Professional Documents
Culture Documents
Jest światem
magii. Tutaj magia na co dzień jest przedmiotem handlu. Jest to integralna część życia ludzi.
Są i tacy, którzy zarabiają magią na życie. Tacy ludzie nazywani są magami. Magowie
należą do różnych gildii, wykonując prace na zlecenie. W kraju jest niezliczona ilość takich
gildii. A w określonym mieście znajduje się określona gildia. Była sobie gildia, w której
kiedyś, a raczej nadal rodzą się legendy. Ta gildia zwie się… Fairy Tail!”
***
Alicia od początku wiedziała, że nie powinna się zgadzać. Nie powinna zwracać uwagi na
błagalne spojrzenia Natsu i Happy’ego. Nie powinna dać się przekonać propozycji
postawienia babeczki karmelowej, którą tak kochała. Ale oczywiście musiała zignorować to
przeczucie i odpowiedzieć „Tak.”, bo jakżeby inaczej? Chociaż w sumie… mogło być gorzej.
Mogłaby utknąć w jednym pomieszczeniu z Erzą. Z tego nie miałaby szans wyjść bez
szwanku.
Mimo wszystko, dziewczyna zdecydowanie nie była w zbyt komfortowej sytuacji. Siedziała
w jednym przedziale pociągu ze swoim chorującym na chorobę lokomocyjną bratem – Natsu
i jego irytującym, niebieskim kotem ze skrzydłami. Jedynym powodem, dla którego jeszcze
nie popełniła samobójstwa był fakt, że chłopak oplatał ją rękami i nogami, przez co nie
mogła się ruszyć.
Siedzieli w takiej pozycji przez jakieś trzy godziny, do momentu, w którym pojazd zatrzymał
się, a Alicia i Natsu mogli wreszcie się z niego wygrzebać. To znaczy, dziewczynie udało się
wygrzebać, podczas gdy jej starszy brat doszedł jedynie do drzwi i runął na podłogę. Gdyby
nie interwencja Happy’ego (tego niebieskiego kota) i młodszej z rodzeństwa, zostałby w tym
pociągu do końca trasy pojazdu.
Szczerze mówiąc, gdyby ktoś zobaczył tą dwójkę na ulicy, w życiu nie domyśliłby się, że
patrzy na rodzeństwo. Nie byli do siebie ani trochę podobni. Natsu miał rozczochrane,
różowe włosy oraz szare oczy. Był niezwykle energiczny i cały czas pakował się w kłopoty.
Zawsze chodził z rozpiętą koszulką i tym swoim dziwnym, białym szalikiem. Alicia natomiast
była fioletowooką brunetką z włosami do ramion, której ubrania i parasolka wyglądały, jakby
dziewczyna zerwała się z jakiegoś pogrzebu. Nigdy nie pakowała się w kłopoty i nie miała
problemów z większością dziedzin związanych z nauką. Jakim cudem tak różna dwójka
osób była rodzeństwem? Tego nie wie nikt. Ale wszyscy, którzy ich znali wiedzieli, że-
***
Sklep magiczny
- Jest tylko jeden sklep magiczny w mieście?! – zapytała oburzona. Z taką miną naprawdę
wyglądała, jakby pochodziła ze zwykłej mieściny. Chociaż w sumie… z tymi blond, długimi
włosami i brązowymi oczami zawsze tak wyglądała. Zresztą z Yumi było podobnie. Miała
długie do pasa, biało-granatowe loki i czarne jak noc tęczówki. W żadnym aspekcie nie
przypominała arystokratki, którą – podobnie jak jej kuzynka – w rzeczywistości była. Lucy
pochodziła z szanowanego rodu Heartfilia, a jej towarzyszka wywodziła się z dynastii, która
dawniej rządziła Fiore – rodziny Raven.
- Tak. Ponieważ rybołówstwo jest bardziej opłacalne niż magia. – odpowiedział odrobinę
zdezorientowany sprzedawca – Tylko niecałe dziesięć procent mieszkańców zna się na
magii, więc sklep utrzymuje się głównie z podróżnych.
