Professional Documents
Culture Documents
Game Over
Z języka hiszpańskiego przełożył Jerzy Wołk-Łaniewski
Fragment „Walkirii” Richarda Wagnera w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz
Wydanie I
Warszawa 2018
ISBN: 978-83-7350-180-5
Wydawca:
Grupa Wydawnicza Adamantan s.c.
Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46
tel.: 222501091; fax: 222501095
e-mail: biuro@adamantan.pl
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
***
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
XXXV
XXXVI
XXXVII
XXXVIII
XXXIX
XL
Epilog
Podziękowania
Mojej siostrzenicy Valerii,
która właśnie rozpoczęła swoją przygodę.
ODYN:
[…]
Biada tym, których tknę,
marny czeka ich los!
Więc radzę ci nie drażnij mnie!
Com ci rozkazał, czyń:
Ruszaj żwawo,
Zygmunt ma w walce dziś paść!
Richard Wagner
Walkiria, akt II, scena 2
o się źle skończy.
T Rubén przystanął. W lustrze ciasnej łazienki przylegającej do pokoju nie
rozpoznawał siebie. Twarz, którą widział w odbiciu, była spięta,
nieogolona, a oczy ginęły pod kosmykami zlepionych od potu włosów.
Wyglądał niezdrowo, od dwóch dni nie sypiał. W tafli lustra napotkał
własne spojrzenie, lecz zobaczył tylko przestraszone oblicze nieznajomego.
To ja – przypomniał samemu sobie. – Muszę stąd zniknąć, inaczej
skończę jak Marta. A Marta nie żyje.
Usiłował zapanować nad nerwami. Nie mógł teraz pozwolić, żeby nim
zawładnęły. Oderwał spojrzenie od lustra i przeniósł wzrok na leżący na
łóżku telefon komórkowy i na włączony laptop z widocznym profilem na
Facebooku, na którym Rubén przed kilkoma minutami opublikował ostatni
post:
R otrzymane
znajdował
wyobrażał sobie,
powiadomienia,
się
że
wewnątrz
jest on
co
jego
coraz
oznaczało,
strefy
że Gracz3
bezpieczeństwa.
bliżej, przemierzając
nadal
Rubén
noc
z niewzruszonym obliczem łowcy nagród.
Ponieważ tym właśnie jesteśmy w Valkirii.
– Włączył profil gracza, aby mnie namierzyć… – wyszeptał. – Mimo że
ryzykuje dekonspiracją. Chce jednak do mnie dotrzeć, a w tym celu musi
mieć włączoną Valkirię. Przynajmniej do czasu, aż zbliży się na tyle, żeby
móc mnie zidentyfikować.
Gdy tylko się dowie, kim jestem, nie będę miał szans na ucieczkę.
Rubén zastanawiał się, czy to możliwe, żeby mistrz gry zapewnił jego
przeciwnikowi bardziej precyzyjną geolokalizację niż jemu samemu.
Domyślał się jednak, że tak właśnie było. Mistrz mógł przyznać Graczowi3
taki przywilej, bo to on decydował o wszystkim.
Poprowadzi go wprost do mnie. Jestem w gorszej sytuacji, bo nie mogę
śledzić jego ruchów.
Rubén przestał zwracać uwagę na powiadomienia, bo teraz musiał się
skupić na następnym posunięciu. Oparł dłoń na klamce drzwi pokoju.
Z plecakiem na plecach czekał, nasłuchując dźwięków dochodzących
z korytarza. Nadeszła pora opuścić to małe schronienie, azyl, który za
chwilę mógł zmienić się w pułapkę. Po raz ostatni omiótł spojrzeniem
pokój, który przez trzy lata studiów służył mu za mieszkanie. Nie było
czasu na sentymenty. Trzeba się było z nim pożegnać pośród bałaganu
porozrzucanych i spiętrzonych ubrań.
Kiedy trzeba uciekać, wszystko staje się balastem.
Nasłuchiwał. Zza drzwi dobiegało jedynie brzęczenie ciszy. Była
pierwsza w nocy, domyślał się więc, że na korytarzu akademika panuje
pustka. Zawsze jednak istniało ryzyko, że się na kogoś natknie.
– Graczem3 może być każdy – mamrotał pod nosem, mając na myśli
tysiące młodych ludzi zakwaterowanych w miasteczku uniwersyteckim,
a także pozostałych studentów, każdy z nich bowiem mógł tej nocy
powrócić na teren kampusu. – Nie rozpoznałbym przeciwnika, nawet
gdybym miał go tuż przed nosem. Nikomu nie mogę ufać.
Pociły mu się dłonie. Obrócił głowę w stronę okna, rozważając jeszcze
jedną możliwość, ale wspomnienie tragicznego końca, jaki spotkał Martę,
kazało mu odrzucić to rozwiązanie. Pokój znajdował się na drugim piętrze
akademika, zbyt wysoko, żeby próbować ucieczki tą drogą.
Musiał wyjść na korytarz. To nieuniknione – gra rozpocznie się od nowa.
Potrzebował tylko odrobiny szczęścia.
Jego dłoń dalej ściskała klamkę, jak gdyby w oczekiwaniu instrukcji,
które nie nadchodziły. Rubén miał świadomość, że nadszedł czas, aby
wyjść z ukrycia. Kości zostały rzucone, z każdą minutą rosło ryzyko
groźnego w skutkach spotkania.
Zrób to dla Marty – próbował dodać sobie otuchy. – Ratuj się.
###
V
ziemnymi
akademika. Nie spieszyła się jednak, gdyż w chłodzie nocy lepiej
jej się myślało. Nie dostrzegła nikogo w polu widzenia. Szła
ścieżkami, które przecinały trawniki. Minęła już boisko
i bibliotekę, do której chodziła się uczyć.
Miasteczko uniwersyteckie zajmowało rozległy obszar na planie
prostokąta, przecięty pośrodku aleją. Stały przy niej budynki
najważniejszych wydziałów – wszystkie nowocześnie zaprojektowane,
o szarych fasadach przypominających betonowe bloki – a także siedziba
władz uczelni. Od głównego traktu w obie strony biegły węższe drogi i to
przy nich znajdowały się akademiki. Po bokach alei wiły się serpentynami
ścieżki, które przecinały zieleńce, łącząc obiekty sportowe i inne tereny
wspólne. To właśnie tymi dróżkami Vega lubiła wędrować po kampusie.
Vega podniosła kołnierz kurtki i pochylona, aby się osłonić przed
podmuchami wiatru, rzuciła ostatnie spojrzenie na obiekt, który zostawiła
po prawej stronie. Znała go doskonale. To tam, między poruszającymi się,
ciemnymi sylwetkami drzew, wznosił się budynek, w którym podczas roku
akademickiego mieszkał Rubén – akademik imienia Leonarda da Vinci.
Szara, czteropiętrowa bryła o gładkich ścianach, na których tle wyróżniały
się ramy okienne z białego aluminium, wszystkie identyczne. Za każdym
oknem jakiś student śnił właśnie o swojej przyszłości.
– Marta już sobie nie pośni… – mruknęła Vega pod nosem, nie
zatrzymując się. – Czy naprawdę nie było innego wyjścia?
Jej wzrok prześlizgnął się po jednej z bocznych ścian budynku,
zatrzymując się na trzecim w kolejności oknie drugiego piętra z precyzją
kogoś, kto bardzo dobrze wie, czego szuka. Nagle odżyły wspomnienia.
Ciemność panująca za szybą dała jej do zrozumienia, że Rubén śpi. Wolna
od nostalgii, Vega wspominała, ileż to razy wracała do siebie, wpatrując się
w ten punkt, pożegnawszy się nocą z Rubénem. Ileż to razy do niego
telefonowała, kiedy każdego zimowego popołudnia, wracając z zajęć,
dostrzegała blask światła zza zasłon jego pokoju. Wyobrażała go sobie, jak
tkwi przed monitorem komputera, pochłonięty grami, które tak uwielbiał
i przy których przesiadywał do białego rana. Nie żałowała tego związku,
już nie.
W końcu przystanęła. Ociągała się z odejściem od tego budynku,
w którym nie była od czasu, gdy ostatecznie rozstała się z Rubénem.
W milczeniu, otoczona nocą, raz jeszcze zastanowiła się nad
niespodziewanym zakończeniem dnia. Zaledwie przed kilkoma minutami
zaproponowała Unaiowi, żeby przenocowali razem.
– Nie powinieneś spać sam, skoro źle się czujesz – powiedziała, gładząc
go po blond włosach.
Zmierzyła mu temperaturę, ale choć mocno zbladł, nie miał gorączki.
– A jeśli czegoś ci będzie trzeba? – spytała raz jeszcze. – Nadal kiepsko
wyglądasz. Mówisz, że wczoraj zdarzyło ci się to samo? Powinieneś pójść
do lekarza.
Unai wolał jednak pozostać sam i delikatnie odrzucił jej propozycję.
– Wielkie dzięki, ale lepiej wypocznijmy osobno – odpowiedział
łagodnym tonem. – Nie czuję się aż tak źle, a ty jutro wcześnie rano masz
zajęcia. Obiecuję, że ci to wynagrodzę, będę w formie, lecz dziś chciałbym
zostać sam. Muszę się wyspać.
I ucałował ją ustami, które smakowały tak jak zawsze.
Vega przystała na propozycję Unaia, nie miała zresztą innego wyjścia.
Mimo to wychodząc, kiedy z kurtką w dłoni stała już w progu pokoju,
odwróciła się ku niemu:
– Unai, czy ty masz przede mną jakieś tajemnice? Jest coś, czego o tobie
nie wiem?
Zawahał się przez chwilę i spuścił wzrok.
– Bardzo cię kocham, Vega. Ale przecież nigdy nikogo nie poznajemy
do końca, prawda? To miałem na myśli. Byłoby to zresztą nudne. Nie
wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Mnie na przykład sprawia
przyjemność, gdy odkrywam w tobie coś nowego.
Vega nie wiedziała, co powiedzieć. Wydawało się jej, że odkrywanie
nieznanych faktów z życia drugiej osoby niesie ze sobą ryzyko, ona zaś nie
chciała stracić tego, co już miała. Nigdy nie była typem odkrywcy. Nie
mówiąc już nic więcej, pożegnała się i wyszła z pokoju. Unai wychylił się
na korytarz, żeby odprowadzić Vegę wzrokiem. Kiedy doszła do narożnika,
za którym były schody, stracili siebie nawzajem z oczu. Schodząc na parter,
Vega usłyszała jeszcze odgłos zamykających się drzwi pokoju Unaia.
– A teraz jestem tutaj i stoję jak ten posąg – pomyślała na głos. – Marznę
pod oknem pokoju byłego chłopaka.
Nigdy nie wiadomo, jak noc może się skończyć.
Już miała ruszyć do swojego akademika, gdy trzask gdzieś w pobliżu
zatrzymał ją w miejscu.
Co to było?
Skierowała wzrok w stronę źródła hałasu, ku pogrążonemu w mroku
obszarowi z dala od latarni, blisko tylnej elewacji akademika, w którym
mieszkał Rubén. Kiedy oczy Vegi przyzwyczaiły się już do ciemności,
wydało się jej, że między drzewami widzi cień o bardziej wyraźnych
konturach. W tym momencie sylwetka tej osoby, której obecności tylko się
domyślała, pozostawała w bezruchu, ale Vega była gotowa przysiąc, że
zaledwie kilka sekund temu widziała, jak się przemieszczała.
Ktoś tam rzeczywiście był czy też miała zwyczajne przywidzenie
wywołane słabym oświetleniem? Być może to wyobraźnia płatała jej figla.
A może jednak nie.
Zrobiła krok w stronę ciemności i naraz uświadomiła sobie sytuację,
w jakiej się znalazła: sama w nocy, bez żadnych świadków. Nadal miała
wrażenie, że jakiś cień w pobliżu na nią patrzył, przyglądając się każdemu
jej ruchowi.
Czuła się obserwowana.
Ktoś, kto kryje się pośród mroku, rzadko kiedy ma dobre zamiary –
pomyślała, owładnięta poczuciem niepewności, które sprawiło, że
przystanęła. – Co ja tu robię? Lepiej będzie, jak sobie pójdę, jeśli nie chcę
wpakować się w kłopoty.
Vega powoli zaczęła się wycofywać. Źródło poruszenia i trzasków
przestało ją obchodzić. Koniec końców nie zauważyła przecież niczego
naprawdę podejrzanego. Oddalając się, sięgnęła dłonią do kieszeni spodni,
w której trzymała telefon, przygotowując się tym samym do wezwania
pomocy, jeśli będzie trzeba.
W zaledwie kilka minut noc odsłoniła przed nią swoje nieznane oblicze.
Wtem usłyszała kolejny trzask, zdołała jednak powściągnąć ciekawość
i się nie odwróciła. Wolała nic nie widzieć, zamiast stać się dla kogoś
niewygodnym świadkiem. Przyspieszyła kroku. Odległość dzieląca ją od
akademika nigdy jeszcze nie wydawała jej się tak wielka.
W ogóle o tej porze nie powinna tutaj być. Trzeci odgłos dobiegający
z ciemności utwierdził ją w przekonaniu, że wciąż znajdowała się zbyt
blisko miejsca, w którym coś się właśnie działo. Nic nie widziała, lecz
szósty zmysł znienacka podpowiedział jej, żeby rzuciła się pędem przed
siebie. Nie odwracaj się – powtarzała sobie. – Tylko się nie odwracaj.
iedy Unai został w pokoju sam, obejrzał do końca filmik
K
na
otrzymany od nieznanego nadawcy. Obok drugiej postaci ujrzał
samego siebie, jak niewprawnie porusza się w rytm muzyki, której
nagraniu nie było słychać. Nie miał przy tym swoich
charakterystycznych okularów w oprawkach – zdjął je w głupim odruchu,
jaki zawsze się u niego odzywał, gdy przesadził z alkoholem. Był pijany.
Oniemiały usiadł na łóżku, nie odrywając wzroku od scen pojawiających
się na ekranie. Co za wstyd. Telefon zdawał się parzyć go w palce, ale
usunięcie pliku nie sprawi, że filmik, który ktoś w tajemniczy sposób
pozyskał, wyparuje. Niemal się tym napawając, Unai w trybie
pełnoekranowym przyglądał się w milczeniu własnej sylwetce opartej
o ścianę z zielonych kafelków między dwiema umywalkami, widocznym
w głębi pomieszczenia pisuarom i znajdujących się naprzeciwko nich
białym drzwiom kabin toalet. Tak, nie było żadnych wątpliwości: filmik
nagrano w męskiej toalecie klubu „ Lombok”, w którym nie tak dawno
odbywała się impreza studencka. Dziewczyna na nagraniu to Laura,
atrakcyjna studentka dziennikarstwa, którą poznał tamtego wieczoru. Unai
przypomniał sobie, jak kręciło mu się wtedy w głowie i jak głośno dudniła
tam muzyka – był to chyba jakiś kawałek Katy Perry. Mimo że dziewczyna
zamknęła wtedy drzwi od łazienki, piosenkę było tam słychać doskonale.
– Niemożliwe, żeby ktoś to nagrał… – wymamrotał pod nosem,
pogrążony w bolesnym zlepku wyrzutów sumienia i strachu przed
przewidywanymi konsekwencjami. – To niemożliwe…
Ekran telefonu jednak nie kłamał. Nagranie ukazywało teraz, jak Unai
i Laura tańczą razem, coraz bliżej siebie. To ona poruszała się zmysłowo, to
ona starała się zbliżyć swoje ciało do Unaia, to ona robiła kokieteryjne
miny podczas tańca, a on pozwalał się prowadzić. Był zbyt pijany, żeby
móc przejąć inicjatywę. Unai miał wrażenie, że tak naprawdę na filmiku to
nie był on, ale w umyśle, już i tak zranionym poczuciem winy, torowała
sobie drogę wątpliwość: czy na nagraniu było to rzeczywiście widoczne?
Czy jeśli ten filmik dotrze do Vegi, dziewczyna zrozumie, że nie
panował nad swoim zachowaniem?
Przecież i tak widać, że podejmuję grę – pomyślał zrozpaczony Unai. – I
to widać. Uczestniczę w niej, moje ręce przesuwają się po ciele Laury,
pieszczę ją.
Na nagraniu wyraźnie lgnęli do siebie. Jednak nie był aż tak pijany.
A może byłem? Sam już nie wiem.
Unai nie do końca potrafił ocenić swój stan z tamtego wieczoru. Godziny
spędzone w klubie pozostawały w jego pamięci zasnute mgłą, której ani
myślał rozpraszać. O wszystkim po prostu zapomniał. Od tamtej pory nie
widział się z Laurą. Nawet nie próbował jej szukać.
Teraz zaś ktoś – kierując się wyraźnie wrednymi zamiarami – zmuszał
go, żeby do tego wrócił. Stawka była wysoka. Unai nie chciał stracić Vegi.
Naprawdę coś do niej czuł, a taki błąd mógł z łatwością zniszczyć łączące
ich zaufanie.
Zrozpaczony, skupił ponownie uwagę na nagraniu. Nie dopuszczał
myśli, że może utracić dziewczynę. Nie przez takie potknięcie. Wyobrażał
sobie, co się stanie, kiedy ona się o tym dowie. Alkohol był wymówką zbyt
łatwą do obalenia, a to, że on sam angażował się w rozwój wypadków,
doskonale było widać na filmiku. Wyraźnie cieszył się chwilą, uśmiechał
się i tańczył. Nie sprawiał wrażenia osoby, którą ktokolwiek do czegoś
zmuszał. Intrygujące było to, że Unai zazwyczaj się aż tak się upijał… A tu
ledwie pamiętał, co było dalej. Po chwili na ekranie telefonu ujrzał
pocałunek tak namiętny, że nie był w stanie dłużej na to patrzeć, czując się
jak mimowolny podglądacz samego siebie.
Co za koszmar.
– Kurwa! – krzyknął, ciskając telefon na łóżko. – Jak mogłem…
Nic nie rozumiał. Wszystko, co dotyczyło imprezy w klubie „ Lombok”,
wciąż dryfowało mu w głowie niczym resztki rozbitego statku. We
wspomnieniach odkrywał mnóstwo luk, których nie potrafił wytłumaczyć.
Była to jakaś zagadka, której elementów, mimo usilnych starań, nie był
w stanie poukładać. Pierwszy raz przeanalizował całą sytuację i zdał sobie
sprawę, że nigdy tyle nie pił, nie przyszłoby mu też do głowy zdradzić
Vegi, poza tym nie miał w zwyczaju wdzięczyć się do dziewczyn pokroju
Laury. I wszystko to jednego wieczoru?
Takie nagromadzenie nietypowych okoliczności wydało mu się zupełnie
nieprawdopodobne. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
Poza tym jak to możliwe, że ktoś był przygotowany do nagrania sceny
rozgrywającej się w toalecie. Czyżby czekał, aż coś takiego się wydarzy?
Jak tego dokonał?
Unai nie wiedział, czy popada w paranoję, czy wprost przeciwnie – ma
do czynienia z misternie uknutą intrygą. Z pułapką.
Z planem, który nie zrodził się tej nocy, ale wiele tygodni wcześniej.
Ale to przecież totalny absurd. Z drugiej strony, sprawa wcale nie
wyglądała dobrze. Nawet to, że wiadomość otrzymał właśnie wtedy, gdy
był razem z Vegą, kazało mu podejrzewać, że osoba odpowiedzialna za tę
całą niejasną sytuację umyślnie zaczekała na najbardziej nieodpowiedni
moment, aby spotęgować wrażenie, jakie miała na nim wywrzeć groźba.
I to się udało.
– Zrozumiałem wiadomość – mruknął Unai. – Gdybyś tylko chciał,
jeszcze tej nocy mógłbyś zniszczyć mój związek.
To perwersyjna demonstracja siły, która spełniła swoje zadanie: zdołała
go zastraszyć.
Unai bardzo się bał, choć nawet nie wiedział, z kim przyszło mu się
zmierzyć.
Ponownie przeczytał anonimowe wiadomości, które przed kilkoma
minutami przysłał mu ktoś z linkiem do nagrania:
###
Nie, nie! Rubén ścisnął telefon, jakby tym gestem mógł przestrzec kolegę,
wyznać mu, jaka groźba kryła się w tej grze. To Unai też? Nie daj się
nabrać, nie wchodź w to!
Wiedział jednak, że skoro Valkiria zwróciła uwagę na Unaia, ten nie miał
już pola manewru. Witaj w grze, Graczu4. Witaj w tym koszmarze.
Rubén zawahał się, spojrzał na zegarek. Wciąż nasłuchując odgłosów
dochodzących z korytarza akademika, dokonał szybkiej kalkulacji.
Wiadomość od Unaia przerwała mu przygotowania do ucieczki, tymczasem
minuty płynęły nieubłaganie. Ten, kto na niego polował, musiał być coraz
bliżej.
Gracz3 się nie zatrzymywał.
Znowu brzęczenie.
###
Unai kostkami dłoni zapukał do drzwi pokoju Kiki i zaczekał. Mimo późnej
godziny nie bał się, że obudzi koleżankę. Znał jej tryb życia. Studiowała
informatykę. Domyślał się, że siedzi pochłonięta zadaniami
z programowania, skupiona nad ekranem komputera i wklepuje
w klawiaturę ciągi kodu zrozumiałe tylko dla wtajemniczonych.
Po paru sekundach usłyszał odpowiedź – „Otwarte!” – i popchnął drzwi.
Kika, ubrana w szare spodnie od piżamy i rozciągniętą koszulkę
z motywem z Gwiezdnych wojen, jeździła po pokoju na fotelu biurowym
na kółkach, wpatrując się w dwa włączone laptopy, które rozstawiła na
stoliku. Na biurku znajdował się komputer stacjonarny, na którego
monitorze z wielką prędkością przesuwały się kolumny liczb.
Rozczochrana Kika wyglądała niczym szalony naukowiec. Na stopach
miała coś w rodzaju ogromnych kapci przypominających łapska ze
szponami potwora.
– Jak leci, Unai? – rzuciła na powitanie, po czym pomknęła ku
komputerowi na biurku. – Kiepsko wyglądasz. Co tu robisz o tej porze?
Przestała na niego patrzeć. Palcami przebiegała po klawiaturze przed
sobą. Cyfrowy strumień przepływający na monitorze nagle się zatrzymał
i zabrzmiał wysoki dźwięk. Dziewczyna zatarła dłonie, wczytując się
w komunikat, który pojawił się na ekranie. Zdawała się
usatysfakcjonowana.
– Wszystko w porządku – skłamał Unai. Zrobił kilka kroków i usiadł na
łóżku. Po prawej stronie zauważył opartą o ścianę deskorolkę, na której
Kika zwykła przemieszczać się po kampusie. – Muszę się ciebie poradzić
w jednej sprawie.
Kika westchnęła.
– No dobra… – Zaczęła ponownie stukać w klawisze, tym razem na
jednym z laptopów, do którego dojechała po precyzyjnym szarpnięciu
fotelem. – Zaktualizujcie sobie antywirusy i przestaniecie pakować się
w kłopoty!
Unai siedział na łóżku blisko niej.
