Professional Documents
Culture Documents
ISBN 978-83-01-197-373-7
Podziękowania
Dodatek II
Dodatek III
Przypisy
Jeśli jesteś trochę podenerwowany,
spisałeś już swoje wystąpienie na kartkach,
a teraz twoim głównym celem jest nie powiedzieć niczego
kontrowersyjnego, niczego, co zapadnie słuchaczom
w pamięć, niczego, co może
wpędzić cię w kłopoty...
Seth Godin
Podziękowania
Niniejszą książkę mogłem dokończyć tylko dzięki temu, że przez pół roku nie
miałem zajęć o prezentacjach – kiedy je prowadziłem, po każdym spotkaniu
studenci dostarczali mi tylu nowych pomysłów i inspiracji, że rzucałem się
do dopisywania, wycinania, poprawiania i przerabiania. Wiele przykładów,
które tu przytaczam, pochodzi z zajęć Jak mówić i pisać o nauce na
Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz warsztatów dla
studentów i doktorantów, które odbywały się poza uczelnią.
Moi studenci, Michał Nawrot, Łukasz Zinkiewicz i Mikołaj Rogóż, oraz
mój przyjaciel i współpracownik dr Hao Zeng dostarczyli mi wielu
ciekawych materiałów – większość prezentacji, które tu omawiam,
przedstawia wyniki naszych wspólnych badań. Ponadto Michał był
pierwszym czytelnikiem i surowym recenzentem wstępnej wersji książki.
Agnieszka Muzińska z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych UW
konsultowała bajkę o lodowcach, a Arleta Suchocka z Wydziału Geologii
UW zainspirowała mnie do napisania wierszyka o bruzdnicach. Wiele lat
temu Magda Midak pokazała mi podczas fantastycznych zajęć z emisji głosu,
że każdy z nas ma możliwości wokalne, o których mu się nawet nie śniło.
Dr Agnieszka Szarkowska z Wydziału Lingwistyki Stosowanej UW
cierpliwie przejrzała wszystkie wersje manuskryptu i udzieliła mi cennych
porad dotyczących teorii komunikacji. Jestem jej szczególnie wdzięczny za
spojrzenie na konferencyjne prezentacje z perspektywy nauk
humanistycznych.
Dr Dąbrówka Mirońska z Wydawnictwa Naukowego PWN wykazała się
niezwykłą cierpliwością, prowadząc mnie przez meandry procesu
wydawniczego. Jej entuzjazm i pozytywne myślenie o tej książce były dla
mnie prawdziwym wsparciem podczas pisania. Z kolei dzięki profesjonalnej
redakcji Olgi Gorczycy-Popławskiej mogłem szczęśliwie ominąć wszystkie
pułapki językowe.
Na moje myślenie o nauce (i nie tylko) największy wpływ wywarli trzej
wspaniali mentorzy, których miałem szczęście spotkać, oraz trzy rady, które
od nich usłyszałem. Prof. Czesław Radzewicz z Wydziału Fizyki UW nauczył
mnie, że nie da się robić dobrej nauki, nie zaglądając (dosłownie) do środka
– w jego laboratorium nie bałem się rozmontować drogiego lasera, by
zajrzeć, co kryje się w obudowie, i zrozumieć, jak działa, aż do
najdrobniejszych elementów. Prof. Ian Walmsley z uniwersytetu
w Oksfordzie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie warto zajmować się
nauką, jeśli nie sprawia nam to prawdziwej frajdy. W końcu prof. Diederik
Wiersma z instytutu LENS we Florencji pokazał mi, że prawdziwa nauka to
taka, która nie drobi w miejscu, ale odważnie sięga daleko poza horyzont
tego, co dziś możliwe[1].
1.
Według mnie prezentacja naukowa – ta, której słucham, i ta, którą sam
przygotowuję – powinna spełniać trzy kryteria:
2. Powinna być ciekawa. Nie ma chyba dwóch osób, które interesują się tym
samym. Dotyczy to także naukowców. Wydaje się jednak, że istnieje
pewien wspólny mianownik dla nas wszystkich, można podejrzewać, że
ukształtowany w procesie ewolucji gatunku ludzkiego, obejmujący takie
tematy i takie formy ich przedstawiania, które – przynajmniej przez
pewien czas – mogą zaciekawić każdego. Wśród tych tematów są
zapewne: jak żyć długo i zdrowo, jak być zadowolonym z życia, jak
pokonywać rozmaite trudności i przeszkody, jak efektywnie komunikować
się z innymi – rozumieć i być rozumianym. Co do formy, to lubimy słuchać
opowieści, najchętniej takich, które przynajmniej w jakimś stopniu
dotyczą nas albo tego, kto stoi przed nami (autora), historii o zmaganiach
z przeciwnościami losu, o podróżach w nieznane. Takie historie
opowiadają, między innymi, bajki. Czy można wykorzystać tę wiedzę, by
tworzyć i prezentować wyniki badań naukowych? Na pierwszy rzut oka
nie wygląda to na pomysły przystające do powagi konferencji, seminariów
czy sympozjów. Ale czy na pewno?
Na szczęście nauka, szczególnie ta prawdziwa, która nie boi się wyzwań
i sięgania w nieznane, jest stałym, niezawodnym źródłem nowych,
oryginalnych historii. To bardzo ułatwia ciekawe opowiadanie o niej.
Cel, czyli
po co mi to
5. Podczas prezentacji wyników badań, które mogą znaleźć zastosowania poza nauką,
najczęściej osobom spoza świata akademickiego: przedstawicielom firm,
menedżerom, rzecznikowi patentowemu. Z doświadczenia wiem, że
zderzenia naukowców z biznesem bywają bolesne („Dlaczego nikt nie
docenia mojego genialnego odkrycia?”) – nie ma chyba innej drogi niż
przejść wiele takich prób i nauczyć się, jak postrzegają rzeczywistość
ludzie, którzy na co dzień zajmują się sprzedawaniem produktów albo
marzeń.
Plan, czyli
porządkowanie
wiedzy
✥
Plan służy uporządkowaniu informacji i przygotowaniu ich do dalszej
obróbki, której finalnym produktem będzie prezentacja. Na tym etapie
zdecydowanie polecam pracować na kartce, nie na komputerze, który jeszcze
długo pozostanie wyłączony.
1. Jak brzmią pytania poboczne, które będę musiał zadać sobie na kolejnych
etapach prowadzących do znalezienia odpowiedzi na pytanie centralne?
Czy układają się w spójną całość?
2. Jakich metod użyć, by odpowiedzieć na moje pytania? Które metody
wybrałem i dlaczego? Którą drogą zamierzam iść i jakie techniki, jakie
obliczenia czy pomiary zamierzam wykorzystać?
3. Jakie są wyniki moich badań? Jakie obszary już przebadano, a jakie
pozostają jeszcze do eksploracji? Gdzie dokonano ciekawego odkrycia,
a które tropy prowadziły donikąd?
4. Jakie są wnioski z tych wyników? Co pokazują wstępne rezultaty badań?
Jak przejrzyście uporządkować otrzymane informacje?
5. Co zamierzam zrobić dalej? Jakie mam plany na najbliższą przyszłość,
a jakie na dalszą?
Na tym etapie nie musisz się przejmować, czy uda ci się ubrać myśli
w okrągłe zdania – chodzi o zebranie materiału, który będzie można poddać
dalszej obróbce.
Odpowiedzi udzielone na kolejne pytania pozwalają zatoczyć pełne koło
na pokazanym schemacie. Czy masz wrażenie, że koło zatoczyła też twoja
opowieść? Czy po jej wysłuchaniu słuchacze zdołają ułożyć sobie w głowie
odpowiedź na pytanie postawione na początku? Czy będą wiedzieli,
dlaczego jest ono ważne? I którędy prowadzi droga do odpowiedzi na nie?
Jednym z ważnych i trudnych zagadnień, z którymi musimy się zmierzyć
przy obmyślaniu prezentacji, jest zmiana proporcji między różnymi etapami
życia naukowca a tym, jak rozłożyć akcenty podczas wystąpienia.
W górnej części rysunku 3. pokazałem, jak wygląda typowy przebieg
doktoratu czy projektu badawczego, szczególnie z punktu widzenia młodego
naukowca – na początku wdraża się on w zadania, po czym większość czasu
spędza na, mniej lub bardziej pasjonującej, pracy nad swoją częścią badań:
przygotowuje próbki, buduje aparaturę, programuje, uruchamia symulacje,
zbiera dane. Pod koniec dochodzi do etapu opracowania wyników, po czym
projekt albo jego część się kończy, na przykład uzyskaniem stopnia doktora
czy opublikowaniem artykułu. Zrozumiałe jest, że przy takich proporcjach to,
co pozostaje w pamięci, to dnie (i noce) spędzone w laboratorium, na
badaniach terenowych, wykopaliskach czy w bibliotece. Jeśli jednak myślisz
o zaprezentowaniu swoich dokonań, musisz odrzucić pokusę wypełnienia
większej części wystąpienia opisem tej fazy. Często była ona fascynującą
przygodą dla ciebie (pobieranie próbek osadów z dna Zatoki Admiralicji na
Szetlandach), ale niekoniecznie okaże się tym samym dla słuchaczy. Mimo że
zajęła większość czasu, teraz zostanie dramatycznie skrócona albo wręcz
pominięta.
Podobnie warto postąpić z przedstawianiem listy albo zdjęć
współpracowników – to sympatyczny gest, który podkreśla zaangażowanie
w projekt wielu osób, jednak pamiętaj, że obecni na sali
najprawdopodobniej nie znają tych ludzi. Nie namawiam do usuwania listy
współpracowników, jeśli uznasz, że chcesz ją pokazać, ale niech znajdzie się
ona na pobocznym miejscu.
Znakomitą większość dobrej prezentacji powinny zająć: wprowadzenie,
zawierające między innymi jasno postawione pytanie badawcze wraz
z uzasadnieniem podjęcia prób szukania nań odpowiedzi, oraz wnioski
i ewentualnie plany na przyszłość. Pokazywanie niezliczonych wyników
pośrednich, tysięcy punktów pomiarowych, wykresów, tabel, zamiast
należytego omówienia, po co zebrano te dane i co właściwie z nich wynika,
było zmorą wielu prezentacji, których w życiu wysłuchałem.
Kiedy twój schemat będzie już na ukończeniu, możesz popatrzeć na niego
jako na całość i zastanowić się, czy tak postawione pytanie i poszukiwania
odpowiedzi na nie wyglądają jak fascynująca przygoda intelektualna. Czy
możliwe jest, że inni doktoranci, którym o tym opowiesz, pomyślą:
„O kurczę! Ależ ciekawe rzeczy on robi! Szkoda, że ja się tym nie
zajmuję…”. Jeśli to możliwe, jesteś na dobrej drodze do świetnej
prezentacji – przed tobą kolejny etap.
4.
