You are on page 1of 3

Po II Wojnie Światowej na miejscu ruin zamku królewskiego w Królewcu (dzisiaj

Kaliningrad, dawniej Königsberg) przeprowadzono wykopaliska, ale w 1967 roku decyzją I


sekretarza Obkomu (komitetu obwodowego) KPZR Nikołaja Konowałowa ruinę zamku
wysadzono w powietrze.

Cztery średniowieczne budowle rozmieszczone w centrum Starego Miasta na wyspie


Kneiphof miały jeden adres: Königsberg 13. Jakiś wiek temu znajdowało się tam jedno z
najbardziej zagadkowych laboratoriów świata. Czym się tam zajmowano i nad jakimi
zagadnieniami pracowano, a przede wszystkim po co je tam założono?

Mistyczna stolica Europy

Od czasu swego założenia i aż do naszych dni Królewiec jest miastem mistycznych zagadek i
zadziwiających tajemnic. Poczynając od XIV wieku w nim czują się najzupełniej pewnie i
bezpiecznie zamieszkali tam magowie i czarnoksiężnicy, których sława rozprzestrzeniła się
daleko poza granice ówczesnych Niemiec. Na wyspie Kneiphof istniały całe szkoły
okultystyczne, które zajmowały się zbieraniem i badaniem czarnoksięskiej wiedzy i
niewyjaśnionych zjawisk.

Przez całe długie stulecia mistyczne szkoły i uczelnie nie interesowały nigdy państwa.
Wszystko się zmieniło po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, który bardzo poważnie odnosił
się do nauk okultystycznych. To właśnie wtedy, w czasie istnienia III Rzeszy powstało i
osiągnęło największy rozkwit laboratorium Königsberg-13.

Zasadnicze zadania tego laboratorium były następujące:


v Skrupulatne badania nad astrologią;
v Badania nad magią;
v Badania nad hipnozą;
v Badania dawnych czarnoksięskich praktyk…
v …i na tej zasadzie skonstruowanie potężnej „cudownej” broni…

…a wszystko na pohybel wrogom Tysiącletniej Trzeciej Rzeszy. Niestety – żadnych


dokumentów mówiących o utworzeniu takiej placówki naukowej na terytorium dawnego
ZSRR nie znaleziono – wszystkie archiwa Königsbergu-13, które wpadły w ręce radzieckiego
dowództwa zostały przekazane Amerykanom w zamian za maszyny i ich wyposażenie. W
rezultacie czego relacje o laboratorium są nieskładne i urywane. Wiadomo tylko, że zaczęło
ono swą pracę na długo przed początkiem II Wojny Światowej i było ono GANZE GEHEIM
– tak że w samym Królewcu nikt nie wiedział o jej istnieniu.

Ofiary czarnej nauki

Jedno z wydarzeń, przypisywane działaniami pracowników laboratorium Königsberg-13


miało miejsce w 1929 roku na oczach wielu naocznych świadków. Hitler właśnie szedł do
władzy i niektórzy niemieccy dziennikarze mogli sobie jeszcze pozwolić na nie traktowanie
na serio przyszłego Führera III Rzeszy. W czasie swej wizyty w Prusach Wschodnich Hitler
się przeziębił i ochrypł – i mowa, z którą wystąpił w największej Sali Królewca – Stadhalle –
delikatnie mówiąc była do niczego. Swoje wystąpienie lider nazistów zakończył patetyczną
frazą: Przyjechałem tutaj zdobyć Königsberg! Później jedna z popularnych miejskich
dziennikarek napisała krytyczny artykuł, w którym zdrowo przejechała się po fizycznych
niedoskonałościach oratora i jego chorych marzeniach.
Po kilku dniach od opublikowania artykułu, do redakcji gazety przyszedł młody człowiek i na
znak swego głębokiego uznania wręczył dziennikarce bukiet kwiatów i dużą tabliczkę
czekolady. W czasie przerwy obiadowej, wszyscy pracownicy wydawnictwa, w tym dama o
ostrym języku, udali się do kawiarni i tam stali się świadkami strasznej sceny. Kiedy kobieta
rozpakowała tabliczkę czekolady i ugryzła jej kawałek, rozległ się nieestetyczny i niezwykły
dla czekolady odgłos rozgryzanego szkła. Z jej ust pociekła krew, ale kobieta z
nieprzytomnym błyskiem w oku nie przestawała jeść szklaną płytkę. Kiedy widzowie
otrząsnęli się z szoku, to udało się im jej odebrać ostatni kęs grubego szkła. Kobietę
hospitalizowano – miała straszne rany jamy ustnej i przełyku i przez długi okres czasu nie
mogła mówić, nie mówiąc już o tym, że nie rozumiała, gdzie się w ogóle znajdowała.

Czarodzieje czy szarlatani?

Co się właściwie działo w ultra-tajnych pomieszczeniach laboratoriów Königsberg-13? W


pamiętniku jednego z mieszkańców Królewca znaleziono wpis datowany na lipiec 1943 roku:
idąc raz na wieczorny spacer po Kneiphopf spotkał on buddyjskich mnichów w białych i
czerwonych szatach, co bardzo go zdumiało. Rzecz w tym, ze Hitler zabronił działalności
wszelkim mistyczno-okultystycznym organizacjom, a badania okultystyczne mogły być
prowadzone tylko za zezwoleniem i pod kontrolą Führera.

Wnętrze laboratorium, jak już się powiedziało, było rozmieszczone w czterech


jednopiętrowych blokach, i wyglądało dostatecznie dziwnie. Na parterach znajdowała się
ogromna ilość przedmiotów kultowych ze wszystkich kultur, narodów i czasów – były tam
prawosławne ikony, maski i tanki z Tybetu oraz dawne bronie Wikingów. Była tam także
ogromna lodówka z wielką ilością wanien, w których znajdował się lód i wycięte oczy
najrozmaitszych zwierząt przywiezione z kombinatów mięsnych.