– To nie to. Przyszedłem z czymś, co może cię naprawdę zainteresować.
Palce Kiki zastygły w bezruchu.
– O co chodzi? – Odwróciła się w jego stronę, palce wciąż trzymając nad
klawiaturą. – To naprawdę coś ciekawego?
Unai przytaknął.
– Słyszałaś kiedyś o aplikacji pod nazwą Valkiria?
Kika zmarszczyła brwi.
– Valkiria? – powtórzyła. – Nie. Wiem tyle, że walkirie, te z mitologii
nordyckiej, były pięknymi i wojowniczymi boginiami, które mieszkały
w Walhalli, raju dla bohaterów poległych w bitwach. Nic więcej nie wiem.
Wydawało się to mało przydatne. Unai zaczął tracić nadzieję. Czyli
nawet Kika nie pomoże mu się w tym połapać?
– Nic ci taka nazwa nie mówi?
Kika pokręciła głową.
– Nie znam żadnej takiej aplikacji. Chociaż…
W jej oczach pojawił się nagły błysk. Instynkt i apetyt na cybernetyczne
wyzwania podpowiadały, że problem, z jakim przyszedł Unai, mógł się
jednak okazać smakowitym kąskiem. Zaczęła czegoś szukać w telefonie,
ale nie trwało to długo.
– Nic. Nigdzie nie sprzedają Valkirii. Sprawdziłam. Być może chodzi
o jakąś wersję testową, której jeszcze nie wypuszczono.
– Wątpię.
Kika przejrzała jeszcze wyniki w wyszukiwarce Google, nie znalazła
jednak nic interesującego. Chrząknęła.
– Pytałeś może Rubéna? Na grach wideo zna się dużo lepiej ode mnie.
– Napisałem do niego, ale jeszcze mi nie odpowiedział.
Unai widział, jak Kika powtarza sobie w myślach wszystko, co usłyszała
do tej pory.
– To skąd wziąłeś tę tajemniczą aplikację?
– Dostałem zaproszenie do gry. I muszę natychmiast zdecydować.
„Zaproszenie” było bardzo delikatnym określeniem sposobu, w jaki
został zmuszony do podjęcia gry, niemniej jednak Unai postanowił nie
ujawniać Kice kwestii nagrania. Za bardzo było mu wstyd.
– Kto cię zaprosił?
– Nie wiem.
– Nie wiesz, kto cię zaprosił? – Kika natychmiast się ożywiła. Nie
spostrzegła nawet niepokoju trapiącego Unaia.
Skupiła się na własnym zaintrygowaniu. Nic jej tak nie emocjonowało
jak zagadki.
– Nie – przyznał Unai. – Nie wiem, kto stoi za Valkirią. Zaproszenie
dostałem w wiadomości wysłanej z numeru nie do namierzenia. Zostało
mi… – Spojrzał na zegarek. – Sześćdziesiąt minut na podjęcie decyzji.
– Skąd ten pośpiech? – ciągnęła Kika, nie zwracając uwagi na
komputery, co dowodziło, że Unai zdołał rozbudzić jej zainteresowanie. –
Wyznaczenie tak krótkiego limitu nie ma zresztą większego sensu…
– Mistrz gry jest dość apodyktyczny. Nie udziela żadnych wyjaśnień.
– Właśnie widzę. Właściwie, to kazał ci zagrać. Tak po prostu,
znienacka. W czwartek o północy.
– Otóż to. Godzinę temu. I zabronił mi o tym komukolwiek mówić.
Kika przez dłuższą chwilę przyswajała to, co usłyszała.
– A co się stanie, jeśli odmówisz? – Wreszcie zdała sobie sprawę z tego,
jak bardzo Unai się stresuje. – Jesteś podenerwowany. Cała ta sprawa ma
dla ciebie jakieś… szczególne znaczenie?
Kika domyślała się, że coś przed nią ukrywał.
– Chciałbym wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi – odpowiedział. –
I dlaczego zwrócili się akurat do mnie. Dlaczego wybrali mnie. I tyle.
Przez kilka chwil w milczeniu wpatrywali się w siebie nawzajem. Kika
zapewne oceniała, do jakiego stopnia może wierzyć słowom Unaia. Czuła,
że nie odsłonił przed nią wszystkich kart, że nie jest zupełnie szczery.
W końcu ciekawość wzięła w niej górę:
– Dalej, pokaż mi te wiadomości. Cholera wie, w co się wpakowałeś.
Unai podał jej telefon z otwartą wiadomością, w której podano link do
Valkirii. Miał nadzieję, że Kika nie zacznie przeglądać reszty
korespondencji.
– Podobno tam znajdę aplikację do pobrania – powiedział niepewnie,
wskazując ciąg cyfr.
Na szczęście już tyle wystarczyło, żeby zainteresować Kikę, która
zignorowała pozostałe wiadomości.
– Ta domena na końcu adresu, „onion”, wskazuje, że chodzi o witrynę
w sieci Tor – stwierdziła tonem zawodowca. – Spójrz.
Kika odwróciła się w stronę laptopa, na którym pracowała. Otworzyła
przeglądarkę i przepisała treść linka. Następnie delikatnie uderzyła palcem
w gładzik.
– Widzisz? – odezwała się, nie odrywając oczu od ekranu. – „Nie
znaleziono serwera”. Tak jak myślałam. To się robi coraz ciekawsze…
Unai nic nie rozumiał.
– O czym ty mówisz?
– Unai, przeglądarka nie znalazła tego adresu.
– Czyli co? Podali mi błędny kod?
– Skoro zadali już sobie tyle trudu, żebyś się nie dowiedział, kto wysyła
wiadomości, nie popełniliby tak głupiego błędu.
– A zatem?
– To znaczy, że link prowadzi w miejsce poza zwyczajną siecią, aby nikt
z zewnątrz nie był w stanie jej znaleźć ani stwierdzić, kto za tym stoi.
Szukamy w niewłaściwym miejscu.
– Poza zwyczajną siecią? To jest jeszcze jakaś inna?
Kika zrobiła szelmowską minę.
– Są tacy, którym podczas surfowania po sieci zależy na… większej
intymności. Sam rozumiesz, żeby nikt nie mógł do nich trafić śladem
odwiedzanych stron, nie kontrolował ich działań ani wymienianych plików.
Właśnie w tym celu powstał odrębny poziom Internetu, tak zwany Tor,
pajęczyna zaszyfrowanych połączeń istniejących poza zwykłą siecią,
niewykrywalnych dla przeglądarek.
– Kurde. Czyli chcąc zachować prywatność, nie wystarczy po prostu
wyczyścić historii przeglądania?
– Absolutnie nie. Kiedy buszujesz w Internecie, w twoim komputerze
zapisują się „ciasteczka”, które zbierają wszystkie informacje o tym, co
robiłeś na poszczególnych witrynach. Nawet kiedy je skasujesz, pozostają
jeszcze ślady na serwerach stron, które odwiedziłeś. Z kolei to, co się
zdarzy w sieci Tor, pozostaje w sieci Tor. To strefa nieznana, co niektórzy
wykorzystują do nielegalnych działań. Wchodzi się do niej za pomocą
specjalnego oprogramowania, które otwiera wrota do tych jakby zaświatów
Internetu, niewidzialnych dla przeglądarek. Nie słyszałeś? Znakiem sieci
Tor jest cebula.
Cebula. Teraz Unai zrozumiał obrazek, którego nie pokazał Kice.
Tajemniczy nadawca dawał w ten sposób do zrozumienia, którędy można
dostać się do Valkirii.
– To niewiarygodne, że istnieje coś takiego – zauważył, pragnąc
dowiedzieć się czegoś więcej. – Jak to możliwe, że władze na to pozwalają?
Poruszanie się po takiej sieci chyba powinno być zakazane…
Przyszło mu na myśl, że taka strefa bezkarności z pewnością budzi
pokusę popełniania przestępstw. Albo tworzenia gier wideo mających
utrudniać życie innym. Gdyby nie podziemna sieć, Odyn nie byłby w stanie
tak skutecznie się ukryć.
– Wiesz – doprecyzowała Kika – sieć Tor pełni również bardziej
pożyteczne funkcje. Na przykład umożliwia komunikację dysydentom
w państwach niedemokratycznych, pozwalając ominąć cenzurę. Na
przykład w Chinach dzięki sieci Tor istnieją źródła informacji
niekontrolowane przez władze.
Czuło się wyraźnie, że mówienie o tych kwestiach sprawia Kice
przyjemność. To był jej świat.
– Na to nie wpadłem – przyznał Unai. – Teraz rozumiem, że w tej
podziemnej sieci są dobrzy i źli. Mówiłaś, że jak się do niej wchodzi?
– Będziesz musiał wejść, jeśli chcesz dotrzeć pod adres, który ci
przysłali.
– To już załapałem.
– W wypadku komputera osobistego musiałbyś skorzystać z systemu
operacyjnego typu Tails. Z telefonu komórkowego takiego jak twój, który
działa pod Androidem, wchodzi się przez aplikację o nazwie Orbot. To ona
czyta protokół Tor. Kiedy już ją ściągniesz, będziesz mógł się poruszać po
sieci przy użyciu odpowiednio skonfigurowanej przeglądarki. Polecam ci
Orfox.
Unai już się pogubił. Żargon komputerowców zawsze strasznie go
nudził.
– A zatem muszę pobrać na telefon aplikację Orbot, a następnie tę
specjalną przeglądarkę, tak?
– Właśnie tak.
– Trzymaj! – Podał telefon Kice. – Cały twój.
– No to jazda! – Kika zatarła ręce. – Co za prezencik! Sprawiłeś mi tym
wielką radochę. Oby ta cała gra była czegoś warta.
Unai nie był jednak w nastroju do żartów. Do wyrzutów sumienia, jakie
wzbudzało w nim nagranie, dochodziła kwestia uciekającego czasu: miał
jeszcze czterdzieści minut, aby włączyć się do gry, inaczej filmik zostanie
wysłany Vedze.
Co za koszmarnie długa noc.
ubén zrobił już krok i przeszedł poza próg swojego pokoju. Był na
R kto rzuca się we śnie do ucieczki, która donikąd nie prowadzi ani
nie wybawia z niebezpieczeństwa.
Wiedział, że w koszmarach sennych pościg zawsze jest zbyt blisko, że
czujesz na karku oddech ścigającego, że jego cień wyprzedza twoje kroki.
Ty zaś biegniesz coraz wolniej, aż każdy ruch staje się męczarnią.
Zaczynasz się czołgać i albo wszystko kończy się tragicznie, albo się
budzisz, co również stanowi formę ucieczki.
Rubén uciekał pośród ciszy. W snach panowała ta sama atmosfera
zatrzymanego czasu, którą teraz wciągały wraz z powietrzem jego płuca,
było również to samo poczucie nieistnienia świata zewnętrznego, jakie
w życiu przychodziło nad ranem. On jednak nie dawał się omamić
spokojnemu nastrojowi, wiedział, że ma jeszcze szansę wymknąć się
przeznaczeniu, które pisali mu inni.
Rubén nie zamierzał skończyć tak jak Marta.
Jego tenisówki niemal bezgłośnie uderzały w drewnianą podłogę
akademika. Niemal frunął, nie odróżniając już identycznych drzwi, które
zostawiał za sobą po obu stronach korytarza. Zapewniały schronienie
ludziom, którzy nie mogli mu pomóc, którzy aż do przebudzenia
pozostawali poza jego światem. Gdyby tak świt był bliżej… Z każdym
ruchem plecak obijał mu się o żebra. Rubén jednak nie przystawał. W coraz
większej odległości za sobą pozostawiał schody prowadzące na parter,
który stał się obszarem nieprzyjaznym. Ktoś nadal po nich wchodził. Rubén
wyczuwał, jak się nieubłaganie zbliża, co zapowiadało najgorsze.
Valkiria odkryła jego próbę ucieczki, innego wytłumaczenia nie było.
Przyszli po niego.
Na końcu korytarza, dokąd zmierzał Rubén, znajdowało się przejście
łączące akademik z pomieszczeniami technicznymi. Była to strefa
niedostępna dla studentów, wykorzystywana przez personel przy
przeglądach instalacji i zapewniająca dostęp do piwnic. Rubén znał tę trasę,
bo niektórzy jego koledzy przechodzili tamtędy na nielegalne popijawy.
– Tam też jest wyjście z budynku – wyszeptał, aby dodać sobie otuchy. –
Uda mi się!
Szansę ucieczki upatrywał w tym, że wciąż nie został zidentyfikowany
jako gracz przez swojego rywala. Dlatego musiał wymknąć się z akademika
i dotrzeć w jakieś miejsce poza kampusem, gdzie mógłby wmieszać się
w tłum. Ratunek mogła mu dać anonimowość.
Musiał stać się niewidzialny. Zniknąć.
Kolejne odgłosy. Ktokolwiek wchodził główną klatką schodową, za
chwilę znajdzie się na tym piętrze. Rubén ukrył się we wnęce ściany.
Przeklął w myślach, że nie zdążył dotrzeć do łącznika, który pozwoliłby mu
zniknąć Graczowi3 z oczu. Tak niewiele zabrakło. Od wyjścia dzieliło go
jedynie parę metrów. Gdyby miał trochę więcej czasu…
Wstrzymał oddech.
Tylko się nie zdradź – powtórzył w myślach. – Wytrzymaj.
Jeśli przeciwnik go dostrzeże, będzie to oznaczało koniec. Musiał
wierzyć, że w ciągu najbliższych minut trafi się okazja, aby ostatecznie
opuścić to piętro.
Zacisnął kciuki.
Wystarczająco długo mieszkał w akademiku, by nauczyć się
rozpoznawać wszystkie odgłosy. Każdy budynek to mapa dźwięków, którą
ktoś uważny może swobodnie interpretować. On zaś potrafił odczytać
najcichszy trzask w nocnej ciszy. Grał na własnym boisku, to było jego
terytorium. Dlatego mógł odtworzyć trasę tajemniczego przybysza, sam
pozostając w ukryciu. Nigdy jeszcze nie włożył w coś tyle wysiłku. Zlany
potem, z zamkniętymi oczyma, analizował, jak Gracz3 niespiesznymi,
rozważnie stawianymi krokami idzie korytarzem. Wyobrażał sobie, jak
nieznajomy spogląda na telefon, na którego ekranie miga powiadomienie
Valkirii, oczyma drapieżnika przeczesując przy tym każdy kąt. Czy w ręku
trzymał jakąś broń?
Ryzykuje tak samo jak ja. Wszyscy jesteśmy więźniami. Przegrany będzie
tylko jeden: albo ja, albo on.
Ponownie zastanawiało go, czy to możliwe, żeby przeciwnik
dysponował bardziej precyzyjnym urządzeniem namierzającym niż on sam.
Jeśli tak, było już po nim.
Nie zdoła się wymknąć.
Wtem Rubén wstrzymał oddech.
Cholera!
Nagle zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, fatalny błąd. Zabrał telefon!
Telefon, który z uruchomioną Valkirią cały czas rejestrował każdy jego
krok.
Spojrzał na trzymane w dłoni urządzenie, którego ekran nie przestawał
błyskać czerwonawą poświatą powiadomienia. Teraz na dodatek
geolokalizator wykrył również obecność Odyna, mistrza gry! Sprawa robiła
się poważniejsza.
Odyn wszedł w jego strefę bezpieczeństwa.
Rubén docisnął telefon do nogi, obawiając się, że Gracz3 mógłby ze
swojego miejsca dojrzeć blask ekranu.
– Kurwa, przecież ja go zwabiam – wyszeptał. – Jak mogłem być aż tak
głupi?
Wcisnął wyłącznik i telefon zamarł.
Ciche skrzypnięcie drzwi sprawiło, że Rubén powrócił do
rzeczywistości. Niemożliwe! Gracz3 wszedł do któregoś z pokojów?
Odważył się na coś takiego?
Przeciwnik nie zaryzykowałby wejścia do pokoju, w którym ktoś jest –
pomyślał zdumiony. – Ewidentnie wszedł do mojego. Do mojego! Ale skąd
wiedział…
Dłużej się nie zastanawiał, dostrzegł bowiem okazję, na którą czekał.
Bardzo wolno wychylił się na korytarz i stwierdził, że nikogo na nim nie
było.
Teraz albo nigdy.
Ostrożnie więc ruszył, żeby pokonać kilka metrów, które dzieliły go od
przejścia dla personelu.
Dalej, uda ci się…
###
###
B
sposobem
Unai uznał za dogodną porę, aby móc przemieszczać się bez
ryzyka, że na kogoś wpadnie. Wolał uniknąć pytań, a jedynym na to
było wykorzystanie ostatnich chwil snu społeczności
uniwersyteckiej. Miał już dostatecznie dużo problemów. Co bowiem
odpowiedziałby napotkanemu koledze na zwyczajne pytanie, dokąd idzie
o takiej porze? Jakie kłamstwo wymyśliłby na poczekaniu, żeby uzasadnić
swoje postępowanie? Świadków lepiej unikać. Przecież mogą to być jego
konkurenci z Valkirii.
Teraz wszystko jest możliwe.
Jedyną osobą, którą Unai chętnie by w tej chwili zobaczył, był Rubén.
On jednak nadal nie odpisywał na wiadomości. WhatsApp Rubéna nie
wyświetlał nawet godziny logowania.
Tak czy inaczej, powinien unikać wzbudzania podejrzeń, zwłaszcza że
obecność studenta na terenie kampusu o tej porze nie była czymś
zwyczajnym. Unai szedł zdecydowanym krokiem, w pośpiechu, skupiając
wzrok na swoim celu: pobliskim akademiku, właśnie tym, w którym
mieszkał Rubén. W górze niebo ukazywało wciąż strzępy nocy pośród
ciszy, której minuty były policzone. Wobec bliskości świtu pierwsze światła
rozjaśniały elewacje budynków administracji uczelni.
Miał niewiele czasu.
Odyn również musiał wcześnie wstać, gdyż wiadomość z pierwszym
zadaniem przesłał mu o piątej trzydzieści nad ranem. Unai uznał, że albo
grę nadzoruje kilka osób, albo tajemnicza postać, która pociąga za sznurki,
nigdy nie śpi, dwadzieścia cztery godziny na dobę przyglądając się
każdemu ruchowi uczestników rozgrywki.
Przynajmniej otrzymana misja nie wydawała się Unaiowi trudna do
wykonania. Szczerze mówiąc, spodziewał się zadania bardziej złowrogiego
lub nawet zuchwałego. Jeśli zamiarem Odyna było utrudnić mu życie, to
mógł go zmusić do zrobienia czegoś dalece gorszego niż do
uporządkowania piwnicy w jednym z akademików, zabrania torby, którą
tam znajdzie, i przeniesienia jej w inne miejsce.
Na tym bowiem miała polegać jego pierwsza misja, bardziej
przypominająca studencką inicjację niż wyzwanie. Mimo to, jak podkreślił
Odyn, bardzo ważne było, żeby wykonał zadanie bez świadków. Jeśli
zostanie zauważony, nie zaliczy próby. „Wówczas będą wyciągnięte
konsekwencje” – głosiła otrzymana wiadomość.
Można było odnieść wrażenie, że groźba zakładała coś więcej niż tylko
zwykłe odjęcie punktów.
W innych okolicznościach Unai niespecjalnie by się tym przejmował.
Jak bowiem mistrz gry miałby się dowiedzieć, że ktoś spoza świata Valkirii
zauważył go podczas wypełniania misji? Biorąc jednak pod uwagę
wyrachowanie, z jakim Odyn postępował w całej tej sprawie, Unai uznał,
że lepiej będzie zastosować się do jego poleceń.
Ponownie zawisło nad nim widmo nagrania.
Problem z Valkirią jest taki – rozmyślał, nie przerywając marszu – że
fikcja miesza się w niej z rzeczywistością. Zarówno w scenariuszach gry, jak
i w zadaniach, postaciach i sankcjach.
To go dezorientowało. Jako gracz nadal nie wiedział do końca, z czym
się mierzył.
Na tym właśnie polega władza Odyna. Na naszej niepewności.
Mimo wszystko przeszło mu przez myśl, że być może dał się nastraszyć
i ostatecznie Valkiria nie okaże niczym wielkim. Co prawda, aby zapewnić
sobie jego udział w grze, posłużono się dość agresywną zagrywką, ale jeśli
kolejne wyzwania pozostaną na tym samym poziomie, co pierwsze, to cała
akcja będzie po prostu zawracaniem głowy.
Unai właśnie dotarł do celu – pod główne wejście akademika Rubéna.
Tak jak napisał w porannej wiadomości Odyn, drzwi były otwarte. Po raz
kolejny zrobiło na nim wrażenie, jak mistrz gry panuje nad sytuacją. Unai
rozejrzał się uważnie, aby się upewnić, że nie ma świadków i wszedł do
pustego holu.
Teraz, zgodnie z otrzymanymi instrukcjami, ma zajrzeć do aplikacji
Valkiria – po jej otwarciu natknął się na obrazek czarnego kruka –
i podążyć trasą oznaczoną na mapie. Unai posłusznie powiększył palcami
widok planu akademika. Odnalazł siebie jako migającą kolorową kropkę
podpisaną „Gracz4”. Po dwukrotnym stuknięciu w wyświetlacz telefonu
ujrzał wnętrze parteru budynku, jak gdyby wszedł właśnie na nowy poziom
gry.
Jakość grafiki była naprawdę doskonała.
Migający punkt z jego położeniem znajdował się teraz w holu. Czerwona
strzałka wskazywała, żeby kierował się na prawo.
Czyli kiedy mistrz zechce, geolokalizacja staje się dokładna –
wydedukował.
Unai podążył we wskazanym kierunku, zastanawiając się, czy pozostali
gracze Valkirii widzą jego ruchy. On w swojej aplikacji nie dostrzegał
nikogo więcej.
Po chwili musiał zejść kilka schodków niżej i wkroczyć w strefę
niedostępną dla studentów. Niewinny charakter powierzonej mu misji
zyskiwał inny wymiar: jeśli ktoś by go tutaj zastał, czekał go –
w najlepszym wypadku – zdrowy opieprz. Unai szedł dalej, nie tracąc
z oczu wskazówek wyświetlanych na ekranie telefonu. Na szczęście o tej
porze ryzyko natknięcia się na pracownika technicznego akademika było
minimalne.
W końcu dotarł do piwnicy i tak, jak kazała czerwona strzałka na
wyświetlaczu, skręcił w prawo, po czym wszedł do pomieszczenia, które
miał uporządkować. Zabrał się za układanie zalegających dookoła
przedmiotów. Pomieszczenie było duszne i wypełnione unoszącym się
kurzem. Blask wschodzącego słońca przesączał się przez coś w rodzaju
ścianki z bardzo brudnych przeszklonych bloczków, za którą chyba musiało
być jakieś okno wychodzące na poziom ulicy. Wokół zauważył trochę
mebli – wiele poprzewracanych – jakieś skrzynki, a nawet drukarkę i stare
monitory komputerowe.