Projekt, czyli
poszukiwanie formy
Czy jest jakś wspólna cecha dobrych prezentacji? Jakiś magiczny składnik,
który sprawia, że słuchamy ich z uwagą, nie możemy się doczekać, co będzie
za chwilę, zapominamy o upływie czasu, a potem opowiadamy o nich
znajomym („Żałujcie, że nie byliście”) i długo jeszcze wspominamy przy
różnych okazjach? Tak. Każda z nich była wymyślona, zaprojektowana,
a dopiero potem starannie wykonana i przećwiczona. Nie chcę konkurować
z podręcznikami uczącymi obsługi PowerPointa – jest ich wiele i na pewno
każdy znajdzie coś dla siebie – chciałbym raczej opowiedzieć o tych
pierwszych etapach, często niedocenianych, a jeszcze częściej całkiem
pomijanych. Jak zwykle wygląda proces przygotowywania prezentacji na
konferencję czy seminarium? Otwieramy foldery z rysunkami, wykresami,
tabelami, często przygotowywanymi przy okazji pisania publikacji,
przeklejamy je na kolejne slajdy, dodajemy tytuły, logotypy uczelni, instytutu
i sponsorów, listę osób, którym chcemy podziękować i… gotowe.
Słyszałem, jak kiedyś doktoranci przechwalali się, że prezentacje zaczynają
przygotowywać dopiero w samolocie, w drodze na konferencję. Można i tak
– wylądujesz i kolejne wystąpienie, na którym trudno wysiedzieć, będzie
gotowe…
Zanim zabierzemy się do wymyślania, szkicowania i projektowania,
trzeba bardzo dokładnie poznać warunki brzegowe.
4.1.1. Widownia
Nie miałby chyba sensu konkurs na Najlepszą Prezentację Świata. Ani nawet
na Najlepszą Prezentację Świata z Fizyki. Wystąpienie, które byłoby
świetnie przyjęte na specjalistycznym seminarium, mogłoby się okazać
niewypałem na konferencji dla nauczycieli z liceów czy spotkaniu
studenckiego koła naukowego. Każdy, kto przygotowuje jakiekolwiek
wystąpienie publiczne, w tym także prezentację naukową, od samego
początku, przez wszystkie etapy pracy, musi pamiętać o odbiorcach, do
których będzie mówił. Kim są? Jaką już mają wiedzę? Co ich interesuje?
Czego chcą się dowiedzieć? To pytania podstawowe. Są i mniej oczywiste:
Czy mają jakieś uprzedzenia? Czy są zmęczeni? Ilu ich będzie?
Przyjrzyjmy się tej ostatniej kwestii. Zupełnie inaczej wygląda (czy raczej
może wyglądać) kontakt z dziesięcioma, a inaczej z pięciuset słuchaczami.
Przy małym audytorium można sobie pozwolić na zadawanie pytań
skierowanych do sali i liczyć na odpowiedzi, przy znacznie większym
okazuje się to, choćby ze względów technicznych, nierealne. Kilka razy
zdarzyło mi się opowiadać o fizyce uczniom liceum. Okazuje się, że zupełnie
inaczej zachowują się, gdy w sali jest nauczyciel, a inaczej, gdy zostają sami
– wtedy mają odwagę wdawać się ze mną w rozmowę, mogę liczyć na ich
odpowiedzi, pomysły, myśleć o włączeniu do projektu prezentacji interakcji
z widownią (co zawsze daje świetne, ożywcze efekty).
W znakomitej większości prezentacji, których słuchałem, mówcy
przeceniali wiedzę słuchaczy. Nie chodzi o to, by na specjalistycznym
seminarium optycznym zaczynać prezentację od podstaw działania lasera, ale
na pewno nie zaszkodzi każdy temat wprowadzać stopniowo, od prostych
koncepcji, by powoli – upewniając się (przez kontakt z widownią), że tempo
jest odpowiednie – przechodzić do bardziej szczegółowych zagadnień.
Jednym z najtrudniejszych wyzwań, przed jakimi staje autor prezentacji,
jest dostosowanie poziomu wystąpienia do zasobu posiadanej przez widownię wiedzy.
Nierzadko na konferencjach siedzą obok siebie studenci, doktoranci
i profesorowie, często z różnych instytutów i wydziałów. Jak poprowadzić
tok rozumowania, by nie zgubił się w nim student chemii i nie nudził
profesor biologii, gdy mówimy o fizyce? Równać w dół i ryzykować, że
część publiczności uzna cię za ignoranta, który pobieżnie przedstawił temat,
czy po szybkim wstępie przejść do szczegółowych zagadnień, dostępnych
jedynie dla specjalistów? Z moich doświadczeń wynika, że najwybitniejsi
naukowcy potrafią mówić (i najczęściej mówią) o swoich badaniach bardzo prosto.
Mogą to robić właśnie dlatego, że doskonale zrozumieli, co w ich dziedzinie
jest ważne, a co mniej istotne, i poruszają się w jej obszarze z gracją, bez
potrzeby sięgania po specjalistyczne słownictwo i zawiłe konstrukcje
myślowe.
Praktyczna rada, którą pozostawiam do przemyślenia, jest taka: są uczeni
(nieliczni), którzy słyszeli o wszystkim i znakomitą większość zagadnień
mają doskonale przemyślaną. Ale nawet oni nie słyszeli o wszystkim we
wszystkich możliwych ujęciach. Jeśli przedstawisz proste koncepty
w oryginalny, świeży sposób, jeśli będziesz umiał pokazać nieoczywiste
powiązania między nimi, uporządkować i zestawić je inaczej, niż się to robi
w podręcznikach, będą ci wdzięczni zarówno studenci, którzy nie pogubią
się w drugiej minucie prezentacji, jak i profesor, gdyż nareszcie nie będzie
się nudził.
4.1.2. Czas
Do rzadkości należą konferencje, na których ostatnia prezentacja w sesji
kończy się zgodnie z planem. Większość mówców dość swobodnie traktuje
wyznaczony im czas i przeciąga swoje wystąpienia. Zawsze wygląda to
nieprofesjonalnie, świadczy o nieprzygotowaniu i jest zwyczajnym brakiem
szacunku dla słuchaczy, podobnie jak na przykład spóźnianie się. Unikaj
tego, zwłaszcza jeśli twoją prezentację zaplanowano tuż przed obiadem.
Jeśli zaczynasz z opóźnieniem, bo przed tobą kilka osób zapomniało
o ograniczeniach czasowych, możesz rozważyć skrócenie swojego
wystąpienia – zapewniam, że słuchacze będą ci wdzięczni. Nie może to
jednak polegać na pominięciu części opowieści, szybkim przeskoczeniu paru
slajdów z komentarzem „O tym nie powiem”. Oznacza to raczej, że nie
będziesz wchodził w poszczególne tematy tak głęboko, jak planowałeś, być
może pominiesz jakąś anegdotę, której brak nie zakłóci spójności całej
prezentacji.
Złudzeniem jest przekonanie, że im więcej masz czasu, tym więcej
przekażesz. Zwykle działa to tak, że mniej się dyscyplinujesz, mniej czasu
poświęcasz na przedstawienie naprawdę ważnych kwestii i przemyślenie,
jak klarownie je zaprezentować. Nawet niespecjalistów zainteresujesz
podczas 20-minutowego wystąpienia, jeśli przygotowałeś dobrą opowieść
i z charyzmą przybliżasz ją słuchaczom. W trakcie 45 minut okazuje się to już
prawie niemożliwe. Co więc zrobić, jeśli pewnego dnia otrzymasz
zaproszenie od organizatorów konferencji, by wygłosić wykład plenarny,
i z przerażeniem stwierdzasz, że przeznaczono nań trzy kwadranse?
Zakładając, że nie odkryłeś właśnie żywych bakterii na Marsie albo leku na
chorobę Alzheimera, jedynym wyjściem jest podzielenie długiej prezentacji na
części, na przykład 15-minutowe. W każdej z nich zaplanuj fragment
swobodniejszy, rozrywkowy, podczas którego możesz opowiedzieć na
przykład historię z życia naukowca (byleby związaną z tematem, spójną,
najlepiej choć trochę zabawną albo zaskakującą), oraz część poważniejszą.
Dobrze jest też zmieniać media – po kilku minutach mówienia pokazać
fragment filmu, potem rekwizyt, znów coś opowiedzieć, potem zilustrować
to slajdami... Poszczególne części warto oddzielić przerywnikami, na przykład
takimi, które wymagają od słuchaczy zmiany roli – niech ciągle nie siedzą,
a na chwilę staną się mówcami. Możesz na przykład zaproponować, żeby
przez minutę porozmawiali z sąsiadem o tym, co właśnie usłyszeli, pomyśleć
o szybkiej ankiecie, którą potem omówisz. Jeśli na widowni zasiada
szacowne profesorskie grono, nie martw się – profesorowie też lubią się
czasem zabawić, zamiast z grzeczności udawać zainteresowanie[9].
Oprócz czasu przydzielonego na wystąpienie pewne znaczenie może też
mieć pora dnia. Dowiedz się, czy będziesz wygłaszał prezentację z rana, czy
też wieczorem. Na pewno powinieneś stale obserwować słuchaczy i ich
reakcje – czy są ożywieni, czy raczej senni, czy słuchają z uwagą (nie
zawsze łatwo odróżnić prawdziwą od udawanej), czy większość zajęła się
już swoimi sprawami. Nigdy nie jest za późno, by zareagować i próbować
dostroić się do widowni – przyspieszyć, zwolnić, podsumować coś szybciej, niż
planowałeś.
4.1.3. Miejsce
Na etapie planowania prezentacji warto też zwrócić uwagę na miejsce,
w którym będziesz ją wygłaszać. Inaczej mówi się do dwudziestu osób
skupionych w małej salce, a inaczej do tych samych dwudziestu, z których
osiemnaście zajęło miejsca w ostatnich rzędach na wielkiej auli. Pomijając
słyszalność (z nagłośnieniem lub bez), pozostaje kwestia nawiązania z nimi
kontaktu, choćby wzrokowego. Na kształt twojej prezentacji może wpłynąć
również to, czy będziesz miał możliwość swobodnego poruszania się na
scenie, czy też organizatorzy zaplanowali mówienie zza pulpitu. W tym
drugim przypadku zalecałbym, byś próbował przekonać ich, żeby dali ci
większą swobodę. To, jak wygląda sala, będzie też istotne, jeśli zdecydujesz
się przygotować rekwizyty czy pokazy towarzyszące prezentacji. Muszą być
one widoczne z ostatniego rzędu, co oznacza, że w dużej sali nie warto
pokazywać niczego, co będzie mniejsze niż piłka futbolowa. Jeśli przyjdzie
ci mówić przed licznym audytorium, odpowiednio bardziej wyraziste
powinny być też twoje gesty.
1. O projekcie ogólnie (skąd wziął się pomysł, jaki był cel, jak długo projekt
trwał, jakimi dysponowaliśmy pieniędzmi, jakie miał logo)
2. Firma A
3. Temat X (cel szczegółowy, co zrobiliśmy w trakcie projektu, co z tego
wyszło)
4. Firma B
5. Temat Y (jak wyżej)
6. Firmy C i D (tu zaprezentowałem dwie, bo akurat jedna była mała i mniej
znacząca)
7. Temat Z (jak wyżej)
8. Podsumowanie (głównie moje refleksje o tego typu przedsięwzięciach, bo
był to pierwszy taki projekt na naszej uczelni i jeden z niewielu
w Polsce).