- No już, już, proszę tak nie mówić. – przerwał jej staruszek siedzący za ladą – Proszę się
rozejrzeć. Mam sporo nowiuśkiego towaru. – wyjął z szuflady jakąś różową kartę – Te
Magiczne Kolory są prawdopodobnie bardzo popularne wśród dziewcząt. W zależności od
nastroju ubrania zmieniają kolor. – potarł palcem przedmiot, a jego dawniej żółta bluza
została przefarbowana na fioletowy.
- Mam już taki. – powiedziała znudzona Lucy, podczas gdy sprzedawca dalej bawił się
magiczną kartą krzycząc „O tak!” – Szukam jakichś silnych kluczy do bram.
- Bram, tak? – zainteresował się staruszek, a blondynka spojrzała na niego pełnym nadziei
wzrokiem – Są bardzo rzadkie…
Nagle uwagę dziewczyny przykuł pojemnik ze srebrnym kluczem. Oczy jej zabłysły.
- To mały szczeniaczek, Biały Pieseczek! – uśmiechnęła się od ucha do ucha. Yumi ciężko
było uwierzyć, że jest kuzynką tak zmiennej osoby.
Lucy chwilę się zastanowiła, usiadła na ladzie i przybrała najbardziej uwodzicielską pozę,
na jaką było ją stać.
***
Yumi i Lucy właśnie wyszły z magicznego sklepu i skierowały się do centrum Hargeon.
Druga z wymienionych zdecydowanie była nie w humorze i gdyby wzrok mógł zabijać,
blondynka byłaby winna masowemu morderstwu.
- Dał mi tylko tysiąc kryształów upustu. – żaliła się kuzynce, która miała jej coraz bardziej
dość – Czyli mój wygląd jest wart tylko tyle?
- Nie załamuj się, Lucy. – spróbowała pocieszyć ją białowłosa – Jestem pewna, że jest wart
dużo więcej.
- A jeszcze bardziej się wkurzyłam, bo to się dzieje naprawdę. – nagle blondynka całkowicie
się uspokoiła i spojrzała pod katedrę. Yumi powędrowała wzrokiem w to samo miejsce. Stał
tam jakiś człowiek, prawdopodobnie mag, wokół którego stał całkiem spory tłum – Sławny
mag przybył do miasta?!
- Ten od magii ognia, której nie można kupić w żadnym sklepie? – podekscytowała się Lucy
– Jest w tym mieście?!
Alicia od jakiejś godziny razem z Natsu i Happym błąkała się po ulicach Hargeon. Nadal nie
mogła uwierzyć, że zgodziła się na tą głupią propozycję swojego brata. Kimkolwiek ten
„salamander” by nie był, zdecydowanie nie mógł to być Igneel. Co wielki smok mógłby robić
w portowym miasteczku? Mimo wszystko, widząc pełne nadziei spojrzenie różowowłosego,
nie miała serca mu o tym powiedzieć.
- Cooooo?! – zapytał jej towarzysz – Jak to?! Nie możesz nas przenieść w powietrzu czy
coś?
- Oczywiście, że nie! – odrzekła fioletowooka – Nie będę marnować swojej magii na takie
błahostki.
- Umieram z głodu… - przerwał im różowowłosy – Nie masz jakichś pieniędzy albo czegoś
do jedzenia, Alice?
- Nie zdążyłam zapakować. – odpowiedziała dziewczyna – Mam przy sobie tylko parasolkę i
swoje klucze do bram.
- Wiesz, zawsze możemy upiec tego twojego lisa. – mruknął niezadowolony chłopak.
- srae-chan nie jest do jedzenia! – krzyknęła brunetka kompletnie innym tonem niż
wcześniej i zdzieliła brata po głowie – Zwariowałeś?!