Na stole dostrzegł dużą torbę, którą miał ze sobą zabrać. Obok niej leżał
ciężki metalowy pręt. Odyn wymienił go w wiadomości jako jeden
z przedmiotów, które Unai miał włożyć do torby. Podniósł go ostrożnie,
ponieważ w półmroku na całej długości przedmiotu dostrzegł jakieś lepkie,
ciemne plamy, po czym wypełnił polecenie.
Musiał zresztą przyznać, że Odyn nie improwizował. Dokładność jego
wskazówek stanowiła kolejny dowód na to, z jak rygorystyczną
premedytacją przygotował rozgrywkę.
– Nie ma co – wyszeptał Unai. – Gość musi naprawdę się nudzić, że
zorganizował coś takiego.
Unai powrócił do pracy. Porządkował pomieszczenie, starając się nie
tracić z pola widzenia ekranu telefonu. Wykazywał nieufność. A jeśli
geolokalizator wykryje pojawienie się innych graczy? Być może Odyn
polecił jego konkurentom, by uniemożliwili mu wykonania misji.
Niebawem skończył. Z wyższych pięter dobiegały odgłosy oznaczające
budzenie się mieszkańców, co stanowiło niedobry znak. Musiał jak
najszybciej się stąd zabrać i zostawić torbę w wyznaczonym miejscu:
w męskiej łazience na parterze.
Jeśli ktokolwiek by go dostrzegł, nawet jedna osoba, Odyn by się
zdenerwował.
A tego Unai nie chciał. Za nic w świecie.
###
###
###
Unai zaczął się zastanawiać, jakie błędy mógł mieć na myśli Rubén i czy
jego niespodziewane zniknięcie akurat tej samej nocy, kiedy on otrzymał
zaproszenie do Valkirii, wiąże się w jakikolwiek sposób z jego ostatnimi
przeżyciami. W końcu Rubén to miłośnik gier komputerowych, byłoby
więc czymś logicznym, gdyby to właśnie jego Odyn postanowił wciągnąć
w pierwszej kolejności.
– Chodźmy na obiad. Bardzo już późno, a jeśli chcemy rozwiązać tę
zagadkę, powinniśmy najpierw coś zjeść.
Compu starał się, żeby propozycja zabrzmiała naturalnie, ale jego głos
nie wydawał się przekonujący. Dało się w nim wyczuć niepokój.
ika i Pedro właśnie zajęli jeden z niewielu wciąż wolnych
###
###
C partyjkę…
Po obiedzie pospacerowała z Pedrem po kampusie, teraz jednak
zaczynało robić się już późno. Zaprosiła go więc do akademika, aby
pokazać mu swój najnowszy zakup, ostatnią wersję gry wideo o zombie.
Nic tak przecież nie pobudza apetytu przed kolacją, jak rozwalenie hordy
gnijących żywych trupów.
– Dziś będzie mi trudno znaleźć czas – odparł Pedro, przyglądając się
odbiciu swojej sylwetki w szybie. – Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia
na jutro.
Kika z zaskoczeniem złapała się na myśli, że z Pedra jest naprawdę
niezłe ciacho. Postanowiła trochę się z nim podroczyć.
– Na przykład wypad na siłownię? Takie masz zobowiązania na jutro?
Pedro uśmiechnął się pod nosem, skupiając spojrzenie na ekranie
telefonu.
– Nie, tym razem nie.
– Musisz nagrać jakiś filmik na swój kanał na YouTube?
– Znowu pudło. Zamierzam zresztą na jakiś czas dać sobie z tym trochę
luzu.
– Czyżby? Widziałam to ostatnie, które wrzuciłeś. Pokazujesz ciałko…
– Nie przesadzaj, tylko na chwilę pojawiam się bez koszulki.
– Pewnie od razu wzrosła ci liczba odsłon, co?
Pedro zachichotał.
– Nie da się ukryć.
– Dobra, jak chcesz. Ale nie wiesz, co tracisz, grafika jest naprawdę
niesamowita…
– Jutro mi pokażesz.
– Ostatnio wieczorami ciągle masz coś do roboty – rzuciła Kika
z przekąsem. – Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć?
– Jesteś zazdrosna?
– Mam zbyt dobry gust, żeby się tobą interesować – odparła prędko. –
A teraz odpowiadaj: masz mi coś do powiedzenia?
Obiektywnie rzecz biorąc, Pedro był atrakcyjnym chłopakiem: wysoki,
wysportowany, o wyraźnych rysach twarzy, przywiązujący wagę do ubioru.
Dbał o siebie, a z dwudniowym zarostem było mu do twarzy. Być może
miał w sobie coś z narcyza – nawet sporo – tyle jednak Kika była w stanie
mu wybaczyć. U niego zdawało się to niemal urocze. Dziwiło ją tylko, że
nigdy nie widziała go z żadną dziewczyną, bo doskonale wiedziała, że
różne studentki wydziału komunikacji audiowizualnej były nim
zainteresowane. Nie mówiąc już o tym, że jako twórca filmików na
YouTube cieszył się sporym powodzeniem, o czym świadczyło osiem
tysięcy obserwujących.
– Nic specjalnego. – Ponownie się uśmiechnął. – Muszę oddać kilka prac
na zajęcia. I tyle.
– Ta, jasne.
– Naprawdę.
– Mógłbyś się bardziej wysilić.
Pedro ponownie zerknął na telefon.
– Przykro mi, ale nie mam dla ciebie żadnej smakowitszej odpowiedzi.
Mówię, jak jest.
– Dobra, idź już sobie. – Kika przybrała znudzony wyraz twarzy. –
Widzimy się jutro. I obyś nie miał planów na wieczór!
– W porządku. Do jutra!
Kika patrzyła, jak oddalał się w kierunku budynku biblioteki
uniwersyteckiej. W sposobie, w jaki się poruszał, idąc ze spuszczonymi
ramionami i niemal nie unosząc stóp, można było dostrzec zmęczenie.
– Jak ten wysiłek fizyczny jednak szkodzi – stwierdziła, gładząc się
czule po obfitych biodrach. – Ja to dopiero byłabym wykończona, gdybym
cały dzień miała uprawiać sport.
W sumie nie przeszkadzało jej, że została sama. Dzięki temu mogła
jeszcze pogłówkować nad sprawą Valkirii, która nadal zaprzątała jej myśli.
– Czyli jest taka gra, której nie znam – mruczała pod nosem w drodze do
swojego akademika. – Co mam zrobić, żeby ten cały Odyn zaprosił do niej
także mnie?
Przeczuwała, że coś naprawdę mocnego może przejść jej koło nosa.
Obiecała sobie, że w ten czy inny sposób dobierze się do wnętrzności
sekretnej aplikacji.
Korciło ją, żeby podpytać kolegów z wydziału informatyki. Gdyby
jednak to zrobiła, istniałoby ryzyko, że trafi właśnie na jednego
z uczestników gry albo na samego Odyna, to zaś mogłoby skomplikować
sytuację Unaia. Myśl ta skłoniła ją, żeby powstrzymać się od działania.
Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że w aplikacji było aktywnych
zaledwie czworo graczy.
Jakie było więc prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zbiegu
okoliczności? Może i niewielkie, Kika była jednak realistką: jeśli zaczęłaby
nagabywać ludzi tak ciekawskich i spragnionych nowinek jak jej koledzy
informatycy, wkrótce po całym światku miłośników gier wideo rozeszłaby
się wieść, że Kika zna program, którego znać nie powinna.
Jednocześnie była pewna, że Odyn czai się gdzieś pośród tego stada
cybermaniaków. I była zdeterminowana, żeby to sprawdzić.
Idąc do akademika, rozmyślała nad nazwą tej tajemniczej gry. Valkiria.
Skąd pomysł, żeby grę, która polega na wykonywaniu zadań przez
studentów w kampusie uniwersyteckim nazwać w taki sposób?
– Nazwa gry musi się jakoś wiązać z jej zawartością…
Była o tym przekonana. Tytuły gier zawsze w pewien sposób odnoszą się
do ich fabuły. Sęk w tym, żeby odkryć tę zależność, co pomogłoby
zrozumieć cel całej rozgrywki.
Nie zwalniając kroku, Kika uruchomiła wyszukiwarkę Google
w telefonie. Uznała, że musi zdobyć jak najwięcej informacji dotyczących
mitologii nordyckiej.
– „Walkiria” – przeczytała na głos treść jednego z uzyskanych wyników.
– „Określenie bogiń z mitologii skandynawskiej, które podczas bitwy
wskazywały bohaterów, którzy mieli zginąć”.
Proszę, proszę – pomyślała, wybuchając śmiechem. – Czyli to walkirie
wybierają, kto ma zginąć w walce! W takim razie to chyba nawet lepiej, że
mnie nie wzięli do tej gry.
A Unai?
Unai nie zgłosił się do gry z własnej woli, otrzymał do niej zaproszenie.
Czyli został wskazany.
Brzmiało to niewesoło.
Czyżby wybrano go do bitwy, w której jego postaci pisane było zginąć?
– „Walkiria” – przeczytała inny opis. – „Nazwa pochodzi od
staronordyckiego słowa valkyrja, oznaczającego »tę, która wybiera
zmarłych«”.
Kika musiała przyznać, że koncepcja ta – jako pomysł na grę – była
bardzo sugestywna. Co miałoby to jednak oznaczać w sytuacji, gdy
scenerią gry jest miasteczko uniwersyteckie? Że żaden z graczy nie ma
realnych szans na wygraną, na dotarcie do ostatniego poziomu? Czy może
wszyscy, o ile tylko zrealizują stawiane im wyzwania, otrzymają w nagrodę
dostęp do spektakularnego ekranu końcowego, stanowiącego
odwzorowanie Walhalli, raju wikingów, do którego trafiali wyłącznie
zmarli bohaterowie prowadzeni przez walkirie?
Walhalla. Raj, którym władał nie kto inny, ale właśnie Odyn.
Przy okazji Kika zamyśliła się nad czymś jeszcze – czy pozostali
uczestnicy rozgrywki dołączyli do gry w ten sam sposób, co Unai?
Wszystko to nabierało mrocznego wymiaru, który bardzo ją pociągał.
###
Unai i Vega zdobyli klucz do pokoju Marty. Nie było to zresztą aż tak
trudne, zwłaszcza teraz, gdy pokój wciąż był niezamieszkały. Weszli na
trzecie piętro akademika i po chwili przekroczyli próg pokoju w takiej
zadumie, jakby wstępowali do sanktuarium.
Unai chwycił dłoń Vegi. Na posadzce przed drzwiami leżało kilka
bukietów kwiatów, które zaczynały już więdnąć, ale nikomu się nie
spieszyło, żeby je uprzątnąć.
Wspomnienie po Marcie czeka podobny los – pomyślała Vega. – Jakże
krotkę mamy pamięć, ciągle ten pospiech… Egzystujemy przekonani o tym,
że staniemy się ledwie epizodem w ogólnym cyklu życia. A przecież człowiek
wart jest znacznie więcej.
Unai wciąż nie miał okazji, żeby obejrzeć zdjęcia przesłane mu przez
Compu, nie pozostawało mu jednak nic innego, jak powściągnąć
niecierpliwość. Zamknął za nimi drzwi do pokoju Marty. Dochodzące
z sąsiednich pomieszczeń odgłosy toczącego się tam życia wydawały mu
się zniewagą wobec uwięzionej w tych ścianach tragedii. Czuł, że w takich
okolicznościach stosowna była tylko cisza.
Środki czystości użyte do sprzątania nie zdołały całkowicie usunąć
wspomnienia po Marcie. Wciąż można było wyczuć jej zapach, mniej
aseptyczny, bardziej związany z życiem. W atmosferze pokoju było coś
ciepłego, co kontrastowało z neutralnością umeblowania, na które składały
się stojący przy łóżku stolik z ciemnego drewna, ustawiona naprzeciwko
szafa, biurko pod oknem i krzesło. Z boku były jeszcze wąskie drzwi do
łazienki. Wszystko puste.
– Wystarczy już – wyszeptał. – Pokój jak każdy inny. Przybyliśmy za
późno.
Puste ściany, roleta spuszczona do połowy okna, rozsunięte zasłony.
Pokój spał w oczekiwaniu na mieszkańca, który na nowo tchnąłby życie
w każdy jego zakamarek.
– Niebawem będzie tu nowy lokator – szepnęła Vega.
A wraz z nim inne życie, które niczym kolejna warstwa geologiczna
przykryje ślad po poprzednim, wcześniejszym. Vega widziała to oczyma
wyobraźni: czas Marty miał zniknąć zagrzebany pod kolejną warstwą,
warstwą innego studenta, który pozostawi po sobie odmienny, świeży ślad.
Z roku na rok będą się tutaj nakładać poziomy kolejnych domowników,
wtłaczając obraz Marty w przepaść zapomnienia.
Unai i Vega nie mieli okazji poznać wnętrza tego pokoju, gdy Marta
jeszcze w nim mieszkała. Brakowało im punktów odniesienia, ale i tak
Vega poczuła nostalgię za muzyką, której tyle razy musiała tam słuchać
Marta, za zapachem jej kremów i perfum, który wypełzał zza uchylonych
drzwi łazienki, za wydrukami i książkami, które zalegały na powierzchni
biurka w wieczory poświęcone na naukę.
Ile godzin prowadzonych półgłosem rozmów kryły w sobie te ściany, ile
nocy zamkniętych oczu i równego oddechu?
Ile łez – dodała w myślach Vega, skupiając spojrzenie na oknie – skoro
postanowiła tak ze sobą skończyć?
Również Unai zapatrzył się w parapet, z którego skoczyła Marta.
Powstrzymał pokusę, by odsłonić zasłony, podciągnąć roletę, wychylić się
i zobaczyć, co na sam koniec miała przed oczami, próbując oszacować skok
i miejsce, w którym kilkanaście metrów niżej wylądowało zapewne jej
pogruchotane ciało. Spoglądał na stół, na który Marta musiała się wspiąć,
wyobrażał sobie, jak otwiera okno, wychyla się, obliczając być może
sekundy, które upłyną, nim poczuje uderzenie o podłoże.
Okno pozostało otwarte, zasłony poruszały się siłą inercji, pościel
w łóżku wciąż była ciepła, tak jak jeszcze kilka minut wcześniej. Obraz
sceny, którą coś przerwało, obraz, który z czasem nabierze zimnego
spokoju rzeczy ostatecznych.
– Przepraszam, Marto – odezwała się Vega, przechodząc przez pokój. –
Bardzo cię przepraszam. Powodzenia, gdziekolwiek teraz jesteś. Ja o tobie
nie zapomnę.
– No wiesz – odezwał się Unai. – Niewiele masz po niej wspomnień,
nietrudno ci więc będzie dotrzymać obietnicy.
– Wcale nie tak mało.
– Czyżby?
– Całowałyśmy się kiedyś.
Wypowiedziana naturalnym tonem informacja wyraźnie zaskoczyła
Unaia, któremu z wrażenia aż opadła szczęka. Vega zdołała odpłacić mu za
ironię.
– Co powiedziałaś? To chyba jakiś żart. – Unai nagle zupełnie zapomniał
o miejscu, w którym się znajdowali.
– To, co słyszałeś. Najpierw się trochę opierała, była bardzo purytańska.
Ale w końcu się przełamała. Swoje zrobił pewnie alkohol, ponieważ do
picia także nie przywykła.
Unai nie wiedział, jak zareagować.
– To teraz mi powiesz, że podobają ci się dziewczyny? Tak dobrze się
z tym kryjesz czy może lesbijką jesteś tylko na początku semestru?
Vega się roześmiała.
– Spokojnie. Nikt mi się nie podoba bardziej niż ty.
– Co to więc miało znaczyć?
– To był jakiś wieczór. Około pół roku temu, na początku zajęć. Jeszcze
z tobą nie chodziłam.
– A Rubén?
– Rubén był u siebie w pokoju, grał w sieci w jakąś tam grę. Sam wiesz,
jaki jest. W każdym razie w moim akademiku była impreza urodzinowa
i wszystkich wkręciła ta zabawa, że ludzie rzucają sobie wyzwania
i odpowiadają na intymne pytania.
– I się całują.
– Zależnie od tego, co wypadło po rzucie kostką zawodnik musiał
zrealizować wyzwanie, wyznać jakąś tajemnicę albo wybrać, kto ma się
z kim całować.
– Dlaczego nigdy w to nie grałem? Koniecznie musisz mnie zaprosić na
następną taką imprezę!
Vega dała mu kuksańca.
– Marta nie była jedyną osobą, z którą się całowałam – rzuciła
prowokacyjnie.
Unai udał oburzonego:
– Ty nie byłaś na żadnych urodzinach, tylko na orgii! Coraz lepsze mam
o tobie zdanie…
Zaśmiała się krótko.
– Trochę wypiliśmy i na jaw powychodziło mnóstwo wstydliwych
sekretów.
– Ojacie… – Unai również próbował się roześmiać, jednak ze względu
na okoliczności śmiech wyszedł mu dość nerwowy.
– Są i gorsze tajemnice.
Na te słowa śmiech Unaia zamarł. Czy mówiąc to, miała coś na myśli?
Coś insynuowała? Nie dopuszczał takiej możliwości, choć Vega spoglądała
mu w oczy, jakby na coś czekała.
Czyżby dawała mi szansę na wyznanie?
Ostatecznie Unai nie odważył się skorzystać z okazji i skierował
rozmowę na inne tory:
– Na pewno Marta by się cieszyła, że masz po niej tak przyjemne
ostatnie wspomnienie – rzucił, uciekając spojrzeniem. – To dobry sposób,
żeby uczcić jej pamięć.
Oboje spoważnieli, atmosfera miejsca robiła jednak swoje. Unai zdawał
sobie sprawę, że marnuje dogodną okazję, aby wyznać wszystko Vedze,
lecz musiał się do tego przygotować. Nie czuł się gotów, by otworzyć się
przed nią tak po prostu.
– Zgadza się. – Vega zaczęła oglądać zakątki pokoju. – Zawsze trzeba się
starać zachować dobre wspomnienia po kimś, kogo już nie ma. Nie ma
lepszej formy pożegnania.
Unai przysiadł na łóżku, świadom, że na tym materacu spał wcześniej
ktoś, kto postanowił już więcej się nie obudzić. Mimowolnie spojrzał na
stolik i wówczas to zobaczył.
Na bocznej ściance mebla widniał rozpoczęty rysunek.
Charakterystyczne białe rysy wyżłobione w drewnie być może krawędzią
klucza. Rysunek wydał się Unaiowi znajomy, odsunął więc stolik od łóżka,
aby dokładniej przyjrzeć się odkryciu.
Nie był w stanie w to uwierzyć.
Z łatwością rozpoznał postać.
Nie było wątpliwości.
Ktoś wyskrobał na drewnie marionetkę, która służyła za ikonę Valkirii.
I tym kimś musiała być Marta.
###
###
Nie zadali sobie trudu, żeby wyjaśnić, czym jest Valkiria, co oznaczało, że
wiedzą już, że Unai był u niej poprzedniej nocy i że domyślali się, że Kika
wie już o czymś, czego wiedzieć nie powinna.
Wiedzą, jak mnie podejść – pomyślała. – Piszą tajemniczo, zarzucają
haczyk… I wiedzą, że się na niego złapię.
Zdziwiła ją także wzmianka o deskorolce. Korzystała z niej zwykle do
przemieszczania się po kampusie, o czym Odyn najwyraźniej miał okazję
się przekonać. Nie była pewna, czy będzie jej ona potrzebna w realizacji
pierwszego zadania, czy też planowano zaprowadzić ją w jakieś dalej
położone miejsce i wszyscy uczestnicy nocnej schadzki mieli się
przemieszczać w taki sposób. Tak czy inaczej, zamierzała zastosować się do
instrukcji.
Postanowiła udać się na spotkanie. Rozsądek doradzał jej ostrożność, to
samo zresztą zaleciła Unaiowi, gdy pomagała mu wyszukać aplikację.
Niemniej jednak Kika dobrze znała samą siebie – nie było szans, by
odrzuciła tak kuszące zaproszenie.
– Pójdę tam. Koniecznie muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim
chodzi.
Wobec zbliżającej się pory spotkania Kika odczuwała niemal dziecięce
podenerwowanie. W jej życiu tak rzadko coś przełamywało nużącą rutynę
studiów. Tego rodzaju ciekawostka nie trafiała się codziennie.
Kim jest Odyn? – zastanawiała się. Nie odrzucała możliwości, że to ktoś
znajomy, któryś z kolegów z uczelni.
– Pójdę – obiecała sobie uroczyście, jakby pragnęła przełamać
ewentualne wewnętrzne opory.
Miała nadzieję już wkrótce wyznać Unaiowi, że stali się kolegami
również w grze. Kto wie, być może nawet zobaczą się tej nocy w ustalonym
miejscu.
Z niecierpliwością sprawdziła godzinę na telefonie. Jednocześnie
dopadła ją niepokojąca myśl: Gdyby walkirie istniały naprawdę, znaczyłoby
to, że udaję się na spotkanie z własną śmiercią.
ójdziemy na boisko pogapić się na ciacha? Właśnie jest mecz. –
###
###
Wejdź.
###
Ale ten Odyn troskliwy – pomyślała. – Wziął pod uwagę, że mogę być
spragniona. Uśmiechnęła się, spoglądając na roztaczającą się przed nią
pustkę, odległą zaledwie kilka centymetrów od drewnianej skrzynki, która
wyznaczała teraz nową granicę terenu jej działań.
– Ta gra dosłownie doprowadza na skraj przepaści – zauważyła na głos.
Zgodnie z poleceniem, niespiesznie, z deskorolką w dłoni, podeszła do
miejsca, w którym ktoś wcześniej ustawił skrzynkę i puszkę. Za plecami po
raz pierwszy wyczuła jakiś ruch, powściągnęła jednak ciekawość – nie
chciała zepsuć tak obiecującego początku, łamiąc wyznaczone zasady.
Musiała przestrzegać rytuału.
Niemal pod jej stopami zaczynała się dwudziestokilkumetrowa czeluść.
Spoglądając w dół, poczuła lekki zawrót głowy. W głębi dostrzegła pryzmy
ziemi i betonowe bloki. Wnętrzności budowy. Ostrożnie odłożyła
deskorolkę na ziemię i sięgnęła po puszkę piwa. Było zimne.
Otworzyła piwo, a towarzyszące temu syk i trzask momentalnie
przełamały nocną ciszę. Podniosła puszkę do ust i zaczęła powoli pić,
świadomie się nie spiesząc. Chciała wyglądać na kogoś, kto panuje nad
sytuacją, kto nie daje się ponieść nerwom.
Jestem doświadczonym graczem – zauważyła w myślach. – Nie tak łatwo
zrobić na mnie wrażenie.
Jednak w rzeczywistości była pod wrażeniem.
Piła dalej. Nie zwracała uwagi na skrzynkę, ale gdy przesunęła ją stopą,
spostrzegła, że była pusta. Domyśliła się więc, że ustawiono ją w tym
miejscu jedynie jako prowizoryczny stolik.