Wiadomości, które chciałem, by zostały w pamięci słuchaczy (take home
message):
1. Udało się po raz pierwszy zrealizować duży projekt z udziałem kilku firm
z Unii Europejskiej.
2. Są to spore pieniądze i ciekawa przygoda.
3. Jest to też solidna nauka, opracowaliśmy kilka układów
eksperymentalnych, wyniki da się opublikować, a tematy dalej rozwijać.
Nie liczyłem na to, że ktoś zapamięta, jakie to były firmy lub jakie właściwie
układy optyczne zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy. Jeśli będzie chciał się
dowiedzieć, może sprawdzić na stronie projektu albo przyjść do mnie
i zapytać.
Już na etapie szkicowania wymyśliłem, że opowiadanie o każdym
z partnerów projektu zilustruję tylko dwoma slajdami: na pierwszym
umieszczę logo firmy i zdjęcie typowego produktu z jej katalogu (na przykład
lasera), a na drugim – zdjęcie siedziby firmy (każdą z nich odwiedziłem
podczas trwania projektu i każda wyglądała zupełnie inaczej – od
nowoczesnego biurowca w Szkocji po garaż na przedmieściach Barcelony).
Na szkicu zapisałem też kilka anegdotek, by ich nie zapomnieć i móc
wpleść w opowiadanie. Na przykład o tym, jak podczas spotkania
w instytucji finansującej badania project officer powiedział, że za przyznane
nam pieniądze możemy kupić choćby i ferrari zamiast aparatury pomiarowej,
jeśli tylko dostarczymy na czas oczekiwane wyniki badań. Oraz co wtedy
pomyślałem o reakcji na taką wieść naszej uniwersyteckiej administracji –
narysowałem nawet szkic do humorystycznego obrazka, którego ostatecznie
nie zrobiłem, i tej anegdoty w ogóle nie wykorzystałem.
2. Seminarium w nowo utworzonym uczelnianym instytucie
zajmującym się z materiałami i nowymi technologiami
Miesiąc przed prezentacją wiedziałem, że będę miał 45–60 minut (bez
ścisłego limitu), na sali zwykle bywa 30–40 osób, od studentów do
profesorów, reprezentujących duży przekrój zainteresowań: od materiałów
ceramicznych przez nanotechnologie do technik i procesów na pograniczu
fizyki i chemii. Sali nie znałem, wiedziałem tylko, że jest duża,
ze wznoszącymi się rzędami krzeseł.
Założyłem, że opowiem przekrojowo, co zrobiliśmy przez ostatnie pięć
lat i nad czym pracujemy obecnie w naszej grupie. Celem niejawnym (co nie
znaczy, że trzymałem go w tajemnicy) było takie zareklamowanie mojej
grupy badawczej, by przyciągnąć potencjalnych kandydatów na doktorantów.
Rysunek 6. Szkic do prezentacji o mikrorobotach w instytucie naukowym. Gwiazdkami
zaznaczyłem miejsca, w których chciałem odnieść się do naszych opublikowanych wyników.
4.3. Tytuł
Stylistyka tytułów naukowych podlega zwyczajowym zasadom, nieco innym
w różnych dziedzinach. Nie ma wątpliwości, że dobry tytuł powinien być
krótki i przedstawiać temat prezentacji. W praktyce bywa różnie[14].
Bardzo często tytuły mają formę równoważników zdań.
■ Wpływ czynnika X na proces Y
■ Femtosekundowe lasery światłowodowe z grafenem jako nasycalnym absorberem
■ Okulograficzne badanie procesu czytania wyrazów leksykalnych i gramatycznych
w polskich napisach filmowych
■ Tłumaczenie prawa unijnego a centralne pojęcia translatoryki
■ Przekład choronimów roszczeniowych: między teorią tłumaczenia a onomastyką
kulturową
■ Tłumaczenie jako forma komunikacji międzykulturowej: egzotyzować czy
udomawiać? Wpływ ideologii na tłumaczenie nacechowane kulturowo. Na
podstawie hiszpańskich przekładów polskiej literatury okresu II wojny światowej
Ćwiczenie 7. Znajdź w dziale naukowym kilku gazet (szczególnie polecam brytyjskie) dziesięć
tytułów i leadów (wyróżnionych pierwszych zdań). Zwróć uwagę, jakiego języka używają autorzy,
jaką formę mają te początkowe fragmenty. Następnie wyobraź sobie, że wyniki twoich badań mają
ukazać się na pierwszej stronie popularnego dziennika, i spróbuj wymyślić odpowiedni tytuł oraz lead,
który mógłbyś zaproponować.
Jeśli czytasz doniesienia dotyczące odkryć czy badań naukowych w gazetach
lub czasopismach, na pewno rozpoznajesz charakterystyczny styl, którego
używają autorzy w nagłówkach doniesień ze świata nauki. To nie przypadek,
dziennikarze dobrze wiedzą, że dobry tytuł do klucz do sukcesu – zwrócenia
uwagi czytelnika, by wśród wielu innych informacji zainteresował się
właśnie tą. Tak możesz też potraktować tytuł swojej prezentacji. Kto wie,
może to właśnie on zdecyduje, że przyciągniesz słuchaczy, na których ci
zależy, podczas konferencji z piętnastoma równoległymi sesjami albo
zaciekawisz członków komisji oceniających wnioski grantowe?
In a lab in Poland, plastic that can crawl[15], zatytułował „The New
York Times” doniesienie o badaniach nad elastomerowymi mikrorobotami.
Tytuł naszej oryginalnej publikacji w czasopiśmie naukowym brzmiał: Light-
Driven Soft Robot Mimics Caterpillar Locomotion in Natural Scale[16].
Tytuł z gazety nie jest zdaniem, zwraca uwagę na miejsce, używa potocznego
określenia (plastic), ale swoją lakonicznością przyciąga uwagę. Jak to?
Plastik pełza? I to w Polsce? Z kolei tytuł publikacji naukowej to zdanie,
które próbuje w jak najkrótszej formie podać najistotniejsze informacje,
przede wszystkim o tym, co jest w naszych wynikach nowe. A więc robot
jest: miękki, napędzany światłem, naśladuje ruch gąsienicy i w dodatku jest
tak mały jak ona. Możemy teraz zabawić się w wymyślanie tytułu prezentacji
konferencyjnej, który byłby fuzją dwóch powyższych w różnych proporcjach.
■ Plastic light-driven caterpillar (Plastikowa gąsienica napędzana światłem).
■ Plastic caterpillar can crawl when illuminated with light (Plastikowa gąsienica pełza,
gdy się ją oświetli).
■ Life-size crawling caterpillar enabled by molecular orientation in soft plastic
(Naturalnej wielkości pełzająca gąsienica zbudowana dzięki orientacji cząsteczek
w miękkim plastiku).
I tak dalej – wiele zależy od tego, kto będzie na widowni, ale zdecydowanie
odradzam trzymanie się zasady, że dla specjalistów nadaje się tylko
sformalizowany język pełen trudnych słów.
Ćwiczenie 8. Narysuj dotychczasową historię swoich badań, swojego projektu albo ich/jego
części, która już się zakończyła jakimiś – choćby cząstkowymi – wynikami.
4.4.2. Gdzie jestem – struktura drzewiasta[17]
Pisałem już o ciężkim losie studenta czy doktoranta przychodzącego do grupy
badawczej – zwykle przełożeni oczekują od niego, że szybko wdroży się
w badania: przeczyta literaturę, by mieć pojęcie o tym, co dotychczas
zrobiono, pozna metodologię i techniki badawcze, nauczy się obsługiwać
aparaturę. Często nie pozostaje mu wiele czasu na szersze spojrzenie, na
próbę zobaczenia, gdzie temat badań, którym się zajmuje (zwykle bardzo
wąski, szczegółowy), sytuuje się na tle całej dyscypliny.
Ćwiczenie 9. Spróbuj narysować (najlepiej na dużej kartce), gdzie znajdują się twoje badania,
poczynając od pnia – ogólnej dyscypliny naukowej – a kończąc na gałązce, na której siedzisz.
Ćwiczenie 10. Przypomnij sobie jedną z bajek i spróbuj najpierw streścić ją w kilku zdaniach,
a potem opisać jej strukturę.
✥
Bajka o strasznym lodowcu, dzielnej glacjolog i jej wiernym
osiołku
Dawno, dawno temu był sobie ogromny lodowiec, tak wielki, że nikt nie
wiedział, gdzie i czy w ogóle gdzieś się kończy.
Niektórzy bardzo starzy mieszkańcy królestwa opowiadali, że lodowiec
czasem wstaje i idzie, a jeśli się zmęczy, może zatrzymać się w takim
miejscu, że zatamuje koryto rzeki. A jeśli tak się stanie, to może rzekę
spiętrzyć tak, że w końcu powstałe jezioro pokona opór lodu i wezbrane
wody zaleją wszystkie wioski w dolinie.
Pewnego dnia zaniepokojony król ogłosił:
– Kto wyruszy na wyprawę do lodowca i dowie się, jakie ma on zamiary,
może liczyć na hojną nagrodę. Nie możemy już dłużej żyć w strachu
i niepewności.
W następnych latach wielu śmiałków wyruszało w górę doliny, by
dowiedzieć się czegoś o lodowcu, ale albo wracali z niczym, albo nie
wracali wcale.
Pewnego dnia do królestwa przybyła dzielna glacjolog i powiedziała:
– Ja zbadam tajemnicę lodowca i uwolnię was od strachu.
Wielu nie wierzyło, że jej się uda, ale i tak wyruszyła w długą drogę
w kierunku źródeł rzeki.
Kiedy już dotarła na miejsce, zrobiła tak: pierwszego dnia zebrała próbki
piasku z różnych miejsc wokół lodowca. Drugiego dnia starannie obejrzała
powierzchnie ziaren w swoich próbkach pod mikroskopem elektronowym.
Trzeciego dnia porównała zebrane obrazy ziaren z tymi, które już widziała
na innych lodowcach – tych szarżujących od czasu do czasu jak
rozwścieczone byki i tych spokojnych jak baranki.
W końcu zabrała swoje próbki, spakowała mikroskop na grzbiet wiernego
osiołka i ruszyła z powrotem do zamku.
Kiedy przybyła do króla, powiedziała:
– Możecie być spokojni, ziarna mają ślady ścierania i kruszenia w ciele
lodowca, a liczba schodków i przełamów na ich powierzchni wskazuje, że
nic wam nie grozi. Wasz lodowiec nie ma zamiaru nigdzie się ruszać.
Od tego czasu wszyscy mieszkańcy doliny żyli w spokoju i szczęściu.
A glacjolog? Nie przyjęła oferty poślubienia księcia, zapakowała swoją
nagrodę na osiołka i wyruszyła badać kolejne lodowce.
Ćwiczenie 12. Spróbuj w mojej bajce odnaleźć części, które odpowiadają kolejnym częściom
prezentacji: zarysowanie tła, postawienie pytania i uzasadnienie jego ważności, przebieg badań,
odpowiedź na pytanie, plany na przyszłość (akurat tutaj przedstawione jedynie symbolicznie).
