You are on page 1of 254

COLLEEN HOOVER

„November Nine”

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2


Dla Levi –
Masz niesamowity gust muzyczny,
A Twoje uściski są niezręczne.
To się nigdy nie zmieni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3


Pierwszy dziewiąty listopad

Jestem półprzezroczysty, wodny.


Dryfujący, bez celu.
Ona jest kotwicą, tonącą w moim morzu.

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4


Fallon

Zastanawiam się, jaki usłyszałabym odgłos, gdybym rozbiła tą szklankę na jego


głowie.
Szkło jest grube. Jego głowa – twarda. Widzę w tym potencjał dla ładnego, dużego
ŁUP.
Zastanawiam się, czy zacząłby krwawić. Na stole są serwetki, ale nie takie z rodzaju
tych dobrych, które mogłyby wchłonąć dużą ilość krwi.
- Więc, tak. Jestem trochę zszokowany, ale tak właśnie jest. – mówi.
Jego głos sprawia, że uścisk na mojej szklance zaciska się w nadziei, że to tylko moje
wyobrażenia i w rzeczywistości naczynie nie skończy rozbite na jego czaszce.
- Fallon? – Odchrząka i próbuje użyć łagodnego tonu, ale jego słowa wciąż są dla
mnie jak wycelowane we mnie noże. – Nie zamierzasz niczego powiedzieć?
Dźgam słomką w kostkę lodu, wyobrażając sobie, że to jego głowa.
- A co mam niby mówić? – mamroczę, przypominając rozwydrzone dziecko, a nie
osiemnastoletnią dorosłą, którą jestem. – Chcesz, żebym ci pogratulowała?
Odchylam się na oparcie za moimi plecami i krzyżuję ramiona na piersi. Patrzę na
niego i zastanawiam się, czy żal, który widzę w jego oczach, jest rezultatem tego, że
jest mną rozczarowany czy też po prostu znowu udaje. Minęło dopiero pięć minut
odkąd usiadł, a już zmienił swoją stronę boksu w scenę. I po raz kolejny, ja jestem
zmuszona, by być jego publicznością.
Jego palce bębnią w kubek z kawą, kiedy obserwuje mnie w ciszy przez kilka minut.
Taptaptap.
Taptaptap.
Taptaptap.
Wydaje mu się, że w końcu się poddam i powiem mu to, co chce usłyszeć, ale w
ciągu ostatnich dwóch lat nie przebywał w moim towarzystwie wystarczająco długo,
by wiedzieć, że nie jestem już tą dziewczyną.
Kiedy odmawiam uznania jego występu, w końcu wzdycha i opuszcza łokcie na stół.
- Cóż, myślałem, że będziesz się cieszyć.
Kręcę krótko głową.
- Cieszyć?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5


Chyba nie mówi poważnie.
Wzrusza ramionami i zadowolony z siebie uśmiech pogarsza jego i tak już irytującą
mimikę twarzy.
- Nie wiedziałem, że mam coś w sobie, żeby znowu stać się ojcem.
Parskam śmiechem z niedowierzenia.
- Wpuszczenie spermy do pochwy dwudziestoczterolatki nie robi z ciebie ojca. –
mówię, trochę gorzko.
Jego próżny uśmieszek znika, a on odchyla się do tyłu i przechyla głowę na bok.
Przechylenie głowy zawsze było jego ruchem, kiedy nie był pewny, jak zareagować
na ekranie. „Po prostu wyglądaj tak, jakbyś rozważała coś głębokiego i będzie to
pasować do prawie wszystkich emocji. Smutku, introspekcji, żalu, sympatii.” Nie
pamięta tego, że był moim prywatnym nauczycielem aktorstwa, a ten wygląd był
pierwszą rzeczą, której mnie nauczył.
- Uważasz, że nie mam prawa nazywać siebie ojcem? – Brzmi na urażonego moją
odpowiedzią. – Kim w takim razie dla ciebie jestem?
Traktuję to jako pytanie retoryczne i dźgam słomką w kolejną kostkę lodu.
Umiejętnie wsuwam kawałek w słomkę i wciągam go do ust. Wgryzam się w lód z
głośnym, niedbałym chrupnięciem. Na pewno nie spodziewa się, że odpowiem na to
pytanie. Nie był moim „ojcem” od nocy, kiedy moja kariera aktorska się zatrzymała,
gdy miałam tylko szesnaście lat. A jeśli mam być ze sobą szczera, to nie jestem nawet
pewna, czy był nim wcześniej. Bardziej przypominaliśmy nauczyciela aktorstwa i
uczennicę.
Jedną dłonią przesuwa po swoich drogich, wszczepionych implantach mieszków
włosowych przy linii czoła.
- Czemu to robisz? – Z każdą sekundą staje się coraz bardziej poirytowany moim
nastawieniem. – Wciąż jesteś wkurzona, że nie przyszedłem na ceremonię
zakończenia? Już mi powiedziałem, że miałem wtedy inne umówione spotkanie.
- Nie. – odpowiadam spokojnie. – Nie zaprosiłam cię na moje zakończenie.
Odsuwa się, patrząc na mnie z niedowierzeniem.
- Dlaczego nie?
- Miałam tylko cztery bilety.
- I? – pyta. – Jestem twoim ojcem. Dlaczego, do cholery, miałabyś nie zaprosić mnie
na twoje zakończenie liceum?
- Nie przyszedłbyś.
- Tego nie wiesz. – odburkuje.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6


- Nie przyszedłeś.
Przewraca oczami.
- Oczywiście, że nie, Fallon. Nie zostałem zaproszony.
Wzdycham ciężko.
- Jesteś niemożliwy. Teraz rozumiem, czemu mama cię zostawiła.
Kręci lekko głową.
- Twoja mama zostawiła mnie, bo przespałem się z jej najlepszą przyjaciółką. Moja
osobowość nie ma z tym nic wspólnego.
Nawet nie wiem, co na to odpowiedzieć. Ten człowiek ma absolutnie zero wyrzutów
sumienia. Jednocześnie tego nienawidzę i zazdroszczę. W pewnym sensie,
chciałabym bardziej przypominać jego, a mniej moją matkę. Jest nieświadomy
swoich wielu wad, a moje są centralnym punktem w moim życiu. Moje wady są tym,
co budzi mnie każdego ranka i co nie pozwala zasnąć mi w nocy.
- Kto zamawiał łososia? – pyta kelner. Idealne wyczucie czasu.
Podnoszę dłoń, a on kładzie przede mną talerz. Nie mam już nawet apetytu, więc
dźgam widelcem w ryż.
- Hej, chwileczkę. – Podnoszę wzrok na kelnera, ale nie przeznaczył swojego
komentarza dla mnie. Wpatruje się w mojego ojca. – Jesteś…
Och, Boże. Zaczyna się.
Kelner wali dłonią w stół, a ja się krzywię.
- To ty! Jesteś Donavan O’Neil! Grałeś Maxa Epcotta!
Mój ojciec wzrusza skromnie ramionami, ale wiem, że w tym człowieku nie ma nic
skromnego. Mimo że nie grał Maxa Epcotta odkąd zdjęli serial z ekranu dziesięć lat
temu, wciąż zachowuje się, jakby to był najlepszy program w telewizji. A ludzie,
którzy go rozpoznają są powodem, dla którego tak reaguje. Zachowują się, jakby
nigdy wcześniej nie widzieli aktora. To LA, na miłość boską! Tu każdy jest aktorem!
Mój straszny nastrój się nie poprawia, kiedy dźgam widelcem w łososia, ale wtedy
kelner przerywa mi, żeby zapytać, czy zrobię im zdjęcie.
Westchnięcie.
Niechętnie wysuwam się z boksu. Próbuje wręczyć mi swój telefon, żebym zrobiła
nim zdjęcie, ale unoszę dłoń na znak protestu i wymijam go.
- Muszę skorzystać z łazienki. – mamroczę, odsuwając się od stolika. – Po prostu
zróbcie sobie selfie. On je uwielbia.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7


Pędzę w stronę toalet, żeby znaleźć chwilę wytchnienia od mojego ojca. Nie wiem,
dlaczego poprosiłam, żeby się ze mną spotkał. Może dlatego, że się przeprowadzam i
nie zobaczę go Bóg wie jak długo, ale to nie jest nawet wystarczająco dobry pretekst,
żeby zmuszać się do tego, by przez to przechodzić.
Otwieram drzwi do pierwszej kabiny. Wchodzę do środka, zasuwam za sobą
zasuwkę i wyciągam z dozownika ochronną nakładkę na sedes, układając ją na
muszli.
Czytałam kiedyś o badaniach nad bakteriami w publicznych toaletach. Stwierdzono,
że w pierwszych kabinach w każdej łazience było ich najmniej. Ludzie zakładają, że
pierwsza jest najczęściej używana, więc większość ją omija. Nie ja. Ja korzystam tylko
z niej. Nie zawsze byłam pedantką, ale spędzenie dwóch miesięcy w szpitalu, kiedy
miałam szesnaście lat sprawiło, że zachowywałam się nieco obsesyjno-
kompulsywnie, kiedy chodziło o higienę osobistą.
Kiedy kończę korzystać z toalety, poświęcam przynajmniej minutę na umycie rąk.
Przez cały czas skupiam na nich wzrok, nie chcąc spojrzeć w lustro. Unikanie
swojego odbicia staje się łatwiejsze każdego dnia, ale i tak łapię przebłysk siebie,
kiedy sięgam po papierowy ręcznik. Bez względu na to, ile razy patrzyłam w lustro,
nadal nie przywykłam do tego, co widzę.
Unoszę lewą rękę i dotykam blizn, które biegną przez lewą stronę mojej twarzy,
przez szczękę i w dół, po szyi. Znikają pod kołnierzykiem mojej koszulki, ale pod
ubraniami, blizny biegną przez całą lewą stronę mojego tułowia, zatrzymując się tuż
poniżej mojej talii. Dotykam palcami obszarów skóry, które teraz przypominają
pofałdowany materiał. Blizny, które nieustannie przypominają mi, że pożar był
prawdziwy, a nie był tylko koszmarem, którego mogę się pozbyć, szczypiąc się w
ramię.
Byłam zabandażowana przez kilka miesięcy po pożarze, nie będąc w stanie dotknąć
większości mojego ciała. Teraz, kiedy oparzenia już się wygoiły i zostały mi blizny,
przyłapuję się na tym, że obsesyjnie ich dotykam. Są w dotyku jak rozciągnięty
jedwab i normalne byłoby czuć się obrzydzoną ich teksturą, jak jestem przez ich
wygląd. Ale zamiast tego, właściwie mi się to podoba. Zawsze z roztargnieniem
przebiegam palcami po szyi lub ramieniu, czytając fragmenty brajla na swojej skórze,
dopóki nie zdaję sobie sprawy z tego, co robię i przestaję. Nie powinien mi się
podobać żaden aspekt tego, co zniszczyło mi życie, nawet jeśli to jest coś tak
prostego, jak dotyk czegoś pod palcami.
To, jak to wygląda, to inna sprawa. Jakby każda z moich wad została podkreślona
różowym markerem, wystawiona na widok całego świata. Nieważne jak bardzo
starałam się je ukryć ciuchami czy włosami, były tam. I zawsze tam będą. Stałe
przypomnienie o nocy, która zniszczyła we mnie najlepsze rzeczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8


Nie skupiam się za bardzo na datach ani rocznicach, ale kiedy obudziłam się rano,
dzisiejsza data była pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślałam. Prawdopodobnie dlatego,
że to była ostatnia rzecz, o jakiej myślałam przed zaśnięciem. Minęły dwa lata, odkąd
dom mojego ojca został pochłonięty przez pożar, który prawie odebrał mi życie.
Może to dlatego chciałam się dzisiaj z nim zobaczyć. Może miałam nadzieję, że
pamiętałby o tym – powiedziałby coś, żeby mnie pocieszyć. Wiem, że przepraszał
wystarczającą ilość razy, ale jak tak naprawdę mogę mu wybaczyć za to, że o mnie
zapomniał?
Zostawałam w jego domu tylko średnio raz na tydzień. Ale tego poranka napisałam
do niego, że zostanę na noc. Więc można by pomyśleć, że kiedy mój ojciec
przypadkowo podpali swój własny dom, przyjdzie uratować mnie, gdy spałam.
Ale nie tylko to się nie stało – on zapomniał, że tam byłam. Nikt nie wiedział, że ktoś
jest w domu, dopóki nie usłyszeli moich krzyków z drugiego piętra. Wiem, że
odczuwa z tego powodu wiele poczucia winy. Tygodniami przepraszał mnie za
każdym razem, gdy mnie widział, ale jego przeprosiny stały się tak rzadkie, jak jego
wizyty i rozmowy telefoniczne. Niechęć, którą czułam, wciąż tutaj była, mimo że
żałowałam, że tak jest. Pożar był wypadkiem. Przeżyłam. To dwie rzeczy, na których
staram się skupić, ale to trudne, kiedy myślę o tym za każdym razem, gdy na siebie
spojrzę.
Myślę o tym za każdym razem, gdy spojrzy na mnie ktoś inny.
Otwierają się drzwi do łazienki i do środka wchodzi kobieta, zerkając na mnie, po
czym szybko odwracając wzrok i zmierzając do ostatniej kabiny.
Trzeba było wybrać pierwszą, paniusiu.
Spoglądam na siebie jeszcze raz w lustrze. Kiedyś moje włosy były długości ponad
ramiona i miałam postrzępioną grzywkę, ale przez ostatnich kilka lat dużo urosły. I
nie bez powodu. Przebiegam palcami przez długie, ciemne pasemka włosów, które
układałam tak, by zakrywały większość lewej strony mojej twarzy. Pociągam za
rękaw przy lewej ręce aż do nadgarstka, a następnie unoszę kołnierz, by zakryć
większość szyi. W ten sposób blizny są ledwie widoczne i nawet mogę znieść
patrzenie na siebie w lustrze.
Kiedyś myślałam, że jestem ładna. Ale włosy i ubrania mogą teraz tylko tyle
zatuszować.
Słyszę włączoną spłuczkę w toalecie, więc szybko się odwracam i ruszam do drzwi,
zanim kobieta wyjdzie z kabiny. Przez większość czasu robię, co mogę, żeby unikać
ludzi, ale nie dlatego, że boję się, że będą gapić się na moje blizny. Unikam ich, bo się
nie gapią. W chwili, gdy ludzie mnie zauważają, odwracają szybko wzrok, jakby bali
się, że wyjdą na niegrzecznych. Byłoby miło, gdyby chociaż raz ktoś spojrzał mi w
oczy i nie odwrócił spojrzenia. Minęło tak długo czasu, odkąd to się stało. Nie cierpię

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9


przyznawać się do tego, że brakuje mi uwagi, do której przywykłam, ale taka jest
prawda.
Wychodzę z łazienki i udaję się w stronę boksu, rozczarowana, że jeszcze widzę tył
głowy mojego ojca. Miałam nadzieję, że będzie miał jakiś nagły wypadek i wyjdzie,
zanim wyjdę z toalety.
To smutne, że wolałabym być przywitana przez puste miejsce, niż przez mojego
własnego ojca. Ta myśl prawie sprawia, że marszczę brwi, ale nagle kątem oka
dostrzegam faceta siedzącego w boksie, obok którego mam zamiar przejść.
Zwykle nie zauważam ludzi, biorąc pod uwagę to, że robią wszystko, co w ich mocy,
by unikać ze mną kontaktu wzrokowego. Jednak oczy tego faceta są intensywne,
ciekawe i patrzą prosto na mnie.
Moją pierwszą myślą, kiedy go widzę, jest „Gdyby tylko to zdarzyło się dwa lata
temu”.
Często tak myślę, kiedy spotykam facetów, którzy mogliby mi się podobać. A ten
facet jest zdecydowanie słodki. Nie w typowy, hollywoodzki sposób, podobny do
większości mężczyzn zamieszkujących to miasto. Oni wszyscy wyglądają tak samo,
jakby istniał idealny typ dla odnoszącego sukcesy aktora i wszyscy próbowali się w
niego wpasować.
Ten facet jest tego kompletnym przeciwieństwem. Jego zarost nie jest
symetrycznym, celowym dziełem sztuki. Zamiast tego jest nierówny, jakby pracował
do późna i rzeczywiście nie miał czasu, żeby się ogolić. Jego włosy nie były
wystylizowane żelem, żeby nadać im ten zmierzwiony wygląd pod tytułem właśnie-
wstałem-z-łóżka. Jego fryzura naprawdę była w nieładzie. Pasemka
czekoladowobrązowych włosów opadają na jego czoło. Jest tak, jakby zaspał na
jakieś spotkanie i za bardzo się śpieszył, by spojrzeć w lustro.
Tak zaniedbany wygląd powinien być zniechęcający, ale właśnie to jest takie
dziwne. Poza tym, że nie wygląda, jakby się nim przejmował, jest jednym z
najbardziej atrakcyjnych mężczyzn, jakich widziałam.
Tak mi się wydaje.
Może to jest po prostu efekt uboczny mojej obsesji na punkcie czystości. Może tak
bardzo tęsknię za tego rodzaju niedbalstwem, jakie prezentuje sobą ten facet, że
mylę zazdrość z fascynacją.
Mogę też myśleć, że jest słodki, bo jest jedną z kilku osób, które w ciągu ostatnich
kilku lat nie odwrócili spojrzenia, gdy tylko spojrzeli mi w oczy.
Wciąż jeszcze muszę minąć jego stolik, żeby dotrzeć do mojego boksu za nim, a nie
mogę zdecydować, czy chcę przyśpieszyć, żeby jak najszybciej go ominąć, czy
zwolnić, żeby chłonąć jego uwagę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10


Porusza się, kiedy zaczynam go mijać, a jego spojrzenie staje się nagle zbyt mocne.
Zbyt inwazyjne. Czuję, że moje policzki czerwienieją, a skóra zaczyna mrowić, więc
spuszczam wzrok na swoje stopy i pozwalam opaść włosom przed twarz. Nawet
wciągam pasemko do ust, żeby bardziej zablokować jego widok. Nie wiem, dlaczego
jego spojrzenie sprawia, że czuję się nieswojo, ale tak jest. Zaledwie kilka minut temu
myślałam o tym, jak bardzo brakowało mi takiej uwagi, ale teraz, kiedy to się dzieje,
chcę, żeby po prostu odwrócił wzrok.
Tuż przed tym, kiedy całkowicie znika mi z oczu, zerkam w jego kierunku i widzę
cień uśmiechu na jego ustach.
Musiał nie zauważyć moich blizn. To jedyny powód, dla którego facet taki jak on
mógłby się do mnie uśmiechać.
Ugh. Wkurza mnie to, że w ogóle myślę w ten sposób. Kiedyś taka nie byłam. Byłam
pewna siebie, ale ogień roztopił każdą uncję mojego poczucia własnej wartości.
Starałam się je odzyskać, ale ciężko uwierzyć w to, że ktoś mógłby uważać mnie za
atrakcyjną, skoro ja nawet nie mogę na siebie spojrzeć w lustrze.
- To się nigdy nie znudzi. – mówi mój ojciec, kiedy wślizguję się z powrotem na
swoje miejsce.
Spoglądam na niego, niemal zapominając o tym, że tutaj był.
- Co się nie znudzi?
Macha widelcem w kierunku kelnera, który teraz stoi przy kasie.
- To. – mówi. – Posiadanie fanów. – Wrzuca kęs jedzenia do swoich ust i zaczyna
mówić z pełną buzią. – Więc, o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Czemu myślisz, że chciałam porozmawiać o czymś konkretnym?
Pokazuje gestem na stół.
- Jemy razem lunch. Oczywiste jest to, że musisz mi coś powiedzieć.
Smutny jest obrót, jaki przybrała nasza relacja. Kiedy wiemy, że coś tak prostego jak
spotkanie w restauracji jest czymś więcej, niż tylko chęcią córki, by zobaczyć jej ojca.
- Jutro przeprowadzam się do Nowego Jorku. Cóż, a właściwie to dzisiaj. Ale lot
mam bardzo późno i oficjalnie wyląduję w Nowym Jorku dziesiątego listopada.
Przykłada sobie serwetkę do ust i zaczyna kaszleć. A przynajmniej myślę, że to
kaszel. Z pewnością ta wiadomość nie sprawiła, że zakrztusił się jedzeniem.
- Nowy Jork? – bełkocze.
A potem… zaczyna się śmiać. Śmiać. Jakbym ja mieszkająca w Nowym Jorku była
żartem. Spokojnie, Fallon. Twój ojciec to dupek. To nic nowego.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11


- A dlaczegoż to miałabyś to robić? Dlaczego? Co takiego jest w Nowym Jorku? –
Wciąż zadaje pytania, nadal przetwarzając tą informację. – I proszę, nie mów, że
poznałaś kogoś przez internet.
Mój puls szaleje. Nie może przynajmniej udawać, że wspiera jakąś z moich decyzji?
- Chcę coś zmienić. Myślę o przesłuchaniach do Broadwayu.
Kiedy miałam siedem lat, ojciec zabrał mnie na Broadway, żebym zobaczyła musical
Koty. To był mój pierwszy pobyt w Nowym Jorku i jedna z najlepszych wycieczek w
moim życiu. Aż do tamtego momentu, ojciec zawsze zachęcał mnie, żebym została
aktorką. Ale dopiero kiedy zobaczyłam tamten występ na żywo, zrozumiałam, że
muszę nią zostać. Nigdy nie miałam szansy, żeby dążyć do występowania w teatrze,
bo ojciec dyktował każdy krok mojej kariery, a mu bardziej podobały się filmy. Ale
minęły już dwa lata, odkąd zrobiłam coś dla siebie. Nie wiem, czy rzeczywiście zbiorę
się na odwagę, żeby w najbliższym czasie iść na przesłuchanie, ale podjęcie decyzji o
przeprowadzce jest jedną z najbardziej proaktywnych rzeczy, które zrobiłam od
czasu pożaru.
Ojciec bierze łyk napoju, a po tym, jak odstawia szklankę, wzdycha, spuszczając
ramiona.
- Fallon, posłuchaj. – mówi. – Wiem, że brakuje ci aktorstwa, ale nie uważasz, że już
czas na podjęcie innych opcji?
Tak bardzo nie obchodzą mnie teraz jego motywy, że nawet nie zwracam uwagi na
bzdury, które właśnie wypowiedział. Przez całe życie wszystko, co robił, to
popychanie mnie do tego, bym poszła w jego ślady. Po pożarze, jego zachęty
kompletnie się zatrzymały. Nie jestem idiotką. Wiem, że on uważa, że nie mam już w
sobie tego, czego trzeba do stania się aktorką, a część mnie wie, że ma rację. Wygląd
jest naprawdę ważny w Hollywood.
I właśnie dlatego chcę się przenieść do Nowego Jorku. Jeśli kiedykolwiek znowu
chciałabym występować, teatr może być moją jedyną nadzieją.
Szkoda, że taki jest. Mama była uszczęśliwiona, kiedy jej powiedziałam, że chcę się
wyprowadzić. Od ukończenia szkoły i zamieszkania z Amber, rzadko opuszczałam
swoje mieszkanie. Mama była smutna, kiedy dowiedziała się, że będę mieszkać
daleko od niej, ale cieszyła się, że jestem w stanie opuścić granice nie tylko
mieszkania, ale też całego stanu Kalifornia.
Chciałabym, żeby mój ojciec zobaczył, jaki to wielki dla mnie krok.
- Co się stało z pracą narratora? – pyta.
- Wciąż się tym zajmuję. Audiobooki są nagrywanie w studiach. W Nowym Jorku
istnieją studia.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12


Przewraca oczami.
- Niestety.
- Co jest złego w audiobookach?
Spogląda na mnie z niedowierzeniem.
- Poza tym, że praca narratora audiobooków jest uważana za dno aktorstwa? Stać
cię na więcej, Fallon. Cholera, idź na studia albo coś takiego.
Serce mi zamiera. Akurat wtedy, kiedy myślałam, że nie może już być bardziej
skoncentrowany na sobie.
Przestaje przeżuwać i patrzy mi prosto w oczy, kiedy zdaje sobie sprawę, co
zainsynuował. Szybko ociera usta serwetką i wskazuje na mnie palcem.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. Nie mówię, że zniżasz się do jakiegoś poziomu,
zajmując się audiobookami. Mam na myśli to, że możesz wybrać jakąś lepszą karierę
teraz, kiedy nie możesz już być aktorką. Na byciu narratorem nie zbijesz kokosów.
Ani też na Broadwayu.
Wypowiada słowo Broadway, jakby było trucizną.
- Dla twojej informacji, jest dużo szanowanych aktorów, którzy również są
narratorami audiobooków. I chcesz, żebym ci teraz wymieniła listę aktorów na
Broadwayu? Mam cały dzień.
Ustępuje, potrząsając głową, nawet jeśli wiem, że tak naprawdę się ze mną nie
zgadza. Po prostu czuje się źle przez to, że obraził jedną z niewielu profesji
związanych z aktorstwem, które jestem w stanie realizować.
Podnosi do ust pustą szklankę wody i przechyla głowę do tyłu wystarczająco
mocno, by wydzielić łyk picia z topniejących kostek lodu.
- Woda. – mówi, kręcąc swoją szklanką w powietrzu do momentu, aż kelner kiwa
głową i podchodzi, by ją napełnić.
Znowu wbijam widelec w swojego łososia, który już wystygł. Mam nadzieję, że on
szybko skończy swój posiłek, bo nie jestem pewna, czy mogę znieść to spotkanie
jeszcze przez dłuższy czas. Jedyną ulgę czuję tylko na myśl, że jutro o tej porze będę z
dala od niego, na innym wybrzeżu. Nawet jeśli zamieniam słońce na śnieg.
- Nie planuj nic na połowę stycznia. – mówi, zmieniając temat. – Musisz przylecieć
na tydzień do LA.
- Czemu? Co będzie w styczniu?
- Twój staruszek się z kimś zwiąże.
Ściskam dłonią swój kark i spuszczam wzrok na kolana.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13


- Zabijcie mnie.
Czuję wyrzuty sumienia, bo tak bardzo, jak chcę, żeby naprawdę ktoś mógł mnie w
tej chwili zabić, to jednak nie chciałam wypowiedzieć tego na głos.
- Fallon, nie możesz oceniać, czy ją lubisz, czy nie, dopóki jej nie poznasz.
- Nie muszę jej poznawać, żeby wiedzieć, że jej nie lubię. – stwierdzam. – W końcu
wychodzi za ciebie za mąż. – Staram się zatuszować prawdę w moim głosie
sarkastycznym uśmieszkiem, ale jestem pewna, że wie, iż mówiłam poważnie.
- Jakbyś zapomniała, to twoja matka też zdecydowała się na małżeństwo ze mną, a
nie wydajesz się mieć coś przeciwko niej.
I tu mnie ma.
- Touché. Ale na moją obronę, to będą twoje piąte oświadczyny, od kiedy
skończyłam dziesięć lat.
- Ale tylko trzecia żona. – precyzuje.
W końcu zatapiam widelec w swoim łososiu i biorę kęs.
- Sprawiasz, że mam ochotę na zawsze wyrzec się mężczyzn. – mówię z pełnymi
ustami.
Parska śmiechem.
- To nie powinno być problemem. Wiem, że byłaś tylko na jednej randce, a to było
ponad dwa lata temu.
Przełykam głośno jedzenie, które mam w buzi.
Poważnie? Gdzie ja byłam, kiedy rozdawali przyzwoitych ojców? Czemu musiałam
utknąć z tym tępym dupkiem?
Zastanawiam się, ile już razy dziś powiedział coś, czego potem żałował. Naprawdę
nie ma pojęcia, jaki jest dziś dzień. Jeśli by to wiedział, nie powiedziałby czegoś tak
nieostrożnego.
Na jego twarzy pojawia się nagle bruzda i wiem, że próbuje ułożyć w głowie
przeprosiny za to, co właśnie powiedział. Jestem pewna, że nie chciał, by to
zabrzmiało tak, jak wyszło, ale to nie powstrzymuje mnie od tego, by odpłacić się
własnymi słowami.
Unoszę dłoń i wtykam włosy za swoje lewe ucho, całkowicie odsłaniając bliznę,
kiedy patrzę mu prosto w oczy.
- Cóż, tato. Faceci nie zwracają już na mnie takiej uwagi, jak kiedyś. No wiesz, zanim
to się stało. – Macham dłonią w kierunku swojej twarzy, ale jak tylko te słowa
opuszczają moje usta, od razu ich żałuję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14


Dlaczego zawsze muszę się zniżać do jego poziomu? Stać mnie na więcej.
Spogląda na mój policzek, po czym szybko spuszcza wzrok na stół.
Rzeczywiście wygląda tak, jakby miał wyrzuty sumienia i rozważam to, by
pohamować nieco swoją gorycz i być dla niego trochę łagodniejszą. Ale zanim coś
milszego może wyjść z moich ust, facet w boksie za moim ojcem wstaje i od razu
przenoszę na niego spojrzenie. Próbuję zasłonić twarz włosami, zanim się odwróci,
ale jest już za późno. Znowu się na mnie gapi.
Ten sam uśmiech, którzy rzucił mi wcześniej, wciąż widnieje na jego twarzy, ale tym
razem nie odwracam wzroku. Właściwie to nie odrywam od niego spojrzenia, kiedy
ten zmierza w naszym kierunku. Zanim mogę zareagować, wślizguje się na miejsce
obok mnie.
O cholera. Co on wyprawia?
- Przepraszam, że się spóźniłem, kochanie. – mówi, obejmując mnie ramieniem.
Właśnie powiedział do mnie kochanie. Ten obcy facet właśnie mnie przytulił i nazwał
swoim kochaniem.
Co tu się, kurde, dzieje?
Zerkam na swojego ojca, myśląc, że w jakiś sposób to jego sprawka, ale on patrzy na
obcego obok mnie z nawet większą dezorientacją, niż ta, którą odczuwam ja.
Sztywnieję pod ramieniem tego faceta, kiedy czuję, że przyciska usta z boku mojej
głowy.
- Cholerne korki w LA. – mamrocze.
Obcy facet właśnie pocałował moje włosy.
O co.
Tutaj.
Chodzi.
Mężczyzna wyciąga dłoń przez stolik w kierunku mojego ojca.
- Jestem Ben. – mówi. – Benton James Kessler. Chłopak pańskiej córki.
Chłopak pańskiej… że co?
Mój ojciec wymienia z nim uścisk. Jestem całkiem pewna, że mam szeroko otwarte
usta, więc szybko je zamykam. Nie chcę, żeby ojciec wiedział, że nie mam pojęcia,
kim jest ten facet. I nie chcę też, żeby ten Benton myślał, że moja szczęka uderza o
podłogę dlatego, że podoba mi się jego uwaga skierowana na mnie. Patrzę tak na
niego tylko dlatego, bo… cóż… bo najwyraźniej jest wariatem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15


Puszcza rękę mojego ojca i opiera się o budkę. Puszcza mi oczko i pochyla się ku
mnie, przybliżając usta tak blisko mojego ucha, że ryzykuje bycie uderzonym moją
pięścią.
- Rób to, co ja. – szepce.
Odsuwa się, posyłając mi uśmiech.
Rób to, co ja?
A to co, zaimprowizowane zadanie z aktorstwa?
A potem to we mnie uderza.
Podsłuchał naszą całą rozmowę. Musi udawać, że jest moim chłopakiem, żeby
skonfrontować się z moim ojcem.
Ha. Chyba podoba mi się mój nowy, fałszywy chłopak.
Teraz, kiedy wiem, że igra z moim ojcem, uśmiecham się do niego z czułością.
- Myślałam, że nie zdążysz. – Opieram się o Bena i spoglądam na ojca.
- Kochanie, wiesz, że chciałem poznać twojego ojca. Tak rzadko się z nim widujesz.
Żadne korki nie byłyby w stanie mnie powstrzymać od pojawienia się dziś tutaj.
Rzucam mojemu fałszywemu chłopakowi zadowolony uśmiech za ten przytyk. Ben
chyba też ma dupka za ojca, bo wydaje się dokładnie wiedzieć, co powiedzieć.
- Och, przepraszam. – mówi Ben, znowu koncentrując się na moim ojcu. – Nie
dosłyszałem pańskiego imienia.
Ten już spogląda na Bena z dezaprobatą. Boże, uwielbiam to.
- Donavan O’Neil. – Przedstawia się. – Pewnie wcześniej słyszałeś już to nazwisko.
Byłem gwiazdą…
- Nie. – Przerywa mu. – Nie brzmi znajomo. – Odwraca się do mnie i puszcza mi
oczko. – Ale Fallon wiele o panu opowiadała. – Szczypie mnie w podbródek i odwraca
się do ojca. – A skoro mowa o naszej dziewczynie, co pan sądzi o jej przeprowadzce
do Nowego Jorku? – Z powrotem zerka na mnie i marszczy brwi. – Nie chcę, żeby
moja biedroneczka uciekała do innego miasta, ale jeśli to oznacza, że podąża za
swoimi marzeniami, to jako pierwszy upewnię się, że wsiądzie do samolotu.
Biedroneczka? Niech się lepiej cieszy, że jest moim fałszywym chłopakiem, bo mam
ochotę walnąć go w jego fałszywe jaja za te lamerskie przezwisko.
Ojciec odchrząka, wyraźnie nie czując się komfortowo z naszym nowym gościem.
- Mogę znaleźć kilka marzeń, za którymi powinna podążać osiemnastolatka, ale
Broadway nie jest jednym z nich. Zwłaszcza z karierą, jaką ona już osiągnęła. Według
mnie Broadway to krok w tył.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16


Ben porusza się na swoim miejscu. Pachnie naprawdę dobrze. Tak mi się
przynajmniej wydaje. Tak dużo czasu minęło, od kiedy siedziałam tak blisko jakiegoś
faceta, że ten zapach może być zupełnie normalny.
- Dobrze, że ma osiemnaście lat. – odpowiada Ben. – W tym momencie opinia
rodziców co do tego, co chce zrobić ze swoim życiem, tak naprawdę nie ma już
znaczenia.
Wiem, że on tylko udaje, ale nikt jeszcze nigdy tak się za mną nie wstawiał. To
sprawia, jakby moje płuca się zacięły i przestały pracować. Głupie płuca.
- To nie jest opinia, jeśli chodzi o przemysł profesjonalny. – mówi ojciec. – To fakt.
Jestem w tej branży wystarczająco długo, by wiedzieć, kiedy ktoś musi się wycofać.
Gwałtownie obracam głowę w jego stronę, a ramię Bena, nadal spoczywające na
moich barkach, nagle się napina.
- Wycofać się? – powtarza. – Czy ty naprawdę przed chwilą powiedziałeś, na głos, że
twoja córka musi się poddać?
Ojciec przewraca oczami i krzyżuje ramiona na piersi, patrząc gniewnie na Bena.
Ten ściąga rękę z mojego ramienia i papuguje jego pozycję, patrząc na niego z taką
samą nienawiścią w oczach.
Boże, ale to kłopotliwe. Ale też niesamowite. Nigdy nie widziałam, żeby mój ojciec
tak się zachowywał. I nie widziałam, żeby od razu kogoś znielubił.
- Posłuchaj, Ben. – Wypowiada jego imię z niesmakiem. – Fallon nie potrzebuje
ciebie, żebyś wypełniał jej głowę bzdurami i nonsensami, bo jesteś podekscytowany
perspektywą posiadania dziewczyny na telefon na wschodnim wybrzeżu.
O mój Boże. Czy mój ojciec właśnie określił mnie jako dziewczynę na telefon przed
tym facetem? Szczęka mi opada, a on kontynuuje.
- Moja córka jest mądra. Twarda. Akceptuje to, że kariera, na którą pracowała całe
życie, nie wchodzi już w rachubę, teraz… – Macha ręką w moim kierunku. – Teraz,
kiedy ona…
Nie jest w stanie dokończyć własnego zdania, a na jego twarzy pojawia się żal.
Dokładnie wiem, co chciał powiedzieć. Przez ostatnie dwa lata mówił o wszystkim,
tylko nie o tym.
Jeszcze dwa lata temu byłam jedną z najlepiej zapowiadających się nastoletnich
aktorek, a w chwili, kiedy pożar pozbawił mnie mojego wyglądu, studio cofnęło mój
kontrakt. Myślę, że bardziej opłakuje to, że nie jest ojcem aktorki, niż to, że prawie
stracił swoją córkę w pożarze przez swoją nieostrożność.
Kiedy mój kontrakt został cofnięty, nigdy już nie rozmawialiśmy o możliwości, bym
była aktorką. Właściwie to w ogóle przestaliśmy rozmawiać. Od bycia ojcem, który

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17


spędzał ze mną całe dnie przez półtora roku, przeszedł do bycia ojcem, którego
widuję może raz na miesiąc.
Więc niech mnie szlag, jeśli on nie dokończy tego, co zamierzał powiedzieć.
Czekałam dwa lata, żeby usłyszeć, że mój wygląd jest powodem, przez który
skończyła się moja kariera. Aż do dzisiaj, to było tylko ciche przypuszczenie. Nigdy
nie rozmawialiśmy o tym, dlaczego już nie występuję. Rozmawiamy tylko o tym, że
tego nie robię. A skoro już jest przy tym temacie, byłoby miło usłyszeć, gdyby
przyznał, że pożar pochłonął także naszą relację. Teraz, kiedy nie kieruje już moją
aktorską karierą, nie ma absolutnego pojęcia, jak być moim ojcem.
Mrużę powieki, patrząc na niego.
- Dokończ zdanie, tato.
Potrząsa głową, próbując całkowicie zmienić temat. Unoszę jedną brew, wyzywając
go do tego, by kontynuował.
- Naprawdę chcesz to robić teraz? – Zerka w kierunku Bena, mając nadzieję użyć
mojego fałszywego chłopaka jako zabezpieczenie.
- Tak, chcę.
Ojciec zamyka oczy i wzdycha ciężko. Kiedy znowu je otwiera, pochyla się do
przodu i opiera ręce o stół.
- Wiesz, że uważam, że jesteś piękna, Fallon. Nie przekręcaj moich słów. To ten
biznes ma wyższe oczekiwania, niż ojciec i wszyscy musimy to zaakceptować.
Właściwie to myślałem, że to już zaakceptowaliśmy. – mówi, rzucając spojrzenie
Benowi.
Przygryzam policzek od wewnątrz, żeby powstrzymać się od powiedzenia czegoś,
czego będę żałowała. Zawsze znałam prawdę. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam
siebie w lustrze w szpitalu, wiedziałam, że to koniec. Ale to, że mój ojciec przyznaje
na głos, że on też uważa, że powinnam przestać uganiać się za marzeniami, to więcej,
niż byłam na to przygotowana.
- Wow. – mamrocze Ben pod nosem. – To było… – Spogląda na mojego ojca i
zdegustowany kręci głową. – Jesteś jej ojcem.
Gdybym nie wiedziała lepiej, pomyślałabym, że grymas na twarzy Bena jest szczery
i że to nie jest tylko udawanie.
- Dokładnie. Jestem jej ojcem. Nie jej matką, która karmi ją bzdurami, żeby jej mała
dziewczynka poczuła się lepiej. Nowy Jork i LA są wypchane tysiącami dziewcząt,
które podążają za tymi samymi marzeniami, za którymi Fallon podążała całe życie.
Dziewczynami niesamowicie utalentowanymi. Nadzwyczajnie pięknymi. Fallon wie,
że uważam, że jest bardziej utalentowana niż one wszystkie razem wzięte, ale jest też

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18


realistyczna. Każdy ma marzenia, ale niestety, ona nie jest już w stanie osiągnąć
swoich. Musi to zaakceptować, zanim straci pieniądze na wyprowadzkę na drugi
koniec kraju, która w niczym nie pomoże jej karierze.
Zamykam oczy. Ktokolwiek powiedział, że prawda boli, był optymistą. Prawda jest
nieznośnie bolesnym sukinsynem.
- Jezu. – mówi Ben. – Jesteś niemożliwy.
- A ty nie myślisz realistycznie.
Otwieram oczy i szturcham Bena ramieniem, dając mu znać, że chcę stąd wyjść. Nie
zniosę tego dłużej.
Nie odsuwa się. Zamiast tego, wślizguje dłoń pod stół i ściska moje kolano,
nakłaniając mnie, żebym została na miejscu.
Moja noga sztywnieje pod jego dotykiem, bo moje ciało wysyła pomieszane sygnały
do mojego mózgu. Jestem też wkurzona na ojca. Okropnie wkurzona. Ale w jakiś
sposób ten kompletny nieznajomy pocieszył mnie tym, że wstawia się za mną bez
konkretnego powodu. Mam ochotę krzyczeć, uśmiechnąć się i płakać, ale najbardziej
chcę po prostu coś zjeść. Bo teraz jestem naprawdę głodna i chciałabym mieć
ciepłego łososia, do cholery!
Próbuję się zrelaksować, żeby Ben nie wyczuł, jak spięta jestem, ale jest pierwszym
facetem od dłuższego czasu, który fizycznie mnie dotyka. To trochę dziwne, jeśli
mam być szczera.
- Niech pan pozwoli, że o coś zapytam, panie O’Neil. – mówi Ben. – Czy Johnny Cash
miał rozszczep podniebienia?
Mój ojciec jest cicho. Ja też, mając nadzieję na to, że pytanie Bena ma rzeczywiście
jakiś sens. Radził sobie tak dobrze, zanim zaczął mówić o piosenkarzach country.
Mój ojciec spogląda na niego tak, jakby był szalony.
- A co, do cholery, ten piosenkarz ma wspólnego z tą rozmową?
- Wszystko. – odpowiada szybko Ben. – I nie, nie miał. Jednak aktor, który wcielił się
w jego postać w Spacerze po linie1, miał bardzo widoczną bliznę na twarzy. Joaquin
Phoenix był nominowany do Oscara za tę rolę.
Mój puls przyśpiesza, kiedy zdaję sobie sprawę, co on robi.
- A co z Idi Amin? – pyta Ben.
Ojciec przewraca oczami, znudzony tymi pytaniami.
- Co z nim?

1 Film biograficzny z 2005 roku opowiadający o życiu Johnny’ego Cash’a.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19


- Nie miał leniwego oka. Jednak aktor, który go zagrał, Forest Whitaker, ma. Kolejna
nominacja do Oscara. I zwycięstwo.
Pierwszy raz widzę, żeby ktoś pokazywał mojemu ojcu, gdzie jest jego miejsce. I
mimo że ta cała rozmowa sprawia, że czuję się niekomfortowo, to jednak nie na tyle,
by nie cieszyć się tą rzadką i piękną chwilą.
- Gratuluję. – mówi ojciec do Bena, całkowicie niewzruszony. – Udało ci się
wymienić dwa przykłady sukcesów spośród miliona porażek.
Staram się nie odbierać tych słów osobiście, ale ciężko to zrobić. Wiem, że w tym
momencie przemienia się to w walkę o władzę między nimi, a mniej o kłótnię na mój
i jego temat. To naprawdę bardzo rozczarowujące, że on woli wygrać sprzeczkę
przeciwko kompletnemu nieznajomemu, niż bronić własną córkę.
- Jeśli twoja córka jest tak utalentowana, jak twierdzisz, dlaczego nie zachęcasz jej,
żeby nie porzucała swoich marzeń? Czemu chcesz, żeby widziała świat tak, jak ty go
widzisz?
Mój ojciec drętwieje.
- A niby jak, według pana, panie Kessler, ja widzę świat?
Ben odchyla się do tyłu, nie odrywając od niego wzroku.
- Przez zamknięte oczy aroganckiego dupka.
Cisza, która po tym następuje, jest jak cisza przed burzą. Czekam na to, który z nich
pierwszy uderzy drugiego, ale zamiast tego ojciec sięga do kieszeni i wyciąga portfel.
Rzuca gotówkę na stół, po czym patrzy mi prosto w oczy.
- Mogę być szczery aż do przesady, ale jeśli wolisz słuchać bzdur, to ten fiut jest dla
ciebie idealny. – Wstaje. – Założę się, że twoja matka by go pokochała. – mamrocze.
Krzywię się przez jego słowa i mam ochotę rzucić w niego jakąś zniewagą. Taką
epicką, że raniłaby jego ego przez wiele dni. Problem w tym, że nie ma nic, co można
by powiedzieć mężczyźnie, który nie ma serca.
Zamiast krzyczeć za nim, kiedy ten zmierza do drzwi, po prostu siedzę w ciszy. Z
moim fałszywym chłopakiem.
To musi być najbardziej upokarzający, niezręczny moment w moim życiu.
Jak tylko czuję, że pierwsza łza zaczyna spływać po moim policzku, szturcham Bena
w ramię.
- Muszę wyjść. – szepcę. – Proszę.
Wysuwa się z miejsca, a ja trzymam głowę spuszczoną w dół, kiedy go mijam. Nie
ośmielam się na niego spojrzeć, kiedy znowu zmierzam do łazienki. Fakt, że poczuł,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20


że musi udawać mojego chłopaka, jest już wystarczająco upokarzający. Ale potem
musiałam tuż przed jego nosem odbyć najgorszą kłótnię ze swoim ojcem.
Gdybym była Bentonem Jamesem Kesslerem, w tej chwili rzuciłabym swoją
fałszywą dziewczynę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21


Ben

Zwieszam głowę, opierając ją na dłoniach i czekam, aż wróci z łazienki.


Prawdę mówiąc, powinienem wyjść.
Chociaż tego nie chcę. Czuję, że właśnie zniszczyłem jej dzień aferą, którą
odegrałem z jej ojcem. I niezależnie od tego, jak spokojny starałem się być, nie
wszedłem w życie tej dziewczyny z gracją lisa. Wtargnąłem do niego z subtelnością
słonia ważącego kilka tysięcy kilogramów.
Czemu czułem, że muszę tam wkroczyć? Dlaczego myślałem, że nie była w stanie
sama poradzić sobie z własnym ojcem? Pewnie się na mnie teraz wkurza, a
„spotykamy” się ze sobą jakieś pół godziny.
I dlatego właśnie nie decyduję się na posiadanie prawdziwej dziewczyny. Nie
umiem nawet udawać związku bez rozpoczynania kłótni.
Ale zamówiłem właśnie talerz ciepłego łososia, więc może tym trochę nadrobię?
W końcu wychodzi z łazienki, ale w chwili, gdy spostrzega, że wciąż tu siedzę,
zatrzymuje się. Zmieszanie na jej twarzy sprawia, że oczywiste staje się, że
powinienem był stąd pójść, zanim ona wróci do stolika.
Mogłem, powinienem, chciałem.
Wstaję i wskazuję jej gestem, by usiadła. Patrzy na mnie podejrzliwie, wślizgując się
na swoje miejsce. Sięgam do innego boksu i zabieram swojego laptopa, talerz z
jedzeniem i napój. Ustawiam to na jej stoliku, a potem zajmuję miejsce, które jeszcze
przed chwilą zajmował jej skretyniały ojciec.
Patrzy na stół przed sobą, prawdopodobnie zastanawiając się, gdzie podziało się jej
jedzenie.
- Ostygło. – mówię. – Powiedziałem kelnerowi, żeby przyniósł ci nową porcję.
Zerka na mnie, ale jej głowa się nie porusza. Nie uśmiecha się ani mi nie dziękuje. Po
prostu… się patrzy.
Biorę kęs swojego hamburgera i zaczynam przeżuwać.
Wiem, że nie jest nieśmiała. Mogłem to stwierdzić, patrząc na sposób, w jaki
rozmawiała ze swoim ojcem; umie się stawiać, więc jestem teraz trochę
zdezorientowany jej milczeniem. Przełykam kęs i wypijam łyk wody, przez cały czas
utrzymując z nią cichy kontakt wzrokowy. Chciałbym móc powiedzieć, że
przygotowuję mentalnie genialne przeprosiny, ale tak nie jest. Wygląda na to, że mój

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22


umysł podąża jednym torem, który prowadzi prosto do tych dwóch rzeczy, o których
w tej chwili nie powinienem nawet myśleć.
Jej cycki.
Oba.
Wiem. Jestem żałosny. Ale jeśli zamierzamy tylko siedzieć i się na siebie patrzeć,
byłoby miło, gdyby pokazała trochę dekoltu, zamiast nosić tą bluzkę z długim
rękawem, która pozostawia wszystko wyobraźni. Na zewnątrz jest ponad
dwadzieścia siedem stopni. Powinna nosić coś mniej… zainspirowanego zakonem.
Para siedząca kilka stolików dalej wstaje i zaczyna kierować się do wyjścia,
przechodząc obok nas. Zauważam, że Fallon odwraca od nich głowę i pozwala opaść
swoim włosom na twarz, jakby były one jej obronną tarczą. Nie wydaje mi się, żeby
w ogóle zdawała sobie sprawę z tego, że to robi. Wygląda to na jej naturalną reakcję,
żeby spróbować ukryć to, co według niej jest wadą.
To pewnie dlatego założyła bluzkę z długim rękawem. To chroni ją przed tym, by
nikt nie zobaczył tego, co jest pod spodem.
I oczywiście ta myśl znowu sprawia, że myślę o jej piersiach. Czy na nich też ma
blizny? Jak dużą część jej ciała one obejmują?
Zaczynam ją mentalnie rozbierać i to nie w seksualny sposób. Jestem ciekawy.
Naprawdę ciekawy, bo nie mogę przestać się na nią gapić, a to nie jest do mnie
podobne. Moja matka wychowała mnie, by mieć więcej taktu niż to, jak się teraz
zachowuję, ale matka nie nauczyła mnie tego, że będą na świecie takie dziewczyny
jak ta, która przez samo swoje istnienie będzie te zasady kwestionować.
Mija solidna minuta, może dwie. Zjadam większość swoich frytek, patrząc na nią, a
ona obserwuje mnie. Nie wygląda na wkurzoną. Ani przestraszoną. W tym momencie
nawet nie stara się ukryć blizn, które tak desperacko próbuje ukryć przed
wszystkimi innymi.
Jej wzrok powoli się obniża, zanim zatrzymuje się na mojej koszulce. Patrzy się na
nią przez chwilę, po czym przenosi spojrzenie na moje ręce, ramiona i twarz.
Zatrzymuje się, kiedy dochodzi do moich włosów.
- Gdzie byłeś dziś rano?
Jej pytanie jest tak zaskakujące, że zamieram w połowie kęsa. Założyłem, że
pierwsze pytanie, jakie mi zada, będzie dotyczyło tego, dlaczego wtargnąłem w jej
prywatne sprawy. Nie śpiesząc się, przełykam jedzenie, biorę łyk wody, ocieram usta
serwetką i w końcu odchylam się do tyłu.
- Co masz na myśli?
Wskazuje na moje włosy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23


- Twoje włosy są rozczochrane. – Pokazuje na koszulkę. – Masz tą samą bluzkę,
którą nosiłeś wczoraj. – Jej wzrok opada na moje dłonie. – Twoje paznokcie są czyste.
Skąd ona wie, że wczoraj miałem ubraną tę samą koszulkę?
- Więc dlaczego dzisiaj wyszedłeś w takim pośpiechu, o której tam godzinie się
obudziłeś? – pyta.
Spoglądam na swoją koszulkę, a potem na paznokcie. Skąd ona, do cholery, wie, że
rano tak się śpieszyłem?
- Ludzie, którzy o siebie nie dbają, nie mają paznokci tak czystych, jak twoje. –
stwierdza. – To przeczy plamie z musztardy na twoim ubraniu.
Znowu spoglądam na swoją bluzkę. Na plamę z musztardy, której, aż do teraz, nie
zauważyłem.
- Twój hamburger jest z majonezem. A skoro musztarda rzadko jest jedzona na
śniadanie, a ty pochłaniasz swoje jedzenie tak, jakbyś nie jadł nic od wczoraj, więc
plama najprawdopodobniej wzięła się z tego, co wczoraj jadłeś na kolację. I
najwyraźniej nie spojrzałeś dzisiaj w lustro, bo nie wyszedłbyś z domu z taką
fryzurą. Wziąłeś prysznic i zasnąłeś bez suszenia swoich włosów? – Dotyka swoich
długich kosmyków i okręca je między palcami. – Bo włosy takie grube, jak twoje,
kręcą się, kiedy są mokre. Nie można ich potem ogarnąć, bez ponownego umycia. –
Pochyla się do przodu i patrzy na mnie z ciekawością. – Jak, do cholery, włosy z
przodu twojej głowy tak się uniosły? Spałeś na brzuchu, czy co?
A ta to kto? Detektyw?
- Ja… – Gapię się na nią, niedowierzając. – Tak. Śpię na brzuchu. I spóźniłem się na
zajęcia.
Kiwa głową, jakby i tak już to wiedziała.
Kelner pojawia się ze świeżą porcją jedzenia i napełnia jej szklankę wodą. Otwiera
usta, jakby chciał jej coś powiedzieć, ale ona nie zwraca na niego uwagi. Wciąż patrzy
na mnie, ale mamrocze w jego stronę podziękowanie.
Wygląda tak, jakby chciał odejść, ale zanim to robi, zatrzymuje się i odwraca.
Wykręca swoje palce, wyraźnie denerwując się tym, o co chce ją zapytać.
- Więc… um. Donovan O’Neil? To twój ojciec?
Spogląda na kelnera z miną, z której nie da się nic odczytać.
- Tak. – odpowiada bez emocji.
Kelner uśmiecha się i trochę relaksuje.
- Wow. – mówi, kręcąc głową, zafascynowany. – Jak to jest? Mieć Maxa Epcotta za
swojego ojca?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24


Nie uśmiecha się ani nie krzywi. Nic w jej minie nie wskazuje na to, że słyszała już to
pytanie milion razy. Czekam, aż odpowie mu coś sarkastycznego, bo biorąc pod
uwagę sposób, w jaki odpowiadała na bezsensowne uwagi swojego ojca, nie ma
mowy, żeby ten biedny kelner wyszedł z tego bez szwanku.
Tuż po tym, jak myślę, że za chwilę przewróci oczami, ona uwalnia stłumiony
oddech i się uśmiecha.
- To było absolutnie surrealistyczne. Jestem najszczęśliwszą córką na świecie.
Kelner uśmiecha się szeroko.
- To naprawdę fajne.
Kiedy odwraca się i odchodzi, ona znowu odwraca się do mnie.
- Jakie zajęcia? – pyta.
Zajmuje mi chwilę, by przetworzyć jej pytanie, bo wciąż staram się przetworzyć tą
głupią odpowiedź, którą właśnie rzuciła kelnerowi. Prawie ją o to pytam, ale się
powstrzymuję. Jestem pewny, że łatwiejsze dla niej jest dawanie ludziom takich
odpowiedzi, jakie ci chcą usłyszeć niż wykładać im prawdę. I prawdopodobnie też
jest najbardziej lojalną osobą, jaką kiedykolwiek poznałem, bo gdyby to był mój
ojciec, to nie jestem pewny, czy byłbym w stanie powiedzieć o nim takie rzeczy.
- Twórcze pisanie.
Uśmiecha się w zamyśleniu i podnosi swój widelec.
- Wiedziałam, że nie jesteś aktorem. – Bierze kęs swojego łososia, ale zanim jeszcze
go przełyka, już odcina widelcem następny. Kolejne kilka minut spędzamy w
kompletnej ciszy, kończąc jedzenie. Ja do czysta wyczyszczam swój talerz, ale ona
odsuwa od siebie swój, zanim zjada choćby połowę. – Więc powiedz mi coś. – mówi,
pochylając się w moją stronę. – Dlaczego myślisz, że musiałeś mnie uratować,
wychodząc z tym gównianym pomysłem fałszywego chłopaka?
No i proszę. Jest na mnie zła. Tak myślałem, że może być.
- Nie myślałem, że trzeba cię ratować. Po prostu ciężko było mi kontrolować moje
oburzenie w obliczu absurdu.
Unosi brew.
- Zdecydowanie jesteś pisarzem, bo kto tak, do cholery, mówi?
Parskam śmiechem.
- Przepraszam. Chyba starałem się powiedzieć, że mogę być ulegającym nastrojom
idiotą i że powinienem nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.
Ściąga serwetkę ze swoich kolan i kładzie ją na talerzu. Unosi jedno ramię, lekko
nim wzruszając.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25


- Nie miałam nic przeciwko. – mówi z uśmiechem. – Nawet fajnie było oglądać
mojego ojca tak speszonego. I nigdy wcześniej nie miałam fałszywego chłopaka.
- Ja nigdy nie miałem prawdziwego chłopaka. – odpowiadam.
Spogląda na moje włosy.
- Wierz mi, to oczywiste. Żaden gej nie wyszedłby z domu, wyglądając tak, jak ty w
tej chwili.
Mam trochę wrażenie, że mój wygląd nie przeszkadza jej tak bardzo, jak rzuca
przytyki na jego temat. Jestem pewny, że odbiera swój sprawiedliwy udział w
dyskryminacji za wygląd, więc ciężko uwierzyć, że wygląd fizyczny byłby wysoko na
jej liście priorytetów w facecie.
Ale nie przeszkadza mi to, że się ze mną drażni. Gdybym nie wiedział lepiej,
powiedziałbym, że flirtowała.
Yep. Zdecydowanie powinienem był wyjść z tej restauracji dawno temu, ale to jedna
z niewielu chwil, kiedy faktycznie jestem wdzięczny za mnóstwo złych decyzji, które
mam tendencję podejmować.
Kelner przynosi rachunek, ale zanim mam szansę za niego zapłacić, Fallon zbiera
pieniądze, które jej ojciec rzucił na stół i mu je wręcza.
- Rozmienić? – pyta.
Macha na niego dłonią.
- Zatrzymaj resztę.
Kelner sprząta z naszego stolika, a kiedy odchodzi, między nami nie ma nic.
Zbliżający się koniec posiłku sprawia, że jestem nieco niespokojny, bo nie jestem
pewny, co powiedzieć, żeby zatrzymać ją nieco dłużej. Dziewczyna przenosi się do
Nowego Jorku i istnieje szansa, że już jej nie zobaczę. Nie wiem, dlaczego ta myśl
sprawia, że czuję się nieswojo.
- Więc. – odzywa się. – Powinniśmy teraz zerwać?
Śmieję się, wciąż próbując rozeznać się w tym, czy umie żartować ze śmiertelnie
poważną miną, czy ma też zaburzenia osobowości. Między nimi jest cienka granica,
ale założę się, że to to pierwsze. A przynajmniej mam taką nadzieję.
- Nie spotykamy się jeszcze nawet od godziny, a już chcesz mnie rzucić? Nie jestem
dobry w byciu chłopakiem?
Uśmiecha się.
- Trochę za dobry. Szczerze mówiąc, trochę mnie to przeraża. Czy to jest ten
moment, kiedy niszczysz iluzję idealnego chłopaka i mówisz mi, że zapłodniłeś moją
kuzynkę, kiedy mieliśmy przerwę?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 26


Nie mogę powstrzymać kolejnego wybuchu śmiechu. Zdecydowanie ma talent w
żartowaniu.
- Nie zapłodniłem jej. Kiedy z nią spałem, już była w siódmym miesiącu ciąży.
Zaraźliwy śmiech dociera do moich uszu, a ja nigdy nie byłem bardziej wdzięczny za
moje na wpół przyzwoite poczucie humoru. Nie zamierzam pozwolić odejść tej
dziewczynie, dopóki nie usłyszę tego śmiechu jeszcze przynajmniej trzy lub cztery
razy.
Jej śmiech znika, podobnie jak uśmiech na jej twarzy. Spogląda w stronę drzwi.
- Naprawdę masz na imię Ben? – pyta, spoglądając mi w oczy.
Kiwam głową.
- Czego najbardziej żałujesz w swoim życiu, Ben? – Dziwne pytanie, ale się nad nim
zastanawiam. Dziwaczność wydaje się być kompletnie normalna z tą dziewczyną, a
pomińmy fakt, że nie zamierzam tego nigdy nikomu powiedzieć.
- Chyba jeszcze do tego nie dożyłem. – Kłamię.
Patrzy na mnie z namysłem.
- Więc jesteś przyzwoitym człowiekiem? Nikogo nie zabiłeś?
- Jak dotąd.
Powstrzymuje uśmiech.
- Więc jeśli spędzimy dziś razem trochę czasu, to mnie nie zamordujesz?
- Tylko w obronie własnej.
Śmieje się, po czym sięga po swoją torebkę. Zawiesza ją sobie na ramieniu i wstaje.
- A to ulga. Chodźmy do Pinkberry, zerwiemy nad deserami.
Nienawidzę lodów. Nienawidzę jogurtów.
A już zwłaszcza nienawidzę jogurtów, które udają, że są lodami.
Ale niech mnie szlag, jeśli nie biorę swojego laptopa, kluczyków i nie idę za nią,
gdziekolwiek tylko mnie prowadzi.

***

- Jak mogłeś mieszkać w Los Angeles od kiedy miałeś czternaście lat i nigdy nie
postawić nogi w Pinkberry? – Brzmi na praktycznie urażoną. Odwraca się ode mnie,
żeby ponownie przejrzeć wybór dodatków. – A słyszałeś chociaż o Starbucksie?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 27


Śmieję się i wskazuję na żelki. Kelner wrzuca łyżkę misiowych żelków do mojego
pojemnika.
- Praktycznie mieszkam w Starbucksie. Jestem pisarzem. To rytuał przejścia.
Stoi przede mną w kolejce, czekając na naszą kolej do zapłaty, ale patrzy z
obrzydzeniem na mój pojemnik.
- O mój Boże. – mamrocze. – Nie możesz przyjść do Pinkberry i jeść tylko dodatków.
– Spogląda na mnie tak, jakbym zabił kotka. – Czy ty w ogóle jesteś człowiekiem?
Przewracam oczami i szturcham ją w ramię, żeby odwróciła się do kolejki.
- Przestań mnie krytykować albo cię rzucę, zanim dotrzemy do stolika.
Wyciągam dwudziestkę z portfela i płacę za nasze desery. Przechodzimy przez
zatłoczoną restaurację, ale nigdzie nie ma wolnych stolików. Fallon zmierza prosto
do drzwi, więc idę za nią i dalej po chodniku, aż znajdujemy pustą ławkę. Siada na
niej po turecku i ustawia pojemnik na swoich nogach. Pierwszy raz na niego
spoglądam i zdaję sobie sprawę, że nie wzięła żadnego dodatku.
Przenoszę wzrok na swój pojemnik – ja mam same dodatki.
- Wiem. – mówi, śmiejąc się. – Jack Sprat nie jadł tłustego…
- A żona jego nie ruszała nic chudego2. – dokańczam.
Uśmiecha się i wkłada sobie łyżkę do ust. Po chwili ją wyciąga i zlizuje mrożony
jogurt ze swojej dolnej wargi.
W ogóle się tego dzisiaj nie spodziewałem. Że będę siedział obok dziewczyny,
obserwując, jak ona zlizuje lody ze swoich ust i musząc przełknąć powietrze, żeby
upewnić się, że wciąż oddycham.
- Więc jesteś pisarzem?
Jej pytanie daje mi podstawę do tego, by wyciągnąć mój umysł z rynsztoka. Kiwam
głową.
- Mam nadzieję nim być. Nigdy nie robiłem tego profesjonalnie, więc nie jestem
pewny, czy mogę już siebie nim nazwać.
Przesuwa się tak, że siedzi do mnie twarzą w twarz i opiera łokieć o oparcie ławki.
- Nie potrzeba czeku, żeby uprawomocnić to, że jesteś pisarzem.

2 Ciąg dalszy:
I tak to się zwykle kończyło
Że na stole nic nie było
- Dziecięcy wierszyk.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 28


- Tak właściwie to nie ma takiego słowa. 3
- Widzisz? – pyta. – Nawet tego nie wiedziałam, więc zdecydowanie jesteś pisarzem.
Wypłata czy nie, będę cię tak nazywać. Pisarz Ben. Od teraz zamierzam się tak do
ciebie zwracać.
Śmieję się.
- A jak ja mam mówić na ciebie?
Przygryza czubek łyżeczki przez kilka sekund, mrużąc oczy i się zastanawiając.
- Dobre pytanie. – stwierdza. – Jestem teraz tak jakby w przejściowym momencie.
- Przemijająca Fallon? – oferuję.
Uśmiecha się.
- Pasuje.
Przesuwa się i opiera plecy o ławkę. Rozplata nogi i stawia stopy na ziemi.
- Więc jakie pisanie cię interesuje? Powieści? Scenariusze?
- Mam nadzieję, że wszystko. Nie chcę się jeszcze ograniczać, mam dopiero
osiemnaście lat. Tak jakby chcę spróbować wszystkiego, ale moją pasją są
zdecydowanie powieści. I poezja.
Ciche westchnienie opuszcza jej usta, zanim bierze kolejny kęs. Nie wiem dlaczego,
ale moja odpowiedź chyba właśnie sprawiła, że się zasmuciła.
- A co z tobą, Przemijająca Fallon? Jaki jest twój życiowy cel?
Patrzy na mnie z ukosa.
- Mówimy teraz o naszych życiowych celach czy pasjach?
- A co za różnica?
Śmieje się, trochę gorzko.
- Ogromna. Moją pasją jest aktorstwo, ale nie jest naprawdę moim celem w życiu.
- Dlaczego nie?
Mruży powieki, zanim znowu zerka na swój pojemnik. Zaczyna mieszać w swoim
mrożonym jogurcie łyżką. Tym razem wzdycha całym ciałem, jakby się rozpadała.
- Wiesz, Ben. Doceniam to, jaki miły byłeś, od kiedy staliśmy się parą, ale możesz już
przestać udawać. Mojego taty tutaj nie ma, nie zobaczy tego.
Miałem zamiar włożyć łyżkę do swoich ust, ale ta zamiera w połowie drogi.

