bez trudu połączył fakty.
– Nie powiesz mi chyba…
Vega skinęła głową.
– Tym kimś był Pedro, Unai. Tamtej nocy pocałowałam się także ż
Pedrem.
– Ale…
– Wszyscy, z którymi się całowałam, zostali wybrani przez Odyna jako
gracze w Valkirii! – krzyknęła. – Rubén, Marta, Pedro i ty. To
niewiarygodne! Co do jednego!
Nawet Unai musiał przyznać, że taki zbieg okoliczności wydawał się
dość osobliwy i aż za dobrze pasował do nazwy gry.
Pocałunek walkirii. Pocałunek śmierci.
Wszystko zaczynało nabierać sensu.
Vega miała rację, nie mogło być mowy o zbiegu okoliczności. Właśnie
odkryła powiązanie między graczami!
– Rubén i Marta nie żyją – kontynuowała. – A ty i Pedro jesteście
kolejni, Unai. Odyn od początku wiedział, jaki będzie koniec gry. Nie
macie szans, żeby wygrać.
A celem Valkirii jest zemsta.
– Mistrz gry karze nas za to, że cię pocałowaliśmy? Przecież to jakiś
absurd!
Unaiowi takie wytłumaczenie wydawało się nieprawdopodobne.
Pocałunek Vegi miałby być zatem dla nich równie śmiertelny, jak
pocałunek walkirii dla bohaterów, którzy mieli polec w walce? Skazywał
ich w oczach tajemniczego kata, wciąż kryjącego się pośród cieni? Tak,
właśnie w tym celu została stworzona gra – chodziło o okrutną i powolną
egzekucję.
Nawet się nie spieszy z zakończeniem. Odyn chce, żebyśmy cierpieli
przed śmiercią. Chce nas upokorzyć, podporządkować sobie.
– Ile osób wie o tym, co się zdarzyło na tamtej imprezie? – zapytał,
wciąż oszołomiony. – Nawet mnie o tym nie mówiłaś.
Vega przełknęła ślinę. Tym samym zdradziła, że sama zdążyła zadać
sobie to pytanie. Odpowiedź, jakiej udzieliła w myślach, sprawiła jednak,
że pobladła jak ściana.
Unai, który to spostrzegł, poczuł, jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć
z piersi. Dlaczego nie odpowiadała? Co bała się mu wyznać?
– Tylko jedna osoba z grona moich najbliższych znajomych wie, że
tamtej nocy całowałam się zarówno z Martą, jak i z Pedrem.
Vega mówiła głosem tak poważnym, że wręcz przesiąkniętym
tragizmem. Nie okazywała entuzjazmu, jakiego można by się spodziewać
po kimś, kto właśnie odkrył największy sekret Valkirii.
– Dalej! Powiedz wreszcie, kto to! – Unai nie był w stanie się
powstrzymać.
Nie ma nic gorszego od niepewności. Znalezienie Mareosa czy jego
przyjaciółki Ruth straciło teraz na znaczeniu.
Vega spuściła wzrok.
– To… Compu.
Unai zbielał na twarzy.
– Co powiedziałaś?
– To Compu, Unai! To musi być on!
– Niemożliwe! – natychmiast zaprzeczył. Nie mieściło mu się to
w głowie. – Jak możesz tak myśleć? To przecież twój najlepszy przyjaciel!
– Wiem, nie musisz mi tego przypominać. – Vega była poruszona. – Nie
zdajesz sobie sprawy, jak trudno jest mi się z tym pogodzić.
Unai pokręcił głową.
– Dlaczego miałby nam zrobić coś takiego? To nie ma sensu!
– Nie ma sensu czy nie chcesz, żeby go miało?
Ostatecznie to ona okazywała się bardziej odporna niż on.
W głowie Vegi obudziły się dawne obawy. Przejrzała w myślach dzieje
znajomości z Compu. Niektóre jego gesty i zachowania zdawały się teraz
podejrzane: jego zazdrość, pewne spojrzenia, to, jak opiekuńczo reagował
w sytuacji, gdy zbliżał się do niej ktokolwiek płci męskiej… Compu nie od
razu zaakceptował związek Vegi z Unaiem, często także zjawiał się
w najmniej odpowiednim momencie, jak gdyby pragnął przerwać im każdą
intymną chwilę.
Naprawdę byłby do czegoś takiego zdolny?
W głębi duszy Vega od początku zastanawiała się, co Compu do niej
czuje. Czy była to tylko przyjaźń? Z wygody i obawy przed utratą dobrego
przyjaciela nigdy nie odważyła się poszukać odpowiedzi albo jej zażądać.
Wolała grać na czas, udając, że niczego nie dostrzega, co jedynie
maskowało problem, który ostatecznie okazał się zaczątkiem prawdziwego
nieszczęścia.
Jak daleko może się posunąć ktoś, kogo zżera niemoc i obsesja? To
właśnie przypadek Compu?