Natsu kompletnie to zignorował i spojrzał przed siebie dużo poważniejszym wzrokiem. Alicia
miała wrażenie, że atmosfera nagle się oziębiła.
Fioletowookiej zastygła krew w żyłach. Nie było szans, żeby plotki opisywały smoka. Na
szczęście z opresji wybawił ją kot.
Czarnowłosa odetchnęła z ulgą. W takich momentach naprawdę cieszyła się z faktu, że ich
niebieski towarzysz jest razem z nimi.
Nagle, tuż przed wyjściem z alejki ich wzrok napotkał spory tłum dziewczyn, z którego
słychać było piski typu „Salamander-sama!”, „Jesteś taki wspaniały!” albo „Rozpal mnie!”.
Teraz brunetka nabrała całkowitej pewności, że ten „ognisty smok” nie był Igneelem.
Niestety jej brat nie był na tyle inteligentny i bez wahania, razem z Happym rzucił się w
kierunku grupki. Alicia westchnęła i poszła spokojnym krokiem za nim.
***
Yumi poczuła się odrobinę zawiedziona. Ten „potężny mag” nie prezentował się zbyt dobrze.
Miał czarne włosy i oczy, a na sobie nosił bordowe spodnie oraz ciemnofioletową pelerynę.
Był brzydki, irytujący, słaby i źle się ciemnookiej kojarzył. A na dodatek kompletnie nie
szanował przestrzeni osobistej innych! (To nie tak, że sama dziewczyna ją szanowała, ale
chciała po prostu znaleźć coś przeciwko niemu) Wkurzały ją też te dwa pierścienie, które
znajdowały się na jego palcach. Pachniały bardzo dziwnie. Sądząc po reakcji Lucy i innych
obecnych tam osób, jeden z nich miał w sobie zaklęcie miłości. Teoretycznie czarnooka
byłaby w stanie je zdjąć, ale w całej tej irytującej sytuacji jakoś o tym wszystkim zapomniała.
Yumi nawet nie spostrzegła się, kiedy stojąca obok niej blondynka zaczęła patrzeć na
„potężnego maga” z uwielbieniem. Gdy tylko białowłosa to zobaczyła, zaczęła trząść swoją
kuzynką i krzyczeć „Nie poddawaj się!”, „Wciąż jesteś jeszcze młoda!” oraz „Nie umieraj!”.
Tłum dziewczyn był tak zajęty „Salamandrem-sama”, że nawet tego nie zauważył. Może to i
dobrze?
Nagle przez tłum przepchnął się jakiś różowowłosy chłopak z szarymi oczami, który ubrany
był w czarno-złote spodnie, kamizelkę w tym samym kolorze, czerwony płaszcz oraz biały,
dziwny szalik.
Lucy natychmiast wyrwała się spod wpływu zaklęcia, a czarnowłosy zgiął się w pół, jakby
został dotkliwie zraniony. Po chwili jednak się uspokoił.
- Wystarczy, jeśli powiem „Salamander”? – „Dziwny szalik”, jak nazwała szarookiego Yumi,
był już dwadzieścia metrów dalej – Już poszedł!
Z tłumu wypadło kilkoro dziewczyn, które zaczęły szarpać i bić różowowłosego krzycząc
„Aleś niegrzeczny!”, „Taa! Salamander-sama jest niesamowitym magiem!” i „Przeproś go!”.
- No już… dajcie już spokój… - powiedział „potężny mag” zakrywając twarz dłonią – Nie
miał niczego złego na myśli.
Brunet wyjął skądś białą tabliczkę, podpisał się na niej, a następnie podał ją szarookiemu ze
słowami „Masz autograf. Możesz się pochwalić znajomym.”. Różowowłosy spławił go,
jednocześnie zostając wrogiem publicznym numer jeden wśród tłumu zgromadzonych
dziewczyn. Jak nietrudno było się domyślić, skończył w śmietniku.
W tym samym czasie „Salamander” odleciał na swoim fioletowym płomieniu.