3Fallon używa tutaj słowa validify, a prawidłowo czasownik „uprawomocnić” po angielsku brzmi
validate.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 29


- A to co miało znaczyć? – pytam, zaskoczony gwałtownym spadkiem obrotu, jaki
przybrała ta rozmowa.
Wbija łyżkę w swój jogurt, zanim pochyla się i wrzuca pojemnik do kosza obok niej.
Podciąga nogi w górę i je obejmuje, znowu ustawiając się twarzą w moim kierunku.
- Naprawdę nie znasz mojej historii czy po prostu udajesz?
Nie jestem pewny, o której historii teraz mówi, więc lekko kręcę głową.
- Naprawdę nie wiem, o co chodzi.
Wzdycha. Znowu. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek sprawił, żeby dziewczyna tak
często wzdychała w tak krótkim okresie czasu. A to nie są tego rodzaju westchnienia,
dzięki którym facet jest dumny ze swoim umiejętności. To są westchnięcia, które
sprawiają, że zastanawia się, co, do cholery, zrobił nie tak.
Porusza luźnym kawałkiem drewna na oparciu ławki. Skupia się na nim, jakby
mówiła do drewna, a nie do mnie.
- Miałam szczęście, kiedy miałam czternaście lat. Dostałam rolę w kiepskiej,
nastoletniej wersji Sherlocka i Nancy Drew, program nazywał się Detektyw.
Występowałam w nim przez półtora roku i zaczynało być naprawdę dobrze. Ale
potem stało się to. – Wskazuje na swoją twarz. – Mój kontrakt został cofnięty.
Zostałam zastąpiona i od tamtej pory nie występowałam. Więc to mam na myśli,
kiedy mówię, że cele i pasje to dwie różne rzeczy. Aktorstwo to moja pasja, ale, jak to
powiedział mój ojciec, nie jestem już w stanie osiągnąć swoich marzeń. Więc chyba
wkrótce będę szukać nowego celu, chyba że w Nowym Jorku zdarzy się cud.
Nawet nie wiem, co mam powiedzieć. Patrzy na mnie, czekając na odpowiedź, ale
nie mogę wpaść na jakąś na szybko. Opiera brodę o ramię i przenosi wzrok gdzieś za
mnie.
- Nie jestem zbyt dobry w motywacyjnej mowie tak z miejsca. – mówię. – Czasami w
nocy, piszę jeszcze raz rozmowy, które odbyłem w ciągu dnia, ale zmieniam je tak, by
zawierały to wszystko, co chciałem w tamtym momencie powiedzieć. Więc chcę po
prostu, żebyś wiedziała, że dzisiaj w nocy, kiedy spiszę tą rozmowę na kartkę,
powiem coś naprawdę heroicznego, a to sprawi, że poczujesz się naprawdę dobrze
co do swojego życia.
Opuszcza czoło na ramię i parska śmiechem. Ten widok wywołuje u mnie uśmiech.
- To jest jak dotąd najlepsza odpowiedź, jaką dostałam, kiedy opowiadałam tą
historię.
Pochylam się do przodu, wrzucając do kosza na śmieci swój pojemnik. Odkąd tutaj
usiedliśmy, to najbliższa pozycja, w jakiej się znajdujemy. Jej całe ciało sztywnieje na

Tłumaczenie: marika1311 Strona 30


moją bliskość. Zamiast od razu się odsunąć, patrzę jej prosto w oczy, po czym
przenoszę wzrok na jej usta.
- Od tego są chłopacy. – mówię, powoli się od niej odsuwając.
Normalnie nie zastanawiałbym się nad tym, że celowo flirtuję z dziewczyną. Cały
czas to robię. Ale Fallon patrzy na mnie tak, jakbym właśnie popełnił kardynalny
grzech, a to sprawia, że myślę nad tym, czy błędnie oceniłem atmosferę między nami.
Wycofuję się całkowicie, nie płosząc się wyrazem irytacji na jej twarzy. Wskazuje na
mnie palcem.
- To. – mówi. – Właśnie to. To gówno mam na myśli.
Nie jestem pewny, o czym mówi, więc postępuję ostrożnie.
- Myślisz, że udaję, że z tobą flirtuję, żebyś poczuła się lepiej?
- A nie jest tak?
Ona naprawdę tak myśli? Czy nikt naprawdę z nią nie flirtuje? Czy to ze względu na
jej blizny, czy niepewność, jaką przez nie odczuwa? Na pewno faceci nie są tacy
płytcy, jak ona sugeruje. Jeśli tak, jestem zażenowany męską częścią populacji. Bo ta
dziewczyna powinna odganiać od siebie tabuny facetów, którzy z nią flirtują, a nie
kwestionować ich motywy.
Ściskam dłonią szczękę, po czym przenoszę ją na usta, zastanawiając się nad
odpowiedzią. Oczywiście dziś wieczorem, kiedy wrócę myślami do tego momentu,
przyjdą mi do głowy świetne odpowiedzi. Ale w tej chwili… nie mogę wymyślić
idealnej, by ocalić swoje życie.
Więc chyba po prostu spróbuję ze szczerością. A w każdym razie głównie ze
szczerością. Taki sposób wydaje się być przy niej najlepszy, skoro ona potrafi czytać
między wierszami tak, jakby wszystkie te bzdury miała wypisane czarno na białym.
Teraz to ja ciężko wzdycham.
- Chcesz wiedzieć, co pomyślałem, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem?
Przechyla głowę.
- Kiedy mnie zobaczyłeś pierwszy raz? Całą godzinę temu?
Ignoruję jej cynizm i kontynuuję.
- Pierwszy raz, kiedy przeszłaś obok mnie, zanim przerwałem twój obiad z ojcem,
patrzyłem na twój tyłek przez cały czas, kiedy szłaś. I nie mogłem się powstrzymać,
by nie zastanawiać się, jakie majtki masz na sobie. O tym myślałem przez cały czas,
kiedy byłaś w łazience. Czy nosisz stringi? A może byłaś bez bielizny? Bo nie
widziałem zarysu w twoich jeansach, który sugerowałby, że masz założone normalne
majtki. Zanim wróciłaś z łazienki, zacząłem panikować, bo nie byłem pewny, czy chcę

Tłumaczenie: marika1311 Strona 31


zobaczyć twoją twarz. Przysłuchiwałem się twojej rozmowie i już wiedziałem, że
twoja osobowość mnie pociągała. Ale co z twoją twarzą? Ludzie mówią, żeby nie
oceniać książki po okładce, ale co, jeśli w jakiś sposób przeczytałeś wnętrze, zanim
spojrzałeś na okładkę? I co, jeśli naprawdę ci się spodobało to, co było w środku
książki? Oczywiście, że kiedy zamykasz książkę i za chwilę ujrzysz okładkę po raz
pierwszy, masz nadzieję, że znajdziesz coś atrakcyjnego. Bo kto chce mieć
niesamowicie napisaną książkę na swojej półce, jeśli mają patrzeć na gównianą
okładkę?
Szybko spuszcza wzrok na swoje kolana, ale kontynuuję.
- Kiedy wyszłaś z łazienki, pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem, były twoje włosy.
Przypomniały mi o dziewczynie, z którą całowałem się pierwszy raz. Nazywała się
Abitha. Miała świetne włosy, które zawsze pachniały kokosem, więc zastanawiałem
się, czy twoje też tak pachną. A potem zastanawiałem się, czy całujesz się tak, jak ona,
bo mimo że to z nią miałem swój pierwszy pocałunek, to jeden z niewielu, który
pamiętam z drobnymi szczegółami. W każdym razie, po podziwianiu twoich włosów
od razu zauważyłem twoje oczy. Wciąż byłaś jeszcze kilka metrów dalej, ale
patrzyłaś prosto na mnie, prawie jakbyś nie mogła zrozumieć, czemu się na ciebie
patrzę. Ale potem poczułem się nieswojo i przesunąłem się na swoim miejscu, bo
mimo że zwróciłaś już na mnie uwagę, to ja nie przeglądałem się jeszcze w lustrze.
Nie wiedziałem, co widziałaś, kiedy wtedy na mnie patrzyłaś i czy w ogóle podobało
ci się to, co widziałaś. Zaczęły mi się pocić dłonie, bo to było pierwsze wrażenie, jakie
ode mnie dostajesz i nie wiedziałem, czy było wystarczająco dobre. Wtedy już byłaś
prawie obok mnie, kiedy spojrzałem na twój policzek. I na szyję. Zobaczyłem po raz
pierwszy twoje blizny, a tuż po tym, jak je zauważyłem, ty spuściłaś wzrok na
podłogę i pozwoliłaś włosom zakryć swoją twarz. I wiesz, co wtedy pomyślałem,
Fallon?
Zerka na mnie i widzę, że naprawdę nie chce, żebym to powiedział. Myśli, że
dokładnie wie, co wtedy powiedziałem, ale nie ma najmniejszego pojęcia.
- Ulżyło mi. – mówię. – Bo po tym jednym, prostym ruchu mogłem stwierdzić, że
byłaś bardzo niepewna siebie. I zdałem sobie sprawę, że skoro najwyraźniej nie
masz pojęcia, jak cholernie piękna jesteś, to mogę rzeczywiście mieć z tobą jakąś
szansę. Ponieważ miałem nadzieję, że jeśli dobrze to rozegram, to mogę się
dowiedzieć, jakie dokładnie majtki masz pod tymi jeansami.
Jest tak, jakby świat wybrał właśnie tą chwilę, by ucichnąć. Żaden samochód nie
przejeżdża obok. Żaden ptaszek nie ćwierka. Chodnik obok nas jest zupełnie pusty.
Kiedy czekam na jej odpowiedź, mija najdłuższe dziesięć sekund mojego życia. Tak
długie, że mam ochotę to wszystko cofnąć. To wystarczająco czasu, bym żałował
tego, że się w porę nie zamknąłem, zamiast wszystko tak wykładać.
Fallon odchrząka i odwraca ode mnie spojrzenie. Odpycha się od ławki i wstaje.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 32


Nie poruszam się. Po prostu ją obserwuję, ciekawy, czy wybrała właśnie ten
moment, żeby mnie rzucić.
Bierze głęboki oddech, po czym wypuszcza go, spoglądając mi w oczy.
- Nadal muszę spakować dziś sporo rzeczy. – mówi. – Wiesz, zaoferowanie pomocy
to uprzejma rzecz, którą robią chłopacy.
- Potrzebujesz pomocy w pakowaniu? – wyrzucam z siebie.
Nonszalancko wzrusza ramieniem.
- Pewnie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 33


Fallon

Moja mama jest dla mnie bohaterką. Moim wzorem. Kobietą, którą pragnę być.
Znosiła mojego ojca przez siedem lat. Każda kobieta, która może z nim wytrzymać
tak długo, zasługuje na medal honoru.
Kiedy w wieku czternastu lat zaoferowano mi rolę w Detektywie, wahała się, czy
pozwolić mi ją przyjąć. Nienawidziła tego, że przez rozwój kariery ojciec był w
świetle jupiterów. Absolutnie nienawidziła człowieka, jakim się przez to stał. Mówiła,
że zanim stał się powszechnie znany, był wspaniały i czarujący. Ale kiedy sława
zaczęła uderzać mu do głowy, nie mogła znieść przebywania w jego towarzystwie.
Powiedziała, że rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty trzeci był rokiem, w którym
upadło im małżeństwo, urosła jego sława i narodziło się ich pierwsze i ostatnie
dziecko: ja.
Więc, oczywiście, robiła wszystko, co w jej mocy, żeby to samo nie przytrafiło się mi,
kiedy zaczęłam występować. Wyobraźcie sobie transformację na przełomie
kobiecości i jednocześnie bycie dobrze zapowiadającą się aktorką w Los Angeles.
Cholernie łatwo się zatracić. Widziałam, jak przytrafiało się to wielu moim
znajomym.
Ale moja matka nie pozwalała na to, by to mi się przytrafiło. Tak szybko, jak reżyser
oznajmiał, że koniec zdjęć w tym dniu, wracałam do domu, do listy obowiązków i
zestawu reguł. Nie mówię, że mama była surowa. Po prostu nie traktowała mnie
specjalnie, niezależnie od tego, jak popularna się stawałam.
Nie pozwalała mi też umawiać się na randki, dopóki nie skończyłam szesnastu lat.
Więc w ciągu kilku pierwszych miesięcy od mojej szesnastki, poszłam na trzy randki
z trzema różnymi facetami. I było fajnie. Dwójka z nich była moimi kolegami z pracy
i mogłam lub też nie całować się z nimi raz czy dwa w garderobie. Jeden z nich był
bratem mojej przyjaciółki. I bez względu na to, z kim wychodziłam, lub jak dobrze się
bawiłam, za każdym razem, kiedy wracałam do domu z randki, mama rozmawiała ze
mną o tym samym – o znaczeniu tego, by się nie zakochiwać, dopóki nie będę w
wieku, kiedy naprawdę poznam samą siebie. Wciąż ze mną o tym rozmawia, a ja
nawet nie chodzę na randki.
Po tym, jak rozwiodła się z moim ojcem, mama czytała dużo poradników. Czytała
każdą książkę, jaką mogła znaleźć, a która dotyczyła małżeństwa, rodzicielstwa i
odnalezienia siebie jako kobiety. Przez te wszystkie książki stwierdziła, że
dziewczyny zmieniają się bardziej od szesnastego roku życia do dwudziestego
trzeciego niż przez całe swoje życie. I to jest dla niej ważne, żebym nie spędziła tych

Tłumaczenie: marika1311 Strona 34


lat, zakochując się w facetach, bo jeśli to zrobię, to boi się o to, czy kiedykolwiek
nauczę się kochać siebie.
Poznała mojego ojca, kiedy miała szesnaście lat, a zostawiła go, gdy miała
dwadzieścia trzy, więc wydaje mi się, że te ograniczenia wiekowe mają trochę do
czynienia z jej własnymi doświadczeniami. Ale biorąc pod uwagę to, że mam tylko
osiemnaście lat i nie planuję w najbliższym czasie się ustatkować, stwierdziłam, że
łatwo jest podążać a jej radą i jej na to pozwolić. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Bawi mnie trochę to, że myśli, że za sprawą tej magicznej granicy wieku kobieta w
końcu poukłada wszystkie gówniane sprawy w swoim życiu. Ale muszę przyznać, że
jeden z moich ulubionych cytatów wymyśliła właśnie ona.
Nigdy nie będziesz w stanie się odnaleźć, jeśli zatracisz się w kimś innym.
Moja matka nie jest sławna. Nie ma niesamowitej kariery. Nie ma nawet miłości
swojego życia za męża. Ale jest jedna rzecz, którą zawsze miała…
Rację.
I właśnie dlatego, chyba że znajdę jakiś powód, by tego nie robić, zamierzam
słuchać każdego słowa, które mówi, nieważne, jak absurdalne będzie się to
wydawało. Nigdy nie dała mi złej rady, więc pomimo tego, że Benton James Kessler
mógłby wyjść z kartek wielu romantycznych powieści, które trzymam w swoim
pokoju, facet nie ma ze mną cholernych szans przez przynajmniej pięć następnych
lat.
Ale to nie znaczy, że nie chciałam wczołgać się na jego kolana i usiąść na nim
okrakiem na tej ławce w parku, jednocześnie wpychając mu język do gardła. Bo
naprawdę ciężko było mi się powstrzymać, kiedy przyznał, że pomyślał, że jestem
piękna.
Nie, chwila.
Cholernie piękna – tak to powiedział.
A pomimo tego, że wydaje się zbyt piękny, by to mogło być prawdziwe i
prawdopodobnie jest pełen wad i irytujących przyzwyczajeń, jestem po prostu na
tyle zachłanna, żeby chcieć spędzić z nim resztę dnia. Bo kto wie? Nawet jeśli
przeprowadzam się do Nowego Jorku, wciąż mogę na nim dziś usiąść i wpychać mu
język do gardła.
Kiedy obudziłam się dziś rano, myślałam, że to będzie jeden z najtrudniejszych dni
w moim życiu w ciągu dwóch lat. Kto by pomyślał, że rocznica najgorszego dnia w
moim życiu może zakończyć się dobrą nutą?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 35


- Dwanaście trzydzieści pięć. – mówię do Bena, podając mu kod do bramy mojego
mieszkania. Spuszcza szybę i wpisuje kod. Rano zamówiłam taksówkę, żeby spotkać
się z ojcem w restauracji, więc Ben zaoferował, że odwiezie mnie do domu.
Wskazuję na puste miejsce parkingowe, a on skręca i parkuje obok samochodu
mojej współlokatorki. Wysiadamy i obchodzimy auto, spotykając się przed maską.
- Chyba muszę cię ostrzec, zanim wejdziemy do środka. – mówię.
Zerka na budynek, a potem na mnie z niepokojem.
- Nie mieszkasz ze swoim prawdziwym chłopakiem, co?
Parskam śmiechem.
- Nie, nawet nie blisko tego. Moja współlokatorka nazywa się Amber i pewnie
zarzuci cię milionem pytań, biorąc pod uwagę to, że nigdy wcześniej nie
przekroczyłam progu mieszkania z facetem. – Nie wiem, dlaczego w ogóle mu się do
tego przyznaję.
Nonszalancko zarzuca rękę na moje ramiona i zaczyna iść ze mną w stronę wejścia.
- Jeśli prosisz mnie, żebym udawał, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, to się nie
wydarzy. Nie zamierzam bagatelizować naszego związku ze względu na twoją
współlokatorkę.
Śmieję się i prowadzę go do frontowych drzwi mojego mieszkania. Przyłapuję się na
tym, że unoszę dłoń, żeby zapukać, ale zamiast tego chwytam za klamkę. To nadal
jest mój dom przez co najmniej dziesięć następnych godzin, więc nie powinnam czuć
potrzeby, żeby zapukać.
Ben mnie puszcza, żebym pierwsza mogła wejść do środka. Spoglądam przez salon i
widzę Amber, stojącą przy blacie kuchennym z jej chłopakiem. Ona i Glenn spotykają
się od ponad roku, i chociaż żadne z nich tego nie powiedziało, jestem pewna, że
wprowadzi się do niej w chwili, kiedy ja się wyniosę dziś wieczorem.
Zerka na mnie, a jej oczy od razu stają się wielkie jak spodki, kiedy dostrzega Bena
wchodzącego za mną do środka.
- Hej. – mówię radośnie, jakby nie było nic niezwykłego w tym, że przyprowadzam
do domu przystojnego faceta, o którym nigdy wcześniej nie wspominałam.
Przechodzimy przez salon, a przez ten cały czas Amber nie spuszcza wzroku z Bena.
- Cześć. – mówi w końcu, nadal się na niego gapiąc. – Kim jesteś? – Patrzy na mnie i
na niego wskazuje. – Kto to?
Ben podchodzi bliżej i wyciąga rękę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 36


- Benton Kessler. – mówi, ściskając jej dłoń, po czym wymienia uścisk ręki z
Glennem. – Chociaż mówcie mi Ben. – Znowu obejmuje mnie ramieniem. – Jestem
chłopakiem Fallon.
Parskam śmiechem, ale jestem jedyną, która się śmieje. Glenn mierzy go
spojrzeniem od stóp do głów.
- Chłopak? – pyta, spoglądając na mnie. – Czy on wie, że przeprowadzasz się do
Nowego Jorku?
Kiwam głową.
- Wie od chwili, kiedy się poznaliśmy.
Amber unosi w górę jedną brew.
- A to było… kiedy?
Jest zdezorientowana, bo wie, że mówię jej o wszystkim. A posiadanie chłopaka
zdecydowanie zalicza się do wszystkiego.
- Och. – mamrocze Ben, spoglądając na mnie. – Ile to już będzie, kochanie? Jedna…
dwie godziny?
- Co najwyżej dwie.
Amber mruży powieki i spogląda w moim kierunku. Już teraz chce znać wszystkie
szczegóły, ale nie cierpi tego, że musi poczekać, aż Ben wyjdzie, zanim się do nich
dobierze.
- Będziemy w moim pokoju. – mówię zwyczajnie.
Ben macha im krótko, po czym ściąga rękę z mojego ramienia i splata nasze palce.
- Miło było was poznać. – Wskazuje na korytarz. – Pójdę teraz za Fallon do jej
pokoju, żeby sprawdzić, jakie majtki nosi.
Amber otwiera szeroko usta, a Glenn parska śmiechem. Szturcham Bena w ramię,
zszokowana, że tak długo ciągnie ten żart.
- Nie, idziesz za mną do pokoju, żeby pomóc mi się spakować.
Wydyma dolną wargę w grymasie. Przewracam oczami i prowadzę go korytarzem
do swojej sypialni.
Amber i ja przyjaźnimy się od ponad dwóch lat. Jak tylko skończyłyśmy liceum,
wprowadziłyśmy się razem do tego mieszkania. Co oznacza, że mieszkałam tutaj
tylko sześć miesięcy, więc czuję się tak, jakbym pakowała rzeczy, które dopiero co
rozpakowałam.
Kiedy wchodzimy do mojego pokoju, Ben zamyka za sobą drzwi. Jego spojrzenie
wędruje po pokoju, więc pozwalam mu przez kilka minut być wścibskim, w tym

Tłumaczenie: marika1311 Strona 37


samym czasie otwierając swoją walizkę. Mieszkanie, do którego wprowadzam się w
Nowym Jorku, jest w pełni umeblowane, więc tak naprawdę muszę zabrać ze sobą
tylko ubrania i przybory toaletowe. Cała reszta jest w domu mojej mamy.
- Czytasz? – pyta.
Patrzę przez ramię, a Ben wskazuje na książki na moich półkach.
- Uwielbiam czytać. Więc lepiej pośpiesz się i napisz książkę, bo już znajduje się na
mojej liście DP.
- Twoja lista DP?
- Lista Do Przeczytania. – wyjaśniam.
Ściąga jedną z książek z półki i czyta opis na tylnej okładce.
- Przykro mi to mówić, ale nie sądzę, żeby spodobały ci się książki, jakiekolwiek
będę pisał. – Odkłada ją na miejsce i wyciąga kolejną. – Wydajesz się faworyzować
romanse, a ja raczej w nich nie skończę.
Przestaję przeglądać koszulki w mojej szafie i gapię się na niego.
- Nie. – mówię z jękiem. – Proszę powiedz, że nie jesteś jednym z tych
pretensjonalnych czytelników, którzy oceniają ludzi przez to, jakie książki im się
podobają.
Od razu potrząsa głową.
- Oczywiście, że nie. Po prostu nie wiem nic o pisaniu romansów. Mam osiemnaście
lat. Nie jestem ekspertem w sprawie miłości.
Wychodzę z szafy i opieram się o jej drzwi.
- Nigdy wcześniej nie byłeś zakochany?
Kiwa głową.
- Byłem, ale nie było to nic wartego romantycznej powieści, więc nie mam interesu
w tym, by o tym pisać. – Opada na łóżko i opiera się o zagłówek, obserwując mnie.
- Myślisz, że w prawdziwym życiu Stephen King naprawdę został zamordowany
przez klauna? – pytam go. – Albo czy Szekspir naprawdę wypił fiolkę trucizny?
Oczywiście, że nie, Ben. Z jakiegoś powodu to się nazywa fikcją. Zmyślasz rzeczy.
Uśmiecha się do mnie ze swojego miejsca na łóżku, a taki jego widok sprawia, że
czuję rumieniec na policzkach. Nagle mam ochotę poprosić go, żeby wytaczał się w
mojej pościeli, żebym mogła czuć jego zapach, kiedy będę dziś wieczorem zasypiać.
Ale potem sobie przypominam, że nie będę dziś w niej spać, bo będę w samolocie do
Nowego Jorku. Odwracam się twarzą do wnętrza szafy, żeby nie zauważył czerwieni
na mojej twarzy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 38


Śmieje się cicho.
- Miałaś przed chwilą brudne myśli.
- Nieprawda.
- Fallon, spotykamy się już od dwóch godzin. Mogę w tobie czytać jak w książce, a w
tej chwili ta książka jest pełna erotyki.
Śmieję się i zaczynam ściągać koszule z ich wieszaków. Nie chcę się kłopotać ich
składaniem, skoro jeszcze nie wiem, jak je spakuję, więc po prostu rzucam je na
środek podłogi.
Ściągam mniej więcej jedną czwartą część moich ciuchów, zanim znowu zerkam na
Bena. Ręce ma podparte za głową i obserwuje, jak się pakuję. Tak naprawdę nie
oczekiwałam, że pomoże mi to robić, kiedy już tu przyjedziemy. Ale Ben też wydaje
się zdawać z tego sprawę, a dobrze czuję się przez to, że mimo to nadal wydawał się
podekscytowany możliwością spędzenia ze mną trochę większej ilości czasu.
W trakcie naszej jazdy tutaj zadecydowałam, że nie będę kwestionować jego
motywów. Oczywiście, niepewna strona mnie nadal będzie się zastanawiać, co, do
cholery, facet taki jak on robi z dziewczyną taką jak ja, ale za każdym razem, kiedy ta
myśl pojawia się w mojej głowie, przypominam sobie o rozmowie z ławki. I mówię
sobie, że wszystko, co powiedział, wydawało się być szczere – że naprawdę w jakiś
sposób uważa mnie za atrakcyjną. I szczerze mówiąc, czy to naprawdę ma jakieś
znaczenie? Przeprowadzam się na drugi koniec kraju, więc nie jest tak, że cokolwiek
się stanie w przeciągu kilku następnych godzin, wpłynie jakoś znacząco na moje
życie. Kogo obchodzi, jeśli ten facet chce tylko dostać się do moich spodni? Właściwie
to wolę, jeśli tylko tego chce. To pierwszy raz od dwóch lat, kiedy czuję się pożądana,
więc nie zamierzam się biczować za to, że tak bardzo mi się to podoba.
Podchodzę do swojej komody i słyszę, jak Ben wybiera numer na komórce. Jestem
cicho, kiedy on wykonuje telefon.
- Czy mogę zarezerwować stoik dla dwojga na dzisiejszy wieczór, na siódmą?
Cisza po tym pytaniu jest ewidentna, kiedy czekam na to, by usłyszeć, co teraz
powie. Przez ostatnie dwie godziny moje serce otrzymało więcej treningu niż przez
ostatnie dwa miesiące.
- Benton Kessler. K-E-S-S-L-E-R. – Znowu cisza. – Idealnie. Bardzo dziękuję. – Więcej
ciszy.
Przekopuję się przez górną szufladę, zachowując się tak, jakbym wcale nie modliła
się do Pana, żeby Ben zamierzał zabrać na te kolację mnie. Słyszę, jak porusza się na
łóżku i wstaje, więc odwracam się i widzę, że idzie w moim kierunku. Uśmiecha się i
zerka ponad moim ramieniem na szufladę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 39


- Trzymasz tam majtki? – Sięga za mnie i wyciąga jedną parę. Wyrywam mu ją i
wrzucam do walizki.
- Łapy przy sobie.
Omija mnie i opiera łokieć o szufladę.
- Jeśli pakujesz bieliznę, to oznacza, że nie chodzisz bez niej. Więc procesem
eliminacji stwierdziłem, że obecnie masz na sobie stringi. Teraz muszę się tylko
dowiedzieć, jakiego są koloru.
Rzucam zawartość szuflady w kierunku walizki.
- Potrzeba czegoś więcej niż gładkiej gadki, by dostać się do moich majtek, Pisarzu
Benie.
Uśmiecha się szeroko.
- Och, naprawdę? Na przykład czego? Wykwintnej kolacji? – Odpycha się od
szuflady i staje prosto, wpychając dłonie w kieszenie swoich jeansów. – Bo tak się
składa, że mam rezerwację na siódmą w Chateau Marmont.
Parskam śmiechem.
- No nie mów. – Znowu podchodzę do swojej szafy, próbując ukryć wielki uśmiech
na swojej twarzy. Dzięki ci, Jezu. Zabiera mnie na kolację. Jak tylko docieram do szafy,
mój uśmiech blednie. Co ja, do cholery, mam na siebie założyć? Nie byłam na randce,
odkąd moje cycki nabrały pełnych kształtów!
- Fallon O’Neil? – pyta, tym razem stojąc obok drzwi mojej szafy. – Pójdziesz ze mną
na randkę dziś wieczorem?
Wzdycham i spoglądam na swoje nudne ubrania.
- Co ja niby ubiorę do Chateau? – Spoglądam na niego i robię minę. – Nie możemy iść
zamiast tego do Chipotle4, czy coś?
Śmieje się, po czym wchodzi do mojej szafy, przechodząc obok mnie. Przesuwa
wieszaki w tylnej części szafy.
- Zbyt długa. – mówi, odsuwając je jeden po drugim. – Zbyt brzydka. Zbyt swobodna.
Zbyt szykowna. – W końcu się zatrzymuje i ściąga coś z wieszaka. Odwraca się i unosi
w górę czarną sukienkę, którą chciałam wyrzucić od dnia, w którym mama mi ją
kupiła.
Zawsze kupuje mi rzeczy w nadziei, że rzeczywiście je założę. Ubrania, które nie
zakrywają blizn.
Potrząsam głową i biorę od niego sukienkę, wieszając ją z powrotem na wieszaku.
Chwytam za inną, jedną z sukienek z długim rękawem, którą posiadam i ją ściągam.
4 Bar szybkiej obsługi z meksykańskim jedzeniem

Tłumaczenie: marika1311 Strona 40


- Ta mi się podoba.
Przenosi wzrok na sukienkę, którą wybrał, po czym ją bierze i wpycha w moje ręce.
- Ale chcę, żebyś ubrała tą.
Rzucam nią w niego.
- Nie ubiorę tego, chcę ubrać tą.
- Nie. – mówi. – Ja płacę za kolację, więc ja wybieram, na co będę się patrzył, kiedy
będę jadł.
- W takim razie ja zapłacę za kolację i ubiorę to, co mi się będzie podobać.
- Wtedy cię wystawię i pójdę do Chipotle.
Jęczę z grymasem.
- To chyba nasza pierwsza kłótnia jako pary.
Uśmiecha się i wyciąga do mnie ręce z sukienką, którą wybrał.
- Jeśli zgodzisz się ubrać dzisiaj tą sukienkę, możemy się teraz trochę pocałować w
tej szafie.
Jest nieugięty. Ale nie założę tej cholernej sukienki. Jeśli mam grać kartą uczciwości,
to zrobię tak.
Wypuszczam z siebie sfrustrowany oddech.
- Moja matka kupiła ją w zeszłym roku, kiedy przechodziła przez fazę „naprawmy
Fallon”. Ale nie ma pojęcia, jak to by wyglądało na mojej skórze. Więc proszę, nie
proś mnie ponownie, żebym ją ubrała, bo o wiele bardziej komfortowo czuję się w
ubraniach, które nie pokazują za dużo skóry. Nie lubię sprawiać, że ludzie czują się
niekomfortowo, a gdybym ubrała coś takiego, dziwnie by na mnie patrzyli.
Szczęka Bena się napina, kiedy odrywa ode mnie wzrok i spogląda na sukienkę w
swoich dłoniach.
- Okej. – mówi po prostu, upuszczając ją na podłogę.
Nareszcie.
- Ale to twoja wina, że ludzie czują się niekomfortowo, kiedy na ciebie patrzą.
Nawet nie ukrywam swojego sapnięcia. To pierwsza rzecz, którą do mnie dziś
powiedział, a przez którą poczułam się tak, jakbym rozmawiała ze swoim ojcem. Nie
będę kłamać. To boli. Czuję, że gardło mi się zaciska, więc odchrząkam.
- To nie było miłe. – mówię cicho.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 41


Ben stawia krok bliżej mnie. Moja szafa i tak jest już wystarczająco mała. Na pewno
nie potrzebuję tego, by stawał jeszcze bliżej mnie. Zwłaszcza po powiedzeniu czegoś
tak bolesnego, jak przed chwilą.
- Taka jest prawda. – mówi.
Zamykam oczy, bo pozostaje mi albo to, albo wpatrywanie się w usta, które
wypowiadają tak nienawistne słowa.
Biorę uspokajający oddech, ale ten zamiera, kiedy jego palce odsuwają włosy z
mojej twarzy. Ten nieoczekiwany kontakt fizyczny sprawia, że jeszcze bardziej
zaciskam powieki. Czuję się głupio, że nie każę mu wyjść, albo przynajmniej odsunąć
się ode mnie i wystąpić z szafy. Ale z jakiegoś powodu nie mogę ani się odezwać, ani
poruszyć. Ani też oddychać. Odpycha włosy z mojego czoła tak, że nie zakrywają już
mojej twarzy.
- Nosisz taką fryzurę, bo nie chcesz, żeby ludzie za dużo zobaczyli. Nosisz długie
rękawki i koszule z kołnierzami, bo myślisz, że to pomaga. Ale tak nie jest.
Czuję się tak, jakby jego słowa przekształciły się w małe pięści i uderzały mnie
prosto w żołądek. Odsuwam twarz od jego dłoni, ale nie otwieram oczu. Czuję, że
znowu mogę się rozpłakać, a wyrzuciłam już wystarczająco dużo łez na tę głupią
rocznicę.
- Ludzie nie czują się nieswojo, kiedy na ciebie patrzą z powodu twoich blizn, Fallon.
Czują się tak, bo ty sprawiasz, że czują, że patrzenie na ciebie jest złe. A uwierz mi,
jesteś typem osoby, na którą ludzie chcą się patrzeć. – Czuję, jak jego palce dotykają
linii mojej szczęki i się krzywię. – Masz najbardziej niesamowitą strukturę kości i
wiem, że to dziwny komplement, ale taka jest prawda. – Przenosi palce ze szczęki i
dotyka podbródka, po czym przesuwa je na moje usta. – I twoje wargi. Mężczyźni
patrzą na nie, bo chcą wiedzieć, jak smakują, a kobiety patrzą z zazdrością, bo gdyby
ich własne usta miały taki kolor, już nigdy nie kupowałyby szminek.
Wypuszczam z siebie coś pomiędzy śmiechem a płaczem, ale wciąż nie ośmielam się
na niego spojrzeć. Jestem sztywna jak deska, zastanawiając się, gdzie teraz mnie
dotknie. Co teraz powie.
- Poznałem w swoim życiu tylko jedną dziewczynę z włosami tak pięknymi i długimi
jak twoje, ale już ci opowiadałem o Abithcie. I tak tylko, żebyś wiedziała; nie
dorastała ci do pięt, poza tym, że świetnie się całowała.
Czuję, jak jego ręce unoszą się i odgarniają moje włosy za ramiona. Jest
wystarczająco blisko, że wiem, iż Ben może zobaczyć przesadne unoszenie się i
opadanie mojej klatki piersiowej. Ale mój Boże, nagle oddychanie staje się naprawdę
trudne, jakbym nagle znalazła się o dziesięć tysięcy metrów ponad poziomem morza
wyżej, niż byłam pięć minut temu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 42


- Fallon. – mówi, przyciągając z powrotem moją uwagę. Dotyka palcami mojej brody
i unosi moją twarz. Kiedy otwieram oczy, okazuje się, że jest bliżej mnie niż mi się
wydawało. Patrzy na mnie stanowczo z góry. – Ludzie chcą na ciebie patrzeć. Uwierz
mi, bo jestem jednym z nich. Ale kiedy wszystko w tobie krzyczy „Odwróć wzrok!”, to
właśnie to inni będą robić. Jedyną osobą, która przejmuje się kilkoma bliznami na
twojej twarzy, jesteś ty sama.
Tak bardzo chcę mu uwierzyć. Gdybym mogła mu w to wszystko uwierzyć, może
wtedy moje życie znaczyłoby dla mnie więcej niż znaczy w tej chwili. Gdybym mu
uwierzyła, może nie denerwowałabym się tak pomysłem, by znowu chodzić na
przesłuchania. Może robiłabym to, co według mojej matki powinna robić dziewczyna
w moim wieku: odkrywać, kim naprawdę jestem. Nie ukrywać się przed sobą.
Cholera, przecież ja się nawet nie ubieram dla siebie. Zakładam takie ubrania, w
których ludzie, jak sądzę, woleliby mnie zobaczyć, zamiast nosić to, co bym wolała
ubrać.
Ben opuszcza wzrok na moją koszulę i po raz pierwszy zauważam, że jego płuca
chwytają powietrze z takim samym wysiłkiem, co moje. Unosi dłoń i dotyka górnego
guzika, odpinając go. Zasysam oddech w szybkim wdechu. Nie odrywa wzroku od
mojej koszuli, a ja od jego twarzy. Kiedy przenosi palce do drugiego guzika,
mogłabym przysiąc, że jego oddech stał się drżący.
Nie wiem, co on wyprawia, ale jestem przerażona, że Ben za chwilę stanie się
pierwszą osobą, która zobaczy, co jest pod moimi ubraniami. Ale nie mogę znaleźć
słów, żeby go powstrzymać.
W chwili, kiedy drugi guzik zostaje odpięty, przenosi ręce do trzeciego. Zanim go
odpina, unosi wzrok do moich oczu i wygląda na tak przerażonego, na jaką ja się
teraz czuję. Nie odrywamy od siebie wzroku, dopóki nie dociera do ostatniego
guzika. Kiedy go odpina, spoglądam w dół na swoją koszulę.
Widoczny jest tylko skrawek skóry nad moim pępkiem, więc właściwie nie czuję się
jeszcze obnażona. Ale za chwilę tak będzie, bo on powoli unosi dłonie do mojego
ubrania. Zanim wykonuje kolejny ruch, znowu zaciskam powieki.
Nie chcę widzieć wyrazu jego twarzy, kiedy przekona się, jaka część mojego ciała
była poparzona. Żeby być dokładnym – większość jego lewej strony. To, co widzi na
moim policzku, to tylko maleńki ułamek tego, co skrywa się pod ubraniami.
Czuję, że rozsuwa poły koszuli, a im większa część mojego ciała wystawiona jest na
widok, tym trudniej jest mi powstrzymywać łzy. To najgorszy moment, żeby się
rozemocjonować, ale łzy chyba nie są znane z nienagannego wyczucia czasu.
Jego oddechy są bardzo słyszalne, więc dokładnie słyszę jego sapnięcie, jak tylko
całkowicie rozsuwa moją koszulę. Mam ochotę wypchnąć go w szafy, zamknąć drzwi

Tłumaczenie: marika1311 Strona 43


i się ukryć, ale dokładnie to robiłam przez ostatnie dwa lata. Więc z powodów,
których nie umiem wyjaśnić, nie proszę go, by przestał.
Ben zsuwa koszulę z moich ramion i powoli przesuwa ją po moich rękach w dół, aż
ta spada na ziemię. Czuję, jak jego ręce chwytają moje dłonie, ale jestem zbyt
zażenowana, żeby się poruszyć, bo wiem dokładnie, co teraz widzi, kiedy na mnie
patrzy.
Jego palce zaczynają przenosić się w górę moich dłoni i nadgarstków, a pierwsze łzy
spływają po moich policzkach. Chociaż te nie zbijają go z tropu. Dreszcze pojawiają
się na mojej skórze, kiedy on przesuwa ręce dalej, do przedramion. Zanim podnieść
je aż do barków, zatrzymuje się. Wciąż nie ośmielam się otworzyć oczu.
Czuję, że opiera delikatnie czoło o moje czoło, a fakt, że oddycha tak ciężko, jak ja,
jest jedyną rzeczą, która w tej chwili mnie choć trochę pociesza.
Mój żołądek się zaciska, kiedy jego dłonie dotykają krawędzi moich jeansów.
To się posuwa za daleko.
Za daleko, za daleko, za daleko, ale wszystko, co mogę zrobić, to zassać dziko
oddech i pozwolić jego palcom odpiąć guzik przy spodniach, bo chociaż chciałabym,
żeby przestał, mam wrażenie, że nie robi tego dla przyjemności. Nie jestem pewna,
co on robi, ale jestem zbyt unieruchomiona, by zapytać.
Oddychaj, Fallon. Oddychaj. Twoje płuca potrzebują powietrza.
Jego czoło nadal opiera się o moje i czuję, że jego oddech rozbija się o moje usta.
Chociaż mam przeczucie, że jego oczy są szeroko otwarte, a on patrzy pomiędzy nas,
obserwując, jak jego ręce odpinają zamek w spodniach.
Kiedy odpina go do końca, wsuwa dłonie między moje jeansy i biodra –
wystarczająco swobodnie, żebym uwierzyła, że nawet nie przejmuje się tym, że
dotyka moich blizn po lewej stronie. Przesuwa spodnie w dół po biodrach, a potem
zaczyna sam powoli się obniżać, kiedy zsuwa je po moich nogach. Oddech z jego ust
przesuwa się po moim ciele, dopóki nie zatrzymuje się przy moim brzuchu, ale ani
razu nie dotyka mojej skóry wargami.
Kiedy moje jeansy znajdują się przy stopach, powoli z nich występuję.
Nie mam pojęcia, co się teraz stanie. Co się teraz stanie? Co. Się. Teraz. Stanie?
Wciąż mam zamknięte oczy, więc nie mam pojęcia, czy Ben stoi, klęczy, czy może
odchodzi.
- Unieś ramiona. – mówi.
Jego chropowaty głos rozlega się tak blisko mnie, że zaskakuje mnie to na tyle, że
mimowolnie rozchylam powieki. Stoi tuż przede mną, trzymając w dłoniach
sukienkę, którą wcześniej rzucił na podłogę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 44


Spoglądam na niego i absolutnie nie takiego wyrazu twarzy się spodziewałam. Jego
wzrok jest tak gorący i zacięty, jakby ostatkami sił powstrzymywał się, by nie zdjąć
ze mnie dwóch pozostałych części garderoby.
Odchrząka.
- Proszę, unieś ręce, Fallon.
Robię to, a on podnosi sukienkę nad moją głowę i wsuwa ją przez moje ramiona.
Pociąga ją w dół, dostosowując do moich krągłości. Kiedy sukienka w końcu jest na
swoim miejscu, Ben podnosi moje włosy i pozwala im opaść na plecy. Odsuwa się
trochę i mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów. Odchrząka, ale kiedy się odzywa,
jego głos i tak jest chrapliwy.
- Cholernie piękna. – mówi, a powolny uśmiech rozprzestrzenia się na jego ustach. –
I czerwone.
Czerwone?
Spoglądam na swoją sukienkę, ale jest zdecydowanie czarna.
- Twoje majtki. – Wyjaśnia. – Są czerwone.
Parskam czymś, co miało być śmiechem, ale bardziej brzmi jak płacz. I wtedy zdaję
sobie sprawę, że łzy wciąż płyną po moich policzkach, więc podnoszę ręce do twarzy
i próbuję je wytrzeć, ale te wciąż nadchodzą.
Nie mogę uwierzyć, że właśnie rozebrał mnie po to, żeby czegoś dowieść. Nie mogę
uwierzyć, że na to pozwoliłam. Teraz dokładnie wiem, co miał na myśli Ben, kiedy
powiedział, że ciężko mu opanować swoje oburzenie w obliczu absurdu. Myśli, że
moja niepewność jest absurdalna i postanowił mi to udowodnić.
Ben daje krok do przodu i mnie obejmuje. Wszystko w nim jest pocieszające, ciepłe i
nie mam pojęcia, jak na to zareagować. Jedną z dłoni obejmuje tył mojej głowy,
przyciskając moją twarz do swojej piersi. Teraz śmieję się z absurdalności moich łez,
bo kto tak robi? Kto płacze, kiedy facet po raz pierwszy cię rozbiera?
- To jest rekord. – mówi Ben, odsuwając mnie delikatnie, żeby mógł na mnie
spojrzeć. – Doprowadziłem swoją dziewczynę do płaczu w mniej niż trzy godziny od
rozpoczęcia naszego związku.
Znowu się śmieję, ale potem przyciskam twarz do jego koszulki i go obejmuję, bo
dlaczego nie było go w chwili, gdy obudziłam się w szpitalu dwa lata temu? Dlaczego
musiałam przeżyć całe dwa lata, zanim w końcu zyskałam najmniejszy skrawek
pewności siebie?
Po kolejnej minucie czy dwóch, w ciągu których próbuję uspokoić moje chaotyczne
emocje, w końcu uspokajam się na tyle, żeby zdać sobie sprawę, że Ben nie pachnie
tak dobrze, kiedy wciskam twarz w koszulkę, którą nosi od dwóch dni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 45


Robię krok do tyłu i znowu przebiegam palcami pod swoimi oczami. Już nie płaczę,
ale jestem pewna, że mój tusz do rzęs jest wszędzie rozmazany.
- Założę tą głupią sukienkę pod jednym warunkiem. – mówię. – Najpierw musisz iść
do domu i wziąć prysznic.
Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy.
- To i tak było już częścią mojego planu.
Stoimy w milczeniu jeszcze przez chwilę, ale po chwili nie mogę już znieść bycia w
tej szafie ani chwili dłużej. Popycham go za ramiona do sypialni.
- Jest już prawie czwarta. – stwierdzam. – Wróć o szóstej, a będę ubrana i gotowa do
wyjścia.
Idzie w stronę drzwi, ale odwraca się do mnie, zanim wychodzi.
- Chcę, żebyś upięła dzisiaj włosy.
- Nie przeginaj.
Parska śmiechem.
- A dlaczego, do cholery, niby istnieje na świecie szczęście, skoro nie mogę
przeginać?
Wskazuję na drzwi.
- Idź. Weź prysznic. I się ogol.
Otwiera drzwi i zaczyna się wycofywać.
- Ogolić, co? Planujesz dzisiaj położyć te usta na mojej twarzy?
- Idź. – mówię, śmiejąc się nieco rozdrażniona.
Zamyka drzwi, ale wciąż mogę usłyszeć, co mówi do Amber i Glenna, jak tylko
wchodzi do salonu.
- Są czerwone! Jej majtki są czerwone!

Tłumaczenie: marika1311 Strona 46


Ben

Co ja, do cholery, wyprawiam?


Przeprowadza się do Nowego Jorku. To tylko kolacja. I tyle.
Ale poważnie, co ja wyprawiam? Nie powinienem tego robić.
Wciągam na siebie parę jeansów i podchodzę do szafy, żeby znaleźć czystą koszulę.
W chwili, gdy wciągam ją przez głowę, drzwi do mojego pokoju się otwierają.
- Hej. – mówi Kyle, opierając się o framugę. – Miło z twojej strony, że dla odmiany
pojawiłeś się w domu. – Jezu. Nie teraz. – Chcesz zjeść dziś kolację ze mną i Jordyn?
- Nie mogę. Mam randkę. – Podchodzę do komody i biorę z niej wodę kolońską. Nie
mogę uwierzyć, że Fallon była dziś tak blisko mnie, podczas gdy tak pachniałem. To
trochę żenujące.
- Och tak? Z kim?
Chwytam portfel z szafki z biorę swoją kurtkę.
- Z moją dziewczyną.
Kyle parska śmiechem, kiedy go mijam i zaczynam iść korytarzem.
- Dziewczyną? – Wie, że nie miewam dziewczyn, więc idzie za mną, żeby wyciągnąć
ze mnie więcej informacji. – Wiesz, że jeśli powiem Jordyn, że jesteś na randce ze
swoją dziewczyną, będzie mnie przepytywać, dopóki głowa mi nie wybuchnie. Więc
lepiej rzuć mi coś, z czym sobie poradzę.
Śmieję się. Ma rację; jego dziewczyna lubi wiedzieć wszystko o wszystkich. A z
jakiegoś powodu, skoro ma się niedługo do nas wprowadzić, uważa, że już jesteśmy
rodziną. A jest zwłaszcza wścibska wtedy, kiedy chodzi o rodzinę.
Kyle idzie za mną prosto za drzwi i śledzi mnie przez całą drogę aż do mojego
samochodu. Łapie za moje drzwi, zanim mogę je zamknąć.
- Wiem, gdzie wczoraj byłeś.
Przestaję próbować zatrzasnąć drzwi i opadam na fotel. No i znowu.
- Twoja dziewczyna dużo gada, wiesz?
Opiera się o drzwi, gapiąc się na mnie z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
- Martwi się o ciebie, Ben. Jak my wszyscy.
- Nic mi nie jest. Zobaczysz. Wszystko będzie w porządku.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 47


Kyle przygląda mi się w ciszy przez kilka minut, chcąc tym razem mi uwierzyć. Ale
tyle razy mu to obiecywałem, że teraz to już trafia w próżnię. I rozumiem to. Ale on
nie ma pojęcia, że tym razem naprawdę jest inaczej.
Poddaje się i zamyka moje drzwi bez wypowiadania kolejnego słowa. Wiem, że chce
mi tylko pomóc, ale nie musi. Rzeczy naprawdę się zmienią. Wiedziałem to od chwili,
gdy spojrzałem na Fallon.

***

Podchodzę do jej drzwi około pięć po piątej. Jestem wcześniej, ale tak jak
powiedziała… wyprowadza się do Nowego Jorku i nigdy już jej nie zobaczę.
Pięćdziesiąt pięć dodatkowych minut to i tak nawet w przybliżeniu nie tyle czasu, ile
chciałbym z nią spędzić.
Drzwi otwierają się prawie tak szybko, jak tylko w nie pukam. Amber uśmiecha się
do mnie i odsuwa się na bok.
- Witaj chłopaku Fallon, o którym nigdy nie słyszałam. – Wskazuje na kanapę. –
Usiądź. Fallon jest pod prysznicem.
Zerkam na kanapę, po czym przenoszę wzrok na korytarz prowadzący do pokoju
Fallon.
- A nie potrzebuje czasem pomocy pod prysznicem?
Amber parska śmiechem, ale szybko zmienia wyraz twarzy na poważny.
- Nie. Siadaj.
Glenn siedzi na drugim końcu kanapy, na której ja zostałem zmuszony usiąść.
Kiwam do niego głową, a on unosi brew w ostrzeżeniu. Chyba to jest ten moment, o
który ostrzegała mnie Fallon.
Amber przechodzi przez salon i siada obok Glenna.
- Fallon mówiła mi, że jesteś pisarzem?
Kiwam głową.
- Pisarz Ben. To ja.
Tuż przed tym, zanim wyrzuca z siebie kolejne pytanie, Fallon nagle pojawia się w
korytarzu.
- Hej. Tak myślałam, że cię usłyszałam.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 48


Nie ma żadnych oznak tego, że faktycznie brała przed chwilą prysznic. Odwracam
się do Amber, a ona wzrusza ramionami.
- Nie wiń mnie za to, że się starałam.
Wstaję i ruszam korytarzem, wskazując na Amber, ale patrząc na Fallon.
- Twoja współlokatorka jest podstępnym lisem.
- To prawda. – mówi. – A ty jesteś godzinę za szybko.
- Pięćdziesiąt pięć minut.
- To to samo.
- Nieprawda.
Odwraca się i wchodzi tyłem do swojego pokoju.
- Jestem już zmęczona kłótniami z tobą, Ben. – Zmierza do łazienki, do której
wchodzi się przez jej sypialnię. – Właśnie skończyłam się pakować. Nawet nie
zaczęłam się jeszcze szykować.
Wracam na moje miejsce na łóżku.
- Bez obaw. Już się rozgościłem. – Sięgam do szafki nocnej i podnoszę z niej książkę.
– Poczytam sobie, zanim nie skończysz.
Wytyka głowę zza framugi drzwi i spogląda na książkę w moich rękach.
- Uważaj. Ta jest dobra. Może zmienić twoje zdanie co do pisania romansów.
Marszczę nos i potrząsam głową. Fallon parska śmiechem i znowu znika w łazience.
Otwieram książkę na pierwszej stronie, spodziewając się, że tylko przebiegnę
wzrokiem po tekście. Ale zanim się orientuję, jestem na dziesiątej stronie.
Siedemnastej.
Dwudziestej.
Trzydziestej siódmej.
Jezu, to jest jak narkotyk.
- Fallon?
- Tak? – Woła z łazienki.
- Skończyłaś już tą książkę?
- Nie.
- No cóż, musisz to zrobić, zanim się przeprowadzisz do Nowego Jorku, żebyś mogła
mi powiedzieć, czy ona się dowie, że to naprawdę jest jej brat.
W mgnieniu oka znowu pojawia się w drzwiach.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 49


- Co?! – krzyczy. – Jest jej bratem?
Uśmiecham się.
- Mam cię.
Przewraca oczami i znowu znika w łazience. Zmuszam się do tego, by przestać
czytać i odrzucam książkę na bok. Rozglądam się po jej pokoju. Już wygląda tutaj
inaczej, niż było godzinę temu. Zdjęła wszystkie zdjęcia z szafki nocnej, a nawet im
się dobrze nie przyjrzałem. Jej szafa jest prawie pusta, a na podłodze stoi kilka pudeł.
Kiedy wszedłem, zauważyłem, że wciąż ma na sobie tą sukienkę. Miałem nadzieję,
że nie zmieni zdania i nie spakuje jej, zanim przyjdę.
Kątem oka dostrzegam jakiś ruch, więc spoglądam na łazienkę. Fallon stoi w
drzwiach.
Najpierw zerkam na sukienkę. Muszę sobie pogratulować za to, że ją wybrałem.
Pokazuje wystarczająco dużo dekoltu, żebym był zadowolony i szczęśliwy, ale nie
jestem nawet pewny, czy będę w stanie oderwać wzrok od jej twarzy na tyle długo,
by patrzeć na jej dekolt.
Nie wiem, co jest w niej teraz innego, bo nawet nie ma na sobie makijażu, ale w jakiś
sposób wygląda nawet jeszcze piękniej niż wcześniej. Cieszę się, że przegiąłem i
poprosiłem, żeby upięła włosy, bo zrobiła niedbały kok na czubku głowy i naprawdę
mi się to podoba. Wstaję i podchodzę do miejsca, gdzie stoi przy drzwiach. Unoszę
dłonie do framugi nad nią i uśmiecham się.
- Cholernie piękna. – szepcę.
Uśmiecha się, po czym zwiesza głowę.
- Głupio się czuję.
- Ledwie cię znam, więc nie zamierzam sprzeczać się nad poziomem twojej
inteligencji, bo równie dobrze mogłabyś być głupia jak but. Ale przynajmniej jesteś
ładna.
Parska śmiechem i na chwilę spogląda mi w oczy, ale wtedy spuszcza wzrok na
moje usta i Boże, chcę ją pocałować. Chcę ją pocałować tak bardzo, że to boli i nawet
nie umiem się już uśmiechać, bo za bardzo mnie to boli.
- Co się dzieje?
Wykrzywiam twarz i mocniej chwytam za framugę.
- Bardzo, bardzo chcę cię pocałować i robię wszystko, co w mojej mocy, by jeszcze
tego nie zrobić.
Odchyla lekko głowę i marszczy brwi, zdezorientowana.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 50


- Zawsze wyglądasz, jakbyś miał zaraz zwymiotować, kiedy chcesz pocałować
dziewczynę?
Potrząsam głową.
- Nie było tak do chwili, gdy poznałem ciebie.
Parska i przepycha się obok mnie. To nie wyszło tak, jak chciałem.
- Nie chodziło mi o to, że myśl o całowaniu ciebie sprawia, że mi niedobrze.
Chodziło mi o to, że tak bardzo chcę cię pocałować, że aż boli mnie żołądek. Trochę
jak sine jaja, ale w żołądku zamiast w jajach.
Zaczyna się śmiać i unosi obie ręce do czoła.
- Co ja z tobą zrobię, Pisarzu Benie?
- Możesz mnie pocałować i sprawić, żebym poczuł się lepiej.
Potrząsa głową i idzie w stronę łóżka.
- Nie ma mowy. – Siada na pościeli i podnosi książkę, którą przed chwilą czytałem. –
Czytam dużo romansów, więc wiem, kiedy chwila jest odpowiednia. Jeśli się
pocałujemy, to musi być warte książki. Po tym, jak mnie pocałujesz, chcę, żebyś
zapomniał o tej lasce, o której ciągle gadasz.
Podchodzę do drugiej strony łóżka i kładę się obok miejsca, gdzie Fallon oparła się o
wezgłowie. Kładę się na boku i unoszę się na łokciu.
- Jakiej lasce?
Uśmiecha się do mnie.
- Dokładnie. Od teraz, kiedy poznasz jakąś dziewczynę, będziesz ją porównywał do
mnie, a nie do niej.
- Używanie ciebie jako poprzeczki jest całkowicie niesprawiedliwe dla pozostałej
części żeńskiej populacji.
Przewraca oczami, zakładając, że znowu żartuję. Ale szczerze mówiąc, pomysł, żeby
porównywać Fallon do kogokolwiek, jest po prostu absurdalny. Nie ma porównania.
A do bani jest to, że spędziłem z nią dopiero kilka godzin, a już to wiem. Prawie
żałuję, że w ogóle ją poznałem. Bo ja nie miewam prawdziwych dziewczyn, a ona
przeprowadza się do Nowego Jorku i mamy tylko osiemnaście lat i tak… wiele…
innych rzeczy.
Wpatruję się w sufit i zastanawiam się, jak to ma wypalić. Jak niby mam się z nią
dzisiaj pożegnać, wiedząc, że już jej nigdy nie zobaczę? Zakrywam oczy
przedramieniem. Żałuję, że wszedłem dzisiaj do tej restauracji. Ludzie nie mogą
przegapić tego, w co nie zostali wprowadzeni.
- Wciąż myślisz o całowaniu mnie?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 51


Przechylam głowę na poduszce i na nią spoglądam.
- Wyszedłem poza pocałunek. Wyjdź za mnie.
Parska śmiechem i przesuwa się na łóżku tak, że leży do mnie twarzą w twarz. Jej
twarz wygląda tak delikatnie z małym uśmiechem. Wyciąga dłoń i kładzie dłoń na
mojej szyi. Oddech mi zamiera.
- Ogoliłeś się. – mówi, dotykając kciukiem mojej szczęki.
Nie sądzę, żeby jakakolwiek część mnie mogła się uśmiechnąć, kiedy mnie w ten
sposób dotyka, ponieważ nie ma absolutnie nic dobrego w tym, że po dzisiejszym
wieczorze już nigdy tego nie poczuję. To cholernie okrutne.
- Gdybym poprosił cię o numer telefonu, dałabyś mi go?
- Nie. – odpowiada niemal natychmiast.
Zaciskam usta i czekam, aż wyjaśni, dlaczego nie, ale tego nie robi. Po prostu
przesuwa kciukiem po mojej szczęce, w tą i z powrotem.
- Adres e-mail?
Potrząsa głową.
- Masz chociaż pager? Faks?
Śmieje się cicho. Dobrze jest słyszeć jej śmiech. Powietrze stało się zbyt ciężkie.
- Nie chcę mieć chłopaka, Ben.
- Więc ze mną zrywasz?
Przewraca oczami.
- Wiesz, o co mi chodzi. – Odsuwa dłoń od mojej twarzy i kładzie ją na łóżku między
nami. – Mamy tylko osiemnaście lat. Ja przeprowadzam się do Nowego Jorku. Ledwie
siebie znamy. I obiecałam mojej mamie, że nie zakocham się w nikim, dopóki nie
skończę dwudziestu trzech lat.
Prawda, prawda, prawda i… co?
- Dlaczego dwadzieścia trzy?
- Moja mama uważa, że większość ludzi ma poukładane życie, kiedy kończą
dwadzieścia trzy lata, więc chcę się upewnić, że wiem, kim jestem i czego chcę od
życia, zanim pozwolę sobie się zakochać. Bo łatwo jest się zakochać, Ben.
Najtrudniejsze przychodzi, kiedy chcesz się odkochać.
To ma sens. Jeśli nie masz serca.
- Naprawdę myślisz, że rzeczywiście możesz kontrolować to, czy się w kimś
zakochasz, czy nie?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 52


- Zakochanie się może nie być świadomą decyzją, ale odsunięcie się od tego, zanim
to się stanie, jest. Więc jeśli poznam kogoś, w kim mogłabym się zakochać… po
prostu się od niego odsunę, dopóki nie będę na to gotowa.
Wow. Jest jak taki mini Sokrates z tymi wszystkimi poradami życiowymi. Czuję, że
powinienem robić notatki. Albo się z nią spierać.
Chociaż szczerze mówiąc, ulżyło mi, że do końca nocy nie będzie mnie całować i
przekonywać, że jesteśmy bratnimi duszami. Ponieważ Bóg wie, że jeśli by poprosiła,
wskoczyłbym w sam środek jej świata, wiedząc, że to absolutnie ostatnia rzecz, jaką
powinienem zrobić. Faceci nie odmawiają dziewczynom takim jak ona, nieważne, jak
odpychające są dla nich związki. Faceci widzą cycki w połączeniu z takim poczuciem
humoru i myślą, że znaleźli pieprzony święty Graal.
Ale pięć lat wydaje się być wiecznością. Jestem dość pewny, że po pięciu latach nie
będzie pamiętała dzisiejszego wieczoru.
- W takim razie wyświadczysz mi przysługę i odszukasz mnie, kiedy będziesz miała
dwadzieścia trzy lata?
Parska śmiechem.
- Bentonie Jamesie Kesslerze, w ciągu pięciu lat staniesz się zbyt sławnym pisarzem,
żeby zapamiętać starą, malutką mnie.
- Albo ty będziesz zbyt sławną aktorką, żeby pamiętać o mnie.
Nie odpowiada na to. Właściwie to mój komentarz chyba sprawił, że posmutniała.
Leżymy w ciszy na swoich miejscach, twarzą w twarz na jej łóżku. Nawet z bliznami
i oczywistym smutkiem w oczach, nadal jest jedną z najpiękniejszych dziewczyn,
jakie widziałem. Jej usta wyglądają na zapraszająco miękkie i staram się ignorować
ścisk w moim żołądku, ale za każdym razem, kiedy patrzę na jej wargi, intensywność
tego, jak próbuję się powstrzymać, naprawdę sprawia, że się krzywię. Staram się
sobie nie wyobrażać, jak by to było, gdybym się pochylił i ją pocałował, ale kiedy ona
jest tak blisko, naprawdę żałuję, że nie przeczytałem każdego romansu, bo co, do
cholery, sprawia, że pocałunek jest wart książki? Muszę to wiedzieć, żeby temu
podołać.
Fallon leży na prawym boku, a przez sukienkę, którą ma założoną, duża część jej
ciała jest osłonięta. Widzę, gdzie zaczynają się blizny, tuż ponad jej nadgarstkiem,
przez całą rękę aż do szyi, kończąc na policzku. Dotykam jej twarzy tak, jak ona przed
chwilą dotykała mojej. Czuję, że wzdryga się pod moją dłonią, bo dotykam tej części
jej, której jeszcze parę godzin temu nie chciała mi pokazać. Przebiegam kciukiem po
jej szczęce, a następnie przesuwam dłonią po jej szyi. Wszędzie się napina pod moim
dotykiem.
- Czy to ci przeszkadza?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 53


Zerka w moje oczy.
- Nie wiem. – szepce.
Zastanawiam się, czy jestem jedyną osobą, która kiedykolwiek dotykała jej blizn.
Miałem w przeszłości kilka wypadków, kiedy poparzyłem się, gdy próbowałem
gotować, więc wiem, jakie to uczucie, kiedy oparzenie się goi. Ale jej blizny są o wiele
bardziej widoczne niż powierzchowne poparzenia. Są w dotyku o wiele
delikatniejsze niż normalna skóra. Bardziej miękkie. Jest w tym coś, co sprawia, że
mam ochotę ciągle jej dotykać.
Pozwala mi na to. Przez kilka spokojnych chwil żadne z nas nic nie mówi, kiedy ja
kontynuuję ruch palców po jej ręce i szyi. Jej oczy są szkliste, jakby znowu była na
krawędzi łez. To sprawia, że zastanawiam się, czy jej się to nie podoba. Rozumiem,
dlaczego może czuć się przez to niekomfortowo, ale z jakiegoś pokręconego powodu,
czuję się z nią teraz bardziej komfortowo, niż czułem się przez cały dzień.
- Powinienem tego dla ciebie nienawidzić. – szepcę, przeciągając palcami po bliźnie
na jej przedramieniu. – Powinienem być dla ciebie zły, bo przetrwanie tego musiało
być straszliwie bolesne. Ale z jakiegoś powodu, kiedy cię dotykam… podoba mi się to,
jaka jest twoja skóra.
Nie jestem pewny, jak przyjmie słowa, które właśnie opuściły moje usta. Ale to
prawda. Nagle jestem wdzięczny za jej blizny… bo są przypomnieniem tego, jak o
wiele gorzej mogło się to skończyć. Mogła zginąć w tym pożarze, mogłoby jej teraz
tutaj obok mnie nie być.
Przesuwam dłoń w dół jej ramienia, a potem ponownie w górę. Kiedy spoglądam jej
w oczy, widzę dowód tego, że przed chwilą łza spłynęła po jej policzku.
- Jedną z rzeczy, o których zawsze staram się sobie przypominać, jest to, że każdy
ma blizny. – mówi. – Wielu z nich ma gorsze ode mnie. Jedyną różnicą jest to, że moje
są widoczne, a większości ludzi nie.
Nie mówię jej, że ma rację. Nie mówię, że chciałbym wyglądać w środku tak pięknie,
jak ona wygląda na zewnątrz.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 54


Fallon

- Cholera. Fallon! Cholera, cholera, cholera, niech to szlag, psia mać.


Słyszę, jak Ben klnie jak szewc, ale nie rozumiem dlaczego. Czuję jego dłoń na
swoim ramieniu.
- Przemijająca Fallon, obudź się, do cholery!
Otwieram oczy. Ben siedzi na łóżku i przebiega dłońmi po włosach. Wygląda na
wkurzonego.
Siadam i wycieram resztki snu z oczu.
Snu.
Zasnęliśmy?
Spoglądam na swój zegarek i widzę, że jest piętnaście po ósmej. Podnoszę go i
przybliżam do swojej twarzy. To nie może być prawda.
Ale tak jest. Jest piętnaście po ósmej.
- Cholera. – mamroczę.
- Przespaliśmy kolację. – mówi Ben.
- Wiem.
- Spaliśmy przez dwie godziny.
- Taa. Wiem.
- Straciliśmy pieprzone dwie godziny, Fallon.
Wygląda na naprawdę zrozpaczonego. Jest uroczy, ale zrozpaczony.
- Przepraszam.
Rzuca mi zmieszane spojrzenie.
- Co? Nie. Nie mów tak. To nie twoja wina.
- Spałam dziś tylko trzy godziny. – mówię do niego. – Byłam naprawdę zmęczona
przez cały dzień.
- Taa. – mamrocze ze sfrustrowanym westchnieniem. – Ja też za bardzo nie spałem
tej nocy. – Schodzi z łóżka. – O której masz lot?
- Wpół do dwunastej.
- Dzisiaj?
- Tak.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 55
- To znaczy za trzy godziny od teraz?
Kiwam głową.
Jęczy i pociera dłońmi twarz.
- Cholera. – powtarza. – To oznacza, że musisz już jechać. – Opuszcza dłonie i
spogląda na podłogę. – A to oznacza, że muszę wyjść.
Nie chcę, żeby wychodził.
Ale musi. Nie podoba mi się ta panika, która wzbiera się w mojej piersi. Nie
podobają mi się słowa, które mam ochotę mu powiedzieć. Chcę mu powiedzieć, że
zmieniłam zdanie, że dam mu swój numer. Ale jeśli mu go dam, to będę z nim
rozmawiać. Przez cały czas. I będzie rozpraszał mnie sobą i każdą swoją
wiadomością, którą będzie przysyłał, każdą rozmową, a potem będziemy przez cały
czas rozmawiać na Skype i zanim się obejrzę, nie będę już Przemijającą Fallon. Będę
Fallon Dziewczyną.
Ta myśl powinna napełnić mnie trochę większą niechęcią, niż w tej chwili
odczuwam.
- Powinienem iść. – mówi. – Pewnie masz dużo do zrobienia, zanim pojedziesz na
lotnisko.
Tak naprawdę to nie. Jestem już spakowana, ale nic nie mówię.
- Chcesz, żebym wyszedł? – Wiem, że ma nadzieję, że zaprzeczę, ale musi wyjść,
zanim użyję go jako wymówki, żeby nie przeprowadzać się do Nowego Jorku.
- Odprowadzę cię. – Mówię cicho i przepraszająco. Nie od razu reaguje na moje
słowa, ale w końcu zaciska usta w cienką linię i kiwa głową.
- Tak. – odpowiada, skołowany. – Tak, odprowadź mnie.
Wślizguję się w buty, które zostawiłam, żeby założyć je na kolację. Żadne z nas nic
nie mówi, kiedy niechętnie kierujemy się do drzwi. Otwiera je i wychodzi pierwszy,
więc idę za nim. Obserwuję go, kiedy idzie przede mną korytarzem. Ściska mocno
dłonią swój kark, a ja nie cierpię patrzeć na to, jaki jest przybity. Nie cierpię tego, że
sama taka jestem. Nie cierpię tego, że zasnęliśmy i zmarnowaliśmy nasze ostatnie
dwie godziny razem.
Jesteśmy prawie w salonie, kiedy Ben zatrzymuje się i odwraca. I znowu wygląda
tak, jakby miał się zaraz pochorować. Stoję nieruchomo i czekam na to, co zaraz
powie.
- Może to nie będzie warte książki, ale musi wystarczyć. – Stawia dwa szybkie kroki
w moją stronę, wplątuje dłonie w moje włosy i przyciska usta do moich. Wzdycham,
zaskoczona i łapię go za ramiona, ale natychmiast przenoszę dłonie za jego szyję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 56


Cofa mnie tak, że opieram się o ścianę, a jego dłonie, klatka piersiowa i usta
przyciskają się do mnie zachłannie. Chwyta moją twarz, jakby bał się ją puścić, a ja
walczę o oddech, bo minęło tak dużo czasu, odkąd się z kimś całowałam, że myślę, że
mogłam zapomnieć, jak to się robi. Odrywa się ode mnie na wystarczająco długo,
żebym mogła wziąć oddech, po czym znowu wraca i jego… ręce i… nogi i… język.
O mój Boże, jego język.
Minęło ponad dwa lata, odkąd czyiś język był w moich ustach, więc założyłabym, że
byłabym trochę bardziej niezdecydowana, niż jestem. Ale w momencie, kiedy
przesuwa nim po moich ustach, natychmiast rozchylam wargi i witam ciepło bardziej
głębokiego pocałunku. Miękkie. Hipnotyzujące. Jego usta, w połączeniu ze sposobem,
w jaki jego ręce poruszają się po moich ramionach… to wszystko to tak wiele. Zbyt
wiele. Tak dobrze. Za dobrze. Właśnie jęknęłam.
Jak tylko ten dźwięk opuszcza moje usta, Ben mocniej przyciska mnie do ściany.
Lewą ręką pieści mój policzek, a prawą chwyta mnie w pasie, przyciągając mnie do
siebie.
Skończyłam pakowanie. Nie musi już wychodzić.
Prawda?
Naprawdę nie musi. Seks uwalnia endorfiny, a endorfiny sprawiają, że ludzie nie
śpią, więc seks z Benem właściwie byłby korzyścią przed moim lotem. Przez całe
osiemnaście lat mojego życia nie uprawiałam seksu, więc wyobraźcie sobie, ile mam
w sobie tych endorfin. Moglibyśmy zrobić to przed moim lotem i nie spałabym przez
kilka dni. Wyobraźcie sobie, jak produktywna bym była, kiedy dotrę do Nowego
Jorku.
O mój Boże, zaciągam go z powrotem do swojego pokoju. Jeśli wróci tam ze mną, nie
będę w stanie mu odmówić. Naprawdę jestem gotowa uprawiać seks z kimś, kogo
nigdy więcej nie zobaczę?
Oszalałam. Nie mogę uprawiać z nim seksu. Nawet nie mam prezerwatyw.
Teraz odpycham go dalej w korytarz, z dala od mojej sypialni.
Jezu, musi myśleć, że jestem szalona.
Znowu popycha mnie na ścianę, jakby ostatnie dziesięć sekund mojego
niezdecydowania w ogóle nie miało miejsca.
Kręci mi się w głowie. Jestem taka oszołomiona, tak mi dobrze, a moja mama jest
szalona. Głupia, szalona, absurdalna i się myli. Dlaczego dziewczyna miałaby się
przejmować tym, by odnaleźć siebie, kiedy nie będzie nigdy w stanie sprawić, że
czuje się tak dobrze, jak udaje się to sprawić temu facetowi? Dobra, teraz już jestem
głupia. Ale Ben sprawia, że w tej chwili naprawdę dobrze się czuję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 57


Jęczy, a wtedy tracę nad sobą kontrolę. Moje ręce łapią jego włosy, a jego usta lądują
na mojej szyi.
Złap mnie za cycek, Ben.
Całkowicie czyta mi w myślach i to robi.
Złap też drugi.
Boże, ale telepatia.
Jego usta przesuwają się z powrotem z szyi na moje wargi, ale jego ręce wciąż
trzymają moje piersi. Jestem całkiem pewna, że moje chwytają za jego tyłek, ale
jestem w tej chwili zbyt zażenowana swoim zachowaniem, żeby się do tego przyznać.
- Powiedziałabym, żebyście załatwili sobie pokój, ale myślałam, że właśnie tam
byliście przez ostatnie dwie godziny.
Amber.
Co za suka. Przywalę jej tak szybko, jak tylko Ben wyjdzie.
Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak pomyślałam. To moja najlepsza przyjaciółka.
Endorfiny są złe. Są złe, nikczemne i sprawiają, że mój mózg produkuje takie
niedorzeczne myśli.
Ben odrywa się od moich ust na dźwięk jej głosu. Przykłada czoło do boku mojej
głowy, a dłonie ściąga z moich piersi i opiera je na ścianie za mną.
Wypuszczam z siebie bardzo, bardzo, bardzo powstrzymywany oddech.
- A tak naprawdę – mówi Amber – to Glenn i ja widzieliśmy wszystko, co się działo
na korytarzu. Pomyślałam, że zainterweniuję, zanim zajdziesz w ciążę.
Kiwam głową, bo nie jestem jeszcze w stanie się odezwać. Mój głos chyba zaginął
gdzieś w gardle Bena.
Odsuwa się i na mnie patrzy, a gdyby Amber wciąż tutaj nie stała, znowu
pocałowałabym te usta.
- Fallon właśnie mnie odprowadzała. – Jego głos jest chrapliwy, co sprawia, że się
uśmiecham, bo wiem, że na niego to miało taki wpływ, jak na mnie.
- Aha. – odpowiada Amber niedowierzającym tonem. Jak tylko znika z pola mojego
widzenia, Ben uśmiecha się i znowu mnie całuje. Uśmiecham się przy jego wargach i
łapię za jego koszulę, przyciągając go bliżej.
- Boże, ludzie. – jęczy Amber. – No poważnie. Macie jakieś dwa metry do twojego
pokoju i z pięć do frontowych drzwi. Zdecydujcie się.
Jeszcze raz się ode mnie odsuwa, ale tym razem już całkowicie. Jakieś dwa metry,
dopóki jego plecy nie spotykają się ze ścianą. Jego klatka piersiowa faluje, a on

Tłumaczenie: marika1311 Strona 58


przebiega dłońmi po twarzy. Zerka na moją sypialnię, a później na mnie. Chce, żebym
podjęła decyzję, ale nie chcę tego robić. Tak jakby mi się podobało, że przejął
kontrolę i postanowił mnie pocałować. Nie chcę, żeby następna decyzja należała do
mnie.
Patrzymy na siebie przez całą minutę. On chce, żebym zaprosiła go z powrotem do
swojego pokoju. Ja chcę, żeby po prostu mnie tam wepchnął. A oboje dobrze wiemy,
że powinniśmy ruszyć do frontowych drzwi.
Ben prostuje się, wkłada ręce do kieszeni i odchrząka.
- Potrzebujesz podwózki na lotnisko?
- Amber mnie odwozi. – mówię, nieco rozczarowana tym, że już mam jak tam
dojechać.
Kiwa głową i kołysze się do przodu i do tyłu na swoich stopach.
- Cóż, lotnisko nie do końca jest po drodze do mojego domu, ale… mogę udawać, że
jest, jeśli chcesz, żebym cię odwiózł.
Cholera, ale on jest uroczy. Jego słowa sprawiają, że jest mi tak ciepło i miło i… Nie
jestem cholernym pluszowym misiem. Muszę to przeboleć.
Nie przyjmuję jego oferty od razu. Amber i ja nie zobaczymy się aż do marca, kiedy
przyleci z wizytą do Nowego Jorku, więc nie wiem, czy nie byłaby zła, gdybym
powiedziała jej, że wolałabym, żeby to facet, którego znam jeden dzień, odwiózł mnie
na lotnisko.
- Nie mam nic przeciwko. – woła Amber z salonu. Ben i ja spoglądamy przez
korytarz. Glenn i Amber siedzą na kanapie i nas obserwują. – Nie tylko stąd widzimy,
jak się całujecie, ale słyszymy też waszą rozmowę.
Znam ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż wyświadcza mi przysługę. Puszcza mi
oczko, a kiedy spoglądam na Bena, na jego twarzy widać trochę więcej nadziei niż
chwilę temu. Od zniechęcenia krzyżuję ramiona na piersi i przechylam głowę.
- Nie mieszkasz czasem w pobliżu lotniska?
Uśmiecha się szeroko.
- Tak się składa, że mieszkam. Jakie to dogodne.
Ben spędza kolejnych kilka minut, pomagając mi spakować ostatnie rzeczy.
Przebieram się z sukienki w spodnie do jogi i koszulkę, żeby było mi wygodnie w
czasie lotu. Ładuje moje walizki do bagażnika swojego auta, a ja w tym czasie żegnam
się z Amber.
- Pamiętaj, że podczas przerwy wiosennej jestem cała twoja. – mówi. Przytula mnie,
ale żadna z nas nie jest typem płaczącym nad głupim pożegnaniem. Wie tak dobrze,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 59


jak ja, że ta przeprowadzka wyjdzie mi na zdrowie. Od czasu pożaru była jedną z
najbardziej wspierających mnie osób, mając nadzieję, że odnajdę pewność siebie,
którą straciłam dwa lata temu. A to się nie stanie w tym mieszkaniu. – Zadzwoń do
mnie rano, żebym wiedziała, że bezpiecznie dotarłaś na miejsce.
Kończymy się żegnać, po czym idę za Benem do jego auta. Obchodzi je i otwiera dla
mnie drzwi, ale zanim wchodzę do środka, po raz ostatni zerkam na drzwi swojego
mieszkania. To słodko-gorzkie uczucie. Odwiedziłam Nowy Jork tylko kilka razy i
nawet nie jestem pewna, czy to coś, co lubię. Ale mieszkanie tutaj jest zbyt wygodne,
a to czasem może być kulą u nogi, kiedy chce się ułożyć swoje życie. Cele są osiągane
przez dyskomfort i ciężką pracę. Nie osiąga się ich, ukrywając się w przytulnym i
cichym miejscu.
Czuję, że Ben mnie obejmuje od tyłu. Opiera podbródek na moim ramieniu.
- Zmieniłaś zdanie?
Potrząsam głową. Jestem zdenerwowana, ale zdecydowanie nie zmieniłam zdania.
Jeszcze.
- To dobrze. – mówi. – Bo niekoniecznie uśmiechało mi się wrzucenie ciebie do
bagażnika i jechanie aż do Nowego Jorku.
Śmieję się z ulgą, że nie jest taki jak mój ojciec, samolubnie próbujący namówić
mnie, bym nie podejmowała tego kroku. Nie puszcza mnie, kiedy się do niego
obracam. Teraz opieram się o samochód, a on patrzy na mnie z góry. Nie mam za
dużo czasu, zanim będę musiała być na lotnisku, ale nie chcę się śpieszyć, jeśli mogę
się tym cieszyć jeszcze przez kilka minut. Jeśli się spóźnię, to po prostu pobiegnę do
swojej bramki.
- Jest taki cytat Dylana Thomasa, który mi się z tobą kojarzy. To mój ulubiony poeta.
- Jak brzmi?
Powolny uśmiech wstępuje na jego usta. Pochyla głowę i szepce przy moich ustach:
- „Pragnąłem odejść, ale się boję; życie, jeszcze niewydane, może eksplodować.”
Wow. Dobry jest. I polepsza to nawet bardziej, przyciskając do moich warg swoje
ciepłe usta i chwytając moją twarz w swoje dłonie. Unoszę ręce i wplątuję palce
między kosmyki jego włosów, pozwalając mu przejąć całkowitą kontrolę na
szybkością i intensywnością pocałunku. Kieruje nim tak, że jest delikatny i krótki, a ja
wyobrażam sobie, że całuje tak samo, jak pisze. Delikatne pociągnięcia długopisem,
każde słowo dobrze przemyślane.
Całuje mnie tak, jakby chciał, żeby ten pocałunek został zapamiętany. Dla którego z
nas, nie wiem, ale pozwalam mu zabrać z tego pocałunku tyle, ile może i daję mu tyle,
ile mogę. I jest doskonale. Miło. Naprawdę miło.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 60


Jest tak, jakby Ben naprawdę był moim chłopakiem, a to było coś, co powinniśmy
robić przez cały czas. Co sprawia, że wracam myślami do tego, że wygoda może być
kulą u nogi. Przez takie pocałunki widzę, że z łatwością mogłabym zatracić się w
życiu Bena i zapomnieć, jak żyć swoim własnym. I właśnie dlatego muszę się z nim
pożegnać.
Gdy w końcu przerywa pocałunek, ociera czubkiem swojego nosa o mój nos.
- Powiedz mi coś. – mówi. – W skali od jednego do dziesięciu, jak warty książki był
nasz pierwszy pocałunek?
Ma idealne, komediowe wyczucie. Uśmiecham się i przygryzam jego dolną wargę.
- Co najmniej siedem.
Odsuwa się, zszokowany.
- Poważnie? Tylko tyle dostanę? Siedem?
Wzruszam ramionami.
- Czytałam o naprawdę świetnych pierwszych pocałunkach.
Opuszcza głowę w udawanym żalu.
- Wiedziałem, że powinienem był zaczekać. Gdybym miał plan, mogłem dobić do
dziesiątki. – Cofa się, puszczając mnie. – Powinienem zabrać cię na boisko, a potem,
jak tylko przeszłabyś przez odprawę, powinienem dramatycznie cię wołać i biec za
tobą w zwolnionym tempie. – Pokazuje tą scenę powoli, ruszając się w miejscu i
wyciągając ręce w moją stronę. – Faaallooon! – krzyczy, przeciągając samogłoski. –
Nieee zostaaaawiaaaj mniee! – Kiedy przestaje odgrywać scenę i znowu mnie
obejmuje, śmieję się tak bardzo, że boli mnie brzuch.
- Gdybyś zrobił to na lotnisku, to byłaby to co najmniej ósemka. Może dziewiątka, w
zależności od wiarygodności.
- Dziewiątka? I tyle? – pyta. – Jeśli to jest dziewiątka, to co, do cholery, jest
potrzebne do dziesiątki?
Myślę nad tym. Co sprawia, że sceny pocałunku w książce są takie świetne?
Przeczytałam ich tyle, że powinnam to wiedzieć.
- Niepokój. – stwierdzam. – Zdecydowanie potrzeba trochę niepokoju do dziesiątki.
Ben wygląda na zdezorientowanego.
- Co ma niepokój do dziesiątki? Podaj jakiś przykład.
Opieram głowę o samochód i gapię się na niebo, zastanawiając się nad tym.
- Nie wiem, to zależy od sytuacji. Może para nie może być razem, więc czynnik
zakazanego sprawia, że są niespokojni. A może byli najlepszymi przyjaciółmi od lat i