4.5. Upraszczanie
Ćwiczenie 15. Spróbuj napisać w jednym zdaniu (ostatecznie może być w dwóch), czym się
zajmujesz, jaki jest temat twoich badań. Postaraj się być jak najbardziej precyzyjny, użyj
specjalistycznego słownictwa, jeśli jest potrzebne, by dotrzeć do sedna sprawy.
Dla biologa
Femtosekundowe impulsy laserowe to najkrótsze zjawiska, jakie możemy
wytwarzać – bardzo ważne jest, by umieć je mierzyć. Używamy grubych kryształów
nieliniowych – choć dotychczas wszyscy sądzili, że muszą być cienkie – by znacząco
uprościć układ do pomiaru impulsów.
Dla historyka
Lasery mogą wytwarzać niezwykle krótkie impulsy światła i przez wiele lat liczne
grupy badawcze na świecie próbowały znaleźć niezawodne metody pomiaru takich
impulsów. Właśnie wynaleźliśmy nowy sposób, który pozwala tego dokonać,
w dodatku w prostym układzie pomiarowym.
Dla cioci
Bardzo krótkie impulsy światła z lasera są stosowane, między innymi, w operacjach
okulistycznych. Takie impulsy trudno się wytwarza, ale równie trudno jest
przekonać się, że są one tak krótkie, jak chcemy. Pracujemy nad nową techniką
pomiaru impulsów laserowych, która pozwoli zmieścić cały układ pomiarowy
w małym pudełku.
Dla pięciolatki
Popatrz, tu mam latarkę. Możesz ją włączyć i wyłączyć. A teraz spróbuj, na jaki
najkrótszy czas uda ci się ją włączyć. W naszym laboratorium próbujemy zobaczyć,
jak krótki jest taki bardzo krótki błysk światła.
✥
Przeciętny student wysłuchuje w ciągu swojego pobytu na uczelni tylu
nudnych wykładów, że po jakimś czasie dochodzi do wniosku, iż taka jest
natura edukacji akademickiej. Że po prostu musi być tak, że przychodzi ktoś,
kto wie lepiej, wyciąga notatki albo włącza projektor i przez kolejne dwie
godziny monotonnym głosem wypowiada przypadkowo wybrane fragmenty
informacji. Ja akurat miałem szczęście studiować na wydziale, gdzie
przynajmniej część zajęć wychodziła poza ten schemat. Jak nie nudzić?
Niektórym przychodzi to naturalnie i potrafią, opowiadając nawet
najbanalniejszą historię, trzymać słuchaczy w napięciu od pierwszego do
ostatniego zdania. Jeśli, jak ja, nie należysz do tej grupy, możesz spróbować
zastosować kilka elementów, które zwykle pomagają uczynić prezentację
ciekawą, przynajmniej dla części widowni.
Język
Czasem mam wrażenie, że naukowy żargon jest używany po to, by ukryć
niewiedzę, luki w rozumowaniu, a najczęściej ogólną miałkość całego
wystąpienia. W każdej sytuacji, którą znam i którą potrafię sobie wyobrazić
(poza konkursem na znajomość trudnych słów[19]), użycie języka potocznego
może tylko pomóc. Pamiętaj, że skróty w stylu aTPO czy ESPT, oczywiste
dla ciebie, gdyż używasz ich na co dzień, nie zostaną przyswojone przez
większość słuchaczy, którzy nigdy wcześniej o nich nie słyszeli, nawet jeśli
wyjaśnisz ich znaczenie na pierwszym slajdzie. Warto takie językowe
pułapki zidentyfikować i przetłumaczyć na prosty język na potrzeby
prezentacji – na przykład mówić o „przeciwciałach” i „przeniesieniu
protonu”. Jeśli potrzebne jest dalsze rozróżnienie, może to być „szybkie
przeniesienie” i „wolne przeniesienie” itd.
Przykłady i analogie
Naukowcy często myślą liczbami, co nie oznacza, że są one najlepsze
w komunikacji. Zamiast mówić, że robot ma 50 mikrometrów, lepiej
powiedzieć, iż ma połowę średnicy ludzkiego włosa, a jeszcze lepiej
pokazać zdjęcie, na przykład robota umieszczonego na włosie. Nawet
najbardziej złożone procesy można rozłożyć na proste elementy, do których
da się znaleźć analogie z życia codziennego. Wymaga to czasu i namysłu,
podobnie jak przygotowanie zrozumiałych i atrakcyjnych wizualnie
schematów rysunkowych, ale wierzę, że jest to czas dobrze zainwestowany.
Humor, anegdoty
Wydaje mi się, że niewielu ludzi wyobraża sobie naukowca jako osobę
wesołą, z ponadprzeciętnym poczuciem humoru. Może ona co najwyżej
śmiać się szaleńczo albo histerycznie w chwili przełomowego odkrycia, ale
niewiele ponad to. Użycie elementów humorystycznych, szczególnie
w formie prawdziwych anegdotek z pracy w laboratorium albo konferencji
naukowych, jest świetnym sposobem podtrzymania uwagi słuchaczy. To
strategia często stosowana przez doświadczonych mówców: 5–8 minut treści
(często bardzo poważnych), po czym przerwa na rozluźnienie, na przykład
w postaci anegdoty wprowadzającej do następnej części. Odradzam za to
opowiadanie typowych dowcipów – można zupełnie nie trafić w gust
słuchaczy…
4.6. Streszczenie, czyli abstrakt
Z przygotowaniem prezentacji przeznaczonych na konferencje naukowe,
a takie stanowią znakomitą większość, nieodłącznie wiąże się jeszcze jedna
aktywność twórcza – przygotowanie streszczenia, zwanego też abstraktem.
Ćwiczenie 18. Przejrzyj abstrakty, które wysłałeś w przeszłości na konferencje. Jeśli nie masz
swoich, zajrzyj do książki abstraktów konferencji, na której byłeś, albo takiej, na której nie byłeś,
a bardzo chciałbyś kiedyś się znaleźć. Czy potrafisz wyróżnić części abstraktu? Czy po jego
przeczytaniu wiesz, jakie było pytanie badawcze, na które autorzy poszukiwali odpowiedzi? Czy ten
abstrakt zachęcił cię do wysłuchania prezentacji, którą streszczał? Dlaczego?
Pierwsze 30 sekund,
czyli jak zaczynać
(i jak kończyć)
Witam Państwa!
Na początku chciałbym podziękować organizatorom konferencji, a szczególnie
profesorowi Ważniackiemu i docentowi Nadętemu, za zaproszenie. Jest mi bardzo
miło, że mogę dziś Państwu opowiedzieć o badaniach nad krąplikiem bezwodnym,
które prowadzimy w Katedrze Zaglądania w Głąb na Wydziale Badań Istotnych
Uniwersytetu w Czaganoga.
Najpierw chciałbym przedstawić plan mojej prezentacji. Zacznę od początku, potem
w środku powiem o tym, o czym mówi się w środku, a na końcu zakończę
zakończeniem. A tutaj na ekranie widzą Państwo plan mojej prezentacji w punktach.
Jedna ze studentek zarzuciła mi, że nie można zaczynać tak jak w ostatnim
z przykładów, bo jest to nieprawda. Miała na myśli to, że takich robotów
jeszcze nie umiemy produkować. Zdania pytające ze swej natury nie
podlegają ocenie co do prawdziwości lub jej braku. Tutaj celem pytania jest
zainspirowanie słuchaczy, skierowanie ich wyobraźni daleko poza horyzont
tego, co jest obecnie możliwe. Owszem, takich robotów jeszcze nie umiemy
tworzyć, ale w mojej prezentacji pokazuję nowy materiał oraz to, jak
wytwarzać z niego mikroskopijne elementy. Przy okazji opowiem uczciwie
o wszystkich ograniczeniach technologii, którą opracowaliśmy. Ale
jednocześnie chcę dać słuchaczom już na początku szansę sięgnięcia
w przyszłość. I to nie taką za rok czy dwa, ale za 20 albo 50 lat, bo wierzę,
że wokół takich inspiracji powstaje prawdziwa nauka.
Zaczynanie od interakcji z widownią
Być może trudno ci wyobrazić sobie dobrą prezentację bez slajdów. Jeśli
jednak obejrzałeś nieco nagrań z archiwum TED-a, wiesz już-, że to
możliwe. Ja traktuję slajdy towarzyszące prezentacji jako jeden z dostępnych
rekwizytów. Możesz przynieść na swoje wystąpienie wypreparowany mózg
(jak neurobiolog Jill Bolte Taylor na TED-zie), możesz przygotować
dwumetrowy model komórki, możesz pokazać zdjęcia, filmy czy wykresy na
ekranie. Ale nie musisz – wszystko zależy od tego, czy uznasz, że są ci
potrzebne. Pamiętaj jednak, że żadne, choćby najwspanialsze slajdy
i rekwizyty nie zmienią słabej prezentacji w dobrą.
Słuchając wystąpień konferencyjnych, często odnoszę wrażenie, że to nie
autor prezentacji jest moim przewodnikiem po historii, którą opowiada, ale
jego slajdy. On jedynie podąża za nimi, a słuchacze za nim… Jestem
przekonany, że znakomita większość slajdów nie została przygotowana jako
uzupełnienie, rekwizyt towarzyszący dobrze przemyślanej prezentacji, lecz
jako ściągawka dla autora, który w przeciwnym razie nie wiedziałby, co
chce powiedzieć i w jakiej kolejności. Jeśli rzeczywiście nie jesteś w stanie
zapamiętać scenariusza, który przygotowałeś, szczególnie na długie
wystąpienie, a bardzo ci zależy, by na przykład wymienić osiem podobnych
przykładów w takiej, a nie innej kolejności – przygotuj notatki na kartce.
Masz dwie możliwości: użyć dużych liter, byś widział je z daleka, kiedy
położysz kartkę w dogodnym miejscu, albo spisać je na małej fiszce
mieszczącej się w dłoni – takie notatki możesz wyjąć z kieszeni i, przy
pewnej wprawie, zerkać na nie w miarę potrzeby bez zwracania uwagi
widowni. Moim zdaniem zawsze wygląda to lepiej niż pozwolenie, by
prowadziły cię twoje slajdy.
6.1. Slajdy
Jeśli po namyśle uznasz, że wyświetlone na ekranie slajdy będą dobrym
uzupełnieniem twojej prezentacji (uzupełnieniem właśnie, a nie treścią
przewodnią), pora zacząć ich przygotowywanie. Omówienie kilku
najważniejszych zagadnień technicznych zamieściłem nieco dalej. Na
początek chciałbym zatrzymać się przy kilku ogólnych kwestiach.
6.2. Rekwizyty
We wstępie do prezentacji o przesyłaniu zakodowanych informacji dzięki
wykorzystaniu mechaniki kwantowej na jednym z pierwszych slajdów jako
ciekawostkę autor pokazał scytale – starożytne urządzenie do szyfrowania
składające się z drewnianego wałka, na który nawijano długą taśmę
(zapewne ze skóry). Po nawinięciu zapisywano na taśmie tekst wiadomości,
po czym odwijano ją z wałka i litery na taśmie występowały wtedy
w przypadkowej kolejności. By odczytać tak zakodowaną wiadomość,
odbiorca musiał mieć podobny wałek, nawinąć nań otrzymaną taśmę, a litery
znów układały się w słowa.
