You are on page 1of 136

Projekt okładki i stron tytułowych Lidia Michalak-Mirońska

Zdjęcie na okładce nun_cheonyeo/Shutterstock


Wydawca Dąbrówka Mirońska
Redakcja językowa Olga Gorczyca-Popławska
Korekta Zofia Kozik
Produkcja Mariola Iwona Keppel

Skład wersji elektronicznej na zlecenie Wydawnictwa Naukowego PWN Michał


Latusek / konwersja.virtualo.pl

Publikacja dofinansowana przez


Wydział Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego

Copyright @ for the Polish edition by Wydawnictwo Naukowe PWN SA


Warszawa 2017

eBook został przygotowany na podstawie wydania papierowego z 2013 r., (wyd. I)


Warszawa 2017

ISBN 978-83-01-197-373-7

Wydawnictwo Naukowe PWN SA


02-460 Warszawa, ul. Gottlieba Daimlera 2
tel. 22 69 54 321; faks 22 69 54 288
infolinia: pwn@pwn.com.pl
e-mail: pwn@pwn.com.pl, www.pwn.pl

Informacje w sprawie współpracy reklamowej: reklama@pwn.pl


Spis treści

Podziękowania

1. Wstęp, czyli kilka mitów na temat prezentacji naukowych


2. Cel, czyli po co mi to

3. Plan, czyli porządkowanie wiedzy

4. Projekt, czyli poszukiwanie formy


5. Pierwsze 30 sekund, czyli jak zaczynać (i jak kończyć)
6. Slajdy i rekwizyty, czyli dodatki

7. Przed widownią, czyli twoje pięć minut


8. Plakaty, czyli prezentacja w dwóch wymiarach

Podsumowanie, czyli więcej niż slajdy


Szybki test twojej prezentacji

Literatura (według stosunku przydatności do ceny)


Dodatek I

Dodatek II
Dodatek III

Przypisy
Jeśli jesteś trochę podenerwowany,
spisałeś już swoje wystąpienie na kartkach,
a  teraz twoim głównym celem jest nie powiedzieć niczego
kontrowersyjnego, niczego, co zapadnie słuchaczom
w pamięć, niczego, co może
wpędzić cię w kłopoty...

po co właściwie masz mówić cokolwiek?

Seth Godin
Podziękowania

Niniejszą książkę mogłem dokończyć tylko dzięki temu, że przez pół roku nie
miałem zajęć o prezentacjach – kiedy je prowadziłem, po każdym spotkaniu
studenci dostarczali mi tylu nowych pomysłów i inspiracji, że rzucałem się
do dopisywania, wycinania, poprawiania i przerabiania. Wiele przykładów,
które tu przytaczam, pochodzi z zajęć Jak mówić i pisać o nauce na
Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz warsztatów dla
studentów i doktorantów, które odbywały się poza uczelnią.
Moi studenci, Michał Nawrot, Łukasz Zinkiewicz i Mikołaj Rogóż, oraz
mój przyjaciel i współpracownik dr Hao Zeng dostarczyli mi wielu
ciekawych materiałów – większość prezentacji, które tu omawiam,
przedstawia wyniki naszych wspólnych badań. Ponadto Michał był
pierwszym czytelnikiem i surowym recenzentem wstępnej wersji książki.
Agnieszka Muzińska z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych UW
konsultowała bajkę o lodowcach, a Arleta Suchocka z Wydziału Geologii
UW zainspirowała mnie do napisania wierszyka o bruzdnicach. Wiele lat
temu Magda Midak pokazała mi podczas fantastycznych zajęć z emisji głosu,
że każdy z nas ma możliwości wokalne, o których mu się nawet nie śniło.
Dr Agnieszka Szarkowska z Wydziału Lingwistyki Stosowanej UW
cierpliwie przejrzała wszystkie wersje manuskryptu i udzieliła mi cennych
porad dotyczących teorii komunikacji. Jestem jej szczególnie wdzięczny za
spojrzenie na konferencyjne prezentacje z perspektywy nauk
humanistycznych.
Dr Dąbrówka Mirońska z Wydawnictwa Naukowego PWN wykazała się
niezwykłą cierpliwością, prowadząc mnie przez meandry procesu
wydawniczego. Jej entuzjazm i pozytywne myślenie o tej książce były dla
mnie prawdziwym wsparciem podczas pisania. Z kolei dzięki profesjonalnej
redakcji Olgi Gorczycy-Popławskiej mogłem szczęśliwie ominąć wszystkie
pułapki językowe.
Na moje myślenie o nauce (i nie tylko) największy wpływ wywarli trzej
wspaniali mentorzy, których miałem szczęście spotkać, oraz trzy rady, które
od nich usłyszałem. Prof. Czesław Radzewicz z Wydziału Fizyki UW nauczył
mnie, że nie da się robić dobrej nauki, nie zaglądając (dosłownie) do środka
– w jego laboratorium nie bałem się rozmontować drogiego lasera, by
zajrzeć, co kryje się w obudowie, i zrozumieć, jak działa, aż do
najdrobniejszych elementów. Prof. Ian Walmsley z uniwersytetu
w Oksfordzie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie warto zajmować się
nauką, jeśli nie sprawia nam to prawdziwej frajdy. W końcu prof. Diederik
Wiersma z instytutu LENS we Florencji pokazał mi, że prawdziwa nauka to
taka, która nie drobi w miejscu, ale odważnie sięga daleko poza horyzont
tego, co dziś możliwe[1].
1.

Wstęp, czyli kilka mitów


na temat prezentacji
naukowych

W historii nauki przełomowe odkrycia, nowe metody pomiarowe czy


oryginalne teorie porządkujące wiedzę należą do rzadkości. Codziennością
pracy naukowej, a w konsekwencji również naukowych prezentacji, jest orka
na dość jałowej glebie, która może co prawda regularnie wydawać lepsze
lub gorsze plony (zależnie od jakości ziarna, umiejętności rolnika oraz wielu
czynników losowych), ale wyorać garnek złota udaje się jedynie nielicznym.
Czy zatem jest w ogóle możliwe przedstawienie mało spektakularnych
wyników w atrakcyjny sposób? Pokazanie drogi, którą do nich doszliśmy,
jako ciekawej przygody w wymiarze intelektualnym oraz szerszym, ludzkim?
Moje doświadczenia pokazują, że tak. I nie chodzi tu wcale o sztuczne
nadmuchiwanie swoich dokonań czy prezentowanie ich jako kamieni
milowych na drodze postępu. Myślę, że przy pewnym wysiłku i po zdobyciu
paru umiejętności można zajmująco opowiadać o nauce. Jest ona wszak
wyjątkowa na tle innych działalności człowieka w tym, że stale przynosi coś
nowego, coś, o czym jeszcze wczoraj nikt nie wiedział, a dziś wiem tylko ja.
I chcę się z innymi podzielić tą wiedzą tak, by przy całej złożoności
współczesnej nauki mogli mnie zrozumieć, bym zdołał ich zaciekawić,
a może nawet zainspirować. A jeśli nie potrafię tego zrobić? Jeśli brak mi
zapału, by opowiadać o tym, co robię w laboratorium, klinice, bibliotece czy
podczas wykopalisk? Cóż, być może oznacza to, że pora pomyśleć o zmianie
zajęcia...
Mit 1. Prezentacje dzielą się na „naukowe”, to znaczy takie,
które zawierają jak najwięcej informacji podanych w suchej,
nieciekawej formie, i pozostałe, które mogą być interesujące,
przejrzyste i wciągające, lecz przez to stają się „nienaukowe”.
Jako naukowcy jesteśmy przyzwyczajeni do operowania informacją: Jaki jest
współczynnik załamania tego rodzaju szkła? Ilu pacjentom pomogła taka
dawka leku? Z którego roku pochodzi ta moneta? Informacja ma to do siebie,
że nie znosi uproszczeń, niedomówień, domaga się wielu szczegółów[2].
Kiedy jednak informacje, dane mają stać się treścią przekazu, komunikatu,
a w takich kategoriach można (i warto) myśleć o wystąpieniu
konferencyjnym, potrzebują tła – gdy bowiem wystąpią w odpowiednim
kontekście, mogą nabrać znaczenia i mocy: Jakie są współczynniki załamania
innych szkieł i co z tego wynika dla ich zastosowań? Jakimi innymi
preparatami próbowano wcześniej leczyć tę chorobę i jakie były efekty?
Jakie znamy inne znaleziska z tego okresu?
Zbyt często autorzy wystąpień konferencyjnych zakładają, że wszystko to
jest oczywiste i niewarte wzmianki. Nie chcą również poświęcać zbyt dużo
czasu na nakreślanie tła w obawie, że nie zdążą powiedzieć o wielu innych
rzeczach. Efektem takiego braku umiaru są prezentacje, podczas których
wykresy i tabele z danymi pojawiają się i znikają tak szybko, że z trudem
można zogniskować na nich wzrok, nie mówiąc już o przeczytaniu podpisów
osi na wykresach czy zapamiętaniu choćby rzędu wielkości przedstawianych
wartości. Dobrze jest zastanowić się nad tym, jak informacja (information)
może stać się komunikatem (message), kiedy potrzebne są uproszczenia,
ograniczenie liczby detali, sformułowanie pytań „po co?” i „kogo to
obchodzi?”.
Mit 2. Głównym celem dobrej prezentacji naukowej jest
przekazanie jak największej ilości informacji: liczb,
wykresów, tabel.
Podczas planowania zawartości prezentacji zalecam daleko idącą
wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o ilość informacji. I to niezależnie od czasu
przeznaczonego na wystąpienie. Słuchacz, wyrwany z własnych rozmyślań
i przeniesiony nagle do tak bliskiego nam (ale nie jemu) świata metod,
technik i wyników, nie zdoła przyswoić więcej niż kilku (powiedzmy trzech)
nowych idei. I to tylko pod warunkiem, że zostaną zaprezentowane
w zrozumiałej i prostej formie, najlepiej również ciekawej i atrakcyjnej
wizualnie. Więcej czasu oznacza jedynie, że będziemy mogli dokładniej
pokazać tło, ciekawie połączyć je z innymi, często zaskakującymi motywami.
Mit 3. Większość wystąpień konferencyjnych jest świetnie
przygotowana.
Uczestniczyłem w wielu konferencjach – małych, gdzie wszyscy uczestnicy
znali się z imienia, i wielkich, z dziesięcioma równoległymi sesjami – i od
zawsze miałem dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Choć tematy brzmiały
interesująco i mówcy byli światowej sławy specjalistami w swoich
dziedzinach, to większość wystąpień okazywała się niezrozumiała
(a przynajmniej przedstawiona w sposób, który nie ułatwiał zrozumienia)
i nieciekawa, przez co trudno było dotrwać do końca[3]. W czasach
studenckich byłem skłonny złożyć to na karb własnej niewiedzy i braku
doświadczenia. Dziś, z perspektywy dwóch dekad zajmowania się fizyką
doświadczalną, mogę powiedzieć z przekonaniem: większość tych wystąpień
była po prostu bardzo słaba. Nie mam tu na myśli zawartości naukowej, ale
przygotowanie przekazu, który miał dotrzeć do mnie jako odbiorcy.
Mit 4. Uczestniczenie w  konferencjach naukowych pozwala
nauczyć się, jak przygotowywać i  wygłaszać doskonałe
prezentacje.
Mój przyjaciel, młody fizyk, niedawno stwierdził: „Kiedy byłem studentem,
liczyłem na to, że na konferencjach naukowych dowiem się, między innymi,
jak zrozumiale i ciekawie opowiadać o nauce. Szybko przekonałem się
jednak, że to nie jest miejsce, gdzie można się tego nauczyć”.
No, chyba że przez podpatrywanie, jak tego nie robić...

Czy można zdobyć umiejętności potrzebne do przygotowania, a potem


wygłoszenia prezentacji konferencyjnej, która będzie zrozumiała, ciekawa
oraz inspirująca? Wierzę, że tak, i dlatego od pewnego czasu prowadzę
zajęcia i warsztaty, podczas których próbuję uczyć studentów i doktorantów
kilku potrzebnych do tego umiejętności. Ze starszymi naukowcami jest nieco
trudniej, choćby dlatego że mało kto odważy się powiedzieć im po
wystąpieniu, jak niewiele zrozumiał, ponieważ prezentacja była źle
przygotowana…
Mit 5. Przygotowywanie prezentacji to strata czasu.
Sądzę, że jest co najmniej kilka powodów, wymienionych niżej, dla których
warto nauczyć się sztuki prezentacji i posiąść związane z tym umiejętności.
Niektóre z nich przydadzą się szczególnie, jeśli zdecydujesz się kontynuować
karierę akademicką, inne są bardziej uniwersalne – zrobisz z nich świetny
użytek w korporacji, gdy zechcesz zaprezentować sprawozdanie kwartalne,
i w domu, gdy będziesz opowiadać dziecku na dobranoc bajkę o dodawaniu
ułamków.

1. Przez ostatnie 20 lat na całym świecie można obserwować, jak nauka –


a w szczególności działalność akademicka – staje się jedną z gałęzi
biznesu. Uczelnie walczą o miejsca w rankingach, by przyciągnąć
najlepszych wykładowców i studentów, grupy badawcze konkurują
o pieniądze rozdawane przez rozmaite instytucje, sami badacze stają
w szranki w zmaganiach o dobre stanowiska na uczelniach. Można na ten
stan rzeczy pomstować, jak to robią niektórzy, ale to niczego nie zmieni.
Coraz więcej osób uświadamia sobie, że jak w każdym biznesie, tak
i w nauce liczą się marka, renoma, rozpoznawalność na rynku.
Profesjonalnie przygotowane i wygłoszone prezentacje są jednym
z podstawowych narzędzi potrzebnych do budowania marki – kraju jako
miejsca przyjaznego badaniom, twojej uczelni, wydziału, instytutu, grupy
badawczej, wreszcie ciebie samego jako naukowca.
2. Dobra prezentacja to znakomite ćwiczenie z komunikacji. Jak ciekawie
opowiedzieć o trudnych zagadnieniach? Jak skutecznie nawiązać kontakt
ze słuchaczami? Jak zapanować nad stresem? Być może nie będziesz już
nigdy w życiu miał[4] okazji całkować po konturze, wyliczać odchylenia
standardowego ani syntezować barwników, ale z pewnością ze wszystkich
umiejętności, które zdobędziesz podczas nauki przygotowywania
i wygłaszania prezentacji, zrobisz użytek jeszcze nie raz. Co więcej, wiele
z nich, na przykład sztuka opanowania tremy w konfrontacji
z wieloosobowym audytorium, umiejętność jasnego wyrażania się czy
większa pewność siebie, mogą okazać się bardzo przydatne nie tylko
w pracy, lecz także w innych dziedzinach życia.
3. Naukowcy żywią się pomysłami – na nowe książki, nowe eksperymenty,
nowe metody pomiarowe, urządzenia, systemy porządkowania wiedzy.
Dobre prezentacje umożliwiają skuteczną wymianę idei. Jeśli umiesz
jasno i ciekawie opowiadać o tym, czym się zajmujesz, dzielić się wiedzą
i pomysłami, zarażać innych swoim entuzjazmem, słuchacze szybko to
docenią – wbrew pozorom osób posiadających te umiejętności jest
w naukowej społeczności niewiele.
4. Prezentowanie może być frajdą. Być może trudno ci w to uwierzyć,
szczególnie jeśli właśnie wróciłeś z konferencji, gdzie śmiertelnie się
nudziłeś, wysłuchując kolejnych prelegentów stojących tyłem do widowni
i odczytujących monotonnym głosem długaśne teksty z pokracznych
slajdów (albo, o zgrozo, z kartki). Jeśli jednak dobrze się przygotujesz
i będziesz miał do pokazania uporządkowane, starannie dobrane
i opracowane wyniki podczas przećwiczonego wystąpienia, może to być
wspaniały element twojej naukowej przygody.
Ćwiczenie 1. Spróbuj wypisać na kartce, co mógłbyś zyskać, gdybyś nauczył się wymyślać,
przygotowywać i wygłaszać świetne prezentacje. Może po drugiej stronie zechcesz też wypisać, co
możesz przez to stracić?

Według mnie prezentacja naukowa – ta, której słucham, i ta, którą sam
przygotowuję – powinna spełniać trzy kryteria:

1. Powinna być zrozumiała. Cóż z tego, że zobaczę piękne ilustracje, mnóstwo


danych, nawet zaprezentowanych przez charyzmatycznego mówcę, jeśli
w szóstym zdaniu pojawi się skrót, którego znaczenia nie znam, albo
tempo przechodzenia od jednego wątku do drugiego uniemożliwi mi
śledzenie toku rozumowania? Wielu naukowców, szczególnie zajmujących
się popularyzacją nauki, zmaga się z tym, jak wytłumaczyć bardzo
skomplikowane zagadnienia osobom bez specjalistycznego
przygotowania. Wbrew pozorom ta sytuacja wcale tak bardzo nie różni się
od tej, kiedy zabierasz się do przygotowywania wystąpienia na
specjalistycznej konferencji. Twoi słuchacze znają być może podstawy
lepiej niż laicy, ale nie znaczy to, że nie potrzebują klarownego, jasnego,
uporządkowanego przekazu. Pomijając już to, że mogą być rozproszeni, że
każdy z nich wywodzi się z innego środowiska, które być może mówi
swoim żargonem, często są specjalistami w bardzo wąskiej dziedzinie
i trudno im w kilka minut wdrożyć się w twój temat. Z wielu prezentacji,
które widziałem, jedynie 10% było jasnych i przejrzystych, 5% zostało
przedstawionych zbyt prosto, a pozostałe pozostawiały pod względem
klarowności wiele do życzenia.

2. Powinna być ciekawa. Nie ma chyba dwóch osób, które interesują się tym
samym. Dotyczy to także naukowców. Wydaje się jednak, że istnieje
pewien wspólny mianownik dla nas wszystkich, można podejrzewać, że
ukształtowany w procesie ewolucji gatunku ludzkiego, obejmujący takie
tematy i takie formy ich przedstawiania, które – przynajmniej przez
pewien czas – mogą zaciekawić każdego. Wśród tych tematów są
zapewne: jak żyć długo i zdrowo, jak być zadowolonym z życia, jak
pokonywać rozmaite trudności i przeszkody, jak efektywnie komunikować
się z innymi – rozumieć i być rozumianym. Co do formy, to lubimy słuchać
opowieści, najchętniej takich, które przynajmniej w jakimś stopniu
dotyczą nas albo tego, kto stoi przed nami (autora), historii o zmaganiach
z przeciwnościami losu, o podróżach w nieznane. Takie historie
opowiadają, między innymi, bajki. Czy można wykorzystać tę wiedzę, by
tworzyć i prezentować wyniki badań naukowych? Na pierwszy rzut oka
nie wygląda to na pomysły przystające do powagi konferencji, seminariów
czy sympozjów. Ale czy na pewno?
Na szczęście nauka, szczególnie ta prawdziwa, która nie boi się wyzwań
i sięgania w nieznane, jest stałym, niezawodnym źródłem nowych,
oryginalnych historii. To bardzo ułatwia ciekawe opowiadanie o niej.

3. Powinna być inspirująca. To najwyższy poziom umiejętności – opowiedzieć


historię, która nie tylko zaciekawi słuchaczy (zaciekawienie ustaje wraz
z końcem prezentacji), lecz także sprawi, że coś z niej zapamiętają, że
będą chcieli dowiedzieć się więcej, że w jakiś sposób zmieni się ich
postrzeganie świata. Jeśli są naukowcami, może przyjdą im do głowy
nowe pomysły, jeśli studentami, może zobaczą nowe, nieoczekiwane
powiązania między faktami, o których wiedzieli wcześniej. Czy widziałeś
wiele takich prezentacji? Wśród tych, których ja wysłuchałem, było ich
może kilka procent.
Ćwiczenie 2. Spróbuj sobie przypomnieć prezentację konferencyjną, która cię ostatnio zaciekawiła
albo zainspirowała (do dalszych poszukiwań, do rozmów na jej temat). Czy potrafisz powiedzieć,
dlaczego tak się stało? Czy miała ona jakieś szczególne cechy, na które zwróciłeś uwagę?

Zawsze zdumiewa mnie, jak bardzo różnią się konferencje poświęcone


naukom ścisłym (fizyce, chemii, biologii) od tych, na których spotykają się
humaniści. I nie mam tu na myśli tylko stroju – światowe sławy fizyki
nierzadko występują w wytartych dżinsach i wyciągniętych swetrach, co jest
nie do pomyślenia wśród wygarniturowanych kolegów socjologów,
politologów czy filozofów. Prezentacje przedstawicieli nauk ścisłych
częściej sprawiają wrażenie przygotowanych – po pierwsze, zawierają,
nieraz bardzo złożone, schematy, wykresy czy animacje; a po drugie, są,
lepiej lub gorzej, opowiadane, nie zaś odczytywane. Wybitny socjolog czy
antropolog wchodzi na mównicę i często czyta z kartki, a do tego, jeśli
wyświetla prezentację na ekranie, bywa to ten sam tekst, który właśnie
wygłasza, czasem przepisany w punktach.
Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że armia ludzi na świecie –
zarówno naukowców, jak i praktyków – zajmuje się badaniem efektywności
komunikacji. Nie robią tego naturalnie w imię polepszenia jakości wystąpień
konferencyjnych, ale raczej poszukiwania rozwiązań dla rynku reklamy oraz
na potrzeby korporacji, gdzie wydajny przekaz informacji między
pracownikami jest jednym z kluczowych warunków sprawnego
funkcjonowania. Jednak niewiele z tej wiedzy przenika do świata
naukowego. Czy doświadczyłeś kiedyś, jak trudno jest skupić się na
wyświetlonym na ekranie tekście, który jest jednocześnie odczytywany na
głos? Wydaje się, że tak działa nasza percepcja – wbrew pozorom
wyświetlanie i czytanie tego samego nie pomaga w przekazie informacji.
Jeśli zatem coś mówisz, niech to dotrze do odbiorców jako dźwięki. Mogą
być one zilustrowane obrazem, ale nie tym samym tekstem wyświetlonym na
ekranie[5].
Od czego zacząć więc przygotowywanie prezentacji? Zamiast
gorączkowego wyszukiwania obrazów, które umieścisz na kolejnych
slajdach, proponuję, by najpierw poświęcić chwilę i dobrze zdefiniować
cel.
2.

Cel, czyli
po co mi to

W trakcie kariery naukowej prezentacje mogą ci towarzyszyć w rozmaitych


sytuacjach:

1. Na konferencjach (specjalistycznych, ogólnych, interdyscyplinarnych). Tutaj


możesz się spodziewać słuchaczy z – większym lub mniejszym –
przygotowaniem, choć nierzadko twój temat trafi na sesję nie do końca
doń dopasowaną.

2. Na konwersatoriach, seminariach, spotkaniach grupy badawczej. Mniejsza


widownia, często ci znana i blisko związana z tematem, pozwala z jednej
strony na bardziej nieformalną prezentację, z drugiej na dotarcie do
szczegółowych zagadnień.

3. Przy okazji przesłuchań przed komisją rozpatrującą wnioski o finansowanie


projektów, grantów badawczych. Tu liczy się efekt – wszystkie chwyty są
dozwolone. Może uznasz, że twój projekt badania ekosystemów łąkowych
spotka się z przychylnością recenzentów, jeśli wygłosisz swoją
prezentację w wianku z polnych kwiatów? Albo przyniesiesz
niedokończony jeszcze prototyp lasera, by pokazać, że jesteś ekspertem
w optomechanice[6]? Warto zawsze pamiętać, że wśród członków panelu
oceniającego projekty mogą znaleźć się specjaliści z różnych dziedzin,
czasem bardzo odległych od twojej.
4. Przy staraniu się o pracę w jednostce naukowej. Jak wyżej.

5. Podczas prezentacji wyników badań, które mogą znaleźć zastosowania poza nauką,
najczęściej osobom spoza świata akademickiego: przedstawicielom firm,
menedżerom, rzecznikowi patentowemu. Z doświadczenia wiem, że
zderzenia naukowców z biznesem bywają bolesne („Dlaczego nikt nie
docenia mojego genialnego odkrycia?”) – nie ma chyba innej drogi niż
przejść wiele takich prób i nauczyć się, jak postrzegają rzeczywistość
ludzie, którzy na co dzień zajmują się sprzedawaniem produktów albo
marzeń.

6. W czasie wydarzeń mających na celu popularyzację nauki (festiwale, pikniki


naukowe, prelekcje w szkołach). Kto wie, czy to nie najprzyjemniejsze
z okazji? Popularyzacja nauki[7] – przez wielu badaczy uważana za stratę
czasu – może być świetnym polem do testowania oryginalnych pomysłów
na prezentacje.

Zanim zaczniesz porządkować wyniki badań, planować układ slajdów,


dopasowywać kolory czcionek i wybierać najlepsze zdjęcia do prezentacji,
zastanów się, jaki jest jej cel. Co chcesz osiągnąć, jakiego efektu
spodziewasz się po wielu dniach spędzonych na żmudnej pracy przy
komputerze, próbach, poprawkach i dziesięciu godzinach z nogami pod
brodą w klasie ekonomicznej w drodze na konferencję. Zakładam przy tym,
że wszytko to robisz z własnej woli, nie tylko po to, by odfajkować kolejny
wyjazd – jeśli jest inaczej, możesz mieć kłopoty z motywacją, a przed tobą
sporo pracy…Dla porządku podzieliłem przykładowe cele na dwie
kategorie.
Cele (czyli z pewnym, znacząco
realistyczne różnym od zera
prawdopodobieństwem możliwe do osiągnięcia przy odpowiednim
nakładzie środków):

1. Zaprezentowanie w zrozumiały, przejrzysty i przyswajalny sposób


maksymalnie trzech (a najlepiej jednego) wyników badań.
2. Pochwalenie się znajomym, jakimi ciekawymi rzeczami się zajmujesz.
3. Zrobienie wrażenia, zaimponowanie dziewczynie/chłopakowi, która/który
będzie na sali.
4. Sprawienie, by słuchacze wyszli ze spotkania z przekonaniem, że jesteś
świetnym naukowcem, gdyż przedstawiłeś im w zrozumiały i ciekawy
sposób starannie przygotowaną opowieść.
6. Sprawienie, by słuchacze wyszli ze spotkania z przekonaniem, że jesteś
kompletnym nudziarzem, gdyż przedstawiłeś chaotycznie zebrane fakty
i dane, których dodatkowo było o wiele za dużo. Jako jeden z niewielu
celów, ten jest często możliwy do osiągnięcia już w pierwszych 2–3
minutach wystąpienia…
(czyli takie, co do których możesz się łudzić, iż należą do
Cele nierealistyczne
pierwszej kategorii, ale w praktyce jest zupełnie inaczej):

1. Zaprezentowanie w zrozumiały, przejrzysty i przyswajalny sposób więcej


niż trzech wyników badań.
2. Przyciągnięcie i utrzymanie dłużej niż przez pięć minut uwagi widowni,
która nie wie, jakie jest pytanie, na które szukasz odpowiedzi w swoich
badaniach.
3. Przedstawienie w spójny i strawny sposób więcej niż trzech wątków
jakiejkolwiek opowieści.
4. Sprawienie, by słuchacze po tygodniu pamiętali więcej niż trzy
jakiekolwiek wiadomości (messages) z prezentacji.
5. Sprawienie, bez specjalnych zabiegów, by słuchacze zapamiętali
jakąkolwiek liczbę występującą w prezentacji z dokładnością do więcej
niż jednej cyfry po przecinku.
6. Sprawienie, by słuchacze docenili twoją katorżniczą pracę
w laboratorium na przestrzeni ostatnich trzech lat dzięki wyświetleniu 82
wykresów przedstawiających niezliczone punkty pomiarowe
i dopasowane do nich krzywe.
7. Przekonanie słuchaczy o swojej biegłości w matematyce przez
wyświetlenie równania zajmującego sześć linijek wypełniających
szczelnie cały slajd zapisany czcionką o rozmiarze 12 pkt[8].
Jak wynika z tej przykładowej listy, liczba celów możliwych do osiągnięcia
nie jest wcale długa. Warto, byś miał to w pamięci od pierwszych chwil, gdy
zaczynasz zastanawiać się nad tym, co jest możliwe i na czym ci zależy.
Pozwoli ci to nie tylko właściwie ukierunkować wysiłki (czas spędzony na
podpisywaniu osi 82 wykresów można spożytkować znacznie lepiej), lecz
także uniknąć wielu rozczarowań.
3.

Plan, czyli
porządkowanie
wiedzy

Zwłaszcza w naukach przyrodniczych studenci i doktoranci dołączający do


grup badawczych najczęściej muszą się odnaleźć w projektach
realizowanych już od jakiegoś czasu. Przydziela się im zadania, do których
wykonania muszą nauczyć się wielu nowych rzeczy (technik, języka),
i oczekuje się od nich sprawnego dostarczania wyników. Taka sytuacja nie
sprzyja spojrzeniu na swoje badania w szerszym kontekście, postrzeganiu ich
jako fragmentu większej układanki – często po prostu nie ma na to czasu.
Kiedy pytam doktorantów, czym się zajmują, najczęściej słyszę: „Badam, jak
niesłyszący czytają napisy do programów telewizyjnych” albo „Buduję układ
do pomiaru dyspersji w światłowodach fotonicznych”.
Ćwiczenie 3. Wyobraź sobie, że pytam cię, czym się zajmujesz. Spróbuj przygotować odpowiedź
w maksymalnie 12 zdaniach. Nie zaczynaj od szczegółów. Najpierw nakreśl kontekst, tło swoich
badań i aktualny stan wiedzy – przeznacz na to nawet połowę wszystkich zdań. Dopiero po tym
wstępie przedstaw pytanie, na które starasz się odpowiedzieć w swojej pracy, powiedz, jaką drogą
zamierzasz dojść do odpowiedzi i co planujesz w przyszłości – tej bliskiej i dalszej.