Tłum rozszedł się. Lucy i Yumi powoli ruszyły w kierunku „Dziwnego szalika” chcąc mu
podziękować, jednak ktoś ich uprzedził. Tym kimś była fioletowooka brunetka ubrana w długi
do kolan, czarny płaszcz, białą koszulkę i bardzo ciemne spodnie w nieokreślonym kolorze.
Na ramieniu dziewczyna opierała czarną, zdobioną parasolkę. Nowoprzybyła podała
chłopakowi dłoń i pomogła mu wstać.
- Kim, do diaska, był ten koleś? – zapytał szarooki. Czarnowłosa jedynie wzruszyła
ramionami, a niebieski kot, który wziął się dosłownie znikąd zawtórował jej.
- Jest naprawdę obrzydliwy, co? – powiedziała blondynka, która już stała koło chłopaka.
Yumi nawet nie zauważyła, jak tam podeszła – Wielkie dzięki.
***
Yumi, Lucy, „Dziwny szalik”, tajemnicza brunetka i niebieski kot usiedli przy stole w jednej z
pobliskich restauracji. Blondynka obiecała, że postawi swoim wybawcom (chociaż dwoje z
nich nic nie zrobiło) jedzenie i jakiś napitek. Różowowłosy oraz jego błękitny towarzysz
zamówili niewiarygodne ilości strawy, a fioletowooka zadowoliła się jedynie frytkami i dwoma
małymi kawałkami kurczaka. Dziwna jakaś.
- Nazywam się Lucy, a to moja kuzynka Yumi. – zaczęła rozmowę brązowooka – Miło mi
was poznać!
- Aye! – krzyknął kot. Od kiedy koty gadają? Czy białowłosą coś ominęło?
- Nie ma sprawy… nie spieszcie się i jedzcie… - wymamrotała brązowooka – Mam na myśli
to, że wszędzie jest jedzenie…
Yumi zaczęła w duchu śmiać się z reakcji swojej kuzynki oraz interesującej relacji Natsu i
Alicii.
- Widzisz, ten cały „salamander” używał czaru uroku. – zaczęła jasnowłosa – Innymi słowy –
zaklęcia powabu. To zaklęcie sprawia, że zakochujesz się w jego użytkowniku, ale jego
sprzedaż została zakazana lata temu. Posunąłby się tak daleko jedynie dla sławy? Co za
straszliwy palant.
- Wiem, że na takie nie wyglądamy, ale ja i moja kuzynka jesteśmy magami. – Lucy
kompletnie zignorowała fioletowooką – Chociaż nie dołączyłyśmy jeszcze do żadnej gildii. A
tak, gildie to miejsca, gdzie gromadzą się magowie, by wymieniać się informacjami i
przyjmować zlecenia. Nie możesz być uznawany za prawdziwego maga, dopóki nie
dołączysz do gildii. Ale, ale… gildii na świecie jest cała masa i trudno jest się dostać do tych
najpopularniejszych! Tam, gdzie ja chcę się dostać jest wielu wielkich magów! – brązowooka
aż skręcała się z ekscytacji – Oj, co ja zrobię? Chcę dołączyć, ale na pewno będzie ciężko.
Oj, przepraszam! Ciągle gadam tylko o magach i takich tam. Dla was to pewnie bełkot, co? –
Yumi zauważyła, że na te słowa Alicia lekko się uśmiechnęła – Ale dołączę do tej gildii bez
względu na wszystko. Razem z kuzynką oczywiście. Pewnie mają tam wiele ciekawych
zadań.
- Co?! – krzyknęła brązowooka. Trudno było się jej dziwić. Istoty takie jak smoki były bardzo
rzadko spotykane. Trzeba było się długo naszukać, żeby takiego znaleźć – Więc istnieją
jeszcze jakieś poza Leve?
- Tak. – odpowiedziała Yumi – To smoczyca, która jest dla mnie jak matka. Niestety gdzieś
się zgubiła.
