You are on page 1of 9

Podcast PRAWO SPUREK

odcinek 2: „Tak, aborcja jest OK!”


Sylwia Spurek: Przy mikrofonie Sylwia Spurek, witam w 2. odcinku mojego podcastu. Dziś
oddaję głos kobietom i ich aborcyjnemu doświadczeniu. Ponieważ wierzę, że zmiana zaczyna
się od słów, od tego, czy i jak mówimy o aborcji, to w tym podcaście będziemy mówić o niej
normalnie, rzeczowo, spokojnie, merytorycznie i przede wszystkim, bez wstydu i bez winy.
Czyli tak, jak dotąd (z małymi wyjątkami) nie udało się o niej porozmawiać w Polsce. I w
takim tonie, w jakim powinna brzmieć debata publiczna. Bo aborcja jest ok, a Ty, droga
słuchaczko, najlepiej wiesz, co jest dla Ciebie dobre.

Wypowiedź Natalii Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu: „Przerwanie ciąży wcale


nie jest gorsze od poronienia czy od porodu. To są po prostu trzy rzeczy, które mogą się
wydarzyć w życiu i my mamy prawo w tych rzeczach mieć wsparcie, mieć zrozumienie.
I przeżyć je tak, jak chciałybyśmy je przeżyć. Po swojemu, w spokoju, z kimś bliskim albo
właśnie z kimś po drugiej stronie telefonu, kto nam powie, że jesteśmy dzielne i na pewno
damy sobie z tym radę”.

Sylwia Spurek: Już za chwilę zapraszam do wysłuchania rozmowy z Natalią Broniarczyk z


Aborcyjnego Dream Teamu, ale wcześniej garść ważnych faktów na temat aborcji. Warto je
znać w kraju, w którym prawo piszą mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, a o kształcie i
charakterze publicznej debaty o aborcji, dostępie do antykoncepcji, edukacji seksualnej i
prawach kobiet, decyduje propaganda.
[fragmenty wystąpień Mikołaja Pawlaka, Kai Godek i Krzysztofa Bosaka z posiedzenia
Sejmu z dnia 15 kwietnia 2020, źródło: sejm.gov.pl]
Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka: „ […] Możecie sobie wymyślać przeróżne prawa,
nawet prawo do rekreacji w czasie pandemii, ale prawo do życia i ustalenia tego, kiedy to
życie się zaczyna jest już określone [...]”
Kaja Godek: „[...] Rozmawiamy o tym, czy w Polsce można kroić ludzi żywcem na kawałki
bez znieczulenia, rozmawiamy o tym, czy w Polsce można dusić niewinne dziecko
przedwczesnym porodem, a potem odkładać gdzieś w sali porodowej, bo to się dzieje często w
salach porodowych, gdzie normalnie życie się daje, a nie odbiera […] Dziś jest prosty wybór