Oto odpowiedź, w 11 zdaniach, jaką mógłbyś na takie pytanie usłyszeć ode


mnie.
Roboty zmieniły nasze życie – spawają karoserie samochodowe, sortują towary
w  magazynach, pomału uczą się chodzić na dwóch nogach [tło]. Znakomita
większość z  nich jest zbudowana ze sztywnych elementów połączonych stawami.
Takie rozwiązanie sprawdza się dobrze w fabrycznej hali, gorzej w bliskim kontakcie
z  człowiekiem albo tam, gdzie trzeba działać w  nieznanym środowisku [stan
wiedzy]. Wiele żywych organizmów nie ma sztywnych szkieletów, ale miękkie ciała.
I  właśnie podpatrując je, pomału zaczynamy projektować i  budować roboty nie
z  prętów, rurek i  zawiasów, ale z  miękkich, elastycznych materiałów [moja
dziedzina]. Od niedawna znamy materiały – ciekłokrystaliczne elastomery – które
mogą zmieniać kształt, kiedy oświetlamy je wiązką lasera. W naszym laboratorium
próbujemy z nich budować roboty, na przykład naturalnej wielkości gąsienicę albo
nartnika [moje pytanie]. Gąsienica długości półtora centymetra kroczy oświetlana
wiązką lasera, może też przeciskać się przez wąskie szczeliny i  przemieszczać
ładunki. Robot nartnik naturalnej wielkości pływa, choć daleko mu jeszcze do
szybkości i gracji dzikiego kuzyna [co już się udało]. W przyszłości chcemy zbudować
roboty pływające i  kroczące mniejsze od ziaren piasku. Mamy już opanowaną
technologię druku 3D, która to umożliwi [plany na przyszłość].

Taka króciutka opowiastka z tłem, pytaniem i wizją przyszłości to tzw. pitch.


Niezależnie od tego, czy zostaniesz w nauce, czy wybierzesz pracę
w korporacji, na pewno przyda ci się umiejętność formułowania tego typu
zwięzłych wypowiedzi. Inwestorzy nie mają czasu wysłuchiwać
półgodzinnych prezentacji – może się okazać, że będziesz musiał
przekonująco przedstawić swój pomysł w dwie minuty. Jeśli uda ci się
wydobyć to, co naprawdę istotne, i ułożyć to w dobrą opowieść – wygrałeś.
Ćwiczenie 4. Teraz wyobraź sobie, że masz opowiedzieć w kilku zdaniach, czym się zajmujesz,
uczniom pierwszej klasy szkoły podstawowej.

To ćwiczenie, które często robimy podczas zajęć ze studentami, bardzo


dobrze pokazuje, co oznacza przygotowanie prezentacji. O ile kilka zdań,
lepszych bądź gorszych, na temat swoich badań studenci zazwyczaj mają
gotowych i potrafią wygłosić prawie bez namysłu, o tyle opowiedzenie tego
samego dzieciom nie jest już dla nich takie proste. Jak uniknąć trudnych
słów? Z jakimi zjawiskami z życia codziennego porównać to, z czym mam do
czynienia w laboratorium? A może przydałby się rekwizyt, żeby lepiej
zademonstrować niektóre idee? Być może nigdy nie będziesz miał okazji
opowiedzieć pierwszoklasistom o nauce, ale podobne pytania mogą
zainspirować cię do poszukiwania nowych pomysłów na przygotowanie
zrozumiałych i ciekawych prezentacji naukowych.
Kilkuzdaniową zajmującą i zrozumiałą dla niespecjalistów prezentację
swoich aktualnych poczynań naukowych warto mieć przygotowaną – nigdy
nie wiadomo, czy za pół godziny nie przyjedzie do twojego laboratorium
telewizja, bo akurat trwa sezon ogórkowy i komuś, z braku innych pomysłów,
przyszło do głowy nakręcić materiał o naukowcach.


Plan służy uporządkowaniu informacji i przygotowaniu ich do dalszej
obróbki, której finalnym produktem będzie prezentacja. Na tym etapie
zdecydowanie polecam pracować na kartce, nie na komputerze, który jeszcze
długo pozostanie wyłączony.

Rysunek 1. Schemat do wstępnego porządkowania materiału prezentacji. Po wypisaniu na górze


celu zaczynamy od środka, po czym przemieszczamy się od godziny drugiej zgodnie z ruchem
wskazówek zegara.
Szczególnie jeśli nie masz dużego doświadczenia w prezentacjach
i dopiero uczysz się konstruowania dobrych historii, może ci pomóc poniższy
schemat, który pozwala zapanować nad prezentowanym materiałem.
Przygotowałem go na zajęcia dla doktorantów i podczas kolejnych spotkań
uczestnicy mogli go wypełniać pomysłami, które przychodziły im do głowy.
Wszystko na wielkich arkuszach papieru, co miało przy okazji odzwyczaić
ich od ściubienia malutkimi literkami w rogu kartki. Think big, zachęcałem
co tydzień, co miało także znaczenie dosłowne, kiedy każdy z nich pracował
nad swoim planem na arkuszu kartonu 100 × 70 cm, który zapełniał, pisząc
grubymi markerami.
Na samej górze umieść cel prezentacji. Dobrze jest przynajmniej raz go
sobie uświadomić, a potem mieć stale przed oczami. Na bardzo ogólnym
poziomie celami mogą być na przykład:

1. Podzielenie się wynikami badań (wiedzą, informacjami). Ggdyby to był


jedyny cel prezentacji, konferencje właściwie oznaczałyby stratę czasu,
wystarczyłoby bowiem umieścić wykresy i tabele w internecie albo
opublikować w książce czy czasopiśmie, gdzie każdy mógłby je obejrzeć.
2. Zrobienie wrażenia (na kolegach/koleżankach, komisji przyznającej
granty).
3. Zaprezentowanie się od najlepszej (naukowej) strony przed komisją
konkursową w szrankach o wymarzone stanowisko adiunkta.
4. Opowiedzenie licealistom, dlaczego fajnie być fizykiem, biologiem,
socjologiem.
Poza tym możliwe są również inne cele, jak również kilka celów
jednocześnie, na przykład wyżej wymienione w najróżniejszych
kombinacjach.
Centralne pole na schemacie to moje pytanie. Sformułowanie go okazuje
się wcale niełatwe, wymaga sięgnięcia do przyszłości, często takiej, która na
razie jawi się jako zupełnie nieosiągalna. Przykładowe pytania, które
znalazły się ostatnio na kartkach studentów:
■ Czy i jak można zbudować laser wytwarzający ultrakrótkie impulsy światła, który
mieści się w kieszeni i nie przestaje działać, nawet jeśli spadnie na podłogę?
■ Czy możliwe jest, że do roku 2030 Korea Południowa i Północna staną się jednym
państwem?
■ Jak pracuje mózg tłumacza podczas tłumaczenia symultanicznego?
■ Czy i w jaki sposób kształt ziaren piasku zebranego w różnych częściach lodowca
pozwala stwierdzić, jak szybko lodowiec się przemieszczał?

Następnie musisz się zastanowić, kogo może interesować twoje pytanie,


a w szczególności odpowiedź, którą (być może) kiedyś znajdziesz. Można
zajmować się nauką z ciekawości, z pragnienia rozwiązania zagadek
wszechświata, uporządkowania elementów kosmicznej układanki. Albo
z miłości do równań, jak w przypadku jednego z moich kolegów ze studiów.
W każdej sytuacji warto jednak od czasu do czasu zadać sobie pytanie, czy
ktoś oprócz mnie doceni wyniki mojej pracy. Jest to o tyle istotne, że
słuchaczy interesują te kwestie, które ich dotyczą i które mogą mieć (mniej
lub bardziej bezpośredni) wpływ na ich życie.

Rysunek 2. Przykładowy szkic porządkujący informacje o projekcie z mikrorobotyki


prowadzonym w naszym laboratorium. LCE (Liquid Crystal Elastomer) to ciekłokrystaliczny
elastomer – materiał, który zmienia kształt pod wpływem światła.
Rysunek 3. Życie młodego naukowca na przykładzie doktoranta (na górze: całość obejmuje
zwykle kilka lat) oraz układ dobrej prezentacji (na dole: zazwyczaj kilkadziesiąt minut). Jak
widać, podczas prezentowania potrzebna jest radykalna zmiana proporcji – robienie (badań,
pomiarów, wykopalisk), które zajmuje większość czasu w życiu, musi ustąpić miejsca wstępowi
i podsumowaniu.

Kolejne kroki to odpowiedzi na pytania:

1. Jak brzmią pytania poboczne, które będę musiał zadać sobie na kolejnych
etapach prowadzących do znalezienia odpowiedzi na pytanie centralne?
Czy układają się w spójną całość?
2. Jakich metod użyć, by odpowiedzieć na moje pytania? Które metody
wybrałem i dlaczego? Którą drogą zamierzam iść i jakie techniki, jakie
obliczenia czy pomiary zamierzam wykorzystać?
3. Jakie są wyniki moich badań? Jakie obszary już przebadano, a jakie
pozostają jeszcze do eksploracji? Gdzie dokonano ciekawego odkrycia,
a które tropy prowadziły donikąd?
4. Jakie są wnioski z tych wyników? Co pokazują wstępne rezultaty badań?
Jak przejrzyście uporządkować otrzymane informacje?
5. Co zamierzam zrobić dalej? Jakie mam plany na najbliższą przyszłość,
a jakie na dalszą?
Na tym etapie nie musisz się przejmować, czy uda ci się ubrać myśli
w okrągłe zdania – chodzi o zebranie materiału, który będzie można poddać
dalszej obróbce.
Odpowiedzi udzielone na kolejne pytania pozwalają zatoczyć pełne koło
na pokazanym schemacie. Czy masz wrażenie, że koło zatoczyła też twoja
opowieść? Czy po jej wysłuchaniu słuchacze zdołają ułożyć sobie w głowie
odpowiedź na pytanie postawione na początku? Czy będą wiedzieli,
dlaczego jest ono ważne? I którędy prowadzi droga do odpowiedzi na nie?
Jednym z ważnych i trudnych zagadnień, z którymi musimy się zmierzyć
przy obmyślaniu prezentacji, jest zmiana proporcji między różnymi etapami
życia naukowca a tym, jak rozłożyć akcenty podczas wystąpienia.
W górnej części rysunku 3. pokazałem, jak wygląda typowy przebieg
doktoratu czy projektu badawczego, szczególnie z punktu widzenia młodego
naukowca – na początku wdraża się on w zadania, po czym większość czasu
spędza na, mniej lub bardziej pasjonującej, pracy nad swoją częścią badań:
przygotowuje próbki, buduje aparaturę, programuje, uruchamia symulacje,
zbiera dane. Pod koniec dochodzi do etapu opracowania wyników, po czym
projekt albo jego część się kończy, na przykład uzyskaniem stopnia doktora
czy opublikowaniem artykułu. Zrozumiałe jest, że przy takich proporcjach to,
co pozostaje w pamięci, to dnie (i noce) spędzone w laboratorium, na
badaniach terenowych, wykopaliskach czy w bibliotece. Jeśli jednak myślisz
o zaprezentowaniu swoich dokonań, musisz odrzucić pokusę wypełnienia
większej części wystąpienia opisem tej fazy. Często była ona fascynującą
przygodą dla ciebie (pobieranie próbek osadów z dna Zatoki Admiralicji na
Szetlandach), ale niekoniecznie okaże się tym samym dla słuchaczy. Mimo że
zajęła większość czasu, teraz zostanie dramatycznie skrócona albo wręcz
pominięta.
Podobnie warto postąpić z przedstawianiem listy albo zdjęć
współpracowników – to sympatyczny gest, który podkreśla zaangażowanie
w projekt wielu osób, jednak pamiętaj, że obecni na sali
najprawdopodobniej nie znają tych ludzi. Nie namawiam do usuwania listy
współpracowników, jeśli uznasz, że chcesz ją pokazać, ale niech znajdzie się
ona na pobocznym miejscu.
Znakomitą większość dobrej prezentacji powinny zająć: wprowadzenie,
zawierające między innymi jasno postawione pytanie badawcze wraz
z uzasadnieniem podjęcia prób szukania nań odpowiedzi, oraz wnioski
i ewentualnie plany na przyszłość. Pokazywanie niezliczonych wyników
pośrednich, tysięcy punktów pomiarowych, wykresów, tabel, zamiast
należytego omówienia, po co zebrano te dane i co właściwie z nich wynika,
było zmorą wielu prezentacji, których w życiu wysłuchałem.
Kiedy twój schemat będzie już na ukończeniu, możesz popatrzeć na niego
jako na całość i zastanowić się, czy tak postawione pytanie i poszukiwania
odpowiedzi na nie wyglądają jak fascynująca przygoda intelektualna. Czy
możliwe jest, że inni doktoranci, którym o tym opowiesz, pomyślą:
„O kurczę! Ależ ciekawe rzeczy on robi! Szkoda, że ja się tym nie
zajmuję…”. Jeśli to możliwe, jesteś na dobrej drodze do świetnej
prezentacji – przed tobą kolejny etap.
4.

Projekt, czyli
poszukiwanie formy

Czy jest jakś wspólna cecha dobrych prezentacji? Jakiś magiczny składnik,
który sprawia, że słuchamy ich z uwagą, nie możemy się doczekać, co będzie
za chwilę, zapominamy o upływie czasu, a potem opowiadamy o nich
znajomym („Żałujcie, że nie byliście”) i długo jeszcze wspominamy przy
różnych okazjach? Tak. Każda z nich była wymyślona, zaprojektowana,
a dopiero potem starannie wykonana i przećwiczona. Nie chcę konkurować
z podręcznikami uczącymi obsługi PowerPointa – jest ich wiele i na pewno
każdy znajdzie coś dla siebie – chciałbym raczej opowiedzieć o tych
pierwszych etapach, często niedocenianych, a jeszcze częściej całkiem
pomijanych. Jak zwykle wygląda proces przygotowywania prezentacji na
konferencję czy seminarium? Otwieramy foldery z rysunkami, wykresami,
tabelami, często przygotowywanymi przy okazji pisania publikacji,
przeklejamy je na kolejne slajdy, dodajemy tytuły, logotypy uczelni, instytutu
i sponsorów, listę osób, którym chcemy podziękować i… gotowe.
Słyszałem, jak kiedyś doktoranci przechwalali się, że prezentacje zaczynają
przygotowywać dopiero w samolocie, w drodze na konferencję. Można i tak
– wylądujesz i kolejne wystąpienie, na którym trudno wysiedzieć, będzie
gotowe…
Zanim zabierzemy się do wymyślania, szkicowania i projektowania,
trzeba bardzo dokładnie poznać warunki brzegowe.

4.1. Warunki brzegowe


Od kiedy pamiętam, na nasze cotygodniowe seminarium przychodzi prof. R.,
który wie wszystko. Nie jest przy tym złośliwy, każdego mówcę traktuje
z szacunkiem, ale z pytań, które czasem zadaje, można się zorientować, że
nie ma zagadnień, o których by nie słyszał, co więcej, rozumie je doskonale i
wszystkie ma świetnie przemyślane. Czy w takiej sytuacji możliwe jest
zainteresowanie go czymkolwiek w obrębie omawianej dyscypliny?
W dodatku na sali są też studenci, także ci ze studiów licencjackich, którzy
dopiero zaczynają naukową przygodę. Czy można przygotować prezentację,
która będzie zrozumiała, ciekawa i inspirująca zarówno dla
wszystkowiedzącego profesora, jak i dla nich? Wierzę, że jest to możliwe,
ale by w ogóle o tym myśleć, trzeba uświadomić sobie, jak ważne podczas
przygotowywania prezentacji jest myślenie o słuchaczach.

4.1.1. Widownia
Nie miałby chyba sensu konkurs na Najlepszą Prezentację Świata. Ani nawet
na Najlepszą Prezentację Świata z Fizyki. Wystąpienie, które byłoby
świetnie przyjęte na specjalistycznym seminarium, mogłoby się okazać
niewypałem na konferencji dla nauczycieli z liceów czy spotkaniu
studenckiego koła naukowego. Każdy, kto przygotowuje jakiekolwiek
wystąpienie publiczne, w tym także prezentację naukową, od samego
początku, przez wszystkie etapy pracy, musi pamiętać o odbiorcach, do
których będzie mówił. Kim są? Jaką już mają wiedzę? Co ich interesuje?
Czego chcą się dowiedzieć? To pytania podstawowe. Są i mniej oczywiste:
Czy mają jakieś uprzedzenia? Czy są zmęczeni? Ilu ich będzie?
Przyjrzyjmy się tej ostatniej kwestii. Zupełnie inaczej wygląda (czy raczej
może wyglądać) kontakt z dziesięcioma, a inaczej z pięciuset słuchaczami.
Przy małym audytorium można sobie pozwolić na zadawanie pytań
skierowanych do sali i liczyć na odpowiedzi, przy znacznie większym
okazuje się to, choćby ze względów technicznych, nierealne. Kilka razy
zdarzyło mi się opowiadać o fizyce uczniom liceum. Okazuje się, że zupełnie
inaczej zachowują się, gdy w sali jest nauczyciel, a inaczej, gdy zostają sami
– wtedy mają odwagę wdawać się ze mną w rozmowę, mogę liczyć na ich
odpowiedzi, pomysły, myśleć o włączeniu do projektu prezentacji interakcji
z widownią (co zawsze daje świetne, ożywcze efekty).
W znakomitej większości prezentacji, których słuchałem, mówcy
przeceniali wiedzę słuchaczy. Nie chodzi o to, by na specjalistycznym
seminarium optycznym zaczynać prezentację od podstaw działania lasera, ale
na pewno nie zaszkodzi każdy temat wprowadzać stopniowo, od prostych
koncepcji, by powoli – upewniając się (przez kontakt z widownią), że tempo
jest odpowiednie – przechodzić do bardziej szczegółowych zagadnień.
Jednym z najtrudniejszych wyzwań, przed jakimi staje autor prezentacji,
jest dostosowanie poziomu wystąpienia do zasobu posiadanej przez widownię wiedzy.
Nierzadko na konferencjach siedzą obok siebie studenci, doktoranci
i profesorowie, często z różnych instytutów i wydziałów. Jak poprowadzić
tok rozumowania, by nie zgubił się w nim student chemii i nie nudził
profesor biologii, gdy mówimy o fizyce? Równać w dół i ryzykować, że
część publiczności uzna cię za ignoranta, który pobieżnie przedstawił temat,
czy po szybkim wstępie przejść do szczegółowych zagadnień, dostępnych
jedynie dla specjalistów? Z moich doświadczeń wynika, że najwybitniejsi
naukowcy potrafią mówić (i  najczęściej mówią) o  swoich badaniach bardzo prosto.
Mogą to robić właśnie dlatego, że doskonale zrozumieli, co w ich dziedzinie
jest ważne, a co mniej istotne, i poruszają się w jej obszarze z gracją, bez
potrzeby sięgania po specjalistyczne słownictwo i zawiłe konstrukcje
myślowe.
Praktyczna rada, którą pozostawiam do przemyślenia, jest taka: są uczeni
(nieliczni), którzy słyszeli o wszystkim i znakomitą większość zagadnień
mają doskonale przemyślaną. Ale nawet oni nie słyszeli o wszystkim we
wszystkich możliwych ujęciach. Jeśli przedstawisz proste koncepty
w oryginalny, świeży sposób, jeśli będziesz umiał pokazać nieoczywiste
powiązania między nimi, uporządkować i zestawić je inaczej, niż się to robi
w podręcznikach, będą ci wdzięczni zarówno studenci, którzy nie pogubią
się w drugiej minucie prezentacji, jak i profesor, gdyż nareszcie nie będzie
się nudził.

4.1.2. Czas
Do rzadkości należą konferencje, na których ostatnia prezentacja w sesji
kończy się zgodnie z planem. Większość mówców dość swobodnie traktuje
wyznaczony im czas i przeciąga swoje wystąpienia. Zawsze wygląda to
nieprofesjonalnie, świadczy o nieprzygotowaniu i jest zwyczajnym brakiem
szacunku dla słuchaczy, podobnie jak na przykład spóźnianie się. Unikaj
tego, zwłaszcza jeśli twoją prezentację zaplanowano tuż przed obiadem.
Jeśli zaczynasz z opóźnieniem, bo przed tobą kilka osób zapomniało
o ograniczeniach czasowych, możesz rozważyć skrócenie swojego
wystąpienia – zapewniam, że słuchacze będą ci wdzięczni. Nie może to
jednak polegać na pominięciu części opowieści, szybkim przeskoczeniu paru
slajdów z komentarzem „O tym nie powiem”. Oznacza to raczej, że nie
będziesz wchodził w poszczególne tematy tak głęboko, jak planowałeś, być
może pominiesz jakąś anegdotę, której brak nie zakłóci spójności całej
prezentacji.
Złudzeniem jest przekonanie, że im więcej masz czasu, tym więcej
przekażesz. Zwykle działa to tak, że mniej się dyscyplinujesz, mniej czasu
poświęcasz na przedstawienie naprawdę ważnych kwestii i przemyślenie,
jak klarownie je zaprezentować. Nawet niespecjalistów zainteresujesz
podczas 20-minutowego wystąpienia, jeśli przygotowałeś dobrą opowieść
i z charyzmą przybliżasz ją słuchaczom. W trakcie 45 minut okazuje się to już
prawie niemożliwe. Co więc zrobić, jeśli pewnego dnia otrzymasz
zaproszenie od organizatorów konferencji, by wygłosić wykład plenarny,
i z przerażeniem stwierdzasz, że przeznaczono nań trzy kwadranse?
Zakładając, że nie odkryłeś właśnie żywych bakterii na Marsie albo leku na
chorobę Alzheimera, jedynym wyjściem jest podzielenie długiej prezentacji na
części, na przykład 15-minutowe. W każdej z nich zaplanuj fragment
swobodniejszy, rozrywkowy, podczas którego możesz opowiedzieć na
przykład historię z życia naukowca (byleby związaną z tematem, spójną,
najlepiej choć trochę zabawną albo zaskakującą), oraz część poważniejszą.
Dobrze jest też zmieniać media – po kilku minutach mówienia pokazać
fragment filmu, potem rekwizyt, znów coś opowiedzieć, potem zilustrować
to slajdami... Poszczególne części warto oddzielić przerywnikami, na przykład
takimi, które wymagają od słuchaczy zmiany roli – niech ciągle nie siedzą,
a na chwilę staną się mówcami. Możesz na przykład zaproponować, żeby
przez minutę porozmawiali z sąsiadem o tym, co właśnie usłyszeli, pomyśleć
o szybkiej ankiecie, którą potem omówisz. Jeśli na widowni zasiada
szacowne profesorskie grono, nie martw się – profesorowie też lubią się
czasem zabawić, zamiast z grzeczności udawać zainteresowanie[9].
Oprócz czasu przydzielonego na wystąpienie pewne znaczenie może też
mieć pora dnia. Dowiedz się, czy będziesz wygłaszał prezentację z rana, czy
też wieczorem. Na pewno powinieneś stale obserwować słuchaczy i ich
reakcje – czy są ożywieni, czy raczej senni, czy słuchają z uwagą (nie
zawsze łatwo odróżnić prawdziwą od udawanej), czy większość zajęła się
już swoimi sprawami. Nigdy nie jest za późno, by zareagować i próbować
dostroić się do widowni – przyspieszyć, zwolnić, podsumować coś szybciej, niż
planowałeś.

4.1.3. Miejsce
Na etapie planowania prezentacji warto też zwrócić uwagę na miejsce,
w którym będziesz ją wygłaszać. Inaczej mówi się do dwudziestu osób
skupionych w małej salce, a inaczej do tych samych dwudziestu, z których
osiemnaście zajęło miejsca w ostatnich rzędach na wielkiej auli. Pomijając
słyszalność (z nagłośnieniem lub bez), pozostaje kwestia nawiązania z nimi
kontaktu, choćby wzrokowego. Na kształt twojej prezentacji może wpłynąć
również to, czy będziesz miał możliwość swobodnego poruszania się na
scenie, czy też organizatorzy zaplanowali mówienie zza pulpitu. W tym
drugim przypadku zalecałbym, byś próbował przekonać ich, żeby dali ci
większą swobodę. To, jak wygląda sala, będzie też istotne, jeśli zdecydujesz
się przygotować rekwizyty czy pokazy towarzyszące prezentacji. Muszą być
one widoczne z ostatniego rzędu, co oznacza, że w dużej sali nie warto
pokazywać niczego, co będzie mniejsze niż piłka futbolowa. Jeśli przyjdzie
ci mówić przed licznym audytorium, odpowiednio bardziej wyraziste
powinny być też twoje gesty.

4.2. Wyłącz komputer, weź kartkę i ołówek


Kto pamięta czasy slajdów wyświetlanych z rzutnika, pisanych i rysowanych
pracowicie na folii (kiedy studiowałem, nowinką było pojawienie się kilku
kolorów flamastrów), ten może docenić fantastyczne możliwości oferowane
przez choćby najprostsze programy do tworzenia prezentacji. Z drugiej
strony ja rozszyfrowuję nazwę popularnego PowerPointa jako: ten program
ma moc (power) sprawić, że twoja prezentacja będzie porażką[10]. Może
przejąć od ciebie dowodzenie, kiedy będziesz ją wymyślać, przygotowywać
i wygłaszać, a to oznacza, że przegrałeś[11]. Używaj go więc świadomie
i mądrze, a jeśli właśnie dowiedziałeś się, że przyjęto twoje zgłoszenie na
konferencję marzeń, to wyłącz komputer i przygotuj sobie kartkę i ołówek.
Dużą część dzieciństwa spędziłem przy (a na początku pod) desce
kreślarskiej mojej mamy. Dziś w pracowniach projektowych nie ma już
desek kreślarskich, rajzbretów i rulonów kalki – są myszki, rysiki, tablety
i ekrany. Nie mam wątpliwości, że wiele fantastycznych projektów
i realizacji nigdy by nie powstało, gdyby na różnych etapach pracy –
wizualizacji, obliczeń wytrzymałości konstrukcji, przygotowania
dokumentacji wykonawczej – architekci nie mogli posługiwać się
komputerami. Jednak najlepsze projekty nie zaczynają się przy ekranie
komputera. Zaczynają się od szkiców. A szkice, wziąwszy pod uwagę ludzką
fizjologię (mam na myśli głównie połączenie ręka–oko–mózg) i obecny
poziom technologii, wciąż najlepiej robi się ołówkiem na papierze. Nawet
jeśli właśnie rozpakowałeś swój nowy 27-calowy tablet z dwoma tysiącami
poziomów nacisku rysika, i tak kartka zadziała lepiej…
Rysunek 4. Historyczny slajd rysowany pisakami na folii, przeznaczony do wyświetlania za
pomocą rzutnika. Pionowa orientacja slajdów wymuszała nieco inną kompozycję niż
w PowerPoincie. Poprawki były możliwe po zmyciu pisaka stosownym rozpuszczalnikiem.
[Dzięki uprzejmości prof. T. Szoplika].
Kiedy Santiago Calatrava dostaje zlecenie na zaprojektowanie banalnej,
jak by się mogło wydawać, budowli, jaką jest maszt telekomunikacyjny,
z którego będą transmitowane XXV Letnie Igrzyska Olimpijskie
w Barcelonie w 1992 roku, nie zaczyna od obliczeń, jaki musi być przekrój
kratownicy przy zadanej wysokości (130 m), żeby nie przewrócił jej wiatr.
Zaczyna szkicować. Najpierw figury-symbole – krzyż i odcinek wygięty
w kształcie litery Z (inne rysunki Calatravy pokazują inspiracje figurą atlety
przyklękającego ze zniczem olimpijskim). Następny etap to szkice (wciąż na
papierze), na których ta pierwsza forma zaczyna obrastać funkcjami – maszt
z antenami, pomieszczenia techniczne. Calatrava jest z wykształcenia
inżynierem, zaczyna więc, wciąż bez monitora i myszki, myśleć o konstrukcji
– gdzie i w jaki sposób trzeba podeprzeć każdy element, by taka efemeryczna
budowla mogła w ogóle stać. W końcu, bez wątpienia przy ogromnym
udziale projektowania wspomaganego komputerami, powstaje Wieża
Telekomunikacyjna Montjuïc (Torre de Comunicacions de Montjuïc).
Budowle, przynajmniej te dobre, są opowieściami. Podobnie jak prezentacje
konferencyjne. Dlatego zachęcam do rozpoczynania pracy nad prezentacją od
projektowania jej tak, jak się projektuje architekturę – od szkiców ołówkiem
na kartce. Na wypieszczone ilustracje, wykresy, wymyślanie kolorów tła
i kroju czcionek przyjdzie jeszcze czas. A może stwierdzisz, że tym razem
wcale nie potrzebujesz slajdów w PowerPoincie?
Ćwiczenie 5. Spróbuj przygotować trzyminutową prezentację (bez slajdów) o tym, jak coś działa.
Wybierz temat, który dobrze rozumiesz, więc nie będziesz musiał długo gromadzić wiedzy, na przykład
samochodowy silnik spalinowy, fotosynteza, monitor LCD, NMR, ogniwo paliwowe, tranzystor, oko
człowieka, ekran dotykowy. Postaraj się przede wszystkim unikać przechodzenia od razu do
szczegółów – to częsty błąd. Przygotuj pierwsze zdanie na poziomie bardzo ogólnym.

Silnik spalinowy służy do zamiany energii chemicznej paliwa na energię


mechaniczną w  procesie spalania [wprowadzenie na poziomie najogólniejszej
koncepcji]. Są różne typy silników... [przegląd stanu wiedzy]. W  silniku tłokowym
mieszanka rozpylonego paliwa i  powietrza wybucha w  cylindrze i  popycha tłok
[konkretne rozwiązanie, znów zaczynamy od poziomu bardzo ogólnego – istoty rzeczy].
Posuwisty ruch tłoka jest zamieniany na ruch obrotowy za pomocą korbowodu –
osi z częściowo przesuniętym segmentami. Do wytwarzania w cylindrze mieszanki
paliwa z  powietrzem służą gaźnik albo wtryskiwacze [coraz bardziej szczegółowe
omówienie kolejnych podzespołów]...

Przedstaw prezentację znajomym, najlepiej nieznającym dziedziny, którą


wybrałeś (na przykład o fotosyntezie opowiedz psychologom), możesz
posiłkować się rysunkami na tablicy. Spytaj, czy ją zrozumieli, a jeśli tak, to
w jakim stopniu. Po tygodniu porozmawiaj z nimi ponownie i dowiedz się,
ile pamiętają z tego, co opowiedziałeś.
Ćwiczenie 6. Spróbuj teraz jednym zdaniem opowiedzieć, jak coś działa. Choć masz niewiele
miejsca, nie zapomnij o dwóch częściach: „po co” i „jak” (może być w odwrotnej kolejności).

W  mikroskopie konfokalnym niewielki otwór umieszczony w  płaszczyźnie obrazu


pośredniego pozwala odfiltrować światło fluorescencji pochodzące z  płaszczyzn
innych niż aktualnie obrazowana [jak], dzięki czemu możliwe jest uzyskanie
rozdzielczości przestrzennej w  kierunku osi Z  i  tworzenie trójwymiarowych
obrazów preparatu [po co].