Zastanawiała się, czy Odyn ją teraz obserwuje, jednocześnie zaś raz
jeszcze poczuła podziw dla twórców Valkirii. Wyobraziła sobie bowiem
własną sylwetkę odcinającą się na tle księżycowej poświaty, stojącą pośród
pustki i szkieletów budynków, na skraju otchłani. Porażające. Ten, kto
wymyślił grę i jej mechanizmy, musiał mieć wyborny gust.
Właśnie w tym momencie nabrała pewności, że nie zostanie zaproszona
do świata Valkirii jako gracz. Zrozumiała to nagle, bez żadnego pretekstu,
który uzasadniałby tę myśl. Po prostu w otaczającej ją ciszy osiągnęła
jasność umysłu.
Nie udostępnili mi aplikacji. Z Unaiem postępowali inaczej.
Czyli nie chcą mnie jako zawodniczki.
Entuzjazm po otrzymaniu pierwszej wiadomości sprawił, że wyciągnęła
mylne, naiwne wnioski. Odyn nie chciał włączyć jej do gry, ani przez
chwilę nie miał tego w planach.
Ciekawość Kiki ustąpiła miejsca rozczarowaniu.
A zatem? Czego ode mnie chcą?
Po co mnie tutaj ściągnęli?
Wypiła ostatni łyk piwa i odstawiła puszkę z powrotem na skrzynkę. Na
razie nie dostała kolejnych instrukcji. Ponownie przeczytała pierwszą
wiadomość od Odyna:
###
Vega starała się przyswoić to, co właśnie powiedział jej Unai. Wciąż
siedziała na łóżku. Odmówiła obejrzenia filmiku. Nie potrzebowała tego,
nie była gotowa na cierpienie, jakie sprawiłby jej widok Unaia całującego
się z inną dziewczyną.
Przynajmniej zdołała wysłuchać jego opowieści do końca, nie
przerywając, choć nie było to łatwe.
– To niemożliwe, żebyś tamtej nocy był sobą – stwierdziła w końcu
urażonym głosem. – To nie byłeś ty.
Powstrzymywała łzy. Chwytała się teraz wyjaśnień Unaia niczym
rozbitek deski pośrodku oceanu, choć nie była pewna, czy to
usprawiedliwienie dopuszcza do siebie jedynie dlatego, że rozpaczliwie
pragnie mu uwierzyć.
Spojrzał jej w oczy.
– Tak samo sądzi Compu – powiedział delikatnie. – Porozmawiaj z nim,
wiesz przecież, że to rozsądny chłopak. Możliwe, że wrzucili mi coś do
drinka. Nic z tamtego wieczoru nie pamiętam, a przecież nigdy mi się to nie
zdarza, prawda? Poza tym, może wszystko to przygotowali, żeby móc mnie
nagrać… Zaręczam ci, że gdyby nic mi nie było, w żadnym razie nie
wpadłbym w tę pułapkę. Nigdy. To nie byłem ja.
Vega starała się mu uwierzyć, ale cała ta sprawa wydawała się jej
dziwna. Dlaczego komuś miałoby tak zależeć, żeby Unai dołączył do
jakiejś gry wideo? Nie mówiąc już o rzekomym powiązaniu Valkirii
z samobójstwem Marty Veli. Tego było za wiele.
– Czyli Compu już to wszystko wie?
Siedzieli blisko siebie, lecz ich ciała się nie stykały. W miarę jak Unai
mówił, Vega stopniowo się od niego odsuwała. Nawet w takich
okolicznościach postępowała delikatnie. Teraz to on dałby wszystko, żeby
chwycić ją za ręce i przezwyciężyć ten dystans, jaki nagle między nimi
wyrósł. Nie miał jednak odwagi.
– Tak. Opowiedziałem mu to dziś po południu – odparł. – To w końcu
nasz przyjaciel, więc poprosiłem go o pomoc, ponieważ nie wiedziałem, jak
rozwiązać tę sprawę w taki sposób, żeby nie wyrządzić ci krzywdy.
Ponieważ chcę, żebyś ze mną była – tak w rzeczywistości chciał
powiedzieć.
Vega skinęła głową.
– Kim ona jest?
– Już ci mówiłem. Nie mam pojęcia. Przedstawiła się jako Laura,
studentka drugiego roku dziennikarstwa.
– To akurat zapamiętałeś?
– Na początku czułem się jeszcze dobrze, niczego nie wypiłem. Dlatego
wydaje mi się, że później wsypali mi coś do szklanki. Sama wiesz, że są
prochy, jak choćby skopolamina, od których tracisz władzę nad sobą. Nie
zdajesz sobie sprawy, jak dokładnie ci ludzie wszystko zaplanowali.
Z pewnością byliby w stanie ją zdobyć. Wszystko przewidzieli.
Miał świadomość, że wciąż jeszcze nie przezwyciężył jej sceptycyzmu.
I to rozumiał.
– Porozmawiaj z Compu – nalegał. – On cię nie okłamie, poza tym nie
ma w tym własnego interesu.
– Czy muszę? – Vega spojrzała mu w oczy. – Ty byś mnie znowu
okłamał?
– Nie, oczywiście, że nie! Mówię tylko, że jest bardziej obiektywny ode
mnie, a jeśli powie to, co ja…
Unai musiał uważać na słowa, Vega bowiem ledwie panowała nad
nerwami.
– Chcę ci zaufać. – Bolało ją, że musi tak to ująć. – To jednak, co mi
mówisz, brzmi dość bezsensownie. Dlaczego ci, którzy stoją za tą aplikacją,
mieliby zadawać sobie tyle trudu, żeby cię w to wciągnąć? Odkąd to jesteś
tak drogocennym graczem?
Unai pokręcił głową.
– Nadal kompletnie tego nie rozumiem.
Vega nieprzerwanie analizowała w myślach usłyszane informacje, które
mimo uczucia, jakim darzyła Unaia, nie były łatwe do zaakceptowania.
I tak zdobyła się już na wiele i nie wyszła z pokoju trzaskając drzwiami, jak
pragnęło uczynić jej ciało. Bała się, że mogłaby się pomylić, postąpić
niesprawiedliwie.
– Widziałeś się później z tą dziewczyną?
– Nie, przysięgam. Przypuszczam, że ona też jest powiązana z Valkirią.
To jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy, który by tłumaczył,
dlaczego zgodziła się wziąć udział w zastawieniu na mnie pułapki. Dopóki
jej nie odnajdę, nie będę wiedział, jaką w tym wszystkim odgrywa rolę.
Unai ponownie pokazał Vedze aplikację. Uruchomił Valkirię, aby
wyświetlić mapę kampusu i nazwy graczy widoczne w różnych kolorach.
Oboje ujrzeli symbol marionetki na sznurkach, a następnie złotą łódź
wikingów pośród czarnych wód i kruka. Okienko czatu raziło pustką –
Odyn skrupulatnie kasował wysyłane wiadomości. Brakowało również
powiadomień o obecności innych graczy w pobliżu.
– Rysunek z pokoju Marty. – Vega rozpoznała lalkę. – Teraz rozumiem,
dlaczego tak tobą wstrząsnął.
– Właśnie. Nigdy bym nie podejrzewał, że ona…
Vega westchnęła, wciąż głęboko urażona. Potrzebowała czasu, zdawała
sobie jednak sprawę, że Unai nie mógł jej go podarować. Wprost
przeciwnie – w jego naglącym spojrzeniu odczytywała prośbę o pomoc.
Być może prosił ją o zbyt wiele.
Moja wrażliwość też ma swoje granice.
– Czyli to był ten sekret, z którym się przede mną kryłeś?
Vega szukała jakiejś wskazówki dla siebie, starając się jednocześnie
zyskać na czasie. Teraz rozumiała zmiany w zachowaniu swojego chłopaka,
lecz to, co usłyszała, przekraczało granice wyobraźni. Czyżby wszystko tak
bardzo się zmieniło w zaledwie kilka godzin? Gdyby tak mogli cofnąć czas
i znowu być zwyczajną parą studentów…
Czy Valkiria naprawdę istniała? I dlaczego wkroczyła w ich prywatne
życie?
– Nie wiedziałem, jak ci o tym obłędzie opowiedzieć – wyznał Unai. –
Bardzo dużo dla mnie znaczysz, Vega. Nie chciałem nas narażać i ta cała
sytuacja mnie przerosła. Nie wiedziałem, jak jej stawić czoło. Proszę cię
o wybaczenie. Vega… – Ton jego głosu stał się błagalny. – Bez ciebie sobie
z tym nie poradzę. Nie wiem, co na mnie szykują. Proszę cię, zostań ze
mną. I wybacz mi.
Poruszyła się na łóżku. Czuła się niezręcznie.
– Musimy móc sobie ufać, Unai. – Pocierała oczy tak ze zmęczenia, jak
i z żalu. – W innym razie nie mamy o czym gadać.
Bardzo ją bolało, że napotkawszy problem, Unai zareagował
kłamstwem. Okłamał ją. Mimo, że była tuż obok niego, kiedy otrzymał
pierwsze wiadomości od Odyna, nie potrafił wyznać jej, co się dzieje.
Pozwolił, żeby sobie poszła, tak po prostu. Odsunął ją od siebie, wolał
zostać sam.
– Wiem – odparł. – Powinienem był ci zaufać. Bardzo żałuję, że nie
zrobiłem tego od razu. Proszę… – Wziął ją za rękę. – Nie zostawiaj mnie!
Vega delikatnie się od niego uwolniła, po chwili wstała i podeszła do
okna. Kampus był skąpany w cudownym blasku księżyca, ale nawet ten
widok nie był w stanie wykrzesać w niej choćby iskry romantyzmu. Nie tej
nocy.
Czy to z powodu gniewu?
Nie, to przez strach. W głębi duszy odczuwała ogromny lęk. O Unaia.
Jeśli choć połowa jego podejrzeń na temat gry była słuszna…
Odwróciła się w jego stronę.
– Zdajesz sobie sprawę, że z tego, co mówisz, wynika, że ten cały Odyn
sprowokował samobójstwo Marty Veli?
Unai kiwnął twierdząco głową.
– Zanim odebrała sobie życie, zdradzała oznaki takiego samego
zachowania, co Rubén.
– Który zniknął, wcześniej zaś zabawiał się z Martą, co także wydaje się
podejrzane.
– Właśnie. Przecież go sam dobrze znasz. Myślisz, że chciałby się
przespać z taką dziewczyną jak Marta?
– Prawdę mówiąc, bardzo mnie to dziwi. Niewiele ich łączyło.
– W ostatniej wiadomości Odyn dawał do zrozumienia, że wie, gdzie
znaleźć Rubéna. Moim zdaniem nie ulega wątpliwości, że oboje grali
w Valkirię. I każde z nich na swój sposób usiłowało uciec z tej gry.
Ta historia brzmi tak absurdalnie, że to musi być prawda – pomyślała
Vega. Unai nie byłby w stanie tego zmyślić. Zniknięcie Rubéna akurat teraz
i podobieństwo rysunku Marty do ikony w Valkirii również wskazywały, że
wszystko to w pewien sposób się łączyło. Czy w podobnej sytuacji mogła
sobie pozwolić na złość wobec Unaia? Jak niby miała się zachować?
– Ciekawe, dlaczego wciągnęli w tę grę Martę? – spytała. – Ona tutaj nie
pasuje, sama nigdy nie zainteresowałaby się grą wideo.
Unai milczał. Postawione przez Vegę pytanie być może zawierało
w sobie klucz do zagadki. Dlaczego Marta? Rubén to miłośnik gier wideo,
z kolei on sam, choć nie na taką skalę, także czasami grywał. Na przykład
kilka razy mierzył się z Rubénem w rozgrywkach sieciowych League of
Legends. Ale Marta? Nic z tych rzeczy.
– Jesteś pewna, że nie grała? – zapytał, jakby chcąc potwierdzić własne
przemyślenia. – Właściwie prawie jej nie znaliśmy.
– Wiem o niej wystarczająco dużo, żeby to wykluczyć – odparła Vega. –
Fanatycy gier nie potrafią mówić o niczym innym. Marta nie grała.
Unai przeczuwał, że gdy odkryje, co skłoniło Odyna, żeby wybrać do
gry akurat Martę, zbliży się do odpowiedzi na pytanie, dlaczego
zwerbowano również jego. Losy wszystkich uczestników rozgrywki
zdawały się w jakiś niezrozumiały dla Unaia sposób wiązać. Nie mogło
chodzić o zbieg okoliczności, Odyn był zbyt skrupulatny, żeby tak istotny
aspekt jak dobór zawodników pozostawić przypadkowi.
Cała gra powstała z myślą właśnie o nich.
Kluczową kwestią było stwierdzenie, co ich łączyło. Co takiego mistrz
gry miał przeciwko nim? Jeśli Unai zdoła to ustalić, zdobędzie trop mogący
doprowadzić go do Odyna.
eden cios wystarczył, żeby się zatoczyła. Kika poczuła, jak czyjeś
J palce wbijają się jej między żebra. Ktoś brutalnie popchnął ją od tyłu,
powodując, że straciła równowagę. Nie mogła złapać
Zaskoczona, nie była w stanie zareagować. Zatoczyła się ku przepaści,
tchu.
###
###
Carlota przystanęła przy ośrodku sportowym nieopodal swojego
akademika. Rozejrzała się wokoło. W świetle latarni kampus wyglądał
inaczej, jak zupełnie nieznane miejsce. Wrażenie to nachodziło ją niemal
każdej nocy, choć tym razem księżyc zapewniał nieco lepszą widoczność.
– Ej!?
Nikt nie odpowiedział na jej zaczepkę, przeczuwała jednak, że nie jest
sama. Przez całą drogę czuła, że ktoś ją obserwuje. Z pewnością powinna
przestawić się na bardziej konwencjonalne godziny aktywności, zwłaszcza
że od pewnego czasu codziennie wracała do akademika tuż przed świtem.
Być może to właśnie okoliczności powrotu sprawiały, że wyobraźnia
w takich chwilach lubiła jej płatać figle.
– Czy to moja wina, że imprezy organizują zawsze w innych
akademikach? – wymamrotała. – Życiem studenckim trzeba się przecież
cieszyć.
Rzecz jasna, o ile nie wiąże się to z ryzykiem.
Na terenie kampusu zawsze czuła się bezpiecznie, ale tej nocy
podświadomie czuła, że zwyczajnemu spokojowi coś zagraża. Panująca
wokół atmosfera bynajmniej nie nastrajała optymistycznie. Podobnie jak
hałas, który usłyszała przed kilkoma minutami. Carlota uznała, że to jakaś
zakochana para wybrała się na romantyczny spacer. Było jednak późno
i dosyć chłodno.
Podeszła kilka kroków w stronę najgęstszego mroku. Starała się
wypatrzyć w ciemności jakikolwiek ruch. Jeśli jakiś dowcipny student
zamierzał ją wystraszyć, nie zamierzała mu tego ułatwiać.
– Dalej, wyłaź! – powiedziała dość głośno.
Panująca wszędzie cisza pozostała niezmącona.
Zaśmiała się z ulgą, zdając sobie sprawę z komizmu całej sytuacji. Kto
miałby ją nocą szpiegować w środku zimy?
– Nie jesteś bohaterką kolejnej części Krzyku, Carloto – powiedziała do
siebie. – Idź już wreszcie spać.
Cofnęła się na ścieżkę, nie odrywając jednak wzroku od miejsca,
w którym ktoś mógł się ukryć.
Dlatego nie spostrzegła, że za jej plecami naprawdę ktoś się pojawił
i przystanął w absolutnej ciszy zaledwie kilka metrów od niej. Ktoś, kto
czekał.
iedy Unai wrócił do swojego pokoju, Compu już tam był. Akurat
K rozmawiał z Vegą.
– Pewnie rozmawiacie o tym, co powiedziałem? – odezwał się
Unai, zamykając za sobą drzwi.
Upewnił się, że zasłony nadal były zaciągnięte. Ich spotkanie musiało
odbyć się w tajemnicy, o ile w ogóle cokolwiek można było ukryć przed
wszechobecnym Odynem.
– Owszem – potwierdziła Vega. – Compu już wcześniej powinien cię
przekonać, żebyś mi o tym powiedział. Niezależnie od tego, jak dobre
mieliście zamiary.
– Przyznaję – skapitulował Compu. – To była pomyłka. Przepraszam.
Więcej to się nie powtórzy. Najważniejsze, że jesteśmy razem, prawda?
Sprawiał wrażenie naprawdę skruszonego, Vega przyjęła więc jego
przeprosiny.
Tak, byli razem. Mimo że Unai nie stawiał już czoła Valkirii
w pojedynkę, nie zapominał, że Odyn wciąż pozostawał niebezpieczny.
Osoba pozbawiona skrupułów zawsze będzie groźnym przeciwnikiem,
zwłaszcza jeśli ma dostęp do twoich najskrytszych sekretów. Sieci
społecznościowe odsłaniają nas – pomyślał. – Sprzedajemy naszą wolność
po śmiesznej cenie i zdajemy sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy jest
już za późno.
– Ej, ale nie zawiązujcie teraz oboje sojuszu przeciwko mnie, co? – Unai
stopniowo odzyskiwał humor, ważny element swojej osobowości. Teraz,
gdy przed Vegą niczego już nie ukrywał, znacznie łatwiej było mu spojrzeć
jej w oczy. Tak jak kiedyś.
– A co z Kiką?
Ponieważ koleżanka wciąż nie odpowiadała na wiadomości wysyłane
przez WhatsApp, Unai w końcu poszedł jej poszukać, o czym Vegę
uprzedził.
– W pokoju jej nie ma – odparł ze zdumieniem. – Dokąd mogła pójść
o tej porze? Dzwoniłem, ale nie odpowiada. To dziwne, Kika przecież
nigdy nie rozstaje się z telefonem.
– Może naprawia komuś komputer. Nie byłby to pierwszy raz. – Compu
spojrzał na Unaia. – A skoro już mowa o znajomych, którzy nie odpisują na
wiadomości. Rubén się do ciebie odzywał?
Unai zaprzeczył ruchem głowy.
– Cisza. Żadnemu z kolegów nie dał znaku życia od wczorajszej nocy.
Zniknął bez śladu.
– No właśnie. Odkąd uciekł, nie skontaktował się z nikim. Przynajmniej
nic mi o tym nie wiadomo. Chyba że ktoś kłamie.
– Mam cichą nadzieję, że swoimi działaniami nie zwróciłeś uwagi
Odyna.
– Spokojnie, postarałem się, żeby moje zainteresowanie wyglądało
naturalnie. Nie było z tym problemu, zwłaszcza że i tak miałem z nim
porozmawiać. Uniwersytet szuka chętnych, którzy zorganizują turniej
League of Legends, nikogo więc nie dziwiło, że rozpytuję o Rubéna.
– Dobry pomysł.
– Czyli dziś rano również nie było go na zajęciach? – zapytała Vega.
– Nie – przyznał Compu. – Na żadnych. A z jego pokoju zniknęło sporo
ubrań i plecak. Zmył się, nikomu nic nie mówiąc.
– Dobra – odezwała się Vega. – Rubén jest ogólnie znany, wiele osób
zapewne o niego pyta, więc to, że go szukałeś, nie powinno zwrócić
niczyjej uwagi.
– Taką mam nadzieję… – Unai zamyślił się. – Tak czy inaczej, być może
to nawet lepiej, że nikt go nie odnalazł.
Compu w lot pojął znaczenie tych słów.
– Ponieważ to znaczy, że udało mu się uciec z Valkirii?
– Właśnie.
Vega zakwestionowała jednak taką możliwość.
– Ale czy nie mówiłeś, że Odyn coś ci o nim dziś napisał?
Unai potwierdził tę informację bez entuzjazmu. Vega miała rację:
pospieszył się ze swoim optymizmem. Sięgnął po telefon i otworzył
okienko czatu Valkirii. Mistrz gry wciąż nie usunął najnowszej wiadomości,
którą teraz Unai odczytał pozostałym.
Niebawem zaginiony się odnajdzie, a twoja pierwsza misja nabierze
sensu. Czekaj na instrukcje. Nadchodzi twoja druga próba…
– Kurczę, kiepsko – ocenił Compu. – To zdaje się potwierdzać, że Rubén
jest jednym z graczy, choć nie wydaje się, żeby wraz z jego odejściem
Odyn stracił jakiegoś gracza. Z treści wiadomości wynika raczej, że jej
nadawca nadal nad wszystkim panuje. Co więcej, napisał ją bardzo
ostrożnie, nie podając żadnych imion ani innych danych. Jeśli Odyn będzie
się tak pilnował, trudno będzie zdobyć obciążające go dowody.
– Jeśli Odyn nie blefuje, to oznacza, że Rubenowi nie udało się uciec –
podsumowała Vega.
Ogarnęło ją osobliwe poczucie zaniepokojenia i smutku, może nawet
lęku. Rozstanie z Rubénem kilka miesięcy temu nie było łatwe, pozostawali
jednak w dobrych stosunkach, martwiło ją więc, co się z nim dzieje. Mimo,
że ich związek trwał krótko, Rubén był częścią jej życia. Gdzie też mógł
być? Czyżby coś mu się stało?
Unai poprawił okulary.
– Ale co z tego wynika? – zapytał. – Co to znaczy, że mu się nie udało?
Wszyscy troje zamilkli. W myślach rozważali różne teorie, z których
jednej nie odważyliby się nawet sformułować.
– Oczywistym sposobem na to, żeby ktoś zniknął na całą dobę –
odezwała się Vega – jest zamknięcie go w miejscu uniemożliwiającym
kontakt ze światem zewnętrznym. Wtedy można decydować o czasie,
w którym zostanie odnaleziony. Taki był sens wiadomości od Odyna.
– Czyli trzymają go w niewoli…? – Unai również doszedł do takiego
wniosku.
– Sugerujecie więc, że został porwany!? – wykrzyknął Compu.
– Nawet nie wiemy, czy w ogóle próbował uciec. – Unai zdjął okulary
i przetarł oczy, wyczerpany narastającym przez cały dzień napięciem. –
Albo podjął próbę ucieczki, ale został przyłapany, albo w ogóle nie zdążył
cokolwiek uczynić: weszli do jego pokoju, zastali go we śnie i gdzieś
zabrali.
– Dlaczego mieliby to robić? – dociekał Compu.
– Nie mam pojęcia. – Unai pokręcił głową. – Być może popełnił jakiś
błąd lub złamał zasady gry. Albo w ogóle się mylimy i Rubén nie jest
graczem, ale porwali go, żeby posłużyć się nim w zadaniu dla któregoś
z uczestników. Trudno cokolwiek przyjąć za pewnik. Poza tym Odyn
niekoniecznie od razu eliminuje graczy, może się bowiem ograniczać do ich
gnębienia. Aż do samego końca, tak jak zrobił to w przypadku Marty.
Zapadła cisza. Unai pożałował ostatnich słów, nie powinien był
dopuszczać do głosu czarnych myśli.
– Gdyby go porwali, nie traciliby raczej czasu na pakowanie jego bagażu
– spokojniejszym tonem zauważyła Vega. – O której godzinie Rubén
przestał się odzywać?