Tłumaczenie: marika1311 Strona 61


niewypowiedziane przyciąganie między nimi zbudowało taki niepokój, że pocałunek
był na dziesiątkę. Czasami też niewierność tworzy niepokój, w zależności od postaci i
ich sytuacji.
- Ale to popaprane. – stwierdza. – Więc mówisz, że jeśli spotykałbym się z inną
dziewczyną i pocałował cię tak, jak to zrobiłem w korytarzu, to przeszlibyśmy od
siódemki do dziesiątki?
- Jeśli widywałbyś się z kimś innym, to w ogóle nie byłoby cię w moim mieszkaniu. –
Nagle sztywnieję na samą myśl o tym. – Chwila. Chyba nie masz prawdziwej
dziewczyny, co?
Wzrusza ramionami.
- A gdybym miał, dostałbym dziesiątkę?
O mój Boże. Proszę, powiedz mi, że właśnie nie stałam się tą drugą.
Widzi strach na mojej twarzy i parska śmiechem.
- Spokojnie. Jesteś jedyną dziewczyną, którą mam, a ty za chwilę ze mną zerwiesz i
przeprowadzisz się na drugi koniec kraju. – Pochyla się i całuje mnie w bok głowy. –
Potraktuj mnie łagodnie, Fallon. Moje serce jest kruche.
Przyciskam głowę do jego piersi i nawet jeśli wiem, że żartuje, część mnie nie może
poradzić na to, że naprawdę czuję smutek, że będę musiała się z nim pożegnać.
Czytałam wiele opinii na temat audiobooków, które czytałam, więc widziałam
komentarze o tym, jak czytelnicy zrobiliby wszystko, żeby chłopacy z książek stali się
prawdziwi. I oto ja, przekonana, że stoję w ramionach jednego z nich, z zamiarem
odejścia od niego.
- Kiedy masz pierwsze przesłuchanie?
Zdecydowanie za bardzo we mnie wierzy.
- Jeszcze się temu nie przyglądałam. Szczerze mówiąc, trochę się boję. Boję się, że
ludzie raz na mnie spojrzą i zaczną się śmiać.
- A co w tym złego?
- W byciu tą, z której się śmieją? – pytam. – Po pierwsze, to upokarzające. No i to
zabija pewność siebie.
Spogląda na mnie znacząco.
- Mam nadzieję, że będą cię z ciebie śmiać, Fallon. Jeśli ludzie się z kogoś śmieją, to
oznacza, że wystawiasz się na ryzyko bycia wyśmianym. A nie wystarczająco dużo
osób ma odwagę, by to zrobić.
Cieszę się, że jest ciemno, bo czuję, że moje policzki się czerwienieją. Zawsze mówi
takie proste rzeczy, a jednocześnie głębokie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 62


- Trochę przypominasz mi moją mamę. – mówię.
- Dokładnie o to mi chodziło. – mamrocze sarkastycznie. Znowu przyciąga mnie do
swojej piersi i całuje w czubek głowy. Muszę dostać się na lotnisko, ale próbuję
przeciągnąć to jak tylko się da, bo widmo zbliżającego się pożegnania wisi nad moją
głową.
- Myślisz, że jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy?
Obejmuje mnie mocniej.
- Mam nadzieję. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie planuję już, jak na ciebie
zapolować, kiedy skończysz dwadzieścia trzy lata. Ale pięć lat to szmat czasu, Fallon.
Kto wie, co się może zdarzyć do tego czasu. Cholera, pięć lat temu nie miałem nawet
włosów na swoich jajach.
Znowu parskam śmiechem, tak jak reagowałam dziś na prawie wszystko, co on dziś
powiedział. Nie wiem, czy kiedykolwiek z kimkolwiek tak dużo i tak szczerze się
śmiałam.
- Naprawdę powinieneś napisać książkę, Ben. Romantyczną komedię. Jesteś
zabawny.
- Byłbym skłonny napisać romans tylko wtedy, jeśli ty byłabyś jedną z postaci. A ja,
oczywiście, drugą. – Odsuwa się lekko i uśmiecha. – Umówmy się. Jeśli obiecasz, że
pójdziesz na przesłuchanie na Broadway, ja napiszę książkę o związku, którego nie
mogliśmy mieć przez odległość i niedojrzałość.
Szkoda, że nie mówi poważnie, bo podoba mi się ten pomysł. Gdyby tylko nie jedna
rażąca wada tego planu..
- Nigdy się już nie zobaczymy. Skąd będziemy wiedzieć, czy druga strona
dotrzymuje umowy?
- Przyjmiemy na siebie tą odpowiedzialność. – mówi.
- I znowu… po dzisiejszym wieczorze już się nie zobaczymy. I nie mogę dać ci
swojego numeru telefonu.
Nie mogę dać mu żadnego kontaktu do siebie. Jest jeszcze tak wiele rzeczy, które
muszę zrobić dla siebie, a gdyby miał mój numer, przez cały dzień skupiałabym się
tylko na tym, o której godzinie miał do mnie zadzwonić.
Ben puszcza mnie i cofa się o krok, krzyżując ramiona na piersi. Zaczyna chodzić
tam i z powrotem, przygryzając swoją dolną wargę.
- A co, jeśli… - Zatrzymuje się i na mnie patrzy. – Co, jeśli spotkamy się za dokładnie
rok, tego samego dnia? I rok później? Będziemy tak robić przez pięć lat. Ten sam
dzień, ta sama godzina, to samo miejsce. Zaczniemy tam, gdzie skończymy dziś

Tłumaczenie: marika1311 Strona 63


wieczorem, ale tylko przez jeden dzień. Dopilnuję, żebyś chodziła na przesłuchania, a
ja mogę napisać książkę o tych dniach, które będziemy spędzać razem.
Przez chwilę pozwalam jego słowom zawisnąć w powietrzu. Próbuję dorównać jego
poważnemu wyrazowi twarzy, ale perspektywa spotykania się z nim raz na rok
wypełnia mnie oczekiwaniem i robię co w mojej mocy, żeby nie zachowywać się za
bardzo roztrzepanie.
- Spotykanie się tego samego dnia co roku brzmi jak naprawdę dobra podstawa do
napisania powieści romantycznej. Jeśli zmyślisz naszą historię, dodam tę książkę na
moją listę DP.
Teraz się uśmiecha. Podobnie jak ja, bo nigdy bym nie pomyślała, że mogę czekać z
niecierpliwością na tę datę. Dziewiąty listopada był dniem, którego się bałam od
nocy pożaru, a to jest pierwszy raz, kiedy myśl o tej dacie pozostawia we mnie
pozytywne odczucia.
- Mówię poważnie, Fallon. Zacznę pisać tą cholerną książkę dziś wieczorem, jeśli to
oznacza, że będę mógł się z tobą zobaczyć za rok.
- Ja też mówię poważnie. – stwierdzam. – Będziemy spotykać się dziewiątego
listopada. Chociaż pomiędzy absolutnie nie będziemy się kontaktować.
- To sprawiedliwe. Dziewiąty listopada albo nic. I przestaniemy po pięciu latach? –
pyta. – Kiedy skończysz dwadzieścia trzy?
Kiwam głową, ale nie pytam o co, o czym z pewnością oboje myślimy. Co się stanie
po tych pięciu latach? Chyba warto to zostawić na kolejny dzień… kiedy zobaczymy,
czy faktycznie oboje będziemy się trzymać tego absurdalnego planu.
- Mam jeszcze jedno pytanie. – mówi, ściskając swoją dolną wargę palcami. – Czy
powinniśmy być… no wiesz… monogamiczni? Jeśli tak, to chyba to będzie dość
ciężkie.
Śmieję się z jego absurdalności.
- Ben, nie ma mowy, żebym poprosiła, żebyś robił tak przez pięć lat. Myślę, że to, że
nadal będziemy żyć swoim życiem sprawia, że ten pomysł jest taki świetny. Oby
dwoje zaznamy życia tak, jak powinniśmy w tym wieku, ale też raz w roku będziemy
mogli być ze sobą. To same korzyści.
- Ale co, jeśli jedno z nas zakocha się w kimś innym? – pyta. – Czy to nie zniszczy
książki, jeśli na koniec nie będziemy razem?
- To, czy na koniec historii para będzie ze sobą, czy też nie, wcale nie określa tego,
czy ta ma szczęśliwa zakończenie. Jeśli tylko oboje będą szczęśliwi, to nie ma
znaczenia, czy będą to szczęście dzielić ze sobą.
- A co, jeśli zakochamy się w sobie? Zanim minie pięć lat?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 64


Nie cierpię tego, że moją pierwszą myślą jest to, że nie ma mowy, żeby on mógł się
we mnie zakochać. Nie wiem, czym jestem bardziej zmęczona. Bliznami na mojej
twarzy czy moim własnym niedocenianiem siebie właśnie przez te blizny. Odsuwam
od siebie te myśli i zmuszam się do uśmiechu.
- Ben, oczywiście, że się we mnie zakochasz. Stąd ta reguła pięciu lat. Potrzebujemy
twardych zasad, żeby nasze serca nie przejęły kontroli, zanim nie skończysz swojej
książki.
Widzę w jego oczach, jak nad tym rozmyśla, po czym kiwa głową. Oboje jesteśmy
przez chwilę cicho, myśląc nad umową, którą właśnie zawarliśmy. Ale wtedy on
opiera się o samochód obok mnie i mówi:
- Muszę się podszkolić do mojej powieści romantycznej. Musisz dać mi kilka
wskazówek.
- Nie ma problemu. Może w przyszłym roku dasz radę podnieść ten pocałunek z
siódemki na dziesiątkę.
Parska śmiechem, opierając łokieć o auto i obracając się do mnie twarzą w twarz.
- Więc tak dla pewności, skoro sceny pocałunku są czymś, co najbardziej lubisz w
książkach, co lubisz najmniej? Muszę to wiedzieć, żeby nie spieprzyć naszej historii.
- Chwile grozy. – odpowiadam natychmiast. – I natychmiastowa miłość.
Robi dziwną minę.
- Natychmiastowa miłość?
Kiwam głową.
- Kiedy dwie postacie się spotykają i podobno coś ich łączy od samego początku.
Unosi brew.
- Fallon, jeśli tego nie lubisz, to chyba już mamy kłopoty.
Myślę przez chwilę nad jego wypowiedzią. Może mieć rację. Dzisiejszy dzień z nim
był dość niewiarygodny. Gdyby dziś to zapisał na papierze, prawdopodobnie
przewróciłabym oczami i powiedziała, że to zbyt tandetne i nierealistyczne.
- Po prostu nie oświadczaj mi się przed moim lotem, a powinno nam się udać.
Parska śmiechem.
- Jestem dość pewny, że zapytałem, czy za mnie wyjdziesz, kiedy wcześniej byliśmy
w twoim łóżku. Ale postaram się, żebyś nie zaszła w ciążę przed odlotem. – Oboje się
uśmiechamy, a on sięga do moich drzwi i pokazuje, żebym weszła do samochodu.
Kiedy jedziemy już ulicą, wyciągam z torebki długopis i kartkę.
- Co robisz?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 65


- Daję ci pracę domową. – mówię. – Zapiszę ci pięć moich ulubionych romansów,
żebyś miał od czego zacząć.
Myślenie o tym, że Ben zmyśli naszą historię mnie rozbawia, ale też mam nadzieję,
że rzeczywiście to zrobi. Nie codziennie dziewczyna może powiedzieć, że na luźnej
podstawie jej relacji z autorem powstała książka.
- Kiedy będziesz opisywał moją postać, lepiej spraw, żebym była zabawniejsza. I
miała większe cycki. I mniej tłuszczyku.
- Twoje ciało jest idealne. Tak jak poczucie humoru. – odpowiada.
Nie wiem, dlaczego przygryzam policzek, jakbym była zbyt zażenowana, żeby się
uśmiechnąć. Odkąd to komplementy stały się kłopotliwe? Może zawsze tak było, ale
nie dostawałam zbyt wiele komplementów, by zdać sobie z tego sprawę.
Na górze, przed listą książek, zapisuję nazwę restauracji i dzisiejszą datę, w razie
gdyby o tym zapomniał.
- Proszę bardzo. – mówię, składając kartkę i chowając ją do jego schowka.
- Weź inną kartkę. – rozkazuje. – Ja też mam dla ciebie pracę domową. – Myśli w
ciszy przez kilka chwil, po czym mówi: - Mam kilka rzeczy. Numer jeden…
Zapisuję jedynkę na kartce.
- Upewnij się, że ludzie się z ciebie śmieją. Przynajmniej raz w tygodniu.
- Oczekujesz, że pójdę na przesłuchanie co tydzień? – Szydzę z tego pomysłu.
Kiwa głową.
- Tak. Dopóki nie dostaniesz roli, jakiej chcesz. Numer dwa, musisz chodzić na
randki. Powiedziałaś wcześniej, że byłem pierwszym facetem, którego
przyprowadziłaś do mieszkania. To nie wystarczająco dużo doświadczenia dla
dziewczyny w twoim wieku, zwłaszcza, jeśli mam oprzeć powieść na nas.
Potrzebujemy trochę więcej niepokoju. Idź na co najmniej pięć randek do czasu, aż
cię ponownie zobaczę.
- Pięć? – Oszalał. To o pięć więcej, niż planowałam.
- I chcę, żebyś całowała się na przynajmniej dwóch z nich.
Patrzę na niego z niedowierzeniem. Kiwa głową w kierunku kartki w moich rękach.
- Zapisz to, Fallon. Numer trzy. Pocałuj dwóch facetów.
- A zadaniem czwartym będzie znalezienie alfonsa?
Parska śmiechem.
- Nie. Tylko te trzy zadania. Niech się z ciebie śmieją raz w tygodniu, idź na pięć
randek i pocałuj dwóch kolesi. Bułka z masłem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 66


- Chyba dla siebie. – Zapisuję jego głupie zadania, po czym składam kartkę i chowam
ją do swojej torebki.
- A co z mediami społecznościowymi? Możemy śledzić swoje profile na Facebooku?
– pyta.
Cholera. O tym nie pomyślałam, nawet jeśli nie używałam ich za bardzo w ciągu
ostatnich dwóch lat. Wyciągam rękę i chwytam za telefon Bena.
- Zablokujemy siebie. – stwierdzam. – W ten sposób nie będziemy mogli oszukiwać.
Jęczy, jakbym właśnie udaremniła jego plany. Używam obu naszych telefonów,
blokując swoje profile na każdych stronach, o jakich mogę pomyśleć. Kiedy kończę,
oddaje mu komórkę i używam swojej, żeby zadzwonić do mamy.
Zjadłam z nią dziś bardzo wczesne śniadanie, zanim pojechała do pracy. Śniadanie
było też naszym pożegnaniem. Będzie w Santa Barbara przez dwa dni i dlatego
właśnie Amber miała mnie odwieźć na lotnisko.
- Hej. – mówię, kiedy odbiera.
- Hej, kochanie. – odpowiada. – Jesteś już na lotnisku?
- Prawie. Napiszę do ciebie, jak wyląduję w Nowym Jorku, ale będziesz już spać.
Śmieje się.
- Fallon, matki nie śpią, kiedy ich dzieci pędzą przez niebo osiemset kilometrów na
godzinę. Nie wyciszam telefonu, więc lepiej daj mi znać od razu, jak wylądujesz.
- Napiszę, obiecuję.
Ben zerka na mnie kątem oka, prawdopodobnie zastanawiając się, z kim
rozmawiam.
- Fallon, naprawdę się cieszę, że to robisz. – mówię. – Ale muszę cię ostrzec, że mogę
za tobą bardzo tęsknić i brzmieć na smutną, ale nie musisz tęsknić za domem. Nic mi
nie będzie. Obiecuję. Jestem smutna, że nie będę cię tak często widywać, ale bardziej
cieszy mnie to, że podejmujesz ten krok. I obiecuję, że to wszystko, co mam do
powiedzenia na ten temat. Kocham cię i jestem z ciebie dumna, porozmawiamy jutro.
- Też cię kocham, mamo.
Kiedy się rozłączam, dostrzegam, że Ben znowu mi się przygląda.
- Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie przedstawiłaś mnie swojej matce. – mówi. –
Spotykamy się już od dziesięciu godzin. Jeśli to się wkrótce nie stanie, to pomyślę, że
unikasz tego celowo.
Śmieję się i chowam telefon do torebki. Wyciąga rękę, chwyta moją dłoń i trzyma ją
przez całą drogę na lotnisko.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 67


Przez resztę jazdy jesteśmy dość cicho. Poza pytaniem o informacje dotyczące
mojego lotu, mówi tylko:
- Jesteśmy.
Zamiast wjechać na parking, tak, jak miałam nadzieję, że zrobi, staje na pasie, na
którym nie można parkować, a tylko na chwilę się zatrzymać. Czuję się żałośnie, że
rozczarowało mnie to, że nie zaproponował, że odprowadzi mnie do środka,
ponieważ odwiózł mnie całą drogę na lotnisko. Ale nie mogę być chciwa.
Wyciąga moje dwie walizki ze swojego bagażnika, a ja chwytam swoją torebkę i
bagaż podręczny z wnętrza samochodu. Zamyka bagażnik i do mnie podchodzi.
- Bezpiecznego lotu. – mówi, całując mnie w policzek i krótko mnie ściskając. Kiwam
głową, a on wraca do swojego auta. – Dziewiąty listopad! – krzyczy. – Pamiętaj!
Uśmiecham się i mu macham, ale wewnętrznie jestem zdezorientowana i
rozczarowana brakiem emocji w jego pożegnaniu.
Chociaż może tak jest lepiej. Trochę bałam się konieczności patrzenia, jak odjeżdża,
ale to niewarte książki pożegnanie w jakiś sposób sprawiło, że to trochę łatwiejsze.
Może dlatego, że lekko mnie tym wkurzył.
Biorę głęboki wdech i wypycham tą myśl ze swojej głowy, kiedy obserwuję, jak jego
samochód odjeżdża. Łapię za walizki i wchodzę do środka, bo nie zostało mi zbyt
wiele czasu do lotu. Na lotnisku wciąż jest hałas pomimo późnej godziny, więc
przechodzę między tłumem osób i kieruję się do budki. Tam drukuję swoją kartę
pokładową, sprawdzam swój bagaż i ruszam do przejścia przez ochronę.
Staram się nie myśleć o tym, co robię. O tym, że za chwilę wyprowadzę się z miejsca,
w którym żyłam całe życie, do miasta, w którym nie znam absolutnie nikogo. Ta
myśl sprawia, że mam ochotę zadzwonić po taksówkę i wrócić prosto do mojego
mieszkania, ale nie mogę.
Muszę to zrobić.
Muszę zmusić się to tego, by przeżyć życie, zanim te, którym nie żyję, mnie
pochłonie.
Wyciągam z torebki swoje prawo jazdy i przygotowuję się do tego, by wręczyć je
ludziom z ochrony, kiedy czekam w kolejce. Przede mną jest pięć osób.
Pięć osób to wystarczająco dużo czasu, bym mogła namówić siebie na to, żeby nie
lecieć do Nowego Jorku, więc zamykam oczy i myślę o wszystkim w tym miejscu, co
mnie ekscytuje. Budki z hot dogami. Broadway. Times Square. Hell’s Kichen. Statua
Wolności. Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Central Park.
- Faaaallooon!
Gwałtownie otwieram oczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 68


Odwracam się i widzę Bena stojącego przy obrotowych drzwiach. Zaczyna biec w
moją stronę.
W zwolnionym tempie.
Zakrywam usta dłonią i próbuję się nie roześmiać, kiedy powoli wyciąga do mnie
rękę, jakby chciał mnie dosięgnąć.
- Nieee leeeć jeszczeeee! – krzyczy, kiedy powoli mija tłum ludzi.
Ludzie ze wszystkich stron zatrzymują się, żeby zobaczyć, o co to całe zamieszanie.
Chcę wykopać sobie dół i się w nim schować, ale za bardzo się śmieję, żeby
przejmować się tym, jak żenujące to jest. Co on, do cholery, robi?
Kiedy w końcu dociera do mnie po czasie, który wydaje się być wiecznością, na jego
ustach pojawia się wielki uśmiech.
- Naprawdę myślałaś, że tak po prostu cię podrzucę i odjadę?
Wzruszam ramionami, bo dokładnie tak pomyślałam.
- Powinnaś lepiej znać swojego chłopaka. – Bierze moją twarz w dłonie. – Musiałem
stworzyć niepokój, żeby spróbować, czy uda mi się dobić pocałunkiem do dziesiątki.
– Przyciska usta do moich i całuje mnie z taką pasją, że zapominam o wszystkim.
Dosłownie. Zapominam, gdzie jestem. Kim jestem. Jest facet, a ja jestem dziewczyną,
a my się całujemy i uczucia i ścisk w żołądku i dreszcze na ramionach i ręce w moich
włosach i moje ramiona są zbyt ciężkie i on uśmiecha się teraz przy moich ustach.
Moje powieki drgają i się otwierają, a ja nawet nie wiedziałam, że pocałunki
naprawdę mogą sprawić, by zatrzepotały ci powieki. Ale tak jest i moje właśnie tak
zrobiły.
- W skali od jednego do dziesięciu? – pyta.
Pomieszczenie się kręci, a ja biorę gwałtowny oddech i staram się nie kołysać.
- Dziewiątka. Zdecydowanie solidna dziewiątka.
Wzrusza ramionami.
- Może być. Ale w przyszłym roku podciągnę się do jedenastki. Obiecuję. – Całuje
mnie w czoło i się odsuwa. Zaczyna iść tyłem, a ja jestem świadoma tego, że wszyscy
dookoła nas obserwują, ale nie mogę nic poradzić na to, że się tym nie przejmuję. Tuż
przed tym, jak dociera do obrotowych drzwi, przykłada złożone dłonie do ust i
krzyczy: - Mam nadzieję, że cały stan Nowy Jork będzie się z ciebie śmiał!
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek uśmiechała się tak szeroko. Unoszę rękę i macham
mu, kiedy znika.
Tak naprawdę to była dziesiątka.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 69


Drugi dziewiąty listopad

Jej łzy i moja dusza, one żyją równolegle.


Biegnij, cierp, spłoń.
Powtórz.
Jej łzy i moja dusza, one żyją równolegle.

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 70


Ben

Kiedy wspominasz coś, poddając się panice


A to jest odległe i ma cień –
łapiesz się na tajemnicę
Która prowadzi cię przez dzień

I chociaż stoisz słaby


I nie wiesz dokąd iść
Ja będę tu zawsze, aby
Cię podnieść, gdy upadniesz jak liść 5

Napisałem ten gówniany wierszyk, kiedy byłem w trzeciej klasie. To była pierwsza
rzecz napisana przeze mnie, którą komuś pokazałem.
A właściwie to nie ja to pokazałem. Mama znalazła to w moim pokoju i to właśnie
tak zacząłem szanować piękno prywatności. Pokazała to wszystkim w mojej rodzinie
i to sprawiło, że już nigdy nie miałem ochoty dzielić się z kimś swoją pracą.
Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że mama nie chciała mnie zawstydzić. Po prostu
była ze mnie dumna. Ale i tak nigdy nie pokazuję nikomu tego, co piszę. To prawie
tak, jakby wypowiedzieć na głos każdą myśl. Niektóre rzeczy po prostu nie nadają się
do publicznej konsumpcji.
I nie wiem, jak to wytłumaczyć Fallon. Zakłada, na podstawie naszej umowy z
zeszłego roku, że piszę powieść, którą ona pewnego dnia przeczyta. I tak bardzo, jak
ona twierdzi, że to fikcja, każde zdanie, które napisałem w zeszłym roku, jest bardziej
prawdziwe, niż cokolwiek, co kiedykolwiek przyznałem na głos. Mam nadzieję, że po
dzisiejszym dniu będę mógł zacząć przepisywać ją tak, żeby nadawała się do tego, by
dać ją Fallon do przeczytania, ale opisywanie mojego popieprzonego życia przez
ostatni rok było w pewnym sensie terapeutyczne.
I mimo że byłem zajęty szkołą i tym, co teraz nazywam „terapią poprzez pisanie”,
wciąż miałem czas, żeby odrobić pracę domową, którą zadała mi Fallon. A potem

5Wiem, że całość trochę słabo brzmi, ale ciężko było zachować sens tego, co napisał Ben i jeszcze
zrobić tak, żeby to się rymowało. Ale się starałam :D

Tłumaczenie: marika1311 Strona 71


jeszcze więcej. Przeczytałem dwadzieścia sześć romansów, a tylko pięć z nich były
tymi, które poleciła mi Fallon. Nie wspomniała o tym, że dwie z pięciu książek przez
nią wymienionych były pierwszymi książkami w seriach, więc oczywiście musiałem
przeczytać je wszystkie.
Jak dotąd w moich „badaniach” doszedłem do wniosku, że Fallon ma absolutną
rację. Pocałunki w książkach i pocałunki w prawdziwym życiu nie są do końca takie
same. I za każdym razem, kiedy czytam jakąś z tych powieści, krzywię się, kiedy
myślę o tych kilku razach, gdy pocałowałem Fallon w zeszłym roku. Absolutnie nie
były warte książki, a nawet jeśli dużo przeczytałem przez ostatni rok, to nadal nie
jestem pewny, co sprawia, żeby pocałunek taki był. Ale wiem, że zasługuje na coś
lepszego niż to, co jej dałem.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie całowałem się z nikim, odkąd
poprzedniego listopada całowałem się z Fallon. Od tamtego czasu wychodziłem z
kilkoma dziewczynami, ale kiedy Fallon żartobliwie powiedziała, że chciała, żebym
porównywał do niej każdą dziewczynę, dopięła swego. Bo dokładnie to się stało przy
dwóch dziewczynach, z którymi się całowałem. Jedna z nich nie była nawet w
połowie tak zabawna, jak Fallon. Druga była zbyt zapatrzona w siebie. A obie miały
fatalny gust muzyczny, chociaż to się chyba nie liczy, skoro nie mam pojęcia, czego
słucha Fallon.
Zdecydowanie tego planowałem się dziś dowiedzieć. Mam listę rzeczy, których
muszę się dowiedzieć, żeby pracować nad prawdziwą powieścią, jaką jej obiecałem.
Jednakże wygląda na to, że cały rok czytania romansów i pisania o naszym
pierwszym wspólnym dziewiątym listopadzie poszedł na marne.
Bo ona nie przyszła.
Znowu spoglądam na zegarek, żeby upewnić się, że godzina jest taka sama, jak na
moim telefonie. Tak jest.
Wyciągam kartkę z zadaniem, żeby upewnić się, że dobrze zapamiętałem czas.
Dobrze.
Rozglądam się jeszcze raz, żeby upewnić się, że to na pewno jest ta sama
restauracja, w której poznaliśmy się rok temu. To ta.
Wiem to, bo ostatnio restauracja zmieniła właściciela i ma inną nazwę. Ale to wciąż
ten sam budynek pod tym samym adresem i z tym samym jedzeniem.
Więc… gdzie ty do cholery jesteś, Fallon?
Spóźnia się już prawie dwie godziny. Kelnerka napełniała moją szklankę cztery
razy. A pięć szklanek wody w ciągu dwóch godzin nie wpływa dobrze na mój
pęcherz, ale daję sobie pół godziny, zanim pójdę do łazienki, bo martwię się, że jeśli
nie będę tutaj siedział, kiedy ona wejdzie, to pomyśli, że nie przyszedłem i wyjdzie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 72


- Przepraszam.
Mój puls od razu przyśpiesza na dźwięk jej głosu i podrywam głowę do góry. Ale…
to nie jest Fallon.
Od razu wypuszczam powietrze z płuc.
- To ty jesteś Ben? – pyta dziewczyna. Ma tabliczkę z imieniem. Tallie. Tallie ma
tabliczkę z imieniem z Pinkberry. Skąd Tallie wie, jak się nazywam?
- Tak. To ja.
Wzdycha i wskazuje na swoją plakietkę.
- Pracuję na końcu ulicy. Jakaś dziewczyna dzwoni i mówi, że to nagły wypadek.
Fallon!
Zaskakuję siebie tym, jak szybko wyskakuję ze swojego miejsca i znajduję się za
drzwiami. Biegnę ulicą, dopóki nie docieram do Pinkberry i z rozmachem otwieram
drzwi. Koleś za ladą patrzy na mnie dziwnie i robi krok w tył. Nie mogę oddychać i
dyszę, ale wskazuję na telefon za nim.
- Ktoś do mnie dzwonił? – Chwyta telefon, wciska przycisk i podaje mi słuchawkę.
- Halo? Fallon? Nic ci nie jest?
Nie od razu słyszę jej głos, ale wiem, że to ona, kiedy wzdycha.
- Ben! Och, dzięki Bogu, że wciąż tam byłeś. Tak mi przykro. Mój lot się opóźnił i
próbowałam dodzwonić się do restauracji, ale ich numer był odłączony, a potem
musiałam przejść odprawę. Do czasu, aż wylądowałam, w końcu znalazłam numer i
próbowałam dzwonić na niego kilka razy, ale linia ciągle była zajęta i nie wiedziałam,
co mam jeszcze zrobić. Jestem teraz w taksówce i bardzo, bardzo przepraszam za to,
że tak się spóźniłam, ale nie miałam jak do ciebie dotrzeć.
Nie wiedziałem, że moje płuca mogą wstrzymywać tyle powietrza. Wypuszczam je z
siebie z ulgą i rozczarowaniem, ale jednocześnie kompletnie podjarany tym, że
naprawdę przyjechała. Pamiętała, przyjechała i naprawdę to robimy. Nieważne, że
jest świadoma tego, że dwie godziny później wciąż czekałem w restauracji.
- Ben?
- Jestem. – mówię. – Nie szkodzi. Cieszę się, że dotarłaś. Ale będzie chyba szybciej,
kiedy po prostu spotkamy się u mnie w domu; korki są tutaj koszmarne.
Pyta mnie o adres, więc go jej podaję.
- Okej. – mamrocze. Brzmi na zdenerwowaną. – Do zobaczenia za chwilę.
- Tak, będę tam.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 73


- Och, chwila! Ben? Um… tak jakby powiedziałam dziewczynie, która odebrała
telefon, że dasz jej dwadzieścia dolców, jeśli przekaże ci wiadomość. Przepraszam za
to. Ale zachowywała się tak, jakby nie chciała tego robić, więc musiałam ją przekupić.
Parskam śmiechem.
- Nie ma problemu. Do zobaczenia wkrótce.
Żegna się, a ja oddaję telefon Tallie, która teraz stoi za ladą. Wyciąga rękę po swoje
pieniądze. Chwytam swój portfel i daję jej dwudziestkę.
- Za tę rozmowę zapłaciłbym dziesięć razy tyle.

***

Chodzę w tę i z powrotem po podjeździe.


Co ja wyprawiam?
To wszystko jest takie głupie. Ledwie ją znam. Spędziłem z nią kilka godzin i
obiecałem, że napiszę powieść o niej? O nas? Co, jeśli tym razem między nami nie
zaskoczy? W zeszłym roku mogłem mieć epizod maniakalny i może to był tylko
wyjątkowo otwarty i dobry nastrój. Ona może nie być nawet taka zabawna. Mogłaby
być suką. Mogła zestresować się opóźnieniem lotu i może nawet nie chce tutaj być.
To znaczy, kto tak robi? Jaka zdrowa na umyśle osoba przeleciałaby przez cały kraj,
żeby zobaczyć kogoś, kogo ledwie zna?
Prawdopodobnie niewiele osób. Ale bez wahania wsiadłbym dzisiaj do samolotu,
gdybyśmy mieli się spotkać w Nowym Jorku.
Pocieram dłońmi twarz, kiedy zza rogu wyjeżdża taksówka. Staram się psychicznie
przygotować na to, że to całkowicie normalne. To nie jest szalone. I nie jesteśmy
zaangażowani. Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele przelecieliby przez cały kraj, żeby
spędzić ze sobą czas.
Chwila. A jesteśmy przyjaciółmi? Nawet ze sobą nie rozmawiamy, więc chyba nawet
nie kwalifikujemy się do znajomych.
Teraz taksówka wjeżdża na podjazd.
Do cholery jasnej, opanuj się, Kessler.
Samochód się zatrzymuje.
Tylne drzwi się otwierają.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 74


Powinienem witać ją przy drzwiach. Dziwne jest to, że stoję tak daleko.
Ruszam w stronę taksówki, kiedy ona zaczyna wysiadać.
Proszę, bądź tą samą Fallon, co rok temu.
Chwytam za klamkę i całkowicie otwieram drzwi. Próbuję rozegrać to na luzie, a nie
z nerwami. Albo, co gorsza, z podekscytowaniem. Przeczytałem wystarczająco dużo
romansów, żeby wiedzieć, że dziewczyny lubią, kiedy facet jest nieco powściągliwy.
Przeczytałem gdzieś, że ci mężczyźni nazywają się samcami alfa.
Bądź dupkiem, Kessler. Chociaż trochę. Możesz to zrobić.
Wychodzi z auta, a kiedy to robi jest tak, jak na filmie, kiedy wszystko inne porusza
się w zwolnionym tempie. W ogóle niepodobne do mojej wersji takiego tempa. Jej
jest bardziej wdzięczne. Wiatr wzrasta i rzuca kilka kosmyków jej włosów na twarz.
Podnosi rękę i je odsuwa i to wtedy zauważam, jaką różnicę może sprawić jeden rok.
Jest inna. Jej włosy są krótsze. Ma grzywkę. Założyła koszulę z krótkimi rękawkami,
a w zeszłym roku przyznała, że to coś, czego nigdy nie robiła.
Jest pokryta pewnością siebie, od stóp do głów.
I to najseksowniejsza rzecz, jaką widziałem.
- Hej. – mówi, kiedy sięgam za nią, by zamknąć drzwi. Wydaje się być szczęśliwa, że
mnie widzi, a to sprawia, że odwzajemniam jej uśmiech.
I to by było na tyle z bycia powściągliwym.
Nie wytrwałem dosłownie nawet jednej sekundy w byciu swoim alter ego, które jest
samcem alfa.
Wypuszczam z siebie oddech wstrzymywany przez rok, robię krok naprzód i
chwytam ją w najbardziej szczery uścisk, jaki kiedykolwiek komuś dałem. Owijam
ramiona wokół tyłu jej głowy i przyciągam ją do siebie, wdychając w rześkiej zimie
jej zapach. Ona natychmiast otula moją szyję i chowa twarz przy moim ramieniu.
Czuję, jak wzdycha i stoimy w tej samej pozycji, aż taksówka wycofuje się z podjazdu
i znika za rogiem.
I nawet wtedy się od siebie nie odsuwamy.
Ściska materiał mojej koszuli na plecach pięściami, a ja staram się nie być zbyt
oczywisty co do tego, że mogę mieć lekką obsesję na punkcie jej nowej fryzury. Jest
delikatniejsza. Prostsza. Lżejsza. Odświeżająca i kurwa, to boli.
Znowu.
Dlaczego tylko ona sprawia, że tak się krzywię? Wzdycha przy mojej szyi i prawie ją
odpycham, bo cholera, to zbyt wiele. Nie wiem, co mnie bardziej martwi. Fakt, że
wygląda na to, że zaczynamy dokładnie tam, gdzie skończyliśmy rok temu czy to, że

Tłumaczenie: marika1311 Strona 75


zeszły rok nie był tylko szczęśliwym trafem. Jeśli mam być szczery, to chyba bardziej
tym drugim. Bo ostatni rok był piekłem, z koniecznością przeżycia każdej minuty z
nią w moich myślach i niewiedzą, czy ją jeszcze zobaczę. A teraz, kiedy wiem, że jest
zaangażowana w ten mój głupi plan, by spotykać się raz na rok, przewiduję dla siebie
kolejny długi rok agonii.
Już boję się drugiego pożegnania, a dopiero przyjechała.
Podnosi głowę z mojego ramienia i na mnie spogląda. Odgarniam jej grzywkę z
twarzy, żeby móc więcej zobaczyć. Mimo tego, na jak spanikowaną brzmiała przez
telefon, w tej chwili wygląda na całkowicie spokojną.
- Witaj, Przemijająca Fallon.
Jej uśmiech staje się jeszcze szerszy.
- Witaj, Pisarzu Benie. Dlaczego wyglądasz, jakby coś się bolało?
Próbuję się uśmiechnąć, ale jestem pewny, że mój aktualny wyraz twarzy wcale nie
jest atrakcyjny.
- Bo trzymanie ust z dala od twoich boli jak cholera.
Parska śmiechem.
- Chociaż chcę poczuć twoje usta na swoich, to muszę cię ostrzec, że pocałunek na
powitanie to co najwyżej szóstka.
Obiecałem jej jedenastkę. To będzie musiało poczekać.
- Chodź. Wejdźmy do środka, żebym mógł sprawdzić, jakiego koloru majtki masz na
sobie. – Znowu się śmieje tym znajomym dźwiękiem, kiedy łapię ją za rękę i
prowadzę w stronę domu. Już teraz wiem, że nie mam się czym martwić. To ta sama
Fallon, jaką zapamiętałem. A może nawet lepsza.
Więc… może to oznacza, że jednak powinienem się martwić.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 76


Fallon

Nie tego się spodziewałam, kiedy powiedział, że spotkamy się u niego w domu.
Bardziej spodziewałam się mieszkania, ale to jest raczej dwupiętrowy dom. Dom-
dom, dosłownie. Zamyka za mną frontowe drzwi i kieruje się na schody. Idę za nim.
- Nie masz bagażu? – pyta.
Nie chcę myśleć o tym, jak mało czasu tutaj spędzę.
- Dzisiaj wracam.
Zatrzymuje się w pół kroku i obraca do mnie twarzą.
- Dzisiaj? Nie zostaniesz nawet na noc w Kalifornii?
Potrząsam głową.
- Nie mogę. Jutro o ósmej rano muszę być w Nowym Jorku. Mam dziś lot o dziesiątej
trzydzieści.
- Lot trwa dłużej niż pięć godzin. – mówi, zmartwiony. – A ze zmianą czasu, nie
wrócisz do domu przed szóstą rano.
- Prześpię się w samolocie.
Marszczy brwi i zaciska usta.
- Nie podoba mi się to. – stwierdza. – Powinnaś była zadzwonić. Zmienilibyśmy
termin czy coś.
- Nie mam twojego numeru. Poza tym, to by zniszczyło całe założenie twojej książki.
Dziewiąty listopada albo nic, pamiętasz?
Wydyma wargę, ale przypominam mu, że to on ustalił tę zasadę.
- Przepraszam, że się spóźniłam. Wciąż mamy jeszcze sześć godzin, zanim będę
musiała jechać na lotnisko.
- Pięć i pół. – Precyzuje. Znowu zaczyna wspinać się po schodach. Idę za nim przez
całą drogę do jego pokoju, ale teraz czuję, że jest na mnie zdenerwowany. Wiem, że
prawdopodobnie był inny sposób, niż przylot i wylot tego samego dnia, ale nie byłam
nawet pewna, czy on się pojawi. Myślałam, że pewnie miał takie szalone,
spontaniczne dni z fałszywymi dziewczynami przez cały czas i nie będzie mnie nawet
pamiętał. Stwierdziłam, że nie czułabym się tak głupio za wierzenie, że się pojawi,
gdybym po kilku godzinach mogła wrócić do samolotu i udawać, że to się nigdy nie
stało.
Ale on nie tylko się pojawił – czekał też dwie godziny.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 77


Dwie godziny.
To niesamowicie pochlebne. Ja prawdopodobnie poddałabym się po pierwszej
godzinie, myśląc, że mnie wystawił.
Ben otwiera drzwi i pokazuje gestem, żebym weszła pierwsza. Uśmiecha się do
mnie, kiedy przekraczam próg jego progu, ale mam wrażenie, że jego uśmiech jest
wymuszony.
Nie ma prawa być na mnie zły. Zgodziliśmy się dzisiaj spotkać i tak, spóźniłam się,
ale się pojawiłam. Obracam się i opieram dłonie na biodrach, gotowa bronić się, jeśli
miałby zamiar powiedzieć coś jeszcze o tym, jak mało czasu nam zostało. Zamyka
drzwi i się o nie opiera, ale zamiast znowu wyciągać ten temat, zaczyna ściągać buty.
Rozczarowanie zniknęło z jego twarzy, a on właściwie wygląda na… no nie wiem…
szczęśliwego.
Po tym, jak odrzuca swoje buty na bok, podchodzi do mnie szybko i mnie popycha.
Krzyczę krótko, lecąc do tyłu, ale zanim mogę spanikować, opadam plecami na
chmurę. Albo łóżko. W każdym razie to najbardziej wygodna rzecz, na jakiej
kiedykolwiek leżałam.
Robi krok do przodu z uśmieszkiem na twarzy i błyskiem w oku.
- Rozsiądźmy się. – mówi. – Mamy dużo do obgadania. – Staje między moimi
kolanami i unosi jedną z moich nóg, by zdjąć mojego buta. To tylko balerinki, więc
łatwo je zsuwa. Zamiast po prostu puścić moją nogę, przesuwa po niej delikatnie
dłonią, powoli opuszczając ją na łóżko.
Zapomniałam, jak gorąco jest w Kalifornii. Naprawdę musi włączyć wentylator.
Podnosi moją drugą nogę i ściąga but w ten sam sposób, przebiegając dłonią w dół
mojej nogi w tym samym, torturującym mnie tempie, przez cały czas się do mnie
uśmiechając.
Czy wysokość nad poziomem morza jest tutaj inna niż w Nowym Jorku? Boże, tak
trudno oddycha się w tym pokoju.
Kiedy jestem już na boso, okrąża mnie i siada przy zagłówku łóżka.
- Chodź tutaj. – mówi.
Przesuwam się na swój brzuch, a on kładzie się na poduszce z dłonią podpartą za
głową. Klepie ręką poduszkę obok siebie.
- Nie gryzę.
- Cholerna szkoda. – mamroczę, podczołgując się do miejsca, w którym on leży.
Kładę się na poduszce twarzą w twarz do niego. – Dziewięćdziesiąt procent czasu,
odkąd się poznaliśmy, spędzamy w łóżku.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 78


- Nic w tym złego. Podoba mi się twoja fryzura.
Jego słowa wprawiają mnie w lekkie zdenerwowanie, ale uśmiecham się tak,
jakbym słyszała to codziennie.
- Dziękuję.
Przez chwilę w ciszy się sobie przyglądamy. Zaczynałam już zapominać, jak
wygląda, ale teraz, kiedy leżę obok niego jest tak, jakbym nigdy nie wyjeżdżała. Już
tak bardzo nie przypomina nastolatka, jak wyglądał rok temu. A to sprawia, że
zastanawiam się, że kiedy zobaczę go za rok, będzie już wyglądał jak mężczyzna. Nie
żeby była jakaś różnica między dziewiętnastolatkiem a mężczyzną, bo to to samo.
- Nie mamy za dużo czasu. – mówi. – A mam mnóstwo pytań. Mam książkę do
napisania i absolutnie nic o tobie nie wiem.
Otwieram usta, żeby zaprotestować, bo czuję się tak, jakby wiedział o mnie
wszystko. Ale po chwili je zamykam, bo chyba naprawdę nie wie o mnie zbyt dużo.
Spędziliśmy ze sobą tylko jeden dzień.
- Napisałeś coś w tym roku?
Kiwa głową.
- Tak. Całowałaś kogoś w tym roku?
- Tak. A ty?
Wzrusza ramionami.
- A ty, Ben?
Znowu kiwa głową.
- Kilka.
Staram się nie pozwolić, żeby to jakoś na mnie wpłynęło, ale ile dokładnie stanowi
kilka?
- A porównywałeś je wszystkie do mnie?
Potrząsa głową.
- Powiedziałem ci w zeszłym roku, że to całkowicie niesprawiedliwe dla reszty
żeńskiej populacji. Jesteś nie do przebicia.
Cieszę się, że dzisiaj przyjechałam. Nie obchodzi mnie to, że nie będę spała przez
tydzień, było warto usłyszeć ten komplement.
- A co z twoimi facetami? Poszłaś na wszystkie pięć randek?
- Facetem. – poprawiam. – Był tylko jeden. Próbowałam.
Unosi brew, więc od razu przechodzę w tryb obronny.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 79


- Ben, nie możesz po mnie oczekiwać, że od razu to zrobię w nowym stanie, kiedy
nigdy tak naprawdę nie randkowałam. Na to potrzeba czasu. Byłam dumna, że
pocałowałam tego jednego faceta. Przez ten pocałunek pomyślał, że jestem
nakręcona, ale ja po prostu cieszyłam się, że mogę coś odznaczyć z mojej listy zadań
domowych.
Śmieje się.
- Okej, jeden chyba może być. Ale to oznacza, że w tym roku twoja praca domowa
będzie o wiele trudniejsza.
- Ta, no cóż. Twoja w takim razie też. A skoro o tym mowa, chcę jakiś dowód książki,
którą piszesz. Chcę przeczytać coś, co o nas napisałeś.
- Nie. – odpowiada od razu.
Podnoszę się na łóżku.
- Co? Nie? Nie możesz mówić mi, że pisałeś w tym roku i tego nie udowodnić. Pokaż
mi coś.
- Nie lubię, kiedy ludzie czytają to, co piszę.
Parskam śmiechem.
- Poważnie? To tak, jakby piosenkarka operowa powiedziała, że nie zaśpiewa
podczas swojego występu.
- To nie tak. Dam ci przeczytać, kiedy to skończę.
- Każesz mi czekać cztery lata?
Uśmiecha się i kiwa głową.
Opadam z powrotem na poduszkę, pokonana.
- Westchnięcie.
- Czy ty właśnie powiedziałaś westchnięcie? Na głos? Zamiast faktycznie westchnąć?
- Przewrócenie oczami.
Śmieje się i przysuwa bliżej mnie. Teraz ja patrzę z dołu, a on patrzy na mnie z góry
i wszystko byłoby cacy, gdyby nie patrzył na mnie tak, jakby planował, jak dokładnie
mają połączyć się nasze usta. Zasysam oddech, kiedy przesuwa dłonią po mojej
szczęce.
- Tęskniłem za tobą, Fallon. – szepce. – I to bardzo. I pieprzyć to, że nie powinienem
tego przyznawać, ale próbowałem tej całej sprawy z samcem alfa przez dwie
sekundy i po prostu nie mogę. Więc nie dostaniesz dzisiaj alfa-Bena. Przykro mi.
Wow. On chyba nie…
O tak.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 80


- Ben. – mówię, mrużąc powieki. – Czy ty... uprawiasz ze mną booksting?
Unosi brew.
- Booksting?
- Tak. Kiedy gorący koleś rozmawia z dziewczyną o książkach. To jak sexting, ale na
głos i z książkami zamiast seksu. Nie żeby to miało coś wspólnego z smsami. Okej,
więc to nie ma też nic wspólnego z sextingiem, ale w mojej głowie to miało sens.
Parska śmiechem i opada na plecy. Przesuwam się ku niemu i pochylam się nad nim,
kładąc dłoń na jego piersi.
- Nie przestawaj. – droczę się uwodzicielskim tonem. – Daj mi więcej, Ben. Czytałeś
książki w e-bookach czy… - Przesuwam powoli palec w dół po jego klatce piersiowej.
- …w twardej okładce?
Wyciąga dłoń zza głowy i przybiera zadowolony z siebie wyraz twarzy.
- Och, były twarde, i to jeszcze jak. I nie jestem pewny, czy jesteś na to gotowa, ale…
mam swoją własną listę DP. Powinnaś to zobaczyć, Fallon. Jest ogromna.
Wyrywa mi się jęk, ale nie jestem pewna, czy to było udawane.
- Wiem też, co sprawia, że pocałunek jest warty książki. – stwierdza. – Więc jestem
przygotowany. – Unosi się na łokciu, a uśmiech znika z jego twarzy. – Ale poważnie.
To całe zainteresowanie żeńskiej płci samcem alfa lekko zbija mnie z tropu, bo w
ogóle nie przypominam facetów, o których czytasz.
Taa. Jesteś lepszy.
- Nigdy nie mógłbym jeździć motocyklem albo bić się z innym facetem tak dla
zabawy. I chociaż przez cały rok fantazjowałem o seksie z tobą, to nie sądzę, że
kiedykolwiek mógłbym powiedzieć „posiądę cię” z kamienną twarzą. I zawsze
chciałem mieć tatuaż, ale prawdopodobnie jakiś jeden mały, bo nie ma mowy, żebym
wytrzymał ten ból. Ogólnie rzecz biorąc, książki były ciekawe, ale sprawiły też, że
czuję się niewystarczający.
Nie może mówić poważnie.
- Ben, nie wszyscy faceci w książkach, które czytam, są tacy.
Przechyla głowę.
- Ale najwyraźniej lubisz złych chłopców, skoro lubisz o nich czytać.
- Właściwie to nieprawda. – mówię. – Lubię czytać książki takie jak te, bo to w ogóle
nie przypomina życia, które prowadzę. To zupełnie różni się od jakiejkolwiek
sytuacji, w której kiedyś byłam, dzięki Bogu. Ale mam z tego rozrywkę. Bo chociaż
lubię czytać, jak facet mówi dziewczynie, że ona jest dla niego taka mokra… to gdyby

Tłumaczenie: marika1311 Strona 81


ktoś naprawdę powiedział mi tak podczas seksu, nie podnieciłoby mnie to. Byłabym
przerażona, że przypadkowo się posikałam.
Ben parska śmiechem.
- A gdybyśmy uprawiali seks i powiedziałbyś mi, że mnie posiadłeś, dosłownie bym
się spod ciebie wyczołgała, ubrała, wyszła z twojego domu i narzygała ci na
podwórku. Więc to, że lubię czytać o takich facetach, nie znaczy, że potrzebuję ich w
swoim prawdziwym życiu.
Uśmiecha się szeroko.
- Mogę cię zatrzymać?
Szkoda, że tylko żartuje.
- Jestem cała twoja przez kolejnych pięć godzin.
Popycha mnie tak, bym leżała płasko na plecach.
- Powiedz mi o tym chłopaku, którego pocałowałaś. – Użycie przez niego słowa
chłopak brzmi trochę jak zniewaga dla tamtego faceta. Podoba mi się. Zazdrosny Ben
jest uroczy. – Muszę znać wszystkie szczegóły tego pocałunku, żebym mógł dodać
wątek poboczny do książki.
- Poboczny? – pytam. – Czy to znaczy, że masz już wymyśloną całą fabułę?
Jego mina pozostaje niezachwiana.
- Więc jak go poznałaś?
- Na próbach.
- Byłaś z nim na randce?
- Na dwóch.
- Dlaczego tylko dwóch? Co się stało?
Znowu mam ochotę na głos powiedzieć „westchnienie”. Naprawdę nie chcę o tym z
nim rozmawiać.
- Nic z tego nie wyszło. Naprawdę musimy o tym gadać?
- Yep. Taka była cześć naszej umowy.
Jęczę.
- Dobra. Ma na imię Cody. Ma dwadzieścia jeden lat. Byliśmy na przesłuchaniu do tej
samej sztuki i miło nam się rozmawiało. Poprosił o mój numer i mu go dałam.
- Dałaś mu swój numer? – pyta, niezadowolony. – A dlaczego nie chciałaś dać go mi?
- Bo ciebie naprawdę lubię. W każdym razie, wyszliśmy w weekend i całowaliśmy
się parę razy. Był miły. Zabawny…

Tłumaczenie: marika1311 Strona 82


Ben robi dziwną minę.
- Zabawniejszy niż ja?
- Twoje poczucie humoru jest nieporównywalne, Ben. Przestań mi przerywać. Więc
zgodziłam się z nim spotkać po raz drugi. Poszliśmy do niego, żeby oglądać film.
Zaczęliśmy się całować i… ja po prostu… nie mogłam tego zrobić.
- Nie mogłaś tego zrobić? Dosłownie tego? Czy tylko się z nim całować?
Nie wiem, co jest dziwniejsze. To, że rozmawiam z Benem o całowaniu się z innym
facetem czy to, tak komfortowo się czuję, rozmawiając z nim o całowaniu się z kimś
innym. Cóż, a przynajmniej do tego momentu. Teraz mam ochotę się tylko zamknąć.
- Ani tego, ani tego. To było… - Zamykam oczy, nie chcąc zdradzić mu prawdziwego
powodu, dlaczego nie mogłam tego zrobić. Bo to Ben. Łatwo się z nim rozmawia. – To
było coś innego. Sprawił, że czułam się… no nie wiem. Wadliwa.
Widzę, jak jego gardło porusza się, kiedy przełyka ślinę.
- Wyjaśnij. – mówi szorstkim tonem. Podoba mi się to, że wydaje się być trochę
zdenerwowany, jakby w rzeczywistości nie chciał słuchać o tym, jak całowałam się z
kimś innym. Zwłaszcza podoba mi się, że wydaje się być nieco opiekuńczy w
stosunku do mnie.
Myślę, że Ben ma w sobie więcej z samca alfa, niż mu się wydaje.
Biorę głęboki oddech, przygotowując się do tego, by podzielić się z nim szczerością,
którą nie powinnam chcieć się dzielić, ale z jakiegoś powodu chcę.
- W zeszłym roku, kiedy mnie dotykałeś, sprawiłeś, że poczułam się… ładna. Jakbym
nie miała żadnych blizn. Albo… nie tak, źle to ujęłam. Sprawiłeś, że poczułam, że
blizny są częścią tego, co sprawia, że jestem ładna. A nigdy się tak nie czułam, nie
sądziłam, że to możliwe. Więc kiedy byłam z Cody’m, wszystko zauważałam. To, jak
dotykał tylko prawej części mojej twarzy. Jak całował tylko prawą część mojej szyi.
Jak nalegał, kiedy się całowaliśmy, żeby światło było zgaszone.
Ben robi minę, jakby znowu go coś bolało, ale tym razem jest bardzo
przekonywujący.
- Kontynuuj. – mówi, zmuszając się, by to powiedzieć.
- W pewnym momencie próbował zdjąć mi stanik i po prostu nie mogłam tego
zrobić. Nie chciałam, żeby to zobaczył. Był naprawdę miły i nie prosił, żebyśmy robili
to dalej. I jeśli mam być szczera, trochę mi to przeszkadzało. Tak jakby chciałam,
żeby mnie pocieszył i zachowywał się tak, jakby nadal mnie pragnął, ale on wyglądał
trochę tak, jakby mu ulżyło, że go powstrzymałam.
Ben przewraca się na plecy i pociera dłońmi twarz. Po chwili wraca do poprzedniej
pozycji, kładąc się do mnie twarzą w twarz.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 83


- Proszę, nigdy więcej nie odzywaj się do tego pieprzonego frajera.
Zaskakująca fala ciepła przelewa się przeze mnie z tymi słowami. Kciukiem dotyka
mojej szczęki, a wyraz jego twarzy jest pełny szczerości.
- Nie chciałaś, żeby czego nie zobaczył?
Zmieszanie na mojej twarzy skłania go do nieco większych szczegółów.
- Powiedziałaś „nie chciałam, żeby to zobaczył”. Ale miałaś już zdjętą koszulkę i
widział twoje blizny, więc co miałaś na myśli?
Przełykam ślinę. Mam ochotę ukryć twarz w poduszce. Nie mogę uwierzyć, że to
wyłapał. W zasadzie myślę, że za chwilę wezmę tą poduszkę i się pod nią schowam.
- Przestań. – mówi, kiedy próbuję ją złapać. Wkłada ją z powrotem pod moją głowę i
pochyla się bliżej mnie. – To ja, Fallon. Nie wstydź się. Powiedz mi, o czym mówiłaś.
Biorę głęboki oddech, mając nadzieję, że większa ilość powietrza w moich płucach
da mi więcej odwagi, żeby mu odpowiedzieć. A potem wypuszczam z płuc powietrze
tak wolno, jak się da, byle by przeciągnąć moment odpowiedzi.
Zakrywam oczy ręką i wyrzucam z siebie tak szybko, jak mogę.
- Mojej lewej piersi.
Czekam, aż zacznie zadawać więcej pytań albo odsunie dłoń od mojej twarzy, ale
tego nie robi. Nie mogę uwierzyć, że właśnie mu to powiedziałam. Nigdy nikomu o
tym nie mówiłam, nawet Amber. Podczas pożaru nie tylko lewa część mojego ciała
została poparzona, ale jakby to nie było wystarczającą karą, zostałam ranna, kiedy
próbowali mnie wyciągnąć przez najwyższe okno. Na szczęście nie pamiętam nic
pomiędzy zaśnięciem tamtej nocy, a obudzeniem się w szpitalu, ale blizny są
codziennym przypomnieniem. A moja lewa pierś najbardziej to odczuła. Nie jestem
głupia. Znam facetów, piersi powinny być piękne i symetryczne, a moje takie nie są.
Czuję, jak Ben dotyka mojego nadgarstka i odsuwa rękę od mojej twarzy. Delikatnie
obejmuje dłonią mój policzek.
- Dlaczego przeszkadzałoby ci to, gdyby ktoś ją zobaczył? Bo masz na niej blizny?
Kiwam głową, ale zaraz nią potrząsam.
- Boże, to takie żenujące.
- Nie dla mnie. – stwierdza. – I jak diabli nie powinno być takie dla ciebie. Już cię
widziałem bez koszuli, pamiętasz? I jak sobie przypominam, to był dość wspaniały
widok.
- Widziałeś mnie bez koszuli, ale nie bez stanika. Zrozumiałbyś.
Ben natychmiast unosi się na łokciu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 84


- Okej.
Gapię się na niego z niedowierzeniem.
- To nie było zaproszenie.
- Ale chcę to zobaczyć.
Kręcę głową. Nawet się śmieję, bo nie ma mowy, że tak po prostu pokażę mu swój
cycek, żeby mógł patrzeć na moją brzydotę.
- Chcę oddać sprawiedliwość książce, a twoje obrażenia są czymś, co muszę omówić.
Więc powinnaś pozwolić mi to zobaczyć. Uznajmy to za badania naukowe.
Czuję się tak, jakby jego słowa właśnie uderzyły z bekhendu w moje serce.
- Co? – Mój głos jest niestabilny, brzmi tak, jakbym płakała. Ale nie płaczę. Jeszcze. –
Co masz na myśli mówiąc, że musisz to omówić w książce? Nie piszesz chyba o moich
bliznach, co?
Robi zdezorientowaną minę.
- Oczywiście, że o nich piszę. To część twojej historii.
Podnoszę się na łokciach i mrużę powieki.
- Chciałam, żebyś to zmyślił i sprawił, że będę ładna, Ben. Główna bohaterka nie
może być dziwadłem. Nikt nie chce się z tym identyfikować. Powinna być piękna i…
Ben od razu się na mnie kładzie i zamyka mi usta swoją ręką. Bierze głęboki oddech,
przygotowując się do tego, co chyba ma być spieraniem się. Szybko go z siebie
wypuszcza, a jego szczęka drga w irytacji.
- Posłuchaj mnie. – mówi, nie odsuwając dłoni od moich ust, żebym nie mogła mu
przerwać. – Wkurza mnie, że pozwalasz czemuś tak trywialnemu definiować
ogromną część ciebie. Nie mogę sprawić, że w książce będziesz ładna, bo to byłaby
obraza. Jesteś cholernie piękna. I jesteś zabawna. A jedynymi chwilami, kiedy nie
jestem tobą oczarowany są te, kiedy się nad sobą użalasz. Bo nie wiem, czy zdałaś już
sobie z tego sprawę, ale ty żyjesz, Fallon. I za każdym razem, kiedy patrzysz w lustro,
nie masz prawa nienawidzić się za to, jak wyglądasz. Bo przetrwałaś, a wiele osób
nie miało tego szczęścia. Więc od teraz, kiedy pomyślisz o swoich bliznach, nie
możesz mieć im za złe tego, że istnieją. Przyjmiesz je, bo masz szczęście, że możesz
na nie patrzeć. I każdy facet, któremu pozwalasz ich dotykać, powinien dziękować za
ten przywilej.
Boli mnie klatka piersiowa.
Nie mogę oddychać.
Ben odsuwa dłoń od moich ust, a kiedy to robi, dyszę, walcząc o oddech. Oczy
wypełniają mi się łzami i nie mogę powstrzymać się od drżenia, kiedy próbuję je

Tłumaczenie: marika1311 Strona 85


odegnać. Ben całkowicie się na mnie obniża i chwyta w dłonie moją twarz. Przyciska
usta z boku mojej głowy i potem szepce:
- Zasługujesz na to, Fallon.
Kiwam głowę, bo ma rację.
Ma rację.
Oczywiście, że ma rację. Żyję, jestem zdrowa i tak, ogień pozostawił odcisk na mojej
skórze, ale nie zabrał najważniejszych części mnie. Nie był w stanie dosięgnąć pod
powierzchnię. Więc dlaczego traktuję siebie tak, jakby to zrobił?
Muszę przestać to sobie robić.
- Ciii. – szepce, ocierając kciukami łzy z moich policzków. Rozemocjonowałam się.
Jestem taka wkurzona, że czuje, że ma prawo tak do mnie mówić, ale fakt, że właśnie
tak się do mnie zwracał sprawia, że żałuję, iż moje serce nie ma ust, żeby mogło go
pocałować. Jestem wkurzona na siebie, że przez te kilka lat byłam tak zapatrzona w
siebie. Pewnie, pożar był do dupy. Tak, wolałabym, żeby to się nigdy nie stało. Ale to
się wydarzyło, nie mogę tego zmienić i muszę się z tym pogodzić.
Mam ochotę się roześmiać, bo czuję, że wszystko, co właśnie powiedział, ściągnęło z
mojej piersi wielki ciężar i po raz pierwszy od trzech lat mogę oddychać.
Wszystko jest inne. Nowsze. Powietrze aż buzuje, przypominając mi, że mam
szczęście, że tu jestem i mogę nim oddychać.
I właśnie to robię. Biorę głęboki oddech i zarzucam mu ręce za szyję, chowając
twarz między jego szyją a ramieniem.
- Dziękuję. – szepcę. – Ty dupku.
Czuję, jak się śmieje, więc kładę się z powrotem na poduszce i pozwalam mu otrzeć
więcej moich łez. Patrzy na mnie z góry tak, jakby ten bałagan był piękny i nie
zamierzam sobie pozwolić na kwestionowanie tego. Bo tak właśnie jest. Jestem
pieprzonym pięknym bałaganem, a on ma szczęście, że w tej chwili na mnie leży.
Zsuwam dłonie na jego pierś i czuję bicie jego serca przez koszulkę. Czuję, że wali
tak mocno, jak moje.
Spoglądamy sobie w oczy i nie pyta o zgodę, kiedy pochyla głowę i ociera swoimi
wargami o moje.
- Fallon, przygotowywałem się na to cholernie mocno. Zamierzam cię teraz
pocałować i nie będę za to przepraszał.
I wtedy jego usta opadają na moje. W głowie mi się kręci, moje ciało jakby unosi się
na wodzie i nie mogę poruszyć rękami. Ale nie muszę tego robić, bo Ben robi to za
mnie. Unosi je nad moją głowę i splata nasze palce, wciskając nasze dłonie w

Tłumaczenie: marika1311 Strona 86


materac. Jego język splata się z moim i jest w tym tyle uczucia, że mam wrażenie, że
całuje mnie w ten sam sposób, w jaki na mnie patrzy. Od wewnątrz.
Powoli zostawia szlak pocałunków na mojej szyi, trzymając moje ręce przy łóżku,
nie pozwalając mi się dotknąć, kiedy on odkrywa moją skórę. Boże, tęskniłam za nim.
Tęskniłam za tym, jak się czuję, kiedy z nim jestem. Chciałabym mieć to na co dzień.
Jeden dzień w roku nie wystarcza.
Nacisk na mojej prawej dłoni znika, a on przebiega palcami po długości mojej ręki,
aż do talii. Wraca ustami do moich warg i ponownie mnie całuje, a opuszkami palców
powoli wślizguje się pod moją koszulkę. Sam dotyk jego palców na skórze sprawia,
że przypominam sobie, dlaczego myślę o nim każdej nocy, kiedy kładę głowę na
poduszce.
- Ściągnę ci koszulę. – mówi.
Nawet się nie waham.
Nawet się nie waham?
Ściąga mi koszulę przez głowę i rzuca ją za siebie. Jego wzrok opada na moje piersi,
schowane za czarnym, koronkowym stanikiem, którego, jak sądziłam, dzisiaj nie
zobaczy. Posyła mi diabelski uśmiech, przebiegając palcami po koronce. Obejmuje
dłonią moją prawą pierś, przesuwając kciukiem po tkaninie nad sutkiem. W chwili,
gdy to robi, krzywię się, bo przeczytałam wystarczająco dużo książek, żeby wiedzieć,
że w następnym ruchu dotknie mnie pod stanikiem. Moje całe ciało się napina, bo nie
sądzę, żebym chciała, by go ściągał. Nie chcę, żeby zobaczył mnie całą. Nikt mnie taką
nie widział.
- Kochanie. – mówi, przesuwając ustami po mojej klatce piersiowej. – Zrelaksuj się,
okej?
Mogłabym spróbować, ale teraz jestem spięta przez to, że powiedział do mnie
kochanie, a nie przez to, że za chwilę dotrze tam, gdzie nikt nie był.
Zawsze uważałam, że ten pieszczotliwy zwrot jest trochę banalny, ale kiedy on to
mówi, wydaje się działać.
Wplątuję palce we włosy z tyłu jego głowy i prowadzę go do mojej lewej piersi,
zastanawiając się, jak przeszliśmy od zera do dziesięciu w ciągu kilku sekund. O
Boże, ciągnie za ramiączka mojego stanika. Jego usta są właśnie tam, przy krągłości
mojej piersi, a jego palce pociągają materiał niżej… niżej… niżej… i już.
Czuję ruch powietrza przy mojej odsłoniętej piersi, ale mam zbyt mocno zaciśnięte
powieki, żeby patrzeć na jego twarz. Ale czuję jego usta, kiedy przesuwa nimi przez
całą moją klatkę bez wahania, przesuwając językiem po mojej skórze, ssąc, całując,
ściskając i… ciesząc się tym.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 87


- Fallon.
Chce, żebym na niego spojrzała, ale o wiele bardziej komfortowo się czuję, kiedy
mam zamknięte oczy.
- Otwórz oczy, Fallon.
Mogę to zrobić.
Rozchylam powieki i wbijam wzrok w sufit.
Mogę to zrobić.
Powoli przenoszę spojrzenie niżej, aż spoglądam mu w oczy.
- Jesteś piękna. Każdy centymetr twojego ciała jest piękny. – Przyciska usta między
moje piersi, a potem powoli przeciąga je po mojej skórze, przesuwając językiem po
bliznach. Czekam, aż wpadnie na jakąś wymówkę… żeby się ode mnie odsunąć.
Ale nie robi tego. Zamiast tego posyła mi szeroki uśmiech.
- Wszystko w porządku? Mogę kontynuować?
Moim pierwszym odruchem jest, żeby potrząsnąć głową, bo nie powinnam tego
chcieć. Za każdym razem, kiedy w przeszłości wyobrażałam sobie taką sytuację,
miałam idealne ciało bez blizn. Ale oto jestem, patrząc na Bena, który bada każdą
część mnie, którą wolałabym, by była inna. I rzeczywiście się tym cieszy.
Tak jak… ja.
Kiwam głową i może nawet ponownie jęczę, bo jasna cholera, ale on seksownie
wygląda. Fakt, że to ja jestem powodem, dla którego jego wzrok jest taki rozpalony
sprawia, że czuję się bardziej pożądana niż kiedykolwiek, gdy wyobrażałam sobie, że
jestem idealna. Przesuwa się pocałunkami po mojej szyi i unosi się nade mną. Wsuwa
rękę za mój kark i zwiesza głowę.
- Przepraszam. Nie wiem, jak przy tobie się powstrzymać.
Ale nie tylko się powstrzymuje. Kompletnie przerywa to, co robi, bo drzwi do jego
pokoju szeroko się otwierają.
Ben w mgnieniu oka się na mnie kładzie, zakrywając mnie, ale nie jest
wystarczająco szybki, bym nie dostrzegła stojącej w progu dziewczyny z szeroko
otwartymi oczami.
O Boże. Drzwi. Dziewczyna.
- Ben? – pyta tamta.
Chyba mam atak paniki.
- Możesz dać nam chwilę, Jordyn? – mówi do niej Ben, nie odwracając się.
Szybko zatrzaskuje drzwi i zza nich dobiegają nas stłumione przeprosiny.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 88


- Przepraszam! Och, wow, przepraszam!
Jej reakcja nie przypomina reakcji wkurzonej dziewczyny, więc wzdycham z ulgą.
Chociaż ta ulga nie za bardzo łagodzi moje skrępowanie.
- Przepraszam. – mamrocze Ben. – Nie miałem pojęcia, że jest w domu. – Daje mi
szybkiego całusa w usta i się podnosi. – Nie martw się. Dla niej jest to bardziej
krępujące niż dla nas.
Poprawiam swój stanik i siadam na łóżku.
- Mów za siebie.
Ben sięga po moją koszulkę leżącą w nogach łóżka i pomaga mi ją wciągnąć przez
głowę. Uśmiecha się szeroko.
- To nie jest śmieszne. – szepcę.
Śmieje się cicho.
- Gdybyś znała Jordyn, wiedziałabyś, że tak naprawdę to jest przezabawne.
Dopiero w tym momencie zdaję sobie sprawę, jak mało wiem o Benie.
- To twoja siostra?
- Będzie nią w ciągu kilku dni. – odpowiada mi, jednocześnie ubierając swoje buty. –
W ten weekend bierze ślub z moim bratem, Kyle’m. Wesele mają tutaj, za domem.
On ma brata?
A teraz zostaje mi przypomniane, jak niewiele wiem o jego rodzinie.
- Wesele jest tutaj? Mieszkają tu?
Kiwa głową.
- Mój brat i ja odziedziczyliśmy ten dom, kiedy zmarła mama. Wszyscy tutaj
mieszkamy, bo jest tu wystarczająco dużo miejsca. Chociaż mój starszy brat dużo
podróżuje, więc nie ma go częściej niż jest. Kyle i Jordyn zajmują główną sypialnię na
dole.
Nie wiem, dlaczego zakładałam, że Ben jest jedynakiem. I nie miałam pojęcia, że
jego matka nie żyje. Czuję, że ten facet, którego usta przed chwilą pożerały moje
piersi, jest kompletnie mi obcy. Musi widzieć zdezorientowanie i zażenowanie na
mojej twarzy, bo pochyla się do mnie i posyła pocieszający uśmiech.
- Później pogramy w dwadzieścia pytań i będziesz wiedzieć prawie wszystko o
moim życiu. Takie jest nudne. Ale na razie chcę, żebyś poznała moją przyszłą
bratową. – Pociąga mnie za rękę, dopóki nie staję na nogach. Zakładam buty i
wychodzę za nim z sypialni. Docieramy do szczytu schodów, a on zatrzymuje się i

Tłumaczenie: marika1311 Strona 89


daje mi najsłodszy, najdelikatniejszy pocałunek, zanim idzie dalej na dół, żeby
poszukać Jordyn.
Zrzućcie to na fakt, że jestem naiwną czytelniczką romansów, ale byłam
przekonana, że im większy gest, tym większa miłość. Niektóre z moich ulubionych
książkowych scen mają ten kluczowy moment w książce, kiedy facet deklaruje miłość
dziewczynie w wielki sposób. Ale przez to, jak się poczułam przez ten mały
pocałunek Bena, myślę, że chyba przeoczyłam najlepsze części w romansach. Może
wielkie gesty nie mają takiego znaczenia, jak te wszystkie błahe rzeczy między
głównymi bohaterami.
Przez to mam ochotę wrócić i przeczytać wszystko jeszcze raz, teraz, kiedy
przeżywam te małe rzeczy w prawdziwym życiu.
- Tak mi przykro. – mówi ktoś, kiedy Ben wciąga mnie do kuchni. – Nie miałam
pojęcia, że byłeś w domu, a szukałam nożyczek, ale byłeś w domu, a ona
zdecydowanie nie przypomina nożyczek.
Jest słodka. Niższa ode mnie, z blond włosami w kalifornijskim stylu i twarzą, która
nie może ukryć cienia emocji. Bo w tej chwili, przez samo spojrzenie na nią, mogę
stwierdzić, że za chwilę się załamie.
- Jordyn, to jest Fallon. – mówi Ben, wskazując na mnie dłonią.
Macham do niej, a Jordyn od razu przechodzi przez pomieszczenie i mnie przytula.
- Miło mi cię poznać, Fallon. Nie wstydź się, to całkowicie normalne dla Bena, żeby
mieć w swoim pokoju dziewczyny.
Rzucam spojrzenie Benowi, a on unosi dłonie w obronnym geście, jakby nie miał
pojęcia, o czym ona mówi. Ja podnoszę ręce w geście „pomóż mi”, bo Jordyn ściska
mnie mocno i nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Ben odchrząka, a ona w końcu
mnie puszcza.
- O Boże, nie tak to miało zabrzmieć. – stwierdza, wykręcając swoje dłonie. – To nie
jest dla niego normalne, żeby mieć w pokoju dziewczyny. W ogóle nie o to mi
chodziło. – mówi. – Chodziło mi tylko o to, że nie ma się czego wstydzić, wszyscy
jesteśmy dorośli. Nie sugerowałam, że jesteś jedną z wielu. Tak naprawdę rzadko
kiedy przyprowadza tu dziewczyny, więc dlatego tego nie przemyślałam i po prostu
weszłam do jego pokoju, bo to jest takie rzadkie, że nie pomyślałabym, że może tam
naprawdę być. Z tobą. Z dziewczyną. – Teraz kroczy w tę i z powrotem, a za każdym
razem, kiedy na nią spojrzę, wygląda tak, jakby była na krawędzi łez. Nigdy nie
widziałam kogoś, kto by bardziej potrzebował uścisku.
Podchodzę do niej, a ona się zatrzymuje. Kładę obie dłonie na jej ramionach. Biorę
głęboki, przesadzony oddech, prostując się. Ona kopiuje mój ruch, wciągając
powietrze do płuc. Spokojnie robię wydech, a ona robi to samo. Uśmiecham się.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 90


- W porządku, Jordyn. Ben i ja nie mamy ci niczego za złe. Ale ty wyglądasz, jakbyś
potrzebowała drinka. Albo dziesięciu.
Kiwa gorączkowo głową, a następnie zakrywa dłonią usta tak szybko, jak pojawiają
się jej łzy.
Och, Jezu. Co znowu? Patrzę na Bena, szukając w nim pomocy, ale on wygląda tak,
jakby to było jej normalne zachowanie. Chociaż i tak do niej podchodzi i obraca ją w
swoją stronę.
- Hej. – mówi uspokajająco, przytulając ją. – Co się dzieje?
Kręci głową, wskazując ręką na inny pokój.
- Przyszły plakietki z imionami i połowa z nich jest źle zapisana, a stoły i krzesła
powinny być tutaj dziś rano, ale przenieśli dostawę na jutro, a jutro mi nie pasuje, bo
jutro powinnam mieć ostatnią przymiarkę, a teraz muszę tutaj być i czekać na
dostawę, a lot mojej mamy został odwołany, więc nie może mi dziś pomóc z
kwiatami i…
Ben jej przerywa.
- Uspokój się. – mówi. Wskazuje na lodówkę, więc do niej podchodzę i wyciągam do
połowy pełną butelkę wina. Nalewam Jordyn kieliszek, a Ben ją uspokaja. Kiedy go jej
wręcza, ona siedzi na stołku barowym, ocierając łzy.
- Dziękuję. – Bierze ode mnie kieliszek. – Normalnie nie zachowuję się jak szalona
ani nie jestem taka spięta, ale to najgorszy tydzień w moim życiu. I wiem, że na końcu
to będzie tego warte, ale… - Spogląda mi stanowczo w oczy. – Nigdy nie bierz ślubu.
Nigdy. Chyba że pojedziesz do Vegas.
Próbuję udawać, że rozważam jej radę, ale przy takim poziomie stresu, jaki jest w
niej widoczny, nikt nie cieszyłby się na myśl o ślubie.
- Chwila. – mówi, wskazując na mnie. – Masz na imię Fallon? Jak Fallon O’Neil?
O nie. Nie często zostaję rozpoznana z programu, ale jeśli to się dzieje, to zazwyczaj
są to dziewczyny mniej więcej w wieku Jordyn. Dziewczyny, które prawdopodobnie
skrupulatnie oglądały każdy odcinek.
- Nie jesteś chyba aktorką, chyba występowała w tym detektywistycznym
programie, co?
Ben obejmuje mnie ramieniem, jakby był dumny z tego faktu.
- No raczej, że to ona.
- No nie! – woła Jordyn. – Kiedyś cały czas oglądałam ten program! Cóż, a
przynajmniej zanim nie zastąpili cię tą laską, której gra aktorska była do dupy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 91