Poniżej pokazuję kilka szkiców moich prezentacji z ostatnich lat wraz


z omówieniem.
1. Środowiskowe seminarium optyczne na Wydziale Fizyki UW

Warunki brzegowe: w 45 minut opowiedzieć optykom (od studentów studiów


licencjackich do profesorów) o projekcie badawczym, który właśnie się
zakończył po dwóch latach. Czas limitowany luźno, typowo 30–50 minut,
sala dobrze mi znana, zwykle przychodzi 20–40 osób.
Rysunek 5. Szkic do prezentacji o zakończonym projekcie naukowym na seminarium optyczne.
W ramkach pomysły na slajdy (w większości ostatecznie niewykorzystane). Planowałem
zacząć od pokazania, jak wygląda struktura, która napędza flagellum u pływających bakterii, by
potem powiedzieć, że przyroda bardzo rzadko wykorzystuje ruch obrotowy (a nasza cywilizacja
przeciwnie, prawie wszędzie). Do opozycji „ruch obrotowy a posuwisto-zwrotny” chciałem
odwołać się później, przy omawianiu konstrukcji autokorelatora z wirującym elementem, który
zbudowaliśmy podczas trwania projektu.

Jako że w tym projekcie współpracowaliśmy z czterema firmami


(nazwijmy je A, B, C, D) i o każdej chciałem powiedzieć kilka słów, by
słuchacze mieli ogólny ogląd, jakiej „wagi” to byli partnerzy i w czym się
specjalizowali, a zajmowaliśmy się trzema tematami badawczymi (X, Y, Z),
przyszło mi do głowy, że mogę zaplanować to tak:

1. O projekcie ogólnie (skąd wziął się pomysł, jaki był cel, jak długo projekt
trwał, jakimi dysponowaliśmy pieniędzmi, jakie miał logo)
2. Firma A
3. Temat X (cel szczegółowy, co zrobiliśmy w trakcie projektu, co z tego
wyszło)
4. Firma B
5. Temat Y (jak wyżej)
6. Firmy C i D (tu zaprezentowałem dwie, bo akurat jedna była mała i mniej
znacząca)
7. Temat Z (jak wyżej)
8. Podsumowanie (głównie moje refleksje o tego typu przedsięwzięciach, bo
był to pierwszy taki projekt na naszej uczelni i jeden z niewielu
w Polsce).
Wiadomości, które chciałem, by zostały w pamięci słuchaczy (take home
message):

1. Udało się po raz pierwszy zrealizować duży projekt z udziałem kilku firm
z Unii Europejskiej.
2. Są to spore pieniądze i ciekawa przygoda.
3. Jest to też solidna nauka, opracowaliśmy kilka układów
eksperymentalnych, wyniki da się opublikować, a tematy dalej rozwijać.
Nie liczyłem na to, że ktoś zapamięta, jakie to były firmy lub jakie właściwie
układy optyczne zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy. Jeśli będzie chciał się
dowiedzieć, może sprawdzić na stronie projektu albo przyjść do mnie
i zapytać.
Już na etapie szkicowania wymyśliłem, że opowiadanie o każdym
z partnerów projektu zilustruję tylko dwoma slajdami: na pierwszym
umieszczę logo firmy i zdjęcie typowego produktu z jej katalogu (na przykład
lasera), a na drugim – zdjęcie siedziby firmy (każdą z nich odwiedziłem
podczas trwania projektu i każda wyglądała zupełnie inaczej – od
nowoczesnego biurowca w Szkocji po garaż na przedmieściach Barcelony).
Na szkicu zapisałem też kilka anegdotek, by ich nie zapomnieć i móc
wpleść w opowiadanie. Na przykład o tym, jak podczas spotkania
w instytucji finansującej badania project officer powiedział, że za przyznane
nam pieniądze możemy kupić choćby i ferrari zamiast aparatury pomiarowej,
jeśli tylko dostarczymy na czas oczekiwane wyniki badań. Oraz co wtedy
pomyślałem o reakcji na taką wieść naszej uniwersyteckiej administracji –
narysowałem nawet szkic do humorystycznego obrazka, którego ostatecznie
nie zrobiłem, i tej anegdoty w ogóle nie wykorzystałem.
2. Seminarium w  nowo utworzonym uczelnianym instytucie
zajmującym się z materiałami i nowymi technologiami
Miesiąc przed prezentacją wiedziałem, że będę miał 45–60 minut (bez
ścisłego limitu), na sali zwykle bywa 30–40 osób, od studentów do
profesorów, reprezentujących duży przekrój zainteresowań: od materiałów
ceramicznych przez nanotechnologie do technik i procesów na pograniczu
fizyki i chemii. Sali nie znałem, wiedziałem tylko, że jest duża,
ze wznoszącymi się rzędami krzeseł.
Założyłem, że opowiem przekrojowo, co zrobiliśmy przez ostatnie pięć
lat i nad czym pracujemy obecnie w naszej grupie. Celem niejawnym (co nie
znaczy, że trzymałem go w tajemnicy) było takie zareklamowanie mojej
grupy badawczej, by przyciągnąć potencjalnych kandydatów na doktorantów.
Rysunek 6. Szkic do prezentacji o mikrorobotach w instytucie naukowym. Gwiazdkami
zaznaczyłem miejsca, w których chciałem odnieść się do naszych opublikowanych wyników.

Naturalna była struktura liniowa – po kolei opowiadałem o naszych


pomysłach oraz ich realizacji, starając się przy tym, żeby każdy z nich
przedstawić w bardzo prosty sposób. Jeśli mówiłem o gradientowych
pokryciach antyrefleksyjnych, to zaczynałem od warstwy antyodblaskowej na
okularach i obiektywach fotograficznych. Jeśli o dyfrakcyjnych filtrach
barwnych, na początek pokazywałem, jak w ogóle można je zrobić, bazując
na różnych zjawiskach fizycznych (absorpcji, interferencji, dyfrakcji), potem
mówiłem o strukturach dyfrakcyjnych na skrzydłach motyli, a dopiero
później przechodziłem do naszego pomysłu, jego wykonania i wyników.
Postanowiłem zacząć od mocnego akcentu i, kiedy widzowie zajęli już
miejsca, z czarnego tła wyłonił się mikrorobot sfotografowany na włosie.
Pierwsze zdanie brzmiało mniej więcej tak: „To jest włos. To jest włos
chiński, mojego przyjaciela Hao. A na tym włosie siedzi robot, który chodzi,
jeśli oświetlamy go wiązką światła, dwa razy mniejszy niż najmniejsze znane
zwierzę, które może poruszać się po suchym podłożu. Chciałbym zaprosić
Państwa na wyprawę, w czasie której opowiem o tym, jakimi technikami
takiego robota zrobiliśmy, z jakich materiałów i co on potrafi”.
Rysunek 7. Pierwszy slajd z prezentacji o fotolitografii i mikrorobotach. Zamiast zwyczajowego
tytułu, danych autora i tym podobnych ozdobników zaczynam od efektownej ilustracji – robot na
włosie, mniejszy niż najmniejsze znane chodzące zwierzę. [Fotografia z mikroskopu
elektronowego, Hao Zeng].

Powiedziałem wprost, jaka będzie struktura mojej prezentacji –


powiedzmy, że przedstawiłem plan. Lecz nie w postaci punktów
wyświetlonych na drugim slajdzie (standardowo na pierwszym
znajdowałyby się tytuł, moje nazwisko, logo itp.), ale w formie zaproszenia
do wspólnej drogi przez kolejne części mojego wystąpienia (nie mówiłem
wcale, jakie one będą). Gdybym uznał za stosowne, mógłbym jeszcze
ostatnie zdanie zacząć od słów: „Nazywam się Piotr Wasylczyk, jestem
adiunktem na Wydziale Fizyki UW i chciałbym zaprosić Państwa...”, co
dopełniłoby części prezentacyjnej, gdyby była potrzebna (tu akurat nie była,
bo przedstawił mnie już prowadzący).
Kiedy skończyłem wstęp, padł zabawny komentarz (jak się potem okazało
od dyrektora goszczącego mnie instytutu): „Nie znam żadnego Chińczyka
blondyna, a ten włos jest jasny[12]” – i musiałem się gimnastykować, jak
z tego zgrabnie wybrnąć.
W tym miejscu chciałbym jeszcze wspomnieć o nakładzie pracy potrzebnym
do przygotowania dobrej prezentacji. Kiedy zaczęliśmy myśleć o fotografii
mikrorobota, naturalne było, że trzeba go ująć na tle, które pozwoli
zorientować się, jak jest duży (a raczej: jak mały). W skali kilkudziesięciu
mikronów oczywistym wyborem był włos. Zrobienie zdjęcia, które pokazuję
na s. 62, zajęło trzy dni – najpierw trzeba było za pomocą
mikromanipulatorów, pracując pod mikroskopem optycznym, podnieść
robota z podłoża, potem posadzić na włosie, włożyć włos z robotem do
napylarki, by pokryć go warstwą złota, po czym przenieść do mikroskopu
elektronowego. Ustawić preparat w mikroskopie, znaleźć odpowiednie
warunki ekspozycji, następnie obrobić zdjęcie w programie graficznym
i pokolorować. Tego nie da się zrobić szybko, w przerwie przed
wystąpieniem. Czy to zmarnowany czas? Odpowiedź pozostawiam tobie.
Z pewnością takie zdjęcie albo rysunek można wielokrotnie wykorzystać –
w prezentacjach, artykułach naukowych (dobre czasopisma proponują, by
wraz z manuskryptem artykułu przesłać grafikę, która mogłaby się znaleźć na
okładce), doniesieniach medialnych, jeśli zależy ci na rozpowszechnianiu
wyników badań wśród szerokiej publiczności.
Dalej, w punktach, mój plan był mniej więcej taki:

1. Fotolitografia jako technika – jakie ma możliwości i ograniczenia


(fotografie zrobionych przez nas elementów – udanych i nieudanych).
2. Trzy przykłady struktur optycznych: dyfrakcyjne filtry barwne,
gradientowe pokrycia antyrefleksyjne i struktury z asymetryczną transmisją
– nieopatrznie obiecałem, że o nich opowiem, i napisałem to
w streszczeniu wysłanym do organizatorów, więc nie bardzo mogłem się
wycofać. Potem żałowałem, bo żeby choć pokrótce opowiedzieć o każdym
przykładzie, musiałem przedłużyć całość do 60 minut, co już było na
granicy wytrzymałości widowni.
3. Ciekłokrystaliczne elastomery (LCE) – co to jest (wzory strukturalne dla
chemików), do czego może być użyte, technologia wytwarzania, przykłady
prostych struktur w skali milimetrowej (rysunki i zdjęcia).
4. Jak połączyć fotolitografię w skali mikrometrowej z LCE – nasze wyniki
(zdjęcia).
5. Mikromięsień z LCE, mikrorobot (zdjęcia i filmy).
Zwróć uwagę, że choć zdecydowanie odradzam prezentowanie
jakichkolwiek slajdów z numerowanymi (bądź nie) listami, przy planowaniu
prezentacji używam ich bardzo często. To, co dobre dla ciebie w notatkach,
niekoniecznie sprawdza się jako ilustracja czy dodatek do wystąpienia przed
publicznością.
Take home message:

1. W naszym laboratorium dysponujemy technologią druku 3D z mikronową


rozdzielczością.
2. Mamy opracowaną technikę wytwarzania materiałów zmieniających
kształt pod wpływem światła.
3. Umiemy z nich wytwarzać ruszające się struktury, w tym roboty w skali
milimetrów i mikrometrów.
4. Dodatkowy cel niejawny, dla studentów: jesteśmy fajną grupą, która robi
ciekawe rzeczy, w dodatku udaje się je publikować w dobrych
czasopismach (stąd na slajdach podsumowujących kolejne przykłady
znalazły się tytuły naszych publikacji).
3. Prezentacja w liceum, w klasie o profilu fizycznym

Czas: 45 minut, ściśle ograniczony (dzwonkiem), sala: typowa lekcyjna,


słuchacze: jedna klasa. Tak to wyglądało, kiedy umawiałem się z moją
dawną nauczycielką z liceum, że przyjdę opowiedzieć coś ciekawego
o fizyce. Na miejscu okazało się, że nie jedna klasa, ale sześć i nie w sali
lekcyjnej, tylko gimnastycznej...
Oczywistym wyzwaniem w tym wypadku jest zainteresowanie uczniów.
Jak powiedział ostatnio jeden z moich doktorantów: „Gdy planujesz
jakikolwiek wykład dla młodych ludzi – czy to uczniów, czy studentów –
musisz mieć świadomość, że przez 45 minut konkurujesz o uwagę ze 150
znajomymi na Facebooku”.
Rysunek 8. Szkic do prezentacji o pomiarach czasu dla licealistów.

Postanowiłem zacząć od pytania do sali: „Co to jest fizyka?”. Oczywiście


przy 180 osobach to nie zadziałało tak dobrze, jak mogłoby przy 30, ale
jakieś odpowiedzi jednak padły. Niektóre z nich od razu komentowałem, ale
jedynie w formie krótkich pytań, by nie wprowadzać elementu konfrontacji.
– Nauka, która zajmuje się opisem rzeczywistości.
– A czy jeśli ktoś twierdzi, że przychodzi do niego co wieczór duch Napoleona, to jest
to rzeczywistość badana przez fizykę?

– Opisem matematycznym zjawisk w przyrodzie.


– A czy bez matematyki można się zajmować fizyką?

– Poznawaniem zagadek wszechświata.

Zaplanowałem, że poprowadzę tę część tak, by uczniowie sami wpadli na to,


że słowem kluczem, do którego zmierzam, jest „pomiar”. I choć nikt nie
powiedział: „Fizyka zajmuje się badaniem tego, co można zmierzyć”,
byliśmy całkiem blisko tej odpowiedzi.
Skoro pomiary, to potrzebne są jednostki miar. O tym uczy się w szkole,
ale bez wyjaśnienia, o co tak naprawdę w tych definicjach chodzi.
Przeszedłem szybko przez wszystkie, po czym zatrzymałem się dłużej nad
nową definicją metra, wywodzącą się z sekundy, i ustaleniem ostatecznej
wartości prędkości światła.
Po tej dawce fizyki przyszła pora na historie z przeszłości: pomiary czasu
– od urządzeń stosowanych w starożytności przez zegary mechaniczne do
atomowych. Znałem akurat dobrą historię o Longitude Prize – założyłem, że
licealiści interesują się pieniędzmi i może ich zaciekawić duża suma, którą
zgarnął zegarmistrz Harrison za swój zegar, pozwalający na wyznaczenie
długości geograficznej podczas rejsu statkiem. 20 000 funtów nagrody
z początku XVIII wieku przeliczyłem na współczesne funty. Postanowiłem
też spytać licealistów, czy wiedzą, kiedy żył Newton (wtedy wydarzyła się ta
historia), ale nie w sensie dat, ale raczej kto inny ze sławnych ludzi żył
w tym samym czasie, co się wówczas działo na świecie i w Polsce, by
pokazać, że historia nauki jest wpleciona w historię powszechną.
Po wstawce historycznej wróciłem do fizyki i opowiedziałem o tym, jak
działają współczesne zegary atomowe i optyczne. Z ciekawostek miałem
zdjęcie kolekcjonera zegarów atomowych oraz kilka informacji o związanej
z nimi niedawnej Nagrodzie Nobla z fizyki.
W ostatniej części omówiłem dwa zastosowania najdokładniejszych
pomiarów czasu: powiedziałem, że współczesny zegar może zmierzyć efekty
wynikające z ogólnej teorii względności tak małe, że rejestruje różnice
w upływie czasu, kiedy stoi na podłodze i na stole (dla bardziej
zainteresowanych fizyką). Oraz że w Niemczech trwa eksperyment, który ma
za pomocą precyzyjnych pomiarów czasu ustalić, czy stałe fizyczne są
rzeczywiście stałe w czasie.
Zaplanowałem jeszcze mały dodatek: na zakończenie, po pytaniach z sali,
powiedziałem, że kto chce, może na karteczce napisać odpowiedź na pytanie
„Po co uczyć się fizyki?” i wrzucić ją do pudełka. Po pierwsze, interesowało
mnie, co licealiści odpowiedzą, a po drugie, chciałem ich zachęcić do
zastanowienia się nad takim pytaniem. Dostałem kilkadziesiąt
odpowiedzi[13], ale najciekawszy jest epilog. Po zakończeniu spotkania
podeszła do mnie nauczycielka fizyki i zapytała, czy może zobaczyć
odpowiedzi uczniów. Czy to znaczy, że nigdy sama ich o to nie spytała?
Take home message:

1. Fizyka zajmuje się tym, co można zmierzyć.


2. Będąc wynalazcą (ewentualnie fizykiem), można nieźle zarobić na
dobrych pomysłach.
3. To, czego się uczycie w szkole, niekoniecznie jest całkiem prawdziwe
(albo może się takie okazać).
Właśnie po to jest szkic: by jeden rzut oka (musi być właśnie jeden – jeśli
nie wystarcza miejsca, weź większą kartkę, nie szkicuj na dwóch stronach)
pozwolił zobaczyć strukturę opowieści oraz pozbierać myśli, fragmenty
materiału, obrazy, które możesz wykorzystać podczas przygotowywania
prezentacji. Być może struktura jeszcze się zmieni, być może dużej części
materiału nie użyjesz, ale ogarnięcie go – wzrokiem i myślą – jest dobrym
punktem wyjścia do dalszej pracy.

4.3. Tytuł
Stylistyka tytułów naukowych podlega zwyczajowym zasadom, nieco innym
w różnych dziedzinach. Nie ma wątpliwości, że dobry tytuł powinien być
krótki i przedstawiać temat prezentacji. W praktyce bywa różnie[14].
Bardzo często tytuły mają formę równoważników zdań.
■ Wpływ czynnika X na proces Y
■ Femtosekundowe lasery światłowodowe z grafenem jako nasycalnym absorberem
■ Okulograficzne badanie procesu czytania wyrazów leksykalnych i gramatycznych
w polskich napisach filmowych
■ Tłumaczenie prawa unijnego a centralne pojęcia translatoryki
■ Przekład choronimów roszczeniowych: między teorią tłumaczenia a onomastyką
kulturową
■ Tłumaczenie jako forma komunikacji międzykulturowej: egzotyzować czy
udomawiać? Wpływ ideologii na tłumaczenie nacechowane kulturowo. Na
podstawie hiszpańskich przekładów polskiej literatury okresu II wojny światowej

Ostatnie dwa przykłady pokazują ciągotę do dłużyzny oraz używania


specjalistycznego słownictwa – obie pokusy polecam zdecydowanie
odrzucić. Tytuł, również ze względów praktycznych, powinien mieścić się
w jednej, maksymalnie dwóch linijkach i być zrozumiały dla niespecjalisty.
Jednym z zabiegów, którego możesz spróbować w poszukiwaniu dobrego
tytułu, jest odejście od równoważników w stronę formułowania zdań (dla
przypomnienia – potrzebne będzie orzeczenie).
■ Czynnik X wpływa na proces Y.
■ Grafen może być nasycalnym absorberem w światłowodowych laserach
femtosekundowych.
■ Cięcia montażowe wpływają na proces czytania napisów w filmach.
Taki zabieg pozwala na kolejny krok, to znaczy zawarcie w tytule
najważniejszego wniosku z badań.
■ Czynnik X znacząco wpływa na proces Y. Albo: Czynnik X w zaniedbywalny sposób
wpływa na proces Y.
■ Grafen może być doskonałym nasycalnym absorberem w światłowodowych
laserach femtosekundowych.
■ Przekład poezji to jednak jest przekład.
Możesz też potraktować tytuł jako rodzaj reklamy swojego wystąpienia.
Jednym z chwytów reklamowych jest postawienie otwartego, intrygującego
pytania, które sugeruje, że prezentacja będzie odpowiedzią (albo
przynajmniej próbą odpowiedzi) na nie. Może to być na przykład nieco
przerobione centralne pytanie ze schematu do porządkowania materiału
prezentacji z rysunku 1.
■ Czy rok 2030 Koreańczycy z Południa i Północy powitają w jednym państwie?
■ Czy ziarna piasku z lodowca mogą nam coś powiedzieć o jego przeszłości
i przyszłości?
■ Czy czynnik X może mieć znaczenie dla procesu Y?
■ Czy kompetencje tłumacza symultanicznego pomagają w audiodeskrypcji na żywo?
Jeszcze innym zabiegiem może być tytuł dwuczęściowy – pierwsza część ma
wtedy najczęściej luźniejszy charakter, niekiedy jest cytatem, czasem
odwołuje się mniej lub bardziej subtelnie do jakiegoś kodu kulturowego.
■ Publikuj albo giń! Motywacje młodych naukowców
■ Translator Google wie najlepiej… czy na pewno? O rozwoju i jakości tłumaczenia
maszynowego

Tytuł mojego niedawnego projektu badawczego ewoluował właśnie w tym


kierunku. Pierwsza wersja powstała według klasycznych reguł:
■ Badanie właściwości optycznych trójwymiarowych struktur fotoniczych
albo
■ Właściwości optyczne trójwymiarowych struktur fotoniczych (wiadomo przecież,
że w projekcie badawczym chodzi o badania, więc to słowo można śmiało
pominąć).

Na koniec zdecydowałem się na tytuł dwuczęściowy:


■  Światło na rzadziej uczęszczanych ścieżkach – optyka trójwymiarowych struktur
fotonicznych

Ćwiczenie 7. Znajdź w dziale naukowym kilku gazet (szczególnie polecam brytyjskie) dziesięć
tytułów i leadów (wyróżnionych pierwszych zdań). Zwróć uwagę, jakiego języka używają autorzy,
jaką formę mają te początkowe fragmenty. Następnie wyobraź sobie, że wyniki twoich badań mają
ukazać się na pierwszej stronie popularnego dziennika, i spróbuj wymyślić odpowiedni tytuł oraz lead,
który mógłbyś zaproponować.
Jeśli czytasz doniesienia dotyczące odkryć czy badań naukowych w gazetach
lub czasopismach, na pewno rozpoznajesz charakterystyczny styl, którego
używają autorzy w nagłówkach doniesień ze świata nauki. To nie przypadek,
dziennikarze dobrze wiedzą, że dobry tytuł do klucz do sukcesu – zwrócenia
uwagi czytelnika, by wśród wielu innych informacji zainteresował się
właśnie tą. Tak możesz też potraktować tytuł swojej prezentacji. Kto wie,
może to właśnie on zdecyduje, że przyciągniesz słuchaczy, na których ci
zależy, podczas konferencji z piętnastoma równoległymi sesjami albo
zaciekawisz członków komisji oceniających wnioski grantowe?
In a lab in Poland, plastic that can crawl[15], zatytułował „The New
York Times” doniesienie o badaniach nad elastomerowymi mikrorobotami.
Tytuł naszej oryginalnej publikacji w czasopiśmie naukowym brzmiał: Light-
Driven Soft Robot Mimics Caterpillar Locomotion in Natural Scale[16].
Tytuł z gazety nie jest zdaniem, zwraca uwagę na miejsce, używa potocznego
określenia (plastic), ale swoją lakonicznością przyciąga uwagę. Jak to?
Plastik pełza? I to w Polsce? Z kolei tytuł publikacji naukowej to zdanie,
które próbuje w jak najkrótszej formie podać najistotniejsze informacje,
przede wszystkim o tym, co jest w naszych wynikach nowe. A więc robot
jest: miękki, napędzany światłem, naśladuje ruch gąsienicy i w dodatku jest
tak mały jak ona. Możemy teraz zabawić się w wymyślanie tytułu prezentacji
konferencyjnej, który byłby fuzją dwóch powyższych w różnych proporcjach.
■ Plastic light-driven caterpillar (Plastikowa gąsienica napędzana światłem).
■ Plastic caterpillar can crawl when illuminated with light (Plastikowa gąsienica pełza,
gdy się ją oświetli).
■ Life-size crawling caterpillar enabled by molecular orientation in soft plastic
(Naturalnej wielkości pełzająca gąsienica zbudowana dzięki orientacji cząsteczek
w miękkim plastiku).

I tak dalej – wiele zależy od tego, kto będzie na widowni, ale zdecydowanie
odradzam trzymanie się zasady, że dla specjalistów nadaje się tylko
sformalizowany język pełen trudnych słów.

4.4. Struktura opowiadania


Twoja prezentacja jest opowiadaniem – dzieje się w czasie, zaczyna,
rozwija i kończy, ma słuchaczy.
Opowiadania mogą mieć różną budowę, różną strukturę – najważniejsze
jednak, by twoje miało jakąkolwiek, a nie było przypadkowo zestawioną
listą wyników, między którymi trudno dostrzec jakiekolwiek powiązania,
a słuchacze od początku głowią się, po co właściwie to wszystko zrobiłeś
i co ostatecznie osiągnąłeś. Poniżej omawiam dwa pomysły na stworzenie
szkieletu opowieści, który możesz przyoblec w swoją treść – oba wielokrotnie
wypróbowałem w rozmaitych wariacjach i w różnych okolicznościach.
Jednym z przykazań, o których powinieneś pamiętać, obojętne, na
jakąkolwiek opowieść się zdecydujesz, jest zachowanie proporcji między
przedstawieniem tematu w szerokim kontekście (w tym w powiązaniu
z innymi, nieraz odległymi dziedzinami wiedzy) a szczegółami.

4.4.1. Historia mojego projektu, czyli struktura liniowa


Opowiadanie o wynikach pracy naukowej w formie historii, to znaczy
następujących po sobie zdarzeń, jest pierwszym i być może najprostszym
pomysłem na to, jak przedstawić badania w zrozumiałej, przystępnej
i ciekawej formie. Zrozumiałej, bo prowadzisz słuchaczy podobną drogą, jaką sam
przeszedłeś, nie wszystko na początku wiedząc, a potem, krok po kroku,
dochodząc do miejsca, gdzie jesteś obecnie. Jeden z doktorantów, w którego
prezentacji brałem udział niedawno na seminarium, zaczął swoje
wystąpienie, mówiąc o tym wprost:
Chciałbym pokazać Państwu, jak dochodziliśmy do naszych wyników, wykonując
kolejne eksperymenty, gdyż często mam wrażenie, że prezentuje się wyniki badań
tak, jakby pojawiły się nagle, znikąd. Myślę, że gdyby ktoś opowiedział mi
o  wnioskach z  naszych prac w  ten sposób, jakby spadły z  nieba, miałbym duży
problem z ich zrozumieniem.
Rysunek 9. Liniowa struktura opowiadania o wykorzystaniu własności dopasowania fazowego
w grubym krysztale nieliniowym do pomiaru femtosekundowych impulsów laserowych – od
przypadkowej obserwacji nieznanego zjawiska do komercjalizacji urządzenia pomiarowego.

Pierwsze zdania mojej rozprawy habilitacyjnej Szerokopasmowe


dopasowanie fazowe w optyce femtosekundowych impulsów laserowych
brzmiały:
Historia ta zaczyna się pewnego zimowego popołudnia 2000 roku w Laboratorium
Procesów Ultraszybkich Instytutu Fizyki Doświadczalnej. Od dwóch lat, w  ramach
przygotowywania pracy magisterskiej, zajmowałem się wówczas pomiarami
propagacji fetmosekundowych impulsów laserowych w  różnych ośrodkach. Nasze
badania dotyczyły prostego do sformułowania zagadnienia: co się dzieje, kiedy
krótki, trwający kilkadziesiąt femtosekund, impuls laserowy rozchodzi się
w przezroczystym (z dala od rezonansów) jednorodnym ośrodku?

Ćwiczenie 8. Narysuj dotychczasową historię swoich badań, swojego projektu albo ich/jego
części, która już się zakończyła jakimiś – choćby cząstkowymi – wynikami.
4.4.2. Gdzie jestem – struktura drzewiasta[17]
Pisałem już o ciężkim losie studenta czy doktoranta przychodzącego do grupy
badawczej – zwykle przełożeni oczekują od niego, że szybko wdroży się
w badania: przeczyta literaturę, by mieć pojęcie o tym, co dotychczas
zrobiono, pozna metodologię i techniki badawcze, nauczy się obsługiwać
aparaturę. Często nie pozostaje mu wiele czasu na szersze spojrzenie, na
próbę zobaczenia, gdzie temat badań, którym się zajmuje (zwykle bardzo
wąski, szczegółowy), sytuuje się na tle całej dyscypliny.
Ćwiczenie 9. Spróbuj narysować (najlepiej na dużej kartce), gdzie znajdują się twoje badania,
poczynając od pnia – ogólnej dyscypliny naukowej – a kończąc na gałązce, na której siedzisz.

Jednym z pomysłów na prezentację, szczególnie część wprowadzającą, jest


poprowadzenie słuchaczy po gałęziach drzewa, od najgrubszych do coraz
cieńszych, aż do miejsca, gdzie znajdują się twoje pytania, metody
poszukiwania odpowiedzi i wyniki. Po drodze, jak na moim schemacie,
wiele gałęzi zostanie pominiętych, wiele jedynie wspomnianych, może uda
się za to powiedzieć o nieoczywistych połączeniach między nimi, często
przechodzących przez różne poziomy.
Rysunek 10. Dzięki takiemu szkicowi można się lepiej zorientować, gdzie na tle dziedziny (tutaj
fizyki laserów) sytuuje się temat naszych badań. Wiele gałązek nie jest opisanych, bo zabrakłoby
miejsca, nie o wszystkich trzeba też wspominać w prezentacji.
Kiedy masz już swoje drzewo, możesz zdecydować, jak bardzo cofnąć się
w opowiadaniu. Jeśli to będzie prezentacja w liceum, nawet bardzo dobrym,
możesz z pewnością zacząć od najbardziej ogólnego ujęcia. Uczniowie
często mają sporą wiedzę, ale bardzo rzadko jest ona uporządkowana
w takie struktury. Na konferencji dla specjalistów nie zaszkodzi choć w kilku
słowach wspomnieć o grubych gałęziach, zanim przejdziesz do szczegółów.
A może zdecydujesz się pokazać całe drzewo na ekranie? Ja nigdy jeszcze
tego nie zrobiłem, ale jestem przekonany, że przy odpowiednim
przygotowaniu mógłby to być świetny wstęp.

4.4.3. Moja bajka


Wydaje się, że nasze umysły są na pewnym poziomie ewolucyjnie
przystosowane do słuchania opowieści. Od kiedy ludzie nauczyli się pisać,
utrwalali historie – mniej lub bardziej prawdziwe. Jeszcze wcześniej
przekazywali je ustnie, z pokolenia na pokolenie. Wśród takich historii
znajdują się bajki – nieprawdziwe (to znaczy niepretendujące do opisywania
prawdziwych zdarzeń, z bohaterami, których najczęściej nie można i nie
trzeba identyfikować z postaciami historycznymi) historie z morałem. Bajek
słuchamy w dzieciństwie, potem opowiadamy je dzieciom, wciąż poruszając
się w ramach podobnego kanonu: Czerwony Kapturek, Kopciuszek, Pinokio,
Złota Rybka.

