Professional Documents
Culture Documents
„November Nine”
***
- Jak mogłeś mieszkać w Los Angeles od kiedy miałeś czternaście lat i nigdy nie
postawić nogi w Pinkberry? – Brzmi na praktycznie urażoną. Odwraca się ode mnie,
żeby ponownie przejrzeć wybór dodatków. – A słyszałeś chociaż o Starbucksie?
2 Ciąg dalszy:
I tak to się zwykle kończyło
Że na stole nic nie było
- Dziecięcy wierszyk.
3Fallon używa tutaj słowa validify, a prawidłowo czasownik „uprawomocnić” po angielsku brzmi
validate.
Moja mama jest dla mnie bohaterką. Moim wzorem. Kobietą, którą pragnę być.
Znosiła mojego ojca przez siedem lat. Każda kobieta, która może z nim wytrzymać
tak długo, zasługuje na medal honoru.
Kiedy w wieku czternastu lat zaoferowano mi rolę w Detektywie, wahała się, czy
pozwolić mi ją przyjąć. Nienawidziła tego, że przez rozwój kariery ojciec był w
świetle jupiterów. Absolutnie nienawidziła człowieka, jakim się przez to stał. Mówiła,
że zanim stał się powszechnie znany, był wspaniały i czarujący. Ale kiedy sława
zaczęła uderzać mu do głowy, nie mogła znieść przebywania w jego towarzystwie.
Powiedziała, że rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty trzeci był rokiem, w którym
upadło im małżeństwo, urosła jego sława i narodziło się ich pierwsze i ostatnie
dziecko: ja.
Więc, oczywiście, robiła wszystko, co w jej mocy, żeby to samo nie przytrafiło się mi,
kiedy zaczęłam występować. Wyobraźcie sobie transformację na przełomie
kobiecości i jednocześnie bycie dobrze zapowiadającą się aktorką w Los Angeles.
Cholernie łatwo się zatracić. Widziałam, jak przytrafiało się to wielu moim
znajomym.
Ale moja matka nie pozwalała na to, by to mi się przytrafiło. Tak szybko, jak reżyser
oznajmiał, że koniec zdjęć w tym dniu, wracałam do domu, do listy obowiązków i
zestawu reguł. Nie mówię, że mama była surowa. Po prostu nie traktowała mnie
specjalnie, niezależnie od tego, jak popularna się stawałam.
Nie pozwalała mi też umawiać się na randki, dopóki nie skończyłam szesnastu lat.
Więc w ciągu kilku pierwszych miesięcy od mojej szesnastki, poszłam na trzy randki
z trzema różnymi facetami. I było fajnie. Dwójka z nich była moimi kolegami z pracy
i mogłam lub też nie całować się z nimi raz czy dwa w garderobie. Jeden z nich był
bratem mojej przyjaciółki. I bez względu na to, z kim wychodziłam, lub jak dobrze się
bawiłam, za każdym razem, kiedy wracałam do domu z randki, mama rozmawiała ze
mną o tym samym – o znaczeniu tego, by się nie zakochiwać, dopóki nie będę w
wieku, kiedy naprawdę poznam samą siebie. Wciąż ze mną o tym rozmawia, a ja
nawet nie chodzę na randki.
Po tym, jak rozwiodła się z moim ojcem, mama czytała dużo poradników. Czytała
każdą książkę, jaką mogła znaleźć, a która dotyczyła małżeństwa, rodzicielstwa i
odnalezienia siebie jako kobiety. Przez te wszystkie książki stwierdziła, że
dziewczyny zmieniają się bardziej od szesnastego roku życia do dwudziestego
trzeciego niż przez całe swoje życie. I to jest dla niej ważne, żebym nie spędziła tych
***
Podchodzę do jej drzwi około pięć po piątej. Jestem wcześniej, ale tak jak
powiedziała… wyprowadza się do Nowego Jorku i nigdy już jej nie zobaczę.
Pięćdziesiąt pięć dodatkowych minut to i tak nawet w przybliżeniu nie tyle czasu, ile
chciałbym z nią spędzić.
Drzwi otwierają się prawie tak szybko, jak tylko w nie pukam. Amber uśmiecha się
do mnie i odsuwa się na bok.
- Witaj chłopaku Fallon, o którym nigdy nie słyszałam. – Wskazuje na kanapę. –
Usiądź. Fallon jest pod prysznicem.
Zerkam na kanapę, po czym przenoszę wzrok na korytarz prowadzący do pokoju
Fallon.
- A nie potrzebuje czasem pomocy pod prysznicem?
Amber parska śmiechem, ale szybko zmienia wyraz twarzy na poważny.
- Nie. Siadaj.
Glenn siedzi na drugim końcu kanapy, na której ja zostałem zmuszony usiąść.
Kiwam do niego głową, a on unosi brew w ostrzeżeniu. Chyba to jest ten moment, o
który ostrzegała mnie Fallon.
Amber przechodzi przez salon i siada obok Glenna.
- Fallon mówiła mi, że jesteś pisarzem?
Kiwam głową.
- Pisarz Ben. To ja.
Tuż przed tym, zanim wyrzuca z siebie kolejne pytanie, Fallon nagle pojawia się w
korytarzu.
- Hej. Tak myślałam, że cię usłyszałam.
Napisałem ten gówniany wierszyk, kiedy byłem w trzeciej klasie. To była pierwsza
rzecz napisana przeze mnie, którą komuś pokazałem.
A właściwie to nie ja to pokazałem. Mama znalazła to w moim pokoju i to właśnie
tak zacząłem szanować piękno prywatności. Pokazała to wszystkim w mojej rodzinie
i to sprawiło, że już nigdy nie miałem ochoty dzielić się z kimś swoją pracą.
Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że mama nie chciała mnie zawstydzić. Po prostu
była ze mnie dumna. Ale i tak nigdy nie pokazuję nikomu tego, co piszę. To prawie
tak, jakby wypowiedzieć na głos każdą myśl. Niektóre rzeczy po prostu nie nadają się
do publicznej konsumpcji.
I nie wiem, jak to wytłumaczyć Fallon. Zakłada, na podstawie naszej umowy z
zeszłego roku, że piszę powieść, którą ona pewnego dnia przeczyta. I tak bardzo, jak
ona twierdzi, że to fikcja, każde zdanie, które napisałem w zeszłym roku, jest bardziej
prawdziwe, niż cokolwiek, co kiedykolwiek przyznałem na głos. Mam nadzieję, że po
dzisiejszym dniu będę mógł zacząć przepisywać ją tak, żeby nadawała się do tego, by
dać ją Fallon do przeczytania, ale opisywanie mojego popieprzonego życia przez
ostatni rok było w pewnym sensie terapeutyczne.
I mimo że byłem zajęty szkołą i tym, co teraz nazywam „terapią poprzez pisanie”,
wciąż miałem czas, żeby odrobić pracę domową, którą zadała mi Fallon. A potem
5Wiem, że całość trochę słabo brzmi, ale ciężko było zachować sens tego, co napisał Ben i jeszcze
zrobić tak, żeby to się rymowało. Ale się starałam :D
***
Nie tego się spodziewałam, kiedy powiedział, że spotkamy się u niego w domu.
Bardziej spodziewałam się mieszkania, ale to jest raczej dwupiętrowy dom. Dom-
dom, dosłownie. Zamyka za mną frontowe drzwi i kieruje się na schody. Idę za nim.
- Nie masz bagażu? – pyta.
Nie chcę myśleć o tym, jak mało czasu tutaj spędzę.
- Dzisiaj wracam.
Zatrzymuje się w pół kroku i obraca do mnie twarzą.
- Dzisiaj? Nie zostaniesz nawet na noc w Kalifornii?
Potrząsam głową.
- Nie mogę. Jutro o ósmej rano muszę być w Nowym Jorku. Mam dziś lot o dziesiątej
trzydzieści.
- Lot trwa dłużej niż pięć godzin. – mówi, zmartwiony. – A ze zmianą czasu, nie
wrócisz do domu przed szóstą rano.
- Prześpię się w samolocie.
Marszczy brwi i zaciska usta.
- Nie podoba mi się to. – stwierdza. – Powinnaś była zadzwonić. Zmienilibyśmy
termin czy coś.
- Nie mam twojego numeru. Poza tym, to by zniszczyło całe założenie twojej książki.
Dziewiąty listopada albo nic, pamiętasz?
Wydyma wargę, ale przypominam mu, że to on ustalił tę zasadę.
- Przepraszam, że się spóźniłam. Wciąż mamy jeszcze sześć godzin, zanim będę
musiała jechać na lotnisko.
- Pięć i pół. – Precyzuje. Znowu zaczyna wspinać się po schodach. Idę za nim przez
całą drogę do jego pokoju, ale teraz czuję, że jest na mnie zdenerwowany. Wiem, że
prawdopodobnie był inny sposób, niż przylot i wylot tego samego dnia, ale nie byłam
nawet pewna, czy on się pojawi. Myślałam, że pewnie miał takie szalone,
spontaniczne dni z fałszywymi dziewczynami przez cały czas i nie będzie mnie nawet
pamiętał. Stwierdziłam, że nie czułabym się tak głupio za wierzenie, że się pojawi,
gdybym po kilku godzinach mogła wrócić do samolotu i udawać, że to się nigdy nie
stało.
Ale on nie tylko się pojawił – czekał też dwie godziny.
Jesteśmy w mojej łazience, ja opieram się o szafkę, a ona przyciska mokrą myjkę do
mojego oka, wycierając krew.
Nie mogę uwierzyć, że Kyle uderzył mnie na jej oczach. Jestem cholernie wkurzony i
próbuję się uspokoić, ale to nie jest łatwe. Zwłaszcza, kiedy tak się do mnie przyciska
w łazience, dotykając mojej twarzy opuszkami palców.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Sięga po plaster i zaczyna rozrywać opakowanie.
- Nie.
Przykłada plaster do mojej twarzy i go przykleja.
- Powinnam się tym martwić? – Wrzuca papier do kosza na śmieci, a myjkę do
zlewu.
Obracam się twarzą do lustra i palcami dotykam opuchlizny obok mojego oka.
- Nie, Fallon. Nie powinnaś się o mnie martwić. Ani o Kyle’a.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie uderzył. Nigdy wcześniej tego nie zrobił. Był tego
bardzo bliski raz czy dwa. Albo jest bardzo zestresowany swoim weselem, albo tym
razem naprawdę go wkurzyłem.
- Możemy stąd wyjść? – pytam.
Wzrusza ramionami.
- Chyba tak. Gdzie chcesz iść?
- Gdziekolwiek.
Sam widok jej uśmiechu trochę mnie uspokaja i sprawia, że uchodzi ze mnie
napięcie.
- Mam pewien pomysł. – mówi.
***
- Zimno ci?
Trzeci raz ją o to pytam i za każdym razem zaprzecza, ale widzę, że się trzęsie.
Przyciągam ją do siebie i bardziej opatulam nas kocem.
6 Uniwersytet Kalifornijski
***
Nigdy nie lubiłam miejsc przy oknach, więc kiedy usłyszałam, że kobieta zajmująca
miejsce z brzegu narzekała, że ich nienawidzi, zaoferowałam jej zamianę.
Nie boję się latania, chyba że wyglądam przez okno. A jeśli siedzę przy oknie, czuję
się tak, jakbym brała to za pewnik, jeśli przez nie będę przez nie wyglądać. Więc
spędzam cały lot, patrząc na świat pod nami i przez to panikuję bardziej niż gdybym
nie siedziała przy oknie.
Ustawiam torebkę pod siedzeniem przed sobą i próbuję się wygodnie rozsiąść.
Ulżyło mi, że w przyszłym roku to Ben przyleci do Nowego Jorku, bo lot z LA do NY
jest jedną z moich najmniej ulubionych rzeczy.
Zamykam oczy i mam nadzieję, że prześpię się kilka godzin. Nie będę miała czasu,
żeby się zdrzemnąć jutro przed próbą i normalnie po prostu poleżałabym sobie w
łóżku, ale jutro jest premiera i muszę być na ostatniej próbie.
- Hej.
Słyszę głos Bena i się uśmiecham, bo to oznacza, że zdecydowanie już zasypiam,
jeśli mylę rzeczywistość z marzeniami.
- Fallon.
Czytam ten list jeszcze raz, zanim składam kartkę. Cieszę się, że nie ma go już na
pokładzie, bo ten uśmiech na mojej twarzy jest zawstydzający.
Nie mogę uwierzyć, że on właśnie to zrobił. Nie wierzę, że zamierzam to przeboleć i
zadzwonić jutro do mojego ojca tylko dlatego, że Ben mnie o to poprosił.
Ale jeszcze bardziej jestem zszokowana tym, że wydał tyle pieniędzy na bilet tylko
po to, żeby przekazać mi ten list. To wydaje się być bardziej wielkim gestem niż
***
- Co planujesz zrobić z domem? – pyta mój wuja. Wyciąga piwo z lodówki. Jak tylko
zamyka drzwi, otwiera je znowu i wyciąga jeden z pojemników. Unosi lekko
pokrywkę, wącha, po czym wzrusza ramionami i wyciąga widelec z pobliskiej
szuflady.
Zamyka za nami drzwi swojego pokoju i przyciąga mnie do siebie w długim uścisku.