- Zgadza się. – czarnooka kiwnęła głową – Skąd wiedziałaś? Też jesteś magiem?
- Kto wie… - westchnęła właścicielka czarnej parasolki – Może tak, może nie…
- Wracając. – przerwała im Lucy – Co coś tak wielkiego jak smok miałoby robić w środku
miasta?!
Happy i Natsu zrobili miny, jakby dopiero teraz zdali sobie z tego sprawę, a fioletowooka
zaśmiała się cicho.
- Nie róbcie miny, jakbyście dopiero teraz to sobie uświadomili! – krzyknęła na nich
blondynka. Po chwili jednak się uspokoiła i dodała – Tak czy inaczej, na nas już pora, ale wy
nie spieszcie się z jedzeniem.
Brązowooka wstała i ciągnąc ze sobą swoją kuzynkę skierowała się do wyjścia. Gdy obie
dziewczyny były tuż przy drzwiach, „Dziwny szalik” oraz kot również wstali i opadli na ziemię
w formie ukłonu.
- Już wiem! – zawołał Natsu i wyjął skądś autograf „Salamandra” – Możesz wziąć to! –
podał przedmiot szarookiej.
***
Yumi i Lucy siedziały na ławce w parku i przeglądały „Tygodnik Czarodzieja” szukając
wzmianki o Fairy Tail – gildii, do której obie chciałyby jak najszybciej dołączyć. Żadna z nich
nie wiedziała, co w tej konkretnej gildii było szczególnego. Może to ich ciągłe sprawianie
kłopotów? Może posiadanie osoby takiej, jak Mirajane? Może była to charyzma każdego z
jej członków? A może wszystkie te rzeczy? Nieważne, jaki był tego powód. Ważne było
jedynie to, że gildia wróżek była naprawdę niezwykła i wspaniała.
- Fairy Tail znowu coś zgotowało? – zaśmiała się blondynka widząc kolejny artykuł
poświęcony ich ulubionemu zgrupowaniu magów – Gang złodziei Devona został rozbity,
niszcząc przy okazji siedem budynków. Znowu przesadzili!
- Jak można się dostać do Fairy Tail? – zapytała brązowooka – Może powinnam złożyć
jakieś podanie? – rozmarzyła się – Gildia magów, Fairy Tail. Jest najlepsza!
- Więc chcecie dołączyć do Fairy Tail? – Yumi i Lucy odwróciły głowy w stronę, z której
dobiegał głos. Stał tam „Salamander” w pozycji głębokiego zamyślenia.
- Twój urok na mnie nie podziała! – zawołała blondynka pewnym tonem – Jego słabym
punktem jest zrozumienie! Nie działa na ludzi, którzy o nim wiedzą!
- Tak myślałem. – odrzekł brunet – Jak tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś magiem.
Bez znaczenia, jeśli przyjdziecie na imprezę.
- Mówię o twoim uroku. – wyjaśniła Lucy – Tak bardzo chcesz być popularny?
- Daj spokój, to tylko ceremonia. – mężczyzna mrugnął do niej – Po prostu chciałem poczuć
się gwiazdą.
- Jak ktoś tak głupi jak ty może być znanym magiem? – zastanowiła się blondynka
jednocześnie wprawiając swoją kuzynkę w stan głupawki.
- Zapowiada się niezła imprezka, co? – blondynka natychmiast zmieniła swoje nastawienie i
zaczęła się niebezpiecznie przybliżać do mężczyzny.
***
Nastał wieczór. Ptaki już dawno przestały śpiewać swoje pieśni i wróciły do swoich gniazd,
ludzie pozamykali się w swoich domach, a nocne stworzenia powychodziły z norek na łowy.
Alicia, Natsu oraz Happy stali sobie oparci o barierkę punktu widokowego. To znaczy, kot i
różowowłosy stali, bo brunetka siedziała na ławce w pewnej odległości od „przepaści”.