– Wybrał was do Valkirii, ponieważ trafiło wam się coś, czego sam nigdy
nie mógł zaznać – podsumowała Vega, przejęta głębokim smutkiem. – Za
tym szaleństwem kryje się potężna namiętność. A ja nie potrafiłam tego
dostrzec.
– Namiętność? – Unai, wciąż zaskoczony i zdumiony, spoglądał na
Vegę. – Chcesz powiedzieć, że Compu coś do ciebie czuje?
Vega w milczeniu przytaknęła.
– Pamiętasz chyba, że na początku nie mógł się pogodzić z tym, że ze
sobą chodzimy. Tak samo było z Rubénem.
– Sama mi mówiłaś, że zawsze był wobec ciebie bardzo opiekuńczy jako
przyjaciel…
– Myliłam się. – Głos Vegi drżał. – To nie była opiekuńczość, tylko
zazdrość. A ja aż do tej chwili nie chciałam tego dostrzec, mimo że zdarzały
się sytuacje, które teraz, jeśli to Compu stoi za Valkirią, nabierają sensu.
Nauczył się z tym kryć, ale wiesz, jak źle znosi, kiedy faceci próbują mnie
podrywać. Od zawsze tak było. Teraz rozumiem, dlaczego.
Unai poczuł, że zdumienie ustępowało miejsca uczuciu bardziej
dojmującemu: bólowi zdrady ze strony przyjaciela, któremu ufał. Jeśli Vega
miała rację, to Compu nie tylko był mordercą, ale też cały czas cynicznie
sobie z nim pogrywał. Jego rzekome wsparcie w tych dniach było tak
naprawdę kpiną, szczytem ironii: przez cały czas Unai miał u swojego boku
kata, który niezwykle chętnie oferował mu pomoc, gdy tylko zaistniała taka
potrzeba. Wyobraził sobie, jak Compu spokojnie przyglądał się wszystkim
jego daremnym wysiłkom, obserwując, jak Unai stopniowo tonął, podczas
gdy on sam powstrzymywał uśmiech satysfakcji.
Compu musiał się przy tym doskonale bawić.
– Jeśli masz rację, to jego namiętność zrujnowała życie wielu osobom. –
Unai ledwie powstrzymywał wściekłość. – A być może zrujnuje jeszcze
komuś, o ile go nie powstrzymamy. Jak on mógł? Pedro i Marta nawet
z tobą nie chodzili.
Vega wzruszyła ramionami.
– Pod wpływem obsesji działasz irracjonalnie. Zakładam, że Compu nie
mógł znieść, że oni mieli okazję się ze mną całować, on zaś…
– I to był pretekst? – Unai przerwał jej z irytacją, której skala zaskoczyła
nawet jego samego. – To nasunęło mu poroniony pomysł napisania
zabójczej gry komputerowej? To wtedy postanowił się zemścić?
Morderca zawsze powraca na miejsce zbrodni.
Unai w myślach odtworzył sobie słowa Compu, a wraz z nimi
wspomnienie jego wizyty w pokoju Rubéna. I fotografie pustego wnętrza.
Przesiał mi później te zdjęcia – pomyślał. Tyle że Compu nie poszedł
tam w nadziei na znalezienie śladów, które doprowadziłyby do zaginionego
Rubéna. Nie, teraz dotarło to do Unaia – był to tylko pretekst
usprawiedliwiający przeszukanie. Compu w pokoju Rubéna szukał czegoś
innego: śladów Valkirii, które ktoś mógłby odkryć, choćby skrawka papieru
z obciążającymi zapiskami, być może rezultatu jakiegoś wcześniejszego
zadania wypełnionego przez Rubéna w roli Gracza1.
Albo nawet jego telefonu.
Telefonu Rubéna.
Unai dedukował. Jeśli słusznie podejrzewali, że Compu sformatował
telefon Marty, zanim znaleziono jej ciało, aby zatrzeć wszelkie ślady, to być
może nie zdołał zrobić tego samego z telefonem Rubéna, ponieważ go nie
znalazł.
Unai przypomniał sobie, że Compu nie został z nimi w noc, kiedy Rubén
podjął próbę ucieczki. Zgodnie z tym, co powiedział Vedze, następnego
dnia czekał go egzamin. Kilka godzin później dopiero co uruchomiona
Valkiria ostrzegała Unaia o obecności Odyna i Gracza3 w pobliżu
akademika Rubéna.
Unai aż się wzdrygnął, dostrzegając teraz z pełną jasnością, jak elementy
złowrogiej układanki Valkirii dzięki rozumowaniu Vegi zaczynały do siebie
pasować.
– Czyli to nasze pocałunki? – szukał potwierdzenia u Vegi. – To nas
skazało na zemstę z rąk Valkirii?