– jesteś za zabijaniem, czy jesteś przeciwko zabijaniu”
Krzysztof Bosak : „Matkom spodziewającym się dziecka należy pomagać we wszelki możliwy
sposób, nie poprzez ofertę zabijania dziecka, które noszą, ponieważ zabójstwo nigdy nie jest
pomocą, a kobiety, które doświadczą aborcji, nigdy nie czują z tego powodu satysfakcji lub
ulgi, natomiast zjawisko syndromu postaborcyjnego jest powszechnie opisane w literaturze
naukowej. Widzę tu poruszenie wśród pań Posłanek z Lewicy, panie starannie tego problemu
unikają (syndromu postaborcyjnego), który jest przebadanym zjawiskiem. I to, co robicie to
wspieranie krzywdy kobiet, a nie ich praw. My w Konfederacji chcemy pomagać realnie.
Założyliśmy zespół opieki okołoporodowej. Niektórzy ironizowali, że założyli go mężczyźni,
ale tak, właśnie odpowiedzialność mężczyzn jest tu bardzo potrzebna. Nie dochodziłoby do
aborcji, gdyby przy kobietach, które są w ciąży, był kochający mężczyzna. Kobieta, o ile nie
zabije w sobie instynktu macierzyńskiego i naturalnej empatii, zawsze będzie mieć ten
instynkt, żeby to życie chronić. To, ze dziś panie ubrały się w ten czarny kolor, to symbol
braku empatii, czegoś, co panie niestety w sobie zabiły, a co naturalnie kobiety w sobie
noszą, przywiązanie do życia i powołani do tego, żeby to życie przekazywać, i żeby to życie
chronić. Na szczęście jest w Polsce milcząca większość, nie tak hałaśliwa, jak panie z
piorunkiem na koszulce. Milcząca większość, która podpisała w prawie milionie egzemplarzy
projekt obywatelski. Projekt, który ma chronić życie”.
=============
Sylwia Spurek: Rok 1993 to rok, w którym pomimo sprzeciwu wielu kobiet i środowisk
demokratycznych, weszła w życie ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i
warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, czyli tak zwany kompromis aborcyjny. Już
wcześniej lekarze i lekarki, tworząc nowy Kodeks Etyki Lekarskiej, założyli ograniczenie
praw kobiet. Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami ustawy z 1993 roku, legalnej aborcji
można było dokonać jedynie w 3 drastycznych przypadkach – gdy ciąża była zagrożeniem
dla zdrowia lub życia kobiety, płód był ciężko lub nieodwracalnie uszkodzony, lub gdy ciąża
była następstwem czynu zabronionego, w tym gwałtu. I nawet w tych trzech przypadkach
przerwanie ciąży było nierzadko utrudnione.

Przegrana została także walka o język. Zamiast kobiety i płodu pojawiła się matka i dziecko,
a kobietom wmawiano, że decyzja o przerwaniu ciąży to najbardziej dramatyczna decyzja w

ich życiu, że aborcja to mniejsze, ale zawsze zło. Co więcej, nadal nam się to wmawia. I nie
mówią to tylko prawicowi publicyści i politycy, aktywiści anty-choice. Słyszymy to także od
liberalnych polityków i polityczek, także tych mieniących się obrońcami demokracji,
protestującymi przeciw naruszaniu zasady praworządności czy wolności mediów.

To wszystko stworzyło świetny grunt dla zaostrzenia prawa. 22 października 2020 roku
Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej uznał, że aborcja z powodu ciężkich wad płodu
jest niezgodna z Konstytucją. Chociaż wyrok wyprowadził na ulice polskich miast,
miasteczek i wsi setki tysięcy wściekłych kobiet i wspierających je mężczyzn, wywołując
chyba największe po 1989 roku społeczne protesty, to już następnego dnia, czyli jeszcze
przed wejściem w życie wyroku, szpitale zaczęły odwoływać pacjentkom zabiegi.

Ale trybunał nie po raz pierwszy w 2020 roku działał przeciw prawom kobiet. W 1997 roku
Trybunał prof. Zolla orzekł, że niekonstytucyjna jest aborcja z przyczyn społecznych, a w
2015 roku Trybunał prof. Rzeplińskiego wzmocnił instytucje klauzuli sumienia stosowaną
przez lekarzy chyba jedynie wobec kobiet, najczęściej w kwestii przerwania ciąży właśnie.

Ale wróćmy do wyroku z 2020 roku. Czy to oznacza, że aborcje w Polsce po wyroku się
skończyły? Zdecydowanie nie – mówi moja gościni Natalia Broniarczyk, aktywistka
aborcyjna, która od czasu wyroku odebrała już tysiące telefonów z prośbą o pomoc w
przerwaniu ciąży.
Natalia Broniarczyk: „Bardzo szybko poczułyśmy moc tego prawa, jeszcze zanim one
weszło w życie, a tylko przypomnę, że trzy miesiące zajęło opublikowanie wyroku. Już
następnego dnia po orzeczeniu odebrałyśmy 5 telefonów od kobiet, których zabiegi zostały
odwołane w szpitalach. To był trochę taki zimny prysznic. Natomiast tych aborcji nie jest ani
mniej, ani więcej, one po prostu odbywają się gdzie indziej – w Holandii, Wielkiej Brytanii,
Hiszpanii, Belgii, odbywają się za pieniądze darczyńców, którzy chcą wspierać dostęp do
aborcji. No i bardzo często odbywają się w atmosferze wstydu, dlatego że u takich osób,
które muszą wyjechać za granice przerwać zaawansowaną ciążę w drugim trymestrze, wiąże
się to z koniecznością konfrontacji z rodziną, przyznaniem, że ciąża nie rozwija się
prawidłowo, że podjęło się decyzje. Też zetknięcie się z żałobą, bo bardzo często są to