Zamiast długiego opowiadania i niewyraźnych zdjęć na ekranie lepsze
byłoby rozdanie widzom modelu scytale (choćby z rolki po papierze
toaletowym i paska papieru). Trudno o lepszy pomysł na ciekawe,
intrygujące rozpoczęcie.
Jeśli chcesz zobaczyć przykład oszałamiającego pokazu z użyciem
rekwizytów, polecam ostatnie trzy minuty wystąpienia Raffaello D’Andrea
z TED-a w Vancouver w lutym 2016 roku[28].
Rekwizyty rzadko spotyka się na konferencjach i seminariach naukowych
– kojarzą się raczej z wykładami popularyzatorskimi. Ja traktuję pokaz
slajdów jako jeden z rekwizytów i zachęcam do podobnego podejścia.
Dobry rekwizyt może być wspaniałym dodatkiem do prezentacji, powinien
jednak spełniać kilka warunków:
1. Musi być jak najprostszy, aby nie było potrzeby wyjaśniania widzom przez
kwadrans, co właściwie chcesz pokazać i co w ten sposób zilustrować.
Na początku jednej z prezentacji o mikrorobotach zacząłem od pytania:
„Z czym kojarzy się wam słowo »robot«?”, po czym dodałem: „A co by
było, gdybyśmy umieli projektować i wytwarzać roboty wielkości ziaren
piasku?”, w tym samym czasie wysypując sobie na rękę piasek
z probówki, którą wyjąłem z kieszeni.
2. Musi być niezawodny – im bardziej złożony rekwizyt, tym większa szansa,
że w decydującym momencie coś pójdzie nie tak – zatnie się mechanizm,
nie będzie kontaktować zasilanie. Możliwości jest naprawdę dużo.
W jednej z prezentacji o strukturach fotonicznych zamierzałem pomalować
sobie dłoń (w rękawiczce) niebieską farbą w sprayu. Próbowałem dwa
dni, potem dzień przed wystąpieniem i wszystko było w porządku. Ale
w trakcie prezentacji przez zaschniętą dyszę wyleciało kilka kropel farby
i... nic ponad to.
3. Musisz mieć pewność, że opanowałeś do perfekcji jego użycie. Jeśli
wysypujesz na rękę piasek z probówki, co potem z nim zrobisz? A gdzie
schowasz probówkę? Gdzie odłożysz pomalowaną rękawiczkę – będzie
brudzić wszystko, czego dotknie. Jedyna rada: próbować, próbować
i jeszcze raz próbować. Dobre prezentacje mają to od siebie, że z pozoru
wyglądają tak naturalnie, jakby wcale nie były przygotowywane. Ale to
tylko złudzenie – taki efekt możesz osiągnąć jedynie po starannych
przygotowaniach i wielu próbach.
7.
7.1. Trening
FameLab to międzynarodowy konkurs, w którym uczestnicy mają na scenie,
przed publicznością, opowiedzieć coś ciekawego o nauce. W trzy minuty.
Bez slajdów (można używać rekwizytów, ale tylko takich, które uczestnik
sam da radę wnieść na scenę tuż przed występem). Czas jest odmierzany na
wielkim zegarze i po upływie 180 sekund rozlega się przeraźliwy dźwięk
syreny. Przy tak ograniczonym czasie nie sposób obejść się bez przygotowań
i prób. Choćby po to, by sprawdzić, ile właściwie zajmuje to, co chcesz
powiedzieć. Jeśli okaże się, że zostaje pięć sekund lub mniej (a większość
wystąpień kończy się tuż przed upływem regulaminowego czasu), pojawia
się dodatkowa presja – jeśli cokolwiek pójdzie nie tak – zająkniesz się,
stracisz wątek, nie uda się jakiś pokaz – musisz wybrnąć z tego natychmiast,
w przeciwnym razie nie zdążysz z zakończeniem. Sprawdza się tu zasada
stosowana w muzyce i tańcu, szczególnie zespołowym: jeśli popełnisz błąd,
musisz iść dalej, najlepiej tak, jakby nic się nie stało.
W warunkach wystąpienia konferencyjnego czy seminaryjnego zapewne
rzadko będziesz pod tak dużą presją, choć na poważnych konferencjach
zdarza się, że prowadzący sesję zdecydowanie przerywa po upływie
zaplanowanego czasu. Niemniej, przynajmniej do czasu nabrania znaczącego
doświadczenia, próby są potrzebne. Niekoniecznie trzeba po wielokroć
powtarzać 45-minutowe wystąpienie – to zresztą grozi wpadnięciem
w pułapkę znudzenia i rutyny. W skrajnym przypadku może ono zacząć
brzmieć jak wyuczone na pamięć albo odczytywane z kartki, co jest prostą
drogą do prezentacyjnej katastrofy. Na tym polega jeden z paradoksów prób
– próbujemy po to, żeby przed publicznością wypaść tak, jakbyśmy
prezentowali nasze wystąpienie pierwszy raz w życiu.
Jeśli chcesz nauczyć się przygotowywać i przedstawiać dobre
prezentacje, musisz po prostu... je przygotowywać i przedstawiać.
Wykorzystuj różne okazje – spotkania grupy badawczej, seminaria w wąskim
gronie znajomych naukowców, wykłady popularnonaukowe. Naturalnie
każde takie wystąpienie będzie wymagało czasu (zwykle sporo) na
przygotowanie, przećwiczenie i wreszcie samą prezentację, ale jest to czas
dobrze zainwestowany. Prezentacje przed mniej liczną widownią pozwolą ci
nabrać pewności siebie, będziesz też mógł poeksperymentować z nowymi
pomysłami, choćby zaczerpniętymi z tej książki.
Rzadko się zdarza, że prezentacje wygłasza więcej niż jedna osoba, choć
jestem w stanie sobie wyobrazić, że na przykład przedstawienie
kontrowersyjnego tematu w formie dialogu mogłoby być bardzo ciekawe.
Widziałem prezentację (półgodzinną), gdzie dwoje mówców zmieniało się
co kilka minut i taki zabieg, jeśli jest dobrze przygotowany, działa bardzo
ożywczo. Zwykle jednak mamy do czynienia z przedstawieniem jednego
aktora. Co nie znaczy, że przygotowując swoje wystąpienie, powinieneś
pracować w samotności. Wsparcie przyda ci się na wszystkich etapach:
opracowania koncepcji prezentacji, selekcji materiału (tutaj możesz
zorganizować burzę mózgów ze współpracownikami), decydowania o
kolejności prezentowanych zagadnień, a wreszcie przygotowań do
wystąpienia przed publicznością.
Przed ważnymi wystąpieniami dobrze przeprowadzić próbę (czasem
nawet dwie, tak robimy w naszej grupie na przykład przed przesłuchaniami
decydującymi o przyznaniu grantów), najlepiej przed przyjazną, ale
jednocześnie krytyczną widownią. Jeśli uda ci się namówić paru znajomych,
by zechcieli posłuchać, jak opowiadasz o swoich badaniach, koniecznie
skorzystaj z takiej okazji. Ja mam to szczęście, że w sąsiednich pokojach
prawie zawsze jest kilku studentów, których mogę poprosić, żeby przez
kwadrans mnie posłuchali. Ważne, by słuchacze nie bali się powiedzieć, co
robisz źle, gdzie nie tłumaczysz dość jasno, że nie patrzysz na widownię, za
szybko zmieniasz slajdy. Szczególnie uważnie słuchaj tych, którzy mają
zastrzeżenia, wątpliwości. Na końcu książki umieściłem przykład ankiety,
którą możesz wydrukować i rozdać słuchaczom, by mogli w uporządkowanej
formie przedstawić ci swoje uwagi. Jeśli nie będą to specjaliści w twojej
dziedzinie, to jeszcze lepiej. Kiedy opanujesz sztukę prezentacji, będziesz
mówił jasno, ciekawie i zrozumiale nawet do laików.
Jeśli chcesz pracować nad gestykulacją, poruszaniem się, kontaktem
z widownią, nagraj swoje wystąpienie (najlepiej mówiąc do widowni, ale
ostatecznie może być przy pustej sali) i je obejrzyj, na początek bez dźwięku.
Jest duża szansa, że dostrzeżesz wiele szczegółów, o których nie miałeś
pojęcia – ja na przykład zobaczyłem, że mam zwyczaj zamykać oczy
w trakcie mówienia, czasem na dłuższą chwilę, co wygląda dziwnie i jest
gestem, który może być różnie odbierany.
7.2. W sali
Rzadko się zdarza, że na konferencji występujemy w znanym nam miejscu
(w końcu konferencje są także po to, by gdzieś wyjechać). Trzeba więc
poświęcić chwilę na jego poznanie, żeby potem uniknąć przykrych
niespodzianek. Ja staram się jak najwcześniej zobaczyć salę, w której będę
mówił, choćby przez chwilę, a potem jeszcze przyjść do niej, najlepiej kiedy
jest pusta. Mogę wtedy przyjrzeć się, jak są ustawione miejsca dla słuchaczy,
jak wygląda przestrzeń dla mówcy, na jakim tle będę występował (żeby to
zobaczyć, siadam na widowni w pierwszym, środkowym i ostatnim rzędzie).
Jeśli to możliwe, sprawdzam, jak działają mikrofony, gdzie są włączniki
światła i jak się je uruchamia (w nowoczesnych salach wykładowych czasem
wykracza to daleko poza zwykłe naciśnięcie guzika i ma postać dotykowego
ekranu z wielopoziomowym menu), czy jest tam zegar. Podłączam swój
komputer albo nagrywam prezentację z przenośnej pamięci[29] na sprzęt
znajdujący się w sali, sprawdzam, jak działa rzutnik, jak są odwzorowane
kolory. Patrzę, czy będę mógł coś narysować na tablicy (co czasem robię, na
przykład gdy odpowiadam na pytania albo w trakcie mówienia uznam, że
mogę coś lepiej wytłumaczyć szybkim szkicem). Jeśli nie mogę tego
wszystkiego zrobić dzień wcześniej (na co należy nalegać u organizatorów),
próbuję przed rozpoczęciem sesji. Wystąpienie bez możliwości
przygotowania się na miejscu to ostateczność – wtedy warto przynajmniej
ogarnąć salę wzrokiem z kilku miejsc i przyjrzeć się, jak sobie radzą
z techniką (rzutnikiem, światłem) poprzedni mówcy.
Jeśli twoją prezentację zaplanowano tak, że możesz przyjść na salę
bezpośrednio przed rozpoczęciem (na przykład jako pierwszą w sesji),
skorzystaj z tej okazji. Nie tylko będziesz mógł spokojnie przygotować
i przetestować sprzęt, lecz także przez kilka minut przyjrzysz się
gromadzącej się publiczności, być może uda ci się zamienić kilka słów
z paroma osobami. To pomoże ci się zorientować, jak są nastawione – może
wcale nie mają ochoty tu być, a może wręcz przeciwnie, spodziewają się
niezwykłych wrażeń. To wszystko możesz wykorzystać podczas swojej
prezentacji, by nawiązać lepszy kontakt z widownią.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, chciałbym wspomnieć o kilku
rzeczach[30].