– Ostatni post na Facebooku opublikował o północy. – Unai doskonale to
pamiętał, cały czas przecież rozpamiętywał każdy szczegół dotyczący
Valkirii. – Od tamtej pory nie pojawił się w żadnym serwisie. Nie
opublikował nic ani na Twitterze, ani na Instagramie, co dziwi najbardziej,
bo codziennie dodawał nowe zdjęcie.
– Nie odbiera również telefonu – dodał Compu. – Nie odpisuje kolegom
z zajęć ani nie odpowiada na prywatne wiadomości od przyjaciół
i znajomych. Wczoraj o północy po prostu zniknął. Zarówno w świecie
rzeczywistym, jak i w sieci.
Vega skinęła głową.
– Rubén zawsze późno kładł się spać – powiedziała. – Zazwyczaj około
pierwszej, wpół do drugiej w nocy, o ile nie zasiedział się do rana przy
jakiejś grze. Żeby zgarnąć go we śnie, musieliby przyjść po niego rano. Ale
w takim razie byłby aktywny w sieci dłużej niż tylko do północy.
– Rzeczywiście – zgodził się Unai. – Odpisałby na moje wiadomości.
– A zatem… – Nie przerywając wypowiedzi, Compu zabrał się za
porządkowanie książek na półkach w pokoju Unaia. Nie mógł znieść
widoku bałaganu, w jakim pogrążało się jego otoczenie. – Rubén
rzeczywiście zdołał uciec. W końcu z pokoju zniknął plecak, brakuje
również wielu ubrań.
– Raczej spróbował uciec – poprawiła go Vega. – Gdyby mu się to
faktycznie udało, Odyn nie przechwalałby się, że wie, kiedy go odnajdą.
– Tak naprawdę nie zniknął przed północą! – Unai, który przysłuchiwał
im się uważnie, poderwał się teraz z łóżka. – To się stało znacznie później!
Że też na to nie wpadłem!
Vega i Compu spojrzeli na niego zaintrygowani.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała Vega. – Ustaliliśmy już, że
po północy nikt nie otrzymał od Rubéna żadnej wiadomości.
– Wczoraj wieczorem poszedłem do Kiki, żeby pomogła mi zalogować
się do Valkirii – przypomniał Unai. – Uruchomiliśmy wtedy grę.
– I co? – Compu przerwał porządkowanie półek.
– Coś się najwyraźniej działo – kontynuował Unai – ponieważ funkcja
geolokalizacji wykryła w pobliżu mnie Gracza1 i Gracza3 oraz Odyna. Całą
trójkę! Jak wszyscy już wiemy, Gracz2 od początku był oznaczony kolorem
jasnoszarym.
– Czyli Gracz2 to… – myślał na głos Compu.
– …Marta – dopowiedział Unai. – A to oznacza, że Rubén musiał być
jednym z dwojga aktywnych graczy, których wczoraj wykryła aplikacja
w moim telefonie. Nie wydaje mi się, żeby był to zbieg okoliczności, że
akademik Rubéna znajduje się akurat w mojej strefie bezpieczeństwa.
Unai uruchomił Valkirię i pokazał im na mapie gry obszar, z którego
otrzymywał powiadomienia geolokalizatora. Rzeczywiście, strefa
bezpieczeństwa sięgała budynku akademika, w którym mieszkał Rubén.
– To oznacza, że w akademiku Rubéna albo gdzieś w pobliżu coś się
wczoraj musiało stać – podsumował Compu. – Coś ważnego, skoro na
miejscu był nawet mistrz gry.
– O której godzinie dołączyłeś do rozgrywki? – zapytała Vega.
– Około trzeciej nad ranem.
– Czyli sporo czasu od ostatniej aktywności Rubéna w sieci – zauważyła.
– Jednocześnie w porze, która wydawałaby się najkorzystniejsza dla kogoś,
kto pragnął niepostrzeżenie uciec.
– Dlaczego zatem – Unai rekonstruował w myślach rozwój wypadków –
Rubén mi nie odpisał? Wysłałem mu wiadomości o wpół do drugiej!
– Wtedy już uciekał – Vega nie miała wątpliwości. – Nie wiemy nawet,
czy zdążył je przeczytać. Niewykluczone, że zamierzał skontaktować się
z kimś, gdy tylko znajdzie się w bezpiecznym miejscu. Tak się jednak nie
stało.
– Źle to rozegrał. – Compu pokręcił głową. – Nie ma co. Teraz trzeba
tylko ustalić, gdzie go trzymają.
Unai był tego samego zdania.
– Musimy ubiec Odyna – stwierdził. – Teraz to on prowadzi rozgrywkę,
wszystko dzieje się zgodnie z jego planem. Jeśli zdołamy zmusić go do
improwizacji, być może popełni błąd.
– A zaskoczymy go na przykład, jeśli znajdziemy Rubéna, zanim Odyn
postanowi go uwolnić – dopowiedziała Vega. – To chyba dobry pomysł.
Ale łatwo nie będzie. Od czego zacząć?
Unai nie słuchał. W uruchomionej Valkirii przyglądał się tabeli
z punktacją poszczególnych uczestników rozgrywki. Właśnie odkrył, że
wynik Gracza3 się zmienił – przed kilkoma minutami dodano mu dziesięć
punktów. Łącznie miał ich już trzydzieści. Oznaczało to, że udało mu się
wypełnić nowe zadanie, dzięki czemu wysunął się na prowadzenie.
Unaia zaciekawiło, na czym mogła polegać ta najnowsza misja.
Wzbierało w nim poczucie, że musi działać natychmiast.
###
Carlota stanęła jak wryta. Już się nie śmiała. Jakaś postać zbliżała się ku
niej w milczeniu, aż znalazła się w kręgu trupiobladego światła jednej
z latarni.
Wówczas Carlota poznała, kto nadchodzi.
– Nuria?
– Cześć, Carlota.
Poczucie zdumienia nie ustępowało.
– Skąd się tu wzięłaś o tej porze?
– A ty?
– Zdaje się, że obie mamy za sobą… intensywną noc.
Nuria przytaknęła.
– Na to wygląda. I to jeszcze nie koniec.
Przyglądały się sobie badawczo. W ich spojrzeniach zagościła
podejrzliwość.
– Szłaś za mną?
– Niełatwo zastać cię samą, a chciałam porozmawiać.
– Od kiedy niby mamy o czym rozmawiać?
– Od dziś.
Carlota wzruszyła ramionami.
– Trzeba było napisać esemesa. Tak zwykle robią ludzie, wiesz?
Oszczędziłabyś sobie pościgu.
– Nie mam twojego numeru i nie zależy mi na nim.
– To, kurwa, trzeba mi było napisać maila. Wydaje ci się normalne, żeby
zjawiać się ot tak, w środku nocy?
Nuria wyszczerzyła się w ociekającym ironią uśmiechu.
– Przecież już rozmawiamy, co nie?
– Idź się pierdol! Takie to pilne, co masz mi do powiedzenia?
– Pytali mnie dziś o Martę Velę – oznajmiła Nuria.
– Kto?
– Nieważne. Nie wspomniałam o zdjęciu, ale miałam to na końcu języka.
– Jeśli wyciągniesz ten temat, narobisz sobie kłopotów. Dobrze wiesz, że
widziało je zaledwie kilka osób.
Nuria ze zniecierpliwieniem pokręciła głową.
– Nie oglądałam go, a mimo to znowu mam być tą niedobrą. Ty coś
wiesz? Czy to ty rozpuściłaś tę pogłoskę?
– Jaką pogłoskę?
– Nie zgrywaj głupiej.
– Nigdy nie ukrywałam swojej opinii, że nie stanęłaś na wysokości
zadania. Olałaś Martę, kiedy najbardziej cię potrzebowała.
– Łatwo ci osądzać. Nie masz pojęcia, jak to w ostatnich tygodniach
wyglądało.
– Sama zapytałaś…
Dotychczasowa wymiana zdań zdenerwowała Nurię.
– A kto coś dla niej zrobił? Może ty?
– To nie ja się z nią przyjaźniłam. Poza tym skasowałam to zdjęcie od
razu po jego otrzymaniu.
– To jakie trzeba utrzymywać z kimś relacje, żeby mu pomóc? Nie
wystarczyło, że byłyście koleżankami? Nikt się wobec niej nie zachował
fair. Umarła osamotniona.
– Jeśli to cię jakoś pocieszy…
Nuria zacisnęła zęby.
– Nie pocieszy, ponieważ akurat ja, w odróżnieniu od ciebie, przejęłam
się jej śmiercią.
– Za chwilę się popłaczę, naprawdę. – Mimo sarkazmu w głosie Carloty
pobrzmiewała niepewność.
– Nie sądzę, żebyś była w stanie po kimkolwiek płakać.
Na twarzy Carloty pojawił się grymas.
– Dlaczego tak cię drażnią pytania o Martę? Ktoś jeszcze gotów
pomyśleć, że coś ukrywasz.
– A ty? Dlaczego tak bardzo ci zależy, żeby obarczyć mnie winą za jej
śmierć?
Obie zamilkły.
– Zastanawiam się, kto był w stanie przewidzieć, że to się może stać. –
Carlota odgarnęła włosy z twarzy. – I dlaczego nikt nic nie zrobił.
– Wiem jedno: tylko ty mogłaś rozpuścić plotkę, że się wobec niej źle
zachowałam. Czujesz się winna i chcesz to zwalić na mnie.
Carlota zrobiła znużoną minę.
– To Rubén mi powiedział, że w najtrudniejszym momencie opuściłaś
Martę.
– Rubén? Rubén Prades?
Nuria oniemiała. Co za ironia, że to właśnie Vega, jego była dziewczyna,
tego samego ranka wypytywała ją o Martę.
– Owszem. Stawia cię to w kiepskim świetle.
– Może to dlatego, że akurat on ma sobie sporo do zarzucenia. Źle, że
zabawił się z Martą, wiedząc, jaka ona jest. W tych ostatnich dniach na
pewno nie poprawiło to jej nastroju.
– Marta była dorosła i mogła sama podejmować decyzje. Nie wydaje mi
się, żeby ktokolwiek mógł ją zmusić do migdalenia się z Rubénem.
– Nie wiedziała, że ją sfotografują. Rubén wiedział?
Carlota nie odpowiadała, dlatego Nuria skojarzyła fakty:
– To Rubén przesłał ci to zdjęcie, prawda? Dopiero teraz przyszło mi to
do głowy.
– Zrobił to tylko po to, żebym ją przestrzegła.
– Najpierw się z nią migdali, a potem za twoim pośrednictwem chce ją
ostrzec o istnieniu kompromitującej fotki? Carlota, on musiał wiedzieć, że
ich sfotografują. Tu chodziło o coś więcej niż przygodę na jedną noc.
– Zdjęcie zniknęło, nikt się nie dowiedział.
– Marta się dowiedziała. Z twoją pomocą. Rubén doprowadził ją do
załamania i właśnie tobą się przy tym posłużył.
– E tam. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że Marta mogłaby zrobić coś
takiego.
– Ale jakoś każdy był gotów uznać, że ktoś chciał do tego doprowadzić.
Teraz rozumiem, skąd taki zapał, żeby to ze mnie zrobić nielojalną
przyjaciółkę, która wystawiła Martę.
– To już są urojenia.
– Porozmawiam z Rubénem – oznajmiła Nuria. – To się musi skończyć.
– Będzie trudno – Carlota się uśmiechnęła. – Minęłam się z nim
wczorajszej nocy i wyglądało, jakby wyjeżdżał na dłużej.
– Wyjeżdżał? W samym środku semestru?
– Nie wiem, takie odniosłam wrażenie. Minęliśmy się, ale
powiedzieliśmy sobie tylko „cześć – cześć”.
– Co wy knujecie?
– To ty coś knujesz. – Carlota spojrzała na nią przenikliwie. – Ciekawe,
dlaczego akurat wtedy, kiedy Marta najbardziej cię potrzebowała, ty
przestałaś się do niej odzywać. Nieźle to wykalkulowałaś, prawda? Kto
z tobą o niej rozmawiał?
– Nie twój interes.
– Rozumiem, że tylko ty możesz tutaj zadawać pytania?
– Nie masz prawa interesować się sprawą Marty. Gdybyś przynajmniej
przejęła się jej śmiercią…
– A co ty możesz wiedzieć!
– Dla ciebie wszystko jest jak gra. To akurat wiem.
Obie ponownie zamilkły.
Nuria zerknęła na telefon.
– Muszę już iść. Dajcie mi spokój, dobra? W ogóle o mnie zapomnijcie,
bo inaczej…
Carlota wyzywająco zrobiła krok do przodu.
– Bo co?
– Bo jeśli nie zostawicie mnie w spokoju, pożałujecie. Daję słowo.
– Grozisz mi?
– Uprzedzam.
– To może Marcie też groziłaś? Może rzuciła się z okna, bo się ciebie
bała…
– A może to ciebie się bała, bo zawsze wyłazi z ciebie chamstwo. Ze
swoimi koleżkami pogrywaliście sobie z nią okrutnie, i to nie pierwszy raz.
Gdy nie pijecie, całkiem nieźle wam takie zagrywki wychodzą.
Drugi cios, który zranił Carlotę.
– Podobno musiałaś już iść, tak? To spieprzaj.
– Jasne, że sobie pójdę. – Wskazała palcem Carlotę. – Ale pamiętaj, co
ci powiedziałam: jeśli jeszcze raz usłyszę coś o Marcie…
Nuria odwróciła się i odeszła bez pożegnania.
Zanim zniknęła z pola widzenia, dobiegł ją głos Carloty:
– O tej porze jesteś gdzieś umówiona? No, no, Nuria, co za intensywne
życie.
ompu kręcił się w fotelu przy biurku, podczas gdy Vega i Unai
###
###
Vega osiągnęła cel: jej znajomy – którego senna odpowiedź nie wydała się
szczególnie groźna – otworzył im drzwi do akademika, nie zadając przy
tym zbędnych pytań. Po wejściu do budynku podążyła wraz z Compu
pierwszym odcinkiem trasy opisanej przez Unaia. Znaleźli się na końcu
korytarza biegnącego wzdłuż pokojów na pierwszym piętrze. Słaba
poświata oświetlenia ewakuacyjnego pozwalała im się poruszać bez
konieczności włączania latarki.
Vegą targały sprzeczne uczucia. Żałowała, że w miejsce, w którym
dawniej bywała z Rubénem, powracała akurat w takich okolicznościach.
Wspomnienia mieszały się z niepokojem, jaki wywoływała obecna
sytuacja. Znajdowała się tak blisko pokoju swojego byłego chłopaka.
– Co teraz? – zapytał cicho Compu.
Oboje uważali, żeby przypadkowo na nikogo się nie natknąć. Z miejsca,
w którym stali, słyszeli rozmowy toczone w poszczególnych pokojach,
stłumione śmiechy, szmer z jakiegoś telewizora, muzykę. Typowe odgłosy
w akademiku pełnym studentów nienawykłych wcześnie chodzić spać.
– Teraz trzeba iść tędy.
Vega wskazała drzwi z napisem „Wstęp wzbroniony”.
Compu skinął głową, zrobił kilka kroków i przekonał się, że drzwi były
otwarte.
– Idziemy? – zapytał.
W tej samej chwili usłyszeli, jak ktoś wychodzi ze swojego pokoju.
Oboje przywarli do ściany, wykorzystując załom, dzięki któremu nie
było ich widać z korytarza. Doszły ich głosy kilku osób, po czym ktoś
trzasnął drzwiami, ucinając je niemal doszczętnie. Na piętrze na powrót
zapanowała cisza.
Vega odsunęła się od ściany, skinęła na Compu i oboje ostrożnie weszli
do zakazanej strefy. Tam czekały na nich schody, o których wspominał
Unai.
– Teraz musimy zejść do podziemi – przypomniała szeptem Vega. – Jeśli
Rubén jest w tym budynku, to tam go trzymają.
Compu kiwnął głową i zaczął powoli schodzić po schodach za Vegą,
wytężając słuch. Dotarli do ostatniego stopnia i znaleźli się w miejscu
sprawiającym wrażenie opuszczonego. Było to coś w rodzaju półpiętra,
z którego rozchodziły się w przeciwnych kierunkach dwa korytarze.
– Ty pójdź w lewo, a ja pójdę w prawo – zaproponował Compu.
– Przy pierwszej przeszkodzie zawracamy – zastrzegła Vega.
– Jasne. Weź latarkę, ja sobie poświecę telefonem.
Vega potwierdziła skinieniem, ale nie zdążyła odejść. Zatrzymało ją
brzęczenie jej telefonu. Sprawdziła, że dzwoni Unai, i powiadomiła o tym
Compu.
Odebrała i wsłuchała się w głos Unaia, marszcząc usta. Po kilku
sekundach zakończyła rozmowę.
– Unai sądzi, że nas wykryli – przekazała Compu. – Gracz3 i Odyn
gdzieś się tutaj kręcą.
Compu otworzył szeroko oczy.
– Co robimy? Wynosimy się stąd? – pozwolił jej zdecydować.
Vega wahała się między powrotem, na co nalegał Unai,
a wykorzystaniem jeszcze kilku minut względnej swobody. Skoro już tak
daleko zaszli. Rubén zasługiwał na to, żeby postarali się bardziej.
– Zajrzyjmy – postanowiła. – Za dwie minuty widzimy się w tym
miejscu, zgoda? Tylko szybko!
Włączyła latarkę i podążyła lewym korytarzem, Compu poszedł
prawym. Nie było czasu na podejmowanie środków ostrożności, liczyło się
dotarcie do celu. Nie wiedzieli, co napotkają po drodze. Vega przeszła przez
kolejne drzwi i znalazła się w przestronnym pomieszczeniu wypełnionym
szafami i regałami. Była to strefa przeznaczona dla personelu sprzątającego,
o czym świadczyły – poza intensywnym zapachem środków czyszczących
– mopy i wózki, odzież robocza, pojemniki z płynem do podłóg.
Vega już miała ruszyć przed siebie, gdy w ostatniej chwili powstrzymał
ją hałas z prawej strony. Sięgająca niemal sufitu piramida szafek zaczęła się
chybotać, przechyliła się w jej kierunku, aż wreszcie runęła z łoskotem,
który rozniósł się po całej piwnicy. Vega, powstrzymując krzyk, uskoczyła
przed lawiną mebli, ale straciła przy tym latarkę, która zniknęła pogrzebana
pod metalowymi stelażami, które teraz walały się po całej posadzce. Mało
brakowało.
Pogrążona w ciemnościach i pozbawiona możliwości posuwania się
naprzód, Vega – cały czas starając się opanować strach – uznała, że
najwyższa pora się wycofać. Hałas był tak wielki, że z pewnością
zaalarmował większość mieszkańców akademika.
– Nie jest źle – pocieszała się, wciąż podenerwowana. – Jeśli trzymają
Rubéna w tej piwnicy, to po takim hałaśliwym zdarzeniu na pewno ktoś go
znajdzie.
Za plecami usłyszała nagle czyjeś szybkie kroki. Pobladła, wiedząc, że
nie ma gdzie się ukryć. Ktoś biegł w jej kierunku, z każdą chwilą był bliżej.
Znalazła się w pułapce.
nai, stojąc cały w napięciu, nie odrywał oczu od ekranu telefonu.
U
strefy
Alarm z aplikacji nadal migotał, informując o obecności dwóch
osób powiązanych z Valkirią, które poruszały się w granicach
bezpieczeństwa akademika Rubéna. Unai żałował, że system
geolokalizacji nie rejestrował ruchów każdej z nich, co uniemożliwiało
określenie ich dokładnego położenia.
Jak w filmie Obcy, jednym z jego ulubionych, sam na stanowisku
dowodzenia odgadywał, którędy zagrożenie zakrada się ku Vedze i Compu.
Mam nadzieję, że zdołali już opuścić akademik.
Na pewno już się zmyli.
– Odyn postanowił ponownie się pokazać – wyszeptał ze złością. – Nie
musiał, ale miał ochotę. Prowokator, wyraźnie bawi go ta gra. Wie, że go
obserwuję.
Gracz3 akurat nie miał możliwości ukrycia swojej obecności.
Za to Odyn… On robił to świadomie.
– Pierdolę to!
Unai ani myślał czekać w pokoju, podczas gdy Vega i Compu narażali
się w terenie. Koniec, sprawy zaszły za daleko.
Chwycił kurtkę, wybiegł z pokoju i popędził ku schodom prowadzącym
na parter.
Nie zostawił telefonu w pokoju. Celowo – chciał, żeby Odyn dostrzegł
jego działania, aby zdał sobie sprawę, że stracił nad nim władzę. Gracz4
brał inicjatywę we własne ręce. Rzucał wyzwanie mistrzowi gry.
– I co mi zrobisz?
Unai nie bał się już jego odwetu. Chwilę później biegł przez kampus jak
szalony, kierując się w stronę akademika Rubéna. Noc wydawała się
spokojna, on jednak nie pozwalał się jej omamić. Dobrze wiedział, że
zagrożenie ze strony Valkirii jest niewidoczne.
###
Odgłos kroków był coraz lepiej słyszalny, a Vega nie miała pewności, czy
w pomieszczeniu, na przykład za stertą regałów, które jeszcze nie runęły,
lub za morzem zalegających na ziemi mebli, nie kryje się ktoś jeszcze.
Teraz, gdy straciła latarkę, najbliższym otoczeniem zawładnął mrok.
Włączyła więc telefon, rozjaśniła ekran i poruszyła urządzeniem we
wszystkich kierunkach. Wiedziała, że atak mógł nadejść z każdej strony,
postanowiła jednak nie przejmować się obszarem znajdującym się wprost
przed nią. W tym momencie najpilniejszą sprawą wydawał się tajemniczy
ktoś nadchodzący z korytarza. Już był tuż-tuż, za chwilę miało dojść do
kontaktu. Nie mogła uciec ani się schować. Wstrzymała oddech,
rozglądając się wokół za czymś, co w razie konieczności mogłoby jej
posłużyć do obrony. W końcu chwyciła za mopa, zdając sobie sprawę, jak
żałosne było to rozwiązanie.
W chwilę później ktoś wyłonił się tuż przed nią. To był Compu!
Rozpoznawszy go, Vega usiadła na jednej z przewróconych szafek,
zaskoczona intensywnością emocji, jakie rozbudzała w niej cała ta historia
z Valkirią.
– Aleś mnie przestraszył! – jęknęła bez tchu. – Myślałam, że to Odyn…
Compu, uspokojony, że nic jej się nie stało, nie był w nastroju do
rozmów. Spojrzeniem omiótł panujący w pomieszczeniu chaos.
– Odyn zaraz nas znajdzie, jeśli się stąd nie zmyjemy! Hałas musiał
obudzić cały budynek. Zmykamy!
Nie było czasu na wyjaśnienia. Compu pomógł jej wstać i oboje ruszyli
szybkim krokiem, oświetlając sobie drogę telefonami. Musieli wydostać się
z piwnicy, zanim nakryłby ich ktoś z personelu akademika albo…z Valkirii.
W mgnieniu oka dotarli do schodów prowadzących na piętra budynku
i po dojściu na kondygnacje dostępne studentom kontynuowali ucieczkę,
przeskakując po trzy stopnie. Nie zatrzymując się, kątem oka dostrzegli
Carlotę, która ze zdumieniem wymalowanym na twarzy obserwowała ich
z jednego z korytarzy.