– Nie wiem. – Nadal nie podnosiła wzroku, była przybita. – Compu musi
od dawna pielęgnować w sobie ten uraz. Coś musiało sprawić, że
ostatecznie uznał, że nigdy mu się ze mną nie uda. I dlatego do tego stopnia
mu odbiło.
Unai zdawał sobie sprawę z tego, że pocałunki Pedra i Marty nie mogły
aż tak brutalnie i jednoznacznie przekreślić nadziei Compu.
To jednak, że on zaczął chodzić z Vegą i że byli razem tak szczęśliwi…
– Vega, tu chodzi o nasz związek. – Unai nie miał wątpliwości. – To stąd
ta reakcja.
Byli ze sobą od czterech miesięcy, czyli akurat tyle, ile – jeśli wierzyć
opinii Kiki – wymagało zaprogramowanie takiej gry jak Valkiria.
W dniu, w którym Vega powiedziała Unaiowi „tak”, nieświadomie
skazała całą czwórkę wybrańców. Tego dnia Compu zaczął knuć chory
plan, który w rezultacie doprowadził do stworzenia Valkirii.
– Jak to możliwe, że tego nie dostrzegłam? – zapytała Vega drżącym
z emocji głosem. – Za każdym razem, gdy opowiadałam Compu o tym, jak
dobrze mi się z tobą układa, jakie mamy plany…
Dla Compu musiała to być udręka. Vega była zbyt rozmarzona, żeby
zdawać sobie sprawę z cierpienia, jakie wywoływała tymi komentarzami.
– Nie mogłaś tego przewidzieć – odparł Unai. – Podobnie jak nie
mogliśmy sobie wyobrazić wprawy, jaką osiągnął w programowaniu gier
i korzystaniu z innych aplikacji. Compu okazał się pełen niespodzianek. I to
najgorszych.

###

Compu schował telefon do kieszeni spodni i teraz zaczął kruszyć tabletki


rohypnolu, które wyciągnął z niewielkiego pudełeczka ukrytego w kieszeni
swojej kurtki. Następnie wsypał proszek do szklanki z wodą. Już trzeci raz
wykonywał te czynności. Zamieszał płyn, aż dosypana substancja w pełni
się rozpuściła.
– To ci pomoże się odprężyć! – zawołał z łazienki do Pedra, który nadal
tkwił na łóżku ze spojrzeniem wbitym w okno, jakby mógł nim przebić
roletę.
Pedro, który skończył spisywać w zeszycie swoją wersję wydarzeń,
z rezygnacją pokręcił głową.
– Nic to nie da. Nie mogę zmienić tego, co już zrobiłem. Nigdy nie
sądziłem, że Valkiria posunie się tak daleko… Muszę pójść na policję
i zrzucić z siebie ten ciężar.
Ciężar wyrzutów sumienia.
Compu wynurzył się z łazienki i podszedł do Pedra. W dłoni trzymał
szklankę z wodą, której zawartość zdawała się nieco zabielona.
– Co to jest? – zapytał zmęczonym głosem Pedro.
– Musisz się przespać – Compu zwracał się do niego cierpliwym tonem
pielęgniarza. – To środek odprężający, dobrze ci zrobi. Teraz nie jesteś na
siłach, żeby dokądkolwiek iść.
– Kiedy się obudzę, wszystko wciąż będzie takie samo. Chcę to
zakończyć, oddać się w ręce policji.
– Prześpij się trochę – nalegał Compu, podając mu szklankę. – Sam
odprowadzę cię na policję, gdy tylko się przebudzisz. Pedro, ty nie jesteś
niczemu winny.
– Pomogłem przygotować pułapkę, którą zastawiono na Kikę!
Compu zbył jego słowa:
– To, że postawiłeś puszkę piwa na skrzynce, nie robi z ciebie mordercy.
Nie przypisuj sobie cudzej winy.
Pedro już chwytał szklankę podawaną mu przez Compu, gdy nagle
cofnął dłoń. W jego oczach znienacka zabłysła nieufność. Teraz już inaczej
spoglądał na Compu.
– Skąd wiesz, że na skrzynce? Ja tylko powiedziałem o piwie…
Compu wciąż patrzył na niego z życzliwością. Czyżby zdradził go
pośpiech? Powoli odsunął rękę, żeby odstawić szklankę na stoliku.
– Spokojnie, wszyscy już o tym wiedzą – wyjaśnił. – Informacje
rozeszły się tuż po tym, gdy sprawę zbadała policja.
Pedro miał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, wcześniej bowiem
otrzymał cios w głowę podstawą lampki ze stolika. Nie zdołał zareagować
na atak Compu, który uderzył go tak mocno, że Pedro aż przeleciał na drugi
koniec łóżka i spadł na podłogę, półprzytomny i z głową zalaną krwią.
– Jak to jest całować się z Vegą? Warto było?
Compu wykrzywił twarz w nienawistnym grymasie, gdy ruszył ku
swojej ofierze, wciąż trzymając nad sobą lampę.