1. Aby w PowerPoincie uruchomić prezentację od pierwszego slajdu,
wystarczy nacisnąć klawisz F5 (nie trzeba szukać myszką malutkiej
ikonki), a od aktualnie wyświetlanego slajdu Shift + F5.
2. W trakcie prezentacji naciśnięcie klawisza B sprawia, że wyświetla się
czarny ekran, a W – biały. W przyciemnionej sali wyświetlanie białego
ekranu oślepi widzów, zwykle lepszy jest czarny. Powrót do prezentacji
następuje po naciśnięciu dowolnego klawisza.
3. Warto poznać i przećwiczyć opcję Użyj widoku prezentera w zakładce
Pokaz slajdów. Umożliwia ona pracę na dwóch ekranach: na jednym
z nich (projektorze widocznym dla publiczności) wyświetla się aktualny
slajd, a na drugim (widocznym dla ciebie na ekranie komputera) widzisz
kilka następnych slajdów (ja zwykle ustawiam ich wielkość tak, by
mieściły się dwa następne), czas od wyświetlenia aktualnego slajdu,
zegar, ewentualnie notatki, choć akurat w przypadku notatek zdecydowanie
polecam kartkę. Konfiguracja tej opcji zajmuje kilka chwil, więc trzeba
sobie zarezerwować ten czas przed wystąpieniem. Podłączenie rzutnika,
przełączenie na Rozszerz pulpit, ustawienie Wybierz ten ekran jako
główny (główny jest ekran, który widzisz na swoim komputerze; ten, na
którym wyświetlasz slajdy dla widowni, jest pomocniczy).
4. Warto zainwestować w jeden gadżet – pilot. Ja mam taki, którym mogę
zmieniać slajdy (trzeba to przetrenować, by przełączać je bez patrzenia na
klawisze pilota), użyć wbudowanego wskaźnika laserowego (co robię
tylko w ostateczności), wygasić ekran (blank, analogicznie do klawisza
B). Poza tym pilot pokazuje mi na malutkim wyświetlaczu stan
naładowania baterii (ważne) i siłę sygnału radiowego z modułu tkwiącego
w komputerze (dzięki czemu mogę sprawdzić, czy pilot zadziała w każdym
miejscu na sali, w którym zamierzam go użyć). Dodatkowo mogę ustawić
wibracje na pięć minut i dwie minuty przed końcem zadanego czasu (choć
nigdy jeszcze nie użyłem tej funkcji).
5. Nie pamiętam czasów, kiedy zaczęto używać pierwszych wskaźników
laserowych, ale pamiętam, kiedy pojawiły się pierwsze zielone wskaźniki
laserowe (wcześniej były tylko czerwone). Wskaźnik ma kilka wad: może
nie zadziałać, bardzo skutecznie obrazuje na ekranie drżenie rąk
mówiącego i, być może najgorsze, nie zapewnia fizycznego kontaktu
między mówcą a treścią na ekranie. Jeśli to możliwe, wolę używać ręki
albo zwykłego wskaźnika, który jest niejako jej przedłużeniem. Jeśli to
niemożliwe (ogromny ekran cztery metry nad podłogą), staram się
ograniczyć laserowe wskazywanie do minimum.
6. O zegarze już wspominałem. To bardzo ważne, byś w trakcie prezentacji
(często w przyciemnionej sali) mógł sprawdzić, ile zostało ci czasu, i nie
podwijał przy tym szerokim gestem mankietu koszuli. Licz na siebie –
świetnie sprawdza się zegarek typu budzik ustawiony w widocznym
miejscu.
Są ludzie, którzy potrafią mówić przez pół godziny, nie odrywając ani na
chwilę stóp od podłogi – stoją jak zamurowani i wygląda to naturalnie. Inni,
jak ja, przemieszczają się w dostępnym obszarze, i to też może wypaść
dobrze.
Swobodna postawa stojąca, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, jest
neutralna dla widzów, choć dla wielu osób z pozycji mówcy wydaje się
nienaturalna. Warto ją ćwiczyć – przed lustrem lub choćby na przystanku
w oczekiwaniu na tramwaj – by zapamiętało ją ciało. Może się przydać,
kiedy w czasie prezentacji nie będziesz wiedział, co ze sobą zrobić, albo
nagle zorientujesz się, że musisz się szybko przywołać do porządku
w kwestii gestykulacji czy postawy.
Przenoszeniem ciężaru z nogi na nogę można dyskretnie zaznaczać kolejne
części wystąpienia, choć w dużej sali i przy słabym świetle będzie to niezbyt
widoczne. W takim wypadku można przechodzić raz na jedną, raz na drugą
stronę przestrzeni, w obrębie której się poruszamy (na przykład stawać na
lewo i na prawo od ekranu, jeśli jest dość miejsca). To pomoże widzom
zorientować się, że skończyła się jedna część i zaczyna kolejna.
Omówię teraz kilka gestów, których należy zdecydowanie unikać.
1. Zbyt długie patrzenie w podłogę, na boki albo ponad głowami słuchaczy,
patrzenie na slajdy (szczególnie połączone z czytaniem umieszczonego na
nich tekstu). Należy starać się utrzymywać kontakt wzrokowy z widownią.
Najlepiej od czasu do czasu przenosić wzrok na słuchaczy w różnych
miejscach sali – zbyt długie patrzenie na jednego uczestnika może być dla
niego krępujące. Jeśli na sali są osoby, co do których podejrzewasz, że
mogą nie zgadzać się z tym, o czym mówisz, albo na których uwadze
szczególnie ci zależy, można spoglądać na nie nieco częściej niż na
pozostałych.
2. Trzymanie obu rąk w kieszeniach. Jeśli na swoim nagraniu zobaczysz, że
masz kłopot z opanowaniem rąk, możesz na początek spróbować trzymać
w nich pilota, ewentualnie ołówek. Kiedy nabierzesz większej wprawy,
ręce bardzo ci się przydadzą, na przykład do wyliczania na palcach
punktów („po pierwsze, po drugie...”), do gestykulacji wzmacniającej
słowa, do wskazywania ważnych miejsc na ekranie.
3. Poprawianie włosów, zakładanie kosmyków za ucho, oblizywanie ust,
bawienie się – rzeczywistym lub wyobrażonym – pierścionkiem.
Szczególnie u kobiet te gesty mogą być odczytane w kontekście
erotycznym – należy pracować nad tym, żeby się ich oduczyć.
Słuchacze bardzo szybko zorientują się, czy twoja postawa, w połączeniu
z mimiką i głosem, wyraża zapał, entuzjazm, zainteresowanie tematem,
o którym opowiadasz – wszystkie te elementy są zaraźliwe, dzięki czemu
lubimy słuchać dobrych prezentacji, choćby nawet nie były blisko związane
z tym, czym się zajmujemy. Warto też pamiętać o mowie ciała słuchaczy –
obserwując ich, masz szansę zorientować się, czy podążają za tobą. Może
mówisz za cicho? Może za szybko? Może wprowadziłeś naraz zbyt wiele
nowych wątków? Krótkie spojrzenie na salę natychmiast pozwoli ci się
zorientować, jak wygląda kontakt między tobą a audytorium. Pamiętaj, że bez
dobrego kontaktu nie ma skutecznego przepływu informacji.
Nie jestem specjalistą od kreowania wizerunku za pomocą stroju – jeśli uznasz,
że potrzebujesz kogoś takiego, z pewnością znajdziesz wielu
profesjonalistów, więc podsuwam tu tylko kilka rad.
1. Lepiej ubrać się trochę zbyt oficjalnie (być nieco overdressed) niż zbyt
swobodnie. Formalny strój można nieco stonować, na przykład zdejmując
krawat, marynarkę, rozpinając guzik pod szyją czy nawet wypuszczając
koszulę ze spodni. W drugą stronę jest to zwykle niemożliwe.
2. Należy unikać ubrań w krzykliwych kolorach (pomarańczowe,
jaskrawozielone) oraz wzorzystych materiałów i dużych ozdób, na
przykład naszyjników, broszek. Słabo wyglądają też koszulki z nadrukiem
grzyba i śmiesznym tekstem na prezentacji dla mykologów – grzyb na
koszulce rozprasza, odwraca uwagę od treści wystąpienia, a tekstu i tak
nie da się przeczytać z widowni[32].
3. W sytuacjach szczególnie poważnych (ogólnoświatowa konferencja, na
widowni trzech potencjalnych praco- i/lub grantodawców) warto mieć
pod ręką zapasowy strój (co najmniej koszulę i spodnie/spódnicę), na
przykład na wypadek zalania się sokiem z czarnych porzeczek na
pięć minut przed rozpoczęciem wystąpienia.
2. „Że okaże się, iż wiem za mało na temat, o którym mówię”. Nieraz słuchałem
prezentacji, w których już po chwili było wiadomo, że mówca nie jest
najwybitniejszym ekspertem w swojej dziedzinie i/lub nie ma do
zaprezentowania solidnych, naukowych wyników. Próby maskowania
niewiedzy za pomocą zawiłych konstrukcji myślowych i językowych,
specjalistycznego słownictwa czy żargonu są nieskuteczne i żałosne. Nikt
nie oczekuje że student na pierwszym roku studiów doktoranckich
dorówna wiedzą profesorom. Oczywiście trzeba włożyć jak najwięcej
pracy w solidne przygotowanie merytoryczne[35]– upewnić się co do
faktów (czy dobrze pamiętasz nazwę tej struktury skalnej, czy znasz
poprawną wymowę specjalistycznych słów w obcym języku), zorientować
się w tematach, które mogą być blisko twojej dziedziny (jeśli zajmujesz
się właściwościami nowego betonu, z którego robi się osłony reaktorów
jądrowych, dobrze jest dowiedzieć się, choćby w zarysie, jak działa
elektrownia, znać trochę danych statystycznych: gdzie jest największy na
świecie reaktor, jakie konstrukcje są planowane w przyszłości), można
spróbować antycypować pytania (przy reaktorach z dużym
prawdopodobieństwem będą dotyczyć bezpieczeństwa i zagrożeń
ekologicznych, choć to zależy również od tego, kto będzie na widowni).
Na pocieszenie powiem ci, że naukowcy są jednak najczęściej
kulturalnymi ludźmi – jeszcze nigdy nie byłem świadkiem (ani nie
słyszałem), żeby ktoś ze słuchaczy próbował ośmieszyć autora prezentacji,
który wykazał się niewiedzą, czy w inny sposób się nad nim znęcać
(werbalnie)[36]. W najgorszym razie kończy się na złośliwych
uśmieszkach i przewracaniu oczami, głównie w pierwszych rzędach.