Nie było czasu się tłumaczyć.
W drzwiach holu niemal zderzyli się z Unaiem, który właśnie
z zaniepokojoną miną dotarł na miejsce. Dołączył do nich bez słowa. Mimo
odgłosów poruszenia na różnych piętrach akademika nikt nie stanął im na
drodze – o tej porze ludzie reagują z opóźnieniem – i cała trójka zdołała
oddalić się od budynku, zmierzając do własnego akademika. Dopiero tam
mogli liczyć na bezpieczeństwo i dyskrecję, jakich wymagała ich kolejna
narada. Milczenie, w jakim zgodnie opuszczali strefę zagrożenia,
utwierdzało ich w przekonaniu, że misja skończyła się niepowodzeniem.
Miejsce pobytu Rubéna pozostawało nieznane.
Odyn nadal miał nad nimi przewagę, na dodatek teraz ruch należał do
niego. Było pewne, że wyprawa ratunkowa w celu oswobodzenia Rubéna
nie uszła uwadze Valkirii. Pozostawało pytanie o to, jaką cenę przyjdzie im
zapłacić za tak rzucone wyzwanie.
###
Unai zamilkł.
– Nic więcej? – Vega zrobiła się niespokojna. – To wszystko?
– Wszystko. Jak na razie.
Unai przeczuwał, że nie będzie to jedyna aktywność Odyna tej nocy.
– Co o tym sądzisz? – zapytał, czekając na kolejne wiadomości.
– Nie podoba mi się sformułowanie „skończyć tak jak Rubén” – oceniła.
– Brzmi tak bardzo… ostatecznie.
Unai był tego samego zdania.
– Odnoszę wrażenie, że Odyn chce przez to powiedzieć, że Rubén został
usunięty z rozgrywki bez możliwości powrotu.
– To gdzie teraz jest? W jakim celu gdzieś go trzymają, skoro już nie
gra?
– Nie mam pojęcia. Albo jest jakiś powód, którego nie znamy, albo, jak
założył Compu, Rubén zdołał uciec i ukrywają to przed nami.
– Gdyby Rubenowi udało się zbiec, nawiązałby już jakiś kontakt
z przyjaciółmi, poza tą wiadomością, którą wcześniej zaprogramował –
uznała Vega.
Ponownie rozległ się dźwięk nadchodzącej wiadomości i ekran telefonu
znów się rozjaśnił.
– Odyn podesłał mi link do YouTube’a – powiedział Unai. – Otworzyć?
– To chyba nic groźnego.
Unai stuknął w link i po kilku sekundach ujrzał orkiestrę w wielkiej sali
koncertowej. Byli to berlińscy filharmonicy. Filmik był podpisany, ale i bez
tego już po pierwszych taktach Unai rozpoznał utwór:
– Cwał Walkirii – oznajmił. – Bardzo celnie Odyn dobrał ścieżkę
dźwiękową do swojej gry. Skomponował to Wagner, jeden z ulubieńców
Hitlera. Cudownie pasuje.
Miał już dosyć podążania szlakiem wytyczonym przez mistrza gry,
postanowił zatem pokusić los. Drugi raz odważył się zwrócić do Odyna, nie
wiedząc przy tym, czy w ogóle otrzyma odpowiedź. Napisał:
Odpowiedział! Niemniej jednak taki ton mistrza gry nie spodobał się Vedze.
To Odyn rozdawał karty, nie grali na równych warunkach, dlatego Unai
musiał bardzo dokładnie planować każdy krok, inaczej mogły im grozić
poważne konsekwencje.
Unai przeczytał właśnie kolejną otrzymaną wiadomość i obrócił się
w stronę dziewczyny:
– Odyn każe mi otworzyć Snapchata i przyjąć zaproszenie do
znajomych, które tam na mnie czeka.
– Czyli i w tej aplikacji już cię wyszukał?
– Najwyraźniej wie o mnie wszystko. I to z pewnością od dłuższego
czasu.
Unai coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Valkirię
wymyślono, zaczynając od wyboru uczestników gry.
W końcu zastosował się do polecenia i zaakceptował wysłane
zaproszenie. Zgłaszający się korzystał z pseudonimu „Odyn”.
– Czy ten profil dałoby się namierzyć? – spytała Vega.
– Odyn na pewno tak go przygotował, żebyśmy nie mogli po nim do
niego trafić.
Po chwili Unai dostrzegł powiadomienie o otrzymanym właśnie
obrazku.
Dotknął palcem zakładki, gotów ją otworzyć.
– Przysłał nam zdjęcie. Wyświetlić?
Vega skinęła głową. Uniosła się nieco na łóżku, aby lepiej widzieć ekran
telefonu. Oboje nie odrywali teraz od niego wzroku.
Jaką to nową niespodziankę przygotował dla nich mistrz gry?
Jakie teraz wykonał posunięcie?
Teraz Odyn działa, a my czekamy – pomyślał Unai. – Tak jak
w szachach. Jesteśmy pionkami, które stawiają czoła potężnym posunięciom
hetmana. Unai wyobraził sobie całe miasteczko uniwersyteckie jako pole
bitwy na czarno-białej szachownicy.
W końcu przesunął palcem po wyświetlaczu i natychmiast ich oczom
ukazał się przesłany przez Odyna obrazek, który po sekundzie zniknął.
Po sekundzie. Jednej, jedynej sekundzie, która wystarczyła, aby oboje
zbledli, stracili dech w piersiach.
Milczeli. Zamarli niczym posągi, istoty pozbawione pulsu. Niemal czuli
na skórze lepką wilgoć rozbryzgów krwi, które na moment ukazała
fotografia.
W pokoju zapanowała cisza niedowierzania. Nie ważyli się nawet
spojrzeć sobie w oczy, wciąż wpatrując się w wyświetlacz, na którym
widniała uruchomiona aplikacja Snapchata.
– Ja… Ja dokładnie nie widziałam – wyszeptała Vega.
W jej głosie zawierała się prośba. Błagała Unaia, żeby znalazł jakieś
niegroźne wytłumaczenie.
– Ja widziałem.
Unaiowi drżał głos. Nie potrafił oszukać samego siebie, mimo że przed
Vegą starał się zachować pozory spokoju.
Miał pewność, że zdjęcie nie było złudzeniem czy fotomontażem.
Przynajmniej na takie nie wyglądało. Unai starał się zrozumieć. Mniej
wrażliwy niż Vega, próbował stawić czoła sytuacji z opanowaniem, które
słabło jednak z minuty na minutę.
Czuli, jak strach skrada się ku nim pod pościelą. Ślizgał się niczym wąż
i ocierał się im o nogi. Co właściwie zobaczyli na zdjęciu?
Vega powoli odwróciła się ku Unaiowi.
– To… był Rubén?
Nie odpowiedział.
– To był Rubén? – powtórzyła, chwytając go za ramię.
Unai przełknął ślinę.
– To były jego zwłoki.
o, jakoś to w końcu wygląda.
###
– To niemożliwe!
Vega musiała się przekonać, że to nie był fotomontaż. Wyciągnęła
niecierpliwie rękę i przesunęła palcem po ekranie telefonu Unaia, tak jak
przed chwilą uczynił to on sam, otwierając podgląd obrazka.
Unai nie odważył się zareagować.
W ten sposób po raz drugi skonfrontowali się ze zdjęciem, które po
sekundzie ponownie zniknęło.
Zastygli w bezruchu. Wrażenie było równie mocne, co poprzednio. Czuli
obrzydzenie i strach. W myślach rozbrzmiewały im raz po raz
wypowiedziane przez Vegę słowa.
To niemożliwe!
W tym całym niedowierzaniu, które zdążyło już osłabnąć, zdumiała ich
mnogość szczegółów, jaką człowiek jest w stanie zanotować w pamięci
w tak krótkiej chwili. Jedna sekunda wystarczyła, żeby spostrzegli
nienaturalne ułożenie ciała, zamknięte oczy Rubéna, ciemną połyskliwość
krwi, która zlepiała mu włosy i której krople obryzgały przepierzenie ze
szkła. Rozpoznali jego ręce, półotwarte usta, czerwone smugi na jego czole.
A nawet wypchany plecak, który miał na plecach.
Vega ponownie zbliżyła dłoń do telefonu Unaia, ale ją powstrzymał.
– Ponownie będziemy mogli je zobaczyć pewnie dopiero za dwadzieścia
cztery godziny. Chyba tak działa ta aplikacja.
– To fotomontaż, prawda?
Unai spuścił wzrok. Nie chciał patrzeć na pobladłą twarz Vegi, nie miał
bowiem słów, którymi mógłby ją uspokoić.
– Nie wiem.
Nalegała:
– Valkiria to gra z grafiką dobrej jakości. Odyn na pewno świetnie sobie
radzi z obróbką fotografii.
– Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek był aż tak dobry. – Głos Unaia
zabrzmiał głucho. – Obrazy nie nakładały się na siebie, nie dostrzegłem
śladów użycia jakichś efektów. Widać było nawet błysk pochodzący
z flesza aparatu. To wyglądało jak zwykłe zdjęcie, bez żadnego retuszu.
Autentyczna fotografia.
Vega nie przyjmowała tego do wiadomości.
– Nie rozumiem, jak w ogóle możesz dopuszczać, że… Za bardzo
siedzisz w tej całej Valkirii, to dlatego. To tutaj to prawdziwe życie. Rubén
nie zginął. To niemożliwe.
Podejmowane przez nią próby wytłumaczenia straszliwego obrazu
stawały się coraz mniej pewne. Z każdą minutą traciła siły i przekonanie.
– Rozpoznałem to miejsce – przerwał jej Unai. – To piwnica, którą
wczoraj nad ranem uporządkowałem. Jestem pewien.
Chciał mówić dalej, przyznać, że to, co właśnie widzieli, współgrało
z brakiem odpowiedzi ze strony Rubéna na jego telefony i wysyłane
wiadomości, z jego nieobecnością na zajęciach, z jego pustym pokojem
w akademiku imienia Leonarda da Vinci i z uporczywym milczeniem
w sieciach społecznościowych. Ale jednak tego nie zrobił.
– Twoja pierwsza misja… – Vega zaczęła szlochać, on sam także czuł, że
się rozkleja. Pragnął zresztą tego. Chciał się rozpłakać. Pomogłoby mu to
rozładować całe nagromadzone w nim napięcie. Zgrywanie twardziela nie
było wcale takie fajne.
– Vega, od wczoraj nikt go nie widział. Nikt.
Unai odłożył telefon na stolik i objął Vegę. Łzy obojga mieszały się ze
sobą. Na delikatnej skórze twarzy Vegi wyczuwał słony posmak rozpaczy.
Czuł, że kocha ją bardziej niż kiedykolwiek.
– Rubén nie zdołał uciec – dodał. – Teraz to rozumiem. Odyn w ramach
inicjacji w Valkirii polecił mi posprzątać miejsce zbrodni.
Cała sprawa w jednej chwili nabrała bardziej złowieszczego wymiaru.
Teraz nie ulegało już wątpliwości, że mieli przeciwko sobie prawdziwego
szaleńca.
Vega zeskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki, żeby zwymiotować do
sedesu. Unai wstał i ruszył w jej stronę.
– Przykro mi, Vega…
Troskliwie ją objął. Niewiele więcej mógłby powiedzieć.
Nikt sobie nie wyobrażał, że znajdą się w takim punkcie.
Mimo wszystko jakaś część ich świadomości wciąż opierała się przed
przyjęciem, że Rubén nie żyje. Ich umysły nie potrafiły tego przyswoić.
Oboje powrócili do łóżka niepewnym krokiem osoby, która właśnie doznała
traumy.
A właściwie doznała szoku.
– Zadzwońmy na policję – oznajmiła Vega, która szybciej zaczęła
wracać do siebie. – I to natychmiast.
Unai się z nią zgodził. Po zawodach, gra skończona. Najpierw jednak
postanowił wysondować przeciwnika, wysłał mu więc za pomocą
Snapchata wiadomość:
– Vega, poczekaj!
Vega już miała wcisnąć klawisz telefonu i wezwać policję, ale się
powstrzymała. Unai odwrócił się i wyciągnął ramię, sięgając do stolika.
Otworzył pierwszą z szuflad i z miejsca dostrzegł w środku znajomo
wyglądającą bransoletkę.
– To Rubéna! – zawołał zaskoczony, pokazując ją Vedze.
Vega otworzyła oczy ze zdumienia. Czarna skóra i wycięte w niej
symbole znaków zodiaku – nie było wątpliwości. Miał ją już wtedy, gdy
byli jeszcze razem. Podniosła ją z powagą.
– Skąd…Skąd się tutaj wzięła? – spytała. – Dla Rubéna była jak amulet,
nigdy się z nią nie rozstawał.
Zwróciła ją Unaiowi. Ten, odniósł wrażenie, że bransoletka się lepi, więc
przyjrzał się pokrywającym ją ciemnym plamom. Czyżby krew? Ze
sposobu, w jaki patrzyła na to Vega, jasno wynikało, że ona również to
dostrzegła. Odłożył bransoletkę z powrotem do szuflady, wolał nie mieć jej
przed oczyma.
– Odyn był tu… – Unai nie dowierzał. – W moim pokoju! I zostawił mi
dowód na to, co zrobił Rubenowi.
– Możliwe, że jest tylko ranny – Vega rozpaczliwie szukała innego
wytłumaczenia. – Odyn chce cię wystraszyć, żebyś kontynuował grę. To
wszystko jedna wielka inscenizacja. Chce cię doprowadzić do skraju
wytrzymałości.
– Tak jak to zrobił z Martą?
Oboje zaczynali rozumieć, że dręczona przez Odyna, ostatecznie
popełniła samobójstwo. Vega przypomniała sobie, że jeszcze do niedawna
uważała, że za Valkirią – pseudonimem, który zdążyła już znienawidzić –
kryła się postać kobiety. Teraz brutalność fotografii Rubéna sugerowała, że
to fałszywy trop. A jedynym męskim kandydatem na mistrza gry,
przynajmniej na razie, pozostawał dziwny znajomy Unaia, Marcos Esteve.
Czyżby to on był Odynem? Czy mózg, w którym zrodziła się cała ta
szaleńcza idea, należał jednak do kobiety? A może prawdziwy mistrz gry
w ogóle nie figurował na ich liście podejrzanych?
– Marta była sama – powiedziała. – Dlatego zdołał ją oszukać,
podporządkować temu koszmarowi. Ty, Unai, nie jesteś sam. Jesteśmy
z tobą, nie daj się wciągnąć szaleństwu Valkirii.
Może więc chodziło o prostą mistyfikację, tak jak to sugerowała Vega?
Taka wersja kusiła Unaia, chciał w nią uwierzyć. Był gotów przychylić się
do każdej teorii, która by zakładała, że Rubén pozostawał przy życiu.
Kłopot w tym, że fotografia wyglądała tak prawdziwie…
– Obyś miała rację, Vega.
– Bransoletka to dowód, którego nam trzeba. – Vega odzyskała rezon lub
może raczej pod wpływem strachu przejmowała inicjatywę. – Zgłośmy to
na policję.
Unai napisał na czacie jako Gracz4:
Nie.
Niemożliwe.
Ja mam spróbować?
###
Świetny nagłówek:
„Student zabija byłego swojej dziewczyny”.
w drzwi nie ustawały. Co się tam działo? Kto się tak dobijał?
Unai wzmógł czujność, nie pojmował takiej nagłości o tak wczesnej
porze. Czyżby przyszedł do nich Odyn?
A może policja chce go zatrzymać jako domniemanego sprawcę
zabójstwa Rubéna Pradesa?
Jego wzrok instynktownie podążył w stronę szuflady stolika, gdzie wciąż
pozostawała bransoletka Rubéna. Miał minę przestępcy, który dał się
zaskoczyć, zanim zdołał się pozbyć obciążających go dowodów
rzeczowych.
Być może Odyn postanowił ujawnić już ciało Rubéna…
Wciąż w łóżku, spróbowali się opanować. Niełatwo im było powrócić do
rzeczywistości, zwłaszcza że oboje w głębi duszy, pośród resztek snu,
skrywali nadzieję, że wspomnienie poprzedniego dnia było w istocie
jedynie sennym koszmarem. Ale nie – wraz z nastaniem poranka przywitały
ich te same niepokojące realia, w których położyli się spać.
Valkiria nie dawała wytchnienia. Nie znała litości.
– Już dziewiąta! – Vega właśnie sprawdziła godzinę na ekranie telefonu.
– Zaspaliśmy!
Po tak ciężkiej nocy można było przewidzieć, że do tego dojdzie. Nie
zdołali zbyt długo pospać. Teraz należało zdecydować, czy mają
odpowiedzieć na łomotanie do drzwi, czy też zachować ciszę, aż nerwowy
przybysz sobie pójdzie.
– Vega! Unai!
Uspokoili się, rozpoznając głos Compu. Niemniej jednak niecierpliwość
przyjaciela mogła stanowić zły omen.
– Chwila! – krzyknął Unai.
Vega prędko się ubrała, podczas gdy on wstał, podszedł do drzwi
i otworzył je, wciąż tylko w bokserkach i podkoszulku. W progu stała
wysoka i koścista postać Compu, który jak zawsze prezentował się
nieskazitelnie: świeżo spod prysznica, dobrze ubrany i starannie ogolony.
Zapach jego wody kolońskiej rozlał się po pokoju. Jedynym mankamentem
w jego idealnym wyglądzie były worki pod oczami na pobladłej twarzy. On
również najwyraźniej się nie wyspał.
– Co się z wami dzieje? – spytał, wchodząc do środka. – Dlaczego mi nie
otwieracie?
Za sprawą Valkirii każdą sytuację byli gotowi interpretować jako oznakę
nadciągającej nieuchronnie katastrofy. Narastała w nich nieufność.
– Zaspaliśmy – wyznała Vega, porządkując sobie fryzurę. – Co jest?
Skąd ten pośpiech?
Compu podszedł aż do okna i rozsunął zasłony, aby wpuścić do pokoju
trochę więcej światła.
– No tak, jeszcze nie wiecie…
W tym momencie Unai spostrzegł w telefonie liczbę nieprzeczytanych
wiadomości, które otrzymał przez WhatsApp przez ostatnie pół godziny.
Dostała je także Vega, która właśnie uruchomiła aplikację.
Unai podniósł wzrok. Był tak zniecierpliwiony, że wolał, żeby sytuację
przedstawił mu od razu Compu.
– Co się stało?
Wraz z Vegą dostrzegli powagę, jaka malowała się na obliczu
przyjaciela.
– Był wypadek – odpowiedział w końcu Compu.
– Wypadek? – powtórzyła Vega, jakby chciała zyskać na czasie. Na
horyzoncie zamajaczył cień kolejnej tragedii.
– Kika – uprzedził ją Compu. – Wczorajszej nocy spadła z deskorolki.
Bardzo mi przykro.
– Zrobiła sobie krzywdę? – Teraz Unai zaczynał rozumieć, dlaczego nie
odpisywała na jego wiadomości. Przynajmniej nie wyglądało to na coś
związanego z Valkirią. – Gdzie teraz jest?
– Kika… – Compu zawiesił głos i dopiero w tej chwili Unai zanotował
w świadomości jego ostatnie słowa.
Bardzo mi przykro.
Unai poczuł nagłe uderzenie chłodu, który przeniknął jego ciało.
Dlaczego miałoby być mu przykro? Vega, która lepiej odczytywała tego
rodzaju aluzje, od dłuższej chwili roztropnie milczała. Bała się najgorszego.
– Kika nie żyje – zdołał dopowiedzieć Compu. – Nieco ponad godzinę
temu robotnicy znaleźli jej ciało na placu budowy.
Unai opadł na łóżko. Kręciło mu się w głowie. Z otwartymi ustami starał
się znaleźć słowa, których i tak nie potrafił wypowiedzieć. To niemożliwe.
Compu usiadł obok niego.
– Według pierwszych doniesień – zaczął łagodnym tonem tłumaczyć –
wczorajszej nocy Kika zakradła się z deskorolką na teren budowy,
przypuszczalnie po to, żeby wypróbować rampy powstałe podczas prac.
Wygląda na to, że trochę wypiła i spadła ze sporej wysokości. Właśnie tam
byłem, ale policja nie pozwala nikomu podejść.
– Boże…
– Jeden z funkcjonariuszy mi powiedział, że nie żyła już od wielu godzin
– dodał Compu. – Przynajmniej nie cierpiała. Wydaje się, że zginęła na
miejscu.
Vega dalej milczała, kryjąc się w kącie pokoju. Nie miała co powiedzieć.
Odwróciła głowę w stronę okna i siedziała z zamkniętymi oczami, czując,
jak jej ciało powoli nasiąka rozpaczą niczym zalewającą ją od środka
trucizną. Kolejna absurdalna śmierć na uczelni. Kolejne cierpienie.
Kolejna nieodwracalna nieobecność.
– Wie… Wie o tym Pedro? – zapytała słabym głosem. – Bardzo się
przyjaźnili.
Unai uśmiechnął się gorzko. Vega to jedyna osoba, która w takich
okolicznościach była w stanie pomyśleć o tym, że kogoś zaboli to jeszcze
bardziej. A przecież Kika była dla nich tylko dobrą znajomą, z którą po
prostu często rozmawiali.
– Na pewno już się dowiedział – ocenił Compu. – Wiadomość rozeszła
się błyskawicznie. Musi być zdruzgotany.
– Wystarczy spojrzeć na liczbę przychodzących wiadomości. – Unai
zerknął na oczekujące na odpowiedź powiadomienia z WhatsAppa. – To
niesamowite, jak złe nowiny prędko się rozchodzą.
– Mam nadzieję, że przekazali mu to delikatnie. – Vega domyślała się,
jak ważny był sposób, w jaki informowało się bliskich o tego rodzaju
tragediach.
Unai się zamyślił. Jego podejrzliwa mina stopniowo przeradzała się
w stały wyraz twarzy.
– Kika w środku nocy poszła na plac budowy, dobrze zrozumiałem?
– To tam zdarzył się wypadek. – Compu wzruszył ramionami. – Na
placu budowy, w głębokim wykopie. A skoro nie żyje od kilku godzin, to
znaczy, że do zdarzenia musiało dojść w nocy.
Unai wstał.
– Po co jednak miałaby coś takiego robić? Nocami zawsze siedziała przy
komputerze.
– Może wyszła się przewietrzyć i pomyślała, że potrzebuje mocniejszych
wrażeń – zgadywał Compu. – Przypuszczam, że plac budowy z rampami
i uskokami to dla każdego skatera nie lada wyzwanie.
– Poza tym to teren z zakazem wstępu – dodała Vega, która wciąż nie
ruszyła się z narożnika pokoju. – Hakerzy uwielbiają włazić tam, gdzie nie
powinni.
– Tyle że chodzi o włamania do miejsc w sieci, a nie w świecie
rzeczywistym! – Unai tymczasem włożył spodnie. – Kika nie była
wandalem, który zakrada się do budynków użyteczności publicznej i maluje
na nich graffiti. To bardzo dziwne. Dwa zgony na tym samym kampusie,
i to w tak krótkim odstępie czasu.