– Faceci ci nie wystarczają? – Zrobił krok naprzód. – Ona nie jest dla
ciebie. Nie jest dla żadnego z was…
Pedro ledwie był w stanie się ruszyć. Krew nadal obficie wypływała mu
ze skroni, w ustach czuł metaliczny posmak. Spróbował oddalić się od
łóżka, zdołał jednak tylko trochę się odczołgać.
Patrzył, jak Compu zbliża się ku niemu.
ompu nigdy przy mnie nie był, gdy otrzymywałem wiadomości od

C Odyna – ciągnął Unai, łącząc poszczególne wątki. – Ani razu.


– Także wtedy, kiedy dostałeś link do filmiku. – Wypowiadane
słowa kojarzyły się Vedze z pchnięciami nożem. Czy się myliła, oceniając
tak przyjaciela? Czy istniało jakieś inne wytłumaczenie, które wyjaśniałoby
rozwój wypadków, nie obciążając przy tym Compu?
Unai przyznał jej rację.
– Choć akurat czas wysłania tych wiadomości można chyba
zaprogramować, prawda? – Unai starał się podważyć każdą poszlakę
wskazującą na winę Compu. – Tak jak to zrobił Rubén. Nie musiał
koniecznie być sam, żeby wysyłać mi te wiadomości, zwłaszcza jeśli tak
sprawnie posługuje się komputerem, czego dowiódł jako mistrz gry.
– Pisałeś też z Odynem na czacie. – Vega analizowała teraz każdą chwilę
spędzoną w piekielnym uścisku Valkirii. – I Compu wtedy też nie było.
To oskarżenie już trudniej było odeprzeć. Zwłaszcza teraz, gdy Unai
właśnie uświadomił sobie pewien szczegół, który, o ile potwierdziłyby się
jego przypuszczenia, mógł ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości.
– Jak wczoraj zaplanowaliście badanie piwnicy w akademiku Rubéna?
Vega przywołała w myślach chaotyczne wspomnienia z minionego
wieczoru.
– Cóż… Pamiętasz, że są tam jakby dwa korytarze. Compu
zaproponował, żebym zajęła się tym po lewej. A ja się zgodziłam.
Unai potarł oczy.
– Zaproponował ci akurat tę część piwnicy, w której czekał Gracz3. Co
za przypadek, prawda? Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że sam
poszedł obejrzeć miejsce, w którym został zaatakowany Rubén, czyli
pomieszczenie, które posprzątałem podczas pierwszej misji. Gdzie
zostawiłem odciski palców! Chcesz się założyć, że niczego tam nie
dotknął? Od początku wiedział, co was tam czeka. Nie pozwolił ci
ingerować w wygląd miejsca zbrodni. Jego zbrodni.
Vega skinęła głową. Argumenty obciążające Compu odpowiedzialnością
za Valkirię stawały się coraz bardziej przekonujące.
– Wolał sam zaryzykować, niż pozwolić, żebym odnalazła ciało Rubéna.
– Dlatego wezwał Gracza3 – dopowiedział Unai, nawiązując do sytuacji
z przewróconą stertą szafek. – Aby do tego nie dopuścić.
– Boże…
Jeśli rzeczywiście Compu stał za Valkirią, to nawet okoliczności śmierci
Kiki stawały się niejasne.
Przypuszczenie, że to był wypadek, przestawało być oczywiste.
– Dziś rano wspomniałaś, że w chwili śmierci Kiki Odyn nie mógł
wiedzieć, że miałem zamiar włączyć ją do gry jako sojuszniczkę –
zauważył Unai. – Ale…
– Ale jeśli Odyn miał coś wspólnego z jej upadkiem – dokończyła jego
myśl – to dlatego, że to do niej się zgłosiłeś po otrzymaniu nagrania.
– Właśnie. – Unai chwycił dłoń Vegi i szybkim krokiem ruszyli w stronę
wyjścia z budynku. – A o tym wiedziałaś tylko ty… i Compu.
Vega przewróciła oczyma. Nie było cienia wątpliwości.
– Wysłaliśmy Odyna do jego następnej ofiary!
Nie próbowała nawet wyobrażać sobie konsekwencji tak poważnego
błędu.
Pragnęli ochronić Pedra, a w rezultacie zostawili go sam na sam
z mordercą!
Co więcej, Compu wiedział, że udało im się zidentyfikować dziewczynę
z nagrania.
Mistrz gry zdawał sobie sprawę, że jego anonimowość miała się
niebawem skończyć.
Odyn się pospieszy, aby doprowadzić swój plan do końca. Już się nie
zatrzyma, za daleko się posunął w swoim szaleństwie.
Wtem usłyszeli dźwięk oznajmiający nadejście wiadomości. Unai
spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, a to, co zobaczył, spotęgowało
jego zaniepokojenie.