chciane w ciąże. Ale my i tak najwięcej pomagamy osobom, które po prostu nie chcą być w
ciąży, bo te przypadki, które dotknął wyrok trybunału, to jest raptem 1 % wszystkich aborcji.
Od 22 października 2020 do 22 października 2021 pomogłyśmy w sumie 34 tysiącom kobiet
w aborcji, z czego tylko 1080 to były osoby dotknięte wyrokiem. Reszta i tak by nie miała
prawa legalnie przerwać ciąży w Polsce według ustawy z ‘93 roku”.

Sylwia Spurek: Jeszcze przed orzeczeniem Trybunału zaostrzającym i tak już jedną z
najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie, wykonywano w Polsce ok.
1000 aborcji rocznie. Ale to oficjalne, rządowe i niemające wiele wspólnego z
rzeczywistością statystyki, bo jak szacuje Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny,
w błyskawicznie rozwijającym się po 1993 roku podziemiu aborcyjnym, zabiegów było
znacznie więcej, nawet między 80 a 200 tysięcy rocznie. Skąd takie liczby? Bazują one na
danych historycznych i na statystykach krajów o podobnej demografii oraz badaniach CBOS-
u z 2013 roku, z których wynika, że nawet ¼ Polek miała w życiu przynajmniej jedną
aborcję. Jak podkreśla Broniarczyk, liczba aborcji jest stała, a statystyki na całym świecie
zbliżone, chociaż w Polsce, w przeciwieństwie do Zachodu, nie robimy badań na temat,
wolimy udawać, że aborcji nie ma.
W odwracaniu wzroku mistrzami były wszystkie kolejne rządy, od lewa do prawa. Na
zasadzie kopiuj-wklej od 1993 roku pisano corocznie sprawozdanie z realizacji ustawy
antyaborcyjnej. Zamiast rzetelnie przedstawiać, jak ustawa jest stosowana i jakie są jej
skutki, przepisywano brzmienia przepisów mniej lub bardziej z aborcją związanych. Nie
gwarantowano kobietom realizacji przepisów i możliwości przerwania ciąży w tych 3
przypadkach, nie rozmawiano o aborcji, nawet tak restrykcyjna ustawa nie była stosowana i
nikogo to nie obchodziło. Kobiety jakoś sobie radziły, bo musiały.

Natalia Broniarczyk: „Nie sądzę, żeby ta liczba miała szansę zmaleć, albo z jakiegoś
powodu urosła Prawo nie jest od tego, żeby wpływać na liczbę zabiegów, raczej ma działać
jako straszak, jako coś, co ma nas zawstydzać i sprawiać, że ta decyzja będzie trudniejsza, no
ale mogłoby ją także ułatwiać. Ale w polskim kontekście to niestety nie jest ta historia”.

Sylwia Spurek: Państwo od lat woli w tej sprawie milczeć i od lat 90. aż do teraz – unika