– Samobójstwo Marty to straszliwa tragedia, ale nie daj się ponieść tej
swojej obsesji na punkcie Odyna – poradził Compu. – Nie za wszystko
można go winić! Musisz zachować zimną krew.
– Uważasz, że popadam w paranoję?
Vega zdała sobie sprawę, że Compu nie był jeszcze wtajemniczony
w najnowsze ustalenia.
– Mamy ci coś do powiedzenia – oznajmiła.
Następnie wraz z Unaiem opowiedzieli mu przebieg złowieszczej
wymiany wiadomości z Odynem sprzed kilku godzin. Kiedy przyszedł
moment, żeby opisać zdjęcie przysłane przez mistrza gry, Vega zamilkła,
pozwalając mówić Unaiowi. Za każdym razem, gdy o tym myślała,
odczuwała mdłości.
– Rubén… nie żyje? – nie dowierzał Compu. – Mówicie serio?
– Przynajmniej to zdjęcie wyglądało bardzo serio. – Unai otworzył
szufladę stolika i na poparcie swoich słów pokazał Compu bransoletkę
Rubéna. – Nie odniosłem wrażenia, żeby to był fotomontaż, rozpoznałem
zresztą miejsce. To była ta sama piwnica, w której wykonałem pierwszą
misję. Ta, którą wczoraj przeszukałeś.
– To tym bardziej niepokojące… – Compu przeszedł się po pokoju.
Wziął do ręki poplamioną krwią bransoletkę Rubéna. Rozpoznał ją. – Teraz
rozumiem, dlaczego tak podejrzliwie podchodzicie do wypadku Kiki.
– Poza tym – przypomniała Unaiowi Vega – jaki byłby sens w zleceniu
ci przez Odyna tamtej pierwszej misji, jeśli to zdjęcie miałoby być
podróbką? Nawet mnie to przekonało. Twoje odciski na miejscu zbrodni
mogą służyć jako groźba wyłącznie wtedy, gdy rzeczywiście doszło do
ataku i gdy odnajdą tam… ciało.
– Compu, czy rozumiesz to wszystko, co ci mówimy? – Unai także tracił
już cierpliwość. – Rubén usiłował uciec, ale Odyn zadbał o to, żeby mu się
to nie udało.
– I żeby nie miał kolejnej okazji – dodała ponurym tonem Vega. – Już
nigdy.
Zapadła cisza. Skupiony wyraz twarzy trójki przyjaciół doskonale
oddawał wrażenie, jakie wywarł na nich rozwój wypadków.
– Niewiele zabrakło – stwierdził Compu. – Dziś rano na wydziałowej
stołówce spotkałem Carlotę. Powiedziała, że przedwczorajszej nocy
widziała, jak Rubén odchodził z plecakiem na plecach. Niemal o świcie.
– Czyli znowu nasza podejrzana numer pięć była przypadkiem tam,
gdzie nie powinna, i widziała Rubéna, kiedy akurat uciekał – zauważył
natychmiast Unai. – Pytała cię o wczorajszą noc?
– Gdy tylko się przywitała – odparł Compu. – Odpowiedziałem jej tak,
jak ustaliliśmy, a potem od razu zmieniłem temat na wypadek Kiki. Udało
się.
– Powiedziała ci coś o Rubénie?
– Tylko tyle, że kiedy się mijali, sprawiał wrażenie bardzo
zdenerwowanego.
– Logiczne – przyznał Unai.
– Zwłaszcza jeśli właśnie się ucieka przed kimś takim jak Odyn – dodała
Vega.
Wszyscy troje na moment zamilkli.
– Poza tym ten świr tutaj był. – Unai nie mógł się z tym pogodzić. –
W moim pokoju…
– Niekoniecznie. – Compu zamyślił się nad bransoletką. – Nie mówiłeś
wczoraj, że Gracz3 dwukrotnie zdobył punkty?
Vega i Unai zastanowili się jednocześnie nad tą sugestią.
– Racja! – przyznał Unai. – Dlaczego na to nie wpadłem? Jednym
z dwóch ostatnich zadań Gracza3 mogło być właśnie podłożenie mi
w pokoju bransoletki Rubéna!
Tego samego zdania była Vega.
– Odyn nie narażałby się tak bardzo, żeby przynieść ją samemu –
stwierdziła. – Bardziej mu pasuje pozostawać w cieniu i wysługiwać się
uczestnikami rozgrywki.
– Tak jak mnie wykorzystał do posprzątania miejsca zbrodni. – Unai
lepiej niż kiedykolwiek wcześniej rozumiał teraz, dlaczego symbolem gry
była marionetka. Odyn sterował graczami według własnego widzimisię. Do
czasu, aż mu się nudzili – wówczas ich niszczył.
Lepiej będzie, jeśli mu się nie znudzę – przemknęło mu przez głowę.
– Udowodnił, że bez trudu może cię osaczyć – podsumował Compu. –
Ta bransoletka w twoim pokoju też o tym świadczy. Zwiększa presję.
Nawet tutaj się przed nim nie schronię.
– I dobrze mu to wychodzi – przyznał Unai.
Compu westchnął.
– Mimo wszystko łączyć z tą sprawą wypadek Kiki…
Unai jednak przestał go już słuchać. Chwycił właśnie telefon i uruchomił
Valkirię.
– Wczoraj nie pozwoliliście mi włączyć Kiki do naszego zespołu –
przypomniał Unai. – Mieliście wobec niej podejrzenia.
– I…– Vega z zaintrygowaniem obserwowała Unaia.
– Teraz zobaczymy, czy były one słuszne.
Przez minutę nikt się nie odezwał. Compu i Vega czekali, podczas gdy
Unai przeglądał zasoby gry.
– Czego szukasz? – spytał w końcu Compu.
– Jeśli Kika była Graczem3 – odpowiedział Unai, nie podnosząc wzroku
znad telefonu – to jej nazwa w grze będzie teraz jasnoszara. Tak jak to się
stało z niekarni Marty i Rubéna. Jeśli jednak jej śmierć stanowiła kolejne
wyzwanie postawione przez Valkirię mojemu rywalowi, to punktacja
Gracza3 powinna wzrosnąć o dziesięć punktów.
– Rzeczywiście – przyznał Compu. – To możemy sprawdzić.
Fala optymizmu odpłynęła równie szybko, jak się pojawiła:
– Nic z tego. – Unai odłożył telefon. – Ani jedno, ani drugie. Punktacja
Gracza3 nie zmieniła się od wczoraj, a jego nazwa nie utraciła koloru, tak
więc Kika nie była związana z Valkirią ani jako ofiara, ani uczestniczka.
Być może naprawdę miała wypadek.
Mimo to wiedział, że nie mogą sobie pozwolić na definitywne
wykluczenie możliwego udziału w tej sprawie Odyna. Jeśliby minionej
nocy włączyli ją do zespołu, Kika byłaby w stanie się obronić. Unai poczuł,
że ogarnia go niepokojące poczucie winy. Czy to również był kolejny
wybieg Valkirii?
– Kika nie zabiła się dzisiejszego ranka, to się zdarzyło wiele godzin
temu. – Vega śledziła tok rozumowania Unaia. – Punktacja musiałaby więc
ulec zmianie wczoraj wieczorem, a nie dziś rano. A Gracz3 rzeczywiście
wtedy dwukrotnie zapunktował.
Unai milczał.
– Zgoda. Jeśli jednak uznamy, że przewrócenie szafek w piwnicy
i podrzucenie bransoletki Rubéna do mojego pokoju to misje, jakie
wyznaczono Graczowi3, wyczerpiemy listę zadań mogących uzasadnić
ostatnie zmiany w punktacji.
– W takim razie wychodzi na to, że śmierć Kiki to rzeczywiście
wypadek – dodał z przekonaniem Compu. – Nie zakładajmy najgorszego.
Unai machnął twierdząco ręką, choć bez przekonania. W sprawie śmierci
Kiki jedyne, co było pewne, to fakt, że nastąpiła ona w podejrzanych
okolicznościach. Ponadto Unaia prześladowała świadomość, że Kika uległa
wypadkowi akurat wtedy, gdy zamierzał włączyć ją w skład grupy
przeciwników Valkirii, co nasuwało mu ponure myśli. Postanowił podzielić
się swoim podejrzeniem z pozostałymi.
– To możliwy do wyobrażenia zbieg okoliczności – ocenił sprawę
Compu. – Nie łam już sobie tym głowy.
– Odyn nie mógł odgadnąć, że zamierzałeś pozyskać Kikę jako
sojuszniczkę – uświadomiła Unaiowi Vega – bez względu na to, jak dobry
jest z niego haker. Jeśli ten potwór miał coś wspólnego z jej śmiercią, to
raczej dlatego, że odkrył, że zgłosiłeś się do niej jeszcze pierwszej nocy.
– W takiej sytuacji – Unai czuł, że odzyskuje jasność myślenia, ostatnie
wieści obudziły go bowiem na dobre – teraz to wy znajdujecie się
w niebezpieczeństwie. Za dużo wiecie.
Nie zniósłby, gdyby z jego winy coś przydarzyło się Vedze… lub
Compu. W głębi duszy borykał się z koszmarnym dylematem: z jednej
strony potrzebował ich wsparcia, z drugiej zaś nie chciał wciągać tych
dwojga w niebezpieczeństwo, przed którym być może nie zdołałby ich
ochronić.
– Zapomnij – przerwał Compu. – Na tym etapie nie ma sensu, żebyśmy
się kryli. Po wczorajszej katastrofalnej ekspedycji ratunkowej i ostatnich
wiadomościach, jakie wysyłałeś Odynowi, Valkiria doskonale wie, że
jesteśmy z tobą.
– Co nie znaczy, że nie powinniśmy postępować z maksymalną
ostrożnością. – Vega poważnie potraktowała ostrzeżenie Odyna. – Mamy ci
pomóc, Unai, a nie jeszcze bardziej wszystko skomplikować.
– Nie chcę, żeby się wam cokolwiek stało. Valkiria wyrządziła już
wystarczająco dużo szkód.
Pomyśleli o Marcie i Rubénie, zastanawiając się nad listą ofiar, na której
być może figurowała także Kika.
– Oczywiście. – Compu spojrzał na Vegę i Unaia. – To jaki jest teraz
plan?
edro zbliżył twarz do ogrodzenia otaczającego plac budowy. Czuł na
Cała trójka znajdowała się w holu akademika. Unai, który wcześniej ukrył
bransoletkę Rubéna w donicy z rośliną na parterze, niósł plecak z laptopem.
Wolał być przygotowanym na każdą ewentualność. Teraz szeptali między
sobą, wpatrując się w drzwi wejściowe, które kilka metrów od nich
wyznaczały niewidzialną granicę. Gdy tylko przekroczą próg, wznowią
rozgrywkę, której Odyn nawet na chwilę nie przerwał.
– Czyli jesteś zdecydowany kontynuować grę? – Vega po raz ostatni
zadała pytanie, które brzmiało niczym z telewizyjnego teleturnieju. W niej
samej strach przed kolejnymi posunięciami Odyna walczył z ryzykiem, że
Unai będzie musiał zgłosić się na policję jako podejrzany, bez dowodów na
poparcie własnej niewinności. Nie potrafiła wskazać, której możliwości
bardziej się obawiała.
– Nie pytaj tak, jakbym miał jakiś wybór – odpowiedział. – Tak przecież
nie jest, Vega. Już o tym rozmawialiśmy. Jeszcze nie. Celem naszych
dzisiejszych działań jest właśnie zdobycie czegoś, co pozwoliłoby nam
pójść na policję. Tymczasem jednak…
– Unai ma rację – poparł go Compu. – Jakkolwiek wydaje się to
niebezpieczne, musimy wytrzymać. Dziś jest najważniejszy dzień. Damy
radę.
– Kto miałby uwierzyć, że to niby ty jesteś zabójcą? – Vega zwróciła się
do Unaia. Rozumiała jego argumentację, ale przez wrodzony idealizm nie
dopuszczała do siebie myśli, że Unai mógłby zostać oskarżony o coś, czego
się nie dopuścił. – Nie masz nawet motywu.
– Raczej nie mam alibi. I to w obu tych sprawach – nadmienił. – I tylko
to będzie interesowało policję. Odyn jest zdolny sprawić, żeby powiązali
mnie nawet z samobójstwem Marty.
– Zwłaszcza jeśli już wie o waszej wizycie w jej pokoju – dodał
śmiertelnie poważnym tonem Compu.
– Dlaczego tak sądzisz?
Jego słowa zdziwiły również Vegę.
– Cóż… – zaczął Compu. – Podobno zabójca zawsze powraca na
miejsce zbrodni. W tym sensie wasz pobyt w pokoju Marty parę dni po jej
śmierci może sprawiać wrażenie nawiązania do tego zwyczaju.
– Tylko tego brakowało! – Unai wbił spojrzenie gdzieś w dal. – To się
nazywa zacząć dzień z wykopem. Teraz się okaże, że odwiedziny w pokoju
Marty zrobią z nas winnych jej samobójstwa.
– Kiedy doczekamy się wreszcie dobrych wieści? – Vega usiłowała
wykrzesać nieco optymizmu, ale potrzebowała promyka nadziei.
– Sami będziemy musieli się o takie postarać – oznajmił z dawno
niewidzianym przekonaniem Unai. Rozpoczynający się dzień właśnie
zmienił się dla niego w rodzaj ostatecznego szturmu, którego musieli
dokonać, inaczej bowiem przegrają. – Dosyć, koniec wątpliwości. Dziś jest
ten dzień, w którym Odyn popełni błąd. Sprowokujemy go, wywabimy go
z jego nory. Nie możemy dopuścić, żeby to się rozwijało. Jeśli zdjęcie,
które wysłał mi wczorajszej nocy, jest prawdziwe, to dwoje z czworga
graczy już nie żyje, a stało się to dlatego, że nie przestrzegali reguł, że
chcieli porzucić Valkirię.
Łamanie zasad gry jest niebezpieczne.
Dwoje graczy nie żyło. W myślach Unaia i Vegi powrócił obraz zwłok
Rubéna rozciągniętych na podłodze piwnicy. Ponownie się zastanawiali,
czy Odyn rzeczywiście mógł go zabić.
– Dopóki będę posłuszny, nic mi się nie stanie – zawyrokował Unai. –
Musimy go dopaść na jego warunkach.
– Ale to niewykonalne… – myślał na głos Compu. – Poza tym i tak by
się zorientował.
– Unaia nie skrzywdzi – powiedziała Vega z zaskakującym dla
wszystkich przekonaniem. Niespodziewana determinacja w jej głosie
sprawiła, że obaj na nią spojrzeli.
– Jesteś pewna? – zapytał Compu.
– Już o tym rozmawialiśmy, Odyn nie chciałby, żeby widowisko tak
prędko się skończyło. I właśnie to go zgubi.
Na twarzy Unaia pojawił się uśmiech. Zyskał niemal pewność, że tym
razem wszystko pójdzie dobrze. Optymizm, nadzieja. Dosyć już strachu.
Będą przy nim aż do końca. Objął Vegę, a ona odwzajemniła jego
pieszczotę. Unai potrzebował jej wsparcia, o czym Vega wiedziała. Razem
byli silniejsi.
– Nie mógłbym mieć lepszych sprzymierzeńców – przyznał
z wdzięcznością.
Pocałowała go. Zdawała sobie sprawę, że skoro już podjęli decyzję, żeby
grać dalej, podsycanie wątpliwości byłoby bezcelowe. Nic by to nie dało,
nie pomogłoby Unaiowi w tej brudnej wojnie. Unai był gotów grać dalej?
Nie było innej możliwości? W takim razie jej zadaniem było go wspierać,
a nawet pójść krok dalej – grać u jego boku. Współdzielić ryzyko, tak jak
współdzielili miłość, na pierwszej linii frontu. Musiał jak najprędzej
zdemaskować Odyna. Liczyła się każda godzina.
Unai, wciąż obejmując Vegę, myślał o czekającym ich dniu. Wciąż nie
było wiadomo, jak gra się skończy, dokąd ich doprowadzi. Czy Odyn na
wypadek buntów przygotował jakiś ostatni ruch? Kiedy uzna rozgrywkę za
skończoną? Okoliczności, w których Marta i Rubén utracili status
zawodników, nie pozwalały się domyślić, czy mistrz gry zamierzał za
pośrednictwem Valkirii jedynie przysparzać im cierpienia, czy też pragnął
ich wszystkich pozabijać.
W tym ostatnim przypadku jedyne, co Marta i Rubén osiągnęli
decyzjami o ucieczce, to przyspieszenie czekającego ich losu.
Odyn. Unai dałby wszystko, żeby się dowiedzieć, kto się kryje pod tym
imieniem.
Na co czekał z przydzieleniem mu, jako Graczowi4, drugiej misji?
– Dziś musimy go zdemaskować – zapowiedział pozostałym. – Jeśli
Odyn uzna, że za bardzo się zbliżyliśmy, postara się przyspieszyć koniec
gry.
Zabrzmiało to złowieszczo.
– Nie traćmy więcej czasu – odparła Vega, wypuszczając Unaia z objęć.
– Przejdźmy do działania.
Cała trójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, po czym odwróciła
się ku głównemu wejściu do akademika. Już nie było odwrotu.
– Pierwsze zadanie: odszukać nieznajomą z filmiku – przypomniał Unai.
– Naprzód!
Pewnym krokiem podążyli do wyjścia. Chcieli wygrać dla Marty, dla
Rubéna, być może również dla Kiki. A także po to, żeby Unai i Gracz3
zdołali się uratować przed możliwym tragicznym losem, jaki ktoś im
zaplanował.
Sęk w tym, że Valkiria nie zamierzała biernie przyglądać się ich
prowokacji. I dobrze o tym wiedzieli.
o teraz ty za mną chodzisz?
###
###
###
###
###
To nie ona.
Gdy tylko Vega weszła do bufetu i dostrzegła dziewczynę za barem,
zdała sobie sprawę, że nie ma do czynienia z Laurą z nagrania. Stanęła
i westchnęła z żalem. Mimo rozczarowania wykorzystała tę chwilę, żeby
się uspokoić. Wędrówka do lokalu, podczas której usiłowała przygotować
się na spotkanie twarzą w twarz z osobą odpowiedzialną za koszmar, który
zatruł im życie, nie była dla niej łatwa. Teraz przynajmniej mogła odzyskać
panowanie nad sobą. W głębi duszy kipiało w niej bowiem morze emocji.
Vega podeszła do baru i zapytała o drugą dziewczynę, która tu
pracowała. Obawiała się, że otrzyma odpowiedź negatywną, co
utwierdziłoby ją w przekonaniu, że chłopak, który skierował ją do bufetu,
się pomylił.
– Przykro mi – odparła dziewczyna. – Ruth gorzej się poczuła i musiała
wyjść.
Vega skinęła głową. Znowu miała pecha, ale przynajmniej udało się
ustalić prawdziwe imię dziewczyny z nagrania: Ruth. Teraz odszukanie jej
pozostawało już kwestią czasu, ale to właśnie czasu mieli coraz mniej.
– Wiesz, gdzie mogę ją znaleźć? – Vega zrobiła możliwie niewinną
minę. – To bardzo pilna sprawa.
– Niestety – odpowiedziała dziewczyna. – Jeśli chciałabyś jej coś
przekazać…
Vega zrozumiała, że niczego się nie dowie. Co więcej, sposób, w jaki
zapytała o Ruth – było jasne, że nie wiedziała nawet, jak ona naprawdę się
nazywa – sprawiał, że bardzo trudno byłoby nalegać, nie wzbudzając przy
tym podejrzeń.
Dobra, może Unai będzie wiedział, jak to lepiej załatwić. Vega
pożegnała się z kelnerką i wyszła z bufetu. Już na zewnątrz zadzwoniła do
Unaia, żeby przekazać mu nowiny, ale nie odbierał. Dziwne. Pomyślała, że
najwyraźniej pochłaniała go misja zlecona przez Odyna. Wysłała mu
wiadomość na WhatsAppie, informując o poczynionym odkryciu,
a następnie postanowiła skontaktować się z Compu.
Ale tego nie zrobiła. Zdała sobie bowiem sprawę, że Unai, z włączoną
w telefonie funkcją geolokalizacji, ściągał na siebie zainteresowanie Odyna.
To jemu mistrz gry poświęcał teraz pełnię uwagi, skupiając się na budynku
wydziału komunikacji audiowizualnej i okolicy, to zaś oznaczało, że
również Compu znajdował się w sferze oddziaływania Valkirii.
Tylko ona pozostawała poza obszarem ryzyka, tak jej się przynajmniej
wydawało. Czuła, że powinna wykorzystać ewentualną swobodę działania,
aby zrobić coś, co pozwoliłoby zaskoczyć Odyna. Później będzie czas, żeby
spotkać się z Unaiem i Compu.
Dobrze wiedziała, dokąd się teraz uda: do piwnicy w akademiku Rubéna.
Musiało tam być coś, co by wyjaśniło lawinę szafek, przez którą tamtej
nocy nie mogła dokończyć rozpoznania. Teraz była pora, żeby to sprawdzić
– w biały dzień, gdy Valkiria przeniosła swoje działania w inną część
kampusu.
Vega ruszyła w kierunku nowego celu. Odczuwała napięcie, które
działało na nią rozpraszająco. Nie spostrzegła, że za chwilę w jej telefonie
rozładuje się bateria.
###
P których był z Kiką, ujęcia, jakie się już nigdy nie powtórzą. Było to
trudne, sprawiało mu ból, ale nieprzerwanie przemieszczał się przez
kronikę zachowanych cyfrowo chwil. Nie potrafił oderwać wzroku od
żadnego z obrazów, które należały już do przeszłości. Odtwarzał czas
dzielony z przyjaciółką. Żałował, że w ostatnich dniach był tak nieobecny.
Był to błąd już nie do naprawienia.
Płakał. Wyobrażał sobie ciało Kiki rozciągnięte na ziemi, pod gołym
niebem, w środku nocy. Zginąć w taki sposób…
Przestał przeglądać zdjęcia, dając odpocząć palcom przesuwającym
fotografie na ekranie telefonu i oczom, które na nie patrzyły.
– Muszę coś zrobić – stwierdził ledwie słyszalnym głosem.
Z trudem podźwignął się z łóżka, jakby smutek pozbawił go nie tylko
pogody ducha, ale także energii. Podszedł do okna i zapatrzył się w życie
tętniące w każdym zakątku kampusu.
– Muszę coś zrobić – powtórzył.
Odsunął się od szyby, wyjął z szafy kurtkę i przystanął przed drzwiami
pokoju. Na jego twarzy pojawił się wyraz determinacji.
– I to już.
###
Unai właśnie się rozłączył. Nie przestając obserwować ludzi, których miał
w zasięgu wzroku, zadzwonił do Compu, żeby streścić mu ostatnie
wydarzenia i poprosić o przyjście do pawilonu sportowego. Nie zdołał
jednak porozumieć się z Vegą, której telefon był wyłączony.