Ten komentarz poprawia mi humor. Nie mogłam zmusić się do tego, żeby oglądać
serial po tym, jak przestałam w nim występować, ale nie będę kłamać mówiąc, że
trochę mi nie ulżyło, kiedy po dwóch sezonach ściągnęli go z anteny ze względu na
niską oglądalność.
- Czemu odeszłaś z programu? – Pyta. A potem: - Och. Chwila, pamiętam. Miałaś
wypadek, nie? To stąd masz blizny?
Czuję, że ręka Bena się napina.
- Jordyn. – mówi ostrzegawczym tonem.
Doceniam to, że Ben próbuje zakończyć rozmowę ze względu na mnie, ale ciężko
czuć się urażoną przez Jordyn, kiedy wyraźnie jest po prostu ciekawa.
- Nie szkodzi. – mówię szybko, kiedy widzę, że wygląda tak, jakby chciała mnie
znowu przeprosić. –To był niefortunny wypadek i do dupy jest to, że musiałam
odejść z programu. Ale jestem wdzięczna, że przeżyłam. Mogło być gorzej.
Czuję, że Ben całuje mnie z boku głowy i zakładam, że to dlatego, iż docenia, że
słowa, które wcześniej powiedział mi na górze, mogły rzeczywiście do mnie dotrzeć.
Frontowe drzwi zamykają się z trzaskiem i wszyscy przenosimy uwagę z rozmowy
o mojej karierze na dźwięk głosu jakiegoś mężczyzny.
- Gdzie jest moja mała suczka? – pyta.
O Boże. Mam nadzieję, że to nie jest pan młody.
- Ian przyjechał. – mówi Ben. Łapie mnie za rękę i ciągnie w kierunku salonu. –
Chodź, poznasz mojego starszego brata.
Idę za Benem i spostrzegam faceta klęczącego przy drzwiach wejściowych,
bawiącego się z małym, białym pieskiem.
- Tutaj jest moja mała suczka. – mówi słodkim głosem do psa. A przynajmniej tak
słodko, jak może zabrzmieć to zdanie.
- Popatrzcie, kto to wrócił. – mówi Ben, zwracając na siebie uwagę mężczyzny.
Dopiero kiedy Ian wstaje, zauważam, że ma na sobie kurtkę pilota. Ben natychmiast
wskazuje na mnie. Nie będę kłamać, poznawanie nowych osób jest dla mnie
wystarczająco krępujące. Ale poznawanie rodziny Bena jest zupełnie nowym
poziomem niezręczności.
- Ian, to jest Fallon. Fallon, to jest Ian.
Brat Bena od razu daje krok do przodu i łapie moją rękę, ściskając ją. Są do siebie
tacy podobni, że nie mogę się powstrzymać i się na niego gapię. Ma taką samą silną
szczękę i te same usta, ale jest trochę wyższy i ma blond włosy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 92


- A Fallon to twoja… - Urywa, czekając, aż Ben dokończy zdanie. Ale ten spogląda na
mnie, oczekując, że to ja odpowiem.
Co, do cholery? Skoro mowa o stawianiu kogoś w niezręcznej sytuacji…
- Jestem jego… fabułą?
Ben parska głośnym śmiechem, ale Ian unosi brew, zaciekawiony. Kiedy tak robi,
jest jeszcze bardziej podobny do brata.
- W końcu piszesz prawdziwą książkę? – pyta.
Ben przewraca oczami i łapie mnie za rękę, zaczynając mnie kierować z powrotem
na schody.
- Nie jest moją fabułą, jest moją dziewczyną, a dziś mamy pierwszą rocznicę.
Jordyn przyszła teraz do salonu i stoi obok Iana. Oboje patrzą na Bena tak, jakby
skrywał największy na świecie sekret.
- Spotykacie się od roku? – pyta Jordyn, kierując swoje pytanie do mnie. Zanim mam
szansę odpowiedzieć, że to tylko żarty, ona wyrzuca ręce w powietrze. – Ben, nie
powiedziałeś mi, że z kimś przyjdziesz na wesele! Nie zamówiłam wystarczająco
dużo krzeseł i o mój Boże, teraz jest już pewnie za późno! – Wypada z pokoju, żeby
wykonać konieczny telefon.
Uderzam Bena w ramię.
- To było zbyt wredne! Już i tak jest zestresowana.
Śmieje się, a potem dramatycznie przewraca oczami i jęczy.
- Dobra. – Podąża za Jordyn i jak tylko zostaję sama z Ianem, frontowe drzwi się
otwierają. Znowu. Jezu Chryste, ile osób może pomieścić ten dom?
Kiedy kolejny facet wchodzi przez próg, najpierw widzi Iana. Obejmują się, a on
klepie Iana po plecach.
- Miałeś wrócić jutro.
Ian wzrusza ramionami.
- Miles wziął za mnie zmianę, żebym mógł wrócić wcześniej. Pogoda jest kiepska i
nie chciałem ryzykować opóźnień.
Brat, którego nie znam, mówi:
- Stary, gdyby nie było cię na próbnym obiedzie, Jordyn urwałaby mi… - Milknie,
kiedy zauważa mnie stojącą na środku salonu. Spodziewam się, że coś powie, ale on
tylko przygląda mi się z uwagą i podejrzliwością, jakby nie mieli tutaj często gości.
Ian wkracza i na mnie wskazuje.
- Poznałeś już dziewczynę Bena?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 93


Jego mina praktycznie się nie zmienia, poza prawie niezauważalnym uniesieniem
brwi. Szybko prostuje się i do mnie podchodzi.
- Kyle Kessler. – mówi, wyciągając dłoń. – A ty jesteś…?
- Fallon. – odpowiadam, nieco onieśmielona. – Fallon O’Neil.
W przeciwieństwie do Iana i Bena, Kyle nie jest zbyt przyjazny. Nie jest też
nieprzyjazny… po prostu nie przypomina swoich braci. Jest bardziej poważny.
Bardziej onieśmielający. Widzę, że jego wzrok na sekundę przesuwa się na blizny na
mojej twarzy i to sprawia, że zastanawiam się, co myśli o Benie, że przyprowadza do
domu kogoś takiego jak ja. Ale potem przypominam sobie to, co powiedział mi na
górze i jakie szczęście ma, że może mnie tu przyprowadzić. Zamiast poddać się
pierwszemu odruchowi i pozwolić, by włosy mi opadły i przesłoniły twarz, prostuję
się – z większą pewnością siebie. Kyle puszcza moją dłoń, kiedy Ben wraca do salonu.
- Z Jordyn wszystko w porządku. – mówi. Zatrzymuje się w pół kroku, kiedy
dostrzega Kyle’a. Otwiera nieco szerzej oczy, jakby był zszokowany, że go widzi i
zauważam zmianę w jego zachowaniu. Próbuje to ukryć pod uśmiechem. – Mówiłeś,
że będziesz dopiero jutro.
Kyle rzuca klucze na stół stojący obok i wskazuje na Bena.
- Musimy porozmawiać.
Nie umiem stwierdzić, jaki jest jego ton. Nie brzmi na dosłownie wkurzonego, ale
nie wygląda też na zadowolonego z Bena. Ten rzuca mi uspokajający uśmiech, zanim
rusza za Kyle’m.
- Zaraz wrócę. – mówi.
I znowu jestem sama z Ianem. Wkładam ręce do kieszeni spodni, niepewna, co mam
ze sobą zrobić, kiedy będę czekać na Bena.
Ian pochyla się i podnosi psa, który siedzi u jego stóp. Kiwa głową w kierunku
schodów.
- Nie kąpałem się od trzech dni. Gdyby ktoś pytał, to tam właśnie będę.
- Pewnie. – mówię. – Miło było cię poznać, Ian.
Uśmiecha się.
- Ciebie też, Fallon.
A teraz jestem sama. Te ostatnich kilka minut było całkowicie dziwnych. Rodzina
Bena jest… interesująca.
Rozglądam się po salonie, szukając wskazówek co do tego, kim jest Ben. Na
kominku są zdjęcia jego i jego braci. Podnoszę jedno, żeby lepiej się mu przyjrzeć.
Teraz ciężko to stwierdzić, ale na tej fotografii widać, że Ben jest najmłodszy, a Ian

Tłumaczenie: marika1311 Strona 94


jest najstarszy. Ale nie mam pojęcia, jaka jest między nimi różnica wieku. Dwa, może
trzy lata?
Nie widzę nigdzie żadnych zdjęć jego matki. Przez to zastanawiam się, jak dawno
temu zmarła. I gdzie się podział ojciec. Ben o nim jeszcze nie wspominał.
Słyszę głośny łomot w korytarzu. Martwiąc się, że to może być Jordyn, idę w
tamtym kierunku. Natychmiast się zatrzymuję, gdy widzę, że Kyle przyciska Bena do
ściany, trzymając ramię na jego szyi.
- Co z ciebie za idiota? – pyta Kyle przez zaciśnięte zęby. Ben patrzy na niego tak,
jakby chciał go zabić, ale nie robi nic, żeby mu oddać. W tym samym momencie, kiedy
chcę się rzucić korytarzem, żeby oderwać od niego Kyle’a, Ben spostrzega mnie
kątem oka. Kyle odwraca się, by zobaczyć, co zwróciło uwagę Bena i jak tylko mnie
widzi puszcza go, odsuwając się o krok.
Jestem cholernie zdezorientowana z tym, co się właśnie stało. Kyle stoi między mną,
a Benem, spoglądając to na niego, to na mnie. W chwili, kiedy wygląda, jakby już miał
się odwrócić i odejść, okręca się i pięścią uderza Bena w twarz, sprawiając, że ten
wpada na ścianę.
- Hej, co ty wyprawiasz! – wrzeszczę na Kyle’a i biegnę w stronę jego brata, ale ten
unosi rękę, trzymając mnie na dystans.
- Nic mi nie jest. – mówi. – Idź na górę. Za chwilę przyjdę.
Zakrywa dłonią oko, a Kyle wciąż tam stoi, wyglądając tak, jakby miał ochotę
przywalić mu jeszcze raz. Ale od razu się wycofuje, kiedy za rogiem pojawia się
Jordyn. Spogląda na niego i na Bena w szoku, jakby takie zachowanie kompletnie nie
było do nich podobne.
Co sprawia, że ta cała sytuacja jest jeszcze bardziej myląca. Nie mam braci, więc z
tego, co wiem, bracia biją się cały czas. Ale biorąc pod uwagę reakcję Jordyn, w tym
domu to nie jest typowe. Prawdopodobnie za chwilę znowu zaleje się łzami.
- Czy ty go właśnie uderzyłeś? – pyta Kyle’a.
Przez krótką chwilę Kyle wygląda tak, jakby się wstydził, jakby chciał przeprosić.
Ale wtedy bierze głęboki oddech i odwraca się do Bena.
- Zasłużyłeś sobie. – mówi, wycofując się na korytarz. – Zasłużyłeś na to, kurwa.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 95


Ben

Jesteśmy w mojej łazience, ja opieram się o szafkę, a ona przyciska mokrą myjkę do
mojego oka, wycierając krew.
Nie mogę uwierzyć, że Kyle uderzył mnie na jej oczach. Jestem cholernie wkurzony i
próbuję się uspokoić, ale to nie jest łatwe. Zwłaszcza, kiedy tak się do mnie przyciska
w łazience, dotykając mojej twarzy opuszkami palców.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Sięga po plaster i zaczyna rozrywać opakowanie.
- Nie.
Przykłada plaster do mojej twarzy i go przykleja.
- Powinnam się tym martwić? – Wrzuca papier do kosza na śmieci, a myjkę do
zlewu.
Obracam się twarzą do lustra i palcami dotykam opuchlizny obok mojego oka.
- Nie, Fallon. Nie powinnaś się o mnie martwić. Ani o Kyle’a.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie uderzył. Nigdy wcześniej tego nie zrobił. Był tego
bardzo bliski raz czy dwa. Albo jest bardzo zestresowany swoim weselem, albo tym
razem naprawdę go wkurzyłem.
- Możemy stąd wyjść? – pytam.
Wzrusza ramionami.
- Chyba tak. Gdzie chcesz iść?
- Gdziekolwiek.
Sam widok jej uśmiechu trochę mnie uspokaja i sprawia, że uchodzi ze mnie
napięcie.
- Mam pewien pomysł. – mówi.

***

- Zimno ci?
Trzeci raz ją o to pytam i za każdym razem zaprzecza, ale widzę, że się trzęsie.
Przyciągam ją do siebie i bardziej opatulam nas kocem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 96


Chciała pojechać na plażę mimo tego, że jest prawie ciemno i mamy listopad.
Wzięliśmy jedzenie na wynos z Chipotle, oczywiście, a ona zaimprowizowała kosz
piknikowy z kocami, które wzięliśmy z mojego domu. Skończyliśmy jeść jakieś pół
godziny temu i po prostu rozmawiamy, poznając się lepiej. Ale z powagą sytuacji,
która miała miejsce w domu, do tej pory wszystkie pytania były bezpieczne. Ale
żadne z nas nie zapytało o nic przez przynajmniej dwie minuty, więc chyba
wypadliśmy z niezobowiązującej gadki. Albo milczenie jest pytaniem samym w sobie.
Trzymam ją za rękę pod kocem i oboje po prostu obserwujemy fale, które rozbijają
się o skały. Po chwili Fallon opiera głowę o moje ramię.
- Nie byłam na plaży odkąd miałam szesnaście lat. – mówi.
- Boisz się oceanu?
Podnosi głowę z mojej ręki i przyciąga do siebie kolana, obejmując je rękami.
- Kiedyś cały czas tu przychodziłam. Za każdym razem, kiedy miałam wolny dzień,
właśnie tutaj byłam. Ale potem był pożar i dużo czasu minęło, zanim rany się
wyleczyły. Wychodziłam i wracałam do szpitala, chodziłam na fizykoterapię. Słońce
nie jest dobre dla skóry, która próbuje się zregenerować, więc po prostu… nigdy tu
nie wróciłam. Nawet wtedy, kiedy mogłam już przebywać na słońcu, nie miałam już
na tyle pewności siebie, żeby pokazać się w miejscu, gdzie wszyscy pokazują tyle
ciała, ile tylko się da.
I znowu nie wiem, co jej odpowiedzieć. Nie cierpię tego, że pożar odebrał jej aż tyle
pewności siebie, ale chyba nadal nie mam pojęcia, ile odebrał jej z życia.
- Dobrze znowu tutaj być. – szepce.
Ściskam jej dłoń, bo jestem pewny, że to wszystko, czego tak naprawdę chce.
Znowu siedzimy w ciszy, a ja ciągle wracam myślami do tego, co się stało w Kyle’m
na korytarzu. Nie wiem, jak wiele usłyszała, ale wciąż tutaj jest, więc raczej nie zbyt
dużo. Jednak powiedzieć, że widziała inną stronę Kyle’a, niż chciałbym, by zobaczyła,
to niedopowiedzenie. Prawdopodobnie myśli, że jest dupkiem, a biorąc pod uwagę te
kilka minut, kiedy go widziała, nie dziwię jej się.
- Kiedy byłem w czwartej klasie, był taki starszy dzieciak, który się na mnie uwziął.
– mówię do niej. – Codziennie w autobusie albo mnie bił, albo mówił coś wrednego.
Trwało to przez kilka miesięcy, a kilka razy faktycznie wysiadłem z autobusu z
krwawiącym nosem.
- Jezu. – mamrocze Fallon.
- Kyle jest kilka lat starszy ode mnie. Był w gimnazjum, ale jeździliśmy tym samym
autobusem, bo chodziliśmy do dość małej szkoły. Pewnego dnia po tym, jak ten
dzieciak uderzył mnie przed Kyle’m, spodziewałem się, że on się za mną wstawi. Że

Tłumaczenie: marika1311 Strona 97


skopie mu tyłek, bo jestem jego młodszym bratem. To powinni robić starsi bracia.
Chronić młodszych. – Rozprostowuję przed sobą nogi i wzdycham. – Ale Kyle po
prostu tam siedział i się na mnie patrzył. Nigdy nie interweniował. A kiedy
wróciliśmy do domu, byłem na niego cholernie zły. Powiedziałem mu, że jego
zadaniem, jako starszego brata, jest danie lekcji tym, którzy się nade mną znęcają.
Zaśmiał się i powiedział „A jak to nauczyłoby czegokolwiek ciebie?”. Nie wiedziałem,
co odpowiedzieć, bo niby czego, do cholery, miałem się nauczyć z tego, że ktoś
codziennie skopywał mi dupę? Kyle powiedział: „Czego nauczy się powstrzymanie
takiego jednego kolesia? Niczego. Gdybym zainterweniował, co byś zyskał, poza tym,
że możesz polegać na kimś innym zamiast na sobie? Zawsze ktoś taki będzie, Ben.
Musisz się nauczyć, jak samemu sobie z nimi radzić. Musisz się nauczyć, jak nie
pozwolić im do siebie dotrzeć. A to, że pobiję dla ciebie jakiegoś dzieciaka, nie nauczy
się absolutnie niczego.”
Fallon obraca się do mnie twarzą w twarz.
- Posłuchałeś go?
Potrząsam głową.
- Nie, poszedłem do mojego pokoju i ryczałem, bo myślałem, że jest po prostu
wredny. A ten dzieciak znęcał się nade mną jeszcze przez kilka tygodni. A potem,
pewnego dnia, tak to po prostu to do mnie dotarło. Nie wiem, co to było, ale powoli
zacząłem się bronić. Nie pozwalałem już mu tak bardzo do mnie docierać.
Przestałem być taki przestraszony w jego towarzystwie. I po pewnym czasie, kiedy
zdał sobie sprawę, że jego obrazy nie robią na mnie wrażenia, w końcu się wycofał.
Jest cicho, ale wiem, że zastanawia się, dlaczego opowiedziałem jej tą historię.
- Jest dobrym bratem. – stwierdzam. – I dobrą osobą. Nie cierpię tego, że widziałaś
dziś jego taką stronę, bo to nie jest on. Ma prawo być na mnie zły i nie, nie chcę o tym
rozmawiać. Ale moi bracia to naprawdę dobrzy faceci i chciałem, żebyś to wiedziała.
Spogląda na mnie z uznaniem. Obejmuję ją ramieniem i przyciągam do siebie,
jednocześnie kładąc się na kocu pod nami. Patrzę teraz w gwiazdy, zaskoczony tym,
ile czasu minęło, odkąd ostatni raz je widziałem.
- Byłam podekscytowana pomysłem posiadania rodzeństwa. – mówi. – Wiem, że tak
się nie zachowywałam, kiedy w zeszłym roku tata mi o tym powiedział, ale zawsze
chciałam mieć siostrę lub brata. Niestety, dziewczyna, z którą on był zaręczony, w
ogóle nie była w ciąży. Myślała, że jest bogaty przez swój status gwiazdy. Kiedy
dowiedziała się, że tak naprawdę jest spłukany, zostawiła go.
Wow. Już nie czuję się tak źle, że była dziś świadkiem dramatu z udziałem mojej
rodziny.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 98


- To okropne. Zdenerwował się tym? – Nie żeby obchodziło mnie to, co on czuje. Ten
facet zasługuje na każdą negatywną karmę przez to, jak rok temu ją potraktował.
Wzrusza ramionami.
- Nie wiem. Mama mi to wszystko powiedziała. Nie rozmawiałam z nim od zeszłego
roku.
To mnie trochę zasmuca. Mimo że jest dupkiem, to wciąż jej ojciec, więc to musi być
bolesne.
- Jaka osoba zmyśla ciążę, żeby złapać w pułapkę faceta? Chociaż to brzmi jak dobry
wątek do książki.
Śmieje się przy mojej piersi.
- To zbyt często jest używane przy fabule. – Opiera podbródek o swoje ręce i się do
mnie uśmiecha. Światło księżyca pada na jej twarz, sprawiając, że wygląda, jakby
była na scenie.
Co przypomina mi o…
- Opowiesz mi w końcu o tej próbie, o której wspomniałaś wcześniej? O co z tym
chodzi?
Jej uśmiech blednie.
- Miejscowy teatr. – odpowiada. – Jutro jest dzień premiery i jutro rano mamy
przymiarkę kostiumów, dlatego muszę być tak wcześnie z powrotem. Nie mam
głównej roli ani nie dostanę za to pieniędzy, ale cieszę się tym, bo wielu z aktorów
pyta mnie o radę. Nie wiem czemu, może dlatego, że w przeszłości miałam dużo
doświadczeń, ale to fajne uczucie. Miło, że nie jestem przez cały czas skryta w swoim
mieszkaniu.
Dobrze to słyszeć.
- A co z pracą?
- Mój harmonogram jest elastyczny. Nadal nagrywam audiobooki i zarabiam
wystarczająco, żeby zapłacić rachunki, więc jest dobrze. Chociaż musiałam przenieść
się do mieszkania, bo miałam trochę wysoki czynsz, ale… ogólnie jest dobrze. Jestem
tam szczęśliwa.
- To dobrze. – mówię, przebiegając palcami po jej włosach. – Cieszę się, że jesteś tam
szczęśliwa.
I to prawda. Ale nie zamierzam kłamać; część mnie miała egoistycznie nadzieję, że
zobaczę ją dzisiaj, a ona powie, że z Nowym Jorkiem nie wyszło. Że znowu mieszka w
LA i myśli, że zasada pięciu lat jest głupia i chce, żebyśmy jutro znowu się spotkali.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 99


- Masz w ogóle pracę, Ben? – pyta. – Nie mogę uwierzyć, że tego nie wiem.
Pozwoliłam ci pieścić moje piersi, a nawet nie wiem, z czego się utrzymujesz.
Parskam śmiechem.
- Chodzę na UCLA6. Pełnoetatowy student z dwoma głównymi przedmiotami, więc
to nie pozostawia za wiele czasu na pracę. Ale nie mamy dużych rachunków. Mam
wystarczająco dużo pieniędzy odziedziczonych po mamie, żeby przetrwać studia,
więc na razie to działa.
Prawie go pytam o to, ile miał lat, gdy umarła jego matka, ale nie jestem pewna, czy
chce, by w tej chwili ta rozmowa przybrała taki obrót.
- Jakie przedmioty?
- Twórcze pisanie i Komunikacja. Większość pisarzy nie ma tego szczęścia, by zrobić
taką karierę, żeby się z tego utrzymać, więc chcę mieć plan zapasowy.
Uśmiecha się.
- Nie potrzebujesz takiego planu, bo za kilka lat będziesz autorem bestsellera.
Mam nadzieję, że tak naprawdę tak nie myśli.
- Jak się nazywa? – pyta.
- Co jak się nazywa?
- Nasza książka. Jaki będzie jej tytuł?
- Dziewiąty listopad.
Obserwuję jej reakcję, ale jej wyraz twarzy nie ujawnia nic, co mogłaby myśleć o
tym tytule. Po kilku sekundach kładzie głowę na mojej piersi, więc nie widzę już jej
twarzy.
- Nie powiedziałam ci tego rok temu. – mówi, tym razem znacznie ciszej. – Ale
dziewiątego listopada jest rocznica pożaru. A to, że teraz czekam na tę datę, żeby się
z tobą zobaczyć sprawia, że już nie boję się jej tak, jak kiedyś. Więc dziękuję ci za to.
Wzdycham, ale zanim mam szansę jej odpowiedzieć, Fallon przysuwa się bliżej i
przyciska usta mocno do moich warg.

6 Uniwersytet Kalifornijski

Tłumaczenie: marika1311 Strona 100


Fallon

- Jesteś tego pewny?


Kiwa potwierdzająco głową, ale wszystko w jego postawie mówi mi, że wcale tak
nie jest.
Pół godziny temu całowaliśmy się na plaży. Pięć minut po naszym pocałunku Ben
usiadł prosto i stwierdził, że chce tatuaż.
- Dzisiaj. – powiedział. – Teraz.
Więc oto jesteśmy. Siedzi w fotelu i czeka na tatuażystę, a ja opieram się o ścianę,
czekając, aż stchórzy.
Nie powie mi, co oznacza ten tatuaż. Chce wytatuować sobie słowo poetic na swoim
lewym nadgarstku, wpisane w pięciolinię. Nie wiem, dlaczego nie chce mi
powiedzieć, jakie znaczenie stoi za tym tatuażem, ale to przynajmniej nie jest moje
imię. To znaczy, lubię tego faceta. Bardzo. Ale zapisanie na stałe imienia dziewczyny
na swojej skórze w tak wczesnym etapie związku jest raczej rzeczą, którą robią
samce alfa. A zwłaszcza na nadgarstku. I dlaczego właśnie nazwałam to związkiem?
O Boże. A co, jeśli to dlatego robi sobie tatuaż? Co, jeśli stara się być twardzielem?
Prawdopodobnie powinnam go ostrzec, że robi to źle.
Odchrząkam, żeby zwrócić na siebie swoją uwagę.
- Um. Przykro mi to mówić, Ben, ale wytatuowany napis poetic na nadgarstku nie
jest za bardzo alfa-rzeczą. Właściwie to wręcz przeciwnie. Na pewno nie chcesz
jakieś czaszki? Trochę drutu kolczastego? Może trochę krwi?
Uśmiecha się do mnie krzywo.
- Nie martw się, Fallon. Nie robię tego, żeby zaimponować dziewczynom.
Nie wiem dlaczego ta odpowiedź tak bardzo mi się podoba. Do pomieszczenia
wraca tatuażysta i wskazuje na nadgarstek Bena, gdzie wcześniej umieścił szkic
tatuażu.
- Jeśli to miejsce ci się podoba, możemy zaczynać.
Szkic rozciąga się od jednej do drugiej strony nadgarstka. Ben kiwa głową i mówi
facetowi, że jest gotowy. Potem wskazuje na mnie.
- Może usiąść na moich kolanach i mnie rozpraszać?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 101


Facet wzrusza ramionami, przyciągając do siebie lewą rękę Bena, ale nic nie mówi.
Jak tylko w mojej głowie pojawia się myśl o tym, że koleś pewnie zastanawia się, co
Ben robi z taką dziewczyną jak ja, ten rozwiewa moją niepewność.
- Chodź tutaj. – mówi, klepiąc swoją nogę. – Odwróć moją uwagę.
Robię to, co mówi, ale jedyny sposób, bym usiadła na jego kolanach jest taki, żebym
usiadła na nim okrakiem. Przynajmniej mam ubrane jeansy, ale i tak czuję się
niezręcznie, że siedzę tak na nim na środku salonu tatuażu. Ben opiera dłoń na mojej
talii i ją ściska. Słyszę brzęczenie maszyny do tatuażu i niewielką różnicę w dźwięku,
kiedy ta zostaje przyłożona do skóry. Ben nawet się nie skrzywia, tylko lekko się do
mnie uśmiecha. Robię co mogę, żeby go rozproszyć i wracam do naszych rozmówek z
plaży.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Zieleń malachitu.
Robię dziwną minę.
- To bardzo specyficzny odcień zielonego, ale niech ci będzie.
- Taki kolor mają twoje oczy. I jest też to mój ulubiony minerał.
- Masz ulubiony minerał?
- Teraz tak.
Spuszczam wzrok, żeby nie zobaczył mojego zażenowanego uśmiechu. Czuję, że
znowu ściska moją talię. Chyba igła rozprasza go bardziej niż ja, więc zadaję kolejne
pytanie.
- Jakie jest twoje ulubione danie?
- Pad Thai. – odpowiada. – A twoje?
- Sushi. To prawie to samo.
- Nawet nie blisko.
- Oba to dania azjatyckie. Jaki jest twój ulubiony film?
- Twoje pytania są nudne. Postaraj się bardziej.
Odrzucam głowę do tyłu i wpatruję się w sufit, zastanawiając się nad tym.
- No dobra, kim była twoja pierwsza dziewczyna? – pytam, wracając do niego
spojrzeniem.
- Brynn Fellows. Miałem trzynaście lat.
- Myślałam, że miała na imię Abitha.
Uśmiecha się szeroko.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 102


- Masz dobrą pamięć.
Unoszę brew.
- To nie tak, że mam dobrą pamięć, Ben. Po prostu jestem szalenie zazdrosna i
niestabilna, kiedy chodzi o twoje poprzednie kochanki.
Parska śmiechem.
- Abitha była pierwszą dziewczyną, którą pocałowałem. A nie moją pierwszą
dziewczyną w ogóle. Miałem piętnaście lat, spotykaliśmy się przez rok.
- Czemu zerwaliście?
- Mieliśmy szesnaście lat. – Mówi to takim tonem, jakby to był ważny powód. Widzi
pytanie w moich oczach, więc dodaje: - To robisz, kiedy spotykasz się z kimś w wieku
szesnastu lat. Zrywasz. A co z tobą? Kto był twoim pierwszym chłopakiem?
- Prawdziwym czy fałszywym?
- To i to. – odpowiada.
- Ty. – Przyglądam mu się uważnie, żeby sprawdzić, czy dostrzegę litość w jego
oczach, ale to bardziej wygląda na dumę. – Z iloma osobami spałeś?
Zaciska usta.
- Nie odpowiem na to.
- Więcej niż dziesięć?
- Nie.
- Mniej niż jedna?
- Nie.
- Więcej niż pięć?
- Nie opowiadam o swoich romansach.
Parskam śmiechem.
- O tak. Za pięć lat opowiesz o nas całemu światu w naszej książce.
- Cztery lata. – Precyzuje.
- Kiedy masz urodziny? – pytam.
- A ty?
- Ja spytałam pierwsza.
- A co, jeśli jesteś ode mnie starsza? Czy to nie jest wada dla dziewczyn? Spotykanie
się z facetem młodszym od nich?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 103


- A czy to nie jest wada dla facetów, spotykanie się z dziewczyną, która ma blizny na
połowie swojej twarzy?
Ściska moją talię i patrzy na mnie stanowczo.
- Fallon. – Brzmi to tak, jakby w jednym słowie zawarł ich tysiąc.
- Starałam się być zabawna. – stwierdzam.
Nie uśmiecha się.
- Nie sądzę, żeby autoironia była zabawna.
- Bo to nie ty siebie nie doceniasz.
Kąciki jego ust drgają, kiedy próbuje powstrzymać uśmiech.
- Czwarty lipca. – odpowiada. – Cały kraj co roku świętuje moje urodziny. To dość
epickie wydarzenie.
- Dwudziesty piąty lipca, co oznacza, że oficjalnie jesteś starszy ode mnie. Mogę cię
teraz spokojnie nagabywać i nie być uznana za pumę7.
Przesuwa lekko dłoń w górę mojej talii, powoli przesuwając po niej kciukiem.
- Nie możesz nagabywać kogoś, kto jest chętny, Fallon.
Och, cholera. Zasługuje na pocałunek za ten komentarz, ale metr dalej jest facet,
który robi mu tatuaż, a nie jestem typem dziewczyny, która obściskuje się w miejscu
publicznym. Najwyraźniej granica dociera tylko do siedzenia na kimś okrakiem.
- Muszę coś o tobie wiedzieć. – mówi z przejmującym spojrzeniem. – A kiedy zadam
ci to pytanie, chcę, żebyś się nad tym zastanowiła, bo to może zniszczyć lub
wzmocnić połączenie, które jest między nami.
Przełykam ciężko ślinę.
- Okej. Co chcesz wiedzieć?
Krzywi się lekko i nie jestem pewna, czy to od maszyny do tatuażu, czy od tego, że
denerwuje się tym pytaniem.
- No dobra. – mówi. – Gdybyś mogła słuchać tylko jednego zespołu do końca życia,
jaki byś wybrała i dlaczego?
Błyskawicznie się relaksuję. To jest łatwe. Myślałam, że będzie drążył głębiej niż
ulubiony zespół.
- X Ambassadors.
- Nigdy o nich nie słyszałem. – odpowiadam.

7 Starsza kobieta podrywająca młodych mężczyzn

Tłumaczenie: marika1311 Strona 104


- Dwa razy ich widziałem. – odzywa się tatuażysta. Oby dwoje z Benem na niego
spoglądamy, ale on koncentruje się na swojej pracy.
Przenoszę spojrzenie na Bena i wyginam brew.
- Dlaczego mój ulubiony zespół ma decydować o naszej relacji?
- Wiele można powiedzieć o osobie przez jej gust muzyczny. Jestem dość pewny, że
przeczytałem to w jednej z twoich książek. Jeśli wybrałabyś zespół, którego nie
cierpię, to byłaby poważna wada.
- Cóż, i tak możesz ich znienawidzić, kiedy ich już posłuchasz, więc to nie jest jeszcze
do końca przesądzone.
- W takim wypadku nigdy ich nie posłucham. – mówi z przekonanie.
- Nie, jeśli ja mam coś w tym do powiedzenia.
- Jakie są twoje ulubione słowa? – pyta.
- To zależy od mojego nastroju.
- To w takim razie jakie są twoje ulubione ich słowa teraz?
Zamykam na chwilę oczy i nucę sobie w głowie jedną z piosenek, dopóki nie
docieram do słów, które pasują do tego momentu. Otwieram oczy i się uśmiecham.
- „Jesteś taki niesamowity, bo sprawiasz, że ja się taka czuję.”8
Lekki uśmiech pojawia się na jego ustach.
- Podoba mi się to. – stwierdza, przesuwając kciukiem po mojej talii. Wpatrujemy
się w siebie przez chwilę. Widzę, jak wzrost jego klatki piersiowej staje się coraz
bardziej widoczny, a fakt, że wydaje się być podekscytowany mimo igły wbijającej
mu się w nadgarstek sprawia, że odczuwam lekki triumf.
Myślę o tym, żeby pochylić się i dać mu szybkiego buziaka w usta, ale zanim mam na
to szansę, odzywa się facet za nami.
- Gotowe!
Ześlizguję się z jego kolan i patrzymy na skończony rysunek, zanim zostanie
zabandażowany. Wygląda świetnie, ale nadal nie wiem, co go do tego skłoniło i
dlaczego chciał to zrobić akurat dzisiaj, ale cieszę się, że mogłam tu z nim być, kiedy
to robił.
Ben wstaje i wyciąga z kieszeni portfel, żeby dać facetowi napiwek. Kiedy bierze
mnie za rękę i ruszamy do jego samochodu, każdy mój krok staje się cięższy i cięższy,
bo wiem, że z każdym krokiem zbliżamy się coraz bardziej do pożegnania.

8 You’re so gorgeous, ‘cause you make me feel gorgeous. (X Ambassadors – Gorgeous)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 105


Przez całą drogę na lotnisko jestem na krawędzi. Ciągle zadaję sobie pytanie, czy ta
nowa niechęć do tego, by nie wsiadać do tego samolotu jest efektem moich uczuć do
Bena czy do Nowego Jorku.
Wiem, że na plaży powiedziałam mu, że jestem tam szczęśliwa, ale nadal jestem tam
prawie tak samo nieszczęśliwa, jaka byłam tutaj. Po prostu nie chciałam, żeby to
wiedział. Mam nadzieję, że przez moje zaangażowanie w społeczność teatru zyskam
kilku znajomych. W końcu minął dopiero jeden rok. Ale to był ciężki czas. I chociaż
bardzo starałam się wypełnić pracę domową, którą mi zadał, to chodzenie na jedno
przesłuchanie po drugim i doświadczanie tylko odrzucenia jest męczące. Przez to
zastanawiam się, czy mój ojciec miał rację. Może zbyt mnie poniosło w marzeniach. I
pomimo tego, że Ben zwrócił mi wiele mojej pewności siebie, to nie sprawiło, że
biznes oparty na wyglądzie stał się mniej płytki.
A Broadway jest tak bardzo poza moim zasięgiem, że to aż śmieszne. Ilość osób,
które pojawiają się na przesłuchaniach sprawia, że czuję się jak mała mrówka w całej
kolonii. Pewnie jedyną szansą, żebym zyskała jakąś rolę, jest taka, w której postać
faktycznie na blizny na twarzy. A jak dotąd nie miałam tyle szczęścia.
- Potrzebujesz jeszcze jednej dramatycznej sceny na lotnisku? – pyta, kiedy
zbliżamy się do terminalu. Parskam śmiechem i absolutnie zaprzeczam, więc tym
razem parkuje w garażu. Zanim wchodzimy na lotnisko, przyciąga mnie do siebie.
Widzę smutek w jego oczach i wiem, że on też widzi na mojej twarzy to, jak bardzo
nie chcę się żegnać. Przesuwa opuszkami palców po moim policzku, a ja drżę w
odpowiedzi na ten dotyk. – Za rok przylecę do Nowego Jorku. Gdzie chcesz się
spotkać?
- Na Brooklynie. – mówię. – Tam mieszkam. Chcę ci pokazać okolicę, a jest tam taka
naprawdę świetna hiszpańska restauracja, którą musisz zobaczyć. – Wpisuję w jego
telefon adres jednej z moich ulubionych restauracji. Wpisuję też datę i godzinę,
chociaż nie łatwo jest to zapomnieć. Podaję mu komórkę.
Wsuwa go do tylnej kieszeni i znowu mnie do siebie przyciąga. Przytulamy się przez
przynajmniej solidne dwie minuty, żadne z nas nie chce się odsuwać. Obejmuje
dłonią tył mojej szyi i próbuję zapamiętać, jakie to uczucie mieć tam jego rękę.
Próbuję zapamiętać, że pachnie jak plaża, na której spędziliśmy dziś razem trzy
godziny. Próbuję zapamiętać to, jak moje usta idealnie pasują do jego szyi, jakby jego
ramiona zostały stworzone dokładnie do tego, by dać podparcie mojej głowie.
Opieram się na nim i całuję go w szyję. Delikatny pocałunek i nic więcej. Ben unosi
moją głowę ze swojego ramienia, przechylając ją w moją stronę, gładząc palcami
moją twarz.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 106


- Myślałem, że jestem silniejszy niż słowa. – mówi. – Ale właśnie odkryłem, że
konieczność pożegnania się z tobą jest najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek
musiałem zrobić.
Chcę powiedzieć „więc błagaj mnie, żebym została”, ale jego usta lądują na moich, a
on całuje mnie gwałtownie. Żegna się ze mną w sposób, w jaki jego wargi poruszają
się przy moich, w jaki jego dłonie pieszczą moje policzki, w jaki przenosi usta na
moje czoło i zostawia na nim jeden, delikatny pocałunek, zanim się odsuwa.
Praktycznie się ode mnie odpycha, jakby dystans między nami miał sprawić, że to
będzie łatwiejsze. Cofa się tyłem, aż dociera do krawędzi chodnika, a moje wszystkie
słowa utknęły mi w gardle, więc zaciskam usta, żeby się nie wydostały. Patrzymy na
siebie jeszcze przez kilka sekund, ból w tym pożegnaniu jest oczywisty. A potem on
odwraca się i biegnie w stronę parkingu.
I próbuję się nie rozpłakać, bo to by było głupie.
Prawda?

***

Nigdy nie lubiłam miejsc przy oknach, więc kiedy usłyszałam, że kobieta zajmująca
miejsce z brzegu narzekała, że ich nienawidzi, zaoferowałam jej zamianę.
Nie boję się latania, chyba że wyglądam przez okno. A jeśli siedzę przy oknie, czuję
się tak, jakbym brała to za pewnik, jeśli przez nie będę przez nie wyglądać. Więc
spędzam cały lot, patrząc na świat pod nami i przez to panikuję bardziej niż gdybym
nie siedziała przy oknie.
Ustawiam torebkę pod siedzeniem przed sobą i próbuję się wygodnie rozsiąść.
Ulżyło mi, że w przyszłym roku to Ben przyleci do Nowego Jorku, bo lot z LA do NY
jest jedną z moich najmniej ulubionych rzeczy.
Zamykam oczy i mam nadzieję, że prześpię się kilka godzin. Nie będę miała czasu,
żeby się zdrzemnąć jutro przed próbą i normalnie po prostu poleżałabym sobie w
łóżku, ale jutro jest premiera i muszę być na ostatniej próbie.
- Hej.
Słyszę głos Bena i się uśmiecham, bo to oznacza, że zdecydowanie już zasypiam,
jeśli mylę rzeczywistość z marzeniami.
- Fallon.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 107


Otwieram gwałtownie oczy. Podnoszę wzrok i widzę, że obok mnie stoi Ben. Co jest,
do cholery?
Spoglądam na jego ręce, w których trzyma bilet.
Siadam prosto.
- Co ty wyprawiasz?
Ktoś próbuje się obok niego przecisnąć, więc przesuwa się tam, gdzie stoi, próbując
stanąć jak najbliżej mnie. Kiedy mija go jakiś mężczyzna, Ben klęka.
- Zapomniałem zadać ci pracę domową na ten rok. – Wręcza mi złożoną kartkę
papieru. – Musiałem kupić bilet, żeby się do ciebie tutaj dostać, zanim wystartujesz,
więc to oznacza, że musisz wypełnić zadania, albo okaże się, że wydałem te pieniądze
na nic. I kto tak właściwie mówi na nic 9? W każdym razie. To wszystko. Ruch
całkowicie nie przystający samcowi alfa, ale co tam.
Spoglądam na kartkę w mojej ręce, a potem znowu na niego. On naprawdę właśnie
kupił bilet po to, żeby dać mi zadanie?
- Jesteś szalony.
Uśmiecha się szeroko, ale potem znowu musi wstać, żeby przepuścić kogoś innego.
Stewardessa mówi mu, że musi przestać blokować przejście i zająć swoje miejsce.
Mruga do mnie.
- Lepiej już pójdę, zanim utknę w tym samolocie. – Pochyla się i składa szybkiego
buziaka na moich ustach.
Próbuję ukryć błysk smutku w moich oczach, który wiem, że jest widoczny.
Zmuszam się do uśmiechu, zanim on się odwraca i odchodzi. Znowu podchodzi do
niego stewardessa i pyta, dlaczego nie jest na swoim miejscu. Ben mamrocze coś o
nagłej rodzinnej sytuacji, więc pozwala mu przejść, ale tuż przed tym, jak znika z
mojego pola widzenia, odwraca się i puszcza mi oczko.
A potem znika.
Czy to się naprawdę stało?
Spoglądam na kartkę w moich rękach i jestem zbyt zdenerwowana, żeby ją nawet
rozłożyć, bo nie mam pojęcia, jakie zadanie może być warte tego, by kupić
niepotrzebny bilet na samolot.

9 W oryginale jest to zwrot for naught.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 108


Fallon,
Kłamałem. Tak jakby. Nie mam dla Ciebie wielu zadań domowych, bo myślę,
że dobrze sobie radzisz w byciu dorosłą. Przede wszystkim chciałem dać Ci ten
list, bo chciałem Ci podziękować, że się dzisiaj pojawiłaś. Zapomniałem zrobić
to wcześniej. Do bani jest to, że nie będziesz spała przez cały dzień, ale to wiele
znaczy, że poświęciłaś sen dla naszej umowy. Wynagrodzę Ci to w przyszłym
roku, obiecuję. Jeśli chodzi o ten rok, chcę, żebyś zrobiła tylko jedną rzecz.
Odwiedź swojego ojca.
Wiem, wiem. Jest dupkiem. Ale jest jedynym ojcem, którego masz, a kiedy
powiedziałaś, że nie rozmawiałaś z nim od zeszłego roku, czułem, że to moja
wina. Czuję się winny, że się pokłóciliście, bo moje wtrącenie się nie pomogło.
Powinienem był się trzymać z daleka, ale gdybym to zrobił, nie doświadczyłbym
tego przywileju i nie wiedziałbym, jaki rodzaj majtek nosisz. Więc chyba tak
naprawdę nie żałuję tego, że się wtrąciłem, ale czuję się źle przez to, że gdybym
pilnował własnego nosa, to może wtedy Twoja relacja z ojcem nie byłaby tak
napięta. I dlatego sądzę, że powinnaś dać mu szansę.
Kiedy zdałem sobie sprawę, że zapomniałem Cię poprosić o tą jedną, małą
rzecz, to było warte biletu za czterysta dolców, który właśnie musiałem kupić.
Więc nie zawiedź mnie, okej? Zadzwoń do niego jutro. Dla mnie.
Za rok chcę wszystkie godziny z dziewiątego listopada, jakie mogę z Tobą
spędzić. Spotkajmy się godzinę wcześniej, a ja zostanę do północy.
A w międzyczasie mam nadzieję, że wciąż się z Ciebie śmieją.
Ben

Czytam ten list jeszcze raz, zanim składam kartkę. Cieszę się, że nie ma go już na
pokładzie, bo ten uśmiech na mojej twarzy jest zawstydzający.
Nie mogę uwierzyć, że on właśnie to zrobił. Nie wierzę, że zamierzam to przeboleć i
zadzwonić jutro do mojego ojca tylko dlatego, że Ben mnie o to poprosił.
Ale jeszcze bardziej jestem zszokowana tym, że wydał tyle pieniędzy na bilet tylko
po to, żeby przekazać mi ten list. To wydaje się być bardziej wielkim gestem niż

Tłumaczenie: marika1311 Strona 109


błahym momentem. I uwielbiam to tak samo, jeśli nie bardziej od błahych rzeczy,
które on robi.
Może nie wiem nic o zakochiwaniu się, bo wmówiłam sobie, że jeszcze się w nim nie
zakochałam. To za wcześnie.
Ale tak nie jest. To, co się w tej chwili dzieje w moim sercu jest zbyt ważne, by temu
zaprzeczać. Chyba źle zrozumiałam cały koncept tej natychmiastowej miłości. Teraz
muszę tylko rozgryźć, jak mamy przetrwać kilka następnych lat i mieć swoje
szczęśliwe zakończenie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 110


Trzeci dziewiąty listopad

„Kochała mnie” w cudzysłowie.


Całowała mnie pogrubioną czcionką.
PRÓBOWAŁEM JĄ ZATRZYMAĆ dużymi literami.
Odeszła z wielokropkiem…

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 111


Fallon

Przyniosłam ze sobą zeszyt do restauracji.


To trochę krępujące, ale tak dużo stało się w tym roku, że w styczniu zaczęłam robić
notatki. Jestem też pedantką, więc Ben ma szczęście w tym zakresie. Nie będzie
musiał za bardzo mnie przepytywać, bo wszystko jest tutaj. Wszyscy czterej faceci, z
którymi się spotkałam, wszystkie przesłuchania, na które poszłam, fakt, że znowu
rozmawiam ze swoim ojcem, to, że cztery osoby do mnie oddzwoniły, jedna (bardzo
mała) rola, którą naprawdę otrzymałam w sztuce na Off-Broadwayu. I chociaż byłam
tym tak podekscytowana, to tęsknię za społecznością teatru bardziej, niż mogłabym
się spodziewać.
Może dlatego, że podobało mi się to, że wszyscy chcieli ode mnie poradę. Teraz,
kiedy dostałam małą rolę w nieco większej produkcji, jest trochę inaczej. Każdy stara
się dotrzeć na szczyt i pójdą po trupach, żeby to osiągnąć. Na tym świecie jest wiele
konkurencyjnych osób i odkryłam, że tak naprawdę nie jestem jedną z nich. Ale
dzisiaj nie zamierzam się rozwodzić nad tym, czy to dobre dla mnie czy też nie, bo
dzisiejszy dzień należy tylko do mnie i do Bena.
Rozplanowałam cały dzień. Po tym, jak zjemy śniadanie, będziemy robić typowo
turystyczne rzeczy. Mieszkam w Nowym Jorku już od dwóch lat, a nie byłam jeszcze
w Empire State Building. Chociaż najbardziej jestem podekscytowana tą częścią dnia
po lunchu. Kilka tygodni temu przechodziłam obok studia artystycznego,
zauważyłam notkę o wydarzeniu nazwanym „Życie i śmierć Dylana Thomasa. Ale
głównie śmierć”. Ben kilka razy wspomniał o jego nazwisku, więc wiem, że lubi jego
wiersze. A fakt, że to odbywa się akurat dzisiaj, nie jest prawie w połowie tak
fascynujące jak to, czego dowiedziałam się z ulotki.
Dylan Thomas zmarł w Nowym Jorku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego
roku.
Dziewiątego listopada.
Jakie są na to szanse? Musiałam to sprawdzić w Google, żeby upewnić się, że to
prawda. I tak jest. Nie mam pojęcia, czy Ben o tym wie. Mam nadzieję, że nie, bo chcę
zobaczyć wyraz jego twarzy, kiedy mu o tym powiem.
- Ty jesteś Fallon?
Spoglądam na kelnerkę. To ta sama dziewczyna, która dwa razy uzupełniała moją
szklankę dietetyczną colą. Ale tym razem ma przepraszający wyraz twarzy… i
słuchawkę telefonu w ręce.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 112


Serce mi zamiera.
Proszę, niech po prostu się spóźnia. Proszę, niech nie dzwoni po to, żeby mi powiedzieć,
że dziś nie przyjedzie.
Kiwam głową.
- Tak.
Wyciąga telefon w moją stronę.
- Mówi, że to nagły wypadek. Możesz przynieść telefon z powrotem do lady, kiedy
już skończysz.
Biorę od niej słuchawkę i przyciągam do swojej piersi. Ale potem szybko ją od siebie
odsuwam, bo boję się, że usłyszy przez nią bicie mojego serca. Spoglądam na nią i
biorę głęboki wdech.
Nie mogę uwierzyć, że tak reaguję. Nie miałam pojęcia, jak bardzo na to czekałam,
dopóki nie pojawiła się groźba tego, że to się może nie wydarzyć. Powoli podnoszę
słuchawkę do ucha. Zamykam oczy i mamroczę:
- Halo?
Od razu rozpoznaję westchnięcie po drugiej stronie telefonu. To szalone, że nawet
nie muszę usłyszeć jego głosu, żeby go rozpoznać. Tak głęboko jest osadzony w
moim umyśle. Nawet dźwięk jego oddechu jest znajomy.
- Hej. – mówi.
To nie jest rodzaj rozpaczliwego powitania, które chciałam usłyszeć. Chcę, żeby
brzmiał na spanikowanego – spóźnionego. Jakby właśnie wysiadł z samolotu i był
przerażony tym, że wyjdę, zanim będzie miał szansę tu dotrzeć. Zamiast tego to
powitanie brzmi cicho. Jakby siedział gdzieś na łóżku, zrelaksowany. W ogóle nie
panikując, że nie może się do mnie dostać.
- Gdzie jesteś? – wypowiadam pytanie, którego się boję, bo wiem, że za chwilę
powie mi, że jest prawie pięć tysięcy kilometrów z dala od Nowego Jorku.
- W Los Angeles. – odpowiada. Zamykam oczy i czekam, aż powie coś więcej, ale
tego nie robi. Nie proponuje żadnego wyjaśnienia, co oznacza, że czuje się winny.
Poznał kogoś.
- Och. – mówię. – Okej. – Próbuję nie być oczywista, ale wyraźnie można usłyszeć
smutek w moim głosie.
- Naprawdę mi przykro. – dodaje. Słyszę prawdę w jego słowach i to mnie trochę
pociesza.
- Wszystko gra?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 113


Nie od razu odpowiada na moje pytanie. Cisza między nami narasta, dopóki on nie
wciąga głośno powietrza.
- Fallon. – Jego głos drży przy moim imieniu. – Nawet nie wiem, jak to delikatnie
powiedzieć, ale… mój brat? Kyle? On, um… miał wypadek dwa dni temu.
Zakrywam usta dłonią, kiedy docierają do mnie jego słowa.
- Och, nie. Ben, czy wszystko z nim w porządku?
Więcej ciszy, a potem słabe:
- Nie. – Wypowiada to słowo tak cicho, jakby sam w to nie wierzył. – On, um… nie
przeżył, Fallon.
Nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. Nie wiem, co powiedzieć. Nie mam
absolutnie żadnych przydatnych słów. Nie znam Bena wystarczająco dobrze, by
pocieszyć go przez telefon i nie wiem jak wystarczająco wyrazić kondolencje ze
względu na Kyle’a. Mija kilka sekund, zanim Ben ponownie się odzywa.
- Zadzwoniłbym wcześniej, ale… no wiesz. Nie wiedziałem, jak mam się z tobą
skontaktować.
Potrząsam głową, jakby mógł mnie zobaczyć.
- Przestań. Nie szkodzi. Tak mi przykro, Ben.
- Taak. – mówi, zasmucony. – Mi też.
Chcę go zapytać, czy jest coś, co mogę dla niego zrobić, ale wiem, że pewnie już jest
zmęczony słuchaniem tego pytania. Znowu zapada między nami cisza, a ja jestem na
siebie wściekła, że nie wiem, jak na to zareagować. To po prostu takie nieoczekiwane
i nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, przez co on teraz musi przechodzić, więc
nawet nie próbuję udawać empatii.
- To mnie dobija. – mówi szeptem. – Ale spotkamy się za rok. Obiecuję.
Zaciskam powieki. Słyszę skrywany ból z jego strony w naszej rozmowie i to
sprawia, że jest mi go ogromnie żal.
- O tej samej porze w przyszłym roku? – pyta. – To samo miejsce?
- Oczywiście. – Staram się to powiedzieć, zanim zaleję się łzami. Zanim mu powiem,
że nie mogę czekać kolejnego roku.
- Okej. – mówi. – Muszę lecieć. Naprawdę mi przykro.
- Nic mi nie będzie, Ben. Proszę, nie czuj się źle… rozumiem.
Znowu zalega między nami cisza. W końcu od wzdycha.
- Na razie, Fallon.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 114


Połączenie zostaje przerwane, zanim mam szansę się odezwać. Spoglądam w dół na
słuchawkę i łzy zamazują to, co widzę.
Jestem załamana. Przytłoczona.
I jestem cholerną idiotką, bo chociaż chciałabym przekonać siebie, że płaczę przez
to, że Ben stracił brata, nie jest tak. Płaczę z zupełnie egoistycznych powodów, a
zdanie sobie sprawy, że jestem cholernie żałosna sprawia, że płaczę jeszcze mocniej.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 115


Ben

Ściskam w dłoni komórkę w próbie powstrzymania się od przywalenia pięścią w


drzwi od mojego pokoju. Miałem nadzieję, że kelnerka powie mi, że jej tam nie ma.
Miałem nadzieję, że się nie pojawiła, żebym nie musiał jej rozczarowywać. Wolałbym
już, żeby kogoś poznała, zakochała się i o mnie zapomniała niż być powodem tego
rozczarowania, które właśnie usłyszałem w jej głosie.
Przewracam się tak, że opieram się plecami o drzwi i pozwalam swojej głowie opaść
do tyłu. Spoglądam na sufit i zwalczam łzy, które próbowały przejąć nade mną
kontrolę od chwili, gdy dowiedziałem się o wypadku Kyle’a.
Jeszcze nie płakałem. Ani razu.
Co dobrego dałoby to Jordyn, gdybym był załamany, kiedy przekazywałem jej
wiadomość, że jej mąż zmarł tydzień przed ich pierwszą rocznicą ślubu? Trzy
miesiące przed narodzinami ich pierwszego dziecka? I co dobrego dałoby to Ianowi,
gdybym mamrotał załamany przez słuchawkę, kiedy mówiłem mu, że jego młodszy
brat nie żyje? Wiedziałem, że musiałby uzgodnić wiele rzeczy, żeby udać się do domu
prosto po tym, jak skończyłem z nim rozmawiać, więc musiałem dać mu znać, że
wszystko ze mną w porządku. Że mam tutaj wszystko pod kontrolą i nie musi się
śpieszyć.
Najbardziej zbliżyłem się do płaczu teraz, przy rozmowie z Fallon. Z jakiegoś
powodu jej trudniej było przekazać tą wiadomość niż innym. I wydaje mi się, że to
dlatego, że śmierć Kyle’a nie była prawdziwym czynnikiem naszej rozmowy. To był
niewypowiedziany fakt, że oboje z niecierpliwością czekaliśmy na ten dzień, od
chwili, gdy w zeszłym roku musieliśmy się od siebie oderwać.
I chociaż bardzo chciałem ją zapewnić, że będę tam w przyszłym roku, miałem
ochotę tylko upaść na kolana i błagać ją, żeby tutaj przyjechała. Dzisiaj. Nigdy w życiu
bardziej nie potrzebowałem się do kogoś przytulić i oddałbym wszystko, żeby ją
tutaj obok siebie mieć. Żeby móc schować twarz w jej włosach, czuć jej ręce dookoła
mojej talii, a dłonie na plecach. Nie ma na tym świecie rzeczy, która mogłaby mnie
pocieszyć bardziej niż ona, ale nie powiedziałem jej tego. Nie mogłem. Może
powinienem był, ale proszenie, by przyjechała do mnie w ostatniej chwili było
większą prośbą, o jaką kiedykolwiek mógłbym poprosić.
Rozlega się dzwonek do drzwi, a ja staję na baczność, odsuwając od siebie żal nad
telefonem, który musiałem wykonać. Rzucam komórkę na łóżko i zmierzam na dół.
Kiedy docieram do ostatniego stopnia, Ian akurat otwiera frontowe drzwi. Tate
wchodzi do środka i go obejmuje. Nie jestem zaskoczony, że widzę tutaj ją i Milesa.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 116


Miles i Ian byli najlepszymi przyjaciółmi zanim jeszcze ja się urodziłem, więc cieszę
się, że ich ma. Ale to sprawia, że mam ochotę tarzać się w kałuży użalania się nad
sobą, bo jego najlepsi przyjaciele są tutaj dla niego, a jedyna osoba, której ja pragnę,
jest prawie pięć tysięcy kilometrów stąd.
Tate puszcza Iana i przytula mnie. Miles wchodzi do środka i obejmuje Iana, ale nic
nie mówi. Tate odwraca się i sięga po jedną z toreb w rękach Milesa, ale on ją od niej
odsuwa.
- Przestań. – mówi, spoglądając na jej brzuch. – Zabiorę nasze wszystkie rzeczy do
pokoju. Ty idź do kuchni i zrób sobie coś do jedzenia, jeszcze nie jadłaś śniadania.
Ian zamyka za nim drzwi i spogląda na Tate.
- Nadal nie pozwala ci nic nie podnosić?
Przewraca oczami.
- Nigdy bym nie pomyślała, że znudzi mi się traktowanie jak księżniczkę, ale mam
tego dość. Nie mogę się doczekać, aż to dziecko się urodzi i jego cała uwaga będzie
skupiona na niej, a nie na mnie.
Miles się do niej uśmiecha.
- Nie ma mowy. Mam wystarczająco dużo uwagi na waszą dwójkę. – Miles kiwa do
mnie głową w powitaniu, gdy mnie mija, w drodze do sypialni dla gości.
Tate na mnie spogląda.
- Mogę coś zrobić? Proszę, daj mi coś do roboty. Muszę dla odmiany poczuć się
użyteczna.
Pokazuję jej gestem, żeby poszła za mną do kuchni. Zatrzymuje się, kiedy spogląda
na blaty szafek.
- O cholera.
- Taa. – mamroczę, patrząc na to całe jedzenie. Od dwóch dni ludzie podrzucają nam
różne potrawy. Kyle pracował dla firmy tworzącej oprogramowanie, która zatrudnia
około dwustu ludzi, a ich budynek jest oddalony o jakieś dwadzieścia kilometrów od
naszego domu. Jestem dość pewny, że więcej niż połowa z nich przyniosła nam
jedzenie. – Już wypełniliśmy lodówkę tutaj i w garażu. Ale źle się czuję, tak po prostu
to wyrzucając.
Tate podwija do góry rękawy swojej bluzki i szybko mnie wymija.
- Nie mam żadnych skrupułów w wyrzuceniu całkowicie dobrej zapiekanki. –
Otwiera jeden z pojemników, wącha zawartość i robi krzywą minę. Szybko go
zamyka. – Tego zdecydowanie nie zatrzymamy. – mówi i wrzuca całe danie do

Tłumaczenie: marika1311 Strona 117


śmieci. Stoję w kuchni i ją obserwuję, po raz pierwszy zdając sobie sprawę, że musi
być mniej więcej w tym samym momencie ciąży, co Jordyn. Albo nawet dalej.
- Na kiedy masz termin?
- Jeszcze dziewięć tygodni. – odpowiada. – Dwa tygodnie szybciej niż Jordyn. – Zerka
na mnie, podnosząc pokrywkę kolejnego pojemnika. – Jak ona się trzyma?
Siadam przy barze i wzdycham głęboko.
- Niedobrze. Nie mogę jej namówić do zjedzenia czegokolwiek. Nawet nie chce
wyjść ze swojego pokoju.
- Śpi?
- Mam nadzieję. Wczoraj przyleciała jej matka, ale z nią też nie chce rozmawiać.
Liczyłem na to, że ona będzie w stanie pomóc.
Tate kiwa głową, ale zauważam, że ociera łzę, kiedy się odwraca.
- Nie mogę sobie wyobrazić, przez co ona przechodzi. – szepce.
Ja też nie mogę. I nie chcę nawet próbować. Jest tak wiele rzeczy, które muszą
zostać zrobione przed pogrzebem Kyle’a, że nie wiem, jak mam nadążać z tym, co się
do cholery stanie z Jordyn i dzieckiem.
Idę do pokoju Iana i pukam do drzwi. Kiedy wchodzę, wciąga przez głowę inną
koszulę. Oczy ma czerwone i szybko je ociera, zanim pochyla się, by ubrać buty.
Udaję, że nie zauważyłem, że płakał.
- Jesteś gotowy? – pytam. Kiwa głową i idzie za mną.
Naprawdę ciężko to znosi, tak, jak powinien. Ale to jeszcze jeden powód, dla którego
nie mogę pozwolić sobie na załamanie. Jeszcze nie. Bo w tej chwili jestem jedyną
osobą, która trzyma nas wszystkich razem.
Kilka dni temu zakładałem, że dzisiejszy dzień spędzę z Fallon w Nowym Jorku.
Nigdy bym nie pomyślał, że spędzę go w domu pogrzebowym, wybierając trumnę dla
jedynej osoby na świecie, która znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny.

***

- Co planujesz zrobić z domem? – pyta mój wuja. Wyciąga piwo z lodówki. Jak tylko
zamyka drzwi, otwiera je znowu i wyciąga jeden z pojemników. Unosi lekko
pokrywkę, wącha, po czym wzrusza ramionami i wyciąga widelec z pobliskiej
szuflady.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 118


- To znaczy? – pytam, kiedy wpycha sobie do ust schłodzony makaron.
Macha widelcem dookoła.
- Dom. – powtarza z pełnymi ustami. Przełyka i znowu wbija widelec w zawartość
pojemnika. – Jordyn na pewno wróci do Nevady do swojej matki. Zamierzasz tutaj
zostać sam?
Nie myślałem o tym, ale ma rację. To duży dom, a wątpię, żebym chciał tutaj
mieszkać sam. Ale myśl o sprzedaży napełnia mnie strachem. Mieszkałem tutaj
odkąd skończyłem czternaście lat. I wiem, że moja matka nie żyje, ale ona nigdy by
go nie sprzedała. Nawet to powiedziała.
- Nie wiem. Jeszcze tego nie przemyślałem.
Ściąga kapsel z piwa.
- Cóż, jeśli planujesz go sprzedać, najpierw daj mi znać, to przeliczę koszty. Mogę ci
wynegocjować świetną cenę.
Zza mnie odzywa się moja ciocia.
- Poważnie, Anthony? Nie uważasz, że to trochę za wcześnie? – Spogląda na mnie. –
Przepraszam, Ben. Twój wujek jest dupkiem.
Teraz, kiedy o tym wspomniała, to sądzę, że to chyba w złym guście omawiać to ze
mną dziesięć minut po tym, jak się pojawili.
Straciłem rachubę w tym, kto w tej chwili jest w moim domu. Jest prawie siódma
wieczorem, a wpadła przynajmniej piątka kuzynów. Dwie ciotki i dwóch wujków
przynieśli nam jedzenie, a Ian i Miles są z tyłu na werandzie. Tate nadal biega po
domu i sprząta, pomimo zdesperowanych próśb Milesa, by odpoczęła. A Jordyn… no
cóż. Wciąż nie wyszła z pokoju.
- Ben! – woła Ian z zewnątrz. Z chęcią unikam rozmowy z wujem i otwieram tylne
drzwi. Ian i Miles siedzą na schodkach, patrząc się na podwórko.
- Co?
Ian się odwraca.
- Skontaktowałeś się z jego starą pracą? Nawet o tym nie pomyślałem.
Kiwam głową.
- Tak, dzwoniłem wczoraj.
- A co z tym jego znajomym z rudymi włosami?
- Tym, co był na weselu?
- Tak.
- Wie. Wszyscy wiedzą, Ian. To się nazywa Facebook.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 119


Kiwa głową, po czym z powrotem się odwraca. Bardzo rzadko tutaj jest ze względu
na swoją pracę, więc pewnie pojawienie się i niewiedza, co może zrobić sprawia, że
czuje się bezużyteczny. A nie jest. Fakt, że pozwala mi się wszystkim zajmować
właściwie trochę mi pomaga. Zwłaszcza po tym, jak nie mogłem się dziś zobaczyć z
Fallon tak, jak powinienem.
Zamykam za sobą drzwi i wpadam na Tate.
- Przepraszam. – mówi, omijając mnie. – Chyba przekonałam Jordyn, żeby w końcu
coś zjadła. – Pędzi do lodówki i rzuca mojemu wujkowi zdegustowane spojrzenie,
kiedy widzi, jak zjada coś z każdego pojemnika.
- Skończ podjadać i chodźmy. – mówi do niego moja ciotka. – Jemy kolację z Claudią
i Billem.
Przytulają mnie na pożegnanie i mówią, że zobaczymy się na pogrzebie. Kiedy
ciotka nie patrzy, wuj Anthony wciska mi do ręki swoją wizytówkę agenta
nieruchomości. Kiedy zamykam za nimi drzwi, opieram się o nie i wzdycham.
Myślę, że najgorszą częścią dla rodziny osób, które zmarły, jest konieczność
interakcji z tymi wszystkimi odwiedzającymi. Nie pamiętam, żeby wizyty były tak
częste, kiedy moja matka zmarła kilka lat temu, ale wtedy żył Kyle i odgrywał tę
samą rolę, którą ja odgrywam teraz. Dąsałem się w swojej sypialni tak jak Jordyn w
tej chwili i chowałem się przed wszystkimi. Myśl o tym, że Kyle się tym wszystkim
zajmował, kiedy był taki młody sprawia, że mam wyrzuty sumienia. Na pewno
cierpiał przez jej śmierć tak bardzo, jak ja, ale sam musiał się wszystkim zajmować,
skoro ja się tylko załamywałem.
Przebiegam dłońmi po twarzy, marząc o tym, żeby to wszystko się skończyło. Chcę,
żeby dzisiejszy dzień się skończył, żebyśmy mogli przejść do jutra, a następnie
poradzić sobie z pogrzebem. Ale boję się, co będę później czuł.
Odpycham się od drzwi i ruszam w stronę kuchni, kiedy rozbrzmiewa dzwonek do
drzwi. Znowu. Jęczę, a Tate mija mnie z talerzem pełnym jedzenia w rękach.
- Otworzyłabym, ale… - Spogląda na talerz i picie w swoich dłoniach.
- Jeśli namówisz ją do zjedzenia czegoś, mogę przyjąć milion gości.
Tate kiwa współczująco głową, zmierzając z powrotem do sypialni Jordyn.
Otwieram szeroko drzwi.
I mrugam dwa razy, żeby upewnić się, że naprawdę widzę to, co widzę.
Fallon na mnie patrzy, a ja nie od razu się odzywam. Boję się, że jeśli to zrobię, ta
aberracja zniknie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 120


- Zadzwoniłabym. – stwierdza, wyglądając na zdenerwowaną. – Ale nie mam
twojego numeru. I ja tylko… - Wzdycha krótko. – Chciałam tylko się upewnić, czy
wszystko gra.
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale ona unosi dłoń, by mnie powstrzymać.
- Przepraszam, właśnie cię okłamałam. Nie jestem tutaj po to, żeby zobaczyć, czy
wszystko w porządku. Wiem, że tak nie jest. Po prostu nie mogłam funkcjonować po
tym, jak się rozłączyłeś. Myśl o tym, że cię dzisiaj nie zobaczę i będę musiała czekać
kolejny rok całkowicie mnie dobiła i…
Robię krok do przodu i zamykam jej usta pocałunkiem.
Wzdycha przy moich ustach i obejmuje mnie rękami, zaplątując swoje dłonie za
moją szyją. Całuję ją namiętnie, niedowierzając, że naprawdę tutaj stoi. Po rozmowie
ze mną poszła prosto na lotnisko i wydała pieniądze na lot do Los Angeles tylko po
to, żeby się ze mną zobaczyć.
Nie odrywam od niej ust, jednocześnie wciągając ją za mną do domu. Obejmuję ręką
jej talię, przytrzymując ją przy sobie, bojąc się, że jeśli ją puszczę, to rozpłynie się w
powietrzu.
- Muszę…
Próbuje coś powiedzieć, ale moje wargi przyciśnięte do jej skutecznie jej to
uniemożliwiają. Otwiera frontowe drzwi i próbuje się ode mnie oderwać. Puszczam
ją tylko na tyle, żeby mogła powiedzieć to, co próbuje.
- Muszę powiedzieć kierowcy, że może jechać. Nie byłam pewna, czy będziesz mnie
tutaj chciał.
Okrążam ją i otwieram drzwi szerzej. Macham taksówkarzowi na pożegnanie, po
czym zamykam drzwi i łapię ją za rękę.
Wciągam ją po schodach, w kierunku mojego pokoju.
Z dala od wszystkich innych na świecie, których nie chcę w tej chwili widzieć ani z
nimi rozmawiać.
Jest jedyną osobą, którą chciałem dziś przy sobie mieć i właśnie tu jest. Tylko dla
mnie. Bo za mną tęskniła.
Jeśli nie będzie uważała, mogę się w niej zakochać.
Dzisiaj.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 121


Fallon

Zamyka za nami drzwi swojego pokoju i przyciąga mnie do siebie w długim uścisku.
Myślałam nad moją decyzją, żeby się tutaj pokazać od chwili, gdy kupiłam bilet.
Setki razy chciałam się z tego wycofać. Nie sądziłam, że chce się ze mną zobaczyć z
tym wszystkim, co się w tej chwili dzieje w jego życiu. Myślałam, że może będzie na
mnie zły, bo powiedział, że zobaczymy się za rok, a ja i tak zjawiłam się tutaj
niezapowiedzianie.
Nie przewidywałam tego, że na jego twarzy pojawi się ulga w chwili, gdy otworzy
mi drzwi. Nie oczekiwałam, że pocałuje mnie, jakby tęsknił za mną tak bardzo, jak ja
za nim. Nie pomyślałabym, że będzie po prostu stał i tak długo mnie przytulał, jak
robi w tej chwili. Nic jeszcze do mnie nie powiedział, ale jego czyny wypowiedziały
już milion podziękowań.
Zamykam oczy i chowam twarz w jego piersi. Jedną ręką obejmuje mnie w talii,
drugą wplątał w moje włosy z tyłu głowy. Mogłabym tak stać przez całą noc. Nawet
jeśli robilibyśmy tylko to – nawet gdyby nie wypowiedział ani jednego słowa – to i
tak warto było tu przyjechać.
Zastanawiam się, czy czuje się tak samo, jak ja? Czy myśli o mnie pochłaniały go
przez cały dzień, tak jak mnie pochłaniały myśli o nim? Czy wolałby dzielić ze mną
wszystko, co robi i dokąd idzie?
Całuje mnie w czubek głowy, a potem kładzie dłonie na moich policzkach,
przechylając moją twarz w swoją stronę.
- Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś. – mówi. Widzę, że jego uśmiech toczy walkę z
uczuciem dewastacji w jego wyrazie twarzy. Nie odzywam się, bo nadal nie wiem, co
powiedzieć. Przesuwam po prostu dłonią po jego twarzy i dotykam delikatnie
kciukiem jego warg.
Nie powinnam być zaskoczona tym, że jest nawet bardziej atrakcyjny niż w zeszłym
roku. Jest mężczyzną. Utracił już cechy chłopca, które mogłam w nim dostrzec
jeszcze rok temu.
- Jak się trzymasz? – Wciąż głaszczę po twarzy, a on dotyka mojej, ale nie odpowiada
mi. Zamiast tego przyciska usta do moich warg i prowadzi mnie tyłem, z dala od
drzwi. Delikatnie obniża mnie na łóżko, przesuwając mnie tak, że leżę na jego
poduszce. Przerywa nas pocałunek i wślizguje się na mnie. Nie leży na mnie tak do
końca, tylko kładzie głowę przy mojej piersi i słucha bicia mojego serca, obejmując
mnie rękami. Podnoszę dłoń i zaczynam głaskać go po włosach długimi, powolnymi
ruchami.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 122


Leżymy w ciszy tak długo, że zaczynam się zastanawiać, czy zasnął. Ale po kilku
chwilach zaczyna obejmować mnie z większą desperacją. Pochyla twarz tak, że
całkowicie chowa ją w mojej koszuli, a jego ramiona zaczynają drżeć, kiedy on
zaczyna płakać.
Czuję się tak, jakby moje serce eksplodowało w tysiącu maleńkich łez i chcę go
objąć, podczas gdy on opłakuje brata. Ale jego płacz jest tak cichy, że wiem, iż nie
chce się do niego przede mną przyznać. Potrzebuje tylko tego, bym dała mu się
wypłakać, więc dokładnie to robię.