3. „Że ktoś zada mi pytanie, na które nie będę znał odpowiedzi”. To akurat może się
przytrafić zarówno w trakcie prezentacji (jeśli taka jest formuła spotkania,
co zdarza się na przykład na seminariach czy małych konferencjach, gdzie
większość uczestników dobrze się zna), jak i po niej, w czasie
przewidzianym na pytania. Możesz się pocieszyć, że powyższe
stwierdzenie dotyczy każdego bez wyjątku. W takiej sytuacji powinieneś
po prostu przyznać się do niewiedzy, najlepiej bez dodatkowych
tłumaczeń czy prób usprawiedliwiania się. Kilka rad, jak wybrnąć
z różnych pytań, szczególnie jeśli pytającemu wcale nie chodzi
o uzyskanie odpowiedzi, znajdziesz w rozdziale 7.7.
Z prostych zabiegów, które możesz wypróbować przed konferencyjnym
wystąpieniem, polecam:
7.6. Głos
Wyobraź sobie, że wybierasz kilkoro znajomych i proponujesz im:
„Chodźcie, zaśpiewamy coś razem”. Zapewne możesz przewidzieć ich
reakcje. Jedną z najczęstszych byłoby pewnie coś w rodzaju: „Nie umiem,
nie mam słuchu”. Wydaje się jednak, że podobnie jak na poziomie przekazu
i komunikacji jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do słuchania opowieści,
tak samo jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do śpiewania, które od
wieków towarzyszyło ludziom przy pracy, zabawie, w radości i żałobie.
Masz słuch lepszy, niż ci się wydaje – w ciągu sekundy rozpoznasz przez
telefon, czy bliska osoba jest smutna, czy wesoła, z intonacji głosu, właśnie
ze słuchu. I jako dziecko nauczyłeś się, tylko ze słuchu, języka, który był
wtedy dla ciebie obcy.
Ja miałem to szczęście, że kilka lat temu trafiłem na warsztaty z emisji głosu dla
nauczycieli akademickich, podczas których działy się rzeczy niezwykłe.
Dziesięć nieznających się wcześniej osób, w znakomitej większości
wygłaszających zdania typu: „Nie śpiewam, nie mam głosu ani słuchu,
a poza tym się wstydzę”, po dwóch miesiącach śpiewało, ryczało, mruczało,
piało i zawodziło, solo i chóralnie, wydobywając dźwięki, o których nie
miały pojęcia, że w ogóle mieszczą się w jakiejkolwiek skali ich
możliwości – głośności, wysokości, barwy.
Trener głosu Roger Love[37] wyróżnia pięć właściwości (cech) głosu:
głośność, melodyjność, ton, wysokość i tempo (volume, melody, tone, pitch,
pace). Podczas prezentacji naukowych zaleca mówić niskim głosem
o umiarkowanej melodyjności. Szczególną uwagę warto zwrócić na unikanie
mówienia na jednym tonie, bardzo rozpowszechnionego na konferencjach
naukowych. Jest to jedna z niezawodnych metod wprowadzania słuchaczy
w stan odrętwienia, a przy pewnej wprawie i wspomaganiu niewydolną
wentylacją sali, nawet ich uśpienia. W szczególności warto się uczyć, jak
różnicować głośność, melodyjność i wysokość głosu oraz prędkość
mówienia w zależności od audytorium, zarówno przygotowując się do
wystąpienia, jak i w jego trakcie.
Jeśli pracujesz głosem, żaden podręcznik, a już na pewno nie ten, nie
zastąpi zajęć z profesjonalnym trenerem emisji. Jeśli chcesz uczynić z głosu
narzędzie, nad którym zapanujesz, które sprawi, że twoje prezentacje będą
świetne również wokalnie, potrzebujesz treningu.
Wymienię jedynie podstawowe umiejętności, od których warto zacząć:
Z drugiej strony należy dbać o to, by odpowiedź na pytanie nie była zbyt
długa – wystarczy od czterech do sześciu zdań. Im pytanie bardziej
szczegółowe, tym odpowiedź powinna być krótsza, bo być może tylko
pytający jest w stanie ją zrozumieć i docenić. Jeśli pytanie jest na poziomie
ogólnym, dotyczy szerokiego tematu (na przykład kontrowersji związanych
z naszymi badaniami) i uznamy, że odpowiedź może być ciekawa dla
szerszego grona słuchaczy, można pozwolić sobie na dłuższy wywód, ale na
pewno nie należy przekraczać pół minuty (w wyjątkowych wypadkach
minuty). Choćby po to, by dać szansę innym pytającym. Na dłuższą dyskusję
można zainteresowanych zaprosić po zakończeniu sesji.
Jeśli rozmówca mimo wszystko dąży do konfrontacji, nie pozostaje nic
innego, jak uciec się wprost do pomocy przewodniczącego sesji czy
gospodarza spotkania:
– Pani przewodnicząca, jeśli pani pozwoli, wolałbym teraz nie kontynuować tej
dyskusji. Bardzo chętnie poznam więcej szczegółów po zakończeniu sesji, być może
w węższym gronie słuchaczy.
Jeśli pytanie wykracza poza naszą wiedzę, najlepiej od razu się do tego
przyznać. Nie warto się przy tym usprawiedliwiać, bo robi to złe wrażenie.
– Czy wie pan, jaka jest stała dielektryczna tego materiału, który badacie?
– Nie, w tej chwili tego nie wiem. Być może w dalszej kolejności będziemy ją
próbowali wyznaczyć.
Być może wiele z moich rad wydało ci się zbyt radykalnych. Jak to?! Nie
pokazywać na pierwszym slajdzie tytułu i nazwiska autora, a na drugim planu
prezentacji w punktach? Układać bajki zamiast wklejać więcej wykresów?
W ogóle nie przygotować slajdów? Wielu studentów i doktorantów, którzy
uczestniczyli w moich warsztatach, mówi: „To świetne pomysły, ale mój
promotor nigdy nie pozwoli przedstawić prezentacji, która nie będzie miała
tytułu i logo uczelni na pierwszym, a planu na drugim slajdzie”. Z pewnością
nie warto prowokować konfliktów na tym tle. Dobra wiadomość jest taka, że
to ty pewnego dnia zostaniesz promotorem i będziesz mógł inaczej traktować
swoich studentów[41].
Znakomitą większość pomysłów przedstawionych w tej książce
przećwiczyłem podczas swoich prezentacji albo widziałem u innych. Nawet
jeśli nie zdecydujesz się na duże zmiany, a spodobały ci się niektóre idee,
zacznij je wypróbowywać – może niektóre w twoim przypadku zadziałają,
a inne zupełnie nie. Tak czy inaczej wierzę, że można odczarować nudne
konferencje i nie żałować spędzonego na nich czasu, a wręcz przeciwnie –
dać się wciągnąć w zrozumiałe, ciekawe opowieści naukowe i czerpać
z nich inspiracje na przyszłość.
Umiejętności, do których ćwiczenia tutaj zachęcałem, przydadzą ci się też
przy pisaniu artykułów naukowych czy wniosków o granty. Wyobraź sobie
recenzenta, który właśnie dostał do przeczytania 150 takich wniosków po 30
stron każdy. Bierze pierwszy do ręki i zaczyna od jednostronicowego
streszczenia, by wyrobić sobie ogólne zdanie o proponowanych działaniach:
„W naszych badaniach zamierzamy wykorzystać niskoszumną spektroskopię
FTIR do badania właściwości optycznych stopów o zawartości niklu między
1 i 1,5%...”. Bierze drugi: „Proponowany projekt obejmuje systematyczne
badania wpływu wybranych czynników na trwałość diod laserowych typu
VCSEL...”. Bierze trzeci... Co to? Najpierw przedstawione tło, aktualny stan
wiedzy, dalej jasno postawione pytanie i drogi, które prowadzą do
znalezienia odpowiedzi. Perspektywy na przyszłość, wizje, co zrobić
w następnej kolejności. Wszystko napisane zrozumiałym językiem, bez
skrótów i żargonu.
Pamiętaj, że wbrew temu, co może ci się wydawać, recenzent bardzo
rzadko jest specjalistą w wąskiej dziedzinie, którą się zajmujesz albo
właśnie chcesz się zająć – nigdy nie wiadomo, na kogo trafisz, ale z dużym
prawdopodobieństwem będzie ci wdzięczny za przedstawienie tematu
w szerszym kontekście i stopniowe wprowadzenie do bardziej
skomplikowanych koncepcji. Jeśli przypadkiem trafisz na eksperta, na
pewno doceni zgłębienie tematu na tle dyscypliny naukowej i precyzję
rozumowania.
✥
Na zajęciach z prezentacji często słyszę od studentów: „Ale pan zajmuje się
takimi ciekawymi rzeczami – mikrorobotami chodzącymi po włosie albo
pływającymi jak nartniki – o tym bardzo łatwo ciekawie opowiedzieć, nie
tak jak o moich wynikach...”. No cóż, z pewnością niektóre zagadnienia są
bardziej nośne niż inne. Wydaje się, że z zainteresowaniem słuchamy
o tematach należących do jednej z trzech grup: takich, którymi się
przejmujemy, gdyż mają bezpośredni wpływ na nasze życie (diagnostyka
i terapia, ochrona środowiska naturalnego); takich, które wzbudzają emocje
(ochrona zwierząt, tematy dotyczące dzieci); i wreszcie takich, które
pobudzają naszą wyobraźnię (loty kosmiczne, miasta przyszłości).
Niewykluczone, że zastanawiając się, jak ciekawie i inspirująco
opowiedzieć o tym, czym się zajmujesz, dojdziesz do wniosku, że jednak
zupełnie cię to już nie interesuje i nie widzisz sensu kontynuowania swojej
pracy. Ja, zachęcany przez promotora i mentora w jednej osobie, zmieniłem
do tej pory obszar moich zainteresowań naukowych dwukrotnie. Nigdy nie
jest za późno, by od przyszłego roku dołączyć do grupy zajmującej się
badaniami nad diagnozowaniem chorób u dzieci marsjańskich osadników,
gdzie być może odnajdziesz swoje miejsce w nauce – jedynie na jakiś czas
albo już na zawsze. Ostatecznie pamiętaj, że warto zajmować się nauką tylko
wtedy, gdy sprawia ci to prawdziwą frajdę.
Czego ci serdecznie życzę
Szybki test twojej prezentacji
1. Czy wiesz, jakie jest twoje pytanie i dlaczego jest ono ważne? Czy
prezentacja jest zbudowana wokół tego pytania i poszukiwania
odpowiedzi na nie?
2. Czy nie zamierzasz powiedzieć zbyt wiele? Czy zmieścisz się
w przydzielonym czasie?
3. Czy zaczynasz od mocnego akcentu? Czy masz dobrze przemyślane
pierwsze trzy zdania i ewentualnie towarzyszący im slajd albo pokaz?
4. Czy myślisz o swojej prezentacji w prostym języku? Czy przygotowałeś
wystąpienie bez specjalistycznego słownictwa (albo, jeśli uznasz je za
konieczne, dobrze je wytłumaczyłeś)?
5. Czy każdą nową ideę wprowadzasz najpierw ogólnie, a dopiero potem
przechodzisz do detali?
6. Czy prowadzisz słuchaczy w zrozumiały sposób od jednego punktu
opowieści do następnego?
7. Czy dobrze przemyślałeś i przećwiczyłeś zakończenie? Czy masz jasno
sprecyzowaną wiadomość do zabrania? Czy potrafisz ją zapisać (dla
siebie, nie na slajdzie!) w trzech zdaniach? A w jednym?