Myślałam nad moją decyzją, żeby się tutaj pokazać od chwili, gdy kupiłam bilet.
Setki razy chciałam się z tego wycofać. Nie sądziłam, że chce się ze mną zobaczyć z
tym wszystkim, co się w tej chwili dzieje w jego życiu. Myślałam, że może będzie na
mnie zły, bo powiedział, że zobaczymy się za rok, a ja i tak zjawiłam się tutaj
niezapowiedzianie.
Nie przewidywałam tego, że na jego twarzy pojawi się ulga w chwili, gdy otworzy
mi drzwi. Nie oczekiwałam, że pocałuje mnie, jakby tęsknił za mną tak bardzo, jak ja
za nim. Nie pomyślałabym, że będzie po prostu stał i tak długo mnie przytulał, jak
robi w tej chwili. Nic jeszcze do mnie nie powiedział, ale jego czyny wypowiedziały
już milion podziękowań.
Zamykam oczy i chowam twarz w jego piersi. Jedną ręką obejmuje mnie w talii,
drugą wplątał w moje włosy z tyłu głowy. Mogłabym tak stać przez całą noc. Nawet
jeśli robilibyśmy tylko to – nawet gdyby nie wypowiedział ani jednego słowa – to i
tak warto było tu przyjechać.
Zastanawiam się, czy czuje się tak samo, jak ja? Czy myśli o mnie pochłaniały go
przez cały dzień, tak jak mnie pochłaniały myśli o nim? Czy wolałby dzielić ze mną
wszystko, co robi i dokąd idzie?
Całuje mnie w czubek głowy, a potem kładzie dłonie na moich policzkach,
przechylając moją twarz w swoją stronę.
- Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś. – mówi. Widzę, że jego uśmiech toczy walkę z
uczuciem dewastacji w jego wyrazie twarzy. Nie odzywam się, bo nadal nie wiem, co
powiedzieć. Przesuwam po prostu dłonią po jego twarzy i dotykam delikatnie
kciukiem jego warg.
Nie powinnam być zaskoczona tym, że jest nawet bardziej atrakcyjny niż w zeszłym
roku. Jest mężczyzną. Utracił już cechy chłopca, które mogłam w nim dostrzec
jeszcze rok temu.
- Jak się trzymasz? – Wciąż głaszczę po twarzy, a on dotyka mojej, ale nie odpowiada
mi. Zamiast tego przyciska usta do moich warg i prowadzi mnie tyłem, z dala od
drzwi. Delikatnie obniża mnie na łóżko, przesuwając mnie tak, że leżę na jego
poduszce. Przerywa nas pocałunek i wślizguje się na mnie. Nie leży na mnie tak do
końca, tylko kładzie głowę przy mojej piersi i słucha bicia mojego serca, obejmując
mnie rękami. Podnoszę dłoń i zaczynam głaskać go po włosach długimi, powolnymi
ruchami.
***
Mija pięć minut, zanim może się uspokoić, ale kolejne pół godziny, zanim się w
końcu ode mnie odrywa. Podnosi się z mojej klatki piersiowej i kładzie obok na
poduszce. Przewracam się tak, że leżę z twarzą skierowaną ku niemu. Jego oczy
nadal są zaczerwienione, ale już nie płacze. Podnosi dłoń do mojej twarzy i odgania z
niej kosmyk włosów, przyglądając mi się z wdzięcznością.
- Jak to się stało? – pytam.
Smutek natychmiast na nowo pojawia się w jego spojrzeniu, ale nie waha się z
odpowiedzią.
- Był w drodze do domu, kiedy zjechał z drogi. – mówi. – Strata uwagi. Trzy sekundy
i uderzył w cholerne drzewo. On i Jordyn tej nocy mieli wyjechać na wakacje i jestem
pewny, że do niej pisał, kiedy to się stało, biorąc pod uwagę to, co powiedziała mi
policja. Chociaż mam nadzieję, że ona jeszcze na to nie wpadła. Mam nadzieję, że
nigdy nie wpadnie. – Delikatnie zaczynam przesuwać palcami po jego twarzy. – Jest
w ciąży.
Dłoń mi zamiera i wzdycham, w szoku.
- Wiem. – mówi. – Gówniane szczęście. W ten weekend powinni świętować swoją
rocznicę.
O tym nie pomyślałam, ale jak tylko o tym wspomina, myślę o tym, jak Jordyn rok
temu szalała, kiedy przygotowywała swoje wesele z Kyle’m. A teraz, niecały rok
później, musi przygotowywać się na jego pogrzeb.
- To takie smutne. Który to miesiąc?
- Ma termin na luty.
Upewniam się, że drzwi są zamknięte, zanim wchodzę pod prysznic. Nie żebym nie
chciała wziąć z nim kąpieli, ale to jeszcze nie ten moment. Dla mnie prysznic z kimś
jest wyżej na mojej skali ewentualnego upokorzenia niż większość rzeczy, włącznie z
seksem. W trakcie seksu będę przynajmniej pod kołdrą w ciemności.
Seks.
Myślę o tym słowie. Nawet wyczuwam je na swoim języku, kiedy spłukuję odżywkę
ze swoich włosów.
- Seks. – mówię cicho. To takie dziwne słowo.
Im starsza jestem, tym więcej mam obaw na myśl o stracie mojego dziewictwa. Z
jednej strony jestem gotowa doświadczyć tego, o co to całe zamieszanie. To musi być
coś świetnego, inaczej nie miałoby takiego wielkiego znaczenia w życiu całej
ludzkości. Ale też mnie to przeraża, bo jeśli mi się nie spodoba, będę ogólnie
rozczarowana ludzkością. Bo to wydaje się być źródłem dużej ilości zła, więc jeśli to
coś przeciętnego i z miejsca mi się nie spodoba, będę czuła się oszukana przez cały
świat.
Być może nieco melodramatyzuję, ale co mi tam. Jestem zbyt zdenerwowana, by
wyjść spod prysznica, nawet jeśli kilka minut temu spłukałam już odżywkę z
włosów. Nie mam pojęcia, czego oczekuje Ben po dzisiejszej nocy. Jeśli chce spać,
całkowicie to rozumiem. W tym tygodniu przeszedł przez piekło. Ale jeśli chce zrobić
coś poza spaniem, to będę absolutnie, bez wątpienia, chętną uczestniczką.
Osuszam się i wciągam koszulkę przez głowę. Patrzę w lustro i podziwiam to, jak
zwisa z moich ramion. Nigdy wcześniej nie nosiłam koszulki faceta i zawsze
zastanawiałam się, czy to byłoby tak fajne uczucie, jak to sobie wyobrażałam.
Tak jest.
Ściągam ręcznik z głowy i kilka razy przebiegam palcami przez kosmyki włosów.
Biorę pastę do zębów Bena i wyciskam jej trochę na palec, po czym wcieram ją przez
chwilę w zęby. Kiedy kończę, biorę głęboki, uspokajający oddech, a potem gaszę
światło i otwieram drzwi.
Jego lampka jest włączona, a on leży na łóżku, z rękami zatkniętymi pod głową.
Zrzucił kołdrę na podłogę i ma ubrane tylko skarpetki i bokserki. Staję tam i przez
chwilę go podziwiam, bo ma zamknięte oczy. Może rzeczywiście śpi, ale to mnie
zupełnie nie rozczarowuje. Dzisiejszy dzień należy do niego i tylko do niego, bo
wiem, że cierpi. Chcę mu tylko pomóc, kiedy tutaj jestem, więc jeśli musi się
przespać, to zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby dzisiaj wyspał się tak, jak nigdy.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 129
Podchodzę do lampki i wyłączam światło, a następnie podnoszę kołdrę z podłogi.
Delikatnie siadam na łóżku i zakrywam nas, kiedy kładę się obok niego z plecami
zwróconymi do jego piersi. Próbuję go nie obudzić, kiedy poprawiam sobie
poduszkę.
- Cholera.
Obracam się na dźwięk jego głosu. W pokoju jest ciemno, więc nie jestem pewna,
czy mówi przez sen, czy się obudził.
- O co chodzi? – pytam szeptem.
Czuję rękę dookoła mojej talii, a on przyciąga mnie bliżej.
- Zostawiłem włączone światło, żebym mógł zobaczyć, jak wychodzisz z łazienki w
mojej koszulce, ale bierzesz naprawdę długie prysznice. Chyba zasnąłem.
Uśmiecham się.
- Wciąż mam ją na sobie. Chcesz, żebym włączyła światło?
- Kurwa, tak, poproszę.
Parskam śmiechem i przesuwam się w stronę lampki. Naciskam na przełącznik i
znowu odwracam się do niego twarzą w twarz. Jego oczy jednocześnie się nie
poruszają i wędrują po całym moim ciele.
- Wstań. – mówi, podnosząc się na łokciu. Wstaję, a on nie spuszcza ze mnie wzroku.
Jego oczy przesuwają się po moich udach, biodrach i piersiach. Nie mam nic
przeciwko, że nie patrzy na moją twarz. Zupełnie nic.
Krawędź jego koszulki kończy się kilka centymetrów przed moimi kolanami. Jest
wystarczająco długa, żeby nie mógł stwierdzić, czy mam w tej chwili na sobie
bieliznę. Jest też na tyle krótka, że prawdopodobnie modli się, żebym jej nie miała.
Jego spojrzenie znowu opada na moje nogi i zaczyna powoli mówić, jakby recytował
wiersz.
- Jedyne morze, jakie widziałem, to z tobą na nim. Połóż się, leż spokojnie. Pozwól
mi się rozbić o twoje uda. – Podnosi powoli wzrok aż do moich oczu. – Dylan Thomas.
– wyjaśnia.
Biorę powolny oddech.
- Wow. – mówię. – Poetyckie porno. Kto by pomyślał?
Uśmiecha się leniwie. Podnosi palec i na mnie wskazuje.
- Chciałbym odzyskać swoją koszulkę.
- Teraz?
Kiwa głową.
Nie jestem pewna czy seks powinien sprawiać, że tracisz część siebie na rzecz
osoby, która jest w tobie, ale dokładnie tak się czuję. To było tak, jakby w sekundzie,
gdy nasze ciała się połączyły, cząstki jego duszy przeszły do mnie, a cząstki mojej do
niego. Jak dotąd to był najbardziej intensywny moment, jaki z kimkolwiek dzieliłam.
Czuję ciepło rozprzestrzeniające się po mojej twarzy, jakbym miała się rozpłakać,
ale wstrzymuję łzy. Po prostu wiem, że nie ma mowy, żebym po tym mogła się z nim
pożegnać. To mnie rozerwie na strzępy, gorzej, niż w zeszłym roku. Nie mogę
przetrwać kolejnego dnia bez niego jako części mojego życia. Nie po tym.
Obejmuje mnie ręką i chociaż minęło już kilka minut, a on był już w łazience i
wczołgał się z powrotem do łóżka, wciąż oddycha tak, jakby był we mnie zaledwie
kilka sekund temu. Chyba podoba mi się ta część seksu. Ta „po”. Cisza. Wciąż czuje
się to połączenie, mimo że fizycznie już ono nie występuje.
Jego usta ocierają się o moje ramię – to z bliznami – i składa na mojej skórze
najdelikatniejszy pocałunek. Tak miękki i przemyślany, że czuję się tak, jakby to było
coś więcej niż ten prosty gest. Jakby to była obietnica i dałabym wszystko, żeby móc
w tej chwili czytać w jego myślach.
- Fallon. – szepce, przyciągając mnie bliżej siebie. – Pamiętasz te wszystkie książki,
do których przeczytania mnie zmusiłaś?
- Ja kazałam przeczytać ci tylko pięć. Resztę już czytałeś z własnej woli.
Przesuwa nosem po mojej szyi, aż jego usta trafiają na moje ucho.
- Cóż – kontynuuje – myślałem o tych niektórych rzeczach, które faceci mówią,
kiedy są z dziewczyną. Te, o których mówiliśmy, że nigdy byśmy ich nie powiedzieli?
Jak to, że facet mówi dziewczynie, że ją posiądzie? Wiem, że wcześniej się z tego
śmieliśmy, ale… jasna cholera. – Odsuwa się i wpatruje się we mnie intensywnym
wzrokiem. – Nigdy niczego nie chciałem tak powiedzieć, jak tych rzeczy, kiedy byłem
w tobie. Ostatkami sił powstrzymywałem się, żeby tego nie robić.
Nigdy nie sądziłam, że jakieś zdanie może sprawić, że jęknę, ale tak się właśnie
dzieje.
- Gdybyś to zrobił… nie poprosiłabym, żebyś przestał.
Przesuwa ustami po moim policzku, aż dociera do moich ust.
***
Nawet wliczając noc, kiedy zostałam powołana jako dublerka, nie byłam tak
zdenerwowana. Jestem ponad godzinę za szybko, ale nasze miejsce było już zajęte,
kiedy rano tutaj przyjechałam, więc wybrałam to obok.
Uderzam palcami o stół, zerkając na drzwi za każdym razem, gdy ktoś wchodzi.
Nie mam pojęcia, jak mam zacząć tą rozmowę. Jak mam mu powiedzieć, że jak tylko
odjechałam w zeszłym roku, wiedziałam, że popełniam największy błąd w moim
życiu? Jak mam powiedzieć, że podjęłam decyzję w ostatniej chwili dla jego korzyści?