***

Mija pięć minut, zanim może się uspokoić, ale kolejne pół godziny, zanim się w
końcu ode mnie odrywa. Podnosi się z mojej klatki piersiowej i kładzie obok na
poduszce. Przewracam się tak, że leżę z twarzą skierowaną ku niemu. Jego oczy
nadal są zaczerwienione, ale już nie płacze. Podnosi dłoń do mojej twarzy i odgania z
niej kosmyk włosów, przyglądając mi się z wdzięcznością.
- Jak to się stało? – pytam.
Smutek natychmiast na nowo pojawia się w jego spojrzeniu, ale nie waha się z
odpowiedzią.
- Był w drodze do domu, kiedy zjechał z drogi. – mówi. – Strata uwagi. Trzy sekundy
i uderzył w cholerne drzewo. On i Jordyn tej nocy mieli wyjechać na wakacje i jestem
pewny, że do niej pisał, kiedy to się stało, biorąc pod uwagę to, co powiedziała mi
policja. Chociaż mam nadzieję, że ona jeszcze na to nie wpadła. Mam nadzieję, że
nigdy nie wpadnie. – Delikatnie zaczynam przesuwać palcami po jego twarzy. – Jest
w ciąży.
Dłoń mi zamiera i wzdycham, w szoku.
- Wiem. – mówi. – Gówniane szczęście. W ten weekend powinni świętować swoją
rocznicę.
O tym nie pomyślałam, ale jak tylko o tym wspomina, myślę o tym, jak Jordyn rok
temu szalała, kiedy przygotowywała swoje wesele z Kyle’m. A teraz, niecały rok
później, musi przygotowywać się na jego pogrzeb.
- To takie smutne. Który to miesiąc?
- Ma termin na luty.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 123


Staram się postawić na jej miejscu. Jestem prawie pewna, że ma w tej chwili
dwadzieścia cztery lata. Nie wyobrażam sobie bycia tak młodą i w tym wieku stracić
swojego męża kilka miesięcy przed porodem ich dziecka. To nie do pomyślenia.
- Kiedy wracasz do Nowego Jorku? – pyta.
- Jutro rano. Chociaż jeśli będę musiała, to mogę dzisiaj zostać u mojej mamy. Muszę
wstać bardzo wcześnie.
Przysuwa swoje usta do moich.
- Nie będziesz spała nigdzie poza tym łóżkiem.
Głośne pukanie zapobiega temu, by przycisnął je do moich warg i przenosi uwagę
na drzwi. Otwierają się szeroko i do środka wchodzi Ian. Patrzy na mnie, po czym od
razu zerka znowu.
Wskazuje na mnie ręką, ale patrzy na Bena.
- W twoim łóżku jest laska.
Oboje siadamy. Kiedy to robimy, Ian przechyla głowę i mruży powieki, patrząc w
moim kierunku.
- Chwila. Ja cię znam. Ty jesteś Fallon, prawda?
Nie będę kłamać; to miłe uczucie, że jego brat mnie pamięta. Nie żeby moja twarz
była taką, którą łatwo zapomnieć. Ale nie musiał zapamiętywać mojego imienia, ale
to zrobił, co może tylko oznaczać, że w łóżku Bena nie często są dziewczyny.
- Miło, że przyjechałaś. – mówi Ian. – Jesteście głodni? Przyszedłem dać znać
Benowi, że kolacja jest na stole.
Ben jęczy i zsuwa się z łóżka.
- Niech zgadnę. Zapiekanka?
Ian potrząsa głową.
- Tate miała ochotę na pizzę, więc ją zamówiliśmy.
- Dzięki Bogu. – Ben stawia mnie na nogi. – Chodźmy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 124


Ben

- Powiedzcie mi, czy dobrze to rozumiem. – mówi Miles, spoglądając na mnie i na


Fallon z drugiej strony stołu. – Zablokowaliście swoje profile w internecie. Nie macie
swoich numerów telefonów ani w ogóle się ze sobą nie kontaktujecie. Ale spotykacie
się co roku, odkąd skończyliście osiemnaście lat?
- Szaleństwo, co? – pyta Fallon, obniżając swoją szklankę na stół.
- To trochę jak w Bezsenności w Seattle. – stwierdza Tate.
Natychmiast potrząsam głową.
- Nie, to w ogóle nie tak. Oni zgodzili się spotkać tylko raz.
- Racja. To w takim razie jak w Jednym Dniu. Ten film z Anne Hathaway?
Ponownie odrzucam jej porównanie.
- Ten po prostu koncentruje się na jednym konkretnym dniu w całym roku, ale oni
wciąż się ze sobą kontaktują pomiędzy. Fallon i ja nie. – Nie wiem, dlaczego brzmię
tak defensywnie. Myślę, że pisarze chyba już tak po prostu mają, że tacy się stają,
kiedy ktoś porównuje ich pomysły do innych pomysłów, nawet jeśli jest to zrobione
niewinnie. Ale historia moja i Fallon jest jedyna w swoim rodzaju i w jakiś sposób
czuję nieco opiekuńczy w stosunku do niej. A właściwie to bardzo opiekuńczy.
- Kiedy przestaniecie? Czy planujecie to robić do końca waszego życia?
Fallon zerka na mnie i się uśmiecha.
- Przestaniemy, kiedy będziemy mieli dwadzieścia trzy lata.
- Czemu akurat tyle? – pyta Ian.
Fallon odpowiada na kilka następnych pytań, które nam zadają, a ja korzystam z
okazji, by opuścić na chwilę rozmowę i dolać sobie picia. Opieram się o szafkę i
przyglądam się im wszystkim z kuchni.
Cieszę się, że tutaj jest. Czuję się tak, jakby jej obecność tutaj łagodziła smutek,
którzy wszyscy odczuwają. Nie była powiązana z Kyle’m w żaden sposób, więc nikt
nie czuje się zmuszony do tego, by chodzić wokół niej na paluszkach. Jest jak powiew
świeżego powietrza, którego wszyscy w tym tygodniu potrzebowaliśmy. Wiem, że
już jej dzisiaj podziękowałem za przybycie, ale pewnego dnia powiem jej dokładnie,
jak wiele znaczy dla mnie to, że się pojawiła.
Zerka na mnie ze swojego krzesła i kiedy widzi lekki uśmiech na mojej twarzy,
przeprasza resztę i przychodzi do kuchni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 125


Moje całe ciało się relaksuje, kiedy ona obejmuje mnie w talii. Składa pocałunek na
moim ramieniu, a następnie tłumi ziewnięcie.
- Jesteś zmęczona?
Podnosi na mnie wzrok i kiwa głową.
- Taak. Jeszcze jestem na czasie z Nowego Jorku, a tam jest po północy. Masz coś
przeciwko temu, żebym skorzystała z prysznica, zanim pójdziemy do łóżka?
Unoszę palec do jej ust.
- Masz coś na zębach. – Wyszczerza zęby, a ja wycieram z nich coś, co wyglądało na
kawałek papryki. – Już nic. – mówię, całując ją krótko w usta. – I tak, możesz
skorzystać z mojego prysznica. Daj mi znać, gdybyś potrzebowała pomocy. – Mrugam
do niej, a w tej samej chwili Ian opiera się o szafkę obok i mruży powieki.
- Czy ty właśnie wyciągnąłeś jej coś z pomiędzy zębów?
Nic nie mówię, bo nie wiem, co planuje zrobić z moją odpowiedzią.
- Pytam poważnie. – mówi Ian, patrząc teraz na Fallon. – Czy on właśnie wyciągnął
ci coś z pomiędzy zębów?
Fallon niepewnie kiwa głową.
Ian posyła jej uśmieszek.
- Wow. Mój brat się w tobie kocha.
Czuję, jak Fallon przy mnie zamiera.
- Nie, to w ogóle nie jest niezręczne. – mówię sarkastycznie.
Ian kręci głową z figlarnym uśmiechem.
- To nie jest niezręczne, Ben. To słodkie. Jesteś zakochany.
- Przestań. – mówię do niego.
Ian parska pogodnym śmiechem i chociaż raz nie mam nic przeciwko temu, że się ze
mnie nabija. To najbardziej radosny dźwięk, jaki rozbrzmiał w tym w domu w ciągu
ostatnich dwóch dni.
- Ludzie nie robią ohydnych rzeczy, chyba że są zakochani. – woła Tate przy stole. –
To udowodniony fakt. W internecie czy coś.
Łapię Fallon za rękę i wyprowadzam ją z kuchni, z dala od ich dokuczania.
- Dobranoc wszystkim. Fallon ma palący problem z higieną, w którym muszę jej
pomóc.
Słyszę jak się śmieją, kiedy wychodzimy z kuchni i idziemy razem po schodach.
Do mojej sypialni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 126


Gdzie spędzimy całą noc.
Razem.
W moim łóżku.
To trochę zawiłe, że nie zobaczę jej przez cały kolejny rok, więc nie mam pojęcia, jak
daleko jest w stanie się posunąć. To chyba zależy od tego, jak daleko posuwała się z
innymi facetami w swojej przeszłości.
Oczywiście, że nie chcę myśleć o niej z kimś innym, ale właśnie o to chodzi w
spotkaniach co rok. Chcę mieć pewność, że przeżywa doświadczenia, które powinna
nabywać dziewczyna w jej wieku, a to oznacza doświadczenie innych ludzi. Ale
każdej nocy, kiedy zamykam oczy, egoistycznie modlę się o to, żeby sama spała w
swoim łóżku.
Chcę ją o to zapytać, ale nie jestem pewny, jak zacząć ten temat.
Otwieram drzwi do swojej sypialni i wchodzę za nią do środka. Tym razem wejście z
nią tutaj jest inne. Czuję się prawie tak, jakby musiały zostać spełnione jakieś
oczekiwania, zanim rano opuścimy ten pokój. Rozmowy, które muszą zostać podjęte.
Ciała, które muszą zostać dotknięte. Umysły, które potrzebują snu. I
niewystarczająco dużo czasu, żeby to wszystko osiągnąć zanim zostawi mnie na
kolejny rok.
Zamykam za sobą drzwi i przekręcam w zamku klucz. Fallon jest zwrócona twarzą
do łóżka. Robi z włosów kok i owija go gumką, którą przez cały dzień nosiła na
nadgarstku. Przez chwilę podziwiam idealną krzywiznę jej szyi i ramienia. Robię
krok do przodu i ją obejmuję, przyciskając usta do tamtego miejsca. Obsypuję ją
pocałunkami od ramienia do ucha i z powrotem. Scałowuję dreszcze, za które jestem
odpowiedzialny. Wydaje ciche dźwięki, coś pomiędzy westchnięciem i jękiem.
- Pozwolę ci się wykąpać. – mówię, nie puszczając jej. – Ręczniki są pod zlewem.
Łapie moje dłonie, które ściskają jej talię i odrywa je od siebie. Ale zamiast kierować
się do łazienki, zmierza do mojej szafy.
- Mogę spać w któreś z twoich bluzek? – pyta.
Zerkam na szafę, a potem na nią. W szafie jest mój rękopis, na jednej z półek. A w
każdym razie to, co napisałem. W tym momencie ostatnią rzeczą, jaką chcę, to żeby
przeczytała z tego choć słowo. Chwytam za swoją koszulkę i ściągam ją przez głowę.
- Masz. – mówię, wręczając ją jej. – Śpij w tej.
Bierze koszulkę z moich rąk, ale jak tylko podnosi wzrok, zatrzymuje się w pół
kroku. Przełyka ślinę, patrząc prosto na mój brzuch.
- Ben?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 127


- Tak?
Wskazuje na mój tors.
- Masz kaloryfer?
Parskam śmiechem i spoglądam w dół, na siebie. Mówi to tak, jakby to było pytanie,
więc daję jej oczywistą odpowiedź.
- Um… tak? Na to wygląda.
Zasłania usta moją koszulką, chowając swój uśmiech.
- Wow. – mówi, a słowa są stłumione przez tkaninę. – Podoba mi się.
A potem pędzi do łazienki i zamyka za sobą drzwi.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 128


Fallon

Upewniam się, że drzwi są zamknięte, zanim wchodzę pod prysznic. Nie żebym nie
chciała wziąć z nim kąpieli, ale to jeszcze nie ten moment. Dla mnie prysznic z kimś
jest wyżej na mojej skali ewentualnego upokorzenia niż większość rzeczy, włącznie z
seksem. W trakcie seksu będę przynajmniej pod kołdrą w ciemności.
Seks.
Myślę o tym słowie. Nawet wyczuwam je na swoim języku, kiedy spłukuję odżywkę
ze swoich włosów.
- Seks. – mówię cicho. To takie dziwne słowo.
Im starsza jestem, tym więcej mam obaw na myśl o stracie mojego dziewictwa. Z
jednej strony jestem gotowa doświadczyć tego, o co to całe zamieszanie. To musi być
coś świetnego, inaczej nie miałoby takiego wielkiego znaczenia w życiu całej
ludzkości. Ale też mnie to przeraża, bo jeśli mi się nie spodoba, będę ogólnie
rozczarowana ludzkością. Bo to wydaje się być źródłem dużej ilości zła, więc jeśli to
coś przeciętnego i z miejsca mi się nie spodoba, będę czuła się oszukana przez cały
świat.
Być może nieco melodramatyzuję, ale co mi tam. Jestem zbyt zdenerwowana, by
wyjść spod prysznica, nawet jeśli kilka minut temu spłukałam już odżywkę z
włosów. Nie mam pojęcia, czego oczekuje Ben po dzisiejszej nocy. Jeśli chce spać,
całkowicie to rozumiem. W tym tygodniu przeszedł przez piekło. Ale jeśli chce zrobić
coś poza spaniem, to będę absolutnie, bez wątpienia, chętną uczestniczką.
Osuszam się i wciągam koszulkę przez głowę. Patrzę w lustro i podziwiam to, jak
zwisa z moich ramion. Nigdy wcześniej nie nosiłam koszulki faceta i zawsze
zastanawiałam się, czy to byłoby tak fajne uczucie, jak to sobie wyobrażałam.
Tak jest.
Ściągam ręcznik z głowy i kilka razy przebiegam palcami przez kosmyki włosów.
Biorę pastę do zębów Bena i wyciskam jej trochę na palec, po czym wcieram ją przez
chwilę w zęby. Kiedy kończę, biorę głęboki, uspokajający oddech, a potem gaszę
światło i otwieram drzwi.
Jego lampka jest włączona, a on leży na łóżku, z rękami zatkniętymi pod głową.
Zrzucił kołdrę na podłogę i ma ubrane tylko skarpetki i bokserki. Staję tam i przez
chwilę go podziwiam, bo ma zamknięte oczy. Może rzeczywiście śpi, ale to mnie
zupełnie nie rozczarowuje. Dzisiejszy dzień należy do niego i tylko do niego, bo
wiem, że cierpi. Chcę mu tylko pomóc, kiedy tutaj jestem, więc jeśli musi się
przespać, to zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby dzisiaj wyspał się tak, jak nigdy.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 129
Podchodzę do lampki i wyłączam światło, a następnie podnoszę kołdrę z podłogi.
Delikatnie siadam na łóżku i zakrywam nas, kiedy kładę się obok niego z plecami
zwróconymi do jego piersi. Próbuję go nie obudzić, kiedy poprawiam sobie
poduszkę.
- Cholera.
Obracam się na dźwięk jego głosu. W pokoju jest ciemno, więc nie jestem pewna,
czy mówi przez sen, czy się obudził.
- O co chodzi? – pytam szeptem.
Czuję rękę dookoła mojej talii, a on przyciąga mnie bliżej.
- Zostawiłem włączone światło, żebym mógł zobaczyć, jak wychodzisz z łazienki w
mojej koszulce, ale bierzesz naprawdę długie prysznice. Chyba zasnąłem.
Uśmiecham się.
- Wciąż mam ją na sobie. Chcesz, żebym włączyła światło?
- Kurwa, tak, poproszę.
Parskam śmiechem i przesuwam się w stronę lampki. Naciskam na przełącznik i
znowu odwracam się do niego twarzą w twarz. Jego oczy jednocześnie się nie
poruszają i wędrują po całym moim ciele.
- Wstań. – mówi, podnosząc się na łokciu. Wstaję, a on nie spuszcza ze mnie wzroku.
Jego oczy przesuwają się po moich udach, biodrach i piersiach. Nie mam nic
przeciwko, że nie patrzy na moją twarz. Zupełnie nic.
Krawędź jego koszulki kończy się kilka centymetrów przed moimi kolanami. Jest
wystarczająco długa, żeby nie mógł stwierdzić, czy mam w tej chwili na sobie
bieliznę. Jest też na tyle krótka, że prawdopodobnie modli się, żebym jej nie miała.
Jego spojrzenie znowu opada na moje nogi i zaczyna powoli mówić, jakby recytował
wiersz.
- Jedyne morze, jakie widziałem, to z tobą na nim. Połóż się, leż spokojnie. Pozwól
mi się rozbić o twoje uda. – Podnosi powoli wzrok aż do moich oczu. – Dylan Thomas.
– wyjaśnia.
Biorę powolny oddech.
- Wow. – mówię. – Poetyckie porno. Kto by pomyślał?
Uśmiecha się leniwie. Podnosi palec i na mnie wskazuje.
- Chciałbym odzyskać swoją koszulkę.
- Teraz?
Kiwa głową.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 130


- W tej chwili. Zanim zgasisz światło. Ściągaj ją, jest moja.
Śmieję się nerwowo i zaczynam sięgać do lampki. Zanim mam szansę nacisnąć
przełącznik, on podskakuje i idzie po materacu, zeskakując z łóżka i lądując tuż
przede mną. Jego spojrzenie jest jednocześnie radosne i surowe. Łapie za rąbek
koszulki i bez wahania ją unosi, ściągając ją przez moją głowę. Rzuca ją gdzieś za
siebie, a ja stoję przed nim w bezruchu, całkowicie odsłonięta. Przesuwa spojrzeniem
po każdej krzywiźnie mojego ciała, zanim wypuszcza z siebie drżący oddech.
- Jasna cholera. – mamrocze.
Nie mogę sobie przypomnieć momentu, nawet jeszcze przed pożarem, kiedy czułam
się taka piękna. Przygląda mi się tak, jakby to był jego przywilej, a nie przysługa. A
kiedy pochyla się i bierze moją twarz w dłonie, rozchylam usta i czekam na jego
pocałunek, bo nigdy nie pragnęłam go tak, jak w tej chwili.
Jego wargi są wilgotne, a on całuje mnie z wprawą. Jego język jest szorstki i śmiały i
absolutnie to uwielbiam. Uwielbiam czuć, że ktoś mnie tak pragnie. I kiedy jego palce
powoli zsuwają się w dół po moich plecach, zdaję sobie sprawę, że niepokój nie musi
być czynnikiem sprawiającym, że pocałunek jest na dziesiątkę. Bo w tym pocałunku
nie ma niepokoju, a już jest dziewiątka.
Przyciąga mnie do siebie, a moja naga klatka piersiowa przyciska się do jego nagiej
piersi. Okej, teraz to dziesiątka.
Odwraca nas i opuszcza mnie na łóżko, ale nie kładzie się na mnie. Przesuwa nas
tak, że leżymy obok siebie na bokach, a moja głowa opiera się o poduszkę, ale nie
odrywa swoich ust od moich. Ciche, wypełnione pożądaniem dźwięki zaczynają
opuszczać moje usta, każdy z nich jest bezpośrednim skutkiem tego, co ten
pocałunek we mnie buduje.
Nie obchodzi mnie nawet to, że lampka nadal jest włączona. Jeśli to oznacza, że
znowu na mnie spojrzy tak, jak spojrzał przed tym pocałunkiem, to pozwolę mu
zostawić włączone światło. Nawet pozwolę mu zainstalować światła fluorescencyjne.
- Fallon. – mówi szybko, odrywając ode mnie swoje usta. Otwieram oczy i widzę, że
na mnie patrzy. – Przeczytaliśmy te same książki. Znasz zasady. Jeśli chcesz, żebym
przestał albo zwolnił, to po prostu…
Kręcę głową.
- Jest idealnie, Ben. I to bardzo. Powiem ci, jeśli będzie coś, czego nie chcę robić albo
jeśli się zdenerwuję. Obiecuję.
Kiwa głową, ale wciąż wygląda tak, jakby chciał coś powiedzieć. Albo o coś zapytać.
A potem sobie przypominam, że tak naprawdę o tym nie rozmawialiśmy.
- Nigdy tego nie robiłam, ale to nie znaczy, że nie jestem gotowa. – mówię mu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 131


Czuję, jak jego ciało nieznacznie sztywnieje.
- Jesteś dziewicą. – mówi, ale jako zdanie oznajmujące, a nie pytanie.
- Tak, ale jeszcze tylko przez kilka minut.
Mój komentarz zmusza go do uśmiechu, ale potem zmartwienie pojawia się na jego
twarzy. Jego oczy od razu przybierają poważny wyraz, a uśmiech zmienia się w
ponurą linię. Kręci lekko głową.
- Nie chcę być twoim pierwszym, Fallon. Chcę być ostatnim.
Wzdycham, kiedy docierają do mnie jego słowa. Nawet mnie nie całuje, a te słowa
sprawiły, że ten moment właśnie zyskał dwunastkę. Dotykam jego policzka
opuszkami palców i się do niego uśmiecham.
- Chcę, żebyś był moim pierwszym i ostatnim.
Jego oczy ciemnieją, a potem przesuwa po mnie swoim ciałem, zamykając mnie w
klatce ze swoich ramion. Czuję, że jest twardy i próbuję nie jęknąć.
- Nie możesz mówić takich rzeczy, jeśli nie mówisz poważnie, Fallon.
Mówię bardzo poważnie. Po raz pierwszy zdaję sobie sprawę, że nie dbam o te pięć
lat. Nie obchodzi mnie to, że nie mam dwudziestu trzech lat. Zależy mi tylko na Benie
i na tym, co czuję, kiedy z nim jestem i jak bardzo tego chcę.
- Chcę, żebyś był moim jedynym. – mówię, mój ton jest cichszy, ale pobrzmiewa w
nim większa determinacja.
Krzywi się tak, jakby coś go bolało, ale wiem, że to coś dobrego. Bardzo dobrego.
Przesuwa kciukiem po moich ustach.
- Chcę być twoim jedynym, Fallon. Chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego. Ale
to się nie stanie dzisiaj, chyba że mi obiecasz, że będę w stanie usłyszeć twój głos
jutro i każdego dnia po jutrze.
Kiwam głową, zaskoczona, że o tym rozmawiamy. Zupełnie nie tego spodziewałam
się, kiedy siedziałam w samolocie. Ale wiem, że to prawda. Nigdy nie spotkam nikogo
innego, kto umiałby tak jak on sprawić, że czuję się tak, jak się czuję. Ludzie nie mają
tego szczęścia w życiu więcej niż raz.
- Obiecuję.
- Mówię poważnie. Zanim jutro pojedziesz, chcę mieć twój numer.
Znowu kiwam głową.
- Dostaniesz go. Chcę, żebyś go miał. I mój adres e-mail. Nawet pójdę kupić drukarkę
z faksem, żebyś ten numer też mógł mieć.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 132


- Kochanie. – mówi, uśmiechając się powoli. – Już sprawiłaś, że to najlepszy seks w
moim życiu, a jeszcze w ciebie nie wszedłem.
Przygryzam wargę, przesuwając palcami po jego szyi i obejmuję dłonią jego twarz.
- Więc na co czekasz?
Wzdycha, a jego oddech jest chrapliwy.
- Chyba na to, aż się obudzę. – Zniża się i całuje moją szyję. – Bo ja śnię, prawda?
Kręcę głową, a on w tym samym czasie porusza swoimi biodrami przy moich.
Wyrywa mi się jęk, a jego delikatny pocałunek przy mojej szyi zmienia się w inny,
dziki.
- Zdecydowanie śnię. – mamrocze. Przyciska usta do mojego gardła i czubkiem
języka dotyka mojej skóry, po czym znowu mnie całuje. To zdecydowanie
najseksowniejsza rzecz, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam.
Sekundy zmieniają się w minuty. Palce zmieniają się w dłonie. Dokuczanie zmienia
się w tortury. Tortura zmienia się w niewyobrażalną przyjemność.
Jego bokserki lądują na podłodze. W niesamowitym pokazie silnej woli przyciska się
do mnie, ale nadal we mnie nie wchodzi.
- Fallon. – szepce, przeciągając ustami po moich wargach. – Dziękuję za ten piękny
dar.
Jak tylko te słowa opuszczają jego usta, przyciska swoje wargi do moich w głębokim
pocałunku. Moje całe ciało napina się w przypływie bólu, który się przeze mnie
przelewa, kiedy we mnie wchodzi, ale perfekcja tego, jak do siebie pasujemy sprawia,
że ból jest zaledwie niedogodnością.
To jest piękne.
On jest piękny.
I w jakiś sposób, przez to, jak na mnie patrzy, wierzę, że nawet ja jestem piękna.
Przyciska usta do mojego usta i szepce:
- Żadne połączenie słów nie może oddać sprawiedliwości tego momentu.
Uśmiecham się pomiędzy jękami.
- Jak w takim razie to opiszesz?
Całuje mnie, delikatnie, w prawy kącik ust.
- Chyba będę musiał po prostu urwać w tym momencie…

Tłumaczenie: marika1311 Strona 133


***

Nie jestem pewna czy seks powinien sprawiać, że tracisz część siebie na rzecz
osoby, która jest w tobie, ale dokładnie tak się czuję. To było tak, jakby w sekundzie,
gdy nasze ciała się połączyły, cząstki jego duszy przeszły do mnie, a cząstki mojej do
niego. Jak dotąd to był najbardziej intensywny moment, jaki z kimkolwiek dzieliłam.
Czuję ciepło rozprzestrzeniające się po mojej twarzy, jakbym miała się rozpłakać,
ale wstrzymuję łzy. Po prostu wiem, że nie ma mowy, żebym po tym mogła się z nim
pożegnać. To mnie rozerwie na strzępy, gorzej, niż w zeszłym roku. Nie mogę
przetrwać kolejnego dnia bez niego jako części mojego życia. Nie po tym.
Obejmuje mnie ręką i chociaż minęło już kilka minut, a on był już w łazience i
wczołgał się z powrotem do łóżka, wciąż oddycha tak, jakby był we mnie zaledwie
kilka sekund temu. Chyba podoba mi się ta część seksu. Ta „po”. Cisza. Wciąż czuje
się to połączenie, mimo że fizycznie już ono nie występuje.
Jego usta ocierają się o moje ramię – to z bliznami – i składa na mojej skórze
najdelikatniejszy pocałunek. Tak miękki i przemyślany, że czuję się tak, jakby to było
coś więcej niż ten prosty gest. Jakby to była obietnica i dałabym wszystko, żeby móc
w tej chwili czytać w jego myślach.
- Fallon. – szepce, przyciągając mnie bliżej siebie. – Pamiętasz te wszystkie książki,
do których przeczytania mnie zmusiłaś?
- Ja kazałam przeczytać ci tylko pięć. Resztę już czytałeś z własnej woli.
Przesuwa nosem po mojej szyi, aż jego usta trafiają na moje ucho.
- Cóż – kontynuuje – myślałem o tych niektórych rzeczach, które faceci mówią,
kiedy są z dziewczyną. Te, o których mówiliśmy, że nigdy byśmy ich nie powiedzieli?
Jak to, że facet mówi dziewczynie, że ją posiądzie? Wiem, że wcześniej się z tego
śmieliśmy, ale… jasna cholera. – Odsuwa się i wpatruje się we mnie intensywnym
wzrokiem. – Nigdy niczego nie chciałem tak powiedzieć, jak tych rzeczy, kiedy byłem
w tobie. Ostatkami sił powstrzymywałem się, żeby tego nie robić.
Nigdy nie sądziłam, że jakieś zdanie może sprawić, że jęknę, ale tak się właśnie
dzieje.
- Gdybyś to zrobił… nie poprosiłabym, żebyś przestał.
Przesuwa ustami po moim policzku, aż dociera do moich ust.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 134


- Nie będę ci tego mówił, dopóki naprawdę nie będziesz moja. – Obejmuje mnie,
przytulając do siebie, prosząc mnie bez słów o to, czego nie mówi. Wyczuwam to.
Desperację. – Fallon. – mówi napiętym głosem. – Nie chcę się z tobą żegnać, kiedy się
obudzimy.
Jego słowa wydrążają dziurę w samym środku mojego serca.
- Tym razem będziesz miał mój numer. Możesz do mnie dzwonić.
- Codziennie? – pyta z nadzieją.
- Byłabym zła, gdybyś tego nie robił.
- Dwa razy dziennie?
Parskam śmiechem.
- Mogę cię codziennie widywać?
Kręcę głową, bo to tak naprawdę nie jest możliwe.
- To byłoby trochę drogie. – stwierdzam.
- Nie, gdybym mieszkał w tym samym mieście, co ty.
Mój uśmiech natychmiastowo znika. Nie dlatego, że to nie brzmi zachęcająco. Ale
dlatego, że to nie jest niewinna uwaga. Ludzie nie mogą tak po prostu mówić o
przeprowadzce na drugi koniec kraju dla kogoś innego, jeśli naprawdę tego nie chcą.
Przełykam gulę w gardle.
- Co ty sugerujesz, Ben?
Ponownie przewraca się na bok i opiera głowę o rękę.
- Myślę o sprzedaży domu, jeśli Ian nie miałby nic przeciwko. Według matki Jordyn,
ona wraca do niej. Kyle odszedł. Iana nawet nigdy tutaj nie ma. Jedyna osoba, obok
której chcę być blisko, jest w Nowym Jorku. Zastanawiam się, co ona by pomyślała,
gdybym się tam przeprowadził.
Nie mogę uwierzyć, że o tym rozmawiamy. I chociaż wiem, że musimy o tym
porozmawiać bez zamroczenia po seksie, to niczego nie pragnę bardziej, niż móc
widywać go każdego dnia. Niż gdyby był częścią mojego życia.
Poza jednym małym detalem.
- A co z książką? – pytam. – Powinniśmy się spotkać jeszcze trzy razy. Nie chcesz jej
skończyć?
Przez chwilę rozważa moje pytanie, po czym powoli kręci głową.
- Nie. – odpowiada po prostu. – Nie, jeśli to oznacza, że nie możemy być razem. – W
jego minie nie ma śladu zawahania.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 135


Mówi poważnie. Naprawdę chce się przeprowadzić do Nowego Jorku. A ja pragnę
go bardziej, niż kiedykolwiek będę czegoś pragnęła.
- Będziesz potrzebował kurtki.
Jego uśmiech zmienia wyraz całej jego twarzy. Podnosi dłoń do mojego policzka i
przesuwa palcami po mojej szczęce, kciukiem dotykając ust.
- I żyli długo i szczęśliwie.

***

Wczoraj wieczorem, kiedy otworzył drzwi i zobaczyłam go pierwszy raz w tym


roku, widziałam ból w każdej rysie jego twarzy. Był tak, jakby śmierć jego brata
dodała mu pięć lat.
Ale w tej chwili, w jakiś sposób, wygląda tak jak wtedy, gdy go poznałam.
Zaniedbany i niechlujny. Uroczy. Piękny. Jest w tej chwili najbardziej spokojny od
momentu, kiedy go wczoraj zobaczyłam.
Całuję go lekko w policzek i schodzę z łóżka bez budzenia go. Zakładam na siebie
ubrania i wychodzę z pokoju, zmierzając na dół, żeby zobaczyć, czy mogę cokolwiek
posprzątać, zanim go obudzę, by się pożegnać.
Jest prawie czwarta rano. Kompletnie nie spodziewałam się tego, że kogoś tutaj
zobaczę, ale przy barku siedzi Jordyn.
Spogląda na mnie tak szybko, jak tylko wchodzę do kuchni. Jej oczy są
zaczerwienione i spuchnięte, ale nie płacze. Ma przed sobą całe pudełko pizzy i
bierze wielki kęs kawałka z pepperoni.
Czuję się źle, że na nią wpadłam. Biorąc pod uwagę to, co mówił Ben, Jordyn chciała
tylko przez kilka dni pobyć sama. Rozważam to, by wrócić do jego pokoju i dać jej
trochę prywatności. Musi widzieć moje wahanie, bo przesuwa pudełko w moją
stronę.
- Jesteś głodna? – pyta.
Trochę jestem. Siadam obok niej i biorę sobie kawałek. Siedzimy w ciszy, dopóki
ona nie kończy jeść drugiego. Wstaje i zabiera pudełko do lodówki. Kiedy wraca do
barku, podaje mi napój gazowany.
- Więc ty jesteś dziewczyną, o której Ben pisze książkę?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 136


Ręka z puszką zamiera mi przed ustami i czuję szok, że ona o tym wie. Nikt inny
przy stole nie wydawał się wiedzieć czegokolwiek o jego książce. Kiwam głową i
biorę łyk napoju.
Zmusza się do uśmiechu i patrzy w dół na swoje ręce, splecione na blacie przed nią.
- Jest świetnym pisarzem. – mówi. – Myślę, że ta książka to będzie dla niego coś
wielkiego. To ciekawy pomysł.
Odchrząkam, mając nadzieję, że nie dosłyszy szoku w moim głosie.
- Czytałaś coś z tego?
- Tylko fragmenty. – odpowiada, znowu się uśmiechając. – Jest bardzo wybredny co
do tego, jakie części mogę czytać, ale studiowałam angielski, więc czasami pyta mnie
o zdanie.
Biorę kolejnego łyka, jeszcze powstrzymując się od mówienia. Chcę ją o to zapytać,
ale nie chcę, żeby wiedziała, że jeszcze nie przeczytałam ani słowa z tego, co napisał.
- Kyle tak się cieszył, kiedy Ben podpisał kontrakt z agentem. – Jej oczy stają się
zamglone, kiedy wspomina imię swojego męża.
Odwracam od niej spojrzenie.
Agent?
Dlaczego mi o tym nie powiedział?
- Jak on się ma? – pyta.
- Ben?
Kiwa głową.
- Tak naprawdę jeszcze z nikim nie rozmawiałam. Wiem, że to samolubne z mojej
strony, bo nie tylko ja cierpię. Ale ja tylko…
Kładę dłoń na jej ręce i ją ściskam.
- Trzyma się. I rozumie to, Jordyn. Wszyscy rozumieją.
Ociera łzę serwetką leżącą obok. Czuję ścisk w piersi, kiedy widzę, jak próbuje się
trzymać. Żal mi jej, zwłaszcza że wiem, z czym się będzie musiała zmierzyć sama.
- Po prostu źle się czuję. Byłam tak bardzo pochłonięta tym, co straciłam w ciągu
dwóch dni, że nie pomyślałam o tym, jak bardzo to wpłynęło na Bena i Iana. To
znaczy, oby dwoje tu mieszkają. A teraz utknęli z dziewczyną, która niedługo urodzi.
Nie chcę, żeby czuli się zobowiązani do pomocy mi, ale… naprawdę nie chcę wracać
do Nevady. Nie mogę wprowadzić się z powrotem do mamy, kiedy tutaj jest mój
dom. Ja tylko… - Przyciska dłonie do twarzy. – Nie wiem, co robić. Nie chcę nikogo
obciążać, ale boję się, że nie poradzę sobie sama.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 137


Obejmuję ją, a ona zaczyna płakać w moją koszulkę. Nie miałam pojęcia, że nie chce
przeprowadzać się do matki. Ciekawe, czy Ben w ogóle o tym wie.
- Jordyn.
Obie podnosimy wzrok, kiedy Ben wypowiada jej imię. Stoi w progu kuchni ze
zrozpaczonym wyrazem twarzy. Kiedy na niego spogląda, zaczyna płakać nawet
jeszcze bardziej. Podchodzi do niej i ją obejmuje, więc wstaję i się trochę odsuwam,
dając im przestrzeń.
- Nigdzie nie pójdziesz, okej? – mówi. – Jesteś moją siostrą. Jesteś siostrą Iana. A
nasz bratanek będzie się tutaj wychowywał, tak jak to planowaliście z Kyle’m. –
Odsuwa się lekko i odgarnia jej włosy z twarzy. – Obiecaj mi, że pozwolisz nam sobie
pomóc.
Kiwa głową, ocierając więcej łez. Ledwie udaje jej się powiedzieć dziękuję pomiędzy
szlochami.
Nie mogę już patrzeć na jej płacz. Sama jestem na krawędzi łez przez samą wiedzę,
jak ona się boi. Biegnę po schodach prosto do sypialni Bena, gdzie mogę zebrać swoje
myśli. Wiele rzeczy przebiega mi przez głowę, większość z nich to obawy. Boję się, że
on podejmie decyzję w pośpiechu. Boję się, że jeśli mu powiem, jak bardzo chcę, by
przeprowadził się do Nowego Jorku, to naprawdę to zrobi, a jest oczywiste, że jego
bratowa go tutaj potrzebuje. Nie wspominając o możliwościach, które straci,
poddając się z książką. Czuję, że im szczersza będzie opowieść, tym większa szansa
na to, że ją sprzeda. Tak, chciałabym już w tej chwili rozpocząć związek, ale nie na to
godziliśmy się od samego początku. Jeśli po prostu się poddamy i skończymy naszą
umowę w środku, bez kontynuowania spotykania się tylko dziewiątego listopada,
zrezygnuje z tego, co najwyraźniej – według jego agenta – będzie świetną książką.
Nie mogę uwierzyć, że ma agenta.
To coś wielkiego i nie wiem, dlaczego mi o tym nie powiedział. I chociaż bardzo chcę
wierzyć, że nie przeszkadza mu niedokończenie książki, boję się, że podejmuje
decyzję w oparciu o duże emocje, które towarzyszą mu przez ostatnie kilka dni.
Ostatnią rzeczą, jaką dla niego chcę, to by podjął tak wielką decyzję, jak
przeprowadzka na drugi koniec kraju i potem tego żałował. Oczywiście, że
oddałabym wszystko, by mieć go przy sobie każdego dnia, ale jeszcze bardziej chcę,
żeby był zadowolony z decyzji, które podejmie. Wiem, że trzy lata czekania to długo,
ale te trzy lata mogą stworzyć wielką różnicę w jego sukcesie jako autora. Fakt, że
nasza historia jest prawdziwa, może zaintrygować czytelników i nawet jeśli jeszcze
niczego nie przeczytałam, to jestem przekonana, że musi to dokończyć.
Nie chcę być powodem, przez który nie skończy tego, co zaczął. Za kilka lat od teraz,
wróci myślami do dzisiejszego dnia i będzie się zastanawiał, czy nie podjął złej

Tłumaczenie: marika1311 Strona 138


decyzji. Może i tak nasze życia ułożyłyby się tak, że i tak bylibyśmy razem, to jednak
przez czekanie trzech lat mógłby osiągnąć cel, by napisać książkę, którą mi obiecał.
Ogromnie zmienił moje życie. Bardziej niż się kiedykolwiek o tym dowie. Gdyby nie
chodziło o niego, nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła odzyskać swoją pewność
siebie. Wiem, że nie miałabym odwagi na to, żeby iść na jakiekolwiek przesłuchanie.
Przebywanie z nim tylko jeden dzień w roku ma na mnie tak pozytywny wpływ, że
znienawidziłabym się, gdybym, ja wpłynęła na niego zupełnie odwrotnie.
Nie ma mowy, żeby mógł się przeprowadzić do Nowego Jorku, kiedy jego rodzina
potrzebuje go tutaj bardziej, niż kiedykolwiek. Jordyn będzie potrzebowała go tutaj
bardziej, niż ja w Nowym Jorku. On i Ian oboje będą tu potrzebni, a nie mogę być tą,
która namówi go do tego, by w takiej chwili są zostawił.
Chwytam za telefon i dzwonię po taksówkę, zanim się rozmyślę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 139


Ben

Zamykam drzwi do pokoju Jordyn, kiedy słyszę kroki Fallon schodzącej po


schodach. Wychodzę zza rogu, a ona wzdycha, przyciskając dłoń do serca.
- Przestraszyłeś mnie. – mówi, schodząc z ostatniego stopnia. – Jak ona się ma?
Zerkam przez korytarz w kierunku jej pokoju.
- Lepiej. – stwierdzam. – Chyba pizza jej pomogła.
Fallon uśmiecha się z uznaniem.
- To nie pizza jej pomogła, Ben. – Stawia dwa kolejne kroki, tym razem w stronę
drzwi frontowych. W końcu zauważam, że na ramieniu na torebkę, a na nogach buty.
Wygląda na gotową do wyjścia.
Włóczy nogami, przenosząc ciężar swojego ciała z jednej stopy na drugą. Wzrusza
ramionami, jakbym zadał jej pytanie, po czym w końcu na mnie spogląda.
- Wcześniej…
- Fallon. – przerywam jej. – Proszę, nie zmieniaj zdania.
Krzywi się, spoglądając w górę i na prawo, jakby próbowała powstrzymać łzy. Nie
zmieniła zdania. Nie może. Podchodzę do niej szybko i łapię ją za ręce.
- Proszę. Możemy to zrobić. Może nie mogę przeprowadzić się już teraz, ale to
zrobię. Niech tutaj najpierw się trochę uspokoi.
Ściska moje dłonie i wzdycha.
- Jordyn powiedziała, że masz agenta. – Brzmi na nieco urażoną i ma do tego prawo.
Powinienem był jej to powiedzieć, zanim usłyszała to od kogoś innego, ale byłem
myślami gdzie indziej.
- Tak, od kilku miesięcy. Pokazałem pomysł na książkę kilkorgu, a temu naprawdę
się spodobał. – Zdaję sobie sprawę, do czego zmierza, więc potrząsam głową. – To nie
jest ważne, Fallon. Mogę pisać gdziekolwiek.
Wiązka światła pada na ścianę, a ona zerka ponad ramieniem. Przyjechała jej
taksówka.
- Proszę. – mówię błagalnym tonem. – Daj mi przynajmniej twój numer. Zadzwonię
do ciebie jutro i wtedy to jakoś rozgryziemy, okej? – Próbuję brzmieć na spokojnego,
ale ciężko ukrywać panikę budującą się w mojej piersi.
Nagradza mnie spojrzeniem, które przypomina litość.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 140


- To było kilka emocjonalnych dni, Ben. To nie fair z mojej strony, żeby w tej chwili
zmuszać cię do podejmowania takich decyzji. – Przyciska usta do mojego policzka, po
czym odwraca się do drzwi. Idę za nią, nie pozwalając jej zmienić zdania w taki
sposób.
Kiedy dociera do taksówki, odwraca się do mnie, a jej mina jest niezachwiana.
- Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym nie zachęcała cię do tego, byś podążał za
swoimi marzeniami, tak jak ty zachęcałeś do tego mnie. Proszę, nie proś mnie, bym
była powodem, dla którego z nich zrezygnujesz. To niesprawiedliwe.
Wyczuwam desperację w jej słowach, a to sprawia, że wszystkie słowa więzną mi w
gardle. Obejmuje mnie, wtulając twarz w moją pierś. Trzymam ją mocno, mając
nadzieję, że czuje, jak bardzo potrzebuję tego, by ze mną została, że zmieni zdanie.
Ale nie robi tego. Puszcza mnie i otwiera drzwi samochodu.
Nigdy wcześniej nie chciałem użyć siły fizycznej z dziewczyną, ale mam ochotę
popchnąć ją na ziemię i przyszpilić do niej swoim ciałem, czekając aż taksówkarz
odjedzie.
- Przyjadę tu za rok. – mówi. – Chcę poznać twojego bratanka. Spotkamy się w tej
samej restauracji, okej? Ta sama godzina, to samo miejsce?
Co?
Czy my w ogóle przeżyliśmy te same osiem godzin?
Czy ona upadła na głowę?
Nie, nie zgadzam się na to. Oszalała, jeśli myśli, że tak po prostu przybiję jej piątkę i
powiem, że widzimy się za rok. Potrząsam stanowczo głową i zatrzaskuję drzwi auta,
nie pozwalając, by weszła do środka.
- Nie, Fallon. Nie możesz tak po prostu zgodzić się, żeby mnie kochać, a potem tego
cofać, bo uważasz, że to nie jest dla mnie dobre. To tak nie działa.
Zaskakują ją moje słowa. Chyba oczekiwała, że pozwolę jej odejść bez walki, ale ona
nie jest typem dziewczyny, o którą decydujesz się walczyć, czy nie. Jest typem
dziewczyny, za którą walczysz do samego końca.
Opiera się o samochód i krzyżuje ramiona na piersi. Spogląda na ziemię, ale ja
patrzę na nią.
- Ben. – mówi głosem zaledwie trochę głośniejszym od szeptu. – Nie musisz być w
Nowym Jorku. Musisz być tutaj. Tylko bym cię rozpraszała i nigdy nie skończyłbyś
książki. To tylko trzy lata. Jeśli mamy być razem, trzy lata to nic.
Parskam śmiechem, ale jest krótki i pozbawiony radości.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 141


- Mamy być razem? Czy ty siebie słyszysz? To nie jest jedna z twoich bajek, Fallon.
To jest prawdziwe życie, a w prawdziwym życiu musisz się zaharowywać, żeby mieć
swoje szczęśliwe zakończenie! – Chwytam się za kark i cofam od niej o krok,
próbując powstrzymać swoją frustrację, ale ta wylewa się ze mnie za każdym razem,
kiedy pomyślę o tym, jak łatwo ona może wsiąść do tej taksówki wiedząc, że nie
zobaczy mnie przez kolejny rok. – Kiedy znajdujesz miłość, to ją bierzesz. Chwytasz
obiema rękami i robisz co w swojej mocy, żeby jej nie puścić. Nie możesz tak po
prostu od niej odejść i oczekiwać, że będzie trwać, dopóki nie będziesz na nią
gotowa.
Nie wiem, skąd to mi się wzięło. Nigdy wcześniej nie byłem na nią zły, ale jestem
wkurwiony, bo to boli. Boli wiedza o tym, czym właśnie podzieliliśmy się na górze, a
potem, po przemyśleniu tego, stwierdza, że to nic dla niej nie znaczy. Że ja nic dla niej
nie znaczę.
Otwiera szeroko oczy i przygląda mi się, kiedy przedzieram się przez każde uczucie,
jakie prawdopodobnie może czuć facet. Ten tydzień był ich pełny. Od śmierci Kyle’a,
przez rozmowę z Fallon przez telefon wczoraj rano, zobaczenie jej pod moimi
drzwiami, załamanie się na moim łóżku, do kochania się z nią na tym samym miejscu.
Gdybym zebrał te emocje w jeden wykres, wyglądałby jak wielkie fale.
Widzę, jak zerka na taksówkę, jakby rozważała swoją decyzję. Robię krok do przodu
i kładę jej dłonie na ramionach, zmuszając do tego, by na mnie spojrzała.
- Nie odchodź od tego.
Jej ramiona opadają z westchnieniem. Potrząsa lekko głową.
- Ben, nie odchodzę od tego. Nie robię nic, na co nie zgodziliśmy się pierwszego
dnia. To ja tutaj trzymam się zasad. Zgodziliśmy się na pięć lat. I tak, mieliśmy na
górze drobną przeszkodę, kiedy prawie to zawaliliśmy…
Przerywam jej.
- Przeszkodę? – Wskazuję na dom. – Czy ty właśnie określiłaś to, że zgodziliśmy się
na rozpoczęcie związku, jako… przeszkodę?
Jej twarz od razu przybiera przepraszający wyraz, ale nie chcę, żeby przepraszała.
To chyba ja się tutaj mylę, bo kiedy wcześniej się z nią kochałem, wiedziałem, że to,
co się dzieje między nami... większość ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy z tego
istnienia. I gdyby nawet w niewielkim stopniu czuła to samo, nie ma mowy, żeby w
tej chwili mówiła takie rzeczy.
Mój żołądek się zaciska i mam ochotę zwinąć się z bólu. Ale zamiast tego trzymam
się i oferuję jej ostatnią szansę, by udowodniła mi, że ten cały dzień nie był
jednostronny.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 142


Chwytam jej twarz, owijając palce dookoła jej karku. Przeciągam kciukami po jej
policzkach i zachęcam do tego, by na mnie spojrzała. Delikatnie jej dotykam – tak
delikatnie, jak moje palce są w stanie to zrobić. Przełyka ślinę i widzę, że zmiana w
moim zachowaniu sprawia, że się denerwuje.
- Fallon. – odzywam się, mówiąc spokojnie i szczerze. – Nie obchodzi mnie ta
książka. Nawet nie chcę jej kończyć. Zależy mi tylko na tobie. Na byciu z tobą każdego
dnia. Widywaniu cię każdego dnia. Ale jeśli nie chcesz dokończyć zakochiwania się
we mnie, to musisz mi to powiedzieć teraz. Chcesz, żebym był częścią twojego życia
częściej, niż tylko dziewiątego listopada? Jeśli powiesz nie, odwrócę się i wrócę z
powrotem do domu, a stan rzeczy wróci do tego, jakim był, zanim wczoraj
przyjechałaś. Będę nadal pracował nad książką i spotkamy się w przyszłym roku. Ale
jeśli powiesz tak… jeśli powiesz mi, że chcesz spędzić każdy dzień w tym roku ze
mną, zakochując się we mnie, to zamierzam cię teraz pocałować. I obiecuję, że to
będzie jedenastka. I spędzę każdy dzień na udowadnianiu ci tego, że podjęłaś
prawidłową decyzję.
Nie puszczam jej twarzy. A ona nie spuszcza ze mnie wzroku.
A potem po jej policzku powoli spływa łza. Potrząsa głową.
- Ben, nie możesz…
- Tak albo nie, Fallon. Tylko tyle chcę usłyszeć.
Proszę, powiedz tak. Proszę, powiedz, że jeszcze nie skończyłaś się we mnie
zakochiwać.
- Musisz być w tym roku tutaj, dla swojej rodziny. Wiesz o tym równie dobrze co ja,
Ben. Nie potrzebujemy tego, żeby ten związek skończył się przez telefon. A dokładnie
tak się stanie, bo będziemy spędzać każdą minutę, wisząc na telefonie, chcąc ze sobą
rozmawiać, zamiast skupiać się za swoich celach. Będziemy zmieniać wszystko, żeby
tylko być razem, a tak nie powinno być. Jeszcze nie. Musimy skończyć to, co
zaczęliśmy.
Wpuszczam to wszystko jednym uchem i wypuszczam drugim, bo to nie jest
odpowiedź, jakiej chcę. Obniżam się tak, że patrzę jej prosto w oczy.
- Tak albo nie.
Bierze drżący oddech. A potem, w słabym wysiłku, by brzmieć szczerze, mówi:
- Nie. Nie, Ben. Wróć do środka i dokończ swoją książkę.
Spływa kolejna łza, ale tym razem z mojego oka.
Biorę krok z tył i ją puszczam. Kiedy siada na tylnym siedzeniu taksówki, spuszcza
szybę, ale nie patrzę na jej twarz. Gapię się na ziemię pod moimi stopami, czekając,
czy ta rozstąpi się i mnie pochłonie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 143


- Najbardziej chcę, żeby cały świat się z ciebie śmiał, Ben. – Słyszę łzy w jej głosie. –
A nie może tego zrobić, jeśli nie zrobię dla ciebie tego, co ty zrobiłeś dla mnie
pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy. Puściłeś mnie. Zachęciłeś mnie, żebym
pojechała. I chcę tego samego dla ciebie. Chcę, żebyś gonił za swoimi pasjami, a nie za
głosem serca.
Taksówka zaczyna się cofać, a ja przez krótką chwilę myślę, czy ona zdaje sobie
sprawę, jak popieprzone są jej priorytety, bo ona jest moją pasją. Książka była tylko
wymówką.
Rozważam pobiegnięcie za nią – danie jej występu wartego książki. Mógłbym gonić
samochód, a kiedy by się zatrzymał, otworzyłbym tylne drzwi, przyciągnął ją do
siebie i powiedział, że ją kochał. Że skończyłem się w niej zakochiwać prawie od razu
po tym, jak zacząłem, bo po prostu wpadłem. Pędem. Od razu. Natychmiastowa
miłość.
Ale ona nienawidzi natychmiastowej miłości. Najwyraźniej nienawidzi prawie
natychmiastowej miłości i miłości wolnej i miłości w ślimaczym tempie i miłości w
ogóle i…
- Kurwa!
Przeklinam na środku pustej ulicy, bo choć raz dostaję dokładnie to, na co zasługuję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 144


Czwarty dziewiąty listopad

W jej ciemności – ona milczy.


W mojej – krzyczy.

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 145


Fallon

Nawet wliczając noc, kiedy zostałam powołana jako dublerka, nie byłam tak
zdenerwowana. Jestem ponad godzinę za szybko, ale nasze miejsce było już zajęte,
kiedy rano tutaj przyjechałam, więc wybrałam to obok.
Uderzam palcami o stół, zerkając na drzwi za każdym razem, gdy ktoś wchodzi.
Nie mam pojęcia, jak mam zacząć tą rozmowę. Jak mam mu powiedzieć, że jak tylko
odjechałam w zeszłym roku, wiedziałam, że popełniam największy błąd w moim
życiu? Jak mam powiedzieć, że podjęłam decyzję w ostatniej chwili dla jego korzyści?
Że myślałam, że jeśli powiem mu, że nie chcę się w nim zakochać, to by mu to w jakiś
sposób pomogło? A co ważniejsze, jak mam mu powiedzieć o tym, że
przeprowadziłam się z powrotem do Los Angeles tylko dla niego? Cóż, może nie do
końca tylko dla niego. Kilka miesięcy temu podjęłam ogromny krok w zmianie
kariery.
Kiedy wróciłam do teatru, zostałam poproszona o to, by pomagać innym z
kwestiami, bo ludzie mieli zaufanie do mojego talentu. Myślę, że można powiedzieć,
że w pewnym sensie nauczałam aktorstwa. Radość, którą od tego zyskałam
przylgnęła do mnie i z czasem zdałam sobie sprawę, że o wiele bardziej cieszę się,
pomagając innym aktorom z ich rolami, niż byciem aktorką.
Minęło kilka miesięcy, zanim w końcu zaakceptowałam to, że może moim celem nie
było już zostanie aktorką. Ludzie się zmieniają. Dorastają. Pasje ewoluują, a moja
zmieniła się w chęć pomagania innym w rozwoju ich talentów.
Rozglądałam się po szkołach w całym kraju, ale z moją matką, Amber i tak, Benem w
Los Angeles – nie było innego miasta do wyboru.
I chociaż kwestionuję moją decyzję, by nie zgadzać się w zeszłym roku na to, by z
nim być, to wiem, że w dłuższej perspektywie to najlepsze rozwiązanie. Nigdy
wcześniej nie byłam bardziej zadowolona ze swojej kariery niż jestem w tej chwili, a
nie jestem pewna, czy to by się stało, gdyby Ben był w pobliżu. Więc pomimo błędów,
które zostały popełnione, niczego nie żałuję. Myślę, że ułożyło się dokładnie tak, jak
powinny.
Ale zarówno Ben i ja możemy poświadczyć, że przez rok wiele może się zmienić,
więc jestem przerażona tym, że mógł zmienić zdanie. Może nawet nie chce już ze
mną być, tak jak chciał w zeszłym roku. Wciąż może być na mnie tak wkurzony, że
nawet się nie pojawi.
Ale to nie dlatego tak naprawdę jestem zdenerwowana.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 146


Denerwuję się, bo wiem, że to zrobi. Zawsze się pojawia. Ale w tym roku nie mam
pojęcia, na czym stoimy. W zeszłym roku rozstaliśmy się w naprawdę złych
okolicznościach i biorę za to na siebie pełną winę, ale musi zrozumieć, że gdyby role
się odwróciły, zrobiłby to samo dla mnie. Gdybym wyjawiła tak wielką deklarację w
środku takiego cierpienia, przyznałby, że to może nie najlepszy czas do
podejmowania takich decyzji. I na pewno nie może mnie winić za to, że zachęcałam
go, by został i pomógł swojej rodzinie. Jego brat właśnie zginął. Jego bratowa go
potrzebowała. Jego bratanek go potrzebował. Tak trzeba było postąpić. Zrobiłby to
samo dla mnie. Po prostu przyjął to tak ciężko, bo już był emocjonalnie słaby.
Prawie stwierdzam, że niezapowiedziany przyjazd w zeszłym roku był błędem.
Czuję, że narobiłam więcej szkód niż pożytku.
Moje myśli zostają przerwane, kiedy czuję dłoń na ramieniu. Spoglądam w górę,
spodziewając się, że zobaczę Bena. I tak jest… ale to nie jest tylko Ben. To Ben z…
dzieckiem.
Jego bratanek.
Od razu to wiem, bo ma oczy Bena. Oczy Kyle’a.
Uświadamiam sobie wszystko na raz i próbuję przetworzyć każdą rzecz z osobna.
Po pierwsze fakt, że Ben się pojawił. I uśmiecha się do mnie, kiedy wstaję, by go
przytulić, więc to jest wystarczające, by wywołać u mnie ogromną ulgę.
Po drugie, jego ręka owinięta jest wokół chłopczyka, którego on trzyma przy swoim
biodrze, opierającego główkę przy jego piersi. Jego widok z bratankiem zapewnia
mnie, że oboje w tym roku podjęliśmy dobre decyzje, nieważne, czy wtedy się z tym
zgadzał, czy nie.
Miałam nadzieję poznać jego bratanka później, bo myślałam, że będę miała szansę
najpierw porozmawiać z Benem, sam na sam, o tym, jak pożegnaliśmy się w zeszłym
roku. Ale mogę się dostosować. Zwłaszcza dla takiego słodkiego dziecka.
Nieśmiało się do mnie uśmiecha i widzę, jak bardzo przypomina Jordyn. Prawie po
równo ma geny jej i Kyle’a. Ciekawe, jak ona się z tym czuje… widząc w swoim synu
Kyle’a.
Kiedy Ben mnie puszcza, uśmiecha się do małego chłopca.
- Fallon, chciałbym przedstawić ci mojego bratanka, Olivera. – Podnosi maleńki
nadgarstek chłopczyka i kiwa do mnie jego ręką. – Oliver, to jest Fallon.
Podnoszę rękę, a Oliver od razu wyciąga ręce w moim kierunku. Zszokowana,
pozwalam mu się do siebie przysunąć, przyciągając go do siebie w ten sam sposób, w
jaki trzymał go Ben. Dużo czasu minęło, kiedy ostatni raz trzymałam dziecko, ale
wolę, że bratanek Bena chce, bym go potrzymała, a nie płacze, gdybym tego
spróbowała.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 147


- Lubi ładnie panie. – mówi Ben, mrugając do mnie i puszczając małego, kiedy już go
trzymam. – Tylko przyniosę krzesełko.
Ben odchodzi, więc siadam z Oliverem, sadzając go na stole przede mną.
- Ale jesteś słodziutki. – mówię do dziecka. I taki jest. Wydaje się być bardzo
szczęśliwym dzieckiem i to sprawia, że cieszę się z tego dla Jordyn. Ale i tak czuję
smutek, gdy myślę o tym, że Kyle nigdy nie pozna swojego syna. Odpycham od siebie
tę myśl, kiedy Ben wraca z krzesełkiem dla dziecka.
Przysuwa go do naszego boksu i sadza w nim Olivera. Dopiero kiedy Ben ściąga z
siebie torbę na pieluchy, zauważam, że ją w ogóle ma. Grzebie w niej, dopóki nie
znajduje pojemnika na przekąski, a potem kładzie przed Oliverem kilka płatków
Cheerios, choć najpierw wyciera blat krzesełka. Przez ten cały czas normalnie mówi
do chłopczyka. Nie mówi do niego tak, jak ludzie czasem mówią do dzieci i
skłamałabym, gdybym powiedziała, że patrzenie jak rozmawia z dzieckiem, jakby
było na tym samym poziomie, co on, nie jest urocze.
Ben naprawdę radzi sobie z dzieckiem. To imponujące. I… trochę seksowne.
- Ile ma już miesięcy?
- Dziesięć. – odpowiada. – Urodził się w Nowy Rok. Kilka dni za szybko, ale wszystko
było w porządku.
- Więc cały świat świętuje jego urodziny z fajerwerkami, tak jak twoje?
Ben uśmiecha się szeroko.
- Wiesz, że nawet o tym nie pomyślałem? – Oliver bawi się płatkami przed sobą,
kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jest w centrum uwagi. Co w sumie jest
ulgą, bo może Ben i ja będziemy w stanie przeprowadzić poważną rozmowę, nawet
mimo towarzystwa jego bratanka.
Ben przesuwa ręką po stole i ściska moją, a moje serce rozgrzewa się od tego
małego gestu.
- Naprawdę dobrze cię widzieć, Fallon. – mówi, przesuwając kciukiem po moim. –
Bardzo dobrze.
Szczerość w jego spojrzeniu sprawia, że mam ochotę rzucić się na ten stół i
pocałować go tutaj, teraz. Nie nienawidzi mnie. Nie jest na mnie zły. Czuję się tak,
jakbym właśnie wzięła pierwszy, głęboki oddech w tym roku.
Odwracam rękę, żeby złapać jego dłoń, ale jak tylko to robię, on się odsuwa, by
przysunąć do Olivera płatki.
- Przepraszam, że musiałem go zabrać. Jordyn musiała dziś pracować, a opiekunka
zadzwoniła w ostatniej chwili, że nie może przyjść.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 148


- Nie szkodzi. – stwierdzam. I naprawdę tak jest. Uwielbiam przyglądać mu się z
dzieckiem. To dodaje jego kolejną stronę, której jeszcze nie widziałam. – Jak ma się
Jordyn?
- Dobrze. – Kiwa głową, jakby chciał też o tym przekonać siebie. – Naprawdę dobrze.
Jest świetną mamą. Kyle byłby dumny. – Ostatnie zdanie wypowiada ciszej niż resztę.
– A co z tobą? Jak Nowy Jork?
Nie wiem, jak na to odpowiedzieć. Nie sądzę, żeby to był odpowiedni moment, by to
wyciągać, więc zmieniam temat.
- To zawsze jest takie dziwne. – mówię. – Zobaczyć cię po raz pierwszy od roku.
Nigdy nie wiem, co powiedzieć ani zrobić. – Kłamię. To nigdy nie było dziwne, ale
dzięki dniu w zeszłym roku, dzisiaj jest bardzo niezręcznie.
Sięga przez stół i kładzie dłoń na moim nadgarstku, lekko go ściskając.
- Ja też się denerwuję. – mówi pocieszająco. Jego wzrok opada na nasze ręce, po
czym odsuwa dłoń i odchrząka. To urocze, jak stara się być taktowny przed
Oliverem.
- Zamówiłaś już? – Podnosi menu i przez chwilę się na nie patrzy, ale wiem, że go
nie czyta.
Jest bardziej zdenerwowany, niż powinien być, ale w zeszłym roku niezręcznie to
zakończyliśmy. Martwię się, że to nie nerwy go dręczą, a trochę goryczy. Wiem, że go
wtedy zraniłam, ale na pewno miał czas, by zrozumieć, dlaczego tak postąpiłam. I
mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę z tego, że odejście od niego bolało mnie
prawdopodobnie bardziej niż go. Cały ostatni rok spędziłam z ciężkim sercem, bo to
wciąż było w moich myślach.
Oboje zamawiamy coś do jedzenia, a Ben dodatkowo bierze puree dla Olivera, co
uważam za uroczy gest. Próbuję zmniejszyć nasze zdenerwowanie niezobowiązującą
rozmową. Mówię mu o tym, że zdecydowałam, że moim nowym celem jest otwarcie
studia talentów. Uśmiechnął się i powiedział, że już nie jestem Przemijającą Fallon.
Zapytałam go, kim teraz jestem, a on spojrzał na mnie w zamyśleniu i powiedział, że
jestem Fallon Nauczycielką. Spodobało mi się to brzmienie.
Powiedział, że w maju skończył studia i trochę zasmuciło mnie to, że nie byłam na
jego zakończeniu, ale wiem, że w przyszłości będzie wiele takich okazji. Pójdę na jego
zakończenie, gdy zdobędzie wyższe wykształcenie, bo mówi, że teraz działa w tym
kierunku. Ma pracę jako freelancer dla magazynu online i postanowił związać swoją
przyszłą karierę z technicznym pisaniem.
Podczas przerw w rozmowie, Ben nabiera puree na łyżeczkę i karmi Olivera.
Chłopczyk pociera oczy i wygląda tak, jakby miał wpaść głową wprost do swojej
miski.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 149


- Mówi już coś?
Ben uśmiecha się do Olivera, głaszcząc go dłonią po maleńkiej główce.
- Kilka słów. Chociaż jestem pewny, że to wychodzi przez przypadek. Głównie sobie
gaworzy. – Ben się śmieje, ale potem mówi: - Chociaż powiedział swoje pierwsze
przekleństwo. W nocy mamy włączoną elektryczną niańkę i wyraźnie powiedział
gówno. Ten mały facecik wcześnie zaczyna. – mówi, żartobliwie szczypiąc Olivera w
policzek. Ten się do niego uśmiecha, a kiedy to robi, wszystko na raz we mnie uderza.
Ben traktuje go tak, jak ojciec powinien traktować swojego syna.
Oliver patrzy na Bena tak, jakby ten był jego ojcem.
Ben odniósł się do siebie i Jordyn jako „my”.
I mają w nocy włączoną elektryczną niańkę… co oznacza… że śpią w jednym pokoju?
Zasysam oddech w chwili, gdy czuję, że cały świat zaczyna wirować. Łapię się stołu,
kiedy to do mnie dociera.
Ale ze mnie idiotka.
Ben od razu zauważa zmianę w moim zachowaniu, a kiedy na niego spoglądam,
zaczyna powoli kręcić głową, zdając sobie sprawę ze swojej wpadki.
- Fallon. – mówi cicho. Ale nie oferuje żadnych innych słów. To jasne, że już to wiem
i nie robi nic, żeby zaprzeczyć moim przypuszczeniom. Patrzy na mnie
przepraszająco.
Natychmiastowa zazdrość.
Narastająca, wściekła, szalona zazdrość. Zmuszam się do tego, by wstać od stołu i
pobiec do łazienki, bo nie chcę, żeby zobaczył, jak to mnie zniszczyło w ciągu kilku
sekund. Woła za mną, ale się nie zatrzymuję. Cieszę się, że zabrał ze sobą Olivera, bo
teraz nie może za mną pobiec.
Podchodzę prosto do zlewu i kurczowo chwytam się krawędzi umywalki, patrząc na
siebie w lustrze.
Uspokój się, Fallon. Nie płacz. Wstrzymaj się z załamywaniem zanim nie dotrzesz do
domu.
Nie jestem na to przygotowana. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Czuję, że
pękło mi serce, napełniając moje płuca krwią i sprawiając, że oddychanie staje się
niemożliwe.
Powstrzymywanie łez staje się jeszcze trudniejsze, kiedy drzwi łazienki otwierają
się i zamykają. Podnoszę wzrok i widzę Bena, stojącego tam i trzymającego Olivera,
patrzącego na mnie z głębokim, przejmującym żalem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 150


Zamykam oczy, żebym nie musiała patrzeć na jego odbicie w lustrze. Opuszczam
głowę między ramiona i zaczynam płakać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 151


Ben

Nie tak miała się o tym dowiedzieć. Zamierzałem jej to wkrótce powiedzieć, ale
chciałem być łagodny. Nie żebym spodziewał się tego, że się załamie faktem, że
spotykam się z Jordyn. W rzeczywistości myślałem, że większe szanse były na to, że
będzie się ze mną cieszyć, a nie, że się tym zdenerwuje. W ogóle nie spodziewałem
się takiej reakcji. Dlaczego zachowuje się tak, jakby się tym tak bardzo przejmowała,
skoro w zeszłym roku wyraziła się dość jasno w tym, że nie jest zainteresowana
niczym więcej poza umową, na którą się zgodziliśmy?
Ale przez jej reakcję oczywiste jest, że jej zależy. Że jej zależało. Ale niezależnie od
przyczyny, nie chciała ze mną być wtedy, gdy potrzebowałem jej najbardziej.
Próbuję się jakoś trzymać, biorąc pod uwagę to, że mam na rękach Olivera, ale
każda część mnie ma ochotę paść na kolana i wrzasnąć.
Stawiam kilka niepewnych kroków do przodu, dopóki nie stoję tuż za nią. Delikatnie
łapię ją za łokieć, chcąc, by się do mnie odwróciła, ale odgania moją dłoń i przechodzi
do drugiej części łazienki. Bierze ręcznik papierowy i ociera oczy, wciąż obrócona do
mnie tyłem.
- Nie chciałem, żeby to się stało. – Słowa wyślizgują mi się z ust, jakby to w jakiś
sposób miało ją pocieszyć. Od razu chcę je cofnąć. Nie ma znaczenia to, że Fallon
zostawiła tak ogromną dziurę w moim sercu, że nie mógłbym sobie poradzić, gdyby
ktoś inny do niego nie dotarł. Nie ma znaczenia to, że ja i Jordyn byliśmy załamani po
śmierci Kyle’a. Nie ma znaczenia to, że między nami nic się nie działo, dopóki nie
urodził się Oliver. Nie ma znaczenia to, że z Jordyn nigdy nie będę miał tego, co z
Fallon, choć Oliver nadrabia wszelkie braki w związku.
Ważne jest tylko to, że Fallon jest niespodziewanym momentem zwrotnym w naszej
relacji. Takim, którego żadne z nas tego nie przewidziało. Którego żadne z nas nawet
tego nie chciało. I takim, za który ona jest w połowie odpowiedzialna. Muszę o tym
pamiętać. Chociaż ona w tej chwili cierpi, to tak samo zraniła mnie – jeśli nie mocniej
– kiedy wybrała Nowy Jork ponad mnie.
Spoglądam na Olivera, a jego główka opiera się o moją pierś. Ma zamknięte oczy. Już
dawno minęła pora jego porannej drzemki, więc zmieniam pozycję tak, że leży w
moich ramionach. Za każdym razem, kiedy na niego patrzę, czuję ścisk w sercu. Taki,
który tak bardzo różni się od tego, który może spowodować Fallon lub Jordyn. I
muszę sobie o tym przypominać. Tu nie chodzi o żadną z nich. Tu chodzi o dziecko w
moich ramionach i o to, co jest dla niego najlepsze. Jest jedyną rzeczą, która powinna
się liczyć i powtarzam to sobie od kilku miesięcy. Myślałem, że to małe

Tłumaczenie: marika1311 Strona 152


przypomnienie wystarczy mi, by przetrwać ten moment z Fallon, ale teraz nie jestem
już tego taki pewien.
Fallon bierze głęboki wdech i wypuszcza z siebie oddech, zanim się odwraca. Kiedy
spogląda mi w oczy, jest oczywiste to, jak bardzo ją to zniszczyło. Moją odruchowa
jest taka, by to wszystko naprawić, by powiedzieć, jak naprawdę się czuję. Jak – od
chwili, gdy pocałowałem Jordyn po raz pierwszy – mam w głowie zamotany,
popieprzony bałagan.
A w rzeczywistości mam go od chwili, gdy Fallon w zeszłym roku odjechała tamtą
taksówką.
- Kochasz ją? – Natychmiast zakrywa swoje usta, potrząsając głową i żałując, że
zadała to pytanie. – Proszę, nie odpowiadaj. – Podchodzi do mnie i spuszcza wzrok
na podłogę. – Muszę wyjść. – mówi, przechodząc obok mnie.
Cofam się, aż opieram się plecami płasko o drzwi, trzymając je zamknięte.
- Nie w ten sposób. Proszę, nie wychodź jeszcze. Daj mi szansę na wyjaśnienie.
Nie mogę pozwolić jej odejść, zanim nie zrozumie całej tej sytuacji. Ale jeszcze
bardziej mam nadzieję, że wyjaśni mi, co się do jasnej cholery stało w zeszłym roku i
dlaczego zachowuje się tak, jakby te wieści rzeczywiście aż tak na nią wpływały.
- Wyjaśnić co? – pyta cicho. – Chcesz, żebym tu stała i słuchała, jak wyjaśniasz, że nie
planowałeś zakochać się w żonie swojego zmarłego brata? Spodziewasz się, że będę
się z tobą spierać, kiedy mi powiesz, że tu już nie chodzi o to, czego ty chcesz, ale o to,
co jest najlepsze dla swojego bratanka? Spodziewasz się, że przeproszę za to, że w
zeszłym roku cię okłamałam, kiedy powiedziałam, że nie chcę cię kochać?
Każde słowo z jej ostatniego zdania odczuwam tak, jakby było kamieniem, który
mnie obciąża i pociąga na dno jeziora. Okłamała mnie?
- Rozumiem, Ben. To moja wina. To ja w zeszłym roku odeszłam, kiedy próbowałeś
mnie kochać.
Próbuje sięgnąć dookoła mnie, by złapać za klamkę, ale przesuwam się i blokuję jej
dojście. Przyciągam ją do swojego boku, obejmując wolną ręką tył jej głowy i
przykładając jej twarz do swojego ramienia. Przykładam usta z boku jej głowy,
próbując nie zwracać uwagi na to, jakie to uczucie mieć ją w ramionach. Chwyta za
moją koszulkę i czuję, że znowu zaczyna płakać. Chcę przyciągnąć ją bliżej, mocniej ją
przytulić, ale Oliver w moich ramionach mi na to nie pozwala.
Chcę powiedzieć coś, co ją pocieszy, ale jednocześnie jestem na nią cholernie
wkurzony. Na to, jak niedbale odrzuciła moje serce w zeszłym roku, kiedy je jej
wręczyłem. I jak robi to znowu, teraz, kiedy jest już za późno.
Jest za późno.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 153


Oliver zaczyna się wiercić, więc muszę ją puścić, żeby mały się nie obudził.
Wykorzystuje okazję, żeby się wymknąć i wychodzi z łazienki.
Idę za nią i patrzę, jak bierze swoją torebkę z naszego miejsca i zmierza prosto do
drzwi. Podchodzę do naszego stolika i biorę torbę na pieluchy. Nasze jedzenie wciąż
jest na stole, ale raczej nie będziemy tego jeść. Rzucam pieniądze na blat i szybko
wychodzę na zewnątrz.
Dostrzegam ją przy samochodzie, grzebiącą w torebce. Do czasu, kiedy wyciąga z
niej kluczyki, stoję już obok niej. Wyszarpuję je jej z dłoni i idę do swojego
samochodu, zaparkowanego obok.
- Ben! – krzyczy. – Oddaj mi kluczyki!
Otwieram swoje auto. Spuszczam szyby i podchodzę do tyłu, po czym przypinam
Olivera do jego fotelika. Kiedy jestem pewny, że śpi, wracam do jej samochodu.
- Nie możesz wyjechać, nienawidząc mnie. – mówię, kładąc klucze na jej dłoni. – Nie
po tym wszystkim, co…
- Nie nienawidzę cię, Ben. – przerywa mi. Brzmi na urażoną, a po jej policzkach nadal
spływają łzy. – To była część umowy, nie? – Ociera oczy, niemalże w gniewie i
kontynuuje. – Żyjemy swoim życiem. Spotykamy się z innymi. Zakochujemy się w
żonach naszych zmarłych braci. I na koniec zobaczymy, co się stanie. Cóż, właśnie
dotarliśmy do końca, Ben. Trochę za wcześnie, ale to zdecydowanie koniec.
Odwracam spojrzenie, zbyt zawstydzony, by na nią spojrzeć.
- Wciąż mamy dwa lata, Fallon. Nie musimy tego kończyć dzisiaj.
Potrząsa głową.
- Wiem, że to obiecałam, ale… nie mogę. Nie ma mowy, żebym znowu przez to
przechodziła. Nie masz pojęcia, jak to jest. – Przyciska dłoń do piersi.
- Fallon. Tak właściwie, to dokładnie wiem, jak to jest.
Wbijam w nią spojrzenie, chcąc, żeby zobaczyła, że nie wezmę na siebie całej winy.
Gdyby rok temu ode mnie nie odeszła, kompletnie mnie przy tym nie niszcząc, nie
spędziłbym większości tego roku, mając jej to za złe. Nigdy bym nie stawiał się w
takiej pozycji z nikim – tym bardziej z Jordyn – żeby zaryzykować to, co mógłbym
mieć z Fallon. Ale myślałem, że ona czuła do mnie tylko ułamek z tego, co ja czułem
do niej.
Nie ma pojęcia, jak załamanego mnie zostawiła. Nie ma pojęcia, że Jordyn była
wtedy przy mnie, kiedy ona nie była. A ja byłem przy Jordyn, kiedy Kyle nie mógł. Po
stracie osób, które kochaliśmy, dopiero później być połączonymi przez Olivera… to
nie było coś, co planowaliśmy. Nie jestem nawet pewny, czy tego chciałem. Ale tak
się stało i teraz jestem jedynym ojcem, którego Oliver zna. I dlaczego nagle teraz