Fioletowooka jedynie westchnęła i zamknęła oczy licząc, że uda jej się zasnąć. Zmieniła
pozycję na leżącą i zatopiła się w myślach, z których prawdopodobnie nigdy by się nie
wybudziła, gdyby nie krzyki jej brata.
- Nie czas na złość! – krzyknął Natsu – Ten gość… „Salamander”… podszywa się pod
maga Fairy Tail!
- Słucham?! – brunetka natychmiast wstała na równe nogi – Chcesz powiedzieć, że… - jej
twarz zmieniła wyraz na złość - …obudziłeś mnie tylko i wyłącznie po to?!
- On narusza godność naszej gildii! – bronił się różowowłosy – Nie wkurza cię to?!
- Oczywiście, że wkurza! – wrzasnęła na niego fioletowooka – Ale możesz się tym zająć
później! Albo beze mnie! – zakryła twarz dłonią – Naprawdę… cały czas robisz zamieszanie.
– wstała – Chodź, zajmijmy się tym.
***
Tymczasem, na statku w osobnym pokoju Yumi, Lucy i „Salamander” rozmawiali sobie przy
soku owocowym. Blondynka za nim nie przepadała, a białowłosa miała chorobę morską,
więc ostatecznie tylko brunet cokolwiek pił.
Według czarnookiej były tylko dwa plusy tej sytuacji: dołączenie do wymarzonej gildii i
nowe, eleganckie ubrania. Yumi miała na sobie ciemnogranatową sukienkę na ramiączkach,
która sięgała jej do kolan, a jej towarzyszka wybrała bordową suknię z jedwabiu.
Yumi pochyliła głowę tak, aby uniknąć drobinek wody, a jej kuzynka strzepnęła krople ręką.
- Nie zrozum mnie źle. – powiedziała Lucy – Chcemy dołączyć do Fairy Tail, ale żadna z
nas nie ma zamiaru zostawać twoją dziewczyną. – spojrzała na białowłosą – Prawda, Yumi?
- Mhm. – przytaknęła jej czarnooka, która była już całkowicie zielona na twarzy – Nie mamy
takich zamiarów.
- Niesforne dziewczynki z was… - gdy tylko brunet to powiedział, kurtyny, które oddzielały
ten pokój od reszty statku podniosły się. Za nimi stała banda zbirów trzymających ze sobą
nieprzytomne kobiety. Część z nich wydała się białowłosej znajoma – byli to uciekinierzy z
różnych bardziej znanych gildii. Teraz dziewczyna wreszcie zrozumiała, skąd kojarzyła
„Salamandra” – naprawdę nazywał się on Bora i został wydalony z Titan Nose dawno temu.
Nie było szans, żeby ktoś taki należał do Fairy Tail. To wszystko była pułapka!
- Co jest, u licha?! – krzyknęła blondynka.
- Witajcie na moim pokładzie. – rzekł Bora z pewnym siebie uśmiechem – Muszę was teraz
prosić, byście były spokojne aż dopłyniemy do Bosco… panienki.
- Bosco? – zapytała się Yumi, która pomimo okropnego samopoczucia nie mogła się
powstrzymać przed zgrywaniem idiotki – Ale co „bosko”? W jakim sensie „bosko”?
- Bosco! – wrzasnęła Lucy – Taka kraina! – następnie zwróciła się do bruneta – Co z Fairy
Tail?! Inaczej się umawialiśmy!
- Niech was… - blondynka sięgnęła do kieszeni, aby wyjąć swoje klucze. Jako mag
gwiezdnej energii była bez nich bezużyteczna. W tym samym czasie białowłosa zapaliła
swoje ręce bardzo jasnym światłem. Korzystała z utraconej magii zabójców smoków, a
dokładniej magii światła.
Bora zauważył ruch nadgarstka Lucy i udaremnił jej wysiłki używając swojego czarnego
ognia. Klucze poleciały w powietrze i wpadły prosto w ręce mężczyzny.