Że myślałam, że jeśli powiem mu, że nie chcę się w nim zakochać, to by mu to w jakiś
sposób pomogło? A co ważniejsze, jak mam mu powiedzieć o tym, że
przeprowadziłam się z powrotem do Los Angeles tylko dla niego? Cóż, może nie do
końca tylko dla niego. Kilka miesięcy temu podjęłam ogromny krok w zmianie
kariery.
Kiedy wróciłam do teatru, zostałam poproszona o to, by pomagać innym z
kwestiami, bo ludzie mieli zaufanie do mojego talentu. Myślę, że można powiedzieć,
że w pewnym sensie nauczałam aktorstwa. Radość, którą od tego zyskałam
przylgnęła do mnie i z czasem zdałam sobie sprawę, że o wiele bardziej cieszę się,
pomagając innym aktorom z ich rolami, niż byciem aktorką.
Minęło kilka miesięcy, zanim w końcu zaakceptowałam to, że może moim celem nie
było już zostanie aktorką. Ludzie się zmieniają. Dorastają. Pasje ewoluują, a moja
zmieniła się w chęć pomagania innym w rozwoju ich talentów.
Rozglądałam się po szkołach w całym kraju, ale z moją matką, Amber i tak, Benem w
Los Angeles – nie było innego miasta do wyboru.
I chociaż kwestionuję moją decyzję, by nie zgadzać się w zeszłym roku na to, by z
nim być, to wiem, że w dłuższej perspektywie to najlepsze rozwiązanie. Nigdy
wcześniej nie byłam bardziej zadowolona ze swojej kariery niż jestem w tej chwili, a
nie jestem pewna, czy to by się stało, gdyby Ben był w pobliżu. Więc pomimo błędów,
które zostały popełnione, niczego nie żałuję. Myślę, że ułożyło się dokładnie tak, jak
powinny.
Ale zarówno Ben i ja możemy poświadczyć, że przez rok wiele może się zmienić,
więc jestem przerażona tym, że mógł zmienić zdanie. Może nawet nie chce już ze
mną być, tak jak chciał w zeszłym roku. Wciąż może być na mnie tak wkurzony, że
nawet się nie pojawi.
Ale to nie dlatego tak naprawdę jestem zdenerwowana.
Nie tak miała się o tym dowiedzieć. Zamierzałem jej to wkrótce powiedzieć, ale
chciałem być łagodny. Nie żebym spodziewał się tego, że się załamie faktem, że
spotykam się z Jordyn. W rzeczywistości myślałem, że większe szanse były na to, że
będzie się ze mną cieszyć, a nie, że się tym zdenerwuje. W ogóle nie spodziewałem
się takiej reakcji. Dlaczego zachowuje się tak, jakby się tym tak bardzo przejmowała,
skoro w zeszłym roku wyraziła się dość jasno w tym, że nie jest zainteresowana
niczym więcej poza umową, na którą się zgodziliśmy?
Ale przez jej reakcję oczywiste jest, że jej zależy. Że jej zależało. Ale niezależnie od
przyczyny, nie chciała ze mną być wtedy, gdy potrzebowałem jej najbardziej.
Próbuję się jakoś trzymać, biorąc pod uwagę to, że mam na rękach Olivera, ale
każda część mnie ma ochotę paść na kolana i wrzasnąć.
Stawiam kilka niepewnych kroków do przodu, dopóki nie stoję tuż za nią. Delikatnie
łapię ją za łokieć, chcąc, by się do mnie odwróciła, ale odgania moją dłoń i przechodzi
do drugiej części łazienki. Bierze ręcznik papierowy i ociera oczy, wciąż obrócona do
mnie tyłem.
- Nie chciałem, żeby to się stało. – Słowa wyślizgują mi się z ust, jakby to w jakiś
sposób miało ją pocieszyć. Od razu chcę je cofnąć. Nie ma znaczenia to, że Fallon
zostawiła tak ogromną dziurę w moim sercu, że nie mógłbym sobie poradzić, gdyby
ktoś inny do niego nie dotarł. Nie ma znaczenia to, że ja i Jordyn byliśmy załamani po
śmierci Kyle’a. Nie ma znaczenia to, że między nami nic się nie działo, dopóki nie
urodził się Oliver. Nie ma znaczenia to, że z Jordyn nigdy nie będę miał tego, co z
Fallon, choć Oliver nadrabia wszelkie braki w związku.
Ważne jest tylko to, że Fallon jest niespodziewanym momentem zwrotnym w naszej
relacji. Takim, którego żadne z nas tego nie przewidziało. Którego żadne z nas nawet
tego nie chciało. I takim, za który ona jest w połowie odpowiedzialna. Muszę o tym
pamiętać. Chociaż ona w tej chwili cierpi, to tak samo zraniła mnie – jeśli nie mocniej
– kiedy wybrała Nowy Jork ponad mnie.
Spoglądam na Olivera, a jego główka opiera się o moją pierś. Ma zamknięte oczy. Już
dawno minęła pora jego porannej drzemki, więc zmieniam pozycję tak, że leży w
moich ramionach. Za każdym razem, kiedy na niego patrzę, czuję ścisk w sercu. Taki,
który tak bardzo różni się od tego, który może spowodować Fallon lub Jordyn. I
muszę sobie o tym przypominać. Tu nie chodzi o żadną z nich. Tu chodzi o dziecko w
moich ramionach i o to, co jest dla niego najlepsze. Jest jedyną rzeczą, która powinna
się liczyć i powtarzam to sobie od kilku miesięcy. Myślałem, że to małe
***
Zawsze wygrywa. Więc jestem… w klubie. Nie w domu, użalając się na mojej
kanapie, co wolałabym w tej chwili robić.
I dlaczego Theodore znowu musiał założyć te spodnie z wielorybami? Przez to nie
dość, że Amber wygrała, to jeszcze ma rację.
Minęło pół godziny, a drinki zdecydowanie odwaliły swoją robotę. Czuję się
wstawiona, podpita i nawet nie przeszkadza mi to, że Theodore nie trzyma dziś rąk
przy sobie. Amber i Glenn kilka minut temu poszli na parkiet, a Theodore mówi mi
o… cholera. Nie mam pojęcia, o czym on gada. Chyba nawet go nie słuchałam.
Glenn siada naprzeciwko nas, a ja staram się skupić wzrok na twarzy Theodore’a,
żeby myślał, że słucham o jego gadaniu o jakieś wycieczce, na którą wybrał się z
kuzynem w trakcie letniego przesilenia. Tak przy okazji, kiedy, do cholery, jest letnie
przesilenie?
- Mogę w czymś pomóc? – pyta Theodore, co jest dziwne, biorąc pod uwagę jego
nieprzyjemny ton. Odwracam się do Glenna.
Tyle że… to nie jest Glenn. Brązowe oczy się we mnie wpatrują, a ja nagle mam
ochotę odepchnąć od siebie łapy Theodore’a i przeczołgać się po stole w ich
kierunku.
Słyszysz mnie, przeznaczenie? Pierdol się.
Powolny uśmiech wstępuje na twarz Bena, a ten zwraca uwagę ponownie na
Theodore’a.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chodzę od stołu do stołu i zadaję parom
pytania, które potrzebne mi są do opracowania referatu na studiach doktoranckich.
Macie coś przeciwko, bym kilka wam zadał?
Theodore od razu się relaksuje, kiedy zdaje sobie sprawę, że Ben nie jest tu, by
zaznaczać swoje terytorium. A przynajmniej tak mu się wydaje.
- Tak, pewnie. – mówi. Sięga przez stół, by uścisnąć jego rękę. – Jestem Theodore, a
to jest Fallon. – dodaje, przedstawiając mnie jedynemu mężczyźnie, który
kiedykolwiek we mnie był.
- Miło cię poznać, Fallon. – mówi Ben, ściskając moją dłoń obiema rękami. Przesuwa
lekko kciukiem po moim nadgarstku, a ja czuję ogień pod skórą w miejscu, gdzie
mnie dotyka. Kiedy mnie puszcza, zerkam na swoją rękę, pewna, że musiał po tym
zostać mi ślad. – Jestem Ben.
Unoszę brew, mając nadzieję, że wyglądam na niezainteresowaną. Co on tutaj, do
jasnej cholery, robi?
Ben zerka na moje usta, ale po chwili znowu spogląda na Theodore’a.
- Więc, jak długo mieszkasz w Los Angeles, Theodore?
Mój upojony alkoholem mózg musi w tej chwili przetworzyć tak wiele rzeczy.
***
DZIEWIĄTY LISTOPAD
Gapię się na kartkę przez kilka sekund. Wystarczająco długo, by w pełni wdać się w
walkę z moim sumieniem.
Nie powinnam tego czytać. Powinnam to odłożyć.
Otwierają się frontowe drzwi, a ona podnosi wzrok. Przez podekscytowanie w jej
oczach wiem, że to najprawdopodobniej Kyle.
Mój żołądek skręca się z nerwów, które nagle stają się cięższe niż kamienie. Kurwa.
Powiedział, że nie wróci dziś aż do siódmej wieczorem.
Cholera. Może nie pamięta. Minęło już tak długo czasu, a nigdy o tym nie
rozmawialiśmy. Biorę głęboki oddech i wracam do salonu, próbując ukryć swoją
panikę. Nie może mi tego zniszczyć.
Kyle zaciska szczękę. Rzuca kluczyki na stolik przy wejściu i wskazuje na mnie palcem.
- Musimy porozmawiać.
Uśmiecham się do niej, bo po wyrazie jej twarzy wiem, że jest świadoma, że z Kyle’m
jest coś na rzeczy. Chcę ją zapewnić, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli w
rzeczywistości nie jest nawet blisko tego.
Zerkam w tamtym kierunku, zastanawiając się, jak mam się z tego wykręcić. Ale wiem,
że nie uwierzy w nic poza prawdą.
Niech to szlag.
Robię, co mogę, żeby go trochę uspokoić. Nigdy nie widziałem go tak wściekłego.
- Przysięgam, to nie jest tak. Ja tylko… - Cholera, ale to popieprzone. Wyrzucam ręce
w powietrze w obronnym geście. – Lubię ją, okej? Nie mogę nic na to poradzić. Nie
jest tak, że to zaplanowałem.
Kyle odwraca wzrok, przebiegając dłońmi po twarzy, sfrustrowany. Kiedy znowu się
obraca, nie jestem przygotowany na to, co się dzieje. Popycha mnie, mocno, i
uderzam w ścianę za mną. Przyciska ręce do moich ramion, trzymając mnie przy
ścianie.
- Czy ona wie, Ben? Czy ona ma w ogóle pojęcie o tym, że to ty zapoczątkowałeś
pożar? Że to przez ciebie prawie nie zginęła?
Zaciskam szczękę. Nie może tego zrobić. Nie dzisiaj. Nie jej.
- Zamknij się. – syczę przez zaciśnięte zęby. – Proszę. Jest w pokoju obok, na litość
boską! – Próbuję go od siebie odepchnąć, ale przesuwa rękę i ściska moje gardło.
Jak tylko to pytanie opuszcza jego usta, widzę, jak Fallon pojawia się za rogiem.
Zatrzymuje się, jak tylko nas spostrzega, a szok na jej twarzy zapewnia mnie, że nie
słyszała nic więcej.
DZIEWIĄTY LISTOPAD
- Dylan Thomas
PROLOG
Była pisarką. Powiedziano mi, że mój ojciec był psychiatrą, ale nie wiem tego na
pewno, skoro nigdy z nim nie rozmawiałem. Umarł, gdy miałem trzy lata. Nie mam
żadnych wspomnień z nim związanych, ale tak chyba jest najlepiej. Ciężko opłakiwać
stratę kogoś, kogo się nie pamięta.
Moja matka miała stopień magistra w poezji i ukończyła swoją pracę naukową na
temat walijskiego poety, Dylana Thomasa. Często go cytowała, choć jej ulubione cytaty
nie pochodziły z jego znanych na całym świecie wierszy, ale raczej z jego codziennych
dialogów. Nie wiem, czy szanowała go jako poetę czy jako człowieka. Bo z tego, co
dowiedziałem się o nim w swoich badaniach, nie było za bardzo za co szanować go za
charakter. A może właśnie za to powinien być szanowany – za to, że niewiele zrobił,
by zyskać popularność jako osoba i wszystko, by zyskać ją jako poeta.
To wydaje się być takie skomplikowane, podczas gdy tak naprawdę to bardzo proste.
Dziewiąty listopada.
Dziewiąty listopada.
Los.
Słowo oznaczające przeznaczenie.
Los.
Słowo oznaczające zagładę.
Amber: To tylko data w kalendarzu, jak każda inna. Kocham cię, ale moja oferta
wciąż jest aktualna. Jeśli chcesz, żebym spędziła z tobą dzień, po prostu napisz.
Mama: Jutro przyniosę ci śniadanie. Wejdę sama, więc nie musisz nastawiać
budzika.
Cholera.
Naprawdę nie chcę mieć towarzystwa, kiedy się obudzę. Nie od Amber, nie od
mamy ani od nikogo innego. Przynajmniej wiem, że mój ojciec nie będzie pamiętał o
rocznicy. To pozytywna strona naszych sporadycznych relacji.