Ćwiczenie 10. Przypomnij sobie jedną z bajek i spróbuj najpierw streścić ją w kilku zdaniach,
a potem opisać jej strukturę.

Bazując na strukturze kilku popularnych bajek, przygotowałem szkielet, który


możesz wypełnić treścią. Jeśli nie do końca wiesz, jak się do tego zabrać,
przeczytaj moją bajkę, którą napisałem z pomocą jednej ze studentek, nieco
modyfikując jej oryginalną historię.
Ćwiczenie 11. Pomyśl o swoich badaniach, osadzając je w bajkowej scenerii: wprowadź
odpowiednią scenografię, postaci, rekwizyty, możesz też użyć stylizowanego języka. Potem napisz
własną bajkę – możesz zrobić to na bazie szkieletu mojej historii albo zacząć zupełnie od nowa.

Dawno, dawno temu, był/była/było/byli/były sobie


(wielki/mały/straszny/smutny/dzielny) ……………
Nikt nie wiedział/Wszyscy wiedzieli, że ……………
W końcu król ogłosił:
Pewnego dnia do królestwa przybył/a dzielny rycerz/mądra wróżka
i powiedział/a: ……………
I zrobił/a tak:
Pierwszego dnia ……………
Drugiego dnia ……………
Trzeciego dnia ……………
Aż w końcu ……………
Kiedy przybył/a do króla powiedział/a: ……………
Po czym wszyscy żyli długo i szczęśliwie.


Bajka o  strasznym lodowcu, dzielnej glacjolog i  jej wiernym
osiołku
Dawno, dawno temu był sobie ogromny lodowiec, tak wielki, że nikt nie
wiedział, gdzie i czy w ogóle gdzieś się kończy.
Niektórzy bardzo starzy mieszkańcy królestwa opowiadali, że lodowiec
czasem wstaje i idzie, a jeśli się zmęczy, może zatrzymać się w takim
miejscu, że zatamuje koryto rzeki. A jeśli tak się stanie, to może rzekę
spiętrzyć tak, że w końcu powstałe jezioro pokona opór lodu i wezbrane
wody zaleją wszystkie wioski w dolinie.
Pewnego dnia zaniepokojony król ogłosił:
– Kto wyruszy na wyprawę do lodowca i dowie się, jakie ma on zamiary,
może liczyć na hojną nagrodę. Nie możemy już dłużej żyć w strachu
i niepewności.
W następnych latach wielu śmiałków wyruszało w górę doliny, by
dowiedzieć się czegoś o lodowcu, ale albo wracali z niczym, albo nie
wracali wcale.
Pewnego dnia do królestwa przybyła dzielna glacjolog i powiedziała:
– Ja zbadam tajemnicę lodowca i uwolnię was od strachu.
Wielu nie wierzyło, że jej się uda, ale i tak wyruszyła w długą drogę
w kierunku źródeł rzeki.
Kiedy już dotarła na miejsce, zrobiła tak: pierwszego dnia zebrała próbki
piasku z różnych miejsc wokół lodowca. Drugiego dnia starannie obejrzała
powierzchnie ziaren w swoich próbkach pod mikroskopem elektronowym.
Trzeciego dnia porównała zebrane obrazy ziaren z tymi, które już widziała
na innych lodowcach – tych szarżujących od czasu do czasu jak
rozwścieczone byki i tych spokojnych jak baranki.
W końcu zabrała swoje próbki, spakowała mikroskop na grzbiet wiernego
osiołka i ruszyła z powrotem do zamku.
Kiedy przybyła do króla, powiedziała:
– Możecie być spokojni, ziarna mają ślady ścierania i kruszenia w ciele
lodowca, a liczba schodków i przełamów na ich powierzchni wskazuje, że
nic wam nie grozi. Wasz lodowiec nie ma zamiaru nigdzie się ruszać.
Od tego czasu wszyscy mieszkańcy doliny żyli w spokoju i szczęściu.
A glacjolog? Nie przyjęła oferty poślubienia księcia, zapakowała swoją
nagrodę na osiołka i wyruszyła badać kolejne lodowce.
Ćwiczenie 12. Spróbuj w mojej bajce odnaleźć części, które odpowiadają kolejnym częściom
prezentacji: zarysowanie tła, postawienie pytania i uzasadnienie jego ważności, przebieg badań,
odpowiedź na pytanie, plany na przyszłość (akurat tutaj przedstawione jedynie symbolicznie).

Jeśli nie przepadasz za bajkami, możesz spróbować czegoś krótszego, do


czego nie będziesz potrzebować nawet kartki i ołówka – krótkie rymowanki
możesz wymyślać, jadąc na rowerze albo stojąc w korku.
Ćwiczenie 13. Napisz wierszyk o swoich badaniach. Najlepiej osiem sylab w wersie, musi być
zachowana poprawna forma gramatyczna, rytm i rymy (w dowolnym układzie). Co do sensu –
pozostawiam to do twojej decyzji.

Pewien młody polinolog[18]


Taki w głowie snuł monolog:
Ach, bruzdnico! Pokaż lico!
Ileż będę grzebał w glebie,
Nim w Karpatach znajdę ciebie?

Pisanie wierszyków o badaniach i przedstawianie swoich prac naukowych


w formie bajek ma dwa cele. Pierwszym z nich jest odczarowanie pracy
naukowej jako czegoś niesłychanie poważnego. Drugim – zobaczenie, że
można o nauce opowiadać w innej formie, i oderwanie się od schematu,
który tyle razy słyszałeś na konferencjach.
Być może wielu naukowców ma za sobą wykłady czy warsztaty, gdzie uczyli
się, jak przygotować dobre prezentacje. Może nawet w duchu zgodzili się
z prowadzącym co do przedstawianych idei, podobały im się pomysły, które
tam zobaczyli. Mimo to ich wystąpienia na konferencjach i seminariach ani
trochę się nie zmieniły – trzymają się wzorców, schematów, form,
szablonów, które tyle razy widzieli i których sami używali. Czasem zdaje mi
się, że najtrudniej jest przełamać formę pierwszy raz – krótka rymowanka
może ci w tym pomóc, szczególnie jeśli pośmiejesz się z niej z koleżankami
i kolegami z grupy. Spojrzenie na badania naukowe (w szczególności
własne) w zupełnie innej formie może być też źródłem nowych inspiracji.
Ćwiczenie 14. (Dla odważnych). Opowiedz o swoich badaniach w ciągu maksymalnie dwóch
minut, nie używając słów (mówionych ani pisanych), na przykład pantomimą.

Raczej nie zalecam do przygotowania wystąpień konferencyjnych w formie


bajki czy trzynastozgłoskowca. Jest to możliwe i z pewnością nie przeszłoby
niezauważone, ale wymagałoby ogromnych nakładów pracy i perfekcyjnego
przedstawienia. Namawiam za to gorąco do ćwiczenia niesłychanie
przydatnej umiejętności, jaką jest upraszczanie.

4.5. Upraszczanie
Ćwiczenie 15. Spróbuj napisać w jednym zdaniu (ostatecznie może być w dwóch), czym się
zajmujesz, jaki jest temat twoich badań. Postaraj się być jak najbardziej precyzyjny, użyj
specjalistycznego słownictwa, jeśli jest potrzebne, by dotrzeć do sedna sprawy.

Moje zdanie opisujące zagadnienie, którym zajmowałem się w czasie


doktoratu i jeszcze przez kilka lat potem, brzmi tak:
Dla specjalisty
   Próbujemy użyć filtrowania spektralnego w grubych (to znaczy takich, które mają
ograniczone, w  porównaniu z  szerokością widmową pól wejściowych, pasmo
przetwarzania) kryształach nieliniowych w  procesie sumowania częstości I  i  II typu
do pomiarów femtosekundowych impulsów laserowych za pomocą, odpowiednio,
techniki bramkowania optycznego z  rozdzieleniem częstości i  interferometrii
spektralnej, bez konieczności użycia dodatkowych zewnętrznych filtrów
spektralnych.
Myślę, że na świecie jest około 100 osób, które zdołałyby to zdanie
zrozumieć, również w tym sensie, że umiałyby (d)ocenić, dlaczego te
badania są ciekawe, oraz jakie mogą być ich rezultaty i – w konsekwencji –
zastosowania. Nawet gdybym jednak trafił na jedną z nich i chciał jej
opowiedzieć, czym się obecnie zajmuję, nie zacząłbym od takiego
informacyjnego pocisku. Próbowałbym pamiętać, że taki ktoś ma w głowie
wiele innych rzeczy, które go aktualnie zajmują, i potrzebuje łagodnego
wprowadzenia do tematu, zanim przejdziemy do takiego poziomu
szczegółowości.
Ćwiczenie 16. Spróbuj teraz przepisać swoje zdanie z poprzedniego ćwiczenia, kierując je kolejno
do osób, które są coraz dalej od wąskiego kręgu wtajemniczonych. Możesz rozwinąć je do kilku
zdań, ale postaraj się zachować ograniczoną długość tekstu (na przykład 50 słów).

W moim wypadku są to, kolejno:


– optyk, to znaczy fizyk, specjalista od optyki, ale nie od pomiarów
impulsów femtosekundowych, na przykład zajmujący się spektroskopią
zimnych cząsteczek;
– fizyk, ale nie optyk, czyli na przykład specjalista od struktury kryształów
półprzewodnikowych;
– biolog, to znaczy naukowiec z obszaru nauk ścisłych, ale nie z mojej
dziedziny nauki;
– historyk, czyli naukowiec, ale spoza nauk ścisłych (jeśli jesteś
socjologiem, to tutaj możesz podstawić chemika, jeśli chemikiem –
lingwistę);
– ciocia, która nie zalicza się do żadnej z powyższych grup;
– pięciolatka, na której miejscu mogę sobie łatwo wyobrazić moją córkę,
bo ma akurat tyle lat.
Moje zdania brzmią następująco:
Dla optyka
Odkryliśmy, że podczas generacji sumy częstości w  dostatecznie grubych
kryształach nieliniowych mogą one działać jako filtry spektralne, i teraz próbujemy
użyć tego zjawiska, by uprościć techniki pomiaru femtosekundowych impulsów
laserowych.

Dla fizyka, ale nie optyka


Właściwości procesów nielinowych w  kryształach używa się do pomiaru
ultrakrótkich impulsów laserowych – zwykle kryształ jest bardzo cienki.
Odkryliśmy, że użycie grubego kryształu pozwala znacznie uprościć układ
pomiarowy – nie ma potrzeby używania spektrometru.

Dla biologa
Femtosekundowe impulsy laserowe to najkrótsze zjawiska, jakie możemy
wytwarzać – bardzo ważne jest, by umieć je mierzyć. Używamy grubych kryształów
nieliniowych – choć dotychczas wszyscy sądzili, że muszą być cienkie – by znacząco
uprościć układ do pomiaru impulsów.

Dla historyka
Lasery mogą wytwarzać niezwykle krótkie impulsy światła i  przez wiele lat liczne
grupy badawcze na świecie próbowały znaleźć niezawodne metody pomiaru takich
impulsów. Właśnie wynaleźliśmy nowy sposób, który pozwala tego dokonać,
w dodatku w prostym układzie pomiarowym.

Dla cioci
Bardzo krótkie impulsy światła z lasera są stosowane, między innymi, w operacjach
okulistycznych. Takie impulsy trudno się wytwarza, ale równie trudno jest
przekonać się, że są one tak krótkie, jak chcemy. Pracujemy nad nową techniką
pomiaru impulsów laserowych, która pozwoli zmieścić cały układ pomiarowy
w małym pudełku.

Dla pięciolatki
Popatrz, tu mam latarkę. Możesz ją włączyć i wyłączyć. A teraz spróbuj, na jaki
najkrótszy czas uda ci się ją włączyć. W naszym laboratorium próbujemy zobaczyć,
jak krótki jest taki bardzo krótki błysk światła.

Widać tu kilka prawidłowości. W miarę upraszczania zanika specjalistyczne


słownictwo, staramy się coraz bardziej uciekać do potocznych sformułowań,
odwołujemy się do codziennych doświadczeń. Pojawia się też motywacja,
„usprawiedliwienie” – dlaczego właściwie to jest ciekawe, dlaczego się tym
tematem zajmujemy. Znika ono znów w tłumaczeniu dla dzieci – one są
ciekawe wszystkiego i nie potrzebują takich wyjaśnień. Z dziećmi świetnie
działają pokazy, rekwizyty, uwielbiają one wyzwania – dlaczego zatem nie
użyć tych elementów w prezentacjach dla dorosłej widowni?
Ćwiczenie 17. Znajdź biologa (ciocię, pięciolatka) i przeczytaj mu zdanie adresowane do niego.
Spytaj, czy było zrozumiałe, ciekawe, a jeśli nie, to w których miejscach i dlaczego. Poprawiaj
zdanie aż do skutku.

Jeśli masz świadomość, do jakiej widowni będziesz się zwracać, możesz


dobrać język, którym się posłużysz. W większości wypadków prezentujący
mają tendencję do przeceniania możliwości słuchaczy, jeśli chodzi
o przyswojenie skondensowanej porcji informacji. Nie zachęcam do lania
wody, lecz do zadbania, by przynajmniej większość uczestników mogła się
odnaleźć w twojej opowieści i zdołała coś z niej zapamiętać, wziąć dla
siebie.
Jedną z kwestii blisko związanych z upraszczaniem jest eliminowanie. Jak
powiedział mi pewien dziennikarz naukowy od kilkunastu lat pracujący
w BBC, w opowiadaniu o nauce nawet ważniejsze od wyboru tego, co
powiedzieć, są dobre decyzje dotyczące tego, co pominąć. Dotyczy to nie
tylko komunikacji na poziomie popularnonaukowym, lecz także tej
przeznaczonej dla innych badaczy. Bardzo często dobre prezentacje tracą
tempo (a przez to i uwagę słuchaczy), dlatego, że autorzy nie mogą się
powstrzymać przed podaniem wielu detali, które w żaden sposób nie służą
jasności wywodu, a których i tak nikt nie zdoła zapamiętać.


Przeciętny student wysłuchuje w ciągu swojego pobytu na uczelni tylu
nudnych wykładów, że po jakimś czasie dochodzi do wniosku, iż taka jest
natura edukacji akademickiej. Że po prostu musi być tak, że przychodzi ktoś,
kto wie lepiej, wyciąga notatki albo włącza projektor i przez kolejne dwie
godziny monotonnym głosem wypowiada przypadkowo wybrane fragmenty
informacji. Ja akurat miałem szczęście studiować na wydziale, gdzie
przynajmniej część zajęć wychodziła poza ten schemat. Jak nie nudzić?
Niektórym przychodzi to naturalnie i potrafią, opowiadając nawet
najbanalniejszą historię, trzymać słuchaczy w napięciu od pierwszego do
ostatniego zdania. Jeśli, jak ja, nie należysz do tej grupy, możesz spróbować
zastosować kilka elementów, które zwykle pomagają uczynić prezentację
ciekawą, przynajmniej dla części widowni.
Język
Czasem mam wrażenie, że naukowy żargon jest używany po to, by ukryć
niewiedzę, luki w rozumowaniu, a najczęściej ogólną miałkość całego
wystąpienia. W każdej sytuacji, którą znam i którą potrafię sobie wyobrazić
(poza konkursem na znajomość trudnych słów[19]), użycie języka potocznego
może tylko pomóc. Pamiętaj, że skróty w stylu aTPO czy ESPT, oczywiste
dla ciebie, gdyż używasz ich na co dzień, nie zostaną przyswojone przez
większość słuchaczy, którzy nigdy wcześniej o nich nie słyszeli, nawet jeśli
wyjaśnisz ich znaczenie na pierwszym slajdzie. Warto takie językowe
pułapki zidentyfikować i przetłumaczyć na prosty język na potrzeby
prezentacji – na przykład mówić o „przeciwciałach” i „przeniesieniu
protonu”. Jeśli potrzebne jest dalsze rozróżnienie, może to być „szybkie
przeniesienie” i „wolne przeniesienie” itd.
Przykłady i analogie
Naukowcy często myślą liczbami, co nie oznacza, że są one najlepsze
w komunikacji. Zamiast mówić, że robot ma 50 mikrometrów, lepiej
powiedzieć, iż ma połowę średnicy ludzkiego włosa, a jeszcze lepiej
pokazać zdjęcie, na przykład robota umieszczonego na włosie. Nawet
najbardziej złożone procesy można rozłożyć na proste elementy, do których
da się znaleźć analogie z życia codziennego. Wymaga to czasu i namysłu,
podobnie jak przygotowanie zrozumiałych i atrakcyjnych wizualnie
schematów rysunkowych, ale wierzę, że jest to czas dobrze zainwestowany.
Humor, anegdoty
Wydaje mi się, że niewielu ludzi wyobraża sobie naukowca jako osobę
wesołą, z ponadprzeciętnym poczuciem humoru. Może ona co najwyżej
śmiać się szaleńczo albo histerycznie w chwili przełomowego odkrycia, ale
niewiele ponad to. Użycie elementów humorystycznych, szczególnie
w formie prawdziwych anegdotek z pracy w laboratorium albo konferencji
naukowych, jest świetnym sposobem podtrzymania uwagi słuchaczy. To
strategia często stosowana przez doświadczonych mówców: 5–8 minut treści
(często bardzo poważnych), po czym przerwa na rozluźnienie, na przykład
w postaci anegdoty wprowadzającej do następnej części. Odradzam za to
opowiadanie typowych dowcipów – można zupełnie nie trafić w gust
słuchaczy…
4.6. Streszczenie, czyli abstrakt
Z przygotowaniem prezentacji przeznaczonych na konferencje naukowe,
a takie stanowią znakomitą większość, nieodłącznie wiąże się jeszcze jedna
aktywność twórcza – przygotowanie streszczenia, zwanego też abstraktem.
Ćwiczenie 18. Przejrzyj abstrakty, które wysłałeś w przeszłości na konferencje. Jeśli nie masz
swoich, zajrzyj do książki abstraktów konferencji, na której byłeś, albo takiej, na której nie byłeś,
a bardzo chciałbyś kiedyś się znaleźć. Czy potrafisz wyróżnić części abstraktu? Czy po jego
przeczytaniu wiesz, jakie było pytanie badawcze, na które autorzy poszukiwali odpowiedzi? Czy ten
abstrakt zachęcił cię do wysłuchania prezentacji, którą streszczał? Dlaczego?

Warto uświadomić sobie, że abstrakt pełni dwie funkcje, na pierwszy rzut


oka trudne do pogodzenia. Po pierwsze, najprawdopodobniej przeczytają go
członkowie komitetu naukowego konferencji, którzy będą rekomendować
przyjęcie lub nieprzyjęcie twojej prezentacji. Na dobre konferencje jest
zwykle więcej chętnych niż miejsc i to, jak wypadnie twój abstrakt wśród
dziesiątków lub setek innych, będzie decydujące. Po drugie, ukaże się on
zapewne w książce abstraktów lub podobnych materiałach konferencyjnych
i oprócz tytułu będzie wskazówką dla uczestników, czego mogą się
spodziewać po twoim wystąpieniu, więc może przesądzić o tym, czy uznają,
że warto poświęcić czas na wysłuchanie właśnie ciebie.
Wydaje mi się, że aby sprostać obu tym zadaniom (przejście selekcji oraz
przyciągnięcie słuchaczy), dobry abstrakt musi się w jakiś sposób
wyróżniać. Musi mieć coś, co sprawi, że czytelnik zatrzyma się nad nim
chwilę dłużej. Może to być język, styl, ilustracja z dobrym podpisem (jeśli
tylko dopuszczono taką formę, koniecznie przygotuj starannie przemyślany
rysunek bądź piękną fotografię; pamiętaj jednak, że jeśli konferencji nie
organizuje saudyjski Uniwersytet Króla Abdullaha, to wydruk w książce
abstraktów będzie najpewniej czarno-biały i marnej jakości, wybierz więc
kontrastowe obrazy).
Pisaniu abstraktów w kontekście przygotowywania artykułów naukowych
zamierzam poświęcić cały rozdział innej książki[20], więc tutaj dam tylko
trzy wskazówki.

1. Zadbaj o to, by twój abstrakt choć w minimalnym stopniu wyróżniał się


spośród pozostałych. Pomyśl nad arsenałem środków, z których możesz
wybierać. Może zechcesz napisać abstrakt w jednym zdaniu wielokrotnie
złożonym? A może w swobodnym, literackim stylu[21]?
2. Koniecznie używaj prostego języka, bez wyszukanych zwrotów i trudnych
słów (szczególnie jeśli nie piszesz po polsku), wyeliminuj specjalistyczne
terminy i nieobjaśnione skróty. Najlepiej, by tekst (a przynajmniej jego
znacząca część) był zrozumiały dla laików, nawet jeśli jedziesz z nim na
specjalistyczną konferencję. Jednocześnie unikaj trywializowania
i nadmiernego upraszczania.
3. Niezłym pomysłem jest podzielenie abstraktu na dwie części. Pierwsza
będzie zawierać opis badań, na przykład w klasycznej formule: a) ogląd
dziedziny, b) pytanie badawcze, c) jasno wyróżniony twój oryginalny
wkład, d) zastosowane metody badawcze, e) główne wnioski, f)
konsekwencje rezultatów twoich prac i co z nich wynika. W drugiej części
warto napisać wprost, co zamierzasz powiedzieć podczas swojego
wystąpienia (co nie znaczy, że musisz zdradzać wszystko, czym chcesz
zaskoczyć słuchaczy).
Poniżej przykładowy abstrakt, z wyróżnionymi częściami, na niewielką
fińską konferencję. Limit długości wyznaczono na 150 słów (jest 119),
ilustracje nie były dozwolone. Angielski tytuł (Bioinspired soft (small)
robots) brzmiał dużo lepiej niż polskie tłumaczenie.

Inspirowane naturą, miękkie (i małe) roboty


Liczne zwierzęta wykorzystują deformacje miękkiego ciała do poruszania się,
również w  trudno dostępnym terenie [a]. Jednym z  wyzwań robotyki jest
stworzenie zdalnie zasilanych i  sterowanych mechanizmów, które naśladowałyby
taki sposób poruszania się w  naturalnej skali (milimetrów i  mniejszej) [a, b].
W  ostatnich latach rozwinęliśmy techniki wytwarzania na potrzeby mikrorobotyki
syntetycznych mięśni z  ciekłokrystalicznych elastomerów (LCE) [c]. Odpowiednia
orientacja cząsteczek ciekłego kryształu w miniaturowym elemencie wykonawczym
determinuje jego deformacje (skracanie, zginanie, wybrzuszanie) wywołane
oświetleniem wiązką lasera [d]. Z kolei dzięki dwufotonowej fotolitografii możemy
drukować z elastomerów trójwymiarowe struktury z submikronową rozdzielczością
[d].
W  mojej prezentacji opowiem krótko, jak unikalne połączenie tych dwóch
technologii pozwala wytwarzać miniaturowe elementy wykonawcze [krótko, czyli nie
będę zbyt długo nudził o  szczegółach technicznych], po czym zademonstruję kilka,
inspirowanych naturą, mikrorobotów w  skali mili- i  mikrometrów, między innymi
kroczącą gąsienicę zasilaną światłem.
Wnioski (e) i konsekwencje (f) przeniosłem do części drugiej, w której
streszczam to, co zamierzam powiedzieć (ale niezbyt szczegółowo, by
wywołać zaciekawienie potencjalnych słuchaczy, na przykład piszę, że
będzie kilka robotów, w tym gąsienica).
I jeszcze jeden przykład, tym razem na konferencję okulograficzną.

Okulograficzne badanie procesu czytania wyrazów


leksykalnych i gramatycznych w polskich napisach filmowych
Proces czytania wyrazów gramatycznych i leksykalnych w tekstach pisanych został
dobrze zbadany w przypadku języka angielskiego, natomiast brakuje danych
okulograficznych dla języków słowiańskich [a, b]. Podczas czytania wzrok
zatrzymuje się w około 85% na słowach leksykalnych, a słowa gramatyczne
zatrzymują wzrok zaledwie w około 35%. Jedną z przyczyn tego zjawiska jest fakt, że
słowa gramatyczne w języku angielskim są krótkie, jednosylabowe,
a prawdopodobieństwo fiksacji na słowie wzrasta wraz z jego długością [b].
W referacie przedstawimy metodologię i wyniki okulograficznego badania procesu
czytania wyrazów leksykalnych i  gramatycznych w  polskich napisach filmowych.
Zaprezentujemy analizę obszarów zainteresowań oznaczonych na napisach [c, d].
Wstępne wyniki potwierdzają uzyskane zależności w  badaniach nad czytaniem
tekstów drukowanych, jednak wskazują również na specyfikę czytania w kontekście
dynamicznie zmieniających się scen filmowych [e]. 
Czasem możesz pominąć w streszczeniu fragment o wynikach i wnioskach
i może to dobrze zadziałać – jako zaproszenie do wysłuchania prezentacji,
podczas której je przedstawisz.
5.

Pierwsze 30 sekund,
czyli jak zaczynać
(i jak kończyć)

Witam Państwa!
Na początku chciałbym podziękować organizatorom konferencji, a szczególnie
profesorowi Ważniackiemu i docentowi Nadętemu, za zaproszenie. Jest mi bardzo
miło, że mogę dziś Państwu opowiedzieć o badaniach nad krąplikiem bezwodnym,
które prowadzimy w Katedrze Zaglądania w Głąb na Wydziale Badań Istotnych
Uniwersytetu w Czaganoga.
Najpierw chciałbym przedstawić plan mojej prezentacji. Zacznę od początku, potem
w środku powiem o tym, o czym mówi się w środku, a na końcu zakończę
zakończeniem. A tutaj na ekranie widzą Państwo plan mojej prezentacji w punktach.

Brzmi znajomo? W takim stylu zaczynała się większość prezentacji, których


w życiu uczestniczyłem. Na podstawie tego materiału mogę dziś stwierdzić,
że jest to – z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością –
sygnał, by bez żalu wyjść z sali albo zająć się swoimi sprawami.
Przyjrzyjmy się bliżej tej wypowiedzi.
O witaniu napiszę jeszcze szerzej przy okazji konferencyjnego savoir-
vivre’u – na konferencji czy seminarium jesteśmy gośćmi, niestosowne jest
więc użycie formy grzecznościowej zarezerwowanej dla gospodarzy.
Następujące podziękowania są wygłaszane w niewłaściwym momencie i do
niewłaściwych odbiorców – słuchacze zebrali się tu, by wysłuchać
prezentacji, a nie być świadkami deklaracji wdzięczności prelegenta. Jeśli
zależy mu, by podziękować za zaproszenie, może to zrobić podczas rozmowy
z gospodarzami albo – jeśli chce, aby odbyło się to publicznie – podczas
konferencyjnego obiadu. Temat prezentacji jest wszystkim znany, bo mogli go
przeczytać w drukowanych materiałach, i można sądzić, iż stawili się w tej
sali o danej godzinie dlatego, że uznali go za interesujący. Równie często
spotykanym wariantem wprowadzenia jest tekst: „Dziś wygłoszę prezentację
pod tytułem Badania krąplika bezwodnego przy pomocy tomografii
terahercowej – rola przeniesienia protonu w przemianie fazowej typu II”,
przy czym tytuł widnieje jednocześnie wyświetlony na ekranie. Jednostka,
z której pochodzi prelegent, jest z pewnością wymieniona w drukowanym
spisie prezentacji. Nazwa katedry nikomu nic nie powie (podobnie jak
nazwiska współpracowników) i z pewnością nikt jej nie zapamięta.
Czy znasz powieść albo opowiadanie, w którym autor w pierwszych
zadaniach przedstawia się czytelnikom i zapowiada, co będzie dalej?
Dzień dobry, witam Was. Nazywam się Lewis Caroll (a  tak naprawdę Charles
Lutwidge Dodgson), jestem wykładowcą matematyki na uniwersytecie w Oksfordzie
i  na następnych stronach książki, którą właśnie zaczynacie czytać, opowiem Wam
o  przygodach Alicji. Na początku spotka ona białego królika, zacznie go gonić,
a potem wpadnie do bardzo głębokiej studni i znajdzie się w czarodziejskiej krainie.
Po wypiciu tajemniczej mikstury stanie się bardzo mała, po czym znajdzie
ciasteczko, dzięki któremu się powiększy i prawie utonie w jeziorze własnych łez...

Owszem, autorzy czasem stosują zabiegi formalne, polegające na przykład na


tym, że na początku rozdziału, tuż pod tytułem, dodają ministreszczenie:
„Rozdział trzeci, w którym pojawia się tajemniczy mężczyzna
w sztruksowym garniturze, a bohaterowie po raz kolejny muszą się
rozdzielić”. Jest to jednak starannie przemyślany chwyt, który pobudza
wyobraźnię czytelnika i zaprasza go do dalszej przygody. Jeśli potrafisz
zastosować podobny zabieg w swojej prezentacji – śmiało!
Pokazanie na początku planu prezentacji wcale nie pomaga słuchaczom.
Raczej ich dekoncentruje, jest stratą czasu i utrudnia bądź wręcz
uniemożliwia zbudowanie ciekawej opowieści. Powieści, bajki,
opowiadania, poza nielicznymi wyjątkami, nie mają spisu treści. A jeśli
nawet tam jest, czy kiedykolwiek do niego zaglądałeś? Spisy treści mają za
to podręczniki akademickie – w znakomitej większości zajmujące czołowe
miejsca na listach najnudniejszych publikacji wszech czasów.
5.1. Co ma TED do papieża, czyli pierwsze zdanie
Każdy, kto poważnie myśli o przygotowywaniu świetnych prezentacji
naukowych, oprócz przeczytania tej książki musi poznać TED-a. Technology,
Entertainment, Design – zakres tematów podejmowanych podczas
konferencji przyciągających tysiące widzów daleko wykracza poza te trzy
dziedziny. Organizowane od 1984 roku, początkowo w Stanach
Zjednoczonych, a obecnie na całym świecie, dają nie więcej niż 18 minut
najlepszym mówcom, wizjonerom, działaczom społecznym, ekologicznym,
inżynierom i artystom, by opowiedzieli o tym, co ich zajmuje. Prezentacje
udostępnione przez organizatorów w internecie (www.ted.com) są dostępne
dla wszystkich. Najpopularniejsze, jak Your body language shapes who you
are profesor Amy Cuddy z Harvard Business School, obejrzano kilka
milionów razy. Pod koniec 2012 roku całkowita liczba wyświetleń
prezentacji TED-a przekroczyła miliard. TED nie tylko przyczynił się do
rozpropagowania wielu idei w globalnej skali, lecz także zmienił sposób
myślenia o prezentacjach, wyznaczył nowe standardy. Talk like TED, How
to design TED worthy presentation slides czy ostatnio wydana TED Talks:
The Official TED Guide to Public Speaking to kilka książek prezentujących
nowy rodzaj kanonu prezentacji, które można usłyszeć na TED-zie i który,
jak mi się zadaje, może być inspiracją dla naukowców przygotowujących
wystąpienia konferencyjne. Tam nikt nie zaczyna od dziękowania
organizatorom za zaproszenie i przedstawienia planu wystąpienia...
Ćwiczenie 19. Zapisz na kartce pierwsze dwa, trzy zdania z dziesięciu prezentacji TED-
a (przypadkowo wybranych albo tych, które najbardziej ci się spodobały). Czy potrafisz
zidentyfikować, jakiego rodzaju są to zdania, jaki był pomysł autora na rozpoczęcie prezentacji? Czy
są to pytania, osobiste historie, a może (współczesne) bajki?