– Boże, wiadomość od Compu!
– Co pisze? – zapytała z przejęciem Vega.
– Podobno już dłuższą chwilę szuka Pedra, najwyraźniej więc nie ma go
w pokoju. Proponuje, żebyśmy wrócili na wydział komunikacji
audiowizualnej i tam spróbowali go odnaleźć.
Oboje wymienili podejrzliwe spojrzenia.
– Kłamie – stwierdziła Vega. – Compu nie ma pojęcia, że spotkaliśmy
Clarę. Zakłada, że nie wiemy, że Pedro nie wychodził dziś z akademika.
Unai poczuł, jak przerażenie paraliżuje mu płuca.
– Chce nas od niego odciągnąć!
Żadne z nich nie musiało mówić nic więcej. Spróbowali zadzwonić do
Pedra, ale miał wyłączony telefon. Oboje wypadli z budynku i rzucili się
biegiem w stronę akademika, w którym mieszkał. Czy dotrą na miejsce
odpowiednio wcześnie, żeby uratować Gracza3? Jego nazwa w grze wciąż
była wyświetlana w kolorze czarnym. Unai przyjął to z ulgą i wyłączył
swój telefon, żeby Compu dzięki geolokalizacji Valkirii nie mógł wykryć
ich działań.
Wciąż biegli, coraz bardziej zbliżając się do celu. Tymczasem Unai nie
przestawał rozważać w myślach kolejnych poszlak, które tylko potęgowały
jego podejrzenia. Kto podrzucił mu do pokoju bransoletkę Rubéna? Jeśli
Gracz3 realizował wówczas kolejne zadanie – tym razem związane z Kiką
– to musiał to zrobić sam Odyn. Kto bez kłopotu mógł dostać się do pokoju
Unaia?
Oczywiście Compu.

###

Compu wyłączył swój telefon i cisnął go na łóżko.


– Przecież nawet ci na tym nie zależało! – krzyczał, nachylając się nad
Pedrem. – Dla ciebie była to zabawa. Jakiś, kurwa, żart! Tak jak dla Marty.
– O czym ty mówisz? – Pedro nie miał siły, żeby wezwać pomoc.
Ledwie zachowywał resztki przytomności, głos napastnika dochodził do
niego stłumiony i jakby z oddali. Po twarzy spływała mu ciepła krew, od
której lepiły mu się powieki.
– Ja też postanowiłem się zabawić – ciągnął Compu, zapamiętały
w swoim gniewie. – Sprawić, żebyście pocierpieli tak, jak kazaliście
cierpieć mnie.
Pedro nie odpowiadał, był już zbyt osłabiony. Leżał rozciągnięty na
podłodze, z przymkniętymi oczyma i ubraniem zalanym krwią. Czuł
pulsujący w głowie ból i nieustępujące mdłości.
– To ja robiłem dla niej wszystko. – Compu nadal trzymał w ręku lampę
z masywną podstawą z brązu, gotów w każdej chwili zadać Pedrowi
kolejne uderzenie. – To ja zawsze byłem przy niej, gdy mnie potrzebowała.
To niesprawiedliwe!
Rzucił na podłogę zeszyt, w którym Pedro spisał swoje zeznanie.
Świadectwo to nie miało już żadnego znaczenia, nagły przypływ
podejrzliwości u Pedra zniweczył plan upozorowania kolejnego
samobójstwa, choć bynajmniej nie miało to powstrzymać egzekucji. Minęły
dni, odkąd Compu przekroczył granicę, zza której nie było już powrotu.
– Proponowałem ci spokojne zakończenie, ale ty wolałeś przemoc. Twój
wybór.
Gwałtowne, przybierające na sile walenie do drzwi powstrzymało
zadanie kolejnego ciosu. Pomiędzy odgłosami łomotania Compu rozpoznał
głosy Vegi i Unaia.
– Za wcześnie stawili się na bankiet – mruknął pod nosem.
– Compu, otwieraj! – wołał z korytarza Unai. – Wiemy, że tam jesteście!
Pedro jęknął na podłodze, a nawet wyciągnął rękę w stronę drzwi.
Wywołało to uśmiech na twarzy mordercy.
– Compu! – krzyknęła Vega, szlochając. – Wszystko już wiemy! Proszę
cię, odpuść. Wszystko skończone. Nie pogarszaj sytuacji.
Obecność Vegi, jej bliskość, jej ton, łagodniejszy w porównaniu
z gwałtownymi krzykami Unaia… Compu zamknął oczy. W łamiącym się
głosie, którym zwracała się do niego, słyszał echa jej zranionej wrażliwości.
Wiedział, że Vega płacze. Mimo ponurych okoliczności wszystko to, co
pochodziło od Vegi, wciąż trafiało do najgłębszych zakamarków jego
duszy. Dlaczego nie dane mu było jej mieć?
Już on by ją uszczęśliwił.