8. Czy slajdy mają odpowiednią kolorystykę, napisy są dobrze widoczne,
a wykresy czytelne?
9. Czy zapisałeś ostateczną wersję prezentacji w łatwo dostępnym miejscu
w komputerze oraz kopię na zewnętrznym nośniku pamięci?
10. Czy masz naładowane baterie w komputerze i pilocie?
11. Czy sprawdziłeś, gdzie będziesz wygłaszał prezentację, jak wygląda
sala, jak działają nagłośnienie, światło, projektor?
Literatura
[1] Więcej na ten temat napisałem w felietonie Three lessons rarely taught, „Science” 352, 1358
(2016).
[2] Charakterystycznym zjawiskiem pokazującym przywiązanie naukowców do informacji jest często
słyszany podczas konferencyjnych wystąpień fragment w stylu: „Tutaj mamy do czynienia z prostym
przykładem w dwóch wymiarach. Hmmm... Tak naprawdę są tu trzy wymiary, a właściwie to
w ogóle nie można mówić tu o wymiarach, więc na razie zapomnijmy o tym...”. Wydaje się, że
naukowiec miał początkowo dobrą intencję, żeby uprościć przekaz, ale w ostatniej chwili precyzyjny
umysł nakazał mu podryfować (w sposób, który niesłychanie utrudnia zrozumienie czegokolwiek
i bardzo rozprasza słuchaczy) w stronę tego „jak jest naprawdę”.
[3] Jeśli zacząłeś czytać tę książkę, bo straciłeś właśnie wątek po drugim slajdzie fatalnej prezentacji,
możesz zabawić się w konferencyjne bingo, które zamieściłem w Dodatku I.
[4] W pierwszej wersji książki, by wybrnąć z meandrów polskiej gramatyki, zwracałem się na przemian
do czytelnika i czytelniczki. Okazało się jednak, że utrudnia to czytanie, ostatecznie więc wszędzie
używam rodzaju męskiego.
[5] Zainteresowany czytelnik może chcieć dowiedzieć się więcej, na przykład o pracach Johna Swellera
dotyczących koncepcji Cognitive Load oraz o Dual Coding Theory, i innych, konkurencyjnych,
teoriach dotyczących przekazu informacji wieloma kanałami.
[6] Zanim zdecydujesz się na niekonwencjonalne metody prezentacji, koniecznie poproś kilka osób,
najlepiej w różnym wieku, o radę. Być może coś, co tobie wydaje się ciekawe, zabawne i oryginalne,
przez innych nie zostanie tak odebrane. Ostatecznie jednak decyzja należy do ciebie.
[7] Po angielsku popularyzacja to scientific communication, co doskonale pokazuje, o co właściwie
chodzi i czego można się nauczyć przy okazji popularyzowania.
[8] Choć muszę w tym miejscu przyznać, że nie jestem pewien, jak sprawy się mają wśród
matematyków.
[9] Zawsze możesz też odmówić wygłoszenia prezentacji – nudzenie słuchaczy jest nieetyczne. Choć
lubię opowiadać o nauce, odmówiłem, kiedy niedawno zaproszono mnie, bym wygłosił wykład dla
licealistów, i okazało się, że m u s i on trwać półtorej godziny. Oczywiste było dla mnie, że nie uda mi
się ich zainteresować przez więcej niż połowę tego czasu.
[10] Zjawisko znane w literaturze tematu jako Death by PowerPoint.
[11] Nie inaczej jest z innymi programami, na przykład popularnym ostatnio Prezi, który ma jeszcze tę
właściwość, że przygotowane w nim prezentacje przyprawiają niektórych, w tym mnie, o zawroty
głowy. I to wcale nie dlatego, że są tak świetne…
[12] Naturalnie zdjęcie z mikroskopu elektronowego – oryginalnie zarejestrowane w odcieniach szarości
– jest pokolorowane w komputerze, o czym pytający świetnie wiedział.
[13] Zamieszczam je w dodatku, niektóre odpowiedzi się powtarzały.
[14] Wielu studentów, z którymi prowadziłem zajęcia o prezentacjach naukowych, zarzucało mi, że
zawsze uczono ich inaczej – iż tytuł musi być równoważnikiem zdania itd. Pozostawiam to do twojej
decyzji, ostatecznie to ty jesteś autorem prezentacji. Według mnie stylistyka tytułów, którą tu
proponuję, ma kilka zalet, między innymi pozwala na lepszą czytelność i przykuwa uwagę,
a zakładam, że taka jest główna funkcja tytułu. Wracamy tu do pytania, które warto sobie zadawać na
wszystkich etapach przygotowywania prezentacji (a zapewne także i życia) – czemu ma służyć to, co
robię?
[15] W polskim laboratorium plastik, który pełza.
[16] Napędzany światłem miękki robot naśladuje sposób poruszania się gąsienicy naturalnej wielkości.
[17] Używam tu analogii z drzewem, choć moje drzewo jest postawione „na głowie”. Być może tobie
łatwiej będzie rysować je tradycyjnie – z pniem u dołu.
[18] Jak się dowiedziałem od jednej ze studentek, tak nazywa się badacz pyłków roślin
i mikroorganizmów, które dawno temu zamieniły się w skały.
[19] Na jednej z cyklicznych konferencji moi znajomi lingwiści organizują konkurs, w którym wygrywa
ten, kto umieści (z sensem) w swojej prezentacji najbardziej niezrozumiałe słowo a najlepiej, by nikt na
widowni nie znał jego znaczenia. W innym znanym mi konkursie wygrywa ten, kto najzgrabniej
przemyci w prezentacji słowo „ogórek” (gherkin). Wymaga to pewnej ekwilibrystyki na konferencji
o przekładzie audiowizualnym...
[20] Tak, tak, to nie pomyłka. Możliwe, że wkrótce ukaże się druga część tej miniserii, tym razem
o artykułach naukowych.
[21] Przykład tak napisanego abstraktu, użytego na plakacie, choć równie dobrze mógłby być pierwszą
częścią streszczenia wysłanego na konferencję, pokazuję w rozdziale o plakatach.
[22] O formułowaniu tytułów i zawartości slajdów według schematu teza–dowód piszę w rozdziale
6.1.4.
[23] Podobno niektóre instytucje naukowe zmuszają studentów i pracowników do wykorzystywania
gotowych szablonów prezentacji. Zdaje się, że jest to jeden z przykładów potwierdzających regułę –
im mniej prawdziwej nauki, tym więcej tego typu pomysłów.
[24] Na przykład W. Węglarz, A. Żarowska-Mazur, PowerPoint 2010. Praktyczny kurs, PWN, 2012;
C. Atkinson, Beyond Bullet Points. Magia ukryta w Microsoft PowerPoint, Helion, 2012; T.
Negrino, PowerPoint. Tworzenie prezentacji, Helion, 2005.
[25] Świetny jest na przykład formularz do sprawdzania wykresów, dostępny na
http://stephanieevergreen.com/dataviz-checklist/.
[26] W Polsce obecnie obowiązuje Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach
pokrewnych (tekst jednolity: Dz.U. 2016, poz. 666), przy czym bardzo wielu terminów i pojęć, które
się w niej pojawiają (na przykład „fragmenty większych utworów”) nie zdefiniowano precyzyjnie, co
daje pole do dość swobodnych interpretacji.
[27] Kto chciałby doświadczyć magii rysowania na żywo, powinien koniecznie obejrzeć archiwalne
programy Piórkiem i węglem prof. Wiktora Zina oraz wystąpienie Patti Dobrowolski Draw your
future z TEDx-a, (http://tedxtalks.ted.com/video/TEDxRainier-Patti-Dobrowolski-D). W tym
ostatnim warto też zwrócić uwagę na niecodzienne użycie rekwizytów (nie widać ich w nagraniu, ale
Patti mówi o nich w dziewiątej minucie).
[28] https://www.ted.com/talks/raffaello_d_andrea_meet_the_dazzling_flying_machines_of_the_future.
[29] Można również myśleć o kopii zapasowej nagranej w chmurze, ale połączenia sieciowe, szczególnie
w nieznanych miejscach, bywają zawodne.
[30] Tutaj na przykładzie Microsoft Office PowerPoint 2007.
[31] Jak się wydaje, większość z nich ma źródło w błędnej interpretacji wyników badań nad
komunikacją opublikowanych w latach 60. XX w. przez profesora Alberta Mehrabiana z University
of California w Los Angles (UCLA). Kolejni autorzy kopiują te informacje bez zrozumienia czy
choćby sprawdzenia źródeł. Swego czasu studenci na Wydziale Fizyki UW zażądali (skutecznie)
zmiany wykładowcy, który próbował serwować im na zajęciach owe „naukowe” dane dotyczące
komunikacji.
[32] Ostatnim przykładem, który widziałem na koszulce, był niesporczak (o ile pamiętam, bez tekstu)
towarzyszący prezentacji o... niesporczakach.
[33] Jeśli to tylko możliwe, staram się opowiadać o własnych badaniach. Jak mawiał mój promotor:
„Trudno jest osiągnąć wysoką jasność, świecąc światłem odbitym”.
[34] Jeśli miałbym wytypować jedno zachowanie, które jest zabronione podczas prezentacji, byłoby to
właśnie przepraszanie: za niestaranne przygotowanie materiałów, za spóźnienie, że mikrofon źle
działa, kawa podczas przerwy była niedobra itd. Kluczowe jest, by słuchacze byli przekonani, że
panujesz nad sytuacją, cokolwiek się wydarzy. Naturalnie nie wolno się spóźnić i trzeba się dobrze
przygotować, a na pozostałe niedociągnięcia nie masz wpływu.
[35] Od pierwszych zdań tej książki milcząco zakładałem, że twoja prezentacja ma solidne podstawy
naukowe. Że przygotowując ją, jesteś przekonany, iż masz do pokazania rzetelne, metodologicznie
poprawne, spójne wyniki.
[36] Tzw. roast.
[37] Polecam wiele świetnych ćwiczeń dostępnych na stronie internetowej www.rogerlove.com. Już
samo słuchanie Rogera jest bardzo inspirującym doświadczeniem.
[38] Na przykład w książce Breatheology: The Art of Conscious Breathing autorstwa wielokrotnego
rekordzisty w nurkowaniu na bezdechu Stiga Avalla Severinsena.
[39] Zasadniczo w streszczeniach i wstępach należy unikać skrótów, ale tutaj, na konferencji
poświęconej tylko ciekłokrystalicznym elastomerom (LCE), mogliśmy pozwolić sobie na odstępstwo
od tej reguły.
[40] Dzięki uprzejmości Piotra Kasprzyckiego.
[41] Uważam, że warto przynajmniej spytać promotora, dlaczego uważa, że twoja prezentacja powinna
wyglądać tak, a nie inaczej. Czy są jakieś naukowe, merytoryczne powody, by przygotować
i wygłosić ją właśnie w taki sposób? Jeśli jedyną odpowiedzią będzie: „Bo wszyscy tak robią od
zawsze”, może ci to dać sporo do myślenia...