Tłumaczenie: marika1311 Strona 154


mam wrażenie, że to jest takie złe? Dlaczego mam wrażenie, jakbym w jakiś sposób
spieprzył swoje życie jeszcze bardziej?
Fallon przepycha się obok mnie, żeby spróbować otworzyć drzwi swojego
samochodu. I wtedy czuję się tak, jakbym dostał kopniaka w brzuch.
Nie mogę oddychać.
Nie wiem, dlaczego tak długo zajęło mi zauważenie tego. Łapię jej dłoń i ściskam,
zanim otworzy drzwi. Cicha prośba zmusza ją do tego, by się zatrzymała i na mnie
spojrzała.
Patrzę na jej auto, a potem na nią.
- Czemu tu dzisiaj przyjechałaś?
Widzę zmieszanie na jej twarzy. Potrząsa głową.
- Taka była nasza umowa. Jest dziewiąty listopada.
Jeszcze mocniej ściskam jej dłoń.
- Dokładnie. Zazwyczaj, kiedy się spotykaliśmy, przyjeżdżałaś prosto z lotniska.
Dlaczego masz samochód, a nie taksówkę?
Patrzy na mnie, a porażka wypełnia jej oczy. Wzdycha i wbija wzrok w ziemię.
- Przeprowadziłam się z powrotem. – mówi, wzruszając ramionami. –
Niespodzianka.
Jej słowa wbijają się prosto w moją pierś i się krzywię.
- Kiedy?
- W zeszłym miesiącu.
Opieram się o jej samochód i chowam twarz w dłoniach, próbując jakoś się trzymać.
Przyjechałem tu dziś z nadzieją na jasność. Mając nadzieję, że zobaczenie Fallon
powstrzyma moją wewnętrzną walkę, która we mnie szalała od chwili, gdy to
wszystko z Jordyn się zaczęło.
A jasność to dokładnie to, co dostałem. Od chwili, kiedy wszedłem do restauracji i ją
zobaczyłem, znowu to czuję. To, czego nigdy nie czułem z żadną inną dziewczyną.
Uczucie, które tak mnie przeraża, że boję się, że moje serce zaraz wybuchnie mi w
piersi.
Nigdy nie czułem tego z nikim poza Fallon, ale nadal nie wiem, czy to wystarczy, by
zrobić jakąś różnicę. Bo Fallon miała rację, kiedy mówiła, że nie chodzi o to, czego ja
chcę. Chodzi o to, co jest lepsze dla Olivera. Ale nawet to nie wydaje się być logiczne,
kiedy stoję przed jedyną dziewczyną, która potrafi sprawić, że się tak czuję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 155


Teraz, kiedy Oliver śpi w moim samochodzie i nie jest już dłużej w moich
ramionach, przyciągam do siebie Fallon. Rozpaczliwie ją obejmuję, pragnąc ją poczuć
przy sobie. Zamykam oczy i próbuję wpaść na słowa, które by to naprawiły, ale
przychodzą do mnie tylko słowa, których nie powinienem wypowiadać.
- Jak mogliśmy do tego dopuścić?
Wiem, jak tylko je wypowiadam, że jestem nie fair w stosunku to Jordyn. Ale ona
jest też nie fair w stosunku do mnie, bo nigdy nie pokocha mnie tak, jak Kyle’a. I musi
wiedzieć, że nigdy nie poczuję do niej tego, co czuję do Fallon.
Próbuje się odsunąć, ale trzymam ją mocno.
- Zaczekaj. Proszę, odpowiedz na jedno pytanie.
Przestaje się spierać i nie wyplątuje się z moich rąk.
- Wróciłaś do L.A. dla mnie? Dla nas?
Jak tylko zadaję to pytanie, czuję, że wypuszcza powietrze ze swoich płuc. Czuję, jak
moje serce obija się o moją pierś. Jej brak zaprzeczenia sprawia, że przytulam ją
jeszcze mocniej.
- Fallon. – szepce. – Boże, Fallon. – Unoszę jej głowę, podnosząc ją za podbródek i
zmuszając, by na mnie spojrzała. – Czy ty mnie kochasz?
Otwiera szeroko oczy w strachu, jakby nie miała pojęcia, jaka jest odpowiedź na to
pytanie. A może to pytanie przeraża ją, bo dokładnie wie, co do mnie czuje, ale
wolałaby tego nie czuć. Pytam znowu, tym razem błagając.
- Proszę. Nie mogę podjąć tej decyzji, dopóki nie będę wiedział, że nie jestem sam w
tym, co do ciebie czuję.
Patrzy mi znacząco w oczy i stanowczo kręci głową.
- Nie zamierzam konkurować z kobietą, która sama wychowuje swoje dziecko, Ben.
Nie będę tą, która cię jej odbierze, skoro tak dużo już przeszła. Więc nie martw się,
nie musisz podejmować tej decyzji. Właśnie podjęłam ją za ciebie.
Próbuje przejść obok mnie, ale łapię jej twarz i próbuję ją błagać. Widzę
determinację w jej oczach, zanim jeszcze się odzywam.
- Proszę. – szepcę. – Nie znowu. Nie przetrwamy tego, jeśli znowu odejdziesz.
Spogląda na mnie, zirytowana.
- Tym razem nie dałeś mi wyboru, Ben. Pojawiłeś się tutaj, zakochany w kimś
innym. Dzielisz łóżko z inną kobietą. Twoje ręce dotykają kogoś, kto nie jest mną.
Twoje usta składają obietnice na skórze, która nie jest moja. I nieważne jest to, kto
ponosi za to winę, czy ja przez to, że odeszłam w zeszłym roku, czy ty przez to, że nie
wiedziałeś, że robię to dla twojego dobra, to nic nie zmienia. Jest, jak jest. –

Tłumaczenie: marika1311 Strona 156


Wyślizguje się z mojego uścisku i otwiera drzwi auta, spoglądając na mnie
wilgotnymi oczami. – Mają szczęście, że cię mają. Jesteś dla niego naprawdę dobrym
ojcem, Ben. – Wsiada do środka, kompletnie nieświadoma tego, że zaraz odjedzie
stąd z moim sercem. Stoję tutaj, nie będąc w stanie się poruszyć i jej powstrzymać.
Nie będąc w stanie błagać. Bo wiem, że nie ma nic, co mógłbym powiedzieć, żeby
zmienić sytuację. W każdym razie nie dzisiaj. Nie, dopóki nie uporządkuję swojego
życia w innych obszarach.
Spuszcza okno, ocierając łzy z policzka.
- Nie wrócę za rok. Przykro mi, jeśli to zniszczy twoją książkę, to ostatnia rzecz,
jakiej chciałam. Ale po prostu nie mogę już tak dłużej.
Nie może się poddać. Chwytam za jej drzwi i pochylam się do otwartego okna.
- Pieprzyć książkę, Fallon. Nigdy nie chodziło o nią. Chodziło o ciebie, zawsze
chodziło o ciebie.
Patrzy na mnie w milczeniu. A potem podnosi szybę i odjeżdża, nie zwalniając,
kiedy walę pięściami w tył jej auta, dopóki nie mogę już biec.
- Cholera! – krzyczę, kopiąc żwir pod moimi stopami. Znowu kopię w kamienie,
wzniecając tumany kurzu. – Niech to szlag!
Jak niby mam teraz wrócić do Jordyn, skoro nie mam już serca, które mógłbym jej
dać?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 157


Piąty dziewiąty listopad

Moje wady są udrapowane w jej miłosierdziu


Czczone przez jej fałszywe wyobrażenie
A z jej ustami przy mojej skórze
Ona odkryje moje oszustwo

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 158


Fallon

Wcześniej, kiedy myślałam o wydarzeniach w swoim życiu, w głowie układałam je


chronologicznie jako przed pożarem i po pożarze.
Już tego nie robię. Nie dlatego, że dojrzałam jako osoba. Właściwie to wręcz
przeciwnie, bo teraz określam to jako przed Bentonem Jamesem Kesslerem i po
Bentonie Jamesie Kesslerze.
Żałosne, wiem. A nawet bardziej, bo minął dokładnie rok, a ja nadal myślę o nim tak,
jak myślałam przed etapem po Bentonie Jamesie Kesslerze. Ale nie jest łatwo wyrzucić
z myśli kogoś, kto miał taki wpływ na moje życie.
Nie życzę mu źle. Nigdy nie życzyłam. Zwłaszcza kiedy widziałam, jak rozdarty był
w swojej decyzji, gdy rozstawaliśmy się rok temu. Jestem pewna, że gdybym płakała i
błagała, by mnie wybrał, zrobiłby to. Ale nigdy nie chciałabym być w związku, o
który musiałam błagać. Nie chcę być z kimś, jeśli jest nawet nieznaczna możliwość,
że jest w tym ktoś trzeci. Miłość powinna być między dwojgiem ludzi, a jeśli tak nie
jest, to wolałabym się wycofać, niż brać w tym udział.
Nie jestem typem osoby wierzącej w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny, więc nie
chcę wierzyć w to, że takie było nasze przeznaczenie, by nie być razem. Jeśli bym to
zrobiła, to musiałabym też uwierzyć w to, że przeznaczeniem Kyle’a była śmierć w
tak młodym wieku. Wolę już wierzyć, że po prostu tak się zdarza.
Zostać zranioną w pożarze? Zdarza się.
Stracić karierę? Zdarza się.
Stracić miłość swojego życia na rzecz wdowy z dzieckiem? Zdarza się.
Ostatnią rzeczą, w jaką chcę wierzyć, jest to, że los już został dla mnie ustalony i nie
mam nic do powiedzenia w tym, gdzie lub z kim skończę. Ale jeśli tak jest, a moje
życie i tak skończy się tak samo, nieważne, jaką decyzję podejmę, to czy ma
znaczenie to, czy wyjdę dziś z mieszkania?
Nie ma. Ale Amber uważa, że to coś wielkiego.
- Nie możesz tutaj zostać i się użalać. – mówi, opadając na kanapę obok mnie.
- Nie użalam się.
- Użalasz.
- Nie.
- Więc dlaczego z nami nie wyjdziesz?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 159


- Nie chcę być trzecim kołem.
- To zadzwoń po Teddy’ego.
- Theodora. – poprawiam.
- Wiesz, że nie mogę go nazywać „Theodore” z kamienną twarzą. To imię powinno
być zarezerwowane dla członków rodziny królewskiej.
Szkoda, że jeszcze jej nie przeszło z jego imieniem. Spotkałam się z nim już kilka
razy, ale ona wyciąga to za każdym razem. Widzi irytację na mojej twarzy, więc dalej
się broni.
- Nosi spodnie z maleńkimi, wyhaftowanymi wielorybami, Fallon. I te dwa razy,
kiedy z wami wyszłam, mówił tylko o tym, jak dorastał w Nantucket10. Ale nikt w
Nantucket nie mówi jak surfer, to ci mogę zagwarantować.
Ma rację. Mówi o Nantucket tak, jakby wszyscy powinni być zazdrośni, że stamtąd
pochodzi. Ale poza tym małym dziwactwem i jego pretensjonalnym wyborem
spodni, jest jedynym facetem, który może odciągnąć moje myśli od Bena na dłużej
niż godzinę.
- Jeśli nienawidzisz go tak bardzo, jak na to wygląda, to dlaczego nalegasz, żebym się
z nim dzisiaj i z wami spotkała?
- Nie nienawidzę go. – odpowiada Amber. – Po prostu go nie lubię. Ale wolę, żebyś
wyszła z nim dzisiaj, zamiast siedziała tutaj i użalała się nad tym, że dzisiaj jest
dziewiąty listopada, a ty nie spędzasz go z Benem.
- To nie dlatego się użalam. – Kłamię.
- Może nie, ale przynajmniej ustaliliśmy, że jednak się użalasz. – Podnosi mój
telefon. – Piszę do Teddy’ego, żeby spotkał się z nami w klubie.
- To będzie dla was niezręczne, skoro nawet mnie tam nie będzie.
- Bzdura. Ubieraj się. Załóż coś ładnego.

***

Zawsze wygrywa. Więc jestem… w klubie. Nie w domu, użalając się na mojej
kanapie, co wolałabym w tej chwili robić.
I dlaczego Theodore znowu musiał założyć te spodnie z wielorybami? Przez to nie
dość, że Amber wygrała, to jeszcze ma rację.

10 Piaszczysta, bezleśna wyspa u wybrzeża stanu Massachusetts

Tłumaczenie: marika1311 Strona 160


- Theodore. – mówi Amber, dotykając krawędzi kieliszka swojego niemal pustego
drinka. – Masz jakąś ksywkę, czy wszyscy po prostu mówią na ciebie Theodore?
- Po prostu Theodore. – odpowiada tamten. – Do mojego ojca mówią Teddy, więc to
lekkie zamieszanie, kiedy do mnie też tak mówią. Zwłaszcza, kiedy jesteśmy z
powrotem w Nantucket z rodziną.
- Pasjonujące. – Amber przenosi wzrok na mnie. – Chcesz iść ze mną do baru?
Kiwam głową i wstaję. Kiedy idziemy przez klub, Amber splata nasze palce i ściska
moją dłoń.
- Proszę, powiedz mi, że nie uprawiałaś z nim seksu.
- Spotkaliśmy się dopiero cztery razy. – mówię jej. – Nie jestem taka łatwa.
- Z Benem zrobiłaś to na trzeciej randce.
Nie cierpię tego, że o nim wspomniała, ale chyba kiedy omawia się twoje życie
seksualne, jedyny facet, z którym to robiłaś, musi być częścią tej rozmowy.
- Może i tak, ale to było coś innego. Znaliśmy się o wiele dłużej.
- Znaliście się od trzech dni. – stwierdza. – Nie możesz liczyć całego roku, jeśli
rozmawiacie ze sobą tylko przez jeden dzień.
Dochodzimy do baru.
- Zmiana tematu. Co chcesz do picia?
- To zależy. Pijemy, bo chcemy zapamiętać tę noc do końca życia? Czy chcemy
zapomnieć o przeszłości?
- Zdecydowanie zapomnieć.
Amber odwraca się do barmana i zamawia cztery szoty. Kiedy ten stawia jest przed
nami, podnosimy pierwsze dwa i stukamy się kieliszkami.
- Za obudzenie się dziesiątego listopada i nie manie żadnych wspomnień z
dziewiątego. – wznosi toast.
- Na zdrowie.
Wypijamy drinki, po czym od razu bierzemy się za kolejne dwa. Zazwyczaj nie piję
dużo, ale zrobię cokolwiek, żeby przyśpieszyć tę noc i mieć ją z głowy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 161


***

Minęło pół godziny, a drinki zdecydowanie odwaliły swoją robotę. Czuję się
wstawiona, podpita i nawet nie przeszkadza mi to, że Theodore nie trzyma dziś rąk
przy sobie. Amber i Glenn kilka minut temu poszli na parkiet, a Theodore mówi mi
o… cholera. Nie mam pojęcia, o czym on gada. Chyba nawet go nie słuchałam.
Glenn siada naprzeciwko nas, a ja staram się skupić wzrok na twarzy Theodore’a,
żeby myślał, że słucham o jego gadaniu o jakieś wycieczce, na którą wybrał się z
kuzynem w trakcie letniego przesilenia. Tak przy okazji, kiedy, do cholery, jest letnie
przesilenie?
- Mogę w czymś pomóc? – pyta Theodore, co jest dziwne, biorąc pod uwagę jego
nieprzyjemny ton. Odwracam się do Glenna.
Tyle że… to nie jest Glenn. Brązowe oczy się we mnie wpatrują, a ja nagle mam
ochotę odepchnąć od siebie łapy Theodore’a i przeczołgać się po stole w ich
kierunku.
Słyszysz mnie, przeznaczenie? Pierdol się.
Powolny uśmiech wstępuje na twarz Bena, a ten zwraca uwagę ponownie na
Theodore’a.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chodzę od stołu do stołu i zadaję parom
pytania, które potrzebne mi są do opracowania referatu na studiach doktoranckich.
Macie coś przeciwko, bym kilka wam zadał?
Theodore od razu się relaksuje, kiedy zdaje sobie sprawę, że Ben nie jest tu, by
zaznaczać swoje terytorium. A przynajmniej tak mu się wydaje.
- Tak, pewnie. – mówi. Sięga przez stół, by uścisnąć jego rękę. – Jestem Theodore, a
to jest Fallon. – dodaje, przedstawiając mnie jedynemu mężczyźnie, który
kiedykolwiek we mnie był.
- Miło cię poznać, Fallon. – mówi Ben, ściskając moją dłoń obiema rękami. Przesuwa
lekko kciukiem po moim nadgarstku, a ja czuję ogień pod skórą w miejscu, gdzie
mnie dotyka. Kiedy mnie puszcza, zerkam na swoją rękę, pewna, że musiał po tym
zostać mi ślad. – Jestem Ben.
Unoszę brew, mając nadzieję, że wyglądam na niezainteresowaną. Co on tutaj, do
jasnej cholery, robi?
Ben zerka na moje usta, ale po chwili znowu spogląda na Theodore’a.
- Więc, jak długo mieszkasz w Los Angeles, Theodore?
Mój upojony alkoholem mózg musi w tej chwili przetworzyć tak wiele rzeczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 162


Ben jest tutaj.
Tutaj.
I sabotuje moją randkę, żeby zdobyć informacje.
- Większość mojego życia. Będzie już chyba ze dwadzieścia lat.
Zerkam na Theodore’a.
- Myślałam, że dorastałeś w Nantucket.
Przesuwa się na swoim miejscu i parska śmiechem, ściskając moją dłoń, która leży
płasko na stoliku przede mną.
- Urodziłem się tam, ale nie wychowywałem. Przeprowadziliśmy się, kiedy miałem
cztery lata. – Odwraca się do Bena i niech to szlag, Amber znowu wygrała.
- Więc – odzywa się znowu Ben, wskazując palcem na niego i na mnie – wy dwoje
jesteście razem?
Theodore mnie obejmuje i przyciąga do siebie.
- Pracujemy nad tym. – stwierdza, uśmiechając się do mnie. Ale potem znowu
spogląda na Bena. – To dziwnie osobiste pytania. Jaki artykuł piszesz?
Ben pociera kark dłonią.
- O prawdopodobieństwie bratnich dusz.
Theodore zaczyna się śmiać.
- Bratnie dusze? Tego was uczą na studiach doktoranckich? Boże, dopomóż.
Ben unosi brew.
- Nie wierzysz w bratnie dusze?
Theodore odchyla się do tyłu, opierając o tył boksu.
- Chcesz powiedzieć, że ty tak? Poznałeś swoją bratnią duszę? – Rozgląda się
dookoła półżartem. – Jest tu z tobą? Jak ma na imię, Kopciuszek?
Powoli przenoszę wzrok na Bena. Nie jestem pewna, czy już chcę usłyszeć jej imię.
Patrzy na mnie stanowczo, mierząc wzrokiem palce, które przesuwają się w górę i w
dół mojego ramienia.
- Nie jest tutaj ze mną. – odpowiada. – Właściwie to dziś mnie wystawiła. Czekałem
ponad cztery godziny, ale się nie pojawiła.
Jego słowa są jak sople lodu. Piękne i ostre jak nóż. Przełykam gulę w moim gardle.
Naprawdę się pojawił? Nawet po tym, jak powiedziałam mu w zeszłym roku, że nie
przyjdę? Jego słowa wywołują w tej chwili we mnie tyle reakcji, że nie czuję się
dobrze z tym, że siedzę obok faceta, który wolałabym, żeby przestał mnie dotykać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 163


- Jaka dziewczyna jest warta czekania przez cztery godziny? – pyta Theodore ze
śmiechem.
Ben odchyla się na swoim miejscu, ale ja śledzę wzrokiem każdy jego ruch.
- Tylko ta jedna. – odpowiada cicho, nikomu w szczególności. A może te słowa były
skierowane tylko do mnie.
A skoro mowa o Amber. A może w ogóle nie mówiłam o Amber, bo teraz, kiedy Ben
tutaj jest, nie pamiętam, bo mój umysł nie funkcjonuje prawidłowo. W każdym razie,
wróciła do nas.
Patrzę na nią i otwieram szeroko oczy. Spogląda to na mnie, to na Bena, jakby ten
widok był tylko złudzeniem. Całkowicie to rozumiem, bo czuję dokładnie to samo.
Chociaż może to tylko kwestia wypitego alkoholu. Potrząsam lekko głową i mrugam,
mając nadzieję, że załapie, że nie ma dać po sobie poznać, że zna Bena.
Glenn pojawia się za nią i próbuję przekazać mu tą samą cichą instrukcję, ale jak
tylko podchodzi do stolika, uśmiecha się i krzyczy:
- Ben! – Siada obok niego i zarzuca mu rękę na ramię, jakby właśnie spotkał swojego
najlepszego przyjaciela.
Taa, Glenn jest pijany.
- Znasz go? – pyta Theodore, wskazując na Bena.
Ten zaczyna pokazywać na mnie i to wtedy spostrzega wyraz mojej twarzy. Dobrze,
że nie jest zbyt pijany, by go rozszyfrować.
- Um… - Jąka się. – My… um. Poznaliśmy się wcześniej. W łazience.
Theodore zakrztusza się swoim drinkiem.
- W łazience?
Korzystam z okazji, by wstać ze swojego miejsca, rozpaczliwie potrzebując od tego
odpocząć. To wszystko to zbyt wiele.
- Chcesz, żebym poszła z tobą? – pyta Amber, chwytając mnie za łokieć.
Kręcę głową. Chyba obie wiemy, że mam nadzieję na to, że Ben pójdzie za mną i
wyjaśni mi, co on tutaj, do cholery, robi.
Idę szybko do łazienki, trochę zażenowana tym, jak szybko musiałam odejść od
stolika. To zabawne, jak dorosła osoba może po prostu zapomnieć, jak prawidłowo
funkcjonować w obecności innej osoby. Ale czuję się tak, że w moim wnętrzu jest tak
gorąco, że ten upał zaczyna przepalać moje kości. Moje policzki są gorące. Moja szyja
jest gorąca. Wszystko jest gorące. Muszę opryskać się wodą.
Wchodzę do łazienki i nawet jeśli nie muszę zrobić siusiu, i tak to robię. Mam na
sobie spódniczkę, do której założenia zmusiła mnie Amber, a tak łatwo jest korzystać

Tłumaczenie: marika1311 Strona 164


z toalety, kiedy jest się w spódniczce, że głupio by było nie skorzystać z okazji. Poza
tym jestem dość pewna, że zamówię taksówkę tuż po tym, jak przywalę Benowi w
twarz, więc równie dobrze mogę skorzystać z toalety, kiedy już tu jestem.
Dlaczego usprawiedliwiam fakt, że sikam?
Może dlatego, że naprawdę wiem, że wszystko, co robię, jest stratą czasu. Nie jestem
pewna, czy już chcę wychodzić z łazienki.
Kiedy myję ręce, zauważam, jak bardzo się trzęsą. Biorę kilka uspokajających
oddechów, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Teraz patrzenie w lustro jest
tak różne od tego, jakie było, zanim poznałam Bena. Już nie mam obsesji na punkcie
swoich blizn, jak kiedyś. Od czasu do czasu nadal czuję się niepewnie, ale dzięki
Benowi nauczyłam się akceptować siebie taką, jaką jestem i być wdzięczną za to, że
żyję. Część mnie nienawidzi tego, że moja pewność siebie jest po części jego zasługą,
bo chcę go nienawidzić. Moje życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdybym mogła go
nienawidzić, ale ciężko to robić, kiedy miał tak pozytywny wpływ na moje życie. To
negatywny wpływ, jaki miał na mnie przez ostatni rok sprawił, że doceniam to, że
Amber zmusiła mnie dziś do wyjścia z takim wyglądem. Mam na sobie obcisły,
fioletowy top, który wydobywa zieleń z moich oczu, a moje włosy są o kilka
centymetrów dłuższe niż były w zeszłym roku. Przynajmniej Ben widzi mnie taką, a
nie wersję mnie użalającą się nad sobą na kanapie sprzed dwóch godzin. Nie chcę się
na nim mścić, ale byłoby miło, gdyby na mnie spojrzał i wiedział, co stracił.
Czułabym, że kilka ukłuć żalu z jego strony trochę zrekompensowałoby mi to, że
zakochał się w innej dziewczynie.
Tak wiele pytań przelatuje mi przez głowę. Dlaczego nie jest tutaj z Jordyn?
Zerwali? Dlaczego w ogóle tutaj jest? Skąd wiedział, że ja tutaj będę? Czy pojawił się
tutaj tylko przypadkiem? I czego spodziewał się, kiedy dzisiaj poszedł do restauracji,
mając nadzieję, że tam będę?
Moje odbicie nie odpowiada mi na żadne pytania, więc podejmuję się odważnej
podróży w stronę wyjścia z łazienki, wiedząc, że on prawdopodobnie gdzieś tam jest.
I czeka.
Jak tylko otwieram drzwi, czyjaś ręka chwyta mnie za ramię i ciągnie dalej
korytarzem, z dala od tłumu. Nie muszę nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że to
on. Moje całe ciało czuje znajomy, elektryczny szum, która przebiega między nami za
każdym razem, gdy jesteśmy obok siebie.
Opiera mnie plecami o ścianę, opiera ręce obok mojej głowy, a jego oczy wwiercają
się w moje.
- Jak poważnie jest z tym Panem Wielorybie Portki?
Niech go szlag, jeśli od razu mnie nie rozbawia. Jęczę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 165


- Nie cierpię tych spodni.
Krzywy, zadowolony uśmieszek pojawia się na jego ustach, ale jak tylko się
pokazuje, od razu znika, zastąpiony cieniem rozczarowania.
- Czemu dzisiaj nie przyszłaś? – pyta.
Nie mogę już odróżnić bicia mojego serca i dźwięków muzyki. Są w idealnej
synchronizacji, żadne nie jest głośniejsze od drugiego, dzięki bliskości Bena.
- Powiedziałam ci w zeszłym roku, że nie przyjadę. – Zerkam na korytarz, w
kierunku klubu. Tutaj, obok łazienek, jest ciemno i pusto. W jakiś sposób w budynku
pełnym ciepłych ciał, mamy całkowitą prywatność. – Skąd wiedziałeś, że dzisiaj tutaj
będę?
Potrząsa lekceważąco głową.
- Odpowiedź na to pytanie nie jest nawet w połowie tak istotna, jak twoja
odpowiedź na moje. Jak poważnie jest z tym facetem?
Ton jego głosu jest niski, a twarz znajduje się blisko mojej. Czuję ciepło bijące od
jego skóry. Ciężko skupić się w tak rozpraszającym środowisku.
- Zapomniałam, o co pytałeś. – Kołyszę się lekko, ale on chwyta mnie za biodro i
przytrzymuje.
Mruży powieki.
- Jesteś pijana?
- Nietrzeźwa. A to duża różnica. Jak tam Jordyn? – Nie wiem, dlaczego wypowiadam
jej imię z taką złośliwością. Nie żywię wobec niej żadnej urazy. No dobra, może
trochę. Ale nie za dużo, bo Oliver to taki słodki dzieciak i ciężko być złą na kogoś, kto
urodził takie słodkie dziecko.
Bez wzdycha, na ułamek sekundy odwracając wzrok.
- Z Jordyn w porządku. Oboje mają się dobrze.
Dobrze. Dobrze dla nich. Dobrze dla ich małej, uroczej, pieprzonej rodzinki.
- To miło, Ben. Muszę wrócić na swoją randkę. – Próbuję obok niego się przepchnąć,
ale pochyla się bliżej, przyciskając mnie do ściany. Opiera czoło o bok mojej głowy.
Wzdycha, a jego ciepły oddech obijający się o moje włosy sprawia, że zaciskam
powieki.
- Nie bądź taka. – szepce mi do ucha. – Przeszedłem przez piekło, próbując cię
dzisiaj znaleźć.
Krzywię się przez to, jak jego słowa powodują skręt w moim żołądku. Obejmuje
mnie ramionami i przyciąga do siebie. Wydaje się być silniejszy. Bardziej

Tłumaczenie: marika1311 Strona 166


zdeterminowany. Jeszcze bardziej męski. Zastygam przy nim, kiedy zadaję swoje
kolejne pytanie.
- Nadal z nią jesteś?
Wygląda na zbitego z tropu, kiedy odpowiada:
- Znasz mnie lepiej, Fallon. Gdybym miał dziewczynę, na pewno nie stałbym tu teraz
z tobą, próbując cię przekonać, żebyś poszła ze mną do domu. – Przygląda się mojej
twarzy, czekając na moją reakcję, przyglądając mi się wzrokiem pełnym pożądania.
Staram się tego nie zauważać, ale jest do mnie przyciśnięty, z moimi udami między
jego nogami. Przez palącą twardość przy mojej nodze oczywiste jest to, że wyraz jego
oczu jest szczery.
Czując go tak blisko siebie – z ustami niebezpiecznie blisko moich – przypominam
sobie o nocy, którą z nim spędziłam. Jedynej nocy, kiedy pozwoliłam mężczyźnie
całkowicie pożreć mnie, moje serce, ciało i duszę – a myśl o tym, co mi wtedy robił
sprawia, że prawie jęczę.
Ale jestem silniejsza od moich hormonów. Muszę być. Nie mogę przejść przez
kolejne załamanie, skoro jeszcze leczę się z poprzedniego. Rany nadal są tak świeże,
jakby rozszarpał je gołymi rękami.
- Chodź ze mną do domu. – szepce.
Nie. Nie, nie, nie, Fallon.
Potrząsam głową z ogromną precyzją, by upewnić się, że przypadkowo nie
pokiwam nią na tak.
- Nie, Ben. Nie. Ten poprzedni rok był najtrudniejszym rokiem w moim życiu. Nie
możesz oczekiwać, że tak po prostu wrócę do tego, co mieliśmy, bo się dziś tutaj
pojawiłeś.
Przebiega palcami po mojej kości policzkowej.
- Nie liczę na to, Fallon. Ale się o to modlę. Każdej nocy, na kolanach, do
jakiegokolwiek boga, jaki będzie skłonny mnie wysłuchać.
Jego słowa przenikają ściany mojej piersi, a całe powietrze uchodzi z moich płuc.
Zamykam oczy, kiedy czuję jego oddech przy swojej szczęce. Wykorzystuje naszą
prywatność i moją słabość i mam ochotę mu za to przywalić, ale najpierw muszę
tylko przekonać się, czy smakuje tak samo. Czy jego język wciąż porusza się w ten
sam sposób. Czy wciąż dotyka mnie tak, jakby to był przywilej.
Opieram się o ścianę za mną i Bena przed sobą, ale i tak, kiedy jego palce powoli
zaczynają sunąć ku krawędzi mojej spódniczki, czuję, że zaraz padnę na podłogę. Jest
tak wiele rzeczy, o których musimy porozmawiać, ale z jakiegoś powodu moje ciało
chce, żebym się zamknęła, a jego ręce kontynuowały. Tak bardzo tęskniłam za jego

Tłumaczenie: marika1311 Strona 167


dotykiem, że nawet gdybym podjęła ten wysiłek, by wejść i spróbować przeboleć
Bena, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek z kimś mogłabym odnaleźć taki rodzaj
fizycznego połączenia. Nikt nie sprawia, że czuję się tak pożądana, jak robi to Ben.
Tęskniłam za tym. Sposobem, w jaki na mnie patrzy, jak mnie dotyka, to, jak sprawia,
że moje blizny są bardziej zaletą niż wadą. Ciężko odmówić takiemu uczuciu,
nieważne jak bardzo cierpiałam przez to, co zaszło w zeszłym roku.
- Ben. – szepcę, choć w jego imieniu nie pobrzmiewa tyle protestu, ile bym chciała.
Chowa twarz przy mojej szyi i bierze głęboki oddech, a ja zapominam o wszystkim,
przeciwko czemu chciałam zaprotestować. Głowa opada mi na ścianę, a wtedy jego
dłoń przesuwa się na tył mojego uda. Jego palce dotykają krawędzi moich majtek, a
kiedy czuję, że wślizguje się nimi tuż za rąbek, moje całe ciało drży. Jestem zmuszona
schować twarz w jego ramieniu i złapać się koszuli na jego plecach, żeby utrzymać
się w pionie. On tylko dotknął mojego tyłka, a już czuję, że nie mogę się dłużej
utrzymać na nogach. Powinnam być tym zażenowana.
Odsuwa się, tylko troszeczkę, zerkając ponad swoim ramieniem. Nie wiem, kogo czy
czego szuka, ale kiedy widzi, że za nami nikogo nie ma, sięga na prawo ode mnie – do
drzwi. Pociąga za klamkę i te się otwierają. Łapie mnie za talię i wpycha do ciemnego
pomieszczenia, a potem zamyka za nami drzwi, tłumiąc odgłosy muzyki.
Teraz dopiero słyszę, jak ciężko oddycham. Właściwie to dyszę. Ale on też. Słyszę go
tuż przed sobą, ale go nie widzę. Słyszę, jak przesuwa się dookoła pomieszczenia. Jest
całkowicie ciemno, a brak ściany za mną i jego przede mną sprawia, że czuję się
pusta.
Ale potem jego dłonie znowu lądują na mojej talii.
- Składzik. – mówi, popychając mnie tak, że opadam plecami na drzwi. – Idealnie. –
Czuję jego oddech na swoich ustach, a potem delikatny dotyk jego warg ocierających
się o moje. Jak tylko to czuję, ten gwałtowny wzrost energii elektrycznej docierający
do każdego mojego zakończenia nerwowego, próbuję go odepchnąć od siebie.
- Przestań. – Tym razem mój głos jest głośniejszy niż przez całą noc, dzięki temu, że
muzyka jest stłumiona. Jego ręka jest dokładnie tam, gdzie była wcześniej…
dotykając krawędzi moich majtek… zmuszając mnie do tego, żebym zamknęła oczy,
choć w tych ciemnościach to i tak nie robi różnicy.
- Staram się. – szepce, wplątując w moje włosy palce tej ręki, która nie jest pod moją
spódniczką. Chwyta mnie za moją szyję. – Poproś mnie o to znowu.
Otwieram usta, żeby znowu to powiedzieć, ale spotykam się z ciepłem jego warg i
języka. Zamiast słowa przestań, dostaje ode mnie jęk i dłoń w jego włosach,
szarpiącą, odpychającą, niezdecydowaną.
Wciska się we mnie, jego noga jest między moimi udami. Całuje mnie z taką pasją, a
mój mózg jest przytłoczony tym, jak jego język może się poruszać, że dopiero
Tłumaczenie: marika1311 Strona 168
zauważam, że jego dłoń przeniosła się na przód mojego uda. I wiem, że powinnam go
powstrzymać. Powinnam go odepchnąć i zażądać wyjaśnień, ale dotyk jego ręki jest
zbyt dobry. Moje nogi się napinają i chwytam się jego koszuli jedną ręką, a drugą
odsuwam go od swoich ust, bym mogła oddychać. Biorę głęboki oddech, zanim Ben
znowu przywiera do moich warg, w jeszcze bardziej wygłodniałym pocałunku.
I jego ręka. O Boże, jego palce powoli przesuwają się z przodu moich majtek. Znowu
jęczę. Dwa razy. Odsuwa się tylko na tyle, by mógł słuchać, jak wzdycham, gdy
przesuwa dłonią po moich majtkach.
Kolana się pode mną uginają. Nie jestem pewna, czy wiedziałam, że moje ciało jest
w stanie odczuwać takie rzeczy. Chyba właśnie jeszcze bardziej zakochałam się w
swoim ciele.
- Jezu, Fallon. – mówi Ben, głaszcząc mnie i oddychając ciężko przy moich ustach. –
Ale jesteś mokra.
Mimo że dobrze jest to usłyszeć, to nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Kiedy to
robię, od razu zakrywam usta dłonią, ale jest już za późno. Usłyszał mój śmiech w
środku najbardziej porywającego aktu uwodzenia, w jakim brałam udział.
Opiera czoło o bok mojej głowy i słyszę, że też się cicho śmieje. Przysuwa usta do
mojego ucha i przysięgam, że mogę wyczuć, że się uśmiecha, kiedy mówi:
- Boże, tak cholernie za tobą tęskniłem.
To zdanie znaczy dla mnie więcej niż wszystko, co dzisiaj do mnie powiedział i nie
wiem, czy to dlatego, że przez chwilę jesteśmy starym Benem i starą Fallon, czy to
dlatego, że odsunął dłoń od moich majtek i mnie obejmuje, przyciągając do siebie w
uścisku rozdzierającym duszę. Opiera czoło o moje i prawie żałuję, że nie kontynuuje
z tymi fizycznymi rzeczami, bo te wydają się być o wiele łatwiejsze niż te
emocjonalne.
I chociaż tak dobrze jest być z powrotem w jego ramionach, to jestem przerażona,
że to spieprzę. Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, czy powinnam pozwolić mu tak
łatwo wrócić do swojego życia, bo wrócenie do siebie powinno być takie trudne jak
rozstanie, a to wydaje się być dla niego zbyt łatwe. Chyba potrzebuję czasu. Nie
wiem. Nie jestem w stanie podejmować teraz takich decyzji.
- Fallon. – mówi niskim głosem.
- Taak? – pytam na wydechu.
- Chodź ze mną do domu. Chcę z tobą porozmawiać, ale nie chcę tego robić tutaj.
Znowu do tego wracamy. Zastanawiam się, czy nalega na to tak bardzo, bo zostało
tylko kilka godzin z dziewiątego listopada i chce je jak najlepiej wykorzystać, czy
chce mnie też na inne dni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 169


Sięgam za siebie i szukam klamki. Kiedy ją znajduję, odpycham od siebie Bena i
otwieram drzwi. Kiedy wyślizguję się na zewnątrz, on łapie mój prawy łokieć, a ktoś
przed drzwiami łapie mnie za lewy. Zasysam oddech i spostrzegam Amber.
- Szukałam cię. – mówi. – Co ty robisz w… - Milknie, kiedy widzi Bena. –
Przepraszam, że przerywam to spotkanie, ale Teddy się o ciebie martwił.
Patrzy na mnie tak, jakby była rozczarowana tym, że w ciemnościach
obściskiwałam się z Benem, podczas gdy facet, z którym jestem na randce, jest w tym
samym budynku i o mój Boże, teraz, kiedy tak o tym pomyślę, to naprawdę gówniane
zachowanie.
- Cholera! – mówię. – Muszę wrócić do stolika.
Ben robi minę, jakby to była ostatnia rzecz, jakiej się po mnie spodziewał.
- Dobry wybór. – stwierdza Amber, wbijając wzrok w Bena.
On może znaleźć mnie później. Muszę wrócić do stolika, zanim Theodore zda sobie
sprawę, jak żałosna jestem. Idę za Amber z powrotem na nasze miejsca, ale na
szczęście jest wystarczająco głośno, że nie słyszę nic z tego, co ona mówi. Chociaż
widzę, że mnie poucza. Ledwo zdążamy usiąść na kanapach, kiedy Ben przyciąga
jakieś krzesło i przystawia je do stołu. Siada na nim i opiera ręce na stole przed sobą.
Theodore obejmuje mnie ramieniem i się pochyla.
- Wszystko gra?
Zmuszam się do szybkiego uśmiechu i kiwam głową, ale nie oferuję mu nic więcej,
biorąc pod uwagę to, że Ben wygląda tak, jakby miał zaraz przeczołgać się po stole i
oderwać rękę Theodore’a od mojego ciała.
Przesuwam się na krześle tak, żeby Theodore nie pomyślał, że odrzucam jego
uwagę. Pochylam się do przodu, jakbym miała coś do powiedzenia Amber. Ale w
chwili, gdy otwieram usta, Ben pod stołem głaska mnie po kolanie. Od razu na niego
zerkam, ale on rzuca mi niewinne spojrzenie.
Na szczęście Glenn zajmuje całą uwagę Theodore’a, więc ten nie zauważa, kiedy
moje całe ciało się napina. Ben zaczyna wędrować palcami w górę mojego uda, więc
sięgam pod stół i odsuwam od siebie jego dłoń. Uśmiecha się i odchyla się na swoim
krześle.
- Więc. – odzywa się Amber, odwracając się do Bena. – Skoro wszyscy poznaliśmy
cię jakieś piętnaście minut temu i absolutnie nic o tobie nie wiemy, bo kompletnie się
nie znamy, może coś nam o sobie o powiesz? Czym się zajmujesz? Theodore mówił,
że jesteś pisarzem? Piszesz coś interesującego? Może jakąś historię miłosną? Jak ci
idzie?
Wymierzam jej kopniaka pod stołem. Nie mogła być bardziej oczywista?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 170


Ben parska śmiechem, a teraz, gdy Amber zadała zupełnie przypadkowe pytanie,
Theodore i Glenn patrzą na Bena i czekają, aż ten odpowie.
- Cóż – mówi ten, prostując się na krześle. – właściwie to tak. Jestem pisarzem.
Chociaż w tym roku miałem naprawdę ciężki przypadek blokady pisarskiej. Nie
napisałem ani jednego słowa od trzystu sześćdziesięciu pięciu dni. Ale co dziwne,
chyba właśnie przed chwilą miałem wielki przełom.
- No proszę. – mamrocze Amber, przewracając oczami.
Pochylam się do przodu, decydując, że dołączę do tej tajemniczej rozmowy.
- Wiesz co, Ben. Blokada pisarska może być podchwytliwa. To, że przed chwilą
miałeś przełom, to nie znaczy, że to jest na stałe.
Udaje, że przez chwilę myśli nad moim komentarzem, po czym potrząsa głową.
- Nie. Nie, potrafię rozpoznać przełom, kiedy go doświadczam. A jestem pewny, że
to, czego doświadczyłem kilka minut temu, było największym przełomem w dziejach
ludzkości.
Unoszę brew.
- Między pewnością siebie a zarozumialstwem jest cienka linia.
Ben papuguje moją minę, kiedy jego dłoń wraca na moją nogę pod stołem,
sprawiając, że cała sztywnieje.
- Cóż, w takim razie zajmę się tą linią jak udem długonogiej brunetki.
Och, dobry Boże, te słowa.
Glenn parska śmiechem, ale Theodore pochyla się do przodu, by skupić na sobie
uwagę Bena.
- W Nantucket mam wujka, który wydał książkę. To dość ciężkie do…
- Theodore. – przerywa mu Ben. – Wydajesz się być… miłym facetem.
- Dziękuję. – odpowiada tamten, uśmiechając się.
- Daj mi dokończyć. – dodaje Ben, unosząc ostrzegawczo palec. – Bo za chwilę mnie
znienawidzisz. Kłamałem. Nie piszę artykułu. – Wskazuje na Glenna. – Ten facet
dzisiaj powiedział mi, gdzie mam się dzisiaj pojawić, żeby odnaleźć dziewczynę, z
którą powinienem spędzić resztę swojego życia. I przykro mi, ale tak wyszło, że ta
dziewczyna jest z tobą na randce. A ja jestem w niej zakochany. Naprawdę
zakochany. To wyniszczająca, rujnująca, paraliżująca miłość. Więc proszę, przyjmij
moje najszczersze przeprosiny, bo ona dziś wraca ze mną do domu. Mam nadzieję. I
się o to modlę. – Ben rzuca mi ujmujące spojrzenie. – Proszę? Inaczej przez tą mowę
wyjdę na kompletnego głupka, a to nie będzie dobrze wyglądać, gdy będziemy

Tłumaczenie: marika1311 Strona 171


opowiadać naszym wnukom tę historię. – Wyciąga dłoń w moim kierunku, ale ja
zamieram tak samo, jak Theodore.
Glenn zakrywa dłonią usta, próbując ukryć swój pijacki śmiech. Amber jest
oniemiała, chociaż raz.
- Co jest, kurwa? – mamrocze Theodore. Zanim mogę usunąć się z jego drogi, ten
sięga przeze mnie, chwytając kołnierz koszuli Bena, żeby móc go udusić, uderzyć
albo… nie jestem pewna, co robi, ale schylam się i wydostaję się ze swojego miejsca,
żeby nie być w środku tego zdarzenia. Kiedy się odwracam, widzę Theodore’a
klęczącego na swoim miejscu i trzymającego Bena za szyję ponad stołem. Ben trzyma
za jego rękę, próbując ją odciągnąć od swojego gardła. Ma szeroko otwarte oczy i
patrzy prosto na mnie. – Ty pieprzony kutasie! – krzyczy.
Ben puszcza jego ramię jedną dłonią i macha w moją stronę palcem, chcąc, bym
podeszła bliżej. Biorę niepewny krok do przodu, niepewna co zrobić, by wydostać go
z tego bałaganu. Kiedy jestem od nich oddalona o dwa metry, Ben usiłuje coś
powiedzieć.
- Fallon. – mamrocze, wciąż szarpiąc za ramię, które wbija się w jego szyję. –
Idziesz… idziesz ze mną do domu, czy nie?
O mój Boże. Ale jest nieustępliwy. A dwóch bramkarzy zaczyna odciągać go od
Theodore’a. ale teraz zarówno on, jak i Theodore zostają wyprowadzeni na zewnątrz,
a ja, Amber i Glenn idziemy za nimi. Zanim docieramy do drzwi, Amber uderza
swojego chłopaka w ramię.
- Powiedziałeś Benowi, gdzie dziś idziemy? – pyta, praktycznie sycząc.
Glenn pociera swoją rękę.
- Przyszedł dzisiaj do nas i szukał Fallon.
Amber marszczy brwi.
- Więc po prostu powiedziałeś mu, gdzie będzie? Czemu miałbyś to robić?
- Jest zabawny! – odpowiada Glenn, jakby to zmieniało całą postać rzeczy.
Amber zerka na mnie ponad ramieniem i rzuca mi przepraszające spojrzenie. Nie
mówię jej, że nic się nie stało. Jak dotąd, jestem tak jakby zadowolona, że Glenn dał
znać Benowi, gdzie dziś będę. Dobrze wiedzieć, że czekał na mnie w restauracji przez
cztery godziny, a potem pojechał do mojego starego mieszkania w nadziei, że Amber
i Glenn wciąż tam mieszkają i mnie tam znajdzie. To trochę mi pochlebia, ale mimo to
wciąż nie nadrabia tego, przez co musiałam przez niego przejść.
Jak tylko wychodzimy na zewnątrz, od razu podchodzę do Theodore’a, który chodzi
w tę i z powrotem po chodniku, kipiąc złością. Zatrzymuje się, kiedy widzi, że przed
nim stoję i wskazuje na Bena.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 172


- To prawda? – pyta. – Czy wy… kurwa, nie wiem. Spotykacie się? To twój były? Czy
ja tu w ogóle pasuję, czy tylko tracę swój cholerny czas?
Potrząsam głową, kompletnie nie wiedząc, co począć. Nie wiem, jak na to
odpowiedzieć, bo naprawdę nie wiem, na czym stoję z Benem. Ale wiem, na czym
stoję z Theodore’m, więc chyba zacznę od tego.
- Przykro mi. – mówię. – Przysięgam, przed dzisiejszym wieczorem nawet nie
rozmawiałam z nim od roku. Nie chcę, żebyś myślał, że spotykałam się z wami
oboma w tym samym czasie, ale… przepraszam. Chyba potrzebuję trochę czasu, żeby
to rozgryźć.
Theodore przekrzywia głowę, jakby zszokowało go to, co powiedziałam.
- Rozgryźć? – Kręci głową. – Nie mam czasu na takie gówno. – Zaczyna iść w
przeciwnym kierunku, ale wciąż jest w zasięgu słuchu, kiedy mamrocze: - Nie jesteś
nawet taka ładna.
Wciąż przetwarzam tą zniewagę, kiedy widzę, że Ben przebiega obok mnie. Zanim
mogę w ogóle zorientować się, co się dzieje, jego pięść wylatuje w powietrze. Glenn
biegnie, by zainterweniować… chwila. Nie. Glenn też uderza Theodore’a.
Na szczęście bramkarze nawet nie zdążyli wejść do środka, więc rozdzielają ich
trójkę, zanim ktoś zostanie poważnie ranny. Theodore próbuje się wyszarpać
jednemu z nich, przez cały czas rzucając obelgami w stronę Bena. A tymczasem
Amber stoi obok mnie, opierając się o parkometr i odpinając jeden ze swoich butów
na wysokim obcasie.
- Macie się stąd wszyscy wynosić, albo zaraz zadzwonię na policję! – krzyczy jeden z
bramkarzy.
- Zaczekaj. – mówi Amber, podnosząc palec i jednocześnie ściągając but z nogi. – Nie
skończyłam.
Bierze swojego buta w rękę, po czym patrzy wilkiem na Theodore’a i rzuca nim w
niego, trafiając go prosto między nogi.
- Nienawidzę twoich głupich spodni, dupku! – wrzeszczy. – Fallon zasługuje na
kogoś lepszego, I NANTUCKET TEŻ!
Wow. Dajesz, Amber.
Ochroniarz trzymający Theodore’a pyta, gdzie jest zaparkowany jego samochód.
Odprowadza go w tamtym kierunku, a Amber chwyta za swój but. Dopiero kiedy
tamten wraca sam, pozostała dwójka puszcza Bena i Glenna.
- Wasza czwórka. Wypad stąd. Teraz.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 173


Jak tylko bramkarz przestaje trzymać Bena za ramiona, ten biegnie prosto do mnie,
bierze moją twarz w dłonie, sprawdzając, czy coś mi się stało. A może sprawdza moje
emocje, nie wiem. Tak czy siak, wygląda na zmartwionego.
- Wszystko w porządku?
Przez kojący ton jego głosu wiem, że martwi się o to, że Theodore mógł zranić moje
uczucia.
- Nic mi nie jest, Ben. Obraza co do mojego wyglądu od faceta, który chętnie nosi
takie spodnie, nie jest niczym poważnym.
Widzę ulgę w jego uśmiechu. Całuje mnie w czoło.
- Masz auto? – pyta Glenn, kierując pytanie do Bena.
Ten kiwa potwierdzająco głową.
- Tak. Podwiozę waszą dwójkę do domu.
- Naszą trójkę. – mówię do Bena, sugerując mu, że tylko dlatego, że się za mną
wstawił, nie pójdę z nim od razu do niego. – Musisz mnie podrzucić do mojego
mieszkania.
Amber jęczy, po czym dotyka mojego ramienia, gdy przechodzi obok.
- Po prostu już mu wybacz. – mówi. – Glenn w końcu znalazł innego faceta, którego
lubi, a jeśli nie wybaczysz Benowi, złamiesz mu serce.
Ben i Glenn przyglądają mi się w milczeniu. Glenn robi wielkie oczy kotka, a Ben
wydyma dolną wargę.
No nie mogę. Wzruszam ramionami, pokonana.
- No cóż. Skoro Glenn cię lubi, to chyba muszę jechać z tobą.
Ben nawet nie odrywa ode mnie wzroku, kiedy wyciąga rękę w kierunku Glenna, z
dłonią zwiniętą w pięść. Glenn przybija mu żółwika, po czym oboje opuszczają ręce,
nie wypowiadając ani słowa.
Kiedy mijam Bena i kieruję się na parking, rzucam mu spojrzenie spod
przymrużonych powiek i wytykam na niego palec.
- Chociaż masz wiele do wyjaśnienia. Bardzo wiele. I dużo płaszczenia się.
- Jestem bardzo zdolny do obu tych rzeczy. – stwierdza Ben, idąc za mną.
- I musisz zrobić mi śniadanie. – dodaję. – Lubię dobrze przypieczony boczek i jajka
na miękko.
- Łapię. – mówi Ben. – Wytłumaczyć, płaszczyć się, potem na golasa, jajka i bekon. –
Obejmuje mnie ramieniem i kieruje w stronę swojego samochodu. Otwiera dla mnie
drzwi po stronie pasażera, ale zanim wsiada do środka, obejmuje moją twarz i

Tłumaczenie: marika1311 Strona 174


przyciska usta do moich. Kiedy się odsuwa, jestem zaskoczona tym, jak wiele uczuć
wyraża jego twarz po absurdalności ostatnich piętnastu minut. – Nie będziesz tego
żałowała, Fallon. Obiecuję.
Mam taką nadzieję.
Całuje mnie w policzek i czeka, aż wsiądę do auta.
Od tyłu obejmują mnie czyjeś ręce, a obok mnie pojawia się głowa Glenna.
- Ja też obiecuję. – mówi, składając głośnego buziaka na moim policzku.
Kiedy wyjeżdżamy z parkingu, wyglądam przez okno, bo nie chcę, żeby ich trójka
zobaczyła łzy w moich oczach.
Bo tak, usłyszenie, jak Theodore mnie obraża, nie tylko zraniło moje uczucia – był to
też jeden z najbardziej zawstydzających momentów mojego życia. Ale to, że ta trójka
bez namysłu mnie broniła sprawia, że ta zniewaga była tego prawie warta.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 175


Ben

Po tym, jak podrzucamy Glenna i Amber do ich mieszkania, w samochodzie zalega


cisza na co najmniej kilometr. Przez całą drogę wyglądała przez okno, a wolałbym, by
spojrzała na mnie. Wiem, że to, przez co musiała przeze mnie przechodzić przez
ostatni rok zraniło ją prawdopodobnie bardziej, niż mogę sobie wyobrazić i mam
nadzieję, że zdaję sobie sprawę, że zamierzam to jej wynagrodzić. Nawet jeśli zajmie
mi to całe życie. Wyciągam rękę i chwytam ją za dłoń.
- Muszę przeprosić. – mówię do niej. – Nie powinienem był mówić tych rzeczy…
Kręci głową, przerywając mi gestem.
- Nie cofaj tego. Pomyślałam, że to godne podziwu, że byłeś szczery z Theodore’m.
Większość mężczyzn byłaby zbyt tchórzliwa i nic nie powiedziała, i po prostu
ukradła dziewczynę za plecami ich przyjaciela.
Nawet nie ma pojęcia, z jakiego powodu źle się czuję.
- Nie przepraszałem za to. Przepraszam, bo nie powinien był powiedzieć na głos, że
jestem w tobie zakochany, w taki sposób. Zasługujesz na coś więcej niż kocham cię z
drugiej ręki.
Przygląda mi się cicho, po czym znowu odwraca się w stronę okna. Przenoszę
wzrok na drogę, ale po chwili na nią zerkam. Widzę, że jej policzek unosi się w
uśmiechu, kiedy ściska moją rękę.
- Może, jeśli wyjaśnienia i płaszczenie się pójdzie ci dobrze, otrzymasz ode mnie to
samo w odpowiedzi, jeszcze przed śniadaniem, które mi jutro przyrządzisz.
Uśmiecham się, bo bez wątpienia wiem, że płaszczenie się i śniadanie będzie bułką z
masłem.
To wyjaśnień się boję. Wciąż mamy przed sobą przynajmniej piętnastominutową
jazdę, więc decyduję, że równie dobrze mogę już zacząć.
- W zeszłym roku wyprowadziłem się od razu po świętach Bożego Narodzenia. Ian i
ja pozwoliliśmy Jordyn i Oliverowi zostać w domu.
Czuję, że jej dłoń napina się w mojej na samo wspomnienie imienia Jordyn. Nie
cierpię tego. Nie cierpię, że tak to wyszło i tego, że do końca życia będzie o tym
pamiętać. Bo czy tego chce czy nie, Jordyn jest matką Olivera, a on jest dla mnie jak
syn. Zawsze będą w moim życiu, bez względu na wszystko.
- Uwierzyłabyś mi, gdybym ci powiedział, że między nami jest dobrze? Ze mną i z
Jordyn?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 176


Rzuca mi spojrzenie z ukosa.
- W jakim sensie dobrze?
Puszczam jej dłoń i chwytam nią kierownicę, a drugą ręką chwytam za swoją
szczękę, by wymasować z niej trochę napięcia.
- Chcę, żebyś mnie wysłuchała, zanim się odezwiesz, okej? Bo mogę powiedzieć coś,
o czym nie chcesz słuchać, ale musisz to zrobić.
Kiwa lekko głową, więc biorę uspokajający oddech.
- Dwa lata temu… kiedy się z tobą kochałem… oddałem ci wszystko. Serce i duszę.
Ale tej nocy, kiedy podjęłaś decyzję, by nie odzywać się przez kolejny rok, nie
mogłem zrozumieć tego, co się stało. Nie rozumiałem, jak ja mogłem czuć to, co
czułem, podczas gdy ty nie czułaś nic. I to cholernie bolało, Fallon. Odeszłaś, a ja
byłem wkurzony i nawet nie umiem ci powiedzieć, jak ciężkie były dla mnie kolejne
miesiące. Nie tylko opłakiwałem śmierć Kyle’a, ale też byłem w żałobie po stracie
ciebie.
Gapię się prosto przed siebie, bo nie chcę widzieć, co moje słowa z nią robią.
- Kiedy Oliver się urodził, poczułem się szczęśliwy po raz pierwszy od chwili, gdy
pojawiłaś się niezapowiedzianie pod moimi drzwiami. I wtedy Jordyn uśmiechnęła
się po raz pierwszy od śmierci Kyle’a. Więc przez następne kilka miesięcy każdą
chwilę spędzaliśmy z Oliverem. Bo był jedynym jasnym punktem w naszych życiach.
A kiedy dwoje ludzi kocha kogoś tak bardzo, jak my kochamy go, to tworzy między
nimi więź, której nie umiem nawet wyjaśnić. W ciągu kolejnych miesięcy ona i Oliver
wypełniali stopniowo dziurę w moim sercu, którą pozostawiłaś po sobie ty i Kyle. A
ja chyba wypełniłem dziurę w jej sercu, którą on zostawił. Kiedy coś się między nami
zaczęło dziać, nie sądzę, żeby którekolwiek z nas wcześniej o tym myślało. Ale tak się
stało, a nie było obok nikogo, kto powiedziałby mi, że pewnego dnia mogę tego
żałować. To znaczy… była nawet taka część mnie, która myślała, że kiedy spotkamy
się kolejnego listopada, będziesz się cieszyć moim szczęściem. Bo myślałem, że może
tego właśnie chciałaś, żebym ruszył dalej i przestać trzymać się tego, co ty
postrzegałaś jako fikcyjny związek, który stworzyliśmy, kiedy mieliśmy osiemnaście
lat. Ale potem, kiedy pojawiłem się tamtego dnia… ostatnią rzeczą, jaką się
spodziewałem, było to, że będziesz tak zraniona. A w chwili, gdy zorientowałaś się,
że widywałem się z Jordyn, mogłem zobaczyć w twoich oczach to, jak bardzo
naprawdę mnie kochałaś i to był jeden z najgorszych momentów w moim życiu,
Fallon. Jeden z najgorszych, pieprzonych momentów i nadal czuję rany, które twoje
łzy zostawiły w mojej piersi, za każdym razem, gdy oddycham.
Ściskam kierownicę i wypuszczam z siebie opanowany oddech.
- Jak tylko tamtej nocy Jordyn wróciła do domu, widziała w mojej twarzy, że cierpię.
I że to nie ona była dziewczyną, która spowodowała ten ból. I o dziwo, wcale jej to
Tłumaczenie: marika1311 Strona 177
nie zmartwiło. Rozmawialiśmy o tym chyba przez dwie godziny. O tym, co ja czułem
do ciebie, o tym, co ona czuła do Kyle’a i o tym, jak wiedzieliśmy, że ranimy siebie
trwając w relacji, która nigdy nie dorównałaby temu, co wcześniej mieliśmy z innymi
ludźmi. Więc zakończyliśmy to. Tamtego dnia. Zabrałem rzeczy z jej pokoju i
przeniosłem się z powrotem do mojego, dopóki nie byłem w stanie znaleźć dla siebie
nowego miejsca.
Ośmielam się spojrzeć w jej stronę, ale Fallon wciąż wygląda za okno. Widzę, że
ociera łzę z oka i mam nadzieję, że się nie wściekła.
- Nie obwiniam cię o nic, okej? Wspominam o tym roku, kiedy odeszłaś, tylko
dlatego, bo musisz wiedzieć, że to ty zawsze byłaś w moim sercu. I nigdy nie
pozwoliłbym nikomu go pożyczyć, gdybym wiedział, że istnieje choć najmniejsza
szansa na to, że kiedykolwiek zechcesz go z powrotem.
Jej ramiona drżą i nie cierpię tego, że doprowadziłem ją do płaczu. Nie cierpię. Nie
chcę, żeby była smutna. Spogląda na mnie oczami pełnymi łez.
- Co z Oliverem? – pyta. – Nie mieszkasz już z nimi? – Ociera kolejną łzę. – Czuję się
okropnie, Ben. Czuję, jakbym zabrała cię od tego małego chłopczyka.
Zakrywa twarz dłońmi i wybucha płaczem, a ja nie mogę znieść już tego ani
sekundy dłużej. Zjeżdżam ma pobocze drogi, wyłączam silnik, odpinam swój pas i
przyciągam ją do siebie.
- Kochanie, nie. – szepcę. – Proszę, nie płacz nad tym. Ja i Oliver… jest idealnie.
Widuję go, kiedy zechcę, prawie każdego dnia. Nie muszę mieszkać z jego mamą,
żeby tak samo go kochać.
Gładzę ją po włosach i całuję w bok głowy.
- Jest dobrze, Fallon. Jedyną rzeczą w moim życiu, która mi nie odpowiada jest to, że
nie jesteś jego częścią każdego dnia.
Odrywa się od mojego ramienia i pociąga nosem.
- To w moim życiu to jest do dupy, Ben. Wszystko inne jest idealne. Mam dwójkę
najlepszych przyjaciół na świecie. Uwielbiam szkołę. Uwielbiam swoją pracę. Mam
półtora świetnego rodzica. – Ostatnie zdanie mówi ze śmiechem. – Ale jedyna rzecz,
która mnie zasmuca; najważniejsza rzecz; jest taka, że myślę o tobie w każdej
sekundzie każdego dnia i nie wiem, jak o tobie zapomnieć.
- Nie rób tego. – Błagam ją. – Proszę, nie zapominaj o mnie.
Wzrusza ramionami, uśmiechając się nieprzekonująco.
- Nie mogę. Próbowałam, ale chyba musiałabym iść do AA lub coś takiego. Jakbyś
był częścią permanentnego makijażu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 178


Parskam śmiechem z ulgą, że ona… że po prostu istnieje. I że mieliśmy to szczęście,
żeby istnieć w tym samym życiu, w tym samym obszarze świata, w tym samym
stanie. I że, nawet po tych wszystkich latach, o dziwo nie zmieniłbym niczego w tym,
co w końcu nas połączyło.
- Ben? – pyta. – Znowu wyglądasz, jakbyś miał się pochorować.
Parskam śmiechem i potrząsam głową.
- Nic mi nie jest. Po prostu naprawdę muszę powiedzieć ci, że cię kocham, ale czuję,
że powinienem cię ostrzec, zanim to zrobię.
- Okej. – mówi. – Ostrzec mnie przed czym?
- Przed tym, że zgadzając się mnie kochać, bierzesz na siebie wielką
odpowiedzialność. Bo Oliver na zawsze pozostanie częścią mojego życia. I nie jako
wujek i bratanek, ale jakby był mój. Urodziny, gry w baseball i…
Kładzie mi dłoń na ustach, żeby mnie uciszyć.
- Kochanie kogoś nie obejmuje tylko tej osoby, Ben. To oznacza także akceptowanie
wszystkich rzeczy i osób, które ta osoba kocha. I to zrobię. Naprawdę. Obiecuję.
Naprawdę na nią nie zasługuję. Ale przyciągam ją do siebie i przesuwam tak, że
siedzi między mną a kierownicą. Przysuwam usta do jej warg i mówię:
- Kocham cię, Fallon. Bardziej niż poezję, bardziej niż muzykę, bardziej niż twoje
cycki. Oba. Masz w ogóle pojęcie, jaka to ilość miłości?
Śmieje się i płacze w tym samym czasie, a ja przyciskam do niej usta, chcąc, żeby
zapamiętała ten pocałunek bardziej niż jakiekolwiek inne. Chociaż trwa tylko dwie
sekundy, bo ona odrywa się i mówi:
- Też cię kocham. I myślę, że to było świetne wyjaśnienie. Takie, które nawet nie
potrzebuje zbyt dużej ilości płaszczenia się, więc teraz chciałabym pojechać do
twojego mieszkania i się z tobą kochać.
Szybko ją całuję, po czym przesuwam z powrotem na jej siedzenie i przygotowuję
się do tego, by znowu wjechać na autostradę. Zapina swój pas i mówi:
- Ale i tak spodziewam się jutro zobaczyć gotowe śniadanie.

***

- Więc technicznie rzecz biorąc, spędziliśmy ze sobą w sumie około dwudziestu


ośmiu godzin, odkąd się poznaliśmy. – mówi.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 179


Jesteśmy w moim łóżku. Leży na mnie, przebiegając palcami po mojej piersi. Jak
tylko wróciliśmy do mieszkania, kochaliśmy się. Dwa razy. A jeśli nie przestanie mnie
tak dotykać, to za chwilę zrobimy to trzeci raz.
- Tyle czasu wystarczy, by wiedzieć, czy kogoś kochasz. – odpowiadam.
Policzyliśmy, ile czasu łącznie ze sobą spędziliśmy na przestrzeni czterech lat.
Szczerze mówiąc myślałem, że tych godzin było więcej, bo zdecydowanie się tak
czuję, ale miała rację, gdy powiedziała, że to nie były nawet całe dwa dni.
- Spójrz na to w ten sposób. – mówię, rozważając to jeszcze dokładniej. – Gdybyśmy
mieli zwyczajny związek, poszlibyśmy na kilka randek, może jedną lub dwie
tygodniowo, każda trwająca po kilka godzin. To średnio dwanaście godzin w
pierwszym miesiącu. Powiedzmy, że w drugim miesiącu kilka razy zostałabyś na noc.
Pary mogą być już dobrze po trzecim miesiącu związku do czasu, gdy spędzą ze sobą
dwadzieścia osiem godzin. A trzy miesiące są zasadniczo czasem na „kocham cię”.
Więc technicznie jesteśmy na dobrej drodze.
Przygryza wargę, żeby powstrzymać uśmiech.
- Podoba mi się twoja logika. Wiesz, jak bardzo nie lubię natychmiastowej miłości.
- Och, to była natychmiastowa miłość. – mówię jej. – Ale nasza jest poważna.
Unosi się na łokciu, patrząc na mnie z góry.
- Kiedy wiedziałeś? W którym momencie byłeś pewny, że mnie kochasz?
Nawet się nie waham.
- Pamiętasz, kiedy całowaliśmy się na plaży, a ja wstałem i powiedziałem, że chcę
zrobić sobie tatuaż?
Uśmiecha się.
- To było takie dziwne, jak mogłabym o tym zapomnieć?
- To dlatego zrobiłem tatuaż. Bo w tamtym momencie wiedziałem, że po raz
pierwszy zakochałem się w dziewczynie. Tak naprawdę. Bezinteresowną miłością. A
mama kiedyś mi powiedziała, że będę wiedział, kiedy taką miłość odnajdę i
powinienem zrobić coś, żeby zapamiętać ten moment, bo to nie zdarza się
wszystkim. Więc… tak.
Podnosi mój nadgarstek i przygląda się tatuażowi. Dotyka go wskazującym palcem.
- Zrobiłeś to przeze mnie? – pyta. – Ale to on oznacza? Dlaczego wybrałeś słowo
poetic? I ta cała pięciolinia, o co chodzi?
Zerkam na swoją rękę i zastanawiam się, czy naprawdę powinienem zagłębiać się z
nią w szczegóły powodów, dla których wybrałem taki wzór. Ale to przyćmiłoby tą
chwilę, a tego nie chcę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 180


- Osobiste powody. – stwierdzam, zmuszając się do uśmiechu. – I pewnego dnia ci o
nich opowiem, ale w tej chwili chcę, żebyś mnie znowu pocałowała.
Nie mija nawet dziesięć sekund, zanim obracam ją na plecy i się w niej zagłębiam.
Tym razem kocham się z nią powoli – nie w dzikim pośpiechu, jak zrobiliśmy to
wcześniej dwa razy. Całuję ją, od ust do piersi i z powrotem, delikatnie przyciskając
usta do każdego centymetra jej skóry, którego mam przywilej dotykać.
I tym razem, kiedy kończymy, nie rozmawiamy. Oboje zamykamy oczy i wiem, że
kiedy jutro rano obudzę się obok niej, mam zamiar wypełnić swoją misję, by
wybaczyć sobie te wszystkie razy w przeszłości, gdy ukrywałem przed nią prawdę.
A potem zrobię jej śniadanie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 181


Fallon

Burczy mi w brzuchu, przypominając mi o tym, że wczoraj nawet nie zjadłam


kolacji. Po cichu schodzę z łóżka i szukam moich ciuchów, ale po zlokalizowaniu
spódniczki nie mogę znaleźć nic innego. Nie chcę włączać światła, żeby poszukać
bluzki, więc podchodzę do szafy Bena, by wziąć jakąś koszulkę czy coś, co mogę na
siebie zarzucić, żeby iść pobuszować w jego lodówce.
Czuję się jak idiotka, szukając ubrania po omacku w szafie z wielkim uśmiechem na
twarzy. Ale kiedy rano się obudziłam, nie spodziewałam się, że ten dzień tak się
skończy. Absolutnie idealnie.
Decyduję, że zamknę drzwi i dopiero wtedy zapalę światło, żeby mu nie
przeszkadzać. Znajduję cienką bluzkę i ściągam ją z wieszaka. Po tym, jak wciągam ją
przez głowę, odwracam się, by nacisnąć przełącznik od światła, ale coś przyciąga
moją uwagę.
Na górnej półce, obok pudełka na buty, leży gruby plik kartek. Wygląda jak rękopis.
Czy to może być…
Moja ciekawość została rozbudzona. Staję na palcach, żeby do tego dosięgnąć, ale
ściągam tylko kartkę z samej góry, by zobaczyć, co to jest.

Benton James Keller

DZIEWIĄTY LISTOPAD

Gapię się na kartkę przez kilka sekund. Wystarczająco długo, by w pełni wdać się w
walkę z moim sumieniem.
Nie powinnam tego czytać. Powinnam to odłożyć.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 182


Ale mam prawo to przeczytać. Chyba. To znaczy, to książka o związku moim i Bena.
I wiem, że powiedział, iż nie chce, bym to czytała zanim skończy, ale teraz, kiedy już
jej nie pisze, na pewno ta jedna zasada już nie istnieje.
Nadal nie decyduję, co zrobić, kiedy ściągam z półki cały rękopis. Zabiorę to do
kuchni. Wezmę sobie coś do jedzenia. A potem zdecyduję, co z tym zrobić.
Wyłączam światło i powoli uchylam drzwi od szafy. Ben leży w tej samej pozycji,
ciężko oddychając, na krawędzi czegoś, co można by uznać za chrapanie.
Wychodzę z jego pokoju i idę do kuchni.
Ostrożnie kładę kartki na stole. Nie wiem, dlaczego dłonie tak mi się trzęsą. Może
dlatego, że jego prawdziwe myśli o mnie, o nas i o wszystkim, przez co przeszliśmy,
leżą przede mną. A co, jeśli nie spodoba mi się jego prawda? Ludzie mają prawo do
prywatności, a to, co ja zamierzam zrobić, narusza jego prywatność w każdym calu.
To nie jest dobry sposób na rozpoczęcie związku.
A co, jeśli przeczytam tylko jedną scenę? Tylko kilka stron, potem to odłożę, a on się
o niczym nie dowie.
Już wiem, o czym chcę przeczytać. Od chwili, kiedy to się stało, pożerało mnie to
żywcem.
Chcę wiedzieć, dlaczego Kyle wtedy uderzył go w korytarzu, podczas naszego
drugiego roku. To nie miało nic wspólnego ze mną, więc powinno być wystarczająco
bezpieczną sceną, bym po przeczytaniu nie czuła się zbyt winna.
Robię, co w mojej mocy, by przerzucać kartki, nie czytając za wiele. Ben sprawił, że
łatwo coś znaleźć, skoro podzielił rozdziały według swojego wieku. Ta kłótnia miała
miejsce podczas naszego drugiego roku, więc odnajduję rozdział z nagłówkiem
„Dziewiętnaście lat” i kładę to przed sobą. Pomijam jego monolog o tym, jak czekał
na mnie w restauracji. Mam nadzieję, że pewnego dnia da mi to przeczytać, bo
umieram z ciekawości, żeby poznać jego prawdziwe myśli. Ale nie pozwalam sobie
przeczytać to wszystko. Po pójściu na kompromis z moim poczuciem winy, żeby
przeczytać tylko kilka stron, i tak czuję się gównianie. Mogę sobie tylko wyobrazić,
jak by się czuł, gdybym przeczytała to wszystko.
Przesuwam wzrok po tekście, dopóki nie odnajduję imienia Kyle’a. Przyciągam do
siebie kartkę i zaczynam czytać w środku akapitu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 183


- Wszystko będzie dobrze, Jordyn. Obiecuję.

Otwierają się frontowe drzwi, a ona podnosi wzrok. Przez podekscytowanie w jej
oczach wiem, że to najprawdopodobniej Kyle.

Mój żołądek skręca się z nerwów, które nagle stają się cięższe niż kamienie. Kurwa.
Powiedział, że nie wróci dziś aż do siódmej wieczorem.

- Czy to Kyle? – pytam Jordyn.

Kiwa głową, przechodząc obok mnie.

- Skończył pracę szybciej, żeby mi pomóc. – mówi, podchodząc do zlewu. Chwyta za


serwetkę i osusza oczy. – Powiedz mu, że zaraz przyjdę. Nie chcę, żeby wiedział, jak
bardzo dziś płakałam, czuję się jak idiotka.

Cholera. Może nie pamięta. Minęło już tak długo czasu, a nigdy o tym nie
rozmawialiśmy. Biorę głęboki oddech i wracam do salonu, próbując ukryć swoją
panikę. Nie może mi tego zniszczyć.

- Z Jordyn wszystko w porządku. – mówię, kiedy wchodzę ponownie do salonu,


mając nadzieję, że odsunąłem od siebie nerwy. Zatrzymuję się w półkroku, kiedy go
widzę, bo wyraz jego twarzy mówi mi, że zdecydowanie pamięta. I jest wkurzony.

Kyle zaciska szczękę. Rzuca kluczyki na stolik przy wejściu i wskazuje na mnie palcem.

- Musimy porozmawiać.

Przynajmniej odciągnie mnie od Fallon, żeby o tym porozmawiać. To ulga. Nie


wygląda na to, że powie przed nią cokolwiek. Mogę poradzić sobie z nim na
osobności, to nie jest problem. Mogę jakoś znaleźć wyjście z tego gówna, w które się
wpakowałem, ale nie chcę, żeby Fallon została w to wciągnięta.