Naciskam przycisk z boku mojego telefonu, żeby bo zablokować, a potem ponownie
obejmuję swoje kolana. Siedzę na kanapie, ubrana w piżamę, której nie zamierzam
ściągać, dopóki nie nadejdzie dziesiąty listopad. Nie wyjdę z tego domu przez
następne dwadzieścia cztery godziny. Z nikim nie będę rozmawiać. Cóż, poza moją
mamą, która przyniesie mi śniadanie, ale potem biorę dzień wolny od świata.
Zdecydowałam, że po tym, co przeszłam z Benem w zeszłym roku, ta data jest
przeklęta. Od teraz, nieważne, ile będę lat i czy będę miała męża, już nigdy nie wyjdę
z domu dziewiątego listopada.
Zarezerwowałam go także jako jedyny dzień, w którym pozwolę sobie na myślenie
o pożarze. Na myślenie o Benie. Na myślenie o tym wszystkim, co na niego
Fallon,
Większość mojego życia spędziłem na przygotowywaniu się, by napisać coś tak
ważnego, jak ten list. Ale po raz pierwszy mam wrażenie, że w angielskim
alfabecie nie ma wystarczająco dużo liter, by prawidłowo wyrazić słowa, które
chcę Ci powiedzieć.
Kiedy w zeszłym roku odeszłaś, odeszłaś z moją duszą w swoich rękach,
sercem w zębach i wiedziałem, że już ich nie odzyskam. Możesz je zatrzymać, i
tak ich nie potrzebuję.
- ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dziewiąty listopad
Szesnaście lat
- Dylan Thomas
Ja wiem.
Śmierć brzmi jak brak kroków na korytarzu. Brzmi jak poranny prysznic, który nie jest
brany. Śmierć brzmi jak brak głosu wołającego moje imię z kuchni, bym wstał z łóżka.
Śmierć brzmi jak brak pukania do drzwi, które rozbrzmiewało zazwyczaj chwilę przed
tym, jak uruchamiał się mój budzik.
Niektórzy ludzie mówią, że czują coś w dole swojego żołądka, kiedy mają przeczucie,
iż stanie się coś złego.
Leżę w swoim łóżku przez kilka minut, czekając, aż usłyszę trzaśnięcie drzwiczek od
szafek w kuchni, albo muzyki, którą zawsze włącza w telewizji w salonie. Nic się nie
dzieje, nawet po tym, jak odzywa się mój budzik.
Kiedy dźwięki cichną, zmuszam się do tego, by się ubrać. Podnoszę telefon ze swojej
komody, ale jest tam tylko sms od Abithy.
Wsuwam komórkę do kieszeni, ale potem ją wyciągam i ściskam w dłoni. Nie pytajcie
mnie, skąd to wiem, ale mogę jej potrzebować. A czas, by wyciągnąć go ze spodni,
może być zbyt cenny, by go zmarnować.
Jej pokój jest na dole. Idę tam i staję przed drzwiami. Nasłuchuję, ale w uszach
pobrzmiewa mi tylko cisza. Tak głośna, jak może być cisza.
Przełykam strach wznoszący się w moim gardle. Mówię sobie, że za kilka minut będę
się z tego śmiał. Po tym, jak otworzę drzwi i zobaczę, że wyszła już do pracy. Może po
prostu zadzwonili do niej wcześniej i nie chciała mnie budzić.
Krople potu zaczynają tworzyć się na moim czole. Ocieram je rękawem koszuli.
Podnoszę rękę i pukam do drzwi, ale kładę dłoń na klamce, nie czekając, aż mi
odpowie.
Odeszła.
Widzę tylko jej martwe ciało leżące na podłodze sypialni, z kałużą krwi przy jej
głowie.
Minęły trzy godziny od chwili, gdy ją znalazłem do chwili, kiedy wyszli z domu z jej
ciałem. Musieli tutaj dużo zrobić, od sfotografowania wszystkiego w jej sypialni i w
całym domu, przez przepytywanie mnie i do przeszukiwania jej rzeczy w celu
znalezienia dowodów.
Jeśli się o tym pomyśli, trzy godziny to nie tak długo. Jeśli myśleliby, że zostało
popełnione przestępstwo, powiedzieliby mi, że muszę znaleźć inne miejsce pobytu,
żeby mogli przeprowadzić dochodzenie. Potraktowaliby to o wiele bardziej poważnie,
niż to zrobili.
Droga z akademika Kyle’a do domu zajmuje mu trzy i pół godziny, więc będzie tutaj
za trzydzieści minut.
Trzydzieści minut to dużo czasu, żeby siedzieć i wpatrywać się w plamę krwi
pozostałą na dywanie. Kiedy przechylam głowę w lewo, wygląda jak hipopotam z
szeroko otwartym pyskiem, gotowy pożreć zdobycz. Ale jeśli przechylę ją w prawo,
przypomina zdjęcie policyjne Gary’ego Busey’a.
Zastanawiam się, czy i tak by to zrobiła, gdyby wiedziała, że plama jej krwi będzie
wyglądać jak Gary Busey?
Nie spędziłem zbyt dużo czasu w pokoju z jej ciałem. Tylko tyle, ile zajęło mi
zadzwonienie pod dziewięćset jedenaście i zaczekanie, aż przyjadą ratownicy, co
pomimo tego, że miałem wrażenie, iż trwa to wieczność, prawdopodobnie trwało tylko
kilka minut. Ale przez te krótkie minuty dowiedziałem się o swojej matce więcej niż
sądziłem, że jest to możliwe w tak krótkim czasie.
Wstałem i odszedłem od niej kilka kroków, mając nadzieję, że dreszcze znikną tak
szybko, jak się pojawiły. Ten cytat niczego nie oznaczał, aż do teraz. Kiedy go zrobiła,
założyłem, że to oznacza, że tylko dlatego, że dwoje ludzi przestało się kochać, nie
znaczy, że ich miłość nigdy nie istniała. Wcześniej nie mogłem tego powiązać, ale
teraz to wygląda tak, jakby ten tatuaż był przeczuciem. Jakby go zrobiła, bo chciała,
żebym wiedział, że chociaż odeszła, to jej miłość została.
I wkurza mnie to, że nie wiedziałem, jak odnosić się do słów na jej ciele, dopóki ciało
nie stało się tylko ciałem.
Potem zauważam tatuaż na jej lewym nadgarstku – który tam był, zanim jeszcze się
urodziłem. To było słowo poetic wpisane w pięciolinię. Wiem, co oznacza ten tatuaż,
bo wyjaśniła mi to kilka lat temu, kiedy siedzieliśmy w samochodzie, tylko nasza
dwójka. Rozmawialiśmy o miłości, a ja zapytałem ją, skąd się wie, że naprawdę się w
kimś zakochało. Na początku dała mi zwyczajną odpowiedź – „Po prostu wiesz”. Ale
kiedy na mnie spojrzała i zobaczyła, że ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje,
spoważniała.
- Och. – powiedziała. – Tym razem pytasz poważnie? Nie jako zaciekawione dziecko,
ale jak ktoś, kto potrzebuje rady? Cóż, w takim razie pozwól mi udzielić ci prawdziwej
odpowiedzi.
Czułem, jak moja twarz się czerwieni, bo nie chciałem, by pomyślała, że mogłem być
zakochany. Miałem tylko trzynaście lat i te uczucia były dla mnie nowe, ale byłem
pewny, że Brynn Fellows będzie moją pierwszą, prawdziwą dziewczyną.
Mama spojrzała na drogę, a ja zobaczyłem, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech.
- Kiedy mówię, że będziesz to wiedział, to dlatego, że tak jest. Nie będziesz tego
kwestionował. Nie zastanawiasz się, czy to, co czujesz, to rzeczywiście jest miłość, bo
kiedy tak będzie, będziesz absolutnie przerażony, że się w to wplątałeś. A kiedy to się
- Tym jest właśnie miłość, Ben. Poświęceniem. – Postukała palcami w tatuaż na swoim
lewym nadgarstku; tym, który zrobiła, zanim się urodziłem. – Zrobiłam go w dniu, kiedy
poczułam tego rodzaju miłość do twojego ojca. I wybrałam taki wzór, bo gdybym miała
opisać miłość tamtego dnia, powiedziałabym, że to było jak połączenie moich dwóch
ulubionych rzeczy. Jak moja ulubiona linijka z wiersza wmieszana w tekst mojej
ulubionej piosenki. – Znowu na mnie spojrzała, bardzo poważnie. – Będziesz to
wiedział, Ben. Kiedy będziesz gotów poświęcić rzeczy, które znaczą dla ciebie najwięcej
tylko po to, by zobaczyć kogoś innego szczęśliwego, to będzie prawdziwa miłość.
Przez chwilę patrzyłem na jej tatuaż, zastanawiając się, czy kiedykolwiek mógłbym tak
kogoś pokochać. Nie byłem pewny, czy chciałbym zrezygnować z rzeczy, które miały
dla mnie największe znaczenie, jeśli to znaczyłoby, że nie dostałbym niczego w
zamian. Myślałem, że Brynn Fellows była piękna, ale nie byłem pewny, czy oddałbym
jej swój lunch, gdybym był głodny. A na pewno nie zrobiłbym tatuażu z jej powodu.
Potrząsnęła głową.
- Nie zrobiłam tego dla twojego ojca, ani nawet nie z jego powodu. Głównie zrobiłam
go dla siebie, bo wiedziałam ze stuprocentową pewnością, że nauczyłam się, jak kochać
bezinteresownie. To był pierwszy raz, gdy bardziej zależało mi na szczęściu nie swoim,
ale na innej osoby. A kombinacja dwóch moich ulubionych rzeczy była jedynym
sposobem, w jaki mogłam opisać taką miłość. Chciałam to zapamiętać na zawsze, na
wypadek, gdybym już nigdy tego nie poczuła.
Nie przeczytałem listu samobójczego, który zostawiła, ale byłem ciekawy, czy
zmieniła zdanie co do bezinteresownej miłości. Albo czy może tylko mojego ojca
kochała bezinteresownie, ale nigdy swoich własnych dzieci. Bo samobójstwo to
najbardziej samolubna rzecz, jaką można zrobić.
Po tym, jak ją znalazłem, upewniłem się, że naprawdę nie żyje, po czym zadzwoniłem
na dziewięćset jedenaście. Musiałem rozmawiać z operatorem, dopóki nie przyjechała
policja, więc nie miałem szansy przeczytać listu. Policjanci go znaleźli, podnieśli go
Jeden z moich sąsiadów, pan Mitchell, był tutaj, kiedy oni odjechali. Powiedział
oficerowi, że popilnuje mnie, zanim nie przyjadą moi bracia, więc byłem pod jego
opieką. Ale jak tylko wyszli, powiedziałem mu, że sobie poradzę i że musiałem
wykonać kilka telefonów do członków rodziny. Powiedział, że i tak musiał iść na
pocztę, ale później zajdzie sprawdzić, co ze mną.
Było tak, jakby zdechł mój szczeniaczek i on chciał mi powiedzieć, że wszystko będzie
dobrze, że mogłem kupić sobie innego.
Wziąłbym yorka, bo dokładnie tak wygląda plama krwi, kiedy zakryję prawe oko i
zmrużę lewe.
Moja mama byłaby wkurzona, że teraz nie płaczę. Jestem pewny, że uwaga odegrała
najmniejszą rolę w jej decyzji. Uwielbiała być w centrum uwagi, ale nie w zły sposób.
To tylko fakt. I nie jestem pewny, czy zwracam wystarczająco uwagę na jej śmierć,
skoro jeszcze nawet nie płaczę.
Ale moja matka była też mądra. I nawet jeśli myślała, że związek był udany, a
skończył się kilka dni temu, po prostu nie wydawała się być typem osoby, która by
odebrała sobie życie, by udowodnić facetowi, że powinien był z nią zostać. I nigdy nie
kochała kogoś wystarczająco, by czuć, że nie może bez niego żyć. Przy okazji, taki
rodzaj miłości nie jest prawdziwy. Jeśli rodzice są w stanie przetrwać śmierć swoich
dzieci, to mężczyźni i kobiety mogą łatwo żyć ze stratą swojego związku.
Minęło piętnaście minut, odkąd zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego miałaby
to zrobić i nie jestem bliżej odpowiedzi niż byłem wcześniej.
Więc decyduję się na przeprowadzenie śledztwa. Czuję się trochę winny, bo w końcu
była moją matką i zasługuje na swoją prywatność. Ale jeśli ktoś ma czas, by napisać list
pożegnalny, na pewno miał też go trochę na to, by zniszczyć rzeczy, których nie
chciała, by znaleźli jej dzieci. Spędzam następne pół godziny (dlaczego Kyle’a jeszcze
tutaj nie ma?) na przeglądaniu jej rzeczy.
Kartka z imieniem mojego ojca wypada mi z rąk. Spada na podłogę razem z kilkoma
innymi stronami, które właśnie przeczytałam.