rzetelnej debaty na ten temat. A przecież mowa o ok. 5 milionach kobiet, o tysiącach historii,
często dramatycznych, pełnych bólu i cierpienia. Dlaczego tak się dzieje? Mechanizm
zmowy milczenia już niemal dekadę temu opisywała Joanna Podgórska, która na łamach
tygodnika Polityka przypomniała historię profesora Wacława Deca, dyrektora Instytutu
Ginekologii i Położnictwa łódzkiej Akademii Medycznej, który w telewizyjnych
„Wiadomościach” powiedział:
„Oficjalnie przerywanie ciąży nie istnieje. Ale jeżeli przychodzi do nas kobieta, która ma już
pięcioro dzieci, mąż jest alkoholikiem, a szóste dziecko w drodze, to usuwamy ciążę, pisząc
w karcie choroby co innego”. Po tych słowach rozpętała się burza. Profesorowi Decowi
groził zakaz wykonywania zawodu, a gdy kilka lat później zginął w wypadku samochodowym,
arcybiskup łódzki zakazał odprawiania mszy na jego pogrzebie i pochówku z udziałem
księdza. Potem popełniła samobójstwo częstochowska lekarka, gdy wyszło na jaw, że
prywatnie wykonuje zabiegi. To skutecznie zakneblowało lekarzy” – czytamy w Polityce.

Według Helsińskiej Fundacja Praw Człowieka niemal 40 % polskich szpitali jeszcze długo
przed wyrokiem TK deklarowało brak możliwości przeprowadzenia aborcji ze względów
embriopatologicznych, czyli np. wtedy, gdy płód miał niedający niemal żadnej szansy na
przeżycie zespół Edwardsa. Jako powód wskazywano najczęściej m.in. klauzulę sumienia, z
której korzystają wszyscy lekarze w danej placówce czy na oddziale oraz różne względy
organizacyjno-proceduralne. Aborcji nie wykonywano w ogóle w województwie
podkarpackim. Zapytałam Natalię Broniarczyk o to, jak z osobistej perspektywy ocenia
zaangażowanie lekarzy w prawo kobiet do aborcji. Dlaczego tego wsparcia jest tak mało lub
jest ono niewidoczne? Posłuchajmy, co odpowiedziała:

Natalia Broniarczyk: „To, co teraz powiem, może być nieprzyjemne dla środowiska
medycznego, ale mamy pełne prawo, żeby twierdzić, że lekarze i lekarki niestety nie robią
aborcji i chcą włączyć się w debatę okołoaborcyjną, która mogłaby zmienić prawo, dlatego,
że po prostu często stygmatyzują pacjentki i sam zabieg aborcji. Potwierdza to badanie
Fundacji „Ster” z 2016 roku „Ginekolodzy – prawo do aborcji – przeciwnicy czy
sojusznicy?”. Większość lekarzy i lekarek, którzy wzięli w nim udział, zdradziła postawy
stygmatyzujące wobec aborcji i to nie jest postawa typowa tylko dla Polski. Dla większości

ginekologów na całym świecie aborcja zdecydowanie nie jest ulubionym zabiegiem, ale są
też tacy lekarze i lekarki, którzy idą na ginekologię właśnie po to, żeby pomagać kobietom w
sytuacji niechcianej ciąży i mówią o tym wprost. My w Polsce nie doczekałyśmy się nigdy
takiego głosu, ale za to bardzo często słyszymy od lekarzy, jak bardzo jest źle i trudno.
Niewątpliwie, praca pod ustawą z ‘93 roku nie jest łatwa dla ginekologów i ginekolożek.
Natomiast prawo to jedno, a praktyka to drugie. Prawo mówi, że lekarze i lekarki
wykonujący zabiegi aborcyjne wbrew ustawie, popełniają przestępstwo, ale praktyka prawa
pokazuje, że skazań praktycznie nie ma”.

Sylwia Spurek: Niestety, tak jak obserwujemy sędziów, sędzie, prokuratorki i prokuratorów
demonstrujących w obronie zasady praworządności, tak nie widać masowych protestów
lekarzy i lekarek w obronie prawa do wykonywania zawodu oraz prawa kobiet do zdrowia i
prawa kobiet do świadczenia medycznego, jakim jest przerwanie ciąży. Bo przecież
przerwanie ciąży to świadczenie medyczne.