Zaniepokoiło go to. W takich sprawach bywała dość roztargniona, biorąc
jednak pod uwagę okoliczności, brak możliwości jej zlokalizowania
oznaczała bardzo poważny kłopot. Uznał, że zapewne poszła na wydział
komunikacji audiowizualnej i tam będzie na nich czekać.
Od kilku minut Unai przyglądał się osobom przebywającym w pawilonie
sportowym. Ukryty w narożniku pomieszczenia, miał dogodną
perspektywę. Tak jak przypuszczał, tylko nieliczni studenci przebywali tam
w porze zajęć. Większość zapewne poszła na obiad – dochodziła piętnasta.
Kilku wyczynowców ćwiczyło na bieżni, ktoś z telefonem siedział na
trybunach. Unai zajrzał wcześniej do męskich szatni, które były puste. Do
żeńskich nie odważył się wejść, ale dobiegały stamtąd tylko pojedyncze
odgłosy.
Gracz1 wciąż był oznaczony na mapie jako aktywny, choć Unai zdążył
już ustalić, że Rubéna nie ma w pawilonie. Czyżby się pomylił, przypisując
ten nick do niego? Wątpliwe – post na Facebooku, którego wysłanie Rubén
zawczasu skonfigurował, potwierdzał jego uczestnictwo w grze, z kolei
moment, gdy nazwa Gracza1 zaczęła się wyświetlać w kolorze jasnoszarym
– w którym była widoczna także teraz – idealnie współgrał z chwilą, kiedy
Rubén opuścił Valkirię. A zatem?
Czyżby ktoś zajął miejsce Rubéna w rozgrywce? Odyn mógł wyznaczyć
kolejną ofiarę, jego żądza zemsty, jak się zdawało, nie miała granic.
W jakim jednak celu przypisywałby jej nick Rubéna, nick, który wciąż
zachowywał szary odcień, charakterystyczny dla wyeliminowanych graczy?
Nowy uczestnik powinien raczej pojawić się w świecie Valkirii jako Gracz5
i z nazwą oznaczoną innym kolorem. Czyli co?
Unai nic z tego nie rozumiał. Pewne było jedynie to, że aplikacja
w telefonie nadal informowała o obecności Gracza1 gdzieś w pobliżu.
Jednocześnie nie było śladu aktywności Odyna. Skoro geolokalizator
wykrył mistrza gry, kiedy Unai znajdował się na wydziale komunikacji
audiowizualnej, oznaczało to, że Odyn był gdzieś bardzo blisko, lecz nie na
tyle, żeby teraz pojawić się na mapie.
– Mistrz gry również się nie spodziewał pojawienia się Gracza1 –
wyszeptał nie bez satysfakcji. – Tego nie miał w planie. Widać to po
pośpiechu, z jakim zmierzał na miejsce.
Pośpiechu tego mógł się jedynie domyślać, nie miał bowiem dowodów.
Był jednak gotów się założyć, że dla Odyna wykrycie przez Valkirię
Gracza1 oznaczało złe wieści.
W tym momencie na bieżni pojawiła się Nuria. Unai ze zdumieniem
dostrzegł ją ze swojego miejsca. Co tutaj robiła? Czy to ona była w szatni?
W dresie i z ręcznikiem na szyi zaczęła rozgrzewkę od ćwiczeń
rozciągających.
Czyżby to ona miała być nowym Graczem1? Było już jasne, że
wszystkich uczestników gry coś ze sobą łączyło, przyjaźń Nurii z Martą
czyniła z niej prawdopodobną kandydatkę.
Rzecz jasna, Nuria mogła być również Odynem. Unai zakładał, że mistrz
gry pokazywał się tylko wtedy, kiedy chciał, czyli po przybyciu do
pawilonu sportowego mógł wyłączyć w swoim telefonie geolokalizator,
tym samym ukrywając swoją obecność. Odyn dbał o to, żeby zawsze mieć
przewagę, z pewnością zaś wiedział, że Gracz4 postanowił podjąć próbę
spotkania się z Graczem1.
Ale było też możliwe, że mistrz potrafił tak dostroić swój geolokalizator,
żeby precyzyjnie określić, czyj telefon spowodował włączenie się alarmu,
a tym samym zidentyfikować domniemanego intruza, który dołączył do
Valkirii jako Gracz1.
Za dużo prawdopodobnych teorii.
Unai zerknął na zegarek w telefonie. Na wypełnienie drugiej misji
pozostawało mu wciąż dwadzieścia minut.
A gdyby tak napisać do Gracza1 wiadomość przez czat w aplikacji gry?
Już jakiś czas temu – wraz z Vegą i Compu – przestali ukrywać swoje
działania, było więc możliwe, że Odyn nie zdąży zareagować dostatecznie
szybko, aby uniemożliwić Unaiowi komunikację z Graczem1. Co więcej,
gdyby po wysłaniu wiadomości Unai dostrzegł jakąkolwiek reakcję ze
strony skupionej na ćwiczeniach Nur ii, mógłby się upewnić, że to ona jest
nowym Graczem1.
Otworzył okienko czatu i zaczął pisać. Musiał postawić wszystko na
jedną kartę.
###
###
###
###
Dopiero daleki odgłos czyichś kroków zdołał wyrwać Vegę z szoku, w jaki
wprawił ją widok ciała Rubéna. Pusty wyraz jego zamarzniętej twarzy
zahipnotyzował ją.
Valkiria zabijała.
Przez ostatnie godziny Vega przekonywała samą siebie, że wszystko to
stanowiło jakąś mistyfikację, ale teraz, widząc zwłoki Rubéna, straciła tę
pociechę, która pozwalała jej zachować zmysły.
Rubén został zamordowany.
Nie żył. Zdjęcie było prawdziwe.
Otwierała się teraz przed nimi prawdziwa otchłań, nad którą unosiła się
uśmiechnięta maska Odyna.
Vega płakała w ciszy, przylgnąwszy plecami do ściany naprzeciw
zamrażarki. Nawet szczęk opadającej pokrywy, którą wypuściła, jakby
parzyła ją w ręce, wciąż rozbrzmiewał w jej uszach niczym niemilknące
echo.
Teraz zamrażarka wydawała się większa niż wcześniej to oceniła. Vega
nie odrywała oczu od wahadłowego ruchu kłódki, która siłą inercji wciąż
huśtała się na wyłamanym skoblu.
Kiedy Vega w końcu była w stanie zareagować, wyładowana bateria
w telefonie nie pozwoliła jej zadzwonić do Unaia. Czy musiała paść akurat
teraz?
Kolejny stłumiony odgłos kroków sprawił, że zdecydowała się wreszcie
wyjść z pomieszczenia. Obudził się w niej instynkt przetrwania – nie mogła
pozwolić, żeby ktoś nakrył ją w tej piwnicy, bo wszystko skomplikowałoby
się jeszcze bardziej. Ktoś właśnie przechodził bardzo blisko niej. Ostrożnie
wychyliła się zza drzwi i w głównym pomieszczeniu dostrzegła mężczyznę
ubranego w kombinezon personelu sprzątającego, który wnosił po schodach
wiaderko ze środkiem czyszczącym i mopa. Nie zauważył jej.
Musiała uciekać. I to już.
Nie odwracając się za siebie, dobiegła do schodów. Opuszczała piwnicę,
która przemieniła się w grobową kryptę. Łaknęła powietrza, światła dnia.
Łaknęła życia.
Czuła, że jeśli zostanie tam jeszcze choćby minutę, sama będzie kolejną
ofiarą Valkirii.
Przeskakiwała stopnie. Potknęła się, podniosła i biegła dalej. Gdy tylko
wydostała się na parter, pchnęła drzwi łączące piwnicę z ogólnodostępnym
korytarzem i wymknęła się z niebezpiecznej strefy.
– A ty skąd się tu wzięłaś?
Przerażona Vega spojrzała w kierunku, z którego dobiegł głos. Dopiero
co zdołała odzyskać dech w piersiach. Jedna z pracownic recepcji patrzyła
na nią z poważną miną.
– Ja…
– Proszę dać jej spokój! Nie widzi pani, że się gorzej poczuła?
Z charakterystyczną dla siebie energią z holu wyłoniła się Clara. Puściła
oko do Vegi, wzięła ją za rękę i nie czekając na odpowiedź recepcjonistki,
poprowadziła koleżankę w stronę wyjścia z akademika.
– Nie zatrzymuj się – szepnęła.
Jej nikt nie odważyłby się zatrzymać.
Rzadko kiedy Vega tak bardzo cieszyła się ze spotkania. Pozwoliła się
prowadzić. Być może powinna wykazać się nieufnością wobec Clary, która
zjawiła się niczym deus ex machina. W głębi duszy czuła, że za Valkirią
mógł stać dosłownie każdy, Clara zaś figurowała na liście podejrzanych.
Nie potrafiła się jednak oprzeć.
Musiała komuś zaufać.
We łzach poprosiła ją o możliwość skorzystania z telefonu. Musiała
powiadomić Unaia, zanim będzie za późno. Niebezpieczeństwo nie minęło.
###
– Cześć.
Víctor Peña, pochylony przy automacie z napojami, wyprostował się
z puszką w dłoni i odwrócił. Ktoś nieznajomy uważnie mu się przyglądał.
– Cześć – odpowiedział. – Znamy się?
– Nie, jeszcze nie. Na jakim jesteś wydziale?
Tak nietypowe rozpoczęcie rozmowy go zdumiało.
– Na trzecim roku architektury. A ty?
W odpowiedzi otrzymał kolejne pytanie:
– Wiesz, jak do ciebie dotarłem?
Víctor wzruszył ramionami.
– Zobaczyłeś, że sięgam po puszkę, i…
– Przez twój telefon. – Na obliczu nieznajomego pojawił się uśmiech,
który nagle wydał się Víctorowi zaskakująco lodowaty. – Mogę zobaczyć?
W tonie jego słów nie było nawet cienia uprzejmości. Sytuacja przestała
już bawić Victora, który zrobił krok w tył. Dłonią sięgnął do kieszeni
spodni, w której wyczuł kształt telefonu.
– O co tu chodzi?
– Chodzi o to, że masz telefon, który nie jest twój.
– Jak…
– Włożyłeś do niego swoją kartę SIM, ale w telefonie jest aplikacja,
którą przy włączaniu nieświadomie uruchomiłeś. Dlatego cię namierzyłem.
Wiesz, że mogę oskarżyć cię o kradzież?
– Ej, weź mnie nie wkurzaj…
– Skąd masz ten telefon?
Nieznajomy ruszył w jego stronę.
– Nie ukradłem go! – Víctor zaczynał robić się nerwowy. – Znalazłem na
ziemi, leżał w trawie.
– Obok akademika imienia Leonarda da Vinci.
– Zgadza się.
– I zamiast zanieść go na portiernię, postanowiłeś go włączyć
i poużywać.
– Tak, nie sądziłem, że…
– Zabierz swoją kartę i oddaj go. O wszystkim zapomnimy, tak będzie
najlepiej. Ale potrzebuję telefonu. I to już.
Wyciągnął dłoń i czekał, aż Víctor zastosuje się do polecenia. Na twarzy
nieznajomego było widać oznaki zniecierpliwienia. Víctor wahał się, ale to,
że zdołano go namierzyć, działało na niego onieśmielająco. Nie chciał
kłopotów, wiedział, że źle postąpił. W końcu z oporami przekazał
urządzenie.
– Słuszna decyzja – skomentował nieznajomy. – Nawet nie wiesz, jakich
problemów sobie oszczędziłeś.
Víctor czuł się nieswojo, pragnął zakończyć to dziwne spotkanie, dlatego
kiedy został sam, ogarnęło go uczucie głębokiej ulgi. Szósty zmysł
podpowiadał, że choć stracił nowy telefon, to ogólnie mu się poszczęściło.
I z tym właśnie przeczuciem czym prędzej odszedł.
###
Już miał mu odpisać, gdy zadzwonił jego telefon. Unai nie znał tego
numeru. Co jeszcze ma się wydarzyć?
Czas na wykonanie zadania dobiegł końca.
nai objął Vegę. Widział łzy spływające jej po twarzy, czuł
U dygotanie jej ciała. Nigdy dotąd tak bardzo jej nie kochał. Przed
chwilą przyszła w towarzystwie Clary, bardzo blada na twarzy,
a gdy go ujrzała, rzuciła mu się w ramiona.
– Jestem z tobą, Vega – szepnął jej do ucha, ściskając ją z całych sił. –
Wszystko dobrze się skończy. Musimy wytrzymać.
Wyobrażał sobie, jak musiało nią wstrząsnąć odkrycie zwłok Rubéna,
o czym powiedziała mu przez telefon. Najgorsze przewidywania okazały
się prawdą. Odyn nie blefował.
Zaintrygowane spojrzenie stojącej obok Clary wskazywało, że nic nie
wiedziała o sprawie, co Unai przyjął z ulgą. Vega wykazała się dyskrecją,
wciąż bowiem nie mogli wykluczyć żadnego z podejrzanych. Jakikolwiek
błąd na tym etapie…
– Chodzi o wypadek Kiki? – Clara zrobiła poważną minę. – Mamy na
uczelni jakąś koszmarną serię… Rzecz jasna, w najgorszym stanie jest
Pedro. Dziś nawet nie przyszedł na zajęcia. Został w akademiku.
Mówiąc to, wskazała najbliższe sale wykładowe. Unai zdał sobie
sprawę, że znajdują się właśnie na wydziale, na którym studiował Pedro. To
dlatego miał swoją szafkę akurat tutaj.
– Vedze różne sprawy zwaliły się na głowę – wyjaśnił ogólnikowo. –
Mamy ostatnio trudne dni.
Clara skinęła głową.
– Zostawię was samych – odparła. – Zajmij się nią, Unai. Vega jest na
skraju załamania nerwowego. Jeśli w czymś mogłabym wam pomóc…
– Bardzo ci dziękuję. – Vega zwróciła ku niej zapłakane oczy i na chwilę
wyrwała się z objęć Unaia, żeby dać jej buziaka. – Wyświadczyłaś mi
ogromną przysługę. Nie zapomnę ci tego.
– Jeszcze to sobie odbiorę. – Clara puściła do niej oko, gładząc ją przy
tym po policzku, który stopniowo odzyskiwał kolor. – A teraz zadbaj
o siebie, to najważniejsze. Zawsze byłaś taka wrażliwa…
Już miała odejść, gdy Vega zawołała za nią:
– Clara!
– Tak?
– Miałaś rację.
– Z czym?
– Nie o wszystkim trzeba opowiadać.
Clara zmarszczyła brwi.
– Szybko się uczysz – odparła z uśmiechem. – Ale kiedy już się
pozbierasz, kochana, nie unikniesz moich pytań. Na razie dam ci chwilę
wytchnienia.
Raz jeszcze się pożegnała i zniknęła na schodach prowadzących w dół,
ku wyjściu z budynku. Unai zastanawiał się, dokąd teraz pójdzie. Jego
nieufność zaczynała graniczyć z obłędem.
Zostali sami. Znów się objęli, potrzebowali bowiem energii, jaką dawała
im bliskość.
– Czyli zdołaliśmy zidentyfikować tę dziewczynę z nagrania – zaczęła
Vega, nawiązując do wcześniejszej rozmowy telefonicznej z Unaiem.
– Tak. Przy tym Ruth może opisać nam osobę, która zapewne jest
Odynem. – Unai ponownie rozważył w myślach pytanie o miejsce pobytu
Mareosa. – Pewnie widziała go, kiedy przygotowywali na mnie zasadzkę!
Zdołamy go zdemaskować, Vega. Obiecuję ci to. Zapłaci za to, co nam
wszystkim robi.
Zaniepokojona, przygryzła wargę.
– Nie mamy za dużo czasu – oceniła. – Zniszczyłam zamek zamrażarki
i teraz każdy może zajrzeć do środka. Odyn w końcu się dowie, a wtedy…
Vega miała rację. Gdy tylko odkryją zwłoki Rubéna, możliwości
działania Unaia mogą szybko się skończyć. Trudno było określić, ile czasu
zajmie policji odnalezienie miejsca i narzędzia zbrodni, a zwłaszcza
powiązanie Unaia z tą tragedią. Podejrzewał jednak, że niewiele.
W zabójstwo wmieszają również Vegę. Zostawiła przecież odciski palców
na zamrażarce. Dobrze by było, gdyby do tego czasu zdobyli dowody
własnej niewinności.
O wiele trudniej było odgadnąć, jaka będzie reakcja Odyna, gdy się
dowie, że znaleźli ciało Rubéna.
– Właściwie nie mamy już ani chwili. – Wyzwolili się z objęć, a Unai
pokazał Vedze pendrive’a. – Odyn niedługo się zorientuje, że nie
wypełniłem misji. I się wkurzy.
Wzięła urządzenie, obróciła w palcach i oddała Unaiowi.
– Skoro już to zabrałeś, dlaczego nie oddałeś Odynowi? Nie mówiłeś, że
powinniśmy sprawić, żeby poczuł się zbyt pewnie?
Unai opowiedział jej o zawartości przenośnej pamięci.
– Dobrze zrobiłeś. – Vega nie miała cienia wątpliwości. – Nie podamy
mu Pedra na tacy.
– Sądzisz, że Odyn chce go wciągnąć do gry?
Vega się zastanowiła.
– Albo… Albo Pedro już w niej uczestniczy.
Unai ponownie zdał sobie sprawę, jak trafne spostrzeżenia miała zwykle
Vega. To Pedro mógł być Graczem3, jedynym, którego jeszcze nie
zidentyfikowali! Wciąż nie było wiadomo, kto stoi za tym wszystkim,
jeśliby się jednak potwierdziło, że poszukiwanym graczem jest właśnie
Pedro, zbliżyliby się do odkrycia elementu, który łączył ich wszystkich
w ramach Valkirii.
Telefon Unaia poinformował brzęczeniem, że właśnie nadeszła
wiadomość.
– To Compu. Napisał na WhatsAppie, że Nuria wyszła już z pawilonu
sportowego. Wysłał mi nawet zdjęcie, na którym widać, jak opuszcza
szatnię. Pyta mnie, czy wiem coś o tobie i co ma teraz robić. Mam napisać,
żeby przyszedł? Razem lepiej stawimy czoła Odynowi.
Vega już miała przytaknąć, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
– Pedro jest w niebezpieczeństwie – przypomniała. – Teraz już wiemy,
że Odyn wziął go na cel.
– Racja.
Unai się zamyślił. Mistrz gry pewnie już poszedł odebrać pendrive, ale
w szafce niczego nie znalazł. Jak na to zareaguje? Własnym
nieposłuszeństwem Unai wystawił wszystkich na niebezpieczeństwo.
Vega ponownie zwróciła się do Unaia.
– A jeśli chcąc ukarać ciebie, zrobi coś Pedrowi?
Wiele wskazywało, że to Pedro mógł stać się kolejną ofiarą Valkirii.
– Trzeba go chronić – zgodził się Unai. – Teraz to on jest najbardziej
narażony.
Prawdę powiedziawszy, Unai mocno zaognił całą sytuację, nie
przekazując Odynowi pendrive’a. To jednak nie wystarczy, jeśli Pedro,
zgodnie z ich domysłami, został wybrany do gry – choć Unaiowi bardziej
pasowałoby tu słowo „skazany” – albo już w niej uczestniczy.
– Skoro Clara wie, gdzie on jest, to inni też mogą to wiedzieć – dodała
Vega.
Właśnie to budziło zdziwienie Unaia: dlaczego Clara była tak dobrze
zorientowana w tym, co się dzieje z Pedrem? Skąd wiedziała, że nie
poszedł na zajęcia, skoro studiowali na różnych kierunkach? Przyjaźnią się,
ale…
– Poślij do niego Compu, a my tymczasem namierzymy tę dziewczynę
z nagrania! – zaproponowała Vega. – Niech z nim pobędzie, dopóki nie
wrócimy.
Unai uznał, że to dobry pomysł. Odyn wolał utrzymać swoją grę
w tajemnicy, obecność świadków powstrzyma go więc przed działaniem.
Przynajmniej na razie, dopóki nie zapadnie zmrok.
– Tak zrobimy – odparł. – Mistrz gry nie jest głupi i wie, że im więcej
osób się w to zaangażuje, tym trudniej będzie mu rozegrać wszystko po
swojemu. Do tej pory rzeczywiście był bardzo dyskretny.
Vega była tego samego zdania.
– Swoim nieposłuszeństwem na pewno go zdenerwowałeś, ale nie sądzę,
żeby wiedział, że ponownie zajrzałam do piwnicy w akademiku Rubéna.
– Na pewno nie. – Unai starał się zachować optymizm. – Sam nie
zapuści się w te okolice, dopóki istnieje ryzyko, że ktoś go zauważy,
a personel sprzątający jeszcze nie skończył pracy. I dobrze. Jeśli cokolwiek
zmusi go do działania, sprawi, że wylezie z nory, a to będzie dla nas
oznaczało zgubę. Teraz, gdy mamy już konkretne tropy, trzeba nam czasu.
Unai napisał wiadomość do Compu, informując o zmianie strategii
wynikłej z odkrycia sytuacji Pedra. Po kilku sekundach nadeszła
odpowiedź:
###
– Zamknięte.
Unai spróbował raz jeszcze, nie zdołał jednak otworzyć drzwi na trzecim
piętrze, które prowadziły na schody pożarowe.
– Dziwne – zauważyła stojąca obok Vega. – Chyba powinny być zawsze
otwarte, prawda?
Unai wzruszył ramionami. Nie był już w stanie odróżniać tego, co
podejrzane, od tego, co zwyczajne. Zastanawiał się, kiedy w piwnicy
w akademiku Rubéna ktoś podniesie alarm i w kampusie zaroi się od
policji. Już sobie wyobrażał uśmieszek, jakim obdarzy go przesłuchująca go
wcześniej pani podinspektor, kiedy przyjdą go zatrzymać.
Od początku podejrzewałam tego chłopaka…
A ta jego dziewczyna też jest w to zamieszana.
– Umówiłem się tutaj z Marcosem – powtórzył, starając się zapanować
nad niepokojem. – Zanim poszedłem włamać się do szafki Pedra, zajrzałem
tutaj, ale nie było go na podeście. Uznałem, że pewnie czeka na mnie na
zewnątrz, na schodach, nie miałem jednak czasu sprawdzić. A teraz…
musimy go odszukać, Vega. I to szybko.
Zanim zrobi to Odyn.
Vega słuchała, cały czas rozglądając się dookoła. Dostrzegała jedynie
studentów i wykładowców, którzy tylko przechodzili korytarzem, aby po
chwili zniknąć w salach wykładowych.
Na wszystkich patrzyła z nieufnością.
– Co teraz robimy? – spytała niecierpliwie.
– Marcos obiecał nam pomóc. – Unai bezskutecznie usiłował się
uspokoić. – Tylko on może przekonać Ruth, żeby opowiedziała nam
wszystko, co wie. W końcu widziała Odyna!
– Chodźmy do bufetu, w którym pracuje – zaproponowała Vega. –
Musimy wyciągnąć jej numer od jej koleżanki.
Unai skinął głową. Nic więcej im nie pozostało. Gdzie się podział ten
Marcos?
###
###
###