W laboratorium istniał oddział, którego pracownicy zajmowali się rzucaniem uroków ze


szkoły „Laleczek starej Magdy” założonej w Królewcu jeszcze w XV wieku. Ci ludzie robili
woskowe lalki podobne toczka w toczkę do polityków niechętnych czy wrogich Hitlerowi i
Rzeszy. W otwory oczne wkładali oczy zwierząt. Potem ludzie, którzy posiadali możliwości
wpływania na drugich, w odpowiedni dzień i godzinę wbijali w lalki grube, srebrne igły
zakończone bursztynowymi kuleczkami. Trudno powiedzieć, czy w ten sposób szkodzono
ofiarom magów, jednak kiedy w 1942 roku powiadomiono sir Winstona Churchilla, że jego
lalka jest nakłuwana przez nazistów, to on się mocno tym zdenerwował.

Wiadomo, że jeden z pracowników Königsberg-13 jasnowidz i astrolog Hans Schurr stworzył


przepowiednię zagłady III Rzeszy jeszcze na początku lat 40. On także przewidział dokładnie,
że Königsberg padnie po trzech dniach w kwietniu 1945 roku. Oczywiście mu nie uwierzono i
nie zwrócono uwagi na jego przepowiednie. Jednak kiedy w marcu 1945 roku, Armia
Czerwona podeszła do Königsbergu to wtedy hitlerowcy zamordowali Hansa Schurra za
nieszczęśliwe proroctwo.

Wiatr-morderca

Oprócz wszelkiej maści okultystycznych nauk, laboratorium Königsberg-13 zajmowało się


badaniem takich trywialnych na pierwszy rzut oka rzeczy, jak… przeciągi.

Ruch potoków powietrza na wąskich średniowiecznych ulicach Królewca ukazują


zadziwiające proces. Wystarczy powiedzieć, że wiatrowskazy na domach umieszcza się na
dwóch poziomach: pierwsze – na dachu – pokazują ogólny kierunek wiejącego wiatru, zaś
drugie umocowane niżej – przemieszczanie się powietrza na ulicach. Siła wiatru czasami
bywa taka, że przyciska ona ludzi do ścian domów i musza mocno się natrudzić, żeby
poruszać się z obranym kierunku!

Poznanie kierunku wiatru dawało niemało korzyści i pozwalało wykorzystać tą wiedzę w


różnych celach, np. dla zastraszania: postawiło się koło odpowiedniego okna metalową
konstrukcję, która uderzana wiatrem wydziela tajemnicze dźwięki i głosy. Wiatr
wykorzystywano do zabijania ludzi. Specjaliści z Königsberg-13 opracowali cienkie, mocne,
lekkie stalowe pióra, które puszczone na wiatr mogły zabić człowieka w dowolnie dużej
odległości przenikając do wnętrza jego uszu.

Przeciągi podpowiedziały jeszcze bardziej wyrafinowane sposoby zabijania. I tak np.


człowieka, którego chciano uśmiercić regularnie zapraszano w gości i nieodmiennie sadzano
na tzw. gościnnym fotelu z wieloma dziurkami w oparciu. Fotel stawiano tak, że on
znajdował się na przeciągu, pod ciągłym wpływem chłodnego powietrza. Po kilku takich
wizytach płuca człowieka czerniały, a on sam umierał na zapalenie płuc.

I to jest wszystko, co wiemy – niestety – na temat Königsberg-13 i jego złowrogiej


działalności. Tym, którzy się tym zainteresowali proponuje wyjazd do Kaliningradu i
zobaczyć wszystko na własne oczy, chociaż po laboratorium pozostał jedynie fundament, tym
niemniej Królewiec jest nadal bardzo zagadkowym i interesującym miastem.

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 49/2012, ss. 4-5


Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©
Konstantin Kariełow - Nazistowski Hogwart: Obiekt Königsberg-13

Tak nawiasem mówiąc całe miasto Królewiec jest jedną wielką tajemnicą i zagadką. A dokładnie
mówiąc dotyczy to wszystkiego tego co znajduje się pod dzisiejszym miastem. Nowi powojenni
właściciele skupili się głównie na niszczeniu wszystkiego tego co ocalało z wojennej pożogi i tego co
mogło by w przyszłości przypominać jego dawnych mieszkańców. Czyli co się dało wysadzono w
powietrze, powstałe z tego działania hałdy gruzu zniwelowano. A na tak przygotowane podłoże,
nawieziono tysiące metrów sześciennych ziemi. Nawieziony grunt przykrył liczne piwnice, schowki i
korytarze. Podobnie z resztą postąpiono z odbudowaniem Warszawskiej dzielnicy Wola, głównie
dotyczy to terenu okoli obecnej ulicy Anielewicza, Nowolipek ,Okopowej. W związku z faktem iż teren
ten był jednym wielkim morzem gruzu całość wyrównano, bez uprzedniego sprawdzenia i na tak
przygotowanym podłożu pobudowano nowe osiedla mieszkaniowe. Wszędzie tam gdzie poziom
gruntu po wyrównaniu gruzu mimo wszystko umożliwił by penetracje lub znalezienie czegoś???
został on podniesiony. Takie dziwne anomalie gruntowe można spotkać w kilku miejscach tej
dzielnicy. A sam obecny stadion Narodowy, dawny dziesięciolecia zastał pobudowany na gruzach
zwiezionych w to miejsce z całej lewobrzeżnej Warszawy. Czyli w gruncie pod stadionem znajduje się
wszystko cegła, szczątki ludzkie, broń niewybuchy, niewypały i inne rzeczy

You might also like