Uśmiecham się do niej, bo po wyrazie jej twarzy wiem, że jest świadoma, że z Kyle’m
jest coś na rzeczy. Chcę ją zapewnić, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli w
rzeczywistości nie jest nawet blisko tego.

- Zaraz wrócę. – Kiwa głową, więc wychodzę za bratem i idziemy korytarzem.


Zatrzymuje się przy drzwiach swojej sypialni.

Macha ręką w stronę salonu.

- Możesz mi wyjaśnić, co tu się, kurwa, dzieje?

Zerkam w tamtym kierunku, zastanawiając się, jak mam się z tego wykręcić. Ale wiem,
że nie uwierzy w nic poza prawdą.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 184


Opieram dłonie o biodra i wbijam wzrok w podłogę. Ciężko patrzeć na
rozczarowanie w jego oczach.

- Jesteśmy przyjaciółmi. – mówię mu. – Poznaliśmy się w zeszłym roku. W restauracji.

Kyle śmieje się z niedowierzeniem.

- Przyjaciółmi? – pyta. – Bo Ian przed chwilą przedstawił mi ją jako twoją cholerną


dziewczynę, Ben.

Niech to szlag.

Robię, co mogę, żeby go trochę uspokoić. Nigdy nie widziałem go tak wściekłego.

- Przysięgam, to nie jest tak. Ja tylko… - Cholera, ale to popieprzone. Wyrzucam ręce
w powietrze w obronnym geście. – Lubię ją, okej? Nie mogę nic na to poradzić. Nie
jest tak, że to zaplanowałem.

Kyle odwraca wzrok, przebiegając dłońmi po twarzy, sfrustrowany. Kiedy znowu się
obraca, nie jestem przygotowany na to, co się dzieje. Popycha mnie, mocno, i
uderzam w ścianę za mną. Przyciska ręce do moich ramion, trzymając mnie przy
ścianie.

- Czy ona wie, Ben? Czy ona ma w ogóle pojęcie o tym, że to ty zapoczątkowałeś
pożar? Że to przez ciebie prawie nie zginęła?

Zaciskam szczękę. Nie może tego zrobić. Nie dzisiaj. Nie jej.

- Zamknij się. – syczę przez zaciśnięte zęby. – Proszę. Jest w pokoju obok, na litość
boską! – Próbuję go od siebie odepchnąć, ale przesuwa rękę i ściska moje gardło.

- W jaką popieprzoną sytuację ty się wplątałeś, Ben? Co z ciebie za idiota?

Jak tylko to pytanie opuszcza jego usta, widzę, jak Fallon pojawia się za rogiem.
Zatrzymuje się, jak tylko nas spostrzega, a szok na jej twarzy zapewnia mnie, że nie
słyszała nic więcej.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 185


Fallon

Z trzaskiem odkładam kartki na wszystkie inne.


Jest popieprzony.
Ben jest pokręconym, popieprzonym pisarzem. Jak śmiał wziąć coś prawdziwego…
coś, co przeżyłam… i zmienić to w fikcję z absurdalną fabułą.
Jestem wkurzona. Jak mógł to zrobić? Ale nie skończył tego, więc czy w ogóle mogę
być o to zła?
Ale dlaczego miałby to robić? Nie wie, jak osobista jest dla mnie ta historia? Nie
mogę uwierzyć, że mógłby spróbować wzbogacić się na takiej tragedii.
Prawie wolę, żeby to była prawda i żeby on naprawdę zapoczątkował pożar. Wtedy
przynajmniej nie czułabym, że wykorzystuje moją historię.
Dlaczego miałby zmyślać fragment o kłótni, skoro wszystko przed i po jego
sprzeczce z Kyle’m opisał zgodnie z prawdą? Czy on w ogóle cokolwiek z tego
wymyślił?
Śmieję się do siebie. To nieprawda. Poznaliśmy się dopiero dwa lata po pożarze. Nie
ma mowy, że on mógłby tam być. Poza tym, jakie są szanse, że wpadłby na mnie w
rocznicę pożaru, dokładnie dwa lata później? Musiałby mnie śledzić.
Nie śledził mnie.
Prawda?
Potrzebuję wody.
Biorę wodę.
Muszę znowu usiąść.
Siadam.
Sieć możliwych kłamstw się rozrasta, w głowie mi wiruje, żołądek się ściska. Mam
nawet wrażenie, że krew w moich żyłach wiruje. Wtykam strony na ich miejsce i
układam kartki w porządny stos, taki, jaki znalazłam.
Dlaczego miałbyś to napisać, Ben?
Spoglądam na okładkę i przeciągam palcami po tytule. Dziewiąty listopad.
Potrzebował dobrej fabuły. To zrobił? Po prostu ją zmyślił?
Nie ma mowy, że mógłby być odpowiedzialny za pożar. To nie ma absolutnie
żadnego sensu. To mój ojciec ponosi za to winę. On to wie, policja to wie i ja to wiem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 186


Ściągam tytułową stronę z góry i odkładam ją na bok. Gapię się na pierwszą stronę
rękopisu i robię jedyną rzecz, która przyniesie mi więcej odpowiedzi.
Czytam.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 187


Benton James Keller

DZIEWIĄTY LISTOPAD

„By zacząć, na początek.”

- Dylan Thomas

PROLOG

Każdy życie zaczyna od matki. Z moim nie było inaczej.

Była pisarką. Powiedziano mi, że mój ojciec był psychiatrą, ale nie wiem tego na
pewno, skoro nigdy z nim nie rozmawiałem. Umarł, gdy miałem trzy lata. Nie mam
żadnych wspomnień z nim związanych, ale tak chyba jest najlepiej. Ciężko opłakiwać
stratę kogoś, kogo się nie pamięta.

Moja matka miała stopień magistra w poezji i ukończyła swoją pracę naukową na
temat walijskiego poety, Dylana Thomasa. Często go cytowała, choć jej ulubione cytaty
nie pochodziły z jego znanych na całym świecie wierszy, ale raczej z jego codziennych
dialogów. Nie wiem, czy szanowała go jako poetę czy jako człowieka. Bo z tego, co
dowiedziałem się o nim w swoich badaniach, nie było za bardzo za co szanować go za
charakter. A może właśnie za to powinien być szanowany – za to, że niewiele zrobił,
by zyskać popularność jako osoba i wszystko, by zyskać ją jako poeta.

Przypuszczam, że powinienem przejść do tego, jak zmarła moja matka.


Prawdopodobnie powinienem też przejść do dziewczyny, która zainspirowała mnie do
napisania tej książki, która dotyczy historii rozpoczynającej się od mojej matki. I
przypuszczam, że jeśli mam przejść do obu tych rzeczy, to powinienem też
powiedzieć o tym, jak Dylan Thomas wpływał na życie mojej matki, a przede wszystkim
na jej śmierć i jak to doprowadziło mnie do Fallon.

To wydaje się być takie skomplikowane, podczas gdy tak naprawdę to bardzo proste.

Wszystko się ze sobą łączy.

Wszystko się wiąże.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 188


I to wszystko zaczęło się dziewiątego listopada. Dwa lata przed tym, kiedy po raz
pierwszy stanąłem w twarz z Fallon O’Neil.

Dziewiąty listopada.

Czas, kiedy umarła moja matka.

Dziewiąty listopada.

Noc, kiedy celowo zapoczątkowałem pożar, prawie odbierając życie dziewczynie,


która pewnego dnia miała uratować moje.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 189


Fallon

Wpatruję się w strony przede mną, kompletnie niedowierzając. Żółć podchodzi mi


do gardła.
Co ja zrobiłam?
Ciężko przełykam ślinę, by nie pozwolić temu wydostać się z moich ust.
Jakiemu potworowi oddałam swoje serce?
Dłonie mi drżą. Nie jestem w stanie się poruszyć. Nie mogę zdecydować, czy muszę
przeczytać coś więcej – gdzie oczywiście będzie stwierdzenie, że wszystko, co
czytam, to dzieło wspaniałej, choć pokręconej wyobraźni Bena. To tak chciał uczynić
naszą historię zbywalną, mieszając fakty i fikcję. Mam czytać więcej?
Czy mam uciekać?
Jak mam uciec od kogoś, komu powoli oddawałam siebie na przestrzeni czterech
lat?
Czy to było sześć lat?
Znał mnie, odkąd skończyłam szesnaście lat?
Znał mnie wtedy, gdy spotkaliśmy się w restauracji?
Był tam z mojego powodu?
Tyle krwi, cała, każda kropla pędzi przez moją głowę, nawet moje uszy zaczynają
mnie boleć od ciśnienia. Strach chwyta się mojego ciała, jakbym była przepaścią, a on
zwisał z krawędzi. Chwyta się każdej części mnie.
Muszę się stąd wydostać. Łapię za swój telefon i cicho dzwonię po taksówkę.
Mówią, że na drugim końcu ulicy mają jedną i za chwilę tutaj podjedzie.
Trawi mnie tak wiele strachu. Strach przed stronami w moich rękach. Strach przed
oszustwem. Strach przed człowiekiem, który śpi w pokoju obok, a któremu właśnie
obiecałam wszystkie moje dni.
Odsuwam się z krzesłem do tyłu, by zebrać swoje rzeczy, ale zanim mam szansę
wstać, słyszę, jak otwierają się drzwi od jego sypialni. W stanie najwyższej
gotowości, spoglądam prędko ponad swoim ramieniem. Zatrzymał się w progu,
ocierając z oczu resztki snu.
Gdybym mogła zatrzymać ten moment, wykorzystałabym go, by móc mu się
dokładnie przyjrzeć. Przebiegłabym palcami po jego ustach, by sprawdzić, czy
naprawdę są takie miękkie i delikatne, jak słowa z nich wychodzące. Podniosłabym

Tłumaczenie: marika1311 Strona 190


jego ręce i przesunęła kciukami po jego dłoniach, by sprawdzić, czy naprawdę były
zdolne do pieszczenia blizn, za które były odpowiedzialne. Objęłabym go ramionami
i stanęła na palcach, by wyszeptać mu do ucha:
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że fundament, na którym nauczyłeś mnie stać, jest
zbudowany z ruchomych piasków?
Widzę, jak przenosi wzrok na rękopis, który mocno ściskam w dłoniach. W ciągu
kilku sekund każda myśl, jaka przebiega przez jego głowę, widoczna jest na jego
twarzy.
Zastanawia się, jak to znalazłam.
Zastanawia się, ile przeczytałam.
Pisarz Ben.
Mam ochotę parsknąć śmiechem, bo Benton James Kessler nie jest pisarzem. Jest
aktorem. Mistrzem oszustwa, który właśnie ukończył czteroletni występ.
Po raz pierwszy nie widzę go jako Bena, w którym się zakochałam. Bena, który w
pojedynkę odmienił moje życie.
W tej chwili widzę go jako kompletnie obcego.
Jako kogoś, o kim absolutnie nic nie wiem.
- Co ty robisz, Fallon?
Jego głos sprawia, że się krzywię. Brzmi dokładnie tak, jak ten sam głos, który kilka
godzin temu mówił mi, że mnie kocha.
Tyle że teraz jego głos napełnia mnie paniką. Terror pochłania mnie, kiedy niepokój
przejmuje nade mną kontrolę.
Nie mam pojęcia, kim on jest.
Nie mam pojęcia, jakie motywy nim kierowały przez ostatnie kilka lat.
Nie mam pojęcia, do czego jest zdolny.
Zaczyna się do mnie zbliżać, więc robię jedyną rzecz, jaka przychodzi mi do głowy.
Okrążam stół, chcąc umieścić bezpieczny dystans między mną a tym człowiekiem.
Ból pojawia się na jego twarzy, gdy widzi moją reakcję, ale nie mam pojęcia, czy ten
wyraz jest szczery, czy wyćwiczony. Nie mam pojęcia, czy powinnam uwierzyć we
wszystko, co właśnie przeczytałam… czy robił to wszystko w trosce o fabułę.
W swoim życiu płakałam z wielu powodów. Głównie ze smutku, czasem z frustracji
lub złości. Ale to jest pierwszy raz, kiedy z mojego oka wycieka łza ze strachu.
Ben obserwuje, jak spływa po moim policzku i unosi uspokajająco rękę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 191


- Fallon. – Ma szeroko otwarte oczy i jest w nich prawie tyle samo strachu, co w
moich. Ale nie wiem już, czy cokolwiek z tego, co widzę na jego twarzy jest
prawdziwe. – Fallon, proszę. Pozwól mi wyjaśnić.
Wydaje się być taki zmartwiony. Tak szczery. Może to jest fikcja. Może zrobił z
naszej historii fikcję. Na pewno mi tego nie zrobił. Wskazuję na rękopis, mając na
dzieję, że nie zauważa drżenia mojej dłoni.
- Czy to prawda, Ben?
Zerka na kartki, ale potem przenosi wzrok na mnie, jakby nie mógł znieść patrzenia
na nie. Potrząśnij głową, Ben. Zaprzecz. Proszę.
Nic nie robi.
Jego brak zaprzeczenia uderza we mnie tak mocno, że gwałtownie wzdycham.
- Pozwól mi wyjaśnić. Proszę. Tylko… - Zaczyna iść w moim kierunku, więc
potykając się, odsuwam się do tyłu, dopóki nie wpadam na ścianę.
Muszę się stąd wydostać. Muszę się znaleźć jak najdalej od niego.
Przesuwa się w prawo zamiast w lewo, przez co znajduje się dalej ode mnie niż od
drzwi. Dam radę. Jeśli pobiegnę wystarczająco szybko, będę przy drzwiach przed
nim.
Ale dlaczego pozwala na to, żeby to się stało? Dlaczego miałby dawać mi szansę na
ucieczkę?
- Chcę wyjść. – mówię do niego. – Proszę.
Kiwa głową, ale wciąż trzyma dłoń w powietrzu, wewnętrzną stroną obróconą w
moim kierunku. Gest mówi mi jedno, ale jego ręka drugie. Wiem, że chce mi to
wyjaśnić… ale jeśli nie zamierza mi powiedzieć, że to, co przeczytałam, nie jest
prawdą, to nie chcę tu zostać i słuchać czegokolwiek innego, co ma do powiedzenia.
Po prostu musi powiedzieć, że to nieprawda.
- Ben. – szepcę, przyciskając dłonie płasko do ściany za mną. – Proszę, powiedz mi,
że to, co przeczytałam, to kłamstwa. Powiedz mi, że nie jestem twoim pieprzonym
zwrotem akcji.
Moje słowa sprawiają, że na jego twarzy pojawia się jedyny wyraz, którego nie
chciałam zobaczyć. Żal.
Znowu czuję żółć w gardle.
Przyciskam rękę do żołądka.
- O Boże.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 192


Chcę stąd wyjść. Muszę wyjść, zanim będę zbyt słaba, by to zrobić. Kolejne sekundy
są mglistą, rozmytą wizją, kiedy mamroczę w kółko „o Boże” i pędzę w stronę
kanapy. Potrzebuję mojej torebki. Moich butów. Chcę wyjść, chcę wyjść, chcę wyjść.
Docieram do drzwi i przesuwam w lewo zasuwkę, ale jego dłoń obejmuje moją, a
jego klatka piersiowa przyciska się do mnie od tyłu, przyciskając mnie do drzwi.
Zaciskam powieki, kiedy czuję na karku jego oddech.
- Przepraszam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. – Jego słowa są tak
zdesperowane, jak jego uchwyt, gdy mnie okręca, bym stanęła do niego twarzą w
twarz. Ociera moje łzy, kiedy w jego oczach wzbierają się jego własne łzy. – Tak mi
przykro. Proszę, nie wychodź.
Nie dam się na to nabrać. Nie pozwolę mu znowu się oszukać. Odpycham go, ale
łapie mnie za nadgarstki, trzymając je przy swojej piersi i przykładając czoło do
mojego czoła.
- Kocham cię, Fallon. Boże, tak bardzo cię kocham. Proszę, nie wychodź. Błagam.
I to w tym momencie wszystko we mnie zmienia się w całkowitą skrajność. Już się
nie boję.
Jestem zła.
Wkurzona.
Ponieważ usłyszenie tych słów z jego ust skłania mnie do refleksji na tym, jak
inaczej się czułam, gdy słyszałam je zaledwie godzinę temu. Jak on śmie mnie
okłamywać. Wykorzystywać mnie dla swojej książki. Sprawiać, że uwierzyłam, że
zobaczył prawdziwą mnie – a nie blizny na mojej twarzy. Blizny, za które jest
odpowiedzialny.
- Bentonie Jamesie Kesslerze. Nie kochasz mnie. Nigdy więcej nie wypowiadaj tych
słów. Ani do mnie, ani do nikogo innego. Te dwa słowa są hańbą, kiedy padają z
twoich ust.
Otwiera szeroko oczy i potyka się do tyłu, gdy go odpycham. Nie daję mu czasu, by
wyrzucać z siebie kolejne fałszywe przeprosiny i więcej kłamstw.
Trzaskam drzwiami i walczę z paskiem torebki, który zsuwa mi się z ramienia.
Uderzam nagimi stopami o chodnik i biegnę w kierunku taksówki, która właśnie
podjeżdża pod jego mieszkanie. Słyszę, jak mnie woła.
Nie.
Nie będę słuchać. Niczego nie jestem mu winna.
Otwieram drzwi i wsiadam do środka. Podaję kierowcy mój adres, ale kiedy ten
wprowadza go do nawigacji, Ben pojawia się przy aucie. Zanim zauważam, że szyba

Tłumaczenie: marika1311 Strona 193


w ogóle jest spuszczona, on sięga do środka i zakrywa przycisk do podnoszenia jej.
Błaga mnie wzrokiem.
- Masz. – mówi, rzucając mi kartki. Spadają na moje kolana, niektóre ześlizgują się
na podłogę. – Jeśli nie pozwolisz mi wyjaśnić, po prostu to przeczytaj. Wszystko.
Proszę, tylko…
Łapię za rękopis i rzucam go na siedzenie obok mnie. Chwytam to, co zostało na
moich kolanach i próbuję wyrzucić to przez okno, ale on łapie kartki i wrzuca je z
powrotem do samochodu.
Podnoszę szybę do góry, kiedy słyszę, jak mamrocze pod nosem:
- Proszę, nie czuj do mnie nienawiści.
Ale obawiam się, że na to już za późno.
Mówię kierowcy, by odjechał. Rusza przez parking i zanim wjeżdża na drogę,
obracam się, by na niego spojrzeć. Stoi przed drzwiami swojego mieszkania, rękami
chwytając się za tył głowy. Patrzy, jak odjeżdżam. Łapię tak wiele stron, ile mogę i
wyrzucam je przez okno. Zanim taksówka odjeżdża, odwracam się akurat w tym
samym momencie, kiedy on opada na kolana na chodnik w porażce.
Cztery lata zajęło mi zakochanie się w nim.
Wystarczyły cztery strony, by przestać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 194


Szósty dziewiąty listopad

Los.
Słowo oznaczające przeznaczenie.
Los.
Słowo oznaczające zagładę.

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 195


Fallon

Właśnie przeżyłam najdłuższe minuty mojego życia.


Siedziałam na kanapie i obserwowałam, jak druga wskazówka na moim zegarku
porusza się w ślimaczym tempie, zmieniając datę z ósmego na dziewiątego listopada.
Chociaż nie rozbrzmiał żaden dźwięk, gdy nastała północ, moje całe ciało napięło
się, jakby każdy dzwonek z każdego zegara w każdym domu zabił w mojej głowie.
Ekran mojego telefonu rozjaśnia się dziesięć sekund po północy.

Amber: To tylko data w kalendarzu, jak każda inna. Kocham cię, ale moja oferta
wciąż jest aktualna. Jeśli chcesz, żebym spędziła z tobą dzień, po prostu napisz.

Spostrzegam też wiadomość sprzed dwóch godzin, której nie zauważyłam.

Mama: Jutro przyniosę ci śniadanie. Wejdę sama, więc nie musisz nastawiać
budzika.

Cholera.
Naprawdę nie chcę mieć towarzystwa, kiedy się obudzę. Nie od Amber, nie od
mamy ani od nikogo innego. Przynajmniej wiem, że mój ojciec nie będzie pamiętał o
rocznicy. To pozytywna strona naszych sporadycznych relacji.
Naciskam przycisk z boku mojego telefonu, żeby bo zablokować, a potem ponownie
obejmuję swoje kolana. Siedzę na kanapie, ubrana w piżamę, której nie zamierzam
ściągać, dopóki nie nadejdzie dziesiąty listopad. Nie wyjdę z tego domu przez
następne dwadzieścia cztery godziny. Z nikim nie będę rozmawiać. Cóż, poza moją
mamą, która przyniesie mi śniadanie, ale potem biorę dzień wolny od świata.
Zdecydowałam, że po tym, co przeszłam z Benem w zeszłym roku, ta data jest
przeklęta. Od teraz, nieważne, ile będę lat i czy będę miała męża, już nigdy nie wyjdę
z domu dziewiątego listopada.
Zarezerwowałam go także jako jedyny dzień, w którym pozwolę sobie na myślenie
o pożarze. Na myślenie o Benie. Na myślenie o tym wszystkim, co na niego

Tłumaczenie: marika1311 Strona 196


zmarnowałam. Bo nikt nie jest warty takiego bólu serca. Żadna wymówka nie jest
wystarczająco dobra, by usprawiedliwić to, co mi zrobił.
I to dlatego po tym, jak opuściłam jego mieszkanie w zeszłym roku, pojechałam
prosto na komisariat i złożyłam przeciwko niemu wniosek o zakaz zbliżania się.
To było dokładnie rok temu i od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wieści.
Nie powiedziałam nikomu, co się stało. Ani ojcu, ani Amber, ani matce. Nie dlatego,
że nie chciałam, by miał kłopoty, bo wierzę, że zasługuje na to, by zapłacić za to, co
mi zrobił.
Ale dlatego, że się wstydziłam.
Ufałam mu. Kochałam go. Z całego serca wierzyłam, że połączenie między nami było
rzadkie i prawdziwe, a my byliśmy jednymi z nielicznych, którzy mieli to szczęście,
by znaleźć taką miłość, jak naszą.
Dowiedzenie się, że kłamał przez cały naszego związku jest czymś, co wciąż staram
się przetworzyć. Każdego dnia budzę się i zmuszam się do tego, by wypchnąć myśli o
nim z mojej głowy. Ruszyłam dalej ze swoim życiem, jakby Benton James Kessler
nigdy nie istniał. Czasami to działa, czasami nie. Przez większość czasu nie.
Myślałam o tym, by udać się do terapeuty. Myślałam o rozmowie z mamą o nim i o
jego odpowiedzialności za pożar. Nawet rozważałam rozmowę na ten temat z tatą.
Ale ciężko jest o nim rozmawiać, kiedy przez większość czasu staram się udawać, że
nie istnieje.
Wciąż sobie powtarzam, że będzie łatwiej. Że pewnego dnia spotkam kogoś, kto
będzie w stanie wymazać moje myśli o Benie, ale jak dotąd nie zaufałam nikomu na
tyle, by chociaż z kimś flirtować.
Jedna rzecz to mieć problemy z zaufaniem mężczyznom przez zdradę. Ale Ben
okłamywał mnie na tak wielką skalę, że nie mam pojęcia, co było prawdą, co
kłamstwem, a co zostało zmyślone do książki. Tylko co do jednej rzeczy jestem
pewna, że nie jest kłamstwem – w jakiś sposób był odpowiedzialny za pożar, który
prawie odebrał mi życie. I nie obchodzi mnie, czy to było przypadkowe, czy celowe,
to nie to najbardziej doprowadza mnie do furii.
Najbardziej załamuje mnie to, kiedy myślę o tych wszystkich razach, kiedy sprawiał,
że myślałam, że moje blizny są piękne, ale ani razu nie przyznał, że to on jest ich
powodem.
Żadna wymówka nigdy nie usprawiedliwi tych kłamstw. Więc nawet nie ma sensu
ich wysłuchiwać.
Właściwie to nie ma sensu pozwalać sobie na myślenie o tym dłużej, niż już na to
pozwoliłam. Powinnam iść do łóżka. Może, jakimś cudem, prześpię większość dnia.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 197


Sięgam do przodu i gaszę lampę stojącą przy kanapie. Kiedy idę w stronę drzwi
mojej sypialni, rozlega się pukanie do drzwi.
Amber.
Aż do wczoraj udawało jej się nie mówić o dzisiejszej dacie. Kilka godzin temu
udawała, że ma ochotę na pidżama-party, ale odmówiłam. Wiem, że po prostu nie
chce, żebym była dziś sama, ale o wiele łatwiej jest użalać się nad sobą, kiedy nikt cię
nie ocenia.
Przekręcam klucz w zamku i otwieram drzwi.
Nikogo tutaj nie ma.
Na moich ramionach pojawiają się dreszcze. Amber nie zrobiłaby czegoś takiego.
Nie uznałaby za zabawne straszenia tak późno dziewczyny, która mieszka sama.
Natychmiast cofam się do mieszkania, żeby zatrzasnąć za sobą drzwi, ale tuż przed
tym, jak je zamykam, zerkam na ziemię i widzę kartonowe pudełko. Nie jest
opakowane, ale na nim leży koperta z moim imieniem.
Rozglądam się, ale w pobliżu moich drzwi nikogo nie ma. Chociaż kawałek dalej
odjeżdża samochód, a szkoda, że jest na tyle ciemno, że nie mogę go rozpoznać.
Znowu patrzę na paczkę, po czym szybko podnoszę ją, wracam do mieszkania i
zamykam za sobą drzwi.
Wygląda jak te kartonowe pudełko, z których korzystają domy towarowe, by
spakować koszulki, ale zawartość to coś znacznie cięższego. Odkładam je na blat w
kuchni i ściągam z niego kopertę.
Nie jest zaklejona. Tylna część jest po prostu schowana w kopercie, więc wyciągam
kartkę papieru i ją rozkładam.

Fallon,
Większość mojego życia spędziłem na przygotowywaniu się, by napisać coś tak
ważnego, jak ten list. Ale po raz pierwszy mam wrażenie, że w angielskim
alfabecie nie ma wystarczająco dużo liter, by prawidłowo wyrazić słowa, które
chcę Ci powiedzieć.
Kiedy w zeszłym roku odeszłaś, odeszłaś z moją duszą w swoich rękach,
sercem w zębach i wiedziałem, że już ich nie odzyskam. Możesz je zatrzymać, i
tak ich nie potrzebuję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 198


Nie piszę tego listu w nadziei, że mi wybaczysz. Zasługujesz na coś lepszego.
Zawsze zasługiwałaś. Nic, co mógłbym powiedzieć, nie sprawi, że moje stopy
będą wystarczająco godne, by stąpać po tej samej ziemi, co Ty. Nic, co mógłbym
zrobić, nie sprawi, że moje serce będzie wystarczająco godne, by dzielić miłość z
Twoim.
Nie proszę Cię, byś mnie odszukała. Proszę tylko o to, byś przeczytała słowa
na kartkach w tym pudełku, w nadziei, że może to pozwoli Ci, i może nawet
mnie, odejść od tego z możliwie jak najmniejszym uszkodzeniem.
Słów, które za chwilę przeczytasz, nie czytał nikt poza Tobą i nikt inny nigdy
ich nie przeczyta. To jest jedyny egzemplarz. Po przeczytaniu możesz z nim
zrobić, co chcesz. I wiem, że nie jesteś mi niczego winna, ale nie proszę, byś
przeczytała ten rękopis dla mnie. Chcę, żebyś przeczytała to dla siebie. Bo kiedy
kogoś kochasz, to musisz pomóc mu być najlepszą wersją siebie, jaką może być. I
choć dobija mnie przyznanie tego, najlepsza wersja Ciebie nie ma nic wspólnego
ze mną.
Ben

Ostrożnie kładę strony na stole, obok pudełka.


Unoszę dłoń do policzka, sprawdzając, czy są na nim łzy, ale nie mogę uwierzyć, gdy
pod palcami nie czuję żadnej z nich. Byłam przekonana, że gdybym coś od niego
usłyszała, stałabym się emocjonalnym wrakiem.
Ale tak nie jest. Dłonie mi się nie trzęsą. Serce nie boli.
Przenoszę palce na gardło, żeby sprawdzić, czy w ogóle mam puls. Bo na pewno nie
spędziłam ostatniego roku na budowaniu emocjonalnego muru tak wysokiego, że
nawet słowa takie jak te nie mogłyby go przeniknąć.
Ale obawiam się, że dokładnie to się stało. Nie tylko Ben nigdy więcej nie przełamie
tych ścian dookoła mojego serca, ale boję się, że zmusił mnie do zbudowania ich tak
grubych i wysokich, że będę się za nimi chowała do końca życia.
Chociaż ma rację co do jednej rzeczy. Niczego nie jestem mu winna.
Idę do swojej sypialni i wczołguję się do łóżka, zostawiając te wszystkie
nieprzeczytane strony na blacie w kuchni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 199


***

Jest piętnaście po jedenastej.


Mrużę oczy, co oznacza słońce. A to oznacza, że to jedenasta przed południem.
Unoszę dłoń do twarzy i zakrywam nią oczy. Odczekuję kilka sekund, po czym
podnoszę swój telefon.
Jest dziewiąty listopada.
Cholera.
To znaczy, to nic dziwnego, że nie przespałam dwudziestu czterech godzin pod
rząd, więc nie wiem, dlaczego jestem zdenerwowana. Nie jestem pewna, czy spałam
tak długo, od kiedy byłam nastolatką. I na pewno nie spałam tak długo w rocznicę
dzisiejszego dnia. Normalnie w ogóle wtedy nie śpię.
Staję na środku sypialni, rozważając, jak pokierować dzisiejszym dniem. Za
drzwiami numer jeden jest moja łazienka, moja szczoteczka do zębów i mój prysznic.
Za drzwiami numer dwa jest kanapa, telewizor i lodówka.
Wybieram drzwi numer dwa.
Kiedy je otwieram, od razu żałuję tego, że nie wybrałam pierwszej opcji.
Na kanapie siedzi moja matka.
Cholera. Zapomniałam, że miała przynieść mi śniadanie. Teraz będzie myśleć, że nic
nie robię całymi dniami, tylko śpię.
- Hej. – mówię do niej, kiedy wychodzę ze swojego pokoju. Unosi wzrok, a wyraz jej
twarzy mnie dezorientuje.
Płacze.
Moją pierwszą myślą jest taka, że coś się komuś stało. Tata? Dziadek? Kuzyni?
Ciotki? Wujkowie? Boddle, pies mojej mamy?
- Co się stało? – pytam.
Ale wtedy spoglądam na jej kolana i zdaję sobie sprawę, że wszystko jest nie tak.
Czyta rękopis.
Rękopis Bena.
Naszą historię.
A niby od kiedy ona narusza moją prywatność? Wskazuję na kartki i rzucam jej
urażone spojrzenie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 200


- Co ty robisz?
Podnosi pogniecioną chusteczkę i ociera swoje oczy.
- Przepraszam. – mówi, podciągając nosem. – Widziałam list. I nigdy nie
przeczytałabym nic z twoich osobistych rzeczy, ale rano, kiedy przyszłam ze
śniadaniem, to było otwarte i po prostu… przepraszam. Ale wtedy – podnosi kilka
kartek i macha nimi w powietrzu – przeczytałam pierwszą stronę i siedzę tu od
czterech godzin i nie byłam w stanie się powstrzymać.
Czytała to od czterech godzin?
Podchodzę do niej i biorę rękopis z jej kolan.
- Jak dużo przeczytałaś? – Idę razem z kartkami do kuchni. – I dlaczego? Nie masz
prawa tego czytać, mamo. Jezu, nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. – Zamykam
pudełko i podchodzę z nim do kosza na śmieci. Naciskam na dźwignię, by otworzyć
pokrywę, a mama porusza się szybciej, niż kiedykolwiek widziałam.
- Fallon, nie waż się tego wyrzucać! – mówi. Wyrywa mi pudełko z rąk i przyciska je
do piersi. – Dlaczego miałabyś to robić? – Odstawia je na blat, przesuwając po nim
dłonią, jakby to była cenna rzecz. Jestem zdezorientowana, że reaguje w ten sposób
na coś, co powinno ją wprawić w furię.
Wzdycha, a potem patrzy mi stanowczo w oczy.
- Kochanie. – mówi. – Czy to prawda? Czy te rzeczy naprawdę się wydarzyły?
Nawet nie wiem, co jej powiedzieć, bo nie mam pojęcia o jakich „rzeczach” mówi.
Wzruszam ramionami.
- Nie wiem. Jeszcze tego nie przeczytałam. – Mijam ją i idę w stronę kanapy. – Ale
jeśli masz na myśli Bentona Jamesa Kesslera i tego, że pozwolił mi całkowicie
zakochać się w fikcyjnej wersji siebie, to tak. Tak się stało. – Podchodzę jedną z
poduszek, by poszukać pilota. – A jeśli masz na myśli fakt, że dowiedziałam się, że w
jakiś sposób był odpowiedzialny za pożar, który prawie mnie zabił, ale nie
powiedział o tym drobnym szczególe, kiedy się w nim zakochiwałam, to tak, to także
jest prawda. – Znajduję pilot.
Siadam na sofie i krzyżuję nogi, przygotowując się na dwunastogodzinny maraton z
telewizją. Byłoby idealnie, gdyby w tym momencie mama wyszła, ale zamiast tego
podchodzi do kanapy i siada obok mnie.
- Nie przeczytałaś niczego z tego? – pyta, stawiając pudełko na stoliku do kawy obok
nas.
- W zeszłym roku przeczytałam prolog. To mi wystarczyło.
Czuję, jak jej ciepła dłoń obejmuje moją. Powoli obracam ku niej głowę i widzę na jej
twarzy ujmujący uśmiech.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 201


- Kochanie…
Moja głowa opada na zagłówek.
- Czy twoja rada może poczekać do jutra?
Wzdycha.
- Fallon, spójrz na mnie.
Robię to, bo jest moją matką i ją kocham i z jakiegoś powodu, mimo że mam
dwadzieścia trzy lata, wciąż robię to, o co ona mnie prosi.
Unosi dłoń do mojej twarzy i zatyka mi włosy za lewe ucho. Przesuwa kciukiem po
bliznach na moim policzku, a ja drgam, bo to pierwszy raz, kiedy celowo ich dotyka.
Poza Benem nigdy nikomu na to nie pozwoliłam.
- Kochałaś go? – pyta.
Przez kilka sekund nic nie robię. Czuję palenie w gardle, więc zamiast powiedzieć
tak, więc po prostu kiwam głową.
Jej usta się wykrzywiają i szybko mruga, dwukrotnie, jakby próbowała się nie
rozpłakać. Wciąż gładzi palcem mój policzek. Przenosi wzrok na blizny na mojej
twarzy i szyi.
- Nie zamierzam udawać, że wiem, przez co przeszłaś. Ale po przeczytaniu tych
stron mogę się zapewnić, że nie tylko ty odniosłaś rany w tym pożarze. To, że nie
chciał ci pokazać swoich, nie znaczy, że one nie istnieją. – Podnosi pudełko i kładzie
je na moich kolanach. – Tutaj są. Całkowicie wyłożył przed tobą swoje blizny i musisz
okazać mu szacunek, który on ci okazał i się od nich nie odwracać.
Pierwsza łza w tym dniu spływa z mojego oka. Powinnam była wiedzieć, że dzisiaj
się bez tego nie obejdzie.
Wstaje i zbiera swoje rzeczy. Wychodzi z mojego mieszkania bez kolejnego słowa.
Otwieram pudełko, bo jest moją matką i ją kocham i z jakiegoś powodu, mimo że
mam dwadzieścia trzy lata, wciąż robię to, o co ona mnie prosi.
Przeglądam prolog, który czytałam w zeszłym roku. Nic się nie zmieniło.
Przerzucam strony do pierwszego rozdziału i zaczynam od początku.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 202


Powieść Bena

- ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dziewiąty listopad

Szesnaście lat

„Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie

A śmierć utraci swoją władzę.”

- Dylan Thomas

Większość ludzi nie wie, jak brzmi śmierć.

Ja wiem.

Śmierć brzmi jak brak kroków na korytarzu. Brzmi jak poranny prysznic, który nie jest
brany. Śmierć brzmi jak brak głosu wołającego moje imię z kuchni, bym wstał z łóżka.
Śmierć brzmi jak brak pukania do drzwi, które rozbrzmiewało zazwyczaj chwilę przed
tym, jak uruchamiał się mój budzik.

Niektórzy ludzie mówią, że czują coś w dole swojego żołądka, kiedy mają przeczucie,
iż stanie się coś złego.

Ja w tej chwili nie czuję tego w żołądku.

Czuję to w całym swoim cholernym ciele, od włosków na rękach, przez skórę i do


moich kości. I z każdą sekundą, która mija, a w której nie rozbrzmiewają żadne dźwięki
za drzwiami mojego pokoju, to uczucie staje się coraz cięższe i cięższe, powoli
zaczynając przenikać do mojej duszy.

Leżę w swoim łóżku przez kilka minut, czekając, aż usłyszę trzaśnięcie drzwiczek od
szafek w kuchni, albo muzyki, którą zawsze włącza w telewizji w salonie. Nic się nie
dzieje, nawet po tym, jak odzywa się mój budzik.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 203


Podnoszę rękę, żeby go wyłączyć, moje palce trzęsą się, kiedy próbuję sobie
przypomnieć, jak wyciszyć ten cholerny budzik, który wyciszałem z łatwością przez
ostatnie dwa lata, odkąd dostałem go na święta.

Kiedy dźwięki cichną, zmuszam się do tego, by się ubrać. Podnoszę telefon ze swojej
komody, ale jest tam tylko sms od Abithy.

Abitha: Po szkole jest trening cheerleaderek. Widzimy się o piątej?

Wsuwam komórkę do kieszeni, ale potem ją wyciągam i ściskam w dłoni. Nie pytajcie
mnie, skąd to wiem, ale mogę jej potrzebować. A czas, by wyciągnąć go ze spodni,
może być zbyt cenny, by go zmarnować.

Jej pokój jest na dole. Idę tam i staję przed drzwiami. Nasłuchuję, ale w uszach
pobrzmiewa mi tylko cisza. Tak głośna, jak może być cisza.

Przełykam strach wznoszący się w moim gardle. Mówię sobie, że za kilka minut będę
się z tego śmiał. Po tym, jak otworzę drzwi i zobaczę, że wyszła już do pracy. Może po
prostu zadzwonili do niej wcześniej i nie chciała mnie budzić.

Krople potu zaczynają tworzyć się na moim czole. Ocieram je rękawem koszuli.

Podnoszę rękę i pukam do drzwi, ale kładę dłoń na klamce, nie czekając, aż mi
odpowie.

Bo nie może mi odpowiedzieć. Kiedy otwieram drzwi, jej tu nie ma.

Odeszła.

Widzę tylko jej martwe ciało leżące na podłodze sypialni, z kałużą krwi przy jej
głowie.

Ale jej tutaj nie ma.

Nie. Moja mama odeszła.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 204


***

Minęły trzy godziny od chwili, gdy ją znalazłem do chwili, kiedy wyszli z domu z jej
ciałem. Musieli tutaj dużo zrobić, od sfotografowania wszystkiego w jej sypialni i w
całym domu, przez przepytywanie mnie i do przeszukiwania jej rzeczy w celu
znalezienia dowodów.

Jeśli się o tym pomyśli, trzy godziny to nie tak długo. Jeśli myśleliby, że zostało
popełnione przestępstwo, powiedzieliby mi, że muszę znaleźć inne miejsce pobytu,
żeby mogli przeprowadzić dochodzenie. Potraktowaliby to o wiele bardziej poważnie,
niż to zrobili.

W końcu kiedy kobieta zostaje znaleziona na podłodze swojej sypialni z bronią w


ręce i listem pożegnalnym na łóżku, trzy godziny w zupełności wystarczają, by
stwierdzić, że to była jej wina.

Droga z akademika Kyle’a do domu zajmuje mu trzy i pół godziny, więc będzie tutaj
za trzydzieści minut.

Trzydzieści minut to dużo czasu, żeby siedzieć i wpatrywać się w plamę krwi
pozostałą na dywanie. Kiedy przechylam głowę w lewo, wygląda jak hipopotam z
szeroko otwartym pyskiem, gotowy pożreć zdobycz. Ale jeśli przechylę ją w prawo,
przypomina zdjęcie policyjne Gary’ego Busey’a.

Zastanawiam się, czy i tak by to zrobiła, gdyby wiedziała, że plama jej krwi będzie
wyglądać jak Gary Busey?

Nie spędziłem zbyt dużo czasu w pokoju z jej ciałem. Tylko tyle, ile zajęło mi
zadzwonienie pod dziewięćset jedenaście i zaczekanie, aż przyjadą ratownicy, co
pomimo tego, że miałem wrażenie, iż trwa to wieczność, prawdopodobnie trwało tylko
kilka minut. Ale przez te krótkie minuty dowiedziałem się o swojej matce więcej niż
sądziłem, że jest to możliwe w tak krótkim czasie.

Leżała na brzuchu, kiedy ją znalazłem, a na sobie miała podkoszulek, który


pokazywał ostatnie słowa tatuażu, który zrobiła kilka lat temu. Wiedziałem, że to cytat
o miłości, ale to wszystko, co naprawdę wiedziałem. Prawdopodobnie to słowa Dylana
Thomasa, ale nigdy ją o to nie zapytałem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 205


Wyciągnąłem rękę i przesunąłem krawędź jej koszulki na bok tak, by zobaczyć cały
cytat.

Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość 11

Wstałem i odszedłem od niej kilka kroków, mając nadzieję, że dreszcze znikną tak
szybko, jak się pojawiły. Ten cytat niczego nie oznaczał, aż do teraz. Kiedy go zrobiła,
założyłem, że to oznacza, że tylko dlatego, że dwoje ludzi przestało się kochać, nie
znaczy, że ich miłość nigdy nie istniała. Wcześniej nie mogłem tego powiązać, ale
teraz to wygląda tak, jakby ten tatuaż był przeczuciem. Jakby go zrobiła, bo chciała,
żebym wiedział, że chociaż odeszła, to jej miłość została.

I wkurza mnie to, że nie wiedziałem, jak odnosić się do słów na jej ciele, dopóki ciało
nie stało się tylko ciałem.

Potem zauważam tatuaż na jej lewym nadgarstku – który tam był, zanim jeszcze się
urodziłem. To było słowo poetic wpisane w pięciolinię. Wiem, co oznacza ten tatuaż,
bo wyjaśniła mi to kilka lat temu, kiedy siedzieliśmy w samochodzie, tylko nasza
dwójka. Rozmawialiśmy o miłości, a ja zapytałem ją, skąd się wie, że naprawdę się w
kimś zakochało. Na początku dała mi zwyczajną odpowiedź – „Po prostu wiesz”. Ale
kiedy na mnie spojrzała i zobaczyła, że ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje,
spoważniała.

- Och. – powiedziała. – Tym razem pytasz poważnie? Nie jako zaciekawione dziecko,
ale jak ktoś, kto potrzebuje rady? Cóż, w takim razie pozwól mi udzielić ci prawdziwej
odpowiedzi.

Czułem, jak moja twarz się czerwieni, bo nie chciałem, by pomyślała, że mogłem być
zakochany. Miałem tylko trzynaście lat i te uczucia były dla mnie nowe, ale byłem
pewny, że Brynn Fellows będzie moją pierwszą, prawdziwą dziewczyną.

Mama spojrzała na drogę, a ja zobaczyłem, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech.

- Kiedy mówię, że będziesz to wiedział, to dlatego, że tak jest. Nie będziesz tego
kwestionował. Nie zastanawiasz się, czy to, co czujesz, to rzeczywiście jest miłość, bo
kiedy tak będzie, będziesz absolutnie przerażony, że się w to wplątałeś. A kiedy to się

11 Fragment wiersza „A śmierć utraci swą władzę”, Dylana Thomasa.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 206


stanie, zmienią się twoje priorytety. Nie będziesz myślał o sobie ani o swoim szczęściu.
Będziesz myślał tylko o tej osobie i o tym, że oddałbyś wszystko, by zobaczyć ją
szczęśliwą. Nawet jeśli to oznacza odejście od nich i poświęcenie własnego szczęścia dla
ich szczęścia.

Spojrzała na mnie z ukosa.

- Tym jest właśnie miłość, Ben. Poświęceniem. – Postukała palcami w tatuaż na swoim
lewym nadgarstku; tym, który zrobiła, zanim się urodziłem. – Zrobiłam go w dniu, kiedy
poczułam tego rodzaju miłość do twojego ojca. I wybrałam taki wzór, bo gdybym miała
opisać miłość tamtego dnia, powiedziałabym, że to było jak połączenie moich dwóch
ulubionych rzeczy. Jak moja ulubiona linijka z wiersza wmieszana w tekst mojej
ulubionej piosenki. – Znowu na mnie spojrzała, bardzo poważnie. – Będziesz to
wiedział, Ben. Kiedy będziesz gotów poświęcić rzeczy, które znaczą dla ciebie najwięcej
tylko po to, by zobaczyć kogoś innego szczęśliwego, to będzie prawdziwa miłość.

Przez chwilę patrzyłem na jej tatuaż, zastanawiając się, czy kiedykolwiek mógłbym tak
kogoś pokochać. Nie byłem pewny, czy chciałbym zrezygnować z rzeczy, które miały
dla mnie największe znaczenie, jeśli to znaczyłoby, że nie dostałbym niczego w
zamian. Myślałem, że Brynn Fellows była piękna, ale nie byłem pewny, czy oddałbym
jej swój lunch, gdybym był głodny. A na pewno nie zrobiłbym tatuażu z jej powodu.

- Dlaczego w ogóle go zrobiłaś? – zapytałem. – Żeby ojciec wiedział, że go kochasz?

Potrząsnęła głową.

- Nie zrobiłam tego dla twojego ojca, ani nawet nie z jego powodu. Głównie zrobiłam
go dla siebie, bo wiedziałam ze stuprocentową pewnością, że nauczyłam się, jak kochać
bezinteresownie. To był pierwszy raz, gdy bardziej zależało mi na szczęściu nie swoim,
ale na innej osoby. A kombinacja dwóch moich ulubionych rzeczy była jedynym
sposobem, w jaki mogłam opisać taką miłość. Chciałam to zapamiętać na zawsze, na
wypadek, gdybym już nigdy tego nie poczuła.

Nie przeczytałem listu samobójczego, który zostawiła, ale byłem ciekawy, czy
zmieniła zdanie co do bezinteresownej miłości. Albo czy może tylko mojego ojca
kochała bezinteresownie, ale nigdy swoich własnych dzieci. Bo samobójstwo to
najbardziej samolubna rzecz, jaką można zrobić.

Po tym, jak ją znalazłem, upewniłem się, że naprawdę nie żyje, po czym zadzwoniłem
na dziewięćset jedenaście. Musiałem rozmawiać z operatorem, dopóki nie przyjechała
policja, więc nie miałem szansy przeczytać listu. Policjanci go znaleźli, podnieśli go

Tłumaczenie: marika1311 Strona 207


pęsetą i schowali w plastikowej torebce. Kiedy uznali go jako dowód, po prostu nie
miałem jaj, by zapytać, czy mogę go przeczytać.

Jeden z moich sąsiadów, pan Mitchell, był tutaj, kiedy oni odjechali. Powiedział
oficerowi, że popilnuje mnie, zanim nie przyjadą moi bracia, więc byłem pod jego
opieką. Ale jak tylko wyszli, powiedziałem mu, że sobie poradzę i że musiałem
wykonać kilka telefonów do członków rodziny. Powiedział, że i tak musiał iść na
pocztę, ale później zajdzie sprawdzić, co ze mną.

Było tak, jakby zdechł mój szczeniaczek i on chciał mi powiedzieć, że wszystko będzie
dobrze, że mogłem kupić sobie innego.

Wziąłbym yorka, bo dokładnie tak wygląda plama krwi, kiedy zakryję prawe oko i
zmrużę lewe.

Zastanawiam się, czy jestem w szoku. To dlatego nie płaczę?

Moja mama byłaby wkurzona, że teraz nie płaczę. Jestem pewny, że uwaga odegrała
najmniejszą rolę w jej decyzji. Uwielbiała być w centrum uwagi, ale nie w zły sposób.
To tylko fakt. I nie jestem pewny, czy zwracam wystarczająco uwagę na jej śmierć,
skoro jeszcze nawet nie płaczę.

Chyba jestem po prostu zdezorientowany. Przez większość mojego życia wydawała


się być szczęśliwa. Pewnie, były dni, kiedy była smutna. Związki, które się pogarszały.
Moja mama uwielbiała kochać i aż do momentu, gdy odstrzeliła sobie twarz, była
atrakcyjną kobietą. Większość mężczyzn tak sądziła.

Ale moja matka była też mądra. I nawet jeśli myślała, że związek był udany, a
skończył się kilka dni temu, po prostu nie wydawała się być typem osoby, która by
odebrała sobie życie, by udowodnić facetowi, że powinien był z nią zostać. I nigdy nie
kochała kogoś wystarczająco, by czuć, że nie może bez niego żyć. Przy okazji, taki
rodzaj miłości nie jest prawdziwy. Jeśli rodzice są w stanie przetrwać śmierć swoich
dzieci, to mężczyźni i kobiety mogą łatwo żyć ze stratą swojego związku.

Minęło piętnaście minut, odkąd zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego miałaby
to zrobić i nie jestem bliżej odpowiedzi niż byłem wcześniej.

Więc decyduję się na przeprowadzenie śledztwa. Czuję się trochę winny, bo w końcu
była moją matką i zasługuje na swoją prywatność. Ale jeśli ktoś ma czas, by napisać list
pożegnalny, na pewno miał też go trochę na to, by zniszczyć rzeczy, których nie
chciała, by znaleźli jej dzieci. Spędzam następne pół godziny (dlaczego Kyle’a jeszcze
tutaj nie ma?) na przeglądaniu jej rzeczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 208


Przeglądam jej telefon i konto e-mail. Kilka smsów i e-maili później, jestem
przekonany, że znam powód, dlaczego moja mama się zabiła.

Nazywa się Donovan O’Neil.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 209


Fallon

Kartka z imieniem mojego ojca wypada mi z rąk. Spada na podłogę razem z kilkoma
innymi stronami, które właśnie przeczytałam.
Ściągam rękopis ze swoich kolan i szybko wstaję. Pędzę do swojej sypialni i
wybieram drzwi numer jeden. Biorę prysznic, mając nadzieję, że uspokoję się
wystarczająco, by czytać dalej, ale przez cały czas płaczę. Żaden szesnastolatek nie
powinien przechodzić przez to, przez co przeszedł Ben, ale to nadal nie są
odpowiedzi na pytanie, jak to się łączy ze mną. Ale teraz, kiedy wiem, że mój ojciec w
którymś momencie w jakiś sposób był powiązany z matką Bena, mam przeczucie, że
się do nich zbliżam. I nie jestem taka pewna, czy chcę czytać dalej, ale teraz, kiedy już
zaczęłam, nie mogę przestać. Pomimo tego, że czuję mdłości, moje ręce drżały przez
ostatnich piętnaście minut i jestem zbyt przerażona, by przeczytać o tym, co mój
ojciec miał z tym wspólnego, zmuszam się do tego, by to kontynuować.
Mija prawie godzina, zanim zbieram się na odwagę, by wrócić do rękopisu. Siadam z
powrotem na kanapie i zaczynam od miejsca, w którym skończyłam.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 210


Powieść Bena

- ROZDZIAŁ DRUGI

Szesnaście lat

„Kiedy ktoś pali swoje mosty,

Cóż za ładny pożar tym tworzy.”

- Dylan Thomas

Kyle w końcu dotarł do domu. Tak jak Ian. Siedzimy przy kuchennym stole i
rozmawiamy o wszystkim za wyjątkiem tego, dlaczego nasza matka nienawidziła życia
bardziej, niż kochała nas. Kyle mówi mi, że byłem dzisiaj odważny. Traktuje mnie,
jakbym nadal miał dwanaście lat, chociaż to ja byłem głową rodziny, gdy on wyjechał z
domu pół roku wcześniej.

Ian dzwoni do jednej z tych firm, które zajmują się sprzątaniem po czyjeś śmierci.
Jeden z funkcjonariuszy policji musiał zostawić ich wizytówkę, wiedząc, że będziemy
tego potrzebować. Nawet nie wiedziałem, że takie firmy istnieją, ale Ian wspomniał, że
kilka lat temu oglądał taki film, I wszystko lśni, o dwóch kobietach, które się tym
zajmowały.

Firma wysyła dwóch mężczyzn. Jednego, który nie mówi po angielsku i jednego,
który nie mówi w ogóle. Zapisuje wszystko w notatniku, który trzyma w przedniej
kieszeni spodni.

Kiedy kończą, przychodzą do mnie do kuchni i wręczają mi notatkę.

Nie wchodźcie do sypialni przez przynajmniej cztery godziny, żeby dywan


wyschnął. Całkowity koszt to dwieście dolarów.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 211


Idę do Kyle’a do salonu.

- Chcą dwieście dolców.

Oboje szukamy Iana, ale nie możemy go znaleźć. Jego samochodu nie ma, a tylko on
z nas ma gotówkę tego rodzaju. Na kuchennym blacie dostrzegam torebkę mojej
matki.

- Ma tyle pieniędzy w portfelu. Myślisz, że możemy ich użyć?

Kyle wyrywa pieniądze z moich rąk i wychodzi z pokoju, żeby im zapłacić.

Ian wraca później tego popołudnia. On i Kyle spierają się o to, czy powiedział nam,
że wybiera się na posterunek policji, bo Kyle nie pamięta, że Ian wychodził, a Ian mówi,
że Kyle po prostu nie zwrócił na to uwagi.

Nikt nie pyta, dlaczego pojechał na komisariat. Wydaje mi się, że mógł chcieć
zobaczyć list pożegnalny, ale nie pytam go o to. Po przeczytaniu o tym, jak bardzo
kochała tego Donovana, nie mam ochoty czytać o tym, jak nie mogła bez niego żyć.
Wkurza mnie, że mama pozwoliłaby, żeby zerwanie z jakimś facetem zdewastowało ją
bardziej niż myśl, że już więcej nie zobaczy swoich synów. To w ogóle nie powinno
podlegać rozważaniom.

Prawie mogę zobaczyć, jak podejmowała tę decyzję. Wyobrażam sobie, że siedzi na


łóżku i płacze nad tym żałosnym sukinsynem. Wyobrażam sobie, że w lewej ręce
trzyma jego zdjęcie, a w prawej moje, Kyle’a i Iana. Patrzy to na jedno, to na drugie,
koncentrując się na Donovanie. Mam to po prostu teraz zakończyć, żeby nie musieć
przeżywać kolejnego dnia bez niego? A potem spogląda na nasze zdjęcie. Czy mam
przeżyć złamane serce, by spędzić resztę mojego życia z trójką mężczyzn, którzy są
wdzięczni za to, że mają mnie jako matkę?

Za to nie mogę wyobrazić sobie tego, że wybiera to zdjęcie w swojej lewej ręce
ponad tym w swojej prawej.

Wiem, że jeśli sam nie sprawdzę, co było takiego specjalnego w tym facecie, to pożre
mnie to żywcem. Powolnym, bolesnym gryzieniem, które będzie wbijało się w moje
kości, aż poczuje się tak bezwartościowy, jak ona się czuła, gdy przyłożyła sobie
pistolet do ust.

Czekam kilka godzin, aż Ian i Kyle pójdą do swoich pokojów i zmierzam do jej
sypialni. Przeszukuję wszystkie rzeczy, które przeglądałem już wcześniej, miłosne
notatki, argumenty, dowody, że ich związek był tak burzliwy, jak huragan. Kiedy w

Tłumaczenie: marika1311 Strona 212


końcu znajduję wystarczająco dużo informacji o nim, by znaleźć w Google jego adres,
wychodzę z domu.

Dziwnie się czuję, biorąc jej samochód. Dopiero co skończyłem szesnaście lat, cztery
miesiące temu. Oszczędzała, żeby pomóc mi kupić moje pierwsze auto, ale jeszcze
nam się nie udało, więc używałem jej samochodu, kiedy nikt inny go nie potrzebował.

To ładny samochód. Cadillac. Czasami zastanawiałem się, dlaczego go nie sprzeda,


żeby kupić dwa tańsze auta, ale czułem się winny za takie myślenie. Byłem
szesnastoletnim dzieciakiem, a ona była samotną matką ciężko pracującą, by osiągnąć
to, co osiągnęła ze swoją karierą. To nie było fair z mojej strony, by myśleć, że choć w
niewielkim stopniu zasługujemy na te same rzeczy.

Kiedy wjeżdżam w okolice domu Donovana, jest po dziesiątej wieczorem. To o wiele


ładniejsze miejsce niż to, w którym my mieszkamy. Nie, żeby nasze sąsiedztwo nie
było ładne, ale to ma prywatną bramę przed wjazdem na posesję. Choć nie jest aż tak
prywatna, skoro jest szeroko otwarta. Zastanawiam się, czy się cofnąć, ale potem
przypominam sobie, co tutaj robię, a co nie jest niczym nielegalnym. Ja tylko oglądam
dom człowieka, który jest odpowiedzialny za samobójstwo mojej matki.

Na początku ciężko jest dostrzec domy. Prowadzą do nich naprawdę długie


podjazdy. Ale im dalej jadę, tym rzadziej rosną drzewa. Kiedy zbliżam się do tego
adresu, mój plus zaczyna walić mi w uszach. Czuję się żałosny, że tak denerwuję się
zobaczeniem domu, ale dłonie ślizgają mi się po kierownicy przez to, że tak się pocą.

Kiedy w końcu do niego docieram, całkowicie nie robi na mnie wrażenia. Jest taki
sam, jak wszystkie inne. Pochylony, spiczasty dach. Dwa garaże na samochody.
Wypielęgnowane trawniki i skrzynki pocztowe kryte kamieniem pasującym do domu.

Po Donovanie spodziewałem się czegoś więcej.

Jestem pod wrażeniem mojej własnej odwagi, kiedy przejeżdżam obok domu,
zawracam, po czym parkuję go kilka domów dalej tak, bym mógł na niego patrzeć.
Wyłączam silnik i ręcznie gaszę reflektory.

Zastanawiam się, czy on o tym wie?

Nie jestem pewny, chyba że mają wspólnych znajomych.

Prawdopodobnie wie. Jestem pewny, że moja matka miała mnóstwo znajomych i


współpracowników oraz stronę swojej osobowości, której nigdy nie widziałem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 213


Ciekawe, czy płakał, kiedy się dowiedział. Ciekawe, czy czegoś żałował. Ciekawe, czy
gdyby miał szansę, by wrócić i nie łamać jej serca, to zrobiłby to?

A teraz nucę Toni Braxton 12. Pierdol się, Donovanie O’Neilu.

Mój telefon wibruje na siedzeniu.

Kyle: Gdzie jesteś?

Ja: Musiałem pojechać do sklepu.

Kyle: Późno jest. Natychmiast wracaj. Musimy być w domu pogrzebowym jutro o
dziewiątej rano.

Ja: A ty co, moja matka?

Czekam, aż odpowie czymś w stylu zbyt wcześnie, stary. Ale tego nie robi. Gapię się
na komórkę jeszcze przez chwilę, chcąc, żeby coś odpisał. Nie wiem, dlaczego to
wysłałem. Teraz źle się przez to czuję. Powinien być guzik pozwalający na cofnięcie
wiadomości.

Świetnie. Teraz śpiewam słowa „nie wysyłaj mojej wiadomości” 13 do melodii z Unbreak
my heart.

Obniżam się na swoim miejscu, kiedy widzę reflektory samochodu zbliżające się do
mnie. Zapadam się jeszcze niżej, kiedy widzę, że kierują się w stronę domu Donovana.

Przestaję śpiewać i przygryzam policzek od wewnątrz, czekając, aż wysiądzie z auta.


Nie cierpię tego, że jest tak ciemno. Chcę przynajmniej zobaczyć, czy jest przystojny.
Nie żeby stopień jego atrakcyjności powinien odegrać rolę w decyzji mojej matki, by
opuścić ten świat.

Jedna z jego bram garażowych się otwiera. A kiedy tam podjeżdża, drugie również
zaczynają się otwierać. Fluorescencyjne światło świeci na oba auta w garażu. Wyłącza
silnik Audi, którym jechał i z niego wysiada.

Jest wysoki.

I tyle. Tylko tyle jestem w stanie dostrzec z tej odległości. Może mieć ciemne,
brązowe włosy, ale nawet tego nie jestem pewny.

12 Chodzi o jej piosenkę „Unbreak My Heart”.


13 Po angielsku – unsend my text.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 214


Zjeżdża drugim samochodem na podjazd. Jakieś klasyczne auto, ale co ja tam wiem
o samochodach. Jest czerwone, wymuskane, a kiedy z niego wysiada, podnosi maskę
do góry.

Obserwuję go, kiedy bawi się pod maską przez kilka następnych minut. Dokonuję
różnych uwag na jego temat. Wiem, że go nie lubię, to jest ustalone. Wiem też, że
prawdopodobnie nie jest żonaty. Oba samochody wyglądają na takie, które posiada
mężczyzna, a nie ma w garażu miejsca na jakiś inny, więc pewnie mieszka sam.

To bardziej niż prawdopodobne, że się rozwiódł. Mamie pewnie spodobała się jego
okolica i perspektywa wprowadzenia się do niego, bym mógł mieć postać ojca w
swoim życiu. Pewnie miała nakreślony wygląd ich wspólnego życia i czekała, aż się
oświadczy. A zamiast tego on złamał jej serce.

Spędza kilka kolejnych chwil na czyszczeniu i woskowaniu swojego auta, co uważam


za dziwne jak na tak późną porę. Może nigdy go nie ma w ciągu dnia. To musi być
irytujące dla jego sąsiadów, choć ich domy są na tyle daleko od siebie, że nikt nawet
nie zauważy, co się dzieje obok, jeśli nie będzie tego chciał.

Z garażu przynosi baniak z paliwem i napełnia nim bak w samochodzie. Ciekawe, czy
to jakiś specjalny rodzaj paliwa, skoro nie tankuje po prostu na stacji.

W pośpiechu odstawia baniak obok auta i wyciąga z kieszeni swój telefon. Spogląda
na ekran, po czym unosi go do ucha.

Ciekawe, z kim rozmawia. Ciekawe, czy jest jakaś inna kobieta – dla której zostawił
moją matkę.

Ale potem to dostrzegam – w sposobie, w jaki chwyta się za kark. W sposobie, w jaki
opadają mu ramiona i w tym, jak kręci głową, w tę i z powrotem. Zaczyna chodzić po
podjeździe, zmartwiony, zdenerwowany.

Z kimkolwiek właśnie rozmawia, ten ktoś powiedział mu, że moja matka nie żyje.

Chwytam mocniej kierownicę i pochylam się do przodu, przyglądając się uważnie


każdemu jego ruchowi. Rozpłacze się? Czy była warta tego, by upadł na kolana? Czy
będę w stanie stąd usłyszeć, jak krzyczy w agonii?

Opiera się o swój samochód i kończy połączenie. Gapi się na swój telefon przez
siedemnaście sekund. Tak, liczyłem.

Wsuwa komórkę z powrotem do kieszeni, a potem, w chwalebnym pokazie żałoby,


uderza pięścią w powietrze.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 215


Nie uderzaj w powietrze, Donovan. Walnij w swój samochód. To znacznie lepsze
uczucie.

Łapie ścierkę, którą czyścił auto i rzuca ją na ziemię.

Nie, Donovan. Nie ścierkę. Walnij w swoje auto. Pokaż mi, że kochałeś moją matkę
bardziej niż go, a wtedy może nie będę nienawidził cię aż tak bardzo.

Kopie w baniak z paliwem, posyłając go kilka metrów dalej, na trawę.

Uderz w tej pieprzony samochód, Donovan. Ona może cię teraz obserwować. Pokaż
jej, że twoje serce jest tak złamane, że już nie obchodzi cię twoje własne życie.

Zawodzi nas obu, kiedy pędzi do swojego domu, nie dotykając auta nawet palcem.
Czuję się źle, myśląc o mamie, że nie wpadł w większy szał. Nie jestem nawet pewny,
czy płakał, byłem zbyt daleko, by móc to zobaczyć.

Światła w garażu gasną.

Drzwi zaczynają się obniżać.

Przynajmniej był zbyt zdenerwowany, żeby wjechać autem do garażu.

Obserwuję samochód przez kilka kolejnych minut, zastanawiając się, czy wyjdzie
jeszcze na zewnątrz. Kiedy tego nie robi, zaczynam się niespokojnie kręcić na swoim
miejscu. Ogromna część mnie ma ochotę odjechać i nigdy więcej nie myśleć o tym
mężczyźnie, ale jest też mała część mnie, która z każdą chwilą staje się coraz bardziej
ciekawa, w miarę tego, jak długo tu siedzę.

Co jest takiego wyjątkowego w tym pieprzonym samochodzie?

Każdy, kto właśnie otrzymał takie druzgocące wieści jak on, powinien chcieć rozwalić
jakąś rzecz, która znajduje się najbliżej niego. Każdy normalny, zakochany facet
walnąłby pięściami w maskę auta. Albo, w zależności od tego, jak bardzo ją kochał,
może nawet walnąłby w przednią szybę. Ale ten dupek tylko rzucił ścierkę na trawę.
Postanowił wyładować swoją agresję na starej, bezwartościowej szmacie.

Powinien się wstydzić.

Powinienem mu pomóc odpowiednio przeżyć żałobę.

Powinienem walnąć w maskę auta dla niego. I mimo że wiem, iż nic dobrego z tego
nie wyniknie, już wysiadam z auta i jestem w połowie ulicy, zanim mogę sobie
powiedzieć, że to nie jest dobry pomysł. Ale kiedy zderza się adrenalina z twoim
sumieniem, adrenalina zawsze wygrywa.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 216


Dochodzę do samochodu i nawet nie kłopoczę się tym, by się rozejrzeć, czy ktoś jest
w pobliżu. Wiem, że nikogo nie ma. Teraz jest już po jedenastej w nocy. Wszyscy na tej
ulicy prawdopodobnie już śpią, a nawet jeśli nie, to mnie to nie obchodzi.

Podnoszę ścierkę i ją oglądam, mając nadzieję, że jest w niej coś wyjątkowego. Nie
ma w niej nic takiego, ale używam jej, by otworzyć drzwi jego samochodu. Nie chcę
zostawić na nim odcisków palców, w razie gdybym przypadkowo go zarysował.

Wewnątrz wygląda nawet ładniej niż na zewnątrz. Nienaruszony stan. Czerwone,


skórzane siedzenia. Na konsoli jest paczka papierosów i trochę zapałek i rozczarowuje
mnie to, że moja matka mogłaby kochać palacza.

Spoglądam na dom, a potem ponownie na zapałki. Kto ich jeszcze w ogóle używa?
Przysięgam, że ciągle znajduję nowy powody, by go nienawidzić.

Wróć do swojego samochodu, Ben. Wystarczy wrażeń na jeden dzień.

Jeszcze raz adrenalinie udaje się pobić moje sumienie. Spoglądam na baniak z
paliwem.

Ciekawe…

Czy Donovan bardziej zmartwiłby się, gdyby jego cenne autko stanęło w płomieniach
niż śmiercią mojej matki?

Chyba wkrótce się tego dowiemy, bo moja adrenalina podnosi baniak i polewa
benzyną oponę i bok auta. Przynajmniej moje sumienie jest na tyle czujne, by odstawić
baniak tam, gdzie go wykopał. Zapalam jedną, jedyną zapałkę, a potem wyrzucam ją
ze swoich palców – tak, jak to robią w filmach – i wracam do swojego samochodu.

Za mną rozlega się cichy syk. Noc staje się jasna, jakby ktoś włączył lampki
bożonarodzeniowe.

Kiedy pochodzę do swojego auta, uśmiecham się. Po raz pierwszy dzisiaj.

Odpalam silnik i powoli odjeżdżam, czując się usprawiedliwiony za to, co ona sobie
zrobiła. Co mi zrobiła.

I wreszcie, po raz pierwszy, odkąd rano znalazłem jej ciało, łza spływa po moim
policzku.

A potem kolejna.

I kolejna.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 217


Zaczynam płakać tak bardzo, że ledwie dostrzegam drogę przede mną. Zatrzymuję
się na wzgórzu. Opieram się o kierownicę i płacz zamienia się w szloch, bo za nią
tęsknię. Nie minął nawet jeden dzień, a już tak cholernie bardzo za nią tęsknię, że nie
mam pojęcia, dlaczego miałaby mi to robić. Nienawidzę tego, że jestem na tyle
samolubny, by myśleć, że to ma coś wspólnego ze mną, ale czy tak nie jest?
Mieszkałem z nią. Byłem jedynym, który pozostał w domu. Wiedziała, że to ja ją
znajdę. Wiedziała, co to ze mną zrobi, a mimo to i tak to zrobiła, a ja nigdy nie
kochałem kogoś tak bardzo, jak go nienawidziłem i nigdy nienawidziłem kogoś tak
bardzo, jak go kochałem.

Płaczę tak długo, że zaczynają boleć mnie mięśnie brzucha. Szczęka boli mnie od
zgromadzonego w niej napięcia. Uszy bolą mnie od ryku syreny, kiedy mnie mijają.

Spoglądam w swoje wsteczne lusterko i patrzę, jak wóz strażacki zjeżdża w dół po
wzgórzu.

Widzę pomarańczowy blask na ciemnym niebie za mną i jest znacznie jaśniejszy, niż
się tego spodziewałem.

Płomienie sięgają wyżej, niż powinny.

Mój puls wali o wiele mocniej, niż bym chciał.

Co ja wyprawiam?

Co ja zrobiłem?

Ręce trzęsą mi się tak bardzo, że nie jestem w stanie ponownie odpalić silnika. Nie
mogę złapać oddechu. Nogi ślizgają mi się na pedałach.

Co ja zrobiłem?

Jadę. I jadę dalej. Próbuję wziąć oddech, ale czuję się tak, jakby moje płuca były
wypełnione czarnym, gęstym dymem. Chwytam za swój telefon. Chcę powiedzieć
Kyle’owi, że mogę mieć atak paniki, ale nie mogę uspokoić swoich rąk na tyle, by
wybrać jego numer. Komórka wypada mi z dłoni i ląduje na podłodze.

Zostały mi tylko dwa kilometry. Dam radę.

Liczę do siedemnastu dokładnie siedemnaście razy, a potem wjeżdżam na swój


podjazd.

Wpadam do domu, potykając się, wdzięczny, że Kyle nadal nie śpi i siedzi w kuchni.
Nie muszę próbować doczołgać się do jego pokoju na górze.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 218


Kładzie ręce na moich ramionach i popycha mnie na krzesło. Spodziewam się, że
zacznie panikować, kiedy widzi mnie z rozszerzonymi, załzawionymi oczami, ale
zamiast tego podaje mi szklankę wody. Mówi do mnie spokojnym tonem, ale nie mam
pojęcia, o czym. Wciąż powtarza, bym skupił się na jego oczach, skupił się na jego
oczach, skupił się na jego oczach.

- Skup się na moich oczach. – mówi. To pierwszy dźwięk, który do mnie dociera. –
Oddychaj, Ben.

Jego głos staje się głośniejszy.

- Oddychaj.

Mój puls stopniowo zaczyna odzyskiwać swój normalny rytm.

- Oddychaj.

Moje płuca wypełniają się powietrzem i wypuszczają je tak, jak powinny to robić.

Biorę wdech i wydech, wdech i wydech, wypijam kolejny łyk wody i jak tylko mogę
znowu mówić, chcę tylko wyrzucić z siebie ten sekret, zanim eksploduję.

- Spieprzyłem, Kyle. – Wstaję i zaczynam kroczyć w tę i z powrotem. Czuję łzy na


swoich policzkach i słyszę drżenie w swoim głosie. Chwytam dłońmi swoją głowę. –
Nie chciałem tego zrobić, przysięgam, nie wiem, dlaczego to zrobiłem.

Kyle zatrzymuje mnie w półkroku. Chwyta mnie za ramiona i pochyla się, patrząc mi
stanowczo w oczy.

- Co zrobiłeś, Ben?

Biorę wielki wdech i wypuszczam go z płuc, odsuwając się od niego. A potem mówię
mu wszystko. Mówię mu o tym, jak jej plama krwi wyglądała jak głowa Gary’ego
Busey’a, o tym, jak przeczytałem listy Donovana, które do niej pisał, że chciałem tylko
zobaczyć, dlaczego zależało jej bardziej na nim niż na nas, o tym, jak nawet
wystarczająco się nie zdenerwował, gdy dowiedział się o jej śmierci i że nie chciałem
podpalić jego domu, nie chciałem nawet podpalić jego samochodu, to nie dlatego
tam poszedłem.

Siedzimy. Przy kuchennym stole. Kyle nie mówi zbyt dużo, ale pyta o jedną rzecz,
która przeraża mnie bardziej, niż cokolwiek innego w moim życiu.

- Czy ktoś został ranny, Ben?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 219


Chcę pokręcić swoją głową na nie, ale ta się nie porusza. Moja odpowiedź nie
przychodzi, bo nie mam pojęcia. Oczywiście, że nikt nie jest ranny. Donovan nie spał,
więc wyszedł stamtąd na czas.

Prawda?

Zasysam szybki oddech, kiedy widzę zmartwienie w jego oczach. Szybko odpycha się
od stołu i pędzi do salonu. Słyszę, jak włącza telewizor i przez chwilę myślę o tym, że
prawdopodobnie ostatni raz słyszę dźwięki z kanału Bravo, skoro moja matka nie
będzie już go oglądała.

A potem słyszę, że kanały w kółko się zmieniają. Ale potem słyszę słowa „pożar”,
„ulica Hyacinth Court” i „jedna osoba ranna”.

Ranna. Prawdopodobnie potknął się, wybiegając z domu i skaleczył się w palec czy
coś takiego. Nie jest tak źle. Jestem pewny, że jego dom jest ubezpieczony.

- Ben.

Wstaję i dołączam do Kyle’a w salonie. Jestem pewny, że woła mnie po to, żeby
powiedzieć, że wszystko jest w porządku i mam iść spać.

Kiedy docieram do progu salonu, zatrzymuję się w półkroku. W górnym, prawym


rogu ekranu jest zdjęcie. Dziewczyny. Wygląda znajomo, ale nie od razu mogę sobie
przypomnieć, skąd ją znam. Nie muszę tego robić, bo spiker robi to za mnie.

- Najnowsze doniesienia wskazują, że Fallon O’Neil, szesnastoletnia aktorka grająca w


przebojowym serialu Detektyw, została przetransportowana z miejsca pożaru. Nie
mamy informacji o jej stanie, ale będziemy państwa informować na bieżąco.

Kyle nie mówi mi, że będzie dobrze.

W ogóle nic nie mówi.

Stoimy przed telewizorem, wchłaniając informacje, które stopniowo się pojawiają.