- Klucze do bram? – powiedział – Więc jesteś magiem gwiezdnej energii? Mogą jej używać
jedynie magowie z kontraktem. Mówiąc prościej, dla mnie są bezwartościowe – wrzucił
trzymany przedmiot do wody.
- Wiesz… - zaczęła czarnooka - … chciałabym, ale… mam chorobę morską. I chce mi się
wymiotować.
Nagle przez sufit wpadła dwójka osób i jakiś kot. Yumi rozpoznała w nich Natsu, Alicię i
Happy’ego. W białowłosej zapalił się płomyczek nadziei, ale został on szybko zgaszony, bo
różowowłosy położył się na ziemi z wyrazem bólu spowodowanego chorobą morską, a
brunetka poszła pod ścianę i chyba zasnęła.
- Tak, jak myślałem. – wybełkotał szarooki, którego żołądek był obecnie ściskany przez
chorobę lokomocyjną – Nie dam rady.
- Później o tym pogadamy! – spławił dziewczynę kot – Wynośmy się stąd! – oplótł Lucy
swoim ogonem i podniósł ją do góry – Alicia?
- Mhm… - mruknęła brunetka, jednocześnie łapiąc Yumi za tył sukienki, otwierając swoją
parasolkę i wznosząc się w niebo.
- Zgadza się. – odrzekła fioletowooka – Posługuję się utraconą magią zabójców bogów.
Dokładniej magią pogody.
- Tak. – Alicia chyba się zirytowała – To połączenie magii lodu, ognia, wody oraz nieba.
- Nie ma szans. – powiedział niebieski kot – Wpadła w bardzo głęboki sen. Zawsze tak ma
po użyciu magii.
- Więc przytrzymaj jej głowę ponad wodą. – Happy uśmiechnął się – Nie widzę problemu.
W tym samym czasie blondynka wyjęła swoje klucze i aktywowała jeden z nich – wodnika.
Yumie wiedziała, jak to się skończy więc złapała Alicię tak, żeby brunetka miała głowę jak
najdalej od wody i zamknęła oczy. Wodnik prychnęła, czym zdenerwowała blondynkę, ale
ostatecznie wykonała polecenie i stworzyła falę, która zmyła zarówno okręt, jak i grupę
uwięzioną w wodzie na brzeg.
- Coś ty sobie myślała? – wkurzyła się Lucy, gdy już razem z resztą znalazła się na plaży –
Jak mogłaś mnie też spłukać?
- Nie wzywaj mnie przez jakiś czas. – kompletnie zignorowała ją wodniczka – Jadę na
tygodniowe wakacje z moim chłopakiem. – spojrzała właścicielce kluczy prosto w oczy – Z
moim chłopakiem.
- Hej, Lucy, może nie powinienem był wtedy przepraszać? – zapytał się Happy.
- Powinieneś był. – Yumi nawet nie zauważyła, że brunetka podniosła się z ziemi –
Przeprosić zawsze należy.
- O, obudziłaś się! – zawołał niebieski kot – Masz zamiar pomóc Natsu w walce?
- Nie. – odpowiedziała Alicia – To jego sprawa, nie moja. Aczkolwiek jeśli zginie, moim
zadaniem będzie go pomścić.
- Nie zrozum mnie źle, Lucy-san. – powiedziała fioletowooka – Wierzę, że mój brat jest w
stanie bez problemu pokonać tego typa. Po prostu, gdyby ten „Salamander” okazał się
groźniejszy niż wygląda, chcę, żebyście wiedziały, że to ja go zabiję.
- Ja! – zawołała Yumi. Alicia złapała ją za tył sukni, a następnie wzniosła je obie w powietrze
i usadowiła na jakimś niskim dachu, skąd miały idealny widok na różowowłosego i Borę.
- Jesteś magiem z Fairy Tail? – zapytał „Dziwny szalik” stojąc na podwyższeniu i patrząc z
góry na czarnowłosego. Jego spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji, ale głos był pełny…
złości. Nienawiści. Gniewu.