– Proszę cię, Compu! – Uderzenia w drzwi ustały. Vega dalej zwracała
się do niego, błagała go. – Nie rób krzywdy Pedrowi, w ten sposób niczego
nie osiągniesz! W czym on zawinił?
Compu otworzył oczy. Przypatrywał się swojej ofierze, która na próżno
usiłowała się odsunąć. Czym zawinił? Tym, że tknął twoich ust –
odpowiedział w myślach. – Ja byłbym gotów umrzeć, by tylko cię
pocałować.
– Jestem tutaj! – Unai ponownie szarpnął za klamkę. – To ja jestem
chłopakiem Vegi, to mnie szukasz!
– Compu… – Zza drzwi znowu dobiegł głos Vegi. Brzmiał tak słodko,
choć wyrażał ból. – Bardzo mi przykro, że cię skrzywdziłam, nie miałam
pojęcia, że ty… Wiesz, jak jesteś mi bliski. Potrzebuję twojej przyjaźni! Nie
zmuszaj mnie, żebym się ciebie wyrzekła.
Zrobił krok w tył. Odsunął się od Pedra i powoli odstawił lampkę na
biurko. To mogło zaczekać. Pragnął ostatni raz posłuchać Vegi. Nie czuł się
na siłach, żeby zmierzyć się z jej spojrzeniem. Wybrał konfrontację z jej
słowami.
Bezszelestnie zbliżył się do drzwi. Przyłożył do nich twarz, a gdy
mówiła, niemal wyczuwał przez nie jej oddech. Głaskał dzielącą ich
drewnianą powierzchnię. Wyobrażał sobie, że pieści ciało Vegi, skórę jej
ślicznej buzi, która znajdowała się zaledwie kilka centymetrów dalej.
Kocham cię, Vega. Zawsze cię kochałem. Dlaczego to nie mnie
wybrałaś? Pasowali ci wszyscy, tylko nie ja…
– Nie trzeba tego dalej ciągnąć! – prosiła Vega, a w jej błaganiu wciąż
pobrzmiewała nuta łagodności. – Compu, sprawy wymknęły ci się spod
kontroli, ale wciąż możemy odzyskać to, co mieliśmy. Nie pogarszaj
sytuacji! Zostaw Pedra, chodź z nami. Nie jesteś sam! I ja cię potrzebuję…
Uśmiech Compu nagle się zmienił w okrutny grymas, jakby usta
odlepiały mu się od reszty twarzy. Powoli odsunął się od drzwi. Syreni
śpiew. Kłamała, chciała go po prostu oszukać.
Ale jej głos brzmiał tak kusząco…
Oblicze Compu zmąciła jadowita gorycz. Jego rysy przypominały teraz
maskę, która z każdą chwilą traciła wszelkie cechy człowieczeństwa.
Musiał skończyć to, co zaczął, był już tak zmęczony… Zmęczony
cierpieniem, przyglądaniem się szczęściu innych niczym piąte koło u wozu.
Czyż nie miał prawa odbierać radości tym, którzy byli winni jego
nieszczęściu?
Compu ponownie chwycił lampkę z podstawą z brązu i zbliżył się do
Pedra. Uderzenia w drzwi za jego plecami przybrały na sile.
Jeszcze chwila i je wyważą.
Było również słychać narastający gwar. Na korytarzu zebrało się już
pewnie mnóstwo ludzi.
Compu roześmiał się, wyobrażając sobie chaos, jaki powstał
w akademiku, i uniósł ramię. Leżący na podłodze Pedro spoglądał na niego
z twarzą zalaną krwią, bezgłośnie błagając go, żeby nie kończył uderzenia.
Był tak słaby, że ledwie mógł podnieść ręce, mimo to spróbował, jak gdyby
miało go to uchronić przed ostatecznym ciosem.
Ostatni raz rozbrzmiał głos Vegi:
– Jeśli naprawdę mnie kochasz, przerwij to! – nalegała zza drzwi. –
Przerwij to, proszę. Wystarczających szkód już narobiłeś, także sobie
samemu. Przerwij… W ten sposób tylko utracisz mnie na zawsze. Dosyć.
Wszystko skończone.
Compu wyobraził sobie łzy Vegi spływające po zewnętrznej stronie
drzwi, oparte na nich jej otwarte dłonie, którymi daremnie napierała.
A także dotyk jej włosów, który przywoływał, wciąż trzymając uniesione
ramię. On także się teraz rozpłakał. Na ułamek sekundy w jego oczach
rozbłysło współczucie, w źrenicach mignął chłopak, którym był, zanim
obsesja zmąciła mu ogląd rzeczywistości.