Ściągam rękopis ze swoich kolan i szybko wstaję. Pędzę do swojej sypialni i
wybieram drzwi numer jeden. Biorę prysznic, mając nadzieję, że uspokoję się
wystarczająco, by czytać dalej, ale przez cały czas płaczę. Żaden szesnastolatek nie
powinien przechodzić przez to, przez co przeszedł Ben, ale to nadal nie są
odpowiedzi na pytanie, jak to się łączy ze mną. Ale teraz, kiedy wiem, że mój ojciec w
którymś momencie w jakiś sposób był powiązany z matką Bena, mam przeczucie, że
się do nich zbliżam. I nie jestem taka pewna, czy chcę czytać dalej, ale teraz, kiedy już
zaczęłam, nie mogę przestać. Pomimo tego, że czuję mdłości, moje ręce drżały przez
ostatnich piętnaście minut i jestem zbyt przerażona, by przeczytać o tym, co mój
ojciec miał z tym wspólnego, zmuszam się do tego, by to kontynuować.
Mija prawie godzina, zanim zbieram się na odwagę, by wrócić do rękopisu. Siadam z
powrotem na kanapie i zaczynam od miejsca, w którym skończyłam.
- ROZDZIAŁ DRUGI
Szesnaście lat
- Dylan Thomas
Kyle w końcu dotarł do domu. Tak jak Ian. Siedzimy przy kuchennym stole i
rozmawiamy o wszystkim za wyjątkiem tego, dlaczego nasza matka nienawidziła życia
bardziej, niż kochała nas. Kyle mówi mi, że byłem dzisiaj odważny. Traktuje mnie,
jakbym nadal miał dwanaście lat, chociaż to ja byłem głową rodziny, gdy on wyjechał z
domu pół roku wcześniej.
Ian dzwoni do jednej z tych firm, które zajmują się sprzątaniem po czyjeś śmierci.
Jeden z funkcjonariuszy policji musiał zostawić ich wizytówkę, wiedząc, że będziemy
tego potrzebować. Nawet nie wiedziałem, że takie firmy istnieją, ale Ian wspomniał, że
kilka lat temu oglądał taki film, I wszystko lśni, o dwóch kobietach, które się tym
zajmowały.
Firma wysyła dwóch mężczyzn. Jednego, który nie mówi po angielsku i jednego,
który nie mówi w ogóle. Zapisuje wszystko w notatniku, który trzyma w przedniej
kieszeni spodni.
Oboje szukamy Iana, ale nie możemy go znaleźć. Jego samochodu nie ma, a tylko on
z nas ma gotówkę tego rodzaju. Na kuchennym blacie dostrzegam torebkę mojej
matki.
Ian wraca później tego popołudnia. On i Kyle spierają się o to, czy powiedział nam,
że wybiera się na posterunek policji, bo Kyle nie pamięta, że Ian wychodził, a Ian mówi,
że Kyle po prostu nie zwrócił na to uwagi.
Nikt nie pyta, dlaczego pojechał na komisariat. Wydaje mi się, że mógł chcieć
zobaczyć list pożegnalny, ale nie pytam go o to. Po przeczytaniu o tym, jak bardzo
kochała tego Donovana, nie mam ochoty czytać o tym, jak nie mogła bez niego żyć.
Wkurza mnie, że mama pozwoliłaby, żeby zerwanie z jakimś facetem zdewastowało ją
bardziej niż myśl, że już więcej nie zobaczy swoich synów. To w ogóle nie powinno
podlegać rozważaniom.
Za to nie mogę wyobrazić sobie tego, że wybiera to zdjęcie w swojej lewej ręce
ponad tym w swojej prawej.
Wiem, że jeśli sam nie sprawdzę, co było takiego specjalnego w tym facecie, to pożre
mnie to żywcem. Powolnym, bolesnym gryzieniem, które będzie wbijało się w moje
kości, aż poczuje się tak bezwartościowy, jak ona się czuła, gdy przyłożyła sobie
pistolet do ust.
Czekam kilka godzin, aż Ian i Kyle pójdą do swoich pokojów i zmierzam do jej
sypialni. Przeszukuję wszystkie rzeczy, które przeglądałem już wcześniej, miłosne
notatki, argumenty, dowody, że ich związek był tak burzliwy, jak huragan. Kiedy w
Dziwnie się czuję, biorąc jej samochód. Dopiero co skończyłem szesnaście lat, cztery
miesiące temu. Oszczędzała, żeby pomóc mi kupić moje pierwsze auto, ale jeszcze
nam się nie udało, więc używałem jej samochodu, kiedy nikt inny go nie potrzebował.
Kiedy w końcu do niego docieram, całkowicie nie robi na mnie wrażenia. Jest taki
sam, jak wszystkie inne. Pochylony, spiczasty dach. Dwa garaże na samochody.
Wypielęgnowane trawniki i skrzynki pocztowe kryte kamieniem pasującym do domu.
Jestem pod wrażeniem mojej własnej odwagi, kiedy przejeżdżam obok domu,
zawracam, po czym parkuję go kilka domów dalej tak, bym mógł na niego patrzeć.
Wyłączam silnik i ręcznie gaszę reflektory.
Kyle: Późno jest. Natychmiast wracaj. Musimy być w domu pogrzebowym jutro o
dziewiątej rano.
Czekam, aż odpowie czymś w stylu zbyt wcześnie, stary. Ale tego nie robi. Gapię się
na komórkę jeszcze przez chwilę, chcąc, żeby coś odpisał. Nie wiem, dlaczego to
wysłałem. Teraz źle się przez to czuję. Powinien być guzik pozwalający na cofnięcie
wiadomości.
Świetnie. Teraz śpiewam słowa „nie wysyłaj mojej wiadomości” 13 do melodii z Unbreak
my heart.
Obniżam się na swoim miejscu, kiedy widzę reflektory samochodu zbliżające się do
mnie. Zapadam się jeszcze niżej, kiedy widzę, że kierują się w stronę domu Donovana.
Jedna z jego bram garażowych się otwiera. A kiedy tam podjeżdża, drugie również
zaczynają się otwierać. Fluorescencyjne światło świeci na oba auta w garażu. Wyłącza
silnik Audi, którym jechał i z niego wysiada.
Jest wysoki.
I tyle. Tylko tyle jestem w stanie dostrzec z tej odległości. Może mieć ciemne,
brązowe włosy, ale nawet tego nie jestem pewny.
Obserwuję go, kiedy bawi się pod maską przez kilka następnych minut. Dokonuję
różnych uwag na jego temat. Wiem, że go nie lubię, to jest ustalone. Wiem też, że
prawdopodobnie nie jest żonaty. Oba samochody wyglądają na takie, które posiada
mężczyzna, a nie ma w garażu miejsca na jakiś inny, więc pewnie mieszka sam.
To bardziej niż prawdopodobne, że się rozwiódł. Mamie pewnie spodobała się jego
okolica i perspektywa wprowadzenia się do niego, bym mógł mieć postać ojca w
swoim życiu. Pewnie miała nakreślony wygląd ich wspólnego życia i czekała, aż się
oświadczy. A zamiast tego on złamał jej serce.
Z garażu przynosi baniak z paliwem i napełnia nim bak w samochodzie. Ciekawe, czy
to jakiś specjalny rodzaj paliwa, skoro nie tankuje po prostu na stacji.
W pośpiechu odstawia baniak obok auta i wyciąga z kieszeni swój telefon. Spogląda
na ekran, po czym unosi go do ucha.
Ciekawe, z kim rozmawia. Ciekawe, czy jest jakaś inna kobieta – dla której zostawił
moją matkę.
Ale potem to dostrzegam – w sposobie, w jaki chwyta się za kark. W sposobie, w jaki
opadają mu ramiona i w tym, jak kręci głową, w tę i z powrotem. Zaczyna chodzić po
podjeździe, zmartwiony, zdenerwowany.
Z kimkolwiek właśnie rozmawia, ten ktoś powiedział mu, że moja matka nie żyje.
Opiera się o swój samochód i kończy połączenie. Gapi się na swój telefon przez
siedemnaście sekund. Tak, liczyłem.
Nie, Donovan. Nie ścierkę. Walnij w swoje auto. Pokaż mi, że kochałeś moją matkę
bardziej niż go, a wtedy może nie będę nienawidził cię aż tak bardzo.
Uderz w tej pieprzony samochód, Donovan. Ona może cię teraz obserwować. Pokaż
jej, że twoje serce jest tak złamane, że już nie obchodzi cię twoje własne życie.
Zawodzi nas obu, kiedy pędzi do swojego domu, nie dotykając auta nawet palcem.
Czuję się źle, myśląc o mamie, że nie wpadł w większy szał. Nie jestem nawet pewny,
czy płakał, byłem zbyt daleko, by móc to zobaczyć.
Obserwuję samochód przez kilka kolejnych minut, zastanawiając się, czy wyjdzie
jeszcze na zewnątrz. Kiedy tego nie robi, zaczynam się niespokojnie kręcić na swoim
miejscu. Ogromna część mnie ma ochotę odjechać i nigdy więcej nie myśleć o tym
mężczyźnie, ale jest też mała część mnie, która z każdą chwilą staje się coraz bardziej
ciekawa, w miarę tego, jak długo tu siedzę.
Każdy, kto właśnie otrzymał takie druzgocące wieści jak on, powinien chcieć rozwalić
jakąś rzecz, która znajduje się najbliżej niego. Każdy normalny, zakochany facet
walnąłby pięściami w maskę auta. Albo, w zależności od tego, jak bardzo ją kochał,
może nawet walnąłby w przednią szybę. Ale ten dupek tylko rzucił ścierkę na trawę.
Postanowił wyładować swoją agresję na starej, bezwartościowej szmacie.
Powinienem walnąć w maskę auta dla niego. I mimo że wiem, iż nic dobrego z tego
nie wyniknie, już wysiadam z auta i jestem w połowie ulicy, zanim mogę sobie
powiedzieć, że to nie jest dobry pomysł. Ale kiedy zderza się adrenalina z twoim
sumieniem, adrenalina zawsze wygrywa.
Podnoszę ścierkę i ją oglądam, mając nadzieję, że jest w niej coś wyjątkowego. Nie
ma w niej nic takiego, ale używam jej, by otworzyć drzwi jego samochodu. Nie chcę
zostawić na nim odcisków palców, w razie gdybym przypadkowo go zarysował.
Spoglądam na dom, a potem ponownie na zapałki. Kto ich jeszcze w ogóle używa?
Przysięgam, że ciągle znajduję nowy powody, by go nienawidzić.
Jeszcze raz adrenalinie udaje się pobić moje sumienie. Spoglądam na baniak z
paliwem.
Ciekawe…
Czy Donovan bardziej zmartwiłby się, gdyby jego cenne autko stanęło w płomieniach
niż śmiercią mojej matki?
Chyba wkrótce się tego dowiemy, bo moja adrenalina podnosi baniak i polewa
benzyną oponę i bok auta. Przynajmniej moje sumienie jest na tyle czujne, by odstawić
baniak tam, gdzie go wykopał. Zapalam jedną, jedyną zapałkę, a potem wyrzucam ją
ze swoich palców – tak, jak to robią w filmach – i wracam do swojego samochodu.
Za mną rozlega się cichy syk. Noc staje się jasna, jakby ktoś włączył lampki
bożonarodzeniowe.
Odpalam silnik i powoli odjeżdżam, czując się usprawiedliwiony za to, co ona sobie
zrobiła. Co mi zrobiła.
I wreszcie, po raz pierwszy, odkąd rano znalazłem jej ciało, łza spływa po moim
policzku.
A potem kolejna.
I kolejna.
Płaczę tak długo, że zaczynają boleć mnie mięśnie brzucha. Szczęka boli mnie od
zgromadzonego w niej napięcia. Uszy bolą mnie od ryku syreny, kiedy mnie mijają.
Spoglądam w swoje wsteczne lusterko i patrzę, jak wóz strażacki zjeżdża w dół po
wzgórzu.
Widzę pomarańczowy blask na ciemnym niebie za mną i jest znacznie jaśniejszy, niż
się tego spodziewałem.
Co ja wyprawiam?
Co ja zrobiłem?
Ręce trzęsą mi się tak bardzo, że nie jestem w stanie ponownie odpalić silnika. Nie
mogę złapać oddechu. Nogi ślizgają mi się na pedałach.
Co ja zrobiłem?
Jadę. I jadę dalej. Próbuję wziąć oddech, ale czuję się tak, jakby moje płuca były
wypełnione czarnym, gęstym dymem. Chwytam za swój telefon. Chcę powiedzieć
Kyle’owi, że mogę mieć atak paniki, ale nie mogę uspokoić swoich rąk na tyle, by
wybrać jego numer. Komórka wypada mi z dłoni i ląduje na podłodze.
Wpadam do domu, potykając się, wdzięczny, że Kyle nadal nie śpi i siedzi w kuchni.
Nie muszę próbować doczołgać się do jego pokoju na górze.
- Skup się na moich oczach. – mówi. To pierwszy dźwięk, który do mnie dociera. –
Oddychaj, Ben.
- Oddychaj.
- Oddychaj.
Moje płuca wypełniają się powietrzem i wypuszczają je tak, jak powinny to robić.
Biorę wdech i wydech, wdech i wydech, wypijam kolejny łyk wody i jak tylko mogę
znowu mówić, chcę tylko wyrzucić z siebie ten sekret, zanim eksploduję.
Kyle zatrzymuje mnie w półkroku. Chwyta mnie za ramiona i pochyla się, patrząc mi
stanowczo w oczy.