Natalia Broniarczyk: „Żeby zmienić prawo potrzebny nam jakiś rodzaj nieposłuszeństwa. Nie
odważyłabym się wzywać lekarzy do masowego łamania prawa, ale warto namawiać ich,
chociaż do tego, żeby krytykowali polskie prawo, i to nie to zmienione po wyroku trybunału
z 2020 roku, tylko to z 1993 roku, dlatego że sytuacja lekarzy i lekarek nie zmieniła się za
sprawą wyroku TK. Ta ustawa powinna być krytykowana 28 lat temu, 15 lat temu i przez
cały czas. Nie ma szans wykonywać zawodu ginekologa, ginekolożki odpowiednio,
prawidłowo z troską o pacjentkę, kiedy w kodeksie karnym od 28 lat widnieje zapis o
przestępstwie aborcji. Apelowałabym do lekarzy o większe zaangażowanie, większą
krytyczność wobec ustawy z ‘93 roku, ale też o stawanie za sobą murem. Jeden lekarz nie
zmieni w Polsce prawa, potrzebna jest cała grupa lekarzy, którzy wspólnie będą mówić o
potrzebie zmiany, o tym, że chcą wykonywać zawód zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną.
A najnowsza wiedza medyczna jest taka, że aborcja jest zabiegiem medycznym, który
powinien być szeroko dostępny, darmowy, wykonywany bez zbędnej zwłoki. To jest definicja
bezpiecznej aborcji według WHO, która w polskiej medycynie odgrywa przecież ważną rolę.
Lekarze i lekarki mogliby podpierać się rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia w
walce o prawo do aborcji. Narzędzi jest mnóstwo, tylko potrzebna jest odwaga i wyjście ze

strefy komfortu. Sprawdzenie, gdzie się stoi i dla kogo się tę walkę podejmuje, bo to jest
walka dla pacjentek. A o tym lekarze i lekarki niestety często zapominają”.

Sylwia Spurek: W tej trudnej dla Polek sytuacji – cała nadzieja w NGO-sach. Bo gdy
państwo i publiczna służba zdrowia zawodzą, ich obowiązki przejmują aktywistki tworzące
nieformalną i dotąd niezawodną sieć wsparcia kobiet w bezpiecznym przerwaniu ciąży.
Oprócz Federy zapewniającej bezpłatną pomoc prawną i interweniującą w przypadkach
naruszenia praw pacjentek, jest to dziś także Aborcja bez Granic, pomagająca Polkom w
dostępie do aborcji farmakologicznej, można napisać do Aborcyjnego Dream Teamu, albo
Kobiet w Sieci. Tam możemy znaleźć pomoc, nikt nie zapyta nas o powód, uszanuje podjętą
decyzję, ale jak mówi mi Natalia – kobiety, choć wcale nie muszą – wciąż próbują
wytłumaczyć się, dlaczego chcą przerwać ciążę.
Natalia Broniarczyk: „Jest takie przekonanie – i myślę, że to ogromna zasługa organizacji
aborcyjnych – że ta decyzja mówi coś więcej o nas samych. Że jeżeli decydujemy się na
aborcję, to na pewno nie kochamy dzieci, nie lubimy dzieci, nigdy nie chciałyśmy ich mieć,
albo że jesteśmy niewierzące, głosujemy na jakąś konkretną partię. Tymczasem aborcja łączy
ludzi o bardzo różnym doświadczeniu, o bardzo różnych potrzebach, cechach i czasem te
osoby nic innego nie łączy oprócz samego faktu aborcji. Lęk, że decyzja o przerwaniu ciąży
powie innym o nas coś więcej, ciągle bardzo tkwi w bardzo wielu osobach. Rzeczywiście
tych tłumaczeń często musimy wysłuchać, nigdy ich nie stopujemy, zawsze odpowiadamy, że
jeśli chcesz się wygadać, to jesteśmy, niezależnie od tego, co nam opowiesz, dostaniesz od
nas to wsparcie, nie musisz na nie zasłużyć. Najczęściej dziewczyny mówią o powodach
ekonomicznych, ale też o strachu i przemocy w rodzinie, często dostajemy telefony od
nastolatek, który są zwyczajnie za młode na rodzicielstwo i drastyczną zmianę życia. Ile
ludzi, tyle powodów”.
Sylwia Spurek: – I za Aborcyjnym Dream Teamem ja powtarzam – aborcja jest ok! To
powinna usłyszeć od nas każda kobieta, która myśli, planuje lub już przerwała swoją ciążę.
Niestety, nadal jest stygmatyzowana, obwiniana i zawstydzana. Najważniejsze, że
pomagamy, czujemy, że przynosimy dziewczynom ulgę i dajemy spokój – dodaje
Broniarczyk.
Natalia Broniarczyk: „Może to zabrzmi tak trochę pompatycznie, ale każdego dnia zdarza mi