Chwilę po pierwszej w nocy dowiadujemy się, że dziewczyna została przewieziona do
centrum oparzeń w South Bay. Dziesięć minut później słyszymy, że jest w krytycznym
stanie. O wpół do drugiej zostajemy poinformowani, że doznała poparzeń czwartego
stopnia na ponad trzydziestu procentach jej ciała. O pierwszej czterdzieści pięć
słyszymy, że raczej przeżyje, ale przejdzie rozległą operację i rehabilitację. Za dziesięć
druga reporterzy stwierdzają, że właściciel domu przyznał, że rozlał paliwo w pobliżu
samochodu zaparkowanego przed domem. Śledczy nie mają powodu, by uważać, że

Tłumaczenie: marika1311 Strona 220


pożar został wzniecony umyślnie, ale pełne śledztwo potwierdzi stwierdzenia
właściciela.

Jeden z dziennikarzy insynuuje, że kariera ofiary może zostać zawieszona na czas


nieokreślony. Inni mówi, że producenci będą musieli podjąć ogromną decyzję, kiedy
będą musieli zastąpić jej postać lub wstrzymać produkcję do czasu, aż przejdzie
rekonwalescencję. Wiadomości przechodzą od stanu ofiary do tego, jak wiele nagród
Emmy zdobył Donovan O’Neil w szczytowym okresie swojej kariery.

Kyle wyłącza telewizor około drugiej w nocy. Ostrożnie odkłada pilota – po cichu –
na oparciu kanapy.

- Czy ktoś widział, co się stało? – Spogląda na mnie, a ja natychmiast kręcę przecząco
głową.

- Zostawiłeś tam coś? Jakikolwiek możliwy dowód?

- Nie. – odpowiadam szeptem. Odchrząkam. – Ma rację. Kopnął kanister, a potem


poszedł do domu. Nikt nie widział, co zrobiłem później.

Kyle kiwa głową i ściska dłonią podstawę swojego karku. Stawia krok naprzód.

- Więc nikt nie wie, że tam byłeś?

- Tylko ty.

Wtedy zmniejsza dystans między nami. Wydaje mi się, że chce mi przyłożyć. Nie
wiem tego na pewno, ale gniew widoczny w jego zaciśniętej szczęce na to wskazuje.
Nie winiłbym go za to.

- Chcę, żebyś mnie posłuchał, Ben. – mówi głośno i stanowczo. Kiwam głową. –
Zdejmij wszystko, co masz teraz na sobie i wrzuć do pralki. Idź weź prysznic. A potem
pójdziesz spać i zapomnisz, że to się stało, dobra?

Znowu kiwam głową. W każdej chwili mogę puścić pawia, ale nie jestem pewny.

- Nie zostawisz najmniejszego wykrywalnego śladu co do tego, co się dzisiaj stało.


Nie będziesz sprawdzał tych ludzi w internecie. Nigdy nie przejeżdżaj obok ich domu.
Trzymaj się z daleka od wszystkiego, co może cię do nich doprowadzić. I nigdy, nigdy
nie mów nic na ten temat. Nie do mnie… nie do Iana… do nikogo. Słyszysz mnie?

Zdecydowanie zaraz się porzygam, ale udaje mi się kiwnąć głową.

Przygląda mi się przez chwilę, upewniając się, że może mi ufać. Nie ośmielam się
poruszyć. Chcę, żeby wiedział, że może mi ufać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 221


- Jutro mamy wiele do zrobienia, żeby przygotować jej pogrzeb. Spróbuj się trochę
przespać.

Już nie kiwam głową, bo Kyle odchodzi, po drodze gasząc światła.

Stoję w ciemności jeszcze przez kilka minut. Cicho… nieruchomo… samotnie.

Prawdopodobnie powinienem martwić się tym, że zostanę przyłapany.


Prawdopodobnie powinienem martwić się tym, że od tego momentu, za każdym
razem, gdy Kyle na mnie spojrzy, będę czuł poczucie winy. Pewnie powinienem
martwić się też tym, że ta noc – łącznie z porankiem i znalezieniem mojej matki – w
jakiś sposób sprawi, że będę popieprzony. A może będę cierpieć na zespół stresu
pourazowego i depresję.

Ale nic z tego nie ma znaczenia.

Bo kiedy biegnę po schodach, otwierając drzwi do mojej łazienki i wyrzucając całą


zawartość mojego żołądka do toalety, mogę myśleć tylko o tej dziewczynie, której
właśnie całkowicie zniszczyłem życie.

Opuszczam głowę, opierając czoło na ramieniu i ściskając porcelanową muszlę.

Nie zasługuję na to, żeby żyć.

Nie zasługuję na to.

Ciekawe, czy plama mojej krwi wyglądałaby jak Gary Busey.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 222


Fallon

Ledwie docieram do łazienki, zanim zaczynam wymiotować.


Krople potu spływają po moim czole.
Nie mogę tego zrobić.
Nie mogę czytać tego dłużej.
To po prostu za dużo. Za dużo, za mocno i w tej chwili zbyt mi niedobrze, żebym
była w stanie dalej czytać.
Jakoś udaje mi się zebrać się z podłogi i dotrzeć do zlewu. Myję ręce. Potem
nabieram w nie wody i wypłukuję sobie usta kilka razy, dopóki nie pozbywam się z
nich smaku żółci.
Spoglądam w lustrze na blizny, które biegną przez mój policzek i szyję. Ściągam z
siebie koszulkę i patrzę na blizny na ramieniu, piersi, talii. Przebiegam palcami
prawej dłoni po ręce i szyi, przez policzek i znowu w dół. Dotykam tych na piersi i
talii.
Pochylam się do przodu tak, że przyciskam się do umywalki… tak blisko lustra, jak
tylko mogę. I naprawdę na nie patrzę. Patrzę na nie z większą koncentracją, niż to
kiedykolwiek wcześniej robiłam, bo to, co czuję, naprawdę mnie dezorientuje.
Po raz pierwszy patrzę na nie bez najmniejszego śladu gniewu.
Dopóki nie przeczytałam słów Bena, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo
obwiniałam ojca za to, co mi się stało. Przez tak długi czas go nienawidziłam. Przeze
mnie ciężko było mu użalać się nad tym, co się stało. We wszystkim, co mówił,
widziałam jego winę. Każda rozmowa przeradzała się w kłótnię.
Nie usprawiedliwiam tego, że bywa nieczułym dupkiem. Zawsze nim był. Ale też
zawsze mnie kochał, a teraz, kiedy zyskałam jaśniejszy obraz co do tego, co się stało
tamtej nocy, nie powinnam już go obwiniać za to, że o mnie zapomniał.
Zostawałam w jego domu tylko raz na tydzień, a on właśnie dowiedział się, że ktoś,
kogo kochał, nie żyje. Musiał być wycieńczony. A potem oczekiwanie, żeby
zareagował z doskonałą precyzją, kiedy widzi, że jego dom stoi w ogniu, było czymś o
wiele większym, niż powinnam była oczekiwać. W ciągu kilku minut przeżywał
żałobę, złość i potem panikę z powodu pożaru. Spodziewanie się, żeby od razu
przypomniał sobie, że dwanaście godzin wcześniej napisałam mu, że zostanę u niego
na noc, było kompletnie nierealistyczne. Nie mieszkałam tam. To nie było tak, jak to,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 223


że mieszkałam z mamą i byłam pierwszą rzeczą, o której pomyślałaby w panice.
Sytuacja z moim ojcem była całkowicie inna i tak powinnam była ją traktować. I
nawet jeśli w ciągu ostatnich kilku lat utrzymywaliśmy kontakt, nasza relacja nie
była taka, jak kiedyś. Biorę za to połowę winy na siebie. Nie wybieramy naszych
rodziców, a rodzice nie wybierają swoich dzieci. Ale możemy podjąć decyzję co do
tego, jak ciężko byliśmy w stanie pracować, by dać im to, co najlepsze.
Wyciągam telefon i zaczynam pisać do swojego ojca.

Ja: Cześć, tato. Chcesz zjeść jutro razem śniadanie? Tęsknię za tobą.

Po tym, jak wysyłam wiadomość, zakładam na siebie koszulkę i wracam do salonu.


Patrzę na rękopis, zastanawiając się, jak wiele będę jeszcze w stanie znieść. Tak
ciężko jest to czytać, nie wyobrażam sobie tego, że Ben i jego bracia musieli to
przeżyć.
Zmawiam szybką modlitwę za braci Kesslerów, jakby to, o czym czytam, działo się
teraz, a Kyle wciąż żył, by można było się za niego modlić.
A potem zaczynam czytać dalej tam, gdzie skończyłam.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 224


Powieść Bena

- ROZDZIAŁ TRZECI

Szesnaście lat

„Potężna jest dłoń, która krętym biegiem świata

Przez nabazgrane imię włada.”

- Dylan Thomas

Wiecie, co jest gorsze od dnia, w którym wasza matka popełnia samobójstwo?

Dzień po tym, jak wasza matka popełnia samobójstwo.

Kiedy ktoś cierpi fizycznie – powiedzmy, że przypadkowo zaciął się papierem –


ludzkie ciało produkuje endorfiny. Te endorfiny działają podobnie jak leki takie jak
morfina czy kodeina. Więc to normalne nie czuć wielkiego bólu od razu po wypadku.

Ból emocjonalny musi działać w ten sam sposób, bo dzisiaj to boli o wiele bardziej
niż wczoraj. Wczoraj tkwiłem w jakiś dziwnym śnie, jakby moje sumienie nie pozwalało
mi w pełni uwierzyć w to, że naprawdę odeszła. W mojej głowie trzymałem się tej
cienkiej nici nadziei, że może, w jakiś sposób, ten cały dzień w ogóle się nie wydarzył.

Tej nici już tutaj nie ma, nieważne, jak bardzo staram się jej uchwycić.

Nie żyje.

I gdybym miał pieniądze i znajomości, otępiłbym ten ból jakimikolwiek narkotykami,


jakie udałoby mi się znaleźć.

Odmówiłem wstawania dziś z łóżka. Kyle i Ian próbowali mnie namówić, bym
pojechał z nimi do domu pogrzebowego, ale wygrałem. Właściwie to przez cały dzień
wygrywałem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 225


- Zjedz coś. – powiedział Kyle w porze lunchu.

Nie jadłem. Wygrałem.

- Ciocia Chele i wujek Andrew przyjechali. – powiedział Ian około drugiej po


południu.

Ale już pojechali, a ja nadal jestem w łóżku, więc wygrałem.

- Ben, chodź na kolację. Jest mnóstwo jedzenia, ludzie przynoszą je przez cały dzień.
– powiedział Kyle, kiedy wetknął głowę przez szparę w drzwiach koło osiemnastej.

Ale wybrałem pozostanie w łóżku i nie dotykanie tych zapiekanek z litości, przez co
wygrałem po raz kolejny.

- Porozmawiaj ze mną. – powiedział Ian.

Chciałbym powiedzieć, że tą rundę też wygrałem, ale on wciąż siedzi na moim łóżku i
nie chce wyjść.

Naciągam sobie kołdrę na głowę. On pociąga ją w dół.

- Ben. Jeśli nie wyjdziesz z tego łóżka, zacznę panikować. Nie chcesz chyba zmuszać
mnie do tego, bym zadzwonił do psychiatry, co?

Jezu kurwa Chryste!

Siadam na łóżku i walę pięścią w poduszkę.

- Po prostu pozwól mi, kurwa, spać, Ian!

Nie reaguje na to, że krzyczę. Po prostu patrzy na mnie z samozadowoleniem.

- Pozwalałem ci spać. Przez prawie dwadzieścia cztery godziny. Musisz wstać z


łóżka, umyć zęby, wziąć prysznic, zjeść coś lub zrobić cokolwiek.

Kładę się z powrotem. Ian zrywa się z łóżka i jęczy.

- Benton, spójrz na mnie!

Ian nigdy na mnie nie krzyczy, co jest jedynym powodem, dla którego ściągam kołdrę
z głowy i na niego patrzę.

- Nie tylko ty cierpisz, Ben! I mamy w chuj rzeczy do zrobienia! Masz szesnaście lat i
nie możesz mieszkać tutaj sam, a jeśli nie zejdziesz na dół i nam nie udowodnisz, że to
całkowicie nie popieprzyło ci w głowie, to prawdopodobnie podejmiemy dla ciebie złą
decyzję!

Zaciska szczękę, jest wkurzony.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 226


Myślę o tym przez chwilę. O tym, że żaden z nich tutaj nie mieszka. Ian jest w szkole
lotniczej. Kyle właśnie zaczął studia. Moja matka nie żyje.

Jeden z nich będzie musiał tutaj wrócić, bo jestem niepełnoletni.

- Myślisz, że mama o tym pomyślała? – pytam, siadając na łóżku.

Ian kręci głową, sfrustrowany. Opuszcza ręce na biodra.

- Pomyślała o czym?

- O tym, że jej decyzja, by się zabić, zmusi jednego z was do porzucenia swoich
marzeń? Że będziecie musieli się tutaj przeprowadzić i się mną zająć?

Potrząsa głową, zdezorientowany.

- Oczywiście, że o tym pomyślała.

Parskam śmiechem.

- Nie, nie pomyślała. Bo jest samolubną suką.

Zaciska szczękę.

- Przestań.

- Nienawidzę jej, Ian. Cieszę się, że nie żyje. I cieszę się, że to ja ją znalazłem, bo teraz
zawsze będę mógł wyobrażać sobie czarną dziurę w jej twarzy dorównującej w
dziurze w jej sercu.

Zmniejsza dystans między nami i chwyta za kołnierz mojej koszuli, popychając mnie z
powrotem na łóżko. Przysuwa twarz do mojej i mówi przez zaciśnięte zęby:

- Zamknij się, kurwa, Ben. Kochała cię. Była dla nas dobrą matką i będziesz ją
szanował, słyszysz mnie? Nie obchodzi mnie, czy ona cię w tej chwili widzi, czy nie, ale
będziesz ją szanował w tym domu, dopóki sam nie umrzesz.

Moje oczy wypełniają się łzami i duszę się nienawiścią. Jak może jej bronić?

Myślę, że łatwiej jest to robić, kiedy pamięć o niej nie jest nadszarpnięta przez obraz,
jaki zobaczyłem, gdy wszedłem do jej pokoju.

Łza spływa z oka Iana i ląduje na moim policzku.

Puszcza moją szyję, odwraca się i chowa twarz w dłoniach.

- Przepraszam. – mówi płaczliwym tonem. – Tak mi przykro, Ben.

Mi nie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 227


Odwraca się i na mnie spogląda, nawet nie próbując ukryć swoich łez.

- Ja tylko… jak możesz tak mówić? Wiedząc, przez co przechodziła…

Śmieję się pod nosem.

- Zerwała ze swoim chłopakiem, Ian. To ledwie kwalifikuje się do nieszczęścia.

Przesuwa się tak, że siedzi twarzą do mnie. Przechyla głowę.

- Ben… nie przeczytałeś tego?

Wzruszam ramionami.

- Czego?

Wzdycha ciężko, po czym wstaje.

- Jej listu. Przeczytałeś go, zanim policja go zabrała?

Ciężko przełykam ślinę. Wiedziałem, że to dlatego wczoraj tam pojechał. Wiedziałem.

- O mój Boże. Myślałem, że to czytałeś. – Wychodzi z mojej sypialni. – Wracam za


pół godziny.

I nie kłamie. Dokładnie trzydzieści trzy minuty później wraca do mojego pokoju. Cały
ten czas spędziłem na zastanawianiu się, co mogło być w tym liście, że sprawiło taką
różnicę w tym, że ja jej nienawidzę, a Ianowi jest jej żal.

Wyciąga kartkę ze swojej kieszeni.

- Nie mogą jeszcze oddać prawdziwego. Zrobili zdjęcie i je wydrukowali, ale nadal
można to odczytać. – Podaje mi list.

Siadam na łóżku i odczytuję ostatnie słowa, jakie kiedykolwiek powie do mnie moja
matka.

Do moich chłopców,
Spędziłam całe życie, ucząc się pisania. Żadne kursy… studia… żadne
doświadczenie życiowe nie może przygotować osoby, jak napisać odpowiedni
list pożegnalny dla swoich dzieci. Ale jestem pewna, że spróbuję.
Po pierwsze, chciałabym wyjaśnić, dlaczego to zrobiłam. Wiem, że nie
zrozumiecie. I Ben, Ty prawdopodobnie pierwszy to przeczytasz, bo jestem

Tłumaczenie: marika1311 Strona 228


pewna, że to Ty mnie znajdziesz. Więc proszę, najpierw przeczytaj list w
całości, zanim zdecydujesz się mnie znienawidzić.
Cztery miesiące temu dowiedziałam się, że mam raka jajnika. Brutalnego,
cichego, nie do pokonania, który rozprzestrzenił się, zanim jeszcze dostrzegłam
objawy. I zanim się rozzłościcie i powiecie, że się poddałam, to ostatnia rzecz,
jaką chciałabym zrobić. Jeśli moja choroba byłaby czymś, co mogłabym
zwalczyć, wiecie, chłopcy, że walczyłabym do utraty sił. Nazywają to walką,
jakby silniejsi wygrywali, a słabsi przegrywali, ale to w ogóle nie o to chodzi w
raku.
Rak nie jest jednym z graczy w grze. Rak jest grą.
Nie ma znaczenia, jak dużo masz w sobie wytrwałości. Nie liczy się to, ile
ćwiczyłeś. Rak jest wszystkim, co najważniejsze w tym sporcie, a jedyną rzeczą,
jaką możesz zrobić, to zjawienie się na meczu ze swoją koszulką. Bo nigdy nie
wiesz… może będziesz zmuszony przesiedzieć cały mecz na ławce. Może
nawet nie będziesz mieć szansy konkurować.
To ja. Byłam zmuszona do siedzenia na ławce, dopóki mecz się nie skończy, bo
nie można było nic więcej dla mnie zrobić. Mogłabym przejść do wszystkich
szczegółów, ale liczy się to, że wykryli to zbyt późno.
Teraz przechodzimy do najtrudniejszej części.
Czy poczekam? Czy pozwolę rakowi powoli okradać się ze wszystkiego, co
mam? Pamiętacie dziadka Dwighta i to, jak rak go połknął, ale miesiącami nie
chciał wypluć. Babcia musiała zmienić całe swoje życie, żeby się nim zająć.
Straciła pracę, rachunki z pomocy medycznej się piętrzyły i w końcu stracili
swój dom. Została wyeksmitowana dwa tygodnie po tym, jak w końcu zmarł.
Wszystko dlatego, że rak zabrał jej cenny czas z nim.
Nie chcę tego. Nie mogę znieść myśli, że wy, chłopcy, musielibyście się mną
zajmować. Wiem, że jeśli sama nie zakończę swojego życia, mogę mieć na tyle
szczęścia, żeby żyć jeszcze przez sześć miesięcy. Może dziewięć. Ale te miesiące
okradłyby Was z matki, którą znaliście. A potem, kiedy moja godność i moje
komórki nie będą dla raka wystarczające, by je zabrać, zacznie zabierać też

Tłumaczenie: marika1311 Strona 229


wszystko inne. Dom. Oszczędności. Wasze fundusze na studia. Wszystkie
szczęśliwe wspomnienia, które ze sobą dzieliliśmy.
Wiem, że mimo tego, jak bardzo staram się usprawiedliwić moją decyzję, to i
tak zrani waszą trójkę bardziej niż kiedykolwiek w Waszym życiu. Ale wiem,
że gdybym o tym z Wami porozmawiała przed zrobieniem tego, namówilibyście
mnie, bym tego nie robiła.
Przepraszam zwłaszcza Ciebie, Ben. Mój słodki, słodki chłopczyku. Tak mi
przykro. Jestem pewna, że mogłam to zrobić w lepszy sposób, bo żadne dziecko
nie powinno widzieć swojej matki w takim stanie. Ale wiem, że jeśli nie zrobię
tego dzisiaj, zanim wrócisz do domu, mogę tego nigdy nie zrobić. A dla mnie
byłaby to nawet bardziej samolubna decyzja niż ta. Wiem, że znajdziesz mnie
rano i wiem, że to Cię dobije, bo mnie dobija samo myślenie o tym. Ale tak czy
inaczej, umrę zanim skończysz siedemnaście lat. Przynajmniej w ten sposób
będzie to szybkie i łatwe. Możesz zadzwonić na dziewięćset jedenaście, zabiorą
moje ciało i za kilka godzin to się skończy. Kilka godzin na to, bym umarła i
zabrali moje ciało z domu jest lepsze, niż potencjalne kilka miesięcy, w ciągu
których rak by mnie wykańczał.
Wiem, że ciężko będzie Ci się z tym pogodzić, więc starałam Ci się to ułatwić
jak tylko było to możliwe. Ktoś będzie musiał posprzątać po tym, jak zabiorą
moje ciało, więc na szafce zostawiłam wizytówkę, do kogo powinniście
zadzwonić. W mojej torebce jest mnóstwo gotówki. Zostawiłam ją w kuchni, na
blacie.
Jeśli zajrzysz do mojego biura, do trzeciej szuflady od góry po prawej stronie,
przekonasz się, że przygotowałam wszystkie niezbędne formalności, które
trzeba wypełnić, by otrzymać pieniądze. Kiedy złożycie wniosek, dostaniecie
pieniądze w ciągu kilku tygodni. Na domie nadal jest hipoteka, ale zostanie
wystarczająco dużo pieniędzy, by starczyło na czesne dla każdego z Was.
Wszystko to uzgodniłam z naszym prawnikiem.
Proszę, zatrzymajcie dom, dopóki nie będziecie dorośli i się nie ustatkujecie. To
dobry dom i poza tą jedną rzeczą, jest w nim wiele dobrych wspomnień.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 230


Musicie wiedzieć, że Wasza trójka sprawiła, że każda minuta mojego życia
była warta przeżycia. I gdybym mogła odegnać tego raka, zrobiłabym to.
Byłabym samolubna; prawdopodobnie oddałabym go komuś innemu, żebym
mogła spędzić więcej czasu z każdym z Was. Tak bardzo Was kocham.
Proszę, wybaczcie mi. Miałam dwie złe opcje do wyboru, z których nie
chciałam żadnej z nich. Po prostu wybrałam tą, która na końcu przyniesie nam
wszystkim więcej korzyści. Mam nadzieję, że pewnego dnia to zrozumiecie. I
mam nadzieję, że podejmując decyzję, by to zrobić, nie zniszczę Wam tej daty.
Dziewiąty listopada jest dla mnie ważny, tego samego dnia zmarł Dylan
Thomas. I wiecie, chłopcy, ile znaczy dla mnie jego poezja. Pomagała mi w
życiu, szczególnie kiedy zmarł Wasz ojciec. Ale mam nadzieję, że w przyszłości
ta data będzie dla Was dniem o niewielkim znaczeniu z małym pretekstem, by
mnie opłakiwać.
I proszę, nie martwcie się o mnie. Moje cierpienie się skończyło. W mądrości
słów Dylana Thomasa… po pierwszej śmierci nie ma już kolejnej.
Z całą moją miłością,
Mama

Ledwie mogę dostrzec podpis mamy przez swoje łzy. Ian przychodzi do mojego
pokoju kilka minut później i siada obok.

Chcę mu podziękować za to, że kazał mi to przeczytać, ale jestem tak wściekły, że


nawet nie mogę się odezwać. Gdybym tylko przeczytał ten list, zanim policja go
zabrała, wtedy wszystko bym już wiedział. Ostatnie dwa dni potoczyłyby się inaczej.
Może nie byłbym w takim szoku, gdybym wtedy przeczytał ten list. Wtedy też nie
zrozumiałbym wszystkiego błędnie i nie zakładał, że jej decyzja miała coś wspólnego z
facetem.

I w końcu zostałbym wczoraj w nocy w domu, nie biorąc jej samochodu, nie jadąc do
domu obcego człowieka i nie wzniecając pożaru, który wymknął się spod kontroli.

Kiedy zaczynam szlochać, Ian mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Wiem, że myśli,
że płaczę przez to wszystko, co właśnie przeczytałem i po części ma rację. Pewnie też
zakłada, że płaczę przez to, że mówiłem tak nienawistne rzeczy o naszej matce i też
po części ma rację.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 231


Ale nie wie, że większość tych łez nie bierze się ze smutku.

To są łzy z poczucia winy za bycie odpowiedzialnym za zniszczenie życia niewinnej


dziewczynie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 232


Fallon

Odkładam stronę i podnoszę kolejną chusteczkę. Nie sądzę, żebym w ogóle


przestała płakać od chwili, gdy zaczęłam to czytać.
Sprawdzam telefon i widzę odpowiedź od ojca.

Tata: Hej! Z chęcią, też się za tobą stęskniłem. Powiedz o której i gdzie, to się tam
zjawię.

Próbuję nie płakać, czytając jego wiadomość, ale nie mogę poradzić nic na to, że
czuję, że przez moje rozgoryczenie straciliśmy tyle dobrych wspomnień, które
mogliśmy razem stworzyć.
Robiłam sobie przerwy, żeby coś zjeść. Pomyśleć. Oddychać. Jest już prawie
dziewiętnasta, a dotarłam dopiero do połowy rękopisu. Zazwyczaj przeczytanie
książki zajmuje mi kilka godzin, ale to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
musiałam przeczytać. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ciężko było Benowi to spisać.
Zerkam na następną stronę, próbując zdecydować, czy potrzebuję kolejnej przerwy
przed rozpoczęciem. Kiedy spostrzegam, że kolejny rozdział zaczyna się od dnia, w
którym poznaliśmy się w restauracji, postanawiam czytać dalej. Muszę wiedzieć, jaki
motywy kierowały nim tamtego dnia, kiedy się tam pojawił. I dlaczego podjął
decyzję, by wkroczyć do mojego życia.
Siadam na kanapę i biorę głęboki wdech. A potem zaczynam czytać czwarty rozdział
rękopisu Bena.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 233


Powieść Bena

- ROZDZIAŁ CZWARTY

Osiemnaście lat

„Ktoś mnie nudzi.

Zdaje mi się, że to ja.”

- Dylan Thomas

Moja ręka zwisa z krawędzi łóżka i przez to, że moja dłoń leży na dywanie, mogę
stwierdzić, że łóżko nie ma ramy ani sprężyn. Jest tylko materacem na podłodze.

Leżę na brzuchu. Prześcieradło okrywa mnie do połowy, a twarz mam wetkniętą w


poduszkę.

Nienawidzę tych momentów. Kiedy budzę się zbyt zdezorientowany, by wiedzieć,


gdzie jestem albo kto może leżeć obok mnie. Zazwyczaj leżę na tyle długo, by
rozeznać się w otoczeniu zanim się poruszę, w nadziei, że nie obudzę nikogo, kto jest
ze mną w pokoju. Ale ten poranek jest inny, bo ktokolwiek był ze mną w tym łóżku, już
się obudził. I bierze prysznic.

Próbuję pomyśleć, jak wiele razy to się stało – kiedy tak się upiłem, że ledwie
pamiętałem, co się działo poprzedniego dnia. Chyba przynajmniej pięć razy w tym
roku, ale jak dotąd ten jest najgorszy. Zazwyczaj przynajmniej pamiętam, na jakiej
imprezie byłem. Z jakimi znajomymi byłem. Z jaką dziewczyną flirtowałem, zanim
wszystko stało się czarne. Ale w tej chwili nie wiem nic.

Moje serce zaczyna bić tak mocno, jak pulsowanie w mojej głowie. Wiem, że za
chwilę wstanę i poszukam swoich ubrań. Będę musiał rozejrzeć się i zorientować, gdzie
jestem. Będę musiał się zorientować, gdzie mogłem zostawić samochód. Może nawet
będę zmuszony znowu zadzwonić po Kyle’a. Ale on będzie moją ostatnią deską
ratunku, bo nie jestem dziś w nastroju na jego kolejny wykład.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 234


Powiedzieć, że jest rozczarowany tym, kim się stałem, jest niedopowiedzeniem.
Odkąd nasza matka zmarła dwa lata temu, w domu nie było już tak samo.

Cóż… ja nie byłem już taki sam. Kyle i Ian mają nadzieję, że mój szybki i coraz szybszy
upadek wkrótce znajdzie drogę w górę. Mieli nadzieję, że kiedy skończę liceum, stanę
się bardziej poważny na studiach, ale tak się nie stało. W rzeczywistości moje oceny są
tak złe przez moje nieobecności, że nie jestem nawet pewny, czy uda mi się zaliczyć
semestr.

A staram się. Boże, naprawdę się staram. Każdego dnia budzę się i mówię sobie, że
dzisiaj będzie lepiej. Ale potem coś się dzieje i sprawia, że to uczucie znika szybciej, niż
się pojawia. I dokładnie to robię. Zagłuszam wszystko alkoholem, znajomymi i
dziewczynami. I przynajmniej przez resztę nocy nie muszę myśleć o błędach, które
popełniłem. O życiu, które zniszczyłem.

Ta myśl zmusza mnie do tego, by otworzyć oczy i zmierzyć się ze światłem


słonecznym wpadającym do pokoju. Mrużę powieki i zasłaniam sobie oczy ręką.
Czekam chwilę, zanim próbuję wstać i znaleźć moje ciuchy. Kiedy w końcu staję prosto,
odnajduję swoje spodnie. Znajduję też koszulkę i przypominam sobie, jak zakładałem
ją przed zajęciami wczoraj.

Ale po tym? Nic. Nie pamiętam absolutnie nic.

Znajduję buty i je zakładam. Kiedy jestem już ubrany, rozglądam się po


pomieszczeniu. W ogóle nie wygląda znajomo. Podchodzę do okna i wyglądam przez
nie, zauważając, że jestem w jakimś budynku z mieszkaniami. Nic nie wygląda dla mnie
znajomo, choć to może dlatego, że nie mogę otworzyć oczu wystarczająco szeroko,
by widzieć coś w oddali. Wszystko mnie boli.

Chociaż zaraz dowiem się, gdzie jestem, bo drzwi od łazienki się za mną otwierają.
Zaciskam powieki, bo nie mam pojęcia, kim ona jest i czego się spodziewa.

- Dzień dobry, słoneczko!

Jej znajomy głos dolatuje do mnie przez pokój z prędkością torpedy i trafia prosto w
moje serce. Czuję się tak, jakby kolana miały się zaraz pode mną ugiąć. Właściwie to
chyba właśnie to robią. Sięgam po najbliższe krzesło i szybko siadam, chwytając głowę
w dłonie. Nie mogę nawet na nią spojrzeć.

Jak mogła zrobić to Kyle’owi?

Jak mogła mi pozwolić zrobić to Kyle’owi?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 235


Jordyn podchodzi bliżej mnie, ale nadal na nią nie patrzę.

- Jeśli masz zamiar rzygać, to lepiej zrób to w łazience.

Kręcę głową, chcąc, żeby jej głos ucichł, żeby jej mieszkanie zniknęło, żeby zniknęła
druga najgorsza rzecz, jaką zrobiłem w swoim życiu.

- Jordyn. – Kiedy słyszę słabość w swoim głosie, zdaję sobie sprawę, dlaczego myśli,
że sprawiam wrażenie, jakbym miał zaraz zwymiotować. – Jak to się stało?

Słyszę, że pada na materac kilka metrów ode mnie.

- Cóż… - mówi. – Jestem pewna, że to zaczęło się od drinka albo dwóch. Kilku piw.
Kilku ładnych dziewczyn. A potem skończyło się na tym, że o północy do mnie
zadzwoniłeś, płacząc, mamrocząc coś o dacie i o tym, że musisz wrócić do domu, ale
jesteś zbyt pijany i nie chcesz dzwonić do Kyle’a, bo będzie na ciebie zły. – Wstaje i
idzie w kierunku swojej szafy. – I uwierz mi, że byłby wkurzony. A jeśli powiesz mu, że
pozwoliłam ci tu spać, żeby on się o tym nie dowiedział, będzie wściekły na mnie. Więc
lepiej mnie nie wydaj, Ben, bo cię zabiję.

Mój umysł stara się nadążyć, ale mówi zbyt szybko.

Więc zadzwoniłem do niej? Po pomoc?

My nie…

Boże, nie. Nie zrobiłaby tego. Z drugiej strony wygląda na to, że ja nie mam kontroli
nad rzeczami, które robię, kiedy jestem w takim stanie. Ale przynajmniej do niej
zadzwoniłem, zanim zrobiłem coś głupiego. Ona i Kyle byli razem wystarczająco
długo, by była dla mnie jak siostra, a jej bym ufał, że nic by mu nie powiedziała. Ale
pozostaje pytanie… dlaczego byłem nagi? W jej łóżku?

Wychodzi z szafy i spoglądam na nią pierwszy raz dzisiejszego dnia. Wygląda


normalnie. W ogóle nie widać w niej poczucia winy. Może jest trochę zmęczona, ale
uśmiechnięta jak zawsze.

- Widziałam rano twój tyłek. – mówi ze śmiechem. – Co ty, do cholery, zrobiłeś?


Powiedziałam, żebyś skorzystał z mojego prysznica, ale mogłeś się po tym ubrać. –
Robi minę. – Teraz muszę wyprać pościel.

Zaczyna ściągać prześcieradło z materaca.

- Mam nadzieję, że kiedy wprowadzę się do Kyle’a, zaczniesz nosić bokserki, czy coś.
I nie mogę uwierzyć, że byłam zmuszona spać na własnej kanapie, podczas gdy twój

Tłumaczenie: marika1311 Strona 236


pijany tyłek ukradł mi moje łóżko. – Chcę jej powiedzieć, żeby zwolniła, ale za każdym
razem, kiedy coś mówi, czuję coraz większą ulgę. – Wisisz mi to.

Uśmiech znika z jej twarzy, a ona znowu siada na materacu przede mną. Pochyla się
do przodu i patrzy na mnie szczerze.

- Nie chcę wtrącać się w twoje życie. Ale kocham twojego brata i jak tylko skończy się
mój wynajem, wszyscy będziemy mieszkać razem. Więc powiem to tylko raz. Słuchasz?

Kiwam głową.

- Dostajemy tylko jeden umysł i jedno ciało przy urodzeniu. I dostajemy tylko je, więc
to zależy od nas, by o nie dbać. Nie cierpię tego, że muszę to powiedzieć, ale Ben, w
tej chwili jesteś absolutnie najgorszą wersją samego siebie. Jesteś przybity. Jesteś
humorzasty. Masz tylko osiemnaście lat i nawet nie wiem, skąd bierzesz alkohol, ale
pijesz za dużo. I chociaż twoi bracia bardzo próbowali ci pomóc, to nikt nie może
zmusić cię do tego, byś był lepszym człowiekiem. Tylko ty to możesz zrobić, Ben. Więc
jeśli pozostała ci jeszcze jakakolwiek nadzieja, sugeruję, by się do niej dokopać, bo jeśli
jej nie znajdziesz, nigdy nie staniesz się najlepszą wersją siebie. I pociągniesz za sobą
swoich braci, bo tak bardzo cię kochają.

Patrzy na mnie tak długo, jak dużo czasu potrzeba, by te słowa nabrały sensu w
mojej głowie. Brzmi jak moja matka i ta myśl mocno we mnie uderza.

- Skończyłaś? Bo chciałbym teraz poszukać swojego samochodu.

Wzdycha z rozczarowaniem i to sprawia, że źle się z tym czuję, ale nie mogę
pozwolić jej zobaczyć tego, że mogę myśleć teraz tylko o mojej matce i o tym, co by o
mnie pomyślała, gdyby mnie teraz zobaczyła?

***

Po kilku wiadomościach do znajomych odkrywam, gdzie jest moje auto. Kiedy Jordyn
mnie podrzuca, rozważam przeproszenie jej. Zamieram przy samochodzie z drzwiami
do połowy zamkniętymi, zastanawiając się, co powiedzieć. W końcu pochylam się i na
nią patrzę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 237


- Przepraszam za swoje wcześniejsze zachowanie. Doceniam to, że mi wczoraj
pomogłaś i dzięki za podwózkę. – Ruszam się, by zamknąć drzwi, ale ona mnie woła i
wysiada z samochodu. Spogląda na mnie ponad dachem auta.

- Wczoraj… kiedy zadzwoniłeś? Ciągle mówiłeś coś o dzisiejszej dacie i… nie chcę się
wtrącać. Ale wiem, że to rocznica tego, co się stało z waszą mamą. I może gdybyś
poszedł się z nią zobaczyć, to by było dla ciebie dobre. – Spuszcza wzrok i bębni
palcami w samochód. – Pomyśl o tym, okej?

Patrzę na nią przez chwilę, po czym kiwam raz głową i wsiadam do swojego auta.

Wiem, że minęły dwa lata. Nie potrzebuję przypomnienia. Każdego dnia, kiedy się
budzę i biorę pierwszy oddech, przypominam sobie o tym dniu.

***

Ściskam kierownicę, niepewny, czy wysiądę z samochodu. Już wystarczająco złe jest
to, że w ogóle pojechałem na cmentarz. Nigdy wcześniej jej tutaj nie odwiedzałem.
Nie czuję takiej potrzeby, bo nie czuję, żeby ona tu naprawdę była. Czasami z nią
rozmawiam. Oczywiście są to rozmowy jednostronne, ale i tak z nią rozmawiam. Nie
muszę się gapić na nagrobek, żeby to robić.

Więc dlaczego tu jestem?

Może miałem nadzieję, że to pomoże. Ale faktem jest, że zaakceptowałem śmierć


swojej matki. Rozumiem, dlaczego to zrobiła. I wiem, że gdyby sama nie odebrała
sobie życia, rak wkrótce zrobiłby to za nią. Ale wszyscy w mojej rodzinie wydają się
myśleć, że nie mogę iść dalej. Że tak bardzo za nią tęsknię, że to wpływa na moje
życie.

Tęsknię za nią, ale z tym ruszyłem już naprzód. Ale nie mogę zaakceptować tego, co
zrobiłem tamtej nocy.

Posłuchałem Kyle’a, kiedy powiedział, żebym już nigdy nie wspominał o Fallon i jej
ojcu. Nie szukam o nich informacji w internecie. Nie przejeżdżam obok ich
jakiegokolwiek domu, w którym mogą teraz mieszkać. Cholera, nawet nie wiem, gdzie
mieszkają. Kyle miał rację w tym, że muszę trzymać dystans. Określono to jako

Tłumaczenie: marika1311 Strona 238


wypadek, a ostatnią rzeczą, jaką potrzebuję, to żeby ktoś stał się podejrzliwy co do
tamtej nocy.

Ale wciąż myślę o tej dziewczynie każdego dnia. Przeze mnie straciła swoją karierę.
Dobrą karierę. Taką, o której marzy wiele ludzi. A moje czyny z tamtej chwili będą ją
prześladować przez resztę jej życia.

Czasami zastanawiam się, co teraz robi. Kilka razy chciałem ją sprawdzić – może
nawet zobaczyć ją z bliska – tylko żeby sprawdzić, jak bardzo została ranna w pożarze.
Nie wiem dlaczego. Może myślę, że gdybym zobaczył, że prowadzi dobre życie, to
mógłbym ruszyć dalej. Ale jedna rzecz powstrzymuje mnie przed zrobieniem tego. Jej
życie może być znacznie gorsze, niż się spodziewałem i boję się jak i czy to przyjmę,
jeśli tak będzie.

Chwilę przed tym, jak mam odpalić silnik, kolejny samochód wjeżdża na parking obok
mnie. Drzwi od strony kierowcy otwierają się i zanim jeszcze on wysiada, czuję suchość
w gardle.

Co on tutaj robi?

Widzę, że to jest on, po jego karku, wysokości, sposobie, w jaki chodzi. Donovan
O’Neil jest bardzo rozpoznawalny, a biorąc pod uwagę to, że w noc pożaru ciągle
widziałem jego zdjęcie w telewizji, nigdy nie wyrzucę tej twarzy ze swojej głowy.

Rozglądam się dookoła, zastanawiając się, czy powinienem odjechać, zanim mnie
zauważy. Ale on nawet na nic nie patrzy. W ręce trzyma bukiet hortensji. Zmierza w
kierunku jej grobu.

Przyszedł do mojej matki.

Nagle wracam myślami do tamtej nocy, kiedy siedziałem w samochodzie i go


obserwowałem. Teraz też się tak czuję, tyle że tym razem patrzę na niego raczej z
ciekawości niż z nienawiści. Nie pozostaje zbyt długo przy jej grobie. Zastępuje
zwiędnięte kwiaty nowymi. Przez chwilę patrzy na jej nagrobek, po czym wraca do
swojego samochodu.

Wygląda, jakby to była jego rutyna, jakby robił to cały czas. I przez chwilę czuję się
winny, że nie myślałem, że nigdy mu na niej nie zależało. Bo oczywiste jest, że tak
było, skoro dwa lata później nadal przychodzi na jej grób.

W drodze do auta spogląda na swój zegarek i przyśpiesza. Gdzieś się spóźnia.


Zastanawiam się, czy jakimś cudem to ma coś wspólnego z jego córką. Mówię sobie,
żebym przestał, kiedy sięgam do kluczyków.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 239


- Nie rób tego, Ben. – mówię na głos, mając nadzieję, że sam siebie posłucham.

Ale dzisiaj wygrywa ciekawość, bo wyjeżdżam za jego samochodem z cmentarza i


absolutnie nie mam pojęcia, dlaczego to robię.

***

Parkuję kilka aut za nim na parkingu restauracji, pod którą podjechał. Obserwuję go,
kiedy wchodzi do środka. Widzę, jak ktoś wstaje i go obejmuje – dziewczyna – i moja
szczęka zaciska się tak bardzo, że aż boli.

To musi być ona.

Dłonie zaczynają mi się pocić. Nie wiem, czy rzeczywiście chcę ją zobaczyć. Ale wiem,
że nie ma mowy, że wyjadę stąd bez wejścia do środka i przejścia obok ich stolika.
Muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć, co jej zrobiłem.

Zanim tam wchodzę, biorę swojego laptopa, żebym miał się na czym skupić, kiedy
będę siedział sam. Kiedy przechodzę przez próg, nie widzę jej twarzy, żeby chociaż
mieć pewność, czy to Fallon. Siedzi do mnie tyłem. Próbuję się nie gapić, bo nie chcę,
żeby jej ojciec zauważył, że zwracam na nich jakąkolwiek uwagę.

- Stolik czy boks? – pyta kelnerka.

Kiwam głową za boks za nimi.

- Mogę dostać ten?

Uśmiecha się i kiwa głową.

- Dziś jest pan sam?

Kiwam głową i prowadzi mnie do boksu. Serce wali mi tak mocno, że nie mogę
zebrać się na odwagę, żeby na nią zerknąć, gdy przechodzę obok. Siadam twarzą
zwróconą w przeciwnym kierunku. Za kilka minut zbiorę się na odwagę. Nie ma nic
złego w tym, że tutaj jestem. Nie wiem, dlaczego czuję się, jakbym łamał prawo, skoro
tylko siedzę przy stoliku.

Moje ręce leżą splecone przede mną na stole. Staram się wymyślić mnóstwo
powodów, żeby odwrócić się i zerknąć ponad swoim ramieniem, ale obawiam się, że

Tłumaczenie: marika1311 Strona 240


nie będę w stanie przestać się gapić. Nie mam pojęcia, jakie szkody jej wyrządziłem i
boję się, że jeśli spojrzę w jej oczy zobaczę, że jest smutna.

Ale boję się, że jeśli nie spojrzę, przegapię fakt, że może być szczęśliwa.

- Spóźniłem się tylko pół godziny, Fallon. Daj spokój. – mówi jej ojciec.

Wypowiada jej imię. To na pewno jest ona. W ciągu kilku następnych minut, stanę
twarzą w twarz z dziewczyną, której prawie odebrałem życie.

Na szczęście podchodzi kelner i bierze ode mnie zamówienie, więc trochę mnie
rozprasza. W ogóle nie jestem głodny, ale i tak coś zamawiam, bo kto przychodzi do
restauracji, nie zamawiając nic do jedzenia? Nie chcę zwracać na siebie uwagi.

Kelner próbuje nawiązać ze mną rozmowę o tym, że facet w boksie za moim wygląda
jak Donovan O’Neil, aktor, który grał Maxa Epcotta. Udaję, że nie wiem, o kogo chodzi.
Chcę tylko żeby odszedł. W końcu to robi. Odchylam się do tyłu, by usłyszeć więcej z
ich rozmowy.

- Więc, tak. Jestem trochę zszokowany, ale tak właśnie jest. – mówi jej ojciec.

Czekam na jej odpowiedź. Nie wiem, co do niej powiedział, dzięki wścibskiemu


kelnerowi, ale jej cisza dowodzi temu, że nie jest to coś, co chciała usłyszeć.

- Fallon? Nie zamierzasz niczego powiedzieć?

- A co mam niby mówić? – Nie brzmi na zbyt szczęśliwą. – Chcesz, żebym ci


pogratulowała?

Czuję, jak jej ojciec opiera się o swój boks.

- Cóż, myślałem, że będziesz się cieszyć.

- Cieszyć ?

Okej. Cokolwiek jej powiedział, to ją wkurzyło. Ma charakterek, to muszę jej przyznać.

- Nie wiedziałem, że mam coś w sobie, żeby znowu stać się ojcem.

Nie wiem, co mam o tym myśleć. Przez chwilę przypominam sobie, że ten
mężczyzna kiedyś kochał moją matkę i to mogłaby być sytuacja, z którą byłby z nią,
gdyby rak ją nie zabrał.

To znaczy… wiem, że rak jej nie zabrał. Broń to zrobiła. Ale tak czy siak, rak był
przyczyną.

- Wpuszczenie spermy do pochwy dwudziestoczterolatki nie robi z ciebie ojca.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 241


Śmieję się pod nosem. Nie wiem dlaczego, ale słyszenie, jak tak do niego mówi nieco
łagodzi moje poczucie winy. Może dlatego, że zawsze wyobrażałem ją sobie jako
cichą, spokojną dziewczynę, użalającą się nad sobą. Ale brzmi, jakby była petardą.

Ale… to jest szalone. Nie powinienem tutaj być. Kyle zabiłby mnie, gdyby dowiedział
się, co robię.

- Uważasz, że nie mam prawa nazywać siebie ojcem? Kim w takim razie dla ciebie
jestem?

Nie powinienem podsłuchiwać ich prywatnej rozmowy. Spędzam kilka następnych


chwil, usiłując skupić się na laptopie przede mną, ale przewijam tylko ekran, udając, że
coś robię, przez cały czas przysłuchując się temu, jakim kutasem jest jej ojciec.

Z miejsca, w którym siedzę, słyszę, jak ona wzdycha.

- Jesteś niemożliwy. Teraz rozumiem, czemu mama cię zostawiła.

- Twoja mama zostawiła mnie, bo przespałem się z jej najlepszą przyjaciółką. Moja
osobowość nie ma z tym nic wspólnego.

Jak moja matka mogła go kiedykolwiek kochać?

Teraz, kiedy tak o tym pomyślę, nie jestem pewna, czy to robiła. Wyglądało na to, że
to on wysyłał te wszystkie listy i wiadomości. Nigdy nie widziałem niczego, co ona
wysyłała mu, więc może to był krótkotrwały, jednostronny związek, z którego końcem
on nie mógł się podzielić.

To w jakiś sposób sprawia, że czuję się lepiej. Drżę na myśl o tym, że moja matka była
zwyczajną kobietą, która czasem podejmuje złe decyzje dotyczące związków, a nie
wszechwiedzącą bohaterką, jak prawdopodobnie już zawsze będę ją taką pamiętać.

Kelner przerywa ich rozmowę, by podać jedzenie. Przewracam oczami, kiedy ten
udaje, że właśnie zauważył, że siedzi tutaj Donovan O’Neil. Słyszę, jak pyta Fallon, czy
zrobi im zdjęcie. Siadam sztywno, zastanawiając się, czy stanie i będę mógł ją
zobaczyć. Nie jestem pewny, czy jestem gotowy na to, by zobaczyć, jak wygląda.

Ale nie ma znaczenia to, czy jestem gotowy, czy nie, bo ona właśnie powiedziała,
żeby zrobili sobie selfie i że ona idzie do łazienki. Zaczyna przechodzić obok mnie, a w
chwili, gdy wchodzi w zasięg mojego wzroku, oddech mi zamiera.

Idzie w przeciwnym kierunku, więc nie widzę jej twarzy. Widzę za to jej włosy. Dużo
włosów, prostych, długich i grubych, kasztanowobrązowych, w takim kolorze, jak jej
buty i spadają falami na jej plecy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 242


I jej jeansy. Pasują tak doskonale, że wyglądają, jakby były zrobione na zamówienie,
dopasowując się do każdego kształtu, od bioder i przez całą drogę w dół aż do
kostek. Wyglądają na niej tak dobrze, że zaczynam się zastanawiać, jakie majtki ma
pod spodem. Bo nie widzę ich linii pod spodniami. Mogłaby mieć na sobie stringi, ale
mogłaby też nie… co, do cholery, Ben? Jak twój mózg zawędrował w tym kierunku?

Mój puls przyśpiesza, bo wiem, że muszę wyjść. Muszę wstać, wyjść i zaakceptować
to, że wygląda na to, że wszystko z nią w porządku. Jej ojciec może być dupkiem, ale
ona trzyma się całkiem dobrze, więc to, że jestem blisko nich, nie jest dobre dla nikogo
z nas.

Ale niech to szlag, jeśli kelner nie rozwodzi się nad tym, że Donovan O’Neil właśnie
sprawił, że to jego najlepszy moment dnia. Nawet nie dbam o swoje jedzenie, gdyby
tylko mógł przynieść mi rachunek, który mógłbym zapłacić i się stąd wynosić.

Zaczynam poruszać nogą pod stołem z nerwowości. Naprawdę długo jest w tej
łazience. Wiem, że może wyjść w każdej chwili i nie wiem, czy powinienem na nią
spojrzeć, odwrócić wzrok, uśmiechnąć się, uciekać czy co ja mam, kurwa, zrobić?
Wychodzi.

Patrzy na ziemię, więc nadal nie widzę jej twarzy, ale jej ciało jest nawet bardziej
idealne z przodu niż z tyłu.

Kiedy na mnie spogląda, żołądek upada mi u stóp. Czuję się tak, jakby moje serce się
topiło. Po raz pierwszy od dwóch lat, dokładnie widzę, co jej zrobiłem.

Od góry jej lewego policzka, blisko oka, przez całą szyję… są blizny. Blizny, które są
tam przeze mnie. Niektóre bardziej wyblakłe od innych, ale są bardzo widoczne przez
różowawy odcień skóry, jaśniejszej i bardziej delikatnej niż te części jej twarzy, które
były nienaruszone. Ale to nawet nie blizny wyróżniają się najbardziej. To jej zielone
oczy, które teraz na mnie patrzą. Brak zaufania w nich mówi o poziomie krzywdy, jaką
jej wyrządziłem.

Podnosi dłoń i wciąga kosmyk włosów do ust, zasłaniając blizny. Jednocześnie


spuszcza wzrok na podłogę i obniża głowę, przez co jej włosy opadają i zasłaniają
jeszcze więcej blizn. Ciągle na nią patrzę, bo gdybym przestał, to by bolało. Myślę o
tym, jaka musiała być dla niej ta noc. Ile agonii musiała przeżyć w kolejnych
miesiącach.

Zaciskam dłonie w pięści, bo nigdy nie czułem większej konieczności naprawienia


czegoś. Mam ochotę upaść przed nią na kolana i powiedzieć, jak bardzo jest mi

Tłumaczenie: marika1311 Strona 243


przykro, że byłem przyczyną tak wielkiego bólu. Za zniszczenie jej kariery. Za
sprawienie, że myśli, że musi chować swoją twarz, podczas gdy tak naprawdę jest
cholernie piękna.

Nie ma pojęcia. Nie ma pojęcia, że podnosząc wzrok, patrzy w oczy facetowi, który
zniszczył jej życie. Nie ma pojęcia, że oddałbym wszystko, by przycisnąć usta do tego
policzka – żeby pocałować blizny, które tam umieściłem, żeby jej powiedzieć, jak
strasznie jest mi przykro.

Nie ma pojęcia, że jestem na granicy łez przez sam widok jej twarzy, bo to jest
jednocześnie niesamowite i potworne. Obawiam się, że jeśli teraz się do niej nie
uśmiechnę, to zacznę płakać.

I potem to się dzieje, kiedy mnie mija, wszystko w mojej piersi się zaciska. Bo martwię
się, że to, co właśnie między nami się stało – ten jeden, maleńki uśmiech – będzie
wszystkim, co się między nami kiedykolwiek wydarzy. I nie wiem, dlaczego to mnie
martwi, bo przed dzisiejszym dniem nie byłem nawet pewny, czy chcę ją zobaczyć.

A teraz, kiedy już ją widziałem, nie wiem, czy chcę przestać. A fakt, że jej ojciec jest w
tej chwili za mną, dobijając ją i mówiąc, że nie jest już wystarczająco ładna, by
występować, sprawia, że mam ochotę się odwrócić i go udusić. Albo przynajmniej
usiąść obok niej i ją bronić.

I to w tym momencie kelner decyduje się, żeby przynieść mi jedzenie. Próbuję jeść.
Naprawdę, próbuję, ale nadal zbieram się po tym, jak usłyszałem, jak jej ojciec się do
niej odnosi. Powoli jem frytki, słuchając, jak ten staje się coraz bardziej i bardziej
obłudny. Na początku czuję ulgę, kiedy słyszę jej plany co do tego, że chce się
wyprowadzić.

I dobrze, myślę.

Wiedza, że jest na tyle odważna, by przeprowadzić się na drugi koniec kraju i


spróbować dalej realizować się w aktorstwie sprawia, że czuję do niej większy szacunek
niż do kogokolwiek w moim życiu. Ale słyszenie, jak jej ojciec ciągle mówi, że nie jest
wystarczająco dobra, sprawia, że nigdy do nikogo nie czułem takiej pogardy jak do
niego.

Słyszę, jak jej ojciec odchrząka.

- Wiesz, że nie o to mi chodziło. Nie mówię, że zniżasz się do jakiegoś poziomu,


zajmując się audiobookami. Mam na myśli to, że możesz wybrać jakąś lepszą karierę,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 244


teraz, kiedy nie możesz już być aktorką. Na byciu narratorem nie zbijesz kokosów. Ani
też na Broadwayu.

Nie słyszę, co ona odpowiada, bo widzę tylko czerwień. Nie mogę uwierzyć, że ten
człowiek – ojciec, który powinien jej bronić i wspierać córkę w wyzwaniu, jakie
podejmuje – mówi takie rzeczy. Może praktykuje trudną miłość, ale ta dziewczyna
przeszła już wystarczająco dużo.

Rozmowa na chwilę ustaje. Na wystarczająco długo, by jej ojciec zażądał dolewki.


Wystarczająco długo, żeby kelner przyniósł mi moją własną dolewkę i wystarczająco
długo, żebym wstał i poszedł do łazienki, próbując się uspokoić i wrócić na swoje
miejsce, jednocześnie nie dusząc człowieka za mną.

- Sprawiasz, że mam ochotę na zawsze wyrzec się mężczyzn.

Cholera, jej ojciec sprawia, że ja mam ochotę się ich wyrzec. Jeśli faceci są naprawdę
tak płytcy jak on, to wszystkie kobiety powinny się ich wyrzec.

- To nie powinno być problemem. – mówi jej ojciec. – Wiem, że byłaś tylko na jednej
randce, a to było ponad dwa lata temu.

I wtedy znika mój cały zdrowy rozsądek.

Czy on nie ma pojęcia, jaki dziś jest dzień? Czy nie ma pierdolonego pojęcia, przez
co przeszła jego córka przez ostatnie dwa lata? Jestem pewny, że dobry rok zajął jej
powrót do zdrowia, a przez patrzenie w jej oczy przez kilka sekund mogłem
stwierdzić, że nie ma za grosz pewności siebie. A on komentuje fakt, że nie była na
randce od czasu wypadku?

Jestem tak wkurzony, że ręce mi się trzęsą. Mogę być nawet jeszcze bardziej
wkurzony niż w nocy, gdy wywołałem pożar.

- Cóż, tato. – mówi napiętym głosem. – Faceci nie zwracają już na mnie takiej uwagi,
jak kiedyś.

Wstaję z miejsca, nie będąc w stanie się powstrzymać. Ale niech mnie szlag, jeśli
pozwolę tej dziewczynie przeżyć jeszcze jedną sekundę bez kogoś, kto by jej bronił w
odpowiedni sposób.

Siadam obok niej.

- Przepraszam, że się spóźniłem, kochanie. – mówię, obejmując ją ramieniem.

Sztywnieje pod moim dotykiem, ale kontynuuję. Przyciskam usta z boku jej głowy,
przypadkowo wąchając kwiatowy zapach jej szamponu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 245


- Cholerne korki w L.A. – mamroczę.

Wyciągam rękę do jej ojca i zanim się przedstawiam, zastanawiam się, czy jakoś mnie
rozpozna przez to, że znał moją matkę. Wróciła do swojego panieńskiego nazwiska
kilka lat po śmierci ojca, więc może nie mieć pojęcia, kim jestem. Mam nadzieję.

- Jestem Ben. Benton James Kessler. Chłopak pańskiej córki.

Żaden błysk rozpoznania nie pojawia się na jego twarzy. Nie wie, kim jestem.

Podaje mi rękę, a ja mam ochotę przeciągnąć go przez stół i wybić mu zęby.


Prawdopodobnie bym to zrobił, gdybym nie wyczuł, że Fallon jeszcze bardziej się
obok mnie napina. Pochylam się i przyciągam ją do siebie, szepcąc jej do ucha:

- Rób to, co ja.

To tak, jakby w tej chwili zapaliła się żarówka w jej głowie, a zdezorientowanie na jej
twarzy zmienia się w zachwyt. Uśmiecha się do mnie czule, opierając się o mnie i
odpowiadając:

- Myślałam, że nie zdążysz.

Tak, chcę powiedzieć. Ja też nie sądziłem, że będę tutaj siedział. Ale skoro nie mogę
raczej pogorszyć twojego życia w tym dniu, to przynajmniej mogę postarać się sprawić,
by było trochę lepsze.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 246


Fallon

Tworzę nowy stos kartek, które już przeczytałam. Z niedowierzaniem gapię się na
rękopis. Wiem, że powinnam być zła, że przez tak długi czas mnie okłamywał, ale
wgląd w jego myśli w jakiś sposób usprawiedliwia jego zachowanie. I nie tylko to –
usprawiedliwia też zachowanie mojego ojca.
Ben ma rację. Teraz, kiedy patrzę na ten dzień, widzę, że mój ojciec nie ponosił w
pełni winy. Wyrażał swoją opinię co do mojej kariery, a każdy rodzic ma do tego
prawo. I nawet jeśli nie zgadzałam się z nim i ze sposobem, w jaki to ujął, on nigdy
nie był dobry w komunikacji. On był w trybie obrony, ja w trybie ataku i od tego
czasu było tylko gorzej i gorzej.
Muszę pamiętać, że miłość można komuś okazać w więcej niż jeden sposób. I mimo
tego, że mój sposób i jego sposób są całkowicie różne, to nadal jest to miłość.
Przerzucam kartki do następnego rozdziału, ale kilka kartek z notatnika wypada z
miejsca między piątym a szóstym rozdziałem. Odkładam strony rękopisu i podnoszę
list. To kolejna notatka od Bena.

Fallon,
Wiesz o wszystkim, co się stało po tym momencie w rękopisie. Wszystko jest
tutaj. Każdy dzień, który razem spędziliśmy i nawet kilka, które nie były
naszymi wspólnymi. Każda myśl, jaką miałem w Twojej obecności… lub blisko
niej.
Jak widać to po rozdziale, który właśnie skończyłaś, nie byłem w za dobrym
stanie, kiedy się poznaliśmy. Dwa lata mojego życia od czasu pożaru były
piekłem i robiłem wszystko, by zagłuszyć swoje poczucie winy. Ale ten pierwszy
dzień, który razem spędziliśmy, był pierwszy od dłuższego czasu, kiedy
poczułem się szczęśliwy. I mogę powiedzieć, że uszczęśliwiłem Ciebie, a nie
sądziłem, że to kiedykolwiek będzie możliwe. I mimo tego, że Ty się
wyprowadzałaś, wiedziałem, że jest sposób, byśmy oboje mogli zacząć z
niecierpliwością czekać na dziewiątego listopada, a to wniosłoby ogromną
zmianę do naszych żyć. Więc przysiągłem sobie, że w dniach spędzanych z
Tobą, pozwolę sobie się tym cieszyć. Nie będę myślał o pożarze – nie będę myślał
Tłumaczenie: marika1311 Strona 247
o tym, co Ci zrobiłem. Przez jeden dzień w roku chciałem być takim facetem,
który zakocha się w takiej dziewczynie, bo wszystko w Tobie mnie zachwycało.
I wiedziałem, że gdybym pozwolił swojej przeszłości pożerać mnie w Twojej
obecności, to coś by mi się wymsknęło. I Ty dowiedziałabyś się, co Ci zrobiłem.
Wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek dowiesz się prawdy, nie było mowy, byś
mogła mi to wszystko wybaczyć.
Mimo że prawdopodobnie powinienem czuć wielkie poczucie winy, nie żałuję
ani jednej chwili spędzonej z Tobą. Oczywiście chciałbym, żeby inaczej to się
skończyło. Może gdybym tamtego dnia podszedł do Ciebie i Twojego ojca i
wyjaśnił prawdę, oszczędziłbym Ci wielu cierpień. Ale nie mogę rozwodzić się
nad wszystkimi rzeczami, które powinienem był zrobić, kiedy dla mnie to był
nasz los. Czuliśmy do siebie przyciąganie. I bez wątpienia wiem, że w ciągu
kilku ostatnich lat było kilka momentów, kiedy oboje byliśmy w sobie szaleńczo
zakochani w tym samym czasie. Nie każdy tego doświadcza, Fallon, i
skłamałbym, gdybym powiedział, że tego żałuję.
I jedną z moich największych obaw jest to, że spędziłaś ostatni rok,
zakładając, że mówiłem Ci więcej niż jedno kłamstwo, ale tak nie było. Jedyne
kłamstwo, jakie kiedykolwiek Ci powiedziałem, to te, które pominąłem – że to
ja byłem odpowiedzialny za pożar. Każde inne słowo, które wychodziło z moich
ust w Twojej obecności było absolutną prawdą. Kiedy mówiłem, że jesteś
piękna, naprawdę tak sądziłem.
Jeśli zaakceptujesz jedną rzecz z rękopisu, niech to będzie ten akapit. Wchłoń
te słowa. Chcę, żeby naznaczyły Twoją duszę, bo te słowa są najważniejsze.
Jestem przerażony, że moje kłamstwa doprowadziły do tego, że utraciłaś tę
pewność siebie, którą zyskałaś, gdy byliśmy razem. Bo podczas gdy ukrywałem
przed Tobą tę prawdę, to nie mogłem być bardziej szczery co do Twojego piękna.
I tak, masz blizny. Ale każdy, kto najpierw widzi blizny, a dopiero potem
Ciebie, nie zasługuje na Ciebie. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz i w to
wierzysz. Ciało to po prostu opakowanie dla prawdziwych prezentów, które
kryją się w środku. A Ty jesteś pełna prezentów. Bezinteresowność, życzliwość,
współczucie. Wszystkie rzeczy, które się liczą.
Młodość i piękno przemija. Przyzwoitość ludzka – nie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 248


Wiem, że w poprzednim liście napisałem, że nie napisałem tego, by prosić o
Twoje przebaczenie. Choć to jest prawda, nie mam zamiaru udawać, że nie
błagam na kolanach o wybaczenie, mając nadzieję na cud. Nie będę udawać, że
nie zamierzam siedzieć w restauracji godzinami aż do końca dnia, mając
nadzieję, że przejdziesz przez te drzwi. Bo dokładnie tam będę. A jeśli nie
pojawisz się tam dzisiaj, przyjdę też za rok. I za rok. Każdego dziewiątego
listopada będę na Ciebie czekał, mając nadzieję, że pewnego dnia znajdziesz w
sobie na tyle przebaczenia, by znowu mnie pokochać. Ale jeśli to się nie stanie i
nigdy się nie pokażesz, i tak będę wdzięczny za Ciebie do końca mojego życia.
Ocaliłaś mnie w dniu, kiedy się poznaliśmy, Fallon. Wiem, że miałem tylko
osiemnaście lat, ale moje życie byłoby całkowicie inne, gdybyśmy wtedy nie
spędzili ze sobą tamtego czasu. Pierwszej nocy, kiedy musieliśmy się pożegnać,
pojechałem prosto do domu i zacząłem pisać tę książkę. To stało się moim
nowym życiowym celem. Nową pasją. Zacząłem brać studia na poważnie.
Zacząłem brać życie na poważnie. I przez Ciebie i to, jaki miałaś na mnie
wpływ, moje ostatnie dwa lata z Kyle’m były świetne. Kiedy umarł, był ze mnie
dumny. I to znaczy dla mnie więcej, niż możesz to sobie wyobrazić.
I bez względu na to, czy będziesz mogła mnie znowu pokochać, muszę
podziękować Ci za to, że mnie ocaliłaś. I jeśli będziesz w stanie mi wybaczyć,
wiesz, gdzie mnie znaleźć. Dzisiaj, za rok, za dwa lata, przez wieczność.
Wybór należy do Ciebie. Możesz dalej czytać rękopis i mieć nadzieję, że będzie
to dla Ciebie swego rodzaju zamknięcie spraw. Albo możesz teraz przestać
czytać i przyjść mi wybaczyć.
Ben

Tłumaczenie: marika1311 Strona 249


Ostatni dziewiąty listopad

Gdyby kłamstwa były napisane, wymazałbym je


Ale są wypowiedziane; wyryte.
W rekonwalescencji prawdy, krzyczę swoje
Zadośćuczynienie grzechów
Pozwól mi żałować za swoje grzechy przy twojej skórze

- BENTON JAMES KESSLER

Tłumaczenie: marika1311 Strona 250


Ben

W rękopisie, który podrzuciłem jej wczoraj w nocy pod drzwi, jest osiemdziesiąt
trzy tysiące czterysta pięćdziesiąt sześć słów. W pierwszych pięciu rozdziałach jest
około dwadzieścia trzy tysiące słów, zanim dotarłaby do mojej notatki. Te ponad
dwadzieścia tysięcy słów z łatwością mogła przeczytać w ciągu trzech godzin. Gdyby
zaczęła go czytać od razu po tym, jak go podrzuciłem, pierwszą sekcję skończyłaby
około trzeciej w nocy.
Ale jest prawie północ. Minęły prawie dwadzieścia cztery godziny, odkąd
widziałem, jak podnosi rękopis i zamyka za sobą drzwi. Co oznacza, że miała jeszcze
ponad dwadzieścia godzin i nadal jej tutaj nie ma.
Co oznacza, najwyraźniej, że nie przyjdzie.
Większa część mnie sądziła, że i tak się dzisiaj nie pojawi, ale była też mała część,
która wciąż trzymała się nadziei. Nie mogę powiedzieć, że jej wybór złamał mi serce,
bo to oznaczałoby, że wciąż mam całe serce, które można złamać.
Czułem ból serca przez solidny rok, więc to, że się nie pojawiła, w porównaniu do
trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, to nic takiego.
Jestem zaskoczony, że pozwolili mi siedzieć w restauracji tak długo. Siedziałem tu
od samego rana w nadziei, że się nie spała i czytała rękopis. Teraz jest prawie północ,
więc siedzę w tej budce od dobrych osiemnastu godzin. To będzie wymagało
wielkiego napiwku.
Za pięć dwunasta zostawiam napiwek. Nie chcę tutaj być, kiedy zegary dojdą do
dziesiątego listopada. Wolałbym przeczekać ostatnie pięć minut w swoim
samochodzie.
Kiedy otwieram drzwi, żeby wyjść z restauracji, kelnerka rzuca mi współczujące
spojrzenie. Jestem pewny, że nigdy nie widziała, by ktoś czekał tak długo po tym, jak
go wystawiono, ale przynajmniej to da jej dobrą historię do opowiadania.
Jest za cztery dwunasta, kiedy docieram na parking.
Jest za cztery dwunasta, kiedy widzę, jak otwiera drzwi swojego auta i z niego
wysiada.
Nadal jest za cztery dwunasta, kiedy splatam ręce za głową i zasysam do płuc
listopadowe powietrze, żeby sprawdzić, czy te wciąż pracują.
Stoi przy swoim samochodzie, wiatr rozwiewa jej włosy po twarzy, kiedy patrzy na
mnie przez parking. Czuję, że jeśli postawię krok w jej kierunku, ziemia się pode mną

Tłumaczenie: marika1311 Strona 251


zapadnie przez ciężar mojego serca. Oboje stoimy nieruchomo przez kilka długich
sekund.
Zerka na telefon w swojej ręce, po czym znowu przenosi wzrok na mnie.
- Jest za trzy dwunasta, Ben. Mamy tylko trzy minuty, żeby to zrobić.
Gapię się na nią, zastanawiając się, co ma na myśli. Odjedzie za trzy minuty? Daje mi
tylko trzy minuty, żebym mógł ją błagać? Pytania wyskakują w mojej głowie, kiedy
widzę, jak unosi kącik ust w uśmiechu.
Uśmiecha się.
Jak tylko zdaję sobie z tego sprawę, biegnę. W ciągu kilku sekund docieram na drugi
koniec parkingu. Obejmuję ją i przyciągam do siebie, a kiedy czuję, że ona również
mnie obejmuje, robię najmniej męską rzecz, jaką mógłby zrobić samiec alfa.
Płaczę jak cholerne dziecko.
Ściskam ją mocno, z rękami na tyle jej głowy i twarzą schowaną w jej włosach. I
trzymam ją tak długo, że nie mam pojęcia, czy nadal jest dziewiąty listopada, czy już
dziesiąty. Ale data nie ma znaczenia, bo zamierzam ją kochać każdego dnia.
Rozluźnia swój uścisk i odsuwa się od mojego ramienia, żeby na mnie spojrzeć.
Oboje się teraz uśmiechamy, a ja nie mogę uwierzyć, że ta dziewczyna znalazła w
swoim sercu coś, żeby mi wybaczyć. Ale to zrobiła, ma to wymalowane na twarzy.
Widzę to w jej oczach, w jej uśmiechu, w tym, jak się trzyma. I czuję to w sposobie, w
jaki ociera kciukami łzy z moich policzków.
- Czy fikcyjni chłopacy płaczą tak dużo, jak ja? – pytam ją.
Parska śmiechem.
- Tylko ci naprawdę świetni.
Opieram czoło o jej czoło i zaciskam powieki. Chcę cieszyć się tym momentem tak
długo, jak mogę. Tylko dlatego, że tutaj jest i mi wybaczyła, nie znaczy, że będzie
mnie wiecznie kochać. I muszę być przygotowany na to, by to zaakceptować.
- Ben, mam coś do powiedzenia.
Odsuwam się i na nią patrzę. Teraz w jej oczach też są łzy, więc nie czuję się taki
żałosny. Unosi dłonie i kładzie je na mojej twarzy, delikatnie gładząc mój policzek.
- Nie przyszłam tu, żeby ci wybaczyć.
Zaciskam szczękę, ale próbuję się rozluźnić. Wiedziałem, że była taka możliwość. I
muszę uszanować jej decyzję, nieważne, jak trudne to dla mnie będzie.
- Miałeś szesnaście lat. – mówi. – Przeszedłeś przez jedną z najgorszych rzeczy, jakie
może przeżyć dziecko. Twoje czyny tamtej nocy nie wynikały z tego, że jesteś złą
osobą, Ben. Tylko dlatego, że byłeś przestraszonym nastolatkiem, a ludzie czasem

Tłumaczenie: marika1311 Strona 252


popełniają błędy. Czułeś tak wielkie poczucie winy przez to, co zrobiłeś i to przez tak
długi czas… nie możesz prosić mnie o wybaczenie, bo tu nie ma czego wybaczać. Jeśli
już, to ja jestem tu po twoje wybaczenie. Bo znam twoje serce, Ben i jest ono zdolne
tylko do miłości. Powinnam była to rozpoznać w zeszłym roku, kiedy w ciebie
zwątpiłam. Powinnam była dać ci wtedy szansę, by to wyjaśnić. Gdybym tylko cię
posłuchała, mogliśmy uniknąć całego roku cierpienia. Więc za to… przepraszam.
Bardzo, bardzo przepraszam. I mam nadzieję, że możesz mi wybaczyć.
Spogląda na mnie ze szczerą nadzieją w oczach – jakby naprawdę wierzyła, że
ponosi częściową winę za to wszystko, przez co przeszliśmy.
- Nie masz prawa mnie przepraszać, Fallon.
Wypuszcza z ust powietrze i kiwa głową.
- W takim razie ty nie możesz przepraszać mnie.
- Dobra. – mówię. – Wybaczam sobie.
Śmieje się.
- A ja wybaczam sobie.
Przesuwa dłonie na moje włosy i przebiega przez nie palcami, uśmiechając się do
niej. Dostrzegam bandaż na jej lewym nadgarstku, a ona to zauważa.
- Och. Prawie zapomniałam o najważniejszym. To dlatego się tak spóźniłam. –
Zaczyna odwijać bandaż. – Zrobiłam tatuaż. – Podnosi rękę, a tam widać mały tatuaż
otwartej książki. Na każdej ze stron jest maska komedii i tragedii. – Książki i teatr. –
mówi, wyjaśniając tatuaż. – Moje dwie ulubione rzeczy. Zrobiłam go jakieś dwie
godziny temu, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bezinteresownie jestem w tobie
zakochana. – Spogląda na mnie, a jej oczy lśnią.
Biorę szybki wdech, dotykając jej nadgarstka. Unoszę go i składam na nim lekki
pocałunek.
- Fallon. – mówię. – Chodź ze mną. Chcę się z tobą kochać i z tobą zasnąć. A potem
rano chcę ci zrobić śniadanie, które obiecałem ci w zeszłym roku. Dobrze usmażony
bekon i jajka.
Uśmiecha się, ale nie zgadza się na śniadanie.
- Właściwie to jutro jem śniadanie z moim ojcem.
To uszczęśliwia mnie bardziej niż to, gdyby zgodziła się na śniadanie ze mną. Wiem,
że jej ojciec nie jest idealnym rodzicem, ale to nadal jej ojciec. I czułem tak duże
poczucie winy, że byłem odpowiedzialny za napięcie w ich relacji.
- Ale i tak pójdę z tobą do domu. – dodaje.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 253


- To dobrze. – mówię. – Dzisiaj jesteś moja. Po prostu poczekam z przygotowaniem
ci śniadania do kolejnego dnia. I każdego dnia potem, aż do następnego dziewiątego
listopada, kiedy padnę na kolano i oświadczę się w najbardziej godny książki sposób
w historii.
Uderza mnie dłonią w pierś.
- To był ogromny spoiler, Ben! Nie słyszałeś o ostrzeganiu o spoilerach podczas
swojego maratonu z książkami?
Uśmiecham się szeroko, kiedy przybliżam swoje usta do jej warg.
- Uwaga, spoiler. Żyli długo i szczęśliwie.
A potem ją całuję.
I to jest dwunastka.

***

To nie jest koniec.


Daleko do tego.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 254

You might also like