- Co zrobiłeś, Ben?
Biorę wielki wdech i wypuszczam go z płuc, odsuwając się od niego. A potem mówię
mu wszystko. Mówię mu o tym, jak jej plama krwi wyglądała jak głowa Gary’ego
Busey’a, o tym, jak przeczytałem listy Donovana, które do niej pisał, że chciałem tylko
zobaczyć, dlaczego zależało jej bardziej na nim niż na nas, o tym, jak nawet
wystarczająco się nie zdenerwował, gdy dowiedział się o jej śmierci i że nie chciałem
podpalić jego domu, nie chciałem nawet podpalić jego samochodu, to nie dlatego
tam poszedłem.
Siedzimy. Przy kuchennym stole. Kyle nie mówi zbyt dużo, ale pyta o jedną rzecz,
która przeraża mnie bardziej, niż cokolwiek innego w moim życiu.
Prawda?
Zasysam szybki oddech, kiedy widzę zmartwienie w jego oczach. Szybko odpycha się
od stołu i pędzi do salonu. Słyszę, jak włącza telewizor i przez chwilę myślę o tym, że
prawdopodobnie ostatni raz słyszę dźwięki z kanału Bravo, skoro moja matka nie
będzie już go oglądała.
A potem słyszę, że kanały w kółko się zmieniają. Ale potem słyszę słowa „pożar”,
„ulica Hyacinth Court” i „jedna osoba ranna”.
Ranna. Prawdopodobnie potknął się, wybiegając z domu i skaleczył się w palec czy
coś takiego. Nie jest tak źle. Jestem pewny, że jego dom jest ubezpieczony.
- Ben.
Wstaję i dołączam do Kyle’a w salonie. Jestem pewny, że woła mnie po to, żeby
powiedzieć, że wszystko jest w porządku i mam iść spać.
Kyle wyłącza telewizor około drugiej w nocy. Ostrożnie odkłada pilota – po cichu –
na oparciu kanapy.
- Czy ktoś widział, co się stało? – Spogląda na mnie, a ja natychmiast kręcę przecząco
głową.
Kyle kiwa głową i ściska dłonią podstawę swojego karku. Stawia krok naprzód.
- Tylko ty.
Wtedy zmniejsza dystans między nami. Wydaje mi się, że chce mi przyłożyć. Nie
wiem tego na pewno, ale gniew widoczny w jego zaciśniętej szczęce na to wskazuje.
Nie winiłbym go za to.
- Chcę, żebyś mnie posłuchał, Ben. – mówi głośno i stanowczo. Kiwam głową. –
Zdejmij wszystko, co masz teraz na sobie i wrzuć do pralki. Idź weź prysznic. A potem
pójdziesz spać i zapomnisz, że to się stało, dobra?
Znowu kiwam głową. W każdej chwili mogę puścić pawia, ale nie jestem pewny.
Przygląda mi się przez chwilę, upewniając się, że może mi ufać. Nie ośmielam się
poruszyć. Chcę, żeby wiedział, że może mi ufać.
Ja: Cześć, tato. Chcesz zjeść jutro razem śniadanie? Tęsknię za tobą.
- ROZDZIAŁ TRZECI
Szesnaście lat
- Dylan Thomas
Ból emocjonalny musi działać w ten sam sposób, bo dzisiaj to boli o wiele bardziej
niż wczoraj. Wczoraj tkwiłem w jakiś dziwnym śnie, jakby moje sumienie nie pozwalało
mi w pełni uwierzyć w to, że naprawdę odeszła. W mojej głowie trzymałem się tej
cienkiej nici nadziei, że może, w jakiś sposób, ten cały dzień w ogóle się nie wydarzył.
Tej nici już tutaj nie ma, nieważne, jak bardzo staram się jej uchwycić.
Nie żyje.
Odmówiłem wstawania dziś z łóżka. Kyle i Ian próbowali mnie namówić, bym
pojechał z nimi do domu pogrzebowego, ale wygrałem. Właściwie to przez cały dzień
wygrywałem.
- Ben, chodź na kolację. Jest mnóstwo jedzenia, ludzie przynoszą je przez cały dzień.
– powiedział Kyle, kiedy wetknął głowę przez szparę w drzwiach koło osiemnastej.
Ale wybrałem pozostanie w łóżku i nie dotykanie tych zapiekanek z litości, przez co
wygrałem po raz kolejny.
Chciałbym powiedzieć, że tą rundę też wygrałem, ale on wciąż siedzi na moim łóżku i
nie chce wyjść.
- Ben. Jeśli nie wyjdziesz z tego łóżka, zacznę panikować. Nie chcesz chyba zmuszać
mnie do tego, bym zadzwonił do psychiatry, co?
Ian nigdy na mnie nie krzyczy, co jest jedynym powodem, dla którego ściągam kołdrę
z głowy i na niego patrzę.
- Nie tylko ty cierpisz, Ben! I mamy w chuj rzeczy do zrobienia! Masz szesnaście lat i
nie możesz mieszkać tutaj sam, a jeśli nie zejdziesz na dół i nam nie udowodnisz, że to
całkowicie nie popieprzyło ci w głowie, to prawdopodobnie podejmiemy dla ciebie złą
decyzję!
- Pomyślała o czym?
- O tym, że jej decyzja, by się zabić, zmusi jednego z was do porzucenia swoich
marzeń? Że będziecie musieli się tutaj przeprowadzić i się mną zająć?
Parskam śmiechem.
Zaciska szczękę.
- Przestań.
- Nienawidzę jej, Ian. Cieszę się, że nie żyje. I cieszę się, że to ja ją znalazłem, bo teraz
zawsze będę mógł wyobrażać sobie czarną dziurę w jej twarzy dorównującej w
dziurze w jej sercu.
Zmniejsza dystans między nami i chwyta za kołnierz mojej koszuli, popychając mnie z
powrotem na łóżko. Przysuwa twarz do mojej i mówi przez zaciśnięte zęby:
- Zamknij się, kurwa, Ben. Kochała cię. Była dla nas dobrą matką i będziesz ją
szanował, słyszysz mnie? Nie obchodzi mnie, czy ona cię w tej chwili widzi, czy nie, ale
będziesz ją szanował w tym domu, dopóki sam nie umrzesz.
Moje oczy wypełniają się łzami i duszę się nienawiścią. Jak może jej bronić?
Myślę, że łatwiej jest to robić, kiedy pamięć o niej nie jest nadszarpnięta przez obraz,
jaki zobaczyłem, gdy wszedłem do jej pokoju.
Mi nie.
Wzruszam ramionami.
- Czego?
I nie kłamie. Dokładnie trzydzieści trzy minuty później wraca do mojego pokoju. Cały
ten czas spędziłem na zastanawianiu się, co mogło być w tym liście, że sprawiło taką
różnicę w tym, że ja jej nienawidzę, a Ianowi jest jej żal.
- Nie mogą jeszcze oddać prawdziwego. Zrobili zdjęcie i je wydrukowali, ale nadal
można to odczytać. – Podaje mi list.
Siadam na łóżku i odczytuję ostatnie słowa, jakie kiedykolwiek powie do mnie moja
matka.
Do moich chłopców,
Spędziłam całe życie, ucząc się pisania. Żadne kursy… studia… żadne
doświadczenie życiowe nie może przygotować osoby, jak napisać odpowiedni
list pożegnalny dla swoich dzieci. Ale jestem pewna, że spróbuję.
Po pierwsze, chciałabym wyjaśnić, dlaczego to zrobiłam. Wiem, że nie
zrozumiecie. I Ben, Ty prawdopodobnie pierwszy to przeczytasz, bo jestem
Ledwie mogę dostrzec podpis mamy przez swoje łzy. Ian przychodzi do mojego
pokoju kilka minut później i siada obok.
I w końcu zostałbym wczoraj w nocy w domu, nie biorąc jej samochodu, nie jadąc do
domu obcego człowieka i nie wzniecając pożaru, który wymknął się spod kontroli.
Kiedy zaczynam szlochać, Ian mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Wiem, że myśli,
że płaczę przez to wszystko, co właśnie przeczytałem i po części ma rację. Pewnie też
zakłada, że płaczę przez to, że mówiłem tak nienawistne rzeczy o naszej matce i też
po części ma rację.
Tata: Hej! Z chęcią, też się za tobą stęskniłem. Powiedz o której i gdzie, to się tam
zjawię.
Próbuję nie płakać, czytając jego wiadomość, ale nie mogę poradzić nic na to, że
czuję, że przez moje rozgoryczenie straciliśmy tyle dobrych wspomnień, które
mogliśmy razem stworzyć.
Robiłam sobie przerwy, żeby coś zjeść. Pomyśleć. Oddychać. Jest już prawie
dziewiętnasta, a dotarłam dopiero do połowy rękopisu. Zazwyczaj przeczytanie
książki zajmuje mi kilka godzin, ale to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
musiałam przeczytać. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ciężko było Benowi to spisać.
Zerkam na następną stronę, próbując zdecydować, czy potrzebuję kolejnej przerwy
przed rozpoczęciem. Kiedy spostrzegam, że kolejny rozdział zaczyna się od dnia, w
którym poznaliśmy się w restauracji, postanawiam czytać dalej. Muszę wiedzieć, jaki
motywy kierowały nim tamtego dnia, kiedy się tam pojawił. I dlaczego podjął
decyzję, by wkroczyć do mojego życia.
Siadam na kanapę i biorę głęboki wdech. A potem zaczynam czytać czwarty rozdział
rękopisu Bena.
- ROZDZIAŁ CZWARTY
Osiemnaście lat
- Dylan Thomas
Moja ręka zwisa z krawędzi łóżka i przez to, że moja dłoń leży na dywanie, mogę
stwierdzić, że łóżko nie ma ramy ani sprężyn. Jest tylko materacem na podłodze.
Próbuję pomyśleć, jak wiele razy to się stało – kiedy tak się upiłem, że ledwie
pamiętałem, co się działo poprzedniego dnia. Chyba przynajmniej pięć razy w tym
roku, ale jak dotąd ten jest najgorszy. Zazwyczaj przynajmniej pamiętam, na jakiej
imprezie byłem. Z jakimi znajomymi byłem. Z jaką dziewczyną flirtowałem, zanim
wszystko stało się czarne. Ale w tej chwili nie wiem nic.
Moje serce zaczyna bić tak mocno, jak pulsowanie w mojej głowie. Wiem, że za
chwilę wstanę i poszukam swoich ubrań. Będę musiał rozejrzeć się i zorientować, gdzie
jestem. Będę musiał się zorientować, gdzie mogłem zostawić samochód. Może nawet
będę zmuszony znowu zadzwonić po Kyle’a. Ale on będzie moją ostatnią deską
ratunku, bo nie jestem dziś w nastroju na jego kolejny wykład.
Cóż… ja nie byłem już taki sam. Kyle i Ian mają nadzieję, że mój szybki i coraz szybszy
upadek wkrótce znajdzie drogę w górę. Mieli nadzieję, że kiedy skończę liceum, stanę
się bardziej poważny na studiach, ale tak się nie stało. W rzeczywistości moje oceny są
tak złe przez moje nieobecności, że nie jestem nawet pewny, czy uda mi się zaliczyć
semestr.
A staram się. Boże, naprawdę się staram. Każdego dnia budzę się i mówię sobie, że
dzisiaj będzie lepiej. Ale potem coś się dzieje i sprawia, że to uczucie znika szybciej, niż
się pojawia. I dokładnie to robię. Zagłuszam wszystko alkoholem, znajomymi i
dziewczynami. I przynajmniej przez resztę nocy nie muszę myśleć o błędach, które
popełniłem. O życiu, które zniszczyłem.
Chociaż zaraz dowiem się, gdzie jestem, bo drzwi od łazienki się za mną otwierają.
Zaciskam powieki, bo nie mam pojęcia, kim ona jest i czego się spodziewa.
Jej znajomy głos dolatuje do mnie przez pokój z prędkością torpedy i trafia prosto w
moje serce. Czuję się tak, jakby kolana miały się zaraz pode mną ugiąć. Właściwie to
chyba właśnie to robią. Sięgam po najbliższe krzesło i szybko siadam, chwytając głowę
w dłonie. Nie mogę nawet na nią spojrzeć.
Kręcę głową, chcąc, żeby jej głos ucichł, żeby jej mieszkanie zniknęło, żeby zniknęła
druga najgorsza rzecz, jaką zrobiłem w swoim życiu.
- Jordyn. – Kiedy słyszę słabość w swoim głosie, zdaję sobie sprawę, dlaczego myśli,
że sprawiam wrażenie, jakbym miał zaraz zwymiotować. – Jak to się stało?
- Cóż… - mówi. – Jestem pewna, że to zaczęło się od drinka albo dwóch. Kilku piw.
Kilku ładnych dziewczyn. A potem skończyło się na tym, że o północy do mnie
zadzwoniłeś, płacząc, mamrocząc coś o dacie i o tym, że musisz wrócić do domu, ale
jesteś zbyt pijany i nie chcesz dzwonić do Kyle’a, bo będzie na ciebie zły. – Wstaje i
idzie w kierunku swojej szafy. – I uwierz mi, że byłby wkurzony. A jeśli powiesz mu, że
pozwoliłam ci tu spać, żeby on się o tym nie dowiedział, będzie wściekły na mnie. Więc
lepiej mnie nie wydaj, Ben, bo cię zabiję.