się słyszeć i czytać zdanie: „dzięki, uratowałyście mi życie. I to zdanie porusza we mnie
wszystkie struny. Dlatego, że ja to też kiedyś powiedziałam i też tak kiedyś czułam.
Wyrwanie się z niechcianej ciąży w Polsce, to jest trochę jak wyrwanie się z klatki. I zaufanie
zupełnie obcej osobie po drugiej stronie komputera czy telefonu, to jest taka bliskość
emocjonalna i taka atmosfera wzajemnego zaufania, że jak już się uda i do tej aborcji dojdzie,
to mamy ochotę rzucić się sobie w ramiona i rozpłakać się ze szczęścia. Trudno opisać to
uwalniające uczucie, jak już jest po”.

Sylwia Spurek: Dlatego czas na Unię Europejską! Bo to chyba ostatnie miejsce, w którym o
prawach kobiet można mówić bez strachu, że dostanie się w głowę policyjną pałką lub gazem
w twarz. Brak dostępu do aborcji to przemoc wobec kobiet. Nie ma praw człowieka bez
prawa człowieka do aborcji. Tak, aborcja jest prawem człowieka. Bez praw człowieka nie ma
natomiast Unii Europejskiej. Niestety, kiedy Polki zostały pozbawione resztek praw do
legalnej aborcji, usłyszałyśmy, że to nie są kompetencje Unii, a kompetencje państw
członkowskich. Łatwiej było tak powiedzieć komisarce Helenie Dali, niż szukać rozwiązań i
działać. Najwyższy czas, aby w całej Unii wszystkie kobiety miały zagwarantowane
fundamentalne prawo do decydowania o własnym życiu, zdrowiu i ciele. Jeśli potrzebna jest
do tego zmiana traktatów, zacznijmy rozmawiać o ich zmianie. Nie chcemy dłużej cierpieć
przez jedną partię, jedną religię i jedną ideologię. Mam marzenie, że pewnego dnia kobiety w
Polsce będą miały takie same prawa jak Niemki, Francuzki, Litwinki, Czeszki i wszystkie
inne kobiety naszej wspólnoty.
Fragment wystąpienia dr. Sylwii Spurek na forum Parlamentu Europejskiego
[źródło: app.iconik.io, oficjalny serwis audiowizualny PE]

„Polki żyją w strachu. W strachu, że zostaną zmuszone do urodzenia niezdolnego do


przeżycia płodu. W strachu, że opresyjne państwo wpisze je do rejestru ciąż, a następnie
będzie ścigać karnie za poronienie. W strachu, że przedstawiciel władzy przystąpi do ich
sprawy rozwodowej, żeby bronić świętej instytucji rodziny. To słuszne obawy. Oparte na
kolejnych działaniach i pomysłach władzy, która nienawidzi kobiet, osób LGBTiQ,
uchodźców i uchodźczyń i po kolei narusza ich prawa. Nie wiemy, kto i kiedy będzie następny.
Często słyszę pytanie, jak do tego doszło? Odpowiedź jest prosta. Przez bezczynność, przez


kompromisy, przez odkładanie spraw praw człowieka na później. Ale te pomysły nie są nowe.
Czy poprzednie polskie rządy zrobiły rachunek sumienia? Czy rachunek sumienia zrobiła
Komisja Europejska, która powinna stać na straży traktatów, bronić praworządności i praw
człowieka? Panie Komisarzu, kiedy konkretnie Komisja w końcu zacznie stosować
rozporządzenie w sprawie warunkowości? Kiedy konkretnie skorzysta z innych dostępnych
uprawnień, aby zapobiec kolejnym naruszeniom dokonywanym przez polski rząd?”.

You might also like