Jeszcze jednym przykładem, w jaki sposób zaczynać, są… dokumenty


papieskie. Tradycyjnie tytuły encyklik czy adhortacji publikowanych przez
papieży są pierwszymi słowami właściwego tekstu. Adhortacja apostolska
Franciszka Radość Miłości (Amoris Laetitia) zaczyna się od zdania:
„Radość miłości przeżywana w rodzinach jest także radością Kościoła”.
Wyobraź sobie, że jesteś papieżem i zabierasz się do pisania. Nie możesz
zacząć od: „W mojej adhortacji chciałbym napisać o radości...” ani
„Nazywam się Franciszek, od trzech lat jestem papieżem i piszę do Was
o przeżywaniu radości...”. Pierwsze słowa (zwykle dwa–trzy) muszą od razu
trafiać w sedno.
Tak samo pierwsze słowa czy pierwsze zdania prezentacji muszą dotyczyć
istoty rzeczy, pytania, które sobie postawiłeś, odnosić się do najciekawszego
wyniku, jaki uzyskałeś, być trzęsieniem ziemi, które ma szansę przykuć
uwagę słuchaczy i stworzyć fundament do budowania dalszej części
wystąpienia. Myślę, że wiele osób spóźnia się na seminaria czy prelekcje,
bo spodziewa się, że i tak początek będzie do niczego i można go sobie
darować. Jeśli zaczniesz od podziękowań, planu i tym podobnych banałów,
stracisz szansę na nawiązanie mocnej więzi z widownią i będziesz musiał
włożyć sporo energii, żeby to nadrobić.
Zaczynanie od pytania

■ Czy widzieliście kiedyś lodowiec?


■ Czy wiecie, że pewien gatunek małp może wydać dźwięk tak donośny, że słychać
go z pięciu kilometrów?
■ Czy myśleliście kiedyś, co by było, gdybyśmy umieli tworzyć zdalnie sterowane
roboty wielkości mrówek? Albo jeszcze mniejsze, wielkości bakterii?

Jedna ze studentek zarzuciła mi, że nie można zaczynać tak jak w ostatnim
z przykładów, bo jest to nieprawda. Miała na myśli to, że takich robotów
jeszcze nie umiemy produkować. Zdania pytające ze swej natury nie
podlegają ocenie co do prawdziwości lub jej braku. Tutaj celem pytania jest
zainspirowanie słuchaczy, skierowanie ich wyobraźni daleko poza horyzont
tego, co jest obecnie możliwe. Owszem, takich robotów jeszcze nie umiemy
tworzyć, ale w mojej prezentacji pokazuję nowy materiał oraz to, jak
wytwarzać z niego mikroskopijne elementy. Przy okazji opowiem uczciwie
o wszystkich ograniczeniach technologii, którą opracowaliśmy. Ale
jednocześnie chcę dać słuchaczom już na początku szansę sięgnięcia
w przyszłość. I to nie taką za rok czy dwa, ale za 20 albo 50 lat, bo wierzę,
że wokół takich inspiracji powstaje prawdziwa nauka.
Zaczynanie od interakcji z widownią

■ Kto z Was nie używał dziś internetu?


■ Wyobraźcie sobie miasto przyszłości.
■ Czy mogą podnieść rękę te osoby, które kiedyś miały robione badanie rezonansem
magnetycznym?

W ten sposób zaczyna się wiele prezentacji, szczególnie


popularnonaukowych. Pytania skierowane do słuchaczy, miniankiety i tym
podobne zabiegi znakomicie przykuwają uwagę widowni i mogą być
doskonałym punktem wyjścia twojej opowieści. Miej jednak świadomość,
że odpowiedzi, które usłyszysz, mogą być różne od tych, których się
spodziewałeś. A to z kolei może cię zbić z tropu i, jeśli nie wykażesz się
refleksem, sprawić, że początek okaże się trudny. Można, na przykład,
zwrócić się z pytaniem do słuchaczy, po czym po krótkiej chwili, by mogli
się zastanowić nad odpowiedzią, kontynuować: „Kiedy zapytałem o to
kilkoro moich znajomych, odpowiedzieli...”. Przy czym zdecydowanie
polecam naprawdę zapytać znajomych, a nie zmyślać. Razi mnie za to
rozwinięcie pytania w stylu: „Na pewno większość z was tak” albo „Założę
się, że nie” – słuchaczy należy traktować z szacunkiem.
Zaczynanie od osobistej historii, własnego doświadczenia,
anegdoty

■ Kiedy pierwszy raz przyszedłem do laboratorium, promotor doktoratu dał mi do


odwirowania 420 próbek. Zajęło mi to trzy tygodnie, po 14 godzin dziennie.
■ Kiedy miałem 10 lat, wyobrażałem sobie, że fizycy robią dwie rzeczy: budują
bardzo skomplikowaną aparaturę z mnóstwem pokręteł oraz uruchamiają
programy do symulacji, które podają wynik po wielu dniach obliczeń. Po 20 latach
okazało się, że to prawda.

Jesteśmy ewolucyjnie predysponowani do słuchania opowieści,


a najciekawsze z nich to te, które wydarzyły się naprawdę i dotyczą
konkretnych osób, na przykład tej, która właśnie stoi przed nami.
Kiedyś po zajęciach studentka poprosiła mnie, bym wraz z nią obejrzał
prezentację, którą właśnie przygotowywała na seminarium. Wiedziała już
sporo o tym, jak wygląda dobre wystąpienie, ale po wysłuchaniu całości
miałem wrażenie, że brakuje dobrego początku. Spytałem ją, dlaczego
właściwie zajmuje się tym tematem, moim zdaniem bardzo ciekawym: jakie
procesy fizyczne zachodzą na poziomie komórkowym, kiedy coś
zapamiętujemy. Zaczęła opowiadać o tym z różnych perspektyw, kiedy nagle
przypomniała sobie historię z konferencji biologów zajmujących się
mózgiem. Przypadkiem trafił tam pewien profesor fizyki, który po prezentacji
dotyczącej pamięci, wygłoszonej przez jednego z wybitnych specjalistów,
zapytał, jak te procesy wyglądają z punktu widzenia fizyka – kiedy
właściwie zmienia się budowa mózgu, gdy uczymy się czegoś nowego? Jego
niewinne pytanie doprowadziło ostatecznie do dość nieprzyjemnej
konfrontacji między dwoma uczonymi. Oto dobry materiał na początek
prezentacji – prawdziwa anegdota, bardzo ściśle związana z tematem,
pokazująca nowy punkt widzenia (biologia widziana oczami fizyka),
inspirująca do postawienia ciekawych pytań. Trudno o lepszy wstęp do
opowiadania o plastyczności synaptycznej.
Pamiętaj jednak, że jeśli zdecydujesz się użyć w swoim wystąpieniu takiej
lub podobnej historyjki, czeka cię trudne zadanie: trzeba będzie ją bardzo
sprawnie (językowo, literacko) opowiedzieć, najwyżej w kilku zdaniach,
w dodatku tak, by dla słuchaczy od razu było jasne, jaki ma ona związek
z tematem prezentacji i jej dalszym ciągiem. Jeśli nie masz do tego talentu
i/lub dostatecznej wprawy, koniecznie przećwicz ten fragment wystąpienia
przed przyjazną widownią.
Zaczynanie od ciszy
Cisza jest jednym z narzędzi, którymi można się posługiwać podczas
prezentacji. To wyższy poziom wtajemniczenia, ale czasem może zadziałać
doskonale. Jeśli po zapowiedzeniu wystąpienia przez prowadzącego staniesz
naprzeciw widowni i, pozostając z nią w kontakcie wzrokowym, pomilczysz
przez kilka sekund, z pewnością przykuje to uwagę większości osób na sali.
Momenty ciszy warto też świadomie wykorzystać później, na przykład by
oddzielić od siebie kolejne części wystąpienia i zwrócić uwagę słuchaczy,
że zaczynasz kolejny wątek.
Powiedzmy, że przygotowałeś film, którego chcesz użyć na samym
początku, tak jak ja zdecydowałem się pokazać jako pierwszy slajd zdjęcie
robota na włosie. Najlepiej, gdyby sala mogła być prawie całkiem
zaciemniona, ekran czarny i wtedy, kiedy już uznasz za stosowne, włączasz
film. Nie psuj efektu wstępem: „Dzień dobry, na początku chciałbym pokazać
Państwu film, na którym zarejestrowano pod mikroskopem polaryzacyjnym
nowy typ przemiany fazowej”. Najlepiej nie mów nic. Jeśli koniecznie
musisz zwrócić uwagę widowni, możesz jedynie powiedzieć: „Na początek
film”. Jeśli na ekranie przesuwają się tylko barwne plamy i nie wiadomo, co
on właściwie przedstawia – tym lepiej. Niech widzowie patrzą i niech
zadziała ich wyobraźnia – to świetny początek. Co dokładnie jest na filmie,
jaką techniką został zarejestrowany, o tym powiesz w swoim czasie. Może
w pierwszych zdaniach, a może zdecydujesz się potrzymać słuchaczy
w niepewności? Taki film nie powinien oczywiście trwać zbyt długo, żeby
zaciekawienie nie przeszło w znudzenie i irytację. Ile? Dziesięć sekund
ruchomych obrazów jest w stanie zainteresować każdego – najlepiej
sprawdź podczas próby z przyjazną widownią.
Ćwiczenie 20. Zorganizuj ze znajomymi konkurs na najlepsze i najgorsze pierwsze zdanie
prezentacji konferencyjnej. Moim faworytem w tej drugiej kategorii pozostaje niezmiennie:
„Przepraszam Państwa, ale nie miałem czasu przygotować się do dzisiejszej prezentacji”.

W podręcznikach pisania scenariuszy, które przeczytałem, wiele uwagi


poświęcono budowaniu napięcia. Do języka potocznego weszła już,
przypisywana Alfredowi Hitchcockowi, fraza, którą można tam zwykle
znaleźć: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie
stopniowo rośnie”. Czy ta i podobne rady serwowane początkującym
scenarzystom mogą mieć zastosowanie przy tworzeniu i wygłaszaniu
prezentacji naukowych?
Na następnej stronie pokazuję na szkicu, jak chciałem, by wyglądało
napięcie w funkcji czasu podczas mojej prezentacji o mikrorobotach.
Zaczynam mocnym akcentem – zdjęciem robota na włosie i krótką informacją
o nim. Potem cofam się do technologii laserowego druku 3D i przedstawiam
kolejne przykłady struktur optycznych, które wykonaliśmy – w ramach
każdego przykładu buduję miniopowiadanie. Potem kolejny raz się cofam,
tym razem do materiałów zmiennokształtnych, podaję kilka przykładów ich
zastosowań, po czym przechodzę do kulminacji, mówiąc, że połączenie
techniki druku w mikroskali i owych materiałów pozwoliło zbudować
najmniejszego na świecie chodzącego robota. Na koniec daję chwilę na
wybrzmienie – pokazuję dość długi (mniej więcej dwuminutowy) film
z chodzącym robocikiem, zapętlony tak, że wyświetla się również w czasie
zadawania pytań z sali.
Rysunek 11. Projektowane napięcie na widowni podczas prezentacji o mikrorobotach. Po
mocnym wstępie następuje kilka części dotyczących kolejnych pomysłów na mikrostruktury, po
czym kulminacja w postaci demonstracji kroczącego robota (powtórzone zdjęcie z pierwszego
slajdu i film) i czas na wybrzmienie (plany na przyszłość bliższą i dalszą). Ważne, by nie
pozwolić napięciu opaść do zera, na przykład przedłużając ponad miarę którąś z części.

Pierwsze 30 sekund warto starannie przećwiczyć – mogą one zdecydować


o tym, czy uda ci się nawiązać dobry kontakt ze słuchaczami i przyciągnąć
ich uwagę. Polecam wręcz nauczenie się na pamięć kilku wstępnych zdań.
Warto też pamiętać, że podczas tych pierwszych chwil widownia
przyzwyczaja się do głosu prelegenta – szczególnie osoby, które słyszą go po
raz pierwszy. Jest to jeszcze ważniejsze, jeśli mówimy w języku obcym.

5.2. Pierwszy slajd


Rozmyślając o pierwszych zdaniach swojej prezentacji, możesz zastanowić
się nad tym, jak jeszcze je wzmocnić za pomocą obrazów, rekwizytów itp.
Spróbuj popatrzeć na to w ten sposób: jeśli zdecydujesz się pokazać jakiś
slajd, to ma on być właśnie uzupełnieniem, podkreśleniem tego, co powiesz.
Jeśli będzie rozpraszał czy w inny sposób osłabiał przekaz, lepiej z niego
zrezygnować. Samymi słowami też można wiele osiągnąć. Możesz też
zdecydować się na inne podejście i zbudować wokół szczególnie
spektakularnego zdjęcia, filmu albo rysunku wstęp do prezentacji, tak jak
zrobiłem to w drugim przykładzie z rozdziału 4.
Ćwiczenie 21. Popatrz na swoje pytanie, które umieściłeś w centrum wykresu z rysunku 1.
Możesz przeczytać je na głos. Wokół niego napisz (narysuj, wklej obrazki) wszystko, co przychodzi ci
do głowy, kiedy je słyszysz. Mogą to być nawet takie słowa czy obrazy, których związku z tematem
nie potrafisz w tej chwili wytłumaczyć.

Przy okazji porządkowania myśli na wykresie z sektorami i umieszczonym


w centrum pytaniem zachęcam w pewnym momencie do wpisywania,
rysowania wszystkich skojarzeń, które przychodzą do głowy. Na tym etapie
potrzebna jest jak największa ilość surowego materiału, na którym będziesz
mógł potem pracować.

5.3. Jak kończyć


Niedawno pewien emerytowany lekarz pediatra opowiadał mi, jaką radę
usłyszał kiedyś na szkoleniu z prezentacji. Otóż w połowie wystąpienia
(niezależnie od tego, ile ma ono trwać) należy zacząć zdanie od:
„Podsumowując...”, dzięki czemu słuchacze, w nadziei na rychłe
zakończenie, zostaną wyrwani z konferencyjnej śpiączki. Po trzech minutach
należy zabieg powtórzyć i tak już do końca.
Dobre zakończenie jest równie ważne jak dobry początek. Jest całkiem
możliwe, że słuchacze z twojej prezentacji najlepiej zapamiętają właśnie to,
co usłyszeli na koniec.
Przy planowaniu zakończenia możesz wykorzystać, w różnych
proporcjach, kilka elementów.

1. Podsumowanie lub streszczenie tego, o czym właśnie kończysz opowiadać. Możesz


wyobrazić sobie, że tuż przed końcem na salę wszedł słuchacz, na którego
zdaniu bardzo ci zależy. Czy potrafisz przedstawić swoje pytanie, drogę
do odpowiedzi na nie i własne osiągnięcia w skondensowanej formie, tak
by wiedział, o czym mówiłeś? W dodatku tak, by nie znudzić tym
wszystkich, którzy słuchali cię od początku? Jak się zapewne domyślasz,
zdecydowanie odradzam ilustrowanie tej części slajdem
z podsumowaniem w punktach – musisz po prostu dobrze to powiedzieć,
w nie więcej niż kilku zdaniach. Przy takim podsumowaniu można
zatoczyć koło, wrócić do pytania wyjściowego, czasem niezłe może być
powtórzenie pierwszego slajdu, od którego zacząłeś swoją opowieść.

2. Take home message. To trochę co innego niż podsumowanie – tutaj


próbujemy zebrać najważniejsze punkty i przedstawić je tak, by zapadły
w pamięć słuchaczy. Zwykle będą to cele, które udało się (lub jeszcze nie)
osiągnąć. Znów odradzam slajd z listą – jeśli chcesz, możesz punkty
wyliczyć na palcach (byle nie więcej niż jednej ręki).

3. Plany, marzenia i wizje przyszłości. Według mnie to najciekawszy składnik


zakończenia. Możesz zostawić słuchaczy w przeświadczeniu, że właśnie
dowiedzieli się o twoich osiągnięciach, które na zawsze zmienią ich
życie. Ale możesz też położyć nacisk na to, co dopiero przed tobą (i nimi)
– co zamierzasz zrobić w przyszłości bliższej (za trzy miesiące) i dalszej
(za dwa lata), jakie pomysły przyszły ci do głowy, kiedy mierzyłeś się ze
swoim problemem badawczym, w których kierunkach chciałbyś go jeszcze
rozwinąć.
Podobnie jak kilku pierwszych, tak i kilku ostatnich zdań warto nauczyć się
na pamięć albo przynajmniej mieć je bardzo dobrze przemyślane i
przećwiczone, tak by mogły stanowić mocne, efektowne podsumowanie
prezentacji.
Planując zakończenie, trzeba także pamiętać, by nie rozmyć punktu
kulminacyjnego, do którego prowadziłeś słuchaczy podczas całego
wystąpienia. Trzeba przewidzieć czas, by ostatnie zdania, spektakularne
zdjęcie czy najciekawszy wykres mogły wybrzmieć w ich głowach, by mogli
sobie uświadomić ich piękno, wartość i konsekwencje. Dlatego czasem
możesz w ogóle zrezygnować z zakończenia w klasycznym tego słowa
znaczeniu.
6.

Slajdy i rekwizyty, czyli dodatki

Być może trudno ci wyobrazić sobie dobrą prezentację bez slajdów. Jeśli
jednak obejrzałeś nieco nagrań z archiwum TED-a, wiesz już-, że to
możliwe. Ja traktuję slajdy towarzyszące prezentacji jako jeden z dostępnych
rekwizytów. Możesz przynieść na swoje wystąpienie wypreparowany mózg
(jak neurobiolog Jill Bolte Taylor na TED-zie), możesz przygotować
dwumetrowy model komórki, możesz pokazać zdjęcia, filmy czy wykresy na
ekranie. Ale nie musisz – wszystko zależy od tego, czy uznasz, że są ci
potrzebne. Pamiętaj jednak, że żadne, choćby najwspanialsze slajdy
i rekwizyty nie zmienią słabej prezentacji w dobrą.
Słuchając wystąpień konferencyjnych, często odnoszę wrażenie, że to nie
autor prezentacji jest moim przewodnikiem po historii, którą opowiada, ale
jego slajdy. On jedynie podąża za nimi, a słuchacze za nim… Jestem
przekonany, że znakomita większość slajdów nie została przygotowana jako
uzupełnienie, rekwizyt towarzyszący dobrze przemyślanej prezentacji, lecz
jako ściągawka dla autora, który w przeciwnym razie nie wiedziałby, co
chce powiedzieć i w jakiej kolejności. Jeśli rzeczywiście nie jesteś w stanie
zapamiętać scenariusza, który przygotowałeś, szczególnie na długie
wystąpienie, a bardzo ci zależy, by na przykład wymienić osiem podobnych
przykładów w takiej, a nie innej kolejności – przygotuj notatki na kartce.
Masz dwie możliwości: użyć dużych liter, byś widział je z daleka, kiedy
położysz kartkę w dogodnym miejscu, albo spisać je na małej fiszce
mieszczącej się w dłoni – takie notatki możesz wyjąć z kieszeni i, przy
pewnej wprawie, zerkać na nie w miarę potrzeby bez zwracania uwagi
widowni. Moim zdaniem zawsze wygląda to lepiej niż pozwolenie, by
prowadziły cię twoje slajdy.

6.1. Slajdy
Jeśli po namyśle uznasz, że wyświetlone na ekranie slajdy będą dobrym
uzupełnieniem twojej prezentacji (uzupełnieniem właśnie, a nie treścią
przewodnią), pora zacząć ich przygotowywanie. Omówienie kilku
najważniejszych zagadnień technicznych zamieściłem nieco dalej. Na
początek chciałbym zatrzymać się przy kilku ogólnych kwestiach.

6.1.1. Po co ten slajd?


Podobnie jak przed przygotowaniami oraz w ich trakcie warto zastanawiać
się stale nad celem prezentacji jako całości, tak samo warto przyjrzeć się
krytycznie jej poszczególnym częściom, w tym slajdom. Po co właściwie
pokazuję te dane? A te osiem wykresów? Może w tym miejscu wcale nie są
potrzebne?
Ćwiczenie 22. Jeśli masz jakąś swoją starą prezentację (ostatecznie możesz użyć cudzej), spróbuj
przejrzeć ją krytycznie i przy każdym ze slajdów odpowiedzieć na pytanie: „W jakim celu go tutaj
umieściłem? Czemu miał służyć?”.

Slajdy, które towarzyszą prezentacjom naukowym, można z grubsza podzielić


na trzy kategorie:

1. Informacyjne , czyli takie, na których są przedstawione dane, informacje.


Tutaj wartościowe są tylko takie, na których informacje, zaprezentowane
na przykład w formie graficznej, tworzą wartość dodaną w stosunku do
twojej wypowiedzi. Najczęściej takie slajdy zawierają wykresy (tabele
sprawdzają się jedynie w wyjątkowych okolicznościach i tylko jeśli nie
mają zbyt wielu wierszy i kolumn). Pokazywanie rzędów liczb z wieloma
cyframi po przecinku mija się z celem.

2. Ilustracyjne, czyli takie, na których są przedstawione obrazy, animacje,


filmy, w myśl zasady „jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów”. Jeśli
opowiadasz o złożonym układzie pomiarowym i postanowiłeś opisać bieg
wiązek laserowych między kolejnymi elementami, dobry schemat bardzo
to ułatwi. Najczęściej takie slajdy zawierają rysunki bądź fotografie.
Możesz o nich myśleć jak o slajdach z podróży – towarzyszą historii, którą
opowiadasz, uzupełniają obraz, jaki powstaje w głowach słuchaczy na
bazie twoich słów, czasem pomagają zrozumieć złożone koncepty.

3. Zbędne, czyli takie, które po krytycznym oglądzie nie dadzą się


zakwalifikować do żadnej z dwóch wcześniejszych kategorii. Dobrym
przykładem jest, zwykle drugi w kolejności, slajd ze spisem treści
prezentacji oraz ostatni, z tekstem „Dziękuję za uwagę” albo „Proszę
o pytania”. Możesz je bez żalu usunąć.
Ćwiczenie 23. Spróbuj przerobić którąś ze swoich prezentacji tak, by na żadnym slajdzie nie było
ani jednego słowa tekstu (możesz zrobić wyjątek dla podpisów osi na wykresach). Obejrzyj ją,
najlepiej na dużym ekranie, po kilku dniach. Czy potrafisz ułożyć sobie w głowie historię, którą
mógłbyś opowiedzieć, ilustrując ją takim slajdami?

Widziałem niedawno, skądinąd świetną, prezentację, w której autorka


rozprawiała się z mitami na temat szczepionek. Kolejne antyszczepionkowe
przesądy przedstawiła w punktach, każdy z nich zilustrowała jednym slajdem
(bardzo dobry układ). Jeden z mitów, znany szeroko nawet osobom, które
specjalnie nie interesują się tym tematem, głosi, że niektóre szczepionki
zwiększają szansę zachorowania na autyzm. Zdjęcie, które pojawiło się na
slajdzie ilustrującym ten punkt, przedstawiało niewyraźny obraz dziecka za
wzorzystą szybą. Postać była jakby podzielona na fragmenty – jest to rodzaj
ikonicznego przedstawienia autyzmu, zdjęcie autorka skopiowała z internetu.
Pomijając potencjalne problemy z prawami do jego wykorzystania, co ono
właściwie ilustrowało? Jest to pewne nawiązanie do tego, o czym mowa
(autyzmu), ale nie przybliżało słuchaczy do jakiejkolwiek idei, którą trudno
wyrazić słowami. Równie dobrze można by użyć fotografii greckiej amfory,
która kojarzy się ze słowem „mit”, albo ręki ze strzykawką do ilustracji
słowa „szczepionka” – te ilustracje nie wnoszą nic ponad to, co można
powiedzieć słowami. W tym miejscu prezentacji wspomniano między innymi
o źródle mitu mówiącego, że szczepionki mogą powodować autyzm –
wszystko zaczęło się od publikacji w 1998 r. artykułu w prestiżowym
czasopiśmie naukowym „Lancet”, w którym przedstawiono wyniki badań,
jak się potem okazało, sfałszowane. Doskonałą ilustracją byłaby tutaj
pierwsza strona owego artykułu – słuchacze (a byli to młodzi naukowcy)
mogliby zobaczyć, jaki miał on tytuł, ilu autorów, z jakich instytucji. Taka
ilustracja tworzyłaby rzeczywistą wartość dodaną do treści prezentacji. Być
może nawet zbyt ciekawą, rozpraszającą, co też należałoby przewidzieć
podczas planowania wystąpienia.

6.1.2. Jeden slajd – jedna informacja


Jeśli choć częściowo przekonałem cię, że dobra prezentacja nie może
zawierać zbyt wielu informacji oraz że slajdy należy traktować jedynie jako
dodatek do wystąpienia, nie zdziwisz się, gdy przeczytasz kolejną radę: na
jednym slajdzie zasadniczo powinna znajdować się jedna informacja. To
znaczy: jeden wykres, jedna fotografia, jeden schemat urządzenia, jedna
mapa, jeden rysunek. W niektórych sytuacjach, na przykład kiedy chodzi
o pokazanie różnic, choćby na zdjęciach lotniczych zrobionych przed
powodzią i po niej, wskazane będzie pokazanie ich obok siebie, ale nadal
będzie to jedna informacja brzmiąca: te dwa obrazy różnią się tu, tu i tu.
Czasem warto wrócić do jakiejś ilustracji. Może ona być w tym celu
umieszczona w prezentacji w kilku miejscach i pojawić się w stosownych
momentach – należy to tak zaplanować, by nie musieć nerwowo przewijać
slajdów do przodu i do tyłu.
Rysunek 12. Slajd po odszumianiu (usunięciu logotypu grupy badawczej) i dostosowaniu do
zasady „jeden slajd – jedna informacja” (schemat struktury dyfrakcyjnej, barwne zdjęcie filtrów
i wykresy porównujące wyniki pomiarów z symulacjami zostały rozdzielone na trzy oddzielne
slajdy) oraz do schematu teza–dowód[22] – tytuły mają postać zdań.

Na rysunku 12. pokazałem przykład slajdu przeładowanego informacjami:


zdjęcie z mikroskopu elektronowego (a nawet dwa połączone zdjęcia: plan
ogólny i zbliżenie), obok rysunek, dalej kolorowa fotografia z mikroskopu
optycznego, a na koniec jeszcze dwa wykresy i odnośnik do publikacji. Taki
zalew informacji, nawet jeśli ilustracje są pokazywane (odsłaniane) po
kolei, tworzy niepotrzebny zamęt. W dodatku, ze względu na niewielką ilość
miejsca na jednym slajdzie, muszą one być bardzo małe, co nie sprzyja
czytelności. W poprawionej wersji rozdzieliłem ten slajd na trzy: pierwszy
ze zdjęciem i schematycznym przekrojem (tak wygląda struktura, którą
zrobiliśmy), drugi z kolorową fotografią w przechodzącym świetle białym
(tak ona działa – może przepuszczać różne barwy światła) i trzeci
z wykresami (dwoma obok siebie: to, co otrzymaliśmy z modelu
matematycznego, zgadza się z wynikami pomiarów) i odnośnikiem do
publikacji (tu można znaleźć więcej informacji).
Rysunek 13. Pierwszy slajd z mojej prezentacji przed odszumianiem i po nim. Zdjęcie barwnych
filtrów dyfrakcyjnych (przetworzone komputerowo przez jednego z doktorantów) wyłaniające
się z białego tła jest na tyle atrakcyjne wizualnie, że wraz z dobrym wprowadzeniem
(opowiadaniem) z powodzeniem może się obyć bez wątpliwych ozdobników w postaci tytułu,
danych autora, listy uczestników projektu i logotypów sponsorów.
Rysunek 14. Przykłady slajdów ilustracyjnych (mikroskopijne narzędzia do pęsety optycznej,
łuski na skrzydle motyla Inachis Io (rusałka pawik) – brak jakichkolwiek elementów
zaszumiających (tytułów, podpisów itp.). Drugiego zdjęcia nie zrobiłem ja, więc w rogu
informacja o autorce, choć być może lepiej byłoby jej nazwisko umieścić na końcu lub tylko
wspomnieć w wystąpieniu.
Rysunek 15. Ilustracja z niepotrzebnymi dodatkami: tytułem (w założeniu zabawnym przez grę
słów), kolorowymi marginesami i logo grupy badawczej. Po szybkim oczyszczeniu znakomity
slajd ilustracyjny.
Rysunek 16. Przykłady prostych slajdów informacyjnych – pojedynczy, wyraźny wykres
wypełnia całą powierzchnię. Podpisy osi oraz liczby są czytelne z dużej odległości, nie potrzeba
nawet tytułu. Dodatkowe linie pomagają zwrócić uwagę na istotne elementy – co właściwie
wynika z tych danych. Na przykład to, że wybieramy dwie długości fali, jedną z dużą, a drugą
z małą transmisją (na górze), albo że w okolicy 1,1 funkcja przestaje rosnąć (na dole).
Rysunek 17. Przykład bardziej złożonego slajdu informacyjnego. Pomiary rozdzielonej w czasie
fluorescencji – umieszczenie wielu linii na jednym wykresie jest uzasadnione, gdyż chodzi
o pokazanie niewielkich różnic między nimi – te różnice są zestawione na małym wykresie
w rogu. W tym miejscu prezentacji kilka razy nawiązywałem do przedstawianych wykresów na
przemian i uznałem, że to lepsze niż kilkukrotne przełączanie dwóch slajdów. Tytuł ma formę
zdania oznajmującego.
Rysunek 18. Przykład slajdu (z prezentacji o pomiarach czasu) zagraconego do granic
możliwości – ozdobne paski zajmują blisko 30% powierzchni. Na jednym slajdzie mamy, oprócz
pasków: tytuł, dwa wykresy z podpisami i zdjęcie zwijanej miarki. Slajd po przeróbce ma tylko
wykresy (wciąż bardzo dużo informacji) – miarkę oczywiście trzeba było przynieść w kieszeni,
a nie pokazywać na zdjęciu.
6.1.3. Usuń szum – ozdobniki, logo
Na prezentację naukową można patrzeć jako na pewien rodzaj interakcji
mówcy ze słuchaczami. Albo inaczej, jako na proces, który opisuje język
teorii komunikacji. Specjaliści z tej ostatniej dziedziny powiedzieliby
zapewne, że do efektywnej komunikacji potrzebny jest kanał o odpowiedniej
przepustowości oraz komunikat poprawnie sformułowany (zakodowany)
w języku zrozumiałym dla odbiorcy. Nieodłącznym zjawiskiem
towarzyszącym przesyłaniu informacji jest szum. Warto mieć tego
świadomość i eliminować go różnymi sposobami. Stosunkowo łatwo możesz
to zrobić, jeśli spojrzysz krytycznie na swoją prezentację – czy na pewno
potrzebne są ozdobne paski, wzorzyste tło, logo instytucji na każdym
slajdzie[23]?