My nie…
Boże, nie. Nie zrobiłaby tego. Z drugiej strony wygląda na to, że ja nie mam kontroli
nad rzeczami, które robię, kiedy jestem w takim stanie. Ale przynajmniej do niej
zadzwoniłem, zanim zrobiłem coś głupiego. Ona i Kyle byli razem wystarczająco
długo, by była dla mnie jak siostra, a jej bym ufał, że nic by mu nie powiedziała. Ale
pozostaje pytanie… dlaczego byłem nagi? W jej łóżku?
- Mam nadzieję, że kiedy wprowadzę się do Kyle’a, zaczniesz nosić bokserki, czy coś.
I nie mogę uwierzyć, że byłam zmuszona spać na własnej kanapie, podczas gdy twój
Uśmiech znika z jej twarzy, a ona znowu siada na materacu przede mną. Pochyla się
do przodu i patrzy na mnie szczerze.
- Nie chcę wtrącać się w twoje życie. Ale kocham twojego brata i jak tylko skończy się
mój wynajem, wszyscy będziemy mieszkać razem. Więc powiem to tylko raz. Słuchasz?
Kiwam głową.
- Dostajemy tylko jeden umysł i jedno ciało przy urodzeniu. I dostajemy tylko je, więc
to zależy od nas, by o nie dbać. Nie cierpię tego, że muszę to powiedzieć, ale Ben, w
tej chwili jesteś absolutnie najgorszą wersją samego siebie. Jesteś przybity. Jesteś
humorzasty. Masz tylko osiemnaście lat i nawet nie wiem, skąd bierzesz alkohol, ale
pijesz za dużo. I chociaż twoi bracia bardzo próbowali ci pomóc, to nikt nie może
zmusić cię do tego, byś był lepszym człowiekiem. Tylko ty to możesz zrobić, Ben. Więc
jeśli pozostała ci jeszcze jakakolwiek nadzieja, sugeruję, by się do niej dokopać, bo jeśli
jej nie znajdziesz, nigdy nie staniesz się najlepszą wersją siebie. I pociągniesz za sobą
swoich braci, bo tak bardzo cię kochają.
Patrzy na mnie tak długo, jak dużo czasu potrzeba, by te słowa nabrały sensu w
mojej głowie. Brzmi jak moja matka i ta myśl mocno we mnie uderza.
Wzdycha z rozczarowaniem i to sprawia, że źle się z tym czuję, ale nie mogę
pozwolić jej zobaczyć tego, że mogę myśleć teraz tylko o mojej matce i o tym, co by o
mnie pomyślała, gdyby mnie teraz zobaczyła?
***
Po kilku wiadomościach do znajomych odkrywam, gdzie jest moje auto. Kiedy Jordyn
mnie podrzuca, rozważam przeproszenie jej. Zamieram przy samochodzie z drzwiami
do połowy zamkniętymi, zastanawiając się, co powiedzieć. W końcu pochylam się i na
nią patrzę.
- Wczoraj… kiedy zadzwoniłeś? Ciągle mówiłeś coś o dzisiejszej dacie i… nie chcę się
wtrącać. Ale wiem, że to rocznica tego, co się stało z waszą mamą. I może gdybyś
poszedł się z nią zobaczyć, to by było dla ciebie dobre. – Spuszcza wzrok i bębni
palcami w samochód. – Pomyśl o tym, okej?
Patrzę na nią przez chwilę, po czym kiwam raz głową i wsiadam do swojego auta.
Wiem, że minęły dwa lata. Nie potrzebuję przypomnienia. Każdego dnia, kiedy się
budzę i biorę pierwszy oddech, przypominam sobie o tym dniu.
***
Ściskam kierownicę, niepewny, czy wysiądę z samochodu. Już wystarczająco złe jest
to, że w ogóle pojechałem na cmentarz. Nigdy wcześniej jej tutaj nie odwiedzałem.
Nie czuję takiej potrzeby, bo nie czuję, żeby ona tu naprawdę była. Czasami z nią
rozmawiam. Oczywiście są to rozmowy jednostronne, ale i tak z nią rozmawiam. Nie
muszę się gapić na nagrobek, żeby to robić.
Tęsknię za nią, ale z tym ruszyłem już naprzód. Ale nie mogę zaakceptować tego, co
zrobiłem tamtej nocy.
Posłuchałem Kyle’a, kiedy powiedział, żebym już nigdy nie wspominał o Fallon i jej
ojcu. Nie szukam o nich informacji w internecie. Nie przejeżdżam obok ich
jakiegokolwiek domu, w którym mogą teraz mieszkać. Cholera, nawet nie wiem, gdzie
mieszkają. Kyle miał rację w tym, że muszę trzymać dystans. Określono to jako
Ale wciąż myślę o tej dziewczynie każdego dnia. Przeze mnie straciła swoją karierę.
Dobrą karierę. Taką, o której marzy wiele ludzi. A moje czyny z tamtej chwili będą ją
prześladować przez resztę jej życia.
Czasami zastanawiam się, co teraz robi. Kilka razy chciałem ją sprawdzić – może
nawet zobaczyć ją z bliska – tylko żeby sprawdzić, jak bardzo została ranna w pożarze.
Nie wiem dlaczego. Może myślę, że gdybym zobaczył, że prowadzi dobre życie, to
mógłbym ruszyć dalej. Ale jedna rzecz powstrzymuje mnie przed zrobieniem tego. Jej
życie może być znacznie gorsze, niż się spodziewałem i boję się jak i czy to przyjmę,
jeśli tak będzie.
Chwilę przed tym, jak mam odpalić silnik, kolejny samochód wjeżdża na parking obok
mnie. Drzwi od strony kierowcy otwierają się i zanim jeszcze on wysiada, czuję suchość
w gardle.
Co on tutaj robi?
Widzę, że to jest on, po jego karku, wysokości, sposobie, w jaki chodzi. Donovan
O’Neil jest bardzo rozpoznawalny, a biorąc pod uwagę to, że w noc pożaru ciągle
widziałem jego zdjęcie w telewizji, nigdy nie wyrzucę tej twarzy ze swojej głowy.
Rozglądam się dookoła, zastanawiając się, czy powinienem odjechać, zanim mnie
zauważy. Ale on nawet na nic nie patrzy. W ręce trzyma bukiet hortensji. Zmierza w
kierunku jej grobu.
Wygląda, jakby to była jego rutyna, jakby robił to cały czas. I przez chwilę czuję się
winny, że nie myślałem, że nigdy mu na niej nie zależało. Bo oczywiste jest, że tak
było, skoro dwa lata później nadal przychodzi na jej grób.
***
Parkuję kilka aut za nim na parkingu restauracji, pod którą podjechał. Obserwuję go,
kiedy wchodzi do środka. Widzę, jak ktoś wstaje i go obejmuje – dziewczyna – i moja
szczęka zaciska się tak bardzo, że aż boli.
Dłonie zaczynają mi się pocić. Nie wiem, czy rzeczywiście chcę ją zobaczyć. Ale wiem,
że nie ma mowy, że wyjadę stąd bez wejścia do środka i przejścia obok ich stolika.
Muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć, co jej zrobiłem.
Zanim tam wchodzę, biorę swojego laptopa, żebym miał się na czym skupić, kiedy
będę siedział sam. Kiedy przechodzę przez próg, nie widzę jej twarzy, żeby chociaż
mieć pewność, czy to Fallon. Siedzi do mnie tyłem. Próbuję się nie gapić, bo nie chcę,
żeby jej ojciec zauważył, że zwracam na nich jakąkolwiek uwagę.
Kiwam głową i prowadzi mnie do boksu. Serce wali mi tak mocno, że nie mogę
zebrać się na odwagę, żeby na nią zerknąć, gdy przechodzę obok. Siadam twarzą
zwróconą w przeciwnym kierunku. Za kilka minut zbiorę się na odwagę. Nie ma nic
złego w tym, że tutaj jestem. Nie wiem, dlaczego czuję się, jakbym łamał prawo, skoro
tylko siedzę przy stoliku.
Moje ręce leżą splecone przede mną na stole. Staram się wymyślić mnóstwo
powodów, żeby odwrócić się i zerknąć ponad swoim ramieniem, ale obawiam się, że
Ale boję się, że jeśli nie spojrzę, przegapię fakt, że może być szczęśliwa.
- Spóźniłem się tylko pół godziny, Fallon. Daj spokój. – mówi jej ojciec.
Wypowiada jej imię. To na pewno jest ona. W ciągu kilku następnych minut, stanę
twarzą w twarz z dziewczyną, której prawie odebrałem życie.
Na szczęście podchodzi kelner i bierze ode mnie zamówienie, więc trochę mnie
rozprasza. W ogóle nie jestem głodny, ale i tak coś zamawiam, bo kto przychodzi do
restauracji, nie zamawiając nic do jedzenia? Nie chcę zwracać na siebie uwagi.
Kelner próbuje nawiązać ze mną rozmowę o tym, że facet w boksie za moim wygląda
jak Donovan O’Neil, aktor, który grał Maxa Epcotta. Udaję, że nie wiem, o kogo chodzi.
Chcę tylko żeby odszedł. W końcu to robi. Odchylam się do tyłu, by usłyszeć więcej z
ich rozmowy.
- Więc, tak. Jestem trochę zszokowany, ale tak właśnie jest. – mówi jej ojciec.
- Cieszyć ?
- Nie wiedziałem, że mam coś w sobie, żeby znowu stać się ojcem.
Nie wiem, co mam o tym myśleć. Przez chwilę przypominam sobie, że ten
mężczyzna kiedyś kochał moją matkę i to mogłaby być sytuacja, z którą byłby z nią,
gdyby rak ją nie zabrał.
To znaczy… wiem, że rak jej nie zabrał. Broń to zrobiła. Ale tak czy siak, rak był
przyczyną.
Ale… to jest szalone. Nie powinienem tutaj być. Kyle zabiłby mnie, gdyby dowiedział
się, co robię.
- Uważasz, że nie mam prawa nazywać siebie ojcem? Kim w takim razie dla ciebie
jestem?
- Twoja mama zostawiła mnie, bo przespałem się z jej najlepszą przyjaciółką. Moja
osobowość nie ma z tym nic wspólnego.
Teraz, kiedy tak o tym pomyślę, nie jestem pewna, czy to robiła. Wyglądało na to, że
to on wysyłał te wszystkie listy i wiadomości. Nigdy nie widziałem niczego, co ona
wysyłała mu, więc może to był krótkotrwały, jednostronny związek, z którego końcem
on nie mógł się podzielić.
To w jakiś sposób sprawia, że czuję się lepiej. Drżę na myśl o tym, że moja matka była
zwyczajną kobietą, która czasem podejmuje złe decyzje dotyczące związków, a nie
wszechwiedzącą bohaterką, jak prawdopodobnie już zawsze będę ją taką pamiętać.
Kelner przerywa ich rozmowę, by podać jedzenie. Przewracam oczami, kiedy ten
udaje, że właśnie zauważył, że siedzi tutaj Donovan O’Neil. Słyszę, jak pyta Fallon, czy
zrobi im zdjęcie. Siadam sztywno, zastanawiając się, czy stanie i będę mógł ją
zobaczyć. Nie jestem pewny, czy jestem gotowy na to, by zobaczyć, jak wygląda.
Ale nie ma znaczenia to, czy jestem gotowy, czy nie, bo ona właśnie powiedziała,
żeby zrobili sobie selfie i że ona idzie do łazienki. Zaczyna przechodzić obok mnie, a w
chwili, gdy wchodzi w zasięg mojego wzroku, oddech mi zamiera.
Idzie w przeciwnym kierunku, więc nie widzę jej twarzy. Widzę za to jej włosy. Dużo
włosów, prostych, długich i grubych, kasztanowobrązowych, w takim kolorze, jak jej
buty i spadają falami na jej plecy.
Mój puls przyśpiesza, bo wiem, że muszę wyjść. Muszę wstać, wyjść i zaakceptować
to, że wygląda na to, że wszystko z nią w porządku. Jej ojciec może być dupkiem, ale
ona trzyma się całkiem dobrze, więc to, że jestem blisko nich, nie jest dobre dla nikogo
z nas.
Ale niech to szlag, jeśli kelner nie rozwodzi się nad tym, że Donovan O’Neil właśnie
sprawił, że to jego najlepszy moment dnia. Nawet nie dbam o swoje jedzenie, gdyby
tylko mógł przynieść mi rachunek, który mógłbym zapłacić i się stąd wynosić.
Zaczynam poruszać nogą pod stołem z nerwowości. Naprawdę długo jest w tej
łazience. Wiem, że może wyjść w każdej chwili i nie wiem, czy powinienem na nią
spojrzeć, odwrócić wzrok, uśmiechnąć się, uciekać czy co ja mam, kurwa, zrobić?
Wychodzi.
Patrzy na ziemię, więc nadal nie widzę jej twarzy, ale jej ciało jest nawet bardziej
idealne z przodu niż z tyłu.
Kiedy na mnie spogląda, żołądek upada mi u stóp. Czuję się tak, jakby moje serce się
topiło. Po raz pierwszy od dwóch lat, dokładnie widzę, co jej zrobiłem.