- Się robi!
- Niech no przyjrzę się twej buźce… - rzekł Natsu głosem pełnym takiego jadu, jakiego Yumi
w życiu nie słyszała. Chłopak szybkim ruchem zrzucił z siebie płaszcz. Członkowie bandy
Bory rzucili się na niego, lecz on wciąż pozostawał w bezruchu.
- Nie martw się. – uspokoił ją Happy – Powinienem był ci wcześniej powiedzieć, że Natsu
też jest magiem.
- Ha?! – krzyknęły blondynka i białowłosa w tym samym momencie (tak, Yumi pomimo
odległości słyszała każde słowo. Niebieski kot miał tendencję do zbyt głośnego mówienia).
- Jestem Natsu z Fairy Tail! – oznajmił – I nigdy wcześniej cię nie widziałem!
- Tak. – odpowiedziała brunetka – Nigdy nie słyszałaś o najpotężniejszym magu Fairy Tail?
- Zgadnij. – fioletowooka wyciągnęła skądś wachlarz i zakryła nim usta – Mam tylko
nadzieję, że nic ci się nie stanie przez tak intensywne myślenie.
- Skąd ty wytrzasnęłaś ten wachlarz?! – krzyknęła białowłosa, jednak zdała sobie sprawę,
że kompletnie zapomniała o toczącej się walce. Odwróciła wzrok na stat… przepraszam,
wrak. W miejscu, gdzie przed chwilą stał różowowłosy, teraz palił się ogromny płomień –
Natsu!
Czarnooka nie poczuła się ani odrobinę bardziej spokojna. Pomimo, że krótko znała
brunetkę, domyślała się, że jest ona osobą, dla której „nic mu nie jest” oznacza tyle co „jest
w okropnym stanie, ale ma jeden procent szans na przeżycie”.
- Ohyda. – rozległ się głos z płomieni – Ty tak na poważnie z tą magią ognia? Gorszego
ognia nie jadłem.
Alicia… miała rację. Natsu nic nie było. Spokojnie stał i jadł sobie ogień (Yumi to specjalnie
nie zdziwiło, bo sama, jako Zabójczyni Smoków żywiła się światłem). Jedynym, co ją
zszokowało był fakt, że chłopak również posługuje się utraconą magią. I to tak kompatybilną
z tą, która należy do niej!
- Teraz, kiedy zjadłem, jestem pełny sił – kontynuował szarooki – Nadchodzę! – zacisnął
swoje ręce w pięści i złączył je – Karyuu no Houkou! – nabrał powietrza i dmuchnął kulą
ognia doprowadzając przy okazji do poważnych zniszczeń.
Gdy kurz opadł, Natsu i „Salamander” byli jedynymi osobami, które stały.
- Reddo Shawā! – krzyknął Bora, a z jego dłoni w stronę „Dziwnego szalika” poleciały
czarne płomienie. Oczywiście spudłował, a Natsu dobrze to wykorzystał skacząc na niego i
uderzając go.
- Płuca smoka oddychają płomieniami. – wyrecytował Happy – Z kolei łuski smoka je topią.
A szpony smoka są w nie przyodziane. To starożytne zaklęcie zmieniające poszczególne
części ciała w smoczy organizm.
Walka w tym czasie ani odrobinę nie zwolniła. Przeciwnicy rzucali nawzajem w siebie
płomieniami. Jedyna różnica była taka, że Natsu je zjadał, a Bora musiał ich unikać, co
powodowało u niego spore zmęczenie.
W tamtej chwili wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że przynajmniej połowa miasta
została zniszczona. No cóż, życie.
Czarnooka ucieszyła się i zaczęła skakać z radości. Niestety nie trwało to zbyt długo, bo
przybiegło wojsko i całą piątką musieli uciekać. Mimo wszystko, dla Yumi był to jeden z
najlepszych dni w życiu!