Jeśli martwisz się, że twoje slajdy po usunięciu ozdobnego tła


i umieszczeniu na każdym jednego elementu staną się nieciekawe, zbyt
ascetyczne, pamiętaj, że to wystąpienie jest najważniejsze, nie ilustracje –
one są tylko dodatkiem.

6.1.4. Udowodnij mi to (slajdem)


Na koniec przyjrzyjmy się tytułom (nagłówkom) slajdów. Najczęściej są to
równoważniki zdań, właściwie nic niemówiące o tym, co się znajduje
poniżej, albo odwrotnie – wyjaśniające to, co absolutnie oczywiste:
Dyspersja modowa, Wyniki próby klinicznej, Plan prezentacji.
Podobnie jak w przypadku tytułu prezentacji możesz spróbować zmienić
styl nagłówków i przeformułować je w zdania. Zmierzona dyspersja
modowa zależy od średnicy rdzenia, Próba kliniczna wykazuje małą
skuteczność szczepionki. Oczywiście zdania muszą być krótkie, nie mogą
zajmować więcej niż dwie linijki, pisane dość dużą czcionką. Możesz o nich
pomyśleć w ten sposób: czy gdyby ktoś spóźniony wszedł na salę, kiedy
wyświetlam ten slajd, zorientowałby się, o czym mowa, patrząc jedynie na
tytuł i pozostałą zawartość?
Ciekawym pomysłem, podpatrzonym w książce The Craft of Scientific
Presentations, jest myślenie o nagłówkach w taki sposób: w tytule slajdu
umieszczam pewną tezę (assertion), a jego zawartość jest materiałem, na
podstawie którego mogę tę tezę udowodnić (evidence).
Na rysunku obok pokazuję przykład moich slajdów przed tym zabiegiem
i po jego zastosowaniu. Użyłem go też w przykładzie na rysunkach 12 i 17.

Przygotowując, a następnie wyświetlając slajdy podczas prezentacji,


warto jeszcze pamiętać o jednym – obrazy bardzo silnie przykuwają uwagę
i są groźną konkurencją dla mówcy. Najczęściej slajd pojawia się na ekranie
w dość przypadkowym momencie i pozostaje tam tak długo, aż musi ustąpić
miejsca następnemu. Spróbuj zastosować inną strategię: jeśli podczas
prezentacji zaczynasz mówić o trzecim micie na temat szczepień
i przymierzasz się do jego krytycznej analizy, nie wyświetlaj od razu zdjęcia
z wykresem, którym chcesz zilustrować swoje słowa. Zacznij mówić,
mając czarne tło za plecami, a slajd z wykresem pokaż dopiero, gdy
dojdziesz do momentu, kiedy będzie ci potrzebny. Gdy skończysz omawiać
wykres, niech zniknie z ekranu. Najprościej oddzielić kolejne slajdy swego
rodzaju przekładkami – slajdami zawierającymi tylko czarne tło. Podobnie
na początku – jeśli masz mocne zdjęcie, którym postanowiłeś zacząć, nie
wyświetlaj go 10 minut przed prezentacją, bo słuchaczom zdąży się opatrzyć,
a nawet znudzić, jeszcze zanim zaczniesz mówić. Niech pojawi się ono
w dobrze zaplanowanym momencie – wtedy może wspaniale uzupełnić
i wzmocnić twoje pierwsze 30 sekund.
Rysunek 19. Slajd po odszumianiu – dzięki usunięciu logotypu grupy badawczej można było
powiększyć zdjęcia. Tytuł został zmodyfikowany tak, by miał formę zdania.

6.1.5. Kwestie techniczne


Ten temat jest nieźle opisany w wielu książkach[24], więc zamieszczę tu
tylko garść podstawowych uwag.

1. Najlepiej sprawdzają się prezentacje w kolorach zimnych – na przykład


niebieskim, szarym. Barw ciepłych, jak pomarańczowy, należy unikać,
przynajmniej w dużych ilościach.
2. W krótkich tekstach (jedno słowo, proste zdanie podzielone na dwie czy
trzy linijki) zdecydowanie lepiej sprawdzają się czcionki bezszeryfowe,
na przykład Arial, Calibri. Zakładam, że tylko takie teksty występują na
slajdach towarzyszących prezentacjom – dłuższe, poza naprawdę
wyjątkowymi sytuacjami (jak fragmenty tablic z hieroglifami, które
właśnie odczytałeś) są tam nie na miejscu. Litery i cyfry muszą być
wyraźnie widoczne, w kolorze kontrastowym do tła (jeśli zdecydujesz się
na granatowe tło, teksty powinny być białe, a nie czarne czy niebieskie).
Wszystkie teksty na slajdzie muszą być widoczne z końca sali.
3. Wykresy wyświetlane na slajdach różnią się od przygotowywanych pod
kątem prezentacji w publikacjach. Widzowie będą je oglądać przez krótki
czas, który im wyznaczysz. Muszą być zatem przejrzyste, a to zazwyczaj
znaczy, że będą zawierać o wiele mniej, za to lepiej uporządkowanych,
informacji (jak na rysunku 16). Jak się zresztą zwykle okazuje, większość
danych, które próbujemy zmieścić na slajdach, jest zupełnie niepotrzebna
– nie ułatwiają zrozumienia, a jedynie rozpraszają słuchaczy. Temat
przygotowywania dobrych wykresów poruszono w wielu książkach, gdyż
są one (szczególnie te pokazujące wzrost sprzedaży) uwielbiane
w świecie korporacyjnym. Polecam w szczególności stronę internetową
Stephanie Evergreen (stephanieevergreen.com[25]) i jej książkę
Presenting Data Effectively: Communicating Your Findings for
Maximum Impact.
4. Rysunki i zdjęcia mogą stanowić świetną oprawę wystąpienia naukowego.
Muszą być starannie przygotowane – jeśli kiedykolwiek tworzyłeś
prezentację, to wiesz, że zajmuje to nieskończenie wiele czasu –
w odpowiednio wysokiej rozdzielczości, dostosowane do warunków,
w jakich będą użyte. Na przykład cienkie czarne linie na białym tle mogą
w niektórych warunkach (rodzaj rzutnika, oświetlenie sali) być zupełnie
niewidoczne. Takie rzeczy trzeba sprawdzić podczas prób. Warto się
upewnić, że prezentowane przez ciebie materiały nie są chronione
prawem autorskim i zamieścić ich źródło (szczegółowe przepisy
regulujące wykorzystanie materiałów audiowizualnych na potrzeby
prezentacji naukowych różnie regulują przepisy w różnych krajach[26]).
Jeśli nie slajdy, to co? Zachęcam do eksperymentowania i w tej dziedzinie.
W niektórych wypadkach świetnie sprawdzi się na przykład tablica, na
której będziesz rysował ilustracje potrzebne w trakcie wystąpienia – kto
bywał na dobrych wykładach prowadzonych w ten sposób, na pewno
pamięta ich urok, dziś należą już do rzadkości[27]. Rysowanie na tablicy
pozwala na utrzymanie właściwego tempa, uniemożliwia mówcy zbytnie
rozpędzanie się. Trzeba to oczywiście dobrze przygotować i przećwiczyć,
byś był pewien, że potrafisz narysować czytelny schemat kłębuszków
nerkowych czy wykres funkcji, o której zmierzasz opowiedzieć. Rysunki
należy też dobrze rozmieścić na dostępnej powierzchni. Koniecznie upewnij
się wcześniej, że będziesz miał do dyspozycji tablicę – wydaje się, że jest
ona dziś rzadziej spotykana w salach konferencyjnych niż projektory
komputerowe. Wypróbowane pisaki powinieneś przynieść ze sobą, najlepiej
nie więcej niż dwa, maksymalnie trzy kolory.

6.2. Rekwizyty
We wstępie do prezentacji o przesyłaniu zakodowanych informacji dzięki
wykorzystaniu mechaniki kwantowej na jednym z pierwszych slajdów jako
ciekawostkę autor pokazał scytale – starożytne urządzenie do szyfrowania
składające się z drewnianego wałka, na który nawijano długą taśmę
(zapewne ze skóry). Po nawinięciu zapisywano na taśmie tekst wiadomości,
po czym odwijano ją z wałka i litery na taśmie występowały wtedy
w przypadkowej kolejności. By odczytać tak zakodowaną wiadomość,
odbiorca musiał mieć podobny wałek, nawinąć nań otrzymaną taśmę, a litery
znów układały się w słowa.
Zamiast długiego opowiadania i niewyraźnych zdjęć na ekranie lepsze
byłoby rozdanie widzom modelu scytale (choćby z rolki po papierze
toaletowym i paska papieru). Trudno o lepszy pomysł na ciekawe,
intrygujące rozpoczęcie.
Jeśli chcesz zobaczyć przykład oszałamiającego pokazu z użyciem
rekwizytów, polecam ostatnie trzy minuty wystąpienia Raffaello D’Andrea
z TED-a w Vancouver w lutym 2016 roku[28].
Rekwizyty rzadko spotyka się na konferencjach i seminariach naukowych
– kojarzą się raczej z wykładami popularyzatorskimi. Ja traktuję pokaz
slajdów jako jeden z rekwizytów i zachęcam do podobnego podejścia.
Dobry rekwizyt może być wspaniałym dodatkiem do prezentacji, powinien
jednak spełniać kilka warunków:

1. Musi być jak najprostszy, aby nie było potrzeby wyjaśniania widzom przez
kwadrans, co właściwie chcesz pokazać i co w ten sposób zilustrować.
Na początku jednej z prezentacji o mikrorobotach zacząłem od pytania:
„Z czym kojarzy się wam słowo »robot«?”, po czym dodałem: „A co by
było, gdybyśmy umieli projektować i wytwarzać roboty wielkości ziaren
piasku?”, w tym samym czasie wysypując sobie na rękę piasek
z probówki, którą wyjąłem z kieszeni.
2. Musi być niezawodny – im bardziej złożony rekwizyt, tym większa szansa,
że w decydującym momencie coś pójdzie nie tak – zatnie się mechanizm,
nie będzie kontaktować zasilanie. Możliwości jest naprawdę dużo.
W jednej z prezentacji o strukturach fotonicznych zamierzałem pomalować
sobie dłoń (w rękawiczce) niebieską farbą w sprayu. Próbowałem dwa
dni, potem dzień przed wystąpieniem i wszystko było w porządku. Ale
w trakcie prezentacji przez zaschniętą dyszę wyleciało kilka kropel farby
i... nic ponad to.
3. Musisz mieć pewność, że opanowałeś do perfekcji jego użycie. Jeśli
wysypujesz na rękę piasek z probówki, co potem z nim zrobisz? A gdzie
schowasz probówkę? Gdzie odłożysz pomalowaną rękawiczkę – będzie
brudzić wszystko, czego dotknie. Jedyna rada: próbować, próbować
i jeszcze raz próbować. Dobre prezentacje mają to od siebie, że z pozoru
wyglądają tak naturalnie, jakby wcale nie były przygotowywane. Ale to
tylko złudzenie – taki efekt możesz osiągnąć jedynie po starannych
przygotowaniach i wielu próbach.
7.

Przed widownią, czyli twoje pięć minut

Prezentacje najczęściej przygotowuje się po to, żeby je... zaprezentować.


Każda przemyślana i zaplanowana opowieść potrzebuje kogoś, kto zmieni ją
w przedstawienie. Brzmi to może trochę zbyt rozrywkowo, ale tak właśnie
jest – wygłaszając swoją prezentację, zostaniesz na dwadzieścia minut
gwiazdą przedstawienia (show, performance). Będzie to zapewne monolog
jednego aktora, więc od ciebie, od twojego przygotowania, twoich gestów,
charyzmy, głosu, stroju zależy, jak odbiorą i zapamiętają całość widzowie.

7.1. Trening
FameLab to międzynarodowy konkurs, w którym uczestnicy mają na scenie,
przed publicznością, opowiedzieć coś ciekawego o nauce. W trzy minuty.
Bez slajdów (można używać rekwizytów, ale tylko takich, które uczestnik
sam da radę wnieść na scenę tuż przed występem). Czas jest odmierzany na
wielkim zegarze i po upływie 180 sekund rozlega się przeraźliwy dźwięk
syreny. Przy tak ograniczonym czasie nie sposób obejść się bez przygotowań
i prób. Choćby po to, by sprawdzić, ile właściwie zajmuje to, co chcesz
powiedzieć. Jeśli okaże się, że zostaje pięć sekund lub mniej (a większość
wystąpień kończy się tuż przed upływem regulaminowego czasu), pojawia
się dodatkowa presja – jeśli cokolwiek pójdzie nie tak – zająkniesz się,
stracisz wątek, nie uda się jakiś pokaz – musisz wybrnąć z tego natychmiast,
w przeciwnym razie nie zdążysz z zakończeniem. Sprawdza się tu zasada
stosowana w muzyce i tańcu, szczególnie zespołowym: jeśli popełnisz błąd,
musisz iść dalej, najlepiej tak, jakby nic się nie stało.
W warunkach wystąpienia konferencyjnego czy seminaryjnego zapewne
rzadko będziesz pod tak dużą presją, choć na poważnych konferencjach
zdarza się, że prowadzący sesję zdecydowanie przerywa po upływie
zaplanowanego czasu. Niemniej, przynajmniej do czasu nabrania znaczącego
doświadczenia, próby są potrzebne. Niekoniecznie trzeba po wielokroć
powtarzać 45-minutowe wystąpienie – to zresztą grozi wpadnięciem
w pułapkę znudzenia i rutyny. W skrajnym przypadku może ono zacząć
brzmieć jak wyuczone na pamięć albo odczytywane z kartki, co jest prostą
drogą do prezentacyjnej katastrofy. Na tym polega jeden z paradoksów prób
– próbujemy po to, żeby przed publicznością wypaść tak, jakbyśmy
prezentowali nasze wystąpienie pierwszy raz w życiu.
Jeśli chcesz nauczyć się przygotowywać i przedstawiać dobre
prezentacje, musisz po prostu... je przygotowywać i przedstawiać.
Wykorzystuj różne okazje – spotkania grupy badawczej, seminaria w wąskim
gronie znajomych naukowców, wykłady popularnonaukowe. Naturalnie
każde takie wystąpienie będzie wymagało czasu (zwykle sporo) na
przygotowanie, przećwiczenie i wreszcie samą prezentację, ale jest to czas
dobrze zainwestowany. Prezentacje przed mniej liczną widownią pozwolą ci
nabrać pewności siebie, będziesz też mógł poeksperymentować z nowymi
pomysłami, choćby zaczerpniętymi z tej książki.
Rzadko się zdarza, że prezentacje wygłasza więcej niż jedna osoba, choć
jestem w stanie sobie wyobrazić, że na przykład przedstawienie
kontrowersyjnego tematu w formie dialogu mogłoby być bardzo ciekawe.
Widziałem prezentację (półgodzinną), gdzie dwoje mówców zmieniało się
co kilka minut i taki zabieg, jeśli jest dobrze przygotowany, działa bardzo
ożywczo. Zwykle jednak mamy do czynienia z przedstawieniem jednego
aktora. Co nie znaczy, że przygotowując swoje wystąpienie, powinieneś
pracować w samotności. Wsparcie przyda ci się na wszystkich etapach:
opracowania koncepcji prezentacji, selekcji materiału (tutaj możesz
zorganizować burzę mózgów ze współpracownikami), decydowania o
kolejności prezentowanych zagadnień, a wreszcie przygotowań do
wystąpienia przed publicznością.
Przed ważnymi wystąpieniami dobrze przeprowadzić próbę (czasem
nawet dwie, tak robimy w naszej grupie na przykład przed przesłuchaniami
decydującymi o przyznaniu grantów), najlepiej przed przyjazną, ale
jednocześnie krytyczną widownią. Jeśli uda ci się namówić paru znajomych,
by zechcieli posłuchać, jak opowiadasz o swoich badaniach, koniecznie
skorzystaj z takiej okazji. Ja mam to szczęście, że w sąsiednich pokojach
prawie zawsze jest kilku studentów, których mogę poprosić, żeby przez
kwadrans mnie posłuchali. Ważne, by słuchacze nie bali się powiedzieć, co
robisz źle, gdzie nie tłumaczysz dość jasno, że nie patrzysz na widownię, za
szybko zmieniasz slajdy. Szczególnie uważnie słuchaj tych, którzy mają
zastrzeżenia, wątpliwości. Na końcu książki umieściłem przykład ankiety,
którą możesz wydrukować i rozdać słuchaczom, by mogli w uporządkowanej
formie przedstawić ci swoje uwagi. Jeśli nie będą to specjaliści w twojej
dziedzinie, to jeszcze lepiej. Kiedy opanujesz sztukę prezentacji, będziesz
mówił jasno, ciekawie i zrozumiale nawet do laików.
Jeśli chcesz pracować nad gestykulacją, poruszaniem się, kontaktem
z widownią, nagraj swoje wystąpienie (najlepiej mówiąc do widowni, ale
ostatecznie może być przy pustej sali) i je obejrzyj, na początek bez dźwięku.
Jest duża szansa, że dostrzeżesz wiele szczegółów, o których nie miałeś
pojęcia – ja na przykład zobaczyłem, że mam zwyczaj zamykać oczy
w trakcie mówienia, czasem na dłuższą chwilę, co wygląda dziwnie i jest
gestem, który może być różnie odbierany.

7.2. W sali
Rzadko się zdarza, że na konferencji występujemy w znanym nam miejscu
(w końcu konferencje są także po to, by gdzieś wyjechać). Trzeba więc
poświęcić chwilę na jego poznanie, żeby potem uniknąć przykrych
niespodzianek. Ja staram się jak najwcześniej zobaczyć salę, w której będę
mówił, choćby przez chwilę, a potem jeszcze przyjść do niej, najlepiej kiedy
jest pusta. Mogę wtedy przyjrzeć się, jak są ustawione miejsca dla słuchaczy,
jak wygląda przestrzeń dla mówcy, na jakim tle będę występował (żeby to
zobaczyć, siadam na widowni w pierwszym, środkowym i ostatnim rzędzie).
Jeśli to możliwe, sprawdzam, jak działają mikrofony, gdzie są włączniki
światła i jak się je uruchamia (w nowoczesnych salach wykładowych czasem
wykracza to daleko poza zwykłe naciśnięcie guzika i ma postać dotykowego
ekranu z wielopoziomowym menu), czy jest tam zegar. Podłączam swój
komputer albo nagrywam prezentację z przenośnej pamięci[29] na sprzęt
znajdujący się w sali, sprawdzam, jak działa rzutnik, jak są odwzorowane
kolory. Patrzę, czy będę mógł coś narysować na tablicy (co czasem robię, na
przykład gdy odpowiadam na pytania albo w trakcie mówienia uznam, że
mogę coś lepiej wytłumaczyć szybkim szkicem). Jeśli nie mogę tego
wszystkiego zrobić dzień wcześniej (na co należy nalegać u organizatorów),
próbuję przed rozpoczęciem sesji. Wystąpienie bez możliwości
przygotowania się na miejscu to ostateczność – wtedy warto przynajmniej
ogarnąć salę wzrokiem z kilku miejsc i przyjrzeć się, jak sobie radzą
z techniką (rzutnikiem, światłem) poprzedni mówcy.
Jeśli twoją prezentację zaplanowano tak, że możesz przyjść na salę
bezpośrednio przed rozpoczęciem (na przykład jako pierwszą w sesji),
skorzystaj z tej okazji. Nie tylko będziesz mógł spokojnie przygotować
i przetestować sprzęt, lecz także przez kilka minut przyjrzysz się
gromadzącej się publiczności, być może uda ci się zamienić kilka słów
z paroma osobami. To pomoże ci się zorientować, jak są nastawione – może
wcale nie mają ochoty tu być, a może wręcz przeciwnie, spodziewają się
niezwykłych wrażeń. To wszystko możesz wykorzystać podczas swojej
prezentacji, by nawiązać lepszy kontakt z widownią.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, chciałbym wspomnieć o kilku
rzeczach[30].
1. Aby w PowerPoincie uruchomić prezentację od pierwszego slajdu,
wystarczy nacisnąć klawisz F5 (nie trzeba szukać myszką malutkiej
ikonki), a od aktualnie wyświetlanego slajdu Shift + F5.
2. W trakcie prezentacji naciśnięcie klawisza B sprawia, że wyświetla się
czarny ekran, a W – biały. W przyciemnionej sali wyświetlanie białego
ekranu oślepi widzów, zwykle lepszy jest czarny. Powrót do prezentacji
następuje po naciśnięciu dowolnego klawisza.
3. Warto poznać i przećwiczyć opcję Użyj widoku prezentera w zakładce
Pokaz slajdów. Umożliwia ona pracę na dwóch ekranach: na jednym
z nich (projektorze widocznym dla publiczności) wyświetla się aktualny
slajd, a na drugim (widocznym dla ciebie na ekranie komputera) widzisz
kilka następnych slajdów (ja zwykle ustawiam ich wielkość tak, by
mieściły się dwa następne), czas od wyświetlenia aktualnego slajdu,
zegar, ewentualnie notatki, choć akurat w przypadku notatek zdecydowanie
polecam kartkę. Konfiguracja tej opcji zajmuje kilka chwil, więc trzeba
sobie zarezerwować ten czas przed wystąpieniem. Podłączenie rzutnika,
przełączenie na Rozszerz pulpit, ustawienie Wybierz ten ekran jako
główny (główny jest ekran, który widzisz na swoim komputerze; ten, na
którym wyświetlasz slajdy dla widowni, jest pomocniczy).
4. Warto zainwestować w jeden gadżet – pilot. Ja mam taki, którym mogę
zmieniać slajdy (trzeba to przetrenować, by przełączać je bez patrzenia na
klawisze pilota), użyć wbudowanego wskaźnika laserowego (co robię
tylko w ostateczności), wygasić ekran (blank, analogicznie do klawisza
B). Poza tym pilot pokazuje mi na malutkim wyświetlaczu stan
naładowania baterii (ważne) i siłę sygnału radiowego z modułu tkwiącego
w komputerze (dzięki czemu mogę sprawdzić, czy pilot zadziała w każdym
miejscu na sali, w którym zamierzam go użyć). Dodatkowo mogę ustawić
wibracje na pięć minut i dwie minuty przed końcem zadanego czasu (choć
nigdy jeszcze nie użyłem tej funkcji).
5. Nie pamiętam czasów, kiedy zaczęto używać pierwszych wskaźników
laserowych, ale pamiętam, kiedy pojawiły się pierwsze zielone wskaźniki
laserowe (wcześniej były tylko czerwone). Wskaźnik ma kilka wad: może
nie zadziałać, bardzo skutecznie obrazuje na ekranie drżenie rąk
mówiącego i, być może najgorsze, nie zapewnia fizycznego kontaktu
między mówcą a treścią na ekranie. Jeśli to możliwe, wolę używać ręki
albo zwykłego wskaźnika, który jest niejako jej przedłużeniem. Jeśli to
niemożliwe (ogromny ekran cztery metry nad podłogą), staram się
ograniczyć laserowe wskazywanie do minimum.
6. O zegarze już wspominałem. To bardzo ważne, byś w trakcie prezentacji
(często w przyciemnionej sali) mógł sprawdzić, ile zostało ci czasu, i nie
podwijał przy tym szerokim gestem mankietu koszuli. Licz na siebie –
świetnie sprawdza się zegarek typu budzik ustawiony w widocznym
miejscu.

7.3. Mowa ciała, strój


Jeśli zmierzyć kąt, jaki tworzy w  widoku z  przodu linia symetrii twojej głowy
z  pionem, to jest on stale na tym nagraniu różny od zera. Zwykle kiedy jesteśmy
zrelaksowani, ten kąt nie jest równy zeru. Jeśli jesteś bardzo pewny siebie, wręcz
arogancki, może wynosić nawet 30 stopni.
W  Chinach nigdy nie widziałem profesora wygłaszającego wykład z  kątem różnym
od zera.
Taki komentarz dostałem od jednego z moich przyjaciół (tego samego, który
poświęcił swój włos na bieżnię dla mikrorobota), kiedy jakiś czas temu
nagrałem jeden z moich krótkich wykładów na wideo i przesłałem kilku
osobom z prośbą o krytyczne uwagi.
W różnych okolicznościach słyszałem o tym, jakoby naukowcy zbadali, ile
procent komunikatu, takiego jak prezentacja konferencyjna, dociera do nas
przez tekst, ale ile przez inne kanały, na przykład mowę ciała. Podchodzę do
tych rewelacji z rezerwą[31], niemniej nie ulega wątpliwości, że słuchacze
odbierają pozawerbalne sygnały wysyłane przez mówców.
Ćwiczenie 24. Przygotuj krótkie wystąpienie, na przykład jednominutową reklamę, zajawkę mającą
przekonać jak najwięcej osób do przyjścia na twoje wystąpienie podczas konferencji z dwunastoma
równoległymi sesjami. Następnie zaprezentuj je przed jakąkolwiek widownią (namów chociaż trzy
osoby – do pustej sali mówi się trochę inaczej) i nagraj swoje wystąpienie kamerą umieszczoną na
statywie na widowni, tam gdzie mógłby siedzieć jeden ze słuchaczy (albo nieco wyżej). Obejrzyj
nagranie, najpierw bez głosu.

Są ludzie, którzy potrafią mówić przez pół godziny, nie odrywając ani na
chwilę stóp od podłogi – stoją jak zamurowani i wygląda to naturalnie. Inni,
jak ja, przemieszczają się w dostępnym obszarze, i to też może wypaść
dobrze.
Swobodna postawa stojąca, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, jest
neutralna dla widzów, choć dla wielu osób z pozycji mówcy wydaje się
nienaturalna. Warto ją ćwiczyć – przed lustrem lub choćby na przystanku
w oczekiwaniu na tramwaj – by zapamiętało ją ciało. Może się przydać,
kiedy w czasie prezentacji nie będziesz wiedział, co ze sobą zrobić, albo
nagle zorientujesz się, że musisz się szybko przywołać do porządku
w kwestii gestykulacji czy postawy.
Przenoszeniem ciężaru z nogi na nogę można dyskretnie zaznaczać kolejne
części wystąpienia, choć w dużej sali i przy słabym świetle będzie to niezbyt
widoczne. W takim wypadku można przechodzić raz na jedną, raz na drugą
stronę przestrzeni, w obrębie której się poruszamy (na przykład stawać na
lewo i na prawo od ekranu, jeśli jest dość miejsca). To pomoże widzom
zorientować się, że skończyła się jedna część i zaczyna kolejna.
Omówię teraz kilka gestów, których należy zdecydowanie unikać.
1. Zbyt długie patrzenie w podłogę, na boki albo ponad głowami słuchaczy,
patrzenie na slajdy (szczególnie połączone z czytaniem umieszczonego na
nich tekstu). Należy starać się utrzymywać kontakt wzrokowy z widownią.
Najlepiej od czasu do czasu przenosić wzrok na słuchaczy w różnych
miejscach sali – zbyt długie patrzenie na jednego uczestnika może być dla
niego krępujące. Jeśli na sali są osoby, co do których podejrzewasz, że
mogą nie zgadzać się z tym, o czym mówisz, albo na których uwadze
szczególnie ci zależy, można spoglądać na nie nieco częściej niż na
pozostałych.
2. Trzymanie obu rąk w kieszeniach. Jeśli na swoim nagraniu zobaczysz, że
masz kłopot z opanowaniem rąk, możesz na początek spróbować trzymać
w nich pilota, ewentualnie ołówek. Kiedy nabierzesz większej wprawy,
ręce bardzo ci się przydadzą, na przykład do wyliczania na palcach
punktów („po pierwsze, po drugie...”), do gestykulacji wzmacniającej
słowa, do wskazywania ważnych miejsc na ekranie.
3. Poprawianie włosów, zakładanie kosmyków za ucho, oblizywanie ust,
bawienie się – rzeczywistym lub wyobrażonym – pierścionkiem.
Szczególnie u kobiet te gesty mogą być odczytane w kontekście
erotycznym – należy pracować nad tym, żeby się ich oduczyć.
Słuchacze bardzo szybko zorientują się, czy twoja postawa, w połączeniu
z mimiką i głosem, wyraża zapał, entuzjazm, zainteresowanie tematem,
o którym opowiadasz – wszystkie te elementy są zaraźliwe, dzięki czemu
lubimy słuchać dobrych prezentacji, choćby nawet nie były blisko związane
z tym, czym się zajmujemy. Warto też pamiętać o mowie ciała słuchaczy –
obserwując ich, masz szansę zorientować się, czy podążają za tobą. Może
mówisz za cicho? Może za szybko? Może wprowadziłeś naraz zbyt wiele
nowych wątków? Krótkie spojrzenie na salę natychmiast pozwoli ci się
zorientować, jak wygląda kontakt między tobą a audytorium. Pamiętaj, że bez
dobrego kontaktu nie ma skutecznego przepływu informacji.
Nie jestem specjalistą od kreowania wizerunku za pomocą stroju – jeśli uznasz,
że potrzebujesz kogoś takiego, z pewnością znajdziesz wielu
profesjonalistów, więc podsuwam tu tylko kilka rad.
1. Lepiej ubrać się trochę zbyt oficjalnie (być nieco overdressed) niż zbyt
swobodnie. Formalny strój można nieco stonować, na przykład zdejmując
krawat, marynarkę, rozpinając guzik pod szyją czy nawet wypuszczając
koszulę ze spodni. W drugą stronę jest to zwykle niemożliwe.
2. Należy unikać ubrań w krzykliwych kolorach (pomarańczowe,
jaskrawozielone) oraz wzorzystych materiałów i dużych ozdób, na
przykład naszyjników, broszek. Słabo wyglądają też koszulki z nadrukiem
grzyba i śmiesznym tekstem na prezentacji dla mykologów – grzyb na
koszulce rozprasza, odwraca uwagę od treści wystąpienia, a tekstu i tak
nie da się przeczytać z widowni[32].
3. W sytuacjach szczególnie poważnych (ogólnoświatowa konferencja, na
widowni trzech potencjalnych praco- i/lub grantodawców) warto mieć
pod ręką zapasowy strój (co najmniej koszulę i spodnie/spódnicę), na
przykład na wypadek zalania się sokiem z czarnych porzeczek na
pięć minut przed rozpoczęciem wystąpienia.