Od góry jej lewego policzka, blisko oka, przez całą szyję… są blizny. Blizny, które są
tam przeze mnie. Niektóre bardziej wyblakłe od innych, ale są bardzo widoczne przez
różowawy odcień skóry, jaśniejszej i bardziej delikatnej niż te części jej twarzy, które
były nienaruszone. Ale to nawet nie blizny wyróżniają się najbardziej. To jej zielone
oczy, które teraz na mnie patrzą. Brak zaufania w nich mówi o poziomie krzywdy, jaką
jej wyrządziłem.
Nie ma pojęcia. Nie ma pojęcia, że podnosząc wzrok, patrzy w oczy facetowi, który
zniszczył jej życie. Nie ma pojęcia, że oddałbym wszystko, by przycisnąć usta do tego
policzka – żeby pocałować blizny, które tam umieściłem, żeby jej powiedzieć, jak
strasznie jest mi przykro.
Nie ma pojęcia, że jestem na granicy łez przez sam widok jej twarzy, bo to jest
jednocześnie niesamowite i potworne. Obawiam się, że jeśli teraz się do niej nie
uśmiechnę, to zacznę płakać.
I potem to się dzieje, kiedy mnie mija, wszystko w mojej piersi się zaciska. Bo martwię
się, że to, co właśnie między nami się stało – ten jeden, maleńki uśmiech – będzie
wszystkim, co się między nami kiedykolwiek wydarzy. I nie wiem, dlaczego to mnie
martwi, bo przed dzisiejszym dniem nie byłem nawet pewny, czy chcę ją zobaczyć.
A teraz, kiedy już ją widziałem, nie wiem, czy chcę przestać. A fakt, że jej ojciec jest w
tej chwili za mną, dobijając ją i mówiąc, że nie jest już wystarczająco ładna, by
występować, sprawia, że mam ochotę się odwrócić i go udusić. Albo przynajmniej
usiąść obok niej i ją bronić.
I to w tym momencie kelner decyduje się, żeby przynieść mi jedzenie. Próbuję jeść.
Naprawdę, próbuję, ale nadal zbieram się po tym, jak usłyszałem, jak jej ojciec się do
niej odnosi. Powoli jem frytki, słuchając, jak ten staje się coraz bardziej i bardziej
obłudny. Na początku czuję ulgę, kiedy słyszę jej plany co do tego, że chce się
wyprowadzić.
I dobrze, myślę.
Nie słyszę, co ona odpowiada, bo widzę tylko czerwień. Nie mogę uwierzyć, że ten
człowiek – ojciec, który powinien jej bronić i wspierać córkę w wyzwaniu, jakie
podejmuje – mówi takie rzeczy. Może praktykuje trudną miłość, ale ta dziewczyna
przeszła już wystarczająco dużo.
Cholera, jej ojciec sprawia, że ja mam ochotę się ich wyrzec. Jeśli faceci są naprawdę
tak płytcy jak on, to wszystkie kobiety powinny się ich wyrzec.
- To nie powinno być problemem. – mówi jej ojciec. – Wiem, że byłaś tylko na jednej
randce, a to było ponad dwa lata temu.
Czy on nie ma pojęcia, jaki dziś jest dzień? Czy nie ma pierdolonego pojęcia, przez
co przeszła jego córka przez ostatnie dwa lata? Jestem pewny, że dobry rok zajął jej
powrót do zdrowia, a przez patrzenie w jej oczy przez kilka sekund mogłem
stwierdzić, że nie ma za grosz pewności siebie. A on komentuje fakt, że nie była na
randce od czasu wypadku?
Jestem tak wkurzony, że ręce mi się trzęsą. Mogę być nawet jeszcze bardziej
wkurzony niż w nocy, gdy wywołałem pożar.
- Cóż, tato. – mówi napiętym głosem. – Faceci nie zwracają już na mnie takiej uwagi,
jak kiedyś.
Wstaję z miejsca, nie będąc w stanie się powstrzymać. Ale niech mnie szlag, jeśli
pozwolę tej dziewczynie przeżyć jeszcze jedną sekundę bez kogoś, kto by jej bronił w
odpowiedni sposób.
Sztywnieje pod moim dotykiem, ale kontynuuję. Przyciskam usta z boku jej głowy,
przypadkowo wąchając kwiatowy zapach jej szamponu.
Wyciągam rękę do jej ojca i zanim się przedstawiam, zastanawiam się, czy jakoś mnie
rozpozna przez to, że znał moją matkę. Wróciła do swojego panieńskiego nazwiska
kilka lat po śmierci ojca, więc może nie mieć pojęcia, kim jestem. Mam nadzieję.
Żaden błysk rozpoznania nie pojawia się na jego twarzy. Nie wie, kim jestem.
To tak, jakby w tej chwili zapaliła się żarówka w jej głowie, a zdezorientowanie na jej
twarzy zmienia się w zachwyt. Uśmiecha się do mnie czule, opierając się o mnie i
odpowiadając:
Tak, chcę powiedzieć. Ja też nie sądziłem, że będę tutaj siedział. Ale skoro nie mogę
raczej pogorszyć twojego życia w tym dniu, to przynajmniej mogę postarać się sprawić,
by było trochę lepsze.
Tworzę nowy stos kartek, które już przeczytałam. Z niedowierzaniem gapię się na
rękopis. Wiem, że powinnam być zła, że przez tak długi czas mnie okłamywał, ale
wgląd w jego myśli w jakiś sposób usprawiedliwia jego zachowanie. I nie tylko to –
usprawiedliwia też zachowanie mojego ojca.
Ben ma rację. Teraz, kiedy patrzę na ten dzień, widzę, że mój ojciec nie ponosił w
pełni winy. Wyrażał swoją opinię co do mojej kariery, a każdy rodzic ma do tego
prawo. I nawet jeśli nie zgadzałam się z nim i ze sposobem, w jaki to ujął, on nigdy
nie był dobry w komunikacji. On był w trybie obrony, ja w trybie ataku i od tego
czasu było tylko gorzej i gorzej.
Muszę pamiętać, że miłość można komuś okazać w więcej niż jeden sposób. I mimo
tego, że mój sposób i jego sposób są całkowicie różne, to nadal jest to miłość.
Przerzucam kartki do następnego rozdziału, ale kilka kartek z notatnika wypada z
miejsca między piątym a szóstym rozdziałem. Odkładam strony rękopisu i podnoszę
list. To kolejna notatka od Bena.
Fallon,
Wiesz o wszystkim, co się stało po tym momencie w rękopisie. Wszystko jest
tutaj. Każdy dzień, który razem spędziliśmy i nawet kilka, które nie były
naszymi wspólnymi. Każda myśl, jaką miałem w Twojej obecności… lub blisko
niej.
Jak widać to po rozdziale, który właśnie skończyłaś, nie byłem w za dobrym
stanie, kiedy się poznaliśmy. Dwa lata mojego życia od czasu pożaru były
piekłem i robiłem wszystko, by zagłuszyć swoje poczucie winy. Ale ten pierwszy
dzień, który razem spędziliśmy, był pierwszy od dłuższego czasu, kiedy
poczułem się szczęśliwy. I mogę powiedzieć, że uszczęśliwiłem Ciebie, a nie
sądziłem, że to kiedykolwiek będzie możliwe. I mimo tego, że Ty się
wyprowadzałaś, wiedziałem, że jest sposób, byśmy oboje mogli zacząć z
niecierpliwością czekać na dziewiątego listopada, a to wniosłoby ogromną
zmianę do naszych żyć. Więc przysiągłem sobie, że w dniach spędzanych z
Tobą, pozwolę sobie się tym cieszyć. Nie będę myślał o pożarze – nie będę myślał
Tłumaczenie: marika1311 Strona 247
o tym, co Ci zrobiłem. Przez jeden dzień w roku chciałem być takim facetem,
który zakocha się w takiej dziewczynie, bo wszystko w Tobie mnie zachwycało.
I wiedziałem, że gdybym pozwolił swojej przeszłości pożerać mnie w Twojej
obecności, to coś by mi się wymsknęło. I Ty dowiedziałabyś się, co Ci zrobiłem.
Wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek dowiesz się prawdy, nie było mowy, byś
mogła mi to wszystko wybaczyć.
Mimo że prawdopodobnie powinienem czuć wielkie poczucie winy, nie żałuję
ani jednej chwili spędzonej z Tobą. Oczywiście chciałbym, żeby inaczej to się
skończyło. Może gdybym tamtego dnia podszedł do Ciebie i Twojego ojca i
wyjaśnił prawdę, oszczędziłbym Ci wielu cierpień. Ale nie mogę rozwodzić się
nad wszystkimi rzeczami, które powinienem był zrobić, kiedy dla mnie to był
nasz los. Czuliśmy do siebie przyciąganie. I bez wątpienia wiem, że w ciągu
kilku ostatnich lat było kilka momentów, kiedy oboje byliśmy w sobie szaleńczo
zakochani w tym samym czasie. Nie każdy tego doświadcza, Fallon, i
skłamałbym, gdybym powiedział, że tego żałuję.
I jedną z moich największych obaw jest to, że spędziłaś ostatni rok,
zakładając, że mówiłem Ci więcej niż jedno kłamstwo, ale tak nie było. Jedyne
kłamstwo, jakie kiedykolwiek Ci powiedziałem, to te, które pominąłem – że to
ja byłem odpowiedzialny za pożar. Każde inne słowo, które wychodziło z moich
ust w Twojej obecności było absolutną prawdą. Kiedy mówiłem, że jesteś
piękna, naprawdę tak sądziłem.
Jeśli zaakceptujesz jedną rzecz z rękopisu, niech to będzie ten akapit. Wchłoń
te słowa. Chcę, żeby naznaczyły Twoją duszę, bo te słowa są najważniejsze.
Jestem przerażony, że moje kłamstwa doprowadziły do tego, że utraciłaś tę
pewność siebie, którą zyskałaś, gdy byliśmy razem. Bo podczas gdy ukrywałem
przed Tobą tę prawdę, to nie mogłem być bardziej szczery co do Twojego piękna.
I tak, masz blizny. Ale każdy, kto najpierw widzi blizny, a dopiero potem
Ciebie, nie zasługuje na Ciebie. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz i w to
wierzysz. Ciało to po prostu opakowanie dla prawdziwych prezentów, które
kryją się w środku. A Ty jesteś pełna prezentów. Bezinteresowność, życzliwość,
współczucie. Wszystkie rzeczy, które się liczą.
Młodość i piękno przemija. Przyzwoitość ludzka – nie.
W rękopisie, który podrzuciłem jej wczoraj w nocy pod drzwi, jest osiemdziesiąt
trzy tysiące czterysta pięćdziesiąt sześć słów. W pierwszych pięciu rozdziałach jest
około dwadzieścia trzy tysiące słów, zanim dotarłaby do mojej notatki. Te ponad
dwadzieścia tysięcy słów z łatwością mogła przeczytać w ciągu trzech godzin. Gdyby
zaczęła go czytać od razu po tym, jak go podrzuciłem, pierwszą sekcję skończyłaby
około trzeciej w nocy.
Ale jest prawie północ. Minęły prawie dwadzieścia cztery godziny, odkąd
widziałem, jak podnosi rękopis i zamyka za sobą drzwi. Co oznacza, że miała jeszcze
ponad dwadzieścia godzin i nadal jej tutaj nie ma.
Co oznacza, najwyraźniej, że nie przyjdzie.
Większa część mnie sądziła, że i tak się dzisiaj nie pojawi, ale była też mała część,
która wciąż trzymała się nadziei. Nie mogę powiedzieć, że jej wybór złamał mi serce,
bo to oznaczałoby, że wciąż mam całe serce, które można złamać.
Czułem ból serca przez solidny rok, więc to, że się nie pojawiła, w porównaniu do
trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, to nic takiego.
Jestem zaskoczony, że pozwolili mi siedzieć w restauracji tak długo. Siedziałem tu
od samego rana w nadziei, że się nie spała i czytała rękopis. Teraz jest prawie północ,
więc siedzę w tej budce od dobrych osiemnastu godzin. To będzie wymagało
wielkiego napiwku.
Za pięć dwunasta zostawiam napiwek. Nie chcę tutaj być, kiedy zegary dojdą do
dziesiątego listopada. Wolałbym przeczekać ostatnie pięć minut w swoim
samochodzie.
Kiedy otwieram drzwi, żeby wyjść z restauracji, kelnerka rzuca mi współczujące
spojrzenie. Jestem pewny, że nigdy nie widziała, by ktoś czekał tak długo po tym, jak
go wystawiono, ale przynajmniej to da jej dobrą historię do opowiadania.
Jest za cztery dwunasta, kiedy docieram na parking.
Jest za cztery dwunasta, kiedy widzę, jak otwiera drzwi swojego auta i z niego
wysiada.
Nadal jest za cztery dwunasta, kiedy splatam ręce za głową i zasysam do płuc
listopadowe powietrze, żeby sprawdzić, czy te wciąż pracują.
Stoi przy swoim samochodzie, wiatr rozwiewa jej włosy po twarzy, kiedy patrzy na
mnie przez parking. Czuję, że jeśli postawię krok w jej kierunku, ziemia się pode mną
***