I ujrzał to wszystko: krew, łzy, ból, nieobecność. Strach wymalowany na
własnej twarzy i widoczny w rysach następnej ofiary. Czuł swój nierówny
oddech, słyszał bicie serca. Absurdalny potrzask tych czterech ścian, które
stały się dla niego ostatnim widokiem. Widział, jak przemienił się
w widmo, jak ciało strawiła mu nienawiść, która wyżarła go od środka,
pochłaniając go kęs za kęsem. Teraz snuł się, siejąc tę samą śmierć, jaka
narastała w jego wnętrzu. I zdał sobie z tego sprawę.
Nie ma już czego we mnie ocalić. Ja już jestem martwy.
Wypuścił lampę z ręki. Gdy uderzyła o ziemię, rozległ się metaliczny
brzdęk, który wybrzmiał niczym zwiastun rozstrzygnięcia – finałowego
aktu tego tragicznego przedstawienia. Spojrzał na stolik, gdzie wciąż stała
szklanka z rohypnolem. Wziął ją i wycofał się w stronę łazienki. Uderzenia
w drzwi stały się tak silne, że groziły wyłamaniem zamka.
Chwile prywatności dobiegały końca.
Nawet tam dobiegały go jęki Pedra. Compu zamknął drzwi łazienki
i zasunął zasuwkę. Ze szklanką w dłoni usiadł na klapie sedesu i przez
moment przyglądał się zaburzonej przezroczystości płynu, niespiesznym
tańcom śmiercionośnych drobin. Spojrzał w swoje odbicie w tafli lustra, ale
dostrzegł tam tylko oblicze przedwczesnego trupa. Wszystko skończone.
Przegrał.
Podniósł szklankę do ust i zaczął pić łapczywymi łykami. Następnie, nie
tracąc spokoju, połknął lekarstwo zapobiegające wymiotom. Nie chciał
mieć drogi odwrotu. Poddawał samego siebie rytuałowi pisanemu jego
ofierze.
Odchylił głowę w tył, oparł ją o kafelki na ścianie i zamknął oczy. Tak
zaczeka na skutki przedawkowania.
Tracąc z wolna przytomność, wychwycił tumult, jaki powstał na
korytarzu. Kilka osób w końcu zdołało dostać się do pokoju Pedra. Było
słychać krzyki i bieganinę. Ktoś już pewnie zadzwonił po policję. Domyślał
się, że ciągle nadchodzili studenci z innych pokojów, zaalarmowani
hałasem.
Rozległy się pierwsze uderzenia w drzwi łazienki. Compu uśmiechnął
się, słysząc głos Vegi, która znowu go wołała. Nie wyobrażał sobie
wspanialszego akompaniamentu dla swoich ostatnich minut. Spróbował
odpowiedzieć, ale z ust wydobywał mu się już tylko bełkot. Coraz trudniej
było mu artykułować słowa, zbierać myśli.
Stopniowo zapadał w sen, z którego miał już się nie obudzić. Czuł
jednak tylko jedno: obojętność. Życie bez Vegi było dla niego tylko ułudą.
To nie byłem ja. Choć może tak. Przykro mi.
Śmierć była dla niego ucieczką. Ceną, jaką płacił za swoje szaleństwo.
Kolejne uderzenie przełamało zasuwkę i sprawiło, że drzwi gwałtownie
się otworzyły, zatrzymując się na ścianie z kafelków. Unai i Vega zdali
sobie sprawę, że półprzytomna postać, jaką właśnie ujrzeli, nie stanowi już
zagrożenia. Rzucili się do środka.
– Compu! Jak mogłeś coś takiego zrobić?
– Oszalałeś! – Unai podniósł Compu i potrząsał nim. – Jesteś mordercą,
spierdoliłeś nam wszystkim życie!
Compu w ostatnich odruchach świadomości zdołał się wyswobodzić.
Ponownie się osunął i pozostał w tej samej pozycji, w jakiej go zastali –
skulony na sedesie. Unai i Vega nawet nie spostrzegli pustej szklanki, którą
wciąż trzymał w dłoni.
– Mów! – Unai chciał usłyszeć odpowiedzi, czekał na spowiedź. –
Wszystko skończone!
Vega dostrzegła w oczach Compu przygaszony blask, spostrzegła jego
ospałość.
– Naćpał się?
– Kto go tam wie… – Unai pokręcił głową. – Może się czymś
naszprycował, żeby uczcić koniec gry! Wszystko powie, gdy przyjedzie tu
policja.
Compu w ciszy zapadał się w sobie. Tu, ciasno osaczony między
ścianami, nie miał jak uciec przed spojrzeniami Unaia i Vegi. Nie było
dokąd. Patrzyli na niego surowo, bezlitośnie. Nawet ona, co było dla
Compu nie do zniesienia. Czuł, jak przebijała go wzrokiem. Osądzała. Od
środka zaczął rozsadzać go nieznany dotąd ból: wyrzuty sumienia.
Wszystko to był błąd.
W ostatnich minutach doznał olśnienia, które było najgorszą z tortur. Nie
mógł się wymknąć własnemu osądowi, tak jak nie będzie w stanie uniknąć
egzekucji.