7.4. Konferencyjny savoir-vivre


Dobrze na początek uświadomić sobie, jakiego rodzaju sytuacją społeczną
jest konferencja czy seminarium. Po pierwsze, to organizatorzy zapraszają
nas do wystąpienia. Oznacza to, że na konferencji, prelekcji, seminarium,
konwersatorium jesteśmy gośćmi, co ma wielorakie konsekwencje. Po
drugie, w czasie samej sesji konferencyjnej najczęściej jest obecny
gospodarz lokalny, tzn. przewodniczący sesji (chairperson) albo inny
prowadzący spotkanie, który odpowiada za jego przebieg: zapowiada
mówców, czasem krótko ich przedstawia, sygnalizuje upływ czasu, moderuje
dyskusje w trakcie wystąpień i po nich, dba o komfort zarówno mówców, jak
i słuchaczy.
Poniżej kilka uwag na temat konferencyjnego savoir-vivre’u, wszystkie
oparte na moich obserwacjach z ostatnich lat. Są to drobiazgi, ale potrafią
popsuć wrażenie, nawet jeśli prezentacja jest świetnie przygotowana
i przedstawiona.
1. „Witam państwa!”
Nieszczęsne słowo „witam” rozpanoszyło się w języku całkiem
niedawno, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy upowszechniła się
poczta elektroniczna. Ma ono jasne pierwotne znaczenie – oznacza
przywitanie gości przez gospodarza. Jest więc nie na miejscu na przykład
w listach (również tych elektronicznych), bo adresat zwykle czyta list
u siebie (przy biurku, na kanapie), może więc poczuć się co najmniej
dziwnie, jeśli przemawia do niego ktoś, kto uważa się za gospodarza.
Podobnie podczas konferencji – jesteśmy tam gośćmi, a nie gospodarzami.
To do tych ostatnich należy witanie zebranych, na przykład w pierwszym
dniu obrad czy na początku sesji. Jeśli ktoś chce koniecznie rozpocząć od
formuły grzecznościowej, może to być „Dzień dobry”, „Dobry wieczór”,
„Ladies and Gentlemen”. Ja swego czasu lubiłem zaczynać od „Panie
i Panowie”, w którym podoba mi się nieco staroświecka nutka; należy
tylko koniecznie sprawdzić, czy na sali rzeczywiście są przedstawiciele
obu płci – samo „Panowie” ma już nieco inne zabarwienie. Można brnąć
dalej w tę stronę i wymienić honorowych gości, jeśli wiemy, że są wśród
słuchaczy: „Szanowna Pani Prezydent, Panie Rektorze, Panie i Panowie”
– w każdym przypadku trzeba od razu, prawie bez pauzy, przejść do
pierwszego zdania prezentacji.
2. „O tej części nie powiem, przewinę tylko szybko slajdy”.
Co słyszą uczestnicy? „Jesteście za słabi, żeby to szybko pojąć”.
Ewentualnie: „Źle zaplanowałem wystąpienie. Przygotowałem tę
prezentację na inną konferencję, na której miałem więcej czasu, a dziś nie
zdążę ze wszystkim”.
3. „Dziękuję za uwagę, proszę o pytania”.
Przebiegiem i czasem sesji zarządza przewodniczący, chairman. To on
udziela mówcy głosu na czas wystąpienia i do niego należy decyzja, co
będzie działo się po jego zakończeniu. Bardzo niezręcznie jest znaleźć się
w sytuacji, kiedy po naszym zachęceniu do zadawania pytań usłyszymy od
przewodniczącego, że pytań jednak nie będzie, bo na przykład nie ma już
na nie czasu.
4. „Jak już mówiłem w czasie mojej prezentacji...”.Tak czasem zaczynają się
odpowiedzi na pytania z sali. Co słyszą uczestnicy? „A więc nie słuchał
Pan, co przed chwilą mówiłem”.
5. „Ile mam jeszcze czasu?”. Ostentacyjne patrzenie na zegarek.
O to, ile masz czasu na prezentację (w tym: czy przewidziano potem
pytania), warto dyskretnie spytać przewodniczącego sesji, najlepiej tuż
przed wystąpieniem, bo może się to zmienić w ostatniej chwili, na
przykład ze względu na opóźnienie. Zegarek należy mieć, ale nie na ręku
(a jeśli nie ma innej możliwości, to zerkać na niego tak, by nikt z sali tego
nie zauważył), tylko zlokalizować zegar na ścianie albo umieścić swój
w dogodnym miejscu, żeby móc odczytać czas z dużej odległości.

7.5. Radzenie sobie ze stresem


Jedno z moich niedawnych wystąpień (to akurat miało charakter
popularnonaukowy) postanowiłem okrasić kilkoma pokazami. Do
zilustrowania fragmentu o powstawaniu kolorów w wyniku interferencji
światła doskonale nadają się bańki mydlane. Żeby nie zalać całej sceny
płynem do mycia naczyń, kupiłem w sklepie z zabawkami poręczny zestaw
do puszczania baniek, składający się z podłużnego, wąskiego naczynia
(wyobraź sobie półmetrowej długości probówkę) i wąskiej pętli
umocowanej do zakręcanego korka. W czasie prób przed prezentacją bańki
wyszły znakomicie, dzięki mojemu zestawowi nie musiałem się szamotać
z dużymi naczyniami i pokaz wyglądał bardzo naturalnie. Nie przewidziałem
jednego – podczas występu na scenie przed dwustuosobową widownią tak
trzęsły mi się ręce, że kiedy już puściłem kilka efektownych baniek, za nic
nie mogłem trafić z powrotem podłużną pętlą, którą trzymałem w jednej ręce,
do wąskiego naczynia, które miałem w drugiej. Na szczęście w końcu
wcelowałem i, zdaje się, tym razem udało mi się wybrnąć z sytuacji w miarę
gładko.
Po ponad 20 latach pracy naukowej (licząc od początku studiów)
i dziesiątkach konferencji oswoiłem się nieco z występowaniem przed
publicznością. Gdy staję przed widownią, wiem, że mam im do
opowiedzenia dobrą historię – dobrą naukowo, merytorycznie, opartą na
solidnej metodologii i oryginalnych wynikach – i że potrafię ją podać
w jasnej, przystępnej i ciekawej formie. Staram się zawsze zakładać, że
słuchacze są do mnie życzliwie nastawieni – dają mi szansę. Wierzę, że jeśli
się postaram, włożę odpowiednio dużo pracy w przygotowanie wystąpienia
i zaprezentowanie go na scenie, prawie na pewno ich nie zawiodę. Cieszę
się, że mogę im opowiedzieć o czymś, o czym jeszcze nie wiedzą – podzielić
się z nimi tym, co odkryłem, co mi się udało, o czym być może, oprócz moich
najbliższych współpracowników, nie wie jeszcze nikt na świecie[33]. Jeśli
to możliwe, staram się na widowni odnaleźć wzrokiem kogoś znajomego,
o kim wiem, że dobrze mi życzy.
Zwykle około dwóch trzecich studentów na moich warsztatach
z prezentacji przyznaje się do tego, że bardzo stresują ich publiczne
wystąpienia, w tym konieczność wygłoszenia prezentacji na konferencji czy
seminarium.
Kiedy pytam studentów, czego konkretnie boją się przed swoimi
wystąpieniami i podczas nich, najczęściej wymieniają trzy obawy:

1. „Że się zatnę, nie będę wiedział, co powiedzieć”. Wyłączając ekstremalne


przypadki wystąpień, które musisz zaplanować co do sekundy, zacięcie,
zgubienie wątku nie jest niczym strasznym. Możesz mieć przygotowane
notatki z planem prezentacji, do których zajrzysz, a ostatecznie nawet
chwila ciszy, której będziesz potrzebował, by zebrać myśli, nie jest
jeszcze katastrofą. Tym, czego zdecydowanie należy unikać w takich
wypadkach, jest przepraszanie. „Przepraszam, zapomniałem, co chciałem
dalej powiedzieć” – takie wtrącenie jeszcze bardziej rozprasza słuchaczy
i brzmi nieprofesjonalnie[34]. Należy bez żadnych dodatkowych wstawek
iść dalej – przy pewnej wprawie może się okazać, że widownia nawet nie
zorientowała się, iż przerwa nie była w tym miejscu zamierzona. Aby się
wdrożyć w wystąpienie, polecam nauczyć się pierwszych dwóch czy
trzech zdań prezentacji na pamięć – kiedy nabierzesz tempa, znajdziesz
rytm słów i gestów, na pewno uda ci się gładko dojść do końca.

2. „Że okaże się, iż wiem za mało na temat, o którym mówię”. Nieraz słuchałem
prezentacji, w których już po chwili było wiadomo, że mówca nie jest
najwybitniejszym ekspertem w swojej dziedzinie i/lub nie ma do
zaprezentowania solidnych, naukowych wyników. Próby maskowania
niewiedzy za pomocą zawiłych konstrukcji myślowych i językowych,
specjalistycznego słownictwa czy żargonu są nieskuteczne i żałosne. Nikt
nie oczekuje że student na pierwszym roku studiów doktoranckich
dorówna wiedzą profesorom. Oczywiście trzeba włożyć jak najwięcej
pracy w solidne przygotowanie merytoryczne[35]– upewnić się co do
faktów (czy dobrze pamiętasz nazwę tej struktury skalnej, czy znasz
poprawną wymowę specjalistycznych słów w obcym języku), zorientować
się w tematach, które mogą być blisko twojej dziedziny (jeśli zajmujesz
się właściwościami nowego betonu, z którego robi się osłony reaktorów
jądrowych, dobrze jest dowiedzieć się, choćby w zarysie, jak działa
elektrownia, znać trochę danych statystycznych: gdzie jest największy na
świecie reaktor, jakie konstrukcje są planowane w przyszłości), można
spróbować antycypować pytania (przy reaktorach z dużym
prawdopodobieństwem będą dotyczyć bezpieczeństwa i zagrożeń
ekologicznych, choć to zależy również od tego, kto będzie na widowni).
Na pocieszenie powiem ci, że naukowcy są jednak najczęściej
kulturalnymi ludźmi – jeszcze nigdy nie byłem świadkiem (ani nie
słyszałem), żeby ktoś ze słuchaczy próbował ośmieszyć autora prezentacji,
który wykazał się niewiedzą, czy w inny sposób się nad nim znęcać
(werbalnie)[36]. W najgorszym razie kończy się na złośliwych
uśmieszkach i przewracaniu oczami, głównie w pierwszych rzędach.

3. „Że ktoś zada mi pytanie, na które nie będę znał odpowiedzi”. To akurat może się
przytrafić zarówno w trakcie prezentacji (jeśli taka jest formuła spotkania,
co zdarza się na przykład na seminariach czy małych konferencjach, gdzie
większość uczestników dobrze się zna), jak i po niej, w czasie
przewidzianym na pytania. Możesz się pocieszyć, że powyższe
stwierdzenie dotyczy każdego bez wyjątku. W takiej sytuacji powinieneś
po prostu przyznać się do niewiedzy, najlepiej bez dodatkowych
tłumaczeń czy prób usprawiedliwiania się. Kilka rad, jak wybrnąć
z różnych pytań, szczególnie jeśli pytającemu wcale nie chodzi
o uzyskanie odpowiedzi, znajdziesz w rozdziale 7.7.
Z prostych zabiegów, które możesz wypróbować przed konferencyjnym
wystąpieniem, polecam:

1. Wyobrażanie sobie (wizualizację) siebie na scenie przed widownią.


2. Wyćwiczenie głębokich, coraz dłuższych oddechów przeponowych, które
pozwalają w krótkim czasie obniżyć napięcie mięśni i spowolnić nieco
rytm serca. Podobnie działa dość szybki spacer, trwający choćby minutę
lub dwie, szczególnie na świeżym powietrzu.
3. Wypisanie na kartce sytuacji, których najbardziej się obawiasz,
i przyjrzenie się im z dystansem.
4. Nauczenie się pierwszych kilku zdań wystąpienia na pamięć i ich
wielokrotne przećwiczenie na głos, co pozwoli ci nabrać tempa na
początku.
5. Jednym z ciekawych, badanych od niedawna zjawisk jest dwukierunkowe
sprzężenie między tym, jak się czujemy, a postawą ciała. Naturalne
i zrozumiałe jest, że ktoś, kto jest pewny siebie, stoi wyprostowany,
z podniesioną głową, a ktoś, kto właśnie zdobył złoty medal na
olimpiadzie, wyciąga ręce w geście zwycięstwa. Okazuje się jednak, że
działa to także w drugą stronę: wydaje się, że sprzężenie hormonalne
sprawia, iż przyjmując pozę zwycięzcy, czujemy się pewniej. Polecam
prezentację Your body language shapes who you are Amy Cuddy z TED-
a jako zaczyn do przemyśleń i ewentualnego przetestowania takich
zabiegów na sobie.
Zapewne żadna z tych metod nie gwarantuje natychmiastowego pozbycia się
konferencyjnej tremy, ale po jakimś czasie, stosując konsekwentnie te, które
działają na ciebie najlepiej, zobaczysz efekty.

7.6. Głos
Wyobraź sobie, że wybierasz kilkoro znajomych i proponujesz im:
„Chodźcie, zaśpiewamy coś razem”. Zapewne możesz przewidzieć ich
reakcje. Jedną z najczęstszych byłoby pewnie coś w rodzaju: „Nie umiem,
nie mam słuchu”. Wydaje się jednak, że podobnie jak na poziomie przekazu
i komunikacji jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do słuchania opowieści,
tak samo jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do śpiewania, które od
wieków towarzyszyło ludziom przy pracy, zabawie, w radości i żałobie.
Masz słuch lepszy, niż ci się wydaje – w ciągu sekundy rozpoznasz przez
telefon, czy bliska osoba jest smutna, czy wesoła, z intonacji głosu, właśnie
ze słuchu. I jako dziecko nauczyłeś się, tylko ze słuchu, języka, który był
wtedy dla ciebie obcy.
Ja miałem to szczęście, że kilka lat temu trafiłem na warsztaty z emisji głosu dla
nauczycieli akademickich, podczas których działy się rzeczy niezwykłe.
Dziesięć nieznających się wcześniej osób, w znakomitej większości
wygłaszających zdania typu: „Nie śpiewam, nie mam głosu ani słuchu,
a poza tym się wstydzę”, po dwóch miesiącach śpiewało, ryczało, mruczało,
piało i zawodziło, solo i chóralnie, wydobywając dźwięki, o których nie
miały pojęcia, że w ogóle mieszczą się w jakiejkolwiek skali ich
możliwości – głośności, wysokości, barwy.
Trener głosu Roger Love[37] wyróżnia pięć właściwości (cech) głosu:
głośność, melodyjność, ton, wysokość i tempo (volume, melody, tone, pitch,
pace). Podczas prezentacji naukowych zaleca mówić niskim głosem
o umiarkowanej melodyjności. Szczególną uwagę warto zwrócić na unikanie
mówienia na jednym tonie, bardzo rozpowszechnionego na konferencjach
naukowych. Jest to jedna z niezawodnych metod wprowadzania słuchaczy
w stan odrętwienia, a przy pewnej wprawie i wspomaganiu niewydolną
wentylacją sali, nawet ich uśpienia. W szczególności warto się uczyć, jak
różnicować głośność, melodyjność i wysokość głosu oraz prędkość
mówienia w zależności od audytorium, zarówno przygotowując się do
wystąpienia, jak i w jego trakcie.
Jeśli pracujesz głosem, żaden podręcznik, a już na pewno nie ten, nie
zastąpi zajęć z profesjonalnym trenerem emisji. Jeśli chcesz uczynić z głosu
narzędzie, nad którym zapanujesz, które sprawi, że twoje prezentacje będą
świetne również wokalnie, potrzebujesz treningu.
Wymienię jedynie podstawowe umiejętności, od których warto zacząć:

1. Oddychanie. Niewiele rzeczy rozprasza słuchaczy bardziej niż mówca,


który walczy o oddech – nie potrafiąc zsynchronizować rytmu zdań
z wentylacją, kończy frazy tak, jakby zaraz miało zabraknąć mu powietrza.
W dodatku wszelkie głośne wdechy są wzmacniane przez mikrofon, przez
co stają się jeszcze bardziej uciążliwe. Warto poznać i wypróbować kilka
ćwiczeń, które nie tylko pozwolą zapanować nad oddechem, lecz także
pomogą opanować stres. Jeśli nie możesz popracować z trenerem głosu,
spróbuj chociaż znaleźć i wykorzystać opis ćwiczeń oddychania
przeponowego[38].

2. Rozgrzewka aparatu mowy. Jeśli masz wolną minutę przed wystąpieniem,


możesz porobić miny do lustra (ostatecznie może też być bez lustra).
Nadymanie policzków, wystawianie języka, „malowanie” językiem po
podniebieniu (to podobno jedyne miejsce, gdzie można się samemu
połaskotać), zwijanie języka w rurkę, głośne parskanie, dotykanie twarzy
opuszkami palców – wszystko to przygotuje cię do wzmożonego wysiłku
głosowego, jakim jest publiczne wystąpienie. Niezłe jest robienie min
wyrażających radość, smutek, złość w maksymalnym natężeniu, każdej
przez trzy sekundy, po czym rozluźnienie mięśni twarzy.
3. Mówienie wolno i niskim głosem. Nie wiem, czy ma to podłoże kulturowe, czy
inne, ale wydaje się, że z większą uwagą słuchamy komunikatów
wypowiadanych właśnie w ten sposób. Kiedy nauczysz się rozluźniać
aparat mowy (konieczne ćwiczenia z nauczycielem, przynajmniej raz, by
załapać, o co chodzi), będziesz mógł (bądź mogła, szczególnie dotyczy to
kobiet) łatwo obniżyć tonację głosu, na przykład mówiąc kilka razy: „bing
bong, king kong, ding dong” (świetne ćwiczenie z płyty dołączonej do
książki Presentation skills for scientists). By mówić wolniej, potrzeba
dwóch rzeczy: treningu (przed lustrem, nagrywania się na dyktafon lub
kamerę) i dobrze zaplanowanego wystąpienia, dopasowanego do czasu,
którym będziesz dysponować.

4. Wyeliminowanie wstawek typu „eee”, „yyy”. Związane częściowo z głosem,


a częściowo z nawykami mowy wypełnianie przestrzeni między słowami
krótszym bądź dłuższym „yyy” lub „eee” psuje każdą wypowiedź. Jeśli
usłyszysz je na swoich nagraniach, masz nad czym pracować. Pauzy
podczas mówienia nie są niczym nienaturalnym, można je kreatywnie
wykorzystać, „wypełniacze” – eliminować.

5. Ćwiczenia z dykcji. Na przykład dwa poniższe: pierwsze zaczerpnięte


z książki Presentation skills for scientists, a drugie mojego pomysłu.
Ćwiczenie 25. Powiedz „tak” na różne sposoby, z różną intencją, operując jedynie głosem: ciepło,
z sympatią, kojąco, z wahaniem, jak ekspert, z zaniepokojeniem, jak szef, z entuzjazmem, jak „nie”.
Możesz wypisać listę dziesięciu sposobów, wybrać jeden i pozwolić znajomym, którzy cię słuchają,
zgadywać, jaka była twoja intencja.

Ćwiczenie 26. Wybierz fragment dowolnego podręcznika akademickiego – im nudniejszy, tym


lepiej (w ostateczności może być książka, którą właśnie czytasz). Przeczytaj go na głos, tak jakby to
była: bajka dla dzieci, ważna wiadomość (bearking news) w serwisie telewizyjnym, orędzie do
narodu, radiowa transmisja meczu.

7.7. Pytania z sali


Kiedy jeszcze studiowałem i dopiero zaczynałem gromadzić swoje
konferencyjne doświadczenia, byłem przekonany, że pytania padające z sali
po wystąpieniach są powodowane niezaspokojoną ciekawością słuchaczy
zainspirowanych tym, co właśnie usłyszeli. Dziś jestem przekonany, iż rzecz
ma się zgoła inaczej – znakomita większość pytań, które padają w takich
okolicznościach, nie służy uzyskaniu odpowiedzi, a raczej jest popisem
pytającego, jego mikroprezentacją, przed której wygłoszeniem nie może się
powstrzymać. No cóż, skromność nie jest często spotykaną wśród
naukowców cechą i trzeba się z tym pogodzić.
Jak reagować na pytania i komentarze, szczególnie te prowokacyjne: „To
nic nowego, w 1985 roku wraz ze Smithem obserwowaliśmy już ten efekt”,
„Czy zna Pani moje publikacje, w których mierzyłem tę poprawkę z bardzo
dużą dokładnością?”.
Warstwa naukowa jest tu jedną kwestią – nikt nie zna wszystkich
publikacji i wszystkich wyników (często zresztą nie do końca związanych
z tematem). Zupełnie czym innym jest jednak umiejętność wybrnięcia z klasą
z takiej sytuacji. Pytania padają zwykle na koniec, więc z całego wystąpienia
słuchacze mogą je zapamiętać najlepiej.
Naczelna zasada brzmi: w żadnym wypadku nie należy wdawać się
w  dyskusję. Jeśli widzisz, że pytający dąży do dłuższej wymiany zdań (i nie
doczekasz się pomocy ze strony osoby prowadzącej sesję, która powinna
w porę interweniować), powinieneś uciąć sprawę, najlepiej propozycją
kontynuacji po zakończeniu sesji, w bezpośredniej rozmowie.
W dużych salach bardzo często widzowie mogą nie usłyszeć pytania.
Warto je powtórzyć (zakładam, że prelegenta wszyscy słyszą dobrze),
ewentualnie przeformułować (na przykład jeśli zawiera specjalistyczne
zwroty, skróty, których mogą nie zrozumieć wszyscy słuchacze): „Padło
pytanie o czułość metody pomiarowej, którą omawiałem”. Ma to jeszcze tę
zaletę, że zyskujesz cenne sekundy na zebranie myśli i przygotowanie
odpowiedzi (bądź złośliwej riposty, jeśli akurat na taką się zdecydowałeś).
W przypadku pytań typu „Czy...” należy raczej unikać odpowiedzi
ograniczonych do „Tak” bądź „Nie”. Najlepiej na bazie pytania stworzyć
minihistoryjkę.
– Czy słyszała pani o naszych wcześniejszych pracach?
– Efekt X po raz pierwszy zaobserwowano pod koniec XIX wieku, lecz nie
towarzyszyły temu zadowalające wyjaśnienia teoretyczne. W latach 30. XX wieku
pojawiły się pierwsze prace Nowaka i Johnsona, a następnie, po udoskonaleniu
techniki pomiarowej, Smitha i Kowalskiego. O ile wiem, dotąd żadna z teorii nie
wyjaśnia wszystkich obserwowanych anomalii [wiem sporo na ten temat]. Bardzo
chętnie dowiem się podczas przerwy o innych pracach, które mogły umknąć mojej
uwadze [uprzejmie ucinam dyskusję w tym miejscu].

Z drugiej strony należy dbać o to, by odpowiedź na pytanie nie była zbyt
długa – wystarczy od czterech do sześciu zdań. Im pytanie bardziej
szczegółowe, tym odpowiedź powinna być krótsza, bo być może tylko
pytający jest w stanie ją zrozumieć i docenić. Jeśli pytanie jest na poziomie
ogólnym, dotyczy szerokiego tematu (na przykład kontrowersji związanych
z naszymi badaniami) i uznamy, że odpowiedź może być ciekawa dla
szerszego grona słuchaczy, można pozwolić sobie na dłuższy wywód, ale na
pewno nie należy przekraczać pół minuty (w wyjątkowych wypadkach
minuty). Choćby po to, by dać szansę innym pytającym. Na dłuższą dyskusję
można zainteresowanych zaprosić po zakończeniu sesji.
Jeśli rozmówca mimo wszystko dąży do konfrontacji, nie pozostaje nic
innego, jak uciec się wprost do pomocy przewodniczącego sesji czy
gospodarza spotkania:
– Pani przewodnicząca, jeśli pani pozwoli, wolałbym teraz nie kontynuować tej
dyskusji. Bardzo chętnie poznam więcej szczegółów po zakończeniu sesji, być może
w węższym gronie słuchaczy.

Jeśli pytanie wykracza poza naszą wiedzę, najlepiej od razu się do tego
przyznać. Nie warto się przy tym usprawiedliwiać, bo robi to złe wrażenie.
– Czy wie pan, jaka jest stała dielektryczna tego materiału, który badacie?
– Nie, w tej chwili tego nie wiem. Być może w dalszej kolejności będziemy ją
próbowali wyznaczyć.

Szczególnie nieprofesjonalnie brzmią tłumaczenia: „Nie miałem dość czasu,


żeby sprawdzić...”, „Nie miałem pieniędzy w projekcie, żeby dokończyć...”,
„Akurat nie mam żadnego doktoranta, żeby dokładnie zmierzyć....”.
8.

Plakaty, czyli prezentacja w dwóch


wymiarach

Oprócz prezentacji ustnych drugą najczęściej spotykaną formą prezentowania


wyników badań naukowych podczas konferencji są plakaty (postery).
Stworzenie dobrego plakatu wymaga często takiego samego nakładu pracy,
jak przygotowanie wystąpienia przed publicznością. Wiele rad i pomysłów,
które opisałem wcześniej, można zastosować i w tym wypadku. Dobry plakat
musi być najpierw wymyślony, potem zaprojektowany – na tym etapie
najlepiej sprawdzają się kartka (dobrze jest wziąć jak największą, co
najmniej formatu A3) i ołówek albo flamastry. Nie musisz być świetnym
rysownikiem – chodzi o zebranie pomysłów i uporządkowanie materiału
(tym razem głównie graficznego) tak, byś mógł ogarnąć go jednym
spojrzeniem.
Rysunek 20. Szkic plakatu o mikrorobocie nartniku na konferencję o ciekłokrystalicznych
elastomerach oraz finalny plakat. Na szkicu jest zaznaczony między innymi podział zadań
między autorów (M.R., M.N., P.W., każdy dostał swoją kopię) oraz kilka zdań pierwszej wersji
wprowadzenia.
W ostatecznej wersji niektóre elementy zmieniły miejsce, ale koncepcja prowadzenia widza jest
bardzo podobna. Podsumowanie w formie „Good news, bad news”.

Z prezentacjami w formie plakatów wiąże się pewien paradoks, nad


którym warto się zastanowić. Z jednej strony, tak jak w przypadku slajdów,
plakat ma być uzupełnieniem wystąpienia, tłem, które sobie przygotujesz, by
lepiej opowiedzieć o swoich badaniach słuchaczom, którzy do ciebie
podejdą podczas sesji plakatowej. Z drugiej strony dobrze by było, gdyby
mógł on „mówić sam za siebie”, tzn. przedstawiać twoją opowieść również
wtedy, gdy ciebie akurat przy nim nie ma. Wyważenie tych dwóch ról plakatu
wymaga namysłu już na etapie projektowania i potem, kiedy szkice zmieniają
się w finalny produkt. Możesz na początek pomyśleć o swoim plakacie jak
o ilustrowanym abstrakcie i zastosować wiele rad, o których napisałem przy
okazji przygotowywania streszczeń prezentacji.
Jak wiadomo prawdziwy podręcznik dla naukowców nie może się obejść
bez równań, pora więc na pierwszy (i jedyny) wzór matematyczny w tej
książce. Opisuje on prawo plakatu i wygląda tak:

gdzie P jest prawdopodobieństwem, że ktokolwiek zainteresuje się twoim


plakatem, A zaś to pewna stała, zwykle z przedziału 1–100, której dokładna
wartość zależy od rozmaitych okoliczności towarzyszących sesji plakatowej,
jak późna pora czy bliskość obiadu. Naturalnie jest to prawdopodobieństwo
maksymalne, przy założeniu że włożysz w wykonanie plakatu dostatecznie
dużo serca i pracy.
Podobnie jak w przypadku slajdów, do wykonania plakatów najlepiej
użyć zimnych palet: szarości, odcieni niebieskiego, zielonego. Można
eksperymentować z innymi kolorami, ale wymaga to dużego wyczucia.
Należy unikać małych czcionek, pstrokatego tła i niepotrzebnych ozdobników
(szlaczków, kolorowych marginesów itp.). Wątpliwym pomysłem jest
używanie jako tła powiększonego na cały plakat zdjęcia lub innej grafiki –
wprowadza to zamęt. Mówiąc ogólnie, podczas projektowania plakatu
uważaj, by nie dać się zbytnio ponieść kreatywności – w znakomitej
większości wypadków nie wychodzi to na dobre.
Dobrze sprawdza się pogrupowanie materiału (podobnie jak na wykresie
z rozdziału o szkicowaniu prezentacji), a następnie umieszczenie
poszczególnych fragmentów na kolejnych panelach, wyróżnionych kolorem
tła i/lub ramkami. Mogą to więc być kolejno:
1. Tytuł ze wstępem (najwyżej cztery–pięć zdań). Potraktuj tę część jak
reklamę, pomyśl, że chcesz przyciągnąć uwagę „klienta”.
2. Stan wiedzy. Jeśli nie zmieścisz tej części razem z tytułem, może ona się
znaleźć w następnym panelu. Ale znów – nie może to być więcej niż kilka
zdań, najlepiej ilustrowanych zdjęciem albo rysunkiem.
3. Cel pracy. To, co chcesz osiągnąć, dlaczego to jest ciekawe; jedno lub
dwa zdania, ewentualnie zilustrowane.
4. Metody i wyniki. Najlepiej przedstawić je w postaci schematów
i wykresów, im mniej tekstu, tym lepiej. Pamiętaj o starannym doborze
materiału, tak by pokazać tylko to, co najważniejsze. Być może będziesz
musiał skompilować dziesięć wykresów z publikacji do jednego, na
którym znajdzie się sama esencja tego, co zrobiłeś. Jeśli twój plakat nie
opowiada głównie o unikalnej metodzie pomiarowej, musisz oprzeć się
pokusie pokazywania wielu wyników pośrednich.
5. Podsumowanie, wnioski, plany na przyszłość. Znów: kilka zdań.
Na samym dole możesz umieścić odnośniki do artykułów, podziękowania dla
współpracowników i sponsorów – pamiętaj, to są tylko dodatki i powinny
się znaleźć na mało eksponowanym miejscu.
Na rysunku 20. pytanie i stan wiedzy zostały zawarte we wstępie (bardzo
krótkim, jedynie trzyzdaniowym). Pozwoliliśmy sobie tutaj na dość
swobodny język, by czytelnika nie wystraszyć.
Mikroroboty wiodą ciężki żywot w  nieprzyjaznym otoczeniu: na suchym lądzie
muszą zmagać się z  siłami przyczepności, pod wodą ich głównym wrogiem jest
lepkość cieczy. Wydaje się, że powierzchnia wody mogłaby być dla nich miłym
miejscem do mieszkania. Calowej długości robot nartnik może poruszać się,
zasilany energią ze światła pochłanianego przez mięsień z  LCE[39], choć wciąż
daleko mu do piękna i gracji ruchów kuzynów urodzonych na wolności.

Na kolejnych panelach pokazaliśmy: strukturę cząsteczek użytych


w polimerowym mięśniu robota (dla chemików), sposób przygotowania folii
z elastomeru (kolejne fazy i zdjęcie gotowej folii), zdjęcie żywego nartnika
i obok naszego robocika, kilka klatek z filmu pokazującego ruchy nóg
mikrorobota podczas pływania, wykresy zmierzonych prędkości
i podsumowanie. Tym razem przyszło mi do głowy, że można dać je
w punktach: „dobre wiadomości” – co się udało , „złe wiadomości” – co się
nie udało; całe podsumowanie ma jedynie 87 słów.
W przypadku plakatu ważniejszy nawet niż przy prezentacji ustnej jest
dobry tytuł. Bardzo często to on decyduje, że osoba przechadzająca się
wśród setek posterów zatrzyma się właśnie przy tobie. Mają tu zastosowanie
wszystkie rady, o których wspominałem przy okazji wymyślania tytułów
prezentacji.
Podobnie jak podczas tworzenia prezentacji także i tu przygotowanie
zdjęć, wykresów, grafik zajmuje bardzo dużo czasu – nie masz szans zrobić
tego w jeden wieczór. My, przygotowując plakat o robocie nartniku,
musieliśmy między innymi narysować trójwymiarowy model robota
w programie CAD (jeden dzień), sfotografować gotowego robota na wodzie
(trzy godziny: rozstawienie sprzętu, próbne zdjęcia, obróbka fotografii
w komputerze), stworzyć modele cząsteczek (kilka godzin[40]). Jako że
prezentowane prace mają zwykle kilku autorów, w przypadku plakatu dobrze
sprawdza się podział zadań: jedna osoba może opracować wykresy, inna –
przygotować zdjęcia, kolejna – napisać wstęp. Oczywiście konieczny jest
koordynator, który zbierze wszystko w całość (i będzie pilnował, by każda
część była przygotowana na czas). W naszym przypadku cykl pracy nad
plakatem wyglądał mniej więcej tak:

1. Sformułowanie pytania, celu badań, w tym przygotowanie pierwszej


wersji tytułu i wprowadzenia, podział zadań (wszyscy autorzy).
2. Przygotowanie rysunków i fotografii (każdy z autorów według przydziału).
3. Zebranie rysunków i przygotowanie podpisów do nich (koordynator).
4. Porządkowanie materiału, pierwsza wersja plakatu z rozmieszczeniem
elementów (koordynator z jednym ze współautorów).
5. Szlifowanie tekstu wprowadzenia i podsumowania, cyzelowanie grafiki
(jak wyżej).
6. Korekta, wpatrywanie się (wszyscy autorzy indywidualnie) i drukowanie.
Ważnym momentem w przygotowywaniu plakatu jest wpatrywanie się. Kiedy
już uznasz, że projekt jest skończony, popatrz na niego, najpierw na ekranie
komputera, potem na małym wydruku (na przykład formatu A4). Z pewnością
zauważysz jeszcze wiele szczegółów, które wymagają poprawy: literówki
w tekście, przesunięcie elementów, nierówne odstępy między nimi. Kiedy
już wprowadzisz wszystkie poprawki, następnym krokiem jest... dalsze
wpatrywanie się, na przykład następnego dnia. Prawie na pewno zauważysz
jeszcze coś, co umknęło twojej uwadze. Dobrze, jeśli na projekt rzuci okiem
także ktoś inny, świeże spojrzenie jest niezwykle przydatne, ponieważ dzięki
niemu można wychwycić pozostałe błędy.
Na konferencji, podczas której pokazywaliśmy nasz plakat o robocie
nartniku, organizatorzy przygotowali konkurs na najlepszy poster. Pierwszą
jego częścią była poster booster session, w trakcie której autorzy plakatów
mieli minutę na zareklamowanie swoich dzieł – co za znakomite ćwiczenie
z prezentowania! Większość osób po prostu przekleiła na kolejne slajdy
PowerPointa fragmenty swojego plakatu i z mniejszym lub większym
wdziękiem po kolei je omawiała. Gdybym miał przygotować takie
wystąpienie, najpierw, jak zresztą radzę w tej książce, zastanowiłbym się,
jaki jest jego cel. Tutaj wydaje się to jasne: zareklamować swój plakat tak,
by przyciągnąć uwagę widowni i jury, a dzięki temu wygrać konkurs. Jak to
osiągnąć? Zainteresować kogoś można, na przykład uchylając tylko rąbka
tajemnicy, zamiast podawać od razu wszystko na tacy. Jeśli mamy
pokazywać slajdy, to nie tabele, wykresy, ale wielkie zdjęcie żywego
nartnika, tym bardziej że obcokrajowcy niemówiący na co dzień po angielsku
mogą nie wiedzieć, co to jest water strider. W kilku zdaniach powiedzieć
o nartnikach, wybrać ciekawe fakty (na przykład że choć są badane przez
biologów od dawna, ciągle ukazuje się wiele publikacji na temat ich życia
społecznego), po czym zakończyć: „Używając sztucznych mięśni,
próbowaliśmy zbudować pierwszego na świecie robota nartnika naturalnej
wielkości. Na ile się to udało, możecie zobaczyć na naszym plakacie”.
Ćwiczenie 27. Przygotuj jednominutową prezentację reklamującą twój plakat. Wykorzystaj co
najwyżej jeden slajd z jednym elementem (zdjęciem, wykresem, mapą).

Wydaje się, że przyszłością są e-postery – już dziś pojawiają się na


niektórych konferencjach. Wyświetlane na dużych, zapewne niedługo
również dotykowych, monitorach nie tylko znakomicie upraszczają logistykę
(drukowanie, transport tub z papierowymi plakatami), lecz także otwierają
zupełnie nowe możliwości: umieszczania animacji, interaktywnych rysunków
i wykresów, które pozwalają budować struktury o wielu poziomach
szczegółowości. Jedno mogę polecić już dziś – umiar. Z pewnością w wielu
przypadkach jeden film czy jedna animacja umieszona na takim plakacie
umożliwią przekazanie większej ilości informacji niż najlepsze rysunki, ale
już widzę oczami wyobraźni e-postery mieniące się feerią kolorów
i ruchomymi ozdobnikami.
Podsumowanie,
czyli więcej niż slajdy

Być może wiele z moich rad wydało ci się zbyt radykalnych. Jak to?! Nie
pokazywać na pierwszym slajdzie tytułu i nazwiska autora, a na drugim planu
prezentacji w punktach? Układać bajki zamiast wklejać więcej wykresów?
W ogóle nie przygotować slajdów? Wielu studentów i doktorantów, którzy
uczestniczyli w moich warsztatach, mówi: „To świetne pomysły, ale mój
promotor nigdy nie pozwoli przedstawić prezentacji, która nie będzie miała
tytułu i logo uczelni na pierwszym, a planu na drugim slajdzie”. Z pewnością
nie warto prowokować konfliktów na tym tle. Dobra wiadomość jest taka, że
to ty pewnego dnia zostaniesz promotorem i będziesz mógł inaczej traktować
swoich studentów[41].
Znakomitą większość pomysłów przedstawionych w tej książce
przećwiczyłem podczas swoich prezentacji albo widziałem u innych. Nawet
jeśli nie zdecydujesz się na duże zmiany, a spodobały ci się niektóre idee,
zacznij je wypróbowywać – może niektóre w twoim przypadku zadziałają,
a inne zupełnie nie. Tak czy inaczej wierzę, że można odczarować nudne
konferencje i nie żałować spędzonego na nich czasu, a wręcz przeciwnie –
dać się wciągnąć w zrozumiałe, ciekawe opowieści naukowe i czerpać
z nich inspiracje na przyszłość.
Umiejętności, do których ćwiczenia tutaj zachęcałem, przydadzą ci się też
przy pisaniu artykułów naukowych czy wniosków o granty. Wyobraź sobie
recenzenta, który właśnie dostał do przeczytania 150 takich wniosków po 30
stron każdy. Bierze pierwszy do ręki i zaczyna od jednostronicowego
streszczenia, by wyrobić sobie ogólne zdanie o proponowanych działaniach:
„W naszych badaniach zamierzamy wykorzystać niskoszumną spektroskopię
FTIR do badania właściwości optycznych stopów o zawartości niklu między
1 i 1,5%...”. Bierze drugi: „Proponowany projekt obejmuje systematyczne
badania wpływu wybranych czynników na trwałość diod laserowych typu
VCSEL...”. Bierze trzeci... Co to? Najpierw przedstawione tło, aktualny stan
wiedzy, dalej jasno postawione pytanie i drogi, które prowadzą do
znalezienia odpowiedzi. Perspektywy na przyszłość, wizje, co zrobić
w następnej kolejności. Wszystko napisane zrozumiałym językiem, bez
skrótów i żargonu.
Pamiętaj, że wbrew temu, co może ci się wydawać, recenzent bardzo
rzadko jest specjalistą w wąskiej dziedzinie, którą się zajmujesz albo
właśnie chcesz się zająć – nigdy nie wiadomo, na kogo trafisz, ale z dużym
prawdopodobieństwem będzie ci wdzięczny za przedstawienie tematu
w szerszym kontekście i stopniowe wprowadzenie do bardziej
skomplikowanych koncepcji. Jeśli przypadkiem trafisz na eksperta, na
pewno doceni zgłębienie tematu na tle dyscypliny naukowej i precyzję
rozumowania.


Na zajęciach z prezentacji często słyszę od studentów: „Ale pan zajmuje się
takimi ciekawymi rzeczami – mikrorobotami chodzącymi po włosie albo
pływającymi jak nartniki – o tym bardzo łatwo ciekawie opowiedzieć, nie
tak jak o moich wynikach...”. No cóż, z pewnością niektóre zagadnienia są
bardziej nośne niż inne. Wydaje się, że z zainteresowaniem słuchamy
o tematach należących do jednej z trzech grup: takich, którymi się
przejmujemy, gdyż mają bezpośredni wpływ na nasze życie (diagnostyka
i terapia, ochrona środowiska naturalnego); takich, które wzbudzają emocje
(ochrona zwierząt, tematy dotyczące dzieci); i wreszcie takich, które
pobudzają naszą wyobraźnię (loty kosmiczne, miasta przyszłości).
Niewykluczone, że zastanawiając się, jak ciekawie i inspirująco
opowiedzieć o tym, czym się zajmujesz, dojdziesz do wniosku, że jednak
zupełnie cię to już nie interesuje i nie widzisz sensu kontynuowania swojej
pracy. Ja, zachęcany przez promotora i mentora w jednej osobie, zmieniłem
do tej pory obszar moich zainteresowań naukowych dwukrotnie. Nigdy nie
jest za późno, by od przyszłego roku dołączyć do grupy zajmującej się
badaniami nad diagnozowaniem chorób u dzieci marsjańskich osadników,
gdzie być może odnajdziesz swoje miejsce w nauce – jedynie na jakiś czas
albo już na zawsze. Ostatecznie pamiętaj, że warto zajmować się nauką tylko
wtedy, gdy sprawia ci to prawdziwą frajdę.
Czego ci serdecznie życzę
Szybki test twojej prezentacji

(do wielokrotnego użycia


na wszystkich etapach przygotowań)

1. Czy wiesz, jakie jest twoje pytanie i dlaczego jest ono ważne? Czy
prezentacja jest zbudowana wokół tego pytania i poszukiwania
odpowiedzi na nie?
2. Czy nie zamierzasz powiedzieć zbyt wiele? Czy zmieścisz się
w przydzielonym czasie?
3. Czy zaczynasz od mocnego akcentu? Czy masz dobrze przemyślane
pierwsze trzy zdania i ewentualnie towarzyszący im slajd albo pokaz?
4. Czy myślisz o swojej prezentacji w prostym języku? Czy przygotowałeś
wystąpienie bez specjalistycznego słownictwa (albo, jeśli uznasz je za
konieczne, dobrze je wytłumaczyłeś)?
5. Czy każdą nową ideę wprowadzasz najpierw ogólnie, a dopiero potem
przechodzisz do detali?
6. Czy prowadzisz słuchaczy w zrozumiały sposób od jednego punktu
opowieści do następnego?
7. Czy dobrze przemyślałeś i przećwiczyłeś zakończenie? Czy masz jasno
sprecyzowaną wiadomość do zabrania? Czy potrafisz ją zapisać (dla
siebie, nie na slajdzie!) w trzech zdaniach? A w jednym?
8. Czy slajdy mają odpowiednią kolorystykę, napisy są dobrze widoczne,
a wykresy czytelne?
9. Czy zapisałeś ostateczną wersję prezentacji w łatwo dostępnym miejscu
w komputerze oraz kopię na zewnętrznym nośniku pamięci?
10. Czy masz naładowane baterie w komputerze i pilocie?
11. Czy sprawdziłeś, gdzie będziesz wygłaszał prezentację, jak wygląda
sala, jak działają nagłośnienie, światło, projektor?
Literatura

(według stosunku przydatności do ceny)

1. Matt Carter, Designing Science Presentations: A Visual Guide to


Figures, Papers, Slides, Posters, and More, Academic Press, 2013.
Najlepsza wśród kilkunastu książek o prezentacjach naukowych, jaką
przeczytałem. Bardzo dobra struktura, mnóstwo przykładów.
2. Michael Alley, The Craft of Scientific Presentations: Critical Steps to
Succeed and Critical Errors to Avoid, Springer-Verlag, 2013. Bardzo
dużo tekstu, sporo ciekawych spostrzeżeń i pomysłów.
3. Nancy Duarte, slide:ology: The Art and Science of Creating Great
Presentations: The Art and Science of Presentation Design, O’Reilly
Media, 2008 (polskie wydanie: Slajd:ologia. Nauka i sztuka tworzenia
genialnych prezentacji, Onepress, 2011). Szkoda, że sam nie wpadłem
na ten tytuł... Ze słonecznej Kalifornii, napisana przez właścicielkę firmy
przygotowującej prezentacje między innymi dla wiceprezydenta USA Ala
Gore’a.
4. Agata i Jerzy Rzędowscy, Mistrzowskie prezentacje, Helion, 2010.
Świetny, zwięzły podręcznik, jedyny godny polecenia, jaki znam po
polsku. Choć adresowany do nieco innego kręgu czytelników,
w zaskakująco wielu miejscach doszliśmy do podobnych wniosków.
5. James Schofield, Presentation Skills in 7 Simple Steps, HarperCollins
Publisher, 2014. Dużo pożytecznych, dobrze uporządkowanych
informacji, między innymi jak radzić sobie z prezentacyjnym stresem.
6. Edward Zanders, Lindsay Macleod, Presentation Skills for Scientists.
A Practical Guide with DVD-ROM, Cambridge University Press, 2010.
Niewielka książeczka z płytą. Wiele użytecznych ćwiczeń, bez lania
wody, jak w wielu innych publikacjach.
7. Theo Theobald, Develop your presentation skills, Kogan Page, 2011. Jak
wyżej, solidna porcja wiedzy i ciekawych spostrzeżeń.
8. Amanda Vickers, Steve Bavister, Presenting (z serii „Teach Yourself”),
Hodder Education, 2007. Choć wybór przykładów wskazuje na to, że
autorzy pisali z myślą o odbiorcach ze świata korporacji, książka
zawiera dużo cennych wskazówek przydatnych również przy tworzeniu
prezentacji naukowych.
9. Garr Reynolds, Presentation Zen: Simple Ideas on Presentation Design
and Delivery, New Riders, 2011. Zanim zaczniesz myśleć
o prezentacjach, zacznij od ćwiczeń zen.
10. Garr Reynolds, Presentation Zen Design: Simple Design Principles and
Techniques to Enhance Your Presentations, New Riders, 2013. Sequel
udanej pierwszej części, już nie tak dobry.
11. Scott Morgan, Speaking about Science: A Manual For Creating Clear
Presentations, Cambridge University Press, 2006. Jeśli nie znajdziesz
nic innego, może być na początek.
12. Stephanie Evergreen, Presenting Data Effectively: Communicating Your
Findings for Maximum Impact, SAGE Publications Inc, 2013. Jedna
z dwóch książek na tej liście, której nie czytałem, ale sądząc po
zawartości profesjonalnej i bardzo dobrze przemyślanej strony
internetowej oraz bloga autorki, przypuszczam, że jest świetna.
13. Roger E. Jones, Storytelling Pocketbook, Management Pocketbooks,
2012. Istotnie mieści się w kieszeni, ale to chyba jej jedyna zaleta.
Książki o TED-zie
1. Carmine Gallo, Talk Like TED: The 9 Public Speaking Secrets of the
World’s Top Minds, Macmillan, 2014. Trochę ciekawych wiadomości
o TED-zie, szczegółowe omówienie niektórych prezentacji i wspólnego
dla nich stylu prezentowania.
2. Jeremey Donovan, TED. Jak wygłosić mowę życia, Helion, 2015.
Pierwsza przetłumaczona na polski publikacja w całości poświęcona
wystąpieniom w stylu TED-a.
3. Akash Karia, How to Design TED-Worthy Presentation Slides:
Presentation Design Principles from the Best TED Talks Paperback,
CreateSpace Independent Publishing Platform, 2015. Można sobie bez
żalu darować.
4. Akash Karia, TED Talks Storytelling: 23 Storytelling Techniques from
the Best TED Talks, CreateSpace Independent Publishing Platform, 2015.
Jak wyżej.
5. Chris Anderson, TED Talks: The official TED guide to public speaking,
Headline, 2016. Długo oczekiwana książka współtwórcy TED-a. Nie
czytałem, więc poza klasyfikacją.
Dodatek I

Na konferencyjne bingo natknąłem się, gdy kończyłem pisanie tej książki, na


stronie www.janinadaily.com – dzięki uprzejmości Janiny mogę je tu
zamieścić. Jeśli akurat jesteś na konferencji, zaznacz właściwe kwadraty.
Jeśli nie jesteś na konferencji, zaznacz właściwe kwadraty, wspominając
ostatnią konferencję, na której byłeś. Jeśli trzy twoje zaznaczenia ułożą się
w jednej linii (poziomej, pionowej albo przekątnej) – wygrałeś!
Dodatek II

Po co uczyć się fizyki? Odpowiedzi uczniów z jednego warszawskiego


i jednego trójmiejskiego liceum (klasy o profilu matematyczno-fizycznym).
■ Żeby obalać teorie.
■ Żeby zostać drugim Teslą.
■ By zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość.
■ Bo fizyka jest fajna.
■ Aby dowiedzieć się więcej o otaczającym nas świecie.
■ Żeby być dobrym inżynierem i budować bezpieczne mosty, budynki i maszyny.
■ Żeby ćwiczyć umysł, logiczne myślenie.
■ Żeby zdać maturę i iść na studia.
■ Żeby ułatwić życie i udowodnić, że Bóg nie istnieje.
■ By zrozumieć świat, a co za tym idzie – poznać Boga, Jego zamysły i docenić Jego
dzieło.
■ Aby poznać przyczyny zjawisk.
■ Bo rozwija zdolność myślenia.
■ Gdyż osoby po fizyce znajdują lepiej płatną pracę.
■ Mama mi kazała.
■ Żeby wiedzieć, jak działają mięśnie.
■ Chcę zderzać hadrony.
■ Aby móc wymyślać nowe wynalazki ułatwiające i polepszające życie.
■ Aby nie tylko wiedzieć, lecz także rozumieć.
■ Bo jest ciekawa.
■ Bo jest ciekawsza niż polski.
Dodatek III

Tabela oceny prezentacji dla twojej widowni podczas próbnych wystąpień.


Zaznacz swoją ocenę wf odpowiednim miejscu na kropkowanej skali (1–
8) lub odpowiedz krótko na pytanie (9–10).
Przypisy

[1] Więcej na ten temat napisałem w felietonie Three lessons rarely taught, „Science” 352, 1358
(2016).
[2] Charakterystycznym zjawiskiem pokazującym przywiązanie naukowców do informacji jest często
słyszany podczas konferencyjnych wystąpień fragment w stylu: „Tutaj mamy do czynienia z prostym
przykładem w dwóch wymiarach. Hmmm... Tak naprawdę są tu trzy wymiary, a właściwie to
w ogóle nie można mówić tu o wymiarach, więc na razie zapomnijmy o tym...”. Wydaje się, że
naukowiec miał początkowo dobrą intencję, żeby uprościć przekaz, ale w ostatniej chwili precyzyjny
umysł nakazał mu podryfować (w sposób, który niesłychanie utrudnia zrozumienie czegokolwiek
i bardzo rozprasza słuchaczy) w stronę tego „jak jest naprawdę”.
[3] Jeśli zacząłeś czytać tę książkę, bo straciłeś właśnie wątek po drugim slajdzie fatalnej prezentacji,
możesz zabawić się w konferencyjne bingo, które zamieściłem w Dodatku I.
[4] W pierwszej wersji książki, by wybrnąć z meandrów polskiej gramatyki, zwracałem się na przemian
do czytelnika i czytelniczki. Okazało się jednak, że utrudnia to czytanie, ostatecznie więc wszędzie
używam rodzaju męskiego.
[5] Zainteresowany czytelnik może chcieć dowiedzieć się więcej, na przykład o pracach Johna Swellera
dotyczących koncepcji Cognitive Load oraz o Dual Coding Theory, i innych, konkurencyjnych,
teoriach dotyczących przekazu informacji wieloma kanałami.
[6] Zanim zdecydujesz się na niekonwencjonalne metody prezentacji, koniecznie poproś kilka osób,
najlepiej w różnym wieku, o radę. Być może coś, co tobie wydaje się ciekawe, zabawne i oryginalne,
przez innych nie zostanie tak odebrane. Ostatecznie jednak decyzja należy do ciebie.
[7] Po angielsku popularyzacja to scientific communication, co doskonale pokazuje, o co właściwie
chodzi i czego można się nauczyć przy okazji popularyzowania.
[8] Choć muszę w tym miejscu przyznać, że nie jestem pewien, jak sprawy się mają wśród
matematyków.
[9] Zawsze możesz też odmówić wygłoszenia prezentacji – nudzenie słuchaczy jest nieetyczne. Choć
lubię opowiadać o nauce, odmówiłem, kiedy niedawno zaproszono mnie, bym wygłosił wykład dla
licealistów, i okazało się, że m u s i on trwać półtorej godziny. Oczywiste było dla mnie, że nie uda mi
się ich zainteresować przez więcej niż połowę tego czasu.
[10] Zjawisko znane w literaturze tematu jako Death by PowerPoint.
[11] Nie inaczej jest z innymi programami, na przykład popularnym ostatnio Prezi, który ma jeszcze tę
właściwość, że przygotowane w nim prezentacje przyprawiają niektórych, w tym mnie, o zawroty
głowy. I to wcale nie dlatego, że są tak świetne…
[12] Naturalnie zdjęcie z mikroskopu elektronowego – oryginalnie zarejestrowane w odcieniach szarości
– jest pokolorowane w komputerze, o czym pytający świetnie wiedział.
[13] Zamieszczam je w dodatku, niektóre odpowiedzi się powtarzały.
[14] Wielu studentów, z którymi prowadziłem zajęcia o prezentacjach naukowych, zarzucało mi, że
zawsze uczono ich inaczej – iż tytuł musi być równoważnikiem zdania itd. Pozostawiam to do twojej
decyzji, ostatecznie to ty jesteś autorem prezentacji. Według mnie stylistyka tytułów, którą tu
proponuję, ma kilka zalet, między innymi pozwala na lepszą czytelność i przykuwa uwagę,
a zakładam, że taka jest główna funkcja tytułu. Wracamy tu do pytania, które warto sobie zadawać na
wszystkich etapach przygotowywania prezentacji (a zapewne także i życia) – czemu ma służyć to, co
robię?
[15] W polskim laboratorium plastik, który pełza.
[16] Napędzany światłem miękki robot naśladuje sposób poruszania się gąsienicy naturalnej wielkości.
[17] Używam tu analogii z drzewem, choć moje drzewo jest postawione „na głowie”. Być może tobie
łatwiej będzie rysować je tradycyjnie – z pniem u dołu.
[18] Jak się dowiedziałem od jednej ze studentek, tak nazywa się badacz pyłków roślin
i mikroorganizmów, które dawno temu zamieniły się w skały.
[19] Na jednej z cyklicznych konferencji moi znajomi lingwiści organizują konkurs, w którym wygrywa
ten, kto umieści (z sensem) w swojej prezentacji najbardziej niezrozumiałe słowo a najlepiej, by nikt na
widowni nie znał jego znaczenia. W innym znanym mi konkursie wygrywa ten, kto najzgrabniej
przemyci w prezentacji słowo „ogórek” (gherkin). Wymaga to pewnej ekwilibrystyki na konferencji
o przekładzie audiowizualnym...
[20] Tak, tak, to nie pomyłka. Możliwe, że wkrótce ukaże się druga część tej miniserii, tym razem
o artykułach naukowych.
[21] Przykład tak napisanego abstraktu, użytego na plakacie, choć równie dobrze mógłby być pierwszą
częścią streszczenia wysłanego na konferencję, pokazuję w rozdziale o plakatach.
[22] O formułowaniu tytułów i zawartości slajdów według schematu teza–dowód piszę w rozdziale
6.1.4.
[23] Podobno niektóre instytucje naukowe zmuszają studentów i pracowników do wykorzystywania
gotowych szablonów prezentacji. Zdaje się, że jest to jeden z przykładów potwierdzających regułę –
im mniej prawdziwej nauki, tym więcej tego typu pomysłów.
[24] Na przykład W. Węglarz, A. Żarowska-Mazur, PowerPoint 2010. Praktyczny kurs, PWN, 2012;
C. Atkinson, Beyond Bullet Points. Magia ukryta w Microsoft PowerPoint, Helion, 2012; T.
Negrino, PowerPoint. Tworzenie prezentacji, Helion, 2005.
[25] Świetny jest na przykład formularz do sprawdzania wykresów, dostępny na
http://stephanieevergreen.com/dataviz-checklist/.
[26] W Polsce obecnie obowiązuje Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach
pokrewnych (tekst jednolity: Dz.U. 2016, poz. 666), przy czym bardzo wielu terminów i pojęć, które
się w niej pojawiają (na przykład „fragmenty większych utworów”) nie zdefiniowano precyzyjnie, co
daje pole do dość swobodnych interpretacji.
[27] Kto chciałby doświadczyć magii rysowania na żywo, powinien koniecznie obejrzeć archiwalne
programy Piórkiem i węglem prof. Wiktora Zina oraz wystąpienie Patti Dobrowolski Draw your
future z TEDx-a, (http://tedxtalks.ted.com/video/TEDxRainier-Patti-Dobrowolski-D). W tym
ostatnim warto też zwrócić uwagę na niecodzienne użycie rekwizytów (nie widać ich w nagraniu, ale
Patti mówi o nich w dziewiątej minucie).
[28] https://www.ted.com/talks/raffaello_d_andrea_meet_the_dazzling_flying_machines_of_the_future.
[29] Można również myśleć o kopii zapasowej nagranej w chmurze, ale połączenia sieciowe, szczególnie
w nieznanych miejscach, bywają zawodne.
[30] Tutaj na przykładzie Microsoft Office PowerPoint 2007.
[31] Jak się wydaje, większość z nich ma źródło w błędnej interpretacji wyników badań nad
komunikacją opublikowanych w latach 60. XX w. przez profesora Alberta Mehrabiana z University
of California w Los Angles (UCLA). Kolejni autorzy kopiują te informacje bez zrozumienia czy
choćby sprawdzenia źródeł. Swego czasu studenci na Wydziale Fizyki UW zażądali (skutecznie)
zmiany wykładowcy, który próbował serwować im na zajęciach owe „naukowe” dane dotyczące
komunikacji.
[32] Ostatnim przykładem, który widziałem na koszulce, był niesporczak (o ile pamiętam, bez tekstu)
towarzyszący prezentacji o... niesporczakach.
[33] Jeśli to tylko możliwe, staram się opowiadać o własnych badaniach. Jak mawiał mój promotor:
„Trudno jest osiągnąć wysoką jasność, świecąc światłem odbitym”.
[34] Jeśli miałbym wytypować jedno zachowanie, które jest zabronione podczas prezentacji, byłoby to
właśnie przepraszanie: za niestaranne przygotowanie materiałów, za spóźnienie, że mikrofon źle
działa, kawa podczas przerwy była niedobra itd. Kluczowe jest, by słuchacze byli przekonani, że
panujesz nad sytuacją, cokolwiek się wydarzy. Naturalnie nie wolno się spóźnić i trzeba się dobrze
przygotować, a na pozostałe niedociągnięcia nie masz wpływu.
[35] Od pierwszych zdań tej książki milcząco zakładałem, że twoja prezentacja ma solidne podstawy
naukowe. Że przygotowując ją, jesteś przekonany, iż masz do pokazania rzetelne, metodologicznie
poprawne, spójne wyniki.
[36] Tzw. roast.
[37] Polecam wiele świetnych ćwiczeń dostępnych na stronie internetowej www.rogerlove.com. Już
samo słuchanie Rogera jest bardzo inspirującym doświadczeniem.
[38] Na przykład w książce Breatheology: The Art of Conscious Breathing autorstwa wielokrotnego
rekordzisty w nurkowaniu na bezdechu Stiga Avalla Severinsena.
[39] Zasadniczo w streszczeniach i wstępach należy unikać skrótów, ale tutaj, na konferencji
poświęconej tylko ciekłokrystalicznym elastomerom (LCE), mogliśmy pozwolić sobie na odstępstwo
od tej reguły.
[40] Dzięki uprzejmości Piotra Kasprzyckiego.
[41] Uważam, że warto przynajmniej spytać promotora, dlaczego uważa, że twoja prezentacja powinna
wyglądać tak, a nie inaczej. Czy są jakieś naukowe, merytoryczne powody, by przygotować
i wygłosić ją właśnie w taki sposób? Jeśli jedyną odpowiedzią będzie: „Bo wszyscy tak robią od
zawsze”, może ci to dać sporo do myślenia...

You might also like