Co ja zrobiłem?
Jego oddech stawał się coraz płytszy. Mięśnie twarzy się rozluźniały.
Otworzył usta. Przestał słyszeć głosy, świadomość ulatywała z niego
z każdą sekundą. Ramiona mu opadły, zwisając po bokach, a szklanka
roztrzaskała się o posadzkę łazienki.
ega objęła Unaia i przytuliła się do niego. Potrzebowała jego

V ciepła. Oparła głowę na jego piersi, słyszała regularne bicie jego


serca. Oboje milczeli, stojąc przed cmentarną niszą, w której po
kremacji złożono popioły Compu.
Starali się pogodzić z myślą, że spoczęły tam prochy mordercy. Tyle
miłych wspomnień kojarzyło im się ze zmarłym przyjacielem… Wszystkie
pokrywała teraz krew. Pozostały tylko ból i nieobecność.
„Sergio Villar Marco” – głosił napis na płycie. Tak naprawdę się
nazywał, choć dla nich nadal był Compu. Poniżej wykuto w marmurze daty
urodzenia i śmierci. Żadnego epitafium, żadnych symboli czy słów
pożegnania.
Od napisu biła ta sama cisza, to samo poczucie klęski, jakie opadło
niczym całun na jego zdruzgotaną rodzinę. Milczenie, przerażenie,
niedowierzanie. I pytania bez odpowiedzi.
Jak ktoś może zagubić się w samym sobie, zmienić się w kogoś
nieznajomego, umrzeć tak młodo?
I jak może w swoim wynaturzeniu pociągnąć do zguby także innych,
niewinnych?
Zimowa aura, z niebem zaciągniętym szarymi chmurami i wiatrem,
którzy smagał ich twarze razami wilgotnego i zimnego powietrza, zdawała
się współgrać z powagą tego dnia. Była to gorzka atmosfera, jakiej
wymagała tragedia, którą właśnie dane im było przeżyć.
Zaledwie kilka godzin wcześniej skończył się pogrzeb Rubéna Pradesa,
celebrowany w wypełnionej po brzegi kapliczce, z udziałem władz
uniwersyteckich, wśród mnóstwa wieńców oraz wspomnień przyjaciół
i bliskich. Podczas ceremonii Unai zagrał na skrzypcach. Przyszedł nawet
Pedro, z głową obwiązaną bandażem. Były łzy, było ciepło i były tłumy, co
kontrastowało z lodowatą samotnością, jaka unosiła się dookoła grobu
Compu.
Samotność skazańca. Ta sama pustka, jaką odkryli w jego źrenicach,
kiedy stracił przytomność. Nicość zawarta w ciele zżeranym przez obsesję.
Vega odsunęła się od Unaia i złożyła obok płyty kwiat. Jeden jedyny,
który prędko zwiędnie pod wpływem pogody. Oboje skupili na nim
spojrzenia.
– Na pewno chcesz to zrobić? – Unai nie potrafił zapomnieć o urazie.
Compu wyrządził im zbyt wielką krzywdę. Przyszli tutaj tylko dlatego, że
nalegała na to Vega. Unai nawet by się tu nie zbliżył. Chciał zapomnieć,
wymazać z pamięci istnienie dawnego przyjaciela, przezwyciężyć traumę
wraz z upływem czasu, a być może i dzięki fizycznemu oddaleniu.
Vega przesunęła czubkami palców po literach wyrytych w marmurze. Ich
chłód wyczuwany dotykiem był kolejnym symbolem czekającym na
interpretację.
– Compu – szepnęła. – Jak mogłeś? Tak mi przykro…
Przerwała, niezdolna mówić dalej.
– Nie warto, Vega. Ja mu nie wybaczę.
Otarła oczy.
– On sam także stracił życie, Unai. I stracił je na długo przed śmiercią.
On również padł ofiarą tego koszmaru.
Przegraliśmy wszyscy.
Vega cofnęła się do miejsca, w którym stał Unai. Oboje odwrócili się
i odeszli, trzymając się za ręce. Szli między grobami, zanurzeni
w atmosferze wiecznego spokoju, nie odwracając się za siebie.
W ten rejon cmentarza mieli już nigdy nie powrócić.
Będą żyli za tych, którzy sami już nie mogą. To im zadedykują historię
swojej miłości, która o mały włos nie ściągnęła na nich śmierci.
Podziękowania

oza zespołem wydawnictwa SM, którego inspirujący współudział

P stał się już tradycją, w dotarciu do ostatniej strony tej powieści


pomogły mi następujące osoby: Alberto Baeyens, Jorge Carnero,
Javier Rubio, Alfonso Sebastián, Pepe Trívez, Asun Utade i Begoña Oro.
Wszystkim im składam szczere podziękowania.
Do następnej opowieści!

You might also like